CD3 W Jego ranach Józef Augustyn SJ

background image

J ó z e f A u g u s t y n S J

W Jego ranach

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

I.

WSTĘP

DO

KONTEMPLACJI

MĘKI

JEZUSA

1.

Powaga i dramat męki i śmierci Jezusa

2.

Mała apokalipsa

3.

Jak kontemplować mękę i śmierć Jezusa?

4.

Miejcie te same uczucia, co Jezus Chrystus

5.

Miłość i posłuszeństwo

6.

Męka Jezusa w naszym życiu

II.

OFIARA

ABRAHAMA,

IZAAKA

I JEZUSA

1.

Czas spełnionych marzeń

2.

Abrahamie!

3.

Dialogowanie z Bogiem

4.

Potem wrócimy do was

III.

BARANA

ZŁOŻYŁ

W

OFIERZE

CAŁOPALNEJ

ZAMIAST

SWEGO

SYNA

1.

Ojcze mój!

2.

Sięgnął po nóż, aby zabić swego syna

3.

Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego

4.

Barana złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna

IV.

OSTATNIA

WIECZERZA

1.

Judasz szukał sposobności, żeby im Go wydać

2.

Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami

3.

Łamanie Chleba, błogosławienie Kielicha

4.

To czyńcie na moją pamiątkę!

5.

Sakrament kapłaństwa

V.

UMYCIE

NÓG

APOSTOŁOM

1.

Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?

2.

Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną

3.

Dałem wam przykład

VI.

MODLITWA

JEZUSA

W

OGRÓJCU

1.

Kuszenie Jezusa w Ogrójcu

2.

Męka Jezusa źródłem pokoju i radości

background image

3.

Kuszenie na Górze Oliwnej

4.

Dramatyczna walka i krwawy pot

5.

Modlitwa warunkiem zwycięstwa nad pokusą

VII.

POJMANIE

JEZUSA

1.

Jeden z Dwunastu

2.

Wydanie się w ręce nieprzyjaciół

3.

Przestańcie, dosyć!

4.

Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę

5.

Ucieczka Apostołów

VIII.

JEZUS

PRZED

WYSOKĄ

RADĄ

1.

Nocne przesłuchanie

2.

Poranne przesłuchanie i wyrok Wysokiej Rady

3.

Mesjasz, Syn Człowieczy, Syn Boży

IX.

ZAPARCIE

SIĘ

PIOTRA

1.

Zapowiedź zdrady

2.

Nie znam tego Człowieka

3.

Gorzko zapłakał

X.

JEZUS

PRZED

PIŁATEM

1.

Nienawiść Sanhedrynu i strach Piłata

2.

Jezus Królem

3.

Jezus wobec Piłata

XI.

JEZUS

PRZED

HERODEM

JEZUS

I BARABASZ

1.

Pokorne oblicze Boga

2.

Barabasz i Jezus

3.

Parodia sądu

XII.

BICZOWANIE,

UKORONOWANIE

CIERNIEM

1.

Biczowanie Jezusa

2.

Koronowanie cierniem

3.

Oto Człowiek!

4.

Skazany na śmierć

XIII.

DROGA

KRZYŻOWA

1.

On sam dźwigał krzyż

2.

Szymon Cyrenejczyk

3.

Płaczące niewiasty

4.

Obnażenie z szat

5.

Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem

background image

XIV.

UKRZYŻOWANIE

JEZUSA

1.

Ukrzyżowanie Jezusa

2.

Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią

3.

Co jest moim krzyżem?

4.

Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

XV.

JEZUS

NA

KRZYŻU

1.

Oto Matka twoja

2.

Kuszenie Jezusa na krzyżu

3.

Sąd Boga nad światem

4.

Ekonomia Bożego zbawienia

5.

Złożyć głowę na krzyżu Jezusa

XVI.

ŚMIERĆ

JEZUSA

1.

Świadkowie śmierci Jezusa

2.

Śmierć Jezusa

3.

Przebicie serca włócznią

XVII.

POGRZEB

JEZUSA

1.

Martwe ciało Jezusa

2.

Pogrzeb Jezusa

XVIII.

KONTEMPLACJA

CAŁEJ

MĘKI

JEZUSA

1.

Przemiana posiadania w ofiarowanie

2.

Pasywność Jezusa w czasie męki i śmierci


ROZWAŻANIA REKOLEKCYJNE

XIX.

PRZYPOWIEŚĆ

O

WINNICY

1.

Założenie winnicy

2.

Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi

3.

W końcu posłał swojego syna

4.

Możliwość powiedzenia Bogu nie

5.

Co właściciel winnicy czyni z owymi rolnikami?

XX.

MOWA

POŻEGNALNA

1.

Trwanie w miłości Jezusa

2.

Trwanie we wzajemnej miłości

XXI.

EUCHARYSTIA

SZKOŁĄ

MIŁOŚCI

background image

1.

Miłość mierzy się darem

2.

Miejsce pojednania

XXII.

ŻYWA

EUCHARYSTIA

1.

Wdzięczność

2.

Spełnianie pragnień

3.

Miłość ukrzyżowana i zwycięska

4.

Dawanie świadectwa

XXIII.

EUCHARYSTIA

ŹRÓDŁEM

SIŁY

I RADOŚCI

1.

Chleb grzeszników

2.

Źródło radości

3.

Przygotowanie do Eucharystii

XXIV.

CIEMNA

NOC

MISTYKÓW

I JEZUSA

UKRZYŻOWANEGO

1.

Świadectwa mistyków

2.

Nasze duchowe udręki

3.

Współuczestnictwo w cierpieniu Jezusa na krzyżu

XXV.

POSŁUSZEŃSTWO

EWANGELICZNE

1.

Posłuszeństwo Jezusa

2.

Nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał

3.

Kto was słucha, Mnie słucha

4.

Dwie płaszczyzny posłuszeństwa

5.

Dynamiczne i statyczne rozumienie woli Bożej

6.

Dojrzewanie do posłuszeństwa

7.

Posłuszeństwo zakonne

8.

Przełożony

JAK

MOŻNA

WYKORZYSTAĆ

PROPONOWANE

ROZWAŻANIA?

1.

Dla odprawienia trzeciego tygodnia Ćwiczeń

2.

Dla odprawienia trzeciego tygodnia w życiu codziennym

3.

Jako wprowadzenie do przedłużonej modlitwy indywidualnej

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

I. WSTĘP DO KONTEMPLACJI MĘKI JEZUSA

1

background image

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto
w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na
świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy
w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył
w imię Jednorodzonego Syna Bożego
(J 3, 16–18).

1. Powaga i dramat męki i śmierci Jezusa

Kontemplacja męki Jezusa domaga się od nas żywej wiary, że wchodzimy w niepojętą dla
nas tajemnicę, której sami nie potrafimy zgłębić. Tajemnicę męki, śmierci
i zmartwychwstania może nam jedynie objawić sam Chrystus. Stąd też św. Ignacy zachęca
nas, aby prosić i pytać Jezusa, jak to On będąc Stwórcą, do tego doszedł, że stał się
człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje
grzechy
(ĆD, 53)

2

. Kontemplując mękę i śmierć Jezusa, winniśmy naprawdę rozumieć

powagę i dramatyczność tego typu rozmyślania — mówi kardynał C. M. Martini.

Nieśmiertelny Król wieków, do którego należy wszelka chwała i cześć (por. 1 Tm 1, 17)
zostaje upokorzony przez mękę i śmierć, tak iż mówi o sobie: Ja zaś jestem robak, a nie
człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu
(Ps 22, 7).

Wcielony Bóg, najpiękniejszy z synów ludzkich, zostaje w męce zmaltretowany, oszpecony
tak, iż nie było na co patrzeć, a wszyscy odwracali od Niego swoje twarze (por. Iz 53, 2–3).

Jedyny sprawiedliwy i jedyny niewinny zostaje zaliczony w poczet złoczyńców
i powieszony na drzewie hańby jako jeden z nich.

Najwierniejszy z ludzkich synów, który z największym oddaniem pełnił wolę swojego Ojca
i Jemu służył, zostaje oskarżony i skazany jako bluźnierca i grób Mu wyznaczono między
bezbożnymi
(Iz 53, 9).

Bóg–Człowiek, który ukochał wszystkich nieskończoną Boską miłością aż do końca (por. J
13, 1), staje się ofiarą ludzkiej nienawiści i zemsty.

2. Mała apokalipsa

H. U. von Balthasar, wielki teolog współczesny, aby ukazać dramatyzm rozważań o męce
i śmierci Jezusa przytacza tekst małej apokalipsy Proroka Izajasza:

Groza i dół,
i sidło na ciebie,
mieszkańcu ziemi:
kto umknie przed krzykiem grozy,
wpadnie w dół,
a kto się wydostanie z dołu,

background image

w sidła się omota!
Tak, upusty otworzą się w górze
i podwaliny ziemi się zatrzęsą.
Ziemia rozpadnie się w drobne kawałki,
ziemia pękając wybuchnie,
ziemia zadrgawszy zakołysze się,
ziemia się mocno będzie zataczać jak pijany
i jak budka na wietrze będzie się chwiała;
grzech jej zaciąży nad nią tak,
iż upadnie
i już nie powstanie.
Nastąpi w ów dzień to,
iż Pan skarze wojsko niebieskie tam, w górze
i królów ziemskich tu — na dole.
Zostaną zgromadzeni,
uwięzieni w lochu;
będą zamknięci w więzieniu,
a po wielu latach będą ukarani.
Księżyc się zarumieni,
słońce się zawstydzi,
bo zakróluje Pan Zastępów na górze Syjon
i w Jeruzalem:
wobec swych starców będzie uwielbiony
(Iz 24, 17–23).

Tekst ten, podobny raczej do poezji, niż do realistycznego opisu, oddaje stan zagrożenia,
w jakim znajduje się człowiek. H. U. von Balthasar przytacza małą apokalipsę Izajasza, aby
przywołać dramatyzm człowieka i uzasadnić konieczność męki i śmierci Boga–Człowieka.
Ten wielki teolog mówi: Jeżeli Bóg umiera, wszystko umiera, jeżeli słowo objawiające Boga
w pewnym momencie milczy, cały świat milczy
. Śmierć Boga–Człowieka i Jego milczenie
oddaje jedynie śmierć i milczenie człowieka. Jezus Chrystus wchodzi bowiem w okrutną
mękę i śmierć krzyżową nie ze względu na siebie samego, ale tylko ze względu na nas:

On dźwigał nasze boleści. (...)
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie
.

I dalej:

Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich. (...)
Za grzechy mego ludu został zbity na śmierć
(Iz 53, 4–6. 8).

background image

Dramat męki i śmierci Syna Bożego odzwierciedla więc dramat człowieka uwikłanego
w grzech pierworodny i grzech osobisty. Poważna jest sytuacja całej ludzkości, a w niej
każdego z nas, skoro Bóg–Człowiek musiał przyjąć na siebie tak okrutny los: musiał wiele
wycierpieć, być odrzuconym, wzgardzonym i ukrzyżowanym (por. Łk 9, 22).

3. Jak kontemplować mękę i śmierć Jezusa?

Cierpiący Jezus sam nas poucza, jak mamy kontemplować Jego mękę i śmierć krzyżową:
Nie płaczcie nade Mną, płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! (...) Bo jeśli
z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?
(Łk 23, 28. 31).

Św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych zachęca nas, abyśmy łączyli rozważania męki
i śmierci Jezusa z naszymi grzechami. Każe nam prosić o boleść, współczucie
i zawstydzenie, że z powodu mych grzechów Pan idzie na mękę
(ĆD, 193).

W rozważaniach męki i śmierci Jezusa trzeba nam przechodzić od kontemplacji ran Jezusa
do rozmyślania o naszych grzechach, które były przyczyną Jego ran. W nieszczęściu,
upokorzeniu i zranieniu Syna Bożego winniśmy dostrzegać nasze nieszczęście, upokorzenie
i zranienie grzechem cudzym i własnym. Męka i śmierć Jezusa ma być dla nas
zwierciadłem, w którym poznamy naszą dramatyczną sytuację; ma być również siłą
w naszym dążeniu do wolności, jaką ofiaruje nam Bóg w swoim ukrzyżowanym Synu.

Słowa, które Izajasz stosuje do cierpiącego Sługi, możemy odnieść także do nas samych.
Parafrazując słowa Proroka możemy więc mówić: Jak nieludzko przez grzech, cudzy
i osobisty, został oszpecony mój wygląd; moja postać jest niepodobna do ludzi. To grzechem
niszczę w sobie to, co jest najbardziej ludzkie. Z powodu grzechu nie ma we mnie żadnego
wdzięku, ani blasku, aby na mnie patrzeć, ani wyglądu, abym się podobał. To z powodu
grzechu nie podobamy się sami sobie, nie podobamy się Bogu i nie podobamy się ludziom
.
(por. Iz 53, 1nn).

W rozważaniach o grzechu św. Ignacy każe nam wydać okrzyk pełen zdziwienia, że
z powodu mojego grzechu ziemia sama (...) nie otworzyła się i nie pochłonęła mnie, tworząc
nowe piekło, abym na wieki doznawał w nim katuszy
(ĆD, 60).

Kiedy odkryjemy powagę i dramat męki Jezusa, a tym samym powagę i dramat naszej
sytuacji jako grzeszników, spontanicznie wyrwie się z naszego serca okrzyk: Nieszczęsny ja
człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, co wiedzie ku tej śmierci?
(Rz 7, 24). Któż mnie
wyzwoli z przepastnego dołu, w który wpadłem przez grzech? Któż mnie wyrwie z sideł,
z niewoli grzechu, którą jestem omotany? Któż mnie podtrzyma, kiedy się zachwieję
i upadnę? (por. Iz 24, 17nn).

To właśnie kontemplacja męki i śmierci Jezusa ma zrodzić w nas te pytania i ona również
ma nam udzielić na nie odpowiedzi. Kontemplacja męki Jezusa sprawia, iż doświadczenie
powagi naszej sytuacji przeradza się w doświadczenie zdziwienia, miłości i wdzięczności

background image

wobec Jezusa za to, że On sam pozwolił przebić się za nasze grzechy, zdruzgotać za nasze
winy, że to On obarczył się naszym cierpieniem i oręduje za nami u Ojca (por. Iz 53, 5nn).

4. Miejcie te same uczucia, co Jezus Chrystus

Świadomi faktu, że męka i śmierć Syna Bożego jest wielką tajemnicą wiary, wchodzimy
w nią pełni ufności. Wierzymy bowiem, że towarzyszyć nam będzie Duch Jezusa Chrystusa.
On będzie nas prowadził. Bez Niego nie moglibyśmy wymówić nawet Imienia Jezus.
W naszej słabości i niezdolności wejścia w kontemplację męki przyczyniać się będzie za
nami Duch Święty. Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem
nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach,
których nie można wyrazić słowami
(Rz 8, 26). Wchodzić będziemy w tajemnice męki
i śmierci Jezusa świadomi własnej słabości, ale również świadomi towarzyszącej nam mocy
Jezusa.

Św. Paweł zachęca nas: Miejcie te same uczucia, co Jezus Chrystus. On, istniejąc w postaci
Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego
siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie,
uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci
krzyżowej
(Flp 2, 6–8).

Odwołując się do tej zachęty św. Pawła będziemy patrzeć na Osobę Jezusa, słuchać Jego
słów, wpatrywać się w Jego gesty, wczuwać się w Jego ludzkie i Boskie serce.
W odkrywaniu zaś najgłębszego znaczenia tego wszystkiego, co będzie przedmiotem naszej
kontemplacji, trzeba nam będzie bardziej zdać się na pokorną prośbę o łaskę poznania, niż
na własne ludzkie rozumowanie, wysiłki intelektualne i wolitywne. Do takiej postawy
zachęca nas św. Ignacy, kiedy każe nam prosić o boleść, współczucie i zawstydzenie, że
z powodu mych grzechów Pan idzie na mękę
oraz o boleść wespół z Chrystusem pełnym
boleści, o udrękę z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej
męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie
(ĆD, 193, 203).

5. Miłość i posłuszeństwo

Najgłębszym sensem męki Jezusa nie jest najpierw fizyczne cierpienie, ale przede
wszystkim absolutne posłuszeństwo swojemu Ojcu. Posłuszeństwo Jezusa nie ma jednak
charakteru niewolniczej zależności i poddaństwa, ale kieruje się wyłącznie nieskończoną
miłością Syna do Ojca. Syn poprzez swoją mękę staje się posłusznym Ojcu aż do śmierci,
i to śmierci krzyżowej. I w tej właśnie śmierci Jezus wyraża odwieczną synowską miłość.
On sam powie, że nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za
przyjaciół swoich
(J 15, 13). Pierwszym Przyjacielem Jezusa, dla którego oddaje życie jest
właśnie Jego Ojciec.

Cierpliwe, pokorne i odważne znoszenie nieludzkich cierpień fizycznych, maltretowania
psychicznego, upokorzeń, płynie z posłuszeństwa wobec Ojca. Jezus nie pragnął cierpienia

background image

dla niego samego. Wręcz przeciwnie. W modlitwie w Ogrójcu modli się o oddalenie kielicha
goryczy i męki. Jezus pragnął być jedynie posłuszny swojemu Ojcu. Dopiero wówczas,
kiedy poprzez wewnętrzne światło doświadcza, iż wolą Ojca jest, że Syn Człowieczy musi
wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie;
będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie
(Łk 9, 22), wówczas przyjmuje kielich.
Posłuszeństwo Jezusa osiąga szczyt w oddaniu życia w ręce Ojca: W Twoje ręce powierzam
ducha mojego
(Łk 23, 46).

Wejście w kontemplację męki, to wejście w bezwarunkowe posłuszeństwo Jezusa swojemu
Ojcu. Bardzo ważnym celem rozważania męki i śmierci Jezusa, obok wezwania do
nawrócenia z naszych grzechów, jest też rozbudzenie w nas pragnienia naśladowania Jezusa
w Jego posłuszeństwie Ojcu.

Odkrycie nieskończonej miłości Ojca i Syna, która objawia się w męce, śmierci
i Zmartwychwstaniu Jezusa, staje się dla nas źródłem naszego posłuszeństwa i oddania. Aby
stać się posłusznym Bogu na wzór Jezusa, trzeba najpierw odkryć Boga jako miłującego
Ojca. Bez odkrycia nieskończonej miłości, nasze posłuszeństwo łatwo może sprowadzić się
do zależności kierowanej jedynie strachem i chorym poczuciem winy. Taka zależność zaś
sprawia, iż bardziej podobni jesteśmy do niewolników, niż do dzieci Bożych.

Wejście w kontemplację męki jest bardzo trudne, ponieważ zakłada uznanie najpierw
nieposłuszeństwa Bogu: nieposłuszeństwa pierwszego człowieka — Adama i naszego
osobistego nieposłuszeństwa. Grzech zawsze polega na nieposłuszeństwie. Dopiero kiedy
uznamy nasz grzech, nasze nieposłuszeństwo, możemy zrozumieć sens męki i śmierci
Jezusa: Jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak
przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi
(Rz 5, 19). Kontemplacja
męki nie tylko naprawia nasze nieposłuszeństwo, ale także uczy nas poddania całego
naszego życia Bogu, na wzór poddania Syna swojemu Ojcu. To właśnie dzięki
posłuszeństwu Jezusa aż do śmierci i to śmierci krzyżowej, możemy stać się
sprawiedliwymi, to znaczy posłusznymi Bogu.

6. Męka Jezusa w naszym życiu

W rozważaniu męki i śmierci Jezusa nie chodzi jedynie o rozważanie historycznego
posłuszeństwa
Ojcu, historycznych wydarzeń, które miały miejsce dwa tysiące lat temu.
Rozważanie historycznej męki Jezusa pozwala jednocześnie odkrywać mękę i śmierć Jezusa,
która nieustannie uobecnia się w całej ludzkości, w każdym człowieku, w każdym z nas.

Oto przykład. Rozmawiałem kiedyś z pewnym młodym człowiekiem, żonatym, z trójką
dzieci, bardzo zaangażowanym religijnie. Do pewnego momentu jego życie toczyło się
spokojnie i cicho. Wydawało mu się, iż dzięki jego gorliwej religijności Pan Bóg błogosławi
mu w życiu osobistym i rodzinnym. Takie podejście do wiary towarzyszyło mu jednak tylko
do momentu, kiedy jeden z jego bardzo bliskich przyjaciół zapadł na ciężką chorobę i po
krótkim czasie umarł. Pod wpływem tego dramatycznego wydarzenia, coś załamało się

background image

w tym człowieku. Wpadł w depresję. Wiara — w jego subiektywnym przeżyciu — nagle
przestała mieć dla niego większe znaczenie.

W tych trudnych dniach zrozumiałem — mówił później z bólem — że Bóg mógłby dopuścić
to samo doświadczenie i na mnie, na moją żonę, na moje dzieci. Wówczas zbuntowałem się
wewnętrznie. Uświadomiłem sobie bowiem, że Bóg nie jest już gwarantem mojego
ziemskiego poczucia bezpieczeństwa i zewnętrznego ludzkiego szczęścia. Nagle też zdałem
sobie sprawę, jak bardzo jest mi obcy Jezus cierpiący na krzyżu, który zaprasza mnie do
naśladowania. Wewnętrznie, choć tego nie chcę, bardzo buntuję się przeciwko Bogu, który
dopuszcza czy wręcz, jak mi się niekiedy wydaje, sprawia cierpienie. To bolesne
doświadczenie uświadomiło mi, jak bardzo jestem skoncentrowany na sobie, swojej rodzinie
i jak daleka jest jeszcze moja droga do prawdziwej wiary w Jezusa ukrzyżowanego
i Zmartwychwstałego, jak daleka jest przede mną droga do prawdziwego posłuszeństwa
Bogu.

Przed przystąpienie do rozważania męki Jezusa musimy sobie uświadomić, że o własnych
ludzkich siłach nie jesteśmy w stanie jej dobrze przeżyć. Stąd też kontemplację męki
i śmierci trzeba nam rozpoczynać od serdecznej prośby, abyśmy przez samego Jezusa zostali
zaproszeni do towarzyszenia Mu w Jego Drodze Krzyżowej od uroczystej Wieczerzy
Paschalnej aż do złożenia w Jego Ciała w grobie.

Przed każdą kontemplacją św. Ignacy zachęca nas, by prosić o to, czego chcę. Tutaj o to,
o co wypada prosić w czasie męki, a mianowicie o boleść wespół z Chrystusem pełnym
boleści, o udrękę serca z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak
wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie
(ĆD, 203). Tylko bowiem sam Jezus może
nas dopuścić do tego.

W tej wstępnej modlitwie rekolekcyjnej prośmy, abyśmy nie banalizowali rozważań męki
Jezusa sprowadzając je wyłącznie do wzruszeń emocjonalnych. Kontemplacja męki
i śmierci Jezusa nie może być podobna do oglądania ciekawego filmu. I choć film może nas
wzruszyć i możemy o nim myśleć nawet przez kilka dni, to jednak nie zmienia on naszego
życia.

Prośmy, abyśmy z pomocą męki Jezusa weszli otwartym sercem w naszą codzienność;
byśmy z jej pomocą chcieli zadawać sobie szczere pytania: w jaki sposób reagujemy na
cierpienia, które nas dotykają; na upokorzenia, niesłuszne posądzenia, krzywdy i zniewagi,
szczególnie wówczas, gdy spadają na nas niespodziewanie. Czy usiłujemy przyjmować je
w duchu naśladowania Jezusa upokorzonego, niesłusznie oskarżonego, ubiczowanego,
cierniem ukoronowanego, Jezusa ukrzyżowanego? Prośmy także, abyśmy w czasie
rozważań męki i śmierci Jezusa Chrystusa mieli te same uczucia, co On. Módlmy się gorąco,
aby męka i śmierć Jezusa objawiły nam, że Bóg tak umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat
został przez Niego zbawiony
(J 3, 16–17).

background image

Panie, chcemy patrzeć na Ciebie, by poznać Ojca. Ty z krzyża nam objawiasz Ojca. Objaw
nam, Panie tajemnicę krzyża. Spraw, abyśmy się go nie obawiali, byśmy z nim poznali Boga,
poznali Ciebie, Syna Ojca, byśmy poznali siebie, zbawionych grzeszników. Daruj nam
cząstkę zrozumienia tajemnicy krzyża, który przeznaczyłeś dla każdego z nas. Spraw, by
nasze życie konsekwentnie postępowało za tym, co Ty nam dajesz poznać, a jeśli chcesz
sprawić, byśmy najpierw praktykowali, a potem poznali, uczyń, żebyśmy najpierw
pokochali, zanim zrozumiemy. Daj nam Twego Ducha poprzez Twoją śmierć i chwalebne
Zmartwychwstanie. Adorujemy Cię, obecnego wśród nas, żywego Zmartwychwstałego,
chwalebnego przez wieki wieków. Amen
(C. M. Martini).

Rozważania zakończmy modlitwą św. Ignacego z drugiego tygodnia Ćwiczeń duchownych.
Modlitwa ta stanowi fundament rozważań męki i śmierci Jezusa: Odwieczny Panie
wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu
nieskończonej Dobroci Twojej i przed oczami chwalebnej Matki Twojej i wszystkich
świętych dworu niebieskiego, oświadczając, że chcę i pragnę i taka jest moja dobrze
rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię
w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak
zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać
i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
(ĆD, 98).

1

Ignacjańska metoda kontemplacji ewangelicznej została przedstawiona w rozważaniach drugiego tygodnia pt.

„Daj mi pić” tego samego Autora. Rozważania nr I, II, — por. J. Augustyn, Jak szukać i znajdować wolę Bożą,
Wydawnictwo M, Kraków 1993. Rozważania nr IV–XII, XIV–XVI, XVIII — por. J. Augustyn, Rabbi, gdzie
mieszkasz?, Wydawnictwo M, Kraków 1993. Rozważania nr XXI–XXIII — por. J. Augustyn, Życie i Eucharystia,
Wydawnictwo M, Kraków 1993. Rozważania XXV — por. J. Augustyn, Posłuszeństwo ewangeliczne,
Wydawnictwo WAM, Kraków 1992.

2

Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne (=ĆD), WAM, Kraków 1991.

II. OFIARA ABRAHAMA, IZAAKA I JEZUSA

Po tych wydarzeniach Bóg wystawił Abrahama na próbę. Rzekł do niego: Abrahamie! A gdy
on odpowiedział: Oto jestem — powiedział: Weź twego syna jedynego, którego miłujesz,
Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę.

Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna
Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu
Bóg powiedział.

background image

Na trzeci dzień Abraham spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do
swych sług: Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu,
a potem wrócimy do was
(Rdz 22, 1–5).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Abrahama, który z synem Izaakiem
oraz dwoma sługami rusza w drogę. Zauważmy także drzewo przygotowane przez
Abrahama do spalenia ofiary, które Patriarcha zabiera w drogę. Kontemplujmy również
zamyślonego Patriarchę w czasie podróży.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o wielką szczerość i otwartość w naszym
dialogu z Bogiem; będziemy też prosić, byśmy w obliczu trudnych wymagań stawianych
nam przez Boga, nie obawiali się wypowiadać przed Nim wszystkiego, co leży nam na
sercu. Przedstawmy Mu zarówno nasze obawy, lęki i całą naszą trwogę, jak też wszystkie
nasze duchowe pragnienia i szlachetne zamiary. Módlmy się, aby kontemplacja męki
pozwoliła nam sprawdzić naszą więź z Jezusem oraz przyczyniła się do jej umocnienia
i pogłębienia.

1. Czas spełnionych marzeń

Opis próby Abrahama rozpoczyna się od słów: po tych wydarzeniach, to znaczy po serii
zbawczych interwencji Boga w życie Patriarchy. Interwencje te sprawiły, iż ten stary już
człowiek poczuł się szczęśliwy i syty życia. Szczęście Abrahama dopełniło się wówczas,
kiedy przyszedł na świat upragniony syn, Izaak. Innym szczęśliwym wydarzeniem było
także ocalenie Izmaela, któremu Pan błogosławił, oraz zawarcie pokoju z Abimelekiem. Te
wszystkie zbawcze wydarzenia wprowadziły Abrahama na stare lata w czas spełniających
się marzeń. Abrahamowi zaczęło się wieść dobrze. Właśnie pośród tego szczęścia, które
przecież pochodziło od Boga, o czym Abraham nigdy nie zapominał, Patriarcha zostaje
wystawiony na próbę.

W życiu duchowym nie ma nigdy czasu spełnionych marzeń. Realizujemy bowiem nie tyle
nasze ludzkie marzenia, co zamiary i plany Boga, których nie można nigdy do końca
przewidzieć. Stąd też, jeżeli dajemy się Bogu prowadzić, będziemy ciągle na nowo
zaskakiwani nieoczekiwanymi wydarzeniami. Także sam Jezus, choć przewidywał, iż
koniec Jego życia będzie gwałtowny i dramatyczny, to jednak w ostatniej chwili, tuż przez
rozpoczęciem męki czuje się jakby zaskoczony jej nadejściem. Modli się i prosi o oddalenie
zbliżającego się kielicha goryczy.

W obecnej modlitwie chciejmy przypomnieć sobie wszystkie interwencje Boga w naszym
życiu, które były źródłem ludzkiego powodzenia, naszego szczęścia. Ucieszmy się jeszcze
raz tym ludzkim dobrem, które otrzymaliśmy od Boga. Dziękujmy Mu za nie. Prośmy
jednak, abyśmy nie wiązali celu i sensu życia tylko z doczesnym powodzeniem w naszych
ludzkich sprawach. Prośmy również o otwartość, która uczyniłaby nas gotowymi do
przyjmowania niemożliwego do przewidzenia Bożego działania.

background image

2. Abrahamie!

Rzekł (Jahwe) do niego: Abrahamie! Wymawiając imię człowieka, Bóg powołuje go do
istnienia. Stwarza go. Imię jest zawsze pierwszym słowem skierowanym przez Boga do
człowieka. Posługiwanie się imieniem nadaje osobowy charakter spotkaniu Stwórcy ze
stworzeniem.

W kolejnym — tym razem bardzo trudnym — spotkaniu Boga z Abrahamem, Jahwe
wymawiając jego imię, odwołuje się do ich osobowego związku. Odwołuje się do
przyjacielskiej zależności, jaka istniała pomiędzy nimi. Zależność ta wynika z zaufania,
z wzajemnego oddania i z miłości. Ta właśnie osobowa więź stanie się siłą Abrahama,
dzięki której dokona rzeczy po ludzku niemożliwej. Zgodzi się złożyć w ofierze swojego
syna.

Zasadniczym źródłem siły Jezusa będzie także Jego osobowa więź z Ojcem. To właśnie na
tę więź będzie powoływał się Chrystus uzasadniając oddanie swojego życia. Nikt Mi go
(życia) nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów
odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca
(J 10, 18).

Koniecznym warunkiem pełnego wejścia w kontemplację męki, śmierci
i Zmartwychwstania Jezusa jest głęboka więź z Synem, a poprzez Niego z Ojcem. Tylko
dzięki niej będziemy doświadczać najgłębszego sensu wydarzeń, które w ludzkim wymiarze
są bez sensu, ponieważ prowadzą ostatecznie do cierpienia i śmierci. To właśnie więź
z Synem pozwoli nam przekroczyć i zwyciężyć lęk przed bólem i przed śmiercią.

W obecnej kontemplacji chciejmy uświadomić sobie naszą więź z Jezusem, a w Jezusie
naszą więź z Ojcem. To właśnie dzięki tej więzi i dla jej pogłębienia potrafimy znosić trudy,
zmagania i ofiary. To dzięki niej potrafimy naśladować Jezusa w znoszeniu wszystkich
krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym
(ĆD,
98), jeśli tylko On sam zaprosi nas do takiego rodzaju i stanu życia.

W obecnej modlitwie wyraźmy Ojcu oraz Jego Synowi wdzięczność za tę więź. Prośmy
także, aby kontemplacja Męki Pańskiej pozwoliła nam sprawdzić głębię tej więzi oraz
przyczyniła się do jej utrwalenia i umocnienia.

3. Dialogowanie z Bogiem

Kiedy Abraham wyraził pełną gotowość na przyjęcie woli Jahwe słowami: Oto jestem,
otrzymał trudny, bolesny rozkaz: Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do
kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę
.

Takiego wezwania Abraham w żaden sposób nie mógł przewidzieć. Uwzględniając ludzką
logikę wydarzeń, którą jak każdy człowiek posługiwał się także Patriarcha, polecenie Boga
praktycznie miało zniszczyć daną mu obietnicę, iż właśnie w Izaaku stanie się ojcem
wielkiego narodu.

background image

W rozkazie Jahwe podkreślona zostaje miłość Abrahama do swojego dziecka: weź twego
syna jedynego, którego miłujesz
. W ten sposób Bóg chce powiedzieć do Patriarchy:
Abrahamie, Ja dobrze wiem, kogo ci każę złożyć w ofierze. To nie jest pomyłka, to nie jest
też przypadek. Chcę, byś Mi oddał tego, którego na ziemi kochasz najbardziej
. Z pewnością
Abraham był gotów oddać wszystko, byle ocalić życie Izaaka. Gotów był sam umrzeć
zamiast syna. Ale wezwanie Boga było jednoznaczne.

Dlaczego Bóg sięga nieraz właśnie po to, do czego człowiek po ludzku jest najbardziej
przywiązany, co daje mu największą ludzką, uczuciową satysfakcję? Ponieważ z miłością
emocjonalną
, zamkniętą w sobie samej, wiąże się wielkie niebezpieczeństwo. Człowiek
związany wyłącznie emocjonalnie z drugą osobą posiada pokusy, aby uznać ją za swoją
własność; aby samemu stać się dla niej bogiem oraz ją uznać za swojego boga.

Więź ojca z synem mogła łatwo przerodzić się w posiadanie. Abraham był tylko
człowiekiem. On również był narażony na taką właśnie pokusę uznania syna za swoją
własność. Każda emocjonalna miłość, przywiązanie może stać się bożkiem, jeżeli człowiek
zapomni o pierwszej swojej miłości, o pierwszym przykazaniu: Słuchaj, Izraelu... będziesz
miłował Boga
.

Bóg określa nie tylko, kogo Abraham ma złożyć na ofiarę, ale także w jakim miejscu, kiedy
i w jaki sposób. Jahwe w ten sposób chciał powiedzieć Abrahamowi: Zaufaj Mi we
wszystkim; to Ja cię będę prowadził. Nie działaj na własną rękę
. W tym prowadzeniu jakby
zapowiada ocalenie: Jeżeli Mi zaufasz, nie zginiesz; jak do tej pory byłem ci wierny, tak
samo pozostanę nadal wierny
.

Zauważmy, że Abraham dialogując z Bogiem nie targuje się z Nim, nie próbuje wymienić
życia Izaaka na własne życie, na życie Izmaela lub też na jakąś inną ofiarę. To sam Bóg
wymieni później życie Izaaka za życie przypadkowo znalezionego baranka. Mojżesz, zanim
zgodzi się stanąć na czele Narodu Wybranego, by wyprowadzić go z Egiptu, będzie
targował się, wręcz kłócił się z Bogiem, długo i wytrwale. Kiedy w tej kłótni wyczerpie
wszystkie swoje argumenty, powie po prostu: Wybacz Panie, ale poślij kogo innego (Wj 4,
13). Dopiero pod wpływem gniewu Bożego połączonego z usilną perswazją Mojżesz
w końcu ulegnie. W podobny sposób będzie się targować wielu proroków, wielu świętych,
zanim przyjmie Jego wolę.

Bóg się nie dziwi, kiedy człowiek targuje się i kłóci z Nim. On wie, iż Jego wezwania mogą
budzić obawy, lęki, a nawet przerażenie. Targowanie się z Bogiem jest trudną formą
dialogowania z Nim. Im trudniejsze życie, im trudniejsze powołanie człowieka, tym
trudniejszy i bardziej bolesny bywa dialog z Bogiem. Trzeba nam modlić się, abyśmy
w naszym dialogu z Bogiem byli zawsze szczerzy; abyśmy nie silili się na puste słowa,
gesty, które nie odzwierciedlają naszej wewnętrznej rzeczywistości. Bóg nie przyjmie
naszych szlachetnych, ale nieprawdziwych deklaracji. Jezus nie przyjął hojnego zapewnienia
Piotra, iż choćby przyszło mu umrzeć z Nim, nie opuści swojego Mistrza. Przestrzegł go
natomiast przed zbytnią pewnością siebie zapowiadając jego trzykrotne zaparcie się.
Otwartość i wielkoduszność człowieka wobec Boga nie może być tylko owocem jego

background image

odczuć emocjonalnych i wysiłku ludzkiej woli. Wielkoduszność jest owocem wewnętrznego
otwarcia na łaskę. Wielkoduszność wobec Boga jest owocem modlitwy i zaufania. Sam Bóg
udzieli nam daru hojności, ponieważ On sam jako pierwszy pragnie widzieć nas właśnie
takimi: otwartymi, wielkodusznymi, hojnymi.

W jakiś niepojęty dla nas sposób w dramatycznej modlitwie w Ogrójcu Jezus wyprasza
u Ojca swoje oddanie się Mu, swoją hojność wobec Jego woli. Jezus stając przed bolesnym
wezwaniem, nie obawia się pytać, dialogować, dyskutować z Ojcem o tym, jaka naprawdę
jest Jego wola. I choć Jezus całkowicie oddaje się Ojcu, to jednak nie zostaje Mu
oszczędzony ból przyjęcia Jego woli, trud zaufania. Modlitwa Jezusa w Ogrójcu zdaje się
być bardziej podobna do modlitwy Mojżesza w chwili powoływania go przez Boga, niż do
modlitwy Abrahama wystawionego na próbę.

Prośmy w tej kontemplacji, abyśmy podjęli taki dialog z Bogiem, jaki dyktuje nam nasze
serce, nasze życie. Módlmy się, abyśmy w obliczu trudnych wymagań życiowych, trudnych
wezwań nie obawiali się wypowiadać przed Panem tego wszystkiego, co leży nam na sercu.
Przedstawmy Mu nasz bunt wewnętrzny, naszą trwogę, lęki, obawy — słowem wszystkie
ludzkie zastrzeżenia, które sprawiają, iż nasze powierzenie się Bogu sprawia nam ciągle
jeszcze wiele trudności. Prośmy także, abyśmy mieli odwagę wypowiedzieć również
wszystkie nasze duchowe pragnienia i szlachetne zamiary, choć są one złączone z naszymi
wewnętrznymi obawami.

4. Potem wrócimy do was

Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna
Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu
Bóg powiedział
.

Przyjmując wezwanie Abraham przekłada je na konkretne czyny. Abraham przygotowuje
podróż dokładnie. Pomyślał o wszystkim. Także o drzewie, za pomocą którego ma spalić
swoją ofiarę. Drzewo to Abraham przygotowuje osobiście. Pełnienie woli Bożej rozpoczyna
się od konkretów codziennego życia. Są one nierzadko prozaiczne, mało efektowne. Są to
nieraz drobne gesty. Ale właśnie pośród tych drobiazgów przygotowuje się coś bardzo
ważnego: oddanie siebie samego wraz z tym, co się posiada najcenniejszego.

Bywają w naszym życiu takie chwile, kiedy musimy się zdobywać na wielkie ofiary
i wielkie czyny. Ale te wielkie będą niemożliwe bez tych drobnych. Mówi o tym sam Jezus:
Kto w drobnej rzeczy jest wierny... i w wielkiej będzie wierny (Łk 16, 10). Jeżeli nie
sprawdzamy się w chwilach decydujących i ważnych dla naszego życia, to może właśnie
dlatego, iż nie podjęliśmy trudu wierności w rzeczach drobnych.

Na trzeci dzień Abraham, spojrzawszy, dostrzegł z daleka ową miejscowość. I wtedy rzekł do
swych sług: Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy tam, aby oddać pokłon Bogu,
a potem wrócimy do was
.

background image

Trudno nam sobie wyobrazić, co Abraham przeżywał podczas tych trzech dni. Z pewnością
nie trwał w jakimś nieludzkim stoickim spokoju. Abraham był człowiekiem wrażliwym,
dobrym mężem, czułym ojcem. Swojego syna Izaaka, zrodzonego już w podeszłej starości,
owoc wielkiego zmiłowania Jahwe, kochał ponad wszystko. Musiał zmagać się z sobą
w jakiś niezwykły sposób.

Trzy dni Abrahama w drodze są zapewne bardzo podobne do kilkugodzinnej udręki Jezusa
w Ogrójcu. Podobne są także do trzech dni Maryi i Józefa, którzy z bólem serca szukali 12–
letniego Jezusa. Te trzy dni Abrahama wypełniał nieustanny dialog z Bogiem. Powierzał się
i prosił. W powierzeniu wyrażał prośbę, a w prośbie zawierzenie. Te trzy dni drogi
oczyszczały wiarę Patriarchy. Coraz pełniej i głębiej rozumiał, iż musi zdać się jedynie na
Boga i Jego zmiłowanie.

Ale w ciągu tych trzech dni Abraham stawał się człowiekiem coraz bardziej wolnym. Ta
wolność nie oddalała go jednak od syna. Nie czyniła go niewrażliwym. Wolność
udoskonalała miłość ojca do syna. Abraham coraz bardziej kochał swojego syna.

Oczyszczenie wewnętrzne człowieka, prawdziwa wolność nie oddala nas od ludzi, od życia.
Wprost przeciwnie, czyni nas bardziej wrażliwymi, delikatnymi, otwartymi. Potrafimy
kochać naprawdę tylko wówczas, kiedy jesteśmy naprawdę wolni.

I wtedy (Abraham) rzekł do swych sług: Zostańcie tu z osłem, ja zaś i chłopiec pójdziemy
tam, aby oddać pokłon Bogu, a potem wrócimy do was.
Abraham nie zabiera na górę sług.
Nie chce, aby ktokolwiek z ludzi był świadkiem tej jego niezwykłej ofiary. To, czego Bóg
zażądał od Abrahama, było jego wewnętrzną, intymną i jednocześnie bardzo bolesną
sprawą. Słudzy nie zrozumieliby swojego pana. Być może przeszkadzaliby mu nawet
w złożeniu ofiary. Składanie ofiary nie może być teatrem, w którym człowiek wystawia
samego siebie na podziw i uznanie innych. Ofiara dokonuje się w cichości serca,
w zamkniętej izdebce (por. Mt 6, 6).

Zauważmy jeszcze jedno niezwykłe stwierdzenie Abrahama wypowiedziane do sług,
w momencie, w którym udawał się ze swoim synem na ofiarniczą górę: Pójdziemy tam, (...)
a potem wrócimy do was
. Wrócimy: ja i mój syn. Czyżby Abraham wierzył, że Bóg
przywróci życie Izaakowi, kiedy zabije go i złoży w ofierze? Właśnie tak wierzył Abraham.
Mówi o tym List do Hebrajczyków: Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował
Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę, któremu
powiedziane było: z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo. Pomyślał bowiem, iż Bóg mocen
wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go
(Hbr 11, 17–19).

W obecnej kontemplacji chciejmy towarzyszyć Abrahamowi w jego trzydniowej podróży.
Zrozumienie jego wewnętrznych doświadczeń bardzo przybliży nam to, co działo się
w sercu Jezusa podczas Jego męki i śmierci. Podobnie jak Abraham, tak i Jezus będzie
łączył cierpienie i ból z całkowitym zaufaniem Ojcu.

background image

Powierzenie swojego życia Bogu zarówno przez Abrahama, jak przez Jezusa było tak
wielkie, iż obaj spodziewali się otrzymać od Niego to, co po ludzku było absolutnie
niemożliwe: przywrócenie zmarłemu życia. O ile Abraham jedynie niejasno przeczuwał,
w jaki sposób Jahwe przywróci życie jego synowi, o tyle Jezus z całkowitą pewnością
zapowiadał swoje powstanie z martwych: Oni zabiją Go, ale trzeciego dnia
zmartwychwstanie
— mówił jednoznacznie do swoich uczniów (Mt 17, 23). Po swoim
Zmartwychwstaniu Chrystus będzie domagał się od nich, aby przypomnieli sobie
wielokrotne zapowiedzi Jego powstania z martwych: Dlaczego szukacie żyjącego wśród
umarłych?
— pytają aniołowie niewiast u pustego grobu. Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał.
Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: Syn Człowieczy musi być
wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie. Wtedy
przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu
i wszystkim pozostałym
(Łk 24, 5–9).

Prośmy, abyśmy w naszych doświadczeniach próby umieli przebijać się przez
doświadczenie udręki wewnętrznej, cierpienia, bólu fizycznego, aby móc odkryć zapowiedź
ocalenia. Nasze serce musi być wolne choćby w minimalnym stopniu, aby mogło skierować
się ku Bogu w pokornej prośbie o pomoc. Kontemplacja własnego cierpienia, bólu, poczucia
skrzywdzenia, wewnętrznego żalu sprawia, iż nie jesteśmy w stanie otworzyć się na
przychodzące z góry zbawienie.

III. BARANA ZŁOŻYŁ W OFIERZE CAŁOPALNEJ ZAMIAST SWEGO SYNA

Abraham zabrawszy drwa do spalenia ofiary włożył je na syna swego Izaaka, wziął do ręki
ogień i nóż, po czym obaj się oddalili. Izaak odezwał się do swego ojca Abrahama: Ojcze
mój! A gdy ten rzekł: Oto jestem, mój synu — zapytał: Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię
na całopalenie? Abraham odpowiedział: Bóg upatrzy sobie jagnię na całopalenie, synu mój.
I szli obydwaj dalej. A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował
tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka położył go na tych drwach
na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna.

Ale wtedy Anioł Jahwe zawołał do niego z nieba i rzekł: Abrahamie, Abrahamie! A on rzekł:
Oto jestem. Anioł powiedział mu: Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz
poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna.

Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach.
Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna. I dał Abraham
miejscu temu nazwę Jahwe widzi. Stąd to mówi się dzisiaj: Na wzgórzu Jahwe się ukazuje.

Po czym Anioł Jahwe przemówił głośno z nieba do Abrahama po raz drugi: Przysięgam na
siebie, wyrocznia Jahwe, że ponieważ uczyniłeś to, iż nie oszczędziłeś syna twego jedynego,

background image

będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku
na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie
ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś
mego rozkazu
(Rdz 22, 6–18).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie ołtarz, a na nim drzewo i związanego
Izaaka. Dostrzeżmy także dramatyczny gest Abrahama, który bierze do ręki nóż i zamierza
zabić syna. Wsłuchajmy się w słowa wysłańca Bożego, które zatrzymują rękę Patriarchy:
Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo
nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna
. Dalej kontemplujmy barana palącego się na
ołtarzu zamiast Izaaka.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o wewnętrzne przekonanie wiary, iż w najtrudniejszej
sytuacji Bóg ma dla nas wyjście. Prośmy także o wewnętrzne odczucie, iż ostatecznym
celem każdego Bożego działania jest nasze szczęście. Tylko głębokie przekonanie wiary, iż
w woli Bożej zawiera się nasze dobro, może sprawić, że staje się ona przedmiotem naszych
pragnień i tęsknot.

1. Ojcze mój!

Abraham wkłada na ramiona syna drzewo do spalenia ofiary, a sam bierze nóż i ogień. Izaak
niosący drzewo, na którym ma zostać spalony, przypomina nam Jezusa, który niesie swój
krzyż, na którym sam zostanie powieszony. Zasadnicza różnica między nimi polega jednak
na tym, iż Jezus był świadom, że umrze na drzewie krzyża i dobrowolnie przyjął tę ofiarę.
Izaak idzie zaś w całkowitej nieświadomości czując się bezpiecznie u boku swojego ojca.
Z jego dziecięcej nieświadomości i z zaufania, jakim chłopiec darzył ojca, wywiązuje się
pomiędzy nimi serdeczny dialog. Ukazuje on ich wzajemne zaufanie i serdeczność.

Ojcze mój! — zwraca się Izaak do Abrahama. Te serdeczne słowa Izaaka skierowane do
ojca przywołują nam na pamięć modlitwę Jezusa w czasie męki. Jezus również będzie wołał
do swojego Ojca. To właśnie swojemu Ojcu tuż przed swoją śmiercią powierzy
umiłowanych uczniów: Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie
Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem
świata
(J 17, 24). Tuż przed męką w Ogrójcu Jezus będzie wołał do Ojca i będzie błagał Go
o ratunek: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz
Twoja niech się stanie
(Łk 22, 42). Umierając zaś na krzyżu będzie również wzywał Ojca:
będzie prosił Go o przebaczenie dla swoich winowajców: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą,
co czynią
(Łk 23, 34), a tuż śmiercią powierzy się ostatecznie w Jego ręce: Ojcze, w Twoje
ręce powierzam ducha mojego
(Łk 23, 46).

Ojcze mój! (...) Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie? — pyta Izaak swojego
ojca Abrahama. Odpowiedź Patriarchy może budzić nasz wielki podziw: Bóg upatrzy sobie
jagnię na całopalenie, synu mój
. W odpowiedzi danej synowi z jednej strony przebija całe
zaufanie Abrahama do Jahwe, z drugiej zaś delikatność i czułość ojcowskiej miłości wobec

background image

syna. Ta sama bolesna rzeczywistość, która w pytaniu syna wywołuje niepokój
i wewnętrzne rozdarcie, w odpowiedzi Abrahama tchnie wewnętrznym pokojem, harmonią
i jednością. Odpowiedź ta odsłania, iż w czasie tej ciężkiej próby Abraham w jakiś
tajemniczy sposób umie łączyć sprawy ludzkie ze sprawami Boskimi: naturalną ojcowską
miłość do syna z synowskim oddaniem się i powierzeniem się swojemu Bogu Jahwe.

Sam Jezus doświadczył również wewnętrznej sprzeczności pomiędzy swoim naturalnym
ludzkim pragnieniem życia (Jezus umierając był młodym człowiekiem — miał jedynie 33
lata), a wolą swojego Ojca, aby oddać życie na ofiarę za wielu. W doświadczeniu tej
wewnętrznej sprzeczności Jezus modli się do swojego Ojca: Ojcze, (...) nie moja wola, lecz
Twoja niech się stanie!
(Łk 22, 42). Jezus zdaje się na Ojca jak Abraham zdał się na Jahwe.

W obecnej kontemplacji przywołajmy nasze sytuacje wewnętrznego rozdarcia, sytuacje
konfliktowe, w których doświadczamy sprzeczności pomiędzy naszymi ludzkimi
pragnieniami i potrzebami a wiernością Bogu i Jego woli. Zauważmy, że sprzeczności te,
podobnie jak u Izaaka, budziły nasz niepokój, poczucie jakiegoś wewnętrznego rozdwojenia,
smutek, gniew na siebie i na innych. Pytajmy siebie, co robiliśmy w takich sytuacjach? Jakie
były nasze pierwsze reakcje? Jakie podejmowaliśmy postanowienia? Czy nasze reakcje
i decyzje były choć trochę podobne do reakcji i decyzji Abrahama i Jezusa?

Prośmy, abyśmy w naszych sytuacjach konfliktowych, w pozornych sprzecznościach
pomiędzy tym, co ludzkie i Boskie, nie poddawali się zniechęceniu, smutkowi czy wręcz
rozpaczy, ale szukali odpowiedzi poprzez zawierzenie Bogu. Prośmy o wewnętrzne
przekonanie wiary, iż z każdej najtrudniejszej sytuacji Bóg mocen jest znaleźć dla nas
wyjście.

2. Sięgnął po nóż, aby zabić swego syna

I choć istnieje ludzka sprzeczność pomiędzy obietnicą związaną z Izaakiem a rozkazem
Jahwe, to jednak Abraham z żelazną konsekwencją wykonuje wszystkie czynności, aby
złożyć syna w ofierze: buduje ołtarz, układa drewno, wiąże syna, kładzie go na ołtarzu
i wreszcie sięga po nóż. Nie są to gesty teatralne. Abraham nie udaje. Chce być posłusznym
do końca. Abraham z jednej strony otrzymuje obietnicę, iż w Izaaku stanie się wielkim
narodem, z drugiej strony zaś otrzymuje polecenie złożenia syna w ofierze. Pełnienie woli
Bożej wymaga wiary, zaufania w Boże działanie, wiary, że jest ono spójne. Bóg nie działa
chaotycznie, przypadkowo. Nie odwołuje też nigdy raz danej obietnicy. Nie przeczy sobie
samemu w swoim działaniu, nawet jeżeli takie są zewnętrzne pozory.

W tym właśnie momencie, kiedy Abraham był już gotów oddać Bogu syna — nie wątpiąc
jednak w spełnienie obietnicy — przychodzi ocalenie. Jest to stały sposób zachowania się
Boga. Taka jest Jego pedagogika wobec człowieka, który powierzył się Jemu bez reszty.

Przypomina mi się tutaj rekolekcyjne doświadczenie pewnego bardzo młodego człowieka,
niemal jeszcze chłopca. Miał wiele neurotycznych niepokojów i lęków, które męczyły go od

background image

samego dzieciństwa. Analizując swoją historię życia łatwo odkrył ich źródła. Ale chociaż
był świadom genezy swoich lęków, nie umiał sobie z nimi radzić. Lęki te dopadały go
niekiedy jak sępy odbierając mu radość, odwagę i chęć do życia. Często czuł się zagubiony,
bezradny i bezbronny. Pewnego wieczoru podczas rekolekcji, po udaniu się na spoczynek
ogarnął go jeden z tych neurotycznych lęków, z powodu których spędzał niekiedy bezsenne
noce. Tego wieczoru, uzbrojony w różne informacje i metody walki z lękiem, postanowił
zmagać się z nim konsekwentnie. Nie chciał mu się poddać. Wstał z łóżka, zaczął jeszcze
raz czytać rekolekcyjną broszurę o lęku, żeby sobie uświadomić raz jeszcze, że są to tylko
jego własne subiektywne i neurotyczne odczucia. Niewiele to pomagało. Nie mógł się
uspokoić. Dalej sięgnął po reguły o rozeznawaniu duchowym św. Ignacego Loyoli, by
pełniej uświadomić sobie, że jego lęk nie pochodzi od Pana Boga i to nie On dręczy go nim.
Ale i ta duchowa wiedza o lęku nie uspokoiła go wcale.

Zaczął usilnie się modlić przez dłuższy czas. Wreszcie zmęczony swoją walką i modlitwą,
rozczarowany swoimi nowymi umiejętnościami zmagania się z lękiem, zrezygnował
i spontanicznie powiedział do Boga: Jeżeli mam się tak męczyć całą noc, niech tak będzie.
Nie jest to pierwszy raz
. I w tym właśnie momencie lęk go opuścił. Poczuł się nagle, jakby
cudownie, uwolniony od zmory lęku. Czuł, że zwyciężył — nie on sam, ale Bóg w nim. Aby
podziękować za to doświadczenie, ubrał się i w środku nocy poszedł do kaplicy, by
odprawić Drogę Krzyżową. Po powrocie do pokoju, jak wyznał, zasnął jak kamień.
Z pewnością nie należy tego doświadczenia interpretować zbyt łatwo, jako całkowitego
i pełnego pokonania całej postawy lękowej. Było to pojedyncze zwycięstwo. Lęk opanuje go
jeszcze nie raz. Nie była to wygrana wojna, ale jedynie mała bitwa. W odczuciu tego
młodego człowieka był to jednak moment decydujący. To jedno przeżycie odebrał jako
wielką obietnicę, iż może wygrywać nie tylko drobne bitwy, ale całe wojny. Stwierdził: Lęk
nie musi mną rządzić
.

Przywołajmy w tej modlitwie kilka momentów bardzo krytycznych, w których
doświadczyliśmy własnej bezradności i ludzkiej niemocy, momentów, które domagały się
od nas bezwarunkowego powierzenia się Bogu. Zauważmy sprzeczność istniejącą pomiędzy
pragnieniem powierzenia Bogu naszego życia, a oporem wynikającym z lęku i obawy
o siebie, z naszej małoduszności, egoizmu, z niewiary, z przywiązania do rzeczy, do ludzi.
Jakie były nasze decyzje serca w tych trudnych i decydujących chwilach? Co w nas
zwyciężało? Czy w naszych wyborach serca byliśmy podobni choć trochę do Abrahama, do
Jezusa czy do tego młodego człowieka, o którym wspominaliśmy?

3. Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego

Wezwanie skierowane do Abrahama — złożenie syna w ofierze — wpisuje się w cały
kontekst kulturowy i religijny czasów, w których żył Patriarcha. Narody Palestyny owych
czasów, składały na ofiarę bogom swoje dzieci. Interpretacja tej próby w naszym kontekście
kulturowym i religijnym jest nieporozumieniem. Zgorszenie wielu humanistów i innych
obrońców człowieka tą próbą zesłaną przez Boga na Abrahama, jest nie tylko wyrazem
braku rozumienia kulturowych uwarunkowań ludzkich zachowań, ale także wyrazem

background image

pewnej obłudy. Bóg jest dawcą życia ludzkiego, Panem tego życia i ma prawo zażądać go
od człowieka.

Wezwania Boże, choć są zawsze wpisane w kontekst kulturowy, w którym człowiek żyje, to
jednocześnie go przekraczają. Bóg koryguje i poprawia człowieka. Bóg pogłębia i rozwija
pojmowanie ofiary przez człowieka. Wszelkie zewnętrzne ofiary są tylko pomocą,
symbolem ofiary serca — skruchy serca. Moją ofiarą, Boże, duch skruszony, nie gardzisz,
Boże, sercem pokornym i skruszonym
(Ps 51, 19).

W szczytowym momencie próby, podobnie jak na jej początku, Jahwe wzywa Patriarchę po
imieniu. Tym razem wzywa dwukrotnie: Abrahamie, Abrahamie! Wzywa więc mocniej.
Wyraźniej odwołuje się do ich wzajemnej przyjaźni. W każdym swoim działaniu Bóg
odwołuje się do intymnej więzi, jaka łączy Go z człowiekiem. Czyni to zarówno wtedy,
kiedy człowieka poddaje próbie i zabiera mu pocieszenie duchowe i odczuwalną miłość,
(por. ĆD, 322) jak również wówczas, kiedy go ocala, pociesza, podnosi i zbawia. Bóg
zawsze działa z miłości.

Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! — mówi Anioł w imieniu Jahwe.
Zabicie Izaaka byłoby złem. Męka i śmierć Jezusa sama w sobie jest złem. Nasze smutki,
strapienia, choroby, cierpienia i śmierć same w sobie są złem. Bóg nie ma upodobania w złu.
Bóg go nie pragnie. Zło, cierpienie i śmierć jest tak samo dramatem Boga jak i dramatem
człowieka. Ten dramat człowieka Bóg–Człowiek wziął na siebie: On się obarczył naszym
cierpieniem, On dźwigał nasze boleści
(Iz 53, 4).

Ale to zło samo w sobie może być wykorzystane przez Boga jako miejsce spotkania, jako
szczególna okazja do zbudowania jeszcze głębszej więzi zaufania i miłości. To, co jest samo
w sobie złe, może stać się miejscem oczyszczenia człowieka. Jeżeli Bóg dopuszcza zło na
nas, to w tym celu, abyśmy poznali, kim On jest dla nas i na czym polega nasz związek
z Nim.

W obecnej kontemplacji przywołajmy raz jeszcze w naszej wyobraźni tę dramatyczną
chwilę, w której Abraham posłuszny Jahwe pragnie złożyć na ofiarę Izaaka. Zauważmy
determinację Patriarchy. Jest ona bowiem znakiem i zapowiedzią determinacji Boga–Ojca
i wyrazem Jego nieskończonej miłości do człowieka–grzesznika: On, który nawet własnego
Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego
nam nie darować?
(Rz 8, 32).

Prośmy w tej kontemplacji o mądrość Abrahama, o mądrość Jezusa, która pozwoli nam
przeczuć sens trudnych doświadczeń życiowych: tych, w których sami uczestniczymy, jak
również i tych, które dosięgają osób nam bliskich. Prośmy, abyśmy nie usprawiedliwiali
Boga w jakiś tani sposób z powodu cierpienia, śmierci i zła, jakie istnieją na świecie. Tanie
tłumaczenie Boga spłaszcza zarówno obraz Boga, jak też samą ludzką rzeczywistość.
Prośmy także, byśmy nie ulegali równie niebezpiecznej pokusie oskarżania Boga i czynienia
Go osobiście i bezpośrednio odpowiedzialnym za każde zło istniejące na świecie. Każde zło,

background image

które ostatecznie zawsze pozostanie dla nas jakąś tajemnicą, wiąże się z ludzkim grzechem:
grzechem pierworodnym oraz z naszym grzechem osobistym.

4. Barana złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna

Abraham, obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach.
Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna
.

Izaak ocalał. Ojcowie Kościoła widzieli w ocaleniu Izaaka proroctwo odnoszące się do
każdego człowieka. Każdy z nas ocalał tylko dlatego, że Jezus Chrystus, Baranek Boży,
oddał się za nas w całopalnej ofierze na krzyżu. Zagubiona owca, baranek uwikłany
w zaroślach, z jednej strony symbolizuje grzesznika uwikłanego w grzechu, ale z drugiej
strony jest także obrazem Boga–Człowieka, który sam dobrowolnie uwikłał się w ludzką
nieprawość biorąc na siebie jej tragiczne skutki. Poprzez Wcielenie dokonuje się
utożsamienie grzesznika z Jezusem. Syn Boży stając się człowiekiem staje się pierwszym
grzesznikiem
, nie poprzez grzechy osobiste, ale poprzez skutki wszystkich naszych
grzechów, które spadły na Niego: On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze
winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas
(Iz 53, 5).

