background image

Jayne Ann Krentz

Światło

mrok

1

background image

Rozdział pierwszy

N

a wielkim kontynencie Zantalii uważano powszechnie, że mordercami mogą być 

tylko mężczyźni.

Kalena stała na szerokim progu westybulu Stowarzyszenia Kupców i ściskając w dłoni 

umowę małżeńską zastanawiała się, co znaczy być wyjętym spod prawa. Na wykonanie tego 

śmiertelnego zadania czekała od chwili, gdy skończyła dwanaście lat, i miała nadzieję, że 

wtedy będzie wolna. Wreszcie stała u progu nowego życia, ale nie potrafiła wyobrazić sobie 

siebie jako kobiety wolnej, niezależnej od nikogo.

Patrzyła   ciekawie   na   hałaśliwą   krzątaninę   w   szerokim   holu.   Dopiero   wczoraj 

przyjechała do Crosspurposes, tego dobrze prosperującego miasta, a już dotychczasowe życie 

w małym farmerskim osiedlu wydawało jej się bardzo odległe. Nie miała zamiaru wracać 

nigdy   do   starego   życia   w   żyznej   kotlinie   Interlock,   w   otoczeniu   pedantycznych, 

konserwatywnych farmerów i wieśniaków. Nie miała również ochoty wracać do oschłej i 

zgorzkniałej ciotki. Kontrakt ślubny, który trzymała w ręku, był jej biletem umożliwiającym 

wydostanie się z prowincjonalnej nudy i przytłaczających wymagań ciotki, dawał jej szansę 

zrobienia pierwszego kroku ku wolności.

Ale Kalena nie uwolniła się jeszcze całkowicie od przeszłości. Wszystko ma swoją 

cenę, myślała, więc ona również musi zapłacić za ten bilet do nowego życia. Za pomocą 

trucizny, zaszytej w torbie podróżnej, miała wypełnić swój ostatni obowiązek w stosunku do 

rodu Ice Harvest.

Kalena, ostatnia córka wielkiego rodu Ice Harvest, została wysłana do Crosspurposes, 

żeby pomścić swoją rodzinę. Mandat ten został jej wręczony przez ostatnią damę rodu, siostrę 

ojca,   Olarę,   która   wiedziała,   tak   jak   każdy,   że   powierzenie   misji   zemsty   kobiecie   jest 

pomysłem ryzykownym, ale nie miała wyboru. Olara i Kalena były ostatnimi członkiniami 

rodu Ice Harvest, matka Kaleny bowiem zmarła wkrótce po otrzymaniu wiadomości o śmierci 

męża i syna. Ponieważ Olara była Uzdrowicielką i jako taka nie mogła zabijać, została więc 

tylko Kalena.

2

background image

Olara nie była zachwycona tym, że jej siostrzenica ma zostać morderczynią, ale cóż 

miała robić? Ktoś musiał wypełnić ten obowiązek i zabić człowieka odpowiedzialnego za 

śmierć mężczyzn z rodu Ice Harvest. To było więcej niż morderstwo, bo wraz z ich śmiercią 

cały wielki ród skończył swój żywot. Przestępstwo takie wymagało zemsty w wielkim stylu, 

nawet jeśli karę wymierzyć miała kobieta. To tak musiało być. Stosownie do sytuacji, Olara 

opracowała plan działania. Nie wiedziała jednak, że Kalena obmyśliła już swój.

Kalena przypatrywała się pełnej koloru scenie, rozgrywającej się przed jej oczami, i 

smakowała mocny smak wolności. Musi wypełnić swój obowiązek, tak jak wymagał honor. 

Co do tego nie było wątpliwości. Kalena wiedziała, co znaczy odpowiedzialność i honor, 

zanim zaczęła chodzić. Ale nie chciała ograniczyć się do zemsty. Za śmierć tego człowieka 

miała zamiar kupić sobie nową przyszłość, taką bezkresną, taką, jakiej jeszcze nie widziano 

na Zachodnim Kontynencie.

Kiedy skończyła dwanaście lat, opracowała swój plan uwzględniający te dwa cele. 

Ciotka Olara nawet przez moment nie pozwoliła jej zapomnieć, do czego ją przeznaczyła. Ale 

kiedy   minął   szok   po   śmierci   rodziny   i   kiedy   Kalena   zaakceptowała   już   wykonanie 

powierzonego jej niebezpiecznego zadania, zaczęła myśleć o własnym życiu.

Życie to Spectrum. Na każde działanie skierowane było inne, przeciwnie działające, 

które zapewniało końcową równowagę. Kalena rozumiała tę podstawową zasadę filozoficzną. 

Chociaż   dorastała   w   farmerskim   miasteczku,   była   doskonale   wykształcona.   Ciotka   Olara 

zadbała o to, żeby Kalena zdobyła wiedzę właściwą pozycji jej rodu. Mogła korzystać ze 

wszystkich dzieł najznakomitszych filozofów Zantalii i studiować je dokładnie.

Teraz   spojrzała   na   drugą   kondygnację   pokojów   biurowych,   które   otaczały   wielki 

westybul Stowarzyszenia. Była pod wrażeniem wspaniałej architektury. To było coś zupełnie 

innego niż w Inerlock Valley. Budynek miał dwa piętra, opatrzone masywnymi, łukowatymi 

oknami sięgającymi podłogi, przez które do głównego holu wlewało się jasne światło. Na 

drugim   piętrze   po   czterech   stronach   znajdowały   się   małe   pokoje.   Każda   płaszczyzna 

konstrukcji, od inkrustowanej podłogi do ciężkich rzeźbionych kolumn z drogiego drzewa 

księżycowego, podkreślała bogactwo, którego Crosspurposes dorobiło się na handlu.

Kalena   patrzyła   na   drugie   piętro   -  snujący  się   po  nim   ludzie   wychylali   się   przez 

balustradę,  żeby  wygodniej  obserwować  tłum  na  dole.  Dziewczyna   zastanawiała   się,  czy 

któraś z tych obcych twarzy należy do mężczyzny, którego nazwisko napisane było obok jej 

nazwiska na kontrakcie małżeńskim.

3

background image

Trzech   roześmianych   i   żartujących   mężczyzn   pojawiło   się   w   otwartym   wejściu 

znajdującym się za Kalena. Ich skórzane buty pokryte były błotem, a spodnie i koszule z 

szerokimi rękawami nosiły ślady kurzu podróżnego. Kalena domyśliła się, że byli to kupcy 

wracający z jakiejś ryzykownej wyprawy, i usunęła się im z drogi. Kiedy ją minęli, dwóch z 

nich zawołało coś do przyjaciela, którego dostrzegli w tłumie, a trzeci odwrócił się i zobaczył 

Kalenę stojącą w cieniu arkady. Roześmiał się obleśnie i zaczął coś do niej mówić, lecz nie 

zdążył jeszcze nic powiedzieć, gdy inna grupa mężczyzn wtoczyła się przez drzwi i zasłoniła 

dziewczynę. Wykorzystując to małe zamieszanie, wślizgnęła się w tłum.

Przechodząc przez ruchliwy hol rozglądała się za kimś, kto byłby skłonny poświęcić 

jej minutę. Większość mijanych mężczyzn rozprawiała głośno o interesach.

Przechodząc dalej, dostrzegła w tłumie zgromadzonym na drugiej kondygnacji kilka 

kobiet.  Pierwszą  rzeczą,   na  którą  zwróciła   uwagę,   były  kolorowe  bluzy  wypuszczone  na 

wąskie spodnie. Były one znacznie krótsze niż ta, którą nosiła ona, sięgały tylko do kolan i 

były znacznie wyżej rozcięte po bokach. Już wcześniej, idąc ulicą, zwróciła uwagę na krój 

damskiej odzieży.

Miejska   moda   była   oczywiście   bardziej   śmiała   niż   fasony   noszone   w   kotlinie 

Interlock.   Kalena   pomyślała,   że   musi   jak   najszybciej   poczynić   pewne   zmiany   w   swojej 

garderobie.   Powinna   również   zrobić   coś   z   włosami.   Tutaj   kobiety   nosiły   włosy   krótko 

przycięte   z   tyłu,   a   z   przodu   długie   anglezy   okalające   twarz.   Kalena   czuła   się   okropnie 

niemodna ze swoją gęstą masą złocistorudych loków ściągniętych do tyłu szeroką, haftowaną 

przepaską.

Kobieta,   której   się   przyglądała,   odwróciła   się   nagle.   Kalena   zawstydzona   swoją 

natarczywością chciała się wycofać, ale w ostatniej chwili zmieniła zamiar. Łatwiej zasięgnąć 

informacji   u   innej   kobiety,   niż   pytać   któregoś   z   tych   szorstkich   i   krzepkich   mężczyzn. 

Uśmiechnęła się niepewnie.

- Czy mogłabyś mi pomóc? Próbuję kogoś znaleźć. Powiedziano mi, że o tej porze 

powinien być w Stowarzyszeniu.

Kobieta   przez   moment   patrzyła   na   nią   badawczo,   prawdopodobnie   oceniając   jej 

prowincjonalny   wygląd.   Oczywiste   było,   że   współczuje   Kalenie;   po   chwili   zapytała 

grzecznie:

-   Kogo   próbujesz   znaleźć?   -   Podeszła   bliżej,   żeby   mogły   rozmawiać   pomimo 

panującego zgiełku.

4

background image

-   Mężczyzny   o   imieniu   Ridge.   Nie   znam   nazwy   jego   firmy.   Wiem   natomiast,   że 

pracuje u kupca barona Quintela z firmy Gilding Fallon.

Kobieta uniosła brwi i zacisnęła na moment usta.

- Masz sprawę do Fire Whipa?

Kalena potrząsnęła głową.

- Nie, on nazywa się Ridge. Jestem tego pewna. Tak jest napisane na kontrakcie.

Kobieta spojrzała ciekawie na zwinięty dokument, który Kalena trzymała w ręku.

- Na kontrakcie? Jaki rodzaj kontraktu masz z Fire Whipem Quintela?

- Kontraktową umowę małżeńską. - Kalena śmiało i głośno wypowiedziała te słowa. 

Kontraktowe małżeństwa były legalne, ale raczej nie były szanowane. Odczuła, że kobieta 

stojąca przed nią wie wszystko o takich małżeństwach. - I nie jest to nikt nazywający się Fire 

Whip. Jest to mężczyzna o imieniu Ridge.

- Ridge, który pracuje u Quintela, jest znany jako Fire Whip - wyjaśniła cierpliwie 

kobieta. - Proszę pokazać mi ten kontrakt. Wprost nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście z nim 

podpisałaś umowę małżeńską. On nie jest faktycznie kupcem. Jest prywatną bronią Quintela, 

który używa go w taki sam sposób, jak inni używają sintara.

-  Rozumiem   - powiedziała  Kalena,   chociaż,   prawdę  mówiąc,   nic  nie  rozumiała.   - 

Czy... czy Fire Whip to nazwa rodu tego człowieka, Ridge'a?

Kobieta roześmiała się, jakby pytanie Kaleny było wyjątkowo śmieszne.

- Nie, Ridge nie pochodzi z żadnego rodu. Jest bękartem. Niektórzy ludzie mówią, że 

bardziej niż ktokolwiek inny. Ma usposobienie, które może zrobić... - Przerwała patrząc na 

zmartwioną twarz Kaleny. - Nie szkodzi. Mądrzy ludzie mówią, że lepiej nie wchodzić mu w 

drogę, nie prowokować go.

-   Jeśli   on   pracuje   u   Quintela,   to   musi   być   tym   człowiekiem,   którego   szukam   - 

powiedziała spokojnie Kalena. Zdała sobie sprawę, że kobieta nie zrozumiała jej. Kalena nie 

była zaniepokojona, że jej przyszły mąż ma popędliwe usposobienie; nie zamierzała być z 

nim na tyle długo, żeby się o tym przekonać. Była raczej zaskoczona, że podpisała handlowy 

kontrakt małżeński z mężczyzną, który nie legitymował się żadnym nazwiskiem rodowym. 

Olara nic nie wspomniała o takim aspekcie sprawy.

Kalena zawahała się, ale podała kobiecie dokument, przyglądając się bacznie, jak go 

czyta. Była zafascynowana pierwszym zetknięciem z wolną kobietą, która tworzyła własne 

5

background image

życie i sama podejmowała decyzje. Przy odrobinie szczęścia i po dokonaniu aktu zemsty ona 

również będzie mogła przyłączyć się do szeregu takich wolnych kobiet.

Kobieta stojąca przed nią była kilka lat starsza. Była mocno zbudowana, dosyć pełna i 

wydawała się agresywna. Jej ciemne włosy były modnie ułożone - ładną twarz z wyrazistymi 

oczami otaczały długie loki. Nie nosiła na przegubie ręki bransolety, co nie było niczym 

zdumiewającym. Tylko przedstawiciele wielkich rodów nosili ten symbol godności i dowodu 

uznania, członkowie pośledniejszych rodów nie byli do tego upoważnieni.

Na ogół kobietom ze sławnych  rodów nie wolno było  zajmować  się handlem ani 

innymi tego typu sprawami. Kalena była wyjątkiem ze względu na szczególne zdarzenia w jej 

życiu. Jej rodowa bransoleta ukryta była w torbie podróżnej razem z wysadzanym klejnotami 

sintarem ojca i fiolką trucizny. Od tego lata, kiedy skończyła dwanaście lat, nie miała prawa 

używać   prawdziwego   nazwiska   swojego   rodu.   Był   to   zakaz   Olary,   która   chciała   ukryć 

tożsamość   siostrzenicy.   Kalena   więc   przywykła   przedstawiać   się   jako   córka   rodziny   o 

nazwisku Summer Wind, ale głęboko w sercu zawsze była świadoma swego prawdziwego 

nazwiska i dziedzictwa.

Jednak u nowej towarzyszki zainteresował ją nie brak bransolety, tylko fakt, że nie 

nosiła   na   szyi   symbolu   małżeństwa   -   zamka   z   kluczem.   Z   doświadczenia   wiedziała,   że 

kobiety w tym wieku zawsze są zamężne. Przynajmniej tak było w kotlinie Interlock. Do tej 

pory   wyobraźnia   Kaleny   wyczarowywała   tylko   mętny,   niewyraźny   obraz   życia   wolnej 

kobiety.   Teraz   sama   mogła   się   przekonać,   jakiego   rodzaju   wolność   była   rzeczywiście 

możliwa. Jej marzenia mogły stać się rzeczywistością. Nie chciała dłużej czekać.

Kobieta spojrzała na nią z widocznym rozbawieniem.

- Na Kamienie, mówiłaś prawdę. Rzeczywiście, masz handlową umowę małżeńską z 

Fire Whipem Quintela. Nazywasz się Kalena z rodu Summer Wind?

Kalena skinęła głową zawstydzona, że nie potrafiła przedstawić się odpowiednio.

- Jestem z kotliny Interlock. - W kontrakcie nie było oczywiście żadnego powiązania 

jej osoby z rodziną Ice Harvest. Kalena i Olara posługiwały się fałszywymi nazwiskami.

- Witaj w Crosspurposes, Kaleno - powiedziała kobieta przyjacielskim teraz tonem. - 

Jestem Arrisa. - Milczała chwilę, po czym dodała niedbale: - Z rodu Wet Fields. - Rzadko 

używała nazwy swojego rodu, ponieważ brzmiała chropawo. - Chętnie zaprowadzę cię do 

Ridge'a.

- Jesteś bardzo miła.

6

background image

- Ależ skąd. - Arrisa roześmiała się prowadząc ją w odległy koniec zatłoczonego holu. 

- Bawi mnie to.

Kalena, urażona w swej dumie, hardo uniosła głowę.

- Sądzisz, że cię rozbawię?

- Zobaczymy. Ridge jest prawdopodobnie na górze, na drugim piętrze, tam znajdują 

się biura handlowe.

Arrisa prowadziła ją szerokimi, krętymi schodami, kończącymi się drugim poziomem 

galerii.   Kalena   podążała   za   nią   przyciskając   mocno   swój   drogocenny   kontrakt.   Olara 

przekonała ją, że zawarcie kontraktu było niezbędne, żeby mogła się znaleźć w najbliższym 

otoczeniu człowieka, swojej potencjalnej ofiary. Ten człowiek był zbyt dobrze chroniony, 

żeby można było dosięgnąć go w inny sposób.

Tak, pomyślała, kontrakt jest ciągle cenny, nawet jeśli jej przyszły mąż jest bękartem. 

Nie miało znaczenia, że stał tak nisko, ponieważ to krótkotrwałe małżeństwo miało być tylko 

jej biletem do wolności. Olara zapewniła ją, że kiedy wykona swoje zadanie, nie będzie już 

musiała pełnić roli żony kontraktowej. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, Kalena wypełni swój 

obowiązek  w noc poślubną. Olara w głębokim transie widziała,  że ofiara  Kaleny umiera 

podczas  hałaśliwego  przyjęcia  weselnego.  Widzenia  Olary sprawdzały się zawsze  z dużą 

dokładnością.

Kiedy Olara wyszła z tego szczególnego transu, zapewniła siostrzenicę, że wszystko 

będzie  wyglądało  na  atak  serca,   a  zamieszanie,  jakie  będzie  wtedy  panowało  w   domu  z 

powodu przyjęcia, ułatwi Kalenie ukrycie dowodów zbrodni. Krótkoterminowe małżeństwo 

przetrwa przecież tylko do śmierci Quintela. Kalena była zadowolona z zapewnień Olary, tym 

bardziej   że   jej   przyszły   mąż   nie   pochodził   ze   znamienitego   rodu.   Co   prawda   honor   i 

obowiązek mogły wymagać wiele poświęcenia od kobiety z pozycją Kaleny, ale rola żony 

bękarta,   nawet   kontraktowej,   to   już   zbyt   wiele.   Perspektywa   konieczności   popełnienia 

morderstwa była wystarczająco okropna.

-  Biura  Quintela   znajdują się  po  tej  stronie  galerii  –  wyjaśniła  Arrisa, prowadząc 

Kalenę   przez   rząd   małych   pokoików,   w   których   pilnie   pracowali   urzędnicy.   Byli   to 

oczywiście   sami   mężczyźni.   Quintel   zatrudniał   kobiety   na   pewnych   odcinkach   swojego 

handlowego   przedsiębiorstwa,   ale   nie   przy   tak   prestiżowym   zajęciu,   jakim   była   praca 

urzędnicza.

7

background image

Kalena   zastanawiała   się,   z   jakim   człowiekiem   spotka   się   za   chwilę.   Może   Ridge 

będzie   nieśmiały   i   skromny,   tak   jak   większość   z   tych   urzędników.   Wszystko   byłoby 

łatwiejsze,   gdyby   właśnie   taki   był.   Wiedziała,   że   nie   miałaby   żadnych   problemów   z 

manipulowaniem   takim   człowiekiem.   Ale   najprawdopodobniej   będzie   szorstkim   i 

nieokrzesanym kupcem, który doszedł do czegoś w życiu. Nawet jeśli okaże się, że tak jest, 

powiedziała  sobie, to i tak jakoś opanuję sytuację. Uważała, że łatwo będzie onieśmielić 

takiego człowieka manierami, które wyniosła z domu. Rozważania te podniosły ją na duchu.

- Jeśli mam rację, to znajdziemy Ridge'a w tym ostatnim pokoju - powiedziała wesoło 

Arrisa.   -   Mam   nadzieję,   że   nie   będziesz   miała   nic   przeciwko   temu,   że   zostanę,   żeby 

popatrzeć?

- Popatrzeć, na co? Arriso, to jest układ handlowy. Nie rozumiem, dlaczego uważasz, 

że będzie to zabawne. - Kalena stanęła za swoją przewodniczką, która zatrzymała się przed 

otwartymi, łukowatymi drzwiami. Arrisa plasnęła ręką w ścianę, żeby zwrócić uwagę dwóch 

mężczyzn znajdujących się w pokoju, a Kalena próbowała dojrzeć coś zza jej pleców.

- Przepraszam, panowie kupcy - wypowiedziała te słowa tak formalnie, że zabrzmiało 

to jak kpina. - Przyprowadziłam gościa, który mówi, że ma interes do pana Ridge'a.

Jeden z  mężczyzn  siedzących  przy biurku skrzywił  się  i popatrzył  z irytacją.  Był 

pulchny i łysy, a na szyi dyndały mu na sznurku okulary do czytania. Wydawał się starszy, 

niż   Kalena   się   spodziewała,   ale   nie   widziała   w   tym   problemu.   Typowa   urzędnicza 

mentalność,   pomyślała.   Córka   wielkiego   rodu   bez   trudu   poradzi   sobie   z   kimś   takim. 

Uśmiechnęła się ujmująco, ignorując drugiego mężczyznę, ciągle siedzącego do niej tyłem z 

butami opartymi  na biurku i studiującego jakieś dokumenty.  Kalena czekała, że Arrisa ją 

przedstawi.

- Co to wszystko znaczy, Arriso? - zapytał łysy mężczyzna poirytowanym głosem. - 

Jestem teraz ogromnie zajęty.

- Nie denerwuj się, Hotch - łagodnie odparła Arrisa. - Powiedziałam przecież, że moja 

towarzyszka chce zobaczyć się z Ridge'em, nie z tobą.

- Do najdalszego Krańca Spectrum - wymamrotał mężczyzna  nazwany Hotchem i 

złapał za pióro. - Jak mam wywiązać się z obowiązków, kiedy ciągle jestem odrywany od 

pracy? Zajmij się tą sprawą, Ridge, później skończymy pisanie raportu dla Quintela. Wiesz, 

że mam pracę do wykonania.

8

background image

Więc to nie ten urzędnik, pomyślała skonsternowana Kalena. Uwagę jej przyciągnął 

teraz   znajdujący   się   w   pokoju   drugi   mężczyzna,   który   wolno   odłożył   przeglądane   dotąd 

dokumenty   i   odwrócił   głowę.   Jego   złociste   spojrzenie   prześlizgnęło   się   bez   zbytniego 

zainteresowania po sylwetce Kaleny, ale zatrzymało się na jej twarzy.

Z pewnością nie jest nieśmiały, lecz zadufany w sobie, pomyślała. Wyglądało na to, że 

sprawy mogą nie pójść tak gładko, jak przewidywała Olara.

Ridge zdjął nogi z biurka i z leniwą gracją wstał wolno. Widać było, że świadomie 

wybrał   taki   sposób   zachowania   się,   ale   nie   zawsze   go   stosował.   Jego   oczy   bezustannie 

spoczywały   na   twarzy   Kaleny,   która   stwierdziła,   że   to   złociste   spojrzenie   przykuwa 

całkowicie   jej   uwagę.   Oczy   koloru   brązowozłotego   widziała   już   wcześniej,   niektórzy 

określali je jako żółtobrązowe, ale oczy Ridge'a nie pasowały do takiego opisu. Kiedy Kalena 

spotkała   jego   wzrok,   wydawało   się   jej,   że   patrzy   w   płomienie   ognia.   To   dlatego   Arrisa 

nazwała go Fire Whip, pomyślała. Ognisty Bicz.

Wyglądał na trochę starszego niż ona, o jakieś osiem lub dziewięć lat. Był ponurym, 

wytwornym mężczyzną o niekonwencjonalnej urodzie. Włosy ciemnobrązowe, prawie czarne 

i trochę dłuższe, niż nosiła większość mężczyzn, były niedbale założone za uszy.

Ridge ubrany był w koszulę z szerokimi rękawami, taką samą, jakie nosili również 

kupcy   przebywający   piętro   niżej,   i   wełniane,   utkane   z   nie   farbowanej   wełny   wdzianko, 

rozcięte na przodzie i zasznurowane razem z cienkim, skórzanym  krawatem. Dwie górne 

dziurki   nie   były   zasznurowane   i   Kalena   dostrzegła   w   szczelinie   ciemne   włosy,   które 

pokrywały klatkę piersiową mężczyzny. Mankiety koszuli były długie i wąskie, a ręce, które 

się z nich wyłaniały, duże i silne, zdolne do kierowania wierzchowcem, bronią i być może 

kobietą.   Przez   chwilę   Kalena   czulą   rozbawienie   na   myśl,   że   mógłby   robić   to   wszystko 

jednocześnie.

Spodnie   Ridge'a   przepasane   były   szerokim,   skórzanym   pasem,   a   wdzianko,   ściśle 

opinające talię, sięgało aż do ud, uwydatniając napięte mięśnie. Na nogach miał skórzane buty

do kolan. Zwykły, niczym nie upiększony sintar wisiał u jego pasa razem z prostą sakiewką 

na pieniądze.

Był silnie zbudowanym mężczyzną o szerokich ramionach, ale miał miękkie, kocie 

ruchy.   Nie,   nie   kocie,   pomyślała.   Kojarzył   się   raczej   z   biczem.   Wyczuła   śmiertelne 

niebezpieczeństwo.

9

background image

Spojrzała na sintar przypięty do jego pasa. Ta prosta, surowa broń charakteryzowała 

całego   człowieka.   Sintar   był   bronią,   która   zmieniała   się   w   zależności   od   mody,   często 

stanowiła ozdobny akcent stroju mężczyzn z wielkich rodów. Ten, który Kalena miała w 

swojej torbie podróżnej, był najlepszym tego przykładem. Należał do jej ojca. Oprawiony w 

złoto i wysadzany klejnotami, był prawdziwym dziełem sztuki. Nigdy nie został użyty w 

walce, służył wyłącznie jako dekoracja. Ale sintar Ridge'a był zupełnie innego rodzaju. Nie 

było wątpliwości, że został wykuty w celu zanurzania go we krwi. Na myśl o tym Kalenę 

ogarnął lęk.

- Jestem Ridge. W czym mogę ci pomóc? - Powiedział to spokojnym głosem ignorując 

Arrisę, która patrzyła na niego z rozbawieniem. Jego głos był ponury tak jak on sam i Kalena 

czuła, że ją drażni.

Wyciągnęła   dokument,   który   przywiozła   z   doliny   Interlock.   Spróbowała   sobie 

uprzytomnić,   że   mimo   onieśmielenia,   jakie   Ridge   wywoływał,   nie   nosił   przecież   na 

nadgarstku bransolety wielkiego rodu. To ona przewyższała go pod tym względem. Może 

było to z jej strony małostkowe, szczególnie że była ostatnim członkiem nie istniejącego 

rodu, ale w tym momencie czerpała siłę z tej świadomości.

-  Jestem   Kalena   z  kotliny  Interlock   -  powiedziała   poważnie.  -  Moja  ciotka   Olara 

wynegocjowała ten kontrakt z kupcem baronem Quintelem.  Jest to zgoda na małżeństwo 

kontraktowe pomiędzy tobą i mną. Moja ciotka powiedziała, że wszystko zostało załatwione i 

że będziesz mnie oczekiwać.

Ridge   wziął   dokument   nie   odrywając   od   niej   oczu.   Kalena   nie   mogła   niczego 

wyczytać z jego spojrzenia, ale gdy jego palce musnęły jej dłoń, nagle dotarło do niej, jak 

duże ręce ma ten mężczyzna.

Ridge   badał   dokument   przez   dłuższą   chwilę.   Kalena   widziała,   że   jest   mocno 

zaciekawiony, natomiast Arrisa - rozbawiona. W niej natomiast narastał niepokój. Zdała sobie 

sprawę, że jeśli Ridge stwierdzi, że nic nie wie o kontrakcie, będzie jej okropnie głupio wobec 

Hotcha i Arrisy. Rozumiała, że jej obawa jest śmieszna, ale nie mogła nic na to poradzić. 

Miała   tylko   nadzieję,   że   Ridge   nie   zrobi   sceny   w   obecności   innych,   nawet   jeśli   będzie 

zaskoczony. Duma bywa czasami brzemieniem, a Kalena wiedziała, że ma jej w nadmiarze.

Ridge  podniósł oczy,  jakby zaniepokojony tym,  co  przeczytał.  Kalena  wstrzymała 

oddech. Nagle kiwnął głową i zwinął kontrakt.

10

background image

-   Chodźmy   gdzieś,   gdzie   będziemy   mogli   porozmawiać   o   naszych   sprawach   - 

powiedział spokojnie.

Kalena   wypuściła   wstrzymywane   dotąd   powietrze   i   uśmiechnęła   się   promiennie 

świadoma zaskoczenia Arrisy i Hotcha, którzy stali jak rażeni piorunem. Starszy mężczyzna 

po chwili zaczął mówić, zacinając się ze zdenerwowania.

- Chwileczkę, Fire Whip. Nie wiem, co to wszystko znaczy, ale nie możesz mnie tak 

sobie   zostawić.   Muszę   dostać   informacje,   których   potrzebuję,   żeby   skończyć   raport   dla 

Quintela.

- Dam ci te informacje później. - Ridge spojrzał na Kalenę. - To jest również sprawa 

Quintela   i   zapewniam   cię,   że   ważniejsza   niż   raport   dotyczący   bandytów   działających   na 

Talon  Pass. Poza  tym,  pięć  dni  temu  zaprzestali  swojej  działalności.  Quintel  wie o tym. 

Wyjaśniłem mu wszystko, gdy tylko wróciłem z przełęczy. Twój raport dotyczy sprawy już 

nieaktualnej.

- Ale Ridge...

Zignorował urzędnika i Arrisę i podszedł równym krokiem do Kaleny. Były to kroki 

wojownika.   Zanim   Kalena   zdążyła   pożegnać   się   z   Arrisą,   poprowadził   ją   w   kierunku 

szerokich schodów znajdujących się w końcu holu.

- A więc, Kaleno - odezwał się Ridge, kiedy zaczęli schodzić po schodach - nie jesteś 

taka, jak się spodziewałem, ale Quintel zawsze wie, co robi, i jeśli zdecydował, że ty jesteś tą 

osobą, której potrzebuję, prawdopodobnie tak jest. Czy wcześniej podpisywałaś już umowę 

na żonę kontraktową?

- Nie - przyznała, unosząc długą bluzę, która przeszkadzała jej w schodzeniu szybkim 

krokiem ze schodów. Naprawdę, musi sobie kupić jakieś nowe rzeczy, pomyślała. - Moja 

ciotka nie aprobuje małżeństw kontraktowych.

- Rzeczywiście zdumiewające - skomentował i skrzywił się. - Większość odpowiednio 

wychowanych   ludzi   nie   aprobuje   takich   związków.   Twoja   ciotka   musiała   być   naprawdę 

zdesperowana z powodu Piasku.

Kalena   przypomniała   sobie   wymyśloną   historię,   która   miała   na   celu   ukrycie   jej 

tożsamości.

- Moja ciotka jest doskonalą Uzdrowicielką, Ridge, ale jest bezradna, jeśli chodzi o 

Piasek Eurytmii. Nie tylko ona. Wszystkie Uzdrowicielki w Interlock. Kupcy Quintela już od 

kilku miesięcy nie dostarczają świeżego towaru i Uzdrowicielki z Interlock są wyprzedzane 

11

background image

przez   Uzdrowicielki   z   dużych   miast,   jeśli   chodzi   o   porcje   przesyłek,   które   udaje   się 

przywieźć. Wiesz o tym dobrze.

- Ale twoja ciotka mądrze zadecydowała, że jeśli wyśle ciebie jako żonę kontraktową, 

zagwarantuje sobie przynajmniej porcję ładunku. Muszę przyznać, że jest naprawdę zmyślna.

- Moja  ciotka  jest bardzo  inteligentną  kobietą.  Poza  tym  posiada  wrodzony talent 

Uzdrowicielki - powiedziała ostro Kalena, urażona krytycyzmem brzmiącym w jego głosie. 

Nie   darzyła   ciotki   Olary   wielką   miłością,   lecz   była   zbyt   dumna,   żeby   pozwolić   innym 

krytykować   swoją   jedyną   krewną.   Cokolwiek   można   by   powiedzieć   o   Olarze,   jednak 

pochodziła z rodu Ice Harvest, toteż Kalena darzyła ją szacunkiem, a zwykły bękart, jakim 

był Ridge, nie miał prawa wyrażać się o niej lekceważąco.

- Nie mam wątpliwości, że twoja ciotka jest inteligentną osobą. W końcu była na tyle 

zręczna, żeby przekonać Quintela do podpisania tego kontraktu. Rozumiesz chyba warunki 

takiej   umowy,   prawda?   Będziesz   moją   żoną   na   czas   podróży.   Kiedy   wrócimy   do 

Crosspurposes, dostaniesz dziesięć procent wartości całego ładunku. - Ridge uśmiechnął się 

smętnie. - To dosyć, żebyś stała się najbogatszą kobietą w kotlinie Interlock.

- Trzydzieści procent - powiedziała spokojnie Kalena.

Ridge spojrzał na nią w osłupieniu.

- Co?

-   Otrzymam   trzydzieści   procent   całego   ładunku   -   powiedziała   dobitnie,   myśląc 

jednocześnie, że wcale nie ma zamiaru wybierać się w niebezpieczną drogę do Heights of 

Variance. Musiała szybciej osiągnąć swój cel, a kiedy będzie już po wszystkim, jej handlowe 

małżeństwo automatycznie się zakończy. Ciotka Olara wynegocjowała tak wysoki procent 

głównie po to, żeby Quintel uwierzył w wymyśloną historię Kaleny.

-   Nigdy   nie   słyszałem,   żeby   Quintel   zgodził   się   na   trzydzieści   procent   jakiegoś 

ładunku, a szczególnie wysyłki Piasku. Twoja ciotka musi być niezwykłą kobietą.

- O, tak, jest taka - przyznała Kalena zgodnie z prawdą. - Gdzie idziemy?

- Do domu kupca barona. Zatrzymuję się tam zawsze, kiedy tylko przyjeżdżam do 

miasta na krótki okres - wyjaśnił zdawkowo Ridge. - Tym razem będę tylko dopóty, dopóki 

nie przygotuję się do podróży w góry Variance. Gdzie jest twój bagaż?

- W gospodzie, w której spędziłam ostatnią noc.

- Wyślę jednego ze służących Quintela, żeby go zabrał.

12

background image

Kalena odetchnęła, zdumiona, że wszystko poszło tak łatwo. Dwa miesiące wcześniej 

Olara   prawidłowo   odczytała   pomyślne   znaki   podczas   transu,   w   którym   widziała   daleką 

przyszłość. Dziwne podniecenie ogarnęło Kalenę, kiedy kroczyła wraz z Ridge'em w ciepłych 

promieniach słońca, ale postarała się, żeby jej głos brzmiał spokojnie, kiedy powiedziała:

-   Obawiałam   się,   że   możesz   być   zaskoczony   tym   kontraktem.   Wiem,   że   był   on 

negocjowany podczas twojej nieobecności.

Ridge wzruszył ramionami.

- Byłem  nieobecny w  ciągu  ostatnich  dwóch miesięcy.  Miałem pewne  sprawy do 

załatwienia w Talon Pass, musiałem się z nimi uporać. Wiedziałem, że Quintel martwi się o 

Piasek, i byłem nawet zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że chce, żebym jak najszybciej 

skontrolował tam sytuację. Nie miałbym czasu sam szukać sobie odpowiedniej żony, więc 

dobrze, że on zrobił to za mnie.

- Tak - potwierdziła Kalena - to całkiem sensowne.

Rada była, że nie musi używać żadnej perswazji. Ridge wydawał się zadowolony z 

układu, jaki zawarł jego pracodawca, zarówno z kontraktu małżeńskiego, jak i z niej, jako 

żony handlowej.

Kalena   rozglądała   się   wokół   z   wielkim   zainteresowaniem.   Była   jeszcze   krótko   w 

Crosspurposes i to rozległe, tętniące życiem miasto ciągle wydawało jej się nowe. Większość 

budynków zbudowana była z charakterystycznego różowego kamienia, który dawał uczucie 

ciepła.  W ten ciepły dzień końca lata wszystkie  okna wychodzące na ulicę były szeroko 

otwarte. Kilka budynków miało więcej niż dwa piętra, a niektóre były nawet czteropiętrowe.

Crosspurposes   powstało  na  skrzyżowaniu  wielu  szlaków   handlowych.   Przewożono 

przez nie cenne klejnoty z Talon Pass, zioła lecznicze i Piasek Eurytmii z Heights of Variance

oraz  środki  do garbowania   skór  i  wełnę,   jak  również   zboże  z  równin  Antinomy.  Miasto 

stawało   się   coraz   bogatsze   dzięki   szczęśliwemu   położeniu   i   widać   to   było   po   pięknych 

budynkach, zatłoczonych sklepach i dobrze ubranych mieszkańcach.

Ulice  tętniły   życiem.  Wiele   wozów,  wypełnionych   różnymi   towarami,  ciągniętych 

przez ogromne, niezdolne do latania krity, turkotało po ulicach. Na brukowanych chodnikach 

kłębił   się   tłum   przechodniów.   Kobiety   w   kolorowych,   krótkich   bluzach   i   spodniach   i 

mężczyźni w ciemniejszych koszulach, obcisłych spodniach i długich butach. Dzieci skakały 

wokół swoich rodziców. Kilka zabłąkanych  kotlejów przebiegło przez ulicę i zniknęło  w 

uliczce   w   poszukiwaniu   jedzenia.   Na   widok   długich   uszu   zwierząt   i   ich   merdających 

13

background image

ogonków Kalena uśmiechnęła się smętnie. Jej kotlej zdechł przed rokiem, a ciotka Olara nie 

pozwoliła jej wziąć innego zwierzaka. Pewnie dlatego, że wyczuwała,  jak bardzo Kalena 

przywiązuje się do zwierząt. Ciotka sądziła, że nic nie powinno odrywać bratanicy od jej 

zasadniczego zadania.

Olara nie zdawała sobie sprawy, jakie były rzeczywiste zamierzenia Kaleny, dla której 

nie było to tylko morderstwo, planowane od wielu lat, ale równie nowe życie, które miała 

potem rozpocząć. To prawda, że do tej pory nie mogła wyobrazić sobie przyszłości, bo nic nie 

wiedziała  o życiu  wolnych  kobiet. Słyszała  tylko  o nich  i dlatego  obrazy jej przyszłości 

skrywały się za obłokami mgły. Nigdy jednak nie wątpiła, że taka przyszłość na nią czeka. 

Czuła instynktownie,  że gdy wypełni obowiązek wobec rodu, przyszłe  życie  zarysuje  się 

jasno i żywo.

- Czy myślisz, że baron handlowy Quintel nie będzie miał obiekcji co do mojego 

zamieszkania   w   jego   domu?   -   zapytała   miękkim   głosem   Kalena,   kiedy   stanęli   pod 

łukowatymi   drzwiami   z   drzewa   księżycowego.   Za   chwilę   wejdzie   do   domu   człowieka, 

którego miała zamordować.

-   Nie   powinien   mieć   -   odparł   Ridge.   -   Sam   się   przyczynił   do   tego,   że   tutaj 

przyjechałaś, czyż nie? Może dać ci schronienie na czas naszych przygotowań do podróży. - 

Uniósł do góry ciężką, metalową kołatkę wiszącą u drzwi.

Podczas oczekiwania na ich otwarcie Ridge zerkał na swoją towarzyszkę. Co Quintel 

narobił? - zastanawiał się. Gdy dowiedział się, że ma odbyć podróż do Heights of Variance, 

żeby   sprawdzić,   co   się   stało   z   lukratywnym   handlem   Piaskiem,   nie   był   zdziwiony.   Nie 

zdziwiło go również to, że podczas jego dwumiesięcznej nieobecności Quintel wynegocjował 

dla niego małżeństwo kontraktowe. Ale zdumiało go odkrycie, że jego żona na okres podróży 

to niewinna młoda dziewczyna, przybyła prosto z farmy w kotlinie Interlock.

Żony kontraktowe były z natury kobietami silnymi i sprytnymi, przyzwyczajonymi do 

powszechnej krytyki, której im nie szczędzono. Małżeństwa kontraktowe były, co prawda, 

legalnymi związkami, ale klasy wyższe i średnie ledwie je akceptowały. Nawet farmerskie 

córki nie zawierały związków tego rodzaju.

Te   godne   pożałowania   układy   musiały   być   zawierane,   ponieważ   Uzdrowicielki   z 

Variance nie chciały handlować z mężczyznami. Leczenie było umiejętnością pochodzącą ze 

Świetlistego Krańca Spectrum i leżało w kompetencji kobiet. Handel natomiast należał do 

mężczyzn. Kiedy Quintel otworzył szlak handlowy Piasku, naciskano go, żeby znalazł jakiś 

14

background image

kompromis. Jego odpowiedzią było utworzenie instytucji małżeństwa kontraktowego. Tak 

więc bez specjalnego wysiłku Quintel zawierał układy uznawane przez prawo. Zachętą dla 

kobiet, które zawierały taki układ, był mały procent dochodów, jaki otrzymywały z handlu 

Piaskiem.

Kobiety czasami uczestniczyły w innych podróżach handlowych, a ich zadaniem było 

kucharzenie i dzielenia łoża z mężczyzną, z którym podróżowały, ale taki rodzaj układu nie 

satysfakcjonował   Uzdrowicielek   z   Heights   of   Variance.   Żądały   kobiet,   które   byłyby 

odpowiednio zaślubione, chociaż nikt nie miał pojęcia dlaczego, ponieważ one same były 

kobietami niezamężnymi.

Ridge   domyślał   się,   dlaczego   Quintel   wybrał   do   tej   podróży   siostrzenicę 

Uzdrowicielki. Taka osoba z pewnością sama miała talent. To było rodzinne. Quintel żywił 

nadzieję, że Wielkie Uzdrowicielki z Variance Valley,  które odrzucały ostatnio wszystkie 

próby handlu, będą bardziej  skłonne  do załatwiania  spraw z kobietą,  która jest dotknięta 

talentem. Przez ostatnie kilka miesięcy nie były dobrze nastawione do kobiet przybywających 

tam z karawanami handlowymi i zyski Quintela paskudnie na tym cierpiały. Mimo że Ridge 

znał tę sytuację, był  ogromnie zdumiony,  kiedy w biurze Hotcha odwrócił się i zobaczył 

Kalenę.

Pierwszą jego myślą było to, że jej oczy są koloru drogocennego zielonego kryształu 

wydobywanego przez górników w górach, blisko Talon Pass. Zimne jak lód zielone oczy, 

które mogły zmienić się w zielone płomienie, jeśli zostaną rozgrzane przez mężczyznę. Kiedy 

zdał sobie sprawę, że dzięki kontraktowi małżeńskiemu to on miał być tym mężczyzną, który 

przebudzi   Kalenę,   zabrakło   mu   tchu   w   piersiach.   Podróż   zapowiadała   się   niezwykle 

interesująco.

Ale nie tylko oczy zwróciły jego uwagę. We włosach Kaleny widział zachód słońca. 

Gęstwina   drobnych,   czerwono   złotych   kędziorów,   zebrana   na   karku,   opadała   kaskadą   na 

plecy, poniżej ramion. Ridge miał ochotę zanurzyć w nich palce. Wyobrażał sobie, jak mogą 

wyglądać rozrzucone na poduszce.

Kalena nie była piękna, ale intrygowały go czyste i delikatne rysy jej twarzy. Coś 

uderzającego było w skośnych oczach, wysokich kościach policzkowych  i prostym  nosie. 

Była   średniego   wzrostu.   Gdyby   stanęła   blisko   niego,   czubek   jej   głowy   dotykałby   jego 

podbródka. A gdyby on schylił głowę, łatwo mógłby ją pocałować.

15

background image

Purpurowa bluza z długimi rękawami wypuszczona na żółte spodnie była przepasana 

paskiem, podkreślając szczupłość jej talii i delikatnie zarysowane, bardzo kobiece biodra. Jej 

piersi były pełne i ślicznie ukształtowane. Ridge był pewien, że przyjemnie wypełniłyby jego 

dłoń. Pomyślał nagle, że gdyby odgadła jego myśli, byłaby nimi przerażona.

Ridge   zastanawiał   się,   jak   dalece   ciotka   Olara   wyjaśniła   siostrzenicy   znaczenie 

małżeństwa   kontraktowego.   Wydawało   się,   że   Kalena   traktuje   je   wyłącznie   jako   układ 

handlowy. Dla prostej córki farmerskiej, która prawdopodobnie nigdy jeszcze w swoim życiu 

nie wyjeżdżała z kotliny Interlock, musiało to być trochę dziwaczne.

Zapewne nie zdawała sobie sprawy, jak długie i samotne noce czekają ich podczas 

długiej podróży do Heights of Variance. Och, pomyślał, będzie dość czasu, żeby przedstawić 

jej   wszystkie   realia   tej   umowy.   Od   pierwszego   momentu,   kiedy   Ridge   dowiedział   się   o 

konieczności   odbycia   następnej   wyprawy,   zaczął   patrzeć   w   przyszłość   z   pewnym 

wyczekiwaniem.

Drzwi domu  Quintela  zrobione  z księżycowego  drzewa otworzyły  się cicho,  a on 

jeszcze ciągle stał pogrążony w myślach. Następnie odstąpił grzecznie do tyłu i przepuścił 

Kalenę.

Spojrzał,  jak przekraczała  próg domu,  a jego złociste  oczy szacowały ją chłodno. 

Może i była farmerską córką, ale miała w sobie dużo godności i gracji wielkiej damy. On był 

bękartem i nie pochodził z wielkiego rodu, ale pomyślał, że taki mężczyzna jak on, który 

chciał   założyć   własny   ród,   powinien   sprzymierzyć   się   z   farmerską   córką,   która   potrafiła 

chodzić jak dama.

Przyszło mu do głowy, że podczas podróży do Heights of Variance będzie mnóstwo 

czasu, żeby zdecydować, czy Kalena jest kobietą pasującą do jego dalekosiężnych planów.

Mężczyzna nazywany Fire Whip stwierdził, że cieszy go myśl o tej podróży.

16

background image

Rozdział drugi

D

o   diabła   -   powiedział   Quintel   -   przynajmniej   częściowo   przyznaj   mi   rację. 

Myślałem, że robię dobrze, bawiąc się w swata. Gdybyś ty się do tego zabrał, poszłoby ci 

znacznie gorzej, sam o tym wiesz.

Ridge   spojrzał   w   drugi   koniec   pokoju,   świadom   żartobliwego   tonu   wypowiedzi 

swojego pracodawcy. Quintel prawie leżał w fotelu z półokrągłym oparciem, a jego czarna 

koszula i czarne spodnie ostro kontrastowały ze śnieżnobiałą poduszką.

To nie był przypadek, że tego wieczoru Quintel ubrany był na czarno i że przyjmował 

gościa w śnieżnej komnacie. Człowiek ten lubił kontrasty. Jego włosy przyprószone srebrną 

siwizną zaczynającą się nad wysokim, inteligentnym czołem, jak zawsze sczesane były do 

tyłu. Srebro włosów kontrastowało z czarnymi oczami, a te z jasną karnacją. Kiedy ubrany 

był na czarno, a często tak się ubierał, wyróżniał się w każdym towarzystwie. Dominacja ta 

zaznaczała   się   jeszcze   bardziej   w   białym   pokoju,   w   którym   teraz   siedział.   Ridge   musiał 

przyznać obiektywnie, że i bez tych akcesoriów Quintel z rodu Gilding Fallon dominowałby 

nad   tłumem.   Bogaty   potomek   starej   rodziny   promieniał   odziedziczoną   po   niej   siłą   i 

autorytetem, i nosił te atrybuty z męskim wdziękiem. Umiał być nadzwyczaj czarujący, jak 

tego   wieczoru,   kiedy   Kalena   została   mu   przedstawiona,   albo   bezlitosny,   szczególnie   w 

interesach. Ridge wiedział lepiej niż inni, jak bezwzględny potrafił być jego pracodawca.

Zgodnie   z   tym,   co   głosiła   miejscowa   plotka,   Quintel   nie   był   już   zainteresowany 

jednym   z   najbardziej   lukratywnych   szlaków   handlowych   na   Północnym   Kontynencie. 

Niektórzy   mówili,   że   zwrócił   uwagę   na   nowy   szlak   -   Hall   of   Balance,   świeżo   powstałe 

zrzeszenie   reprezentowane   przez   wszystkie   porozrzucane   po   kontynencie   miasteczka   i 

społeczności. Nowy zarząd i lokalne wspólnoty nie chciały zrezygnować ze swoich cennych 

praw i nie było wątpliwości, że miasto Concinnity, siedziba szlaku Hall of Balance, staje się 

coraz   silniejsze.   Jednym   z   najistotniejszych   przywilejów   Hall   of   Balance   było   prawo   do 

uznawania i sankcjonowania nowo powstałych firm.

Quintel   przypominał   fizycznie   symbol   jego   dumnej   firmy.   Miał   ostre,   orle   rysy, 

podobne   do   drapieżnego   ptaka   zwanego   falonem.   Jego   szczupłe   ciało   było   zadziwiająco 

17

background image

wysmukłe.   Ridge  był  świadom   tego,  że   kobiety  uważały  go  za   niezwykle  fascynującego 

mężczyznę, chociaż wszystkie należące do otaczającego go małego grona wiedziały, że nie 

interesował   się   płcią   przeciwną.   Ale   nie   interesował   się   również   mężczyznami.   Przez 

wszystkie   lata   pracy   dla   swego   chlebodawcy   Ridge   nigdy   nie   dostrzegł,   żeby   Quintel 

wykazywał jakąkolwiek zmysłowość. Jego pasją były studia.

Quintel to najbardziej wykształcony człowiek, jakiego Ridge spotkał w swoim życiu. 

Jego   zainteresowania   były   bardzo   szerokie.   Bibliotekę   miał   tak   dużą,   że   mógłby   jej 

pozazdrościć nawet Uniwersytet Spectrum. Wielokrotnie gościł u siebie różnych profesorów 

uniwersyteckich, a zapowiedź każdej wizyty wywoływała zawsze jego wielki entuzjazm.

Osobiste   zainteresowania   Quintela   skupiały   się   na   sprawach   intelektualnych,   ale 

jednocześnie   chciał,   żeby   stworzone   przez   niego   imperium   dobrze   prosperowało. 

Towarzystwo innych uczonych mężczyzn stawiał ponad wszystko, toteż bardzo potrzebował 

kogoś, komu mógłby zaufać, kogoś, kto by go zastąpił w handlu i zajął się całą brudną robotą. 

Sprawy związane ze szlakiem handlowym wymagały pewnych i silnych mięśni. Ridge nie 

potrafił nawet przypomnieć sobie, od kiedy ludzie nazywali go Fire Whipem Quintela.

Ridge podszedł do rzeźbionego,  kamiennego  stołu i nalał sobie następną szklankę 

ciepłego, czerwonego piwa, które pili razem z Quintelem.

- W porządku, wykazałeś nieoczekiwanie talent do swatania. Ale ona nie jest taką 

kobietą, jakiej się spodziewałem, po tym, co mówiłeś mi o niej dwa dni temu.

- Myślałeś, że do towarzyszenia ci w góry zaangażuję jedną z tych profesjonalnych 

żon kontraktowych?

- Wydawało mi się, że byłoby to logiczne.

Quintel potrząsnął swą srebrną głową.

- Nie, Ridge. To wcale nie jest logiczne. Nie chcę, żeby cokolwiek poszło źle podczas 

twojej podróży, włączając w to aktualny handel Piaskiem. Twoim głównym zadaniem będzie 

dowiedzenie się, dlaczego trzej ostatni mistrzowie handlu i ich ładunki nie wyszły z doliny 

Uzdrowicielek. Poza tym, chcę świeżej dostawy Piasku. Dlatego potrzebujesz kobiety, a mój 

instynkt mówi mi, że tym razem potrzebujesz takiej, która obdarzona jest, choć w części, 

talentem   Uzdrowicielki.   Tylko   taka   będzie   prawdopodobnie   zaakceptowana   przez 

Uzdrowicielki z Variance. Już od jakiegoś czasu mistrzowie handlu i ich karawany wracają z 

pustymi rękami. Uzdrowicielki z Variance robią coraz więcej trudności. Kobiety, niezależnie 

od   tego,   jak   są   utalentowane,   mają   dar   stwarzania   niepotrzebnych   problemów.   -   Quintel 

18

background image

skrzywił się. - Najpierw Uzdrowicielki zaczęły zmniejszać uzgodnione zamówienia na różne 

preparaty   medyczne   i   odmawiały   sprzedaży   ustalonych   wcześniej   ilości   Piasku.   Jeden   z 

kupców powiedział mi, dlaczego tak się dzieje. Otóż Uzdrowicielki nie chcą współpracować z 

żonami handlowymi, które podpisały kontrakt tylko na określoną podróż. Twierdzą, że nie 

mogą akceptować takich żon. - Piękne usta Quintela znowu wykrzywiły się w grymasie. - 

Uzdrowicielki z Variance mówią również, że kobiety te nie są ani prawdziwymi żonami, ani 

kobietami, i żadna nie ma nawet śladu talentu Uzdrowicielki. Dlatego nie chcą mieć nic z 

nimi do czynienia. Wtedy też zacząłem dostawać raporty o barierze założonej w poprzek 

przełęczy i wtedy już nikt, kto wyruszył do Heights of Variance, nie był w stanie przez nią 

przejść.

- Nawet jeśli mnie uda się przejść, to nie będę mógł zabrać ze sobą zbyt dużo Piasku 

ani lekarstw. Będę miał tylko tyle miejsca, ile znajdować się będzie w naszych bagażach 

przytroczonych do siodeł. Nie mogę wziąć jucznego krita, ponieważ znacznie spowolniłoby 

to podróż.

Quintel skinął głową i wypił łyk piwa z wytwornego kielicha.

- Potrzebuję tylko pojedynczej przesyłki. To wystarczy mi do udowodnienia, że ciągle 

mogę dostarczać ten cholerny towar. Kiedy wrócisz i problem zostanie rozwiązany, wtedy 

zorganizuję dużą wyprawę handlową.

Ridge podszedł do okna i wyjrzał do ogrodu. Tak jak większość prywatnych domów w 

Crosspurposes, również duży dom Quintela otoczony był egzotycznym ogrodem. Od frontu 

miał tylko kilka wąskich okien, które zatrzymywały kurz i hałas dochodzący z ulicy,  ale 

umożliwiały   cyrkulację   powietrza.   Od   strony   wewnętrznej   wszystkie   okna   otwierały   się 

prosto na bujną zieleń i przesycone zapachem kwiatów powietrze. Czerwony blask księżyca 

oświetlał wspaniale zaprojektowany ogród widoczny z okien śnieżnej komnaty. Symmetra, 

czerwony księżyc Zantalii, świeciła pełnym blaskiem.

Ale Ridge patrzył na tę piękną scenerię bez zbytniego zainteresowania; jego myśli 

krążyły wokół słów wypowiedzianych przez Quintela.

- Czy ktoś kwestionował twoje możliwości przywozu Piasku? - zapytał delikatnie.

Quintel zawahał się, lecz przyznał.

- Sprawa wypłynęła na ostatnim posiedzeniu Rady Miasta. Zapewniłem jej członków, 

że problemy były tylko przejściowe i że wkrótce wszystko wróci do normy.

19

background image

-   Nie   ośmielą   się   odebrać   ci   tej   trasy   i   dać   jej   komuś   innemu   -   powiedział   z 

przekonaniem Ridge.

- Nikt poza Radą nie ma takiej siły. Szlak handlowy Piasku uważany jest za bardzo 

istotną pozycję dla Crosspurposes. Daje on miastu bogactwo i siłę. Jeśli miasto obawia się, że 

może utracić ten szlak tylko dlatego, że baron handlowy, który jest za niego odpowiedzialny, 

już nad nim nie panuje, wtedy Rada na pewno podejmie odpowiednie działania, żeby go 

zachować. Obydwaj o tym wiemy.

Ridge odwrócił się od okna.

- Kiedy wrócę, odzyskasz swój Piasek - obiecał spokojnie.

Quintel uśmiechnął się.

- Wiem. - Po krótkiej chwili dodał: - Powinienem jeszcze wspomnieć ci o czymś 

innym.  W tym czasie, kiedy karawany wracały z pustymi  rękami, mój ostatni wysłannik, 

mający zbadać sprawę, w ogóle nie wrócił.

- Kogo wysłałeś?

- Trantela.

Ridge rozważał to przez moment.

- On jest dobry.

- Mam powody przypuszczać, że nie żyje.

Ridge skrzywił się.

-   Uzdrowicielki   mogą   być   uparte   i   trudne,   ale   nigdy   nie   zabijają.   One   nie   mogą 

zabijać. Każdy o tym wie.

Quintel wzruszył ramionami.

- Nie wiem, co się dzieje, Fire Whip. Dlatego wysyłam ciebie, żebyś się dowiedział.

Mężczyźni  w milczeniu  patrzyli  na siebie  przez  całą  długość białego  pokoju. Nie 

widzieli   potrzeby   dalszej   dyskusji   na   temat   omawianej   misji.   Ridge   dostał   polecenie   i 

powinien je wykonać. Obydwaj akceptowali ten fakt.

- Teraz jeśli chodzi o kobietę... - zaczął wolno Quintel.

- Co z nią? Wybrałeś  ją i przypuszczam,  że wiesz, co zrobiłeś, nawet jeśli jesteś 

początkujący w roli swata - stwierdził Ridge.

Quintel pominął tę kpinę milczeniem.

-   Ona   jest   naszą   najlepszą   gwarancją,   dopóki   będziemy   prowadzić   handel   z 

Uzdrowicielkami z Variance. To prawda, że nie jest profesjonalną Uzdrowicielką, ale jest nią 

20

background image

jej   ciotka,   a   taki   talent   jest   prawdopodobnie   dziedziczony   w   linii   żeńskiej.   Przynajmniej 

zazwyczaj tak bywa. Kalena może nie ma talentu, żeby praktykować jako Uzdrowicielka, ale 

nawet   dotknięcie   talentem   powiększa   nasze   szanse   przekonania   Uzdrowicielek   z   gór   do 

handlu z nami.

- Nie było szansy na dostanie prawdziwej Uzdrowicielki?

- Przykro mi, ale nie. Uzdrowicielki są dumne. Większość z nich uważa się za lepsze 

niż te kobiety, które zostają żonami kontraktowymi. Do Kamieni, te najbardziej utalentowane 

zostają Wielkimi Uzdrowicielkami, przenoszą się do Heights of Variance i unikają kontaktu z 

mężczyznami.   -   Oskarżający   ton   Quintela   mówił   jasno,   że   zarówno   jemu,   jak   i   innym 

mężczyznom,   trudno   zrozumieć   taką   niezależność.   -   Normalne   Uzdrowicielki   i   kobiety 

dotknięte talentem prawie zawsze są zamężne. Uważa się, że są one doskonałym materiałem 

na żonę. Uzdrowicielka dodaje prestiżu domowi, dużemu czy małemu. Żadna prawdziwa 

Uzdrowicielka nie potrzebuje zatrudniać się jako żona kontraktowa. I co mężczyzna mógłby 

dać takiej kobiecie w zamian za podróżowanie z nim w charakterze żony? Procent zysku z 

handlu Piaskiem?

Ridge skrzywił się lekko.

- Do najdalszego Krańca Spectrum, ja na pewno nic nie mógłbym dać.

- Nie mógłbyś - zgodził się Quintel. - Ty w najmniejszym stopniu. Masz tyle dumy, co 

jakiś pan wielkiego rodu, czyż nie?

-   Nawet   jeśli   jestem   tylko   bękartem   -   skończył   Ridge   gorzko.   -   Dlaczego   nie 

powiedziałeś tego, Quintel? Wiemy obaj, że to prawda.

- Sprawa twojego urodzenia jest dla ciebie tylko chwilową trudnością, Ridge. Jestem 

tego tak pewien, jak pewien jestem pełni Symmetry każdego miesiąca - stwierdził Quintel. - 

Przyjdzie   taka   chwila,   że   założysz   swój   ród   i   będzie   on   potężny.   Wziąłem   cię   z   ulicy 

Countervail i nauczyłem cię tylko manier, ale ogień mężczyzny, którym jesteś dzisiaj, zawsze 

w tobie płonął. Daleko cię to zaprowadzi.

- I to wkrótce - bąknął prawie do siebie Ridge. - Bardzo szybko.

- Może już po wykonaniu tego zadania - dokończył Quintel delikatnie. - Jeśli okażesz 

się tak dobry w uwodzeniu kobiety, jak jesteś w posługiwaniu się sintarem.

Ridge zaciekawiony odwrócił szybko głowę.

- O czym ty mówisz?

21

background image

- Mówię, że dam ci pełny profit z tej wyprawy. - Quintel wypił następny łyk piwa, 

jakby czekając, że jego słowa wsiąkną w płyn. - Oczywiście bez tych trzydziestu procent, 

które otrzyma ta kobieta i jej ciotka. Poza tym zamierzam przekazać ci udział w tym szlaku. 

Myślę, że jakieś dwadzieścia procent. W zamian, w przyszłości, będziesz go strzegł w moim 

imieniu.

- Nie rozumiem - powiedział Ridge z napięciem.

- Ależ tak, rozumiesz. - Quintel pochylił się do przodu, a jego ciemne oczy wyrażały 

zdecydowanie. - Jest to dla mnie życiowa sprawa. Chcę, żeby ten szlak został ponownie 

otwarty i żebym mógł dostarczać jakieś ilości Piasku i udowodnić, że ciągle sprawuję nad 

nim kontrolę. Ale oprócz tego nie jestem zainteresowany w uzyskaniu profitu z tej ostatniej 

podróży.   Piasek,   który   przywieziesz   do   Crosspurposes,   będzie   twój.   Muszę   przyznać,   że 

jestem już zmęczony poświęcaniem czasu i uwagi temu szlakowi. Chciałbym przekazać to 

brzemię komuś innemu, nie tracąc jednocześnie całkowitej kontroli. A komu innemu mogę 

ufać tak, jak ufam tobie, Fire Whip? Pomyśl o tym, Ridge. Im więcej przywieziesz Piasku, 

tym będziesz bogatszy. Jeśli przywieziesz dostateczną ilość i sprzedasz sprytnie, będzie to 

dość na założenie własnej firmy. Dodaj do tego wszystkie przyszłe dochody z Piasku. Mam 

nadzieję, że jest to dostateczną podnietą. Pieniądze są źródłem siły. Pieniądze i siła pozwolą 

ci założyć firmę.

Ridge poczuł, jak adrenalina popłynęła w jego żyłach, tak jakby stanął twarzą w twarz 

z   armią   napastników.   Ale   zamiast   śmiercionośnej   złości   czuł   gwałtowne   podniecenie. 

Dopiero po wolnym, głębokim oddechu zdołał wykrztusić:

- Jesteś bardzo wspaniałomyślny, Quintel.

- Nie, jestem praktyczny. Służyłeś mi tak długo i tak dobrze, Ridge. Zawdzięczam ci 

bardzo   dużo.   Prędzej   lub   później   założyłbyś   swoją   firmę.   Zrozumiałem,   że   taki   cel 

przyświecał całemu twojemu życiu. To bardzo dobrze. Mogę się teraz odwdzięczyć za twoją 

służbę i lojalność. Dlatego chcę dać ci szansę zarobienia fortuny właśnie podczas tej jednej 

wyprawy.

Oczy mężczyzn spotkały się.

- Nie wiem, co mam powiedzieć.

Quintel uśmiechnął się.

22

background image

- Nic nie mów. Ale za to możesz poświęcić trochę czasu na rozmowę z Kaleną. Mam 

nadzieję, że w rzeczywistości będzie to coś więcej niż krótka rozmowa. Potrzebna ci jej zgoda 

na współpracę podczas podróży.

Ridge przymrużył oczy.

- Ona jest dosyć chętna. Udział w profitach z tej podróży jest dla niej dostateczną 

podnietą.

- Nie to miałem na myśli. Musisz spróbować zdobyć jej względy. Całkowicie. Musisz 

zrobić z niej prawdziwą żonę. Dwaj ostatni mistrzowie komercji, którzy dotarli do doliny 

Uzdrowicielek, mówili mi po powrocie, że Wielkie Uzdrowicielki narzekają na kobiety, które 

nie są prawdziwymi żonami.

-   Ale   przecież   podczas   tych   podróży   spali   z   kobietami,   które   wzięli   ze   sobą   - 

powiedział  Ridge. - Poza tym  mieli przecież dokumenty,  że wszystko  zostało załatwione 

formalnie. Czego więcej potrzebowali?

- Uzdrowicielki z doliny rozumieją to, ale jednak nie akceptują takich związków.

- Dlaczego?

-   Z   powodów,   które   tylko   im   są   znane.   One   nie   patrzą   na   dokumenty   z   punktu 

widzenia ich ważności, chociaż kiedyś je akceptowały. Mimo że nie przedstawiły żadnego 

adekwatnego  wyjaśnienia,  jednak z tego,  co mówili  mistrzowie  komercji, wynika,  że nie 

doszukały się żadnej więzi pomiędzy kupcami  i ich żonami. Wygląda  na to, że istnienie 

seksualnego związku i kawałek papieru, mówiący o legalności małżeństwa, nie wystarcza już 

Uzdrowicielkom z Variance. Chcą czegoś więcej.

- To znaczy czego? - zapytał bezbarwnie Ridge.

Quintel westchnął.

- Nie jestem pewny. Być może jakiejś spójni. Emocjonalnego związku między kobietą 

i mężczyzną, czegoś, co jest zrozumiałe tylko dla kobiet, czegoś więcej niż układ handlowy. 

Wiesz,   jakie   są   kobiety   -   dodał.   -   Takie   emocjonalne.   Widocznie   poprzednie   żony 

kontraktowe   były   zbyt   szczere   w   rozmowach   z   Najwyższymi   Uzdrowicielkami, 

uświadamiając im przejściowy charakter małżeństwa handlowego. Wydaje się, że to zaczęło 

budzić obiekcje. Kto w pełni zrozumie Uzdrowicielki z Variance lub wszystkie inne kobiety? 

Odniosłem wrażenie, że one życzą sobie prowadzić interesy z kobietą, która jest prawdziwą 

żoną, a nie tylko partnerem do interesów. Myślę, Ridge, że zanim dotrzesz do gór, dobrze by 

było,  żeby twoja żona kontraktowa  była  związana z tobą nie tylko  formalnie.  Tak  więc, 

23

background image

mistrzu komercji, czas, żebyś wykazał swój talent w sztuce uwodzenia i przeszedł pomyślnie 

ten test.

Ridge popatrzył na niego.

- Ciągłe nie rozumiem.

- Przecież wszystko ci powiedziałem, Ridge. Zalecaj się do tej damy. Zanim dotrzesz 

do Heights of Variance, powinieneś być pewien, że przywiązała się do ciebie. Uzdrowicielki 

potrafią to ocenić i jeśli stwierdzą, że nie jest ona prawdziwie zaślubiona i zaangażowana 

uczuciowo,   to   nie   będą   chciały   prowadzić   żadnych   interesów,   nawet   jeśli   pokonasz 

przeszkodę, którą wzniosły w poprzek przełęczy.

Ridge zaklął spokojnie.

- Do licha, starasz się uczynić tę wyprawę tak trudną, jak tylko to możliwe, czyż nie?

- To nie ja piętrzę przed tobą trudności, tylko te bezsensowne Uzdrowicielki.

- Tak więc oczekujesz nawiązania związku uczuciowego, nawet jeśli wszystko ma się 

skończyć po powrocie do Crosspurposes?

Quintel skinął głową.

- Tak. Nawet jeśli miałoby się to skończyć. Proces, dzięki któremu kobieta poddaje się 

raczej   emocjom   niż   rozumowi,   jest   nazywany   uwiedzeniem.   Lepiej   przygotuj   się   do 

wypraktykowania tej szczególnej sztuki.

Ridge uśmiechnął się niewesoło.

- Wybrałeś złego mężczyznę do tej pracy, Quintelu. Mogę być dobry do podrzynania 

gardeł, ale naprawdę nie jestem zręczny w uwodzeniu. Nigdy nie byłem w tym szczególnie 

dobry.

- Mam wielkie zaufanie do ciebie, Fire Whip. Szczególnie jeśli masz podnietę, którą ci 

dostarczyłem.

Ridge pomyślał o szansie, jaką dał mu Quintel. Było to coś, o czym zawsze marzył.

- Muszę przyznać, że podróż zapowiada się bardzo interesująco.

- Jestem pewien, że taka właśnie będzie - zgodził się Quintel.

Ridge przez chwilę kontemplował zadanie, jakie miał przed sobą; potem uśmiechnął 

się anemicznie na myśl, która przyszła mu do głowy.

- Dzisiaj wieczorem przy kolacji wykazała, że ma doskonałe maniery, prawda? - Był 

świadom tego, że w pewnym  sensie odczuwał z tego faktu dziwną dumę.  - Nikt by nie 

uwierzył, że wychowana została na farmie w Interlock.

24

background image

-  Bez   względu  na   to,  jakie  jest   jej   dziedzictwo,  najważniejsze,  że   ma  w   rodzinie 

Uzdrowicielkę.   One   górują   nad   kobietami   z   przeciętnych   farm   i   wiedzą   o   tym.   Kalena 

niewątpliwie   otrzymała   doskonałe   wykształcenie   i   nauczona   została   dobrych   manier   i 

odpowiedniego zachowania. Rzeczywiście jej zachowanie tego wieczoru było nienaganne. 

Był to czarujący gość.

Jeśli nie brać pod uwagę faktu, że wydawała się zafascynowana Quintelem, pomyślał 

Ridge,  przypominając  sobie te  chwile  podczas  obiadu,  kiedy widział,  jak Kalena  skrycie 

obserwuje   pana   domu.   Ridge   musiał   przyznać,   że   zainteresowanie   Kaleny   Quintelem 

rozdrażniło   go  w  pewnym   stopniu.  Powinien  jej  wyjaśnić,   że  gdyby  nawet   Quintel   miał 

słabość do kobiet, której nie miał, to i tak nie był dla niej odpowiednim mężczyzną. To z nim, 

Ridge'em, podpisała kontrakt małżeński i powinna go przestrzegać zarówno w myśli, jak i w 

czynie. Wiedział, że nic nie powstrzyma go od powrotu z Heights of Variance z ładunkiem 

Piasku. Wstał nagle powziąwszy decyzję. Teraz jest najlepsza pora, żeby zacząć wyrabiać u 

Kaleny poczucie obowiązku. Uśmiechnął się do Quintela i na jego twarzy odmalował się 

wyraz zdecydowania.

- Nie dałeś mi prostego zadania, Quintel. Zdajesz sobie sprawę, że jeśli nawet jest ona 

tylko córką farmera, to i tak może uważać, że jej dziedzictwo jest lepsze niż moje.

Quintel spojrzał na niego dziwnie.

- Spędziłeś większość swojego życia udowadniając mnie i wszystkim innym, że fakt 

urodzenia się bękartem nie powstrzymał cię od brania tego, co chciałeś. Nie pozwolisz chyba 

zastraszyć się zwykłej wiejskiej dziewczynie. Poza tym będzie żoną kontraktową i chyba nie 

może twierdzić, że jest bardziej niż ty godna szacunku.

Ridge wzruszył ramionami.

- Być może, ale ciekaw jestem, czy ona o tym wie.

- O czym? Że nie nosisz nazwiska rodowego? Jestem pewien, że dowiedziała się już 

do tej pory. Na pewno nie brak ludzi, którzy zechcieli ją poinformować, że wychowywałeś się 

na ulicach Countervail bez pieniędzy i bez ojca. Ja bym się tym nie przejmował.

Ridge zacisnął szczęki, kiedy ogarnęły go wspomnienia z tamtych dni. Nie powinien o 

nich myśleć. Uciekł od biedy i brutalności świata, od życia, które zabiło jego matkę. Zmarła, 

zanim   Ridge   skończył   osiem   lat.   Zmarła   na   jakąś   chorobę   płuc,   którą   można   by   łatwo 

wyleczyć, gdyby stać ją było na Uzdrowicielkę. Nie, jego matka nie przetrwała ciężkiego 

życia   ulicy,   ale   Ridge   przetrwał.   Quintel   miał   rację.   Ridge   nie   powinien   pozwolić,   by 

25

background image

opanowały go wspomnienia przeszłości. Jego cel był w zasięgu ręki i jeśli miał schwytać 

swoje przeznaczenie, to najpierw musiał uwieść swoją nową żonę.

- Jeśli mi wybaczysz, to pójdę do swojego pokoju. Jest późno, a ja miałem bardzo 

męczący dzień - powiedział i skierował się do drzwi.

Quintel odstawił puchar.

-   Czas   również   i   na   mnie,   muszę   odpocząć.   Zajmowałem   się   moimi   studiami   do 

samego wieczora.

Ridge uśmiechnął się.

- Czy jest coś, co mogłoby odciągnąć cię od studiów?

- Nie - szczerze odpowiedział Quintel. Wstał. Odziany był w czarno-białe szaty; jego 

ciało   było   ascetycznie   chude.   -   Za   chwilę   Iwis   przyniesie   mi   do   pracowni   wieczorną 

szklaneczkę wina.

Ridge skinął głową i odwrócił się do wyjścia.

- A więc, życzę ci dobrej nocy, mój panie.

- Aha, Ridge, jest jeszcze jedna sprawa.

Zatrzymał się, patrząc wyczekująco na swojego chlebodawcę.

- Tak?

- Sprawa waszego małżeństwa... myślę, że powinniśmy odpowiednio je uczcić.

- Przecież jest to handlowa umowa i nie trzeba jej celebrować - odparł Ridge.

-   Inaczej   patrzy   na   to   kobieta.   To   uczyni   małżeństwo   bardziej   realnym,   bardziej 

romantycznym,   bardziej   związanym   emocjonalnie.   Poza   tym   -   ciągnął   dalej   Quintel, 

pozwalając sobie na rzadki uśmiech - chciałbym  widzieć cię, mój chłopcze, odpowiednio 

zaślubionego. W przeszłości zawsze unikałeś wiązania się z żoną kontraktową. Kto wie, może 

ten   pierwszy   raz   przyniesie   ci   szczęście?   Może   ten   kontrakt   z   Kalena   okaże   się   stałym 

związkiem? Myślę, że poza wszystkim innym powinienem pożegnać was odpowiednio.

-   Widzę,   że   chcesz   zaspokoić   swoje   dziwne   poczucie   humoru   moim   kosztem   - 

powiedział Ridge mocno niezadowolony.

Uśmiech znikł z twarzy Quintela.

- Instynkt mówi mi, że ślub będzie pierwszym udanym krokiem w tej podróży. Chcę 

zebrać z niej całe szczęście.

- Czy zmuszając mnie do przejścia przez tę ceremonię będziesz szczęśliwy?

- Nie narzekaj. Ja za to zapłacę.

26

background image

- Jakkolwiek by było, to ja zapłacę za to w ten lub w inny sposób - powiedział Ridge 

ponownie szykując się do wyjścia.

Otworzył łukowate drzwi zrobione z księżycowego drzewa, jedyną kolorową plamę w 

całym białym pokoju, i zszedł w dół do holu z uczuciem głębokiej irytacji. Mógł zabijać dla 

Quintela, kiedy zaistniała taka potrzeba. W przeszłości wielokrotnie to robił. Ale tego było 

jednak dla niego zbyt wiele. Zmuszanie go do przejścia przez taką ceremonię, tym bardziej że 

panna młoda miała być jego żoną tylko na czas podróży... Ciekaw był, jak Kalena przyjmie tę 

wiadomość.

Z   łagodnie   oświetlonego   holu   Ridge   wyszedł   do   zalanego   światłem   księżyca 

prostokątnego   ogrodu,   który   oddzielał   część   domu   zajmowaną   przez   Quintela   od   kwater 

służby   i   pokoi   gościnnych.   Quintel   był   gościnnym   panem   domu,   ale   strzegł   swojej 

prywatności nie zważając na to, ilu gości miał pod swoim dachem. Nikt bez pozwolenia nie 

mógł go tutaj niepokoić.

Ridge mógł przemierzyć  całą drogę wokół ogrodu pod osłoną kolumnady portyku. 

Kamień deszczowy, z którego zrobione były ogrodowe ścieżki, skąpany w czerwonym blasku 

Symmetry,   odbijał   światło   księżyca   z   niewiarygodną   jasnością   i   błyszczał   opalizujące. 

Trudno było nie podziwiać takiej scenerii. Ridge spojrzał na to czerwone ciało niebieskie i 

pomyślał, że prawdopodobnie Quintel wie, co robi. Zazwyczaj wiedział. Porę miesiąca, w 

której Symmetra była w pełni, uważano za pomyślną na rozpoczynanie podróży. Do księżyca 

w   pełni   tradycyjnie   odwoływali   się   kupcy   i   chociaż   Ridge   nie   był   jeszcze   prawdziwym 

kupcem, jednak wierzył, że jakaś część tego szczęścia jest i jemu przypisana. Uważał, że 

zawsze jest nadzieja na ludzkie szczęście, nawet jeśli człowiek musi je sam kreować.

Był   już   w   połowie   drogi,   dochodził   prawie   do   czarno-białej   fontanny,   kiedy 

spostrzegł, że jego zdobycz  nie czeka w swoim pokoju. Zatrzymał  się i ukryty w cieniu 

cudownie proporcjonalnej fontanny patrzył na idącą przez ogród Kalenę. Może zwabiło ją 

czerwone   światło   księżyca   albo   bezsenność,   pomyślał.   Chciałby   wiedzieć   coś   więcej   o 

kobietach. Czasami stwierdzał, że nie wie, co one myślą, a jeszcze trudniej przychodziło mu 

zrozumieć,   jakie   motywy   nimi   kierują.   Ale   czy   mężczyzna   mógł   zrozumieć   istotę,   która 

wyłoniła się ze Świetlistego Krańca Spectrum?

Patrzył przez moment na kroczącą w świetle księżyca Kalenę i poczuł, że sprawia mu 

to przyjemność. Masa rudych, skręconych kędziorów opadała luźno na tunikę, która świeciła 

w   blasku   Symmetry   jak   pomalowana   dziwnym   odcieniem   złota.   Kalena   poruszała   się   z 

27

background image

gracją, na którą już wcześniej zwrócił uwagę. Zaczął sobie wyobrażać, jak by to było, gdyby 

poruszała się w podobny sposób w łóżku, pod jego ciężarem. Nagle zdał sobie sprawę, że 

dziewczyna kieruje się w stronę portyku biegnącego w kierunku części domu zajmowanej 

przez Quintela. Na myśl o tym poczuł dziwny ból w sercu i zdziwił się, że tak gwałtownie 

zareagował.

K

alena  nie  zdawała  sobie sprawy,  że jeszcze  ktoś  inny znajduje się  w ogrodzie, 

dopóki   Ridge   nie   odezwał   się   stając   tuż   za   nią.   Na   dźwięk   jego   głosu   odwróciła   się 

zaskoczona.

- Tam są apartamenty barona handlowego - powiedział spokojnie, a jego spojrzenie w 

świetle księżyca zdawało się nieodgadnione. - Nikt nie może tam chodzić, jeśli nie dostał 

zaproszenia od samego Quintela.

Kalena zebrała się w sobie, próbując odzyskać równowagę.

-   Przykro   mi.   Nie   zdawałam   sobie   sprawy,   że   mogę   narzucić   komuś   swoje 

towarzystwo. Ten dom jest tak duży, że łatwo w nim zabłądzić. - To ostatnie stwierdzenie 

było prawdziwe. Dom, z jego dwoma piętrami przestronnych pokoi, i bezkresny ogród, były 

daleko większe niż jakiekolwiek inne domostwo, które widziała do tej pory, nawet jej wielki 

rodzinny   dom,   który   ledwie   pamiętała   z   dzieciństwa.   Dwór   składał   się   z   wielu   pokoi   i 

ogrodów, gustownie zaprojektowanych i co krok zaskakujących kontrastami. Koła i owale 

przedzielone były kwadratami, trójkątami i prostokątami, każdy pokój starannie dopasowany 

do przyległych sal i ogrodów.

Wzmianka   o   rozległości   domu   była   tylko   wybiegiem   i   Kalena   miała   nadzieję,   że 

Ridge nie zorientował się, że wcale nie zabłądziła, chociaż utrzymywała, że tak się właśnie 

stało.   Wiedziała   bardzo   dobrze,   że   znajduje   się   blisko   apartamentów   Quintela,   ponieważ 

zapytała o to służącą. Instrukcje Olary były z pewnością dokładne, ale Kalena uważała, że 

lepiej   sprawdzić   wszystko   u   źródła.   Chciała   lepiej   poznać   wieczorne   przyzwyczajenia 

Quintela i wtedy właśnie zaskoczył ją Ridge.

W czerwonym świetle księżyca Ridge był surowy, prawie groźny. Stojąc w cieniu 

wydawał się ogromny, ale jakby onieśmielony. Była świadoma jego ogromnej sylwetki i siły, 

lecz odczuwała również coś innego. Ze zdumieniem stwierdziła, że mężczyzna ten zniewala 

ją w jakiś prymitywny sposób. Przestraszyła się tego uczucia, ponieważ wiedziała, że nie jest 

on   przeznaczony   dla   niej.   Niewątpliwie   w   jej   przyszłym   życiu   będą   mężczyźni,   ale   nie 

28

background image

wyobrażała sobie, żeby Ridge był wśród nich. Był związany z Quintelem, a Kalena wiedziała, 

że po spełnieniu swojej misji pójdzie zupełnie inną drogą. Bezpieczniej będzie nie spotykać 

potem Ridge'a. Nawet jeśli śmierć Quintela zostanie uznana za naturalną, Kalena i tak nie 

powinna   być   tutaj,   kiedy   ktoś   zacznie   coś   podejrzewać.   Najważniejsze   jest   to,   że   Olara 

zakazała  jej dokonywać  najbardziej  niebezpiecznych  odkryć:  wolności seksualnej. Kalena 

wiedziała, że zakaz Olary nie wynikał z tego, że jej zdaniem tylko takie zachowanie jest 

odpowiednie   dla   kobiety   z   ich   rodu,   lecz   z   obawy,   że   gdyby   Kalena   odkryła   w   sobie 

zmysłowość, mogłoby to zniweczyć jej misję.

- Nie szkodzi - powiedział Ridge pewnie biorąc ją za ramię. - Pokażę ci drogę do 

twojego pokoju. Poza tym chciałbym z tobą porozmawiać.

Kalena spojrzała na niego niespokojnie.

- Oczywiście, mistrzu komercji.

- Myślę, że będzie lepiej, jeśli pominiesz tytuł i zaczniesz zwracać się do mnie: Ridge.

- Bardzo dobrze. Jeśli tak sobie życzysz.

Nie  odzywał  się przez  moment,  tylko  szedł i  zbierał  myśli.  Kalena  z niepokojem 

oczekiwała, ciekawa, jaki temat rozmowy jest dla niego taki trudny.

- Quintel  chciałby,  żebyśmy  zostali odpowiednio zaślubieni - powiedział  w końcu 

Ridge tonem trochę agresywnym, jakby spodziewał się z jej strony oporu.

Odczuła ulgę, że nie będzie to wypytywanie o powód jej obecności w ogrodzie.

-   To   wielka   łaska   z   jego   strony.   -   Huczne   wesele,   pomyślała,   właśnie   tak,   jak 

przewidziała Olara.

- Quintel uważa, że odpowiednia ceremonia ślubna będzie dobrym startem dla naszej 

wyprawy - ciągnął Ridge. - Jest to mężczyzna, który nie lekceważy wróżb, a jego wyczucie 

sytuacji jest czasami zdumiewające.

- To zupełnie tak jak moja ciotka. - Kalena obserwowała go z cierpkim uśmiechem. - 

Czy on również wpada w trans?

- Oczywiście że nie - odparł poważnie. - To jest kobieca rzecz. Żaden mężczyzna nie 

pretenduje do tego, żeby być zdolnym do patrzenia w przyszłość.

Kalena uśmiechnęła się figlarnie.

- Chodzi ci o to, że każdy mężczyzna byłby zakłopotany, gdyby musiał przyznać, że 

jest obdarzony takim samym talentem jak kobieta?

Widać było, że spokojna odpowiedź sprawia mu dużą trudność.

29

background image

- Chciałem tylko powiedzieć, że mój pracodawca ma nadzwyczajny instynkt - instynkt 

handlowy. Nigdy nie dyskutuję z nim, kiedy podejmie jakąś decyzję - Ridge przerwał, lecz po 

chwili dokończył niechętnie - a przynajmniej nie sprzeciwiam się zbyt mocno, bo prawie 

zawsze ma rację.

- A ponieważ on zadecydował, że oboje musimy przejść przez tę farsę zaślubin, więc 

uznałeś, że jest to dobry pomysł. - Widząc jego wahania w sprawie ceremonii ślubnej, nie 

mogła powstrzymać się przed dokuczeniem mu.

Ridge zawahał się.

- On jest przekonany, że to przyczyni się do pomyślnego zakończenia naszej wyprawy 

- powiedział w końcu.

- Hmm. Sądzi, że Wielkie Uzdrowicielki z Variance będą bardziej skłonne do handlu 

ze mną, jeśli uznają mnie za prawdziwą żonę, czy tak?

Ridge  zatrzymał  się nagle  i popatrzył  na  nią. Jego złote  oczy wyrażały  niechęć  i 

podziw.

- Chyba wiesz, że jesteś obdarzona kobiecą intuicją.

- Wolę sądzić, że mam zdolność rozumowania z męską logiką - mruknęła, czując, że 

ten komentarz  może  go zirytować.  - Mężczyźni  nie  lubią przyznawać  kobiecie  zdolności 

logicznego myślenia. Uważają, że takie myślenie jest wyłącznie domeną mężczyzn, że jest to 

dar   dany   im   przez   Mroczny   Kraniec   Spectrum.   -   Ku   jej   zdziwieniu   Ridge   nie   chwycił 

przynęty.

- Nie będę więcej dyskutować z tobą tej kwestii, Kaleno. Zostało zdecydowane, że za 

trzy   dni   odbędzie   się   ta   ceremonia.   Uważam,   że   powinnaś   kupić   sobie   strój   ślubny   – 

powiedział   niewyraźnie.   -   Kup   wszystko,   czego   potrzebujesz,   i   powiedz,   żeby   rachunek 

przysłano do mnie. Kup również kilka rzeczy na podróż. Dam ci listę. Przy okazji możesz 

kupić kilka koszul dla mnie.

Kalena uniosła kpiąco brwi.

- Zaczynasz się tak zachowywać, jakbyś już był moim mężem.

Ku jej zdziwieniu Ridge przyjął ten komentarz poważnie.

 - Tak, tak się czuję. A ty nie czujesz się jak narzeczona, Kaleno?

- Nie - powiedziała szczerze. - Aż tak daleko nie weszłam w tę rolę.

Wszystko skończy się, gdy spełnię swój obowiązek, pomyślała. To jest tylko umowa 

handlowa.

30

background image

Ridge zmrużył oczy; położył rękę na jej ramieniu. Kalena poczuła jej ciężar i siłę. 

Wzięła głęboki oddech. Wyczytała z jego oczu, że podjął jakąś decyzję. Nie wiedziała, czy 

ma   żałować,   że   spotkała   go   w   ogrodzie,   czy   się   z   tego   cieszyć.   Nie   była   w   ogóle 

przyzwyczajona do towarzystwa mężczyzn, toteż fakt, że stoi w ogrodzie, w świetle księżyca, 

i że mężczyzna trzyma rękę na jej ramieniu, wydawał się dość niezwykły. Przypomniała sobie 

jednak, że wkrótce wkroczy w nowe życie i pewne jest, że będą w nim również mężczyźni. 

Nagle poczuła, że pozwalanie sobie na posmakowanie teraz tego, co przyniesie przyszłość, 

może przeszkodzić w wypełnieniu jej misji.

- Być może - wycedził Ridge podejrzanie łagodnym głosem. - Ja traktuję obowiązki 

męża poważnie. Jeśli zamierzam zachowywać się jak mąż, ty też powinnaś być prawdziwą 

żoną.

Kalena   stała   spokojnie   czując   podniecenie,   kiedy   zdała   sobie   sprawę,   że   Ridge 

zamierza ją pocałować. Nagle przed jej oczami wyrosła wizja obrażonej ciotki. Olara byłaby 

tym zaszokowana. Po prawdzie, to i Kalena była trochę przestraszona. Już dawno myślała o 

dniu, w którym dowie się, co znaczy być w ramionach mężczyzny. I czekała na ten dzień.

A teraz, kiedy nadszedł ten moment, nie wiedziała, czy chce go przeżyć. Nie była to 

nawet obawa przed pocałunkiem, tego była zupełnie pewna; nie miała jednak pewności, czy 

Ridge jest odpowiednim dla niej mężczyzną, a stawka była duża.

Ale teraz i tak było za późno. Ridge schylił  głowę; jego ręce zacisnęły się na jej 

ramionach. Przyciągnął ją mocno do siebie i dotknął ustami jej warg.

Kalena poczuła się tak, jakby nagle ktoś zawiesił ją w czerwonym świetle księżyca, 

jakby   nie   była   już   sobą,   ale   czymś   mającym   połączyć   się   za   chwilę   ze   swoim 

przeciwieństwem. Było to dziwne uczucie. Nigdy jeszcze nie doświadczyła czegoś takiego. 

Gdzieś   z   daleka   dochodziło   do   niej   ostrzeżenie   Olary:   „Nie   może   cię   obejmować   żaden 

mężczyzna,   dopóki   nie   pomścisz   swojego   rodu.   Byłoby   to   dla   ciebie   niezwykle 

niebezpieczne.” Ale Olara z pewnością myślała o pełnym uprawianiu miłości, powiedziała 

sobie Kalena. Jakie niebezpieczeństwo może być w pocałunku?

Usta Ridge'a poruszały się wolno, nieuchwytnie przejmując kontrolę i domagając się 

odpowiedzi. Przez krótki moment czuła, jak jego zęby leciutko ją kąsają, co wprawiło ją w 

zdumienie.  Ze zdziwienia  otworzyła  usta. Zanim  zaprotestowała,  on był  w środku, w  jej 

ustach; jego język odkrywał i smakował ją z taką zuchwałością, że pozbawiło ją to tchu.

31

background image

Kalena jęknęła słabo. Poczuła, jak ręce Ridge'a ześlizgują się z jej ramion w dół, na 

plecy, a on sam oddycha głęboko. Widziała, że Ridge również był zaskoczony, jakby nie 

spodziewał się odwzajemnienia pocałunku. Czuła, że silne ręce, trzymające ją w objęciach, 

lekko drżą. Ale prawie natychmiast Ridge odzyskał kontrolę zarówno nad sobą, jak i nad 

sytuacją. Objął jej pełne biodra i przycisnął mocno do swoich twardych ud.

Kalenie   zawirowało   nagle   w   głowie   z   odczucia   zmysłowej   harmonii   dwóch 

przeciwieństw. Delikatne owale jej piersi przygniecione były do napiętych mięśni jego klatki 

piersiowej. Ridge rozsunął muskularne nogi i jak w imadle ścisnął jej miękkie uda. Czuła siłę 

jego bezceremonialnych palców wędrujących po krzywiznach jej pośladków i usłyszała jego 

jęk. Ciepło jego ust kontrastowało z chłodem jej ciała, dostarczając uczucia, którego jeszcze 

nigdy nie doświadczyła.

Nic   dziwnego,   że   akt   miłosny   uważany   jest   za   doskonały   związek   dwóch 

przeciwstawnych   sił,   pomyślała   Kalena.   Jeśli   zwykły   pocałunek   może   dawać   takie 

nieprawdopodobnie słodkie pomieszanie zmysłów, to mogła sobie wyobrazić, co by było, 

gdyby dzieliła łoże z Ridge'em. Otworzyła półprzytomne oczy, kiedy Ridge uwolnił w końcu 

jej usta. W czerwonym świetle księżyca patrzyła na niego zza rzęs wciąż stojąc z otwartymi 

ustami. Ridge w zamyśleniu przez długi moment studiował jej twarz, po czym podniósł rękę i 

dotknął jej włosów.

- Kolor zachodzącego słońca - wymamrotał, zanurzając palce w gęstwinę loków. - 

Pora dnia, kiedy światło i ciemność biorą się w objęcia.

Kalena nic nie mówiła, świadoma, że oczekuje czegoś jeszcze i nie wiedząc, jak o to 

poprosić. Palce Ridge'a przesunęły się z włosów na linię policzka, a dotyk przesuwanego 

palca był jeszcze bardziej zmysłowy. Nie spuszczając wzroku z jej twarzy, przesunął rękę 

niżej i jego dłoń dotknęła piersi dziewczyny. Gdy jego dłoń prześlizgnęła się przez brodawki, 

Kalena poczuła, jak odpowiadają na pieszczotę. Nieznane ciepło przepłynęło przez jej ciało i 

wiedziała, że Ridge był tego świadom, ponieważ jego ręka powędrowała w dół i dotykając 

małej krzywizny brzucha zatrzymała się w siedlisku niezwykłego, raptownego ciepła, które 

popłynęło w jej żyłach.

Stała  nieruchomo.  Patrzyli  sobie w oczy i Kalena  wiedziała,  że ten kontakt może 

przerwać tylko jakaś siła z zewnątrz. Z zakamarków jej pamięci wyłaniała się jedna z nauk 

Olary, która ostrzegała: „Jeśli doskonale przeciwstawne sobie punkty na Spectrum staną się 

ścisłą jednością, mogą generować niszczycielską siłę.”

32

background image

Kalena   wiedziała   już,   że   na   złe   czy   dobre,   ale   miała   szczęście   spotkać   swoje 

doskonałe przeciwieństwo w osobie mężczyzny nazywanego Fire Whipem. Musiała przerwać 

ten   niebezpieczny   kontakt.   Wzięła   głęboki   oddech   i   zrobiła   krok   do   tyłu;   drżała.   Zdjęła 

ramiona z szyi Ridge'a, a on nie wykonał żadnego ruchu, żeby ją zatrzymać, jedynie patrzył 

na nią intensywnie.

-   Życzę   ci   dobrej   nocy,   Ridge.   -   Czując   się   tak,   jakby   była   oplątana   lepką   nicią 

pajęczą, zrobiła jeszcze krok do tyłu. Instynkt mówił jej, że powinna od niego uciekać, a nie 

iść normalnym krokiem. Odwróciła się.

- Kaleno! - Jego głos był dziwnie ochrypły, głębszy i bardziej chrapliwy niż zwykle. - 

Jest jeszcze jedna rzecz, którą powinniśmy omówić dziś wieczorem.

Nie odwróciła się, ale stanęła na ścieżce z kamienia deszczowego.

- O co chodzi?

- Ja jestem mężczyzną, którego zgodnie z kontraktem masz zaślubić.

- Wiem o tym.

- Quintel nie jest dla ciebie. Ani dla żadnej innej kobiety, jeśli cię to interesuje. Ale 

kobiety często są nim niemądrze zafascynowane. Nie pozwól, żeby ciekawość popchnęła cię 

do zrobienia czegoś lekkomyślnego i głupiego.

Jeśli coś mogło przerwać namiętną grę światła czerwonego księżyca, to było właśnie 

to. Kalena patrzyła na Ridge'a wyniośle i chłodno. Czy ten bezdomny bękart myśli, że może 

jej dawać lekcje dobrego wychowania, jej, córce wielkiego rodu? Nawet jeśli teraz udawała 

córkę farmera, to i tak Ridge nie był dla niej partią.

-   Pamiętaj,   Ridge,   że   będziesz   jedynie   grał   rolę   męża.   Nie   pozwól,   żeby   twoje 

poczucie obowiązku zaprowadziło cię za daleko.

- Małżeństwo kontraktowe, nawet zawarte na krótko - powiedział Ridge beznamiętnie 

- musi być prawdziwe w całym okresie jego trwania. Nie zapominaj o tym, Kaleno.

Bez słowa szła spokojnie po ścieżce z kamienia deszczowego, aż doszła pod portyk. 

Kiedy   już   ukryła   się   w   cieniu   kolumnady,   podniosła   rąbek   tuniki   i   pobiegła   do   swojej 

komnaty.

33

background image

Rozdział trzeci

K

alena   dotykała   różnorodnych,   błyszczących   jedwabi;   były   śliskie,   delikatne   i 

niczym   woda   przepływały   jej   przez   palce.   Patrzyła   zachwycona   na   rozłożone   przed   nią 

tkaniny.   Bogaty   asortyment   kosztownego   jedwabiu   przywożonego   tutaj   z   antypodów   był 

tylko częścią tego, co można było kupić na ulicy Weavers.

Dzisiaj zobaczyła aksamity we wszystkich kolorach Spectrum, od wysokiej jakości 

wełnianego   lanti   na   zimowe   płaszcze   i   tuniki   do   przepięknie   utkanych   materiałów 

wyrabianych w Crosspurposes. Kalena nigdy nie widziała takiej rozmaitości barw i rodzajów 

tkanin.   Czuła   prawie   zawrót   głowy   na   myśl   o   konieczności   dokonania   wyboru.   Jeszcze 

bardziej zdumiewało ją, że nie będzie musiała własnoręcznie szyć tych wszystkich części 

garderoby. Od czasu, kiedy przestała być dzieckiem, po raz pierwszy ktoś inny miał zapłacić 

za tę robotę. Kalenie chciało się śmiać, że ten drobny fakt dawał jej trochę poczucia wolności. 

Nie o to chodzi, że nie lubiła szycia, ale było jej przyjemnie, że ktoś inny miał to zrobić. Na 

myśl o nadchodzącej wolności doświadczała zawrotu głowy.

- Tuniki nie są problemem - powiedziała doświadczona właścicielka sklepu. - Mogą 

być gotowe dziś po południu. Ubrania do jazdy na kritach będą gotowe jutro. Spodnie muszą 

być dobrze dopasowane, żeby były wygodne podczas podróży.

