ROZDZIAŁ 32 36

background image

R

O

Z

D

Z

I

A

Ł

3

2

POSZŁAM DO MOJEGO pokoju o dziesi

ą

tej. Tori ju

ż

tam była, skupiona na Hrabi

Monte Cristo. Nie zrobiła nic wi

ę

cej ni

ż

machniecie r

ę

k

ą

, dopóki nie sko

ń

czyła

rozdziału. Rozmawiały

ś

my przez chwil

ę

. O niczym wa

ż

nym. Tylko rozmawiały

ś

my,

staraj

ą

c si

ę

by

ć

spokojne, podczas gdy modliły

ś

my si

ę

by czas, przy

ś

pieszył. Ju

ż

prawie. Jeszcze tylko kilka godzin …

Derek powiedział,

ż

e Andrew nigdy nie idzie do łó

ż

ka przed północ

ą

. Je

ż

eli

chcieli

ś

my dosta

ć

go po tym, jak twardo za

ś

nie, musieli

ś

my poczeka

ć

co najmniej do

drugiej.

O dziwo, zasn

ę

łam, i to tak zdrowo,

ż

e nie słyszałam budzika w zegarku który dał mi

wcze

ś

niej Derek. Obudziłam si

ę

gdy Tori potrz

ą

sała mnie za r

ę

k

ę

gdy drug

ą

próbowała wył

ą

czy

ć

budzik.


Ziewn

ę

łam i mocno zamrugałam.


- Uciekaj

ą

c po tym, jak ledwie spała

ś

przez ostatni tydzie

ń

nie jest dobrym

pomysłem,- powiedziała. -Na szcz

ęś

cie, przewidziałam to.


Otworzyła puszk

ę

coli i wr

ę

czyła mi ja.


- Nie tak dobre jak kawa - powiedziała. -Ale mog

ę

si

ę

zało

ż

y

ć

ż

e nie pijesz kawy,

prawda?

Potrz

ą

sn

ę

łam głowa, gdy wypiłam łyk.


- Dzieci- powiedziała, przewracaj

ą

c oczami.


Drzwi otwarty si

ę

i wbiegł Simon.


- Przepraszam?- powiedziała Tori.

- Derek - powiedział do mnie - Nie mog

ę

go obudzi

ć

.


Wbiegli

ś

my od pokoju. Derek nadal był w łó

ż

ku, rozci

ą

gni

ę

ty, kołdra spadła na

podłog

ę

. Le

ż

ał na brzuchu maj

ą

cym na sobie tylko bokserki.


Potrz

ą

sn

ę

łam jego rami

ę

. Moje palce były chłodne od puszki, ale on nadal si

ę

nie

ruszał.

- Oddycha - szepn

ą

ł Simon – tylko si

ę

nie obudzi.


Tori podeszła do łó

ż

ka. Katem oka, widziałam,

ż

e przygl

ą

da mu si

ę

raz za razem.


- Wiesz, pod tym kontem, wcale nie wygl

ą

da tak

ź

le - powiedziała.


Spojrzałam na ni

ą

.

background image


- Tylko mówi

ę


Pochyliłam si

ę

nad Derekiem, mówi

ą

c do niego tak gło

ś

no jak tylko si

ę

o

ś

mieliłam.


- Osobi

ś

cie, bardziej jestem typem uciekaj

ą

cej dziewczyny – powiedziała Tori -Ale,

je

ż

eli wolisz typ ochraniaj

ą

cy, to jest…


Moje gro

ź

ne spojrzenie uciszyło j

ą

.


- Zasłaniasz mi

ś

wiatło - powiedziałam, machaj

ą

c by przeszła na bok.


- Umiesz pierwsz

ą

pomoc, Chloe?


Potrz

ą

sn

ą

łem głowa.


- Wtedy ty zasłaniasz mi

ś

wiatło. Uciekaj.


Przepo

ś

ciłam j

ą

. Sprawdziła Derekowi puls i jego oddech, mówi

ą

c,

ż

e oba wydaja si

ę

w porz

ą

dku, nast

ę

pnie pochyliła si

ę

w dół do jego twarzy.


- Nic dziwnego w jego oddechu. Zapachy … jakby pasty do z

ę

bów.


Oczy Dereka otworzyły si

ę

i pierwsz

ą

rzecz

ą

, któr

ą

zobaczył była pochylona nad nim

twarz Tori. Odskoczył i zakl

ą

ł.


Simon zachichotał. Szybko machn

ę

łam do niego by był cicho.


- Dobrze si

ę

czujesz? – Spytałam Derek'a.


- Teraz ju

ż

tak – powiedział Simon – Po tym jak Tori przyprawiła go o zawał serca.


- Nie mogli

ś

my ci

ę

obudzi

ć

- powiedziałam. -Tori upewniała si

ę

czy wszystko z Tob

ą

dobrze.

Nadal mrugał, zdezorientowany.

- Mam col

ę

w moim… - zacz

ę

łam.


- Pójd

ę

po ni

ą

– powiedziała Tori.


Obróciłam si

ę

do Derek'a. Nadal mrugał.


- Derek?

- Tak - wymamrotał, jakby mówił przez

ś

cian

ę

, zdziwił si

ę

i odchrz

ą

kn

ą

ł.


- Jak si

ę

czujesz ? - Spytałam.


- Zm

ę

czony. Musiałem mocno spa

ć

.

background image


- Jak skała - powiedział Simon.

- Czujesz si

ę

podpity?- Spytałam.


- Tak - znów si

ę

zdziwił - Co jadłem zeszłej nocy?


Przeleciał mnie chłód. - Twoje usta s

ą

wyschni

ę

te?


- Tak- zakl

ą

ł i podniósł si

ę

.


Chwyciłam col

ę

od Tori, gdy wróciła. – Został u

ś

piony.


- U

ś

piony? - Simon umilkł tylko na sekund

ę

, nast

ę

pnie powiedział, -Andrew.


- Bior

ę

nasze torby,- powiedziała Tori - Wzi

ę

ły

ś

my je do naszych pokoi zeszłej nocy,

boj

ą

c si

ę

,

ż

e mogliby je znale

źć

w szafie na dole.


Podeszłam do Dereka gdy pił duszkiem reszt

ę

coli.


-Andrew przyniósł nam cole wieczorem, przed snem. - powiedział Simon, gdy brał
swoj

ą

torb

ę

.


- I powiedział, która jest Dereka?

- Nie musiał. Moja zawsze jest dietetyczna.

Patrzyłam na Dereka poniewa

ż

przetarł r

ę

k

ą

usta. – Ju

ż

lepiej?


- Tak. Tylko pozwól mi si

ę

ubra

ć

.

Dlaczego Andrew u

ś

pił Dereka? Czy chcieli przyj

ść

po niego dzi

ś

wieczorem? Lub

nasza paranoja dobrze argumentowana i grupa wiedziała dokładnie, co
kombinowali

ś

my? Tak czy owak, nasz najlepszy wojownik był niesprawny.


- Zostan

ę

z Derekiem - powiedziałam. - Simon, mo

ż

esz kry

ć

Tori i dosta

ć

si

ę

do

pokoju Andrewa?

Zerkn

ą

ł na Dereka dla potwierdzenia. Derek mrugn

ą

ł mocno, skupiaj

ą

c si

ę

,

ż

eby

wyrówna

ć

niewyra

ź

ny obraz, -Tak. Zrób to.


-Ale uwa

ż

aj, - powiedziałam. - Jest du

ż

a szans

ą

,

ż

e Andrewa nie ma w łó

ż

ku.

Wrócili dziesi

ęć

minut pó

ź

niej.


- Niema go – szepn

ą

ł Simon.

- Co?

- Nigdzie nie ma po nim

ś

ladu – potwierdziła Tori - Ci

ęż

arówka jest na zewn

ą

trz, ale

w domu nie pala si

ę

ż

adne

ś

wiatła.

background image


- Jego buty tez znikn

ę

ły – powiedział Simon.


- Spotkał si

ę

z kim

ś

- szepn

ę

łam. - Kto

ś

musi tu przyj

ść

, by zabra

ć

Dereka i Andrew

jest na zewn

ę

trzny z nim, próbuj

ą

c uzgodni

ć

jak to zrobi

ć

.


- Lub został zabrany – powiedziała Tori.

Derek potarł twarz, i ostro potrz

ą

sn

ą

ł głowa - Zapomnij o Andrewie. Po prosu

uciekajmy i b

ą

d

ź

my ostro

ż

ni.


Simon wsadził r

ę

k

ę

pod ramie Dereka wbrew jego protestom. Niosłam torb

ę

Dereka

jak równie

ż

własna; Tori miała torb

ę

Simona.


Spojrzeli

ś

my w dół ciemnego korytarza. Teodoryk w

ę

szył. Ostatni

ś

lad Andrewa był

stary, co znaczyło,

ż

e nie wchodził na pi

ę

tro po przyniesieniu coli. Derek stan

ą

ł na

szczycie głównych schodów i słuchał, wtedy potrz

ą

sn

ą

ł głow

ę

.

ś

adnego d

ź

wi

ę

ku na

dole.

Zmierzali

ś

my do schodów, które prowadziły na tył domu, znale

ź

li

ś

my je wcze

ś

niej

zakładaj

ą

c,

ż

e prawdopodobnie korzystała z nich słu

ż

ba. To było jedyne miejsce,

którego Tori nie wyczy

ś

ciła —a ni nikt inny od lat, najwidoczniej, musiałam zakry

ć

nos i usta przed kurzem by nie kichn

ąć

.