I dał Abraham miejscu temu nazwę Jahwe widzi. Stąd to mówi się dzisiaj: Na wzgórzu
Jahwe się ukazuje
. Miejsce ofiarowania Izaaka, podobnie jak miejsce ukrzyżowania Jezusa,
dzięki interwencji Boga, staje się jednocześnie miejscem ocalenia życia, miejscem
zmartwychwstania.

Jahwe widzi wszystko. Wszystko w naszym życiu dzieje się pod czułym, widzącym okiem
Boga. Poprzez trudności i ludzkie słabości On sam nas prowadzi do życia. Poprzez krzyż
i śmierć prowadzi nas do zmartwychwstania. Wyrażenie Jahwe widzi jest innym nazwaniem
Bożej Opatrzności. Doświadczenie próby pozwala zawsze jednocześnie doświadczyć
Bożego wejrzenia, doświadczyć Bożej Opatrzności.

Na wzgórzu Jahwe się ukazuje. Pan ukazuje się — objawia się człowiekowi w tym miejscu,
w którym człowiek przyjmie najtrudniejszą Jego wolę i zaufa jej bez reszty. Wola Boża jest
zawsze miejscem objawiania się Boga człowiekowi; wola Boża jest miejscem spełnienia się
obietnicy danej człowiekowi przez Boga.

Góra Moria, na której Abraham wypełnił wolę Jahwe, jak również góra Golgota, na której
Jezus wypełnił wolę swojego Ojca stają się górami obietnicy. Do Abrahama Jahwe mówi:
Przysięgam na siebie, wyrocznia Jahwe, że ponieważ uczyniłeś to, iż nie oszczędziłeś syna
twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie...
Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa, dlatego, że
usłuchałeś mego rozkazu
. Sam Bóg gwarantuje spełnienie się tej obietnicy. Bóg życiem
swojego Jednorodzonego Syna gwarantuje, że spełni się to, co obiecuje. A ponieważ
człowiek i tak Bogu nie uwierzył, Bóg–Człowiek oddał życie dla uwiarygodnienia swojej

background image

obietnicy. Jezus Chrystus, Jego śmierć i Zmartwychwstanie, jest spełnieniem przysięgi Boga
Jahwe danej Abrahamowi i jego potomstwu.

Jezus na górze Golgocie również otrzymuje obietnicę: Po udrękach swej duszy, ujrzy
światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu. (...) Dlatego w nagrodę
przydzielę Mu tłumy, i posiądzie możnych jako zdobycz, za to, że Siebie na śmierć ofiarował
i policzony został pomiędzy przestępców
(Iz 53, 11–12).

Ale Jezus Chrystus, który otrzymuje obietnicę, jednocześnie ją spełnia. Tajemnica
Zmartwychwstania, Wniebowstąpienia, Zesłania Ducha Świętego, tajemnica Kościoła jest
spełnieniem obietnicy Boga danej człowiekowi. Obietnica dana Abrahamowi jest tą samą
obietnicą, którą Jahwe powtórzy później Izaakowi oraz jego synowi Jakubowi. Jest to ta
sama obietnica, którą otrzyma także król Dawid, Salomon, wszyscy prorocy. Tę samą
obietnicę otrzyma Maryia, Apostołowie. Tę samą obietnicę otrzymuje dziś każdy z nas.
Jezus Chrystus nie tylko otrzymuje obietnicę, ale On sam ją ostatecznie spełnia. On sam
staje się obietnicą. To jednocześnie w Abrahamie i w Jezusie Chrystusie Bóg błogosławi
każdemu człowiekowi. W Abrahamie i w Jezusie Chrystusie wszystkie ludy ziemi życzą
sobie szczęścia
.

Prośmy w tej kontemplacji o wewnętrzne odczucie, iż każda Boża obietnica i każde Jego
działanie ma na celu ostatecznie szczęście człowieka. Tylko głębokie przekonanie wiary, iż
w każdej woli Bożej ukrywa się nasze szczęście, może sprawić, że staje się ona
przedmiotem naszych pragnień i tęsknot. Święci, ludzie do końca oddani Bogu, są
szczęśliwi już na ziemi. Dawali temu nieraz świadectwo właśnie w momentach
największych prób i doświadczeń wewnętrznych, podobnych do próby Abrahama i Jezusa.
Cierpienie związane z wyrzekaniem się siebie i własnej woli nie czyniło ich
nieszczęśliwymi. Prośmy o wewnętrzne poznanie prawdy ewangelicznego paradoksu, że
Jezusowe jarzmo jest słodkie, a Jego brzemię lekkie (por. Mt 11, 30).

IV. OSTATNIA WIECZERZA

Nadchodziła uroczystość Przaśników, tak zwana Pascha. Arcykapłani i uczeni w Piśmie
szukali sposobu, jak by Go zabić, gdyż bali się ludu. Wtedy szatan wszedł w Judasza,
zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu. Poszedł więc i umówił się z arcykapłanami
i dowódcami straży, jak ma im Go wydać. Ucieszyli się i ułożyli się z nim, że dadzą mu
pieniądze. On zgodził się i szukał sposobności, żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu. Tak
nadszedł dzień Przaśników, w którym należało ofiarować Paschę. Jezus posłał Piotra i Jana
z poleceniem: Idźcie i przygotujcie nam Paschę, byśmy mogli ją spożyć. Oni Go zapytali:
Gdzie chcesz, abyśmy ją przygotowali? Odpowiedział im: Oto gdy wejdziecie do miasta,
spotka się z wami człowiek niosący dzban wody. Idźcie za nim do domu, do którego wejdzie,
i powiecie gospodarzowi: Nauczyciel pyta cię: Gdzie jest izba, w której mógłbym spożyć

background image

Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam salę dużą, usłaną; tam przygotujecie. Oni poszli,
znaleźli tak, jak im powiedział, i przygotowali Paschę. A gdy nadeszła pora, zajął miejsce
u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę
z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż się
spełni w Królestwie Bożym. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: Weźcie
go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu
winnego krzewu, aż przyjdzie Królestwo Boże. Następnie wziął chleb, odmówiwszy
dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane:
to czyńcie na moją pamiątkę! Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to Nowe
Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana
(Łk 22, 1–20).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Ostatnią Wieczerzę Jezusa wraz z Jego
uczniami. Chciejmy skupić naszą uwagę na momencie ustanowienia Eucharystii. Zauważmy
jak Jezus bierze chleb, odmawia dziękczynienie, łamie go i podaje uczniom mówiąc: To jest
Ciało moje, które za was będzie wydane
. Następnie bierze kielich z winem, również
błogosławi, podaje uczniom mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o łaskę uczestniczenia z Jezusem w Jego
męce i śmierci, byśmy mogli razem z Nim doświadczyć tego, co działo się w Jego sercu
w tych dramatycznych dla Niego chwilach. Prośmy także, abyśmy kontemplując mękę
poznali wierność Jezusa swojemu Ojcu oraz abyśmy poznali Jego nieskończoną miłość do
swoich uczniów. Będziemy też prosić o wielką miłość do Eucharystii, by Msza św.,
Komunia św. i adoracja Najświętszego Sakramentu stały się dla nas źródłem intymnego
zjednoczenia z Bogiem oraz źródłem coraz pełniejszej miłości braterskiej.

1. Judasz szukał sposobności, żeby im Go wydać

Kiedy Judasz Iskariota dołączył w charakterze zdrajcy do spisku Sanhedrynu przeciw
Jezusowi, wszystko było gotowe, aby Chrystusa aresztować. Szukano jedynie okazji, aby
uczynić to bez wywoływania zamieszek. Jezus bowiem miał ciągle wielu zwolenników
wśród ludu. Judasz, jeden z Dwunastu, mając bezpośredni dostęp do Mistrza o każdej porze
dnia i nocy, postanowił ułatwić faryzeuszom uwięzienie Jezusa i sam szukał sposobności,
żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu
(Łk 22, 6). W takiej atmosferze zdrady i osaczenia
Jezus i Jego uczniowie mieli wspólnie spożyć Wieczerzę Paschalną.

Do spraw związanych z przygotowaniem Paschy Jezus wybrał najbardziej zaufanych: Piotra
i Jana, i im polecił przygotować Ostatnią Wieczerzę. Oni Go zapytali: Gdzie chcesz, abyśmy
ją przygotowali? Odpowiedział im: Oto gdy wejdziecie do miasta, spotka się z wami
człowiek niosący dzban wody. Idźcie za nim do domu, do którego wejdzie, i powiecie
gospodarzowi: Nauczyciel pyta cię: Gdzie jest izba, w której mógłbym spożyć Paschę
z moimi uczniami? On wskaże wam salę dużą, usłaną; tam przygotujecie.
(Łk 22, 9–12).
W taki oto zakonspirowany sposób Jezus wskazuje miejsce uczty, aby Judasz nie mógł
powiadomić o nim wrogów Jezusa. Chrystus pragnął udaremnić w ten sposób swoje
aresztowanie przed odbyciem uczty lub też w czasie jej trwania.

background image

Chciejmy wczuć się w tę atmosferę zagrożenia i spisku, która otaczała Jezusa przed Ostatnią
Wieczerzą. Zauważmy, że Jezus nie podejmuje żadnych kroków, aby zdemaskować zdrajcę
i w ten sposób udaremnić cały spisek. Jezus, Bóg–Człowiek, zna wszystkie wydarzenia,
przez które będzie musiał przejść. On jakby sam kieruje nimi; wchodzi w nie dobrowolnie.
Chrystus pozwala się osaczyć przez wrogów, a najbliższemu uczniowi nie przeszkadza, aby
Go zdradził. W ten sposób spełnia się wola Ojca.

Prośmy, abyśmy przeniknęli naszym sercem oddanie i wierność Jezusa swojemu Ojcu oraz
abyśmy poznali Jego nieskończoną miłość do swoich uczniów (także do Judasza) i Jego
miłosierdzie wobec wszystkich nieprzyjaciół.

2. Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami

Dla Żydów Pascha była najpiękniejszym i najbardziej czystym świętem. Obchodzili ją tak,
jak nakazał im Bóg w czasach niewoli egipskiej
(J.–P. Roux). Pascha była także centralnym
świętem, wokół którego skupiało się całe życie religijne Narodu Wybranego. Każdy Żyd
tęsknił za Paschą i wyczekiwał jej. Również Jezus tęsknił za tą Ostatnią Paschą. Daje temu
wyraz na samym początku Wieczerzy: A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu
i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami,
zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę aż się spełni
w Królestwie Bożym
(Łk 22, 14–16).

Wreszcie nadeszła pora, godzina (por. J 13, 1) oczekiwana przez Jezusa z jakąś niezwykłą
Boską miłością i ludzką udręką (por. Łk 12, 50). Mówił o niej swoim uczniom wiele razy,
ale oni nie zrozumieli tego powiedzenia; było ono zakryte przed nimi tak, że go nie pojęli (Łk
9, 45). Jezus karci wprawdzie swoich uczniów za ten brak zrozumienia, ale nie zniechęca
się. Z cierpliwością przypomina im o mającej nadejść godzinie przejścia z tego świata do
Ojca
, ponieważ zaufał swoim umiłowanym uczniom do końca, jak Ojciec zaufał Jemu. To
miłość Jezusa do uczniów kazała Mu wierzyć, że nadejdzie także dla nich czas zrozumienia
tajemnicy Jego męki, śmierci i Zmartwychwstania.

Gdy (...) zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim: Jezus nie zwraca już uwagi na słabość
uczniów, która za kilka godzin jeszcze raz objawi się z całą mocą. W najtrudniejszym
momencie wszyscy Go opuszczą. W tym momencie jednak Jezus pragnie całkowicie
otworzyć swoje serce przed uczniami objawiając im swoją miłość: Gorąco pragnąłem
spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał
. Ten krótki czas, jaki im pozostał, pragnie
spędzić z nimi w całkowitej jedności, miłości i pokoju.

Uroczysty czas uczty paschalnej, czas przyjaźni i wzajemnej miłości staje się zapowiedzią
wiecznego przebywania razem z uczniami w Królestwie Bożym. Ta wieczerza jest ostatnią
tutaj na ziemi i nie będzie już innej, aż przyjdzie ta wieczna, w Królestwie niebieskim.

Kontemplujmy Jezusa zasiadającego z uczniami do Ostatniej Wieczerzy. Chciejmy wczuć
się w ten uroczysty, podniosły nastrój, nad którym unosi się jednak ciężka atmosfera

background image

bliskiego rozstania i niepewności uczniów. Dołączając do grona Dwunastu poczujmy się
zaproszeni do stołu. Wsłuchujmy się w słowa Jezusa, przypatrujmy się Jego postawie, Jego
gestom. Przyjmijmy z radością słowa: Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami. Te
słowa Chrystus powtarza nam w każdej Eucharystii, która jest uobecnieniem Ostatniej
Wieczerzy.

Dziękujmy Jezusowi za Jego gorące pragnienie spożywania Paschy z nami. Prośmy
również, abyśmy nigdy nie zobojętnieli na tę miłość, by Jego zaproszenie budziło w nas
ciągły niepokój serca: nienasyconą tęsknotę za Jego nieskończoną, odwieczną miłością.
Módlmy się także o głębokie przekonanie wewnętrzne, iż gorąca miłość Boga do nas nie
ulega zniweczeniu czy pomniejszeniu wskutek naszych ludzkich słabości. Miłość Boga nie
zależy od naszej ludzkiej ułomności i biedy.

3. Łamanie Chleba, błogosławienie Kielicha

W czasie uroczystego posiłku paschalnego Jezus odmawiał z uczniami przepisane modlitwy.
Spożyli wspólnie baranka paschalnego przygotowanego według szczegółowego przepisu;
spożywano też niekwaszony chleb, kosztowano wina, gorzkich ziół oraz czerwonego sosu
przyrządzanego w starodawny sposób. Spożywanie potraw, picie wina i ziół odbywało się
według ściśle określonej kolejności i według przepisanego rytuału.

Kiedy jednak zakończono przepisaną ucztę, Jezus wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie
połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na
moją pamiątkę! Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze
we Krwi mojej, która za was będzie wylana
. Wszystkie modlitwy i gesty w czasie Paschy
żydowskiej, które wykonywał ojciec rodziny czy mistrz wspólnoty, były określone przez
prawo i należało trzymać się ich bardzo wiernie. Stąd też niemałym zaskoczeniem dla
uczniów musiały być te dwa nowe w swej treści obrzędy: łamanie chleba i błogosławienie
kielicha
.

Uczniowie jedli podany im połamany chleb, który uobecniał wydane i połamane przez
straszliwą mękę i śmierć krzyżową Ciało Jezusa. Pili także błogosławione wino,
uobecniające w sposób realny wylaną za nich krew Syna Bożego. Śmierć Jezusa, która
nastąpiła kilka godzin później na Kalwarii, już się dokonała w momencie ustanowienia
Eucharystii, w czasie absolutnym, mistycznym
(J.–P. Roux). W ten sposób Bóg–Człowiek
w czasie Ostatniej Wieczerzy, antycypuje to, co ma się wnet rozegrać. Wydał już
w Wieczerniku swe życie na ofiarę za nasze grzechy (por. Iz 53, 10).

Co rozumieli uczniowie, którzy przed chwilą spożywali to Ciało i tę Krew? — pyta F.
Mauriac. Syn Człowieczy był z nimi przy stole i jednocześnie każdy z nich czuł Go w sobie
samym, czuł, jak pulsuje życiem, jak goreje niby płomień, który jest orzeźwieniem i rozkoszą.
Po raz pierwszy na tym świecie dokonał się cud posiadania Tego, którego się umiłowało,
wcielenia się w Niego, żywienia się Nim, zjednoczenia się z Jego istotą, przekształcenia się
w Jego żywą miłość
.

background image

W obecnej kontemplacji prośmy gorąco, abyśmy przezwyciężając przyzwyczajenie,
osłuchanie czy może nawet pewną religijną rutynę, pozwolili Jezusowi odsłonić przed nami
rąbka wielkiej tajemnicy wiary, która w niej jest ukryta. Módlmy się, aby i w nas dokonał się
cud posiadania Tego, którego pragniemy miłować, wcielenia się w Niego, żywienia się Nim,
zjednoczenia się z Jego istotą, przekształcenia się w Jego żywą miłość
(F. Mauriac).

4. To czyńcie na moją pamiątkę!

Po dokonaniu łamania chleba i błogosławieniu kielicha Jezus poleca uczniom: To czyńcie
na moją pamiątkę!
Kościół wypełnia te słowa Jezusa w sposób dosłowny. W obrzędzie
Mszy św. kapłan bierze najpierw kawałek niekwaszonego chleba, jakiego Żydzi używali
w czasie Paschy, i powtarza nad nim słowa Jezusa: To jest Ciało moje... Następnie bierze
odrobinę wina zmieszanego z kilku kroplami wody i mówi: To jest Krew moja... Wierzymy
mocno, że poprzez powtórzenie przez kapłana tych prostych słów i gestów Jezusa
uobecniamy w sposób rzeczywisty Jego śmierć krzyżową i Jego Zmartwychwstanie.
Wierzymy również, iż ten sakramentalny znak dokonuje również rzeczywistej przemiany
chleba w Ciało Jezusa, a wina w Jego Krew. Przemienione chleb i wino spożywane przez
nas staje się naszą komunią, źródłem najgłębszego zjednoczenia z Jezusem oraz między
braćmi.

W obecnej kontemplacji obejmijmy pamięcią i wyobraźnią nasze uczestnictwo
w Eucharystii w ciągu całego naszego życia. W sposób szczególny chciejmy powrócić do
przeżycia pierwszej Komunii świętej. Przywołajmy całą atmosferę święta, radości
i życzliwości tego dnia. Jeżeli to możliwe, odszukajmy zdjęcia z Pierwszej Komunii św.,
aby w ten sposób pomóc sobie w przywołaniu tej atmosfery. W tym kontekście dziękujmy
Jezusowi za Jego eucharystyczną obecność w tym dniu i w całym naszym późniejszym
życiu.

Zauważmy jednak, że nasze uczestnictwo we Mszy św. nie zawsze było naznaczone
atmosferą miłości, radości i święta. Było ono niekiedy uwikłane w ludzką słabość,
w lenistwo, w rutynę, brak uwagi i skupienia. Przeprośmy Jezusa, iż tak często
przystępowaliśmy do sprawowania Jego Pamiątki z małą wiarą i bez większego wysiłku
duchowego. Prośmy Go o wielką miłość do Eucharystii. Prośmy także, aby Msza św.,
Komunia św. i adoracja Najświętszego Sakramentu stały się dla nas źródłem intymnego
zjednoczenia z Bogiem oraz źródłem coraz pełniejszej wzajemnej miłości braterskiej.

5. Sakrament kapłaństwa

Ostatnia Wieczerza jest momentem ustanowienia nie tylko sakramentu Eucharystii, ale
również sakramentu kapłaństwa. To do swoich umiłowanych uczniów Jezus powiedział: To
czyńcie na moją pamiątkę!
W ten sposób zostali ustanowieni pierwszymi szafarzami
Eucharystii.

background image

A oto dwa piękne świadectwa Ojców Kościoła, które mogą nam pomóc zrozumieć wielkość
i głębię tajemnicy hierarchicznego kapłaństwa: Kapłani są pośrednikami pomiędzy Bogiem
a człowiekiem, a przez swe słowa odpędzają niegodziwość spośród ludzi. Klucz miłosierdzia
Bożego został złożony w ich ręce i rozdzielają życie ludziom wedle swej woli. Umocniła ich
moc ukryta, (...) aby mogli wykazać w sposób widzialny miłość Boga. (...) Swą miłość okazał
On w sakramencie, który przekazał istotom ziemskim, aby dzięki temu darowi ludzie umieli
współczuć innym ludziom. Swój dar potężny przekazał kapłanom Kościoła, aby nim
umacniali słabych ludzi, którzy zawinili przez grzech.

O kapłanie, jak wielką jest funkcja, którą sprawujesz, jakże czcigodni są szafarze ognia
i ducha! Któż wyrazi w sposób dostateczny wielkość twego urzędu, przekraczającego swoją
mocą istoty niebieskie. (...) Anioł jest kimś wielkim, (...) ale jeśli porównać twoje posługi do
jego, to jest od ciebie mniejszy. Serafin jest święty, Cherubin jest piękny (...) Gabriel jest
chwalebny, Michał jest wielki — ich imię jest już tego świadectwem, a jednak w każdej
chwili kłaniają się przed tajemnicą złożoną w twoje ręce. (...) Z miłością poddają się woli
ukrytej w sprawowanych przez ciebie tajemnicach i czczą funkcje przez ciebie spełniane.
(...) Podziwiajmy wielkość twego urzędu pełnego majestatu, który poddał swej mocy niebo
i ziemię. Kapłani Kościoła otrzymali moc na ziemi i rozkazują bytom niebieskim i ziemskim
(Narsai, 502 r.).

Św. Jan Chryzostom napomina natomiast, aby nasze życie było zgodne z wielkością
powołania, które nam zostało dane: Słuchajmy my kapłani i ci, którzy są im poddani,
jakiegośmy dostąpili zaszczytu, słuchajmy i drżyjmy! Dał nam bowiem na spożycie swoje
Święte Ciało, siebie samego dał nam na ofiarę. Jakże się usprawiedliwiamy, jeśli po takim
pokarmie dopuszczamy się takich grzechów, gdy pożywając Baranka, stajemy się wilkami,
gdy pożywając Baranka, stajemy się żarłoczni jak lwy? Ta bowiem tajemnica Eucharystii
wymaga, abyśmy byli wolni nie tylko od zdzierstwa, ale nawet od małej nieprzyjaźni. Ta
tajemnica jest tajemnicą pokoju i nie pozwala, abyśmy przywiązywali się do bogactw. Jeśli
bowiem on nie oszczędził siebie samego, to na co zasługiwalibyśmy, gdybyśmy dbali
o majątek, a nie dbali o duszę, dla której On siebie nie szczędził?

W obecnej kontemplacji chciejmy sobie przypomnieć wszystkich kapłanów, który
towarzyszyli i nadal towarzyszą nam w naszej drodze duchowej. Podziękujmy Jezusowi za
ich posługę, za ich pracę, za ich trud. Módlmy się za nich, aby świadectwo ich słowa było
zgodne ze świadectwem ich życia, aby odpowiadali hojnie na swoje powołanie.

Jeżeli natomiast jesteśmy sami kapłanami lub też przygotowujemy się do tej posługi,
chciejmy wejść w całą historię naszego powołania kapłańskiego i z tej perspektywy zadajmy
sobie kilka zasadniczych pytań: Czy jestem wdzięczny Bogu za dar powołania? Czy
pielęgnuję w moim życiu intymny, oblubieńczy związek z Jezusem? W jaki sposób moje
kapłaństwo wpływa na moje codzienne życie: na moją modlitwę, posługę bliźnim,
sprawowaną Eucharystię? Czy staję się podobny do Jezusa ubogiego, czystego
i posłusznego Ojcu?

background image

V. UMYCIE NÓG APOSTOŁOM

Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego
świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie
wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydać,
wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał
od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem nalał wody
do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był
przepasany. Podszedł więc do Szymona Piotra, a on rzekł do Niego: Panie, Ty chcesz mi
umyć nogi? Jezus mu odpowiedział: Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później
będziesz to wiedział. Rzekł do Niego Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał.
Odpowiedział mu Jezus: Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną. Rzekł do
Niego Szymon Piotr: Panie, nie tylko nogi moje, ale i ręce, i głowę! Powiedział do niego
Jezus: Wykąpany potrzebuje tylko nogi sobie umyć, bo cały jest czysty. I wy jesteście czyści,
ale nie wszyscy. Wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego powiedział: Nie wszyscy jesteście
czyści. A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich:
Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze
mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście
powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak
czynili, jak Ja wam uczyniłem
(J 13, 1–15).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie Jezusa, który wstaje od wieczerzy,
zdejmuje wierzchnią szatę, bierze prześcieradło, przepasuje się nim. Następnie nalewa wody
do miednicy. Podchodzi do uczniów i zaczyna im umywać nogi. Wsłuchajmy się też
w słowa Jezusa: Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić, abyśmy w geście umycia nóg przez Jezusa
odkryli tajemnicę pokory Boga wobec człowieka oraz tajemnicę delikatności i kruchości
Jego Boskiej miłości wobec każdego z nas. Prośmy o pokorne uznanie, iż także nasze
doświadczenie miłości jest kruche, ponieważ buduje na naszej kruchej wolności. Módlmy
się, abyśmy coraz odważniej otwierali się na miłość, byśmy umieli o nią prosić: prosić
o przyjęcie miłości i o ofiarowanie jej nam.

1. Panie, Ty chcesz mi umyć nogi?

W obecnej kontemplacji powrócimy do jednego szczegółu Ostatniej Wieczerzy, który
stosunkowo szeroko opisuje św. Jan Ewangelista: do umycia nóg uczniom przez Jezusa.
Umywanie nóg było prostą czynnością wykonywaną nieraz wielokrotnie w ciągu dnia.
W umyciu nóg w czasie Ostatniej Wieczerzy nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to,
że gestu tego dokonał właśnie Jezus. Umywanie nóg było bowiem niską posługą, którą
zwyczajnie wykonywali tylko niewolnicy (por. 1 Sam 25, 41). Na pewno nigdy nie
wykonywał jej w rodzinie ojciec rodziny, a we wspólnocie mistrz wspólnoty.

background image

Tym niezwykłym gestem Chrystus objawia uczniom tę samą tajemnicę Boskiej miłości,
którą wyrazi podczas tej samej Wieczerzy poprzez ustanowienie Eucharystii. Egzegeci
podkreślają, że umycie nóg Apostołom zastępuje u św. Jana opis ustanowienia Eucharystii,
którego brakuje w jego Ewangelii. Zarówno poprzez umycie nóg, jak i poprzez Eucharystię
Jezus pragnie zapewnić umiłowanych uczniów o swojej nieskończonej miłości: miłości
do końca
. Tą miłością darzy każdego z nich, niezależnie od tego, kim jest w danej chwili.
Jezus nie patrzy teraz na swoich uczniów przez pryzmat ich opornych serc, przez pryzmat
ich niewierności, która niedługo jeszcze raz objawi się z całą mocą.

Jezus dobrze wie, że w czasie zagubienia się uczniów w dniu Jego męki, doświadczenie
Jego miłości będzie dla nich oparciem. Jego miłość będzie ich nadzieją. Jezus wie również,
iż światło Jego miłości rozproszy ciemności złączone z Jego cierpieniem, poniżeniem,
z Jego okrutną śmiercią na krzyżu. To właśnie doświadczenie miłości Jezusa uchroni
uczniów przed ostatecznym zwątpieniem i rozpaczą.

Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy
swoich na świecie, do końca ich umiłował
. Godzina przejścia staje się godziną największego
i najbardziej wyraźnego świadectwa o miłości Boga do człowieka. W chwili poprzedzającej
przejście Jezus nie chciał używać samych słów. Do słów Mistrza Jego uczniowie już się
trochę przyzwyczaili. Jezus chciał użyć mocnego i bardzo wyrazistego znaku; znaku, który
wzbudzając zdziwienie i zaskoczenie, zostanie zapamiętany przez uczniów na zawsze.

Jezus wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło nim się przepasał. Potem
nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi i ocierać prześcieradłem, którym był
przepasany
. W obecnej modlitwie przypatrujmy się ze zdziwieniem każdemu gestowi
Jezusa: patrzmy, jak Jezus wstaje od stołu, zdejmuje wierzchnią szatę, przepasuje się
szerokim płótnem, nalewa wody do miednicy, bierze ją i podchodzi do każdego z uczniów
i umywa mu nogi.

Zauważmy proste i naturalne zachowanie się Jezusa oraz zdziwienie i zaskoczenie uczniów.
Każdy z nich zadaje sobie pytanie, co On robi? Piotr daje wyraz swojemu zaskoczeniu
i zdziwieniu: Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? (...) Nie, nigdy mi nie będziesz nóg umywał.
Zdziwienie Piotra i innych Apostołów pięknie opisuje Cyryllonas, syryjski pisarz z V w.:
Pan ochoczo umywał uczniom nogi i z radosnym obliczem im służył. Ujął ich stopy, a nie
spłonęły, umywał je i nie zajęły się płomieniem, oczyścił ich ze śladów wysiłku i zmęczenia
i umocnił na drogę. Przystąpił do Szymona, ten zaniepokojony powstał i począł błagać:
Aniołowie w niebie okrywają swe nogi z bojaźnią, że mogą spłonąć, a Ty, Panie przyszedłeś
objąć nogi Szymona i służyć mu. (...) Ty, Panie, chcesz mi umyć nogi? Któż może spokojnie
tego słuchać? Ty, Panie, chcesz mi umyć nogi: Jak to przyjmie ziemia? Wieść o Twoim
czynie zadziwi wszak wszystkich. Ta wiadomość z ziemi nasyci duchy niebieskie.

Tym niezwykłym gestem Jezus pragnie jeszcze raz powiedzieć uczniom to, co już im
wielokrotnie mówił słowami: Kocham każdego z was, kocham miłością pełną, absolutną.
Oddaję się z miłości każdemu z was. Uniżam się jak niewolnik, aby wam służyć. Wyniszczam
własne życie, abyście wy mogli żyć. Klękam przed wami w pokorze, aby was prosić

background image

o przyjęcie mojej miłości. Ty Piotrze, Janie, Judaszu, Mateuszu, jesteś teraz panem mojej
miłości i możesz zrobić z nią, co zechcesz. Proszę cię jednak, abyś ją przyjął. Proszę cię, ale
nie zmuszam cię do tego
. Prawdziwa miłość bowiem jest zawsze pokorna. Ona nigdy nie
używa przemocy i gwałtu. Ona nigdy nie zniewala. Prawdziwa miłość zawsze daje wolność.

To właśnie miłość Jezusa, który klęczy u stóp Apostołów, objawia nam delikatność
i kruchość miłości, każdej miłości. Także miłości Boga. Miłość jest delikatna i krucha,
ponieważ można ją zlekceważyć, odrzucić. Także tę największą — miłość Boga, odwołując
się do swojej wolności człowiek może zlekceważyć i odrzucić. Odrzucając ją, głęboko ją
ranimy. Każda miłość podlega zranieniu. Również miłość Boga do człowieka podlega
zranieniu.

Piotr nie chce, aby Jezus umył mu nogi, ponieważ nie umie i nie chce zgodzić się na
kruchość i delikatność miłości Boga do człowieka. Nie umie przyjąć prawdy, iż jego Mistrz
pozwoli się raczej ukrzyżować, niż złamie ludzką wolność. Piotr nie chce przyjąć
bezradności Boga wobec złego użycia wolności przez człowieka.

Prośmy w obecnej kontemplacji o odczucie tajemnicy delikatności i kruchości każdej
miłości. Prośmy, abyśmy umieli nieustannie rozeznawać zmienność naszych uczuć,
pragnień i nastrojów wewnętrznych, które mogą stać się przyczyną zlekceważenia
objawiającej się w naszym życiu miłości: miłości Boga i ludzkiej miłości. Prośmy także
o pokorne uznanie, iż nasze doświadczenie miłości budowane jest na wolności. Nikt nie
może nam narzucić miłości, nawet sam Bóg. Ale my również nie możemy żądać miłości od
nikogo. Możemy się jedynie na nią otwierać, możemy jedynie o nią prosić. Módlmy się,
abyśmy umieli otwierać się na miłość, abyśmy umieli o nią prosić: prosić o przyjęcie miłości
i o ofiarowanie nam jej. Daj mi jedynie miłość Twą i łaskę, albowiem to mi wystarcza (ĆD,
234).

W obecnej kontemplacji zwróćmy szczególną uwagę, że Jezus umywa nogi także
Judaszowi. Judasz nie bronił się jednak przed tym niezwykłym gestem. Uniżenie się Mistrza
przed nim było dla niego jeszcze jednym dowodem Jego bezradności. Judasz utwierdził się,
iż nie może naśladować Kogoś tak naiwnego. Judasz reprezentuje postawę siły, życiowego
sprytu, cwaniactwa, które każe mu na wszystkim zarabiać. Uczeń ten — korzystając ze swej
wolności — zranił Jezusa w Jego miłości. Odrzucona miłość zawsze cierpi. Także
odrzucona miłość Boga cierpi.

Cyryllonas tak komentuje umycie nóg Judasza przez Jezusa: Jezus zbliżył się z miłością, tak
samo do wszystkich. Przystąpił też do Judasza i umył mu nogi. Jękła ziemia, choć jest bez
ust. Podniosły głos na ten widok kamienie w murach. Spuściłem głowę, usłyszałem głos
płaczu. Przerażająca mowa wyszła z ust owieczek: co bardziej podziwiać i na kogo patrzeć.
Podwójne zdziwienie w nas się rodzi. Czy o tym myśleć, który siedząc, knuje zabójstwo
i zdradę, czy o tym, który pełen miłosierdzia myje nogi zbrodniarza. Dziwili się bardzo, gdy
ręka Pańska tknęła zdrajcy. Nie wyjawił Mistrz jego złości, lecz odniósł się do niego jak do
innych
.

background image

W obecnej kontemplacji przyglądajmy się, w jaki sposób Jezus umywa nogi innym
Apostołom. Zauważmy w sposób szczególny, jak Jezus umywa nogi Judaszowi. Jest to
bowiem dla nas niezwykły znak miłości, miłości aż do śmierci i to śmierci krzyżowej.
Umycie nóg Judaszowi przez Jezusa wciela w życie przykazanie miłości nieprzyjaciół.

2. Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze Mną

Tego, co Ja czynię, ty teraz nie rozumiesz, ale później to będziesz wiedział — mówi Jezus do
Piotra. Chciejmy uznać z pokorą, że również i my nie rozumiemy do końca ofiarowanej nam
przez Jezusa miłości, że często nie widzimy i nie rozumiemy tego, co On robi z nami i dla
nas. Przyczyną braku dostrzegania i rozumienia miłości jest, podobnie jak w przypadku
Piotra, fałszywy obraz Boga. Nierzadko upieramy się jak Piotr: Nie, nigdy mi nie będziesz
umywał nóg
.

Ale co naprawdę skrywa się za sprzeciwem Piotra? Całą swoją postawę Piotr mógłby
wyrazić w słowach: Nie potrzebuję, Panie, Twojego uniżenia, nie potrzebuję Twojej posługi.
Ja sam dam sobie radę. Trzeba mi może jedynie trochę więcej popracować nad sobą.
Trochę więcej się wysilić
, itp. Ale Jezus wyjaśnia Piotrowi: Jeżeli cię nie umyję, nie będziesz
miał udziału ze Mną. Nie, Piotrze, nie dasz sobie rady. Twoje przekonanie o własnych
możliwościach jest fałszywe. Jeżeli nie pozwolisz, abym ci usłużył, jeżeli nie pozwolisz, abym
umarł za ciebie, nie wytrwasz w mojej miłości, nie będziesz miał udziału ze Mną
. Jeżeli się
to nie stanie, zwróć Mi powierzone przeze Mnie klucze. Jeśli się to nie stanie, odjęta ci
będzie władza. Jeśli się to nie stanie, nie możesz być moim uczniem. Jeśli się to nie stanie,
nie będziesz mógł kosztować mego ciała
(Cyryllonas).

Piotr pozwolił umyć sobie nogi, więcej, prosił nawet o umycie mu rąk i głowy. Posługę
Jezusa przyjął szczerze, ale była to szczerość pozbawiona głębi. Piotr nie znał bowiem
naprawdę swojego serca, jeszcze bardzo uwikłanego w ludzką dumę. W swoim zadufaniu
Piotr jeszcze raz będzie usiłował zbawić już nie tylko siebie samego, ale także Jezusa.
W Ogrodzie Oliwnym będzie chciał mieczem oddalić godzinę Jezusa. Jezus nie będzie go
już strofował, jak czynił to przedtem. Przypomni mu jedynie, że jest to metoda ludzi tego
świata
; metoda pozbawiona sensu, ponieważ wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza
giną
(Mt 26, 52). Miecz powiększa jedynie zło obecne w świecie.

Dopiero trzykrotne zaparcie się Jezusa powali Piotra ostatecznie, rzuci go na kolana przed
Jezusem. Pewny siebie Piotr zapłacze jak dziecko. Raz na zawsze zwątpi w swoje własne
siły. Zobaczy w końcu swoje pyszne serce. Pozwoli Jezusowi obsłużyć się. Pozwoli
naprawdę umyć sobie nogi. Przyjmie Jezusową śmierć jako znak Jego przebaczającej
miłości.

W obecnej kontemplacji chciejmy usiąść pośród Apostołów. Wyobraźmy sobie, iż Jezus
podchodzi do nas i także nam umywa nogi. Przyjmijmy ten gest bez oporu, bez buntu.
Dziękujmy Jezusowi za niego. Jezus czyni to niezależnie od tego, kim jestem i jak Go

background image

kocham. Na umycie nóg niczym sobie nie zasłużyłem. Jest mi ono ofiarowane całkowicie
dobrowolnie.

Jezus pragnie mi usłużyć niezależnie od tego, co tkwi w moim sercu: czy jest ono niewinne
i wierne jak serce Jana, czy też jest zadufane w sobie i strachliwe jak serce Piotra, czy też
nieufne jak serce Tomasza, czy nawet skłonne do zdrady jak serce Judasza. Jezus klęka
przede mną i błaga mnie, abym przyjął Jego posługę; prosi mnie, abym oddał Mu moje
grzechy. Prosi mnie o to, by mógł umrzeć dla mnie. Uświadomię sobie, że oto jestem panem
Jego miłości
. On czyni się moim sługą. Mogę tę miłość zlekceważyć i odrzucić; mogę
stwierdzić, że jej nie potrzebuję, że sam dam sobie radę. Więcej, mogę ją nawet oskarżyć.
Człowiek może wszystko zrobić z Bogiem, który klęka u jego stóp.

Przyznajmy z pokorą, że nie rozumiemy tego, co Pan robi dla nas. Pomimo tego przyjmijmy
Jego posługę z zaufaniem i wdzięcznością. Jezus daje nam obietnicę, że kiedyś zrozumiemy
to, co On robi teraz dla nas. Człowiek nie musi zrozumieć Boga, aby Go przyjąć. Aby móc
przyjąć miłość Bożą, trzeba jej najpierw zaufać. Zrozumienie miłości przychodzi wraz z jej
przyjęciem i zaufaniem jej.

Panie, Ty chcesz mi umyć nogi? Powtórzmy Jezusowi te słowa Piotra, ale niech nie będą one
wyrazem oporu i sprzeciwu, ale zdziwienia, które zamienia się w adorację i wdzięczność.
Wsłuchajmy się w odpowiedź Jezusa: Tak, chcę ci umyć nogi, chcę ci usłużyć Moją
śmiercią na krzyżu, chcę oddać Moje życie za ciebie. Chcę cię przekonać raz na zawsze, jak
bardzo cię kocham i jak bardzo zależy Mi na twojej miłości
.

3. Dałem wam przykład

A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, rzekł do nich: Czy
rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy Mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze
mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście
powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak
czynili, jak Ja wam uczyniłem
.

Jezus pragnie nas przekonać o swojej miłości po to, abyśmy — napełnieni nią — miłowali
się tak, jak On sam nas umiłował. Winniście sobie nawzajem nogi umywać, winniście
w pokorze posługiwać sobie nawzajem, przekonywać się o swojej wzajemnej miłości,
umierać jedni dla drugich. Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My
także winniśmy oddać życie za braci
(1 J 3, 16). To właśnie miłość do braci najpełniej
świadczy, na ile pozwoliliśmy Jezusowi umyć sobie nogi, na ile pozwoliliśmy obsłużyć się
Bogu, na ile prawdziwe jest nasze przyjęcie śmierci Jezusa poniesionej za nasze grzechy.

Wzajemna miłość uczniów nie może różnić się od miłości Jezusa. To jest moje przykazanie,
abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem
(J 15, 12). Nie chodzi
o jakąkolwiek miłość, ale o miłość na wzór Jezusa. Właśnie ta miłość, na wzór miłości

background image

Jezusa ma być znakiem, po którym ludzie spoza Kościoła, poganie, poznają nas uczniów
Jezusa.

W dzisiejszym świecie nienawiści, odwetu i przemocy uczniowie Jezusa mają się
wyróżniać. Chrześcijanin ma ukazać życiem, że miłość trudna i ofiarna jest możliwa. Nie
pokochamy jednak człowieka, który nas krzywdzi, upokarza, lekceważy i wykorzystuje,
jeżeli najpierw nie pozwolimy umyć sobie nóg, jeżeli nie wyrazimy zgody, aby Jezus umarł
za nasze grzechy. Będziemy w stanie pokochać każdego wroga, jeżeli uznamy, że jako
grzesznicy sami byliśmy nieprzyjaciółmi Boga, a On nas przygarnął i oddał za nas swoje
życie.

Pan umył nogi uczniom i nakazał im miłość: widzicie, jak wam służyłem i co poleciłem! Oto
was umyłem i oczyściłem, radośnie przeto idźcie do Kościoła, stąpajcie po złym bez obaw,
deptajcie śmiało głowę węża! Zdążajcie drogą swą bez lęku, głoście po miastach wasze
słowo. Siejcie Ewangelię w krajach, zaszczepiajcie miłość w sercach ludzi! Głoście
Ewangelię przed królami, objawiajcie swą wiarę przed sędziami. Oto Ja, Bóg wasz,
uniżyłem się i służyłem wam, by przygotować Paschę doskonałą i uweselić oblicze całego
świata
(Cyryllonas).

W zakończeniu obecnej kontemplacji jeszcze raz wyobrażę sobie, iż Jezus podchodzi także
do mnie osobiście i umywa mi nogi. Będę kontemplował każdy Jego gest, każdy Jego ruch.
Poddam się najpierw temu, co Jezus dla mnie czyni, następnie opowiem Jezusowi
o wszystkich odczuciach i pragnieniach, które zrodzą się w sercu pod wpływem tego
niezwykłego gestu miłości i pokory. Umycie nóg Apostołom i nam niech będzie znakiem
powierzenia się miłości Boga i prośbą o Jego miłość.

Zabierz, Panie i przyjmij
całą wolność moją,
pamięć moją i rozum,
i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.
Ty mi to wszystko dałeś –
Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie
miłość twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza.
Amen
(ĆD, 234).

VI. MODLITWA JEZUSA W OGRÓJCU

background image

Potem wyszedł i udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną; towarzyszyli Mu także
uczniowie. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie.
A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się
tymi słowami: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz
Twoja niech się stanie! Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony
w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na
ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł
do nich: Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
(Łk 22, 39–46).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa klęczącego na modlitwie
w Ogrójcu w ciemnościach nocnych. W bliskiej odległości uczniowie są zmorzeni snem.
Dostrzeżmy krwawy pot, który spływa po twarzy Jezusa. Zauważmy też krople krwawego
potu padające na ziemię. Wsłuchajmy się z uwagą w słowa modlitwy: Ojcze, jeśli chcesz,
zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy, abyśmy wśród naszych rozlicznych pokus
naśladowali gorące pragnienie Jezusa pełnienia we wszystkim woli Ojca. Prośmy także
o wielkie pragnienie modlitwy. Tylko bowiem modlitwa zapewni nam ostateczne
zwycięstwo nad wszelkimi siłami, które opierają się w nas Bogu.

1. Kuszenie Jezusa w Ogrójcu

Po spożyciu Paschy i po ostatnich pouczeniach Jezus udaje się na Górę Oliwną. Towarzyszą
Mu także Jego uczniowie. Wstępując na Górę Oliwną Jezus realizuje ostatni etap swojego
wielkiego wstępowania do Jerozolimy, które rozpoczął tajemnicą Przemienienia na górze
Tabor. W niedługim czasie miało się dokonać to, co Jezus zapowiadał wielokrotnie: Oto
idziemy do Jerozolimy i spełni się wszystko, co napisali prorocy o Synu Człowieczym.
Zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty; ubiczują Go i zabiją,
a trzeciego dnia zmartwychwstanie. Oni jednak nic z tego nie zrozumieli. Rzecz ta była
zakryta przed nimi i nie pojmowali tego, o czym była mowa
(Łk 18, 31–34). Przedtem
uczniowie nie rozumieli sensu zapowiedzi, a teraz nie przeczuwali bliskości zapowiadanych
wydarzeń. Ale mimo braku rozumienia towarzyszą Jezusowi w tym ostatnim odcinku drogi,
jak wcześniej towarzyszyli Mu podczas całego Jego wstępowania do Jerozolimy.

Uczniowie idą wiernie śladami Mistrza. Jeżeli nawet powodowani lękiem opuszczą
chwilowo swojego Mistrza i rozproszą się jak owce bez pasterza, to jednak po Jego
Zmartwychwstaniu na powrót zgromadzą się razem wokół Niego. W jedności na modlitwie
będą też oczekiwać zesłania Ducha Świętego. Ich śmierć męczeńska będzie naśladowaniem
gwałtownej śmierci krzyżowej Mistrza. Tak spełnią się słowa Jezusa: Pamiętajcie na słowo,
które do was powiedziałem: Sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie
prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą
zachowywać
(J 15, 20).

background image

I chociaż w życiu uczniów były chwile słabości, niewierności i upadków, a nawet jak
w wypadku Piotra — zaparcie się Jezusa, to jednak w ich naśladowaniu Mistrza istnieje
pewna ciągłość. I właśnie owa ciągłość jest istotna. Ona pozwala kontynuować pójście za
Jezusem pomimo chwil niewierności.

Również i w naszym życiu chwile ułomności, poszczególne upadki nie przekreślają naszej
zasadniczej wierności Jezusowi. Jeżeli jesteśmy świadomi naszych niewierności, uznajemy
i wyznajemy je przed Nim, On patrzy na nas z miłosierdziem, jak patrzył na Piotra i swoich
zagubionych uczniów. Także i w naszym życiu duchowym liczy się przede wszystkim owa
ciągłość bycia z Jezusem, która nie zostaje przekreślona chwilą niewierności. Kontemplując
Mistrza i Jego uczniów towarzyszących Mu na Górę Oliwną, dziękujmy Jezusowi za to, iż
również nam dał głębokie pragnienie bycia wiernymi Mu. Wypowiedzmy przed Jezusem
nasze pragnienie coraz pełniejszego poznawania Go, kochania oraz coraz wierniejszego
wstępowania w Jego ślady. Prośmy, aby pragnienie to w nas nieustannie rosło. Prośmy
także, abyśmy z odwagą przyznawali się do chwil słabości, aby one nie rzucały się cieniem
na naszą wierność Jezusowi.

2. Męka Jezusa źródłem pokoju i radości

Jezus dociera na Górę Oliwną, z której nie ma już powrotu. Z tego miejsca zostanie zabrany
przemocą przez swoich nieprzyjaciół. Na Górze Oliwnej rozpoczyna się godzina Jezusa. Dla
tej godziny przyszedł na świat. Do tej jednej godziny przygotowywał się całe swoje życie.
Na Górze Oliwnej Jezus nie tylko rozpocznie mękę, ale także z tego samego miejsca —
z Góry Oliwnej — po swoim Zmartwychwstaniu wstąpi do Ojca, aby zasiąść po Jego
prawicy.

Tak więc już sam początek męki Jezusa zapowiada Jego przyszłą chwałę. I chociaż
w trzecim tygodniu Ćwiczeń duchownych rozważamy mękę i śmierć Jezusa na krzyżu, to
jednak nieustannie mamy świadomość, iż rozważania te dotyczą Jezusa
Zmartwychwstałego. Kontemplacja męki bez perspektywy zmartwychwstania byłaby
jedynie zanurzaniem się w jakiejś ciemnej tragedii, pełnej smutku i zwątpienia. Rozważania
o męce i śmierci Jezusa, choć trudne i bolesne, dzięki zmartwychwstaniu oczyszczają nasze
serca, przynoszą nam pokój, rodzą wewnętrzną radość. Ten związek męki i śmierci Jezusa
z Jego Zmartwychwstaniem doskonale ukazuje sztuka wczesnochrześcijańska. Na freskach
katakumb, na sarkofagach, na mozaikach bazylik pierwszych wieków nie znajdujemy
drastycznych scen męki i śmierci Jezusa. Jezus cierpiący i umierający na krzyżu jest
jednocześnie ukazany, jako zwycięzca jako triumfujący Pan i władca. Oto przykład. Na
jednym z sarkofagów rzymskich z czwartego wieku w scenie koronowania cierniem żołnierz
nakłada Jezusowi na głowę wieniec laurowy, a nie koronę cierniową. Wieniec taki wręczała
bogini Wiktoria zwycięskiemu wodzowi wracającemu z wojny. W innej scenie tego samego
sarkofagu Jezus wstępujący na Golgotę niesie krzyż, ale nie jako drzewo hańby, na którym
zostanie powieszony, a raczej jako sztandar zwycięstwa nad wrogami. Te sceny męki
przedstawione w sztuce wczesnochrześcijańskiej uczą nas duchowego, mistycznego
odczytywania i przeżywania męki i śmierci Jezusa.

background image

Rozważania, w których będziemy łączyć mękę Jezusa z Jego chwalebnym
Zmartwychwstaniem nie będą nas przygniatać swoim ciężarem, ale będą prowadzić do
nadziei, będą nam dawać wewnętrzne pocieszenie. Kontemplacja cierpień Jezusa ukaże nam
wprawdzie wielkość naszego grzechu, ale tylko po to, abyśmy mogli lepiej doświadczyć
nieskończonego miłosierdzia Bożego, które objawia się w całym przejściu paschalnym
Jezusa. Rozważania męki ukażą nam także drogę naśladowania Jezusa. Jeżeli pragniemy
pójść za Jezusem, nie możemy pominąć Jego krzyża. Jezus zaprasza nas do dźwigania go
razem z Nim. Daje nam też obietnicę, iż razem z Nim zmartwychwstaniemy i będziemy
królować na wieki.

3. Kuszenie na Górze Oliwnej

Na Górze Oliwnej szatan przypuszcza na Jezusa i Jego uczniów ostatni decydujący atak.
Góra Oliwna staje się miejscem wielkiego kuszenia. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do
nich: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
. Przestrogę tę powtórzy Jezus jeszcze raz, gdy
zastanie uczniów śpiących ze smutku. Zapyta: Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się,
abyście nie ulegli pokusie
.

Kuszenie, nawet najsilniejsze, choć jest nieodłącznym elementem życia ludzkiego, nie
pomniejsza jednak naszego człowieczeństwa. Jezus, Wcielony Syn Boży, doświadczył
również kuszenia. Jest rzeczą ogromnie ważną, abyśmy przyjęli właściwą postawę wobec
pokusy, abyśmy mieli świadomość, że w samej pokusie nie ma cienia grzechu. Niezdrowe
poczucie winy wywołane jedynie samą pokusą, sprawia, iż koncentrujemy się na niej
i czujemy się nią już jakoś zbrudzeni. Chore poczucie winy wobec samej pokusy sprawia, iż
łatwo wchodzimy z nią w niebezpieczny dialog. Aby pokonać pokusę, potrzeba wolności
wobec niej. Wolność ta wyraża się w wewnętrznym przekonaniu, iż jest ona czymś
zewnętrznym wobec naszej wolnej woli. I chociaż pokusa dręczy nas nieraz swoją
natarczywością, to jednak nie jesteśmy odpowiedzialni za nią samą i nigdy nie determinuje
ona naszych decyzji i czynów. W chwilach udręczenia pokusami, w chwilach zmęczenia
walką, przychodzi nam niekiedy pragnienie, by móc uwolnić się od pokus, aby żyć
w atmosferze rajskiego wyciszenia i spokoju. Jest to jednak pragnienie nierealne, pragnienie
złudne.

Prośmy, aby kontemplacja Jezusa kuszonego na pustyni, na Górze Oliwnej oraz na krzyżu
ukazała, że doświadczenie pokusy ściśle wiąże się z naszym bytowaniem na tej ziemi. Jeżeli
Jezus, jedyny niewinny spośród synów ludzkich, musiał stawiać czoła pokusie, to o ileż
bardziej my, którzy jesteśmy zranieni grzechem pierworodnym, grzechem naszych bliźnich
oraz naszym osobistym grzechem. Dziękujmy Jezusowi za to, że stał się podobny do nas we
wszystkim, także w byciu kuszonym. Prośmy, abyśmy pośród naszych rozlicznych pokus
naśladowali Jego gorące pragnienie pełnienia tylko woli Ojca. Prośmy także, aby Jego
modlitwa: Ojcze, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie była także naszą zasadniczą
modlitwą w chwilach każdej pokusy.

background image

4. Dramatyczna walka i krwawy pot

A gdy się modlił, wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce,
jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię
.

Modlitwę Jezusa na Górze Oliwnej św. Łukasz ukazuje jako wewnętrzną dramatyczną
walkę. W Jezusie zmagają się dwie siły. Pierwsza z nich, to naturalna, ludzka siła życia,
która opiera się obciążeniu się grzechami całej ludzkości. Ta naturalna siła życia buntuje się
przeciwko cierpieniu i chce uratować życie fizyczne od śmierci. Ludzki instynkt życia
i ludzkie poczucie sprawiedliwości są w Jezusie mocne, jak w każdym człowieku. Był
bowiem do nas podobny we wszystkim, oprócz grzechu. Druga siła ma charakter
duchowego, mistycznego związku z Ojcem. Jest to siła odwiecznej miłości Ojca do Syna,
siła odwiecznego pragnienia Syna bycia wiernym swojemu Ojcu we wszystkim. Siła ta
płynie z intymnej więzi Syna z Ojcem. Jezus w Ogrójcu broni się przed pokusą nieufności
wobec woli Ojca. Opiera się przed pójściem za odruchami swojej ludzkiej natury.

W swojej udręce Jezus nie jest jednak sam. Anioł wysłany przez Ojca jest znakiem Jego
obecności. Ta właśnie obecność Ojca umacnia Jezusa w dalszym zmaganiu się.
Doświadczywszy tej obecności, Jezus jeszcze usilniej się modlił. Użyte przez św. Łukasza na
określenie udręki ducha słowo greckie: agonidzomai, oznacza wysiłek atletów. Parafrazując
słowa Ewangelisty moglibyśmy powiedzieć: Jezus walczy jak atleta, aby zwyciężyć słabość
swojej ludzkiej natury
. Tego samego słowa agonidzomai używa także Jezus w napomnieniu:
Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi (Łk 13, 24). To, co Jezus określił jako bardzo trudne dla
uczniów: przejście przez ciasne drzwi, jest najpierw bardzo trudne dla Niego samego. On
sam jako pierwszy przechodzi przez ciasne drzwi. W ten sposób staje się dla całej ludzkości
drogą do Ojca. Swoją walką o wypełnienie woli Ojca Jezus rozpoczyna walkę niezliczonych
rzesz swoich naśladowców.

Dramatyzm walki Jezusa podkreśla Jego pot, który był jak gęste krople krwi sączące się na
ziemię
. Jest to wprawdzie bardzo rzadkie zjawisko, ale dobrze znane medycynie.
Towarzyszy ono stanom najwyższej trwogi lub skrajnej rozpaczy (J.–P. Roux).

Teraz właśnie ludzka strona natury Jezusa chwyta nas za serce. Ten człowiek osaczony
śmiercią, wdychający ją razem z zapachem nocy, nie może sprawić, by Jego ciało nie lękało
się i nie buntowało: ma lat trzydzieści trzy i musi umierać. Żadna scena w Ewangelii, nawet
scena kuszenia na pustyni, nie dociera tak głęboko do prawdy psychologicznej. Dobrze
znamy (z naszego własnego życia) to strwożone serce, ten umysł tak bardzo zepchnięty na
bezdroża, że błaga Boga o cud, który byłby zaprzeczeniem i przekreśleniem całej Jego
działalności. (...) Męczennicy śpiewający podczas tortur niewiele nas uczą lub uczą zbyt
wiele, tak bardzo wyjątkowa zdaje się być podtrzymująca ich łaska
(H. Daniel–Rops). Jezus
swoim konaniem w Ogrójcu aż do krwawego potu uczy nas więcej. Jest nam łatwiej Go
zrozumieć. Z Nim jest nam łatwiej się utożsamiać, łatwiej nam Go naśladować.

Kontemplując ze czcią Jezusa strwożonego, Jezusa zalanego krwawym potem, prośmy Go,
aby On sam zaprosił nas do przeżywania Jego straszliwej męki i śmierci na krzyżu. Przykład

background image

Jezusa ukazuje nam, że Bóg nie potępia trwogi i słabości naszej natury (O. Lebreton). Bóg
nie tylko nie każe nam, lecz nawet wprost nie pozwala niszczyć naszej ludzkiej natury. Ona
jest Jego darem, Jego łaską. Wzywa nas, abyśmy wszystko, co jest w nas — także samą
kruchość i słabość naszej ludzkiej natury — włączyli w przyjmowanie Jego miłości
i odpowiadanie miłością na miłość. Jak Ciało Jezusa z całą Jego ludzką naturą, naznaczoną
skutkami grzechu ludzkiego, stało się darem nieskończonej miłości Boga do człowieka, tak
samo nasza zraniona ludzka natura winna także stać się darem miłości Boga i bliźniego.

Zwróćmy jeszcze uwagę na prawdę, że konanie Jezusa w Ogrójcu aż do krwawego potu,
który wsiąka w ziemię, ma ścisły związek z grzechem pierwszego człowieka
i przekleństwem rzuconym na ziemię z jego powodu: Przeklęta niech będzie ziemia z twego
powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego
życia. Cierń i oset będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie
więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie
(Rdz 3, 17–19). Przekleństwo to
dosięga teraz Jezusa. Jezus pracuje w krwawym pocie czoła, aby nam otworzyć ciasne drzwi
prowadzące do zbawienia, aby odwołać rzucone przekleństwo.

Kontemplujmy z całą czcią krople krwawego potu Jezusa, które wsiąkają w ziemię i w ten
sposób odwołują przekleństwo rzucone w raju. Dziękujmy Jezusowi za to, że dał się
obarczyć naszym grzechem, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości. Dziękujmy Mu za
Jego ciężką pracę w Ogrójcu i prośmy, abyśmy obficie korzystali z jej owoców.

5. Modlitwa warunkiem zwycięstwa nad pokusą

Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł do nich:
Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
.

Wstanie Jezusa od modlitwy po dramatycznej, ciężkiej walce jest znakiem odniesionego
zwycięstwa. Wola Ojca zwyciężyła w tym decydującym momencie dla Jezusa, a w Nim dla
całej ludzkości. Wstanie od modlitwy jest także zapowiedzią powstania Jezusa z martwych.
Męka i śmierć, choć chwilowo powali Jezusa na ziemię, nie zwycięży Go jednak. Zły duch
posługując się grzechami całej ludzkości, nie uśmierci na wieki Syna Bożego, ale jedynie
zmiażdży mu piętę. Chrystus zaś swoim powstaniem z martwych zmiażdży mu głowę (Rdz 3,
15).

O ile Jezus w Ogrójcu odniósł zwycięstwo nad pokusą, uczniowie zostali przez nią
całkowicie pokonani. Gdy On się modlił, oni spali. Sen uczniów możemy dobrze zrozumieć.
Gdy Jezus i uczniowie przybyli do Ogrodu, była już z pewnością późna noc. Musieli być
zmęczeni. Miniony dzień pełen był głębokich przeżyć, napięć, lęku, miłości, uczuć do głębi
poruszających serce człowieka
(J.–P. Roux). Ewangelista dodaje jednak, iż Jezus zastał
uczniów śpiących ze smutku. Nawet ci trzej wybrani nie są w stanie znieść wstępnej próby,
choć trwa ona tak krótko, najwyżej kilka godzin
(J.–P. Roux).

background image

Sen ze smutku to chęć ucieczki od trudnej rzeczywistości, przed którą postawiło Apostołów
ich pójście za Jezusem. Ich sen jest odruchową, nieuświadomioną próba zapomnienia o tym,
co trudne i bolesne. Uciec, nie myśleć, zapomnieć — oto naturalna reakcja obronna
człowieka stojącego wobec bardzo bolesnych wydarzeń. Uczniowie nie przyjęli Jezusowego
napomnienia: Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie. Ich ucieczka w chwili aresztowania
Jezusa będzie jedynie konsekwencją poddania się pokusie odwodzącej od modlitwy; będzie
konsekwencją bierności i braku walki wewnętrznej. Jeśli zło nie zostanie pokonane w sercu
poprzez wytrwałą i wierną modlitwę, staje się rzeczą wprost niemożliwą pokonać je
w konkretnej rzeczywistości dnia codziennego.

Reflektując nad naszym codziennym grzechem możemy łatwo zauważyć ten sam proces.
Uleganie ludzkiej ułomności, słabości, poddanie się jakiejś moralnej nędzy, jest najczęściej
wynikiem naszej bierności duchowej i braku zmagania się na modlitwie. By oprzeć się
pokusie nie wystarczy chwilowy wysiłek dobrej woli w czasie trwania samej pokusy.
Konieczna jest postawa walki na modlitwie w całym życiu. Tę konieczność modlitwy do
zwycięskiej walki z pokusą przypomni Jezus ponownie swoim uczniom: Czemu śpicie?
Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie
.

Na zakończenie naszej modlitwy prośmy, aby kontemplowany obraz Jezusa pogrążonego
w dramatycznej walce w Ogrójcu uświadomił nam dramatyzm naszej ludzkiej sytuacji.
Życie człowieka nie może być traktowane jak tania zabawa. Człowiek, który usiłuje uczynić
ze swojego życia łatwą komedię, nierzadko przekonuje się, iż nagle życie przemienia się
w bolesną i nieznośną tragedię. Prośmy o głęboką świadomość, że za nasze życie jesteśmy
odpowiedzialni przed naszym Ojcem niebieskim. Prośmy także o wielkie pragnienie
modlitwy, która zapewnia nam ostateczne zwycięstwo nad wszelkimi siłami w naszym
sercu, które opierają się Bogu. Jedynie sam Bóg może sprawić, że nasza walka z grzechem
będzie zwycięska, jak zwycięska była walka Jezusa.

