Amerykański wywiad rozpracowuje Smoleńsk
Nasz Dziennik, 2011-03-05
Z gen. Walterem Jajką, byłym dowódcą operacji
specjalnych Sił Powietrznych USA, rozmawia Piotr
Falkowski
Panie Generale, co Pan pomyślał w chwili, gdy
dotarła do Pana informacja o katastrofie, w której
zginął polski prezydent?
- Moja pierwsza reakcja była taka, że katastrofa była
wynikiem błędu pilota. Tak jest najczęściej w
przypadku incydentów w lotnictwie wojskowym w Stanach Zjednoczonych. Jednakże
wiedząc, że doszło do niej na terytorium Rosji, podobno na drugorzędnym lotnisku, a
rosyjskie wyposażenie jest często albo niesprawne, niedokładne, przestarzałe, albo
niewłaściwie użytkowane, oraz że rosyjscy funkcjonariusze są często niechlujni w swojej
pracy, zazwyczaj słabo znają język angielski - lingua franca międzynarodowego transportu
lotniczego - zaś w efekcie tego wydarzenia polskiemu państwu dosłownie ścięto głowę, to
stałem się podejrzliwy wobec wyjaśnień Rosjan.
I jakie miał Pan podejrzenia?
- To, co mnie zaniepokoiło, to fakt, że Rosjanie zaskakująco szybko podali pierwsze
wyjaśnienia przyczyn, a w dalszej kolejności odmówili Polsce udziału w dochodzeniu.
Publicznie były formułowane sprzeczne informacje co do szczegółów wypadku, nie doszło do
przekazania polskim władzom "czarnych skrzynek" (dwa rejestratory lotu). Następnie
opóźniano postępowanie, choć wiem, że badania katastrof samolotów w USA też czasami
mogą trwać miesiące, a nawet kilka lat. Muszę jeszcze wspomnieć, że słyszałem, iż Rosjanie
nie mają na tym lotnisku najbardziej nowoczesnych urządzeń nawigacyjnych do lądowania i
działa ono z przerwami. Jestem zatem zdumiony, że rosyjskie służby zarządzające ruchem
lotniczym po prostu całkowicie nie zamknęły tego lotniska z powodu warunków i nie
wymogły, a nie tylko sugerowały, by samolot udał się na lotnisko wyższej klasy, posiadające
wyposażenie do lądowania zgodne ze standardami międzynarodowymi i, oczywiście,
bezpieczne warunki pogodowe. Jestem szczególnie zdziwiony tym nieudanym
przekierowaniem samolotu na inne lotnisko. Przecież musieli zdawać sobie sprawę ze
znaczenia i liczby pasażerów na pokładzie samolotu. Bez względu na to, czy polski prezydent
chciał czy nie chciał lądować na przykład w Moskwie, by uniknąć spotkania w charakterze
urzędowym z rosyjskimi władzami, to jeśli doszłoby do wypadku, to podejrzenia co do
okoliczności i motywacji zezwolenia na lądowanie, wraz z dużą częścią winy spadłyby na
Rosjan. Wydaje się, że byli gotowi do podjęcia tego ryzyka. Tak czy inaczej, wiedząc, jak
wyrachowani byli Sowieci w tego typu wypadkach i że sowieckie interesy, ambicje,
resentymenty, zachowanie, polityka, praktyka, tradycje i wartości w dalszym ciągu kształtują
współczesne państwo rosyjskie i jego administrację, gotów jestem snuć domysły, że mogli,
choć niekoniecznie akurat tak się stało, celowo stworzyć warunki, w których dojdzie do
katastrofy ze względu na polityczne korzyści, jakie z tego będą czerpać.
Sugeruje Pan, że katastrofa mogła zostać od początku świadomie zaplanowana?
- Proszę pamiętać, że nie znam żadnych oficjalnych sprawozdań w sprawie tego wydarzenia.