Kiedy zeszli

ś

my na dół, byłam na przedzie, Tori na prawo za mn

ą

a Simona

pomagaj

ą

cy Derekowi w tyle. Schody ko

ń

czyły si

ę

drzwiami. Obróciłam wolno gałk

ę

,

próbuj

ą

c by

ć

cicho. Skr

ę

ciła si

ę

w połowie, i zatrzymała. Pchn

ę

łam Drzwi nie ruszyły

si

ę

.


Tori naparła ramieniem po mnie. - Zamkni

ę

te - szepn

ę

ła – mówiłam wam...


- Sprawdziłem wszystkie drzwi zeszłej nocy- powiedział, Simon - Zrobili

ś

my to. Były

otwarte.

- Przesu

ń

cie si

ę

- wymamrotał Derek, jego głos nadal był przytłumiony.

Ś

cisn

ę

li

ś

my si

ę

na bok. Chwycił gałk

ę

i zamek p

ę

kł, sprawiaj

ą

c,

ż

e wzdrygn

ę

łam si

ę

od hałasu.

Schody otworzyły si

ę

do ciemno

ść

, pokój o niskim stropie. Stara spi

ż

arnia lub co

ś

takiego. Tori o

ś

wiecała j

ą

latarka. Pokój był brudny i pusty— dlatego nie u

ż

ywano

tych schodów. Tym razem, Tori była pierwsza przy kolejnych drzwiach. Wiedziałam,
co odkryje zanim nawet to powiedziała.

- Zamkni

ę

te.

- Powa

ż

nie? - szepn

ą

ł Simon


Derek podszedł, ju

ż

przebudzony. Skr

ę

cił gałk

ę

i, znów, zamek p

ę

kł. Energicznie

szarpn

ą

ł drzwi. Nie ruszyły si

ę

. Poci

ą

gn

ą

ł mocniej, sprawiaj

ą

c,

ż

e zawiasy zaj

ę

czały.

background image


- Zakl

ę

cie zamkni

ę

cia - powiedział głos za nami


Obrócili

ś

my si

ę

, gdy Andrew wyszedł z klatki schodowej. Palce Simona poleciały ku

górze by rzuci

ć

zakl

ę

cie zatrzymania. Derek odwrócił si

ę

, by ruszy

ć

do ataku.

Andrew machn

ą

ł r

ę

k

ę

do mnie. Iskry poleciały z jego palców. Simon i Derek

zatrzymali si

ę

jednocze

ś

nie.


Andrew posłał skrzywiony u

ś

miech. - Pomy

ś

lałem,

ż

e to mo

ż

e si

ę

przyda

ć

. Simon,

wiesz, jak to jest. Wszystkie zakl

ę

cia mam przygotowane od obiadu. Pó

ź

niej

potrzebne jest tylko słowo, by sko

ń

czy

ć

.


- J-jaki rodzaj zakl

ę

cia? - Szepn

ę

łam, zahipnotyzowana przez iskry skacz

ą

ce do

mnie.

-

Ś

miertelny - powiedział Andrew.

Derek warkn

ą

ł. Prawdziwe warczenie, wilcze, które sprawiło,

ż

e włosy na mojej szyi

stan

ę

ły .


Z drugiej strony, Tori mówiła co

ś

do mnie. Nie mogłam tego zrozumie

ć

, ale

domy

ś

liłam si

ę

,

ż

e ostrzegała mnie, przed rzuceniem zakl

ę

cia.


- Nie,- powiedział Derek, słowo było prawie warczeniem. Jego spojrzenie utkwione
było w Andrewie i my

ś

lałam,

ż

e rozmawia z nim, ale wtedy jego oczy

ś

lizgn

ę

ły si

ę

w

stron

ę

Tori.


- Nie.

- Posłuchaj Dereka - powiedział Andrew - Je

ż

eli wydawałoby mu si

ę

,

ż

e jest

jakimkolwiek sposób dopadni

ę

cia mnie zanim rzuc

ę

zakl

ę

cie, zrobiłby to sam. Tori,

sta

ń

przede mn

ą

, prosz

ę

, bym mógł widzie

ć

twoje usta. Simon, usi

ą

d

ź

na r

ę

kach.

Derek?

Spojrzałam na Dereka. Jego spojrzenie zostało utkwione w Andrewie, płon

ę

ło,

mi

ęś

nie jego szcz

ę

ki napinały si

ę

. Andrew powtórzył jego imi

ę

, ale wydawało si

ę

ż

e

nie słyszy, pi

ęś

ci zwijały i rozlu

ź

niały po jego bokach


- Derek - powiedział Andrew, ostrzej.

- Co?- Kolejne warczenie wyszło za słowa.

Andrew wzdrygn

ą

ł si

ę

, wtedy zaparł si

ę

i chwycił go za ramiona. -Obró

ć

si

ę

.


- Nie.

- Derek.

Derek tylko gro

ź

nie popatrzył. Wtedy pochylił głow

ę

i nie widziałem jego wyrazu

twarzy, ale co

ś

w tym sprawiało,

ż

e Andrew si

ę

cofn

ą

ł, tylko troch

ę

. Jego jabłko

Adama hu

ś

tało si

ę

. Spróbował znów si

ę

wyprostowywa

ć

, spróbował spotyka

ć

background image

spojrzenie Dereka, ale nie mógł tego osi

ą

gn

ąć

. Jego palce wygi

ę

ły si

ę

, iskry skakały

gdy przygotowywał zakl

ę

cie zatrzymania.


- Derek? - Szepn

ę

łam. - Prosz

ę

. Nie rób tego.

Drgn

ą

ł na d

ź

wi

ę

ku mojego głosu, trac

ą

c kontakt z Andrewem i w tej sekundzie, jego

postawa zmienia si

ę

, obraz wilka znikał, powracał Derek.


- Zrób, co mówi,- powiedziałam. - Prosz

ę

.

Kiwn

ą

ł głow

ą

i wolno obrócił si

ę

, staj

ą

c przodem do

ś

ciany.


- Dzi

ę

kuje - powiedział Andrew. - Miałem nadziej

ę

unikn

ąć

tego, ale domy

ś

lam si

ę

,

ż

e nie doceniłem dawki. Nie chc

ę

cie zrani

ć

, Derek. Dlatego cie u

ś

piłem. Nie chc

ę

zrani

ć

ż

adnego z was. Jestem tu, by cie ochroni

ć

. Zawsze byłem.

Simon parskn

ą

ł. -Tak, jasne nie chcesz zrani

ć

Dereka. Poprosiłe

ś

te wilkołaki,

ż

eby

zabiły go delikatnie, prawda?

- Nie chciałem zabi

ć

Dereka.

- Nie, wynaj

ą

łe

ś

kogo

ś

by to zrobił Jeste

ś

zbyt du

ż

ym tchórzem, by spojrze

ć

mu w

twarz i poci

ą

gn

ąć

za spust. Lub by

ć

mo

ż

e to był ten bałagan, o który si

ę

martwiłe

ś

.

Wiem, jak bardzo lubisz ubrania. Plamy z krwi s

ą

tak cholernie ci

ęż

kie do

wywabienia.

- Nie zrobiłem...

- Znale

ź

li

ś

my e-maile!- Simon skoczył do góry, wtedy pod spojrzeniem Derek'a,

zatrzymał si

ę

i znów usiadł na podłodze. -Wiemy,

ż

e w tym byłe

ś

.

-Tak, uczestniczyłem w planie, by przekaza

ć

Dereka do Stada. To jest to, co

znale

ź

li

ś

cie, prawda? Nic o mnie daj

ą

cym pozwolenie bo go zabi

ć

. To była całkowita

robota Russella. Nasz plan polegał na przywróceniu go do Stada. Tomas i ja
dowiedzieli

ś

my si

ę

wszystkiego, co mogli

ś

my o nich, a

ż

byli

ś

my zadowoleni,

ż

e nie

zabij

ą

szesnastoletniego wilkołak. Oni s

ą

jak ka

ż

da inna zorganizowana grupa sił

nadprzyrodzonych— to jest miejsce gdzie rosn

ą

, ucz

ą

si

ę

jak kontrolowa

ć

moce w

ludzkim

ś

wiecie. Miejsce, gdzie mog

ą

by

ć

własnym rodzajem.


Spojrzałam na Dereka, spinaj

ą

c siebie, by zobaczy

ć

migotliwe

ś

wiatło, które

powiedziałoby

ż

e to jest to, czego chciał. Ale tylko gapił si

ę

na

ś

cian

ę

, jego

spojrzenie było całkowicie pozbawione uczu

ć

.


- Według mnie jest to najlepsze rozwi

ą

zanie dla ciebie, Derek,- powiedział Andrew -

Wilkołaki nale

żą

do wilkołaków.


- A synowie nale

żą

do ojców - powiedziałam cicho.


Andrew zesztywniał. Jego przera

ż

one spojrzenie strzeliło we mnie.


- Znale

ź

li

ś

my tak

ż

e te e-maile - powiedziałam. -Trzymałe

ś

ich tat

ę

daleko od nich.

background image


Przerwa. -Tak, tak zrobiłem. I jest powód.

- Na pewno jest, - powiedział Simon jego głos kipiał sarkazmem. – Niech si

ę

domy

ś

le. Nasz tata tak naprawd

ę

jest złym czarnoksi

ęż

nikiem Cabal. Lub

podwójnym agentem Edison Grup. Jest złym, fałszywym facetem, który zabijałby
nas, je

ż

eli miałby taka szans

ę

.