VII. POJMANIE JEZUSA

Gdy On jeszcze mówił, oto zjawił się tłum. A jeden z Dwunastu, imieniem Judasz, szedł na
ich czele i zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować. Jezus mu rzekł: Judaszu, pocałunkiem
wydajesz Syna Człowieczego? Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: Panie,
czy mamy uderzyć mieczem? I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu
prawe ucho. Lecz Jezus odpowiedział: Przestańcie, dosyć! I dotknąwszy ucha, uzdrowił go.
Do arcykapłanów zaś, dowódcy straży świątynnej i starszych, którzy wyszli przeciw Niemu,
Jezus rzekł: Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy codziennie bywałem u was
w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności
(Łk 22, 47–53).

background image

To powiedziawszy Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do
którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo
Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz
strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią.
A Jezus wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich:
Kogo szukacie? Odpowiedzieli Mu: Jezusa z Nazaretu. Rzekł do nich Jezus: Ja jestem.
Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem,
cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: Kogo szukacie? Oni zaś powiedzieli:
Jezusa z Nazaretu. Jezus odrzekł: Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie
szukacie, pozwólcie tym odejść! Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział:
Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś. Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie
miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię
Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha,
który Mi podał Ojciec? Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi
pojmali Jezusa
(J 18, 1–12). Wtedy opuścili Go wszyscy (uczniowie) i uciekli (Mk 14, 50).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie najpierw Judasza, który idzie na czele
straży świątynnej, zbliża się do Jezusa i całuje Go. Wsłuchajmy się z uwagą w słowa Jezusa:
Przyjacielu, po coś przyszedł? (Mt 26, 50). W drugim obrazie zaś zauważmy związanego
Jezusa, którego straż świątynna prowadzi na przesłuchanie do Annasza i Kajfasza.
Dostrzeżmy też uczniów uciekających pośród nocnych ciemności.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o dogłębne odczucie miłości Jezusa, który
choć zdradzony przez Judasza, jednak sam dobrowolnie wydaje się w ręce wrogów. W ten
sposób bierze na siebie wszystkie ludzkie krzywdy i niesprawiedliwości. Prośmy także,
abyśmy wzorem Chrystusa, biorąc na siebie brzemiona innych, przerywali łańcuch zła, który
zniewala ludzkość.

1. Jeden z Dwunastu

Kiedy Jezus wstał od modlitwy i po raz trzeci obudził uczniów oto nadszedł Judasz, jeden
z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami od arcykapłanów i starszych ludu
(Mt
26, 47). Judasz dobrze znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili
(J 18, 2). Zdrajca szedł na czele straży świątynnej. Zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować.
Jezus mu rzekł: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?

Św. Łukasz stawia Judasza w scenie pojmania na czele nieprzyjaciół Jezusa. Jako pierwszy
podchodzi do Mistrza, aby Go zdradzić pocałunkiem. Widzimy bardzo mocny kontrast
w jego zachowaniu. Stojąc po stronie nieprzyjaciół czyni znak intymnej przyjaźni. Właśnie
ten podstęp i obłuda zdrajcy stawiają go na czele nieprzyjaciół Mistrza. Judasz jest
pierwszym nieprzyjacielem.

Judasz, postać tragiczna, przyciągał uwagę wielu pisarzy i artystów, którzy chcieli
zrozumieć najgłębsze motywy jego postępowania, chcieli zrozumieć historię jego życia. Nie

background image

brakowało w literaturze obrońców Judasza, którzy szukali usprawiedliwienia dla jego
zdradzieckiego czynu. W 1984 roku ukazała się we Francji książka pt. Święty Judasz. Autor
odwołując się do swojej bujnej wyobraźni czyni z Judasza bohatera wyzwolenia
narodowego, które jednak nie powiodło się z powodu nieporadności politycznej Jezusa.

Zdradziecki pocałunek jest czynem, w świetle którego interpretuje się całe życie Judasza.
Judasz Iskariota w katalogu imion Apostołów wymieniany jest zwykle na końcu ze
wzmianką, iż to on właśnie zdradził Jezusa.

Jan Ewangelista, który najpełniej opisał sylwetkę psychologiczną Iskarioty, przytacza słowa
Jezusa o Judaszu wypowiedziane po sławnej mowie w Kafarnaum, po której odeszło wielu
uczniów: Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem. Mówił zaś
o Judaszu, synu Szymona Iskarioty. Ten bowiem — jeden z Dwunastu — miał Go wydać
(J 6,
70–71).

Wydaje się, że od samego początku swojego powołania Judasz miał trochę inną wizję
swojego towarzyszenia Jezusowi, niż jego Mistrz. Twarda mowa Jezusa w Kafarnaum, jak
wskazują niektórzy egzegeci, była dla Judasza punktem zwrotnym. Judasz nie łudzi się już,
że Jezus spełni jego oczekiwania. Zdecydowanie odrzucił więc Jezusa w sercu. I chociaż Go
odrzucił, jednak nie odszedł od Niego, jak uczynili to w tym momencie inni uczniowie. I ten
właśnie wewnętrzny opór wobec Jezusa złączony z cynicznym pozostaniem z Nim, uczynił
Judasza twardym.

W czasie Ostatniej Wieczerzy po zapowiedzi zdrady Judasz sam pyta, czy jest zdrajcą. Jezus
odpowiada mu: Tyś powiedział. Judasz odchodzi z Wieczernika przed ustanowieniem
Eucharystii. A była noc — dodaje lakonicznie Jan. Szczegół dokładnie zapamiętany przez
świadka, który widział, jak otwierają się drzwi na ciemność tarasu i jak w mrokach znika
postać zdrajcy biegnącego ku swej zgubie. Ten obraz godny wielkiego pisarza przywodzi na
myśl inny obraz: obraz jeszcze bardziej nieprzeniknionych ciemności, w które wciągany
przez potworny los i na ślepo wiedziony przez grzech zapada ów człowiek, którego opór
uczynił twardym
(H. Daniel–Rops).

Po odejściu z Wieczernika Judasz pojawia się na Górze Oliwnej na czele nieprzyjaciół
Jezusa. I choć Jezus uprzedza zdradziecki pocałunek Judasza słowami: Judaszu,
pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?
i sam siebie wydaje w ręce nieprzyjaciół, to
jednak Judasz spełnia swój haniebny czyn zdrajcy. Całuje Mistrza, choć ten znak okazał się
zupełnie zbędny dla wydania Jezusa.

Na czym polega istota grzechu zdrady? Dlaczego w momencie zrozumienia swojego błędu
Judasz nie miał odwagi prosić Jezusa, jak Piotr, o przebaczenie? Kiedy Judasz odrzucił
ostatecznie Jezusa, zamknął się w sobie. Odtąd prowadził podwójną grę. Powoli stawał się
nie tylko twardy, ale także i cyniczny. I właśnie ta podwójna gra ostatecznie
zdemoralizowała Judasza i doprowadziła go do odegrania roli zdrajcy. Długi opór wobec
Jezusa uczynił serce Judasza zdradliwym. Podwójna gra uczyniła Judasza diabłem.

background image

Będąc diabłem stał się jednocześnie małym człowiekiem, który wszystkich wykorzystuje i na
wszystkim zarabia. Podkradanie ze wspólnej kasy, oszustwa, podstęp i zdrada, to owoce
jego cynicznego towarzyszenia Jezusowi. Z żalem chciwca patrzy na marnowanie
drogocennego olejku nardowego, który Maria wylewa na nogi Jezusa. Sam też proponuje się
arcykapłanom jako zdrajca, żądając za ten czyn wynagrodzenia. Oni dają mu 30 srebrników.
Jest to suma, jaką prawo Mojżesza wyznacza za niewolnika (por. Wj 21, 32).

Serce tych, którzy świadomie kroczą podwójną drogą zawsze się deprawuje. Deprawuje się
serce człowieka o podwójnej moralności. Historia Kościoła, także w naszych czasach,
nieustannie potwierdza to, co Ewangeliści chcieli nam przekazać wspominając tak często
Judasza i opowiadając nam jego haniebną historię. Diabeł jest znudzony, diabeł niedoszły
mnich
(C. S. Lewis).

Każdy człowiek ma chwile zwątpienia, zagubienia i niepewności. Mieli je także wszyscy
Apostołowie. W takich momentach trzeba przyjmować postawę prawego szukania wyjścia
z trudności. Jeżeli człowiek jest uczciwy wobec siebie i pragnie być uczciwym wobec Boga,
to — pomimo swojego zagubienia czy wręcz nędzy moralnej — zawsze odnajdzie właściwą
drogę do Boga. Człowiek otwarty i szczery, nawet jeżeli ulega ludzkiej słabości, nigdy nie
stanie się twardy i cyniczny.

Prośmy, aby głęboka świadomość realnego niebezpieczeństwa płynącego z sił przeciwnych
Bogu, które działają w nas, czyniła nas ludźmi pokornymi, ludźmi zaufania, szczerości.
Prośmy, abyśmy mieli odwagę wypowiadać otwarcie przed sobą, przed Bogiem i przed
Kościołem nasze niewierności, zdrady, oszustwa. Prośmy, abyśmy nie pozwolili
demoralizować się naszemu sercu.

2. Wydanie się w ręce nieprzyjaciół

Opis pojmania ukazany jest nie tyle jako uwięzienie Jezusa przez arcykapłanów, dowódców
straży świątynnej i starszych
(por. Łk 22, 52), ale raczej jako Jego dobrowolne wydanie się
w ich ręce. W całym opisie pojmania Jezus całkowicie panuje nad sytuacją. Nawet na chwilę
nie traci nad nią kontroli. Samo aresztowanie wspomniane jest zaledwie w końcowej części
opisu (Łk 22, 54). Rola tłumu uzbrojonego w kije i miecze zredukowana jest w Ewangelii
Łukaszowej i Janowej do roli świadków słów i czynów Jezusa. W ten sposób Ewangeliści
podkreślają, że Jezus sam dobrowolnie przyjmuje kielich męki z ręki swojego Ojca.

Jan Ewangelista ponadto wyraźnie ukazuje, iż Jezus posiada Boską władzę nad swoimi
nieprzyjaciółmi. Na Jego pytanie: Kogo szukacie? Jego wrogowie odpowiedzieli Mu: Jezusa
z Nazaretu
. Kiedy usłyszeli odpowiedź Jezusa Ja jestem, cofnęli się i upadli na ziemię.
Słowa Ja jestem przywołują nam na pamięć słowa Jahwe powiedziane do Mojżesza: Jestem,
który jestem
(Wj 3, 14). W chwili aresztowania Jezus objawia swoim wrogom swoje
Bóstwo, a mimo to dobrowolnie wydaje się w ich nieprawe ręce. To dobrowolne wydanie
się w ręce wrogów sam przepowiedział: Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać.

background image

Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów
odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca
(J 10, 17).

W obecnej modlitwie kontemplujmy Jezusa, który dobrowolnie oddaje się w ręce
nieprzyjaciół. Podziwiajmy Jego mężną uległość. Idzie na mękę jak baranek na rzeź
prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich
(Iz 53,
7). Prośmy Jezusa, aby Jego postawa była dla nas wezwaniem do naśladowania Go w tym,
co dla nas najtrudniejsze i najboleśniejsze: w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelkiej
zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy
Majestat twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
(ĆD, 98).

3. Przestańcie, dosyć!

Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: Panie, czy mamy uderzyć mieczem?
I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Lecz Jezus
odpowiedział: Przestańcie, dosyć! I dotknąwszy ucha, uzdrowił go
.

Apostołowie towarzyszący Jezusowi w Ogrodzie Oliwnym nie rozumieją jeszcze Jego misji,
nie rozumieją tego, co teraz czyni. Kierują się mentalnością starego prawa: Twe oko nie
będzie miało litości. Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka za rękę, noga za nogę
(Pwt
19, 21). Pytają wprawdzie Jezusa, czy mają bronić Go mieczem, ale zanim jeszcze usłyszeli
Jego odpowiedź, Piotr uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho. Jezus nie
akceptuje jednak ich przemocy. Nie pozwala bronić się mieczem. Natychmiast zatrzymuje
ich zbrojną akcję mówiąc: Przestańcie, dosyć! Słowa Jezusa są wyrazem Jego
zniecierpliwienia wobec uczniów. Nie rozumieją oni najtrudniejszego przykazania
miłowania nieprzyjaciół. Nawet to małe zło, które wyrządzili słudze, Jezus naprawia
w sposób cudowny: dotknąwszy ucha, uzdrowił sługę.

Jezus nie zrzuca na innych zła, które spadło na Niego. Bierze je na siebie, by ponieść
i zawiesić na krzyżu. Jako pierwszy przerywa łańcuch ludzkiej nieprawości, przekazywany
z pokolenia na pokolenie. Swoją postawą zaprasza nas do naśladowania Go. Przykazanie:
miłujcie waszych nieprzyjaciół (Mt 5, 44) jest wezwaniem, abyśmy zło dobrem zwyciężali
(por. Rz 12, 21). Jeżeli Chrystus oddał za nas życie swoje, my także winniśmy oddawać życie
za braci
(1 J 3, 16).

W codziennym naszym życiu, kiedy spotykają nas nawet drobne krzywdy,
niesprawiedliwości, jesteśmy kuszeni, aby odpłacać złem za zło. Nasze przykre
i niecierpliwe odpowiedzi, gniew, podtrzymywane urazy, chęć zemsty demaskują nasz brak
miłości nieprzyjaciół. W tej kontemplacji zobaczmy całą naszą ludzką bezradność i niemoc
wobec najmniejszych krzywd, niesprawiedliwości, które nas spotykają. Zobaczmy, jak
bardzo jeszcze kierujemy się chęcią odwetu; jak bardzo głęboko tkwią w nas drobne nieraz
urazy, których nie umiemy oddać Bogu do końca; jak bardzo przylegamy do starego prawa,
które nie zna litości, ale stosuje twardą zasadę: Życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, ręka
za rękę, noga za nogę
. Prośmy Jezusa, który obarcza siebie naszymi cierpieniami, abyśmy

background image

dostrzegli naszą starotestamentalną mentalność. Prośmy, abyśmy wzorem Chrystusa, biorąc
na siebie brzemiona innych, przerywali łańcuch zła, który zniewala ludzkość.

4. Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę

Chociaż Jezus nie odpłaca złem za zło, ale sam bierze je na siebie, to jednak nie waha się
demaskować zła. Miłość nieprzyjaciół nie oznacza bowiem pochwały dla
niesprawiedliwości i zła. W dobrze rozumianej miłości nieprzyjaciół nie ma lęku. Lęk
wobec nieprzyjaciela sprawia, że w sytuacjach nieporozumień i konfliktów przyjmujemy
postawę cierpiętniczego wycofania się z życia i pasywnej uległości. Nierzadko postawa ta
jeszcze bardziej rozpala gniew i agresję człowieka, który nie umie lub też nawet nie chce
rozpoznać najgłębszych motywów swojego działania.

Jezus nie lęka się tych, którzy Go krzywdzą. Z naciskiem podkreśla, że to, co Go spotyka,
jest niesprawiedliwością i bezprawiem: Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy
codziennie bywałem u was w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza
godzina i panowanie ciemności
. Postępowanie arcykapłanów wobec Jezusa cechuje podstęp
i nieuczciwość. Działają, podobnie jak Judasz, pod wpływem szatana.

Miłość nieprzyjaciół wyraża się z jednej strony w odważnym zatrzymaniu zła na sobie i
w przezwyciężaniu go dobrem; z drugiej zaś w trosce o duchowe dobro człowieka, który nas
krzywdzi. Jezus w spotkaniu z ludźmi, którzy są wobec Niego niesprawiedliwi, wyraża
troskę o ich najgłębsze duchowe dobro. Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego.
A jeżeli dobrze, to czemu Mnie bijesz?
(J 18, 23) — powie Jezus słudze najwyższego
kapłana, kiedy ten uderzy Go niesprawiedliwie w czasie przesłuchania. Tymi słowami
Chrystus zwraca uwagę słudze nie tylko na niesprawiedliwość, której doznaje, ale także na
krzywdę, jaką on sam wyrządza sobie swoim nieuczciwym postępowaniem. Pytaniem:
Czemu Mnie bijesz? Jezus wzywa go do refleksji i zastanowienia się nad sobą: Kim ty jesteś,
człowieku? Co ty robisz z sobą samym bijąc bezbronnego i niewinnego człowieka, który stoi
przed tobą?
W pytaniu Jezusa zawiera się wezwanie do widzenia siebie w prawdzie i do
wewnętrznego nawrócenia. Podobne pytanie pełne miłości i troski zada Jezus Judaszowi:
Przyjacielu, po coś przyszedł? (Mt 26, 50) — Przyjacielu, co ty robisz ze sobą? Dokąd
zmierzasz? Jaki będzie twój koniec, jeżeli dalej tak będziesz postępował?
W pytaniach
Jezusa nie ma cienia zemsty, nienawiści czy ironii, ale jedynie pragnienie udzielenia
pomocy człowiekowi w jego zagubieniu i słabości.

Dla nas, którzy tak łatwo czujemy się zranieni najmniejszą niesprawiedliwością, jest rzeczą
bardzo trudną oddzielić niechęć i pragnienia zemsty od demaskowania zła i udzielania
pomocy duchowej krzywdzicielowi. Nie jest bynajmniej rzeczą prostą oddzielić grzech od
grzesznika, krzywdę od krzywdziciela, słabość od człowieka słabego. Potrzeba do tego
wielkiej wolności wewnętrznej wobec doznanej niesprawiedliwości i krzywdy. Kiedy
jesteśmy mało jeszcze świadomi siebie, kiedy podtrzymujemy wewnętrzne poczucie
krzywdy, wówczas napominanie, zwracanie uwagi, domaganie się sprawiedliwości może
łatwo stać się zracjonalizowanym odruchem niechęci i zemsty. Stąd też zanim będziemy

background image

kogokolwiek upominać, potrzebujemy modlitwy o wewnętrzną wolność i o ducha
przebaczenia.

W obecnej kontemplacji przywołajmy kilka sytuacji, w których doznaliśmy, naszym
zdaniem, niesprawiedliwego traktowania. Jaki był nasz pierwszy spontaniczny odruch
w takiej sytuacji: zamykanie się w sobie, obrażanie się, zacięte milczenie, czy też odwrotnie
— odruchowe wypowiadanie żalu, odcinanie się przykrym słowem? Czy w sytuacji
skrzywdzenia i niesprawiedliwości pokonywaliśmy i przekraczaliśmy nasze naturalne
spontaniczne odruchy? Przedstawmy Jezusowi owoce naszej refleksji nad sobą i prośmy Go,
aby Jego wolność i odwaga wobec niesprawiedliwego traktowania Go były dla nas szkołą
miłości nieprzyjaciół.

5. Ucieczka Apostołów

Kiedy Jezusa aresztowano, uczniów ogarnął paniczny lęk. Opuścili Go wszyscy (uczniowie)
i uciekli
(Mk 14, 50). Lęk uczniów był — po ludzku rzecz biorąc — mocno uzasadniony.
Wszelkie rozruchy i bunty mające choćby mały wydźwięk polityczny w Palestynie
w czasach Jezusa topiono bezlitośnie we krwi.

Jezus, Bóg–Człowiek został zdradzony, opuszczony. Otoczony dotąd życzliwością, miłością
i przyjaźnią Matki, przybranego Ojca, prostych, ale przecież bardzo oddanych Mu uczniów,
w Ogrójcu doświadczył nagle jednego z najbardziej przykrych ludzkich odczuć:
osamotnienia, opuszczenia i zdrady.

W obecnej kontemplacji chciejmy najpierw wczuć się w osamotnienie Jezusa
pozostawionego przez najbliższych, a następnie przywołajmy także nasze doświadczenia
opuszczenia, samotności, zdrady. Przypomnijmy sobie ból z nimi związany. Z jakimi
osobami związany jest ten ból i cierpienie? Przypomnijmy sobie także odruchowy żal, jaki
rodził się czy też jeszcze rodzi się w nas.

W naszym życiu byliśmy nie tylko odrzucani, opuszczani i zdradzani, ale sami także
odrzucaliśmy, opuszczaliśmy, a może nawet zdradzaliśmy innych. Przypomnijmy sobie
osoby i sytuacje, w których miało to miejsce. Chciejmy wczuć się w ból tych, których
zraniliśmy. Prośmy, abyśmy zrozumieli, iż w swojej męce Jezus wziął na siebie nie tylko
bolesne doświadczenie wszystkich osamotnionych, opuszczonych i zdradzonych, ale także
grzech odrzucania innych, grzech gardzenia innymi, grzech zdrady. Dziękujmy Mu, iż od
chwili pojmania bierze na siebie i przezwycięża całą naszą niezdolność do przyjmowania
i dawania miłości.

VIII. JEZUS PRZED WYSOKĄ RADĄ

background image

Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie
zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. (...) Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali
fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek
występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i zeznali: On powiedział:
Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować. Wtedy powstał najwyższy
kapłan i rzekł do Niego: Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie? Lecz
Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: Poprzysięgam Cię na Boga żywego,
powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży? Jezus mu odpowiedział: Tak, Ja Nim jestem.
Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy
Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich. Wtedy najwyższy kapłan rozdarł
swoje szaty i rzekł: Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście
bluźnierstwo. Co wam się zdaje? Oni odpowiedzieli: Winien jest śmierci. Wówczas zaczęli
pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: Prorokuj nam,
Mesjaszu, kto Cię uderzył? (...) A gdy nastał ranek, wszyscy arcykapłani i starsi ludu
powzięli uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go zgładzić
(Mt 26, 57–68; 27, 1).

Skoro dzień nastał, zebrała się starszyzna ludu, arcykapłani i uczeni w Piśmie i kazali
przyprowadzić Go przed swoją Radę. Rzekli: Jeśli Ty jesteś Mesjasz, powiedz nam! On im
odrzekł: Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi.
Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej. Zawołali
wszyscy: Więc Ty jesteś Synem Bożym? Odpowiedział im: Tak. Jestem Nim. A oni zawołali:
Na co nam jeszcze potrzeba świadectwa? Sami przecież słyszeliśmy z ust Jego
(Łk 22, 66–
71).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Zatrzymajmy się na jednym obrazie — przedstawmy sobie
Jezusa poniżanego wobec Wysokiej Rady. Zauważmy bicie Go pięściami, policzkowanie
Go, plucie na Niego. Dostrzeżmy też, iż Jezus znosi wszystkie te obelgi i niesprawiedliwości
z wewnętrznym pokojem.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o to, o co wypada prosić w czasie (rozważania) męki,
a mianowicie o boleść wespół z Chrystusem pełnym boleści, o udrękę serca z Chrystusem
udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał
za mnie
(ĆD, 203). Prośmy także, abyśmy naśladując postawę Jezusa, przyjmowali z pokorą
niesprawiedliwe sądy i opinie, z którymi możemy się spotkać w naszym życiu.

1. Nocne przesłuchanie

Aresztowanego Jezusa straż świątynna, po przesłuchaniu u Annasza, powiodła do Kajfasza,
wokół którego zebrała się cała starszyzna żydowska. Chrystus staje wobec tych, którym
wielokrotnie mówił biada, których nazywał grobami pobielanymi: Biada wam, uczeni
w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy! Bo podobni jesteście do grobów pobielanych, które
z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa
(Mt 23, 27).

background image

W czasie przesłuchania Wysoka Rada stawiając zarzuty Jezusowi powoływała się na
świadków. Ewangeliści nazywają jednak tych świadków fałszywymi. Wszyscy oni plątali
się w zeznaniach, ponieważ były one fabrykowane, bez większej troski o jakąkolwiek
dokładność i precyzję. Oskarżenia te polegały głównie na przytaczaniu zniekształconych
wypowiedzi Jezusa, których nie usiłowano bynajmniej wyjaśniać. Świadectwa przeczyły
sobie nawzajem. I choć podstawieni świadkowie kompromitowali cały proces, to jednak nie
przejmowano się zbytnio tym faktem. Ci sami faryzeusze, którzy znani byli z legalnej
dokładności i jurydycznej przesady, w przypadku Jezusa nie robili sobie najmniejszych
wyrzutów z powodu łamania prawa wobec Jego Osoby. Sprawa Jezusa wydawała się im tak
oczywista i przewaga nad bezbronnym człowiekiem tak wielka, iż nikt specjalnie nie starał
się stwarzać pozorów rzeczywistego procesu sądowego. Proces ten był jawnym bezprawiem.

Aby zakończyć ten kompromitujący chaos przesłuchania postawiono w końcu dwóch
świadków. Mieli oni ratować tę parodię sądu. Obaj zgodnie zeznali, że Jezus powiedział, iż
może zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować. Wtedy powstał najwyższy
kapłan i rzekł do Niego: Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie? Lecz
Jezus milczał
. Ale także i te świadectwa były fałszywe, ponieważ opierały się na
zniekształconym rozumieniu nauki Jezusa. Jezus nie zagrażał świątyni zbudowanej
z kamienia rękami ludzkimi. Świątynię tę kochał i podziwiał, jak każdy pobożny Żyd. Jezus
mówił o świątyni swojego ciała zapowiadając swoją śmierć i zmartwychwstanie.

I chociaż arcykapłan wezwał Jezusa, aby udzielił zdecydowanej odpowiedzi na ten
konkretny zarzut, to jednak Jezus milczał. Ci ludzie nie przesłuchiwali Go, aby odkryć
prawdę. Oni nie szukali prawdy. Zaślepieni nienawiścią i lękiem o siebie byli niezdolni do
szukania prawdy. Człowiek ogarnięty namiętnością nie jest zdolny usłyszeć i zrozumieć
bliźniego, który mówi prawdę. Na wszystko bowiem patrzy poprzez pryzmat swojej
namiętności. Aby przerwać kłopotliwe milczenie, arcykapłan zapytał Jezusa: Poprzysięgam
Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?
I chociaż arcykapłan
był człowiekiem ogarniętym lękiem i nienawiścią, wezwał imienia Bożego. Teraz Jezus nie
mógł dłużej milczeć. Musiał dać świadectwo prawdzie. Właśnie po to przyszedł na świat.
Nie dbał o to, iż świadectwo nie będzie przyjęte, ale zostanie obrócone przeciwko Niemu.
Po tym uroczystym wezwaniu arcykapłana Jezus jasno i zdecydowanie odpowiedział: Tak,
Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po
prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich
.

Dawanie świadectwa prawdzie nie może być uzależnione od korzystnych okoliczności
zewnętrznych czy też od nastrojów wewnętrznych. Kiedy przywódcy narodu wybranego,
wzywając na świadka samego Boga Jahwe, zadają Jezusowi pytanie o Jego pochodzenie
i Jego misję, Jezus musi przemówić. Jako odpowiedzialni za naród mieli prawo wiedzieć,
kim jest Ten, który podaje się za Mesjasza i jaka jest Jego misja, nawet jeżeli nie uznają
Jego posłania, ale potępią Go w imieniu całego narodu i skażą na śmierć. Prawda pozostaje
prawdą niezależnie od tego, czy jest akceptowana czy też odrzucana przez ludzi. Jezus daje
świadectwo Prawdzie za cenę swojego życia. Odtąd za przykładem Jezusa wielu Jego
uczniów będzie więzionych, upokarzanych, wyśmiewanych, torturowanych, skazywanych

background image

na śmierć tylko dlatego, że wobec niesprawiedliwych sądów i władców przyznawać się będą
odważnie, iż są uczniami Jezusa.

Na tę pełną majestatu odpowiedź Jezusa: Tak, Ja Nim jestem, arcykapłan rozdarł szaty.
Trzask rozdzieranego materiału zmieszał się ze słowami: Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze
potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje? Oni
odpowiedzieli: Winien jest śmierci
. Wybuchł okrzyk histerycznego oburzenia.

Po zakończeniu nocnej narady Jezus został przekazany straży świątynnej. Nastąpiła
wówczas wstrząsająca scena. Zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni
policzkowali Go i szydzili: Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył?
H. Daniel–Rops tak
komentuje tę scenę: Już nikt nie krył się ze swoją nienawiścią i nie hamował jej w żaden
sposób. Nie trzeba było zachęcać tych ludzi o psychice lokajskiej, by nadużywali władzy nad
człowiekiem zdanym na ich łaskę. Zresztą któż im polecił, by Jezusa szanowali? Nienawiść
wybuchła w sposób najbardziej dziki, ale może i najprawdziwszy. U dostojników Świątyni
była jeszcze zawoalowana pozorami praworządności; tu wśród tego wyjącego motłochu,
zrzuciła zupełnie maskę
. Tak więc dosłownie wypełnione zostało proroctwo Izajasza
o cierpiącym Słudze Jahwe oraz proroctwo Psalmu 22, którym modlił się sam Jezus na
krzyżu: Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę (Iz 50, 6). Ja zaś
jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu. Szydzą ze mnie
wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową: Zaufał Panu, niechże
go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje
(Ps 22, 7–9).

Do narodu wybranego przyszedł wreszcie długo oczekiwany Mesjasz, którego od dawna
zapowiadali prorocy. Przyszedł Ten, za którym tęskniły całe pokolenia. Przyszedł
i uroczyście oświadczył: Ja nim jestem. I właśnie w momencie uroczystego objawienia się
prawowitym przedstawicielom narodu wybranego, doznał od nich najgłębszego poniżenia,
pogardy i odrzucenia. Człowiek splunął Bogu–Człowiekowi w twarz. Gdyby oblicze Jezusa
miało w tym momencie majestatyczny blask, jaki Mu przypisujemy, to ci nieprawi ludzie
trzymaliby się z daleka. Ale Jezus upodobnił się do szarego człowieka. Upodobnił się do
ludzi zmęczonych, przepracowanych, pokrzywdzonych, sponiewieranych, poniżanych,
prześladowanych za prawdę, za wiarę. Nie ma ludzkiego udręczenia, którego nie można by
odkryć w udręczeniu i sponiewieraniu Syna Bożego.

Kontemplując odwagę Jezusa w Jego dawaniu świadectwa prawdzie pytajmy siebie, jaka
jest prawda o nas samych; czy intymna więź z Osobą Jezusa jest dla nas najwyższą
wartością, która decyduje o naszym sposobie myślenia, odczuwania, o dokonywanych
wyborach, podejmowanych decyzjach? Czy nasza przynależność do Jezusa określa naszą
tożsamość i naszą misję życiową? Czy bylibyśmy zdolni oddać życie dla Jezusa, także
w śmierci męczeńskiej? To pytanie może nam wydać się niepotrzebne i nierealne w naszej
sytuacji. A jednak pytanie to może być ważne. Za nim kryje się bowiem pytanie o naszą
odwagę dawania świadectwa Jezusowi. Nie szukajmy odpowiedzi na zadane pytania
w naszych myślach, ale odwołajmy się do naszego codziennego życia, szczególnie zaś do
naszej miłości bliźniego. Nie bylibyśmy w stanie oddać życia dla Chrystusa, gdybyśmy nie
oddawali życia dla naszych bliźnich. Co chcielibyśmy powiedzieć Jezusowi poniżanemu

background image

i upokarzanemu o naszym świadectwie dawanym Jemu? Za co chcielibyśmy Mu
podziękować? Za co chcielibyśmy Go przeprosić?

2. Poranne przesłuchanie i wyrok Wysokiej Rady

Skoro dzień nastał, zebrała się starszyzna ludu, arcykapłani i uczeni w Piśmie i kazali
przyprowadzić Go przed swoją Radę
.

Przed podbiciem Palestyny przez Rzymian Sanhedryn posiadał realną władzę: wybierał
króla, w czasie jego nieobecności sprawował rządy. Pod okupacją rzymską miał już tylko
prawo sądzenia w sprawach religijnych
(J.–P. Roux). Po przesłuchaniu u najwyższego
kapłana Kajfasza, jeszcze w nocy kapłani i uczeni biegali po całym mieście, aby w trybie
natychmiastowym w bardzo wczesnych godzinach rannych zwołać Wysoką Radę. Ciągle
ten sam pośpiech; on to wprawia cały ten dzień w jakiś gorączkowy rytm, w pośpiech
zbrodni. Skoro tylko mrok okryje wzgórza (otaczające Jerozolimę) rozpocznie się oficjalna
Pascha: żaden z tych pobożnych Żydów nie mógł o tym zapomnieć
(H. Daniel–Rops).
Członkowie Sanhedrynu zdawali sobie sprawę, że mają bardzo mało czasu. Należało się
bardzo spieszyć.

Postawienie Jezusa przed Wysoką Radą miało charakter przesłuchania, a nie formalnego
sądu. Przeciwnicy Jezusa zdecydowali już dawno o Jego śmierci. Obecnie, przed wydaniem
Go w ręce rzymskiego prokuratora, pragną jedynie formalnego potwierdzenia dla podjętej
wcześniej decyzji. A gdy nastał ranek (...) powzięli uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go
zgładzić
.

Przesłuchanie przed Wysoką Radą było podobne do wcześniejszego przesłuchania przed
najwyższym kapłanem Kajfaszem. Teraz zaniechano już tylko oskarżenia o wzbudzanie
rozruchów, bo bardzo mało było dowodów na to, by Jezus chciał burzyć Świątynię
(H.
Daniel–Rops). Tym kolejnym przesłuchaniem chciano jedynie sprowokować Jezusa do
wyznania, że jest Synem Bożym, gdyż ono mogło stanowić podstawę do oskarżenia
o bluźnierstwo. Stąd też Wysoka Rada aż dwa razy zadaje Jezusowi pytanie o Jego
tożsamość: Jeśli Ty jesteś Mesjasz, powiedz nam! Po pozytywnej odpowiedzi Jezusa pytają
raz jeszcze: Więc Ty jesteś Synem Bożym?

Podobnie jak w przesłuchaniu nocnym u Kajfasza, tak i teraz ludzie ci nie byli uczciwi
wobec Jezusa. Nie szukali prawdy. Nie nurtowało ich pytanie, kim jest naprawdę ten
Człowiek. Szukali jedynie pretekstu, aby jak najszybciej mogli Go oskarżyć, potępić
i skazać na śmierć w majestacie swojego prawa. Chcieli zyskać na czasie. Zdawali sobie
sprawę, iż wymuszenie na Piłacie skazania tego Człowieka na śmierć nie będzie proste.
Jezus otwarcie demaskuje ich zakłamanie: Jeżeli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was
zapytam, nie dacie odpowiedzi.
Tragizm sytuacji polega na tym, iż sąd Wysokiej Rady,
przed którym staje Wcielony Syn Boży, występuje w imieniu Jahwe, Jedynego Boga.

background image

Kontemplując Syna Bożego stającego przed ludzkim sądem, chciejmy sobie uświadomić, iż
w ten sposób Jezus bierze na siebie grzechy niesłusznego sądzenia i potępiania, wszystkie
niesprawiedliwie wydane wyroki. Sądzenie i potępianie drugiego człowieka jest wielkim
grzechem, wchodzi bowiem w kompetencje samego Boga. Jezus powie wyraźnie: Nie
sądźcie, abyście nie byli sądzeni
(Mt 7, 1). Ostatecznie tylko do Boga należy wydawanie
decyzji o tym, kim jest naprawdę człowiek i na co naprawdę zasługuje swoim życiem
i postępowaniem. Tylko sam Bóg ma bezpośredni dostęp do ludzkiego serca i On jeden wie,
co naprawdę kryje się w człowieku. Niesprawiedliwe sądzenie Jezusa niech będzie dla nas
wezwaniem do szukania prawdy w naszych sądach i ocenach ludzi. Prośmy także, abyśmy
naśladując postawę Jezusa, przyjmowali z pokorą niesprawiedliwe sądy i opinie, z którymi
możemy się spotkać w naszym życiu.

3. Mesjasz, Syn Człowieczy, Syn Boży

Jezus dając świadectwo o sobie i swojej misji, używa trzech tytułów: Mesjasz, Syn
Człowieczy
, Syn Boży. W tych trzech imionach Jezusa widzimy stopniowe odsłanianie Jego
prawdy o sobie. Tytuł Mesjasza był dla Żydów współczesnych Jezusowi bardzo
dwuznaczny, ponieważ sugerował wizję przywódcy politycznego, który wyzwoli naród
wybrany spod panowania rzymskiego oraz odbuduje polityczne królestwo Izraela. Aby tytuł
Mesjasza był dobrze zrozumiany, Jezus nazywa siebie także Synem Człowieczym. Jezus
odwołuje się tutaj przede wszystkim do proroctwa Daniela: A oto na obłokach nieba
przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed
Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie
narody
(Dn 7, 13–14). Tytuł Syn Człowieczy posiada atrybuty, którymi przewyższa
Mesjasza, zwanego inaczej synem Dawida: pochodzi bowiem ze świata Boskiego,
transcendentnego
(X. L. Dufour). Trzeci wreszcie tytuł: Syn Boży kładzie kres wszelkim
wątpliwościom, kim jest Jezus. Podanie się za Syna Bożego oznacza więc szczyt
Objawienia.

Wiara w Jezusa jako Syna Bożego jest punktem wyjścia do rozważania tajemnic
Paschalnych Chrystusa. Męka i śmierć Jezusa mają nieskończoną Boską moc zbawczą tylko
dzięki Jego Bóstwu. Św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych zachęca, aby rozważać, jak
Bóstwo ukrywa się
w czasie męki Jezusa (ĆD, 196). To właśnie Bóstwo Jezusa sprawia, iż
wydarzenia, które w kategoriach ludzkich byłyby tylko upokorzeniem, klęską i śmiercią,
stają się ostatecznie źródłem zwycięstwa, wywyższenia i życia. Mówi o tym Izajasz: Po
udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. (...) W nagrodę przydzielę Mu tłumy,
i posiądzie możnych jako zdobycz za to, że Siebie na śmierć ofiarował
(Iz 53, 11–12). Takie
właśnie zwycięskie zakończenie historii swojego życia zapowiada Jezus ludziom, którzy
skazują Go na śmierć krzyżową: Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej
stronie Wszechmocy Bożej
.

Wyraźmy wiarę, iż Jezus, który stoi przed niesprawiedliwym ludzkim sądem, jest
prawdziwie Synem Bożym, Panem nieba i ziemi, a panowanie Jego jest wiecznym
panowaniem, które nie przeminie
(Dn 7, 14).

background image

IX. ZAPARCIE SIĘ PIOTRA

Wówczas Jezus rzekł do nich: Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane:
Uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei.
Odpowiedział Mu Piotr: Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię. Jezus mu
rzekł: Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie
wyprzesz. Na to Piotr: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. Podobnie
zapewniali wszyscy uczniowie. (...)

Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie
zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego
kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik.
(...)

Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: I ty
byłeś z Galilejczykiem Jezusem. Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: Nie
wiem, co mówisz. A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli:
Ten był z Jezusem Nazarejczykiem. I znowu zaprzeczył pod przysięgą: Nie znam tego
Człowieka. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: Na pewno i ty jesteś
jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: Nie
znam tego Człowieka. I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który
mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz
i gorzko zapłakał
(Mt 26, 31–35. 57–75).

...Ktoś inny począł zawzięcie twierdzić: Na pewno i ten był razem z Nim; jest przecież
Galilejczykiem. Piotr zaś rzekł: Człowieku, nie wiem, co mówisz. I w tej chwili, gdy on
jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na
słowo Pana, jak mu powiedział: Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz.
Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał
(Łk 22, 59–62).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Piotra, który po raz trzeci zaparł się
Jezusa. Z oddali słychać jeszcze pianie koguta. Jezus zaś wychodząc z pałacu arcykapłana
obraca się i patrzy z miłością na Piotra. Kontemplujmy najpierw wejrzenie Jezusa,
a następnie gorzki, ale jednocześnie serdeczny płacz Piotra.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o głębokie poznanie siebie samych oraz
najważniejszych motywów, którymi się w życiu kierujemy. Pełniejsze poznanie siebie
uczyni nas bardziej wrażliwymi i bardziej otwartymi na Słowo Jezusa. Módlmy się także
o płacz Piotra, w którym moglibyśmy wyrazić zarówno nasz żal za grzechy jak również
nasze przywiązanie i miłość do Jezusa jako naszego Mistrza.

background image

1. Zapowiedź zdrady

Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę pasterza, a rozproszą się
owce stada. Lecz gdy powstanę, uprzedzę was do Galilei
.

Po Ostatniej Wieczerzy i odśpiewaniu hymnu w drodze na Górę Oliwną Jezus zapowiada
zgorszenie i ucieczkę uczniów w czasie Jego męki. Tą zapowiedzią pragnie przygotować ich
do mężnego stawienia czoła słabości, która niedługo się w nich objawi. I chociaż uczniowie
zwątpią w Niego, Jezus zapowiada jednak, że On w nich nie zwątpi. Ich słabość nie
przekreśli Jego miłości do nich. Obiecuje czekać na nich w miejscu ich ulubionych
wspólnych spotkań: w Galilei.

Słysząc tę zapowiedź Piotr jak zwykle reaguje bardzo szybko, wręcz nerwowo: Choćby
wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię
. Swoją pewność wierności Jezusowi Piotr
buduje jednak tylko na osobistym subiektywnym przekonaniu. Piotr nie zna bowiem siebie
samego. Nie zna najgłębszych motywacji, którymi się kieruje. Ta sama gwałtowność
i niecierpliwość, z jaką Piotr zaprzecza słowom Jezusa, będzie miała miejsce także
w momencie zaparcia się Mistrza. Jezus jednak ostatni raz pragnie przestrzec Piotra,
upomnieć Go: Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się
Mnie wyprzesz
. Jezus pragnie powiedzieć Piotrowi: Nie bądź taki pewny siebie. Choć raz
uwierz moim słowom
. Piotr nie dał się jednak przekonać. Nie potraktował słów Jezusa na
serio. Z uporem twierdził dalej: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie.
Podobnie zapewniali wszyscy uczniowie
.

Słowa Piotra są zarówno wyrazem jego ludzkiej szlachetności, jak też jego poczucia
wyższości i dumy. Piotr czuje się mocniejszy i silniejszy od innych: Choćby wszyscy
zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię
. Te słowa wzięte same w sobie mogłyby wzbudzić
podziw i zachwyt: Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie. Czyż nie do
takiej postawy właśnie wzywał Jezus Piotra, kiedy powiedział do niego: Pójdź za Mną! (por.
Mt 4, 19)? Analizując same słowa, moglibyśmy powiedzieć, że Piotr wreszcie pojął, o co
naprawdę chodziło Jezusowi, kiedy tyle razy pouczał go i napominał. Ale Jezus patrzy nie
na słowa i gesty. Jezus patrzy na serce. I właśnie dlatego, iż Mistrz znał dobrze serce ucznia,
nie przyjął tych słów i nie ucieszył się nimi. To były tylko słowa, dźwięki. Nie miały
pokrycia w rzeczywistości. Były to słowa powiedziane na wyrost. Istniała wielka
rozbieżność pomiędzy tym, kim Piotr był naprawdę, a tym, co obiecywał sobie i innym.

Jezus nie mówi uczniom: Wy wszyscy zaprzecie się Mnie, ale wy wszyscy zwątpicie we
Mnie; wy wszyscy zgorszycie się ze Mnie
. Zgorszyć się w języku biblijnym, to napotkać
nieprzewidziany kamień. Zgorszenie jest przeszkodą, która staje się zarazem pułapką. Dla
uczniów nastąpi niespodziewane zderzenie między ideą, jaką mieli o Bogu, a tą która się
objawi tej nocy. Bóg Izraela, wielki, potężny, zwycięzca wrogów, który nigdy nie opuści
Jezusa, oto idea Boga, jaką przyswoili sobie ze Starego Testamentu. Jezus przestrzega
uczniów, iż będą musieli skonfrontować to, co myślą, z tym co nastąpi
(C. M. Martini). Jezus
poprzez mękę i śmierć objawi im inne oblicze Boga; oblicze, którego jeszcze nie znają. To
nowe oblicze Boga wywoła ich zgorszenie.

background image

Jedną z głównych przeszkód w naszym słuchaniu Jezusa jest brak znajomości siebie samych
oraz nasze fałszywe pojęcie o Bogu. Często nie docieramy do istoty słów Jezusa tylko
dlatego, iż ślizgamy się po powierzchni naszych pobożnych życzeń, opartych nierzadko na
nieakceptacji siebie samych i nieznajomości Boga. Jan Paweł II stwierdza, iż człowiek
współczesny żyje często poza sobą, ponieważ zajęty jest zbytnio rzeczami zewnętrznymi.
Piotr żył jeszcze poza sobą, zbytnio zajęty tym, co zewnętrzne i dlatego właśnie nie
rozumiał najgłębszego sensu słów Jezusa. Zamiast ich słuchać, usiłować rozumieć,
przyjmować je i wcielać w życie, Piotr dyskutuje z nimi. Dyskusje Piotra są jedynie
jałowymi intelektualnymi konstrukcjami, które mają ukryć jego zalęknione serce.

Podobnie jak Piotr, my również często składamy Bogu różne szlachetne i ofiarne deklaracje,
postanowienia. Czujemy nieraz w sobie jakąś pełnię religijnej euforii, czujemy, że my
naprawdę kochamy Boga, naprawdę chcemy zmienić siebie. Jeżeli ktoś wątpi w nasze
wielkie i szlachetne słowa, wówczas łatwo się obrażamy mówiąc z pretensją: Dlaczego mi
nie wierzysz?
Ale wystarcza, że spotyka nas jakieś małe zagrożenie, odrzucenie lub po
prostu zmiana wewnętrznego nastroju emocjonalnego, a reagujemy i zachowujemy się
w taki sposób, że nie poznajemy siebie samych. Prośmy w tej modlitwie o dogłębne
poznanie naszego serca oraz najgłębszych motywów, którymi się ono kieruje. Słuchając
Jezusa i Jego słowa odkryjemy nasze serce.

2. Nie znam tego Człowieka

Aresztowanie Jezusa było dla wszystkich uczniów szokiem. Wszyscy, a wśród nich także
Piotr, opuścili Jezusa i uciekli. W tym momencie Piotr jest całkowicie zdezorientowany
w swojej tożsamości. Nie wie już, kim jest, co powinien robić, jakie jest jego zadanie
w Królestwie Bożym, nie wie, kim jest Jezus, którego Bóg opuszcza. To wszystko miesza się
w umyśle Piotra
(C. M. Martini). Mimo całego wewnętrznego chaosu, mimo budzącego się
w sercu Piotra lęku, mimo zgorszenia słabością Boga, który opuszcza Jezusa Piotr nadal
kocha Jezusa i dlatego idzie za Nim z daleka.

Kroczenie za Jezusem z daleka jest pewnym kompromisem Piotra. I znowu Piotrowi mogło
się wydawać przez chwilę, że znalazł dobre wyjście z tej trudnej sytuacji. Błąd Piotra
polegał na tym, iż śledził wszystko z daleka, a więc zewnętrznie, powierzchownie. Piotr
interesuje się faktami jedynie z zewnątrz. Zadaje sobie pytanie, co stanie się z Jezusem;
zostanie skazany na śmierć czy też zwolniony. A może przed Sanhedrynem da się poznać
jako Mesjasz i zmusi arcykapłana i całą Wysoką Radę do uznania Jego Boskiego
pochodzenia? Może jakimś niezwykłym cudem przekona ich, że jest Mesjaszem, Synem
Bożym? To były jednak tylko przypuszczalne rozwiązania. Dopóki się wszystko nie wyjaśni
do końca, trzeba trzymać się z daleka. Być z Nim, ale jednocześnie zachować bezpieczną
odległość.

Ale, jak to często bywa w życiu, zupełnie przez przypadek Piotr zostaje wciągnięty w środek
sprawy Jezusa. Zostaje postawiony w sytuacji przymusowej, w której nie może uniknąć

background image

jednoznacznego opowiedzenia się za lub przeciw. Kompromis okazał się nie tylko
niewystarczający, ale wręcz niemożliwy.

Początkowo Piotr szedł z daleka. Doszedłszy na dziedziniec, usiadł sobie, a raczej ukrył się,
pomiędzy służbą. Zdawało mu się, iż jest bezpieczny. Któż tutaj mógłby go rozpoznać? Ale
nagle podeszła do niego pewna służąca i rzekła zupełnie niespodziewanie i jakby od
niechcenia: I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem. Kobieta ta nie prowadziła śledztwa, ale
kierowała się jedynie kobiecą ciekawością, którą w tej właśnie chwili chciała zaspokoić.

Jezus był znaną postacią w Jerozolimie. Nauczał często w miejscach publicznych.
Towarzyszyli Mu także uczniowie, stąd też łatwo było rozpoznać ich twarze. Słowa służącej
z pewnością bardzo zaskoczyły Piotra. Takich słów najmniej się spodziewał. Nie miał czasu
na przemyślenie, jakiej powinien udzielić odpowiedzi. Już samo wahanie się zdradziłoby
Piotra. Zresztą nie należało do jego natury długie zastanawianie się, jak należałoby postąpić.
Jak czynił to w innych przypadkach, tak i tym razem udziela odruchowej odpowiedzi: Nie
wiem, co mówisz
.

W tym momencie Piotr uświadomił sobie, iż zaparł się Mistrza po raz pierwszy. Ale Jezus
zapowiedział trzykrotne zaparcie się. Stąd też jakby chcąc uniknąć dalszego zapierania się
Jezusa, natychmiast skierował się ku bramie. Chciał uciec. A kiedy już opuszczał to
nieszczęsne dla siebie podwórze, zauważyła go inna (służąca) i rzekła do tych, co tam byli:
Ten był z Jezusem Nazarejczykiem
. Druga sytuacja była tak samo przypadkowa, jak
pierwsza. Inna służąca chcąc jakby poprzeć swoją koleżankę, potwierdza, iż naprawdę
rozpoznaje Piotra. Sytuacja robi się coraz trudniejsza, ponieważ w całą sprawę zostają
włączone inne osoby, które przypadkowo znalazły się na dziedzińcu. Nacisk na Piotra był
teraz znacznie większy. Piotr znowu zaprzeczył. Lęk o siebie okazał się silniejszy. Tym
razem zaprzeczył pod przysięgą: Nie znam tego Człowieka.

Na dziedzińcu arcykapłana zrobił się ruch. Wszyscy dowiedzieli się, że jest tutaj jeden
z uczniów Jezusa, który właśnie w tej chwili był przesłuchiwany przez arcykapłana.
Sytuacja stała się trudna. Nie była to już bowiem kłótnia z jakąś kobietą. Piotr musiał stawić
czoła także strażnikom, którzy pilnowali porządku. Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się
i rzekli do Piotra: Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza
.

Tym razem osoba, która rozpoznała Piotra, przytacza pewien dowód na to, iż Piotr był
uczniem Jezusa. Dowodem tym był jego galilejski akcent. Dowód był zbyt oczywisty, stąd
też należało się bardziej przekonywująco bronić. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: Nie
znam tego Człowieka. I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który
mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz
i gorzko zapłakał
.

Nie znam tego Człowieka. W tych słowach kryje się bolesna prawda o Piotrze. Bo choć
wyparł się nimi Mistrza, to jednak w jakiś paradoksalny sposób tymi słowami wypowiedział
to, czego w głębi swojego serca naprawdę doświadczał: Piotr rzeczywiście nie znał tego
Człowieka
. Ten Człowiek był dla niego w tej chwili wielką niewiadomą. Nie wiedział, co

background image

mógłby zrobić dla Niego. Obiecał Mu pójście z Nim na śmierć, a On nie chciał. Chciał
bronić Go mieczem w Ogrodzie Oliwnym, skarcił go.

Jak pocałunek Judasza w Ogrójcu był tylko symbolem deprawacji wewnętrznej upadłego
ucznia
, tak zaparcie się Piotra było jedynie znakiem jego zagubienia, dezorientacji i zamętu
wewnętrznego. Bycie z daleka, brak wewnętrznego zaangażowania, szukanie kompromisów
— oto postawy, które w każdym z nas wydają z czasem gorzkie owoce wewnętrznego
zagubienia, dezorientacji, braku duchowej tożsamości. Może nieraz czujemy się
wewnętrznie wzywani do większego radykalizmu ewangelicznego, może nawet nosimy
w sobie takie pragnienia przez dłuższy czas, ale blokuje nas lęk o siebie, lęk o własną opinię,
lęk przed reakcjami ludzi. Stąd też wolimy się nie wychylać, dostosować się do innych, nie
narażać się, wolimy iść z daleka. Obawiamy się nieraz zerwać z pewnymi niedobrymi
zwyczajami panującymi w środowisku. To są nasze kompromisy, które każą nam grać na
dwie bramki
.

A kiedy, podobnie jak w życiu Piotra, zostajemy zmuszeni do jednoznacznego opowiedzenia
się po którejś stronie, wówczas objawia się cała nasza dwuznaczność wewnętrzna,
nieokreśloność, rozmycie, zagubienie. Sytuacje krytyczne, miast stawać się dla nas
wezwaniem do wzrostu wiary i zaufania, stają się przyczyną reakcji obronnych: uciekamy
w smutek, w depresję, w agresję wobec innych, w zmysłową konsumpcję, bezsenność czy
niekiedy nawet w nałogowe stosowanie środków uśmierzających. Dopiero sytuacje
krytyczne objawiają słabość naszej więzi z Jezusem.

Prośmy w tej kontemplacji, abyśmy umieli odkrywać nasze kompromisy, nasze
dwuznaczności wobec Jezusa. Prośmy, aby Jezus wzbudził w nas pragnienie bardziej
jednoznacznego, bardziej radykalnego opowiedzenia się po Jego stronie. Nasze dawanie
świadectwa nie może wypływać z naszych woluntarystycznych postanowień (choćby i na
śmierć pójdę z Tobą
), ale z wewnętrznego doświadczenia miłości Boga. Błąd Piotra polegał
na tym, że ważniejsza była dla niego jego miłość do Jezusa, niż miłość Jezusa do niego.

3. Gorzko zapłakał

Zaledwie Piotr zdołał się uwolnić od natrętów swymi kłamliwymi zaklęciami i przysięgami,
dało się słyszeć pianie koguta. W sztuce wczesnochrześcijańskiej artyści niemal zawsze
umieszczali u stóp Piotra koguta. O ile nam osoba Piotra Apostoła kojarzy się z kluczami,
o tyle pierwszym chrześcijanom kojarzyła się najpierw z kogutem. Pianie koguta jest
przełomową chwilą w jego życiu. To pianie o poranku obudziło Piotra po długim śnie.
Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: Zanim kogut zapieje, trzy razy się
Mnie wyprzesz. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał
.

Dopiero zaparcie się Jezusa, przysięgi i zaklinanie się, iż Go nie zna, uświadomiły Piotrowi,
jak bardzo był do tej pory zaślepiony. Przypomniał sobie nie tylko te słowa Jezusa, które
zapowiadały jego zaparcie się, ale wszystkie inne słowa Jezusa, nierzadko bardzo ostre
i gorzkie, którymi chciał dotrzeć do jego serca. Piotr nareszcie zaczął rozumieć, że Jezus

background image

wydając się w ręce wrogów, idąc dobrowolnie na mękę i śmierć, nie przestał być
Mesjaszem, Synem Bożym, co wcześniej wyznał Piotr wobec Mistrza i wszystkich uczniów.

On naprawdę chciał tego wszystkiego — musiał pomyśleć Piotr. Przecież wiele razy mówił
o tym otwarcie, a ja usiłowałem zmienić Jego myślenie i Jego zamiary. I choć spośród
wszystkich uczniów byłem najbliżej Niego, to jednak zupełnie Go nie rozumiałem. Byłem
zaślepiony moją zbytnią pewnością siebie. To, co wydawało się być jedynie nieszczęśliwym
zbiegiem okoliczności, było od początku przez Niego przewidziane i zamierzone.

W Piotrze zrodził się jakiś głęboki wewnętrzny ból: Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.
W płaczu Piotra wybucha i pęka coś, co gromadziło się przez wiele ostatnich tygodni
i miesięcy, coś co gromadziło się przez całe trzy lata. Wreszcie odkrył, jak bardzo był
twardy, ślepy, zadufany, jak bardzo usiłował dominować nad innymi, jak daleki był od
rozumienia Mistrza, jak bardzo usiłował Nim manipulować. W płaczu Piotra nie ma jednak
cienia rozpaczy. Jest jedynie ból i żal, żal doskonały. Ten właśnie ból i żal spowodował, iż
Piotr doświadczył siebie nie tylko jako człowieka twardego, który musi mieć zawsze rację,
ale odkrył, że jest także małym, niekochanym chłopcem, który nieustannie szuka akceptacji,
uznania i miłości.

Ewangelista Łukasz dodaje, że Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Tym razem niepotrzebne
były już słowa. Wystarczyło jedno spojrzenie. W tym jednym spojrzeniu Jezusa Piotr
wyczytał wszystko. W tym jednym spojrzeniu otrzymał to, czego z takim wielkim
wysiłkiem szukał: miłość, akceptację, uznanie. Teraz Piotr mógłby powiedzieć Jezusowi: Ja
chciałem za Ciebie umierać, gdyż wydawało mi się, że Cię kocham. Ale to nie była prawda.
Teraz rozumiem, że Ty mnie kochasz, ponieważ cierpisz i umierasz za mnie
. Rodzi się
w Piotrze nowe poznanie Jezusa. Z jego oczu spadają nie tylko łzy, ale wraz ze łzami łuski
zaślepienia.

W tej medytacji kontemplujmy szczery i głęboki płacz Piotra. Jest on bowiem nie tylko
gorzki, ale także serdeczny, dający wolność, oczyszczający. Prośmy, aby ten płacz był dla
nas wezwaniem, byśmy dzięki niemu mogli lepiej przypatrzeć się naszemu poznaniu siebie,
naszemu poznaniu Jezusa. Prośmy, abyśmy i my nie bali się i nie wstydzili się płakać gorzko
i serdecznie.

X. JEZUS PRZED PIŁATEM

Jezusa zaś stawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: Czy Ty jesteś
królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Tak, Ja nim jestem. A gdy Go oskarżali
arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: Nie słyszysz, jak wiele
zeznają przeciw Tobie? On jednak nie odpowiedział mu na żadne pytanie, tak że namiestnik
bardzo się dziwił
(Mt 27, 11–14).

background image

Teraz całe ich zgromadzenie powstało; i poprowadzili Go przed Piłata. Tam zaczęli
oskarżać Go: Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia
podatków Cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza–Króla. Piłat zapytał Go: Czy Ty jesteś
królem żydowskim? Jezus odpowiedział mu: Tak, Ja nim jestem. Piłat więc oświadczył
arcykapłanom i tłumom: Nie znajduję żadnej winy w tym człowieku. Lecz oni nastawali
i mówili: Podburza lud, szerząc swą naukę po całej Judei, od Galilei, gdzie rozpoczął, aż
dotąd. (...)

Piłat więc kazał zwołać arcykapłanów, członków Wysokiej Rady oraz lud i rzekł do nich:
Przywiedliście mi tego człowieka pod zarzutem, że podburza lud. Otóż ja przesłuchałem Go
wobec was i nie znalazłem w Nim żadnej winy w sprawach, o które Go oskarżacie
(Łk 23,
1–16).

Wtedy powtórnie wszedł Piłat do pretorium, a przywoławszy Jezusa rzekł do Niego: Czy Ty
jesteś królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Czy to mówisz od siebie, czy też inni
powiedzieli ci o Mnie? Piłat odparł: Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali
mi Ciebie. Coś uczynił? Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby
królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom.
Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd. Piłat zatem powiedział do Niego: A więc jesteś
królem? Odpowiedział Jezus: Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to
przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha
mojego głosu. Rzekł do Niego Piłat: Cóż to jest prawda? To powiedziawszy wyszedł
powtórnie do Żydów i rzekł do nich: Ja nie znajduję w Nim żadnej winy
(J 18, 33–38).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa w pretorium Piłata. Zauważmy,
w jaki sposób namiestnik rzymski rozmawia z Jezusem. Wsłuchajmy się najpierw w pytanie
zadane Chrystusowi: Czy Ty jesteś królem żydowskim?, a następnie w odpowiedź Jezusa:
Tak, Ja nim jestem.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy gorąco, abyśmy w Jezusie oskarżonym przez swój
naród i niesprawiedliwie skazanym na śmierć przez Piłata odkryli prawdziwego Króla
wszechświata. Prośmy także, abyśmy przyglądając się uwikłaniom osobistym i politycznym
Piłata odkryli nasze własne zniewolenia, które przeszkadzają nam w pełni pójść za Jezusem.

