Abraham Maslow
W stronę
psychologii
istnienia
' * PRZEDMOWA'
Wiele zmian zaszło w świecie psychologii od ukazania
się pierwszego wydania tej książki. Psychologia huma-
nistyczna, jak się ją najczęściej nazywa, ustaliła się obec-
nie solidnie jako żywotna trzecia alternatywna możli-
wość wobec psychologii obiektywistycznej, behawiory-
stycznej (mechanomorficznej) i ortodoksyjnie freudow-
skiej. Odnośna literatura jest obszerna i stale rośnie,
a co więcej, psychologię tę zaczyna się stosować,
zwłaszcza w szkolnictwie, przemyśle, religii, w organiza-
cji i zarządzaniu, w terapii i samodoskonaleniu, i w róż-
nych innych „eupsychicznych" organizacjach i periody-
kach.
Wyznaję, że musiałem uznać ten humanistyczny kie-
runek w psychologu za rewolucję w najprawdziwszym,
dawnym znaczeniu tego wyrazu, w sensie, w jakim do-
konywali rewolucji Galileusz, Darwin, Einstein, Freud
i Marks, którzy przez, rewolucję rozumieli forsowanie
nowych dróg postrzegania i myślenia, nowych obrazów
człowieka i społeczeństwa, nowych koncepcji etyki i war-
tości, nowych kierunków postępu.
Ta trzecia psychologia jest obecnie jednym z aspektów
ogólnego Weltanschauung, nową filozofią życia, nową
koncepcją człowieka, początkiem nowego stulecia pracy
(o ile oczywiście potrafimy tymczasem zapobiec nowej
totalnej zagładzie). Dla każdego człowieka dobrej woli,
każdego, kto stoi po stronie życia, jest tu pole do dzia-
łania, efektywna, szlachetna, niosąca zadowolenia praca,
która może nadać bogate znaczenie życiu własnemu i in-
nych ludzi.
Psychologia ta nie jest wyłącznie opisowa czy aka-
demicka, ona podpowiada działanie i zakłada następstwa.
Pomaga w inicjowaniu drogi życia nie tylko dla danej
osoby w obrębie jej własnej, prywatnej psyche, lecz tak-
że dla tej osoby jako istoty społecznej, członka społeczeń-
stwa. Uświadamia nam ścisłą zależność między tymi dwo-
ma aspektami życia. Ostatecznie najlepszym „pomocni-
kiem" jest „dobra osoba". Często się zdarza, że osoba cho-
ra lub nieodpowiednia, starając się pomóc — przynosi
szkodę.
Powinienem tu zaznaczyć, że uważam psychologię hu-
manistyczną (trzecią psychologię) za przejściowy, przy-
gotowawczy stopień do jeszcze „wyższej" czwartej psy-
chologii, międzyosobowej, międzyludzkiej, ześrodkowa-
nej raczej na kosmosie niż na ludzkich potrzebach i za-
interesowaniach, wykraczającej poza człowieczeństwo,
tożsamość, samourzeczywistnienie i temu podobne. Wkrót-
ce zacznie wychodzić (1968) „Journal of Transpersonal
Psychology" redagowany przez tego samego Tony Suti-
cha, który założył „Journal of Humanistic Psychology".
Te nowe poczynania mogą doskonale zaspokoić w sposób
odczuwalny, użyteczny i efektywny „sfrustrowany ide-
alizm" wielu zdesperowanych osób, zwłaszcza wśród
młodych ludzi. Te psychologie obiecują, iż się rozwiną
w filozofię życia, namiastkę religii, system wartości i pro-
gram życiowy, których brak tym ludziom. Bez tego, co
transcendentne i ponadosobowe, stajemy się chorzy, gwał-
towni i nastawieni nihilistycznie lub też pozbawieni na-
dziei i apatyczni. Potrzeba nam czegoś „większego od
nas samych", co budzi lęk i w co zaangażujemy się w no-
wym sensie: naturalistycznym, empirycznym, nie-kościel-
nym (może na wzór Thoreau i Whitmana, Williama Ja-
mesa i Johna Deweya).
Jestem przekonany, iż drugim zadaniem wymagają-
cym realizacji dla uzyskania dobrego świata jest rozwój
humanistycznej i ponadosooowej psychologii zła, powsta-
łej raczej z miłości i współczucia dla natury ludzkiej niż
z odrazy do niej czy z poczucia beznadziejności. Popraw-
ki, jakie wniosłem do tego nowego wydania, dotyczą
głównie tych zagadnień. Tam, gdzie się to dało, przedsta-
wiłem klarowniej moją psychologię zła — „zła z góry"
raczej niż z dołu. Wnikliwa lektura wykryje te popraw-
ki, chociaż mają bardzo skondensowaną formę.
To, co mówię o problemie „zła", może brzmieć dla
czytelników tej książki jak paradoks albo jak zaprzecze-
nie jej głównych tez, lecz tak niewątpliwie nie jest.
Są na świecie z całą pewnością ludzie dobrzy, mocni i
uwieńczeni powodzeniem, ludzie święci, mędrcy, dobrzy
przywódcy, ludzie odpowiedzialni, politycy, mężowie sta-
nu, ludzie silni, tacy, którzy wygrywają, a nie przegry-
wają, budowniczowie, a nie niszczyciele, dojrzali, a nie
zaś dziecinni. Tacy ludzie są dostępni dla każdego, kto
chce ich poznać, tak jak byli dostępni dla mnie. Prawdą
jest jednak, że jest ich niewielu, chociaż mogłoby
być o wiele więcej, i że ich współcześni często źle się do
nich odnosili. Tak więc trzeba zbadać również to, tę oba-
wę przed ludzką dobrocią i wielkością, ten brak wiedzy,
jak samemu stać się dobrym i silnym, tę niemożność
przekształcenia swego gniewu w działalność pozytywną,
tę obawę przed pełną dojrzałością, która upodabnia do
boga, tę obawę poczucia własnej szlachetności, kochania
siebie samego i stania się godnym miłości i szacunku.
Zwłaszcza musimy nauczyć się przezwyciężać tę głupią
skłonność, która powoduje przeradzanie się naszego
współczucia dla słabych w nienawiść do silnych.
Właśnie tego rodzaju prace badawcze najusilniej za-
lecam młodym i ambitnym psychologom, socjologom oraz
adeptom nauk społecznych w ogóle. Wszystkim zaś in-
nym ludziom dobrej woli, którzy chcą pomóc w stworze-
niu lepszego świata, gorąco polecam, aby uznali naukę —
naukę humanistyczną — za sposób realizacji tego zada-
nia, sposób bardzo dobry i konieczny, może nawet naj-
lepszy ze wszystkich.
My po prostu nie rozporządzamy dziś dostatecznie
sprawdzoną wiedzą, by przystąpić do budowy jednego
dobrego świata. Nasza wiedza nie wystarcza nawet, by
nauczyć jednostki wzajemnej miłości — a w każ-
dym razie nie jest to wiedza pewna. Jestem przekonany,
że najlepszą odpowiedź przyniesie postęp nauki. Moja
Psychology oj Science i Polanyi'ego Personal Knowledge
jasno wykazują, że życie poświęcone nauce może być za-
razem życiem, które jest wypełnione zaangażowaniem,
pięknem, nadzieją na przyszłość człowieka i odkrywaniem
wartości.
A. H. Maslow
Część I
SZERSZE POLE DZIAŁANIA
DLA PSYCHOLOGII
1. WSTĘP: PSYCHOLOGIA ZDROWIA
Nowa koncepcja choroby i zdrowia człowieka ukazuje
się na horyzoncie, psychologia, która jest moim zdaniem
tak pasjonująca i pełna nadzwyczajnych możliwości, że
nie mogę się oprzeć pokusie i przedstawiam ją publicz-
nie, nie czekając na weryfikację i potwierdzenie, a więc
zanim jeszcze będzie można ją uznać za prawdziwie na-
ukową.
Główne przesłanki tej koncepcji są następujące:
1. Każdy z nas ma swą zasadniczą, biologicznie uwa-
runkowaną wewnętrzną naturę, która w pewnym stop-
niu jest „naturalna", wrodzona, dana i w pewnym ogra-
niczonym sensie stała, a przynajmniej nie zmieniająca
się.
2. Wewnętrzna natura każdego człowieka jest częścio-
wo tylko jemu właściwa, częściowo zaś należy do całego
gatunku.
3. Jest możliwe naukowe zbadanie tej wewnętrznej
natury i wykrycie, jaka ona jest (wykrycie, a nie
wymyślenie).
4. Ta wewnętrzna natura, na ile ją dotychczas pozna-
liśmy, nie zdaje się być w swej istocie czy przede wszyst-
kim, czy też z konieczności zła. Główne potrzeby ludzkie
(życia, bezpieczeństwa i pewności, poczucia więzi i uczu-
cia, szacunku i własnej godności, samorealizacji), podsta-
wowe ludzkie uczucia i zdolności są na pozór albo ne-
utralne, przed-moralne, albo zdecydowanie „dobre".
Skłonności .niszczycielskie, sadyzm, okrucieństwo, złośli-
kdalej, nie zdają się być wrodzone, lecz raczej
11
stanowią gwałtowną reakcję przeciw frustracji na-
szych istotnych potrzeb, emocji i zdolności. Gniew san
w sobie nie jest czymś złym, jak również strach, le-
nistwo, a nawet ignorancja. Mogą one rzecz prosta pro-
wadzić i prowadzą do złego postępowania, ale nie musi
tak być. Taki skutek nie jest wewnętrzną koniecznością.
Ludzka natura bynajmniej nie jest tak zła, jak sądzono.
Można śmiało powiedzieć, że na ogół nie doceniano mo-
żliwości natury ludzkiej.
5. Skoro wewnętrzna natura jest raczej dobra lub ne-
utralna, a nie zła, należy ją uzewnętrznić i rozwijać, nie
zaś powściągać. O ile jest nam dana możność pokierowa-
nia swoim życiem, rozwijamy się zdrowo, owocnie i
szczęśliwie.
6. Jeśli ten podstawowy rdzeń osobowości zostanie od-
rzucony bądź stłumiony, dana jednostka zachoruje albo
w sposób oczywisty, albo w sposób bardziej zamaskowa-
ny, niekiedy natychmiast, kiedy indziej w późniejszym
czasie.
7. Ta wewnętrzna natura nie jest tak silna i prężna
ani nieomylna, jak instynkt u zwierząt. Jest ona słaba,
delikatna i subtelna, łatwo ustępuje nawykowi, presji
kulturowej i złemu nastawieniu do niej innych osób.
8. Mimo swej słabości rzadko zanika u osoby normal-
nej — i zapewne nawet u osoby chorej. Chociaż odrzuco-
na, trwa permanentnie w głębi i domaga się aktualizacji.
9. Tak się składa, że te wszystkie stwierdzenia do-
tyczące wewnętrznej natury muszą być połączone z ko-
niecznością stosowania dyscypliny i wyrzeczeń oraz z fru-
stracją, cierpieniem i tragedią. O ile doświadczenia te od-
krywają, rozwijają i spełniają naszą wewnętrzną naturę,
o tyle są to doświadczenia pożądane. Coraz bardziej jest
widoczne, że doświadczenia te mają coś wspólnego z po-
czuciem dokonania i wzmocnieniem naszego ja, a przez
to samo z poczuciem zdrowego szacunku dla samego sie-
bie i większej pewności. Osoba, która nie przezwycięży-
ła, nie przeciwstawiła się i nie pokonała trudności, bę-
dzie nadal odczuwała wątpliwość, czy potrafiłaby
to uczynić. Dotyczy to nie tylko zagrożeń z zewnątrz,
lecz jest słuszne również w odniesieniu do umiejętności
kontrolowania i opóźniania własnych impulsów, a więc
do tego, żeby się ich nie bać.
Zauważmy, że jeśli stwierdzenia te się sprawdzą, bę-
dzie to zapowiedź naukowej etyki, naturalnego systemu
wartości i ostatecznego kryterium dla określenia dobra
i zła, słuszności i błędu. Im lepiej poznamy naturalne
skłonności człowieka, tym łatwiej będzie można mu po-
wiedzieć, jak być dobrym, szczęśliwym i owocnym w
pracy, jak szanować samego siebie, jak kochać i jak reali-
zować swoje największe możliwości. Prowadzi to auto-
matycznie do rozwiązania wielu problemów osobowości,
jakie niesie ze sobą przyszłość. Wydaje się przeto, że
należy zbadać, jaki człowiek jest wewnątrz, w swojej
głębi, jako należący do rodzaju ludzkiego i jako odrębna
jednostka.
Badanie takich samorealizujących się osób może nas
wiele nauczyć o naszych własnych błędach i niedo-
ciągnięciach oraz wskazać właściwy kierunek rozwoju.
Każde stulecie z wyjątkiem naszego miało swój wzór
i ideał. Nasza kultura wszystkie j^ odrzuciła, a więc
ideał świętego, bohatera, dżentelmena, rycerza i misty-
ka. Pozostał nam tylko osobnik dobrze przystosowany,
bez problemów, co stanowi mizerny i wątpliwy substy-
tut. Być może wkrótce uda się nam posłużyć jako na-
szym przewodnikiem i wzorem istotą ludzką, będącą w
pełni swojego rozwoju i samourzeczywistnienia, w której
wszystkie możliwości osiągają swoją pełną aktualizację,
której wewnętrzna natura wyraża się swobodnie i nie
jest wypaczona, zahamowana lub zaprzeczona.
Ważne dla każdej jednostki jest wyraźne i głębokie
uświadomienie sobie, że każde odstępstwo od cnoty wła-
ściwej danemu gatunkowi, każdy gwałt przeciwko włas-
nej naturze i zły czyn, każdy bez wyjątku za-
pisuje się w naszej podświadomości i sprawia, że gardzi-
my sobą. Karen Horney znalazła dobre określenie tego
nieświadomego postrzegania i zapamiętywania, nazwała
je „rejestrowaniem". Jeśli robimy coś, czego się wstydzi-
my> „rejestruje się" to na naszą niekorzyść, jeśli zaś ro-
bimy coś słusznego, szlachetnego lub dobrego, „rejestruje
się" to na nasze dobro. W ostatecznym rezultacie albo
niamy dla siebie szacunek i siebie akceptujemy, albo gar-
dzimy sobą i czujemy się podli, bezwartościowi i nie za-
sługujący na miłość. Teologowie używali niegdyś wyrazu
>,accidie" dla określenia grzechu niewykorzystania swego
życia na miarę własnych, znanych sobie możliwości.
13
Ten punkt widzenia nie przeczy bynajmniej obrazowi
przyjętemu przez Freuda. On go nawet poszerza i uzu-
pełnia. Upraszczając nieco zagadnienie można powiedzieć,
że Freud przedstawił nam chorą część psychologii, my
zaś musimy ją uzupełnić częścią zdrową. Miejmy nadzie-
ję, że ta zdrowa psychologia dostarczy nam więcej mo-
żliwości kontrolowania i ulepszania naszego życia i sta-
nia się lepszymi ludźmi. Może okaże się to bardziej
owocne niż stawianie pytania „jak się pozbyć choroby".
Jak możemy pobudzić swobodny rozwój? Jakie warun-
ki wychowawcze są ku temu najlepsze? A warunki sek-
sualne? Ekonomiczne? Polityczne? Jakiego potrzebujemy
świata, aby żyli na nim tacy ludzie? A oni jakiego rodza-
ju stworzą świat? Chorzy ludzie są wytworem chorej kul-
tury; ludzie zdrowi mogą powstać w zdrowej kulturze.
Jest jednak równie słuszne, że chorzy osobnicy potęgują
schorzenie kultury, zaś jednostki zdrowe ją uzdrawiają.
Podnoszenie stanu zdrowia jednostek przybliża nas do
tworzenia lepszego świata. Innymi słowy — zachęta do
rozwoju osobowości jest możliwością realną; leczenie już
występujących objawów newrozy jest znacznie trudniej-
sze bez pomocy z zewnątrz, Jest rzeczą względnie łatwą
dążyć świadomie do stania się człowiekiem uczciwszym;
bardzo trudno jest natomiast wyleczyć własne czynności
przymusowe lub obsesje.
Klasyczne ujęcie zagadnień osobowości polega na uwa-
żaniu ich za problemy w sensie niepożądanym. Walka,
konflikt, wina, nieczyste sumienie, niepokój, depresja,
frustracja, napięcie, wstyd, nakładanie na siebie kary, po-
czucie niższości lub małej wartości — to wszystko powo-
duje cierpienie psychiczne i zakłóca skuteczność dzia-
łań, nie podlegając przy tym naszej kontroli. Toteż auto-
matycznie te stany są traktowane jako chorobliwe i nie-
pożądane i „leczy się" je możliwie najszybciej.
Jednak wszystkie te objawy znajdujemy także u ludzi
zdrowych, względnie tych, którzy są na drodze ku zdro-
wiu. Przypuśćmy, że powinieneś się poczuwać do
winy, a nie poczuwasz sią? Przypuśćmy, że osiągnąłeś
dobrą stabilizację sił i jesteś dostosowany. Być może
to dostosowanie i stabilizacja, dobre same w sobie, bo
usunęły twe cierpienie, są jednocześnie złe, gdyż ustaje
w tobie dążenie do wyższego ideału? ?\y ':,-,-,., = : v;
14
Erich Fromm w swej doniosłej pracy (50) zaatakował
klasyczne freudowskie pojęcie superego jako całkowicie
autorytatywne i relatywistyczne. Freud uważał, że twoje
superego lub świadomość jest przede wszystkim interna-
lizacją pragnień, wymagań i ideałów ojca i matki bez
względu na to, kim oni są. Ale przypuśćmy, że to zbrod-
niarze? Jaka jest twoja świadomość w takim przypadku;?
Albo przypuśćmy, że masz surowego, moralizującego
ojca, który nienawidzi zabawy? Lub ojca psychopatę? Ta
świadomość istnieje, Freud miał rację. Nasze ideały po-
chodzą głównie od tych postaci z okresu wczesnego dzie-
ciństwa, nie zaś z umoralniających książeczek czytanych
w późniejszym okresie. Istnieje jednak w naszej świa-
domości również inny element, można to nazwać innym
rodzajem świadomości, który mamy wszyscy w mniej-
szym lub większym stopniu. Jest to „świadomość we-
wnętrzna", oparta na nieświadomej i przedświadomej
percepcji naszej własnej natury, naszego własnego prze-
znaczenia lub naszych własnych zdolności i naszego wła-
snego „powołania" życiowego. Nalega ona, byśmy byli
wierni naszej wewnętrznej naturze, byśmy się jej nie
wypierali ze słabości albo dla korzyści lub z jakiegokol-
wiek innego powodu. Ten, kto zmarnuje swój talent,
urodzony malarz, który nie maluje, lecz sprzedaje poń-
czochy, człowiek obdarzony inteligencją, który prowadzi
jałowy żywot, człowiek świadomy prawdy, który milczy,
tchórz, który wyrzeka się męstwa — ci wszyscy ludzie
głęboko odczuwają wyrządzoną sobie samym krzywdę i
pogardzają sobi. Z samopogardy może się zrodzić newro-
za. lecz równie dobrze może znowu pojawić się odwaga,
słuszne oburzenie i większy szacunek dla siebie, jeśli
późniejsze postępowanie będzie właściwe. Innymi słowy
— przez cierpienie i konflikt prowadzi droga do rozwoju
i zmiany na lepsze.
W założeniu celowo odrzucam obecne łatwe rozróżnie-
nie między chorobą a zdro\yiem, przynajmniej w zakre-
sie objawów zewnętrznych. Czy choroba oznacza, że się
ina jej objawy? Utrzymuję, i c choroba może też oznaczać
brak jej symptomów, kiedy być powinny. Czy zdrowie
jest równoznaczne z brakiem symptomów chorobowych,?
Zaprzeczam temu. Którzy z hitlerowców w Oświęcimiu
lub Dachau byli zdrowi, czy ci, którzy mieli porażoną
tiadomość, czy ci o spokojnej, niezamąconej, szczęśli-
15
wej świadomości? Czy to możliwe, aby osobnik prawdzi-
wie ludzki nie odczuwał konfliktu, cierpienia, depresji,
złości i tak dalej?
Słowem, jeśli mi ktoś mówi, że ma problem dotyczący
własnej osobowości, to dopóki bliżej nie poznam tej oso-
by, nie wiem, czy mam powiedzieć „to dobrze", czy też
„przykro mi". Zależy to od powodów, te zaś mogą być
albo dobre, albo złe.
Przykładem tego jest zmienny stosunek psychologów
do popularności, do przystosowania, a nawet — do prze-
stępczości. Popularny — w jakim środowisku? Może le-
piej, jeśli młodzik jest niepopularny w pojęciu
snobów z sąsiedztwa lub towarzystwa z miejscowego
klubu. Przystosowany — do kogo i czego? Do złej kul-
tury? Do despotycznych rodziców? Co pomyślimy o dob-
rze przystosowanym niewolnikuj? Albo więźniu? Patrzy
się teraz inaczej, z nową tolerancją, nawet na chłopca,
którego zachowanie stwarza problemy. Dlaczego
zszedł na drogę przestępstwa? Tu najczęściej powodem
jest choroba. Czasami jednak przyczyny są inne i słuszne,
bo chłopiec przeciwstawia się wyzyskowi, dominacji, bra-
kowi dbałości o niego, pogardzie i pomiataniu nim.
Wynika stąd. jasno, że problemy osobowości zależą od
tego, kto je wywołuje. Właściciel niewolnika? Dyktator?
Ojciec-despota? Mąż pragnący pozostawić żonę w stadium
rozwojowym dziecka? Wydaje się oczywiste, że problemy
osobowości mogą niekiedy stanowić głośny protest prze-
ciw łamaniu czyjegoś psychicznego kręgosłupa, czyjejś
prawdziwej wewnętrznej natury. A wtedy chorobliwy jest
brak protestu wobec zbrodni. Ze smutkiem stwier-
dzam, iż przypuszczalnie większość ludzi nie protestowa-
łaby przeciwko takiemu traktowaniu. Godzą się z nim i
płacą za to wiele lat później różnego rodzaju neurotycz-
nymi i psychosomatycznymi objawami, w niektórych zaś
przypadkach mogą nigdy nie uświadamiać sobie, że są
chorzy i że ominęło ich autentyczne szczęście, prawdzi-
we spełnienie oczekiwań, bogate życie uczuciowe i po-
godny, owocny wiek podeszły; że nigdy nie wiedzieli,
jak wspaniale jest być twórczym, doznawać wrażeń este-
tycznych, zachwycać się życiem.
Trzeba też postawić pytanie, czy smutek i cierpienie
mogą być pożądane lub nawet konieczne. Czy rozwój
i samorealizacja są w ogóle możliwe bez cierpienia,
zmartwień, smutku i niepokoju? Jeśli są one do pewne-
go stopnia konieczne i nieuniknione, to w jakim stopniu?
jeżeli zmartwienie i cierpienie są niekiedy konieczne dla
rozwoju jednostki, to musimy nauczyć się nie chronić
przed nimi automatycznie ludzi, jak gdyby były one
zawsze czymś złym. Czasem mogą być dobre i pożądane
w świetle końcowych dobrych następstw, zaś pozbawie-
nie ludzi możliwości przeżywania cierpień, nadmierne
ochranianie ich przed nimi może się okazać nawet nieko-
rzystne, gdyż z kolei jest wyrazem pewnego braku sza-
cunku dla integralności, wrodzonej natury oraz przyszłe-
go rozwoju jednostki.
2. CZEGO PSYCHOLOGIA MOŻE SIĘ NAUCZYĆ
OD EGZYSTENCJALISTOW
Jeśli badany egzystencjalizm pod kątem widzenia te-
go, „co się w nim nadaje dla psychologii", to znajdziemy
wiele wątków zbyt nieokreślonych i trudnych do zrozu-
mienia z naukowego punktu widzenia (niemożliwych ani
do potwierdzenia, ani do zaprzeczenia). Będzie tam
wszakże również wiele materiału pożytecznego. Z takiego
punktu widzenia uważamy go nie tyle za całkowicie no-
we objawienie, ile za podkreślenie, potwierdzenie, spre-
cyzowanie i ponowne odkrycie kierunków już istnieją-
cych w psychologii humanistycznej.
Dla mnie psychologia egzystencjalna oznacza zasadni-
czo dwa główne akcenty. Po pierwsze, jest to silny na-
cisk na pojęcie tożsamości oraz poznanie tożsamości ja-
ko warunku sine quo, non natury ludzkiej i wszelkiej fi-
lozofii lub nauki dotyczącej tej natury. Wybieram to po-
jęcie jako podstawowe po części dlatego, że je le-
piej rozumiem niż takie terminy jak esencja, egzysten-
cja, ontologia i tym podobne, a po części dlatego, że czuję,
iż będzie je można opracować empirycznie, jeśli nie te-
raz, to wkrótce.
Tu jednak zachodzi paradoks, bowiem amerykańscy
psycholodzy również zajęli się poszukiwaniem tożsa-
mości (Allport, Rogers, Goldstein, Fromm, Wheelis, Erik-
son, Murray, Murphy, Horney, May i inni). Muszę nadto
dodać, że ci autorzy są o wiele klarowniejsi i o wiele
17
bliżsi nagim faktom, to znaczy bardziej empiryczni niż
na przykład Niemcy, Heidegger i Jaspers.
Po drugie, psychologia egzystencjalna kładzie silny na-
cisk na wychodzenie raczej od wiedzy doświadczalnej niż
od systemów pojęć czy kategorii abstrakcyjnych lub in-
nych założeń apriorycznych. Egzystencjalizm opiera się
na fenomenologii, to znaczy stosuje osobiste, podmiotowe
doświadczenie jako podwalinę wiedzy abstrakcyjnej.
Jednak i wielu psychologów zaczynało od akcentowa-
nia wiedzy doświadczalnej, nie mówiąc o różnych odła-
mach psychoanalityków.
Stąd wynikają następujące konkluzje:
1. Europejscy filozofowie i amerykańscy psycholodzy
nie są tak bardzo sobie dalecy, jak to zrazu wygląda. My,
Amerykanie, cały czas „mówiliśmy prozą nie wiedząc
o tym". Ten zbieżny kierunek rozwojowy w różnych
krajach jest, naturalnie częściowo, dowodem, że wszyscy
badacze dochodzący niezależnie do tych samych wniosków
reagują na coś realnego, co znajduje się na zewnątrz nich
samych.
2. Uważani, że tym czymś realnym jest całkowite za-
łamanie się wszystkich źródeł wartości zewnętrznych
wobec jednostki. Wielu egzystencjalistów europejskich
żywo reaguje na konkluzję Nietzschego. że Bóg umarł,
a może i na fakt, że Marks też umarł. Amerykanie prze-
konali się, że demokracja polityczna i dobrobyt ekono-
miczny same przez się nie rozwiązują żadnych zagadnień
wartości. Nie mamy dokąd się zwrócić, pozostaje nam
więc tylko kierunek do wewnątrz, do swego ja, które jest
siedliskiem wartości. Wygląda to na paradoks, lecz na-
wet niektórzy wierzący egzystencjaliści częściowro akcep-
tują ten wniosek.
3. Dla psychologów jest rzeczą niezmiernie ważną, że
egzystencjaliści mogą dać psychologii podstawy filozo-
ficzne, jakich jej obecnie brakuje. Pozytywizm logiczny
okazał się niewypałem, zwłaszcza dla psychologów klini-
cystów i psychologów osobowości. W każdym razie pod-
stawowe zagadnienia filozoficzne z pewnością znów będą
poddane dyskusji i być może psycholodzy przestaną opie-
rać się na pseudorozwiazaniach lub nieświadomych, nie-
18
sprawdzonych filozofiach, o jakich słyszeli w dzieciń-
stwie.
4. Alternatywną charakterystyką istoty europejskiego
egzystencjalizmu (dla nas, Amerykanów) będzie to, że
rozprawia się on radykalnie z tym ludzkim tematem, ja-
ki stwarza luka miedzy ludzkimi aspiracjami a ograni-
czeniami (między tym, czym człowiek jest, czym
chciałby być i czym mógłby być). Nie odbiega
to tak bardzo od zagadnienia tożsamości, jak początkowo
może wyglądać. Osoba jest zarówno aktualizacją, jak i
potencjalnością.
Nie wątpię, że głębsza analiza tej rozbieżności mogłaby
zrewolucjonizować psychologię. Taką opinię potwierdza-
ją już różne opracowania, na przykład testy projekcyjne,
samorealizacja, różne doświadczenia szczytowe (w któ-
rych przerzuca się pomost przez tę lukę), psychologie
jungowskie oraz różni myśliciele, teolodzy itd.
Ich autorzy idą dalej, podejmując problemy techniki
integracji tej dwojakiej natury człowieka, tego, co w nim
niższe i wyższe; stworzone i podobne Bogu. Ogólnie bio-
rąc większość filozofii i religii zarówno wschodnich, jak
zachodnich wprowadza tu dychotomię, nauczając, że dro-
ga do stania się „wyższym" prowadzi przez wyrzeczenie
się i opanowanie „tego, co niższe". Natomiast egzysten-
cjaliści uczą, że i jedno, i drugie równocześnie
określa właściwości natury ludzkiej. Nie można żadnej
z tych części odrzucić, można je tylko zintegrować.
Poznaliśmy już cokolwiek owe techniki integracyjne,
wiemy o intuicji, o intelekcie w szerszym ujęciu, o mi-
łości, o twórczości, o humorze i tragedii, o zabawie i o
sztuce. Podejrzewam, iż w przyszłości badania ześrod-
kują się na wspomnianych technikach integracyjnych w
większym niż dotychczas stopniu.
Innym rezultatem mojej refleksji nad owym naciskiem
na dwojakość natury człowieka jest uświadomienie so-
bie, że niektóre zagadnienia muszą pozostać na zawsze
nierozwiązalne.
5. Z tego naturalnie wynika zainteresowanie idealną,
autentyczną, doskonałą, „boską" istota ludzką, badanie
możliwości ludzkich jako teraz istniejących w pew-
nym sensie, jako bieżąca poznawalna rzeczywistość.
To może brzmieć zbyt książkowo, ale tak nie jest. Jest
19
to po prostu niecodzienny sposób stawiania starych py,
tan, które pozostały bez odpowiedzi: „Jakie są cele tera-
pii, edukacji, wychowania dzieci,?''
Nasuwa się tu jeszcze inna prawda i inne zagadnienie
wymagające pilnego rozważenia. Każdy rzeczowy opis
„osoby autentycznej" od razu zakłada, że osoba ta z racji
tego, czym się stała, przyjmuje nowy stosunek do swej
społeczności, a nawet do społeczeństwa w ogóle. Ona nie
tylko przekracza samą siebie pod różnymi względami, ona
przekracza również swoją kulturę. Opiera się włączeniu
do niej. Staje się bardziej oderwana od swej pierwotnej
kultury i swego społeczeństwa. Staje się bardziej przed-
stawicielem swego gatunku, a mniej — członkiem swego
środowiska. Wyczuwam, że większość socjologów i antro-
pologów z tym się nie godzi. Toteż z całą gotowością
oczekuję w tej dziedzinie kontrowersji. Ale jest to nie-
wątpliwie podstawa do „uniwersalizmu".
6. Możemy i powinniśmy przejąć od europejskich auto-
rów ich mocniejsze akcentowanie tego, co nazywają
„antropologią filozoficzną", to znaczy ich usiłowanie
określenia człowieka i różnic zachodzących między czło-
wiekiem a wszelkimi innymi gatunkami, między czło-
wiekiem a przedmiotami i między człowiekiem a robota-
mi. Jakie atrybuty są jedynie jemu właściwe i jego cha-
rakteryzujące? Co jest tak istotne dla człowieka, bez cze-
go już nie byłby nazywany człowiekiem?
Ogólnie rzecz biorąc, psychologia amerykańska zrezy-
gnowała z tego zagadnienia. Różne behawioryzmy nie
zrodziły żadnej definicji, a przynajmniej takiej, jaką da-
łoby się potraktować poważnie (jak wyglądałby człowiek
S — R? * I kto chciałby nim być?). Freudowski obraz
człowieka jest wyraźnie nieprzydatny, pomija bowiem je-
go aspiracje, jego dające się urzeczywistnić nadzieje, je-
go boskie cechy. Fakt, że Freud dał nam najbardziej
obszerne systemy psychopatologii i psychoterapii, nie ma
z tym nic wspólnego, jak wynika ze współczesnych od-
kryć psychologów badających ludzkie ego.
* S — R — bodziec-reakcja (stimulus-response) — teoria
psychologiczna, według której wszelkie zachowanie jest
reakcją na bodźce, a właściwym zadaniem psychologii jako
nauki jest identyfikowanie bodźców, skorelowanych z nimi
reakcji oraz procesów pośredniczących między bodźcem a
reakcją (przyp. red.).
20
7 Niektórzy filozofowie egzystencjalni nazbyt jed-
nostronnie podkreślają samokształtowanie się jaźni. Sar-
tre i inni mówią o „jaźni jako projekcie", całkowicie
stworzonej przez ciągłe (i arbitralne) wybory dokonywa-
ne przez samą osobę, tak jakby mogła ona uczynić sie-
bie wszystkim, czym chce być. Oczywiście tak skrajna
forma wypowiedzi jest na pewno przesadą, której bezpo-
średnio przeczą fakty z genetyki i psychologii konstytu-
cjonalnej. Mówiąc bez ogródek jest to niedorzeczne.
Z drugiej zaś strony freudyści, terapeuci egzystencjal-
ni, zwolennicy Rogera i psycholodzy rozwoju osobowe-
go mówią raczej o odkrywaniu jaźni i o terapii
odsłaniającej i może nie doceniają czynników wo-
li, decyzji i sposobów, jakimi rzeczywiście formu-
jemy siebie z własnego wyboru.
(Nie wolno nam oczywiście zapominać, że o obu tych
grupach można powiedzieć, iż nadmiernie psychologizują,
a zbyt mało socjologizują, to znaczy, że niedostatecznie
akcentują w swych systematycznych rozważaniach wiel-
kie determinujące znaczenie autonomicznych czynników
społecznych i środowisk, takich sił zewnętrznych wo-
bec jednostki jak ubóstwo, wyzysk, nacjonalizm, wojna
i ustrój społeczny. Na pewno żadnemu psychologowi przy
zdrowych zmysłach nie przyjdzie na myśl zaprze-
czać, że wobec tych sił jednostka jest w pewnym stop-
niu bezradna. Ale mimo wszystko jego pierwszym obo-
wiązkiem zawodowym jest raczej badanie indywidualnej
osoby niż społecznych pozapsychicznych czynników de-
terminujących. Podobnie, zgodni^ z opinią psychologów,
socjolodzy przeceniają siły społeczne, zapominając o auto-
nomii osobowości, woli, odpowiedzialności itd. Lepiej my-
śleć o tych grupach ludzi raczej jako o specjalistach niż
ślepcach czy głupcach.)
W każdym razie wydaje się, że zarówno odkrywa-
my, jak i odsłaniamy siebie, oraz decydujemy o tym,
czym będziemy. Ta niezgodność opinii jest zagadnieniem
oczekującym rozwiązania empirycznego.
8. Nie tylko pozostawiliśmy na uboczu problem odpo-
wiedzialności i woli, lecz także ich następstwa — siłę
i odwagę. Ostatnio psychoanalityczni psycholodzy ego za-
interesowali się tą znaczącą zmienną człowieka i zaczęli
91
poświęcać dużo uwagi „sile ego"; jest to jednak nadal
zagadnienie nie tknięte przez behawiorystów.
9. Psycholodzy amerykańscy wysłuchali wezwania Al-
Iporta do zajęcia się psychologią idiograficzną, lecz nie-
wiele w tym kierunku zdziałali. To samo da się powie-
dzieć nawet o psychologach klinicznych. Obecnie istnie-
je dodatkowo presja w tym kierunku ze strony fenome-
nologów i egzystencjalistów; temu naciskowa będzie bar-
dzo trudno się oprzeć, a właściwie, jak sadze, teoretycz-
nie jest to nawet niemożliwe. Jeśli badanie nie-
powtarzalności jednostki nie pasuje do tego, co podaje
x nam nauka, tym gorzej dla takiej koncepcji nauki. I ona
będzie musiała ulec przetworzeniu.
10. Fenomenologia ma swą historię w amerykańskiej
myśli psychologicznej (87), sądzę jednak, iż ogólnie bio-
rąc traci swą żywotność. Europejscy fenomenolodzy ze
swymi starannymi i drobiazgowo wypracowanymi opisami
mogą nas na nowo nauczyć, że najlepszą drogą do zrozu-
mienia innej istoty ludzkiej, a przynajmniej drogą ko-
nieczną dla pewnych celów, jest wniknięcie w jego Welt-
ansehauung, by móc widzieć jego świat jego włas-
nymi oczami. Taki wniosek jest rzecz prosta niełatwy do
przyjęcia przez żadną pozytywistyczną filozofie nauki.
11. Nacisk kładziony przez egzystencjalistów na osta-
teczną samotność jednostki stanowi dla nas pożyteczne
przypomnienie o potrzebie dalszego rozwijania pojęć de-
cyzji, odpowiedzialności, wyboru, samotworzenia się,
autonomii i samej tożsamości. Czyni on bardziej skompli-
kowaną i bardziej fascynującą, tajemnicę komunikacji
między samotnościami na drodze na przykład intuicji i
empatii, miłości i altruizmu, identyfikowania się z inny-
mi i homonomii w ogóle. Przyjmujemy to wszystko jako
sarno przez się zrozumiałe. Lepiej jednak byłoby uważać
to za cuda oczekujące wyjaśnienia.
12. Inne zagadnienie, którym zajmują się autorzy egzy-
stencjalni, można, jak sądzę, sformułować bardzo prosto.
Jest to wymiar powagi i głębi naszego życia (lub może
„tragiczny sens życia") skontrastowany z życiem płyt-
kim i powierzchownym, będącym niejako życiem po-
rnniejszonym, obroną przed jego ostatecznymi problema-
mi. Nie jest to tylko koncepcja literacka, ma ona istotne
praktyczne znaczenie, chociażby w psychoterapii. Na
mnie (i na innych) coraz większe wrażenie wywierał
fakt, że tragedia może czasami mieć działanie terapeu-
tyczne i że terapia często wydaje się przynosić najlepsze
rezultaty, kiedy ludzie szukają jej pod wpływem
cierpienia. To właśnie wtedy, kiedy płytkie życie przy-
nosi zawód, dochodzi do jego zakwestionowania i do
zwrócenia się ku sprawom podstawowym. Również w
psychologii płycizna nie przynosi rezultatu, o czym bar-
dzo wyraźnie mówią egzystencjaliści.
13. Egzystencjaliści wraz z wielu innymi grupami psy-
chologów ułatwiają nam poznanie granic słownej, anali-
tycznej i pojęciowej racjonalności. Są oni za głoszonym
obecnie powrotem ku czystemu doświadczeniu jako u-
przedniemu wobec wszelkich pojęć i abstrakcji. Sprowa-
dza się to do słusznej, w moim przekonaniu, krytyki ca-
łego sposobu myślenia świata zachodniego w XX wieku,
nie wyłączając ortodoksyjnej, pozytywistycznej nauki i
filozofii, które wymagają pilnie ponownego zbadania.
14. Zapewne najważniejszą ze wszystkich zmian, ja-
kich zamierzają dokonać fenomenolodzy i egzystencja-
liści, jest mocno opóźniona rewolucja teorii nauki. Nie po-
winienem mówić „dokonać", lecz raczej „dopomóc", gdyż
istnieje wiele innych sił zmierzających do zniszczenia
oficjalnej filozofii nauki, czyli „scjentyzmu". Należy
przezwyciężyć nie tylko kartezjański rozłam między „pod-
miotem" a „przedmiotem". Zaistniała potrzeba wniesie-
nia innych radykalnych zmian ze względu na włączenie
psyche i czystego doświadczenia do rzeczywistości, te zaś
zmiany wywrą wpływ nie tylko na naukę psychologii,
lecz także na wszystkie inne nauki; skąpstwo, prostota,
dokładność, porządek, logika, elegancja, określoność itd.
— wszystko to należy raczej do świata abstrakcji niż do-
świadczenia.
15. Na zakończenie powiem, że w literaturze egzysten-
cjalistycznej największe wrażenie wywarł na mnie pro-
blem czasu przyszłego w psychologii. Nie dlatego, żeby
ten problem, jak wszystkie inne problemy czy tendencje
dotychczas tu omówione, był całkowicie obcy dla mnie
23
X
ani, jak sądzę, dla każdego poważnego badacza teorii
osobowości. Prace Charlotty Buhler, Gordona Allporta
i Kurta Goldsteina również powinny uświadomić nam
konieczność przeanalizowania i usystematyzowania dyna-
micznej roli przyszłości u obecnie egzystującej osoby, na
przykład wzrost, stawanie się i możliwość z konieczności
wskazują w kierunku przyszłości; podobnie pojęcia po-
tencjalności i nadziei, pragnienia i wyobrażenia, zaś ogra-
niczanie się do konkretów jest utratą przyszłości; zagro-
żenie i obawa wskazują w kierunku przyszłości (nie ma
przyszłości — nie ma neurozy); samorealizacja traci swe
znaczenie, jeśli zabraknie odniesienia do obecnie czynnej
przyszłości; życie może być jakąś postacią (gestalt) w
czasie itd. itd.
Jednak podstawowe i centralne znaczenie,
jakie to zagadnienie ma dla egzystencjalistów, może nas
czegoś nauczyć, jak na przykład prace Erwina Straussa
zamieszczone w książce R. Maya (110). Sądzę, że słuszne
jest stwierdzenie, iż żadna teoria psychologii nigdy nie
będzie pełna, jeśli nie scentralizuje się na pojęciu, że
przyszłość człowieka jest zawarta w nim samym i że
aktywnie działa ona w teraźniejszości. W tym sensie moż-
na traktować przyszłość jako a-historyczną zgodnie z uję-
ciem Kurta Lewina. Należy również uświadomić sobie,
iż tylko przyszłość jest w zasadzie nieznana i nie-
poznawalna, co oznacza, że wszystkie nawyki, mecha-
nizmy obronne i mechanizmy aktywne są wątpliwe i nie-
jednoznaczne jako oparte na doświadczeniu przeszłości.
Tylko osobnik o elastycznym i twórczym umyśle może
faktycznie uporać się z przyszłością, a więc tylko ten,
kto potrafi stawić czoło temu, co nowe, z ufnością i bez
obawy. Jestem przekonany, że wiele z tego, co obecnie
nazywa się psychologią, poświęcone jest badaniu różnych
forteli, jakie stosujemy, żeby uniknąć niepokoju wywo-
łanego absolutną nowością, narzucając sobie przekona-
nie, że przyszłość będzie podobna do przeszłości.
WNIOSEK
Rozważania te podtrzymują moje nadzieje, że jesteśmy
świadkami ekspansji psychologii, nie zaś nowego „izmu"
mogącego się obrócić w antypsychologię bądź antynaukę.
24
Możliwe, że egzystencjalizm nie tylko wzbogaci psy-
chologię, lecz może się stać dodatkowym bodźcem, po-
wstania innej gałęzi psychologii, a mianowicie psy-
chologii w pełni rozwiniętej i autentycznej Jaźni i jej
sposobów istnienia. Sutich proponuje nazwać ją ontopsy-
chologią.
Na pewno coraz jaśniej widzimy, że to, co w psycholo-
gii nazywamy „normalnym", jest w rzeczy samej psycho-
patologią przeciętności, i to tak pospolitą i szeroko roz-
powszechnioną, że zazwyczaj nawet jej nie dostrzegamy.
Badania egzystencjalistów nad autentyczną osobą i auten-
tycznym sposobem życia pozwalają rzucić ostre światło
na tę ogólną fałszywość, na życie złudzeniami i w lęku;
stwierdzono, że takie życie jest chorobą, i to szeroko roz-
powszechnioną.
Nie sądzę, aby należało zbyt poważnie traktować roz-
wodzenie się egzystencjalistów europejskich wyłącznie
nad strachem, niepokojem, rozpaczą itp., na które jedy-
nym lekarstwem według nich ma być niepoddawanie się.
To niepohamowane biadolenie (przy wysokim współczyn-
niku inteligencji) ma miejsce zawsze, ilekroć zawodzi
zewnętrzne źródło wartości. Powinni byli nauczyć się od
psychoterapeutów, że utrata złudzeń i odkrycie własnej
tożsamości, aczkolwiek zrazu bolesne, w końcowym efek-
cie może stać się ożywiające i wzmacniające. Poza tym,
brak jakiejkolwiek wzmianki o doświadczeniach szczyto-
wych, o doświadczeniach, o radości i ekstazie, a nawet
o zwykłym szczęściu, nasuwa mocne podejrzenie, że ci
autorzy nie szybują wysoko, że są ludźmi, którzy nie zna-
ją przeżyć radosnych. Jak gdyby widzieli tylko na jedno
oko, i to oko dotknięte bielmem uprzedzenia. Większość
ludzi przeżywa zarówno tragedię, jak radość w róż-
nych proporcjach. Nie można uważać żadnej filozofii za
wyczerpującą,1 jeśli pomija któreś z tych doznań. Colin
Wilson (307) przeprowadza wyraźne rozróżnienie między
egzystencjalistami „potakującymi" a egzystencjalistami
„zaprzeczającymi". Pod tym względem muszę mu przy-
znać całkowitą rację.
1 Ten sam temat omawiam w Eupsychian Management,
Irwin
-Desey 1965, s. 194-201.
Część II
WZROST I MOTYWACJA
3. MOTYWACJA BRAKU I MOTYWACJA WZROSTU
Pojęcie „potrzeby podstawowej" można określić for-
mułując pytania, na które ono stanowi odpowiedź, i dzia-
łania, jakie to pojęcie ujawniły (97). Moje wyjściowe py-
tanie dotyczyło genezy psychopatologii i brzmiało: „Co
wywołuje nerwicę u ludzi,?" Odpowiedzią na nie (będącą
modyfikacją i, mam nadzieję, ulepszeniem metody anali-
tycznej) było, krótko mówiąc, iż newroza w swej istocie
i swym zalążku jest chorobą wywołaną brakiem; że po-
wstaje z powodu pozbawienia pewnych zaspokojeń, które
nazwałem potrzebami takiego samego rodzaju, jak woda,
.aminokwasy i wapno, których brak wywołuje chorobę.
Na większość newroz składają się, oprócz innych złożo-
nych czynników determinujących, niespełnione pragnie-
nia bezpieczeństwa, przynależności i tożsamości, bliskich
/związków miłości, szacunku i uznania. Zbierałem swoje
„dane" w ciągu dwunastu lat pracy badawczej i psycho-
terapeutycznej i dwudziestu lat badań nad osobowością.
Jedno niewątpliwe badanie kontrolne (dokonane w tym
samym czasie i w trakcie tej samej operacji) dotyczyło
skutków terapii zastępczej; wykazało ono, z wieloma za-
strzeżeniami, że z chwilą usunięcia takich braków, scho-
rzenia miały tendencję do ustępowania.
Wnioski te są obecnie podzielane przez większość kli-
nicystów, terapeutów i psychologów dziecka (wielu z nich
stosuje inną nomenklaturę); coraz bardziej umożliwiają
one naturalny, łatwy i spontaniczny sposób określenia
potrzeby przez uogólnienie rzeczywistych danych do-
świadczalnych (a nie przez arbitralne i przedwczesne
ustalenia, raczej uprzednie wobec gromadzenia in-
formacji niż późniejsze (141), po prostu dla większej
obiektywności).
Charakterystyczne cechy długotrwałego braku są na-
stępujące. Potrzebę określimy jako podstawową i in-
stynktowną, jeśli: . ( ,
1. jej brak rodzi chorobę,
2. jej obecność zapobiega chorobie, . . ' ^
3. jej przywrócenie leczy chorobę,
4. w pewnych (bardzo skomplikowanych) sytuacjach,
które pozostawiają możliwość wolnego wyboru, osoba
dotknięta brakiem, woli zaspokoić tę potrzebę niż inne,
5. jest w stanie nieczynnym, nieaktywna lub funkcjo-
nalnie nieobecna u osoby zdrowej.
Dwie dodatkowe cechy są subiektywne, mianowicie
świadoma lub nieświadoma tęsknota i pragnienie oraz
uczucie braku lub upośledzenia, jakby z jednej strony
czegoś brakowało i z drugiej odczuwało się smak czegoś
(„jakie to smaczne").
Jeszcze słówko o definicji. Wiele problemów trapiących
autorów z tej dziedziny, kiedy chcieli zdefiniować i wy-
tyczyć granice motywacji, wynikało z wyłącznego wyma-
gania behawioralnych i zewnętrznie obserwowalnych kry-
teriów. Pierwotne kryterium motywacji, które wciąż
jeszcze stosują wszystkie istoty ludzkie z wyjątkiem psy-
chologów behawioralnych, to kryterium subiektywne.
Motywację dla mnie stanowi uczucie pragnienia, potrze-
by, tęsknoty, chęci lub braku. Nie znaleziono, jak dotąd,
dającego się obiektywnie zaobserwować stanu odpowia-
dającego w przybliżeniu tym subiektywnym relacjom,
to znaczy, nie znaleziono jak dotąd dobrej behawioralnej
definicji motywacji.
Powinniśmy, naturalnie, w dalszym ciągu poszukiwać
obiektywnych odpowiedników czy wskaźników stanów
subiektywnych. W dniu, w którym się wykryje taki ogól-
ny, zewnętrzny wskaźnik zadowolenia lub niepokoju
bądź też pragnienia — psychologia zrobi skok naprzód
o całe stulecie. Jednak dopóki go nie mamy, nie po-
winniśmy udawać, że go mamy. Nie wolno nam też lekce-
ważyć danych subiektywnych, które mamy. Na nie-
szczęście nie możemy prosić szczura, aby nam złożył su-
biektywne sprawozdanie. Jednak możemy, na szczę-
ście, spytać o to człowieka i nie ma najmniejszego po-
wodu, dla którego nie mielibyśmy tego uczynić, zanim
nie zdobędziemy lepszego źródła informacji.
Otóż właśnie te potrzeby, które stanowią zasadniczy
brak w organizmie, niejako puste miejsca, które muszą
być wypełnione dla zachowania zdrowia i które ponad-
to muszą być wypełnione od zewnątrz przez istoty ludz-
kie inne niż podmiot — takie potrzeby nazwę (dla ce-
lów tego wywodu) niedoborem lub potrzebą wywołaną
brakiem i przeciwstawię je innemu bardzo odmiennemu
rodzajowi motywacji.
Nikomu nie przyszłoby na myśl kwestionować stwier-
dzenia, że potrzebujemy jodu lub witaminy C.
Przypomnę, że oczywistość potrzeby miłości jest do-
kładnie tego samego rodzaju.
W ostatnich latach coraz więcej psychologów zostało
zmuszonych do postulowania pewnej tendencji do rozwo-
ju lub samodoskonalenia się dla uzupełnienia pojęć rów-
nowagi, homeostazy, redukcji napięcia, obrony i innych
motywacji zachowawczych. Wynikało to z różnych przy-
czyn.
1. Psychoterapia. Pęd do zdrowia umożliwia te-
rapię. Jest to warunek sine qua non. Bez tego dążenia
terapia wychodząca poza przeciwdziałanie bólom i nie-
pokojom, byłaby niewytłumaczalna (6, 142, 50, 67).
2. Żołnierze z uszkodzonym mózgiem.
Wszystkim jest dobrze znana praca Goldsteina (55). Był
on zmuszony stworzyć pojęcie samoaktualizacji, aby wy-
jaśnić reorganizację zdolności umysłowych osoby po ura-
zie.
3. Psychoanaliza. Niektórzy psychoanalitycy,
a mianowicie Fromm (50) i Horney (67), uznali za nie-
możliwe zrozumienie nawet newróży bez przyjęcia zało-
żenia, że stanowi ona zniekształconą odmianę impulsu do
wzrastania, doskonalszego rozwoju i do spełnienia mo-
żliwości osobistych.
4. Twórczość. Badania nad ludźmi prawidłowo roz-
wijającymi się i rozwiniętymi szczególnie w zestawieniu
z rozwojem ludzi chorych rzucają dużo światła na pro-
blematykę twórczości. Zwłaszcza teoria sztuki i kształ-
cenie w zakresie sztuki domagają się koncepcji rozwo-
ju i spontaniczności (179, 180).
5. Psychologia dziecka. Obserwacja dzieci co-
raz wyraźniej wykazuje, że dzieci zdrowe znajdują
radość w swoim rozwoju i w swoich postępach, w
zdobywaniu nowych umiejętności, uzdolnień i sprawności.
Przeczy to kategorycznie tej wersji teorii Freuda, która
zakłada, że każde dziecko trzyma się kurczowo raz osią-
gniętego przystosowania, jak i stanu spoczynku bądź rów-
nowagi. Według tej teorii trzeba stale poszturchiwać
oporne i konserwatywne dziecko, żeby zamiast pozosta-
wać w wygodnym i ulubionym stanie spoczynku dążyło
k u nowej, groźnej sytuacji.
Aczkolwiek klinicyści stale potwierdzają tę freudowską
koncepcję jako w pełni słuszną w przypadku dzieci po-
zbawionych pewności siebie i wystraszonych oraz jako
częściowo słuszną, gdy chodzi o ogół ludzi, jest ona na
ogół nieprawdziwa w przypadku dzieci zdrowych,
szczęśliwych i bezpiecznych. U tych dzieci wyraźnie wi-
dać chęć rozwoju, dojrzewania, pozbywania się starych
nawyków jako zużytych, podobnie jak starego obuwia,
z którego się wyrosło. Bardzo wyraźnie występuje u nich
nie tylko chęć nabywania nowych umiejętności, lecz tak-
że szczera radość z częstego korzystania z nich, czyli tak
zwany Funktions-lust Karla Buhlera (24).
Dla autorów z tych rozmaitych grup, a mianowicie
Fromma (50), Horney (67), Junga (73), C. Buhler (22),
Angyala (6), Rogersa (143) i G. Allporta (2), Schachtela
(147) i Lynda (92), a ostatnio dla jeszcze paru psycholo-
gów katolickich (9, 128), rozwój, indywiduacja, autono-
mia, samoaktualizacja, samorozwój, wydajność oraz sa-
mourzeczywistnienie są, w przybliżeniu, synonimami
oznaczającymi raczej niewyraźnie dostrzeganą dziedzinę
niż jasno sprecyzowane pojęcie. Moim zdaniem obecnie
nie jest rzeczą możliwą wyraźne określenie tej dzie-
dziny. Nie jest to zresztą wskazane, bowiem definicja nie
wynikająca łatwo i naturalnie z dobrze znanych faktów
może raczej przeszkadzać i zniekształcać niż pomagać,
ponieważ może być błędna albo źle zrozumiana jako
powstała aktem woli, na apriorycznych podstawach. Do-
29
tychczas po prostu jeszcze za mało wiemy o wzroście,
aby go móc dobrze określić.
Jego znaczenie można raczej wskazać niż określić.
częściowo przez wskazanie pozytywne, częściowo przez
negatywne przeciwstawienie, to znaczy, wskazanie czym
nie jest. Na przykład, nie jest on tym samym co rów-
nowaga, homeostaza, zmniejszenie napięcia itd.
Konieczność tego pojęcia powstała u jego rzeczników
po części z racji niezadowolenia (pewne nowo poznane
zjawiska po prostu nie dawały się ująć istniejącymi te-
oriami), po części zaś z zapotrzebowania na teorie i kon-
cepcje lepiej służące nowym systemom wartości humani-
stycznych, które powstały z przełamania starszych sy-
stemów wartości.
Natomiast niniejsza praca opiera się głównie na bez-
pośrednich badaniach osobników psychologicznie zdro-
wych. Podjęta bna została nie tylko z powodu wewnętrz-
nego, osobistego zainteresowania autora, lecz ma rów-
nież na celu wzmocnienie podstaw teorii terapii, pato-
logii, a stąd i wartości. Odnoszę wrażenie, że prawdziwe
cele edukacji, wychowania rodzinnego, psychoterapii, sa-
morozwoju można odkrywać stosując tylko takie bezpo-
średnie ujęcia. Końcowy produkt wzrostu może nas wie-
le nauczyć o samych procesach wzrostu. W poprzedniej
książce (97) przekazałem naukę płynącą z tych badań i
ponadto w bardzo swobodnej teoretycznej refleksji pod-
jąłem temat różnych możliwych następstw dla psycho-
logii ogólnej, wynikających z tego rodzaju bezpośrednich
badań nad raczej dobrymi niż złymi ludźmi, nad raczę]
zdrowymi niż chorymi, zarówno nad tym, co pozytywne,
jak nad tym, co negatywne. (Muszę tu ostrzec czytel-
ników, że nie można uważać otrzymanych danych za pew-
ne, zanim jeszcze ktoś inny nie powtórzy takich badań.
W tego rodzaju pracy badawczej możliwość projekcji jest
bardzo realna i oczywiście nie do wykrycia przez same-
go badacza.) Pragnę omówić obecnie niektóre zaobserwo-
wane przeze ninie roznieś istniejące między umotywowa-
nym życiem ludzi zdrowych a życiem innych ludzi, to
znaczy między ludźmi, dla których motywacją jest po-
trzeba wzrostu, w przeciwstawieniu do ludzi kierujących
się potrzebami podstawowymi.
Jeśli chodzi o sytuację motywacyjną, to ludzie zdrowi
zaspokoili dostatecznie swe podstawowe potrzeby bezpie-
30
pry-
:*-;.
narzueeniei&
czeństwa, przynależności, miłości, szacunku i godności
własnej, tak że motywację dla nich stanowi przede
wszystkim dążenia do samoaktualizacji (określonej jako
ciągła aktualizacja możliwości, zdolności i talentów, ja-
ko wypełnienie misji albo wezwania, losu, przeznaczenia
czy powołania, jako pełniejsze rozpoznanie i akceptacja
własnej wewnętrznej natury, jako ustawiczne dążenie ku
jedności, integracji czy harmonii wewnętrznej).
Od tej ogólnikowej definicji lepsza jest definicja opi-
sowa i funkcjonalna, którą podałem we wspomnianej już
książce (97). Definiuję tam ludzi zdrowych opisując ich
cechy zaobserwowane klinicznie; ............
Tymi cechami są:
1. Wyższa percepcja rzeczywistości.
2. Większa akceptacja siebie, innych i natury. K
3. Większa spontaniczność. ".;;
4. Większa koncentracja nad problemami. r
5. Większy stopień oderwania się i pragnienie
watności.
6. Większa niezależność i opór przed
wzorca kultury.
7. Większa świeżość oceny i bogactwo reakcji
ciowej. '.',
8. Większa częstotliwość doświadczeń szczytowych. "",
D. Większy stopień utożsamienia się z rodzajem ludz-
kim.
10. Zmienirne (klinicyści powiedzieliby „ulepszone")
stosunki interpersonalne.
11. Bardziej demokratyczny charakter. |
12. Znacznie zwiększona zdolność twórcza.
13. Pewne zmiany w systemie wartości.
W książce tej opisuję ponadto ograniczenia definicji
wynikające z nieuniknionych błędów w wyborze i z trud-
ności w zbieraniu danych. Jednym z większych manka-
mentów dotychczas przedstawionej koncepcji jest zbyt
statyczny charakter. Samoaktualizacja, ponieważ bada-
łem ją głównie u ludzi starszych, łatwo sprawia wrażenie
ostatecznego czy końcowego stanu rzeczy, a więc raczej
odległego celu, niż dynamicznego procesu, aktywnego w
ciągu całego życia, raczej Bytu niż Stawania się.
Jeśli określimy wzrost jako ciąg różnych procesów pro-
wadzących jednostkę do ostatecznej samoaktualizacji, to
V
31
ta definicja będzie lepiej odpowiadała zaobserwowanemu
faktowi, że ten wzrost trwa cały czas w historii życia
ludzkiego. Taka definicja odrzuca również inną etapową,
typu wszystko-albo-nic, skokową koncepcję umoty-
wowanego rozwijania się ku samoaktualizacji, w którym
podstawowe potrzeby są całkowicie zaspokajane, jedna
po drugiej, zanim w świadomości wyłoni się następna
wyższa potrzeba. Wzrost ukazuje się tutaj nie tylko jako
progresywne zaspokajanie podstawowych potrzeb aż do
momentu ich „zniknięcia", lecz również w formie specy-
ficznych motywacji do wzrastania poza i ponad owe pod-
stawowe potrzeby, jak na przykład talenty, zdolności, dą-
żenia twórcze, możliwości wrodzone. Pomaga to nam zro-
zumieć, że potrzeby podstawowe i samoaktualizacja nie
są wzajemnie sprzeczne, podobnie jak dzieciństwo i doj-
rzałość. Jedno przechodzi w drugie i jest niezbędnym wa-
runkiem uprzednim tego drugiego.
Będące tu przedmiotem badań zróżnicowanie między
tymi potrzebami wzrostu a potrzebami podstawowymi
jest następstwem klinicznej obserwacji różnic jakościo-
wych między umotywowanym życiem osób samoaktuali-
zujących się a innymi ludźmi. Te niżej podane różnice są
dość trafnie, choć nie najlepiej nazwane potrzebami wy-
nikającymi z braku i potrzebami wynikającymi ze wzro-
stu. Nie wszystkie potrzeby fizjologiczne są niedoborem,
na przykład seks, eliminacja, sen i spoczynek.
W każdym razie osoba przeżywa inaczej, pod wielu
względami, swe życie psychologiczne, kiedy jest ukie-
runkowana na zaspokojenie potrzeby wynikającej z bra-
ków, a inaczej kiedy kieruje nią potrzeba wzrostu lub
„metamotywacja", względnie motywacja wzrostu lub sa-
moaktualizacja. Wyjaśniają to niżej podane różnice.
1. Postawa wobec impulsu:
odrzucenie impulsu i akceptacja impulsu
W praktyce wszystkie historyczne i współczesne teorie
motywacji zgodnie uważają potrzeby, popędy i stany mo-
tywacji na ogół za dokuczliwe, irytujące, nieprzyjemne
i niepożądane, za coś, czego się trzeba pozbyć. Sposoby
na zmniejszenie tych przykrości — to umotywowane po-
stępowanie, poszukiwanie celu, reakcje uzupełniające. Ta-
kie ujęcie przeważnie przyjmuje się w szeroko stosowa-
32
nych opisach motywacji, jak redukcja potrzeby, redukcja
napięcia, redukcja popędu i redukcja niepokoju.
Ujęcie to jest zrozumiałe w psychologii zwierząt i w
behawioryzmie mocno opartym na doświadczeniach ze
zwierzętami. Możliwe, że zwierzęta mają tylko potrze-
by wynikające z braku. Czy się to sprawdzi czy nie,
w każdym razie traktowaliśmy zwierzęta tak, jakby
to była prawda, ze względu na obiektywność. Obiektem
docelowym musi być coś na zewnątrz organizmu zwie-
rzęcia, aby się dało zmierzyć wysiłek zwierzęcia wydat-
kowany na osiągnięcie tego celu.
Jest rzeczą zrozumiałą, że psychologia freudowska po-
winna także w odniesieniu do motywacji wychodzić z te-
go samego założenia, iż impulsy są niebezpieczne i po-
winny być zwalczane. Wszak cała ta teoria bazuje na
doświadczeniach z ludźmi chorymi, ludźmi, którzy de fac-
to cierpią z powodu złych doznań związanych ze swymi
potrzebami, ich zaspokajaniem i frustracjami. Nic dziw-
nego, iż tacy ludzie obawiają się, a nawet czują wstręt
do własnych impulsów, które sprawiają im tak wiele kło-
potów, z którymi nie umieją sobie poradzić, i że zazwy-
czaj próbują uporać się z nimi przez ich wyparcie.
Taka degradacja pragnienia i potrzeby była stałym te-
matem w dziejach filozofii, teologii i psychologii. Stoicy,
większość hedonistów, prawie wszyscy teologowie, wielu
filozofów z zakresu polityki i większość teoretyków eko-
nomii byli zgodni co do faktu, że dobro, szczęście czy
przyjemność jest w swej istocie następstwem poprawy
owego nieprzyjemnego stanu chcenia, pragnienia i po-
trzeby.
Wyrażając się zwięźle, wszyscy ci ludzie uważają, iż
pragnienie lub impuls jest utrapieniem, a nawet groźbą,
przeto na ogół usiłują ich się pozbyć, zaprzeczyć im lub
ich uniknąć.
Twierdzenie to jest czasami dokładnym opisem stanu
rzeczy. Potrzeby fizjologiczne, potrzeba bezpieczeństwa,
miłości czy informacji często stanowią prawdziwe utra-
pienie dla wielu ludzi, wprowadzają zamęt psychiczny
i stwarzają problemy zwłaszcza dla osób, którym się nie
udało ich zaspokoić, i dla tych, które obecnie już nie
mogą liczyć na ich zaspokojenie.
Jednak nawet uwzględniając te braki cała sprawa wy-
daje się zbyt przesadzona. Wszak można cieszyć się swy-
33
mi potrzebami, akceptować i aprobować je w swej świa-
domości, jeśli a) dotychczasowe doświadczenia w związku
z nimi były korzystne, i b) jeśli można liczyć na bie-
żące i przyszłe zaspokojenie. Na przykład, jeśli komuś
jedzenie sprawia przyjemność i jeśli dobre jedzenie jest
dlań teraz dostępne, uświadomienie sobie, że się ma ape-
tyt, jest czymś pożądanym, a nie przerażającym. („Kło-
pot z jedzeniem polega na tym, że zabija mój apetyt.")
To samo można słusznie powiedzieć o pragnieniu, sen-
ności, seksie, o potrzebie polegania na kimś i potrzebie
miłości. Jednak o wiele mocniejsze ataki na teorię „po-
trzeby jako utrapienia" powstają ostatnio dzięki uświa-
damianiu sobie motywacji rozwoju (samoaktualizacji) i
zainteresowaniu się nią.
Nie sposób wyliczyć tej mnogości specyficznych moty-
wów występujących pod ogólną nazwą „samoaktualiza-
cji", ponieważ każdy osobnik ma odmienne talenty, zdol-
ności i możliwości. Pewne jednak cechy charakterystycz-
ne są wspólne dla nich wszystkich. Jedną z nich jest to,
że wymienione impulsy są pożądane, mile widziane oraz
sprawiają radość i przyjemność, tak że osoba pragnie ich
mieć raczej więcej niż mniej, i że jeśli nawet powodują
napięcia, są to napięcia przyjemne. Twórca zwykle
wita z radością swe twórcze impulsy, osoba utalentowa-
na z przyjemnością korzysta ze swych talentów i rozwi-
ja je.
Mówienie w takich przypadkach o redukcji napięcia
jest zwykłym nieporozumieniem, gdyż sugerowałoby to
pozbycie się stanu przykrego, zaś te stany nie są przy-
kre.
2. Różne skutki zaspokojenia r •. m
Przyjęcie koncepcji, iż podstawowym celem organizmu
jest pozbycie się dręczącej potrzeby, a tym samym usu-
nięcie napięcia, osiągnięcie równowagi, stabilności, uspo-
kojenia, stanu wypoczynku i braku cierpienia, prawie
zawsze łączy się z negatywną postawą wobec potrzeby.
1 Popęd lub potrzeba popycha w kierunku swojego włas-
nego wyeliminowania. Cały wysiłek skierowany jest tu-
taj na ustanie, na pozbycie się siebie samych, na osiągnię-
cie stanu niepragnienia. Doprowadzając je do ich logićz-*
34
nej ostateczności dochodzimy tu w końcu do freudow-.
skiego instynktu śmierci.
Angyal, Goldstein, G. Allport, C. Buhler, Schachtel
i inni z powodzeniem krytykowali to stanowisko błędne-
go koła. Jeśli umotywowane życie składa się głównie
z obronnego usuwania irytujących napięć i jeśli jedynym
produktem tej redukcji napięcia jest stan biernego ocze-
kiwania na powstawanie nowych niepożądanych irytacji
i na kolejną ich likwidację, to jak wobec tego może za-
chodzić zmiana lub rozwój albo ruch czy kierowanie?
Dlaczego ludzie się poprawiają? Nabierają rozumu? Co
znaczy zapał do życia,?
Charlotte Buhler (22) wykazała, że teoria homeostazy
(równowagi) różni się od teorii spoczynku. Ta ostatnia
mówi po prostu o usuwaniu napięcia, co sugeruje, że naj-
lepsze jest napięcie zerowe. Homeostaza nie oznacza
osiągnięcia poziomu zero, lecz stan optymalny, który mo-
że niekiedy oznaczać zmniejszenie napięcia, a czasem —
jego zwiększenie, na przykład ciśnienie krwi może być za
niskie, lecz też i za wysokie.
W każdym przypadku oczywisty jest brak stałego kie-
runku w ciągu całego życia. W obu przypadkach wzrost
osobowości, większy zasób mądrości, samoaktualizacja,
umocnienie charakteru i zaplanowanie swego życia nie
są i nie mogą być wyjaśnione. Trzeba by się odwołać do
jakiegoś długotrwałego wektora, czy kierunkowej ten-
dencji, aby zrozumieć, że trwający całe życie rozwój ma
jakiś sens (72).
Tę teorię należy uznać za niewystarczającą dla opisu
nawet samej motywacji wynikającej z braku. Nie u-
względnia ona dynamicznej reguły, która łączy i wiąże
wzajemnie wszystkie poszczególne epizody motywacyj-
ne. Różne podstawowe potrzeby są powiązane ze sobą
w układ hierarchiczny w taki sposób, że zaspokojenie jed-
nej z nich i wynikające stąd usunięcie jej z pierwszego
planu powoduje nie stan spoczynku czy stoicką apatię,
lecz raczej pojawienie się w świadomości nowej, „wyż-
szej" potrzeby; pożądanie i pragnienie trwa nadal, ale
już na „wyższym" poziomie. Tak więc teoria osiągania
stanu spoczynku nie sprawdza się nawet w odniesieniu do
motywacji braku.
Natomiast okazuje się, że przy badaniu osób kierują-
cych się głównie motywacją wzrostu, teoria motywacji
osiągania spoczynku jest zupełnie bezużyteczna. U takich
osób zaspokojenie rodzi raczej zwiększoną niż zmniejszo-
ną motywację, bardziej wzmożone, nie zaś zmniejszone
podniecenie. Apetyty nasilają się i podnoszą swój poziom.
Żywią się same sobą i zamiast chcieć coraz mniej dana
osoba chce coraz więcej, na przykład w dziedzinie wy-
kształcenia. Zamiast przejścia do stanu spoczynku osoba
staje się bardziej aktywna. Zaspokojenie raczej zaostrza
apetyt na rozwój niż go uśmierza. Rozwój sam w so-
bie jest opłacalnym i pobudzającym procesem, na przy-
kład spełnienie pragnień i ambicji takich, jak zostania
dobrym lekarzem; nabycie podziwianych umiejętności, jak
gra na skrzypcach czy bycie dobrym stolarzem; stałe po-
głębianie rozumienia ludzi czy świata, czy siebie samego;
rozwijanie twórczości na dowolnym polu, czy też to, co
najważniejsze, po prostu ambicja bycia dobrą istotą ludzką.
Wertheimer (172) już dawno podkreślił inny aspekt te-
go samego rozróżnienia twierdząc, co się wydawało pa-
radoksem, że faktyczna aktywność przejawiana w poszu-
kiwaniu celu zajmowała mniej niż dziesięć procent jego
czasu. Aktywnością można się cieszyć albo wewnętrznie,
ze względu na nią samą, albo też może mieć ona war-
tość i znaczenie tylko jako środek do zdobycia pożąda-
nego zaspokojenia. W tym ostatnim przypadku traci ona
swoją wartość i nie jest czymś przyjemnym, o ile nie
przyniesie oczekiwanego rezultatu czy powodzenia. Częś-
ciej po prostu aktywność wcale nie cieszy, a cie-
szy tylko cel. Ta postawa przypomina postawę życiową,
która ceni życie nie tyle ze względu na nie samo, ile dla-
tego, że po nim idzie się do nieba. To uogólnienie opiera
się na obserwacji, iż ludzie samoaktualizujący się znaj-
dują przyjemność w życiu w ogóle i praktycznie we
wszystkich jego przejawach, podczas gdy większość in-
nych ludzi cieszą tylko sporadyczne chwile triumfu, osią-
gnięć bądź kulminacji czy doświadczenia szczytowe.
r To wrodzone ludziom cenienie sobie życia pochodzi
częściowo z przyjemności tkwiącej w rozwijaniu się i by-
ciu rozwiniętym. Ale pochodzi także ze zdolności łudzi
zdrowych do przekształcania aktywności jako środka w
doświadczenie celu, tak że nawet instrumentalna aktyw-
ność dostarcza przyjemności, jak gdyby była aktywnością-
-celem. (97). Motywacja rozwoju może mieć charakter
długofalowy; aby zostać dobrym psychologiem czy arty-
sta, trzeba poświęcić na to prawie całe życie. Wszystkie
teorie równowagi, homeostazy lub spoczynku zajmują
się jedynie krótkimi epizodami, nie powiązanymi ze so-
bą. Zwłaszcza podkreśla to Allport, który wykazuje, iż
planowanie i wybieganie w przyszłość stanowią central-
ne tworzywo zdrowej ludzkiej natury. Zgadza się on (2),
że „motywacja wynikająca z braku wymaga rzeczywiście
zmniejszenia napięcia i przywrócenia równowagi. Nato-
miast motywacja wzrostu utrzymuje napięcie ze wzglę-
du na odległe i często nieosiągalne cele. One właśnie od-
różniają stawanie się ludzkie od animalnego i stawanie
się dziecka od stawania się osoby dorosłej".
3. Kliniczne i osobowościowe
skutki zaspokojenia
Zaspokojenie potrzeby wynikającej z braku i zaspoko-
jenie potrzeby wzrostu wywierają zróżnicowany subiek-
tywny i obiektywny wpływ na osobowość. Jeżeli wolno
mi ująć to, czego szukam tu po omacku, w formie ogól-
nej, to powiem, że zaspokajanie braków zapobiega cho"
robom; zaspokajanie wzrostu zapewnia pełne zdrowie.
Muszę przyznać, iż na razie będzie to trudno zweryfiko-
wać badaniami. A jednak istnieje rzeczywista kliniczna
różnica między odpieraniem groźby czy ataku a po-
zytywnym odniesieniem triumfu i osiągnięciem, między
własną ochroną, obroną i własnym zabezpieczeniem a się-
ganiem po spełnienie, po podnietę i rozwój. Usiłowałem
wyrazić to w postaci kontrastu między pełnym życiem
a przygotowaniem do pełnego życia, między
wzrastaniem a pełnią wzrostu. Innym przeciwstawieniem,
którym się posłużyłem (94, rozdz. 10), jest różnica między
mechanizmami obronnymi (pozbycie się bólu) a mecha-
nizmami walki (aby odnieść sukces i przezwyciężyć trud-
ności).
4. Różne rodzaje przyjemności
Erich Fromm (50) wniósł interesujący i ważki przyczy-
nek do odróżnienia przyjemności wyższego rzędu od przy-
jemności niższego rzędu, czym się zajmowało wielu ba-
daczy przed nim. Jest to niezbędna konieczność dla upo-
rania się z subiektywną względnością etyczną i jest to
wstępny warunek naukowej teorii wartości.
37
Odróżnia on przyjemność zaspokojenia braku od przy-
jemności powstałej z dostatku, „niższą" przyjemność za-
spokojenia potrzeby od „wyższej" przyjemności produ-
kowania, tworzenia i pogłębienia wiedzy. Nasycenie, od-
prężenie i zanik napięcia odczuwane po zaspokojeniu bra-
ku można w najlepszym razie określić jako „ulgę" w
przeciwieństwie do Funktions-lust, do ekstazy i radości,
jakie odczuwamy działając sprawnie, doskonale i wydo-
bywając z siebie maksimum mocy, na tak zwanych peł-
nych obrotach (zob. rozdz. 6).
„Ulga", uzależniona w tak silnym stopniu od czegoś,
co znika, sama też łatwo ginie. Musi przeto być mniej
stabilna i trwała niż przyjemność towarzysząca wzrosto-
wi, która może trwać w nieskończoność.
5. Stany osiągalnego (epizodycznego)
i nieosiągalnego celu
Zaspokajanie potrzeby wynikającej z braku ma ten-
dencję do osiągania stanu epizodycznego i szczytowego.
Tutaj najczęstszym schematem jest początkowy stan po-
budzenia i motywacji, wprawiający w ruch umotywowa-
ne zachowanie, które zmierza do osiągnięcia stanu-celu,
który z kolei przy stopniowo i stale rosnącym pragnieniu
i podnieceniu osiąga ostatecznie szczyt w momencie suk-
cesu i spełnienia. Od tego punktu szczytowego krzywe
pragnienia, podniecenia i p^yjemności opadają raptow-
nie do poziomu spokojnego zwolnienia natężenia i bra-
ku motywacji.
Ten schemat, aczkolwiek nie ma uniwersalnego zasto-
sowania, kontrastuje jednak nader wyraźnie z sytuacją,
kiedy motywacją jest wzrost. Jego cechą charaktery-
styczną bowiem jest brak punktu szczytowego, czyli speł-
nienia, nie ma momentu orgazmu, stanu końcowego,
a nawet nie ma celu dającego się ująć jako szczytowy.
Przeciwnie, wzrost to ustawiczny, mniej więcej stabilny
rozwój w górę lub do przodu. Im więcej się osiąga, tym
więcej się chce, toteż tego rodzaju pragnienie nie ma
końca i nigdy nie można go osiągnąć bądź zaspokoić.
Z tego właśnie powodu praktykowane zazwyczaj od-
dzielanie od siebie pobudzenia, postępowania nastawio-
nego na poszukiwanie celu, przedmiotu celu i towarzy-
38
szących temu efektów całkowicie zawodzi. Samo zacho-
wanie jest celem i nie jest możliwe odróżnienie celu
wzrostu od pobudzenia do wzrostu. Są one tym samym.
6. Cele obejmujące cały rodzaj ludzki
i cele indywidualne
Potrzeby wynikające z braku są odczuwane przez
wszystkich osobników rodzaju ludzkiego, a w pewnym
stopniu również przez inne gatunki. Samoaktualizacja ma
charakter indywidualny, gdyż każda osoba jest różna.
Braki, to znaczy wymogi danego gatunku muszą być
zwykle stosunkowo dobrze zaspokajane, aby się mogła
w pełni rozwinąć prawdziwa indywidualność.
Tak jak wszystkie drzewa wymagają od swego środo-
wiska słońca, wody i pokarmu, tak samo wszyscy ludzie
potrzebują poczucia bezpieczeństwa, miłości i uznania od
swego otoczenia. Jednak w obu tych przypadkach od
tego właśnie momentu może się zacząć faktyczny rozwój
indywidualności, gdyż po zaspokojeniu tych podstawo-
wych gatunkowych potrzeb każde drzewo i każda osoba
rozwija się dalej według własnego niepowtarzalnego sty-
lu, posługując się tymi potrzebami dla swych własnych
prywatnych celów. W nader znaczącym sensie rozwój sta-
je się wtedy bardziej zdeterminowany od wewnątrz niż
z zewnątrz.
7. Zależność i niezależność od środowiska
Potrzebę bezpieczeństwa, przynależności, miłości i sza-
cunku mogą w nas zaspokoić tylko inni, a więc czynni-
ki zewnętrzne. Oznacza to naszą dużą zależność od oto-
czenia. O osobie znajdującej się w takim stanie zależnoś-
ci nie można powiedzieć, iż rządzi sama sobą czy że kie-
ruje swym losem. Musi czuć się w pewnym stopniu
zobowiązana wobec źródeł zaspokajania swych potrzeb.
Rządzą nią ich życzenia, kaprysy, zasady i prawa, które
musi uwzględniać, aby nie narazić się na utratę źródeł
zaspokojenia. Musi być do pewnego stopnia „nastawio-
na na innych" i musi być uczulona na aprobatę, przy-
wiązanie i dobrą wolę innych ludzi. Inaczej mówiąc, ko-
nieczna jest z jej strony adaptacja i przystosowanie,
a więc plastyczność i reaktywność i umiejętność prze-
39
miany samej siebie stosownie do wymagań sytuacji
zewnętrznej. Osoba jest zmienną zależną, otoczenie
— stałą lub zmienną niezależną.
Wobec tego jednostka kierowana motywacją braku mu-
si się bardziej obawiać otoczenia, bowiem zawsze istnie-
je możliwość, iż ono ją zawiedzie lub rozczaruje. Obec-
nie wiemy, że ten rodzaj pełnej niepokoju zależności
rodzi także wrogość. To wszystko w mniejszym lub więk-
szym stopniu potęguje brak wolności, zależnie od szczę-
ścia lub nieszczęścia danej osoby.
Natomiast osoba samoaktualizująca się, z definicji za-
spokojona w swych podstawowych potrzebach, jest o wie-
le mniej zależna i zobowiązana, o wiele bardziej autono-
miczna i kierująca sama sobą. Osoby kierowane moty-
wacją wzrostu dalekie są od potrzebowania innych ludzi,
którzy mogą nawet stanowić dla nich przeszkodę. Jak
już zaznaczałem (97) mają one upodobanie do samotności,
odosobnienia i skłonność do medytacji (zob. rozdz. 13).