- Nie, Simon - powiedział Andrew delikatnym głosem. - Twój tata jest najlepszym
ojcem, jakiego znam. Zrezygnował ze wszystkiego— z kariery, z przyjaciół, swojego

ż

ycia —aby uciec i was chroni

ć

. Odmówił doł

ą

czenia do naszej grupy, poniewa

ż

mogło to wam zagrozi

ć

. Jego priorytetem byli

ś

cie wy dwaj, nie zlikwidowanie Edison

Grup. Nigdy nie pozwoliłby mi zabra

ć

was do tego laboratorium, by pomóc w

zatrzymaniu ich. Je

ż

eli zadzwoniłbym do niego, zabrałby was— cał

ą

czwórk

ę

— i

uciekłby. Kazałby mi zatrzyma

ć

Edison Grup

ę

bez was.


- Nie zły pomysł,- powiedziała Tori.

Andrew potrz

ą

sn

ą

ł głowa- Je

ż

eli Kit zabierze was, dzieci, wtedy b

ę

dziecie

bezpieczne. Je

ż

eli b

ę

dziecie bezpieczny, moi ludzie nie b

ę

d

ą

mieli

ż

adnej motywacji,

by zniszczy

ć

Edison Grup. Próbuj

ę

przekona

ć

ich, by zrobi

ć

to ju

ż

od lat, teraz s

ą

gotowi, mog

ą

zadziała

ć

, ale tylko, na natychmiastowe zagro

ż

enie. Je

ż

eli odejdziecie,

wróc

ą

do obserwacji. I dlatego, zdecydowałem si

ę

nie pozwoli

ć

wam z nim odej

ść

.


- Dlaczego mieliby tego nie robi

ć

?- Simon powiedział. – Zabierz nas z ich r

ą

k.


- Dla wi

ę

kszo

ś

ci z nich to najmniejsze z ich zmartwie

ń

, klasyfikuje si

ę

daleko za ich

pogl

ą

dami o niebezpiecze

ń

stwie, jakie stanowicie dla

ś

wiata nadprzyrodzonego gdy

jeste

ś

cie na wolno

ś

ci. Je

ś

li twój tata przyb

ę

dzie… - Machn

ą

ł, dr

żą

c

ą

r

ę

ka, ładuj

ą

c

zakl

ę

cie na sekund

ę

przed kolejnym wyznaniem - Mam nadziej

ę

,

ż

e Russell działał

samotnie kiedy zatrudnił te wilkołaki, by zabi

ć

Dereka i Chloe, ale szczerze… nie

wiem.

- Masz tam miłych przyjaciół.

- Tak, kilku z nich jest moimi przyjaciółmi, Simon, ale w wi

ę

kszo

ś

ci s

ą

tak jakby

innymi członkami klubu. Dzielimy zainteresowania, nic wa

ż

nego. Tym

zainteresowaniem jest ochrona naszego

ś

wiata. Dla mnie, to oznacza zlikwidowanie

Edison Grup. Dla kilku z nich…

- To znaczy zlikwidowanie nas,- szepn

ę

łam.


- Nie słuchaj go, Chloe - powiedział Simon - Jest kłamc

ą

i zdrajc

ą

. Je

ż

eli ci ludzie tak

nas si

ę

boja, to dlaczego nie zostawi

ą

nas w spokoju tylko tob

ą

, i nie zaobserwuj

ą

nas?

- Nie zrobi

ą

tego. Dlatego musiałem zatrzyma

ć

was zanim postawiliby

ś

cie stop

ę

za

tymi drzwiami.

background image

Simon

ś

miał si

ę

. To nie był miły

ś

miech. - Racja, poniewa

ż

czaj

ą

si

ę

w ciemno

ś

ci,

czekaj

ą

c by trzasn

ąć

w nas zakl

ę

ciem energii. Moment, poczekaj, wła

ś

nie to

zrobiłe

ś

, prawda?


Andrew obni

ż

ył palce tylko na ułamek sekundy, tak jakby chciał cofn

ąć

zakl

ę

cie.


-Tak, s

ą

tam, Simon. Nie dokładnie za drzwiami, ale wystarczaj

ą

co blisko, pilnuj

ą

c

ś

cie

ż

ek. Poniewa

ż

to dokładnie to, czego boj

ą

si

ę

najbardziej. Waszej ucieczki.

ś

e

pobiegniecie do ludzi i zdradzicie nas. Lub stracicie kontrol

ę

i narazicie nas.

Uciekli

ś

cie z Lyle House i uciekli

ś

cie z Edison Grup. To jest pierwsz

ą

rzecz, któr

ą

robicie, gdy czujecie najmniejsze problemy? Uciekniecie i …

Derek skoczył. Uderzył mnie w ramie i powalił na podłog

ę

, l

ą

duj

ą

c na mnie. Jego

ciało szarpn

ę

ło si

ę

, jakby został uderzony zakl

ę

ciem, j

ę

kn

ę

łam, walcz

ą

c by wsta

ć

,

ale mnie trzymał, szepcz

ą

c,- Nic mi nie jest. Nic mi nie jest - a

ż

w ko

ń

cu słowa do

mnie dotarły.

Podniosłam głow

ę

, by zobaczy

ć

Andrew'a unieruchomionego, przez Simona, który

skoczył na jego nogi . Uporał si

ę

z jego r

ę

koma i zwin

ą

ł je na plecy. Derek wstał, a

nast

ę

pnie mi pomógł. Spojrzał na Andrewa.


- Nic ci nie jest? Nie uderzył ci

ę

zakl

ę

ciem?- zapytałam, gdy odeszłam na bok,

kolana nadal mi si

ę

trz

ę

sły.


-Tak, zrobił to.

Andrew podnosił głow

ę

. -I, jak wida

ć

, to była

ś

mierciono

ś

na fala energetyczna.

Mówiłem,

ż

e nie chc

ę

cie zrani

ć

Derek. Nie zraniłbym te

ż

Chloe. Chciałem tylko

by

ś

cie mnie wysłuchali.


- Wysłuchali

ś

my – powiedział Derek - Simon? My

ś

l

ę

,

ż

e widziałem sznur w

warsztacie. Chloe? Zosta

ń

tu. Tori? Ochraniaj Simona, na wypadek gdyby kto

ś

inny

był jeszcze w domu.

ROZDZIAŁ 33

DEREK MIAŁ WI

Ę

CEJ PYTA

Ń

do Andrew'a. Pytał o t

ą

nocy w domku wiejskim. Andrew

przyznał,

ż

e był cz

ęś

ci

ą

planu, by zainscenizowa

ć

jego porwanie i poda

ć

si

ę

za Edison Grup.

Wszystko było ukartowane —nawet okazja przechwycenia radia by

ś

my mogli usłysze

ć

o

jego “ucieczce.” Przedstawili siebie jako naszych ratowników, by mogliby wzi

ąć

nas pod

ochron

ę

.

background image

Simon przyszedł d

ź

wigaj

ą

c długi sznur. - Jego telefon komórkowy. Mo

ż

emy zadzwoni

ć

do

Taty. Sprawd

ź

jego kieszenie.

- Jest na nocnym stoliku przy moim łó

ż

ku – powiedział Andrew - I jest bezu

ż

yteczny.

Centrala wł

ą

cza si

ę

i wył

ą

cza, tak jest przez cała noc. My

ś

l

ę

,

ż

e kto

ś

u

ż

ywa blokady na dom.

- Nie uwierz

ę

ci na słowo - powiedział Simom.

- Nie oczekuj

ę

tego od ciebie.

Wystarczaj

ą

co pewny,

ż

e nie dostaniemy si

ę

do centrali. Nawet podkradanie si

ę

na dach nie

pomogło.

Wi

ę

c Andrew mówił prawd

ę

. Ale co z reszt

ą

? Czy naprawd

ę

byli tam jego ludzie,

czekaj

ą

c i obserwuj

ą

c dom? Czy było to tylko kolejne kłamstwo by powstrzyma

ć

nas przed

ucieczk

ą

?

Zwi

ą

zali

ś

my Andrew, zakneblowali

ś

my mu usta i poło

ż

yli

ś

my go w piwnicy. Wtedy

zacz

ę

li

ś

my rozmawia

ć

.

Nie zaskoczyło nas,

ż

e Tori chciała jak najszybciej uciec. Simon zgadzał si

ę

z tym.

ś

adne z

nas nie chciało zosta

ć

tu ani chwili dłu

ż

ej ni

ż

to konieczne. Powinni

ś

my uciec i, je

ż

eli nas

złapi

ą

, jak powiedziała Tori – To co nam zrobi

ą

? Zabija nas?

Problem polegał na tym,

ż

e mogli dokładnie to, zrobi

ć

.

Nie s

ą

dzili

ś

my by Russell działał samotnie. Czy był w tym razem z Gwen? Lub kim

ś

innym?

Jak wielu ludzi z tej grupy potajemnie byłoby szcz

ęś

liwych widz

ą

c nas martwymi —dogodne

rozwi

ą

zanie dylematu naszego niewygodnego istnienia.

Nawet, je

ś

li nie chcieli

ż

eby

ś

my umarli, kiedy zostaliby

ś

my schwytani. Cała nasza czwórka

skradaj

ą

ca si

ę

przez las z plecakami, nie zadawaliby pyta

ń

„co robimy”. Stracili

ś

my nasz

ą

szanse ucieczki.

background image

A wi

ę

c jeden z nas powinien i

ść

. Ale kto? Najbardziej prawdopodobne jest to,

ż

e Derek

zostanie zabity, je

ż

eli go złapi

ą

. Tori tylko przerzucała oczami po sugestii,

ż

e jeste

ś

my w

ś

miertelnym niebezpiecze

ń

stwie, ale nie zaofiarowała si

ę

by wyj

ść

. Derek nie byłby

zadowolony z pomysłu

ż

e Simon lub ja mamy wyj

ść

.