1. Nienawiść Sanhedrynu i strach Piłata

Po przesłuchaniu Jezusa przed Wysoką Radą, całe zgromadzenie powstało; i poprowadzili
Go przed Piłata
. Ponieważ sami z braku kompetencji nie mogli wykonać wyroku, który
wydali na Jezusa, o potwierdzenie go musieli prosić namiestnika rzymskiego. Sprawa Jezusa
była dla Piłata bardzo kłopotliwa. Namiestnik rzymski nie chciał bynajmniej robić
Sanhedrynowi taniej przysługi zgadzając się łatwo na wykonanie wyroku śmierci
z wątpliwych dla niego powodów. Jezus staje się w tej sytuacji pionkiem na szachownicy
nieczystej gry politycznej.

background image

Żydzi dobrze zdawali sobie sprawę, że rozmowa z Piłatem nie będzie łatwa. Żadna ze stron
nie ukrywała wzajemnej wrogości wynikającej z sytuacji politycznej: Piłat uosabiał
okupanta rzymskiego, Wysoka Rada zaś okupowany naród żydowski. Piłat w ogóle nie lubił
Żydów. Ale Żydzi nienawidzili go jeszcze bardziej, twierdzili, że jest twardy, wzgardliwy,
gwałtowny; oskarżali go o niemożliwe zbrodnie
(E. Renan). Żydzi w swoich odniesieniach
do rzymskich urzędników stosowali niekiedy podwójną metodę. Z jednej strony posługiwali
się uniżonością i pochlebstwem, z drugiej zaś postawą pretensji, a nawet zuchwalstwa.
Wiedzieli, że choć wielu rzeczy mogą się z powodu ich bezwzględności obawiać, to jednak
mogą im także szkodzić, denuncjując ich u cesarza, czego urzędnicy ci bardzo się obawiali
(H. Daniel–Rops).

Sanhedryn przewidując opór Piłata w tym samym czasie wysłał do miasta agentów, którzy
mieli podburzać tłumy
(J.–P. Roux). Doniesienie do cesarza o rozruchach w mieście pełnym
pielgrzymów oraz o tolerowanie w zbuntowanym kraju samozwańczego króla miało być
bardzo silną formą nacisku na Piłata. Metoda ta miała też okazać się w końcu skuteczna.
Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia
się Cezarowi
(J 19, 12) Ten argument miał w procesie Jezusa okazać się ostateczny
i decydujący. To właśnie na skutek zagrożenia donosem, Piłat uległ w końcu Sanhedrynowi.
Strach Piłata o siebie miał się okazać, z jego strony, decydującym motywem posłania
niewinnego człowieka na śmierć.

Przedstawiciele Sanhedrynu udali się do Piłata bardzo wcześnie. Było przypuszczalnie około
godziny szóstej (naszego czasu). Rzymianie zaczynali dzień wcześnie, ale czy można było
niepokoić namiestnika ledwie wstał ranek? W owych dniach święta Piłat zapewne nie miał
ochoty spać: w tym gorącym, wzburzonym, niezrozumiałym kraju wszystko mogło się
zdarzyć. Przyprowadzono więc Jezusa do pretorium. Żydzi odmówili wejścia do środka, aby
się nie skalać: spożycie Paschy wymagało szczególnej rytualnej czystości
(J.–P. Roux).

Przedstawiciele Sanhedrynu zarówno w swoim nocnym, jak i porannym przesłuchaniu
zadawali Jezusowi pytania o charakterze religijnym. Pytano Go o Jego pochodzenie i Jego
mesjańską misję. Głównym zarzutem arcykapłana i Wysokiej Rady było bluźnierstwo
Jezusa, który — ich zdaniem — będąc człowiekiem podawał się za Syna Bożego. Przed
Piłatem natomiast oskarżają Jezusa o działalność polityczną: o podawanie się za króla,
o podburzanie ludu i o sianie niepokoju społecznego. Przewrotność oskarżycieli każe im
przejść z płaszczyzny religijnej na płaszczyznę społeczną i polityczną. Potrafili zręcznie
przedstawić swego wroga jako niebezpiecznego agitatora zagrażającego rzymskiej władzy
(G. Bessiere). Wobec Piłata liczyły się jedynie zarzuty, które dotyczyły zagrożenia sytuacji
politycznej i społecznej. Namiestnika nie interesowały wewnętrzne spory religijne Żydów,
do których odnosił się z lekceważeniem i z poczuciem wyższości.

I chociaż Sanhedryn oskarża Jezusa o podburzanie ludu, to jednak później domagać się
będzie uwolnienia Barabasza, który był więźniem politycznym, zatrzymanym za rozruchy
w mieście i za zabójstwo. Ta sprzeczność w postawie Wysokiej Rady ukazuje hipokryzję
oskarżycieli. Członkowie Wysokiej Rady nie troszczą się bynajmniej o pokój społeczny

background image

i polityczny. Zaślepieni gniewem i zawiścią szukają jedynie możliwości zgładzenia Jezusa
w majestacie prawa żydowskiego i rzymskiego.

Kim jest Piłat i jaką przyjmuje postawę wobec Jezusa? Piłat jest biurokratą przywiązanym
do stołka
— stwierdza C. M. Martini. Swoimi działaniami chciałby zadowolić wszystkich,
by nikomu się zbytnio nie narazić: ani podejrzliwemu Rzymowi, ani Żydom pałającym
nienawiścią do Jezusa, ani też kapryśnemu tłumowi. Chęć zadowolenia wszystkich sprawia,
iż Piłat łatwo wikła się w sprzeczności i pułapki, które sam na siebie zastawia. Aby z nich
wyjść usiłuje stosować różne tanie wybiegi: odesłanie Jezusa do Heroda, rozkaz biczowania
Jezusa, wybór pomiędzy Jezusem a Barabaszem, zrzucenie odpowiedzialności za zbrodnię
dokonaną na Jezusie poprzez umycie rąk. Są to nieuczciwe chwyty stosowane wobec
niewinnego i bezbronnego człowieka.

Głównym motorem całego procesu Jezusa, tak ze strony Sanhedrynu, jak i władz rzymskich,
były najniższe ludzkie namiętności: nienawiść, pogarda, żądza władzy, strach, egoizm.
Zarówno Żydzi, jak i Rzymianie są nieuczciwi i niesprawiedliwi wobec Jezusa, ponieważ
ich działania są zaślepione ich namiętnościami.

Każda ludzka namiętność zaślepia człowieka i sprawia, że nie jest on w stanie kierować się
prawym rozumem i prawym sercem. Św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych podkreśla
z naciskiem, iż trzeba najpierw stać się człowiekiem wolnym wobec uczuć
nieuporządkowanych
, aby móc dokonywać trzeźwego rozeznania i wybierać jedynie to, co
nam więcej pomaga do służby Bogu (ĆD, 23). Kiedy jakakolwiek namiętność, silne
nieuporządkowane uczucie opanuje człowieka, wówczas stopniowo deprawuje całe jego
życie. Człowiek zaczyna wówczas oceniać swoje osobiste życie, jak i cały świat zewnętrzny
poprzez pryzmat swojego wewnętrznego zniewolenia. Członkowie Wysokiej Rady patrzyli
na sprawę Jezusa przez pryzmat własnego zagrożenia i nienawiści do Niego.

Prośmy Jezusa o postawę szczerości i uczciwości wewnętrznej, dzięki której moglibyśmy
uchronić się od zaślepienia jakimkolwiek nieuporządkowanym przywiązaniem do siebie, do
rzeczy i do bliźnich. Módlmy się także, abyśmy w naszych pragnieniach, dążeniach
i działaniach umieli rozpoznawać rzeczywiste motywy, którymi się w życiu kierujemy.
Prośmy również, aby nasze powoływanie się, przed sobą i przed innymi, na motywy
religijne nie stawało się nigdy przykrywką dla naszych dwuznacznych i nieczystych
pragnień, odczuć, dążeń i zachowań.

2. Jezus Królem

Piłat uważał prawdopodobnie Jezusa za jednego z tych na pół obłąkanych fanatyków
religijnych, którzy politycznie byli niegroźni. Musiał uderzyć go jednak jakiś niezwykły
spokój, opanowanie i postawa pełna godności u człowieka, któremu groziła przecież
straszna kara ukrzyżowania. Piłat wyczuwał także wielką wolność Jezusa, któremu jakby
obojętne było to, czy zostanie skazany na śmierć.

background image

W pewnym momencie ta właśnie wolność Jezusa wyprowadziła namiestnika z równowagi,
który z gniewem zapytał: Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam władzę
Ciebie ukrzyżować?
(J 19, 10). Podawanie się za króla, podburzanie ludu i sianie
niepokojów społecznych — były to, wobec namiestnika rzymskiego, poważne zarzuty
polityczne. Piłat wiedział jednak dobrze, że faryzeusze przyszli prosić go o zatwierdzenie
wyroku, który wydali tylko przez zawiść do Jezusa.

Nawiązując do wysuwanych zarzutów, Piłat zapytał Jezusa: Czy Ty jesteś królem
żydowskim?
Jezus nie zaprzecza i nie odpiera tego oskarżenia, ale potwierdza swoją
królewską władzę, tłumacząc jednak Piłatowi, na czym naprawdę ona polega: Królestwo
moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się,
abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd
. I chociaż Jezus
zdecydowanie odcina się od jakiegokolwiek dążenia do zdobycia ziemskiej władzy,
z naciskiem podkreśla wielką wagę swojej władzy królewskiej, ponieważ obejmuje ona
swoim zasięgiem już nie tylko jakieś określone terytorium, ale cały świat, a na nim każdego
człowieka: Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo
prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu
.

Piłat niewiele zrozumiał z tego, co mówił mu Jezus. Rzucił tylko sceptyczne pytanie: Cóż to
jest prawda?
— nie oczekując bynajmniej odpowiedzi. I chociaż namiestnik nie był w stanie
uchwycić istoty królewskiej władzy Jezusa, to jednak zrozumiał, że człowiek ten nie ma
zamiaru walczyć z Rzymianami. Piłat nie uznał Jezusa za człowieka, który w jakikolwiek
sposób zagrażałby imperium rzymskiemu. Lakonicznie stwierdził więc: Nie znajduję w Nim
żadnej winy
. A jednak później skaże Jezusa na śmierć właśnie dlatego, że Jezus nazywał
siebie królem.

Królewski tytuł Jezusa, szczególnie w opisie męki i śmierci w Ewangelii św. Jana, będzie
powracał kilkakrotnie. Królewska władza Chrystusa zostanie podkreślona także w czasie
przesłuchania Jezusa przed Herodem, który, dla wyśmiania jej, każe Go ubrać w szkarłatny
płaszcz, znak godności króla. A kiedy Jezus zostanie ukrzyżowany, Piłat, nie bez cienia
ironii i na przekór Żydom, każe wypisać tytuł winy i umieści na krzyżu. A było napisane:
Jezus Nazarejczyk, Król Żydowski
(J 19, 19). Napis ten, umieszczony w trzech
podstawowych językach ówczesnego świata: łacińskim, greckim i hebrajskim, podkreślał
uniwersalność władzy królewskiej Jezusa. Z władzy królewskiej Jezusa będą także szydzić
żołnierze, którzy Jezusa krzyżowali (por. Łk 23, 37).

Jezus głosi najpierw przez trzy lata nadejście Królestwa Bożego, a w czasie męki otwarcie
podaje się za króla i z tego też powodu zostaje skazany na śmierć krzyżową. W taki oto
sposób wypełnia obietnicę dawaną wielokrotnie przez Boga Dawidowi i jego potomkom:
Przede Mną — mówi Jahwe — dom Twój i Twoje królestwo będzie trwać na wieki. Z tronu
krzyża Jezus będzie pociągał ku sobie (J 12, 32) i królował na wieki. Sztuka
chrześcijańskiego Wschodu często przedstawia Jezusa ukrzyżowanego w kólewskich
szatach i z koroną króla na głowie.

background image

W obecnej kontemplacji uklęknijmy z pokorą przed umęczonym Jezusem jako przed
naszym Królem; uznajmy Jego królewską władzę nad nami. Pytajmy Go, jak to się stało, że
On będąc Królem całego wszechświata został wzgardzony, upokorzony i odrzucony przez
ludzi, a będąc najświętszym policzony został między przestępców (Iz 53, 12). Prośmy
jednocześnie o pragnienie naśladowania Jezusa Króla poniżonego, skrzywdzonego
i upokorzonego poprzez znoszenie naszych krzywd, zniewag i wszelkiego ubóstwa, jeżeli
tylko najświętszy Majestat zechce nas wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
(por.
ĆD, 98).

3. Jezus wobec Piłata

Jezus nie broni się przed Piłatem i nie odpowiada na zarzuty, jakie wobec niego stawia Mu
Sanhedryn. Chrystus w rozmowie z Piłatem odwołuje się do jego wolności
i odpowiedzialności. Uznając władzę Piłata nad sobą wzywa go jednocześnie do
sprawowania jej w sposób uczciwy i zgodny z normami sumienia. Jezus zdaje się mówić:
Piłacie! Sam rozsądź. Jeżeli jestem winny, jestem gotów ponieść karę. Jeżeli zaś nie jestem
winny, zapytaj swego sumienia, co powinieneś zrobić ze Mną. Jesteś człowiekiem wolnym
(C. M. Martini).

C. M. Martini snuje wyobrażenia, co by się stało, gdyby Piłat wszedł w otwarty, szczery
dialog z Jezusem. Myślę — mówi C. M. Martini — że wtedy Piłat po raz pierwszy w swym
życiu poczułby, że rozmawia jak człowiek z człowiekiem; z kimś, kto mu nie pochlebia, kto
go nie straszy, ani też nie odrzuca go, ale mówi do niego w wolności, ze swobodą.
Wyobrażam sobie —
mówi dalej C. M. Martini — że Piłat jeśliby uczynił taki gest, to
w rozmowie z Jezusem poczułby się uwolniony od ludzkich względów w stosunku do cesarza,
do Sanhedrynu
. Rozważania te są jedynie historyczną fantazją. Piłat nie rozmawiał szczerze
z Jezusem. Namiestnik rzymski zamyka się w sobie, w swojej biurokratycznie sprawowanej
władzy. Kierując się obawą o siebie, skazuje Jezusa na śmierć, choć dobrze wie, że jest On
niewinny.

Osobista, otwarta, szczera rozmowa z Jezusem sprawia, że nie tylko Piłat, ale każdy z nas
może uwolnić się od absurdu własnych lęków, poczucia zagrożenia, gniewu wewnętrznego,
nienawiści i wszystkich innych namiętności. To one czynią nas więźniami siebie samych.
One sprawiają, że krzywdzimy innych, jak Piłat skrzywdził Jezusa. We wszystkich naszych
uwikłaniach jedynym wyjściem jest stanąć na płaszczyźnie własnego człowieczeństwa
i rozmawiać z Jezusem jak osoba z Osobą. Moja własna osoba, Osoba Jezusa oraz osoba
bliźniego musi wówczas okazać się ważniejsza od kariery, pieniędzy, prawa, ludzkiego
uznania, lęku o siebie. Dla każdego z nas jest to jedyne uczciwe wyjście. Szczera rozmowa
z Jezusem będzie dla nas zawsze źródłem autentyczności naszego człowieczeństwa.

W obecnej kontemplacji zapytajmy siebie, co w nas jest z Piłata, co nam przeszkadza być
wolnymi. Jakie są nasze obawy, nasze fasady, szaty i maski, które nosimy na wierzchu, przez
co nie umiemy ryzykować. Wobec konkretnego przypadku ujawniają się wszystkie nasze
niedorzeczności, zdolności do zaniedbania i zdeptania drugiego, by zachować pozory,

background image

twarz, albo ważną posadę, dobre zdanie, jakie ludzie mają o naszej szacowności, sławie czy
uznaniu. Rozmawiaj ze Mną — mówi Pan — daj się wyzwolić
(C. M. Martini).

Prośmy, abyśmy uczyli się otwarcie i szczerze rozmawiać z Jezusem w każdej sytuacji
życia. Prośmy, abyśmy mieli odwagę demaskować nasze półprawdy i kłamstwa, które
sprawiają, iż posługujemy się nieraz największymi świętościami, aby bronić się przed
przyznaniem się do słabości, by bronić się przed uznaniem potrzeby głębokiego nawrócenia.

Spraw, Panie Jezu, aby Twoje upokorzenia, niesprawiedliwy sąd nie były daremne dla nas,
byśmy przez Twoje najświętsze rany zostali oczyszczeni, pocieszeni i uzdrowieni. W Twojej
męce jest nasze zdrowie, nasz pokój, nasza radość. Mocą Twojej męki krzyżowej każdy
z nas może odkryć Twoją nieskończoną miłość, dla której warto poświęcić wszystko.

XI. JEZUS PRZED HERODEM — JEZUS I BARABASZ

Gdy Piłat to usłyszał, zapytał, czy człowiek ten jest Galilejczykiem. A gdy się upewnił, że jest
spod władzy Heroda, odesłał Go do Heroda, który w tych dniach również przebywał
w Jerozolimie. Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go
ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego.
Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział. Arcykapłani zaś
i uczeni w Piśmie stali i gwałtownie Go oskarżali. Wówczas wzgardził Nim Herod wraz ze
swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata. W tym
dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi. Przedtem bowiem żyli z sobą w nieprzyjaźni
(Łk 23,
6–12).

A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli.
Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich
Piłat: Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?
Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. A gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego
przysłała mu ostrzeżenie: Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie
wiele nacierpiałam się z Jego powodu. Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby
prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: Którego z tych
dwóch chcecie, żebym wam uwolnił? Odpowiedzieli: Barabasza. Rzekł do nich Piłat: Cóż
więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem? Zawołali wszyscy: Na krzyż
z Nim! Namiestnik odpowiedział: Cóż właściwie złego uczynił? Lecz oni jeszcze głośniej
krzyczeli: Na krzyż z Nim! Piłat widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta,
wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego.
To wasza rzecz. A cały lud zawołał: Krew Jego na nas i na dzieci nasze
(Mt 27, 15–25).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie dwie sceny: najpierw Jezusa
w płaszczu szkarłatnym stojącego przed Herodem i całym jego dworem. Zauważmy po

background image

jednej stronie śmiech i drwiny Heroda i jego dworu, po drugiej zaś milczenie pełne
godności. I druga scena: Przestawmy sobie Jezusa a obok niego Barabasza. Wsłuchajmy się
w krzyk tłumu, który domaga się skazania Jezusa na karę krzyża słowami: Ukrzyżuj Go,
ukrzyżuj Go
.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o ducha głębokiej adoracji i czci dla Jezusa
jako Baranka Bożego, który posłuszny swojemu Ojcu oddaje za nas swoje życie. Będziemy
też prosić, aby stopniowo rodziło się w nas coraz głębsze pragnienie naśladowania Go
w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym
jak i duchowym
, jeśli tylko zechce mnie wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia
(por. ĆD, 98).

1. Pokorne oblicze Boga

Przypadkowa informacja podana przez faryzeuszów o galilejskim pochodzeniu Jezusa
nasunęła namiestnikowi rzymskiemu myśl łatwego pozbycia się kłopotliwej sprawy Jezusa:
odesłania oskarżonego do Heroda, któremu podlegała właśnie Galilea. Piłat i Herod byli
nieprzyjaciółmi. Herod nie mógł zapewne darować Rzymianinowi, że zbyt silną ręką zdusił
rozruchy ludowe na jego własnym terytorium. Prokurator zaś musiał dobrze wiedzieć, że
książęta z rodu Heroda odgrywali przy cesarzu rolę szpiegów i donosicieli
(H. Daniel–
Rops). Ale właśnie sprawa Jezusa z Nazaretu stała się dla Piłata dobrą okazją, aby zażegnać
kłopotliwą niezgodę. Dzień skazania Jezusa na śmierć stał się w ten sposób dniem
nawiązania przyjaznych stosunków pomiędzy tym dwoma władcami.

Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Morderca Jana Chrzciciela i wielu innych ludzi,
od dawna pragnął ujrzeć Jezusa, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki
znak, zdziałany przez Niego
. Przyjął Go więc uroczyście z całym dworem i zasypał Go też
wieloma pytaniami
. Ta wielka chęć oglądania cudu przez Heroda była przejawem jego
śmiertelnej nudy. Cud dla Heroda był tylko czynem nadzwyczajnym, który mógł go zabawić
przez kilka chwil. Jedynym bowiem złem, jedynym grzechem i jedyną klęską, jaką uznają
światowcy, jest nuda. Aby uniknąć nudy, zdolni są poruszyć niebo i ziemię
(R. L.
Bruckberger).

Jezus w czasie swojej męki rozmawiał z Judaszem, ze strażnikami świątyni, rozmawiał
z członkami Sanhedrynu, z Piłatem, z łotrem na krzyżu. Tylko Herodowi nic nie miał do
powiedzenia. Tak zwanym ludziom światowym Jezus nie ma nic do powiedzenia. Nawet
Jezus nie może z nimi dojść do porozumienia
(R. L. Bruckberger). U Heroda Chrystus
natknął się na najgorszy rodzaj zła: cynizm połączony z pychą i pogardą. Żądza władzy
utrwalanej zbrodnią rywalizowała u Heroda z wyuzdaną zmysłowością. Tetrarcha i jego
dwór to był świat, za który Jezus się nie modlił
pisze F. Mauriac. Istnieje taki grzech, który
sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono
— stwierdza św. Jan (1
J 5, 16).

background image

Herod nie mogąc wymusić na Jezusie nie tylko cudu, ale nawet jednego słowa, wzgardził
Nim wraz ze swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do
Piłata
. Herod po tym krótkim spotkaniu z Jezusem był przekonany, podobnie jak niektórzy
krewni Jezusa, iż należy Go traktować jako szaleńca. Nie chcąc robić sobie dodatkowego
kłopotu tetrarcha odesłał Go z powrotem do Piłata.

Właśnie u Heroda Jezus zdawał się mieć największe szanse uniknięcia skazującego wyroku.
Gdyby się zgodził zostać jego błaznem, uprzywilejowanym cudotwórcą, wszyscy dworzanie
byliby się sprzymierzyli w Jego obronie. Ludzie światowi nie są w stanie postawić sobie
pytania, czy dany człowiek jest winny, czy nie; natomiast ten, który ich bawi, jest dla nich
nietykalny i nigdy go nie opuszczą. Nawet surowi faryzeusze musieliby ustąpić, gdyby tylko
Jezus zgodził się przyjąć rolę komedianta
(R. L. Bruckberger). Herod grając rolę okrutnego
błazna chciał jednocześnie wszystkim narzucić tę samą rolę. W swojej wielkiej nieprawości
nie podejrzewał nawet, że istnieje inny świat, w których miłość i ofiara są ważniejsze od
doczesnego życia. Był to świat, do którego tetrarcha nie miał dostępu.

Pogarda, poniżanie, cyniczne traktowanie bliźnich jest zwykle mechanizmem obronnym,
przy pomocy którego człowiek uzasadnia sobie swoją moralną wyższość nad innymi, a tym
samym usprawiedliwia także swoje niemoralne postępowanie. Fenomen ten można
obserwować w życiu wielu ludzi głęboko poranionych i zagubionych emocjonalnie,
a jednocześnie pogrążonych nieraz w ciężkich nałogach i grzesznych przyzwyczajeniach.
W sposób przedziwny potrafią łączyć w swojej świadomości przekonanie o swojej wielkiej
„świętości” z całym uwikłaniem w niemoralne myślenie, decydowanie, postępowanie.
W takim wypadku tylko prawdziwy cud może sprawić, iż zostanie rozbity gruby mur
usprawiedliwiania siebie we własnych oczach połączony z gniewnym i agresywnym
nastawieniem do całego świata. Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem (Mk 9,
29).

Kontemplujmy Jezusa stojącego z godnością wobec tetrarchy i jego dworu. Dostrzeżmy
kontrast dwóch światów tak różnych, jak różni się piekło od nieba, jak różni się miłość od
nienawiści, jak różni się odwaga od tchórzostwa. Wzbudźmy wiarę, iż milczenie Jezusa nie
jest wyrazem pogardy i lekceważenia Heroda i jego ludzi, ale ostatnim i najmocniejszym
sposobem upomnienia, jakie kieruje do niego.

W tym kontekście prośmy o wrażliwe serce, które byłoby zdolne przyjąć każde, choćby
najmniejsze Boże upomnienie. Dociera ono do nas w różnoraki sposób: poprzez codzienne
wydarzenia, niepowodzenia życiowe, ludzkie reakcje i słowa, a przede wszystkim poprzez
głos sumienia.

W głębi sumienia, które jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, człowiek
odkrywa prawo, którego sam sobie nie nakłada, lecz któremu winien być posłuszny i którego
głos rozbrzmiewa w sercu nakazem: czyń to, a tamtego unikaj
(Gaudium et spes). Ale głos
sumienia
nie jest jednak najpierw głosem prawa Bożego rozumianego w sensie
jurydycznym, ale głosem miłości Boga. To miłość stanowi zawsze ostateczną wykładnię dla
prawa. Opór wielu ludzi wobec problemu sumienia wiąże się często z faktem, że samo

background image

pojęcie sumienia kojarzy im się niemal wyłącznie z jakimś zimnym, bezwzględnym prawem
Bożym
, które żąda od człowieka nawet tego, czego nie byłby w stanie wykonać. Tymczasem
sumienie, głos Boży, przemawia do człowieka jako głos osoby, mówi w nas głosem Ojca,
Syna i Ducha Świętego. Głos sumienia jest głosem Ojca odwiecznie przemawiającego do
swojego Syna. Głos sumienia jest głosem miłości także wtedy, a może przede wszystkim
wtedy, gdy napomina, domaga się prawdy, uczciwości, uznania grzechu, nawrócenia. Głos
sumienia jest zawsze najpierw zapewnieniem o miłości Boga do nas, a później jakąś
pokorną prośbą Boga skierowaną do człowieka o odpowiedź miłości na Miłość.

Lekceważąc sumienie lekceważymy zawsze miłość Boga. Odrzucamy tę miłość. Odrzucenie
zaś doświadczenia miłości wprowadza nas automatycznie w doświadczenie lęku
i wewnętrznego gniewu. Tam, gdzie brakuje ludzi sumienia, pojawiają się ludzie lęku,
ludzie gniewu, ludzie przemocy. Herod jest człowiekiem przemocy. Osoby stosujące
przemoc są ludźmi bez sumienia. Człowiek bez sumienia, jak Herod, stanowi duże
zagrożenie dla bliźnich, dla społeczeństwa.

Wzbudźmy w sobie wielką wiarę, że Bóg napomina nas w sumieniu i karci właśnie dlatego,
że bardzo nas miłuje: Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę. Bądź więc gorliwy
i nawróć się!
(Ap 3, 19). Najmniejszej skazy szuka się z uwagą na bardzo kosztownym
diamencie
— mówi J. Korczak. Ponieważ jesteśmy kosztownymi diamentami dla Boga,
upomina nas także wówczas, kiedy dostrzega w nas choćby najmniejszą skazę, najmniejsze
zło. Dziękujmy Jezusowi za Jego nieustanne upominanie nas.

Kontemplując spotkanie z Herodem dziękujmy naszemu Panu także za to, iż poprzez całą
maskaradę u tetrarchy, którą władca chciał zelżyć i poniżyć Syna Bożego, Jezus potwierdził
raz jeszcze swoje Boskie królowanie nad światem. Ta właśnie brutalna scena u Heroda jest
dla nas niezwykłą pomocą w coraz pełniejszym rozumieniu prawdziwego królowania Jezusa
w świecie i w każdym ludzkim sercu. Ona też objawia nam, że królowanie Boga nie stosuje
przemocy, ale posługuje się swoją Boską pokorą. Jezus u Heroda objawił nam pokorne
oblicze Boga
(F. Varillon).

Na zakończenie całej kontemplacji uklęknijmy przed Jezusem, Królem wyśmianym
i zelżonym przez Heroda i jego ludzi. Oddajmy Mu chwałę jako Panu całego wszechświata
wraz z Matką Najświętszą, z Apostołami, wszystkimi aniołami i świętymi.

2. Barabasz i Jezus

Wybieg Piłata, aby łatwo pozbyć się kłopotliwej sprawy z Jezusem przez odesłanie Go do
Heroda, nie udał się. Tetrarcha bowiem odesłał Go z powrotem do namiestnika rzymskiego.
Piłat musiał więc szukać innego rozwiązania. Kiedy przypomniano mu, iż jest zwyczaj
ułaskawiania z okazji święta Paschy jednego więźnia żydowskiego wskazanego przez lud,
namiestnik sądził, iż tym razem uda mu się uwolnić Jezusa. Gdy się więc zebrali, spytał ich
Piłat: Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa zwanego Mesjaszem?

background image

Wiedział bowiem, że faryzeusze przez zawiść Go wydali. Barabasz zaś uwięziony był za
zabójstwo i wywoływanie zamieszek w mieście.

Namiestnik rzymski, zamknięty w swojej twierdzy Antonia, prawdopodobnie nie doceniał
wielkiego wpływu religijnych przywódców żydowskich na prosty lud. Być może nie
wyczuwał także zmienności nastrojów tłumu. Arcykapłani i starsi namówili przez swoich
agentów tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Kiedy więc Piłat
ponownie rzucił decydujące pytanie: którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił?
usłyszał, być może ku swojemu zaskoczeniu, zgodnie brzmiący okrzyk: Barabasza!

Rozważając postawę tłumu w tej scenie chciejmy sobie uświadomić, jak łatwo można
kierować emocjami człowieka, odwołując się do jego najniższych instynktów, a poprzez to
wpływać na jego najważniejsze wybory i decyzje. W tym kontekście badajmy nasze
zachowania i pytajmy siebie, czy nie ulegamy zbyt łatwo nastrojom, szczególnie zaś
zniechęceniu i lenistwu wewnętrznemu. Badajmy także wpływ ludzkich opinii na nasz
sposób myślenia, decydowania, działania. Pytajmy się, czy ich sugestywne przedstawianie
nie jest dla nas ważnym motywem, dla którego przejmujemy się nimi także wówczas, kiedy
wydają się nam nieuzasadnione.

Kontemplujmy w tej modlitwie Jezusa i Barabasza stojących razem. Obserwujmy
zachowanie Barabasza, jego zdziwienie i dziką radość, kiedy tłum zdecydował o jego
wolności. Popatrzmy następnie na Jezusa, na Jego zachowanie pełne dyskrecji i cichości.
Chrystus nie protestuje i nie wstydzi się, iż zostaje postawiony na równi ze zbrodniarzem.
Nie wyraża żalu, że to właśnie Barabasza, a nie Jego wybrał tłum. Podobnie jak wobec
Heroda, tak i teraz, Jezus nie powiedział ani jednego słowa. Jak baranek na rzeź
prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją
(Iz 53, 7), Jezus milczy. Całym swoim
zachowaniem i swoją postawą modli się nieustannie do Ojca: Nie moja wola, lecz Twoja,
niech się stanie!
(Łk 22, 42).

Kontemplując Boga–Człowieka oraz stojącego obok Niego Barabasza, zobaczmy, że to
właśnie dzięki Jezusowi Barabasz odzyskuje wolność. Nie znamy wprawdzie dalszej historii
Barabasza, ale niektórzy powieściopisarze sugerowali, że Barabasz wstrząśnięty postawą
człowieka, dzięki któremu uratował swoje życie, uwierzył w Jezusa ponosząc w końcu za
Niego śmierć męczeńską. Barabaszem jest każdy z nas. Wszyscy zgrzeszyliśmy zasługując
na śmierć. Jezus zajął nasze miejsce na krzyżu i dzięki Niemu odzyskaliśmy życie
i wolność.

Rozważajmy w tej kontemplacji, jak to wszystko Chrystus cierpi za moje grzechy itd. i com
ja powinien czynić i cierpieć dla Niego
(ĆD, 197). Odpowiadając na to pytanie, zadane nam
przez św. Ignacego, módlmy się jego słowami: Odwieczny Panie wszystkich rzeczy. Oto
przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje (...) oświadczając, że chcę i pragnę
i taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie
i chwale, naśladować Cię w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim
ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym
(ĆD, 98).

background image

3. Parodia sądu

Odwołując się do naszej znajomości prawa żydowskiego i rzymskiego możemy zapytać, czy
w przypadku Jezusa możemy mówić, że mamy do czynienia z autentycznym procesem
sądowym? Jest to zaledwie parodia — odpowiada znany katolicki badacz życia Jezusa J.–P.
Roux. W procesie Jezusa nie stosowano się do żadnych z przyjętych i na ogół
respektowanych przez Hebrajczyków praw. Nie wyznaczono żadnego obrońcy. Posyłano
oskarżonego od jednego trybunału do drugiego i wszystko zostało załatwione w ciągu kilku
godzin. Herod nie zajął się sprawą. Piłat również nie miał na to ochoty, jedynie zmuszony
pod naciskiem okrzyków wzburzonego tłumu, bojąc się niełaski cesarza, decyduje się wydać
wyrok skazujący. Żydzi wszystko już naprzód ukartowali. Teraz myślą już tylko o tym, aby
jak najprędzej skończyć. Chcą, aby Jezus był tego samego dnia ukrzyżowany, w najbliższej
godzinie, być może dlatego, że wiedzą o wyrokach śmierci, które mają być wykonane tego
samego piątku. Nie jest to proces ani nawet jego parodia, lecz skazanie ofiary na zabicie.
Oto Baranek Boży. Nad barankiem nie sprawuje się sądu. Wybiera się go ze stada i zabija.
Jezus, Baranek Boży, chciał być ofiarowany tego dnia Paschy, który miał przypieczętować
Nowe Przymierze, podobnie jak kiedyś, w czasie pierwszej Paschy żydowskiej, ofiarowany
został baranek dla zawarcia pierwszego przymierza. Gest Abrahama unoszącego nóż nad
szyją jedynego syna, Izaaka, aby posłusznie spełnić wolę Boga, ten gest, który przez
zastąpienie ofiary dosięgnął baranka, teraz miał być dopełniony
(J.–P. Roux).

Na zakończenie kontemplacji dziękujmy Jezusowi za to, że staje się dla nas Bożym
Barankiem i ofiaruje się za nasze grzechy; przywołajmy słowa, którymi Jan Chrzciciel
przedstawił Jezusa jako Mesjasza swoim uczniom: Oto Baranek Boży, który gładzi grzech
świata
(J 1, 29). Te słowa towarzyszą nam w każdej Mszy św. Tuż przed Komunią św.
zostajemy przez Niego zapewnieni, że On sam bierze na siebie nasze grzechy i dlatego
możemy z odwagą spożywać Jego Ciało i pić Jego Krew. Doświadczenie wewnętrznego
uwolnienia od naszych grzechów otwiera nam drogę do pełnego, mistycznego, intymnego
zjednoczenia z Jezusem.

XII. BICZOWANIE, UKORONOWANIE CIERNIEM

Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. Wtedy
żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą
kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec
z ciernia włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed
Nim i szydzili z Niego, mówiąc: Witaj, królu żydowski! Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę
i bili Go po głowie
(Mt 27, 26–30).

background image

Wówczas Piłat wziął Jezusa i kazał Go ubiczować. A żołnierze uplótłszy koronę z cierni,
włożyli Mu ją na głowę i okryli Go płaszczem purpurowym. Potem podchodzili do Niego
i mówili: Witaj, królu żydowski! I policzkowali Go.

A Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: Oto wyprowadzam Go do was
na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jezus więc wyszedł na
zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: Oto Człowiek.
Gdy Go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj! Rzekł do nich Piłat:
Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy. Odpowiedzieli mu
Żydzi: My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem
Bożym. Gdy Piłat usłyszał te słowa, uląkł się jeszcze bardziej. Wszedł znów do pretorium
i zapytał Jezusa: Skąd Ty jesteś? Jezus jednak nie dał mu odpowiedzi. Rzekł więc Piłat do
Niego: Nie chcesz mówić ze mną? Czy nie wiesz, że mam władzę uwolnić Ciebie i mam
władzę Ciebie ukrzyżować? Jezus odpowiedział: Nie miałbyś żadnej władzy nade Mną,
gdyby ci jej nie dano z góry. Dlatego większy grzech ma ten, który Mnie wydał tobie. Odtąd
Piłat usiłował Go uwolnić. Żydzi jednak zawołali: Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś
przyjacielem Cezara. Każdy, kto się czyni królem, sprzeciwia się Cezarowi. Gdy więc Piłat
usłyszał te słowa, wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na trybunale, na miejscu
zwanym Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. Był to dzień Przygotowania Paschy, około
godziny szóstej. I rzekł do Żydów: Oto król wasz! A oni krzyczeli: Precz! Precz! Ukrzyżuj
Go! Piłat rzekł do nich: Czyż króla waszego mam ukrzyżować? Odpowiedzieli arcykapłani:
Poza Cezarem nie mamy króla. Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano. Zabrali
zatem Jezusa
(J 19, 1–16).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa ubiczowanego i ukoronowanego
cierniem, którego Piłat wyprowadza na zewnątrz. Wskazując na Niego mówi do ludu: Oto
Człowiek
. Wsłuchajmy się w odpowiedź ludu: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o wielką otwartość, o ducha wiary, dzięki
któremu odkryjemy w Jezusie poniżonym, upokorzonym i zmaltretowanym najpiękniejszą
ludzką twarz, najpiękniejszego człowieka. Będziemy też prosić o wewnętrzne pragnienie,
aby Jezusa uczynić jedynym wzorem naszego życia.

1. Biczowanie Jezusa

Piłat spierając się z faryzeuszami o sprawę Jezusa w pewnym momencie stwierdził, że każe
Go wychłostać i uwolni. Zmuszony jednak do wypuszczenia na wolność zabójcy Barabasza
podtrzymuje rozkaz biczowania niewinnego Jezusa (H. Daniel–Rops). Jest rzeczą
zaskakującą, że wszyscy Ewangeliści tę okrutną scenę męki wspominają jednym zdaniem.
Być może dlatego, że ludzie żyjący w epoce Jezusa dobrze znali tę okrutną kaźń
powszechnie stosowaną zarówno przez Żydów jak i przez Rzymian. Jezusa biczowano
zgodnie ze zwyczajem rzymskim.

background image

Liczbę i siłę uderzeń ograniczała jedynie litość kata lub jego zmęczenie; narzędziem były nie
skórzane rzemienie, lecz flagra, straszliwe bicze z żelaznych łańcuszków zakończonych
kostkami i kulkami z ołowiu; flagella z rzemieni oraz rózgi z gałązek wiązu zastrzeżone były
dla obywateli rzymskich. Całe ciało ofiary przywiązanej za ręce do niskiej kolumny,
wystawione było na razy liktora. Uderzenia żelaznych biczów rozrywały skórę, szarpały
ciało i wyrywały je kawałkami, tak że ofiara po krótkim czasie stawała się drgającą
konwulsyjnie, bezkształtną masą
(J.–P. Roux).

W dziełach Cycerona i Plutarcha widzimy skazanego skręcającego się pod razami,
ociekającego krwią, padającego na ziemię — czasami umierającego przed końcem kary.
Próżną jest rzeczą starać się wypowiedzieć ohydę tej sceny i wyobrazić sobie, jak Jezus
przywiązany do pnia odbiera okrutne razy. Umysł buntuje się wobec tego widoku. Tu
realizm zawodzi a wszelki naturalizm jest nie na miejscu
— mówi H. Daniel–Rops.

Zgodnie z uwagą tego wielkiego pisarza w obecnej kontemplacji nie wchodźmy w jakieś
nasycanie naszej wyobraźni okrucieństwami tortury biczowania. Odwołując się do zachęty
św. Ignacego, prośmy raczej o wewnętrzne doświadczenie udręki serca z Chrystusem
udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał
za mnie
(ĆD, 203). Rozważajmy również jak Bóstwo Jezusa ukrywa się, a mianowicie, jak
mogąc zniszczyć nieprzyjaciół swoich nie czyni tego, i jak zezwala, aby tak okrutnie
cierpiało Jego człowieczeństwo
(ĆD, 196).

Poprzez Wcielenie Syn Boży przyjmuje na siebie ludzkie ciało. Ciało dla Jezusa nie jest
jedynie więzieniem ducha. Jezus identyfikuje się ze swoim ciałem. Mówi bowiem: To jest
Ciało moje
(Łk 22, 19). Tajemnica Wcielenia wraz z tajemnicą Eucharystii objawia nam
niezwykłą godność i wartość ludzkiego ciała. Ciało Jezusa staje się miejscem objawienia
Jego Bóstwa. Jezus Chrystus posługuje się Swoim Ciałem, aby objawić nam swoją
nieskończoną Boską miłość. Oddaje nam swoje Ciało do spożycia: Bierzcie i jedzcie. To jest
Ciało moje, które za was będzie wydane
. Poprzez dopuszczenie okrutnego biczowania
swojego Ciała Jezus spełnia to, co zapowiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy; wydaje swoje
Ciało za nasze grzechy. W ten sposób ta nieludzka masakra Najświętszego Ciała Jezusa staje
się wielkim znakiem zbawienia.

Kontemplacja biczowania Jezusa może budzić w nas oburzenie na ludzkie okrucieństwo:
Piłata, żołnierzy, Sanhedrynu. Pohamujmy jednak nasze oburzanie się na innych i chciejmy
posłuchać z uwagą słów św. Piotra wypowiedzianych do ludzi, którzy, być może, nawet nie
widzieli Jezusa własnymi oczami: Jezusa Nazarejczyka (...) przybiliście rękami bezbożnych
do krzyża i zabiliście
(Dz 2, 22–24). Pisarze chrześcijańscy podkreślają, że biczowanie
Jezusa było ofiarowane w szczególny sposób za grzechy przeciwko ludzkiemu ciału. F.
Mauriac biczowanie Jezusa komentuje w ten sposób: Całe upodlenie cielesne człowieka, (...)
całą hańbę ciał stworzonych na przybytek Miłości Bożej, wszystkie grzechy nie tylko przeciw
łasce, ale i przeciw naturze, wszystko to bierze na siebie Syn Człowieczy poprzez
biczowanie
.

background image

Przypomnijmy sobie w tej kontemplacji grzechy przeciwko ludzkiemu ciału, które zawsze
są grzechami przeciwko człowiekowi: bezsensowne wojny, okrutne masakry ludności,
zbrodnie ludobójstwa, w których człowiek wraz ze swoim ciałem doznaje najwyższego
poniżenia i pogardy; aborcja i eutanazja — zbrodnie dokonywane na najsłabszych członkach
rodzaju ludzkiego; bicie i wszelkie fizyczne znęcanie się nad innymi, zwłaszcza nad
dziećmi; wszystkie nadużycia i grzechy seksualne, które traktują człowieka i jego ciało
w sposób instrumentalny. Dziękujmy Chrystusowi za to, że poprzez tajemnicę biczowania
bierze na siebie także wszystkie moje osobiste grzechy przeciwko ludzkiemu ciału. Dzięki
męce Jezusa możemy przywracać naszemu ciału jego wartość i godność, możemy odkrywać
w nim świątynię Ducha Świętego.

2. Koronowanie cierniem

Po biczowaniu żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło
Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy
wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę
. Koronowanie cierniem nie nastąpiło już z rozkazu
namiestnika, ale było nieludzkim pomysłem samych żołnierzy. Byli to Syryjczycy i Beduini,
a tylko paru oficerów było Rzymianami. A oto wydano im Żyda, który nie musiał być wiele
wart, skoro Gubernator kazał Go ubiczować
(H. Daniel–Rops).

Po biczowaniu całe ciało Jezusa było już tylko jedną wielką raną. Rozpasanym żołnierzom
żądnym cudzej krwi i poniżenia, znudzonym koszarowym życiem, nie wystarczyło jednak
tego znęcania się nad człowiekiem. I nagle przypomnieli sobie, że On mówił o sobie, że jest
królem. Z głogu palestyńskiego, którego kolce mają twardość stali, upleciono koronę,
a raczej ciernistą czapę. Do prawej ręki dali Mu trzcinę. I zaczęła się okrutna, upokarzająca
maskarada, tym razem z inicjatywy żołdaków. Przyklękali przed Nim i szydzili z Niego,
mówiąc: Witaj, królu żydowski! Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie
.
W ten sposób spełnia się proroctwo Izajasza: Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż
boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa, wzgardzony tak, iż
mieliśmy Go za nic
(Iz 53, 3).

Ale właśnie ta maskarada w jakiś paradoksalny i tajemniczy sposób staje się spełnieniem
obietnicy danej królowi Dawidowi i jego potomstwu, iż jego królestwo będzie trwać na
wieki. Przez krew płynącą ze zranionej głowy korona cierniowa staje się prawdziwą koroną
królewską. Chrześcijaństwo zrozumiało tę głęboką treść i otacza cierniowe gałązki
Chrystusowej korony wielką czcią
(J.–P. Roux).

Król wszechświata, który stworzył człowieka i nieustannie podtrzymuje go w istnieniu,
doznaje od niego najpodlejszego poniżenia i wyszydzenia. W rozważaniach męki Jezusa
pisarze chrześcijańscy podkreślają, że Jezus przyjmuje koronowanie cierniem i wyszydzenie
swojej królewskiej władzy za grzechy ludzkiej pychy. Św. Paweł zaświadczy: On, istniejąc
w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił
samego siebie przyjąwszy postać sługi
(Flp 2, 6–7). Św. Augustyn zastanawiając się nad
prawdziwą wartością człowieka pokazuje, jak śmieszną i absurdalną jest postawa ludzkiej

background image

pychy: Pokładasz ufność w swych siłach? Zwierzęta cię przewyższają. Chlubisz się
szybkością? Muchy cię zwyciężą. Chlubisz się pięknością? Czyż nie są piękniejsze pióra
pawie? Czymże jesteś od nich dostojniejszy? Obrazem Boga
.

W obecnej medytacji przepraszajmy Jezusa za wszelkie przejawy pychy w naszym życiu:
wywyższanie się nad innych, najdrobniejsze upokarzanie ich, jakieś niezdrowe pragnienia
bycia nienagannymi we wszystkim (perfekcjonizm), a przede wszystkim za to, iż tak mało
liczymy na Bożą łaskę, ale próbujemy zbawiać siebie samych. Adorujmy Jezusa
upokarzanego przez żołnierzy dziękując Mu, że swoją męką odkupił największy grzech
człowieka: grzech buntu wobec Stwórcy, pychę — początek wszelkiego grzechu.

3. Oto Człowiek!

Jezusa ubiczowanego, oblanego krwią, w cierniowej koronie i płaszczu szkarłatnym
przyprowadzono przed Piłata. Chrystus musiał przedstawiać odrażający widok. Izajasz
mówi: Jak wielu osłupiało na Jego widok — tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd
i postać Jego była niepodobna do ludzi. (..) Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby na
Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał
(Iz, 52, 14; 53, 2).

Namiestnik rzymski widząc ten ludzki strzęp, niepodobny do człowieka, sądził być może, iż
kara biczowania wreszcie nasyci żądzę odwetu i zemsty faryzeuszy. Widok tej nieszczęsnej
istoty — pomyślał Piłat — przejmie wstydem tych, którzy Go wydali. Wyszedł do nich
osobiście, aby ich zawiadomić z miną, która miała oznaczać: Nie macie pojęcia, co
zobaczycie
(F. Mauriac). Powiedział więc do nich: Oto wyprowadzam Go do was na
zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Jezus wyszedł na zewnątrz,
w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: Oto Człowiek
.

W tym momencie Jezus staje się uosobieniem całej ludzkości. Oto cały tragizm ludzkiej
kondycji. Być może trzeba było wszystkim pokoleniom ukazywać obraz Boga zdradzonego,
wydanego, odrzuconego, wyszydzonego i umęczonego, abyśmy byli zdolni dźwigać nasz
ludzki los
(J.–P. Roux). Jezus dźwiga na sobie wszystkie cierpienia, bóle, krzywdy, dźwiga
całe zło, które od zarania ludzkości człowiek wyrządzał człowiekowi. On się obarczył
naszym cierpieniem. On dźwigał nasze boleści, (...) On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest
nasze zdrowie
(Iz 53, 4–5).

W tym niezwykłym momencie, w którym Bóg–Człowiek dźwigał na sobie brzemię
nieprawości i zła całej ludzkiej rodziny, nikt jednak nie padł na kolana. F. Mauriac
rozważając tę scenę męki pyta: Gdzie byli uzdrowieni trędowaci, oswobodzeni od czartów,
ociemniali, którym przywrócił wzrok? Wielu z tych, którzy wierzyli w Niego, którzy mieli
jeszcze nadzieję wbrew wszelkiej nadziei, straciło resztki wiary na widok tej postaci
niepodobnej do człowieka
.

background image

Padnijmy w tym momencie na kolana świadomi, iż słowa Piłata: Oto Człowiek objawiają
nam Boga o najpiękniejszej ludzkiej twarzy. Nikt z ludzi nie doświadczył na sobie
człowieczeństwa w takim stopniu, jak sam Bóg–Człowiek. I to właśnie czyni Go pięknym,
wdzięcznym i miłym (por. ĆD, 144). Odepchniętego przez ludzi przygarnijmy z zaufaniem
i czułością; w postaci oszpeconej i niepodobnej do ludzi zobaczmy najpiękniejszego
z ludzkich synów; we wzgardzonym i upokorzonym Jezusie podziwiajmy Boską pokorę;
wzgardzonego tak, iż miano Go za nic uznajmy za największy skarb naszego życia, dla
którego gotowi bylibyśmy poświęcić wszystko, łącznie z naszym życiem doczesnym,
podobnie jak On sam oddał je za nas.

4. Skazany na śmierć

Reakcją tłumu na słowa Piłata: Oto Człowiek był jeden potężny krzyk: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj!
Rzekł do nich Piłat: Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w nim winy.
Odpowiedzieli mu Żydzi: My mamy Prawo, a według Prawa powinien On umrzeć, bo sam
siebie uczynił Synem Bożym
.

Usłyszawszy o Boskim pochodzeniu Jezusa Piłat postanowił ostatecznie uwolnić Jezusa, ale
w swoim postanowieniu nie wytrwał długo. Faryzeusze znając słabość rzymskiego systemu
rządzenia, opierającego się na donosach (nie zawsze sprawdzanych), jeszcze raz
zdecydowanie odwołali się do lęku namiestnika rzymskiego, którego władza zależała
całkowicie od kaprysów Cezara. Żydzi mieli w Rzymie swoje znaczne wpływy
i rzeczywiście mogli Piłatowi zaszkodzić. W tej sytuacji namiestnik szybko zmienił zdanie.
Wiedział bowiem, iż nie wygra tej sprawy z przebiegłymi i ogarniętymi fanatyczną
nienawiścią do Jezusa przywódcami Izraela. I chociaż był przekonany o Jego niewinności,
to jednak zrezygnował z dalszej walki o Jego uwolnienie. Pozostało już tylko formalne
wydanie wyroku śmierci. Namiestnik wyprowadził Jezusa na zewnątrz i zasiadł na
trybunale, na miejscu zwanym Lithostrotos, po hebrajsku Gabbata. Był to dzień
przygotowania Paschy, około godziny szóstej
.

Ewangeliści nieczęsto podają tak dokładny czas i miejsce opisywanych zdarzeń. Dokładność
ta świadczy o doniosłości zdarzenia: miało nim być oficjalne odrzucenie Mesjasza przez
naród wybrany i skazanie Boga–Człowieka na śmierć krzyżową. Oto bardzo ważny dialog
przytoczony przez św. Jana pomiędzy Piłatem a Żydami: I rzekł do Żydów: Oto król wasz!
A oni krzyczeli: Precz! Precz! Ukrzyżuj Go! Piłat rzekł do nich: Czyż króla waszego mam
ukrzyżować? Odpowiedzieli arcykapłani: Poza Cezarem nie mamy króla. Wtedy więc wydał
Go im, aby Go ukrzyżowano
.

Ten właśnie umiłowany naród Jahwe wyzwolił z niewoli egipskiej, wprowadził go do Ziemi
Obiecanej i opiekował się nim na różne sposoby przemawiając do niego przez swoich
proroków. Kiedy w końcu przemówił ostatni raz przez swojego Syna, (por. Hbr 1, 1) naród
ten odrzucił Mesjasza, uznając za króla pogańskiego władcę Rzymu, który właśnie
okupował ziemię Izraela. Tym grzechem ściągnie na siebie straszną karę, z powodu której
Jezus płakał nad umiłowanym miastem — Jerozolimą: Przyjdą na ciebie dni, gdy twoi

background image

nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie
i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało
czasu twojego nawiedzenia
(Łk 19, 43–44). Tak właśnie potraktował Jerozolimę ten, którego
obrali sobie za króla odrzucając Mesjasza. Nie była to zemsta Boga, ale konsekwencja ich
wyboru, konsekwencja grzechu.

W tej dramatycznej scenie odrzucenia przez naród wybrany Mesjasz, Bóg–Człowiek milczy.
Jedyną bronią Boga jest bowiem bezgraniczna miłość. Kiedy człowiek mówi Bogu: Precz!,
lekceważy Go, znieważa, On milczy. Milczenie Boga wyraża Jego nieskończoną cierpliwość
i troskę o człowieka, jest także ostatecznym sposobem upominania go. Bóg nigdy nie
odwraca się plecami do człowieka. Rozliczne ludzkie cierpienia, smutek, depresja, gorycz
życia, nuda nie są nigdy zemstą Boga, ale jedynie prostą, bolesną konsekwencją odrzucenia
Miłości. Poza miłością Stwórcy istnieje bowiem tylko rozpacz i śmierć.

Kontemplujmy Jezusa ubiczowanego, w cierniowej koronie, stojącego przez swoim
narodem wybranym, do którego został wysłany przez Ojca. Prośmy o wewnętrzne odczucie
bólu, jakiego Chrystus musiał doznać, słysząc słowa: Precz! Precz! Ukrzyżuj Go.

XIII. DROGA KRZYŻOWA

Wtedy więc wydał Go im, aby Go ukrzyżowano. Zabrali zatem Jezusa. A On sam dźwigając
krzyż wyszedł na miejsce zwane miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota
(J
19, 16–17).

Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola,
i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem. A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet,
które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki
jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto
bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły,
i piersi, które nie karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków:
Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?

Przyprowadzono też dwóch innych — złoczyńców, aby ich z Nim stracić (Łk 23, 26–32).

Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy (Mt 27, 35).

Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,

background image

a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony,
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich. (...)
Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi,
i w śmierci swej był na równi z bogaczem,
chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy
i w Jego ustach kłamstwo nie powstało.
Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem.
Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy,
ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży,
a wola Pańska spełni się przez Niego.
Po udrękach swej duszy, ujrzy światło
i nim się nasyci.
Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu,
ich nieprawości On sam dźwigać będzie
(Iz 53, 3–11).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa dźwigającego ciężki krzyż.
Dostrzeżmy, jak Jezus słania się i upada pod krzyżem. Zauważmy też Szymona z Cyreny,
którego żołnierze siłą zatrzymują i przymuszają, aby dźwigał krzyż Jezusa.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić Jezusa, aby Jego Droga Krzyżowa była dla
nas lekcją, dzięki której dane nam będzie poznać, co znaczy dla nas zapieranie się siebie
samych, umierania dla siebie. Będziemy też prosić, abyśmy idąc z Jezusem uczyli się coraz
pełniejszej wolności wewnętrznej, która stopniowo powierza się całkowicie Bogu i wszystko
oddaje do Jego dyspozycji.

1. On sam dźwigał krzyż

Jezus przyjmując krzyż na swoje ramiona, przyjmował straszną rzeczywistość. Pierwsi
chrześcijanie wzdrygali się przed przedstawianiem Jezusa na krzyżu. Widywali bowiem na
własne oczy te nieszczęsne, zupełnie nagie ciała zawieszone na pospolitym palu, przeciętym
u góry w kształcie litery T poprzeczną belką, widzieli ręce przybite gwoździami do tej
szubienicy, widzieli nogi również przygwożdżone, ciało opadające pod własnym ciężarem,
zwieszoną głowę, psy znęcone wonią krwi, pożerające stopy ukrzyżowanego, sępy krążące
nad miejscem rzezi i skazańca wyczerpanego męką, palonego pragnieniem, wzywającego
śmierci bełkotliwym wołaniem. Była to kaźń niewolników i zbrodniarzy. Tę kaźń zadano
Jezusowi
(M. J. Lagrange).

Starożytny pisarz Plutarch wspomina, że skazani na ukrzyżowanie sami musieli dźwigać
swój krzyż na miejsce kaźni. Niektórzy pisarze przypuszczają jednak, że chodziło tu o belkę

background image

poprzeczną, gdyż pionowa była wkopana na placu egzekucji, ale w każdym razie ciężar jej
musiał był znaczny; około 30 kilogramów, jeżeli była to tylko belka
(H. Daniel–Rops).

Chrześcijanie otaczają wielką czcią pamięć Drogi Krzyżowej Jezusa. Nabożeństwo Drogi
Krzyżowej, które pochodzi z czasów krucjat, jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych
form nabożeństwa Męki Pańskiej. Droga Krzyżowa Jezusa jest nam tak bardzo bliska,
ponieważ doskonale symbolizuje ona naszą drogę życia. Na tej ziemi jesteśmy bowiem tylko
gośćmi i pielgrzymami. W rozważaniach Drogi Krzyżowej autorzy zwykle snują najpierw
krótkie rozważania, a następnie ukazują, w jaki sposób dana tajemnica Drogi Krzyżowej
spełnia się w naszym życiu.

W obecnej modlitwie chciejmy towarzyszyć Jezusowi w Jego Drodze Krzyżowej.
Kontemplujmy Jezusa niosącego swój krzyż na ramionach. Patrzmy na Jego wyczerpanie
i słabość fizyczną, na cierpienie związane z ranami biczowania i koronowania cierniem.
Zauważmy, w jaki sposób Jezus chwieje się, potyka i upada wielokrotnie. Kontemplujmy
także owe mnóstwo ludzi, którzy szli razem z Jezusem. Wsłuchajmy się w to, co mówią
między sobą: jedni — podobnie jak płaczące kobiety — współczują Mu, inni są obojętni
i gapią się na to okrutne widowisko, inni jeszcze obrzucają Jezusa drwinami i wyzwiskami.

Przypatrujmy się też poszczególnym zdarzeniom, jakie miały miejsce na Drodze Krzyżowej:
spotkanie Jezusa z Matką Najświętszą, pomoc Szymona Cyrenejczyka, otarcie twarzy
Jezusa przez Weronikę, spotkanie płaczących kobiet, odarcie Jezusa z szat. Zauważmy też
cichość Baranka Bożego w Jego drodze na miejsce kaźni. Jezus idzie jak baranek na rzeź
prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich
.

Rozważając w ten sposób Drogę Krzyżową Jezusa chciejmy następnie w sposób bardzo
spontaniczny wejść w naszą drogę życia. Jakie zdarzenia, sytuacje, przeżycia,
doświadczenia życiowe nasuwają nam myśl o podobieństwie naszej drogi życiowej z Drogą
Krzyżową Jezusa? I choć jesteśmy świadomi, iż naszych cierpień w żaden sposób nie
możemy przyrównać w sposób dosłowny z cierpieniami Jezusa, to jednak nie obawiajmy się
dostrzegać zbieżności pomiędzy naszą drogą życia a Drogą Krzyżową. Jezus ofiaruje nam
swoją Drogę Krzyżową jako miejsce umocnienia, pocieszenia w naszej drodze do Ojca.

Dziękujmy Jezusowi za cały ból i trud Jego Drogi Krzyżowej; dziękujmy za napomnienie
płaczących niewiast, poprzez które uczy nas owocnego rozważania Jego męki; dziękujmy
Jezusowi za Jego upadki pod ciężarem krzyża; za spotkanie z Matką Najświętszą; dziękujmy
Mu za to, iż pozwolił obedrzeć się ze swoich szat, a w końcu dał się ukrzyżować za nas i dla
nas.

2. Szymon Cyrenejczyk

W sposób szczególny zwróćmy uwagę na dwa wydarzenia z Drogi Krzyżowej, o których
wspominają nam Ewangelie: o przymusowej pomocy, jakiej udzielił Mu Szymon
Cyrenejczyk oraz o spotkaniu z płaczącymi kobietami.

background image

Ciężar krzyża, jaki włożono Jezusowi na ramiona, był ponad Jego ludzkie siły. Siły Jezusa
były wyczerpane całonocnym czuwaniem, wielokrotnymi przesłuchaniami, wyśmiewaniem
Go w upokarzający sposób przez straż świątynną i żołnierzy rzymskich, okrutnym
biczowaniem i koronowaniem cierniem. Jezus dźwigał też krzyż niemal w samo południe,
a więc w bardzo gorącej porze dnia. Rzymianie obawiali się prawdopodobnie, iż skazany
umrze w drodze na Kalwarię, dlatego też zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który
wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem
.

W pomocy udzielonej Jezusowi przez Szymona możemy wyczytać zaproszenie Jezusa,
abyśmy razem z Nim dźwigali krzyż. To niezwykłe, że Syn Boży pragnie naszej ludzkiej
pomocy. Wielokrotnie w swoim życiu przyjmował pomoc swojej Matki, przybranego Ojca,
swoich uczniów i przyjaciół, a teraz w tych najtrudniejszych chwilach przyjmuje pomoc
wymuszoną lękiem i zagrożeniem.

Dziękujmy Jezusowi za to, iż zechciał z pokorą przyjąć pomoc Szymona Cyrenejczyka,
pomoc Weroniki. W ten sposób Jezus uczy nas pokornego wyciągania ręki z prośbą
o pomoc. W sytuacjach nieraz dla nas najtrudniejszych, z lęku i pychy obawiamy się prosić
o pomoc. Boimy się, iż będzie ona wymuszona, niechętna, nieżyczliwa. Ale bywają
sytuacje, w których konieczną rzeczą jest przyjąć każdą pomoc.

W tej kontemplacji prośmy także, abyśmy — za przykładem Szymona Cyrenejczyka —
pozwalali się przymuszać. Nasze wzniosłe ideały szlachetnej i chętnej pomocy bliźnim nie
zawsze zdają egzaminy. Nieraz ideały te zawodzą nas. W takich chwilach tylko pewien
przymus zdaje się być najbardziej skuteczny, by okazać naszą pomoc bliźniemu. Szymonie
z Cyreny, przymuszony do pomocy w niesieniu krzyża, módl się za nami, którzy tak nie
chcemy być przymuszani do pomocy w niesieniu cudzych krzyży. Pochwaleni bądźcie,
wszyscy Nieznani Cyrenejczycy. Postawieni w sytuacjach, których nie szukaliście, nie
odwróciliście oczu od brata, który was potrzebował
(A. Boniecki).