Kalena   skinęła   głową.   Potrzebowała   modnych   tunik   jak   najszybciej,   natomiast   na 

kostium jeździecki  mogła  zaczekać.  Przecież  nie miała  zamiaru  wypuszczać  się w żadną 

podróż. Zamówiła te ubrania, ponieważ była pewna, że Ridge sobie tego życzy. Zastanawiała 

się jednak, kto właściwie powinien zapłacić za jej garderobę łącznie z suknią ślubną. Ridge 

chciał to zrobić i w końcu zdecydowała, że może mu pozwolić na zapłacenie rachunku.

Po śmierci Quintela podróż do Heights of Variance będzie wstrzymana, dopóki Rada 

Miasta nie wybierze innego barona handlowego. A więc ich obustronna umowa nie będzie już

ważna. Kalena nie mogła jednak powiedzieć Ridge'owi, że nie będą jej potrzebne ubrania 

podróżne, toteż musiała mu pozwolić na zapłacenie rachunku.

Odczuła ulgę po podjęciu tej decyzji. Kwestia ta dotyczyła drobnej sprawy, ale dla 

niej,   córki   wielkiego   rodu,   nawet   najmniej   istotna   sprawa   dotycząca   honoru   była   bardzo 

34

background image

ważna.   Kiwnąwszy   głową   z   usatysfakcjonowaniem,   odwróciła   się   do   sprzedawczyni   i 

powiedziała:

- Będzie mi potrzebna również ślubna peleryna.

Właścicielka sklepu zapaliła się do tego pomysłu. Ta farmerska córka nie wydawała 

się bogata, ale nawet kobieta pochodząca z małego miasta wydawała zawsze stosunkowo 

dużo   pieniędzy   na   ślubną   pelerynę.   Nie   będzie   tu   potrzebna   wielka   pomysłowość,   żeby 

nakłonić ją do wydania więcej pieniędzy, niż pierwotnie miała zamiar.

-   Oczywiście,   mam   wiele   odpowiednich   tkanin.   Myślę,   że   sarslik   będzie 

najodpowiedniejszy. Czy zdecydowałaś się już na jakiś kolor? - Panna młoda miała prawo 

wyboru koloru, w którym chciała być zaślubiona. Sprawa ta była ważna, ponieważ pan młody 

był zobligowany do założenia peleryny w kolorze kontrastującym z kolorem panny młodej. 

Tradycyjnie   narzeczone   wybierały   blade   kolory,   ze   Świetlistego   Krańca   Spectrum,   tym 

samym ułatwiając swoim partnerom wybór kontrastującego koloru. Kalena pomyślała jednak, 

że jest to odpowiednia okazja do zerwania z tradycją.

-   Coś   w   odcieniu   czerwieni   -   powiedziała   z   perwersyjnym   poczuciem   humoru, 

pieszcząc  palcami  szkarłatny jedwab. Czerwień jest dobrym  kolorem, bo nie ma  dla niej 

wielu barw kontrastowych. Kalena zastanawiała się, jak Ridge potraktuje rzucone przez nią 

wyzwanie.

Właścicielka sklepu uniosła jedną brew, ale nic nie powiedziała. Szkarłatny sarslik był 

bardzo   drogi  i  nie  miała   zamiaru   utracić  okazji   dobrej  sprzedaży,   uprzytamniając  pannie 

młodej, że rzuca wyzwanie konwenansom.

- Nie mam w tej chwili odpowiedniej peleryny,  ale mogę ją uszyć do jutrzejszego 

popołudnia. Kiedy jest ślub?

-   Pojutrze   -   odrzekła   Kalena,   przechodząc   wzdłuż   lady,   żeby   dotknąć   mięsistego 

zielonego  materiału.  - Przyślij  pelerynę  do domu Gilding  Fallon, a rachunek  za nią i za 

ubrania jeździeckie do mężczyzny zwanego Ridge'em, który pracuje dla pana tego domu.

- Dom Gilding Fallon? - Zainteresowanie w oczach kobiety znacznie wzrosło. - Masz 

być poślubiona pracownikowi barona handlowego Quintela?

Zanim Kalena zdążyła odpowiedzieć, drewniane drzwi sklepu otworzyły się i znajomy 

głos odpowiedział za nią.

- Na własne oczy widziałam ten kontrakt, Melito. Ta córka farmerska ma poślubić 

mężczyznę,   który   pracuje   dla   barona   Quintela,   ale   jej   narzeczony   nie   jest   zwyczajnym 

35

background image

służącym, tylko prawie jego synem. - Arrisa odwróciła się z promiennym uśmiechem. - Witaj, 

Kaleno.

Przyszła panna młoda z pewnym wahaniem uśmiechnęła się do przybyłej.

- Dzień dobry, Arriso. Czy ty również robisz zakupy na ulicy Weavers?

- Umm - mruknęła Arrisa i potwierdzająco skinęła głową. - Potrzebuję nowych butów, 

ale zobaczyłam ciebie i postanowiłam dowiedzieć się, jak ci poszły wczorajsze sprawy. Co 

myślisz o swoim przyszłym mężu?

Kalena wahała się przez moment, przypominając sobie oświetlony księżycem ogród.

- Uważam, że w pewnym sensie jest potężny - przyznała sucho.

Arrisa wybuchnęła dobrodusznym śmiechem i ruszyła wzdłuż kontuaru.

- Potężny. Podoba mi się to. Cóż za piękne określenie. Ciekawe, jak to nazwiesz po 

nocy poślubnej, kiedy zaniesiesz swemu mężowi poranną herbatę.

Kalena   uśmiechnęła   się   grzecznie   ukrywając   zakłopotanie.   Wydawało   się,   że   na 

ulicach Crosspurposes można było poruszać prawie każdy temat. Znała oczywiście ten stary 

zwyczaj, że żona parzyła i podawała mężowi herbatę, zanim jeszcze opuścił łoże. Kalena 

przypomniała sobie, że matka przestrzegała tego rytuału. Bez względu na to, jak zamożny był 

dom   lub   jak   wielu   zatrudniał   służących,   żona   sama   przygotowywała   swojemu   mężowi 

poranną  herbatę.  Wśród żonatych  mężczyzn  krążyło  powiedzenie,  że humor  żony można 

oceniać na podstawie stopnia posłodzenia podawanej przez nią herbaty.

-   Czy   ktoś   ci   powiedział,   dlaczego   Ridge   nazywany   jest   Fire   Whipem?   -   spytała 

wesoło Arrisa.

- Przecież to ty powiedziałaś mi wczoraj, że jest nazywany biczem Quintela, ponieważ 

baron handlowy używa go do likwidowania różnych trudności występujących na szlakach 

handlowych - z rezerwą odparła Kalena.

Arrisa lekceważąco machnęła ręką.

- Mówiłam o ognistej części jego przezwiska, nie o biczu. Nikt nie powiedział ci o 

krążącej plotce?

Usta Kaleny wygięły się w podkówkę.

- Odniosłam wrażenie, że w domu Gilding Fallon plotki nie są mile widziane. Służący 

są tam raczej małomówni.

Arrisa roześmiała się.

36

background image

- To mnie nie dziwi. Quintel może dokonać wszystkiego, nawet zmusić służbę do 

milczenia.   A   więc   dobrze,   Kaleno.   Ponieważ   masz   dzielić   łoże   z   Ridge'em,   powinnaś 

wiedzieć,   dlaczego   nazywają   go   „ognisty”.   Kobieca   solidarność   nakazuje,   żeby   ci   to 

wyjaśnić. Powinnyśmy trzymać się razem, prawda? - Zniżyła głos, a Kalena i sprzedawczyni 

przysunęły się do niej. - Mówi się, że jest on jednym z tych mężczyzn, którzy siłą swojego 

gniewu mogą rozżarzyć do czerwoności stal Countervail.

W sklepie zapadła cisza. Stojąca za ladą sprzedawczyni cofnęła się i patrzyła na Arrisę 

wytrzeszczonymi oczami. Kalena zachmurzyła się.

- Historie o takich mężczyznach zawsze są podobne - powiedziała. - Są to po prostu 

wymyślone bzdury. Mówi się, że tacy mężczyźni trafiają się w każdej generacji, ale zdarza się

to niezmiernie rzadko.

Arrisa wzruszyła ramionami.

- W plotce na temat Ridge'a musi być jakaś cząstka prawdy, inaczej nie nadano by mu 

takiego przezwiska.

- Niewiele potrzeba, żeby przyczepić  komuś  przydomek - filozoficznie  stwierdziła 

właścicielka sklepu.

- To prawda, ale dlaczego akurat jemu? - odparowała Arrisa.

-   Może   dlatego,   że   mistrz   komercji   ma   gwałtowny   charakter   -   powiedziała 

pojednawczo Kalena, nie chcąc dłużej dyskutować  o tej sprawie - a legenda o zdolności 

rozpalania żelaza łączy się zawsze z gwałtownym usposobieniem.

- Większość mężczyzn ma zły charakter - zauważyła właścicielka sklepu. - Zawsze 

sądziłam,   że   niewiele   potrzeba,   żeby   zdenerwować   mężczyznę.   Dlatego   też   po   śmierci 

małżonka nie spieszę się z wyjściem powtórnie za mąż. Spokój w domu to ważna rzecz. I 

profity ze sklepu są wyłącznie moje, i mogę dysponować nimi, jak chcę.

-   Furia,   która   potrafi   rozpalić   żelazo,   jest   głęboko   związana   z   temperamentem 

mężczyzny   -   oświadczyła   Arrisa.   -   Sądzę,   Kaleno,   że   powinnaś   być   ostrożna.   Zawarłaś 

kontrakt na niebezpieczne małżeństwo.

-   To   tylko   umowa   handlowa   -   łagodnie   powiedziała   Kalena.   Odwróciła   się   do 

sprzedawczyni i dodała:

- Proszę zrobić tę pelerynę z czerwonego sarsliku. Tuniki zabiorę dzisiaj po południu.

-   A   stroje   jeździeckie?   -   zapytała   szybko   kobieta,   robiąc   notatkę   gęsim   piórem 

umaczanym w atramencie.

37

background image

Kalena zastanawiała się przez moment, czy kiedykolwiek włoży te ubrania.

- Zrób je w kolorze ciemnozielonym - zdecydowała.

- Doskonale. - Sprzedawczyni uśmiechnęła się z satysfakcją. - Mam twoje wymiary. 

Natychmiast  posadzę  szwaczkę do roboty.  To znaczy,  że rachunek za pelerynę  i ubranie 

jeździeckie mam wysiać do Ridge'a w Gilding Fallon, a za inne części garderoby zapłacisz 

sama?

Kalena zrozumiała niezbyt subtelną aluzję. Wyjęła małą sakiewkę, którą nosiła przy 

pasku,   i   zaczęła   liczyć   grany.   Ciężkie   monety   stukały   o   kontuar   pod   czujnym   okiem 

właścicielki   sklepu.   Kiedy   Kalena   ułożyła   z   nich   odpowiedni   stosik,   sprzedawczyni 

uśmiechnęła się znowu i zgarnęła wszystkie do szuflady.

Arrisa obserwowała z zainteresowaniem całą transakcję.

- Co dalej? - zapytała widząc, że Kalena ma zamiar opuścić sklep. - Może buty?

- Tak - zgodziła się Kalena. - I kilka koszul dla Ridge'a.

- Kupujesz mu koszule? A więc on już czerpie korzyści z posiadania żony. Potem 

poprosi cię o wyhaftowanie inicjałów na koszulach. - Arrisa roześmiała się kpiąco i zapytała: 

- A ta sprawa z peleryną...

- Z pewnych  względów  baron handlowy Quintel  życzy  sobie formalnej  ceremonii 

ślubnej, żeby przypieczętować kontrakt - wyjaśniła Kalena.

- I Ridge zgodził się z tym, oczywiście. On zrobi wszystko dla swojego pracodawcy. 

Pamiętaj   o   tym,   Kaleno   -   niespodziewanie   poważnie   powiedziała   Arrisa.   -   Ridge   będzie 

zawsze   lojalny   w   stosunku  do   Quintela.   Podobno   Quintel   uratował   go   od  tułania   się   po 

ulicach Countervail. Od dnia, w którym się spotkali, Ridge odpłaca mu absolutną lojalnością. 

- Już w następnej chwili Arrisa powróciła do swojego zwykłego sposobu bycia. - Ale jeśli 

masz   poświęcić   siebie   na   ołtarzu   kontraktowego   ślubu,   powinnaś   mieć   odpowiednie 

pożegnanie, jak przystało na żonę kontraktową - oznajmiła z entuzjazmem.

- Odpowiednie pożegnanie? - Kalena spojrzała pytająco na swą towarzyszkę.

- Myślę o ostatniej nocy twojej wolności. Jutro wieczorem razem z przyjaciółkami 

przyjdę po ciebie - powiedziała zdecydowanie Arrisa. - Mam ich kilka i wszystkie z ochotą 

spędzą z nami ten wieczór. Na pewno będziesz zadowolona z tej nocnej wyprawy.

-   Nocnej?   Spędzimy   wieczór   w   gospodzie?   -   Kalena   osłupiała,   ale   po   chwili   z 

podniecenia zaświeciły jej się oczy. Nigdy nie słyszała, żeby dziewczęta tak spędzały czas. 

Żadna   szanująca   się   kobieta   nie   chodziła   wieczorem   do   gospody   ani   sama,   ani   w 

38

background image

towarzystwie innych dam. Ale prawdopodobnie inaczej było tutaj, w tym mieście. Był to 

jeszcze jeden urok prawdziwej wolności.

- Czy masz na to ochotę? - spytała Arrisa i uśmiechnęła się szeroko.

- Ogromną - odpowiedziała entuzjastycznie Kalena. - Założę jedną z moich nowych 

tunik.   Zamówiłam   teraz   krótsze,   takie,   jakie   ty   nosisz,   Arriso.   Jesteś   bardzo   łaskawa, 

zapraszając mnie do grona twoich przyjaciółek.

Arrisa zachichotała.

- Będzie to bardzo zabawny wieczór.

O

ficjalna sala jadalna we wspaniałym  domu Quintela urządzona była w subtelnie 

kontrastujących ze sobą kolorach garbowanej skóry i jasnego błękitu. Kalena przyzwyczajona 

była do bardziej kontrastujących ze sobą kolorów stosowanych powszechnie w tym domu, ale 

dzisiaj  te łagodne odcienie  piasku i morza  sprawiały jej  przyjemność.  Zazwyczaj  Kalena 

lubiła żywe kolory, jednak dzisiejszego wieczoru te odcienie ze środka Spectrum łagodziły jej 

nerwy.

Musiała przyznać, że spożywanie posiłku z mężczyznami, z których jednego miała 

zabić, a drugiego poślubić, było dość stresujące.

Kiedy myślała o tym w domu i patrzyła na to z dystansu, wszystko wydawało się 

abstrakcją. Mężczyzna  nazywany Quintelem  miał  tylko  imię  i był  postacią  z opowiastek, 

snutych bez końca przez ciotkę. Małżeństwo z obcym mężczyzną zwanym Ridge'em było 

tychże   historii   zakończeniem.   Ale   przez   dwa   ostatnie   wieczory   dzieliła   stół   z   tymi 

mężczyznami i przez ten czas gorzka opowieść ciotki przybrała realną postać. Dziwiła się, że 

podczas posiłku czuła się wprost nienormalnie spokojna.

Niski, okrągły stół, stojący w centrum komnaty, inkrustowany był maleńkimi płytkami 

w egzotycznych kolorach, uformowanych w kłębowisko nieodgadnionych wzorów. Kalena 

próbowała przeanalizować znaczenie tych wzorów, ale nic z tego nie wyszło. Niepokojący 

chaos wzoru, który tworzyły płytki, dekoncentrował ją. Kalena, Ridge i Quintel siedzieli na 

poduszkach.   Mężczyźni   w   niedbałych  pozach.   Ich  stroje  pozwalały  na  swobodną   zmianę 

pozycji, kiedy tylko przyszła im na to ochota.

Kalena,   chociaż   ubrana   już   w   krótszą   tunikę,   mogła   spoczywać   tylko   w 

najwygodniejszej   pozycji   przyjętej   dla   kobiety,   a   było   nią   klęczenie.   Nogi   ukryte   w 

nogawkach   spodni   miała  wdzięcznie   skrzyżowane,  a  plecy  wyprostowane.  Od  kobiety  w 

39

background image

takiej pozycji oczekiwano usługiwania przy stole. Służba nie brała w tym udziału, przynosiła 

tylko jedzenie i w milczeniu stawiała na stole. Nalewanie wina i podawanie potraw było 

obowiązkiem kobiety. Kalena z uśmiechem wypełniała swą powinność, mówiąc sobie, że jest 

to tylko przejściowe zajęcie. Była ciekawa, co Ridge i Quintel robią, kiedy są sami przy stole. 

Była pewna, że radzą sobie zupełnie dobrze.

Nalewała właśnie Ridge'owi następny puchar złotego wina Encany, kiedy przerwał 

rozmowę z Quintelem i zwrócił się do niej.

- Czy zrobiłaś dzisiaj zakupy?

-   Tak   -   odpowiedziała   grzecznie,   odstawiając   kryształowy   dzbanek   z   winem.   - 

Kupiłam wszystko, o co prosiłeś, włącznie z twoimi koszulami. Przyślę ci je dzisiaj późnym 

wieczorem.

Z pewnych względów zdecydowała nie wspominać, że ogarnęło ją niespodziewane, 

tradycyjne   poczucie   obowiązku   w   stosunku   do   przyszłego   męża.   Może   były   to   wyrzuty 

sumienia?   Sama   nie   wiedziała,   dlaczego   oprócz   koszul   kupiła   również   jedwabne   nici   do 

wyszywania i igły. Przed obiadem zaczęła wyszywać na jego koszulach małą, dyskretną literę 

R. Ganiła się w myślach za ten staromodny gest, który był wyrazem okazywania mężczyźnie 

szacunku.

Wiedziała, że jeszcze żadna kobieta nie troszczyła się o to, żeby nadać osobiste cechy 

jego   koszulom.   Byłoby   dziwne,   gdyby   tak   było,   biorąc   po   uwagę,   że   był   bezdomnym 

bękartem.   Kalena  powiedziała  sobie,  że   Ridge,  w  mniejszym   czy  większym   stopniu,  był 

niewinnym pionkiem w całym planie zemsty, w który ona była wplątana. Pomyślała sobie, że 

może wyszyć dla niego jedną czy dwie koszule.

Skromnie opuściła oczy na stojące przed nią jagody polane bitą śmietaną. Nie miała 

chęci   uczestniczyć   w   rozmowie   toczącej   się   przy   stole,   Ridge   jednak   wydawał   się 

zdecydowany zmusić ją do tego.

- A co z twoją peleryną ślubną? Wybrałaś jakąś?

Kalena stłumiła śmiech i odrzekła:

- Tak, Ridge, wybrałam jedną.

- Jaki kolor wybrałaś, Kaleno? - włączył się do rozmowy Quintel.

Uniosła oczy i napotkała wzrok Ridge'a.

- Czerwony - oświadczyła odważnie. - Najbardziej intensywny odcień szkarłatu.

40

background image

Quintel   roześmiał   się   rozbawiony;   podniósł   kielich   i   popatrzył   z   kpiną   w   stronę 

skrzywionego Ridge'a.

- Bardzo dobrze. Dama rzuciła ci wyzwanie, Fire Whip. Zdecydowała, że nie będzie 

nudną panną młodą. Powiedz mi, jak odpowiesz na to wyzwanie?

Ridge podniósł kielich z winem i wypił je.

- Wybrała czerwony kolor Symmetry.  Cóż, dała mi niewielki wybór. Będę musiał 

nałożyć czarną pelerynę, nieprawdaż? Czerń nocy, która bierze w objęcia księżyc, to tak jak 

mężczyzna obejmujący swoją żonę.

Kalena poczuła ciepło napływające do twarzy.

- W tych warunkach cała sprawa ślubu wydaje się bezsensowna.

- Nie - zaprzeczył Quintel delikatnie - to nie jest bezsensowne. Poza tym, wszystko 

zostało  już  przygotowane.  Zgodnie  ze   zwyczajem  ślub  odbędzie   się  w  godzinie   zachodu 

słońca i zakończy odpowiednią ucztą.

- Czy zaprosiłeś dużo ludzi? - Z niepokojem zapytała Kalena. Tłum gości mógł jej 

ułatwić wykonanie zadania. Poza tym Olara widziała w transie duże zgromadzenie.

-   Zaprosiłem   wielu   kupców   z   ich   towarzyszkami.   Są   to   mężczyźni,   którzy   znają 

Ridge'a.   Wybacz   mi,   Kaleno,   że   nie   spytałem,   czy   chciałabyś   kogoś   zaprosić. 

Przypuszczałem, że skoro jesteś sama w tym mieście, to nie masz znajomych.

- Powiem ci o tym jutro wieczorem - odrzekła z dużą pewnością siebie.

Ridge natychmiast podchwycił tę uwagę. Rzucił jej krótkie, domyślne spojrzenie.

- A co ma się zdarzyć jutro wieczorem?

- Mam nadzieję poznać nowe przyjaciółki  i być  może zaproszę je na ślub. Panna 

młoda też ma prawo mieć swoich świadków, prawda? Ma również prawo mieć przyjaciółki, 

do towarzystwa i w prywatnym  czasie, który jej przysługuje po ceremonii ślubnej, aż do 

momentu przyjścia do jej pokoju pana młodego.

Kalenie bardzo zależało na tej wolnej godzinie, bo w tym czasie chciała spełnić swój 

obowiązek.

- Oczywiście, że możesz zaprosić, kogo tylko sobie życzysz - mruknął Quintel.

Ridge rozmyślał o czymś zachmurzony.

- Jakie przyjaciółki masz spotkać? Przecież nie znasz nikogo w tym mieście.

- Z wyjątkiem Arrisy. Pamiętasz ją? - Kalena znowu była pełna entuzjazmu; oczy jej 

błyszczały. - Ona urządzi dla mnie pożegnanie żony kontraktowej. Razem z przyjaciółkami 

41

background image

przyjdzie po mnie jutro wieczorem. Och, przypomniało mi się - dodała, zwracając się do 

Quintela. - Bardzo proszę nie spodziewać się mnie jutro na wieczornym posiłku.

Ridge przesunął się lekko; jedną ręką objął kolano, a drugą chwycił kielich z winem. 

Jego złociste oczy patrzyły podejrzliwie.

- Masz zamiar spędzić wieczór z Arrisą i jej przyjaciółkami?

- Właśnie była tak miła i zaprosiła mnie, kiedy wpadłyśmy na siebie dziś rano na ulicy 

Weavers.

- Nie wiem, czy zdajesz sobie dokładnie sprawę, co to będzie za wieczór. - Ridge 

mówił   to   ze   znaną   jej   już   arogancją   mężczyzny,   który   wygarnia   wszystko   bez   ogródek 

naiwnej kobiecie. - Arrisa i jej przyjaciółki to nie jest dla ciebie odpowiednie towarzystwo.

- Dlaczego?

-   No,   w   przeszłości   wiele   z   nich   było   żonami   kontraktowymi   lub   towarzyszyły 

karawanom w... hmm... pewnym charakterze. Wszystkie mają reputację kobiet znanych ze 

swobodnego prowadzenia.

Kalena uśmiechnęła się promiennie.

- Przecież ja również będę żoną kontraktową. Z takimi osobami będę w przyszłości 

kojarzona. Powinnam je poznać, być przez nie zaakceptowana.

Ridge zacisnął usta.

- Twoja ciotka jest szanowaną Uzdrowicielką. Jestem pewien, że nie zaaprobowałaby 

tych planów na jutrzejszy wieczór.

Kalena powstrzymała  się od uwagi, że to właśnie jej ciotka załatwiła ten kontrakt 

małżeński.

-   Myślę,   że   masz   rację.   Moja   ciotka   ma   nadzwyczaj   skrajne   poglądy   -   przyznała 

dyplomatycznie.

- Ale nawet w połowie nie tak skrajne jak poglądy twojego męża. - Ridge zabrzęczał 

ostrzegawczo pucharem stawiając go na stole.

Kalena zignorowała ten gest.

- Nie mam męża. Jeszcze nie - powiedziała miękko.

-   Za   dwa   dni   to   się   zmieni   -   stwierdził   Ridge.   -   A   przez   ten   czas   będziesz 

zachowywała się właściwie.

42

background image

-   Będę   zachowywała   się   w   sposób   odpowiedni   dla   żony   kontraktowej   -   odparła 

grzecznie  Kalena. - Ale skoro nie wiem dokładnie, jak zachowują się żony kontraktowe, 

muszę się najpierw czegoś nauczyć, czyż nie?

- Nie od Arrisy i jej przyjaciółek - zimno stwierdził Ridge.

Widząc, że ta wymiana zdań bawi Quintela, Kalena postanowiła zakończyć dyskusję. 

Nie miała potrzeby spierać się w tej materii. Jutro wieczorem i tak zamierzała spotkać się z 

Arrisą i jej przyjaciółkami i Ridge nie mógł tego zmienić. Niczego nie zyskała, robiąc z siebie 

przedstawienie  przy stole  barona handlowego.  Potulnie  wróciła  do jedzenia  swojej porcji 

jagód. Nie są tak dobre jak w kotlinie Interlock, pomyślała.

Ridge, zamyślony, patrzył na nią przez krótki czas i stwierdził, że prawdopodobnie 

zapanował już nad sytuacją. Poczuł ulgę i dumę z pierwszej udanej próby podporządkowania 

Kaleny mężowskiej woli.

- Czy kupiłaś ubranie jeździeckie?

- Tak, Ridge. Właścicielka sklepu powiedziała, że jutro po południu będzie gotowe.

-A buty?

- Również zamówiłam. Będą dostarczone jutro.

Usatysfakcjonowany skinął głową.

- Ja zatroszczyłem się o wszystko inne.

- Domyślam się.

Zignorował to i zwrócił się do Quintela.

- Wyruszymy zaraz po weselu. Nie ma potrzeby opóźniać dłużej wyjazdu.

- Zgadzam się całkowicie - odrzekł Quintel. Pozwolił sobie nałożyć na talerz mały 

kawałek mięsa i sałatkę warzywną. Wszystkie posiłki Quintela były skromne. - Powiedz mi, 

Kaleno, czy twoja ciotka namawiała cię, byś praktykowała jako Uzdrowicielka?

Kalena   potrząsnęła   głową.   Sztuka   uzdrawiania   była   ostatnią   rzeczą,   której   Olara 

pragnęłaby   dla   niej.  Gdyby   podjęła   takie   wyzwanie,   wtedy   cel,   dla   którego   Kalena   była 

chowana,   stałby   się   niemożliwy.   Uzdrowicielki   nie   mogły   zabijać,   chyba   że   w   obronie 

własnej. Co więcej, Olara zawsze mówiła, że nie ma żadnych dowodów, że jej siostrzenica 

obdarzona   jest   talentem.   Fakt   ten   mocno   ją   zasmucał.   Chciałaby   bardzo   urodzić   się   z 

talentem, a było mało prawdopodobne, żeby Olara myliła się w swojej ocenie. Olara była 

utalentowana i niektórzy mówili, że mogłaby zostać nawet Najwyższą Uzdrowicielką, gdyby 

przeniosła się do doliny Variance.

43

background image

- Nie, moja ciotka miała inne plany w stosunku do mnie.

- Rozumiem.  A czy twojej ciotce  nie przyszło  do głowy,  że mogłaś  odziedziczyć 

trochę talentu?

Kalena spojrzała na niego, czując, że coś się kryje za tym pytaniem.

- Nie martw się, mój panie. Moja ciotka jest pewna, że wypełnię dobrze swą rolę 

podczas tego przedsięwzięcia.

- Muszę więc zadowolić się jej zapewnieniem. Mówisz, że ciotka zajmowała się twoją 

edukacją. Czy opowiedziała ci o Kamieniach?

-   Znam   legendę   o   Kamieniach   Kontrastu   tak   samo   dobrze   jak   tę   o   Kluczach   do 

Kamieni   -   powiedziała   ostrożnie   Kalena.   -   Zostałam   również   zapoznana   z   Filozofią 

Kontrastu.

- Ale czy wierzysz w legendy?

- Moja ciotka wierzy w Klucze - powiedziała Kalena w zamyśleniu. - Trudno byłoby 

znaleźć   prawdziwą   Uzdrowicielkę,   która   nie   wierzyłaby   w   nie.   Uważa   się,   że   Klucz 

Światłości   jest   źródłem   siły   Piasku   Eurytmii,   i   dlatego   jest   cenny   dla   wszystkich 

Uzdrowicielek. Moja ciotka jest bardzo mądrą kobietą i jeśli ona wierzy w Klucze, to i ja 

jestem skłonna myśleć, że w legendach jest jakiś sens.

- Bardzo ostrożne rozumowanie - powiedział Quintel z miłym uśmiechem. - Ja sam 

jestem ostrożny, kiedy ktoś mnie pyta o takie sprawy, ale zawsze słucham bardzo uważnie.

- Wydaje się, że każda inteligentna osoba będzie otwarta na takie sprawy. Zantalia jest 

bardzo duża, a jej część, którą my zamieszkujemy na Północnym Kontynencie, jest bardzo 

mała w porównaniu z nieznanymi regionami po innej stronie świata. Kto wie, jakie tajemnice 

będą odkryte, kiedy cały świat będzie już znany?

- Bardzo mądre rozumowanie - powiedział Quintel aprobująco.

Rozważa   fakt,   że   jestem   kobietą,   pomyślała   Kalena,   świadoma,   że   Ridge   słucha 

bardzo uważnie.

-   Dziękuję,   mój   panie   -   powiedziała   uprzejmie.   -   Jeśli   nawet   część   legendy   o 

Kamieniach   Kontrastu   jest   prawdą,   to   będziemy   mieli   bardzo   interesujący   problem   do 

rozwikłania,   prawda?   Cała   sprawa   polega   na   tym,   że   nie   wiadomo,   kim   lub   czym   byli 

prawdziwi Władcy Jutrzenki i czy naprawdę rządzili niewiarygodną siłą Kamieni, dających 

siłę Kluczom.

44

background image

-   Tylko   w   dużych   miastach,   takich   jak   Crosspurposes,   i   relatywnie   postępowych 

obszarach, takich jak kotlina Interlock, kwestionuje się te legendy - zauważył Quintel. - Kiedy

będziesz   podróżowała   z   Ridge'em   do   Heights   of   Variance,   dowiesz   się,   że   w   innych 

miejscach legendy o Władcach Jutrzenki i ich Kamieniach Kontrastu uważa się za prawdziwe.

- I nie próbuj zadawać filozoficznych  pytań dotyczących  tej materii, rozumiesz? - 

odezwał się Ridge. - W niektórych osadach takie komentarze mogłyby wywoływać sensację.

- Będę postępowała według twoich zaleceń - mruknęła potulnie Kalena.

Ridge z przyjemnością przyjął jej odpowiedź.

- Będę dbał o ciebie, Kaleno, i zapewniam, że nie stanie ci się krzywda.

D

wie godziny po posiłku Kalena skończyła ostatni ścieg na koszuli Ridge'a, odłożyła 

igłę i nici i w świetle lampy przyjrzała się krytycznie swojej robocie. Nigdy nie zamierzała 

spędzić   życia   jako   profesjonalna   szwaczka,   ale   stwierdziła,   że   jej   praca   wypadła 

zadowalająco. Jeśli Ridge będzie narzekał, to niech sobie wyszyje sam.

Wstała ze stoika i przeciągnęła się. Ciągle nie była pewna, czy kieruje się poczuciem 

winy, czy niezrozumiałym poczuciem obowiązku. W każdym razie praca została wykonana. 

Zwinęła dwie koszule i podeszła do dzwonka, żeby przywołać służącą, ale trzymając już rękę 

na sznurze pomyślała, że może lepiej odnieść je osobiście. Do pokoju Ridge'a trzeba było 

przejść kawałek korytarzem. Była ciekawa jego reakcji. Zwinęła koszule i skierowała się w 

stronę korytarza.

Zanim   jednak   doszła   do   jego   drzwi,   zawahała   się,   czy   ta   decyzja   była   słuszna. 

Powinna wysłać służącą z koszulami. Ciągle pełna wątpliwości, uniosła rękę przygotowując 

się do zapukania.

Nim zdążyła to zrobić, drzwi otworzyły się i stanęła oko w oko z Ridge'em. Spojrzał 

na nią podejrzliwie.

- Co to znaczy, Kaleno? Czy stało się coś złego?

Impulsywnie wcisnęła mu koszule do ręki.

- To są zakupy, o które prosiłeś. Właścicielka sklepu przyśle ci jutro z samego rana 

rachunek.

Spojrzał na koszule uszyte z miękkiej wełny i w jego oczach pojawiło się zdumienie.

- One są wyhaftowane.

45

background image

-   Nie   jestem   biegła   w   tych   sprawach   -   wyjaśniła   pospiesznie   Kalena.   -   Dlatego 

wyhaftowałam tylko niewielkie inicjały.

Ridge ciągle patrzył na haft. Kalena użyła ciemnobrązowych nici, które kontrastowały 

z naturalnym kolorem wełny. Ridge, ciągle zdumiony, dotknął palcem jednej z liter.

- Nigdy nie nosiłem wyhaftowanych koszul.

Kalena chrząknęła, czując absurdalne zdenerwowanie.

- Och, jeśli obejrzysz moją pracę przy jasnym świetle, może nie będziesz chciał nosić 

tych koszul. Życzę ci dobrej nocy, Ridge. - Odwróciła się, chcąc odejść.

- Poczekaj. - Podniósł szybko głowę; oczy mu zabłysły.

- Tak, Ridge?

- Dziękuję ci, Kaleno. Twoja praca jest piękna. Będę nosił te koszule z dumą.

Uśmiechnęła się.

- Nie przeceniaj tego, co zrobiłam.

- Przypuszczam, że spędzanie czasu na haftowaniu nie jest twoim ulubionym zajęciem 

- powiedział Ridge z humorem.

Kalena zmarszczyła nos.

- Czy w dzieciństwie nie miałeś do wykonania takich zadań, których nigdy nie mogłeś 

się nauczyć?

Rozbawienie w jego oczach zgasło.

- Oczywiście, że miałem, ale teraz żałuję, że nigdy się ich nie nauczyłem. Czasami nie 

mamy wyboru, prawda?

- Nie - wyszeptała. - Czasami nie mamy wyboru w wykonywaniu pewnych zadań. - 

Zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu, przywołując na usta grzeczny, pożegnalny uśmiech.

Ridge studiował przez moment jej ukrytą w cieniu twarz.

- Kaleno, czy czujesz obawę przed naszym wspólnym przedsięwzięciem?

Zdumiona tym pytaniem, patrzyła na niego przez moment. Och, tak, pomyślała, bała 

się. Teraz dopiero zaczęła zdawać sobie sprawę, jak bardzo ryzykowne było czekające ją 

zadanie. Cała jej przyszłość zależała od popełnienia tego okropnego aktu przemocy. Jak miała 

się  nie bać?  Klęska znaczyła  wieczną  hańbę, sukces, że będzie  morderczynią.  Nie miała 

jednak wyboru. Musi walczyć o swoją przyszłość

- Czy mam powody do obaw? - zapytała.

46

background image

- Myślę, że to całkiem naturalne. Każda młoda kobieta z twoją pozycją byłaby trochę 

zdenerwowana - powiedział Ridge. - Ale obiecuję ci, że będę troszczył się o ciebie w czasie 

podróży.

Kalenę uderzyła szczerość, jaką wyczuła w jego słowach. Mogłaby mu powiedzieć, że 

nie musi obarczać się tą sprawą. Uśmiechnęła się ponownie.

- Dziękuję, Ridge. Wierzę, że podróż skończy się pomyślnie.

Zakasłał lekko, kiedy ponownie zamierzała odejść.

- Och, Kaleno, nie miałem na myśli, że będę troszczyć się o ciebie tylko w czasie 

podróży.

- Tak, Ridge - poczuła się zażenowana jego wyraźnym  skrępowaniem. Sądziła, że 

Ridge nie był zwykłym, niezdecydowanym mężczyzną.

- Miałem na myśli - powiedział powściągliwie - że będę dla ciebie dobrym mężem 

kontraktowym.

- Och. - Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Czuła, że jej policzki stają się czerwone 

i była rada, że stoi w cieniu, który częściowo to skrywał. Widziała, jakie to było dla niego 

trudne i prawie mu współczuła. - Dziękuję ci za to zapewnienie - powiedziała, starając się, 

żeby wypowiedziane słowa zabrzmiały sucho.

- Do licha, Kaleno, kiepsko radzę sobie z takimi sprawami. Próbuję ci powiedzieć, że 

nie będziesz żałowała podpisując ze mną, a nie z kimś innym, umowę małżeńską. - Jego duże 

ręce miętosiły koszule. - I dziękuję ci za piękny haft – zakończył gburowato.

- Proszę bardzo, Ridge. - Kalena uznała, że jest to odpowiedni moment do ucieczki, 

chociaż była świadoma, że Ridge wciąż stoi w drzwiach i patrzy na nią, dopóki nie wślizgnęła 

się   bezpiecznie   do   swojego   pokoju.   Kiedy   obejrzała   się   ostatni   raz,   zobaczyła,   że   stoi 

wpatrując się w koszule z dziwnym zadowoleniem na twarzy.

N

astępnego wieczoru Fire Whip nie wydawał się zadowolony. Natknął się na Kalenę, 

gdy stała w szerokim holu wyłożonym  kafelkami,  oczekując na Arrisę i jej przyjaciółki. 

Ubrana była w nową, krótką tunikę w kolorze żółto-czerwonym, wypuszczoną na niebiesko-

zielone   spodnie.   Miała   na   nogach   aksamitne   pantofle   na   obcasach   i   swój   najładniejszy 

grzebień we włosach. Jedyną ozdobą noszoną dzisiaj były kupione wczoraj klipsy, zrobione z 

kolorowego szkła, imitującego bajecznie drogi, zielony kryształ, wydobywany w kopalniach 

blisko  Talon  Pass. Połyskujące  szkło osadzone było  na giętkim,  wąskim  paseczku, który 

47

background image

otaczał   jej   małżowinę   uszną.   Jeszcze   nigdy   w   życiu   Kalena   nie   nosiła   czegoś   takiego. 

Wszystko to było bardzo ekscytujące.

Ridge przechodził przez hol, kierując się do apartamentów Quintela. Miał na sobie 

nową koszulę z wyhaftowaną na lewym ramieniu literą R. Spojrzał na Kalenę, a jego złote 

oczy zaświeciły się od gniewu.

- A więc zdecydowałaś się pójść z Arrisą i jej przyjaciółkami?

- Przecież mówiłam ci, że mam taki zamiar - grzecznie odparła Kalena. - Po prostu 

wczoraj, podczas obiadu, nie chciałam dłużej prowadzić dyskusji na ten temat.

Płomienie w jego złotych oczach rozpaliły się jeszcze bardziej.

- Zabraniam ci!

Kalena westchnęła.

- Ridge, obydwoje wiemy, że nie masz racji.

- Mam rację - oznajmił. - Do wszystkich Kamieni, Kaleno, nie będę tolerował takiego 

zachowania.   Myślisz,   że   zakazuję   ci   tego   nocnego   wypadu   dlatego,   żeby   wyrobić   sobie 

autorytet?

- Uhm. Tak. Najczęściej z tego powodu mężczyzna zabrania kobiecie takich rzeczy.

Zbliżył się do niej, coraz bardziej wściekły.

- Podjąłem taką decyzję ze względu na twoje dobro, ty wiejska dziewczyno. Z tego 

samego   powodu   będę   podejmował   również   inne   decyzje   podczas   trwania   naszego 

małżeństwa.   Spodziewam   się,   że   z   rozsądku   będziesz   mi   posłuszna.   Wczoraj   wieczorem 

odniosłem wrażenie, że jesteś rozsądna. Przypuszczałem...

W   holu  rozległo  się  pukanie  do  drzwi  dla   służby.  Kalena   usłyszała   głos   Arrisy i 

uśmiechnęła się do Ridge'a.

- To jest również twój ostatni wieczór wolności. Powinieneś go uczcić. Nie zapraszam 

cię, żebyś przyłączył się do nas, ponieważ inne kobiety mogłyby nie być z tego zadowolone.

- Do licha, Kaleno, posłuchaj mnie. To nie jest odpowiednie towarzystwo dla ciebie.

Kalena podeszła energicznie do drzwi.

- Jesteś w błędzie, Ridge. To jest właśnie towarzystwo dla mnie. Czekałam wiele lat 

na to, żeby być wolną kobietą.

-   Po   jutrzejszej   nocy   nie   będziesz   już   wolna   –   zauważył,   zbliżając   się   do   niej 

niebezpiecznie   blisko.   -   Przejdziesz   oficjalnie   w   moje   posiadanie   i   od   tego   momentu 

zamierzam zacząć oduczać cię uporu.

48

background image

-   Widzę,   że   będziesz   bardzo   nudnym   mężem   -   rzuciła   przez   ramię,   wychodząc 

spiesznie.  Drzwi zatrzasnęły się, chroniąc ją przed wzrokiem rozwścieczonego  Ridge'a. - 

Arriso, jestem gotowa.

Arrisa stała na kamiennej ścieżce między trzema innymi kobietami. Wszystkie ubrane 

były w nadzwyczaj szykowne, jasne tuniki i błyszczącą biżuterię. Powitały Kalenę szerokimi, 

zaraźliwymi uśmiechami i dziewczyna zrozumiała, że czeka ją wyjątkowy wieczór.

- Chodźmy więc. - Arrisa, przejęła dowodzenie nad gromadką. - Zamówiłam kolację 

w gospodzie pod Znakiem Klucza Mroku. Nie martw się, Kaleno, zdążymy wrócić na twój 

ślub.

R

idge otworzył drzwi wielkiego holu i patrzył na jasno ubrane kobiety znikające w 

ciemności   wieczoru.   Ich   wesoły   śmiech   dźwięczał   w   powietrzu,   uzmysławiając   mu 

bezsilność,   jaką   wykazał   próbując   zatrzymać   Kalenę.   Jutro   wieczorem,   obiecywał   sobie, 

wszystko będzie inaczej. Kalena będzie musiała nauczyć się, co to znaczy mieć męża. Dziś 

wieczorem próbowała upojnego powietrza wolności, prawdopodobnie pierwszy raz w życiu, 

ale taka noc powinna być tylko jedna. To wystarczy, żeby zaspokoić ciekawość, i miejmy 

nadzieję, że nie zdąży jej zepsuć, pocieszał się.

Ridge   próbował   się   uspokoić   wmawiając   sobie,   że   Arrisa   wie,   ile   może   pokazać 

Kalenie  ze swobodnego życia  w mieście.  Wiedziała,  że za wpędzenie  Kaleny w kłopoty 

będzie odpowiadać przed nim. Arrisa jest rozhukana, ale nie jest głupia, zdecydował. Poza 

tym   istniała   nadzieja,   że   sama   Kalena   stwierdzi,   iż   nocne   życie   oferowane   przez 

Crosspurposes jest dla niej zbyt szokujące. Dobre wychowanie dziewczyny może się okazać 

hamulcem.

Uspokajając się w ten sposób, Ridge zatrzasnął drzwi i skierował się do apartamentów 

Quintela.   Dzisiaj,   przyrzekał   sobie,   będzie   spokojny,   a   jutro   wszystko   się   ułoży. 

Nieświadomie dotknął jedwabnego haftu w kształcie litery R.

M

inęła ciemna godzina północy i nic nie zakłócało hałaśliwego przyjęcia. Kalena 

dojrzała godzinę na wodnym zegarze, kiedy były już w czwartej z kolei gospodzie. Razem z 

przyjaciółkami   usiadła   przy   niskim,   drewnianym   stole   w   zadymionym   pokoju;   zamówiły 

jeszcze jedną kolejkę czerwonego piwa. W lokalu znajdowali się prawie sami mężczyźni, 

chociaż   gdzieniegdzie   można   było   dostrzec   między   nimi   odważne   kobiety.   Kalena   i   jej 

49

background image

przyjaciółki   zwracały   na   siebie   uwagę,   i   to   nawet   nie   dlatego,   że   były   kobietami,   tylko 

dlatego, że ich śmiech stawał się coraz głośniejszy. Głos Kaleny był już ochrypły z wysiłku, 

ponieważ usiłowała przekrzyczeć panujący zgiełk.

- Toast za nową żonę kontraktową! - oznajmiła już chyba po raz dziesiąty blondynka o 

imieniu  Vertina. Każdy następny toast był  bardziej  sprośny niż ostatni. - Może w końcu 

dowiem się prawdy o Fire Whipie.

- Jakiej prawdy? - zapytała Arrisa podnosząc do góry kufel.

-   O   jego   zdolnościach   rozpalania   do   czerwoności   stali   Countervail   -   powiedziała 

Vertina z nieznośnym  uśmiechem.  - Jeśli potrafi tak rozżarzać  stal, to co będzie robił w 

łóżku? Kaleno, uważaj jutro w nocy. Wiesz, że stal pomiędzy nogami twojego męża pochodzi 

z Countervail. Powiedziano mi, że Ridge tam się urodził. Zawsze byłam ciekawa, do jakiego 

stopnia może być gorący.

Kalena  zareagowała  rumieńcem  słysząc  gruboskórny żart;  nie wiedziała,  czy ją to 

rozśmieszyło,   czy   zaszokowało.   Po   spędzeniu   wieczoru   ze   swoimi   towarzyszkami 

stwierdziła, że ciągle ją zaskakują ich grubiańskie uwagi.

- Spróbuję zwrócić uwagę - szepnęła i przytknęła do ust kufel.

-   To   mi   przypomniało   -   powiedziała   druga   kobieta   wyciągając   z   kieszeni   małą 

sakiewkę - że mam prezent dla panny młodej. Czyż nie jest to odpowiednia pora, żeby jej go 

wręczyć? - Przy wtórze śmiechów, wszystkie się z tym zgodziły.

Kalena uśmiechnęła się wyczekująco. Nigdy nie dostawała prezentów od ciotki Olary.

- To bardzo miło z twojej strony - powiedziała. Z zapałem wzięła sakiewkę i usiłowała 

rozwiązać supeł. W środku zobaczyła jakiś proszek. Powąchała go. Przez moment nie mogła 

go zidentyfikować, ale po chwili przypomniała sobie, że Olara przygotowała pewien preparat 

na prośbę kobiet z sąsiednich farm. Dzięki ostremu zapachowi liści selity rozpoznała go. 

Policzki Kaleny znowu zapłonęły. - Dziękuję - mruknęła. - To bardzo ładnie z waszej strony.

- Powinnaś zacząć brać od zaraz - powiedziała Vertina. - Tylko szczyptę. Możesz 

popić go piwem.

-   Ale   przecież   nie   będę   go   potrzebowała   aż   do   jutrzejszej   nocy   -   zaprotestowała 

delikatnie Kalena.

-   Cha!   -   Arrisa   zastanowiła   się.   -   Nie   wiesz   tego   na   pewno.   Nie   wiadomo,   co 

przyniesie reszta nocy. Weź proszek, wtedy będziesz bezpieczna.

50

background image

To   mi   nie   zaszkodzi,   zdecydowała   Kalena;   wzięła   szczyptę   proszku,   który   biorą 

kobiety, żeby nie zajść w ciążę, i popiła łykiem piwa. Przy stole zapanowała wielka radość.

W drugim końcu sali rozległ się męski głos wołający do właściciela gospody:

- Czy nie możesz uciszyć tych kobiet?

Arrisa zaśmiała się głośno i odkrzyknęła.

- Dlaczego nie wybierzesz się w podróż do Mrocznego Krańca Spectrum?

Po chwili poparł go inny gość z drugiego końca zadymionej sali. Kobieta, która z nim 

siedziała,   skoczyła   na   równe   nogi   i   wyraziła   dezaprobatę   dla   postawy   swojego   partnera 

wylewając mu na głowę piwo.

- Zamknij się, one nie będą cię niepokoić.

Zdesperowany gospodarz poprosił o spokój, lecz okazało się to nieskuteczne, gdyż 

inni mężczyźni przyłączyli się do protestu przeciwko obecności w gospodzie towarzyszek 

Kaleny. Tego było już za wiele dla Arrisy i jej przyjaciółek. Zerwały się od stołu, schwyciły 

kufle pełne piwa i cisnęły nimi przez całą salę w stronę obrażających je mężczyzn.

Po tym zaczęło się piekło, co było tak nieuchronne jak to, że po nocy następuje dzień. 

Zanim Kalena zdała sobie sprawę, co się dzieje, znalazła się w środku burdy. Panowała tam 

tylko jedna zasada: przyłączenie się do towarzyszek. Chwyciła własny kufel i cisnęła nim w 

poprzek sali.

Ktoś   zawezwał   Patrol   Miejski,   który   przyjechał   prawie   natychmiast.   Oficerowie 

przybyli nieco później.

Pół godziny po stłumieniu burdy goniec patrolu przyjechał do domu Quintela.

- Powiedz Fire Whipowi, że mamy w areszcie kobietę, która twierdzi, że jest jego 

przyszłą żoną - powiedział goniec grobowym głosem do rozespanego służącego. - Zapytaj 

Ridge'a, czy chce, żeby ona spędziła noc w areszcie, czy woli po nią przyjść.

51

background image

Rozdział czwarty

K

alena   usłyszała   odgłos   butów   Ridge'a,   stukających   o   kamienną   podłogę   biura 

patrolowego kilka sekund wcześniej, zanim go ujrzała. Była zadowolona z tego krótkiego 

ostrzeżenia, bo zdążyła sztucznie się uśmiechnąć. Siedziała na twardej ławie, a obok niej 

Arrisa i jej przyjaciółki. Kalena widziała, że jej towarzyszki są niespokojne.

- Myślę, że byłoby lepiej spędzić resztę nocy w areszcie - ponuro powiedziała Arrisa.

- Ona ma rację. - Vertina stęknęła i objęła głowę obiema rękami. - Kaleno, gdybyś 

pozwoliła patrolowi zabrać nas na dół, wszystko byłoby znacznie prostsze.

- Pleciesz głupstwa - pewnym głosem powiedziała Kalena. - Ridge nas stąd wyciągnie.

Vertina spojrzała na nią tak, jakby była niespełna rozumu, ale zanim Kalena zdążyła 

cokolwiek   odpowiedzieć,   Fire   Whip   wkroczył   do   pokoju,   wypełniając   go   ledwo 

powstrzymywaną furią. Teraz Kalena zdała sobie sprawę, dlaczego jego wybuchy przeszły do 

legendy.   Spojrzała   w   jego   oczy   i   pojęła   siłę   gniewu,   który   go   rozsadzał.   Przez   chwilę 

przeszywał Kaleno palącym spojrzeniem ignorując inne kobiety, potem zwrócił się do oficera 

patrolu. Jego głos brzmiał niebezpiecznie miękko.

- To ona. Uwolnij ją. Będę czekał na zewnątrz.

Kalena skoczyła na równe nogi.

- Ridge, poczekaj. A co z moimi przyjaciółkami?

- Kaleno, lepiej zamknij się i idź z nim - poradziła szeptem Arrisa.

Ale było już za późno. Ridge odwrócił się gwałtownie, a jego ręka skierowała się ku 

rękojeści sintara. Nieruchoma twarz wyglądała jak przerażająca maska.

- Twoje przyjaciółki? - powtórzył cichym głosem, w którym brzmiała furia.

Kalena czuła, że serce wali jej jak młotem. Stała oszołomiona zdając sobie sprawę, że 

została pokonana gniewem mężczyzny, który nie pochodził nawet z przyzwoitego rodu. Na 

litość Spectrum, gdzie podziała się jej duma? Kalena zebrała się w sobie i podnosząc dumnie 

głowę powiedziała tak spokojnym głosem, na jaki tylko mogła się zdobyć.

- Zaprosiłam moje przyjaciółki na ślub. Nie mogę pozwolić, żeby spędziły resztę nocy 

w areszcie.

52

background image

Zapanowała  mrożąca   krew  w   żyłach  cisza,  podczas  której   Ridge  patrzył  na  nią  z 

drugiego końca pokoju. Kapitan patrolu ostrożnie wyczekiwał na eksplozję, nie wiedząc, co 

zrobić, kiedy ona nastąpi.

Kalena   oblizała   dolną   wargę;   postanowiła   stawić   czoło   sztormowi   i   uspokoić 

mężczyznę,   którego   zgodnie   z   kontraktem   miała   jutro   poślubić.   Gdyby   była   uczciwa, 

musiałaby przyznać, że z własnej winy doprowadziła do takiej sytuacji. On miał rację, że był 

zły. Powiedziała więc spokojnie:

- Ridge, proszę, uwolnij je. Niech to będzie twój prezent ślubny dla mnie.

Jakieś dziwne światło zabłysło w jego oczach.

- Chodź tutaj - powiedział bezbarwnie.

Kalena zawahała się. Każdym nerwem czuła, że go prowokuje. Widać było, że Ridge 

tego wieczoru ma już dosyć jej brawury. Nie powtórzył rozkazu, tylko po prostu patrzył. 

Kalena odczekała kilka sekund, po czym  przeszła wolno przez pokój i stanęła naprzeciw 

niego. Wszyscy wstrzymali oddechy.

- Ty prosisz mnie o prezent ślubny? - zapytał stojąc nieruchomo.

- Tak, proszę. - Kalena mocno zacisnęła dłonie. Patrzyła na niego z żarliwą ufnością w 

oczach i czekała - jak sądziła - z pokorą, jaką powinna okazywać żona. W tym momencie 

czuła się rzeczywiście jak zbłąkana żona przed sądem mężowskim czekająca na akt łaski. 

Pierwszy raz dotarło do niej, że w takiej sytuacji Ridge przewyższał ją realną siłą. Mógł 

okazać łaskę lub nie, a ona nic nie mogła zrobić, najwyżej usposobić go przychylnie.

- Kaleno, jeśli domagasz się prezentu, musisz być przygotowana na rewanż.

Wzięła   głęboki   oddech,   świadoma,   że   w   sprawie   dawania   prezentów,   jak   i   we 

wszystkim innym w życiu, musi być zachowana równowaga.

- Domagasz się prezentu, Ridge?

- Tak - powiedział jakby do siebie. - Myślę, że już czas na to. - Wziął ją za ramię i 

spojrzał na kapitana. - Uwolnij je. Pokryję koszty zniszczenia.

Kalena   poczuła   przepływającą   przez   jej   ciało   ulgę,   która   zmywała   napięcie   i 

niepewność.   Kryzys   minął.   Zaczęła   zastanawiać   się,   dlaczego   była   tak   zdenerwowana. 

Oczywiste było, że Ridge nigdy by nie dopuścił, żeby siedziała w areszcie. Nie odmówiłby 

również łaski uwolnienia jej przyjaciółek. Może i jego gniew pochodził z Mrocznego Krańca 

Spectrum, ale Ridge był przecież przyzwoitym człowiekiem.

53

background image

- Dziękuję ci, Ridge. - Impulsywnie wspięła się na palce, zarzuciła mu ramiona na 

szyję  i uścisnęła z wdzięcznością.  - Nawet nie potrafię  powiedzieć, jak bardzo jestem ci 

wdzięczna za twoją wspaniałomyślność.

Spojrzał na nią. Ogień gasł w jego oczach i zastępowało go coś innego, coś, czego 

Kalena nie mogła rozpoznać.

- Powiesz mi, jak bardzo jesteś mi wdzięczna, później, kiedy dojdziemy już do domu 

Quintela.   -   Wyswobodził   się   z   jej   ramion   i   pewną   dłonią   skierował   ją   w   stronę   drzwi 

wyjściowych.

Kalena odwróciła głowę; spojrzała przez ramię na uwolnione przyjaciółki.

- To był wspaniały wieczór. Dziękuję wam bardzo i mam nadzieję, że zobaczę was 

wieczorem na ślubie. Czy przyjdziecie?

- Jasne? - rzuciła ze śmiechem Arrisa. - Nie opuściłybyśmy takiej okazji nawet za 

wszystkie kryształy Talon Pass.

W drodze do domu Quintela Ridge nie odzywał się wcale. Nie potrzebował. Kalena 

nie przestawała opowiadać mu o swoim wieczorze spędzonym w mieście. Opowiadała przez 

całą   drogę,   kiedy   podążali   ku   światłom   lamp   żelowych,   palących   się   na   głównej   alei 

prowadzącej do ich miejsca przeznaczenia. Ridge słuchał nie komentując.

Kalena nie przerywała ani na chwilę, dopóki drzwi domu Quintela nie rozwarły się 

szeroko, wpuszczając ich do środka. Przez moment bała się, że będzie musiała wyjaśniać 

gospodarzowi   tego   domu   wieczorne   zdarzenia.   Ale   trwało   to   krótko,   ponieważ   Ridge 

skierował ją od razu do pokoi gościnnych.

-   Muszę   przyznać,   Ridge,   że   byłeś   wspaniały   w   biurze   patrolu   -   powiedziała 

wspaniałomyślnie, kiedy podeszli do jej pokoju. - Wiem, że Arrisa i inne kobiety oceniły twój 

postępek   w   podobny   sposób.   Zdaję   sobie   sprawę,   że   prawdopodobnie   nie   wszystko,   co 

zdarzyło się dzisiaj wieczorem, zaaprobowałeś, i dlatego myślę, że twoje zachowanie było 

bardzo szlachetne.

-   Natomiast   ty   zachowałaś   się   jak   zmanierowana,   źle   wychowana   kobieta,   której 

przydałaby się bliższa znajomość z ogonem krita - odezwał się Ridge po raz pierwszy od 

chwili, kiedy opuścili biuro patrolu.

Kalena aż straciła oddech słysząc tę groźbę.

- Ridge, mówisz straszne rzeczy! Tylko bezdomny bękart mógłby użyć ogona krita na 

kobietę.

54

background image

- Ja jestem takim właśnie bezdomnym bękartem. Czy jeszcze nikt nie poinformował 

cię o tym? - Nie przystanął nawet przy jej drzwiach, tylko szedł prosto do swojego pokoju.

- Och, na litość Spectrum, nie to miałam na myśli! - krzyknęła zaszokowana tak samo 

jak on swoimi złymi manierami. - To jest tylko takie powiedzonko. Ridge, proszę, zrozum 

mnie.   Jeszcze   nigdy   w   życiu   nie   spędziłam   wieczoru   tak   jak   dzisiaj.   To   było   takie 

ekscytujące. Czułam się taka wolna...

Spojrzał na nią kpiąco.

- Czułaś się wolna siedząc na ławie w areszcie i czekając na mnie, żebym za ciebie 

poręczył? Masz dziwne pojęcie o wolności kobiety.

- Nie wtedy - powiedziała, machając niedbałe ręką. - Miałam na myśli to, co było 

wcześniej. Poszłyśmy tam, gdzie chciałyśmy, siedziałyśmy w gospodzie tak jak mężczyźni i 

popijałyśmy sobie, a kiedy wybuchła awantura, trzymałyśmy się razem.

Ridge wykrzywił lekko usta.

-   Kaleno,   ile   głów   rozbiłaś   dzisiejszej   nocy   biednym   mężczyznom?   A   może   nie 

liczyłaś?

Kalena roześmiała się.

- Próbowałam, ale było to zbyt skomplikowane. A czy ty, Ridge, liczysz głowy, gdy 

idziesz do gospody i wybuchnie tam awantura?

- Nie patrz na mnie tak niewinnie. Nie uczestniczyłem w burdzie od lat, ale ostatnim 

razem jestem pewny, że nie liczyłem. To nie ma sensu. Jedyną rzeczą, na którą trzeba liczyć, 

to wyjście w jednym kawałku. Czy zdajesz sobie sprawę, że mogłaś być dzisiaj zraniona? 

Jakiś idiota mógł pchnąć cię sintarem lub złamać ci nos pięścią.

- Podczas ślubu ze złamanym nosem wyglądałabym bardzo interesująco.

- To nie jest śmieszne, Kaleno. To, co zrobiłaś, było głupie i niebezpieczne.

- Mogę się założyć, że ty zrobiłeś znacznie więcej rzeczy głupich i niebezpiecznych.

Ridge jęknął.

- Widzę, że mamy tu podstawowy problem.

Kalena uśmiechnęła się pytająco.

- Jaki?

- Od prawdziwej żony, po tak spędzonym przez nią wieczorze, należałoby oczekiwać 

okazania pewnego stopnia... no, zatrwożenia lub przynajmniej rozsądnej oceny sprawy, jeśli 

zmusiła swojego pana do poręczenia za nią w areszcie.

55

background image

- Ale ja nie jestem prawdziwą żoną - stwierdziła Kalena z radosną satysfakcją. - Ja 

będę tylko kontraktową żoną. A przecież w tej chwili nie jestem nawet tym.

- Już wkrótce będziesz - powiedział obcesowo. - Dlaczego nie możesz zrozumieć, że 

nawet jeśli takie małżeństwo jest okresowe, to jest jednak legalne? W czasie trwania tego 

związku będziesz poddaną męża.

Przechyliła głowę zamyślona.

-  Chyba   nie  spodziewasz  się,  że  w  twoim  towarzystwie   będę  cały czas  drżała   ze 

strachu?

Spojrzał na nią zirytowany.

-   Jest   pewna   różnica   pomiędzy   obawą   przede   mną   a   odpowiednim   zachowaniem. 

Prosiłem cię, żebyś nie zadawała się z Arrisą i jej towarzystwem.

- Czy ty zawsze zważasz na to, co mówią ludzie, gdy masz na coś ochotę? - zapytała z 

wielkim zainteresowaniem.

- Nie rozmawiamy teraz o mnie - odparł.

- Wiesz, Ridge, rzecz w tym, że miałam wspaniałe przeżycia. Wolność jest cudowna.

- Nie mogę nic o tym powiedzieć - odparł spokojnie. - Nigdy nie miałem jej za dużo.

Zaskoczona, zatrzymała się i spojrzała na niego badawczo.

- O czym ty mówisz? Zawsze byłeś wolny.

- To zależy, jak na to spojrzysz. Całe życie dążyłem do jednego tylko celu. Moja 

wolność   polegała   na   szukaniu   i   wybieraniu   środków,   które   mogły   służyć   temu   celowi. 

Czasami wybory nie były miłe.

Zafascynowana, studiowała jego twarz, gdy tak mówił z przejęciem.

- Jaki jest twój cel, Ridge?

- Chcę założyć własny, wielki ród - rzucił niby wyzwanie, jakby spodziewał się, że 

będzie kpiła z jego marzeń.

Ale Kalena nie czuła rozbawienia.

- Taki cel będzie od ciebie wiele wymagał, mistrzu komercji. Może cię nawet zabić.

- Jeśli będę miał szczęście, może uda mi się wzbogacić. Ale dopóki tak się nie stanie, 

pozostanę bękartem. Zapytaj kogokolwiek - dodał z ponurym uśmiechem.

Kalena wróciła do rzeczywistości, kiedy złapał ją za rękę i pociągnął za sobą.

-   Chyba   nie   myślisz   naprawdę...   naprawdę....   -  Głos   jej   się  załamał,   kiedy   Ridge 

zatrzymał się na wprost swojego pokoju i otworzył arkadowe drzwi.

56

background image

Przecież nie mógł jej zbić, chociaż wcześniej to obiecywał, pomyślała. Nie mógłby 

zrobić   nic   takiego.   Nawet   jeżeli   nie   pochodzi   z  żadnego   rodu,  to   przecież   nie   znieważy 

kobiety ani nie będzie niepokoić gospodarza, u którego pracuje.

- Odpręż się, Kaleno. Nie przyprowadziłem cię tu po to, żeby cię zbić - powiedział 

łagodnie; popchnął ją do komnaty i zatrzasnął drzwi.

- Dlaczego więc tu jesteśmy?  - zapytała zdając sobie sprawę, że Ridge nie zapalił 

światła. W głębokim cieniu wydawał się duży i groźny. W pewnych momentach jawił się jak 

istota ciemności - niebezpieczna i nieprzystępna.

-   Jesteśmy   tutaj   -   powiedział   bezceremonialnie   -   bo   mam   zamiar   domagać   się 

prezentu. Chyba nie powiesz, że nie mam do tego prawa, prawda? - Zaczął rozsznurowywać 

skórzane obszycie przodu koszuli. Jego ruchy były niezwykle powolne.

W czerwonym świetle księżyca, wpadającym przez okno, Kalena zobaczyła w jego 

oczach migocące płomienie. Ogień, który ciągle się w nich znajdował, był już zupełnie innym 

rodzajem ciepła.  Wstrzymała  oddech, gdy poczuła, jak ono przez nią przepływa. Wraz z 

budzącą   się   kobiecością,   odczuwała   jeszcze   inny   rodzaj   emocji   -   rosnące   podniecenie, 

podobne do tego, które czuła poprzedniego wieczoru w ogrodzie. A może euforia, która w 

niej narastała, przypominała tę, jakiej doświadczyła podczas bójki w gospodzie? Nie była 

tego   pewna,   ale   teraz   nie   mogła   analizować   swoich   odczuć.   Nie   teraz.   Przez   głowę 

przelatywały   jej   na   wpół   sformułowane   myśli   i   zaraz   gasły.   Jedna   tylko   pozostała.   Nie 

pozwoliła się zignorować i absolutnie wymagała wyjaśnienia.

- Czy to wszystko robisz po to, żeby ukarać mnie za dzisiejszy wieczór? - zapytała 

lekko zachrypniętym głosem.

Ridge skończył właśnie rozpinać koszulę. Przez chwilę patrzył na nią badawczo, po 

czym podniósł rękę i dotknął jej policzka.

- Nie, Kaleno, nie zamierzam kochać się z tobą, żeby cię ukarać.

- Dlaczego więc?

- To jest dzień naszego ślubu - zauważył spokojnie.

Kalena potrząsnęła głową.

- Ale nie nasza noc poślubna.

Lekko wykrzywił usta.

- Zrobimy to również w naszą noc poślubną.

- Zrobimy?

57

background image

Poczuła podniecenie na myśl o tym, jak bardzo było to niebezpieczne. Ciotka Olara 

wpadłaby w furię, gdyby wiedziała, co się zdarzyło. Jej przestrogi jak błyskawica przemknęły 

przez głowę Kaleny.  „Nie możesz dopuścić, żeby jakiś mężczyzna zawrócił ci w głowie, 

dopóki nie wypełnisz swojej misji. Tu chodzi o honor twojego rodu. Nie możesz pozwolić 

sobie na zejście z wyznaczonej ścieżki. Namiętność jest niebezpieczna. Może zaćmić twój 

umysł i tak cię zaślepić, że nie zrobisz tego, co zrobić musisz. Nic i nikt nie może stanąć 

pomiędzy tobą a twoim przeznaczeniem, ponieważ jesteś córką wielkiego rodu Ice Harvest.”

Dzisiejszej nocy zbliżyłam się do granicy swojego przeznaczenia, pomyślała Kalena. 

Żaden mężczyzna nie jest w stanie odwieść mnie od wyznaczonego mi zadania. Powinnam 

zrobić to, co mam nakazane. Honor mojego rodu musi być pomszczony.

Ale dzisiejszy wieczór należał do niej. Przepełniona była dziką, ryzykancką energią, 

która   upewniała   ją,   że   może   nie   tylko   wypełnić   swoje   zadanie,   ale   również   czerpać 

przyjemność z tego namiętnego spotkania.

Dzisiaj może popróbować jeszcze jednego smaku wolności, która na zawsze będzie 

jej, gdy zabije Quintela. Była dość silna, żeby podjąć takie ryzyko. Olara myliła się. Kalena 

nie była tak słaba, żeby poddanie się pokusie wpłynęło na zmianę jej decyzji.

Na policzku czuła szorstką krawędź dłoni Ridge'a. Jeśli coś pójdzie źle, jeśli coś się 

nie uda lub nawet jeśli dokona tego aktu, ale zostanie zdemaskowana, to jutro o tej porze 

może już nie żyć. Myśl o śmierci bez poznania do końca tego podekscytowania wydała się jej 

przygnębiająca. Dzisiejszej nocy z pewnością może zignorować ostrzeżenia Olary. I tak jest 

już za późno, żeby cokolwiek mogło jej przeszkodzić. Kilka godzin pasjonujących odkryć w 

ramionach mężczyzny nie może przyćmić jej rozumu ani odwrócić od zamierzonego celu.

-   Czy   przysięgasz   na   honor,   że   twoją   intencją   nie   jest   ukaranie   mnie   za 

nieposłuszeństwo? Że kieruje tobą tylko pożądanie? - spytała miękko. Uważała, że jeśli ma 

zamiar postąpić wbrew naukom Olary i oddać się Fire Whipowi, to musi mieć pewność, że 

motywy nim kierujące są szczere i uczciwe, tak jak jej własne. Dopiero wtedy może podjąć 

ryzyko oddania się namiętności i wolności.

Ridge ujął jej twarz w swoje duże dłonie, a jego silne i pewne, ale niezwykle delikatne 

palce pieściły jej skórę.

- Myślę, słodka farmerska dziewczyno, że podczas tych paru dni upoiłaś się smakiem 

wolności. Podoba ci się to, prawda?

- Bardzo. - Uśmiechnęła się drżąco.

58

background image

- Dzisiaj wieczorem dowiedziałaś się, jak ekscytujące jest być zależną tylko od siebie, 

nie potrzebować żadnego pana, męża czy pryncypała. - Jego oczy zabłysły. - Miałaś niezłą 

przygodę, prawda?

Kalena   poczuła   zupełnie   nową   przyjemność   płynącą   z   poddawania   się   temu 

mężczyźnie.

-   Tak   -   przyznała   z   westchnieniem.   -   To   było   zabawne.   Bardziej   zabawne   niż 

wszystko, co do tej pory przeżyła pod gorzkim i mściwym wzrokiem Olary.

- Nie miałem zamiaru karać cię za tę dzisiejszą zabawę, Kaleno - zapewnił ją Ridge 

niskim, zmysłowym głosem. - Zamierzam pokazać ci, że bardziej podniecające niż burda w 

gospodzie wyda ci się moje łoże.

Kalena   dotknęła   lekko   jego   dłoni.   Nagle   zdała   sobie   sprawę,   że   palce   jej   drżą. 

Właściwie całe jej ciało lekko drżało. Poczuła, że ogarnia ją podniecenie tysiąc razy silniejsze 

niż to, które czuła podczas awantury w gospodzie.

- Ridge... - Położyła dłonie na jego ramionach, zafascynowana ciepłem, które z niego 

emanowało.

- Chodź ze mną i pozwól, że pokażę ci, jak bardzo ekscytujące jest prawdziwe życie w 

mieście. - Ridge schylił się i wziął ją na ręce.

Kiedy   uniósł   ją   i   przytulił   do   piersi,   wypełniona   światłem   księżyca   komnata 

zawirowała   jej   przed   oczami.   Przywarła   do   niego,   świadoma,   że   kroczy   w   kierunku 

zasłoniętego kotarą niskiego łoża, znajdującego się w rogu pokoju.

Kalena postanowiła nie myśleć teraz ani o przeszłości, ani o przyszłości. Uważała, że 

to,   co   się   teraz   zdarzy,   nie   będzie   miało   nic   wspólnego   z   wykonaniem   narzuconego   jej 

obowiązku. Ten moment należał tylko dla niej.

Szerokie   łoże   znajdowało   się   na   bogato   rzeźbionym,   drewnianym   podwyższeniu. 

Ridge powoli opuścił Kalenę, tak że prześlizgnęła się po jego ciele, nim stanęła na podłodze.

- Jestem bardzo zadowolony, że Arrisa ze swoimi przyjaciółkami nie namówiła cię do 

obcięcia włosów - mruknął zanurzając palce w gęstwinie jej loków. Pociągnął za nie lekko, 

odchylając jej głowę do tyłu.

Kalena zadrżała ponownie, gdy odczuła siłę jego ledwie wstrzymywanego pożądania. 

Zaczęła przynaglająco przyciągać jego napięte ramiona. Ridge jęknął i głębiej wdarł się w jej 

usta.   Jego   język   poruszał   się   szybko   jak   płomień   ognia.   Głosem   ochrypłym   z   rozkoszy 

wyszeptała jego imię.

59

background image

Zamknęła oczy,  gdy poczuła jego ręce na zapięciu tuniki. Moment później piękny 

materiał ześlizgnął się na podłogę, tworząc u jej stóp kolorową plamę. Teraz miała na sobie 

tylko wąskie spodnie i miękkie atlasowe pantofle. Każde jego dotknięcie potęgowało w niej 

pożądanie i oczekiwanie na spełnienie.

- Masz plecy jak tancerka - mruknął zachwycony wodząc palcami po krzywiznach 

znajdujących się nad jej krągłymi pośladkami. - Bardzo dumne, bardzo wytworne. Skąd u 

farmerskiej córki tyle dumy i elegancji?

Na szczęście nie czekał na odpowiedź. Przycisnął ją mocniej, aż jej brodawki dotknęły 

jego   odsłoniętej   piersi.   Kręcone   włosy   tak   drażniły   jej   wrażliwe   sutki,   że   nie   mogła 

powiedzieć, czy było to niezwykle podniecające, czy boleśnie rozkoszne. Wciągnęła głęboko 

powietrze, a potem powoli je wypuściła.

-   Nie   bój   się   mnie,   Kaleno.   Mam   być   twoim   mężem.   Moim   obowiązkiem   i 

przyjemnością będzie troszczenie się o ciebie. Odpręż się i postaraj się mi ufać, moja przyszła 

żono. Musisz nauczyć się mi ufać.

Ridge posadził ją na łożu i ukląkł na dywaniku obok niej. Kalena trzymając ręce na 

jego ramionach widziała przez na wpół przymknięte powieki, jak ostrożnie zdejmuje jej buty.

-   Jesteś   o   tym   przekonany,   Ridge?   -   Nie   była   pewna   dokładnego   sensu   swojego 

pytania, ale wiedziała, że potrzebuje od niego pewnego rodzaju zapewnienia.

- Jestem pewien. - Położył ją na poduszce i dotknął jej miękkiego brzucha. Nic nie 

mówiąc, długo patrzyła na niego, a on szeptał coś pod nosem, po czym jednym ruchem, choć 

delikatnie, ściągnął jej spodnie.

Przez moment po prostu patrzył na nią, a później usiadł na posłaniu i ściągnął buty. 

Następnie podniósł się i jego złote oczy znowu patrzyły na leżącą w cieniu Kalenę. Schowany 

w pochwie sintar zabrzęczał lekko, kiedy rzucił go na podłogę obok posłania. Już po chwili 

był nagi.

Kalena patrzyła na Ridge'a, zafascynowana jego kształtami. Wychowywana była przez 

profesjonalną Uzdrowicielkę, ale nigdy nie widziała nagiego mężczyzny.  Była zadziwiona 

jego wyglądem.

Był   wspaniałym   samcem   w   pełnym   rozkwicie,   równomiernie   umięśnionym   i 

agresywnie   uformowanym.   Napięte   mięśnie   jego   piersi   przechodziły   w   płaską   i   twardą 

płaszczyznę   brzucha.   W   dole   potężny   zarys   jego   męskości   był   powiększony   i   ciężki   od 

niewątpliwych oznak pożądania.

60

background image

- Czy sprawia ci przyjemność patrzenie na mnie, moja wiejska dziewczynko?

- Tak - wyszeptała, czując jego silne dłonie obejmujące ją w talii.

- To mamy szczęście, bo ja również z przyjemnością patrzę na ciebie.

Dotknął   jej   piersi,   po   czym   zaczął   je   lekko   ugniatać   i   skubać   palcami   brodawki, 

smakując jednocześnie skórę jej szyi. Podniecona Kalena zarzuciła mu ręce na szyję.

- Odważ się i dotknij mnie. - Ridge jęknął ciężko, kiedy to zrobiła.  - Jesteś taka 

miękka, tak przecudnie miękka i okrągła, i ciepła - mruczał wtulony w jej piersi. Następnie 

wziął do ust jej sterczące brodawki i zaczął je delikatnie ssać, aż Kalena krzyknęła cicho. - To 

jest właśnie to, moja miłości. Chciałem to usłyszeć dzisiejszej nocy. - Jego ręka ześlizgnęła 

się niżej, wyczuwając  krzywiznę  jej  talii  i rozkoszne okrągłości. Oddech Kaleny stał się 

szybszy;  poczuła ciepło przepływające przez jej ciało. Ogień bijący od Ridge'a spalał  ją. 

Zaczęła przesuwać dłońmi po jego ciele, delektując się zarysem jego ramion.

Kiedy   Ridge   dosięgnął   delikatnego   trójkąta   w   dole   jej   brzucha,   podniósł   głowę   i 

spojrzał na nią.

- Rozsuń nogi, Kaleno. Otwórz się dla mnie. Chcę cię wszędzie dotknąć. Muszę cię 

wszędzie dotknąć.

Przez   chwilę   wahała   się   i   ociągała   ze   spełnieniem   jego   prośby.   Czuła   jakąś 

nieokreśloną niepewność. Kiedy jednak poczuła, jak jego stopy próbują delikatnie rozsunąć 

jej kostki, zapomniała o wszystkim i otworzyła się, unosząc biodra ku jego dłoni.

- Och, Kaleno, jesteś tak stworzona do tego, żeby mnie przyjąć, jak zamek jest gotowy 

na przyjęcie klucza. Będziemy doskonale pasować do siebie.

Dreszcz przebiegł po jej ciele, kiedy dotknął jej intymnego miejsca. Jego palce badały 

je   delikatnie,   dopóki   nie   znalazły   punktu   największego   podniecenia.   Wtedy   zacisnęła 

kurczowo dłonie  na jego ramionach,  wbijając w nie paznokcie.  W tym  momencie  Ridge 

zagłębił w niej palec otwierając drogę, prowadzącą do jej wnętrza.

- Ridge!

- Za chwilę, moja słodka damo. Dopiero wtedy, gdy będziesz czuła, że spalasz się w 

płomieniach ognia. Dopiero wtedy cię wezmę.

- Nie wytrzymam - wysapała, chwytając go za rękę i przyciskając ją mocniej.

- Jest właśnie tak, jak chciałem - powiedział. - Dokładnie tak, jak chciałem.

-   Ridge,   proszę.   -   Czuła   narastające   podniecenie,   które   musiało   znaleźć   ujście,   i 

tęskniła za spełnieniem. Tęskniła tak bardzo, jak nigdy dotąd i za niczym.

61

background image

Ridge w milczeniu pochylił się i złożył długi pocałunek na jej brzuchu, nad wilgotnym 

miejscem, które drażnił palcami.

- Proszę, Ridge, teraz.

Jego odpowiedzią był śmiech, w którym brzmiała powstrzymywana namiętność.

- Tak, myślę, że już jesteś gotowa. Nawet jeśli ty mogłabyś poczekać jeszcze chwilę, 

to ja już nie potrafię. Rozsuń trochę bardziej nogi, Kaleno. Pokaż, że mnie pragniesz.

Posłusznie zrobiła mu miejsce pomiędzy udami. Ułożył się w nim, przykrywając ją 

delikatnie   ciałem,   jednocześnie   opierając   swój   ciężar   na   łokciach.   Spod   przymkniętych 

powiek patrzyła  w złote płomienie jego oczu, których nie zgasił nawet mrok panujący w 

komnacie. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Trzymała tylko 

kurczowo jego ramiona.

- Owiń nogi wokół mnie, Kaleno. O wszystko inne ja się zatroszczę.

Objęła go nogami i początkowo niepewnie, ale po chwili gwałtownie przylgnęła do 

niego. Zdawała sobie sprawę, że nie potrafi kontrolować tego, co za chwilę ma nastąpić, 

chociaż  bała się  zranienia.  Czuła  teraz  niewczesną  obawę, bardzo  prymitywną  i zarazem 

typowo kobiecą. Ridge natychmiast to odgadł.

-   Wszystko   w   porządku,   Kaleno   -   powiedział   miękko.   -   Powiedziałem   ci,   że   o 

wszystko się zatroszczę, prawda?

- Tak.

- Musisz się nauczyć ufać mężczyźnie, którego jutro poślubisz. - Dotknął palcem jej 

policzka, głaszcząc go, aż jej niepewność ustąpiła. Następnie ułożył się tak, że poczuła jego 

tępą twardość, rozprężającą się w sposób nie znany jej dotąd. Ridge płonął przy wejściu do jej 

ciała.

Uczucie   to   było   zupełnie   nieznane   i   podniecające.   Zapomniała   o   swoim 

krótkotrwałym lęku i jeszcze bardziej przycisnęła Ridge'a do siebie.

-   Od   razu   wiedziałem,   że   można   cię   ukształtować   w   ogniu.   Wiedziałem   to   od 

pierwszego momentu. Zapalić cię jak zapałkę. Rozżarzyć jak stal. - Jego palce poruszały się 

w centrum jej rozkoszy, które odkrył wcześniej. Kalena jęknęła. - Zamknij oczy - wyszeptał - 

i podążaj za mną.

Zrobiła, jak powiedział, zaciskając powieki wbrew silnym, porywającym doznaniom, 

które nią owładnęły.  Kiedy Ridge parł do przodu, czuła nieustępliwe rozprężanie między 

nogami.   W   tym   momencie   przebiegły   przez   jej   mózg   ostrzeżenia   Olary   pomieszane   z 

62

background image

fizycznym   szokiem,   który   wywołało   natarcie   Ridge'a.   Poczuła,   że   wszystko   zawirowało, 

krzyknęła, a jej ciało naprężyło się.

Ridge zatrzymał się gwałtownie, czując jej lęk. Nie protestowała, ale wbiła głębiej 

paznokcie w jego ramię, jakby chciała zatrzymać to, co ma nastąpić.

- Odpręż się, Kaleno.

- Nie mogę... - Przerwała zdziwiona, kiedy Ridge schylił głowę, wziął płatek jej ucha 

między zęby i ugryzł, całkiem mocno.

Podczas nagłego szturmu na jej ucho Ridge wszedł w nią. Jeszcze ciągle czuła ból 

ugryzionego ucha, kiedy pojawił się przelotny ból między nogami. Prawie go nie czuła. Kiedy 

Ridge zagłębił się w niej cały, zatrzymał się.

Kalena   zamrugała   ze  zdziwienia,   że  tak  szybko  dostosowała  się  do tej   całkowitej 

inwazji. Ostatnie ostrzeżenia Olary przemknęły przez jej mózg, ale już było za późno, by 

zajmować się nimi.

- Tamto - powiedziała bez tchu - było bardzo podstępne.

- Czy bardzo cię zraniłem?

- Moje ucho nigdy się nie wygoi.

W jego uśmiechu była dzikość i pożądanie.

- Nie o ucho mi chodzi. Jak jest z resztą?

- Nie wiem - Powiedziała zgodnie z prawdą.

- Sprawdzimy to.

Zaczął się w niej poruszać, początkowo wolno, a po chwili szybciej, gdy stwierdził, że 

za nim podąża. A kiedy zamknęła oczy i wyszeptała jego imię, Ridge przyspieszył. Oddychał 

z trudem starając się nie stracić kontroli nad swym ciałem. Kalena czuła napięcie jego mięśni. 

Wiedziała  jednak, że tak, jak jej obiecał, ta noc należy do niej. Wiedziała, że Ridge nie 

spłonie, zanim ona nie dozna spełnienia, które jej obiecał.

Jej delikatne okrzyki mieszały się z jego pomrukami. Kalena zdumiona była swym 

zapamiętaniem. Nigdy nie myślała, że będzie przeżywała coś tak wspaniałego. Ridge zadrżał, 

a ona zdała sobie sprawę, że nigdy nie zapomni tej nocy. Niezależnie od tego, jak długo 

będzie żyła lub co przyniesie jej przyszłość. W tym momencie poczuła ogarniający ją nowy 

wymiar   napięcia.   Oplotła   z   całej   siły   ciało   Ridge'a,   drżąc   konwulsyjnie   w   ekstazie. 

Nieświadoma tego, co robi, zanurzyła zęby w twardym ramieniu Ridge'a, wykrzykując jego 

imię w ostatecznym poddaniu się rozkoszy.

63

background image

Ridge jęknął, dźwignął się, odchylił do tyłu i napawał się jej doznaniami, ale jego 

ciało domagało się natychmiastowego spełnienia. Stracił kontrolę nad sobą. Stłumiony krzyk 

wyrwał się z jego ust, gdy ostatni raz poruszył się ciężko, żeby się wyzwolić.

On był ogniem, a ona była jedyną osobą, która mogła ten ogień ugasić i przynieść mu 

uspokojenie. Myśl ta jak błyskawica przemknęła przez mózg Kaleny i natychmiast uleciała.

Minęła   długa   chwila,   zanim   poczuła,   że   Ridge   poruszył   się   w   jej   ramionach. 

Uśmiechnął się lekko, kiedy spostrzegł, że Kalena powraca do świadomości. Nie uczynił 

żadnej próby zmiany pozycji. Dalej leżał obok niej, chociaż nieznacznie się odsunął. Kalena 

czuła wilgoć między nogami i cierpki zapach ich miłości. W tym momencie nie mogłaby 

określić swoich uczuć. Wydawało się jej, że jest w jakimś osobliwym stanie zawieszenia. 

Było to dziwne uczucie, jakby coś ważnego, tkwiącego w zakamarkach jej umysłu, chciało 

się nagle uwolnić i zmusić ją do zrobienia czegoś narzuconego jej woli.

- Gdybym mógł, chciałbym cię tutaj zatrzymać - powiedział Ridge. - Myślę jednak, że 

powinnaś wrócić do swojego pokoju. Nie chcę, żeby służba plotkowała. - Spojrzał w okno. - 

Już niewiele pozostało z tej nocy. - Usiadł niechętnie; jego ręka wciąż gładziła jej biodra. - 

Musisz dzisiaj dłużej pospać. Potrzebujesz odpoczynku przed wieczornymi zaślubinami. A 

następnego ranka musisz być gotowa do wyruszenia w podróż.

- Widzę, że będziesz przykrym mężem - zamruczała Kalena. Po prawdzie, nie miała 

zamiaru spierać się z nim. Chciała być sama, żeby przeanalizować tę dziwną myśl, która 

krążyła gdzieś w jej podświadomości.

Ridge   śmiał   się   zakładając   szybko   koszulę   i   spodnie.   Emanowała   z   niego   męska 

satysfakcja.

- Myślę, że już odkryłaś, jak radzić sobie ze mną. - Podał jej cienkie spodnie, które 

nosiła pod tuniką, a sam wciągał buty, kiedy Kalena się ubierała. Gdy była gotowa, wziął ją 

za ramię i poprowadził w kierunku drzwi. Widząc, że się potknęła, zapytał przejęty:

- Czy dobrze się czujesz?

- Tak, tylko trochę kręci mi się w głowie.

Rozbawiony, pokiwał ze współczuciem głową.

-   Biedna   Kalena,   a   to   przecież   była   twoja   noc,   czyż   nie?   Twój   pierwszy   smak 

wolności i pierwszy kęs małżeństwa.

-   Każda   kobieta   wie,   że   te   dwie   rzeczy   wykluczają   się.   -   Kalena   nie   mogła 

powstrzymać się od zrobienia tej uwagi.

64

background image

- To prawda, ale mam nadzieję, że teraz będzie ci żal rzucić jedną rzecz dla drugiej.

Kalena stwierdziła, że ta jego pewność siebie jest nie tylko śmieszna, ale i irytująca. 

Nie odzywała się, kiedy szli długą kolumnadą do jej pokoju. Przy drzwiach Ridge zatrzymał 

się i wziął ją w ramiona.

- Powiedziałem ci wcześniej, że naszą noc poślubną będziemy mieli dzisiaj. To już się 

spełniło, Kaleno. Dziś wieczorem, o zachodzie słońca zostaniemy formalnie zaślubieni. Od 

tego momentu będę się tobą opiekował. Kaleno, życzę ci dobrej nocy.

Pocałował ją niezwykle oficjalnie, toteż nikt nie domyśliłby się, co zaszło między 

nimi.

- Ja również życzę ci dobrej nocy, Ridge.

Czekał, aż zamknie za sobą drzwi.

Kalena   stała   słuchając   jego   oddalających   się   kroków,   po   czym   zanurzyła   się   w 

wysłany poduszkami fotel stojący przy oknie.

Czuła, że jej ciało jest napięte. Była pewna, że jutro będzie zbolała. Myśl, że dzień po 

ślubie ma spędzić w siodle, napawała ją niechęcią. Musi chociaż tego sobie zaoszczędzić.

Żadna z dręczących ją myśli nie dotykała rzeczywistej przyczyny jej stanu nerwów. 

Powoli próbowała wyłuskać z pamięci źródło tego nietypowego dla niej nastroju. To prawda, 

że wiele przeżyła ostatniej nocy. Może ten stan jest wynikiem przeżytych emocji?

Nie, to musi być  coś innego, coś niezmiernie niebezpiecznego. I to zaczęło się w 

momencie kiedy poddała się Ridge'owi, a teraz wyzwoliło się i brzęczało w jej mózgu.

Nagle uświadomiła sobie, że Olara miała rację. Wiedziała już, że nie powinna była 

oddać się Ridge'owi.

Z cichym, desperackim szlochem objęła się rękami i próbowała wyrzucić z siebie tę 

świadomość. Emocjonalna konfrontacja i jej ostateczny wynik zerwały zasłonę z tego, co 

ukrywało  się w jej mózgu  przez  całe lata.  Tej nocy poznała  samą  siebie i stanęła przed 

przygniatającą ją prawdą: myśl o zabiciu człowieka była jej całkowicie obca. Nie mogłaby 

tego zrobić.

Ale musiała.

Czuła, że nie chce wywiązać się ze swojego obowiązku. Na myśl o tym wszystko w 

niej się buntowało. Nie chciała być narzędziem zemsty i morderstwa. Nie teraz, kiedy zaczęła 

poznawać, co znaczy namiętność i wolność.

65

background image

Kalena wytarła gorące łzy, które płynęły z jej oczu. Nie miała wyboru. Wyznaczona 

została do tego zadania w lecie tego roku, gdy skończyła dwanaście lat. Wtedy właśnie jej ród 

został   zniszczony.  Nie,  nie  miała   odwrotu. Gdyby   tego  nie  zrobiła,  zhańbiłaby  nie  tylko 

siebie, ale całą dawną potęgę swojego rodu.

Wolno przeszła przez pokój w stronę posłania, a słowa Olary ciągle brzmiały w jej 

uszach: „Nie możesz ulec uściskom mężczyzny,  który będzie twoim mężem. Nie możesz 

ulec,   dopóki   nie   spełnisz   swojego   zadania,   a   do   tego   czasu   nie   będzie   takiej   potrzeby. 

Pamiętaj, Kaleno, mężczyzna, którego masz poślubić, jest niebezpieczny w sposób, jakiego 

jeszcze nie znasz. Widziałam to podczas transu. On jest niebezpieczny.”

Ostatnią myślą Kaleny przed zapadnięciem w sen była pewność, że ciotka miała rację 

mówiąc o czyhającym na nią niebezpieczeństwie w ramionach mężczyzny, którego nazywano 

Fire Whipem.

66

background image

Rozdział piąty

A

dwizor   Polarny   wybrany   przez   Quintela   do   poprowadzenia   ceremonii   zaślubin 

ubrany był w tradycyjną czarno-białą szatę typową dla jego urzędu. Nawet jeśli prośbę o 

pełnienie obowiązków przy zwykłym małżeństwie kontraktowym uznał za dziwną, to był na 

tyle  dyplomatą, żeby tego nie zdradzić. Sowita zapłata, którą dał mu Quintel, całkowicie 

zaspokoiła jego ciekawość.

Ale kilka innych drobiazgów niepokoiło urzędnika. Na przykład, panna młoda była 

zbyt   spięta.   Kaptur   jej   ślubnej   peleryny   był   tak   bardzo   nasunięty,   że   prawie   całkowicie 

ukrywał rysy twarzy, nie mógł jednak ukryć napięcia w jej zielonych oczach. W przeszłości 

Adwizor Polarny pełnił już obowiązki w ceremoniach zaślubin, w których panna młoda nie 

zawsze uczestniczyła z własnej woli, chociaż przymuszanie do małżeństwa było zakazane. 

Niejedno już widział. Rozumiał, że kobieta w czasie ślubu może być zdenerwowana. Jednak 

w tym wypadku nie mogło tak być, pomyślał, gdy rozwijał pergamin, na którym zapisane 

były słowa ceremonii. W końcu to tylko małżeństwo kontraktowe. Przypuszczalnie wszystko 

odbywało   się   za   zgodą   panny   młodej   i   prawdopodobnie   sama   negocjowała   podpisanie 

umowy. Niewiele uczciwych rodzin chciałoby, żeby ich córka zawierała taki układ.

W dodatku pan młody był również wyraźnie spięty, a na jego twarzy widać było jakąś 

zawziętość.   Niepokoiło   to   Adwizora.   Nie   dlatego,   żeby   przypuszczał,   że   Fire   Whip   był 

niechętny tej ceremonii, przeciwnie, wydawał się nadzwyczaj zdecydowany. Ridge stał przed 

urzędnikiem   ubrany   w   czarną   pelerynę.   Ta   nocna   czerń   jego   stroju   kontrastowała   ze 

szkarłatnym strojem panny młodej. Według urzędnika tak silnie kontrastujące kolory wróżyły 

konflikty i niesnaski.

Pan domu patrzył ze swojego miejsca, znajdującego się w centrum długiego holu, w 

którym odbywała się ceremonia zaślubin. Ubrany był również na czarno, podobnie jak pan 

miody. Urzędnik przypomniał sobie jednak, że Quintel zawsze ubierał się na czarno. Może 

nawet pożyczył panu młodemu jedną ze swoich peleryn, pomyślał.

Wokół Quintela zgromadzeni byli goście noszący ubrania w bardzo żywych kolorach. 

Większość z nich przybyła prawdopodobnie prosto z pracy. Kobiety wyraźnie należały do 

67

background image

niższej klasy społecznej. Ich tuniki były zbyt krótkie, fryzury wymyślne, a oczy patrzyły zbyt 

śmiało. Nie było widać gości wywodzących  się z wyższych sfer, ale nie było w tym nic 

dziwnego, zważywszy na rodzaj zawieranego małżeństwo.

Z tyłu, za gośćmi, ustawieni byli muzykanci z harfami i fletami, przygotowani do 

przygrywania  podczas  przyjęcia  mającego   odbyć  się  po  zaślubinach.   Na  długich,  niskich 

stołach   bankietowych   stały   półmiski   z   najprzeróżniejszym   jedzeniem.   Pieczone   udźce 

karmionych ziarnem zorkanów, pełne misy różnych jagód z bitą śmietaną, półmiski pasztetu z 

wątróbek hartenów, serwisze w galarecie, a między nimi tace drogich owoców tango. Obok 

ustawione było czerwone piwo i doskonałe wino enkana. Adwizor Polarny cieszył się myślą o 

przyjęciu, na które, oczywiście, był zaproszony.

Ale najpierw musiała się odbyć ceremonia zaślubin. Adwizor Polarny odchrząknął, 

poczekał   kilka   sekund,   aż   ostatni   promień   słońca   za   oknem   stracił   swe   zabarwienie,   a 

kryształowy, wodny zegar stojący w wielkim holu oznajmił zapadający już zmierzch.

-   Słońce   oddaje   się   w   objęcia   nocy,   tak   jak   kobieta   oddaje   się   mężczyźnie   - 

zaintonował urzędnik. - Zebraliśmy się tutaj właśnie w takim momencie, żeby być świadkami 

połączenia   się   światła   i   mroku,   dnia   i   nocy,   kobiety   i   mężczyzny.   Związek   pomiędzy 

mężczyzną i kobietą jest związany z całą mocą, całą siłą i całą energią wytwarzaną w wyniku 

spotkania się przeciwstawnych punktów na Spectrum. Siła takiego związku jest tak wielka, że 

może   stworzyć   nowe   życie.   Aliści   takie   połączenie   nie   może   egzystować   bez 

przeciwdziałania.   Natura   takiego   związku   zawiera   ziarna   własnej   destrukcji.   Ostatecznie 

jeden punkt siły i kontrastu musi być potężniejszy niż drugi, bo inaczej wywoła nieszczęście i 

doprowadzi do klęski. Wtedy związek będzie rozerwany. Dlatego jest nakazane, żeby tak jak 

ciemność pochłania światło, a noc spowija dzień, mężczyzna objął kobietę i ją chronił. Jego 

siła jest siłą ciemności, która jest wszechrzeczą. Jej siłą jest drgające źródło światła, które w 

niej mieszka.

Kalena   słuchała   tych   prastarych   słów   ceremonii,   świadoma   całkowitego   skupienia 

Ridge'a. Kontraktowe małżeństwo, czy nie kontraktowe, wyglądało na to, że Ridge bierze tę 

ceremonię całkiem na serio. Jego zaangażowanie i determinacja wywołały w niej panikę, ale 

była już przynajmniej u kresu tego okropnego dnia, w którym miała popełnić zbrodnię.

Dzisiaj Kalena widziała Ridge'a tylko kilka razy i to bardzo krótko. Był niezwykle 

zajęty końcowymi przygotowaniami do podróży do Heights of Variance. Kalena pozostawała 

przez cały czas w swojej komnacie, udając zdenerwowanie, przecież tak naturalne u panny 

68

background image

młodej. W rzeczywistości spędziła ten dzień starając się przygotować psychicznie do tego, co 

miała zrobić. Była wdzięczna, kiedy Arrisa i jej koleżanki przyszły wcześniej i rozweselone 

zaczęły ją ubierać. Vertina zapytała ją, czy wzięła dzisiaj szczyptę pokruszonych liści selity i 

zrobiła   kilka   aluzji   na   temat   stali   z   Countervail.   Kalena   nie   miała   żadnej   szansy   na 

rozmyślania i rozterki.