Dyskutowali

ś

my. Wtedy rozdzielili

ś

my si

ę

, Derek i Simon poszli na dół, by spróbowa

ć

dostawa

ć

wi

ę

cej informacji od Andrewa, aTori zdecydowała przeszuka

ć

laptop Andrewa, by

zobaczy

ć

, czy było cokolwiek, co mogli

ś

my przeoczy

ć

, co

ś

, co mogło potwierdzi

ć

lub obali

ć

jego prawdomówno

ść

.

Gdy ona szukała, kl

ę

kn

ę

łam i spróbowałam wezwa

ć

Liz. Byłaby doskonałym rozwi

ą

zaniem

tego problemu— mogłaby przelecie

ć

si

ę

niezauwa

ż

ona i zobaczy

ć

, czy kto

ś

otaczał dom.

Wyra

ź

nie starałam si

ę

j

ą

sobie zobrazowa

ć

i wezwałam j

ą

jej imieniem,

ż

eby przypadkowo nie wezwa

ć

Royce lub dr Banks. Był kto

ś

jeszcze, z kim chciałabym si

ę

skontaktowa

ć

z— moj

ą

mam

ą

—lecz nie mogłam o tym my

ś

le

ć

. Nawet, je

ś

li dostałabym j

ą

,

w

ą

tpiłam,

ż

e mogłabym utrzyma

ć

j

ą

tu wystarczaj

ą

co długo, by nam pomogła.

Wi

ę

c wezwałam Liz. I wzywałam, i wzywałam i nie czułam

ż

adnego szarpni

ę

cia.

- Derek jest z wami? - Podskoczyłam. Gdy Simon wszedł, wstałam.

- My

ś

lałem,

ż

e jest z tob

ą

,- powiedziałam.

- Nie. Zmusił mnie,

ż

ebym zrobił test na poziom cukru w krwi i chwyciłem przek

ą

sk

ę

, ale

kiedy wróciłem, Andrew był sam.

- Pomog

ę

ci szuka

ć

.

Znalazłam Dereka na dachu, rozgl

ą

daj

ą

cego si

ę

, nasłuchuj

ą

cego i w

ę

sz

ą

cego

ś

ladów

kogo

ś

otaczaj

ą

cego dom.

-Och, to jest

ś

wietny pomysł,- powiedziałam. -Facet, do którego najprawdopodobniej b

ę

d

ą

strzela

ć

stoi na dachu, daj

ą

c im doskonały cel.

background image

- Nie zobacz

ą

mnie tu stoj

ą

cego.

Kiedy posłałam mu spojrzenie, westchn

ą

ł, jakbym robiła, du

żą

spraw

ę

z niczego -W

porz

ą

dku?

- My

ś

l

ę

,

ż

e to nie jest bezpieczne, dla ciebie.

- Jeszcze tylko kilka minut - Zdj

ą

ł kurtk

ę

i poło

ż

ył j

ą

koło siebie. - Usi

ą

d

ź

tu, mi

ę

dzy mn

ą

a

kominem. Tu jest bezpieczne.

- To nie o siebie si

ę

martwi

ę

.

- Nic mi nie b

ę

dzie.

- Sk

ą

d wiesz? Mog

ą

mie

ć

noktowizory, snajperskie karabiny …

K

ą

cik jego ust podniósł si

ę

do góry, zesztywniałam - Ogl

ą

dasz zbyt wiele filmów.- Nie

powiedział tego, jednak wiedziałem,

ż

e pomy

ś

lał o tym.

- Nie wracasz do

ś

rodka, prawda?

- Wróc

ę

. Tylko usi

ą

d

ź

. Chc

ę

z tob

ą

porozmawia

ć

.

- A ja chce by

ś

wszedł do

ś

rodka.. Mo

ż

emy tam porozmawia

ć

.

- Nikogo tam nie wyw

ę

szyłem. My

ś

l

ę

,

ż

e Andrew kłamie.

- Prosz

ę

, Derek? Wejd

ź

do

ś

rodka?

background image

- Z minutk

ę

- Odwróciłam si

ę

i odeszłam.

- Chloe …

Miałam nadziej

ę

,

ż

e pójdzie za mn

ą

. Chocia

ż

wiedziałam

ż

e tego nie zrobi. Nie zrobił.

- Znalazłam go - powiedziałam, spotykaj

ą

c Simon w korytarzu przy schodach. - Na dachu.

- Na dachu? Zakładam,

ż

e powiedziała

ś

mu,

ż

e jest idiot

ą

.

- Poprosiłem go,

ż

eby zszedł. Nie zrobił tego.

-Poniewa

ż

my

ś

li,

ż

e tak wła

ś

nie trzeba robi

ć

.

ś

e to jest dobre dla wszystkich innych, którzy

tu s

ą

. Pewnego dnia si

ę

doigra - Simon przebiegł r

ę

k

ą

po włosach.– Mog

ę

z nim

porozmawia

ć

. Mog

ę

na niego nakrzycze

ć

. Tylko,

ż

e to do niego nie dotrze. Nie jest

samobójc

ą

. Tylko po prostu nie obchodzi go czy b

ę

dzie martwy czy

ż

ywy. On tylko...

- Nie jest najwa

ż

niejszy.

- Nie, je

ż

eli przeszkadzałaby mu w ochranianiu nas. Mo

ż

e wmawia

ć

,

ż

e to wilcze

zachowanie, ale te dwa wilkołaki, które spotkała

ś

nie rzucały siebie na linie ognia, by

uratowa

ć

siebie nawzajem, prawda?

- Nie.

Westchn

ą

ł. – Mo

ż

e znam sposób wydostania go stamt

ą

d. Tylko si

ę

nie denerwuj

- Nie b

ę

d

ę

.

background image

Gdy Simon odszedł, wiedziałam, co musiało by

ć

zrobione. Było tylko kilka godzin do

ś

witu i

siedzieli

ś

my tu jak przera

ż

one o

ś

lepiaj

ą

cym

ś

wiatłem sarny, czekaj

ą

c, a

ż

samochód w nas

uderzy. Musieli

ś

my wiedzie

ć

, czy był naprawd

ę

kto

ś

pilnuj

ą

cy domu i był tylko jeden sposób

by zrobi

ć

to wła

ś

ciwie.

ROZDZIAŁ 34

WYSZŁAM tylnymi drzwiami i szłam wzdłu

ż

domu, gdzie Derek nie widział mnie z dachu.

Wiatr dmuchn

ą

ł mi w plecy, co znaczyło,

ż

e mój zapach nie dotrze do niego. Dobrze.

W

ś

lizgn

ę

łam si

ę

do lasu.

Najlepszym sposobem by dowiedzie

ć

si

ę

, czy kto

ś

pilnuje domu jest wysłanie przyn

ę

ty. Z

nas czworo, byłam najlepszym kandydatem. Nie miałam siły Derek'a lub czarów Tori i
Simona. Byłam najmniejsza i najmniej zdolna by obroni

ć

si

ę

i jak mogłabym si

ę

przez to

znienawidzi

ć

, wła

ś

nie teraz było plusem, stanowiłam najmniejsze zagro

ż

enie.

Był tylko jeden problem. Posiadło

ść

była ogromna. To znaczyło,

ż

e było tu wiele miejsc,

gdzie mo

ż

na by si

ę

ukry

ć

. Tak jak oni to robili? Kiedy Derek spytał o to, Andrew powiedział,

ż

e u

ż

ywaj

ą

zakl

ęć

. Simon nie był przekonany, czy to było mo

ż

liwe, ale przyznał,

ż

e nie był

pewien.

A co z zeszła noc

ą

? To miało sens, nie chronili posiadło

ś

ci kiedy byłam z

Derekiem— mieli Liama i Ramona, aby to robili. Ale a co z wcze

ś

niejszym, kiedy Simon i ja

poszli

ś

my na lody? Andrew powiedział,

ż

e nie

ś

ledzili nas i nie byli zaniepokojeni, wiedz

ą

c,

ż

e Simon jest bez Dereka. Ale …

Czy naprawd

ę

uwa

ż

am,

ż

e jeste

ś

my pod ochron

ą

? Nie. Andrew ustawiał wymy

ś

lonego

ochroniarza, by zatrzyma

ć

nas w domu, dopóki jego przyjaciele nie poka

żą

si

ę

rano i nie

uratuj

ą

go. Wiec wszystko, co musiałam zrobi

ć

to udowadnia

ć

ze mog

ę

dotrze

ć

, do stacji

benzynowej.

Aby osi

ą

gn

ąć

to, musiałam przej

ść

przez las. Poniewa

ż

szłam,

ś

wiatła od domu zanikały i

robiło si

ę

ciemno— co

ś

jak: “nie widz

ę

własnej r

ę

ki przed twarz

ą

” ciemno. Zabrałam ze sob

ą

background image

latark

ę

, ale, gdy tylko byłam w lesie, zrozumiałam,

ż

e to nie był mój najbystrzejszy pomysł.

Mogłabym równie dobrze zapali

ć

neon nad moj

ą

głow

ą

.

