background image
background image

Heidi Rice

Uwierzyć sercu

Tłumaczenie: Ewelina Grychtoł

HarperCollins Polska sp. z o.o. 

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: A Forbidden Night with the Housekeeper

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2020 by Heidi Rice

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub

całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo

do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie

przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami

należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego

licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do

HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane

bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

background image

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7635-1

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / 

Woblink

background image

RODZIAŁ PIERWSZY

Cara  Evans  stała  przy  grobie,  słuchając  monotonnego  głosu  księdza.

Nie  znała  francuskiego  na  tyle  dobrze,  żeby  zrozumieć  wszystkie  słowa
mowy  pożegnalnej,  ale  i  bez  tego  była  wstrząśnięta  utratą  swojego
pracodawcy,  winiarza  Pierre’a  de  la  Mare’a.  Męża,  poprawiła  się
w myślach.

Dziwnie jej było nazywać Pierre’a mężem. Był tak stary, że mógłby być

jej  dziadkiem.  Pobrali  się  zaledwie  trzy  dni  wcześniej,  a  teraz  została
wdową.

„Wyjdź za mnie, Caro. Okaż litość staremu człowiekowi, który nie chce

umrzeć w samotności”.

Czuła na sobie spojrzenie małej grupy przyjaciół i wspólników Pierre’a,

którzy stawili się na pogrzebie. Niemal słyszała ich myśli.

„Materialistka. Oportunistka. Dziwka”.
Ale  ona  nie  zamierzała  czuć  się  winna,  że  przyjęła  oświadczyny

Pierre’a.  Nie  zrobiła  tego,  żeby  przejąć  jego  majątek.  Miała  dostać  tylko
niewielki udział w spadku, który pokryje jej zaległe wypłaty. Reszta miała
zostać przeznaczona na pokrycie długów.

Pod  koniec  była  bardziej  jego  opiekunką  niż  gospodynią.  Kąpała

Pierre’a,  karmiła  go,  pomagała  mu  się  ubierać.  Wieczorami  prowadzili
niekończące  się  rozmowy  na  wszelkie  możliwe  tematy,  od  Simone
Signoret,  jego  ulubionej  francuskiej  aktorki,  po  ostatnie  doniesienia  na
temat Maxima Duranda, winiarza miliardera, który był właścicielem całej
ziemi otaczającej dużo mniejszą winnicę Pierre’a.

background image

Była  dla  Pierre’a  bardziej  przyjaciółką  niż  kimkolwiek  innym.  Ich

relacja nigdy nie miała wymiaru erotycznego, choć prędzej by umarła, niż
pozwoliła,  żeby  ktokolwiek  się  o  tym  dowiedział.  Strach  i  niepewność
ścisnęły jej pierś. Będzie tęsknić za Pierre’em, ale przede wszystkim będzie
tęsknić  za  La  Maison  de  la  Lune.  Ten  stary,  kamienny  wiejski  domek,
w  którym  mieszkała  przez  ostatnie  jedenaście  miesięcy,  stał  się  jej
pierwszym prawdziwym domem.

Nigdy nie została tak długo w jednym miejscu, nigdzie nie czuła się tak

bezpieczna, nigdzie dotąd nie zapuściła korzeni. Świadomość, że wkrótce
będzie się musiała wyprowadzić, była niemal nie do zniesienia.

Westchnęła.  Robiła  to  tyle  razy,  że  powinna  się  już  przyzwyczaić.

Dlaczego tym razem było trudniej?

Zmrużyła  oczy,  mimo  oślepiającego  słońca  usiłując  skupić  wzrok  na

zbliżającym się dużym czarnym SUV-ie. Chmura pyłu unosiła się za nim,
kiedy  podskakiwał  na  wyboistej  drodze  ku  rodzinnemu  cmentarzowi
w rogu posiadłości de la Mare.

W  pierwszej  chwili  pomyślała,  że  kolejny  daleki  znajomy  Pierre’a

przybył,  żeby  ją  osądzać.  Ale  kiedy  samochód  się  zatrzymał,  ujrzała  na
boku karoserii logo Durand Corporation.

Mężczyzna,  który  z  niego  wsiadł,  był  wysoki  i  umięśniony.  Miał  na

sobie wytarte dżinsy, wysłużone obuwie robocze i niechlujny biały T-shirt.
Cara  rozpoznała  go  natychmiast.  Maxim  Durand,  miliarder  i  sąsiad
Pierre’a,  oraz  jeden  z  najsłynniejszych  playboyów  we  Francji.  Kto  inny
wyglądałby  tak  władczo  i  bezwzględnie  w  roboczym  stroju?  I  kto  inny
byłby na tyle arogancki, żeby przyjść na pogrzeb prosto z winnicy?

Dreszcz niepokoju przebiegł jej po kręgosłupie. Co rywal Pierre’a robił

na  jego  pogrzebie?  Tej  dwójki  zdecydowanie  nie  łączyła  sympatia,
a  przynajmniej  nie  ze  strony  Pierre’a.  Jej  pracodawca  często  mówił

background image

o Durandzie, wyrażając się o nim z pogardą i zaskakującym jadem. Wobec
niej Pierre zawsze był czarujący i opiekuńczy, więc tym bardziej dziwiła ją
jego obsesja na punkcie rywala. Za każdym razem, kiedy w winnicy stało
się coś złego – pożar, wiosenna powódź, odejście któregoś z robotników –
Pierre  oskarżał  Duranda,  jakby  ten  był  osobiście  odpowiedzialny  za
wszystkie  jego  nieszczęścia.  Prywatnie  Cara  uważała,  że  Pierre  ma
paranoję. Owszem, Durand zajął całą ziemię otaczającą posiadłość Pierre’a,
ale  nigdy  nie  próbował  przejąć  jego  winnicy.  Teraz  jednak  zaczęła  się
zastanawiać. Czy to możliwe, że Pierre miał rację? Czy Durand czekał, aż
Pierre umrze, zanim zrobi pierwszy ruch?

Durand zatrzasnął drzwi jeepa i jakby nigdy nic pomaszerował prosto

do nagrobka. Zdecydowanie nie wyglądał, jakby był w żałobie.

Gdy  Durand  pochylił  głowę,  by  na  nią  spojrzeć,  Cara  pokryła  się

rumieńcem.  Jego  oczy  były  skryte  za  okularami  przeciwsłonecznymi,  ale
miała  nieodparte  wrażenie,  że  ocenia  jej  czarną  sukienkę  retro,  którą
znalazła  na  targu  dzień  wcześniej.  Sukienka  była  trochę  za  ciasna,  ale
z  szeroką  spódnicą  i  dopasowanym  stanem  wyglądała  bardzo  elegancko.
Tak jej się przynajmniej do teraz wydawało. Taksujące spojrzenie Duranda
paliło jej skórę, sprawiając, że czuła się bardziej rozebrana niż elegancka.

Ale  nie  odezwał  się  do  niej.  Zamiast  tego  podszedł  do  grobu

i powiedział coś do Marcela Carona, prawnika Pierre’a.

Ksiądz wreszcie skończył mówić i podał jej szpadel. Cara pochyliła się,

żeby  symbolicznie  przysypać  grób  ziemią.  Oczyma  duszy  widziała,  jak
ciasny dekolt opina jej piersi.

– Ucałuj ode mnie Simone, Pierre – szepnęła. Oddała szpadel księdzu

i w duchu pożegnała przyjaciela.

Przełykając łzy, odwróciła się od grobu i ruszyła w dół wzgórza ku La

Maison  de  la  Lune.  Na  życzenie  Pierre’a  zdecydowała  się  nie  urządzać

background image

stypy, ale po pogrzebie była umówiona z Marcelem, który miał jej dać czek
na kwotę przewidzianą w testamencie. Cara już otworzyła dla niego jedno
z  najlepszych  win  de  la  Mare  i  zostawiła  je,  żeby  pooddychało,  tak  jak
nauczył ją Pierre.

Kiedy  mijała  pozostałych  żałobników,  słyszała  wrogie  szepty,  ale  nikt

do niej nie podszedł.

Musiała się spakować i zdecydować, co dalej. Jeśli posiadłość zostanie

sprzedana,  nowy  właściciel  raczej  nie  da  jej  zbyt  wiele  czasu.  Chciała
odejść sama z podniesionym czołem, a nie zostać wyrzucona. A obecność
Duranda na pogrzebie, w stroju roboczym, sugerowała, że nie zamierza stać
bezczynnie.

Czy  powinna  pojechać  do  Paryża?  Do  Londynu?  Może  do  Madrytu?

Nigdy nie była w Hiszpanii.

Ale  choć  starała  się  wykrzesać  choć  trochę  entuzjazmu  na  myśl

o nowych przygodach, przede wszystkim czuła się zmęczona i przybita.

Chrzanić  to.  Nie  będzie  się  dzisiaj  pakować.  Kiedy  Marcel  wyjdzie,

usiądzie  na  tarasie,  będzie  popijać  wino  Pierre’a  i  cieszyć  się  magią
winnicy,  którą  pokochała.  Winnica  stała  się  rzadką  oazą  spokoju
i bezpieczeństwa pośród chaosu jej koczowniczego życia.

Wciąż myślała o spotkaniu z Durandem, po którym nadal niepokojąco

mrowiła  ją  skóra  i  czuła  dziwne  gorąco  w  podbrzuszu.  Musiał  być  jakiś
racjonalny powód, dla którego zrobił na niej aż takie wrażenie. Durand miał
władzę i bogactwo, był niesławnym kobieciarzem i emanował zwierzęcym
magnetyzmem, któremu niewiele kobiet byłoby w stanie się oprzeć. A ona
wciąż  była  dziewicą!  Odkąd  osiągnęła  pełnoletniość,  nigdzie  nie  zagrzała
miejsca  na  tyle  długo,  żeby  zbudować  bliską  relację  z  mężczyzną  –  nie
licząc  Pierre’a.  Ale  Pierre  nie  był  silnym,  charyzmatycznym  mężczyzną

background image

w kwiecie wieku. Biorąc pod uwagę jej niedoświadczenie, nic dziwnego, że
zainteresowanie Duranda nieco… wytrąciło ją z równowagi.

Dobra  wiadomość  była  taka,  że  się  nie  znali  i  nigdy  się  nie  poznają,

więc  to  dziwne  odurzenie  przeminie.  Durand  zaś  stanie  się  właścicielem
dwustuletniej winnicy de la Mare, produkującej najlepsze wino w regionie,
i  pięknego,  starego  kamiennego  domu,  który  był  jej  pierwszym
prawdziwym domem.

Ale  tego  wieczoru  winnica  i  La  Maison  de  la  Lune  należały  do  niej.

I nie potrzebowała niczyjej zgody, żeby się nimi cieszyć.

–  Ile  czasu  upłynie,  zanim  posiadłość  zostanie  wystawiona  na

sprzedaż? – spytał Maxim Durand, odprowadzając wzrokiem gosposię de la
Mare’a.

Jej  krągłości  kołysały  się  z  gracją  w  dopasowanej  sukience,  czarny

jedwab  błyszczał  złociście  w  świetle  zachodzącego  słońca,  a  czerwona
poświata nadawała jej włosom odcień nasyconego złota.

Maxim  już  jakiś  czas  temu  słyszał,  że  starzec  sprawił  sobie  nową

gosposię.  Spodziewał  się,  że  będzie  młoda  i  ładna,  ale  nie  aż  tak  młoda,
żeby być jego wnuczką. Ile mogła mieć lat? Najwyżej dwadzieścia parę. To
by znaczyło, że jest dekadę młodsza od niego i aż czterdzieści lat młodsza
od de la Mare’a. Czy ten staruch nie miał ani grama wstydu?

Mimo  jej  młodego  wieku  Durand  domyślał  się,  że  dziewczyna  była

kimś  więcej  niż  opiekunką  dla  starego  kobieciarza.  De  la  Mare  zapewne
użył swojego uroku, żeby zaciągnąć ją do łóżka, tak samo jak tyle kobiet
przed nią.

Ale gdy odchodziła w cień drzew z dumnie uniesioną głową, nie czuł

niechęci, lecz pożądanie i niechętny podziw.

background image

Co takiego było w tej kobiecie, co ujęło go od pierwszego wejrzenia?

Może  rumieniec,  który  pojawił  się  na  jej  policzkach,  kiedy  podziwiał  jej
imponujące piersi? A może chodziło po prostu o to, że przez nawał pracy
już prawie trzy miesiące nie spał z kobietą? Tak czy owak, nie podobało mu
się to. Teraz, kiedy de la Mare wreszcie dokonał żywota, Maxim zamierzał
zdobyć to, co mu się należało, a nie pozwalać sobie na rozproszenia.

–  Pański  pośpiech  jest  niestosowny,  monsieur  Durand  –  odszepnął

prawnik. – Monsieur de la Mare zmarł zaledwie kilka dni temu.

– To sprawa biznesowa, nie osobista – skłamał gładko Durand. – Chcę

zostać  poinformowany,  jak  tylko  nieruchomość  zostanie  wystawiona  na
sprzedaż.

Dostatecznie długo czekał, żeby dostać posiadłość de la Mare w swoje

ręce. Nie zniżyłby się do handlowania ze starym prykiem, ale dopilnował,
żeby nikt inny nie próbował kupić od niego ziemi za jego życia. Teraz de la
Mare wyzionął ducha, a jego winnica znalazła się w zasięgu ręki.

– To nie takie proste. Musimy się spotkać dziś wieczorem w La Maison

de la Lune na odczytaniu testamentu – odparł Marcel Caron. – Właściwie
dobrze  się  składa,  że  pan  przyszedł,  jako  że  Monsieur  de  la  Mare  prosił
o pańską obecność.

– Co? – Maxim skupił uwagę na prawniku, zapominając o dziewczynie,

która  już  i  tak  zniknęła  za  zakrętem.  Z  trudem  opanował  szok
i  bezwzględnie  stłamsił  naiwną  nadzieję.  Wiedział,  że  w  testamencie  nie
będzie nic dla niego.

– Monsieur de la Mare zażyczył sobie pańskiej obecności na dwa dni

przed śmiercią, w chwili spisywania testamentu.

–  Dlaczego  w  ogóle  spisał  testament?  –  parsknął  Maxim,  głosem

ochrypłym  z  gniewu.  –  Z  tego,  co  wiem,  nie  miał  nic  oprócz  długów,
i żadnych potomków, którym mógłby je przekazać.

background image

Lub żadnych, do których by się przyznał.
Przełknął odwieczną gorycz ściskającą go za gardło. Towarzyszyła mu,

odkąd był małym chłopcem, a jego matka przywiązywała go do łóżka, żeby
nie pobiegł do La Maison de la Lune w desperackiej próbie zobaczenia się
z człowiekiem, który nie chciał go widzieć.

– Nie słyszał pan?
–  Nie  słyszałem  o  czym?  Ledwie  wczoraj  wróciłem  z  Włoch

i spędziłem cały dzień w polu.

– Panienka Evans, gospodyni La Maison, i Monsieur de la Mare wzięli

ślub trzy dni temu.

Paląca  gorycz  przeszyła  trzewia  Maxima.  Przed  oczami  stanęła  mu

twarz  matki,  delikatna,  zmartwiona  i  wyczerpana.  Tak  wyglądała,  kiedy
ostatni raz się widzieli, tego ranka, kiedy opuścił Burgundię jako wściekły
i poniżony piętnastolatek.

– Merde – mruknął Maxim, czując, jak narasta w nim zimna furia.
Ta mała angielska dziwka nie tylko pieprzyła się z de la Mare’em, ale

też zdołała nakłonić starego łajdaka, żeby zrobił to, na co nie namówiła go
dotąd żadna kobieta. Stanął z nią na ślubnym kobiercu.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

–  Madame  de  la  Mare,  dziękujemy  za  przyjęcie  nas  w  tym  trudnym

czasie.

Nas?
Cara  skinęła  na  powitanie  wytwornemu  prawnikowi  Pierre’a,

Marcelowi, który stanął w drzwiach domu godzinę po pogrzebie.

– Dobrze cię widzieć, Marcel. Czy… czy ktoś jeszcze do nas dołączy? –

spytała. Zaraz jednak odpowiedź stała się oczywista, ponieważ przed dom
zajechał czarny SUV Maxima Duranda.

Przebrał  się  z  brudnego  T-shirtu  i  dżinsów,  które  miał  na  pogrzebie,

w czarne spodnie i białą lnianą koszulę z podwiniętymi rękawami. Nie miał
też okularów przeciwsłonecznych, co sprawiło, że jego wzrok był jeszcze
bardziej przeszywający. Dzięki Bogu Cara przebrała się po pogrzebie, ale
teraz  pożałowała,  że  nie  założyła  czegoś  bardziej  formalnego  niż  szorty
i  cienka  bawełniana  koszula.  Marcel  często  odwiedzał  dom,  zwłaszcza
w ciągu ostatnich tygodni, i Cara dawno przestała się przy nim krępować.
Ale Durand nie był przyjacielem czy nawet znajomym.

– Bon soir, madame de la Mare. Marcel zaprosił mnie na prośbę pani

męża  –  odezwał  się  Durand,  pozdrawiając  ją  ledwie  zauważalnym
skinieniem  głowy.  Jego  perfekcyjna,  choć  niepozbawiona  akcentu
angielszczyzna, tak samo jak jego spojrzenie, były pełne ledwo skrywanej
pogardy.

Cara zdusiła w sobie panikę i to dziwne, upajające uczucie, które wbrew

jej nadziejom wcale nie przeminęło. Dopiero teraz widziała, jak potężnym

background image

mężczyzną jest Durand. Jego szerokie barki ledwo mieściły się w drzwiach,
a czubek jej głowy był na wysokości jego obojczyków.