Tacy ludzie są o wiele bardziej samowystarczalni i zam-
knięci w sobie. Rządzące nimi czynniki determinujące są
raczej wewnętrzne niż społeczne lub środowiskowe. Są to
prawa ich własnej, wewnętrznej natury, ich możliwości
i zdolności, ich talentów, drzemiących w nich zasobów,
impulsów twórczych, potrzeby poznania samych siebie
i stawania się coraz bardziej zintegrowanymi i zjednoczo-
nymi, coraz pełniej świadomymi tego, czym faktycznie są,
do czego rzeczywiście dążą, jakie ma być ich powołanie,
zawód lub los.
Skoro mniej zależą od innych osób, są w stosunku do
nich mniej ambiwalentni, mniej niespokojni, a przeto
mniej wrodzy, mniej potrzebujący ich pochwały i uczu-
cia. Mniej zabiegają o zaszczyty, uznanie i nagrody.
Autonomia czy raczej względna niezależność od oto-
czenia oznacza też względną niezależność od niesprzyja-
jących okoliczności zewnętrznych, takich jak nieszczęścia,
ciosy, tragedie, napięcia i straty. Jak podkreślał Ailport
koncepcja istoty ludzkiej jako zasadniczo reaktywnej,
można powiedzieć, jako człowieka S-R, którego aktyw-
ność zależy od bodźców zewnętrznych, staje się całkiem
absurdalna i jest nie do utrzymania w odniesieniu do
samoaktualizujących się ludzi. Źródła ich czynów są
bardziej wewnętrzne niż reaktywne. Ta względna
niezależność od świata zewnętrznego, jego wymagań i na-
40
cisków nie oznacza oczywiście braku powiązania z nim
czy nierespektowania jego żądań. Znaczy to jedynie, że
w tych kontaktach chęci i zamiary osoby samoaktualizu-
jącej się są determinantami ważniejszymi niż nacisld oto-
czenia. Nazwałem to wolnością psychologiczną w przeci-
wieństwie do wolności geograficznej.
Stwierdzony przez Allporta wyraźny kontrast (2) mię-
dzy „oportunistycznym" a „specyficznym" określeniem
zachowania się ściśle odpowiada naszej opozycji między
zewnętrznie zdeterminowanym a wewnętrznie zdetermi-
nowanym. Przywodzi to również na myśl panującą wśród
teoretyków-biologów zgodę na uznanie rosnącej auto-
nomii i niezależności od bodźców otoczenia za jedyne
cechy charakterystyczne pełnej indywidualności, praw-
dziwej wolności, całości procesu ewolucyjnego (156).
8. Interesowne i bezinteresowne
stosunki międzyosobowe
W zasadzie człowiek motywowany brakiem jest o wie-
le bardziej uzależniony od innych ludzi niż człowiek
głównie motywowany wzrostem. Ten pierwszy jest bar-
dziej „interesowny", bardziej potrzebujący, bardziej
przywiązany i pragnący.
To uzależnienie zabarwia i ogranicza stosunki między-
osobowe. Ocenianie ludzi głównie jako zaspokajających
potrzeby czy jako źródła zaopatrzenia jest aktem abstrak-
cyjnym. Patrzy się na nich nie jako na całości, jako na
skomplikowane, niepowtarzalne jednostki, lecz tylko z
punktu widzenia ich przydatności. To, co w nich nie od-
nosi się do potrzeb obserwatora, jest przez niego albo
całkiem pomijane, albo nudzi go, irytuje bądź zagraża.
Można w tym widzieć odpowiednik naszego stosunku do
krów, koni i owiec, jak również do kelnerów, taksówka-
rzy, tragarzy, policjantów i innych osób, którymi się
posługujemy.
Całkowicie bezinteresowna, wolna od pragnień, obiek-
tywna i holistyczna percepcja innej istoty staje się mo-
żliwa tylko wtedy, kiedy niczego od niej nie potrzebu-
jemy i kiedy "jej nie potrzebujemy. Idiograficzna, este-
tyczna percepcja całej osoby jest o wiele bardziej do-
stępna dla osób samoaktualizujących się (albo w okre-
sach samoaktualizacji), a poza tym — uznanie, podziw
4)
i miłość mniej się opierają na wdzięczności za użytecz-
ność, bardziej natomiast na obiektywnych, wewnętrz-
nych cechach obserwowanej osoby. Podziwia się ją ra-
czej za cechy obiektywnie godne podziwu niż dlatego, że
nam pochlebia lub nas chwali. Kocha się ją, gdyż jest
godna miłości, a nie za to, że oferuje miłość. Omówię
to dalej jako miłość nie potrzebującą, na przykład zwią-
zaną z osobą Abrahama Lincolna.
Jedną z cech wzajemnych relacji, które są „interesow-
ne" i które zaspokajają potrzebę stosunków z innymi
osobami jest to, że przeważnie owe zaspokajające po-
trzebę osoby można zastąpić innymi. Jeśli na przykład
dorastająca dziewczyna potrzebuje admiracji jako takiej,
stanowi dla niej małą różnicę, kto ją admiruje; każdy,
kto ją podziwia, jest równie dobry jak inny. Podobnie
jest z dawcą miłości lub gwarantem bezpieczeństwa.
Bezinteresowna, nie licząca na nagrodę, bezużyteczna
,4. i pozbawiona pragnień percepcja innego jako niepowta-
rzalnego i niezależnego, jako celu samego w sobie — in-
nymi słowy raczej jako osoby niż narzędzia — jest tym
trudniejsza, im większy głód zaspokojenia braku odczu-
wa osoba postrzegająca. Psychologia międzyosobowa „wy-
sokiego lotu", to znaczy zrozumienie najwyższego roz-
woju stosunków między ludźmi nie może się opierać na
teorii motywacji wynikającej z braku.
•9. Koncentracja na ego i transcendencja ego
Próbując opisać złożoną postawę wobec jaźni, czyli
ego osoby ukierunkowanej na wzrost i samoaktualizują-
cej się, napotykamy trudny paradoks. Jest to taka
właśnie osoba, w której siła ego jest u szczytu, która naj-
/*" łatwiej zopomina o swoim ego albo je przekracza, która
może być najbardziej skoncentrowana na problemach,
najbardziej bezinteresowna, najbardziej spontaniczna w
działaniu, najbardziej homonomiczna, że użyję określe-
nia. Angyala (6). U takich osób zaabsorbowanie percep-
cją, aktywnością, radością i tworzeniem może być bardzo
głębokie, bardzo zintegrowane i bardzo czyste.
Ta umiejętność koncentrowania się raczej na świecie
niż na sobie samym, na własnym ego i na własnym
zaspokojeniu staje się tym trudniejsza, im więcej dana
osoba ma potrzeb wynikających z braku. Im bardziej
42
dana osoba jest motywowana wzrastaniem, tym lepiej
może się koncentrować na problemach, i tym łatwiej
może zapomnieć o samoświadomości, kiedy ma do czy-
nienia ze światem obiektywnym.
|:;; ' 10. Psychoterapia interpersonalna
i psychologia interpersonalna
Jedną z głównych cech charakterystycznych osób po-
szukujących psychoterapii jest miniony lub aktualny
brak zaspokojenia podstawowych potrzeb. Można rozpa-
trywać newrozę jako chorobę wynikającą z braku. Wo-
bec tego podstawowym celem kuracji jest dostarczenie
tego, czego brakuje, lub też umożliwienie samemu pa-
cjentowi uzupełnienia tego braku. Jeżeli to uzupełnienie
przychodzi od innych ludzi, normalna terapia musi
być międzyosobowa.
Ten fakt nadmiernie uogólniono. To prawda, że osoby
o zaspokojonych potrzebach wynikających z braku, oso-
by, które są motywowane przede wszystkim wzrastaniem,
bynajmniej nie są wolne od konfliktów, złego samopo-
czucia, niepokoju i wewnętrznego chaosu. W takich chwi-
lach i one są skłonne szukać pomocy i mogą się zwracać
do terapii międzyosobowej. Jednak należy pamiętać, iż
osoba z motywacją wzrostu często sama rozwiązuje swoje
problemy i konflikty, zwracając się do wewnątrz w me-
dytacji, to znaczy w autoanalizie, zamiast zwracać się
o pomoc do kogoś innego. Z reguły wiele zadań samo-
aktualizacji ma przeważnie charakter intrapersonalny,
jak na przykład planowanie, odkrywanie własnej jaźni,
wybór różnych możliwości rozwoju, kształtowanie poglą-
du na życie.
Teoria ulepszania osobowości musi uwzględniać samo-
doskonalenie i wnikanie w siebie oraz kontemplację i me-
dytację. Na dalszych etapach wzrostu jednostka jest za-
sadniczo sama i może polegać tylko na sobie. Oswald
Schwarz (151) nazwał to polepszanie stanu osoby już
zdrowej — Dsychogogią. Jeżeli psychoterapia sprawi, że
ludzie chorzy staną się nie-chorzy, i usunie symptomy,
to psychogogia zaczyna w tym punkcie, w jakim terapia
się skończy, i stara się, żeby ludzie nie-chorzy stali się
zdrowi. Z zainteresowaniem przeczytałem u Rogersa
(142), że dzięki skutecznej terapii podniósł się przeciętny
43
wynik u pacjentów, mierzony według Skali Dojrzałości
Willoughby'ego, z dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu
procent. Kto więc doprowadzi ten rezultat do siedemdzie-
sięciu pięciu procent,? Lub do stu procent? I czy nie
zachodzi potrzeba zastosowania nowych metod i technik,
aby to osiągnąć?
11. Instrumentalne uczenie się i zmiana osobowości
Tak zwana teoria uczenia się opiera się u nas prawie
wyłącznie na motywacji wynikającej z braku z celami
leżącymi zwykle na zewnątrz organizmu, to znaczy
chodzi tu o uczenie się najlepszego sposobu zaspokojenia
potrzeby. Między innymi dlatego nasza psychologia ucze-
nia się jest ograniczoną sumą wiedzy, użyteczną wyłącz-
nie na niewielkich obszarach życia, i stanowi przedmiot
zainteresowania tylko innych „teoretyków uczenia się".
Stanowi to słabą pomoc w rozwiązywaniu problemów
wzrostu i samoaktualizacji. Tutaj o wiele mniej są po-
trzebne techniki, dzięki którym można wielokrotnie czer-
pać ze świata zewnętrznego zaspokojenie braków trak-
towanych jako motywacje. Uczenie się asocjacyjne i ka-
nalizacje ustępują tu raczej miejsca poznawaniu percep-
cyjnemu (123), większej wnikliwości i większemu zrozu-
mieniu, poznaniu siebie i ciągłemu rozwojowi osobowoś-
ci, to znaczy wzmożonej synergii (współdziałaniu), inte-
gracji i wewnętrznej spójności. Zmiana przestaje być
głównie nabywaniem kolejnych nawyków czy skojarzeń,
a staje się przede wszystkim totalną zmianą totalnej oso-
by, to znaczy uzyskaniem raczej nowej osoby niż tej
samej z pewnymi nawykami dodanymi jako nowe, ze-
wnętrzne nabytki.
Tego rodzaju uczenie się zmieniające charakter ozna-
cza zmianę bardzo złożonego, wysoce zintegrowanego,
holistycznego organizmu, co z kolei oznacza, że wiele
wpływów nie dokona żadnej zmiany, gdyż takie wpływy
będą coraz bardziej odrzucane w miarę jak dana osoba
będzie stawała się coraz bardziej stabilna i autonomiczna.
Najważniejsze związane z uczeniem się doświadczenia
relacjonowane przez badane przeze mnie osoby były bar-
dzo często pojedynczymi doświadczeniami życiowymi, jak
tragedie, śmierć, urazy, nawrócenie i nagłe objawienie,
które zmusiły daną osobę do zmiany postawy życiowej
44
i w rezultacie do zmiany całego postępowania. (Natural-
nie tak zwane torowanie sobie drogi przez tragedię czy
intuicję trwało dłuższy okres, ale i to nie było w głównej
mierze kwestią uczenia się asocjacyjnego.)
W tym zakresie, w jakim wzrost polega na pozbywaniu
się zakazów i nakazów, żeby w rezultacie osoba mogła
„być sobą", emitować — niejako promieniście — zacho-
wanie zamiast je powtarzać, żeby mogła wyrażać swoją
wewnętrzną naturę, w tym właśnie zakresie zachowanie
osób samoaktualizujących się jest raczej nie wyuczone,
wytworzone i wyzwolone niż nabyte, raczej ekspresyjne
niż nastawione na walkę (97, s. 180).
7" 12. Percepcja motywowana brakiem
i percepcja motywowana wzrostem
Najważniejszą ze wszystkich różnic może się okazać
to, że osoby, które zaspokoiły swoje potrzeby wynika-
jące z braku, są bliższe królestwa Bytu (163). Psycholo-
dzy nigdy dotąd nie mogli sobie rościć praw do tej bliżej
.nieokreślonej dziedziny wiedzy filozofów, tej sfery wi-
dzianej jak przez mgłę, ale niewątpliwie mającej swą
podstawę w rzeczywistości. Obecnie jednak przez badanie
osób samoaktualizujących się możemy obserwować róż-
nego rodzaju podstawowe intuicje, dawno znane filozo-
fom, lecz dla nas jeszcze nowe.
Sądzę na przykład, że zrozumienie przez nas percepcji,
a przeto i postrzeganego świata, znacznie się zmieni i
poszerzy, jeśli starannie zbadamy różnicę między percep-
c ją interesowną a „bezinteresowną", czyli pozbawioną
pragnienia. Ponieważ ta ostatnia jest o wiele bardziej
konkretna i mniej abstrakcyjna oraz selektywna, osoba
nią się posługująca łatwiej widzi wewnętrzną naturę
przedmiotu percepcji. Może też jednocześnie dostrzegać
przeciwieństwa, dychotomie, biegunowość, sprzeczności
i niezgodności (97, s. 232). Można by mniemać, że w ary-
stotelesowym świecie żyli ludzie mniej rozwinięci, bo
ich klasy i pojęcia mają ostro zaznaczone przedziały, wy-
łączają się nawzajem i nie dają ze sobą pogodzić, na
przykład męski — żeński, egoistyczny — nieegoistyczny,
dorosły — dziecko, łagodny — okrutny, dobry — zły.
W logice Arystotelesa A jest A, zaś wszystko inne jest
nie-A i nigdy ta para się nie spotyka. Jednak osobom
samoaktualizującym się znany jest fakt, że A i nie-A
przenikają się nawzajem i stanowią jedno, że każda osoba
jest równocześnie dobra i zła, męska i żeńska, dorosła
i dziecko. Nie można umieścić całej osoby w jednym
kontinuum, lecz jedynie jakiś wyabstrahowany aspekt
danej osoby. Całości nie są porównywalne.
Możemy nie zdawać sobie sprawy, kiedy my postę-
pujemy pod wpływem potrzeby. Na pewno jednak uświa-
damiamy sobie, kiedy my sami jesteśmy w ten sposób
postrzegani, na przykład po prostu jako dawcy pieniędzy
lub pożywienia, jako osoby zapewniające bezpieczeństwo,
dające oparcie bądź jako anonimowi słudzy czy środki
do jakiegoś celu. Nie lubimy, kiedy tak się dzieje. Chce-
my, aby nas brano za nas samych, jako pełne i całościo-
we jednostki. Nie lubimy, kiedy się nas bierze za uży-
teczne obiekty lub narzędzia. Nie lubimy, by się nami
„posługiwano".
Ponieważ osoby samoaktualizujące się zwykle nie mu-'
szą u nikogo szukać cech zaspokajających potrzeby ani
widzieć w innej osobie narzędzia, przychodzi im o wiele
łatwiej zająć wobec innych postawę nie oceniającą, nie
osądzającą, nie interweniującą, nie potępiającą, bezinte-
resowną, postawę „świadomości nie wybierającej" (85).
To pozwala na o wiele jaśniejsze i bardziej wnikliwe
postrzeganie i rozumienie prawdziwego stanu rzeczy. Sta-
nowi to percepcję nieuwikłaną, niezaangażowaną i obiek-
tywną, o jaką starają się chirurdzy i terapeuci i jaką
samoaktualizujące się osoby osiągają bez żadnego wy-
siłku.
Zwłaszcza kiedy struktura obserwowanej osoby lub
przedmiotu jest trudna, subtelna i nie oczywista, nader
ważna jest ta różnica stylu percepcji. Szczególnie wtedy
osoba postrzegająca musi mieć szacunek dla natury obiek-
tu. Percepcja musi być w tym przypadku łagodna, deli-
katna, nie narzucająca się, nie wymagająca, zdolna do
biernego dostosowania się do natury rzeczy, tak jak wo-
da łagodnie wypełniająca szczeliny i pęknięcia. Nie
wolno jej stać się percepcją motywowaną potrzebą, która
kształtuje rzeczy w sposób krzykliwy, tyranizujący,
wykorzystujący i celowy, na wzór rzeźnika rąbiącego na
kawałki sztukę zabitego zwierzęcia.
Najlepszą drogą do poznania wewnętrznej natury świa-
ta jest być bardziej receptywnym niż aktywnym, w mo-
AR
żliwie największym stopniu zdeterminowanym przez we-
wnętrzną organizację rzeczy postrzeganej, a w możliwie
najmniejszym przez naturę postrzegającego. Ten rodzaj
oderwanej, taoistycznej, biernej, nie ingerującej świado-
mości wszystkich równocześnie istniejących aspektów
konkretu, ma wiele wspólnego z niektórymi opisami do-
świadczenia estetycznego i doświadczenia mistycznego.
Napięcie jest takie samo. Czy widzimy rzeczywisty, kon-
kretny świat, czy też swój własny system rubryk, mo-
tywów, oczekiwań i abstrakcji, które sami przenieśliśmy
na świat realny? Czyli, ujmując to bardzo lapidarnie,,
widzimy czy też jesteśmy ślepi?
MIŁOŚĆ POTRZEBUJĄCA I MIŁOŚĆ NIE
POTRZEBUJĄCA
Potrzeba miłości według zwykłego ujęcia na przykład
przez Bowlby'ego (17), Spitza (159) i Levy'ego (91) jest
potrzebą wynikającą z braku. Stanowi lukę, która musi
być wypełniona, pustkę, do której ma wlać się miłość.
Jeśli zachodzi brak tego uzdrawiającego czynnika, po-
wstanie ostry stan patologiczny; jeśli jest on dostar-
czony w odpowiednim czasie, w odpowiedniej ilości i we
właściwej formie — uniknie się patologii. Przejściowe
stany patologii i zdrowia następują po przejściowych sta-
nach rozczarowania albo nasycenia. Jeżeli stan patolo-
giczny nie jest zbyt ostry i jeżeli jest dość wcześnie
wykryty, można go uleczyć terapią zastępczą. Można więc
powiedzieć, że choroba ,,głodu miłości" w pewnych przy-
padkach może być wyleczona przez uzupełnienie braku
patologicznego. Głód miłości jest chorobą wynikającą z
braku, podobnie jak głód soli lub awitaminoza.
Osoba zdrowa, nie mająca tego braku, nie potrzebuje
otrzymywać miłości oprócz jej stałej, małej, zabezpie-
czającej dozy, a może nawet obyć się bez niej przez ja-
kiś czas. Ale kiedy motywację stanowi jedynie zaspokoje-
nie braków, a więc pozbywanie się potrzeb, wtedy poja-
wia się sprzeczność. Zaspokojenie potrzeby powinno spo-
wodować jej zniknięcie, co by znaczyło, że ludzie, któ-
rych łączy związek zaspokajający ich potrzebę miłości,
to właśnie ludzie, którzy powinni być mniej skłonni
do dozowania i doznawania miłości! Jednak badanie kli-
niczne ludzi zdrowych, których potrzeba miłości została
zaspokojona, wykazują, że chociaż mają mniejszą potrze-
47
ba otrzymywania miłości, są w większym stopniu
zdolni do je j dawania. W tym ujęciu są to ludzie
bardziej kochający.
Już samo to odkrycie odsłania ograniczenia zwykłej
teorii motywacji (skoncentrowanej na potrzebie wynika-
jącej z braku) i wskazuje na konieczność „teorii meta-
motywacji" (lub motywacji wzrostu bądź teorii samoak-
tualizacji; 260, 261).
Już uprzednio w formie wprowadzenia (97) opisałem
kontrastującą ze sobą dynamikę miłości-B (miłości do
Bytu innej osoby, miłości nie potrzebującej, miłości nie-
egoistycznej) i miłości-D (miłości z braku, potrzebującej
miłości, miłości egoistycznej). Pragnę obecnie się posłu-
żyć tymi dwiema przeciwstawnymi grupami ludzi dla
poparcia przykładami i zilustrowania pewnych uogólnień
przedstawionych wyżej.
1. Miłość-B jest chętnie przyjmowana przez świado-
mość i sprawia wielką radość. Nie będąc zachłanna i ra-
czej podziwiająca niż potrzebująca, nie sprawia żadnego
kłopotu i niemal zawsze daje przyjemność.
2. Nigdy nie może być zaspokojona i można się nią
cieszyć do końca. Zwykle raczej rośnie niż zanika. Daje
radość wewnętrzną. Jest częściej celem niż środkiem.
3. Doświadczenie miłości-B opisuje się też jako jedno-
znaczne z doświadczeniem estetycznym lub mistycznym
i mające te same skutki. (Zob. rozdz. 6 i 7 o „doświad-
czeniach szczytowych". Zob. też 104.)
4. Terapeutyczne i psychologiczne skutki doświadcze-
nia miłości-B są bardzo głębokie i rozległe. Podobne są
charakterologiczne skutki stosunkowo czystej miłości
zdrowej matki do swego dziecka lub doskonałej miłości
Boga opisanej przez niektórych mistyków.
5. Miłość-B jest, bez cienia wątpliwości, bogatszym,
„wyższym" cenniejszym doświadczeniem subiektywnym
niż miłość-D (której wszyscy kochający miłością-B
uprzednio również doświadczyli). Ta wyższość jest też
sygnalizowana przez inne, starsze i bardziej prze-
ciętne badane przeze mnie osoby, z których wiele do-
świadczą obu rodzajów miłości jednocześnie w różnych
proporcjach.
6. Miłość-D może być zaspokojona. Pojęcie „zaspo-
kojenia" daje się z trudem zastosować do miłości-podzi-
wu dla innej osoby z tej racji, że zasługuje na podziw
i na miłość.
7. W miłości-B dawka niepokoju i wrogości jest mini-
malna. Dla wszystkich praktycznych ludzkich celów moż-
na nawet uważać je za nieobecne. Może tam oczywiś-
cie istnieć niepokój o drugą osobę. W miłości-D należy
zawsze oczekiwać pewnej dozy niepokoju i wrogości.
8. Osoby kochające się miłością-B są bardziej od siebie
niezależne, bardziej samodzielne, mniej zazdrosne czy za-
grożone, mniej potrzebujące, bardziej indywidualne, bar-
dziej bezinteresowne, lecz zarazem bardziej skore, by
pomóc drugiej stronie w samoaktualizacji, bardziej dum-
ne z tryumfów drugiej osoby, bardziej altruistyczne,
szlachetne i oddane.
9. Miłość-B umożliwia najbardziej prawdziwą i wni-
kliwą percepcję drugiej osoby. Jak już podkreślałem
gdzie indziej, jest ona reakcją zarazem poznawczą, jak
i emocjonalno-wolitywną. Jest to tak wyraźne i tak czę-
sto uwierzytelniane przez późniejsze doświadczenia in-
nych osób, że będąc daleki od przyjęcia banału, iż miłość
zaślepia, jestem coraz bardziej skłonny przyjąć za słusz-
ne jego przeciwieństwo, a mianowicie, że ten,
kto nie kocha, jest ślepy.
10. Na zakończenie mogę powiedzieć, że miłość-B w
głębokim, lecz sprawdzalnym sensie, stwarza partnera.
Umożliwia mu poznanie samego siebie, samoakceptację,
daje poczucie tego, że zasługuje na miłość — a wszystko
razem umożliwia mu wzrost. Pozostaje pytanie, czy bez
niej jest możliwy pełny rozwój jednostki ludzkiej.
. 4. OBRONA I WZROST
W rozdziale tym usiłuję nieco bardziej systematycznie
ująć teorię wzrostu. Skoro już przyjęliśmy pojęcie wzro-
49
stu, powstaje wiele kwestii szczegółowych. Jak zachodzi
wzrost? Dlaczego dzieci rosną albo nie? Skąd wiedzą,
w jakim kierunku wzrastać? Jak schodzą na drogę pato-
logii?
Mimo wszystko, pojęcia samoaktualizacji, wzrostu i jaź-
ni to wszystko abstrakcje wysokiego rzędu. Trzeba nam
się zbliżyć do faktycznych procesów, do suchych danych,
do konkretnych, życiowych wydarzeń.
To są cele odległe. Zdrowo wzrastające niemowlęta i
dzieci nie żyją dla celów odległych ani dla dalekiej przy-
szłości; zbyt ich zajmuje zabawa i spontaniczne przeży-
wanie obecnej chwili. One żyją, a nie przygoto-
wują się do życia. Jak one potrafią po prostu być,
spontanicznie, nie starając się wzrastać, chcąc tylko
cieszyć się obecną aktywnością, a mimo to posuwając
się do przodu krok za krokiem? To znaczy jak potrafią
w ten sposób rosnąć zdrowo? Odkrywać swą właściwą
jaźń? Jak można pogodzić fakty Bytu z faktami Stawa-
nia się? W klasycznym przypadku wzrost nie jest wy-
tyczonym na przyszłość celem ani nie jest samoaktuali-
zacją, ani odkryciem własnej Jaźni. U dziecka to nie jest
specjalne zamierzenie, tak się po prostu dzieje. Dziecko
nie tyle szuka, ile znajduje. Prawa motywacji braku
i prawa celowego wysiłku nie mają zastosowania, jeśli
chodzi o wzrost, spontaniczność, twórczość.
Niebezpieczeństwo czystej psychologii Istnienia * polega
na jej tendencji do statyczności, niebrania pod uwagę ru-
chu, kierunku i wzrostu. Jesteśmy skłonni do opisywania
stanów Bytu i samoaktualizacji, jakby to były stany
doskonałości nirwany. Gdy się ją raz osiągnie, już się
ją ma, i wtedy się zdaje, że wszystko, co dalej można
robić, to trwać w stanie pełnego zadowolenia z dosko-
nałości.
Odpowiedź, którą uważam za zadowalającą, jest pro-
sta, mianowicie że wzrost zachodzi wtedy, kiedy następ-
* Being-psychology, psychology of Being — tłumaczone jest
zgodnie z terminologią aktualnie używaną w polskiej
literaturze
psychologicznej jako „psychologia istnienia", chociaż jak
wynika
z dalszych ustaleń Autora słowo „Being" wydaje się
oznaczać
pewien określony zespół wartości czy stan przekraczający
zakres
takich określeń jak istnienie, bycie, egzystencja itp. i bliższe
jest
filozoficznemu pojęciu „bytu" jako doskonałości, pełni
(przyp.
red.). .----
50
nemu krokowi naprzód towarzyszy subiektywne uczucie
większej przyjemności, większej radości, większego we-
wnętrznego zadowolenia niż poprzednie zaspokojenie, z
którym już się oswoiliśmy i które nas nawet znudziło;
rn^ślę, że jedynym w ogóle kryterium poznania, co jest
dla nas dobre, będzie subiektywne odczucie, że coś jest
lepsze od każdej innej możliwości. Nowe doświadczenie
weryfikuje się raczej samo niż za pośrednictwem ja-
kiegokolwiek kryterium zewnętrznego. Jest ono samo-
uzasadniające i samoweryfikujące się.
Czynimy coś nie dlatego, że jest dla nas dobre lub
że aprobują to psycholodzy albo że ktoś inny nam to
doradza, albo że to nam przedłuży życie, albo że jest
dobre dla rodzaju ludzkiego, albo że przyniesie zewnętrz-
ne nagrody, albo że jest logiczne. Robimy to z takiej
samej racji, z jakiej wybieramy ten, a nie inny deser.
Już pisałem o tym jako o podstawowym mechanizmie
zakochania się lub wyboru przyjaciela, to znaczy cało-
wanie jednej osoby sprawia większą przyjemność niż ca-
łowanie innej, zaś przyjaźń z a daje więcej osobistej są-
tysfakcji niż przyjaźń z b.
W ten sposób poznajemy, w czym jesteśmy dobrzy,
co rzeczywiście lubimy lub czego nie lubimy, jakie są
, nasze gusty, osądy i zdolności. Jednym słowem tą drogą
odkrywamy własne Ja i odpowiadamy na zasadnicze py-
tania: kim jestem, jaki jestem.
Postępowanie i wybory określane są całkiem samo-
rzutnie, od wewnątrz. Zdrowe niemowlę czy dziecko, po
prostu Istnienie jako część swego Istnienia, jest swo-
bodnie i spontanicznie dociekliwe, poszukujące, ciekawe
i zainteresowane. Nawet jeżeli nie stawia sobie żadnego
celu, nie wysila się, jest ekspresywne i spontaniczne, nie
motywowane żadnym brakiem zwykłego rodzaju, nawet
wtćdy dąży do wypróbowywania swych sił, do sięgania
dalej, do bycia zaabsorbowanym, zainteresowanym, do za-
bawy, do ciekawości i do manipulowania światem. Ba-
danie, manipulowanie, doświadczanie, in-
teresowanie się, wybieranie, cieszenie się i radowa-
nie, wszystko to można uważać za atrybuty czystego
Istnienia, które jednak mogą prowadzić do Stawania się,
chociaż w sposób przypadkowy, niezamierzony, niezapla-
nowany i nieprzewidziany. Spontaniczne i twórcze do-
51
świadczenie może zachodzić i zachodzi nieoczekiwanie,
bez planów, przewidywań, zamierzenia czy celu.1
Dopiero gdy dziecko się nasyci i ogarnia je znudzenie,
gotowe jest skierować się do innych, być może „wyż-
szych" przyjemności.
Powstają wtedy nieuniknione pytania. Co je hamuje?
Co zapobiega wzrostowi? Na czym polega konflikt? Co
stanowi alternatywę wzrostu? Dlaczego ten rozwój jest
dla niektórych tak trudny i mozolny? Musimy tu sobie
dokładnie uświadomić fiksacyjną i regresywną moc nie-
zaspokojonych potrzeb wypływających z braku, przycią-
^ gającą siłę bezpieczeństwa i pewności, funkcję obrony
i ochrony przed cierpieniem, strachem, utratą i zagroże-
niem oraz potrzebę odwagi do wzrastania.
Każda jednostka ludzka ma w sobie oba zespoły
^ czynników. Jeden zespół lgnie do bezpieczeństwa i po-
stawy defensywnej powodowanej strachem, ma tendencję
do cofania się i trzymania kurczowo przeszłości, boi
się odejścia od prymitywnej łączności z łonem i z pier-
sią matki, boi się ryzyka, boi się stracić to, co już
ma, boi się niezależności, wolności i odrębności. Dru-
gi zespół czynników popycha jednostkę do przodu, ku
pełni Jaźni i jej niepowtarzalności, ku pełnemu funkcjo-
nowaniu jej wszystkich uzdolnień, ku zaufaniu do świata
zewnętrznego wraz z jednoczesną akceptacją swego naj-
głębszego, rzeczywistego, nieświadomego Ja.
1 Wszystko to można ująć w schemat zupełnie prosty,
a zarazem wiele mówiący zarówno w sensie heurystycz-
nym, jak teoretycznym. Ten podstawowy dylemat czy
konflikt między czynnikami obronnymi a dążeniami do
wzrostu uważam za egzystencjalny, zakorzeniony w naj-
głębszej naturze istoty ludzkiej teraz i zawsze w przy-
szłości. Jeśli przedstawimy to na takim wykresie
Bezpieczeństwo <----------- Osoba -----------> Wzrost
1 „Ale — paradoksalnie — doświadczenie artystyczne nie
może
być skutecznie użyte do tego bądź jakiegokolwiek innego
celu. Musi to być czynność pozbawiona celu w naszym
rozumie-
niu »celu«. To może być jedynie doświadczenie w byciu —
byciu ludzkim organizmem wykonującym to, co musi
wykony-
wać, co jest jego przywilejem — doświadczanie ży^cia
głęboko
i w pełni, zużywanie energii i stwarzanie piąkna •we
własnym
stylu — zaś wzmożona wrażliwość, integralność,
skuteczność i do-
bre samopoczucie są produktem ubocznym" (179, s. 213).
to będziemy mogli łatwo sklasyfikować rozmaite mecha-
nizmy wzrastania w prosty sposób jako:
a. potęgowanie się wektorów wzrostu, na przykład
wzrost staje się bardziej atrakcyjny i przyjemny,
b. zmniejszanie się obawy wzrastania,
c. osłabienie wektorów bezpieczeństwa, to jest obni-
żenie ich atrakcyjności,
d. zwiększanie się obawy przed stanem bezpieczeństwa,
obronności, patologią i regresem.
Można teraz dodać do naszego podstawowego schematu
powyższe cztery zespoły wartości:
Spotęgowanie niebezpieczeństwa Spotęgowanie
atrakcyjności
Bezpieczeństwo^.----------- Osoba -----------> Wzrastanie
Zmniejszenie atrakcyjności
Zmniejszenie niebezpieczeństwa
Możemy więc uważać, że proces zdrowego wzrostu jest
nigdy nie kończącym się ciągiem sytuacji wolnego wy-
boru, wobec których jednostka staje w każdym momen-
cie przez całe swoje życie, kiedy musi wybierać między
przyjemnościami bezpieczeństwa a wzrastaniem, zależ-
nością a niezależnością, regresem a postępem, niedojrza-
łością a dojrzałością. Bezpieczeństwo zawiera zarówno
niepokoje, jak radości, wzrost zawiera zarówno niepoko-
je, jak radości. Posuwamy się do przodu, kiedy radość
wzrostu i niepokoje bezpieczeństwa są większe niż nie-
pokoje wzrostu i radości bezpieczeństwa.
Jak dotąd, wszystko to brzmi jak truizm. Jednak nie
dla psychologów, którzy przede wszystkim starają się
być obiektywni, ogólni, behawiorystyczni. Trzeba było
przeprowadzić wiele eksperymentów nad zwierzętami i
następnie uzasadnić je teoretycznie, aby przekonać oso-
by zajmujące się motywacją u zwierząt, iż muszą się od-
woływać do tego, co Young (185) nazwał czynnikiem
hedonistycznym, obok redukcji potrzeby, żeby wytłuma-
czyć dotychczasowe wyniki eksperymentów dotyczących
wolnego wyboru. Na przykład sacharyna nie jest bynaj-
mniej środkiem redukującym potrzeby, a mimo to białe
szczury wybiorą ją zamiast czystej wody. Jej (bezuży-
teczny) smak musi tu mieć jakieś znaczenie.
Ponadto zauważmy, że subiektywna radość z doświad-
czenia jest czymś, co możemy pr^vt)isać każdemu
53
: *'
organizmowi, na przykład występuje zarówno u niemo-
wlęcia, jak u osoby dorosłej, u zwierzęcia, jak i u czło-
wieka.
Możliwość, jaka się tu otwiera przed teoretykiem, jest
bardzo nęcąca. Może te wszystkie zawiłe koncepcje Jaźni,
Wzrostu, Samorealizacji i Zdrowia Psychicznego, na-
leżą do tego samego systemu wyjaśnienia z eksperymen-
tami dotyczącymi apetytu u zwierząt, obserwacjami wol-
nego wyboru przy karmieniu niemowląt i wyboru zajęć
oraz z licznymi badaniami nad homeostazą (27).
Oczywiście takie określenie „wzrostu-przez-radość"
prowadzi do koniecznego postulatu, że to, co smakuje,
jest również w sensie wzrostu „lepsze" dla nas. Opiera-
my się na wierze, iż jeśli wolny wybór jest rzeczy-
wiście wolny i jeśli wybierający nie jest ani zbyt
chory, ani zbyt przestraszony, by dokonać wyboru, to
częściej dokonuje mądrego wyboru w kierunku zdrowia
i wzrostu.
Postulat ten jest już poparty wielu doświadczeniami,
ale głównie na zwierzętach, trzeba więc przeprowadzić
więcej szczegółowych badań dotyczących wolnego wybo-
ru u ludzi. Musimy znacznie więcej wiedzieć o przyczy-
nach konstytucjonalnych i psychodynamicznych złego
i bezsensownego wyboru.
Jest jeszcze inny powód, dla którego mojej systema-
tycznej naturze odpowiada ta koncepcja wzrostu-przez-
-radość. Można ją bowiem ściśle powiązać z teorią dyna-
miczną, ze wszystkimi teoriami dynamicznymi
Freuda, Adlera, Junga, Schachtela, Horney, Frcmma,
Burrowa, Reicha i Ranka jak również z teoriami Ko-
gersa, Buhlera, Combsa, Angyala, Allporta, Goldsteina,
Murraya, Moustakasa, Perlsa, Bugentala, Assagioli, Fran-
kla, Jourarda, Maya, White'a i wielu, wielu innych.
Mam zastrzeżenia do klasycznych freudystów za skłon-
ność (w krańcowych przypadkach) do patologizowania
wszystkiego i za niedostrzeganie w wystarczająco jasny
sposób ludzkich możliwości ukierunkowanych na zdro-
wie, i za patrzenie na wszystko przez ciemne okulary.
Jednak i szkoła wzrostu (w jej krańcowym przypadku)
również ma słabe punkty, bowiem jej zwolennicy są
skłonni patrzeć przez zbyt różowe okulary i zazwyczaj
prześlizgują się przez problemy patologii, słabości, nie-
powodzenia wzrostu. Klasyczny freudyzm jest jak
54
teologia wyłącznie zła i grzechu, zaś szkoła wzrostu —
jak teologia, w której nie ma w ogóle miejsca na zło,
i dlatego jest równie niewłaściwa i nierealistyczna.
Trzeba jeszcze osobno nadmienić o dodatkowym związ-
ku między bezpieczeństwem a wzrostem. Jak wiadomo
wzrost zwykle postępuje małymi krokami, przy czym
każdy krok do przodu staje się możliwy dzięki poczuciu
bezpieczeństwa; jest to niejako wypuszczanie się w nie-
znane z bezpiecznego rodzimego portu, odważenie się na
coś, gdy można się jeszcze wycofać. Możemy się tu po-
służyć przykładem małego dziecka, które odrywa się od
kolan matki i zaczyna poruszać się w nieznanym oto-
czeniu. Jest charakterystyczne, że najpierw trzymając
.się matki bada pokój oczami. Potem odważa się na mały
wypad upewniając się stale czy może liczyć na bezpiecz-
ną przystań u matki. Te wypady ogarniają coraz większy
teren. Tym sposobem dziecko może badać groźny i nie-
znany świat. Gdyby matka nagle znikła, wpadłoby w pa-
nikę, przestałoby się interesować badaniem świata, chcia-
łoby jedynie powrotu bezpieczeństwa, a nawet mogłoby
stracić swe umiejętności, na przykład zamiast się odwa-
żyć chodzić mogłoby pełzać.
Sądzę, że śmiało można uogólnić ten przykład. Zapew-
nione bezpieczeństwo pozwala na ujawnianie się i dosko-
nalenie wyższych potrzeb i impulsów. Narażenie na
szwank bezpieczeństwa oznacza regres do bardziej pier-
wotnej postawy. Innymi słowy, jeśli mamy dokonać wy-
boru między wyrzeczeniem się albo bezpieczeństwa, albo
wzrostu, zwykle zwycięża bezpieczeństwo. Potrzeba bez-
pieczeństwa przeważa nad potrzebą wzrostu. To oznacza
rozszerzenie formuły podstawowej. Ogólnie biorąc tylko
dziecko, które się czuje bezpiecznie, odważa się na zdro-
wy wzrost. Muszą być zaspokojone jego potrzeby bez-
pieczeństwa. Nie może być popychane do przodu,
gdyż nie zaspokojone potrzeby bezpieczeństwa pozostaną
w nim ukryte na zawsze, wciąż wołając o zaspokoje-
nie. Im bardziej są zaspokojone potrzeby bezpieczeństwa,
tym mniejszą mają wartość dla dziecka, tym mniej będą
je przywoływać i zmniejszać jego odwagę.
Dobrze, lecz jak poznamy, że dziecko czuje się już do-
statecznie bezpieczne, aby się odważyć na nowy krok
do przodu? Zasadniczo jedyną możliwością, by to stwier-
dzić, jest jego wybór, innymi słowy, tylko ono mo-
55
że naprawdę uchwycić właściwy moment, kiedy siły wzy-
wające do przodu przeważają nad siłami ciągnącymi do
tyłu, a odwaga przewyższa obawę.
Ostatecznie każda osoba, nawet dziecko, musi sama
wybierać. Nikt zbyt często nie powinien za nią wybierać,
bo już to samo ją osłabia, podrywa jej zaufanie do siebie
i zakłóca jej zdolność do odczuwania własnej, we-
wnętrznej przyjemności z tego doświadczenia, swych
własnych impulsów, sądów i uczuć oraz do odróżnia-
nia ich od wewnętrznych ocen innych osób.2
2 „Z chwilą, kiedy paczuszka znajdzie się w rękach dziecka,
czuje ono, że może z nią robić, co zechce. Otwiera ją,
zastanawia
się, co to jest, poznaje dany przedmiot, wyraża radość lub
roz-
czarowanie, zwraca uwagę na układ zawartości, znajduje opis
i wskazówki, wyczuwa dotykiem chłód stali, bada różnicę
cięża-
ru różnych części, ich liczbą i tak dalej. Robi to wszystko
jeszcze
przed próbą posłużenia się tym zestawem. Potem przychodzi
wielka radość wykonania czegoś z tego zestawu, a może to
po-
legać po prostu na dopasowaniu jednej pojedynczej części do
dru-
giej. Tylko wtedy nabiera ono poczucia, że czegoś dokonało,
że
w ogóle może coś zrobić i że nie jest bezradne wobec tego
okre-
ślonego przedmiotu. Bez względu na to, jaki będzie ciąg
dalszy,
czy jego zainteresowanie doprowadzi do pełnego
wykorzystania
zestawu, a tym samym da mu poczucie możliwości dalszych
coraz
większych dokonań, czy też odłoży go na bok, znaczenie ma
jego
początkowy kontakt z kompletem montażowym.
Wyniki aktywnego doświadczenia można w przybliżeniu
ująć
następująco. Zachodzi fizyczne, emocjonalne i umysłowe
zaanga-
żowanie własnej osoby; rozpoznanie i dalsze badanie
własnych
możliwości; zapoczątkowanie aktywności czy twórczości;
odkry-
cie własnego tempa i rytmu i podjęcie zadania adekwatnego
do
własnych możliwości w danym okresie, co może zapobiec
podję-
ciu się zbyt trudnego zadania; nabywanie wprawy, którą
można
zastosować w innych przedsięwzięciach; i sposobność, żeby
za
każdym razem, kiedy bierze się w czymś choćby
najmniejszy,
lecz aktywny udział, coraz lepiej poznawać swoje własne
zainte-
resowania.
Powyżej opisaną sytuację można przeciwstawić innej, kiedy
osoba przynosząca do domu zabawkę montażową mówi
dziecku:
»Oto zestaw do budowania, zaraz ci ten karton otworzę«.
Rozpa-
kowuje go, a potem pokazuje wszystkie przedmioty w nim
się
znajdujące, a więc książeczkę z objaśnieniami oraz różne
części
itd. i — jako szczyt wszystkiego — zabiera się sama do
budowa-
nia jednego z bardziej skomplikowanych modeli,
powiedzmy, pod-
nośnika. Dziecko może nawet bardzo się interesować tym
wszyst-
kim, co mu się pokazuje i co się robi, lecz skoncentrujmy się
na jednym aspekcie tego, co faktycznie zaszło. Dziecko nie
ma
sposobności, aby ustosunkować się do zabawki ani fizycznie,
ani
umysłowo czy uczuciowo, nie ma okazji zmierzyć się z
czymś,
co jest dla niego nowe, odkryć, do czego jest zdolne, lub zdo-
Jeśli tak się to przedstawia, jeśli samo dziecko musi
ostatecznie dokonywać wyboru, który decyduje o jego
rozwoju, i skoro tylko jemu może być znane jego su-
biektywne doświadczenie radości, to jak pogodzić tę pod-
stawową konieczność zaufania do wewnętrznej natury
jednostki z koniecznością pomocy ze strony otoczenia?
Dziecko bowiem potrzebuje pomocy. Bez pomocy jego
odwaga będzie sparaliżowana strachem. Jak można więc
mu pomóc w jego wzrastaniu? I równie ważne, czym
możemy narazić na niebezpieczeństwo jego wzrost,?
Przeciwieństwem subiektywnego doznania radości
(wiara w siebie), jeśli chodzi o dziecko, jest opinia innych
osób (miłość, uznanie, aprobata, podziw, otrzymana na-
groda, wiara raczej w innych niż w siebie). Skoro inni
ludzie są tak ważni i istotni dla bezradnego niemowlęcia
i dziecka, obawa ich utraty (jako zapewniających bezpie-
czeństwo, pożywienie, miłość, uznanie itd.) jest pierwot-
nym i przerażającym niebezpieczeństwem. Toteż dziecko
w obliczu trudnego wyboru między swymi własnymi
doświadczeniami radości a doświadczeniem aprobaty ze
strony innych musi na ogół wybrać aprobatę ze strony
innych, a w konsekwencji tłumić swą radość lub pozwo-
lić jej zgasnąć albo nie zwracać na nią uwagi lub pa-
nować nad nią siłą woli. Przeważnie łącznie z tym roz-
winie się dezaprobata doświadczenia radości bądź wstyd
lub zakłopotanie i skrytość wobec niego, co w końcu
doprowadzi aż do niezdolności jego odczuwania.3
być dalsze ukierunkowanie swych zainteresowań. Budowanie
dla
niego podnośnika przez kogoś mogło też wnieść inny
czynnik.
Mogło pozostawić w dziecku ukryte przypuszczenie, że ono
też
powinno potrafić to zrobić, chociaż nie miało sposobności
przy-
gotowania się do tak skomplikowanego zadania. Celem staje
się
przedmiot a nie doświadczenie związane z procesem
dochodze-
nia do celu. Poza tym wszystko, co ewentualnie później samo
z tego kompletu zestawu zbuduje, będzie wyglądało małe i
nę-
dzne w porównaniu z tym, co ktoś dla niego zrobił. Dziecko
w niczym nie powiększyło swego zasobu doświadczeń
poznaw-
czych, jak trzeba będzie sobie radzić z czymś nowym
następnym
razem. Innymi słowy, nie wzrosło od wewnątrz, tylko coś mu
narzucono z zewnątrz... Każdy odruch czynnego
eksperymento-
wania daje dziecku sposobność, by się dowiedzieć, co ono
lubi,
a czego nie lubi, i coraz lepiej poznać, jakim chce siebie
widzieć
w przyszłości. Stanowi to istotną cząstkę jego rozwoju do
stanu
dojrzałości i samokierowania" (186, s. 179).
8 „Czy można stracić swą jaźń? Ta zdrada nie do pomyślenia,
o której nawet nie wiemy, zaczyna się od utajonej śmierci
psy-
Czyli podstawowy wybór na rozwidleniu drogi życia za-
chodzi między jaźnią innych a moją własną. Jeśli jedyną
drogą do zachowania własnej jaźni jest utrata innych
osób, to normalne dziecko poświęci własne ja. Jest to
prawda z wyżej wspomnianej już racji, że bezpieczeń-
stwo jest najbardziej podstawową i przemożną potrzebą
•chicznej w okresie dzieciństwa, jeśli wtedy nie jesteśmy
kocha-
ni i jesteśmy odcięci od naszych spontanicznych pragnień.
(Po-
myślmy tylko: co pozostaje?) Chwileczkę, lecz to nie tylko
zwy-
kły mord dokonany na naszej psyche. To można by jeszcze
po-
minąć, bo mała istota, która padła jego ofiarą, może nawet z
te-
go »wyrosnąć« — ale jest to prawdziwy podwójny mord, w
któ-
rym samo dziecko stopniowo i nieświadomie uczestniczy.
Nie
zostało zaakceptowane dla niego samego, takie jakie jest.
3>Ach, oni je »kochają«, ale chcą albo zmuszają, albo
oczekują,
.że będzie inne! Dlatego musi być nieakceptowane.*
Dziecko samo uczy się w to wierzyć, aż wreszcie nawet
przyjmu-
je za coś naturalnego. Dało za wygraną. Teraz już wszystko
jed-
no, czy będzie posłuszne, czy lgnie bądź buntuje się lub
odsuwa,
ważne jest tylko jego zachowanie i działanie. Jego siła
ciężkości
jest w »nich«, nie w nim samym — i nawet gdyby to
zauważyło,
przyjęłoby za coś naturalnego. I cała rzecz z pozoru wygląda
zu-
pełnie normalnie, wszystko bowiem odbywa się
niewidocznie,
automatycznie i anonimowo!
To jest zupełny paradoks. Wszystko wygląda normalnie; nie
zamierzono żadnej zbroni, nie ma trupa, nie ma winy. Widzi-
•my tylko, jak zwykle, że słońce wschodzi i zachodzi. Ale co
się stało. Dziecko zostało odrzucone nie tylko przez »nich«,
lecz
i przez samego siebie. (Jest faktycznie bez swego ja.) Co
utra-
ciło? Właśnie tę jedyną prawdziwą i istotną cząstkę siebie:
poczucie swego własnego »tak«, stanowiącego o jego istotnej
.zdolności wzrastania, podstawę swojego bytu. Ale cóż, ono
nie
•umarło! »Życie« idzie naprzód, i ono także musi żyć. Od
mo-
mentu, kiedy daje za wygraną, i zależnie od stopnia tej rezy-
gnacji, przystępuje całkiem nieświadomie do stworzenia i
utrzy-
mania jakiejś pseudo-jaźni. Ale to tylko oportunizm —
»jaźń«
bez pragnień. Ono będzie kochane (lub wywoła strach), gdzie
jest pogardzane, będzie silne tam, gdzie jest słabe, będzie wy-
konywało czynności (będące już tylko karykaturami!) nie dla
zabawy i radości, lecz dla przetrwania; nie ze zwykłej chęci
ruchu, lecz z nakazu. Ta konieczność to nie jest życie — nie
jego życie — to mechanizm obrony przed śmiercią. A
zarazem
machina śmierci. Od tej chwili będzie rozrywane na części
przez
przymusowe (nieświadome) potrzeby lub miażdżone (nie-
świadomymi) konfliktami do stanu paraliżu, każda czynność
i każda chwila będzie przekreślała jego byt, jego
integralność;
i przez cały ten czas występuje ono w przebraniu normalnej
istoty, od której oczekuje się normalnego zachowania!
Jednym słowem zrozumiałem, że stajemy się neurotykami
szukając lub broniąc naszej pseudo-jaźni, systemu jaźni; i że
jesteśmy neurotykami z powodu braku własnego ja" (7, s. 3).
u dzieci, daleko bardziej zasadniczą i konieczną niż nie-
zależność i samoaktualizacja. Jeśli dorośli wymuszą na
dziecku ten wybór, wybór między utratą jednej (niższej
i silniejszej) podstawowej konieczności albo drugiej (wyż-
szej i słabszej) podstawowej konieczności, to dziecko mu-
si wybrać bezpieczeństwo nawet kosztem wyrzeczenia się
własnej jaźni i wzrostu.
(Zasadniczo nie ma potrzeby zmuszania dziecka do
takiego wyboru. Ludzie po prostu często to robią —
powodowani własną chorobą i ignorancją. Wiemy, że nie
jest konieczne, bowiem mamy aż nadto przykładów dzie-
ci, którym ofiarowuje się te wszystkie dobra jednocześ-
nie, które mogą mieć bezpieczeństwo, miłość i także uzna-
nie, nie pozbywając się niczego.)
W tym zakresie może nas wiele nauczyć sytuacja te-
rapii. Sytuacja edukacji twórczej, twórcza edukacja sztu-
ki, a także, jak mniemam, twórcza edukacja tańca. Tu-
taj, gdzie sytuacja układa się różnie jako przyzwalająca,
podziwiająca, chwaląca, akceptująca, bezpieczna, nagra-
dzająca, zachęcająca, podtrzymująca, nie zagrażająca, nie
wartościująca, nie porównująca, to znaczy tam, gdzie
jednostka może się czuć całkowicie bezpieczna i nie za-
grożona, staje się dla niej możliwe wydobycie i wyraże-
nie różnego rodzaju niższych przyjemności, takich jak
wrogość czy neurotyczna zależność. Kiedy zostaną one
dostatecznie oczyszczone, osoba skłania się spontanicznie
do innych radości, które otoczenie uważa za „wyższe"
lub powodujące wzrost, na przykład miłość lub twórczość,
i które ona sama będzie wolała od poprzednich przyjem-
ności, gdy już doświadczy jednych i drugich. (Często nie
stanowi dużej różnicy, jakiego rodzaju określoną teorię
wyznaje terapeuta, nauczyciel, pomocnik itd. Naprawdę
dobry terapeuta, chociaż może wyznawać pesymistyczną
teorię Freuda, działa tak, jakby wzrost był możliwy.
Naprawdę doJDry nauczyciel, który werbalnie akceptuje
całkowicie różowy i optymistyczny obraz natury ludz-
kiej, nauczając będzie zakładał pełne zrozumienie
i uwzględnienie sił regresywnych i obronnych. Jest rów-
nież możliwe wyznawanie cudownie realistycznej i ob-
szernej filozofii i zadawanie jej kłamu w praktyce, w
terapii lub nauczaniu i wychowywaniu rodzicielskim.
Uczyć może tylko ten, kto szanuje lęk i obronę; tylko
ten, <kśo ma szacunek dla zdrowia, może być terapeutą.)
W tej sytuacji paradoksem staje się fakt, że nawet
„zły" wybór jest realnie „dobry dla" neurotyka doko-
nującego wyboru albo przynajmniej zrozumiały, a nawet
konieczny ze względu na jego dynamizm. Wiemy, że li-
kwidowanie funkcjonalnego symptomu neurotycznego na
siłę albo przez zbyt bezpośrednią konfrontację czy inter-
pretację, albo przez sytuację stresową, która niszczy
obronne mechanizmy osoby przed zbyt bolesną intuicją,
może ją całkowicie zdruzgotać. To stawia nas wobec
zagadnienia tempa wzrostu. Również tutaj dobrzy ro-
dzice lub terapeuta czy nauczyciel postępuje, jak
gdyby rozumiał, że łagodność, delikatność, szacunek dla
lęku, zdawanie sobie sprawy z naturalnego charakteru
sił obronnych i regresywnych są konieczne, aby wzrost
nie wyglądał jak przytłaczająca groźba, ale jak radosna
perspektywa. Zakłada, że rozumie, iż wzrost może wy-
łonić się tylko z bezpieczeństwa. Wyczuwa, że jeśli
mechanizmy obronne danej osoby są bardzo sztywne, to
istnieją ku temu słuszne powody, i że on chce być cier-
pliwy i wyrozumiały, nawet jeśli zna drogę, którą dziec-
ko „powinno" pójść.
Z dynamicznego punktu widzenia w końcu wszyst-
kie wybory są w istocie rzeczy mądre, jeśli uznajemy
dwa rodzaje mądrości, to znaczy mądrość obronną i mą-
drość wzrostu (zob. rozdz. 12 — o trzecim rodzaju „mą-
drości", mianowicie o zdrowym regresie). Obrona może
być równie mądra, jak śmiała, a zależy to od konkretnej
osoby, jej określonego statusu i od określonej sytuacji,
w jakiej musi dokonać wyboru. Wybór bezpieczeństwa
jest mądry, jeśli przez to unika się cierpień przekracza-
jących siły osoby w danym momencie. Jeśli pragniemy
jej dopomóc we wzroście (wiemy bowiem, że konse-
kwentnie podejmowane wybory bezpieczeństwa doprowa-
dzą ją w końcu do katastrofy i pozbawią możliwości, w
jakich mogłaby znaleźć przyjemność, gdyby tylko mogła
ich zakosztować), to wszystko, co możemy dla niej uczy-
nić, sprowadza się do okazania jej pomocy, jeśli o nią
poprosi powodowana cierpieniem, albo też do równo-
czesnego zapewnienia jej poczucia bezpieczeństwa i za-
chęcenia do pójścia naprzód, żeby wypróbowała
nowe doświadczenie, tak jak matka, której otwarte ra-
miona zapraszają dziecko, żeby samo próbowało chodzić.
Nie możemy zmuszać dziecka do wzrostu, inożemy
tylko przymilnie zachęcać do niego, ułatwiać w
przekonaniu, że sano przeżycie nowego doświadczenia
skłoni je do jego wyboru. Tylko ono może dokonać
wyboru, nikt inny go w tym nie wyręczy. Jeśli to do-
świadczenie ma się stać jego częścią, ono samo zmusi
je do akceptacji, w przeciwnym razie trzeba bez gniewu
uznać, że nie jest ono jeszcze w danym momencie sto-
sowne dla niego.
Wynika sj„r,d, iż chorym dzieckiem trzeba się intereso-
wać tak samo, jak zdrowym, jeżeli chodzi o proces wzro-
stu. Dopiero kiedy jego obawy są przyjęte z powagą, mo-
że ono się zdobyć na śmiałość. Musimy pojąć, że ciemne
siły są równie „normalne", jak siły wzrostu.
Jest to delikatne zadanie, gdyż jednocześnie zakłada,
że wiemy, co jest dla dziecka najlepsze (skoro wska-
zujemy mu drogę w wybranym przez nas kierunku),
a także, że tylko ono wie, co jest na dalszą metę dla
niego najlepsze. To znaczy, że musimy głównie propo-
nować, a rzadko forsować. Musimy być w pełni
gotowi nie tylko wskazywać mu drogę do przodu, lecz
uszanować cofanie się dla odzyskania sił, przyjrzenia się
sytuacji z bezpiecznej pozycji, a nawet regres do po-
przedniej umiejętności lub „niższej" przyjemności, żeby
było możliwe odzyskanie odwagi wzrastania.
I tu znowu jest okazja do przyjścia z pomocą. Pomoc
jest potrzebna nie tylko dla umożliwienia wzrostu u zdro-
wego dziecka (przez „dostępność" pomocnika, kiedy go
dziecko potrzebuje, i usunięcie się z drogi w innych oko-
licznościach), lecz o wiele bardziej dla osoby, która „za-
stygła" w fiksacji, w sztywnej obronie, w środkach de-
fensywnych przekreślających możliwość wzrostu. Newro-
za jest samoutrwalająca się; podobnie jest ze strukturą
charakteru. Możemy czekać, aby życie wykazało danej
osobie, że jej system nie działa, to znaczy dopuścić, by
ostatecznie pogrążyła się w neurotycznym cierpieniu, lub
możemy okazać jej zrozumienie i pomóc we wzrastaniu,
szanując i pojmując zarówno jej potrzeby wynikające
z braku, jak i potrzeby wzrostu.
To wszystko oznacza rewizję taoistycznego „niech bę-
dzie" (let-be), które często się nie sprawdza, gdyż rosnące
dziecko potrzebuje pomocy. Można to sformułować jako
61
„pomocne niech będzie". Ma to być taoizm kochający
i szanujący. Uznaje on nie tylko wzrost i specy-
ficzny mechanizm sprawiający, że dziecko zmierza we
właściwym kierunku, lecz także uznaje i respektuje oba-
wę wzrostu, jego wolne tempo, zahamowania, patologię
oraz przyczyny niewzrastania. Uznaje rolę, konieczność
i pomoc otoczenia zewnętrznego, lecz nie przyznaje mu
władzy. Powoduje wewnętrzne wzrastanie, ponieważ zna
jego mechanizmy i chce naprawdę przyjść jemu z po-
mocą, a nie tylko wiązać z nim nadzieje i przyjmować
wobec niego postawę biernego optymizmu.
Wszystko, co wyżej powiedzieliśmy, wiąże się z ogólną
teorią motywacji, przedstawioną przeze mnie w Motiva-
tion and Personality, a zwłaszcza z teorią zaspokojenia
potrzeby, która wydaje mi się najważniejszą pojedynczą
zasadą, stanowiącą podstawę całego zdrowego rozwoju
człowieka. Pojedyncza zasada holistyczna scalająca mno-
gość ludzkich motywów wyraża tendencję do pojawienia
się nowej, wyższej potrzeby, kiedy ta niższa potrzeba ja-
ko już zaspokojona przestanie istnieć. Dziecko znajdują-
ce się w tym szczęśliwym położeniu, że normalnie i dob-
rze się rozwija, staje się przesycone i znudzone przy-
jemnościami, których zakosztowało do syta, i chętnie
(bez nakłaniania) przechodzi do wyższych, bardziej zło-
żonych przyjemności w miarę jak stają się one dostępne
dla niego bez niebezpieczeństwa lub zagrożenia.
Przykłady tej zasady widać nie tylko w głębszym dy-
namizmie motywacyjnym dziecka, lecz także na mniejszą
skalę w rozwoju jego wszelkich codziennych działań, na
przykład w nauce czytania, jeżdżenia na łyżwach, malo-
wania lub tańca. Dziecko opanowawszy wymowę pro-
stych słów cieszy się nimi ogromnie, ale na tym nie po-
przestaje. W odpowiedniej atmosferze samorzutnie wyra-
ża chęć do poznawania wciąż nowych słów, słów dłuż-
szych, zdań bardziej złożonych itd. Jeśli się je zmusza do
pozostania na pierwotnym poziomie, to staje się znu-
dzone i zniecierpliwione tym, co je dawniej cieszyło. Ono
chce iść naprzód, posuwać się, rozwijać. I dopiero wte-
dy, kiedy na kolejnym etapie spotka się z frustracją,
niepowodzeniem, krytyką czy drwiną, zatrzymuje się
bądź cofa; wówczas stajemy wobec powikłań dynamizmu
patologicznego i kompromisów neurotycznych, w których
62
impulsy nadal są żywe, lecz nie spełnione, a nawet —
wobec utraty impulsu i zdolności.4
Tak więc stwierdzamy na zakończenie, że do zasady
hierarchicznego uporządkowania naszych różnych potrzeb
dochodzi jeszcze subiektywna pomysłowość, która kieru-
je i prowadzi jednostkę w kierunku „zdrowego" wzrostu.
Ta reguła sprawdza się dla każdego wieku.
Odzyskanie zdolności dostrzegania własnych przyjem-
ności to najlepszy sposób ponownego odkrycia utraconej
jaźni nawet w wieku dorosłym. Proces terapii pomaga
dorosłemu odkrywać, że dziecięca (stłumiona) potrzeba
4 Sądzę, że można zastosować tę ogólną zasadę do
freudowskiej
teorii progresji stanów libido. Niemowlę w okresie ssania
dozna-
je największej przyjemności przez usta; zaniedbano tu jednak
zwłaszcza problem osiągnięcia wprawy w tej umiejętności.
Po-
winniśmy pamiętać, że jedyną rzeczą, jaką niemowlę potrafi
dobrze i umiejętnie robić, jest ssanie. We wszystkim innym
jest
ono nieudolne, nic nie potrafi, i jeżeli, jak sądzę, jest to naj-
wcześniejszy zwiastun uznania dla samego siebie (poczucie,
że-
się coś opanowało), to jest to jedyna czynność niosąca nie-
mowlęciu doznanie przyjemności z opanowania czegoś
(sprawno-
ści, kontroli, wyrażenia samego siebie, chcenia).
Wkrótce jednak niemowlę rozwija inne zdolności do bycia
sprawnym i kontrolującym. Mam tu na myśli nie tylko
kontrolo-
wanie czynności analnych, których znaczenie, chociaż
słusznie
zauważone, jest, moim zdaniem, mocno przesadzone.
Zdolności
ruchowe i sensoryczne również rozwijają się w czasie tak
zwa-
nej fazy „analnej" w wystarczającym stopniu, żeby wywołać
odczucia przyjemności i sprawności. Ale tutaj jest dla nas
ważne
to, że dziecko w swojej oralnej fazie rozwoju ma tendencję
da
nadużywania tej oralnej umiejętności, tak że staje się nią znu-
dzone, podobnie jak znudzi się samym tylko mlekiem. W
sytuacji
wolnego wyboru dziecko ma skłonność do odchodzenia od
piersi
i mleka matki na rzecz bardziej złożonych czynności i
smaków
lub przynajmniej do uzupełnienia ssania tymi innymi
„wyższy-
mi" osiągnięciami. Założywszy dostateczne zaspokojenie,
wolny
wybór i brak zagrożenia, dziecko samo „wyrasta" z fazy
oralnej
i samo z niej rezygnuje. Nie ma potrzeby „windować" je w
górę
ani zmuszać do przedwczesnej dojrzałości, co się często
zdarza.
Ono z własnego wyboru dojrzewa do wyższych przyjemności
i staje się znudzone dawnymi. Tylko pod wpływem
niebezpie-
czeństwa, zagrożenia, niepowodzenia, frustracji lub stresu
nabie-
ra tendencji do regresji lub fiksacji; dopiero wtedy woli bez-
pieczeństwo od wzrastania. Z pewnością .rezygnacja,
opóźnianie
w zaspokojeniu i zdolność do znoszenia frustracji są również
ko-
niczne dla nabierania siły, wiemy nadto, że nieokiełznane
zaspo-
kajanie potrzeb jest niebezpieczne. A jednak prawdą jest, że
owe zastrzeżenia są uzupełniające wobec zasady, że do-
stateczne zaspokojenie podstawowych potrzeb jest
warunkiem*
koniecznym. . , ( ......, . <,,;,!<,.>,, .. -'.-
'-<**••
aprobaty ze strony innych nie musi nadal istnieć w dzie-
cięcej formie i dziecięcym stopniu oraz że strach przed
utratą tych innych wraz z towarzyszącą temu obawą
własnej słabości, bezradności i opuszczenia nie są już tak
realne i usprawiedliwione, jak były w przypadku dziecka.
Dla osoby dorosłej ci inni mogą i powinni być mniej
ważni niż dla dziecka.
Tak więc nasza końcowa formuła składa się z następu-
jących elementów:
1. Dziecko o zdrowej spontaniczności, w swojej we-
wnętrznej spontaniczności, w odpowiedzi na swój własny,
wewnętrzny byt, zwraca się ku otoczeniu z ciekawością
i zainteresowaniem i daje wyraz wszystkim swoim umie-
jętnościom,
2. jeżeli nie paraliżuje je strach, jeżeli czuje się dość
pewnie, aby się odważyć.
3. W tym procesie wszystko, co daje mu przyjemne do-
świadczenie, jest bądź napotkane przypadkowo, bądź
ofiarowane przez osoby pomocne.
4. Musi ono czuć się na tyle bezpieczne i akceptujące
siebie, aby mogło wybierać i woleć te przyjemności za-
miast ich się bać.
5. Jeśli może wybrać te doświadczenia, które są
sprawdzone jako dające radość, to może powrócić do ta-
kiego doświadczenia, powtórzyć je, raczyć się nim aż do
momentu nasycenia, przesytu czy znudzenia.
6. W tym punkcie wykazuje ono tendencję do przej-
ścia do bardziej złożonych, bogatszych doświadczeń i
osiągnięć w tym samym sektorze (i znów, jeżeli czuje
się dość pewnie, by się na to odważyć).
7. Takie doświadczenia oznaczają nie tylko posuwanie
się naprzód, lecz wywierają oddziaływanie zwrotne na
własną jaźń, dając poczucie pewności (to lubię, tamtego
na pewno nie lubię), zdolności, sprawności, zaufania
do siebie i własnej godności.
8. W tym nie kończącym się ciągu wyborów, z jakie-
go składa się życie, wybór można w ogólnym schemacie
przedstawić jako zawierający się między bezpieczeństwem
(lub, biorąc szerzej, obroną) a wzrostem, a ponieważ tyl-
ko to dziecko nie potrzebuje bezpieczeństwa, które już je
ma, możemy oczekiwać, że wzrost wybierze dziecko, któ-
re ma zaspokojoną potrzebę bezpieczeństwa. Tylko ono
może sobie pozwolić na odwagę.
JU
9. Żeby dziecko mogło .wybrać zgodnie z własną natu-
rą i rozwijać ją, trzeba mu pozwolić na zachowanie jego
subiektywnych doświadczeń przyjemności i znudzenia ja-
ko jedynego kryterium prawidłowego dlań wyboru.
Alternatywnym kryterium jest dokonywanie wyboru we-
dług życzenia innej osoby. Kiedy tak się dzieje, zatra-
ca się własną jaźń. Stanowi to również o ograniczeniu
wyboru do samego bezpieczeństwa, ponieważ dziecko ze
strachu (utraty opieki, miłości itd.) przestanie wierzyć
w swoje własne kryterium przyjemności.
10. Jeśli wybór jest faktycznie wolny, a dziecko nie
jest upośledzone, zazwyczaj można od niego oczekiwać
wyboru postępu.5
11. Jest dowiedzione, że to, co raduje zdrowe dziecko,
co mu smakuje, jest też najczęściej „najlepsze" dla niego
w sensie odległych celów dostrzeganych przez obserwa-
tora.
12. W tym procesie otoczenie dziecka (rodzice, tera-
peuci, nauczyciele) spełnia ważną rolę pod różnymi wzglę-
dami, nawet jeśli ostatecznego wyboru musi dokonać sa-
mo dziecko:
a. otoczenie może zaspokoić jego podstawowe po-
trzeby bezpieczeństwa, przynależności, miłości i szacun-
ku, aby dziecko mogło się poczuć nie zagrożone, samo-
dzielne, zainteresowane i spontaniczne, a tym samym
ośmielić się wybrać nieznane;
b. otoczenie może pomóc, jeżeli uczyni wybór wzra-
stania zdecydowanie atrakcyjnym i mniej niebezpiecz-
nym i jeżeli uczyni wybór regresji mniej atrakcyjnym
i bardziej kosztownym.
13. W ten sposób można pogodzić psychologię Istnienia
z psychologią Stawania się, dziecko zaś, będąc po prostu
sobą, może jednak posuwać się naprzód i wzrastać.
5. POTRZEBA POZNANIA I OBAWA POZNANIA
Obawa poznania; unikanie poznania;
cierpienia i niebezpieczeństwa poznania
Z naszego punktu widzenia największym osiągnięciem
Freuda było odkrycie, że jedyną główną przyczyną
8 Nader często zachodzi coś w rodzaju pseudo-wzrostu,
kiedy
osoba usiłuje przekonać samą siebie (przez wyparcie,
zaprzecze-
nie, reakcję upozorowaną itd.), że nie zaspokojona
podstawowa
65
wielu chorób psychologicznych jest obawa poznania sa-
mego siebie, swych emocji, impulsów, wspomnień, uzdol-
nień, możliwości i swego przeznaczenia. Odkryliśmy, że
obawa poznania samego siebie jest bardzo często izomor-
ficzna i analogiczna do strachu przed światem zewnętrz-
nym; to znaczy, problemy wewnętrzne i problemy ze-
wnętrzne są w dużym stopniu podobne do siebie i są
ze sobą wzajemnie powiązane. Toteż mówimy tu po pro-
stu o obawie poznania w ogóle, bez zbyt ostrego rozróż-
niania obawy przed tym, co wewnętrzne, od obawy przed
tym, co zewnętrzne.
Ogólnie rzecz biorąc, ten rodzaj lęku jest obronny w
tym sensie, że stanowi ochronę naszej godności własnej,
naszej miłości i szacunku dla siebie samych. Jesteśmy
skłonni bać się wszelkiej wiedzy, która mogłaby obudzić
w nas uczucie pogardy do samych siebie lub poczucie
niższości, słabości, braku wartości, poczucie, że jesteśmy
źli i musimy się wstydzić. Chronimy siebie i swój ideal-
ny obraz przez represję i inne podobne mechanizmy
obronne, które w swej istocie są sposobami na to, żeby
nie uświadamiać sobie prawd nieprzyjemnych bądź nie-
bezpiecznych. W psychoterapii zaś wybiegi, za pomocą
których trwamy w unikaniu owej świadomości bolesnej
prawdy, oraz działania, za pomocą których zwalczamy
wysiłki terapeuty, żeby pomóc nam w zobaczeniu praw-
dy, nazywam „oporem". Każda technika stosowana przez
terapeutę odsłania prawdę lub zmierza do dodania pa-
cjentowi siły, aby mógł znieść prawdę. („Być całkowicie
szczerym wobec siebie to najcenniejszy wysiłek, jaki czło-
wiek może podjąć" —• Z. Freud.)
Lecz jest jeszcze inny rodzaj prawdy, której chcemy
uniknąć. Nie tylko trzymamy się kurczowo naszej psy-
chopatologii, ale chcemy też uniknąć osobistego wzrasta-
nia, ponieważ ono również może przynieść innego rodza-
ju obawę, trwogę, uczucie słabości i nieudolności (31).
Znajdujemy tu drugi rodzaj oporu, zaparcie się naszej
najlepszej strony, naszych talentów, naszych najsubtel-
potrzeba jest de facto zaspokojona lub nie istnieje. Wtedy po-
zwala sobie wzrastać do potrzeb wyższego rzędu, co
oczywiście
zawsze będzie oparte na bardzo chwiejnym fundamencie.
Nazy-
wam to „pseudo-wzrostem przez pominięcie nie
zaspokojonej po-
trzeby". Taka potrzeba pozostanie na zawsze jako
nieświadoma
siła (przymus powtarzania).
66
niejszych impulsów, najwyższych możliwości, naszej zdol-
ności twórczej. Krótko mówiąc — jest to walka z naszą
własną wielkością, lęk przed hubris (pycha).
To nam przypomina, iż* nasz mit Adama i Ewy z jego
groźnym drzewem wiadomości, którego nie wolno dotk-
nąć, ma odpowiednik w wielu innych kulturach, które
również czują, że wiedza ostateczna jest zastrzeżona dla
bogów. W większości religii przewija się wątek antyinte-
lektualizmu (naturalnie obok innych motywów), jakiś
Ś!Ł;d faworyzowania raczej wiary czy wierzenia lub po-
bożności niż wiedzy, bądź poczucie, że pewne formy
wiedzy są zbyt niebezpieczne, aby się do nich wtrącać, ><
i lepiej ich zakazać lub zarezerwować dla garstki specja-
listów. W większości kultur ci buntownicy, którzy rzucili
wyzwanie bogom, wykrywając ich tajemnicę, jak Adam
i Ewa, Prometeusz i Edyp, ciężko zostali ukarani i są
przestrogą dla wszystkich innych, by nie próbowali być
podobni bogom.
I jeżeli mogę to wyrazić w sposób bardzo lapidarny,
nasza ambiwalentna postawa odnosi się właśnie do tego,
co w nas boskie, jesteśmy tym zafascynowani i pełni
obawy, skłaniamy się ku temu i przed tym się broni-
my. Jest to jeden z aspektów podstawowej kondycji
ludzkiej — że jesteśmy jednocześnie bogami i robakami
(178). Każdy z naszych wielkich twórców, ludzi podob-
nych bogom, dawał świadectwo odwagi potrzebnej w sa-
motnym okresie tworzenia, ustanawiania czegoś nowego
(przeciwstawnego staremu). Jest to swego rodzaju śmia-
łość wyprzedzenia innych w pojedynkę czy prowokacja.
Lęk jest tu w pełni zrozumiały, musi być jednak prze-
zwyciężony, aby tworzenie było możliwe. Tak więc wy-
krycie w sobie wielkiego talentu może niewątpliwie spra-
wiać radość, ale budzi jednocześnie lęk przed niebezpie-
czeństwem i odpowiedzialnością oraz przed obowiązkiem
przyjęcia na siebie roli przywódcy i przed zupełną sa-
motnością. Odpowiedzialność można traktować jako wiel-
ki ciężar i unikać jej możliwie najdłużej. Wyobraźmy so-
bie mieszaninę uczuć lęku, pokory, a nawet przerażenia,
o jakich mówili nam, na przykład, ludzie, którzy zostali
wybrani na prezydenta.
Wiele możemy się nauczyć z paru typowych przykła-
dów klinicznych. W pierwszym z nich występuje dość
powszechne zjawisko spotykane w terapii kobiet (131).
67
Znaczna liczba wybitnych kobiet ma problem nieświado-
mego utożsamiania inteligencji z męskością. Kobieta mo-
że odczuwać, że prowadzenie badań, poszukiwań, nowe
zainteresowania, dociekanie i odkrycia — to wszystko
pozbawia ją kobiecości, zwłaszcza jeżeli jej mąż poczuje
się tym zagrożony w swej niepewnej męskości. Wiele
kultur i religii nie dopuszcza kobiet do wiedzy i nauki
i moim zdaniem siłą inspirującą takie postępowanie jest
chęć utrzymania ich „kobiecości" (w sensie sado-maso-
chistycznym); kobieta na przykład nie może być księ-
dzem czy rabinem (103).
Nieśmiały mężczyzna może być również skłonny utoż-
samiać ciekawość odkrywczą z rzuceniem wyzwania in-
nym, jakby w jakimś sensie okazując swą inteligencję
i dociekając prawdy stawał się apodyktyczny, śmiały i
męski nie mając na to żadnego poparcia, zaś taka posta-
wa mogła sprowadzić na niego gniew innych mężczyzn,
starszych i silniejszych od niego.
Podobnie dzieci mogą utożsamiać swe dociekania po-
wodowane ciekawością z wykroczeniem przeciwko pre-
rogatywom swych bogów, wszechmocnych dorosłych.
I oczywiście jeszcze łatwiej znaleźć odpowiednią postawę
u dorosłych. Często uważają oni niesforną ciekawość dzie-
ci co najmniej za utrapienie, a niekiedy nawet — zagro-
żenie i niebezpieczeństwo, zwłaszcza jeżeli dotyczy spraw
seksualnych. Rodzic aprobujący i cieszący się z cieka-
wości swych dzieci jest wciąż jeszcze kimś niezwykłym.
Podobne zjawisko zachodzi u wyzyskiwanej, gnębionej
i słabej mniejszości narodowej lub u niewolników. Oni
mogą się obawiać wiedzieć zbyt wiele, prowadzić swo-
bodne badania. To może wzbudzić gniew ich panów.
Obronna postawa pseudogłupoty jest powszechna w tych
grupach. W każdym razie wyzyskiwacz lub tyran ze
względu na dynamizm sytuacji nie jest skłonny zachę-
cać swych podwładnych do ciekawości, nauki i wiedzy.
Ludzie, którzy za dużo wiedzą, łatwo się buntują. Za-
równo wyzyskiwany, jak i wyzyskiwacz uważają wie-
dzę za coś nie dającego się pogodzić z postawą dobrego,
miłego i dobrze przystosowanego niewolnika. W takiej
sytuacji wiedza jest niebezpieczna, bardzo niebez-
pieczna. Stan słabości czy podporządkowania lub niski
stopień poczucia godności własnej hamują potrzebę wie-
dzy. Śmiałe wpatrywanie się wprost w oczy jest głów-
68
nym chwytem stosowanym przez małpę-przywódcę dla
utrwalenia swej władzy (103). Cechą charakterystycz-
ną zwierzęcia podległego jest spuszczanie wzroku.
Podobny dynamizm można niestety obserwować cza-
sami w klasie szkolnej. Naprawdę zdolny uczeń, chętny
do stawiania pytań, dociekliwy, zwłaszcza jeżeli jest bar-
dziej .uzdolniony niż jego nauczyciel, zbyt często jest
określany jako „mądrala", zagrażający dyscyplinie i auto-
rytetowi nauczycielskiemu.
To, że „wiedza" może nieświadomie oznaczać chęć prze-
wodzenia, kontrolę, a nawet lekceważenie innych widać
również na przykładzie oglądacza podglądającego nagą
kobietę i odczuwającego w tym jakieś poczucie władzy
nad nią, jak gdyby jego oczy były narzędziem przemocy,
za pomocą którego może ją zgwałcić. W tym sensie męż-
czyźni często upodabniają się do owego Toma-podglą-
dacza i zuchwale wpatrując się w kobiety „rozbierają je
wzrokiem". W Biblii słowo „poznanie" jako identyczne
z „poznaniem" seksualnym jest innym zastosowaniem tej
przenośni.
Na poziomie nieświadomości poznanie jako coś przeni-
kającego i penetrującego, jako pewnego rodzaju odpo-
wiednik męskiej seksualności pomaga nam zrozumieć
archaiczny kompleks ścierających się emocji, jaki może
narastać przy podglądaniu przez dziecko rzeczy dla me-
go zakazanych, tego, co nieznane; odczucie pewnych ko-
biet, że kobiecość jest sprzeczna z odważnym poznawa-
niem; odczucie miernoty, że poznanie to przywilej pana;
lęk człowieka religijnego, że poznanie ingeruje w sferę
zastrzeżoną dla bogów, jest niebezpieczne i wyzywające.
Wiedza, jak „poznanie", może być aktem własnej afirma-
cji.
WIEDZA DLA REDUKCJI NIEPOKOJU I DLA
WZROSTU
Dotychczas mówiłem o potrzebie poznania dla niego sa-
mego, dla samej przyjemności i naturalnej satysfakcji
z wiedzy i ze zrozumienia per se. Przez to osoba staje
się lepsza, mądrzejsza, bogatsza, silniejsza, bardziej roz-
winięta i dojrzalsza. Wiedza oznacza aktualizację ludz-
kiej potencjalności, spełnienie tego przeznaczenia, jakie
zapowiadają ludzkie możliwości. Można to porównać do
swobodnego zakwitania kwiatu lub do śpiewu ptaków.