Bez latarki, mogłam tylko prawdopodobnie zaalarmowa

ć

kogo

ś

tylko przez potkniecie si

ę

i

rozbijanie si

ę

w ciemno

ś

ciach. Wi

ę

c tak zrobiłam- przepuszczaj

ą

c tylko delikatne

ś

wiatło

przez palce.

Las był ciemny, ale daleko mu było do ciszy. Gał

ą

zki i li

ś

cie trzeszczały. Mysz pisn

ę

ła, jej

pisk ucichł na krótk

ą

chwile przed obrzydliwym chrupaniem. Wiatr szeptał i przelatywał nad

głow

ą

. Nawet moje stopy robiły hałas z ka

ż

dym krokiem. Spróbowałam koncentrowa

ć

si

ę

na

tym, ale im bardziej to robiłam, tym bardziej brzmiało jak uderzenia serca, bum bum, bum,

bum, bum. Przełkn

ę

łam i chwyciłam latark

ę

, plastik

ś

lizgał si

ę

pod moimi spoconymi palcami.

Po prostu id

ź

. Trzymaj si

ę

ś

cie

ż

ki. Jedna stopa za drug

ą

.

Sowa zawyła. Podskoczyłam. Parskni

ę

cie, jakby zduszony

ś

miech, obróciłem si

ę

, palce

ze

ś

lizgiwały si

ę

z raczki, machn

ę

łam łukiem

ś

wiatła,i nie zobaczyła niczego.

My

ś

lisz

ż

e, kto tam jest? Kto

ś

z grupy Andrew'a? Wy

ś

miewa si

ę

z ciebie?

Wypu

ś

ciłam latark

ę

z mia

ż

d

żą

cego u

ś

cisku i przeło

ż

yłam ja do drugiej reki, wycieraj

ą

c

wilgotn

ą

dło

ń

o d

ż

insy, nast

ę

pnie znów przykryłam palcami

ś

wiatło. Wzi

ą

łem gł

ę

boki oddech,

wdychaj

ą

c powietrze, które pachniało deszczem. Deszcz, wilgotna ziemia i mdl

ą

cy zapach

rozkładu. Martwych rzeczy. Gnij

ą

cych rzeczy.

Kolejny gł

ę

boki oddech, i zacz

ę

łam znów i

ść

, z trudem, ze skulonymi ramionami, wciskaj

ą

c

si

ę

w kurtk

ę

, najgł

ę

biej jak tylko mogłam, mro

ź

ny wiatr zamra

ż

ał mój nos i uszy.

Spojrzałam w gór

ę

, miałam nadzieje zobaczy

ć

ś

wiatło ksi

ęż

yca, które o

ś

wietli mi drog

ę

, ale

zobaczyłam tylko płat szarego nieba przez grube drzewa, i sploty gał

ę

zi daleko ponad moj

ą

głow

ą

.

Spojrzałam w dół, ale widok nie był ani troch

ę

lepszy. Nieko

ń

cz

ą

ce si

ę

drzewa rozci

ą

gały si

ę

na wszystkie strony, tuzin grubych cieni, z który ka

ż

dy mógłby by

ć

duchem, stoj

ą

c tam,

obserwuj

ą

c mnie, czekaj

ą

c …

background image

Tu ziemia była bardziej mi

ę

kka i ka

ż

dy krok robił si

ę

coraz straszniejszy, wydaj

ą

c ss

ą

cy

d

ź

wi

ę

k. Podszycie zaszele

ś

ciło po mojej lewej i schwyciłam powiew rozkładaj

ą

cego si

ę

ciała.

Obraz błysn

ą

ł mi przed oczami— pies zombi, królik zombi i cokolwiek jeszcze podniosłam

zeszłej nocy. Czy naprawd

ę

wypu

ś

ciłam je wszystkie? Lub, je

ś

li nadal tu byli, to czy czekaj

ą

na mnie?

Szłam szybciej.

Bez słowny szept zabrzmiał za mn

ą

. Odwróciłam si

ę

, zaciskaj

ą

c palce na latarce. Głos nie

przestawał szepta

ć

, d

ź

wi

ę

k kr

ąż

ył dookoła mnie. Pod

ąż

yłam za min z trz

ę

s

ą

cym si

ę

snopem

ś

wiatła, ale nie widziałem niczego.

Co

ś

uderzyło w moj

ą

zabanda

ż

owan

ą

r

ę

k

ę

. Pisn

ę

łam i skoczyłam. Latarka wyleciała z mojej

r

ę

ki, uderzyła o ziemi

ę

i zgasła.

Ukl

ę

kłam i grzebałam dookoła a

ż

j

ą

znalazłam. Próbowałam zapali

ć

. Nic.

Uderzyłam latarka o moje kolano, pozostała wył

ą

czona. Mrugałam mocno i stopniowo

mogłam rozró

ż

ni

ć

kształty krzaków i chropowatych pni drzew.

- Boisz si

ę

ciemno

ś

ci?- szepn

ą

ł głos.

Znów uderzyłam w latark

ę

. Mocniej. Nadal nic.

- Co za ładna czerwona kurtk

ę

, masz ubrania. Mały Czerwony Kapturek, zupełnie sam w

nocy w lesie. Gdzie jest twój du

ż

y, zły wilk?- Chłód skradał si

ę

przeze mnie.

- Royce.

- M

ą

dra dziewczynka. Szkoda

ż

e nie jeste

ś

wystarczaj

ą

co m

ą

dra, by domy

ś

li

ć

si

ę

, co staje

si

ę

małym dziewczynkom zupełnie samym w lesie, w nocy.

background image

Pami

ę

tałam ko

ń

cowy obraz dziewczyny, któr

ą

zobaczyłem w lesie, krwisty , połamany,

pełzn

ą

cy przez poszycie, próbuj

ą

c rozpaczliwie uciec od napastnika, tylko po to, by podci

ą

ł

jej gardło, wykrwawiła si

ę

w lesie, i została tam pochowana.

Royce

ś

miał si

ę

, gł

ę

boki

ś

miech, bogaty w przyjemno

ść

. Lubił mój l

ę

k. Karmił si

ę

nim.

Wci

ą

gn

ę

łam powietrze, schowałam latark

ę

do mojej kieszeni i zacz

ę

ty znów i

ść

.

- Wiesz, czyj

ą

kurtk

ę

masz na sobie? To jest Austina. Jego kurtka narciarska. Kolor krwi.

Stosowny, nieprawda

ż

? Umarł w czerwonej plamie. Krew, mózg i małe kawałki ko

ś

ci.

Szłam szybciej.

- Kiedy widziałem ci

ę

jak idziesz, przez sekund

ę

, my

ś

lałem,

ż

e to Austin. Ale nie wygl

ą

dasz

jak on. Wcale nie. Jeste

ś

ładn

ą

mał

ą

dziewczyn

ą

, wiesz o tym?

Spróbowałam zablokowa

ć

jego głos, skoncentrowa

ć

si

ę

na uderzeniach moich kroków

zamiast niego, ale teraz było bardziej mi

ę

kko, zbyt mi

ę

kko i nie było słycha

ć

niczego innego,

tylko ta ciemno

ś

ci, cichy las i Roycea. Zmaterializował si

ę

teraz, id

ą

c obok mnie. Moja skóra

mrowiła i oparłam si

ę

pragnieniu, by potrze

ć

r

ę

ce.

- Lubi

ę

ładne dziewczyny.- powiedział – A one lubi

ą

mnie. Tylko trzeba wiedzie

ć

, jak je

traktowa

ć

- Jego szeroki u

ś

miech błysn

ą

ł w ciemno

ś

ci. -Chciałby

ś

spotka

ć

jedn

ą

z moich

dziewczyn? Jest nie daleko st

ą

d. Twardo

ś

pi

ą

ca pod przykryciem li

ś

ci i brudu. Mo

ż

esz j

ą

obudzi

ć

, mie

ć

mił

ą

pogaw

ę

dk

ę

dziewczyny z dziewczyn

ą

, spyta

ć

jej, co zrobiłem- Pochylił

si

ę

, i szepn

ą

ł do ucha. – Czy mo

ż

e chcesz, bym ci powiedział?

Potkn

ę

łam si

ę

, a on za

ś

miał. Rozejrzałam si

ę

dookoła, sprawdzaj

ą

c swoje poło

ż

enie, ale

wszystko, co widziałem było nieko

ń

cz

ą

cym si

ę

czarnym lasem. Co

ś

pop

ę

dziło przez moj

ą

ś

cie

ż

k

ę

. Royce znów si

ę

za

ś

miał si

ę

.

- Nerwowa, nieprawda

ż

? To nie dobrze dla nekromanty. Twoje nerwy b

ę

d

ą

poszarpane na

długo przed szale

ń

stwem .

Nie przestawałam i

ść

.

background image

- Ostrzegli ci

ę

o szale

ń

stwie?

- Tak, twój wuj powiedział mi, jak wszyscy oszalejemy, tak jak ty.- Mój głos sprawił,

ż

e moje

serce uspokoiło si

ę

.

- Ja? Nie jestem szalony. Po prostu lubi

ę

krzywdzi

ć

. Zawsze lubiłem. Tylko Wuj Todd tego

nie widział. Wmawiał sobie,

ż

e szczeniak Austina miał wypadek, koty s

ą

siadów zostały

zabite przez kojoty … Wiesz, jacy s

ą

doro

ś

li.

Szłam szybciej. Nadal trzymał si

ę

obok mnie.

- Kiedy powiedziałem szale

ń

stwo, miałem na my

ś

li przekle

ń

stwo nekromancji. Powiedzieli ci

o tym, prawda? Lub by

ć

mo

ż

e tez si

ę

obawiaj

ą

. Jeste

ś

tak

ą

mał

ą

delikatn

ą

rzecz

ą

.