Dlaczego  Pierre  poprosił  o  jego  obecność?  To  nie  miało  sensu.  Ten

testament  miał  być  tylko  formalnością,  szansą,  żeby  Pierre  opłacił  jej
zaległe pensje. Czyż nie?

Czy Durand już kupił posiadłość? Czy to w ogóle możliwe? Czy będzie

musiała  wyjechać  jeszcze  dzisiaj  lub  jutro  z  samego  rana?  Myślała,  że
będzie miała jeszcze przynajmniej kilka dni.

I  dlaczego  nie  mogła  powstrzymać  tego  gorącego  ściskania  głęboko

w  brzuchu?  To  było  jeszcze  gorsze  niż  zobaczenie  go  na  cmentarzu
z  odległości  kilku  metrów.  Stojąc  tuż  przed  nią,  Maxim  Durand  był
żywiołem,  który  zdawał  się  panować  nad  jej  zmysłami  w  sposób  równie
niewytłumaczalny, co niezaprzeczalny.

Nie chciała zapraszać go do swojego domu. Swojego sanktuarium.
Ale  Marcel  i  Durand  stali  na  jej  progu,  a  ona  wiedziała,  że  nie  ma

wyboru.  Poczuła  się  tak  samo  jak  wtedy,  kiedy  była  małą  dziewczynką
i  dowiadywała  się,  że  po  raz  kolejny  będzie  musiała  zostawić  całe  swoje
życie za sobą i przenieść się do nowej rodziny.

Bezsilna.
– Rozumiem – skłamała. – Proszę, wejdźcie – szepnęła i trzęsącym się

ramieniem otworzyła drzwi na pełną szerokość.

Obcasy  Duranda  stukały  na  kamiennej  posadzce,  kiedy  ją  mijał.  Jej

nozdrza wypełnił zapach drogiego mydła sandałowego z lekką domieszką
słonego  zapachu  męskiego  ciała.  Nie  czekając  na  zaproszenie  ani
wskazówki,  Durand  ruszył  korytarzem  w  stronę  salonu  na  tyłach  domu,
gdzie  Cara  przygotowała  lekką  kolację  dla  siebie  i  Marcela.  Do  jej
niepokoju i dziwnego pobudzenia dołączyło ukłucie gniewu.

To jeszcze był jej dom, nie jego.

background image

Był  tak  wysoki,  że  musiał  schylić  głowę,  żeby  wejść  do  dużego

przestronnego  pokoju,  zalanego  światłem  zachodzącego  słońca.  To,  że
zdawał się dokładnie wiedzieć, gdzie przygotowała jedzenie i wino, tylko
bardziej  wytrąciło  Carę  z  równowagi.  Skąd  Durand  znał  rozkład
pomieszczeń?  Czyżby  był  tu  wcześniej?  Pierre  na  pewno  nigdy  nie
wspominał, że miał okazję poznać swoje nemezis, choć rozmawiali o nim
nieskończoną ilość razy.

Cara  zawsze  zakładała,  że  obsesja  Pierre’a  na  punkcie  Duranda  jest

spowodowana  wyłącznie  stopniowym,  trwającym  przez  lata  zagarnianiem
okolicznej  ziemi.  Teraz  jednak  zaczęła  w  to  wątpić.  Czyżby  antypatia
Pierre’a miała też inne, bardziej osobiste podłoże?

Durand  stał  plecami  do  zastawionego  serem,  bagietkami  i  owocami

stołu i patrzył przez okno na winnicę de la Mare. Nogi miał rozstawione,
a  ramiona  skrzyżowane  na  piersi.  Koszula  opinała  się  na  jego  szerokich
ramionach, a podwinięte rękawy odsłaniały opalone bicepsy. Słońce zaszło
przed  godziną,  ale  wciąż  było  na  tyle  jasno,  by  można  było  dojrzeć
poskręcane korzenie wiekowych winorośli, dziedzictwa rodziny de la Mare.

Postawa Duranda była nonszalancka, dominująca, jakby to miejsce już

należało  do  niego.  Jednocześnie  emanował  napięciem  niczym  tygrys
gotowy do skoku.

Cara sięgnęła po karafkę z winem, skrywając drżenie rąk.
–  Pierre  poprosił,  żebym  podała  dzisiaj  Montramere  Premier  Cru  –

powiedziała, wyjmując dodatkową szklankę z barku.

Ale kiedy zaczęła nalewać wino, Durand ją powstrzymał.
– Nie nalewaj mi. Wolę nie mieszać przyjemności z interesami.
Jeśli  Cara  miała  jakiekolwiek  wątpliwości  co  do  tego,  czy  konflikt

między nim a Durandem był natury osobistej, to właśnie zostały rozwiane.

background image

–  Dobrze,  monsieur  Durand  –  zdołała  wykrztusić,  nalewając  po

kieliszku dla siebie i Marcela. Podniosła wino do ust, udając niewzruszoną
obecnością Duranda. – Za Pierre’a – dodała. – I za wina de la Mare.

Twarz Duranda pozostała bez wyrazu. Cara zauważyła jednak mięsień

drgający w jego szczęce.

– Aux vignes, mais pas à l’homme.
Być  może  sądził,  że  go  nie  rozumie,  ale  udało  jej  się  złapać  ogólny

sens.

„Za wina, ale nie za człowieka”.
–  Za  Pierre’a  –  powiedział  prawnik,  unosząc  kieliszek  i  ignorując

zaczepny  komentarz  Duranda.  Upił  łyk  doskonałego  wina  i  westchnął
z  ukontentowaniem.  –  Magnifique.  –  Wskazał  przystawione  do  stołu
krzesła. – Proponuję usiąść i skosztować specjałów, które przygotowała dla
nas madame de la Mare, podczas gdy ja przybliżę postanowienia testamentu
monsieur de la Mare.

–  Nie  chcę  siadać  –  oświadczył  Durand  –  ani  jeść.  Chcę  mieć  to

z głowy.

Prawnik skinął głową i otworzył walizkę, wyjmując laptop.
Cara  usiadła  naprzeciwko  Marcela  z  mocnym  postanowieniem,  żeby

ignorować  nieproszonego  gościa.  Wyglądało  na  to,  że  jako  wdowie  po
Pierze  nie  należał  jej  się  żaden  szacunek.  W  jednym  zgadzała  się
z  Durandem:  chciała  mieć  to  za  sobą  tak  szybko,  jak  to  możliwe,  żeby
pozbyć się tego człowieka z domu.

Przez kilka boleśnie długich minut Marcel stukał w laptopa i rozkładał

na  stole  dokumenty.  Durand  stał  w  rogu  pokoju  niczym  ponury  cień,
pochłaniając uwagę Cary.

Cara wzięła duży łyk pachnącego Pinot Noir. Nie obchodziło jej, że nie

docenia należycie wyrafinowanych nut goździków, dymu i białego pieprzu

background image

w  doskonałym  winie.  Jedyne,  czego  chciała,  to  zapomnieć  o  Durandzie
i dziwnych uczuciach, jakie w niej wywoływał. I dowiedzieć się, czy Pierre
zostawił  jej  dość  dużo,  żeby  udało  jej  się  przetrwać  następny  miesiąc,
zanim znajdzie kolejną pracę.

– Żeby uniknąć prawniczego bełkotu, podsumuję główne postanowienia

testamentu  –  oznajmił  Marcel,  podając  po  jednej  kopii  testamentu  jej
i Durandowi, który nie ruszył się, żeby go podnieść.

– Monsieur de la Mare pozostawił nieruchomość znaną jako La Maison

de  la  Lune  oraz  otaczające  ją  winnice  swojej  żonie.  Niestety,  jako  że
posiadłość ma liczne długi, rozumiał, że madame de la Mare będzie musiała
sprzedać  jej  część  lub  całość.  Nie  miał  z  tym  problemu,  pod  jednym
wszakże warunkiem. Madame de la Mare nie może sprzedać żadnej części
posiadłości Maximowi Durandowi, Durand Corporation, jej oddziałom ani
żadnym  firmom,  w  której  Maxim  Durand  lub  Durand  Corporation  ma
jakikolwiek udział.

–  C’est  pas  vrai!  –  krzyknął  Durand,  sprawiając,  że  Cara  aż

podskoczyła.  Sama  jeszcze  nie  do  końca  wierzyła  w  to,  co  właśnie
usłyszała.  Dlaczego  Pierre  to  zrobił?  Choć  kochała  winnicę,  musiała
przyznać,  że  Durand  zająłby  się  nią  dużo  lepiej.  Żaden  inny  winiarz
w okolicy jej nie kupi, wiedząc, że narazi się na zemstę Duranda.

Durand w kilku krokach przemierzył pokój, przeklinając po francusku.

Sprawiał wrażenie, jakby zupełnie stracił nad sobą kontrolę.

– To jakiś nonsens – warknął. – On nie może powstrzymać mnie przed

kupieniem  winnicy.  Dostatecznie  długo  na  nią  czekałem.  Poza  tym,  kim
ona,  do  diabła,  jest?  –  Zgromił  ją  wzrokiem.  –  Nic  nie  wie  o  uprawie
winorośli.

Cara wzdrygnęła się. Coś w furii Duranda i wściekłości w jego wzroku

wydawało się bardzo osobiste.

background image

Tu  nie  chodziło  o  winnicę.  Zaczęła  to  podejrzewać  już  na  pogrzebie,

a  teraz  nabrała  pewności.  Między  Durandem  a  Pierrem  było  coś  dużo
głębszego,  niż  zwykła  rywalizacja.  Skręciło  ją  w  żołądku.  Czy  Pierre  ją
wykorzystał?  Musiał  wiedzieć,  że  jego  prośba  wystawi  ją  na  gniew
Duranda.

–  Nie…  nie  rozumiem  –  wyjąkała.  Czuła  się  zdradzona.  Pierre

dostatecznie dużo nasłuchał się o jej dzieciństwie i młodości, by wiedzieć,
jak bardzo nienawidziła konfliktów. – Dlaczego Pierre miałby to zrobić?

– Nie jestem w stanie powiedzieć, madame de la Mare – odparł Marcel,

ostrożnie spoglądając na Duranda. – Odradzałem mu ten pomysł, ale Pierre
był nieugięty. Nie wyjaśnił mi powodów swojej decyzji, ale sądzę, że było
dla niego ważne, żeby mogła pani pozostać w La Maison de la Lune. I żeby
została pani właścicielką winnicy.

– Nie może zostać właścicielką winnicy – prychnął gniewnie Durand. –

Winnica jest moja. Należy do mnie, nie do jakiejś angielskiej salope, która
jest tu od ledwie kilku miesięcy.

Cara zerwała się z krzesła, słysząc jego szyderczy komentarz. Zacisnęła

pięści,  zdeterminowana,  by  mu  się  postawić.  Nie  obchodziło  jej,  że  jest
większy, bardziej rozwścieczony i o wiele bardziej onieśmielający od niej.
To,  że  był  bogaty  i  potężny,  i  posiadał  każdy  hektar  ziemi  w  zasięgu
wzroku, nie znaczyło, że mógł ją obrażać.

–  Winnica  nie  należy  do  pana,  panie  Durand  –  powiedziała  z  całą

godnością,  jaką  udało  jej  się  wykrzesać.  –  I  wygląda  na  to,  że  nigdy  nie
będzie do pana należeć – dodała, bezwzględnie zduszając ukłucie wyrzutów
sumienia.

Nie zasługiwała na to dziedzictwo.
Była  przyjaciółką  Pierre’a,  to  prawda,  ale  znali  się  zaledwie  od  roku.

Nie była członkiem rodziny ani nawet jego żoną, nie w prawdziwym tego

background image

słowa  znaczeniu.  Teraz  cała  sytuacja  była  dla  niej  krystalicznie  jasna
i oczywista. Pierre posłużył się nią w swojej wojnie z Durandem. Jak mógł
chcieć  dla  niej  dobrze,  jeśli  od  początku  zamierzał  użyć  jej  przeciwko
Durandowi, z całą jego władzą i wpływami? Musiał wiedzieć, że stawia ją
na z góry przegranej pozycji. Owszem, był ciężko chory, ale nigdy nie był
głupi.

Czyżby  nienawidził  Duranda  bardziej,  niż  kochał  winnicę?  Całkiem

możliwe. Czy nienawidził Duranda bardziej, niż zależało mu na niej? Bez
wątpienia. I to zabolało ją bardziej, niż byłaby gotowa przyznać.

– Co zrobisz z winnicą de la Mare? – spytał Durand z pogardą wypisaną

na przystojnej twarzy. – Jak zamierzasz o nią dbać i się nią opiekować? Jak
zamierzasz  wydobyć  z  niej  to,  co  najlepsze?  –  Zmierzył  ją  wzrokiem  tak
szyderczym, że zdawał się palić. – Nic nie wiesz – odparł na swoje własne
pytanie  –  ale  wciąż  myślisz,  że  możesz  zabrać  to,  co  mi  się  należy,  bo
rozłożyłaś nogi przed tym staruchem, comme une pute?

„Jak dziwka”.
– Monsieur Durand! Nie ma potrzeby używać takiego języka! – oburzył

się prawnik.

Ale Cara nie słyszała Marcela. Słyszała tylko dudnienie własnego serca.

Nie  obchodziło  jej,  co  sądzi  o  niej  Durand,  co  sądzi  o  niej  ktokolwiek.
W  takim  razie  dlaczego  jego  pogarda  przedarła  się  przez  jej  opanowanie
i dotarła do zranionej dziewczynki, która zniosła tyle wyzwisk? I dlaczego
jego furia sprawiała, że to dziwne uczucie w jej ciele tylko się nasiliło?

–  Nie  jestem  dziwką.  Jestem  jego  żoną  –  odparła  drżącym  głosem.  –

Nie masz więcej praw do winnicy ode mnie.

– Tak sądzisz? – Durand zrobił krok w jej stronę, stając na tyle blisko,

że  poczuła  bijące  od  niego  gorąco,  zobaczyła  jego  ściśniętą  szczękę
i  niepohamowaną  furię  w  błyszczących  brązowych  oczach.  Ale  w  ich

background image

ciemnej  głębi  było  coś  jeszcze,  co  jeszcze  bardziej  ją  zaniepokoiło.  Coś
gorącego i żywiołowego, co sama czuła głęboko w dole brzucha.

–  Mam  wszelkie  prawo  do  tej  winnicy!  Opiekowałem  się  nią,

podlewałem,  chroniłem  przed  mrozem,  ogniem  i  zgnilizną,  oczyszczałem
z insektów, aż moje palce nie zaczęły krwawić! – oznajmił z pasją równą
tej,  która  wypełniała  przestrzeń  między  nimi.  Pasją,  do  której  Cara  nie
chciała  się  przyznać,  ale  której  nie  mogła  zaprzeczyć.  –  Pracowałem  na
tych  polach  przez  godziny,  kiedy  nie  sięgałem  jeszcze  głową  ponad
winorośle. I wtedy obiecałem sobie, że kiedyś będą moje.

Nikt nie znał dokładnie pochodzenia Duranda. Cara słyszała plotki, że

jego  matka  była  biedna,  a  jego  ojciec  nigdy  się  nie  ujawnił.  Że  zaczynał
z niczym, by ciężką pracą dorobić się milionów. Ale nikt nie podejrzewał,
że pochodził z Burgundii, a na pewno nie z tych okolic.

–  Masz  na  myśli,  że  pracowałeś  dla  Pierre’a,  a  on  ci  nie  zapłacił?  –

spytała drżąco. – Nie… nie wierzę ci.

To nie mogła być prawda.
Pierre  był  skomplikowanym  człowiekiem,  może  bardziej

skomplikowanym, niż sądziła, ale nie był potworem. Chyba?

– Oui, zapłacił mi – warknął Durand. – Pieniędzmi, które jego zdaniem

byłem  mu  winien  za  samo  moje  istnienie.  A  ja  dobrowolnie  dla  niego
pracowałem,  aż  zdałem  sobie  sprawę,  że  widział  we  mnie  wyłącznie
darmową  siłę  roboczą.  Że  nigdy  nie  zamierzał  mnie  uzn…  –  Przerwał
i przez jego twarz przemknął szczególny wyraz. Była w nim furia, ale też
ból i rozczarowanie.

Cara rozpoznała te uczucia, ponieważ jako dziecko doświadczyła tego

samego. W dniu, kiedy ojciec zawiózł ją do domu dziecka i powiedział jej,
że nie może się nią dłużej zajmować.

To był ostatni raz, kiedy się z nim widziała.

background image

Gdy  echo  tych  wstrząsających  emocji  przebrzmiało,  coś  innego

zwróciło jej uwagę. Dlaczego Pierre miałby uważać, że Durand jest mu coś
winien za to, że się urodził?

A potem po raz pierwszy  zauważyła złote obwódki wokół brązowych

tęczówek Duranda.

– Jesteś jego synem – wyszeptała. Teraz, kiedy wiedziała, wydawało jej

się  to  oczywiste.  Powinna  była  odgadnąć  prawdę,  gdy  tylko  Durand
przekroczył próg jej domu.

Czy raczej jego domu.
Czy  żył  tu  i  pracował  w  dzieciństwie,  dla  Pierre’a,  który  nigdy  nie

przyznał się do ojcostwa?

Fala  współczucia  dla  tego  twardego,  nieugiętego  mężczyzny  niemal

zwaliła ją z nóg. Teraz rozumiała, dlaczego winnica tyle dla niego znaczyła.
Oraz dlaczego tak bardzo nienawidził, lub chciał nienawidzić, Pierre’a, tak
jak ona chciała nienawidzić swojego ojca. Za to, że ją porzucił.