3. Płaczące niewiasty

W Drodze Krzyżowej towarzyszyły Jezusowi kobiety, które ówczesnym wschodnim
zwyczajem zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki
jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!
Jezus swoim upomnieniem kobiet nie odrzuca ofiarowanego Mu współczucia i życzliwości.
Przyjmując je pragnie jednak zachęcić kobiety (i nas), aby przedzierały się przez zewnętrzną
powłokę zdarzeń i szukały najgłębszego sensu tego, w czym właśnie uczestniczą. Oto
bowiem przyjdą dni
— mówi Jezus — kiedy mówić będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które
nie rodziły, i piersi, które nie karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do
pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?
Jezus pragnie objawić kobietom, że Jego męka i śmierć jest jakimś tajemniczym straszliwym
sądem nad grzechem całej ludzkości i każdym pojedynczym grzechem człowieka. Ta sama
prawda o męce Jezusa zostanie objawiona rozdarciem zasłony Świątyni, zaćmieniem słońca,
ciemnościami panującymi na ziemi oraz trzęsieniem ziemi.

background image

Jezus upominając kobiety pragnie nam powiedzieć, że płaczemy i narzekamy nie wtedy,
kiedy dotyka nas prawdziwe nieszczęście. Iluż z nas nie płacze z powodu powierzchowności
naszego serca albo tchórzostwa przed widokiem cierpienia. Wylewamy łzy i czujemy się
przez to uwolnieni od winy i odpowiedzialności. Jak często łzy zasłaniają prawdziwe
nieszczęście i problemy świata
(J. Twardowski).

W obecnej kontemplacji chciejmy wsłuchać się w upomnienie kobiet, które jest także
skierowane i do nas osobiście. Pytajmy siebie, czy w naszych rozważaniach bierzemy je pod
uwagę? Czy doświadczamy, iż męka Jezusa sądzi nasz grzech osobisty oraz grzechy całego
świata? Czy rozważanie męki i śmierci Jezusa demaskuje nasz grzech; czy odsłania nam
jego wielkość, jego głębię? Czy dzięki rozważaniom męki i śmierci Jezusa czujemy się
wzywani do pełniejszego, bardziej radykalnego nawrócenia wewnętrznego?

4. Obnażenie z szat

Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. Odarcie Jezus
z szat tuż przed ukrzyżowaniem jest jakby powtórzeniem się sceny Ecce HomoOto
Człowiek
. W tym momencie nasze myśli zwracają się do Jego Matki, biegną jakby do
samych początków tego Ciała, które już teraz, przed ukrzyżowaniem, stanowi jedną wielką
raną
(K. Wojtyła). Scena obnażenia Jezusa każe nam myśleć o tajemnicy Wcielenia. Syn
Boży mówi do Ojca: Całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie, aleś Mi utworzył
ciało (Hbr 10, 6. 5). Ciało Chrystusa wyraża Jego miłość Ojca. (...) To ciało obnażone teraz
pełni wolę Syna i wolę Ojca każdą raną, każdym drgnieniem bólu, każdym zszarpanym
mięśniem, każdą strugą krwi, która z Niego się toczy; całym wyczerpaniem ramion,
zmiażdżeniem szyi i barków i strasznym bólem skroni. To ciało pełni wolę Ojca. (...) Musimy
myśleć przy tej stacji o Matce Chrystusa, bo pod Jej sercem, a potem w Jej oczach i w Jej
dłoniach Ciało Syna Bożego doznało pełnej czci
(K. Wojtyła).

W tej kontemplacji powróćmy do tajemnicy Narodzenia Jezusa. Wpatrujmy się najpierw
w Dzieciątko Jezus leżące w żłóbku, adorowane przez Maryię, Józefa, pasterzy, trzech
mędrców. W drugiej odsłonie kontemplujmy to samo Ciało trzydzieści trzy lata później —
zmasakrowane, ociekające krwią i brutalnie odarte z szat, ciało czekające na tortury
ukrzyżowania. Oddajmy Jezusowi chwałę jako Wcielonemu Synowi Bożemu, tak w scenie
Narodzenia, jak również w scenie obnażenia z szat.

W tych dwu scenach Jezus ukazuje nam całe swoje boskie ubóstwo, którym nas ubogaca
oraz boską pokorę, którą nas wywyższa. Odarty ze wszystkiego i pozbawiony wszystkiego,
nagi wyszedł z łona Matki swojej i nagi idzie na krzyż. (...) Zbawić może człowiek odarty ze
wszystkiego, pozbawiony wszystkiego, nie rozporządzający już żadnymi środkami ludzkimi
(S. Wyszyński). Tajemnicą obnażenia z szat i całkowitym wyniszczeniem siebie Jezus
wskazuje nam drogę do Ojca. Prośmy więc Jezusa, abyśmy byli wewnętrznie otwarci na tę
trudną i bolesną lekcję zapierania się siebie samych, umierania dla siebie. Śmierć zabiera
nam wszystko. W bezlitosnym oświetleniu ostatniego momentu staniemy się wszyscy

background image

przeraźliwie nadzy (jak Jezus na Golgocie). Liczyć się będzie wtedy tylko ta garstka prawdy
o nas
(A. Boniecki).

Zarówno tajemnicą swojego Narodzenia jak również tajemnicą obnażenia z szat, Jezus uczy
nas, co znaczy naprawdę stać się jak dziecko, co znaczy być naprawdę tylko Synem. Prośmy
Jezusa, aby prawda o nas samych, jako dzieciach, nie musiała być wymuszona przez chwilę
naszej śmierci, ale byśmy ją przyjmowali i uczyli się jej od Jezusa już teraz, za życia,
dobrowolnie. Prośmy, abyśmy szli za wezwaniem Jezusa i stopniowo oddawali Mu to, czego
będzie się od nas domagał.

5. Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem

Przyjęcie przez Jezusa krzyża na swoje ramiona oraz bolesne upadki, w których krzyż
przygniata Chrystusa do ziemi, przywołuje nam na pamięć przedziwny, tajemniczy werset
Proroka Izajasza z czwartej Pieśni Sługi Jahwe: Spodobało się Panu zmiażdżyć Go
cierpieniem
.

Spodobało się Panu — to znaczy było Jego planem, było Jego wyborem. Krzyż Jezusa jest
planem Jego Ojca, jest Jego wyborem. Ojciec chciał, aby Jego Jednorodzony Syn został
przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy, aby zgładzono Go z krainy żyjących,
aby za grzechy (...) ludu został zabity na śmierć, chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy i
w Jego ustach kłamstwo nie powstało
.

Sam Jezus wiele razy mówił do swoich uczniów o upodobaniu swojego Ojca: Oto idziemy
do Jerozolimy. Tam Syn człowieczy zostanie wydany arcykapłanom. Oni skażą Go na śmierć
i wydadzą poganom. I będą z Niego szydzić, oplują Go, ukrzyżują i zabiją, a po trzech
dniach zmartwychwstanie
(Mk 10, 33–34).

I chociaż uczniowie nie rozumieją, dlaczego takie właśnie jest upodobanie Ojca, Jezus nie
stara się tego wyjaśnić. Uczniowie nie byli w stanie zrozumieć tego okrutnego upodobania
Ojca, ponieważ upodobania osoby, którą się kocha, nie znajdują nigdy wyjaśnienia
rozumowego, ale jedynie wyjaśnienie serca. Zrozumienie sensu upodobania odnajduje się
dopiero w głębokiej relacji miłości.

Jezus rozumie upodobanie swojego Ojca, bo łączy Go z Nim intymna więź miłości, oddania
i zaufania. Całkowite powierzenie się Syna Ojcu staje się źródłem rozumienia tego trudnego
upodobania
.

Kiedy dotyka nas jakieś niepowodzenie, niezrozumienie ze strony najbliższych, cierpienie,
ból i wszystko w nas buntuje się i burzy, stajemy wówczas i my przed tajemnicą Bożego
upodobania
. I nam przychodzi niekiedy stwierdzić: Spodobało się Panu dotknąć mnie
cierpieniem
, a niektórzy z nas mogą powiedzieć więcej: Spodobało się Panu zmiażdżyć mnie
cierpieniem
. To, co dziś jest tylko dotknięciem Boga, jutro może stać się doświadczeniem
zmiażdżenia.

background image

Na biurku jednego z moich przyjaciół, który przechodził przez bardzo bolesne
doświadczenia życiowe, zobaczyłem kiedyś obrazek umęczonej twarzy Jezusa, a pod nim
napis: Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem. Codzienność życiowa pokazywała, iż
te słowa były dla niego źródłem odwagi w codziennym dźwiganiu krzyża.

Przyjęcie Bożego upodobania będzie zależeć przede wszystkim od naszej relacji z Bogiem.
Jeżeli tak często buntujemy się przeciwko różnym krzyżom życiowym, które Bóg nam
zsyła, to dlatego, że nie jesteśmy dość mocno związani z Jezusem. Kiedy nasze serce jest
daleko od Pana, mamy duże trudności w rozumieniu Jego upodobań. Upodobanie Boga
oznacza zawsze Jego łaskę, Jego obietnicę. Pan bowiem nie tylko miażdży cierpieniem, ale
także wyzwala, pociesza, dźwiga, podnosi. W samym krzyżu Jezusa zawiera się już
obietnica pocieszenia. Po udrękach swej duszy, ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój
Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie
. Dopiero z perspektywy
zmartwychwstania, zwycięstwa, z perspektywy pocieszenia możemy doświadczyć, że bycie
zmiażdżonym przez Pana
może być Jego wielką łaską, Jego wielkim darem. W upodobaniu
Boga zawiera się zawsze Jego nieskończona miłość także wówczas, kiedy dotyczy ono
cierpienia. Stąd też św. Paweł uświadamia nam: Wam bowiem z łaski dane jest to dla
Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć
(Flp 1, 29).

XIV. UKRZYŻOWANIE JEZUSA

Gdy przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po
prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: Ojcze, przebacz im, bo nie
wiedzą, co czynią. Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy. A lud stał
i patrzył. (...)

Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem?
Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż
tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za
nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz
do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz
w raju
(Łk 23, 33–34. 39–43).

O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloi, Eloi, lema sabachthani, to
znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to,
mówili: Patrz, woła Eliasza
(Mk 15, 34–35).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie scenę krzyżowania Jezusa i wieszania
Go na krzyżu. Nie wchodząc jednak w zbyt szczegółowe i naturalistyczne wyobrażenia,
chciejmy jednak dostrzec cały ból i cierpienie fizyczne Jezusa. Zauważmy krzyż Jezusa na
Golgocie, stojący pomiędzy dwoma innymi krzyżami.

background image

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy gorąco, aby dane nam było wczuwać się w cierpienia
Jezusa ukrzyżowanego. Prośmy także o głębokie zrozumienie dla modlitwy Jezusa:
Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Módlmy się, aby Jezus ukrzyżowany dał nam
wewnętrzne poznanie i odczucie, co jest naszym prawdziwym krzyżem życiowym i w czym
możemy Go naśladować.

1. Ukrzyżowanie Jezusa

Gdy przyszli na miejsce zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po
prawej, drugiego po lewej stronie
. Ten krótki opis egzekucji ukrzyżowania zawiera w sobie
straszną rzeczywistość ludzkiego cierpienia, którą wprost trudno opisać w słowach.
Pochodzącą z Persji karę śmierci przez ukrzyżowanie, Grecy i Rzymianie stosowali wobec
zbrodniarzy, niewolników i cudzoziemców
(G. Bessiere).

Najpierw przybijano ręce skazanego do małej belki, tej, którą kazano mu dźwigać. Potem
albo na blokach, albo po prostu sznurem wciągano belkę razem z jej ciężarem na pionowy
pal, który był zapewne na stałe wkopany na miejscu kaźni
(J.–P. Roux). Według
chrześcijańskich pisarzy pierwszych wieków, między nogami skazanego znajdowała się
podpórka trzymająca ciało. Natomiast wbrew temu, co się często sądzi, nie było oparcia pod
stopy. Skazany miał przybite do krzyża nadgarstki i stopy
(G. Bessiere). Według
powszechnego mniemania, śmierć na krzyżu była straszliwa. Ciało przytwierdzone do krzyża
tężało i drętwiało, rany się rozogniały, w płucach, głowie i sercu następowało przekrwienie;
a całego człowieka ogarniała okrutna trwoga. Pożerające pragnienie paliło błonę śluzową.
Całe ciało było jedną boleścią. A najgorsze było to, że taka męka mogła trwać długo,
zwłaszcza jeżeli skazany był człowiekiem o silnej konstytucji fizycznej. Jest zrozumiałe, że
myśl o tej karze przejmowała każdego dreszczem trwogi
(J.–P. Roux). Tej nieludzkiej męki
krzyża miał doświadczyć także Jezus.

Podobnie jak w czasie całej męki, tak i w tych ostatnich godzinach życia Jezus nie stawia
oporu i nie buntuje się, ale poddaje się temu, co robią z Nim żołnierze wykonujący zlecone
im zadanie katów. Dręczono Go, lecz sam dał się dręczyć, nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył
ust swoich
(Iz 53, 7).

W tej kontemplacji patrzmy na Jezusa ukrzyżowanego z głębokim pragnieniem przeżywania
wewnętrznej udręki serca z Chrystusem udręczonym (ĆD 203). Módlmy się także o głębokie
przeświadczenie, że przez tę straszną kaźń Wcielony Syn Boży bierze na siebie wszelkie zło
pod każdą możliwą postacią.

W ciszy i w milczeniu wewnętrznym chciejmy towarzyszyć Jezusowi w tych Jego
strasznych chwilach cierpienia. Nie róbmy jednak sami jakichś szczególnych wysiłków
i zabiegów, aby wyobrazić sobie okrutny ból i rany fizyczne, ale raczej prośmy pokornie
Jezusa, aby On sam dał nam doświadczyć i odczuć swoją mękę ukrzyżowania. Ty, Panie,
znasz mnie najpełniej. Ty sam wiesz, w jaki sposób Twoja męka może mnie oczyszczać

background image

i uzdrawiać. Spraw, aby Twoje Najświętsze rany zadane Ci przez krzyżowanie były
miejscem mojego uzdrowienia. Wierzę bowiem, iż w Twoich ranach jest moje zdrowie.

2. Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią

Ale nawet w czasie tego nieludzkiego cierpienia i zhańbienia Jezus nie myśli o sobie, lecz
o swoim Ojcu, o swoich najbliższych oraz o tych, za których ponosi tę straszną kaźń: Ojcze,
przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią
. Są to pierwsze słowa Jezusa wypowiedziane na
krzyżu. Modlitwą tą Jezus zdaje się najpierw ogarniać żołnierzy, którzy ukrzyżowali trzech
skazanych, a pośród nich jednego niewinnego. Ale nie do żołnierzy–katów należy
wydawanie wyroków. Oni nie wiedzą, co czynią. Spełnili jedynie swój katowski obowiązek.

Modlitwą tą Jezus obejmuje również ludzi, którzy brali bezpośredni udział w skazaniu Go
na śmierć: Judasza, Sanhedryn, uczonych w Piśmie. Powodowani fanatyczną nienawiścią
wymusili na Piłacie skazanie Jezusa na śmierć, a teraz drwią z Jego cierpienia i upokorzenia.
Oni także w swoim zaślepieniu nie wiedzą, co czynią. Będąc nieprzyjaciółmi Boga, sądzą, że
oddają Mu chwałę. Swoją modlitwą Jezus do końca wypełnia niezwykłe przykazanie:
Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie
tych, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają
(Łk 6, 27–28).
Jezus modli się, błogosławi i dobrze czyni tym, którzy z nienawiści oczernili Go przed
ludem i namiestnikiem rzymskim, a teraz, kiedy wisi już na krzyżu, przeklinają Go i drwią
z Niego.

Modlitwą: Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią Jezus obejmuje także każdego z nas. Kiedy
buntujemy się przeciwko Bogu i Jego woli, kiedy powodowani gniewem ranimy naszych
najbliższych, kiedy rozbudzamy nasze najniższe instynkty i pożądania, tak naprawdę nie
wiemy, co robimy. Rzadko zdajemy sobie sprawę z rozmiarów zła, które rozsiewamy
naszymi nierozważnymi i nieodpowiedzialnymi osądami, słowami i czynami. I choć nie
mamy złej woli, ale kierujemy się raczej nieopanowanymi i nieświadomymi odruchami
i impulsami, to jednak zło się rozszerza i rani.

Modlitwa Jezusa: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią jest dla nas także wielkim
wezwaniem. Kiedy widzimy bowiem, że nasze czyny ranią innych, choć tego wprost nie
zamierzamy, to winniśmy sobie uświadomić, że także nasi bliźni ranią nas w podobny
sposób. Oni również nie wiedzą, co czynią. Kierują się nierzadko, podobnie jak my,
niekontrolowanymi odruchami, których w sobie jeszcze nie rozpoznali. Z tego wzajemnego
zrozumienia może zrodzić się duch przebaczenia i wzajemnej miłości nieprzyjaciół. Prośmy
gorąco Jezusa, abyśmy w znoszeniu wszelkich krzywd i wszelkiej zniewagi (ĆD, 98) umieli
modlić się Jego słowami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.

3. Co jest moim krzyżem?

Z Jezusem ukrzyżowano także dwóch innych złoczyńców, jednego po prawej stronie,
drugiego po lewej stronie. Ich cierpienie, jak to podkreśla jeden z nich, jest uzasadnione

background image

dokonanymi przez nich zbrodniami: My przecież — sprawiedliwie (cierpimy), odbieramy
bowiem słuszną karę za nasze uczynki
. Jezus natomiast cierpi niewinnie: On nic złego nie
uczynił
.

Ukrzyżowanie wraz z Jezusem złoczyńców każe nam myśleć o dwóch rodzajach krzyża,
dwóch rodzajach cierpienia w naszym życiu. Jedno z nich jest słuszne, ponieważ stanowi
owoc naszych grzechów. W tym cierpieniu odbieramy jedynie uzasadnioną karę za nasze
uczynki. Tego cierpienia nie możemy traktować jako Krzyża (przez duże K), który wyraża
bezpośrednio wolę Bożą. Bóg nie pragnie cierpienia dla człowieka. Bóg jedynie je
dopuszcza. W wieczności, która będzie samą doskonałością nie będzie cierpienia ani krzyża.
Jeżeli cierpimy z powodu naszych grzechów, wówczas Bóg zaprasza nas do wewnętrznego
nawrócenia i odsunięcia od siebie tego cierpienia. Grzech jedynie obiecuje szczęście, ale tak
naprawdę zawsze rodzi cierpienie i śmierć: zapłatą za grzech jest śmierć — powie św.
Paweł (Rz 6, 23). Cierpienie samo w sobie nie posiada bowiem mocy zbawczej. Ono jedynie
niszczy i uśmierca. Tylko cierpienie z Jezusem cierpiącym posiada dla nas moc
oczyszczającą, moc zbawiającą. To łaska Boga czyni z cierpienia narzędzie i miejsce
pełniejszego zjednoczenia z Nim.

Kiedy cierpimy, wówczas winniśmy wejść w rozeznanie i badanie naszego sumienia, jaki
jest związek cierpienia z moim sposobem myślenia, reagowania, działania, a zwłaszcza
z moimi życiowymi postawami i przyzwyczajeniami. Jeżeli istnieją w nas nierozpoznane
postawy pychy, kompleksy niższości, niepokonane lęki, jakaś lekkomyślność życiowa,
postawa urazowa i pełna rozżalenia wobec bliźnich, postawa buntu wobec Boga, wówczas
postawy te będą źródłem nieustannego cierpienia. W takiej sytuacji cierpienie winno być
przez nas przeżywane, jak przez Dobrego Łotra. Trzeba je uznać za owoc grzesznych
postaw. Trzeba sobie szczerze powiedzieć: Słusznie cierpię za moje grzechy. Nie trzeba nam
tego cierpienia najpierw uświęcać czyniąc je krzyżem bezpośrednio zesłanym przez Boga na
nas, lecz traktować je jako wezwanie Boga do nawrócenia.

Ale istnieją także cierpienia, które są zupełnie niezależne od naszych decyzji i zachowań. Są
to cierpienia, które — podobnie jak w przypadku Jezusa — zostają dopuszczone przez Boga.
Jezus cierpi, choć sam nic złego nie uczynił. Takie cierpienia są rzeczywiście naszym
krzyżem, na podobieństwo krzyża Jezusa. Ten rodzaj cierpienia i krzyża wzywa nie tyle do
nawrócenia, ile przede wszystkim do zjednoczenia z Jezusem, naśladowania Go w Jego
krzyżu.

W obecnej kontemplacji przypomnijmy sobie wszystkie najważniejsze cierpienia naszego
życia. Prosząc o łaskę rozeznania duchowego oraz wielkie wewnętrzne światło, chciejmy
zadać sobie pytanie, które z nich wypływały z grzesznych postaw i przyzwyczajeń, a które
były rzeczywiście krzyżem zesłanym przez Boga. W wielu wypadkach odpowiedź na to
pytanie może okazać się bardzo trudna.

Bywają sytuacje, w których te dwa krzyże nie dadzą się tak radykalnie oddzielić, bowiem
zachodzą na siebie. Cierpienie, które najpierw jest skutkiem grzechu, z czasem może stać się
rzeczywiście krzyżem, którego nie da się usunąć także wówczas, kiedy dokona się w nas

background image

jakieś wewnętrzne radykalne nawrócenie. Każde cierpienie, także to, które jest owocem
naszych grzechów, jeżeli zostaje złączone z cierpieniem Jezusa, nabiera ostatecznie mocy
zbawczej. Jezus obiecuje Dobremu Łotrowi: Dziś ze Mną będziesz w raju. To sam Jezus
uczynił z jego słusznego cierpienia miejsce oczyszczenia z jego grzechów. Módlmy się w tej
kontemplacji za przyczyną Dobrego Łotra, który w ostatniej chwili swojego życia dogłębnie
rozpoznał swój krzyż i zbawczy krzyż Jezusa, o wielkie wewnętrzne światło w rozeznaniu
prawdziwych źródeł naszych codziennych cierpień i udręk wewnętrznych. Prośmy także,
abyśmy wszystkie nasze cierpienia przyjmowali i dźwigali z Jezusem.

4. Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

Jezus ukrzyżowany dźwiga udrękę całej ludzkości. Został bowiem przebity i zdruzgotany za
wszystkie winy człowieka. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas (Iz 53, 5). W ten sposób
Jezus wziął na siebie nasze zranione grzechem człowieczeństwo i całą udrękę z nim
związaną.

Świat, w którym żyjemy — podobnie jak sama męka Jezusa — jest pełen brutalności,
gwałtu, przemocy; jest także pełen lęków, bezradności i niemocy. Męka i śmierć Jezusa jest
tylko odbiciem, zwierciadłem ukazującym nam świat, a w nim nasze człowieczeństwo. Ten
obraz świata obserwujemy nie tylko na ekranach dzienników telewizyjnych, ale nierzadko
także w naszym życiu codziennym: w życiu rodzinnym, zawodowym, w życiu społecznym.
Jezus umęczony i ukrzyżowany ukazuje nam, w jaki sposób mamy żyć pośród udręk tego
świata, jak mamy dźwigać nasze zranione człowieczeństwo. Życie duchowe chrześcijanina
nie może polegać bowiem na wycofaniu się ze świata, by móc żyć w sposób elitarny i wolny
od udręk i zmagań.

Zagubiony świat, a w nim zagubiony człowiek nie potrafi wejść w zmaganie ze złem, które
sam rodzi. Usiłuje uciec od zła poprzez wszelkiego rodzaju zagłuszenia i odurzenia
zmysłowe, aby móc zapomnieć o całym szaleństwie rozpętanym przez siebie. Człowiek
współczesny zachowuje się nierzadko jak małe kapryśne dziecko, które najpierw dla
zabawy, z nudów samo podpala zamknięty pokój, w którym przebywa, a następnie usiłuje
uciec od ognia kładąc głowę pod poduszkę. Nie możemy odcinać się od świata oraz całej
jego nieprawości i bezradności także dlatego, iż naszym grzechem niemało przyczyniamy
się do kształtowania takiego świata. Całe zło i cała nieprawość rodzi się w sercu człowieka
i nie da się od niej uciec. Wszyscy mamy jakiś udział w złu świata. Tylko człowiek nie
znający siebie może twierdzić, że jest niezdolny do czynienia tego zła, które inni popełniają.

Kontemplując Jezusa ukrzyżowanego wchodzimy w jakąś wewnętrzną udrękę, niepokój, lęk
i pustkę. Nierzadko zmuszeni jesteśmy dotykać granic naszej bezsilności, niemocy,
zwątpienia. Nie jest nam także oszczędzone doświadczenie obrzydzenia wobec siebie
samych z powodu życia półprawdami czy wręcz w zakłamaniu wewnętrznym. Jeżeli
szczerze i autentycznie dążymy do Boga, On sam troszczy się, abyśmy stawali twarzą
w twarz z nieprawdą naszego życia. Nie ma bowiem dla nas innej drogi do prawdy, jak tylko
stawać szczerze wobec naszej nieprawdy. Podobnie jak Jezus w Ogrójcu, tak i my w pocie

background image

czoła dochodzimy do bolesnej prawdy o naszym zranionym przez grzech człowieczeństwie
i zgody na nie.

Odkrywamy tę prawdę nie tylko dla nas samych, ale także dla innych, dla świata. Świat
doprowadza się do rozpaczy, ponieważ z prawdą o zranionym człowieczeństwie (zaledwie
przeczuwaną) zostaje sam: bez Boga, bez nadziei, bez wiary. B. Pascal mówi, że owocem
prawdziwego poznania siebie bez wiary w Boga jest rozpacz. Człowiek nie jest bowiem
w stanie unieść sam swojego zranionego grzechem człowieczeństwa.

Dowiadujemy się w taki mozolny sposób prawdy o sobie nie dlatego, aby móc doznać
jakiejś natychmiastowej, cudownej przemiany, ale by z pokorą dochodzić do jej akceptacji.
Wyjście z tego, co nas tak głęboko dotyka, rani i upokarza, rozpoczyna się od akceptacji, od
przyjęcia. Ale o własnych siłach, własną mocą, jesteśmy do tego absolutnie niezdolni. Nie
wchodzimy też w nasze zranione człowieczeństwo, aby uprawiać jakąś zwyrodniałą
negatywną introwersję, pewien rodzaj masochizmu, jakiś niezdrowy doloryzm
i cierpiętnictwo. Wchodzimy w nie, aby stanąć z tym wszystkim przed Jezusem
ukrzyżowanym.

Przeszedłszy w ten sposób przez długi, nieraz bardzo ciemny tunel zwątpienia, niemocy,
lęku, obrzydzenia do siebie dostrzegamy oślepiające światło, które każe nam zapomnieć
o sobie i odejść od siebie. Możliwość rozpaczy przemienia się w doskonałą nadzieję.
Ciemności zwątpienia przemieniają się w ufność. Bezsilność i niemoc przemienia się
w wewnętrzne przekonanie, że wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia. Całe
obrzydzenie i nienawiść do siebie wówczas się rozpływa. Udręka i lęk wewnętrzny
przechodzi w uciszenie i radość.

Aby w naszym zranionym człowieczeństwie zrodziła się wielka nadzieja, trzeba nam jednak
zgodzić się dotknąć granic rozpaczy, jak dotknął jej sam Jezus. Jego słowa wypowiedziane
na krzyżu: Eloi, Eloi, lema sabachthani?, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie
opuścił?
są jakimś tajemniczym dotykaniem granic ludzkiej rozpaczy. Trzeba nam jednak
mieć jasną świadomość, iż to nie my sami wprowadzamy się w te trudne graniczne stany
ducha. Jezus nie szukał męki i krzyża. On szukał jedynie Ojca. My również nie szukamy
sami stanów trudnych, bolesnych. My szukamy jedynie Boga i Jemu dajemy się prowadzić.
On sam wyznacza nasze etapy rozwoju, oczyszczające nas próby, nasze krzyże i cierpienia.
On sam również planuje nam rodzaj naszej śmierci, jak zaplanował swojemu Synowi.

Całą kontemplację — na podobieństwo liturgii Wielkiego Piątku — możemy zakończyć
adoracją krzyża Jezusa. Przez dłuższą chwilę wpatrujmy się w krzyż Jezusa. Możemy
posłużyć się obrazem Jezusa ukrzyżowanego. Przyglądajmy się Jego ranom, Jego
nieludzkiemu cierpieniu. Prośmy o głęboką świadomość, że są to rany całej ludzkości, że są
to także nasze osobiste rany. Wyznajmy z wiarą, że krzyż Jezusa jest drzewem, na którym
zawisło zbawienie świata
, moje własne zbawienie.

background image

XV. JEZUS NA KRZYŻU

A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa,
i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego
miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka
twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie
(J 19, 25–27).

Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: Innych wybawiał, niechże teraz siebie
wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym. Szydzili z Niego i żołnierze;
podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: Jeśli Ty jesteś królem żydowskim,
wybaw sam siebie. Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: To
jest Król Żydowski. Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie
jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się
nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem
słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na
mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci:
Dziś ze Mną będziesz w raju.

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce
się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym
głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.
Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był
sprawiedliwy. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się
działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty,
które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu
(Łk 23, 35–49).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa na krzyżu oraz stojącą pod
krzyżem Jego Matkę oraz umiłowanego ucznia. Wsłuchajmy się z uwagą w dwa krótkie
zdania Jezusa wypowiedziane pośród ogromnego cierpienia: Oto Matka twoja... Oto syn
Twój
.

W drugim obrazie chciejmy przedstawić sobie sam moment śmierci Jezusa: zaćmienie
słońca, panujące ciemności. Wsłuchajmy się także w słowa Chrystusa wypowiedziane
donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach
wyzionął ducha
.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy najpierw, abyśmy odkryli Maryię jako naszą Matkę,
którą Jezus ofiarował nam w najboleśniejszym momencie swojego życia — na krzyżu.
Prośmy także, abyśmy z wielką wdzięcznością przyjęli Jezusową śmierć na krzyżu, jako
najwyższy znak miłości Ojca niebieskiego do każdego z nas.

1. Oto Matka twoja

background image

Cierpienie przyjmowane z poddaniem się Bogu czyni człowieka bardziej otwartym,
delikatnym i wrażliwym na ludzkie cierpienie. Tej delikatności i wrażliwości Jezusa
doświadczają najpierw ci, których najbardziej kochał: Jego Matka Maryia oraz umiłowany
uczeń Jan. Jezus dostrzega i odczuwa ich wielki ból i opuszczenie, jest świadom, iż
brakować im będzie Jego ludzkiej miłości. I choć doznają głębokiego wewnętrznego
pocieszenia po Jego Zmartwychwstaniu, to jednak po Jego ziemskiej nieobecności
pozostanie — szczególnie dla Matki — głęboka ludzka rana.

Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do
Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej
godziny uczeń wziął Ją do siebie
. Trzeba nam w tym pięknym geście Jezusa zobaczyć
najpierw bardzo ludzki odruch: ludzką miłość syna do matki i ludzką przyjaźń z Janem. Ten
piękny ludzki gest jest jednocześnie tak niezwykły, iż przebija przez niego nieskończona
boska miłość Syna Człowieczego. I jak przez całą mękę Bóstwo Jezusa ukrywało się za
zasłoną Jego człowieczeństwa, tak teraz tuż przed śmiercią w człowieczeństwie Jezusa
objawia się Jego boska miłość.

Od zarania chrześcijaństwa Ojcowie Kościoła widzieli w osobie Jana Apostoła każdego
ucznia Jezusa. Stąd też ten fragment Ewangelii Janowej określany bywa testamentem Jezusa
na krzyżu. Jezus oddaje tym, których odkupił swoją krwią, to, co ma najcenniejszego na
ziemi: swoją Matkę.

W obecnej kontemplacji wsłuchajmy się z wielką uwagą i adoracją w słowa Jezusa
wypowiedziane do Jego Matki i do Jego przyjaciela Jana. Chciejmy wyobrazić sobie, że
stoimy na miejscu Jana Apostoła, a Jezus mówi do Matki w naszej obecności: Oto syn Twój,
a następnie mówi do nas w Jej obecności: Oto Matka twoja. Prośmy, abyśmy w tych
słowach mogli odkryć boską i ludzką miłość Jezusa do Maryi oraz do nas, do mnie
osobiście.

Powierzenie Maryi nas jako Jej synów oraz powierzenie nam Maryi, jako naszej Matki,
dotyka najgłębszej naszej potrzeby — potrzeby miłości. Jako istoty ludzkie zawsze najpierw
potrzebujemy miłości matki. Zanim dziecko odkryje miłość ojca, musi najpierw nasycić się
miłością matki. Z czasem dziecko odrywa się od matki, aby przejść do ojca i odkryć jego
miłość. Człowiek odkrywa ojca jakby na drugim etapie. Pierwszy najgłębszy kontakt miłości
budowany jest właśnie z matką. Macierzyńska miłość Matki Jezusa może nam pomóc
odkryć braterską i przyjacielską miłość Jej Syna oraz ojcowską miłość naszego Ojca
w niebie. Przez miłość Maryi możemy dochodzić do miłości Jezusa, poprzez miłość Jezusa
do miłości Boga Ojca. Proste, pokorne, a jednocześnie głębokie i dyskretne nabożeństwo do
Matki Najświętszej jest ważnym kryterium głębi naszej wiary.

Zauważmy, iż Jezus ofiaruje swoją Matkę umiłowanemu uczniowi na Golgocie.
Eucharystia, która uobecnia śmierć Jezusa, staje się w ten sposób szczególnym miejscem
powierzenia nam Maryi za Matkę i naszego powierzenia się Jej. Jeżeli przyjmiemy Maryię
pełnym sercem, Ona nauczy nas stania pod krzyżem, Ona nauczy nas uczestnictwa
w Eucharystii. Widzimy tutaj ścisły związek naszego przeżywania Eucharystii z głęboką

background image

pobożnością maryjną. Nasza pobożność maryjna bywa nieraz przegadana, utopiona
w słowach. Prośmy, abyśmy z wiarą przyjęli Maryię jako naszą Matkę, abyśmy często
uciekali się do Niej z wielkim zaufaniem. Prośmy także, abyśmy dali się Jej prowadzić do
Jezusa, na Eucharystię, pod Jego krzyż.

Jeżeli zaś odkrywamy w nas choćby najmniejsze lęki przed przyjmowaniem i dawaniem
miłości, jeżeli czujemy się mało kochani, czy wręcz niekochani przez ludzi i przez Boga,
Maryia jako pierwsza pomoże nam pokonać nasze obawy i zaprowadzi nas do Jezusa jako
naszego Brata i przyjaciela oraz do Boga jako naszego Ojca. Z pomocą pobożności maryjnej
możemy roztopić w nas brak wrażliwości, wewnętrzne urazy czy wręcz pewną twardość
emocjonalną.

2. Kuszenie Jezusa na krzyżu

W Jezusie ukrzyżowanym spełniają się słowa proroctwa Symeona: Oto Ten przeznaczony
jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą
(Łk
2, 34). Pierwszymi ludźmi, dla których Jezus jest znakiem sprzeciwu, są faryzeusze,
żołnierze rzymscy oraz jeden z łotrów ukrzyżowanych razem z Nim. Członkowie Wysokiej
Rady drwiąco mówili: Innych wybawił, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest
Mesjaszem, Wybrańcem Bożym. Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego
i podawali Mu ocet, mówiąc: Jeżeli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie
. Ubliżał
Jezusowi także jeden z wiszących z nim złoczyńców mówiąc: Czy Ty nie jesteś Mesjaszem?
Wybaw więc siebie i nas
.

Słowa faryzeuszów oraz żołnierzy przypominają kuszenie Jezusa na pustyni: Jeżeli jesteś
Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem (...), rzuć się w dół
(Łk 4, 3.
9.) Na krzyżu Jezus doświadcza ostatniej próby kuszenia. Jak podczas kuszenia na pustyni i
w Ogrójcu, również na krzyżu Jezus zdecydowanie odrzuca pokusę. Chrystus nie zstępuje
z krzyża, ale umiera na nim. Pozwala szatanowi uderzyć w siebie z całą mocą, by w ten
sposób ostatecznie zniszczyć jego władzę nad człowiekiem. Panowanie złego ducha
w chwili śmierci Chrystusa dochodzi do szczytu, ale szczyt tryumfu złego ducha okazuje się
jednocześnie jego upadkiem i ostateczną klęską.

W obecnej kontemplacji oddajmy chwałę Jezusowi ukrzyżowanemu za Jego wierność Ojcu
do końca (J 13, 1). Dzięki tej wierności Jezus nas zbawił. Wyraźmy naszą wiarę w Jego
zwycięstwo nad grzechem, szatanem i śmiercią, dokonane przez całkowite zaufanie Ojcu.
Prośmy, abyśmy w momentach wielkich i decydujących pokus nie ulegali lękowi o siebie
i nie szukali ocalenia na własną rękę, własnymi środkami, ale byśmy wzorem Jezusa szukali
pełniejszego zaufania Bogu.

3. Sąd Boga nad światem

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce
się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek
. Trzygodzinne ciemności podczas

background image

męki i śmierci krzyżowej Jezusa, to symboliczne wypełnienie się słów wypowiedzianych
w Ogrójcu do tych, którzy Go aresztowali: To jest wasza godzina i panowanie ciemności
(Łk 22, 53). Ciemności te są znakiem sądu Boga nad światem, jaki dokonuje się poprzez
mękę i śmierć Wcielonego Syna Bożego. O sądzie nad światem mówił Jezus zapowiadając
godzinę Syna Człowieczego: Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego
świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę
wszystkich do siebie
(J 12, 31–32). Na sześć wieków przed przyjściem Chrystusa Sofoniasz
prorokował, iż wielki dzień Jahwe, (...) będzie dniem ciemności i mroku, dniem chmury
i burzy
(Sof 1, 14–15).

Kontemplując Jezusa wiszącego na krzyżu w ciemnościach południa wzbudźmy wiarę
w Jego sędziowską władzę nad światem, która nie polega jednak na ślepym stosowaniu
prawa. Jezus na krzyżu otrzymuje sędziowską władzę nad ludzkością, aby usprawiedliwić
wielu
i orędować za przestępcami (por. Iz 53, 11–12), aby pociągnąć wszystkich do swojego
boskiego serca. Miarą sprawiedliwości i władzy sędziowskiej Syna Bożego jest Jego
nieskończone miłosierdzie wobec każdego grzesznika, który się nawraca. Powracający
grzesznicy nie budzą w niebie gniewu, ale wielką radość. Jeden z nich jest źródłem większej
radości niż wielka liczba tych, którzy nawrócenia nie potrzebują (por. Łk 15, 1nn).

Prośmy gorąco, aby sędziowska władza Jezusa nie budziła w nas paraliżującego lęku, ale
wielkie zaufanie, zwłaszcza w chwilach słabości i grzechu. I chociaż nikt z nas nie może na
przyszłość zabezpieczyć się przed grzechem, to jednak zawsze możemy wołać z Dobrym
Łotrem: Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa.

4. Ekonomia Bożego zbawienia

Przywódcy ludu działając w zaślepieniu nie wiedzieli, że ich bezprawne działanie zbiega się
z tajemniczym wypełnieniem Pisma, które uważali za swoje. Mieszkańcy Jerozolimy i ich
zwierzchnicy nie uznali Go i potępiając Go wypełnili głosy Proroków, odczytywane co
szabat
(Dz 13, 27).

Z największej ludzkiej nieprawości Bóg umie wyciągnąć dobro. Nieskończona troska Boga
o człowieka sprawia, że grzech, który niesie ze sobą cierpienie i śmierć, staje się dla Niego
okazją, aby obdarzyć człowieka życiem i szczęściem. W orędziu paschalnym Wigilii
Wielkanocy grzech Adama, źródło ludzkiego nieszczęścia, zostaje nazwany szczęśliwą
winą
, ponieważ zgładził ją tak wielki Odkupiciel. Także nasz grzech może również stać się
dla nas miejscem łaski, jeżeli odwracając się od niego, potrafimy jednocześnie zrozumieć
nieskończone miłosierdzie Boga oraz potrzebę zaufania Mu w naszej słabości.

W tym kontekście możemy także widzieć jasno bezsensowność sądzenia i potępiania
naszych bliźnich. Nasze osądy zawsze będą mijać się z osądami Boga, ponieważ tylko Bóg
może winę człowieka uczynić winą szczęśliwą, dzięki której pozna on Jego nieskończone
miłosierdzie. Jak miłosierdzie człowieka wobec człowieka czerpie z jedynego miłosierdzia
Boga, tak również wzajemne patrzenie ludzi na siebie winno być zakorzenione w tym

background image

samym źródle: w miłosierdziu Boga. W obecnej kontemplacji prośmy o wewnętrzny
zachwyt wiary nad niezwykłą ekonomią Bożego zbawienia, dzięki której wszystko — także
grzech — może obrócić się na dobro człowieka. Stało się to możliwe dzięki Jezusowi
ukrzyżowanemu, na którego spadła chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze
zdrowie
(Iz 53, 5).

5. Złożyć głowę na krzyżu Jezusa

Szyderstwa nieprzyjaciół Jezusa zdają się zadawać pytanie: czy Ukrzyżowany między
dwoma łotrami jest rzeczywiście Synem Bożym? Czy ta okrutna śmierć niewolnika na
drzewie hańby nie zakwestionowała w jakiś radykalny sposób Piotrowego wyznania: Ty
jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego
(Mt 16, 16)?

Odpowiedź na to pytanie daje nam Dobry Łotr wiszący po prawej stronie Jezusa. On jako
pierwszy odkrywa i jednocześnie objawia tajemnicę ukrzyżowanego Mesjasza: Jezu,
wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa
. Uznaje w Jezusie Syna Bożego
i Zbawcę pomimo Jego poniżenia, zhańbienia, okrutnej męki i śmierci. On też jako pierwszy
doznaje owoców odkrytej przez siebie tajemnicy: Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze Mną
będziesz w raju
. Dobry Łotr, który cierpi nieludzko za swe zbrodnie i który jest świadom
swojej bliskiej śmierci, zaufał bez reszty Jezusowi cierpiącemu niewinnie razem z Nim i dla
Niego. Modlitwa Dobrego Łotra jest pierwszą adoracją Jezusa ukrzyżowanego.

Kilka lat temu w Taizé w czasie piątkowej liturgii byłem świadkiem niezwykłej adoracji
krzyża. Do dużej, kilkumetrowej ikony krzyża, namalowanej w bizantyjskim stylu na desce,
położonej na niewielkim podwyższeniu, podchodzili ze wszystkich stron młodzi ludzie
i opierali na niej swoje głowy. Pozostawali w tym geście przez dłuższą chwilę. Adoracja ta
odbywała się w głębokiej ciszy. Obserwowałem głębokie wzruszenie wielu młodych
wykonujących ten szczególny gest. Była to piękna adoracja Jezusa ukrzyżowanego — znak
składania ludzkich nadziei w Jezusowym krzyżu.

W głębokiej adoracji złóżmy i my nasze głowy na krzyżu Jezusa uznając w Nim naszego
Pana i Boga. Prośmy, aby znak krzyża był dla nas znakiem mocy i nadziei szczególnie
w okresach rozprężenia, chłodu, oschłości, w okresach, w których Bóg, życie wieczne, (...)
prawość, czystość, sprawiedliwość i wierność odsuwa się jakby od człowieka, staje się
mgliste, wydaje się czymś w rodzaju luksusu, na który można sobie pozwolić tylko w jakichś
pogodniejszych czasach. W
takich momentach wielkiego kuszenia nie mówmy nigdy: Nie
mogę. Mówmy do Boga: Ty możesz. Nie mówmy: Bez tego (z czego mam właśnie
zrezygnować) nie mogę żyć, lecz powtarzajmy wciąż uparcie, cierpliwie i głośno: Tylko bez
Ciebie, Boże, nie mógłbym istnieć
(K. Rahner).

Tak właśnie Jezus modlił się na krzyżu: wciąż uparcie, cierpliwie i głośno i dzięki tej
modlitwie, w godzinie największej ciemności i kuszenia, pozostał wierny swojemu Ojcu do
końca. Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie (Łk 22, 40) — była to nie tylko rada Jezusa

background image

dla swoich uczniów, ale głęboka prawda, którą wypełniał przez całe życie, aż po ostatnie
tchnienie.

Na zakończenie całej kontemplacji jeszcze raz powróćmy do Maryi, Matki Jezusa stojącej
pod krzyżem. Powierzmy jej cały owoc naszej modlitwy. Prośmy Ją, aby nauczyła nas stać
pod krzyżem
swojego Syna, aby nauczyła nas mężnego przyjmowania najtrudniejszych
doświadczeń naszego życia. Całą kontemplację możemy zakończyć piękną modlitwą św.
Bernarda, który zachęca nas do szukania Jej pomocy i wstawiennictwa w chwilach naszych
życiowych krzyży:

Pomnij o Najświętsza Panno Maryio, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do
Ciebie ucieka, Twojej pomocy przyzywa, Ciebie o przyczynę prosi. Tą ufnością ożywiony do
Ciebie, o Panno nad pannami i Matko biegnę, do Ciebie przychodzę, przed Tobą jako
grzesznik staję. O Matko Słowa, racz nie gardzić prośbami moimi, ale usłysz je łaskawie
i wysłuchaj
.

XVI. ŚMIERĆ JEZUSA

Gdy przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po
prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: Ojcze, przebacz im, bo nie
wiedzą, co czynią. Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy. A lud stał
i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: Innych wybawiał, niechże teraz
siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym. Szydzili z Niego i żołnierze;
podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: Jeśli Ty jesteś królem żydowskim,
wybaw sam siebie. Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: To
jest Król Żydowski. Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono, urągał Mu: Czy Ty nie
jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas. Lecz drugi, karcąc go, rzekł: Ty nawet Boga się
nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież — sprawiedliwie, odbieramy bowiem
słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił. I dodał: Jezu, wspomnij na
mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa. Jezus mu odpowiedział: Zaprawdę, powiadam ci:
Dziś ze Mną będziesz w raju.

Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce
się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym
głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.
Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był
sprawiedliwy. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się
działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty,
które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu
(Łk 23, 33–49).

background image

Ponieważ był to dzień Przygotowania, aby zatem ciała nie pozostawały na krzyżu w szabat
— ów bowiem dzień szabatu był wielkim świętem — Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym
połamano golenie i usunięto ich ciała. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie tak
pierwszemu, jak i drugiemu, którzy z Nim byli ukrzyżowani. Lecz gdy podeszli do Jezusa
i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu
bok i natychmiast wypłynęła krew i woda. Zaświadczył to ten, który widział, a świadectwo
jego jest prawdziwe. On wie, że mówi prawdę, abyście i wy wierzyli. Stało się to bowiem,
aby się wypełniło Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi
Pismo: Będą patrzeć na Tego, którego przebili
(J 19, 31–37).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie martwe ciało Jezusa wiszące na
krzyżu. Jeden z żołnierzy podchodzi do krzyża, na którym wisi Jezus i włócznią przebija Mu
bok. Z boku wypływa krew i woda.

Prośba o owoc kontemplacji: Będziemy prosić o wyczytanie z rany przebitego boku Jezusa
najgłębszego sensu i celu męki i śmierci Jezusa.

1. Świadkowie śmierci Jezusa

Świadków męki i śmierci Jezusa możemy podzielić na trzy grupy. Pierwszą grupę stanowią
nieprzyjaciele Jezusa: przełożeni ludu, żołnierze–kaci oraz zły łotr. Wszyscy oni szydzą
z Jezusa, z Jego Bóstwa oraz z misji powierzonej Mu przez Ojca. Są oni nieprzyjaciółmi
Jezusowego krzyża.

Drugą grupę stanowią ludzie, którzy uwierzyli w Jezusa oraz w Jego zbawczą misję, wbrew
poniżeniu i śmierci na krzyżu: Matka Jezusa, towarzysząca Synowi w czasie całej męki; Jan,
umiłowany uczeń Jezusa, stojący jako jedyny z Apostołów na Golgocie; Dobry Łotr, który
uwierzył w Chrystusa tuż przed własną śmiercią. Do Żydów wierzących w Jezusa
ukrzyżowanego dołączył także poganin, setnik, żołnierz rzymski, który na widok tego, co
się działo, oddał chwałę Bogu i mówił: Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy
. Wszyscy ci
ludzie, poganin i Żydzi, stają się zaczątkiem wielkiej rzeszy wyznawców Jezusa
ukrzyżowanego: zaczątkiem uniwersalizmu Kościoła. A tu już nie ma Greka ani Żyda, (...)
niewolnika i wolnego, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus
(Kol 3, 11). Jezus
ukrzyżowany pociągając ku sobie wszystkich zjednoczy ich także między sobą. Jezus
ukrzyżowany łączy ludzkość podzieloną do tej pory na Żydów i pogan.

Trzecią grupę stanowi tłum. Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy
zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka;
a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu
. Lud stojący
z daleka od krzyża Jezusa podobny jest do ludu izraelskiego, który pod górą Synaj również
stał z daleka, podczas gdy Mojżesz zbliżył się do ciemnego obłoku, w którym był Bóg (Wj 20,
21). Mojżesz uspokaja jednak zalękniony lud: Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was
doświadczyć i pobudzić do bojaźni przed sobą, żebyście nie grzeszyli
(Wj 20, 20).

background image

Tłum, znajomi, niewiasty patrzą również z daleka na Jezusa ukrzyżowanego, obserwują, co
się z Nim dzieje, ale jeszcze nic nie rozumieją. Są rozproszeni i zagubieni wewnętrznie,
podobnie jak pozostali Apostołowie, którzy być może stoją gdzieś ukryci pomiędzy
znajomymi Jezusa i tłumem gapiów. Tylko św. Jan Apostoł miał odwagę podejść pod sam
krzyż. Jeszcze na początku tego tygodnia tłum i znajomi widzieli Jezusa nauczającego
w świątyni, a oto teraz wisi pomiędzy dwoma zbrodniarzami. Ludzie ci są zaskoczeni
i zdezorientowani gwałtownością i pośpiechem, z jakim się to wszystko stało. Być może
wielu z nich za namową szpiegów Wysokiej Rady bezmyślnie domagało się uwolnienia
Barabasza i ukrzyżowania Jezusa. Tłum ten nie należy jednak do nieprzyjaciół Jezusa, choć
niewiele wie o Nim i nie wierzy jeszcze w Niego jako Mesjasza. Jeżeli nawet wcześniej
niektórzy z nich zadawali sobie pytanie, czy jest on Mesjaszem, to teraz, kiedy wisiał w tych
haniebnych warunkach, nie mieli już wątpliwości, że wszystko to było jedną wielką
pomyłką. Trwają w jakimś bliżej nieokreślonym oczekiwaniu. Na widok śmierci Jezusa
rozproszą się unosząc z sobą poczucie winy, smutek i rozczarowanie. Oto zawiódł ich
jeszcze jeden prorok. I choć przeczuwają, że stało się coś dramatycznego, to jednak nie są
w stanie tego zrozumieć.

Do tego właśnie zagubionego tłumu zostaną później wysłani Apostołowie, aby mu ogłosić
Dobrą Nowinę o Zmartwychwstaniu Jezusa, którego haniebne ukrzyżowanie na Golgocie
oglądali własnymi oczyma. Przemawiając do tego tłumu Izraelitów św. Piotr będzie
nawiązywał do poczucia winy i smutku, z którym wielu odchodziło z góry Golgoty:
Zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, a wyprosiliście ułaskawienie dla zabójcy.
Zabiliście Dawcę życia, ale Bóg wskrzesił Go z martwych, czego my jesteśmy świadkami
(Dz
3, 14–15). Piotr i inni Apostołowie będą zachęcać lud nie tyle do lęku, ile raczej do wiary, że
Bóg tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego wydał na śmierć, aby każdy, kto
w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne
(J 3, 16).

Apostołom, którzy zostają wysłani do ludu, nie było oszczędzone przejście przez
zagubienie, żal i smutek. W momencie śmierci Jezusa byli oni częścią tłumu: zagubieni,
zdezorientowani i nieświadomi tego, co się stało. I oni unosili z sobą smutek, poczucie winy
i rozczarowanie; oni również opuścili Jezusa, choć byli Jego najbliższymi uczniami. Dzięki
temu bolesnemu doświadczeniu tak dobrze rozumieli ten nieświadomy i zagubiony, ale
pełen dobrej woli lud.

W odróżnieniu od członków Wysokiej Rady, Apostołowie nie stają w pozycji wyższości
wobec ludu i nie kryją swojego zagubienia: Piotr nie będzie ukrywał swojego zaparcia się
Jezusa, a Paweł nie będzie wstydził się mówić o sobie jako prześladowcy Kościoła. Mając
bowiem głęboką świadomość, że nie są lepsi od ludu, ale to oni właśnie zostali wybrani
i posłani przez Jezusa, aby ludowi ogłosić Dobrą Nowinę.

Niezależnie od naszego stanu życia (duchownego czy świeckiego) winniśmy mieć głęboką
świadomość, że nasze duchowe problemy i słabości, w swojej najgłębszej istocie, nie różnią
się niczym od problemów i słabości ludzi, do których posyła nas Jezus. Najmniejsze choćby
poczucie wyższości wobec innych z powodu spełnianej, nawet bardzo ważnej, funkcji nie
ma sensu. Nie może być ono niczym uzasadnione. Świadczy raczej, że jesteśmy dalecy od

background image

ducha Ewangelii. Jezus nas wybrał do wypełniania naszych funkcji i zadań, ponieważ tak
chciał. I to jest jedyne uzasadnienie dla spełniania naszej misji.

W obecnej kontemplacji przyglądajmy się Jezusowi wiszącemu na krzyżu. Patrzmy na Jego
cierpienie. Prośmy Go, aby On sam przyłączył nas do grona osób wyznających wiarę w Jego
krzyż: do Matki Najświętszej, do św. Jana, Dobrego Łotra, rzymskiego setnika. Prośmy
także, abyśmy naszą postawą otwartości wobec Jezusa mogli pokonywać zagubienie,
smutek, zwątpienie, jakie rodzi się w nas pod wpływem naszych codziennych krzyży oraz
ludzkich słabości i niewierności. Prośmy także, aby nasze doświadczenie zagubienia uczyło
nas pokornego solidaryzowania się z ludźmi słabymi i niesienia im pomocy.

2. Śmierć Jezusa

Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego. Są to ostatnie słowa Jezusa na krzyżu. Po tych
słowach Jezus skonał. W tym momencie, podobnie jak czynimy to w czasie czytania Męki
Pańskiej w Wielkim Tygodniu przerwijmy modlitwę na chwilę i uklęknijmy, aby w ciszy
oddać chwałę Jezusowi umierającemu na krzyżu.

Zauważmy, iż w swej ostatniej modlitwie Jezus wymienia imię Ojca: Ojcze. Pierwszy raz
Jezus użyje tego imienia już jako dwunastoletni chłopiec. Zatroskanym rodzicom, którzy
szukali Go przez trzy dni w Jerozolimie, powie: Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być
w tym, co należy do mojego Ojca?
(Łk 2, 49). Są to pierwsze słowa Jezusa zanotowane przez
Ewangelistów. Tym imieniem Jezus posługiwał się całe życie. Także na Górze Oliwnej,
w momencie decydującej walki wewnętrznej, swoją modlitwę rozpocznie od słowa: Ojcze,
(...) nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie
(Łk 22, 42). Z tym imieniem na ustach Jezus
umiera na krzyżu.

W obecnej kontemplacji powróćmy raz jeszcze do wielu momentów życia Jezusa, w których
zwracał się On do swojego Ojca. W sposób szczególny chciejmy towarzyszyć Jezusowi
w Jego długich modlitwach, na które udawał się nocą lub wczesnym rankiem. Wsłuchajmy
się w to jedno Słowo. Zauważmy całą miłość i oddanie, z jakim je wymawiał.

Bezwarunkowe, synowskie oddanie Ojcu było jedyną treścią i pokarmem Jezusa tak w ciągu
całego życia, jak również w chwili Jego śmierci. Oddając swojego ducha Ojcu, Wcielony
Syn Boży jednoczy się z Nim na zawsze. Jednoczy się z Nim także w swoim
człowieczeństwie. Śmierć Jezusa na krzyżu jest tajemnicą ostatecznego spotkania
Wcielonego Syna ze swoim Ojcem. Krzyż, czas najokrutniejszego cierpienia i hańby,
miejsce przeklęte (por. Pwt 21, 23) staje się dla Jezusa czasem i miejscem pełnego spotkania
z Ojcem, czasem i miejscem naszego zbawienia.

Dziękujmy Bogu, że poprzez śmierć krzyżową Jezusa zostaliśmy dopuszczeni do tajemnicy
oddania Syna Ojcu; że dzięki tajemnicy Paschalnej możemy całkowicie powierzać siebie
Jemu pomimo wszystkich naszych słabości, niewierności i grzechów.

background image

Podobnie jak Jezusowi w czasie męki, tak i nam — choć na inny sposób i w innym
wymiarze — życie nie oszczędza ciosów i ran. Mają one różny charakter i występują
w różnej formie. Od jakichś dolegliwości i chorób fizycznych po dotkliwe i ciężkie rany
emocjonalne i psychiczne. Rany te pozostają nieraz długo otwarte. Najmniejsze dotykanie
ich powoduje dotkliwy ból. I choć każde cierpienie bardzo trudno zaakceptować, to jednak
wydaje się, iż nieraz łatwiej radzimy sobie z cierpieniem natury fizycznej. Możemy sobie
jakoś wytłumaczyć ograniczenia i dolegliwości fizyczne. O wiele trudniej jest nam pogodzić
się z głębokimi ranami emocjonalnymi: z odrzuceniem przez najbliższych, z wieloletnią
manipulacją, z wykorzystaniem w wielorakiej formie, z czyimś znęcaniem się fizycznym
czy też psychicznym nad nami. To tylko przykłady możliwych cierpień.

Nieraz chcielibyśmy sądzić, że zranienia nas nie dotyczą. Nie jest to jednak prawdą. Nasze
niepokoje, poczucie krzywdy, smutki czy wręcz rozpacz są objawami istniejących w nas
głębokich ran emocjonalnych. Samo jednak odkrywanie naszych ran oraz ich źródeł, nie
zmniejsza bynajmniej uczucia bólu i cierpienia. Wpatrywanie się w nie, rozważanie ich
powiększa jedynie zgorzknienie wewnętrzne, odczucie beznadziejności i upokorzenia.

Kiedy dotkliwie cierpimy, rodzi się w nas pytanie, co możemy zrobić z naszymi ranami? Jak
zaradzić, aby nie powodowały one w nas jakiejś wewnętrznej destrukcji: zamykania się
w sobie, buntu wobec Boga i Jego woli, agresywnego nastawienia do innych? Na te pytania
ostatecznie może nam odpowiedzieć tylko krzyż Jezusa Chrystusa. Naszym złożeniem całej
nadziei w Jezusie ukrzyżowanym możemy jak On uczynić nasze rany miejscem spotkania
z Ojcem.

Dziękujmy także, że tajemnica Jezusowego krzyża sprawia, iż czas i miejsce naszego
cierpienia i upokorzenia może stać się czasem i miejscem spotkania z Bogiem na wzór
spotkania Syna z Ojcem. Przyjąć lub przynajmniej chcieć przyjąć wszelkie krzywdy,
zniewagi, ubóstwo i cierpienia ze względu na Jezusa, znaczy dorastać do coraz pełniejszej
jedności z Ojcem.

3. Przebicie serca włócznią

Po śmierci Jezusa zostało już tylko kilka godzin do końca dnia. Po zachodzie słońca
rozpoczynał się wielki dzień — Dzień Paschy. I chociaż zdarzało się, że skazani na
ukrzyżowanie wisieli na drzewie hańby przez kilka dni, to jednak w tym wypadku z powodu
wielkiego święta Żydzi poprosili Piłata, aby ukrzyżowanych zdjęto i pogrzebano jeszcze
tego dnia. Sprawa Jezusa, także po Jego śmierci była nadal kłopotliwa. Cały Jego proces
odbywał się nie tylko w trybie przyspieszonym, ale także wśród kłamstw i matactw
politycznych. Faryzeusze drwiąc z Jezusa wiszącego na krzyżu nacieszyli się już swoim
niechlubnym zwycięstwem. Teraz roztropniej było sprzątnąć sprzed oczu widomy znak ich
zbrodni.

Żydzi prosili Piłata, aby ukrzyżowanym połamano golenie i usunięto ich ciała. Piłat wyraził
zgodę. Dla niego również skazanie Jezusa musiało pozostawić niesmak i poczucie

background image

przegranej, tym bardziej, że nawet jego własna żona usiłowała go przekonać o niewinności
Jezusa. Także dla namiestnika było lepiej, żeby zniknęły szybko ślady jego porażki
politycznej w walce z Sanhedrynem.

Wysłani żołnierze połamali golenie tak pierwszemu jak i drugiemu, którzy z Nim byli
ukrzyżowani
. Łamanie goleni, gruchotanie kości było u Rzymian torturą tak powszechną jak
łamanie kołem w czasach średniowiecznych. Była to tortura barbarzyńska przynosząca
niewątpliwie naddatek cierpienia, ale dla ludzi wyczerpanych męką krzyża mogła być tylko
rodzajem łaski
(H. Daniel–Rops), ponieważ przyspieszała śmierć w tych nieludzkich
warunkach.

Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden
z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i natychmiast wypłynęła krew i woda
. Przebicie boku
Jezusa nie było jakimś dodatkowym masakrowaniem ciała, ale było jedynie odruchem
żołnierskiej skrupulatności, który miał jedynie potwierdzić zgon powieszonego. Jeżeli
Tomasz Apostoł po Zmartwychwstaniu prosił Jezusa, aby mógł włożyć całą rękę do Jego
boku (J 20, 27), to widocznie rana spowodowana przebiciem włóczni musiała być bardzo
szeroka.

Sam św. Jan Ewangelista a za nim Ojcowie Kościoła i teologowie nadają scenie przebicia
Jezusa włócznią duchowy i mistyczny charakter: Stało się to bowiem, aby się wypełniło
Pismo: Kość jego nie będzie złamana. I znowu na innym miejscu mówi Pismo: Będą patrzeć
na Tego, którego przebili
.

Przebicie włócznią boku Jezusa jest ostatnią zadaną Mu raną. Nie przysparza ona
cierpienia, gdyż została zadana po śmierci, lecz jest to rana najbardziej znacząca,
najbardziej rozważana i najszerzej komentowana. Z otwartego boku Chrystusa płynie krew
zmieszana z wodą, tak jak w czasie konania w Ogrójcu z Jego czoła spływał krwawy pot: oto
źródło życia chrześcijańskiego, połączone dwie substancje Odkupienia, woda chrztu i krew
Eucharystii
(J.–P. Roux). Nabożeństwo do Serca Pana Jezusa oraz współczesne
nabożeństwo do Miłosiernego Jezusa swoją zasadniczą inspirację czerpią właśnie ze sceny
przebicia boku Jezusa włócznią żołnierza.

Będą patrzeć na Tego, którego przebili. W obecnej kontemplacji patrzmy z wiarą i miłością
na Jezusa ukrzyżowanego i Jego przebity bok. Otwarcie Serca Jezusa jest bowiem ostatnim
i jednocześnie najmocniejszym znakiem nieskończonej miłości Wcielonego Syna Bożego do
człowieka. W symbolu otwartego Serca Jezus jeszcze raz mówi do każdego z nas, iż pragnie
naszej miłości (por. J 19, 29): Pragnę, abyś przyjął moje Wcielenie, całe moje życie, moją
naukę, a teraz moją nieludzką mękę i śmierć jako dowód miłości do ciebie, jako źródło
prawdziwego życia.

Przypominam ci córko moja — mówi Jezus w prywatnych objawieniach do Bł. S. Faustyny
ile razy usłyszysz, jak zegar bije trzecią godzinę, zanurzaj się cała w miłosierdziu moim,
uwielbiając i wysławiając je, wzywając je, wzywaj jego wszechmocy dla świata całego,
a szczególnie dla biednych grzeszników, bo tej chwili zostało na oścież otwarte dla wszelkiej

background image

duszy. W godzinie tej uprosisz wszystko dla siebie i dla innych. W tej godzinie stała się łaska
dla świata całego — miłosierdzie zwyciężyło sprawiedliwość
.

XVII. POGRZEB JEZUSA

Potem Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy przed Żydami,
poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. A Piłat zezwolił. Poszedł więc i zabrał Jego
ciało. Przybył również i Nikodem, ten, który po raz pierwszy przyszedł do Jezusa w nocy,
i przyniósł około stu funtów mieszaniny mirry i aloesu. Zabrali więc ciało Jezusa i obwiązali
je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania. A na
miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie
złożono nikogo. Tam to więc, ze względu na żydowski dzień Przygotowania, złożono Jezusa,
bo grób znajdował się w pobliżu
(J 19, 38–42).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie dwa obrazy: pierwszy, to obraz Maryi,
Matki Jezusa trzymającej w swoich ramionach martwe ciało Jezusa. Zauważmy Jej wielki
ból, ale jednocześnie wewnętrzny pokój wynikający z Jej zaufania Bogu. Przedstawmy sobie
także drugi obraz: pogrzeb Jezusa. Będziemy kontemplować Nikodema, Józefa z Arymatei
i innych uczniów składających ciało Jezusa do grobu. Dostrzeżmy też wielki kamień
zataczany nad grotą, w której zostało złożone ciało Jezusa.

Prośba o owoc kontemplacji: Najpierw będziemy prosić Maryię, aby zezwoliła nam
doświadczyć Jej wielkiego bólu z powodu śmierci Syna oraz Jej bezwarunkowego zaufania
Bogu. Następnie będziemy także prosić o głęboką wiarę, że Jezus swoją śmiercią wyzwolił
nas z mocy zła: z mocy zła grzechu, z mocy śmierci oraz z sideł złego ducha.

1. Martwe ciało Jezusa

Kiedy stajemy wobec martwego ciała osoby kochanej ból związany z jej odejściem łączy się
z zadumą nad istotą ludzkiego życia, nad nieubłaganymi prawami natury, które okazują się
silniejsze od ludzkich pragnień i marzeń. Śmierć — nieubłagane prawo natury — dotknęła
także Jezusa. Śmierć utrwaliła się w zesztywniałych i bezwładnych członkach Wcielonego
Syna Bożego. O ile w odniesieniu do tajemnicy Wniebowzięcia Maryi Matki Jezusa
mówimy nie tyle o Jej śmierci, ale jakby dyskretniej, o chwilowym Jej zaśnięciu, o tyle
w odniesieniu do Jezusa mówimy wyraźnie i jasno o śmierci. Autentyczność
Zmartwychwstania Jezusa zostaje uwiarygodniona sprawdzonym faktem Jego śmierci.

Dostojewski w jednym ze swoich dzieł komentując Zdjęcie z krzyża Holbeina kładzie w usta
bohatera swojej powieści takie słowa: Jeżeli Jego uczniowie zobaczyli takie ciało, jakże
mogli (...) przypuszczać, że zmartwychwstanie? Nie można powstrzymać się od pytania:
jeżeli prawa natury są tak okropne, jakże można je zwyciężyć? Gdy patrzymy na ten obraz,

background image

wydaje nam się, że natura jest rodzajem ogromnego, nieubłaganego i niemego zwierzęcia,
a raczej, wyrażając się ściślej, że jest to olbrzymi a bezmyślny mechanizm, który głuchy
i nieczuły (...) połknął największą bezcenną Istotę
— Jezusa.

Natura ze wszystkimi jej procesami, szczególnie zaś procesem nieustannego rodzenia się
i umierania
jest rzeczywiście nieubłagana. Jest rodzajem mechanizmu, który porusza się
niezależnie od ludzkiej woli. Martwe ciało Wcielonego Syna Bożego, które za trzy dni
zmartwychwstanie, jest świadectwem, iż Bóg wchodzi w te nieubłagane prawa natury
i przyjmuje je na siebie, aby je pokonać, przezwyciężyć.

W liturgii Wielkiego Tygodnia Kościół ofiaruje nam kontemplację martwego Ciała Jezusa
w Grobie Pańskim. Figurę zmarłego Jezusa wystawia się wówczas do adoracji. W obecnej
kontemplacji wpatrujmy się w to martwe Ciało Jezusa zdjęte z krzyża. Zauważmy Jego
bezwładność, zauważmy też Jego rany: rany biczowania, koronowania cierniem, rany
krzyżowania, ranę przebitego boku. W martwym ciele Jezusa przywołajmy na pamięć owe
nieubłagane prawa natury, którym dobrowolnie poddał się także Wcielony Syn Boży. Stał
się do nas podobny we wszystkim, oprócz grzechu. Jezus stał się podobny do nas także
w owym nieubłagalnym prawie ludzkiej śmierci.

Ciało zmarłego, którego się kocha, traktuje się zwykle z jeszcze większym pietyzmem i
z jeszcze większą delikatnością niż za życia. I choć jesteśmy świadomi, że ciało to ulega
z czasem rozkładowi, to jednak pozostaje ono symbolem więzi miłości i wzajemnego
oddania. Także po pogrzebie wyrazem miłości stają się odwiedziny grobu. Kontemplujmy
troskliwość i czułość, z jaką Ciało Jezusa traktują Jego przyjaciele i uczniowie.

Cała tradycja ikonograficzna, szczególnie w Kościele Zachodnim, ukazuje nam martwe
Ciało Jezusa w ramionach Jego Matki. Zdaje się być to scena równie często przedstawiana,
jak scena narodzenia Jezusa. I choć nie ma w Ewangeliach wzmianki, że Maryia trzymała
w ramionach martwe Ciało Jezusa, to jednak wydaje się rzeczą naturalną, że Matka wzięła
w ramiona umęczone Ciało swojego jedynego Syna. Nie mogąc Mu przyjść z pomocą
w czasie męki i śmierci, teraz tym usilniej okazuje Mu całą swoją miłość, współczucie
i oddanie.

W przedstawianiu Piety franciszkanie posunęli się — pisze M. Jover — do przypisywania
pogrążonej w smutku Maryi złudzenia, iż trzyma w ramionach nie zwłoki Syna, lecz ciało
dziecka. Stąd też na niektórych przedstawieniach Ciało Chrystusa jest rozmiarów ciała
dziecka, a Maryia ma twarz młodej kobiety
. Z tej franciszkańskiej prostoty, czy wręcz
naiwności artystycznej przebija duch miłości, która daje i podtrzymuje życie. Maryia, jak
podkreślają niektórzy teologowie, jako jedyny człowiek na ziemi wierzyła
w Zmartwychwstanie swojego Syna. Apostołowie, choć słyszeli wielokrotne zapowiedzi
Jezusa o Jego Zmartwychwstaniu, to jednak uwierzyli w nie dopiero wówczas, kiedy
zobaczyli Go na własne oczy i usłyszeli na własne uczy. Św. Tomasz natomiast będzie
domagał się także, aby mógł dotknąć dowodów Jego śmierci na krzyżu — ran nóg, rąk i rany
boku.

background image

W obecnej modlitwie kontemplujmy Maryię trzymającą w swoich ramionach martwe Ciało
Jezusa. Chciejmy towarzyszyć Jej ze współczuciem i oddaniem. Prośmy Ją, aby Ona sama
pozwoliła nam odczuć swój ból i jednocześnie miłość do Jezusa. Maryia choć wolna od
grzechu, zostaje doświadczona największym cierpieniem, jakiego może doświadczyć
kochająca matka.

Ból Maryi miesza się jednak z nadzieją i oczekiwaniem na zmartwychwstanie. Wolno nam
wierzyć, iż Maryia, która wiedziała, że Ciało Jezusa poczęło się z Ducha Świętego, swoim
nadzwyczajnym zmysłem wiary przeczuwała Jego Zmartwychwstanie. Łączenie się z Maryią
w Jej cierpieniu oraz w nadziei na zmartwychwstanie stanie się dla nas źródłem ściślejszej
więzi z Nią, a przez Nią z Jej Synem. Maryia zaś łącząc się z nami i uczestnicząc w naszych
dramatach życiowych, będzie stawać się dla nas wzorem nadziei i wytrwania.

2. Pogrzeb Jezusa

Żydzi otaczali zmarłych wielką czcią. Stąd też przywiązywano wiele wagi do obrzędów
pogrzebowych. Prawo zezwalało obmywać i namaszczać zmarłych nawet w dzień szabatu.
Dla umarłego można robić wszystko, co trzeba: można go natrzeć wonnościami i umyć —
powiada talmudyczny traktat Szabbat
(H. Daniel–Rops). Stąd też nawet jeżeli zaszło już
słońce i rozpoczęła się Pascha, krewni, uczniowie i przyjaciele Jezusa mogli spokojnie
skończyć pobożne obrzędy, którymi u Żydów czczono zmarłych
(H. Daniel–Rops).

Przy pogrzebie Jezusa zaangażowanych było wiele osób, ale Ewangeliści wspominają
w sposób szczególny o Józefie z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz ukrytym z obawy
przed Żydami oraz o Nikodemie, który również z obawy przed Żydami rozmawiał
z Jezusem nocą. Teraz ci dwaj lękliwi dotychczas ludzie, w obliczu śmierci Mistrza
doświadczają niezwykłej wolności wewnętrznej oraz odwagi. Nie obawiają się ujawnić
swojej przynależności do grona uczniów Zmarłego. Śmierć — szczególnie zaś śmierć osób
bliskich, relatywizuje często ludzkie zniewolenia, przywiązania i obawy.

Nikodem przynosi na pogrzeb 100 funtów, czyli około 32 kilogramów, mieszaniny mirry
i aloesu. Mirra to pachnąca żywica, w której tak kochał się Wschód (H. Daniel–Rops). Ta
sama mirra, którą przywieźli Trzej Królowie Jezusowi do Betlejem. Aloes zaś jest drzewem
pochodzącym z Indii, z którego wyciskano pachnące substancje. W czasach Jezusa
ofiarowywano zmarłym wonności podobnie jak my ofiarowujemy zmarłym kwiaty
(H.
Daniel–Rops). Pachnideł tych używano w czasie grzebania ciała. Ciało Jezusa zostało
namaszczone przyniesionymi wonnościami i obwiązane w płótna według żydowskiego
sposobu grzebania zmarłych. Z pewnością ze względu na nietypową porę pogrzebu, jaką
była bliskość Paschy, szukano grobu w niewielkiej odległości od miejsca ukrzyżowania.
A na miejscu gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze
nie złożono nikogo
. To przypadkowo znalezione miejsce wraz z Kalwarią miało się stać
później centralnym miejscem dla chrześcijan.

background image

Przypomnijmy sobie pogrzeb jakiejś bliskiej nam osoby. Przywołajmy smutek i ból
związany z faktem jej odejścia. W tym duchu chciejmy uczestniczyć we wszystkich gestach
i czynnościach związanych z pogrzebem Jezusa. Dołączmy się do Nikodema, do Józefa
z Arymatei i innych uczniów. Razem z nimi zanośmy Jezusa do Grobu. Aby móc ucieszyć
się Zmartwychwstaniem Jezusa, trzeba najpierw z całym realizmem przeżyć Jego mękę,
śmierć krzyżową i Jego pogrzeb. Uczniowie i przyjaciele nie robili Jezusowi pogrzebu na
trzy dni
, to był pogrzeb na wieczny spoczynek. Ich radość ze Zmartwychwstania Chrystusa
była nieoczekiwana, nieprzewidziana i dlatego tym większa i głębsza. Nawet jeżeli słyszeli
z ust samego Jezusa zapowiedzi Jego Zmartwychwstania, to w szoku Jego śmierci zupełnie
o nich zapomnieli lub też wydały się im one jakąś niemożliwą do zrealizowania jeszcze
jedną Jego przypowieścią. Towarzysząc uczniom i przyjaciołom Jezusa w ich smutku
związanym ze śmiercią, będziemy tym pełniej towarzyszyć im w ich radości ze
Zmartwychwstania.

XVIII. KONTEMPLACJA CAŁEJ MĘKI JEZUSA

Na zakończenie trzeciego tygodnia Ćwiczeń duchownych św. Ignacy zachęca nas do
rozważania raz jeszcze przez cały jeden dzień męki Jezusa tak często, jak to jest możliwe
(ĆD, 208f). W poniższych refleksjach podajemy dwa sposoby, z pomocą których możemy
kontemplować mękę Jezusa.

Pierwszy z nich to rozważanie męki i śmierci Jezusa pod kątem ofiarowania wszystkiego
swojemu Ojcu. Jezus przemienia posiadanie w coraz pełniejsze ofiarowanie się Ojcu.

Drugi klucz, to rozważanie męki pod kątem pasywności Jezusa w przyjmowaniu tego, co
Ojciec przygotował dla Niego. Pasywność Jezusa nie jest jednak rezygnacją i wycofaniem
się z życia, ale jest owocem Jego wielkiego zaangażowania w szukanie i znajdowanie woli
swojego Ojca.

1. Przemiana posiadania w ofiarowanie

Na całą mękę i śmierć Jezusa na krzyżu możemy popatrzeć także jako na proces przemiany
posiadania w coraz pełniejsze ofiarowanie się Syna Ojcu. Chrystus w męce i śmierci
dobrowolnie oddaje wszystko, aby móc posiadać tylko Ojca. Rozważajmy przez cały dzień
(ĆD, 208f), jak Jezus w kolejnych etapach swojej męki traci wszystko — dosłownie
wszystko dla Ojca.

Na modlitwie w Ogrójcu Jezus dobrowolnie pozbawia się chęci spełniania swojej woli:
Ojcze, (...) nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie (Łk 22, 42). W chwili pojmania Jezus
traci fizyczną wolność: staje się więźniem i odtąd inni będą decydować o Jego fizycznym
życiu i śmierci. Przy pojmaniu Jezus traci także swoich najbliższych Mu uczniów–

background image

przyjaciół. Wszyscy oni pouciekali; zdrada Judasza oraz zaparcie się Piotra będą bolesnym
dopełnieniem tego opuszczenia ze strony uczniów. Przed sądem Wysokiej Rady, Piłata
i Heroda Jezus traci dobre imię: nie tylko zostaje uznany za złoczyńcę, skazany na śmierć,
ale także znieważony, upokorzony i wyśmiany w swojej godności Boskiej i ludzkiej tak, iż
miano Go za nic (Iz 53, 3). Poprzez biczowanie, koronowanie cierniem, torturę krzyżowania
Jezus traci zdrowie fizyczne i wszystkie ludzkie siły. Ciało Jezusa zostaje w okrutny sposób
zmasakrowane. Przed ukrzyżowaniem Jezus zostaje odarty nawet z własnych szat i w ten
sposób zraniony w naturalnym ludzkim poczuciu wstydu. Na krzyżu Wcielony Boży Syn
zostaje pozbawiony bliskości swojego Ojca; woła z niepojętym dla nas bólem: Boże mój,
Boże mój, czemuś Mnie opuścił
(Mk 15, 34). W końcu po trzech godzinach nieludzkiej męki
oddaje swojego ducha Ojcu.

Rozważając przez cały dzień kolejne tajemnice męki, adorujmy Jezusa jako Syna Bożego,
dziękując Mu za to, że całym swoim życiem, a zwłaszcza swoją męką i śmiercią pokazuje
nam drogę do Ojca, którą jest właśnie wewnętrzna przemiana posiadania w całkowite
ofiarowanie się w Chrystusie, przez Chrystusa i z Chrystusem Bogu Ojcu.

Dla każdego człowieka moment śmierci oznacza opuszczenie wszystkiego i wszystkich.
Człowiek umierający nic i nikogo nie może zatrzymać przy sobie. U ludzi zbliżających się
do śmierci, którzy nie są jednak przygotowani na jej przyjęcie, obserwuje się jakiś tragiczny
bunt wewnętrzny. Jest to wewnętrzny opór człowieka przed koniecznością opuszczenia
wszystkiego i wszystkich. Im bardziej człowiek przywiązuje się do życia ziemskiego i tego,
co z nim go łączy, tym śmierć jest trudniejsza; proces odzierania jest wówczas boleśniejszy.
Jeżeli człowiek oderwie się choć trochę od siebie i tego, co posiada, wówczas o wiele łatwiej
mu umierać; wówczas też przyjmuje śmierć jako ostatni konieczny etap ludzkiego życia.

Akceptacja śmierci nie oznacza wówczas rezygnacji z życia, ale wyraża pragnienie życia
pełniejszego, dla którego poświęca się życie doczesne. Umieranie jest wówczas formą
przejścia z tego świata do Boga. Jezus również określał swoją śmierć jako przejście z tego
świata do Ojca. Jezus nie obawia się oddać wszystkiego, gdyż wie, że wszystko otrzyma
wraz ze zjednoczeniem z Ojcem.

A. de Saint–Exupery w powieści Twierdza nie znajduje powodu do żalu nad osobami
umierającymi: Dlaczego miałbym żałować umierających? Dlaczego miałbym opłakiwać ich
koniec? Egoista lub skąpiec całe życie pomstujący na wszelkie marnotrawstwo, w ostatniej
godzinie prosi, aby zeszli się dokoła niego wszyscy domownicy a potem ze wzgardliwą
sprawiedliwością dzieli swoje dobra niby zabawki pomiędzy dzieci. Znam takich, co sami
wypaleni pragnieniem, dzielili się zapasem wody albo skórką chleba w najcięższym głodzie,
gdyż człowiek w obliczu śmierci nie odczuwa już potrzeby i pełen królewskiej obojętności
rzuca innemu kość do ogryzienia
.

Wzrost w miłości ludzkiej można ukazać jako coraz pełniejsze przechodzenie od chęci
wzajemnego posiadania do ofiarowania się sobie. W pierwszym okresie przyjaźni,
narzeczeństwa, w pierwszych latach małżeństwa, macierzyństwa, ojcostwa, choć są to
chwile bogate i piękne, to jednak nierzadko we wzajemnym zachowaniu się wobec siebie

background image

ludzie odwołują się przede wszystkim do posiadania. Kładzie się nacisk na słowo mój, moja:
mój przyjaciel, mój chłopiec, moja dziewczyna, moje dziecko, moja mama. W początkach
ludzkiej miłości zwykle dominuje posiadanie. I jest to pewien nieodłączny etap rozwoju
ludzkiej miłości. Miłość i przyjaźń ludzka rozpoczyna się od doświadczenia posiadania.
I nie ma w tym fakcie nic wstydliwego. Posiadanie to wyraża się w pewnym
koncentrowaniu się na własnych przeżyciach, doznaniach, nierzadko także w szukaniu
siebie. Niekiedy ta chęć posiadania jest tak silna, iż objawia się w zazdrości o każdą chwilę
osoby kochanej i każde jej spotkanie z innym człowiekiem.

Jeżeli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój
i niech Mnie naśladuje
(Mt 16, 24). Zaparcie samego siebie Jezus nazywa także utratą
swego życia, obumieraniem: Kto straci swoje życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16, 25).
Zaparcie samego siebie jest właśnie dobrowolnie przyjętym procesem opuszczenia
wszystkiego, wyjściem naprzeciw własnej śmierci. Naturalna ludzka skłonność do
posiadania zostaje w tym procesie dobrowolnego opuszczenia wszystkiego przekształcona
w nieustanne ofiarowanie się Bogu. Uczeń naśladujący Jezusa ma stać się człowiekiem
nieustannego ofiarowania. Wzrost w wierze nazywamy niekiedy wewnętrznym
ubogaceniem się. Jeżeli to określenie ma być prawdziwe, to musi być jednak uzupełnione
o Jezusowe wezwanie do zapierania się siebie samego przez całkowite oddawanie się Bogu
i ludziom.

Zanim Jezus rozpoczął swoją mękę, w czasie Ostatniej Wieczerzy antycypuje i jednocześnie
pozostawia swoim uczniom proces przemiany posiadania w ofiarowanie. Wziął chleb (...)
połamał go i podał mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na
moją pamiątkę. Tak samo i kielich po wieczerzy mówiąc: Ten kielich to Nowe Przymierze we
Krwi mojej, która za was będzie wylana
(Łk 22, 19–20). Wydać ciało, przelać krew znaczy
oddać życie, czyli oddać wszystko. Eucharystia nieustannie uobecnia tę przemianę
posiadania w ofiarowanie, którego Jezus dokonał w całym swoim życiu, szczególnie zaś
w męce i śmierci. Każdy uczeń Jezusa, który uczestniczy w Eucharystii, jest zaproszony,
aby uobecniać to, czego dokonał jego Mistrz. Nasze naśladowanie Jezusa, zapieranie się
siebie samych winno znaleźć swoje odniesienie w Eucharystii. Ona winna wyrażać to, czego
dokonujemy całym życiem.

2. Pasywność Jezusa w czasie męki i śmierci

Podczas całej męki, szczególnie podczas procesu, Jezus przybiera postawę pasywnego
przyjmowania tego, co Go spotyka. Z całym spokojem wewnętrznym poddaje się
zdarzeniom. Jezus akceptuje spadające na Niego niesprawiedliwości, zadawane Mu kolejno
cierpienia, zniewagi, razy. Przyjmuje fałszywe oskarżenia i pomówienia. Zabiera głos
jedynie wówczas, kiedy daje świadectwo własnej tożsamości lub też kiedy napomina
z miłością i życzliwością swoich nieprzyjaciół. Praktycznie nie zabiera jednak głosu we
własnej obronie, nie usprawiedliwia się, nie tłumaczy się. Nie wyjaśnia Piłatowi
prawdziwych motywów, dla których arcykapłani i starsi ludu wydają Go na śmierć. Nie
oskarża jednych przed drugimi. Jezus nie podaje też argumentów na własną niewinność.

background image

Wobec Heroda milczy całkowicie. Herod nie traktował Go na serio, chciał się jedynie
cynicznie zabawić Jego kosztem. Nie oczekiwał świadectwa i nie był też w stanie przyjąć
jakiegokolwiek upomnienia.

Jako przygotowanie do kontemplacji przeczytajmy raz jeszcze opis całej męki Jezusa, na
przykład według św. Łukasza, zwracając szczególną uwagę na tę właśnie pasywność
Chrystusa. Kontemplujmy Jezusa, który poddaje się temu, co na Niego spada. Zauważmy
brak buntu i oporu z Jego strony.

Pasywność Mesjasza w czasie Jego męki i śmierci przepowiada Prorok Izajasz w Pieśniach
Sługi Jahwe. Wsłuchajmy się w te niezwykłe proroctwa, które dosłownie opowiadają o tym,
jak zachowa się Jezus w czasie męki:

Pan Bóg otworzył Mi ucho,
a Ja się nie oparłem ani się cofnąłem.
Podałem grzbiet mój bijącym
i policzki moje rwącym Mi brodę.
Nie zasłoniłem mojej twarzy
przed zniewagami i opluciem.
Pan Bóg Mnie wspomaga,
dlatego jestem nieczuły na obelgi,
dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz
i wiem, że wstydu nie doznam
(Iz 50, 5–7).

Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony,
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich.
Po udręce i sądzie został usunięty;
a kto się przejmuje Jego losem?
Tak! Zgładzono Go z krainy żyjących;
za grzechy mego ludu został zbity na śmierć
(Iz 53, 7–8).

Chciejmy zauważyć, jak bardzo dokładnie proroctwo Izajasza odpowiada opisowi męki
i śmierci Jezusa. W tej pasywności Chrystusa wyraża się całkowite Jego zaufanie i oddanie
się swojemu Ojcu. Męka i śmierć jest przyjęciem kielicha z Jego rąk. Chrystus nie broni się,
gdyż nie należy już do siebie. Pozwala, aby wola Ojca spełniła się na Nim całkowicie. Ta
pasywność Jezusa jest możliwa dzięki Jego absolutnemu zaufaniu Ojcu; jest ona owocem
tego zaufania. Pasywność Jezusa wystawia Go na ryzyko większego i głębszego zranienia.

Zauważmy jednak, iż pasywność Jezusa nie ma charakteru negatywnej rezygnacji i bierności
życiowej. Nie wyraża także Jego nieświadomości doznawanej krzywdy. Pasywność Jezusa
stanowi owoc Jego decyzji podjętej całkowicie świadomie podczas dramatycznej walki aż
do krwawego potu w Ogrójcu. Jezus jest świadom, iż cierpi niesprawiedliwie i daje temu

background image

świadectwo. Stwierdza otwarcie, że zgotowany Mu los przez przywódców Izraela oznacza
panowanie ciemności.

Kontemplujmy pasywne zachowanie Jezusa w kolejnych scenach męki. Kontemplujmy
pasywność Jezusa przy pojmaniu; Jezus nie usiłuje uciekać, ale wychodzi naprzeciw
strażom świątynnym; pozwala się pocałować Judaszowi; pozwala się pochwycić i związać
strażom. Dalej pozwala się prowadzić od Annasza do Kajfasza, następnie przed Wysoką
Radę Sanhedrynu, przed Piłata, Heroda, i znowu przed Piłata. Kontemplujmy pasywność
Jezusa w czasie biczowania i cierniem koronowania. Jezus pozwala się katować w okrutny
sposób. Dopuszcza, aby znieważono i zelżono Jego godność Mesjasza i Syna Bożego. Jezus
zezwala, aby włożono na Niego ciężki krzyż. Pozwala się prowadzić na Golgotę. Kiedy nie
może dalej nieść krzyża, pozwala, aby Szymon Cyrenejczyk pomógł Mu zanieść go na
Kalwarię. Dalej, Jezus pozwala się krzyżować. Dopuszcza ostatnie zniewagi ze strony tych,
który Go doprowadzili do tej strasznej kaźni.

W czasie tej kontemplacji uświadommy sobie, że Jezus czyni to wszystko z naszego powodu
i dla nas. Jeszcze raz powróćmy do Proroka Izajasza:

Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze,
a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich
(Iz 53, 4–6).

Nasz wzrost w miłości do Jezusa jest kroczeniem ku coraz większej pasywności wobec Jego
działania w nas. Aby wchodzić w coraz pełniejsze zjednoczenie z Chrystusem trzeba nam
coraz bardziej wyciszać w nas pośpiech, zabieganie, niepokój o siebie, potrzebę sprawdzania
swojej wartości w działaniu. Trzeba nam także wyciszać aktywność naszego umysłu, naszej
pamięci, aktywność naszej woli. To wyciszenie wewnętrzne sprawia, iż Bóg może w nas
i przez nas działać coraz pełniej. Kroczenie ku coraz większej pasywności wobec Boga
dobrze wyraża modlitwa św. Ignacego Loyoli proponowana na zakończenie całych
rekolekcji. Modlitwę tę moglibyśmy włożyć także w usta Jezusa. Chciejmy ją odmówić jako
wyraz naśladowania pasywności Jezusa w czasie Jego męki:

Zabierz, Panie, i przyjmij
całą wolność moją,
pamięć moją i rozum,
i wolę mą całą,
cokolwiek mam i posiadam.

background image

Ty mi to wszystko dałeś –
Tobie to, Panie, oddaję.
Twoje jest wszystko.
Rozporządzaj tym w pełni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie
miłość Twą i łaskę,
albowiem to mi wystarcza
(ĆD, 234).

Kroczenie od aktywności ku coraz większej pasywności przed Bogiem jest drogą bolesną.
Jest to droga krzyżowa. Droga ta wiedzie bowiem pod prąd naturalnej skłonności człowieka
do bronienia się, do koncentrowania na sobie uwagi innych, do pokładania ufności we
własnych ludzkich możliwościach i sile własnej woli. Postawa pasywności wobec Boga
może być jedynie owocem wielkiej wewnętrznej walki i zmagań, tak jak pasywność Jezusa
była owocem Jego wielkich zmagań aż do krwawego potu w Ogrodzie Oliwnym.

Pasywność wobec Boga sprawia, iż zaangażowanie apostolskie nie przestaje być pustym
aktywizmem, który koncentrowałby nas na potrzebie uznania, ale jest prawdziwym
wydaniem siebie na służbę Bogu i ludziom. Zaangażowanie apostolskie staje się wydaniem
na służbę, oddaniem się do dyspozycji innych na wzór Jezusa, który nie przyszedł, aby Mu
służono, ale aby służyć
(Mt 20, 28). Ta pasywność wobec Boga czyni nas zaangażowanymi
i aktywnymi w przyjmowaniu Jego Boskiej woli. Pasywność wobec Boga czyni nas
prawdziwymi narzędziami.

Kontemplując Jezusa w Jego męce i śmierci prośmy, aby była ona dla nas nieustannym
wezwaniem do odchodzenia od siebie, swoich ludzkich potrzeb, by móc coraz pełniej
koncentrować się na Jego miłości i Jego woli.

***

Na zakończenie przytoczmy piękne pouczenie J. Taulera, jednego z najwybitniejszych
kaznodziejów niemieckich XIV wieku, jak należy rozważać i wprowadzać w życie mękę
i śmierć Jezusa. Niektórzy tak mówią: Panie, codziennie rozmyślam nad Męką Pańską:
o tym jak stał przed Piłatem, przed Herodem, przy słupie i w innych miejscach. Otóż
posłuchaj mojej nauki: nie patrz na Boga jak na zwykłego człowieka, lecz wpatruj się
w Boga transcendentnego i niepoznawalnego, Boga najwyższego, potężnego i wiecznego,
który jednym słowem stworzył niebo i ziemię i w ten sam sposób wszystko może w nicość
obrócić. Rozważ, że ten właśnie Bóg chciał się tak unicestwić dla swoich stworzeń.
I zarumień się wtedy ze wstydu, że ty, śmiertelny, nędzny człowiek, myślałeś o zaszczytach,
korzyściach i dumie. Ugnij się pod krzyżem, skądkolwiek przychodzi, od wewnątrz czy
z zewnątrz. Nagnij swoją pyszną duszę pod Jego cierniową koroną. I pójdź za
ukrzyżowanym Bogiem w duchu poddania, pełnym prawdziwej wzgardy dla siebie samego,
pod każdym względem, wewnętrznie i zewnętrznie, skoro twój tak wielki Bóg do tego stopnia
się unicestwił, osądzony przez swoje własne stworzenia, skazany na śmierć i ukrzyżowany.

background image

W ten to sposób, cierpiąc cierpliwie i z pokorą, powinieneś naśladować Jego mękę, na niej
się wzorować
.

XIX. PRZYPOWIEŚĆ O WINNICY

Posłuchajcie innej przypowieści! Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją
murem, wykopał w niej tłocznię, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom
i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon
jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś
ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak
samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego
syna. Lecz rolnicy zobaczywszy syna mówili do siebie: To jest dziedzic; chodźcie zabijmy go,
a posiądziemy jego dziedzictwo. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc
właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami? Rzekli Mu: Nędzników marnie
wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon
we właściwej porze. Jezus im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień,
który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych
oczach. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi,
który wyda jego owoce. Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na kogo on spadnie,
zmiażdży go. Arcykapłani i faryzeusze, słuchając Jego przypowieści, poznali, że o nich mówi
(Mt 21, 33–45).

1. Założenie winnicy

Jezus wygłasza powyższą przypowieść w Jerozolimie w sytuacji, gdy polemika z Żydami
była już bardzo ostra. Faryzeusze już dawno postanowili zgładzić Jezusa. Szukali jedynie
okazji i sposobu, w jaki można będzie to uczynić. Przypowieść rozpoczyna się od niemal
dosłownego cytatu z Proroka Izajasza: Chcę zaśpiewać memu Przyjacielowi pieśń o Jego
miłości ku swojej winnicy! Przyjaciel mój miał winnicę na żyznym pagórku. Otóż okopał ją
i oczyścił z kamieni i zasadził w niej szlachetną winorośl; pośrodku niej zbudował wieżę,
także i tłocznię w niej wykuł. I spodziewał się, że wyda winogrona, lecz ona cierpkie wydała
jagody
(Iz 5, 1–2).

Słuchacze, którym na ogół dobrze był znany ten tekst, uświadomili sobie, iż Jezus mówi
o narodzie izraelskim, gdyż on właśnie jest winnicą Jahwe, dla której tak wiele zrobił
z miłości do niej.

Opis zakładania winnicy moglibyśmy porównać do długiego i troskliwego dzieła stwarzania
świata. Właściciel winnicy, jak mówi Izajasz, włożył w nią wszystkie swoje twórcze
zdolności i talenty oraz całą swoją miłość. Wybrał dla niej najlepsze miejsce — żyzny

background image

pagórek. Zasadził w niej dobrze wyselekcjonowaną szlachetną winorośl. Kiedy gospodarz
ukończył swoją winnicę, oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał.

Posługując się w analizie tej przypowieści naszym ludzkim sposobem szukania zależności
pomiędzy przyczyną a skutkiem, powiemy, że już tu tkwił pierwszy błąd gospodarza. Skoro
aż tak bardzo zależało mu na winnicy, nie powinien był jej oddawać w niesprawdzone ręce.
Gospodarz zaufał ludziom przypadkowym, którzy mieli okazać się nie tylko nielojalni
wobec niego, ale także mieli stać się zabójcami jego własnego syna. Zaufanie
niesprawdzonym rolnikom wydaje się być aktem elementarnego braku roztropności.
Gospodarzowi szybko przyjdzie zbierać gorzkie owoce swojego nieroztropnego zaufania,
jeżeli będzie stosował taką metodę.

W tym miejscu zaczyna się jakby historia słabości Boga, który wszystko, co ma
najcenniejszego z całym zaufaniem powierza

przypadkowemu człowiekowi;

przypadkowemu, ponieważ chodzi tu o każdego człowieka. Oto słabość Boga, który kocha
człowieka i dlatego właśnie ufa jego ludzkiej wolności wbrew wszelkiej oczywistości.

2. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi

Kiedy przyszła pora pierwszych zbiorów, gospodarz wysłał swoje sługi do rolników, by
odebrali plon jemu należny. Owo wielkie zaufanie do rolników sprawiło, iż gospodarz jakby
sobie nie zdawał sprawy, iż naraża swoje sługi nie tylko na zniewagę, ale także na
śmiertelne niebezpieczeństwo. Niewdzięczni rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili,
drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali
. Rolnicy zachowują się nie tylko w sposób
buntowniczy, ale także w sposób brutalny i zbrodniczy. Nie myślą dotrzymywać zawartej
wcześniej z gospodarzem umowy.

Możemy spróbować odtworzyć sposób rozumowania zbuntowanych rolników: Gospodarz,
który powierzył nam winnicę jest teraz bardzo daleko. Pracujemy na jego roli bardzo ciężko
cały rok. I choć na samym początku włożył tyle trudu i wysiłku w budowanie winnicy, to
jednak teraz zdaje się nie dbać o nią. Czyżby nie znał prawa siły, którym rządzi się świat
dzisiejszy? Gospodarz wydaje się być bardzo słaby lub też naiwny, skoro wysłał kilku
nieuzbrojonych sług nie zapewniając im bezpieczeństwa z pomocą jakiegoś małego choćby
oddziału wojska. Naiwność jest innym rodzajem słabości. Nie damy mu tego, czego się
domaga. Zobaczymy, jaka będzie jego reakcja
.

Rolnicy zachowują się jak małe dzieci w szkole. Kiedy przychodzi do klasy nowa
nauczycielka, od samego początku zaczynają psocić, dokuczać jej, żartować, ale obserwują
jednocześnie, w jaki sposób ona zareaguje. Badają w ten sposób, na ile żartów i psot będzie
można sobie przy niej pozwolić. Jeżeli pozwoli na małe psoty, będą robić małe; jeżeli
pozwoli na duże, korzystając z jej słabości, będą psocić do woli.

Prawdopodobnie rolnicy po swoim brutalnym czynie, zaczęli rozmyślać i rozmawiać między
sobą, co się teraz stanie. Możemy przypuszczać, iż wielu zaczęło się obawiać, że gospodarz

background image

przyśle wojsko i natychmiast surowo wszystkich ich ukarze. Z pewnością dość niecierpliwie
czekali na pierwszą reakcję gospodarza na ich zbrodnicze i buntownicze zachowanie. Byli
przecież świadomi niesprawiedliwości, jakiej dopuścili się zarówno w stosunku do
gospodarza, jak i samych sług.

I oto znowu gospodarz zdaje się powtarzać ten sam elementarny błąd. Za drugim razem
posłał wprawdzie więcej sług, ale tak samo bezbronnych. Także tym razem nie zabezpieczył
ich przed przemocą ze strony zbuntowanych rolników. Dla rolników zaś był to ewidentny
znak, że gospodarz nie jest człowiekiem interesu i nie można traktować go na serio. Także za
drugim razem rolnicy zrobili to samo, co za pierwszym: jednych obili, drugich zabili,
jeszcze innych ukamienowali. Masakra sług była tym razem większa niż za pierwszym
razem.

A teraz spróbujmy wczuć się w sposób rozumowania samego gospodarza, który podsuwa
nam także sama przypowieść Jezusa. Chociaż gospodarz jest jednocześnie potężnym władcą
posiadającym liczne wojska, to ma jakąś odrazę wobec stosowania przemocy. Stąd też
wbrew wszelkiej oczywistości zakłada w sposób maksymalny dobrą wolę u rolników i chce
im wyjść naprzeciw. Za wszelką cenę pragnie z nimi pojednania i ugody. Gospodarz usiłuje
najpierw znaleźć wytłumaczenie idące po linii ich rzekomej dobrej woli. Gospodarz myśli:
Być może nie zrozumieli mnie do końca i dlatego doszło do przypadkowej bójki. Jeżeli nawet
niektórzy z nich zawinili, to być może zreflektują się, uznają swój błąd, przyznają się do
winy. Przecież nie mogą nie być świadomi, że mam wojsko i mogę także siłą odebrać to, co
moje. Ale po co stosować zaraz siłę. Podaruję im ten pierwszy wybryk. Za drugim razem
wyślę więcej sług
. Kiedy jednak druga misja sług nie powiodła się, gospodarz zamiast
ukarać ich, co wydawało się być naturalne, dalej szuka usprawiedliwienia dla buntowników.
Wprawdzie tym razem wysłałem więcej sług, ale może nie byli dość stanowczy, może
pozwolili się zlekceważyć.
Prawdopodobnie doradcy gospodarza podpowiadali mu, aby
rozwiązał problem od razu wysyłając oddział wojska, by ukarać buntowników.

3. W końcu posłał swojego syna

Po drugim bezkarnym buncie stało się dla rolników niemal oczywiste, iż gospodarz jest
człowiekiem słabym, który nie umie dochodzić swoich praw. Pomyśleli, iż teraz gospodarz
będzie bał się przysłać kogokolwiek. Ale oto staje się rzecz niesamowita, która może
zdarzyć się jedynie w mitycznych opowiadaniach lub też w przypowieści Jezusa. Do
zbuntowanych rolników, którzy już dwukrotnie zmasakrowali wysłanników, gospodarz
w końcu posłał swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Gospodarz ciągle
wierzy w dobrą wolę rolników i ich lojalność względem niego. Zakłada, iż rolnicy uznają
jego prawo własności do winnicy. Jeżeli rolnicy nie uznali autorytetu sług, to teraz
z pewnością uznają autorytet mojego syna. Z pewnością przed moim synem uznają swoją
winę, ukorzą się i oddadzą należne mi plony. Wraz z misją mojego syna rozpocznie się nowy
okres współpracy z rolnikami.

background image

Rozumowanie rolników było jednak zupełnie inne. Kiedy zobaczyli syna gospodarza,
bynajmniej się nie przestraszyli. Nie mieli też ochoty do dialogu i do pertraktacji. Skoro
znieważyli i zabili sługi gospodarza, dlaczego mieliby nagle okazać się uległymi
i pokornymi wobec syna gospodarza? Przyzwyczaili się do stosowania przemocy. Przemoc,
w ich mniemaniu, okazała się skuteczną metodą na życie. Skoro gospodarz nie mógł ukarać
nas za pierwszym i drugim razem — myślą sobie rolnicy — to nie będzie w stanie ukarać
nas i dochodzić swoich praw także za trzecim razem. Ostatecznie potwierdziło się, iż
gospodarz nie umie rządzić i jest słaby. Jeżeli syn ma otrzymać w spadku winnicę, to
wystarczy go teraz zabić, a winnica będzie już nasza na zawsze. Skończy się ostatecznie
uciążliwa zależność od gospodarza, sami będziemy sobie gospodarzyć.
Zrobili tak, jak
postanowili. Chwyciwszy więc syna, wyrzucili go z winnicy i zabili.

Gospodarz posyłając swojego syna ryzykuje wszystko, ale wbrew wszelkiej oczywistości
ma do nich zaufanie. Wierzy, iż uznają jego autorytet i ze względu na autorytet pana uznają
autorytet syna. Słabość gospodarza nie wynika z braku siły i wojska, ale z zaufania i miłości
do rolników. Posyłając do nich syna pragnie, aby w końcu się opamiętali. Okazuje im
najwyższy dowód zaufania. Przecież nie mogą nie dostrzec — myśli gospodarz — jak
bardzo mi na nich zależy.

Ostatecznym źródłem słabości Boga w Jezusie Chrystusie jest niewiarygodne zaufanie Boga
do człowieka, niewiarygodna Jego miłość do ludzi. To właśnie to bezgraniczne zaufanie,
bezgraniczna miłość karze Bogu zachowywać się w sposób po ludzku nielogiczny.
W Jezusie Chrystusie Bóg, podobnie jak gospodarz, wszystko stawia na jedną kartę
i ryzykuje wszystko.

Kiedy jednak wchodzimy w rozważania męki i śmierci Jezusa trudne staje się stosowanie
jakichkolwiek porównań i przypowieści. Wydaje się dziwne, że gospodarz posyła syna
wiedząc, że będzie zabity. Ale w tym właśnie wyraża się bezwarunkowość zaufania,
bezgraniczność miłości. Miłość nie kalkuluje, nie oblicza. Biblia powie nam, że Bóg nie
oszczędził nawet swojego Jedynego Syna, ale Go wydał za nas na śmierć krzyżową. To
nieskończona miłość Boga do człowieka każe stać się Bogu słabym, bezbronnym
i nielogicznym w spotkaniu z człowiekiem. Miłość nie łamie nigdy wolności. Bóg nie złamie
i nie zgwałci nigdy wolności swoich stworzeń za pomocą krzyku, lęku, przymusu,
przemocy. I właśnie dlatego gospodarz nie posyła wojska, aby ukarać buntowników. Bóg
zawsze staje się pokorny i słaby, kiedy staje wobec wolności ludzkiego serca. Bóg
nieustannie, w historii każdego człowieka osobiście naraża się, że zostanie osądzony,
odrzucony, zelżony, pobity, ukrzyżowany.

4. Możliwość powiedzenia Bogu nie

Straszliwą konsekwencją, negatywną konsekwencją naszej wolności, jest możliwość
powiedzenia Bogu nie. Daje ona możliwość zabicia sług i syna gospodarza, zabicia Jezusa
Syna Bożego. Człowiek, podobnie jak owi rolnicy, może fałszywie odczytać swoją sytuację
przed Bogiem. Wchodzi w grzech, sprzeciwia się Bogu, łamie przykazania, łamie podjęte

background image

zobowiązania, krzywdzi bliźnich i jednocześnie zauważa, że to uchodzi mu bezkarnie. Życie
toczy się dalej. Nikt go nie każe. Kiedy człowiek raz spróbuje stosować metodę przemocy
i dostrzeże, że to się opłaca, wówczas może sądzić, iż jest to dobry sposób na życie.
Wyrzuty sumienia, które może nawet pojawiają się od czasu do czasu, są jednak coraz
słabsze, aż wreszcie gdzieś znikają. Pierwsze lęki, że Bóg może nas ukarać jakąś nagłą
chorobą, śmiercią kogoś bliskiego, życiowym niepowodzeniem itp., okazują się jedynie
projekcją na Boga naszych osobistych obaw. Człowiek nieprawy szybko przekonuje się, że
nic takiego nie zagraża mu ze strony Pana Boga. W sytuacji życia w nieprawości człowiek
może sobie rozwiązać problem Boga deklarując się agnostykiem, ateistą; może też — co
okazuje się najczęściej stosowaną metodą — uśpić Boga w swoim życiu.

Oto przykład. Zaniedbujemy modlitwę, modlimy się banalnie, powierzchownie, z czasem
zaniedbujemy modlitwę w ogóle, porzucamy ją, przestajemy się spowiadać, uczestniczyć
w Eucharystii i — nic się nie dzieje. Naiwnie możemy myśleć, że porzucając modlitwę
mamy trochę więcej czasu i spokojniejsze życie. Inny przykład. Mając zobowiązania wobec
własnej żony, męża i dzieci (czy też wobec dobrowolnie podjętego celibatu), pozwalamy
sobie na jakieś dwuznaczne kontakty emocjonalne; z czasem angażujemy się pełniej
i głębiej. W końcu dochodzi do zdrady i niewierności. I chociaż obawiamy się, że coś się
stanie, nic szczególnego się nie dzieje. Przekonujemy się, że można sobie ułożyć spokojne
podwójne moralnie życie. W tych okresach uwikłania moralnego czujemy się nieraz nawet
szczęśliwi i zadowoleni z życia. W taki właśnie stopniowy i powolny sposób można nauczyć
się praktycznie każdej nieprawości, która — jak się wydaje — może uchodzić bezkarnie.
Ale te nasze odczucia, podobnie jak sposób rozumowania rolników, są fałszywe, złudne.
Pokaże to dopiero przyszłość.

5. Co właściciel winnicy czyni z owymi rolnikami?

Wbrew temu, co mogło wydawać się rolnikom i co może wydawać się także nam samym,
gospodarz nie jest słabym i bezradnym człowiekiem. Pokazuje to dalsza część przypowieści.
Kiedy więc właściciel winnicy przyjdzie, co uczyni z owymi rolnikami? Rzekli Mu:
Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu
będą oddawali plon we właściwej porze
.

Męka i krzyż Jezusa ukazują nie tylko słabość Boga, ale także Jego Boską moc. Męka
i krzyż Jezusa jest straszliwym sądem Boga nad ludzkim grzechem. Bóg pragnie, abyśmy
dzięki krzyżowi Jego Syna byli wolni od straszliwej rzeczywistości naszego grzechu.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na
Niego winy nas wszystkich
(Iz 53, 6) — powie prorok Izajasz. Bóg Ojciec dokonał surowego
sądu na swoim Synu, zamiast na nas. Przekleństwo grzechu spadło na Niego. Bóg w Jezusie
podstawił się na nasze miejsce.

Jezus im rzekł: Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: Właśnie ten kamień, który odrzucili
budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach
. Syn
pochwycony, wyrzucony i zabity poza murami miasta stanie się Tym, który będzie sądził

background image

żywych i umarłych. Gospodarz w Nim właśnie okaże swoją potęgę i moc: Wówczas ukaże
się na niebie znak Syna Człowieczego, i wtedy (...) ujrzą Syna Człowieczego,
przychodzącego na obłokach niebieskich z wielką mocą i chwałą. Pośle On swoich aniołów
z trąbą o głosie potężnym, i zgromadzą Jego wybranych z czterech stron świata, od jednego
krańca nieba aż do drugiego
(Mt 24, 30–31). Kto upadnie na ten kamień, rozbije się, a na
kogo on spadnie, zmiażdży go
. Odrzucona miłość, zlekceważone i nadużyte zaufanie
w końcu obraca się przeciwko człowiekowi. Wysłanie przez gospodarza wojska, które
marnie wytraci buntowników jest pewną biblijną metaforą, którą trzeba rozważać w całym
kontekście biblijnym. Bóg nie sądzi i nie karze człowieka na ludzki sposób, jak czynił to
zwykle bezwzględny wschodni władca wobec swoich zbuntowanych podwładnych.
W grzechu to my sami nakładamy na siebie okrutną karę oddzielając się swoim buntem od
jedynego źródła życia i miłości; od miłości Ojca i Syna w Duchu Świętym.

A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę — mówi Jezus.
Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić (J 12, 47). Sądem
Boga jest Jego nieskończone miłosierdzie. Grzech, któremu człowiek uwierzył i oddał do
dyspozycji swoje życie, sam osądzi człowieka. Człowiek sam, zrywając życiodajne więzy
miłości, nierzadko czyni swoje życie piekłem już tutaj na ziemi. Życie ludzkie bez miłości
zawsze jest piekłem, zarówno tutaj na ziemi, jak tym bardziej w wieczności.

Prośmy gorąco o głębokie wejście w tajemnicę Bożej słabości, dzięki której moglibyśmy
wewnętrznie poznać tajemnicę bezgranicznego zaufania Boga do człowieka. Prośmy,
abyśmy mogli dotknąć Jego nieskończonej miłości do każdego z nas. Módlmy się również,
abyśmy przyjęli tę słabość Boga objawioną w krzyżu Jezusa jako przejaw Jego mocy; mocy,
która nie identyfikuje się jednak z przemocą, siłą, z łamaniem ludzkiej wolności. Słabość
Boga
nie jest jedynie figurą retoryczną. Bóg nie udaje słabego, ale jest słaby, kiedy wchodzi
w dialog z wolnym człowiekiem. Bóg nie gwałci wolności ludzkiej woli. Szanuje ją, nawet
za cenę śmierci swojego Jednorodzonego Syna. Ojciec wydał Syna w ręce rolników, nie
jako w ręce swoich wrogów, ale jako w ręce tych, którym bezgranicznie zaufał. Ojciec
nieustannie wydaje swojego Syna w nasze ręce z zaufaniem, że Go przyjmiemy jak Syna
i że w Nim odczytamy nieskończoną miłość Gospodarza — Ojca.

XX. MOWA POŻEGNALNA

Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą
latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc,
oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które
wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was. Podobnie jak latorośl
nie może przynosić owocu sama z siebie — o ile nie trwa w winnym krzewie — tak samo
i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy — latoroślami. Kto
trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie

background image

uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie.
I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje
w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna
chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli
będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja
zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby
radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście
się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy
ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli
czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni
pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co
usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem
was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał — aby wszystko dał wam
Ojciec, o cokolwiek Go prosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie
miłowali
(J 15, 1–17).

1. Trwanie w miłości Jezusa

W wielkiej mowie pożegnalnej Jezus wyjaśnia, iż jedność pomiędzy Nim a Jego uczniami
polega na jedności miłości. Z jednej strony uczniowie powinni pozostawać w Jego miłości,
z drugiej zaś strony winni kochać się wzajemnie, jak Jezus ich ukochał. Miłość wzajemna
uczniów ma swoje źródło we wspólnym ich uczestnictwie w miłości Chrystusa.

W czasie tych ostatnich godzin, które Jezus spędza z uczniami, zapewnia ich, że Jego miłość
do nich będzie trwała wiecznie. To właśnie miłość stała się źródłem silnych i bardzo bliskich
więzi pomiędzy Jezusem a uczniami. Ona inspirowała ich wzajemne relacje podczas całego
publicznego życia.

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem — mówi Jezus. Ojciec niebieski kocha
swojego Jednorodzonego Syna miłością nieskończoną. Ta właśnie miłość określa ich
wzajemne relacje. Jest ona tak wielka, iż owocem tej miłości jest trzecia Osoba Boska —
Duch Święty. Tę samą miłość, którą Ojciec okazuje Synowi, Syn okazuje swoim uczniom.
Miłość Ojca do Syna posiada swoje przedłużenie we wszystkich czynach i w całym
nauczaniu Jezusa.

Miłość, o której mówi Jezus to przede wszystkim więź. W łonie Trójcy Świętej jest to więź
nierozerwalna
, nieskończona, Boska więź. Wytrwajcie w miłości mojej — te słowa są
wezwaniem do zachowania trwałej więzi uczniów ze swoim Mistrzem na wzór owej Boskiej
więzi
Syna z Ojcem w Duchu Świętym.

Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem — te słowa Jezusa nie wyrażają jedynie
jakiegoś porównania. Miłość Jezusa do uczniów ma tę samą naturę, co miłość Ojca do Syna.

background image

Jezus kocha swoich uczniów miłością właściwą tylko Bogu. Tak więc uczniowie
uczestniczą w sposób rzeczywisty w Boskiej miłości Syna do Ojca.

Porównanie jedności pomiędzy uczniami a Jezusem do więzi łączącej winne latorośle
z krzewem dobrze podkreśla naturę ich wzajemnej relacji. Latorośle posiadają to samo
życie, co krzew winny. Życiem krzewu winnego — życiem Chrystusa, jest miłość Jego
Ojca. Życiem latorośli — Jego uczniów jest również ta miłość Ojca, którą On otrzymuje od
Niego.

Życie chrześcijańskie polega na przyjęciu miłości, którą Chrystus okazuje uczniom oraz na
wytrwaniu w niej do końca: Wytrwajcie w miłości mojej — mówi Jezus. Miłość Jezusa do
swoich uczniów nie jest jednorazowym aktem woli, nie jest doświadczeniem przemijającym.
Jest to miłość wieczna, miłość stała, jak wieczna i stała jest miłość Ojca do Jego
Jednorodzonego Syna. Ponieważ Syn wiecznie trwa w miłości swojego Ojca a Ojciec
w miłości do Syna, również uczeń Jezusa winien wiecznie trwać w miłości swojego Mistrza.
Podkreślenie trwania, podkreślenie wytrwania w miłości Boga jest cechą charakterystyczną
Ewangelii Jana. Jan podkreśla tę prawdę także w swoich listach: Poznajemy, że my trwamy
w Nim, a On w nas, bo udzielił nam ze swego Ducha
(1 J 4, 13). To zdanie brzmi jak echo
Księgi Mądrości: Wierni w miłości będą przy Nim trwali (Mdr 3, 9) oraz echo wielkiej
mowy eucharystycznej: Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie a Ja w nim
(J 6, 56).

Trwanie — pozostawanie w Chrystusie wyraża jakby definicję chrześcijanina, ucznia
Jezusa: Jeżeli trwać będziecie w nauce mojej, będziecie prawdziwymi uczniami moimi (J 8,
31). Prawdziwy uczeń to ten, który przylega całkowicie do swojego mistrza.

Aby trwanie w Chrystusie było możliwe otrzymujemy wiele darów: dar Ducha Świętego (1
J 4, 13), dar namaszczenia (1 J 2, 27), dar Agape — miłości (1 J 3, 17; 4, 16), ziarno słowa
Bożego (1 J 3, 9). Ktoś, kto nie trwa w Chrystusie nie może dokonać niczego: Beze Mnie nic
nie możecie uczynić
(J 15, 5). Ta jedność Jezusa z Jego uczniem jest tak bliska i intymna, iż
wyraża się ona w jakimś wzajemnym przenikaniu. To samo wyrażenie, którego używa się na
określenie trwania uczniów w Chrystusie, służy również do objawienia trwania Ojca
w Synu: Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam
mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł.
Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie — wierzcie przynajmniej
ze względu na same dzieła
(J 14, 10–11).

Jeżeli działalność uczniów ma wydać owoce, to winni oni trwać w miłości Jezusa. To
trwanie zakłada całkowite posłuszeństwo, ducha ofiary i oddanie siebie na służbę.
Owocność miłości uczniów, płodność ich miłości przewyższa owocność innych
charyzmatów i darów. Owoce miłości są trwalsze niż owoce wiary i nadziei. Stąd też św.
Paweł powie: Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość — te trzy: z nich zaś największa jest
miłość
(1 Kor 13, 13).

background image

Jeżeli jednak zasadnicza inicjatywa w miłości należy do Mistrza, powstaje pytanie: jak
wytrwać w tej miłości? Jezus odpowiada: Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania,
będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam
w Jego miłości
. Już Stary Testament nauczał, że wierność i posłuszeństwo Bogu łączy się
ściśle z miłością. Kochać Boga to oddać Mu się całkowicie poprzez posłuszeństwo i służbę.

Św. Augustyn komentując te słowa Jana pisze: Czy to miłość sprawia zachowanie
przykazań, czy też zachowanie przykazań prowadzi do miłości?
Ale przecież nikt nie wątpi,
że miłość jest pierwsza. Nie ma możliwości zachowania przykazań ten, kto nie kocha. Kiedy
Jezus mówi słowa: Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości
mojej
, wskazuje nie na to, skąd pochodzi miłość, ale na to, co jest sprawdzianem miłości.
Poprzez te słowa Jezus chce jakby powiedzieć: Nie sądźcie, że pozostajecie w mojej miłości,
jeżeli nie zachowujecie moich przykazań. Jeżeli je zachowujecie, to będzie to dowodem, że
w niej trwacie. Niech się nikt nie wynosi, że kocha Boga, jeżeli nie zachowuje Jego
przykazań
.

Słowo przykazanie jest tu może niezbyt precyzyjne. Nie chodzi bowiem o przepis, o jakąś
normę prawną czy moralną, która winna być zachowana, ale chodzi o pełnienie woli,
o pełnienie upodobań i pragnień kochanej osoby. Jezus określa, w jaki sposób mamy
zachować Jego przykazania: Jak Ja zachowałem przykazania Ojca mojego i trwam w Jego
miłości
. Jedynym przykazaniem Jezusa danym Mu przez Ojca było wykonanie Jego woli:
Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,
34); A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną; nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze
czynię to, co się Jemu podoba
(J 8, 29).

Całe życie Jezusa w szarej codzienności, jak i we wszystkich szczytowych momentach
życia: na górze kuszenia, na Górze Przemienienia, na Górze Oliwnej, na Kalwarii, na górze
Wniebowstąpienia, było nakierowane na zachowania woli Jego Ojca. Ponieważ Jezus
całkowicie oddał się wypełnieniu woli Ojca, dlatego też doświadczał w pełni Jego miłości:
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać (J 10,
17). Szczytowym punktem wypełnienia woli Ojca była śmierć na krzyżu, którą Jezus
przyjmuje dobrowolnie.

Nakaz zachowania przykazań nie jest bynajmniej nakładaniem na uczniów jedynie ciężarów
życia. Jest to raczej objawienie im sekretu pełnej i czystej radości: To wam powiedziałem,
aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna
. Duszę Jezusa wypełnia radość.
Radość jest tajemnicą Syna Człowieczego. I choć jest Człowiekiem udręczenia i boleści, to
jednak trwa także w radości. Radością Jezusa jest Jego trwanie w Ojcu, Jego miłosna
przynależność i oddanie się Mu. Radość Jezusa jest owocem spełnienia zbawczej misji
arcykapłana i pasterza, który oddaje swoje życie za owce. Jezus doświadcza w ten sposób
słów, które sam wypowiedział: Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu (Dz 20,
35).

Jezus przed swoim odejściem przekazuje uczniom sekret doskonałej radości. Polega ona na
trwaniu w Jego miłości oraz zachowaniu Jego przykazań. Jezus pragnie bowiem, aby Jego

background image

własna radość stała się radością uczniów, aby doświadczyli w pełni Jego radości kochania
i radości trwania w miłości.