Nic nie powiedziałam.

- Widzisz, po

ż

yciu ogl

ą

dania duchów, nekromanci....

- Nie interesuje mnie to.

- Nie przerywaj mi - Jego głos ozi

ę

bił si

ę

.

- Wiem wszystko o szale

ń

stwie - skłamałam, - Wi

ę

c nie musisz si

ę

powtarza

ć

.

- W porz

ą

dku, wiec b

ę

dziemy rozmawia

ć

o dziewczynie. Czy chcesz usłysze

ć

, co si

ę

z ni

ą

stało?

Skr

ę

ciłam w lewo.

- Odchodzisz ode mnie?

background image

Zimne brzmienie znów w

ś

lizgn

ę

ło si

ę

do jego głosu. Zrobiłam trzy kroki, wtedy co

ś

uderzyło

w moja głow

ę

. Zatoczyłam si

ę

. Kamie

ń

rozmiaru jajka upadł na ziemi i potoczył si

ę

do

ś

cie

ż

ki.

- Nie ignoruj mnie - powiedział Royce. - Nie przerywaj mi. Nie odchod

ź

.

Zatrzymałam si

ę

i obróciłam. U

ś

miech wpłyn

ą

ł na jego usta.

- Tak lepiej. O czym chcesz

ż

ebym ci opowiedział? To, co zrobiłem tej dziewczynie? Czy o

przekle

ń

stwie nekromantów? Twój wybór.

Posłałam mu umysłowe pchni

ę

cie. Zamigotał, ale znów powrócił, usta zaciskaj

ą

c z furi

ą

.

- Próbujesz mnie wkurza

ć

? Poniewa

ż

to jest naprawd

ę

zły pomysł.

Znikn

ą

ł. Obróciłam si

ę

, próbuj

ą

c go znale

źć

. Skała uderzyła mnie w tył głowy, tak mocno ze

na sekund

ę

straciłam przytomno

ść

, upadaj

ą

c na kolana, krew kapała w dół mojej szyi.

Skoczyłam w góre i pobiegłam. Nast

ę

pny kamie

ń

uderzył w moje rami

ę

. Nie przestawałam

i

ść

, próbuj

ą

c wyobrazi

ć

sobie jego lec

ą

cego do nast

ę

pnego wymiaru, ale nie mogłam si

ę

skupi

ć

, a nie o

ś

mieliłam si

ę

zamyka

ć

oczu nawet na sekundk

ę

, podszycia chwytały moje

stopy, gał

ę

zie chłostały moj

ą

twarz,

ś

cie

ż

k

ę

dawno znikn

ę

ła.

Kamie

ń

uderzył w tył mojego kolana i potkn

ą

łem si

ę

. Zdołałam utrzyma

ć

równowag

ę

,

zataczaj

ą

c si

ę

do przodu, znów zmuszaj

ą

c do biegu. Gał

ąź

uderzyła w moje oko. Wtedy

moja stopa zahaczyła w korzenie i upadłam, twarz

ą

do ziemi.

Podniosłam si

ę

na r

ę

ce i kolana. Co

ś

hukn

ę

ło mnie mi

ę

dzy łopatki i znów upadłam twarz

ą

w

brud. Na pół schowany kij rozci

ą

ł mój policzek do

ść

mocno, by poleciała krew.

Tym razem nie próbowałam si

ę

podnie

ść

. Le

ż

ałam na brzuchu, głowa w dół, z zamkni

ę

tymi

oczami, próbuj

ą

c odesła

ć

Royce do innego wymiaru.

background image

- Kazałem ci si

ę

zatrzyma

ć

…- Jego głos zamierał przy ka

ż

dym odesłaniu —

ś

wiatło,

spowodowało uderzenie. Kij upadł obok mnie, jak gdyby nie miał siły, by go trzyma

ć

.

Pchałam mocniej. Kij podniósł si

ę

. Policzyłam do trzech, wtedy przetoczyłam si

ę

drog

ą

.

Zmaterializował si

ę

, przybieraj

ą

c mask

ę

w

ś

ciekło

ś

ci. Skoczyłam na nogi. Znów si

ę

zamachn

ą

ł, tym razem dziko ale łatwo uchyliłam si

ę

. Leciał prosto na mnie, machaj

ą

c

kijem. Umysłowo uderzyłam go wszystkim, co miałam. Poleciał do tyłu, twardo l

ą

duj

ą

c na

plecach, puszczaj

ą

c przy tym kij.

Próbował złapa

ć

kij ale odtoczył si

ę

. Znów spróbował go chwyci

ć

. Ale podniósł si

ę

nad

ziemi

ą

, i poleciał w powietrzu. Gro

ź

nie popatrzył na mnie, jakbym to ja zrobiła. Nie zrobiłam.

Kij poleciał ponad jego głow

ą

. Podskoczył do niego. Przeleciał bokiem, poza jego zasi

ę

g.

Znów skoczył . Kij upadł na ziemi

ę

.

Royce wpatrywał si

ę

we mnie i kiedy to robił, pojawiła si

ę

posta

ć

obok niego —nastoletnia

dziewczyna z długimi blond włosami, ubrana w pi

ż

am

ę

z Myszk

ą

Minni i w pomara

ń

czowe

skarpety w

ż

yrafy.

- Liz!

- Co?- Royce pod

ąż

ył za moim spojrzeniem, ale znikn

ę

ła.

Cofn

ę

łam si

ę

. Royce pochyli si

ę

do kija. Potoczył si

ę

daleko od jego palców. Kiedy chwycił

go— p

ę

kł na dwa.

Kiedy spojrzał w moja stron

ę

, Liz ukazała si

ę

, dziko gestykuluj

ą

c do mnie, by go wygna

ć

.

Zamkn

ę

łam oczy. To była walka, aby trzyma

ć

je zamkni

ę

te i nie uciec przed uderzeniem, ale

ufałam,

ż

e Liz miała wszystko pod kontrol

ą

. Pchn

ą

łem go tak mocno jak to było mo

ż

liwe,

wyobra

ż

aj

ą

c sobie wszelkiego rodzajów pomocne scenariusze —Royce spadaj

ą

cy z

klifu, Royce spadaj

ą

cy z wie

ż

owca, Royce wypadaj

ą

cy w tr

ą

b

ę

powietrzna. Nie było ci

ęż

ko

co

ś

wymy

ś

li

ć

background image

Royce w

ś

ciekł si

ę

. Przeklinał. Groził. Ale, je

ż

eli rzuciłby czymkolwiek, to nigdy by mnie to nie

si

ę

gn

ę

ło. Jego słowa napływały i zanikały, rosn

ą

c i słabn

ą

c za ka

ż

dym razem, a

ż

w ko

ń

cu

była cisza i Liz powiedziała, - Odszedł.

ROZDZIAŁ 35

LIZ STAŁA TAM, U

Ś

MIECHAJ

Ą

C SI

Ę

. - Zrobiły

ś

my to.

Za

ś

miałam si

ę

, na szcz

ęś

cie na dwie-sekundy-przed-płaczem , moje kolana mi

ę

kły z ulga.

Podeszła.- Wiec, domy

ś

lam si

ę

,

ż

e przegrany jest telekinetycznym, pół demonem tak jak ja.

Z eksperymentów?

Kiwn

ę

łam głow

ą

.

- To nie znaczy,

ż

e jestem z nim spokrewniona, prawda?

- My

ś

l

ę

,

ż

e nie.

- Có

ż

, mam ju

ż

wystarczaj

ą

co du

ż

o szale

ń

ców w swoim drzewie genologicznym. A mówi

ą

c

o szale

ń

cach, masz co

ś

w rodzaju radaru na nich, prawda?

- Najwidoczniej.

- Zadziałało to na mnie, chocia

ż

mój poziom szale

ń

stwa nie jest jeszcze wystarczaj

ą

co

wysoki, poniewa

ż

zaj

ę

ło mi chwile zanim ci

ę

znalazłam. Usłyszałem wołanie, ale

odpowiedzenie na nie było inn

ą

spraw

ą

.

background image

- Dzi

ę

kuje.

Mój głos trz

ą

sł si

ę

. Liz podeszła, i obiela mnie rekami. Nie mogłam czu

ć

jej przytulenia, ale

mogłam je sobie wyobrazi

ć

.

- Twój ochroniarz poltergeist wraca do dru

ż

yny. Tak mi

ę

dzy nami, mo

ż

emy poradzi

ć

sobie za

wszystkimi du

ż

ymi, przera

ż

aj

ą

cymi duchami. Ja je obezwładniam a ty je odsyłasz -

u

ś

miechn

ę

ła si

ę

. - Hej, to całkiem nie

ź

le.

U

ś

miechn

ę

łam si

ę

- Tak jest.

- A mówi

ą

c o du

ż

ym i przera

ż

aj

ą

cym, domy

ś

lam si

ę

,

ż

e jeste

ś

tu z Derekiem, pomagasz mu

zmienia

ć

si

ę

w wilka. Lepiej go złap, poniewa

ż

w lesie jest wi

ę

cej przera

ż

aj

ą

cych

ś

wirów. S

ą

to

ś

wiry z zakl

ę

ciami i pistoletami.- przygl

ą

dała mi si

ę

- I, dlaczego mam wra

ż

enie,

ż

e to nie

jest niespodziank

ą

?

Wyja

ś

niłam, tak szybko i cicho jako mogłam.