Jednocześnie ze współczuciem wezbrało w niej pożądanie silniejsze niż

kiedykolwiek.  Zrozumienie  dla  jego  nieszczęścia  ostatecznie  zrównało
z  ziemią  bariery,  którymi  usiłowała  się  od  niego  oddzielić,  odkąd  po  raz
pierwszy poczuła na sobie jego wzrok.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

– Co powiedziałaś?
Maxim  był  w  takim  szoku,  że  znajomość  angielskiego  na  moment  go

opuściła  –  tak  jak  wściekłość  na  ojca,  który  po  raz  kolejny  odmówił  mu
jego dziedzictwa. Powiedział za dużo, o wiele za dużo, ale ona wciąż nie
powinna była tak łatwo się domyślić. Nikt dotąd nawet nie podejrzewał, że
cokolwiek łączy go z Pierre’em de la Mare’em.

– Jesteś… jesteś synem Pierre’a – wyjąkała. Na jej twarzy malowało się

współczucie – Twoje oczy… są dokładnie takie jak jego.

To nie było pytanie.
–  Co  to  za  brednie?  –  prychnął,  instynktownie  zaprzeczając.  Ale  jego

głos był ochrypły ze wstydu i goryczy, które mu towarzyszyły, odkąd stał
się nastolatkiem. Odkąd zrozumiał, że człowiek pokroju Pierre’a de la Mare
nigdy nie uznałby bękarta za syna.

Nie  chciał  jej  współczucia.  Chciał  tylko  winnicy.  Winnicy,  w  której

przez  lata  wylewał  ostatnie  poty,  wierząc,  że  jego  ojciec  go  kocha  lub
chociaż szanuje.

„Nawet  jeśli  cię  spłodziłem,  jak  twierdzi  moja  matka,  naprawdę

myślisz, że syn kurwy mógłby nosić nazwisko de la Mare? Nawet jeśli ma
talent do winiarstwa”.

Słowa, które ojciec wypowiedział do niego w dniu piętnastych urodzin,

rozbrzmiały  mu  w  głowie.  To  właśnie  wtedy  zebrał  się  na  odwagę,  żeby
powiedzieć Pierre’owi, że wie, co ich łączy. Że jest dumny, mogąc przejąć

background image

po nim schedę. Tego dnia ojciec roześmiał mu się w twarz i powiedział, że
niczego  po  nim  nie  przejmie.  Że  zawsze  będzie  tylko  robotnikiem,
pracownikiem, bękartem.

Pierre  de  la  Mare  nigdy  nie  był  jego  ojcem,  niezależnie  od  tego,  co

mówiła matka. Po latach wreszcie zrozumiał, że łączące ich więzy krwi dla
jego ojca nie mają żadnego znaczenia.

Zmusił  się,  żeby  uspokoić  oddech,  nie  poddać  się  mieszance  wstydu

i gniewu, które budziła w nim jej litość.

–  Widzę  w  tobie  jego  odbicie  –  szepnęła,  zaglądając  mu  w  oczy.  –

Pierre  cały  czas  o  tobie  mówił,  wydawał  się  mieć  obsesję  na  twoim
punkcie. Myślałam, że to dlatego, że osiągnąłeś tak wielki sukces. Ale teraz
widzę, że to było dużo bardziej osobiste.

Na dźwięk jej łagodnych słów Maxima skręciło z furii.
–  Na  swój  sposób,  chociaż  się  ciebie  bał,  myślę,  że  był  też  z  ciebie

dumny – dodała.

Ten komentarz był jak cios w brzuch. Czy ona mówiła poważnie? Czy

to był jakiś chory żart? Naprawdę sądziła, że obchodzi go, co de la Mare
myślał  o  nim  albo  jego  firmie?  Przestał  zabiegać  o  aprobatę  ojca  przed
szesnastoma laty. Tamtej nocy uciekł z winnicy i opuścił Burgundię, by po
latach  mieszkania  na  obrzeżach  posiadłości  ojca  i  żebrania  o  jego  uwagę
nareszcie stać się kowalem własnego losu.

Kiedy  powrócił,  nikt  go  nie  rozpoznał  –  nikt,  prócz  de  la  Mare’a.

Podobało  mu  się  trzymane  się  na  uboczu  i  jednocześnie  udaremnianie
każdej  próby  ojca,  by  wydobyć  winnicę  z  długów.  Nawet  nie  musiał
brudzić  sobie  rąk  –  stary  głupiec  sam  doprowadził  rodzinny  biznes  do
bankructwa.  A  kiedy  de  la  Mare  przyszedł  do  niego,  błagając  o  pomoc
i pożyczkę, bo sądził, że Maxim wciąż pragnie jego uznania – on z wielką
przyjemnością roześmiał mu się w twarz.

background image

Na  tamtym  spotkaniu  obiecał  de  la  Mare’owi,  że  po  jego  śmierci

wykupi  winnicę  i  dopilnuje,  by  nazwisko  Durand,  nazwisko  jego  matki,
nazwisko  biedoty  zastąpiło  nazwisko  de  la  Mare.  A  dziedzictwo,  którego
ojciec niegdyś mu odmówił, obróciło się w nicość.

Stary  łajdak  poślubił  tę  kobietę  w  ostatecznej  próbie  odebrania

Maximowi  tego,  co  mu  się  należało.  I  choćby  za  to  powinien  jej
nienawidzić.

Chociaż…
Bez  makijażu  twarz  dziewczyny  –  opalona  skóra,  wysokie  kości

policzkowe,  intensywnie  niebieskie  oczy  –  prezentowała  się  jeszcze
bardziej zachęcająco. Była piękną kobietą. Fakt, że poślubiła jego ojca, nie
pozbawiał jej fizycznego uroku.

Zaśmiał  się  gorzko,  zdecydowany  przełamać  czar,  który  z  taką

łatwością na niego rzuciła.

– Naprawdę myślisz, że obchodzi mnie, co ten łajdak o mnie myślał?
Dziewczyna  zamrugała,  wyraźnie  wstrząśnięta  wściekłością  w  jego

głosie.  Maxim  zaś  poniewczasie  zdał  sobie  sprawę,  że  tym  samym
przypadkiem przyznał się do swojego powiązania z de la Mare’em.

– Czy to prawda, monsieur Durand? – odezwał się prawnik, o którego

obecności  Maxim  zdążył  zapomnieć.  –  Pierre  de  la  Mare  był  pana
biologicznym ojcem?

Maxim  spojrzał  na  starszego  mężczyznę,  który  wydawał  się  głęboko

wstrząśnięty.

Mógłby dalej zaprzeczać. Nie chciał, żeby ten fakt stał się powszechnie

znany.  Ale,  czując  na  sobie  spojrzenie  dziewczyny,  odkrył,  że  nie  chce
kłamać.  Kłamstwo  wskazywałoby,  że  ta  relacja  jest  dla  niego  w  jakiś
sposób  ważna,  podczas  gdy  od  dawna  uważał  ją  za  nic  nieznaczący
przypadek.

background image

–  Moja  matka  była  jedną  z  kochanek  de  la  Mare’a  –  powiedział

beznamiętnie. – Mieszkaliśmy w tym domu, dopóki się nią nie znudził. –
Wzruszył ramionami. – Potem pozwolił nam mieszkać w małej chacie na
skraju  posiadłości.  Ale  kiedy  podrosłem,  de  la  Mare  zażądał,  żebym  dla
niego pracował w zamian za ten przywilej, ponieważ moja matka była zbyt
słaba,  by  pracować  w  winnicy.  –  Na  myśl  o  szczegółach  tego  paktu
z diabłem, o którym dowiedział się dopiero jako piętnastolatek, zrobiło mu
się  niedobrze.  Jakimż  był  głupcem,  sądząc,  że  ojciec  uczy  go  sztuki
winiarskiej, by pewnego dnia przejął po nim winnicę! – Nie mam jednak
zamiaru rozgłaszać powiązania, z którego ani trochę nie jestem dumny. Jeśli
nie zachowacie tej informacji dla siebie, czeka was proces. – Odwrócił się
do wdowy po de la Marze. Nazywanie jej wdową wydawało się absurdalne;
jej  młoda  twarz  wydawała  się  zaskakująco  niewinna  jak  na  kogoś,  kto
poszedł  do  łóżka  ze  starcem,  żeby  położyć  rękę  na  jego  spadku.
Zrozumienie i współczucie w jej wzroku wbrew rozsądkowi wydawały się
szczere. – Proszę sobie to wziąć do serca, madame de la Mare – dodał.

Dziewczyna nie wydawała się urażona.
–  Oczywiście  –  odparła.  –  Pana  związek  z  Pierre’em  jest  sprawą

osobistą. Rozumiem to.

Wątpił,  żeby  rozumiała.  Być  może  sądziła,  że  będzie  miała  większą

szansę zatrzymać posiadłość, jeśli nikt się nie dowie o jego pokrewieństwie
z  de  la  Mare’em.  Jeśli  tak,  to  się  myliła.  Nie  musiał  być  synem  de  la
Mare’a, żeby przejąć jego ziemię i dopełnić zemsty na człowieku, który go
spłodził.

–  Jeśli  chciałby  pan  zakwestionować  testament  w  oparciu  o  tę

informację,  musiałby  pan  poddać  się  badaniu  DNA  –  wtrącił  wyraźnie
przestraszony  prawnik.  Musiał  wiedzieć,  że  Maxim  ma  dość  pieniędzy,
żeby procesować się z nim przez lata.

background image

– Oczywiście, że chcę zakwestionować ten testament – prychnął. – Ale

żeby  to  zrobić,  nie  muszę  nikomu  udowadniać,  że  jestem  synem  de  la
Mare’a.  Muszę  tylko  dowieść,  że  w  chwili  spisania  testamentu  był
niepoczytalny. – Pozwolił, by jego wzrok padł na stojącą przed nim kobietę.
Zafascynowało  go  delikatne  unoszenie  się  i  opadanie  jej  piersi  pod
bawełnianą  koszulą.  Rysujące  się  pod  nią  sutki  sprawiły,  że  poczuł
w  lędźwiach  znajome  gorąco.  Wiedział,  że  powinien  je  zignorować,  nie
chciał  zadowalać  się  resztkami  po  de  la  Marze,  ale  na  widok  jej
przyspieszonego oddechu jego pożądanie jeszcze wzrosło.

Czyżby ona czuła to samo? Tę chemię między nimi, która zszokowała

go na cmentarzu?

–  Sądzę,  że  nietrudno  byłoby  przekonać  sędziego,  że  de  la  Mare  był

omamiony  urokiem  swojej  świeżo  poślubionej  żony,  kiedy  spisywał  ten
testament  –  powiedział  ochryple.  –  Razem  z  jego  niedorzecznymi
postanowieniami.

Szczerze  mówiąc,  wątpił,  że  dziewczyna  miała  cokolwiek  wspólnego

z testamentem. De la Mare zapewne planował to posunięcie od czasu ich
ostatniego spotkania i znalazł w niej chętną wspólniczkę. Ale to nie czyniło
jego  instynktownej,  niekontrolowanej  reakcji  na  nią  ani  trochę  mniej
niezrozumiałą. Ani też mniej irytującą.

Cara zaczerwieniła się, a jej oddech stał się płytszy. Sutki stwardniały

tak  bardzo,  że  musiały  boleć.  Czując  pulsowanie  w  lędźwiach,  Maxim
wyobraził sobie, jak podnosi jej koszulkę, żeby ustami złagodzić jej udrękę.
Odetchnął głęboko, a jego nozdrza wypełnił zapach jej podniecenia.

Była niesamowita. Piękna, pociągająca i wyraźnie niezdolna do ukrycia

swojego  seksualnego  apetytu.  Jej  niewinność,  mimo  że  fałszywa,
niewątpliwie dodawała jej uroku.

Nie mógł winić starego łajdaka, że się na nią połakomił.

background image

– Monsieur Durand, zapewniam, że testament jest ważny. Monsieur de

la Mare był w pełni władz umysłowych, kiedy go sporządzał – powiedział
prawnik.  –  A  madame  de  la  Mare  aż  do  teraz  nie  była  świadoma  jego
postanowień, zgodnie z życzeniem mojego klienta.

–  Jeszcze  zobaczymy  –  odparł  Maxim,  nie  spuszczając  oczu

z dziewczyny. Ile ona mogła mieć lat? Na pewno nie mniej niż dwadzieścia
kilka, ale w tym stroju mogłaby spokojnie uchodzić za nastolatkę. A jego
ojciec był po sześćdziesiątce.

Przez  kilka  sekund  zastanawiał  się  nad  tą  różnicą  wieku.  Jak  bardzo

musiała być zdesperowana, żeby rozłożyć nogi przed starcem? I jak mógł
mieć jej to za złe, kiedy on sam w młodości robił rzeczy, z których nie był
dumny, by przetrwać?

Spojrzał na stół dekoracyjnie zastawiony lokalnymi serami i owocami.

Dręcząca  go  żądza  zelżała  na  tyle,  by  wreszcie  zaczął  myśleć,  jeśli  nie
jasno,  to  przynajmniej  logicznie.  Rozwiązanie  problemu  było  proste.
Czemu  wcześniej  o  tym  nie  pomyślał?  Jeśli  poślubiła  starego  człowieka,
żeby przejąć jego majątek, to z pewnością dało się ją kupić.

–  Właściwie  to  chętnie  zostanę  na  kolacji  –  oznajmił.  –  Przy  okazji

moglibyśmy dokładniej przedyskutować tę sprawę.

– Obawiam się, że muszę już iść – wtrącił Marcel Caron. – Żona czeka

na mnie z obiadem.

Cara  uniosła  brwi  i  przez  jej  twarz  przemknął  wyraz  niepokoju.

Wyraźnie nie cieszyła jej perspektywa pozostania sam na sam z Maximem.

Dobrze.  Wreszcie  udało  mu  się  zyskać  przewagę.  Teraz  powinien

rozegrać  to  z  bezwzględną  skutecznością  –  i  przestać  myśleć  o  jej
sterczących sutkach.

Maxim podszedł do kredensu i nalał sobie lampkę wina de la Mare, by

zająć  czymś  ręce.  Oraz  skoncentrować  się  na  tym,  co  chciał  osiągnąć  –

background image

czyli na położeniu ręki na winnicy de la Mare’a, a nie na ponętnej wdowie
po nim.

Dziewczyna wyglądała, jakby była bliska paniki. Czy to jego się bała,

czy też pożądania, które zdradzało jej ciało?

Świadomość, że jej jeszcze trudniej przychodziło kontrolowanie swoich

reakcji,  sprawiła  mu  satysfakcję.  Mógł  sprawić,  że  jej  strach  zadziała  na
jego korzyść. Jeśli tylko nie straci głowy.

–  To  może  być  moja  ostatnia  szansa,  by  zjeść  posiłek  w  domu,

w  którym  się  urodziłem  –  dodał,  zanim  udało  jej  się  wymyślić  uprzejmą
wymówkę.

W  rzeczywistości  La  Maison  nie  budził  w  nim  żadnego  sentymentu.

Ledwo pamiętał pierwsze lata, które tu spędził. Dużo bardziej zapadła mu
w pamięć praca w winnicy od świtu do zmierzchu, czekając i marząc, że
pewnego dnia ojciec zobaczy i doceni jego ciężką pracę. A w dniu, kiedy
wreszcie  postanowił  osobiście  mu  powiedzieć  o  łączącym  ich
pokrewieństwie, kazano mu czekać na progu, ponieważ jego status był zbyt
niski, by wpuszczono go do domu.

Ale  jego  sentymentalny  komentarz  odniósł  pożądany  skutek.

Dziewczyna skinęła głową ze zrozumieniem.

– Rozumiem, monsieur Durand.
Prawnik spakował laptop i dokumenty.
– Jeśli którekolwiek z państwa będzie miało dodatkowe pytania, proszę

śmiało dzwonić do mojego biura. – Dał im po wizytówce. – Mam nadzieję,
że  rozwiążemy  tę  sprawę  jak  cywilizowani  ludzie.  –  Zaśmiał  się  nieco
nerwowo.  –  Sądzę,  że  omówienie  sytuacji  na  osobności,  w  przyjaznej
atmosferze, jest doskonałym pomysłem. Choć monsieur de la Mare zabronił
sprzedaży winnicy Durand Corporation, to nie widzę powodu, dla którego
madame de la Mare nie miałaby ci jej wydzierżawić, Maxim, jeśli chcesz

background image

dalej  produkować  Montremare  Premier  Cru,  by  uhonorować  rodzinną
tradycję.

Maxim prawie się zakrztusił słoną kostką Brie de Meaux, którą włożył

sobie do ust. Szybko popił ją słynnym winem ojca.

–  To  ciekawa  możliwość  –  zdołał  wykrztusić,  myśląc,  że  Caron  jest

kompletnym kretynem.

Nie miał najmniejszego zamiaru kontynuować rodzinnej tradycji. I nie

chciał  wydzierżawić  winnicy,  tylko  mieć  ją  na  własność.  Tylko  wtedy
mógłby unicestwić dziedzictwo rodu de la Mare. Oraz dopełnić zemsty na
człowieku, który go odrzucił.

Ale  nie  miał  zamiaru  zdradzać  swoich  planów  ani  prawnikowi,  ani

dziewczynie.  Już  i  tak  pozwolił  sobie  na  zdecydowanie  zbyt  wiele
szczerości. Zwykle nie był człowiekiem, który łatwo poddaje się emocjom.
Wręcz  przeciwnie  –  był  znany  z  chłodnego,  beznamiętnego  podejścia  do
interesów. Ale teraz nie czuł się chłodny ani beznamiętny. Musiał znaleźć
jakiś  sposób,  żeby  wykorzystać  ten  stan  ducha  w  negocjacjach
z dziewczyną.