Ceremonia   miała   się   ku   końcowi,   a   ona   wkrótce   będzie   musiała   stawić   czoło 

powierzonemu   jej   zadaniu.   Z   roztargnieniem   słuchała   słów   urzędnika   kontynuującego 

ceremonię.   Dolatywały   do   niej   tylko   fragmenty   słów   i   zdań,   ponieważ   cały   jej   umysł 

pochłonięty był tylko tym jednym problemem.

Mężczyzna, który akceptuje żonę, musi również zaakceptować obowiązek, który jest 

mu nałożony. Żona pozostawia chroniącą ją dotąd rodzinę i ufa tylko w ochronę męża. Od tej 

pory   to   on   jest   za   nią   odpowiedzialny.   Jej   honor   jest   teraz   na   zawsze   związany   z   jego 

honorem, toteż musi on bronić jej honoru jak swojego.

Kalena poczuła na sobie wzrok Quintela. Była ciekawa, co on myśli. Niepokoiło ją, że 

tak się upierał przy oficjalnej ceremonii. Wiedziała, że nie dowie się, o co mu chodziło. 

Ciotka Olara przewidziała, że ślub będzie okazały, ale nie wyjaśniła, dlaczego sam Quintel 

dostarczy tak doskonałej okazji, żeby mogła bezkarnie popełnić morderstwo. Kalena dobrze 

pamiętała słowa ciotka, że noc po ślubie będzie odpowiednim momentem dla popełnienia 

zbrodni, ponieważ wszyscy domownicy będą wtedy zajęci. Powiedziała Kalenie,  że musi 

wykorzystać czas po przyjęciu weselnym,  który każda panna młoda tradycyjnie spędza w 

samotności.

Szkoda, że uległa pokusie ostatniej nocy, myślała z desperacją. Miała chaos w głowie, 

a jej dotychczasowe zdecydowanie gdzieś się ulotniło. Na myśl o tym, co ją czeka, robiło jej 

się słabo. Nie ma wątpliwości, że czas, który spędziła w ramionach Ridge'a, osłabił ją w 

katastrofalny sposób. Jakaś bariera znajdująca się dotąd w jej mózgu została wyłamana, a 

wtedy jej zdecydowanie i wytrzymałość wyciekły jak woda.

Kobieta, która akceptuje męża, akceptuje również jego autorytet. Musi o tym pamiętać 

nawet wtedy, gdy naturalne reakcje pchają ją do buntu przeciw temu autorytetowi. Musi ufać 

w jego kierownictwo i jego siłę, wiedząc, że on jest obrońcą jej honoru.

Uwaga Kaleny skoncentrowała się na małym, rzeźbionym onyksowym pudełku, które 

wyciągnął urzędnik.

69

background image

- Ten symbol związku będzie nosiła narzeczona na szyi. Zawiesi go jej małżonek na 

znak opieki i autorytetu, i tylko jego ręką może być zdjęty.

Kalena   z   uczuciem   odrętwienia   patrzyła   na   ten   symbol   małżeństwa   leżący   w 

onyksowym   pudełeczku,   które   urzędnik   podał   Ridge'owi.   Pan   młody   wyciągnął   z 

wyściełanego   wnętrza   pudełka   lśniący   łańcuszek.   Jeden   jego   koniec   zaopatrzony   był   w 

zameczek zrobiony z białego bursztynu, na drugim wisiał czarny bursztynowy kluczyk. Od 

momentu kiedy Ridge zawiesi go na jej szyi, Kalena będzie poślubiona - przynajmniej na 

czas trwania kontraktu.

Ridge odwrócił się do niej trzymając w ręku symbol swej władzy. Kalena wstrzymała 

oddech. Ogarnęła ją panika. Spojrzała w złote płomienie jego oczu i instynktownie chciała 

uciec, ale czuła się jak sparaliżowana. Stala więc bez ruchu, kiedy Ridge ostrożnie odrzucił do 

tyłu jej szkarłatny kaptur, żeby odsłonić szyję. Zamknęła oczy czując jego ręce zawieszające 

łańcuszek. Wszyscy goście, podobnie jak Kalena, stali bez ruchu, kiedy Ridge łączył końce 

pięknego łańcuszka. W panującej wokół ciszy słychać było, jak Ridge przekręca kluczyk w 

zameczku,   a   kiedy   skończył,   zapanowała   wielka   radość.   Nawet   Quintel   uśmiechnął   się 

przelotnie, wyrażając w ten sposób zadowolenie. Wstał i podszedł z życzeniami do młodej 

pary.

Przez następne trzy godziny Kalena czuła radosne otumanienie. Hałaśliwe rozmowy, 

bez   końca   lejące   się   wino   i   pełne   stoły   jedzenia   ciągle   uzupełnianego   przez   służących 

stwarzały   nastrój   podniecenia.   Kalenę   otaczał   głośny   i   rubaszny   tłum.   Na   szczęście   nie 

musiała brać w tym wszystkim udziału. Wystarczyło, że siedziała w jednym końcu stołu. 

Próbowała trochę jedzenia i kosztowała wino z puchara, ale ciągle myślała o tym, co ma 

zrobić. Całe szczęście, że dzisiejszego wieczoru nie musiała usługiwać przy stole. To dobrze, 

zdecydowała. Zbyt trzęsły się jej ręce i trudno by jej było utrzymać kryształową karafkę.

Ridge   siedział   na   drugim   końcu   stołu,   spokojnie   wsparty   na   poduszkach,   a   jego 

spojrzenie często prześlizgiwało się po Kalenie. Goście bawili go sprośnymi dowcipami i nie 

kończącymi   się   radami   dotyczącymi   seksu.   Quintel   siedział   w   środkowej   części   stołu, 

łaskawie tolerując hałas i dobry nastrój gości.

-   Toast   za   Whipa   -   zadeklarował   jeden   z   mężczyzn   zataczając   się   już   po   wielu 

wypitych trunkach.

- Toast! - podchwycili inni patrząc wyczekująco.

- Toast za mężczyznę, o którym mówią, że może zamienić stal w żarzący się ogień!

70

background image

Kalena spostrzegła, że Ridge zasępił się nagle. Oczywiste było, że legenda przypięta 

do niego jak etykietka nie była mu miła.

- Niech dzisiaj powiedzie mu się tak, żeby oblubienica nigdy nie zapomniała nocy 

poślubnej! - Jeden z kupców wypowiedział swój toast z szczwanym uśmieszkiem.

Rozległ się głośny, rubaszny rechot i niecenzuralne komentarze dotyczące rzekomego 

powinowactwa Ridge'a z ogniem i stalą oraz możliwości wykorzystania tych zdolności w 

łóżku.

Kalena zauważyła, że na twarzy Ridge'a nie pojawił się nawet najmniejszy uśmiech. 

Zaalarmowana milczeniem swojego nowego męża, spojrzała na niego właśnie w momencie, 

kiedy pochylił się nad stołem z ręką pod płaszczem, w miejscu, gdzie znajdował się sintar. 

Kiedy goście spostrzegli, że żarty przebrały miarę, zaległa grobowa cisza. Ridge zwrócił się 

niskim, ochrypłym głosem do kupca, który tak niefortunnie sobie zażartował:

- Człowiek, który nie ma dobrych manier, powinien trzymać język za zębami, kiedy 

spotkał go taki zaszczyt, że został zaproszony do cywilizowanego towarzystwa. Ale może dla 

ciebie, Laris, już za późno, żebyś się tego nauczył.

Goście rozglądali się niespokojnie. Kalena spojrzała na Quintela, spodziewając się, że 

ten przerwie awanturę, zanim dojdzie do bójki między Ridge'em i Larisem, ale Quintel dalej 

półleżał  na poduszkach  i patrzył  na Fire  Whipa  tak, jakby Ridge był  jakimś  specjalnym 

zwierzęciem domowym, które go zabawia.

- Och, Ridge - powiedział Laris trzęsąc się od śmiechu. - To był tylko żart.

Ridge dotknął sintara, chociaż nie wyciągnął go jeszcze z pochwy.

-   Tylko   żart?   Może   zechcesz   przeprosić   wszystkich   gości   za   swoje   niefortunne 

poczucie humoru. Wprawiłeś w zakłopotanie moją żonę.

- Nie ma się czego denerwować - powiedział niespokojnie Laris.

- Może nie, ale ja w każdym razie jestem zdenerwowany. No więc, co z tym zrobimy?

Kalena   spojrzała   jeszcze   raz   na   Quintela   i   zobaczyła,   że   nie   wzbudziło   to   jego 

zainteresowania. Błyskawicznie zerwała się na nogi, zwracając uwagę wszystkich, łącznie z 

Ridge'em. Zapanowała znowu cisza, kiedy sięgnęła po karafkę z winem. Z wymuszonym 

uśmiechem   zaczęła   okrążać   stół,   kierując   się   w   stronę   Ridge'a.   Jej   szkarłatna   peleryna 

wdzięcznie owijała się wokół kostek.

71

background image

- Widzę, że twoja szklanka jest prawie pusta, mój mężu. Chyba to jest przyczyną 

twojego   nastroju.   Nie   chciałabym,   żebyś   miał   zły   humor   dzisiejszej   nocy.   Pozwól,   że 

wypełnię swój pierwszy obowiązek żony i napełnię ci szklankę.

Ridge wyglądał groźnie, kiedy uklękła, żeby nalać mu wina do kielicha. Wszyscy 

patrzyli zafascynowani, kiedy odstawiła karafkę i podniosła napełniony puchar. Żeby wziąć 

ode mnie puchar, Ridge będzie musiał zdjąć rękę z sintara, pomyślała Kalena.

Nie podała mu kielicha od razu. Najpierw upiła troszkę wina, a potem z czułością 

wręczyła mu puchar.

Płomień w oczach Ridge'a zgasł ustępując miejsca rozbawieniu.

- Widzę, Kaleno, że masz wrodzony kobiecy talent. - Zdjął rękę z sintara i wziął od 

niej puchar.

Uczucie   ulgi   przebiegło   wokół   stołu,   kiedy   wypił   pierwszy   łyk.   Kalena   nic   nie 

odpowiedziała. Podniosła się i spokojnie poszła na swoje miejsce przy drugim końcu stołu. 

Goście wrócili do ucztowania i wesołych rozmów.

Kiedy Kalena znalazła się już na miejscu i przebiegła spojrzeniem po twarzach gości, 

spostrzegła, że krzesło Quintela jest puste.

Obejrzała się i zobaczyła  jego ciemną  sylwetkę - podążał w kierunku prywatnych 

apartamentów. Nikt inny prawdopodobnie tego nie zauważył. Kiedy spojrzała na kryształowy 

wodny zegar, uświadomiła sobie, że właśnie o tej porze Quintel oddaje się w samotności 

swoim studiom. Przez ostatnie trzy dni poznała doskonale jego zwyczaje.

Nadszedł więc czas wykonania zadania, do którego Olara przygotowywała ją od tylu 

lat.

Czuła   mdlący   ból   w   dole   brzucha.   Uczucie   naturalne   u   kogoś,   kto   ma   popełnić 

morderstwo   za   pomocą   trucizny,   pomyślała   ponuro.   Odczekała   kilka   minut,   po   czym 

podniosła   się.   To   był   najlepszy   moment   na   wyjście   oblubienicy   z   własnego   przyjęcia 

weselnego.

Natychmiast wszystkie oczy zwróciły się w jej kierunku.

- Kaleno, czy jesteś już zmęczona? - zawołała wesoło Arrisa.

- Ridge, twoja małżonka staje się niecierpliwa - ryknął jeden z mężczyzn.

Posypało się wiele innych uwag, które przyprawiłyby każdą oblubienicę o rumieńce. 

Kalena   spuściła   oczy.   Nie   czerwieniła   się.   Świadomość   tego,   co   ma   za   chwilę   zrobić, 

wywoływała na jej twarzy bladość, a nie rumieniec.

72

background image

-   Jeśli   mi   wybaczycie,   to   chciałabym   spędzić   w   samotności   należną   mi   godzinę, 

podczas której muszę poczynić odpowiednie przygotowania - powiedziała ze spuszczonymi 

oczami, jakby trochę zażenowana. - Nie chciałabym przerywać uroczystości. Bawcie się dalej 

beze mnie.

- Nie martw się, Kaleno, wyślemy ci twojego oblubieńca w odpowiednim momencie - 

powiedziała ze śmiechem Vertina. - To twoja godzina. Wykorzystaj ją dobrze.

Jeden z mężczyzn dodał:

- Będzie jeszcze dość czasu, żeby znudzić się i zapaść w sen.

- Nie obawiaj się, Kaleno, będziemy trzymały mężczyzn pod kontrolą - powiedziała 

Arrisa. - Każda oblubienica potrzebuje trochę samotności. Nie przeszkadzaj sobie.

Ridge wstał i odwrócił się do Kaleny. Jego twarz była zupełnie bez wyrazu, kiedy 

odezwał się oficjalnie:

- Życzę ci miłego wieczoru, żono.

Kalena   uprzejmie   skłoniła   głowę.   Czuła   na   szyi   łańcuszek   z   czarnym   i   białym 

bursztynem.

- Życzę  ci również dobrego wieczoru, mężu. - Odwróciła się i ruszyła  powoli do 

wyjścia; szkarłatna peleryna z sarsliku opływała jej sylwetkę.

Kiedy znalazła się poza zasięgiem wzroku, tak że słyszała już tylko gwar dochodzący 

z holu, podniosła rąbek peleryny i zaczęła biec. Przebiegła przez oświetlony księżycem ogród 

i   schroniła   się   bezpiecznie   w   swojej   komnacie.   Oddychała   ciężko.   Zamknęła   drzwi   i 

przywarła do nich plecami.

To musi być teraz lub nigdy. Ten moment przepowiedziała Olara, moment, od którego 

zależał honor rodu Ice Harvest. Fiolka trucizny czekała ukryta w torbie podróżnej. Kalena 

wiedziała, że musi się zdobyć na działanie.

Ręce   okropnie   jej   drżały.   Widziała   w   wyobraźni   koszmarny   obraz   mężczyzny 

wijącego się w śmiertelnych bólach i wpatrzone w nią jego czarne oczy pełne oskarżenia i 

strachu.

Nie chciała mieć nic wspólnego ze śmiercią. To przecież zdarzyło się tak dawno temu. 

Dlaczego została wyznaczona do tego celu?

Nic dziwnego, że obrona honoru rodu należała tradycyjnie do mężczyzn. Widać, jak 

bardzo Kalena była  słaba. Mężczyzna  byłby silniejszy,  pomyślała  ironicznie. Olara miała 

rację bojąc się słabego charakteru siostrzenicy.

73

background image

Może nie miałaby takich wątpliwości, gdyby kiedyś widziała Quintela zabijającego 

ojca i brata. Tylko Olara zapewniała ją o tym, że Quintel spowodował ich śmierć. Olara 

twierdziła,   że   wykryła   całą   prawdę   krótko   po   tym   wypadku.   Wiadomość   o   podwójnym 

morderstwie wywoła szok u matki Kaleny. Pogrążyła się w depresji, z której żadne leki Olary 

nie mogły jej wyciągnąć. Olara przyjęła na siebie obowiązki głowy rodziny i dbała od tej pory 

o   bezpieczeństwo   Kaleny   i   jej   matki.   Od   tego   momentu   wiadomo   było,   jakie   jest 

przeznaczenie dziewczyny i jej odczucia nie mogły tego zmienić.

Ciało jej było aż sztywne z napięcia. Odsunęła się od drzwi i wolno podeszła do torby 

podróżnej, stojącej blisko posłania. Sięgnęła do środka i wyciągnęła małą fiolkę zawierającą 

truciznę oraz wysadzany drogimi kamieniami sintar ojca.

Przysiadła   na   krawędzi   posłania   i   patrzyła   na   ostrze,   zastanawiając   się   po   raz 

pierwszy, jakim człowiekiem był jej ojciec. Nie poznała go dobrze. Był tylko mętną postacią 

z jej dzieciństwa, silną i arystokratyczną, ale daleką. Bardzo dużo podróżował zabierając ze 

sobą na wyprawy jej starszego brata. Kalena zostawiana tyła w domu pod opieką matki i 

ciotki. Aż kiedyś pan domu Ice Harvest i jego następca nie powrócili. Odtąd została tyło 

matka i Olara. W końcu była tylko Olara.

Trucizna   nie   jest   honorową   bronią,   pomyślała   Kalena   biorąc   fiolkę   piekielnego 

proszku. Broń tchórza. Kobieca broń, jak mówią niektórzy.  Ale Olara nie przywiązywała 

wagi do metody, a Kalena nie miała wyboru. Nie było sposobu zabicia Quintela w uczciwej, 

otwartej walce. Nie było również możliwości uwiedzenia go i załatwienia sprawy w łóżku. 

Olara widziała podczas transu, że Quintel nie był typem mężczyzny, który dałby się uwieść 

kobiecie.

Pozostawała więc tylko trucizna.

Kalena poczuła, jak jej żołądek znowu się skręca. Musi działać. Wkrótce do skrzydła 

domu zajmowanego przez Quintela powrócą służący. Przyniosą mu szklaneczkę wina enkana, 

które lubi wypić przed snem. Trucizna musi być wsypana do wina. Kalena rozmyślała wiele 

godzin nad tym, w jaki sposób to zrobić.

Czas   uciekał.   Włożyła   truciznę   do   kieszeni   tuniki,   a   sintar   ukryła   pod   peleryną   i 

wyszła   z   domu.   Podążała   ku   apartamentom   Quintela   ogrodową   ścieżką   brukowaną 

kamieniem deszczowym.

74

background image

R

idge siedział przy stole, ale czuł w sobie jakiś nowy rodzaj niecierpliwości. Przez 

cały   dzień   wypełniała   go   bolesna   świadomość   czegoś   nie   chcianego,   zapowiadającego 

przemoc.   Nie   pierwszy   raz   odczuwał   coś   takiego.   Ostatnio   przydarzyło   mu   się   to   na 

niebezpiecznej  drodze prowadzącej  do Talon Pass. Nie mógł  jednak zrozumieć,  dlaczego 

odczuwał to dzisiaj. Wmawiał sobie, że minie to po ślubie, ale tak się nie stało, a nawet 

uczucie to było silniejsze niż kiedykolwiek. Czuł, że jest to coś bardzo złego i był pewny, że 

jest związane z jego nowo poślubioną żoną.

Była przez cały dzień bardzo napięta. Zwykłe zdenerwowanie panny młodej, mówił 

sobie   Ridge.   Po   ostatniej   nocy   musiała   zdać   sobie   sprawę,   na   czym   polega   prawdziwe 

małżeństwo.   Próbował   uciszyć   swój   niepokój   przypominając   sobie,   jak   się   kochali.   Na 

Kamienie, to było wspaniałe. Niepodobne do niczego, co dotąd przeżył.

Nie był to zwykły seks, który daje tylko zaspokojenie. Dzisiejszej nocy Ridge odczul 

nowy rodzaj związku, który zrodził  się pomiędzy nim i Kalena.  Ona była  jego. W jakiś 

nieokreślony sposób odgadł, że kobieta ta jest jego przeznaczeniem.

Przez cały dzień marzył o przyszłym życiu z Kalena u boku i o zarobku uzyskanym z 

wyprawy po Piasek, który miał przywieźć z Variance. Myślał też o założeniu własnego rodu. 

Kalena była kobietą, na którą czekał, jedyną, która pasowała do niego jak zamek do klucza. 

Stwierdził to wczoraj, ale wydawało mu się, że wiedział już o tym, kiedy zobaczył ją po raz 

pierwszy. Świadomość tego tkwiła w nim cały dzień. Zdawał sobie również sprawę, że musi 

ją przekonać, iż jej przeznaczenie spoczywa w jego rękach. Miał zupełnie dobry start, musiał 

przyznać. Był w końcu jej mężem.

- Jeszcze jedna kolejka piwa, mój przyjacielu. Masz jeszcze całą noc przed sobą - 

zawołał jeden z mężczyzn siedzących przy stole. - Musimy cię przygotować do tego, co masz 

wykonać.

Ridge podjął decyzję.  Dawno temu  nauczył  się nie lekceważyć  przeczuć.  Wstał  z 

udawanym rozleniwieniem. Wiedział, że wywoła to gromki śmiech przy stole. Popatrzył na 

gości z grzecznością pana domu, nieświadom, że jego ręka spoczywa na rękojeści sintara.

- Służący będą karmić was i zajmować się wami tak długo, jak długo będzie trwało 

przyjęcie. Musicie jednak wybaczyć mi, że już odejdę. Mam inne plany na dzisiejszą noc.

- Nie ociągaj się, Ridge - zawołał ktoś, a głośny śmiech powitał ten komentarz.

- Nie będę - spokojnie odpowiedział Ridge. - Życzę wszystkim dobrej nocy.

- Poczekaj, Ridge - zawołała Arrisa. - Twoja oblubienica ma jeszcze wolną godzinę.

75

background image

- Pozostały czas może spędzić ze mną - odpowiedział i wyszedł.

Kiedy był  już sam, zatrzymał  się. Niepokój, jaki odczuwał, był  jeszcze silniejszy. 

Wyczuwał coś złego. Ruszył w stronę apartamentu Kaleny. Myśl, że czeka tam na niego, nie 

przyniosła mu jednak spodziewanego zadowolenia.

Czerwone światło księżyca padało na ścieżkę z kamienia księżycowego. Ridge patrzył 

na   nią  z  głębokiego   cienia   kolumnady,   ostrożnie   stąpając  po  kamieniach.  Właściwie  bez 

żadnego powodu skradał się jak pantera polująca na zdobycz.

Był już w połowie drogi, kiedy zobaczył ciemną sylwetkę Kaleny - ubrana w ślubną 

pelerynę przemykała przez ogród. Ridge szedł bezszelestnie trzymając rękę na sintarze. Przez 

chwilę nie mógł uwierzyć w to, co widział.

To niemożliwe po tym, co stało się ostatniej nocy, mówił sobie. Przecież po tym, w 

jaki   sposób   odpowiadała   na   jego   miłość,   nie   mogła   iść   do   niedostępnego   Quintela.   Nie 

ośmieliłaby się go szukać.

Jednak nie było wątpliwości, dokąd zmierzał. Po tej stronie domu znajdowały się tylko 

pokoje Quintela.

Ridge poczuł, że ogarnia go gorąca furia. Stał i patrzył, jak jego świeżo poślubiona 

żona   zmierza   do   sypialni   innego   mężczyzny.   Nigdy   jeszcze   nie   doświadczył   tak   palącej 

wściekłości. Wiedział, że gdyby teraz dotknął sintara, sztylet rozpaliłby się do czerwoności. 

Przez chwilę starał się opanować gniew i w końcu, dzięki swojej stalowej woli, dokonał tego. 

W śmiertelnej ciszy podążył za Kaleną.

O

na   zaś   przeszła   na   drugą   stronę   ogrodu   i   przystanęła   roztrzęsiona   w   cieniu 

kolumnady. Desperacko próbowała złapać oddech przez zaciskającą się krtań. Nocna mgła 

kłębiąca się wokół dezorientowała ją i zwiększała uczucie wewnętrznej słabości. Przylgnęła 

do kolumny. Zacisnęła palce na fiolce z trucizną.

Nagle   sparaliżowała   ją   myśl,   że   przecież   może   nie   przeżyć   tej   nocy.   Zaczęła   się 

zastanawiać, czy ten akt morderstwa może doprowadzić ją do śmierci. Nigdy nie czuła się tak 

chora.   Wszystko   buntowało   się   w   niej   przeciwko   zadaniu,   które   miała   wykonać.   Olara 

widocznie przewidziała, że w pewnym momencie coś w niej pęknie. Dlatego ją ostrzegła, że 

coś takiego może się stać.

Ruszenie do przodu wymagało od niej takiego wysiłku, jakby brnęła przez gęste błoto. 

Cały świat zawęził się w tej chwili do tych  kilku kroków, które musiała  wykonać,  żeby 

76

background image

osiągnąć cel. Wiedziała, że nie tylko puściły jej nerwy, ale również wola. Chciała pokonać 

przymus, który nią kierował, i poddać się sile, która ją powstrzymywała. W tym momencie 

wolałaby   być   świadkiem   nawet   spotkania   się   Kluczy   i   powrotu   legendarnych   Władców 

Jutrzenki lub ostatecznej katastrofalnej reakcji, do jakiej mogło dojść w wyniku spotkania się 

Kamieni   Światła   i   Ciemności.   Powitałaby   z   radością   każdy   kataklizm,   wszystko,   dzięki 

czemu mogłaby nie wykonać zadania.

Nikt nie pilnował wejścia do prywatnych pokoi Quintela. Kalena przygotowała sobie 

wyjaśnienie, na wypadek gdyby została złapana, ale zgodnie z jej przypuszczeniami nikogo 

nie było. Quintel czuł się bezpiecznie w swoim domu. Fiolka trucizny, którą trzymała w ręku, 

mroziła jej palce. A może to jej palce były lodowate?

„To jest twój obowiązek, Kaleno. Jesteś ostatnim członkiem rodu. Nie masz wyboru.”

Słowa Olary dzwoniły jej w uszach, kiedy usiłowała dojść do drzwi prowadzących do 

prywatnego skrzydła zajmowanego przez Quintela.

„Twój obowiązek.”

Położyła rękę na ciężkiej metalowej klamce. Desperacko szukała w sobie siły, żeby 

otworzyć drzwi. Drżała z wysiłku i właśnie w tej chwili zdała sobie sprawę, że nie jest w 

stanie tego dokonać.

Nie zdała egzaminu.

Kiedy   próbowała   uświadomić   sobie   tę   gorzką   prawdę,   poczuła,   że   czyjeś   palce 

zaciskają   się   na   jej   ustach.   Krzyknęła   instynktownie.   Męskie   ramię   opasało   ją   w   talii. 

Wiedziała, że to Ridge chwycił ją z taką furią.

- Do Mrocznego Krańca Spectrum! - Ridge burknął cicho do jej ucha. - On nie jest dla 

ciebie! Już ci to mówiłem! Jak mogłaś zdradzić mnie w taki sposób? A może za długo nie 

czułaś na skórze bicza? Jak mogłaś iść do niego właśnie tej nocy, kiedy zawiesiłem na twojej 

szyi swój zamek i klucz?

Oczy Kaleny rozszerzyły się z niedowierzania i strachu. Nie zrobiła najmniejszego 

ruchu, żeby się uwolnić. Nie mogła się poruszyć dlatego, że była całkowicie pozbawiona siły, 

a w dodatku Ridge trzymał ją w stalowym uścisku. Stal Countervail.

- Nic nie mów. Nie rób hałasu, rozumiesz? Albo zbiję cię tu, gdzie stoisz. Jeśli chcesz, 

żeby służba usłyszała twoje krzyki, to tak się stanie.

Kalena próbowała skinąć głową, że nie ma zamiaru krzyczeć. Ridge uwolnił jej usta i 

obrócił ją gwałtownym szarpnięciem. Potknęła się i byłaby upadła, gdyby nie chwyciła się 

77

background image

jego   ramienia.   Jego   palce   zacisnęły   się   na   niej   mocno.   Prawie   nie   mogła   oddychać   pod 

spojrzeniem jego płonących furią oczu.

Popchnął ją na ścieżkę z kamienia księżycowego. Szła zupełnie oszołomiona. Zdawała 

sobie sprawę, że w miarę, jak oddala się od pokoi Quintela, powraca jej siła fizyczna. Nie 

potrafiła jednak myśleć jasno. Wiedziała tylko jedno: Ridge złapał ją na tym, że usiłowała 

zabić Quintela.

Kilka   minut   później   Ridge   wepchnął   ją   do   pokoju,   zamknął   dokładnie   drzwi   i 

odwrócił się do niej. Kalena starała się uspokoić i wyrównać oddech.

- Zanim dam ci to, na co zasługujesz, powiedz mi, dlaczego? - zapytał ją spokojnie. - 

Powiedz mi, dlaczego jesteś tak bardzo zafascynowana Quintelem? Czy dlatego, że on nie 

interesuje się kobietami? Czy dlatego chciałaś rzucić mu wyzwanie? A może byłaś ciekawa, 

jak to jest, gdy inny mężczyzna cię posiądzie? Dlaczego?

- Ja... ja nie mogę wyjaśnić - ledwie wydusiła z siebie Kalena. Z powodu ściśniętego 

gardła mówienie sprawiało jej trudność. Zaczęła zdawać sobie sprawę, co wywołało furię 

Ridge'a. On był zazdrosny. Byłby jednak jeszcze bardziej wściekły, gdyby poznał prawdziwą 

przyczynę,   dla   której   szukała   Quintela.   Śmiertelna   apatia   zaczęła   zajmować   miejsce 

chorobliwego   napięcia,   które   zalewało   jej   zmysły.   Wszystko   już   skończone.   Wszystko, 

włączając   jej   przyszłość.   Nic   dziwnego,   że   zawsze   miała   kłopoty   z  wyobrażeniem   sobie 

przyszłości. Po prostu nie czuła swojej wolności. - Przysięgam na honor mojego rodu, że nie 

poszłam do pokoju barona z zamiarem dzielenia z nim łoża. Przysięgam ci.

- Honor twojego rodu? Co to za żarty? Przyjechałaś z małej farmy z kotliny Interlock. 

Twoja rodzina może kiedyś była godna szacunku, ale to wszystko, co teraz można o niej 

powiedzieć. To, co zrobiłaś dzisiaj, zniszczyło nawet to, co zostało z dawnej dobrej sławy.

W  Kalenie   odezwała  się  duma.   Nawet  jeśli  wszystko  przepadło,   to  ciągle  jeszcze 

istniała wielopokoleniowa duma jej rodu. Dziewczyna wyprostowała się. W świetle lampy w 

jej oczach błyszczały kryształki lodu.

- Jesteś bezdomnym bękartem i nie rób mi wykładu o honorze i odpowiedzialności. 

Jestem   córką   wielkiego   rodu,  ty  zaś   jesteś   jedynie   narzędziem   bogatego   człowieka,   jego 

biczem.

Ridge postąpił krok w jej kierunku.

- Kobieto, na dodatek nie opowiadaj mi kłamstw. Ukarzę cię surowo za kłamstwa oraz 

za próbę zdradzenia mnie z innym mężczyzną.

78

background image

- Nie chciałam cię zdradzić. Przynajmniej nie w taki sposób, o jakim myślisz.

-   To   tylko   słowa   -   powiedział   przez   zęby.   -   Gdybyś   miała   trochę   rozsądku,   to 

klęczałabyś teraz przede mną, a nie rzucała mi takich słów. Poszłaś dzisiaj do apartamentów 

Quintela. Nie możesz temu zaprzeczyć.

- Nie mogę, ale przysięgam ci, że nie poszłam tam, żeby się z nim kochać.

Odskoczyła, kiedy ruszył w jej kierunku, ale zrobiła to za wolno i Ridge chwycił ją za 

ramiona.

- Powiedz mi prawdę. Przyznaj się do tego lub ja...

Kalena   uniosła   brodę   z   arogancją   i   dumą   charakterystyczną   dla   całych   pokoleń 

wielkich rodów.

-   Przysięgam   ci   na   honor   mojego   rodu,   że   nie   miałam   zamiaru   dzielić   łoża   z 

Quintelem.

-   Więc   po   co   szłaś   do   niego?   -   Jego   rozpalone   w   furii   oczy   świeciły   w   słabo 

oświetlonym pokoju.

Kalena odrzuciła myśl o zdemaskowaniu się. Nic, co on mógł jej zrobić, nie będzie tak 

złe, jak to, co ona może zrobić samej sobie. Dzisiaj okryła hańbą siebie i swój ród. Niczego 

już nie musi się obawiać.

- Nie mogę ci powiedzieć.

- Do Kamieni, powiesz mi! - rzucił ostro. Jego ręce zacisnęły się na jej szkarłatnej 

pelerynie.

Kalena zamknęła oczy. Ridge odrzucił pelerynę na bok. Usłyszała stłumiony przez 

materiał cichy dźwięk upadającego sintara. Nie miała złudzeń, że Ridge również usłyszał ten 

dźwięk. Patrzył  na nią przez chwilę,  po czym  podniósł pelerynę  i zaczął  ją obmacywać. 

Moment później trzymał w ręku wysadzany kamieniami sintar.

- Gdzie go ukradłaś? - zapytał bezceremonialnie.

Rozwścieczona oskarżeniem, Kalena podskoczyła do męża.

- Nie ukradłam go! To jest sintar mojego nieżyjącego ojca. Jestem ostatnim członkiem 

rodu i według prawa ten sintar należy do mnie! - Podeszła do torby podróżnej, otworzyła ją i 

zaczęła czegoś szukać, aż wreszcie znalazła swoją bransoletkę. Cisnęła ją pod nogi Ridge'a, 

czekając, aż ją podniesie. - Przypatrz się dobrze, Ridge. Na tej obręczy jest herb mojego rodu.

Rodu Ice Harvest.

Nie patrząc na żonę Ridge podniósł bransoletkę i obejrzał z jednej i drugiej strony.

79

background image

- Czy ukradłaś ją razem z sintarem?

- Niech cię licho, bękarcie, jesteś tak tępy i uparty jak byk zorkan!

Jego ręka poruszyła się tak nieznacznie, że Kalena nie była nawet pewna, czy jej się 

nie   przywidziało,   dopóki   nie   zdała   sobie   sprawy,   że   Ridge   trzyma   w   niej   swój   sintar. 

Przestraszyła się, że może ją zabić. Pomyślała, że jeśli Ridge zamierza ją zabić, może zrobić 

to równie dobrze ze słusznych powodów.

Cofnęła   się   odruchowo,   kiedy   ruszył   w   jej   kierunku.   Nie   trzymał   sintara   w   taki 

sposób, jakby chciał ją uderzyć, ale jednak miał go ciągle w ręku. Kalena nie mogła oderwać 

od niego wzroku. Ten sztylet spragniony był krwi.

Stalowe ostrze sintara świeciło czerwonym ogniem w dłoniach Ridge'a.

- Teraz - powiedział głosem całkowicie pozbawionym emocji - odpowiesz na moje 

pytania. Chcę usłyszeć prawdę.

80

background image

Rozdział szósty

B

yłam bliska śmierci, pomyślała Kalena, patrząc na sintar. Uważała, że zasłużyła na 

karę, skoro nie wypełniła swojego zadania. Opadła na brzeg łoża, starając się nie patrzeć na 

błyszczące ostrze w ręku Ridge'a. Jakie znaczenie ma teraz prawda? Nie wypełniła swojego 

obowiązku. Ale jeśli ma umrzeć w tym momencie, to woli, żeby tak się stało z prawdziwego 

powodu.

-   Poszłam   do   Quintela,   żeby   go   zabić.   Od   dwunastego   roku   życia   było   to   moją 

powinnością, moim przeznaczeniem. To była jedyna rzecz, dla której zostałam wychowana.

Ridge patrzył na nią z niedowierzaniem.

- Co ty mówisz?

Pokazała fiolkę trucizny, którą ciągle ściskała w dłoni.

- Miałam zamiar wsypać ją do wina, które wypija wieczorem. Umarłby wkrótce po 

wypiciu i wyglądałoby to na śmierć wywołaną atakiem serca. Wtedy ród Ice Harvest byłby 

pomszczony. Ale tego nie zrobiłam. Taka jest prawda, Ridge. I nie zrobiłabym tego, nawet 

gdybyś nie nadszedł. Wszystkie wysiłki Olary poszły na marne. Całe moje życie nie miało 

sensu.

Ridge bez pośpiechu podszedł bliżej i wziął z jej ręki truciznę. Kalena czuła, jak od 

jego sintara bije ciepło. Ostrożnie powąchał zawartość fiolki.

- Uważaj! - krzyknęła Kalena. - Nawet szczypta może cię zabić. Moja ciotka sama to 

preparowała.

- Czy to ciotka wysłała cię, żebyś zabiła Quintela? - zapytał spokojnie.

-   Nie   mogła   zrobić   tego   sama.   Jest   za   stara   i   ostatnio   choruje.   Oprócz   tego   jest 

Uzdrowicielką, bardzo dobrą. Wszyscy wiedzą, że Uzdrowicielki nie mogą zabijać. Od czasu, 

gdy Quintel zniszczył nasz ród, ciotka wiele przeżyła. Moja matka nie potrafiła znieść śmierci 

mojego ojca i brata. Ona nigdy nie była silna. Wkrótce po tym umarła. Została więc tylko 

jedna osoba, która mogła pomścić ród. - Kalena uniosła bezradnie rękę i po chwili opuściła ją 

z powrotem. - Teraz zabij mnie i będzie po wszystkim.

Ridge wpatrywał się w nią.

81

background image

- Czy wierzysz w to, że Quintel jest odpowiedzialny za śmierć twojego ojca i brata?

- Tak.

- Ale to nie ma sensu - powiedział opryskliwie. - To jakiś obłęd.

- To jest prawda. Olara widziała wszystko  podczas transu. Mój ród był  mały,  ale 

bogaty. Kontrolowaliśmy ruch handlowy na wielkiej rzece Interlock i jej dopływach. Mój 

ojciec wielokrotnie miał scysje z Quintelem. W końcu Quintel postanowił, że inna firma ma 

kontrolować rzekę. Zajął się tym i mężczyźni z mojego rodu mieli „wypadek” w górach.

- Nie wiesz sama, co mówisz.

-   Może   nie,   ale   moja   ciotka   wie.   To   ona   odkryła,   że   to   nie   był   wypadek   tylko 

morderstwo. Wraz ze śmiercią mojego ojca i jego następcy ród Ice Harvest oficjalnie przestał 

istnieć. Kontrola na rzece została przekazana innej firmie. Ciotka zabrała wtedy moją matkę i 

mnie na małą farmę położoną w okolicy, gdzie nikt nas nie znał. Domagała się, żebyśmy nie 

nosiły nazwiska rodowego i wymyśliła inne. Powiedziała, że to nas ochroni.

- Przed czym? - zapytał szorstko Ridge. - Jeśli wszyscy mężczyźni z twojego rodu nie 

żyli, to przecież kobiety nie miały się czego obawiać. Nikt by ich nie zabił.

- Ciotka miała swoje powody. Chciała ukryć mnie przed Quintelem. I miała rację. 

Quintel nigdy nie negocjowałby kontraktu ślubnego z córką dawnego wroga.

Ridge z przerażeniem zdał sobie sprawę, że Kalena wierzy we wszystko, co mówi. I 

że ma poczucie klęski. W jej głosie było dużo samooskarżeń i rezygnacji, ale zarazem i dumy, 

chociaż musiała przyznać, że została pokonana. A fiolka trucizny była dowodem na to, że 

wszystko,   co   powiedziała,   było   prawdą.   Poszła   do   sypialni   Quintela   nie   z   zamiarem 

uwiedzenia go, tylko zabicia. Świadomość tego ostudziła ogień płynący w żyłach Ridge'a. 

Zrobiło mu się głupio.

Zrozumiał, że żona nie miała zamiaru zdradzić go z innym mężczyzną.

Wolno,   w   miarę   jak   ustępowała   wściekłość   Ridge'a,   jego   sintar   stawał   się   coraz 

chłodniejszy.

Tylko kilka razy gwałtowność emocji Ridge'a rozpaliła ostrze stali. Po raz pierwszy 

zdarzyło   się   to,   kiedy   jako   bosy   chłopak   został   zapędzony   w   róg   ulicy   przez   bandę 

wyrostków. Kilka dni wcześniej Ridge kupił sobie sintar za pieniądze, które uczciwie zarobił 

u właściciela kritów, zaganiając z ulicy stado przestraszonych ptaków. Było to jedno z jego 

legalnych zajęć.

82

background image

Banda chłopaków chciała zabrać mu sintar, ubranie i wszystko, co miał przy sobie. Ku 

ich zdumieniu Ridge poradził sobie. Sam był zdziwiony, gdy ostrze sintara stało się gorące 

już   w   pierwszych   minutach   walki.   Następnie   rozżarzyło   się,   zmuszając   atakujących   do 

ucieczki. Ridge został sam na ulicy - stał i patrzył na broń, którą trzymał w ręku.

Dwa tygodnie później Ridge poznał Quintela, kiedy próbował skraść mu sakiewkę. 

Quintel chwycił go za ramię, uśmiechnął się dziwnie, po czym przedstawił się i zapytał, czy 

młody złodziej chciałby mieć legalne zajęcie. Ridge przestraszony, ale i zachęcony oferowaną 

mu pracą, powiedział „tak”. I już nigdy więcej nie wrócił do dawnego życia.

Przez te lata nauczył się panować nad sobą. Nie dopuszczał do tego, by ogarnęła go 

wściekłość.   Gwałtowne   uczucia   przeszkadzały   w   interesach.   Właściwie   każda   emocja 

przeszkadzała. W jego pracy panowanie nad sobą było nieodzowne, jeśli chciał zachować 

życie.   Jednak   mimo   wszystko   jego   usposobienie   stało   się   legendą   w   Crosspurposes. 

Dzisiejszej nocy Kalena poznała ten gniew - był na tyle silny, że potrafił rozpalić stal. Ridge 

wolno włożył sintar z powrotem do pochwy, patrząc na stojącą przed nim kobietę.

- Nie miałaś więc zamiaru dzielić łoża z Quintelem? - zapytał w końcu.

- Nie! - wykrzyknęła z taką odrazą, jakby myśl o tym była jej wyjątkowo wstrętna. - 

Nigdy! Z mężczyzną, który zamordował mojego ojca i brata, który zniszczył mój ród? Jak 

mogłabym dopuścić, żeby dotykał mnie w taki sposób... w taki sposób....

- W jaki, Kaleno?

-   W   sposób,   w   jaki   ty   mnie   dotykałeś   -   powiedziała   w   końcu   i   wpatrzyła   się   w 

przeciwległą ścianę.

- Więc - powiedział wolno - jesteś morderczynią, ale nie uwodzicielką.

- Nie popełniłam morderstwa. Zabrakło mi odwagi.

- Tak - zgodził się. - Zabrakło ci odwagi. A czegóż innego mogłaś się spodziewać? - 

dodał łagodnie. - Jesteś przecież kobietą.

Kalena obrzuciła go smutnym spojrzeniem, lecz nie zważając na to, mówił dalej:

-   Powiedz   mi,   Kaleno   z   rodu   Ice   Harvest,   czy   twoja   ciotka   miała   dowód   winy 

Quintela? Czy jesteś pewna, że Quintel miał jakiś związek ze śmiercią mężczyzn z twojej 

rodziny?

- Nic nie mów! - krzyknęła. - To prawda! To musi być prawda! Przez całe lata żyłam 

tą prawdą.

- Ale wiesz o tym tylko od ciotki? - upierał się.

83

background image

- Nie mogła kłamać w takiej sprawie. Jest Uzdrowicielką; poświęciła temu życie. Ma 

dar patrzenia w przyszłość tak samo jak dar uzdrawiania. Taki człowiek nie może sam nikogo 

zabić, chyba że nie ma innego wyjścia.

- Tak - rzekł Ridge. - Zrzuciła to na ciebie.

- Tylko dlatego, że nie mogła sama popełnić tego czynu.

- To ona wysunęła taką propozycję, prawda? Ona negocjowała kontrakt z Quintelem, 

żebyś mogła dostać się do jego domu. Te kłopoty na szlaku handlu Piaskiem także powstały 

na jej zamówienie. Trzymała cię na farmie w Interlock, aż nadszedł odpowiedni moment. 

Dojrzała szansę i bez skrupułów wysłała cię, żebyś wykonała dla niej tę brudną robotę.

- To nie jest jej brudna robota - zaperzyła się Kalena. - To był mój obowiązek. Gdybyś 

był członkiem wielkiego rodu, rozumiałbyś to. Znałbyś cenę takiego dziedzictwa.

- Nie opowiadaj bzdur. Wiem, co znaczy honor. Wiem również, co znaczy obowiązek 

i lojalność. Może nawet rozumiem to lepiej niż ty, ponieważ nie odziedziczyłem żadnego 

honoru   wielkiego   rodu   i   sam   musiałem   zapracować   na   własny.   Wiem   też,   co   to   jest 

odpowiedzialność.

Kalena skinęła głową.

-   Teraz   zabijesz   mnie,   ponieważ   masz   taki   obowiązek   w   stosunku   do   swojego 

chlebodawcy.

Ridge poczuł, że znowu zaczyna narastać w nim wściekłość. Stłumił ją jednak. Będzie 

przeklęty, jeśli pozwoli tej kobiecie wyprowadzić się z równowagi. Na Spectrum, ona była 

jego, więc powinien sprawować nad nią kontrolę.

-   Na   nieszczęście   nie   jest   to   już   takie   proste.   Jesteś   moją   żoną,   Kaleno.   Od 

dzisiejszego zachodu słońca jestem odpowiedzialny za twoje czyny. Czy nie słuchałaś słów 

ceremonii? Twój honor jest moim honorem. Są one ściśle splecione ze sobą. Czy ty masz 

pojęcie,   jakiego   zamieszania   narobiłaś?   Czy   to   rozumiesz?   Próbowałaś   zabić   człowieka, 

któremu przysięgałem lojalność. Quintel ufa mi jak nikomu innemu na świecie.

- Obwiniaj więc jego za tę sytuację. W końcu to on wynegocjował kontrakt małżeński 

z moją ciotką. On był tym, który wprowadził mnie do własnego domu. On miał interes w tym, 

żebym tu była. Uważam, że ty jesteś całkowicie niewinny. To nie dotyczy ciebie, Fire Whip. 

To sprawa pomiędzy rodem Ice Harvest a rodem Gilding Fallon. To nie dotyczy takiego 

bękarta jak ty.

Ridge ze złością trzasnął dłonią w ścianę.

84

background image

- Do Kamieni, kobieto, nigdy nie potrafisz trzymać języka za zębami?

- Dlaczego mam nie mówić tego, co myślę? Przecież i tak masz zamiar mnie zabić.

Tego było już za wiele. Podszedł do posłania, na którym siedziała.

- Nie, Kaleno z rodu Ice Harvest. Nie zamierzam cię zabić.

-   Więc   zbijesz   mnie,   a   później   oddasz   Quintelowi   lub   Miejskiemu   Patrolowi?   - 

zapytała ostrożnie.

- To nie pora na takie działania, choć byłoby to ogromnie satysfakcjonujące. Nie, 

Kaleno, nie zbiję cię dzisiejszej nocy.

Patrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Dlaczego nie?

- Ponieważ nie byłabyś w stanie siedzieć w siodle cały jutrzejszy dzień - powiedział z 

furią. - Gdybym zbił cię tak, jak na to zasługujesz, to przez dwa tygodnie nie mogłabyś się 

poruszyć. A przecież mamy przed sobą drogę, ty i ja. Nie pozwolę na to, żebyś opóźniła 

wykonanie wyznaczonego mi zadania. Mam swój obowiązek do spełnienia i cel, do którego 

zmierzam. - Schylił się i postawił ją przed sobą. - Muszę zarobić fortunę na Piasku i nie 

zamierzam pozwolić ci się powstrzymać. Możesz być damą sławnego rodu, Kaleno, ale teraz 

poślubiłaś mnie. Jesteś żoną bezdomnego bękarta i musisz dostosować się do jego woli. Nie 

jestem panem wielkiego rodu, ale zgodnie z prawem i zwyczajem jestem teraz twoim panem, 

Kaleno. Sama podpisałaś dokument. Teraz musisz być lojalna w stosunku do mnie. Twoim 

jedynym obowiązkiem jest być posłuszną mężowi. A ja zdecydowałem, że jutro przed świtem 

będziesz  siedziała  w  siodle i  zmierzała  w kierunku  Variance.  Nie łudź  się, że  nie mogę 

sprawować nad tobą kontroli. Teraz należysz do mnie. Niezależnie od tego, co każde z nas 

czuje, twoje losy są ściśle związane z moimi.

Kalena   patrzyła   na   niego   bez   słowa,   rozważając   swoje   ograniczone   możliwości. 

Perspektywa długiej jazdy w kricim siodle wydała jej się lepsza niż śmierć, chociaż byłoby to 

wyjście bardziej honorowe. Wiedziała też, że on jej nienawidzi.

W końcu i tak nie miało znaczenia, co o tym myślała. Wiedziała, że nie ma tyle siły, 

żeby oprzeć się woli Ridge'a. Nie miała wyboru, musiała oddać się w ręce Fire Whipa.

D

awno temu  Kalena słyszała, że w czasach mitycznych  Władców  Jutrzenki  krity 

potrafiły latać. Nie wiedziała, czy można wierzyć w tę opowieść, ale trzeciego dnia podróży 

marzyła o tym, żeby to była prawda. Myśl o łataniu wydawała się przerażająca, ale po trzech 

85

background image

dniach siedzenia w siodle Kalena miała obolałe wszystkie kości i przywitałaby z radością 

każdą zmianę.

Niewiele razy w życiu siedziała w siodle. Jej najdłuższą podróżą była wyprawa z 

Interlock do Crosspurposes, ale i tę odbyła publicznym powozem, ciągnionym przez krity. 

Były drogie i rzadko używano ich do innych celów niż transport. Olara i Kalena, mieszkając 

w Interlock, nie potrzebowały tych ptaków.

Na szczęście siedzenie na tym łagodnym ptaku nie było trudne. Siodło Kaleny było 

głębokie   i   bezpieczne,   nawet   podczas   szybkiego,   rozkracznego   biegu   ptaka.   Ale   być 

bezpiecznym nie znaczy mieć wygodę, szczególnie dla kogoś nieprzywykłego do siedzenia w 

siodle.

Kalena nie zwracała uwagi na krajobraz, który mijali. Miała tylko mglistą świadomość 

jazdy   przez   żyzne   pola   równiny   Antinomy.   Lekko   kołyszący   się   krajobraz   mało   ją 

interesował. Jej normalna ciekawość została całkowicie przytępiona osobistym nieszczęściem 

i nieubłaganie monotonnymi krokami żołto-białego krita.

Patrząc w dół na upierzoną szyję, którą miała przed sobą, zastanawiała się, czy te 

małe, nieużyteczne skrzydła ptaka były kiedyś zdolne unieść go ku niebu.

Krity stały się silnymi stworzeniami od czasu, kiedy przestały latać. Długie palce ich 

stóp zaopatrzone były w pazury podobnie jak u ptaków. Kalena wiedziała, że kiedy ptak się 

rozjuszy, pazury te mogą być niebezpieczne. Niektórzy właściciele stad kritów usuwali im 

pazury.   Wiele   osób   wolało   krity   z   usuniętymi   pazurami,   ale   Ridge   zamówił   na   podróż 

zwierzęta uzbrojone. Takie ptaki mogły się bronić, kiedy były zaatakowane przez duże dzikie 

koty, fangerty lub stado wyjców. Krity były z natury łagodnymi stworzeniami. Lubiły, gdy 

muskano ich przepiękne pióra, ale kiedy nie pracowały, często kłóciły się między sobą.

Kalena spojrzała urażona na krita idącego przed nią. Był  to towarzysz  samicy,  na 

której jechała. Krity wiązały się na całe życie i zazwyczaj pracowały parami. Ridge siedział 

okrakiem na samcu, trzymając w jednej ręce niedbale splątane wodze. Wyglądał tak samo 

silnie i groźnie jak tego ranka, kiedy opuszczali Crosspurposes. Kalena wiedziała, że wybrał 

taką metodę ukarania jej. Miała ochotę powiedzieć mu, że to bardzo skuteczna metoda, ale 

sądziła,   że   był   tego   świadom.   Choć   bolał   ją   każdy   mięsień,   przez   całe   te   trzy   dni   nie 

poskarżyła   się   i   powiedziała   sobie,   że   musi   to   wszystko   wytrzymać.   Na   Kamienie,   nie 

pokaże, jak wszystko ją boli, nie da satysfakcji temu bękartowi.

86

background image

Ostatnią   noc   przed   wyjazdem   Ridge   spędził   w   jej   pokoju,   ale   nie   zrobił   nawet 

najmniejszego gestu w jej kierunku. Pewnie uważał, że nie może kochać się z kobietą, która 

chciała zabić jego pracodawcę. Widocznie ta myśl wydała mu się wstrętna. 

Kalena przeleżała całą noc bezsennie, odsuwając się od niego, żeby zrobić mu dużo 

miejsca. Ridge również nie spał przez długi czas. Rano kazał jej wstać przed świtem. Cały 

dom pogrążony był jeszcze we śnie, kiedy Ridge lekko podrzucił ją na siodło, wręczył wodze 

i rozkazał podążać za sobą.

Pod koniec pierwszego dnia Kalena myślała, że spadnie z siodła. Myśl ta jednak nie 

niepokoiła jej zbytnio. Było to coś, co zanotowała w przelocie. W ciągu tych trzech dni nie 

było nic takiego, co by ją zdenerwowało lub zaniepokoiło. Dryfowała w szarym krajobrazie. 

Wiedziała, że nie ma ucieczki. Jeśli myślała o czymkolwiek podczas tych długich godzin, to 

tylko o tym, że zawiodła swój ród. Ale nawet gorzka świadomość tego nie była już w stanie 

bardziej jej zranić. Zawiodła swoją rodzinę. Cóż, Olara mogła, a nawet powinna, wyprzeć się 

jej za tę zdradę.

Kalena ledwie utrzymała się na nogach, kiedy przed wiejskim zajazdem, gdzie Ridge 

zamierzał spędzić pierwszą noc, zsiadła w końcu z krita. Nie była zainteresowana obiadem, 

który podano w jadalni sąsiadującej z gospodą. Bez słowa poszła na górę, wykąpała się i 

padła na łóżko. Nie obudziła się, kiedy po jakimś czasie Ridge przyszedł do pokoju. Nie 

poruszyła się do momentu, kiedy następnego dnia o świcie Ridge obudził ją szarpnięciem za 

ramię. Kalena jeszcze nigdy nie była tak odrętwiała i obolała, ale duma nie pozwalała jej 

powiedzieć   nawet   słowa   skargi.   To   dziwne,   że   pozostała   duma,   kiedy   wszystko   inne 

przepadło.

Następnego   wieczoru   sytuacja   się   powtórzyła.   Jedyny   odwet,   jaki   mogła   wziąć 

Kalena, to absolutne zignorowanie tradycyjnego obowiązku żony: podanie mężowi porannej 

herbaty do łóżka. Jeśli Ridge spodziewał się tego, musiał szybko nauczyć się przyrządzać ją 

sam.  Ale chyba  nie oczekiwał  takiej  usługi.  Teraz,  kiedy mijał  już trzeci  dzień  podróży, 

Kalena zastanawiała się, czy całą drogę do Variance odbędą w milczeniu i złości.

Fakt, że zaczynała uświadamiać sobie własną urazę, stawał się bardzo interesujący. 

Przez pierwsze dwa dni podróży była w emocjonalnym szoku. Poza bólem, który odczuwała, 

nic nie było w stanie jej zaniepokoić. Wreszcie dzisiaj nastrój zaczął jej się poprawiać. Nie 

była pewna, czy jest to dobry czy zły znak, ale kiedy wjechała na trawiaste wzniesienie i 

spojrzała na gmatwaninę drewnianych konstrukcji składających się na osadę, zaczęła myśleć 

87

background image

o kolacji. W czasie dwóch pierwszych dni Ridge bardziej lub mniej nakłaniał ją do zjedzenia 

czegoś na śniadanie i obiad, ale dawał jej spokój, kiedy zamiast kolacji wolała kąpiel i spanie.

Słońce zachodziło już za odległe szczyty górskie i czuć było dym z palenisk domów 

rozrzuconych   wokół   zakurzonej   głównej   ulicy   miasteczka.   Noc   powinna   być   zimna, 

chłodniejsza niż w Crosspurposes i znacznie chłodniejsza niż w leżącej dalej na wschodzie 

kotlinie   Interlock.   Kalena   przypomniała   sobie,   że   dzisiaj   rano   Ridge   pytał   właściciela 

gospody,   jak   daleko   jest   do   Adverse.   To   właśnie   miało   być   ich   dzisiejsze   miejsce 

przeznaczenia.   Krity   wyczekująco   opuściły   głowy,   czując   koniec   roboczego   dnia.   Były 

pewne dobrego jedzenia i ciepłego miejsca na wypoczynek, nagrody za swój trud.

Kalena   odchrząknęła;   już   miała   zawołać   na   Ridge'a   i   zapytać   go,   czy   tutaj   mają 

spędzić noc, ale w ostatniej chwili zmieniła zamiar. To on narzucił milczenie między nimi. 

Nie przerwie go pierwsza. Pomyślała, że to musi się zmienić. Dziwaczne jest uczucie, kiedy 

nie odczuwa się żadnych prawdziwych emocji, nawet zwykłej pretensji.

Pół   godziny   później   Ridge   zatrzymał   swojego   ptaka   przy   drzwiach   gospody   pod 

znakiem   ozdobnego   sintara.   Kalena   posłusznie   czekała,   podczas   gdy   jej   mąż   wszedł   do 

środka   załatwić   sprawę   zakwaterowania.   Ze   swojego   wysokiego   siodła   patrzyła   na   małą 

osadę z ciekawością, której w ostatnich dniach zupełnie nie czuła.

Zbiór drewnianych budynków stanowił centrum miejscowej, farmerskiej społeczności. 

Rynek znajdujący się w środku osady był cichy o tej porze dnia, ale bez wątpienia tętnił 

życiem   od   rana   aż   do   późnego   popołudnia.   Była   to   wyraźnie   osada   rolnicza   i   bardziej 

prymitywna   niż   osiedla   znajdujące   się   w   kotlinie   Interlock.   Okna   były   zabezpieczone 

drewnianymi okiennicami, a nie szklanymi szybami, budynki zaś były konstruowane jedynie 

z myślą o ich użyteczności, bez żadnych prób upiększenia.

Ludzie   przechodzący   przez   plac   przy   gospodzie   patrzyli   na   nią   ukradkiem, 

uprzytamniając Kalenie, że w Adverse z pewnością pojawia się niewielu obcych. Szerokie 

spodnie Kaleny i krótki, dopasowany żakiet musiały wydawać się ekstrawaganckie kobietom 

noszącym   staromodne,   długie   tuniki.   Mężczyźni   gapili   się   również.   Kalena   ignorowała 

wszystkich i ze stoickim spokojem czekała na pojawienie się Ridge'a. Zmarzła, ponieważ 

zapadł już wieczorny chłód.

- W porządku - obcesowo oświadczył Ridge, kiedy wyszedł z gospody. - Mamy pokój 

na górze. Idź tam. Ja rozmieszczę bagaże i zajmę się kritami.

88

background image

Kalena   skinęła   głową.   Ich  konwersacja   ograniczała   się   do  takich   rozmów   i  miała 

wystarczyć na następne trzy dni. Ześlizgnęła się z siodła, trzymając wodze, dopóki stopami 

nie dotknęła ziemi. Przez moment musiała przytrzymać się siodła, bo tak mocno drżały jej 

łydki, że nie mogła utrzymać równowagi. Wiedziała, że Ridge, który zbierał wodze, patrzy na 

nią kątem oka. Nie chcąc sprawić mu satysfakcji, zmusiła się do zrobienia kroku do przodu. 

Kiedy   szła   w   kierunku   wejścia   do   gospody,   jej   szerokie   nogawki   spodni   wyglądały   jak 

skromna spódnica. Nie obejrzała się nawet na Ridge'a, prowadzącego krity do stajni.

Ludzie znajdujący się w gospodzie odwrócili się i zaczęli  przyglądać  się Kalenie, 

kiedy podeszła do kontuaru, żeby wziąć klucz do pokoju.

-   Dobry   wieczór   -   powiedziała   grzecznie.   Właściciel   skinął   głową   i   wskazał   jej 

schody. - Chciałabym wziąć kąpiel - dodała.

- Istnieje taka możliwość. Łazienka dla kobiet jest przy końcu korytarza - powiedział. 

- Zainstalowaliśmy najnowszą technikę ogrzewania wody. Musisz pociągnąć za sznur i przez 

rury popłynie woda do wanny.

Kalena uśmiechnęła się z wdzięcznością.

- To brzmi wspaniale. - Ruszyła pospiesznie na górę i otworzyła drzwi małej sypialni. 

Popatrzyła  na jedno tylko  łóżko. Poprzedniej  nocy ich łoże dzieliła na dwie części jakaś 

niewidzialna   ściana.   Ciekawe,   jak   długo   będzie   trwała   taka   sytuacja,   pomyślała   Kalena 

przygotowując sobie kąpiel. Zdecydowała, że dzisiaj zje kolację na dole.

Wiedziała, że nic się nie zmieni, chociaż powróciła jej pełna świadomość, a uczucie 

apatii zaczęło zanikać. Była połączona z Ridge'em na czas podróży, chyba że on rozwiąże 

wcześniej   ten   małżeński   kontrakt.   Sama   podpisała   tę   umowę.   Sprawą   honoru   było 

wywiązanie się z niej w pełni. Mogła zawieść jako morderczyni, ale jej duma nie pozwoliłaby 

na nie wywiązanie się z innych zobowiązań.

G

odzinę później Ridge siedział naprzeciw Kaleny przy długim stole obiadowym. Był 

zdumiony, że po trzech dniach siedzenia w siodle Kalena może klęknąć przy stole układnie, 

po kobiecemu. Nie wyraził żadnego zdumienia, kiedy podążyła za nim na dół, ale poczuł 

ulgę, że wreszcie zacznie jeść. Powiedział sobie, że parę opuszczonych posiłków nie zrobi jej 

krzywdy,   ale   dzisiaj   rano   zaczął   się   zastanawiać,   czy   powinien   pozwolić,   by   nie   jadała 

kolacji. Potrzebowała siły, szczególnie z powodu tempa, w jakim podróżowali przez ostatnie 

trzy dni.

89

background image

Nie było właściwie potrzeby jechać tak ostro. Ridge wiedział, że kierowała nim złość, 

frustracja i chęć ukarania Kaleny. Był pewien, że cierpiała z tego powodu, ale nie skarżyła się 

ani nie broniła. Po pierwszym dniu jej duma pogłębiła jeszcze jego gniew. Widział, że drugi 

dzień był dla niej nawet cięższy niż pierwszy. Ale ciągle nic nie mówiła. Wydawało się, że 

akceptuje tę sytuację, jakby uważała, że jest to kara za to, że stchórzyła i nie zabiła Quintela.

Ta   posępna   akceptacja   przekonała   Ridge'a,   że   żona   traktowała   rolę   morderczyni 

bardzo poważnie. Uważał, że idea popełnienia rytualnej zbrodni przez kobietę jest bardzo 

dziwaczna, ale nie wątpił w szczerość Kaleny. Miała zamiar zabić Quintela i uważała teraz, że 

okryła hańbą swą rodzinę, ponieważ zabrakło jej odwagi.

Miała dumę prawdziwej damy wielkiego rodu, przyznał Ridge. Podziwiał to, chociaż 

mówił sobie, że musi ją pokonać. Nie miał wątpliwości, że było tak, jak mówiła. Poślubił 

córkę wielkiego rodu, która niewątpliwie nim pogardzała. Cóż, to jest jej problem, powiedział 

sobie. Podpisała kontrakt i teraz jest z nim związana.

Jedna rzecz była pewna: mieli przed sobą długą podróż i Ridge doszedł do wniosku, 

że   nie   ma   sensu   odbyć   reszty   drogi   z   milczącą,   nadąsaną   kobietą.   Nadszedł   czas,   żeby 

przywrócić normalną harmonię między nimi. Byli w końcu mężem i żoną.

Patrzył, jak Kalena spożywa posiłek, i podziwiał w milczeniu jej doskonałe maniery. 

Z gracją używała sztućców, co potwierdzało wersję, że jest córką bogatego rodu. Powinien 

zdać sobie z tego sprawę już kilka dni temu, że jej doskonałe maniery mówią same za siebie. 

Zamiast rozważyć logicznie tę sprawę, on czerpał egoistyczną dumę z faktu, że poślubił tak 

dobrze wychowaną kobietę. Męskie ego zaślepiło go zupełnie, pomyślał ponuro.

- Jeśli skończyłaś, idź na górę do łóżka. Ja przyjdę za chwilę - powiedział szorstko, 

lecz  natychmiast  pożałował  tego  tonu. Wydawał  jej  polecenia  w  taki  sposób, jakby była 

służącą. Była przecież jego żoną i zasługiwała na szacunek. Spróbował złagodzić opryskliwą 

komendę, dodając wyjaśnienie, co planował na dzisiejszy wieczór. - Chcę porozmawiać z 

właścicielem gospody i innymi mężczyznami. Wjedziemy teraz w bardziej bezludne tereny i 

najwyższy czas zacząć zadawać pytania. Muszę rozpytać o innych kupców Quintela, którzy 

zniknęli w tej okolicy. Nie chciałbym popełnić tych samych błędów.

Kalena uniosła brwi w subtelny sposób kpiąc z jego spóźnionej łaskawości, ale nic nie 

powiedziała. Wstała, skłoniła służalczo głowę i odwróciła się, żeby pójść na górę.

Ridge spojrzał na nią. Ta kobieta kpiła z niego bez otwierania ust.

90

background image

No i dobrze. To ciche oburzenie było lepsze niż apatyczna rezygnacja, w której była 

pogrążona przez parę ostatnich dni. Uniósł kufel piwa i zaczął rozmyślać, jak mało wie o 

obchodzeniu się z dobrze urodzoną damą, która ceniła sobie wysoko dziedzictwo wielkiego 

rodu.

Ale jeden prosty fakt był oczywisty: dama czy nie, była to jego żona.

Ridge   skończył   pić   piwo,   wstał   i   poszedł   do   zadymionej   gospody   połączonej   z 

pokojem   jadalnym.   W   pomieszczeniu   tym   przebywali   miejscowi   mężczyźni,   a   oni   z 

pewnością chętnie poplotkują o kilku ostatnich karawanach Piasku, które przechodziły przez 

osadę, a szczególnie o Trantelu, ostatnim kupcu wysłanym przez Quintela.

Teraz ma do wykonania to zadanie, powiedział sobie. Później musi pogodzić się ze 

swoją dumną, nadąsaną oblubienicą.

K

alena zasnęła, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki. Nawet przewlekły ból w 

udach nie był na tyle silny, żeby przeszkodzić jej w spaniu. Nie słyszała powrotu Ridge'a, ale 

kiedy wślizgnął się nagi pod wełniany pled i położył swą dużą dłoń na jej ramieniu, sennie 

poruszyła powiekami. Od początku podróży nie dotknął jej jeszcze w łóżku i teraz nawet 

przez senne otumanienie Kalena zdała sobie sprawę z sensu tego działania.

- Nie będzie już więcej dąsów i milczenia, Kaleno - oznajmił ochryple i odwrócił ją na 

plecy. - Dostatecznie długo rozmyślałaś. Nadszedł czas, żebyś zaczęła zachowywać się jak 

żona. Moja żona.

Kiedy otworzyła zaspane oczy, zobaczyła, że pochyla się nad nią. Wydawał się bardzo 

zdecydowany. Zrozumiała natychmiast, że podjął decyzję. Był żonaty i zdecydował, że musi 

mu  to przynosić  korzyści.  Była  oburzona, ale kobieca intuicja powiedziała  jej, że będzie 

znacznie   łatwiej   grać   rolę   uległej   żony,   niekoniecznie   kochającej.   Nic   nie   było   w   stanie 

zmienić faktu, że była jego legalną żoną. Ridge nie rozwiązał kontraktu i dopóki obydwoje 

nie   wyrażą  zgody  na  jego  zerwanie  przed   zakończeniem  wyprawy,   dokument   ten  będzie 

ważny.

Zawaliła   sprawę   morderstwa.   Może   poradzi   sobie   lepiej   z   tym   obowiązkiem.   Te 

milczące dni były dla obojga bardzo ciężkie.

Z jednej strony była jej duma i chęć przetrwania wymyślonej przez Ridge'a kary, z 

drugiej strony - obowiązki żony. W swym sennym oszołomieniu starała się dociec, czego 

wymagał od niej honor. Obowiązki żony były zrozumiale i powinna była postarać się im 

91

background image

sprostać. Podpisała przecież kontrakt. Zazwyczaj duma związana była z honorem, ale dzisiaj 

wszystko wydawało się bardzo zawiłe.

Doszła do wniosku, że nocne godziny nie są najlepsze na rozważanie spraw honoru. 

Lepiej odłożyć to do rana, zdecydowała.

- Śpij, Ridge. Jesteś pijany. - Odwróciła się na bok, tyłem do niego.

Jeszcze silniej ścisnął jej ramię i po chwili znowu leżała na plecach. Była zaskoczona 

jego gwałtownością. Jego oczy płonęły.

- Ty męcząca kobieto - powiedział, przerzucił swą gołą nogę przez jej uda i delikatnie 

podsunął do góry jej koszulę. - Nie martw się o piwo, które wypiłem. Ciągle jestem w stanie 

wykonać   swoje   małżeńskie   obowiązki.   -   Pochylił   głowę   i   wpił   się   w   jej   usta.   Kalena 

natychmiast rozbudziła się zdając sobie sprawę, do czego on zmierza. Zaczęła stawiać opór, 

ale Ridge przycisnął jej nadgarstki do posłania i położył się na niej. Ciężar jego ciała wgniatał 

ją w łóżko, a kiedy przycisnął do niej biodra, przez cienki materiał nocnej koszuli poczuła 

gwałtowność jego pobudzenia.

W pocałunkach nie szukał jej odpowiedzi, tylko walczył o jej uległość. Kalena czuła 

żar  jego ust i  naglące,  nieodparte  pożądanie,  które nim kierowało.  Była  rozdarta  między 

naturalnym buntem przeciwko jego aroganckim żądaniom a świadomością, że Ridge ma do 

tego prawo. Chociaż był bezdomnym bękartem, był jej mężem. Poślubiła go z własnej woli, a 

teraz on po prostu chciał, żeby akceptowała ten fakt.

Duma, uczciwość i obietnica namiętności kłębiły się w jej głowie tworząc chaos, z 

którego   nie   było   żadnego   logicznego   wyjścia.   Podczas   gdy   starała   się   uporządkować   to 

wszystko, Ridge włożył rękę pod jej koszulę.

Kalena,   która   nie   zdecydowała   się   jeszcze,   czy   wybrać   dumę,   czy   pokorę   żony, 

zareagowała złością, kiedy dotknął delikatnego miejsca między jej nogami.

-   Niech   cię   licho,   do   Mrocznego   Krańca   Spectrum,   Ridge!   Musimy   najpierw 

porozmawiać, zanim zaczniesz egzekwować swoje mężowskie prawa.

- Porozmawiamy później - mruknął i zręcznie ułożył się między jej nogami. - Otwórz 

oczy i popatrz na mnie, żono - powiedział starając się nadać słowom formę komendy, ale 

zabrzmiały one jak usilna prośba. Przez chwilę pieścił ją delikatnie, a potem włożył w nią 

palec.

Usłuchała go.

- Powiedz coś do mnie, Kaleno - wyszeptał. - Nazwij mnie mężem.

92

background image

-   Ridge,   przestań.   Wypiłeś   dziś   wieczorem   o   jeden   kufel   piwa   za   dużo   i   nie 

powinieneś używać przemocy.

-   Nazwij   mnie   swoim   mężem,   Kaleno.   Pozwól,   żebym   usłyszał,   jak   brzmi   imię 

twojego   nowego   pana.   -   Ciągle   poruszał   palcem   w   jej   wnętrzu,   w   miejscu   najbardziej 

wrażliwym na dotyk. Kalena drgnęła spazmatycznie i Ridge wyczuł to. - Powiedz to, Kaleno.

Prosi,   żeby   usłyszeć   prawdę,   powiedziała   sobie   Kalena   i   dreszcze   podniecenia 

przebiegały przez jej ciało. Z pewnością nie ucierpi na tym ani jej duma, ani poczucie honoru, 

jeśli przyzna to, co jest prawdą.

- Wiem, że jesteś moim mężem, Ridge. Nie mogę temu zaprzeczyć - wyszeptała tracąc 

oddech.

- Pokaż mi - wyszeptał, podnosząc koszulę i usadawiając się między jej miękkimi 

udami. - Pokaż mi, czy znasz obowiązki żony.

Kalena czuła dotyk jego twardego członka. Zamknęła oczy, kiedy wchodził w nią z 

szokującą gwałtownością, i jęknęła cicho czując znowu pochłaniający ją wir pożądania.

Czas zatrzymał się w momencie, kiedy Kalena poddała się pożądaniu męża. Czuła siłę 

jego   gwałtownej   namiętności   i   stwierdziła,   że   zaspokaja   to   jej   pożądanie.   W   głębi   swej 

sekretnej części świadomości wiedziała, że jest przywiązana do Ridge'a nie tylko kontraktem 

małżeńskim. Wiedziała to od momentu, kiedy posiadł ją pierwszy raz.

Ridge zsunął się z niej wolno i leżał na plecach. Milczał przez długą chwilę, dopóki 

nie zaczął równo oddychać; dopiero wtedy powiedział spokojnie.

- Wysłała cię na śmierć. Czy wiesz o tym?

Kalena poruszyła się. Nie rozumiała, o co mu chodzi.

- O czym ty mówisz?

- O twojej ciotce Olarze. Bez skrupułów wysłała cię na śmierć.

Kalena była zdumiona pewnością brzmiącą w jego głosie.

-  Nie!  To nie  jest  prawda.  Śmierć   Quintela  miała  wyglądać   jak  atak  serca,  a  nie 

morderstwo.

- To nie mogło się udać. Przecież byłoby przeprowadzone śledztwo, łącznie z analizą 

robioną   przez   najlepszą   Uzdrowicielkę,   która   znalazłaby   truciznę   we   krwi.   Twoja   ciotka 

musiała o tym wiedzieć. Dlatego wiedziała, że zostaniesz złapana i prawdopodobnie zabita. 

Wychowała cię, żebyś  umarła mszcząc swój ród, Kaleno. Nie miałaś  szans na przeżycie, 

gdybyś wypełniła swoją powinność.

93

background image

-  Ona  nie  wysłała  mnie   na śmierć   - zaprotestowała  Kalena.   - Jest  najwspanialszą 

Uzdrowicielką.   Trucizna,   którą   spreparowała,   nie   mogła   być   wykryta   przez   żadną   inną 

Uzdrowicielkę.

- To ona tak twierdziła.

- To jest prawda. - Kalena nigdy nie pozwoliła sobie na kwestionowanie planu Olary 

ani jej obietnicy, że to się powiedzie.

Ridge potrząsnął głową w ciemności.

- Myślałem bardzo długo o tej sprawie. Wszystko wskazuje na to, że twoja ciotka nie 

troszczyła się o to, czy przeżyjesz. Jedynym jej celem było posłużenie się tobą w celu zabicia 

Quintela.   Kpiłaś   ze   mnie,   że   jestem   narzędziem   w   ręku   bogatego   człowieka,   ale   ją 

przynajmniej znam swoją rolę i akceptuję ją. Ty byłaś narzędziem kogoś, kto cię wychował, 

komu ufałaś i kogo darzyłaś szacunkiem.

Kalena  nic nie odpowiedziała.  Zastanawiała  się, czy to możliwe,  że Olara chciała 

popchnąć ją w taką sytuację. Cóż, faktycznie ciotka zapewne uznała, że ród Ice Harvest tak 

czy   owak   skończył   się.   Więc   co   to   miało   za   znaczenie,   że   ostatnia   kobieta   rodu   umrze 

wypełniając swój obowiązek? Ridge mówił z taką pewnością siebie. Kalena wzdrygnęła się 

na myśl o swoich marzeniach o wolności. Prawdopodobnie nigdy nie stanie przed szansą 

wkroczenia w życie wolnej kobiety.

Ridge   wyczuł   drżenie   jej   dłoni.   Jego   usta   skrzywiły   się,   kiedy   Kalena   trwała   w 

milczeniu, nie chcąc odrzucić jego argumentów ani zgodzić się z nimi. Potężna była jej duma 

i   poczucie   honoru.   Prawie   tak   wielka   jak   jej   kobiecość   i   namiętność.   Odwrócił   się   i 

przygarnął ją do siebie.

- Przykro mi, że musiałem skonfrontować cię z prawdą o twojej ciotce, ale nie miałem 

wyboru. Zawsze lepiej jest znać prawdę.

- Lepiej? - zapytała gorzko.

-   Bezpieczniej   -   powiedział   miękko.   Pogładził   ją   uspokajająco   po   głowie.   -   Śpij, 

Kaleno,   a   kiedy   obudzisz   się   rano,   pamiętaj,   że   zawdzięczasz   życie   mężowi.   Może 

świadomość   ta   uczyni   cię   bardziej   uległą   i   chętną   do   współpracy.   -   Ziewnął,   fizycznie 

usatysfakcjonowany i nasycony. - Życzę ci dobrej nocy, żono.

Kalena stwierdziła, że zapadł w sen prawie natychmiast. Ona natomiast bardzo długo 

nie mogła zasnąć, a jego słowa niczym echo wciąż brzmiały jej w głowie.

94

background image

Rozdział siódmy

K

alena   przebudziła   się   z   dziwnym   uczuciem   niepewności.   Była   świadoma,   że 

obudziło ją coś ważnego. Przez chwilę leżała nieruchomo próbując uświadomić sobie, o co 

chodzi.   Jednak   cokolwiek   to   było,   nie   zaniepokoiło   Ridge'a.   Spał   obok   niej   jedną   ręką 

opasując jej talię.

Wolno zdała sobie sprawę, że pokój wypełniony jest jakimś znanym jej zapachem, 

który kojarzył jej się z domem rodzinnym, ciotką i związany był z kunsztem uzdrawiania.

Oddychała głęboko starając się go zidentyfikować. Przez chwilę umysł jej pracował 

ciężko, jakby był spowity we mgle, ale po chwili skojarzyła sobie: liście kiferu. Olara paliła 

je, żeby wprowadzić w sen narkotyczny silnie zranionych pacjentów. Usiadła gwałtownie, 

szarpiąc jednocześnie ramię Ridge'a.

- Do Kamieni! O co chodzi, Kaleno? Co się dzieje?

Spojrzała niespokojnie na męża. Ridge już siedział z sintarem w ręku. A więc spał z 

nim, pomyślała.

- Nie jestem pewna. Ten zapach. Czujesz go?

Wciągnął powietrze.

- Tak, czuję, ale nie wiem, co to takiego.

-   Jest   to   zapach   wydzielający   się   podczas   palenia   pewnych   ziół.   Kiferu.   Lekko 

drażniący, ale wystarczający, żeby wprowadzić w sen. Moja ciotka używała tego czasem w 

swojej praktyce.

Ridge zaklął cicho. Już był na nogach i wciągał spodnie.

- Wstawaj, Kaleno. Musimy się stąd wydostać.

Bez słowa zerwała się z łóżka i szybko wciągnęła na siebie spódniczkę do jazdy na 

kricie. Zanim zdążyła  włożyć żakiet, Ridge był już przy drzwiach. Szarpnął klamkę raz i 

drugi.

- Ktoś zamknął nas od zewnątrz. Dym idzie z dołu. Musimy wyjść przez okno.

Kalena skinęła głową i odwróciła się, żeby pchnąć okiennice. Od dymu czuła już lekki 

zamęt w głowie. Okiennice nie drgnęły.

95

background image

- Ridge! One są zamknięte.

Podbiegł szybko i kopnął drewniane deski okiennicy. Pierwsze uderzenie było na tyle 

silne,  że  spowodowało  ich   wygięcie.  Drugie  nie  było   już  potrzebne,  ponieważ   okiennice 

zostały otwarte od zewnątrz, i w tym momencie wpadły do pokoju dwie postacie spowite w 

czarne peleryny.

Kalena krzyknęła. Ridge odsunął ją na bok tak gwałtownie, że aż usiadła na podłodze. 

Spojrzała do góry w momencie, gdy Ridge dopadł pierwszego napastnika. Sintar błysnął w 

bladym świetle księżyca - rozległ się krzyk wściekłości i bólu, gdy ostrze sztyletu zagłębiło 

się w ciele napastnika.

Drugi złoczyńca  zmierzał  w  stronę Kaleny,  ale  usłyszawszy krzyk,  odwrócił  się i 

próbował zarzucić rzemień na szyję Ridge'a.

Kalena nie miała chwili do namysłu. Chwyciła ciężką torbę podróżną stojącą przy 

łóżku i cisnęła nią w napastnika. Zaskomlał i zatoczył się pod jej ciężarem. Zanim zdążył 

odzyskać równowagę, Ridge siedział już na nim. Po serii gwałtownych ciosów druga postać 

znieruchomiała podobnie jak pierwsza.

Kalena czekała drżąc z napięcia, kiedy Ridge podnosił się wolno. Zapach kiferu został 

rozrzedzony powietrzem wpadającym przez otwarte okno. Patrzyła na mężczyzn leżących na 

podłodze. Jeden z nich ruszał się i jęczał. Obydwaj ubrani byli od stóp do głów na czarno. 

Rzemień   drugiego   mężczyzny   leżał   obok   niego   na   podłodze.   Ridge   schylił   się,   żeby   go 

podnieść.

- Ridge, kim oni są?

- Jeden z nich może nam to jeszcze powiedzieć - odrzekł zimno. Odwrócił się od 

nieruchomej postaci i podszedł do drugiego mężczyzny. - Myślę, że możemy wydostać to od 

niego.

Mężczyzna   podniósł   głowę.   Odrzucony   kaptur   odsłonił   twarz   wyrażającą   czystą 

nienawiść.

- Nigdy - powiedział ochrypłym z bólu głosem. Zaczął grzebać pod peleryną i włożył 

coś do ust, zanim zaskoczony Ridge zdołał go powstrzymać. Po chwili, podobnie jak jego 

towarzysz, znieruchomiał na wieki.

- Do Mrocznego Krańca Spectrum - powiedział zirytowany Ridge - teraz obaj nie żyją.

Kalena przełknęła ślinę.

- Nie żyją?

96

background image

-   Na   nasze   szczęście.   -   Klęknął   i   zaczął   przeszukiwać   pelerynę   pierwszego 

nieboszczyka. - Połóż jakąś szmatę pod drzwi, żeby nie wchodził dym, i zapal lampę. Szybko, 

Kaleno, nie mamy za dużo czasu. Musimy jak najszybciej wydostać się stąd.

Oderwała   oczy  od  martwych  postaci   i  pospieszyła   do  małego  pomieszczenia,  aby 

zmoczyć w misce z wodą prześcieradło. Właściciel gospody nie zmodernizował pomieszczeń 

sypialnych. Była w nich tylko woda w dzbankach i miski. Pokoje te nie były wyposażone w 

nowe systemy rur, które stały się tak popularne w większych miastach jak Crosspurposes i 

Interlock.

Namoczona szmata nie przepuszczała dymu i zapach palących się liści kiferu zniknął z 

pokoju,   zanim   Kalena   zapaliła   lampę.   W   jej   świetle   zobaczyła,   że   mężczyźni   ubrani   w 

peleryny leżą w kałużach krwi.

W przeszłości Olara kilka razy wzywała swą siostrzenicę do asysty. Zdarzało się to 

rzadko, ponieważ Olara potrzebowała pomocy tylko w wyjątkowych momentach. W zasadzie 

starała się trzymać Kalenę z dala od nieskazitelnie czystego pokoju, w którym wykonywała 

swój zawód. Ale były momenty, że potrzebowała drugiej pary rąk do pomocy, a Kalena była 

wtedy jedyną dostępną osobą. Przy takich okazjach stykała się ze śmiercią, lecz nie z tak 

gwałtowną.   Nigdy   nie   była   świadkiem   zabicia   jednego   człowieka   przez   drugiego.   Była 

zdumiona faktem, że nie tak dawno ona sama chciała popełnić morderstwo.

-   Co   ty   robisz,   Ridge?   -   zapytała   cicho,   patrząc,   jak   systematycznie   przeszukuje 

pelerynę   pierwszego   mężczyzny.   Uważała,   że   śmierć   powinna   być   traktowana   z   pełnym 

respektem. Ridge natomiast przewracał ciało jak szmaty do prania.

- Szukam czegoś. - Ridge wymacał podszewkę kieszeni.

- Czego?

- Czegoś, co mogłoby nam powiedzieć, kim oni byli.

- Rozumiem  - powiedziała  po prostu i  zmusiła  się, żeby przykucnąć  przy drugiej 

nieruchomej figurze i rozchylić pelerynę.

Ledwie się opanowała, kiedy zobaczyła zbroczone krwią piersi zabitego.

- Ja to zrobię, Kaleno. Odejdź. - Głos Ridge'a był zadziwiająco gwałtowny.

- Nie jestem aż tak słaba, żebym nie mogła tego zrobić - powiedziała przez ściśnięte 

gardło, wkładając rękę do kieszeni peleryny.

- Kaleno, nie ma potrzeby, żebyś to robiła.

97

background image

Już miała mu odpowiedzieć, kiedy wzrok jej padł na wisiorek leżący w kałuży krwi. 

Wzdrygnęła się.

-   Ridge   -  wyszeptała   cicho   -   czy   on  miał   na   szyi   łańcuszek   z   wiszącym   na   nim 

kawałkiem czarnego szkła?

- Tak.

- Nie dotykaj tego! - rozkazała z mocą.

- Kaleno...

- Na Kamienie, nie dotykaj go!

- Kaleno, uspokój się - powiedział Ridge delikatnie i wyprostował się.

Patrzyła na niego z lękiem.

- Ridge, musisz mnie usłuchać.

Wyciągnął   rękę.   Czarne   szkło   zawieszone   na   łańcuszku   zadyndało   na   jego   palcu, 

skrząc się złowrogo w świetle lampy.

- Już go dotknąłem.  I widzisz, nie stała mi się żadna krzywda. To tylko kawałek 

czarnego szkła.

Jej spojrzenie powędrowało od twarzy Ridge'a na wisiorek i z powrotem. Podniosła 

się i podeszła do niego.

- Co się z tobą dzieje, kobieto? Nie mamy czasu na histerie.

Jego słowa sprowadziły Kalenę do rzeczywistości.

- Nie przejmuj się. Nie mam zamiaru wpadać w histerię.

- Więc chodźmy.  Straciliśmy dość czasu. - Wrzucił wisiorek do torby podróżnej i 

rozejrzał się po pokoju. - Czy wzięłaś wszystko?

Skinęła głową, podnosząc swą ciężką torbę.

- A co z tymi dwoma?

- Niech się o to martwi właściciel gospody. Czuję, że to on im pomógł.

- Właściciel im pomógł? - Kalena była zaszokowana. Szła za Ridge'em ku otwartemu 

oknu.

- Ktoś zamknął nasze drzwi od zewnątrz i nie raczył zauważyć dwóch mężczyzn w 

pelerynach palących pęk liści kiferu w holu. Albo gospodarz jest wielkim śpiochem, albo 

został opłacony, żeby udawać taki głęboki sen. - Ridge wyszedł na balkon, który ciągnął się 

wzdłuż całego piętra gospody. Potem odwrócił się i pomógł wyjść Kalenie. - Nie mów ani 

słowa, dopóki nie znajdziemy się w stajni.

98

background image

Skinęła   ze   zrozumieniem   głową   i   szła   za   nim   cicho.   Przechodzili   obok   szeregu 

zamkniętych okien i drzwi, ale nikt ich nie zatrzymał. W końcu budynku znaleźli drewniane 

schody, które prowadziły na podwórze. Po drodze do stajni nie spotkali nikogo.

Stajnia kritów była ciepła i przepełniona zapachem charakterystycznym dla takiego 

miejsca. Kalenie ten zapach wydawał się miły. Kojarzył się z farmą w kotlinie Interlock. W 

stajni   znajdowało   się   sześć   ptaków,   które   w   odpowiedzi   na   wejście   ludzi   zaćwierkały   z 

zaciekawieniem. Ridge zagwizdał cicho na swoje krity w znany im sposób. Ptaki, na których 

Ridge i Kalena podróżowali już od trzech dni, wysunęły głowy w ich stronę.

Ridge   mówił   coś   spokojnie   do   najbliższego   krita   zakładając   mu   siodło.   Kalena 

postawiła torbę podróżną i podniosła drugie siodło. Ridge chciał coś powiedzieć, ponieważ do 

tej   pory  czynność   tę   wykonywał   sam,   ale   powstrzymał   się.   Tego   ranka   czas   był   bardzo 

istotny.

W ciągu kilku minut wyjechali z dziedzińca gospody. Popędzane ptaki biegły dużymi 

krokami   i  po niedługim  czasie   osiedle   Adverse zniknęło   z  oczu  podróżnych.   Przed  nimi 

rozciągały się odległe szczyty Heights of Variance, purpurowe w promieniach wschodzącego 

słońca.

Podobnie jak w poprzednie dni Ridge utrzymywał mordercze tempo, ale tym razem 

Kalena wiedziała, że nie było to spowodowane chęcią ukarania jej. Jedynym celem było jak 

najszybsze zwiększenie odległości między nimi a dwoma martwymi ciałami pozostawionymi 

w zajeździe. Ból nóg i dolnej części pleców, który dokuczał jej przez ostatnie dni, zmniejszył 

się nieco. Wyglądało na to, że przyzwyczaiła się już do ostrej jazdy w siodle. Ostatnia noc 

przekonała ją, że Ridge postanowił domagać się swoich praw mężowskich. Skrzywiła się na 

myśl o tym, że teraz musi przyzwyczaić się również do tego.

Patrzyła,   jak   pewnie   jechał   przez   równinę   Antinomy   w   kierunku   odległych   gór, 

wybierając   drogę   według   punktów   orientacyjnych   znajdujących   się   w   terenie.   Czasami 

porównywał je z mapą przytroczoną do siodła. Od czasu do czasu odzywał się do niej lub 

tylko   odwracał   się,   żeby   zobaczyć,   czy   ciągle   jest   tam,   gdzie   być   powinna.   Dzisiaj   nie 

rozmawiali więcej niż w poprzednie dni. W koncentracji i zdecydowaniu Ridge'a nie było 

miejsca na jałowe rozmowy.

Kalena przypomniała sobie o wisiorku z czarnego szkła znajdującym  się w torbie 

Ridge'a i skrzywiła się, kiedy przypomniała sobie mgliście opowieść, którą kiedyś słyszała. 

Gdy   słońce   było   już   nad   ich   głowami,   Ridge   zatrzymał   się   nad   strumieniem.   Kalena   z 

99

background image

wdzięcznością ześlizgnęła się z siodła i spojrzała na krity biegnące do wody. Niewiele im 

potrzeba do szczęścia, pomyślała.

- Ostatniej nocy poprosiłem, żeby gospodyni przygotowała nam jedzenie na drogę - 

powiedział   Ridge,   wyciągając   małą   paczkę.   -  Przejechaliśmy   już   spory  dystans.   Ptaki   są 

wygłodzone.

- Myślisz, że ktoś za nami jedzie?

Wzruszył ramionami i rozwinął jedzenie.

-   Nie   wiem.   Ci   dwaj   mogli   być   po   prostu   złodziejami,   którzy   współpracują   z 

właścicielem gospody. A może byli kimś więcej?

Kalena wzięła kawałek białego sera i usiadła na skale.

- Myślę, że oni nie byli zwykłymi złodziejami, Ridge - powiedziała w końcu.

-   Dlatego,   że   mieli   wisiorki?   O   co   chodzi,   Kaleno?   Dlaczego   te   wisiorki   tak   cię 

przestraszyły? Czy widziałaś już takie wcześniej?

Potrząsnęła głową.

- Nie. Ale kiedyś  Olara mówiła  mi  o czymś  podobnym.  - Kalena wzdrygnęła  się 

przypominając sobie to zdarzenie. - Właśnie wyszła z transu. Była bardzo poruszona. Mówiła 

o istotach, które używają czarnego szkła do skupiania.

- Skupiania czego?

- No właśnie, nie wiem czego. Była bardzo zaniepokojona i dlatego przypuszczałam, 

że nie miała wtedy wyraźnego transu, że były to tylko odczucia, które ją przestraszyły. Dała 

jednak   do   zrozumienia,   że   to   czarne   szkło   jest   przedmiotem   pochodzącym   z   Mrocznego 

Krańca   Spectrum.   -   Kalena   napotkała   wzrok   Ridge'a   i   powtórzyła   z   naciskiem.   -   Z 

najdalszego   i   najciemniejszego   Krańca   Spectrum.   Jest   to   przedmiot   całkowicie   męski,   w 

najbardziej  bezwarunkowym   znaczeniu  tego   słowa.  On  nie  akceptuje   niczego   z  drugiego 

Krańca Spectrum. Zgodnie z tym, co mówiła Olara, to szkło związane jest z czymś, co może 

zniszczyć wszystko, co pochodzi ze Świetlistego Krańca Spectrum. Rozumiesz to, Ridge?

Ridge siedział na skale i przypatrywał się przejętej Kalenic

- Twoja ciotka myślała, że to szkło związane jest z czymś, co chciałoby zniszczyć 

wszystko, co pochodzi ze Świetlistego Krańca Spectrum?

- Tak myślę.

- To jest obłąkańcza myśl, Kaleno. - Ridge wziął następny kawałek sera. - Każdy, kto 

ma choć trochę rozsądku, wie, że jeden Kraniec Spectrum nie może istnieć bez drugiego. 

100

background image

Ciemność zawsze musi być równoważona przez światło, a mężczyzna równoważony przez 

kobietę.   Dla   żadnego   z   nich   samodzielne   istnienie   nie   miałoby   sensu.   Jak   można   by 

wyobrazić sobie noc, gdyby nie istniał dzień? - Zacytował filozoficzne rozważania, które były 

znane prawie każdemu mieszkańcowi Północnego Kontynentu.

- Olara nie mówiła, że ci, którzy używają czarnych  szkieł, są zdrowi na umyśle  - 

spokojnie powiedziała Kalena. - Właściwie odniosłam wrażenie, że uważała ich za szalonych.

Ridge milczał przez dłuższą chwilę.

- Mieliśmy szczęście, że obudziłaś się od zapachu palonego kiferu. I że bez namysłu 

rzuciłaś   torbę   podróżną   w   drugiego   napastnika.   Nie   straciłaś   głowy   w   trudnej   sytuacji   i 

prawdopodobnie uratowałaś nam obojgu życie.

Kalena poczuła niezrozumiałe ciepło, ale i lekkie rozbawienie.

- Pochwała od mężczyzny takiego jak ty, Ridge, może wywołać u takiej zwyczajnej 

kobiety jak ja zawrót głowy.

Spojrzał na nią lekko zmartwiony. Błądził spojrzeniem pomiędzy Kaleną a kritami, 

jakby szukał odpowiednich słów.

- Powiedziałem to, co myślę. Nie życzyłbym  sobie lepszego towarzystwa w takiej 

sytuacji jak tamta.

- Nawet jeśli jestem tylko kobietą?

Zacisnął lekko usta.

- Mówisz tak, jakbyś narzekała, że urodziłaś się kobietą.

Kalena zastanowiła się.

- Nie, doprawdy. Nie mogę wyobrazić sobie siebie jako kogoś innego, ale czasami w 

każdej kobiecie narasta złość z powodu uprzedzeń i przesądów mężczyzn. Wy uważacie nas 

za słabe istoty i czujecie się urażeni, kiedy udowodnimy, że jesteśmy silne.

- Żaden mężczyzna nie zaprzeczy, że kobiety mają swój specyficzny rodzaj siły.

- Siła taka jest dopóty akceptowana, dopóki ogranicza się do takich sfer jak rodzenie 

dzieci,   prowadzenie   domu   i   rozgrzewanie   łoża   dla   męża,   prawda?   -   zapytała   Kalena 

skrywając uśmiech.

- Czy bawi cię prowokowanie mnie? - zapytał Ridge i westchnął.

- Czasami - przyznała swobodnie.

Oczy mu zalśniły.

- Nie myślisz czasem, że to może być ryzykowne?

101

background image

- Mówiłeś już przy wielu okazjach, że brak mi rozsądku - odcięła się beztrosko. - 

Może jestem zbyt lekkomyślna i dlatego nie mogę się powstrzymać od prowokowania ciebie.

- A może robienie tego dostarcza ci jakiejś perwersyjnej przyjemności.

- Uhm, to też możliwe - zgodziła się i skinęła głową.

- Niektórzy ludzie uważają, że prowokowanie mnie jest niebezpieczne - skomentował 

Ridge mrużąc oczy.

-   No   tak,   muszę   przyznać,   że   ta   sztuczka   z   sintarem   może   trochę   przestraszyć.   - 

Kalena   pochyliła   się   do   przodu,   próbując   spojrzeć   na   ostrze   sintara   leżącego   przy   boku 

Ridge'a. - Czy to prawda, co mówią? Czy rzeczywiście możesz rozpalić stal? Wprost nie 

mogłam uwierzyć wtedy, w mojej komnacie, kiedy myślałam, że chcesz mnie zabić.

Ridge skrzywił się.

- Gdybyś miała trochę rozsądku, nie wspominałabyś tamtej nocy, Kaleno.

- Ale ostrze...

- Tak, mogę je rozżarzyć - powiedział. - Przez to czuję się jak jakiś dziwoląg. Jeśli 

mnie   rozgniewasz,   stal   rozżarzy   się   w   moich   rękach.   Nie   jest   to   coś,   z   czego   byłbym 

szczególnie dumny. Faktem jest, że przekląłem to diabelstwo.

- To jest bardzo rzadki talent. Baśnie mówią, że w każdej generacji jest tylko kilku 

mężczyzn, którzy wykazują pokrewieństwo z ogniem. I tylko stal Countervail odpowiada na 

ich talent.

-   To   nie   jest   żaden   talent!   -   krzyknął   Ridge.   -   Jest   to   bezużyteczna   sztuczka, 

nieprzydatna do niczego innego, jak tylko na pokaz. Stal rozżarza się wyłącznie wtedy, gdy 

tracę panowanie nad sobą, Kaleno, i jest to bardzo niebezpieczne. Taki talent może mnie 

któregoś dnia doprowadzić do śmierci.