Opieram się na swojej wiedzy i doświadczeniu, które dotyczy w pierwszym rzędzie sił
powietrznych mojego kraju, a także wywiadu, polityki zagranicznej i obronnej, a pochodzi
między innymi z dawnej pracy związanej ze Związkiem Sowieckim, Polską, NATO i Europą
Wschodnią w ogólności. Moja osobista opinia jest taka, że na podstawie historii, na przykład
sponsorowanej przez KGB próby zabójstwa Karola Wojtyły, wkrótce błogosławionego
Papieża Jana Pawła II Wielkiego, i wielu innych wielkich zbrodni popełnionych przez
sowieckie kierownictwo, można przypuszczać, że i obecni rosyjscy przywódcy są
wystarczająco bezwzględni, aby zaaranżować warunki, w których śmiertelny wypadek będzie
niemal pewny. Rosjanom po prostu nie można ufać.
Czym dla kraju i jego sojuszników jest strata tylu przywódców politycznych i dowódców
wojskowych?
- Myślę, że ta strata była druzgocąca nie tylko dla Polski, ale i dla NATO, a nawet Stanów
Zjednoczonych. Mam nadzieję, że polski rząd szkolił zastępców poległych, tak aby mogli
łatwo zająć ich miejsce. To dotyczy wojskowych. Ale główna trudność, jaką widzę, to fakt, że
polscy przywódcy, którzy zginęli, mieli realistyczną ocenę Rosji, Polski, Europy i NATO. Ta
ocena nie może być przyjemna dla Rosji. I to ze względu na rosyjską dawną i obecną postawę
w stosunku do Polski, a nie jakąś wrogość, chociaż Bóg wie, jak wystarczająco dużo
powodów Rosjanie dali, aby ją mieć do nich. A nawiasem mówiąc, całe rosyjskie
zachowanie, wypowiedzi itd. po katastrofie aż po dziś dzień wyrażają co najwyżej skrywaną
wrogość do Polski. Co więcej, oni - jak się przekonaliśmy w przeszłości - nie przyjmują
odpowiedzialności ani winy, a obwiniają, często w sposób złośliwy, ofiary. Rosjanie, tak jak
byli Sowieci, są bezwzględni, bez sumienia, a nawet perfidni, gdy tylko takie działania są w
ich politycznym interesie.
Gdzie leżą źródła tej wrogości?
- Trzeba cały czas mieć na uwadze, że rosyjska droga do Europy, jej ambicje związane z tym
kontynentem, zawsze prowadzą przez Polskę i przeciw Polsce. I co za tym idzie, przeciwko
zachodniej cywilizacji. Rosyjskie zachowanie nie ulegnie zmianie w wyniku takiej albo innej
polityki, takiego albo innego traktatu. Polityka zagraniczna Rosji i jej stosunek do sąsiadów
mogą się zmienić w sposób fundamentalny tylko wtedy, gdy Rosja zaakceptuje zachodnie
wartości w sposobie sprawowania władzy. Tak więc wracając do poprzedniego pytania, strata
dla Polski, całej Europy, NATO i dla USA jest tak głęboka, gdyż wasze przywództwo w
sensie zbiorowym miało realistyczną, strategiczną ocenę postawy Rosji względem Europy,
Polski i NATO. Zarówno Europa, jak i Stany Zjednoczone powinny się mocno uczepić
polskiego zrozumienia tej kwestii i zastąpić nim swoje nieudolne myślenie życzeniowe,
moralną słabość i samorozbrojenie przed Rosją. Polegli polscy przywódcy widzieli świat
takim, jaki jest, a nie takim, jakim Europa i Ameryka chciałyby, żeby był. Na czele Polski
stała pierwsza generacja, która odrzuciła zdecydowanie rosyjskie zniewolenie i negocjowała
powrót do Zachodu, czyniąc z tego zadania podstawę polityki obronnej, działań
wywiadowczych i uzgodnień dyplomatycznych. Gdyby zostało to przyjęte przez Zachód, jak
to było w zamiarach, to Polska mogłaby się stać podstawą budowy "nowej" Europy
Wschodniej, mocno złączonej z Zachodem.
Wydaje mi się, że Panu taka idea jest bardzo bliska.
- Nie zamierzam być tak zarozumiały, by udzielać Narodowi Polskiemu rad co do jego
niepodległości, wolności, suwerenności i zasadniczych długofalowych interesów, ale
proponuję i mam nadzieję, że polskie instytucje państwowe pod kierunkiem następców
waszych poległych przywódców, elity dyplomacji, armii i służb specjalnych uświadomią
społeczeństwu realia strategiczne i konieczności związane z położeniem Polski.