Kiedy prawnik wyszedł, wdowa ostentacyjnie usiadła na przeciwległym

końcu stołu. Bez apetytu ugryzła winogrono. Była równie podniecona, co
zdenerwowana.  Dobrze  –  przynajmniej  nie  tylko  on  czuł  się  wytrącony
z równowagi przez ten niewygodny pociąg.

–  Ile  miałeś  lat  –  spytała  –  kiedy  Pierre  zażądał,  żebyś  dla  niego

pracował?

–  Dziesięć.  Jedenaście.  Nie  pamiętam  dokładnie.  –  Maxim  nieco

sztywno  wzruszył  ramionami.  Znów  widział  w  jej  oczach  to  cholerne
współczucie.  –  To  nie  było  takie  złe  –  mruknął.  –  Lubiłem  tę  pracę.
I pokochałem tę winnicę.

Cara znów się zarumieniła.

background image

– Przepraszam. To musi być dla ciebie trudne, że zawarł tę klauzulę.
–  Wcale  nie.  Niczego  innego  się  po  nim  nie  spodziewałem,

madame… – Przerwał. Nie podobało mu się nazywanie jej nazwiskiem tego
łajdaka. – Quel est ton prénom?

– Jak mam na imię? – powtórzyła, a on zdał sobie sprawę, że znowu

przeszedł na francuski. Dlaczego tak trudno było mu się przy niej skupić? –
Cara. Cara Evans. Czy raczej, Cara de la Mare – dodała niepewnie.

– Cara Evans brzmi lepiej – orzekł Maxim, dziwnie zadowolony z jej

wahania.

Jej rumieniec pociemniał, co do reszty wytrąciło go z równowagi.
– Byłaś żoną tego starucha tylko przez kilka dni – dodał. – Myślę, że

nie musisz przyjmować jego nazwiska.

– Proszę, nie mów tak o nim. Przykro mi, że nie był dla ciebie dobrym

ojcem. Ale Pierre był moim przyjacielem.

Przyjacielem. Ładny eufemizm na mężczyznę, z którym miała romans.
– Nie rozumiesz – prychnął, zirytowany ciepłem w jej głosie. Dlaczego

nie  mogła  zrozumieć,  że  nie  potrzebuje  jej  współczucia?  Cokolwiek  jego
ojciec zrobił mu wieki temu, nie miało to żadnego związku z tym, kim był
teraz.  –  Nie  obchodzi  mnie,  czy  był  dla  mnie  dobrym  ojcem.  Czy  też
jakimkolwiek ojcem – dodał, pragnąc jej to unaocznić.

Oderwał  kawałek  świeżej  bagietki  i  posmarował  ją  brie.  Odgryzł  kęs

i pozwolił, by słony, kremowy ser rozpuścił się na jego języku. Za wszelką
cenę  chciał  wyglądać  nonszalancko,  choćby  miał  się  udławić.  W  pewien
sposób  wciąż  wstydził  się  za  tamtego  chłopca  –  jak  słaby  i  głupi  musiał
być, by potrzebować aprobaty mężczyzny, który nic do niego nie czuł! Ale
Cara Evans musiała zrozumieć, że po tamtym zdesperowanym dziecku nie
zostało ani śladu.

background image

– Świetnie poradziłem sobie sam – kontynuował. – To, że ojciec mnie

odrzucił, ponieważ byłem bękartem, nauczyło mnie walczyć o to, co mi się
należy. Już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś mi to odebrał.

Cara szerzej otworzyła oczy, ale zamiast lęku, który zamierzał wzbudzić

zawoalowaną groźbą, wciąż były pełne tego cholernego współczucia.

–  Pierre  cię  odrzucił,  ponieważ  byłeś  nieślubnym  dzieckiem?  –

szepnęła. – To okropne. Tak mi przykro.

Sięgnęła  przez  stół  w  instynktownym  geście  pocieszenia.  Dotyk  jej

dłoni był jak płomień palący jego skórę i jego dumę. Maxim błyskawicznie
obrócił rękę i chwycił ją za nadgarstek.

–  Nie  żałuj  tamtego  chłopca  –  powiedział.  Myślał,  że  jej  strach

i  zaskoczenie  sprawią  mu  przyjemność,  ale  to  było  nic  w  porównaniu
z elektryzującym dotykiem jej skóry. – Już dawno go nie ma.

Cara szarpnęła i puścił jej rękę, zirytowany nieustającym pulsowaniem

krwi w lędźwiach.

Mógłby mieć każdą kobietę, jakiej chciał. Dlaczego, do cholery, miałby

chcieć tej kobiety – kobiety, która jeszcze niedawno grzała łoże jego ojca?

Ale nawet zadając to pytanie, wpatrywał się w jej usta. Małymi białymi

ząbkami  przygryzała  dolną  wargę  i  na  myśl  o  tym,  że  on  też  mógłby  ją
ugryźć,  jego  oddech  przyspieszył.  Potem  mógłby  wpleść  palce  w  jej
jedwabiste włosy i…

Arrête.
Odpędził  erotyczną  wizję,  która  jeszcze  bardziej  rozpaliła  jego

pragnienie,  żeby  zamienić  malujący  się  na  jej  twarzy  niepokój  w  grymas
rozkoszy.

–  Litowanie  się  nad  mężczyzną,  którym  się  stałem,  jest  poważnym

błędem, Cara – zakończył, ale sam już nie wiedział, co mówi.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Cara.
Sposób,  w  jaki  Maxim  Durand  wypowiedział  jej  imię,  samo  w  sobie

wydawało  się  pieszczotą.  Ale  namiętność  w  jego  oczach  była  równie
przerażająca, co ekscytująca.

Cara  potarła  nadgarstek  w  miejscu,  gdzie  jego  dotyk  palił  jej  skórę,

desperacko  usiłując  opanować  doznania,  które  objęły  panowanie  nad  jej
ciałem.

– Nie lituję się nad tobą – powiedziała.
Wątpiła, żeby ktokolwiek kiedykolwiek się nad nim litował, mimo jego

tragicznego dzieciństwa. Nie był osobą, która wzbudza litość; był na to zbyt
potężny, opanowany, władczy.

Chociaż…
Nie potrafił ukryć swojej reakcji na nią, tak samo jak ona nie potrafiła

ukryć reakcji na niego. Dlaczego sama ta myśl przyprawiała ją o zawroty
głowy?

Żeby  zyskać  trochę  czasu  na  zastanowienie,  włożyła  sobie  do  ust

winogrono  i  zmusiła  się,  by  je  połknąć.  Jednak  myślenie,  kiedy  czuła  na
sobie jego wzrok, było niemal niemożliwe.

Maxim  Durand  był  nieślubnym  synem  Pierre’a,  który  odrzucił  go

w  najokrutniejszy  możliwy  sposób.  Choć  dla  niej  Pierre  zawsze  był
czarujący,  wiedziała,  jak  bezwzględny  potrafił  być  w  sprawach
biznesowych.  Trudno  też  było  kłócić  się  z  oczywistym  wnioskiem,  jaki

background image

wypływał z postanowień testamentu. Zapisał jej winnicę nie po to, żeby jej
pomóc, ale żeby zranić syna.

Może powinna oddać Durandowi winnicę? Po wszystkim, co przeszedł,

czy naprawdę miała prawo mu jej odmówić?

– Ile?
Poderwała  głowę  i  napotkała  intensywne,  złotobrązowe  spojrzenie

Duranda.

– Przepraszam?
– Ile chcesz, żeby zniknąć? Jestem bogatym człowiekiem i potrafię być

bardzo hojny. Niewątpliwie jesteś kobietą, która docenia wartość pieniądza,
i szanuję to… – Spuścił wzrok na jej piersi, po czym podniósł go. Pogarda
w jego spojrzeniu zszokowała ją.

Cara wyprostowała się.
– Nie chcę twoich pieniędzy – odparła dumnie.
– Naprawdę? – Durand uśmiechnął się cynicznie. – Nawet gdybym ci

zaproponował  za  zniknięcie  pół  miliona  euro,  co  znacznie  przekracza
wartość tej nieruchomości?

–  Tak.  –  Cara  odkryła,  że  wstrzymuje  oddech,  i  wypuściła  powietrze

z płuc.

Nie chciała jego pieniędzy. Jeszcze chwilę temu zastanawiała  się, czy

nie dać mu winnicy. Ale nie chciała opuszczać La Maison de la Lune.

Nie chciała znikać. Znowu. Ile razy musiała to robić w przeszłości, bo

tak zdecydowali za nią inni? Niezależnie od pobudek, Pierre dał jej dom,
który pokochała. I zasłużyła sobie na niego.

–  Chcę  dalej  tutaj  mieszkać,  tak  jak  planował  Pierre.  Ale  z  radością

oddam ci winnicę w dzierżawę, zgodnie z sugestią Marcela.

Uśmiech spełzł mu z twarzy.

background image

–  Nie  chcę  jej  dzierżawić.  Chcę  ją  mieć.  I  nie  możesz  tu  zostać,

ponieważ zamierzam zrównać ten dom z ziemią.

– Ale… Co? Dlaczego? – Cara zerwała się z krzesła, wstrząśnięta nie

tylko  samym  pomysłem,  ale  też  absolutną  pewnością  w  jego  głosie.  –
Dlaczego miałbyś zrobić coś takiego?

Durand też wstał, gniewnie marszcząc brwi.
– Nie muszę ci się tłumaczyć.
Skrzyżowała  ramiona  na  piersi,  usiłując  opanować  drżenie  kończyn,

a zarazem ukryć zdradziecko sterczące sutki.

– No cóż, nie możesz wyburzyć La Maison de la Lune, ponieważ należy

do mnie.

–  A  kiedy  udowodnię,  że  testament  jest  nieważny,  będzie  należeć  do

mnie.

Mówił  poważnie.  Cara  wpatrywała  się  w  niego,  usiłując  zrozumieć,

dlaczego miałby zrobić coś tak okropnego. Po co mścić się na nieżyjącym
człowieku?

– Nie możesz tego zrobić – błagała. – La Maison jest taki piękny… –

Potoczyła  wzrokiem  po  starych  meblach,  wysłużonych  fotelach
i masywnym stole. Spojrzała na okno, za którym rozciągał się przepiękny
widok nie tylko na winnicę, ale też na otaczający ją wiekowy las i strumień
błyszczący  w  blasku  księżyca.  –  Zasługuje,  żeby  zostawić  go  dla
przyszłych pokoleń.

– Nie, nie zasługuje. Liczy się tylko winnica.
Durand obszedł stół i stanął przed nią.
–  Gdybyś  cokolwiek  wiedziała  o  winiarstwie,  Cara,  zrozumiałabyś  –

powiedział,  znów  wypowiadając  jej  imię  jak  pieszczotę.  Zamiast  gniewu,
jego  głos  zdawał  się  teraz  nieść  mroczną  obietnicę.  –  Ziemia  tutaj  jest

background image

wyjątkowa,  bogata  w  złożone  minerały,  które  nadają  winogronom
specyficzny posmak.

Jego gardłowy głos odbijał się echem w najgłębszych zakamarkach jej

ciała.  Cara  nie  wiedziała,  co  się  z  nią  dzieje,  ale  czuła  się,  jakby  po  raz
pierwszy w życiu ktoś naprawdę ją widział.

Ujął  jej  twarz  w  dłonie,  sprawiając,  że  zadrżała.  Powinna  się  cofnąć,

uciec od tej rozpalającej namiętności, ale czuła się uwięziona i umierająca
z pożądania. Gorąco spomiędzy jej ud rozeszło się po całym jej ciele.

– Kiedy winorośle będą moje – wymruczał – będę mógł je rozkrzewić

i posadzić, by stworzyć nowe wino, jeszcze lepsze niż Montremere.

Cara oddychała ciężko. Oblizała suche wargi, a jego oczy pociemniały

na ten widok. Jego żądza jeszcze wzmogła jej podniecenie. Uniosła się na
palcach i pocałowała  go, a on oddał pocałunek, przyciskając  jej twarz do
swojej. Dziko, władczo, namiętnie.

Cara  jęknęła  głośno,  a  on  wykorzystał  jej  rozchylone  usta  i  wsunął

w nie język. Cara przylgnęła do niego i zadrżała, niemal boleśnie świadoma
ciepła jego ciała, dotyku jego piersi na jej nabrzmiałych piersiach. Ocierała
się o jego umięśniony tors jak domagająca się pieszczot kotka.

Eksplorował  językiem  jej  usta,  a  ona  odwzajemniała  się  nieśmiałymi

liźnięciami.  Nie  miała  pojęcia,  co  robi;  wiedziała  tylko,  że  potrzebuje
więcej jego smaku, jego namiętności, jego ciepła. Wsunął palce w jej włosy
i wyjął spinki, które rozsypały się na podłodze.

Wreszcie odsunął głowę. Zmierzył ją nieco oszołomionym spojrzeniem

i zaklął po francusku.

– Pragnę cię – szepnął ochryple. – Chociaż wiem, że nie powinienem.

To jakieś szaleństwo.

Szczerość tych słów poruszyła ją.

background image

Byli  w  domu  Pierre’a.  Domu,  który  Durand  chciał  zniszczyć.  Nie

powinna go pragnąć, a on nie powinien pragnąć jej. Ale ten fakt nie miał
szans  w  starciu  z  pożądaniem  tętniącym  w  jej  żyłach,  podsycanym
poczuciem  zjednoczenia  przez  wspólny  ból.  I  zanim  zdążyła  się
powstrzymać, wypowiedziała słowa, które dźwięczały jej w głowie, odkąd
po raz pierwszy zobaczyła go tego popołudnia.

– Ja też cię pragnę.
Durand  zmarszczył  brwi  i  zesztywniał.  Przez  jedną,  straszną  chwilę

Cara  myślała,  że  jej  odmówi.  On  jednak  po  chwili  wahania  otrząsnął  się
i porwał ją na ręce.

– Bien – wymruczał.
Cara otoczyła ramionami jego szyję, usiłując złapać oddech, kiedy on

wyszedł z pokoju na korytarz i zaczął wchodzić po schodach, przeskakując
po dwa stopnie.

– Pokaż mi pokój, w którym nie spałaś z de la Marem – zażądał głosem

nieznoszącym sprzeciwu

Odpowiedź  była  prosta.  Cara  wskazała  swoją  własną  sypialnię,  tę,

w której mieszkała, odkąd została gosposią Pierre’a.

Durand kopniakiem otworzył drzwi, łokciem włączył światło i postawił

ją  obok  wąskiego  łóżka.  Obsypał  pocałunkami  jej  policzek,  brodę,
obojczyk.  Przycisnął  do  siebie  jej  ciało,  aż  poczuła  dowód  jego  żądzy  na
swoim rozedrganym brzuchu.

Wsunął dłonie pod jej koszulę, odnalazł zapięcie stanika i odsunął się,

by obserwować jej reakcję, kiedy jego kciuki odnalazły jej sutki. Ich czubki
stwardniały jeszcze bardziej, kiedy bawił się nimi, głaszcząc i szczypiąc.

– Muszę cię zobaczyć – wychrypiał.
Cara skinęła głową, nie wiedząc, czy to pytanie, czy rozkaz. Ale zanim

miała szansę się nad tym zastanowić, pozbawił ją koszulki i stanika, tak że

background image

stanęła przed nim naga od pasa w górę.

–  Très  belle  –  wymruczał,  sprawiając,  że  po  raz  pierwszy  w  życiu

naprawdę poczuła się piękna.

Położył jedną jej pierś na swojej dłoni i pochylił się, by wziąć do ust

nabrzmiały  sutek.  Cara  wsunęła  palce  w  jego  włosy,  a  jego  pieszczota
wydarła z jej ust udręczony jęk.

Drażnił  się  z  nią  i  torturował,  okrążając  sutek  językiem,  przygryzając

jego twardy czubek, a potem biorąc go głęboko do ust. Jej jęki zamieniły
się  w  łkanie,  a  palce  zacisnęły  się  w  pięści  na  jego  jedwabistych  lokach,
przyciągając  go  bliżej.  Ogień  buzował  między  jej  udami,  grożąc,  że
pochłonie ją całą.

– Proszę… potrzebuję… – Czego potrzebowała? Sama nie wiedziała.
– Powiedz, co lubisz – wydyszał jej do ucha, przyciskając lędźwie do

rozpalonego serca jej żądzy.

–  Potrzebuję…  zobaczyć  cię  nago  –  zdołała  wydusić,  zaskoczona

własną śmiałością.

Durand zaśmiał się ochryple.
– Mais oui, Cara.
Złożył  ostatni  pocałunek  na  jej  piersi  i  odsunął  się,  by  zdjąć  koszulę.

Jego pierś była równie szeroka, umięśniona i piękna, jak reszta jego ciała.
Cara  pożerała  go  wzrokiem,  bezwstydnie  roznegliżowanego  w  żółtym
świetle lampy. Skrzyżowała ramiona na piersi i z walącym sercem patrzyła,
jak rozpina spodnie. W ślad za nimi poszły bokserki. Carze zaparło dech.
Nigdy dotąd nie widziała nago mężczyzny o tak perfekcyjnym ciele, a na
pewno nie z pełną erekcją. Jak coś tak dużego miało się w niej zmieścić?
Ale choć wezbrała w niej panika, jej mięśnie zacisnęły się wyczekująco.

Nie wiedziała, czy to przetrwa, ale chciała spróbować.

background image

–  Cara?  –  szepnął  Durand,  podnosząc  jej  podbródek,  by  na  niego

spojrzała. – Ça va? – upewnił się, spoglądając na nią uważnie.