W taki właśnie sposób jabłoń rodzi jabłka bez starań czy
wysiłku, po prostu jako działania swojej wewnętrznej na-
tury.
Jednak wiemy również, że ciekawość i eksploracja to
potrzeby „wyższe" od potrzeby bezpieczeństwa, co zna-
czy, że potrzeba czucia się bezpiecznym, pewnym, wol-
nym od niepokoju i strachu jest przemożna i silniejsza
od ciekawości. Można to wyraźnie zaobserwować zarów-
no u młodych małpek, jak i dzieci. Jest rzeczą charakte-
rystyczną, że małe dziecko w obcym dla siebie otoczeniu
będzie się kurczowo trzymało matki i dopiero potem
stopniowo, krok za krokiem, zacznie robić wyprawy z
jej kolan, żeby obserwować rzeczy, badać je i poznawać.
Jeżeli matka zniknie, a dziecko poczuje się wystraszone,
ciekawość zniknie aż do przywrócenia sytuacji bezpie-
czeństwa. Dziecko wypuszcza się na badania tylko z bez-
piecznej przystani. To samo dzieje się z młodymi małpka-
mi Harlowa. Z chwilą, kiedy coś je przestraszy, ucieka-
ją z powrotem do sztucznej matki. Przylgnąwszy do niej
małpka najpierw obserwuje, a dopiero potem wy-
puszcza się na zewnątrz. Jeśli matki nie ma — zwinie
się poprostu w kłębek i skomli. Filmy Harlowa bardzo
dobrze to przedstawiają.
U człowieka dorosłego niepokoje i obawy są uczucia-
mi bardziej skomplikowanymi i ukrytymi. Jeśli go cał-
kowicie nie opanują, to sam jest skłonny do ich wypar-
cia, do zaprzeczenia, że istnieją, nawet wobec samego
siebie. Często nie „wie" o tym, że się boi.
Jest wiele sposobów radzenia sobie z takimi obawami,
a jeden z nich to ich poznanie. Nieznane, zaledwie prze-
czuwane, tajemnicze, ukryte i nieoczekiwane wydaje się
człowiekowi groźne. Żeby to wszystko stało się czymś
znanym, przewidywanym, posłusznym, sprawdzalnym to
znaczy niestrasznym i nieszkodliwym, trzeba to poznać
i zrozumieć. Tak więc wiedza może spełniać nie tylko
funkcję wzrastania, lecz także reduktora niepokoju, ho-
meostatycznej ochrony. Zewnętrzne zachowanie może być
bardzo podobne, lecz motywacja całkowicie różna. Zatem
subiektywne konsekwencje są też bardzo różne. Z jed-
nej strony odczuwamy ulgę i uczucie zmniejszenia na-
pięcia, jak na przykład zaniepokojony gospodarz domu,
który z rewolwerem w ręku w środku nocy zbiega z pię-
tra słysząc tajemniczy i groźny hałas na parterze,
70
i stwierdza, że nic się nie dzieje. Jest to coś zupełnie róż-
nego od iluminacji i radości, nawet ekstazy studenta,
który po raz pierwszy ogląda pod mikroskopem mister-
ną budowę nerki albo który nagle zrozumiał strukturę
symfonii czy znaczenie zawiłego poematu lub teorii po-
litycznej. W tych ostatnich przypadkach doznaje się
uczucia, że jest się wspanialszym, bystrzejszym, silniej-
szym, pełniejszym, zdolniejszym, pewniejszym powodze-
nia, łatwiej pojmującym. Jak gdyby nasze organy zmy-
słów stały się nagle doskonalsze, wzrok bystrzejszy, słuch
ostrzejszy. Tak właśnie byśmy się poczuli. Oto, co może
się zdarzyć i co dość często się zdarza w edukacji
i w psychoterapii.
Ta motywacyjna dialektyka występuje w poczynaniach
ludzkich na ogromną skalę, w wielkich filozofiach, struk-
turach religijnych, systemach politycznych i prawnych,
różnych naukach, a nawet w kulturze jako całości. Ujmu-
jąc powyższe jak najprościej, zbyt prosto nawet, mo-
gą one jednocześnie stanowić w różnych proporcjach re-
zultat potrzeby rozumienia i potrzeby bezpieczeństwa.
Czasami potrzeby bezpieczeństwa mogą prawie całkowi-
cie nagiąć potrzeby poznawcze dla swoich celów uśmie-
rzenia niepokoju. Osoba wolna od niepokoju może być
śmielsza i odważniejsza, może badać i teoretyzować ze
względu na samą wiedzę. Słusznie można przypuszczać,
że raczej właśnie taka osoba dotrze do prawdy, do istoty
rzeczy. Filozofia bądź religia czy nauka uprawiane ze
względu na bezpieczeństwo prędzej się okażą ślepe niż
filozofia, religia czy nauka uprawiane ze względu na
wzrastanie.
UNIKANIE WIEDZY JAKO UNIKANIE
ODPOWIEDZIALNOŚCI
Niepokój i nieśmiałość nie tylko naginają ciekawość,
wiedzę i rozumienie do swych własnych celów, używa-
jąc ich poniekąd jako narzędzi do uśmierzania nie-
pokoju, ale brak ciekawości może być również czynnym
lub biernym wyrazem niepokoju i obawy (co nie jest
tym samym, co atrofia ciekawości na skutek nieposługi-
wania się nią). To znaczy, że możemy uciekać się do
poznawania w celu zmniejszenia niepokoju, ale możemy
też unikać poznania dla zmniejszenia niepokoju. Stosu-
jąc tu nomenklaturę Freuda, brak ciekawości, trudność
uczenia się i pseudo-głupota mogą być samoobroną.
Wszyscy są zgodni co do tego, że poznanie i działanie bar-
dzo ściśle wiążą się ze sobą. Osobiście idę o wiele dalej,
jestem przekonany, że poznanie i działanie są często sy-
nonimami, nawet są ze sobą indentycze na modłę Sokra-
tesa. Tam, gdzie zachodzi pełne i całkowite poznanie,
stosowna czynność następuje automatycznie i odruchowo.
Dokonywanie wyboru odbywa się wtedy bezkonfliktowo
i całkiem spontanicznie (32).
Występuje to na wysokim poziomie u osoby zdrowej,
która zdaje się wiedzieć, co jest poprawne, a co mylne,
co dobre, a co złe i wykazuje to w swym łatwym, peł-
nym funkcjonowaniu. Ale widzimy to na zupełnie innym
poziomie u małego dziecka (lub u dziecka ukrytego w oso-
bie dorosłej), dla którego myślenie o jakiejś czynności
może być równoznaczne z jej dokonaniem, co psychoana-
litycy nazywają „wszechmocą myśli". To znaczy, jeśli
dziecko życzy ojcu śmierci, może podświadomie reagować
tak, jak gdyby rzeczywiście go zabiło. Wszak jedną
z funkcji psychoterapii dorosłych jest rozłączenie tej
dziecięcej identyfikacji, aby dana osoba nie czuła winy
z racji dziecinnych myśli poczytywanych za czyny.
W każdym razie ten ścisły związek między poznaniem
a czynem może nam pomóc w interpretacji jednej przy-
czyny lęku poznania jako w dużym stopniu lęku dzia-
łania, lęku następstw płynących z wiedzy, lęku groźnej
odpowiedzialności. Często jest lepiej nie wiedzieć, bo gdy-
bym wiedział, musiałbym działać i nadstawiać
karku. Jest to nieco zawikłane i przypomina trochę
człowieka mówiącego: „Tak się cieszę, że nie lubię ostryg.
Gdybym je lubił, to bym je jadł, a nie cierpię tego
ścierwa".
Z pewnością bezpieczniej było dla Niemców mieszka-
jących koło Dachau nie wiedzieć, co się tam działo, być
ślepymi i udawać głupich. Gdyby bowiem wiedzieli, mu-
sieliby bądź jakoś zareagować na to, bądź poczuwać się
do winy z powodu tchórzostwa.
Dziecko może też udawać, zaprzeczając i nie chcąc wi-
dzieć tego, co dla wszystkich jest oczywiste: że jego
ojciec to godny pogardy słabeusz i że matka wcale go
naprawdę nie kocha. Tego rodzaju wiedza wzywa do
działania, które nie jest wykonalne. Lepiej więc nie wie-
dzieć.
72
W każdym razie dość już obecnie wiemy o niepokoju
i poznaniu, aby móc odrzucić krańcowe stanowisko wie-
lu filozofów i teoretyków psychologów od wieków utrzy-
mujących, że wszystkie potrzeby poznawcze są wy-
wołane niepokojem i są jedynie usiłowaniem zredu-
kowania niepokoju. W ciągu wielu lat wydawało się to
pozornie słuszne, lecz obecnie nasze doświadczenia ze
zwierzętami i dziećmi przeczą tej teorii w jej czystej
formie, gdyż wszystkie one wykazują, iż ogólnie biorąc
niepokój zabija ciekawość i dociekliwość oraz że jedno
jest nie do pogodzenia z drugim, zwłaszcza jeśli nie-
pokój występuje w skrajnym stopniu. Potrzeby poznaw-
cze uwydatniają się najwyraźniej w bezpiecznych, wól- x
nych od niepokoju sytuacjach.
Książka M. Rokeacha znakomicie podsumowuje taką
sytuację: „Jakikolwiek system wierzenia ma tę wspania-
łą cechę, że wydaje się skonstruowany po to, żeby służyć
naraz dwu panom: zrozumieniu świata, na ile to jest mo-
żliwe, i obronie przed nim, na ile to konieczne. Nie zga-
dzamy się z tymi, którzy utrzymują, że ludzie selektyw-
nie zniekształcają swe funkcje poznawcze, aby widzieć,
pamiętać i myśleć tylko to, co chcą. Natomiast podtrzy-
mujemy pogląd, że ludzie będą tak czynili tylko o tyle, >
o ile będą musieli, lecz nic ponadto. Wszyscy bowiem je-
steśmy umotywowani pragnieniem, które czasem jest sil-
ne, a czasem słabe, żeby widzieć rzeczywistość taką, ja-
ka ona jest naorawdę, nawet jeśli to stwarza ból" (146,
s. 400).
STRESZCZENIE
Wydaje się rzeczą zupełnie jasną, że potrzeba pozna-
nia, jeśli ją mamy dobrze zrozumieć, musi być zintegro-
wana z lękiem poznania, z niepokojem, z potrzebą pew-
ności i bezpieczeństwa. Kończymy dialektycznym związ-
kiem między „do tyłu" i „do przodu", który stanowi za-
razem walkę między lękiem a odwagą. Te wszystkie czyn-
niki psychologiczne i społeczne, jakie wzmagają lęk, ha-
mują impulsy do poznania; wszystkie zaś czynniki sprzy-
jające odwadze, wolności i śmiałości będą tym sarnym
wyzwalały naszą potrzebę poznania.
Część III
WZROST I POZNANIE
6. POZNANIE BYTU
W DOŚWIADCZENIACH SZCZYTOWYCH
A
Wnioski w tym i następnym rozdziale to pierwsze przy-
bliżenia, impresjonistyczna, idealna „złożona fotografia",
czyli zestawienie osobistych wywiadów z około osiem-
dziesięciu osobami i pisemnych odpowiedzi 190 studen-
tów na następujące instrukcje:
Chciałbym, żebyś pomyślał o najwspanialszym doświad-
czeniu czy doświadczeniach twojego życia; najszczęśliw-
sze chwile, momenty ekstazy, zachwytu — może w
związku z zakochaniem czy słuchaniem muzyki lub na-
głym „urzeczeniem" książką czy obrazem albo w związku
z jakimś wielkim aktem twórczym. Najpierw je wymień.
Potem zaś spróbuj opowiedzieć, co czujesz w takich przej-
mujących momentach, co w tych doznaniach jest o d-
miennego od twoich odczuć w innych okolicznościach,
co stanowi o tym, że w takim momencie jesteś pod pew-
nymi względami inną osobą. [W zastosowaniu do innych
osób pytania dotyczyły raczej tego, pod jakimi względa-
mi świat wyglądał inaczej.]
Żadna z osób nie podała pełnego syndromu. Podsumo-
wałem więc wszystkie częściowe odpowiedzi, żeby otrzy-
fnać „doskonały" zbiorowy syndrom. Ponadto około pięć-
dziesięciu osób, po przeczytaniu moich uprzednio opubłi-
kowanych prac, z własnej inicjatywy napisało do mnie
listy, w których podali swe osobiste sprawozdania z do-
świadczeń szczytowych. Wreszcie zaznajomiłem się z
ogromną literaturą, dotyczącą mistycyzmu, religii, sztuki,
twórczości, miłości itd.
Osoby samoaktualizujące się, które osiągnęły wysoki
poziom dojrzałości, zdrowia i samorealizacji, mogą tak
wiele nas nauczyć, że niekiedy wydają się być wprost
odmienną rasą ludzką. Jednak ze względu na swą nowość
eksploracja najdalszych granic natury ludzkiej i jej osta-
tecznych możliwości i aspiracji to zadanie trudne i za-
wiłe. Wymagało ono ode mnie ustawicznego obalania ce-
nionych pewników, ciągłego zmagania się z pozornymi
paradoksami, sprzecznościami i niejasnościami, a od cza-
su do czasu zawalania się tuż pod moim nosem od daw-
na ustalonych głęboko wyznawanych i pozornie niepod-
ważalnych praw psychologii, w które święcie się wierzy-
ło. Często okazywało się, że te prawa bynajmniej nie są
prawami, lecz regułami na życie w stanie łagodnej i chro-
nicznej psychopatologii i bojaźni, zahamowań, ułomnoś-
ci i niedojrzałości; stanów tych nie zauważamy, gdyż
większość innych osób cierpi na te same co my schorze-
nia.
Najczęściej, co jest typowe dla historii naukowych te-
orii, taka penetracja nieznanego najpierw przyjmuje for-
mę uczucia niezadowolenia i niepokoju, że czegoś bra-
kuje, i to na długo przedtem, zanim stanie się" osiągalne
jakieś rozwiązanie naukowe. Na przykład, podczas mo-
ich badań dotyczących samoaktualizujących się osób jed-
nym z pierwszych problemów było mgliste rozeznanie, że
ich życie motywacyjne w czymś istotnym różni się od
tego wszystkiego, czego się przedtem nauczyłem. Naj-
pierw opisałem je jako raczej ekspresyjne niż zwalczają-
ce trudności, lecz nie dało to pełnego wyjaśnienia. Póź-
ftiej wykazałem, że jest ono nie motywowane lub ma me-
tamotywację (ponad dążeniem) raczej niż motywację.
Stwierdzenie to jednak tak bardzo zależy od tego, jaką
się przyjmie teorie motywacji, że sprawiło równie dużo
kłopotów jak przyniosło korzyści. W rozdziale 3 moty-
wację wzrostu przeciwstawiłem motywacjom potrzeby
wynikającej z braku, co jest tu pomocne, lecz jeszcze nie
całkiem rozstrzygające, bowiem nie odróżnia w dostatecz-
nym stopniu Stawania się od Istnienia. W tym rozdziale
proponuję nowe ujęcie (psychologii Istnienia), które po-
winno uwzględniać i uogólniać trzy już dokonane próby
wyrażenia słowami zaobserwowanych różnic między ży-
ciem motywacyjnym a poznawczym osób w pełni rozwi-
niętych, jak i większości innych.
Ta analiza stanów Bytu (czasowy, metamotywowany,
bez dążeń, nie egocentryczny, pozbawiony celu, samooce-
niający, doświadczenia celu i stany doskonałości i osią-
gnięcia celu) wyłoniła się pierwotnie z badań nad związ-
kami miłości u osób samoaktualizujących się, następnie
również innych osób, i wreszcie z zagłębienia się w lite-
raturę teologiczną, estetyczną i filozoficzną. Trzeba było
przede wszystkim rozróżnić dwa typy miłości (miłości-D
i miłości-B), które opisałem w rozdziale 3.
W stanie miłości-B (do Bytu innej osoby lub rzeczy)
odkryłem specjalny rodzaj poznania, do jakiego nie przy-
gotowała mnie moja znajomość psychologii, ale jakiego
dobry opis znalazłem już u niektórych autorów prac z za-
kresu estetyki, religii i filozofii. To poznanie nazwę po-
znaniem Bytu (cognition of Being) lub w skrócie pozna-
niem-B. Jest ono przeciwstawne poznaniu wywołanemu
'potrzebami (deficiency cognition) wynikającymi z bra-
ku, które nazwę poznaniem-D. Osobnik kochający mi-
łością-B zdolny jest dostrzec u osoby ukochanej takie
cechy, na które inni są ślepi, to znaczy jego percepcja
może być ostrzejsza i głębsza.
Ten rozdział stanowi próbę uogólnionego pojedynczego
opisu niektórych z tych podstawowych poznawczych wy-
darzeń w doświadczeniu miłości-B, jak: doświadczenie ro-
dzicielskie, mistyczne, wywołane kontaktem z przyrodą
lub oceanem, percepcja estetyczna, moment twórczy, in-
tencja terapeutyczna albo intelektualna, doświadczenie
orgazmu, pewne formy dokonań w dziedzinie sportu itd.
Te i inne momenty najwyższego szczęścia i spełnienia
nazwę doświadczeniami szczytowymi (peak-experiences).
Jest to więc rozdział „psychologii pozytywnej", czyli
„ortopsychologii" przyszłości, traktuje bowiem o ludziach
zdrowych, w pełni sprawnych, a nie tylko o ludziach za-
zwyczaj chorych. „Psychologia pozytywna" nie przeczy
psychologii jako „psychologii ludzi przeciętnych"; ona ją
przekracza i w teorii może wcielić wszystkie jej odkry-
cia w strukturę poszerzoną i obszerniejszą, obejmującą
zarówno chorych, jak zdrowych, zarówno brak, jak Sta-
wanie się i Byt. Nazywam to psychologią Istnienia bo-
wiem zajmuje .„się, _racze j ceiamj njż środkami, a więc
doświadczeniami celu, wartościami celu, poznaniami celu
i ludźmi jako celami. Psychologia współczesna badała
głównie raczej nie-posiadanie niż posiadanie, raczej dążę-
nie niż spełnienie, raczej frustrację niż zaspokojenie, ra-
czej szukanie radości niż jej osiągnięcie, raczej staranie
się, aby tam dojść, niż aby tam być. Jest to narzucone
powszechną akceptacją uznawanej za pewnik apriorycz-
nej, choć błędnej definicji, że każde zachowanie jest umo-
tywowane (zob. 97, rozdz. 15).
; POZNANIE-B W DOŚWIADCZENIACH
SZCZYTOWYCH
Obecnie przedstawię w zwięzłym streszczeniu kolejne
cechy poznania stwierdzone w uogólnionej formie do-
świadczenia szczytowego, stosując termin „poznanie"
(cognition) w skrajnie szerokim sensie.
1. W poznaniu-B doświadczenie lub przedmiot są prze-
ważnie widziane jako całość, jako pełna jednostka, oder-
wana od relacji, od możliwego użycia, wykorzystania i ce-
lu. Przyjmuje się je za coś jedynego we wszechświecie,
za coś, co stanowi cały Byt, jednoznaczny z wszechświa-
tem.
Kontrastuje to z poznaniem-D, które obejmuje więk-
szość ludzkich doświadczeń poznawczych. Te doświadcze-
nia są częściowe i niepełne pod względami, które przed-
stawię niżej.
Musimy tu wspomnieć o absolutnym idealizmie dzie-
więtnastego wieku, który traktował cały wszechświat ja-
ko jedną całość. Ponieważ ta jedność nie mogła być nig-
dy ujęta lub dostrzeżona czy poznana przez ograniczo-
ną istotę ludzką, wszystkie faktyczne doznania ludzkie
były z konieczności uważane za część Bytu, nigdy zaś
nie pojmowane jako jego całość.
2. Kiedy mamy do czynienia z poznaniem-B, przedmiot
postrzegany jest wyłącznym i całkowitym przedmiotem
zainteresowania. Można to nazwać „absolutną uwagą"
(total attention) — patrz Schachtel (147). To, co spró-
buję tu opisać, jest bardzo bliskie fascynacji lub całko-
witemu zaabsorbowaniu. Przy takim napięciu uwagi ta
jedna postać staje się każdą postacią, zaś tło w rezul-
tacie znika, a przynajmniej nie jest odbierane jako coś
ważnego. Jak gdyby dana postać była na jakiś czas odizo-
lowana od wszystkiego innego, jak gdyby świat uległ
77
.zapomnieniu, jak gdyby postrzegany przedmiot stał się
na chwilę całością Bytu.
Skoro percypujemy całość Bytu, to mają zastosowanie
te wszystkie prawa, jakie byłyby słuszne, gdyby m-ożna
.było objąć naraz całość kosmosu.
Ten rodzaj percepcji ostro kontrastuje z percepcją nor-
malną. W tym przypadku zwracamy uwagę na przedmiot,
a jednocześnie na wszystko inne, co ma jakieś znaczenie.
Widzimy go w jego ścisłych związkach ze Wszystkim in-
nym na świecie, czyli jako część świata. Zachodzi tu
normalna relacja postać-tło, to znaczy, zwraca się uwa-
gę na postać i na tło, chociaż w różny sposób. Ponadto,
•przy zwykłym poznawaniu przedmiot jest widziany nie
tyle per se, ile jako element pewnej klasy, jako przypa-
dek w szerszej kategorii. Percepcję tego rodzaju opisa-
łem jako „rubrykującą" (97, rozdz. 14) i znów chcę wy-
kazać, że jest to nie tyle pełna percepcja wszystkich
aspektów postrzeganej osoby lub rzeczy, ile pewnego ro-
dzaju taksonomia, klasyfikacja, zaopatrywanie w etykiet-
ki i umieszczanie w odpowiednich rejestrach.
W stopniu znacznie większym niż sobie zwykle uświa-
damiamy poznanie wymaga także umieszczania w pew-
nym kontinuum. Wymaga pewnego rodzaju automatycz-
nego porównywania lub osądu czy oceny. Zakłada rela-
cje: większy niż, mniejszy niż, lepszy niż, wyższy niż itd.
Poznanie-B można nazwać poznaniem nie porównują-
cym lub nie oceniającym czy nie osądzającym. Rozumiem
to w tym sensie, w jakim Dorothy Lee (88) opisała, w ja-
ki sposób pewne ludy prymitywne różnią się od nas
w swoich percepcjach.
Osoba może być widziana per se, sama w sobie i przez
siebie. Może być widziana jako coś jedynego w swoim
rodzaju i indywidualnego, jak gdyby była jedynym ele-
mentem swej klasy. To właśnie rozumiemy przez per-
cepcję niepowtarzalnej jednostki i to oczywiście starają się
uzyskać wszyscy klinicyści. Jest to jednak bardzo trudne
zadanie, o wiele trudniejsze niż jesteśmy skłonni sądzić.
Niemniej taka percepcja może się zdarzyć, choćby tyl-
ko przelotnie, i zdarza się jako cecha charaktery-
styczna w doświadczeniach szczytowych. Zdrowa matka
z miłością obserwująca swoje dziecko zbliża się do tego
rodzaju percepcji niepowtarzalności jego osoby. Jej dziec-
ko nie jest zupełnie takie samo jak jakiekolwiek inne na
78
świecie. Ono jest cudowne, doskonałe, zachwycające
(przynajmniej o tyle, o ile potrafi ona uwolnić się od
norm Gesella i porównań z dziećmi sąsiadów).
Konkretne postrzeganie całości przedmiotu zakłada
również, że się go ogląda z „troskliwością". Z drugiej
strony ta „troskliwość" (126) o przedmiot wywołuje pod-
trzymanie uwagi, jego wielokrotne badanie tak ko-
nieczne dla percepcji wszystkich aspektów przedmiotu.
Czuła dokładność, z jaką matka wciąż spogląda na nie-
mowlę lub zakochany na swą umiłowaną bądź znawca
na swój obraz, na pewno stworzą pełniejszą percepcje niż
zwykłe przypadkowe rubrykowanie niesłusznie uchodzące
za percepcję. Możemy oczekiwać bogactwa szczegółów i
wielostronnej świadomości przedmiotu z tego rodzaju
wnikliwego, zafascynowanego i w pełni zaangażowanego-
poznania. Kontrastuje ono z produktem przypadkowej
obserwacji dającej jedynie szkielet doświadczenia, przed-
miot widziany tylko v/ jego pewnych aspektach, w spo-
sób selektywny i z punktu widzenia jego „ważności"
i „nieważności". (Czy jest jakaś „nieważna" część w
dziecku, ukochanej, obrazie?)
3. Aczkolwiek prawdą jest, że wszelka percepcja u lu-
dzi jest częściowo produktem istoty ludzkiej i w pew-
nym stopniu jej tworem, można mimo to stwierdzić, że
percepcja przedmiotów zewnętrznych różni się w zależ-
ności od tego, czy dotyczy przedmiotów należących do
ludzkich zainteresowań czy też do nich nie należących.
Osoby samoaktualizujące się są zdolniejsze do postrzega-
nia świata, jak gdyby istniał niezależnie nie tylko od
nich, lecz także od istot ludzkich w ogóle. To zdaje się
też sprawdzać w stosunku do przeciętnego człowieka w
jego najwyższych momentach, to znaczy w doświadcze-
niach szczytowych. Może on wówczas łatwiej traktować
naturę jako coś istniejącego samo w sobie i dla siebie,
nie zaś jako arenę stworzoną dla ludzkich celów i dla
rozrywki. Łatwiej może się powstrzymać od projekcji
na nią ludzkich celów. Jednym słowem, może ją widzieć
raczej w jej własnym Bycie („celowości") niż jako cośr -
czym można się posłużyć, lub czego trzeba się bać albo-
na co trzeba odpowiedzieć w jakiś inny ludzki sposób. t
Za przykład weźmy mikroskop, który w preparatach
histologicznych może ukazać nam albo świat piękna są-
mego w sobie, albo też świat zagrożenia, niebezpieczeństwa
i patologii. Wycinek tkanki rakowatej pod mikroskopem,
jeśli tylko potrafimy zapomnieć, że to jest rak, może być
oglądany jako piękny, zawiły i wzbudzający grozę układ.
Moskit to cudowny obiekt, jeśli się nań patrzy jako na
cel sam w sobie. Wirusy pod elektronicznym mikrosko-
pem stanowią fascynujące obiekty (albo mogą nimi
być, jeśli tylko uda się nam zapomnieć o ich związku
z człowiekiem).
Poznanie-B, umożliwiające w większym stopniu oder-
wanie się od spraw ludzkich, pozwala nam dzięki temu
lepiej dostrzegać prawdziwą naturę przedmiotu samego
w sobie.
4. Jedną z różnic między poznaniem-B a poznaniem
przeciętnym, która obecnie wyłania się w moich bada-
niach, lecz co do której nie mani jeszcze pewności, jest
to, że powtarzane poznanie-B zdaje się wzbogacać per-
cepcję. Ponawiane zafascynowane doświadczanie kocha-
nej twarzy lub podziwianego obrazu sprawia, że bardziej
je lubimy i pozwala nam widzieć je coraz lepiej w róż-
nym sensie. Możemy to nazwać bogactwem wewnątrz-
przedmiotowym.
Powyższe kontrastuje dość ostro z bardziej zwykłymi
skutkami ponawianego doświadczenia, takimi jak znu-
dzenie, przyzwyczajenie, utrata uwagi itp. Wykryłem, ku
własnemu zadowoleniu (aczkolwiek nie usiłowałem tego
dowieść), że osoby wybrane pod kątem lepszej spostrze-
gawczości i wrażliwości częściej oglądające obraz, który
oceniam jako dobry, uważają go za coraz piękniej-
szy, podczas gdy te same osoby częściej oglądające
obraz, który oceniam jako zły, uznają go za coraz
mniej piękny. To samo wydaje się sprawdzać na
przykład jeśli chodzi o ludzi dobrych i złych, okrutnych
lub nikczemnych. Częstsze kontakty z dobrymi osobami
zdają się wzmagać ich dobroć, zaś ze złymi — skłaniają
do jeszcze gorszej oceny.
W bardziej powszechnym rodzaju percepcji, kiedy per-
cepcja początkowa tak często ogranicza się do klasyfika-
cji na użyteczne i bezużyteczne, groźne i niegroźne, po-
nawiane oglądanie sprawia, że staje się ono coraz bar-
dziej puste. Zadanie normalnej percepcji, często opartej
80
na niepokoju lub określonej motywacją-D, zostaje wy-
konane w pierwszej obserwacji. Potem znika potrze-
b a percepcji, a następnie przedmiot lub osoba, już za-
rejestrowana, przestaje być postrzegana. Ponawiane do-
świadczenie ujawnia zarówno ubóstwo, jak bogactwo. Co
więcej, przy częstszym oglądaniu ukazuje się nie tylko
ubóstwo przedmiotu percepcji, lecz także ubóstwo oglą-
dającego.
Jeden z głównych mechanizmów, za pomocą którego
miłość wywołuje głębszą percepcję wewnętrznych cech
przedmiotu miłości niż to czyni stan nie-miłości, polega
na tym, że miłość pociąga za sobą fascynację przedmio-
tem miłości, a co za tym idzie częstsze, zaangażowane,
badawcze patrzenie, oglądanie „troskliwe". Osoby kocha-
jące się mogą widzieć u siebie nawzajem takie możliwoś-
ci, na które inni ludzie są ślepi. Zwykło się mówić, że
„miłość jest ślepa", teraz jednak musimy dopuścić ewen-
tualność, iż w pewnych okolicznościach miłość może być
bardziej spostrzegawcza niż nie-miłość. Zakłada się tu
naturalnie, że w pewnym sensie można spostrzegać mo-
żliwości, których jeszcze nie ma, co nie jest tak trudnym
problemem badawczym, jak się wydaje. Test Rorschacha
w rękach specjalisty jest też percepcją możliwości jesz-
cze nie zrealizowanych. W zasadzie hipoteza ta jest mo-
żliwa do sprawdzenia.
5. Psychologia amerykańska lub, mówiąc szerzej, za-
chodnia, zakłada w sposób, który uważam za etnocen-
tryczny, że ludzkie potrzeby, obawy i zainteresowania
muszą zawsze determinować percepcję. „Nowe spojrze-
nie" (new look) w percepcji opiera się na założeniu, że
poznanie musi być zawsze motywowane. Jest to również
klasyczny pogląd spotykany u Freuda (137). Pociąga on
za sobą dalsze przypuszczenie, że poznanie jest mecha-
nizmem radzenia sobie, mechanizmem instrumentalnym
i że musi być w pewnym stopniu egocentryczne. Zakłada
ono, że świat można widzieć tylko z korzystnej po-
zycji interesów obserwatora i że doświadczenie musi się
obracać wokół ego jako punktu centralnego i determi-
nującego. Wypada dodać, że jest to dawny punkt widze-
nia psychologii amerykańskiej. Tak zwana psychologia
funkcjonalna, będąca pod silnym wpływem szeroko wy-
znawanej wersji darwinizmu, też skłaniała się do sza-
81
cowania wszystkich zdolności ze względu na ich przy-
datność i „wartość przetrwania".
Taki punkt widzenia uważam za etnocentryczny nie
tylko dlatego, że wyraźnie stanowi nieświadome odbicie
poglądów Zachodu na świat, lecz również dlatego, iż
pociąga za sobą uporczywe i stałe lekceważenie prac
filozofów, teologów i psychologów świata wschodniego,
zwłaszcza Chińczyków, Japończyków i Hindusów, nie mó-
wiąc już o takich autorach, jak Goldstein, Murphy, C.
Buhler, Huxley, Sorokin, Watts, Northrop, Angyal i wie-
lu innych.
Moje prace badawcze wskazują, że w normalnej per-
cepcji osób samoaktualizujących się i w bardziej spora-
dycznych szczytowych doświadczeniach ludzi przecięt-
nych percepcja może relatywnie przekraczać ego, może
być bezinteresowna, pozbawiona ego. Może być nieumoty-
wowana, bezosobowa, pozbawiona pragnień, nieegoistycz-
na, nie potrzebująca, niezależna. Może koncentro-
wać się raczej -na przedmiocie niż na ego, to znaczy,
doświadczenie percepcyjne może się ześrodkowywać ra-
czej wokół przedmiotu jako punktu centralnego niż opie-
rać się na ego. Jak gdyby postrzegało się coś, co ma swą
własną niezależną realność i co jest niezależne od oglą-
dającego. W doświadczeniu estetycznym lub miłosnym
możliwe jest takie pochłonięcie przedmiotem i stopienie
się z nim, że w bardzo realnym sensie następuje zniknię-
cie jaźni. Niektórzy pisarze z dziedzin estetyki, misty-
cyzmu, macierzyństwa i miłości, na przykład Sorokin,
posunęli się aż do stwierdzenia, że w doświadczeniu
szczytowym może być mowa nawet o identyfikacji po-
strzegającego z przedmiotem postrzeganym, stopieniu się
tego, co stanowiło dwa przedmioty, w nową i większą
całość, w jedność wyższego rzędu. To może przypominać
pewne określenia empatii i identyfikacji i naturalnie
otwiera możliwości badań w tym kierunku.
6. Doświadczenie szczytowe jest odczuwane jako mo-
ment samopotwierdzający się i samouzasadniający, który
zawiera w sobie swoją własną wewnętrzną wartość. To
znaczy, jest ono celem samo w sobie, czymś, co możemy
nazwać raczej doświadczeniem celu niż doświadczeniem
środka. Odczuwa się je jako doświadczenie tak cenne,
82
odkrycie tak wielkie, że nawet próba uzasadnienia go
pomniejsza jego godność i wartość. Osoby poddawane mo-
im badaniom zgodnie to poświadczają, mówiąc o swych
doświadczeniach miłosnych, doświadczeniach mistycz-
nych, doświadczeniach estetycznych, doświadczeniach
twórczych i błyskach intuicji. Staje się to .oczywiste
zwłaszcza w momencie intuicji w sytuacji terapeutycz-
nej. Sam fakt, iż dany osobnik broni się przed intuicją,
sprawia, że z natury rzeczy trudno się z nią pogodzić.
Wdarcie się intuicji do świadomości może załamać daną
osobę. A jednak, mimo to powszechne są głosy, że jest
ona warta zachodu, pożądana i na dalszą metę chciana.
Lepiej jest widzieć niż być ślepym (172), nawet jeśli
otwarcie oczu boli. Jest to właśnie przypadek, kiedy
wewnętrzna samousprawiedliwiająca, samopotwierdzają-
ca się wartość doświadczenia sprawia, że cierpienie się
opłaca. Liczni pisarze z zakresu estetyki, religii, twór-
czości i miłości zgodnie opisują te doświadczenia nie
tylko jako wewnętrznie wartościowe, lecz także jako tak
cenne, iż przez swe sporadyczne występowanie nadają
życiu wartość. Mistycy zawsze dawali świadectwo wiel-
kiej wartości wspaniałego doświadczenia mistycznego,
które może się zdarzyć zaledwie parę razy w życiu.
Kontrastuje to ostro ze zwykłymi doświadczeniami ży-
ciowymi zwłaszcza na Zachodzie, a szczególnie u psycho-
logów amerykańskich. Zachowania (behaviour) tak się
identyfikuje ze środkiem do celów, że wielu autorów
uważa słowa „zachowanie" i „zachowanie instrumental-
ne" za synonimy. Wszystko jest robione dla jakiegoś
dalszego celu, aby osiągnąć coś innego. Szczyt tej po-
stawy osiąga John JDewey w swej teorii wartości (38a),
gdzie w ogóle nie ma celów, a tylko środki do celów.
Lecz i takie stwierdzenie nie jest zupełnie dokładne,
gdyż zakłada istnienie celów. Żeby być całkiem ścisłym,
należy raczej powiedzieć, że u Deweya środki są środka-
mi dla uzyskiwania innych środków, które z kolei są
środkami dla jeszcze innych, i tak dalej w nieskończo-
ność.
Szczytowe doświadczenia czystej rozkoszy stanowią dla
badanych przeze mnie osób ostateczne cele życia i jego ^,
ostateczne potwierdzenie i uzasadnienie. Jest czymś nie-r
pojętym, aby psycholog mógł je pomijać lub nawet żeby
83
był oficjalnie nieświadomy ich istnienia, a co gorsze, by
w psychologiach obiektywnych zaprzeczał a priori mo-
żliwości ich istnienia jako przedmiotu badań naukowych.
7. We wszystkich zbadanych przeze mnie zwykłych
doświadczeniach szczytowych zachodzi bardzo charakte-
rystyczna dezorientacja w czasie i przestrzeni. Słuszne
byłoby twierdzenie, że w tych momentach osoba jest
subiektywnie poza czasem i przestrzenią. W twórczym
uniesieniu poeta czy artysta zapomina o otaczającym
świecie i o mijaniu czasu. Kiedy powróci do normalnego
stanu, nie potrafi określić, ile czasu upłynęło. Nieraz mu-
si mocno potrząsnąć głową, jakby się budził z jakiegoś
- oszołomienia, żeby zdać sobie sprawę, gdzie się znajduje.
Ale jeszcze częstsza jest relacja, zwłaszcza podawana
przez dwoje zakochanych, o całkowitej utracie świado-
mości upływu czasu. Czas mija w ich ekstazach z prze-
rażającą szybkością i cały dzień może przeminąć jak
jedna chwila, ale z drugiej strony minuta przeżywana
tak intensywnie może być odczuwana jak dzień lub rok.
Jak gdyby jakimś sposobem znaleźli się w innym świe-
cie, gdzie czas jednocześnie stoi w miejscu i pędzi z wiel-
ką szybkością. Dla naszych zwykłych kategorii myślenia
jest to oczywisty paradoks i sprzeczność. A jednak takie
właśnie odczucia są przekazywane, a więc stanowią fakt,
z którego trzeba sobie zdać sprawę. Nie widzę powodu,
aby ten rodzaj doświadczania czasu nie nadawał się do
badań eksperymentalnych. Ocena przemijania czasu w
doświadczeniu szczytowym musi być bardzo niedokładna,
jak również świadomość otoczenia musi być znacznie
mniej dokładna niż w normalnym życiu.
8. Wnioski z moich odkryć dla psychologii wartości są
zaskakujące, a przy tym tak jednoznaczne, że trzeba ko-
niecznie nie tylko je przedstawić, lecz również starać się
jakoś zrozumieć. Zacznę od końcowego wniosku, że do-
^ świadczenie szczytowe jest wyłącznie dobre i pożądane
i nigdy nie jest doświadczane jako złe lub niepożądane.
Doświadczenie jest wewnętrznie ważne; doświadczenie
jest doskonałe, pełne i niczego więcej nie potrzebuje.
Wystarcza samo sobie. Odczuwa się je jako wewnętrznie
konieczne i nieuniknione. Jest tak dobre, jak być p o-
winno. Reaguje się na nie uczuciem lęku, zdziwienia,
84
zdumienia, pokory, a nawet czci, uniesienia i nabożności.
Czasami używa się wyrazu „święte", by określić reakcję
danej osoby. Jest ono radosne i „zabawne" w sensie
Bytu.
Implikacje filozoficzne są tu ogromne. Jeśli gwoli ar-
gumentacji przyjmiemy tezę, że w doświadczeniu szczy-
towym sama natura rzeczywistości może być widziana
jaśniej, a jej istota przeniknięta głębiej, to jest to nie-
mal równoważne temu, co potwierdziło tylu filozofów
i teologów, że całość Bytu oglądanego z jego najlepszej
strony i z olimpijskiego punktu widzenia jest wyłącznie
neutralna lub dobra, zaś zło, cierpienie czy zagrożenie
jest jedynie zjawiskiem cząstkowym, wynikiem tego, że
nie widzimy świata jako całości i jedności i że patrzymy
nań z egoistycznego lub zbyt niskiego punktu widzenia.
(Nie oznacza to oczywiście zaprzeczenia zła, cierpienia
czy śmierci, ale raczej pogodzenie się z nimi i zrozumie-
nie ich konieczności.)
Innym sposobem wyrażania tego poglądu byłoby po-
równanie z, jednym z aspek?3w pojęcia „boga", zawartym
w wielu religiach. Bogowie, którzy mogą kontemplować
i ogarniać całość Bytu i którzy dlatego go rozumieją,
muszą widzieć go jako dobry, sprawiedliwy, nieuniknio-
ny i muszą widzieć „zło" jako produkt widzenia i rozu-
mienia ograniczonego i egoistycznego. Gdybyśmy mogli
być pod tym względem podobni bogom i rozumieć
wszechświat, to my także nigdy byśmy nie ganili i nie
potępiali, nie czulibyśmy się zawiedzeni ani oburzeni.
Naszymi uczuciami mogłyby być jedynie litość, miłosier-
dzie, życzliwość i może smutek lub rozbawienie-B z po-
wodu wad innego. Lecz dokładnie w taki właśnie sposób
osoby samoaktualizujące się reagują niekiedy na świat,
a my wszyscy reagujemy w naszych momentach
szczytowych. Dokładnie w ten właśnie sposób wszyscy
psychoterapeuci starają się odnosić do swych pa-
cjentów. Musimy naturalnie przyjąć, że ta postawa na
podobieństwo boskie, uniwersalnie tolerancyjna, zabaw-
na-B i akceptująca-B jest bardzo trudna do osiągnięcia,
a nawet prawdopodobnie niemożliwa do osiągnięcia w
czystej formie, ale wiemy, że jest to kwestia względna.
Możemy się do niej zbliżać w różnym stopniu i byłoby
niemądrze zaprzeczać temu zjawisku tylko dlatego, że
jest rzadkie, przelotne i nie występuje w czystej formie.
85
Chociaż nigdy nie potrafimy być w tym sensie bogami,
możemy jednak być mniej lub bardziej, częściej lub rza-
dziej, podobni bogom.
W każdym razie kontrast z naszym zwykłym pozna-
niem i z naszymi reakcjami zaznacza się bardzo ostro.
Zwykle działamy kierując się wartościami-środkami to
znaczy przydatnością, korzyścią, wadliwością lub dobro-
cią, nadawaniem się do celu. Oceniamy, kontrolujemy,
osądzamy, potępiamy lub aprobujemy. Wyśmiewamy się
raczej z kogoś niż śmiejemy razem z nim. Reagujemy na
doświadczenie w kategoriach osobowych i postrzegamy
świat w odniesieniu do nas samych i do naszych celów,
przez co traktujemy go jako nie więcej niż środek do
naszych celów. Jest to przeciwieństwo oderwania się od
świata, które z kolei oznacza, iż go faktycznie nie po-
strzegamy, ale postrzegamy siebie w świecie lub świat
w nas samych. Wtedy postrzegamy posługując się mo-
tywacją wynikającą z braku, a więc możemy postrzegać
tylko wartości-D. Taka percepcja różni się od postrzega-
nia całego świata lub tej jego części, którą w doświad-
czeniu szczytowym przyjmujemy za surogat świata. Wte-
dy i tylko wtedy możemy postrzegać raczej jego wartości
niż nasze własne. Nazywam to wartościami Bytu, w skró-
cie wartościami-B (B-values). Są one podobne do „we-
wnętrznych wartości" Roberta Hartmana (59).
Te wartości-B, według mego obecnego rozeznania, są
następujące:
[1] całość (jedność; integracja; tendencja do tożsamości;
wzajemna łączność; prostota; organizacja; struktura;
transcendencja dychotomii; porządek);
[2] doskonałość (konieczność; słuszność; akuratność;
nieuniknioność; stosowność; sprawiedliwość; całkowitość;
„powinność");
[3] spełnienie (zakończenie; finalizm; sprawiedliwość;
„to jest zakończone"; spełnienie; finis i telos; przeznacze-
nie; los);
[4] sprawiedliwość (uczciwość; porządek; zgodność z
prawem; powinność);
[5] żywotność (proces; nie-martwota; spontaniczność;
samoregulacja; pełne funkcjonowanie);
[6] bogactwo (zróżnicowanie; złożoność; zawiłość);
[7] prostota (uczciwość; otwartość; istotność; struktura
abstrakcyjna, zasadnicza, szkieletowa);
86
[8] piękno (słuszność; forma; żywotność, prostota, bo-
gactwo; całość; doskonałość; dokonanie, niepowtarzalność;
uczciwość);
[9] dobroć (słuszność; pragnienie, powinność; sprawie-
dliwość; życzliwość; uczciwość);
[10] jedyność (specyficzność; indywidualność, nieporów-
nywalność; nowość);
[11] łatwość (obycie; brak wysiłku, napięcia czy trud-
ności; wdzięk; doskonałe, piękne funkcjonowanie);
[12] żartobliwość (zabawa; radość; rozrywka; wesołość;
humor; wybujałość; brak wysiłku);
[13] prawda; uczciwość; realność (otwartość; prostota;
bogactwo; powinność; piękno; niewinność, czystość i nie-
skazitelność; całkowitość; istotność);
[14] samowystarczalność (autonomia; niezależność; nie-
potrzebowanie nikogo innego oprócz samego siebie, aby
być samym sobą; samookreślenie; przekraczanie otocze-
nia; izolacja; życie według własnych praw).
Te wartości, rzecz prosta, nie wyłączają się nawza-
jem. Nie są oddzielne lub odrębne, ale nakładają się na
siebie albo ze sobą stapiają. Ostatecznie wszystkie są
raczej aspektami Bytu niż jego częściami. Róż-
ne z tych aspektów wysuną się na pierwszy plan pozna-
nia w zależności od operacji, która to poznanie odsłoniła,
na przykład percypowanie pięknej osoby lub pięknego
obrazu, doświadczenie doskonałej miłości, intuicji, twór-
czości, porodu itd.
Jest to więc nie tylko dowód połączenia dawnej trójcy
prawdy, dobra i piękna, ale jest również czymś o wiele
więcej. Przedstawiłem gdzie indziej mój wniosek (97), że
prawda, dobro i piękno są u przeciętnej osoby w naszej
kulturze tylko względnie dobrze ze sobą skorelowane,
a u neurotyka ta korelacja jest jeszcze mniejsza. Tylko
u dobrze rozwiniętej i dojrzałej istoty ludzkiej, u osoby
samoaktualizującej się i w pełni funkcjonującej, są one
tak dalece skorelowane, iż praktycznie można przyjąć,
że stapiają się w jedność. Dodam, że sprawdza się to
u innych ludzi w ich doświadczeniach szczytowych.
To odkrycie, jeżeli okaże się słuszne, jest bezpośrednim
i jaskrawym zaprzeczeniem jednego z podstawowych
pewników, który kieruje wszelką naukową myślą, że
percepcja im bardziej obiektywna i bezosobowa, tym bar-
dziej staje się oderwana od wartości. Fakt i wartość pra-
87
wie zawsze były uważane (przez intelektualistów) za
antonimiczne i wzajemnie się wykluczające. A może
prawdziwa jest hipoteza przeciwna, gdyż kiedy badamy
poznanie najbardziej oderwane od ego, obiektywne, po-
zbawione motywacji i bierne, stwierdzamy, że rości so-
bie ono prawo do bezpośredniego postrzegania wartości,
że wartości nie można oderwać od rzeczywistości i że
najgłębsza percepcja „faktów" sprawia, że „jest" stapia
się z „powinien". W takich momentach rzeczywistość
zabarwia się podziwem, admiracją, trwogą i aprobatą,
to znaczy wartością.1
9. Normalne doświadczenie jest osadzone zarówno w
historii i kulturze, jak w zmiennych i względnych po-
trzebach człowieka. Jest zorganizowane w czasie i prze-
strzeni. Stanowi część większych całości i przeto jest
względne wobec tych większych całości i układów odnie-
sienia. Ponieważ uważa się, że jego rzeczywistość w każ-
dym przypadku zależy od człowieka, więc gdyby czło-
wiek miał zniknąć, ono też by zniknęło. Organizujące
je układy odniesienia przesuwają się od zainteresowań
jednostki do potrzeb sytuacji, od czasu teraźniejszego do
przeszłości i przyszłości i od danego miejsca do innego.
W takim znaczeniu doświadczenie i zachowanie są rela-
tywne.
Z tego punktu widzenia doświadczenia szczytowe są
bardziej absolutne, a mniej względne. Nie tylko są one
poza czasem i poza przestrzenią w znaczeniu wyżej po-
danym, nie tylko są oderwane od tła i percypowane bar-
dziej same w sobie, nie tylko są stosunkowo niemoty-
wowane i oderwane od zainteresowań człowieka, lecz są
także percypowane i odbierane, jak gdyby były same w
sobie, „poza", jak gdyby stanowiły percepcję rzeczywi-
stości niezależnej od człowieka i trwającej poza jego ży-
ciem. Oczywiście trudno, a także niebezpiecznie jest z
naukowego punktu widzenia mówić o tym, co względne
1 Nie starałem się tego zbadać ani żadna z badanych przeze
mnie osób samorzutnie nie mówiła o tym, co można by
nazwać
poświadczeniami nadiru", np. bolesne i miażdżące (dla
pewnych
osób) wgłębianie się w nieuniknioność starzenia się i śmierci,
ostatecznej samotności i odpowiedzialności jednostki,
bezosobo-
wości natury, istoty nieświadomego itd.
88
i absolutne, i zdaję sobie sprawę, że jest to semantyczne
grzęzawisko. A jednak czuję się zmuszony, z racji wielu
introspekcyjnych relacji uczestników moich badań, przed-
stawić to zróżnicowanie jako odkrycie, z którym myr
psycholodzy, będziemy musieli w końcu się pogodzić.
Tych słów używały same badane przeze mnie osoby
usiłujące opisać doświadczenia, które są zasadniczo nie-
wyrażalne. One mówią o „absolutnym", one mówią
o „względnym".
Nas samych niejednokrotnie kusi takie słownictwo na
przykład w dziedzinie sztuki. Chińska waza może być
doskonała sama w sobie, może sobie liczyć dwa tysiące
lat i jednocześnie w danej chwili może być czymś zu-
pełnie świeżym, raczej uniwersalnym niż chińskim. W
tym przynajmniej znaczeniu jest ona absolutna, choć jed-
nocześnie względna wobec czasu, wobec kultury kraju
swego pochodzenia i wobec norm estetycznych ogląda-
jącego. Czy nie jest też znamienne, że doświadczenie mi-
styczne było opisywane niemal w identycznych słowach
przez ludzi różnych religii, różnych epok i różnych kul-
tur? Nic dziwnego, że Aldous Huxley (68a) nazwał je
„filozofią wieczystą". Wielcy twórcy, według antologii
Brewstera Ghiselina (54a), opisywali swe momenty twór-
cze prawie w identycznych słowach, chociaż reprezento- V
wali różne dziedziny — poeci, chemicy, rzeźbiarze, filo-
zofowie i matematycy.
Koncepcja tego, co absolutne, sprawia trudność po czę-
ści dlatego, że zawsze jest przeniknięta domieszką sta-
tyczności. Obecnie stało się jasne z doświadczeń bada-
nych przeze mnie osób, że nie jest to konieczne ani nie-
uniknione. Percepcja przedmiotu estetycznego lub uko-
chanej twarzy czy pięknej teorii jest procesem płynnym,
zmiennym, ale ta płynność uwagi mieści się dokładnie
wewnątrz percepcji. Jej bogactwo może być nieskoń-
czone i ciągłe wpatrywanie się może przenosić się od
jednego aspektu doskonałości do innego, koncentrując
się raz na jednym jej aspekcie, raz na innym. Piękny
obraz ma wiele organizacji, nie tylko jedną, tak że do-
świadczenie estetyczne może być ciągłym, choć zmienia-
jącym się zadowoleniem, wynikającym z oglądania go
raz pod jednym, to znów pod innym kątem widzenia.
Można go również widzieć raz jako coś relatywnego, in-
nym razem — jako coś absolutnego. Nie musimy spierać
się o to jaki jest, czy jest relatywny, czy absolutny.
Może być jednym i drugim.
10. Zwykłe poznanie jest procesem bardzo aktywnym.
Charakteryzuje się pewnego rodzaju kształtowaniem i se-
lekcjonowaniem przez oglądającego. On wybiera, co per-
cypować, czego zaś nie percypować, on odnosi to do
swoich potrzeb, obaw i zainteresowań, on nadaje temu
pewną organizację, porządkuje i zmienia. Jednym słowem
oglądający opracowuje poznanie. Jest to proces pochła-
niający energię. Wymaga skupienia, czujności i napięcia,
a więc powoduje zmęczenie.
Poznanie-B jest o wiele bardziej bierne i receptywne
-niż czynne, chociaż rzecz prosta, nigdy nie może być ta-
kie w pełni. Najlepsze opisy tego „biernego" rodzaju
poznawania znalazłem u filozofów wschodnich, zwłaszcza
u Lao-Tse i filozofów taoistycznych. Krishnamurti (85)
tną doskonałe wyrażenie odnoszące się do moich danych,
Takie poznanie nazywa on „świadomością bez wyboru".
Moglibyśmy to również nazwać „świadomością bez prag-
nień". Taoistyczna koncepcja „niech będzie" głosi to, co
ja się staram przekazać, mianowicie że percepcja może
ł>yć raczej nie wymagająca niż wymagająca, kontempla-
tywna niż silna. Może być pokorna wobec doświadczenia,
nie ingerująca, raczej przyjmująca niż biorąca, może po-
zwolić, żeby przedmiot percepcji był sobą. Przychodzi
mi tu również na myśl freudowski opis „swobodnego
strumienia uwagi". To też jest raczej bierne niż czynne,
raczej bezinteresowne niż egocentryczne, przypominające
raczej sen niż jawę oraz raczej cierpliwe niż niecierpli-
we. Jest to raczej wpatrywanie się niż patrzenie, podpo-
rządkowanie się i poddanie doświadczeniu.
Niedawno znalazłem przydatne uwagi poczynione przez
Johna Schliena (155) o różnicy między słuchaniem bier-
nym a czynnym, napiętym. Dobry terapeuta musi umieć
słuchać raczej w sensie receptywnym niż „wyciągają-
cym" potrzebne mu informacje, aby móc usłyszeć to,
co zostało naprawdę powiedziane, nie zaś to, co on
sam spodziewa się usłyszeć lub nawet domaga się usły-
szeć. Nie wolno mu narzucać siebie, ale powinien raczej
pozwolić, aby słowa same do niego płynęły. Tylko wtedy
ich właściwy kształt i sens może być przyswojony; w
•90
przeciwnym razie usłyszy się tylko własne teorie i to,
czego się oczekuje usłyszeć.
Zgodnie z rzeczywistością można powiedzieć, że zdol-
ność do biernego odbioru jest tym kryterium, jakie wy-
różnia dobrego terapeutę od złego, bez względu na szko-
łę, jaką reprezentuje. Dobry terapeuta potrafi „na świeżo"
percypować każdą osobę ze względu na nią samą bez
skłonności systematyzowania, rubrykowania, klasyfikowa-
nia i szufladkowania. Lichy terapeuta, choćby przez sto
lat praktykował w klinice, może znajdować tylko powta-
rzające się potwierdzenia teorii, których nauczył się na
początku swej kariery. W takim właśnie sensie mówi się,
że terapeuta może powtarzać te same błędy przez, lat x*
czterdzieści, aby je potem nazwać „bogatym doświadcze-
niem klinicznym".
Całkowicie odmiennym, choć też odbiegającym od nor-
my, sposobem wyrażenia odczucia tej cechy poznania-B
jest określenie go, przez D. H. Lawrence'a i innych ro-
mantyków, jako raczej niewolitywnym niż wolicjonalnym.
Zwykłe poznanie jest w wysokim stopniu wolicjonalne, ^
a więc wymagające, z góry przygotowane i przedpojęcio-
we. W poznaniu doświadczenia szczytowego wola nie
bierze udziału. Ulega zawieszeniu. Przyjmuje, a nie żą-
da. Nie możemy nakazać doświadczenia szczytowego. Ono
nam się przytrafia.
11. Reakcja emocjonalna na doświadczenie szczytowe
tną szczególny posmak zdziwienia, grozy, czci, pokory ^
i poddania się doświadczeniu jako czemuś wielkiemu.
Czasami ma domieszkę lęku (ale lęku przyjemnego) z po-
wodu stanu oszołomienia. Badane przeze mnie osoby
określają to w takich zdaniach: „To mnie przerasta", „to
ponad moje siły", „to zbyt piękne". Doświadczenie może
być tak przejmujące i ostre, iż może powodować łzy lub
śmiech, lub jedno i drugie, może też być paradoksalnie
zbliżone do cierpienia, chociaż jest to cierpienie pożąda-
ne, opisywane nieraz jako „słodkie". Może to posunąć się
tak daleko, że w szczególny sposób przywołuje myśl o
śmierci. Nie tylko badane przeze mnie osoby, lecz wielu
autorów opisując różne doświadczenia szczytowe porów-
nywało je z uczuciem umierania, to znaczy chętnego
umierania. Typowa wypowiedź może brzmieć: „To zbyt
cudowne. Nie wiem, jak potrafię to znieść. Mógłbym te-
raz umrzeć bez żalu". Może się na to składać częściowo
chęć trwania w tym doświadczeniu i niechęć zejścia z
tego szczytu w dolinę codziennej egzystencji. A może
jest to częściowo także jakiś aspekt głębokiego poczucia
pokory, własnej małości i nikłej wartości wobec ogromu
doświadczenia.
12. Inny paradoks, jakim się musimy zająć mimo jego
trudności, polega na sprzecznych relacjach o percepcji
świata. W pewnych relacjach, zwłaszcza doświadczeń
mistycznych lub religijnych bądź filozoficznych, cały
świat przedstawia się jako jedność, jako pojedyncza, bo-
gata, żywa całość. W innych doświadczeniach szczyto-
wych, zwłaszcza w przeżyciu miłosnym i estetycznym,
jedna drobna część świata jest postrzegana, jakby w tym
momencie stanowiła cały świat. W obu przypadkach za-
chodzi postrzeganie jedności. Prawdopodobnie fakt, iż
poznanie-B obrazu lub osoby bądź teorii zachowuje
wszystkie atrybuty całości Bytu, to znaczy wartości-B,
wynika stąd, że percypujemy dany obiekt, jakby stano-
wił wszystko, co w danej chwili istnieje.
13. Zachodzą zasadnicze różnice (56) między pozna-
niem, które abstrahuje i klasyfikuje, a świeżym pozna-
niem tego, co konkretne, naturalne i indywidualne. W ta-
kim właśnie znaczeniu będę używał określeń „abstrak-
cyjny" i „konkretny". Nie różnią się one znacznie od ter-
minów Goldsteina. Większa część naszego poznania (zaj-
mowanie się, percypowanie, zapamiętywanie, myślenie
i uczenie się) ma charakter raczej abstrakcyjny niż kon-
kretny. To znaczy, w naszym życiu poznawczym głównie
kategoryzujemy i schematyzujemy, klasyfikujemy i ab-
strahujemy. Nie tyle poznajemy naturę świata, takiego
jakim jest on naprawdę, ile organizujemy nasz własny
wewnętrzny pogląd na świat. Większa część doświadcze-
nia przechodzi przez nasz system kategorii, konstrukcji
i rubryk, jak wykazał również Schachtel w swej
klasycznej pracy Childhood Amnesia and the Problem
of Memory. Do tego zróżnicowania doprowadziły mnie
badania osób samoaktualizujących się, u których znala-
złem zarówno zdolność do abstrahowania bez wyzbywa-
X nią się konkretności, jak i zdolność do konkretyzowania
bez wyzbywania się abstrakcyjności. Poszerza to nieco
92 * -
opis podany przez Goldsteina, ponieważ wykryłem nie
tylko redukcję do konkretu, lecz również coś, co można
by nazwać redukcją do abstraktu, to znaczy utratę zdol-
ności poznawania konkretu. W późniejszym okresie wy-
kryłem tę samą wyjątkową zdolność percypowania kon-
kretu zarówno u dobrych artystów, jak i u klinicystów,
nawet jeśli nie były to osoby samoaktualizujące się.
Ostatnio znajduję tę samą zdolność u zwykłych ludzi
w ich momentach szczytowych. Łatwiej wtedy chwytają
postrzegany przedmiot w jego własnej konkretnej, in-
dywidualnej naturze.
Ponieważ ten rodzaj percepcji idiograficznej był za-
zwyczaj opisywany jako rdzeń postrzegania estetycznego,
na przykład przez Northropa (127a), percepcje te stały
się nieomal synonimami. Dla większości filozofów i arty-
stów percypować konkretnie osobę w jej wewnętrznej
niepowtarzalności oznacza to samo, co percypować ją
estetycznie. Ja wolę ujęcie ogólniejsze i sądzę, że już
dostatecznie wykazałem, iż ten rodzaj percepcji niepow-
tarzalnej natury przedmiotu jest charakterystyczny dla
wszystkich, a nie tylko estetycznych doświadczeń
szczytowych.
Pożytecznie jest pojmować konkretne postrzeganie za-
chodzące w poznaniu-B jako percepcję wszystkich aspek- ,
tów i atrybutów obiektu jednocześnie lub w krótkim na-
stępstwie czasu. Abstrahowanie stanowi w swej istocie
wybór spośród pewnych aspektów przedmiotu tylko tych,
które są nam przydatne, które nam zagrażają, które są
nam dobrze znane lub które pasują do naszych kategorii
językowych. Zarówno Whitehead, jak Bergson wyjaśnili
to w dostatecznym stopniu, później przyłączyło się do
nich wielu innych filozofów, na przykład Vivanti. Ab-
strakcje, o ile są pożyteczne, o tyle są też fałszywe. Mó-<
wiać krótko, postrzegać jakiś przedmiot abstrakcyjnie to
znaczy nie postrzegać pewnych jego aspektów. Zakłada
to wyraźnie selekcję pewnych atrybutów, odrzucenie in-
nych, wytwarzanie lub zniekształcanie jeszcze innych.
Robimy z niego to, co chcemy. My go tworzymy. My
go produkujemy. Ponadto, w abstrahowaniu niezwykle
ważna jest wyraźna tendencja do odnoszenia aspektów
przedmiotu do naszego systemu językowego. Sprawia ^to
szczególne utrudnienie, ponieważ język jest raczej wtór-
nym niż podstawowym procesem w sensie freudowskim,
93
gdyż traktuje raczej o rzeczywistości zewnętrznej niż
psychicznej, raczej o świadomości niż o nieświadomości.
To prawda, że można w pewnym stopniu naprawić ten
brak stosując język poetycki czy rapsodyczny, lecz i tak
duża część doświadczenia jest niewyrażalna i nie może
być ujęta w ogóle żadnym językiem.
Weźmy dla przykładu percepcję jakiegoś obrazu lub
osoby. Aby nasza percepcja była pełna, musimy zwalczyć
naszą tendencję do klasyfikowania, porównywania, oce-
niania, potrzebowania i użytkowania. W chwili, kiedy
powiemy, że ten człowiek jest na przykład cudzoziem-
cem, już go sklasyfikowaliśmy, dokonaliśmy aktu abstra-
howania i w pewnym stopniu odcięliśmy się od możli-
wości widzenia go jako jedynej w swoim rodzaju i cał-
kowitej istoty ludzkiej, różnej od każdej innej na całym
świecie. W chwili, kiedy zbliżamy się do obrazu wiszą-
cego na ścianie, aby odczytać nazwisko artysty, odcięliś-
my się od możliwości oglądania go z całą świeżością w
jego własnej niepowtarzalności. Tak więc to, co nazywa-
my wiedzą, to znaczy umieszczenie doświadczenia w
systemie pojęć, słów lub relacji, w pewnym stopniu prze-
kreśla możność pełnego poznania. Herbert Read zwrócił
uwagę, że dziecko ma „niewinne oko", zdolność oglądania
czegoś, jakby widziało to po raz pierwszy (często widzi
to po raz pierwszy). Wtedy może się w to wpatrywać
zdziwione, badając wszystkie aspekty przedmiotu, zwra-
cając uwagę na wszystkie atrybuty, bowiem w takiej sy-
tuacji dla dziecka żadna cecha nieznanego przedmiotu nie
jest ważniejsza od jego żadnej innej cechy. Ono nie
organizuje przedmiotu, po prostu się wpatruje. Smakuje
jakość przeżycia w sposób opisany przez Cantrila (28, 29)
i Murphy'ego (122, 124). W podobnej sytuacji człowiek
dorosły, o ile potrafi się powstrzymać od tylko abstra-
howania, nazywania, porównywania, grupowania i odno-
szenia, będzie mógł widzieć coraz więcej aspektów wie-
lostronności danej osoby czy obrazu. Muszę zwłaszcza
podkreślić zdolność do percypowania tego, co niewyra-
żalne, co nie może być ujęte w słowa. Werbalizacja „na
siłę" zmienia to, co niewyrażalne, w coś innego, coś
jak tamto, coś podobnego, co jest jednak czymś innym
niż tamto samo w sobie.
Ta właśnie zdolność postrzegania całości i przekracza-
nia części charakteryzuje poznanie w różnych doświad-
94
czeniach szczytowych. Skoro tylko w ten sposób możemy
w pełnym znaczeniu tego słowa poznać drugą osobę, to
nic dziwnego, iż osoby samourzeczywistniające się są
znacznie bardziej przenikliwe w percypowaniu ludzi, w
przenikaniu do samego rdzenia czy istoty drugiej osoby.
Dlatego też jestem przekonany, że idealny terapeuta, od
którego można by oczekiwać, że z racji swego zawodu
bez żadnych uprzedzeń powinien umieć zrozumieć inną
osobę w jej niepowtarzalności i całości, musi być sam
co najmniej dostatecznie zdrowym osobnikiem. Podtrzy-
muję to, aczkolwiek skłonny jestem uznać niewytłuma-
czalne różnice indywidualne w tego rodzaju percepcji^
i mniemam, że także doświadczenie terapeutyczne może
być pewnego rodzaju ćwiczeniem w poznawaniu Bytu
innej osoby. To wyjaśnia też powód, dla którego uwa-
żam, iż ćwiczenie estetycznej percepcji i twórczości może
stanowić bardzo pożądany aspekt praktyki klinicznej.
' 14. Na wyższych poziomach dojrzałości wiele dycho-
tomii, polarności i konfliktów zostaje usuniętych, prze-
kroczonych lub rozwiązanych. Osoby samourzeczywist-
niające się są jednocześnie samolubne i niesamolubne,
są dionizyjskie i apolińskie, indywidualne i społeczne,
racjonalne i irracjonalne, połączone z innymi i oderwane
od innych i tak dalej. To, co wyobrażałem sobie jako
prostą ciągłą, której końce były polarne względem siebie
i możliwie najdalej od siebie położone, okazało się raczej
kołami lub spiralami, w których krańcowe punkty po-
larne łączą się ze sobą w jedno. Widzę w tym również
silną tendencję do pełnego poznania przedmiotu. Irn bar-
dziej rozumiemy całość Bytu, tym bardziej możemy to-
lerować jednoczesne istnienie i percepcję niekonsekwen-
cji, przeciwieństw, a nawet jawnych sprzeczności. Zdają
się one wynikać z częściowego poznania i znikają w po-
znaniu całościowym. Osoba neurotyczna oglądana z ko-
rzystniejszego boskiego punktu widzenia może być wi-
dziana jako cudowny, skomplikowany, a nawet piękny,
harmonijny proces. To, co nornfalnie widzimy jako kon-
flikt, sprzeczność i rozbicie, może być wówczas widziane
jako nieuniknione, konieczne, a nawet przeznaczone. To
znaczy, jeśli owa osoba może być w pełni zrozumiana,
to wszystko znajdzie się na koniecznym i właściwym so-
bie miejscu, i można ją percypować i oceniać według
95
założeń estetyki. Okazuje się, że wszystkie jej konflikty
i rozdarcia mają pewien sens lub mądrość. Nawet pojęcia
choroby i zdrowia mogą połączyć się i zaniknąć, jeśli
patrzymy na objaw choroby jako pęd ku zdrowiu lub
widzimy newrozę jako najzdrowsze dostępne w danej
chwili rozwiązanie problemów danej jednostki.
15. Osoba w momencie szczytowym jest podobna bogu
nie tylko w tym znaczeniu, które już omówiłem, lecz
także w inny sposób, zwłaszcza przez pełną, kochającą,
nie potępiającą, współczującą i może zabawną akceptacje,
świata i siebie, choćby najgorzej przedstawiała się w in-
nych, zwyczajnych momentach. Teolodzy od bardzo daw-
na zmagają się z niewykonalnym zadaniem pogodzenia
grzechu, zła i cierpienia na świecie z pojęciem Boga
wszechmocnego, wszechmiłującego i wszechwiedzącego.
Dodatkową trudność stanowiło zadanie pogodzenia ko-,
nieczności wynagrodzenia i ukarania za dobro i zło z
owym pojęciem wszechmiłującego i wszystko wybacza-
jącego Boga. Musi On jakoś jzarówno karać, jak i nie ka-
rać, zarówno przebaczać, jak"potępiać.
Sądzę, że możemy się czegoś nauczyć o naturalistycz-
nym rozwiązaniu tego dylematu, badając samourzeczy-
wistniających się ludzi i porównując dwa wyraźnie od-
mienne, wyżej omówione typy percepcji, to znaczy per-
cepcję-B z percepcją-D. Zwykle percepcja-B jest chwi-
lowa. To szczyt, wysoki punkt, osiągnięcie sporadyczne.
Wydaje się, jakby istoty ludzkie postrzegały przeważnie
z motywacji braku. To znaczy, porównują, osądzają, ak-
ceptują, odnoszą do czegoś, korzystają. Wynika stąd, że
możemy percypować inną osobę na dwa różne sposoby:
czasami w jej Bycie, tak jakby stanowiła całość wszech-
świata w danej chwili, ale przeważnie jako część wszech-
świata powiązaną z jego resztą na wiele złożonych spo-
sobów. W przypadku percepcji-B możemy być sa-
mą miłością, samym przebaczeniem, samą akceptacją, sa-
mym uwielbieniem, samym zrozumieniem, odczuwać ra-
dość-B, radość miłującą. Lecz są to właśnie atrybuty
przypisywane różnym pojęciom boga (z wyjątkiem ra-
dości, której dziwnie brakuje u większości bogów). W ta-
kich więc chwilach możemy się upodabniać do bogów
przez owe atrybuty. Na przykład, w sytuacji terapeutycz-
nej możemy odnosić się w taki kochający, pełen zrozu-
96
mienia, akceptacji i przebaczenia sposób do różnego ro-
dzaju ludzi, których normalnie się boimy i potępiamy,
a nawet nienawidzimy, do morderców, pederastów, gwał-
cicieli, wyzyskiwaczy, tchórzów.
Jest dla mnie czymś wielce znamiennym, że w pew-
nych przypadkach wszyscy ludzie zachowują się tak,
jakby chcieli być poznawani według poznania-B (zob.
rozdz. 9). Oburza ich klasyfikowanie, dzielenie na kate-
gorie i segregowanie. Przylepianie osobie etykietki kel-
nera, policjanta czy „matrony" zamiast traktowania jej
jako odrębnej jednostki często wywołuje uczucie obrazy.
Wszyscy chcemy być uznawani i aprobowani takimi, ja-
kimi jesteśmy w naszej całości, bogactwie i złożoności. "'
Jeśli nie można znaleźć takiej akceptacji wśród ludzi,
powstaje bardzo silna tendencja do projekcji i tworzenia
postaci na podobieństwo boskie, niekiedy będzie nią czło-
wiek, niekiedy istota nadprzyrodzona.
Inną odpowiedź na „zagadnienie zła" podsuwa nam
sposób, w jaki badane osoby „akceptują rzeczywistość"
jako byt sam w sobie, mający własną rację istnienia. Nie
jest ona ani dla człowieka, ani przeciw niemu. Jest
taka, jaka jest, nieosobowa. Trzęsienie ziemi niosące za-
gładę stawia problem pogodzenia się z tym zjawiskiem
tylko przed człowiekiem potrzebującym osobistego Boga,
który jest jednocześnie wszechmiłujący, poważny, wszech-
mocny i który stworzył świat. Dla człowieka mogącego
postrzegać i akceptować świat w sposób naturalistyczny,
bezosobowy i jako nie stworzony, nie przedstawia to
żadnego problemu etycznego ani aksjologicznego, bowiem
dla niego zjawisko to nie wydarzyło się „celowo", by
go nękać. Wzruszy on ramionami i jeśli zło ma być okre-
ślone antropocentrycznie, to zaakceptuje je po prostu
tak, jak przyjmuje pory roku i burze. W zasadzie można
podziwiać piękno powodzi lub tygrysa w momencie tuż
przed jego śmiertelnym atakiem i nawet czuć się tym
rozbawionym. Oczywiście jest człowiekowi o wiele trud-
niej przyjąć taką postawę wobec czynów ludzkich szko-
dliwych dla niego, ale czasami to jest możliwe, i im
bardziej człowiek jest dojrzały wewnętrznie, tym bar-
dziej staje się to możliwe.
16. W momentach
się wyraźnie
omentach szczytowych percepcja łatwo staje
ie idiograficzna, a nie klasyfikująca. Przed- -V
97
miot percepcji, czy jest nim człowiek, czy świat bądź
dzieło sztuki, łatwo jest widziany jako przypadek nie-
powtarzalny i jako jedyny przedstawiciel swej klasy.
Jest to przeciwne naszemu normalnemu nomotetycznemu
ujmowaniu świata, które polega w swej istocie na uogól-
nianiu i na arystotelesowskim podziale świata na róż-
nego rodzaju klasy, których przykładem bądź próbką
jest przedmiot. Całe pojęcie klasyfikacji opiera się na
klasach ogólnych. Gdyby nie było klas, pojęcia podobień-
stwa, równości, porównania i różnicy stałyby się zupeł-
nie bezużyteczne. Nie można porównywać dwóch przed-
miotów, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Co wię-
cej, powiedzenie, iż dwa przedmioty mają coś wspólnego,
oznacza z konieczności abstrahowanie takich cech jak
na przykład czerwoność, okrągłość, ciężkość itd. Jeśli
jednak percypujemy osobę bez abstrahowania, jeżeli na-
legamy na percypowanie wszystkich jej atrybutów rów-
nocześnie i jako wzajemnie koniecznych, to już nie mo-
żemy klasyfikować. Z takiego punktu widzenia każda
osoba jako całość, każdy obraz lub każdy ptak bądź kT;viat
staje się jedynym przedstawicielem klasy i musi być
postrzegany w sposób idiograficzny. Ta chęć równoczes-
nego widzenia wszystkich aspektów przedmiotu oznacza
większą wartość percepcji (59).
17. Jednym z aspektów doświadczenia szczytowego jest
całkowita, aczkolwiek chwilowa, utrata lęku, niepokoju,
zahamoioaii, obrony i kontroli, wyzbycie się rezygnacji,
opóźnień i skrępowania. Obawa dezintegracji i rozpły-
nięcia się, obawa opanowania przez „instynkty", obawa
śmierci i niepoczytalności, obawa poddania się nieokieł-
znanym przyjemnościom i emocjom — to wszystko w
danym momencie znika lub ulega zawieszeniu. Oznacza
to również większą otwartość percepcji nie zniekształco-
nej lękiem.
Można by ją uważać za czyste zaspokojenie, czystą
ekspresję, czyste uniesienie czy radość. Skoro jednak jest
„z tego świata", stanowi rodzaj połączenia freudowskiej
„zasady przyjemności" z „zasadą rzeczywistości". Jest to
więc jeszcze jeden przykład rozwiązania zazwyczaj dwu-
dzielnych pojęć na wyższym poziomie psychologicznego
funkcjonowania.
Możemy więc spodziewać się, że u osób, które mają
98
często takie doświadczenie, znajdziemy pewną „przeni-
kalność", bliskość i otwartość wobec tego, co nieświa-
dome, i względny brak lęku przed tym, w nieświadome.
18. Widzieliśmy, że w tych różnych doświadczeniach
szczytowych osoba dąży do większej integracji i indywi-
dualizacji, większej spontaniczności i ekspresji, większej
łatwości i swobody, większej odwagi i mocy itd.
Lecz to są cechy podobne bądź prawie takie same, jak
figurujące w wykazie wartości-B podanym na poprzed-
nich stronicach. Wydaje się, że jest coś w rodzaju dyna-
micznego paralelizmu lub izomorfizmu między tym, co
wewnętrzne, a tym, co zewnętrzne. To znaczy, kiedy oso-
ba percypuje zasadniczy Byt świata, zbliża się równole-
gle do swego wlasnego Bytu (do swej własnej doskona-
łości, do bycia w doskonalszym stopniu samą sobą). To
wzajemne oddziaływanie zdaje się zachodzić w obu kie-
runkach, bowiem osoba zbliżając się z jakiegoś powodu
do swego własnego Bytu lub doskonałości staje się przez
to zdolniejsza do łatwiejszego dostrzegania wartości-B w
świecie. Stając się bardziej zintegrowana może zobaczyć
więcej jedności w świecie. Stając się weselsza w sensie
B może łatwiej zobaczyć wesołość-B w świecie. Stając
się silniejsza lepiej potrafi dojrzeć siłę i mcc w świecie.
Jedno zwiększa możliwość drugiego, podobnie jak depre-
sja sprawia, że świat wygląda gorzej, i odwrotnie. Osoba
i świat stają się coraz bardziej do siebie podobni w mia-
rę zbliżania się ku doskonałości (lub w miarę tracenia
doskonałości; 108, 114).
Być może na tym częściowo polega zespolenie się za-
kochanych, zjednoczenie się ich ze światem w kosmicz-
nym doświadczeniu, poczucie, że jest się częścią jed-
ności, jaką percypuje się w głębokiej filozoficznej intuicji.
Należą tu również niektóre (nieadekwatne) dane (180)
wskazujące, że pewne cechy opisujące strukturę „dob-
rych" obrazów opisują zarazem dobrą istotę ludzką, war-
tości-B pełni, niepowtarzalności, żywotności. To można
oczywiście sprawdzić.
19. Dla niektórych czytelników może być pomocne, je-
śli spróbuję teraz umieścić to wszystko w innym psycho-
analitycznym układzie odniesienia, który dla wielu jest
bardziej znany. Wtórne procesy zajmują się światem
i 99
V
realnym poza tym, co nieświadome i przedświadome (86).
Logika, nauka, zdrowy rozsądek, dobre przystosowanie,
adaptacja kulturalna, odpowiedzialność, planowanie i ra-
cjonalizm są to wszystko techniki procesu wtórnego. Pro-
cesy pierwotne wykryto najpierw u neurotyków i psycho-
tyków, potem u dzieci, zaś dopiero ostatnio u osób zdro-
wych. Zasady działania nieświadomości najlepiej uwi-
daczniają się w snach. Życzenia i lęki to podstawowe
sprężyny freudowskich mechanizmów. Osobnik dobrze
dostosowany, odpowiedzialny, rozsądny, dobrze sobie ra-
dzący w świecie realnym może zazwyczaj być taki dzięki
temu, że po części odwraca się od swej nieświadomości
i przedświadomości, zaprzecza ich istnieniu i tłumi je.
Co do mnie zdałem sobie z tego jasno sprawę, kiedy
przed laty stanąłem wobec faktu, iż badane przeze mnie
samoaktualizujące się osoby, wybrane z racji ich dużej
dojrzałości, okazały się jednocześnie dziecinne. Nazwałem
to „zdrową dziecinnością", „wtórną naiwnością". Kris
(84) i psychologowie jaźni również to rozpoznali i nazwa-
li „regresją w służbie ego", którą znajdujemy nie tylko
u ludzi zdrowych, ale którą ostatecznie uznano za waru-
nek konieczny zdrowia psychologicznego. Miłość też zo-
stała uznana za regresję (co znaczy, że osoba niezdolna
do regresji jest niezdolna do miłości). Psychoanalitycy
również są zgodni, że natchnienie lub wielka (pierwotna)
twórczość pochodzi częściowo z nieświadomości, jest więc
zdrową regresją, chwilowym odwróceniem się od świa-
ta rzeczywistego.
Otóż to, co wyżej opisałem, można uznać za fuzję ego,
id, super-ego i ego-idealnego, tego, co świadome, przed-
świadome i nieświadome, procesów pierwotnych i wtór-
nych, syntezę zasady przyjemności z zasadą rzeczywi-
stości, zdrową regresją pozbawioną lęku w służbie naj-
wyższej dojrzałości, prawdziwą integracją osoby na
wszystkich poziomach.
REDEFINICJA SAMOAKTUALIZACJI
Innymi słowy każda osoba w doświadczeniu szczyto-
wym nabiera okresowo wiele charakterystycznych cech,
jakie stwierdziłem u jednostek samoaktualizujących się,
to znaczy przez jakiś czas owe osoby same się aktuali-
zują. Można też uważać to za przemijającą zmianę cha-
100
rakterologiczną, a nie tylko za stan emocjonalno-poznaw-
czo-ekspresyjny. Dla danego osobnika są to nie tylko naj-
szczęśliwsze i najbardziej przejmujące momenty, ale też
chwile najwyższej dojrzałości, indywiduacji i spełnienia,
jednym słowem, jego najzdrowsze momenty.