- Andrew mówi prawd

ę

,- powiedziała. – Jest czterech ludzi tu, ubranych na czarno, maj

ą

radia i karabiny. To nie du

ż

o, jednak maj

ą

wysokie techniczne urz

ą

dzenia po swojej

stronie— normalne i te ponadnormalne. Rozstawili kable i lasery na podczerwie

ń

i słyszałam,

jak rozmawiali o czym

ś

co nazywali zakl

ę

ciem obwodu.

- Musimy wróci

ć

, i wtedy ja…

- Ciiii. Kto

ś

idzie.

Kucn

ę

łam.

Liz szepn

ę

ła mi do ucha. - Nie wydaje mi si

ę

, aby to był nasz kumpel poltergeist ale poczekaj

tu. Pójd

ę

sprawdzi

ć

.

background image

Pobiegła. Pochyliłam si

ę

tak blisko ziemi jak mogłam. Kiedy ogromna posta

ć

stan

ę

ła przede

mn

ą

, st

ę

kn

ę

łam. To podeszło do przodu.

- To ja- szepn

ą

ł znajomy głos.

- Der…

Uderzenie. Upadł, Liz stała na nim, trzymaj

ą

c gał

ąź

.

-Liz, to jest…

Znów go uderzyła, wymachuj

ą

c kijem po pełnym okr

ę

gu , uderzyła go pod ramionami co

spowodowało,

ż

e wypu

ś

cił całe powietrze i upadł st

ę

kaj

ą

c. Rozpoznała głos— lub

przekle

ń

stwo— pochyliła si

ę

, by spojrze

ć

na niego.

- Ojjjjjj.

- Mówiłem mu

ż

e w ko

ń

cu mu si

ę

dostanie, zawsze zakrada si

ę

do ludzi, - Simon szedł z

tego samego kierunku z którego przeszedł Derek. Rozejrzał si

ę

dookoła. - Cze

ść

, Liz …

Wskazałam kierunek i obrócił si

ę

w jej stron

ę

.

- Cze

ść

, Simon.

Powtórzyłam jej pozdrowienie, gdy Derek wstał, mamrocz

ą

c.

- Kto

ś

mówił,

ż

e jest tu Liz?- Tori wyszła z lasu.

Kiedy wskazałam na Liz, Tori u

ś

miechn

ę

ła si

ę

najja

ś

niejszym u

ś

miechem, jaki widziałam u

niej od … dobrze, nie wiem od kiedy. Liz była przyjaciółk

ą

Tori w Lyle House ,przywitały si

ę

,

korzystaj

ą

c ze mnie jako po

ś

rednika.

background image

- Co wy tu robicie? - Spytałam.

- Jeste

ś

my twoj

ą

oficjaln

ą

grup

ą

poszukiwawcz

ą

,- powiedziała Tori – Z tropicielem na

przedzie.

Machn

ę

ła na Dereka, który czy

ś

cił swoje d

ż

insy.

- Zostawiłam ci notatk

ę

,- powiedziałam do Dereka - Napisałam ci, dokładnie co robi

ę

i gdzie

id

ę

.

- Dostał j

ą

- powiedział Simon – To nie miało znaczenia.

Derek gro

ź

nie popatrzył. - My

ś

lisz,

ż

e zostawianie notatki sprawi,

ż

e to b

ę

dzie w porz

ą

dku,

by zrobi

ć

co

ś

- Nie mów 'głupie' - ostrzegłam.

- Dlaczego nie? To było głupie.

Simon wzdrygn

ą

ł si

ę

i szepn

ą

ł, -Uspokój si

ę

, bro.

- W porz

ą

dku,- powiedziałam. -Jestem przyzwyczajona do tego.

Spojrzałam w gore na Dereka. Zawahał si

ę

przez sekund

ę

, wtedy skrzy

ż

ował r

ę

ce, i

zacisn

ą

ł szcz

ę

k

ę

.

-To było głupie- powiedział. -Ryzykowne i niebezpieczne. Ci faceci mogliby tu by

ć

z

pistoletami…

background image

- Oni tu s

ą

.- Zwróciłam si

ę

do Simona i Tori. - Liz widziała ich. Andrew mówił prawd

ę

.

Musimy wróci

ć

do

ś

rodka zanim nas usłysz

ą

, jak si

ę

kłócimy.

To było cichy spacer z powrotem. Przy tylnych drzwiach, Liz zatrzymała si

ę

. Wyci

ą

gn

ę

ła

r

ę

k

ę

, i to było jakby przeciskała si

ę

przez szkło.

- My

ś

l

ę

,

ż

e jest tu jakie

ś

zakl

ę

cie, by nie wpuszcza

ć

duchów, jak w Lyle House,-

powiedziałam. – Mogłaby

ś

spróbowa

ć

w piwnicy lub na strychu, tak jak inne. Inne duchy

mogły tak zrobi

ć

. Pójd

ę

- Tu mi dobrze, Chloe. Ty Id

ź

robi

ć

swoje rzeczy.

Zawahałam si

ę

.

U

ś

miechn

ę

ła si

ę

. -Powa

ż

nie. Nigdzie nie id

ę

.. Kiedy b

ę

dziesz mnie potrzebowa

ć

, b

ę

d

ę

tu, w

porz

ą

dku?

Zaledwie przeszłam przez drzwi

ż

ałowałam,

ż

e nie zostałam z Liz.

- Była

ś

wkurzona na mnie za zostanie na dachu,- powiedział Derek patrz

ą

c si

ę

zawzi

ę

cie.

- Wiec wyszłam by ci si

ę

odgry

źć

?

- Oczywi

ś

cie,

ż

e nie. Ale była

ś

wkurzona na mnie za ryzykowanie. Wi

ę

c zrobiła

ś

to samo,

udowodniaj

ą

c swoj

ą

racj

ę

.

-

ś

adna walka z tob

ą

nie jest warta zaryzykowania swojego

ż

ycia, Derek. I nie byłam

wkurzona na ciebie. Zdenerwowana, tak. Zmartwiona, zdecydowanie. Ale, je

ż

eli powiem

swoj

ą

opinie to licz

ę

si

ę

równie

ż

z twoja, dobre,

ż

e nieraz szybko mnie prostujesz.

Zbladł . –Ja…

background image

- Wyszłam poniewa

ż

miałam powód, który napisałam ci w mojej notatce. Poniewa

ż

musieli

ś

my wiedzie

ć

i byłam najlepszy obiektem, by dosta

ć

odpowied

ź

.

- Jak? Czy umiesz widzie

ć

w nocy? Nadludzka sil

ę

? Nadludzkie zmysły?

- Nie, ale facet który je ma wyszedł na dach, wi

ę

c nast

ę

pnym najlepszym sposobem było

wysłanie osoby bez tego wszystkiego. Te, któr

ą

oni uwa

ż

aj

ą

za najmniej gro

ź

n

ą

.

- Ma racj

ę

,- szepn

ą

ł Simon, wchodz

ą

c za nas. -Nie podoba ci si

ę

to, co zrobiła, ale wiesz,

ż

e

musiało to by

ć

zrobione.

- Powinni

ś

my zdecydowa

ć

o tym wszyscy razem.

- Posłuchałby

ś

?- Spytałam.

Nie odpowiedział.

Kontynuowałam - Nie mogłam powiedzie

ć

Tori, poniewa

ż

winiłby

ś

j

ą

ż

e pozwoliła mi i

ść

. Nie

mogłam powiedzie

ć

Simonowi, poniewa

ż

on wiedziałby,

ż

e winiłby

ś

go, wi

ę

c zatrzymałby

mnie. Nie lubi

ę

skrada

ć

si

ę

dookoła, ale nie zostawiłe

ś

mi wyboru. Dla ciebie jest to czarno-

białe. Je

ż

eli Simon lub ja ryzykujemy, jeste

ś

my głupi i lekkomy

ś

lni. Je

ż

eli ty to robisz,

jeste

ś

my głupi

ż

e si

ę

martwimy.

- Nigdy nie powiedziałem

ż

e...

- Słuchałe

ś

mnie na dachu?

- Powiedziałem,

ż

e zejd

ę

.

- Kiedy? Odeszłam dwadzie

ś

cia minut pó

ź

niej a Simon był nadal tam na górze, próbuj

ą

c

nakłoni

ć

ci

ę

ż

eby

ś

zszedł- Potrz

ą

sn

ę

łam głowa. - Wystarczy. Nie mamy czasu, by si

ę

kłóci

ć

.

Musimy wymy

ś

li

ć

plan.

background image

ROZDZIAŁ 36

ROZWA

ś

YLI

Ś

MY jak bezpiecznie wprowadzi

ć

Liz, ale mie

ż

yli

ś

my si

ę

z zakl

ę

ciami i wysoko

technicznymi alarmami —rzeczy, których duch nie wywołałby. Musieli

ś

my zało

ż

y

ć

ż

e obwód

został mocno zamkni

ę

ty.

Musieli

ś

my równie

ż

zało

ż

y

ć

,

ż

e nie b

ę

dzie zamkni

ę

ty podczas dnia, kiedy mieli Andrew'a,

Margaret i dwóch nowych ludzi, do pilnowania nas. Wła

ś

nie wtedy powinni

ś

my uciec.

Do tego czasu, musieli

ś

my uda

ć

, ze zgadzamy si

ę

z planem Andrewa do wykorzystania nas;

teraz my wykorzystywali

ś

my jego. Oznaczało to jednak,

ż

e musieli

ś

my go uwolni

ć

.