Podobnie jak uczniowie Jezusa trwają w Jego miłości, tak samo winni trwać również w Jego
radości. Jezus życzy sobie, aby radość tych, którzy do Niego należą była pełna. Nie wyraża
tego życzenia jakby mimochodem, ale ukazuje ono ostatnią wolę Jezusa, którą powtórzy
kilkakrotnie w swojej pożegnalnej mowie (J 16, 24; 17, 13). Pełna radość łączy się ściśle
z trwaniem w miłości. Radość i miłość są bowiem owocami tego samego Ducha (por. Ga 5,
22). Od momentu przylgnięcia do Jezusa Jego uczeń jest szczęśliwy, trwa w radości. Całe
jego życie upływa w miłosnej wierności, pogłębia tę radość, powiększa ją aż do momentu
wejścia do radości wiecznej, radości oglądania Boga twarzą w Twarz.

2. Trwanie we wzajemnej miłości

I choć w całym przemówieniu Jezus wiele razy akcentuje radość, to jednak wyczuwa On
atmosferę smutku uczniów spowodowaną zbliżającym się rozstaniem z ich umiłowanym
Mistrzem. Jezus nie ukrywa, że niedługo już odejdzie: Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami
(J 13, 33). Mówi o tej prawdzie bardzo serdecznie, ciepło. Zwraca się do uczniów jak dobry
ojciec zwraca się do dzieci, kiedy wyjeżdża na dłuższy czas.

W sytuacji rozstania Chrystus pozostawia swoim uczniom ważne zadanie do spełnianie,
które będzie dla nich pociechą w ich smutku: Przykazanie nowe daję wam, abyście się
wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem: żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.
Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali
(J
13, 34–35). Jest to testament Jezusa dany uczniom. Testament w dosłownym znaczeniu,
wyraża bowiem Jego ostatnią wolę. Ta ostatnia wola Jezusa ma być dla Jego uczniów
umocnieniem i źródłem pocieszenia po odejściu Mistrza z tej ziemi. Wypełnienie jej
gwarantuje im nie tylko pełne spotkanie z Jezusem w przyszłości, ale przede wszystkim
Jego nieustanną obecność pośród uczniów.

Nakaz miłości braterskiej jest czymś więcej niż jakąś ogólną zachętą, ogólnym poleceniem
danym uczniom. Jest to nowa ekonomia zbawienia. Jezus w ten sposób ustanawia nową
moralność. Tym nowym przykazaniem Jezus określa nowy charakter wspólnoty, która będzie
się gromadzić odtąd w Jego imię. Jezus definiuje styl życia wspólnoty i styl życia każdego
z jej członków.

Nowe przykazanie najszerzej nam opisał i najgłębiej zinterpretował św. Jan Ewangelista.
Mając duszę mistyka, będąc umiłowanym uczniem Jezusa, wczuł się dogłębnie w pragnienia
Jezusowego serca. Nowe przykazanie św. Jan przytacza i komentuje wielokrotnie w swoich
listach: A przykazanie zaś Jego jest takie, abyście (...) miłowali się wzajemnie tak, jak nam
nakazał. Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim
(1 J 3, 23–24). Jeden
z Ojców Kościoła przytacza znamienny fakt z życia św. Jana Ewangelisty. Kiedy św. Jan
będąc starcem nie mógł chodzić o własnych siłach na spotkania eucharystyczne, jego
uczniowie przynosili go. Na spotkaniach tych św. Jan powtarzał nieustannie jedno zdanie:

background image

Nasz Pan powiedział, synaczkowie, miłujcie się nawzajem. Uczniowie jego znużeni
nieustannym słuchaniem tych samych słów powiedzieli mu pewnego razu: Mistrzu,
przypomnij nam także inne słowa naszego Pana
. Wówczas św. Jan odpowiedział:
Synaczkowie moi, jeżeli te słowa zachowacie, wszystkie zachowacie.

Św. Paweł określa to nowe przykazanie jako prawo Chrystusa: Jeden drugiego brzemiona
noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe
(Ga 6, 2). Stary Testament nakazywał miłość
bliźniego. Jezus rozciągnął to przykazanie na wszystkich ludzi, także na nieprzyjaciół:
Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą (Łk 6, 27).

Opuszczając zaś swoich uczniów nakazuje im kochać się wzajemnie tak, aby ich miłość była
znakiem rozpoznawczym przynależności do wspólnoty wyznającej wiarę w Mistrza. Ta
miłość wzajemna jest miłością szczególną. Ona wyznacza granice Kościoła, Oblubienicy
Chrystusa. Miłość wzajemna ma wartość tylko wówczas, gdy wzoruje się na miłości
Chrystusa. Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was
umiłowałem
(J 13, 34). Sposób okazania przez Chrystusa miłości swoim uczniom
charakteryzuje i jednocześnie określa tę miłość, którą oni winni sobie świadczyć wzajemnie.
Umycie nóg jest przykładem, w jaki sposób uczniowie mają się kochać między sobą: Dałem
wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem
(J 13, 15).

Wszyscy są zgodni, iż w określeniu jak Ja was umiłowałem nie chodzi o intensywność
miłości. Nikt nie jest zdolny kochać z taką siłą i tak bezinteresownie, jak Jezus. Nasza
miłość jest jedynie odbiciem miłości Chrystusa. Odbicie światła jest zawsze słabsze od
samego źródła.

Jak Ja was umiłowałem — określa jakość naszej miłości. Jakość zaś ma tę samą naturę, co
miłość Chrystusa. Uczniowie mają naśladować swojego Mistrza w oddaniu się braciom i
w służbie, aż do ofiary z życia: Jeżeli Chrystus umarł za nas, to i my także winniśmy oddać
życie za braci
(1 J 3, 16). Określenie jak Ja was umiłowałem wskazuje także na zależność
miłości braterskiej uczniów od miłości Mistrza. Miłość braterska między uczniami będzie
zawsze jedynie udziałem w miłości, którą Mistrz ich obdarza, będzie dzieleniem się
doświadczeniem miłości Mistrza.

Podobieństwo miłości braterskiej uczniów i miłości Jezusa, ma wartość teologalną. Miłość
między uczniami jest jakby przedłużeniem Agape Chrystusa. Miłość pomiędzy
chrześcijanami zdecydowanie różni się od każdej innej ludzkiej tylko miłości. W określeniu
jak Ja was umiłowałem nie chodzi bowiem o jakieś zewnętrzne podobieństwo, ale
o identyczność. Podobieństwo miłości braterskiej uczniów do miłości Jezusa posiada
charakter wewnętrzny. Przykład Jezusa jest jednocześnie normą i podstawą miłości
wzajemnej uczniów. Wzajemna miłość uczniów nie może być różna od miłości Jezusa
wobec nich, ponieważ oni w niej uczestniczą. Oto dlaczego miłość braterska chrześcijan jest
świadectwem, a nawet — moglibyśmy tak powiedzieć — jest dowodem miłości Chrystusa
do nich. Każdy kto kocha swojego brata tą miłością, którą wcześniej okazał mu Chrystus,
musi sobie zadać pytanie, z jakiego źródła czerpie siły, aby kochać w ten sposób.

background image

Mahatma Gandhi, hinduista, zapoznawszy się z życiem wielkiego misjonarza trędowatych,
bł. ojca Damiana de Veuster, napisał: Świat wielkiej polityki i codzienna prasa niewielu zna
bohaterów, których można by postawić w jednym szeregu z ojcem Damianem z Molokai.
Z pewnością warto zadać sobie trud dotarcia do źródeł, z których tak wiele bohaterstwa
wzięło początek
. Podobne zdziwienie budzi dzisiaj miłość Matki Teresy i jej sióstr do
najbardziej opuszczonych i najbiedniejszych. Źródłem, z którego bierze początek
bohaterstwo każdej miłości, jest miłość Jezusa do swojego Ojca, do uczestnictwa w której
zaprasza swoich uczniów. Źródłem bohaterskiej miłości ojca Damiana, ojca Bejzyma, Brata
Alberta, ojca Kolbego, Matki Teresy i wielu innych jest ich miłosna więź z Jezusem.

Uczniowie Jezusa, dzięki miłości wzajemnej mogą w pełni ukazać światu miłość Boga do
całej ludzkości, a w niej do każdego pojedynczego człowieka. Świat nie jest zdolny
bezpośrednio dostrzec, poznać miłości Boga, gdyż nie słucha Jego Jedynego Syna Jezusa
Chrystusa. Świat może natomiast poznać miłość Boga za pośrednictwem uczniów Jezusa.
Wzajemna miłość ma być dla świata znakiem rozpoznawczym przynależności do Chrystusa,
a w Jezusie do Ojca.

Jeżeli jednak wszyscy mają rozpoznać uczniów Jezusa po ich wzajemnej miłości, to miłość
ta winna być bardzo czytelna, winna wyrazić się w czytelnych znakach. Miłość ta nie może
być chwiejna, niestała, zmienna. W świecie, który żyje nienawiścią, a przynajmniej
obojętnością, uczniowie świadczący sobie wzajemnie miłość będą natychmiast się
wyróżniać. Uczniowie nie mogą jednak skupiać swojej uwagi na sobie. Ich postawa wobec
siebie wzajemnie i wobec świata ma być przejrzysta. Byłoby to wbrew miłości, gdyby
szukali podziwu i pochwały tylko dla siebie. Kochając siebie wzajemnie mają jednak
przyciągać świat do Tego, który uzdolnił ich do takiej miłości; mają przyciągnąć świat do
źródła miłości. Swoją wzajemną miłością uczniowie Jezusa dają światu obietnicę: Jeżeli
przyjmiecie Jezusa jako Zbawiciela, a w Jezusie Jego Ojca, wówczas i wy będziecie zdolni
do takiej samej miłości. Sam Jezus uzdolni was do tego
.

Jezus powołuje uczniów nie tylko po to, aby byli pierwszymi ogniwami Tradycji
przekazującej nauczanie Jezusa, ale także by byli pierwszymi świadkami Jego miłości.
Przekazanie Tradycji oraz świadectwo miłości nie tylko wzajemnie się nie wykluczają, ale
wręcz są wzajemnym dopełnieniem. Z jednej strony przekazywanie tradycji będzie jedynie
przekazywaniem słów, jeżeli zabraknie uczestnictwa w miłości Jezusa. Z drugiej zaś próba
kochania bliźnich bez wierności nauce Jezusa wcześniej czy później zejdzie na manowce.

Powołanie uczniów zawiera się w słowach Jezusa: Moi uczniowie. Wyraża to ich całkowite,
absolutne przynależenie do Mistrza. Wzajemna miłość braterska ma ukazać silną więź
istniejącą między Jezusem a Jego wybranymi: Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami
moimi
. Kiedy uczniowie okazują sobie wzajemną miłość nie tylko dają dowód autentycznej
przynależności do Jezusa, ale są przedłużeniem tej Jego miłości. Poprzez wzajemną miłość
uczniów miłość Jezusa do ludzi nie przestaje być obecna na świecie także po Jego odejściu.
W miłości Jezusa objawia się zaś miłość samego Ojca: kto bowiem doświadcza miłości
Jezusa, w Nim doświadcza także miłości samego Ojca. Chrystus ustanawia trwałą wspólnotę

background image

Kościoła w tym celu, aby miłość Ojca objawiona w Nim trwała na świecie aż do czasu Jego
powtórnego przyjścia.

XXI. EUCHARYSTIA SZKOŁĄ MIŁOŚCI

Nierzadko Eucharystia, w której uczestniczymy być może nawet regularnie, angażując przy
tym całą dobrą wolę, nie ma większego wpływu na nasze życie codzienne: na sposób
podejścia do siebie samych i na nasze relacje z Bogiem i z bliźnimi. Eucharystia bywa jakby
czasem wyłączonym z naszej codzienności. Dostrzegamy wprawdzie ten rozdźwięk między
szarą codziennością a świętem sprawowania Eucharystii, ale najczęściej jesteśmy bezradni
wobec tego faktu. I choć Eucharystia bywa dla nas czasem żarliwej modlitwy, często
w naszym odczuciu nie różni się jednak od każdej innej modlitwy. Tymczasem Eucharystia
winna być naszą pierwszą modlitwą i jej szczytem.

W naszych rozważaniach będziemy odkrywać te miejsca naszej codzienności, w których
może spełniać się żywa Eucharystia. W Eucharystię wchodzimy bowiem z całym naszym
życiem. Celem uczestnictwa w niej jest przemiana naszego życia. To właśnie Eucharystia
ma sprawić, aby nasze życie było podobne do życia Jezusa Chrystusa, aby samo stało się
Eucharystią
.

1. Miłość mierzy się darem

Używając analogii możemy powiedzieć, że Eucharystia jest dla nas chrześcijan słońcem.
Słońce jest źródłem życiodajnej energii. Tam, gdzie nie docierają promienie słońca, nie ma
życia. W ciemnościach życie nie rozwija się. Jeżeli chrześcijanin nie uczestniczy
w Eucharystii, jego życie wiary stopniowo zamiera, jak zamiera roślina pozbawiona światła.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, w okresie wielkich prześladowań, chrześcijanie
zawsze gromadzili się na łamaniu chleba wbrew zakazom i groźbom prześladowców.
Prowadzeni przed trybunały sądowe odpowiadali z odwagą, iż nie mogą nie uczestniczyć
w Eucharystii, ponieważ są chrześcijanami. Wielu ponosiło śmierć męczeńską za wierność
Eucharystii. Tak było również w okresie wszystkich późniejszych prześladowań.
Eucharystia przez całe dwadzieścia wieków chrześcijaństwa stała zawsze w centrum liturgii
Kościoła, była pierwszą modlitwą i szczytem modlitwy Kościoła.

Dlaczego? Ponieważ Eucharystia jest rzeczywistym uobecnieniem najważniejszego
momentu historii zbawienia: śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Eucharystia jest
najświętszą Ofiarą Kościoła, w której Jezus Chrystus, nasz jedyny Kapłan, który raz jeden
ofiarował się na krzyżu za zbawienie całego świata, ponawia i uobecnia to swoje
ofiarowanie. W Eucharystii Jezus nieustannie oddaje się w ręce Ojca dla nas i za nas. W tym
akcie oddania się Syna Ojcu uczestniczy cały Kościół, uczestniczy każdy z nas.

background image

Ciało i Krew Jezusa, uobecniane pod postaciami chleba i wina, są rzeczywistymi znakami
Jezusowej śmierci na krzyżu. Śmierć Jezusa, uobecniana w Eucharystii, nieustannie objawia
nam najwyższą miłość Boga do człowieka. W Eucharystii spełniają się słowa Jezusa: Tak
bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy kto w Niego
wierzy nie zginął, ale miał życie wieczne
(J 3, 16).

Wielkość każdej miłości mierzy się wielkością daru. Miłość Boga ku nam jest nieskończona,
jak nieskończony jest dar ofiarowany nam przez Ojca w Jezusie Chrystusie. Jeżeli
doświadczymy, bardziej sercem niż rozumem, tej nieskończonej miłości Ojca, zrozumiemy
istotne znaczenie Eucharystii. Z drugiej strony kontemplacja Eucharystii, żywe uczestnictwo
w niej, może nam przybliżyć nieskończoną miłość Boga do nas.

Eucharystia nie tylko objawia nieskończoną miłość Boga do człowieka, ale napełnia
chrześcijanina tą samą miłością. Dzięki Eucharystii chrześcijanin może kochać tą miłością,
którą kocha go sam Bóg. Jak Ojciec mnie umiłował, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie
w miłości mojej
(J 15, 9). Dzięki Eucharystii trwamy w miłości samego Boga. I choć miłość
chrześcijanina nie jest miłością nieskończoną, jak miłość Boga, to jednak posiada tę samą
naturę, co miłość Boga. Krucha i słaba miłość ludzka w Eucharystii zostaje przebóstwiona.
Dzięki Niej Ciało i Krew Chrystusa rozchodzą się po naszych członkach. Tak stajemy się
uczestnikami Boskiej Natury
, Boskiej miłości (św. Cyryl Jerozolimski).

Eucharystia jest dla chrześcijanina źródłem każdej miłości: miłości Boga, ludzi, świata,
siebie samego; miłości przyjacielskiej, małżeńskiej, rodzicielskiej, kapłańskiej, zakonnej;
miłości realizowanej w każdym powołaniu i stanie życia. Eucharystia wzywa chrześcijan,
aby kochali tak samo jak kochał Chrystus, który oddał za nas życie swoje (1 J 3, 16). Taka
postawa miłości — miłości oddającej życie — jest możliwa tylko wówczas, kiedy dzięki
Eucharystii chrześcijanin wejdzie w logikę miłości mierzonej darem.

Miłość mierzy się darem. Miarę miłości wyznacza miara daru. Największym zaś darem
będzie zawsze dar z życia. Jezus mówi: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie
swoje oddaje za przyjaciół swoich
(J 15, 13). Im większą ofiarę ponosimy dla osoby
kochanej, tym większą darzymy ją miłością.

Eucharystia zadaje nam nieustannie pytanie o kształt naszej miłości, o to, na czym się ona
opiera. Czy na naszych ludzkich tylko potrzebach i odczuciach, czy na czymś więcej? Co
w niej dominuje: szukanie jedynie uczucia, wrażeń, doznań, czy też pragnienie ofiarnego
trudzenia się dla drugiego: dla Boga i człowieka? Możemy sprawdzać i mierzyć naszą
miłość do Boga, do bliźnich, do świata i do siebie samych patrząc na naszą ofiarę i trud
związany z nią.

Prawdziwej miłości ludzkiej nie mierzy się najpierw uczuciem. Uczucie towarzyszy miłości
jako jej ważny element, ale nie stanowi jej istoty. Samo bowiem uczucie jest zmienne,
niestałe i ślepe. Nierzadko zdarza się, że ci, którzy najpierw kochają się do szaleństwa
uczuciową, zmysłową tylko miłością, po pewnym czasie również do szaleństwa nienawidzą
siebie. Uczucia nienawiści i miłości leżą blisko siebie. Nienawiść bywa bowiem

background image

zawiedzionym uczuciem miłości, sfrustrowaną potrzebą miłości. Łatwo znienawidzić
człowieka, którego się kocha, jeżeli miłość ta opiera się tylko na pragnieniu zaspokajania
wielorakich ludzkich potrzeb. Miłość zawsze potrzebuje przynajmniej pewnej stałość
uczuciowej. Stałość ta jest owocem uporządkowania emocjonalnego. Nie chodzi tylko
o uporządkowanie uczuć związanych z miłością, ale o wszystkie ludzkie odczucia, potrzeby,
pragnienia. Tylko w wolności emocjonalnej możemy być zdolni do tego, aby czuć do siebie
nawzajem te same uczucia, które były w Jezusie Chrystusie (por. Rz 15, 5). Im większa
w nas wolność emocjonalna, tym bardziej w miłowaniu upodabniamy się do Jezusa.

Uczestnicząc w Eucharystii, która uobecnia najwyższą ofiarę, jaką składa Bóg, chrześcijanin
winien pytać siebie: Jaka jest moja ofiara związana z moją miłością do Boga, ludzi i siebie
samego? Jeżeli brakuje w miłości ofiarnego dawania siebie, jeżeli brakuje trudu zapierania
się siebie, aby wyjść ku drugiemu, to wówczas zapewnienia o miłości sprowadzają się
jedynie do słów bez pokrycia.

Eucharystia zadaje nam pytanie: Jaki wpływ ma Ewangelia na nasze pragnienia, decyzje,
czyny? Czy kształtuje ona styl naszego życia, nasze posiadanie, naszą konsumpcję, pracę,
odpoczynek, nasz stosunek do bliźnich? Eucharystia pyta nas, czy Ewangelia ma nam coś do
powiedzenia w krytycznych momentach naszego życia: w konfliktach z innymi,
w zagrożeniu naszych osobistych interesów, w niepowodzeniach życiowych, w smutku,
w lęku o siebie i swoją przyszłość, w pokusie rozpaczy, itp. Słowem, jaki jest związek
Eucharystii z naszym codziennym życiem?

Chrześcijanin jest człowiekiem, który zdobywa się na dar z siebie, na ofiarę, aby zwyciężyć
siebie. Eucharystia — ofiara Jezusa Chrystusa — uzdalnia nas do zwycięstwa nad sobą.
Eucharystia jest bowiem uobecnieniem nie tylko miłości ukrzyżowanej, ale także miłości
zmartwychwstałej. Jeżeli często pokonują nas różne namiętności: miłość własna, lęk,
wygodnictwo, zmysłowość, pycha, chęć odwetu, itp., to właśnie dlatego, że uczestniczymy
w Eucharystii zbyt formalnie, zbyt zewnętrznie.

Trzeba nam uczyć się takiego uczestnictwa w Eucharystii, które stawałoby się dla nas szkołą
prawdziwej miłości
. Eucharystia ma nas przeprowadzić od pragnienia brania miłości innych
do pragnienia ofiarnego dawania się innym, od miłości potrzeby do miłości daru (C. S.
Lewis).

Czy dziękujemy Bogu za dar Eucharystii, za to, że Jezus Chrystus w sposób rzeczywisty
wprowadza nas w Misterium miłości Ojca do nas. Czy prosimy, abyśmy głębią naszego
serca umieli odkryć, że w Eucharystii łaskawa i bezinteresowna wola Boga zbawienia
wszystkich ludzi staje się w tym świecie obecna, dotykalna i widzialna
(K. Rahner); czy
prosimy, aby Eucharystia była dla nas centrum całego naszego życia wewnętrznego,
szczytem naszej modlitwy, punktem w którym przecinać się będą wszystkie nasze ludzkie
zmagania, wysiłki i ofiary; czy modlimy się o wielką miłość do Eucharystii, która wyrazi się
w nieustannym pogłębianiu tej wielkiej tajemnicy wiary?

background image

2. Miejsce pojednania

W Eucharystię wchodzimy świadomi naszej wewnętrznej kruchości i grzeszności: naszego
skłócenia z Bogiem, ludźmi i samymi sobą. Na początku każdej Mszy św. uświadamiamy
więc sobie potrzebę pojednania. Wspólnie wyznajemy: Spowiadam się Bogu..., że bardzo
zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem
.

To wyznanie ma nam uświadomić głębię naszego zakorzenienia w złu. Grzech dosięga
wszystkich sfer naszej osobowości, wszystkich przejawów życia w nas: myślenia,
odczuwania, mowy i ludzkiego działania. Grzechem jest jednak nie tylko złe działanie, ale
także zaniedbanie dobrego działania. Złym drzewem jest nie tylko to, które wydaje złe
owoce, ale także i to, które nie wydaje żadnych owoców. Jezus każe takie drzewo wyciąć
i rzucić w ogień.

Kiedy jednak z naszymi grzechami złego działania i grzechami zaniedbania otwieramy się
na Boga, On jedna nas z Sobą. Nasza ludzka słabości i wypływająca z niej niewierność
wobec Jego miłości nie są przeszkodą dla miłości Boga, gdyż On zawsze kocha nas takimi,
jakimi jesteśmy w danym momencie. Wielką pokusą jest mniemanie, iż Bóg pokocha nas
dopiero wówczas, kiedy staniemy się takimi, jakimi sami chcielibyśmy siebie widzieć
według naszego idealnego (a tym samym złudnego) obrazu siebie lub też takimi, jakimi On
chciałby nas widzieć w swoim Boskim zamyśle.

Bóg w swej miłości do nas jest, jeśli wolno tak powiedzieć, wielkim realistą i liczy się nie
tylko z naszymi ograniczonymi możliwościami, ale także z naszym złym używaniem
wolności. Ta Boska bezwarunkowa miłość do człowieka–grzesznika ciągle zaprasza do
pojednania się z nią przez wyrzeczenie się grzechu.

W Eucharystii Bóg pomaga człowiekowi pojednać się z sobą przez to, iż okazuje mu swoją
nieskończoną bliskość, intymność. Eucharystia najpełniej i najgłębiej przekonuje człowieka,
iż nie powinien bać się Boga pomimo swoich grzechów. Bóg–Człowiek oddaje życie za
grzesznika, aby przekonać o bezsensie lęku człowieka przed Bogiem.

Eucharystia jest jednak nie tylko miejscem pojednania z Bogiem, ale także miejscem
pojednania z bliźnimi. Jezus mówi: Jeżeli przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam
wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem,
a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim! Potem przyjdź i dar swój ofiaruj
(Mt 5, 23–
24). Ofiary eucharystycznej nie może składać ktoś, kto ma coś przeciwko bratu, kto nie jest
pojednany z bliźnimi. Eucharystia wzywa nas do przebaczenia i uczy nas przebaczania.
Okazując nam swoje nieskończone miłosierdzie, Bóg wzywa nas poprzez Eucharystię,
abyśmy tym miłosierdziem podzielili się z tymi, którzy zawinili przeciwko nam, jak my
zawiniliśmy przeciwko Bogu.

Wzajemne przebaczanie stanowi nieodzowny warunek każdej prawdziwej ludzkiej miłości.
Dlaczego? Ponieważ każdy człowiek, najbardziej nawet kochany i z najlepszą dobrą wolą,
jest tylko człowiekiem, słabym i grzesznym. Jeżeli ludzie zafascynowani sobą, przyjaciele,

background image

narzeczeni, małżonkowie, rodzice i dzieci, nie widzą nawzajem swoich wad, braków
i słabości, to tylko dlatego, iż jasność widzenia przesłania im silne zaangażowanie (niekiedy
wprost zaślepienie) uczuciowe. Kiedy jednak wzajemne emocjonalne zafascynowanie nieco
wygasa, natychmiast dostrzegamy nasze wzajemne wady i rozpoczynamy nierzadko
wzajemne oskarżanie siebie: Dawniej, na początku byłeś(aś) inny(a). Nie była to jednak
inność bycia, ale jedynie inność widzenia.

Słabość i ludzka ułomność nie muszą zagrażać bynajmniej miłości i przyjaźni. Trzeba
jednak być świadomym słabości, najpierw własnej a później bliźniego. Jeżeli widzi się
szczerze i do końca swoje osobiste wady i ograniczenia, to wówczas nie będzie się oskarżać
bliźniego o błędy i słabości, którym samemu się podlega. Eucharystia, godzina prawdy o nas
samych i o Bogu jako miłości, może nas uczyć najpierw innego spojrzenia, spojrzenia
pełnego realizmu na nas samych i na naszych bliźnich. Pozwala nam wyleczyć się
z ludzkiego zaślepienia w patrzeniu na siebie i innych: zaślepienia wynikłego z zachłanności
emocjonalnej jak również zaślepienia wynikłego z nienawiści. Jak Bóg patrzy na nas
z realizmem i kocha nas takimi, jakimi nas widzi, tak samo i nas zaprasza, abyśmy kochali
siebie i bliźnich również takimi, jakimi wzajemnie siebie widzimy. Eucharystia uczy nas
miłości bezwarunkowej, miłości niezależnej od określonych zachowań i postaw.

Jest rzeczą bardzo bolesną, jeżeli wskutek jakiegoś zaślepienia, osoby, które pragną się
kochać, nie dostrzegają swoich osobistych ograniczeń, ale widzą dokładnie wady i słabości
drugiej strony. W takim zaślepieniu z pozycji własnej sprawiedliwości wzajemnie się
oskarżają i potępiają za te same błędy, które sami popełniają. Widzenie w prawdzie
własnych ludzkich słabości tworzy podstawę wzajemnego przebaczania sobie. Przebaczenie
musi być trwałą postawą osób pragnących się kochać autentyczną miłością:
współmałżonków, rodziców i dzieci, przyjaciół. Pragnąc się kochać winniśmy być gotowi
przebaczyć sobie wzajemnie, jak mówi Pan Jezus, siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze.
Tu nie może istnieć żadne ograniczenie.

Brak przebaczenia i wzajemne nieprzejednanie sprawiają, iż wszystkie wielkie i małe
nieporozumienia nakładają się na siebie i tworzą nieraz bardzo głęboką postawę urazowości.
Rośnie wówczas pomiędzy ludźmi jakby jakiś niewidzialny i nieprzenikniony mur. Dialog
sprowadza się wtedy do spraw niemal czysto formalnych. Przypadkowe dotknięcie
bolesnych a nie rozwiązywanych problemów staje się powodem kłótni, po których następują
nieraz długie ciche dni. Nieprzenikniony mur i wzajemne oddalanie się narastające nieraz
przez wiele lat, staje się nierzadko powodem nieporozumień i rozbicia małżeństwa, rodziny,
przyjaźni, wspólnoty — każdego trwałego związku międzyludzkiego.

Przebaczenie i pojednanie bywa nieraz bardzo trudne. Zdarzają się bowiem w naszym życiu
pewne słowa, czyny, gesty, które bardzo głęboko zapadają w serce i ranią jakby na trwałe.
I chociaż chciałoby się o nich zapomnieć i wyrzucić je z pamięci i serca, to jednak wydaje
się to być niemożliwe. Jak wybaczyć poniżanie i upokorzenia, jak wybaczyć stały egoizm,
życie w nałogach, nieodpowiedzialność współmałżonka(i), własnych rodziców, własnych
dzieci, przyjaciela, któremu się zaufało, itp.? Jak wybaczyć zdradę w przyjaźni, w miłości?

background image

Gdyby miłość międzyludzka opierała się na ludzkich tylko siłach, to rzeczywiście byłoby to
niemożliwe. Jeżeli jednak miłość małżeńska, przyjacielska, rodzicielska, synowska czerpie
ze swego ostatecznego źródła, jakim jest miłość samego Boga — z Eucharystii, to cud
przebaczenia nawet największych ran staje się możliwy. Zanurzenie się ludzkiego serca
poprzez Eucharystię w nieskończonej miłości Bożej czyni możliwym wzajemne
przebaczenie w każdej sytuacji. I chociaż dar przebaczenia nie przychodzi w jednym
momencie, ale jest pewnym procesem, drogą, pielgrzymką, to jednak jest to dar stały
i nieodwracalny.

Przebaczenie jest źródłem nieustannego odradzania się i wzrostu ludzkiej miłości
i przyjaźni. Przebaczenie bowiem daje ludziom wiarę we własne siły oraz dźwiga ich
z upadku i słabości. Eucharystia uczy nas wypowiadania w konkretnych słowach i gestach
wzajemnego przebaczania sobie. Wezwanie kapłana przed Komunią św.: Przekażcie sobie
znak pokoju
winno być miejscem obalania wszelkich niewidzialnych murów, które
powstawały w ciągu tygodnia pomiędzy narzeczonymi, małżonkami, rodzicami i dziećmi,
przyjaciółmi, członkami wspólnoty. Dlatego dobrą jest rzeczą, aby małżonkowie,
narzeczeni, dzieci i rodzice, osoby żyjące we wspólnocie, przyjaciele uczestniczyli,
przynajmniej od czasu do czasu — o ile to możliwe — w Eucharystii wspólnie.

Każdy akt przebaczenia, który wzajemnie sobie ofiarujemy sprawia, iż miłość nasza
rozkwita jakby na nowo. Przebaczenie pozwala bowiem nieustannie powracać do pierwszej
miłości i wierności. Miłość sprawdza się w wierności, a doskonali się w przebaczeniu (P.
van Breemen). Błędy i słabości, którymi ranimy się wbrew własnej dobrej woli, nie muszą
degradować naszej miłości, ale mogą stać się miejscem jej doskonalenia dzięki wzajemnemu
przebaczeniu.

XXII. ŻYWA EUCHARYSTIA

1. Wdzięczność

Eucharystia jest modlitwą wdzięczności. Poprzez nią chrześcijanin włącza się w wielkie
dziękczynienie zanoszone przez Jezusa Chrystusa Bogu Ojcu. Dziękujemy przede
wszystkim za odwieczną miłość Boga do człowieka, za dzieło stworzenia oraz za wszystko,
co Bóg zdziałał w całej historii zbawienia i w naszej osobistej historii. Dziękujemy także za
ofiarowaną nam obietnicę Jego obecności po wszystkie dni aż do skończenia świata.

Momentem szczególnego dziękczynienia w czasie Mszy św. jest prefacja. Kapłan wzywa
wiernych: Dzięki składajmy Panu, Bogu naszemu, a oni odpowiadają: Godne to
i sprawiedliwe
. Podejmując te słowa kapłan kontynuuje: Zaprawdę godne to i sprawiedliwe,
abyśmy dzięki Ci składali
. W tym pięknym dialogu kapłan i wierni zachęcają się wzajemnie
do wejścia w ducha modlitwy dziękczynnej.

background image

Uczestnicząc w Eucharystii chrześcijanin uczy się zatem postawy wdzięczności Bogu
i ludziom za wszystko, kim jest i co posiada. Być wdzięcznym znaczy nie przyjmować rzeczy
jako oczywistych, lecz podążać ich śladem aż do prapoczątku
, do Boga (P. van Breemen).

W Eucharystii uczymy się najpierw postawy wdzięczności wobec Boga. Przyjaźń i miłość
jest darem samego Boga, jest odblaskiem Jego nieskończonej miłości. Darem jest każda
miłość: narzeczeńska, małżeńska, rodzicielska, koleżeńska, przyjacielska, wspólnotowa.
Eucharystia uczy nas nie tylko wdzięczności wobec Boga, ale także wzajemnej
wdzięczności wobec siebie. Wspólne życie w małżeństwie, rodzinie, w przyjaźni, we
wspólnocie jest nieustannym obdarowywaniem siebie. Wszystko to, co czynimy dla siebie
nawzajem, jest wzajemnym darem.

Darem są wspólnie przeżyte chwile radości i szczęścia. Darem jest także trudzenie się dla
siebie wzajemnie. Darem są również wspólnie niesione krzyże. To właśnie one oczyszczają
naszą wzajemną miłość i nie pozwalają nam zamykać się w nas samych, ale uczą nas
postawy większego otwarcia się na ludzi i zaufania Bogu.

Wdzięczność wnosi ducha młodości i świeżości we wzajemne odnoszenie się ludzi do
siebie. Wdzięczność nie pozwala im nigdy zapomnieć, iż jesteśmy wzajemnym darem dla
siebie. Świadomość tego obdarowania pobudza do miłości. Im większa będzie świadomość
obdarowania i z nią związana potrzeba wdzięczności, tym większa będzie wzajemna miłość
i przyjaźń. I odwrotnie. Wzrastanie we wzajemnej miłości będzie prowadzić do coraz
obfitszego obdarowywania się i związanej z nim wdzięczności. Wdzięczność staje się
źródłem delikatności wobec siebie. Nawet długie lata przeżyte razem w rodzinie, we
wspólnocie, w miejscu pracy, nie powinny stępić tej delikatności i czułości.

Kto zagubił uczucie wdzięczności, ten pozbawia się doświadczenia głębszej rzeczywistości,
ten spłyca swoje życie. Taki człowiek ma mniej radości z rzeczy, zdarzeń i ludzi. W zasadzie
wdzięczność jest najbardziej realistyczną postawą życiową: pomaga ona pełniej
doświadczać życia i wzmacnia poczucie odpowiedzialności
(P. van Breemen).

2. Spełnianie pragnień

Eucharystia uobecnia godzinę Jezusa, czas, w którym oddaje się On wyłącznie do
dyspozycji Ojcu i spełnia Jego wolę: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!
Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie
(Łk 22, 42). Nieskończona miłość Syna
do Ojca wyraża się w szukaniu jedynie Jego woli.

W naszej wzajemnej miłości jesteśmy wezwani do takiej samej postawy względem siebie:
do oddania się sobie i szukania wypełniania swoich wzajemnych pragnień. Rezygnacja
z własnej woli i upodobań, by poddać je woli i upodobaniom kochanej osoby, wyraża
prawdziwą miłość i przyjaźń. Taka postawa staje się źródłem prawdziwej jedności
i harmonii nawet w najtrudniejszych momentach życia.

background image

Codzienność pokazuje jednak, że życie wspólnotowe, przyjacielskie, małżeńskie, rodzinne,
staje się nierzadko miejscem walki o realizowanie własnej woli. W tej walce, nie zawsze
świadomej, najczęściej wygrywa osoba bardziej odporna psychicznie, mniej wrażliwa lub po
prostu mniej zmęczona. Pójście za wolą i upodobaniami bliźniego niekiedy uważane jest
nawet za słabość i niewolnicze poddanie się drugiemu. Walka o spełnianie swojej woli
i wymuszanie uległości na bliźnim zawsze przeczy miłości, wyraża brak zaufania do niego
i niedocenianie jego oddania.

Chrystus mówiąc swojemu Ojcu: Nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie — wzywa nas
do wyrażania miłości i przyjaźni w zgodnym szukaniu spełniania wzajemnych pragnień
i życzeń.

Kiedy chcemy rozwijać naszą miłość ludzką, winniśmy wychowywać najpierw siebie
samych do rezygnowania z własnych ludzkich upodobań i potrzeb po to, by móc
wsłuchiwać się w upodobania i pragnienia kochanej osoby. Tylko w ten sposób możemy
zagwarantować trwałość i jedność miłości i przyjaźni.

Aby móc realizować swoje wzajemne potrzeby i życzenia, winniśmy uczyć się
wypowiadania ich przed sobą. Najpierw trzeba nam słuchać pragnień, życzeń, potrzeb
bliźnich. Miłość i przyjaźń wolne od lęku przed odrzuceniem, pozwalają nam wypowiedzieć
także nasze osobiste pragnienia, życzenia i upodobania. W prawdziwej miłości
międzyludzkiej panuje postawa partnerskiego słuchania siebie i partnerskiej uwagi
skierowanej na pragnienia, upodobania i życzenia drugiej osoby.

Niewolnicza uległość jednej ze stron płynąca ze słabości i lęku o siebie nie gwarantuje
trwałości przyjaźni czy miłości. W prawdziwej miłości nie ma lęku (por. 1 J 4, 18). Ludzka
przyjaźń i miłość nie może budować na niewolniczym podleganiu jednej osoby drugiej.
Prawdziwa miłość i przyjaźń doprowadza do partnerstwa i wzajemnej wolności wobec
siebie. Potrzeby, pragnienia, upodobania i wola obu stron winny być brane pod uwagę we
wszystkich wzajemnych relacjach. W prawdziwej miłości i przyjaźni uczucia obu stron mają
tę samą wartość. Obie strony mają prawa do tych samych odczuć, pragnień i życzeń. Można
wprawdzie zmuszać osobę, którą się kocha, do uległości, szczególnie wówczas kiedy jest
słabsza psychicznie, ale zawsze za cenę stopniowego rozpadania się istniejącej więzi
emocjonalnej.

Niechaj Eucharystia, w której Jezus spełnia wolę swojego Ojca, będzie dla nas pytaniem,
czy potrafimy rezygnować ze swojej woli, aby przyjąć wolę osoby kochanej? Czy potrafimy
być tolerancyjni uznając odmienność upodobań i pragnień kochanej osoby? Czy nie robimy
nacisków na drugiego, aby zrealizować najpierw naszą wolę?

Ponad dążeniem do spełniania swoich pragnień w ludzkiej miłości i przyjaźni winniśmy się
troszczyć o wspólne wypełnianie Bożych pragnień. Życie według woli Bożej winno być
najważniejszym celem każdej miłości i przyjaźni. Nie możemy budować szczęścia
w oparciu o nasze tylko ludzkie odczucia i pragnienia. Bóg daje nam innych, daje nam siebie
nawzajem, abyśmy wspólne dążyli do Niego. Bóg pragnie, abyśmy korzystali z pomocy

background image

innych w dążeniu do Niego, ale pragnie również, abyśmy sami byli także pomocą dla nich.
Otwierając się na otrzymywanie pomocy, winniśmy także udzielać pomocy tym, którzy jej
potrzebują.

Autentyczna miłość i przyjaźń między ludźmi nie sprzeciwia się Bogu. Jest nam ona dana
jako miejsce szukania Boga. Każda miłość i przyjaźń pochodzi od Boga i winna także
prowadzić do Niego. Jeżeli narzeczeni, małżonkowie, rodzice i dzieci, przyjaciele mogą
kochać się wzajemnie, to właśnie dlatego, iż tą zdolnością obdarzył ich sam Bóg.
Najgłębszym źródłem ludzkiej miłości jest zawsze stwórczy akt Boga, czyli zrodzenie
człowieka z miłości i powołanie go do życia w miłości. Realizując autentyczne pragnienia
miłości ludzkiej, człowiek wypełnia jednocześnie Bożą wolę.

Każda ludzka miłość i przyjaźń ma jednak bardzo określone granice. Nawet najgorętsza
ludzka miłość nie jest nigdy nieskończona. Zapewnienia o miłości i przyjaźni zmieniają się
nieraz bardzo szybko na skutek zmiany uczuć i nastrojów. Słabość i podatność na zranienia
sprawiają, że uczucia miłości i przyjaźni okazują się bardzo zmienne i niestałe. Nierzadko
po pierwszym okresie fascynacji emocjonalnej przyjaźnią i miłością młodzi doświadczają
rozczarowania sobą, ponieważ odkrywają granice wzajemnego oddania, ofiarności.
Przeżywają wówczas nierzadko także poczucie bezsilności i bezradności.

Rozczarowanie miłością i przyjaźnią choć jest doświadczeniem bolesnym, to jednak posiada
tę pozytywną stronę, iż naprowadza na głębszy wymiar miłości, na miłość samego Boga.
Uświadomienie sobie ograniczeń w miłości człowieka do człowieka jest zaproszeniem Boga
do szukania absolutnej miłości, która jako jedyna może wypełnić niepokój ludzkich serc,
które jeszcze nie spoczęły w Bogu. Pragnąc nieskończonej miłości, pragniemy samego
Boga. On sam w ten sposób ukształtował nasze serce.

3. Miłość ukrzyżowana i zwycięska

Młodzi ludzie dążący konsekwentnie do prawdziwej miłości i przyjaźni bardzo szybko
przekonują się, iż domagają się one od człowieka gotowości podejmowania cierpienia
i krzyża. Miłość i przyjaźń domagają się wzajemnego noszenia swoich ciężarów. Samo
życie szybko rozwiewa mit o miłości i przyjaźni jako drogi usłanej różami. Jeżeli brakuje
w życiu narzeczeńskim, małżeńskim, rodzinnym, wspólnotowym, przyjacielskim gotowości
cierpienia jedno dla drugiego i wzajemnego noszenia swoich krzyży, wówczas panoszy się
egoizm. Może on objawiać się w różny sposób: np. w wykorzystywaniu bliźniego dla
łatwiejszego i bardziej wygodnego życia czy też we wzajemnym przerzucaniu na siebie
ciężarów życia wspólnego. Taka postawa staje się źródłem nieustannych konfliktów, coraz
większej izolacji emocjonalnej, cierpienia, a nawet stopniowego rozkładania się istniejącej
więzi. Jeżeli osoby pragnące żyć w miłości i przyjaźni nie chcą wzajemnie dla siebie
cierpieć w sposób dobrowolny ze względu na istniejącą miłość i przyjaźń, cierpią wówczas
z przymusu, cierpią dotkliwiej i głębiej. Takie cierpienie jest jednak tym trudniejsze, że jest
wymuszane przez rozliczne sytuacje życiowe. Powracanie do pierwszej miłości i wierności
oznacza powrót do wzajemnego podejmowania cierpienia i krzyża.

background image

I chociaż życie narzeczeńskie, małżeńskie, rodzinne, wspólnotowe, przyjacielskie niesie ze
sobą wiele radości i szczęścia, jest ono zawsze okupione wysoką ceną — własnym życiem.
Jak ziarno pszeniczne umierając kiełkuje i wydaje owoc, tak samo ludzie obumierając dla
siebie, wzrastają we wzajemnej miłości (por. J 12, 24). Każdy rodzaj miłości wymaga
nieustannego umierania sobie, na wzór Chrystusa umierającego za nas wszystkich: Po tym
poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci
(1 J 3, 16).

Rezygnacja z własnej woli i upodobań na rzecz pragnień i upodobań bliźniego, przebaczenie
raniących słów, akceptacja negatywnych postaw, wzajemna tolerancja dla swoich słabości
i granic ludzkich, które czynią życie trudnym — wszystko to jest oddawaniem swego życia,
umieraniem dla drugiego.

Eucharystia ukazuje nam bardzo ścisły związek miłości z cierpieniem i krzyżem. Uobecnia
ona bowiem mękę i śmierć Syna Bożego — najwyższy znak miłości Boga do człowieka.
Jezus zdecydowanie odrzuca pokusę uniknięcia krzyża tylko dlatego, że krzyż wyraża Jego
miłość. Kiedy Piotr będzie usiłował odwrócić uwagę Jezusa od cierpienia, Chrystus nazwie
go po prostu szatanem (por. Mt 16, 23). Tylko bowiem szatan może kusić człowieka do
szukania miłości bez krzyża. Miłość zawsze wiąże się z cierpieniem i krzyżem, ponieważ
domaga się od człowieka przekraczania granic wyznaczonych przez ludzkie zranienie,
słabość, odczucie bezsilności i bezradności. Żywe uczestnictwo w Eucharystii winno
z jednej strony być dla nas nieustannym przypomnieniem tej prawdy, że miłość wymaga
cierpienia i krzyża, z drugiej zaś winno dawać siłę i odwagę do podejmowania go w życiu
codziennym.

Eucharystia jest jednak uobecnieniem nie tylko samego krzyża i cierpienia Jezusa, ale także
Jego Zmartwychwstania. Miłość Chrystusa w Eucharystii jest więc nie tylko miłością
ukrzyżowaną, ale także miłością zmartwychwstałą — zwycięską, pokonującą wszelkie
ludzkie zło: grzech, cierpienie i śmierć.

Uczestnicząc w Eucharystii jesteśmy wzywani i jednocześnie uzdalniani do życia zwycięską
miłością. Jeżeli miłość wielu par narzeczeńskich, małżeńskich, wielu rodzin, wspólnot
i przyjaźni jest taka słaba, niezwycięska, pokonana przez zło, to czyż nie dlatego, że nie
czerpie mocy ze swojego źródła — z Eucharystii? Pogłębiając nieustannie uczestnictwo
w Eucharystii: we Mszy św., w Komunii św., w adoracji Najświętszego Sakramentu,
winniśmy odnawiać w sobie źródło zwycięskiej miłości, która pozwala pokonywać każde
zło zagrażające miłości i przyjaźni. Cierpienie, umieranie i krzyż nie są wówczas
naznaczone tragizmem i rozpaczą, opromienia je bowiem miłość zwycięska. To właśnie ona
sprawia, że jesteśmy zdolni cierpieć jedni dla drugich, wzajemnie nosić swoje krzyże. Nasze
uczestnictwo w Eucharystii nie może być wyizolowane z naszego codziennego życia. Winno
służyć naszej codzienności, szczególnie zaś winno pogłębiać nasze współżycie z bliźnimi.
Wpływ Eucharystii na naszą codzienną miłość bliźniego sprawia, iż całe nasze życie staje
się żywą Eucharystią.

background image

Jeżeli w miłości i przyjaźni słabnie zwycięska miłość, wówczas zło bierze górę. Pragnąc
kochać się wzajemnie winniśmy być świadomi tkwiących w nas zagrożeń: odruchów
niechęci, egoizmu, zmysłowości, pychy itp. Stąd też potrzebujemy szczerego dialogu,
w którym będziemy wypowiadać wzajemnie przed sobą swoje odczucia i wspólnie
odkrywać źródła nieporozumień i konfliktów. A ponieważ jesteśmy skłonni koncentrować
się tylko na słabych stronach naszego życia, będzie rzeczą bardzo pożyteczną, jeżeli we
wzajemnym dialogu będziemy rozpoczynać od wydobywania naszych pozytywnych cech.

Najszczersze jednak rozmowy narzeczonych, małżonków, rodziców i dzieci, członków
wspólnoty, przyjaciół nie przyniosą pożądanych rezultatów, jeżeli nie będą poprzedzone
uważnym wejściem w siebie, wnikliwą analizą własnego sposobu reagowania, myślenia
i działania. Ogromną pomocą w poznawaniu siebie mógłby stać się codzienny osobisty
rachunek sumienia, który rozpoczynałby się jednak nie od liczenia własnych grzechów, ale
od dziękczynienia za wszystkie dobrodziejstwa otrzymane od Boga w życiu. Dopiero na tle
otrzymanych darów możemy prawdziwie ocenić popełnione grzechy, które zawsze
ujawniają braki pełnej miłości i wierności wobec Boga i ludzi. Tak więc dialog poprzedzony
osobistą rozmową z Bogiem może stać się miejscem wspólnego przezwyciężania zagrożeń
dla naszej miłości i przyjaźni.

4. Dawanie świadectwa

Eucharystia ma także wymiar apostolski i misyjny. Chrześcijanie, którzy w niej uczestniczą,
otrzymują dary nie tylko dla osobistego pożytku, ale także dla dobra ludzi, z którymi żyją na
co dzień. Słowa kończące Mszę św.: Idźcie w pokoju Chrystusa są rozesłaniem wiernych,
aby dawali świadectwo Jezusowi całym swoim życiem. Winny być one pomostem pomiędzy
Eucharystią a życiem codziennym, w którym chrześcijanie przekazują innym tę
Rzeczywistość, której stali się uczestnikami. Najbardziej nawet osobiste i prywatne sprawy
chrześcijanina stają się miejscem dawania świadectwa i nie mogą być oddzielane od
Eucharystii, która uświęca życie człowieka we wszystkich jego wymiarach. Gdyby
chrześcijanin nie otwierał się na innych w dawaniu świadectwa Jezusowi swoim życiem,
wówczas jego uczestnictwo w Eucharystii byłoby tylko pewną formalnością.

Apostolski wymiar każdej miłości i przyjaźni przejawia się najpierw w fakcie, iż każda
miłość i przyjaźń otwiera się na innych. Miłość i przyjaźń pragną dzielić się z innymi, nie są
nigdy zamknięte na innych.

Często podkreśla się i słusznie docenia apostolski charakter powołania kapłańskiego czy
zakonnego, ale jednocześnie zaniedbuje się może nieco odkrywanie misyjnego
i apostolskiego charakteru każdego małżeństwa i rodziny.

Miłość musi się dzielić i rozszerzać. Miłość współmałżonków nie zamyka ich i nie
ogranicza do nich, ale wręcz odwrotnie — otwiera ich. Taka jest natura miłości. Mąż może
kochać innych nie pomimo tego, że ma żonę i dzieci, ale właśnie dlatego, iż ma kochającą
żonę i dzieci. Podobnie i żona. Małżonkowie kochając się wzajemnie uzdalniają siebie

background image

i swoje dzieci do prawdziwej miłości każdego człowieka. Jeżeli nawet w pierwszych latach
pożycia małżonkowie są bardziej zajęci własnym domem i dziećmi, to jednak w miarę
rozwijania się ich wzajemnej miłości i dorastania dzieci, spontanicznie otwierają się na
bliźnich wychodząc ku nim razem ze swoimi dziećmi, podobnie jak Chrystus otwiera się
i wychodzi do każdego człowieka.

Swoją wzajemną miłością rodzice uczą swoje dzieci nie tylko ludzkiej miłości, ale także
miłości i zaufania do Boga. Miłość rodzicielska jest fundamentem prawdziwej miłości Boga.
Człowiek, który nie doświadczyłby w swoim życiu miłości ludzkiej, nie będzie w stanie
pojąć miłości Boga i uwierzyć w nią. Sam Bóg objawiając miłość człowiekowi, miłość która
jest przecież całkowicie inna od miłości ludzkiej, odwołuje się właśnie do miłości
rodzicielskiej. Sam Bóg każe nazywać siebie Ojcem i Matką (por. Oz 11, 1–4).

Opierając się na miłości matki i ojca, dzieci będą zdolne uwierzyć, że Bóg je kocha
naprawdę; będą mogły także kształtować w sobie prawdziwe pojęcie o Bogu, który jest
Miłością. Miłość rodziców staje się obrazem miłości Boga. Jest to odpowiedzialna i ważna
misja rodziców wobec swoich dzieci. Wypełnienie tej misji będzie możliwe tylko wówczas,
kiedy małżonkowie będą wspólnie czerpać z miłości samego Boga, która uobecnia się
nieustannie w Eucharystii. Człowiek bowiem sam z siebie nie jest zdolny do miłości, może
jedynie dzielić się z innymi tą miłością, którą uprzednio przyjmie.

XXIII. EUCHARYSTIA ŹRÓDŁEM SIŁY I RADOŚCI

1. Chleb grzeszników

Eucharystia jest ucztą ofiarną — uobecnieniem Ostatniej Wieczerzy Jezusa ze swoimi
uczniami. Jezus daje w tej uczcie swoje Ciało i swoją Krew na pokarm: Bierzcie i jedzcie, to
jest Ciało moje za was wydane; Bierzcie i pijcie, to jest Krew moja za was przelana
. Jezus
zaprasza nas w ten sposób do wejścia w niezwykłą bliskość, intymność z Nim. Spożywanie
Ciała i Krwi Jezusa we Mszy św. nazywamy przyjmowaniem Komunii. Komunia św. jest
znakiem wielkiej zażyłości człowieka z Bogiem, znakiem jedności. Bóg–Człowiek
w Komunii oddaje siebie do całkowitej dyspozycji człowieka. Jezus nie może już więcej dać
człowiekowi. Człowiek nie może aż tak zbliżyć się do drugiego człowieka, jak zbliża się do
nas Bóg–Człowiek poprzez Komunię.

I choć jesteśmy ludźmi słabymi, zranionymi przez grzech, choć dajemy się nieraz powalić
przez nasze namiętności, chociaż nie umiemy kochać miłością ofiarną i czystą, to jednak
jesteśmy zaproszeni do przyjmowania Komunii św. Jeden z hymnów kościelnych nazywa
wprawdzie Komunię Chlebem aniołów, jednak nie jest to pokarm dla aniołów, lecz dla nas
ludzi grzesznych i słabych. Komunia jest Chlebem grzeszników. Komunia, Chleb
grzeszników
daje nam moc do dźwigania się z naszej słabości i niemocy, do wychodzenia

background image

z ciasnego kręgu ludzkich potrzeb i pragnień, aby na wzór Chrystusa dającego się na
pokarm, dawać się innym w ofiarnej miłości.

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać
sprawiedliwych, ale grzeszników
(Mk 2, 17). Lekarstwem Jezusa–Lekarza jest właśnie Jego
Ciało i Jego Krew. One są naszą mocą i siłą, które mogą leczyć wszystkie nasze rany,
szczególnie zaś zranienia brakiem miłości. Ta właśnie niezwykła bliskość, intymność Boga
z człowiekiem w Komunii leczy nasze serca zranione w miłości. Komunia może być
lekarstwem na nasze poranienia.

I chociaż wiemy dobrze, że nie jesteśmy godni przyjmować Komunii, to jednak
przystępujemy do Niej z odwagą pełną wiary i przyjmujemy Ją jako niczym niezasłużony
Dar. Ona uświadamia nam, że jesteśmy ubogimi Pana, którzy wszystko otrzymują z Jego
rąk. Jeżeli przyjmujemy Eucharystię z całym zaangażowaniem wewnętrznym i miłością,
wówczas napełnia nas Ona niewiarygodną siłą i odwagą do stawiania czoła wszelkiemu złu,
które napotykamy w naszym życiu, szczególnie zaś nienawiści. Jak źródłem szczęścia jest
miłość, tak źródłem nieszczęścia jest lęk i nienawiść. Eucharystia jest źródłem miłości
i lekarstwem na główne choroby ludzkiego serca: na lęk i nienawiść.

Św. Cyryl Jerozolimski tak pisał o Eucharystii: Skoro tedy Chrystus sam powiedział
o chlebie: To jest Ciało moje, któż odważy się teraz powątpiewać. I skoro On sam zapewnił
i rzekł: To jest Krew moja, któż będzie wątpił, mówiąc, że to nie jest Krew Jego. Dlatego
z najgłębszym przekonaniem przyjmujemy te dary jako Ciało i Krew Chrystusa, bo pod
postacią chleba dają ci Ciało a pod postacią wina dają ci Krew. I gdy przyjmujesz Ciało
i Krew Chrystusa, stajesz się jednego Ciała i jednej Krwi z Nim
.

Dziękujmy Bogu za pokarm Ciała i Krwi Jezusa, za to, że mamy do Niego taki prosty
dostęp. Dziękujmy Mu, że w Eucharystii stał się tak bliski, że możemy na Niego patrzeć,
dotykać Go, a nawet spożywać. Prośmy o głęboką świadomość, że Eucharystia jest nam
dana jako niczym niezasłużony Dar, który winniśmy przyjmować w duchu wdzięczności.
Prośmy także o głęboką wiarę, że Ciało Chrystusa może być dla nas lekarstwem na
wszystkie nasze słabości i zranienia życiowe, szczególnie zaś na nasze zranienia w miłości.

2. Źródło radości

Chrystus mój jest, bo Go pożywam, bo we mnie jest. O, jaka to mi pociecha, mnie słabemu
jak trzcina! Jaka pociecha mnie grzesznemu, gdy tak czystego Ciała pożywam! Jakie wesele
mnie smutnemu, gdy Pana chwały mam z sobą!
(P. Skarga).

Eucharystia — modlitwa dziękczynienia — może wypływać tylko z doświadczenia radości
i przyjemności życia. Dziękujemy z serca tylko wówczas, kiedy cieszymy się życiem, kiedy
naprawdę chce nam się żyć. Eucharystia zapraszając nas do dziękczynienia wzywa nas także
do odkrycia najgłębszej radości i przyjemności życia. Życie jest darem Boga i poprzez nasze
życie sam Bóg dzieli się radością i przyjemnością życia z człowiekiem.

background image

Gorzkie stwierdzenie, które narzuca się nam w chwilach głębokiego rozczarowania życiem:
ja się na świat nie prosiłem, jest zgodne z prawdą, gdyż nikt z nas nie prosił sam o własne
życie. W stwierdzeniu tym nie ma jednak radości z życia i właśnie dlatego brzmi ono tak
bardzo boleśnie i smutno.

Jedną z głównych chorób współczesnego człowieka jest depresja i smutek. Są one wyrazem
niechęci do życia, są pewnym dążeniem do przekreślenia i unicestwienia własnego życia.
Kiedy nie doświadcza się radości i najgłębszej przyjemności z życia, nie przedstawia ono
większej wartości. Nie przeżywa się go wówczas jako dar człowieka i Boga, ale jako
przedmiot, z którym nie wiadomo, co zrobić.

Nasze życie bywa smutne, nieprzyjemne, pełne depresji, zniechęcenia, najpierw dlatego, iż
nie umiemy pracować i trudzić się dla niego. Ponieważ nie byliśmy dostatecznie kochani
przez ludzi, nie umiemy pracować, aby móc pokochać nasze życie. Aroganckie,
nieprzyjemne zachowanie się nie tylko młodych, ale i starszych osób, jest najczęściej próbą
zwrócenia na siebie uwagi, jest desperacką prośbą o miłość. Ale mało można spotkać ludzi,
którzy potrafiliby odczytać właściwie to nieporadne wołanie o miłość. Ponieważ czujemy
się niekochani i nie kochamy siebie, w naszym smutku i zagubieniu próbujemy się jakoś
pocieszyć. Zamiast szukać prawdziwej radości życia sięgamy po jego tanie substytuty.

Konsumpcyjny styl życia, jaki wytworzył się w naszym stuleciu, jest owocem pustki
egzystencjalnej
(V. E. Frankl) i smutku człowieka współczesnego. Jawi się jako pewna
forma ucieczki od prawdziwego, pełnego życia duchowego i emocjonalnego w życie
ograniczone do bardzo zewnętrznych doznań zmysłowych. Próbujemy zabić w nas
wewnętrzny smutek i pogardę dla życia silnymi zewnętrznymi doznaniami. Przemoc,
narkotyki, alkohol, nadużycia seksualne, pełne brutalności programy audiowizualne —
wszystko to służy dziś człowiekowi jako środki na ukojenie smutku i nudy życia.
Doświadczenie pokazuje nam jednak, iż lekarstwa te, po które sięgamy odruchowo, nie
tylko nie budzą radości, ale wręcz przeciwnie, pozostawiają nas głębiej rozbitymi,
zawiedzionymi, bardziej smutnymi.

Bóg stworzył człowieka bez człowieka (św. Augustyn), ale nie może dać mu radości z życia
bez jego zaangażowania i pracy. Radość i najgłębsza przyjemność życia jest darem Boga
i jednocześnie owocem pracy i trudu człowieka. Dary Boże — źródło radości życia —
człowiek przyjmuje w pocie czoła.

Nie umiejąc a często także nie chcąc trudzić się dla naszego życia, szukamy nieraz winnych
naszego smutku i depresji. W ten sposób podtrzymujemy i rozwijamy istniejące już urazy.
Rozrastają się one wówczas w nas i czynią nas bardziej nieszczęśliwymi i smutnymi.
Nierzadko także do swoich stanów dorabiamy swoistą ideologię: takie jest po prostu życie
i nic się na to nie poradzi
. Dziś wielu ludzi uważa egzystencjalny pesymizm w połączeniu
z konsumpcyjnym stylem życia za przejaw mądrości i braku złudzeń. Bardzo wielu, zbyt
wielu twórców współczesnej kultury pokazuje przede wszystkim ciemne strony naszego
życia. To prawda, iż odzwierciedlają one część naszej rzeczywistości, ale też prawdą jest, że
nie wyczerpują jej całkowicie. Także wówczas, kiedy czujemy się zagubieni, poranieni,

background image

smutni, zniechęceni do życia nosimy w sobie wielkie i piękne pragnienia. Marzenia
o ludzkiej miłości, o służbie bliźniemu, o twórczej pracy, marzenia o głębokim życiu
duchowym, o wielkiej przyjaźni z Bogiem — wszystkie one są w każdym z nas, nawet jeżeli
nie doświadczamy ich jeszcze zbyt wyraźnie i mocno na co dzień. Pragnienia te czekają
wciąż na swoje spełnienie. Kiedy odkryjemy nasze głębokie pragnienia, odkryjemy smak
życia, odkryjemy radość z życia, odkryjemy sens trudu i pracy dla naszego życia.