Umożliwia to nam ponowne zdefiniowanie samoaktuali-
zacji w taki sposób, by oczyścić ją z jej statycznych i ty-
pologicznych ograniczeń i żeby nie była czymś w rodzaju
ekskluzywnego panteonu, do którego wkraczają wyjąt-
kowi osobnicy w wieku lat sześćdziesięciu. Możemy ją
określić jako epizod lub zryw, w którym siły jednostki
łączą się razem w sposób szczególnie wydajny oraz nad-
zwyczaj przyjemny i podczas którego jest ona bardziej
zintegrowana, mniej rozdwojona, bardziej otwarta na do-
świadczenie, bardziej zindywidualizowana, doskonalej eks-
presyjna lub spontaniczna bądź w pełni funkcjonująca,
bardziej twórcza, pogodna, bardziej wychodząca poza ego,
bardziej niezależna od swych niższych potrzeb itd. W ta-
kich epizodach jednostka staje się naprawdę sobą, dosko-
nalej aktualizuje swe możliwości, jest bliższa sedna swe-
go Bytu, jest pełniej ludzka.
Takie stany lub epizody teoretycznie mogą się zda-
rzać każdemu w każdym okresie życia. Wydaje się, że
jednostki nazwane przeze mnie osobami samoaktualizu-
jącymi się, wyróżnia właśnie o wiele większa częstotli-
wość tych okresów, ich większa intensywność i dosko-
nałość niż u przeciętnych ludzi. Czyni to z samoaktuali-
zacji raczej kwestię stopnia i częstości niż sprawę bycia
lub nie-bycia, a tym samym rzecz bardziej nadającą się
do dostępnych procedur badawczych. Nie musimy więc
już ograniczać się do wyszukiwania tych rzadkich osób,
o których można powiedzieć, że spełniają się przez więk-
szość czasu. W teorii przynajmniej można również szu-
kać w każdej historii życia epizodów samoaktuali-
zacji, zwłaszcza u artystów, intelektualistów i innych wy-
bitnie twórczych ludzi, jak też u osób głęboko religij-
nych i osób doświadczających wielkich intuicji w psycho-
terapii lub innych ważnych doświadczeniach wzrostu.
X
Jak dotąd opisywałem doświadczenie subiektywne w
sposób empiryczny. Jego związek ze światem zewnętrz-
101
nym to zupełnie inna sprawa. Tylko to, że osoba po- ,
strzegająca wierzy, iż jej percepcja jest prawdziwsza
i pełniejsza, nie stanowi żadnego dowodu, że tak jest
rzeczywiście. Kryteria oceny słuszności tego przekonania
tkwią zwykle w postrzeganych przedmiotach lub oso-
bach bądź w wytworzonych produktach. Stanowią one
przeto w zasadzie prosty problem dla badań korelacyj-
nych.
W jakio jednak znaczeniu można powiedzieć o sztuce,
iż jest wiedzą,? Percepcja estetyczna ma z pewnością
swe wewnętrzne samcuzasadnienie. Jest odczuwana jako
cenne i wspaniałe doświadczenie. Lecz odnosi się to rów-
nież do pewnych złudzeń i halucynacji. Ponadto jakiś
obraz może pobudzić niektóre osoby do doświadczenia
estetycznego, gdy inne pozostają nań obojętne. Jeśli ma-
my w ogóle wyjść poza sferą prywatną, pozostaje pro-
blem zewnętrznych kryteriów ważności, tak jak w przy-
padku wszystkich innych postrzeżeń.
To samo można powiedzieć o percepcji miłości, o do-
świadczeniu mistycznym, o momencie twórczym i o bły-
sku intuicji.
Zakochany widzi u ukochanej to, czego nikt inny nie
potrafi zobaczyć, i nie zachodzi tu żadna wątpliwość co
do zasadniczej wartości jego wewnętrznego doświadcze-
nia i wynikających z niego wielu pozytywnych następstw
dla niego, dla jego ukochanej i dla świata. Jeśli dla przy-
kładu weźmiemy matkę kochającą swe dziecko, sprawa
staje się jeszcze bardziej oczywista. Miłość nie tylko po-
strzega możliwości, lecz je także aktualizuje. Brak mi-
łości na pewno tłumi możliwości, a nawet je zabija. Wzra-
stanie osobowe wymaga odwagi, zaufania do siebie i na-
wet śmiałości; brak miłości ze strony rodzica czy współ-
małżonka wywołuje coś przeciwnego, mianowicie zwąt-
pienie w siebie, niepokój, poczucie braku wartości i oba-
wę ośmieszenia się — to wszystko przeszkadza wzrasta-
niu i samoaktualizacji.
Wszystkie personalne i psychoterapeutyczne doświad-
czenia świadczą o tym, że miłość aktualizuje, a brak mi-
łości, usprawiedliwiony lub nieusprawiedliwiony, wszyst-
ko udaremnia (17).
Powstaje tu więc złożone i ogólne pytanie: „W jakim
stopniu to zjawisko jest zapowiedzią "samospełnienia" —
jak wyraził się Merton. Przekonanie męża, że jego żona
102
jest piękna, lub silna wiara żony, że jej mąż jest odważ-
ny, w pewnym stopniu tworzy to piękno i tę odwa-
gę. Jest to nie tyle percepcja czegoś, co już istnieje, ile
stworzenie czegoś przez wiarę. Może uznamy to za przy-
kład percepcji możliwości, ponieważ każda osoba mo-
że być piękna i odważna? Jeśli tak, to różni się to od
postrzegania realnej możliwości zostania wielkim skrzyp-
kiem, co n i e jest możliwością powszechną.
A jednak, pomijając nawet te wszystkie komplikacje,
nadal czają się wątpliwości u tych, którzy mają nadzieję
włączenia tych wszystkich zagadnień do dziedziny nauko-
wej. Dość często miłość do drugiej osoby wywołuje ilu-
zje, percepcję cech i możliwości, które nie istnieją, a więc
nie są naprawdę percypowane, lecz są tylko wytworem
umysłu obserwatora, czyli opierają się na systemie po-
trzeb, represji, wyrzeczeń, projekcji i racjonalizacji.
Wprawdzie miłość może być bardziej spostrzegawcza niż
nie-miłość, ale może też być bardziej ślepa. I nadal bę-
dzie nas dręczył problem, z którym z tych dwóch przy-
padków mamy do czynienia;? Jak dobierać takie przykła-
dy, w których percepcja rzeczywistego świata jest
ostrzejsza? Opisywałem już moje obserwacje na poziomie
osobowym, że jedną z odpowiedzi na to pytanie znajdu-
jemy w zmienności psychologicznego zdrowia osoby per-
cypującej w relacji miłości czy poza nią. Im lepsze zdro-
wie, tym ostrzejsza i bardziej przenikliwa percepcja świa-
ta, w takich samych uwarunkowaniach. Ponieważ wnio-
sek ten jest owocem potwierdzonej obserwacji, trzeba go
traktować tylko jako hipotezę wymagającą badań kontrol-
nych.
Ogólnie rzecz biorąc stajemy wobec podobnych proble-
mów przy wybuchach twórczości estetycznej oraz intelek-
tualnej, jak też w doświadczeniach intuicji. W obu przypad-
kach zewnętrzne uzasadnienie doświadczenia nie korelu-
je w sposób doskonały z fenomenologicznym samouzasad-
nieniem. Jest możliwe, iż wielka intuicja zawiedzie, wiel-
ka miłość zniknie. Wiersz spontanicznie powstały w chwi-
li doświadczenia szczytowego może być później odrzu-
cony jako niezadowalający. Stworzenie dzieła, które wy-
trzyma próbę czasu, odczuwa się subiektywnie tak samo,
jak stworzenie dzieła, które potem zostanie odrzucone
w świetle chłodnego, obiektywnego i krytycznego bada-
nia. Osoba z natury twórcza wie o tym dobrze i nie
103
dziwi się, iż połowa jej wielkich momentów natchnie-
nia nie sprawdza się. Wszystkie doświadczenia szczyto-
we są odczuwane jako poznanie Bytu, ale nie wszystkie
są nim naprawdę. A jednak nie ośmielamy się pomijać
wyraźnych oznak, że przynajmniej niekiedy można
stwierdzić większą przejrzystość i wyższą sprawność po-
znawczą u ludzi zdrowszych i w momentach pełniejsze-
go zdrowia, to znaczy, iż pewne doświadczenia szczyto-
we są poznaniem-B. Kiedyś sformułowałem tezę, że
jeżeli osoby samoaktualizujące się mogą postrzegać i po-
strzegają rzeczywistość sprawniej, pełniej i z mniejszym
jej skażeniem motywacjami niż my, inni, to robimy, to
mogłyby nam one służyć jako biologiczne próbki. Dzię-
ki i c h większej wrażliwości i ostrzejszej percepcji uzy-
skiwalibyśmy lepszy opis rzeczywistości niż gdybyśmy
obserwowali ją własnymi oczami, co da się porównać
z użyciem kanarków do wykrywania gazu w kopalniach,
zanim poczują go mniej wrażliwe stworzenia. Jako spraw-
dzian zapasowy możemy użyć samych siebie w momen-
tach naszej największej spostrzegawczości, w naszych do-
świadczeniach szczytowych, w chwilach naszej włas-
nej samoaktualizac ji, abyśmy zdali sobie sprawę z isto-
ty rzeczywistości prawdziwszej niż ta, którą normalnie
widzimy.
Wreszcie wydaje się oczywiste, że opisywane przeze
mnie doświadczenia poznawcze nie mogą zastąpić pod-
stawowych sceptycznych i ostrożnych procedur nauko-
wych. Najbardziej owocne i przenikliwe poznania, jeśli
nawet w pełni uznamy, że stanowią one najlepszą lub
jedyną drogę wykrycia pewnego rodzaju prawdy, pozo-
stawiają po tym błysku intuicji dalsze zadania weryfi-
kacji, selekcji, eliminacji, potwierdzenia i (zewnętrzne-
go) uzasadnienia. Wydaje się jednak niemądre określe-
nie relacji tych obu zjawisk jako wyłącznie antagonistycz-
nej i wzajemnie wykluczającej. Jak się bowiem okazało,
one się nawzajem potrzebują i uzupełniają, prawie w ta-
ki sam sposób, jak mieszkaniec pogranicza i osadnik.
DALSZE NASTĘPSTWA DOŚWIADCZEŃ
SZCZYTOWYCH
Zupełnie inna niż kwestia zewnętrznej ważności pozna-
nia w różnych doświadczeniach szczytowych jest spra-
wa dalszych następstw tych doświadczeń u danej osoby,
104
następstw, o których można w jeszcze innym sensie po-
wiedzieć, iż uzasadniają doświadczenie. Na swoje popar-
cie nie rnam sprawdzonych danych badawczych w tym
zakresie. Mam tylko ogólną zgodną opinię badanych prze-
ze mnie osób, iż były takie skutki, moje własne prze-
konanie, że tak było, oraz całkowitą zgodność wszyst-
kich piszących o twórczości, miłości, intuicji, doświad-
czeniu mistycznym i estetycznym. Na tej podstawie po-
zwalam sobie zaprezentować przynajmniej następujące
stwierdzenia czy tezy, z których wszystkie można spraw-
dzić.
1. Doświadczenia szczytowe mogą mieć i mają pewne
terapeutyczne następstwa, polegające w ścisłym znacze-
niu na usuwaniu objawów. Mam co najmniej dwa spra-
wozdania, jedno psychologa, drugie antropologa, o do-
świadczeniach mistycznym i oceanicznym tak głębokich/
iż na zawsze usunęły pewne objawy neurotyczne. Takie
konwersyjne doświadczenia są oczywiście często spoty-
kane w historii ludzkości, lecz, o ile wiem, nigdy nie by-
ły przedmiotem zainteresowania psychologów i psychia-
trów.
2. Mogą one zmieniać pogląd danej osoby na siebie sa-
mą i to w zdrowym kierunku.
3. Mogą zmieniać jej pogląd na innych ludzi i stosu-
nek do nich w wieloraki sposób.
4. Mogą mniej lub bardziej trwale zmieniać jej pogląd
na świat lub na jego aspekty czy części.
5. Mogą w niej wyzwalać większą moc twórczą, spon-
taniczność, ekspresję, indywidualność.
6. Dana osoba pamięta te przeżycia jako wydarzenia
bardzo ważne, pożądane i warte powtórzenia.
7. Dana osoba jest bardziej skłonna odczuwać, iż życie
w ogóle jest coś warte, nawet jeśli zazwyczaj jest mo-
notonne, przyziemne, trudne lub nie przynoszące zado-
wolenia, ponieważ przekonała się, że istnieje piękno, za-
angażowanie, uczciwość, zabawa, dobroć, prawda i sens.
To znaczy, życie samo się uzasadnia, a samobójstwo i
pragnienie śmierci muszą się stać mniej uzasadnione.
Można by przedstawić wiele innych następstw ad hoc
i indywidualnych, zależnych od poszczególnej osoby i jej
konkretnych problemów, które ona uważa za rozwiąza-
105
X
ne lub które widzi w innym świetle na skutek swego do-
świadczenia.
Sądzę, że te wszystkie następstwa dałyby się
uogólnić i wyrazić w sposób zrozumiały, gdyby doświad-
czenie szczytowe można było porównać do wizyty w
czymś, co dana osoba określa jako Niebo, z którego na-
stępnie wraca na ziemię. Dodatnie dalsze skutki takie-
go doświadczenia, niektóre charakteru powszechnego, in-
ne — indywidualnego, okażą się wtedy nader prawdo-
podobne.2
Mogę także podkreślić, że takie następstwa doświad-
czenia estetycznego, twórczego, miłości, mistycznego i
intuicyjnego oraz innych doświadczeń szczytowych są
przedświadomie brane za coś naturalnego i powszechnie
oczekiwane przez artystów i nauczycieli sztuki, twór-
czych dydaktyków, teoretyków religii i filozofii, przez
kochających mężów, matki oraz terapeutów i przez wie-
lu innych.
Na ogół łatwo zrozumieć takie dodatnie następstwa.
Trudniej natomiast wyjaśnić brak dających się zauwa-
żyć następstw u niektórych osób.
7. DOŚWIADCZENIA SZCZYTOWE
JAKO PRZEJMUJĄCE DOŚWIADCZENIA
TOŻSAMOŚCI
Szukając definicji tożsamości musimy pamiętać, że de-
finicje te i pojęcia nie znajdują się gdzieś w ukryciu,
czekając cierpliwie, abyśmy je odnaleźli. My tylko czę-
ściowo je odkrywamy, zaś częściowo tworzymy. Toż-
samość jest w pewnej mierze tym wszystkim, czym mó-
wimy, że jest. Oczywiście ważniejsza powinna być nasza
wrażliwość i receptywność wobec różnych uprzednich
znaczeń temu wyrazowi nadanych. Okaże się od razu,
że różni autorzy stosują to słowo dla różnego rodzaju
danych i dla różnych działań. Następnie trzeba oczy-
2 Porównaj myśl Coleridge'a: „Gdyby człowiek mógł przejść
we ^ śnie przez Raj i otrzymać w podarunku kwiat na dowód,
że jego dusza rzeczywiście tam była, i gdyby znalazł ten
kwiat
w ręku po przebudzeniu... — ach! i co wtedy?" E. Schneider
<wyd.) Samuel Taylor Coleridge: Selected Poetry and Prose,
Rinehart 1951, s. 477.
IDfi
wiście poznać bliżej te działania, by pojąć, co autor ma
na myśli, kiedy właśnie o n używa tego słowa. Oznacza
ono coś odmiennego dla różnych terapeutów, socjologów,
psychologów jaźni, psychologów dziecka itd., aczkolwiek
u nich wszystkich zachodzi również pewne podobień-
stwo lub zazębianie się zakresów znaczeniowych. (To
podobieństwo może jest właśnie tym, co dziś „znaczy"
tożsamość.)
Mogę przytoczyć inną operację dotyczącą doświadczeń
szczytowych, w której „tożsamość" ma różne realne, sen-
sowne i przydatne znaczenia. Nie twierdzę jednak, że są
to jedyne prawdziwe znaczenia tożsamości; cho-
dzi tylko o to, że jest tutaj przyjęty inny kąt widzenia.
Ponieważ odnoszę wrażenie, że ludzie w swoich doświad-
czeniach szczytowych są w najwyższym stopniu
tożsami, najbliżsi swoich prawdziwych jaźni, najbardziej
naturalni, wydaje mi się, że jest to szczególnie ważne
źródło czystych i nieskażonych danych, bowiem inwen-
cja jest tu zredukowana do minimum, a możliwości od-
krycia spotęgowane do maksimum.
Czytelnik łatwo zauważy, że wszystkie niżej podane
„osobne" cechy w rzeczywistości nie są bynajmniej oso-
bne, lecz współdziałają ze sobą w różny sposób, na przy-
kład zachodząc na siebie, mówiąc o tej samej rzeczy w
różny sposób, mając to samo znaczenie w sensie meta-
forycznym itd. Czytelnik interesujący się „analizą holi-
styczną" (w przeciwieństwie do analizy atomistycznej,
czyli redukcyjnej) znajdzie odpowiedni materiał w Moti-
vation and Personality, rozdz. 3. Będę więc opisywał na
sposób holistyczny, nie rozdzielając tożsamości na zupeł-
nie odrębne składniki wykluczające się wzajemnie, lecz
raczej obracając ją na wszystkie strony i obserwując jej
różne aspekty, jak koneser kontempluje piękny obraz,
obserwując go raz w tym układzie {jako całość), raz w
innym. Każdy omawiany „aspekt" można uważać za czę-
ściowe wyjaśnienie każdego innego „aspektu".
l . Osoba w doświadczeniach szczytowych czuje się bar-
dziej zintegrowana (scalona, całkowita, jednolita) niż kie-
dy indziej. W oczach obserwatora wydaje się ona bar-
dziej zintegrowana na różny (opisany poniżej) sposób, na
przykład mniej rozdwojona czy rozkojarzona, mniej wal-
cząca ze sobą, bardziej pogodzona ze sobą, mniej rozdwo-
107
jona między samodoświadczeniem a samoobserwacją, bar-
dziej jednokierunkowa, harmonijniej ukształtowana, sku-
teczniej zorganizowana (wszystkie części dobrze współ-
działają ze sobą), bardziej synergiczna, o mniejszych we-
wnętrznych tarciach itd.1 Inne aspekty integracji i jej
uwarunkowań omówione są poniżej.
2. Im bardziej i częściej osoba staje się sobą, tym bar-
dziej staje się zdolna do stopienia się ze światem,2 z tym,
oo przedtem było „nie-ja", na przykład zakochani stają
się sobie bliscy tworząc raczej jedną całość niż dwie oso-
by, monizm ja-ty staje się bardziej możliwy, stwórca
utożsamia się z dziełem, które tworzy, matka czuje się
zjednoczona ze swym dzieckiem, znawca staje się
1 Jest to specjalnie ważne dla terapeutów nie tylko dlatego,
że integracja stanowi jeden z głównych celów całej terapii,
lecz
również z racji frapujących problemów związanych z tym, co
możemy nazwać „dysocjacją terapeutyczną". Aby terapia
zacho-
dziła intuicyjnie, konieczne jest jednoczesne doświadczenie i
obserwowanie. Na przykład u osobnika cierpiącego na
psychozę,
który w pełni doświadcza, lecz nie jest na tyle obiektywny,
aby
obserwować swe doświadczenia, nie nastąpi poprawa pod
wpły-
wem tego doświadczenia, nawet gdyby miał mieć rację
wewnątrz
swej nieświadomości, tak ukrytej u neurotyków. Lecz prawdą
jest, że terapeuta musi się rozdwoić w ten sam paradoksalny
sposób, ponieważ musi jednocześnie akceptować i nie
akcepto-
wać pacjenta, to znaczy z jednej strony musi odnieść się do
niego z „bezwarunkowym pozytywnym uznaniem" (143),
musi
utożsamić się z pacjentem, żeby go zrozumieć, musi wyzbyć
się
wszelkiej krytyki i oceny, musi doświadczać
„Weltanschauung"
pacjenta, musi zjednoczyć się z nim w spotkaniu „ja-ty",
musi,
go kochać w szerokim sensie słowa „agape". Z drugiej strony
terapeuta jednocześnie pośrednio nie aprobuje, nie akceptuje,
nie utożsamia się itd., ponieważ stara się poprawić pacjenta,
uczynić go lepszym niż jest, czyli uczynić go czymś innym
niż
jest obecnie. Dla Deutscha i Murphy'ego (38) te
terapeutyczne
rozdwojenia są najwyraźniej podstawą terapii.
Ale i tutaj celem terapii jest, podobnie jak przy złożonych
osobowościach, zespolenie ich w jednolitą, harmonijną
całość,
zarówno u pacjenta, jak i terapeuty. Można to również
określić
jako stawanie się coraz czyściej doświadczającym (ego, gdzie
sa-
moobserwacja jest zawsze dostępna jako możliwość, nawet
przedświadoma. W doświadczeniach szczytowych stajemy
się co-
raz czyściej doświadczającymi ego.
* Zdaję sobie sprawę, że posługuję się językiem
„wskazującym"
na doświadczenie, to znaczy zrozumiałym tylko dla tych,
którzy
sami nie stłumili, nie wyparli, nie zaprzeczyli, nie odrzucili
czy
nie boją się własnych doświadczeń szczytowych. Sądzę, że
jest
też możliwe istotne porozumienie z „nie-szczytowcami", ale
jest
to proces pracochłonny i długi. *;b ?d J-
,-•"•'*
108
muzyką (a ona nim) czy obrazem, czy tańcem, astro-
nom jest „tam wysoko" z gwiazdami (a nie jakąś od-
rębnością patrzącą przez otchłań na drugą odrębność za
pomocą teleskopu).
Tak więc największym osiągnięciem tożsamości, auto-
nomii czy osobowości jest zarazem przekroczenie siebie,
wyjście poza i ponad osobowość. Osoba może więc zo- ^
stać w pewnym sensie pozbawiona ego.3
3. Zazwyczaj osobie w doświadczeniach szczytowych
wydaje się, że jest w apogeum swych mocy i że wyko- Jx"
rzystuje wszystkie swe zdolności najlepiej i najpełniej.
Jak to trafnie określił Rogers (145) czuje się ona „w peł-
ni funkcjonująca". Czuje się inteligentniejsza, bardziej
spostrzegawcza, dowcipniejsza, silniejsza lub milsza niż
kiedy indziej. Jest w pełni swoich możliwości, stanowi
jedność w najwyższym stopniu, jest w najlepszej for-
mie. I nie jest to wyłącznie subiektywne odczucie, ale
tak widzi ją również obserwator. Osoba nie marnuje wy-
siłku na zwalczanie i hamowanie samej siebie; jej mię-
knie nie służą już do walki. W normalnej sytuacji część
naszych możliwości zużywa się na działanie, zaś część
się marnuje na hamowanie tychże możliwości. Tu nic się
nie marnuje, całość możliwości może być zużyta na dzia-
łanie. Osoba staje się rzeką bez tamy.
4. Nieco odmienny aspekt pełnego funkcjonowania sta-
nowi brak wysiłku i łatwość funkcjonowania, kiedy się
jest w najlepszej formie. To, co w innym czasie wymaga
wysiłku, starań i zmagania się, obecnie odbywa się bez
żadnego wysiłku, pracy i trudu, przychodzi „samo przez
się". Z tym łączy się często poczucie własnego wdzięku,
swobodne zachowanie idące w parze z gładkim, łatwym
3 Myślę, że sens tego stwierdzenia dość łatwo przekazać
nazy-
wając taką sytuację całkowitą utratą tej samoświadomości
czy
samowiedzy, czy samoobserwacji, która normalnie jest w
nas,
lecz której pewne ograniczenie odczuwamy w chwilach
zaangażo-
wania czy koncentracji, czy rozproszenia, czy wyjścia „poza
sie-
bie", czy to na wysokim poziomie doświadczeń szczytowych,
czy
na niższym poziomie tak wielkiego zainteresowania się
filmem
lub powieścią, lub meczem futbolowym, że zapomnimy o
sobie
i o swoich drobnych cierpieniach, o swoim wyglądzie, o
swych
kłopotach itd. Zawsze w praktyce odczuwamy to jako stan
przy-
jemny.
109
i pozbawionym wysiłku pełnym funkcjonowaniem, kiedy
wszystko „gra", „toczy się bez oporu" lub jest „na peł-
nych obrotach".
Obserwuje się wówczas u tych osób pełną spokoju
pewność siebie i poczucie słuszności, jak gdyby wiedzia-
ły one dokładnie, co robią, i robiły to z pełnym przeko-
naniem, szczerze, bez zwątpień, wahań czy bez asekura-
cji. Nie ma miejsca na przymierzanie się, aby trafić
„w dziesiątkę", ani na markowanie uderzeń, są tylko
pełne ciosy. Wielcy sportowcy, artyści, twórcy, przywód-
cy i mężowie stanu wykazują tę cechę w okresie swej
szczytowej działalności.
(To wszystko łączy się w sposób mniej oczywisty z po-
jęciem tożsamości niż sprawy uprzednio poruszane, są-
dzę jednak, że powinno tu być włączone jako wtórna
cecha „bycia samym sobą", gdyż jest to cecha na tyle
zewnętrzna i powszechna, że można ją badać. Uważam
również, że jest to potrzebne dla pełnego zrozumienia
swego rodzaju boskiej radości — humoru, wesołości, bez-
troski, przekomarzania się, zabawy i śmiechu — która
moim zdaniem stanowi jedną z najwyższych wartości-B,
jaka charakteryzuje tożsamość.)
5. Osoba w doświadczeniach szczytowych odczuwa w
wyższym stopniu niż kiedy indziej, iż jest odpowiedzial-
nym, czynnym i twórczym ośrodkiem swych aktywności
i percepcji. Czuje się bardziej inicjatorem, kimś bardziej
samookreślającym się (nie zaś kimś kierowanym, deter-
minowanym, bezradnym, zależnym, biernym, słabym,
podległym). Czuje się sama sobie panem, w pełni odpo-
wiedzialnym, w pełni władającym swą wolą, mającym
większy zasób „wolnej woli" niż kiedy indziej, panem
swego losu, czynnikiem aktywnym.
Podobnie przedstawia się ona oczom obserwatora: sta-
je się na przykład bardziej zdecydowana, wygląda na
silniejszą, bardziej szczerą, bardziej zdolną do lekceważe-
nia lub przezwyciężania przeszkód, bardziej pewną sie-
bie, sprawia wrażenie, że daremne byłyby próby zahamo-
wania jej. Jakby obecnie w ogóle nie wątpiła w swoją
wartość czy zdolność zrealizowania tego, co postanowiła.
W oczach obserwatora wygląda na bardziej godną zaufa-
nia, bardziej rzetelną, niezawodną, na „pewniaka". Czę-
110
sto można śledzić tę wielką chwilę stawania się odpowie-
dzialnym w terapii, w procesie dorastania, w edukacji,
w małżeństwie itd.
6. Taka osoba wyzwala się od oporów, inhibicji, ostroż-;
ności, kontroli, rezerwy, obaw, zwątpień, samokrytyki,
zahamowań. Mogą to być negatywne aspekty poczucia
wartości, samoakceptacji, poszanowania miłości własnej.
Jest to zjawisko zarazem subiektywne jak i obiektywne
i może być opisane w dwojaki sposób. Jest to naturalnie
po prostu inny ,,aspekt" cech już wymienionych i tych,
które będą podane niżej.
Zapewne zjawiska te są zasadniczo sprawdzalne, gdyż
biorąc obiektywnie są to mięśnie zwalczające inne mię-
śnie, zamiast mięśni współdziałających i wspomagających
inne mięśnie.
7. Jest ona więc bardziej spontaniczna, bardziej eks-
presyjna, bardziej niewinna w swoim zachowaniu (szcze-
ra, naiwna, uczciwa, bezstronna, pomysłowa, dziecinna,
naturalna, beztroska, bezbronna), bardziej naturalna
(prosta, swobodna, bez wahań, jednoznaczna, otwarta,
bez pozy, prymitywna w szczególnym sensie, bezpośred-
nia), bardziej nieskrępowana i „wylewna" (automatycz-
na, impulsywna, odruchowa, „instynktowa", niepohamo-
wana, bez tremy, nierozważna, nieświadoma).4
8. Jest to więc osoba bardziej „twórcza" w szczegól-
nym sensie (zob. rozdz. 10). Dzięki większej pewności
siebie jej poznanie i zachowanie mogą się kształtować
w nie interferencyjny, taoistyczny sposób, bądź w pla-
styczny sposób opisany przez psychologów gestaltystów
w odniesieniu do sytuacji problematycznej lub niepro-
blematycznej w jej wewnętrznych terminach czy wy-
4 Ten aspekt autentycznej tożsamości jest tak ważny, ma tyle
odcieni i jest tak trudny do opisania i przekazania, że
dołączam
następujące określenia będące po części synonimami, których
znaczenia częściowo się pokrywają. Niezamierzony, z
własnej
woli, swobodny, niewymuszony, nie wyrozumowany, nie
prze-
myślany, porywczy, bez zastrzeżeń, nie wycofujący się,
odsłania-
jący się, szczery, nie udający, otwarty, bez obłudy, bezpreten-
sjonalny, nie zakłamany, bezpośredni, niewyszukany, nie
sztucz-
ny, nie trapiący się, ufny. Pomijam tutaj kwestię „niewinnego
poznania", intuicji, poznania-B itd.
111
mogach (raczej niż w terminach egocentryczności czy sa-
moświadomości), w terminach ustalonych przez samą
naturę zadania lub obowiązek (Franki), lub grę. Jest to
więc poznanie i zachowanie bardziej spontaniczne, impro-
wizowane, nie przygotowane, powstające bardziej z nicze-
go, bardziej nieoczekiwane, nowe, świeże, niebanalne, po-
zbawione frazeologii, samodzielne, nie zrutynizowane.
Jest również mniej obmyślone, zaplanowane, zaprojekto-
wane, uprzednio rozważone, powtarzane, zawczasu za-
myślone, w tym sensie, w jakim te wszystkie słowa ozna-
czają jakieś wyprzedzenie w czasie i jakiekolwiek plano-
wanie. Jest więc w pewnym stopniu nie oczekiwane, nie
wynika z pragnienia, potrzeby, dążenia, jest pozbawione
celu, „nie umotywowane", nie zamierzone, ponieważ jest
niespodziewane, nowo powstałe i nie wywodzi się z cze-
goś, co by je wyprzedzało.
9. Wszystko to można wyrazić w jeszcze inny sposób
jako szczyt jedyności, indywidualności lub osobowości.
Jeśli wszyscy ludzie w zasadzie różnią się między sobą,
to owa różnica zaznacza się jeszcze wyraźniej w do-
świadczeniach szczytowych. Jeśli pod wielu względami
(swoich ról) jednego człowieka można zastąpić innym, to
w doświadczeniach szczytowych role odpadają, i danego
człowieka nie da się już zastąpić innym. -To, czyni są w
samej głębi, cokolwiek może znaczyć określenie „niepow-
tarzalna jaźń", tym właśnie stają się ludzie w doświad-
czeniach szczytowych.
10. W doświadczeniach szczytowych dany osobnik jest
najbardziej obecny teraz i tutaj (133), w różnym sensie
wolny od przeszłości i przyszłości, najbardziej „cały tu-
taj" w doświadczeniu. Może na przykład słuchać lepiej
niż w innym czasie. Ponieważ jego zachowanie jest wte-
dy najmniej zrutynizowane i nie jest nacechowane żad-
nym oczekiwaniem, może w pełni oddać się słuchaniu,
które nie jest zniekształcone żadnymi oczekiwaniami
opartymi na sytuacjach uprzednich (które nie mogą być
identyczne z obecną) lub nadziejami czy obawami opar-
tymi na planowaniu przyszłości (co oznacza traktowanie
teraźniejszości raczej jako środka służącego przyszłości
niż jako celu samego w sobie). Skoro jednostka znajduje
się poza sferą pragnień, nie musi wszystkiego rejestrować
w terminach obawy, nienawiści lub życzenia. Nie musi
też dla dokonania oceny porównywać tego, co jest, z tym,
czego nie ma (88).
11. Osobnik staje się bardziej czystą psyche, a mniej
rzeczą należącą do świata i żyjącą według jego praw
(zob. rozdz. 13), co znaczy, że bardziej go determinują
raczej prawa wewnątrzpsychiczne niż prawa rzeczywi-
stości niepsychicznej (o ile one są różne). Brzmi to jak
sprzeczność lub paradoks, lecz tak nie jest, a gdyby na-
wet było, należałoby to w każdym razie akceptować,
gdyż ma swego rodzaju znaczenie. Poznanie-B innej oso-
by jest najbardziej możliwe wówczas, kiedy istnieje jed-
nocześnie swoboda bycia sobą i bycia innym; szanująca
miłość samego siebie i szanująca miłość innego nawza-
jem się umożliwiają, podtrzymują i wzmacniają. Naj-
lepiej mogę zrozumieć nie-ja nie narzucając się z moją
chęcią zrozumienia, to znaczy pozwalając mu być samym
sobą, dając mu swobodę, pozwalając żyć według jego
własnych praw, a nie moich, podobnie jak ja staję się
sobą samym w najczystszej formie, kiedy wyzwolę się
od nie-ja, nie pozwalając, by nade mną zapanowało, od-
mawiając życia według jego przepisów i nalegając na
życie według praw i zasad właściwych mnie samemu.
Kiedy do tego dojdzie, okazuje się, że to, co wewnątrz-
psychiczne (ja), i to, co zewnątrzpsychiczne (inny), nie są
znów tak bardzo odmienne, a już na pewno nie są
naprawdę antagonistyczne. Okazuje się, że oba zbio-
ry praw są bardzo ciekawe i przyjemne i można je nawet
zintegrować i połączyć ze sobą.
Najprostszym przykładem ułatwiającym czytelnikowi
zrozumienie tego labiryntu słów jest związek miłości-B
między dwojgiem ludzi; można jednak posłużyć się każ-
dym innym doświadczeniem szczytowym. Oczywiście na
tym poziomie dyskusji pojęciowej (co nazywam sferą-B)
takie wyrazy jak wolność, niezależność, rozumienie, po-
zwolenie, zaufanie, wola, zależność, rzeczywistość, druga
osoba, oddzielność itd. nabierają bardzo złożonych i bo-
gatych znaczeń, jakich nie mają w sferze-D życia co-
dziennego, braków, potrzeb, samozachowania oraz dycho-
tomii, polarności i rozszczepień.
12. Istnieją pewne teoretyczne korzyści z tego, aby te-
raz podkreślić aspekt nie-dążenia czy nie-potrzebowania
113
i przyjęcia go za punkt centralny (centrum organizacji)
tego, co badamy. Na różne wyżej opisane sposoby i w
pewnym ograniczonym znaczeniu osoba w doświadcze-
niu szczytowym jest bez motywacji (czy bez dążenia),
zwłaszcza pod kątem widzenia potrzeb uzupełnienia bra-
ków. W tej samej sferze dyskusji wydaje się słuszne
przedstawić również najwyższą, najbardziej autentyczną
tożsamość jako brak dążeń, brak potrzeb i,brak pragnień,
to znaczy jako przekroczenie zwykłych potrzeb i popę-
dów. Osoba po prostu jest. Osiągnięta radość oznacza tu
chwilowy koniec dążenia do radości.
Podobnie mówiliśmy już w odniesieniu do osoby samo-
aktualizującej się. Wszystko wynika wtedy samo z sie-
bie, wypływa bez jej woli, wysiłku, zamiaru. Działa ona
teraz w pełni i niezawodnie, nie szukając równowagi lub
zmniejszenia potrzeb, nie po to, aby umknąć bólu lub nie-
przyjemności bądź śmierci, nie dla jakiegoś innego celu
w dalszej przyszłości, nie dla żadnego innego celu niż cel
sam w sobie. Jej zachowanie i doświadczenie stają się
czymś per se i czymś samouzasadniającym się, są raczej
zachowaniem-celem i doświadczeniem-celem niż zacho-
waniem-środkiem i doświadczeniem-środkiem.
Na tym poziomie określiłem osobę jako boską, ponie-
waż uważa się, że większość bogów nie ma potrzeb,
pragnień ani żadnych braków, że mają wszystko. Cechy,
a zwłaszcza działania „najwyższych" i „najlepszych" bo-
gów zostały wywiedzione z ich braku potrzeb. Te wnio-
ski pomogły mi zrozumieć działania ludzi, kiedy oni
działają z pozycji braku potrzeb. Uważam na przykład,
że jest to pouczająca podstawa do teorii boskiego humo-
ru i zabawy, teorii nudy, teorii tworzenia itd. Fakt, że
ludzki embrion również nie ma żadnych potrzeb, jest
obfitym źródłem mylenia nirwany wysokiej z niską, o
czym będzie mowa w rozdziale 11.
13. Ekspresja i komunikacja w doświadczeniach szczy-
towych często mają tendencję do przybierania formy
poetyckiej, mistycznej i rapsodycznej, jakby to był na-
turalny rodzaj języka dla wyrażania tych stanów bytu.
Dopiero niedawno uświadomiłem to sobie u osób, któ-
re badałem, i u samego siebie, a przeto nie powinie-
nem już teraz zbyt wiele o tym mówić. Powyższe odno-
si się również do rozdziału 15. Wynika stąd implikacja
114
dla teorii tożsamości: że osoby bardziej autentyczne mo-
gą jako takie bardziej upodabniać się do poetów, arty-
stów, muzyków, proroków itd.5
14. Można z pożytkiem rozumieć wszystkie doświadcze-
nia szczytowe jako dopełnienia czynu w sensie Dawida
M. Levy'ego (90) lub jako zamykanie w rozumieniu psy-
chologów postaci albo jako odpowiadające paradygmato-
wi Reichowskiego typu pełnego orgazmu, albo całkowi-
te rozładowanie się, oczyszczenie, kulminację, szczyt, speł-
nienie, ogołocenie lub zakończenie (106). Kontrastuje to
z trwaniem problemów nie zakończonych, z zahamowa-
nym funkcjonowaniem jelit, z niemożnością wypłakania
żalu, z częściowym zaspokojeniem głodu przy diecie, z
kuchnią, która nigdy nie jest całkowicie czysta, z. coitus
reservatus, z gniewem, którego nie wolno wyrazić, z atle-
tą, który nie odbywa ćwiczeń, z niemożnością wyprosto-
wania krzywo zawieszonego obrazu na ścianie, z koniecz-
nością przełknięcia głupoty, nieudolności lub niesprawie-
dliwości itd. Z tych przykładów każdy czytelnik powi-
nien zrozumieć fenomenologicznie, jak ważne jest doko-
nanie, a także dlaczego ten punkt widzenia jest tak po-
mocny dla lepszego zrozumienia wszystkiego, co było
omówione wcześniej, i dotyczyło braku dążenia, zinte-
growania, odprężenia. Dokonanie w życiu przedstawia się
jako doskonałość, sprawiedliwość, piękno, cel raczej niż
środek itd. (106). Skoro światy zewnętrzny i wewnętrzny
są w pewnym stopniu izomorficzne i powiązane dialek-
tycznie („powodują" siebie nawzajem), zbliżamy się do
krawędzi problemu, jak dobry człowiek i dobry świat
tworzą się nawzajem.
Jaki to ma związek z tożsamością? Prawdopodobnie
osoba autentyczna jest w jakimś sensie dopełniona i za-
kończona; niewątpliwie doznaje od czasu do czasu uczu-
cia subiektywnej ostateczności, pełni czy doskonałości
i na pewno dostrzega te cechy w świecie. Może się
okazać, iż tylko „szczytowcy" mogą osiągnąć pełnię
tożsamości, że „nieszczytowcy" muszą na zawsze pozo-
stać niepełni, z potrzebami, dążeniami, brakami, żyjący
raczej wśród środków niż wśród celów. Jeśli korelacja
6 „Poezja jest zapisem najlepszych i najszczęśliwszych
chwil
przez najszczęśliwsze i najlepsze umysły" — P. B. Shelley.
okaże się niedoskonała, jestem przynajmniej pewny te-
go, że zachodzi ona między autentycznością a doświad-
czeniem szczytowym.
Rozważając fizyczne oraz psychologiczne napięcia i u-
trzymywanie się stanów niespełnienia, wydaje się praw-
dopodobne, że mogą one nie dać się pogodzić nie tylko
z pogodą, spokojem i dobrym poczuciem psychologicz-
nym, lecz także z dobrym poczuciem fizycznym. Tu być
może znajduje się także klucz do zaskakującego odkrycia,
że wiele osób określa swe doświadczenie szczytowe jako
coś zbliżonego do (pięknej) śmierci, jak gdyby najbar-
dziej przejmująca chwila życia paradoksalnie miała rów-
nież w sobie jakieś pragnienie czy chęć umierania. Być
może, każde doskonałe spełnienie czy zakończenie jest
metaforycznie, mitologicznie lub archaicznie śmiercią, jak
sugeruje Rank (76, 121).
15. Odczuwam wyraźnie, iż pewnego rodzaju żartobli-
\wość jest jedną z wartości-B. O niektórych przyczynach
tego rodzaju sądu już wspomniałem. Jedną z najważniej-
szych jest ta, że dość często wymienia się ją w doświad-
czeniach szczytowych (zarówno wewnątrz osoby, jak i po-
strzeganych w świecie otaczającym), a także, że może
; być postrzegana przez prowadzącego badanie z .zewnątrz
relacjonującej osoby.
; Bardzo trudno jest opisać tę żartobliwpść-B, gdyż ję-
•' zyk angielski nie może temu sprostać (w ogóle nie moż-
, na opisać w nim „wyższych" doświadczeń subiektyw-
nych). Ma ona kosmiczną czy boską cechę dobroduszności,
przekraczającą wyraźnie wszelką wrogość. Można by też
nazwać szczęśliwą radością lub niepohamowaną weso-
łością czy przyjemnością. Ma cechę wylewania się poza
przepełnione brzegi z nadmiaru i pełni (ale nie ma nic
wspólnego z motywacją-D). Jest egzystencjalna w tym
znaczeniu, że cieszy się i raduje zarówno małością (sła-
bością), jak wielkością (siłą) istoty ludzkiej, przekracza-
jąc polarność dominacja-podporządkowanie. Zawiera w
sobie jakąś cechę triumfu, a czasami może i ulgi. Jest
jednocześnie dojrzała i dziecinna.
Jest ostateczna, utopijna, eupsychiczna, transcendent-
s ,na w sensie opisanym przez Marcusa (93) i Browna (19).
Można by ją również nazwać nietzscheańską.
Wiąże się z tym wewnętrznie, jako część jej definicji,
łatwość, brak wysiłku, wdzięk, pomyślność, pozbycie się
inhibicji, zahamowań i wątpliwości, bawienie się z kimś
(a nie z powodu kogoś), poznanie-B, przekroczenie kon-
centracji na ego i na środkach, przekroczenie czasu
i przestrzeni, historii, miejsca.
I wreszcie jest ona sama w sobie czymś integrującym,
tak jak piękno, miłość czy intelekt twórczy. Jest integru-
jąca w tym sensie, że usuwa rozdwojenia, rozwiązuje
wiele nierozwiązalnych problemów. Jest jednym dobrym
rozwiązaniem sytuacji ludzkiej ucząc nas, że jednym ze
sposobów rozwiązania problemu jest potraktowanie go
na wesoło. Umożliwia nam życie jednocześnie w sferze-D
i w sferze-B, bycie jednocześnie Don Kiszotem i Sancho
Pansą, jak był nimi Ceryantes.
16. Jest rzeczą charakterystyczną, że w czasie doświad-
czenia szczytowego i po nim ludzie czują się radośni,
szczęśliwi, zaszczyceni. Nierzadką reakcją jest: „Nie za-
sługuję na to". Szczytów się nie planuje ani nie przy-
gotowuje, one się po prostu zdarzają. Jesteśmy „radośnie
zdziwieni" (91a). Reakcja zdziwienia, niespodzianki, przy-
jemnego „szoku poznania" jest bardzo częsta.
U osób religijnych zwykłą reakcją jest uczucie wdzięcz-
ności wobec Boga, u innych wobec losu, natury, ludzi,
przeszłości, świata, wobec wszystkiego, co pomogło za-
istnieć temu cudowi. Może to się przekształcić w mo-
dlitwę, dziękczynienie, adorację, oddanie chwały, złożenie
ofiary i inne reakcje łatwo mieszczące się w sferze reli-
gijnej. Oczywiście każda psychologia religii, nadnatural-
nej czy naturalnej, musi to wszystko brać pod uwagę,
podobnie jak też każda naturalistyczna teoria pochodzenia
religii.
To uczucie wdzięczności bardzo często znajduje wy-
raz we wszechobejmującej miłości do każdego i wszyst-
kiego albo prowadzi do niej i do percepcji świata jako
pięknego i dobrego, często wywołuje impuls, by uczynić
coś dobrego dla świata, gotowość odpłacenia, a nawet
poczucie zobowiązania.
I wreszcie jest rzeczą bardzo prawdopodobną, że mamy
tu teoretyczne ogniwo łączące z opisanymi faktami po-
kory i dumy u osób samoaktualizujących się, autentycz-
117
nych. Osoba, której dopisało szczęście, nie może przypi-
sać sobie całej zasługi za to szczęście, podobnie jak osoba
pełna nabożnego szacunku lub osoba przepełniona
wdzięcznością. Muszą one zadawać sobie pytanie: „Czy
na to zasługuję?" Takie osoby rozwiązują dychotomię
między dumą a pokorą przez połączenie ich w pojedyn-
czą, kompleksową, nadrzędną jedność, to znaczy są dum-
ne (w pewnym znaczeniu) i pokorne {w pewnym zna-
czeniu). Duma (zabarwiona pokorą) to nie hubris czy
paranoja; pokora (zabarwiona dumą) to nie masochizm.
Jedynie rozdwajanie ich prowadzi do patologii. Wdzięcz-
ność-B umożliwia nam połączenie w jednej postaci bo*
hatera i pokornego sługi. ,v
. 'v ' ;Jf-
: •. - . ł:
Chciałbym tu podkreślić jeszcze jeden ważny wspom-
niany wyżej (punkt 2) paradoks, który należy sobie uświa-
domić, nawet jeśli się go nie rozumie. Cel tożsamości
(samoaktualizacja, autonomia, indywiduacja, prawdziwa
jaźń według Horney, autentyczność itd.) -zdaje się być
zarazem sam w sobie celem końcowym, a także celem
f- przejściowym, obrzędem przejścia, krokiem na drodze do
przekroczenia tożsamości. To tak, jakbyśmy powiedzieli,
że jej funkcją jest wymazanie siebie samego. Mówiąc
inaczej, jeśli naszym celem jest cel religii Wschodu, czyli
przekroczenie i zapomnienie własnego ego, wyzbycie się
samoświadomości i samopostrzegania, fuzja ze światem
i utożsamienie się z nim (Bucke), homonomia (Angyal),
to wydaje się, że najlepszą drogą ku temu celowi będzie
dla większości osób droga przez osiągnięcie tożsamości, .
silnej realnej jaźni, oraz raczej przez zaspokojenie pody
^ stawowych potrzeb niż przez ascetyzm.
Może jakieś znaczenie dla powyższej teorii ma fakt, ,
iż młode osoby, które badałem, skłonne były wymieniać-,
dwa rodzaje reakcji fizycznej na doświadczenie szczy- .
towe. Jedna to podniecenie i silne napięcie („czuję si^„
jak oszalały, chciałbym podskakiwać, głośno krzyczeć").
Druga to odprężenie, uspokojenie, wyciszenie,
uczucie,,,
bezruchu. Na przykład, po pięknym doświadczeniu seksu-
alnym lub estetycznym czy też twórczym uniesieniu, ,
możliwe jest jedno lub drugie; albo trwanie w wielkim
podnieceniu, niemożność spania czy brak chęci do snu, '
118
nawet utrata apetytu, obstrukcja itd. Albo też całkowite
odprężenie, bezruch, głęboki sen itd. Nie wiem jednak,
co to znaczy. i
8. NIEKTÓRE NIEBEZPIECZEŃSTWA POZNANIA-B
Celem niniejszego rozdziału jest skorygowanie szeroko
rozpowszechnionego mylnego rozumienia samoaktualiza-
cji jako statycznego, nierealnego, „doskonałego" sta-
nu, w którym przekracza się wszystkie ludzkie problemy
i w którym ludzie „już na zawsze żyją szczęśliwie" w
nadludzkim stanie pogody i ekstazy. Jak już uprzednio
wykazałem (97), doświadczenie nie potwierdza tego prze-
konania.
Chcąc ten fakt przedstawić jaśniej, mógłbym opisać
.samoaktualizację jako rozwój osobowości, która uwalnia
osobę od młodzieńczych problemów braku i od neuro-
tycznych (lub infantylnych czy urojonych, niepotrzebnych
czy „nierealnych") problemów życia, umożliwiając jej
tym samym stawianie czoła, znoszenie i borykanie się
z „realnymi" problemami życiowymi (problemami we-
wnętrznie i ostatecznie ludzkimi, nieuniknionymi, „egzy-
stencjalnymi", problemami, które nie mają doskonałego
rozwiązania). Tak więc nie jest to brak problemów, lecz
przejście od problemów przemijających czy nierealnych
do problemów realnych. Chcąc wywołać wstrząs u czy-
telników mógłbym nazwać osobę samoaktualizującą się
nawet neurotykiem, który akceptuje siebie i ma rozwi-
niętą intuicję, ponieważ to stwierdzenie można określić
jako niemal synonimiczne z „rozumieniem i uznawaniem
wewnętrznej ludzkiej sytuacji", to znaczy stawianiem
czoła i odważnym akceptowaniem, nawet radowaniem
i bawieniem się „niedociągnięciami" natury ludzkiej w
przeciwieństwie do prób negowania ich.
Tymi to właśnie realnymi problemami, wobec których
stają nawet (a może zwłaszcza) najbardziej dojrzałe isto-
ty ludzkie, chciałbym z kolei się zająć, na przykład rze-
czywistą winą, rzeczywistym smutkiem, rzeczywistą sa-
motnością, zdrowym egoizmem, odwagą, odpowiedzial-
nością za innych itd.
Zachodzi naturalnie ilościowa (jak również jakościowa)
j>oprawa wraz z wyższym rozwojem osobowości, zupełnie
119
niezależnie od wewnętrznej satysfakcji raczej z poznania
prawdy niż z oszukiwania siebie samego. Ludzka wina,
biorąc statystycznie, ma przeważnie charakter neurotycz-
ny, a nie rzeczywisty. Uwolnienie się od winy neurotycz-
nej oznacza oczywiście zmniejszenie ciężaru winy, nawet
jeśli pozostaje prawdopodobieństwo winy rzeczywistej.
Ponadto wysoko rozwinięte osobowości mają też więcej
doświadczeń szczytowych, które zdają się być u nich
głębsze (chociaż to może się nie sprawdzać w przypadku
„obsesyjnego" czy apolińskiego typu samoaktualizacji).
A więc aczkolwiek być pełniej człowiekiem znaczy mieć
nadal problemy i cierpienia (wprawdzie „wyższego" rzę-
du), pozostaje prawdą, iż owych problemów i cierpień
jest ilościowo mniej, zaś przyjemności są ilościowo i ja-
kościowo większe. Jednym słowem jednostka czuje się
subiektywnie lepiej, kiedy osiągnie wyższy poziom oso-
bowego rozwoju.
Osoby samoaktualizujące się okazały się bardziej zdol-
ne do specjalnego rodzaju poznania, które nazwałem po-
znaniem Bytu, niż przeciętne jednostki. Jest to opisane
w rozdziale 6 jako poznanie esencji, czyli ist-ności czy
wewnętrznej struktury i dynamizmu oraz obecnie istnie-
jących potencjalności czegoś lub kogoś, lub wszystkiego.
Poznanie-B (B = byt) jest przeciwstawne poznaniu-D
(D = motywacja potrzeby wynikającej z braku) czy po-
znaniu ześrodkowanym na człowieku i na sobie. Podobnie
jak samoaktualizacja nie oznacza braku problemów, tak
poznanie-B jako jeden z jej aspektów zawiera pewne nie-
bezpieczeństwa.
NIEBEZPIECZEŃSTWA POZNANIA-B
1. Głównym niebezpieczeństwem poznania-B jest unie-
możliwienie aktywności lub przynajmniej jej niezdecydo-
wany charakter. Poznanie-B jest pozbawione sądu, po-
równania, potępienia bądź oceny. Jest również pozba-
wione decyzji, ponieważ decyzja to gotowość do akcji,
zaś poznanie-B jest bierną kontemplacją, oceną i nie-in-
gerencją, a więc „niech będzie". Dopóki ktoś zastanawia
się nad rakiem lub bakterią, odczuwa trwogę, podziw,
zdziwienie i biernie pogrąża się w przyjemności pełnego
zgłębienia tego zjawiska rozumem — dopóty nic nie robi.
W uśpieniu pozostaje gniew, strach, pragnienie naprą-
wienia sytuacji, zniszczenia lub zabicia bakterii, potępie-
nie, wnioski obracające się wokół człowieka („to jest złe
dla mnie" lub „to mój wróg, który mi zaszkodzi"). Błąd
czy słuszność, dobro czy zło, przeszłość i przyszłość, to
wszystko nie ma nic wspólnego z poznaniem-B, a zara-
zem jest nieskuteczne. To nie jest w-świecie w sensie
egzystencjalistycznym. Nawet nie jest ludzkie w zwy-
kłym sensie; jest boskie, współczujące, nie-aktywne, nie-
-integrujące, nie-działające. Nie ma nic wspólnego z przy-
jaciółmi lub wrogami w sensie ludzkim. Dopiero kiedy
poznanie przesuwa się w stronę poznania-D, stają się
możliwe działanie, decyzja, sąd, kara, potępienie i piano-*
wanie na przyszłość (88).
Czyli głównym niebezpieczeństwem jest to, że pozna-
nie-B jest w danej chwili niezgodne z działaniem.1 Ale
skoro większość czasu żyjemy w-świecie, działanie
jest konieczne (działanie obronne lub ofensywne
bądź działanie skierowane egocentrycznie bardziej jako
obserwatora niż obserwowanego). Tygrys ma prawo da
życia (tak jak muchy, moskity czy bakterie) z punktu wi-
dzenia swego własnego „bytu"; ale podobnie istota ludz-
ka ma to prawo. W tym właśnie tkwi nieunikniony
konflikt. Potrzeby samoaktualizacji mogą spowodować
konieczność zabicia tygrysa, jeśli nawet poznanie-B ty-
grysa jest przeciwne zabijaniu tygrysa. A więc nawet
w sensie egzystencjalnym z pojęciem samoaktualizacji
wiąże się wewnętrznie i z konieczności pewne samolub-
stwo i samoobrona, pewna zapowiedź koniecznego gwałtu,
a nawet okrucieństwa. Tak więc samoaktualizacja wyma-
ga nie tylko poznania-B, lecz także poznania-D jako swe-
go niezbędnego aspektu. Oznacza to więc, że pojęcie sa-
moaktualizacji z konieczności pociąga za sobą konflikt,
podejmowanie decyzji i dokonywanie wyboru. Przeto
spór, walka, wysiłek, niepewność, wina i żal muszą rów-
nież stanowić „konieczne" wtórne zjawiska samoaktuali-
zacji. Czyli samoaktualizacja koniecznie wymaga
zarówno kontemplacji, jak i działania.
1 Prawdopodobnie do analogicznych wniosków prowadzą
znane
doświadczenia Oldsa (129a). Biały szczur, u którego
pobudzimy
„ośrodek zaspokojenia" znajdujący sią w mózgu, trwa w
bezru-
chu wyraźnie „rozkoszując się" doznaniem. Podobnie istoty
ludz-
kie, które po zażyciu narkotyków podlegają błogim
doznaniom,
mają tendencję do trwania w spokoju i bezruchu. Chcąc prze-
dłużyć ulatniającą się pamięć snu najlepiej się nie ruszać
(69).
121
Obecnie zachodzi w społeczeństwie możliwość pewnego
podziału pracy. Kontemplatycy mogą być wyłączeni z
działania, jeśli ktoś inny może je wykonać. Nie musimy
sami sobie rąbać mięsa na befsztyki. W dużym uogólnie-
niu przedstawił to Goldstein (55, 56). Tak jak jego pa-
cjenci o uszkodzonych mózgach mogą żyć bez abstrakcji
i bez katastroficznego niepokoju, gdyż inni ludzie ich
ochraniają i robią za nich to, do czego oni sami nie są
zdolni, podobnie samoaktualizacja w ogóle, a przynaj-
mniej o tyle, o ile jest czymś wyspecjalizowanym, staje
się możliwa, ponieważ inne osoby godzą się na nią i po-
magają w niej. (Psycholog Walter Toman w rozmowach
ze mną również podkreślał, że pełna samoaktualizacja
staje się coraz mniej możliwa w wyspecjalizowanym spo-
łeczeństwie.) Einsteinowi, który w ostatnich latach życia
stał się jednostką wysoce wyspecjalizowaną, umożliwili
to jego żona, przyjaciele, uniwersytet w Princeton itd.
Einstein nie musiał wciąż przerzucać :się od jednego zaję-
cia do drugiego i mógł aktualizować się, ponieważ inni
ludzie wykonywali wiele czynności za niego. Gdyby zna-
lazł się sam na bezludnej wyspie, mógłby samoaktuali-
zować się w rozumieniu Goldsteina („możliwie najlepiej
wykorzystując swoje uzdolnienia w danych okolicznoś-
ciach życiowych"), lecz w żadnym razie nie mogłaby
to być tak wysoko wyspecjalizowana samoaktualizacja,
jaką u niego znajdujemy. Może nawet byłaby ona w ogó-
le niemożliwa, to znaczy mógłby umrzeć lub poddać się
widząc swoje słabości albo mógłby się cofnąć do życia
na poziomie potrzeb-D.
2. Drugie niebezpieczeństwo poznania-B i kontempla-
cyjnego rozumienia to możliwość zmniejszenia naszego
poczucia odpowiedzialności, zwłaszcza jeśli chodzi o po-
maganie innym ludziom. Ekstremalnym tego przykładem
jest niemowlę. W tym przypadku „niech będzie" oznacza
hamowanie jego rozwoju, a nawet zabicie. Jesteśmy rów-
nież odpowiedzialni za nie-niemowlęta, za dorosłych, za
zwierzęta, za ziemię, drzewa, kwiaty. Chirurg, który za-
chwyca się pięknem guza, może zabić pacjenta. Jeśli bę-
dziemy podziwiali powódź, nie zbudujemy tamy. Odnosi
się to nie tylko do innych ludzi, którzy doznają szkody
na skutek braku działania, lecz także do osoby kontem-
plującej, u której musi zrodzić się poczucie winy za złe
199
skutki powstałe w wyniku jej kontemplacji i braku dzia-
łania. (Ona musi poczuć się do winy, ponieważ „kocha"
ich w ten lub inny sposób; ona się identyfikuje w miłości
ze swymi „braćmi", co oznacza troskę o ich samoaktu-
alizację, którą przerwałaby ich śmierć lub cierpienie.)
Najlepszy przykład tego dylematu znajdujemy w po-
stawie nauczyciela wobec swych uczniów, rodzica wobec
dzieci i terapeuty wobec pacjentów. W tych przypadkach
łatwo dojrzeć, że mamy do czynienia ze związkiem je-
dynym w swoim rodzaju. Musimy jednak zdać sobie
sprawę z obowiązków wynikających z odpowiedzialności
nauczyciela (rodzica, terapeuty) za dbanie o rozwój, a więc
z problemów stawiania ograniczeń, dyscypliny, kary, nie
zaspokajania, rozmyślnego powodowania frustracji, moż-
ności wzbudzenia i znoszenia wrogości itd.
3. Przeszkoda w działaniu i utrata odpowiedzialności
prowadzi do fatalizmu, to znaczy „co będzie, to będzie.
Taki już jest ten świat. To było przeznaczone. Nic na
to nie poradzę". Jest to utrata chcenia, wolnej woli, zła
teoria determinizmu, na pewno szkodliwa dla wzrostu
i samoaktualizacji każdej jednostki.
i
4. Bezczynna kontemplacja będzie z konieczności źle
pojęta przez inne osoby, które na tym cierpią. Pomyślą
one, że jest to brak miłości, zainteresowania, współczucia.
Prowadzi to nie tylko do zatrzymania rozwoju w kierun-
ku samoaktualizacji, lecz nawet może cofnąć ich skłon-
ność do rozwoju, bowiem „pouczy" je, że świat jest zły
i że ludzie są źli. W rezultacie nastąpi regres ich miłości,
szacunku i zaufania do ludzi. Będzie to pogorszenie obra-
zu świata zwłaszcza w oczach dzieci, młodzieży i ludzi
słabych. Tłumaczą oni powiedzenie „niech będzie" jako
brak troski lub brak miłości, a nawet pogardę.
5., Czysta kontemplacja pociąga za sobą (jako szczegól-
ny przypadek powyższego) nie pisanie, nie pomaganie,
nie nauczanie. Buddyści odróżniają pratjeka-buddę, który
zdobywa oświecenie tylko dla samego siebie, od bodhi-
sattwy, który choć sam już zdobył oświecenie, czuje jed-
nak, że jego własne zbawienie jest niedoskonałe, dopóki
inni nie będą oświeceni. Można powiedzieć, że dla wła-
snej samoaktualizacji musi on odejść od błogości pozna-
nia-B, aby nieść pomoc innym i ich nauczać (25).
Czy oświecenie Buddy było czysto osobistą, prywatną
sprawą? Czy też z konieczności należało również do in-
nych, do świata,? To prawda, że pisanie i nauczanie to
często (nie zawsze) kroki prowadzące wstecz od błogości
i ekstazy. Znaczy to rezygnację z nieba, aby dopomóc
innym w jego osiągnięciu. Czy buddysta ze szkoły zeń lub
taoista nią rację mówiąc „skoro zaczniesz o tym mówić,
to przestaje istnieć i już nie jest prawdziwe" (to znaczy,
ponieważ jedyną drogą do doświadczenia tego jest do-
świadczenie tego, a słowa i tak nigdy nie potrafią tego
opisać, ponieważ jest to niewyrażalne)?,
Jest naturalnie sporo racji po obu stronach. (Dlatego
też stanowi to dylemat egzystencjalny, wieczny, nieroz-
wiązalny.) Jeżeli znajdę oazę, z której mogliby skorzystać
inni ludzie, czy mam się nią sam jeden cieszyć, czy też
uratować życie innym przyprowadzając ich do niej? Je-
żeli znajdę jakiś Yosemite,* który jest piękny po części
dlatego, że jest cichy, bezludny i prywatny, czy mam go
takim zachować, czy też zamienić na park narodowy dla
milionów ludzi, którzy z racji swej liczebności pomniej-
szają jego wartość, a może nawet go zniszczą? Czy mam
dzielić z innymi moją własną plażę i pozbawić ją pry-
watności,?! W jakim stopniu ma słuszność Hindus, który
szanuje życie, nienawidzi zabijania, a w rezultacie poz-
wala, żeby krowy się tuczyły, a niemowlęta umierały?
W jakim stopniu mogę sobie pozwolić na dogadzanie
podniebieniu w ubogim kraju na oczach głodujących dzie-
ci? Czy powinienem też głodować? Nie ma tu prostej,
dobrej, przejrzystej, teoretycznej odpowiedzi a priori.
Bez względu na odpowiedź musi pozostać przynajmniej
pewne uczucie żalu. Samoaktualizacja musi być egoistycz-
na; i musi być nieegoistyczna. Czyli musi być wybór,
konflikt i możliwość powstania żalu.
Być może zasada podziału pracy (związana z zasadą
indywidualnych różnic konstytucjonalnych) mogłaby po-
móc w otrzymaniu lepszej odpowiedzi (chociaż nigdy nie
da odpowiedzi doskonałej). Jak w różnych zakonach reli-
gijnych niektórzy czują powołanie do „egoistycznej samo-
aktualizacji", a inni powołanie do „spełniania dobrej sa-
* Yosemite — Park Narodowy w Stanach
Zjednoczonych
(przyp. tłum.), y, . ..; .-rfferM • .;-r.yy*['tw .
.. ^j
124
moaktualizacji", tak samo może społeczeństwo powinno
postulować, jako przywilej (uśmierzający poczucie winy),
aby niektóre jednostki były „egoistycznymi samoaktuali-
zującymi się osobami", oddającymi się czystej kontem-
placji. Społeczeństwo mogłoby założyć, że w jego włas-
nym interesie warto utrzymywać takie jednostki jako do-
bry przykład dla innych, jako inspirację i dowód na
możliwość istnienia czystej kontemplacji oderwanej od
świata. Czynimy to dla nielicznych wielkich uczonych,
artystów, pisarzy i filozofów. Zwalniamy ich od dydak-
tyki, pisania i obowiązków społecznych nie tylko z „idea-
listycznych" powodów, lecz także idąc na ryzyko, iż to
się nam opłaci.
Ten dylemat komplikuje jeszcze zagadnienie „realnej
winy" („humanistyczna wina" Fromma), którą tak na-
zwałem w odróżnieniu od winy neurotycznej. Realna wi-
na powstaje wówczas, kiedy sprzeniewierzamy się sami
sobie, swemu życiu, swemu losowi, swej własnej we-
wnętrznej naturze; porównaj Mowrer (119) i Lynd (92).
Ale tutaj stawiamy dalsze pytanie: „Jakiego rodzaju
powstaje wina, kiedy jesteśmy wierni wobec siebie, lecz
nie wobec innych?" Jak już wiemy, bycie wiernym sobie
może czasem wewnętrznie i z konieczności kolidować z
wiernością wobec innych. Wybór jest zarówno możliwy,
jak konieczny, lecz tylko w rzadkich przypadkach bywa
całkowicie zadowalający. Jeśli, jak głosi Goldstein, trze-
ba być wiernym wobec innych, by być wiernym samemu
sobie (55), i jak mówi Adler dobro społeczne jest we-
wnętrznym, decydującym aspektem zdrowia psychiczne-
go (8), to świat musi żałować, kiedy samoaktualizująca
się jednostka poświęca cząstkę siebie samej dla ratowania
innej osoby. Natomiast jeżeli się żąda przede
wszystkim wierności sobie, to świat będzie musiał
żałować nie napisanych rękopisów, porzuconych obrazów,
nauk, jakie moglibyśmy usłyszeć od tych czystych (i egoi-
stycznych) kontemplatyków, którzy ani myślą o przyjściu
nam z pomocą.
6. Poznanie-B może prowadzić do zaślepionej akcepta-
cji, do zamazania wartości codziennych, do utraty dobre-
go smaku, do zbyt dużej tolerancji. Dzieje się tak, bo-
wiem każda jednostka widziana wyłącznie pod kątem
Swojego własnego Bytu przedstawia się jako w swoim
125
rodzaju doskonała. Ocena, potępienie, osąd, nagana, kry-
tyka oraz porównanie nie mają wówczas zastosowania
i nie wchodzą w rachubę (88). Podczas kiedy bezwarun-
kowa akceptacja jest, powiedzmy, sine qua non dla te-
rapeuty lub ukochanej osoby, dla nauczyciela, rodzica
czy przyjaciela, to z pewnością nie może ona wystarczać
jako jedyna dla sędziego, policjanta czy urzędnika.
Dostrzegamy już pewną niezgodność w tych dwóch
postawach międzyludzkich. Większość psychoterapeutów
nie chce stosować dyscypliny czy kar wobec swoich pa-
cjentów. Wielu zaś urzędników, zarządzających czy ge-
nerałów nie podejmie terapeutycznej bądź osobistej od-
powiedzialności za ludzi, którym wydają rozkazy i któ-
rych muszą zwalniać lub karać.
U wszystkich nieomal ludzi powstaje dylemat wynika-
jący z konieczności bycia zarówno „terapeutą", jak „po-
licjantem" w różnym czasie. Możemy oczekiwać, że oso-
ba „pełniej ludzka" traktując obie role poważniej będzie
zapewne bardziej zaniepokojona tym problemem niż oso-
ba przeciętna, która często nawet nie zdaje sobie sprawy
z istnienia takiego dylematu.
Możliwe, że dla tej przyczyny, lub też i innych, osoby
samoaktualizujące się, dotychczas tu scharakteryzowane,
zazwyczaj potrafią dobrze łączyć obie te funkcje, są bo-
wiem najczęściej współczujące i pełne zrozumienia, a za-
razem bardziej zdolne do słusznego oburzenia od prze-
ciętnej jednostki. Mamy dane wskazujące na to, że sa-
moaktualizujące się osoby i zdrowsi studenci dają upust
swemu usprawiedliwionemu oburzeniu i dezaprobacie z
większą szczerością i pewnością siebie niż ludzie prze-
ciętni.
Jeśli zdolności do współcz,ucia-przez-zrozumienie nie to-
warzyszy zdolność do wyrażania gniewu, potępienia i obu-
rzenia, to może z tego wyniknąć zamazanie wszelkich
emocji, ugrzecznienie w stosunkach z ludźmi, niezdolność
do oburzenia się i utrata możności rozpoznawania i do-
ceniania prawdziwej zdolności, umiejętności, wyższości
i doskonałości. Może się okazać niebezpieczna dla zawo-
dowych psychoterapeutów o poznaniu-B, jeśli będziemy
dosłownie traktowali szeroko rozprzestrzenioną opinię, iż
wielu psychoterapeutów zdaje się być raczej zbyt neu-
tralnych i nie reagujących, zbyt ugrzecznionych i gład-
kich, zbyt beznamiętnych w swych stosunkach z ludźmi.
126
7. Poznanie-B dotyczące innej osoby równa się uważa-
niu jej za „doskonałą" w pewnym sensie, co może ona
bardzo łatwo źle zrozumieć. Być zaakceptowanym całko-
wicie, kochanym bezgranicznie i w pełni uznanym może
być, jak wiemy, czymś wspaniale wzmacniającym i sprzy-
jającym wzrostowi, czymś wysoce terapeutycznym i psy-
chologicznym. A jednak należy zdawać sobie sprawą z
tego, że taka postawa może być również mylnie pojęta
jako irytujące wymagania spełnienia nierealnych i per-
fekcjonistycznych oczekiwań. Im bardziej dana jednostka
czuje się niegodna i niedoskonała, im bardziej mylna jest
jej interpretacja słów „doskonały" i „akceptacja", tym
bardziej odczuje taką postawę jako ciężar.
Słowo „doskonały" ma oczywiście dwa znaczenia, jed-
no dla sfery Bytu, drugie dla sfery Braku, dążenia i sta-
wania się. W poznaniu-B „doskonałość" oznacza w pełni
realistyczne postrzeganie i akceptację wszystkiego, co
się składa na daną osobę. W poznaniu-D „doskonałość"
zakłada z konieczności mylne postrzeganie i złudzenie.
W znaczeniu pierwszym każda jednostka ludzka jest do-
skonała; w drugim — żadna jednostka nie jest i nigdy
nie może być doskonała. To znaczy, my możemy ją uwa-
żać za doskonałą w sensie B, zaś ona może sądzić, że
uważamy ją za doskonałą w sensie D, co naturalnie
może wywołać u niej zły nastrój, poczucie winy i braku
własnej wartości, jakby czyniła z nas głupców.
Słuszny będzie wniosek, że im bardziej dana jednost-
ka jest zdolna do poznania-B, tym bardziej jest zdolna
uznać i cieszyć się, że jest poznawana według wzoru B.
Mamy też prawo oczekiwać, że możliwość takiego niepo-
rozumienia często może nasunąć delikatne zagadnienie
taktyki przed poznającym-B, czyli tym, który potrafi
całkowicie zrozumieć i akceptować innego.
8. Możliwość przesadnego estetyzmu jest ostatnim tak-
tycznym problemem związanym z poznaniem-B, który
zamierzam tu jeszcze omówić. Estetyczna reakcja na ży-
cie często wewnętrznie koliduje z praktyczną i moralną
reakcją na życie (stary konflikt między stylem a treścią).
Jedną możliwością jest piękne opisanie rzeczy brzydkich.
Drugą — to nieudolne, nieestetyczne przedstawienie rze-
czy prawdziwych lub dobrych, a nawet pięknych. (Pomi-
jam prawdziwe-dobre-piękne prezentowanie prawdziwe-
127
go-dobrego-pięknego, jako nie stanowiące żadnego pro-
blemu.) Ponieważ ten dylemat był już szeroko omawiany
w przeszłości, ograniczam się tu jedynie do podkreślenia,
że wiąże się z tym również problem społecznej odpowie-
dzialności jednostki bardziej dojrzałej za mniej dojrzałą,
która może pomylić akceptację-B z uznaniem-D. Wzru-
szająca i piękna prezentacja na przykład homoseksualiz-
mu lub zbrodni czy braku odpowiedzialności, oparta na
głębokim zrozumieniu, może być mylnie pojęta jako za-
chęta do współzawodnictwa. Dla jednostki o poznaniu-B,
żyjącej w świecie ludzi ulegających bo jaźni i łatwo wpro-
wadzanych w błąd, stanowi to nałożenie dodatkowego
ciężaru odpowiedzialności.
.'..,• ' •f •
< • • ,*f
DANE EMPIRYCZNE , . _
' *
Jaka jest relacja między poznaniem-B a poznaniem-D
badanych przeze mnie samoaktualizujących się osób (97),?
Jak łączą one kontemplację z działaniem? Chociaż te py-
tania nie przyszły mi na myśl w swoim czasie w tej
formie, mogę retrospektywnie przekazać następujące
wrażenia. Po pierwsze, osobnicy ci byli o wiele bardziej
zdolni do poznania-B i czystej kontemplacji oraz rozu-
mienia od osób przeciętnych, co już na wstępie zazna-
czyłem. Jest to chyba kwestia stopnia nasilenia, ponie-
waż każda z tych osób wydaje się zdolna od czasu do
czasu do poznania-B, do czystej kontemplacji, doświad-
czenia szczytowego itd. Po drugie, wszystkie one były
bardziej zdolne do skutecznego działania i poznania-D.
Należy uwzględnić, że mogło to stanowić wtórne zjawi-
sko wybrania tych osób w Stanach Zjednoczonych; albo
nawet faktu, że ich selekcję przeprowadził Amerykanin.
Muszę wszakże oświadczyć, że w moich badaniach nie
miałem do czynienia z osobnikami typu buddyjskiego
mnicha. Po trzecie, moim retrospektywnym wrażeniem
jest to, że osoby „najpełniej ludzkie" przez sporą część
czasu prowadzą tak zwane zwyczajne życie, załatwiają
zakupy, jedzą, są grzeczni, chodzą do dentysty, myślą
o pieniądzach, zastanawiają się głęboko, czy wybrać czar-
ne, czy brązowe obuwie, chodzą na głupie filmy, czytają
bezwartościową literaturę. Można się zazwyczaj spodzie-
wać, że niecierpliwią ich nudziarze, zazwyczaj wstrząsają
nimi złe czyny itd., chociaż ich reakcja może będzie mniej
128
ostra lub bardziej zabarwiona współczuciem. Wydaje się,
że w świetle liczb doświadczenia szczytowe, poznanie-B,
czysta kontemplacja, bez względu na ich częstotliwość,
są doznaniami wyjątkowymi nawet dla osób samoaktuali-
zujących się. Wydaje się to prawdą, aczkolwiek jest rów-
nież prawdą, że bardziej dojrzałe jednostki żyją cały
czas lub większość czasu na wyższym poziomie w jakiś
inny sposób, na przykład jaśniej odróżniając środki od
celów, to, co głębokie, od tego, co powierzchowne, są też
na ogół łatwiej zrozumiałe, bardziej spontaniczne i eks-
presyjne, głębiej związane z kochanymi przez siebie oso-
bami itd.
Tak więc postawione tu zagadnienie ma charakter bar-
dziej ostateczny niż aktualny, bardziej teoretyczny niż
praktyczny. A jednak owe dylematy są istotne nie tylko
dla teoretycznej próby określenia możliwości i ograni-
czeń natury ludzkiej. Ponieważ rodzą także realną winę,
realny konflikt i to, co można by nazwać „realną psy-
chopatologią egzystencjalną", musimy nadal borykać się
z nimi jako z problemami osobowymi.
9. OPÓR WOBEC UMIESZCZANIA
W OKREŚLONEJ RUBRYCE
„Opór" w terminologii Freuda odnosi się do podtrzy-
mania wyparcia. Ale już Schachtel (147) wykazał, że
trudność w dochodzeniu idei do świadomości może mieć
inne źródło niż wyparcie. Można powiedzieć, że w miarę
wzrastania po prostu „zapomina się" pewne rodzaje
świadomości możliwe u dziecka. Ja również próbowałem
odróżniać słabszy opór wobec pierwotnego nieświadome-
go i przedświadomego procesu poznania od o wiele sil-
niejszego oporu przeciw zakazanym impulsom, popędom
czy pragnieniom (100). Ten i inne kierunki rozwojowe
wskazują, że może być pożądane rozszerzenie pojęcia
„oporu", aby znaczył mniej więcej „trudności w uzyska- )<
niu rozeznania z jakiegokolwiek powodu" (z wy-
łączeniem naturalnie organicznej niemożności, na przy-
kład niedorozwoju umysłowego, ograniczenia się do kon-
kretnych, rodzajowych różnic, a może nawet determinu-
jących czynników organicznych, zgodnie z Sheldonem).
Stawiam tu tezę, że innym źródłem „oporu" w sytuacji
terapeutycznej może być u pacjenta zdrowy odruch nie-
129
chęci do umieszczenia go w określonej rubryce lub przy-
padkowego sklasyfikowania, to znaczy do pozbawienia go
indywidualności, niepowtarzalności, jego różnic wyodręb-
niających go spośród wszystkich innych i jego szczegól-
nej tożsamości.
Już uprzednio (97, rozdz. 4) opisałem rubrykowanie
jako tani rodzaj poznania, a właściwie rodzaj n i e - p o-
znania, szybkie, łatwe katalogowanie, którego zada-
niem jest uniknięcie wysiłku wymaganego przy staran-
niejszym, idiograficznym postrzeganiu lub myśleniu.
Umieszczenie osoby w jakimś systemie wymaga mniej
zachodu niż jej poznanie jako takiej, ponieważ w pierw-
szym przypadku wystarczy rozpoznanie tej jednej ab-
strakcyjnej cechy charakterystycznej, która wskazuje na
jej przynależność do określonej klasy, na przykład nie-
mowląt, kelnerów, Szwedów, schizofreników, kobiet, ge-
nerałów, pielęgniarek itd. Przy rubrykowaniu kładzie się
nacisk na kategorię, do której należy osoba jako jeden
z jej przedstawicieli, a nie na osobę jako taką, chodzi
więc raczej o podobieństwa, nie o różnice.
W tej samej publikacji odnotowałem bardzo istotny
fakt, że rubrykowanie zazwyczaj jest obraźliwe dla danej
jednostki, bowiem zaprzecza jej indywidualności lub nie
liczy się z jej osobowością, z jej odmienną, niepowtarzal-
ną tożsamością. Znane stwierdzenie Williama Jamesa z
1902 roku jasno to określa: „Pierwszą czynnością inte-
lektu wobec przedmiotu jest zaliczenie go do określonej
klasy. Ale każdy przedmiot, który jest dla nas nieskoń-
czenie ważny i budzi w nas uczucie przywiązania, spra-
wia wrażenie, jak gdyby musiał być sui generis jedyny
w swoim rodzaju. Zapewne krab poczułby się osobiście
znieważony, gdyby mógł słyszeć, jak go zaliczamy bez
żadnych ceregieli czy przeprosin do skorupiaków, i na
tym kończymy sprawę. »Niczym takim nie jestem — po-
wiedziałby — jestem samym sobą, wyłącznie s a-
m y m s o b ą«" (70a, s. 10).
Mogę przytoczyć przykład ilustrujący obrazę z powodu
klasyfikacji, zaczerpnięty z moich bieżących badań nad
pojęciami męskości i kobiecości w Meksyku i w Stanach
Zjednoczonych (105). Większość Amerykanek, po począt-
kowej fazie adaptacji do życia w Meksyku, uważa za
rzecz bardzo przyjemną, że spotyka je tak wielkie ilzna-
nie jako kobiety, że wszędzie wywołują taką wrzawę
130
gwizdów i tyle westchnień, i że mężczyźni młodzi i sta-
rzy szukają ich towarzystwa, że uważają je za piękne
i oceniają wysoko. Dla wielu Amerykanek, chociaż ich
kobiecość często wywołuje w nich samych sprzeczne
uczucia, może to być doświadczenie zadowalające i tera-
peutyczne, które pozwala im poczuć się bardziej kobie-
tami, cieszyć się kobiecością, co z kolei spowoduje, że
często również ich wygląd nabierze cech bardziej ko-
biecych.
W miarę jednak upływu czasu sprawia im to (przy-
najmniej niektórym) mniej przyjemności. Dowiadują się
bowiem, że każda kobieta jest cenna dla Meksykanina,
że nie robi on różnicy między kobietą starą a młodą, pięk-
ną a niepiękną, inteligentną a nieinteligentą. Co więcej,
okazuje się, że w przeciwieństwie do młodego Ameryka-
nina (który, jak to określiła pewna młoda dziewczyna,
„doznaje takiego urazu, kiedy odmówi mu się chodzenia
z nim, że aż musi zasięgnąć porady psychiatry") młody
Meksykanin przyjmuje odmowę bardzo spokojnie, zbyt
spokojnie. Wydaje się tym nie przejmować i szybko się
zwraca ku innej kobiecie. Ale dla danej kobiety znaczy
to, iż ona, ona sama, jako osoba, nie jest dla niego
szczególnie cenna i że wszystkie jego usiłowania były
skierowane do kobiety w ogóle, a nie do niej,
z czego wynika, że każda kobieta jest prawie równie
dobra jak inne i że można ją wymienić na inne. Dowia-
duje się, że to nie ona ma wartość, lecz że klasa „ko-
biet" ma wartość. Ostatecznie czuje się raczej obrażona
niż ujęta pochlebstwem, chce bowiem być ceniona jako
osoba, dla siebie samej, a nie jako rodzaj. Oczy-
wiście, kobiecość ma przewagę biologiczną nad osobo-
wością, to znaczy wymaga wcześniejszego zaspokojenia,
jednak to zaspokojenie wysuwa na pierwsze miejsce mo-
tywacyjnej ekonomii roszczenia osobowości. Przeżywa-
nie romantycznej miłości, monogamia i samoaktualizacja
kobiet są możliwe raczej w odniesieniu do poszczególnej
osoby niż do klasy „kobiet".