Skinęła głową.
– Czy mogę… czy mogę go dotknąć?
W jego ciemnych oczach błysnęło rozbawienie.
– Oczywiście. Nie musisz prosić o pozwolenie.
Cara  znów  skinęła  głową,  w  duchu  przeklinając  swoje

niedoświadczenie.  Nie  chciała,  żeby  wiedział,  że  będzie  jej  pierwszym
kochankiem. Nie chciała, żeby się domyślił, ile to dla niej znaczy.

Wyciągnęła rękę i dotknęła go, z ciekawością badając jego jedwabistą

miękkość.  Jęknął  gardłowo,  kiedy  przesunęła  kciukiem  po  jego  czubku,
zbierając kroplę wilgoci. Chwycił ją za nadgarstek.

–  Arrête,  Cara.  Doprowadzasz  mnie  do  szaleństwa  –  powiedział,

podnosząc jej palce do ust. Kiedy je pocałował, aż zaparło jej dech. Jak to
możliwe, że mogła być aż tak podniecona?

Durand puścił jej dłoń.
– Rozbierz się, ma petite – powiedział ochryple. – Nie dam rady dłużej

czekać, aż znajdę się w tobie.

Cara drżącymi rękami sięgnęła do guzików, ale z jakiegoś powodu nie

mogła sobie z nimi poradzić. Durand odsunął jej ręce, uklęknął przed nią
i sprawnie zsunął jej szorstkie, dżinsowe spodenki na ziemię. Znów wziął ją
w ramiona i bardzo łagodnie położył na łóżku.

Uklęknął  nad  nią,  szerokimi  barkami  zasłaniając  światło,  i  znów

odnalazł ustami jej wargi. Teraz jego pocałunki były bardziej niecierpliwe,
naglące. Pozwoliła, by chwycił ją za biodra, klękając między jej udami.

– Rozłóż nogi – rozkazał, a ona posłuchała, instynktownie przyciskając

uda do jego pasa. Tak bardzo pragnęła poczuć go w sobie, że była gotowa
go błagać.

background image

Wszedł  w  nią  jednym,  silnym  ruchem.  Jej  przyjemność  momentalnie

przesłonił  rozdzierający  ból.  Zesztywniała,  przygryzając  wargę  i  wbijając
paznokcie w jego plecy, za wszelką cenę powstrzymując okrzyk bólu, który
by ją zdradził.

Ale  nie  udało  jej  się  go  oszukać.  Podniósł  głowę  i  spojrzał  na  nią

oskarżycielsko.

– Jesteś dziewicą?
Cara  odwróciła  wzrok.  Chciała  skłamać,  ale  nie  potrafiła  wykrztusić

słowa.

Durand chwycił jej podbródek i zmusił ją, by na niego spojrzała.
– Powiedz mi, jak to możliwe?

Maxim za nic nie mógł się skoncentrować. Ledwo był w stanie mówić,

wciąż czując jej ciało zaciśnięte wokół niego jak imadło. Miał przemożną
ochotę się poruszyć, wejść jeszcze głębiej, sprawić, że znów będzie jęczeć
i błagać. Ale się powstrzymał.

Cara  patrzyła  na  niego  szklanymi  oczami,  nie  odpowiadając  na  jego

oskarżenie.  Jednak  poczucia  winy,  które  malowało  się  na  jej  twarzy,  nie
dało  się  z  niczym  pomylić.  Istniało  tylko  jedno  wytłumaczenie:  to
małżeństwo  było  oszustwem.  Podstępem  idącym  dalej,  niż  początkowo
sądził.

Powinien to przerwać. Ale wciąż czuł jej ciało mocno zaciśnięte na nim,

a nieubłagana żądza pulsowała w jego lędźwiach.

–  Sprawiam  ci  ból?  –  zapytał.  Motywy  jej  działania,  jej  współudział

w planie jego ojca – to wszystko powoli przestawało go obchodzić.

Pokręciła głową.
– Jesteś bardzo duży, ale już tak nie boli.

background image

Maxim położył rękę na jej gorącym ze wstydu policzku. Zauważył łzę

w kąciku jej oka i otarł ją kciukiem.

– Dlaczego płaczesz?
–  Nigdy  się  tak  nie  czułam  –  powiedziała,  patrząc  na  niego

z rozbrajającą szczerością.

Maxim  poczuł  ukłucie  paniki,  ale  zignorował  je.  To  był  tylko  seks.

I niewiarygodna chemia, która eksplodowała między nimi, odkąd pierwszy
raz ją zobaczył.

Wysunął się z niej i pchnął jeszcze raz, powoli, ostrożnie, czując, jak jej

mięśnie  stopniowo  się  rozluźniają.  Jęknęła  i  wbiła  palce  w  jego  ramiona,
jakby był jedynym punktem zaczepienia w targającym nią sztormie. Kiedy
pchnął  jeszcze  raz,  wygięła  się  i  wyszła  mu  naprzeciw.  Zaczął  poruszać
biodrami, z początku wolno, by dać jej czas na przyzwyczajenie. Ale gdy
jej jęki zamieniły się w krzyki, a krzyki w łkanie, szaleństwo przejęło nad
nim władzę. I zdał sobie sprawę z jednej, niesamowitej rzeczy.

Był pierwszym mężczyzną, któremu się oddała.
Jego ruchy straciły płynną grację, stały się szybkie, gorączkowe. Wbił

palce  w  jej  biodra,  zdeterminowany  wytrzymać,  aż  pierwsza  osiągnie
szczyt.  Wreszcie  jej  ciało  się  wyprężyło,  a  z  gardła  wydobył  się  krzyk.
A kiedy Maxim pozwolił, by fala orgazmu porwała i jego, w jego głowie
raz po raz rozbrzmiewało jedno słowo: moja.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Cara leżała bezwładnie na plecach, wpatrując się w pęknięcie na suficie.

Otaczał  ją  piżmowy  zapach  seksu  i  potu.  Ciężkie  ciało  Maxima  Duranda
wgniatało  ją  w  wysłużony  materac,  a  jego  gruby  członek  wciąż  pulsował
w jej wrażliwym wnętrzu.

Wzięła  drżący  oddech  i  przygryzła  dolną  wargę,  by  powstrzymać

cisnące jej się do oczu łzy.

Co ona zrobiła? I dlaczego?
Jak mogła przespać się z największym rywalem swojego męża w dniu

jego pogrzebu? Z człowiekiem, który groził, że zniszczy La Maison de la
Lune?

Poruszyła  się  pod  ciężkim  ciałem  Duranda,  delikatnie  spychając  jego

łopatkę, która wbijała jej się w obojczyk. Musiała za wszelką cenę od niego
uciec, schować się, zwinąć w kłębek i umrzeć.

Jęknął  gardłowo  i  poruszył  się,  a  ona  jęknęła  mimo  woli,  czując  jego

ruch  w  sobie.  Natychmiast  zawstydziła  się  swojego  nowo  budzącego  się
pożądania.

– Pardon – mruknął, staczając się z niej.
To, co Pierre zrobił Maximowi, było złe. Ale to, co ona właśnie zrobiła,

było jeszcze gorsze.

Kiedy chciała wstać, niespodziewanie chwycił ją za rękę.
– Dokąd idziesz?

background image

– Muszę się umyć – wyjąkała, czując, jak palą ją policzki. Nagle stała

się boleśnie świadoma ściekającej jej po udach wilgoci.

Nie założył prezerwatywy. A ona go o to nie poprosiła.
Zdusiła  nowy  przypływ  paniki.  Nie  mogła  teraz  martwić  się

konsekwencjami.  Zajmie  się  nimi  później.  Najpierw  musiała  uciec  przed
tym jego przeszywającym spojrzeniem. Przemyśleć, ocenić swoją sytuację.
Teraz  w  jej  głowie  panował  taki  chaos,  że  ledwie  mogła  oddychać,  nie
wspominając o logicznym myśleniu.

Czy mogła tu zostać? Czy zasługiwała, żeby mieszkać w domu Pierre’a

po tym, jak przespała się z jego wrogiem? Ale jak mogłaby odejść, kiedy
tylko ona pozostała, by bronić La Maison de la Lune przed zniszczeniem?

Szarpnęła się, ale Maxim uparcie trzymał ją za nadgarstek.
– Proszę, muszę…
–  Pozwól,  że  pomogę  ci  się  umyć.  –  Usiadł,  spuścił  długie  nogi  na

ziemię  i  wstał  jednym  płynnym  ruchem,  wciąż  mocno  trzymając  ją  za
ramię.

Podczas gdy ona była rozgorączkowana i zżerało ją poczucie winy, on

zdawał się opanowany i nieporuszony tym, co właśnie się stało. Jej panika
wzrosła.

–  Co?  –  Odwróciła  wzrok,  nie  chcąc  przyjąć  do  wiadomości,  że  jego

nagła i boleśnie intymna propozycja natychmiast na nowo ją podnieciła.

Jak to możliwe, że jej ciało wciąż go pragnęło, skoro to, co zrobili, było

złe?  Złe  na  tylu  płaszczyznach.  Nigdy  nie  uważała  dziewictwa  za  coś
szczególnie istotnego. Ale w takim razie dlaczego tak długo je zachowała?
I  jakim  cudem  ten  mężczyzna  zdołał  tak  szybko  przełamać  jej  lęk  przed
intymnością?

Maxim pomógł jej wstać i położył dłoń na jej policzku.
– Zraniłem cię, Cara?

background image

Pokręciła głową, przełykając łzy, których nie mogła mu pokazać.
Nawet  się  nie  waż  płakać  –  mówiła  sobie.  To  nic  nie  znaczy.  To  był

błąd.

Gardło ścisnęło jej się boleśnie.
Nie błąd. Szaleństwo. I niesamowita głupota.
Jemu na tobie nie zależy. Zależy mu tylko na winnicy i na zemście na

Pierze. A tobie nie zależy na nim. Nawet go nie znasz. Musisz być lojalna
wyłącznie wobec La Maison.

Durand  planował  zniszczyć  La  Maison,  a  ona  nie  mogła  do  tego

dopuścić. To czyniło ich wrogami, niezależnie od tego, co właśnie zrobili.

–  Naprawdę,  muszę…  –  Nie  potrafiła  znaleźć  właściwych  słów.  Była

tak  zawstydzona,  że  ledwo  była  w  stanie  mówić.  Powinna  zażądać,  żeby
wyszedł, ale była tak roztrzęsiona i wytrącona z równowagi, że nie potrafiła
złożyć zdania.

– Oddychaj, Cara – powiedział, znów przejmując kontrolę.
Splótł z nią palce i zaprowadził ją do łazienki. Zdjął szlafrok z haka na

drzwiach i podał jej go, a ona zarzuciła go na ramiona, żałośnie wdzięczna
za  osłonę.  Jeszcze  większą  wdzięczność  poczuła,  kiedy  wziął  ręcznik  ze
sterty przy umywalce i owinął go sobie wokół bioder.

Spuścił klapę od sedesu.
– Siadaj.
Cara  przycupnęła  na  krawędzi,  usiłując  odzyskać  równowagę.  Ale

zamiast  tego  była  w  stanie  tylko  na  niego  patrzeć,  oczarowana  jego
pewnymi, precyzyjnymi ruchami.

Znalazł mydło i gąbkę, napuścił wodę do umywalki, a potem namoczył

i namydlił gąbkę.

background image

Przykucnął  przed  nią  i  odsunął  jej  szlafrok,  odsłaniając  zaciśnięte

kurczowo  nogi.  Położył  ciepłą  rękę  na  jej  kolanie  i  podniósł  głowę,  by
spojrzeć jej w oczy.

–  Rozłóż  nogi,  Cara  –  wymruczał,  i  Cara  przypomniała  sobie,  jak

chwilę wcześniej wydał jej dokładnie takie samo polecenie. Opuściła rękę
i pozwoliła mu rozsunąć swoje kolana.

Umysł  ją dokładnie,  ostrożnie,  wycierając  świadectwo  jej niewinności

i ich zbliżenia z delikatną precyzją. Jej uda zadrżały z nowo obudzonego
pożądania,  którego  nie  potrafiła  dłużej  ukrywać.  Maxim  dotknął
zaczerwienionej  skóry  na  jej  biodrze  w  miejscu,  w  którym  ściskał  ją
w ogniu namiętności.

–  Zraniłem  cię,  ma  petite  –  szepnął,  wyglądając  na  szczerze

zmartwionego.

– W porządku. To nie boli.
Ku jej zaskoczeniu pochylił się i pocałował podrażnioną skórę.
– Przyjmij moje przeprosiny – wymruczał.
Skinęła głową.
Odłożył  gąbkę  do  umywalki,  zsunął  jej  kolana  razem  i  zasłonił

szlafrokiem jej nagość. Spojrzał na nią i uśmiechnął się z żalem.

– Choć chętnie zabrałbym cię z powrotem do łóżka, nie chcę cię znów

zranić.

– Nie zraniłeś…
Położył palec na jej ustach.
– Nie kłam, Cara. Jest między nami dostatecznie dużo kłamstw.
Cara spuściła wzrok na swoje splecione dłonie.
– Wiem.

background image

Co z nią było nie tak? Jeden akt czułości i już była gotowa znowu się na

niego rzucić, chociaż wiedziała, że to złe. Czy aż tak bardzo brakowało jej
czułości?

Maxim położył palec pod jej brodą i zmusił ją, żeby na niego spojrzała.
– Teraz musisz mi powiedzieć, dlaczego byłaś nietknięta.
– Byłam… – Odetchnęła drżąco. – Pierre i ja nie byliśmy tego rodzaju

małżeństwem.

Durand wyprostował się i spojrzał na nią nie tyle podejrzliwie, co bez

przekonania.

– Jest tylko jeden rodzaj małżeństwa, Cara. Taki, w którym mąż sypia

ze swoją żoną.

Cara poczuła, jak po jej szyi rozlewa się gorący rumieniec. Pulsowanie

między udami nie pomagało jej się skupić.

– Pierre był starszym człowiekiem. Nie był zdolny do… – Ścisnęło jej

się  gardło.  –  Nawet  gdybym  chciała,  to  byliśmy  po  prostu  przyjaciółmi.
Powiedział,  że  chce  się  ze  mną  ożenić,  żeby  zapewnić  mi  byt  po  swojej
śmierci.  –  Nie  wspomniała  o  zaległych  pensjach,  ponieważ  wtedy
poczułaby  się  jeszcze  bardziej  żałosna.  –  To  nigdy  nie  była  erotyczna
relacja.

Maxim patrzył na jej zwichrzone blond włosy, czując dziwną ulgę.
„Nawet gdybym chciała”.
Czyli nigdy nawet nie rozważała przespania się z jego ojcem. Dobrze

wiedzieć.

Za  to  jego  pogarda  dla  tego  człowieka  przybrała  na  sile.  Żałował,  że

Pierre  de  la  Mare  nie  żyje,  ponieważ  z  przyjemnością  zadusiłby  go
własnymi rękami.

background image

De  la  Mare  wykorzystał  Carę  Evans,  żeby  się  na  nim  zemścić.  Ale

Maxim  wątpił,  żeby  chodziło  tylko  o  to.  Ten  drań  zawsze  miał  oko  do
pięknych  kobiet.  Pojęcie  tej  pięknej  młodej  kobiety  za  żonę  zapewne
w  jakiś  chory  sposób  podbiło  jego  ego,  nawet  jeśli  nie  był  w  stanie
skonsumować związku.

A to zostawiało Maxima z problemem.
Zawsze  planował  zrównać  La  Maison  z  ziemią,  jak  tylko  zakupi

nieruchomość.  To  właśnie  obiecał  de  la  Mare’owi,  to  była  ważna  część
zemsty  za  jego  okrucieństwo.  Ale  jak  mógłby  z  czystym  sumieniem
wyrzucić  tę  dziewczynę  z  domu?  Czy  to  nie  znaczyłoby,  że  jest  takim
samym  draniem  jak  jego  ojciec?  Zwłaszcza  po  tym,  jak  przed  chwilą
odebrał jej niewinność?

Co  gorsza,  nie  zabezpieczył  się.  Co  go  opętało?  Nawet  o  tym  nie

pomyślał.  Nigdy  nie  był  tak  nieostrożny  i  impulsywny,  nawet  jako
nastolatek. Nie miał najmniejszego zamiaru zostać rodzicem z przypadku,
ponieważ  doskonale  wiedział,  co  czuje  dziecko  takiego  rodzica.
Niechciane, niekochane, nieważne.

Ironia  tej  sytuacji  była  tak  oczywista,  że  niemal  zabawna.  Istniało

zagrożenie, że spłodzi z wdową po ojcu niechciane dziecko i tym samym
powtórzy jego zbrodnię.

– Czy stosujesz antykoncepcję, Cara? – zapytał.
Podniosła głowę, a jej żałosne spojrzenie wystarczyło za odpowiedź.
– Kiedy ostatni raz miałaś okres?
Cara  zaczerwieniła  się,  co  Maxim  uznałby  za  urocze,  gdyby  możliwe

konsekwencje ich lekkomyślności nie były tak ponure.

– Kilka dni temu.
– W takim razie przynajmniej nie jesteś w połowie cyklu.

background image

Wciąż jednak istniała szansa, że ich głupota będzie miała dużo wyższą

cenę,  niż  którekolwiek  z  nich  było  gotowe  zapłacić.  I  istniał  tylko  jeden
sposób, by się upewnić, że to się nie stanie.