Uczestnictwo w Eucharystii stawia nam pytanie, czy odkryliśmy już prawdziwą radość
i najgłębszą przyjemność życia? Czy pojęcie życie kojarzy nam się najpierw z udręką,
umęczeniem, czy też raczej z doświadczeniem sensu, ładu, pogody ducha? Czy gdy budzimy
się rano ze snu ogarnia nas najpierw znużenie, zniechęcenie, ospałość, czy też przeciwnie,
odczuwamy chęć wejścia w codzienność życia, niezależnie od jego ciężarów i trudów?
Eucharystia stawia nam także pytanie, czy podjęliśmy już trud i pracę dla naszego życia?

Eucharystia staje się źródłem radości z życia dzięki temu, że odkrywamy ją jako źródło
miłości. Miłość rodzi radość, tak jak nienawiść rodzi smutek. To nienawiść odbiera nam
szczęście
(II Modlitwa Eucharystyczna dla dzieci). Eucharystia pozwala nam zdemaskować
podwójną nienawiść: do swojego życia i do bliźnich. Nienawiść występuje bowiem zawsze
w formie wiązanej, ponieważ każdy z nas ma tylko jedno serce. Tym samym sercem kocha
siebie i bliźnich, ale również tym samym sercem nienawidzi siebie i bliźnich. Nienawiść do
własnego życia ukrywa się często za niechęcią i ciągłym niezadowoleniem z innych, zaś
niezgoda na siebie i swoje życie bywa ukrytą formą nienawiści do bliźnich. Karmię was
tym, czym sam żyję
— mówi św. Augustyn. Jeżeli żyjemy nienawiścią do siebie , karmimy
tym samym naszych bliźnich, także wówczas, kiedy chcemy ich bardzo kochać.

Eucharystia najpełniej objawia nam bezsens nienawiści, która niszczy życie. Jezus umiera na
krzyżu z powodu nienawiści, naszej nienawiści do siebie samych i do bliźnich. Nasza
nienawiść uderzyła najpierw w Jezusa, zanim uderzyła w nas samych i bliźnich.

Jezus biorąc jednak naszą nienawiść na siebie pokonał ją raz na zawsze. Jezus ukrzyżowany
nienawiścią ludzką, zmartwychwstał. Nasze uczestnictwo w Eucharystii jest więc wyrazem
przyjęcia śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, jako znaku najwyższej miłości
Boga do nas. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego
Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu
(1 J 4, 9). Miłość Boga jest
źródłem życia. Eucharystia jest więc dla nas wielką obietnicą, że również my w Chrystusie i
z Chrystusem możemy przezwyciężyć naszą niechęć czy nawet pewną formę nienawiści do
naszego życia, jak Chrystus pokonał całą nienawiść ludzkości, a w niej nienawiść każdego
człowieka. Przezwyciężając naszą nienawiść odkryjemy niemal automatycznie miłość Boga
i ludzi. Najpierw odkryjemy miłość Boga. To ona da nam moc i siłę do przezwyciężenia
wszelkich zranień w ludzkiej miłości. Miłość Boga pozwoli nam odkryć, że nasze zranienia
w miłości nie muszą nas niszczyć, ale mogą stać się szczególnym miejscem otwarcia na
miłość.

Nasze zranienia mogą również stać się miejscem naszej szczególnej wrażliwości na
drugiego człowieka. Doświadczywszy bolesnych zranień potrafimy lepiej i głębiej

background image

zrozumieć ludzi zranionych, których Bóg stawia na naszej drodze. Dzięki Eucharystii
możemy odnaleźć tę wrażliwość serca, która każe nam nie tylko szukać miłości ludzkiej, ale
także dawać ją innym. Dając zaś będziemy otrzymywać. Odkryjemy w ten sposób nie tylko
nieskończoną wielkość miłości Boga, ale także szlachetność i hojność ludzkiego serca:
naszego własnego serca i serca naszych bliźnich.

Eucharystia będzie wówczas dla nas zaproszeniem, abyśmy przyjmując od Boga radość
i przyjemność życia płynącą z Jego nieskończonej miłości, dzielili się nią z bliźnimi.
Owocem Eucharystii będzie nasza większa wrażliwość na ludzi smutnych, zamkniętych
w sobie, na ludzi, którzy nie kochają swojego życia, ponieważ nikt ich nie pokochał. Nasza
uboga ludzka miłość będzie naprowadzać ich na nieskończoną miłość Boga. To dzięki niej
będą odzyskiwać radość i chęć do życia.

3. Przygotowanie do Eucharystii

Radość w przeżywaniu Eucharystii wyraża radość z życia. Radość ta rodzi się także
z żywego uczestnictwa i zaangażowania w obrzędach Najświętszej Ofiary. Znużenie
obrzędami Mszy św. płynie najczęściej z naszego biernego uczestnictwa w nich.
Przychodzimy nieraz na Mszę św. wyłącznie z obowiązku. Nasze uczestnictwo ogranicza się
wówczas do biernego śledzenia czynności kapłana i sprowadza się niekiedy do udziału
w teatrze jednego aktora. Z takiego uczestnictwa nie zrodzi się radość. Znużenie i rutyna
sprawowaniem czy też uczestnictwem w Eucharystii jest znakiem naszego znudzenia
życiem, znakiem banalnego i powierzchownego przeżywania go. Trzeba nam z jednej strony
pracować i trudzić się dla odkrycia wartości, sensu i radości naszego życia, z drugiej zaś
strony ożywiać nasze uczestnictwo w Eucharystii.

Samo sprawowanie Eucharystii w swej zewnętrznej formie winno bowiem podkreślać
radość. Nasze Msze św. bywają smutne, jak smutne bywa nasze życie. Jakżeż nieraz mało
jest w naszym sprawowaniu Eucharystii charakteru uroczystego święta, podniosłej radości.
Eucharystia winna być miejscem, w którym chrześcijanie dzielą się nawzajem przeżywaną
radością i najgłębszą przyjemnością życia. Smutki, zniechęcenia pojedynczych uczestników
spotkania eucharystycznego winny być przezwyciężone i pokonane przez Wspólnotę
Kościoła świętującą zwycięstwo Chrystusa Zmartwychwstałego nad nienawiścią i śmiercią.
Eucharystia sprawowana w dzień Zmartwychwstania Pańskiego winna być przeżywana jako
święto zwycięstwa.

Abyśmy mogli doświadczać radości w Eucharystii, nasze uczestnictwo w niej winno być
przygotowane, przede wszystkim przez atmosferę skupienia i wyciszenia wewnętrznego.
Takie przygotowanie wymaga jednak naszej uwagi, naszego czasu, naszego serca.

Szczególnym znakiem naszego przygotowania się do Eucharystii może być zebranie,
ogarnięcie myślą tego wszystkiego, co chcielibyśmy ofiarować w Eucharystii Bogu Ojcu
przez Chrystusa. Ogarnąć całe nasze życie sercem, by móc je powierzyć, złożyć na patenie.
Najpierw ogarnąć nasze słabości, ułomności i grzechy, zwłaszcza te, które wprost

background image

wymierzone są przeciwko miłości Boga, bliźnich i siebie samego. W Eucharystii ofiarujemy
je Jezusowi, by On mógł nas uzdrowić, aby mógł nas umocnić do dalszej walki ze złem,
zwłaszcza z wszelkimi przejawami nienawiści do siebie i innych.

Przed Eucharystią winniśmy także ogarnąć pamięcią i sercem wszystkie nasze dobre czyny,
wszystkie zwycięstwa (także te najdrobniejsze) nad naszą ludzką ułomnością. Zwłaszcza
zwycięstwa w miłości: pokonywanie najmniejszych naszych odruchów niechęci,
nieżyczliwości, egoizmu, zmysłowości. Każde pokonanie naszej słabości jest dla nas wielką
obietnicą Boga, iż możemy zwyciężać zło, że jesteśmy zdolni do miłości. Ofiarujemy
Jezusowi nasze zwycięstwa, aby je przyjął i pomnożył w nas pragnienie wzrastania
w miłości.

Na Eucharystię przynosimy także to wszystko, czego doświadczyliśmy jako
bezinteresownego daru w miłości Boga i ludzi: nieustannie odnawiające się w nas
pragnienie przyjmowania i dawania miłości, wszystkie znaki i dowody ludzkiej życzliwości
i miłosierdzia Bożego. Te wielkie i wyjątkowe, ale także te małe i drobne. Wszystko to, co
było dla nas źródłem radości z życia. Ofiarujmy to wszystko Bogu, jako wyraz naszego
hołdu i oddania.

W sposób szczególny jesteśmy zaproszeni, aby w Eucharystii oddać Jezusowi nasze
cierpienia, bóle i cały mozół życia. To wszystko, co sprawia, że nasze życie bywa nie tylko
trudne, ale i bolesne. Jeżeli nasze cierpienie, trudy, mają nam pomagać we wzroście
w miłości, musimy je nieustannie oddawać Jezusowi w Eucharystii. Cierpienie ludzkie bez
Jezusa, bez Jego krzyża i Zmartwychwstania jest tylko przekleństwem. W samym cierpieniu
nie ma zbawienia. Tylko cierpienie znoszone z Jezusem ukrzyżowanym
i Zmartwychwstałym może stać się dla nas zbawcze.

Ofiarując Bogu Ojcu przez Chrystusa zarówno nasze zwycięstwa jak i upadki, nasze krzyże
i radości oddajemy Bogu chwałę. W ten sposób dzięki Eucharystii przemienia się całe nasze
życie, stajemy się coraz bardziej podobni do samego Jezusa. Dzięki Eucharystii nasze życie
staje się żywą Eucharystią.

XXIV. CIEMNA NOC MISTYKÓW I JEZUSA UKRZYŻOWANEGO

Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?
Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,
wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju. (...)
Ja zaś jestem robak, a nie człowiek,
pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu.
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,

background image

rozwierają wargi, potrząsają głową:
Zaufał Panu, niechże go wyzwoli,
niechże go wyrwie, jeśli go miłuje.
Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona;
Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki.
Tobie mnie poruczono przed urodzeniem,
Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki,
Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko,
a nie ma wspomożyciela.
Otacza mnie mnóstwo cielców,
osaczają mnie byki Baszanu.
Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze,
jak lew drapieżny i ryczący.
Rozlany jestem jak woda
i rozłączają się wszystkie moje kości;
jak wosk się staje moje serce,
we wnętrzu moim topnieje.
Moje gardło suche jak skorupa,
język mój przywiera do podniebienia,
kładziesz mnie w prochu śmierci.
Bo sfora psów mnie opada,
osacza mnie zgraja złoczyńców.
Przebodli ręce i nogi moje,
policzyć mogę wszystkie moje kości.
A oni się wpatrują, sycą mym widokiem;
moje szaty dzielą między siebie
i los rzucają o moją suknię.
Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka;
Pomocy moja, spiesz mi na ratunek!
Ocal od miecza moje życie,
z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro,
wybaw mnie od lwiej paszczęki
i od rogów bawolich — wysłuchaj mnie!
(Ps 22, 1–3; 7–22).

1. Świadectwa mistyków

Ponieważ męka i śmierć Jezusa jest dziełem samego Boga, jest także tajemnicą. Nasze
rozmyślanie o męce nigdy nie mogą przeniknąć do końca tej tajemnicy. Możemy tylko
uchwycić, a może raczej przeczuć pewne jej aspekty. W rozmyślaniach o męce Syna Bożego
winniśmy zawsze pamiętać, że końcem jej jest Zmartwychwstanie. Istnieje ścisły związek
między męką i Zmartwychwstaniem.

I choć winniśmy dostrzegać całą okropność męki Jezusa w jej historycznym wymiarze, to
jednak jej wymiar fizyczny nie jest jedyny i najważniejszy. W rozważaniach o męce

background image

i śmierci Jezusa trzeba nam nieustannie pamiętać, że cierpień doznaje Wcielony Syn Boży.
Doświadczenie ludzkiego cierpienia nie daje nam pełnej możliwości wniknięcia w cierpienie
Syna Bożego. Nasze wniknięcie w mękę i śmierć Jezusa będzie zawsze tylko
fragmentaryczne, częściowe. Istotę męki Jezusa stanowią przede wszystkim jakieś
tajemnice, mistyczne cierpienie duszy, tajemnicze opuszczenie przez Ojca.

Kardynał C. M. Martini mówi, że w cierpieniach Jezusa dotykamy ciemnej nocy mistycznego
smutku wewnętrznego, który przeżywało wielu mistyków i świętych. Oddani Bogu całym
swoim życiem, oddani pełnym sercem Jego woli, cierpieli nieraz długie udręki ducha, czując
się przez Niego zupełnie opuszczeni. Kto przeżywa w swoim wnętrzu takie właśnie
najboleśniejsze, oczyszczające, straszliwe doświadczenie mówi, że nie istnieje na świecie
cierpienie, które można by z nim porównać. Jest to cierpienie, które uderza w to, co jest
najdroższe dla człowieka oddanego Bogu. Powierzając się Jemu z całą miłością i oddaniem,
składając w Nim całą swoją nadzieję, doświadcza jednocześnie bolesnych chwil całkowitego
opuszczenia, osamotnienia i oschłości
.

Próbując zrozumieć tę ciemną noc mistyków, możemy lepiej wczuć się w doświadczenie
Jezusa na krzyżu, który modli się do swojego Ojca: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie
opuścił?

Jeden z mistyków Wschodu, Izaak z Niniwy, mówi o piekle umysłu przeżywanym
w sytuacji opuszczenia przez Boga. Doświadczenie to nazywa także smakowaniem gehenny,
smakowaniem piekła: Człowiek nie wierzy wówczas, że coś może się zmienić w jego życiu, że
może kiedyś znaleźć pokój i pocieszenie. Nadzieja w Bogu i pociecha uleciały z jego duszy,
która jest bez przerwy wypełniona zwątpieniem i udręką.

Św. Róża z Limy, mistyczka, przez jakiś czas codziennie doświadczała najstraszniejszych
ciemności duszy. Całymi godzinami zostawała w stanie takiej wewnętrznej udręki, że nie
wiedziała, czy jest na ziemi, czy też już w piekle. Stała tak jęcząc pod nieznośnym ciężarem
ciemności. Wola chciała się skierować ku Bogu i Jego miłości, ale była jakby zlodowaciała.
Pamięć odmawiała posłuszeństwa, nie mogła odnaleźć i przypomnieć sobie coś
z poprzednich pociech. Lęk i udręka opanowywała jej duszę, a jej serce krzyczało: Mój
Boże, dlaczego mnie opuściłeś?, ale nikt nie odpowiadał. Największym bólem było jednak
to, iż ciemna noc przychodziło tak, jakby miała trwać wiecznie, jakby stanowiła mur z brązu,
który uniemożliwia wydostanie się z labiryntu, z więzienia
.

Podobne doświadczenie miał także św. Ignacy Loyola w Manresie. Choć modlił się na
kolanach przez wiele godzin dziennie, choć wstawał na modlitwę dzień w dzień o północy,
to jednak przez dłuższy czas nie znajdował żadnego pocieszenia. Pewnego razu —
wspomina sam w Opowieści Pielgrzyma — gdy był szczególnie dręczony, zaczął się modlić i
w zapale głośno wołać do Boga mówiąc: Pomóż mi, Panie, bo nie znajduję żadnego
lekarstwa u ludzi, ani u żadnego innego stworzenia. Gdybym sądził, że będę mógł je znaleźć,
żaden trud nie byłby dla mnie za wielki. Ukaż mi, Panie, gdzie mógłbym znaleźć lekarstwo!
Choćbym miał biegać za szczenięciem, żeby od niego otrzymać pomoc, uczyniłbym to. Gdy
był zajęty tymi myślami, nachodziła go często gwałtowna pokusa, żeby się rzucić w dół. Ale

background image

wiedząc, że byłoby to grzechem zabić samego siebie, zaczynał wołać do Pana: Panie, nie
uczynię tego, co Ciebie obraża
. Doświadczenie pocieszenia przyszło dopiero po kilku
tygodniach. Tym doświadczeniem głębokiego strapienia i pocieszenia podzielił się św.
Ignacy w regułach o rozeznawaniu duchowym.

I jeszcze jedno świadectwo mistycznych udręk ciemnej nocy. O wielkim misjonarzu
trędowatych z Flandrii bł. Damianie de Veuster, w jednym z jego życiorysów czytamy:
Kiedy nadszedł okres Wielkiego Postu 1888 roku Bóg nałożył misjonarzowi na ramiona
krzyż najcięższy. Był już wtedy chory na trąd i nieludzkie bóle rozdzierały jego śmiertelne
członki. Ale były one niczym w porównaniu z męką, w jakiej pogrążyła się dusza. Ojciec
Damian, który zawsze we wszystkich cierpieniach miał mężne serce i umiał zachować
pogodę ducha, teraz w ostatnich tygodniach swego życia zapadł w ciemną noc całkowitego
zwątpienia. Czuł zbliżającą się śmierć. Wiedział, że stoi nad grobem. Utyrany życiem marzył
niekiedy o ostatnim spoczynku. Ale teraz myśl o śmierci napawała go głębokim lękiem
i smutkiem. Nie doświadczał już obecności Boga, choć czuł zbliżający się koniec życia.
Żadna modlitwa nie przynosiła mu ulgi. Całymi nocami klęczał przed Najświętszym
Sakramentem, ale nie doznawał żadnego pocieszenia. Nad ranem zwlekał się znużony
i złamany do swojej izby i nie chciał widzieć nikogo. Któregoś dnia jego przyjaciel Conrady,
kapłan, który przemocą wtargnął do jego chaty, zastał go w stanie całkowitego opuszczenia.

— Odejdź i zostaw mnie samego — krzyczał ochryple chory, kiedy wszedł do niego jego
przyjaciel.

— Nie zostawię cię samego — upierał się Conrady. Musisz mnie wysłuchać.

— Bóg mnie opuścił, cóż może pomóc teraz człowiek — jęczał Ojciec Damian. Umieram, ale
nie jestem godny wejść do nieba.

— Ty głupi chłopcze — strofował go przyjaciel. Przyjmą cię tam odgłosem trąb i bębnów.
Całe życie przecież poświęciłeś trędowatym. Ojciec Damian potrząsnął tylko głową i ukrył
zranioną, zniekształconą twarz. Conrady otworzył tymczasem Nowy Testament, który
przyniósł z sobą i powiedział:

— No posłuchaj. Teraz odczytam ci twój wyrok, który Pan Jezus ogłosi nad tobą.
I przeczytał mu fragment Ewangelii św. Mateusza o sądzie ostatecznym: Byłem głodny,
a dałeś mi jeść, byłem spragniony, a dałeś mi pić. Wejdź do królestwa mego. Wydawało się
jakby trędowaty kapłan wcale tego nie słuchał. Po chwili podniósł się, spojrzał smutnym
wzrokiem na przyjaciela i powiedział jakby pokornie prosząc:

— Odejdź bracie, mnie już nikt nie pomoże (W. Huenermann). Po tym przeżyciu ciemnej
nocy
trwającym kilka tygodni Bóg zesłał ojcu Damianowi pocieszenie za przyczyną Matki
Bożej Pocieszenia z jego rodzinnych stron z Scherpenheuvel. Ojciec Damian umierał pełen
pokoju wewnętrznego i zaufania do Boga.

background image

Ci, którzy przechodzą poprzez takie czy podobne doświadczenia, mogą głębiej odczuć to, co
przeżywał Jezus na krzyżu. Mogą też odczuć modlitwę Psalmu 22, którą posłużyć się sam
Jezus: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego
jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju
.

Cierpienia ciemnej nocy doświadczane przez wielu świętych są bardzo często odpowiedzią
na wielkoduszną ofiarę dusz, które proszą, aby móc współcierpieć z Jezusem. H.U. von
Balthasar stwierdza, że w historii mistyki istnieją przypadki ofiarowania siebie samego za
kogoś drugiego. Jest to jakby dosłowne naśladowanie Jezusa, który z miłości do nas
ofiarował się całkowicie za nas.

Święci mogli doświadczać głębokiego opuszczenia przez Boga, ciemnej nocy, ponieważ
kosztowali wcześniej Jego nieskończonej miłości. Jedynie ktoś, kto żyje całkowicie Bogiem,
kto wszedł w doświadczenie Jego obecności, kto odczuł przynajmniej raz słodycz Jego
bezinteresownej miłości wie, co znaczy być opuszczonym przez Stwórcę.

2. Nasze duchowe udręki

Usiłując wczuć się w te bolesne przeżycia świętych musimy jednak mieć świadomość, że są
one w najlepszym wypadku dalekim przybliżeniem niepojętej dla człowieka tajemnicy męki
i krzyża Syna Bożego. Doświadczenie Jezusowej ciemnej nocy, opuszczenie przez Ojca, jest
unikalnym, jedynym doświadczeniem, niemożliwym do powtórzenia przez jakiekolwiek
stworzenie na ziemi. Jezus bowiem jest Synem Bożym. To, co przeżył Bóg–Człowiek na
krzyżu, nie może być przez nas poznane do końca.

Z pewnością jeszcze mniej możemy zrozumieć i poznać doświadczenie Jezusa na krzyżu,
kiedy odwołamy się tylko do naszego rozumu. Rozum nic nam nie powie. Trzeba nam tutaj
odwołać się do naszego osobistego doświadczenia, do udręk ducha, które nieraz
przeżywaliśmy. Z pewnością naszych udręk wewnętrznych nie można porównać całkowicie
do mistycznych przeżyć ciemnej nocy, jakich doświadczali mistycy i święci. Ale to, co my
przeżywamy — choć może z innych motywów i dla innych racji — jest także często bardzo
bolesne, pełne udręki, lęku, opuszczenia, samotności i bólu. Odwołajmy się więc do naszych
bolesnych wewnętrznych przeżyć, jakichś udręk psychicznych i duchowych, aby choć
troszeczkę odczuć, choć troszkę zrozumieć Chrystusa ukrzyżowanego, który woła do Ojca:
Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?

Takie rozważanie męki Chrystusa będzie nie tylko myśleniem o męce, ale
współodczuwaniem z Jezusem. Do takich rozważań i do takiej kontemplacji zachęca nas św.
Ignacy w Ćwiczeniach duchownych. Każe nam prosić o boleść wespół z Chrystusem pełnym
boleści, o udrękę serca z Chrystusem udręczonym, o łzy i mękę wewnętrzną z powodu tak
wielkiej męki, którą Chrystus wycierpiał za mnie
(ĆD, 203).

Prośmy Jezusa, abyśmy w naszych kontemplacjach Jego męki i śmierci byli prawdziwi.
Prośmy także, byśmy szczerze otwierali się na przyjęcie Jego pragnień poznawania Go coraz

background image

pełniej, kochania Go coraz głębiej i naśladowania Go coraz wierniej. Nie powinniśmy
zanosić próśb, których naprawdę wewnętrznie jeszcze nie czujemy, które wydają nam się
jedynie pustymi dźwiękami. Jeżeli czujemy w sobie małoduszność naszych pragnień,
chciejmy ją uznać z całą pokorą i prośmy pokornie, aby On sam obdarzał nas większymi
pragnieniami i hojniejszymi prośbami.

3. Współuczestnictwo w cierpieniu Jezusa na krzyżu

Św. Franciszek z Asyżu prosił, aby mógł odczuć to, co sam Jezus przeżył na krzyżu, by
mógł wejść w serce Jezusa ukrzyżowanego. I Bóg hojnie odpowiedział na jego prośby.
Obdarzył go stygmatami. Ale ten zewnętrzny znak męki, stygmaty, były jedynie
uzewnętrznieniem jego wewnętrznych cierpień z Chrystusem cierpiącym. W naszych
czasach ojciec Pio, wierny swemu powołaniu zakonnemu i kapłańskiemu, dążył
konsekwentnie do doskonałej miłości. Starał się zgłębić tajemnicę miłości Boga wyrażoną
w męce Jezusa. Często prosił, aby stać się ofiarą dla miłości Boga. Bóg również hojnie
odpowiedział na jego prośbę. W jednym z jego życiorysów czytamy: Nadszedł piątek 20
września 1918 roku. Ojciec Pio jak zwykle klęczał na chórze przed Ukrzyżowanym
i odprawiał dziękczynienie. Przez chwilę jakby się zdrzemnął. Wszystkie zmysły i uczucia
doznały jakiegoś wielkiego ukojenia. Wtedy zobaczył tajemniczą postać, którą oglądał
wcześniej. Tym razem miała ona jednak ręce, nogi, klatkę piersiową ociekającą krwią. Ten
widok napełnił go przerażeniem. Czułem — mówi ojciec Pio — że chyba umrę, jeżeli Pan
nie przyjdzie mi z pomocą. Postać na chwilę cofnęła się, a ja zauważyłem, że moje ręce,
nogi i pierś zostały przebite i ociekały krwią. Możecie sobie wyobrazić ból, jaki przeżyłem
i odczuwam po dziś dzień. Rana serca wyrzuca nieustannie porcje krwi. Dzieje się to od
czwartku wieczorem do soboty. Umieram wprost z bólu i zawstydzenia, lękam się, że umrę
na skutek upływu krwi, chyba, że Pan wysłucha westchnienia mego biednego serca. Proszę
Go, by przynajmniej usunął to zawstydzenie, jakiego doznaję każdego dnia przez te
zewnętrzne znaki. Będę Go błagał, zaklinał na wszystko, aby zesłał na mnie najgorsze bóle
i cierpienia, ale aby odsunął ode mnie te zewnętrzne znaki, które są dla mnie potwornym
zawstydzeniem i nieopisanym upokorzeniem
.

Bóg hojnie odpowiada na prośby swoich świętych. Każdy z nas niech prosi o to, o co
powinien prosić, co dyktuje mu jego własne serce. Miejmy świadomość, że nasza prośba
może stać się naszą pułapką. Bóg może bowiem na serio potraktować nasze prośby, tak jak
na serio potraktował prośbę św. Franciszka z Asyżu, św. Maksymiliana Kolbego, bł.
Damiana, o. Pio i wielu innych świętych.

A oto pragnienie Karola de Foucauld, szaleńca Bożego naszych czasów, które wyraził
w swoim dzienniczku. Pisał tak: Pragnij i myśl o tym, że musisz umrzeć jako męczennik,
obrabowany ze wszystkiego, rozciągnięty na ziemi, nagi, pokryty ranami i krwią, zabity
gwałtownie, boleśnie. Pragnij, żeby się to stało dzisiaj
. I stało się tak, jak pisał w swoim
dzienniku i jak tego pragnął. Pierwszego grudnia 1916 roku został w sposób gwałtowny
i brutalny zabity w swej pustelni przez Beduinów.

background image

Prośmy Jezusa ukrzyżowanego, abyśmy mogli — choć w bardzo ograniczonych
i zawężonych warunkach — przeżyć to, co przeżył w czasie swojej męki i śmierci.
Wyraźmy pragnienie towarzyszenia Jezusowi w Jego drodze od Ogrójca aż po krzyż,
prosząc Go, aby otworzył nam nasze serce i ukazał nam to, czego wówczas doświadczał.
Prośmy także, aby nasze współuczestnictwo w Jego cierpieniu i udręce On sam przemieniał
w doświadczenie radości i pociechy z Jego Zmartwychwstania.

XXV. POSŁUSZEŃSTWO EWANGELICZNE

1. Posłuszeństwo Jezusa

Doskonały wzór posłuszeństwa kryje się w tajemnicy Trójcy.

Między Ojcem, Synem i Duchem Świętym wszystko jest słuchaniem, przyjmowaniem
i dawaniem.

Jeżeli chcesz poznać podstawowe motywy swego posłuszeństwa, kontempluj Trójcę.
Posłuszeństwo nie jest wynalazkiem ludzkim. Jest ono wyrazem samej istoty Boga
— mówi
P. M. Delfieux.

Całe życie Chrystusa skupia się na posłuszeństwie swojemu Ojcu. Jezus wielokrotnie
podkreśla potrzebę poddania swojej woli, woli Ojca. W Jezusie istniała jakaś niemożność
działania według swojej woli: Ja sam z siebie nic uczynić nie mogę — mówi Chrystus (J 5,
30).

Ze względu na Bóstwo Chrystusa, Jego posłuszeństwo Ojcu posiada jednak szczególny
charakter. Jezus żyjąc na ziemi, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem,
lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi
(Flp 2,
6–7).

To szczególne posłuszeństwo Jezusa Ojcu staje się najgłębszym prawem odkupienia
ludzkości.

2. Nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał

A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5, 8).
Cierpienie było dla Jezusa szkołą posłuszeństwa Ojcu. Jezus, chociaż był Synem Bożym, nie
był poddany woli Ojca w jakiś automatyczny sposób. Posłuszeństwo Chrystusa było
owocem Jego osobistej decyzji podjętej w wolności. Z decyzją tą był związany trud i walka
wewnętrzna. Posłuszeństwo swojemu Ojcu Jezus okupił cierpieniem.

background image

3. Kto was słucha, Mnie słucha

Jezus zapewnia nas: Kto was słucha, Mnie słucha (Łk 10, 16). Ostatecznym motywem
naszego posłuszeństwa Kościołowi może być tylko oddanie się Chrystusowi, na
podobieństwo Jego oddania się Ojcu.

Człowiek wierzący będąc posłusznym ludziom, nie słucha ich najpierw dla ich osobistej
ludzkiej dobroci, wiedzy czy świętości. Ale słucha ich przede wszystkim dlatego, iż dani mu
są przez Chrystusa. Będąc posłusznym Kościołowi, staje się posłusznym Chrystusowi.

To miłość do Chrystusa, jako głowy Kościoła, każe człowiekowi wierzącemu przechodzić
ponad ograniczeniami i słabościami pośredników. Ich słabości i ułomności, choć są
bolesnym doświadczeniem, nie umniejszają sensu posłuszeństwa ich nakazom wydawanym
w imieniu Chrystusa.

Przez posłuszeństwo wyrażamy wiarę. Sami jesteśmy grzeszni i słuchamy innych ludzi
grzesznych. Jeżeli wstydzilibyśmy się Kościoła, bylibyśmy nieludzcy tam, gdzie Bóg jest
ludzki, wstydzilibyśmy się naprawdę samego Jezusa Chrystusa
— mówi K. Barth.

4. Dwie płaszczyzny posłuszeństwa

Św. Ignacy zachęca, aby przyzwyczaić się nie patrzeć, kim jest ten, kogo słuchamy, lecz
raczej Ten, dla którego jesteśmy posłuszni. A jest nim Chrystus Pan
!

Mamy tutaj wyróżnione dwie płaszczyzny posłuszeństwa:

— płaszczyzna czysto ludzka odnosząca się do konkretnych ludzi, których słuchamy oraz

— płaszczyzna wiary, która mówi nam o Tym, dla którego jesteśmy posłuszni, a jest nim
Chrystus Pan
.

Pomimo jednak absolutnego pierwszeństwa płaszczyzny wiary, płaszczyzny ludzkiej nie
można ani lekceważyć, ani tym bardziej pomijać. Kluczem do dobrego funkcjonowania
posłuszeństwa na płaszczyźnie wiary jest dobre zrozumienie tego, co dzieje się na
płaszczyźnie ludzkiej.

Wzajemna akceptacja, życzliwość, braterska miłość, szczery dialog są nieodzownym
warunkiem posłuszeństwa. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo zakrywania braków na
płaszczyźnie ludzkiego spotkania pomiędzy przełożonym i podwładnym łatwym, tanim
odwoływaniem się do płaszczyzny wiary.

Ani przełożony, ani podwładny nie powinni odwoływać się do płaszczyzny wiary, zanim nie
spełnią wszystkiego, co należy do ich obowiązku na płaszczyźnie ludzkiej.

background image

Jak przełożony nie nakazuje we własnym imieniu, tak również i podwładny nie przyjmuje
nakazów w swoim własnym. Obaj spotykają się na gruncie wiary w działanie woli Boga
w ich wspólnym spotkaniu.

5. Dynamiczne i statyczne rozumienie woli Bożej

Istotnym problemem w posłuszeństwie jest właściwe rozumienie woli Bożej. Tylko wola
Boga może usprawiedliwić rezygnację z własnej woli, aby w wolności poddać ją woli
przełożonego. W podejściu do woli Bożej możemy wyróźnić dwa uzupełniające się
podejścia: dialogiczne oraz niedialogiczne.

a) W podejściu dialogicznym wola Boża rozumiana jest jako spotkanie dwóch
rzeczywistości: wezwania Bożego i odpowiedzi człowieka przyjętej w wolności.

Wezwanie Boże jest pierwsze, odpowiedź człowieka jest druga. Bóg wzywa, a człowiek
odpowiada. Bóg mówi, człowiek słucha.

Między tymi dwoma biegunami kształtuje się wola Boża. Człowiek sam pod okiem Boga
decyduje o własnym losie
— mówi Sobór Watykański II. W tym stwierdzeniu Soboru
widzimy wyraźnie podkreślenie dialogicznego rozumienia woli Bożej.

Dialogiczne podejście do woli Bożej jest jednocześnie podejściem dynamicznym. Jeżeli
wiernie odpowiadamy Bogu na Jego wołanie, Jego wola rośnie wraz ze wzrostem
człowieka.

Człowiek wzywany jest wówczas do dawania Bogu coraz to dojrzalszej i pełniejszej
odpowiedzi. Jeżeli człowiek w swojej gnuśności duchowej zamknąłby się w sobie i nie
wzrastałby wewnętrznie, wówczas Pan Bóg — szanując wolność człowieka — zmuszony
byłby dostosować swoją wolę do ograniczonych możliwości człowieka z powodu złego
używania wolności.

b) W podejściu niedialogicznym wolę Bożą traktuje się jako statyczny niezmienny plan
Boga przyjęty od wieków. Człowiek winien ten plan odnaleźć i dostosować się do niego.

Te dwa podejścia do woli Bożej nie powinny być rozważane w opozycji do siebie. Jedno
podejście winno uzupełniać drugie. Każde z nich, brane oddzielnie, nie wyczerpuje całego
bogactwa woli Bożej.

Oba pojęcia woli Bożej mają też swoje ograniczenia i kryją w sobie określone
niebezpieczeństwa. I tak w podejściu dialogicznym istnieje niebezpieczeństwo zbytniego
aktywizmu człowieka. Człowiek może też ulegać pokusie traktowania Boga jako partnera
w dialogu. Dialog człowieka z Bogiem, to dialog dwóch nierównych istot: Stwórcy
i stworzenia, Pana i sługi, Ojca i dziecka.

background image

Z niedialogicznym podejściem do woli Bożej wiąże się natomiast pokusa bierności. Pod
wpływem tej bierności człowiek może zwalniać się z zaangażowania w rozeznawanie
i szukanie woli Bożej. Całą odpowiedzialność zrzuca się wówczas na innych; głównie na
wspólnotę, w której się żyje lub też na przełożonych. Powołując się na literę prawa, możemy
uzasadniać swoją bierność, pasywność życiową.

Statyczne podejście do woli Bożej może owocować pasywnością wobec powierzonych
zadań. Pasywności tej może jednocześnie towarzyszyć złudne poczucie bezpieczeństwa
i pewności siebie.

Jest to sytuacja niebezpieczna dla życia duchowego, ponieważ może rodzić się z niej
duchowe lenistwo i życiowa inercja. W takiej sytuacji posłuszeństwo nie będzie twórcze.
Ograniczy się ono do zewnętrznej wierności literze prawa.

Dialogiczne podejście do woli Bożej nie daje takiej pewności siebie. Człowiek uświadamia
sobie, iż wezwanie, jakie Bóg kieruje do niego, zależy od otwarcia się na działanie Ducha
Świętego.

W ewangelicznym rozumieniu woli Bożej muszą spotkać się dwie z pozoru sprzeczne
pomiędzy sobą rzeczywistości: niezmienny plan Boga wobec człowieka z Jego nieustannie
odnawiającym wszystko działaniem; odwieczna i wierna miłość z ciągle nowym i twórczym
wezwaniem.

6. Dojrzewanie do posłuszeństwa

Posłuszeństwo woli Bożej wymaga pewnego stopnia ludzkiej dojrzałości. Człowiek
całkowicie niedojrzały, który nie widzi własnego samolubstwa, niedołęstwa,
nieumiejętności i pychy
— jak mówi T. Merton, patrzy na całą rzeczywistość w sposób
egocentryczny. Nadmiernie koncentruje się na swoich nieuporządkowanych uczuciach
i popędach.

Człowiek taki nie będzie w stanie zrezygnować z własnej woli, aby poddać ją woli Bożej
wyrażonej poprzez wolę przełożonego. Pokorne i uległe poddanie swojej woli woli
przełożonego wymaga od chrześcijanina pokonywania egocentryzmu; wymaga obiektywnej
oceny rzeczywistości, w której żyje; wymaga panowania nad swoimi negatywnymi
uczuciami i odruchami.

Niedojrzałość człowieka ujawnia się w niepewności siebie, kompleksach niższości,
skrywanej wrogości lub jawnej agresji wobec innych, a zwłaszcza w pysze. Wszystko to
sprawia, że posłuszeństwo drugiemu człowiekowi staje się bardzo trudne, a nawet wprost
niemożliwe.

a) Niedojrzałość w posłuszeństwie

background image

W posłuszeństwie niedojrzałość może ujawnić się w dwu zasadniczych postawach: z jednej
strony w przesadnej uległości motywowanej lękiem o siebie złączonym zwykle z lękiem
przed autorytetem; z drugiej zaś w buncie, gniewie i skrytej wrogości. W obu tych
postawach autorytet traktowany jest jako zagrożenie.

W pewnych sytuacjach dominować może uległość motywowana lękiem; bunt, gniew
i wrogość mogą być natomiast zamaskowane. W innych zaś wypadkach na zewnątrz ujawni
się gniew, wrogość i bunt, a lękowa uległość może być skrzętnie maskowana.

Człowiek niedojrzały będzie w posłuszeństwie oscylował pomiędzy gniewem i wrogością
a uległością motywowaną lękiem.

Jeżeli w posłuszeństwie człowieka dominować będzie przede wszystkim uległość
motywowana lękiem z jednoczesnym zamaskowanym buntem, to wówczas może mu
towarzyszyć subiektywne przekonanie, że jest bardzo posłuszny.

Jednym z przejawów ukrytej wrogości wobec przełożonego jest tendencja do krytyki, która
zatrzymuje się tylko na brakach i błędach. Człowiek niedojrzały będzie najczęściej patrzył
na decyzje przełożonego tylko poprzez pryzmat własnej osoby. Nie będzie natomiast umiał
dostrzec szerokiego kontekstu wspólnoty, w której żyje.

b) Dojrzałość w posłuszeństwie

Na tle przejawów niedojrzałości w posłuszeństwie łatwiej nam będzie scharakteryzować
postawę dojrzałości, której wymaga ewangeliczne posłuszeństwo.

Po pierwsze — zasadniczym motywem ewangelicznego posłuszeństwa jest pragnienie
naśladowania Jezusa posłusznego swojemu Ojcu aż do śmierci. Stąd też dojrzałe
posłuszeństwu nie zna lęku o siebie, obawy przed autorytetem, chęci przypodobania się
przełożonemu czy też szukania własnej korzyści lub uznania w oczach przełożonego.
Pokornego podlegania przełożonemu nie odbiera się jako pomniejszanie się przed
człowiekiem, ale wyraz uległości wobec samego Boga objawiającego swoją wolę także
poprzez ludzi.

Po drugie — dojrzałe posłuszeństwo cechuje pozytywne nastawienie do osoby
przełożonego. Pozwala to na swobodne wyrażanie swoich opinii, nawet wówczas, kiedy są
to opinie krytyczne. Przedstawianie swojego krytycznego zdania nie jest jednak atakiem na
osobę przełożonego, ale wyraża troskę o wypełnienie woli Bożej. W sytuacjach
konfliktowych podwładny umie wówczas zapanować nad rodzącymi się odruchami
niechęci.

Kolejnym ważnym przejawem dojrzałości w posłuszeństwie jest szczerość i otwartość
wobec przełożonego. Podwładny umie wówczas nie tylko przedstawić swoje propozycje,
krytyczne opinie, ale także odsłonić swoje słabości ludzkie; słabości, które mogłyby
przeszkadzać w realizacji powierzonego mu zadania. Szczerość wobec przełożonego jest

background image

ogromną pomocą zarówno dla przełożonego jak i dla podwładnego we wspólnym szukaniu
i rozeznawaniu woli Bożej.

Możliwość błędu w decyzji przełożonego będzie tym mniejsza, im spotka się z większą
szczerością i otwartością wspólnoty. Szczerość i otwartość w posłuszeństwie winna
wypływać z troski o znalezienie woli Bożej w decyzji przełożonego. Ta otwartość leży więc
w interesie zarówno przełożonych jak i tych, którzy podlegają jego władzy.

7. Posłuszeństwo zakonne

Zakonnicy — stwierdza Sobór Watykański II w Dekrecie o przystosowanej odnowie życia
zakonnego Perfectae caritatis
przez profesję posłuszeństwa poświęcają całkowicie wolę
swoją Bogu, jakby składając ofiarę z siebie, a przez to jednoczą się trwalej i bezpiecznej ze
zbawczą wolą Boga.

Posłuszeństwo zakonników jest jednak darem nie tylko dla nich samych, ale dla całej
wspólnoty Kościoła. Zrozumienie sensu posłuszeństwa zakonnego, pozwoli także osobom
świeckim oraz księżom diecezjalnym zrozumieć istotę posłuszeństwa Kościołowi
hierarchicznemu, a poprzez niego samemu Chrystusowi.

a) Zakonnik poprzez ślub posłuszeństwa świadomie i dobrowolnie rezygnuje z pełnienia
swojej woli, aby móc całkowicie pełnić wolę Bożą. W posłuszeństwie zakonnym wyraża się
więc pełne zaufanie do Boga, że w Jego woli objawia się dobro i szczęście człowieka.
Oddając swoją wolę do dyspozycji Pana Boga zakonnik wyraża tym samym pragnienie
Boga i Jego miłości. Oddaje wszystko, nawet własną wolę, aby móc doświadczyć Boga
i Jego miłości.

b) Zakonnik nie odkrywa jednak woli Bożej sam, ale poprzez swoich przełożonych. Sobór
zachęca: Niech przeto zakonnicy w duchu wiary i umiłowania woli Bożej okazują swym
przełożonym, zgodnie z przepisami reguł i konstytucji pokorną uległość
.

Przełożeni w szukaniu woli Bożej odwołują się nie tylko do własnego subiektywnego sądu,
ale reguł i konstytucji, które otrzymały oficjalną aprobatę Kościoła i określają ściśle jego
misję.

Poddając się woli przełożonych, którzy działają zgodnie z regułami zakonnymi, zakonnik
jednoczy się trwalej i bezpiecznej z wolą Bożą. Tak więc posłuszeństwo jest bezpieczną
drogą do Boga.

c) Posłuszeństwo zakonne, choć ma być pokorne i uległe, nie może być jednak nigdy ślepe
i bezmyślne. Zakonnik poddając swoją wolę woli przełożonych, nie staje się przez to
manekinem, jak wielu mylnie sądzi. Nierzadko ukazywano posłuszeństwo zakonne
w sposób karykaturalny spaczając w ten sposób jego istotną treść i jego sens.

background image

Zakonnik w posłuszeństwie ma się okazać człowiekiem zaangażowanym, wrażliwym
i inteligentnym. Winien brać pod uwagę zarówno treści i sens powierzonego mu zadania, jak
również uwzględniać warunki, w których ma ono być wykonane.

W spełnieniu powierzonej mu misji winien wykorzystać wszystkie dary, jakimi obdarzył go
Bóg: zdolności naturalne, ludzkie doświadczenie, otrzymane łaski, winien włożyć w nie całe
swoje serce.

Tego, co spełnia z polecenia przełożonego, nie wykonuje jednak dla niego, ale dla Chrystusa
i Kościoła. Wykonywanie poleceń przełożonych bez osobistego zaangażowania, choćby
wydawało się być dokładnym spełnianiem litery, może być niewiernością ślubowi
posłuszeństwa. Zakonnik winien bowiem spełniać polecenie całą swoją osobą.

d) Sobór nie ukrywa, że posłuszeństwo zakonne jest związane z ofiarą: Zakonnicy przez
profesję posłuszeństwa poświęcają całkowicie wolę swoją Bogu jakby składając ofiarę
z siebie
.

Rezygnacja z pełnienia swojej woli dotyka w człowieku jego wolności. Takie korzystanie
z własnej wolności, w której poddaje się swoją wolę woli drugiego, wiąże się z ofiarą,
z cierpieniem.

Z posłuszeństwem wiąże się zaparcie się swojej woli, rezygnacja z tego, co w nas jest
bardzo ludzkie: z naszych ludzkich upodobań, przyzwyczajeń, planów, zamiarów.

Ofiara związana z posłuszeństwem uwidacznia się szczególnie w momentach napięć,
nieporozumień i konfliktów, które mogą powstać pomiędzy podwładnym a przełożonym.
W takich sytuacjach trzeba wielkiej wiary i miłości, aby pokornie przyjąć przełożonego jako
zastępcę Chrystusa, oddając się posłudze innym pod jego kierunkiem.

Podobnie jak Chrystus nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, tak i my uczymy
nie nieraz dojrzałego posłuszeństwa przez cierpienie.

8. Przełożony

Już sama nazwa mówi, że jest on pierwszy. Nie w porządku hierarchii, pierwszeństwa czy
nawet świętości. On jest pierwszy posłuszny. Pierwszy, który chce się podporządkować
wspólnie uznanej regule, a przez to samo pociągać do tego całą wspólnotę. Pierwszy, który
chce pełnić wolę Ojca i przypominać o niej tobie, swemu bratu
— mówi P. M. Delfieux.

Powyższe słowa mogą być dobrym komentarzem do słów Soboru Warykańskiegi II:
Przełożeni, sami ulegli woli Bożej w pełnieniu swego zadania, niech władzę swoją sprawują
w duchu służby braciom, tak, żeby przez to wyrazić ową miłość, jaką Bóg ich miłuje.

background image

Bycie przełożonym jest pełnieniem posługi zarówno wobec Boga, jak również wobec braci.
Stąd też przełożony winien troszczyć się o odczytanie wszystkich znaków woli Bożej, tak by
jego decyzje wypływały rzeczywiście z uległości wobec woli Bożej.

Istotą zaś każdej woli Boga wobec człowieka jest miłość. Sprawowanie władzy przez
przełożonych winno odzwierciedlać tę miłość, jaką w swojej woli Bóg kieruje do człowieka.
Miłość ta wyrazi się w ojcowskiej postawie zarówno wobec całej wspólnoty, jak
i poszczególnych jej członków.

Sobór mówi: Przełożeni niech kierują podwładnymi jako dziećmi Bożymi i z szacunkiem
należnym osobie ludzkiej starają się o to, aby ich posłuszeństwo było dobrowolne
.
W rządzeniu przełożeni winni mieć na względzie dobro nie tylko powierzonej im misji, ale
także dobro ludzi, którzy wraz z nimi tę misję spełniają.

Styl rządzenia i wydawania decyzji przełożonych, winien pobudzać wolność podwładnych.
Ogromnie ważną rzeczą w wydawaniu poleceń jest odpowiednie ich uzasadnienie.
Podwładni, którzy przyjmują decyzje przełożonego jako wyraz woli Bożej, winni mieć tę
pewność, iż przełożony troszczy się o odczytanie znaków woli Bożej.

Samowolność decyzji, odwoływanie się do własnych, nie zawsze rozeznanych odczuć,
kaprysów, mogłoby budzić u podwładnych słuszne wątpliwości, czy podleganie
przełożonemu w takim sposobie rządzenia jednoczy się trwalej i bezpiecznej ze zbawczą
wolą Boga
.

Oczywiście w takiej sytuacji, w której podwładny miałby wyraźne wątpliwości, czy decyzja
przełożonego jest dla niego wyrazem woli Bożej, ma prawo odwołać się do swojego
wyższego przełożonego.

Przełożeni niech do tego wdrażają podwładnych, żeby w pełnieniu obowiązków
współpracowali przez posłuszeństwo aktywne i z poczuciem odpowiedzialności
.
Wychowanie podwładnych do aktywnego posłuszeństwa dokonuje się przede wszystkim
poprzez wzajemny dialog przełożonego z podwładnym.

O ten dialog winni być zatroskani zarówno przełożeni jak i podwładni. Podwładny winien
przedstawić swoje trudności, wątpliwości i problemy. Chodzi szczególnie o te problemy,
które utrudniałyby lub też wprost uniemożliwiały wykonanie zadań zleconych mu przez
przełożonych.

Sobór zobowiązuje przełożonych do tego, aby byli gotowi wysłuchać swoich podwładnych:
Niech więc przełożeni chętnie słuchają zdania członków i pobudzają ich do wspólnego
wysiłku dla dobra instytutu i Kościoła
.

Ostateczna decyzja winna jednak należeć do przełożonego. Sobór broni wolności
przełożonego przed zbytnimi naciskami ze stony podwładnych przestrzegając, aby dialog

background image

przełożonego z podwładnym nie przynosił ujmy dla jego władzy decydowania
i nakazywania tego, co należy czynić
.

Na zakończenie przytoczmy piękną refleksję G. Bernanosa z Dialogu karmelitanek: Moje
córki, możliwe, że w waszym wieku posłuszeństwo wydaje się jeszcze miękką poduszeczką,
na której można pozwolić spocząć głowie. Ale my wiemy, że posłuszeństwo, choć tak różne
od rozkazywania, jest także ciężarem. Tak, tak, moje córeczki, równie trudno jest nauczyć
się słuchać, jak rozkazywać. Być posłusznym to nie znaczy pozwolić się biernie prowadzić,
tak jak ślepy daje się prowadzić swemu psu. Zakonnica, tak stara jak ja, nie pragnie niczego
więcej niż umrzeć w posłuszeństwie, ale w posłuszeństwie czynnym i świadomym. Nie
rozporządzamy niczym na tym świecie, to jasne. Niemniej to prawda, że nasza śmierć jest
śmiercią naszą, nikt nie może umrzeć zamiast mnie
.

Te piękne słowa włożone przez G. Bernanosa w usta starej doświadczonej przeoryszy, które
wypowiada w obliczu śmierci męczeńskiej, pokazują nam, iż posłuszeństwo ewangeliczne
nie wynika bynajmniej z postawy bierności wobec życia. Nie jest ono też ucieczką od
odpowiedzialności za siebie i innych.

Wprost przeciwnie. W posłuszeństwie człowiek aktywnie ofiaruje swoje życie Bogu na
służbę bliźnim. Poddanie swojej woli drugiemu człowiekowi w imię Chrystusa, wymaga
wielkiej odwagi, równej odwadze, jaka konieczna jest w chwili śmierci.

Nie rozporządzamy niczym na tym świecie. Prawda ta ujawnia się najpełniej w momencie
naszej śmierci, kiedy musimy zostawić wszystko, aby móc powierzyć się tylko Bogu.
Jedyną rzeczą, jaką naprawdę posiadamy, jest nasza własna śmierć, którą możemy
dobrowolnie przyjąć i oddać Bogu.

Posłuszeństwem ewangelicznym uprzedzamy ten ostateczny ludzki akt, jakim jest
opuszczenie wszystkiego i przyjęcie własnej śmierci, aby móc złączyć się na zawsze
z Bogiem.

Dzięki posłuszeństwu już za życia przyjmujemy własną śmierć, oddajemy bowiem do
dyspozycji Boga to, co stanowi o istocie naszego człowieczeństwa: naszą wolność.

Umieranie z Jezusem jest jednak zawsze jednoczesnym zmartwychwstaniem razem z Nim,
dlatego też posłuszeństwo obdarza nas radością i pokojem wewnętrznym nie tylko kiedyś
w wieczności, ale już teraz — na ziemi.

JAK MOŻNA WYKORZYSTAĆ PROPONOWANE ROZWAŻANIA?

1. Dla odprawienia trzeciego tygodnia Ćwiczeń

background image

a) Warunki odprawienia ośmiodniowych rekolekcji ignacjańskich trzeciego tygodnia

Niniejszymi rozważaniami można posłużyć się do odprawienia pełnych ośmiodniowych
rekolekcji ignacjańskich trzeciego tygodnia.

Jeżeli rekolektant pragnie uczynić Ćwiczenia duchowne szkołą życia wewnętrznego, dobrze
jest kolejne tygodnie odprawiać w odstępach mniej więcej jednego roku. Czas pomiędzy
kolejnymi tygodniami Ćwiczeń trzeba wówczas wypełnić stopniowym pogłębianiem
przeżytych treści przyjętych w trakcie dni rekolekcyjnych. Podstawą odprawienia trzeciego
tygodnia jest uprzednie przeżycie pierwszego i drugiego tygodnia

3

.

Pierwszym warunkiem odprawienia rekolekcji ignacjańskich jest odejście od swojego
codziennego zaangażowania przez zmianę miejsca. Św. Ignacy zachęca, aby na czas
ćwiczeń udać się do innego domu lub też przynajmniej zamieszkać w innym pokoju. W ten
sposób możemy oderwać się od swojej codzienności życiowej i pełniej oddać się modlitwie
rekolekcyjnej.

Drugim ważnym warunkiem jest nawiązanie kontaktu z doświadczonym kierownikiem
duchowym, który towarzyszyłby odprawiającemu trzeci tydzień poprzez codzienne
rozmowy indywidualne. Usilnie zachęca się, aby nie odprawiać ośmiodniowych rekolekcji
ignacjańskich (z pełnym milczeniem i wyciszeniem wewnętrznym) bez kierownictwa
duchowego. Dotyczy to szczególnie osób, które posiadają głębsze problemy emocjonalne
czy też psychiczne. Wchodzenie w siebie domaga się gruntownego rozeznania swoich
stanów duchowych poprzez kierownictwo duchowe.

Trzecim warunkiem jest wejście w pełne milczenie i wyciszenie wewnętrzne połączone
z hojnym zaangażowaniem się w cały program rekolekcji.

b) Szczegółowy program ośmiodniowych rekolekcji

Dla tych, którzy chcieliby w oparciu o niniejszą książkę odprawić 8–dniowe rekolekcje
trzeciego tygodnia Ćwiczeń z pełnym milczeniem oraz z indywidualnych kierownictwem,
podajemy poniżej szczegółowy plan korzystania z proponowanych rozważań. Jest on
odzwierciedleniem programu proponowanego w domach rekolekcyjnych, w których udziela
się Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli.

DZIEŃ ROZPOCZĘCIA:
po południu I. WSTĘP DO KONTEMPLACJI MĘKI JEZUSA
II. OFIARA ABRAHAMA, IZAAKA I JEZUSA
wieczorem III. BARANA ZŁOŻYŁ W OFIERZE CAŁOPALNEJ ZAMIAST SWEGO
SYNA

DZIEŃ 1
rano IV. OSTATNIA WIECZERZA

background image

w południe XIX. PRZYPOWIEŚĆ O WINNICY
wieczorem V. UMYCIE NÓG APOSTOŁOM

DZIEŃ 2
rano VI. MODLITWA JEZUSA W OGRÓJCU
w południe XX. MOWA POŻEGNALNA
wieczorem VII. POJMANIE JEZUSA

DZIEŃ 3
rano VIII. JEZUS PRZED WYSOKĄ RADĄ
w południe XXI. EUCHARYSTIA SZKOŁĄ MIŁOŚCI
wieczorem IX. ZAPARCIE SIĘ PIOTRA

DZIEŃ 4
rano X. JEZUS PRZED PIŁATEM
w południe XXII. ŻYWA EUCHARYSTIA
wieczorem XI. JEZUS PRZED HERODEM — JEZUS I BARABASZ

DZIEŃ 5
rano XII. BICZOWANIE, UKORONOWANIE CIERNIEM
w południe XXIII. EUCHARYSTIA ŹRÓDŁEM SIŁY I RADOŚCI
wieczorem XIII. DROGA KRZYŻOWA

DZIEŃ 6
rano XIV. UKRZYŻOWANIE JEZUSA
w południe XXIV. CIEMNA NOC MISTYKÓW I JEZUSA UKRZYŻOWANEGO
wieczorem XV. JEZUS NA KRZYŻU

DZIEŃ 7
rano XVI. ŚMIERĆ JEZUSA
w południe XXV. POSŁUSZEŃSTWO EWANGELICZNE
wieczorem XVII. POGRZEB JEZUSA

DZIEŃ 8
rano XVIII. KONTEMPLACJA CAŁEJ MĘKI JEZUSA
po południu PRZYGOTOWANIE DO SPOWIEDZI I SPOWIEDŹ

c) Propozycja programu dnia rekolekcyjnego

Poniżej podajemy także program dnia w czasie 8–dniowych rekolekcji ignacjańskich
odprawianych w pełnym milczeniu. Program zawiera trzy kontemplacje, które poprzedzone
zostają przygotowaniem i zakończone tzw. refleksją po kontemplacji. Czwarta kontemplacja
na zakończenie dnia, (bez przygotowania i bez refleksji) jest pewnym podsumowaniem dnia
w bezpośredniej rozmowie z Bogiem. Jeżeli to możliwe, zachęca się do odprawiania
czwartej kontemplacji przed Najświętszym Sakramentem.

background image

Zachęca się także, aby — o ile to możliwe — uczestniczyć codziennie w Eucharystii oraz
korzystać codziennie z rozmowy indywidualnej z kierownikiem duchowym.

Proponowany program nie powinien być traktowany w sposób sztywny. Może być
dostosowywany do osobistych okoliczności. Długość kontemplacji oraz cały sposób
realizacji programu winien być rozeznany z kierownikiem duchowym.

7.00 kontemplacja I
9.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja II
— refleksja po kontemplacji
12.00 lektura rozważania rekolekcyjnego
15.00 kontemplacja powtórkowa
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja III (powtórkowa)
— refleksja po kontemplacji
19.00 kontemplacja IV (powtórkowa)
(bez przygotowania i bez refleksji)
20.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji porannej
przed snem — rachunek sumienia
— przygotowanie osobiste do kontemplacji porannej

2. Dla odprawienia trzeciego tygodnia w życiu codziennym

Z pomocą niniejszych rozważań można również odprawić trzeci tydzień Ćwiczeń w życiu
codziennym
. Ten sposób odprawienia Ćwiczeń nie wymaga odejścia od codziennego
zaangażowania w życie zawodowe, rodzinne, wspólnotowe. Pozostając w codziennych
warunkach możemy odprawiać kolejne tygodnie Ćwiczeń. Takie Ćwiczenia domagają się
jednak zapewnienia sobie stałego czasu ma modlitwę. Rytm modlitwy rekolekcyjnej
w Ćwiczeniach duchownych w życiu codziennym winien być dobrze przemyślany
i uzgodniony z kierownikiem duchowym. Jednorazowy blok czasu poświęcony na skupienie,
refleksję, lekturę i modlitwę rekolekcyjną winien trwać od jednej do dwóch godzin,
w zależności od możliwości czasowych oraz intensywności odprawiania Ćwiczeń. Także
w tym sposobie odprawiania trzeciego tygodnia konieczne byłoby kierownictwo duchowe.
Spotkania z kierownikiem mogą jednak odbywać się rzadziej (np. raz w tygodniu). I chociaż
wyciszenie wewnętrzne miałoby nieco inny charakter niż w rekolekcjach ośmiodniowych, to
jednak na czas Ćwiczeń w życiu codziennym należałoby również szukać większego
skupienia wewnętrznego, np. poprzez rezygnację z oglądania programów telewizyjnych.

3. Jako wprowadzenie do przedłużonej modlitwy indywidualnej

Niniejsze rozważania mogą również być potraktowane jako wprowadzenia do przedłużonej
modlitwy osobistej lub wspólnotowej. Nie jest wówczas rzeczą konieczną tworzenie

background image

specjalnych warunków modlitwy. Nie jest też konieczne kierownictwo duchowe. Byłoby
jednak rzeczą ważną, aby Czytelnik rozeznawał uczucia, natchnienia i pragnienia, które
będą rodzić się w nim.

Wreszcie możemy korzystać z tych rozważań także na zasadzie lektury duchowej. Nie
musimy wówczas czuć się zobowiązani do regularnej modlitwy w oparciu o przedstawione
treści.

3

Rozważania pierwszego tygodnia noszą tytuł Adamie, gdzie jesteś?, natomiast rozważania drugiego tygodnia

Daj Mi pić.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
CD3 W Jego ranach Józef Augustyn SJ
Józef Augustyn SJ Cywilizacja bez ojca(1) 2
CD4 Widzieliśmy Pana Józef Augustyn SJ
JÓZEF AUGUSTYN SJ(4)
JÓZEF AUGUSTYN SJ(2)
Józef Augustyn SJ Święty i nieświęty gniew
o Józef Augustyn SJ Cywilizacja bez ojca
Józef Augustyn SJ Wychowanie seksualne w rodzinie i w szkole
BÓL KRZYWDY,RADOŚĆ PRZEBACZANIA JÓZEF AUGUSTN SJ
Józef Augustyn SJ Niech żyje przyjaźń
Józef Augustyn SJ Jak ptaki zimą
JÓZEF AUGUSTYN SJ
JÓZEF AUGUSTYN SJ(3)
CD2 Daj mi pić Józef Augustyn SJ
Augustyn Józef SJ W Jego ranach Trzeci tydzień
3 W Jego ranach
W Jego ranach Modlitwa w Ogrojcu, Teksty, Świetość
Józef Augustyn SI Niech żyje przyjaźń
Metoda kontemplacji ewangelicznej o J Augustyn SJ(1)

więcej podobnych podstron