Drugim, bardzo powszechnym przykładem obrazy z po-
wodu zarubrykowania jest tak często wywoływane obu-
rzenie u młodych ludzi, kiedy słyszą: „Ach, to po prostu
taki wiek. Z czasem z tego wyrośniesz". Nie można wy-
śmiewać się z tego, co tragiczne, ważne i niepowtarzalne
131
dla dziecka, nawet jeśli zdarzyło się i będzie się zdarzało
milionom innych dzieci.
I ostatni przykład. Psychiatra zakończył bardzo krótki
i pośpieszny pierwszy wywiad ze swoją ewentualną przy-
szłą pacjentką słowami: „Pani kłopoty są ogólnie mó-
wiąc charakterystyczne dla pani wieku". Potencjalna pa-
cjentka bardzo się rozgniewała, a później powiedziała,
że czuła się „zlekceważona" i dotknięta. Została potrak-
towana jak dziecko. „N i e jestem tylko egzemplarzem.
Jestem sobą, nie kimś innym."
Tego rodzaju rozważania mogą pomóc w rozszerzeniu
naszego pojęcia oporu w klasycznej psychoanalizie. Po-
nieważ opór jest zazwyczaj traktowany jedynie jako
obrona newrozy, jako opór przed wyzdrowieniem czy po-
strzeganiem niemiłych prawd, traktuje się go często jako
coś niepożądanego, coś, co trzeba przezwyciężyć i czego
trzeba się pozbyć drogą analizy. Jak wszakże wykazują
przykłady, to, co traktowano jako chorobę, może nie-
kiedy być zdrowiem, a przynajmniej nie chorobą. Trud-
ności terapeuty w pracy z pacjentami, ich odmowa przy-
jęcia interpretacji, ich gniew i kłótnie, ich upór, w nie-
których wypadkach prawie na pewno wynika z od-
mowy poddania się sklasyfikowaniu. Można więc uznać
taki opór za potwierdzenie i ochronę osobistej jedyności,
tożsamości czy jaźni przeciw atakom bądź lekceważeniu.
Takie reakcje nie tylko podtrzymują godność jednostki,
służą one również jako ochrona przed złą psychoterapią,
książkową interpretacją, „analizą wyssaną z palca", prze-
intelektualizowanymi lub przedwczesnymi interpretacja-
mi lub wyjaśnieniami, nic nie znaczącymi abstrakcjami
lub konceptualizacjami, gdyż to wszystko oznacza dla
pacjenta brak szacunku. Podobnie traktuje to O'Connell
(129).
Pacjenci muszą się bronić przed takimi klasyfikatora-
mi, jakimi są świeżo upieczeni terapeuci skorzy do szyb-
kiego leczenia, niedawni kujoni, którzy nauczyli się na
pamięć pewnego systemu pojęciowego i pojmują dalszą
terapię jako nie więcej niż posługiwanie się pojęciami,
teoretycy bez praktyki klinicznej, studenci lub absol-
wenci psychologii, którzy po prostu nauczyli się na pa-
mięć Fenichela i są gotowi mówić każdemu w akademiku
do jakiej należy kategorii. Tacy jak oni wygłaszają szyb-
ko i z łatwością nieraz już przy pierwszym poznaniu
129.
takie opinie jak: „Jesteś typem analnym", „chcesz wszyst-
kich zdominować", „chcesz, żebym się z tobą przespał" lub
„ty naprawdę chcesz mieć dziecko ze swoim ojcem" itd.1
Nazywanie słusznej samoobronnej reakcji przeciwko ta-
kiemu zaklasyfikowaniu „oporem" w klasycznym sensie
tego wyrazu jest jeszcze jednym przykładem złego za-
stosowania pojęcia.
Na szczęście wśród osób odpowiedzialnych za leczenie
ludzi mamy oznaki sprzeciwu wobec klasyfikowania. Da-
je się to zauważyć w powszechnym odchodzeniu postę-
powych terapeutów od taksonomicznej, „Kraepelinow-
skiej" lub „szpitalnej" psychiatrii. Głównym, a niekiedy
jedynym wysiłkiem była zazwyczaj diagnoza, to zna-
czy umieszczenie danego osobnika w odpowiedniej kla-
sie. Doświadczenie jednak już nauczyło, że diagnoza jest
koniecznością bardziej prawną i administracyjną niż te-
rapeutyczną. Obecnie nawet w szpitalach psychiatrycz-
nych coraz częściej się uznaje, że nikt nie jest podręczni-
kowym pacjentem, toteż podczas zebrań personelu stwier-
dzenia diagnostyczne stają się dłuższe, bogatsze, bardziej
złożone, a przestają być po prostu oznaczaniem etykietką.
Uświadamia się obecnie, że pacjenta trzeba raczej trak-
tować jako pojedynczą, jedyną w swoim rodzaju osobę,
a nie jak członka klasy, o ile naszym głównym celem
jest psychoterapia. Zrozumienie danej osoby nie jest tym
samym, co jej sklasyfikowanie lub zarubrykowanie. To
zrozumienie zaś jest koniecznym warunkiem terapii.
STRESZCZENIE
Istoty ludzkie często się czują urażone, gdy się je ru-
brykuje lub klasyfikuje, uważając to za zaprzeczenie ich
indywidualności (osobowości, tożsamości); można oczeki-
wać, że zareagują różnymi dostępnymi sobie drogami, by
potwierdzić swą tożsamość. Takie reakcje powinny być
w psychoterapii przyjęte ze zrozumieniem jako potwier-
dzenie godności własnej, która w każdym razie
1 Ta tendencja do rubrykowania (zamiast używania języka
konkretnego, idiograficznego, skoncentrowanego na
pacjencie i
opartego na doświadczeniu) prawie na pewno nasila się
nawet
u bairdzo dobrych terapeutów, kiedy czują się chorzy,
zmęczeni,
zaabsorbowani, niespokojni, pozbawieni zainteresowania, nie
sza-
nują pacjenta, spieszą się itd. Tendencja ta może pomagać
psy-
choanalitykowi w ciągłej autoanalizie kontrprzeniesienia.
133
jest brutalnie atakowana w niektórych formach terapii.
Albo nie powinno się nazywać takich samoobronnych re-
akcji „oporem" (w sensie manewru obrony przed cho-
robą), albo pojęcie „oporu" musi być rozszerzone dla ob-
jęcia wielu rodzajów przeszkód w osiągnięciu świadomoś-
ci. Wykazałem też, że taki opór jest nader cenną ochroną
przed złą terapią.2
2 Tę tezq można również uważać za przyczynek do ogólnego
problemu porozumienia między terapeutą a pacjentem. Dobry
terapeuta liczy się z potrzebą zastosowania swej
nomotetycznej
wiedzy do idiograficznego użytku. Schemat pojęciowy,
według
którego on pracuje i który może być dla niego empirycznie
bo-
gaty i znaczący, jest w swojej pojęciowej formie
bezużyteczny
dla pacjenta. Terapia intuicyjna polega nie tylko na wykrywa-
niu, doświadczaniu i dzieleniu na kategorie treści nieświado-
mych. Jest to też w znacznym stopniu zadanie łączenia w jed-
nym pojęciu iróżnego rodzaju w pełni świadomych, lecz nie
na-
zwanych, a przez to nie powiązanych ze sobą doświadczeń
su-
biektywnych, a nawet, wyrażając się prościej, nadawania
nazwy
nie nazwanemu doświadczeniu. Pacjent może reagować
dozna-
niem „aha" na prawdziwą intuicję, np.: „Na Boga! Naprawdę
nienawidziłem matki przez cały czas, kiedy myślałem, że ją
ko-
cham!" Jednak może to zauważyć bez odniesienia do jakich-
kolwiek nieświadomych treści, np.: „Więc to właśnie
rozumiesz
przez niepokój!" (mając na myśli takie lub inne doznania w
żo-
łądku, gardle, nogach, sercu, z których doskonale zdawał
sobie
sprawę, lecz ich nigdy nie nazwał). Uwagi te mogą być też
po-
mocne w kształceniu terapeutów.
134
Część IV
TWÓRCZOŚĆ
10. TWÓRCZOŚĆ
U OSÓB SAMOAKTUALIZUJĄCYCH SIĘ
Musiałem po raz pierwszy zmienić moje poglądy na
twórczość, kiedy zacząłem zajmować się osobami abso-
lutnie zdrowymi, wysoce rozwiniętymi i dojrzałymi, sa-
moaktualizującymi się. Musiałem najpierw wyzbyć się
stereotypowego poglądu, iż zdrowie, geniusz, talent i
produktywność to synonimy. Wiele badanych przeze mnie
osób, chociaż zdrowych i twórczych w szczególnym sen-
sie, o jakim chcę tutaj powiedzieć, nie było produk-
tywnych w zwykłym sensie; nie mieli oni ani wielkiego
talentu, ani geniuszu, nie byli poetami, kompozytorami,
wymalazcami, artystami czy twórczymi intelektualistami.
Oczywiście, niektóre największe talenty w dziejach ludz-
kości z pewnością nie należały do ludzi zdrowych psy-
chicznie, dotyczy to na przykład Wagnera albo Van
Gogha czy Byrona. Niektórzy byli zdrowi, inni nie byli,
to było oczywiste. Szybko musiałem wyciągnąć wniosek,
że wielki talent nie tylko nie zależy w żadnym stopniu
od dobrego bądź zdrowego charakteru, lecz także, że na-
sza wiedza na ten temat jest znikoma. Mamy na przykład
pewne dowody, że wielki talent muzyczny lub matema-
tyczny jest częściej dziedziczny niż nabyty (150). Wobec
tego wydawało się rzeczą jasną, że zdrowie i specjalny
talent są zmiennymi niezależnymi, które być może w ma-
łym stopniu korelują ze sobą, a może wcale nie korelują.
Można też od razu założyć, że psychologia bardzo mało
wie o szczególnym talencie typu genialnego. Nic więcej
o tym nie powiem, ograniczając się do bardziej rozpo-
wszechnionego rodzaju twórczości, która jest powszech-
135
nym dziedzictwem każdej narodzonej istoty ludzkiej; ta
właśnie twórczość zdaje się zmieniać wraz ze zdrowiem
psychicznym.
Ponadto szybko ustaliłem, że podobnie jak większość
ludzi myślałem o twórczości w terminach wytworów,
oraz, po drugie, że nieświadomie ograniczyłem twórczość
tylko do pewnych konwencjonalnych obszarów ludzkich
wysiłków, zakładając nieświadomie, że każdy malarz,
każdy poeta i każdy kompozytor prowadzi twórczy
żywot. Twórczymi mogą być teoretycy, artyści, naukow-
cy, wynalazcy, pisarze. Nikt inny nie może być twórczy.
Zakładałem nieświadomie, że twórczość stanowi wyłączną
prerogatywę pewnych specjalistów.
Jednak tym oczekiwaniom zadali kłam różni badani
przeze mnie osobnicy. Na przykład pewna niewykształ-
cona i niezamożna kobieta, poświęcająca cały swój czas
domowi i dzieciom, nie wykonywała żadnej z tych rzeczy
tradycyjnie uznanych za twórcze, a jednak była wspania-
łą matką, żoną i świetnie gotującą gospodynią. Przy ma-
łych środkach jej dom był zawsze piękny. Doskonale
przyjmowała swych gości. Przygotowany przez nią po-
siłek stanowił prawdziwą ucztę. Miała niezawodny gust
i smak co do wyboru bielizny stołowej, sreber, szkła,
serwisu i umeblowania. W tym wszystkim wykazywała
oryginalność, nowoczesność, pomysłowość, nowatorstwo,
inwencję. Wprost musiałem nazwać ją twórczą. Dzię-
ki niej i innym jej podobnym osobom pojąłem, że pierw-
szorzędna zupa wymaga więcej artyzmu niż drugorzędny
obraz i że ogólnie biorąc gotowanie, macierzyństwo i pro-
wadzenie domu może być twórcze, zaś pisanie wierszy
nie musi być takie, może być nietwórcze.
Inna badana przeze mnie osoba poświęciła się pracy
społecznej, pojętej bardzo szeroko, bandażowała rany, po-
magała ludziom uciśnionym nie tylko niosąc im pomoc
osobistą, lecz także działając w organizacji przychodzącej
z pomocą znacznie większej liczbie ludzi niż ona mogła-
by to zrobić indywidualnie.
Innym obiektem badań był psychiatra, oddany wyłącz-
nie klinice; nigdy nic nie napisał, nie stworzył żadnych
teorii, nie prowadził badań, a jednak czerpał wielkie za-
dowolenie ze swej codziennej pracy i z pomagania in-
nym w stwarzaniu samych siebie. Ten człowiek trakto-
• 136 ^
wał każdego pacjenta, jak gdyby był on jedyny na świe-
cie, nie stosował utartych określeń, niczego nie oczeki-
wał, nic nie zakładał z góry, był bezpośredni i szczery,
a przy tym bardzo mądry, na sposób taoistyczny. Każdy
pacjent był niepowtarzalną istotą ludzką, a więc całkiem
nowym zagadnieniem, które trzeba zrozumieć i rozwiązać
w całkiem nowy sposób. Rezultaty, jakie otrzymywał
nawet w przypadkach bardzo trudnych, były tak znako-
mite, że uzasadniały jego „twórczy" (a nie stereotypowy
czy ortodoksyjny) sposób postępowania. Z kontaktu z in-
nym człowiekiem doszedłem do wniosku, że zorganizo-
wanie przedsiębiorstwa handlowego może być działaniem
twórczym. Od młodego atlety nauczyłem się, że dosko-
nały chwyt może być czymś równie estetycznym jak so-
net i że można go traktować w równie twórczy sposób.
Kiedyś zaświtała mi myśl, iż wprawna wiolonczelistka,
którą odruchowo uważałem za „twórczą" (z racji koja-
rzenia jej osoby z twórczą muzyką czy twórczymi kom-
pozytorami?), w istocie rzeczy po prostu grała dobrze
cudze utwory. Była jedynie odtwórczynią, podobnie jak
przeciętny aktor lub „komediant" jest odtwórcą. Dobry
stolarz meblowy lub ogrodnik czy krawcowa mogą być
bardziej twórczy. Musiałem w każdym przypadku wyda-
wać osobny osąd, ponieważ niemal każdy zawód czy pro-
fesja może być twórcza albo nietwórcza.
Innymi słowy nauczyłem się stosować słowo „twórczy"
(jak również słowo „estetyczny") nie tylko do wytworów,
lecz także do ludzi w sensie charakterologicznym, jak
również do czynności, procesów i postaw. Następnie do-
szedłem do tego, aby stosować słowo „twórczy" do wielu
wytworów poza standardowymi i powszechnie przyjęty-
mi, jak wiersze, teorie, powieści, doświadczenia czy
obrazy.
W rezultacie uznałem za konieczne odróżnienie „spe-
cjalnego talentu twórczości" od „samoaktualizującej się
(SA) twórczości", która wynika bardziej bezpośrednio z
osobowości i która szeroko przejawia się w zwykłych spra-
wach życiowych, na przykład w swoistego rodzaju hu-
morze. Wyglądało to na skłonność robienia wszyst-
kiego w sposób twórczy, na przykład: prowadzenie do-
mu, nauczanie itd. Robiło to często wrażenie, że istotnym
aspektem twórczości SA jest specjalny rodzaj percepcji,
jak owego dziecka z bajki, które zobaczyło, że król jest
137
nagi (to również zaprzecza pojmowaniu twórczości jako
produktywności). Tacy ludzie potrafią dojrzeć zarówno
to, co świeże, naturalne, konkretne, idiograficzne, jak
rówaież to, co ogólne, abstrakcyjne, zarubrykowane,
sklasyfikowane i podzielone na kategorie. W rezultacie
żyją oni o wiele bardziej w realnym świecie natury niż
w zwerbalizowanym świecie pojęć, abstrakcji, oczekiwań,
wierzeń i stereotypów, które większość ludzi myli ze
światem realnym (97, rozdz. 14). Oddaje to dobrze okre-
ślenie Rogersa „otwartość na doświadczenie" (145).
Wszystkie poddane moim badaniom osoby były sto-
sunkowo bardziej spontaniczne i ekspresyjne niż ludzie
przeciętni. Ich zachowanie było bardziej „naturalne",
mniej kontrolowane i hamowane, wydawało się łatwiej-
sze i swobodniejsze, z mniejszymi zablokowaniami
i mniejszym samokrytycyzmem. Taka zdolność wyrażania
myśli i impulsów bez ich dławienia i bez obawy śmiesz-
ności okazała się podstawowym aspektem twórczości SA.
Rogers zastosował doskonałe określenie „osoba w pełni
funkcjonująca" dla opisania tego aspektu zdrowia (145).
Drugą obserwacją było to, że twórczość SA pod yielu
względami jest podobna do twórczości wszystkich
szczęśliwych i mających poczucie bezpieczeństwa dzieci.
Jest ona spontaniczna, pozbawiona wysiłku, jest niewin-
na, łatwa, wolna od stereotypów i oklepanych frazesów.
Robi wrażenie, że składa się głównie z „niewinnej" swo-
body percepcji i „niewinnej", pozbawionej zahamowań
spontaniczności i ekspresyjności. Niemal każde dziecko
ma większą swobodę postrzegania, pozbawione jest aprio-
rycznych oczekiwań, co powinno tam być, co musi tam
być lub co zawsze tam było. Prawie każde dziecko potrafi
na poczekaniu ułożyć piosenkę czy wierszyk, zatańczyć,
namalować obrazek, coś odegrać lub obmyślić zabawę bez
planowania czy uprzedniego zamierzenia.
Osobnicy badani przeze mnie byli twórczy w tym wła-
śnie sensie, na wzór dziecka. Dla uniknięcia nieporozu-
mienia, ponieważ nie byli oni dziećmi, lecz ludźmi w
wieku lat 50 lub 60, powiedzmy, iż zachowali lub od-
zyskali przynajmniej te dwa główne aspekty wieku dzie-
cięcego, mianowicie riie mieli tendencji do rubrykowania,
czyli „byli otwarci na doświadczenie", i łatwo przycho-
dziła im spontaniczność i ekspresyjność. Jeżeli dzieci są
naiwne, to ci osobnicy osiągnęli „wtórn§ naiwność", jak
138
to określił Santayana. Ich świeżość percepcji i łatwość
ekspresji szła w parze z wyrafinowanym umysłem.
Wszystko zdaje się sprowadzać do tego, że mamy do
czynienia z podstawowym atrybutem tkwiącym w ludz-
kiej naturze, potencjalnością daną przy urodzeniu wszyst-
kim ludziom lub ich większości, która najczęściej ginie
lub zanika czy też ulega zahamowaniu w miarę kultu-
ralnej adaptacji osoby.
Badani przeze mnie osobnicy różnili się od przecięt-
nych osób jeszcze inną cechą, która ułatwia możliwość
tworzenia. Osoby SA są stosunkowo wolne od bo jaźni
przed nieznanym, tajemniczym i zagadkowym, a często
to nieznane właśnie ich pociąga, to znaczy wybierają je,
by łamać sobie nad nim głowę, rozmyślać nad nim i w
pełni się nim zaabsorbować. Cytuję z mego opisu (97^
s. 206): „Oni nie lekceważą nieznanego ani mu nie za-
przeczają, ani od niego nie stronią, nie usiłują też two-
rzyć pozorów, że jest ono naprawdę znane; nie porządku-
ją ani nie rozgraniczają i nie klasyfikują przedwcześnie.
Nie trzymają się znanego, a ich poszukiwanie prawdy nie
jest przemożną potrzebą pewności, bezpieczeństwa, okre-
śloności i porządku, co znajdujemy w przesadnym stopniu
u osób z urazem umysłu opisanym przez Goldsteina lub
u obsesyjno-kompulsywnycn neurotyków. Potrafią być, o
ile wymaga tego całościowa sytuacja obiektywna, wystar-
czająco nieporządni, niechlujni, anarchiczni, chaotyczni,
niedokładni, wątpiący, niepewni, nieokreśleni, nieściśli
lub nieakuratni (wszystko to jest w pewnych momentach
pożądane w nauce, sztuce lub w ogóle w życiu).
Tak się więc dzieje, iż wątpliwość, kolejne próby, nie-
pewność i wynikająca z nich konieczność zawieszenia de-
cyzji, co dla większości osób stanowi torturę, może być
dla niektórych przyjemnie podniecającym wyzwaniem,
wzniosłą, a nie deprymującą chwilą życia".
Pewne dokonane ongiś przeze mnie spostrzeżenie za-
stanawiało mnie przez wiele lat i dopiero obecnie zaczy-
nam je rozumieć. Opisałem je jako rozwiązanie dycho-
tomii u osób samoaktualizujących się. Mówiąc krótko,
okazało się, że muszę inaczej patrzeć na wiele przeci-
wieństw i dwoistości uznanych przez wszystkich psycho-
logów za linię prostą ciągłą. Dla przykładu przytoczę
pierwszą dychotomię, z którą miałem trudności: nie mo-
głem rozstrzygnąć, czy moi pacjenci są egoistami, czy
139
nie są. (Zwracam uwagę, jak łatwo popadamy tu w owo
albo-albo. Im więcej jednego, tym mniej drugiego, taka
jest implikacja wynikająca ze sposobu postawienia mego
pytania.) Zmuszony jednak zostałem samą presją faktów
porzucić tę Arystotelesowską formę logiki. Badane prze-
ze mnie osoby były bardzo nieegoistyczne w jednym sen-
sie, a nader egoistyczne w innym. I jedno wiązało się
z drugim nie jako coś nie dającego się ze sobą pogodzić,
lecz raczej w sensowną, dynamiczną jedność lub syntezę
bardzo podobną do tego, co Fromm opisał w swojej kla-
sycznej pracy o zdrowym egoizmie (50). Badane przeze
mnie jednostki w taki sposób łączyły ze sobą przeciwień-
stwa, iż doszedłem do przekonania, że już samo trakto-
wanie egoizmu i nieegoizmu jako określeń sprzecznych
i wzajemnie się wykluczających jest cechą osobowości
o niższym stopniu rozwoju. U tych osób wiele innych
dychotomii zamieniało się w jedność, poznanie-wola (ser-
ce-głowa, życzenie-fakt) stało się poznaniem „związanym"
wolą, kiedy instynkt i rozum doprowadził do tych samych
wniosków. Obowiązek stał się przyjemnością, a przyjem-
ność łączyła się z obowiązkiem. Różnica między pracą
a zabawą przestała być uchwytna. Jak można przeciw-
stawić egoistyczny hedonizm altruizmowi, jeśli altruizm
stał się egoistycznie przyjemny?; Te właśnie jednostki
najbardziej ze wszystkich ludzi dojrzałe były jednocześ-
nie bardzo dziecinne. Te same jednostki, będące najwięk-\
szymi egocentrykami, o jakich kiedykolwiek pisano, i na
pewno silne indywidualności, były jednocześnie tymi,
które najłatwiej potrafiły zapomnieć o własnym ego,
wyjść poza siebie i skoncentrować się na zagadnieniu (97,
s. 232-234).
Ale tak właśnie postępuje wielki artysta. Potrafi ze-
stawić w jedną całość gryzące się ze sobą kolory, nie-
zgodne ze sobą formy i wszelkiego rodzaju dysonanse.
Tak samo postępuje wielki teoretyk, kiedy zestawia za-
gadkowe i niezgodne ze sobą fakty, by nam pokazać, że
one naprawdę łączą się ze sobą. Podobnie ma się sprawa
z wybitnym mężem stanu, znakomitym filozofem, wspa-
niałym rodzicem, wielkim wynalazcą. Wszyscy oni po-
trafią integrować, łączyć ze sobą w jedność to, co od-
dzielne, a nawet przeciwstawne.
Jest tutaj mowa o zdolności do integrowania oraz o
wzajemnym związku między wewnętrzną integracją jed-
140
nostki a jej zdolnością do integrowania wszystkiego, czym
•się zajmuje w życiu. W takiej mierze, w jakiej twórczość
jest konstruktywna, syntetyczna, jednocząca i integru-
jąca, w tej mierze zależy ona częściowo od wewnętrznej
integracji danej osoby.
Starając się to pojąć uznałem, że taki stan rzeczy moż-
na przypisać w znacznym stopniu względnemu brakowi
strachu u badanych osób. Byli oni z pewnością mniej
zależni od wpływów otoczenia, to znaczy wydawało się,
że mniej obawiają się tego, co mówią, czego wymagają
bądź z czego się śmieją inni ludzie. Mniej potrzebowali
innych ludzi, a więc mniej byli od nich zależni, a zatem
mogli mniej się ich obawiać i odnosić do nich z mniejszą
wrogością. Jednak może jeszcze ważniejszy był u nich
brak lęku o swoje własne ja, swoje własne impulsy,
uczucia, myśli. Bardziej akceptowali samych siebie niż
przeciętni ludzie. Ta aprobata i akceptacja swej głębszej
istoty umożliwiła odważną percepcję rzeczywistej natury
świata i sprawiła, że ich zachowanie było bardziej spon-
. taniczne (mniej kontrolowane i zahamowane, mniej za-
planowane, mniej „chciane" i zamierzone). Mniej się oba-
wiali swych własnych myśli, nawet tych „zbzikowanych"
•czy głupich lub szalonych. Mniej się bali wyśmiania lub
potępienia. Mogli sobie pozwolić na poddanie się emocji.
Inaczej jest z osobami przeciętnymi i neurotycznymi, któ-
re odgradzają się od strachu znajdującego się przeważnie
w nich samych. One kontrolują, hamują, powściągają i
tłumią. One potępia ją' swą głębszą istotę i spodziewają
się tego również po innych.
To co chcę wyrazić, sprowadza się w istocie rzeczy
do tego, że twórczość tych osób zdawała się być epifeno-
menem ich większego scalenia i zintegrowania, które są
rezultatem samoakceptacji. Wojna tocząca się wewnątrz
przeciętnej jednostki między siłami wewnętrznej głębi a
siłami obrony i kontroli została chyba u nich rozstrzyg-
nięta i są one mniej rozdwojone. W rezultacie większa
część ich wewnętrznego „ja" może być wykorzystana dla
radości życia i dla celów twórczych. Tracą bowiem mniej
czasu i energii na obronę przed samym sobą.
Z poprzednich rozdziałów wynika, że to, co wiemy o
doświadczeniach szczytowych, podtrzymuje i wzbogaca te
wnioski. To są również doświadczenia zintegrowane i in-
tegrujące, które w pewnym stopniu są izomorficzne z in-
y
1.41
tegracją w postrzeganym świecie. W tych doświadcze-
niach znajdujemy też zwiększoną otwartość na doświad-
czenie oraz zwiększoną spontaniczność i ekspresywność.
Skoro zaś jednym z aspektów tej wewnętrznej integracji
osoby jest akceptacja i większa dostępność naszego głęb-
szego ja, te głębokie korzenie twórczości (84) stają się
bardziej dostępne do wykorzystania.
TWÓRCZOŚĆ PIERWOTNA, WTÓRNA I
ZINTEGROWANA
Klasyczna teoria Freuda nie jest użyteczna dla naszych
celów, a nawet częściowo jest sprzeczna z naszymi da-
nymi. Jest ona (lub była) zasadniczo psychologią id, ba-
daniem instynktownych impulsów i ich zmienności, to-
też uważa się, że podstawowa dialektyka freudowska
obraca się głównie miedzy impulsami a obroną przed
nimi. Jednak o wiele ważniejsze dla zrozumienia źródeł
twórczości (jak również zabawy, miłości, entuzjazmu, hu-
moru, wyobraźni i fantazji) są tak zwane procesy pier-
wotne, będące w swej istocie raczej poznawcze niż woli-
tywne. Jeśli zastanowimy się nad tym aspektem ludzkiej
psychologii głębi, to znajdziemy dużą dozę zgodności
między psychoanalityczną psychologią ego — Kris (84),
Milner (113), Ehrenzweig (39), psychologia Junga (74),
a amerykańską psychologią jaźni i wzrostu (118).
Zwykła adaptacja przeciętnego, rozsądnego, dobrze
przystosowanego osobnika zakłada ustawiczne i skuteczne
odrzucanie wiele z tego, co skłacTa się na głębie natury
ludzkiej zarówno ze sfery poznawczej, jak wolicjonalnej.
Dobre przystosowanie się do realnego świata oznacza
rozszczepienie osoby. Znaczy to, że dany osobnik odwraca
się od znacznej części tego, co jest w nim samym, ponie-
waż jest to niebezpieczne. Jednak obecnie widać wyraź-
nie, że czyniąc tak dużo traci, bowiem owe głębie sta-
nowią zarazem źródło jego wszystkich radości, zdolności
do zabawy, miłości, śmiechu i, co najważniejsze dla jed-
nostki ludzkiej, źródło twórczości. Chroniąc siebie od pie-
kła wewnętrznego odcina się zarazem od wewnętrznego
nieba. W krańcowym przypadku mamy osobnika pełnego
obsesji, bezdusznego, o ciasnych poglądach, sztywnego,
nieczułego, opanowanego i ostrożnego, który nie potrafi
śmieć się, bawić i kochać, nie umie być nierozsądnym,
ufnym ani dziecinnym. Jego wyobraźnia, intuicja, mięk-
142
kość charakteru i emocjonalność ulegają zdławieniu lub
zniekształceniu.
Podstawowym celem psychoanalizy jako terapii jest
integracja. Wysiłek jest skierowany na usunięcie tego za-
sadniczego rozszczepienia za pomocą intuicji, aby to, co
było stłumione, stało się świadome lub przedświadome.
Lecz i tutaj można wnieść zmiany opierając się na ba-
daniach głębi źródeł twórczości. Nasz stosunek do na-
szych procesów pierwotnych nie jest pod wszystkimi
względami taki sam, jak stosunek do życzeń nie do przy-
jęcia. Najważniejsza różnica, jaką widzę, polega na tym,
iż nasze procesy pierwotne nie są tak niebezpieczne, jak
zakazane impulsy. Przeważnie nie są one tłumione ani
cenzurowane, ale raczej „zapomniane" czy poniechane,
lub raczej stłumione niż wyparte, musimy bowiem przy-
stosowywać się do twardej rzeczywistości wymagającej
celowego i pragmatycznego wysiłku, a nie marzenia,
poezji i zabawy. Ujmując to innymi słowy, w bogatym
społeczeństwie musi być o wiele mniej oporu wobec
pierwotnych procesów myślowych. Spodziewam się, że
procesy wychowawcze, znane z tego, iż mało się przy-
czyniają do zmniejszenia stopnia wyparcia „instynktu",
wiele mogą zdziałać w sferze akceptacji i integracji pro-
cesów pierwotnych w świadomym i przedświadomym ży-
ciu. Edukacja w dziedzinie sztuki, poezji i tańca może
w zasadzie uczynić wiele w tym kierunku. Może też tego
dokonać kształcenie w kierunku psychologii dynamicznej.
Na przykład CZinical Interview Deutscha i Murphy'ego,
gdzie zastosowano język procesu pierwotnego (38), można
odbierać jak swego rodzaju poezję. Niezwykła książka
Marion Miller On Not Being Able to Paint doskonale
oddaje moją myśl (113).
Najlepszym przykładem tego rodzaju twórczości, który
starałem się przedstawić, jest raczej improwizacja, jak
w jazzie lub dziecinnych malowankach, niż dzieła sztuki
określane jako „wielkie".
Ta bowiem wielka sztuka, po pierwsze, wymaga wiel-
kiego talentu, który, jak się okazało, nie ma nic wspól-
nego z naszymi zainteresowaniami, a po drugie, wielkie
dzieło wymaga nie tylko olśnienia, natchnienia, doświad-
czenia szczytowego, lecz również wytężonej pracy, dłu-
giego przygotowania, nieustannej krytyki, perfekcjoni-
stycznych wzorów. Innymi słowy, po pierwszym sponta-
143
nicznym momencie przychodzi refleksja; po całkowitej
akceptacji — krytyka; po intuicji pojawia się rygory-
styczna myśl; po odwadze • — ostrożność; po fantazji
i puszczeniu wodzów wyobraźni następuje sprawdzanie
realiów. Z kolei przychodzą pytania: czy tak jest napraw-
dę? Czy inni to rozumieją? Czy założenia mają zdrowe
podstawy,?! Czy uda się sprawdzian logiczny? Jak to
przyjmie świat? Czy mogę tego dowieść? Następnie przy-
chodzą porównania, osądy, oceny, chłodne, rozważne my-
śli, jakie przynosi ranek, selekcja i odrzucanie.
Jeśli wolno mi tak powiedzieć, to teraz procesy wtórne
biorą górę nad pierwotnymi, Apollo zajmuje miejsce Dio-
nizosa, „męskość" bierze górę nad „kobiecością". Zakoń-
czyło się dobrowolne wycofanie się do naszych głębi, ko-
nieczna bierność i receptywność natchnienia czy doświad-
czenia szczytowego musi obecnie ustąpić aktywności, kon-
troli i wytężonej pracy. Doświadczenie szczytowe przy-
trafia się danej osobie, lecz to ona tworzy wielkie
dzieło.
Ściśle mówięc zbadałem tylko ten pierwszy etap, to,
00 przychodzi gładko i bez wysiłku jako spontaniczny
wyraz zintegrowanej osoby lub przelotnego zjednoczenia
wewnątrz osoby. Może to się zdarzyć tylko wtedy, jeżeli
głębie osoby są dla niej dostępne i jeżeli nie obawia się
ona swych pierwotnych procesów myślowych.
Będę nazywał „twórczością pierwotną" taką twórczość,
która wynika bardziej z procesu pierwotnego niż z pro-
cesów wtórnych i która posługuje się bardziej tym pierw-
szym niż tym drugim. Twórczość opartą głównie na wtór-
nych procesach myślowych będę nazywać „twórczością
wtórną". Ten drugi rodzaj obejmuje dużą część świato-
wej produkcji takiej jak mosty, domy, nowe samochody,
a nawet wiele eksperymentów naukowych i dużo prac
literackich. Wszystkie one stanowią właściwie realizację
1 rozwinięcie pomysłów innych osób. Odpowiada to róż-
nicy, jaka zachodzi między komandosem a żandarmem
na tyłach frontu, między pionierem a osadnikiem. Tę
twórczość, która gładko i prawidłowo stosuje oba ro-
dzaje procesu, we właściwym powiązaniu czy w odpo-
wiedniej kolejności, nazwę „twórczością zintegrowaną".
Właśnie z niej wywodzą się wielkie dzieła sztuki, filozofii
lub nauki.
144
WNIOSKI
Sądzę, że ostateczny wynik owych rozważań można
podsumować jako zwiększony nacisk na rolę integracji
(bądź wewnętrznej koncentracji, jedności, całości) w te-
orii twórczości. Przekształcenie dychotomii na wyższą,
szerszą jedność równa się wyleczeniu danej osoby z roz-
dwojenia i pogłębieniu jej wewnętrznej jedności. Ponie-
waż omówione tu rozdwojenia zachodzą wewnątrz jed-
nostki, można je porównać do wojny domowej, do kon-
frontacji jednej części danej osoby z jej drugą częścią.
W każdym razie, jeżeli chodzi o twórczość SA, zdaje się
ona bardziej bezpośrednio wynikać z połączenia procesów
pierwotnych i wtórnych niż represyjnej kontroli zaka-
zanych impulsów i pragnień. Zachodzi, rzecz prosta, mo-
żliwość, iż obrona wywołana obawą tych zakazanych
impulsów też sprowadza te procesy pierwotne do czegoś
w rodzaju totalnej, ślepej, panicznej wojny na wszyst-
kich głębokościach. Jednak można sądzić, że taki brak
rozróżnienia nie jest w zasadzie konieczny.
Podsumowując, twórczość SA kładzie przede wszyst-
kim nacisk na osobowość, nie zaś na jej dokonania, któ-
re uważa się raczej za epifenomeny emitowane przez
osobowość, a przeto wobec niej wtórne. Podkreśla takie
cechy charakterologiczne, jak śmiałość, odwaga, wolność,
spontaniczność, przejrzystość, integracja i samoakcepta-
cja; wszystkie one umożliwiają pewien rodzaj ogólnej
twórczości SA, która się wyraża w twórczym życiu bądź
twórczej postawie lub twórczej jednostce. Położyłem rów-
nież większy nacisk na ekspresyjną czy bytową jakość
twórczości SA niż na jej jakość jako rozwiązującą pro-
blemy czy wytwarzającą produkt. Twórczość SA jest
„emitowana", czyli wypromieniowana, i charakteryzuje
całość życia bez względu na jego problemy, podobnie jak
pogodna osoba „emituje" radość bez specjalnego zamie-
rzenia lub zaplanowania, a nawet bez świadomości tego
faktu. Jest ona emitowana jak blask Słoneczny; rozszerza
się na cały obszar; sprawia, że pewne rzeczy rosną (te,
które mogą rosnąć), zaś marnuje się na skałach i innych
przedmiotach nie podlegających wzrostowi.
Wreszcie zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że usi-
łuję przełamać szeroko przyjęte koncepcje twórczości nie
będąc w stanie zaofiarować na ich miejsce jasno określo-
nej i precyzyjnie sformułowanej koncepcji zastępczej.
145
Twórczość SA jest trudna do zdefiniowania, poniewafc
czasem zdaje się być synonimem samego zdrowia, jak to
sugeruje Moustakas (118). Skoro zaś samoaktualizację lub
zdrowie trzeba ostatecznie określić jako dojście do pełni
człowieczeństwa lub jako „Byt" jednostki, to można po-
wiedzieć, że twórczość SA jest prawie synonimem bada
aspektem sine qua non lub cechą określającą istotę czło-
wieczeństwa. <,
. n»
> i . . A-
«''," 4
A' t '
l t .
f, ;•]
, V.
Część V
cn> WARTOŚCI
11. DANE PSYCHOLOGICZNE I WARTOŚCI LUDZKIE
Przez tysiące lat humaniści próbowali zbudować natu-
ralistyczny, psychologiczny system wartości, który dałby
się wyprowadzić z natury ludzkiej bez konieczności od-
woływania się do autorytetu zewnętrznego wobec samej
istoty ludzkiej. W ciągu dziejów powstawało wiele takich
teorii. Wszystkie one zawiodły z wielu praktycznych
względów, tak samo zresztą jak działo się ze wszystkimi
innymi teoriami. Mamy obecnie nie mniej łotrów i neuro-
tyków na świecie niż dawniej.
Większość z tych niezadowalających teorii opierała się
na takich lub innych założeniach psychologicznych. Dziś
w świetle ostatnio zdobytej wiedzy można wykazać, że
prawie wszystkie one są fałszywe, nieodpowiednie, nie-
pełne, że im czegoś brakuje. Jednak w moim przekona-
niu pewne osiągnięcia w zakresie nauki i sztuki psycho-
logicznej w ostatnich paru dziesięcioleciach pozwalają po
raz pierwszy zaufać, że ta, nadzieja żywiona przez setki
lat może się spełnić, jeżeli tylko włożymy dostatecznie
dużo pracy. Wiemy, jak krytykować stare teorie; wiemy,
choć niejasno, jaką postać będą miały przyszłe teorie,
a przede wszystkim wiemy, w którą stronę kierować po-
szukiwania, i co robić, by wypełnić luki w naszej wiedzy
i by odpowiedzieć na te odwieczne pytania: „Co to jest
dobre życie? Kto jest dobrym człowiekiem? Jak nauczyć
ludzi, aby woleli żyć dobrze? Jak powinno się wycho-
wywać dzieci na zdrowych dorosłych? itd." Uważamy
wiec, iż naukowa etyka jest osiągalna i wiemy jak się
zabrać do jej stworzenia.
147
W następnym rozdziale omówimy krótko kilka obie-
cujących kierunków argumentacji i badań, ich związek
z dawnymi i przyszłymi teoriami wartości, jak również
teoretyczne i faktyczne kroki, jakie musimy uczynić w
bliskiej przyszłości. Bezpieczniej jest oceniać je wszyst-
kie jako mniej lub bardziej możliwe niż jako pewne.
EKSPERYMENTY WOLNEGO WYBORU:
HOMEOSTAZA
Dokonano setek doświadczeń wykazujących powszechną
u różnego rodzaju zwierząt wrodzoną zdolność wybiera-
nia najwłaściwszego pożywienia, jeżeli mają możliwość
urozmaiconego dowolnego wyboru. Zwierzęta często za-
chowują tę mądrość organizmu w niecodziennych warun-
kach, na przykład zwierzęta będące pod działaniem adre-
naliny potrafią się utrzymać przy życiu stosując odpo-
wiednio dobraną przez siebie dietę. Ciężarne samice zwie-
rząt doskonale dostosowują swe pożywienie do potrzeb
rozwijającego się płodu.
Wiemy obecnie, że nie jest to w żadnym razie mądrość
doskonała. Zdolność wyboru mniej się sprawdza w przy-
padku na przykład zapotrzebowania ciała na witaminy.
Zwierzęta niższego rzędu skuteczniej chronią się przed
truciznami niż zwierzęta wyższego rzędu i ludzie. Uprzed-
nio wytworzone nawyki preferencyjne mogą zupełnie
przesłonić aktualne potrzeby przemiany materii (185).
Najważniejsze zaś u istoty ludzkiej, a zwłaszcza u neuro-
tyka, jest to, że różnego rodzaju siły mogą ograniczyć tę
mądrość organizmu, chociaż, jak się wydaje, nigdy nie
ginie ona zupełnie.
Ta ogólna zasada sprawdza się nie tylko w wyborze
pożywienia, lecz też w odniesieniu do innych potrzeb
organizmu, jak wykazały znane eksperymenty homeosta-
tyczne (27).
Chyba jest dostatecznie jasne, iż wszystkie organizmy
rządzą się bardziej samodzielnie, lepiej się regulują i są
bardziej autonomiczne niż uważano przed ćwierć wiekiem.
Organizm zasługuje na sporo zaufania i wciąż uczymy
się polegać na tej wewnętrznej mądrości naszych niemo-
wląt co do wyboru pożywienia, pory ssania, ilości snu,
nabierania nawyków regulowania potrzeb fizycznych, po-
trzeby aktywności i wielu innych rzeczy.
1<ŁR
Jednak ostatnio uczymy się, zwłaszcza od osób cho-
rych fizycznie i psychicznie, że jedni wybierają dobrze,
inni źle. .Wiele się dowiedzieliśmy, zwłaszcza od psycho-
analityków, o ukrytych przyczynach takiego zachowania
i nauczyliśmy się je respektować.
W związku z tym rozporządzamy zdumiewającym eks-
perymentem (38b), brzemiennym w implikacje dla teorii
wartości. Kurczęta, którym się pozwoli wybierać sobie
pokarm, znacznie różnią się między sobą co do zdolności
wybierania stosownego pokarmu. Te, które robią dobry
wybór, są silniejsze, większe i górują nad źle wybierają-
cymi, co dowodzi, że zdobywają sobie wszystko, co naj-
lepsze. Jeśli z kolei zmusimy słabe kurczęta, które źle do-
bierają swą karmę, do spożywania pokarmu wybieranego
przez zdolniejsze kurczęta, to okaże się, że teraz one
stają się silniejsze, większe, zdrowsze i bardziej dominu-
jące, chociaż nigdy nie osiągają poziomu dobrze wybie-
rających kurcząt. To znaczy, że te dobrze wybierające
kurczęta mogą lepiej niż te gorsze pod tym względem
wybierać to, co jest lepsze dla źle wybierających. Jeżeli
uzyskamy podobne wyniki w doświadczeniach z istotami
ludzkimi, co moim zdaniem nastąpi (nie brakuje tu dob-
rze rokujących danych klinicznych), czeka nas wiele mo-
dyfikacji różnego rodzaju teorii. Jeśli zaś chodzi o teo-
rię wartości ludzkiej, to nie wystarczy żadna teoria opie-
rająca się jedynie na statystycznym opisie wyboru do-
konanego przez dowolne istoty ludzkie. Bezcelowe jest
ustalanie przeciętnej dla ludzi dobrze i źle wybierają-
cych, dla zdrowych i chorych. Jedynie wybory, upodoba-
nia i sądy zdrowych jednostek ludzkich określą nam to,
co jest dobre dla rodzaju ludzkiego na dłuższą metę.
Wybory neurotyków mogą- wskazać nam głównie na to,
co jest dobre dla utrzymania neurozy, podobnie jak wy-
bory człowieka z uszkodzonym mózgiem mogą służyć dla
zapobieżenia katastrofalnemu załamaniu albo jak wybór
dokonany przez zwierzę poddane działaniu adrenaliny
może uchronić j e od śmierci, natomiast zabiłby zwie-
rzę zdrowe.
Sądzę, że głównie na tym podłożu bazowała większość
hedonistycznych teorii wartości i teorii etycznych. Nie
można obliczać przeciętnej dla patologicznie umotywo-
wanych przyjemności za pomocą danych dotyczących
przyjemności o zdrowej motywacji.
149
Co więcej, każdy kodeks etyczny będzie musiał
uwzględniać fakt istnienia zasadniczych różnic nie tyl-
ko między kurczętami a szczurami, lecz także między
ludźmi, jak to wykazali Sheldon (153) i Morris (116).
Pewne wartości są wspólne dla całej (zdrowej) ludzkości,
natomiast inne nie są wspólne dla całej ludzkości,
a jedynie dla pewnego typu ludzi lub dla specyficznych
osobników. To, co nazwałem potrzebami podstawowymi,
jest zapewne wspólne całemu rodzajowi ludzkiemu, a więc
stanowi wartość wspólną. Natomiast indywidualne po-
trzeby rodzą indywidualne wartości.
Konstytucjonalne różnice między jednostkami prowa-
dzą do preferencji w sposobie odnoszenia się do swego
ja, do kultury i do świata, to znaczy wytwarzają war-
tości. Doświadczenie klinicystów na całym świecie co do
różnic indywidualnych potwierdza te badania i jest przez
nie weryfikowane. Odnosi się to również do danych etno-
logicznych, które pomagają zrozumieć różnorodność kul-
tury zakładając, iż każda kultura wybiera drobny segment
z zakresu ludzkich konstytucjonalnych możliwości, aby
go wykorzystać lub usunąć, uznać lub potępić. Zgadza
się to całkowicie z danymi i teoriami biologicznymi oraz
z teoriami samoaktualizacji wykazującymi, że układ orga-
niczny zmierza do wyrażenia samego siebie, słowem do
działania. Człowiek o dobrze rozwiniętej muskulaturze
lubi się posługiwać swymi mięśniami, a nawet musi
ich używać dla samoaktualizacji i dla osiągnięcia subiek-
tywnego poczucia harmonijnego, swobodnego, przynoszą-
cego satysfakcję funkcjonowania, które stanowi tak waż-
ny aspekt zdrowia psychologicznego. Ludzie obdarzeni
inteligencją muszą robić użytek ze swej inteligencji,
obdarzeni wzrokiem muszą go używać, ludzie zdolni do
miłości mają impuls, żeby kochać, i potrzebę
kochania, żeby czuć się zdrowymi. Zdolności dopominają
się o korzystanie z nich, przestają się o to dopominać do-
piero wtedy, kiedy s ą dostatecznie wykorzystane. In-
nymi słowy — zdolności są potrzebami, a zatem są rów-
nież wewnętrznymi wartościami. W takim samym stop-
niu, w jakim różnią się uzdolnienia, różnią się także war-
tości.
POTRZEBY PODSTAWOWE I ICH HIERARCHIA
Jak już uprzednio chyba dość obszernie uzasadniłem,
jednostka ludzka ma nie tylko potrzeby fizjologiczne
związane ze swą budową wewnętrzną, lecz także wymogi
czysto psychologiczne. Można na nie patrzeć jak na bra-
ki, które muszą być optymalnie zaspokojone przez otocze-
nie dla uniknięcia choroby i subiektywnego złego samo-
poczucia. Można je nazwać potrzebami podstawowymi lub
biologicznymi i porównać z potrzebą soli, wapna lub wi-
taminy D, bowiem:
a) osobnik ich pozbawiony uporczywie domaga się ich
zaspokojenia,
b) ich brak powoduje chorobę i wyniszczenie,
c) ich zaspokojenie działa terapeutycznie i leczy cho-
Tobę wywołaną brakiem,
d) ciągłość zaopatrzenia zapobiega chorobie,
e) jednostki zdrowe (zaspokojone) nie wykazują tych
braków.
Ale te potrzeby czy wartości są ze sobą powiązane
w sposób hierarchiczny i rozwojowy zgodnie ze stopniem
ich nasilenia i pierwszeństwa. Potrzeba bezpieczeństwa
jest przeważająca biologicznie, a więc silniejsza, bardziej
gwałtowna i żywotna niż na przykład potrzeba miłości,
zaś potrzeba pokarmu jest zazwyczaj silniejsza od nich
obu. Co więcej, te wszystkie podstawowe potrzeby
można uważać jedynie za kroki na drodze do ogólnej
samoairtualizacji stanowiącej podsumowanie wszystkich
podstawowych potrzeb.
Biorąc to pod uwagę można rozwiązać wiele proble-
mów wartości, z którymi filozofowie zmagają się bez-
skutecznie w ciągu stuleci. Przede wszystkim wydaje się,
iż istnieje dla całej ludzkości jedyna i ostateczna K
wartość, jakiś odległy cel, do którego dążą wszyscy lu-
dzie. Różni autorzy różnie go nazywają, samoaktualiza-
cją, samorealizacją, integracją, zdrowiem psychologicz-
nym, indywiduacją, autonomią, zdolnością twórczą, pro-
duktywnością, lecz wszyscy oni się zgadzają, iż chodzi tu
o zdanie sobie sprawy z potencjalności danej jednostki,
to znaczy o stawanie się w pełni człowiekiem, tym
wszystkim, czym osoba może się stać.
Ale prawdą jest także, że sama jednostka tego nie wie.
151
My, psycholodzy, w trakcie naszych obserwacji i badań
stworzyliśmy to pojęcie chcąc zintegrować i wyjaśnić
wiele danych. Co zaś dotyczy samej osoby, to ona wie
tylko tyle, że rozpaczliwie szuka miłości i myśli, że osiąg-
nie permanentne szczęście i zadowolenie, jeśli ją zdo-
będzie. Nie wie jeszcze, iż po zaspokojeniu jednego
braku nadal będzie się starała coś osiągnąć i że zaspoko-
jenie jednej podstawowej potrzeby sprawia, że świado-
mość zostaje opanowana przez inną, „wyższą" potrze-
bę. Jeśli chodzi o osobę, to tą absolutną, ostateczną
wartością, będącą synonimem samego życia, jest ta po-
trzeba, która w danym okresie dominuje w hierarchii
jej potrzeb. Można więc traktować te podstawowe po-
trzeby lub wartości zarówno jako cele, jak i kro-
ki na drodze ku jedynemu celowi końcowemu. Jest praw-
dą, że istnieje jedyna, ostateczna wartość lub cel życia,
i zarazem jest też prawdą, że mamy hierarchiczny
i rozwojowy system wartości powiązany między sobą w
sposób skomplikowany.
Pozwala to również rozwiązać pozorny paradoks kon-
trastu między Bytem a Stawaniem się. To prawda, że
istoty ludzkie dążą ustawicznie ku ostatecznemu czło-
wieczeństwu, co samo w sobie może stanowić odmienny
rodzaj Stawania się i wzrastania. To tak, jak byśmy zo-
stali skazani na wieczne usiłowanie osiągnięcia stanu, do
którego nigdy nie dojdziemy. Na szczęście obecnie już
wiemy, że nie jest to prawda, a przynajmniej, że nie
jest to jedyna prawda. Istnieje inna prawda, która się
z nią łączy. Za dobre Stawanie się jesteśmy wciąż wyna-
gradzani przelotnymi stanami absolutnego Bytu, doświad-
czeniami szczytowymi. Osiąganie zaspokojenia potrzeb
podstawowych daje nam wiele doświadczeń szczytowych,
z których każde stanowi absolutną radość, jest doskona-
łe samo w sobie, nie potrzebuje nic innego poza samym
sobą dla uzasadnienia życia. Jest to niejako odrzucenie
poglądu, że niebo znajduje się w jakimś miejscu poza
końcem ścieżki życia. Można powiedzieć, iż niebo czeka
na nas w ciągu całego naszego życia, gotowe, abyśmy na
jakiś czas doń weszli i radowali się, zanim będziemy mu-
sieli powrócić do naszego codziennego życia i zmagań
z nim. Skoro już raz tam będziemy, zapamiętamy je na
zawsze, będziemy karmić się tą pamięcią, a ona będzie
nas podtrzymywała w okresach stresów. . ;>i»v •
Nie tylko to, bo proces wzrastania z chwili na chwilę
jest sam w sobie wewnętrznie wynagradzający i wspania-
ły w sensie absolutnym. I nawet jeśli to nie są doświad-
czenia szczytowe na miarę szczytów górskich, są to przy-
najmniej doświadczenia na miarę ich podnóży, drobne
przebłyski absolutu, samouzasadniający się zachwyt, krót-
kie chwile Bytu. Byt i Stawanie się n i e są sprzeczne
ani wykluczające się nawzajem. Zarówno zbliżanie się
jak dotarcie stanowią same w sobie nagrodę.
Powinienem tu wyjaśnić, iż chcę odróżnić „Niebo"
przed nami (wzrostu i transcendencji) od „Nieba" poza
nami (regresji). „Wysoka nirwana" to coś zupełnie in-
nego niż „niska nirwana", aczkolwiek wielu klinicystów
miesza je ze sobą (zob. również 170).
SAMOAKTUALIZACJA: WZROST
Ogłosiłem już w innej swej publikacji przegląd wszyst-
kich dowodów, które każą nam iść w kierunku pojęcia
zdrowego wzrostu lub tendencji do samoaktualizacji (97).
Jest to częściowo dowód dedukcyjny w tym sensie, że
wykazuje on, iż bez założenia tego rodzaju pojęcia znacz-
na część postępowania ludzkiego nie ma sensu. Opiera
się ono na tej samej naukowej zasadzie, jaka doprowa-
dziła do wykrycia niewidocznej przedtem planety, która
musiała tam się znajdować, aby wiele innych zaobser-
wowanych danych miało sens.
Istnieje też pewien bezpośredni kliniczny i osobowy
dowód, jak również rosnąca ilość danych testowych po-
twierdzających to przekonanie. (Zob. bibliografia na koń-
cu książki.) Można obecnie z całą pewnością stwierdzić,
że uzyskano przynajmniej sensowny, teoretyczny i empi-
ryczny materiał dowodowy na potwierdzenie istnienia
w człowieku tendencji lub potrzeby wzrostu w kierunku
dającym się ogólnie ująć jako samoaktualizacja czy zdro-
wie psychologiczne, a zwłaszcza jako rozwój w kierunku
każdego i wszystkich pod-aspektów samoaktualizacji, to
znaczy, człowiek ma wewnętrzny pęd do jedności osobo-
wej, do spontanicznej ekspresywności, do pełnej indywi-
dualności i tożsamości, raczej do widzenia prawdy niż do
trwania w ślepocie, do bycia twórczym, bycia dobrym
i do wielu jeszcze innych rzeczy. A więc człowiek jest
tak stworzony, że zmierza ku coraz pełniejszemu bytowi,
co oznacza dążenie do tego, co większość ludzi nazwałaby
dobrymi wartościami, do pogody, dobroci, odwagi, uczci-
wości, miłości, altruizmu i dobra.
Jest sprawą delikatnej natury ustalenie granic tego,
co tutaj twierdzić, a czego nie. W przypadku moich włas-
nych badań oparłem je głównie na osobach dorosłych,
którym, jak to się mówi, „powiodło się". Mam mało infor-
macji o tych, którym się nie powiodło, którzy odpadli
po drodze. Badając zdobywców medali olimpijskich moż-
na całkiem słusznie wyciągnąć wniosek, że zasadniczo
każdy człowiek jest w stanie biegać tak szybko, skakać
tak wysoko lub podnosić taki ciężar, i o tyle, o ile można
to przewidzieć, każde nowo narodzone niemowlę mogłoby
dojść do podobnych wyników. Ale samo stwierdzenie tych
możliwości nic nam nie mówi o statystyce, prawdopodo-
bieństwie i szansach. Jak słusznie podkreślił Buhler, sy-
tuacja jest prawie taka sama dla samoaktualizujących się
osób.
Trzeba nadto zaznaczyć, iż tendencja rozwoju w kie-
runku pełni człowieczeństwa i zdrowia nie jest jedy-
ną tendencją w istocie ludzkiej. Jak już wiemy z roz-
działu 4 u tej samej osoby można znaleźć pragnienie
śmierci, tendencje do lęku, obrony i regresji itd.
A jednak wiele możemy się nauczyć o wartościach
z bezpośredniego badania jednostek wprawdzie nielicz-
nych, ale wysoce rozwiniętych, najbardziej dojrzałych,
najzdrowszych psychologicznie, i z badań momentów
szczytowych jednostek przeciętnych, momentów, w któ-
rych przelotnie stają się one samoaktualizujące się. Dzie-
je się tak dlatego, że na sposób prawdziwie empiryczny
i teoretyczny są one najpełniej ludzkie. Są to na przy-
kład osoby, które zachowały i rozwinęły swe ludzkie
zdolności, zwłaszcza te, które określają istotę ludzką i od-
różniają ją, powiedzmy, od małpy. (Jest to zgodne z Hart-
manowskim, (59), aksjologicznym ujęciem tego samego
problemu określenia dobrej istoty ludzkiej jako tej, któ-
ra ma więcej cech charakteryzujących pojęcie „jednostki
ludzkiej".) Z rozwojowego punktu widzenia są one peł-
niej rozwinięte, ponieważ nie zatrzymały się na niedoj-
rzałym lub niepełnym etapie wzrostu. Nie jest to bardziej
tajemnicze ani aprioryczne, ani wymagające wyjaśnień
niż wybór typowego okazu motyla przez systematyka
lub najzdrowszego młodzieńca przez lekarza. Obaj szu-
kają „doskonałego, najdojrzalszego, najwspanialszego
okazu" jako przedstawiciela gatunku; podobnie i ja to
czynię. Ta pierwsza procedura jest w zasadzie równie
powtarzalna, jak ta druga.
Pełnia człowieczeństwa da się określić nie tylko w ter-
minach stopnia realizacji pojęcia „ludzki", to znaczy nor-
my gatunkowej. Ma ona również swą opisową, klasyfi-
kującą, wymierną, psychologiczną definicję. Obecnie ma-
my, na podstawie paru początkowych prac badawczych
i niezliczonych doświadczeń klinicznych, pewne pojęcie
o cechach charakterystycznych zarówno w pełni rozwi-
niętej, jak i dobrze rozwijającej się istoty ludzkiej. Te
cechy są nie tylko możliwe do neutralnego określenia;
są również subiektywnie wynagradzające, przyjemne i
wzmacniające.
Wśród dających się obiektywnie opisać i zmierzyć
cech charakteryzujących zdrowego osobnika są:
1. Jaśniejsza, bardziej skuteczna percepcja rzeczywis-,
tości.
2. Większa otwartość na doświadczenie.
3. Wzmożona integracja, jedność i całość osoby.
4. Wzmożona spontaniczność i ekspresja; pełne funk-
cjonowanie; rozbudzenie.
5. Rzeczywista jaźń, zdecydowana tożsamość, autono-
mia, jedyność.
6. Wzmożona obiektywność, oderwanie, transcendencja
jaźni.
7. Odzyskanie zdolności twórczych.
8. Umiejętność łączenia konkretu z abstraktem. ,
9. Demokratyczna struktura charakteru. !
10. Zdolność do miłości itd.
Wszystko to wymaga potwierdzenia na drodze szer-
szych badań i prac doświadczalnych; wiadome jest jed-
nak, że te działania są możliwe.
Ponadto istnieją subiektywne potwierdzenia czy umoc-
nienia samoaktualizacji lub dobrego wzrostu w jej kie-
runku. Są to uczucia pasji życiowej, szczęścia lub euforii,
rozradowania, wesołości, spokoju, odpowiedzialności oraz
'Ufności, że się potrafi uporać ze stresami, niepokojami i
155
problemami. Subiektywnymi oznakami samooszukiwania,
fiksacji, regresji, życia naznaczonego raczej lękiem niż
wzrostem są takie uczucia, jak niepokój, rozpacz, nuda,
niezdolność do cieszenia się, poczucie winy, wstydu, bra-
ku celu, pustki, braku tożsamości itd.
Te subiektywne reakcje stanowią również podatne po-
le do badań. Istnieje też rozwinięta w tym kierunku
technika kliniczna.
To właśnie owe wolne wybory dokonywane przez takie
samoaktualizujące się osoby (w sytuacjach, gdzie jest
możliwy prawdziwy wybór spośród różnych możliwości)
uważam za możliwe do badań opisowych jako natura-
Mstyczny system wartości, z którym nadzieje obserwato-
ra nie mają absolutnie nic wspólnego, to znaczy jest on
„naukowy". Ja nie mówię: „On powinien wybrać to
lub tamto", ale tylko „obserwujemy, że osoby zdrowe
mające wolność wyboru wybierają to lub tamto". To
tak, jak byśmy pytali raczej: „Jakie są wartości naj-
lepszych jednostek ludzkich?" niż: „Jakie powinny
być ich wartościj?" lub: „Jakie muszą one być?" (Po-
"równajmy to ze zdaniem Arystotelesa, że „właśnie te
rzeczy, które są cenne i przyjemne dla dobrego człowie-
ka, są istotnie cenne i przyjemne".)
Co więcej, uważam, iż można rozszerzyć te wnioski na
większość ludzi, bowiem wydaje mi się (jak również in-
nym), że większość ludzi (może wszyscy) dąży do samo-
aktualizacji (uwidacznia się to najwyraźniej w doświad-
czeniach z zakresu psychoterapii, zwłaszcza odkrywają-
cej) i że, przynajmniej w zasadzie, większość ludzi jest
zdolna do samoaktualizacji.
Jeśli można przyjąć, że różne religie wyrażają ludzką
aspirację, to znaczy czym ludzie chcieliby być, gdy-
by tylko mogli, wówczas można widzieć tutaj również
uzasadnienie twierdzenia, że wszyscy ludzie tęsknią do
samoaktualizacji lub do niej dążą. Dzieje się tak, ponie-
waż opis prawdziwych cech osób samoaktualizujących się
odpowiada w wielu punktach ideałom wymaganym przez
religie, na przykład wyjście poza własne ja, połączenie
prawdy, dobra i piękna, niesienie pomocy innym, mą-
drość, uczciwość i naturalność, wyjście poza egoistyczną
i osobistą motywację, poniechanie „niższych" pragnień
na rzecz „wyższych", wzmożona przyjacielskość i życzli^
156
wość, łatwość w odróżnianiu celów (spokój, pogoda, po-
kój) od środków (pieniądz, władza, pozycja), eliminacja
wrogości, okrucieństwa i destrukcji (aczkolwiek może
wzrosnąć zdecydowanie, usprawiedliwiony gniew i
oburzenie, samop-otwierdzenie itd.).
1. Z tych wszystkich eksperymentów dotyczących wol-
nego wyboru, z kierunków rozwojowych w teorii dyna-
micznej motywacji i z badań psychoterapii wynika jeden,
nader rewolucyjny wniosek, mianowicie że nasze naj-
głębsze potrzeby nie są same w sobie niebezpieczne,
złe lub szkodliwe. To otwiera nam drogę do zniesienia
wewnętrznych rozłamów w osobie między tym, co apo-
lińskie, a tym, co dionizyjskie, tym, co klasyczne, a tym,
co romantyczne, tym, co naukowe, a tym, co poetyckie,
między rozumem a impulsem, pracą a zabawą, między
tym, co werbalne, a tym, co przedwerbalne, między doj-
rzałością a podobieństwem do dziecka, męskością a ko-^
biecością, między wzrostem a regresem.
2. Głównym społecznym odpowiednikiem tej zmiany
w naszej filozofii natury ludzkiej jest szybko rosnąca
tendencja^do uważania kultury za narzędzie zarówno za-
spokajania potrzeb, jak również frustracji i kontroli. Mo-
żemy obecnie odrzucić niemal powszechnie popełniany
błąd, jakoby potrzeby jednostki i społeczeństwa z k o-
nieczności wzajemnie się wykluczały i przeciwsta-
wiały albo jakoby cywilizacja stanowiła przede wszyst-
kim mechanizm kontroli i ograniczania ludzkich instynk-
towych impulsów (93). Te wszystkie odwieczne pewniki
giną wobec nowej możliwości określenia głównej funkcji
zdrowej kultury jako propagowania powszechnej samo-
aktualizacji.
3. Jedynie u osób zdrowych zachodzi dobra korelacja
między subiektywną przyjemnością z doświadczenia,
impulsem do doświadczenia lub jego chęcią a „podstawo-
wą potrzebą" doświadczenia (okaże się ono kiedyś dobre
dla osoby). Tylko tacy ludzie jednakowo tęsknią do tego,
co jest dobre dla nich i dla innych, a następnie szczerze
cieszą się z tego i akceptują. Dla takich osób cnota stano-
wi sama w sobie nagrodę w tym znaczeniu, że raduje
sama przez się. Dążą one spontanicznie do robienia dob-
rze, bowiem to właśnie chcą robić i to potrzebują
157
robić, to je cieszy, takie postępowanie aprobują i nadal
będą się nim radować.
Ta właśnie jedność, ta sieć pozytywnych współzależ-
ności rozpada się stwarzając konflikt z chwilą, kiedy
jednostka ulega chorobie psychologicznej* Wówczas to,
co chce robić, może być dla niej złe; nawet jeśli to robi,
może ją to nie cieszyć; a nawet jeśli to ją cieszy, może
równocześnie nie pochwalać tego, więc radość jest za-
truta lub może być krótkotrwała. To, co ją najpierw cie-
szy, później może przestać cieszyć. Wtedy jej impulsy,
pragnienia i radości stają się lichym drogowskazem ży-
cia. Wobec tego musi nie dowierzać i obawiać się impul-
sów i przyjemności, które ją prowadzą na manowce, i w
ten sposób popada w konflikt, rozszczepienie, chwiej-
ność; jednym słowem opanowuje ją wojna wewnętrzna.
Jeśli zaś chodzi o teorię filozoficzna, powyższe odkry-
cie rozwiązuje wiele historycznych dylematów i sprzecz-
t, ności. Teoria hedonizinu sprawdza się u ludzi zdro-
wych, ale nie sprawdza się u chorych. Prawda,
dobro i piękno rzeczywiście pozostają w pewnej
korelacji, lecz tylko u jednostek zdrowych jest to kore-
lacja mocna.
4. U niewielu osób samoaktualizacja jest względnie
osiągniętym „stanem rzeczy". U większości ludzi jest to
raczej nadzieja, pragnienie, pęd, „coś", czego się chce,
ale czego się jeszcze nie osiągnęło; coś, co klinicznie wy-
raża się jako pęd do zdrowia, integracji, wzrostu itd.
Testy projekcyjne też potrafią wykryć te dążenia jako
raczej potencjalności niż jawne zachowania, podobnie jak
promienie rentgenowskie mogą wykryć patologię w jej
stanie początkowym, zanim pojawi się na zewnątrz orga-
nizmu.
Dla nas znaczy to, że dla psychologa to, czym jed-
nostka jest, i to, czym może być, istnieje równo-
cześnie, co znosi dychotomię między Bytem a Stawa-
niem się. Potencjalności nie tylko będą czy mogą być;
one także s ą. Wartości samoaktualizacji jako cele ist-
nieją i są realne, nawet jeśli nie zostały jeszcze zrealizo-
wane. Istota ludzka jest jednocześnie taka, jaka jest,
i taka, jaką pragnie być.
158
WZROST I OTOCZENIE
Sama natura człowieka nadaje mu pęd ku coraz,
pełniejszemu Bytowi, coraz doskonalszej aktualizacji swe-
go człowieczeństwa w dokładnie tym samym naturali-
stycznym, naukowym sensie, w jakim o żołędziu można
powiedzieć, że „prze do" stania się dębem, albo w jakim
można zaobserwować, że tygrys „dąży do" bycia tygry-
sim, a koń — końskim. Człowiek nie jest do końca
ukształtowany czy uformowany w człowieczeństwo ani
nauczony być człowiekiem. Rola otoczenia polega osta-
tecznie na tym, żeby pozwolić mu lub pomóc w aktuali-
zacji jego własnych możliwości, nie zaś możli-
wości otoczenia. Otoczenie nie obdarza go możli-
wościami i uzdolnieniami; on je ma w formie zacząt-
kowej czy embrionalnej, tak samo jak ma embrionalne
ręce i nogi. Twórczość, spontaniczność, osobowość, auten-
tyczność, troska o innych, zdolność do miłości, pragnie-
nie prawdy — to embrionalne możliwości właściwe jego
gatunkowi, tak samo jak jego ręce, nogi, mózg i oczy.
Nie stanowi to sprzeczności z już zebranymi danymi,
które jasno wskazują, że życie w rodzinie i w kulturze
jest niezbędne dla zaktualizowania tych psycho-
logicznych potencjalności, które określają człowieczeń-
stwo. Unikajmy tutaj pomieszania pojęć. Ani nauczyciel,
ani kultura nie tworzą istoty ludzkiej. Nie zasiewają w
nim zdolności do kochania, do ciekawości, do filozofowa-
nia, do używania symboli lub tworzenia; raczej tylko
pozwalają czy pielęgnują, czy zachęcają i pomagają, że-
by to, co istnieje jako embrion, stało się realne i rzeczy-
wiste. Ta sama matka czy ta sama kultura obchodząc
się w dokładnie ten sam sposób z kotkiem lub szczenię-
ciem nie może go zamienić w istotę ludzką. Kultura to
słońce, pokarm i woda, ale to nie ziarno.
V ,' TEORIA „INSTYNKTU"
Grupa myślicieli, którzy pracują nad samoaktualizacją,
nad jaźnią, nad autentycznym człowieczeństwem itd. usta-
liła raczej niezbicie, iż człowiek ma tendencję do samo-
urzeczywistnienia. Przez implikację jest upominany, że-
by był wierny własnej naturze, żeby ufał sobie, żeby
był autentyczny, spontaniczny, szczery w wyrazie, żeby
159
szukał źródeł swych działań w głębi własnej wewnątrzr-
nej natury.
Lecz oczywiście jest to rada idealna. Ci myśliciele nie
przestrzegają wyraźnie, że większość dorosłych nie wie,
jak być autentycznym i że chcąc „wyrazić samych sie-
bie" mogą sprowadzić katastrofą nie tylko na siebie, ale
i na innych. Jaką musimy znaleźć odpowiedź dla gwał-
ciciela albo sadysty, który pyta: „Dlaczego ja także nie
powinienem zawierzyć sobie i wyrazić samego siebie?"
Ci myśliciele jako grupa są pod wielu względami nied-
bali. Założyli nie precyzując jasno, że jeśli możesz
zachować się autentycznie, to zachowasz się dob-
rze, że jeśli emitujesz działanie ze swojego wnętrza, to
będzie to zachowanie dobre i słuszne. Bardzo wyraźnie
zakłada się, że ów wewnętrzny rdzeń, to prawdziwe ja,
jest dobre, godne zaufania, etyczne. To stwierdzenie wy-
raźnie odbiega od twierdzenia, że człowiek sam się aktu-
alizuje, i powinno być osobno udowodnione (co, jak są-
dzę, nastąpi). Co więcej, ci autorzy jako grupa wyraźnie
uchylili się od rozstrzygającego stwierdzenia o tym we-
wnętrznym rdzeniu, to znaczy, że musi ono być w pew-
nym stopniu odziedziczone, w przeciwnym razie wszyst-
kie ich wypowiedzi to puste słowa.
Innymi słowy, musimy się zmierzyć z teorią „instynk-
tu" lub, jak ją wolę nazywać, teorią podstawowych po-
trzeb, to znaczy z badaniami pierwotnych, wewnętrz-
nych, częściowo zdeterminowanych przez dziedziczność
potrzeb, skłonności, pragnień i, mogę powiedzieć, war-
tości ludzkich. Nie możemy jednocześnie rozgrywać dwóch
gier — biologicznej i socjologicznej. Nie możemy twier-
dzić, że kultura sprawia wszystko bez wyjątku i że w
człowieku istnieje wrodzona natura. Jedno twierdzenie
wyklucza drugie.
Ze wszystkich zaś zagadnień dotyczących instynktu
najmniej wiemy, a powinniśmy wiedzieć najwięcej, o
agresji, wrogości, nienawiści i destrukcji. Zwolennicy
Freuda twierdzą, iż są one instynktowe, natomiast więk-
szość innych psychologów dynamicznych utrzymuje, że
nie są one bezpośrednio instynktowe, lecz stanowią
wciąż obecną reakcję na frustrację potrzeb instynkto-
idalnych czy podstawowych. Inna możliwa interpretacja
tych danych — sądzę, że lepsza — kładzie nacisk raczej
na zmianę jakości gniewu w miarę polepszenia lub
pogorszenia zdrowia psychologicznego (103). U osoby
zdrowszej gniew stanowi raczej reakcję na aktualną sy-
tuację niż charakterologiczny zasobnik z przeszłości. To
znaczy jest on raczej realistyczną i skuteczną reakcją na
coś realnego i obecnego, na przykład na niesprawiedli-
wość, wyzysk lub atak, niż oczyszczającym wybuchem
źle pokierowanej i nieskutecznej zemsty na niewinnych
przygodnych widzach za grzechy popełnione kiedyś przez
kogoś innego. Gniew nie znika wraz z powrotem do zdro-
wia psychologicznego, ale przybiera formę zdecydowa-
nia, samopotwierdzenia, samoobrony, usprawiedliwione-
go oburzenia, walki ze złem i temu podobnych reakcji.
Taka osoba może stać się bardziej skutecznym w
działaniu bojownikiem na przykład o sprawiedliwość niż
osoba przeciętna.
Słowem, zdrowa agresywność przybiera formę osobo-
wej siły i samoafirmacji. Agresja osoby chorej bądź nie
mającej szczęścia czy wyzyskiwanej jest bardziej skłonna
zabarwiać swoje zachowanie złośliwością, sadyzmem, śle-
pą destrukcją, chęcią dominacji i okrucieństwem.
W tym świetle widać, że problem można łatwo zbadać,
jak wynika z, wyżej wzmiankowanej pracy (103).
PROBLEMY KONTROLI I OGRANICZEŃ
Inne zagadnienie, wobec którego stają teoretycy we-
wnętrznej moralności, to łatwość samodyscypliny zazwy-
czaj występującej u osób samoaktualizujących się, auten-
tycznych, szczerych, której nie znajdujemy u osób
przeciętnych.
U tych zdrowych osób, jak się okazuje, obowiązek i
przyjemność stanowią jedno i to samo, podobnie jak pra-
ca i zabawa, interes własny i altruizm, indywidualizm
i bezinteresowność. Wiemy, iż one s ą takie, ale nie wie-
my, jak się nimi stają. Intuicja mówi mi wyraźnie,
iż takie autentyczne w pełni ludzkie osoby są aktuali-
zacją tego, czym mogłoby być wiele istot ludzkich. A jed-
nak stoimy wobec żałosnego faktu, iż niewielu ludzi
osiąga ten cel, może zaledwie jeden na stu lub dwustu.
Należy wszakże żywić nadzieję, jeśli chodzi o ludzkość,
ponieważ w zasadzie każdy może się stać dobrym i
zdrowym człowiekiem. Jednak musi nas zarazem zasmu-
cać fakt, że tak niewielu staje sią naprawdę dobry-
161
mi ludźmi. Chcąc zaś dowiedzieć się, dlaczego jedni sta-
ją się nimi, a inni nie, stajemy wobec problemu zbadania
historii życia ludzi samoaktualizujących się, aby wyja-
śnić, jak do tego dochodzą.
Już wiemy, że głównym warunkiem zdrowego wzrastar
nią jest zaspokajanie potrzeb podstawowych. (Newroza
jest bardzo często chorobą braku, podobnie jak awitami-
noza.) Poznaliśmy też, że niepohamowane pobłażanie so-
bie i zaspokajanie potrzeb mają swe niebezpieczne na-
stępstwa, jak na przykład psychopatyczna osobowość,
„oralność", brak odpowiedzialności, niezdolność do zno-
szenia stresów, zepsucie, niedojrzałość, pewne zaburze-
nia charakteru. Danych badawczych jest mało, ale rozpo-
rządzamy obecnie dużym zasobem doświadczeń klinicz-
nych i wychowawczych, pozwalających słusznie mnie-
mać, że dziecko wymaga nie tylko zaspokajania potrzeb,
lecz i wskazania mu ograniczeń, jakie świat fizyczny na-
kłada na to zaspokojenie; i musi ono się dowiedzieć, że
inne istoty ludzkie też szukają zaspokojenia swych po-
trzeb, nawet jego matka i ojciec, przeto oni są nie tylko
środkiem dla osiągania jego celów. Oznacza to kontrolo-
wanie, zwłokę, ograniczenia, wyrzeczenie się, znoszenie
frustracji i dyscyplinę. Tylko osobom zdyscyplinowanym
i odpowiedzialnym można powiedzieć: „Czyń jak chcesz,
a będzie to zapewne dobre".
SIŁY REGRESYJNE: PSYCHOPATOLOGIA
Musimy z kolei poważnie zająć się problemem, co
przeszkadza wzrostowi, a więc problemami zaniku wzro-
stu i unikania go, fiksacji, regresji, samoobrony, słowem
— przyciągającą siłą psychopatologii lub, jak inni wolą
to określić, problemem zła.
Dlaczego tak wielu ludzi nie ma rzeczywistej tożsamości
i ma tak mało sił na własne decyzje czy wybory?
1. Owe impulsy i kierunkowe tendencje do samospeł-
nienia, chociaż instynktowe, są bardzo słabe, tak że w
przeciwieństwie do wszystkich innych zwierząt o sil-
nych instynktach, te impulsy bardzo łatwo są wypierane
przez nawyki, niewłaściwe kulturowe postawy, trauma-
tyczne wydarzenia i błędne wychowanie. Toteż problem
162
wyboru i odpowiedzialności jest o wiele ostrzejszy u lu-
dzi niż u istot innego gatunku.
2. W zachodniej kulturze przejawia się specjalna ten-
dencja, określona historycznie, która zakłada, że te in-
stynktoidalne potfzeby człowieka, jego tak zwana natura
zwierzęca, jest złĄ lub przewrotna. W następstwie tego
zakłada się wielć kulturalnych instytucji specjalnie w
tym celu, aby kontrolować, hamować, tłumić i elimino-
wać tę pierwotną Maturę człowieka.
3. Istnieją dwa rodzaje sił działających na człowieka,
nie tylko jeden. Oprócz presji do przodu, ku zdrowiu,
istnieją też lękoWo-regresywne naciski do tyłu, ku cho-
robie d słabości. Możemy posuwać się albo do przodu, do
„wysokiej nirwany, albo do tyłu, do „niskiej nirwany".
Sądzę, że głównym rzeczywistym brakiem teorii war-
tości i teorii etycznych, zarówno w przeszłości jak obec-
nie, jest niedostateczna znajomość psychopatologii i psy-
choterapii. W ciągu całej historii uczeni mężowie pokazu-
ją ludzkości nagrodę cnoty, piękno dobroci^wewnętrzny
urok zdrowia psychicznego i samospełnienia, a mimo to
większość ludzi "Wciąż uporczywie odmawia wejścia na
wskazaną im dro^ę szczęścia i godności własnej. Nic nie
pozostaje przeto haoiczycielom prócz irytacji, zniecierpli-
wienia, rozczarowania, i tak trwają w tym zaklętym krę-
gu między monitowaniem, napominaniem a zniechęce-
niem. Sporo z &ich zrezygnowało zupełnie, wysuwając
sprawę grzechu pierworodnego czy wrodzonego zła i z te-
go wnioskując, iż człowieka mogą zbawić tylko nieziem-
skie siły.
A tymczasem rozporządzamy ogromną, bogatą i od-
krywczą literaturą z zakresu dynamicznej psychologii i
psychopatologii, wielkim zasobem informacji o słaboś-
ciach i lękach człowieka. Wiemy dużo o tym, d l a c z e-
g o ludzie popełniają złe czyny, dlaczego ściągają
na siebie nieszczęście i zgubę, dlaczego są zdeprawowani
i chorzy. Z teg^ zaś wyłoniło się zrozumienie, że zło
w człowieku to głównie (choć nie tylko) ludzka słabość
lub niewiedza, w^baczalna, zrozumiała, a także uleczalna.