Weźmie  sobie  Carę  Evans  za  kochankę.  W  ten  sposób  będzie  mógł

dopilnować,  żeby  podjęła  niezbędne  środki  ostrożności,  i  zapewni  jej
miejsce,  w  którym  będzie  mogła  zamieszkać,  kiedy  zburzy  La  Maison.
Château Durand.

Co dziwne, perspektywa zamieszkania z Carą wcale nie wydawała mu

się  nieprzyjemna.  Nigdy  dotąd  nie  zaprosił  kobiety,  żeby  z  nim
zamieszkała.  Nie  miał  czasu  na  romanse  i  nie  widział  sensu
w  długofalowych  zobowiązaniach.  Ale  z  Carą  z  kilku  powodów  było
inaczej.

Nie  tylko  musiał  zapobiec  ciąży  i  znaleźć  jej  nowy  dom,  ale  też  była

jego  pierwszą  dziewicą.  Łączyła  ich  niesamowita  chemia  i  nie  widział
powodu,  żeby  się  nią  nie  nacieszyć.  Zaprosi  Carę,  by  zamieszkała
w Château Durand, a kiedy ich wzajemne pożądanie się wyczerpie, wykupi
od niej ziemię za cenę, którą już wcześniej jej zaproponował.

– Jeśli… – Westchnęła. – Jeśli wpadniemy, zajmę się tym – powiedziała

niepewnie.

Nie patrzyła mu w oczy i Maxim odkrył, że wraca jego zwykły cynizm.

Może i wyglądała na niewinną, ale on nie miał zamiaru wierzyć kobiecie
obiecującej, że „zajmie się tym”, jak eufemistycznie to ujęła.

Był  zamożnym  człowiekiem,  a  ona  już  raz  poślubiła  mężczyznę,

którego  nie  kochała.  Co,  jeśli  zamierzała  jego  też  wmanewrować
w małżeństwo?

Co  dziwne,  ten  pomysł  nie  oburzył  go  tak,  jak  powinien.  Ale

podejrzewał,  że  jego  wspaniałomyślność  minie,  kiedy  resztki  endorfin
opuszczą jego organizm.

background image

–  Jeśli  wpadniemy,  to  jest  to  tak  samo  mój  problem,  jak  twój  –

oświadczył.  –  Sądzę,  że  najlepszym  rozwiązaniem  byłoby,  gdybyś
zamieszkała w Château Durand. Dopilnuję, żeby jak najszybciej odwiedził
cię lekarz, by zapobiec ewentualnej ciąży.

– Proponujesz mi pracę? Jako gosposi? – Jej głos był podejrzliwy, ale

pełen  nadziei.  –  To…  to  niesamowite  i  to  mogłoby  rozwiązać  nasze
problemy  –  kontynuowała,  podczas  gdy  Maxim  zastanawiał  się,  jakim
cudem doszło do nieporozumienia. Skąd pomysł, że planuje ją zatrudnić? –
Chętnie  oddam  ci  moje  prawa  do  posiadłości  de  la  Mare,  jeśli  tylko
zgodzisz się jeszcze raz przemyśleć plany wyburzenia La Maison. Wiem, że
potrzebujesz winnicy, ale musi być jakiś sposób, żeby uratować…

– Nie proponuję ci pracy, a moje plany związane z La Maison się nie

zmienią – przerwał Maxim, dając wyraz swojemu zniecierpliwieniu. – Nie
potrzebuję  gosposi,  a  ty  nie  będziesz  potrzebować  pracy,  ponieważ
otrzymasz hojne wynagrodzenie.

–  Ale  za  co  będziesz  mi  płacił,  jeśli  nie  będę  dla  ciebie  pracować?  –

Cara wydawała się zdezorientowana.

Maxim  zmarszczył  brwi.  To  chyba  niemożliwe,  żeby  była  aż  tak

naiwna?

–  Cara  –  westchnął,  opanowując  zniecierpliwienie.  Jej  dezorientacja

była w pewien sposób urocza. – Nie będę ci za nic płacił. Po prostu będę cię
utrzymywał, podczas gdy ty będziesz moją kochanką.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Twoją kochanką? – wykrztusiła z przerażeniem Cara, wstrząśnięta nie

tylko  propozycją  Maxima  Duranda,  ale  też  bezpośredniością,  z  jaką  ją
przedstawił.  Tak  jakby  dawanie  kobiecie,  z  którą  się  sypia,  „hojnego
wynagrodzenia” było całkowicie normalne.

Może i było normalne w świecie, w którym żył Maxim Durand.
Co  ona  wiedziała  o  tym  świecie?  O  świecie  wystawnych  przyjęć

i  niesamowitych  wydarzeń,  eleganckich  bali  i  drogich  kolacji  na
Lazurowym Wybrzeżu, w londyńskich hotelach i na egzotycznych plażach?
Być może kobietom, które towarzyszyły mu przy tego typu okazjach, nie
przeszkadzało,  że  na  koniec  to  Durand  płaci  rachunek.  Miały  własne
pieniądze, własny status.

Tymczasem ktoś taki jak ona, kto przez całe życie walczył o godność

i szacunek, byłby w takim układzie całkowicie zależny. Nie tylko zależny,
ale  też  posiadany.  Bez  pracy,  bez  własnych  pieniędzy  nie  byłaby  niczym
więcej jak jego własnością.

– Tak – odparł, marszcząc brwi, co jeszcze bardziej ją podminowało. –

Maîtresse.  Czy  „kochanka”  nie  jest  w  tym  wypadku  właściwym
określeniem?

– Tak, ale nie mogę… nie chcę być twoją kochanką – wyjąkała. Czuła

się teraz jeszcze bardziej naga i zawstydzona niż wtedy, kiedy leżała pod
nim, wciąż czując echa orgazmu.

– Dlaczego nie? – Wydawał się kompletnie zbity z tropu.

background image

Czy naprawdę nie widział, jak obraźliwa była jego sugestia? Zwłaszcza

biorąc  pod  uwagę,  że  wcześniej  nazwał  ją  dziwką.  Wybaczyła  mu  jego
obelgi, kiedy poznała naturę jego relacji z Pierre’em i powody, dla których
tak bardzo zależało mu na winiarni de la Mare. Trudno było mieć mu za złe
te okrutne słowa, kiedy zaledwie chwilę wcześniej dowiedział się, że jego
ojciec  znowu  go  odrzucił,  tym  razem  zza  grobu.  A  Cara  doskonale
rozumiała,  jakie  to  uczucie,  ponieważ  sama  doznała  odrzucenia  jako
dziecko.

Ale teraz ból, który sprawiły jej jego słowa, wrócił ze zdwojoną mocą.

Czy naprawdę tak właśnie o niej myślał?

– Łączy nas rzadka chemia. Nie bądźmy głupi. Cieszmy się nią, póki

możemy.

Wziął  ją  za  rękę  i  pomógł  jej  wstać.  Otoczył  ramionami  jej  talię

i pocałował ją w szyję. Zadrżała z pożądania, którego nie mogła ukryć, ale
tym razem odnalazła w sobie siłę, by położyć ręce na jego nagiej piersi i go
odepchnąć.

– Maxim, proszę, przestań.
Puścił ją, ale zaśmiał się przy tym cynicznie.
–  Dlaczego  mam  przestać,  kiedy  czuć  w  powietrzu,  jak  bardzo  wciąż

mnie pragniesz?

Cara  mocniej  zawiązała  szlafrok,  świadoma  swojej  nagości  pod  nim

i  jego  nagości  pod  ręcznikiem  –  i  łatwości,  z  jaką  mógł  obrócić  jej  ciało
przeciwko niej. Czuła się nie tylko zraniona, obrażona i bezbronna, ale też
głupia. Śmiał się z jej naiwności, i miał rację. Poszła z nim do łóżka, nie
zastanawiając  się  nad  konsekwencjami.  Oddała  mu  swoje  dziewictwo,
kompletnie  nieświadoma  tego,  jaką  daje  mu  tym  samym  władzę.  I  była
równie naiwna, sądząc, że porzuci na jej prośbę przygotowywaną od dekad
zemstę.

background image

–  Myślę,  że  powinieneś  wyjść  –  zdołała  wykrztusić,  prostując  się.

Z radością przywitała ukłucie gniewu, które pomogło jej opanować nerwy.

Uśmiech zamarł na jego ustach.
– Co to za idiotyzm, Cara?
Na dźwięk swojego imienia ścisnęło jej się serce. Jakaś jej część chciała

przystać  na  tę  propozycję,  wziąć  bliskość,  którą  jej  proponował.  Ale
gorzkie doświadczenia nauczyły ją, że najłatwiejszy wybór zawsze okazuje
się tym najgorszym.

Podniósł rękę do jej policzka, ale ona cofnęła się, unikając jego dotyku.
– Proszę, Maxim. Muszę pomyśleć.
–  Nad  czym  tu  myśleć?  Jesteś  teraz  moja,  będziesz  potrzebowała

lekarza i nowego domu. To najlepsze rozwiązanie.

Gniew zapłonął w jej piersi.
–  Chyba  najlepsze  dla  ciebie.  –  Na  jej  policzki  znów  wystąpił

rumieniec, ale w tej chwili prędzej by umarła, niż pozwoliła się zawstydzić.
Nie  tylko  ona  poddała  się  swojej  żądzy.  –  Nie  chcę  być  twoją…  twoją
konkubiną.

– Co to za niedorzeczne określenie? Konkubiną? Co to w ogóle znaczy?
– To znaczy, że miałbyś mnie na własność.
– Utrzymywałbym cię, a nie miał na własność – odparł przez zaciśnięte

zęby,  z  wyraźnym  trudem  zachowując  opanowanie.  –  Mieszkałabyś
w Château Durand, ale mogłabyś go opuszczać, kiedy byś chciała.

–  Ale  mój  dom  jest  tutaj,  Maxim,  i  nie  chcę  go  opuszczać  –  odparła,

desperacko  usiłując  sprawić,  żeby  ją  zrozumieć.  Jeśli  nie  widział,  że
utrzymując ją, byłby jej właścicielem, może zrozumie coś innego. – I nie
chcę,  żebyś  go  zniszczył  tylko  dlatego,  że  możesz.  Rozumiem,  że  miałeś
skomplikowaną  relację  z  Pierre’em,  ale  La  Maison  zapisał  mnie.  Możesz
wziąć  sobie  winnicę.  Na  pewno  uda  nam  się  jakoś  obejść  testament

background image

Pierre’a.  Ale  nie  mogę  pozwolić,  żebyś  zniszczył  jego  dom.  Tyle
przynajmniej jestem mu winna.

Kiedy  tylko  wymieniła  imię  Pierre’a,  wiedziała,  że  popełniła  błąd.

Maxim spochmurniał, a w jego oczach błysnęła żelazna determinacja.

–  Nie  jesteś  nic  winna  temu  łajdakowi.  Wykorzystał  cię,  żeby  się  na

mnie zemścić. Jeśli tego nie rozumiesz, to jesteś jeszcze bardziej naiwna,
niż myślałem. I nie zmienię zdania co do La Maison. Powiedziałem mu, że
zniszczę  to  miejsce,  jak  tylko  wyzionie  ducha,  i  zamierzam  dotrzymać
słowa.

–  Powiedziałeś  mu?  –  Szok  przyszedł  pierwszy.  –  Kiedy  mu

powiedziałeś?  –  spytała  z  przerażeniem,  zaczynając  rozumieć,  o  co  tu
naprawdę  chodzi.  Determinacja  Maxima,  żeby  zniszczyć  La  Maison,  nie
miała nic wspólnego z jego biznesem. To był kolejny sposób, żeby zemścić
się  na  nieżyjącym  ojcu.  Czyżby  Maxim  specjalnie  ją  uwiódł?  Czy
namiętność między nimi była w ogóle prawdziwa? Czy też przespanie się
z nią zaledwie kilka godzin po pogrzebie było koleją formą zemsty?

–  A  jakie  to  ma  znaczenie?  –  warknął  z  irytacją.  –  Oddałaś  mi  swoje

dziewictwo. Twoja lojalność wobec niego należy do przeszłości.

–  Tu  nie  chodzi  o  moją  lojalność!  –  krzyknęła  z  rozpaczą  Cara.

Dlaczego  mu  zaufała?  Mężczyźnie,  którego  ledwie  znała.  Mężczyźnie,
któremu na niej nie zależało, który nawet nie udawał, że mu na niej zależy.
Sądziła,  że  jest  między  nimi  jakaś  więź,  wspólne  cierpienie,  ale  to  była
tylko wygodna wymówka.

– Cała to rozmowa to jakieś szaleństwo – prychnął. – Pierre nie żyje.

Potrzebujesz  nowego  domu,  ponieważ  La  Maison  wkrótce  zniknie
z powierzchni ziemi. Dorośnij i przestań gadać od rzeczy.

Zanim  Cara zdążyła  przetrawić jego despotyczną  odpowiedź,  wyszedł

z łazienki i zrzucił ręcznik. Cara stała jak skamieniała w drzwiach łazienki

background image

i patrzyła, jak się ubiera.

Nie zadawszy sobie trudu, żeby zapiąć koszulę, wrócił do niej i położył

rękę  na  jej  policzku.  Pocałował  ją  głęboko,  a  jej  zdradzieckie  usta
otworzyły  się  instynktownie  i  zdradzieckie  ciało  przylgnęło  do  niego.
Położyła ręce na jego brzuchu, nieskutecznie usiłując odnaleźć w sobie siłę,
żeby go odepchnąć.

Kiedy wreszcie się odsunął, oboje dyszeli.
– Twoje ciało wie, że należysz do mnie, nawet jeśli ty nie chcesz tego

zaakceptować  –  oświadczył.  –  Kiedy  będziesz  gotowa,  żeby  stawić  czoło
rzeczywistości, przyjdź do mnie. Będę czekał.

Cara  stała  jak  zaczarowana  i  słuchała,  jak  jego  kroki  cichną  na

korytarzu. „Twoje ciało wie, że należysz do mnie”.

Nie groźba, ale obietnica. Obietnica, której nie potrafiła odmówić.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

„Madame de la Mare, mam nowe informacje związane z testamentem

pani  męża.  Czy  mogę  przyjść  rano  do  La  Maison,  żeby  przedyskutować
sytuację?”.

Kiedy  Cara  się  obudziła,  wiadomość  od  Marcela  czekała  na  jej

telefonie. Odpisała, że będzie gotowa się z nim zobaczyć za pół godziny.
Ku jej zaskoczeniu, było już po dziesiątej.

Podniosła  swoje  obolałe  ciało  z  łóżka.  Spała  tej  nocy  niespokojnie

i  gorączkowo,  śniąc  o  Maximie  Durandzie.  Pulsowanie  między  udami
nieustannie ją dręczyło.

Wzięła długi prysznic w płonnej nadziei, że pozwoli jej rozjaśnić myśli,

i ubrała się w swoje zwykłe szorty i T-shirt. Wróciła do sypialni i zmieniła
pościel,  odwracając  wzrok  od  plam  krwi  –  pamiątki  po  utraconej
niewinności.  Nie  utraconej  –  wyrzuconej.  Zaniosła  pościel  do  pralni
i  wcisnęła  do  przedpotopowej  pralki.  Włączyła  ją  i  słuchała,  jak  stary
mechanizm  budzi  się  do  życia.  Gdyby  tylko  mogła  równie  łatwo  zmyć
swoją głupotę i wspomnienie zakazanej nocy z Maximem!

Właśnie piła drugą filiżankę kawy, kiedy usłyszała samochód Marcela

na podjeździe. Z lekkim niepokojem przypomniała sobie jego wiadomość.
Założyła, że chodzi o jakąś formalność, ale jeśli tak, to dlaczego zależało
mu, żeby zobaczyć się z nią tak wcześnie? Czyżby Maxim już podjął kroki
prawne  przeciwko  testamentowi  Pierre’a?  Pewnie  powinna  się  była  tego
spodziewać,  ale  po  zeszłej  nocy  miała  cień  nadziei,  że  poczeka,  że
wypracuje z nią jakiś kompromis.

background image

Kiedy otworzyła drzwi i zobaczyła wyraz twarzy Marcela, wiedziała, że

nie chodzi o formalność.

–  Madame  de  la  Mare,  jest  problem  z  testamentem  –  zaczął.  –  Tego

ranka kancelaria Maxima Duranda opublikowała oburzające oświadczenie,
które musimy natychmiast omówić. Czy mogę wejść?

–  Tak,  tak,  oczywiście.  –  Cara  przepuściła  go  w  wejściu.  –  Jakie

oświadczenie?  –  spytała.  Czuła  się,  jakby  się  znalazła  w  koszmarze.  Na
samą myśl o tym, co mógł zrobić Maxim, skręcało ją w żołądku.

–  Durand  złożył  oświadczenie,  że  zeszłego  wieczoru  doszło  między

wami do zbliżenia i przy tej okazji odkrył, że była pani dziewicą. – Zwykle
spokojny  prawnik  aż  poczerwieniał  z  gniewu.  –  Durand  i  jego  prawnicy
domagają  się  anulowania  małżeństwa  na  podstawie  tego,  że  nie  zostało
skonsumowane.  Oczywiście  wedle  francuskiego  prawa  małżeństwo  nie
musi  zostać  skonsumowane,  żeby  było  ważne,  ale  on  usiłuje  dowieść,  że
pani  i  pani  męża  nie  łączyły  żadne  seksualne  relacje.  To  może  już  mieć
jakieś  znaczenie  w  sądzie.  Ale  co  jeszcze  bardziej  oburzające,  opisał  to
wszystko  w  oświadczeniu  prasowym.  Maxim  Durand  jest…  –  Zwykle
dobroduszny  Marcel  zmełł  w  ustach  przekleństwo.  –  Jest  tylko  jedno
wyjście:  natychmiast  zaprzeczyć  jego  kłamstwom  w  pisemnym
oświadczeniu, które także opublikujemy w prasie.