- Dlaczego? - Była zaskoczona.

- Żaden mężczyzna nie walczy dobrze, kiedy jest rozwścieczony. Wykonując pracę 

dla   Quintela   przeżyłem   tyle   lat   tylko   dlatego,   że   przynajmniej   częściowo   nauczyłem   się 

panować nad swoimi emocjami.

Z zaciekawieniem patrzyła na niego.

- Rozumiem.

Podniósł jedną brew.

- Wątpię w to. Może lepiej zmień temat rozmowy, dobrze?

- A o czym wolisz rozmawiać?

102

background image

- O czymś praktycznym. Przede wszystkim, chciałbym wiedzieć, dlaczego przyszli po 

nas ci dwaj mężczyźni z czarnymi szkiełkami.

- Nie wiem. To jest twoja misja. Ja podróżuję z tobą jedynie za trzydzieści procent 

zysku z Piasku, pamiętasz?

Oczy mu zalśniły.

- Widzę, że gwałtownie powróciłaś  do rzeczywistości, przynajmniej  jeśli chodzi o 

twój język. Musiało ci być trudno wytrzymać w milczeniu całe trzy dni.

- Ty milczałeś tak samo jak ja.

- Ja spędzałem czas na myśleniu.

- Ponieważ tylko mężczyźni potrafią myśleć - odcięła się. - Dzisiejsze szybkie tempo 

jazdy było konieczne,  ale w ostatnich trzech  dniach celowo narzuciłeś  takie tempo, żeby 

uprzytomnić mi swoje niezadowolenie.

- To bardzo łagodne określenie tego, co czułem.

- Tak, wiem.

-   Powiedz   mi   -   zaczął   Ridge   opryskliwie   -   co   byś   zrobiła,   gdyby   udało   ci   się 

zamordować Quintela? Jak wyobrażałaś sobie przyszłość?

Kalena spojrzała na odległe szczyty górskie.

-   Myślę   -   powiedziała   wreszcie   -   że   przede   wszystkim   byłabym   w   końcu   wolna. 

Przyszłość,   jaką   sobie   wyobrażałam,   zawsze   była   niewyraźna,   nie   sprecyzowana,   ale 

wierzyłam, że po wypełnieniu swojej misji zobaczę przed sobą coś istotnego i wspaniałego. 

Myliłam się.

- A jak myślisz, co byś robiła, gdybyś była wolna? - zapytał szyderczo. - Nawet gdyby 

nikt   nie   dowiedział   się,   że   jesteś   morderczynią.   Byłaś   już   wtedy   żoną   kontraktową. 

Małżeństwo zostało zawarte przed próbą zabójstwa. Nic nie mogłoby zmienić twojego statusu 

po podpisaniu kontraktu i przejściu przez ceremonię ślubną. Wspaniałe zakończenie dla córki 

wielkiego rodu. Byłabyś na takim samym poziomie jak Arrisa i inne jej koleżanki.

Kalena uśmiechnęła się.

- Tak, wiem. Ale ja chciałam znaleźć się na takim poziomie.

Ridge był zaskoczony.

- Z twoim dziedzictwem? Z twoją dumą rodową i wpojonymi ci zasadami? Chciałaś 

być żoną kontraktową?

103

background image

- Chciałam  być  wolna.  Arrisa i  jej  przyjaciółki  są jedynymi  prawdziwie  wolnymi 

kobietami, jakie dotąd spotkałam. One przychodzą i odchodzą, kiedy chcą, nie mają żadnego 

pana, który im rozkazuje. Nie muszą ciągle pamiętać o honorze rodzinnym. Nie mają męża 

poślubionego na stałe. Wydają swoje zarobione grany w sposób, jaki im odpowiada. Nie 

muszą usługiwać przy stole mężczyznom, kiedy oni jedzą. Nikt ich nie zatrzymuje, kiedy 

chcą   wyjść   wieczorem   do   gospody   i   nie   obawiają   się,   że   kiedy   wrócą   do   domu,   jakiś 

mężczyzna będzie je bił za złe zachowanie. Idą na ryzykowne wyprawy na trakty handlowe i 

wracają z pieniędzmi, które należą tylko do nich.

Ridge krótko i brutalnie przerwał entuzjastyczny opis Arrisy i jej przyjaciółek.

- Nie wiesz nic o świecie. To tylko potwierdzenie, że to, co zakazane, jest bardziej 

ekscytujące  niż to, co się ma.  Mogę zrozumieć, że wszystko  inne wydaje ci się bardziej 

podniecające niż życie na farmie w kotlinie Interlock. Ale żebyś chciała poświęcić całe swoje 

dziedzictwo po to, żeby być aresztowaną w gospodzie za uczestniczenie w burdzie, to tego 

zrozumieć   nie   mogę.   Jest   w   tobie,   Kaleno,   jakaś   skłonność   do   nieodpowiedzialnego 

zachowania. Potrzebujesz męża, żeby cię kontrolował.

-  A  w  tobie   jest  z pewnością  skłonność  do hołdowania   staromodnym   obyczajom. 

Jesteś zacofany i pruderyjny. Zupełnie jak pan wielkiego rodu. Jestem bardzo ciekawa, gdzie 

nauczyłeś się takich konserwatywnych zasad.

- Prawdopodobnie zbyt wiele lat przeżyłem w tak zwanej wolności i z tego względu 

nie pochodzę z żadnego rodu, nawet najmniejszego.

-   A   więc   jesteśmy   dwoma   przeciwstawnymi   punktami   na   Spectrum   -   stwierdziła 

zadumana.

-   Pamiętaj   o   tym,   Kaleno   -   powiedział   z   kpiną   i   pogróżką   w   głosie.   -   To 

prawdopodobnie znaczy, że bardzo dobrze do siebie pasujemy.

- Nie myślałeś tak tej nocy, kiedy odkryłeś, że poślubiłeś niedoszłą morderczynię.

Ku jej zdziwieniu nie chwycił przynęty, tylko przyjął to stwierdzenie poważnie.

- Nie miałem czasu myśleć o tej sprawie aż do dzisiejszej nocy.

Spojrzała na niego zaciekawiona.

- Doszedłeś do genialnych konkluzji?

-   Kilku.   -   Popatrzył   na   nią   zdecydowanie.   -   Rozumiem,   dlaczego   chciałaś   zabić 

Quintela.

To ją prawdziwie zaskoczyło.

104

background image

- Rozumiesz?

Ridge westchnął.

- Jeśli przeżyłaś ostatnie siedem lat w przekonaniu, że Quintel spowodował śmierć 

twojego ojca i brata, wtedy tak, rozumiem. Ktoś musiał zemścić się w imieniu twojego rodu. 

Patrząc na to z takiej perspektywy, przypuszczam, że nie miałaś wyboru.

- Jest to bardzo wspaniałomyślne z twojej strony, Ridge - powiedziała zaskoczona 

Kalena.

- Ale ten wywód logiczny ma pewną skazę - kontynuował bezceremonialnie.

- Jaką skazę?

- Nie masz dowodu, że Quintel miał cokolwiek wspólnego ze śmiercią twych bliskich. 

Nic, z wyjątkiem słów rozgoryczonej starej kobiety, która wprowadza się w trans i wymyśla 

dziwne historie.

- Ona jest doskonałą Uzdrowicielką i osobą odpowiedzialną.

- Ona wychowywała cię w zamiarze wysłania na śmierć; pozwalała ci wierzyć, że 

będziesz wolna, kiedy wykonasz swoje zadanie.

- Byłabym wolna.

- Nie, Kaleno - stwierdził nieubłaganie. - Nie przeżyłabyś tego. Nie miałaś szans ani 

na ucieczkę, ani na wolność.

Kalena jak ukąszona poderwała się i poszła w stronę strumienia.

-   Nie   wiesz   tego   na   pewno.   Mówisz   tak,   żeby   ratować   swoją   dumę.   Nie   chcesz 

przyznać, że prawie dopuściłeś do śmierci własnego pracodawcy. Twoje poczucie honoru jest 

tak wielkie, jakbyś był wielkim panem. Twoja duma przerasta twój stan. - Popatrzyła  na 

niego drwiąco. Ku jej zdziwieniu Ridge uśmiechał się smutno.

- To samo mówi o mnie Quintel.

- Więc przyznajesz to?

- Dlaczego nie. To jest prawda. Przyjdzie taki dzień, Kaleno, kiedy moje poczucie 

honoru i moja duma będą pasowały do statusu społecznego.

Odwróciła się do niego.

- Nie rozumiem.

- Żeby założyć wspaniały dom, potrzeba pieniędzy, siły i odwagi. Będę miał pieniądze 

z ładunku Piasku, kiedy wrócę z podróży. Będę miał również zagwarantowany pewien stały 

105

background image

udział w zyskach, które przynosi handel Piaskiem. Wiem też, jak rządzić ludźmi. Przez całe 

lata obserwowałem Quintela. Wiele mnie nauczył.

- Przypuszczam, że masz wystarczająco dużo odwagi, żeby tego dokonać - zauważyła 

Kalena.

- Może odziedziczyłem ją po ojcu - powiedział Ridge zdawkowo.

- Mówiłeś, że nie wiesz, kim był twój ojciec.

- Wiem, że był dziedzicem wielkiego rodu w Countervail. Uwiódł moją matkę, a ona 

nie miała rodziny, która by ją ochraniała. Gdy zaszła w ciążę, wyrzucił ją na ulicę. Umarła, 

kiedy miałem osiem lat, nie wyjawiając mi jego imienia. Nie powiedziała mi nawet, z jakiego 

rodu pochodził.

- Dlaczego? - zapytała miękko Kalena.

- Ponieważ wiedziała, że będę próbował go zabić i sam mogę zginąć.

- A więc urodziłeś się już ze swoją dumą i odwagą. Twoja matka musiała dobrze o 

tym wiedzieć i próbowała cię ochronić - powiedziała Kalena delikatnie.

- Może. - Ridge nie wydawał się zbyt zainteresowany rozmową o swoim dzieciństwie. 

Wstał ze skały i podszedł do jej krita. Kalena miała już jedną nogę w strzemieniu, kiedy 

poczuła ręce Ridge'a wokół swej talii. Podrzucił ją do góry na siodło i stał patrząc na nią 

przez moment, trzymając jedną rękę na jej udzie. Jego złociste oczy zabłysły w ciepłym 

blasku słońca. - Muszę mieć odpowiednią żonę, kiedy wrócę do Crosspurposes. Kobietę, 

która będzie zachowywała się jak prawdziwa dama, gdy będą wymagały tego okoliczności. 

Kobietę, która będzie silna i odważna, i która będzie ciężko pracować. Kobietę bezwzględnie 

lojalną wobec mnie, taką, która wie również, co znaczy honor.

Kalena uniosła brodę.

- Życzę ci szczęścia w szukaniu takiego ideału. Czy chcesz jakichś wskazówek?

Zmrużył oczy.

- Masz dla mnie jakieś wskazówki?

-  Jeśli   znajdziesz  odpowiednią   kandydatkę,  musisz  ją  dobrze  traktować,  ponieważ 

będzie przyzwyczajona do dobrych manier i dżentelmeńskiego zachowania. I nie wolno ci 

nigdy użyć w stosunku do niej bicza na krity. Nie będziesz jej też wydawał rozkazów jak 

służącej. Co więcej, nie będziesz używał siły w łóżku, jeśli wypijesz zbyt dużo piwa. Kiedy 

poczujesz ochotę na kochanie się z nią, zaczekasz na zaproszenie.

Ridge skrzywił się słuchając tego krótkiego wykładu.

106

background image

-   Wygląda   na   to,   że   taka   kobieta,   oczywiście   jeśli   ją   znajdę,   będzie   nudna.   To 

szczęście,   że   mam   w   podróży   ciebie   zamiast   takiego   ideału.   -   Uśmiechnął   się   do   niej 

szelmowsko. - Jedyna rzecz, która mi przy tobie nie grozi, to nuda.

Odwrócił się i wdrapał na krita, nie zważając na jej komentarz, że ma tyle rozumu w 

głowie co zorkany. Czuł się teraz nadspodziewanie dobrze, pomimo szybkiej rannej jazdy. 

Nie martwił się dwoma martwymi ciałami, które pozostały za nimi w Adverse.

Miał rację, że przywrócił znowu więź seksualną pomiędzy nimi. Ridge przekonał się, 

że jedyne miejsce, w którym może idealnie panować nad Kalena, to łóżko. Ostatniej nocy 

rozproszył swoje wątpliwości, przekonując się, że żona odpowiada na jego pieszczoty tak 

samo jak pierwszej nocy. Była dumną, dobrze urodzoną damą, ale ostatniej nocy nazwala go 

mężem i zaakceptowała go. Miał rację żądając posłuszeństwa i poddania się w łóżku, chociaż 

wiedział, że jego zachowanie ostatniej nocy musiało ją bardzo dotknąć, ponieważ złamało jej 

dumę.

Przyznał   się   sam   przed   sobą,   że   nie   chciałby   jej   przymuszać   do   spełniania 

obowiązków żony. Wolał, żeby sama mu się oddawała, z własnej woli i chęci. Zmarkotniał, 

kiedy zrozumiał, że narzucenie jej swojej woli nic nie znaczyło, chociaż czuł jej ciepło i chęć 

współpracy. Zacisnął usta i podjął ponurą decyzję, że nie będzie jej więcej przymuszać. Był 

człowiekiem honoru i rozumiał siłę jej dumy. Miała rację, że była dumna. Powinien dać jej 

trochę czasu, żeby przyzwyczaiła się do nowych dla niej obowiązków żony, zanim znowu 

zacznie je egzekwować. Uświadomił sobie, że ma dużo czasu. Przed nimi była jeszcze prawie 

cala podróż.

Kalena miała tak samo silne poczucie honoru jak on, nawet jeśli rozmyślnie zostało 

ono wypaczone przez ciotkę Olarę. Musiał jednak przed powrotem do Crosspurposes upewnić 

się co do jednej rzeczy. Musiał mieć pewność, że Kalena uwierzyła, że Quintel nie był winny 

morderstwa jej ojca i brata.

Ridge nie miał wątpliwości co do tego faktu. Quintel był zdolny do wynajęcia ludzi, 

żeby działali jak jego prywatny oręż w walce z bandytami, pojawiającymi się na szlakach 

handlowych,   ale   zamordować   pana   i   dziedzica   wielkiego   rodu   to   całkiem   inna   sprawa. 

Quintel   bardzo   skrupulatnie   dbał   o   to,   żeby   działać   w   granicach   prawa.   To  było   nie   do 

pomyślenia, żeby mógł aż tak daleko wykroczyć poza te granice. Poczucie honoru Quintela 

było tak nieugięte, jak każdego innego wielkiego pana.

107

background image

Nie, Kalena musi zostać przekonana, że jej zobowiązanie wobec rodu było mylnie 

odczytane przez zgorzkniałą, może nawet obłąkaną, starą kobietę. Gdy już to zrozumie, trzeba 

jej pokazać, że wolne życie, którego szukała, to coś więcej niż życie kobiet z niższych klas 

społecznych. Kalena potrzebowała męża, który nie pozwoli jej zapomnieć o jej dziedzictwie. 

Męża, który mógłby zastąpić jej ojcowiznę, którą straciła.

Ridge   jechał   pogrążony   w   rozważaniach   o   przyszłości.   Jasne   było,   że   jego   żona 

kontraktowa ma własne plany, które zamierza urzeczywistnić po powrocie do Crosspurposes. 

Jej żądza wolności może być problemem. Ale wiele jeszcze dni jest przed nimi, pomyślał 

Ridge, i wiele jeszcze może się zdarzyć i odmienić tę kobietę.

108

background image

Rozdział ósmy

T

ego wieczoru krity były w dobrej formie. Miały jeszcze mnóstwo energii, ponieważ 

po   południu   nie   były   zmuszane   do   zbyt   forsowanego   biegu.   Wydawały   się   zachwycone 

bulgoczącym źródłem, nad którym Ridge rozłożył obóz, i wyraźnie szczęśliwe kąpały się w 

świeżej wodzie.

Kiedy późnym popołudniem światło słoneczne zgasło za odległymi górami, Kalena 

usiadła na skale, z której spływał mały strumień. Patrzyła na ptaki, natomiast Ridge kończył 

przygotowania do noclegu.

- Ponieważ dzisiaj przed południem pokonaliśmy większy odcinek drogi, zwiększając 

dystans między nami i Adverse, wypadliśmy z planu – powiedział Ridge podpalając ognisko. 

-   W   moim   pierwotnym   planie   mieliśmy   zatrzymywać   się   każdego   wieczoru   w   jakimś 

zajeździe.

- Zadziwiasz mnie, Ridge. Myślałam, że jesteś przyzwyczajony do niewygód podczas 

podróży.

Spojrzał na nią z rzadkim u niego uśmiechem.

- Być  przyzwyczajonym  to nie znaczy lubić to. W rzeczywistości taka niewygoda 

pozwala mi później bardziej docenić komfort zajazdu, bardziej, niż możesz sobie wyobrazić.

Objęła rękami kolana i spojrzała na niego ze szczerą ciekawością.

- Jestem zdumiona! Taki mężczyzna  jak ty sam przyznaje, że lubi w życiu trochę 

luksusu?

- Masz o mnie fałszywe wyobrażenie.

- Pewnie dlatego, że nie mieliśmy zbyt  dużo okazji, żeby poznać się wzajemnie - 

sucho stwierdziła Kalena.

Przerwał pracę i spojrzał na nią.

- Myślałem, że już bardzo dużo wiemy o sobie.

Kalena skrzywiła się.

- Tak, choć były to bardzo ciężkie lekcje.

Wzruszył ramionami.

109

background image

- Możliwe. Ale to nie ma większego znaczenia. Liczy się wynik końcowy. Jesteś moją 

żoną.

- Tylko kontraktową - podkreśliła spokojnie.

- Aż do końca podróży nazwa nie ma znaczenia - odparł uśmiechając się wyzywająco.

Zanim   Kalena   zdążyła   odpowiedzieć,   jej   uwagę   odwróciły   dzikie   skrzeki   kritów. 

Obejrzała się w momencie,  kiedy jej ptak pędził jak oszalały wzdłuż strumienia.  Samica 

trzepotała swymi małymi, bezużytecznymi skrzydłami, próbując uciekać jeszcze szybciej, a 

większy od niej samiec gonił ją.

- Ridge, krity!

Przeskoczył w miejsce, gdzie siedziała Kalena; popatrzył z ciekawością.

- Bawią się.

- Według mnie, nie wygląda to na zabawę. - Kalena wstała, przygotowując się do 

obrony swojego ptaka. - Twój krit atakuje mojego.

- No, niezupełnie.

- Co to znaczy, niezupełnie? On na nią napada. Zobacz, w jaki sposób ją ściga. Ridge, 

powstrzymaj go!

- Wątpię, czy mógłbym, nawet gdybym chciał. Czy nie wiesz, że to niebezpieczne, 

wejść pomiędzy samca i jego samicę?

Kalena obrażona przeszyła go wzrokiem.

- Chcesz powiedzieć, że twój krit chce zgwałcić moją małą samicę?

Ridge odchrząknął.

- One są parą, Kaleno - przypomniał jej. - Takie zachowanie jest naturalne.

- Jeśli wszystko jest w porządku, to dlaczego ona ucieka?

Zamyślił się.

- Nie wiem. Ty mi to powiedz. Może ma takie pojęcie o kobiecej wolności jak ty?

Kalena westchnęła, kiedy jej ptak wydal krzyk szczególnie głośny i pełen protestu. 

Spojrzała   w   momencie,   gdy   większy   ptak   przyciskał   do   ziemi   mniejszego.   Samica 

przycupnęła, a samiec szybko wskoczył na nią.

Kalena jęknęła, zdając sobie w końcu sprawę, o co chodziło.

- To takie krępujące.

- Więc nie patrz. Myślałem, że wychowywałaś się na farmie, na wsi. - Ridge odwrócił 

się i poszedł w kierunku ognia.

110

background image

-   To   prawda,  ale   nie   trzymałyśmy   zwierząt.   Moja  ciotka   dostawała   od   pacjentów 

wszystko, co było nam potrzebne, jako zapłatę za uzdrawianie. Nigdy nie widziałam kritów w 

takiej sytuacji. - Kalena pospiesznie odwróciła się od ptaków. - Jakaż to gwałtowna para.

-   Czy   to   takie   dziwne?   -   zapytał   Ridge   spokojnie.   -   Czasami   między   nami   też 

rozgrywają się gwałtowne sceny. Emocje istniejące pomiędzy samcami i samicami mogą być 

niezwykle potężne.

- Ridge, my nie jesteśmy parą ptaków!

- Nie jestem pewien, czy tak bardzo różnimy się od zwierząt. Żyją one na Spectrum 

razem z nami, czyż nie? Nasze emocje i reakcje mogą być bardziej złożone niż ich, ale są tej 

samej natury.

-   Czasami   zdumiewasz   mnie   poziomem   twojej   filozofii,   Fire   Whip   -   powiedziała 

ponuro i zatkała uszy, by nie słyszeć triumfującego okrzyku samca.

- Otrzymałem przyzwoite wykształcenie. Chciał tego Quintel, który mnie wychował - 

odpowiedział Ridge.

Kalena zastanawiała się przez moment.

- Wychował cię jak własnego syna, prawda?

- Prawie. Nauczył mnie dobrych manier, umiejętności prowadzenia handlu i polityki 

stosowanej przez wielkie firmy. Ale tego, jak być mężem, uczyłem się sam.

- Przez trening? - zapytała poważnie.

- Praktyka  i doświadczenie  są najlepszymi  nauczycielami  - odpowiedział  łagodnie 

Ridge. - A ja uczę się szybko. Czy ptaki już skończyły?

Kalena spojrzała przez ramię.

- Tak, na szczęście. Moja samica patrzy na twojego ptaka zupełnie spokojnie.

- A dlaczego miałaby patrzeć z niepokojem? Ona zna swoją rolę. A gdyby o niej 

zapomniała, on by jej przypomniał.

Kalena z rozdrażnieniem odwróciła się do niego. Już otwierała usta, żeby powiedzieć 

mu, co o tym myśli, ale powstrzymała się widząc, że Ridge się śmieje. Zobaczyła rozbawienie 

w jego oczach.

- Kto i kogo próbuje teraz prowokować?

Uniósł rękę, jakby chciał odegnać jej irytację.

- Przyznaję, że czasami mam taką ochotę.

111

background image

Kalena odwróciła się słysząc plusk wody i zobaczyła, że krity uszczęśliwione brodzą 

w strumieniu.

- Moja samica próbuje zanurzyć twojego samca.

- Prawdopodobnie jej na to pozwoli.

- Czy dlatego, że dostał od niej to, co chciał? - Kalena pociągnęła nosem.

-   Nie   ma   to   jak   zaspokojony   samiec.   Jest   wtedy   w   dobrym   nastroju   i   pełen 

pobłażliwości.

-   Wy,   mężczyźni,   jesteście   naprawdę   mało   skomplikowani   -   powiedziała   Kalena. 

Majestatycznym krokiem podeszła do torby przytroczonej do siodła i wyciągnęła zapasowe 

porcje żywności, przygotowane przez Ridge'a.

- To nie chodzi o to, żono. To polega na tym,  że my wykazujemy skłonności do 

prostego i bezpośredniego postępowania. Nie tak jak kobiety, które zanim dojdą do jakiegoś 

wniosku, krążą wokół swoich emocji w setkach nielogicznych kręgów.

- Sam doszedłeś do tych mądrości, czy przejąłeś je od Adwizora Biegunowego?

- Na pewno nie od Adwizorki. Ale to nie ma najmniejszego znaczenia, od kogo się 

nauczyłem. Niedawno miałem demonstrację starej prawdy z pierwszej ręki.

- Problem z męską interpretacją starych prawd polega na tym, że mężczyźni wykazują 

tendencję do tłumaczenia ich w dziwnie bezpośredni sposób, przez co zatracają ich subtelne 

znaczenie - słodko wyjaśniła Kalena. - Innymi słowy, zazwyczaj tracą to, co najważniejsze.

Ridge parsknął śmiechem i podbiegł do niej bez żadnego ostrzeżenia.

- Nigdy nie przestaniesz droczyć się ze mną, prawda? - wykrzyknął.

Kalena była tak zaskoczona słysząc pierwszy raz jego śmiech, że nawet nie pomyślała 

o ucieczce. Zanim zdała sobie sprawę, o co mu chodzi, Ridge chwycił ją w ramiona i ruszył w 

kierunku strumienia. Krity podniosły głowy, patrząc z ciekawością na zabawę ludzi.

- Ridge, nie ośmielisz się zrobić tego.

- Nie jestem pewien - odpowiedział z powagą i podszedł do strumienia. Zatrzymał się 

na brzegu. - My, mężczyźni, jesteśmy tak infantylni, że wszystko możemy zrobić. Ciężko nas 

odwieść od naszych zamiarów, ale możesz spróbować.

Kalena  mocno  trzymała  się męża.  Była  zafascynowana  odkryciem  figlarnej  strony 

jego natury. Była pewna, że do tej pory tak się nie zachowywał. Wyglądało to tak, jakby 

sprawdzał, czy mu to wyjdzie. Uczy się być mężem, pomyślała.

- Jak mogę cię odwieść od tego zamiaru? - zapytała.

112

background image

- Możesz na przykład błagać mnie o to - zasugerował.

- Ależ błagania kobiece z pewnością nie zmienią zamierzeń osobnika myślącego tak 

nieskomplikowanie jak ty.

- Nigdy nie wiadomo. - Patrzył na nią wyczekująco.

- Nie jestem przyzwyczajona do błagania, ale możemy się potargować - odpowiedziała 

Kalena.

- O, to staje się coraz bardziej interesujące. O co chcesz się targować, żono?

-  Nie  patrz  na  mnie  tak  chytrze.   Zamierzam   zaproponować  ci  wypranie   koszul.   - 

Zmarszczyła nos. - Już najwyższy czas, żeby to zrobić, nie sądzisz?

- Nie podoba ci się zapach podróży? - zapytał uprzejmie.

- Do tej pory nie dałam ci jeszcze do zrozumienia, że pachniesz jak krit. Po prostu 

chcę   wytargować   wolność   za   wypranie   twoich   koszul.   Mówiąc   prawdę,   muszę   wyprać 

również swoje tuniki.

- Hmm. - Wydawało się, że głęboko rozważa tę propozycję. - Sądzę, że propozycja 

wspólnej   kąpieli   to   niegłupia   myśl.   Możesz   jednocześnie   wyprać   nasze   ubrania.   -   Nagle 

otworzył ramiona.

Kalena zapiszczała wpadając do strumienia, a krity uskoczyły na bok. Zamknęła oczy 

i czekała na szok, którego dozna przy zetknięciu z lodowatą wodą. Ku jej zaskoczeniu woda 

okazała   się   letnia.   Pluszcząc   się,   odgarnęła   z   oczu   mokre   włosy   i   spojrzała   na   Ridge'a. 

Zmoczone ubranie przylgnęło do jej nóg.

- Masz szczęście - powiedziała - że woda nie jest lodowata, bo nigdy bym ci tego nie 

darowała.

- Może jestem bezmyślnym samcem, ale nie jestem kompletnie głupi. - Podszedł do 

brzegu i zaczął rozsznurowywać koszulę. Jego złote oczy ciągle były roześmiane. Wyraźnie 

dobrze się bawił, ale było również widoczne, że nie był przyzwyczajony do takiej zabawy.

- Czy wiesz, że woda jest prawie gorąca?

Skinął głową i zdjął koszulę.

- Jesteśmy niedaleko od Hot And Cold. Dotrzemy tam za dwa dni. Jest to miasto pełne 

gorących źródeł. Część tej wody przypływa tutaj zachowując swą ciepłotę. - Zwinął koszulę i 

rzucił ją Kalenic - Pokaż teraz, co potrafisz.

Złapała koszulę widząc, że Ridge rozbiera się dalej i prawdopodobnie chce się do niej 

przyłączyć. Fala gorąca wypłynęła na jej policzki. Szybko spuściła oczy i zaczęła oglądać 

113

background image

koszulę. Mała, wyhaftowana litera R widoczna była  na rękawie. Najwyraźniej nosił tylko 

wyszyte przez nią koszule.

Ridge wszedł do strumienia i podążał w stronę Kaleny. Była zanurzona po pas.

- Bardzo lubię nosić koszule, które mi dałaś – powiedział delikatnie. -Ale za każdym 

razem, kiedy je wkładam, przypominam sobie, że ty nie dostałaś ode mnie prezentu ślubnego.

- Jak to? Dostałam. Wybawiłeś przecież Arrisę i jej przyjaciółki z opresji, w jaką 

wpadły podczas zabawy w gospodzie - przypomniała mu szybko. Starannie omijała wzrokiem 

jego nagie ciało widoczne nad lustrem wody.

- Och, przecież wyrównałaś rachunek tej samej nocy, pamiętasz? - Uśmiechnął się.

- No tak, ale... - Kalena ciągle wpatrywała się w koszulę, którą trzymała w ręku.

Bezceremonialnie położył palec na jej ustach, nie pozwalając mówić je dalej.

-  Ale  to nic.  Jestem  ci   winien  prezent  za  ten  haft  na  mojej   koszuli.  Będę  o tym 

pamiętał.

Kalena spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich ciepło i szczerość. Opanowała dreszcz 

emocji, która ją ogarnęła. Uśmiechnęła się z roztargnieniem.

- No nie wiem. Wrzucając mnie do strumienia zaciągnąłeś jeszcze większy dług. Nie 

będzie ci łatwo odzyskać moje względy.

- Mężczyzna zawsze może próbować - zauważył filozoficznie.

- Ten akurat mężczyzna będzie musiał dobrze się starać - uprzedziła go Kalena. - Lub 

będzie dzisiaj jadł zimną kolację - dodała. Płukała koszulę, przez cały czas czując nagość 

Ridge'a. Jej ubranie było mokre i wiedziała, że wkrótce będzie musiała się rozebrać.

- Teraz naprawdę mnie nastraszyłaś - stwierdził Ridge i z widoczną przyjemnością 

schował się pod powierzchnię wody.

Kalena była zadowolona, że już prawie zapadła noc. W ciemności łatwiej rozebrać się 

dyskretnie. Zsunęła z siebie ubranie i oddała się przyjemności kąpieli. Spodziewała się, że 

będzie musiała  bronić się przed żartobliwymi  wybrykami  Ridge'a, lub może  nawet przed 

czymś bardziej poważnym, ale wydawał się nie zauważać jej nagości.

Kilka minut później wspiął się na brzeg strumienia i odwrócił się do niej tyłem, żeby 

wyjąć z torby ręcznik. Kalena zdała sobie sprawę, że odczuła rozczarowanie. Jej krit ćwierkał 

na brzegu. Rozzłoszczona spojrzała na ptaka.

- Ty byłaś przynajmniej napastowana przez swojego towarzysza, a ja zostałam tylko 

skąpana - mruknęła.

114

background image

Ptak ćwierknął znowu, jakby ze współczuciem.

K

iedy kilka godzin później Ridge przebudził się, wciąż miał przed oczyma senne 

erotyczne   obrazy,   a   wszystkie   jego   mięśnie   były   chorobliwie   napięte.   Sen   był   bardzo 

plastyczny. We śnie wyniósł Kalenę z wody, ułożył na piasku i przykrył ją delikatnie swoim 

ciałem. Odpowiadała pożądaniem równie silnym, z radością przyjmując go w swoje słodkie, 

upojne ramiona.

Była tą jedną jedyną, która mogła ugasić płomienie.

Ridge otrząsnął się z tego kuszącego marzenia sennego i wolno usiadł na posłaniu. 

Coś złego działo się w ciemnościach i nie miało nic wspólnego z erotycznymi snami.

Spojrzał   w   miejsce,   gdzie   spała   Kalena,   ale   nie   zobaczył   nic   alarmującego   lub 

niezwykłego.  Słyszał  tylko  cichy szelest  dochodzący z miejsca,  gdzie  spały przykucnięte 

krity, i zdał sobie sprawę, że właśnie ten cichy odgłos wyrwał go ze snu. Kiedy tylko to do 

niego dotarło, usłyszał niewątpliwie alarmujące ćwierkanie samca. W jednej chwili Ridge był 

na nogach, równie szybko jak ptak.

- Ridge? - Z ciemności dotarł do niego zaspany głos Kaleny. - Czy stało się coś złego?

- Nie wiem. Zostań blisko ognia.

Nic nie powiedziała. Ridge usłyszał, że Kalena przeciąga swoje posłanie w stronę 

ogniska, i przestał się nią interesować. Całą uwagę skoncentrował na kricie, który ćwierkał ze 

złością. Samica raz czy dwa pisnęła alarmująco. Nie wypuszczając z ręki sintara Ridge włożył 

buty i skierował się w stronę ptaków. Miał na sobie spodnie od piżamy - zawsze tak sypiał 

nauczony doświadczeniem, że wyrwanie ze snu i stawienie czoła niebezpieczeństwu, kiedy 

jest się zupełnie nagim, nie należy do przyjemności.

Był  pewien jednej rzeczy:  to nie człowiek wywołał zagrożenie. Krity nie bały się 

ludzi. Reagowały w ten sposób tylko na kilku swoich naturalnych wrogów.

Fangert, pomyślał Ridge. Albo, jeśli odwróciło się ode mnie szczęście, to synkworm. 

Wolałbym, żeby to był fangert, myślał kierując się w stronę ptaków.

Krit piszczał w furii. Ridge był prawie pewien, że ptak denerwował się z powodu 

wielkozębnego   kota.   Zobaczył,   jak   krit   szorstko   spycha   samicę   za   siebie,   by   po   chwili 

odwrócić się przodem do wroga.

Wyraźny   syk   przeszył   nocne   ciemności.   W   bladym,   czerwonym   świetle   księżyca 

Ridge zobaczył ciemny kształt typowy dla gada. Siedział na szczycie skał, znajdujących się 

115

background image

nad strumieniem. Był wielkości krita. Jego ogon był haczykowaty i zaginał się do góry nad 

pokrytym łuskami grzbietem, a głowa zaopatrzona była w błyszczące żądło. Przykucnął na 

czterech, pokrytych łuskami łapach. Miał płaskie stopy i wielkie pazury.

Ridge patrzył na stwora z zaskoczeniem. Nie miał szczęścia dzisiejszej nocy. Nie był 

to   żaden   ze   znanych   mu   mieszkańców   ciemnych   pieczar.   Gad   przycupnięty   na   skale   i 

szykujący się do zaatakowania krita wydawał się nocną marą. Ridge rozpoznał zwierza z 

opisu   przekazanego   mu   kiedyś   przez   starego   kupca.   Był   to   prawie   legendarny   smok 

trójzębny.

Ależ   to   wprost   niemożliwe.   Stwory   te   żyły   w   najgłębszych   pieczarach   górskich. 

Ludzie   rzadko   je   spotykali.   Jednak   realność   sytuacji   nie   dawała   Ridge'owi   czasu   do 

zastanawiania się. Smok trójzębny, przygotowujący się do ataku, znajdował się o kilka stóp 

od niego. Ridge wiedział ze słyszenia, że czaszka stwora była twarda jak skała. Jedynym 

wrażliwym miejscem na głowie było ślepie, ale szansa trafienia w nie sintarem wydawała się 

minimalna.  Nie miał  już czasu na wyciąganie  przytroczonego  do siodła łuku lub ostrego 

rzemienia. Musiał czekać na skok potwora.

Krit piszczał, a jego przejmujące wyzwanie mieszało się z sykiem smoka. Samica 

ukrywała  się w  cieniu  za swym  towarzyszem  i jak oszalała  szarpała  z  niepokoju głową. 

Mogła również przyłączyć się do walki, ale instynkt mówił jej, że samiec dysponuje większą 

siłą.

Ridge  postąpił   ostrożnie  do  przodu starając  się  zbliżyć   jak  najbardziej  do  stwora. 

Czekał na jego skok.

Z potwornym sykiem smok skoczył na ofiarę i przez moment odsłonił swój wrażliwy 

brzuch. Ridge cisnął w niego sintarem, licząc na odrobinę szczęścia.

Początkowo   nie   był   pewien,   czy   sintar   dosięgnął   celu.   Ale   po   chwili   wielki   gad 

zawarczał z furii i bólu i zaczął szamotać się gwałtownie w powietrzu, lądując przed kritem, 

który błyskawicznie rozpruł mu pazurami krwawiący już brzuch, a dziobem przeszył szyję 

konającego potwora. Widać było, że krit był szczęśliwy kończąc to, co Ridge zaczął.

-   Do   Kamieni   -   wyszeptała   przerażona   Kalena   chowając   się   za   Ridge'a.   -   Nie 

wiedziałam, że krity są mięsożerne.

- Bo nie są. Ale to nie znaczy, że nie mają czasem ochoty utoczyć trochę krwi.

Ridge objął Kalenę i odwrócił w stronę ogniska.

116

background image

-   Chodźmy   stąd.   Ostatnią   rzeczą,   którą   zrobi   człowiek   zdrowy   na   umyśle,   jest 

podchodzenie do krita, kiedy jest żądny krwi. Sintar zabiorę później.

Kalena chętnie odwróciła się od obrzydliwego widoku krita spełniającego akt zemsty.

- One zawsze wydawały się takimi łagodnymi stworzeniami.

- Myślałaś, że ich pazury służą tylko do dekoracji?

- Nie, sądzę, że nie. Ale kiedy pomyślę, jak bardzo lubią jeść kwiaty... Czy nic ci się 

nie stało?

- Nie, wszystko w porządku. Poczekamy spokojnie przy ogniu, dopóki się nie uspokoi.

- A co z moim kritem? - Kalena próbowała obejrzeć się przez ramię. - Nie widzę jej.

- Stoi poza zasięgiem wzroku - wyjaśnił Ridge z przebłyskiem rozbawienia. - Ona 

wie, kiedy ma się pokazać, i zrobi to wtedy, gdy jej towarzysz się uspokoi.

-   Mam   nadzieję,   że   nie   będziesz   już   próbował   robić   więcej   porównań   między 

zachowaniem kobiet i samic krita.

- Dlaczego  nie?  - zapytał  Ridge beztrosko, sadzając Kalenę na skale obok siebie, 

blisko płonącego ognia. Z ciemności dochodziły nieprzyjemne odgłosy rozdzieranych mięśni 

i skóry. Krit gruntownie spełniał swój akt zemsty. Ridge miał nadzieję, że nie straci sintara. - 

Uważam, że mogłabyś wiele się nauczyć od swojego krita.

Kalena w odpowiedzi rąbnęła go łokciem w żebra.

- Uuuu!

- Zasłużyłeś na to. Nie bawią mnie takie żarty.

Ridge potarł swój goły bok i powiedział bardzo poważnie:

- To nie był żart. Zadaniem krita-samca jest troska o samicę i obydwoje o tym wiedzą. 

Widziałaś, jak stanął między nią a smokiem? Mógłby nawet zginąć w jej obronie. W zamian 

za to samica toleruje jego przyzwyczajenia. - Spojrzał na Kalenę. - Taki jest zwyczaj na 

Spectrum - dodał delikatnie. - Wszystko musi być zrównoważone, włączając role kobiet i 

mężczyzn.

Spojrzała na niego kątem oka i powiedziała cichutko.

- Czy mógłbyś sobie darować te lekcje przyrody?

- Dlaczego? Bo nie chcesz uznać prawdy dotyczącej mężczyzn i kobiet?

- Nie chcę, żebyś czuł się zobowiązany stawać pomiędzy mną a... stworzeniem takim 

jak tamto, Fire Whip. Nie chciałabym prosić o to ani ciebie, ani nikogo innego.

117

background image

-   Gdyby   zaistniała   taka   potrzeba,   nie   byłoby   czasu   na   proszenie   lub   dawanie 

przyzwolenia - wyjaśniał jej cierpliwie. - Zrobiłbym to, ponieważ chronienie ciebie to moje 

prawo i obowiązek. Jestem twoim mężem, Kaleno.

- Wciąż mi o tym przypominasz.

Ridge stłumił jęk.

- Muszę ci ciągle przypominać, ponieważ wydaje mi się, że bardzo łatwo zapominasz 

o tym fakcie.

Kalena spojrzała na żar ogniska i dziwny uśmiech zagościł na jej twarzy.

- Jesteś w błędzie, Fire Whip. Nigdy nawet przez moment nie zapomniałam, że jesteś 

moim mężem.

Ridge patrzył  na jej twarz oświetloną słabym blaskiem ognia i zastanawiał się, co 

kryło się za tymi słowami. Myśli kobiety często były zupełnie nie do pojęcia dla mężczyzny. 

Nic dziwnego, że dana mu była siła i energia Mrocznego Krańca Spectrum. Tylko taka siła 

mogła przeciwstawić się największej tajemnicy Świetlistego Krańca - rozumowi kobiety.

- Ridge?

- O co chodzi, Kaleno?

- Co to był za stwór, którego zabiłeś? Nigdy jeszcze nie widziałam czegoś takiego.

- Ani ja - przyznał - chociaż wygląd tego stwora pasuje do opisu, który słyszałem od 

jakiegoś kupca. Nie rozumiem jednak, co robił tak daleko od gór. One rzadko są spotykane, 

nawet przez tych handlarzy, którzy jeżdżą do miast położonych w górach. Są to stworzenia, 

które wolą ciemność pieczar. Mówi się, że są bardzo bojaźliwe.

- Ten nie wyglądał na bojaźliwego.

-   Prawdopodobnie   był   głodny   i   znajdował   się   daleko   od   swojej   pieczary. 

Przypuszczam,   że   tutaj   nie   mógł   zdobyć   swojej   codziennej   porcji   jedzenia.   Musiał   być 

zdesperowany, skoro podszedł tak blisko do ognia i zapachu człowieka.

- Ciekawa jestem, co go wypędziło z gór?

- Tak, Kaleno. To jest bardzo dobre pytanie.

N

astępną   noc   mieli   spędzić   w   gospodzie.   Była   to   jedna   z   najmniejszych   osad 

spotykanych po drodze i wygody w niej były również minimalne, ale zawsze to lepsze niż noc 

na   szlaku.   Cały   dzień   panował   między   nimi   cichy   rozejm,   aż   do   momentu,   kiedy   po 

wieczornym posiłku Ridge wysłał Kalenę na górę, do zajmowanej przez nich kwatery.

118

background image

Zastanawiał się później, kiedy przyjdzie mu płacić za to, że jego głos zabrzmiał wtedy 

arogancko czy apodyktycznie. Zachował się jedynie tak jak mistrz komercji i mąż. Prawdą 

było, że był zaszokowany, kiedy Kalena oświadczyła mu, że chciałaby pójść z nim po posiłku 

do gospody. Popatrzył na nią tak, jakby oświadczyła, że zamierza rozebrać się do naga i 

tańczyć na stole.

- To nie jest możliwe - powiedział zdumiony. - Co też ci przyszło do głowy? Może 

byłoby możliwe zabranie cię do gospody w Crosspurposes, ale poza dyskusją jest zrobienie 

tego   w   takiej   małej   osadzie   jak   ta.   Wszyscy   w   gospodzie,   łącznie   z   właścicielem,   to 

mężczyźni i odebraliby to jako bezeceństwo. Ostrzegałem cię, że w małych miasteczkach 

wszystko jest staromodne i konserwatywne. Musimy przestrzegać miejscowych zwyczajów, 

Kaleno.

- Ale ja nie mam co robić na górze, a nie chce mi się jeszcze spać.

- Przykro mi z tego powodu, Kaleno - powiedział trochę bezradnie. - Ale nie mogę 

dotrzymać ci towarzystwa. Tę podróż odbywamy nie dla przyjemności podróżowania. Mam 

zamiar trochę popracować.

- Siedzenie w gospodzie i picie całą noc nazywasz pracą?

Ta kobieta zmuszała go do tłumaczenia się, a tego nie lubił.

- Wielu rzeczy można dowiedzieć się w gospodzie, Kaleno.

- Jakich?

- Zbieram pogłoski, trochę plotek. Na przykład wspomnę dzisiaj o smoku trójzębnym, 

żeby   dowiedzieć   się,   czy   ktoś   inny   również   go   widział.   Chcę   też   zweryfikować   dziwne 

opowieści, które słyszałem.

- Jakiego rodzaju? - zapytała.

Westchnął, czując, że Kalena próbuje zapędzić go do narożnika. Będzie musiał jeszcze 

dużo się nauczyć, zanim zrozumie, jak postępować z żoną, lub przynajmniej jak postępować z 

Kalena. Wziął do ręki kufel z piwem.

-   Słyszałem   jedną   lub   dwie   dziwne   historie   o   ludziach   znikających   w   górach. 

Chciałbym  dowiedzieć się czegoś  więcej, szczególnie po tym,  co przydarzyło  się nam w 

Adverse.

- Mimo wszystko uważam, że dowiedziałbyś się wszystkiego i bez włóczenia się do 

gospody - oznajmiła Kalena.

119

background image

Przez moment miał ochotę wprost powiedzieć jej, że jeśli raczy dać mu powód, dla 

którego warto by mu było towarzyszyć jej na górę, to może rozważyć tę propozycję. Ale 

powstrzymał się przed wypowiedzeniem tego głośno. To by ją tylko doprowadziło do furii.

- Dość, Kaleno. Kiedy skończysz posiłek, idź na górę do alkowy. Daję ci słowo, że nie 

wrócę zbyt późno. Zadam tylko parę pytań.

Uniosła brodę do góry.

- Miłego wieczoru. Jeśli chodzi o mnie, nie musisz się spieszyć na górę - powiedziała 

to niezwykle uprzejmie. Następnie z wielką godnością odwróciła się na pięcie i wyszła z 

jadalni.

Ridge aż jęknął w duchu. Tak dobrze wszystko szło cały dzień. Już miał nadzieję, że 

może wreszcie otrzyma zaproszenie, którego tak bardzo pragnął. Ale teraz było już jasne, że 

Kalena  nie ma  ochoty kochać się z nim.  Zdegustowany samym  sobą, a swoim losem w 

szczególności, wyszedł z zajazdu i skierował się do gospody. Potrzebował kufla piwa.

N

a   górze   Kalena   przemierzała   małą   klitkę,   która   służyła   za   izbę   do   spania. 

Odczuwała niepokój i poirytowanie, a w tym maleńkim pokoiku czuła się jak w klatce.

Wepchnęła do drugiej maleńkiej izdebki torbę podróżną, żeby mieć więcej przestrzeni, 

ale i tak czuła się jak spętany zwierzak.

Kiedy   tak   chodziła   z   kąta   w   kąt,   uprzytomniła   sobie,   że   nie   jest   oswojonym 

zwierzakiem i nie pozwoli sobą dyrygować.

W porywie buntu wyszła na korytarz. Jeśli nie może inaczej zabić czasu, to pójdzie do 

stajni i porozmawia z kritami.

Była już w połowie korytarza, gdy przechodząc obok drzwi innego pokoju gościnnego 

usłyszała cichy jęk. Zaskoczona zatrzymała się i zaczęła nasłuchiwać. Delikatny, pełen bólu 

jęk znowu dał się słyszeć zza drzwi.

Kalena zawahała się chwilę, ale kiedy jęk nie ustawał, podeszła do drzwi i zapukała.

- Hallo? - zawołała cicho. - Czy wszystko w porządku? - Opowiedziała jej cisza. Więc 

po chwili spróbowała znowu. - Czy mogę w czymś pomóc?

Usłyszała w pokoju jakiś ruch i choć nie otworzyły się drzwi, usłyszała kobiecy głos.

- Proszę.

Kalenę zaalarmował brzmiący w tym słowie lęk i ból. Nacisnęła klamkę i otworzyła 

drzwi. Po sekundzie wahania weszła do maleńkiej izdebki. Na łóżku leżała kobieta. Była 

120

background image

bardzo   młoda   i   w   zaawansowanej   ciąży.   Nawet   nie   mając   doświadczenia   Uzdrowicielki 

Kalena od razu zorientowała się, że kobieta rodzi. Podbiegła do łóżka.

- Do Kamieni, nie powiesz mi chyba, że zdecydowałaś się przejść przez to wszystko 

sama - powiedziała Kalena i uśmiechnęła się, próbując dodać kobiecie odwagi. - Czy ktoś 

wezwał już Uzdrowicielkę?

Młoda kobieta spojrzała na nią przestraszona i bardzo spięta.

- Nie znam żadnej Uzdrowicielki w tej osadzie. Mój mąż...

-   Tak,   gdzie   jest   twój   mąż?   -   zapytała   szybko   Kalena   biorąc   rodzącą   za   rękę   i 

głaszcząc uspokajająco.

- Nie jestem pewna. Powiedział,  że ma  interes  w mieście.  Może zatrzymał  się w 

gospodzie?

- Oczywiście, a gdzie indziej może być mężczyzna o tej porze?

Nieznajoma pozwoliła sobie na przelotny uśmiech, który skończył się nagle, kiedy 

następny skurcz zawładnął jej ciałem.

- On nic nie wie. Bóle zaczęły się tak nagle. Nie byłam w stanie zejść na dół, żeby go 

zawołać.

- Teraz potrzebna ci jest Uzdrowicielka, a nie bezradny mężczyzna. Zaraz wrócę.

Kalena zerwała się i wypadła za drzwi. Słyszała hałas dochodzący z gospody, kiedy 

biegła do gospodarza. Na szczęście jego żona zjawiła się natychmiast.

- Zaraz sprowadzę ze wsi Uzdrowicielkę - obiecała starsza kobieta. - Wracaj na górę 

do tej biednej dziewczyny. Widziałam ją wcześniej. Ona jest bardzo młoda. Taka młoda... 

Prawdopodobnie to jej pierwsze dziecko i jest na pewno śmiertelnie przerażona.

Kalena skinęła głową. Z gospody dobiegały krzykliwe śmiechy i dochodził zapach 

dymu.

Zadyszana wbiegła po schodach. Chwilę stała, żeby uspokoić się, zanim wejdzie do 

pokoju młodej kobiety. Dobra Uzdrowicielka zawsze prezentuje spokój, żeby ukoić pacjenta, 

przypomniała sobie.

Dobra Uzdrowicielka. Czy to żart? Ona nie była Uzdrowicielką i nie mogła nią być. 

Nagle poczuła się nieszczęśliwa. Uczucie to było jej dobrze znane.

Kalena oddałaby wszystko, żeby urodzić się z talentem. Uważała, że ciąży na niej 

jakaś klątwa, skazująca ją na wieczne cierpienie z tego powodu. Zawsze wydawało się jej 

121

background image

niesprawiedliwe, że tak bardzo chciała być Uzdrowicielką, a nie miała na to szans. Szybko 

opanowała się i otworzyła drzwi.

- Nie ma powodu do niepokoju - zapewniła pacjentkę leżącą na łóżku. - Wkrótce 

będzie tu Uzdrowicielka.

- Jesteś bardzo miła.

- Nie przesadzaj. Kobieta musi pomóc drugiej kobiecie w takiej sytuacji jak ta.

Przypominając sobie, co robiła Olara w takich wypadkach, Kalena rozpaliła ogień na 

małym palenisku i postawiła wodę, żeby ją zagotować. W zimnej wodzie zanurzyła szmatkę i 

przetarła czoło młodej kobiety, starając się ulżyć jej w cierpieniach. Kiedy przychodziły bóle, 

trzymała  ją za rękę, czując, jak paznokcie kobiety wbijają się w jej dłoń. Kalena bardzo 

chciała nie czuć się taka bezradna.

Gdyby   była   Uzdrowicielką,   mogłaby   zrobić   o   wiele   więcej.   Wiedziała,   że   Olara 

używała specjalnych ziół łagodzących ból i zatrzymujących krwawienie, więc dzięki swoim 

umiejętnościom mogła uczynić proces rodzenia znacznie łatwiejszym i bezpieczniejszym. Ale 

Kalena wiedziała o tym mało. Tylko uczona Uzdrowicielka z talentem mogłaby rzeczywiście 

pomóc.

Kobieta   krzyknęła  i  Kalena  przestraszyła  się,  że  Uzdrowicielka   nie  przybędzie   na 

czas.

- To, co robisz, jest wspaniałe - powiedziała Kalena uspokajająco, przesuwając na bok 

pościel. Jeśli nikt nie przyjdzie, będzie musiała sama odebrać dziecko. Miała nadzieję, że 

poród będzie normalny.

-   Oddychaj   głęboko   i   nie   walcz   z   bólem.   Wkrótce   będzie   po   wszystkim.   Tylko 

oddychaj głęboko.

Olara mówiła coś bez przerwy. Taki monolog miał hipnotyczne działanie i uspokajał 

pacjentki. Przez cale lata docierały do Kaleny jego fragmenty i teraz przypominała sobie 

łagodnie brzmiące dźwięki.

- Właśnie tak. Wszystko idzie doskonale. Nie powstrzymuj krzyku, jeśli masz na to 

ochotę. Wszystko idzie dobrze.

Gdybym   tylko   wiedziała   trochę   więcej,   pomyślała   Kalena   z   mieszaniną   złości   i 

rozpaczy. Powinna wiedzieć więcej. To nie w porządku, że była trzymana z dala od takich 

wiadomości. Powinna wiedzieć, co należy robić.

122

background image

W   tym   momencie   rozległo   się   krótkie   pukanie,   a   po   chwili   drzwi   otworzyły   się 

szeroko. Kalena z ulgą zobaczyła kobietę w średnim wieku, wchodzącą pewnie do pokoju. 

Właścicielka zajazdu kroczyła tuż za nią,

-   Nawet   nie   muszę   pytać,   która   z   was   jest   moją   pacjentką   -   powiedziała   wesoło 

Uzdrowicielka. - Jak idzie? - Wyjęła z torby garstkę ziół i wręczyła je Kalenic - Widać, że 

wszystko jest pod kontrolą. Weź te zioła, zalej je gorącą wodą i niech młoda matka wypije 

kilka łyków. Ten napój zmniejszy jej ból.

Kalena   potulnie   wzięła   zioła   i   przygotowała   je   według   instrukcji.   Uzdrowicielka 

przejęła   opiekę   nad   rodzącą   i   wszystko   odbywało   się   teraz   pod   czujnym   okiem 

doświadczonego eksperta.

Kalena patrzyła zafascynowana, podtrzymując jednocześnie głowę młodej matki, żeby 

mogła napić się ziół z garnuszka. Te wszystkie czynności budziły w niej jakąś tęsknotę. Chęć 

robienia tego wszystkiego, co robiła Uzdrowicielka, była silna aż do bólu. Poczuła, że do jej 

oczu napływają łzy.

Ale kiedy dziecko się urodziło, wszyscy,  łącznie  z Kaleną, byli  tak zajęci, że nie 

mogła już o tym myśleć.

N

a   dole,   w   gospodzie,   Ridge   siedział   przy   stole   nad   kuflem   piwa   i   markotnie 

medytował nad swoją przeszłością, chwilą obecną i przyszłością.

Nie wiadomo czemu odnosił wrażenie, że całe jego życie związane jest z Kalena. 

Przeszłość, ponieważ zdał sobie sprawę, jak pusta była bez Kaleny; teraźniejszość, ponieważ 

nie wiedział, jak ma z nią postępować; a przyszłość, gdyż obawiał się, że może nie zdoła 

zatrzymać jej przy sobie.

W   pewnych   momentach   czuł,   że   zaczynają   się   rozumieć.   Jednak   gdy   tylko   coś 

powiedział lub zrobił, ta więź natychmiast się rozpadała. Podniósł do ust kufel z czerwonym 

piwem i popijając zastanawiał się, kiedy żona zaprosi go do łoża.

Po   wypiciu   następnego   łyka   piwa   zdecydował,   że   czekanie   na   to   jest   głupotą. 

Mężczyzna   powinien   domagać   się   swoich   praw   małżeńskich.   Był   głupcem   myśląc,   że 

powinien   czekać,   aż   Kalena   sama   do   niego   przyjdzie.   W   takim   tempie   może   czekać 

wieczność.

Na Kamienie, nie chce się z tym pogodzić. Nikt by nie chciał.

123

background image

Podniósł się, rzucił kilka granów na stół i wyszedł z gospody. Miał złe podejście do 

Kaleny. Jeśli pozwoli, żeby to ona ustalała zasady tej gry, będzie spał oddzielnie do końca 

podróży. Musi wzmocnić więzy pomiędzy nimi. Nie może już więcej tracić czasu.

Powtarzał to sobie przez całą drogę. Z tym postanowieniem wszedł na górę. Całe jego 

ciało było napięte z powodu tej stanowczej decyzji. Otworzył drzwi i już miał powiedzieć, że 

od dzisiaj będzie między nimi zupełnie inaczej, gdy nagle osłupiał.

Zaniemówił   -   zdał   sobie   sprawę,   że   pokój   jest   pusty.   Oszołomiony   rozejrzał   się 

dookoła i stwierdził, że torba podróżna Kaleny również zniknęła.

Długą chwilę stał po prostu gapiąc się na pustą izbę i uświadamiając sobie fakt, że 

żona go opuściła.

Nie spodziewał się, że ucieknie. Nie mógł po prostu zrozumieć, jak mógł być aż takim 

głupcem. Oczywiście, uciekła przy pierwszej okazji. A dzisiejszy wieczór właściwie jej tego 

dostarczył.

Fala wściekłości przepłynęła przez jego ciało. Do Kamieni, Kaleno. Nie możesz mnie 

zostawić!

Ale, oczywiście, mogła. Musiała tylko wymknąć się z domu, gdy on był w gospodzie. 

Umiała osiodłać krita. Czegóż więcej potrzeba do ucieczki?

Był głupcem, że jej pobłażał. Musiał być niespełna rozumu, że postępował z nią tak 

delikatnie i ciągle się mitygował. Czemu sądził, że zaakceptowała fakt, iż jest jego żoną?

Odwrócił   się   do   drzwi.   Nie   mogła   uciec   daleko,   pomyślał.   Musi   ją   znaleźć   i 

przyprowadzić, a potem upewni się, że zrozumiała, gdzie jest jej miejsce. Była jego żoną i, do 

Kamieni, dowie się, co to znaczy.

Ogarnęło go ciężkie, mroczne uczucie frustracji, a ból, który w nim nabrzmiewał, 

eksplodował   nagłym   gniewem.   Ridge   wypadł   na   korytarz   w   momencie,   kiedy   jakiś 

zdenerwowany młody mężczyzna stukał do drzwi innego pokoju.

-   Betha?   -   zawołał   młody   człowiek   strasznie   przejęty.   -   Betha?   Czy   dobrze   się 

czujesz?

Ridge chciał przejść obok mężczyzny będącego w stanie rozstroju nerwowego, ale 

drzwi otworzyły się nagle i ukazała się w nich jego żona.

- Przypuszczam, że jesteś jej mężem? - powiedziała Kalena do mężczyzny stojącego 

na progu.

124

background image

- Co z moją żoną? - zapytał bezradnie mężczyzna. - Czy wszystko z nią w porządku? - 

Z izby dobiegł płacz dziecka. Mężczyzna był zupełnie oszołomiony. - Dziecko!

-   Moje   gratulacje   -   powiedziała   Kalena   i   uśmiechnęła   się   pogardliwie.   -   Masz 

wspaniałego syna. Twoja żona i dziecko czują się dobrze, chociaż nie dzięki tobie.

Ridge   słuchał,   jak   Kalena   chłosta   mężczyznę   słowami   i   skrzywił   się   na   takie 

traktowanie niefortunnego ojca. Kalena nie przerywała reprymendy.

- Co to za mąż zabiera w podróż żonę, która jest w takim stanie? Powinna zostać 

bezpiecznie w domu pod opieką swojej miejscowej Uzdrowicielki, która ją zna. W takiej 

chwili powinna mieć obok siebie przyjaciółki. Zamiast tego biedna Betha znalazła się sama w 

obcym zajeździe, wśród obcych ludzi. A gdzie był jej mąż? Na dole, popijał w gospodzie, 

kiedy jego syn przychodził na świat. Mogę iść o zakład, że bardzo chętnie brałeś udział w 

poczęciu twojego dziecka, prawda?

- Proszę. Chciałbym pójść do żony - błagał mężczyzna.

- Wykazałeś się brakiem odpowiedzialności - ciągnęła groźnie Kalena. - Obowiązkiem 

mężczyzny   jest  opiekowanie   się  własną  żoną  i   troszczenie  się   o  nią.  Gdzie   byłeś,   kiedy 

powinieneś wywiązywać się ze swoich obowiązków?

Ridge   pozwolił   sobie   na   długie   westchnienie   pełne   ulgi.   Oparł   się   o   ścianę,   ręce 

skrzyżował   na   piersiach   i  wysłuchał   przemowy  Kaleny.   Jeszcze   nigdy  nie   przyjmował   z 

takim zadowoleniem ostrych pokrzykiwań kobiety na bezbronnego mężczyznę. Był po prostu 

zadowolony,   że   to   nie   on   jest   tym   mężczyzną,   którego   Kalena   rozrywała   na   strzępy. 

Bezpieczny, patrzył na swoją żonę z mieszaniną rozbawienia i podziwu, i z ogromną ulgą.

A więc jednak od niego nie uciekła.

125

background image

Rozdział dziewiąty

M

yślałem, że mnie zostawiłaś. - Ridge stał przy malutkim okienku; patrzył w dół na 

podwórze zajazdu. Kalena zamknęła  drzwi izdebki i oparła się o drewnianą ścianę. Była 

zdziwiona, kiedy ujrzała Ridge'a stojącego w korytarzu. Nie powiedział słowa, kiedy dawała 

lekcję młodemu ojcu, ale gdy tylko pozwoliła mu iść do żony, Ridge podszedł do niej, wziął 

za ramię i zapytał, czy jest gotowa wrócić do ich pokoju. Twierdząco skinęła głową. Pierwsze 

słowa, które wypowiedział po wejściu, zdumiały ją.

- Nie rozumiem - stwierdziła spokojnie.

Ridge nie odwrócił się do niej; oparł się jedną ręką o parapet okienny i dalej gapił się 

w ciemność.

- To proste. Kiedy wróciłem tutaj niedawno i nie znalazłem ani ciebie, ani twojego 

bagażu, przypuszczałem, że mnie opuściłaś.

Kalena odsunęła się wolno od drzwi.

- To nie byłoby możliwe, Ridge.

Odwrócił głowę i spojrzał na nią przez ramię, badając jej spokojną twarz.

- Dlaczego?  Mogłaś  wsiąść na krita i jechać,  aż znajdziesz  jakąś farmę,  a w niej 

schronienie na resztę nocy. Nie boisz się ciemności i nie brak ci inteligencji. To nie takie 

trudne uciec ode mnie.

Kalena skrzywiła się.

-   Nie,   Ridge,   nie   mogę   od   ciebie   uciec.   Jestem   związana   z   tobą   małżeńskim 

kontraktem, pamiętasz? Podpisałam dokument.

- To tylko kawałek papieru.

Kalena była oburzona.

- To jest legalny dokument. Podpisując go zobowiązałam się do przestrzegania jego 

warunków.   Gdybym   odeszła   od   ciebie   przed   zakończeniem   naszej   podróży,   straciłabym 

resztki mojej dumy i honoru.

Popatrzył na nią z podziwem.

126

background image

- Mówisz tak, jakby pozostało ci niewiele dumy i honoru. Ale zaręczam ci, że masz 

więcej jednego i drugiego niż każda inna kobieta. W gruncie rzeczy nawet więcej niż niejeden

mężczyzna.

- Czy tak trudno zrozumieć, że kobiece poczucie honoru może być tak samo wielkie 

jak mężczyzny?

- Zanim cię spotkałem, trudno byłoby mi w to uwierzyć - powiedział miękko. - Ale ty 

przekonałaś mnie, że może być inaczej. Chociaż muszę przyznać, moja damo, że czasami 

twoje poczucie dumy i honoru czyni moje życie bardzo trudnym. Ale dzisiaj jestem ci za to 

bardzo wdzięczny.

Kalena  zdała  sobie  sprawę,  że   Ridge  mówi   to  wszystko   bardzo  poważnie.   Krótki 

wybuch gniewu Kaleny zgasł bardzo szybko.

- Możesz być  głupim człowiekiem, ale jesteś uczciwy.  - Uśmiechnęła się blado. - 

Uczciwość jest pożądaną cechą u męża.

- Cieszę się, że chociaż w jednym punkcie cię satysfakcjonuję.

Zaczerwieniła się, spojrzała mu prosto w oczy i szybko się odwróciła, żeby wyciągnąć 

torbę z małej alkowy.

-   Zostałeś   wciągnięty   w   to   małżeństwo   przez   manipulacje   mojej   ciotki.   Masz 

absolutną słuszność, że od czasu do czasu denerwujesz się z mojego powodu.

- Kaleno!

Przerwała i odwróciła się, żeby spojrzeć na niego.

- Tak, Ridge?

- Jestem zadowolony z warunków naszego małżeństwa.

Kalena  czuła,  że chce powiedzieć  coś więcej, ale nie mógł  znaleźć  odpowiednich 

słów.   Biedny   Ridge.   O   wiele   łatwiej   było   mu   operować   sintarem   niż   słowami.   Szybko 

znalazła sposób na złagodzenie napiętej atmosfery.

- No, ja również mam powody, żeby odczuwać zadowolenie - powiedziała prosto.

- Ty też?

- Dlaczegóż miałoby tak nie być? Kiedy wrócę z Heights of Variance, będę miała 

sporą ilość Piasku do sprzedania, czyż nie? Wolność będzie o wiele bardziej przyjemna, jeśli 

będę mogła pozwolić sobie na nią. To prawda, że w oryginalnych planach Olary nigdy nie 

miałam   dostać   Piasku,   ale   Spectrum   posiada   swoją   równowagę,   inną,   niż   ciotka   się 

127

background image

spodziewała. I chociaż zhańbiłam siebie i swój ród, mogę zostać nagrodzona za tę klęskę w 

sposób, jakiego nikt by nie przewidział.

Spojrzenie Ridge'a stwardniało.

- Czy chcesz powiedzieć, że zostałaś ze mną nie z powodu honoru, ale ze względu na 

zyski z Piasku?

- A jak sądzisz, Ridge? - zapytała zimno.

- Są takie momenty, moja damo, że tak mnie zadziwiasz, że sam nie wiem, co myśleć - 

mruknął, odwrócił się i ze złością odrzucił przykrycie z posłania. - Jeśli skończyłaś już na 

dzisiaj granie roli Uzdrowicielki, to kładź się. Jutro mamy długą drogę przed sobą.

- Zawsze jest przed nami długa droga.

- Nie spodziewałaś  się chyba dostać Piasku bez żadnego trudu, prawda? - zapytał 

ostro, usiadł i zaczął ściągać buty.

- Czy to cię denerwuje, Ridge, że mogę myśleć praktycznie o naszej podróży? Akurat 

ty nie powinieneś na to narzekać. Sam powiedziałeś całkiem jasno, że głównym celem tej 

podróży jest przywieźć tyle Piasku, żeby ci starczyło na założenie firmy. Dlaczego dręczy cię 

to, że ja również mogę myśleć o tym, co będę mogła kupić sobie za Piasek.

Zdarł z siebie koszulę i odrzucił ją na bok.

- Wolność, której szukasz, Kaleno, nie usatysfakcjonuje cię.

- Skąd wiesz?

Wślizgnął się do łóżka i podłożył ręce pod głowę. Patrzył, jak się odwróciła, żeby 

przykręcić lampę, a potem przyglądał się jej, kiedy rozbierała się w ciemności, odwrócona do 

niego plecami.

- Ponieważ zatrzymam cię w moich ramionach - powiedział zdecydowanie. - I wiem, 

jaka jesteś. Jesteś istotą pełną pasji. Nie będziesz szczęśliwa, jeśli nie zaakceptujesz tego 

aspektu swojej natury. Potrzebujesz mężczyzny, który będzie dzielił z tobą twoje marzenia.

- Mężczyźni zawsze są pewni siebie, kiedy wypowiadają się o kobiecych potrzebach - 

wyszeptała. Wciągnęła przez głowę  nocną koszulę i położyła się na łożu obok niego.

- Powiedziałem ci, Kaleno, że potrzebujesz mężczyzny i to jest prawda - obstawał 

przy swoim Ridge.

- W takim razie, muszę sobie jakiegoś znaleźć, prawda? - zapytała swobodnie.

- Już znalazłaś jednego. Mnie. - Odwrócił się do niej plecami. - Pewnego dnia sama to 

przyznasz.

128

background image

Kalena nie mogła wymyślić nic sensownego, żeby mu odpowiedzieć. Leżała na swojej 

części   łoża,   świadoma   ciepła   jego   ciała,   i   zastanawiała   się   nad   złożonością   szczęścia   na 

Spectrum. Przez długi czas leżała w ciemności i była pewna, że Ridge już zasnął, kiedy nagle 

powiedział z humorem:

- Jestem zadowolony, że to nie mnie łajałaś dzisiaj na korytarzu. Masz bardzo ostry 

język, kobieto.

- Czasami ostry język jest jedyną bronią kobiecą.

- Tak... Wasz Kraniec Spectrum jest dobrze uzbrojony. Powie ci to każdy mężczyzna. 

Muszę jednak przyznać, że twój wykład był trochę zabawny. Kiedy mówiłaś temu młodemu 

mężczyźnie o roli mężczyzny jako obrońcy kobiety, prezentowałaś mój punkt widzenia.

-   On   zasługiwał   na   reprymendę   -   powiedziała   Kalena   pewnym   głosem.   -   Kiedy 

poślubiał   swoją   żonę,   przysięgał   bronić   jej   i   dbać   o   nią   w   dobrym   i   złym.   Powinien 

dotrzymywać słów przysięgi. Nie powinien chodzić do gospody i pić, wiedząc, że jego żona 

może zacząć rodzić.

- On sam jest jeszcze dzieckiem.

- Ale ma dość lat, żeby zostać ojcem dziecka, czyż nie? - zapytała Kalena.

Ridge w odpowiedzi bąknął tylko coś do siebie, po czym zwrócił się do Kaleny:

- Mimo wszystko jestem zadowolony, że to on służył ci dzisiaj za tarczę, a nie ja.

- Ty byś tak nie postąpił. Nie w takim przypadku, z jakim mieliśmy do czynienia 

dzisiejszej nocy - powiedziała z przekonaniem.

Ridge nie odzywał się przez moment, a potem zapytał:

- Skąd wiesz?

-   Ponieważ   nie   byłoby   potrzeby   przypominania   ci   o   obowiązkach,   jakie   masz 

względem   żony.   Ty  nigdy  nie   zapomniałbyś   o   takich   sprawach.   Zawsze   musiałbyś   mieć 

pewność, że jest bezpieczna, i byłbyś przy niej, gdyby nadeszła jej pora rodzenia.

-   Dziękuję   ci   za   taką   wiarę   we   mnie,   żono.   A   teraz   powiem   ci   coś,   do   czego 

doszedłem.

- Co to takiego?

- Uważam, że honorujesz kontrakt małżeński nie dlatego, że chcesz dostać Piasek. To 

nie chciwość trzyma cię przy mnie. - W jego słowach brzmiała absolutna wiara w to, co 

mówi.

Kalena nie była pewna, co miał na myśli, ale nie ośmieliła się zapytać.

129

background image

K

alena powitała widok małego miasteczka Hot And Cold z większym entuzjazmem 

niż wszystkie inne osady, w których zatrzymywali się dotąd. Byli właśnie pod koniec ósmego 

dnia   ciężkiej   podróży.   Zajazdy,   w   których   zatrzymywali   się   dotąd,   były   prymitywne   lub 

miały minimalne wygody, a same osady były małe lub bardzo małe.

Ale Hot And Cold zapowiadało intrygującą zmianę. Kalena przyspieszyła krita, żeby 

być   bliżej   Ridge'a,   który   zatrzymał   się   na   szczycie   wzgórza   i   patrzył   w   dół   na   małe 

miasteczko.

- Czy to prawda, że są tam naturalne gorące źródła? - zapytała Kalena.

Ridge spojrzał na nią.

- Tak, to prawda. Karawany zawsze zatrzymują się tutaj, kiedy przejadą dwa razy po 

osiem dni. Wszyscy doceniają istniejące tu baseny.

-   Dwa   razy   po   osiem   dni?   Przecież   my   jesteśmy   w   podróży   tylko   osiem   dni   - 

stwierdziła ze zdumieniem.

-   Myśmy   poruszali   się   znacznie   szybciej   niż   normalne   karawany  kupieckie,   które 

podróżują ze wszystkimi bagażami i obciążonymi kritami. Ponadto karawany mają inne niż 

my przystanki podczas swojej drogi. Przyjmuje się, że droga do gór, które strzegą doliny 

Wielkich Uzdrowicielek, trwa mniej więcej trzy razy po osiem dni. Jeśli wszystko pójdzie 

dobrze, jutro dotrzemy do gór, a potem będzie już niedaleko do doliny.

- Jeżeli się tam dostaniemy - przypomniała mu Kalena.

- Dotrzemy tam. Po to tu przyjechałem.

Widocznie Ridge do tej pory w takich sytuacjach dobrze sobie radził, skoro mówił to z 

taką pewnością siebie, pomyślała Kalena. Badawczo patrzyła na widniejące poniżej miasto, 

usytuowane w zadrzewionej dolinie przytulonej do stóp gór. Była to dziwna okolica. Teren 

opadał łagodnie aż do miejsca, gdzie równina otwierała drogę do doliny, a ta z kolei drogę do 

gór. Wydawało się, że wszystko to powstało nagle. Równina po prostu zatrzymała się. Po niej 

był tylko krótki szereg kotlin i wzgórz, a dalej zaczynały się już góry.

- Czy jesteś rozczarowany, że nie znalazłeś jeszcze wyjaśnienia niepowodzeń, które 

spotykały inne karawany? - zapytała. Wiedziała, że niewiele dowiedział się w gospodach.

- Nie, jestem uspokojony - zapewnił ją oschle. - Quintel płaci za to, żebym radził sobie 

z takimi problemami, ale to wcale nie znaczy, że nie wolę spokojnych wypraw.

130

background image

-   Ta   raczej   nie   należy   do   spokojnych.   Co   z   tymi   dwoma   mężczyznami,   którzy 

zaatakowali nas w Adverse? Jak sądzisz, czy oni mieli jakiś związek z problemami, które 

występowały na tym szlaku handlowym?

- Jeśli nawet mieli, to zostało to już rozwiązane, prawda? - Szarpnął lekko wodze 

swojego krita i zaczął zjeżdżać w dół do doliny.

Kalena zadrżała na myśl o dwóch martwych mężczyznach z wisiorkami z czarnego 

szkła.   Oby Ridge  miał  rację  sądząc,  że   nic  więcej  nie   grozi  im  z  tej  strony,  pomyślała. 

Popędziła za nim swojego krita.

- Słyszałam już wcześniej o basenach z naturalną gorącą wodą, zanim wspomniałeś, że 

są w tym mieście - odezwała się. - Olara mówiła mi, że są bardzo dobre na pewne rodzaje 

chorób. Wysłała kilka starszych osób z naszej wsi do miasta, w którym są gorące źródła. 

Kiedyś wysłała tam nawet maleńkie dziecko, które po upadku było kaleką.

- Po wielu dniach podróży wszyscy kupcy lubią uczucie, jakie daje kąpiel w tych 

basenach. Czują się znacznie lepiej niż po normalnej kąpieli. Musi być w tej wodzie coś 

niezwykłego.

- To jest naprawdę zdumiewające, prawda? - zauważyła Kalena. - Jesteśmy bardzo 

blisko Heights of Variance. Może gorąca woda, która zasila baseny, pochodzi z gór. Mówi 

się, że Świetlisty Klucz jest zatopiony gdzieś w Heights of Variance i że jego siła przenika 

góry.   To   dlatego   Najwyższe   Uzdrowicielki   mieszkają   i   pracują   właśnie   tutaj.   Obecność 

Klucza użycza prawdopodobnie siły ich lekarstwom.

- Myślałem, że nie wierzysz w mity - zauważył Ridge.

-   No,   nie   wierzę,   ale   niektóre   mnie   zadziwiają.   W   końcu,   nikt   inny   tylko 

Uzdrowicielki   przygotowują   Piasek.   I   wszyscy   zawdzięczamy   bardzo   dużo   wiedzy 

medycznej, która pochodzi od Wielkich Uzdrowicielek. Oczywiste jest również to, że mają 

one nadzwyczajne zdolności.

-   Wielkie   Uzdrowicielki   są   mądrymi   i   zamożnymi   kobietami,   które   są   na   tyle 

błyskotliwe,   że   zbudowały   swą   potęgę   w   oparciu   o   jeden   z   najlepiej   sprzedających   się 

towarów, jakim jest Piasek Eurytmii. - Głos Ridge'a brzmiał trochę pogardliwie. - Strzegą 

swoich   tajemnic   głównie   dlatego,   żeby   utrzymywać   wszystkich   w   lęku.   Nie   ma   żadnej 

rozsądnej   przyczyny,   dla   której   nie   miałyby   przeprowadzać   transakcji   bezpośrednio   z 

mężczyznami. Ich naleganie na handel wyłącznie z kobietami zamężnymi było kłopotliwym 

131

background image

utrudnieniem od samego początku. Przez całe lata Quintel miał pełne ręce roboty przez ich 

najróżniejsze żądania i ograniczenia.

Kalena uśmiechnęła się szeroko, widząc, że Ridge irytuje się jak typowy mężczyzna.

- Mimo tych ograniczeń Quintel przysporzył swojej firmie bogactwa i potęgi. Ty sam 

masz   nadzieję   sporo   zarobić   na   tej   wyprawie.   Myślę,   Ridge,   że   jeśli   po   powrocie   do 

Crosspurposes założysz swoją firmę, będziesz to zawdzięczał właśnie tym utrudnieniom.

- Kaleno, ty patrzysz na wszystko z zadziwiającej perspektywy.

Widziała niechętne rozbawienie w jego złocistych oczach, kiedy odwrócił się, żeby 

spojrzeć na nią przez ramię.

- To jest po prostu kobiecy punkt widzenia - potwierdziła z pewną satysfakcją.

Czerpała coraz to większe zadowolenie z tych  momentów, w których  Ridge z nią 

żartował.   Zdawała   sobie   sprawę,   że   często   celowo   go   prowokuje,   żeby   pobudzić   jego 

poczucie humoru. Oczywiście, niosło to niejakie ryzyko, ponieważ nie miała nigdy pewności, 

czy zamiast dobrego humoru nie wywoła gniewu. Ale gra była warta ryzyka. Kiedy udało jej 

się go rozśmieszyć, czuła się tak, jakby odkryła schowek na drogocenny skarb.

Czasami   wiedziała,  że  stąpa  po  linie.  Legendarny  gniew   Ridge'a  krył  się  tuż  pod 

powierzchnią i niejednokrotnie oparzyły ją jego płomienie. W takich chwilach natychmiast 

przestawała go prowokować i zachowywała się w sposób, który skutecznie go uspokajał. Nie 

było to trudne. Odkryła bardzo szybko, że zapalczywa natura Ridge'a była stosunkowo prosta. 

Arrisa i jej przyjaciółki byłyby zdziwione, gdyby to usłyszały, ale Kalena uważała, że ma do 

tego spory talent.

Nie robiła tylko jednej rzeczy: wiedziała, jak bardzo jest wyczulony we wszystkich 

sprawach dotyczących jego honoru i starała się go nie drażnić. W takich chwilach nie miał 

absolutnie poczucia humoru i nawet nie mogła winić go za to. Teraz zdawała sobie sprawę, 

jak Ridge patrzył na początek ich związku. Jego ambicja doznała dużego uszczerbku. Nie 

tylko życie Quintela było wtedy zagrożone, ale przede wszystkim głębokie, osobiste poczucie 

honoru Ridge'a.

Traktował   rolę   męża   bardzo   poważnie.   Gdyby   ktoś   odkrył,   że   jego   żona   jest 

zabójczynią   Quintela,   jego   honor   byłby   zdeptany.   Ridge   uważał,   że   jego   ascetycznemu 

pracodawcy i dobroczyńcy należy się całkowita lojalność z jego strony, a z kolei jego żona 

powinna wykazywać lojalność w stosunku do niego. Tak czy inaczej, niebywałe poczucie 

132

background image

własnej dumy powodowało, że czuł się całkowicie odpowiedzialny za wszystkie postępki 

żony.

Byłby dobrym panem wielkiego rodu, pomyślała Kalena, ale miał nadmierne poczucie 

odpowiedzialności.   Każda   kobieta,   która   zostanie   jego   prawdziwą   żoną,   będzie   musiała 

nauczyć się radzić sobie z nim, bo niewątpliwie czeka ją życie z bardzo trudnym partnerem. 

Nawet te osiem dni podróży nie były lekkie dla Kaleny.

Poza tym nie była absolutnie pewna, czy począwszy od Adverse postępowała dobrze, 

kierując się honorem. Niechętnie przyznała sama przed sobą, że jej obowiązki żony były 

przecież jasne. Nie mogła zaprzeczyć, że na mocy kontraktu winna była Ridge'owi szacunek i 

lojalność   żony.   Fakt,   że   nigdy   nie   zamierzała   spełnić   warunków   kontraktu,   był   kwestią 

uboczną i nie był już teraz istotny. Ridge miał prawo dzielić z nią łoże, a ona zachowywała 

się tak, ponieważ uważała, że Ridge nie chce już z nią sypiać. Także ostatniej nocy, kiedy 

próbowała   mu   wyjaśnić,   że   poczucie   honoru   każe   jej   przestrzegać   zobowiązań 

wypływających z kontraktu, Ridge nawet nie próbował jej dotknąć.

Sposób, w jaki już od Adverse ignorował jej obecność w łożu, żenował ją i niepokoił. 

Oczywiście zachowała te uczucia dla siebie. Uważała, że powinna wypełniać polecenia męża, 

ale nigdzie nie było powiedziane, że musi sama rzucać się na niego. Ridge nie dostał jeszcze 

od niej porannej herbaty do łóżka, a to mu się należało.

Kiedy wszystko to przeanalizowała, stwierdziła, że niezbyt  rozumie swoje emocje, 

które   Ridge   w   niej   wywołuje.   Wydawało   się   jej,   że   wbrew   swojej   woli   respektuje   jego 

autorytet, zdolności i nawet, w pewnym sensie, jego nadmierne poczucie dumy. Był twardym, 

uczciwym,   zdolnym   i   honorowym   mężczyzną.   Jego   pewność   siebie   i   zdecydowanie 

wywoływały szacunek. Ale bardziej kobieca jej część odnosiła się nadzwyczaj ostrożnie do 

Ridge'a ze względu na to, co wydarzyło się w noc przed ślubem. Zdawała sobie sprawę, że jej 

mąż   był   bezdomnym   bękartem,   opłacanym   pracownikiem.   Co   więcej,   jego   gniew   z 

pewnością pochodził z Mrocznego Krańca Spectrum. Kalena wiedziała, że nie zapomni nigdy 

widoku gorejącego sintara w jego ręku.

Mimo wszystko nie mogła uciec od faktu, że był jej mężem. W czasie podróży ten 

bękart, syn wielkiego rodu miał nad nią pełną władzę. Dziwiła się, dlaczego nie wykorzystuje 

tej sytuacji od samego Adverse.

Znaleźli   wiejski   zajazd   na   północnym   końcu   zakurzonej   ulicy,   która   prowadziła 

bezpośrednio do Hot And Cold. Kalena zsiadła ze swojego wierzchowca z towarzyszącym jej 

133

background image

zawsze uczuciem ulgi i badała znak nad drzwiami zajazdu. Wykonany był prymitywnie i 

przedstawiał jaskinię górską z parującym basenem. Od razu poczuła się lepiej.

- Ridge, chcę skorzystać z gorącego basenu - powiedziała. Należało jej się to po ośmiu 

dniach ciężkiej podróży, a poza tym nie miała zamiaru zrezygnować z zobaczenia czegoś tak 

interesującego.

Ridge skrzywił się lekko.

- Może, ale trochę później.

Kalena   nic   nie   powiedziała,   ale   kiedy   tak   bardzo   pałała   ciekawością,   nie   miała 

zamiaru godzić się na żadne „może”. Musiała zobaczyć naturalne gorące źródła, a mąż nie 

mógł jej przed tym powstrzymać. Weszła za nim do małego holu.

Płomienie ognia buzowały na wielkim, kamiennym palenisku ogrzewającym wiejską 

izbę   przyległą   do   gospody,   gdzie   wielu   miejscowych   mężczyzn   półleżało   przy   stołach. 

Słysząc, że ktoś otwiera drzwi, podnieśli głowy i spojrzeli ciekawie na nowo przybyłych. 

Kobieta, prawdopodobnie żona właściciela zajazdu, podeszła do lady i Kalena przywitała ją z 

uśmiechem. Kobieta zawahała się, ale po chwili odwzajemniła uśmiech.

- Moja żona i ja potrzebujemy pokoju na noc i trochę wolnej przestrzeni w stajni dla 

dwóch kritów - powiedział Ridge.

Kobieta za ladą żywo skinęła głową.

- Możemy dać nocleg. - Spojrzała podejrzliwie na Kalenę, która z westchnieniem 

rozpięła pod szyją swój jeździecki kostium, żeby właścicielka zajazdu mogła zobaczyć zamek 

i kluczyk zawieszony na szyi.

- Bardzo dobrze - powiedziała kobieta wręczając Ridge'owi klucz do pokoju. - Może 

twoja żona zechce się wykąpać? W pobliżu są baseny dla kobiet. Często korzystają z nich 

wieczorami. - Spojrzała na Kalenę. - To wszystko jest bardzo przyzwoite - zapewniła ją. - 

Wiele   Uzdrowicielek   przysyła   tutaj   ludzi,   a   czasami   nawet   Wielkie   Uzdrowicielki 

przyjeżdżają do nas, żeby zażyć kąpieli.

- Bardzo chcę spróbować takiej kąpieli - powiedziała Kalena, zanim Ridge zdążył 

wymyślić powód, dla którego mógłby się nie zgodzić. - Gdzie je znajdę? - zapytała.

- Kobiece baseny zlokalizowane są w południowych jaskiniach, znajdujących się na 

północ   od   zajazdu.   Bardzo   blisko   stąd.   Inne   kobiety   też   tam   będą   i   trasa   jest   dobrze 

oświetlona.

134

background image

- Dziękuję - powiedziała Kalena, zanim z wyzywającym uśmiechem obejrzała się na 

Ridge'a. - Pójdę tam po wieczornym posiłku, kiedy ty będziesz w gospodzie.

Ridge uniósł jedną brew.

- Ach tak?

- Tak - stwierdziła Kalena idąc za nim po swoją torbę. - Pójdę tam. - Nie po raz 

pierwszy doszła do wniosku, że musi postępować ze swoim mężem zdecydowanie.

D

wie godziny później zanurzyła się po szyję w wodzie siedząc w skalistym basenie 

ze wspaniale ciepłą wodą, leniwie kontemplując różnorodne i złożone techniki postępowania 

z mężczyznami.

Sala,   w   której   oddawała   się   relaksowi,   była   dużą   jaskinią,   oświetloną   wieloma 

lampami.   Wznosiła   się   nad   basenami   wysokim   łukiem   z   różnorodnie   ukształtowanym 

sklepieniem.   Odbite   od   góry   światło   rzucało   na   ściany   niesamowite   cienie.   Wiele 

niegościnnych czarnych tuneli dochodziło do głównej pieczary z basenami, ale tylko jeden z 

nich był oświetlony - ten, który prowadził z powrotem do wyjścia znajdującego się na stoku 

wzgórza.

Całe   otoczenie   było   dość   niesamowite,   ale   było   tu   wiele   kobiet,   które   zażywały 

wieczornego   wypoczynku   i   Kalena   wcale   się   nie   bała.   Oprócz   niej   jeszcze   trzy   kobiety 

korzystały   z   gorącego   źródła.   Siedziały   nagie   na   naturalnie   ukształtowanych   stopniach 

uformowanych w skalistym wnętrzu basenu, patrząc na Kalenę z nieśmiałą ciekawością. W 

basenach znajdujących się w innych pieczarach siedziały podobne grupki kobiet. Te siedzące 

w pobliżu były miłe dla Kaleny i powoli nawiązywała się między nimi pogawędka.

-   Mam   na   imię   Tana.   Słyszałam,   że   razem   z   mężem   podążacie   w   stronę   gór   - 

powiedziała kobieta siedząca w pobliżu. Była pulchną blondynką w wieku Kaleny. Podobnie 

jak inne kobiety w jaskini, nosiła na szyi zamek i klucz. Tylko tyle miały na sobie.

Kalena   skinęła   potwierdzająco   głową   zadowolona   ze   sposobności   nawiązania 

kontaktów z osobami swojej płci.

- Mój mąż chce dokonać handlu z Najwyższymi Uzdrowicielkami.

Blondynka przechyliła głowę.

- Ale nie podróżujecie razem z karawaną.

- Nie.

135

background image

- Ostatnio wszystkie karawany zawracały z powodu przesłony z białej mgły - dodała 

druga kobieta. - Nikt nie mógł przedostać się przez przełęcz.

Kalena wzruszyła ramionami.

- Mój mąż jest bardzo upartym człowiekiem. Nic nie jest w stanie zawrócić go z drogi.

Jedna z kobiet skinęła głową na znak, że rozumie, jak uparci potrafią być mężczyźni.

-   Może   wam   dwojgu   uda  się   przejść.  Kto   wie?   Najwyższe   Uzdrowicielki   bywają 

czasami zupełnie nieobliczalne - powiedziała.

- Czy kiedyś zdarzyło się już, że tyle karawan zawracało? - spytała Kalena.

- Nie w tym czasie, kiedy mieszkam w Hot And Cold - powiedziała Tana. - Mój mąż 

mówi, że niekiedy bywało bardzo niebezpiecznie. Uzdrowicielki są czasami nieobliczalne i 

robią dziwne rzeczy,  ale nigdy nie przerwały całkowicie komunikacji na tak długi okres. 

Każdy wie, że góry zawsze były trochę osobliwe. I pewnie dlatego ludzie, którzy w nich żyją, 

są również dziwni.

-   Słyszałam,   że   woda   w   tych   basenach   pochodzi   z  serca   gór   -  z   zaciekawieniem 

powiedziała Kalena. Spojrzała w głąb basenu - woda była tak czysta, że wyraźnie widać było 

jego dno, choć basen był naprawdę głęboki.

-   Ludzie   tak   mówią   -   zgodziła   się   Tana.   -   Nie   ma   wątpliwości,   że   woda   jest 

orzeźwiająca. Niektórzy twierdzą, że ma pewne działanie uzdrawiające.

-   To   z  powodu   Świetlistego   Klucza   -  dodała   inna.   -   Moja   babka   powiedziała   mi 

kiedyś, że jest on schowany gdzieś w górach.

- Naprawdę w to wierzysz? - zapytała Kalena.

- Kto wie? Wszystko jest możliwe - odparła kobieta. - Moja babka miała duży talent, 

chociaż nie taki, żeby leczyć. Ale w takich sprawach zawsze miała rację.

Tana roześmiała się.

- Twoja babka powinna być bajarką. Miała prawdziwy talent do opowiadania legend. - 

Odwróciła   się   do   Kaleny   i   zapytała:   -   Widziałam   tunikę,   którą   miałaś   na   sobie   dziś 

wieczorem. Czy teraz taka moda obowiązuje w Crosspurposes?

Kalena skinęła głową.

- Krótsze tuniki są o wiele wygodniejsze.

Tina westchnęła.

- Mój mąż prawdopodobnie wyrzuciłby mnie z domu, gdybym skróciła swoją tunikę.

136

background image

Jakaś inna kobieta roześmiała się i zwróciła do Kaleny z kolejnymi pytaniami na temat 

mody panującej ostatnio w Crosspurposes. Rozmowa stawała się coraz bardziej ożywiona. 

Gorące baseny wypełnione były kobietami wymieniającymi między sobą plotki, przepisy i 

rady. Jednak wkrótce kąpiące się kobiety, jedna po drugiej, zaczęły ubierać się i wychodzić. 

Gwar rozmów w wielkiej pieczarze stopniowo zanikał.

Kalena zamknęła oczy rozkoszując się wspaniałą wodą i słuchając oddalających się 

głosów swoich towarzyszek. Zdawała sobie sprawę, że wychodzą z basenu, wycierają się do 

sucha, ubierają i znikają w oświetlonym tunelu prowadzącym do wyjścia. Miała wrażenie, że 

otworzenie oczu i wyjście na brzeg wymaga zbyt wielkiego wysiłku.

Jeszcze   chwileczkę,   myślała,   przecież   ma   blisko   do   zajazdu.   Jeszcze   nie   ma 

pośpiechu.   Zresztą   Ridge   na   pewno   wciąż   jest   w   gospodzie   i   popija   piwo   razem   z 

miejscowymi mężczyznami. Nigdy nie czuła się tak wspaniale w kąpieli. Wszystkie bóle, 

które   dokuczały   jej   po   ośmiu   dniach   podróży,   ustąpiły,   pozostawiając   wspaniałe   uczucie 

całkowitego odprężenia.

Minęło   sporo   czasu,  zanim   zdała   sobie   sprawę,   że   w   jaskini   zrobiło   się   cicho.   Z 

wysiłkiem otworzyła w końcu oczy i stwierdziła, że jest zupełnie sama. Wszystkie kobiety 

wróciły już do swoich domów. Kalena usiadła gwałtownie w wodzie i rozejrzała się wokół z 

narastającym  niepokojem. Kąpiel w oświetlonej jaskini z wieloma przyjaznymi  kobietami 

była   bardzo   mila,   natomiast   samotne   przebywanie   w   takim   podziemiu   to   zupełnie   inna 

sprawa. Teraz i woda wydawała się już nie tak kusząca.

Uczucie odprężenia natychmiast z niej wyparowało. Wdrapała się na brzeg basenu i 

chwyciła duży ręcznik, który przyniosła ze sobą z zajazdu. Złożone ubranie leżało na ławce. 

Kalena szybko wytarła się i zaczęła wkładać ubranie. Ręce trzęsły się jej z pośpiechu.

Kiedy wcześniej wchodziła do dużej jaskini, szereg bulgoczących basenów wydawał 

się jej interesującym, naturalnym zjawiskiem. Natomiast teraz, kiedy były zatopione w ciszy i 

świetle lamp, wydawały się dalekie i dziwnie obce. Para, która unosiła się nad powierzchnią 

najcieplejszego źródła, wyglądała jak zagęszczona chmura. Prawdopodobnie para przyczynia 

się do przyćmienia światła lamp, pomyślała Kalena, wciągając miękkie buty.

Była zła, że ponosi ją wyobraźnia. Kiedy tylko się ubrała, chwyciła ręcznik i podążyła 

w kierunku przejścia prowadzącego na zewnątrz jaskini. Po drodze minęła dwa inne ciemne 

tunele i stwierdziła, że są jeszcze bardziej złowieszcze niż poprzedni. Szybko minęła ciemny 

137

background image

tunel idąc w kierunku głównego wyjścia. Żałowała, że nie poszła do domu wraz z innymi 

kobietami.

Światło   lamp,   szczególnie   w   głównym   tunelu,   zdecydowanie   przygasało.   Kalena 

zatrzymała się u jego wlotu i ostrożnie spojrzała w głąb zakrzywionego korytarza, który był 

tak jasno oświetlony, kiedy wchodziła do jaskini. Najbardziej oddalone lampy wydawały się 

prawie   zupełnie   ciemne.   Kalena   zadrżała   bezwiednie   na   myśl   o   tym,   co   będzie,   jeśli   w 

połowie   tunelu   znajdzie   się   sama   w   kompletnych   ciemnościach.   Z   głównego   tunelu 

wychodziło wiele mniejszych i jeżeli nie będzie nic widziała, może przypadkowo skręcić w 

jakąś boczną odnogę. To bardzo niebezpieczne, bo można zgubić się w nie kończących się 

korytarzach, które wychodzą z głównej jaskim.

Nabrała   głęboko   powietrza   i   zdecydowanie   wkroczyła   do   tunelu.   Ale   gdy   zrobiła 

zaledwie kilka kroków, kolejne odległe lampy zamrugały i zgasły.  Kalena zatrzymała  się 

instynktownie. Ciemność, która wypełniała koniec tunelu, wydawała się nienaturalnie gęsta.

Pomyślała, że musi iść naprzód. Nie miała wyboru. Jednak chciała mieć jakieś światło. 

Wyszła z tunelu i podeszła do lamp rozmieszczonych wokół basenu. Wyjęła jedną z nich z 

uchwytu i weszła po raz drugi do tunelu. Świeciło tu już bardzo mało lamp.

Po kilkunastu krokach lampa, którą niosła, zaczęła mrugać. Początkowo pomyślała, że 

to tylko jej wyobraźnia, ale po kilku następnych krokach wiedziała już, że traci swoje światło. 

Teraz cały tunel znajdujący się przed nią pogrążony był w całkowitej ciemności. Nie miała 

innego wyjścia, musiała podjąć ryzyko przejścia tunelu. Ledwie zdążyła  o tym pomyśleć, 

lampa, którą trzymała w ręku, zgasła i wszystko okryła całkowita ciemność.

Przestraszyła się. Rzuciła lampę, odwróciła się i pobiegła ku światłu w pieczarze z 

basenami. Miała wrażenie, że ciemność tunelu ściga ją. Ostatnia lampa paląca się u wylotu 

tunelu zgasła w momencie, kiedy Kalena dotarła do pieczary z basenami.

Odwróciła się i wyciągnęła instynktownie  rękę, jakby chciała  zatrzymać  ciemność 

kłębiącą się w tunelu. Przeraziła się, że ten złowieszczy mrok chce wtargnąć do pieczary. 