Niekiedy wydaje się czymś zabawnym, czasami zasmu-
cającym, że tak wielu uczonych i badaczy, tak wielu
163
filozofów i teologów rozprawiających o ludzkich wartoś-
ciach, o tym, co dobre, i co złe, działa nie biorąc absolut-
nie pod uwagę tego zwykłego faktu, że zawodowi psy-
choterapeuci codziennie, jako coś zwykłego, dokonują
zmian i ulepszeń w naturze ludzkiej, pomagają ludziom
stać się bardziej silnymi, cnotliwymi, twórczymi, dobry-
mi, kochającymi, altruistycznymi, pogodnymi. To są tyl-
ko niektóre następstwa lepszego poznania i zaakceptowa-
nia siebie. Jest ich znacznie więcej, jak również mogą
one występować w mniejszym lub większym stopniu (97,
144).
Temat ten jest jednak zbyt złożony, aby go nawet tyl-
ko poruszyć w tym miejscu. Mogę jedynie wyprowadzić
parę wniosków dotyczących teorii wartości:
1. Znajomość siebie wydaje się główną drogą do samo-
poprawy, choć nie jedyną.
2. Samopoznanie i samodoskonalenie są dla większości
ludzi nader trudne.' Wymagają zazwyczaj wiele odwagi
i długotrwałego wysiłku.
3. Aczkolwiek pomoc dobrego zawodowego terapeuty
znacznie ułatwia ten proces, nie jest to, bynajmniej, je-
dyna droga. Wiele z tego, czego nas uczy terapia, daje się
zastosować w wychowaniu, w życiu rodzinnym i w kie-
rowaniu własnym życiem.
4. Jedynie studiując psychopatologię i terapię można
się nauczyć właściwego respektowania i oceniania sił lę-
ku, regresji, obrony, bezpieczeństwa. Uznawanie i rozu-
mienie tych sił znacznie ułatwią własny wzrost ku zdro-
wiu i pomaganie w tym innym. Fałszywy optymizm
wcześniej lub później przynosi rozczarowanie, gniew i po-
czucie beznadziejności.
5. W podsumowaniu powiem, że nigdy nie będziemy
w stanie dobrze zrozumieć ludzkiej słabości nie pojąwszy
jej zdrowych dążeń. Bez tego popełnimy błąd patologi-
zowania wszystkiego. Jednak nie potrafimy też tych dą-
żeń w pełni zrozumieć ani wspomóc siłę jednostki, jeśli
nie pojmiemy jej słabości. Popełnimy bowiem błąd zbyt
optymistycznego polegania na samej racjonalności.
Jeśli pragniemy pomóc ludziom w rozwoju ich czło-
wieczeństwa, musimy zdać sobie sprawę nie tylko z tego,
że oni sami próbują się zrealizować, lecz również że są
niechętni, boją się czy są niezdolni do tej realizacji. Do-
piero zdając sobie w pełni sprawę z tej dialektyki mię-
dzy zdrowiem a chorobą możemy pomóc w przechyle-
niu szali na rzecz zdrowia.
12. WARTOŚCI, WZROST I ZDROWIE
Moja teza brzmi zatem: zasadniczo może istnieć opiso-
wa, naturalistyczna nauka o ludzkich wartościach; od-
wieczny kontrast między wzajemnie wykluczającymi sdę
„to, co jest" a „to, co powinno być" jest w pewnej mie-
rze błędny; możemy badać najwyższe wartości czy cele
istot ludzkich, tak samo jak badamy wartości mrówek
lub koni, dębów czy, jeśli o to chodzi — Marsjan. Może-
my wykryć (raczej niż stworzyć lub wymyślić), do ja-
kich wartości ludzie dążą, tęsknią, jakie usiłują zdobyć,
kiedy się doskonalą, a jakie wartości tracą, kiedy popa-
dają w chorobę.
Jednak, jak widzieliśmy, można tego owocnie dokonać
(przynajmniej na obecnym etapie, przy ograniczonej tech-
nice, którą rozporządzamy) tylko wtedy, jeśli wyróżni-
my jednostki zdrowe od reszty populacji. Nie możemy
określać średniej dla pragnień neurotyków za pomocą
średniej dla pragnień ludzi zdrowych. (Niedawno pewien
biolog oznajmił: „Wykryłem brakujące ogniwo między
małpami antropoidalnymi a cywilizowanymi ludźmi. T o
my!")
Wydaje się, że te wartości są zarówno odkryte; jak
stworzone czy skonstruowane, że są one wewnętrzne dla
samej struktury natury ludzkiej, że mają zarówno pod-
stawę biologiczną i genetyczną, jak również są rezulta-
tem rozwoju kulturalnego, że ja sam raczej je opisuję
niż wynajduję bądź projektuję czy ich pragnę („dyrekcja
nie przyjmuje żadnej odpowiedzialności za stan istnieją-
cy"). Jest to całkowicie sprzeczne na przykład z Sar-
tre'em.
Mogę to przedstawić w sposób bardziej bezpośredni
zakładając na chwilę, iż badam wolny wybór czy prefe-
rencje różnego rodzaju istot ludzkich, chorych i zdro-
wych, starych i młodych, i to w różnych okolicznościach,
Mamy naturalnie prawo to robić, podobnie jak mamy
prawo, jako badacze, zajmować się wolnym wyborem
białych szczurów, małp czy neurotyków. Przez takie sfor-
165
mułowanie można umknąć wielu nieistotnych i oderwa-
nych dysput o wartości, a nadto ma ono tę zaletę, że kła-
dzie nacisk na naukowy aspekt przedsięwzięcia, wyłącza-
jąc je całkowicie z dziedziny apriorycznej. (W każdym
razie osobiście uważam, że pojęcie „wartości" wkrótce
stanie się anachroniczne. Zawiera zbyt dużo treści, zna-
czy za wiele różnych rzeczy i ma zbyt długą historię.
Co więcej, te różne zastosowania nie zawsze są świado-
me. Dlatego też wywołują zamieszanie i jestem nieraz
skłonny całkowicie odrzucić ten termin. Zwykle można
zastosować dokładniejszy, mniej mylący synonim.)
To bardziej naturalistyczne i opisowe ujęcie (bardziej
„naukowe") ma jeszcze tę dodatnią stronę, że zamienia
formę pytań obciążonych, „powinien" i „winien", peł-
nych domyślnych i niesprawdzonych wartości, na zwy-
klejszą, empiryczną formę pytań: kiedy? Gdzie? Dla ko-
gOj? Ile? W jakich warunkach? itd., to znaczy na pytania
empirycznie sprawdzalne.1
Mój kolejny główny zestaw hipotez głosi, że tak zwa-
ne wyższe wartości, wartości odwieczne itd., itd. to w
przybliżeniu to, co uznajemy za wolne wybory dokonane
w pomyślnej sytuacji przez takie osoby, które uważamy
za względnie zdrowe (dojrzałe, rozwinięte, spełnione,
zindywidualizowane itd.), kiedy czują się najlepiej i naj-
silniej. ^
Chcąc to określić bardziej opisowo dodam, że te oso-
by, kiedy czują się silne, jeśli wolny wybór jest rze-
czywiście możliwy, dążą samorzutnie do wybrania
raczej prawdy niż fałszu, dobra niż zła, piękna niż brzy-
doty, integracji niż dysocjacji, radości niż smutku, oży-
wienia niż martwoty, oryginalności niż stereotypowości
itd., widząc w tym wyborze to, co już opisałem jako
wartości-B.
Tu się nasuwa hipoteza pomocnicza, że tendencje do
wyboru tych samych wartości-B widoczne są w słabym
i niewyraźnym stopniu u wszystkich lub u większości
1 To jest też jedna droga wydostania się z tak charaktery-
stycznej dla teoretycznych i semantycznych dyskusji o warto-
ściach kolistości pojęć. Na przykład taki klejnocik z plakatu:
„Dobro jest lepsze od zła, ponieważ jest ładniejsze".
[Jest to sprawdzalne ujęcie zalecenia Nietzschego: „Bądź
jakim
jesteś" lub Kierkegaarda: „Być takim, jakim się jest
naprawdę"
czy Rogersa: „To, do czego istoty ludzkie zdają się dążyć,
kiedy
mają wolność wyboru".
istot ludzkich, to znaczy, że mogą one stanowić war-
tości obejmujące cały gatunek, które występują najwy-
raźniej i najpewniej, najsilniej u ludzi zdrowych, i że
u tych zdrowych ludzi owe wyższe wartości występują
z najmniejszą domieszką wartości czy to defensywnych
(wzbudzonych przez niepokój), czy zdrowo-regresywnych,
czyli „pasywnych".2 O tych ostatnich będzie mowa niżej.
Inną bardzo prawdopodobną hipotezą jest następująca:
zdrowi ludzie przeważnie wybierają to, co jest „dla nich
dobre" oczywiście w sensie biologicznym, ale możliwe, że
także w innym sensie („dobre dla nich" znaczy tutaj
„prowadzące do samoaktualizacji ich samych i innych").
Co więcej, podejrzewam, że to, co jest dobre dla osób
zdrowych (wybrane przez nie), zapewne okaże się na
dłuższą metę dobre też dla mniej zdrowych, i że jest
tym, co osoby chore także by wybrały, gdyby umiały le-
piej wybierać. Innymi słowy ludzie zdrowi lepiej wy-
bierają niż ludzie niezdrowi. Albo odwracając to twier-
dzenie dla uzyskania innego zestawu implikacji propo-
nuję, abyśmy zbadali wyniki obserwacji tego wszystkie-
go, co wybierają nasze najlepsze jednostki, a następnie
przyjęli założenie, iż są to najwyższe wartości dla całego
rodzaju ludzkiego. A więc zobaczmy, co się stanie, jeśli
żartobliwie potraktujemy te jednostki jako biologiczne
próbki, bardziej wrażliwe odmiany nas samych, o ostrzej-
szej niż nasza świadomości tego, co jest dla nas dobre.
Czyli zakładamy, że mając dość czasu wybralibyśmy w
końcu to, co one wybierają od razu. Albo że wcześniej
lub później zobaczylibyśmy mądrość ich wyboru, a wtedy
wybralibyśmy to samo. Albo że one postrzegają ostro
i wyraźnie to, co my widzimy mgliście.
Zakładam również, że wartości postrzegane w
doświadczeniach szczytowych są mniej więcej takie sa-
me, jak wartości z wyboru, o których była mowa wyżej.
Czynię to, aby pokazać, iż wartości z wyboru są tylko
jednym z rodzajów wartości.
I wreszcie zakładam, że te same wartości-B, które ist-
nieją jako preferencje lub motywacje u naszych najlep-
szych jednostek, są w pewnym stopniu takie same, jak
wartości, które stanowią o „dobrym" dziele sztuki czy
o Naturze w ogóle lub o dobrym świecie zewnętrznym.
r !
2 Termin zaproponowany przez drą Richarda Farsona.
167
Mniemam przeto, iż wartości-B wewnątrz osoby są
w pewnym stopniu izomorficzne z tymi samymi wartoś-
ciami postrzeganymi w świecie i że istnieje dynamiczny
związek między tymi wewnętrznymi a zewnętrznymi war-
tościami, które się wzajemnie podkreślają i wzmacniają
(108, 114).
Wyrażę tutaj jedną jeszcze implikację, iż rozważania
te potwierdzają istnienie najwyższych wartości w obrę-
bie samej natury ludzkiej, które należy tam odkryć. Jest
to radykalnie sprzeczne z dawniejszymi i powszechnymi
wierzeniami, że najwyższe wartości mogą pochodzić tyl-
ko od nadprzyrodzonego Boga lub z jakiegoś innego źród-
ła poza naturą ludzką.
DEFINICJA CZŁOWIECZEŃSTWA
Musimy szczerze uznać realne teoretyczne i logiczne
trudności nieodłącznie związane z takim zadaniem i zmie-
. rzyć się z nimi. Każdy element bowiem tej definicji sam
l wymaga definicji i posługując się nimi poruszamy się po
\ krawędzi koła. Na razie będziemy musieli się zgodzić na
\ pewną kolistość.
„Dobrą istotę ludzką" możemy zdefiniować jedynie na
podstawie jakiegoś kryterium człowieczeństwa. Kryte-
rium to prawie na pewno będzie kwestią stopnia, to zna-
czy niektórzy ludzie są bardziej ludzcy niż inni, zaś
„dobre" jednostki, „dobre okazy" są bardzo ludzkie.
Tak być musi, gdyż istnieje wiele cech określających
człowieczeństwo, każda jest konieczna, lecz nie wystar-
cza sama w sobie dla zdefiniowania człowieczeństwa.
A ponadto wiele z tych określających cech stanowi kwe-
stię stopnia i nie w pełni czy nie ostro odróżnia zwierzęta
od ludzi.
,„, Tutaj okażą się bardzo pożyteczne sformułowania Ro-
Ą berta Hartmana (59). Dobra istota ludzka (lub tygrys czy
jabłoń) jest dobra o tyle, o ile spełnia lub czyni zadość
pojęciu „istoty ludzkiej" (lub tygrysa czy jabłoni).
Z pewnego punktu widzenia jest to faktycznie bardzo
proste rozwiązanie, z którego cały czas nieświadomie ko-
rzystamy. Młoda matka pyta lekarza: „Czy moje dziecko
jest normalną?", i on już wie, co pytająca ma na myśli.
Dyrektor ogrodu zoologicznego kupując tygrysy szuka
168
„dobrych okazów", tygrysów naprawdę tygrysich, ze
wszystkimi ich cechami dobrze zaznaczonymi i w pełni
rozwiniętymi. Kiedy kupuję małpy cebus do mego labo-
ratorium, również potrzebuję dobrych okazów, dobrych
małp o małpich cechach, nie zaś jakichś osobliwych czy
niezwykle dobrych małp cebus. Jeśli napotkam małpę nie
mającą chwytliwego ogona, nie będzie ona dobrą małpą
cebus, chociaż u tygrysa ta cecha nie stanowiłaby prze-
szkody. Podobnie rzecz się ma z dobrą jabłonią, z dob-
rym motylem. Systematyk wybiera na przedstawiciela
nowego gatunku, który ma być umieszczony w muzeum,
który ma być typowy dla całego gatunku, najlepszy okaz,
jaki może zdobyć, najbardziej rozwinięty, nie uszkodzo-
ny* wyposażony w najbardziej typowe cechy określające
dany gatunek. Taka sama zasada kieruje wyborem „dob-
rego Renoira" lub „najlepszego Rubensa" itd.
W dokładnie takim samym sensie możemy wybierać
najlepsze okazy rodzaju ludzkiego, osobników ze wszyst-
kimi elementami właściwymi dla tego gatunku, ze wszyst-
kimi ludzkimi zdolnościami dobrze rozwiniętymi i w peł- s.
ni funkcjonującymi, bez żadnych widocznych chorób,
<*
zwłaszcza takich, które mogłyby uszkodzić główne, okre-
ślające, konieczne cechy. Tych można nazwać „najpełniej
ludzkimi".
Jak dotąd sprawa nie jest zbyt kłopotliwa. Lecz weźmy
pod uwagę dodatkowe trudności, jakie przedstawia sę-
dziowanie na konkursie piękności lub zakup stada owiec
czy psa pokojowego. Stajemy tutaj, po pierwsze, wobec
kwestii arbitralnych standardów kulturowych, które mo-
gą przeważyć i wyeliminować determinanty biopsycho-
logiczne. Po drugie, stajemy wobec problemu oswojenia,
to jest życia sztucznego i ochranianego. Musimy tu pa-
miętać, że istoty ludzkie można też traktować jako pod
pewnymi względami oswojone, zwłaszcza te, które naj-
bardziej chronimy, na przykład upośledzone umysłowo,
małe dzieci itd. Po trzecie, stajemy wobec potrzeby od-
różnienia wartości właściciela farmy mlecznej od war-
tości krów.
Skoro instynktoidalne tendencje człowieka są o wiele
słabsze od sił kulturowych, zawsze będzie trudnym zadar
niem wydobycie psychobiologicznych wartości człowieka.
Trudne czy też nie, jest to w zasadzie możliwe. Jak rów-
nież niezbędne, a nawet rozstrzygające (97, rozdz, 7).
169
Otóż naszym kapitalnym problemem badawczym jest
„wybór zdrowego wybierającego". Dla celów prak-
tycznych można to uczynić nawet już teraz, bo już
obecnie lekarze mogą wybierać organizmy zdrowe fizycz-
nie. Wielkie są natomiast trudności teoretyczne,
zwłaszcza zagadnienie definicji i konceptualizacji zdrowia.
WARTOŚCI WZROSTU,
WARTOŚCI OBRONNE (NIEZDROWY REGRES)
I WARTOŚCI ZDROWEJ REGRESJI
<WARTOŚCI „PASYWNE")
Okazuje się, że przy naprawdę wolnym wyborze ludzie
dojrzali lub zdrowsi cenią sobie nie tylko prawdę, dobro
i piękno, lecz także wartości regresywne, wartości prze-
życia i (albo) homeostatyczne wartości spokoju i ciszy,
snu i wypoczynku, poddania się, zależności i bezpieczeń-
stwa lub ochrony przed rzeczywistością i uwolnienia się
od niej, wycofania się od Szekspira do powieści detekty-
wistycznych, ucieczki w świat fantazji, a nawet pragnie-
nia śmierci (spokoju) itd. Można je w przybliżeniu naz-
wać wartościami wzrostu i wartościami zdrowo-regre-
sywnymi, czyli „pasywnymi", oraz z kolei wykazać, że
im bardziej jest dana osoba dojrzała, silna i zdrowa, tym
więcej poszukuje wartości wzrostu, a mniej szuka i wy-
maga wartości „pasywnych", niemniej potrzebuje jed-
nych i drugich. Te dwie grupy wartości zawsze łączy
wzajemna dialektyczna zależność, rodząc dynamiczną
równowagę, to znaczy otwarte zachowanie.
Należy pamiętać, że podstawowe motywacje dostarcza-
ją gotowej hierarchii wartości powiązanych ze sobą ja-
ko wartości wyższe i niższe, silniejsze i słabsze, bardziej
istotne i mniej niezbędne.
Te potrzeby układają się raczej w zintegrowaną hie-
rarchię niż dychotomię, to znaczy jedna opiera się na
drugiej. Wyższa potrzeba realizowania, powiedzmy, spec-
jalnych talentów opiera się na ciągłym zaspokajaniu, po-
wiedzmy, potrzeby bezpieczeństwa, która nie znika, choć-
by znajdowała się w ^stanie,„nieaktywnym. (Przez stan
nieczynny rozumiem stan głodu po dobrym posiłku.)
To znaczy, że zawsze pozostaje możliwość regresu do
niższych potrzeb, który w tym kontekście musi być uwa-
170
żany nie tylko za patologiczny lub chorobowy, lecz także
za, absolutnie niezbędny dla integracji całego organizmu
i za warunek wstępny do istnienia i funkcjonowania
„wyższych potrzeb". Poczucie bezpieczeństwa jest poprze-
dzającym koniecznym warunkiem miłości, ta zaś warun-
kuje samorealizację.
Tak więc te wartości zdrowo-regresywne muszą być
uważane za „normalne", naturalne, zdrowe, instynkto-
idalne itd., za tak zwane „wartości wyższe". Jest oczy-
wiste, iż łączy je dialektyczny czy dynamiczny wzajemny
związek (czyli, jak wolę to określić, są raczej hierarchicz-
nie zintegrowane niż dychotomiczne). I wreszcie musimy
zająć się wyraźnym, opisowym faktem, że niższe potrze-
by i wartości przeważają nad wyższymi potrzebami i war-
tościami przez większość czasu i u większości osób, to
znaczy, iż wywierają one silny nacisk regresyjny. Jedy-
nie najzdrowsze, najdojrzalsze i najlepiej rozwinięte jed-
nostki częściej wybierają i preferują wartości wyższe
(i to tylko w dobrych lub dość dobrych warunkach ży-
ciowych). Dzieje się tak chyba głównie dzięki solidnej
podstawie zaspokojonych niższych potrzeb, które jako
uśpione i nieczynne przez zaspokojenie nie wywierają
regresywnego wstecznego wpływu. (Jest oczywistą praw-
dą, iż to założenie zaspokojenia potrzeb zakłada istnie-
nie nader dobrego świata.)
P-cdsumowując powyższe w sposób staromodny po-
wiem, że wyższa natura człowieka opiera się na jego na-
turze niższej, potrzebnej jako fundament, bez którego
musiałaby upaść. To znaczy, że dla ludzkości, widzianej
jako całość, wyższa natura ludzka jest nie do wyobraże-
nia bez zaspokojenia natury niższej jako jej podstawy.
Najlepszą drogą wiodącą do rozwoju wyższej natury jest
uprzednie spełnienie i zaspokojenie potrzeb natury niż-
szej. Co więcej, wyższa natura ludzka opiera się także na
istnieniu dobrego lub dość dobrego otoczenia — obecnego
i uprzedniego.
Zakładam przy tym, że wyższa natura człowieka, ideały
i aspiracje oraz zdolności opierają się nie na wyrzecze-
niu się instynktów, lecz raczej na ich zaspokojeniu. Oczy-
wiście te „podstawowe potrzeby", o których mówię, nie
są tym samym, co klasyczne freudowskie „instynkty".
A nawet jeśli tak, to sposób, w jaki ująłem to zagadnie-
nie, wskazuje na konieczność ponownego zbadania teorii
171
instynktów Freuda. Potrzeba tego już od dawna istnie-
je. Z drugiej strony takie ujęcie byłoby w pewnym sen-
sie izomorficzne z freudowską metaforyczną dychotomią
instynktów życia i śmierci. Może natomiast da się użyć
jego podstawowej metafory modyfikując konkretne
sformułowanie. Tę dialektykę między postępem a regre-
sją, między tym, co wyższe, a tym, co niższe, egzysten-
cjaliści obecnie wyrażają inaczej. Nie widzę większej róż-
nicy między tymi sformułowaniami z tym wyjątkiem, że
ja staram się zbliżyć moje sformułowanie do danych kli-
nicznych i empirycznych, łatwiejszych do potwierdzenia
albo odrzucenia.
EGZYSTENCJALNY DYLEMAT LUDZKI
Nawet istoty najpełniej ludzkie nie są wolne od głów-
nego ludzkiego dylematu bycia jednocześnie tylko stwo-
rzeniem i bogiem, słabym i silnym, ograniczonym i nie-
ograniczonym, tylko zwierzęcym i przekraczającym zwie-
rzęcość, dorosłym i dziecinnym, bojaźliwym i odważnym,
postępowym i wstecznym, pragnącym doskonałości i bo-
jącym się jej, robakiem i bohaterem. To właśnie usilnie
starają się nam przekazać egzystencjaliści. Myślę, że rnu-
simy się z nimi zgodzić na podstawie dostępnego nam
świadectwa, że ów dylemat i jego dialektyka znajdują
się u podstaw każego ostatecznego systemu psychodyna-
mizmu i psychoterapii. Co więcej, uważam go za podsta-
wowy dla każdej naturalistycznej teorii wartości.
Lecz jest bardzo ważne, a nawet decydujące, poniecha-
nie naszego, liczącego sobie trzy tysiące lat, zwyczaju
rozdwajania, rozszczepiania, rozdzielania na wzór logiki
arystotelesowskiej. („A i nie-A są od siebie całkowicie
odmienne i nawzajem się wykluczają. Dokonaj wyboru
— między jednym albo drugim. Ale nie możesz mieć
jednego i drugiego.") Chociaż może to być trudne, mu-
simy nauczyć się myślenia raczej holistycznego niż ato-
mistycznego. Wszystkie te „przeciwieństwa" są w istocie
rzeczy zintegrowane hierarchicznie, zwłaszcza u ludzi
zdrowszych, i jednym z właściwych celów terapii jest
przejście od dychotomii i rozszczepienia do integracji po-
zornie nie dających się pogodzić przeciwieństw. Nasze ce-
chy boskie opierają się na cechach zwierzęcych i ich po-
trzebują. Nasz wiek dojrzały nie powinien być jedynie
172
wyrzeczeniem się naszego dzieciństwa, lecz włączeniem
jego dobrych cech i budowaniem na nich. Wyższe war-
tości są hierarchicznie zintegrowane z wartościami niż-
szymi. Ostatecznie dychotornizowanie patologizuje, a pa-
tologia dychotomizuje. (For. ze wspaniałym pojęciem izo-
łacji u Groldsteina, 55.)
WRODZONE WARTOŚCI JAKO MOŻLIWOŚCI
Jak powiedziałem, wartości odkrywamy częściowo w
nas samych. Ale częściowo są one również stwarzane lub
wybierane przez samą osobę. Odkrycie nie jest jedyną
-drogą uzyskiwania wartości, którymi będziemy żyli. Po-
szukując ich w sobie rzadko odkrywamy coś ściśle jed-
noznacznego, strzałkę wskazującą tylko jeden kierunek,
potrzebę dającą się zaspokoić tylko w jeden sposób.
Wszystkie niemal potrzeby, zdolności i talenty dadzą się
zaspokoić w rozmaity sposób. Chociaż ta rozmaitość jest
ograniczona, jest to w każdym razie rozmaitość. Uro-
dzony sportowiec ma do wyboru wiele dziedzin sportu.
Potrzeba miłości może być zaspokojona przez każdą z
wielu osób i w różny sposób. Utalentowany muzyk bę-
dzie nieomal równie szczęśliwy z fletu jak z klarnetu.
Wielkiej klasy intelektualista może być równie szczęśli-
wy jako biolog, jako chemik bądź psycholog. Na każde-
go człowieka dobrej woli czeka wielka różnorodność
spraw czy obowiązków, którym może się oddać z równą
satysfakcją. Można powiedzieć, iż ta wewnętrzna struk-
tura natury ludzkiej jest raczej chrząstkowa niż kostna,
albo że można ją prowadzić i formować jak żywopłot,
a nawet rozpinać jak drzewka owocowe.
Problemy wyboru i wyrzeczenia się wciąż pozostają,
chociaż dobry eksperymentator lub terapeuta powinien
rychło się zorientować ogólnie co do talentów, uzdolnień
i potrzeb danej osoby i umieć na przykład udzielić jej
odpowiedniej wskazówki w wyborze zawodu.
Poza tym, kiedy wzrastająca osoba niewyraźnie zaczy-
na dostrzegać zakres swoich losów, wśród których może
wybierać zgodnie z okolicznościami, z aprobatą lub na-
ganą środowiska itd., i kiedy stopniowo skłania się (wy-
biera? jest wybrana?) do zostania, powiedzmy, lekarzem,
szybko wyłaniają się problemy samokształtowania i sa-
mostwarzania. Dyscyplina, wytężona praca, odkładanie
173
na później przyjemności, zmuszanie się, kształtowanie i
ćwiczenie siebie, to wszystko staje się konieczne nawet
dla „urodzonego lekarza". Bez względu na to, jak bardzo
lubi swą pracę, są i takie zajęcia, do których musi się
zmuszać dla dobra sprawy.
Można to przedstawić w inny sposób: samorealizacja
poprzez zawód lekarza oznacza zostanie lekarzem dob-
rym, nie zaś marnym. Ten ideał na pewno stwarza czę-
ściowo on sam, częściowo podsuwa mu kultura, a czę-
ściowo odkrywa go w sobie samym. To, jakim według
niego powinien być dobry lekarz, jest równie determinu-
jące, jak jego własne talenty, zdolności i potrzeby.
•*•'•'"••• CZY TERAPIA
ODKRYWAJĄCA
; POMAGA W POSZUKIWANIU WARTOŚCI?
Hartmann (61, s. 51, 60, 85) zaprzecza tezie, jakoby
imperatywy moralne można wyprowadzić z danych psy-
choanalitycznych (ale zob. również s. 92).3 Lecz co ozna-
.cza tutaj wyraz „wyprowadzić",? Twierdzę, że psycho-
analiza i inne terapie odkrywające po prostu odsła-
niają, czyli ukazują wewnętrzny bardziej biologiczny
i instynktoidalny rdzeń natury ludzkiej. Część tego rdze-
nia stanowią pewne preferencje i pragnienia, które moż-
na uważać za wartości wrodzone i ugruntowane biolo-
gicznie, aczkolwiek słabe. Wszystkie podstawowe potrze-
by należą do tej kategorii, jak również wrodzone uzdol-
nienia i talenty jednostki. Nie mówię, że są to „powin-
ności" lub „nakazy moralne", przynajmniej w dawnym,
zewnętrznym sensie. Mówię jedynie, iż są one wrodzone
naturze ludzkiej, a ponadto, że ich negowanie i zniwe-
8 Nie jestem pewien, w jakim stopniu występuje tu
prawdziwa
różnica opinii. Na przykład wydaje mi się, że pewna
wypowiedź
jHairtmanna (s. 92) jest zgodna z moją powyższą tezą,
zwłaszcza
w swoim nacisku na „wartości autentyczne".
Por. z poniższym zwięzłym sformułowaniem Feuera (43, s.
13-
-14): „Różnica między wartościami autentycznymi a
'nieautentycznymi jest różnicą między wartościami, które
wyrażają pierwotne popędy organizmu, a wartościami, które
są wywołań te przez niepokój. Jesit to kontrast mię-
dzy wartościami, które wyrażają wolną osobowość, a
wartościa-
mi, które są regresywne przez lęk i tabu. Jest to rozróżnienie,
które znajduje się u podstawy teorii etycznej, i rozwinięcie
socjo-
logu stosowanej dla wypracowania ludzkiego szczęścia".
174
czenie powoduje psychopatologię, a więc zło, bo chociaż:
nie są to synonimy, patologia i zło na pewno zachodzą na
siebie.
Podobnie mówi Redlich (109, s. 88): „Jeśli poszukiwa-
nie terapii staje się szukaniem ideologii, musi to pro-
wadzić do rozczarowania, jak wyraźnie stwierdził Whee-
lis, gdyż psychoanaliza nie może dostarczać ideologii".
Oczywiście jest to prawdziwe, jeżeli rozumiemy wyraz
,,ideologia'' dosłownie.
A jednak znowu przeoczą się coś bardzo ważnego. Acz-*
kolwiek te odkrywające terapie nie dostarczają
ideologii, z pewnością pomagają one odsłonić i ob-
nażyć przynajmniej predyspozycje lub zaczątki
wrodzonych wartości.
To znaczy, iż odkrywający, sięgający głębi terapeuta
może pomóc pacjentowi w odkryciu, jakich najgłębszych,
najbardziej wewnętrznych wartości po omacku poszuku-
je, pragnie, potrzebuje. Utrzymuję przeto, że właściwy
rodzaj terapii jest raczej ważny przy poszukiwaniu
wartości niż nieważny, jak twierdzi Wheelis (174).
Uważam nawet za możliwe, iż wkrótce będziemy
mogli nawet określić terapię jako poszukiwanie
wartości, ponieważ w końcu poszukiwanie tożsamości jest
w swej istocie poszukiwaniem swoich własnych, wrodzo-
nych, autentycznych wartości. Staje się to zrozumiałe
zwłaszcza wtedy, jeśli pamiętamy o tym, że ulepszona
samowiedza (i wyrazistość własnych wartości) jest rów-
noczesna z ulepszoną wiedzą o innych i ogólną wiedzą
o rzeczywistości (jak również z wyrazistością ich war-
tości).
Wreszcie uważam za rzecz możliwą, iż powszechne nad-
mierne podkreślanie (domniemanej) przepaści między sa-
mowiedza a działaniem etycznym (i zaangażowaniem wo-
bec wartości) może samo w sobie być symptomem szcze-
gólnie obsesyjnego rozłamu między myślą a dzia-
łaniem, który nie jest tak powszechny dla innych typów
charakteru (zob. 32). Można to prawdopodobnie rozsze-
rzyć na odwieczną filozoficzną dychotomię między „jest"
a „powinno być", między faktem a normą. Z moich obser-
wacji ludzi zdrowszych, ludzi w doświadczeniach szczy-
towych i ludzi, którym udaje się zintegrować swoje dob-
re obsesyjne cechy z dobrymi histerycznymi cechami wy-
nika, iż na ogół nie ma tu takiej nieprzebytej
175.
otchłani czy rozwarcia, że u nich z jasnej wiedzy zwykle
wypływa bezpośrednio spontaniczny czyn lub zaangażo-
wanie etyczne. To znaczy, że skoro już wi e d z ą, co
jest słuszne, czynią to. Co pozostaje u zdrowszych
-osób z tej przepaści między wiedzą a czynem? Tylko to,
co jest nieodłączne od rzeczywistości i egzystencji, ra-
-czej tylko realne problemy niż pseudo-problemy.
Na ile to przypuszczenie jest słuszne, na tyle głębokie,
odkrywające terapie mają znaczenie nie tylko jako leczą-
ce choroby, lecz także jako prawomocne techniki odkry-
wania wartości.
13. ZDROWIE JAKO TRANSCENDENCJA OTOCZENIA
Mam tu na myśli uratowanie jednego punktu, który
może się zagubić na fali obecnej dyskusji dotyczącej zdro-
wia psychicznego. Niebezpieczeństwo, jakie widzę, to od-
rodzenie się w nowych i bardziej wyszukanych formach
starej idei utożsamiającej zdrowie psychologiczne z przy-
stosowaniem do rzeczywistości, do społeczeństwa, do in-
nych ludzi. Oznacza to, że jako autentyczną czy zdrową
osobę będziemy określali jednostkę nie ze względu na nią
samą, nie w jej autonomii, nie na mocy jej własnych
wewnątrz-psychicznych i nie-środowiskowych praw, nie
jako wyróżniającą się od otoczenia, niezależną
od niego, a nawet mu przeciwstawną, lecz raczej w ter-
minach odnoszących się do środowiska, na przykład jej
umiejętności panowania nad otoczeniem, bycia zdolnym,
adekwatnym, skutecznym, kompetentnym w odniesieniu
do niego, wykonywania dobrej roboty, prawidłowego
postrzegania g o, bycia w dobrych stosunkach z nim,
zdobycia powodzenia według jego kategorii. Innymi
słowy — analiza pracy, wymogi zadania nie powinny sta-
nowić głównego kryterium wartości czy zdrowia jedno-
stki. Istnieje nie tylko orientacja w kierunku zewnętrz-
nym, lecz i wewnętrznym. W teoretycznym opracowaniu
definicji zdrowej psyche nie można kierować się centrum
znajdującym się na zewnątrz psychiki ludzkiej. Nie wol-
no nam wpaść w pułapkę określania zdrowego organizmu
według tego, do czego jest on „przydatny", jak gdyby
był raczej narzędziem niż czymś samym w sobie, jak
gdyby był tylko środkiem do jakiegoś zewnętrznego celu.
(W moim rozumieniu psychologii marksistowskiej ona też
kategorycznie i niedwuznacznie wyraża pogląd, iż psyche
jest zwierciadłem rzeczywistości.)
Ostatni artykuł Roberta White'a w „Psychological Re-
view" Motivation Reconsidered (177) i książka Roberta
Woodwortha Dynamics of Behavior (184) dały mi dużo
do myślenia. Wybrałem je, ponieważ są to doskonałe
prace, głęboko przemyślane i ponieważ znacznie posunę-
ły naprzód teorię motywacji. Zgadzam się z nimi w tym,
do czego dochodzą. Ale uważam, że nie idą wystarczająco
daleko. Zawiera się w nich, w formie ukrytej, niebez-
pieczeństwo, o którym wspominałem, że chociaż mistrzo-
stwo, skuteczność i kompetencja mogą być raczej aktyw- ^
nymi niż biernymi stylami przystosowania się do rzeczy- ^
wistości, są to mimo wszystko odmiany teorii przy-
stosowania się. Uważam, że musimy przekroczyć te
stwierdzenia, mimo że są godne podziwu, by dojść do
wyraźnego uznania transcendencjiJ wobec środowiska,
niezależności od niego, możności przeciwstawienia się mu,
zwalczania go, lekceważenia go, nieliczenia się z nim, y
odrzucenia go lub odmowy przystosowania się do niego.
(Pomijam pokusę omówienia kwestii męskiego charakte-
ru tych terminów na Zachodzie i w Ameryce. Czy ko-
bieta, Hindus, a nawet Francuz myśli przede wszystkim
•w kategoriach mistrzostwa i kompetencji?) Dla teorii
^zdrowia psychicznego nie wystarcza powodzenie ze-
wnątrzpsychiczne; musimy tu włączyć także zdrowie we-
wnątrzpsychiczne.
Inny przykład, którego nie traktowałbym poważnie,
gdyby tak wiele innych osób nie traktowało go
poważnie, to próby określenia jaźni na sposób Harry
Stack Sullivana po prostu w terminach tego, co myślą
1 Używam wyrazu „transcendencja" z braku lepszego.
„Nie-
(zależność od" sugeruje zbyt bezpośrednio dychotomią
między
ja" a środowiskiem i dlatego jest nieodpowiednie.
Niestety
„transcendencja" dla pewnych osób oznacza coś
„wyższego", co
odrzuca i nie uznaje „niższego", a więc znów powstaje
fałszywe (
rozdwojenie. W innych pracach dla kontrastu z
„dychotomicznym v
sposobem myślenia" używałem hierarchicznie integrującego
spo-
sobu myślenia, które po prostu zakłada, że wyższe jest
budowa-
li ne i opiera sią na niższym, ale też obejmuje niższe. Na
przy-
kład, centralny układ nerwowy lub hierarchia potrzeb
podstawowych czy armia — są hierarchicznie
zintegrowane. Stosuję -
tutaj wyraz „transcendencja" raczej w sensie hierarchiczno-
inte-
gracyjnym niż w sensie dychotomicznym. * , -
177 fis
0 niej inni ludzie, skrajnej kulturalnej względności, w
której zupełnie zatraca się zdrowa indywidualność. Sulli-
van ma rację, jeśli chodzi o niedojrzałą osobowość. Ale
my mówimy o zdrowej, w pełni dojrzałej osobie. A t a-
k ą osobę na pewno charakteryzuje wznoszenie się ponad
opinię innych ludzi.
Żeby uzasadnić moje przekonanie o konieczności za-
chowania różnicy między ja a nie-ja dla zrozumienia jed-
nostki w pełni dojrzałej (autentycznej, samourzeczywi-
stniającej się, zindywidualizowanej, zdrowej) skrótowo
przedstawiam następujące rozważania.
1. Najpierw wspomnę o pewnych danych przedstawio-
nych przeze mnie w artykule z 1951 roku Resistance to
Acculturation (96). Podałem w nim, że zdrowi osobnicy
poddani moim badaniom tylko powierzchownie akceptu-
ją utarte zwyczaje, lecz w głębi odnoszą się do nich
zdawkowo, od niechcenia i nie przejmują się nimi.
To znaczy mogą je przyjąć lub odrzucić. Prawie u wszyst-
kich znalazłem spokojne, pobłażliwe odrzucanie głupstw
1 niedostatków kultury połączone z większym lub mniej-
szym wysiłkiem w kierunku ich naprawy. Wykazywali
wyraźną zdolność do ich energicznego zwalczania, kiedy
uważali to za konieczne. Przytoczę z tego artykułu: „Mie-
szanina różnych proporcji sympatii czy uznania i wro-
gości i krytyki wskazywała, iż wybierają oni z kultury
amerykańskiej to, co w ich opinii jest w niej dobre, i od-
rzucają to, co uważają za złe. Jednym słowem, ważą ją
i oceniają (według swych wewnętrznych kryteriów), a na-
stępnie podejmują własne decyzje".
Wykazywali też zadziwiającą skłonność do odseparo-
wywania się od ludzi w ogóle i mocne upodobanie, a na-
wet silną potrzebę prywatności (97).
„Dla tej i innych przyczyn można ich nazwać autono-
micznymi, to znaczy kierującymi się prawami swego
własnego charakteru, a nie regułami społecznymi (o ile
zachodzi między nimi różnica). W tym właśnie znaczeniu
nie są oni tylko czy jedynie Amerykanami, lecz także
członkami całego rodzaju ludzkiego." Dalej postawiłem
hipotezę, że ,,ci ludzie powinni mieć mniej ^charakteru
narodowego« i powinni być bardziej niż są podobni do
siebie nawzajem pod względem kultury, tak jak jest
17R
w przypadku mniej rozwiniętych osób należących do ich
własnej kultury".2
To, co pragnę tutaj podkreślić, to oderwanie, niezależ-
ność, samorządny charakter tych ludzi, skłonność do szu-
kania w sobie drogowskazów i prawideł życiowych.
2. Co więcej, tylko przez takie zróżnicowanie możeny
pozostawić teoretyczne miejsce dla medytacji, kontem-
placji i dla wszystkich innych form wejścia w swoją
jaźń, odwrócenia się od świata zewnętrznego dla wsłu-
chania się w głosy wewnętrzne. Obejmuje to wszystkie *
procesy wszystkich terapii intuicyjnych, w których od-
wrócenie się od świata jest warunkiem koniecznym, w
których droga do zdrowia prowadzi przez zwrócenie się
do świata fantazji i procesów pierwotnych, to znaczy
w ogóle przez odzyskanie sfery wewnątrzpsychicznej.
Warstwa psychoanalityczna znajduje się na zewnątrz kul-
tury na tyle, na ile to jest możliwe. (Przy pełniejszym
omawianiu tematu z pewnością broniłbym tezy o ko-
rzystaniu z samej świadomości i o wartościach, jakie da-
je doświadczenie; 28, 124.)
3. Myślę, że obecne zainteresowanie zdrowiem, tworze-
niem, sztuką, zabawą i miłością nauczyło nas wiele na
temat psychologii ogólnej. Z wielu różnych rezulta-
tów tych badań wybiorę jeden dla uwypuklenia mego
obecnego celu, jakim jest zmiana postawy wobec głę-
bin natury ludzkiej, nieświadomości, procesów pierwot-
2 Przykłady tego rodzaju transcendencji stanowią Walt Whit-
man i William James, którzy będąc do głębi i nieskazitel-
nie amerykańscy, byli jednocześnie ponadkulturowymi,
między-
narodowymi członkami całego rodzaju ludzkiego. Byli
obywate-
lami świata nie mimo swej amerykańskiej narodowości, lecz
właśnie dlatego, iż byli takimi Amerykanami. Podobnie ży-
dowski filozof Martin Buber był czymś więcej niż Żydem.
Ho-
kusai, Japończyk w każdym calu, był artystą światowym. Za-
pewne żadna sztuka uniwersalna nie może nie mieć swych
korzeni. Sztuka wyłącznie regionalna to coś innego niż re-
gionalnie zakorzeniona sztuka, która staje się ogólnoludzka.
Mo-
żemy tu przypomnieć dzieci Piageta, które nie mogły sobie
wy-
obrazić, iż są jednocześnie Genewczykami i Szwajcarami, za-
nim dorosły na tyle, żeby jedno włączyć do drugiego, i to
w sposób hierarchicznie zintegrowany. Te i inne przykłady
po-
daje Allport (3). /, fti -;/ •.•.:.<
179
nych, tego, co archaiczne, mitologiczne i poetyckie. Po-
nieważ korzenie złego zdrowia wykryto najpierw w nie-
świadomości, mamy skłonność do myślenia o nieświado-
mości jako czymś niedobrym, złym, szalonym, brudnym
lub groźnym i do myślenia o procesie pierwotnym jako
zniekształcającym prawdę. Teraz jednak, kiedy
się okazało, iż te głębie stanowią również źródło twór-
czości, sztuki, miłości, poczucia humoru i zabawy, a na-
wet niektórych rodzajów prawdy i wiedzy, można mówić
o zdrowej nieświadomości i zdrowej regresji. Zwłaszcza
zaś możemy zacząć cenić pierwotny proces poznania i
archaiczne czy mitologiczne myślenie, zamiast uważać je
za patologiczne. Możemy obecnie zwracać się ku pierwot-
nemu procesowi poznania w pewnych rodzajach wiedzy
— dotyczącej nie tylko jaźni, lecz również świata — na
które procesy wtórne są ślepe. Te procesy pierwotne są
częścią normalnej czy zdrowej natury ludzkiej i muszą
być włączone do każdej wyczerpującej teorii zdrowej
ludzkiej natury (84, 100).
Jeśli uznamy te uwagi za słuszne, to będziemy musie-
li zmierzyć się z faktem, że owe osoby są intrapsychiczne
1 mają swe własne autochtoniczne prawa i reguły, że nie
są przede wszystkim dostosowane do zewnętrznej
rzeczywistości bądź przez nią ukształtowane lub odpo-
wiednio wyposażone, by jej sprostać. Bardziej zewnętrz-
ne warstwy osobowości są przeznaczone do zajęcia się
tym zagadnieniem. Identyfikowanie całej psyche z tymi
mechanizmami służącymi do zmagania się z otoczeniem
byłoby utratą tego, czego już nie chcemy stracić. Ade-
kwatność, przystosowanie, adaptacja, kompetencja, mi-
strzowskie władanie jakąś umiejętnością, walka —
wszystko to są słowa skierowane na otoczenie, a tym sa-
mym są niewystarczające dla opisania całej psyche,
któr-aj część nie ma nic wspólnego z otoczeniem.
4. Ważne jest tutaj tr.l~że rozróżnienie miedzy walczą-
cym aspektem zachowania a aspektem ekspresyjnym.
Wychodząc z różnych postaw podważałem pewnik, iż każ-
de zachowanie jest umotywowane. Obecnie podkreślam
fakt, że ekspresyjne zachowanie jest albo nieumotywo-
wane, albó~"w każdym razie, mniej umotywowane niż za-
chowanie polegające na zmaganiu się z czymś (zależnie
od tego, co rozumiemy przez „umotywowane"). Zacho-
wania ekspresyjne w swej czystej formie mają mało
wspólnego z otoczeniem i nie zakładają jako celu jego
zmiany lub adaptacji do niego. Słowa: adaptacja, adekwat-
ność, kompetencja czy mistrzostwo nie mają zastosowa-
nia do zachowań ekspresyjnych, a jedynie do zachowań
„walczących". Ześrodkowana na rzeczywistości teoria
pełnej natury ludzkiej nie może zawierać ekspresji ani
posługiwać się nią, chyba że z wielkim trudem. Natural-
nym i łatwym punktem centralnym dla zrozumienia eks-
presyjnego zachowania jest centrum intrapsychiczne (97,
roidz. II). ^
5. Skoncentrowanie się na zadaniu prowadzi do zor-
ganizowania się dla uzyskania skuteczności działania za-
równo wewnątrz organizmu, jak i wobec otoczenia. To,
co nieistotne, jest odsunięte na plan dalszy i przestaje
być interesujące. Różne odpowiednie zdolności i informa-
cje układają się zgodnie z hegemonią celu, zamiaru, co
znaczy, że to, co ważne, zostaje określone w terminach
tego, co pomaga rozwiązać problem, to znaczy w termi-
nach użyteczności. To, co nie pomaga rozwiązać proble-
mu, staje się nieważne. Zachodzi konieczność selekcji,
jak również redukcji, która może również oznaczać nie-
dostrzeganie pewnych rzeczy, niedbałość, wyłączenie.
Stwierdziliśmy jednak, że umotywowana percepcja, na-
stawienie się na zadanie, poznanie w terminach użytecz-
ności, a więc to wszystko, co wiąże się ze skutecznością
i kompetencją (a co White określa jako „zdolność orga-
nizmu do skutecznego współdziałania ze swoim otocze-
niem") jeszcze coś pomija. Wykazałem, że pełne pozna-
nie musi być oderwane, bezinteresowne, pozbawione
pragnień, nieumotywowane. Tylko w ten sposób jesteś-
my w stanie postrzegać przedmiot w jego własnej natu-
rze, z jego własnymi obiektywnymi, wewnętrznymi ce-
chami charakterystycznymi, a nie redukować go do „tego,
co pożyteczne", „tego, co zagraża" itd.
Odcinamy się od możliwości pełnego, obiektywnego,
oderwanego, niezakłócającego poznania, jeżeli usiłujemy
zawładnąć otoczeniem lub odnieść z niego korzyść. Tylko
pozostawiając je takim, jakie jest, możemy dojść do pełni
poznania. Opierając się na doświadczeniu psychoterapeu-
tycznym można stwierdzić, że im usilniej dążymy do po-
stawienia diagnozy i zaplanowania działań, tym mniej
181
stajemy się pomocni. Im usilniej staramy się wyleczyć,
tym dłużej to trwa. Każdy psychiatra musi nauczyć się,
by nie usiłować wyleczyć, nie tracić cierpli-
wości. W tej sytuacji, podobnie jak w wielu innych, ustą-
pić znaczy zwyciężyć, okazać pokorę to odnieść sukces.
Taoiści i buddyści zeń szli taką właśnie drogą i potrafili
przed tysiącem lat poznać to, z czego my, psycholodzy,
dopiero teraz zaczynamy zdawać sobie sprawę.
Najważniejsze jednak jest moje wstępne stwierdzenie,
że tego rodzaju poznanie Bytu świata (poznanie-B) czę-
ściej znajdujemy u ludzi zdrowych, a nawet może się
ono okazać jedną z cech określających zdrowie. Znalaz-
łem je również w doświadczeniach szczytowych (przejścio-
wa samorealizacja). To wskazuje, że nawet w odniesieniu
do zdrowych związków z otoczeniem, słowa: władanie,
kompetencja i efektywność sugerują o wiele aktywniej-
szą celowość niż jest pożądane dla pojęcia zdrowia lub
transcendencji.
Jako pojedynczy przykład następstw tej zmiany w po-
stawie wobec procesów nieświadomych można założyć
hipotezę, że pozbawienie zmysłów zamiast tylko przera-
żać powinno ludziom zdrowym sprawiać także przyjem-
ność. To znaczy, skoro przez odcięcie od świata zewnętrz-
nego może przenikać do świadomości świat wewnętrzny
i skoro ten świat wewnętrzny jest bardziej akceptowa-
ny i daje większą radość ludziom zdrowszym, to powin-
ni oni prawdopodobnie więcej się cieszyć z pozbawienia
zmysłów.
6. Na zakończenie dla upewnienia się, iż ten punkt nie
będzie pominięty, chcę podkreślić (1), że wgląd w siebie
w poszukiwaniu prawdziwej jaźni jest pewnego rodzaju
„biologią subiektywną", gdyż musi obejmować wysiłek
uświadomienia sobie swych potrzeb, zdolności i reakcji
wynikających z konstytucji, temperametu, anatomii, fiz-
jologii i biochemii, to znaczy własnej indywidualności
biologicznej. Wtedy jednak (2), choć to może brzmieć
jak paradoks, będzie to równocześnie droga do doświad-
czenia swej własnej gatunkowości, wspólnoty ze wszyst-
kimi innymi członkami rodzaju ludzkiego. A więc jest
to droga do doświadczenia naszego biologicznego brater-
stwa ze wszystkimi istotami ludzkimi bez względu na ich
zewnętrzne uwarunkowania.
STRESZCZENIE
Oto czego mogą nas nauczyć nasze dotychczasowe roz-
ważania o teorii zdrowia:
1. Nie wolno zapominać o autonomicznej jaźni czy
czystej psyche. Nie wolno jej traktować jedynie ja-
ko instrumentu adaptacyjnego.
2. Nawet kiedy zajmujemy się naszymi związkami z
otoczeniem, musimy zostawić teoretyczne miejsce zarów-
no dla receptywnej, jak i władczej relacji do środowiska.
3. Psychologia stanowi częściowo gałąź biologii, a czę-
ściowo socjologii. Ale nie ogranicza się tylko do tego.
Ma również swój własny zakres działania, tę część psy-
che, która nie jest odbiciem zewnętrznego świata
ani czynnikiem, który go kształtuje.
Część VI
PRZYSZŁE
14. PEWNE PODSTAWOWE PROPOZYCJE
PSYCHOLOGII WZROSTU I SAMOAKTUALIZACJ1
Kiedy się zmienia filozofia człowieka (dotycząca jego
natury, jego celów, możliwości, jego spełnienia), to
wszystko się zmienia, nie tylko filozofia polityki, ekono-
mii, etyki i wartości, stosunków międzyludzkich i samej
historii, lecz także filozofia wychowania, psychoterapii
i wzrostu osobowego, teoria tego, jak pomagać ludziom,
aby stali się tym, czym mogą i czym bardzo potrzebują
zostać.
Jesteśmy obecnie w połowie drogi wiodącej do takiej
zmiany koncepcji ludzkich uzdolnień, możliwości i ce-
lów. Wyłania się nowe spojrzenie na możliwości człowie-
ka i na jego przeznaczenie; implikacje tego są liczne, nie
tylko dla naszych koncepcji wychowania, lecz również
dla nauki, polityki, literatury, ekonomii i religii, a nawet
dla naszych koncepcji świata poza-ludzkiego.
Sądzę, iż jest obecnie możliwe naszkicowanie takiego
poglądu na naturę ludzką jako całościowego, pojedyncze-
go, obszernego systemu psychologii, mimo że znaczna je-
go część powstała jako reakcja przeciw ogranicze-
niom (jako filozofie natury ludzkiej) dwu najbardziej
obszernych systemów psychologicznych, jakimi obecnie
rozporządzamy, a mianowicie behawioryzmu (lub asocja-
cjonizmu) i klasycznej freudowskiej psychoanalizy. Zna-
lezienie pojedynczego określenia dla tego poglądu nadal
pozostaje zadaniem trudnym i być może jeszcze przed-
wczesnym. W przeszłości nazywałem go psychologią
„holistyczno-dynamiczną" dla wyrażenia mego przekona-
nia co do jej głównych korzeni. Niektórzy, idąc za Gold-
steinem, nazywają ją „organizmiezną". Sutich i inni zwą
ją psychologią jaźni lub hujnanistj^zna,. Zobaczymy. Co
do mnie, przypuszczam, iż za parę dziesięcioleci, o ile
zachowa ona swą eklektyczność i obszerność, będzie na-
zwana po prostu „psychologią". Myślę, że oddam naj-
większą przysługę mówiąc przede wszystkim od siebie
i na podstawie własnej pracy, nie zaś jako „oficjalny'*
rzecznik tej licznej grupy myślicieli, aczkolwiek jestem
pewien, iż istnieje między nimi bardzo obszerne pole po-
rozumienia. Wybór prac z zakresu tej „trzeciej siły" jest
umieszczony w bibliografii. Mając ograniczone miejsce
przedstawię tu tylko niektóre główniejsze tezy tego po-
glądu. Muszę się zastrzec, że w wielu punktach znacznie
wyprzedzam moje dane. Niektóre z tych twierdzeń opie-
rają się raczej na moim osobistym przekonaniu niż na
faktach zweryfikowanych publicznie. Jednak wszystkie
one w zasadzie dają się potwierdzić lub obalić.
1. Każdy z nas ma swą zasadniczą, wewnętrzną na-
turę, która jest instynktowa, tkwiąca w nas, dana, „na-
turalna", to znaczy wyposażona w dający się określić
dziedziczny czynnik determinujący, i która wykazuje sil-
ną tendencję, aby się utrzymać (87, rozdz. 7).
Sensowne jest mówienie tu o dziedzicznych, konstytu-
cjonalnych i bardzo wcześnie nabywanych korzeniach
indywidualnej jaźni, mimo że taka biologiczna de-
terminacja jaźni jest tylko częściowa i zbyt skompliko-
wana dla prostego opisu. W każdym razie nie jest to
produkt finalny, ale raczej „surowiec", na który wywie-
ra swój wpływ konkretna jednostka, ci „inni", dla któ-
rych ma ona znaczenie, jej środowisko itd.
Włączam do tej zasadniczej wewnętrznej natury in-
stynktoidalne potrzeby podstawowe, zdolności, talenty,
strukturę anatomiczną, równowagę fizjologiczną lub tem-
peramentu, uszkodzenia przedporodowe i porodowe oraz
urazy w niemowlęctwie. Ten wewnętrzny rdzeń objawia
się jako naturalne inklinacje, skłonności lub wewnętrz-
ne zamiłowanie. Czy należy tu włączyć mechanizmy
obronne i aktywne, „styl życia" i inne cechy charaktero-
logiczne — wszystko ukształtowane w pierwszych latach
życia — jest nadal kwestią dyskusyjną. Ten surowy ma-
teriał bardzo szybko przekształca się w jaźń w spotkaniu
185
ze światem zewnętrznym i zaczyna nawiązywać z nim
kontakty.
2. To są możliwości, nie zaś końcowe urzeczywistnie-
nia. Dlatego ciągną się przez całe życie i trzeba je trak-
tować rozwojowo. Są urzeczywistniane, kształtowane lub
tłumione głównie (lecz nie wyłącznie) przez determinan-
ty ekstrapsychiczne (kulturę, rodzinę, środowisko, naukę
itd.). Bardzo wcześnie w życiu owe pozbawione celu na-
kazy i tendencje zostają powiązane z przedmiotami („sen-
tymenty") przez ukierunkowanie (122), jak również przez
arbitralnie wyuczone asocjacje.
3. Ten wewnętrzny rdzeń, chociaż opierający się na
biologii ludzkiej i „instynktoidalny", w pewnym sensie
jest raczej słaby niż silny. Łatwo daje się przezwycię-
żyć, wyprzeć lub stłumić. Można się go nawet pozbyć
bezpowrotnie. Ludzie nie mają już instynktów w sensie
zwierzęcym, silnych, nieomylnych głosów wewnętrznych,
które mówią im jednoznacznie, co robić, kiedy, gdzie, jak
i z kim. To, co nam pozostało, to tylko szczątki instynk-
tu. Co więcej, są one słabe, nikłe i delikatne, bardzo
łatwo zagłuszane przez naukę, oczekiwania kulturowe,
lęk, naganę itd. Są raczej trudne niż łatwe do pozna-
nia. Autentyczną osobowość da się określić po części ja-
ko zdolność słyszenia w sobie tych głosów-impulsów, to
znaczy uświadamiania sobie, czego rzeczywiście pragnie-
my, a czego nie, do czego jesteśmy zdatni, a do czego nie
itd. Wydaje się, że zachodzą duże indywidualne różnice
w sile tych głosów-impulsów.
4. Wewnętrzna natura każdej osoby ma pewne cechy
posiadane przez wszystkie inne jednostki (obejmujące
cały gatunek) i ma inne należące wyłącznie do danej oso-
by (idiosynkratyczne). Potrzeba miłości charakteryzuje
każdą narodzoną istotę ludzką (chociaż może ona później
zniknąć w pewnych okolicznościach). Natomiast geniusz
muzyczny dany jest nielicznym, a i oni znacznie się róż-
nią między sobą stylem, na przykład Mozart i Debussy.
5. Zachodzi możliwość naukowego i obiektywnego (to
znaczy za pomocą właściwego rodzaju „nauki") badania
tej wewnętrznej natury i odkrycia, jak się ona przedsta-
wia (odkryć — nie wymyślić czy skonstruować). Moż-
na też zrobić to subiektywnie, przez wewnętrzne docieka-
nia i psychoterapię, te zaś oba przedsięwzięcia wzajem-
nie uzupełniają się i podtrzymują. Rozszerzona huma-
nistyczna filozofia nauki musi obejmować te techniki eks-
perymentalne.
6. Wiele aspektów tej wewnętrznej, głębszej natury
jest albo (a) aktywnie wypieranych, jak to opisał Freud,
ponieważ jednostka ich się boi lub je potępia, względnie
są one obce jej ego, albo (b) „zapomnianych" (zaniedba-
nych, nie używanych, pominiętych, nie wyrażonych słow-
nie lub stłumionych), jak to opisał Schachtel. Przeto wie^-
le z tej wewnętrznej, głębszej natury należy do sfery
nieświadomości. Może się to odnosić nie tylko do impul-
sów (popędów, instynktów, potrzeb), jak podkreśla Freud,
lecz także do zdolności, emocji, sądów, postaw, określeń,
percepcji itd. Aktywne tłumienie wymaga wysiłku i zu-
żywa energię. Istnieje wiele specjalnych technik pod-
trzymujących aktywną nieświadomość, jak wyrzeczenie,
projekcja, reakcja upozorowana itd. Jednak wyparcie nie
zabija tego, co wypiera. Wyparte pozostaje jako czynny
determinant myśli i zachowania.
Zarówno czynne jak bierne wyparcie zaczyna się już
chyba we wczesnym okresie życia, przeważnie jako re-
akcja na rodzicielską i kulturową dezaprobatę.
Mamy jednak pewne kliniczne dowody, że wyparcie
może też wynikać ze źródeł wewnątrzpsychicznych, poza-
kulturowych u małego dziecka albo w okresie dojrzewa-
nia, a więc z obawy, by nie zostać opanowanym przez
swe własne instynkty, by nie ulec dezintegracji, nie „roz-
paść się", nie wybuchnąć itd. Jest teoretycznie możliwe,
iż dziecko wytworzy samorzutnie postawy lęku i deza-
probaty wobec swych własnych impulsów, aby następnie
bronić się przed nimi w różny sposób. Jeśli tak, to spo-
łeczeństwo nie musi być jedyną siłą wypierającą, mogą
jeszcze istnieć wewnątrzpsychiczne siły wypierające i
kontrolujące. Można je nazwać „wewnętrznymi przeciw-
-kateksjami".
Dobrze jest odróżniać nieświadome popędy i potrzeby
od nieświadomych sposobów poznania, bowiem te ostat-
nie są często łatwiejsze do uświadomienia sobie, a więc
i do zmodyfikowania. Poznanie procesów pierwotnych
187
(Freud) bądź myślenie archaiczne (Jung) są łatwiejsze do
odzyskania na przykład dzięki różnym formom wychowa-
nia przez twórczość, taniec i inne techniki niewerbalne.
7. Ta wewnętrzna natura, choć „słaba", rzadko znika
czy w ogóle ginie u zwykłej osoby w Stanach Zjedno-
, czonych (jednak taki zanik jest możliwy we wczesnym
dzieciństwie). Ona utrzymuje się w ukryciu, nieświado-
mie, chociaż zaprzeczana i wypierana. Podobnie jak głos
, rozumu (który stanowi jej część) przemawia ona cicho,
ale będzie usłyszana, choćby w zniekształconej for-
mie. To znaczy, ma ona swą własną dynamiczną siłę, któ-
ra zawsze dąży do otwartej i swobodnej wypowiedzi.
Trzeba użyć wysiłku, by ją stłumić lub wyprzeć, co mo-
• że spowodować zmęczenie. Ta siła stanowi jeden z głów-
nych aspektów „woli zdrowia", impulsu do wzrastania,
pędu do samorealizacji, poszukiwania własnej tożsamości.
To ona w zasadzie umożliwia psychoterapię, wychowanie
i samodoskonalenie.
8. Jednak ten wewnętrzny rdzeń, czyli jaźń, tylko po
części rozwija się dzięki (obiektywnemu lub subiektyw-
; neniu) odkryciu, odsłanianiu i akceptowaniu tego, co jest
: „tam" przed nami. Częściowo jest on też kreacją samej
csofoy. Życie to nieprzerwany ciąg dokonywanych przez
jednostkę wyborów, których głównym determinantom
jest osoba jako już uformowana (wraz z jej własnymi
•., celami, jej odwagą lub lękiem, poczuciem odpowiedzial-
• ności, mocą swojego ego, „siłą woli" itd.). Nie możemy
już uważać osoby za „w pełni zdeterminowaną", jeśli
to ma oznaczać „zdeterminowaną tylko przez siły ze-
wnętrzne wobec osoby". Osoba o tyle, o ile jest auten-
-/_ tyczną osobą, jest swoim własnym głównym
determinan-
tem. Każda osoba jest po części „swoim własnym projek-
tem" i sama siebie tworzy.
" •Ł"'-«"^v.%..i]B*r*t*'*7"- "•-"-" ' •-•-".•.f-."- •-•-. -.
.,,..
9. Jeśli ten zasadniczy rdzeń (wewnętrzna natura) da-
nej osoby będzie zniweczony, zaprzeczony lub stłumiony,
wyniknie choroba, niekiedy w formie widocznej, czasem
w subtelnej i pośredniej, może to nastąpić natychmiast
albo po pewnym czasie. Liczba tych psychologicznych
chorób obejmuje znacznie więcej pozycji niż podaje lista
Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego. Obec-
188
nie uważa się zaburzenia i zakłócenia charakteru za
o wiele ważniejsze dla losów świata od klasycznych
newroz czy nawet psychoz. Z tego nowego punktu wi-
dzenia najgroźniejsze są nowe rodzaje chorób, na przy-
kład „osoba niedorozwinięta lub zahamowana w rozwo-
ju", co oznacza utratę którejkolwiek z cech charaktery-
zujących człowieczeństwo lub osobowość, niedorcśnięcis
do swych możliwości, brak wartości itd.
A wiać, za ogólną chorobę osobowości uważa się każdy
niedorozwój każdy brak w samoaktualizacji, każdy brak
pełnego człowieczeństwa. Główne zaś (choć nie jedyne)
źródło choroby leży we frustracjach (podstawowych po-
trzeb, wartości-B, indywidualnych możliwości, samoeks-
presji i tendencji osoby do rozwoju na swą własną modłę '••'•
1 \v swym własnym tempie), zwłaszcza w wieku młodo-
cianym. To znaczy, iż frustracja podstawowych potrzeb
nie jest jedynym źródłem choroby lub ludzkiego niedo-
rozwoju.
10. Z tego, co już wiemy o tej wewnętrznej naturze, *
na pewno nie jest ona przede wszystkim „zła", jest ra- "
czej, jak my dorośli nazywamy w naszej kulturze, „do- *
bra" bądź też „neutralna". Najdokładniej można ją okre- *
ślić jako „uprzednią wobec dobra i zła". Jeśli chodzi
o wewnętrzną naturę niemowlęcia i małego dziecka, nie u
przedstawia to żadnej kwestii. Ten problem staje się
czymś o wiele bardziej złożonym, kiedy mówimy o „dziec-
ku" wciąż istniejącym w osobie dorosłej, a komplikuje
się jeszcze bardziej, gdy oceniamy jednostkę z punktu
widzenia raczej psychologii-B niż psychologii-D.
Ten wniosek podtrzymują wszystkie procedury ujaw-
niające i odkrywająca prawdę, które mają coś do czy-
nienia z naturą ludzką: psychoterapia, nauka obiektyw-
na, nauka subiektywna, wychowanie i sztuka. Dla przy-
kładu, terapia odkrywająca na długą metę zmniejsza
złośliwość, lęk, chciwość itd., powiększa zaś miłość, odwa-
gę, zdolności twórcze, uprzejmość, altruizm itd., pozwa-
lając nam wnioskować, że te ostatnie są „głębsze", bar-
dziej naturalne i bardziej nieodłącznie ludzkie niż te
pierwsze; to znaczy, tak zwane przez nas „złe" zachowa-
nie ulega złagodzeniu lub ginie, gdy się je odkryje, zaś
to, co nazywamy „dobrym" zachowaniem, jest wzmacnia-
ne i podsycane, kiedy zostanie odkryte.
189
11. Musimy odróżnić freudowski typ superego od we-
wnętrznego sumienia i wewnętrznej winy; to pierwsze
jest w zasadzie wchłonięciem w siebie potępień i akcep-
tacji przez inne osoby, jak ojciec, matka, nauczyciel itd.
Wina więc to uświadomienie sobie potępienia przez in-
nych.
Poczucie wewnętrznej winy jest spowodowane sprze-
niewierzeniem swej własnej wewnętrznej • naturze czy
jaźni, zejściem z drogi samorealizacji i jest zasadniczo
usprawiedliwionym samopotępieniem. Nie jest więc tak
zależna od kultury jak wina freudowska. Jest ona „słusz-
na" lub „zasłużona", lub „należna i sprawiedliwa", lub
„właściwa", ponieważ stanowi sprzeczność z czymś głę-
boko istotnym, tkwiącym w osobie, nie zaś z jakimiś
przypadkowymi, arbitralnymi lub czysto względnymi par-
tykularyzmami. Widziana pod tym kątem wina we-
wnętrzna jest czymś dobrym, a nawet niezbędnym
dla rozwoju osobowego, jeśli dana jednostka na nią za-
sługuje. Nie jest to tylko objaw, którego należy za wszel-
ką cenę unikać, ale raczej wewnętrzny drogowskaz dla
wzrastania w kierunku aktualizacji prawdziwej jaźni i jej
możliwości.
12. „Złe" zachowanie odnosi się głównie do nieuspra-
wiedliwionej wrogości, okrucieństwa, destrukcji, „niskiej"
agresywności. Nie wiemy na ten temat zbyt wiele. O ile
ten rodzaj zachowania jest instynktoidalny, przed ludz-
kością jest jeden rodzaj przyszłości. O ile stanowi reakcję
(odpowiedź na złe traktowanie), ludzkość ma przed sobą
zupełnie inną przyszłość. Moim zdaniem, wymowa do-
tychczas zgromadzonych dowodów wskazuje na to, że
bezkrytyczna destrukcyjna wrogość jest reaktyw-
na, ponieważ terapia odkrywająca zmniejsza ją i zmie-
nia jakościowo w „zdrową" samoafirmację, poczucie siły,
selektywną wrogość, samoobronę, słuszne oburzenie itd.
W każdym razie u wszystkich samoaktualizujących się
osób znajdujemy zdolność do agresji i gniewu, któ-
rym mogą dać swobodny upust, kiedy tego się domaga
sytuacja zewnętrzna.
U dzieci spotykamy sytuację o wiele bardziej skom-
plikowaną. Wiemy przynajmniej tyle, iż zdrowe dziecko
jest również zdolne do słusznego gniewu, samoobrony
i samoafirmacji, a więc i do reaktywnej agresji. Można
190
przeto przypuszczać, że dziecko powinno się nauczyć nie
tylko, jak kontrolować swój gniew, ale również jak i kie-
dy go wyrażać.
Zachowanie nazywane przez naszą kulturą złym może
też mieć źródło w niewiedzy i dziecinnym błędnym ro-
zumowaniu lub w wierzeniach (zarówno u dziecka, jak
u wypartego albo „zapomnianego" dziecka w osobie do-
rosłej). Na przykład rywalizacja między rodzeństwem
wywodzi się z pragnienia dziecka, żeby zdobyć wyłączną
miłość rodziców. Dopiero w miarę dojrzewania takie
dziecko jest w zasadzie zdolne pojąć, że miłość matki do
jego brata lub siostry daje się pogodzić z jej niezmienną
miłością do niego. Tak więc z dziecinnej interpretacji
miłości, choć nienagannej samej w sobie, może wyniknąć
postępowanie pozbawione miłości.
W każdym razie wiele z tego, co nasza lub każda inna
kultura nazywa złym, nie musi być w istocie rzeczy
uważane za złe z bardziej uniwersalnego, ogólnoludzkie-
go punktu widzenia, jaki omawiam w niniejszej pracy.
Jeśli człowieczeństwo będzie zaakceptowane i pokochane,
to wiele lokalnych etnocentrycznych problemów po pro-
stu zniknie. Podam tylko jeden przykład: traktowanie
seksu jako czegoś wewnętrznie złego jest czystym non-
sensem z humanistycznego punktu widzenia.
Powszechnie spotykana nienawiść, niechęć lub zazdrość
wobec dobra, prawdy, piękna, zdrowia lub inteligencji
(„przeeiw-wartośei") wynika głównie (choć nie całkowi-
cie) z zagrożenia utraty szacunku dla siebie, tak jak
kłamcy zagraża człowiek uczciwy, nieładnej dziewczynie
— dziewczyna piękna, zaś tchórzowi — bohater. Każda
górująca nad nami osoba unaocznia nam nasze własne
braki.
Jednak jeszcze głębiej tkwi ostateczne egzystencjalne
pytanie o słuszność i sprawiedliwość losu. Osoba dotknię-
ta chorobą może zazdrościć zdrowej, która niczym na to
zdrowie bardziej od niej nie zasłużyła.
Większość psychologów uważa złe postępowanie raczej
za reaktywne (tak jak w tych przykładach) niż za in-
stynktowne. Zakłada to, że chociaż „złe" zachowanie jest
bardzo głęboko zakorzenione w naturze ludzkiej i nigdy
nie da się całkowicie usunąć, można oczekiwać jego zła-
godzenia w miarę dojrzewania osobowości i naprawy
społeczeństwa. ; M 4
191
13. Wiele osób nadal uważa ,,nieświadomość", regresję
i pierwotny proces poznania za z konieczności niezdrowe,
groźne lub złe. Doświadczenia psychoterapeutyczne za-
czynają powoli uczyć nas czegoś innego. Nasze głębie
mogą też być dobre, piękne, pożądane. Ogólne wyniki
badania źródeł miłości, twórczości, zabawy, humoru, sztu-
ki itd. również na to wyraźnie wskazują. Te źródła tkwią
głęboko w wewnętrznej, głębszej jaźni, a więc w nie-
świadomości. Chcąc je odzyskać, cieszyć się nimi i ko-
rzystać z nich — musimy umieć „się cofnąć".
14. Nie istnieje możliwość zdrowia psychologicznego
bez podstawowej akceptacji tego istotnego rdzenia oso-
bowego i bez obdarzenia go miłością oraz szacunkiem
przez innych i przez siebie (twierdzenie odwrotne nie
musi być prawdziwe, to znaczy jeśli będziemy ten rdzeń
szanowali itd., musi wymknąć z tego zdrowie psycholo-
giczne, ponieważ muszą jeszcze być spełnione inne wa-
runki wstępne).
Psychologiczne zdrowie osobnika niedojrzałego wiekiem
nazywamy zdrowym wzrastaniem. Psychologiczne zdro-
wie osoby dorosłej ma różne nazwy: samospełnienie, doj-
rzałość emocjonalna, indywiduacja, produktywność, sa-
noaktualizacja, autentyczność, pełnia człowieczeństwa
itd.
Zdrowe wzrastanie jest pojęciowo podporządkowane,
gdyż zwykle określa się je jako „wzrost w kierunku sa-
moaktualizacji" itp. Niektórzy psycholodzy (Goldstein,
Rogers) wysuwają po prostu koncepcję jednego nadrzęd-
nego celu lub tendencji rozwoju człowieka i uważają
wszystkie niedojrzałe zjawiska wzrostu jedynie za kroki
na drodze do samoaktualizacji.
Samoaktualizacja jest określana różnie, lecz można do-
strzec pewną bardzo istotną zgodność. Wszystkie defini-
cje przyjmują lub zakładają a) akceptację i wyrażenie
wewnętrznego rdzenia czy jaźni, to znaczy aktualizacją
tych utajonych zdolności i możliwości, „pełne funkcjono-
wanie", dostępność ludzkiej i osobowej istności; b) mi-
nimalny udział złego zdrowia, newrozy, psychozy, utraty
lub zmniejszenia podstawowych ludzkich i osobowych
uzdolnień.
15. Z tych wszystkich względów jest to najodpowied-
niejsza chwila, by wydobyć i podkreślić, a przynajmniej
uznać tą wewnętrzną naturę, nie zaś tłumić ją czy wy-
pierać. Czysta spontaniczność polega na wolnej, nieskrę-
powanej, niekontrolowanej, ufnej i nie przemyślanej z
góry ekspresji swego ja, to znaczy sił psychicznych,
z jak najmniejszym udziałem świadomości. Kontrola, wo-
la, ostrożność, samokrytycyzm, umiar i rozwaga stanowią
hamulce tej ekspresji, których wewnętrzna konieczność
wynika z praw świata społecznego i świata natury ze-
wnętrznych wobec świata psychiki, oraz pośrednio z lęku
przed samą psyche (wrodzona „przeciw-kateksja"). Mówiąc
bardzo ogólnie, kontrola psyche spowodowana stra-
chem przed psyche ma przeważnie charakter neu-
rotyczny czy psychotyczny, a więc nie jest we-
wnętrznie ani teoretycznie konieczna. (Zdrowa psychika
nie jest ani straszna, ani okropna, zatem nie trzeba się
jej obawiać, jak się to dzieje od tysiącleci; oczywiście,
niezdrowa psychika to już inna historia.) Ten ro-
dzaj kontroli słabnie pod wpływem psychologicznego
zdrowia, głębokiej psychoterapii i każdego głębszego
samopoznania i samoakceptacji. Istnieje jednak kontrolo-
wanie psychiki nie wypływające z obawy, ale z koniecz-
ności zachowania jej jako zintegrowanej i zorganizowanej
{wewnętrzna „przeciw-kateksja"). Istnieją też zapewne
,,kontrole" w innym sensie, które stają się konieczne w
miarę aktualizacji uzdolnień i poszukiwania wyższych
form ekspresji, na przykład wytężona praca, ćwiczenia
swoich umiejętności przez artystę, intelektualistę, spor-
towca. Te jednak kontrole są ostatecznie przekraczane
i jako jaźń stają się aspektami spontaniczności. Proponu-
ję nazwać te pożądane i niezbędne kontrole „apolinizu-
jącymi kontrolami", ponieważ nie kwestionują one słusz-
ności zaspokojenia, a raczej potęgują przyjemność,
organizując, estetyzując, nadając tempo, styl i smak za-
spokojeniu na przykład w przypadku seksu, jedzenia, pi-
cia itd. Kontrastuje to z kontrolą wypierającą i tłumiącą.
Tak więc równowaga między spontanicznością a kon-
trolą jest zmienna, podobnie jak zmienny jest stan zdro-
wia psychiki i zdrowie świata. Czysta spontaniczność nie
jest już możliwa, ponieważ żyjemy w świecie, który rzą-
dzi się swymi własnymi, nie-psychicznymi prawami.
Jest ona możliwa w snach, fantazji, miłości, wyobraź-
ni, seksie, na pierwszych etapach twórczości, w pracy
artystycznej, w grze intelektualnej, wolnych skojarze-
193
niach itd. Wyłączna, ustawiczna kontrola nie jest mo-
żliwa, bo powoduje śmierć psyche. Tak więc wychowanie
musi być nastawione zarówno na kultywowanie kon-
troli, jak i na kultywowanie spontaniczności i eks-
presji. W naszej kulturze i w tej epoce konieczne jest
przywrócenie równowagi na korzyść spontaniczności,
zdolności do ekspresji, bierności, braku woli, pełnego za-
ufania do procesów innych niż wola i kontrola, do braku
premedytacji, do twórczości itd. Trzeba jednak uwzględ-
nić, że są i będą inne kultury i inne obszary, w których
równowaga poszła lub pójdzie w innym kierunku.
16. Zgodnie z obecnym poglądem normalnie rozwija-
jące się zdrowe dziecko, mające możność naprawdę wol-
nego wyboru, w większości przypadków wybierze to, co
jest dobre dla jego rozwoju. Zrobi tak, bo to dobrze
smakuje, jest miłe w dotyku, sprawia przyjemność albo
radość. Z tego wynika, że ono ,,wie" lepiej niż kto-
kolwiek inny, co jest dla niego dobre. Przyzwalający
reżim nie oznacza, iż dorośli bezpośrednio zaspokajają
jego potrzeby, lecz że umożliwiają jemu ich zaspoko-
jenie i dokonywanie swego własnego wyboru, to znaczy
pozwalają mu być. Aby dzieci dobrze wzrastały i roz-
wijały się, konieczne jest ze strony dorosłych zaufanie
do nich i do naturalnych procesów wzrostu, to znaczy
wstrzymanie się od nadmiernej ingerencji, od zmusza-
nia ich do wzrostu czy od wtłaczania ich w z góry
określone wzorce i pozwolenie im na rozwój oraz
pomaganie im w tym procesie na sposób taoistyczny,
nie zaś autorytatywny.
(Aczkolwiek to stwierdzenie brzmi tak prosto, jest ono
w rzeczywistości zdumiewająco źle interpretowane. Ta-
oistyczne „niech będzie" i szacunek dla dziecka są nader
.-trudne dla większości ludzi, którzy skłonni są przypusz-
czać, że oznacza to całkowitą swobodę, pobłażliwość i nad-
mierną opiekuńczość, dawanie mu różnych rzeczy,
urządzanie dla niego przyjemnych rozrywek, chronie-
nie go przed wszelkim niebezpieczeństwem, zabranianie
wszelkiego ryzyka. Miłość bez szacunku to coś zupełnie
.różnego od miłości z poszanowaniem własnych wewnętrz-
-nych sygnałów dziecka.) •••„/'* .
194
17. Z tą „akceptacją" jaźni, losu, powołania jest zgod-
na konkluzja, że dla większości główna droga do zdrowia ,
i samospełnienia prowadzi raczej przez zaspokojenie pod-
stawowych potrzeb niż przez frustrację. Stoi to w sprzecz-
ności z reżimem tłumienia, brakiem zaufania, kontrolo-
waniem, metodą policyjną, które z konieczności zakłada
wiara w podstawowe, instynktowne zło w głębi natury
ludzkiej. Wewnątrzmaciczne życie płodu jest całkowicie
zaspokojone i pozbawione frustracji i obecnie zakłada
się, że mniej więcej pierwszy rok życia powinien cha-
rakteryzować się przede wszystkim zaspokojeniem i bra-
kiem frustracji. Ascetyzm, wyrzeczenie się, rozmyślne od-
rzucenie wymogów organizmu, przynajmniej na Zacho-
dzie, prowadzą do wytworzenia organizmu zredukowane-
go, zahamowanego lub okaleczonego i nawet na Wscho-
dzie przynoszą samourzeczywistnienie tylko nielicznym,
wyjątkowo silnym jednostkom.