Pod Carą ugięły się kolana. Jej filiżanka spadła na podłogę, ale nawet

nie usłyszała trzasku pękającej porcelany.

Straszna prawda zaczęła przesączać się do jej umysłu jak wirus. To była

jej wina. Była nie tylko głupia i naiwna, ale zwyczajnie okłamywała samą
siebie. Uroiło jej się, że Maxim nie byłby aż tak okrutny, tak bezduszny. Że
nie  posunąłby  się  do  zniszczenia  jej  reputacji  tylko  po  to,  by  dokonać
zemsty.

background image

– Nie możemy mu zaprzeczyć – wyszeptała, ocierając łzy. – Wszystko,

co powiedział, jest prawdą.

–  Maxim,  czy  to  nie  jest  gość  z  działu  komunikacji?  –  spytał

z wyraźnym rozbawieniem Victor Dupont, menedżer Maxima. – Co on robi
tutaj, gdzie trzeba ciężko pracować?

Maxim  podniósł  głowę  znad  winorośli,  które  właśnie  poddawał

inspekcji, i otarł pot z czoła.

–  Tak,  to  chyba  on  –  stwierdził.  Victor  miał  prawo  być  rozbawiony,

Rick  Carson  wyglądał  absurdalnie,  przedzierając  się  w  garniturze  między
rzędami winorośli.

Spędzenie  całego  dnia  w  polu  wydawało  się  dobrym  sposobem,  żeby

wypocić  niesłabnące  pożądanie  i  dyskomfort  związany  z  decyzją,  której
musiał dokonać tego ranka.

Zwołał  swój  sztab  prawników  wcześnie  rano,  po  całej  nocy

zastanawiania  się  nad  najlepszym  rozwiązaniem  sytuacji  z  Carą  Evans,
która  uparcia  odmawiała  rozważenia  jego  propozycji.  Czuł  się  źle,
podpisując  to  oświadczenie,  ale  ona  naprawdę  nie  dawała  mu  wyboru.
Musiał złamać jej wyimaginowaną lojalność wobec de la Mare’a, a problem
możliwej  ciąży  nie  dawał  mu  czasu,  żeby  zrobić  to  łagodnie.  Chciał
umieścić  ją  bezpiecznie  w  Château  Durand  i  rozpocząć  proces  zakupu
posiadłości  de  la  Mare’a  przed  zaplanowanym  na  przyszły  tydzień
wyjazdem do Kalifornii. Do czasu jego powrotu jej upór zelżeje i zacznie
dostrzegać korzyści płynące z bycia jego kochanką.

Prawda była taka, że kiedy poprzedniej nocy wspomniała o jego ojcu,

kompletnie stracił nad sobą panowanie. Zaślepiła go zazdrość, co nie miało
zbyt  wiele  sensu.  Ale  niewiele  z  tego,  co  działo  się  między  nim  a  Carą
Evans, miało sens.

background image

Po bezsennej nocy spędzonej na wspominaniu ich wspólnego wieczoru

doszedł  do  kilku  ważnych  wniosków.  Po  pierwsze,  nie  musiał  być
zazdrosny o swojego ojca. Starzec nie tylko nie żył, ale też Cara nigdy mu
się  nie  oddała.  Możliwe  też,  że  za  bardzo  się  pospieszył,  nastając  na
wyburzenie La Maison. Obiecał to de la Mare’owi, ponieważ wściekł się,
że ten miał czelność prosić go o pomoc. Jego głównym celem było jednak
stworzenie  własnego  dziedzictwa  i  założenie  winnicy,  która  zrodzi  lepsze
wino, niż kiedykolwiek zdołał stworzyć de la Mare. Jeśli Cara zgodzi się
zamieszkać  w  Château  Durand,  być  może  mógłby  okazać
wspaniałomyślność?

Kiedy Carson dotarł do niego i Victora, był zlany potem.
– Maxim, czemu ty nigdy nie odbierasz telefonu? – spytał z pretensją.
Maxim wzruszył ramionami.
–  Nie  mam  go  przy  sobie  –  odparł.  Specjalnie  zostawił  go

w samochodzie, żeby skupić się wyłącznie na pracy i nie myśleć o Carze. –
A o co chodzi?

–  Potrzebujemy  cię  w  biurze.  Internet  huczy.  Dziennikarze

z  miejscowych  gazet  koczują  pod  biurem  i  całkiem  możliwe,  że  historia
przedostanie się do mediów krajowych.

–  Jaka  historia?  –  warknął  Maxim,  zirytowany  i  zbity  z  tropu.  Nie

podobało mu się, że jest karcony przez podwładnego.

–  Historia,  którą  twój  sztab  opublikował  o  dziewiątej  trzydzieści

rano… – Carson przerwał, żeby nabrać tchu. – Ta, w której kwestionujesz
ważność  małżeństwa  Pierre’a  de  la  Mare  na  podstawie  tego,  co  zaszło
między tobą a Madame de la Mare…

– C’est quoi ça? – krzyknął Maxim, czując, jak jego irytacja zmienia się

w powódź rozżarzonego do białości gniewu. – Nigdy nie wydałem takiego
polecenia.

background image

Czyżby ktoś w Brocard et Fils, jego kancelarii, opublikował szczegóły

oświadczenia,  które  podpisał  tego  ranka?  Gorący  jak  lawa  ogień  wezbrał
w  jego  piersi.  Rzucił  trzymaną  w  ręce  gałązkę  Victorowi,  który  złapał  ją
w locie.

– Dokończ to, Victor. Ja muszę lecieć.
Jego menedżer skinął głową.
Maxim pomaszerował przez pole ku swojemu samochodowi, z każdym

krokiem coraz bardziej zionąc furią.

– Ale jeśli ty nie wydałeś polecenia, to kto je wydał? – spytał Carson,

podbiegając, żeby nadążyć za jego długimi krokami.

– Nie wiem, ale się dowiem – warknął Maxim przez zaciśnięte zęby.
Wskoczył  za  kierownicę  SUV-a,  napędzany  wściekłością  na  kretyna,

który to zrobił. Jednocześnie czuł lęk, od którego żołądek podchodził mu do
gardła.

Cara.
Owszem,  wybrał  opcję  nuklearną,  żeby  zmusić  ją  do  zaakceptowania

rzeczywistości,  ale  nigdy  nie  planował  publicznie  jej  poniżyć.
A upublicznienie szczegółów ich pierwszej wspólnej nocy, które w zaufaniu
zdradził swojemu prawnikowi, będzie miało dokładnie taki efekt.

Poprzedniej  nocy  widział  wstyd  w  jej  oczach.  Wstyd,  który  jego

zdaniem nie miał najmniejszego sensu – chemia między nimi była tak silna,
że  to,  co  się  stało,  było  nieuniknione.  I  było  dobre,  dla  nich  obojga.  Tak
dobre, że nie potrafił przestać myśleć o tym, kiedy znowu znajdzie się z nią
w łóżku.

Czy to dlatego postanowił ją zmusić, żeby się zdecydowała? Nie po to,

żeby zapobiec ciąży, ale dlatego, że jej pragnął?

Potrząsnął głową. Bez przesady. Jak bardzo by jej nie pragnął, to było

tylko pożądanie, a pożądanie zawsze kiedyś przemija.

background image

Ale  gdy  włożył  kluczyki  do  stacyjki,  przed  oczami  stanęła  mu  twarz

Cary.  Widział  ją,  z  dłońmi  zaciśniętymi  na  kolanach,  kiedy  mył  ją  tak
delikatnie,  jak  tylko  potrafił.  I  po  raz  pierwszy  od  dawna  ścisnął  mu  się
żołądek,  a  serce  załomotało  mu  w  piersi.  Rozpoznał  to  uczucie:  to  samo
dręczyło  go  jeszcze  przez  długie  lata  po  tym,  jak  opuścił  Burgundię.
Poczucie winy.

Włączył  silnik,  obejrzał  się  do  tyłu  i  wcisnął  pedał  gazu.  Carson

uskoczył w ostatniej chwili, a ziemia obsypała jego wymięty garnitur.

Maxim ruszył ku posiadłości de la Mare’a, psychicznie przygotowując

się na coś, czego nie robił od dnia, w którym powiedział matce, że opuszcza
Burgundię…

Musi przeprosić kobietę.

Dziesięć  minut  później  dotarł  do  La  Maison.  Przed  domem  ujrzał

lokalną  ekipę  telewizyjną.  Kiedy  tylko  wysiadł  z  samochodu,  dopadła  go
reporterka  z  mikrofonem.  Wcisnęła  mu  mikrofon  w  twarz,  wyrzucając
z siebie potok pytań na temat jego skandalicznej „schadzki” z madame de la
Mare.

– Sans commentaires – warknął, odsuwając ją sobie z drogi. Zabębnił

w drzwi domu.

– Cara, otwórz drzwi. Muszę z tobą porozmawiać.
Po  pięciu  ciągnących  się  w  nieskończoność  minutach  drzwi  się

otworzyły, a Marcel Caron zgromił go spojrzeniem.

– Ty? Co ty tu robisz? Nie spowodowałeś już dość…
–  Tais-toi!  –  przerwał  Maxim,  przepchnął  się  obok  niego  i  zatrzasnął

drzwi. – Nie zamierzam dawać tym pasożytom więcej tematów do plotek.

–  Trudno  mi  uwierzyć,  że  nagle  zaczęło  ci  zależeć  na  dyskrecji  –

zadrwił prawnik. – Biorąc pod uwagę, ile zła udało ci się już…

background image

– Gdzie jest Cara? – przerwał niecierpliwie Maxim. Nie miał czasu na

pasywno-agresywne komentarze prawnika.

Wszedł  do  salonu  i  natychmiast  uderzyła  go  panująca  w  nim  pustka.

Gdzie  się  podziało  ciepło,  drobiazgi  nadające  temu  miejscu  przytulną,
osobistą atmosferę? Bukiet dzikich kwiatów w słoiku na kominku? Zapach
rozmarynu  i  lawendy?  Erotyczny  zapach  Cary,  który  drażnił  jego  zmysły
i doprowadzał go do szaleństwa?

–  Cara?!  –  krzyknął.  Tępy  ból  w  piersi  mieszał  się  ze  złowieszczym

przeczuciem w jego żołądku. – Skończ się ukrywać, musimy porozmawiać.

– Odeszła – przerwał ze znużeniem prawnik. – Wyjechała rano, zanim

te hieny nas wywęszyły, dzięki Bogu.

Maxim okręcił się na pięcie.
– Dokąd pojechała?
–  Nie  wiem.  –  Mężczyzna  podniósł  plik  dokumentów  z  otwartej

aktówki leżącej na stole. – Ale zostawiła ci to.

Maxim spojrzał podejrzliwie na dokumenty i wcisnął ręce do kieszeni.

Cokolwiek to było, nie chciał ich.

Cara odeszła? Nie kontaktując się z nim? Nie dając mu szansy, żeby się

wytłumaczył?

–  Weź  je.  –  W  głosie  Marcela  znów  zabrzmiało  oskarżenie.  –  Tego

właśnie chciałeś, czyż nie?

Maxim  poczuł  w  żołądku  ukłucie  żalu.  Cokolwiek  zawierały  te

dokumenty, nie takiego rozwiązania się spodziewał.

Co,  jeśli  nigdy  więcej  nie  weźmie  jej  w  ramiona?  Nie  usłyszy  jej

jęków? Jej łkania? Nie poczuje jej ciała przy swoim?

Ale  co  najbardziej  go  zaskoczyło,  to  że  wcale  nie  utrata  możliwości

sypiania z nią najbardziej go zabolała.

background image

Co, jeśli nigdy więcej nie ujrzy jej szczerej, ufnej twarzy? Rumieńców,

które  pojawiały  się  na  jej  policzkach,  kiedy  była  podniecona?  Co,  jeśli
nigdy więcej nie usłyszy jej dźwięcznego, zmysłowego głosu?

Caron westchnął ciężko i rzucił dokumenty na stół, wyrywając Maxima

z zamyślenia.

– Zrzekła się wszelkich praw do posiadłości de la Mare. Jutro przekażę

te  dokumenty  do  sądu,  a  posiadłość  zostanie  wkrótce  wystawiona  na
sprzedaż,  by  pokryć  długi.  –  Prawnik  spojrzał  mu  prosto  w  oczy.  –
Wiedziałem, że jesteś bezwzględnym człowiekiem, ale nie sądziłem, że aż
tak bezwzględnym.

Maxim  mógł  się  bronić.  Nigdy  nie  zamierzał  upublicznić  tego

oświadczenia  i  nie  uwiódł  Cary  z  rozmysłem.  Ale  nie  obchodziło  go,  co
o nim myśli Marcel Caron. Groźba krytyki, publicznej czy prywatnej, nigdy
nie  powstrzymała  go  od  robienia  tego,  co  musiał  zrobić,  żeby  rozwijać
swoją firmę i niszczyć przeciwników. Aż do teraz.

Co uczyniło rozchodzące się po jego ciele odrętwienie jeszcze bardziej

niewytłumaczalnym.  Jak  to  możliwe,  że  obchodziło  go,  co  Cara  o  nim
myśli?

–  Proszę.  –  Prawnik  podniósł  zapieczętowaną  kopertę.  –  Zostawiła  ci

też to.

Maxim wyrwał kopertę z jego rąk i rozerwał ją.

„Maxim,
zrozumiałam, że to, co stało się wczoraj, było dla Ciebie tylko środkiem

do osiągnięcia celu. Byłam naiwna, sądząc, że było w tym coś więcej.

Mam nadzieję, że uda Ci się wreszcie osiągnąć spokój.
Żegnaj,
Cara”.

background image

List  wypadł  z  rąk  Maxima.  Odrętwienie  zastąpił  gniew.  Nie  tylko  na

siebie, ale też na Carę.

Czy  naprawdę  sądziła,  że  to  zaplanował?  Że  uwiódł  ją,  żeby  zdobyć

posiadłość? Że upadł tak nisko, żeby użyć swojego ciała, by osiągnąć cele?

I  ten  nonsens  na  końcu  listu.  Zatarg  z  ojcem  wcale  nie  mącił  jego

spokoju. Był doskonale spokojny. Dlaczego mu nie uwierzyła?

–  Natychmiast  powiedz,  dokąd  pojechała  –  rozkazał,  skupiając  swój

gniew  na  jedynej  osobie  w  pobliżu.  Musiał  ją  za  wszelką  cenę  znaleźć,
odzyskać. Pozbyć się ten pustki.

– Już powiedziałem, że nie mam pojęcia – odparł Marcel.
Choć  Maxim  podejrzewał,  że  mężczyzna  prędzej  by  umarł,  niż  ją

wydał, podejrzewał też, że nie kłamie.

–  Sądzę,  że  nawet  ona  nie  wiedziała  –  dodał  Caron.  –  Z  ogromnym

trudem namówiłem ją, żeby wzięła chociaż kilkaset euro, by kupić bilet na
pociąg i przetrwać do czasu znalezienia nowej pracy.

– Ona nie ma pieniędzy? – Gniew Maxima wzrósł. – Jak może nie mieć

pieniędzy? Przecież pracowała dla de la Mare’a. Chyba coś oszczędziła? –
Z tego, co widział, ona i de la Mare żyli bardzo skromnie.

–  Pierre  nie  płacił  jej  od  miesięcy  –  wyjaśnił  Marcel,  a  jego  gniew

wystrzelił  w  stratosferę.  –  Tak  ją  przekonał,  żeby  za  niego  wyszła.
Najwyraźniej powiedział jej, że jeśli zostanie jego żoną, będzie mógł oddać
jej w spadku zaległe pensje ze swojej emerytury. Gdybym wcześniej o tym
wiedział, powiedziałbym jej, że on nie pobierał żadnej emerytury.

– Co za drań. – Maxim pomaszerował z powrotem do drzwi. Poczucie

winy  nie  pomagało  mu  w  opanowaniu  gniewu  na  Carę  i  jej  kompletnie
bezsensowne posunięcia.

Jego ojciec zawsze był draniem. Nic dziwnego, że ten przebiegły oszust

znalazł  sposób,  żeby  nie  zapłacić  gosposi  i  podstępem  nakłonić  ją  do

background image

małżeństwa w żałosnej próbie powstrzymania Maxima.

Ale jeśli Cara jest bez grosza, to dlaczego nie przyjęła jego propozycji?

I dlaczego tak łatwo skapitulowała? Musiała był szalona.

Rozumiał dumę, ale dumy nie można zjeść. Duma nie zapewnia dachu

nad głową. Naprawdę myśl o byciu jego kochanką była tak odpychająca, że
wolałaby umrzeć z głodu?

Przepchnął się między czekającymi reporterami, ignorując błysk fleszy

i  natarczywe  pytania.  Wsiadł  do  SUV-a,  przełączył  telefon  na  tryb
głośnomówiący i, wyjeżdżając z podwórza, zaczął wydawać rozkazy.

Musiał znaleźć Carę Evans.
Dręczyło  go  nie  tylko  poczucie  winy  i  straty,  ale  też  przerażające

uczucie déjà vu. Usłyszał w głowie głos matki, głos, który nawiedzał jego
sny lata po jej śmierci.

„Maxim, nie wyjeżdżaj. Nie mogę bez ciebie żyć”.
Dodając gazu na wiejskiej drodze, pozwolił, żeby jego furia zagłuszyła

wspomnienia. Ściągnie Carę z powrotem i zmusi ją, żeby posłuchała głosu
rozsądku.