Wszystkie   przejścia   były   nim   już   wypełnione.   Wyglądało   to   tak,   jakby   czarna   mgła 

przedzierająca się przez korytarze chciała wypełnić główną pieczarę. Jeszcze dwie lampy, 

znajdujące się na ścianie pieczary, zgasły. Mrok wkraczał dalej.

Kalena zdjęła inną lampę ze ściany i zmusiła się do ruszenia w stronę tunelu. Starała 

się przez cały czas pamiętać, gdzie znajduje się główny korytarz. Przyszło jej do głowy, że 

może   posuwać   się   w   prawidłowym   kierunku   orientując   się   po   ściennych   lampach 

138

background image

umieszczonych tylko w głównym tunelu. Na wysokości jej ramion powinny znajdować się 

uchwyty do lamp w odstępach około trzech kroków. Taką odległość można pokonać nawet po 

omacku. Nieco uspokojona weszła znowu do tunelu.

Potrzebowała ogromnej siły woli, żeby iść w kierunku gęstej ciemności, zwłaszcza że 

lampa,   którą   trzymała   w   ręku,   zaczęła   przygasać.   Zrobiła   następne   kilka   kroków   i   tylko 

świadomość, że nie może dać się złapać w pieczarze z basenami, kiedy po kolei pogasną 

wszystkie światła, pchała ją do przodu. W miarę jak szła, lampa w jej ręku coraz bardziej 

przygasała, a kiedy dotknęła wreszcie metalowego uchwytu znajdującego się w tunelu, lampa 

zgasła zupełnie. Kalenę zalała ciemność.

Krzyknęła. Teraz wiedziała już na pewno, że to nie jej wyobraźnia płata figle. Nie 

była   to   zwykła   ciemność,   lecz   dotykalna   substancja,   która   krążyła   wokół   niej,   szukając 

sposobu chwycenia jej w swoje zwoje. Nie mogła iść dalej tunelem. Nie była  to zwykła 

ciemność, raczej absolutny brak światła. Kalena nie miała już wątpliwości, że taka właśnie 

ciemność   wypełniała   pustkę   najdalszego,   najciemniejszego   Krańca   Spectrum.   W   tej 

dotykalnej głębi nie było żadnej obietnicy świtu. Jeśli pozostanie tutaj, zostanie przez nią 

pochłonięta na zawsze.

Ciemność uderzała ją ze wszystkich stron. Poczuła jej dotyk na ramieniu i szarpnęła 

się do tyłu próbując się uwolnić. Ciemna lampa wypadła jej z rąk, uderzyła o skaliste podłoże 

i zabrzęczała, wywołując dreszcz przerażenia.

Baseny! Musi wrócić do basenów. Podobno bulgocząca woda w głównej pieczarze 

znajdowała się pod wpływem Świetlistego Klucza. To była jej jedyna nadzieja ratunku przed 

ciemnością.

Kalena zawróciła i zaczęła iść w kierunku pieczary z basenami. Światła otaczające 

basen z bulgoczącą wodą były ledwie widoczne, ale każde, niezależnie od tego, jak było 

słabe, wydawało się nadzwyczaj jasne w porównaniu z ciemnością, która wystraszyła ją z 

tunelu. Szybko, prawie po omacku szła w kierunku słabego blasku.

Kiedy dotarła do pieczary, poczuła następne uderzenie - bezmierne zimno dotknęło do 

jej nogi. Czuła ciągnięcie do tyłu, jakby to coś chciało ją zatrzymać i nie pozwolić na dotarcie 

do stosunkowo bezpiecznego  basenu.  Prąc  do przodu, potknęła  się  i uderzyła  boleśnie  o 

twarde skalne podłoże głównej pieczary. Przerażenie wywołane szarpaniem jej przez kłębiące 

się macki ciemności spowodowało nagły skurcz żołądka. Zachwiała się, ale dotarła wreszcie 

139

background image

do krawędzi najbliższego basenu. Kiedy spojrzała do tyłu, nie zobaczyła niczego, jedynie to, 

że cień w głównej pieczarze zajmował teraz więcej miejsca. Zgasły następne dwie lampy.

Kalena podeszła bliżej wody. Trzęsąc się uklękła i zanurzyła rękę w ciepłej cieczy. 

Kiedy tylko dotknęła wody, wiedziała, że miała rację. Baseny te były jej obroną przed zimną 

ciemnością,   która   emanowała   w   jej   kierunku   z   tunelu.   Nie   rozumiała,   dlaczego   była   tak 

pewna swojego bezpieczeństwa w tym miejscu, wiedziała jednak, że się nie myli.

Wstała, wzięła jeszcze jedną lampę ze ściany i ruszyła w kierunku dużego basenu 

znajdującego   się   w   centralnej   części   pieczary.   Miała   nadzieję,   że   mniejsze   baseny   będą 

barierą, która zatrzyma podchodzącą ciemność. Ten basen był najgłębszy i mogła ratować się 

w ostateczności przez zanurzenie w wodzie.

Kalena krążyła obok wybranego basenu; trzymając w ręku lampę walczyła z lękiem, 

który ciągle ją dopadał. Lampy,  jedna po drugiej, gasły. Widziała już tylko ten niewielki 

kawałek przestrzeni, który oświetlała jej lampa. Absolutna cisza wypełniła pieczarę, a dalej 

wypełniała   ją   absolutna   ciemność.   Pozostał   tylko   niewielki   krąg   światła   wokół   Kaleny. 

Czekała.

Nie miała pojęcia, jak długo to trwało. Wraz z tym nie kończącym się czekaniem, 

napięcie i lęk, trzymające ją dotąd, zaczęły stopniowo odchodzić. Może utrzymywanie się w 

nieustannym   niepokoju  jest  fizycznie   niemożliwe,   pomyślała   Kalena.   Czuła   tylko   złość   i 

jeszcze jakieś uczucie, które przewyższało teraz przerażenie. Nie mogła jeszcze określić tego 

uczucia, ale było one bardzo mocne. Kalena uczepiła się go.

Spodziewała się, że lampa, którą trzymała, zgaśnie jak pozostałe, ale ku jej zdumieniu 

paliła się ciągle dręcząc otaczające ją ciemności. Woda w dużym basenie mocno zabulgotała, 

kiedy Kalena przykucnęła przy brzegu. Nie rozumiała, co się dzieje, lecz wiedziała, że może 

szukać w niej schronienia.

Minęło dużo czasu, a Kalena ciągle czekała przykucnięta obok lampy.

Minęła wieczność, gdy nagle wydało się jej, że widzi jakieś anemiczne światło w 

otaczającej ją ciemności. Początkowo myślała, że to wyobraźnia płata jej figle, i nie miała 

odwagi  łudzić  się nadzieją.  Ale po chwili  zobaczyła  wyraźnie  światło  wynurzające  się z 

ciemności. Wstała wolno, trzymając mocno lampę.

- Kaleno!

Głos Ridge'a, daleki, ale wyraźny, dal się słyszeć z głębi tunelu. Odczula taką ulgę, że 

musiał zawołać jeszcze dwa razy, zanim była w stanie odpowiedzieć.

140

background image

- Ridge, jestem tutaj, w głównej pieczarze! Bądź ostrożny, tutaj jest wiele basenów.

Upłynęło kilka chwil i Ridge wynurzył się z tunelu.

- W imię Kamieni, kobieto, co ty tu robisz? - Żelowa lampa, którą niósł, płonęła 

pełnym światłem, jakby ciemność, przez którą przechodził, była tylko zwykłą ciemnością. 

Światło lampy oświetlało rysy jego twarzy, wszystkie jej ostre płaszczyzny i krzywizny.

Prawda była taka, że chociaż Ridge wynurzył się z ciemności, to czuł się w niej jak w 

domu.

Niósł lampę, jakby nie obawiał się niczego. Kiedy wyszedł z tunelu, zauważył stojącą 

obok basenu Kalenę z płonącą u jej stóp lampą. Zatrzymał się.

Kalena   patrzyła   na   niego   przez   moment.   Wyglądał   groźnie   i   niebezpiecznie.   I 

absolutnie cudownie. Pobiegła ku niemu okrążając basen, czując, że ciemność nie jest już tak 

gęsta i nie budzi już lęku.

-   Ridge!   -   Rzuciła   się   w   jego   ramiona.   -   Wiedziałam,   że   przyjdziesz   po   mnie. 

Wiedziałam o tym.

Zdała sobie sprawę, że to na niego czekała w tej bezkresnej ciemności.

141

background image

Rozdział dziesiąty

R

idge  doświadczył   całej   gamy  uczuć  zaraz  po  tym,  kiedy odkrył,   że  Kalena  nie 

wróciła z podziemnego zdrojowiska. Kilka z dręczących go myśli spowodowało, że wpadł 

prawie w panikę. Było to dla niego całkiem nieznane uczucie.

Już po raz drugi pomyślał, że mogła po prostu uciec. Mimo że myśl taka przyszła mu 

do głowy, nie mógł w nią uwierzyć. Teraz znał Kalenę bardzo dobrze. Gdyby zdecydowała 

się go opuścić, to po prostu powiedziałaby mu o swojej decyzji, głośno i zrozumiale - bardzo 

głośno i wyraziście. Nie wymknęłaby się w środku nocy. Pewność ta zirytowała go bardzo, 

ponieważ   znaczyła   jednocześnie,   że   Kalena   nie   wykazała   w   tym   wypadku   zdrowego 

rozsądku. Pozostała zbyt długo poza domem. Było to nieznane miejsce i nie powinna była 

przebywać w nim do tak późnej godziny.

Kobiety... Kiedy zbierze się ich kilka, tracą poczucie czasu i przyzwoitości.

Ale  oprócz  tego,  że  był   poirytowany,  Ridge  stwierdził   nagle,  że  cierpi   z  powodu 

niepewności co do losu Kaleny. Uczucie to rozwijało się szybko przechodząc w dziki lęk. 

Nikt   nie   wiedział,   gdzie   była   Kalena.   Ridge   wymógł   na  żonie   właściciela   zajazdu,   żeby 

zwołała   kilka   swoich   przyjaciółek.   Przypomniały   sobie,   że   Kalena   była   w   pieczarze   z 

basenami, ale dopiero kiedy Ridge zaczął rozmawiać z małą blondynką o imieniu Tana, zdał 

sobie sprawę, że Kalena mogła zabłądzić w wielkiej jaskini.

-   Została   tam,   kiedy   ja   wychodziłam   -   przyznała   Tana.   Była   zdenerwowana 

obecnością tego obcego mężczyzny, który z trudem nad sobą panował. - Myślę, że mogła 

wyjść ostatnia.

- Jeśli w ogóle wyszła - burknął groźnie Ridge, spoglądając w przestraszone oczy 

męża Tany.  Zachowywał  się tak, jakby szukał kogoś, kogo mógłby obwinie za powstałą 

sytuację.

- Nie mogła się zgubić - zapewniła go szybko Tana. - Jaskinia jest dobrze oświetlona, 

tak samo jak całe przejście. Może usnęła w ciepłej wodzie lub straciła poczucie czasu.

-   Dam   ci   lampę,   jeśli   chcesz   szukać   jej   sam   -   zaofiarował   się   mąż   Tany,   chcąc 

uspokoić tego groźnego obcego mężczyznę.

142

background image

Kilka   minut   później   Ridge   wyruszył   w   drogę   do   jaskini.   Kiedy   tylko   wszedł   do 

środka, zdał sobie sprawę, że żadna z lamp zawieszonych w tunelu nie pali się. Pomyślał, że 

Kalena   została   gdzieś   uwięziona   przez   te   niezmierzone   ciemności   i   znowu   poczuł 

przebiegający po plecach dreszcz strachu.

Kierując   się   zawieszonymi   lampami,   które   teraz   nie   świeciły,   szybko   przeszedł 

korytarz.   Kiedy   minął   ostatni   zakręt,   zobaczył   słabe   światło   lampy.   Widok   Kaleny, 

przykucniętej w kręgu światła, rozwścieczył go znowu. Miał ochotę walić wokół siebie, żeby 

ukarać kogoś lub coś za to, że jego kobieta siedzi tu sama w tym strasznym pomieszczeniu. W 

nim samym narastało poczucie winy, ponieważ wiedział, że nie powinien był pozwolić jej iść 

tutaj samej. Kiedy Kalena odpowiedziała na jego wołanie i skoczyła ku niemu, Ridge przez 

kilka minut miał kłopoty ze znalezieniem odpowiednich słów. Postawił lampę i przycisnął 

żonę mocno do siebie.

- Nie masz nawet pojęcia, przez co przeszedłem w ciągu ostatniej godziny - odezwał 

się cicho.

-   Niczego   nie   można   porównać   z   tym,   przez   co   ja   przeszłam.   Ridge,   to   było 

najokropniejsze moje przeżycie. Wszystkie lampy gasły po kolei w tej zimnej, nie mającej 

końca ciemności, która wpełzała z korytarza do pieczary z basenami. Nigdy w życiu nie 

widziałam czegoś podobnego.

- Już wszystko w porządku - powiedział cicho, gładząc ją po plecach, żeby uspokoić 

nie tylko ją, ale również siebie. - W porządku. Już wszystko minęło. Chodź, wyjdziemy stąd.

- Tak - przytaknęła z całego serca. - Zróbmy to. Ale cóż to. - Jej oczy rozszerzyły się 

ze zdumienia. Cofnęła się, żeby spojrzeć na Ridge'a. - Jestem zdumiona, że twoja lampa 

funkcjonuje. Żadna z lamp zawieszonych w korytarzu nie paliła się, a te, które zabierałam 

stąd, natychmiast gasły, kiedy wchodziłam do tunelu.

Ridge rozejrzał się po pogrążonej w mroku pieczarze i sięgnął po swoją lampę.

-   Ja   też   tego   nie   rozumiem.   Musiało   być   coś   wadliwego   w   ostatniej   partii   żelu, 

wkładanego do lamp. Ale ta funkcjonuje dobrze. Chodźmy już.

- Myślę, że to coś więcej niż zła mieszanka żelowa - mruknęła Kalena chwytając 

Ridge'a za rękę i trzymając się tuż koło niego, wyszła szybko z pieczary. - Mrok nie był 

normalny, Ridge, czułam to bardzo dobrze. Kiedy patrzyłam wtedy w korytarz, wyglądał jak 

najdalszy, najciemniejszy Kraniec Spectrum.

143

background image

- Przeżyłaś okropne chwile - powiedział delikatnie. - W takim miejscu wyobraźnia 

każdego człowieka działałaby tak jak twoja. Ale już wszystko jest w porządku.

Nic nie odpowiedziała i Ridge wiedział już, że wcale nie uważa, że ta nienormalna 

ciemność, która ją osaczyła, była tylko wytworem jej wyobraźni. Ridge musiał przyznać, że 

on sam w to nie wierzył, a stwierdzenie to nie przyniosło mu żadnej ulgi. Był tylko pewien, że 

dla obojga byłoby lepiej, gdyby byli przekonani, że jednoczesne zgaśnięcie wszystkich lamp 

to tylko zbieg okoliczności i że było to naturalne zjawisko.

Ridge   przyjął   z   ulgą   milczenie   żony.   Jej   palce   intensywnie   ściskały   jego   dłoń   w 

poszukiwaniu obrony. Myśl, że Kalena szuka u niego opieki, była głęboko satysfakcjonująca. 

Tak być powinno. Przez całą drogę w korytarzu trzymał mocno jej rękę.

Na   każde   przypomnienie   sobie   o   tym,   przez   co   musiała   przejść,   czuł   narastające 

uczucie złości. Uważał, że powinien powiadomić Radę Miejską, że powiadomi Quintela o 

tym incydencie. Obiecał sobie, że jeszcze przed zakończeniem podróży musi sam wiedzieć, 

kto był odpowiedzialny za to zdarzenie, i wtedy odpłaci za wszystko, komu trzeba.

Kalena nie puściła jego ręki, dopóki nie weszli do gospody. Właściciel zajazdu i jego 

żona dopytywali się niespokojnie, co się wydarzyło, a Ridge z cichą groźbą w głosie, która 

mogła niejednego przestraszyć, odpowiedział:

-   Moja   żona   jest   cała   i   zdrowa,   ale   nie   zawdzięcza   tego   nikomu,   kto   jest 

odpowiedzialny za oświetlenie jaskini. Rano chcę wiedzieć, kogo mam winić za nie palące się 

lampy.

- Ridge... - Kalena szarpnęła go za rękę, próbując przekonać, żeby poszedł już w 

kierunku schodów.

Ignorując te znaki, podszedł szybko do właściciela zajazdu, który aż odskoczył pod 

ścianę.

- Poza tym chcę rozmawiać z kimś z Rady Miejskiej. Z kimś, kto dba o utrzymanie 

drogi   handlowej   na   mocy   kontraktu   podpisanego   z   baronem   Quintelem.   Nie   będzie 

zachwycony, kiedy dowie się, co się zdarzyło dzisiejszej nocy.

Kalena znowu pociągnęła go za rękę.

- Ridge, proszę, nie krzycz na nich. Oni nie mieli nic wspólnego z tym, co się stało. To 

nie ich wina. Nie chcę więcej o tym słyszeć. Chodźmy na górę.

Zawahał się, rozdarty pomiędzy spełnieniem prośby Kaleny a pragnieniem odpłacenia 

komuś za to, co się jej przydarzyło. W końcu poddał się jednak widząc proszące spojrzenie 

144

background image

swojej żony.  Niechętnie pozwolił się poprowadzić na górę. Gospodarz i inni mieszkańcy 

osady przyjęli to z wyraźną ulgą.

Już z jedną nogą na stopniu schodów Ridge odwrócił się i spojrzał na gospodarza, zły, 

że jedyna jego ofiara ma ujść bez szwanku. Przeszywając go wzrokiem, powiedział znowu:

- Pamiętaj, jutro rano chcę rozmawiać z kimś odpowiedzialnym.

- Dobrze, mistrzu komercji. Skontaktuję się z członkami rady - zapewnił go właściciel 

gospody, wdzięczny, że nie będzie już dłużej znosił jego ataków.

Ridge   zdał   sobie   sprawę,   że   Kalena   cały   czas   ciągnie   go   za   rękę.   Wyrwał   się 

delikatnie. Kiedy weszli na górę, skręciła w stronę ich pokoju i czekała spokojnie, aż Ridge 

otworzy kluczem drzwi.

Kiedy tylko je otworzył, wślizgnęła się do pokoju i szybko usiadła na stołku obok 

paleniska.   Wyglądała   na   nieszczęśliwą.   Ręce   trzymała   na   podołku,   wzrok   utkwiła   w 

przeciwległej ścianie. Ridge powoli zamykał drzwi.

Kalena uniosła nagle głowę.

- Światło - wyszeptała, widząc, że w miarę zamykania drzwi pokój pogrąża się w 

mroku.

Zrozumiał, o co jej chodzi.

- Zaraz zapalę lampę. - Zrobił to najpierw, a dopiero później zamknął drzwi i ukląkł 

obok kamiennego paleniska, żeby rozpalić ogień. - Dzisiejsza noc będzie prawdopodobnie 

dość zimna.

Cały czas podczas rozpalania ognia Kalena siedziała w milczeniu i bez ruchu. Ridge 

nie miał pojęcia, co powinien zrobić. Wyprowadził ją z jaskini i była teraz bezpieczna. Nie 

mógł   zrobić   nic   więcej.   Nie   mógł   teraz   wyjaśnić   tajemnicy   dzisiejszego   wieczoru.   Był 

zręczny w załatwianiu spraw, które wymagały działania, ale miał za mało doświadczenia w 

zapewnieniu   psychicznego   komfortu   kobiecie,   która   cierpiała   z   powodu   wyjątkowego 

przeżycia.

Klęcząc przy palenisku i rozniecając ogień, po kryjomu obserwował żonę. Wydawała 

się  bardzo spokojna. Pewnie  była  w  szoku. Znał  niektóre  sztuczki  Uzdrowicielek,  dzięki 

którym   można   było   wyciągnąć   człowieka   z   fizycznego   szoku,   ale   nie   wiedział   nic   o 

uspokajaniu kobiety po psychicznym urazie.

145

background image

Poczucie bezsilności zaczęło go irytować. Musiał to przezwyciężyć, a znał tylko jeden 

sposób,   więc   zdenerwował   się   znowu.   Na   szlaku   hołdował   jednej   zasadzie.   Kiedy   ktoś 

nadepnął ci na odcisk, upewnij się, czy nie zrobi tego powtórnie.

Wstał, przejechał ręką po włosach i zwrócił się do Kaleny:

- Nie powinnaś była chodzić do jaskini dziś wieczorem. Nie powinienem był nawet 

pozwolić ci prosić o to. Miejscowi ludzie znają dobrze otoczenie tych przeklętych jaskiń, 

natomiast nie znają tego obcy. Gdybyś w panice pobiegła w jakiś boczny korytarz, nigdy bym 

cię nie znalazł. Oto co wynika z pobłażania kobiecym fanaberiom. Kiedy tylko pozwolę ci na 

coś,   zawsze   wynikają   z   tego   jakieś   kłopoty.   Jako   twój   mąż   jestem   zobowiązany 

powstrzymywać cię przed robieniem głupstw, więc skrócę smycz, na której do tej pory cię 

trzymałem.

Przyjrzała mu się z uwagą.

-   Odpowiedzialność,   obowiązek,   zobowiązania.   Czy   tylko   te   słowa   znasz   na 

określenie każdego związku, nawet małżeńskiego?

- Bo są to fundamentalne  podstawy każdego związku, szczególnie  małżeńskiego  - 

uciął, zadowolony, że wreszcie sprowokował ją do odpowiedzi. Każda reakcja była lepsza niż 

milczenie, w którym trwała przez tak długi czas.

- Mieszkałam przez większość swojego życia z rozgoryczoną kobietą, która czuła się 

w obowiązku ciągle przypominać mi o moich powinnościach i odpowiedzialności rodowej. 

Ledwie   zdążyłam   uwolnić   się   od   niej,   poślubiłam   mężczyznę,   który   karmi   mnie   takimi 

samymi wykładami. Przyjdzie taki dzień, kiedy uwolnię się od was obojga, ciebie i Olary. I 

nigdy już nie będę wracać myślą do przeszłości.

Ridge zacisnął szczęki.

-   Gdybyś   nie   poświęcała   tak   dużo   czasu   na   marzenia   o   wolności,   to   może   nie 

popadałabyś   tak   często   w   kłopoty.   I   nie   porównuj   moich   uwag   o   obowiązku   i 

odpowiedzialności do pouczeń wygłaszanych przez obłąkaną kobietę, która cię wychowywała 

tylko po to, żeby posłużyć się tobą w określonym celu.

Kalena uśmiechnęła się lekko.

- A czy ty nie poślubiłeś mnie również w określonym celu?

Ridge poczuł, że za chwilę wybuchnie gniewem.

- Nasze małżeństwo zostało zawarte jako umowa handlowa.

- Ale nigdy takim nie było.

146

background image

- Nie, ponieważ podpisałaś kontrakt głównie po to, żeby dostać się do domu Quintela. 

I co tu mówić, że inni się tobą posłużyli? Miałaś zamiar posłużyć się mną, czyż nie? Mogłaś 

zniszczyć   mój   honor   i   reputację,   obrzucić   mnie   błotem.   Tak   by  było,   gdybyś   poszła   do 

więzienia za morderstwo.

- Myślę, że już przedyskutowaliśmy tę sprawę. Idź do łóżka. Ridge, jestem bardzo 

zmęczona. - Wstała, zabrała swą torbę podróżną i zniknęła w maleńkiej alkowie obok izby 

sypialnej. Kiedy zamknęła drzwi, Ridge zaklął i poszedł sprawdzić zamki przy okiennicach.

Wiedział, że źle się z nią obchodził. W jaskini bardzo się ucieszyła na jego widok. 

Przylgnęła do niego z taką ufnością. Przez chwilę odnosiła się do niego tak, jak żona odnosi 

się do męża, kiedy potrzebuje jego siły i opieki. A on przeciął te delikatne więzy ostrzem 

swojego gniewu. Nie powinien był na nią krzyczeć. Zrobił to jedynie dlatego, że chciał, wręcz 

musiał nakrzyczeć na kogoś za to, co zdarzyło się dziś wieczorem, a ona pozbawiła go tej 

przyjemności.

Uczciwie przyznał, że winić może tylko siebie. Nie powinien był pozwolić jej iść 

samej do jaskini.

Usiadł   na   brzegu   posłania.   Zaczął   ściągać   buty   i   nadsłuchiwać   cichych   odgłosów 

dochodzących z małej alkowy. Jest tam zbyt spokojnie, pomyślał. Prawdopodobnie rozmyśla. 

Skończył   rozbieranie   się   i   przyciemnił   lampę,   która   tylko   żarzyła   się   teraz   w   świetle 

padającym z kominka. Ciągle słyszał dźwięki dochodzące z małej izdebki. Wślizgnął się pod 

przykrycie, założył ręce pod głowę i wpatrzył się w ukryty w cieniu sufit. Zdecydowanie 

niewłaściwie zachował się w stosunku do Kaleny, nie wiedział, jak zmienić tę sytuację.

Po długim czasie otworzyły się wreszcie skrzypiące  drzwi małej  alkowy i Kalena 

weszła   do   głównej   izby.   Miała   na   sobie   przesadnie   skromną   nocną   koszulę   z   wysokim 

kołnierzykiem,  a kiedy szła do łóżka, Ridge stwierdził, że wygląda na istotę zagubioną i 

samotną. Położyła się obok nie dotykając go.

Ridge stwierdził, że doskonale opanowała tę technikę. Rzadko dotykała go z własnej 

inicjatywy. Powinien teraz przyciągnąć ją do siebie, wziąć w ramiona i oczekiwać namiętnej 

odpowiedzi.

Leżał   przez   dłuższą   chwilę   przypominając   sobie,   ile   razy   Kalena   dotknęła   go 

spontanicznie.   Pierwszy   raz,   gdy   uwolnił   ją   i   jej   tak   zwane   przyjaciółki   z   aresztu   w 

Crosspurposes, a po raz drugi dzisiaj, kiedy przybiegła do niego w mrocznej jaskini. W obu 

147

background image

przypadkach była mu za coś wdzięczna. W żadnym wypadku nie miało to charakteru pociągu 

fizycznego. Nie była to nigdy prośba kobiety, która tęskni za dotykiem swojego kochanka.

- Nie wierzysz mi, prawda, Ridge?

Jej pytanie zaskoczyło go.

- W co mam wierzyć?

- W tę czarną mgłę, która wypełniała dzisiaj jaskinię.

- Myślę, że miałaś powód do strachu, Kaleno. Każdy wpadłby w panikę, gdyby został 

uwięziony w takiej podziemnej jaskini.

- Czy ty rzeczywiście myślisz, że to przypadek, że jednocześnie pogasły wszystkie 

lampy? - zapytała spokojnie.

Wahał się przez moment, po chwili przyznał.

- Nie. Ale nie mamy żadnego innego przekonującego wyjaśnienia tego, co stało się 

dzisiaj wieczorem w jaskini. Jeszcze nie mamy, Kaleno.

- To może być związane z kłopotami występującymi na szlaku handlowym Piasku - 

powiedziała z naciskiem.

- Oczywiście istnieje taka możliwość, ale nie ma to żadnego sensu. Uzdrowicielki 

przerwały szlak, ale nie posunęłyby się do takiego wyczynu jak ten.

- Było jeszcze dwóch mężczyzn, którzy zaatakowali nas w Adverse - przypomniała 

mu.

- Wiem.

- Te wisiorki z czarnego szkła...

- Wiem - powtórzył. Ale nie miał na to żadnej odpowiedzi.

-   Nie   wierzysz,   że   było   coś   dziwnego   w   tej   ciemności,   prawda?   -   zapytała 

zrezygnowana.   -   Rozumiem   cię.   Mgła   musiała   zniknąć,   kiedy   ty   szedłeś   przez   korytarz. 

Gdybym nie widziała jej sama, również bym w nią nie uwierzyła.

- Kaleno...

-   Życzę   ci   dobrej   nocy,   Ridge   -   powiedziała   bardzo   oficjalnie.   -   Dziękuję,   że 

przyszedłeś tam po mnie.

Na dźwięk tych zimnych, obojętnych słów Ridge jęknął cicho. Odwrócił się w stronę 

Kaleny.   Leżała   odwrócona   do   niego   plecami.   Niepewnie   położył   rękę   na   jej   ramieniu   - 

poczuł, jak bardzo jest napięte.

148

background image

-   Jeszcze   ciągle   jesteś   przestraszona,   prawda?   -   zapytał   z   troską   w   głosie.   -   Już 

wszystko w porządku, Kaleno. Jesteś teraz bezpieczna. Jesteś tu ze mną i nie pozwolę zrobić 

ci krzywdy, nikomu ani niczemu. - Kiedy nic nie odpowiedziała, Ridge zaczął niezdarnie 

głaskać jej ramię. Łatwiej mu było kochać się z kobietą, niż ją ukoić. Nie wiedział, co robić, 

ale poczuł, że odprężyła się trochę pod wpływem jego głaskania.

Przez kilka minut leżeli spokojnie. Kalena była nieruchoma,  ale jej naprężone mięśnie 

ramion trochę się rozluźniły.

Po  chwili   odwróciła   się  przodem   do  Ridge'a,  wtulając   się  w   jego  ramiona,  jakby 

szukała w nich ciepła i siły. Zaskoczony, wahał się przez moment, ale po chwili kontynuował 

swój kojący masaż.

Ridge zdał sobie sprawę, że nie było nic zmysłowego w sposobie, w jaki tuliła się do 

niego. Pragnęła pociechy i tego ukojenia szukała w jego ramionach. I ma rację, pomyślał, że 

zwraca się z tym do męża. Z tą myślą zasnął.

O

budził   się   następnego   ranka   na   krótko   przed   wschodem   słońca   i   stwierdził,   że 

miejsce obok niego jest puste. Jakieś odgłosy dochodziły do niego z kąta izby znajdującego 

się przy kominku. Otworzył oczy i zobaczył ubraną już do drogi Kalenę - trzymała w ręku 

parujący kubek herbaty jant. Musiała właśnie przed chwilą ją zaparzyć, bo zobaczył, że niesie 

garnuszek w stronę łóżka. Po chwili z powagą podała mu kubek.

-  Pomyślałam,   że  może   będziesz  miał  ochotę  popijać  herbatę   podczas   ubierania   - 

powiedziała, unikając jego spojrzenia.

Jest zażenowana, pomyślał Ridge. Do tej pory nie spełniła jeszcze tego tradycyjnego 

obowiązku   żony.   Ridge   czuł   się   równie   niezręcznie.   Jeszcze   nigdy   żadna   kobieta   nie 

przyniosła mu herbaty do łóżka. Inna sprawa, że nigdy jeszcze nie był żonaty. Wszystko 

działo się po raz pierwszy. Mógłby polubić ten rytuał, pomyślał, biorąc kubek z rąk Kaleny.

- Dziękuję - mruknął i popił łyk krzepiącego płynu.

Kalena wahała się przez moment, po czym powiedziała z przekonaniem:

- To za to, że byłeś dla mnie miły ostatniej nocy.

- Sugerujesz, że zazwyczaj jestem popędliwy i często cię obrażam - powiedział sucho.

- Miałam na myśli  to, co działo się w łóżku. Przytuliłeś  mnie i głaskałeś. Byłam 

bardzo napięta z powodu tego, co się wydarzyło. Jestem ci wdzięczna, że zająłeś się mną i 

otoczyłeś mnie troską.

149

background image

Ridge   poczuł   ogarniające   go   ciepło;   z   pewnością   nie   miało   ono   nic   wspólnego   z 

gorącą herbatą, którą pił w tej chwili. Chciał powiedzieć, że jako jego żona ma prawo do 

takiego  traktowania,  ale bał się, że Kalena mylnie  zrozumie  jego słowa. Przecież  znowu 

dotyczyło to obowiązków i powinności.

- Dziękuję za herbatę - powiedział tylko.

Patrzyli   na   siebie   przez   długą   chwilę.   Potem   Kalena   uśmiechnęła   się   niepewnie   i 

powróciła do pakowania rzeczy przed podróżą.

K

rótką  chwilę   później  Ridge  skończył  przytraczać   bagaże  do  siodeł.  Dwukrotnie 

sprawdził   zapięcia   przy   siodłach   i   podał   żonie   wodze.   Poranne   chłodne   powietrze 

zapowiadało   w   górach   śnieg.   Kalena   ubrana   była   w   podbity   futrem   strój   jeździecki   z 

naciągniętym na głowę kapturem i rękawiczki. Ridge również ubrany był w futrzane ubranie i 

elastyczne   skórzane   rękawice.   Krity   stroszyły   pióra,   żeby   zwiększyć   izolację   cieplną 

chroniącą przed zimnem, i harcowały z typową dla nich energią.

Kiedy wyjeżdżali z podwórza, Kalena odwróciła się, by spojrzeć na spokojny zajazd.

- Jestem zadowolona, że zmieniłeś decyzję i nie krzyczałeś na radnych miejskich - 

powiedziała.

- Wcale nie zmieniłem decyzji - poinformował ją arogancko. - Po prostu nie chciałem 

tracić czasu.

- Tak, oczywiście  - przytaknęła  hamując wybuch  śmiechu.  - Nie ma  po co tracić 

więcej czasu. To nie ma sensu. Dobrze, że się pohamowałeś.

Obejrzał się.

- Czułabyś się niezręcznie, prawda?

- Tak - przyznała. - Jestem zupełnie pewna, że Rada Miejska nie miała absolutnie nic 

wspólnego z gaśnięciem lamp ostatniego wieczoru. Poza tym poznałam kilka miłych kobiet w 

zdrojowisku i czułabym się niezręcznie, gdybyś zaatakował i upokorzył ich mężów.

Ridge pokręcił głową.

- Kobiety... - szepnął pobłażliwie.

Kalena   odetchnęła   z   ulgą   i   schyliła   się,   żeby   pogłaskać   pióra   na   szyi   swojego 

wierzchowca.   Przekonała   się   właśnie,   że   dyplomacja   jest   dla   żony   bardzo   użyteczną 

umiejętnością. Wczorajszej nocy udało się jej, nie po raz pierwszy, ugasić gniew Fire Whipa.

150

background image

Wiatr   wiejący   w   górach   kąsał   zimnem.   Krity   wspinały   się   coraz   wyżej   w   stronę 

przełęczy,   podążając   starym   szlakiem,   który   zaanektowały   Uzdrowicielki,   kiedy 

przeprowadziły się w góry. Nawet podczas lata droga ta mogła być chłodna. Śnieg leżący na 

szczytach Heights of Variance nigdy całkowicie nie znikał.

Kiedy Ridge zarządził przerwę na obiad, rozpalił małe ognisko, żeby Kalena mogła 

przygotować garnek gorącej herbaty. Patrzył, jak starannie gotuje wodę i wsypuje do niej 

liście jantu.

- Gdybyśmy utrzymali podobne tempo - powiedział zamyślony - moglibyśmy jutro 

wieczorem dojść do ściany białej mgły, na którą skarżyły się karawany.

- A gdzie zatrzymamy się na noc?

-   Na   trasie   znajdują   się   szałasy   zbudowane   kiedyś   przez   kupców.   Jest   tam 

zgromadzony nawet pokarm dla kritów, na wypadek gdyby komuś zabrakło. Dziś wieczorem 

zatrzymamy się w jednym z takich szałasów.

Kalena skinęła głową; skończyła już przygotowywanie posiłku.

- Jestem zadowolona, że nie spędzimy nocy pod gołym niebem. Jest na to za zimno.

Ridge uśmiechnął się lekko.

- Nie obawiaj się, Kaleno. Nie pozwoliłbym, żeby moja żona spała na śniegu.

- To bardzo uspokajające.

Szałas,   w   którym   się   ulokowali,   zanim   zapadł   wczesny,   typowo   górski   zmierzch, 

wydawał się całkiem przytulny - oświetlony był lampą zaświeconą przez Ridge'a i ogniem z 

kominka. Stajnia dla kritów połączona była z głównym pomieszczeniem, tak więc i zwierzęta 

mogły korzystać z ciepła rozpalonego ognia. Bliskość zwierząt nie niepokoiła Kaleny. Po 

pierwsze, spędziła zbyt dużo czasu wśród farmerów, żeby dziwne wydawało jej się dzielenie 

powierzchni mieszkalnej ze zwierzętami. Po drugie, była po prostu zbyt zmęczona, aby o tym 

myśleć. Gdyby Ridge chciał dzisiejszej nocy egzekwować swoje prawa małżeńskie, musiałby 

dobrze się starać, żeby nie zasnęła. Zapadła w sen, zanim Ridge wrócił po sprawdzeniu, jak 

się czują zwierzęta.

Kalena bała się, że po tak przerażających przeżyciach będą ją męczyć koszmary, ale 

nic jej się nie śniło. Kiedy Ridge położył się obok niej, przesunęła się nieco, a gdy oplótł jej 

talię ramieniem, natychmiast pogrążyła się we śnie.

151

background image

D

o ściany białej mgły doszli następnego dnia, w momencie kiedy ostatnie promienie 

słońca chowały się za wysoki szczyt góry. Kalena zorientowała się natychmiast, że nie była to 

zwykła chmura zatrzymana wśród gór. Jadąc na swoim kricie tuż za Ridge'em przypatrywała 

się lśniącej, białej zasłonie, która rozciągała się w poprzek przełęczy.

Po obu stronach szlaku wznosiły się pokryte śniegiem szczyty - wspinaczka na nie 

była niemożliwa. Nie było również drogi wokół grzbietu górskiego i możliwości wejścia do 

doliny z drugiej strony. Najwyższe Uzdrowicielki dobrze wybrały miejsce na postawienie 

przeszkody w postaci ściany śnieżnej mgły.

- A więc to jest to, o czym mówili kupcy - stwierdził Ridge, zsuwając się z siodła. 

Podszedł   do   bariery,   żeby   ją   zbadać.   -   Myślałem,   że   mówili   o   śniegu   lub   chmurach 

blokujących   przełęcz.   Ale   to   nie   jest   naturalna   mgła.   -   Wyciągnął   rękę,   żeby   dotknąć 

migoczącej ściany, lecz natychmiast odskoczył do tyłu i zaklął.

- Czy stało się coś złego? - zapytała Kalena. Zsiadła z krita, podeszła do Ridge'a i 

stanęła tuż za nim. - Co ci się stało?

- Przeklęte Uzdrowicielki - mruknął Ridge i potrząsnął ręką, jakby chciał uwolnić się 

od czegoś, co do niej przylgnęło. - Uch, chyba wszystko w porządku. Co, w imię Kamieni, 

zrobiły te kobiety?

- Odgrodziły się od kupców Quintela.

- To oczywiste, ale dlaczego? I jak? Z czego zrobiły tę zaporę? - Ridge podszedł 

bliżej, przypatrując się białej przesłonie. Wyciągnął sintar z pochwy i zbliżył się ostrożnie.

Reakcja była natychmiastowa. Sintar rozżarzył się w jego ręku, tak samo jak rozpalał 

się w płomieniu jego gniewu. Ridge ze zdumieniem wpatrywał się w ostrze sintara, widząc, 

że stal po raz pierwszy zareagowała na coś innego niż jego furia. Sintar powoli bladł i po 

chwili Ridge włożył go z powrotem do pochwy.

- To mógł być podstęp - oświadczył.

- Pozwól mi spróbować - powiedziała impulsywnie.

- Nie, poczekaj, Kaleno, nie chcę, żebyś ty...

Ale było już za późno. Kalena podeszła do ściany mgły i wyciągnęła rękę - łatwo w 

nią weszła bez jakichś przykrych odczuć i aż do nadgarstka stała się niewidoczna.

- To tak, jakbym dotykała mgły - powiedziała zdziwiona. Wolno cofnęła rękę. - Nie 

sądzę, Ridge, żeby przejście stanowiło jakikolwiek problem.

152

background image

- Kaleno, wiele kupieckich karawan prowadzonych przez doświadczonych  kupców 

zawróciło z powodu tej zapory. A jeden z nich nawet w ogóle nie wrócił. Nie bądź taka 

pewna siebie.

Obejrzała się na Ridge'a.

- Jestem tego pewna, Ridge. Całkowicie. Przecież wziąłeś mnie po to, żeby pokonać tę 

przeszkodę, czy nie tak?

- Miałaś prowadzić transakcje z Uzdrowicielkami - stwierdził. - A nie ryzykować.

-   Ale   żeby   układać   się   z   Uzdrowicielkami,   muszę   najpierw   przejść   przez   tę 

przeszkodę. - Podeszła do białej mgły i zanim Ridge zorientował się, co chce zrobić, weszła 

w nią.

- Kaleno!

Jego   niespokojny   krzyk   zanikł   natychmiast,   kiedy   tylko   weszła   w   mgłę,   która 

delikatnie   ją   otoczyła   odcinając   wszystkie   dźwięki   i   doznania.   Nie   czuła   już   górskiego 

chłodu.   Nie   odczuwała   nic,   tylko   spokój,   zupełnie   jakby   była   zawieszona   we 

wszechogarniającej migotliwej jasności. Ale nie bała się teraz niebezpieczeństwa, jak wtedy 

w jaskini, gdy otaczała ją czarna mgła. Tutaj panowało bezpieczeństwo, spokój i ciepło.

Kontrast.   Naturalna   przeciwstawność.   Jeśli   istnieje   jedno,   musi   istnieć   i   drugie. 

Wszystkie rzeczy na Spectrum szukają swojego naturalnego przeciwieństwa, wszystko zdąża 

do stanu równowagi.

Przyszło   jej   to   do   głowy,   kiedy   płynęła   w   dziwnej   chmurze.   Błyszcząca,   biała 

przesłona  była  przeciwstawnością  tamtej,  na którą natknęła  się ostatniej  nocy.  Dokładnie 

przeciwstawna mrokowi i bezmiernemu zimnu.

Kalena   poruszyła   rękami   i   spojrzała   na   nie.   Widziała   wyraźnie,   że   są   na   nich 

rękawiczki. Nie była więc całkowicie pozbawiona odbioru wrażeń. Nie widząc skalistej drogi, 

ostrożnie   postąpiła   krok   do   przodu.   Wyciągnęła   rękę,   żeby   sprawdzić,   jak   gruba   jest   ta 

przesłona. Palce jej zniknęły. Znowu dała krok do przodu.

Po dwóch następnych krokach znalazła się po drugiej stronie przesłony. Wynurzyła się 

ze świetlistej, białej bariery i znalazła się nagle przed zieloną doliną. Nie widziała jeszcze 

nigdy takiej zieleni. Dolina była mała, otoczona stromymi, skalistymi ścianami, a na jej dnie 

rozrzucone   były   grupy   domków.   Od   jednej   do   drugiej   strony   doliny   rozciągały   się   pola 

kwiatów, ziół i warzyw, a z kominów rozrzuconych przypadkowo domków kusząco unosił się 

dym. Ścieżka, na której stała Kalena, prowadziła wygodnie do samego serca doliny. Było to 

153

background image

miejsce wybrane przez Najwyższe Uzdrowicielki. Kalena wiedziała o tym, choć nikt jej tego 

nie   powiedział.   Jakaś   jej   cząstka   rozpoznała   to   miejsce.   Przez   moment   po  prostu   stała   i 

patrzyła zaciekawiona, ale po chwili przypomniała sobie o Ridge'u.

Bez   żadnego   wahania   weszła   powtórnie   w   mgłę,   która   jak   poprzednio   kłębiła   się 

wokół   niej,   ale   teraz   Kalena   szła   pewnie.   Moment   później   była   już   po   drugiej   stronie   i 

znalazła się na wprost Ridge'a.

- Co się stało? - zapytał z przejęciem.

- Nic. Właśnie wróciłam z drugiej strony przesłony. Ta mgła trochę dezorientuje, ale 

nie ma nic trudnego w przejściu przez nią. Pozwól, że cię przeprowadzę - powiedziała i 

wyciągnęła do niego rękę.

- Nie wiem, Kaleno. Jeszcze kilka minut temu nie mogłem dotknąć mgły. Może tylko 

kobieta może przez nią przejść. Spróbuj skontaktować się z Uzdrowicielkami i dowiedzieć 

się, czy pozwolą mi przejść na drugą stronę.

- Najpierw spróbuję przeprowadzić swojego krita - zasugerowała Kalena i sięgnęła po 

wodze.

Ptak   zatrzymał   się   przed   ścianą   mgły,   otworzył   dziób   i   wysunął   język,   jakby 

smakował   świetlistą   barierę.   Kalena   czekała,   aż   ptak   przekona   się,   że   nie   ma   tu   nic 

niebezpiecznego,  po  czym  szarpnęła   za  wodze.  Krit  posłusznie  ruszył   za  nią.  Po drugiej 

strome przywiązała go do małej skały i wróciła po Ridge'a i jego zwierzę.

- Krit przeszedł bez problemów. Chodź, Ridge. Spróbuj.

Ridge więcej nie oponował. Podał jej rękę i pozwolił podprowadzić się prosto do 

białej ściany. Kalena zatrzymała się, ale kiedy próbowała pociągnąć go za sobą, poczuła nagle 

gwałtowny opór. Ridge wyszarpnął rękę i Kalena znalazła się we mgle sama. Wróciła więc i 

stanęła przed mężem, który machał ręką zaciskając z bólu szczęki.

-   Nic   z   tego   nie   będzie   -   powiedział   ponuro.   -   Musisz   pójść   sama   i   zapytać 

Uzdrowicielki, czy pozwolą mi przejść.

- Coś jest nie tak - powiedziała zamyślona Kalena.

- Oczywiście.

Potrząsnęła głową.

- To nie z tobą jest coś źle. Jest to coś, co powstrzymuje cię przed przejściem przez 

mgłę.

154

background image

- Jestem mężczyzną. Uzdrowicielki zrobiły widocznie coś, co zatrzymuje mężczyzn. 

Typowy przykład kobiecego idiotyzmu.

Kalena   zignorowała   tę   uwagę   i   skoncentrowała   się   na   problemie.   Wiedziała 

instynktownie, że jest w stanie przeprowadzić Ridge'a przez zasłonę z mgły. Musiało być coś, 

co temu przeszkadzało.

-   Czy   masz   jeszcze   ten   wisiorek   z   czarnym   szkłem,   znaleziony   przy   jednym   z 

mężczyzn, którzy nas zaatakowali?

Zmrużył oczy.

- Tak.

- Wyrzuć go.

- Kaleno, to jest absurdalne. To tylko  kawałek szkła. To nie może  mieć  żadnego 

związku z tym nonsensem. Jest to tylko jakaś kobieca sztuczka.

- A to szkło jest męską sztuczką. Wyrzuć to, Ridge. - Teraz była tego całkowicie 

pewna. - Musisz to wyrzucić, zanim wejdziesz w mgłę.

- Do obu Krańców Spectrum. - Westchnął i rozpiął płaszcz. Wyjął wisiorek z czarnym 

szkłem i zawiesił go na dłoni. - Nie wiem, dlaczego niepokoi cię ta rzecz, ale jeśli uczyni cię 

to szczęśliwszą, to wyrzucę to. - Odwrócił się i cisnął wisiorek daleko za siebie. Upadł kilka 

metrów od szlaku; usłyszeli brzęk rozbijającego się szkła.

- Teraz - powiedziała Kalena z pewnością w głosie. - Teraz możesz przejść przez 

mgłę. - I wyciągnęła do niego rękę.

-   Miejmy   nadzieję,   że   nie   stracę   całkowicie   ręki   –   mruknął   pod   nosem   Ridge 

podążając za nią raz jeszcze.

Ale tym razem nic ich nie wstrzymywało. Prowadząc krita, Ridge podążał za Kaleną 

poprzez błyszczącą zasłonę, aż przeszli na drugą stronę mgły.

- A niech to. - Ridge stał i patrzył w dół na rozpościerającą się poniżej dolinę.

- Pamiętaj o tym, kiedy będziesz dawał mi moją część Piasku - hardo powiedziała 

Kalena. - Chcę, żeby było jasne, że zarobiłam na niego.

155

background image

Rozdział jedenasty

K

alena i Ridge byli już w połowie drogi do zielonej doliny, kiedy uświadomili sobie 

zmianę temperatury. Im bliżej byli dna doliny, tym cieplejsze stawało się powietrze. Jasne 

było,   że   dolina   Najwyższych   Uzdrowicielek   jest   oazą   chronioną   przez   naturalnie 

ufortyfikowane góry i śnieg.

- Ludzie z Hot And Cold mieli rację - powiedziała głośno Kalena. - Gdzieś tutaj musi 

znajdować się źródło gorącej wody, która zaopatruje jaskinię. Czułam to.

- Kobieca intuicja? - W głosie Ridge'a słychać było lekką kpinę.

- Możliwe. - Kalena wzruszyła ramionami. Odnosiła wrażenie, że im bliżej byli doliny 

Najwyższych Uzdrowicielek, tym bardziej Ridge stawał się niespokojny. Z nią natomiast było 

całkiem inaczej. - Patrz, Ridge, na polach widać jakieś kobiety.

Ridge   jechał   na   swoim   kricie   i   przyglądał   się   scenerii.   Kobiety   poruszały   się   w 

rzędach przepięknych roślin i kwiatów.

- Myślę - powiedział w końcu Ridge - że będzie lepiej, jeśli pojedziesz pierwsza. To 

jest miejsce dla kobiet.

- Tak - zgodziła się Kalena. - Masz rację. - I bez wahania popędziła naprzód swojego 

krita.

Kilka minut później dojechali do wąskiej ścieżki, prowadzącej pomiędzy doskonale 

zaprojektowanymi ogrodami. Kobieta ubrana w tunikę w pastelowym kolorze spojrzała do 

góry   i   uniosła   rękę   na   znak   powitania.   Miała   przy   sobie   mały,   tradycyjny   koszyczek 

Uzdrowicielki, a przy pasku sakiewkę Piasku. Była starsza od Kaleny. Jej posrebrzone włosy 

przytrzymywała wstążka oznaczająca panieństwo. Żywo skierowała się w stronę Kaleny.

Kalena   zatrzymała   krita,   a   kiedy   kobieta   podeszła,   zsiadła   z   niego.   Pochylając   z 

szacunkiem głowę, przedstawiła się.

-   Jestem   Kalena,   a   to   jest   mój   mąż,   Ridge.   Przebyliśmy   długą   drogę,   żeby 

porozmawiać z tobą i twoimi ludźmi.

Kobieta uśmiechnęła się ciepło i położyła rękę na ramieniu przybyłej.

- Witaj, Kaleno, córko rodu Ice Harvest. Od dawna czekamy na ciebie.

156

background image

Ręka Kaleny zacisnęła się na wodzach.

- Wiecie, kim jestem?

- Wiemy. Wita cię Valika, Najwyższa Uzdrowicielka. Jestem zaszczycona, że mogę 

cię gościć w naszej osadzie. - Odwróciła się do Ridge'a. - A to jest mężczyzna, którego 

wybrałaś?

Ridge z daleka skinął uprzejmie głową i zsunął się z siodła.

- Jestem mężem Kaleny. Przyjechałem tutaj w sprawach barona Quintela.

- Oczywiście. Więc baron Quintel w końcu zniecierpliwił się na tyle, żeby zacząć 

działać,   hmm?   Powinien   wiedzieć,   że   tylko   szczególna   kobieta   i   mężczyzna   przez   nią 

wybrany będą mogli przejść przez zaporę. Z pewnością dałyśmy mu to do zrozumienia. Ale 

mężczyźni   potrafią   być   bardzo   uparci.   -Valika   odwróciła   się   skinąwszy   na   nich   ręką.   - 

Chodźcie ze mną. Pokażę wam waszą chatę. Po długiej podróży musicie odpocząć. Później 

będzie czas na rozmowy.

Valika  poprowadziła  ich   ścieżką   prowadzącą   do  jednego   z  wielu  małych   domów, 

rozrzuconych po całej dolinie. Dom był kwadratowy i zbudowany z kolorowego kamienia w 

ciepłym odcieniu. Były w nim okna bez okiennic i otaczał go piękny ogród kwiatowy.

- Jest również stajnia dla kritów. Kiedy rozsiodłasz ptaki, nakarmię je.

Ridge zmrużył oczy.

- Sam zajmę się kritami.

- Nie ma takiej potrzeby, mistrzu komercji. Ja się nimi zaopiekuję.

- Nie chcę być niegrzeczny, Uzdrowicielko, ale zawsze podczas podróży sam opiekuję 

się swoimi kritami - powiedział odpinając torby podróżne.

- Jak sobie życzysz - uprzejmie odparła Valika. - Stajnia jest tam. - Wskazała mały 

szałas za domkiem. - Jest w niej jedzenie i woda dla ptaków. Gdy już weźmiecie kąpiel i 

odpoczniecie, zapraszam was na wieczorny posiłek. Spotkamy się w dużym holu obok ogrodu 

z ziołami.

- Dziękuję, Valiko - powiedziała  szybko  Kalena,  zanim Ridge  zdążył  odmówić.  - 

Spotkamy się na wieczornym posiłku.

Valika skinęła głową i odeszła. Kalena odwróciła się do Ridge'a, który rozpakowywał 

się. Był wyraźnie niezadowolony.

- Ridge, zabrałeś mnie po to, żebym dokonała transakcji z Uzdrowicielkami. Proszę, 

pozwól   mi   wykonać   moje   zadania.   Byłoby   lepiej,   gdybyś   mógł   nie   sprzeciwiać   się 

157

background image

wszystkiemu.   Ona   tylko   z   grzeczności   zaproponowała,   że   zajmie   się   kritami.   Nie   było 

potrzeby, żebyś tak się upierał. Zupełnie jakby Valika chciała ukraść nasze ptaki.

Ridge rzucił jej zimne spojrzenie, zebrał bagaże i poszedł w kierunku drzwi.

- A skąd wiesz, że tak nie jest?

- Ridge, zachowujesz się śmiesznie. Co się z tobą dzieje?

Westchnął i otworzył drzwi. Ich oczom ukazał się pokój umeblowany z wytworną 

prostotą. Posłanie, niski, okrągły stół i kwiaty.

- Nie wiem - przyznał Ridge. - Jeśli chcesz znać prawdę, to nie podoba mi się to 

miejsce. Rozdrażnia mnie.

- Nie potrzeba wiele, żeby cię rozdrażnić, mistrzu komercji - powiedziała Kalena. - 

Czasami najmniejsza nawet rzecz może być przyczyną  twojego gniewu. Nie dziw się, że 

nazywają cię Fire Whipem. - Weszła za nim do pokoju.

- Ty nie widzisz problemu. - Ridge ze złością rzucił bagaże na dywan. - Odnoszę 

wrażenie, że czujesz się tu jak w domu.

- Właśnie tak się czuję - spokojnie powiedziała Kalena. - Jak w domu. - Stała na 

środku pokoju podziwiając prostotę linii mebli. - Jak myślisz, Ridge, skąd one wiedziały, że 

przyjadę? Powiedziała, że czekały na mnie. To dziwne, prawda?

- Najwyższe Uzdrowicielki zawsze wydają się dziwne. - Ridge patrzył na poruszającą 

się  po  pokoju Kalenę   i jego  niepokój   wzrósł. Przypomniał  sobie,  co  mówili  inni  kupcy. 

Wszyscy stwierdzali, że w tej pięknej dolinie zawsze czuli się dziwnie nieporadnie. Była to 

dolina kobiet w najpełniejszym sensie tego słowa.

Ridge był przygotowany na niezwykłe sensacje, ale szybko zrozumiał, że cała sprawa 

budzi w nim raczej niepokój. Było oczywiste, że dolina wywarła na jego żonie duże wrażenie. 

Nie miała prawdziwego domu ani rodziny. Nie miała powodu, żeby wracać do Crosspurposes 

czy nawet kotliny Interlock. A małżeństwo kontraktowe z szorstkim, bezdomnym bękartem 

nie stanowiło również dostatecznego powodu do powrotu. Przepiękna dolina stała się więc 

dla niego groźna w zupełnie nieoczekiwany sposób.

Podniósł się z krzesła i podszedł do drzwi.

- Idę zająć się kritami - oznajmił, zanim wyszedł na zewnątrz. Im szybciej zabiorę stąd 

Kalenę i Piasek, tym lepiej, pomyślał zatroskany.

158

background image

P

odczas wieczornego posiłku Ridge był zamyślony i wyczekujący. Zajmował miejsce 

obok   Kaleny   i   dość   wyzywająco   polegiwał   na   haftowanej   poduszce.   Kalena   nie   zrobiła 

najmniejszej próby usłużenia mu, jak to było w zwyczaju. Obydwoje wiedzieli, że przy tym 

stole   panuje   równość.   Każdy   obsługiwał   się   sam,   nalewając   zupę   z   waz,   nakładając   z 

półmisków pięknie podane warzywa czy delikatne dania z jaj bind. Kalena była pewna, że 

Ridge potrafi sam zadbać o swój talerz, nawet jeśli był otoczony kobietami.

Gdy postawiono jedzenie, wahał się przez chwilę, popatrując znacząco na Kalenę, ale 

kiedy nie zrobiła najmniejszego gestu, żeby spełnić obowiązek żony, spokojnie nałożył sobie 

to, na co miał ochotę. Kalena uśmiechnęła się promiennie i sięgnęła po talerz jaj w galarecie.

- Wiedziałam, że potrafisz to zrobić, jeśli spróbujesz - szepnęła mu prosto do ucha.

- To miejsce ma zły wpływ na twoje maniery.

-   Interesująca   obserwacja.   Może   zmienię   je   na   zawsze.   Przyzwyczaj   się   więc   do 

radzenia sobie samemu. Podoba mi się ten nowy zwyczaj.

Ridge nalał sobie trochę wina.

- A co z tradycją, Kaleno? Czy nic dla ciebie nie znaczy?

-   Wolę   tworzyć   nowe   zwyczaje.   Ale   dlaczego   mówisz   o   tradycjach?   Nie   byłeś 

przecież w nich wychowywany. - W tej samej chwili spuściła oczy i przeprosiła. - Wybacz 

mi, Ridge, obraziłam cię.

- Nie było tu nic obraźliwego - powiedział szorstko. - Powiedziałaś tylko prawdę. 

Zapomniałaś jednak o tym, że tradycje mają ogromne znaczenie dla tych, którzy bez nich 

wzrastali.

- Albo dla takich, jak moja ciotka, która żyje tylko po to, żeby hołdować tradycjom - z 

westchnieniem powiedziała Kalena.

Ridge   pogrążył   się   w   milczeniu.   Przy   sześciu   innych   okrągłych   stołach   rozmowy 

toczyły   się   dalej.   Kalena   nie   zwracała   na   nie   uwagi.   Próbowała   znaleźć   jakąś   pozycję 

wygodniejszą niż klęczenie. Myśl, że mogłaby rozłożyć się przy stole tak, jak mężczyzna 

uznała za bardzo oryginalną. Pomyślała, że jedzenie w takiej pozycji byłoby jednak trudne, 

zważywszy, że całe życie jadła na klęczkach.

- W imię Kamieni, co się z tobą dzieje? - burknął Ridge, gdy po raz nie wiadomo 

który próbowała zmienić pozycję. - Nie możesz siedzieć spokojnie?

- Próbuję usiąść wygodniej - odparła rozzłoszczona.

- Spróbuj usiąść tak jak zwykle - poradził Ridge z szyderczym uśmiechem.

159

background image

- Żadna z obecnych tu kobiet tak nie siedzi. Chcę spróbować usiąść w taki sam sposób 

jak one. Podaj mi, proszę, talerz z serem.

Podał gwałtownym ruchem, wyraźnie zirytowany.

- Dziękuję, Ridge. Zrobiłeś to bardzo dobrze. Masz talent do usługiwania przy stole. - 

Kalena nałożyła sobie kilka kawałków sera i odstawiła talerz na stół. Kobieta siedząca obok 

sięgnęła po niego z uśmiechem.

- Valika powiedziała mi, że dziś po południu przeprowadziłaś przez zasłonę krity i 

mężczyznę.

Kalena skinęła głową.

- To było dość proste. Nie rozumiem, dlaczego okazała się ona nie do przebycia dla 

innych kobiet z karawan kupieckich.

- Och, po prostu została  ona  dostrojona na szczególną  kobietę.  Na ciebie.  Jestem 

Arona. Zajmuję się tutaj uprawą ziół.

Arona uśmiechnęła się. Była przystojną kobietą. Miała wyraziste i interesujące rysy 

twarzy, a jej niebieskie oczy były bystre i dociekliwe. Wydawała się kilka lat starsza niż 

Kalena. Włosy miała czarne, bez śladu siwizny. Tak samo jak inne kobiety w dolinie miała 

smukłą i zgrabną sylwetkę od bezustannej pracy w ogrodzie.

-   Arono,   powiedz   mi,   skąd   wiedziałyście,   że   to   ja   będę   chciała   przejść   przez   tę 

zasłonę? Nie mogę tego zrozumieć.

- Dowiesz się o tym po posiłku. Nie upoważniono mnie do wyjaśnienia ci wszystkiego 

tutaj  i teraz. - Spojrzała szybko  na nieprzejednany profil Ridge'a. - Poza tym  nie jest to 

sprawa, która może być dyskutowana w obecności mężczyzny.

Kalena zauważyła, że Ridge zacisnął szczęki, ale nic nie powiedział. Ponieważ posiłek 

trwał   jeszcze,   kobiety   zaczęły   zadawać   Kalenie   i   Ridge'owi   wiele   pytań,   interesując   się 

głównie zewnętrznym światem. Widać było, że pragną wiedzieć, co dzieje się poza doliną, 

chociaż same zdecydowały, że nie będą uczestniczyły w tych wydarzeniach.

Ridge   odpowiadał   na  pytania   dotyczące   nowego   Hall   of  Balance   i   coraz   bardziej 

wyrafinowanej   ekonomii   Północnego   Kontynentu.   Kalena   słuchała   jego   odpowiedzi   na 

pytania kobiet i była dumna z jego inteligencji. Jej mąż kontraktowy miał skromne początki, 

ale przez następne lata nadrobił braki w swojej edukacji.

- Słyszałyśmy, że w porcie Countervail budowany jest statek - powiedziała jedna z 

kobiet. - Bardzo specjalny statek, który będzie próbował przepłynąć morze Clashing Light.

160

background image

- To prawda - potwierdził Ridge. - Jest on finansowany przez konsorcjum lordów 

bogatych firm.

- A co jest jego celem? Odkrycia?

- Odkrycie  lądów leżących  za morzem  i utworzenie nowego szlaku handlowego - 

odrzekł   Ridge.   -   Kto   wie?   Może   żyją   tam   również   Uzdrowicielki,   które   będą   chciały 

wymienić z wami informacje.

- Fascynująca myśl - mruknęła Arona.

Ridge   zachmurzył   się   lekko,   kiedy   stwierdził,   że   jego   puchar   jest   pusty.   Był 

przyzwyczajony, że kiedy dzielił stół z Kalena, jego kielich zawsze był pełny.

-   Wielu   uważa,   że   okręt   nigdy   nie   powróci   -   powiedział,   sięgając   niechętnie   po 

karafkę z winem i obsługując się samemu. - Adwizor Polarny wysuwa teorię, że za morzem 

nie ma żadnych zamieszkanych ziem. Niektórzy uważają, że niebezpieczeństwo tej wyprawy 

jest tak duże, że okręt będzie zmuszony do odwrotu. Jednak cokolwiek się zdarzy, będzie to 

interesujące.

- Bardzo - zgodziła się Valika. - Ale wszystko to jest przyszłością. Dzisiaj mamy 

bardziej palącą sprawę, którą musimy rozwiązać. Czy wybaczysz nam, mistrzu komercji? 

Musimy pilnie porozmawiać z Kalena o interesach i przyszłości.

Ridge z wdziękiem przyjął odprawę. Spojrzał na Kalenę i wstał, trzymając cały czas 

karafkę z winem.

- Będę na ciebie czekał - powiedział.

- Rozumiem.

I tak było. Widząc spojrzenie jego złocistych oczu, wiedziała dokładnie, co miał na 

myśli.   Był   samotnym   samcem   postawionym   naprzeciw   świata   pełnego   kobiet,   które   z 

jakiegoś   powodu   potrzebowały   jego   żony,   a   on   nie   mógł   tego   zrozumieć.   Czuł,   że 

przebywanie   tutaj   jest   bardzo   ryzykowne,   ale   nie   wiedział,   jak   ma   temu   zapobiec.   Miał 

świadomość, że musi wykorzystać resztkę swojego autorytetu, żeby upewnić się, że ona z nim 

wróci. A może bał się, że jeśli ją straci, straci również Piasek, pomyślała, dziwiąc się, że ta 

myśl zraniła ją bardzo. W końcu było to tylko małżeństwo kontraktowe.

- Nie martw  się, Ridge - wyszeptała.  - Zrobię, co będę mogła,  żebyś  dostał swój 

Piasek.

- Do licha z Piaskiem! Staraj się wrócić do chaty o przyzwoitej godzinie! - Odwrócił 

się na pięcie i wyszedł.

161

background image

Żadna z Uzdrowicielek nie powiedziała ani słowa, kiedy opuszczał pokój ściskając w 

ręku karafkę z winem.

Kiedy Ridge wyszedł, wszystkie oczy zwróciły się ku Kalenie. W powietrzu czuć było 

dziwne wyczekiwanie. Valika uśmiechnęła się uspokajająco.

- Piasek jest twój, Kaleno. Możesz wziąć tyle, ile tylko zechcesz. Jest już nowa porcja 

w suszarni. Będzie gotowa jutro rano.

-   Dziękuję   -   odparła   spokojnie   Kalena.   Nikt   nie   wiedział,   w   jaki   sposób 

przygotowywany był cenny Piasek Eurytmii. Sekret Najwyższych Uzdrowicielek skrywany 

był   przez   całe   pokolenia.   Sam   Piasek   nie   miał   leczniczych   właściwości.   Był   taki 

wartościowy, ponieważ służył do stawiania diagnozy. Podczas jego spalania powstający dym 

umożliwiał Uzdrowicielce z talentem zobaczenie w jakiś sposób wnętrza pacjenta i określenie 

przyczyny choroby. Wtedy zalecała ona leczenie za pomocą ziół, które sama hodowała w 

ogrodzie.   Dlatego   pierwszą   rzeczą,   której   potrzebowała   praktykująca   Uzdrowicielka,   był 

ogród. To symbol tego zawodu, tak samo jak mały, metalowy koszyczek do palenia Piasku. 

Dym działał tylko na niektóre kobiety.

Przez   całe   pokolenia  cech   Uzdrowicielek  pozwalał  praktykować   tylko   kobietom   z 

talentem. Test na stwierdzenie uzdolnień był bardzo prosty. Kandydatka na Uzdrowicielkę 

wdychała   dym   i   pytano   ją,   czy   „widzi”   wnętrze   pacjenta.   Wtedy   albo   potrafiła   od   razu 

określić przyczynę choroby, nawet jeśli nie miała praktyki, żeby ją zidentyfikować, albo nie 

potrafiła. Niektóre kobiety określano ogólnie jako dotknięte talentem, co znaczyło, że pod 

wpływem   dymu   widziały   na   tyle   wyraźnie   przyczyny   choroby,   że   mogły   postawić 

odpowiednią diagnozę.

- Nie jestem pewna, jak mam prowadzić rozmowę na temat zakupu Piasku - wolno 

powiedziała Kalena. - Nie robiłam tego nigdy. Proszę, powiedz mi, ile granów chcecie za 

Piasek, wtedy będę wiedziała, czy mamy dość pieniędzy na jego zakup.

Valika wydawała się zupełnie tym nie zainteresowana.

-   Zwykła   cena   tysiąca   granów   będzie   dostateczna.   Piasek   nie   jest   najważniejszą 

sprawą dziś wieczorem. To jedynie przynęta.

- Przynęta? - Kalena oczekiwała odpowiedzi, czując instynktownie, że zażądają od 

niej czegoś bardzo ważnego. Inne kobiety milczały, czekając, aż Valika wyjaśni wszystko, 

ona jednak przez długą chwilę dobierała odpowiednie słowa.

- Czy słyszałaś legendę o Świetlistym Kluczu, ukrytym gdzieś tutaj, w górach?

162

background image

- Słyszałam taką legendę.

- To jest prawda.

Kalena wzięła głęboki oddech.

- Naprawdę istnieje Świetlisty Klucz?

- O, tak. Świetlisty Klucz istnieje - odparła Valika ze smutkiem. - Czy rozumiesz, co 

to znaczy?

Kalena znała tę oczywistą prawdę. Zadrżała lekko i odparła:

- Jeśli naprawdę istnieje Świetlisty Klucz, musi również istnieć Klucz Mroku.

- Nie ma potrzeby, żebyś była tak bardzo przerażona, Kaleno - powiedziała delikatnie 

Valika. - Każda siła musi mieć swoje przeciwieństwo. Na pewno Olara nauczyła cię tego.

Kalena spojrzała zaciekawiona.

- Znasz moją ciotkę?

- Dawno temu niewiele brakowało, żeby Olara stała się jedną z nas. Ma duży talent, 

ale nie chciała przebywać w miejscu tak oddalonym od mężczyzn. Jej naturalne skłonności 

doprowadziłyby ją do tej doliny, gdyby... nie przeszkodziły w tym inne fakty.

- Śmierć mężczyzn z mojego rodu. Mój ojciec był jej bratem - wyjaśniła zmartwiona 

Kalena. - Po ich śmierci przyszła śmierć mojej matki. To moja wina, że Olara nie mogła 

wybrać tego, co było bliskie jej sercu. Wypełniała obowiązki wobec mnie i rodu Ice Harvest.

- Zawsze jest jakieś wyjście, Kaleno. Zapamiętaj to. Olara mogła przysłać cię tutaj - 

spokojnie stwierdziła Valika. - Ale ona wybrała drogę zemsty. Wychowała cię po to, żebyś 

była   narzędziem   jej   zemsty,   zamiast   doskonałą   Uzdrowicielką,   którą   mogłaś   się   stać   po 

odpowiedniej nauce.

- Uzdrowicielką? Mogłabym być jedną z was? Skąd możesz wiedzieć takie rzeczy? 

Nie przechodziłam nigdy próby z Piaskiem. - Kalena była tym bardzo podniecona. - Ciotka 

nie zgadzała się, żebym nauczyła się jej sekretów. Nie chciała poddać mnie próbie Piasku. 

Mówiła, że to odwróciłoby moją uwagę od tego, co powinnam zrobić.

-   Miała   rację.   To   niemożliwe,   by   uczona   Uzdrowicielka   zabijała,   z   wyjątkiem 

działania w obronie własnej lub w obronie kogoś innego. Ale Olara wychowała cię tak, byś 

zabiła z zimną krwią i wyrachowaniem. Było to wbrew twoim naturalnym skłonnościom. 

Spróbowała więc wymazać to z twojej świadomości.

Kalena przypomniała sobie, że kiedy pierwszy raz kochała się z Ridge'em, czuła się 

tak, jakby coś ją blokowało.

163

background image

- Jak mogła tak długo ukrywać to przede mną?

- Olara użyła techniki wymazywania z twojej pamięci przykrych myśli. Są metody na 

to,  by pacjent  zapomniał  rzeczy,  które go niepokoją  lub są dla niego  bolesne i  przez  to 

niebezpieczne   dla   jego   zdrowia.   Olara   użyła   tych   metod   w   stosunku   do   ciebie.   Podjęła 

wielkie ryzyko negocjując twoje kontraktowe małżeństwo. Myślała, że nie ma innej drogi, 

byś znalazła się w pobliżu swojej ofiary.

- Powiedziała mi, że chociaż podpisuję kontrakt małżeński, nie mogę spać z moim 

mężem ani z żadnym innym mężczyzną, dopóki nie wypełnię swojej powinności - zwierzyła 

się Kalena. Spuściła oczy. -Ale nie posłuchałam jej.

- Gdyby twoja ciotka pozwoliła ci na oddychanie dymem  z Piasku, bariera,  którą 

postawiła w twoim mózgu, zostałaby zburzona. Takie samo działanie miało to, że związałaś 

się fizycznie i emocjonalnie z mężczyzną. Osłabiło to w wysokim stopniu tę barierę.

- W takim stopniu, że nie wywiązałam się ze swojego obowiązku.

- Nie wykonałaś poleceń Olary, a nie swojego obowiązku. Kaleno, nie urodziłaś się po 

to, by popełnić morderstwo z zimną krwią, bez względu na motywy. - Valika sięgnęła przez 

stół i dotknęła jej ręki. - Twoje przeznaczenie jest bardziej złożone.

Kalena spojrzała na nią świadoma, że inne kobiety wyczekują w napięciu.

- Jakie jest moje przeznaczenie, Valiko? Nie miałam innych misji poza zemstą.

Valika potrząsnęła głową.

- Zemsta nie była twoim prawdziwym powołaniem. Widzisz, ty jesteś jedyną osobą, 

która może wziąć Świetlisty Klucz z miejsca, gdzie został ukryty.

Kalena poczuła chłód.

- Nie - wyszeptała ze ściśniętym gardłem. - Nie, to nie może być prawdą.

- Klucza nikt nie dotykał przez bardzo wiele pokoleń. Z naszych badań wynika, że nikt 

go nie dotknął od czasu, kiedy został ukryty.

- Jeśli on naprawdę istnieje, to nie można go dotykać - zaprotestowała Kalena. Nie 

wiedziała, skąd ma tę pewność. - On musi pozostać w tym miejscu na zawsze!

Valika znowu uśmiechnęła się ostrożnie, a uśmiech jej pełen był smutku i rezygnacji.

- Może pozostać w ukryciu tak długo, dopóki ukryty będzie również Klucz Mroku.

- O czym ty mówisz?

- Przypuszczamy, że Klucz Mroku został odnaleziony.

Kalena poczuła suchość w ustach.

164

background image

- Mówi się, że jeśli Klucz Mroku i Klucz Światłości zbliżą się do siebie, to Mrok 

zniszczy Światłość.

-  Tak  utrzymują   mężczyźni  -  spokojnie  powiedziała  Arona, odzywając   się  po raz 

pierwszy; w jej głosie słychać było lekką drwinę i rozbawienie. - Mężczyźni są zaślepieni. 

Uważają,   że   ponieważ   są   silniejsi,   to   ich   Kraniec   Spectrum   musi   być   potężniejszy.   Tak 

myśląc gwałcą Matematykę Paradoksu, a także Filozofię Spectrum. Wszystkie rzeczy muszą 

być zrównoważone przez właściwe przeciwieństwa.

Kalena spojrzała na nią, po czym odwróciła się i popatrzyła na Valikę.

- Czy macie pewność, że Klucz Mroku został odnaleziony?

- Nie jesteśmy zupełnie pewne, mamy jednak poważne podejrzenia. Były już działania 

Mroku   blisko   gór.   Mężczyźni   ginęli   w   dziwny   sposób.   Podobno   pierwszy   raz   od   wielu 

pokoleń widziano w dolinie smoka trójzębnego.

- Ridge zabił jednego po drodze w góry - wyszeptała Kalena.

- Kaleno, smoki  trójzębne  są groźne, ale zawsze obawiały się ludzi.  Jeśli zaczęły 

polować poza górami, to znaczy, że coś musiało je stamtąd wypłoszyć. Jest jeszcze jedna 

opowieść, taka, której nie rozumiemy, ale która przestraszyła nas bardzo.

Kalena przypomniała sobie czarną mgłę, która próbowała pochłonąć ją w jaskini.

- Nie rozumiem, czego spodziewacie się po mnie.

- Niestety, nie potrafimy całkowicie wyjaśnić ci twojego przeznaczenia, ponieważ nie 

jesteśmy tego pewne - wyjaśniła Valika. Mamy tylko wzmianki zbierane przez lata. Kawałki 

informacji, które uzyskałyśmy podczas transów. Jedyna rzecz, której jesteśmy pewne, to jest 

to, że ty jesteś jedyną osobą, która może zabrać Świetlisty Klucz. Każda inna istota zginie, 

jeśli się na to poważy.

- Skąd ty to możesz  wiedzieć?  Nawet gdybym  nie została zabita,  to też  bym  nie 

wiedziała, co z nim zrobić. To nie ma sensu. - Kalena czuła się jak złapana w pułapkę, 

podobnie jak tego dnia, gdy Olara powiedziała jej, że musi zabić Quintela. Ale przynajmniej 

po śmierci Quintela miała jakąś mętną obietnicę wolności. Legendy dotyczące Kluczy Mroku 

i Światłości głosiły, że każdy człowiek, który ich dotknie, zostanie zabity.

- Uspokój się, Kaleno. Nikt nie będzie cię zmuszał do wzięcia Klucza. Decyzja musi 

być wyłącznie twoja i to ty będziesz wiedziała, kiedy i jak masz działać. Wszystko, co my 

możemy zrobić, to powiedzieć ci, czego dowiedziałyśmy się przez badanie legend i strzępów 

starożytnych manuskryptów, w których posiadanie weszłyśmy.

165

background image

- Macie jakieś stare manuskrypty?

- Kilka. A jak myślisz, na co wydajemy grany Quintela? Kroczenie śladem legend 

wymaga dużo pieniędzy.

- Mówisz o czasach Władców Jutrzenki - powiedziała wolno Kalena. - Czy chcesz 

powiedzieć, że oni rzeczywiście istnieli?

- My w to wierzymy. To oni odkryli Kamienie Kontrastu i ukryli je w ogniu i lodzie. 

Nikt nie wie, gdzie one są. Ale jesteśmy przekonane, że Klucze do obu Kamieni są ukryte w 

tych górach. Wiemy na pewno, że jest tu gdzieś Świetlisty Klucz. Starożytne dokumenty 

zawierają wzmianki, że również Klucz Mroku.

- Kim byli Władcy Jutrzenki? - zapytała Kalena. Była zupełnie zafascynowana. - Czy 

to inna rasa, która zamieszkiwała tę planetę przed nami?

Valika odpowiedziała ostrożnie:

- Nie wiemy tego na pewno, ale możliwe, że władcy Jutrzenki byli takimi samymi 

ludźmi   jak   my.   Myślimy,   że   Władcy   Jutrzenki   byli   naszymi   przodkami   i   przybyli   na   tę 

planetę z innego świata, który obracał się wokół innego słońca.

- I oni przywieźli ze sobą Kamienie? - zapytała Kalena.

Valika przecząco potrząsnęła głową.

- Nie. Przynajmniej my tak nie myślimy. Uważamy, że oni odkryli Kamienie i Klucze, 

kiedy tu przybyli i uznali, że są one źródłem siły, która była poza ich rozumieniem i nie 

dawała sobą kierować. Siła takich rzeczy nie może być zniszczona, więc Władcy Jutrzenki 

ukryli je, mając nadzieję, że będą na zawsze pogrzebane, lub przynajmniej dopóty, dopóki oni 

nie opanują sztuki kontrolowania ich.

- Co stało się z Władcami Jutrzenki? - zapytała Kalena.

Valika wzruszyła ramionami.

- Myślę, że wielu z nich przystosowało się do nowego świata. Zostali tu złapani jak w 

pułapkę,   ale  chcieli,  żeby ich  dzieci  mogły  przeżyć.   Zrobili   więc  to,  co było  konieczne, 

stworzyli   nowe   społeczeństwo,   które   okazało   się   zdolne   do   życia   i   rozkwitu.   Nie   mogę 

powiedzieć ci nic więcej, Kaleno. Po prostu nie wiem już nic poza tym. Wiele z tych rzeczy, 

które ci powiedziałam, to spekulacja i intuicja.

- A czy teraz twoja intuicja podpowiada ci, że to ja powinnam wziąć Świetlisty Klucz i 

wynieść go z doliny? - ostrożnie spytała Kalena.

- Wierzę w to.

166

background image

- Jesteś w błędzie - odparła Kalena. - Zwabiłaś tutaj niewłaściwą kobietę. Gdybym 

była przeznaczona do wypełnienia takiej misji, to czułabym to.

- Kto to może wiedzieć? - Valika uśmiechnęła się. - Jesteśmy prawie takimi samymi 

ignorantkami jak ty, jeśli chodzi o przeznaczenie. Może ta sprawa byłaby jaśniejsza, gdyby 

Olara przysłała cię tutaj wiele lat temu, kiedy stanęła w obliczu odpowiedzialności za twoje 

wychowanie. Gdybyś tutaj wyrastała, może nie miałabyś żadnych wątpliwości. W każdym 

razie chęć zemsty i specyficznie pojęty honor rodu były dla Olary silniejsze niż życie tutaj, w 

dolinie.   Próbowała   nagiąć   cię   do  swego  celu   i  z   powodzeniem   stłumiła   twoje   wrodzone 

umiejętności   i   instynkty.   A   może   stłumiła   to   wszystko   tylko   przejściowo?   Kto   to   może 

wiedzieć? Drogi przeznaczenia są często niezmiernie skomplikowane.

Kalena czuła rozpacz.

- Kiedy będziecie wiedziały, że to ja jestem osobą, której szukacie?

- Kobieta, która przede mną pełniła to stanowisko w dolinie, znała prawdę. Podczas 

transów   potrafiła   patrzeć   w   bardzo   daleką   przyszłość.   Ten   szczególny   talent   jest   bardzo 

rzadki, a słowa, które padają w czasie takich transów, są często trudne do interpretacji. Moje 

widzenia   też   są   często   bardzo   frustrujące.   Ta   kobieta   nazywała   się   Bestina   i   miała 

zadziwiającą intuicję. To ona podała imię osoby, która może wziąć Świetlisty Klucz. Przed 

śmiercią wezwała tutaj Olarę i poinformowała ją o tym. Ale było za późno. Olara podążała 

już swoją drogą i dała wyraźnie do zrozumienia, że zostanie tam razem z tobą. Bestina nie 

mogła nic więcej zrobić, ale kiedy powiedziała mi, że to ja zajmę jej miejsce w dolinie, dała 

mi jedną radę.

- Jaką?

- Powiedziała mi, że coś silniejszego niż wpajanie w ciebie konieczności dokonania 

zemsty może zburzyć tę barierę, którą Olara cię otoczyła. Stanie się tak, kiedy związek z 

mężczyzną będzie ci bliższy niż wszystko, co łączy cię z ciotką, może nawet silniejszy niż 

poczucie honoru.

- Wiedziałaś, że podpiszę kontrakt małżeński?

Valika uśmiechnęła się.

-   Kilka   lat   wcześniej   zaczęłyśmy   nalegać   na   handel   wyłącznie   z   kobietami 

poślubionymi przez kupców. Był to sposób zapewnienia kobietom Quintela jakiejś legalnej 

ochrony i prawa do zatrzymania części zarobku z Piasku.

167

background image

- Wtedy Quintel spełnił twoje żądania tworząc instytucję małżeństwa handlowego - 

zauważyła Kalena. - Takie małżeństwo jest niczym więcej, jak tylko umową handlową. W 

takim   małżeństwie   więzy   pomiędzy   mężczyzną   a   kobietą   są   słabe,   żeby   nie   powiedzieć 

żadne. Jest to związek interesów.

-   To   prawda,   ale   umowa   małżeńska   zapewniała   kobietom   jakąś   legalną   pozycję. 

Ponieważ   byłyśmy   zdecydowane   handlować   tylko   z   takimi   kobietami,   można   było 

przypuszczać, że kiedy ty dotrzesz do nas, będziesz również żoną kontraktową. Oczywiście, 

nie wiedziałyśmy tego na pewno. Los mógł wybrać jakiś inny sposób na sprowadzenie cię do 

nas, ale było to logiczne rozumowanie. Nikt inny, poza ludźmi Quintela, nie przybywał do 

naszej doliny.

- Rozumiem.

-   Wiele   miesięcy   temu   -   kontynuowała   Valika   -   kiedy   nasz   niepokój   narastał, 

czułyśmy bowiem, co może się zdarzyć z Kluczem Mroku, zdecydowałyśmy, że trzeba trochę 

pogonić los. Zaczęłyśmy informować kupców Quintela, że chcemy prowadzić interesy tylko z 

kobietami   prawdziwie   poślubionymi   i   zaangażowanymi   emocjonalnie.   Mówiłyśmy,   że 

chcemy kobiety przynajmniej dotkniętej talentem, chociaż nie musi być Uzdrowicielką. Z 

informacji   zebranych  przez  Bestinę   i  przeze  mnie,  wiedziałyśmy  dość  dużo  o tobie.  Nie 

mogłyśmy jednak prosić cię bezpośrednio.

- Dlaczego nie?

- Bo straciłyśmy twój ślad. Nie wiedziałyśmy, gdzie zabrała cię Olara i pod jakim 

nazwiskiem wzrastałaś. Byłam zmuszona zaufać logice i mieć nadzieję, że cię odnajdziemy.

- Logika, która opierała się na tym,  że chcąc przywrócić handel Piaskiem Quintel 

będzie zmuszony szukać takiej kobiety, która zdoła przejść przez zasłonę z mgły.

- Wiedziałyśmy, że Quintel nie dostanie praktykującej Uzdrowicielki, ponieważ żadna 

nie zgodzi się na małżeństwo kontraktowe i ryzyko  wyprawy.  Musiałby wyjść z nowym 

kontraktem akceptowanym przez Uzdrowicielki, co było mało prawdopodobne, lub znaleźć 

nie praktykującą Uzdrowicielkę, taką jak ty, chętną do podpisania kontraktu na małżeństwo 

handlowe.   Nie   ma   zbyt   wiele   takich   nie   praktykujących   Uzdrowicielek   jak   ty,   Kaleno. 

Uważałyśmy więc, że gdy wywrzemy dostateczną presję na Quintela i zamkniemy szlak dla 

wszystkich  poza  tobą,  to wcześniej  czy później  doczekamy  się ciebie.  To było  logiczne. 

Wiedziałyśmy, że Olara z pewnością szuka sposobu dostania się do Quintela. Tak więc, z 

jednej  strony,  liczyłyśmy  na poszukiwanie  przez  Quintela  kobiety pochodzącej  z  rodziny 

168

background image

Uzdrowicielek, z drugiej zaś strony czekałyśmy na to, że Olara zechce użyć cię przeciwko 

Quintelowi. To musiało wreszcie dać oczekiwany rezultat.

- To wszystko jest bardzo zawiłe i skomplikowane - zauważyła Kalena potrząsając 

głową.

- Jednak jest logiczne. We wszystkim, co się dzieje, jest logika. My nazywamy to 

przeznaczeniem, ale w rzeczywistości słowo to nie znaczy nic więcej, tylko nieuchronność 

działania sił, które wszystko poruszają. Raz uruchomione, muszą działać do skutku. - Valika z 

przekonaniem zacytowała zasadę Filozofii Spectrum.

- Ale to miało być tylko kontraktowe małżeństwo - powiedziała miękko Kalena. - I 

miało   trwać   nie   dłużej   niż   jeden   dzień.   I   chciałaś   kobiety,   która   byłaby   prawdziwie 

zaślubiona, a nie tylko wypełniająca handlową umowę.

Valika spojrzała na nią porozumiewawczo.

- Czy mogłabyś powiedzieć, że związek pomiędzy tobą a twoim mężem oparty jest 

wyłącznie na biznesie?

Twarz Kaleny spłonęła nagłym rumieńcem.

- Trudno jest określić mój związek z Ridge'em. Czasami nie jestem pewna, czy sama 

to rozumiem. Jestem natomiast pewna, że to nie ja mam odnaleźć Świetlisty Klucz. Zwabiłaś 

do doliny niewłaściwą kobietę.

- Żadna z nas nie jest w stanie wyjaśnić w pełni, dlaczego i po co tu jesteś, Kaleno. 

Zrobiło   się   późno,   a   my,   kobiety   zajmujące   się   rolnictwem,   musimy   wcześnie   wstawać. 

Myślę, że już czas pójść do łóżek.

Valika   powiedziała   to  takim  tonem,   że  Kalena  nie  miała  wątpliwości,  iż   zebranie 

dobiegło końca.

- Nie tylko farmerki wstają wcześnie. Tak samo jest z mistrzami komercji - mruknęła 

Kalena, wstając razem z innymi. - Szczególnie gdy są niespokojni o zakończenie podróży. 

Ridge będzie chciał wyjechać rano jak najszybciej.

- Przespaceruję się z tobą do twojej chaty - powiedziała Arona, trzymając się blisko 

Kaleny, kiedy inne kobiety zaczęły opuszczać pomieszczenie.

- To miło z twojej strony.

- To drobiazg. Moja chata jest blisko twojej.

W świetle lamp błękit oczu Arony był głęboki i intensywny. Dotknęła lekko ramienia 

Kaleny i skierowała ją w stronę chaty.

169

background image

Kalena maszerowała obok swej nowej znajomej myśląc o tym, co zostało powiedziane 

na   zebraniu   w   sali   jadalnej.   Wkrótce   jednak   poczuła   się   skrępowana   milczeniem,   jakie 

panowało między nimi, i próbowała znaleźć temat do rozmowy.

- Jak to jest, że na dnie doliny jest tak ciepło i powietrze  jest takie  balsamiczne, 

chociaż otoczona jest ona przez góry pokryte czapami śnieżnymi?

- W sercu gór ukryte jest źródło ciepła. Może to być pozostałość starego wulkanu. Nie 

wiemy dokładnie, jak to działa, ale woda, która wrze przy powierzchni, jest zawsze gorąca i 

ogrzewa powietrze.

- Chyba część tej wody wypływa z gór i zaopatruje baseny znajdujące się w Hot And 

Cold i nawet płynie jeszcze dalej, prawda?

- Tak - odpowiedziała Arona i przez długą chwilę milczała, a kiedy przemówiła, jej 

słowa ogromnie zadziwiły Kalenę.

- Ty jesteś kobietą, która szuka wolności.

- Jesteś bardzo spostrzegawcza.

Arona skrzywiła usta.

-   Nieszczególnie.   Ja   również   szukałam   kiedyś   wolności.   I   może   teraz   po   prostu 

rozpoznaję pragnienia innych, szukających tego samego.

Teraz Kalena była zaciekawiona.

- I nie znalazłaś jej poza tą doliną, prawda, Arono?

-   Nigdy   nie   myślałam,   że   mogłabym   znaleźć   wolność   w   świecie   mężczyzn   - 

powiedziała po prostu. - Ale jestem szczęśliwa tu, w dolinie.

- Rozumiem.

Były już blisko chaty. Kalena zobaczyła przez okno światło lampy. Ridge czekał na 

nią, tak jak obiecał.

Arona zatrzymała się i odwróciła twarz ku swej towarzyszce. Położyła rękę na jej 

ramieniu.

- Ty także będziesz tutaj szczęśliwa, Kaleno. Rozumiesz? Wolności, jaka istnieje tutaj, 

nie znajdziesz w związku ze swoim mężem.

- Wiem - powiedziała Kalena delikatnie. - W małżeństwie nie ma za wiele wolności.

Ridge stał w cieniu, blisko chaty, i słyszał słowa Kaleny. Już drugi raz tego wieczoru 

wyszedł,   żeby   sprawdzić,   jak   się   czują   krity.   Widział   Kalenę   i   Aronę   idące   w   świetle 

170

background image

księżyca.   Serce   ścisnął   mu   lęk,   kiedy   zdał   sobie   sprawę   ze   wszystkich   czarów   doliny, 

odciągających od niego Kalenę.

- Kaleno, tutaj, w dolinie, jesteś wolna - powiedziała miękko Arona. - Możesz sama 

dokonać wyboru. Nie musi tobą kierować żaden mężczyzna.

Ridge wyszedł z cienia.

- Kaleno, czekałem na ciebie.

- Wiem, Ridge. - Odwróciła się do niego z zagadkowym uśmiechem na ustach.

Ridge stał spokojnie, ale cały był sprężony do walki. Nie wiedział jednak, co może 

zrobić.  Wiedziałby,  jak strzec swej  żony przed zalotami  innego mężczyzny,  ale  nie miał 

pojęcia, jak należy zachować się w takiej sytuacji. Co mógł jej ofiarować, żeby przeważyć 

uroki doliny? Kalenę wiązała z nim tylko wątła nić handlowego związku małżeńskiego. Fakt, 

że   odpowiadała   na   jego   pieszczoty,   kiedy   trzymał   ją   w   ramionach,   nie   znaczył   nic   w 

porównaniu z egzotycznym rodzajem wolności oferowanym jej w dolinie.

- Czas już iść do łóżka, Kaleno. - Nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć.

- Tak - zgodziła się i zwracając się do Arony powiedziała: - Śpij dobrze, przyjaciółko. 

Dzisiejszej nocy mam dużo do przemyślenia.

- To prawda. Idź do łóżka i śnij o wolności.

- Nie jestem pewna, czy któraś z nas może być całkowicie wolna - mruknęła Kalena.

- Jesteś mądrą kobietą. To źle, że nie pozwolono ci zostać Uzdrowicielką. Życzę ci 

dobrej nocy, Kaleno. - Arona rozpływała się w ciemności balsamicznej nocy; długa tunika 

wdzięcznie owijała się wokół jej nóg.

Ridge odetchnął głęboko, ale napięcie jego ciała nie ustąpiło. Podszedł do Kaleny i 

wziął jej twarz w swoje dłonie. Oczy żony były szeroko rozwarte i rozświetlone.

- Czasami przerażasz mnie śmiertelnie - szepnął.

- Naprawdę?

- Nie pozwolę ci odejść, Kaleno - powiedział i jego usta zawisły nad jej ustami. - Nie 

mogę pozwolić ci odejść. Należysz do mnie. Musisz to zrozumieć. - Wziął ją na ręce i zaniósł 

do chaty.

171

background image

Rozdział dwunasty

Z

najdujące   się   w   pokoju   lampy   rzucały   ciepłe   światło,   które   jednak   nikło   w 

porównaniu   z   ognistym   spojrzeniem   Ridge'a.   Przeniósł   ją   przez   rozłożony   na   podłodze 

dywanik i położył na wąskim posłaniu, stojącym w rogu pokoju. Ciepło ognia było niczym w 

porównaniu z temperaturą jego ciała. 

Uklęknął obok Kaleny i ściągnął z jej włosów opaskę. Uwolnione loki w kolorze 

zachodzącego słońca opadły mu na dłonie.

- Żono, pragnę, żebyś wolność odnalazła w moich ramionach - powiedział.

Odchylił   jej   głowę   i   namiętnie   pocałował.   Pod   dotykiem   jego   natarczywych   ust 

ogarnęła Kalenę fala ognia. Nie była pewna, czy w jego ramionach rzeczywiście znajduje 

wolność, ale na pewno odczuwała nieporównywalną z niczym emocję.

Dzisiaj wszystko odbierała inaczej. Była w niej dziwna gotowość. Wydawało się jej, 

że na kochanie się z tym  mężczyzną  czekała cale wieki. Ledwie ją dotknął, natychmiast 

rozpalił w niej ogień namiętności. Otoczyła go ramionami i przyciągnęła do siebie.

- Pamiętaj, Kaleno, cokolwiek się wydarzy, musisz dzielić to ze mną.

- Wiem - odparła.

Ridge rozbierał ją niecierpliwie. Najpierw zdjął tunikę, potem odrzucił na bok wąskie 

spodnie. Kalena wiła się w jego ramionach i obejmowała go z pasją, jakiej nigdy dotąd nie 

doświadczyła.

- Do Kamieni - wysapał, przytrzymując ją, żeby ściągnąć z siebie ubranie. - Płoniesz 

dzisiaj jak ogień w górach. Jak mogłaś nawet pomyśleć o porzuceniu mnie?

- Teraz już tak nie myślę - odpowiedziała i wbiła mu paznokcie w ramiona. - Teraz nie 

mogłabym cię opuścić. - Kalena zaakceptowała ten fakt. Czuła, że musi go mieć w sobie. 

Chciała, żeby wypełnił ją całkowicie.

Ridge nachylił się i drżącymi palcami dotknął jej piersi.

-   Chodź   do   mnie   -   wyszeptała   w   męce,   unosząc   biodra   i   otwierając   się   na   jego 

powitanie. - Chodź do mnie, Ridge. Kochaj mnie.

- Zaraz. Za chwilę.

172

background image

- Nie, teraz. - Opętana nieodpartą potrzebą połączenia się z nim, przewróciła go na 

plecy i natychmiast usiadła na nim okrakiem. Na tle palącej się lampy jej złocisto czerwone 

włosy tworzyły aureolę. Oczy Ridge'a błyszczały dzikim pożądaniem, gdy opierał dłonie na 

jej szerokich biodrach.

Uniósł ją delikatnie, by mogła się do niego dopasować.

- Czuję w tobie płynny ogień. Spali nas.

Palce   Kaleny  zacisnęły się  delikatnie   wokół  jego męskości.  Ridge  jęknął  i  naparł 

raptownie na jej wilgotne wnętrze. Kalena sapnęła, czując, jak w nią wchodzi. Przywarła do 

niego, a po chwili uniosła się do góry i usiadła na nim jak na kricie.

- Teraz jesteś wolna, moja słodka Kaleno - wymruczał wbijając się w nią. - Pędź 

naprzód i wzbij się w obłoki, ale zabierz mnie ze sobą.

Ciało   Kaleny   wygięło   się   z   rozkoszy.   Zamknęła   oczy,   odrzuciła   do   tyłu   głowę   i 

jechała   na   nim   z   pasją   dorównującą   jego   pożądaniu.   Płomień,   który   ich   ogarnął,   groził 

spaleniem,   ale   nie   dbali   o   to.   Kalena   jechała   na   kricie,   który   ciągle   trzymał   rozpostarte 

skrzydła.   Szybowała   na   tym   wielkim,   umięśnionym   ptaku,   a   on   spełniał   wszystkie   jej 

zachcianki. Kiedy Ridge w końcu złożył skrzydła i zaczął zbliżać się ku ziemi, Kalena głośno 

wypowiedziała jego imię.