Polityka obecnego polskiego rządu jest jednak inna; mówi się o pojednaniu, odbudowie
stosunków z Moskwą itd.
- Żaden kraj Zachodu nie powinien podążać za chimerą szczerych, trwałych, opartych na
zaufaniu i przyjaźni relacji z Rosją, dopóki ona się nie zmieni. Przypuszczenie, że to się uda,
jest urojeniem. Po tak tragicznej historii, po tylu krwawych ofiarach, jakie ponieśliście,
polskie relacje z Rosją powinny opierać się na zasadzie "współpracuję, ale sprawdzam".
Jakie są Pana doświadczenia związane z siłami powietrznymi ZSRS i Rosji?
- Rosjanie są ogólnie bardzo defensywni, niechętnie nastawieni do współpracy, a bardzo
wojowniczy w stosunku do zagranicznych statków powietrznych wchodzących w ich
przestrzeń powietrzną nieumyślnie. Z drugiej strony są umyślnie natarczywi i agresywni, gdy
sami naruszają czyjeś terytorium. Biorą pod uwagę tylko jedno prawo, nie jest to prawo
międzynarodowe, ale ich własny bezpośredni interes. Jeśli chodzi o moją osobistą ocenę, to
nie byłbym zdziwiony, gdyby kiedyś Rosjanie jeszcze raz zestrzelili cywilny samolot albo
maszynę rozpoznawczą USA znajdującą się w przestrzeni międzynarodowej, podobnie jak to
się stało z koreańskim rejsowym boeingiem.
Wróćmy do samej katastrofy na Siewiernym. Jakie konkretnie wnioski mogą z niej
wyciągnąć NATO i USA?
- Myślę, że oczywistą, choć może zaskakującą, lekcją dla Polski i innych krajów jest
natychmiastowe poprawienie mechanizmów zachowania ciągłości władzy i jej planów na
wypadek katastrofy. Zaskoczenie spowodowane takim wydarzeniem powoduje paraliżujący
szok. Pomimo tego państwa muszą zaraz wprowadzić na stanowiska zajmowane przez ofiary
odpowiednich następców, a działający aparat państwowy musi natychmiast przystąpić do
kroków przeciwdziałających, względnie łagodzących głębokie i trwałe konsekwencje
poniesionej straty. Tak, NATO i Stany Zjednoczone muszą zbadać tę katastrofę i dokonać
oceny strat, jak to się dzieje w każdej gałęzi bezpieczeństwa. Nie wiem, jakie dokumenty albo
telefony komórkowe były na pokładzie samolotu, ale stosowne kroki dla zminimalizowania
wyrządzonych szkód na pewno zostały podjęte. Niewykluczone, że Agencja Bezpieczeństwa
Narodowego Stanów Zjednoczonych [instytucja zajmująca się m.in. łącznością specjalną i
wywiadem elektronicznym - przyp. red.] przechwyciła jakąś wymianę informacji z tym
związaną i może coś wnieść zarówno do oceny strat, jak i badania samego wypadku.
Zakładam, że odpowiednie zapytania już dawno zostały skierowane i na nie odpowiedziano.
Na jaką jeszcze pomoc ze strony naszych sojuszników możemy liczyć?
- Polska powinna zażądać pomocy od razu po katastrofie. Eksperci śledczy Federal Aviation
Administration (Federalny Zarząd Lotnictwa, FAA) mogli od początku wam pomagać. Ale
oczywiście, wszystko zależy od współpracy ze strony Rosji, zwłaszcza w sprawie przyjęcia
specjalistów z zewnątrz i warunków ich uczestnictwa w badaniu. Nie sądzę, by Rosjanie
zaakceptowali niezależną pomoc z zewnątrz. Myślę, że Polska straciła tę możliwość, bo
niestety, jak sądzę, jest o wiele za późno, aby poprosić o pomoc zewnętrzną. Wszystko, na co
teraz można by jeszcze liczyć, to rodzaj ugody z Rosjanami, aby Polacy mogli przy odrobinie
współpracy z ich strony wznowić dochodzenie. Co i tak jest moim zdaniem wysoce
nieprawdopodobne. Oczywiście, Rosjanie będą oburzeni i obrażeni, twierdząc, że nawet
sugestia wznowienia postępowania stanowi akt nieprzyjazny, który pociągnie za sobą
poważne konsekwencje. Trudno! Myślę, że Polska powinna pójść dalej i kontynuować
dochodzenie własnymi siłami, tak jak będzie to możliwe. Nie sądzę, że Rosjanie będą
współpracować. Myślę, że Rosjanie zyskali zbyt wiele korzyści z tego "wypadku", aby ktoś
go badał uważniej.