Wyt

ęż

ali

ś

my nasze mózgi, by wymy

ś

li

ć

jakie

ś

inne rozwi

ą

zanie, ale nie było

ż

adnego. Aby

uciec, musieli

ś

my przekona

ć

ich

ż

e wszystko jest w porz

ą

dku. Aby to zrobi

ć

, Andrew musiał

uwierzy

ć

,

ż

e jeste

ś

my po jego stronie.

Nie wtajemniczyli

ś

my go oczywi

ś

cie w nasz plan. Zostawili

ś

my go w piwnicy do rana, wtedy

ogłosili

ś

my,

ż

e zdecydowali

ś

my si

ę

mu pomoc ,

ż

eby u

ż

y

ć

jego planu do zniszczenia Edison

Grup.

B

ę

dzie ju

ż

ranek, kiedy Margaret i jacy

ś

inni przyb

ę

d

ą

, i znajda nas ch

ę

tnych, do

współpracy. Wi

ę

c mieli

ś

my nadziej

ę

,

ż

e zwolni

ą

stra

ż

ników i wtedy wy

ś

lemy Liz, by upewniła

si

ę

,

ż

e trasa ucieczki jest czysta.

Je

ż

eli zawiodłoby to, mieli

ś

my inn

ą

opcj

ę

. Zadzwoniliby

ś

my do Pana Baena.

Była prawie szósta, kiedy sko

ń

czyli

ś

my układa

ć

nasz plan, co znaczyło,

ż

e nadal mieli

ś

my

co najmniej kilka godzin przed przybyciem Margaret. Tori nie przestawała pracowa

ć

nad

komputerem Andrew'a. Do tego czasu, nie oczekiwali

ś

my dowiedzie

ć

si

ę

nic wi

ę

cej z

niego, ale to dało jej cel. Faceci obserwowali Andrewa. To dało im cel. A ja? Byłam
zagubiona. Przestraszona, zagubiona i sfrustrowana. I ura

ż

ona. Tak bardzo jak próbowałam

nie my

ś

le

ć

o Dereku nic na to nie mogłam poradzi

ć

.

background image

Znalazłam kartk

ę

papieru i ołówek i poszłam do salonu, by obróci

ć

wieczorny spacer przez

lasy w scenariusz filmu. Nie napisałem pojedynczej linii od pierwszego dnia pobytu w Lyle
House. Ale wła

ś

nie teraz rozpaczliwie potrzebowałam odwrócenia uwagi.

Szkicowałam scen

ę

, kiedy drzwi otworzyły si

ę

. Spojrzałam w gore, by zobaczy

ć

stoj

ą

cego

tam Dereka.

Starałam si

ę

utrzyma

ć

moje spojrzenie jak najbardziej neutralne. - Hmm?

- Mam co

ś

dla ciebie.- Trzymał stara o

ś

mio milimetrow

ą

kamer

ę

wideo. - Znalazłem to na

dole. Nie działa, ale my

ś

l

ę

,

ż

e mog

ę

j

ą

naprawi

ć

.

Kamera wideo? Do czego miałabym jej u

ż

y

ć

? Nagrywa

ć

nasz

ą

wielk

ą

ucieczk

ę

? Nie

powiedziałam tego, poniewa

ż

wiedziałam,

ż

e nie o to chodziło. To był prezent, sposób

powiedzenia “wiem spieprzyłem spraw

ę

i przepraszam.”

Jego oczy błagały mnie, bym j

ą

wzi

ę

ła. Po prostu to we

ź

. Wybacz mu. Zapomnij, o tym, co

si

ę

stało. Zacznij od nowa. I to jest to, co wła

ś

nie chciałam zrobi

ć

— przyj

ąć

jego prezent i

u

ś

miechn

ąć

si

ę

by zobaczy

ć

t

ę

iskr

ę

w jego oczach i— wzi

ę

łam kamer

ę

i postawiłam j

ą

na

stole.

- Zimno tutaj – powiedział Derek – Grzejnik nie działa?- podszedł i poło

ż

ył r

ę

k

ę

na nim.- Nie

za dobrze. Przynios

ę

koc.

- Nie potrzebuj

ę

...

- Tylko sekundk

ę

.

Wybiegł. Minut

ę

ź

niej, wrócił i wr

ę

czył mi zło

ż

ony koc. Poło

ż

yłam go na kolanach.

Rozejrzał si

ę

dookoła, przeszedł przez pokój i usiadł na kanapie.

Po kilku minutach ciszy, powiedział, -Dlaczego nie przyjdziesz tutaj? Tu jest wygodniej ni

ż

na

krze

ś

le. Jest tu tak

ż

e cieplej, bli

ż

ej grzejnika.

background image

- Tu mi dobrze.

- Ci

ęż

ko rozmawia

ć

z tob

ą

przez cały pokój.

Przesun

ą

ł si

ę

na koniec kanapy, chocia

ż

i tak było mnóstwo miejsca. Poklepał r

ę

k

ą

w

kanap

ę

. Próbuj

ą

c si

ę

u

ś

miechn

ąć

i naprawd

ę

, naprawd

ę

nie zamierzałam tego, ale moje

serce nadal robiło małe fikołki.

On przeprasza, Chloe. On naprawd

ę

jest słodkim facetem. Nie b

ą

d

ź

suk

ą

. I nie m

ę

cz go.

Tylko id

ź

tam. Daj mu szans

ę

, a z czasem, zapomnisz o tym wszystkim.

I dlatego dokładnie, wstałam z krzesła. Nie chciałam jeszcze wszystkiego zapomnie

ć

i

kolejna rzecz, któr

ą

sobie przypomniałam, to on stoj

ą

cy tam na dachu, nara

ż

aj

ą

cy si

ę

na

niebezpiecze

ń

stwo.

- Nie rozumiesz tego? - powiedziałam w ko

ń

cu.

- Czego? - Spytał niewinnie, ale jego spojrzenie uciekło w dół. - Przepraszam. To jest to, co

próbuj

ę

powiedzie

ć

, Chloe.

ś

e Przepraszam.

- Za co?

Spojrzał, zmieszany. –

ś

e ci

ę

zdenerwowałem.

Nie odpowiedziałam, tylko odwróciłam si

ę

, by wyj

ść

. Skierowałam si

ę

w stron

ę

drzwi. Ale on

ju

ż

tam był, za mn

ą

, łapi

ą

c za mój łokie

ć

. Nie obejrzałam si

ę

na niego. Nie o

ś

mieliłam si

ę

.

Ale stałam i słuchałam.

- Kiedy w

ś

ciekałem si

ę

za twoje wyj

ś

cie - powiedział, - to nie przez to,

ż

e my

ś

lałem,

ż

e to

było głupie lub

ż

e nie b

ę

dziesz ostro

ż

na.

background image

- Tylko martwiłe

ś

si

ę

o mnie.

Wypu

ść

powietrze, z ulg

ą

,

ż

e rozumiem. - Tak.

Obróciłam si

ę

. - Poniewa

ż

my

ś

lisz,

ż

e jestem tego warta.

Chwycił palcami mój podbródek. - Całkowicie my

ś

l

ę

,

ż

e jeste

ś

tego warta.

- Ale nie my

ś

lisz tak o sobie.

Jego usta otworzyły si

ę

i zamkn

ę

ły.

- O to wła

ś

nie chodzi Derek. Nie pozwalasz nam martwic si

ę

o ciebie, poniewa

ż

uwa

ż

asz,

ż

e

nie jeste

ś

tego wart. Ale ja tak uwa

ż

am. Całkowicie.

Stan

ę

łam na palcach, i poło

ż

yłam r

ę

ce na jego szyi, poci

ą

gn

ę

łam go. Kiedy nasze usta

spotkały si

ę

, ten pierwszy wstrz

ą

s … To było wszystko, czego nie poczułam z Simonem,

wszystko, co chciałam czu

ć

.

Jego r

ę

ce obj

ę

ły mnie dookoła mojej talii, przyci

ą

gaj

ą

c bli

ż

ej— kroki Simona załomotały

przez korytarz. Skoczyli

ś

my na bok.

- I on mówi,

ż

e ja mam n

ę

dzne wyczucie czasu – gderał Derek. Wtedy zawołał, - Co si

ę

dzieje?

- Andrew mówi,

ż

e musi i

ść

do łazienki,- powiedział Simon, wchodz

ą

c. -Jestem całkowicie za

powiedzeniem mu

ż

e trudno, ale …

- Dobrze. Załatwi

ę

to- powiedział Derek - Chloe? Chcesz i

ść

...

- Musze porozmawia

ć

z Simonem.

background image

Posłał mi dziwne spojrzenie, ale tylko przez sekund

ę

, jakby nie był zazdrosny, tylko mo

ż

e

troch

ę

ura

ż

ony,

ż

e nie skakałam z rado

ś

ci, by z nim i

ść

.

- To wa

ż

ne,- powiedziałem. – We

ź

Tori. Ona mo

ż

e ci pomóc z Andrewem.

Kiwn

ą

ł głow

ą

i odszedł.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
MLP FIM Fanfic Wojna o Equestrię Rozdział 32
32 36
Lista 14 rozdzial 32 EN
Lista 14, rozdzial 32 EN
Rozdział 32
2 Pretty Little Liars Flawless Rozdział 32
Nieposkromiona Rozdział 32
Rozdział 32
Pakt krwi rozdzial 32
Spell Bound Rozdział 32
Rozdział 32
3 Pretty Little Liars Perfect Rozdział 32
Rozdział 32
Rozdział 32 z
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 32
KSIĘGA JACOBA Rozdział 32

więcej podobnych podstron