Chrapliwy  krzyk   Ridge'a   wibrował   życiem.   Wreszcie   wybuchnął,   wlewając   w   nią 

swój ekstrakt. Trzymał ją tak mocno, że prawie nie mogła oddychać.

A potem była  tylko  wilgoć, ciepło i spokój. Długo tak leżeli, aż w końcu Kalena 

znalazła w sobie tyle energii, by otworzyć oczy. Zobaczyła, że Ridge wpatruje się w jej twarz. 

W oczach płonęły mu jeszcze resztki namiętności.

- Jutro wyjeżdżamy - powiedział bezbarwnie. - Z Piaskiem lub bez Piasku.

- Tak, Ridge. - Kalena zgodziła się tak potulnie, że aż go to zdziwiło. - Nie martw się 

o Piasek. Uzdrowicielki obiecały, że możemy wziąć tyle, ile tylko chcemy. - Wiedziała, że 

Ridge nie mógł tutaj zostać. W dolinie nie było dla niego miejsca. Wiedziała również, że 

powinna wyjechać razem z nim. Bez niego nie mogła zostać. Dzisiaj zrozumiała, że są na 

zawsze złączeni. Chociaż czasami targali te więzy, ale jednak były one tak silne jak samo 

życie. Była mu przeznaczona i nie mogła dłużej z tym walczyć.

Ridge głęboko oddychał przytulając ją mocno do siebie.

- Dziękuję ci, Kaleno.

- Za co? - zapytała z rozbawieniem.

173

background image

- Za to, że mnie nie zostawiłaś.

- Czy obawiałeś się, że stracisz przez to Piasek?

Potrząsnął głową.

- Nie. Gdybyś to zrobiła, sama byś tego żałowała. Nie chciałbym takiego zwycięstwa. 

Nie chcę również, żebyś została w tej przeklętej dolinie.

- Dlaczego? - zapytała zdziwiona. - Przecież będziesz miał swój Piasek.

Zacisnął usta.

- To, co jest między nami, jest ważniejsze niż Piasek. Wiesz o tym tak samo dobrze 

jak ja.

Uśmiechnęła się słysząc to.

- Wiem o tym, Ridge, ale chcę zrozumieć, na czym polega nasz związek.

- Dlaczego kobiety ciągle pytają i wszystko analizują?

-   Może   dlatego,   że   nie   lubimy   być   zależne   od   tego,   czego   nie   rozumiemy   - 

odpowiedziała łagodnie.

Brwi Ridge'a ściągnęły się w twardą linię.

-  Osiągasz  duże  sukcesy  w  komplikowaniu   sobie  życia.   Nie  potrafisz  akceptować 

rzeczy takimi, jakimi one są.

- Nie wiedziałam, że jesteś takim filozofem, Ridge. - A czy ty akceptujesz to, czego 

nie rozumiesz?

Pochylił się nad nią i zaczął zębami skubać jej skórę.

- Ja zaakceptowałem to, co dało mi Spectrum w dniu, w którym wręczyłaś mi kontrakt 

małżeński.

Kalena znowu poczuła jego twardość i zdumiona wyciągnęła rękę, by to sprawdzić.

- Może rzeczywiście twoja metoda jest lepsza, Ridge.

- Wiem, że jest - powiedział układając się na niej. - Jestem twoim mężem. Musisz 

wierzyć, że wiem, co jest dla ciebie najlepsze.

Kalena chciała się roześmiać słysząc tę arogancką męską uwagę, ale znowu zaczął ją 

całować i uleciały jej z głowy wszystkie myśli, pozostały tylko doznania zmysłowe.

Wszyscy wiedzieli, co jest dla niej najlepsze. Olara zmusiła ją do dokonania zemsty. 

Kobiety   z   doliny   były   przekonane,   że   właśnie   ona   jest   tą,   która   może   wziąć   mityczny 

Świetlisty Klucz, a jej mąż oświadczył, że należy do niego.

174

background image

Z tych trzech rzeczy Kalena postanowiła wybrać miłość, ponieważ to ona nęciła ją 

najbardziej.

N

astępnego dnia o świcie opuścili dolinę. Zanim Kalena skończyła śniadanie, Ridge 

osiodłał krity i załadował na nie torby z Piaskiem Eurytmii. Nie miał ochoty na jeszcze jeden 

posiłek  w  towarzystwie  kobiet  z doliny.  Na śniadanie  zjadł ser z chlebem  i owocami,  a 

później poszedł zobaczyć, jak idzie ładowanie Piasku.

Podczas   posiłku  dzielonego   z Valiką,   Aroną  i  innymi   kobietami   Kalena  czuła   się 

niezręcznie,  bo  przedtem   powiedziała   otwarcie,   że  nie   wierzy  w   przeznaczenie,  które   jej 

ukazały.   Ale   żadna   z   kobiet   nie   czuła   do   niej   urazy.   Posiłek   przebiegał   w   pogodnej, 

przyjacielskiej atmosferze. Nie było mowy o poprzednim wieczorze, do momentu, aż Kalena 

wstała, żeby pójść do Ridge'a. Wtedy Valika podeszła do niej, ujęła obie jej ręce, pocałowała 

delikatnie w oba policzki i uśmiechnęła się pocieszająco.

- Nie martw się, Kaleno. Kiedy przyjdzie pora, wszystko potoczy się tak, jak musi. 

Nie odwrócisz przeznaczenia. Nie odejdziesz od nas.

-   Przecież   to   właśnie   robię   -   poważnie   powiedziała   Kalena.   -   Musisz   zrozumieć, 

Valiko, że nie jestem tą osobą, której szukasz. Prawda jest taka, że chyba  nie wierzę w 

istnienie Klucza. A nawet jeśli on istnieje, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

-   Nie   ma   potrzeby   mówić   o   tym   teraz.   Jeszcze   nie   została   na   tyle   zachwiana 

równowaga, żeby trzeba było działać.

- Jaka równowaga?

- Wiesz tak samo jak ja, że wszystkie zdarzenia na naszym świecie, również nasze 

istnienie,   ustawione   są   w   ustalonym   porządku   wzdłuż   nieskończonego   Spectrum.   Kiedy 

wydarzy się jedna rzecz, wtedy w celu zachowania równowagi musi natychmiast wydarzyć 

się coś przeciwnego. A teraz równowaga naszego świata zaczyna się chwiać. Czuję to. W 

górach   jest   teraz   więcej   mroku   niż   światła.   Taka   sytuacja   nie   może   trwać   długo.   Kiedy 

sprawy  zaczną  toczyć  się  w  niewłaściwym  kierunku,   wyjdą  z  ustalonego  porządku.   Gdy 

nadejdzie taki czas, będziesz musiała być posłuszna swemu przeznaczeniu.

- Valiko, proszę, posłuchaj mnie. Jestem córką rodu, który skończy się wraz z moją 

śmiercią. Już raz nie wypełniłam powierzonego mi obowiązku. W dodatku zostałam żoną 

kontraktową. Nie jestem żadną ważną osobą. Wielkie czyny nie są pisane takim ludziom jak 

ja. A co więcej, nie chcę tego zrobić.

175

background image

Arona patrzyła na nią ze zrozumieniem.

-   Wiem,   że   pragniesz   wolności.   Nie   chcesz,   żeby   ktoś   decydował   za   ciebie. 

Powiedziałaś   jednak   wczoraj   wieczorem,   że   nie   jesteś   pewna,   czy   istnieje   prawdziwa 

wolność.

- Myślę, że mam szansę na ułożenie sobie życia tak, jak pragnę - powiedziała Kalena. 

- Może nie będzie ono zapisane złotymi zgłoskami, ale przynajmniej sama je sobie wybiorę. - 

Postąpiła   krok   do   tyłu   i   z   szacunkiem   skłoniła   głowę.   -   Valiko,   byłaś   wspaniałomyślna 

zaopatrując nas w Piasek. Przekonałam się, że jest on w rękach uczciwych Uzdrowicielek.

Valika zachichotała.

- A więc, Kaleno, bierzesz na swoje barki jeszcze jeden obowiązek. Olara okłamała 

cię, ale wpoiła ci poczucie obowiązku, prawda? W połączeniu z uczciwością daleko cię ono 

zaprowadzi. Idź teraz, życzę ci szczęśliwej podróży.

Kalena   spojrzała   na   kobiety,   które   zebrały   się,   żeby   ją   pożegnać.   Czuła   dziwne 

pieczenie oczu. Z drżącym uśmiechem odwróciła się i podążyła do Ridge'a, który czekał na 

nią przy kritach.

Spojrzał na nią uważnie i podsadził na siodło.

- Płaczesz?

- Ależ skąd - odpowiedziała wycierając oczy rękawem tuniki i spoglądając na niego 

prowokująco.

Ridge zawahał się; przez chwilę stał trzymając jedną rękę na siodle.

-   Kaleno,   jeśli   te   kobiety   powiedziały   lub   zrobiły   coś,   co   cię   zdenerwowało,   to 

powiedz mi o tym.

- Wszystko w porządku, Ridge.

Nie   wydawał   się   przekonany,   ale   widać   było,   że   jest   niezmiernie   zadowolony   z 

powodu wyjazdu z doliny.

- Im szybciej stąd wyjedziemy, tym lepiej - mruknął wskakując na siodło. - Czy masz 

pod ręką swoją pelerynę? - Znowu zrobi się zimno, kiedy zaczniemy się wspinać.

Było jej miło, że tak się o nią troszczy. Zebrała wodze i pogoniła swojego ptaka.

- Tak, mam ją w zasięgu ręki.

-   Nie   będziemy   w   stanie   poruszać   się   tak   szybko   jak   podczas   drogi   do   doliny. 

Włożyłem na krity pełny ładunek Piasku. Ale są to dobre i silne ptaki, więc i tak będziemy 

mogli podróżować znacznie szybciej niż regularna karawana.

176

background image

Kalena spojrzała przez ramię na torby zawieszone na zadzie krita, który nie wydawał 

się specjalnie przeciążony dodatkowym ciężarem.

- Moje gratulacje, Ridge, tego Piasku jest więcej, niż potrzeba ci na zrealizowanie 

marzeń.

- A co z twoimi marzeniami, Kaleno?

Zadziwił ją tym pytaniem.

- Ciągle je realizuję.

- Realizujemy je razem - stwierdził.

Przez moment spotkały się ich spojrzenia, po czym Ridge pociągnął za wodze i krit 

energicznie pognał naprzód. Kalena ruszyła  za nim, oglądając się przez ramię. Zobaczyła 

kobiety z doliny patrzące na ich odjazd. W dolinie nie miałabym więcej wolności niż przy 

Ridge'u, pomyślała nagle całkowicie przekonana.

Przez całą drogę prowadzącą z doliny do miejsca, gdzie szlak zaczynał wznosić się do 

góry, Ridge jechał w milczeniu. Kalena wiedziała, że rozmyślał nad czymś głęboko, ale nie 

pytała o nic. Zajmowały ją własne myśli.

Kiedy odwróciła się, żeby wyciągnąć z torby ciepłą pelerynę, natknęła się na znajomą 

sakiewkę   zawierającą   sproszkowane   liście   selity.   Ręka   zamarła   jej   w   powietrzu,   gdy 

uprzytomniła sobie, że wczoraj zapomniała ich zażyć.

- Kaleno? Czy stało się coś złego? - zapytał Ridge oglądając się podczas pokonywania 

zakrętu.

-   Nie   -   odkrzyknęła   i   dodała   pod   nosem   -   przynajmniej   mam   nadzieję,   że   nie.   - 

Zaniepokojona   zaczęła   obliczać,   jak   długo   musi   czekać   na   upewnienie   się,   czy   poniesie 

konsekwencje ostatniej nocy. Wspomnienie własnej płomiennej namiętności wprawiło ją w 

niepokój, a po chwili uświadomiła sobie, że teraz i tak nie mogła już nic zrobić.

Pocieszała się, że może nie będzie musiała zapłacić za ten jeden błąd. Spojrzała na 

Ridge'a jadącego przed nią i zaczęła się zastanawiać, co by powiedział, gdyby się okazało, że 

zostanie ojcem.

Ale odpowiedź była oczywista. Ridge przyjąłby swoje nowe obowiązki bez chwili 

wahania. Kalena uśmiechnęła się na myśl, że tak głęboko jest o tym przekonana. To dziwne, 

myślała,   że   nasze   małżeństwo   kontraktowe   przeradza   się   w   trwały   związek.   Co   prawda, 

małżeństwo z agresywnym, szorstkim i bezdomnym bękartem, który za wszelką cenę chciał 

dać początek wielkiemu rodowi, nie było tym, o czym marzyła opuszczając farmę.

177

background image

Żeby być sprawiedliwą, musiała przyznać, że ona też nie była dla niego odpowiednią 

żoną. Nawet jeśli Ridge był bękartem, to po powrocie z Piaskiem do Crosspurposes będzie 

człowiekiem bogatym.  Szacowne rody będą musiały traktować go poważnie, gdy zacznie 

adorować ich córki.

Ona nie miała teraz żadnych koneksji, ani ekonomicznych, ani politycznych, które 

zazwyczaj daje małżeństwo z córką wielkiego rodu. Mogła tylko wnieść w posagu swoje 

umiejętności, maniery i dumę, te wszystkie cechy, które daje pochodzenie z takiego rodu jak 

jej. Ridge powiedział jej kiedyś, że nie dane mu było wyrastać w dobrodziejstwie tradycji i 

dlatego   bardzo   je   ceni.   Wierzyła   mu.   Ridge   może   założyć   rodzinę   dzięki   pieniądzom 

zapracowanym w pocie czoła oraz dzięki swym umiejętnościom i szczęściu. Może dostarczyć 

rodzinie   podstaw   ekonomicznych,   ona   natomiast   jest   w   posiadaniu   tych   innych 

niewymiernych rzeczy. Jeśli Ridge ją poślubi, potrafi stworzyć mu prawdziwy dom.

Jeśli ją poślubi.

Uśmiechnęła się smutno, kiedy zdała sobie sprawę ze swoich myśli.

- Mgła. - Ridge zatrzymał swojego krita, gdy za następnym zakrętem traktu stanął 

przed migotliwą zasłoną z mgły. - Ona nie znikła.

Kalena wróciła do rzeczywistości.

- Uzdrowicielki nie mogą jej jeszcze usunąć. Są zaniepokojone.

- Czym?

- Uważają, że w górach i poza nimi jest teraz więcej mroku niż światła. Ridge, one 

wierzą w Świetlisty Klucz. To znaczy, że wierzą również w Klucz Mroku. Uważają, że został 

on wydobyty z ukrycia.

- Czy to właśnie powiedziały ci wczoraj? Wiedziałem, że nie powinnaś zostawić z 

nimi sama. Mają zły wpływ. Nabiły ci głowę jakimiś nonsensami i starymi legendami.

- Przestań gderać. Ta ich zasłona sama w sobie mogłaby stać się interesującą legendą. 

Czy chcesz stać tu cały dzień mówiąc o Uzdrowicielkach i o tym, że mam przeprowadzić cię 

przez tę mgłę, która zatrzymuje każdego mężczyznę?

- Czasami, moja żono, twój język staje się wyjątkowo ostry. - Zsiadł z krita. - Ciesz 

się, że masz tak wyrozumiałego męża.

- Teraz, kiedy dostałeś swój drogocenny Piasek, spodziewam się od ciebie jeszcze 

większej tolerancji, ponieważ zawdzięczasz to mnie.

Uśmiechnął się krzywo.

178

background image

- Zawsze spłacam swoje długi. - Wyciągnął  rękę, schwycił  Kalenę i bez wahania 

wszedł w gęstą mgłę. Chwilę później, wszyscy, włączając krity, stali bezpiecznie po drugiej 

stronie. Ridge obejrzał się. - Ciekaw jestem, jak długo będą to trzymały. Jeśli nikt, poza tobą, 

nie będzie mógł przejść przez tę zasłonę, to Quintel będzie miał nie lada problem.

- Interesująca myśl - wolno powiedziała Kalena. - Ktoś, kto zna tajemnicę przejścia 

przez tę zasłonę, może dyktować warunki.

- Niech ci nie przychodzi do głowy, że będziesz mądrzejsza niż Quintel - powiedział 

Ridge, zdając sobie sprawę, o czym myśli Kalena. - On zawsze dostaje to, czego chce. Wiem 

o tym. Mam za sobą wiele lat obserwacji.

- A więc to nie jego, tylko ciebie muszę się obawiać, czy tak?

Ridge spojrzał na nią dziwnie, ale nie skomentował tego, co powiedziała. Zapytał 

tylko:

- Czy Uzdrowicielki powiedziały ci cokolwiek o swoich planach dotyczących handlu 

Piaskiem?

- Nie rozmawiałyśmy o tym. Mają teraz głowy zaprzątnięte inną sprawą. Myślę, że 

będą   dalej   handlowały,   ale   zasłonę   usuną   dopiero   wtedy,   gdy   poczują   się   całkowicie 

bezpieczne.

- Jeśli nie czują się bezpieczne, to Quintel może dać im całą armię ludzi, którzy będą 

strzegli przełęczy.

- Nawet cała armia uzbrojonych strażników, stojących u wejścia do ich doliny, nie 

uspokoi Uzdrowicielek.

Ridge zacisnął usta.

-   Przypuszczam,   że   masz   rację.   One   nie   chcą   mieć   w   ogóle   do   czynienia   z 

mężczyznami, prawda?

- To nie znaczy, że nienawidzą mężczyzn. Po prostu wybrały życie bez nich. I wydaje 

się, że funkcjonują z tym zupełnie nieźle.

- To dobrze, że nie zostaliśmy dłużej w dolinie. Te kobiety mogłyby jeszcze zrobić 

jakąś sztuczkę z twoim umysłem - burknął Ridge.

Pierwszy   raz   od   opuszczenia   doliny   Kalena   roześmiała   się.   Była   zadowolona,   że 

Ridge był odwrócony do niej plecami. Tak jak Ridge przewidział, powrotna droga przez góry 

była powolniejsza. Krity obciążone Piaskiem nie mogły po prostu iść szybciej.

179

background image

Byli jeszcze w pewnej odległości od szałasu, w którym mieli zatrzymać się na noc, 

gdy nagle zaczął zapadać zmierzch. Kalena zobaczyła ostatnie promienie słońca chowające 

się za ośnieżonymi szczytami i zdała sobie sprawę, że zaczyna drżeć. Pomyślała, że powinno 

być jej ciepło, skoro ubrana jest w pelerynę podbitą futrem. Nie było również powodu, żeby 

powietrze ochłodziło się tak nagle.

- Już mamy niedaleko do szałasu, Kaleno. Wkrótce tam będziemy - powiedział Ridge 

uspokajająco, widząc, jak zawija się w pelerynę.

Skinęła w odpowiedzi głową, starając się ukryć niepokój. Ten wcześnie zapadający 

mrok   był   bardzo   nieprzyjemny.   Wiedziała,   że   w   górach   mrok   zapada   szybciej,   ale   ten 

zmierzch  zapadł  nie  wiadomo  dlaczego.  Ciepło i  światło  dnia  zniknęły zbyt  gwałtownie. 

Owijając   się   jeszcze   dokładniej   w   pelerynę,   Kalena   pokonała   następny   zakręt   szlaku   i 

znalazła się tuż za Ridge'em. Uniosła głowę.

- Czy stało się coś złego?

Ridge nawet się nie odwrócił. Przyglądał się czemuś, co znajdowało się przed nim na 

szlaku, a czego ona nie mogła zobaczyć.

- Nic takiego - odpowiedział.

-   Więc   dlaczego   się   zatrzymałeś?   -   Pociągnęła   kilka   razy   lekko   za   wodze   i   krit 

podszedł do przodu stając obok Ridge'a.

- Ponieważ przez drogę przepływa strumień. - Ridge wychylił się do przodu, opierając 

łokcie na łęku siodła.

- Nie przechodziliśmy przez żaden strumień jadąc w tamtą stronę.

- Wiem.

-   Więc   co...   -   Kalena   nagle   przerwała,   spojrzawszy   na   spienioną   czarną   wodę 

wypływającą z góry po jednej stronie szlaku i znikającą w kanionie po drugiej. Słowa uwięzły 

jej w gardle.

- Ridge, co to jest?

- Woda.

- Nie, to nie tylko woda. Nie było jej tutaj, gdy jechaliśmy do doliny.

-   Gdzieś   w   górach   musiał   w   nocy   spaść   deszcz.   A   teraz   spływa.   Woda   nie   jest 

głęboka.

180

background image

-   Wszystko   mi   jedno,   jak   jest   głęboka,   nie   możemy   przejść   przez   strumień   - 

wyszeptała Kalena. Nie wiedziała, skąd to wie, ale była pewna, że ona nie może przejść przez 

tę wodę.

-   Oczywiście,   że   możemy.   -   Ridge   wyprostował   się   w   siodle   i   zebrał   wodze.   - 

Chodźmy. - Podjechał na kricie do brzegu strumienia. Ptak zawahał się początkowo, ale pod 

pewną ręką Ridge'a wszedł do rwącego strumienia.

- Ridge, poczekaj - zawołała zaniepokojona Kalena. - Myślę, że powinniśmy rozbić 

obóz po tej stronie. Jeśli strumień utworzył się na skutek deszczu, to do jutra nie powinno być 

po nim śladu.

- Jest za zimno, żeby spędzić noc pod gołym niebem, zresztą nie potrzebujemy tego 

robić. - Po przejechaniu połowy strumienia, odwrócił się i powiedział do niej niecierpliwie: - 

Jedź za mną, Kaleno.

Spróbowała podjechać do brzegu zdając sobie sprawę, że Ridge nie bierze poważnie 

jej   instynktownego   lęku   przed   wodą.   Krit   opuścił   głowę   w   bojaźliwym   geście   i   Kalena 

wiedziała, że biedne zwierzę reaguje tak na jej napięcie. Zanim jednak podjechała do brzegu, 

zaczęła odczuwać mdłości.

W miejscu, gdzie woda przepływała przez szlak, rzeczywiście nie było głęboko. Krit 

Ridge'a miał łapy zanurzone tylko do końca pazurów. Ale każdy powinien widzieć dno w tak 

płytkiej wodzie, a Kalena go nie widziała.

Zatrzymała krita.

- Nie mogę przejechać przez tę wodę - powiedziała spokojnie.

- Do licha, Kaleno, robi się późno i chcę dostać się do szałasu. Co się z tobą dzieje?

- Nie wiem. Wiem natomiast, że nie przejadę przez wodę. Jestem tego tak pewna jak 

wtedy, gdy wiedziałam, że ty nie możesz przejść przez zasłonę mgielną, strzegącą doliny.

Spojrzał na nią groźnie z drugiej strony strumienia.

-   Kaleno,   to   nie   jest   żadna   ze   sztuczek   Uzdrowicielek.   Jest   to   po   prostu   górski 

strumień.

- Ta czarna woda? Nic przez nią nie widać. Płytka woda powinna być przeźroczysta.

- Woda jest czarna, bo zaszło słońce i zapadła ciemność. To jest jedyna przyczyna, dla 

której woda wygląda na czarną - cierpliwie wyjaśniał Ridge. - Zamknij oczy, jeśli cię ona 

niepokoi. Krit przejdzie sam.

181

background image

- Nie mogę tego zrobić, Ridge. - Spojrzała na niego błagalnie. - Naprawdę, nie mogę 

tego zrobić.

- Ależ oczywiście, że możesz. - Powrócił ze swoim kritem na jej stronę strumienia. - 

Daj mi wodze - dodał delikatnie. - Ja poprowadzę krita.

- Nie! - Kalena szarpnęła się do tyłu, aż zdezorientowany ptak bryknął zaniepokojony.

Ridge puścił jej ramię,

- Kaleno, nie masz wyboru. Musisz przejść przez ten strumień i musisz zdać sobie z 

tego sprawę. Nie wiem, co za fantazja zalęgła się w twojej głowie, ale nie będę temu pobłażał. 

Nie widzę powodu, żeby rozbijać tu obóz, skoro niedaleko stąd znajduje się ciepły szałas.

- Proszę, Ridge. Musisz to zrozumieć. To nie wytwór mojej fantazji. Po prostu nie 

mogę przejść przez tę wodę.

Przez moment badał jej twarz i jego zniecierpliwienie gdzieś wyparowało.

- W  porządku. Widzę,  że  rzeczywiście  jesteś  niespokojna. Chcesz  dzisiaj  spać na 

szlaku?

Skinęła energicznie głową.

-   O,   tak,   proszę.   Wiem,   że   będzie   zimno,   ale   w   pelerynach   i   przy   ogniu   nie 

zamarzniemy. Może do jutra ta woda zniknie.

Podjechał bliżej.

- Może. Zobaczmy, gdzie możemy się przespać.

Gdy zdała  sobie sprawę, że Ridge nie ma  zamiaru  dalej  jej przekonywać,  powoli 

opuściło ją napięcie.

- Dziękuję, Ridge - powiedziała z widoczną ulgą. - Wiem, że wygląda to na kobiece 

fanaberie, ale... Nie! Nie rób tego! Proszę, Ridge!

Rozległ się pisk protestu, kiedy Ridge pochylił się i bez ostrzeżenia zgarnął ją z siodła.

- W porządku - powiedział łagodnie, sadzając ją przed sobą. - To jednak wygląda na 

kobiece   fanaberie.   Będzie   po   wszystkim,   zanim   policzysz   do   dziesięciu.   -   Trzymając   ją 

pewnie jedną ręką, drugą chwycił wodze krita i wprowadził go do strumienia.

- Ridge, nie! Proszę, błagam cię...

Ridge zawinął jej głowę połą peleryny.

- Nie patrz, skoro tak bardzo się boisz - powiedział delikatnie.

182

background image

Kalena wiedziała, że jest już za późno, żeby walczyć. Przytuliła twarz do ciepła jego 

piersi, drżąc gwałtownie, mimo że przed chłodem okryta była dwiema pelerynami. Zacisnęła 

powieki i przywarła do Ridge'a.

Oczekiwała nudności, ale żołądek zachowywał się spokojnie. Czuła tylko intensywny 

podmuch chłodu idący od czarnej wody, ale to było wszystko. Kołysana w ramionach Ridge'a 

przebyła   strumień   bez   żadnego   uszczerbku.   Wygląda   na   to,   że   chroni   mnie   jego   ciepło, 

pomyślała lekko oszołomiona.

Gdy ptaki stały już po drugiej stronie wody, Ridge zwolnił uścisk. Usiadła niepewnie i 

napotkała wpatrujące się w nią z sympatią i rozbawieniem oczy Ridge'a.

- Nie było tak źle, prawda? Teraz możesz oczekiwać gorącego posiłku, ciepłego ognia 

i dachu nad głową.

Kalena ciągle jeszcze czuła lekki zawrót głowy, mimo że nie patrzyła na czarną wodę.

-   Co   chcesz   przez   to   powiedzieć,   Ridge?   Chcesz,   żebym   podziękowała   ci   za 

traktowanie mnie jak głupie dziecko?

Sympatia i łagodne rozbawienie zniknęły z jego oczu.

- Jak głupią żonę, a nie głupie dziecko - mruknął. - Dziecko miałoby prawdopodobnie 

więcej rozumu.

Kalena zesztywniała i zeskoczyła z jego krita.

- Resztę drogi pojadę na swoim kricie.

- Czy dzisiejszej nocy będę karmiony dąsami?

- Jestem zbyt zmęczona, żeby tracić czas na dąsy - odparła wdrapując się na siodło. - 

Zaraz po kolacji idę spać. - Zebrała wodze i delikatnie klepnęła szyję ptaka, który grzecznie 

ruszył do przodu, ciesząc się, że wkrótce będzie miał schronienie i jadło.

-   Kaleno...   -   Ridge   dogonił   ją;   miał   ponury   wyraz   twarzy.   -   Przykro   mi,   że 

przeprowadziłem cię przez strumień wbrew twojej woli. - Zabrzmiało to nienaturalnie, gdyż 

nie był przyzwyczajony do przeprosin. - Nie widziałem jednak innego wyjścia. Nie mogłem 

dopuścić do tego, żebyś spędziła noc na szlaku drżąc z zimna, gdy szałas był w zasięgu ręki. 

Byłaby to z mojej strony głupota i brak odpowiedzialności. Muszę troszczyć się o ciebie, a ty 

musisz mi ufać.

- I tak jestem w paskudnym nastroju. Nie pogarszaj go, robiąc mi wykłady na temat 

swojej odpowiedzialności i moich obowiązków żony.

183

background image

- Nie powinienem nigdy pozwolić ci na pozostanie samej z tymi kobietami - stwierdził 

ponuro.

Kalena   przypomniała   sobie   rozmowę,   jaka   odbyła   się   poprzedniego   wieczoru   po 

kolacji.

- Masz rację, Ridge.

Był zaskoczony jej niespodziewanym wyznaniem, ale nie okazał tego.

N

astępnego ranka Kalena przebudziła się i stwierdziła, że Ridge opuścił już posłanie. 

Peleryny, których używał jako nakrycia, leżały odrzucone na bok. W małym pomieszczeniu 

widać było pierwsze oznaki świtu. Kalena ziewnęła. Była zdziwiona, że Ridge nie rozpalił 

jeszcze ognia. Może nie chciał tracić czasu na ranny posiłek?

Poprzedniego wieczoru oboje byli  bardzo zmęczeni.  Kiedy poszli do łóżka, Ridge 

przygarnął ją do siebie, ale nie zrobił najmniejszego gestu, żeby pobudzić ją fizycznie. Musiał 

być zmęczony podobnie jak ona.

W przegrodzie połączonej z główną izbą niespokojnie kręciły się krity. Kalena nie 

zwracała  na nie uwagi, skupiona na obserwowaniu Ridge'a. Stał  w otwartych  drzwiach  i 

patrzył   na   pierwsze   oznaki   świtu   ukazujące   się   nad   szczytami   gór.   Było   w   tym   coś 

niepokojącego. Kalena czuła to. Usiadła na posłaniu i owinęła się peleryną.

- Ridge, co się stało?

Odwrócił się do niej wolno. Jego oczy miały dziwny wyraz. Nigdy nie patrzył na nią 

w taki sposób.

- Zabłądziliśmy - powiedział po prostu.

Patrzyła na niego przerażona.

- Zabłądziliśmy? Ależ to niemożliwe. Przecież jesteśmy w szałasie znajdującym się na 

szlaku. W tym samym, w którym nocowaliśmy jadąc do doliny.

- Szałas jest. To szlak zginął.

184

background image

Rozdział trzynasty

K

alena wyskoczyła z posłania i zawinięta w pelerynę boso przebiegła przez pokój. 

Czuła się tak, jakby biegła po lodzie. Powinnam włożyć buty, pomyślała.

Ale gdy spojrzała przed siebie, zapomniała o zimnie. Jej oczy napotkały nie kończącą 

się, wirującą, szarą mgłę. Niczego nie było przez nią widać. Spowijała szałas i wszystko 

wokół niego.

- Mgła? - zapytała niezdecydowanie, zdając sobie sprawę, że ta mgła przypomina jej 

tamtą w Hot And Cold, ale niechętnie dopuściła do siebie tę myśl.

Ridge potrząsnął głową.

- Jeśli jest to mgła, to takiej jeszcze nie widziałem. Próbowałem w nią wejść, ale już 

po kilku krokach staje się ona zupełnie nie do przebycia. Krity nie będą w stanie widzieć 

więcej niż my. Mogą łatwo wpaść w przepaść. Zostaliśmy schwytani w pułapkę.

- Jeśli jest to mgła, to do popołudnia powinna zniknąć.

- To nie jest mgła, Kaleno.

- Więc co? - Spojrzała na niego pytająco.

- Sam chciałbym to wiedzieć. Można by podejrzewać, że jest to jeszcze jedna sztuczka 

Uzdrowicielek, gdyby nie to, że znajdujemy się zbyt daleko od ich doliny. Miejmy nadzieję, 

że dość daleko.

- Nie - z przekonaniem zaprzeczyła  Kalena. - To nie jest sztuczka Uzdrowicielek. 

Czułabym, gdyby to one były za to odpowiedzialne.

- Dlatego, że jesteś kobietą?

- Tak, Ridge. Dlatego, że jestem kobietą. - Spotkała jego dziwne spojrzenie. - Myślę 

natomiast, że ponieważ ty jesteś mężczyzną, wiesz, że nie jest to normalna mgła. Ta mgła ma 

związek z czarną wodą, która wczoraj zagrodziła nam drogę.

- Kaleno, znowu puszczasz wodze fantazji. - Minął ją i wszedł w zimną, szarą mgłę.

Patrzyła za nim przez moment, po czym przebiegła szybko przez pokój i wciągnęła 

buty. Gdy wróciła do drzwi, zobaczyła tylko jego ramię i obutą stopę. Reszta ciała utonęła w 

tumanie.

185

background image

- Ridge! Wracaj! Już cię nie widzę.

Powoli zawrócił. Najpierw zobaczyła jego złociste oczy. Świeciły przez tę bezdenną 

szarość jak dwa ogniki. Po chwili wydało się jej, że zmieniły się w oczy drapieżnika, który 

zawsze kryje się głęboko wewnątrz każdego samca. Zadrżała.

- Ridge - wyszeptała, niezdolna powiedzieć nic więcej.

I wtedy wrócił, odłączył się od mgły.

-   Wszystko   w   porządku,   Kaleno.   Chciałem   sprawdzić,   czy   znajdę   ścianę   skalną 

biegnącą przy szlaku.

- I co, znalazłeś? - Z trudnością przełknęła ślinę, czując dziwną suchość w gardle.

- Nie. Wygląda to tak, jakby niczego nie było poza szarą mgłą.

-   Może,   jak   wzejdzie   słońce,   to   paskudztwo   nie   będzie   już   tak   gęste.   -   Kalena 

desperacko chwyciła się tej myśli.

Wzruszył ramionami i wszedł do szałasu, zamykając za sobą drzwi.

- Rozpalę ogień. Na razie nie będziemy się stąd ruszać. Musimy coś zjeść.

Spędzili dzień w szałasie. Ridge przez cały czas utrzymywał duży ogień, mając pod 

ręką stos drewna ułożonego w przegrodzie dla kritów. Mimo to Kalena odczuwała coraz 

większe zimno. Wyglądała niespokojnie przez okno, mając nadzieję, że słońce rozpędzi tę 

otaczającą   ich   szarość.   Ale   mgła   robiła   się   coraz   ciemniejsza,   co   utwierdzało   ją   w 

przekonaniu, że jest to ta sama mgła, z którą miała do czynienia w Hot And Cold. Czuła, że ta 

szarość jest tylko chwilowo spokojną formą tamtej czarnej mgły.

- Dobrze, że w bagażach zawsze mamy zapas jedzenia - Kalena starała się powiedzieć 

to beztrosko. Zajęła się przygotowywaniem wieczornego posiłku.

Ridge nic nie odpowiedział. W miarę upływu czasu stawał się coraz mniej rozmowny. 

Kalena czuła się niezręcznie. Ciągle miała przed sobą obraz jego drapieżnych oczu. Odsuwała 

od siebie przykre myśli i próbowała znaleźć jakiś temat do rozmowy.

- Uzdrowicielki uzmysłowiły mi dziwną rzecz, Ridge - powiedziała w zamyśleniu. - 

Twierdziły, że mam talent, ale nigdy go nie rozwinęłam, ponieważ nie praktykowałam.

- Powiedziały ci to po to, żebyś została między nimi - stwierdził krótko.

Zignorowała jego uwagę.

- One uważają, że  Olara wiedziała  o moim  talencie,  ale  trzymała  to  w tajemnicy 

przede mną.

Ridge odwrócił wzrok od ognia i spojrzał na nią.

186

background image

- W to wierzę. Twoja ciotka chciała cię wykorzystać. Jeśli prawdą jest, że masz talent, 

to miała problem, nie sądzisz? Uzdrowicielki nie mogą zabijać. Ale jak mogła utrzymać to w 

tajemnicy przed tobą?

Kalena patrzyła w ogień, dziwiąc się, że bije od niego tak mało ciepła.

- Jako Uzdrowicielka łatwo manipulowała moją pamięcią. Tak przynajmniej uważa 

Valika.

- Cha. Jest w tym pewien sens. Jest w tym potwierdzenie tego, o czym ci mówiłem 

kilka dni temu. Twoja ciotka uważała, że zginiesz próbując zabić Quintela.

Kalena rzuciła mu krótkie spojrzenie i odwróciła się plecami do ognia.

- Ridge...

-   Cicho,   Kaleno.   Wiesz,   że   mówię   prawdę.   Znam   tylko   kilka   przypadków,   gdy 

Uzdrowicielka rozmyślnie popełniła morderstwo, ale w tych rzadkich wypadkach sama przy 

tym umierała. Podobno występuje u nich wtedy bardzo silny szok.

Kalena wstrzymała oddech.

- Ridge, jeśli ona okłamała mnie w sprawie talentu...

- Tak?

- Mogła również okłamać mnie na temat innych rzeczy - zakończyła ze smutkiem.

- Na przykład, że Quintel był odpowiedzialny za śmierć twojego ojca i brata? Tak, 

Kaleno, ona kłamała.

- Ale dlaczego zrobiła taką rzecz? To nie ma sensu.

Ridge wzruszył ramionami.

- Kto wie? Jeśli chcesz znać moją opinię, to uważam, że ona sama potrzebuje dobrej 

Uzdrowicielki.

Kalena przechyliła głowę.

- Ridge, chcę cię o coś zapytać. O coś bardzo ważnego.

- Pytaj.

- Co byś zrobił, gdybyś odkrył, że ktoś, kto cię wychował, wykształcił, troszczył się o 

ciebie, później cię okłamał?

Ridge   nabrał   głęboko   powietrza   w   płuca,   a   kiedy   się   odezwał,   jego   głos   brzmiał 

dziwnie obojętnie.

187

background image

- Jeśli odkryłbym taką rzecz, a dotyczyłoby to kogoś, komu wierzyłem, tobym się z 

nim policzył. Nigdy bym tego nie wybaczył i nigdy nie zapomniał. Czy chcesz, żebym zabił 

twoją ciotkę, Kaleno? Czy o to chciałaś mnie zapytać?

Kalena była naprawdę zaszokowana.

- Do Kamieni,  nie!  Nigdy nie poprosiłabym  cię  o nic  takiego.  Chcę tylko  o tym 

zapomnieć. Ridge, jak mogłeś zadać mi takie pytanie?

Pierwszy raz tego dnia usta Ridge'a skrzywiły się w uśmiechu.

- Żebyś zdała sobie sprawę, że nie możesz niczego zrobić, tylko zapomnieć o ciotce i 

jej trujących naukach, bo nawet nie chcesz się za to zemścić.

- Masz absolutną rację. Nic nie mogę zrobić poza wyrzuceniem jej z pamięci.

- Nie jesteś jedyną osobą, która nie chce pójść drogą zemsty, dlatego najlepiej nawet o 

tym nie myśleć.

- Tak, Ridge, uprzytomniłeś mi to doskonale - powiedziała i uśmiechnęła się smutno.

- Chcę, żebyś zapomniała o przeszłości, ponieważ twoja przyszłość jest związana ze 

mną. - Spojrzał na nią. - Czy rozumiesz to teraz, Kaleno?

-  Tak,  Ridge,  rozumiem.   - Popatrzyła  na  niego,  na  jego  twarz,  jakby  trawioną  w 

metalu. Byli mocno ze sobą związani, ale świadomość tego faktu nie przynosiła jej teraz ulgi, 

nie zmniejszała dręczącego ją niepokoju. W pokoju, w którym siedzieli, czuła jeszcze jakąś 

trzecią siłę, która wciskała się między nich. Było to nieprzyjemne uczucie. Napawało lękiem.

Poszli wcześniej do łóżka. Jednak Ridge nie próbował jej przygarnąć i była nawet z 

tego rada, bo wprost trzęsła się ze zdenerwowania i niepokoju. Mówiła sobie, że nie ma 

powodu obawiać się Ridge'a, ale minęły całe godziny, zanim zapadła w niespokojny sen.

Śniły się jej baseny wypełnione bezdenną, czarną wodą, nie kończąca się szara mgła i 

złote oczy myśliwego, który przyszedł z Mrocznego Krańca Spectrum. Kalena rzucała się 

niespokojnie, nieświadomie  szukając  drogi ucieczki,  chociaż  nie  wiedziała,  czego  boi  się 

bardziej.

Obudziła   się   z   krzykiem.   Serce   waliło   jej   tak,   jakby   uciekała   przed   smokiem 

trójzębnym. Pokój pogrążony był jeszcze w ciemności; ciepło kominka ulotniło się, lampy 

pogasły.

Ridge dotknął jej ramienia i Kalena aż podskoczyła. Cofnął rękę, lecz nie zrobił nic 

więcej, żeby ją uspokoić.

- Czy dobrze się czujesz? - zapytał szorstko. - Krzyczałaś.

188

background image

- Miałam zły sen. Ridge, dlaczego tutaj jest tak ciemno?

- Rozpalę ogień.

Czuła, jak wychodzi z łóżka, a później słyszała, że grzebie w stosie drewna ułożonego 

obok   kominka.   W   chwilę   później   buchnęły   płomienie,   gdy   Ridge   użył   tubki   żelu   do 

wzniecenia ognia.

Kalena trzęsąc się leżała podparta na boku i patrzyła na ostry profil męża. Światło 

płomieni oświetlało mu ramiona, odbijało się w oczach. W Ridge'u było dzisiaj coś dziwnego, 

coś, co czuła każdym nerwem. Był jakiś inny. Gdy zdała sobie z tego sprawę, zaniepokoiła 

się. W tym samym momencie Ridge wstał i zaczął iść w jej kierunku. Cofnęła się widząc, że 

kroczy leniwie, niczym polujący myśliwy. Widziała, że podlega jakiejś transformacji. Nie był 

to już ten mężczyzna, z którym się związała, chociaż wciąż jeszcze był to Ridge. Nigdy nie 

widziała u niego takiego wyrazu twarzy. Pożądał jej, ale wyglądał przy tym jak drapieżnik 

poszukujący ofiary.

- Ridge, stój! - Wykrzyknęła. Cofała się, aż oparła się o ścianę. - Ridge, zatrzymaj się!

Podszedł do łóżka.

- Boisz się mnie?

Siedziała skurczona, przerażona, ale dumnie podniosła głowę.

- Tak, Ridge, dzisiaj się ciebie boję.

- Dlaczego? - W jego głosie więcej było rozbawienia niż ciekawości. Nie było jednak 

ciepła. Jego śmiech był tak zimny i bezlitosny, jak głodne były jego oczy. Całe ciepło tego 

mężczyzny gdzieś zniknęło. Cokolwiek dziś nim kierowało, nie była to namiętność. Nigdy 

nie był tak zimny. Gdy przychodził do niej do łóżka, zawsze emanowało z niego ciepło.

- Nie dotykaj mnie, Ridge, proszę.

- Mogę zrobić z tobą wszystko, co zechcę. - Powiedział to takim tonem, jakby dopiero 

przed chwilą odkrył ten fakt. Oparł jedno kolano o łóżko, wyciągnął rękę i zacisnął palce na 

jej szyi. - Zupełnie wszystko. Mogę cię wziąć, wykorzystać, a kiedy skończę...

Ogarnął ją dziki strach. Siedziała między nim a ścianą, jak w pułapce. Widziała, że 

Ridge stracił rozsądek. Jego złote oczy były zimne. Uciekło gdzieś ciepło, które towarzyszyło 

wszystkiemu, co mówił i robił. Coś przysłoniło w nim ogień, to coś stworzyło czarną wodę, 

gasiło lampy żelowe i było odpowiedzialne za ciemną mgłę otaczającą szałas.

189

background image

- Nie, Ridge! - Kalena chwyciła go za rękę. - Jesteś moim mężem. Noszę na szyi twój 

zamek z kluczem. Twoim obowiązkiem jest mnie chronić, a nie ranić. Jestem twoją żoną, 

Ridge.

Wydawało się jej, że spostrzegła jakiś błysk zrozumienia w jego oczach i zatliła się w 

niej iskierka nadziei. Przez chwilę patrzył na kluczyk  i zameczek, jakby chciał coś sobie 

przypomnieć.

-   Moja   żona   -   powtórzył   i   cofnął   rękę.   -   Moja   kobieta   -   dodał   szeptem.   -   Mam 

obowiązek troszczyć się o ciebie...

- Nigdy nie powinieneś mnie ranić, Ridge.

Utkwił wzrok w jej napiętej twarzy. Skrzywił się.

- Nigdy - powtórzył z zakłopotaniem. - Nigdy nie powinienem cię ranić. Należysz do 

mnie. Jesteś częścią mnie. - Potrząsnął głową, jakby próbował coś zrozumieć.

Dotarłam  do niego,  pomyślała  Kalena.  W jakiś  sposób przebiłam  się do niego.  Z 

jakiegoś powodu stracił nad sobą kontrolę.

- Ridge, musimy się stąd wydostać. Nawet jeśli mamy przedzierać się przez tę mgłę. 

Musimy zaraz opuścić to miejsce.

Już   po   chwili   nie   miała   żadnej   nadziei   na   spełnienie   tych   życzeń,   drzwi   bowiem 

otworzyły   się   z   trzaskiem   i   uderzyły   gwałtownie   o   ścianę.   Podmuch   zimnego   powietrza 

wpadł do środka. Ogień przygasł, chociaż nie zgasł całkowicie.

Kalena spojrzała zza ramienia Ridge'a, chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle. 

W drzwiach stała czarna, zakapturzona postać. W słabym świetle lampy widziała ukrytą w 

cieniu męską twarz w obramowaniu kaptura.

-   Idź   naprzód,   Fire   Whip.   Weź   ją   z   sobą,   jeśli   chcesz.   -   Głos   zakapturzonego 

mężczyzny   brzmiał   szorstko.   -   Jestem   pewien,   że   mój   pan   nie   chciałby   pozbawić   cię 

ostatniego zwalenia się na tę kobietę.

Ridge odwrócił się wolno, jakby ten niewielki ruch wymagał ogromnego wysiłku. 

Spojrzał na postać w drzwiach i jego ręka znalazła się na rękojeści sintara.

- Kim jesteś? - zapytał szorstko.

-   Jednym   z   tych,   którzy   noszą   czarne   szkła.   Jest   nas   więcej,   Fire   Whip,   ale 

potrzebujemy jeszcze ciebie. Potrzebujemy również kobiety, choć tylko na krótką chwilę. 

Wkrótce będzie ona bezużyteczna. Weź ją teraz, jeśli masz ochotę. Jak skończysz, może ja się 

z nią zabawię.

190

background image

Te   aroganckie,   drwiące   słowa   natychmiast   uwolniły  Ridge'a   od   siły,   która   go  tak 

zniewoliła. W jego ręku zabłysnął sintar. Z wyrazem okrucieństwa na twarzy Ridge ruszył w 

stronę ciemnej postaci.

- Nikt nie będzie jej dotykał. Tylko ja. Nikt inny.

- Ostrzegano mnie, że możesz być trudny.

Kalena   z   radością   zobaczyła,   że   ostrze   sitara   zaczyna   się   żarzyć.   A   więc   ogień, 

znajdujący się w Ridge'u nie został jeszcze całkowicie wypalony.

Postać stojąca na progu odskoczyła, zanim Ridge zdążył podejść. Ulga Kaleny trwała 

tylko  kilka chwil. W następnej minucie czarna mgła wlała się do pokoju i objęła go we 

władanie. Stało się to tak szybko, że Kalena nie zdążyła nawet krzyknąć. Światło żelowej 

lampy zamrugało złowieszczo.

Kalena   dojrzała   jeszcze   słabe   migotanie   sintara,   zanim   Ridge'a   i   wszystko,   co   ją 

otaczało, spowiła gęsta mgła. Otworzyła usta, żeby krzyknąć, ale zapadła się w ciemność. 

Straciła przytomność.

P

ierwszą rzeczą, którą Kalena odczuła po przebudzeniu się, było przeraźliwe zimno. 

Próbowała ponownie uciec przed nim w nieświadomość, ale nieskutecznie. Słyszała kiedyś, 

że   przed   zamarznięciem   na   śmierć   człowiek   zapada   w   sen,   jednak   to   zimno   było   tak 

przewrotne, że dręczyło swą ofiarę utrzymując ją w pełnej świadomości.

Otworzyła oczy i tuż nad głową zobaczyła blade światło lampy wiszącej na skalnej 

ścianie   -   cienie   tańczyły   dookoła.   Przez   moment   myślała,   że   znajduje   się   znowu   w 

zdrojowisku Hot And Cold, nie było tu jednak ciepłej, bulgoczącej wody, a sama pieczara 

wydawała   się   ukształtowana   zupełnie   inaczej   -   mała,   oświetlona   tylko   jedną   lampą   z 

okratowanym wejściem wyciosanym w skale. Za kratą ciągnął się kamienny korytarz niknący 

gdzieś w mroku.

Kalena chciała usiąść, stwierdziła  jednak, że ma skrępowane ręce i nogi. Twarda, 

kamienna podłoga, na którą rzucona została jak worek, była wilgotna i zimna. Spróbowała 

podnieść się choć trochę, ale czuła całkowitą sztywność mięśni. Nie miała pojęcia, od jak 

dawna tu leży.

- Ridge? Czy jesteś tutaj? - Wpatrywała się w gęsty mrok.

- Przebudziłaś się?

191

background image

Głos Ridge'a docierał do niej z głębokiego cienia, który rzucał wielki głaz znajdujący 

się na przeciwległej ścianie.

- Tak - potwierdziła. - A co z tobą? Czy wszystko w porządku?

- Nie krwawię i nie mam nic złamanego, jeśli to masz na myśli. Ale nie czuję się 

dobrze. - Zmienił pozycję, próbując wysunąć się trochę z cienia. Ridge również był związany.

- Co z tobą?

- Nie jestem zraniona - mruknęła - tylko sztywna i obolała. Gdzie my jesteśmy, Ridge?

- Nie wiem. Przebudziłem się kilka minut temu. Ta czarna mgła, która wtargnęła do 

szałasu...

- Wyglądała tak samo jak ta, która zaatakowała mnie w jaskim z basenami w Hot And 

Cold.

- Obawiałem się tego. - Milczał przez chwilę. - Powinienem był wtedy ci uwierzyć. A 

ja myślałem, że to tylko twoja imaginacja.

- To zrozumiałe, że w tamtej sytuacji tak myślałeś.

- Do licha, Kaleno, nie bądź taka wspaniałomyślna. Gdybym posłuchał cię wtedy w 

Hot And Cold, może nie doszłoby do tego.

- Ridge, nie mogło być inaczej. Co by to zmieniło? I tak pojechalibyśmy do doliny, a 

w drodze powrotnej i tak zostalibyśmy złapani w pułapkę. Zostałeś przecież wysłany, żeby 

sprawdzić, co się tu dzieje. Wygląda na to, że otrzymujemy odpowiedzi na pytania Quintela.

-   Zaczynam   żałować,   że   kiedykolwiek   postawił   te   pytania.   -   Ridge   jęknął.   - 

Powinienem był  wiedzieć, że wyjaśnienie sprawy handlu Piaskiem będzie trudniejsze niż 

szybka podróż w góry i z powrotem.

Nagle usłyszeli szuranie butów w skalnym korytarzu, a po chwili zobaczyli światło 

lampy. Postać w czarnym płaszczu i kapturze na głowie stanęła w zakratowanym wejściu. 

Kiedy się odezwała, Kalena poznała, że jest to ten sam mężczyzna, który wtargnął do ich 

szałasu.

-   Wszyscy   szukamy   odpowiedzi   -   powiedział   zakapturzony   osobnik.   Światło   jego 

lampy rozproszyło  półmrok panujący w pieczarze i Kalena zobaczyła  twarz mężczyzny - 

wyglądała jak maska. - Ostatecznych, prawdziwych odpowiedzi - ciągnął dalej. - Ty, mała 

dziwko, dostarczysz nam tych odpowiedzi, chociaż nie będziesz w stanie zrozumieć tego, co 

będziesz robiła.

192

background image

- Tylko głupiec znieważa moją żonę - powiedział Ridge niebezpiecznie miękko. - 

Zapamiętam każde twoje słowo.

Zakapturzony mężczyzna odwrócił się do niego. Zachichotał, ale w jego śmiechu nie 

było ani cienia wesołości.

- Nazywam się Griss i mogę być wszystkim, ale nie głupcem. Ty zasługujesz na tę 

nazwę. Stałeś się bardzo miękki, Fire Whip. To niebezpieczne zadawać się z kobietą. Ich moc 

jest niewielka, ale są podstępne i wyrafinowane. Nieostrożny mężczyzna ślepnie przez swoje 

żądze i zbyt często staje się ich ofiarą. Na szczęście uszkodzenia te nie są trwałe. Mogą się 

cofnąć. Wkrótce zrozumiesz, co mam na myśli.

- Domyślam się, że wszystkie te fantastyczne i magiczne sztuczki z czarną mgłą miały 

jakiś cel - bezceremonialnie powiedział Ridge. - Miałeś kłopoty, żeby nas tu ściągnąć. W 

Adverse to byli twoi ludzie, prawda? Ci, co nosili wisiorki z czarnym szkłem?

- Był  to przypadek nadgorliwości. Głupcy,  myśleli, że nasz pan podziękuje im za 

ściągnięcie cię tu przed czasem. Miałeś być sprowadzony dopiero wtedy, gdy twoja kobieta 

udowodni, że będzie w stanie przejść przez zaporę postawioną przez Uzdrowicielki z doliny. 

Ci dwaj w Adverse zapłacili za swoje nieposłuszeństwo.

- Mogę ci powiedzieć, że oni nie żyją.

Zakapturzona postać ponuro skinęła głową.

- Oczywiście. Śmierć była nagrodą za ich nieposłuszeństwo, tak samo jak klęska.

- Czy to oni zabili Trantela? - zapytał Ridge.

- Tak. Trantel zadawał zbyt wiele pytań. I dowiedział się trochę za dużo. Pytał, co 

wypłoszyło   z   gór   smoka   trójzębnego   i   ciekaw   był,   dlaczego   zaczęli   ginąć   mężczyźni 

mieszkający na terenach podgórskich. A Kult Zaćmienia przykłada dużą wagę do zachowania 

swoich tajemnic. Kiedy więc zaczął wścibiać nos we wszystko, trzeba było się go pozbyć.

- Czarna mgła w jaskini w Hot And Cold to również wasza sprawka? - zapytała cicho 

Kalena.

- Jaskinie w Hot And Cold połączone są z naszymi. W ciągu ostatnich lat odkryliśmy 

wiele nowych przejść, a ostatnio stwierdziliśmy, że jedno z nich łączy się z samym środkiem 

gór i jaskiniami z gorącą wodą. Chcieliśmy również sprawdzić, jak działa czarna mgła. Jest 

ona nowym wynalazkiem naszego pana i byliśmy ciekawi, czy będzie przeciwdziałała sile 

zawartej w tamtej wodzie. Chcieliśmy także zobaczyć, jak ta mgła działa na ciebie, chociaż 

tamtej   nocy   nie   mieliśmy   jeszcze   zamiaru   cię   uwięzić.   Jak   już   powiedziałem,   naszym 

193

background image

zamiarem   było   sprawdzenie   tego   wszystkiego,   zanim   wykonamy   następny   ruch   i   zanim 

sprawdzimy, czy dojdziesz do doliny Uzdrowicielek.

- I dowiedziałeś się, że czarna mgła nie może przezwyciężyć tej, niby mniejszej, siły 

zawartej w wodzie - z satysfakcją stwierdziła Kalena.

- Jest to tylko kwestia czasu. Z każdym dniem mgła staje się doskonalsza. Jest to 

finezyjne   narzędzie   i   działało   na   Ridge'a   w   szałasie,   pamiętasz?   Sama   to   widziałaś. 

Oczywiście,   że   mgła   to   broń   mężczyzn   przeciwko   kobietom.   Kiedy   skierowana   jest   na 

mężczyznę,   wzmaga   tylko   wszystkie   jego   siły,   które   wywodzą   się   Mrocznego   Krańca 

Spectrum. Ta siła wzmaga się w każdym z nas, wyznawców Kultu Zaćmienia. Kiedy zostanie 

zniszczony Świetlisty Klucz, nic już nie stanie na naszej drodze.

Kalena zadrżała.

- Chyba nie mówisz tego serio? Nic nie jest w stanie zniszczyć Świetlistego Klucza.

- Tylko tak głupie kobiety jak Uzdrowicielki z doliny mogą w to wierzyć. Po prostu 

nie   znają   prawdziwej   siły,   która   należy   tylko   do   mężczyzn,   chociaż   w   swojej   arogancji 

odrzucają   ten   fakt.   Nawet   najmniejsza   siła   kobiet   wywodzi   się   ze   Świetlistego   Krańca 

Spectrum,   a   to   jest   słabszy   kraniec.   Wszyscy   mężczyźni   wiedzą,   że   Mroczny   Kraniec 

Spectrum jest silniejszy niż Świetlisty. Dowiesz się o tym sama, kiedy dojdzie do konfrontacji 

Kluczy.

- Nie może do tego dojść - cicho powiedziała Kalena.

- Oczywiście, że może, ty mała dziwko. Jak myślisz, po co Władcy Jutrzenki zadaliby 

sobie tyle trudu, żeby rozdzielić i ukryć Klucze, gdyby to było niemożliwe?

- Uważasz się za mądrzejszego niż Władcy Jutrzenki? - odpowiedział mu na to Ridge. 

- Jesteście głupcami manipulując siłą, której nie potraficie pojąć.

-   Nie,   Fire   Whip.   Głupcem   jesteś   ty   i   inni,   którzy   pozwolili   splugawić   się   przez 

Świetlisty Kraniec Spectrum. Bardzo szybko przyłączysz się do nas, kiedy odsłonimy przed 

tobą prawdę.

- Ale co zrobisz, jeśli zniszczysz Świetlisty Klucz? - zapytała Kalena. - Jaki cel jest 

wart takiego ryzyka?

- Czy ty niczego nie rozumiesz, dziwko? Gdy zostanie zniszczony Świetlisty Klucz, 

wtedy Kult Zaćmienia będzie miał nieograniczoną silę. Znajdziemy wówczas miejsce, gdzie 

zostały   ukryte   Kamienie.   Bez   Klucza   Świetlisty   Kamień   Kontrastu   nie   będzie   w   stanie 

przeciwstawić się sile Mroku.

194

background image

- Nie wiesz, co mówisz - wyszeptała Kalena. - Jeśli Klucze naprawdę istnieją, i jeśli 

istnieją Kamienie, to nie ośmielisz się zniszczyć żadnego z nich. Pamiętaj, że pomiędzy nimi 

przebiegają linie siły, które tworzą Spectrum. Jeśli zniszczysz jeden kraniec Spectrum, drugi 

nie będzie już nic znaczył. Chaos, który wtedy zapanuje, zniszczy nasz kontynent, a może 

nawet cały świat.

-   Nie   -   warknął   arogancko   przybysz.   -   Jest   to   tylko   historyjka   wymyślona   przez 

kobiety. Prawda jest taka, że zniszczenie Świetlistego Kamienia wyzwoli całą siłę Mroku. 

Ten,  kto  zapanuje  nad  Kluczem  do  Kamienia   Mroku,  będzie   mógł   panować  nad samym 

Kamieniem.

- Kto więc zawładnie Kluczem Mroku? - groźnie zapytał Ridge. - Kim ty, do diabła, 

jesteś?

Mężczyzna sięgnął pod płaszcz i odsłonił wisiorek z czarnym szkłem - światło lampy 

zatańczyło milionem iskier na jego powierzchni.

- Jestem wyznawcą Kultu Zaćmienia, Fire Whip. To wszystko, co powinieneś teraz 

wiedzieć. Zarówno ty, jak i kobieta, jesteście nam potrzebni.

- Do czego?

- Spędziłeś zbyt dużo czasu z kobietą, Fire Whip. Ona zaćmiła twój rozum. Jeszcze 

tego nie rozumiesz? Klucze mogą być dotknięte tylko przez wybranych. Zgodnie ze starymi 

księgami mężczyzna, który potrafi rozpalić do czerwoności stal Countervail, jest zdolny do 

wzięcia Klucza Mroku. - Zakapturzony osobnik odwrócił się z pogardą w stronę Kaleny. - I 

tylko Uzdrowicielka, która nigdy nie praktykowała, jest w stanie wziąć Świetlisty Klucz, 

ponieważ jej siła musi być w surowym, nienaruszonym stanie. W dodatku tych dwoje ludzi 

musi   się   wzajemnie   równoważyć   na   Spectrum.   Tak   mówią   wielkie   sekretne   księgi   i 

Matematyka Paradoksu.

- Od jak dawna wiesz o naszym istnieniu? - zapytała Kalena oszołomiona tym, co 

usłyszała. Jej głos był ledwie słyszalny w skalnej jaskini.

- Wiedzieliśmy o tobie wkrótce po tym,  jak przyjechałaś do Crosspurpose w celu 

uprawiania   swojego   dziwkarskiego   procederu   -   żony   kontraktowej.   Gdy   rozpoczęły   się 

negocjacje   dotyczące   małżeństwa   kontraktowego,   wiedzieliśmy,   że   muszą   zadziałać   siły 

logiki i przeznaczenia i doprowadzić do oczekiwanego przez nas końca. Wiedzieliśmy, że 

ludzie, na których czekamy, to pan młody, który rozpala stal Countervail, i panna młoda, 

195

background image

która jest niepraktykującą Uzdrowicielką. Kiedy zawarliście małżeństwo i podążyliście do 

Heights of Variance,wszystko się potwierdziło. Wtedy zdecydowaliśmy się na działanie.

- Mówisz, że masz dostęp do Klucza Mroku? - zapytał ostro Ridge.

- Tak. Jest w naszym posiadaniu, chociaż żaden z nas nie może go dotknąć. To jest 

twoje zadanie,  Fire Whip. Twoja dziwka pójdzie wkrótce do doliny Uzdrowicielek,  żeby 

przynieść Świetlisty Klucz. Po jej powrocie skonfrontujecie Klucze.

- Moja żona - Ridge podkreślił te słowa z groźbą w głosie - nie zna miejsca ukrycia 

Klucza.

-   Uzdrowicielki   jej   pokażą   -   beztrosko   odparł   mężczyzna.   -   Same   nie   mogą   go 

dotknąć, ale znają miejsce jego ukrycia. Jest to ich sekret, którego strzegą od wielu pokoleń. 

Dadzą go jej, ponieważ wierzą w swojej głupocie, że w jej ręku będzie on silniejszy niż Klucz 

Mroku.

-   Jeśli   to,   co   mówisz,   jest   prawdą,   to   nie   pozwolę   Kalenie   na   przyniesienie 

Świetlistego Klucza.

- Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie, Fire Whip.

Mężczyzna   wkroczył   do   pieczary.   Światło   lampy   oświetliło   mu   twarz,   ukazując 

dokładniej rysy. Kalena pomyślała, że nigdy nie zapomni tego widoku. Nosa, jak dziób ptaka, 

wąskich, brutalnych ust i ciemnych oczu, które przypominały jej bezdenną, czarną wodę.

- Posłuchaj mnie, dziwko - powiedział ostro do Kaleny. - Czeka cię ważne zadanie. 

Rozumiesz teraz? Musisz wrócić do doliny Uzdrowicielek. One ci pokażą, gdzie znajduje się 

Klucz. Musisz przynieść go tutaj.

Ridge zawrzał ze złości.

- Ona nie jest na twoje rozkazy, głupcze. Jest moją żoną i zrobi to, co ja jej powiem.

Zakapturzony mężczyzna zachichotał.

- Właśnie o to chodziło. Była w twoim łóżku i teraz zrobi wszystko zgodnie z moimi 

instrukcjami.   Właśnie   do   tego   był   potrzebny   fizyczny   związek   pomiędzy   wami.   Dobrze 

wykonałeś   swoją robotę,  Fire  Whip.  Posiadłeś  ją całkowicie  i  przywiązałeś   ją do  siebie. 

Zawsze   istnieje   jakieś   niebezpieczeństwo   w   takim   związku,   ponieważ   może   on   osłabić 

mężczyznę, ale myślę, że w tym wypadku był on korzystny. - Odwrócił się do Kaleny. - 

Pójdziesz do doliny, dziwko, prawda? Wiesz, co stanie się z twoim kochankiem, jeśli tego nie 

zrobisz.

- Ty potworze! - krzyknął Ridge. - Zostaw ją w spokoju!

196

background image

Kalena spojrzała na Ridge'a, po czym zwróciła się do swojego prześladowcy.

- Zabijesz go, jeśli nie wrócę z Kluczem?

- O, widzę, że nie jesteś całkiem pozbawiona rozumu. Zawsze coś takiego może się 

trafić, nawet u kobiety. Bezmyślne, głupie stworzenia. - Mężczyzna odwrócił się i idąc w 

stronę   drzwi   powiedział:   -   Przyniosą   ci   jedzenie   i   będziesz   mogła   trochę   odpocząć. 

Potrzebujesz siły na drogę do doliny. Wtedy zostaniesz tam wysłana. - Wyszedł z pieczary nie

odwracając się. Po chwili zatrzasnęły się za nim zakratowane drzwi.

Zapadła cisza. Kalena spojrzała na Ridge'a - siedział oparty plecami o głaz.

- Muszę iść, Ridge. Wiesz o tym, że muszę.

- Wyprowadzą cię z pieczary, ale nie pójdą z tobą do doliny. Gdy tylko znajdziesz się 

za zasłoną  z białej  mgły,  powiedz Uzdrowicielkom,  co się stało. One mogą  powiadomić 

Quintela. Wtedy on zbierze dość mężczyzn, którzy wiedzą, jak posługiwać się sintarem i 

kuszą. Oni będą w stanie wypłoszyć tych zbirów.

Kalena nic nie odpowiedziała; była przekonana, że taki plan nie ma szans powodzenia 

w walce z mężczyznami ukrywającymi się w jaskiniach. Spojrzała bezradnie na Ridge'a.

- Czy słyszysz mnie, Kaleno.

- Słyszę cię, Ridge.

Zamknął oczy; ogarnęło go przygnębienie.

- Ale zamierzasz przynieść Klucz nie zważając na nic, prawda?

- Szukałam innego sposobu uwolnienia cię, ale nie widzę żadnego i dlatego muszę 

wrócić z Kluczem.

Ridge otworzył oczy.

- Dlaczego?

- Jesteś moim mężem. Nie mogę cię opuścić - powiedziała delikatnie. - Czy ty, będąc 

na moim miejscu, postąpiłbyś inaczej?

- Znasz przecież odpowiedź - odparł poważnie.

Skinęła głową, uśmiechając się delikatnie.

- Oczywiście. Wróciłbyś po mnie.

- Należysz do mnie, Kaleno.

- Tak jak ty do mnie.

Oparł głowę o skałę.

197

background image

- Musisz zdać sobie sprawę, że żadne z nas nie przeżyje konfrontacji Kluczy. Jeśli 

legenda  mówi   prawdę,  to  one  nas  zniszczą.   Nie  ma  więc   sensu,  żebyś   wracała,   Kaleno. 

Zostaw mnie mojemu losowi. Byłem już nie raz w trudnych sytuacjach i nauczyłem się kilku 

sztuczek.

- Teraz to coś innego, Ridge. I jedyna nasza nadzieja leży w Kluczach.

- Jeśli one istnieją i jeśli spróbujemy zbliżyć je do siebie, zabijemy się wzajemnie.

- Nie jestem tego pewna, Ridge. Może tylko dwoje przypadkowo wybranych ludzi nie 

miałoby szansy. Zaczynam wierzyć, że z nami będzie inaczej.

- Kaleno, nikt nie może zawładnąć Kluczami. Tak jest tylko w legendzie!

- Uzdrowicielki są przekonane, że ja mogę władać Świetlistym Kluczem.

Spojrzał na nią ostro.

- Mówiły ci o tym?

Skinęła głową.

- Powiedziały mi o tym zaraz po kolacji, kiedy odszedłeś.

- Nic mi nie powiedziałaś.

-   Nie   chciałam   o   tym   rozmawiać.   Powiedziały,   że   to   mój   obowiązek,   że   moją 

powinnością jest wydostanie Klucza z miejsca, w którym został ukryty. A ja miałam już dość 

słuchania lekcji na temat moich powinności. Pierwszą była moja ciotka...

- A następnie twój mąż - dokończył Ridge.

- Uhm, tak. - Zdała sobie sprawę, że rozbawił ją sposób, w jaki to powiedział. - A 

potem gromada obcych kobiet, w obcej dolinie, mówiła mi o moich obowiązkach. Któregoś 

dnia, Ridge, zamierzam podjąć samodzielnie decyzję i określić dokładnie, co mam robić. Ale 

do tego czasu nie mogę uciec od niektórych zobowiązań.

- Jeśli ma dla ciebie znaczenie fakt, że powinnaś słuchać męża, to nie wyjdziesz z 

doliny, dopóki Quintel nie rozprawi się z tymi wyznawcami Kultu Zaćmienia - powiedział 

ostro Ridge.

Kalena skrzywiła się.

- Problem w tym, że cenię bardziej swojego męża niż obowiązek słuchania go. Wrócę, 

Ridge.

- Uparta, nielogiczna, irracjonalna kobieta. - Ridge zaklął delikatnie i oparł głowę o 

kamień znajdujący się za nim.

198

background image

-   Ridge,   spójrz   na   pozytywną   stronę   wszystkiego.   Przy   takich   moich   cechach 

charakteru nigdy nie będziesz się nudził.

Zobaczyła krótki błysk w jego oczach.

- To  nie są żarty,  Kaleno. Jeśli  nie zdajesz sobie  sprawy z niebezpieczeństwa  tej 

sytuacji, to jesteś jeszcze głupsza, niż myślał ten mężczyzna w czarnym płaszczu.

Kalena westchnęła.

- Przykro mi, Ridge. Zapewniam cię, że do wszystkiego podchodzę całkiem serio. 

Prawdę   mówiąc,   jestem   śmiertelnie   przestraszona.   Może   dlatego   próbuję   tak   kiepsko 

żartować.

Ridge milczał przez chwilę, po czym stwierdził:

- Ostatnią rzeczą, którą będę odczuwać przy twoim boku, jest nuda, niezależnie od 

tego, jak długo będzie trwało nasze małżeństwo.

Ciepło w jego głosie sprawiło, że poczuła ulgę.

- Dziękuję ci, mężu. Bez wahania mogę powiedzieć to samo. Życie z tobą nie będzie 

nudne.

Ridge jęknął.

- Nie przypominaj mi o tym.

Kalena   milczała   przez   kilka   minut.   Nagle   zadała   mu   pytanie,   które   od   dawna   ją 

dręczyło.

- Ridge?

-Tak?

- Czy uważasz mnie za dziwkę, dlatego że podpisałam z tobą kontrakt małżeński?

Oczy mu rozbłysły,  opanował jednak gniew, ale Kalena wiedziała, że gdyby miał 

sintar,   to   rozżarzyłby   się   w   jego   ręku.   Kiedy   jednak   Ridge   przemówił,   jego   głos   był 

zadziwiająco spokojny.

- Jesteś moją żoną, Kaleno, toteż poderżnę gardło temu mężczyźnie, który nazwał cię 

dziwką. Zanim to się skończy, Griss otrzyma należną mu lekcję. Zrobię to, nawet gdyby to 

miała być ostatnia moja czynność na tym świecie. W przeciwieństwie do ciebie jestem gotów 

wkroczyć na drogę zemsty.

Kalena   nie   wiedziała,   co   na   to   powiedzieć.   Przełknęła   tylko   ślinę   i   zamilkła. 

Próbowała odpocząć. Droga do doliny była długa.

- Kaleno?

199

background image

- Co takiego, Ridge?

- To nasze małżeństwo... - zaczął wolno.

- Co z nim?

- Ono będzie trwało tak długo, dopóki będziemy żyli.

Kalena czuła zdecydowanie w jego słowach.

- Nie śmiałabym temu zaprzeczyć, Ridge. Dobra żona zawsze zgadza się z sądami 

swojego męża.

Ridge wybuchnął rzadkim u niego śmiechem.

- Dlaczego czekałaś aż do tego momentu, żeby okazać, że jesteś mi posłuszna?

- Już ci mówiłam. Nie chcę, żebyś się nudził. - Milczała przez chwilę. - Myślałam o 

kritach, Ridge.

-   A   co   cię   niepokoi?   -   spytał.   -   Jestem   pewien,   że   mają   się   dobrze.   Zostały 

prawdopodobnie w szałasie. Mają tam mnóstwo jedzenia, a kiedy się znudzą, mogą bawić się 

w tę samą grę, którą widzieliśmy nad strumieniem.

- Naprawdę myślisz, że nic im nie jest?

Ridge uśmiechnął się ponuro.

- Myślę, że mają się dobrze. Miło wiedzieć, że niektórzy członkowie naszej walecznej 

trupy miło spędzają czas, prawda?

K

alena spała może godzinę, gdy Griss razem z innymi mężczyznami przyszedł po 

nią. Dali jej trochę jedzenia, zdjęli więzy i doprowadzili do progu jaskini.

Ridge patrzył bezsilnie, jak ją zabierają.

- Kaleno!

Spojrzała na niego przez ramię.

- Tak, Ridge?

- Pamiętaj, co ci powiedziałem.

Uśmiechnęła się blado, myśląc o jego niemożliwym do spełnienia żądaniu, by ukryła 

się w dolinie Uzdrowicielek.

- Pamiętam, że jestem twoją żoną, Ridge, a nie dziwką.

Nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ wypchnęli ją w posępne, podziemne przejście.

200

background image

Rozdział czternasty

P

rowadzono ją na powierzchnię  przez szereg krętych  korytarzy.  Miała  zawiązane 

oczy, chociaż i z otwartymi nie zapamiętałaby tej zawiłej drogi. Wreszcie zdjęli jej opaskę i 

zobaczyła ostre światło słoneczne, lśniące na szczytach Heights of Variance.

Bez kritów droga w góry wydawała się bardzo długa, Kalena sądziła, że nie powinna 

jej zająć dłużej niż jeden dzień. Przynajmniej miała taką nadzieję. Na drogę dostała tylko 

płaszcz i nic więcej, nawet małej tubki żelu do rozpalenia ognia. Gdyby przyszło jej spędzić 

noc pod gołym niebem, musiałby mieć dużo szczęścia, żeby nie zamarznąć. Pocieszała się 

tylko myślą, że jej prześladowcy nie chcieli jeszcze jej śmierci, a więc zapewne znajdowała 

się na tyle blisko doliny, żeby dotrzeć do niej przed zachodem słońca.

Myśl o Ridge'u siedzącym w ciemności i szaleństwo, które widziała w oczach Grissa, 

pchało ją do przodu. W pewnym momencie usłyszała szum wody. Był to mały wodospad, 

który   widziała   podczas   dwukrotnego   już   przemierzania   szlaku.   Jeśli   dobrze   pamiętała, 

powinna być niedaleko miejsca, w którym znajdowała się zasłona z mgły.

Jednak po pokonaniu kolejnego zakrętu niczego nie zobaczyła. Szła więc dalej. Od 

wspinaczki bolały ją nogi. Nie musiała martwić się o obiad, ponieważ nie miała już nic do 

jedzenia. Z tego faktu również wnioskowała, że jej cel nie powinien być daleko, ale resztki jej 

energii wyczerpały się całkowicie. Zapewne był to wynik nie tylko stresu psychicznego, przez 

który przeszła, lecz także zmęczenia fizycznego. Zaczęła odczuwać chłód. Ruch i płaszcz 

chroniły przed zimnem we wcześniejszej porze dnia, gdy nie była jeszcze tak zmęczona, ale 

teraz okazały się niewystarczające.

Opuściła głowę i pochylona pięła się do góry. Po pokonaniu kolejnego zakrętu stanęła 

nagle przed zaporą z mgły.

Zatrzymała się gwałtownie i chwiejąc się nieco ze zmęczenia przyglądała się białej 

zasłonie. Wyglądała tak samo jak wczoraj. Czy rzeczywiście wczoraj opuszczała z Ridge'em 

dolinę? Po raz pierwszy zdała sobie sprawę, że nie ma pewności, jak długo przebywała w 

jaskini Kultu Zaćmienia.

201

background image

Weszła   w   błyszczącą   przesłonę,   tak   jak   poprzednio   doświadczając   przyjemnego 

uczucia. Po chwili była po drugiej stronie. Przed nią rozciągała się dolina, zielona i piękna. 

Kalena odetchnęła z ulgą i zaczęła schodzić w dół.

Jej powrót do doliny został zauważony w momencie, gdy weszła na ścieżkę pomiędzy 

ogrodami.  Kobiety,  które pracowały na polach,  rzucały swoje narzędzia  i biegły do niej. 

Arona pierwsza wyszła jej na spotkanie. Patrzyła na Kalenę z wyraźnym niepokojem.

- Valika miała rację. Nadeszła pora, tak? - zapytała niespokojnie Uzdrowicielka. - 

Wróciłaś po Klucz?

- Tak, zdaje się, że Valika zawsze ma rację. - Kalena uśmiechnęła się posępnie. - 

Powinnam to wiedzieć.

Valika przechodziła już przez krąg kobiet. Wydawała się zatroskana.

- Co ci jest, Kaleno? Czy wszystko w porządku?

- Tak sądzę. Jestem trochę zmęczona. Szłam od wschodu słońca. Powiedz mi, jak 

dawno wyjechaliśmy z Ridge'em z doliny?

Valika spojrzała na nią zaskoczona.

- Trzy dni temu.

-   A   więc   jeden   cały   dzień   -   powiedziała   zmartwiona   Kalena.   -   Leżeliśmy   więc 

nieprzytomni w pieczarze cały dzień.

-   W   jakiej   pieczarze?   -   Valika   wzięła   ją   za   ramię   sygnalizując   innym,   żeby   się 

rozstąpiły. - Gdzie jest twój mąż, Kaleno? Co się stało?

- Stało się to, co przewidziałaś, Valiko. Potrzebuję Świetlistego Klucza. Ridge umrze, 

jeśli nie przyniosę go do jaskini.

- Co to za jaskinie, o których mówisz? - Zapytała Arona idąc spiesznie obok Kaleny, 

którą kobiety prowadziły do najbliższej chaty.

- Nie wiem dokładnie, gdzie są położone. Wiem tylko, że jedno z wyjść znajduje się o 

dzień drogi stąd. Jaskinie zamieszkane są przez okropnych mężczyzn. Czy słyszałyście kiedyś 

o wyznawcach Kultu Zaćmienia?

Valika gwizdnęła przez zęby.

- Tak, ale oni istnieją tylko w legendzie!

- Oni są taką samą legendą jak Klucze. Wyglądali bardzo realnie. Nawet zbyt realnie.

- A więc jest aż tak źle? Obawiałyśmy się tego. Chodź - z powagą powiedziała Valika 

- musisz coś zjeść i odpocząć. Porozmawiać możemy później.

202

background image

- Nie mam dużo czasu, Valiko. Muszę jak najszybciej wrócić z Kluczem.

- Porozmawiamy o tym, jak zjesz.

Kalena nie miała siły się upierać. Była zmęczona, głodna i wiedziała, że nie powinna 

wybierać się w drogę w nocy. Gdy kobiety zaprosiły ją do chaty i poprosiły o zajęcie miejsca 

przy stole, przyjęła to z wdzięcznością.

Valika, Arona i inne mieszkanki doliny siedziały dookoła i wpatrywały się w nią 

niespokojnie.  Kalena  opowiedziała  im  wszystko,   co zdarzyło   się  od czasu,  kiedy wraz  z 

Ridge'em   opuścili   dolinę.   Gdy   skończyła,   pierwsza   odezwała   się   Arona.   Była   poruszona 

opowieścią.

- Chcesz wrócić do jaskini ze Świetlistym Kluczem ze względu na tego mężczyznę? 

To głupota, Kaleno. On jest mężczyzną  i uwięziony został przez nich. Pozwól, niech się 

spełni jego przeznaczenie. Tutaj, w dolinie, jesteś przynajmniej bezpieczna. Musisz tu zostać.

Kalena spojrzała na nią bezradnie, nie wiedząc, jak jej to wyjaśnić.

- On jest moim mężem - powiedziała w końcu. - Jego przeznaczenie jest też i moim. 

Valika powiedziała mi kiedyś, że zawsze trzeba dokonywać jakiegoś wyboru. Właśnie to 

zrobiłam. Swoją przyszłość będę dzieliła z Ridge'em. - Z wyrazu oczu Arony odgadła, że to 

wyjaśnienie jej nie przekonało, ale była zbyt zmęczona, żeby dłużej wyjaśniać ten niełatwy 

związek pomiędzy nią a Ridge'em. Czasami sama tego nie rozumiała. Wiedziała tylko, że nie 

może ukryć się w ciepłej dolinie, podczas gdy Ridge leży w zimnej jaskini Kultu Zaćmienia. - 

On jest moją drugą połową. Moim przeciwieństwem na Spectrum. Razem tworzymy całość, 

Arono. Czy to rozumiesz?

- Nie - odparła Arona. - Nie rozumiem. On jest mężczyzną. Nie potrzebujesz go.

Valika podniosła rękę, domagając się uwagi.

- Dajmy temu spokój. Kalena musi wrócić z Kluczem. Nie ma wyboru. Wiemy, że 

nadszedł czas. Nie unikniemy konfrontacji Kluczy. Wydarzenia te zostały wpisane w bieg 

wieczności i nie można ich zatrzymać.

-   Ale   wszystkie   legendy   mówią,   że   Klucze   nie   mogą   znaleźć   się   obok   siebie   - 

zaprotestowała jedna z kobiet.

Valika potrząsnęła głową.

- Nie, legendy stwierdzają, że jest to bardzo niebezpieczne, nie mówią jednak, że 

niemożliwe. Stare manuskrypty podają, że pewni ludzie mogą kontrolować Klucze. Betina 

była o tym  przekonana, a ja jestem prawie pewna, że Kalena jest tą kobietą, która może 

203

background image

kierować Świetlistym Kluczem. Natomiast Ridge prawdopodobnie może zawładnąć Kluczem 

Mroku.

- A co się stanie, jeśli nie pozwolimy Kalenie wrócić ze Świetlistym  Kluczem? - 

zapytała Arona.

Valika spojrzała na nią ze smutkiem.

- Ciemność, która narasta stopniowo wokół nas, zacznie się pogłębiać, pogrąży osiedla 

i miasta znajdujące się na naszej planecie. Dlatego trzeba ją wstrzymać. Lepiej, żeby stało się 

to teraz, zanim się wzmocni. Równowaga musi zostać przywrócona.

Kobiety milczały. Dalsze argumenty nie były potrzebne i dobrze to wiedziały. Kalena 

czuła, że musi być uczciwa w stosunku do nich. Przeciągnęła ręką po zmierzwionych przez 

wiatr włosach i powiedziała:

- Myślę, że powinnam wyznać ci, Valiko, że nie wróciłam tu po to, żeby ratować świat 

od zagłady. Gdybym była do tego wyznaczona, czułabym to. Jestem całkowicie pewna, że nie 

jestem tą, na którą czekałyście tyle lat. Przykro mi, że to mówię, ale w tym wszystkim tkwi 

jakiś błąd. Jeśli jednak mogę wziąć Klucz, to zabiorę go z sobą do jaskini, ponieważ jest to 

jedyny sposób na uratowanie Ridge'a.

Valika zareagowała na to stwierdzenie rozumnie i delikatnie.

- Twoje pobudki nie są istotne,  Kaleno. Najważniejszy jest fakt,  że jesteś  tutaj. - 

Wstała. - Ale teraz potrzebujesz wypoczynku. Zostawimy cię na kilka godzin. Zużyj ten czas 

na zregenerowanie sił. Będą ci potrzebne.

Inne kobiety również wstały i wyszły z chaty za Valiką. Kalena patrzyła  za nimi. 

Chciała je przekonać, że powinna jak najszybciej zrobić to, co ma do zrobienia, ale siedziała 

spokojnie, wiedząc, że Valika ma rację. Czuła zmęczenie w całym ciele. Próba powrotu do 

jaskini w takim stanie, i to w nocy, mogła być niebezpieczna. Musiała odpocząć do świtu.

Zanim   zamknęły   się   drzwi   za   ostatnią   kobietą,   Kalena   poczuła   się   bardzo   senna. 

Wyciągnęła   się   na   łóżku.   Zamknęła   oczy   zastanawiając   się   sennie,   czy   przypadkiem 

Uzdrowicielki   nie   podały   jej   w   jedzeniu   jakiegoś   środka.   Usnęła   szybko,   głęboko,   bez 

majaków.

Obudziła się jeszcze przed świtem. Była całkowicie wypoczęta. Leżała przez moment 

patrząc na ciemne niebo za oknem. Przez głowę przemknęła jej jedna z nauk Olary.

Ciemność, zarówno ta nocna, jak i czarna mgła używana przez Kult Zaćmienia, należy 

do Mrocznego Krańca Spectrum. Ciemność sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Jest po 

204

background image

prostu   końcem   Spectrum   przeciwstawnym   do   jego   Świetlistego   Krańca.   Ale   wszystkie 

krańcowości   są   niebezpieczne,   dlatego   potrzebują   zrównoważenia.   Zadaniem   światła   jest 

równoważenie ciemności, tak jak rolą kobiety jest równoważenie mężczyzny.

Kalena  rozumiała,   że  zdarzenia,   żywioły  lub   ludzie,   którzy  należą   do  najdalszych 

Krańców Spectrum, są potencjalnie bardziej niebezpieczni niż ci, którzy pochodzą z jego 

środka, i wymagają dla zrównoważenia więcej siły. Na przykład dla zrównoważenia czarnej 

mgły   potrzeba   bardzo   dużo   siły.   A   wydzielona   przy   tym   energia   może   być   bardzo 

niebezpieczna.

Nie chciała nawet myśleć o tym, ile energii może powstać podczas zbliżenia do siebie 

Kluczy.

Siedziała już na skraju łóżka, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.

- Proszę - powiedziała cicho.

Drzwi otworzyły się i na progu stanęła Arona. W prawej ręce trzymała lampę.

- Życzę ci dobrego dnia, przyjaciółko.

Kalena uśmiechnęła się.

-   Dziękuję.   Nie   przyniosłaś   mi   przypadkiem   trochę   jedzenia?   Jestem   dziś   bardzo 

głodna.

Piękne, ciemne oczy Arony były bardzo smutne. Weszła do środka, postawiła na stole 

lampę i usiadła na łóżku.

- Przykro mi,  Kaleno. Valika powiedziała,  że dopiero później będziesz mogła coś 

zjeść. Najpierw musisz wykonać swoje zadanie.

Kalena ziewnęła i przeciągnęła się. Czuła się silna, pełna energii i życia.

- A co mam zrobić?

- Klucz...

- Och, tak, Klucz. Kiedy pójdę po niego?

- Musisz iść do lodowej jaskini, żeby go wziąć. Żadna z nas nie może go dotknąć.

- Do lodowej jaskini? Więc jest on ukryty w lodzie, tak jak mówi legenda? Czy to 

znaczy, że Klucz Mroku ukryty jest w ogniu?

- Prawdopodobnie - odparła Arona. - Legendy nie są zbyt jasne. Proszę, uważaj na 

siebie, Kaleno. Dalej myślę, że nie powinnaś tego robić. Klucze są niebezpieczne. Każdy to 

wie. Jeśli nie czujesz się na siłach, żeby stawić wyzwanie Świetlistemu Kluczowi, nie rób 

205

background image

tego, niezależnie od tego, co mówi Valika. Nie powinnaś podejmować takiego ryzyka. Żaden 

mężczyzna nie jest tego wart.

Kalena zastanawiała się przez chwilę, jakiego użyć argumentu, żeby Arona zrozumiała 

ją wreszcie.

- Tu idzie o coś więcej niż o męskie życie, Arono. To jest sprawa honoru.

- Honoru?

Kalena podciągnęła kolana i oparła policzek na złożonych ramionach.

-   Właśnie   tak.   Jestem   kobietą   zamężną,   Arono.   Zamężna   kobieta   nie   opuszcza 

swojego męża, chyba że ich więzy zostaną oficjalnie rozwiązane. Już i tak nie wypełniłam 

kiedyś swojego obowiązku. - Kalena westchnęła. - Ciekawa jestem, czy ciotka Olara wie, że 

tak nędznie postąpiłam.

- Kaleno, miałaś prawo tak postąpić.

- Wiem. Myślałam o tym długo. - Skrzywiła się w uśmiechu. - Wiem, o czym myślisz, 

Arono.   Rozumiem,   co   próbujesz   powiedzieć.   Ale   postaraj   się   zrozumieć,   co   znaczy 

wychować się w tradycjach wielkiego rodu. Nigdy nie możesz uciec od obowiązków, które na 

ciebie   nakładają.   Honor   rodu   jest   zawsze   najważniejszy.   Od   kolebki   uczy   się   dzieci,   że 

spoczywa on w ich rękach. Muszą go strzec. Brzemię to nakładane jest zarówno na kobiety, 

jak i mężczyzn. W normalnych warunkach kobiety muszą wywiązywać się tylko ze swoich 

tradycyjnych   obowiązków.   Mają   być   posłuszne   ojcu,  gdy  mieszkają   pod   jego   dachem,   a 

potem, gdy wyjdą za mąż, swojemu mężowi. Żona musi respektować autorytet pana rodu i 

tak wychowywać dzieci, żeby rozumiały, co znaczy honor i odpowiedzialność. Zazwyczaj 

jest to bardzo proste.

-   Kaleno,   jesteś   ostatnim   członkiem   rodu,   nie   masz   już   takich   obowiązków   - 

argumentowała Arona.

-   Tak,   myślę,   że   moje   obowiązki   były   trochę   dziwne.   Ale   odkąd   skończyłam 

dwanaście lat, wiedziałam, czego się ode mnie oczekuje. A ja tego nie zrobiłam. Zostałam 

natomiast żoną i przyjęłam na siebie nowe powinności. Dlatego nie chcę zawieść po raz 

drugi. Ciężko jest żyć ze świadomością poniesionej klęski. Jestem związana z Ridge'em i nie 

mogę go porzucić.

- Nawet jeśli to, co zamierzasz zrobić, może cię zabić?

- Jeśli go nie uwolnię, sama też nie będę wolna. Pomyśl o tym, Arono. Czy ty masz 

więcej wolności? Poświęciłabyś życie broniąc swojej doliny i swoich przyjaciółek, czyż nie?

206

background image

Arona zamrugała.

- Oczywiście.

- Widzisz? Zaczynam myśleć, że wolność nie jest najważniejsza. Istotne jest to, że 

dana jest nam możliwość wyboru. Kiedy podejmiemy już decyzję, jesteśmy od niej zależni. - 

Kalena uśmiechnęła się i postanowiła zmienić przedmiot rozmowy. - Jesteś pewna, że nic nie 

mogę zjeść? Jestem naprawdę bardzo głodna.

- Och, Kaleno, tak mi przykro, że nie mogę przynieść ci posiłku, ale... - Zaskoczona 

przerwała, kiedy Kalena wybuchnęła śmiechem.

- Ale nie możesz, ponieważ nie pozwala ci na to twoje poczucie honoru i obowiązku. 

Jesteś   to   winna   kobietom   w   dolinie,   szczególnie   jednej,   która   tu   przewodzi.   Valika 

powiedziała, że nie mogę jeść dziś rano, więc nie mogłaś przynieść mi jedzenia. Życie jest 

czasami takie proste.

Arona uśmiechnęła się z pewnym ociąganiem.

-   Czasami   tak.   Wyobrażam   sobie,   że   może   być   bardziej   skomplikowane,   gdy  nie 

mamy przed sobą wyraźnie nakreślonych obowiązków.

Cisza, jaka zapanowała między nimi, przerwana została pukaniem do drzwi i po chwili 

pojawiła   się   w   nich   Valika.   Spojrzała   na   Aronę.   Oczy   jej   nieco   złagodniały   w   cichym 

zrozumieniu i po chwili zwróciła się do Kaleny.

- Jesteś już gotowa?

Kalena podniosła się z szacunkiem.

- Jak nigdy dotąd.

Valika weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi.

- Za chwilę pójdziesz w miejsce, gdzie został ukryty Klucz, ale najpierw musisz spalić 

Piasek. - Wyciągnęła zza paska maleńki metalowy koszyczek.

Kalena patrzyła zdumiona.

- Nie jestem przecież Uzdrowicielką.

- Tylko dlatego, że nie praktykowałaś. Tak jak ci już mówiłam, wierzę, że masz talent. 

Przekonamy się o tym, kiedy spalisz Piasek.

Zażenowana Kalena wzięła od Valiki mały koszyczek.

- Ale dlaczego? Co to udowodni?

Starsza kobieta uniosła brwi z lekkim rozbawieniem i usiadłszy na poduszce obok 

małego stolika, skrzyżowała nogi. Skinęła na Kalenę, by usiadła obok niej.

207

background image

- Nie o to chodzi, żeby coś udowodnić, ale sądzę, że pozwoli ci to zrozumieć wiele 

spraw.

Kalena   usiadła   wolno,   patrząc   na   koszyczek   i   przypominając   sobie,   ile   to   razy   z 

utęsknieniem marzyła o przejściu przez test z Piaskiem.

- Moja ciotka była pewna, że nie mam talentu.

- Olara kłamała, ponieważ przeznaczyła cię do czegoś innego. Trudno jest zmienić 

młodą   dziewczynę   z   talentem   w   morderczynię.   Nie   chciała   ryzykować   i   poddawać   cię 

działaniu Piasku. Gdybyś rozwinęła swój wrodzony talent, nie nadawałabyś się na narzędzie 

zemsty.

Kalena dotknęła koszyczka urzeczona finezyjnością jego wykonania.

- Pogodziłam się z tym, że nie dopuszczono mnie do testu z Piaskiem. W tej sprawie 

byłam posłuszna Olarze, ale w innej nie, ponieważ wbrew jej ostrzeżeniom spałam ze swoim 

mężem, chociaż wiedziałam, że to mnie osłabi. Mam nadzieję, że to nie przeszkodzi mi teraz.

- Nie osłabiło cię to, że dzieliłaś łóżko z Fire Whipem. Więź, która powstała między 

wami, jest wpisana w życie. Ona jest przeciwstawna śmierci, z którą chciała cię związać 

Olara. Dzięki tej więzi jesteś silniejsza, nie słabsza. Spal Piasek, Kaleno. Zobaczysz, jak silna 

jest ta nowa więź.

Kalena zawahała się pierwszy raz tego ranka.

- Boję się - szepnęła.

- Nie masz się czego obawiać. W każdym razie nie teraz. - Valika wyjęła zza paska 

mały, haftowany woreczek, i po rozwiązaniu rzemyka podała go Kalenic

Gdy Kalena brała woreczek z rąk Valiki, czuła, jak drżą jej palce. Wbrew temu, co 

mówiła ciotka, Piasek przyciągał ją z magiczną siłą. Przypomniała sobie swoje oburzenie i 

rozpacz, kiedy w zajeździe nie potrafiła pomóc rodzącej kobiecie. Teraz chociaż dowie się, 

czy ma talent.

- Weź tylko szczyptę - poinstruowała ją delikatnie Valika. - Zbyt dużo Piasku może 

być  niebezpieczne.  Zapal  żel  w  koszyczku,  potem  rzuć na  ogień szczyptę  Piasku. Kiedy 

pojawi się dym, wdychaj go i patrz w głąb siebie. Nie mogę ci dokładniej wyjaśnić. To stanie 

się samo.

Kalena ostrożnie postawiła koszyczek na niskim stole, poruszyła maleńką dźwignię, 

żeby katalizator mógł zetknąć się z żelem i zapalić go. Kiedy zobaczyła maleńki płomyk, 

rzuciła nań szczyptę białego Piasku. Natychmiast pojawił się dym.

208

background image

- Teraz - mruknęła Valika.

Kalena pochyliła się i zrobiła głęboki wdech. Dym zaszczypał ją w nosie, podobnie 

jak przyprawy szczypią w język. Zamknęła oczy i odetchnęła po raz drugi.

- Dość. - Valika dotknęła jej ramienia i odciągnęła lekko. - Nawet bardzo małe ilości 

są skuteczne, natomiast zbyt duże mogą być niebezpieczne i to nie tylko dla ciebie, ale też dla 

innych osób znajdujących się z tobą. - Sięgnęła po koszyczek i dmuchnęła w płomień. Żel 

zgasł, a dym zniknął.

Kalena wyprostowała się. Zamknęła oczy i czekała. Chciała wiedzieć dokładnie, na co 

czeka.   Może   dozna   zawrotu   głowy   albo   będzie   jakoś   szczególnie   podniecona?   Tylko 

prawdziwa   Uzdrowicielka   wiedziała,   czego   oczekiwać.   Jeśli   nie   ma   talentu,   to   nic   nie 

poczuje, pomyślała.

- Kaleno, teraz ty jesteś pacjentką, musisz spojrzeć w siebie.

Głos Valiki dochodził do niej jakby z bardzo daleka. Kalena posłusznie skupiła uwagę 

na   sobie,   na  córce   rodu  Ice  Harvest.  Odniosła   wrażenie,   że  stoi   przed  jakąś   zasłoną.  W 

myślach wyciągnęła rękę i odsunęła ją. Zobaczyła wyraźnie, co się za nią skrywa.

Postawienie diagnozy nie było żadną sztuką. Niepotrzebna była Uzdrowicielka, żeby 

ocenić to, co zobaczyła. Kalena z rodu Ice Harvest, kontraktowa żona mężczyzny, który nie 

posiadał żadnego dziedzictwa, była w ciąży.