Jakie to korzyści?
- Rosjanie pozbyli się dzięki śmierci w trakcie tej katastrofy takiego polskiego przywództwa,
które - powtarzam - oceniało Rosję realistycznie i nie pozwoliłoby sobie na wytłumienie
doświadczenia historycznego ani na rezygnację z żywotnych interesów dla jakiejś rosyjskiej
"przyjaźni". Polska pod kierownictwem tych ludzi była przeszkodą dla Rosji w rozwoju jej
interesów w Europie. Zginęli liderzy narodowi, którzy mieli twardy kręgosłup. Podobnie już
Rosjanie pozbyli się waszej elity podczas drugiej wojny światowej i po niej. Co więcej,
rosyjskie zachowanie po wypadku, bez względu na motywy, rodzi wystarczające podejrzenia,
aby doprowadzić do rozłamu wśród obecnych polskich przywódców, polskiej klasy
politycznej co do odpowiedzi na zachowania w stosunku do Rosji. Gdyby nie było niczego
więcej, to już tą katastrofą i swoją późniejszą postawą osiągnęli wiele. Polskie domysły na
temat rosyjskiego spisku i masywnego zamachu działają na korzyść Rosji, bo skutecznie
dzielą polską klasę polityczną i osłabiają wszelki sprzeciw wobec rosyjskiej polityki wobec
Polski. W mojej osobistej opinii, kierownictwo Rosji i FSB, dawnego KGB, jest bardziej niż
zdolne i chętne, by popełnić zbrodnię tej miary, co nie oznacza, że tak się stało.
W styczniu Rosjanie ogłosili swój raport dotyczący przyczyn katastrofy. Potwierdziło
się, że całą odpowiedzialność przypisano polskiej załodze, nie uwzględniając żadnych
uwag ani wniosków polskich władz. Nie ma mowy o nieprawidłowościach na lotnisku, w
kierowaniu lotami...
- Oczywiście, to naturalne. Tego właśnie należało oczekiwać od Rosjan. A przy okazji druga
lekcja z tej tragedii jest taka, żeby pozbyć się tych wszystkich rosyjskich samolotów
transportowych, a kupić na przykład boeingi.
Rosyjskie wyjaśnienia katastrofy koncentrują się na osobie generała Andrzeja Błasika,
który miał rzekomo wejść do kabiny pilotów i naciskać na nich, żeby lądowali za
wszelką cenę. Co Pan jako doświadczony dowódca lotnictwa wojskowego sądzi na temat
tych oskarżeń?
- Nie wiem, czy w ogóle generał Błasik wszedł do kabiny pilotów, czy naciskał albo nawet
wydał bezpośredni rozkaz lądowania. Nie widziałem żadnych dowodów w tej sprawie. Ja po
prostu wiem z doświadczenia w Siłach Powietrznych Stanów Zjednoczonych, że dowódca
statku powietrznego ma pełną odpowiedzialność. Żaden pasażer nie może zmusić dowódcy
samolotu do lądowania na danym lotnisku. Po to jest dowódcą, aby odpowiadać za
bezpieczeństwo samego samolotu, załogi i pasażerów oraz za wykonanie misji. On (lub ona)
ponosi odpowiedzialność i nikt inny.
Nie dziwi Pana, że Polska w zasadzie zrezygnowała z własnego śledztwa i prowadzenie
badań oddała Rosjanom?