To stwierdzenie też jest nierzadko źle rozumiane. Za-
spokojenie podstawowych potrzeb zbyt często jest uwa-
żane za równoznaczne z przedmiotami, rzeczami, dobra-
mi, pieniędzmi, ubiorem, autami i tym podobne. Ale to
wszystko nie zaspokaja samo w sobie potrzeb podstawo-
wych, które po zaspokojeniu braków fizycznych dotyczą
1) opieki, bezpieczeństwa, pewności; 2) przynależności
(do rodziny, wspólnoty, klanu, gangu), przyjaźni, uczu-
cia, miłości; 3) szacunku, poważania, aprobaty, godności,
szacunku dla siebie i 4) swobody dla najpełniejszego roz-
woju własnych uzdolnień i możliwości, realizacji własne-
go ja. Wydaje się to dość proste, a jednak można odnieść
wrażenie, że niewielu ludzi na świecie jest zdolnych
pojąć znaczenie tego zaspokojenia. Ponieważ najniższe
i najpilniejsze potrzeby są materialne, na przykład po-
żywienie, dach nad głową, ubranie itd., ludzie skłonni
są sprowadzać cały problem przede wszystkim do mate-
rialistycznej psychologii motywacji, zapominając o istnie-
niu wyższych, niematerialnych potrzeb, które są także
„podstawowe".
18. Wiemy jednak również, że całkowity brak
frustracji, cierpienia lub zagrożenia jest niebezpieczny.
Aby stać się silną, osoba musi zdobyć umiejętność zno-
szenia frustracji, zdolność postrzegania rzeczywistości fi-
zycznej jako całkiem obojętnej wobec ludzkich pragnień,
195
zdolność kochania innych i cieszenia się z zaspokajania
przez nich potrzeb na równi z własnymi (nieużywania
innych ludzi jako tylko środków). Dziecko o ugruntowa-
nym poczuciu bezpieczeństwa, o zaspokojonej potrzebie
miłości i szacunku jest w stanie wyciągnąć korzyść z od-
powiednio stopniowanych frustracji i nabrać przez to
siły. Jeśli przewyższają one jego odporność, jeśli je przy-
gniatają, nazywamy je urazami i uważamy za coś groź-
nego, nie zaś korzystnego.
Poprzez frustrującą nieustępliwość rzeczywistości fi-
zycznej zwierząt i ludzi poznajemy ich naturę, a tym
samym uczymy się odróżniać chęci od faktów (jakie
życzenia dotyczące rzeczy dadzą się zrealizować, a co
jest absolutnie nieczułe na nasze życzenia), dzięki czemu
możemy żyć w świecie i przystosowywać się do niego
w miarę potrzeby.
Poznajemy też własne siły i granice i poszerzamy je
przez pokonywanie trudności, zmuszanie się do najwięk-
szego wysiłku, stawianie czoła problemom i trudom, na-
wet przez niepowodzenia. Wielka batalia może przynieść
wielką radość, która zajmie miejsce lęku. Co więcej, jest
to najlepsza droga do zdrowego szacunku dla siebie, opar-
tego nie tylko na aprobacie ze strony innych, ale i na
faktycznych osiągnięciach i sukcesach i na rzeczywistej
pewności siebie, jaka z tego wynika.
Nadmierne ochranianie dziecka oznacza, iż rodzice za-
spokajają jego potrzeby za niego, bez wysiłku z jego
strony. To rodzi u dziecka infantylność, przeszkadza roz-
wojowi jego własnych sił, woli i samopotwierdzenia. Ta-
kie postępowanie może między innymi nauczyć je raczej
wykorzystywania innych ludzi niż ich respektowania; w
innych przypadkach może doprowadzić do braku zaufa-
nia i szacunku dla własnych sił i wyborów dziecka, to
znaczy jest w swym założeniu protekcjonalne i obraźli-
we, czym rrioże zwiększyć u dziecka poczucie braku wła-
snej wartości.
19. Chcąc umożliwić wzrost i samoąktualizację trzeba
zrozumieć, że uzdolnienia, organy i układy organiczne
dążą do funkcjonowania i wyrażenia samych siebie i do
tego, żeby były używane i ćwiczone, oraz że takie użycie
przynosi zadowolenie, a jego brak — irytację. Osoba z
dobrze rozwiniętą muskulaturą lubi posługiwać się swo-
imi mięśniami, a nawet musi ich używać, aby się „czuć
dobrze" i osiągnąć subiektywne poczucie harmonijnego,
skutecznego, swobodnego funkcjonowania (spontanicznoś-
ci) tak ważnego dla dobrego wzrastania i zdrowia psy-
chologicznego. To samo odnosi się do inteligencji, do ma-
cicy, do oczu, do zdolności kochania. Zdolności domagają
się ich użytkowania, a przestają się domagać dopiero
wtedy, kiedy s ą dobrze użyte. To znaczy, że zdolności
są też potrzebami. To nie tylko przyjemność używać
swych zdolności, ale jest to także potrzebne dla wzrostu.
Nieużywana umiejętność, zdolność lub organ może się
stać ośrodkiem choroby albo ulec atrofii czy zaniknąć,
tyrn samym pomniejszając osobę.
20. Psycholog zakłada, że dla jego celów istnieją .dwa
rodzaje światów i dwa rodzaje rzeczywistości, świat Ua-
turalny i świat psychiczny, świat nieustępliwych faktów
i ""świat pragnień, nadziei, obaw, emocji, świat kierujący
się regułami nie psychicznymi i świat kierujący się pra-
wami psychiki. To rozróżnienie nie jest zbyt jasne, chyba
że w punktach ekstremalnych, gdzie nie ma wątpliwości,
iż ułudy, sny i swobodne skojarzenia są dozwolone, cho-
ciaż całkowicie odmienne od praw logiki i praw świata,
które pozostałyby, gdyby zniknął gatunek ludzki. To za-
łożenie nie przeczy, iż oba światy są ze sobą powiązane,
a nawet mogą łączyć się ze sobą.
Mogę powiedzieć, że wielu albo większość psy-
chologów działa na podstawie tego założenia, aczkolwiek
są gotowi uznać, że mamy tu do czynienia z nierozwia-
zalnym problemem filozoficznym. Każdy terapeuta mu-
si je przyjąć albo przestać pracować. To jest charakte-
rystyczny sposób, w jaki psycholodzy omijają trudności
filozoficzne i działają ..jak gdyby" pewne założenia były
prawdziwe, chociaż niesprawdzalne, jak na przykład po-
wszechne założenie o „odpowiedzialności", „sile woli"
itd. Jednym z aspektów zdrowia jest zdolność do życia
w obu tych światach.
21. Z punktu widzenia motywacji niedojrzałość można
przeciwstawić dojrzałości jako proces zaspokajania we
właściwym porządku potrzeb wynikających z braku. Dój-
197
rzałość, czyli samorealizacja, z tego punktu widzenia
oznacza transcendencję potrzeb wynikających z, braku.
Można więc nazwać ten stan metamotywowanym lub nie-
motywowanym (jeśli uważamy braki za jedyną motywa-
cję). Można też go określić jako samorealizację, Bycie,
raczej ekspresję niż zmaganie się. Ten stan raczej Bycia
niż usiłowania można uważać za synonim jaźni, bycia
„autentycznym", bycia osobą, bycia w pełni człowiekiem.
Proces wzrastania to proces stawania się osobą.
Bycie osobą jest czymś innym.
22. Niedojrzałość można także odróżniać od dojrzałości
w terminach zdolności poznawczych (jak również w ter-
minach zdolności emocjonalnych). Niedojrzałe i dojrzałe
poznanie najlepiej opisali Werner i Piaget. Możemy obec-
nie dodać inne rozróżnienie, a mianowicie między po-
znaniem-D a poznaniem-B (D — brak, B — Byt). Po-
znanie-D można określić jako poznanie mające za punkt
wyjścia potrzeby podstawowe lub potrzeby wynikające
z braku oraz ich zaspokajanie lub frustrację. Przeto po-
znanie-D można by nazwać poznaniem egoistycznym dzie-
lącym świat na to, co zaspokaja nasze własne potrzeby,
i to, co ich nie zaspokaja, z pominięciem lub zatarciem
wszystkich innych cech. Poznawanie przedmiotu jako ta-
kiego w jego własnym Bycie, bez odwoływania się do je-
go cech zaspokajania czy niezaspokajania potrzeb, to zna-
czy bez odwoływania się przede wszystkim do jego war-
tości dla obserwatora lub jego wpływu na niego można
nazwać poznaniem-B (czyli poznaniem samotranscendent-
nym lub nieegoistycznym, lub obiektywnym). Porówna-
nie z dojrzałością jest dalekie od doskonałego {dzieci też
mogą poznawać w sposób bezinteresowny), biorąc jed-
nak ogólnie, przeważnie prawdą jest, że wraz z rozwojem
osobowości czy okrzepnięciem tożsamości osobowej (lub
akceptacją swej własnej wewnętrznej natury) poznanie-B
staje się łatwdejsze i częstsze. (Jest to prawdziwe, cho-
ciaż poznanie-D oznacza dla wszystkich istot ludz-
kich, włącznie z dojrzałymi, główne narzędzia do życia
w tym świecie.)
Na tyle, na ile percepcja jest pozbawiona pragnień
i obaw, jest ona prawdziwsza, w sensie postrzegania
prawdziwej czy istotnej, czy wewnętrznej pełnej natury
przedmiotu (bez rozszczepiania jej przez analizowanie).
198
Tak więc zadaniu obiektywnego i prawdziwego opisu
wszelkiej rzeczywistości sprzyja zdrowie psychologiczne.
Newroza, psychoza, zahamowanie rozwoju, wszystko to
stanowi z tego punktu widzenia choroby także poznaw-
cze, zniekształcające percepcję, uczenie się, pamięć, uwa-
gę i myślenie.
23. Ubocznym produktem tego aspektu poznawczego
jest lepsze zrozumienie wyższych i niższych poziomów
miłości. Miłość-D można odróżnić od miłości-B na mniej
więcej tej samej podstawie co poznanie-D od poznania-B
lub motywację-D od motywacji-B. Żaden idealnie dobry
związek z inną istotą ludzką, zwłaszcza z dzieckiem, nie
jest możliwy bez miłości-B. Zwłaszcza jest to konieczne
w nauczaniu na równi z taoistyczną, ufną postawą, jaką
zakłada. Sprawdza się to również dla naszych stosunków
ze światem fizycznym, to znaczy możemy go traktować
na jego własnych prawach albo możemy go traktować
jako coś stworzonego wyłącznie dla naszych celów.
Należy zwrócić uwagę, że istnieją znaczne różnice mię-
dzy wewnątrzpsychicznym a międzyosobowym. Jak do-
tąd omawialiśmy głównie Jaźń, nie zaś stosunki między
ludźmi i wewnątrz grup małych i dużych. To, co omó-
wiłem jako powszechną ludzką potrzebę przynależności,
obejmuje potrzebę wspólnoty, współzależności, rodziny,
koleżeństwa i braterstwa. Różne stowarzyszenia i wspól-
noty( Synanon, Esalen, Alcoholics Anonymous, grupy-T)
wciąż uczą nas, że jesteśmy zwierzętami towarzyskimi
i to w sposób bardzo podstawowy. U silnej osobowości
zachodzi naturalnie potrzeba, by rnóc w końcu wyjść
poza grupę, kiedy to stanie się konieczne. Niemniej na-
leży zdawać sobie sprawę, iż ta siła rozwinęła się w niej
dzięki wspólnocie z innymi.
24. Chociaż samourzeczywistnienie jest w zasadzie ła-
twe, w praktyce zdarza się rzadko (według moich kryte-
riów z pewnością u mniej niż u 1% dorosłej populacji).
Jest bardzo, bardzo wiele przyczyn tego stanu rzeczy na
różnych płaszczyznach dyskusji, włączając wszystkie de-
terminanty psychopatologii, które obecnie są nam znane.
Już wspomnieliśmy jedną z głównych przyczyn kulturo-
wych, to jest przekonanie, że wrodzona natura człowieka
jest zła lub niebezpieczna, jak również jeden biologiczny
199
warunek utrudniający osiągnięcie dojrzałej jaźni, mia-
nowicie utrata przez ludzi silnych instynktów, które mó-
wią jednoznacznie, co robić, kiedy, gdzie i jak.
Istnieje subtelna, lecz ogromnie ważna różnica, czy
uważamy psychopatologię za blokowanie lub unikanie,
lub obawę wzrostu ku samoaktualizacji, czy patrzymy
na nią w sposób medyczny, jako coś pokrewnego inwazji
z zewnątrz przez guzy, zatrucia czy bakterie nie będące
w żadnym związku z osobowością, która jest zaatakowa-
na. Ludzkie pomniejszenie (utrata ludzkich możliwości
i zdolności) jest dla naszych celów teoretycznych koncep-
cją pożyteczniejszą niż ,,choroba".
25. Z wzrastaniem wiążą się nie tylko satysfakcja i
przyjemności, lecz także wiele wewnętrznych cierpień,
i zawsze tak będzie. Każdy krok naprzód jest krokiem
w nieznane, które może być niebezpieczne. Oznacza to
również porzucenie czegoś dobrze znanego, dobrego i za-
dowalającego. Często oznacza to rozstanie i separację,
a nawet swego rodzaju śmierć przed ponownym naro-
dzeniem z wynikającą z tego nostalgią, obawą, samot-
nością i żałobą. Często oznacza to również porzucenie
prostszego, łatwiejszego życia na rzecz bardziej wyma-
gającego, bardziej odpowiedzialnego i trudniejszego. Roz-
wój następuje mimo tych strat, a więc wymaga od
jednostki odwagi, woli, wyboru i siły tudzież opieki,
przyzwolenia i zachęty od otoczenia, zwłaszcza w przy-
padku dziecka.
2S. Słusznie jest więc myśleć o wzroście lub jego bra-
ku jako o wyniku dialektyki między siłami sprzyjającymi
wzrostowi a siłami zniechęcającymi do niego (regresja,
bojaźń, cierpienia związane z wzrostem, niewiedza itd.).
Wzrost mieści w sobie zarówno strony dodatnie jak ujem-
ne. Nie-rośnięcie ma nie tylko strony ujemne, lecz i do-
datnie. Przyszłość pociąga, ale to samo jest z przeszłoś-
cią. Odwadze przeciwstawia się obawa. W pełni zadowa-
lający zdrowy rozwój stanowiłby w zasadzie spotęgowanie
wszystkich plusów wzrastania i wszystkich minusów nie-
-wzrastania i zmniejszenie wszystkich minusów wzrasta-
nia i wszystkich plusów nie-wzrastania.
Tendencje homeostatyczne, skłonność do „redukowania
potrzeb" i mechanizmy obronne Freuda nie są tenden-
cjani wzrostu, lecz są często obronnymi i redukującymi
ból postawami organizmu. Są one jednak konieczne i nie
zawsze patologiczne. Zazwyczaj mają przewagę nad ten-
dencjami wzrostu.
27. Wszystko to zakłada naturalistyczny system war-
tości, produkt uboczny empirycznego opisu najgłębszych
tendencji rodzaju ludzkiego i poszczególnych osobników.
Badanie istoty ludzkiej drogą naukową lub przez samo-
poznanie może wskazać, dokąd ona zmierza, jaki ma cel
życia, co jest dla niej dobre, a co złe, co wywoła u niej
poczucie prawości, a co poczucie winy, dlaczego często
sprawia jej trudność wybranie dobra i jakie są powaby
zła. (Zwracam uwagę, że nie musi się tu używać słowa
„powinien", oraz że takie poznanie człowieka odnosi się
tylko do człowieka i nie uzurpuje sobie „absolutności".)
28. Newroza nie jest częścią wewnętrznego rdzenia,
ale raczej obroną lub unikiem przed nim, jak też jego
zniekształconym obrazem (pod egidą strachu). Powstaje
zwykle kompromis między usiłowaniem szukania zaspo-
kojenia podstawowej potrzeby w sposób ukradkowy, za-
maskowany lub samounicestwiający się a obawą przed
tymi potrzebami, zaspokojeniami i umotywowanym za-
chowaniem. Wyrażać neurotyczne potrzeby, emocje, po-
stawy, określenia, czynności itd. znaczy nie wyrażać
w pełni swego wewnętrznego rdzenia czy rzeczywistej
jaźni. Jeśli sadysta czy wyzyskiwacz lub zboczeniec pyta:
..Dlaczego ja nie mam wyrazić samego siebie?" (np.
przez zabójstwo), albo: „Dlaczego ja nie mam aktualizo-
wać samego siebie?", to odpowiedzią będzie, iż taka eks-
presja jest zaprzeczeniem, a nie wyrazem tendencji in-
stynktoidalnych (czyli wewnętrznego rdzenia).
Każda neurotyczna potrzeba, emocja lub czyn oznacza
utratę zdolności dla danej osoby, jest czymś, cze-
go ona nie może lub nie śmie uczynić, chyba że ukrad-
kiem i w sposób niezadowalający. Oprócz tego traci ona
zwykle swe subiektywne dobre samopoczucie, swą wolę
i poczucie samokontroli, swą zdolność przyjemnych od-
czuć, szacunek dla siebie itd. Jako ludzka istota — jest
pomniejszona w swoim człowieczeństwie.
201
29. Uczymy się, że brak systemu wartości jest stanem
psychopatogennym. Istota ludzka potrzebuje przynaj-
mniej zrębu systemu wartości, filozofii życiowej, religii
lub jej namiastki, aby żyć i orientować się według ich
wskazań, i to prawie w takim samym sensie, w jakim
wymaga słońca, wapna lub miłości. Nazwałem to „po-
znawczą potrzebą rozumienia". Choroby wartości, wyni-
kające z braku wartości, są nazywane różnie: anhedonia,
anomia, apatia, amoralność, beznadziejność, cynizm itd.
i mogą się stać chorobą somatyczną. Z punktu widzenia
współczesności znajdujemy się w okresie bezkrólewia
wartości, kiedy zawiodły wszystkie dane z zewnątrz sy-
stemy (polityczne, ekonomiczne, religijne itd.), na przy-
kład nie istnieje nic, za co warto umierać. Człowiek bez
ustanku będzie szukał tego, czego potrzebuje, ale czego
nie ma, i staje się niebezpiecznie skłonny do chwytania
się każdej nadziei, dobrej lub złej. Lekarstwo na tę
chorobę jest oczywiste. Potrzebujemy sprawdzonego i
dającego się zastosować systemu wartości ludzkich; w któ-
re możemy wierzyć i którym możemy się poświęcić
(chcieć oddać za nie nawet życie), i to dlatego, że są
prawdziwe, a nie dlatego, że każą nam „wierzyć i ufać".
Taki empiryczny światopogląd wydaje się obecnie rze-
czywiście możliwy, przynajmniej w ujęciu teoretycznym.
Wiele zaburzeń u dzieci i młodzieży można zrozumieć
jako następstwo niepewności dorosłych co do swych war-
tości. W rezultacie duża część młodzieży w Stanach Zjed-
noczonych nie żyje w zgodzie z wartościami dorosłych,
lecz według swych własnych, młodocianych wartości, któ-
re są rzecz prosta niedojrzałe, ignoranckie i określone
przez niesprecyzowane potrzeby młodych. Doskonałą pro-
jekcją tych młodzieżowych wartości jest kowbojski „we-
stern" lub młodociany przestępczy gang (105).
30. Na poziomie samoaktualizacji rozwiązuje się wiele
dychotomii, w przeciwieństwach dostrzega się jedność,
a cały dwoisty sposób myślenia uznaje się za niedojrza-
ły. Osoby samoaktuałizujące się mają wyraźną tendencję
do łączenia egoizmu i bezinteresowności w jedną całość
wyższego rzędu. Praca dąży do tego, by stać się tym
samym, co zabawa; powołanie i jego brak stają się jed-
nym i tym samym. Kiedy obowiązek jest przyjemny,
a przyjemność równa się spełnieniu obowiązku, tracą one
90?
swą oddzielność i przeciwstawność. W najwyższej dojrza-
łości odkrywa się cechy dziecięce, a u zdrowych dzieci
odkrywamy pewne cechy dojrzałej samorealizacji. Roz-
szczepienie między wewnętrznym a zewnętrznym, mie-
dzy jaźnią a wszystkim innym, zaciera się i traci ostrość,
i oba elementy przenikają się wzajemnie na najwyższych
stopniach rozwoju osobowości. Obecnie wygląda na to,
iż dychotomia jest cechą charakterystyczną niższego po-
ziomu rozwoju osobowości i funkcjonowania psycholo-
gicznego; stanowi ona zarówno przyczynę, jak i skutek
psychopatologii.
31. Jednym, nader ważnym, wnioskiem dotyczącym
osób samoaktualizujących się jest tendencja do integracji
freudowskich dychotomii i trychotomii, to znaczy świa-
domego, przedświadomego i nieświadomego (jak również
id, ego i superego). Freudowskie „instynkty" i mecha-
nizmy obronne nie są tak ostro sobie przeciwstawione.
Impulsy znajdują więcej ekspresji, a mniej kontroli; kon-
trola traci swą ostrość, nieugiętość i podtekst strachu-
Superego jest rnniej bezwzględne i karzące, mniej prze-
ciwstawne wobec ego. Pierwotne i wtórne procesy po-
znawcze są bardziej równomiernie dostępne i bardziej"
równomiernie cenione (zamiast tego, by piętnować pro-
cesy pierwotne jako patologiczne). Istotnie, w „doświad-/
czeniu szczytowym" mur graniczny między tymi proce-
sami ma tendencję do zaniku.
To wszystko ostro kontrastuje z wczesnym stanowi-
skiem Freuda, zgodnie z którym te różne siły były ra-
dykalnie podzielone jako (a) wykluczające się nawzajem,
(b) mające sprzeczne interesy, to znaczy jako siły raczej
antagonistyczne niż uzupełniające się lub współdziała-
jące, i (c) jedne „lepsze" od drugich.
Ponownie zakładamy tutaj (niekiedy) zdrową, nieświa-
domą i pożądaną regresję. Co więcej, zakładamy też
integrację racjonalności i irracjonalności, w wyniku cze-
go irracjonalność na właściwym miejscu może być też
uważana za zdrową, pożądaną, a nawet konieczną.
32. Zdrowe jednostki są bardziej zintegrowane jeszcze
w inny sposób. To, co wolicjonalne, poznawcze, afek-
tywne i poruszające jest mniej od siebie oddzielone i bar-
dziej zbieżne, to znaczy współdziałające bezkonfliktowo
dla uzyskania tych samych celów. Wnioski wyprowa-
203
dzane z racjonalnego i głębokiego myślenia mają skłon-
ność do utożsamiania się z wnioskami ślepych instynk-
tów. To, czego taka osoba chce i co lubi, okazuje się
właśnie tym, co jest dla niej dobre. Jej spontaniczne
reakcje są równie udane, efektywne i słuszne, jak gdyby
były uprzednio obmyślone. Jej reakcje sensoryczne i ru-
chowe są ściślej ze sobą związane. Jej sensoryczne mo-
dalności są bardziej ze sobą zespolone (percepcja fizjono-
miczna). Co więcej, poznaliśmy trudności i niebezpieczeń-
stwa tych odwiecznych systemów racjonalistycznych, któ-
re mniemały, iż uzdolnienia nie są zintegrowane, lecz są
uporządkowane dychotomicznie i hierarchicznie z racjo-
nalnością na szczycie.
33. Rozwój w kierunku koncepcji zdrowej nieświado-
mości i zdrowej irracjonalności unaocznia nam wyraź-
niej istnienie ograniczeń myślenia czysto abstrakcyjnego,
werbalnego i analitycznego. Jeżeli mamy nadzieję na spo-
rządzenie pełnego opisu świata, to musimy uwzględnić
takie rodzaje poznania jak przedwerbalne, niewyrażalne,
metaforyczne, proces pierwotny, konkretne doświadcze-
nie, intuicyjne i estetyczne typy poznania, gdyż istnieją
pewne aspekty rzeczywistości, których nie da się poznać
w żaden inny sposób. Odnosi się to również do nauki,
ponieważ teraz wiemy już, że: 1) korzenie twórczości
sięgają tego, co nieracjonalne, 2) język jest i musi być
niewystarczający dla opisania całej rzeczywistości, 3) każ-
de pojęcie abstrakcyjne pomija wiele z rzeczywistości,
i 4) to, co nazywamy „wiedzą" (co zwykle jest bardzo
abstrakcyjne, werbalne i wyraźnie określone), często słu-
ży do zaciemnienia tych działów rzeczywistości, których
nie obejmuje abstrakcja, to znaczy umożliwia nam wi-
dzenie pewnych rzeczy, ale czyni nas mniej zdolnymi
do postrzegania innych rzeczy. Wiedza abstrakcyjna za-
wiera obok korzyści również niebezpieczeństwa.
Nauka i wychowanie jako wyłącznie abstrakcyjne, wer-
balne i książkowe za mało uwzględniają surowe, kon-
kretne estetyczne doświadczenie, zwłaszcza dotyczące su-
biektywnych wydarzeń wewnętrznych. Na przykład psy-
cholodzy organizmalni z pewnością zgodziliby się, iż po-
żądane jest bardziej twórcze wychowanie w percepcji
i tworzeniu sztuki, w tańcu, \v gimnastyce (styl grecki)
i w fenomenologicznej obserwacji. „, y, ., ^ D
204
Ostatecznym wynikiem abstrakcyjnego, analitycznego
myślenia jest możliwie największe uproszczenie, a więc
-formuła, wykres, mapa, projekt, schemat, rysunek i pew-
ne rodzaje obrazów abstrakcyjnych. Potęguje to naszą
władzę nad światem, lecz jego bogactwo może być za-
przepaszczone, jeżeli nie nauczymy się cenić pozna-
nia-B, percepcji z miłością i troską, swobodnej uwagi,
bo to wszystko nie zuboża doświadczenia, ale je wzbo-
gaca. Nie ma powodu, dla którego „nauka" nie miałaby
ulec rozszerzeniu, aby objąć oba rodzaje poznania (262,
279).
34. Ta zdolność osób zdrowszych do zagłębiania się w
nieświadomości i przedświadomości, do posługiwania się
i cenienia swych procesów pierwotnych zamiast ich się
obawiać, do akceptowania swoich impulsów zamiast ich
ciągłego kontrolowania, do regresji z własnej woli i bez
lęku — ukazuje się jako jeden z głównych warunków
twórczości. Stąd możemy zrozumieć, dlaczego zdrowie
psychologiczne tak ściśle wiąże się z pewnymi * uniwer-
salnymi formami twórczości (poza specjalnym talentem),
że niektórzy autorzy uważają jedno i drugie za niemal
synonimy.
Podobne powiązanie między zdrowiem a integracją sił
racjonalnych i irracjonalnych (świadomych i nieświado-
mych, procesów pierwotnych i wtórnych) również pozwa-
la nam zrozumieć, dlaczego jednostki zdrowe psycholo-
gicznie potrafią bardziej się cieszyć, kochać, śmiać się,
bawić, być dowcipnymi, kapryśnymi, „zwariowanymi",
mieć swoje fantazje, a mówiąc ogólnie — pozwalać sobie
na doświadczenia emocjonalne w ogóle, a na doświadcze-
nie szczytowe w szczególności, cenić je i cieszyć się nimi
oraz częściej ich doznawać. To prowadzi nas do uzasad-
nionego przypuszczenia, że nauczenie się ad hoc umie-
jętności robienia tych wszystkich rzeczy może pomóc
dziecku w jego drodze ku zdrowiu.
35. Estetyczne postrzeganie i tworzenie oraz estetyczne
doświadczenia szczytowe stanowią raczej centralny niż
peryferyjny aspekt ludzkiego życia oraz psychologii i wy-
chowania. Tak jest z różnych względów: 1) wszystkie
doświadczenia szczytowe (oprócz innych cech charakte-
rystycznych) prowadzą do integracji wewnętrznych roz-
r szczepień osoby, między osobami, wewnątrz świata i mię-
dzy osobą a światem. Skoro jednym z aspektów zdrowia
jest integracja, doświadczenia szczytowe są zatem kro-
kami ku zdrowiu i same stanowią przejściowe okresy
; zdrowia; 2) te doświadczenia uzasadniają życie, to znaczy
nadają mu wartość; stanowią z pewnością ważną część
odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego my wszyscy nie popeł-
nimy samobójstwa?"; 3) mają wartość same przez się itd.
38. Samoaktualizacja nie oznacza przekroczenia wszyst-
' kich problemów ludzkich. Konflikt, niepokój, frustracje,
smutek, urazę i winę można znaleźć u ludzi zdrowych.
Na ogół wraz ze wzrostem dojrzałości mamy do czynie-
nia z przejściem cd neurotycznych pseudo-problemów do
realnych, nieuniknionych, egzystencjalnych problemów
nieodłącznych cd natury człowieka (nawet w okresach
szczytowych) żyjącego na takim, a nie innym świecie.
Człowieka nawet nie dotkniętego newrozą może trapić
raczej realne, pożądane i konieczne poczucie winy niż
' wina neurotyczna (która nie jest pożądana ani koniecz-
na), wewnętrzne sumienie (nie zaś freudowskie super-
ego). Nawet jeśli człowiek przekroczył problemy Stawa-
nia się, zostają mu jeszcze problemy Bytu. Nie martwić
się, kiedy powinno się martwić — może być symp-
tomem choroby. Trzeba niekiedy „przywrócić rozum" ta-
kim zadowolonym z siebie osobom.
37. Samoaktualizacja nie jest czymś całkowicie ogól-
nym. Zachodzi poprzez kobiecość lub męskość, które
przeważają nad tym, co ogólnoludzkie. To znaczy trzeba
najpierw być zdrową, spełnioną w swej kobiecości ko-
bietą lub spełnionym w swej męskości mężczyzną zanim
się stanie możliwa ogólnoludzka Samoaktualizacja.
Istnieje też pewna liczba dowodów na to, że typy o róż-
nej konstytucji aktualizują się w nieco odmienny spo-
sób (ponieważ muszą aktualizować różne wewnętrzne
jaźnie).
38. Innym przełomowym aspektem zdrowego wzrostu
osobowości i pełni człowieczeństwa jest pozbycie się
chwytów stosowanych przez słabe i małe dziecko, aby
się przystosować do silnych, wielkich, potężnych, wszyst-
kowiedzących, podobnych bogom dorosłych. Musi ono
206
zamienić to postępowanie na inne, samo się stać silnym,
niezależnym i spełniającym rolę rodzica. Wymaga to prze-
de wszystkim wyzbycia się u dziecka rozpaczliwego prag-
nienia wyłącznej, całkowitej miłości ze strony rodziców
i uczenia się kochać innych. Ono musi się nauczyć za-
spokajać raczej własne potrzeby i pragnienia niż prag-
nienia rodziców i musi się nauczyć zaspokajać je samo
nie polegając na rodzicach, że uczynią to za niego. Musi
zaniechać być dobrym ze strachu i dla zachowania ich
miłości, musi być dobrym, bo samo tego pragnie. Mu-
si odkryć swe własne sumienie i przestać uważać swych
zinternalizowanych rodziców za jedynych przewodników
etycznych. Musi od zależności przejść do stanu odpowie-
dzialności i potrafić nią się cieszyć. Te wszystkie techni-
ki, przez które słabość adaptuje się do siły, są konieczne
dla dziecka, ale są objawem niedojrzałości i zahamowa-
nia u dorosłego (1.03). Dorosły musi zastąpić bo jaźń od-
wagą.
39. Z tego punktu widzenia społeczeństwo lub kultura
mogą albo podsycać wzrost, albo go powstrzymywać.
Źródła wzrostu i człowieczeństwa znajdują się zasadniczo
wewnątrz osoby, społeczeństwo ich nie tworzy ani nie
wymyśla, ono może tylko dopomóc lub przeszkodzić roz-
wojowi człowieczeństwa, tak jak ogrodnik może pomóc
lub przeszkodzić w rozwoju krzaku róży, ale nie może
spowodować, aby stał się on dębem. Jest to prawda, cho-
ciaż wiemy, iż kultura jest niezbędnym warunkiem dla
samoaktualizacji samego człowieczeństwa, na przykład
język, myślenie abstrakcyjne, zdolność do miłości; ale to
wszystko istnieje w formie potencjalnej w zalążku ludz-
kiej plazmy wcześniej niż kultura.
Dzięki temu staje się teoretycznie możliwa socjologia
porównawcza, obejmująca i przekraczająca względność
kultury. „Lepsza" kultura zaspokaja wszystkie podsta-
wowe potrzeby ludzkie i pozwala na samoaktualizację.
Kultury „uboższe" tego nie czynią. To samo sprawdza się
dla wychowania, gdyż o ile popiera ono wzrost ku sa-
moaktualizacji, o tyle jest „dobrym" wychowaniem.
Kiedy zaczynamy mówić o „dobrych" i „złych" kul-
turach i traktować je raczej jako środek niż cel, powstaje
kwestia „przystosowania". Musimy zapytać: „Do ja-
kiego rodzaju kultury lub podkultury »dobrze przy-
stosowana« osoba jest dobrze dostosowana?" Dostosowa-
nie absolutnie nie musi być synonimem zdrowia psy-
chologicznego.
M». -
40. Jest to dość paradoksalne, że osiągnięcie samoaktu-
alizacji (w sensie autonomii) bardziej umożliwia
przekroczenie własnej jaźni, samoświadomości i samo-
lubstwa; ułatwia też osobie stopienie się jako części
z większą całością homonom (8). Warunkiem pełnej
homonomii jest pełna autonomia i odwrotnie (do pewne-
go stopnia), do autonomii dochodzi się tylko przez pozy-
tywne doświadczenia homonomiczne (zależność dziecka,
niiłość-B, troska o innych itd.). Należy wyróżniać stopnie
homonomii (coraz większą dojrzałość) i odróżniać „niską
homonomię" (leku, słabości i regresji) od „wysokiej ho-
monomii" (odwagi i pełnej, niezależnej autonomii), „niską
nirwanę" od „wysokiej nirwany", łączenie się ku doło-
wi od łączenia się ku górze (170).
41. Ważny problem egzystencjalny wynika z faktu, że
jednostki samorealizujące się (a w momentach doświad-
czeń szczytowych wszyscy ludzie) chwilami żyją po-
za czasem i poza światem, nawet jeśli głównie muszą
żyć w świecie zewnętrznym. Życie w wewnętrznym świe-
cie psychicznym (rządzonym prawami psychicznymi,
a nie prawami zewnętrznej rzeczywistości) to znaczy w
świecie doświadczenia, emocji, pragnień, obaw i nadziei,
miłości, poezji, sztuki i fantazji, to coś innego niż życie
v/ rzeczywistości nie-psychicznej i przystosowywanie się
do niej, rządzą bowiem nią prawa, których człowiek nie
ustanawiał i które nie są istotne dla jego natury, aczkol-
wiek musi żyć według nich. (Ostatecznie mógłby żyć
w innych światach, o czym wie każdy amator literatury
fantastycznej.) Osoba nie lękająca się tego wewnętrzne-
go, psychicznego świata może cieszyć się nim tak bardzo,
że nazwie go Niebem przez kontrast z wymagającym wię-
cej wysiłku, męczącym, zewnętrznie odpowiedzialnym
światem „rzeczywistości", światem walki i starań, spra-
wiedliwości i krzywdy, prawdy i fałszu. Tak jest w isto-
cie, nawet jeśli zdrowsza osoba może również łatwiej i ra-
dośniej przystosować się do świata „realnego" i ma lep-
sze „wyczucie rzeczywistości", to znaczy nie myli go
z własnym światem psychicznym.
Widać już, że mieszanie tych dwóch rzeczywistości,
wewnętrznej i zewnętrznej, lub wyłączanie jednej z nich
ze sfery doświadczenia jest w dużym stopniu patologicz-
ne. Zdrowa osoba jest w stanie włączyć je obie w swe
życie, a więc nie musi z żadnej rezygnować, potrafi do-
wolnie przechodzić od jednej do drugiej. Zachodzi tu ta-
ka sama różnica, jak między osobą, która odwiedza \
slumsy, a osobą, która musi w nich żyć. (Każdy świat
jest slumsem, jeśli nie można go opuścić.) Wtedy to, co
było chore, patologiczne i ,,najniższe", staje się dość
paradoksalnie częścią najzdrowszego i „najwyższego"
aspektu natury ludzkiej. Przejście do stanu „szaleństwa"
przeraża tylko tych, którzy nie mają pełnego zaufania
do swej poczytalności. Wychowanie musi dopomóc jed-h
nostce żyć w obu tych światach. l"
42. Powyższe rozważania dają początek innemu poj-
mowaniu roli działania w psychologii. Ukierunkowane,
umotywowane, połączone z wysiłkiem i walką celowe
działanie jest aspektem bądź produktem ubocznym ko-
niecznych wzajemnych oddziaływań między psyche
a światem nie-psychicznym.
a) Zaspokajanie potrzeb-D przychodzi ze świata ze-
wnętrznego, a nie z wnętrza jednostki, toteż konieczne
jest przystosowywanie się do tego świata poprzez spraw-
dzanie rzeczywistości, poznanie natury świata, uczenie
się odróżniania tego świata od świata wewnętrznego,
uczenie się natury ludzkiej Społeczeństwa, uczenie się
odkładania zaspokojeni^,, uczenie^&ię ukrywania tego, co
byłoby niebezpieczne, tuczenie sia tego, co na świecie
przynosi zaspokojenie, a^co jest niebezpieczne lub zbędne
dla zaspokojenia potrzeby uczenia się uznanych i dozwo-
lonych przez kulturę dróg prowadzących do zaspokoje-
nia i technik tego zaspokojenia.
b) Świat jako taki jest ciekawy, piękny, fascynujący.
Jego eksploracja, kierowanie nim, bawienie się nim, kon-
templowanie i cieszenie się, to wszystko stanowi umoty-
wowany rodzaj działania (potrzeby poznawcze, motorycz-
ne i estetyczne).
Istnieje jednak działanie nie mające nic lub niewiele
wspólnego ze światem przynajmniej na pocztąku. Zwykła
ekspresja natury lub stanu czy sił organizmu (Funktion-
209
slust) wyraża raczej Byt niż zmaganie się (24). Kontem-
placja zaś i radowanie się życiem wewnętrznym nie tylko
stanowi samo w sobie pewnego rodzaju „działanie", ale
jest również antytezą działania w świecie, na przykład
prowadzi do wyciszenia i przerwy w działaniu mięśni.
Umiejętność czekania jest specjalnym przypadkiem zdol-
ności zawieszenia działania.
43. Od Freuda nauczyliśmy się, że przeszłość istnieje
teraz w osobie. Obecnie musimy nauczyć się z teorii
wzrostu i teorii samoaktualizacji, że czas przyszły rów-
nież istnieje teraz w osobie w formie ideałów, na-
dziei, obowiązków, zadań, planów, celów, niezrealizowa-
nych możliwości, posłannictwa, losu, przeznaczenia itd.
Ktoś, dla kogo nie istnieje żadna przyszłość, jest skazany
na konkretność, beznadziejność, próżność. Dla niego czas
musi być niezmiennie „wypełniony". Jeśli dążenie, będą-
ce organizatorem większości działań, zanika, pozostawia
osobę niezorganizowaną i niezintegrowaną.
Znajdowanie się w stanie Bytu naturalnie nie potrze-
buje przyszłości, gdyż już się jest. Stawanie się zosta-
je na pewien czas wstrzymane, a jego weksle są zrealizo-
wane w formie ostatecznych nagród, to znaczy doświad-
czeń szczytowych, kiedy czas znika, a nadzieje zostają
spełnione.
210
APENDYKS A
Czy nasze publikacje i zjazdy
są stosowne dla psychologii osobowej? *•
Przed paru tygodniami zdałem sobie naraz sprawę, w jaki
sposób mógłbym scalić pewne aspekty teorii postaci (Gestalt)
z moją psychologią zdrowia i wzrostu. Problemy, które mnie
od lat dręczyły, same się kolejno rozwiązały. Był to typowy
przykład doświadczenia szczytowego, może tylko bardziej
roz-
szerzonego. Po przejściu burzy (pierwszym przebiciu się)
długo
jeszcze trwały jej echa w miarę jak przychodziły mi do głowy
implikacje pierwszych intuicji. Ponieważ mam zwyczaj
myśleć
przelewając myśl na papier, napisałem to wszystko. Potem
ogar-
nęła mnie pokusa, aby odrzucić ten raczej profesorski referat,
jaki przygotowywałem na dzisiejsze zebranie. A miałem
auten-
tyczne żywe doświadczenie szczytowe uchwycone w locie,
pięknie przedstawiające („w kolorach") różne punkty, jakie
za-
mierzałem omówić w związku z ostrym czy przejmującym
„do-
świadczeniem tożsamości".
Tymczasem z uwagi na prywatność i niekonwencjonalność
tego
opracowania poczułem wielką niechęć do przeczytania go
publicz-
nie na głos i nie uczynię tego.
Wszelako autoanaliza tej niechęci uświadomiła mi pewne za-
gadnienia, o których chcę tu. mówić. Zdanie sobie sprawy, że
tego rodzaju opracowanie „nie pasuje" ani do publikacji, ani
do
wygłoszenia na zjeździe czy konferencji, doprowadziło do
pyta-
nia: „Dlaczego nie pasuje?" Co jest właściwe konferencjom
czy periodykom naukowym, co' sprawia, iż pewnego rodzaju
prawdy osobiste i pewien styl wyrażania się nie są
„stosowne"
czy właściwe? . »
Odpowiedź, do jakiej doszedłem,' nadaje się do dyskusji.
Na tym zebraniu kroczymy po omacku w kierunku tego, co
fe-
nomenologiczne, doświadczalne, egzystencjalne,
idiograficzne, nie-
świadome, prywatne i wybitnie osobowe; ale widzę teraz
wyraź-
nie, że próbujemy to czynić w dawnej atmosferze
intelektualnej
czy ramach bynajmniej nie nadających się i nie
sprzyjających,
a nawet powiedziałbym raczej odstręczających.
Nasze periodyki, książki i referaty konferencyjne nadają się
przede wszystkim do dyskusji i przekazywania tego, co racjo-
nalne, abstrakcyjne, logiczne, powszechne, nieosobowe,
nomote-
i Uwagi wygłoszone przed formalnym referatem na zabraniu
Stowa-
rzyszenia Rozwoju Psychoanalizy, 5 października 1960 roku.
poświęconym
pamięci Karen Horney.
211
tyczne, powtarzalne, obiektywne i nieemocjonalne. Tym
samym
zakładają akurat to wszystko, co my „psycholodzy
osobowości"
usiłujemy zmienić. Innymi słowy przyjmuje się założenia nie
udowodnione. W rezultacie my, jako terapeuci lub
obserwatorzy
samych siebie, podlegamy akademickiemu zwyczajowi
mówie-
nia o doświadczeniach naszych własnych lub naszych
pacjentów
prawie w taki sam sposób, jak byśmy mówili o bakteriach
albo
o księżycu czy białych szczurach, zakładając podział
pod-
miot-przedmiot, zakładając nasze oderwanie, oddalenie i
nie-
zaangażowanie, zakładając, że my (i przedmioty naszej
per-
cepcji) nie ulegamy zmianom na skutek aktu
obserwacji, za-
kładając, że potrafimy odłączyć „ja" od „ty",
zakłada-
jąc, że każda obserwacja, proces myślenia, ekspresja i
komuni-
kacja muszą być chłodne i beznamiętne, zakładając,
że
poznanie może być tylko skażone i zniekształcone przez
emocję
itd.
A więc staramy się stosować kanony i zasady nauki nieoso-
bowej do naszej nauki osobowej, chociaż jestem przekonany,
że
to się nie uda. Obecnie widzę wyraźnie, że rewolucja
naukowa,
jaką niektórzy z nas przygotowują (gdy my już budujemy
filo-
zofię nauki dość obszerną, by objąć wiedzę opartą na
doświad-
czeniu), musi rozciągnąć się również na powszechne zasady
ko-
munikacji intelektualnej (262).
Musimy wyraźnie uwidocznić to, z czym wszyscy pośrednio
się
godzimy, że nasz rodzaj pracy często wywołuje głębokie
odczu-
cia i pochodzi z głębokich osobowych źródeł, że czasami
raczej
jednoczymy się z przedmiotami badań niż oddzielamy się od
nich, że zazwyczaj jesteśmy silnie zaangażowani i że tak
musi
być, jeśli nasza praca ma nie być fikcją. Musimy też uczciwie
przyznać i szczerze wyrazić głęboką prawdę, że większa
część
naszej „obiektywniej" pracy jest jednocześnie subiektywna,
że
nasz świat zewnętrzny jest często izomorficzny ze światem
we-
wnętrznym, że problemy „zewnętrzne", które opracowujemy
„na-
ukowo", są często naszymi własnymi wewnętrznymi
problemami,
1 że nasze irozwiązania tych problemów to w zasadzie
również
autoterapia w najszerszym sensie.
Prawdziwość tych uwag staje się wyraźniejsza dla nas, uczo-
nych zajmujących się osobą, ale w zasadzie są one
prawdziwe
również dla wszystkich badaczy nie zajmujących się osobą.
Po-
szukiwanie ładu, praw, sprawdzianu, możności
przewidywania i
zrozumiałości w gwiazdach i roślinach — często jest
jednoznacz-
ne z poszukiwaniem wewnętrznych praw, sprawdzianów
itd. Nauka nieosobowa może niekiedy być ucieczką lub
obroną
przed wewnętrznym brakiem ładu i chaosem, przed obawą
utra-
ty kontroli. Ogólnie mówiąc, nauka nieosobowa może być <i
jak
stwierdziłem, dość często jest) ucieczką lub obroną przed
tym,
co osobowe w naszym wnętrzu i wewnątrz innych jednostek
ludzkich, wyrazem niechęci do emocji i impulsu, a czasem
na-
wet odrazą do człowieczeństwa lub lękiem przed nim.
Oczywi-
ście głupotą jest chęć uprawiania nauki osobowej w układzie
odniesienia opartym na negacji tego, co badamy. Nie
możemy
dojść do nie-arystotelesowskich wniosków stosując ściśle
ary-
stotelesowskie metody. Nie możemy posunąć się w kierunku
wiedzy doświadczalnej posługując się abstrakcją jako
jedynym
narzędziem. Podobnie oddzielenie podmiotu od przedmiotu
nie
prowadzi do połączenia. Dychotomia uniemożliwia
integracją.
Respektowanie racjonalnego, werbalnego i logicznego języka
jako
jedynego języka prawdy uniemożliwia dokonywanie koniecz-
nych dla nas badań tego, co nieracjonalne, poetyckie,
mityczne,
nieokreślone, co jest pierwotnym procesem i co podobne do
ma-
rzeń sennych2. Klasyczne, nieosobowe i obiektywne metody,
które tak dobrze się nadawały do pewnych zagadnień, n i e
na-
dają się do owych nowszych naukowych problemów.
Musimy pomóc „naukowym" psychologom w zdaniu sobie
spra-
wy, że ich praca odbywa się na podstawie jakiejś filozofii
nauki, ale nie tej właśnie filozofii nauki, i że każda filo-
zofia nauki, która służy przede wszystkim funkcji
wyłączającej,
jest założeniem klap na oczy, przeszkodą raczej niż pomocą.
Cały świat i całe doświadczenie muszą być otwarte dla
badań. Nic, nawet problemy „osobiste" nie powinny być
odsu-
nięte od ludzkich badań. W przeciwnym razie wpędzimy się
w
idiotyczne położenie, w jakim zastygły niektóre związki
zawo-
dowe, gdzie tylko stolarze mogą obrabiać drewno i tymże
sto-
larzom wolno pracować tylko w drewnie, nie mówiąc już o
tym,
że skoro stolarze go dotkną, staje się ono przez to samo
drewnem, że tak powiem „honorowym". Nowe materiały i
nowe
metody muszą wtedy stać się czymś dokuczliwym, a nawet
groźnym, jakąś katastrofą, a nie sprzyjającą okazją.
Przypomnę
tutaj o prymitywnych plemionach, które muszą umieszczać
każ-
dego w systemie pokrewieństwa. Kiedy zjawi się przybysz,
któ-
ry nie mieści się w tym systemie, nie ma innego sposobu roz-
wiązania trudności, jak go zabić.
Wiem, że te uwagi łatwo można źle zrozumieć jako atak na
naukę. Tak nie jest. Chcę raczej zaproponować rozszerzenie
za-
fcresu nauki, aby objęła swym zasięgiem zagadnienia i dane
psychologii osobowej i eksperymentalnej. Wielu naukowców
zre-
zygnowało z tej problematyki uważając ją za „nienaukową".
Jednak pozostawienie jej nie-naukowcom podtrzymuje ten
rozłam
między światem nauki a światem „nauk humanistycznych",
co
obecnie zniekształca zarówno jeden, jak i drugi.
Jeśli chodzi o nowe rodzaje komunikacji, trudno jest
dokładnie
zgadnąć, co musi nadejść. Z pewnością należy zwiększyć
zakres
literatury psychoanalitycznej (obecnie ukazującej się dość
spo-
radycznie) dotyczący dyskusji o przeniesieniu i
kontrprzeniesie-
niu. Musimy przyjmować do naszych periodyków więcej
artyku-
łów idiograficznych zarówno biograficznych jak i
autobiograficz-
nych. John Dollaird dał przed laty w przedmowie do swej
książki
o Południu analizę swych własnych uprzedzeń; my również
mu-
simy się tego nauczyć Z pewnością powinniśmy mieć więcej
sprawozdań z lekcji, jakich psychoterapia dostarcza ludziom
pod-
danym terapii, więcej autoanaliz w rodzaju Marion Milner
On
2 Odczuwam na przykład, że to wszystko, co staram się tu
wyrazić,
o wiele iepiej wyraził Saul Steintaerg w swojej
zdumiewającej serii szki-
ców w „New Yorker" z ostatniego roku. W swych
„rysunkach egzysten-
cjalnych" ten świetny artysta nie użył ani jednego słowa. Ale
po-
myślmy, jak pasowałyby one do bibliografii „poważnego"
artykułu w
„poważnym" periodyku, lub, jeśli o to chodzi, do programu
tej konfe-
rencji, chociaż jej treść i treść jego rysunków jest ta sama,
mianowicie
tożsamość i alienacja.
913
Not Being Able to Paint, więcej relacji o prawdziwych przy-
padkach jak te, które opisuje Eugenia Hanfmann, więcej
dosłow-
nych sprawozdań z różnego rodzaju kontaktów
międzyosobowych.
Sądząc z mych własnych zahamowań najtrudniejsze jednak
będzie stopniowe otwieranie łamów naszych pism dla
artykułów
pisanych w stylu podniosłym, poetyckim lub wolnych
skojarzeń.
Przekazywanie pewnego rodzaju prawd najlepiej się odbywa
w ten właśnie sposób, na przykład przekazywanie wszelkich
do-
świadczeń szczytowych. Na pewno będzie to dla nas
wszystkich
niełatwe. Niezbędni będą najbardziej przenikliwi redaktorzy
do
wykonywania ogromnej pracy oddzielenia tego, co
pożyteczne dla
nauki, od powodzi śmieci, jakie na pewno zaleją redakcje,
skoro
ich drzwi zostaną otwarte. Mogę jedynie sugerować ostrożną
próbę.
' J,, APENDYKS B
' ' Czy jest możliwa
,v; , - • . i., normatywna psychologia społeczna?4
Książka niniejsza jest niewątpliwie normatywną psychologią
społeczną, to znaczy uznaje poszukiwanie wartości za jedno
z istotnych i wykonalnych zadań nauki o społeczeństwie.
Otwar-
cie więc przeciwstawia się takiemu ortodoksyjnemu
stanowisku,
które wyłącza wartości z kompetencji nauki, twierdząc, iż
war-
tości nie mogą być odkryte czy odsłonięte, ale mają być tylko
stwierdzane arbitralnie, mocą dekretu, przez nie-naukowców.
Nie znaczy to, że książka niniejsza stoi w opozycji do kla-
sycznej nauki nie zajmującej się poszukiwaniem wartości czy
też do czysto opisowej nauki społecznej. Raczej starą sią
połą-
czyć jedną i drugą w szerszą, pełniejszą koncepcję nauki i
technologu humanistycznej, koncepcję mocno opartą na
przyzna-
niu, że nauka jest produktem ubocznym natury ludzkiej i że
nauka może przyczynić się do spełnienia natury ludzkiej. Z
tego
punktu widzenia społeczeństwo i każda jego instytucja da się
scharakteryzować jako popierająca lub przeszkadzająca w sa-
mourzeczywistnieniu jednostek (259).
Jednym z podstawowych pytań postawionych w tej książce
jest pytanie, jakie warunki pracy, jaki rodzaj pracy, jaki spo-
sób kierowania pracą i jakiego rodzaju nagroda lub płaca
mogą
pomóc naturze ludzkiej w zdrowym osiągnięciu
najpełniejszego
rozwoju. To znaczy, jakie warunki pracy najbardziej
sprzyjają
spełnieniu osoby? Możemy również zadać pytanie odwrotne,
za-
łożywszy dość zamożne społeczeństwo oraz względnie
zdrowych
i normalnych obywateli, którzy mają już zaspokojone
najbardziej
podstawowe potrzeby, jak pożywienie, dach nad głową,
odzież
itd., jak tacy ludzie mogą chcieć w swym własnym interesie
po-
pierać cele i wartości jakiejś struktury? Jak byłoby najlepiej
ich
traktować? W jakich warunkach będzie im się najlepiej
praco-
wało? Za jakie wynagrodzenie, nie pieniężne jak i pieniężne,
będą
najlepiej pracowali? Kiedy będą czuli, że to jest ich
instytucja?
Wiele osób może zaskoczyć moje wyraźne stanowisko,
poparte
coraz obszerniejszą literaturą badawczą, iż przy zachowaniu
i w 1967 roku poproszono mnie o napisanie przedmowy do
japońskie-
go tłumaczenia mojej książki Eupsychian Management,
napisanej w 1962,
a wydanej w 1965 roku. Zdałem sobie sprawę, że w
pierwszej wersji nieco
kluczyłem i robiłem uniki, ale obecnie mam już pewność, że
normatyw-
na psychologia społeczna Jest możliwa, l mniej się obawiam
to wy-
215
pewnych „zbieżnych" warunków te dwa zespoły dóbr, dobro
jed-
nostki i dobro społeczne, mogą coraz bardziej się zbliżać do
sie-
bie stając się raczej synonimiczne niż antagonistyczne.
Eupsy-
chiczne warunki pracy często sprzyjają nie tylko spełnieniu
oso-
bowemu, lecz także przyczyniają się do rozwoju i
pomyślności
instytucji (fabryki, szpitala, koledżu itd.), jak również ilości i
ja-
kości dóbr i usług przez nie produkowanych.
Zagadnienia kierownictwa (w każdej organizacji czy społe-
czeństwie) można wtedy potraktować bardziej nowocześnie:
jak
zorganizować warunki specjalne w danej organizacji, aby
cele
indywidualne pokrywały się z celami tejże organizacji?
Kiedy
jest to możliwe? Kiedy niemożliwe? Albo szkodliwe? Jakie
siły
sprzyjają społecznemu i indywidualnemu współdziałaniu?
Jakie
natomiast siły zwiększają antagonizm między
społeczeństwem
a jednostką?
Tego rodzaju pytania dotyczą bezsprzecznie najgłębszych
kwe-
stii spornych życia osobistego i społecznego, teorii
społecznej,
politycznej i ekonomicznej, a nawet filozofii w ogóle. Na
przy-
kład moja ostatnio wydana Psychology oj Science
przedstawia
potrzebę i możliwość wyjścia nauki humanistycznej poza
nałożo-
ne sobie ograniczenia nauki pozbawionej wartości i
medhano-
morficznej.
Można także założyć, iż klasyczna teoria ekonomiczna,
oparta
na niewystarczającej teorii motywacji ludzkiej, może też być
zrewolucjonizowana, jeśli się przyjmie biologiczną
rzeczywistość
wyższych potrzeb ludzkich włącznie z impulsem do
samourzeczy-
wistnienia i z umiłowaniem najwyższych wartości. Jestem
pe-
wien, że coś w tym rodzaju sprawdza się w naukach politycz-
nych i w socjologii oraz we wszystkich humanistycznych i
spo-
łecznych naukach i profesjach.
Mówię to wszystko, by podkreślić, że niniejsza książka nie
traktuje o jakichś nowych fortelach w zarządzaniu czy
jakichś
„sztuczkach" lub powierzchownych technikach, które można
za-
stosować, by skuteczniej manipulować ludźmi nie dla ich
wła-
snych celów. To nie jest podręcznik uczący jak eksploatować
' ludzi.
Jest ona natomiast wyraźną konfrontacją jednego
podstawowe-
go zespołu wartości ortodoksyjnych z drugim,
nowszym syste-
mem wartości, który pretenduje do tego, aby być nie tylko
sy-
;stemem bardziej skutecznym, ale i prawdziwszym. W
książce tej
' formułuje się pewne rzeczywiście rewolucyjne wnioski z
odkry-
^cia, że natura ludzka była niedoceniana, że człowiek ma
wyższą
1 naturę, która jest równie „instynktoidalna", jak niższa, i
że ta
"wyższa natura zawiera w sobie potrzebę
wykonywania pełnej
•znaczenia pracy, potrzebę odpowiedzialności,
twórczości, bycia
szlachetnym i sprawiedliwym, czynów wartościowych i
prefero-
wania dobrej roboty.
W tych ramach traktowanie „zapłaty" jedynie w aspekcie pie-
niężnym jest czymś anachronicznym. Prawda, iż
zaspokojenie
niższych potrzeb można kupić za pieniądze, ale kiedy się je
za-
i spokoi, wtedy motywacją stają się tylko wyższe rodzaje
„zapła-
ty" — przynależność, uczucie, godność, szacunek, uznanie,
honor
— jak również możliwość samoaktualizacji i kultywowanie
na j-
wyższych wartości — prawdy, piękna, sprawności,
doskonałości,
sprawiedliwości, perfekcji, porządku, praworządności itd.
Jest tu oczywiście wiele materiału do przemyślenia nie tylko
dla marksistów i freudystów, lecz także dla dyktatorów poli-
tycznych i wojskowych bądź dla „władczego" szefa czy
„libe-
rała".
l
BIBLIOGRAFIA '
Niniejsza bibliografia obejmuje nie tylko pozycje zawarte
w przypisach, ale również inne tytuły autorów piszących na
te-
mat psychologii i psychiatrii egzystencjalnej. Najlepszym
wpro-
wadzeniem do ich pism jest Moustakas (118). Dobre
opracowa-
nia ogólne — Jourarda (72) i Colemana (33).
1. Allport G. The Naturę of Personality, Addison-Wesley
1950.
2. — Becoming, Yale Univ. 1955.
3. — Normatiue compatibility in the light of social
science,
w: Maslow A. H. (ed.), New Knowlsdge in Human Yalues,
Harper 1959.
4. — Personality and Social Encounter, Beacon 1960.
5. Anderson H.H. (wyd.), Creativity and Its Cultivation,
Har-
per 1959.
6. Angyal A, Foundations for a Science of Personality,
Com-
monwealth Fund 1941.
7. Anonim, Finding the real self. A letter with a foreword by
Karen Horney, „Amer. J. Psychoanal." 9 (1949), 3.
8. Ansbacher H. i R. The Individual Psychology of
Alfred
Adler, Basic Books 1958.
9. Arnold M. i Gasson J. The Human Person, Ronald 1954.
10. Asch S. E. Social Psychology, Prentice-Hall 1952.
11. Assagioli R. Self-Realization and Psychological
Disturban-
ces, Psychosynthesis Research Foundation 1961.
12. Banham K. M. The development of affectionate
behavior in
infancy, „J. General Psychol." 76 (1950) 283-289.
13. Barrett W. Irratianal Mań, Doubleday 1958.
14. Bartlett F. C. Remembering, Cambridge Univ. 1932.
15. Begbie T. Twice Born Men, Revell 1909.
16. Bettelheim B. The Informed Heart, Free Press 1960.
16a. Bossom J. i Maslow A. H. Security of judges as a factor
in
impressions of warmth in others, „J. Abn. Soc. Psychol."
55 (1957) 147-148.
17. Bowlby J. Maternal Care -and Mental Health, Geneva:
World
Health Organization 1952.
18. Bronowski J. The values of science, w: Maslow A. H.
(wyd.),
New Knowledge in Human Values, Harper 1959.
19. Brown N. Life Against Death, Random House 1959.
20. Buber M. I and Thou, Edinburgh: T. and T. Clark 1937.
21. Bucke R. Cosmic Consciousness, Dutton 1923.
22. Buhler C. Maturation and motivation, „Dialectica" 5
(1951)
312-361.
23. — The reality principle, „Amer. J. Psychother." 8
(1954)
626-647.
24. Buhler K. Die geistige Entwicklung des Kindes, 4
wyd.,
Jena: Fischer 1924.
25. Burtt E. A. (wyd.), The Teachings oj the
Compassionate
: Buddha, Mentor Books 1955.
26. Byrd B. Cognitive needs and human motivation (nie
opu-
blikowane).
' 27. Cannon W. B. Wisdom of the Body, Norton 1932.
28. Cantril H. The „Why" of Man'a Experience, Macmillan
1950.
29. Cantril H. i Bumstead C. Reflections on the Human
Ven-
ture, N. Y. Univ. 1960.
30. Clutton-Brock A. The Ultimate Belief, Dutton 1916.
31. Cohen S. A growth theory of neurotic resistance to
psycho-
therapy, „J. of Humanistic Psychol." l (1961) 48-63.
32. — Neurotic ambiguity and neurotic hiatus between
knowl-
edgz and action, „J. Existential Psychiatry" 3 (1962) 75-
96.
33. Coleman J. Personality Dynamics and Effectiue
Behauior,
Scott, Foresman 1960.
34. Combs A i Snygg D. Individual Behavior, Harper 1959.
35. Combs A. (wyd.), Perceiving, Behaving, Becoming:
A New
Focus for Education, Association for Superyision and Curri-
culum Development, Washington, D. C., 1962.
36. D'Arcy M. C. The Mind and Heart of Love, Holt 1947.
37. — The Meeting of Love and Knowledge, Harper 1957.
38. Deutsch F. i Murphy W. The Clinical Interview (2. t.),
Int.
Univs. Press 1955.
38a. Dewey J. Theory of Yaluation, t. II, No. 4
International
Encyclopedia of Unified Science, Univ. of Chicago
(nie
: datowane).
38b. Dove W. F. A study of individuality in the nutritive
in-
stinćts „Amer. Naturalist" 69 (1935) 469-544.
39. Ehrenzweig A. The Psychoanalysis of Artistic
Vision and
Hearing, Routledge 1953.
• 40. Erikson E. H. Childhood and Society, Norton 1950.
41. — Identity and the Life Cycle. (Selected papers.)
„Psychol.
Issues" l, Monograph l, 1959. Int. Univs. Press.
42. Festinger L. A. Theory of Cognitive Dissonance,
Peterson
1957.
43. Feuer L. Psychoanalysis and Ethics, Thomas 1955.
Field J.
(pseudonim), zob. Milner M.
44. Franki V. E. The Doctor and the Soul, Knopf 1955.
45. — From Death-Camp to Existentialism, Beacon 1959.
46. Freud S. Beyond the Pleasure Principle, Int. Psychoan.
Press
1922. (Polski przekł. Jerzego Prokopiuka Poza zasadą przy-
jemności, PWN, Warszawa 1975.)
47. —;-The Interpretation of Dreams, w: The Basic
Writings
of Freud, Modern Lib. 1938.
48. — Collected Papers, London, Hogarth 1956, t. III, t.
IV.
49. — Ań Outline of Psychoanalysis, Norton 1949.
(Polski
przekł. Zarys psychoanalizy, w: Poza zasadą przyjemności,
wyd. cyt.)
50. Fromm E. Mann For Himself, Rinehart 1947.
51. — Psi/chonalysis and Religion, Yale Univ. 1950.
(Polski
przekł. Psychoanaliza a religia, w: Szkice z -psychologii re-
ligii, Warszawa 1966.)
52. — The Forgotten Language, Rinehart 1951. (Polski
przekł.
Józefa Marzęckiego Zapomniany język, PIW, Warszawa
1972.)
53. — The Sane Society, Rinehart 1951.
54. Fromm E., Suzuki D. T. i De Martino R. Zeń Buddhism
and
Psychoanalysis, Harper 1960. (Polski przekł. Psychoanaliza *
buddyzm zeń, w: Szkice z psychologii religii, wyd. cyt.)
54a. Ghiselin B. The Creative Process, Univ. of Calif.
1952.
55. Goldstein K. The Organism, Am. Bk. Co. 1939.
56. — Human Naturę from the Point of View of
Psycho-
pathology, Harvard Univ. 1940.
57. — Health as value, w: A. H. Maslow (wyd.), New
Knowl-
edge in Human Values, Harper 1959, s. 178-188.
58. Halmos P. Towards a Measure of Mań,
London: Kegan
Paul 1957.
59. Hartman R. The science of value, w: Maslow A. H.
(wyd.),
New Knowledge in Human Yalues, Harper 1959,
60. Hartmann H. Ego Psychology and the Problem of
Adapta-
tion, Int. Univs. Press 1958.
61. — Psychoanalysis and Moral Values, Int. Univs.
Press
1960.
62. Hayakawa S. I. Language in Action, Harcourt 1942.
63. — The fully functioning personality, „ETC" 13
(1956) 164-
181.
64. Hebb D. O. i Thompson W. R. The social
significance of
anżmal studies, w: G. Lindzey (wyd.), Handbook of
Social
Psychology, t. I, Addison-Wesley 1954, s. 532-561.
65. Hill W. E. Actiuity as an autonomous driue, „J.
Comp. &
Physiological Psychol." 49 (1956) 15-19.
66. Hora T. Existential group psychotherapy, „Amer. J. of
Psy-
ehotherapy" 13 (1959) 83-92.
67. Harney K. Neurosis and Human Growth, Norton 1950.
(Pol-
ski przekł. Zofii Doroszowej Nerwica a rozwój
człowieka*
PIW, Warszawa 1980.)
68. Huizinga J. Homo Ludens, Beacon 1950. (Polski
przekł.
Marii Kureckiej i Witolda Wirpszy Homo ludens.
Zabawa
jako źródło kultury, Czytelnik, Warszawa 1967.)
68a. Huxley A. The Perennial Philosopy, Harper 1944.
69. — Heaven & Heli, Harper 1955.
70. Jahoda M. Current Conceptions of PosiliiJe Mental
Health,
Basic Books 1958.
70a. James W. The Varieties of Religious Experience,
Modern
Lib. 1942. (Polski przekł. J. Hempla Doświadczenia religijne,
Warszawa 1958.)
71. Jessner L. i Kapłan S. „Discipline" as a problem in
psy-
chotherapy with childern, „The Nervous Child" 9 (1951) 147-
-155.
72. Jourard S. M. Personal Adjustment, wyd. 3,
Macmillan
1963.
73. Jung C. G. Modern Mań in Search of a Soul, Harcourt
1933.
74. — Psychological Rejlections (Jacobi J., wyd.),
Pantheon
Books 1953.
75. — The Undiscouered Self, London: Kegan Paul,
London
1958.
76. Karpf F. B. The Psychology & Psychotherapy of Otto
Rank,
Philosophical Library 1953.
77. Kaufman W. Existentialism from Dostoevsky to Sartre,
Me-
ridian 1956.
78. — Nietzsche, Meridian 1956.
79. Kepes G. The New Landscape in Art and Science,
Theobald
1957,
80. The Journals of Kierkegaard, 1834-1854, Dru
Alexander
(wyd. i tłumacz.), Fontana Books 1958.
81. Klee J. 3. The Absolute and the Relative (nie
opublikowa-
ne).
82. Kluckhc n C. Mirror of Mań, McGraw-Hill 1949.
l ' 83. Korzybski A. Science and Sanity: Ań Introduction to
Non-
Aristotelian Systems and General Semantics (1933), Lake-
ville, Conn: International Non-Aristotelian Lib. Pub. Co.
1948, wyd. 3.
84. Kris E. Psychaonalytic Explorations in Art, Int.
Univs.
Press 1952.
85. KrishnamuTti J. The First and Last Freedom, Harper
1954.
86. Kubie L. S. Neurotic Distortion of the Creatwe Process,
Univ.
of Kans. 1958.
87. Kuenzli A. E. (wyd.). The Phenomenological Problem,
Har-
per 1959.
88. Lee D. Freedom & Culture, A Spectrum Book, Prentice-
Hall
1959.
89. — Autonomous motivation, „J. Humanistic
Psychol". l
<1962) 12-22.
90. Levy D. M. Informacja osobista.
91. — Maternal Overprotection, Columbia Univ. 1943.
91a. Levis C. S. Surprised by Joy, Harcourt 1956.
92. Lynd H. M. On Shame and the Search for Identity,
Har-
court 1958.
93. Marcuse H. Eros and Civilization, Beacon 1955.
94. Maslow A. H. i Mittelmann B. Principles of Abnormal
Psy-
chology, Harper 1941.
95. Maslow A. H. Experimentalizing the clinical method, „J.
of
Clinical Psychol." l (1945) 241-243.
96. — Resistance to acculturation, „J. Soc. Issues"
7 (1951)
26-29.
96a. — Comments on Dr. Old's paper, w: M. R. Jones (wyd.),
Nebraska Symposium on Motżuation, 1955, Univ. of Neb.
1955.
97. — Motiuatkm and Personality, Harper 1954.
98. — A philosophy of psychology, w: Fairchild J. (wyd.),
Per-
sonal Problems and Psychological Frontiers, Sheridan 1957.
99. — Power relationships and patterns of personel
deuelop-
ment, w: Kornhauser A. {wyd.), Problems of Potuer in Ame-
rican Democracy, Wayne Univ. 1957.
100. — Tioo kinds of cognition, „General Semantics
Bulletin"
20 i 21 (1957) 17-22.
101. — Emmotional blocks to creatwity, „J. Individ.
PsychoL"
14 (1958) 51-56.
22l
102. — (wyd.), New Knowledge in Human Yalues, Harper
1959,
103. — Rand H. i Newman S. Some parallels between the
do-
minance and sexual behamor of monkeys and the fanta-
sies of psychoanalytic patients, „J. of Nervous and Mental
Disease" 131 (1960) 202-212.
104. — Lessons from the peak-experiences, „J.
Humanisctic
Psychol." 2 (1962) 9-18.
105. — i Diaz-Guerrero R. Juvenile delinąuency as
a value
disturbance, w: Peatman J. i Hartley E. (wyd-y),
Fest-
schrift for Gardner Murphy, Ha.rper 1960.
106. — Peak-experiences as completions (nie
opublikowane).
107. — Eupsychia — the good society, „J. Humanistic
Psychol."
l (1961) 1-11.
108. — i Mintz N. L. Effects of esthetic surroundings: I.
Initial
short-term effects of three esthetic conditions upon
per-.
ceiving „energy" and „well-being" in faces, „J.
Psychol."
41 (1956) 247-254.
109. Masserman J. (wyd.), Psychoanalysis and Human
Values>
Grune and Stratton 1960.
110. May R. i inni (wyd-y), Ezistence, Basic Books 1958.
111. — (wyd.), Eocistential Psychology, Random House
1961.
112. Milner M. (Joanna Field, pseudonim), A Life of One's
Own,
Pelican Books 1952.
113. Milner M. On Not Being Able to Paint, Int. Univs.
Press
1957.
114. Mintz N. L. Effects of esthetic surroundings: II.
Prolonged
and repeated experiences in a „beautiful" and an „ugly"
room, „J. Psychol." 41 (1958) 456-466.
115. Montagu, Ashley M. F. The Direction of Human
Develop-
ment, Harper 1955.
115a. Moreno J. (wyd.), Sociometry Reader, Free Press
1960.
116. Morris C. Yarieties of Human Value, Univ. of.
Chicago 1956.
117. Moustakas C. The Teacher and the Child,
McGraw-Hill
1956.
118. — (wyd.), The Self, Harper 1956.
119. Mowrer O. H. The Crisis in Psychiatry and Religion,
Van
Nostrand 1961.
120. Mumford L, The Transformations of Mań, Harper
1956.
121. Munroe R. L. Schools of Psychoanalityc Thought,
Dryden
1955.
122. Murphy G. Personality, Harper 1947.
123. Murphy G. i Hochberg J. Perceptual
development: some
tentative hypotheses, „Psychol. Rev." 58 (1951) 332-
349.
124. Murphy G. Human Potentialities, Basic Books 1958.
125. Murray H. A. Vicissitudes of Creativity, w: H. H.
Ander-
son (wyd.), Creativity and its Cultivation, Harper 1959.
126. Nameche G. Two pictures of mań, „J. Humanistic
Psychol."
l (1961) 70-88.
127. Niebuhr R. The Naturę and Destiny of Mań,
Scribner's
1947.
127a. Northrop F. C. S. The Meeting of East and West,
Macmillan
1946.
138. Nuttin J. Psychoanalysis and Personality, Sheed and
Ward
1953. ; -, ' ••' •- (f; .
222
129. O'Connell V. On brain washing by
psychotherapists: The
effect of cognition in the relationship in psychotherapy (od-
bitka powielaczowa) 1950.
129a. Olds J. Physiological mechanisms oj reward, w: Jones
M. R.
(wyd.), Nebraska Symposium on Motivation, 1955, Unie. of
Nebr. 1955.
130. Oppenheimer O. Toward a new instinct theory, „J.
Social
Psychol." 47 <1958) 21-31.
131. Overstreet H. A. The Maturę Mind, Norton 1949.
132. Owens C. M. Awakening to the Good, Christopher
1958.
133. Perls F., Hefferline R. i Goodman P. Gestalt Therapy,
Ju-
lian 1951.
134. Peters R. S. „Mentol Health" as an educational aim
(od-
czyt wygłoszony na posiedzeniu Philosophy of
Education
Societjr), Harvard University, marzec 1961.
135. Prcgoff I. Jung's Psychology and Its Social Meaning,
Gro-
ve 1953.
136. — Depth Psychology and Modern Mań, Julian
1959.
137. Rapaport D. Organization and Pathology of Tought,
Colum-
bia Univ. 1951.
138. Reich W. Character Analysis, Orgone Inst. 1949.
139. Reik T. Of Love and Lust, Farrar, Straus 1957.
140. Riesman D. The Lonely Crowd, Yale Univ. 1950.
141. Ritchie B. F. Comments on Professor Farber's
paper, w:
Marshall R. Jones (wyd.), Nebraska Symposium on
Moti-
uation, Univ. of Nebr. 1954, s. 46-50.
142. Rogers C. Psychotherapy and Personality Change,
Univ. of
Chicago 1954.
143. Rogers C. A theory of therapy, personality and
interper-
sonal relationships as deueloped in the client-centered fra-
mework, w: Koch S. (wyd.), Psychology: A Study of a Scien-
ce, t. III, McGraw-Hill 1959.
144. Rogers C. A Therapisfs View of Personal Goals,
Pendle
Hilł 1960.
145. — On Becoming a Person, Houghton Mifflin 1961.
146. Rokeach M. The Open and Closed Mind, Basic Books
1960.
147. Schachtel E. Metamorphosis, Basic Books 1959.
148. Schilder P. Goals and Desires of Mań, Columbia Univ.
1942.
149. — Mind: Perception and Thought in Their
Constructive
Aspects, Columbia Univ. 1942.
150. Scheinfeld A. The New You and Heredity, Lippincctt
1950.
151. Schwarz O. The Psychology of Sex, Pelican Books
1951.
152. Shaw F. J. The problem of acting and the problem of
be-
coming, „J. Humanistic Psychol." l (1961) 64-69.
153. Sheldon W. H. The Varieties of Temperament, Harper
1942.
154. Shlien J. M. Creativity and Psychological Health,
„Counse-
ling Center Discussion Paper" 11 (1956) 1-6.
155. Shlien J. M. A criterion of psychological health,
„Group
Psychotherapy" 9 (1956) 1-18.
156. Sinnott E. W. Matter, Mind and Mań, Harper 1957.
157. Smillie D. Truth and reality from two points of viewt
w:
Moustakas C. (wyd.), The Self, Harper 1956. w . ;
223
157a. Smith M. B. „Mental Health" reconsidered: A special
case
oj the problem oj values in psychology, „Amer. Psychol."
16 (1981) 299-306.
158. Sorokin P. A. (wyd.), Ezplorations in Altruistic
Love and
Behamor, Beacon 1950.
159. Spitz R. Anaclitic depression, „Psychoanal. Study" 2
(1946)
313-342.
160. Sutfie J. Origins of Love and Hate, London: Kegan
Paul
1935.
160a. Szasz T. S. The myth oj mentol illness, „Amer.
Psychol." 15
(1960) 113-118.
161. Taylor C. (wyd), Research Conference on the
Identification
of Creatiue Scientific Talent, Univ. of Utah 1956.
162. Tlad O. Toward the knowledge of mań, „Main
Currents in
Modern Thought", Nov. 1955.
163. Tillich P. The courage To Be, Yale Univ.
1952. (Polski
przekł. Henryka Bednarka Męstwo bycia, Znaki
Czasu,
Paryż 1983.)
164. Thompson C. Psychoanalysis: Evolution &
Development,
Grove 1957.
165. Van Kaam A. L. The Third Force in European
Psychology
— Its Expression in a Theory of Psychotherapy, Psychosyn-
thesis Research Foundation 1960.
166. — Phenomenal analysis: Exemplified by a study
of the
experience of „really feeling understood", „J. Individ. Psy-
chol." 15 (1959) 66-72.
167. — Humanistic psychology and culture, „J.
Humanistic
Psychol." l (1961) 94-100.
168. Watts A. W. Naturę, Mań and Woman, Pantheon 1958.
169. — This is IT, Pantheon 1960.
170. Weisskopf W. Existence and values, w: Maslow A. H.
(wyd.),
New Knowledge of Human Yalues, Harpeir 1958.
171. Werner H. Comparative Psychology of Mental
Development,
Harper 1940.
172. Wertheimer M. Nie opublikowane wykłady w New
School
for Social Research 1935-1936.
173. — Productive Thinking, Hairper 1959.
174. Wheelis A. The Quest for Identity, Norton 1958.
175. — The Seeker, Random 1960.
176. White M. (wyd.), The Agę of Analysis, Mentor Books
1957.
177. White R. Motivation reconsidered: the concept of
compe-
tence, „Psychol. Rev." 66 (1959) 297-333.
178. Wilson C. The Stature of Mań, Houghton 1959.
179. Wilson F. Human naturę and esthetic growth, w:
Moustakas
C. (wyd.), The Self, Harpeir 1956.
180. — Nie opublikowany rękopis o wychowaniu
artystycznym.
181. Winthrop H. Some neglected considerations
concerning the
problems of value in psychology, „J. of General Psychol."
64 (1961) 37-59.
182. — Some aspects of value in psychology and
psychiatry,
„Psychological Record" 11 (1961) 119-132.
183. Woodger J. Biological Principles, Haircourt 1929.
184. Woodworth R. Dynamics of Behavior, Holt 1958.
185. Young P. T. Motivation and Emotion, Wiley 1961.
186. Zuger B. Growth oj the individuals concept oj Self,
„A.M.A.
Amer. J. Diseased Children" 33 (1952) 719.
187. — The states of being and awareness in neurosis and
their
redirection in therapy, „J. of Neryous and Mental Disease"
121 (1955) 573.
BIBLIOGRAFIA UZUPEŁNIAJĄCA
188. Adler A. Superiority and Social Interests: A.
Collection oj
Later Writings (H. L. i R. R. Ansbacher, wyd-y), North-
western University Press 1964.
189. Allport G. Pattern and Growth in Personality, Holt,
Rinehart
& Winston 1961.
190. Angyal A. Neurosis and Treatment, Wiley 1965.
191. Aronoff J. Psychological Needs and Cultural Systems,
Van
Nostrand 1967.
192. Assagioli R. Psychosynthesis: A Manuel of
Principles and
Techniąues, Hobbs, Dorman 1965.
193. Axline V. Dibs: In Search of Selj, Houghton Mifflin
1966.
194. Bailey J. C. Clues for success in the presidenfs job,
„Har-
vard Business Reyiew" 45 (1967) 97-104.
195. Barron F. Creativity and Psychological Health,
Van No-
strand 1963.
196. Benda C. The Image of Love, Free Press 1961.
197. Bennis W., Schein E., Berlew D. i Steele F. (wyd-y).
Inter-
personal Dynamics, Dorsey 1964.
198. — Changing Organizations, McGraw-Hill 1966.
199. Berne E. Games People Play, Grove Press 1964.
200. Bertocci P. i Miliard R. Personality and the Good,
McKay
1963.
201. Blyth R. H. Zeń in English Literaturę and Oriental
Classics,
Tokyo, Hokuseido Press 1942.
202. Bodkin M. Archetypal Patterns in Poetry, Yintage
Books
1958.
203. Bois J. S. The Art of Awareness, Wm. C. Brown 1966.
204. Bonner H. Psychology of Personality, Ronald 1961.
205. — On Being Mindful of Mań, Houghton Mifflin
1965.
206. Bradford L. P., Gibb, J. R. i Benne K.D. (wyd-y). T-
Group
Theory and Laboratory Method, Wiley 1964.
207. Bronowski J. The Identity of Mań, Natural History
Press
1965.
208. — The Face of Yiolence, World 1967.
209. Bugental J. The Search for Authenticity, Holt, Rinehart
&
Winston 1965.
210. — (wyd.), Challenges of Humanistic Psychology,
McGraw-
-Hill 1967.
211. Buhler C. Values in Psychotherapy, Free Press 1962.
212. — i Massarik F. (wyd-y), Humanism and the
Course of
Life: Studies in Goal-Determination, Spring«r 1967.
225
213. Burrow T. Preconscious Foundations of Hwman
Experience
(W. E. Galt, wy d.), Free Press 1964.