Ciężarna.   Płonęła   w   niej   żywa   energia   nowego   życia.   Życia,   które   stworzyła   z 

Ridge'em, Fire Whipem. Trans dostarczył jej takiego szoku, jak zanurzenie się w lodowatej 

wodzie. Uniosła powieki i napotkała spojrzenie Valiki.

- Jestem w ciąży. - Słowa te zawisły w powietrzu.

- Tak myślałam. - Valika z satysfakcją pokiwała głową.

- Ale jak to się stało? Tylko jeden raz zapomniałam wziąć proszek z liści selity.

- Jedna noc to wszystko, czego potrzeba, choć fakt ten zawsze wprawia kobiety w 

zdumienie. - Valika wydawała się rozbawiona. Troskliwie zamykała woreczek z Piaskiem. - 

Nie wiń się za to, co się stało. Myślę, że to miało się stać.

Kalena patrzyła na wygaszony koszyczek.

- Ale dlaczego?

- Dlatego, że masz przynieść Świetlisty Klucz. I chociaż urodziłaś się po to, by tego 

dokonać, i masz tyle talentu, żeby podołać temu zadaniu, to wiedz, że nie będzie ono łatwe. 

Musisz być tak silna, jak potrafi tylko kobieta. - Valika dotknęła jej ręki. - Kaleno, musisz 

209

background image

wiedzieć, że dysponujesz teraz największą siłą kobiecą. Nosisz w sobie przyszłość. Jest to 

bezpośredni kontrapunkt dla chaosu i ciemności, które są charakterystyczne dla Mrocznego 

Krańca Spectrum. Już czas, żebyś wzięła Klucz z miejsca, w którym został ukryty.

Kalena skinęła głową w pełni akceptując ten fakt. Nie potrafiłaby tego wyjaśnić, ale 

czuła, że teraz jest już gotowa do drogi. Nadeszła pora.

Valika w milczeniu wyprowadziła ją z chaty. Pierwszy, szary jeszcze świt dotykał 

wierzchołków gór strzegących doliny. Kalena bez słowa podążała za starszą kobietą. Arona 

szła tuż za nią, a w miarę jak mijały ogrody i bogate pola roślin uprawnych, dołączały do nich 

inne kobiety tworząc milczącą procesję.

Valika wybrała stromą ścieżkę, prowadzącą w szczypiący chłód nadchodzącego świtu. 

Ścieżka różniła się od tej, którą przyjechała do doliny z Ridge'em. Była stroma i prowadziła 

prosto w krainę śniegu i lodu. Z Valiką na czele kobiety wspinały się ponad godzinę. Przez 

cały ten czas żadna się nie odezwała.

W  końcu szary świt  zaczął  się zabarwiać  i Valika  zatrzymała  się;  stała  zawinięta 

płaszczem, wskazując na zaczynające się królestwo lodu.

-   Kaleno,   stare   manuskrypty   mówią,   że   Klucz   ukryty   jest   tutaj.   O   ile   wiem,   nikt 

jeszcze nie był w środku lodowej jaskini. Nie mogę ci powiedzieć, co tam znajdziesz. Wiem 

tylko, że nadszedł czas, żebyś go odnalazła. Idź i weź go. Poczekamy tu na ciebie.

Kalena wahała się chwilę, czekając, że otrzyma jakieś wskazówki, ale Uzdrowicielki 

stały w milczeniu. Wiedziała, że zdana jest tylko na siebie. Odwróciła się i wolno poszła w 

kierunku wejścia do lodowej jaskini.

Biały,   lodowy   tunel,   w   który   weszła,   nie   był   ciemny.   Wraz   z   rozjaśniającym   się 

niebem rozjaśniało się jego wnętrze ułatwiając poruszanie się. Kalena stąpała ostrożnie po 

lodowym podłożu. Droga była wyłożona lodowymi blokami, pomiędzy którymi znajdowały 

się szpary dające oparcie stopom. Szła ostrożnie, nie bojąc się upadku.

Kilka metrów dalej tunel zakręcał. Kiedy Kalena pokonała zakręt, znalazła się nagle w 

dużej, białej pieczarze. Wnętrze jej było jeszcze ciemne, ale z każdą chwilą rozjaśniało się w 

miarę ustępujących ciemności nocy. Zapowiedź światła widać było w całej pieczarze. Nikłe 

jeszcze, odbijało się w rzeźbionym zamarzniętym krysztale, zwisającym z sufitu. Pląsało po 

białej   podłodze   i   lśniło   na   powierzchni   lodowego   bloku,   stojącego   w   środku   pieczary   i 

świecącego oślepiającym blaskiem. To energia i siła czekają na uwolnienie, czekają na moje 

dotknięcie,   pomyślała   Kalena.   Mogła   wyzwolić   tę   energię.   Takie   było   jej   przeznaczenie. 

210

background image

Świadomość tego faktu powstała w jej głowie z nadzwyczajną jasnością. Czuła to wszystkimi 

zmysłami.

Uważniej   spojrzała   na   lodowy  blok   i   wolno   podeszła   do  niego.   Był   wyciosany   z 

jednolitej   bryły   w   silną,   pełną   potęgi   konstrukcję.   Wyrastał   wprost   z   podłoża.   Kalena 

podeszła   bliżej   i   stanęła   przed   nim,   spoglądając   w   głąb   bryły   lodu.   Na   dnie   spostrzegła 

szkatułkę zrobioną z jasno srebrnego metalu.

Nie miała wątpliwości, że przez niezliczone pokolenia nikt nie penetrował wzrokiem 

przezroczystego lodu, skrywającego szkatułkę. Nie sposób było odgadnąć, jak długo leżała w 

pieczarze. Uzdrowicielki strzegły jej dobrze, chociaż Kalena nie była pewna, czy szkatułka 

rzeczywiście   potrzebowała   opieki.   Było   coś   groźnego   w   tym   prostym   przedmiocie 

zatopionym   w   lodzie.   Nigdy   nie   odważyłaby   się   go   dotknąć,   gdyby   nie   była   do   tego 

zmuszona i gdyby nie była w pełni przekonana, że może tego dokonać.

Patrzyła na lodową powierzchnię zastanawiając się, jak ją rozpuścić. Będzie chyba 

musiała wyjść na powierzchnię i poprosić Valikę o sagan palącego się żelu, pomyślała.

Rozważając, jakie ma podjąć działania, dotknęła przypadkowo lodowej powierzchni. 

Chociaż nosiła rękawiczki, poczuła pod palcami lekkie drżenie. Przestraszyła się i szybko 

cofnęła   rękę.   W   twardej,   kryształowej   powierzchni,   której   przed   chwilą   dotykała,   ze 

zdumieniem zobaczyła niewielką szczerbę.

Kalena   zdjęła   ostrożnie   rękawiczkę   i   bardzo   wolno   położyła   na   lodzie   gołą   rękę. 

Lodowy blok zadrżał ponownie, przenosząc drżenie na całe jej ciało. Po chwili lód zatrząsł 

się i pękł. Kalena nie czuła nic więcej poza lekkim chłodem, dalekim od palącego zimna 

normalnego lodu. Spostrzegła, że lód rozpuścił się całkowicie, a jej ręka zanurzona jest w 

przeźroczystej wodzie.

- Do Kamieni! - Okrzyk zdumionej Kaleny odbił się delikatnym echem. Wyciągnęła 

rękę z wody. Płyn powinien być lodowato zimny, tymczasem był tylko przyjemnie chłodny, 

podobnie jak poprzednio lód. Zastanawiała się, czy jest to prawdziwa woda, czy jakaś inna 

substancja użyta do ochrony srebrnej szkatułki.

Kalena spojrzała w głąb rozpuszczonego lodu przyglądając się szkatułce. Musi tylko 

zawinąć rękaw płaszcza i tuniki, i będzie mogła wyciągnąć kasetkę. Proste.

Czy przypadkiem nie za proste, pomyślała?

211

background image

Rozejrzała   się   po   pieczarze,   szukając   czegoś,   co   mogłaby   użyć   do   wyciągnięcia 

szkatułki, ale nic nie znalazła. Niechętnie zawinęła rękawy. Jej obnażone ramię wyczuwało 

chłód jaskini, dopóki nie zanurzyła w krystalicznej cieczy.

Kilka   sekund   później   palce   jej   zacisnęły   się   wokół   szkatułki.   Kalena   czekała,   że 

wszystko wokół niej zacznie się walić, ale nic takiego się nie stało. Wzięła głęboki oddech i 

wyciągnęła przedmiot z wody.

Okazała się nagle niebywale silna i podekscytowana. Jeszcze nigdy tak się nie czuła. 

Życie, energia, przyszłość czekały na jej rozkazy. Klucz był jej. Mogła nim kierować. Teraz 

nie miała już wątpliwości. Był jej zwielokrotnieniem. Należał do niej w sposób trudny do 

opisania. Wiedziała, że potrafi kierować Świetlistym Kluczem.

Oszołomiona   jak   po   alkoholu,   rozdygotana   emocją   zaczęła   dokładniej   oglądać 

szkatułkę.

Widać było, że jest bardzo, bardzo stara. Tak stara jak legenda o Władcach Jutrzenki. 

Pudło miało może trzy czwarte metra długości, było niezbyt ciężkie i stosunkowo płytkie. Na 

całej powierzchni szkatułki wyryte były jakieś skomplikowane znaki, mogące być alfabetem. 

Musiał to być bardzo stary język, z pewnością nie współczesny. Gdy Kalena przypatrzyła się 

im   dokładniej,   wydało   się   jej,   że   niektóre   z   tych   znaków   przypominają   litery   alfabetu 

Północnego Kontynentu. Nie potrafiła ich jednak rozszyfrować.

Zdała sobie sprawę, że właściwie wcale nie jest pewna, czy w szkatułce znajduje się 

Świetlisty Klucz. Może nie tego poszukiwała? Jedynym sposobem na przekonanie się o tym 

było otwarcie pudełka.

Zastanawiała  się, skąd będzie wiedziała,  że odnalazła  Świetlisty Klucz. Nie miała 

przecież pojęcia, jak on wygląda. Czy będzie podobny do tego, który nosi na szyi razem z 

zamkiem,   czy   do   klucza   do   drzwi?   A   może   do   klucza   do   puzderka   z   drogocennymi 

klejnotami?   Palce   jej   przebiegały   niecierpliwie   po   szkatułce,   szukając   sposobu   na   jej 

otwarcie. Byłby to okrutny żart, gdyby okazało się, że znalazła szkatułkę, ale nie potrafi jej 

otworzyć, pomyślała.

Zaczynała   się   niecierpliwić.   Przyszła   z   tak   daleka   i   nie   może   teraz   odejść,   nie 

sprawdziwszy tego. Nie wywiązała się z obowiązku w stosunku do własnego rodu. Nie może 

dopuścić do powtórzenia się podobnej sytuacji. Czeka na nią Ridge. Czeka na nią przyszłość.

Nagle wieczko szkatułki otworzyło się, jakby jej myśli uruchomiły ukryty zamek.

212

background image

Świetlisty Klucz nie przypominał nic, co do tej pory widziała. Mimo to była pewna, że 

to on. W szkatułce znajdował się po prostu ciekły, biały ogień. Wijące się płomienie tworzyły 

klin, były białe i oślepiały. Wiedziała instynktownie, że Klucz płonął w środku szkatułki od 

czasów Władców Jutrzenki, którzy zamknęli w lodzie swój niebezpieczny skarb.

Teraz musiała znaleźć sposób na wyjęcie białych płomieni gołą ręką i na posłużenie 

się nimi. Ale nie miała wątpliwości, że kiedy nadejdzie odpowiednia pora, będzie wiedziała, 

jak to zrobić.

Urodziła się po to, żeby nim zawładnąć.

213

background image

Rozdział piętnasty

R

idge stał w ogromnej pieczarze z czarnego szkła i patrzył w głąb ognia płonącego w 

środku szklanej podłogi. Te płomienie fascynowały go. Były dokładnie koloru sintara, gdy 

rozżarzał się pod wpływem jego gniewu.

Podniósł wzrok i spotkał spojrzenie zakapturzonego mężczyzny, stojącego po drugiej 

stronie ognia. Był to Griss, noszący pod płaszczem sintar Ridge'a. Za Grissem, w grobowej 

ciszy, stali półkolem ubrani na czarno mężczyźni z naciągniętymi na głowy kapturami.

Czarne szkło chwytało światło złych, roztańczonych płomieni, wijących się w środku 

pieczary, i odbijało je w tysiące zwierciadlanych obrazów. Gdyby nie te niezliczone odbicia, 

pieczara byłaby pogrążona w całkowitej ciemności. Znajdowała się tu tylko jedna żelowa 

lampa, którą oznaczono wejście. Inne korytarze były zamknięte takim samym szkłem, jakim 

obłożona była reszta pomieszczenia. Bez lampy nie można by znaleźć wyjścia. Czarne szkło 

było wszędzie. Był nim wyłożony sufit, ciosane ściany i podłoga. Zakapturzeni mężczyźni, 

którzy przyprowadzili Ridge'a do pieczary, zdjęli mu więzy, ale na nic mu się to zdało w tych 

warunkach. Otoczony był przez szeregi członków Kultu Zaćmienia, a na to, żeby odnaleźć 

zamaskowane wyjście, potrzebowałby sporo czasu. Dopadliby go, zanim dotarłby do wyjścia.

Prawdopodobnie siedział tu więcej niż jeden dzień, ale nie dostał nic do jedzenia. 

Ciekaw   był,   czy   Kalena   jest   już   bezpieczna   w   dolinie.   Miał   nadzieję,   że   Uzdrowicielki 

zatrzymają   ją,   kiedy   dowiedzą   się   o   jej   planach.   Jednak   nie   okłamywał   się   za   bardzo. 

Wiedział, że Kalena nie będzie posłuszna jego poleceniom. Zrobi wszystko, żeby powrócić ze 

Świetlistym Kluczem.

Kalena z rodu Ice Harvest była jego żoną. Była z nim związana nie tylko poprzez 

małżeństwo. Ich cielesne związki stanowiły równie silną więź. Jej los był związany z jego 

losem. Mieli przed sobą wspólną przyszłość. Kalena wróci do niego albo zginie podczas tej 

próby.

Ridge przeklinał się w duchu za dopuszczenie do tak niebezpiecznej dla niej sytuacji. 

Przerwał jednak szybko to ciche samobiczowanie. Siła jego gniewu była skuteczną bronią, nie 

chciał więc jej tracić bezowocnie w gniewie skierowanym przeciwko sobie samemu. Musi ją 

214

background image

skierować na tych, którzy go uwięzili, szczególnie przeciw temu bękartowi, który nazwał 

Kalenę dziwką.

Ręka Ridge'a zacisnęła się automatycznie i skierowała w miejsce, gdzie zazwyczaj 

wisiał sintar. Zmusił się do spokoju. Musiał kontrolować swój gniew, który groził wybuchem 

większym niż kiedykolwiek dotąd. Zmaganie się z własnym gniewem pochłaniało zbyt dużo 

energii.

- Czego chcesz ode mnie? - zapytał ostro.

- Sięgnij do ognia i wyciągnij z niego Klucz Mroku. On jest twój, Fire Whip. Tylko ty 

możesz nim kierować.

- Przecież to ty chcesz go mieć, a może nie chcesz, co, Griss? Ty lub inni, którzy 

noszą czarne szkła. Myślisz,  że będziesz mógł nim kierować, gdy wyciągnę go z ognia? 

Jesteście kupą idiotów, jeśli w to wierzycie.

- Zrób, co ci powiedziałem - rozkazał Griss.

- Dlaczego miałbym to zrobić?

- Ponieważ kobieta wraca już z doliny Uzdrowicielek i niesie Świetlisty Klucz. Klucz 

Mroku jest jedyną bronią, którą możesz ocalić ją i siebie. - Głos Grissa był obleśny i kpiący. - 

A chyba chcesz ją ocalić, prawda, Fire Whip? Przynajmniej teraz, bo kiedy będziesz miał 

Klucz Mroku w ręku, przekonasz się, że twoje odczucia będą zupełnie inne. Teraz jednak nie 

jest dla nas ważne, jakie motywy będą tobą kierowały przy wyciąganiu Klucza. Pragniesz 

broni, jakiejkolwiek broni. Taka jest twoja natura. I bardzo dobrze. My oferujemy ci broń 

niepodobną do żadnej innej. Będzie twoja, jeśli masz odwagę po nią sięgnąć.

- Nie widzę w tych płomieniach żadnej broni.

- Spójrz dokładniej, Fire Whip. Ona tu jest. Leży od czasów Władców Jutrzenki. To 

oni ukryli ją w ogniu.

- Czy to znaczy, że przez wszystkie te wieki Klucz Mroku był ukryty w tych samych 

górach co Klucz Świetlisty? - Ridge był oszołomiony tymi informacjami.

- Był głęboko schowany, Fire Whip. Zanurzony w ogniu, w kominie górskim, który 

wydawał się bez dna. Ale nasz pan wiedział, że dno gdzieś musi być. Dużo czasu zajęło 

zlokalizowanie dna komina. Pomocne okazały się stare księgi, choć wymagało to wielu lat 

wysiłku. Kiedy zlokalizowano dno komina, tutaj w pieczarze, okazało się, że Klucz ciągle 

znajduje się w ogniu. Tkwi w środku tych płomieni i nikt nie może go wydobyć. Ogień, który 

go chroni, nie jest zwykłym ogniem.

215

background image

- Ilu mężczyzn zginęło przy szukaniu tego Klucza, Griss?

- Liczba nie jest istotna. Ostatnio, kiedy zabrakło nam mężczyzn do wykonania tego 

zadania, braliśmy ludzi z sąsiednich osad. Ale nasz cel został osiągnięty.

- Nie całkiem. Ciągle nie wiesz, jak wyciągnąć Klucz z płomieni. Czy nie mam racji?

- Znaleźliśmy sposób, Fire Whip. Ty jesteś tym narzędziem, którego użyjemy. Kiedy 

Klucz Mroku zawładnie Świetlistym Kluczem, jego siła będzie się zmniejszać przez pewien 

czas. Może przez wiele lat. W tym czasie nasz pan będzie w stanie zbadać go. Nauczy się nim 

kierować. Zanim Klucz odzyska swoją pierwotną potęgę, on będzie już jego panem.

- A jeśli nie wyjmę go z płomieni? - zapytał Ridge, choć dobrze znał odpowiedź.

- Umrzesz. I gdy tylko przyjdzie tu kobieta ze Świetlistym Kluczem, umrze również.

- Jeśli jestem w stanie dotknąć Klucza Mroku, co może  mnie powstrzymać  przed 

wypróbowaniem go w pierwszym rzędzie na tobie?

- Nie będziesz mógł władać nim jak sintarem, głupcze. On będzie reagował tylko na 

obecność Świetlistego Klucza i musi być  użyty najpierw przeciwko niemu, zanim będzie 

można   wykorzystać   go   w   jakimkolwiek   innym   celu.   -   Oczy   Grissa   błyszczały   w   cieniu 

kaptura. - Ale kiedy twoje zadanie zostanie spełnione, będziesz miał potężną broń, Fire Whip. 

Jesteś mężczyzną, który za pomocą broni wielokrotnie ocalił własne życie i życie innych. Nie 

odwrócisz się od szansy zrobienia tego znowu, niezależnie od tego, jak duże będzie ryzyko. 

To niezgodne z twoją naturą, żeby w krytycznej sytuacji nic nie robić. Zawsze wybierzesz 

działanie, nawet jeśli ono może okazać się daremne. Będziesz walczył,  choćbyś  nie miał 

szansy na zwycięstwo. Taka jest twoja natura.

Ridge patrzył na niego zdziwiony.

- Skąd znasz mnie tak dobrze?

- Przebadaliśmy cię dobrze, Fire Whip. Przecież to logiczne, że chcieliśmy poznać 

narzędzie, którego zamierzaliśmy użyć. Mój pan zna doskonale twoje możliwości.

Narzędzie, pomyślał Ridge. Bardzo dobrze. Kult Zaćmienia pozna tnące ostrze tego 

narzędzia.

Spojrzał w głąb ognia płonącego u jego stóp. Generował mało ciepła, zważywszy na 

gwałtowność płomieni. Nagle pojął, że jest jedyną osobą w pieczarze, która nie odczuwa jego 

gorąca. Inni trzymali się z daleka, widocznie dawał więcej ciepła, niż mogli znieść.

Przybliżył   się.   Czubki   jego   butów   znajdowały   się   teraz   na   krawędzi   paleniska. 

Mężczyźni   pozostali   na   swoich   miejscach.   Został   sam   w   środku   pieczary   zbudowanej   z 

216

background image

czarnego szkła. Czasza z ogniem nie była głęboko, może tylko na długość ramienia licząc od 

szczytu płomieni. Ridge zastanawiał się, w jaki sposób ogień utrzymywany był przez całe 

stulecia. Instynkt mówił mu, że płonął tak od czasu, gdy wzniecili go Władcy Jutrzenki.

Głęboko, w środku ognia leżał jakiś przedmiot. Zobaczył go, gdy podszedł bliżej. Była 

to szkatułka, zrobiona z czarnego metalu. Ciekaw był, co znajduje się w jej wnętrzu.

Broń.   Potrzebował   jej,   żeby   obronić   swoją   kobietę,   gdy   wróci   i   wpadnie   w   ręce 

członków Kultu Zaćmienia. Klucz był teraz jedyną bronią w jego zasięgu.

Ridge przyklęknął obok tańczących płomieni. Ogień powinien go palić, ale on czuł 

tylko umiarkowane ciepło. Przypominało ono ciepło, jakie generował sintar, gdy rozpalał się 

w jego dłoni do czerwoności. Nawet gdy był najgorętszy, mógł go trzymać w gołej ręce. 

Dawno   temu   Ridge   doszedł   do   wniosku,   że   dziwny   efekt   jego   furii   widoczny   na   stali 

Countervail był użyteczny jedynie jako broń psychologiczna. Inni widzieli, jak płonął, i bali 

się go bardziej niż zwyczajnego stalowego ostrza. Tylko Ridge wiedział, że ostrze sintara, 

chociaż gorące i czerwone, jest zupełnie zwyczajne.

- Wyjmij Klucz z płomieni, Fire Whip. To jest twoje przeznaczenie. Twoja jedyna 

nadzieja.

Ridge  zignorował  rozkaz Grissa. Zamierzał  wyjąć  czarną  szkatułkę,  ale  robił to  z 

własnej woli. Wyciągnął rękę w stronę płomieni. Nic się nie stało. Dalej nie czuł ciepła. 

Zaledwie   tyle,   ile   dawały  promienie   słoneczne.   Ogień   był  ciepły,  lecz  nie   był  dla   niego 

niebezpieczny.

Ridge przysunął się do skraju czaszy i zanurzył rękę w migotliwych płomieniach.

Omal  nie stracił  równowagi, gdy fala pulsującego ognia popłynęła w jego żyłach. 

Płomienie przyniosły obietnicę dzikiej, satysfakcjonującej ekstazy.

Ciepło płomieni ciągle wydawało mu się umiarkowane. Nie parzyły go, chociaż był w 

środku.   Odpiął   guzik   mankietu   koszuli   i   podwinął   rękaw.   Teraz   nic   nie   mogłoby   go 

powstrzymać.  Wolno zbliżył  drżące palce  do czarnej  szkatułki.  Sięgnął dalej  i po chwili 

zacisnął palce na metalowym pudełku. Podniecenie, które go ogarnęło, było nie do opisania. 

Jeszcze   nigdy   nie   doświadczył   nic   podobnego.   Nie   potrafił   na   tyle   jasno   myśleć,   żeby 

przypomnieć sobie, do czego było ono podobne. Czuł tylko rozszalałą tęsknotę i satysfakcję 

jakiegoś nowego wymiaru. Próbował się skoncentrować, ale myśli gdzieś mu uciekały.

Och, pomyślał, to nie jest teraz ważne. Teraz ważny był inny rodzaj wiedzy, która nie 

była przelotna i mglista, tylko silna, gwałtowna i niezawodna jak te płomienie.

217

background image

Klucz   Mroku   znajdował   się   pod   jego   kontrolą.   Klucz   był   ogniem   i   on   był   nim 

również.

Gdy tylko dotknął szkatułki, wiedział, że cokolwiek znajdowało się w środku, było w 

jego władzy. Potwierdzały ten fakt fale energii przepływające przez jego ciało. Nigdy nie czuł 

w sobie takiej siły. Klucz był jego. Podniósł się, trzymając zdobycz w obu rękach.

Kiedy członkowie Kultu Zaćmienia zobaczyli, czego dokonał, z ich piersi wydobył się 

złowrogi syk. Ridge zignorował tych głupich mężczyzn, próbujących igrać z potęgą, o jakiej 

nie mieli pojęcia.

Obejrzał szkatułkę - płaską, w kształcie  klina. Na czarnym  metalu widniało wiele 

nacięć. Ich wzory przypominały mu niektóre litery alfabetu, ale było to tylko nieznaczne 

podobieństwo.

Ogień dalej płonął u jego stóp, Ridge jednak nie był świadom ani tego, ani obecności 

Grissa i innych mężczyzn. Całą uwagę skoncentrował na szkatułce. Należała do niego. To on 

sam wyciągnął ją z płomieni i tylko on pojmował, co zawiera. Oglądał ją i zastanawiał się, jak 

ją otworzyć.

- Jeszcze nie, Fire Whip.

Ridge poderwał do góry głowę i przeszył Grissa wzrokiem.

- Odsuń się ode mnie.

- Nie chcemy ci nic zrobić - powiedział gładko Griss. - Ty i Klucz jesteście dla nas 

potężną bronią. Musimy dbać o ciebie. Powinieneś teraz odpocząć. Wyciągając Klucz z ognia 

straciłeś   wiele  energii,   więcej, niż   zdajesz  sobie  sprawę.  Zabierzemy   cię  z  powrotem  do 

jaskini, w której siedziałeś. Dostaniesz jeść, później się prześpisz, a gdy się obudzisz, twoja 

kobieta  już tu będzie.  Wtedy ocenisz  rozmiar  swojej siły.  Kiedy ty poznasz prawdę, my 

poznamy ją również. Chodź. Musisz odpocząć.

Ridge zastanawiał się nad sytuacją. Nie czuł zupełnie zmęczenia. Wręcz przeciwnie - 

przez jego ciało przepływała pulsująca energia. Podobnego uczucia doświadczał wtedy, gdy 

brał Kalenę w ramiona. Zdał sobie sprawę, że część jego odczuć ma źródło zmysłowe. Gdyby 

była tutaj Kalena, położyłby ją obok ognia, rozsunąłby jej delikatne uda i otoczył się ich 

jedwabistym ciepłem.

Teraz   zdał   sobie   sprawę,  że   to   niesprecyzowane   uczucie,   którego   doświadczył   po 

wyjęciu   szkatułki   z   Kluczem,   było   właśnie   rodzajem   takiej   tęsknoty.   Podobne   doznania 

towarzyszyły mu, kiedy pogrążał się w Kalenie i wpadał w wir pożądania.

218

background image

Przez kilka sekund ten obraz był tak silny, że Ridge zapomniał o wszystkim poza 

czarnym pudełkiem, które trzymał w dłoniach. Metalowy przedmiot wibrował melodyjnie 

energią,   która  pędziła   przez  jego ciało.   Mógłby teraz   pokonać  Kalenę  siłą  swojej  żądzy. 

Powinna nauczyć się, że jest i zawsze będzie jego, a jej oddanie musi być całkowite. Była 

tylko kobietą stworzoną po to, by mu służyć. Mógł sycić się nią raz po raz, w nieskończoność. 

Była kobietą. Miękką i słabą. Jego kobietą.

- Odpocznij, Fire Whip. Chodź z nami. Potrzebujesz wypoczynku.

Ridge potrząsnął głową, jakby próbował pokonać pożądanie, które obezwładniało mu 

umysł. Nie potrzebował odpoczynku, tylko samotności. Musiał poznać dokładnie naturę tego, 

co wyciągnął z płomieni.

- Nie próbujcie mnie dotykać - powiedział spokojnie do Grissa i innych mężczyzn.

- Nie mamy zamiaru.

Ridge podszedł do nich ostrożnie okrążając ogień, który z jednakową siłą palił się w 

środku pieczary. Żaden z zakapturzonych mężczyzn nie próbował związać mu rąk. Utworzyli 

wokół   niego   krąg,   zachowując   jednak   odpowiedni   dystans.   Kiedy   cała   grupa   doszła   do 

jaskini, w której Ridge był przetrzymywany, zatrzymali się i czekali spokojnie, żeby wszedł 

do środka.

Ridge zawahał się chwilę, wiedział jednak, że nie może jeszcze użyć Klucza. Obejrzy 

go i nauczy się nim kierować. Potrzebował na to czasu i samotności. Bez niechęci wszedł do 

skalnej  komórki.  Okratowane  drzwi zatrzasnęły się za nim,  ale  nie zwrócił na to uwagi. 

Wiedział, że dopóki będzie miał metalową szkatułkę, nikt go nie dotknie.

W korytarzu ucichły kroki wyznawców kultu, jedynie Griss nie odszedł.

- Nie będę tu długo, Fire Whip - powiedział. - Zostałeś wyszukany i przyprowadzony 

tutaj w jednym tylko celu i wkrótce go spełnisz.

- A co stanie się później? - zapytał leniwie Ridge. Ciągle patrzył na metalowe pudełko.

-   Później   Kult   Zaćmienia   obejmie   w   posiadanie   swoje   prawowite   dziedzictwo. 

Jesteśmy   tymi,   którzy   utrzymują   przy   życiu   dawną   wiedzę.   Jesteśmy   tymi,   którzy   znają 

potencjał potężnego narzędzia Władców Jutrzenki, pogrzebanego wiele lat temu. Jesteśmy 

tymi, którzy badają przeszłość, żeby kontrolować przyszłość.

- Nie liczyłbym na to, Griss. Coś mi mówi, że sam jesteś raczej narzędziem, a nie 

przywódcą.

219

background image

- Głupcze. Zobaczysz, że twoja kontrola nad Kluczem będzie miała krótki żywot. 

Zrozumiesz wtedy, że byłeś tylko głupcem.

- Tak jak ty, Griss? Jesteś narzędziem kogoś, kto uważa, że może kierować Kluczem. 

Gdzie jest ten twój pan? Ten, który używa cię do swoich rozgrywek? Chciałbym się z nim 

spotkać. Sprawdź, czy będzie mógł wziąć ode mnie Klucz. Sprowadź go do mnie, Griss. 

Pozwól mi mówić z tym, który jest odpowiedzialny za to wszystko.

- Kiedy potęga Kluczy zażąda ciebie i kobiety, zrozumiesz, kto jest władcą. - Griss 

odwrócił się i zniknął w korytarzu.

Po jego odejściu Ridge przez długą chwilę nie ruszał się z miejsca, badając w świetle 

lampy czarną szkatułkę. Opętała go chęć dowiedzenia się, co znajduje się w środku. Usiadł na 

podłodze, skrzyżował nogi, postawił przed sobą szkatułkę i zastanawiał się, jak ją otworzyć. 

Jego palce dotykały lekko powierzchni czarnego metalu, szukając jakiejś szpary lub nacięcia. 

Gdy nie znalazł żadnego, powstrzymując narastającą niecierpliwość, próbował znowu.

Powinien otworzyć kasetkę. Miał do tego prawo.

Kiedy słowa te uformowały się w jego głowie, wieczko kasetki odskoczyło  samo. 

Ridge spojrzał do środka i niedowierzająco patrzył  na to, co leżało w środku. Oczekiwał 

ognia, z którym czuł się spowinowacony.

To, co znalazł, było lodem.

Był to najzimniejszy lód, jaki dotąd spotkał, w dodatku intensywnie czarny. Czarne 

zimno promieniowało ze szkatułki z nieludzką siłą. Lód uformowany był w kształt klina lub 

końca strzały, ale znacznie szerszej niż się na ogół spotyka. Wąska część klina wydawała się 

przeznaczona do wzięcia w rękę. Ale jak mógł chwycić coś tak nieprawdopodobnie zimnego? 

Lód palił niczym ogień, mógł nawet zabić.

Wiedział jednak ponad wszelką wątpliwość, że kiedy przyjdzie odpowiednia chwila, 

będzie mógł wziąć klucz do ręki. Zdał sobie sprawę, że cały drży, gdy ostrożnie zamykał 

szkatułkę. Nie wiedział, czy było to spowodowane przenikliwym zimnem, czy napięciem jego 

mięśni.

Postawił przed sobą szkatułkę i czekał. Griss był w błędzie. Ridge wiedział, że nie 

potrzebuje snu. Nigdy nie czuł w sobie tak dużo siły i potęgi i nigdy nie był tak pełen życia. 

Napędzała   go   siła,   której   źródło   było   nieskończone.   Był   w   nim   ogień.   Palił   się   jak   stal 

Countervail.

220

background image

Zanim   skończy   się   noc,   musi   znaleźć   sposób   na   spalenie   Klucza   Mroku.   Ridge 

wiedział, że takie jest jego przeznaczenie.

P

odczas   drogi   powrotnej   z   gór   Kalena   straciła   poczucie   czasu.   Szła   szybko, 

przyciskając   do   siebie   srebrne   pudełko.   Czuła   w   sobie   niebywałą   potrzebę   wyzwolenia 

energii, która w niej wrzała, ale musiała ją kontrolować do czasu, gdy przyjdzie pora wyjęcia 

Klucza.

Cały   czas   myślała   o   Ridge'u,   o   tym,   że   będzie   miała   jego   dziecko.   Nie   mogła 

skoncentrować   myśli   na   niczym   innym.   Próbowała   przemyśleć   sytuację,   ale   potrzeba 

wyzwolenia energii brała górę. Musiała dojść do jaskini przed zmrokiem. Zachód słońca był 

odpowiednią porą. Kalena nie wiedziała dokładnie, co ma zrobić o tej porze dnia, ale była 

świadoma, że to niezwykle ważne.

Przywołała z pamięci coś, co wydarzyło się o zachodzie słońca. Była to pora dnia, w 

której poślubiła Ridge'a. Tradycyjny czas na ślubną ceremonię. Zmarszczyła brwi próbując 

wyrzucić to wspomnienie z pamięci. Jak mogła pozwolić na to, żeby mężczyzna zawiesił na 

jej szyi zamek i klucz?

Ridge był tylko mężczyzną, niedoskonałą istotą szukającą rozrywki. Jego użyteczność 

była ograniczona. Fakt, że była z nim w ciąży, oznaczał, że nie potrzebowała go więcej. Ale 

przecież to nieprawda. Jak to jest? Czuła zamęt w głowie.

Mógł odebrać jej szansę na wolność.

Ale przecież nie chciała wolności bez niego.

Chciał nią kierować.

Walczyła z nim, ale ta walka wzmacniała ich więzy, stawali się sobie coraz bliżsi. W 

tych  zmaganiach   było   zmysłowe   podniecenie.   To  wszystko   nie  mogło   zakończyć   się ani 

całkowitą wygraną, ani zupełną klęską.

Ridge miał usposobienie wywodzące się z Mrocznego Krańca Spectrum.

Ona miała talent do łagodzenia jego gniewu.

On używał swojej zmysłowej siły do panowania nad nią.

Ona kierowała nim używając podobnej siły.

Właściwie   żaden   z   argumentów   przychodzących   jej   do   głowy   nie   miał   teraz 

znaczenia. Obydwa Klucze zostały wydobyte. Czekały na siebie z wciąż wzrastającą energią. 

Wiedziała, że lekka wibracja jej Klucza była odpowiedzią na Klucz, który z pewnością już 

221

background image

odnalazł Ridge. Kalena czuła, jak energia z Klucza przepływa przez jej ciało. Wkrótce stanie 

twarzą w twarz z Kluczem Mroku i mężczyzną, który go posiadł.

Kiedy   ze   złością   odwróciła   się   przy   pokonywaniu   następnego   zakrętu,   ku   swemu 

zaskoczeniu poczuła, że chwyta ją czarna mgła. Kalena zatrzymała się i zawołała z pogardą:

- Głupi mężczyźni. - Słuchała, jak odpowiedziało jej echo. - Niosę Klucz, tak jak mi 

rozkazaliście.  Nie mam  zamiaru  uciekać.  Będę szczęśliwa, gdy zobaczę  rezultat  waszego 

głupiego postępowania. Zabierzcie tę mgłę - nie chcę, żeby mnie dotykała.

Nie było odpowiedzi, ale czarna mgła, która kłębiła się wokół, już jej nie dotykała. 

Zasłoniła tylko góry, niebo i drogę. W kilka sekund później Kalena została całkowicie przez 

nią okrążona; mimo to czuła się bezpieczna.

Wolno szła naprzód. Mgła ciągle napływała i odpływała, jakby chciała oplątać jej ręce 

i nogi. Chociaż nie widziała przed sobą dalej niż na dwa kroki, nie zatrzymywała się. 

Gdy ciemność wokół niej przybrała nieco inny odcień, Kalena wiedziała, że weszła do 

jaskini. Mgła zaczęła opadać i Kalena zobaczyła zbliżające się do niej postacie z lampami w 

rękach. Zatrzymali się przed nią w pewnej odległości i Kalena zdała sobie sprawę, że nie 

podejdą do niej bliżej, dopóki trzyma w ręku szkatułkę. Uśmiechnęła się zimno jak kobieta, 

która wie, że jest zabezpieczona przed dotykiem mężczyzn.

- Idioci - mruknęła - nie macie pojęcia o wolności. Bawicie się przedmiotami, których 

potęgi nie rozumiecie. One wkrótce was zniszczą.

- Bynajmniej, kobieto. - Griss podniósł lampę tak, że mogła widzieć jego ascetyczną 

twarz i błyszczące oczy. - Brak ci inteligencji i zrozumienia. Ale czegóż innego można się po 

tobie   spodziewać?   Jesteś   zaledwie   kobietą.   Chodź,   spotkaj   swoje   przeciwieństwo   na 

Spectrum. Jest już prawie zachód słońca i twój oblubieniec czeka na ciebie. Spełnijcie ten 

mariaż ognia i kryształowego lodu. To zmieni przyszłość świata. Szkoda, że nie zdążysz tego 

zobaczyć.

- Twoja groźba jest bezrozumna. - Kalena poszła posłusznie do przodu, rozbawiona 

faktem, że zakapturzeni mężczyźni cofnęli się przed nią. - Pójdę z wami, ponieważ mam tu 

coś do zrobienia.

Prowadzili ją przez mroczne korytarze i nawet nie zawiązali jej oczu. Zgubiła się już 

po zrobieniu dziesięciu zakrętów, ale z Kluczem w ręku nie bała się.

Kiedy   zaczęła   się   zastanawiać,   jak   długo   będą   ją   jeszcze   prowadzić,   zdała   sobie 

sprawę, że stąpa po szkle. Czarnym szkle.

222

background image

Klucz w jej ręku zaczął mocniej wibrować.

Zatrzymała   się;   patrzyła,   jak   mężczyźni   wchodzą   do   pieczary   obłożonej   czarnym 

szkłem. W centralnej części pomieszczenia płonął ogień, chociaż nikt go nie podsycał. Wolno

weszła do środka. Czuła, że szkatułka w jej ręku zaczęła silnie pulsować.

- Tutaj spotkasz swój los, kobieto. Twój mąż, który będzie twoim katem, czeka na 

ciebie. - Griss z kpiną zamiótł przed nią czapką i cofnął się. - A ty, głupia kobieto, nie możesz

nawet uciec przed nim.

Kalena spojrzała na obszerną, szklaną pieczarę i zobaczyła Ridge'a. Stał na szeroko 

rozstawionych nogach, jakby przygotowany do walki. W jednej ręce trzymał metalowe czarne 

pudełko.

- Więc zdecydowałaś się wrócić - powiedział miękko poprzez płomienie ognia.

- Nie miałam wyboru.

- To prawda. - Postąpił kilka kroków do przodu i światło ognia oświetliło jego ostre 

rysy. Złoto jego oczu przypominało kolor płomieni i było tak samo niebezpieczne.

Pod ścianami stali wyznawcy Kultu Zaćmienia. Kalena wiedziała, że czuli się tam 

bezpieczniejsi   i   chciało   jej   się   śmiać.   W   tej   pieczarze   nie   było   bezpiecznie.   Nie   teraz. 

Gwałtowna, radosna energia przepłynęła przez jej ciało.

- Klucze muszą być bliżej siebie - powiedziała do Ridge'a. - Ich siła została zwolniona 

i jest już w ruchu. Czy ją czujesz?

- Tak, czuję. Wkrótce dowiesz się, kobieto, jak jesteś słaba i miękka. Poznasz, co 

znaczy prawdziwe poddanie się. Jak mogłaś rzucić mi wyzwanie ze Świetlistym Kluczem w 

ręku? Otoczę cię ciemnością, wezmę cię i podporządkuję całkowicie swojej woli. A kiedy to 

zrobię, Świetlisty Klucz zostanie zniszczony.

- Nie, Fire Whip, nie możesz zniszczyć ani mnie, ani Klucza. Jesteś tylko mężczyzną, 

który włada ciemnością. Ona jest źródłem twojej żądzy, twojej furii i twojej, pożałowania 

godnej, męskiej siły. Ona nie przeżyje bezpośredniej konfrontacji z niczym, co pochodzi ze 

Świetlistego   Krańca   Spectrum.   Możesz   się   tylko   wściekać   i   przechwalać,   że   potrafisz 

dominować, ale wcale tak nie jest.

-   Twoja   kobieca   arogancja   i   duma   są   tak   samo   kłamliwe   i   głupie   jak   twoje 

rozumowanie. Ty i wszystkie inne kobiety istniejecie tylko po to, by służyć mężczyznom, a ty 

masz  służyć  mnie.  Wszystko,  co  jest kobiece,  musi  kłaniać  się wszystkiemu,  co męskie. 

Dlatego Światłość musi ostatecznie poddać się Mrokowi.

223

background image

- Ty głupi mężczyzno. Czy nie rozumiesz, że Mrok istnieje tylko dzięki temu, że jest 

też Światłość? Mroczny Kraniec Spectrum jest zimny i martwy. Tylko Świetlisty Kraniec 

pozwala mu istnieć.

Ale Kalena wiedziała, że i Światłość nie znaczy nic bez Mroku. Jeden Kraniec nie 

może istnieć bez drugiego. Zniszczenie jednego pociągnie  za sobą zniweczenie  drugiego. 

Wszystko to przemknęło jej przez głowę, ale wiedziała, że nie czas na przypominanie sobie 

nauk Olary. Próbowała wyrzucić je z pamięci i skoncentrować się na tym, żeby zwyciężyć w 

tej konfrontacji.

- Siła Mrocznego Krańca Spectrum jest nieogarniona - powiedział szorstko Ridge. 

Patrzył na nią z drugiej strony ognia. Jego szczupłe, silne ciało było napięte. - Wszystko, co 

kobiece, jest słabe. Ty również jesteś słaba. Czy nie pamiętasz już swojej słabości, Kaleno? 

Pomyśl o tym. Przypomnij sobie, jak poddawałaś się całkowicie będąc w moich ramionach. 

Kiedy cię dotykam, należysz do mnie. Jesteś moja i mogę zrobić z tobą wszystko, co chcę. 

Twój   Świetlisty   Klucz   zostanie   zmiażdżony   w   momencie,   kiedy   spotka   Klucz   Mroku. 

Dlaczego nie próbujesz uciekać, kiedy jeszcze możesz? Chciałbym cię gonić. Podążyłbym za 

tobą i zmiażdżył ciężarem swojego ciała. Posiądę cię całkowicie w momencie, gdy zniszczę 

Klucz, przez który jesteś tak głupio arogancka.

Ridge   spochmurniał,   gdy   usłyszał   wypowiedziane   przez   siebie   słowa.   Jakaś   jego 

cząstka wcale tego nie chciała, ale to nie miało znaczenia. Był tutaj po to, żeby ją zdobyć, tak 

jak mężczyzna zdobywa zawsze kobietę. Jak noc, która pokonuje dzień. Nie chciał, żeby 

uciekła. Musiał ujarzmić ją całkowicie. To było jego prawo, jego dziedzictwo. Należała do 

niego i był w stanie zrobić to, co chciał. Najpierw jednak musiał skruszyć tę potężną i głupią 

sił, która nią kierowała. 

-   Nie   dopadniesz   mnie   nigdy,   ty   bezdomny   bękarcie!   -   wykrzyknęła   Kalena.   - 

Znaczysz mniej niż kurz pod moimi stopami. Bękart, który chce być lepszy niż ja. Dlaczego 

miałabym przed tobą uciekać?

Ridge czuł, jak ogarnia go wściekłość. Dał krok do przodu. Czarne pudełko boleśnie 

wibrowało w jego ręku.

- Więc zostań, Kaleno, i przekonaj się, jak jesteś słaba. Jesteś tylko moją niewolnicą, 

która ma zaspokajać moje zachcianki. Zanim to wszystko się skończy, nazwiesz mnie swoim 

panem. 

224

background image

- A ty nie jesteś niczym więcej, tylko bezużytecznym narzędziem. Zanim skończy się 

noc, będziesz klęczał u moich stóp i błagał o przebaczenie.

Patrzyli na siebie, nieświadomi ciepła płomieni i pomruku mężczyzn stojących pod 

ścianą. I wtedy, bez żadnego ostrzeżenia, obydwie szkatułki się otworzyły.

Kalena wzdrygnęła się od fali wstrząsu, który przebiegł po jej ciele. Stała jednak dalej, 

patrząc w dół na wirujące płomienie, które tworzyły Świetlisty Klucz. 

Ridge   również   poczuł   przepływającą   przez   niego   energię.   Niepojęte   zimno 

wydobywało się z przedmiotu znajdującego się w czarnej kasetce. A więc nadeszła pora. 

Sięgnął   do   pudełka   i   zacisnął   palce   wokół   przeraźliwie   zimnego   lodu,   którego   zimno 

docierało aż do kości. Trzymał go mocno; nie mógł zrobić nic więcej.

Stojąca   z   drugiej   strony   ognia   Kalena   nie   była   w   stanie   powstrzymać   się   od 

zaciśnięcia   palców   na   białych   płomieniach   Świetlistego   Klucza,   chociaż   żar   był   tak 

intensywny, że spalał jej ciało. Zacisnęła palce na płomieniach.

Obie szkatułki upadły na szklaną podłogę; Kalena i Ridge stali naprzeciwko siebie 

trzymając w rękach Klucz do Kamieni Kontrastu.

Kalena czuła teraz, że jej Klucz nie był już narzędziem ani przedmiotem. Był częścią 

niej. Spalał ją, prowadził i kierował. Była teraz o wiele potężniejsza niż zuchwały mężczyzna 

o złotych oczach. Potężniejsza niż wszystko to, co on reprezentował. Z Kluczem mogła go 

pokonać i zmusić, żeby prosił ją o litość.

Ale nie chciała go zniszczyć.

Myśl ta wstrząsnęła nią. Ridge był ojcem jej dziecka. Był mężczyzną, któremu oddał 

serce. Był jej drugą połową.

Ridge również był  świadom niszczycielskiej siły, która w nim płynęła i chciał się 

wyzwolić. Z Kluczem mógł stać się panem Kaleny i wszystkich świetlistych rzeczy, które ją 

otaczały. Jeśli mu się przeciwstawi, może ją zniszczyć.

Ale nie chciał tego.

Oszołomiła   go   ta   świadomość.   Chciał   ją   pokonać,   panować   nad   nią,   zmusić   do 

uznania, że jest jej panem, ale nie chciał jej zguby. Chciał ją posiąść, zanurzyć  się w jej 

miękkim cieple. Chciał czuć znowu radość i satysfakcję, którą odczuwał zawsze, kiedy był w 

jej   ramionach.   Była   jego   i   przysięgał,   że   zapewni   jej   opiekę.   Chronienie   jej   było   jego 

obowiązkiem.   Była   jego   drugą   połową.   Jego   przeciwnością.   Była   światłem,   które 

równoważyło ciemność.

225

background image

Klucz drżał w jego ręku, a lodowate zimno wnikało w jego ciało coraz głębiej. Ridge 

nagle zrozumiał, że jeśli nie zapanuje nad Kluczem, on zapanuje nad nim. A jeśli zawładnie 

nim   Klucz,   to   nie   będzie   w   stanie   powstrzymać   go   przed   zniszczeniem   Kaleny.   Będę 

przeklęty, jeśli na to pozwolę, pomyślał. Pragnął jej z rozszalałą żądzą, która była silniejsza 

niż siła, z którą Klucz Mroku chciał zniszczyć Świetlisty Klucz.

Zawrzała w nim furia, która rozpalała w jego ręku stal z Countervail.

Mógł jej użyć do zapanowania nad Kluczem.

Żeby   to   zrobić,   musiał   powstrzymać   wypływający   lód   i   ogrzać   Klucz   swoim 

wewnętrznym ogniem.

Był to ten sam ogień, który rozpalał stal Countervail, i ten, który w nim płonął, gdy 

chował się w miękkim cieple oczekującego go ciała Kaleny. Pulsował w nim, w jego żyłach, 

rozpalał w nim namiętność i błyszczał obietnicą przyszłości.

Ogień był życiem.

226

background image

Rozdział szesnasty

O

n jest jej  naturalnym  przeciwieństwem.  Jej  towarzyszem.  Mężczyzną,  z  którym 

stworzyła nowe życie.

Klucz   drżał   w   ręku   Kaleny,   gdy   poprzez   płomienie   patrzyła   w   twarz   Ridge'a. 

Wibrowała w niej obietnica spełnienia, siły i triumfu. Ponad wszystkim jednak dominowała 

obietnica życia, któremu dali początek.

Oczy Ridge'a płonęły. Były gorętsze niż ogień.

- Jesteś moja - powiedział. Twarz miał stężałą od wewnętrznej walki. Trzymał Klucz 

Mroku, jakby był on i talizmanem, i bronią.

Kalena   pragnęła   mu   się   poddać,   ale   z   równą   mocą   odczuwała   potrzebę 

przeciwstawienia się. Czuła, że ten wewnętrzny konflikt rozerwie ją na strzępy.

- Nie należę do żadnego mężczyzny, Fire Whip. Nie potrzebuję mężczyzny.

- Kiedy wezmę cię znowu, przekonam cię, że jesteś moja. Nawet gdybyś uciekła na 

koniec świata, nie będziesz w stanie uciec ode mnie. Teraz jestem częścią ciebie.

Dziecko. Czy on wie o dziecku? Czy wyczuł w niej nowe życie? Świetlisty Klucz 

zapłonął jaśniej niż dotąd. W mózgu Kaleny kłębiły się wspomnienia rodzącej w samotności 

kobiety, której mąż znajdował się w tym czasie w gospodzie. Z nią by tak nigdy nie było. 

Wiedziała o tym. Ridge nie porzuciłby żony i dziecka. Poszedłby dla nich przez ogień do 

Mrocznego Krańca Spectrum, a gdyby to było konieczne, poszedłby nawet do Świetlistego 

Krańca. Była jego, tak jak on był jej.

Ridge stojący po drugiej stronie ognia patrzył ze zdumieniem na Kalenę.

- Jestem częścią ciebie - powtórzył.

W jego oczach wyczytała, że wie o nowym życiu, które razem stworzyli. Odgadł to 

jakoś.

- Ridge! - Wykrzyknęła jego imię, ale więcej nie potrafiła powiedzieć. Głowę miała 

pełną   jakichś   ulotnych   obrazów.   To   było   tak,   jakby   Ridge   ją   dotykał.   Czuła   jego   ręce, 

szukające  jej intymnych  miejsc,  domagały się od niej  namiętności.  Zaczęło  ją wypełniać 

rozkoszne uczucie i zamknęła oczy. Twarde dłonie Ridge'a muskały jej delikatne brodawki, 

227

background image

skłaniając   je   do   pełnego   rozkwitu.   Silne,   białe   zęby   z   wywołującą   dreszcze   delikatną 

dzikością kąsały wnętrze jej ud. W złotych oczach pojawił się głód, który rozpalił w niej 

żądzę. Ciało Ridge'a pulsowało siłą, która obezwładniała, a wyzwolona namiętność popłynęła 

w jej krwi.

Kalena, oszołomiona zmysłowymi odczuciami wysyłanymi do niej z drugiej strony 

ognia, z trudem utrzymywała równowagę. Nie mogła otworzyć oczu. Cicho jęknęła. Ciągle 

czuła Ridge'a. Chwycił jej nadgarstki w swoje duże dłonie, ścisnął udami jej nogi. Jego usta 

wpijały się w nią i Kalena poddała się uściskowi. Krew zaczęła w niej śpiewać.

On był ogniem, a ona lodem. Niebezpieczne płomienie, które paliły się w nim, mogły 

być   ugaszone   przez   jej   miękką   kobiecość,   zimną   i   czystą   jak   kryształ.   On   dawał   jej 

namiętność, a ona jemu ukojenie. Razem mogli kreować przyszłość.

Rozsunął   jej   uda.   Czuła   między   nimi   jego   ciężką,   pulsującą   męskość,   szukającą 

wejścia do jej gorącego, wilgotnego wnętrza. Wciskała się w nią, domagała się przyjęcia, 

jakby miała do tego prawo. Nie miała wyboru i musiała się poddać. On był jej. Chciała się 

poddać.   Chciała   go   przyjąć,   przywiązać   łańcuchem   i   uczynić   na   zawsze   swoim.   Tylko 

poddając się w tej wyjątkowej walce mogła liczyć na zwycięstwo.

Kalena krzyknęła w momencie, gdy posiadł ją całkowicie i w odpowiedzi usłyszała 

namiętny okrzyk  męskiego  oddania i triumfu.  Teraz byli  jednością. Kobieta i mężczyzna 

połączeni w jedność. Paradoks Spectrum w swoim najbardziej błyskotliwym przejawie.

Przeciwieństwa,   które   się   przyciągają.   Przeciwieństwa,   które   mogą   niszczyć. 

Przeciwieństwa, które mogą stworzyć na tyle potężny związek, żeby wykreować nowe życie. 

Fenomen, który może zatrzymać świat na nie kończącą się chwilę.

Kalena otworzyła oczy.

Ridge   stał   ciągle   po   drugiej   stronie   ognia   i   promieniował   satysfakcją,   ale   wciąż 

jeszcze toczył tę dziką batalię. Widziała to w każdym calu jego szczupłego, potężnego ciała. 

O co on jeszcze walczy, pomyślała zdziwiona? Nagle doznała wstrząsu, gdy uświadomiła 

sobie, że walczy o to, żeby zapanować nad swoim Kluczem. Przecież ona musi dokonać tego 

również. Jeśli tego nie zrobią, zniszczą się wzajemnie i zniszczą nowe życie, które razem 

stworzyli. Ich życie zależało w tej chwili od wyniku walki z Kluczami.

Świadomość   tego   faktu   wstrząsnęła   nią   do   głębi   i   przegnała   radość.   Zdała   sobie 

sprawę, że nie może zniszczyć mężczyzny, do którego wróciła, po to, żeby go uratować. Był 

jej mężem i ojcem jej dziecka. Był jej przeznaczeniem.

228

background image

Co ma robić? Nie przyszła tu po to, żeby go zabić.

Patrzyła oszołomiona, jak Ridge chwycił Klucz i trzyma go w obu rękach. Widziała, 

że  cierpi,  próbując  przejąć nad nim kontrolę.  Świetlisty  Klucz błyszczał  i drżał,  pragnąc 

uwolnić swoją energię, a ciepło, którym promieniował, wprost ją spalało. Czuła, że wkrótce ją 

zniszczy. Chyba że ona go uprzedzi.

Ale  czy to możliwe?  Nikt nie  mógł  władać  Kluczami.  To dlatego  przed  wiekami 

zostały   rozdzielone   i   ukryte.   Jednak   mądrość   wieków   była   teraz   bezużyteczna.   Energia 

Kluczy została uwolniona i Kalena wiedziała, że jeśli nie znajdzie sposobu zapanowania nad 

swoim Kluczem, Ridge zostanie zabity. Wzięła głęboki oddech i położyła obydwie dłonie na 

ognistej rękojeści.

Ciepło było niewiarygodne. Żyło, próbowało ją pochłonąć. Białe płomienie przypalały 

jej nerwy. Musi ochłodzić Klucz, inaczej całkowicie straci nad nim kontrolę. Chociaż była nie 

praktykującą Uzdrowicielką, potrafiła zajrzeć do swojego wnętrza i znaleźć odpowiedź, której 

potrzebowała.

Wiedziała, że Klucz zawiera siłę całego Piasku, który do tej pory istniał. Zamknęła 

więc oczy i zaczęła oddychać jego ciepłem. Zobaczyła oślepiającą zasłonę. Wyciągnęła rękę i 

pociągnęła ją. Wyczuła opór, ale po chwili zasłona opadła.

Odpowiedź od razu była oczywista.

Jedynym   rozwiązaniem   było   ochłodzenie   białego   ognia   w   sposób,   w   jaki 

Uzdrowicielki obniżały gorączkę, a ona łagodziła złość Ridge'a. Była córką rodu Ice Harvest. 

Głęboko   tkwiła   w   niej   siła   lodu,   siła,   która   wyciągała   ciepło   z   ognia.   Siła   ta   była   jej 

dziedzictwem  danym  po to, żeby zawładnąć  Kluczem.  Zamknęła  oczy i wszystkie  swoje 

myśli skoncentrowała na Kluczu utworzonym z płomieni.

Strumień energii wygiął się w łuk łącząc obydwa Klucze. Z trzaskiem i błyskiem 

ognia   energia   krążyła   wokół   Kaleny   i   Ridge'a.   Szklana   pieczara   trzęsła   się   i   wypełniała 

wrzaskiem członków Kultu Zaćmienia. Odbijał się on niesamowitym echem i mieszał się z 

następną falą krzyku. Ridge z pewnością nie krzyczał. Jego usta były zaciśnięte w cienką, 

zdecydowaną linię, a oczy błyszczały ogniem wściekłości. Kalena zobaczyła, że ogień sięga 

Klucza z czarnego lodu, który trzymał Ridge. Wstrzymała oddech, gdy jej Klucz błysnął, a po 

chwili białe płomienie zaczęły tężeć, zmieniając się w biały metalowy przedmiot, wyraźnie 

zimniejszy.

229

background image

Znowu   usłyszała   krzyk   członków   Kultu   Zaćmienia,   ale   tym   razem   był   to   krzyk 

wściekłości, jednak żaden z zakapturzonych mężczyzn nie ośmielił się podejść bliżej. Siła 

Kluczy była jeszcze na tyle potężna, że trzymali się z daleka.

- Nie pozbawiaj nas zwycięstwa! - Pieczarę wypełnił bolesny krzyk Grissa. - Zniszcz 

ją, Fire Whip. Takie miałeś zadanie. To był jedyny powód, dla którego cię oszczędziliśmy. 

Uwolnij Mrok, żeby pochłonął ją i jej Klucz. Uwolnij go!

Ridge patrzył na Kalenę, jakby była jedyną, najważniejszą rzeczą we wszechświecie. 

Gdy tak stali usiłując powstrzymać siłę Kluczy, Kalena nie mogła oderwać od niego oczu.

- Ridge, nie wiem, jak długo będę w stanie nad nim panować - powiedziała. Głos 

miała ochrypły i wyschnięte usta.

- Dostatecznie długo - odparł. - Właśnie dostatecznie długo. - Z ogromnym wysiłkiem 

obrócił się i przesunął w miejsce, gdzie upadła czarna szkatułka. Przejście tych kilku kroków 

wyczerpało go całkowicie. Upadł na kolana; wysoko nad głową trzymał ręce zaciśnięte na 

Kluczu.

- Do Kamieni! - krzyknął wbijając Klucz w czarną, szklaną podłogę, ale jego głos 

utonął we wściekłym wyciu, które wypełniło całą pieczarę.

Nagle rozległ się potężny huk.

-   Nie!   -   wrzasnął   Griss,   jakby   to   on   sam   został   zaatakowany.   -   Zaklinam   cię   na 

Kraniec Spectrum, nie!

Kalena zmagała się jeszcze ze swoim Kluczem, patrząc z przerażeniem na pojawiającą 

się   w   samym   środku  pieczary   długą,   cienką   szczelinę.   Zaczynała   się   ona   od  miejsca,   w 

którym   klęczał   zgarbiony   Ridge,   z   trudem   łapiąc   powietrze.   Przechodziła   przez   czaszę 

wypełnioną ogniem i zmierzała w kierunku Kaleny.

Ridge słaniał się na nogach podnosząc czarne pudełko. Widać było, że ostatkiem sił 

wpycha   Klucz   do   szkatułki.   Zanim   zatrzasnęło   się   wieczko,   Kalena   zdążyła   jeszcze 

zauważyć, że Klucz Mroku żarzył się lekko dzięki ciepłu rąk Ridge'a.

W   pieczarze   rozległy   się   krzyki   wściekłości   i   przeraźliwej,   śmiertelnej   udręki. 

Zakapturzone postacie rzuciły się w kierunku Ridge'a i Kaleny. Przycisnęła do siebie Klucz, 

świadoma, że jego siła zaczyna zanikać. Z najwyższym trudem zdołała nad nim zapanować. 

Szukała pod stopami srebrnego pudełka. Znalazła je w momencie, gdy Ridge ukrywał kasetkę 

z Kluczem w czaszy gorejących płomieni.

230

background image

W tym samym momencie rozległ się następny, ostry trzask i od długiej postrzępionej 

szpary zaczęła się rozchodzić pajęcza sieć nowych pęknięć. W szparze widać było bezkresną 

ciemność, z której rozchodziło się potworne zimno.

- Uciekaj, Kaleno, pieczara zaczyna się walić!

- Ridge, bez ciebie nie ucieknę. Nie mogłabym zostawić cię samego po tym, cośmy 

przeszli. - Wymacała stopą srebrne pudełko, podniosła je i włożyła do środka ochłodzony już 

Świetlisty   Klucz.   Zatrzasnęła   wieczko.   Prawie   natychmiast   poczuła,   że   już   całkowicie 

odzyskała nad sobą kontrolę. Odczula ulgę.

Następny, niepokojący odgłos łamania wypełnił pieczarę. Kalena spojrzała w dół i 

spostrzegła  pomiędzy  stopami  głęboką   szczelinę   idącą   od  czaszy  płomieni.   Zakapturzone 

postacie ruszyły do przodu i wyciągnęły ręce, chcąc ją złapać.

- Ridge!

- Trzymaj Klucz. Nie dotkną cię dopóty, dopóki go masz.

Doskoczył do niej, gdy coraz więcej postaci z czarnymi szkłami zbliżało się do niej. 

Płomienie   ognia   wyskoczyły   do   góry,   odbijając   się   z   wściekłością   w   szklanych 

powierzchniach pomieszczenia. Wyznawcy Kultu Zaćmienia bezsilnie krzyczeli, biegając w 

panice.

- Gdzie jest wyjście? - Kalena rozglądała się bezradnie.

- Widziałem, że niektórzy z nich przechodzili tędy - wskazał gładką szklaną ścianę, 

która   nie   zaczęła   jeszcze   pękać.   -   Stawiali   na   podłodze   lampę,   żeby   zaznaczyć   wejście. 

Chodź, musimy się stąd wydostać. - Ridge chwycił ramię Kaleny i zaklął. Zaczął potrząsać 

ręką, jakby została boleśnie zraniona. - Nie mogę cię dotykać. Zbliżają się. Chodź! Trzymaj 

się blisko mnie.

Skierowali się do szklanej ściany. Kiedy biegli, czarne szkło zaczęło się łamać. Kalena 

zobaczyła pod nogami rozpadlinę, w której widać było tylko mrok. Ridge chwycił stojącą na 

podłodze lampę i czekał, dopóki Kalena nie przeszła przez postrzępione tunelowe wyjście.

- Szybko - szepnął. - Za chwilę nas dopadną.

Kalena, posłuszna rozkazowi, pobiegła przyciskając do siebie kasetkę.

- Nie możesz uciec! - Rozległ się łkający głos Grissa, w którym słychać było zarówno 

cierpienie, jak i furię. - Chyba nas nie zostawisz. Nie możesz nas opuścić!

231

background image

W rozwianej czarnej szacie pędził w stronę Kaleny. Wyglądał jak zły ptak, który chce 

porwać w szpony swoją ofiarę. Obejrzała się przestraszona, nie była bowiem pewna, czy 

Klucz obroni ją przed ślepą męską furią.

Ale nagle Ridge błyskawicznie znalazł się pomiędzy nią a Grissem i Kalena wiedziała, 

że   nadszedł   koniec   mężczyzny,   który   ośmielił   się   nazwać   ją   dziwką.   Ogarnęła   ją   fala 

całkowitej   słabości.   Chciała   krzyknąć,   powiedzieć   Ridge'owi,   że   z   Kluczem   w   ręku   jest 

bezpieczna,   ale   nie   miała   szansy.   Wiedziała,   że   nawet   gdyby   mogła   wydobyć   głos   ze 

ściśniętego   gardła,   to   i   tak   nie   powstrzymałaby   Ridge'a.   On   był   jej   drugą   połową,   jej 

przeciwieństwem, mroczną stroną życia. Ridge mógł zabijać.

Griss   znowu   wrzasnął   i   jego   płaszcz   owinął   się   wokół   Ridge'a.   Przez   chwilę 

wydawało się, że trwają w gwałtownym uścisku, potem zwalili się na podłogę. Tarzali się po 

niej,   ale   Kalena   nie   widziała   przebiegu   walki,   ponieważ   skrywał   ich   płaszcz.   Usłyszała 

natomiast przeraźliwy krzyk, który podrażnił wszystkie jej nerwy.

Obie walczące postacie nagle znieruchomiały. Kalena stała jak skamieniała. Pęknięcie 

w podłodze wydłużyło się o następne kilka metrów i prawie sięgało leżących mężczyzn.

- Ridge, uciekaj stamtąd. Podłoga się zapada, a pod nią jest czarna czeluść.

Ridge   uwolnił   się   od   płaszcza   martwego   Grissa.   Wstał,   trzymając   w   ręku   sintar. 

Kalena zdała sobie sprawę, że odebrał go Grissowi i zabił go nim. W świetle tańczących 

płomieni zobaczyła, że ostrze sintara jest czerwone, ale tym  razem nie rozpaliła go furia 

Ridge'a. Stal była czerwona od krwi Grissa.

Ridge podbiegł do niej; uniósł lampę.

- Powiedziałem ci, żebyś stąd wyszła.

- Tak, Ridge. - Nie miała czasu znów mu wyjaśniać, że nie mogła odejść bez niego. 

Odwróciła się tyłem do ziejącego ciemnością korytarza i zobaczyła, że szczelina w środkowej

części podłogi poszerza się gwałtownie. Ciało Grissa zawisło przez moment na jej krawędzi, 

po czym z niesamowitą nieuchronnością stoczyło się w czarną przepaść.

- Kaleno, do korytarza!

Oddychała głęboko, próbując uspokoić galopujące tętno i przeskoczyła przez otwór w 

trzeszczącym i walącym  się szkle. Ridge był tuż za nią. Zatrzymali  się już bezpieczni w 

korytarzu i popatrzyli  w głąb pieczary.  Czasza palącego się ognia znikała właśnie z pola 

widzenia, reszta zaś szklanej podłogi rozpadała się. Ogień z ukrytym w nim Kluczem Mroku 

232

background image

zniknął   w   ziejącej   czernią   rozpadlinie,   a   wraz   z   nim   wrzeszczący   wyznawcy   Kultu 

Zaćmienia. Ich krzyk odbijał się przeraźliwym echem.

- Do przeklętego, Mrocznego Krańca Spectrum. - Słowa wypowiedziane przez Ridge'a 

były prawie niesłyszalne.

- Co się stało? - zapytała zaniepokojona, widząc, że Ridge wpatruje się intensywnie w 

pękniętą pieczarę.

-   Jeden   z   nich   zdążył   wyjść.   Widziałem   światło   lampy   znikające   w   ścianie   po 

przeciwnej stronie pieczary. A może tylko mi się wydawało? To nie ma teraz znaczenia. Nic 

nie możemy zrobić. Musimy się stąd wydostać.

Ridge odwrócił się i zrobił kolejny daremny wysiłek, żeby dotknąć ramienia Kaleny. 

Zaklął z furią, gdy okazało się, że nie jest to możliwe.

-   Mamy   przed   sobą   następny   problem   -   powiedział   wpatrzony   w   czerń   skalnego 

korytarza.

Kalena   odwróciła   się   od   zniszczonej   pieczary   i   podążyła   za   spojrzeniem   swojego 

towarzysza. Światło lampy oświetlało tylko niewielki skrawek korytarza.

- Nie sądzę, żeby było to główne wyjście. Droga, którą prowadził mnie Griss, była 

dobrze oświetlona - z niepokojem stwierdziła Kalena.

-   Wiem.   Ale   niektórzy   wyznawcy   Kultu   przychodzili   i   tą   drogą.   Widziałem,   jak 

wchodzili do pieczary, a wejście zaznaczali lampą.

Kalena przełknęła ślinę.

- Zdajesz sobie sprawę, że możemy zagubić się w tych korytarzach?

- Biorę to pod uwagę, ale nie możemy wrócić do tej przeklętej pieczary.  Musimy 

próbować znaleźć wyjście, i to szybko. Nie wiemy, dokąd może sięgnąć ta rozpadlina. Może 

nawet dojść do środka gór.

- Nie. - Pewnym głosem stwierdziła Kalena. - Tak się nie stanie. Rozpadlina powstała 

tam, gdzie miała powstać, i nie będzie przesuwać się dalej. Tutaj jesteśmy bezpieczni.

Ridge spojrzał na nią zachmurzony.

- Skąd o tym wiesz?

Spojrzała na swoją szkatułkę.

- Po prostu wiem.

Otworzył   usta,   żeby   coś   powiedzieć,   ale   zmienił   zamiar,   jego   oczy   spoczęły   na 

srebrnym pudełku.

233

background image

- Czy możesz powiedzieć jeszcze coś więcej, co byłoby dla nas użyteczne?

- Może. - Dotknęła szkatułki. - Widzisz, jest to przedmiot należący do światła, a nie do 

ciemności.

- Wiem - przytaknął zniecierpliwiony.

- Dlatego przypuszczam, że Klucz może nas stąd wyprowadzić - powiedziała.

- W jaki sposób?

Potrząsnęła głową.

- Ja... ja nie jestem tak zupełnie pewna. Myślę jednak, że teraz, gdy Klucz Mroku 

został unicestwiony, to Świetlisty Klucz nie będzie już do niego dążył. Jego miejscem jest 

lodowa pieczara, znajdująca się powyżej doliny Uzdrowicielek, i powinien tam się kierować.

- Kaleno, próbujesz mi powiedzieć, że jesteś w kontakcie z tym piekielnym Kluczem?

- Niezupełnie. - Zawahała się, szukając sposobu na wyjaśnienie czegoś, czego sama 

nie rozumiała. - Ale czuję, jak mnie pociąga. Wcześniej kierował mnie  w stronę Klucza 

Mroku. Była to energia dążąca do jego zniszczenia. Może jeśli wyjmę Klucz znowu...

- Nie! - Ridge zdecydowanie odradził takie ryzyko.

Kalena skinęła głową.

-   Tak,   to   mogłoby   być   niebezpieczne.   I   może   niepotrzebne.   Ciągle   czuję   energię 

Klucza, nawet przez szkatułkę. - Spojrzała na Ridge'a. - Czy chcesz zaryzykować i pozwolić 

mi spróbować wyprowadzić nas stąd?

Patrzył na nią długą chwilę, po czym skinął głową.

-   Dobrze.   Nie   mamy   nic   do   stracenia,   prawda?   Prowadź.   Ja   będę   liczył   kroki   i 

zostawiał jakieś znaki. Jeśli nie dopisze nam szczęście i nie znajdziemy wyjścia, przynajmniej 

będziemy mogli tu wrócić. Musi być jakieś wyjście z tych jaskiń, ale poszukiwania mogą 

zabrać nam wiele czasu.

Kalena zamknęła oczy i próbowała skoncentrować się na lekkim cieple emanującym 

ze srebrnej szkatułki.

Chcąc   sprawdzić   słuszność   swojego   rozumowania,   zaczęła   celowo   iść   w   stronę 

złowieszczej  pieczary.  Prawie natychmiast  poczuła  opór, a kiedy zmieniła kierunek, opór 

zniknął.

- Ridge, on reaguje, gdy zmieniam kierunek.

- Idźmy więc. Uważaj pod nogi. Wyznawcy Kultu Zaćmienia mogli zastawić jakieś 

pułapki.

234

background image

- Po co mieliby to robić? Same jaskinie są dostateczną pułapką.

- Mmm. - Ridge nie był przekonany. - Nie wychodź poza światło lampy i pozwól mi 

sprawdzić najpierw każdy zakręt korytarza. Ostatnią rzeczą, która jest nam teraz potrzebna, 

byłoby spotkanie ze smokiem trójzębnym.

- Sądzę, że wszystkie uciekły - mruknęła Kalena. - Prawdopodobnie nie spodziewały 

się takiej inwazji na pieczary.

Wędrowali   już   około   godziny.   Przy   każdym   zakręcie   Kalena   miała   nadzieję,   że 

zobaczą światło lamp wskazujące, iż korytarz używany był przez członków Kultu Zaćmienia. 

Gdy kierowali się ku nowemu przejściu, Ridge w milczeniu układał kamienne piramidki.

Kiedy trzeba było wybrać nowy korytarz, Kalena zatrzymywała się, zamykała oczy i 

próbowała wyczuć ciepło wysyłane przez Klucz. Jeśli było niewyraźne, zmieniała kierunek. 

Był to nudny proces, męczący zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Kalena bała się, że może 

tylko   w   swojej   wyobraźni   odczuwa   zmiany   temperatury   Klucza.   Zastanawiała   się,   czy 

powiedzieć o swoich wątpliwościach Ridge'owi, ale doszła do wniosku, że nie ma sensu go 

niepokoić.

Podczas   przechodzenia   jednego,   szczególnie   długiego   korytarza,   Kalena   zaczęła 

rozmyślać  nad tym,  co zdarzyło  się w szklanej pieczarze. Ridge szedł obok niej również 

milczący i Kalena zastanawiała się, czy myśli o tym samym.

- Ridge, jak się czułeś, gdy trzymałeś go w dłoniach? - zapytała spokojnie. - Jakie to 

było uczucie?

Nie spojrzał na nią, ale z uwagą patrzył w korytarz znajdujący się przed nimi.

- Jakbym był do niego przywiązany. Jakbym był jego częścią.

-   To   samo   ja   czułam   trzymając   swój   Klucz.   Ale   on   chciał   wyciągnąć   ze   mnie 

wszystko. Chciał nade mną zapanować.

- Wiem. Klucze potrzebowały nas, żeby zabić się wzajemnie. Kto wie, jaki rodzaj 

energii mogły wyzwolić?

Kalena zagryzła dolną wargę.

- Czy myślisz, że Klucze chciały użyć do czegoś tę energię?

- Nie wiem, Kaleno, i nie sądzę, żebym chciał wiedzieć.

-   Dziwne,   że   ja   nigdy   nie   zrozumiałam   sensu   związanego   z   Kluczem   Mroku   - 

powiedziała w zamyśleniu Kalena.

235

background image

- Podobnie jak ja - mruknął Ridge. - Ja też nie pojąłem nigdy sensu słodyczy i czystej 

dobroci związanej ze Świetlistym Kluczem.

- Sądzę, że to logiczne. Klucze związane są z przeciwstawnymi Krańcami Spectrum, 

ale niekoniecznie z jakimiś realnymi koncepcjami dobra czy zła. Byliśmy tego uczeni przez 

całe nasze życie. Klucze reprezentują różne, przeciwne źródła siły.

- Czysta siła może pochodzić z każdego Krańca Spectrum - wolno powiedział Ridge. - 

I, jak mówi Adwizor Polarny, siła ta może być dobra lub zła. Klucze są dwoma różnymi 

zbiorami koncepcji. Zrównoważonymi koncepcjami.

- Och, ale wy, mężczyźni, uważacie, że Mroczny Kraniec jest silniejszy, czyż nie?

Ridge wzruszył ramionami.

-   Może.   My   myślimy,   że   Świetlisty   Kraniec   Spectrum   jest   krańcem   kobiecym,   i 

patrząc   na   to   bezstronnie,   większość   mężczyzn   uważa,   że   kobiety   są   słabszą   płcią. 

Przynajmniej w sensie fizycznym. Adwizor Polarny sądzi, że absolutna siła, którą dzierżą 

kobiety, może być tak samo silna, jak absolutna siła mężczyzn.

- Może dlatego, że Adwizorzy Polarni zawsze są mężczyznami - sucho stwierdziła 

Kalena. - No, przynajmniej głupi eksperyment wyznawców Kultu Zaćmienia udowodnił, że 

ich wyobrażenie było fałszywe - dodała nie bez pewnej satysfakcji.

- Nie bądź taka zadowolona z siebie, Kaleno. Jeszcze nie wydostaliśmy się z tego 

piekła.

-   Czy   mam   sądzić,   że   przez   resztę   życia   będziemy   dochodzić,   kto   z   nas   jest 

potężniejszy?

- Nie, nie będziemy.

- Dlaczego nie?

- Ponieważ wzmianki na ten temat będą zakazane.

Kalena skrzywiła usta w pierwszym od dłuższego czasu prawdziwym uśmiechu.

- Ridge, to jest to, co w tobie lubię. Nie mnożysz problemów. Cechuje cię prostota 

rozumowania.

Żadne   z   nich   nie   wspomniało   niebywałego,   zmysłowego   przeżycia,   którego 

doświadczyli w pieczarze. Kalena miała ochotę zapytać Ridge'a, czy czuł wszystko tak jak 

ona, ale była prawie pewna, że tak. Nie sądziła, że to jest odpowiedni czas na takie pytania. 

Chciała również zapytać, czy wyczuwał obecność dziecka w jej łonie, ale ten temat również 

nie wydawał się jej odpowiedni w tym momencie.

236

background image

W pewnej chwili Kalena poczuła nagle chłód. Zatrzymała się chcąc zlokalizować jego 

źródło.

- Co się stało, Kaleno? - Ridge podniósł wyżej lampę.

- Nic, poczułam lekki chłód, ale myślę, że to tylko moja imaginacja. Ten korytarz 

wydaje   się   nie   mieć   końca.   Nie   jestem   pewna,   czy   zrobiliśmy   jakiś   rzeczywisty   postęp. 

Ridge, może powinniśmy jednak zawrócić i zacząć od nowa, od korytarza znajdującego się za 

szklaną pieczarą.

Przez dłuższy czas spokojnie na nią spoglądał.

- Czy jakoś inaczej odbierasz szkatułkę z Kluczem?

- Raczej nie.

- Czy ciągle jest ciepła?

- Tak sądzę.

- Więc idziemy dalej.

- Ridge, próbuję ci powiedzieć, że nie jestem pewna wszystkich odczuć odbieranych 

ze szkatułki.

- Ale co się nagle zmieniło, Kaleno? Kiedy zaczynaliśmy wędrówkę, byłaś całkowicie 

pewna. Dlaczego zaczęłaś się nagle denerwować?

-   Wcale   się   nie   denerwuję!   Próbuję   ci   tylko   wyjaśnić,   że   nie   jestem   pewna,   czy 

możemy zaufać Kluczowi i wierzyć, że nas stąd wyprowadzi. - Tak się zezłościła, że przestała 

odczuwać zimno i nawet szkatułka znowu wydawała się jej cieplejsza. - Jeśli nie chcesz 

słuchać racjonalnego rozumowania, to idźmy dalej - powiedziała i ruszyła przed siebie.

Ridge dogonił ją i szedł obok. Zdawał sobie sprawę, że nie mogą zawrócić, bo powrót 

był   bezcelowy.   Wiele   lat   temu,   żyjąc   na   ulicach   Countervail,   nauczył   się   ufać   swojemu 

instynktowi. Dzięki niemu przeżył te wszystkie niebezpieczne lata pracy u Quintela. Ale czy 

to   rzeczywiście   był   instynkt,   czy   raczej   subtelny   proces   interpretacji   i   analizy   zdarzeń   i 

dochodzenie   do   konkluzji?   Trudno   było   wyjaśnić   to   słowami.   Prościej   było   nazywać   to 

instynktem   przetrwania,   a   Ridge   był   zwolennikiem   wybierania   najprostszych   rozwiązań. 

Kalena miała rację. Cechowała go prostota rozumowania.

Nie   miał   pełnej   świadomości   tego,   co   zdarzyło   się   w   szklanej   jaskini,   wiedział 

natomiast, co było wynikiem konfrontacji. Stoczył w swoim życiu najbardziej desperacką i 

niebezpieczną walkę, ale nagroda, jaką dostał, była tego warta. Kalena była jego. Teraz nie 

237

background image

pozwoli już, żeby odebrało mu ją cokolwiek bez względu na to, z którego Krańca Spectrum 

będzie się wywodziło.

Rozdarty pomiędzy ogniem i  lodem nauczył  się czegoś  nowego. Kalena,  żeby go 

ocalić, stoczyła taką samą brutalną walkę. Teraz był jej. Świadomość tego faktu przepełniała 

go ogromną radością. Byli teraz związani ze sobą na śmierć i życie. 

Może ona nie myślała o tym w taki prosty, bezpośredni sposób. Ridge wiedział, że 

procesy   myślowe   Kaleny   były   bardziej   skomplikowane   i   bardziej   kapryśne.   Po   prostu 

kobiece. Adwizorzy Polarni zawsze ostrzegali mężczyzn, że nie ma sposobu na zrozumienie, 

w jaki sposób pracuje mózg kobiety, i Ridge skłaniał się ku temu poglądowi. Ale czy to było 

takie ważne, skoro dochodził do tej samej konkluzji? Ridge skrzywił się.

- Kaleno?

Spojrzała na niego zaniepokojona.

- Co takiego?

- Myślę, że masz rację.

- Uważasz, że idziemy w złym kierunku? - spytała przerażona.

- Nie, teraz i ja czuję, że robi się coraz chłodniej. Myślałem, że w takich korytarzach 

powinna być zawsze jednakowa temperatura, a wyraźnie czuję ciąg zimnego powietrza.

- Ciąg powietrza? Ridge, może to jest świeże powietrze dochodzące z zewnątrz?

- A jak zachowuje się teraz kasetka?

Kalena spojrzała na nią.

- W porządku. To znaczy ciągle jest ciepła.

Ridge skinął głową.

- Więc idźmy dalej.

Krok Kaleny był teraz szybszy, gdy upewniła się, że rzeczywiście czuje zimne, świeże 

powietrze   dochodzące   z   zewnątrz.   Podłoga   wznosiła   się   lekko,   a   korytarz   stopniowo   się 

zwężał. Mogli iść tylko pojedynczo.

Ridge szedł pierwszy, trzymając lampę.

- Powiedz mi, czy czujesz jakąś zmianę?

- Czuję.

Korytarz  zwężał  się i wznosił  coraz bardziej.  Ridge zmuszony  był  schylić  głowę. 

Kalena znowu zaczęła się niepokoić.

- Ridge, a jeśli korytarz zwęzi się zupełnie? Myślę, że powinniśmy wracać.

238

background image

- Kaleno, widzę światło księżyca!

Klaustrofobia, którą Kalena zaczęła odczuwać, zniknęła w jednej chwili. Wyprzedziła 

Ridge'a i również zobaczyła księżyc i gwiazdy. Gdy świeże, zimne powietrze wypełniło jej 

płuca, odczuła wielką ulgę. Roześmiała się.

- Jesteśmy wolni, Ridge, jesteśmy bezpieczni!

- Nie wiem, gdzie się znajdujemy,  ale każde miejsce jest lepsze niż to, w którym 

byliśmy.   -   Ridge   schylił   głowę   i   wystawił   ją   na   zewnątrz,   żeby   wyjść   z   pieczary. 

Automatycznie sięgnął po rękę Kaleny, lecz w tej samej chwili cofnął ją gwałtownie.

- Do Kamieni! Dlaczego ciągle zapominam?

- Przykro mi, Ridge.

- Nie przejmuj się. To nie jest twoja wina. To ten przeklęty Klucz. Ale teraz muszę się 

zorientować, gdzie jesteśmy.

Stanął na zasypanej kamieniami półce skalnej i rozejrzał się dookoła. Gwiazdy na 

niebie świeciły jasno. Wszędzie leżał śnieg. Kalena wiedziała, że są gdzieś w górach, ale poza 

tym była całkowicie zagubiona.

- Wydaje mi się, że jesteśmy trochę na zachód od szlaku - oznajmił Ridge.

- Skąd to wiesz?

-   Błyskotliwa,   męska   logika   i   szczęście.   Głównie   szczęście.   -   W   świetle   lampy 

zobaczyła jego uśmiech. - A oprócz tego wiele lat praktyki w czytaniu nocnego nieba. Patrz 

pod nogi.

Kalena szła tuż za Ridge'em po schodzącej  w dół ścieżce, znajdującej się poniżej 

półki, na którą wyszli po wynurzeniu się z pieczary. Nocne powietrze było zimne, ale kojące i 

świeże. Czerwona Symmetra świeciła na niebie jak latarnia.

-   Jeśli   nie   znajdziemy   szybko   szlaku,   będziemy   musieli   spędzić   tu   resztę   nocy   - 

powiedział Ridge. - Dobrze, że mamy trochę żelu, wolałbym jednak znaleźć szałas.

- Nie jestem pewna, czy chcę nocować znowu w szałasie - mruknęła Kalena.

- Teraz będziemy bezpieczni. Mamy ze sobą Klucz.

- Masz rację. Poza tym sądzę, że niewielu z naszych napastników zdołało uciec ze 

szklanej pieczary. - Wzruszyła ramionami. - Griss nie uciekł, to pewne.

- Nie - zgodził się Ridge. - Griss nie. On był  już martwy wtedy,  gdy nazwał cię 

dziwką.

239

background image

Kalena zadrżała znowu, ale nic nie powiedziała. Pół godziny później znaleźli główny 

szlak. Ridge od razu go rozpoznał. Zamiast schodzić w dół, poprowadził Kalenę ścieżką do 

góry. Po krótkim czasie dotarli do szałasu. Czekały na nich krity i ładunek Piasku.

Radosny,   powitalny   świergot   ptaków   rozgrzał   Kalenę   tak   samo   jak   ogień,   który 

rozpalił Ridge.

240

background image

Rozdział siedemnasty

K

alena siedziała na łóżku. Podciągnęła kolana i opierając policzek na ręku patrzyła, 

jak   Ridge   wkłada   w   płomienie   następną   kłodę   drewna.   Szkatułka   z   Kluczem   stała   na 

podłodze, przy drzwiach, gwarantując bezpieczeństwo i ochronę przed czarną mgłą, chociaż 

było mało prawdopodobne, że zostaną zaatakowani.

Kiedy zjedli posiłek, Kalenę ogarnęło uczucie rozleniwienia. W stajni przylegającej do 

izby mieszkalnej przytupywały zadowolone krity. Tak jak przewidywał Ridge, nie odczuły 

ich nieobecności. Jedzenia miały pod dostatkiem, zapasy bowiem były zawsze uzupełniane 

przed opuszczeniem szałasu przez kolejne karawany kupieckie.

Ridge od skończenia posiłku nie odzywał się prawie wcale. Był zajęty doglądaniem 

kritów, pakowaniem bagaży i podsycaniem ognia. Kalena w milczeniu przygotowała posiłek i 

posprzątała po nim. Obydwoje byli zmęczeni.

Teraz,   kiedy   zbliżała   się   pora   udania   się   na   spoczynek,   Kalena   niespodziewanie 

poczuła   niepewność   i   zdenerwowanie.   Ten   niepokój   musiał   malować   się   na   jej   twarzy, 

ponieważ Ridge powiedział w pewnym momencie:

- Nie musisz się bać. Nie zamierzam wziąć cię siłą.

Wzdrygnęła się, jakby ją uderzył.

- Wiem o tym.

Ridge zachmurzył się rozpinając koszulę.

- Siedzisz bez słowa od pół godziny i rozmyślasz o tym, co zdarzyło się tutaj ostatnim 

razem, prawda?

- Nie, Ridge - odparła widząc, że mylnie interpretuje jej milczenie.

- Nie kłam, Kaleno. - Zdjął koszulę i odrzucił ją na bok. - Wiem dokładnie, co dzieje 

się w twojej głowie, ale mówię ci, że nie musisz się niepokoić. - Usiadł na niskim stołku obok

ognia i zdejmował buty. - Myślę, że za poprzednie moje zachowanie odpowiedzialna była 

mgła, która nas otoczyła. Wiem, że nie jest to dostateczne usprawiedliwienie, ale innego nie 

znam.

- Rozumiem, Ridge.

241

background image

Podniósł gwałtownie głowę.

- Nie bądź taka wyrozumiała! Nie miałem prawa wystraszyć cię tak bardzo tamtej 

nocy.

- Wiedziałam, że nie zrobiłbyś tego.

- Skąd wiedziałaś?

- Czy pamiętasz, jak zareagowałeś, gdy przypomniałam ci, że noszę twój zamek z 

kluczem? Chociaż byłeś pod wpływem tego, co otoczyło szałas, jednak powstrzymałeś się. A 

kiedy wszedł Griss, nie pozwoliłeś, żeby mnie dotknął.

- Oczywiście, że nie mogłem na to pozwolić - odparł wyraźnie rozzłoszczony. Drugi 

but uderzył o podłogę. - Jesteś moją żoną.

- Poświęciłbyś życie w mojej obronie - powiedziała z pewnością w głosie.

- Raczej zabiłbym w twojej obronie - sprostował.

- Nie najgorsze podejście - przyznała Kalena. Była rozbawiona.

Rzucił jej ostre spojrzenie.

- Śmiejesz się ze mnie, kobieto?

- Ależ skąd.

Ridge stanął, założył kciuk za pasek i wolno podszedł do niej. Płomienie ognia lśniły 

na jego nagich ramionach, a w oczach widziała pożądanie, które podrażniło wszystkie jej 

nerwy.

- Kiedy doszło do konfrontacji Kluczy - powiedział  wolno - nie zrobiliśmy  sobie 

krzywdy.

- Tak.

Ridge zawahał się.

-   Przeżyliśmy   krótką   chwilę   niepewności,   ale   skończyła   się   ona,   gdy   zaczęliśmy 

współdziałać, prawda?

Kalena patrzyła w podłogę.

- Tak - potwierdziła ponownie. - Tak, to prawda.

Wtedy, w pieczarze, namiętność i siła, życie i śmierć były sobie przeciwstawione. Ona 

i   Ridge   przeżyli   tę   konfrontację,   a   teraz   on   twierdził,   że   było   to   wynikiem   wspólnego 

działania.

Ridge usiadł na łóżku nie dotykając jej.

242

background image

- Wiem, że nigdy nie chciałaś wychodzić za mąż - powiedział trochę gburowato. - 

Zgodziłaś się tylko na małżeństwo kontraktowe.

Kalena nic nie odpowiadała. Nie wiedziała, co powiedzieć.

- Mówiłaś mi dość często o swoich marzeniach - ciągnął z namysłem. - Nie mogę ci 

zaoferować całkowitej wolności, Kaleno - dodał miękko. - Skłamałbym, gdybym powiedział, 

że mogę. Może jedynym pocieszeniem będzie to, że ja również nie będę wolny. Są pewne 

rzeczy,   które   chcę   zrobić,   których   muszę   dokonać.   Gdy   mężczyzna   chce   zbudować   coś 

trwałego dla siebie i dla swojej rodziny,  nigdy nie będzie wolny.  Wiem, że nie mogę ci 

zaoferować   dumnego   nazwiska   rodowego.   Ale   przysięgam   ci   na  mój   honor,   że   będę   się 

troszczył o ciebie. Lepiej, niż troszczyłem się podczas tej podróży. A któregoś dnia zaoferuję 

ci imię rodowe, z którego będziesz mogła być dumna. Do tego czasu nie będziesz głodna i nie 

będzie ci zimno, zadbam o to. Przysięgam ci, że będę lojalny w stosunku do ciebie. Pragnę cię 

bardzo,   Kaleno.   Potrzebuję   cię.   Myślę,   że   należymy   do   siebie.   Czy   uważasz,   że   nasze 

małżeństwo kontraktowe może stać się stałym związkiem?

Kalena zamrugała, starając się ukryć łzy.

- Fire Whip, jestem dumna z twojej propozycji.

Ridge był niespokojny.

- Kaleno?

- Akceptuję twoją propozycję małżeństwa - powiedziała niezwykle formalnie.

Ridge odetchnął głęboko. Wyciągnął ramiona i przytulił ją do siebie.

- Kaleno, chcę, żeby nasze małżeństwo było proste, uczciwe i autentyczne. - Zanurzył 

rękę w jej włosach. - Jesteś moja, Kaleno. Nigdy nie pozwolę ci odejść.

- Obydwoje jesteśmy schwytani w pułapkę, Fire Whip.

- Czy myślisz, że o tym nie wiem?

Pochylił głowę i znalazł jej usta. Siedzieli w świetle ognia i przysięgali sobie miłość 

pocałunkami, a one dawały im siłę na tyle potężną, że mogli przeciwstawić się obu Krańcom 

Spectrum. Bez słów akceptowali więzy, które ich połączyły.

Po długiej chwili Ridge niechętnie podniósł głowę. Delikatny uśmiech zagościł na 

jego ustach.

- Jakież to szczęście kupieckie dało mi ciebie, Kaleno? - zapytał.

Uśmiechnęła się i pogładziła jego policzek miękkimi opuszkami palców.

243

background image

- To nie było szczęście kupieckie, tylko małżeństwo kontraktowe, nie pamiętasz? Nie 

był to najlepszy start do stałego małżeństwa. Nigdy nie marzyłam, że moja przyszłość tak się 

ułoży.

Ridge położył ręce na jej ramionach i obrócił ją ku sobie. Zmrużył oczy.

- O ile wiem, twoje drogi nigdy nie były dla ciebie jasne. Urodziłaś się z talentem, ale 

nie dane ci było praktykować jako Uzdrowicielka. Zmuszono cię, żebyś zabiła człowieka i 

pomściła swój ród, ale stwierdziłaś, że nie potrafisz zabić z zimną krwią. Chciałaś być wolną 

kobietą, a zamiast tego zostałaś przywiązana łańcuchem do męża i pojechałaś z nim w podróż 

poślubną, w której łatwo mogłaś zostać zabita.

- Nic dziwnego, że nigdy nie widziałam jasno swojej przyszłości - stwierdziła Kalena. 

- Nawet gdybym ją ujrzała, to i tak nigdy bym w nią nie uwierzyła.

- Jedyną rzeczą, której pragnęłaś, była wolność, a przecież jej właśnie nie masz - 

ostrożnie powiedział Ridge.

- Dowiedziałam się za to kilku rzeczy o wolności. Jest to bardzo złożone pojęcie. Nie 

jestem nawet pewna, czy wolność istnieje. Zamiast niej mamy możliwość wyboru. Ja swojego 

już dokonałam, z własnej woli i z całego serca. Wiem, że mogę być prawdziwie szczęśliwa 

tylko z tobą.

Ridge westchnął i przytulił ją do siebie.

-   Przekonałem   się,   Kaleno,   że   nie   chciałbym   żadnej   przyszłości   bez   ciebie.   Taka 

przyszłość nie miałaby żadnego sensu. Mógłbym wyrzec się jej w jednej chwili, gdyby ciebie 

nie było ze mną. Wybór byłby łatwy. Jesteś moim życiem, spokojem i radością. Jesteś dla 

mnie jedyną prawdziwie ważną istotą na tym świecie.

- I ty jesteś dla mnie najważniejszą istotą na tym świecie - wyszeptała Kalena.

Jęknął i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie.

-   Jesteś   moją   żoną   -   szepnął,   jakby   upewniał   się,   że   to   prawda.   -   Potrzebuję   cię 

dzisiejszej nocy. Nigdy nie potrzebowałem cię bardziej niż teraz.

Kalena oplotła go ramionami i przytuliła się do niego. Bijące od męża ciepło i siła 

działały na nią uspokajająco.

- Ja również cię potrzebuję, Ridge.

-   Nie   zranię   cię.   Będę   uważał,   żeby   cię   nie   przestraszyć   wspomnieniem   tego,   co 

wydarzyło się tutaj ostatnim razem - zapewnił gorliwie.

Kalena podniosła głowę i spojrzała na niego z ufnością.

244

background image

- Wszystko w porządku, Ridge.

- To, co zdarzyło się wtedy, gdy otoczyła nas czarna mgła, nie jest jedyną rzeczą, 

której żałuję. Nie mogę sobie wybaczyć sposobu, w jaki cię wziąłem w Adverse - powiedział 

ze smutkiem. - Nie miałem prawa tego zrobić. Mężczyzna nie powinien tak traktować swojej 

żony.

- Nie zraniłeś mnie - odparła Kalena. - Nalegałeś tylko na to, żebym spełniła swój 

małżeński obowiązek, ale nie zgwałciłeś mnie ani nie przestraszyłeś. Muszę przyznać, że 

byłam rozczarowana, kiedy nie domagałeś się tego więcej, dopiero w dolinie.

-   W   której,   jak   pamiętam,   to   ty   domagałaś   się   ode   mnie   spełnienia   małżeńskich 

obowiązków - powiedział Ridge i wybuchnął śmiechem. Ujął jej twarz i patrzył z przejęciem 

w jej oczy - Nie zawsze podejmowałem słuszne decyzje dotyczące twojej osoby, Kaleno. 

Myślałem, że znam swoje mężowskie obowiązki, ale to nie było takie proste.

- Sama się przekonałam, że nic nie jest proste.

- Tak, wszystko jest skomplikowane - mruknął Ridge. - Choćby teraz. Pragnę kochać 

się z tobą, a boję się, że przestraszę cię siłą swego pożądania.

