Gazeta Wyborcza nr 101, wydanie waw (Warszawa) z dnia 1997/04/30-1997/05/01, dział ŚWIAT, str. 9 Andrzej M. Zaucha, Moskwa CZECZENIA - ROSJA. Wzajemne oskarżenia po zamachu w Piatigorsku Rewelacje Kulikowa Partia wojny jest w Groznym, a nie w Moskwie - mówił wczoraj szef MSW Rosji Anatolij Kulikow, który kilka godzin po zamachu w Piatigorsku wiedział, że winni są Czeczeńcy. Te oskarżenia odrzucił wiceprezydent Czeczenii Wacha Arsanow. Złapaliśmy dwie Czeczenki, które podczas przesłuchań przyznały się do podłożenia bomby - triumfalnie oznajmił wczoraj na konferencji prasowej w Moskwie Kulikow. - Za zamachami stoi sam Kulikow, który jest zaprzysięgłym wrogiem Czeczenii - powiedział Arsanow dziennikarzom w Groznym. Bomba eksplodowała na dworcu w Piatigorsku w poniedziałek wieczorem, gdy w poczekalni było dużo ludzi. Na miejscu zginął mężczyzna. Kilka godzin później w szpitalu zmarła 15-letnia dziewczynka. Jeszcze kilkanaście osób trafiło do szpitala. Trzy są w stanie ciężkim. Był to już drugi wybuch na północnym Kaukazie w ostatnim tygodniu. W zeszłą środę bomba o podobnej mocy wybuchła w poczekalni dworca w Armawirze. Także wtedy zginęły dwie osoby, kilkanaście zostało rannych. Skąd minister wie Zaledwie w kilka godzin po wybuchu w Piatigorsku szef MSW Rosji oskarżył o zamach Czeczeńców. - Ślad czeczeński jest niewątpliwy - mówił generał Kulikow, zwolennik wojny z Czeczenią, który przez pewien czas dowodził rosyjskimi wojskami w kaukaskiej republice. Kulikow podał, że w ostatnim roku rosyjska milicja zatrzymała na południu Rosji co najmniej 20 grup terrorystycznych, które miały dokonać zamachów na terytorium Rosji. Dotąd Kulikow nie chwalił się, że zatrzymano jakichś czeczeńskich terrorystów. Według ministra zamachu w Piatigorsku dokonały dwie kobiety. Były w grupie ok. 30 zatrzymanych wokół dworca. W trakcie intensywnych przesłuchiwań podobno przyznały się do winy. Kulikow podał ich nazwiska: Fatima Tajmaschanowa i Ajset Dadaszewa. Obie miały być poszukiwane za udział w terrorystycznej akcji na szpital w Budionnowsku w czerwcu 1995 r. Jelcyn wzywa do Soczi Sprawą zamachów zainteresował się osobiście prezydent Borys Jelcyn. Na dziś do Soczi, gdzie spędza urlop, wezwał ministra Kulikowa. Jelcyn powiedział, że milicja powinna zastosować najostrzejsze środki, by uspokoić sytuację wokół Czeczenii. W Moskwie mówi się o możliwym czasowym zamknięciu granicy. W poniedziałek wieczorem rzecznik prasowy Kremla zagroził, że jeśli władze w Groznym nie zaprowadzą porządku na swoim terytorium, to nie powinny liczyć na współpracę z organami władzy federalnej. Oznaczałoby to wstrzymanie rozmów o przyszłych stosunkach między Moskwą a Groznym oraz wstrzymanie finansowania wszystkich programów federalnych na terenie republiki. Maschadow protestuje Prezydent Czeczenii Asłan Maschadow przesłał wczoraj do Moskwy protest przeciw wypowiedzi Kulikowa, nie popartych żadnymi dowodami. - Czeczeńskim władzom zawsze wystarczało męstwa, by wziąć odpowiedzialność za swoje działania. Tak było w Budionnowsku - napisał. Zagroził, że dopóki Kulikow oficjalnie nie przeprosi Czeczenii, rozmowy nie będą kontynuowane. Wiceprezydent Arsanow i wicepremier Mowładi Udugow wprost stwierdzili, że zamachy na dworcach przygotowały rosyjskie służby specjalne. Poparł ich prezydent sąsiedniej Inguszetii Rusłan Auszew, który dodał, że gdy tylko na Kaukazie robi się spokojnie, natychmiast zaczyna się seria zamachów. Czeczeński dowódca polowy Salman Radujew, główny podejrzany o dokonanie zamachów, powiedział wczoraj, że nie ma z nimi nic wspólnego. Dodał, że zamachy przeprowadzi, ale tylko na rosyjskie obiekty wojskowe. Wcześniej Radujew groził Rosji "wojną o szyny". [Hasła: Rosja - Czeczenia; Rosja; Piatigorsk; zamachy bombowe; terroryzm]