- Zdecydowanie tak. Polska rezygnacja ze śledztwa to szokujące podporządkowanie się
rosyjskim interesom oraz uznanie słuszności, prawdziwości, poprawności i dopuszczalności
rosyjskich wyjaśnień, ustaleń i zachowań. Myślę, że polska porażka związana z
ograniczonym uczestnictwem w dochodzeniu była ciosem samookaleczenia polskiej
suwerenności. Podobna uległość tylko wspiera rosyjskie działania na rzecz całkowitego
podporządkowania Polski. Ta porażka po prostu wzmacnia rosyjską pogardę dla polskich
interesów i ustawienie gorszych stosunków z Polską, jakby w drugiej klasie relacji z Rosją.
Jeżeli Polska nie będzie bronić się sama energicznie, zdecydowanie i konsekwentnie, to nie
może oczekiwać, że będą jej bronić Francja czy Niemcy, czy NATO w całości, włącznie ze
Stanami Zjednoczonymi.
Ale obecny polski rząd mówi, że jego polityka zgody i współpracy przynosi efekt w
postaci poprawnych, przyjaznych stosunków ze Wschodem...
- A moja opinia jest taka, że każde państwo europejskie, a także Stany Zjednoczone, skłonne
jest, chociaż się do tego nie przyznaje, gdy znajdzie się w obliczu wyboru w krytycznym
położeniu, poświęcić interesy Polski, a w rzeczy samej interesy całej "nowej" Europy, dla
fantazji strategicznego partnerstwa z Rosją. To nie relacje USA lub Europy z Rosją
potrzebują "resetu" [określenie Hillary Clinton na nowe stosunki z Rosją - przyp. red.], ale
Rosja musi zrobić "reset" swoich relacji z resztą świata. Stąd konieczność, by Polska
podtrzymywała swoje realistyczne spojrzenie na strategiczne relacje polityczne i aktywnie
broniła swoich interesów. To dobrze, że Polska racjonalnie utrzymuje przyjazne kontakty z
rosyjskim sąsiadem, ale właściwe pojednanie między nimi i wami może zostać zbudowane
tylko na prawdzie. Ale to Rosja musi najpierw przezwyciężyć swoją historię, a nie Polska. I
zrobić jedną milę więcej. To nie Polska jest winna Rosji, ale Rosja Polsce. Dopóki rosyjski
rząd nie wybije sobie z głowy myśli, że jest imperium i że należy mu się jakaś specjalna,
wyższa, uprzywilejowana pozycja w stosunku do swoich sąsiadów, Polska nie będzie
bezpieczna i musi być cały czas w pogotowiu. W końcu tak jak w latach 1939-1945 i zaraz po
nich nikt się specjalnie nie zatroszczył o polskie sprawy, gdy to cokolwiek kosztuje. Polska
może i powinna sama dochodzić swoich interesów i je chronić.
Po co zatem należeć do NATO, prowadzić wspólną politykę obronną itd.? Nie mamy co
liczyć na artykuł piąty?
- Idea atlantycka i NATO podupadają, a do głosu dochodzi pacyfizm i idea demilitaryzacji
NATO. Stany Zjednoczone tracą kontynentalny filar swojego statusu supermocarstwa i
gwałtownie przestają być dominującą siłą w Europie. Jest gorzką ironią, smutne i
niesprawiedliwe to, że Polska znowu dołącza do Zachodu, a on nie jest już zainteresowany
obroną ani siebie, ani Polski. Caveat emptor! [łac. Niech kupujący się strzeże!]. Niech każdy
zajmuje się swoim domem...
Dziękuję za rozmowę.
Wypowiedzi generała Jajko są jego prywatnymi opiniami i w żaden sposób nie
odzwierciedlają stanowiska rządu Stanów Zjednoczonych ani Departamentu Obrony.
Generał brygady Walter Jajko pochodzi z rodziny polskich emigrantów. Jest absolwentem
University of Pennsylvania i Columbia University w Nowym Jorku. W Siłach Powietrznych
Stanów Zjednoczonych i amerykańskim wywiadzie lotniczym awansował do stopnia generała
i stanowiska dowódcy operacji specjalnych. W latach 1994-2002 pracował w biurze
sekretarza obrony. Mieszka w Waszyngtonie i wykłada w Instytucie Polityki Światowej.
Działa w katolickim stowarzyszeniu "Rycerze Kolumba"