Kalena położyła ręce na ramionach męża; wyczuła siłę jego mięśni. Ciepło Ridge'a 

ogrzewało jej dłonie.

- Po tym, co razem przeszliśmy, czy rzeczywiście sądzisz, że siła twojego pożądania 

może mnie przestraszyć?

- Wydaje mi się, że największym moim błędem było to, że często cię nie doceniałem - 

odparł i uśmiechnął się.

- To niebezpieczny błąd.

- Zdaje się, że nie jestem w tym  osamotniony.  Przypuszczam,  że wielu mężczyzn 

popełnia   ten   błąd   i   nie   docenia   swoich   żon.   A   może   jest   to   kwestia   braku   umiejętności 

odczytywania ich myśli?

Kalena spoważniała.

- W czasie naszego spotkania w czarnej pieczarze byłam ciekawa nie tylko tego, czy 

potrafiłeś czytać moje myśli, ale czy dzieliłeś je ze mną.

- Ach, tamto. - Ridge nie powiedział nic więcej. Dalej patrzył na jej twarz oświetloną 

ogniem.

Kalena lekko wbiła paznokcie w jego ramię.

245

background image

- Nie drażnij się ze mną, Ridge. Nie w tej sprawie. Muszę wiedzieć. Zwariuję, jeśli mi 

nie powiesz.

- Mężczyzna też może mieć kilka sekretów. Kobieta ma tak dużo swoich. - Przesunął 

dłonie na jej piersi.

Kalena poczuła, jak odpowiadają na jego dotyk.

- Wiesz o tym,  prawda? - wyszeptała. - Byłeś  w moich myślach, dotykałeś  mnie, 

uwiodłeś mnie. To nie był sen na jawie.

-   Wydaje   mi   się,   że   zawsze   próbuję   cię   uwieść.   Spędzam   mnóstwo   czasu   na 

wymyślaniu sposobów dokonania tego. - Pochylił się i zaczął skubać płatek jej ucha.

- Ale w pieczarze - ciągnęła - było coś więcej niż moja imaginacja. Powiedz mi, 

Ridge! Jeśli mi nie powiesz, to przysięgam, że...

- Że co?

Westchnęła głęboko i odważnie pogładziła wewnętrzną stronę jego uda.

-   Mogę   zrobić   to   -   zagroziła.   Lekko   dotknęła   przez   materiał   jego   twardniejącej 

męskości.

Ridge jęknął ochryple.

- To są tortury - poskarżył się. - Jesteś okrutna.

- Miałam doskonałego nauczyciela.

- Nie poddam się tak łatwo - ostrzegł ją.

- Zobaczymy. - Czując narastające w nim podniecenie, Kalena przytuliła się mocno do 

Ridge'a, wyczuwając w jego talii sprzączkę skórzanego paska. Odpięła ją i włożyła głębiej 

rękę. Ridge wciągnął powietrze. - Gotów do rozmowy? - zapytała.

- Do rozmowy? Ledwie mogę oddychać.

-   Dlaczego   jesteś   taki   uparty?   -   Zacisnęła   palce   na   jego   jądrach   i   poczuła 

natychmiastową reakcję. - Chcę tylko znać prawdę.

- A może podoba mi się ten rodzaj tortur?

- Właśnie zaczynam się tym niepokoić. Muszę wiedzieć dokładnie, co zdarzyło się w 

pieczarze, Fire Whip.

- Musisz? - Ściągnął z niej tunikę, obnażył ją do pasa i uśmiechając się leniwie muskał 

jej brodawki dokładnie w taki sam sposób, jak podczas tego niezwykłego kochania się z nią w 

pieczarze. Kalena zareagowała tak samo jak poprzednim razem - zadrżała i przytuliła się 

246

background image

mocniej. Zamknęła oczy. Ridge ściągnął z niej spodnie i zrzucił z siebie ubranie. Po chwili 

był już obok niej.

Kąsał zębami wnętrze jej ud. Uczucie było niesamowite i dokładnie takie samo jak w 

pieczarze z czarnego szkła.

- Ridge. - Złapała go za ramiona i przyciągnęła do siebie.

Czekał chwilę, odkrywając jej wilgotne ciepło. Muskał je dotąd, aż zaczęła pod nim 

wirować. Kiedy z podniecenia zaczęła drżeć, dotknął ją językiem. Kalena wbiła paznokcie w 

jego ramię.

Ridge chwycił  delikatnie  jej nadgarstki i przycisnął  do łóżka, po obu stronach jej 

głowy.  Kalena  przypomniała   sobie,  że   tak  było  w  jej  dziwnym   śnie.   Przycisnął   ją  sobą, 

pobudzając i drażniąc, aż krzyknęła błagając, żeby ją posiadł.

- Byłeś tam - wyszeptała. - Byłeś tam razem ze mną, prawda?

- Nie jesteś tego pewna? - Rozsunął jej nogi i wślizgnął się pomiędzy uda.

- Tak, Ridge. Chodź do mnie. Weź mnie, wypełnij mnie. Pragnę cię.

Wchodził w nią powoli, aż posiadł ją całkowicie.

Ten moment był również taki sam jak w szklanej pieczarze. Moment oddania się, 

który przyszedł do nich jednocześnie.

Ridge poruszał się w niej ciężko w rytmie tak starym jak Spectrum, naśladując wirowy 

ruch wszechświata.

Kalena znowu krzyknęła i mocniej wbiła mu paznokcie w ramiona, gdy wszedł w nią 

jeszcze głębiej. Brał ją z delikatną dzikością, która wyzwoliła ją całkowicie. Była razem z 

nim, przywiązana do niego, dzika i wolna. Szybował z nią, chociaż i on był na zawsze do niej 

przywiązany.  Czyż nie był to paradoks, niewytłumaczalny, ale bezsporny? Nie próbowała 

tego zrozumieć, po prostu akceptowała to, wiedząc, że Ridge akceptuje to również.

- Kaleno!

Czuła,   że   zbliża   się   punkt   kulminacyjny,   którego   nie   mógł   dłużej   wstrzymywać. 

Poruszył się w niej ostatni raz, a ona wyszeptała jego imię w poddaniu się i triumfie.

Przylgnęli do siebie stając się jednością. Dopóki pokój nie przestał wirować, trzymali 

się z taką samą siłą, z jaką walczyli o zapanowanie nad Kluczami. Potem spłynął na nich 

spokój.

247

background image

Kalena   uniosła   w   końcu   powieki   i   spotkała   leniwe   spojrzenie   Ridge'a.   Pożądanie 

odpływało wolno z jego złocistych oczu, a zastępowało je uczucie satysfakcji. Nie zsunął się 

z niej i dalej delektował się wyczuwając dotyk jej ciała.

- Więc - mruknął - znalazłaś wolność w moich ramionach, prawda?

Przeciągnęła ręką po jego potarganych włosach.

- To paradoks, ale to prawda.

- Czy to dosyć dla ciebie, moja słodka Kaleno?

- Więcej niż dosyć. I teraz znam prawdę. Wiem, co wydarzyło się w pieczarze.

- Naprawdę? - Spojrzał na nią z niepokojem.

Drapnęła go lekko paznokciem i uśmiechnęła się spokojnie.

- Kochaliśmy się w sposób, którego nie mogę wyjaśnić. Nie był to sen ani imaginacja. 

Byłeś ze mną, dotykałeś mnie, kochałeś się ze mną.

- Będę zawsze z tobą, będę cię dotykał i kochał się z tobą - przyrzekł impulsywnie.

- To mnie uspokaja - powiedziała zamyślona.

-   Robię   to   samo   co   ty   -   przypomniał   jej.   -   Widzisz,   nie   ma   różnicy   pomiędzy 

poddaniem się a zwycięstwem, prawda?

- Nie. Te uczucia są połączone ze sobą, tak jak wszystkie przeciwności.

- Tak jak ty i ja - powiedział  Ridge i uśmiechnął  się. - Myślę,  że w przyszłości 

stoczymy jeszcze wiele batalii, żono. Poznałaś dobrze swoją siłę. A ja będę musiał zapłacić za 

to swoją cenę.

- Wolałbyś, żebym się ciebie bała? - zapytała lekko.

Westchnął z przesadnym żalem.

-   Nigdy   nie   chciałem   cię   terroryzować.   Ale   jest   dla   mnie   oczywiste,   że   trochę 

przezorności ze strony żony nie zawadzi. Żona powinna mieć dla męża trochę szacunku.

Kalena roześmiała się.

- Biedny Ridge. Jako mąż czujesz się dość niepewnie, prawda?

- Mam zamiar ciężko pracować, żeby stać się dla ciebie odpowiednim mężem, Kaleno. 

Nie mam w tym doświadczenia, ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby sprostać temu 

zadaniu.

Wiedząc,   co   znaczy   jego   obietnica,   Kalena   nie   znalazła   stów   odpowiedzi.   W 

milczeniu przytuliła do siebie jego głowę i pocałowała go.

248

background image

- Obejmij mnie, Ridge. Dzisiaj przeszliśmy bardzo dużo, ty i ja. Wszystko, czego teraz 

pragnę, to czuć się bezpiecznie.

- Czy czujesz się bezpiecznie, kiedy cię przytulam?

- Bardziej, niż mogę wyrazić - wyszeptała.

Ridge   ułożył   się   obok   niej,   przygarniając   ją   do   siebie.   Bawił   się   jej   włosami,   aż 

zasnęła w jego ramionach.  Leżał przez długi czas patrząc  w płomienie ognia i myśląc  o 

przyszłości. Wiedział,  że nie będzie dokładnie taka, jaką wyobrażał  sobie wcześniej. Nie 

przewidział istnienia Kaleny w swoim świecie. Ale przyszłość, którą widział dzisiejszej nocy, 

była szczęśliwsza i bardziej satysfakcjonująca, niż kiedykolwiek mógł sobie wymarzyć.

K

alena otworzyła oczy. Blady świt przedzierał się przez okiennice. Przez moment 

leżała   spokojnie,   kontemplując   zawiłości   swojego   losu.   Żadna   Uzdrowicielka   z   darem 

patrzenia w przyszłość nie mogłaby tego przewidzieć, pomyślała Kalena i uśmiechnęła się.

Przeciągnęła się ostrożnie, żeby nie zbudzić Ridge'a, i wysadziła spod przykrycia bosą 

stopę.   Tak   jak   się   spodziewała,   było   zimno.   Dobra   i   obowiązkowa   żona   powinna   wstać 

żwawo, rozpalić ogień i zaparzyć mężowi kubek herbaty yant.

Przez dobrą chwilę Kalena rozważała wszystkie wady i zalety swojej nowej roli, po 

czym  delikatnie  wyślizgnęła  się z łóżka.  Pomyślała,  że musi  porozmawiać  z Ridge'em o 

jeszcze jednej sprawie - o tym, że postanowiła być obowiązkową żoną.

Przypomniała sobie, że gdy zrobiła mu kiedyś herbatę, przyjął ten poranny rytuał z 

prawdziwą   przyjemnością.   Wprawiło   go   to   w   dobry   humor,   a   przecież   ona   chciała 

utrzymywać go zawsze w dobrym nastroju.

Drżała z zimna, kiedy biegła do małego pomieszczenia, żeby się ubrać. W pokoju było 

bardzo chłodno. Jesień wcześnie przychodzi w góry.

W   chwilę   później   siedziała   na   stołku   przed   małym   ogniem   i   gotowała   wodę   na 

herbatę. Słyszała, jak Ridge przewraca się w łóżku z zadowoleniem; wiedziała, że otworzył 

oczy   i   patrzy   na   nią.   Niewątpliwie   przebudził   się   w   momencie,   gdy   wstawała,   ale   z 

przyjemnością  udawał leniwego męża. Kalena uśmiechnęła  się tajemniczo - rozmyślała  o 

tym, że ma mu sporo do powiedzenia.

Nalała herbatę do kubka i przyniosła ją do łóżka. Ridge spojrzał na nią z uznaniem, 

opierając się na łokciu, żeby wziąć kubek.

249

background image

- Podpisałem wyjątkowo wartościowy kontrakt małżeński. Zapewni mi on każdego 

ranka, przez resztę życia, gorącą herbatę - powiedział, zanim wypił pierwszy łyk.

Kalena przechyliła głowę, wpatrując się w niego intensywnie.

- Może się zdarzyć  kilka takich  dni, gdy będziesz  musiał  sam przygotować  sobie 

herbatę.

Ridge zaniepokoił się.

- Co chcesz przez to powiedzieć?

Nie wie, o czym mówię? Wszystko poszło inaczej, niż planowała.

- Ja... ja chcę powiedzieć, że czasami rano kobiety odczuwają pewną słabość związaną 

z dzieckiem.

Ridge o mało nie udławił się herbatą. Patrzył na nią zaszokowany. Kubek w jego ręku 

przechylił się ryzykownie, gdy nagle usiadł.

- Z dzieckiem! Z dzieckiem? Z moim dzieckiem? - Zupełnie osłupiał.

Zaniepokojona Kalena zagryzła wargę.

- Myślałam, że wiesz. Myślałam, że się domyśliłeś. Tam, w pieczarze, powiedziałeś, 

że   jesteś   częścią   mnie.   Sądziłam   więc,   że   wiesz,   iż   jestem   w   ciąży.   -   Wyjaśniała   dalej 

spiesznie. - To musiało się zdarzyć w tamtą noc, którą spędziliśmy w dolinie Uzdrowicielek. 

Tego dnia zapomniałam wziąć proszek z liści selity. Myślałam, że po tym, co zdarzyło się 

wczoraj, wiesz o wszystkim i nie jesteś zły z tego powodu. Wiem, że to stało się za szybko, że 

wolałbyś poczekać, ale teraz nie mam żadnego wyboru.

Wydawało   się,   że   wcale   nie   słucha   jej   zagmatwanych   wyjaśnień.   Zamiast   tego 

zainteresował się inną sprawą.

- Skąd możesz wiedzieć o tym tak szybko?

- Uzdrowicielki  przetestowały mnie  Piaskiem.  Powiedziały mi,  żebym  spojrzała w 

swoje wnętrze, jakbym była pacjentką. To było bardzo dziwne przeżycie. Kiedy to zrobiłam, 

zobaczyłam,   że   jestem   w   ciąży.   -   Przerwała   i   popatrzyła   na   niego.   -   Czy   bardzo 

pokrzyżowałam ci plany?

- Pokrzyżowałaś plany? Nie, oczywiście, że nie. Jestem tylko trochę oszołomiony.

- Myślałam, że odgadłeś to podczas konfrontacji Kluczy.

Pokręcił wolno głową.

- Czułem coś takiego, czego nie mogłem całkowicie zrozumieć, jakby coś, co było 

dodatkiem do ciebie. Myślę, że czułem nowe życie, ale nie skoncentrowałem się na tym. 

250

background image

Wszystkie moje odczucia były związane z tobą i dlatego uważałem, że tego nieco innego 

uczucia nie potrzebuję analizować oddzielnie. - Roześmiał się szeroko. - Poza tym miałem 

wówczas w głowie mnóstwo innych myśli.

Kalena odchrząknęła.

- No, a jak się czujesz teraz? Jesteś zły? Chcę to wiedzieć, Ridge.

Szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- Czy wyglądam na niezadowolonego?

- Nie - przyznała z ulgą. Błysk satysfakcji w jego oczach był dostateczną odpowiedzią. 

- Wcale nie wyglądasz na niezadowolonego.

Ridge wyciągnął rękę, postawił kubek i przyciągnął żonę do siebie.

- Prawda jest taka, najdroższa, że nigdy nie byłem szczęśliwszy niż w tej chwili i 

myślę, że nigdy nie będę. - Całował ją, aż spłonęła rumieńcem i zaczęła chichotać. Po chwili 

podniósł głowę. - Chłopiec czy dziewczynka?

Kalena zamrugała.

- Nie wiem. Byłam tak zaskoczona, że nie spostrzegłam. Czy to ma jakieś znaczenie?

Potrząsnął głową uśmiechając się z wyrozumiałością.

- Nie, to nie ma znaczenia. Nie, w najmniejszym stopniu. Czy dziecko odziedziczy 

moją zdolność panowania nad ogniem?

Kalena wzruszyła ramionami.

- Prawdopodobnie. Jeśli będzie to chłopiec. To nie jest cecha, która dziedziczona jest 

przez kobiety.

Ridge skinął głową.

- Jeśli będzie to chłopiec, nauczę go, jak kontrolować ogień, tak żeby nie sprawiał mu 

kłopotów - powiedział zdecydowanie. - On będzie miał temperament.

-   Straszna   perspektywa.   -   Kalena   natychmiast   wyobraziła   sobie   rodzinę   z   dwoma 

mężczyznami, potrafiącymi rozpalać stal Countervail. Będzie miała pełne ręce roboty.

- Ale jeśli będzie to dziewczynka, to odziedziczy twój talent Uzdrowicielki i twoje 

włosy - powiedział w zamyśleniu. - Myślę, że będę z tego zadowolony. Mała dziewczynka z 

włosami jak twoje i oczami koloru kryształu z Talon Pass.

- Cieszę się, że jesteś zadowolony - powiedziała miękko.

251

background image

- Bardzo zadowolony, żono. Naprawdę bardzo zadowolony. - Pocałował ją znowu. - 

Czy to już ostatnia twoja niespodzianka dzisiaj? Czy mogę już spokojnie wypić herbatę, ubrać 

się i wyruszyć w drogę?

- Nie lubisz niespodzianek?

- Odkąd cię spotkałem dostarczasz mi ich tyle, że nawet najsilniejszego mężczyznę 

mogłyby znokautować. - Dał jej swawolnego klapsa i wyskoczył z łóżka.

- Och, Ridge, jest jeszcze jedna rzecz...

Zatrzymał się w połowie drogi do maleńkiej komory, ale nie odwrócił się.

- Powiedz mi szybko, jakie masz jeszcze niespodzianki.

- Tym razem to nie jest niespodzianka, tylko pytanie - zapewniła go.

Podejrzliwie popatrzył na nią przez ramię.

-Tak?

Wahała się przez chwilę, po czym zapytała:

- Czy myślisz, że jestem za stara, żeby zacząć praktykę jako Uzdrowicielka?

Ridge odetchnął z ulgą.

- Nie, nie jesteś za stara. Sądzę, że będziesz bardzo dobrą Uzdrowicielką. Będę z 

ciebie dumny. - Zachichotał. - Właściwie to już jestem z ciebie dumny.

Uśmiechnęła się promiennie.

- Dziękuję ci, mój mężu. Ja również jestem z ciebie bardzo dumna.

- Będziemy dobrym małżeństwem, Kaleno - stwierdził poważnie.

- Tak - potwierdziła miękko. - Myślę, że tak. - Pomyślała, że będzie mogła dać mu 

wszystko, miłość, szacunek, lojalność i namiętność, a nawet pewną dozę posłuszeństwa. Przy 

tej ostatniej myśli uśmiechnęła się. Z tym posłuszeństwem nie należy przesadzać, powiedziała 

sobie. Nie chciała, żeby Fire Whip zaczął się z nią nudzić.

K

rity muszą być zmęczone drogą do doliny i pewnie uważają, że ludzkie zwyczaje są 

zbyt   irracjonalne,   żeby   je   zrozumieć,   myślała   Kalena,   gdy   późnym   popołudniem 

przeprowadzała Ridge'a i ptaki przez mgielną zasłonę. Krity posłusznie podążały w stronę 

doliny. 

Kalena była świadoma niepokoju Ridge'a. Wiedziała, że on i inni mężczyźni zawsze 

będą tak reagowali na tę dolinę. Im szybciej go stąd zabierze, tym lepiej. Patrząc na kamienne 

rysy twarzy męża, uśmiechnęła się chytrze.

252

background image

- Quintel będzie zawsze potrzebował kobiet do tego szczególnego szlaku handlowego, 

prawda? Mężczyźni nigdy nie będą się tutaj czuli dobrze.

Ridge wzruszył ramionami.

- Mężczyzna wyczuwa, że nie pasuje do tego miejsca.

- Właśnie - podchwyciła Kalena. - I z tego powodu mężczyźni będą robili tu marne 

interesy. Tylko kobiety będą mogły łatwo targować się z Uzdrowicielkami.

Ridge skrzywił się.

- Widzę, że nauczyłaś się, jak prowadzić interesy.

- Starałam się - mruknęła. - Wydaje mi się, że skoro kobiety są tak nieodzowne na tym 

szlaku, to powinny dostawać większą prowizję.

- Och, Kaleno...

- Co więcej, myślę, że dobrze by było, żeby kobiety zaczęły odgrywać większą rolę w 

handlu. Jeśli są użyteczne na tym szlaku, to mogą się przydać również na innych. Ponadto 

mogę się założyć, że doskonale dałyby sobie radę w pracach biurowych.

- Kaleno, nie możesz wprowadzać zmian w interesach.

- Dlaczego? Świat się zmienia, Ridge.

- Ale czasami, moja damo, odnoszę wrażenie, że ty dokonujesz zmian bez niczyjej 

pomocy - odparł.

- Mówiłeś, że po powrocie przejmiesz ten szlak od Quintela - powiedziała Kalena. - 

Mając taką pozycję będziesz mógł wprowadzić zmiany.

Ridge przechylił się w jej stronę i uśmiechnął się szeroko.

- Ciekawe, jaką przyjmiesz pozycję, kiedy będziesz próbowała przekonać mnie do 

wprowadzenia zmian. Cieszę się na myśl o tych negocjacjach.

Kalena spłonęła rumieńcem.

- Ridge, ja mówię o interesach, nie o seksie.

- Mężczyźnie czasami trudno jest dostrzec różnicę.

- Jak już kiedyś powiedziałam, wy, mężczyźni, nie jesteście zbyt skomplikowani.

V

alika,   Arona   i   inne   kobiety   biegły   do   nich;   krzyk   obwieszczający   ich   przyjazd 

rozlegał  się w całej dolinie. Do pierwszej chaty Kalena i Ridge dojechali otoczeni przez 

większość mieszkanek wsi.

253

background image

Kalena zsiadła z krita; trzymała w ręku szkatułkę z Kluczem. Ridge nie ruszył się, 

żeby pomóc jej przy zsiadaniu,  pamiętając, że nie może jej dotykać,  gdy trzyma  w ręku 

Klucz. Pozostał w siodle, trzymając wodze krita żony, kiedy szła w kierunku Valiki.

Starsza kobieta uśmiechała się do niej promiennie.

- Wiedziałyśmy, że odniesiesz sukces. Byłyśmy tego pewne. Niektóre z nas chciały 

rozpuścić   mgłę   strzegącą   doliny,   ale   ja   byłam   zdania,   żeby   poczekać   z   tym   do   twojego 

powrotu. Chodź. Klucz musi być umieszczony na swoim miejscu. Przez ten czas możesz nam 

powiedzieć, co się zdarzyło. - Valika bez wahania skierowała się na ścieżkę prowadzącą do 

lodowej jaskini.

Kalena spojrzała na Ridge'a.

- To zajmie jakiś czas. Może kilka godzin.

Skinął głową.

- Poczekam tutaj.

Kalena odwróciła się, żeby podążyć za innymi. Tylko Arona zatrzymała się na chwilę. 

Stanęła na wprost Ridge'a i patrzyła na niego ciemnymi oczami.

- W chacie jest jedzenie, jeśli sobie życzysz.

Ridge skłonił grzecznie głowę.

- Serdeczne dzięki.

- Nie musisz się obawiać, wiesz o tym. Ona wróci z tobą do Crosspurposes.

- Wiem.

Arona zawahała się.

- Powinna zostać tutaj, w dolinie, ale poczucie obowiązku i honoru nie pozwolą jej na 

to. Uważa, że kontrakt zobowiązuje ją do pozostania z tobą aż do końca podróży.

Ridge odpowiedział chłodno:

- Wiem, że Kalena ma poczucie obowiązku i honoru. Ale zostaje ze mną z innych 

jeszcze powodów.

- A ty? Dlaczego ty z nią zostajesz?

Ridge stwierdził, że nie lubi tej kobiety.

- Ponieważ przekonałem się, podobnie jak Kalena, że są siły silniejsze niż obowiązek i 

honor. Ale czy nie lepiej, żebyś przyłączyła się do innych? Są już daleko stąd.

254

background image

Arona wzruszyła ramionami i odwróciła się bez słowa. Ridge patrzył, jak odchodzi, a 

później obserwował luźną gromadkę kobiet idących ścieżką pod górę. Zatrzymał  oczy na 

Kalenie i patrzył, dopóki nie zniknęła za pierwszym zakrętem. Potem zsunął się z siodła.

- W porządku - mruknął. - Chodźmy znaleźć coś do jedzenia. Co poza tym mężczyzna 

może zrobić w tej dolinie?

255

background image

Rozdział osiemnasty

P

odczas długiej, powrotnej drogi z gór Ridge wspominał ostatnie chwile w pieczarze 

z czarnego szkła.

Szczególną uwagę poświęcił ostatnim kilku minutom. Był zaniepokojony faktem, że w 

momencie, gdy uciekali z pieczary, pewien mężczyzna spokojnie, bez paniki wychodził z 

żelową lampą. Ridge był pewien, że zawinięta w pelerynę postać zniknęła w przeciwległej 

ścianie pieczary.

Ktoś uciekł z pieczary z czarnego szkła.

Ridge  rozważał   tę  możliwość.  Nawet  Griss,  wierny  sługa swojego  pana,  był   zbyt 

wstrząśnięty nieudanym przedsięwzięciem, żeby próbować ocalić życie. Jego ostatnim celem 

było gardło Kaleny, a nie ucieczka. Inni byli również wstrząśnięci konsekwencjami nieudanej 

próby, której prawdopodobnie nie rozumieli. Ale jeden mężczyzna zachował przytomność 

umysłu.  Mężczyzna  ten musiał  być  nieznanym  mistrzem Kultu Zaćmienia, myślał  Ridge. 

Tajemniczy lider był z pewnością na tyle  bogatym  człowiekiem, żeby finansować koszty 

działalności Kultu Zaćmienia, a także wydatki związane z poszukiwaniem Klucza Mroku. Był 

dość potężnym człowiekiem, żeby utrzymać w tajemnicy istnienie Kultu, a zarazem na tyle 

wykształconym,  że potrafił  zlokalizować  Klucz na podstawie  starych  manuskryptów.  Ten 

ktoś   wiedział,   jak   zawładnąć   Kluczami,   i   miał   tyle   cierpliwości,   by   do   skutku   szukać 

mężczyzny   i   kobiety   obdarzonych   niespotykanymi   właściwościami.   Był   na   tyle   mądrym 

człowiekiem,   żeby   doprowadzić   do   ich   spotkania   i   wykorzystać   ich   razem   do   swojego 

zbrodniczego   celu.   Widocznie   w   jakiś   sposób   zdobył   informacje   o   planowanej   podróży 

Ridge'a.  Nie  stracił   głowy podczas  ostatniego,   tragicznego   momentu,   chociaż  widział,  że 

praca jego życia rozpada się na kawałki.

Ridge nieświadomie sięgnął do rękojeści sintara.

- Ridge? - Kalena jadąca obok niego zaniepokoiła się widząc, że sięga po sintar. - O 

czym ty myślisz?

Spojrzał na nią, ale po chwili znowu patrzył przed siebie.

- Przypominam sobie, co się wydarzyło - odpowiedział spokojnie.

256

background image

- Och. - Skinęła głową ze zrozumieniem. - Analizujesz wszystko, żeby zdać dokładną 

relację Quintelowi.

- Zawsze zdaję mu pełną relację.

Kalena wyczuła jakiś nowy ton w jego głosie. Poprzednio nigdy takiego nie słyszała i 

to ją zaniepokoiło. Zastanawiała się, jak poprawić mu nastrój, gdy Ridge nagle zapytał:

- Czy tęsknisz za doliną Uzdrowicielek?

Kalena zastanowiła się.

- Nie, doprawdy nie. To jest interesujący wybór dla tych kobiet, ale nie dla mnie. W 

żadnym wypadku nie jest to dla mnie żadna strata. Mogę je przecież odwiedzać.

- Ale tylko w moim towarzystwie - oznajmił Ridge.

Uśmiechnęła się.

- Czy boisz się, że gdybym była tam bez ciebie, mogłabym chcieć zostać?

- Powiedzmy, że chciałbym być z tobą, żeby ci przypominać, że w dolinie nigdy nie 

miałabyś jednej rzeczy.

- Czego mianowicie? - Roześmiała się.

- Jesteś bardzo namiętną kobietą, Kaleno. Potrzebujesz satysfakcji, którą może dać ci 

tylko mężczyzna - odpowiedział szczerze.

- Ty?

- Ja. - Skinął głową i spojrzał na nią przekornie. - Czy możesz temu zaprzeczyć?

Potrząsnęła głową; oczy jej zabłysły.

- To ty nauczyłeś mnie tego. Jesteś wspaniałym kochankiem, Fire Whip. Pewnie o tym 

wiesz.

Ku jej zdumieniu,  zawahał się. Zamiast  napawać się tym,  co usłyszał,  przyznał  z 

bolesną szczerością:

- Prawda jest taka, że nie wiedziałem o tym. Nie wiedziałem, dopóki nie wziąłem cię 

do swojego łóżka i nie poczułem twojej odpowiedzi.

- Co ty próbujesz mi powiedzieć? - zapytała delikatnie.

Mogłaby przysiąc,  że  na jego wysokich  kościach  policzkowych  zobaczyła  ciemny 

rumieniec zakłopotania. Ridge odchrząknął i nie patrząc na nią powiedział:

- Kaleno, spędziłem mnóstwo czasu w podróżach i miałem zawsze pełne ręce roboty. 

Wracałem   do   Crosspurposes   zwykle   na   bardzo   krótko,   otrzymywałem   bowiem   następne 

zadanie. Nie miałem czasu na to, żeby nawiązać jakiś związek, jeśli wiesz, co mam na myśli. 

257

background image

Nie chcę powiedzieć, że nie było kobiet w moim życiu, ale było ich niewiele i związki te 

miały krótki żywot. - Milczał przez dłuższą chwilę, po czym dodał: - Myślę, że dla niektórych 

byłem obiektem ciekawości...

Kalena przypomniała sobie żarty Arrisy i innych kobiet na temat stali Countervail. 

Przez   moment   wahała   się,   czy   odczuwa   sympatię   do   męża,   czy   rozbawienie.   To   drugie 

uczucie wzięło górę i Kalena zaczęła się śmiać.

- Cieszę się, że cię to bawi - powiedział Ridge.

- Tak. - Kalena nie mogła opanować śmiechu. - Myślę o pewnej najśmieszniejszej 

rzeczy,  jaką kiedykolwiek słyszałam. Arrisa i inne kobiety w Crosspurposes wymogły na 

mnie obietnicę, że powiem im, czy stal Countervail rzeczywiście płonie, kiedy ty... kiedy ty... 

- Przerwała niezdolna mówić dalej i znowu zaniosła się śmiechem. - Widzisz, Ridge, one 

żartowały na temat prawdziwej stali wiszącej między... och, mniejsza o to. Nie mogłabym 

tego wyjaśnić.

Ridge zatrzymał nagle krity. Kalena wycierała łzy śmiechu i próbowała się uspokoić. 

Nie mogła jednak. Ridge siedział zachmurzony, a Kalena dalej zwijała się ze śmiechu. W 

końcu powiedział:

- Powiedz komukolwiek jedno słowo o tym, czy stal się rozpala, gdy biorę cię do łoża, 

a przysięgam ci uroczyście, że twoja pupa zapłonie goręcej niż stal. Rozumiesz, żono?

Kalena próbowała skinąć z powagą głową, ale znów jej się to nie udało.

- Tak, mój panie mężu - zgodziła się potulnie. - Zrozumiałam. Nigdy nie ośmieliłabym 

się rozmawiać o tajemnicach naszej alkowy. Możesz polegać na mojej całkowitej dyskrecji.

- Dobrze, Kaleno. - Uśmiechnął się szeroko; jego oczy rozbłysły. - Wierzę całkowicie 

w twoją dyskrecję. Przypuszczam, że i ty wierzysz w moje obietnice.

- Masz na myśli twoje groźby?

- Mam na myśli obietnice.

- Nawet przez moment nie wątpiłam w nie, mężu.

-   Doskonale.   Teraz,   gdy   doszliśmy   już   do   porozumienia,   możemy   zakończyć   ten 

temat. Mamy przed sobą jeszcze szmat drogi. - Ridge nakłonił krita do szybszego biegu.

Po chwili Kalena zrównała się z nim.

- Ridge?

- O co chodzi, Kaleno?

258

background image

-   Czy   dalej   będziesz   pracować   dla   Quintela,   kiedy   wrócimy   do   Crosspurposes?   - 

zapytała z niepokojem. - Czy masz zamiar wyjeżdżać na bardzo długo?

Potrząsnął przecząco głową.

- Nie. Jestem teraz żonaty i muszę opiekować się rodziną. Będę również dosyć zajęty 

zarządzaniem moją częścią szlaku handlowego. Nie będę już więcej włóczyć się w sprawach 

Quintela. Nigdy.

Kalena zdziwiła się, że tak podkreślił ostatnie słowo. Znacznie później, wieczorem, 

kiedy siedzieli obok siebie przy ogniu, Ridge podjął całkiem nowy temat.

- Co się wydarzyło, gdy wróciłaś z Kluczem w miejsce, gdzie był ukryty? - zapytał 

wpatrując się w płomienie.

Kalena przypomniała sobie drogę do lodowej jaskini.

-   Nic   takiego.   Zrobiłam   to,   co   powinnam   była   zrobić   ze   Świetlistym   Kluczem. 

Odłożyłam szkatułkę z powrotem na miejsce, z którego ją wzięłam. Do lodu.

- Do lodu? Jak mogłaś ją włożyć do twardego lodu?

Uśmiechnęła się.

- To była ciecz, dopóki nie zanurzyłam w niej szkatułki, i dopiero wtedy...

- Wtedy co?

-   Przestała   być   cieczą.   To   trudno   wyjaśnić.   Natychmiast   po   wyjęciu   ręki   ciecz 

zamarzła.

Ridge dalej patrzył w płomienie.

- Czy myślisz, że ktoś inny mógłby go stamtąd wyjąć?

- Nie jestem pewna. Nie wiem, jak to się stało, że lód stopniał pod dotknięciem mojej 

ręki. Nie sądzę, żeby była to tylko zamarznięta zwykła woda.

- Płomienie, ukrywające Klucz Mroku, też nie były zwykłymi płomieniami.

Kalena skinęła głową.

- Jest coś w nas, co pozwala nam dotykać Kluczy. Możliwe, że są też inni ludzie 

obdarzeni takimi zdolnościami, ale myślę, że to zdarza się rzadko. Uzdrowicielki wyraźnie 

dały mi to do zrozumienia.

- Może obecnie tylko my mamy takie zdolności - powiedział Ridge. Przeciągnął się, 

jego mięśnie poruszyły się pod koszulą. - Ale nawet jeśli byliby inni, to mam wątpliwości, 

czy łatwo będzie zlokalizować Klucze ponownie. Griss powiedział mi, że wiele lat trwały 

poszukiwania Klucza Mroku i kosztowały wiele istnień ludzkich. Kiedy znaleziono czaszę 

259

background image

ukrywającą w płomieniach szkatułkę z Kluczem, nikt z wyznawców Kultu Zaćmienia nie 

potrafi   wyjąć   jej   z   ognia,   a   Uzdrowicielki   na   szczęście   przez   całe   pokolenia   strzegły 

Świetlistego Klucza.

- One również nie mogły go dotknąć - stwierdziła Kalena. - Ale strzegły go dobrze. 

Powiedziały mi, że nawet Władcy Jutrzenki obawiali się Kluczy. Nie potrafili nimi kierować, 

ale mogli je ukryć. Nie wiadomo, jakie siły zostałyby wyzwolone, gdyby otwarto Kamienie 

Kontrastu.

- Może kiedyś nadejdzie taki czas, jeśli w ogóle nadejdzie, że znajdą się ludzie zdolni 

do kontrolowania Kamieni i Kluczy. Nie sądzę jednak, żebyśmy musieli się martwić. Nie 

stanie się to za naszego życia ani za życia naszych dzieci. - Ridge rzucił znaczące spojrzenie 

na szczupłą talię Kaleny i jego oczy zabłysły.

Uważnie popatrzyła mu w oczy.

- O czym teraz myślisz, Ridge?

- O tym, że płonę z twojego powodu, moja damo. Myślę, że moim przeznaczeniem 

jest płonąć w taki sposób przez całe życie. - Wyciągnął ręce i Kalena radośnie skryła się w 

jego ramionach.

O

d czasu ich powrotu do Crosspurposes minęło dwa razy po osiem dni. Kalena stała 

pod błyszczącym, wspaniałym żyrandolem z płonącymi lampami żelowymi i patrzyła, jak jej 

mąż dyskretnie  opuszcza hol wypełniony wytwornymi  gośćmi. Nie powiedział jej, dokąd 

wychodzi, ale domyśliła się, i zimny dreszcz przebiegł jej po plecach.

Druga ceremonia  ślubna również  wydana  była  przez  Quintela.  Tym  razem jednak 

gośćmi   nie   byli   wyłącznie   znajomi   kupcy.   Przyszły   co   prawda   Arrisa   i   Vertina,   jednak 

większość   gości   pochodziła   z   bogatych   rodów   zamieszkałych   w   Crosspurposes.   Nikt   nie 

odmówił przyjścia, kiedy Quintel wysłał zaproszenia.

Wieloma osobami kierowała ciekawość. Fakt, że Fire Whip otworzył ponownie szlak 

handlowy Piasku, nie był już sekretem. Szlak ten w znacznej części podtrzymywał miejscową 

ekonomię i każdy z obecnych tutaj był tego świadom. Wielu przyszło po to, żeby poznać 

mężczyznę, który stał się posiadaczem części udziałów z handlu Piaskiem. Chcieli również 

poznać żonę kontraktową, którą Ridge poślubił na stałe. Druga ceremonia ślubna wzbudziła 

sensację   także   dlatego,   że   małżeństwo   kontraktowe   niezwykle   rzadko   przeradzało   się   w 

trwałe   stadło.   Drugą   ceremonię   zaślubin   prowadził   ten   sam   Adwizor   Polarny.   Był 

260

background image

zadowolony   z   trafnej   oceny   oblubieńców,   których   oszacował   poprzednio   jako   doskonale 

sobie przeciwstawnych. Nie miał żadnych wątpliwości, że dobrze robi legalizując ten związek 

na stałe.

Obecna ceremonia zaślubin była bardziej wyszukana. Hol wypełniony był prawie po 

brzegi. Obecność potężnych członków bogatych rodów hamowała niektórych gości, którzy 

mogliby   mieć   tendencję   do   hałaśliwego   i   rubasznego   zachowania.   Nikt   nie   robił 

krotochwilnych uwag na temat stali Countervail, z czego Kalena była bardzo zadowolona. 

Wiedziała, że Ridge'owi wcale by się to nie podobało.

Dzisiejszego wieczoru Ridge ubrany był również na czarno. Taka była nie tylko jego 

peleryna, ale też koszula, spodnie i buty. Kalena nie kwestionowała jego wyboru; czuła, że 

nie był przypadkowy, choć tym razem nie był podyktowany wyborem jej barw.

Co prawda i teraz Kalena wybrała czerwony kolor na pelerynę, ale pod nią nosiła 

tunikę uszytą z żółtego, przepięknie wyszywanego sarsliku, szmaragdowozielone spodnie i 

miękkie   welwetowe   pantofle.   Dzięki   profitowi   z   Piasku   mogła   sobie   pozwolić   na   taki 

wydatek i nalegała na to, że sama za siebie zapłaci, sprzeciwy Ridge'a zbywając uśmiechem. 

Nie mogła go jednak powstrzymać przed kupieniem jej prezentu ślubnego, co było rewanżem 

za wyhaftowanie koszul.

Prezent Ridge'a połyskiwał teraz na jej lewej ręce. Był to przepiękny pierścionek z 

kosztownym kryształem z Talon Pass. Kiedy Ridge wsunął go na jej palec, powiedział, że 

kolor kamienia pasuje do jej oczu.

Kalena   nieświadomie   obracała   pierścionek   na   palcu   i   rozglądała   się   po   holu. 

Potrzebowała trochę czasu na zastanowienie się. Od powrotu do Crosspurposes pierwszy raz 

była w domu Quintela. Nie widziała go aż do dzisiejszego wieczoru.

Kiedy wjechali do miasta, Ridge powiedział, że nie ma ochoty zabierać jej do domu 

swego pracodawcy. Na pierwszą noc zatrzymali się w zajeździe; dopiero następnego dnia 

Ridge poszedł z raportem do Quintela. Kalena nie protestowała. Nie miała szczególnej ochoty 

na spotkanie z Quintelem, ponieważ jego widok przypominałby jej osobiste niepowodzenie. 

Co prawda teraz nie chciała go zabić, ale wtedy miała taki zamiar.

Tego wieczoru, gdy Ridge wrócił z odprawy u Quintela, leżał długo wpatrując się w 

sufit. W końcu powiedział, że pozostaną w zajeździe, dopóki nie znajdą dla siebie domu.

Kilka   następnych   dni   Kalena   spędziła   na   odwiedzaniu   agentów,   którzy   mieli   do 

zaoferowania domy na sprzedaż lub do oddania w dzierżawę. W końcu zdecydowała się na 

261

background image

uroczą małą willę, położoną nad rzeką. Ridge tylko rzucił na nią okiem i zaakceptował wybór 

żony, składając podpis na potrzebnych dokumentach. Sprawa została zamknięta i Kalena stała 

się prawdziwą panią domu.

Wiele dni później, przekonana, że panuje już nad swoimi domowymi obowiązkami, 

udała   się   do   cechu   Uzdrowicielek   chcąc   rozpocząć   praktykę.   Wkrótce   wyznaczono   trzy 

Uzdrowicielki, znawczynie różnych gałęzi sztuki uzdrawiania, które podjęły się uczenia jej.

Dzisiejszego   wieczoru   Kalena   była   w   jednakowym   stopniu   dumna   z   maleńkiego 

koszyczka i sakiewki z Piaskiem wiszących u jej paska, jak i z pierścionka podarowanego jej 

przez Ridge'a.

Kiedy   tak   stała   wśród   kłębiącego   się,   roześmianego   tłumu,   serce   jej   wypełniał 

niepokój.

Quintel zniknął z przyjęcia, a Ridge wkrótce potem zrobił to samo. Kalena widziała, 

jak wychodzą, i przypomniały jej się słowa Olary, która kiedyś powiedziała podczas transu, 

że Quintel zginie w czasie jej przyjęcia weselnego.

Kalena była przerażona. Z oślepiającą jasnością przeczuwała prawdę. Przez cały dzień 

starała się tłumić w sobie to uczucie, teraz jednak była pewna, że Ridge podejrzewał Quintela 

i właśnie dzisiaj zdecydował się działać. Od jak dawna to wiedział?  Prawdopodobnie od 

powrotu   do   Crosspurposes.   Zatrzymał   tę   wiadomość   dla   siebie   i   snuł   plany   zemsty. 

Dzisiejszej nocy postanowił działać.

Z cichą rozpaczą postawiła puchar na stole i ruszyła za mężem. Nie chciała pozwolić, 

żeby   był   sam.   Był   jej   mężem.   Powinna   być   przy   nim,   kiedy   dojdzie   do   nieuniknionej 

konfrontacji.

I

dąc ogrodem, Ridge patrzył na światło księżyca tańczące na ścieżkach wyłożonych 

kamieniem deszczowym. Symmetra była prawie w pełni. Jej czerwony blask dawał światło 

nocy. Kamienie deszczowe były teraz szczególnie jaskrawe. Ich kolor przypominał krew.

Służący   niosący   Quintelowi   szklaneczkę   wina   był   trochę   zdziwiony,   ale   nie 

zaniepokojony,   kiedy   zobaczył   Ridge'a.   Nawet   jeśli   się   zdziwił,   że   pan   młody   opuścił 

przyjęcie, to nie pozwolił sobie na żadną uwagę.

- Zaniosę to Quintelowi. - Ridge wyciągnął rękę po tacę z pucharem. Nie przewidywał 

kłopotów i rzeczywiście nie było żadnych.

262

background image

-   Jak   sobie   życzysz,   mistrzu   komercji.   -   Ridge   był   znaną   postacią   w   tym   domu. 

Wszyscy   wiedzieli,   że   Quintel   ufa   Fire   Whipowi   bardziej,   niż   innym   mężczyznom   na 

Północnym Kontynencie, włączając w to swoich służących. Sługa odwrócił się więc i zniknął 

w korytarzu.

Ridge   spojrzał   na   wino.   Przypomniał   sobie   lekkomyślny   plan   Kaleny   w   noc   ich 

pierwszej ceremonii ślubnej. Przegnał te myśli i pociągnął za sznur dzwonka zainstalowanego 

wewnątrz dźwiękoszczelnego gabinetu Quintela.

Po   chwili   odezwał   się   dzwonek   po   stronie   Ridge'a   zezwalający   na   wejście   do 

sanktuarium.

Ridge wszedł do gabinetu, zamknął za sobą drzwi, ale nie przekręcił klucza. Quintel 

siedział przy biurku z czarnego kamienia, odwrócony plecami do wejścia. Gabinet wyglądał 

tak samo jak wtedy, gdy Ridge widział go ostatnim razem. Nigdy nie lubił tego pokoju. Nie 

lubił pomieszczeń bez okien, a tu nie było żadnego. Świeże powietrze doprowadzano tu przez 

system przewodów wentylacyjnych. Wszystko to zapewniało Quintelowi całkowitą izolację. 

W rogu pokoju znajdował się kominek, w którym płonął mały ogień. Cały pokój, od podłogi 

do sufitu, wypełniony był książkami i manuskryptami. Niektóre z nich były bardzo stare i 

pisane ręcznie; inne świeższe i drukowane metodą wynalezioną kilka lat temu. Najcenniejsze 

woluminy zamknięte były w skrzyniach.

Kolekcja   książek   była   ogromna   i   odzwierciedlała   zainteresowania   błyskotliwego, 

badawczego i niespokojnego umysłu. Część dotycząca matematyki była szczególnie bogata, 

ale   niezwykle   interesujący   wydawał   się   również   księgozbiór   dotyczący   badań   prastarych 

legend Północnego Kontynentu i całej Zantalii. Ridge czytał niektóre pozycje znajdujące się 

na półkach. Quintel chciał, żeby jego Fire Whip był dobrze wykształcony.

- Twoje wino, Quintel. - Ridge stał spokojnie trzymając tacę i czekając, aż siedzący 

mężczyzna odwróci się.

Quintel wolno położył pióro, którym pisał, ale nie odwrócił głowy. Siedział, wpatrując 

się w motyw wygrawerowany na kamiennym biurku. Jak zwykle ubrany był na czarno, tak 

samo jak Ridge.

- A więc, Fire Whip, znudziło ci się wesele? Nie mogę powiedzieć, żebym się dziwił. 

Trochę tego za dużo.

- Ta druga ceremonia nie miała się zdarzyć, prawda, Quintel?

263

background image

Ridge zobaczył, że Quintel zesztywniał i odwrócił się. Patrzył na Ridge'a długą chwilę 

swoimi niezgłębionymi, prawie czarnymi oczami. Ridge spostrzegł, że jego arystokratyczne 

rysy twarzy wyrażają gorycz i zmęczenie. Nie widział tego przed wyjazdem do Heights of 

Variance.

- Tak - przyznał Quintel. - Dzisiejszej ceremonii zaślubin miało nie być.

- Ponieważ Kalena i ja mieliśmy nie wrócić z podróży.  - Ridge postawił tacę  na 

małym   stoliku   obok   drzwi,   wyprostował   się   i   sięgnął   do   sintara.   Przez   długą   chwilę 

mężczyźni w milczeniu patrzyli na siebie.

- Wiesz wszystko? - Głos Quintela był bez wyrazu tak samo jak jego oczy.

- Doszedłem do tego podczas drogi powrotnej z Variance.

Quintel skinął głową, jakby z podziwem dla jego inteligencji.

- Czy kobieta wie?

- Kalena nie wie o niczym. Nie powiedziałem jej, jaka jest prawda.

- Rozsądnie.  Jest to sprawa między mężczyznami.  Nie ma  powodu wciągać  w  to 

zwykłej kobiety.

- Chętnie wciągnąłeś ją we wszystko, gdy potrzebowałeś Świetlistego Klucza, Quintel. 

I byłbyś bardzo zadowolony, gdybyś zobaczył ją martwą.

Quintel wzruszył ramionami.

- Nie było na to rady. Musiałem poświęcić również ciebie.

- Jestem tutaj nie ze względu na siebie, tylko ze względu na to, co chciałeś zrobić 

Kalenie. Ona jest moją żoną, Quintel.

- Byłem tak blisko celu, Fire Whip. - Ze złością zacisnął pięści. - Do Kamieni, byłem 

tak blisko. Potrzebowałem właściwej kobiety, a wszystkie znaki wskazywały, że ona nią jest. 

Ty zostałeś wybrany wiele lat temu i trzymałem cię w gotowości.

- Potrzebowałeś mężczyzny, który mógł rozpalać stal Countervail.

Quintel uśmiechnął się krzywo.

- Stare legendy miały rację twierdząc, że Klucz Mroku może być kierowany przez 

kogoś, kto rozpala stal Countervail. W każdym pokoleniu jest kilku takich mężczyzn. Przez 

wiele   lat   śledziłem   wszystkie   pogłoski   o   takich   ludziach.   Chciałem   wybrać   młodego 

mężczyznę, związać go więzami lojalności i szukać odpowiedniej kobiety. Kiedy znalazłem 

ciebie   na   ulicach   Countervail,   uznałem,   że   doskonale   się   do   tego   nadajesz.   Twardy, 

inteligentny, gwałtowny mały bękart. Nie miałeś żadnej rodziny, z którą mógłbym wejść w 

264

background image

jakieś  konflikty.  I byłeś  lojalny w stosunku do mnie,  Fire Whip.  Wiesz,  że to zabawne. 

Rzeczywiście, ufałem ci całkowicie. Musiałem oczywiście podejmować ryzyko, wysyłając 

cię na różne szlaki handlowe, a zadania, które miałeś spełniać, były niebezpieczne. Mogłeś 

stracić życie od ostrza jakiegoś bandyty, ale potrzebowałem silnego mężczyzny. Musiałem 

mieć pewność, że będziesz taki, kiedy w końcu przyjdzie ci wykonać ostatnie zadanie. Tylko 

w konfrontacji z prawdziwymi niebezpieczeństwami mogłeś stać się taki jak trzeba.

- A Kalena?

- Szukałem nie praktykującej Uzdrowicielki. Tak było napisane w starych księgach. 

Takiej, która ma talent, ale nigdy nie doskonaliła go w określonym kierunku. Zgodnie ze 

starymi manuskryptami kobieta, która miała zawładnąć Świetlistym Kluczem, musiała mieć 

nie wykorzystany talent. Klucz miał się nim zasilać i kierować tym talentem. Wyszkolona 

Uzdrowicielka nie mogłaby wykorzystać swoich umiejętności. Konflikt pomiędzy żądaniami 

Klucza  a tym,  co podpowiadałaby jej praktyka,  mógłby ją zabić, zanim zdołałaby wyjąć 

Klucz. Podobnie jak twoja zdolność rozpalania stali, jej talent także jest niezwykle rzadkim 

darem. Jest to dziwny dar naszego świata, którego nie posiadali Władcy Jutrzenki, ponieważ 

byli obcymi  przybyszami  na naszej planecie. Spostrzegli jednak wkrótce, że czasami taki 

talent pojawia się u ich dzieci. Przekonali się, że pokolenia urodzone tutaj mogą mieć ten 

dziwny dar. Doszli jakoś do tego, że talent władania ogniem i talent uzdrawiania są potrzebne 

do kierowania Kluczami. Talent uzdrawiania jest bardziej powszechny niż twój, Fire Whip, 

ale większość Uzdrowicielek odkrywa swój talent bardzo wcześnie i zaczyna praktykować. 

Bardzo   trudno   znaleźć   taką,   która   nie   szkoliła   się   w   uzdrawianiu   i   nie   była   poddawana 

działaniu Piasku. Poza tym,  jaka rodzina zgodziłaby się na to, żeby ich córka obdarzona 

talentem poślubiła takiego bękarta jak ty, Fire Whip? Chciałem, żeby kobieta i mężczyzna 

byli związani ze sobą, zanim sięgną po Klucze. Właśnie wtedy te przeklęte Uzdrowicielki 

przerwały handel Piaskiem, stawiając mnie i Radę Miasta w bardzo trudnej sytuacji. Kupcy 

zaczęli mi mówić, że potrzebna jest odpowiednia kobieta. Zgodziłem się. Byłem już bardzo 

zmęczony czekaniem. Zaproponowano mi siostrzenicę Uzdrowicielki z kotliny Interlock. To 

było zrządzenie losu. Wiedziałem, że nadchodzi ostateczny moment.

- Skąd wiedziałeś, że Kalena ma talent?

- Przypuszczenie oparte na latach badań. Wiedziałem, że siostrzenica Uzdrowicielki 

powinna   mieć   talent.   Kamienie   tylko   wiedziały,   dlaczego   Kalena   nie   praktykowała   od 

265

background image

wczesnego dzieciństwa, ale byłem zdesperowany. Nie miałem kiedy pytać. Czas mi uciekał, 

Fire Whip. Straciłbym całe lata badań, gdybym nie wykorzystał tej szansy.

- To ty stworzyłeś Kult Zaćmienia. Ty byłeś panem Grissa, ale sam się nigdzie nie 

pokazywałeś.

Quintel spojrzał na niego.

- Byłem tam, gdzie spotkały się Klucze. Nie mógłbym zrezygnować z widowiska, na 

które czekałem tyle lat. Stałem wśród ludzi, którzy znajdowali się w pieczarze z czarnego 

szkła.

- Stałeś tam i czekałeś wraz z innymi, żebyśmy zabili się wzajemnie? - Ridge sam był 

zdumiony,   że   jest   tak   spokojny,   ale   nie   był   to   odpowiedni   moment   na   okazywanie 

wściekłości. W służbie u Quintela nauczył się panować nad gniewem.

- Było jeszcze jedno ryzyko, które musiałem podjąć, kiedy złączyłem cię z Kalena. 

Otóż obawiałem się, że możecie połączyć się więzami silniejszymi niż siła Kluczy. Była to 

delikatna gra. Musieliście być na tyle związani, żeby Kalena wróciła do doliny Uzdrowicielek 

po Świetlisty Klucz, chcąc cię uwolnić. Potrzebny był również związek między wami, żeby 

pokierować   Kluczami.   Potężna   jest   logika   matematyki,   zapewniam   cię.   To   było   bardzo 

skomplikowane   równanie.   Obejmowało   nie   tylko   emocje,   ale   również   równoważenie   sił. 

Pracowałem nad tym wiele lat.

-   Ale   miałeś   nadzieję,   że   nasze   emocje   nie   będą   tak   silne,   żebyśmy   oparli   się 

konieczności wzajemnego pozabijania się, gdy Klucze zostaną uwolnione, prawda?

- Jesteś bardzo bystry, Fire Whip. Gdyby wszystko poszło tak, jak planowałem, to 

energia uwolniona z Klucza Mroku byłaby na tyle silna, żeby zniszczyć Świetlisty Klucz - 

kontynuował Quintel bezbarwnym głosem. - Byłem pewien, że Mrok zwycięży Światłość. 

Przez jakiś czas siła Klucza Mroku byłaby osłabiona i mógłbym się nauczyć nim kierować. 

Wtedy posiadłbym  jego tajemnice i tajemnice Kamieni. - Spojrzał na zamkniętą skrzynię 

zawierającą starodawne księgi. - Niektóre z tych woluminów pisane są w języku Władców 

Jutrzenki. Nauczyłem  się trochę rozumieć ich język. Bardziej istotne było  to, że mogłem 

odcyfrować ich matematykę. Jest ona absolutnie błyskotliwa, daleko bardziej niż nasza. W 

skrzyni tej znajdują się książki, których nie ma nigdzie na świecie, Fire Whip. Ja mam jedyne 

egzemplarze. Kosztowały mnie fortunę.

- Płaciłeś za nie krwią niektórych z nas, prawda, Quintel? Ja sam pomogłem ci zakupić 

wiele z nich, nieprawdaż? Chociaż do dzisiaj o tym nie wiedziałem. Zabijałem dla ciebie, 

266

background image

Quintelu.  Myślałem  wtedy,  że  bronię twoich  cennych  szlaków  handlowych.  Teraz  wiem, 

czemu służyłem.

Quintel stawał się coraz bardziej napięty. Ridge patrzył na niego bacznie. Nigdy nie 

widział Quintela tak wściekłego; zawsze był bardzo układny, zimny i cyniczny, ale dzisiejszej 

nocy   w   jego   ciemnych   oczach   płonął   ogień.   Nic   nie   zostało   z   jego   opanowania   i 

samokontroli.

- Urodziłeś się po to, żeby mi służyć, Fire Whip, a jednak mnie zawiodłeś.

- Nie, Quintel, nie urodziłem się po to, żeby ci służyć. W drodze powrotnej z Heights 

of Variance zdałem sobie sprawę, że urodziłem się po to, żeby cię zabić.

- Niemożliwe. Nie możesz tego zrobić - powiedział z pogardą Quintel.

- Jestem jedynym mężczyzną, który może to zrobić - spokojnie stwierdził Ridge.

- Nawet gdyby było to możliwe, oznaczałoby to również twoją śmierć. Zapomniałeś o 

tym? Twoja młoda żona znajdzie się sama na świecie, który jest tak brutalny dla samotnej 

kobiety.  Twój gniew jest legendarny,  Fire Whip, ale nie myślisz zbyt  bystro, gdy on cię 

ogarnia.

- To prawda - przyznał Ridge - jednak dzisiejszego wieczoru nie jestem rozgniewany. 

Przemyślałem wszystko i obiecuję ci, że nie zostawię Kaleny samej. Będę ojcem, Quintel. 

Muszę zbudować dom, który będzie odpowiedni dla dziecka i jego matki.

- Głupcze. Co możesz zrobić, żeby nie oskarżono cię o morderstwo?

- Zaplanowałem wszystko. Twoja śmierć będzie wyglądała jak wypadek. I nie będzie 

nikogo w mieście i nawet na całym Północnym Kontynencie, kto nazwie to inaczej. Każdy 

wie,   że   byłem   lojalny   w   stosunku   do   ciebie.   Nikt   nie   będzie   śmiał   oskarżyć   mnie   o 

morderstwo. - Ręka Ridge'a zacisnęła się na sintarze. - Chodźmy, Quintel. Odbędziemy małą 

podróż.

- A jeśli z tobą nie pójdę? - zapytał Quintel z lekkim rozbawieniem.

- Wtedy ogłuszę cię i wyniosę - powiedział Ridge z beztroską obojętnością.

- Uważasz, że pójdę z tobą jak obłaskawiony baranek, Fire Whip? - szyderczo zapytał 

Quintel. - Powiedziałem ci, że urodziłeś się po to, żeby mi służyć. Czy chcesz wiedzieć coś 

jeszcze? To ja powinienem być jednym z tych, którzy potrafią rozżarzyć stal Countervail. Czy 

słyszysz   mnie,   bękarcie?   To   ja   powinienem   rozpalać   sintar   do   czerwoności.   A   także 

kontrolować go, tak samo jak Klucz.

267

background image

Ciężkie drzwi gabinetu Quintela otworzyły się z hukiem. Zaskoczony Ridge odwrócił 

się   i   zobaczył   stojącą   na   progu   kobietę.   Podróżny   płaszcz   falował   wokół   jej   nóg,   gdy 

wchodziła do środka i zamykała za sobą drzwi. Kiedy płomienie z kominka oświetliły jej 

twarz,   Ridge   zobaczył,   że   ma   oczy   krystalicznozielone   i   zdał   sobie   sprawę,   kim   jest   ta 

kobieta. Nikt się nie poruszył.

- Wynoś się, Fire Whip - rozkazała Olara z rodu Ice Harvest. - On nie zginie zabity 

przez ciebie. Jest to sprawa wielkiego rodu.

268

background image

Rozdział dziewiętnasty

O

lara z rodu Ice Harvest musiała być kiedyś piękną kobietą. Jeszcze teraz dumnie 

nosiła głowę. Miała srebrne włosy i piękne, błyszczące oczy. Była przystojną kobietą. Ale 

lata   goryczy   i   nie   spełnione   pragnienie   zemsty   wywarły   piętno   na   jej   niegdyś   spokojnej 

twarzy.   Rzuciła   krótkie   spojrzenie   na   niewzruszonego   Quintela   i   ponownie   spojrzała   na 

Ridge'a.

- Więc to ty jesteś tym bękartem, który uwiódł moją siostrzenicę i przyczynił się do 

tego,   że  zaniechała   zemsty.  Wiedziałam,   że  jesteś   groźny,  Fire   Whip,  ale   byłam   na  tyle 

głupia, żeby uwierzyć,  iż wychowałam  Kalenę na kobietę dostatecznie  silną, by potrafiła 

oprzeć się pokusie.

- Zabicie Quintela nigdy nie było przeznaczeniem Kaleny - powiedział zimno Ridge. - 

Wyjdź stąd, Olaro. To nie jest twoja sprawa.

Quintel  oparł się wygodnie  o oparcie krzesła,  jakby ta konfrontacja sprawiała  mu 

przyjemność.

- Widzę, że dzisiejszej nocy nie mogę narzekać na brak morderców.

Olara zwróciła na niego błyszczące oczy.

- To ty dałeś początek całej sprawie, morderco.

- O jakież to morderstwo oskarżasz mnie, kobieto?

-   Wiesz   dobrze,   co   zrobiłeś.   Jestem   Olara   z   rodu   Ice   Harvest.   Kiedyś   mój   ród 

kontrolował cały szlak handlowy na rzece Interlock. Ale mężczyźni mojego rodu stali ci na 

drodze, więc postanowiłeś rozprawić się z nimi. Zniszczyłeś mój ród i dlatego umrzesz.

-   Ród   Ice   Harvest.   Coś   sobie   mętnie   przypominam,   ale...   -   Quintel   wzruszył 

ramionami, jakby nie było warto szukać tego w pamięci. - Nie zabijam tak łatwo, Olaro z 

rodu Ice Harvest. Zapytaj o to mojego Fire Whipa.

Ridge trzymał rękę na sintarze, jakby szukał sposobu uwolnienia się od ciotki Kaleny.

- To jest sprawa między mężczyznami  - powiedział do niej szorstko. - Ja się tym 

zajmę.

269

background image

- W rodzie Ice Harvest nie ma już żadnych mężczyzn - odpowiedziała mu Olara - i 

dlatego jest to moja sprawa. Nie jesteś niczym więcej niż bezdomnym bękartem, zabranym z 

ulicy i ubranym w kosztowną odzież. Zostaw nas samych.

Ridge zacisnął zęby i postąpił do przodu z zamiarem schwycenia kobiety i wyrzucenia 

jej z pokoju. Ale zanim jej dotknął, otworzyły się drzwi i stanęła w nich Kalena. Zaskoczona 

patrzyła  na przemian  na Ridge'a i ciotkę.  W Ridge'u narastał  niepokój o bezpieczeństwo 

Kaleny. Zmniejszyło to jego czujność.

- Kaleno! Zabierz ciotkę i wyjdźcie stąd! Natychmiast!

- Nie - wyszeptała cicho Kalena i spojrzała na niego błagalnie. - Nie chcę, żebyś go 

zabił. On nie jest tego wart.

Quintel roześmiał się.

- Te rozmowy o zabijaniu zaczynają mnie nudzić. Żadne z was mnie nie dotknie. Czy 

jestem tak słaby, że pozwolę, by zabiła mnie stara kobiecie lub uliczny bękart?

Olara odwróciła się do niego.

- Dzisiaj będziesz martwy!

Quintel nagle przestał się śmiać.

- Nie, moja pani. Sądzę, że to ty będziesz dzisiaj martwa. Możesz zabrać tych dwoje, 

kiedy już wyniesiesz się sama na Kraniec Spectrum. Nie potrzebuję już więcej tego bękarta i 

jego dziwki.

Kalena przestraszyła się widząc płomienie pojawiające się w złotych oczach Ridge'a. 

Nie widziała ich, gdy weszła do gabinetu. Wiedziała, że Ridge przyszedł tutaj po to, żeby 

zabić   Quintela,   ale   początkowo   nie   było   w   nim   wściekłości,   dopiero   teraz   zaczęła   się 

pojawiać. Był to zły znak. W momentach zagrożenia sintar Ridge'a nie powinien rozpalać się 

od jego furii. Ridge musi panować nad gniewem, bo inaczej może zginąć.

- Kaleno, powtarzam ci, wróć do gości. Nie powinnaś tutaj przychodzić. Zabierz stąd 

ciotkę.

- Ona nie ma żadnych obowiązków w stosunku do mnie - powiedziała pogardliwie 

Olara, nawet nie patrząc na siostrzenicę. - Nie pomściła własnego rodu. Nie jest wcale lepsza 

niż ty, bękarcie. Wybrała życie u twego boku, zamiast honorowej śmierci.

Ridge nie patrzył dłużej na żadną z kobiet. Jego ostrożne spojrzenie skoncentrowane 

było na Quintelu, który ciągle siedział przy biurku i spoglądał na swych gości z drapieżną 

nienawiścią.

270

background image

-   Ridge,   nie   mogę   zostawić   cię   z   nim   samego   –   powiedziała   łagodnie   Kalena.   - 

Zabijesz go.

- Muszę to zrobić - odpowiedział szorstko Ridge. - Zostawcie nas!

Quintel obrzucił Kalenę wściekłym, pogardliwym spojrzeniem.

- Widzisz, jak jest z kobietami, Fire Whip? Nigdy nie możesz nimi kierować. Nigdy, 

dopóki będziesz pozwalał, żeby cię osłabiały. A ty na to pozwalasz, prawda? Ogień, który w 

tobie   płonie,   powinien   być   na   mój   użytek,   ale   ty   przywiązałeś   się   do   głupiej   kobiety   i 

zniszczyłeś broń, którą ja wykułem. To ja powinienem panować nad ogniem. Gdybym miał 

taki  talent,  w połączeniu  z tym,  czego nauczyłem  się przez lata,  mógłbym  panować nad 

Kluczem   Mroku   i   zniszczyć   Świetlisty   Klucz.   Kierując   siłą   Klucza   Mroku   mógłbym 

kontrolować cały kontynent. Wtedy poznałbym tajemnice Kamieni. Zamiast tego uganiałem 

się przez lata po ulicach Countervail, żeby znaleźć narzędzie, którym mógłbym tego dokonać, 

a ono mnie zawiodło w ostatecznym momencie. - Spojrzał z nienawiścią na Kalenę. - Ty 

kontraktowa dziwko! To wszystko twoja wina! Zapłacisz tysiąckrotnie za to, co zrobiłaś w 

pieczarze. Uciekłaś wtedy, ale przysięgam ci, że zapłacisz za to dzisiaj!

- Zamknij się, Quintel, albo zaraz poderżnę ci gardło. - Ridge trzymał już w ręku sintar 

i koniec jego ostrza zaczynał zmieniać kolor.

- Jego życie należy do mnie! - krzyknęła Olara, wyjmując spod płaszcza duży pakiet.

- Ridge! Musisz się zatrzymać! - Kalena podbiegła do niego wyciągając rękę, która 

zamarła   w   powietrzu,   gdy   uderzyła   ją   fala   zimna.   Kalena   odwróciła   się   z   przerażeniem 

szukając   jego   źródła   i   spostrzegła   macki   czarnej   mgły   wychodzące   z   przewodu 

wentylacyjnego, znajdującego się w ścianie za jej plecami. Wypływająca mgła zdążała w jej 

kierunku.

- Nie podchodź do niej, Fire Whip, bo umrze. - Quintel nie ruszył się ze swojego 

miejsca, ale trzymał teraz rękę na dziwnym urządzeniu wbudowanym w kamienne biurko. - 

Mgła ją zabije. Ja to wynalazłem i mogę tym kierować.

Gdy mgła zaczęła się zagęszczać, Ridge podbiegł do Kaleny. Przedarł się przez czarne 

macki i chwycił ją za ramię, próbując wyciągnąć ją z ciemności. Światło przygasło i Kalena 

zobaczyła,   że   płomienie   w   oczach   Ridge'a   zapaliły   się   jeszcze   bardziej.   Z   przerażeniem 

zastanawiała się, czy czarna mgła będzie miała na niego taki sam wpływ jak tamtego ranka w 

szałasie. Krzyknęła z ulgą, gdy poczuła rękę Ridge'a na ramieniu - natychmiast wiedziała, że 

tym razem nie stał się jej wrogiem.

271

background image

- Powiedziałem: nie dotykaj jej! - Rozkaz Quintela odbił się echem od ścian pokoju i 

macki czarnego zimna natychmiast zacisnęły się wokół Kaleny.

Bezsilny Ridge puścił żonę i zwrócił się do Quintela: 

-   Pozwól   jej   odejść.   Jest   to   sprawa   między   tobą   a   mną.   Ona   nie   ma   z   tym   nic 

wspólnego.

- Wszystko jest z nią związane. To ona przyczyniła się do tego, że byłeś niezdolny do 

wykonania zadania, do którego szykowałem cię przez tyle lat.

- Obwiniaj więc siebie. To ty ją znalazłeś. Ty podpisałeś kontrakt małżeński. Sam 

doprowadziłeś do własnej zguby. Stałeś się źródłem własnej destrukcji.

- Ja będę źródłem jego destrukcji! - krzyknęła Olara.

Kalena nie widziała już wyraźnie ani mężczyzn, ani ciotki. Nawet ich głosy zamierały. 

Czarna   mgła   coraz   ściślej   okrywała   ją   całunem.   Zawijała   się   wokół   niej.   Więziła   ją   w 

ciemności, która stawała się coraz zimniejsza. Spojrzała przelotnie na tlące się jeszcze trochę 

płomienie w kominku i widok ognia natchnął ją pomysłem.

Ogień. Ogień wyzwala siłę Piasku. Siłę, która pochodzi ze Świetlistego Klucza.

Sięgnęła   po   małą   sakiewkę,   którą   nosiła   przy   pasku.   Chwyciła   mały   koszyczek, 

poruszyła   dźwigienkę,   żeby   wpuścić   do   żelu   katalizator,   i   od   razu   poczuła   pod   palcami 

uspokajające ciepło.

Kiedy rzuciła pierwszą szczyptę Piasku na żarzący się żel, odniosła wrażenie, że mgła 

zaczęła   niespokojnie   wić   się   wokół   niej.   Gdy  smuga   białego   dymu   uniosła   się   do   góry, 

Kalena odsunęła koszyczek. Nie chciała oddychać dymem. Miała nadzieję, że dzisiaj dym 

podziała w inny sposób.

- Kaleno!

Głos   Ridge'a   był   teraz   wyraźniejszy.   Słyszała   w   nim   rozpacz   i   spróbowała 

odpowiedzieć.

-   Wszystko   w   porządku,   Ridge.   Palę   Piasek.   Mgła   się   cofa.   Już   nie   może   mnie 

dosięgnąć.

Przez kilka oszalałych sekund Kalena obawiała się, że to tylko imaginacja podsuwa jej 

uczucie   wycofywania   się   mgły,   ale   wkrótce   zdała   sobie   sprawę,   że   jej   odczucia   są 

prawidłowe.   Mgła   była   w   odwrocie.   Kalena   rzuciła   jeszcze   jedną   szczyptę   Piasku   na 

koszyczek i zobaczyła pióropusz białego dymu wbijający się w czarną mgłę. Wszędzie tam, 

gdzie dym stykał się z ciemnością, mgła rzedła. Kalena trzymała koszyczek przed sobą i kilka 

272

background image

sekund później warstwa mgły stała się na tyle cienka, że zobaczyła znowu Ridge'a, Olarę i 

Quintela.

Ridge   z   sintarem   w   ręku   stał   w   połowie   drogi   między   nią   a   Quintelem.   Stal 

Countervail była tak rozpalona jak płomienie w jego oczach. Olara stała spokojnie z dużym 

pakietem   w  ręku. Wpatrywała  się  w  Kalenę,  która   zdała  sobie  sprawę,  że  ciotka   w  tym 

momencie dowiedziała się, iż siostrzenica wykryła u siebie talent. Patrzyła na nią z wyrzutem.

-   Czy   wszystko   w   porządku?   -   Głos   Ridge'a   brzmiał   ostro,   a   ostrze   jego   broni 

wydawało się groźne.

- Jestem w stanie kontrolować mgłę. - Nie dodała, że nie wie, na jak długo wystarczy 

jej Piasku.

- Bądź przeklęta! - ryknął Quintel i poderwał się na nogi. Jego furia wypełniła cały 

pokój. - Przeklęte Uzdrowicielki, do najdalszego Krańca Spectrum! - Wyciągnął rękę, jakby 

chciał chwycić Kalenę. - Zabiję cię własnymi rękami, ty mała dziwko!

Ridge zastąpił mu drogę - sintar w jego dłoni płonął. Ridge nic nie mówił, po prostu 

czekał.

Quintel skoczył w kierunku Ridge'a.

- On powinien być mój! - krzyknął. - Potrafię panować nad stalą. Dowiodę tego!

Kalena zobaczyła, że gdy Quintel rzucił się na Ridge'a, macki mgły zmieniły kierunek. 

Wyglądało to tak, jakby zobaczyły nowy, bardziej atrakcyjny cel.

- Nie! - wrzasnęła Olara ciskając zawartość swojego pakietu w płomienie kominka. - 

Zostaw go, bękarcie! On jest mój!

Natychmiast ogromne kłęby białego dymu falami zaczęły napływać do pokoju. Kalena 

przypomniała   sobie,   że   Uzdrowicielki   z   doliny   powiedziały   jej   kiedyś,   iż   duże   ilości 

spalonego Piasku mogą  być  niebezpieczne.  Już teraz  czuła  cierpki  smak  w gardle,  miała 

zawroty głowy i była dziwnie oszołomiona. Wiedziała, że taka ilość dymu może zabić.

Czarna   mgła   zareagowała   gwałtownie   na   biały   dym,   dążąc   ku   niemu   wielkimi 

spiralami. Przez zbierającą się czerń i biały dym Kalena widziała gorejącą stal Countervail. 

Wirująca   mgła   i   dym   skierowały   się   w   stronę   sintara,   jakby   znalazły   nowy   obiekt 

zainteresowania.

- Ridge, rzuć sintar! Daj go Quintelowi!

273

background image

Ridge nie wiedział, dlaczego posłuchał gwałtownej komendy Kaleny, mimo że jego 

instynkt i doświadczenie podpowiadały mu inne zachowanie. Po prostu rozluźnił zaciśniętą 

rękę, gdy Quintel sięgnął po gorejącą broń.

W tym samym momencie rozległ się śmiertelny okrzyk Olary, która skoczyła do nich 

próbując chwycić stalowe ostrze.

- Stal jest moja! - wrzeszczał Quintel, starając się ją odepchnąć. - Dowiodę, że mogę 

trzymać sintar, kiedy jest rozżarzony. Jestem jego panem. Urodziłem się, żeby nim władać.

- Urodziłeś się, żeby zapłacić własnym życiem za to, co zrobiłeś mojemu rodowi! 

Zabiłeś mojego brata! - Olara chwyciła Quintela za ręce. Dym i mgła wirowały wokół nich 

coraz silniej.

W ciągu kilku sekund obydwoje, Olara i Quintel, zniknęli w środku zaciskającego się 

kłębowiska. Ridge i Kalena cofnęli się - patrzyli w wirującą energię i słuchali udręczonych 

krzyków wydobywających się ze słupa dymu i mgły.

Wrzaski Quintela pełne cierpienia i wściekłości mroziły Kalenie krew w żyłach, ale 

dopiero zduszony krzyk ciotki spowodował, że chciała rzucić się do przodu, jednak Ridge 

chwycił ją za ramię i zmusił, żeby pozostała obok niego. Wzdrygnęła się, ściskając wciąż w 

ręku maleńki koszyczek. Usłyszeli, jak baron i ciotka upadli na podłogę. Dym i mgła ciągle 

krążyły wokół nich, jakby szukały żeru. Przez małą przerwę w ścianie mgły Kalena ujrzała 

Quintela z płonącym ostrzem w dłoni i zmagającą się z nim Olarę.

- Olaro, puść go! - błagała Kalena.

Nie doczekała się odpowiedzi. Olara i Quintel zamknięci byli w śmiertelnym uścisku, 

z którego nie było ucieczki.

Ridge stał ponury, trzymając Kalenę, żeby w bezcelowym wysiłku ratowania ciotki 

nie wbiegła w śmiercionośną mgłę. Wiedział, że nie było już ratunku ani dla Olary, ani dla 

Quintela. Mógł sobie tylko wyobrazić cierpienie Quintela, który cały czas trzymał w dłoni 

płonącą stal Countervail. Nikt inny, tylko Ridge, potrafił trzymać sintar, gdy odbijał on jego 

wściekłość. W tych  krótkich momentach, gdy chwytał  gorejącą stal, czuł zaledwie ciepło 

zbliżone   do   temperatury   jego   krwi.   Ale   Quintel   musiał   cierpieć   straszliwie.   Ridge   nie 

rozumiał, dlaczego stal ciągle pałała. On sam już jej nie trzymał, ale może utrzymywała w 

niej ogień jego furia albo siły wyzwolone w tym pokoju.

- Mgła i dym lgną do sintara - wyszeptała bezradnie Kalena.

274

background image

Wpatrywała się w potworny obraz znajdujący się na wprost jej oczu. Biały dym i 

czarna mgła okręcały się teraz jeszcze ciaśniej wokół dwóch leżących na podłodze ciał, aby 

po chwili zacząć się wolno rozpraszać. Wyglądało to tak, jakby nie znajdowały już więcej 

żeru.

Kiedy macki mgły zaczęły znikać, Kalena zobaczyła, że ani Olara, ani Quintel nie 

poruszają się. W pokoju zaczęło się przejaśniać i widać było grymas bólu na martwej twarzy 

Quintela. Ciotka miała zamknięte oczy. Sintar leżał obok nich w miejscu, gdzie upadł. Nie był 

już czerwony.

-   Chodź,   wyjdźmy   stąd.   Nie   wiadomo,   co   jeszcze   to   paskudztwo   może   zrobić   - 

powiedział Ridge kładąc rękę na klamce. - Musimy stąd wyjść.

Kalena potrząsnęła głową.

- Nie - powiedziała cicho. - Mgła i dym straciły już swoją energię. Wkrótce znikną.

Ridge wpatrywał się niepewnie w snujące się smugi. Zanikały jak normalna, poranna 

mgła, która ginie pod wpływem promieni słonecznych, ale ta pozostawiła za sobą ofiary.

Ridge ostrożnie podszedł bliżej, Kalena podążyła za nim. Nie potrzebowała wdychać 

resztek dymu wydostającego się z koszyczka, żeby wiedzieć, że spokój Olary i Quintela był 

spokojem śmierci.

- Nie rozumiem, co im się stało - powiedział Ridge podnosząc sintar.

- Popatrz na rękę Quintela - rzekła Kalena. Jego dłoń i palce zaciśnięte na sintarze 

były   potwornie   spalone.   Uklękła   obok   ciała   ciotki   i   wciągnęła   nosem   resztki   dymu 

wydobywające się z małego koszyczka. Zamknęła oczy i spojrzała we wnętrze ciał obu ofiar. 

- Ich serca - mruknęła. - Ich serca nie wytrzymały. Napięcie było zbyt duże.

- Z powodu czego? Sintara, dymu czy mgły?

- Ognia i lodu - wyszeptała. - Sintar był w pewnym sensie katalizatorem. Nie mogę 

tego w pełni zrozumieć. Quintel myślał, że może go kontrolować, ale był w błędzie.

- A twoja ciotka?

Kalena wstała powoli; z jej oczu płynęły łzy.

- Uzdrowicielkom nie wolno zabijać - powiedziała po prostu.

Ostatnia mgła zniknęła. Ridge schował sintar do pochwy i wyprostował się. Dotknął 

ramienia Kaleny, próbując pocieszyć ją tym gestem.

- Zawołaj służbę - powiedział spokojnie.

Bez słowa wyszła z pokoju, żeby spełnić jego polecenie.

275

background image

Dzięki   swej   nowo   poznanej   sztuce   uzdrawiania   Kalena   wiedziała,   że   podczas 

dochodzenia   każda   profesjonalna   Uzdrowicielka   stwierdzi,   że   śmierć   nastąpiła   z   powodu 

ataku serca. Spalenie ręki Quintela uzna za oparzenie jej w ogniu kominka, do którego doszło 

podczas upadku wywołanego silnym bólem serca.

D

wa   razy   po   osiem   dni   później   Kalena   kucnęła   na   wąskiej   ścieżce   wyłożonej 

kamieniem deszczowym. Oglądała swój niedawno założony ogród zielarski. Żyzna ziemia 

przykrywała świeżo zasiane nasiona. Wyprostowała się strzepując z rąk ślady ziemi i patrząc 

z wielką przyjemnością na mały, pięknie zaprojektowany dziedziniec.

Dom został już zasiedlony. Był dość łatwy do prowadzenia. Kalena wynajęła dwoje 

ludzi: do gotowania i pielęgnowania ogrodu. Okazali się rzetelnymi i dobrymi pracownikami. 

Miała więc czas na studiowanie ksiąg dotyczących sztuki uzdrawiania i pielęgnację ziół.

Ridge   każdego   ranka   dostawał   do   łóżka   herbatę   yant   przyrządzaną   ręką   żony,   a 

wieczorem wracał do gościnnego, dobrze prowadzonego domu. Przyjmował życie  męża i 

przyszłego  ojca z entuzjazmem  człowieka,  który wie dokładnie,  czego chce i ma  zamiar 

utrzymać to wszystko za wszelką cenę.

Kalena   była   zadowolona   z   siebie   i   ze   swojego   nowego   życia.   Gdy   przypadkowo 

spotykała   na   ulicy   Arrisę   i   Vertinę,   czuła   przez   moment   bolesną   ciekawość,   jak   też 

wyglądałoby jej życie, gdyby wybrała ich los. One także były całkowicie zadowolone ze 

swojego.   Los   kobiet   zaangażowanych   w   interesy   handlowe   poprawił   się   dzięki   pewnym 

zmianom wprowadzonym przez Fire Whipa. Wszyscy wiedzieli, że zmiany te inspiruje jego 

żona.

Ale   Kalena   nie   żałowała   niczego.   Jej   zajęcia   jako   utalentowanej   Uzdrowicielki 

wypełniły pustkę, którą czuła w sobie dawniej. Teraz wreszcie wiedziała, że zajmuje się tym, 

do czego została stworzona.

- Tutaj jesteś, Kaleno?

Podniosła głowę i zobaczyła męża - szedł zacienioną alejką otaczającą cały ogród; 

trzymał w ręku małą książeczkę. Miał poważny wyraz twarzy.

- Jesteś wcześniej w domu, Ridge. - Kalena uniosła twarz do pocałunku, odsuwając do 

tyłu   ręce,   żeby   nie   pobrudzić   mu   haftowanej   koszuli.   -   Myślałam,   że   dzisiaj   jest   dzień 

posiedzeń Rady Miejskiej.

276

background image

- Masz rację. Ale posiedzenie już się zakończyło. Przyszedłem do domu, żeby ci to 

pokazać.   Znalazłem   ją,   gdy   przeglądałem   dzisiaj   rano   skrzynię   z   książkami   w   gabinecie 

Quintela.

Kalena wzięła małą, oprawioną w skórę książkę, nie patrząc na nią.

- Co wydarzyło się na posiedzeniu Rady Miejskiej?

-   To,   czego   się   spodziewałem.   Dali   mi   pełną   kontrolę   nad   szlakiem   handlowym 

Piasku.

- Och! - wykrzyknęła  Kalena i roześmiała  się. - Następną rzeczą,  którą ci dadzą, 

będzie miejsce w Radzie Miejskiej. Wspomnisz moje słowa. Po tym nic cię już nie zatrzyma, 

mój panie. Będziesz miał pieniądze i sukcesy w polityce, i będziesz mógł założyć wielki ród.

- Możliwe. - Ridge nie wydawał się zainteresowany jej przewidywaniami. - Kaleno, w 

tej książce są zapiski Quintela. Zaczął je prowadzić przed wieloma laty. Na długo przed tym, 

nim  spotkałem  ciebie.  Wszystko   jest  tu  zapisane.  Pisał,  jak zafascynowały  go  legendy o 

Władcach Jutrzenki i opowiadania o Kamieniach i Kluczach. Jak wykorzystał Matematykę 

Paradoksu do znalezienia Klucza Mroku. Zapisywał również wszystkich mężczyzn, którzy 

zginęli próbując odnaleźć Klucz Mroku. On niczego nie czuł do tych ludzi, Kaleno. Gdy 

któryś  z nich zginął w kominie  jakiejś pieczary,  odnotowywał  jego śmierć tak, jakby po 

prostu stracił jedno ze swoich narzędzi.

Kalena ze smutkiem skinęła głową, przyglądając się książce.

- Wszystko, co robił, służyło odkryciu potęgi Kluczy i Kamieni. Nie interesował się 

niczym innym. Co zrobisz z jego biblioteką, Ridge?

Przeciągnął ręką po swoich ciemnych włosach.

-   Wiele   z   nich   może   pójść   do   bibliotek   istniejących   w   różnych   cechach.   Cech 

Uzdrowicielek zapłaci fortunę, żeby wejść w posiadanie niektórych woluminów. Nie jestem 

natomiast pewny, co zrobić z tymi niebezpiecznymi książkami znajdującymi się w skrzyni. 

Kilka z nich napisanych jest w starym języku Władców Jutrzenki. Przynajmniej wydaje mi 

się, że jest to ich język. Nie potrafię go odczytać, ale niektóre znaki przypominają litery 

wygrawerowane na szkatułce z Kluczem Mroku. Jest pewne podobieństwo pomiędzy tym 

starym językiem a naszym obecnym. Może dlatego uważaliśmy, że napisy na szkatułkach 

wyglądały znajomo. Czasami myślę, że powinienem spalić te książki, ale z drugiej strony 

wzdragam się przed zniszczeniem takiej wiedzy. Może nadejdzie czas, gdy nasz świat będzie 

jej potrzebował?

277

background image

Kalena patrzyła na niego w zadumie.

- Każdy wielki ród ma jakieś tajemnice - powiedziała z uśmiechem. - Może właśnie te 

książki staną się naszym brzemieniem i będą tajemnicą naszego rodu.

Ridge spojrzał na nią ostro.

- Myślisz, że powinniśmy je zatrzymać?

- Zamkniemy je dobrze, a później przekażemy je naszym dzieciom i dzieciom naszych 

dzieci. Kto wie, ile generacji przeminie, zanim książki te będą potrzebne? Musimy ufać, że 

kiedy nadejdzie taki czas, nasi potomkowie postąpią właściwie. W końcu, będą nosili w sobie 

siłę ognia i lodu, i będą mieć jeszcze coś więcej, coś bardziej istotnego.

Ridge patrzył na nią z napięciem.

- Co takiego?

-   Poczucie   honoru   i   obowiązku.   Nie   mogę   wyobrazić   sobie   naszych   potomków, 

którym by tego brakowało, a ty możesz? Oni zrobią wszystko, co trzeba, gdy przyjdzie czas 

na użycie tych ksiąg.

Ridge uśmiechnął się.

- Myślę, że masz rację. - Ale natychmiast jego uśmiech znikł. - Jest jeszcze jedna 

rzecz, którą chciałem ci pokazać.

- Czy to, co chcesz mi pokazać, jest w tej małej książeczce Quintela?

- Jest tu prawda o tym, co stało się z mężczyznami z twojego rodu - powiedział Ridge 

ponuro. - Olara miała rację. To Quintel ich zabił.

Kalena wzięła głęboki oddech próbując się uspokoić.

- Dlaczego?

- Ponieważ odrzucili jego starania o dostęp do wodnego szlaku handlowego, którego 

potrzebował do swoich przedsięwzięć. Wiedział, że w rodzie Ice Harvest jest tylko dwóch 

mężczyzn. Oczywiście, członkinie rodu nie miały dla niego żadnego znaczenia. Zdecydował, 

że musi się pozbyć tej przeszkody.

- Oczywiście - jak echo powtórzyła za nim Kalena. - Kazał więc ich zabić. Olara 

mówiła   prawdę. Myślę,   że  ja  również  to  wiedziałam.  Gdyby  Olara  nie  była   pewna  tych 

faktów, nie próbowałaby go zabić. A ponieważ była ich pewna, czuła, że nie ma wyboru. - 

Szeroko rozwarte oczy Kaleny patrzyły na Ridge'a pytająco.

Ridge zacisnął usta, gdy zobaczył, jak ona na niego patrzy.

278

background image

- Kaleno, ja nie byłem człowiekiem, którego Quintel użył do zabicia twojego ojca i 

brata. Nic o tym nie wiedziałem. Quintel nigdy nie wyznaczyłby mnie do takiego zadania. 

Robiłem   dla   niego   różne   rzeczy,   ale   nigdy   nie   zabijałem   z   ukrycia   niewinnych   ludzi. 

Przysięgam na mój honor.

- Wiem o tym, Ridge.

Długo przypatrywał się jej twarzy i wyraźnie się odprężył.

- Uwierzyłaś mi?

- Zawsze ci wierzę - odparła. - Gdybyś był odpowiedzialny za śmierć mojego ojca i 

brata, powiedziałbyś mi o tym dawno temu.

- Tak.

Oddała mu książkę.

- Lepiej, żebyś ją zamknął z innymi książkami Władców Jutrzenki. W tym dzienniku 

nie ma dla nas nic ciekawego, prawda?

Wolno wziął książkę z jej ręki.

- Nie ma - zgodził się z nią. - Niczego tam dla nas nie ma. - Rozejrzał się po ogrodzie. 

- Ciężko pracujesz.

- To mój pierwszy ogród zielarski - powiedziała z satysfakcją. - Za kilka miesięcy 

będzie już kwitł. Skończyłam właśnie sadzić nasiona ksantrii.

- Co to jest ksantria? - zapytał zaciekawiony Ridge.

-   Bardzo   użyteczne   ziele,   stosowane   do   leczenia   mężczyzn,   którzy   mają   pewne 

fizyczne problemy - uśmiechnęła się łobuzersko.

- Jakiego typu problemy fizyczne?

- Takie, które nie pozwalają im wykonywać w sypialni mężowskich obowiązków.

Ridge roześmiał się szeroko.

- Zabezpieczasz się na wypadek, gdybym ja kiedyś stał się słaby w tych sprawach?

-   Uhm   -   mruknęła   Kalena,   chowając   się   w   jego   ramionach.   -   Nie   mogę   sobie 

wyobrazić ciebie z tego rodzaju problemami.

-   Nie   wtedy,   gdy   ty   będziesz   w   moim   łożu   -   powiedział   ochrypłym   głosem, 

przyciągając ją do siebie.

P

ewnego wiosennego ranka Kalena obudziła się bardzo wcześnie i wiedziała  bez 

palenia Piasku, że nadszedł jej czas. Leżała obok Ridge'a myśląc o swoim życiu, po jej twarzy 

279

background image

błąkał się uśmiech. Następny skurcz ostrzegł ją, że najnowszy członek rodziny jest gotowy do 

przyjścia na świat. Kalena wyszła z łóżka poruszając się trochę niezdarnie z powodu pękatej 

sylwetki i narzuciła domową suknię leżącą obok kominka. Przygotowała garnuszek herbaty 

yant i poszła obudzić męża.

Ridge odwrócił się i patrzył na nią zaspany, wyciągając rękę po herbatę.

- Tak wcześnie - zauważył z leniwym ziewnięciem. - Wracaj do łóżka - powiedział 

klepiąc zapraszająco kołdrę.

- Nie dzisiaj, Ridge. - Kalena uśmiechnęła się. - Twój syn lub córka są w drodze.

- Co? - Ridge w jednej sekundzie odrzucił pościel. Garnuszek z herbatą zachwiał się 

niebezpiecznie.   -   Co,   w   imię   Kamieni,   myślałaś,   przygotowując   mi   w   takim   momencie 

herbatę? Wracaj do łóżka. Zaraz poślę po Uzdrowicielkę, która zaopiekuje się tobą. Gdzie jest 

ten garnek ziół, które miałaś wypić? - Całkiem nagi przebiegł przez pokój, żeby szarpnąć za 

sznurek wzywający służbę. - Nie słyszysz mnie, Kaleno? Wracaj do łóżka.

Kalena śmiała się szeroko.

- Tak, Ridge - powiedziała potulnie. W tym momencie przyszedł następny skurcz i 

uśmiech zniknął z jej twarzy. Dotknęła swojego okrągłego brzucha i chwiejnie podeszła do 

posłania.

- Do licha, Kaleno. - Ridge był już przy niej. - Nie powinnaś dzisiaj opuszczać łóżka. 

Trzeba było natychmiast mnie obudzić.

- Kocham cię, Ridge - powiedziała pogodnie.

Złote oczy Ridge'a zapaliły się.

- Kocham cię również, Kaleno. Bardziej niż swoje życie. Ty jesteś moim życiem. 

Wiesz o tym, prawda?

- Myślę, że tak - wyszeptała. - Ale miło często słyszeć takie słowa. - Syknęła, gdy 

przyszedł następny skurcz. - Ale może lepiej porozmawiamy o tym później. A teraz, mój 

kochany, pospiesz się i poślij po Uzdrowicielkę. - Ridge stał już w drzwiach i krzyczał na 

służących, którzy biegli na jego wezwanie. Każdy, kto znał Ridge'a, był świadom zmiany, 

jaka zaszła w jego usposobieniu, odkąd wziął sobie żonę, ale nikt nie był na tyle głupi, żeby 

go prowokować.

280

background image

K

ilka godzin później syn Ridge'a i Kaleny przyszedł na świat, czyniąc taki hałas, że 

słychać go było z daleka. Już od początku było widać, że dziecko odziedziczyło usposobienie 

ojca. Było również oczywiste, że matka potrafi uspokoić je równie łatwo, jak męża.

Kalena obudziła się z głębokiego snu, w który zapadła po porodzie, i znalazła obok 

siebie Ridge'a. Stał nad kołyską, i badawczym wzrokiem przypatrywał się synowi.

- Czy go aprobujesz, mój panie? - spytała Kalena.

Ridge oderwał zafascynowane spojrzenie od niemowlęcia i podszedł szybko do żony. 

Ukląkł przy niej.

- Dałaś mi więcej, niż mogłem oczekiwać - powiedział ochryple. - Dałaś mi swoją 

miłość, a teraz syna. Przysięgam, że będę cię kochał i troszczył się o ciebie, Kaleno, tak 

długo, jak długo będę żył.

- Cieszę się, że jesteś szczęśliwy - powiedziała miękko.

- Szczęśliwy? - powtórzył, potrząsając lekko głową. - Nie umiem wprost wyrazić, jak 

bardzo się cieszę. Nie wiedziałem, co znaczy szczęście, dopóki nie spotkałem ciebie. A ty, 

Kaleno? Żałujesz czegoś?

Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.

- Niczego - powiedziała szczerze. - Jesteśmy ze sobą związani, ty i ja. Jak mogłabym 

być zadowolona z życia bez ciebie?

Schylił się i czule ją pocałował.

-   Prawie   zapomniałem.   -   Sięgnął   po   pudełko   leżące   obok  na   stoliku.   -   Przynieśli 

dzisiaj   od   jubilera.   Chciałem   zrobić   ci   wieczorem   niespodziankę,   ale   ty   zrobiłaś   mi   ją 

pierwsza. - Otworzył pudełko i odsłonił trzy bransoletki wtulone w sarslik. Dwie były duże, a 

jedna przeznaczona dla dziecka. Kalena wyciągnęła rękę i bez słowa wyjęła najmniejszą. 

Napis i znak wyryte z wielką precyzją były znakami nowego, wielkiego rodu. Był to symbol 

ognia   spleciony   z   symbolem   lodu.   Poniżej   tego   znaku   wygrawerowane   były   słowa:   Ród 

Krystalicznego Płomienia. Pod nim wygrawerowana była oficjalna pieczęć rodowa.

Kalena włożyła swoją bransoletę na rękę i patrząc w oczy męża wypowiedziała starą 

przysięgę.

-   Przyjmuję   zaszczyt   zostania   damą   rodu   Krystalicznego   Płomienia   i   przyjmuję 

obowiązki, które są z tym związane. Będę lojalna w stosunku do pana tego rodu. Nasze dzieci 

będą wzrastały wiedząc, co znaczy honor rodu i to, że należy nad nim czuwać i bronić go. 

Przyrzekam na swoje życie.

281

background image

Ridge wsunął swoją bransoletę.

- Moje życie, mój majątek i moja lojalność są na zawsze związane z tobą, moja pani. 

Ty jesteś sercem i duszą tego rodu. Będę cię kochał i bronił do końca swojego życia i będę 

ochraniał swój ród ze wszystkich sil.

Kalena uśmiechnęła się.

- Czy zawsze między nami będzie jeszcze coś więcej niż honor i obowiązek, Fire 

Whip? - zapytała, patrząc ciepło na męża.

- Tak - potwierdził. - Łączy nas wiele spraw. Ale nie ma nic silniejszego niż nasza 

miłość.

Pochylił   głowę   i   ucałował   ją   gorąco,   przelewając   całe   Spectrum   miłości.   Kalena 

oddala mu pocałunek, wiedząc, że ogień jego namiętności będzie ich ogrzewał przez resztę 

życia.

282


Document Outline