214. Campbell J. The Hero with a Thousand Faces,
Meridian
Books 1956.
215. Cantril H. The human design, „J. Individ. Psychol." 20
(1964>
129-136.
216. Carson R. The Senss of Wonder, Harper & Rów 1965.
217. Clark J. V. Motivation in work groups: A tentative
view,
„Human Organization" 19 (1960) 199-208.
218. — Education for the Use of Behavioral
Science, Univ.
Calif. L. A., Institute of Industrial Relations 1962.
219. Graig R. Trait lists and creativity, „Psychologia" 9
(1086)
107-110.
220. Dąbrowski K. O dezintegracji pozytywnej, PZWL,
Warsza-
wa 1964.
221. Davies J. C. Human Naturę in Politics, Wiley 1963.
222. Deikman A. Implications of experimentaly induced
contem-
plation meditation, „J. of Ńeryous and Mental Disease" 142
(1966) 101-116.
223. De Martino M. (wyd.), Sezual Behavior and
Personality
Characteristics, Grove Press 1963.
224. Eliade M. The Sacred and the Profane, Harper & Rów
1961.
(Polski przekł. fragmentów pt. Elementy rzeczywistości mi-
tycznej, w: Sakrum Mit. Historia, tłum. Anna Tatarkiewicz,
PIW, Warszawa 1974.)
225. Farrow E. Psychoanalyze Yourself, International
Universi-
ties Press 1942.
226. Farson R. E. (wyd.), Science and Human Affairs,
Science
and Behavior Books 1965.
227. Esalen Institute, Residential program brochure,
Big Sur,
Calif. 1966.
228. Franki V. Psychotherapy and Existentialism,
Washington
Sąuare Plress 1967.
229. Fromm E. The Heart of Mań, Harper & Rów 1964.
230. Gardner J. Self-Renewal, Harper & Rów 1963.
231. Gibb J. R. i L. M. The Emergent Group: A Study of
Trust
and Freedom (nie opublikowane).
232. Glasser W. Reality Therapy, Harper & Rów 1965.
233. Greening T. i Coffey H. Working with an
„impersonal"
T-Group, „Journal of Applied Behavioral Science" 2 (1966)
401-411.
234. Gross B. The Managing of Organizations (2 t.), Free
Press
1964.
235. Halmos P. The Faith of the Counsellors, London,
Contable
1965.
236. Harpeo: Ralph Human Love: Existential and Mystical,
Johns
Hopkins Press 1966.
237. Hartman R. S. The Structure of Value:
Foundations of
Scieutific Axiology, South Illinois University Press 1967.
238. Hauser R. i H. The Fraternal Society, Random House
1963.
239. Herzberg F. Work and the Naturę of Mań, World 1966.
240. Hora T. On meeting a Zen-master socially,
„Psychologia"
4 ;(1961) 73-75.
241. Horney K. Self-Analysis, Norton 1942.
226
242. Hughes Peorcy Ań Introduction to Psychology, Lehigh
Uni-
versity Suppley Bureau 1928.
243. Huxley A. Grey Eminence, Meridian Books 1959.
244. — Island, Bantam Books 1963.
245. Huxley L. You Arę Not the Target, Farrar, Straus &
Gkoux
1963.
246. Isherwood M. Faith Without Dogma, G. Allen Unwin
1964.
247. Johnson R. C. Watcher on the Hills, Harper & Rów
1959.
248. Jones R. (wyd.), Contemporary Educattonal
Psychology: Se-
lected Essays, Harper Torchbooks 1966.
249. Jourard S. M. The Transparent Self: Self-
Disclosure and
Well-Being, Van Nostrand 1964.
250. Kaufman W. (wyd.), The Portable Nietzsche, Yiking
1954.
251. Koestler A. The Lotus and the Robot, London,
Hutchinson
1960.
252. Kuriioff R. Reality in Management, McGraw-Hill
1966.
253. Laing R. The Dimded Self, Penguin Books 1965.
254. Lao Tsu The Way oj Life, Mentor Books 1955.
255. Laski M. Ecstasy, Indiana University Press 1962.
256. Lowen A. Love and Orgasm, Macmillan 1965.
257. Malamud D. i Machover S. Toward Self-
Understanding,
Thomas 1965.
258. Manuel F. Shapes of Philosophical History, Stanford
Uni-
versity Press 1965.
259. Masło w A. H. Synergy in the society and in the
individual,
„J. of Individ. Psychol." 20 (1964) 153-164.
260. — Religions Valv.es and Peak~Experinces, Ohio
State Uni-
yersity Press 1964.
261. — Eupsychian Management: A Journal, Irwin-Dorsey
1965.
262. — The Psychology of Science: A Reconnaissance,
Harper
& Rów 1966.
263. Matson F. The Broken Image, Brazilłer 1964.
264. May R. On Will (nie opublikowane)
265. McCurdy H. G. The Personal World, Harcourt,
Brace &
World 1961.
266. McGregor D. The Kumem Side of Enterprise,
McGraw-Hill
1960.
267. — The Professional Manager (W. G. Bennis i
C. Mc.
Gregar, wyd-y), McGraw-Hill 1967."
268. Morgan A. E. Search For Purpose, Yellow Springs,
Ohio,
Community Service, Inc. 1957.
269. Moustakas C. Creativity and Conformity, Van
Nosfcrand 1967.
270. — The Authentic Teacher, Doyle 1966.
271. Mowrer O. H. The New Group Therapy, Van Nostrand
1964.
272. Mumford L. The Conduct of Life, Harcourt, Brace
1951.
273. Murray H. A. Prospect for psychology, „Science" 11
maja
1962, 483-488.
274. Neill A. S. Summerhill, Hart 1960.
275. Otto H. (wyd.), Explorations in Human Potentialities,
C. C.
Thomas 1966.
276. — Guide to Developing Your Potential, Soribnea^s
1967.
277. Owens C. M. Discovery of the Self, Christopher 1963.
278. Polanyi M. Science, Faith and Society, CJniversity of
Chi-
cago Press 1964.
227
879. — Personal Knowledge, Uniyersity of Chicago Press
1958.
280. — The Tacit Dimension, Doubleday 1966.
281. Reich W. The Function oj the Orgasm, Noonday Press
1942,
282. Ritter P. i J. The Free Family, London, Gollancz 1959.
283. Rogers C. Actualizing tendency in relation to motives
and
to consciousness, w: M. R. Jones (wyd.), Nebraska
Sym-
posium on Motiuatżon, 1963, Uniyersity of Nebraska Press
1963.
284. Rosenthal R. Experimenter Effects in Behavioral
Research,
Appleton-Century 1966.
285. Sands B. The Seventh Step, New American Library
1967.
286. Schumacher E. F. Economic development and
poverty,
„Manas" 15 lutego 1967, 20, 1-8.
287. Schutz W. Joy, Grove Press 1967.
288. Seguin C. A. Love and Psychotherapy, Libra 1965.
289. Seyerin F. (wyd.), Humanistic Viewpoints in
Psychology,
McGxaw-Hill 1965.
290. Sheldon W. H. Psychology and the Promethean Will,
Hairper
& Rów 1936.
291. Shostrom E. Personal Orientation, Inwentory (POI): A
Test
of Self-Actualization, San Diego, Calif. Educational
and
Industrial Testing Service 1963.
292. Steinberg S. The Labyrinth, Harper & Rów 1960.
293. Steinzor B. The Healing Partnership, Harper & Rów
1967.
294. Sutich A. The growth-experience and the growth-
centered
attitude, „J. Psychol." 28 (1949) 293-301.
295. Sykes G. The Hidden Remnant, Harper & Rów 1962.
296. Tanzer D. The Psychology of Pregnancy and
Childbirth: Ań
Investigation of Natural Childbirth, Ph. D. Thesis, Brandeis
Uniyersity 1967.
297. Thorne F. C. Personality, Journal of Clinical
Psychology
Publishers 1961.
298. Tillich P. Love, Power and Justice, Oxford Uniyersity
Press
1960.
299. Torrance E. P. Constructive Behavior, Wadsworth
1965.
300. Van Kaam A. The Art of Existential Counseling,
Dimen-
sion Books 1966.
301. Weisskopf W. Economic growth and human
well-being,
„Manas" 21 sierpnia 1963, 16, 1-8.
302. White R. (wyd.), The Study of Lives, Atherton Press
1964.
303. Whitehead A. N. The Aims oj Education, Mentor Bros.
1949.
304. — Adventures of Ideas, Macmillan 1933.
305. Wienpahl P. The Matter of Zeń, New York Uniyersity
Press
1964.
806. Wilson C. Beyond the Outsider, London, Arthur Barker
Ltd.
1965.
307. — Jntroduction to the New Existentialism, Houghton
Miff-
lin 1967.
308. Wolff W. The Expression of Personality, Harper &
Rów 1943.
309. Wootton G. Workers, Unions and the State, Schocken
1967.
310. Yablonsky L. The Tunnel Back: Synanons, Macmillan
1965.
811. Zinker J. Rosa Lee: Motivation and the Crisis of
Dying,
Lakę Erie College Studies 1966.
228
rtełnm ,
Mi nss
?8 i ^-f
K
INDEKS
absolut 153 " -<af
absolutna u"raga 77
„absolutne" 89, 90
absolutny idealizm XIX w. 77
abstrahowanie 93, 94, 98
abstrakcja(e) 23, 119, 122, 132,
138, 204, 212
abstrakcyjne (to, co abstrak-
cyjne) 211
abstrakcyjne pojęcie 204
— myślenie, zob. myślenie ab-
strakcyjne
abstrakt i konkret 155 :;-'
accidie 13 l^<"
Adam i Ewa 67
adaptacja 142, 143, 180, 181 .*L
adaptacja kulturalna 139 ,
Adler Alfred 54, 125 J
adoracja 117
adrenalina 148, 149 ?aj> ,
a gapę 108 ' ,^
agresja 160 ","
agresja osoby chorej 161
agresja reaktywna 190
agresywność niska, zob. niska
agresywność
agresywność zdrowa 161
akceptacja 97, 126, 127, 140, 157,
192, 193 (zob. też aprobata)
akceptacja-B 128
akceptacja jaźni 195
akceptacja rzeczywistości 97
Aksjologiczne ujęcie 154
akt obserwacji 212
aktualizacja 12, 13, 19, 20, 102,
159, 161, 190
aktywność 36, 40, 42, 46, 54, 144
Alcoholics Anonymous 199
alienacja 213
Allport Gordon 17, 22, 24, 29,
35, 37, 40, 41, 54, 179
altruizm 22, 140, 154, 161, 189
Amerykanie 178, 179
amerykańska psychologia (jaź-
ni i wzrosću), zob. psycholo-
gia amerykańska
amoralność, zob. choroby war-
tości
Amerykańskie Stowarzyszenie
Psychiatryczne 188
analiza 132
analiza atomistyczna (redukcyj-
na) 107
— holistyczna 107 '!
analna faza 63
analny typ 133 ;
Angyal A. 29, 35, 42, 54, 82, 118
anhedonia, zob. choroby war-
tości
anomia, zob. choroby wartości
antropolog 105
antyintelektualizm 67 ,
anty nauka 24 ;
antypsychologia 24
apatia, zob. choroby wartości
apolińska (osoba) 95
apolinizująca kontrola 193
apoliński typ samoaktualizacji
120
apolińskie (to, co apolińskie w
osobie) 157
Apollo 144
aprobata 196 (zob. też akcep-
tacja)
archaiczne (w naturze ludzkiej)
180
artysta 93, 101, 106, 115, 125,
135, 136, 140, 179
artyzm 136
Arystoteles 45, 156
arystotelesowska logika 45, 140,
172
arystotelesowskie metody 212
Arystotelesowy świat (podział
świata) 45, 98
ascety zm 118, 195 -
99Q
asocjacje 186
asocjacjonizm, zob. behawio-
ryzm
asocjacyjne uczenie się 44, 45
Assagioli R. 54
atomistyczne myślenie, zob.
myślenie atomistyczne
autentyczność 159
autoanaliza 133, 213
autonomia 22, 29, 40, 41, 109,
151, 176, 309
autonomiczne (osoby) 44, 178
autorytatywny (w przeciwień-
stwie do taoistycznego) 195
autoterapia 212
badania korelacyjne 102
behavioralne kryterium, zob.
kryterium behavioralne
behaviocryzm(y) 20, 22, 33, 184
Bergson Henri 93
bezinteresowność 161, 202
beznadziejność, zob. choroby
wartości
bezpieczeństwo 26, 30, 31, 39, 53,
55, 59, 60, 64, 65, 69, 70, 139,
164, 170, 195, 196 (zob. też
poczucie bezpieczeństwa)
bezpieczeństwo (najbardziej
podstawowa potrzeba u
dzieci) 58, 138
bierność 144
Biblia — biblijne znaczenie
„poznania" 69
biologia subiektywna 182
biologiczna determinacja jaźni
185
bodhisattwa 123
bodziec — reakcja (teoria psy-
chologiczna) 20
bogowie 67, 69, 85, 86, 96
bogowie (podobni bogom doro-
śli) 206
boska osoba 114
— radość 110
boski humor i zabawa (teoria)
114
Bóg 18, 96, 97, 117, 168
brak (cechy charakterystyczne)
27
brak (choroba braku) 162
brak(i) 115, 119, 151
Brown N. 116 m^^m-
brzydota 166 t5
Buber Martin 179
Bucke R. 118
Budda 124 ~*;
buddyjski mnich 128 " l"n
buddysta-zen 124
buddyści 123, 182
Bugental J. 54
Buhler Chorlotta 24, 29, 35, 82
Buhler Karl 29, 54, 154
Burrow T. 54 tfs
bycie dobrym 153 ffc
— osobą 198
— samym sobą (jako cechą
wtórna) 110
bycie twórczym 153
Byron George Gordon 135
Byt 31, 45, 50, 51, 75-78, 85, 95,
96, 101, 121, 125, 146, 152, 153,
158, 206, 210
Byt (aspekty) 87
Byt (celowość) 79
Byt, całość 92 | .
Byt czysty (atrybuty) 51 ,,"
całkowity brak frustracji, cier-
pienia lub zagrożenia jest
niebezpieczny 195 (zob. też
cierpienie, frustracja)
Cantril H. 94
cechy histeryczne (dobre) 175
cechy obsesyjne (dobre) 175
cel(e) 36, 38, 51, 52, 83, 86, 115,
129, 157, 162, 176, 181, 186,
215
cel, doświadczenie, zob. do-
świadczenie celu w przeci-
wieństwie do doświadczenia
środka
cel edukacji 30
— religii Wschodu 118
— terapii 108, 172
— tożsamości (samoaktualiza-
cja, autonomia, indywidua-
cja, prawdziwa jaźń, auten-
tyczność) 118
— życia 152, 201
cele indywidualne a cele orga-
nizacji (instytucji) 216
— obejmujące cały rodzaj ludz-
ki i cele indywidualne 39
celowość 182
cenzurowanie 143 f
230
Cervantes Mi.gu.el 117
charakter neurotyczny, zob.
neurotyczny charakter
chemicy 89
Chińczycy 82
chińska waza 89
chirurdzy 46
chore dziecko 61
choroba (osoby chore) 11, 14-
-16, 25, 27, 28, 30-32, 59, 76,
.95, 132, 149, 151, 169, 176,
188, 189, 191, 199, 200, 206,
209
choroba psychologiczna 158 ,
•— somatyczna 202 .
— wywołana brakiem 26 ;•;,>; y;.,
choroby wartości 202 -. J
ciekawość 71, 72 f
cierpienia i niebezpieczeństwa
poznania 65—69
cierpienie 12, 15-17, 23, 52, 60,
. 61, 91, 96, 105, 200
— i problemy wyższego rzędu
120
cnota 157, 163
coitus reservatus 115
Coleridge Samuel Taylor 106
Combs A. 54
cynizm, zob. choroby wartości
cywilizacja 157
człowieczeństwo 8, 159, 189, 191,
201, 207, 212
•— autentyczne 159
— definicja 168-170
— istota, zob. istota człowie-
czeństwa
— pełnia, zob. pełnia człowie-
czeństwa
człowiek S-R 20, 40
czyn 176
ćwiczenie percepcji estetycznej
i twórczości jako pożądany
aspekt praktyki klinicznej 95
Dachau 15, 72
dalsze następstwa doświadczeń
szczytowych 104-106 vy»j,
Darwin Karol 7 ' .,SA'
darwinizm 81 su /..
dążenia 115 ,,-'-.
Debussy Claude 186 „!,'•
decyzja 22, 121, 162, 17& ',
decyzja (jako gotowość do
akcji) 120 ... .
demokracja polityczna 18
demokratyczna struktura cha-
rakteru 155
depresja 14, 16, 99
destrukcja 157, 160, 161, 190
determinanty ekstrapsychiczne
(kultura, rodzina, środowis-
ko, nauka) 186 „,
Deutsch F. 108, 143
Dewey John 8, 83
dezaprobata 187
dezintegracja 98, 187
dezorientacja w czasie i prze-
strzeni (poza czasem i prze-
strzenią) 84
dialektyka choroba-zdrowie 165
— freudowska 142
— motywacyjna 70
— postęp-regres 172
dieta 148 ,.
Dionizos 144 ~
dionizyjski(e) 95, 157 7" ***"
dobra robota 176 lŁ>
dobre dzieło sztuki 167 s°
dobre (nasze głębie) 192
dobro(ć) 13, 33, 46, 87, 95, 121,
166, 191
dobrobyt ekonomiczny 18
dobroduszność (źartobliwość-B)
116
dobry (ze strachu) 207 ' 0&
dojrzałość 198 \
dokonanie 115 -
Dollard John 213 " -*?..
Don Kiszot 117 T,-,-
dorosły 207 -*
doskonałość 99, 216
„doskonały" (dwa znaczenia) ,i*
127 JV
dostosowanie 14
doświadczenie 179, 205, 208, 213
^- biologicznego braterstwa 182
doświadczenie-cel 114
— celu w przeciwieństwie do
doświadczenia środka 82
— czyste 23
— doskonałej miłości 87
— estetyczne 47, 48, 82, 83, 92,
102, 105, 106, 118 ^
— filozoficzne 92 *$,
— homonomiczne 208
— intuicji 87 , ;
231
— miłosne 82, 83, 92
— mistyczne (religijne) 47, 48,
76, 83, 89, 102, 105, 106
— nadiru 88 «?»'->
— normalne 88 >7
— oceaniczne 76, 105 > •*'%&&
— Oldsa 121 mnlas*>
— porodu 87 ' v-rs^fc
— poznawcze 57, 104 uj'{T>h
— rodzicielskie 76 -J
— seksualne 118 ^ *
— spontaniczne i twórcze 51j
52 p
— subiektywne 134 '
-------(opis empiryczny) 101
-------„wyższe", zob. „wyższe"
doświadczenie subiektywne
doświadczenie szczytowe 19, 25,
31, 36, 48, 74, 76, 100, 103,
104, 128, 129, 141, 143, 144,
152, 153, 167, 175, 182, 203,
205, 206, 208, 210, 211, 214
-------dalsze następstwa, zob.
dalsze następstwa doświad-
czeń szczytowych
-------dezorientacja w czasie i
i przestrzeni, zob. dezorien-
tacja w czasie i przestrzeni
-------jako doświadczenie tożsa-
mości 106-118
doświadczenie-środek 114
doświadczenie terapeutyczne
(psychoterapeutyczne) 95, '
102, 181, 192
— tożsamości 211
— twórcze (twórczości) 83, 87
— własnej gatunkowości 182
— wzrostu 101
dychotomia 19, 95, 145, 170, 172
dychotomia Byt-Stawanie się
158
fc— duma-pokora 118
i— egoizm-bezinteresowność 202
s— filozoficzna jest-powinno być
' 175
— freudowska 203
— (freudowska) instynktów ży-
cia i śmierci 172
dychotomia ja-środowisko 177
— jako cecha charakterystycz-
na niższego poziomu rozwo-
ju osobowości i funkcjono-
wania psychologicznego 203
dychotomia jest-powinno być,
zob. dychotomia filozoficzna
— obowiązek-przykrość 202
— poznanie-wola (serce-głowa,
życzenie-fakt) 140
— praca-zabawa 202
— uniemożliwia integrację 213
dychotomiczne uporządkowanie,
zob. uporządkowanie dycho-
tomiczne i hierarchiczne
dychotomiczny sposób myślenia
a hierarchicznie integrujący
sposób myślenia 177
dychotomizacja patologizuje a
patologia dychotomiztije--173
dyktatorzy polityczni 217
— wojskowi 217
dylemat egzystencjalny 124, 172
dynamiczny paralelizm między
tym, co wewnętrzne, » tym,
co zewnętrzne 99
dynamizm motywacyjny (dzie-
cka) 62
— patologiczny 62
dyscyplina 173 5
dysocjacja terapeutyczna 108 >
działanie 121, 128, 210
działanie (brak) 123
— (jego rola w psychologii) 209
— (konieczne) 121
dziedziczny czynnik determinu-
jący 185
dziękczynienie (jako reakcja na
doświadczenie szczytowe) 11?
edukacja 20, 71, 111, 143
edukacja, cel, zob. cel edukacji
edukacja sztuki 59
— tańca 59
— twórcza 59
Edyp 67
ego 20, 81, 82, 100, 108, 109, 117,
187, 188, 203 (zob. ja)
ego-idealne 100 .r ;
ego-siła 22 \
egocentryk 140 r"- \
egocentryzm 112 '!>
egoistyczna samoaktualizacj%
zob. samoaktualizacja egoi*
styczna *°
egoizm 202 : -®
— zdrowy 140 ,, ',„ '""
egzystencja 17 ' - <r* "; ' "-'
egzystencjaliści 7, 22-24, 172
— europejscy 18, 25
— potakujący 25
— zaprzeczający 25
egzystencjalizm 6, 18, 25
— europejski 19
egzystencjalna żartobliwość-B
116
egzystencjalne 211
egzystencjalny dylemat, zob.
dylemat egzystencjalny
egzystencjalny konflikt między
czynnikami obronnymi a dą-
żeniami do wzrostu 52
Ehrenzweig A. 142
Einstein Albert 7, 122
ekonomia 33
ekonomiczny dobrobyt, zob. do-
brobyt ekonomiczny
ekspresja 193, 194, 203, 212
— czysta 98
— i komunikacja w doświad-
czeniu szczytowym 115, 116
ekspresja natury lub stanu sił
organizmu 210
ekspresyjność (ekspresywność)
138, 142
ekstaza 25, 38
ekstrapsychiczne determinanty,
zob. determinanty ekstra-
psychiczne
emocja 212
empatia 22, 82
Erikson E. H. 17
Esalen 199
esencja 17
— (ist-ność; poznanie esencji)
120
estetyczne normy, zob. normy
estetyczne
— doświadczenie szczytowe 205
(zob. też doświadczenie este-
tyczne)
„estetyczny" (znaczenie) 137
estetyka 82, 96
estetyzm 127
etnocentryczny punkt widzenia
82
etnocentryczny sposób percepcji
81
etnologiczne dane 150
etyczne działanie 175 ! '
etyczny kodeks 150 - •' -1
etyka 7, 13
— naukowa 147
euforia 155
eupsychiczna żartobliwość-B
116
eupsychiczne organizacje 7
— warunki pracy 216
eupsychizm 216
fantazja 144, 193, 208 *
Farson Richard 167
fascynacja 77-81
Fenichel 132 '*
fenomenolodzy 22, 23
fenomenolodzy europejscy 22
fenomenologia 18 f'
fenomenologiczna obserwacji
204 3
fenomenologiczne 211
Feuer L. 174 '
fiksacja 61, 63, 156, 162 ,|
filozofia(e) 33, 59, 71, 106, 14JŁ
216 a
filozofia człowieka 184 '•*
— ekonomii 184 ,.
— etyki 184 "" _„»
— natury ludzkiej 184 '^
— nauki 212, 213 j oi^
— polityki 184
— stosunków międzyludzkich
184
— wartości 184 ~t
— wieczysta 89
— wychowania 184 ~~
— wzrostu 184
filozoficzna intuicja, zob. intu-
icja filozoficzna, filozoficzne
doświadczenie, zob. doświad-
czenie filozoficzne
filozof(owie) 45, 71, 82, 89, 93,
125, 140, 151, 164
filozofowie egzystencjalni 21
— europejscy 18
— taoistyczni 90
— wschodni 90
formuła (jako ostateczny wy-
nik myślenia abstrakcyjne-
go) 205
Franki L. 54, 112
Freud Sigmund 7, 14, 15, 20,
29, 54, 59, 65, 66, 71, 81, 129,
142, 172, 187, 188, 200, 203,
210
freudowska dialektyka 142
9.3Ś
— dychotomia 203
freudowski (sens procesu języ-
kowego) 93
freudowskie mechanizmy (ży-
czenia i lęki) 100
freudyści 21, 217
— klasyczni 54
Fromm Erich 15, 17, 28, 29, 37,
54, 125, 140
frustracja 12, 14, 62, 63, 77, 123,
160, 162, 189, 195, 196, 198,
206
Funktionslust 29, 38, 210
Galileusz Galileo 7
gang (młodzieżowy) 202 '.'Ł'~\
geniusz 135 :
— muzyczny 186
Gesell, zob. normy Gesella
gestaltyści 111 » ,
Ghiselin Brewster $9
gimnastyka 204
głębiny (głębie natury ludzkiej)
179, 180, 192
głosy-impulsy 186
głód miłości 47
główne potrzeby ludzkie 11
— bezpieczeństwa, zob. bezpie-
czeństwo; poczucie bezpie-
czeństwa
— godności, zob. godność
— pewności 11
— poczucia więzi 11
— samorealizacji, zob. samo-
aktualizacja
— szacunku, zob. szacunek
— uczucia 11
— życia 11
gniew 12, 120, 126, 157, 190, 191
gniew, jakość, zob. jakość gnie-
wu
godność 31, 132, 133
Goldstein Kurt 17, 24, 28, 54,
82, 93, 122, 125, 139, 173, 185,
. 192
gra 112 x.u .u'
— biologiczna 160 (H- iy»
— intelektualna 193 u ,.j-|
— socjologiczna 160 \^ ; ^
grecki styl 204 , <
grupy-T 199
grzech 13, 96
— pierworodny 163 ( i , ,1
hamowanie 208 r ,:
Hanfmann Eugenia 214 »łg
Harlow H. F. 70 - '; .—
Hartman Robert 86, 154, 168,
174 -..- v:;. : ; ••.. ••
hedonistyczna teoria wartości -
149 ...••••'
hedonistyczny (czynnik) 53
hedoniści 33
hedonizm 140
Heidegger Martin 18
hierarchia potrzeb 78
— wartości 170
hierarchiczna integracja 172,
173, 179
hierarchiczne (uporządkowanie)
204
hierarchicznie integrujący spo-
sób myślenia 177
hierarchiczny system wartości
152
Hindusi 82, 124
histeryczne cechy (dobre), zob.
cechy histeryczne
historia 88, 117 . ,
Hokusai 179 Ł~,'-•«*
holistyczna zasada 62
holistyczne myślenie 172 ; >[s
holistyczny organizm 44
homeostatyczne tendencje 200
homeostaza 28, 30, 31, 37, 54, 70,
148
homonomia 22, 118
homonomia niska 208 L
homonomia wysoka 208
homonomiczna osoba 42
homonomiczne doświadczenie,
zob. doświadczenie homono-
miczne
homoseksualizm 128
Horney Karen 13, 17, 28, 29, 54,
118, 211
hubris 67, 118
humanistyczna filozofia nauk
187
humanistyczny punkt widzenia
191 :
humaniści 147
humor 19, 137, 142, 192
Huxley Aldous 82, 89
id 100, 203
idealizm sfrustrowany, zob.
sfrustrowany idealizm Ą.:, > ,
234
idealna istota ludzka (auten-
tyczna, boska) 19
identyfikacja 82
ideologia 175 ;
idiograficzne (to, co idiograficz-
ne) 138, 211
idiograficzne artykuły 213
idiograf iczne postrzeganie 130
idiograficzny język, zob. język
idiograficzny
— użytek 134
idiosynkratyczne (cechy) 18G
ignorancja 12, 59
imperatywy moralne 174 "
improwizacja 143
impuls(y) 12, 33, 34, 56, 62, 66,
117, 129, 138, 141, 142, 145,
150, 157, 158, 162, 187, 203,
205,212
impuls do wzrastania 28, 188
— (postawa wobec impulsu),
odrzucenie i akceptacja 32-
-34
impulsy twórcze 40 ,•;,,•
— zakazane 143 )'^
indywiduacja 29, 101, 151 "^
indywidualizacja 99 .„' ~__
indywidualizm 161
indywidualność 39, 41, 112,"}
153
— biologiczna 182
— zdrowa 178 ,,&v>
inhibicja 111, 117 .,^j
instrumentalne uczenie się i,,0 -
zmiana osobowości 44, 45"
instynkt(y) 12, 98, 140, 186, 200,
204
instynkt śmierci (freudowski)
35
— wyparcie, zob. wyparcie in-
stynktu
instynktoidalna (instynktowa)
natura 185, 216
instynktoidalne tendencje 169,
201
— zachowanie 190
instynktoidalny rdzeń 186
instynkty freudowskie 171, 172,
203
instytucja 215, 216
integracja 19, 44, 99, 100, 1:07,
140-143, 145, 151, 155, 158,
166, 171, 172, 175, 203, 205,
- 206, 213
integracja (jedność, harmonia
wewnętrzna) 31
— freudowskich dychotomii i <
trychotomii 203
— hierarchiczna 172, 173, 179
— sil racjonalnych i irracjonal-
nych 203, 205
integralność 17, 52, 58
intelekt 19
— twórczy 117, 135 "
intelektualiści 101, 173
inteligencja 68, 150, 191
interesowne i bezinteresowne
stosunki międzyosobowe 4t*
42 v
inteligencja (utożsamiona z mę-
skością) 67
intrapsychiczne centrum 181
intrapsychiczne osoby 180
intuicja 19, 22, 45, 83, 102, 104-
-106, 111, 119, 134, 143, 144,
161
intuicja filozoficzna 99
intuicja terapeutyczna albo inr
telektualna 76 *
irracjonalność 203 '<*•
istota człowieczeństwa 146 • "'-•••
— ludzka 168, 169
— idealna, zob. idealna istota
ludzka (autentyczna, boska)
izolacja 173
ja 51, 141, 142, 146, 177, 178,
193, 212 (zob. też jaźń)
jakość gniewu 160 5.
James William 8, 130, 179
Japończycy 82
Jąspers Karl 18 ?
jaźń 42, 50, 54, 57, 58, 63-65,
132, 142, 159, 177, 179, 180,
182, 188, 190, 192, 195, 198,
199, 203, 208 (zob. też ja)
jaźń autonomiczna 183
— biologiczna determinacja,
zob. biologiczna determinacja
jaźni ;
— dojrzała 200
— indywidualna 185 ' .
— jako projekt 21 '
— niepowtarzalna 112
— rzeczywista 155
*"
ooirf
- jedność (wyższa) 145
r jedyna i ostateczna wartość 151
.język 204, 207
— idiograficzny 133 .>,.,. , * i
— logiczny 213 ~ __
— mistyczny 114 y>i j ł
— poetycki 94, 114 _
J ;— prawdy 213 .._ *•
----procesu pierwotnego 143 z
<— racjonalny 213 rrj t
— rapsodyczny 94, 114 j l
— werbalny 213 .- f
Jourard S. M. 54 i
„Journal of Transpersonal Psy-
chology" 8
*•' Jung C. G. 29, 54, 142, 188
*•• 'jungowskie psychologie, zob.
: psychologie jungowskie
> Kartezjański rozłam podmiot-
"-'-, -przedmiot 23
& kanalizacje 44
S* katalogowanie, zob. klasyfikacja
kategoria 130
Kierkegaard S0ren 166
kierownictwo 216
klasyczna teoria Freuda 142
klinicysta (klinicyści) 18, 26, 29,
93, 150, 153
klasyfikacja (klasyfikowanie)
78, 97, 98, 130, 138, 139 (zob.
też rejestrowanie, rubryko-
wanie, szufladkowanie)
kobiecość 65, 68, 69, 130, 131,
144, 157, 206 ••
kompozytor 135, 136, 137
kompromis neurotyczny 62
komunikacja 212, 213
— intelektualna 212
koncentracja na ego i trans-
cendencja ego 42, 43
konflikt 14, 15, 16, 43, 95, 121,
124, 158, 206
— między stylem a treścią 127
konstytucjonalne i psychodyna-
miczne przyczyny złego i
bezsensownego wyboru 54
kontakty międzyosobowe 214
kontemplacja 43, 107, 120, 121,
123, 128, 179, 180-182, 210
kontemplacja czysta 123, 125,
128, 129 "i
kontemplatycy 122, 125
kontemplatywna percepcja, zob.
percepcja kontemplatywna
kontrola (kontrolowanie) 14,
111, 141, 144, 145, 157, 162,
193-195, 203, 205, 212
kontrola wypierająca 193
kontrprzeniesienie 133, 213
korelacja między subiektywną
przyjemnością z doświadcze-
nia, impulsem do doświad-
czenia a podstawową potrze-
bą doświadczenia 157
Kris E. 100, 142
Krisznamurti J. 90
kryterium behawioralne 27
— subiektywne (uczucie prag-
nienia, potrzeby, tęsknoty,
chęci, braku) 27
kryterium wartości 176
krytyka 144
kultura 68, 71, 88, 89, 150, 157,
159, 160, 174, 178, 179, 186,
190, 194, 207
kultura dobra 207
— „lepsza" 207
— „uboższa" 207
— zła 207
kulturalny rozwój 165
kurczęta (eksperyment) 14®, 150
Lao-Tse 90 ' v T ;- ~
Laurence D. H. 91 -* "i:i
Lee Dorothy 78 : : '• "
lekarz 173, 174 • • '-
lenistwo 12 - ' m
Levy M. 115 *'
Lewin Kurt 24
lęk 25, 67, 72, 84, 91, 154» 163,
164, 174, 186, 187, 189, 193,
196, 205, 208
liberał 217
libido, zob. stany libido
Lincoln Abraham 42
logika arystotelesowska, zob.
arystotelesowska logika
logiczne (to, co logiczne) 211
Lynd H. M. 125
t '{;>.r ' r* j
• M<;
macierzyństwo 82 • &• „• v* i\
malarz 136 r^.-,Mm
małpa-przywódca 68 f j ,< j
J-m
bili
małpki Karłowa (eksperyment)
70
małpy 165
manipulowanie ludźmi 216
mapa (jako ostateczny wynik
myślenia abstrakcyjnego) 205
Marcuse Herbert 116
Marks Karol 7, 18 ry,
marksiści 217
marzenia senne 213
Masło w Abraham H. 9
masochizm 118
matematycy 89
materialistyczna psychologia
motywacji 195
May Roiło 17, 24, 54
mądrość 60, 156
— doskonała 148 <;
— organizmu 148 n ;
mąż stanu 140 'r
mechanizmy aktywne 24, 185
— freudowskie 100
— obronne 24, 37, 60, 66, 180,
200, 203
mechanizmy walki 37
— wzrastania (klasyfikacja) 51,
53
medytacja 40, 179 - -
— (autoanaliza) 43 'Hł* *
Meksyk 130 "<*•
Merton Thomas 102 " 'MJJ
metamotywacja 32, 48, T5 •&&
metamotywowany stan 78' ' -
metody klasyczne 213 ^il
— nieosobowe 213 * >l
— obiektywne 213
maska seksualność 69
męskość 68, 130, 144, 157, 206
Milner Marion 142, 143, 213
miłość 8, 9, 13, 19, 22, 26, 31,
34, 39, 42, 59, 65, 74, 76, 81,
83, 96, 100, 103, 105, 106, 113,
117, 123, 131, 142, 150, 152,
154, 171, 179, 180, 189, 192,
193, 195, 202, 205, 207, 209
miłość-B (do Bytu innej osoby,
nie potrzebująca, nieegoi-
styczna) 48, 76, 113, 199, 208
/miłość (bez szacunku) 194
miłość-D (z braku, potrzebują-
ca, egoistyczna) 46, 49, 76,
199
miłość doskonała, zob. doświad-
czenie doskonałej miłości
miłość potrzebująca i miłość
nie potrzebująca 47-49
— własna 111
mistycy 83
mistycyzm 74, 82
mistyczne doświadczenie, zolx
doświadczenie mistyczne
mitologiczne (to, co mitologicz-
ne) 180
mityczne (to, co mityczne) 213
mnich buddyjski, zob. buddyj*
ski mnich
modlitwa 117 '
monizm ja-ty 108
monogamia 131
Morris C. 150
motywacja 26-28, 31-33, 36, 47,
48, 70, 88, 104, 114, 156, 197,
216
motywacja-B 199
motywacja braku (wynikająca
z braku) 26, 35, 37, 40, 41,
44, 50, 86, 96
motywacja-D 81, 115, 200 ' '
motywacja dynamiczna 157
— jako potrzeba wzrostu 30 _
— (jej brak) 38 ;
— patologiczna 149
— pierwotne kryterium, zob.
pierwotne kryterium moty-
wacji
motywacja potrzeby 75
— u zwierząt 54
— wzrostu (rozwoju) 26, 34-38,
40,41,43,75
motywacja zdrowa 149
motywacje podstawowe 170 ,f
— zachowawcze 28
motywacyjna dialektyka 71 ^
motywacyjne życie 75
Moustakas C. 54, 146 ^
Mourer O. H. 125 ..,,
Mozart Wolfgang Amadeus iw
możliwości indywidualne 189 ,
Murphy G. 17, 82, 94, 108, 143 *
Murray H. A. 16, 54
muzyk 115, 173
myślenie abstrakcyjne (anali-
tyczne), ostateczny wynik
204, 205, 207
myślenie archaiczne 180, 188
— atomistyczne 172
— holistyczne 172 , «
237
— mitologiczne 180
— werbalne 204
nacisk regresyjny 171 :
nadir, zob. doświadczenie nadi*
ru
nadzieja 24 t
nagłe objawienie 44
nagroda (płaca) 215
naiwność wtórna, zob. wtórna
naiwność
najwyższe wartości, zob. war-
tości najwyższe
napięcia fizyczne 116 it
— psychologiczne 116 *{
napięcie 14, 34, 47
nastawienie na innych 39
natchnienie 143, 144
natura 167
— ludzka 19, 75, 147, 159, 164,
168, 173, 180, 184, 189, 191,
195, 206, 215, 216
natura ludzka (jej rdzeń biolo-
giczny i instynktoidalny) 75
— nie jest zła 12
— (uczenie się jej) 209
natura niższa, zob. niższa na-
tura _
— wewnętrzna, zob. wewnętrz-
na natura
— wrodzona człowieka 17, 160,
199
— wyższa (człowieka), zob.
wyższa natura człowieka
— zwierzęca (pierwotna) czło-
wieka 163
naturalistyczna teoria wartości
172
naturalistyczny system wartości
156, 201
naturalne procesy wzrostu 194
naturalne zachowanie, zob. za-
chowanie naturalne
nauczyciel-uczeń 123
nauka 144, 186, 204, 205, 213
nauka humanistyczna jako spo-
sób realizacji zadania stwo-
rzenia lepszego świata 8
nauka klasyczna 215
— mechanomorficzna 216
— nieosobowa 212 .'I
— obiektywna 189 ,_.. ,..0i, ...
— osobowa 212 os
— pozbawiona wartości 216 •
— społeczna 215 'tui
— subiektywna 189 sig
nauki humanistyczne 216 Hff
naukowcy 136
nawyki 148, 162
neurotycy obsesyjno-kompul-
sywni 139
neurotyczne pseudo-problemy,
zob. pseudo-proolemy neuro-
tyczne
neurotyczny charakter 193
— kompromis, zob. kompromis
neurotyczny
neurotyk 58, 60, 87, 100, 108,
119, 141, 147-149, 165
— (oglądany z boskiego punktu
widzenia) 95
neuroza (newroza, nerwica) 14,
24, 26, 28, 96, 132, 149, 162,
189, 192, 199, 201, 206
neuroza jako choroba wynika-
jąca z braku 43
„New Yorker" 213
nie-arystotelesowskie wnioski
212
niebezpieczeństwo (dla dziecka)
57
niebo 36, 106, 124, 152, 153, 208
niebo wewnętrzne 142
„niech będzie" 90, 120, 123, 194
„niech będzie" (w przypadku
niemowlęcia) 122
nie-chorzy 43
nieczyste sumienie 14
niedojrzałość 198 /
nieemocjonalne (to, co nieemo-
cjonalne) 212
nie-ja 108, 113, 178 ;;
nie-naukowcy 213, 215 '
nieokreślone (to, co nieokreślo-
ne) 213
nieosobowe (to, co nieosobowe)
211
niemotywowany stan, zob. stan
niemotywowany
nienawiść 160, 191
niepoczytalność 98
niepokój 14, 25, 122, 156, 206
nie-poznanie 130
nieracjonalne (to, co nieracjo-
nalne) 213 ( ) . , 3
238
nie-rośnięeie 200
nie-szczytowcy 108, 115
nieświadome 100, 203, 211 (zob.
też świadome i przedświa-
dome)
— sposoby poznania 187
nieświadomość 108, 180, 187,
192, 205
Nietzsche Fryderyk 18, 166
nietzscheańska żartobliwość-B
116
„niewinne oko" dziecka 94
niewinne poznanie 111, 128
niewolitywny (a nie wolicjonal-
ny) charakter poznania-B 91
niewolnik 16
niezdrowa psychika 193
nirwana 50
— niska, zob. niska nirwana
— wysoka, zob. wysoka nirwa-
na
niska agresywność 190
— nirwana 114, 153, 163, 208
niższa natura (człowieka) 171,
216
— przyjemność 61
niższe potrzeby 170, 171
nomotetyczne (to, co nomote-
tyczne) 211-212
— ujmowanie świata 98
normatywna psychologia spo-
łeczna 215
normy estetyczne 89
— Gesella 79
Northrop F. C. 82
nostalgia 200
„nowe spojrzenie" w percepcji
(poznanie musi być motywo-
wane) 81
nuda 156
obowiązek 140
obrazy abstrakcyjne 205
obrona 28, 142, 145, 154, 164
— i wzrost 49-65
obsesyjne cechy (dobre), zob.
cechy obsesyjne
obsesyjny typ samoaktualizacji
210
oceaniczne doświadczenie, zob.
doświadczenie oceaniczne
O'Connell V. 132
odkrycie 188 ;jj'
— jako droga uzyskiwania
wartości 173
odkrywanie jaźni 21
— wartości, techniki, zob. tech-
niki odkrywania wartości
odpowiedniki (wskaźniki) sta-
nów subiektywnych — ich
znaczenie dla psychologii 27
odpowiedzialność 21, 22, 67, 100,
119, 122, 123, 126, 128, 162,
163, 197-207
odsłanianie 174
odwaga 21, 55, 56, 102, 119, 144,
145, 189, 200, 207, 208
— wzrastania 52, 61 l
odwrócenie się od świata 179
ofiara (złożenie) 117
okresy szczytowe 206
okrucieństwo 11, 157, 161, 190 >
Olds J., zob. doświadczenie ;j.
Oldsa
olśnienie 143
ontologia 17 q
ontopsychologia 25
opiekuńczość 194 p
opór 111, 143 c
— (definicja) 66 >»
— wobec umieszczenia w okre*,*
słonej rubryce 129-134
oralna faza 63 ~'
oralność 162
organizacja 89, 92, 108, 193 .^
— centrum 114 H
— przedmiotu 94
— (zorganizowanie się) 181 *.'••
orgazm 76, 115
orientacja w kierunku ze-
wnętrznym i wewnętrznym
176
osoba autentyczna 20, 25, llS^i
-118, 186, 188
— jako aktualizacja i poten-tf
cjalność 19 rv
— jako swój własny projekt;
188
— jako zmienna zależna 40
— najpełniej ludzka 128
— „pełniej ludzka" 126
— samoaktualizująca się, zob»r
samoaktualizująca się osoba
— w pełni funkcjonująca 138
— zintegrowana 144
osobowość 109, 112, 131, 145,
159, 189, 191
norii,! •'
— i rozwój 203 ;f ~
— niedojrzała 178 :/iW .
— psychopatyczna 162 4^°
— silna 199
— (warstwy zewnętrzne) 180
— wolna 174
osobowość, zagadnienie — uję-
cie klasyczne, zob. zagadnie-
nia osobowości — ujęcie kla-
syczne
osoby SA 139
ostrożność 144, 193 'L!O
ośrodek zaspokojenia 121 "^
oświecenie 123, 124
Oświęcim 15
otoczenie, zota. środowisko
— jako stała lub zmienna nie-
zależna 40
otwartość na doświadczenie 138,
141, 155
pacjent 44, 66, 85, 108, 126, 129,
132-134, 137, 140, 212
pan 69
pan-niewolnik 68
paranoja 118
patologia (patologiczne) 30, 47,
50, 53, 54, 118, 158, 209
— dychotomizująca, zob. dycho-
tomizacja
patologizowanie 164, 173
pełne funkcjonowanie 109, 110,
192
pełnia człowieczeństwa 146, 154,
155, 206
percepcja 42, 49, 79, 87, 88, 94,
102-104, 137-139, 141, 155, 187,
198, 199
percepcja (przedmiot) 212
percepcja-B 96
percepcja bezinteresowna 45
percepcja-D 95
percepcja estetyczna 41, 73, 89,
93, 205
'— ćwiczenie, zob. ćwiczenie
percepcji estetycznej i
twórczości
percepcja fizjonomiczna 204
percepcja holistyczna 41
— idiograficzna 41, 93, 97, 98
— interesowna 45
— kontemplatywna 90 v-o
— miłości 102 tó!
percepcja motywowana brakiem
i percepcja motywowana
wzrostem 45-47
percepcja motywowana potrze-
bą 46
— normalna u osób samoaktu-
alizujących się (nieumoty-
wowana, nieegoistyczna) 82
percepcja, nowe spojrzenie, zob.
„nowe spojrzenie" w per-
cepcji
— obiektywna (niezaangażowa-
na) 45
— rubrykująca 78
— świata 92, 103, 117
— umotywowana 181
— z miłością i troską 205
— zasadniczego Bytu świata 99
Perls F. 54
Piaget J. 179, 198
piekło wewnętrzne 142
pierwotne kryterium motywa-
cji (subiektywne) 27
pierwotny proces poznania 180
piękno 87, 115, 117, 163, 166,
191, 192, 216
pisarze 125, 136
poczucie bezpieczeństwa 171
171 (zob. też bezpieczeństwo)
— braku własnej wartości (u
dziecka) 196
— humoru 180
— niższości lub małej wartości
14
— winy (realne) 206 (zob. też
wina)
podmiot 213
podmiot-przedmiot 212
podstawowa kondycja ludzka
67
„podstawowa potrzeba" do-
świadczenia 157
podział pracy 122
— (zasada) 124
poezja, poeci, poetyckie 89, 115,
135, 136, 143, 180, 213 , .,
Polanyi M. 9
polarność 95
policyjna metoda 195
polityka 33
popędy 32, 114, 129 o
popularność (w oczach
loga) 16 -•
do
540
poród, doświadczenie, zob. do-
świadczenie porodu
porządek 216
postawa akceptująca-B 85
postawa rozbawienia-B 85
postawy obronne 201
— redukujące 201
postrzeganie estetyczne, zob.
percepcja estetyczna
potencjalność 24, 158, 159
potrzeba(y) 28, 33, 34, 45, 88,
90, 103, 114, 115, 148, 157,
173, 174, 182, 194, 207, 209
potrzeba bezpieczeństwa 33, 69,
70, 151
— braterstwa (koleżeństwa) 199
— bycia sprawiedliwym 216
— bycia szlachetnym 216
— czynów wartościowych 216
— dobrej roboty 216
potrzeba(y) fizjologiczna(e) 33,
151
potrzeba informacji 33 _
potrzeba instynktowna 27
— miłości 28, 33, 173, 186
— odpowiedzialności 216
— percepcji 81
potrzeba(y) podstawowa(e) 26,
27, 30, 32, 40, 63, 118, 150,
151, 160, 162, 163, 171, 174,
185, 189, 195, 198, 201, 216
potrzeba podstawowa doświad-
czenia, zob. „podstawowa po-
trzeba" doświadczenia
potrzeba popęd popycha w kie-
runku własnego wyelimino-
wania 34
potrzeba poznania (poznawcza)
i obawa poznania 65-69, 71,
219
potrzeba poznania samego sie-
bie 40
— prywatności 178 - i0lq
— przynależności 199 . :f>
— rodziny 199 ,x
— rozumienia 71, 202 u,t -
— stawania się 40 , *•
— twórczości 216
— wspólnoty 199
— współzależności 199
— wyższa (wyższego rzędu) 32,
66, 70
potrzeby-D 122
potrzeby biologiczne, zob. po-
trzeby podstawowe
— estetyczne 209
— fizjologiczne (nie wszystkie
są niedoborem np. seks eli-
minacja, sen, spoczynek) 31
potrzeby, hierarchia, zob. hie-
rarchia potrzeb
potrzeby indywidualne 150
— instynktoidalne, zob. potrze-
by podstawowe
potrzeby ludzkie główne, zob.
główne potrzeby ludzkie
— motoryczne 209
— neurotyczne 201
— niższe 99
— podstawowe (hierarchia)
151-153
— przymusowe (nieświadome)
58
— psychologiczne 151
— wynikające z braku 32, 33,
39, 42, 197
— wynikające ze wzrostu 32,
• 61
— wyższe 195
— zasada hierarchicznego upo-
rządkowania, zob. zasada
hierarchicznego uporządko-
wania różnych potrzeb
potrzeby zdeterminowane przez
dziedziczność 160
poznanie 69-71, 74, 86, 88, 129,
130, 164, 187, 212
— a czyn 72
— abstrakcyjne i konkretne
znaczenie (obu terminów) 92
— analityczne 204
poznanie-B 76, 90, 92, 93, 97,
102, 111, 113, 117, 120, 121,
124, 126, 127-129, 182, 198,
199
poznanie-B a poznanie prze-
ciętne 80, 81
poznanie-B (niektóre niebez-
pieczeństwa) 119-127
poznanie-B (raczej niewolityw-
ne niż wolicjonalne) 91
poznanie-B w doświadczeniach
szczytowych (cechy charak-
terystyczne) 77-99
241
poznanie Bytu w doświadcze-
niach szczytowych 74-105
poznanie całościowe 95
poznanie, cierpienia i niebez-
pieczeństwa poznania, zob.
cierpienia i niebezpieczeń-
stwa poznania
poznanie częściowe 95
poznanie-D 76, 77, 120, 121, 127,
128, 198, 199
poznanie dojrzałe 198
— egocentryczne 112 >-.,„ =
— estetyczne 204 ,•, i
•— intuicyjne 204
•— jako konkretne doświadcze-
nie 204
— jako proces pierwotny 204
— metafizyczne 204
— niedojrzałe 198
— nieumotywowane 112, 181
— niewinne, zob. niewinne po-
znanie
— niewyrażalne 204
— percepcyjne 44
— potrzeba i obawa, zob. po-
trzeba i obawa poznania
— prawdy 120
— proces pierwotny, zob. pier-
wotny proces poznania
— przedwerbalne 204
— znaczenie biblijne, zob. Bib-
lia — biblijne znaczenie po-
znania
poznawanie Bytu innej osoby
95
„poznawcza potrzeba rozumie-
nia" 202
pozytywistyczna nauka filozofii
23
— filozofia nauki 22
pozytywizm logiczny 18
praca 143, 144, 157, 173, 176,
215, 216
— artystyczna 193
— podział, zob. podział pracy
pragnienie niższe 156
— wyższe 156
pragnienie 33, 34, 129, 145, 158
— prawdy 159
pratjeka-budda 123 :^
prawa nie-środowiskowe 176
— psychiczne 208
— rzeczywistości nłepsychłcz.-
nej 113
— rzeczywistości zewnętrznej
208
— wewnątrz-psychiczne 113,
176
prawda 87, 153, 180, 189, 191,
208, 214, 216
prawda, dobro, piękno („trójca)
87, 127, 128, 156, 158, 170
praworządność 216
predyspozycje 175
premedytacja (jej brak) 194
problem egzystencjalny 208
problemy etnocentryczne 191
— kontroli i ograniczeń 161,
162
— osobiste 213
— osobowości zależą od tego,
kto je wywołuje 16
— wewnętrzne 212 3
— zewnętrzne 212
— życiowe 119 •"?
proces myślenia 212
proces pierwotny, język, zob.
język procesu pierwotnego
— poznania, zob. pierwotny
proces poznania
— wtórny, techniki, zob. tech-
niki procesu wtórnego
procesy nieświadome 182
— pierwotne 100, 143-145, 179,
180, 187, 192, 203, 205, 213
procesy pierwotne (raczej po-
znawcze niż wotywne) 142
— wtórne 99, 144, 145, 180, 203,
205
— wychowawcze 143
— produktywność 135, 138, 151
projekcja 30, 97, 103, 187
projekt (jako ostateczny wynik
myślenia abstrakcyjnego) 205
Prometeusz 67
prorocy 115
przeciw-kateksja wewnętrzna,
zob. wewnętrzna przeciw-
-kateksja
przeciw-wartości 191
przedmiot 213
przedświadome 100, 143, 203
przedświadomość 205
przedwerbalne (to, co przed-
werbalne) 118
9,49.
— różne rodzaje
i niższego rzędu
195,
przeniesienie 213 4
przestępczość 16 Ł
przeszłość 88, 112, 117, 121, 200>
przeszłość (doświadczenie) 24
przewodnik etyczny 207
„przydatny" organizm 176
przyjacielskość 156 J
przyjaźń 195 T
przyjemność 33, 34, 50, 59, 64,
140, 149, 157, 158, 174, 193,
194, 200
przyjemność
wyższego
37, 38
przymus powtarzania 66
przynależność 26, 31, 65,
199
przystosowanie (przystosowany)
13, 16, 39, 142, 176, 177, 180,
196, 206-208
przyszłość (problem czasu przy-
szłego w psychologii) 23, 24,
37, 88, 112, 114, 121, 200, 210
pseudogłupota 68, 71
pseudo-jaźń 58
pseudo-problemy neurotyczne
206
pseudo-wzrost 66
psyche 7, 23, 177, 180, 193
209
psyche czysta 113, 183
psyche zdrowa 176
psychiatra (psychiatrzy)
131, 132, 136, 182
psychiatria kraepelinowska
133
— szpitalna 133
— taksonomiczna 133
psychika 193
psychoanalitycy 18, 72, 100, 133,
149
psychoanalityczna
213
— psychologia ego
— warstwa 179
psychoanalityczne
psychoanalityczni
ego 21
psychoanalityczny układ odnie-
sienia 99
psychoanaliza 28, 175
— jako terapia (cel) 143
— klasyczna 132, 184 \o
194,
105,
literatura :
142
dane 174
psycholodzy
psychologia 43
psycholodzy amerykańscy 18,
22, 83
— behawioryści (behawioralni)
27, 53
— dynamiczni 160
— dziecka 26, 107
psycholodzy ego, psychoanali-
tyczni, zob. psychoanalitycz-
ni psycholodzy ego
psycholodzy jaźni 100
— katolicy 29 : ?q
— naukowi 213
— organizmalni 204 >o
— osobowości 18, 212
— postaci 115
psycholog kliniczny 22
psychologia amerykańska (za-
chodnia) 81
— jaźni i wzrostu 142
psychologia-B 189
psychologia behawiorystyczna
7
— czwarta (ześrodkowana ra-
czej na kosmosie niż na po-
trzebach ludzkich) 8
psychologia-D 189
psychologia dynamiczna 163
— dziecka 29
— egzystencjalna 17
— eksperymentalna 213
— freudowska 7, 33
— funkcjonalna 81
— głębi 142
— holistyczno-dynamiczna 184
— humanistyczna 7, 17, 185
idiograficzna 22
— istnienia 50, 65, 75
— definicja 76 ;
— jako gałąź biologii i socjolo-
gii 183
— jaźni 185
psychologia ludzi przeciętnych
76
— marksistowska 177
— mechanomorficzna, zob. psy-
chologia behawiorystyczna
— międzyosobowa 42
— obiektywistyczna 7, 84
— ogólna 30, 179 i
— organizmiczna 185
— osobowa 211, 213
„psychologia" (po prostu) 185
psychologia pozytywna (orto-
243
psychologia) 76 •••(p*!* ' -:q
— religii 117 ^ e '"--q
— stawania się 65
— trzecia, zob. psychologia hu-
manistyczna
— uczenia się 44
— w pełni rozwiniętej jaźni i
jej sposobów istnienia (onto-
psychologia) 25
— wartości 84
— współczesna 76
psychologia wzrostu i samo-
aktualizacji 184-210
psychologia zdrowia, główne
przesłanki 11
— i wzrostu 211
— zła 8
— zwierząt 33
„Psychological Review" 177
psychologiczne napięcia, zob.
napięcia psychologiczne
psychologiczny system wartości
147
psychologie jungowskie 19
psychopatogenny stan 202
psychopatologia 66, 75, 162-164,
175, 199, 200, 203
— przeciętności 25
psychoterapeuci 25, 85, 164
psychoterapia 23, 28, 66, 71, 101,
156, 157, 163, 187-189, 213
psychoterapia, cel 30
psychoterapia głęboka 193
— interpersonalna i psycholo-
gia interpersonalna 43, 44
— zła 132
psychotycy 100
psychotyczny charakter 193
psychoza 108, 189, 192, 199
punkt szczytowy 38
racjonalizacja 103
racjonalne (to, co racjonalne)
211
racjonalność 23, 203, 204
radość 25, 38, 42, 51, 53, 57, 59,
114, 145, 152, 166, 182, 194,
196 -,. . ,(> -
radość-B 96 .. •*" -
radość czysta 98 r > . ir., "> -
Rank Otto 54, 116
rdzeń wewnętrzny,* '
wnętrzny rdzeń
Read Herbert 94 :-< •
reakcja emocjonalna 91
— fizyczna na doświadczenie
szczytowe (podniecenie, na-
pięcie i odprężenie, wyci-
szenie) 118
reakcja upozorowana 65, 187
reakcje sensoryczne 204
„realna psychopatologia egzy-
stencjalna" 129
receptywność 46, 106
Redlich Joseph 175
redukcja 181 i(i
redukcja do abstraktu 93
— do konkretu 93
— napięcia 28, 33-35, 37 •"•-'
— niepokoju 33 '<"
— popędu 33
— (redukowanie) potrzeby 33,
53, 200
refleksja 144
regres (regresja) 53, 63, 153,
154, 156, 157, 164, 192, 200,
205, 208
regres niezdrowy 170 i
regresja w służbie ego 100 tl
— zdrowa 203 t
Reich W. 54, 115
rejestrowanie 13, 112 (zob. też
klasyfikowanie, rubrykowa-
nie, szufladkowanie)
relatywny sposób widzenia 89,
90
religia 67, 68, 71, 74, 83, 85, 106,
117, 184, 202
religie Wschodu, cel, zob. cel
religii Wschodu
Renoir Auguste 169 -- ----
represja 66, 103
rewolucja naukowa 212 -:ij
rodzice 140, 207 r, iq
rodzice-dziecko 123
rodzina 159, 186 >>"Jł|
Rogers Carl 17, 21, 29, 43,. 54,
109, 138, 166, 192 : -
Rokeach M. 73
Rorschacha test 81 /; ,-g
rozbawienie-B 85 c;
rozłam między myślą a działa-
niem 175
rozłam między światem nauki
a światem „nauk humani^
stycznych" 213 SB. ,
rozpacz 25, 156 r msv, ,,..!.>; .....
244
rozszczepienie 142, 143, 158, 172,
203, 205, 206
rozum 140, 157
rozwaga 193
rozwój 14, 16, 17, 28, 29, 35-39,
119-121, 190, 195, 217
równowaga 34, 114
— fizjologiczna 185
— między spontanicznością a
kontrolą 193
rubrykowanie 79, 91, 138 (zob.
też klasyfikowanie, rejestro-
wanie, szufladkowanie)
Rubens Peter Paul 169
rysunek (jako ostateczny wy-
nik myślenia abstrakcyjne-
go) 206
rzeczywistość nie-psychiczna
209
rzeźbiarze 89
SA 137, 138, 145
sacharyna (szczury wybiorą sa-
charynę zamiast czystą wo-
dę) 53
sadysta 160, 201
sadyzm 11, 161
samoakceptacja 49, 141, 145, 161,
193
samoaktualizacja 8, 16, 19, 24,
28, 29, 31, 32, 34, 35, 39, 41,
42, 44-46, 49, 50, 58, 75, 102,
119, 122-125, 129, 151, 153,
155-159, 167, 171, 174, 188-192,
195, 196, 198, 199, 201, 203,
206-208, 215, 216
-— apoliński typ, zob. apoliński
typ samoaktualizacji
samoaktualizacja egoistyczny
124, 125
— ogólnoludzka 205
— obsesyjny typ, zob. obsesyj-
ny typ samoaktualizacji
samoaktualizacja (potrzeba) 121
— przejściowa 182
— redefinicja 100, 101
— (zadania) 43
samoaktualizująca(e) się oso-
ba(y) 13, 32, 36, 40, 41, 45,
75, 76, 79, 82, 87, 92, 93, 95,
96, 100, 102, 114, 117, 125,
126, 128, 129, 154, 156, 161,
162, 178, 190, 202, 203, 208
samodoskonalenie 7, 164, 183
samoekspresja 189
samokontrola 201
samokrytycyzm 138, 193
samokształcenie 173
samokształtowanie się jaźni 21
samolubstwo 208
samoobrona 162
samoobserwacja 109, 118
samopotwierdzenie, zob. samo-
akceptacja
samopoznanie 164, 193
samorealizacja, zob. samoaktu-
alizacja
samorealizacja przejściowa, zob.
samoaktualizacja przejścio-
wa
samorealizuja.ce się osoby, zob.
samoaktualizująca się osoba
samorozwój 29, 30
samospełnienie 102, 163, 192, 195
samostwarzanie, zob. samotwo-
rzenie się
samoświadomość 43, 109, 112,
118, 208
samotworzenie się 22, 173
samourzeczywistniające się o-
soby, zob samoaktualizująca
się osoba
samourzeczywistnienie, zob. sa-
moaktualizacja
samowiedza 109, 175
samowystarczalność (autono-
mia) 87
Sancho Pansa 117
Santayana George 139 >-,
Sarte Paul 21, 165
Schachtel E. 29, 35, 54, 77, 92,
129, 189
schemat (jako ostateczny wy-
nik myślenia abstrakcyjne-
go) 206
Schlien John 90 r . ft{?
Schneider E. 106
Schwarz Oswald 43 rrfeJB
scjentyzm 23
seks 32, 34, 191, 193
seksualne doświadczenie, zob.
doświadczenie seksualne
seksualność męska, zob. męska
seksualność
selekcja 144, 181
sen 32, 100, 118, 119, 121, 170,
193, 197
0,1 K.
senność 34 ^
sensoryczne modalności 204 tig
sfera-B 113, 117 •»««
sfera braku 127
— Bytu 127 -
sfera-D 113, 117
sfera poznania 142
— wewnątrzpsychiczna
— wolicjonalna 142 c r"'Ba
sfrustrowany idealizm 8 " 'Ui
Sheldon W. H. 129, 150
Shelley P. B. 115 -
siła 21
— woli 188, 197
siły regresyjne 162
Skala Dojrzałości Willoughby'e-
go 44
skłonności niszczycielskie 11
słuchanie bierne a czynne (na-
pięte) 90
smakowanie jakości przeżycia
'94 . . :
socjolodzy 107
* socjologia 174, 216
:; •— porównawcza 207
1 Sokrates 72
Sorokin P. A. 82
specjalny talent twórczości 137
spełnienie 77, 116
— nadziei 210
— osoby 215, 216
społeczeństwo a jednostka
(współdziałanie i antago-
nizm) 216
spontaniczność 29, 50, 99, 111,
138, 142, 145, 155, 159, 194
spontaniczność czysta nie jest
możliwa w świecie 193
sport 76
spotkanie ja-ty 108
sprawiedliwość 216
S-R (stimulus-response), zob.
bodziec-reakcja
stan-cel 38
stan nieumotywowany 198
— pobudzenia i motywacji 38;
— przyjemny 109
— szaleństwa 209
stany Bytu
(czasowy, metamotywowany,
bez dążeń, nieegocentryczny,
pozbawiony celu, stan do-
skonałości, stan osiągnięcia
celu) 76, 114
stany libido (freudowska teoria
progresji) 62
— niespełnienia 116
— osiągalnego (epizodycznego)
i nieosiągalnego celu 38, 39
Stany Zjednoczone 128, 130, 188
stawanie się 24, 31, 37, 50, 51,
75, 76, 152, 153, 158, 206, 210
stawanie się osobą 198
Steinberg Saul 213
stoicy 33
Stowarzyszenie Rozwoju Psy-
choanalizy 211
strach 12, 25, 120, 141, 203 ,
Strauss Erwin 24
stres 63, 152, 155 ^
stresowa sytuacja 60
struktura anatomiczna 185 o;;
styl (konflikt między stylem
a treścią), zob. też konflikt
127
— życia 185
subiektywne doświadczenie,
zob. doświadczenie subiek-
tywne
— kryterium, zob. kryterium
subiektywne
— oznaki samooszukiwania 156
— wydarzenia wewnętrzne 204
Sulivan Harry Stack 177, 178
sumienie 207
— nieczyste 14
sumienie wewnętrzne 206
— (w odróżnieniu do superego)
190
superego 100, 190, 203, 206
— (świadomość) jako interna-
lizacja pragnień, wymagań
i ideałów ojca i matki
Sutich Tony 8, 25, 185
swobodne skojarzenia 197
swobodny strumień uwagi 3
(freudowski) 90
Synanon 199
synergia (współdziałanie) 44
synergiczna osoba 108 ?
system językowy 93
— psychologii 184
— wartości 8, 31
— wartości (jego brak jest sta-
nem psychopatogennym) 202
246
__wartości naturalnej 13 . **"
—. wierzenia 73
systemy racjonalistyczne 204 ""•
sytuacja terapeutyczna 129
szacunek 26, 31, 195, 196
szczęście 25, 33, 155, 174
szczur(y) 27, 53, 121, 150, 165,
212
szczyt jedyności, indywidual-
ności lub osobowości 212
szczytowy 115
szczytowe momenty 154
sztuka 19, 74, 89, 102, 105, 143,
144, 180, 189, 192, 204, 208
— dobre dzieło, zob. dobre
dzieło sztuki
— regionalna 179
— uniwersalna 179
— wielka 143
szufladkowanie (zob. też klasy-
fikowanie, rejestrowanie, ru-
brykowanie) 91
śmierć 44, 58, 98, 116, 154
śmierć (przed ponownym naro-
dzeniem) 200
— psychiczna 57-58
— psyche 194
środki 117, 129, 162, 176, 196
środowisko (otoczenie) 39, 40,
41, 62, 65, 84, 116, 141, 151,
171, 173, 176, 177, 180-183,
186, 200
środowisko (otoczenie) — zależ-
ność i niezależność 39, 40, 41
świadome 100, 143, 203
— i nieświadome 205
świadomość 15, 16, 94, 152, 179,
193
— bez pragnienia 90
— bez wyboru 90
— nie wybierająca — postawa
osób samoaktualizujących się
49
świadomość taoistyczna 47 (y/
— wewnętrzna 15
świat naturalny 197 • *
— niepsychiczny 209 iV-'
— poza-ludzki 184
— psychiczny 197, 208
— realny 208
— wewnętrzny 182, 208, 209
— zewnętrzny 179, 182, 183, 186,
208, 209
„święte" 85 ;.
tabu 174 " ^
taksonomia 78
talent matematyczny 135 ^
— muzyczny 135
talent twórczości, specjalny,
zob. specjalny talent twór-
czości
talenty 34, 67, 135, 143, 170, 173,
174, 185
taniec 143, 188, 204
taoista 124
taoistyczna postawa 199
taoistyczne niech będzie 61
(zob. też „niech będzie")
taoistyczne niech będzie (zob.
też „niech będzie") 61 •• •'*
taoistyczny sposób 194
— typ mądrości 137
taoiści 182
taoizm kochający i szanujący
61
techniki integracyjne 19
— niewerbalne 188
— odkrywanie wartości 176
— podtrzymujące aktywną nie-
świadomość (wyrzeczenie,
projekcja, reakcja upozoro-
wana) 187
techniki procesu wtórnego
(adaptacja kulturalna, dobrej
przystosowanie, logika, na-J
• uka, odpowiedzialność, pla-
, nowanie, racjonalizm, zdro-
wy rozsądek) 100
technologia humanistyczna 213
temperament 185
tempo wzrostu 60
tendencje instynktoidalne 169*
201
teolodzy (teologowie) 13, 82, 85,
96, 164
teologia 33
— zła i grzechu (klasyczny
freudyzm) 54-55
teoretycy uczenia się 44
teoria determinizmu (szkodliwa
dla wzrostu i samoaktualiza-
cji) 123
teoria dynamiczna 54 '>"
— ekonomiczna 216
— etyczna 149, 163, 174 " ."*
— filozoficzna 158
— Freuda, klasyczna, zob. kla-
syczna teoria Freuda
— hedonizmu 158
— instynktu 159-161
teoria metamotywacji 48
teoria(e) motywacji 32, 42, 62,
177, 216
teoria nudy 114
— osobowości 24
— polityczna 216
— postaci 211
— potrzeb podstawowych 160
— potrzeby jako utrapienia 34
teoria(e) samoaktualizacji 150,
210
teoria spoczynku 35
— społeczna 216
— sztuki 28
— twórczości (tworzenia) 114,
145
— uczenia się 44
— ulepszania osobowości 43
— wartości 37, 83, 148, 149, 163,
164
— wartości naturalistyczna, zob.
naturalistyczna teoria war-
tości
teoria wzrostu 210
— zaspokojenia potrzeby 62
— zdrowia 183
teorie biologiczne 150
terapeuci egzystencjalni 21
terapeuta 26, 46, 59, 60, 66, 106-
-108, 126, 132-134, 173, 175,
197, 212
terapeuta dobry 91
— idealny 95
terapeuta-pacjent 123
terapeuta zły 91
terapeutyczna dysocjacja, zob.
dysocjacja terapeutyczna
— sytuacja, zob. sytuacja tera-
peutyczna
terapia 7, 20, 30, 59, 63, 96,
132-134, 143, 164, 174-176, 213
terapia, cel, zob. cel terapii
— intuicyjna 134, 179
— jako poszukiwanie wartości
175 ,, ,.,
— kobiet 67 fr '
— odkrywająca (odsłaniająca)
21, 174, 175, 189, 190
— (terapeutyczne doświadcze-
nie) 131
— zastępcza 26, 47
— zła 134 .:...
teraźniejszość 88, 112
testy projekcyjne 19, 158
Thoreau Henry I?avid 8 :
tłumienie 187, 195
tolerancja 125
Tom-podglądacz 69
Toman Walter 122
tożsamość 8, 17, 19, 22, 25, 26,
130, 132, 133, 153, 162, 175,
188, 189, 211, 213
tożsamość, cel, zob. cel tożsa-
mości
— definicja 106, 107
— doświadczenie, zob. doświad-
czenie tożsamości
— (jej brak) 156
tragedia 12, 19, 25, 44, 45
— jako działanie terapeutyczne
23
tragiczny sens życia 22
traumatyczne wydarzenia 162
transcendencja 153, 176, 179,
182
— (znaczenie wyrazu) 177
— potrzeb wynikających z bra-
ku 198
transcendencja żartobliwość-B
116
treść 127
troskliwość 79, 81, 159
trójca prawdy, dobra i piękna
87
trychotomia (freudowska) 203
trzeci rodzaj mądrości (zdrowy
regres) 60
trzecia siła 185
twórca(y) 34, 67, 89, 101
twórcza zdolność, zob. zdolność
twórcza
twórcze doświadczenie, zob. do-
świadczenie twórcze
— uniesienie 118
twórczość 19, 28, 42, 50, 56, 59,
74, 83, 100, 102, 105, 111, 135,
159, 180, 188, 192-194, 204,
205
twórczość estetyczna 42
— fermy uniwersalne, zob. uni-
wersalne formy twórczości
— intelektualna 103
— pierwotna 142-146
— samoaktualiziująca się, zob.
SA
— u osób samoaktualizujących
się 135-146
twórczość wtórna 142-146
— zintegrowana 142-146
uczenie sią natury ludzkiej 210
uczeń 125
— określany jako „mądrala"
68, 69
ulga 38, 70, 116
umiar 193
umiejętność czekania 210 -*w
umotywowane działanie 209 -W
— zachowanie 201 i -w
— życie 35
unikanie wiedzy jako unikanie
odpowiedzialności 71
uniwersalizm 20
uniwersalne formy twórczości
205
uporządkowanie dychotomiczne
i hierarchiczne 204
uraz(y) 28, 44, 131, 185, 196
uszkodzenia przedporodowe i
porcfdowe 185
uzasadnienie zewnętrzne 101
— życia 152 ,
uznanie 26, 39, 41
uznanie-D 128
Van Gogh Yincent 136 r
Vivanti 93
Wagner Ryszard 135
walczący asepkt zachowania a
aspekt akspresyjny 180, 181
walka 14
wartości autentyczne 174
wartości-B (wyliczenie) 86, 87
wartości (cztery zespoły) 53
wartości-D 86
wartości dobre 154
wartości homeostatyczne (spo-
kój, cisza, sen, wypoczynek)
170
— humanistyczne 30
— indywidualne 150 •
— ludzkie 147, 149, 160, 164
— najwyższe 168, 216
— nieautentyczne 174
— nowsze 216
— obronne 170
— odwieczne 166
— ortodoksyjne 216
— pasywne, zob. wartości zdro-
wo-regresywne
— podstawa biologiczna i gene-
tyczna 165
— przeżycia 170
— regresy wne 174
wartości samoaktualizacji jako
cele 158
wartości-środki 86
wartości wewnętrzne 86, 150
— wrodzone 174, 175
— wrodzone jako możliwości
173, 174
— wspólne 150
— wyższe 166, 167, 171, 173
— wzrostu 170
— zdrowo-regresywne 167, 170,
171
— zewnętrzne 18
— zewnętrzne źródło, zob. ze-
wnętrzne źródło wartości
wartość 7, 88, 151, 165, 166, 168-
-170, 174, 176, 179, 202, 206,
215
wartość-B 92, 99, 109, 116, 166-
-168, 189
wartość, hedoistyczna teoria,
zob. hedonistyczna teoria
wartości
— hierarchia, zob. hierarchia
wartości
— hierarchiczny system, zob.
hierarchiczny system war-
tości
— jedyna i ostateczna, zob. je-
dyna i ostateczna wartość
— kryterium, zob. kryterium
wartości
— naturalna, system, zob. sy-
stem wartości naturalnej
— ostateczna (absolutna) 152
— teoria, zob. teoria wartości
(naturalistyczna)
Watts A. W. 82 «s ' 'v/
wdzięczność-B 118 - *>>'--<•
249
Weltanschaung 7, 22, 108
werbalizacja 94
werbalne (to, co werbalne) 157
(zob też przedwerbalne)
Werner H. 198
Wertheimer M. 36
wesołość-B 99
western 202
wewnątrzmaciczne życie płodu
195
wewnątrzpsychiczna sfera 179
wewnątrzpsychiczne a między-
osobowe 199
wewnątrzpsychiczne a ze-
wnątrzpsychiczne 113
wewnątrzpsychiczne zdrowie
177
— źródła 187
wewnętrzna mądrość (niemo-
mowląt) 148
wewnętrzna natura 11-14, 31,
40, 45, 70, 125, 160, 185, 186,
187-190, 193, 198
wewnętrzna natura jest raczej
dobra lub naturalna 12
wewnętrzna przeciw-kateksja
187, 193
wewnętrzne rozłamy 157
— sumienie, zob. sumienie we-
wnętrzne
wewnętrzny rdzeń 185, 186, 188,
192, 201
Wheelis A. 17, 175
White Robert 54, 177, 181
Whitehead A. N. 93
Whitman Walt 8, 179 w
wiedza 68, 69, 94, 102, 176,
204
wiedza-czyn 176
wiedza dla redukcji niepokoju
i dla wzrostu 69-71
— doświadczalna 212
— jako aktualizacja ludzkiej
potencjalności 69
— nomotetyczna 134
— ostateczna 67
— unikanie, zob. unikanie wie-
dzy jako unikanie odpowie-
dzialności
Willoughby 44
Wilson Colin 25
wina 14, 119-123, 125, 156, 190,
206 r
— freudowska 190
— neurotyczna 125, 206
— a rzeczywista 120
— realna (humanistyczna) 125-
— wewnętrzna 141, 190
władczy szef 217 c
wojna wewnętrzna 158
wola 21, 91, 110, 193, 200
wola zdrowia 188 -.;<_
wolicjonalne (to, -co woliąjo-
nalne) 203
wolne skojarzenia 193, 214
wolność 41, 145 ,9S
— geograficzna 41
— psychologiczna 41
wrażliwość 52, 106
wrodzona natura, zob. natura
wrodzona
wrogość 59, 157, 160, 190
Wschód 195
współczucie-przez-zrozumienie
126
wstyd 14
wszechmoc myśli 72
wtórna naiwność 100
wybór 21, 22, 25, 51, 53-60, 63X
72, 121, 124, 125, 148, 149,
156, 157, 162, 163, 165, 166,.
169, 170, 173, 188, 194, 200
wybór (dziecka) 196
— elementy wyboru u zdrowe-
go dziecka 64, 65
wybór zły (jest dobry) 60
wychowanie 188, 189, 194, 204,
209 ;
wychowanie dobre 189, 207
wychowanie rodzicielskie (ro-
dzinne) 59
— rodzinne (cel) 30
— złe 189
wychowawcze procesy, zob. pro-
cesy wychowawcze
wyczucie rzeczywistości 208
wydajność 29
wykres (jako ostateczny wynik
myślenia abstrakcyjnego)
205
wynalazca 135, 136, 140
wyparcie 33, 65, 70, 129, 143 ,
wyparcie (czynne i bierne) 187
wyrzeczenie 12, 173
wysoka nirwana 114, 153, 163,
208
250
wyższa natura (człowieka) 171,
216
— potrzeba 35, 55, 62, 152, 171,
195, 216
„wyższe" doświadczenie subiek-
tywne 116
wyższe przyjemności 52
wyższe rodzaje zapłaty (przy-
należność, uczucie, godność,
szacunek, uznanie, honor)
216
wzór (ideał: bohatera, dżentel-
mena, mistyka, rycerza,
świętego) 13
wzrastanie (wzrost), mecha-
nizmy, zob. mechanizfńy
wzrastania
— zdrowe, zob. wzrost zdrowy
wzrost (wzrastanie) 24, 26, 30-
-32, 38, 42, 44, 45, 49, 70, 74,
102, 123, 127, 142, 145, 152-
-154, 157, 158, 162, 164, 165,
196, 197, 200, 201, 207
wzrost dobry 155
— dojrzałości 206
— doświadczenie, zob. doświad-
czenie wzrostu
— i otoczenie 159
— ku samoaktualizacji 200
— osobowości 35, 206
— proces naturalny, zob. natu-
ralne procesy wzrostu
wzrost-przez-radość 54
wzrost u dziecka 50 "' ' tt
— zdrowy 162
Yosemite 124
Young P. T. 53
zabawa 19, 142, 143, 157,
180, 192, 202 -;.
zachowanie (behawior) 83, 88
114, 180
zachowanie-cel 39, 114
zachowanie naturalne 138
— nieumotywowane 112, 180^
— „oportunistyczne" 41
— „specyficzne" 41
zachowanie-środek 114
izachowanie umotywowane 180
f— złe 190, 191
Zachód 195
zagadnienia osobowości — uję-
cie klasyczne 14
zahamowanie rozwoju 199
zainteresowanie 90
zakony religijne 124
zależność neurotyczna 59
zapłata, wyższe rodzaje, zob..
wyższe rodzaje zapłaty
zasada hierarchicznego uporząd-
kowania różnych potrzeb 63-
— przyjemności 98, 100
— rzeczywistości 98, 100
zaspokojenie 32, 34-36, 39, 42,
44, 47, 49, 51, 55, 63, 66, 131,
152, 162, 171, 193, 196-198,
201, 207, 209
zaspokojenie czyste 98
zaspokojenie, kliniczne i osobo-
wościowe skutki 37
— niższych potrzeb 216
— podstawowych potrzeb 43,
195
— różne skutki 34-37
zdobywcy medali olimpijskich
154
zdolność do agresji i gniewu
190
zdolność do biernego odbioru
91
— do miłości 155, 159, 196, 20T
— postrzegania całości 94
— twórcza 31, 66-67, 151, 155,
189
zdolności 62, 150, 171, 173, 174,
181, 182, 185, 187, 192, 196,
206
zdolności poznawcze 198
ści są też potrzebami 19T
dziecinność 100
onalność 204
ra 157 i _•
— n-atura ludzka 180
— .-nieświadomość 204
— psychika 193
— samoafirmacja 190
zdrowe dziecko (niemowlę) 51,
61, 194, 201
zdrowi ludzie (zdrowe osoby)
30, 43, 47, 72, 76, 95, 149,
157, 161, 166, 167, 178, 182,
191, 205, 208, 209
zdrowi ludzie (zdrowe osoby),
definicja opisowa 31
251