To nie był koniec. To nie mógł być koniec.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Pięć miesięcy później

–  Powinnaś  zobaczyć  te  tłumy!  Przysięgam,  że  widziałam  więcej

gwiazd filmowych niż w multipleksie.

– To fajnie. – Cara uśmiechnęła się słabo do swojej nowej koleżanki,

Dory, której podekscytowanie ich najnowszym zleceniem byłoby zaraźliwe,
gdyby  tylko  Cara  nie  była  tak  wyczerpana.  Udało  jej  się  dopiąć  zamek
krótkiej, czarnej kelnerskiej spódniczki, ale nie udało jej się zabezpieczyć
go guzikiem. Zapinając białą koszulę, napotkała kolejny problem. Materiał
rozchodził się na jej wiecznie rosnącym brzuchu.

Jak długo będzie w stanie ukrywać swój stan? Co zrobi, kiedy ten dzień

nadejdzie?  Ta  praca  pozwalała  jej  zaledwie  utrzymać  się  na  powierzchni,
a i tak musiała brać każdą możliwą zmianę.

Zatrzasnęła  drzwi  szafki  i  wsunęła  stopy  w  dziesięciocentymetrowe

szpilki,  których  zażądał  zleceniodawca,  luksusowy  hotel  nad  brzegiem
Tamizy. Przeciągnęła się, usiłując złagodzić ból w dole pleców.

Przycisnęła dłoń do brzucha i jej panika ustąpiła. Wezbrała w niej fala

miłości,  którą  już  teraz  czuła  do  dziecka.  To  dziecko  było  jej  i  tylko  jej,
będzie mogła je kochać i troszczyć się o nie tak, jak nigdy nie miała szansy
kochać i troszczyć się o nikogo innego.

– Który to miesiąc, skarbie? – szepnęła Dora.
Cara  obróciła  głowę  i  napotkała  zatroskane  spojrzenie  koleżanki.

Cofnęła rękę, a panika znów chwyciła ją za gardło.

background image

– Skąd wiedziałaś? – wykrztusiła.
–  Masz  ten  sam  rozmarzony  wyraz  twarzy  co  ja,  kiedy  nosiłam  moją

dwójkę  –  odparła  z  uśmiechem  Dora.  –  A  ten  twój  brzuszek  jest  coraz
trudniejszy do przeoczenia.

– To naprawdę jest aż tak oczywiste? – wyszeptała Cara. – Nie mogę

pozwolić, żeby menedżerka się dowiedziała.

– Nie masz kogoś, kto mógłby ci pomóc, kochana?
Cara  potrząsnęła  głową,  wdzięczna,  że  Dora  nie  zadała  oczywistego

pytania – co z ojcem?

– Wezmę twoje drinki. Ty możesz wziąć moje kanapki, okej? Są lżejsze.
– Dziękuję. – Cara zamrugała, wzruszona jej życzliwym gestem.
–  Może  znajdziesz  mu  dzisiaj  bogatego  tatusia?  –  Dora  wyszczerzyła

zęby, wspinając się schodami technicznymi ku wielkiej sali balowej, gdzie
miało się odbyć przyjęcie z okazji walentynek. – Na tym przyjęciu będzie
mnóstwo superbogatych facetów.

–  Byłoby  fajnie  –  odparła  Cara,  zmuszając  się  do  uśmiechu,  choć

w rzeczywistości była przerażona. Był jeden superbogaty facet, którego za
wszelką cenę nie chciała spotkać.

Weszła  do  kuchni,  wzięła  pierwszą  tacę  kanapek  i  wyszła  na  salę

balową.

Ze  sklepionego  sufitu  zwieszały  się  ogromne  kryształowe  żyrandole.

Skomplikowane aranżacje róż i lilii w kryształowych wazonach spowijały
salę  odurzającym  zapachem,  który  mieszał  się  z  wszechobecną  wonią
drogich  perfum  i  wód  kolońskich.  Przez  szmer  rozmów  przebijały  się
delikatne  dźwięki  muzyki  klasycznej,  a  pod  ścianami  ustawiono  półki
zastawione  rzędami  oprawnych  w  skórę  książek  –  ukłon  w  stronę
historycznej  roli  pomieszczenia,  które  niegdyś  służyło  za  bibliotekę.
Wielodzielne  okna  wychodziły  na  nabrzeże  Tamizy,  obramowując

background image

majestatycznego  Big  Bena  i  fioletowo  podświetlone  London  Eye  na
przeciwnym  brzegu.  Pomieszczenie  było  naszpikowane  mężczyznami  we
frakach i smokingach i kobietami w sukniach każdego możliwego koloru,
których klejnoty migotały w przyćmionym świetle.

Serce  Cary  zatrzepotało,  gdy  chłonęła  splendor  tej  sceny.

Z profesjonalnym uśmiechem wmieszała się w tłum, niosąc tacę z delikatną
pieczoną jagnięciną z sosem tamaryndowym. Każda z mijanych przez nią
osób  należała  do  świata,  do  którego  ona  nigdy  nie  będzie  należeć.
Bogatego, pięknego, aroganckiego i uprzywilejowanego. Świata Maxima.

Przeniosła ciężar tacy na drugie ramię, pamiętając o ciążowym brzuchu,

który pod nią chowała. Odepchnęła od siebie smutek, który nieodmiennie
wzbudzało  w  niej  wspomnienie  Maxima  i  ich  wspólnie  spędzonej  nocy.
Kiedy lekarz potwierdził jej ciążę, zadręczała się wszystkimi oczywistymi
pytaniami, jakie zadaje się w takich sytuacjach.

Czy mężczyzna nie zasługuje na to, by wiedzieć, że zostanie ojcem?
I czy dziecko nie zasługuje na to, by znać tatę?
Mimo swojego późniejszego zachowania tamtej nocy Maxim okazał jej

czułość.  A  po  tym,  jak  zareagował  na  testament  Pierre’a,  widziała,  że
skrywa w sobie wrażliwość.

Ale  potem  pomyślała  o  swoim  ojcu  i  o  tym,  jak  łatwo  się  jej  pozbył.

A  także  o  okrucieństwie,  z  jakim  pozbył  się  jej  Maxim.  I  wiedziała,  że
podjęła właściwą decyzję.

To  nie  były  normalne  okoliczności,  a  Maxim  nie  był  normalnym

mężczyzną.  Nie  tylko  był  bogaty  i  potężny,  ale  też  dowiódł  już  swojej
bezwzględności. Wyraźnie dał też do zrozumienia, że nie ma najmniejszej
ochoty zostać ojcem.

– Maxim, skarbie, co ty tu robisz? Przyjęcie jest w środku!

background image

Maxim  odwrócił  się  od  Tamizy  i  ujrzał  swoją  partnerkę,  Kristin

Delinski,  kroczącą  w  jego  stronę  wybiegowym  krokiem.  Bez  emocji
pomyślał, że w tej krótkie skórzanej spódniczce jej nogi musiały zamarzać.
Odetchnął  głęboko  chłodnym  nocnym  powietrzem;  powietrzem,  którego
zaczął  potrzebować,  jak  tylko  zjawił  się  na  tym  spędzie.  Nie  po  raz
pierwszy  zastanowił  się,  co  go  opętało,  żeby  przyjść  na  to  wydarzenie
i jeszcze zaprosić na nie Kristin.

Zmierzył  wzrokiem  jej  idealnie  umalowaną  twarz,  przyjmując  od  niej

kieliszek szampana. Pewnie w jakimś momencie miał pomysł, żeby pójść
z nią do łóżka, ale w chwili, kiedy wsiadła do jego samochodu, wiedział, że
to  się  nie  stanie.  Pociąg,  który  kiedyś  czuł  do  niej  i  do  innych  kobiet,
z  którymi  umawiał  się  na  przygodny  seks,  zniknął,  zdmuchnięty
huraganem, który uderzył w jego życie seksualne pięć miesięcy temu i ani
myślał dać mu spokój.

Kiedy wreszcie zdoła zapomnieć tamtą noc?
Cara  Evans  zniknęła.  Szukał  jej  przez  całe  miesiące,  ale  każdy  trop

prowadził donikąd. Ta kobieta była duchem.

– Są walentynki i nigdy nic nie wiadomo… – Kristin zatrzepotała grubo

pomalowanymi rzęsami. – Jeśli się postarasz, może ci się poszczęści.

– Zapamiętam – mruknął Maxim i napił się szampana. Nie dorównywał

najlepszym szampanom Durand, ale nie był taki zły.

Problem w tym, że nie miał najmniejszej ochoty, żeby poszczęściło mu

się z Kristin, mimo jej prowokującej pewności siebie, która niegdyś czyniła
ją  pociągającą  rozrywką  przy  okazji  jego  pobytów  w  Londynie.  Teraz
ledwo  pamiętał  te  spotkania.  Przysłaniał  je  obraz  innej  kobiety,
o  błyszczących  błękitnych  oczach  i  miękkiej  skórze,  która  pachniała
dzikimi kwiatami i podnieceniem, o sutkach błagających o…

Merde! Przestań o niej myśleć. Odeszła. Nie chciała cię.

background image

Kristin powiodła palcem po jego szczęce, przerywając strumień myśli.
– Max, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytała, używając zdrobnienia,

którego nienawidził.

Non.
Maxim otworzył usta i już miał powiedzieć jej prawdę, kiedy jakiś ruch

na drugim końcu balkonu przyciągnął jego uwagę.

Kelnerka  w  białej  koszuli  i  krótkiej  czarnej  spódniczce  wyszła  z  sali

balowej,  by  poczęstować  inną  parę  gości  kanapkami.  Jej  pełne  kształty
ledwo się mieściły w dopasowanym mundurku. Pożądanie zaskwierczało na
zakończeniach  nerwowych  Maxima  i  z  wrażenia  aż  zakręciło  mu  się
w głowie. Chwycił nadgarstek Kristin i odsunął jej rękę z twarzy, żeby móc
lepiej przyjrzeć się kelnerce.

Czy  to  była  ona?  Czy  to  możliwe,  żeby  to  była  ona?  Czy  też  umysł

znów płatał mu figle?

W ciągu ostatnich pięciu miesięcy z dziesięć razy wydawało mu się, że

ją  widzi.  Włosy  Cary,  jej  figura,  jej  delikatna  twarz  nawiedzały  go  na
ulicach Paryża, Rzymu i Johannesburga – ale za każdym razem, kiedy się
oglądał, żeby przyjrzeć się bliżej, okazywało się, że widzi obcą kobietę.

Za  to  tym  razem,  kiedy  przyjrzał  jej  się  bliżej,  wrażenie  tylko  się

wzmogło.

Jasne  włosy  kelnerki  były  upięte  w  luźny  kok,  błyszczący  złotem

w świetle balkonowej lampy. Maxim zacisnął palce na nadgarstku Kristin,
przypominając  sobie,  jak  jedwabiste  w  dotyku  były  włosy  Cary,  kiedy
wsuwki rozsypały się po podłodze La Maison.

– Max, o co chodzi? – spytała z poirytowaniem Kristin. – Dlaczego tak

patrzysz na kelnerkę? Znasz ją?

–  Oui  –  wymruczał  Maxim,  ale  nie  mówił  już  do  swojej  partnerki.

Patrzył, jak dziewczyna obraca się i rusza w ich stronę z tacą.

background image

– Lève la tête – szepnął, rozkazując jej, żeby podniosła głowę. Ale to,

jak jego ciało reagowało na jej obecność, wystarczyło za dowód. Znalazł ją.
Nareszcie.

Tak  jak  pięć  miesięcy  wcześniej,  Cara  instynktownie  posłuchała  jego

polecenia. Podniosła wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Stanęła jak wryta.
Przez  jej  twarz  przemknęło  zaskoczenie,  a  następnie  panika  i  poczucie
winy.  Potem  przeniosła  wzrok  na  Kristin  i  to,  co  Maxim  zobaczył  w  jej
oczach – zazdrość, żal? – sprawiło, że adrenalina napłynęła do jego żył.

Miał odpowiedź, której szukał przez pięć miesięcy. Dalej go pragnęła.
Taca z hukiem spadła na kamienną posadzkę, sprawiając, że wszyscy,

łącznie  z  Carą,  podskoczyli.  Wciąż  nie  ruszyła  się  z  miejsca.  Jej  ciało
trzęsło się, jakby była w transie.

Maxim  sięgnął  do  kieszeni,  wyjął  portfel  i  podał  Kristin  kilka

banknotów.

– Sama wrócisz do domu – mruknął, wkładając portfel z powrotem do

kieszeni  marynarki.  Wzrok  cały  czas  miał  utkwiony  w  swojej  zbiegłej
kochance.

– No wiesz, Max, naprawdę…
Ale Maxim nie słyszał jej oburzonej odpowiedzi. Ruszył przed siebie,

ku Carze, pożerając wzrokiem każdy centymetr jej ciała.

Było w niej coś innego. Figura? Dlaczego wydawała się pełniejsza, niż

zapamiętał? Cofnęła się o krok i na jej twarz padło światło lampy.

Maxima przeszył dreszcz niepokoju.
Skąd  się  wzięły  te  cienie  pod  jej  oczami?  Dlaczego  mimo  krągłości

wydawała się tak krucha i delikatna?

Wezbrała w nim czułość i opiekuńczość, do których nie sądził, że jest

zdolny.

background image

– Cara – odezwał się ochryple, podnosząc rękę w geście przywołania.

Bał się, że jeśli zrobi szybszy ruch, dziewczyna zniknie i to wszystko okaże
się snem.

Jak spłoszony jeleń okręciła się na pięcie i zniknęła w sali balowej.
– Cara, reviens ici! – krzyknął, ale on już wmieszała się w tłum.
Maxim  zaczął  się  przepychać  między  gośćmi,  nie  przejmując  się

rozlanymi  drinkami,  oburzonymi  spojrzeniami  i  głośnymi  pretensjami.
Kiedy  zauważył  jej  złote  włosy  znikające  za  drzwiami  dla  personelu  na
końcu sali, zalała go fala ulgi.

To nie był sen. To była prawda. Ona była prawdziwa.
Raz przed nim uciekła. Drugi raz jej nie pozwoli.

Cara  zrzuciła  buty  i  przebiegła  obok  stanowisk  dla  kelnerów

czekających na napełnienie tac. W panice zapomniała o wyczerpaniu.

Maxim! Maxim był tutaj i ją znalazł!
–  Cara,  wszystko  w  porządku?  –  spytała  ze  strachem  Dora,  ale  Cara

tylko potrząsnęła głową i pobiegła po schodach w kierunku szatni.

Maxim,  który  przyszedł  z  inną  kobietą.  Kristin  Delinski,  światowej

sławy  supermodelką,  którą  Cara  natychmiast  rozpoznała.  Kiedyś  lubiła
czytać gazety plotkarskie, ale ostatnio unikała ich jak ognia.

Dobry  Boże,  dlaczego  płaczesz?  Oczywiście,  że  jest  z  inną  kobietą.

Pewnie  miał  setki  innych  kobiet  od  tamtej  nocy,  wszystkie  piękniejsze
i bardziej utalentowane od ciebie.

Jej menedżerka, Martha Simpson, właśnie wychodziła z szatni.
– Cara, dokąd ty idziesz? Jesteś w pracy jeszcze przez dwie godziny!
–  Przepraszam,  muszę  lecieć  –  odkrzyknęła  i  wyminęła  kobietę,  nie

czekając  na  odpowiedź.  I  tak  nie  będzie  mogła  wrócić,  teraz,  kiedy
wiedział, gdzie pracuje.

background image

Trzęsącymi się z pośpiechu rękami chwyciła swoją torebkę, wrzuciła do

niej  szpilki  i  rozwiązała  fartuszek.  Właśnie  sięgała  po  płaszcz,  kiedy
usłyszała czyjeś kroki. Głęboki głos sprawił, że podskoczyła.

– Cara, dlaczego uciekłaś?
Dźwięk  jej  imienia,  wypowiedzianego  z  jego  zmysłowym  francuskim

akcentem,  obudził  w  niej  milion  sprzecznych  emocji.  Bez  namysłu
odwróciła  się  do  niego;  potrzeba,  żeby  go  zobaczyć,  przezwyciężyła  jej
instynkt samozachowawczy.

Kiedy jego wzrok padł na jej brzuch, którego nie skrywał już fartuszek,

zrozumiała swój błąd.

Maxim  powoli  podniósł  na  nią  wzrok,  w  którym  błyszczał  gniew,

oskarżenie  i  coś,  czego  nie  rozumiała  –  ponieważ  dziwnie  przypominało
cierpienie.

– Czy to moje dziecko?
Cara  chciała  zaprzeczyć,  ochronić  siebie  i  swoje  dziecko  przed  tym

cynicznym  spojrzeniem  i  kryjącym  się  za  nim  okrutnym,  bezwzględnym
mężczyzną.  Mężczyzną,  któremu  zawsze  będzie  bardziej  zależeć  na
zemście niż na kimś takim jak ona. Ale mgnienie bólu w jego spojrzeniu
sprawiło, że kłamstwo utkwiło jej w gardle.

Położyła  dłoń  na  brzuchu  i  w  duchu  przeprosiła  dziecko,  po  czym

wypowiedziała jedyne słowa, jakie chciały jej przejść przez gardło.

– Tak. Tak, to twoje dziecko.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Maxim był w szoku. Albo przynajmniej tak mu się wydawało. Czuł tyle

emocji  naraz,  że  trudno  mu  było  je  kontrolować,  nie  wspominając  o  ich
zidentyfikowaniu czy rozróżnieniu.

Cara nosiła jego dziecko.
Jedyne,  czego  nie  czuł,  to  żalu  –  żalu,  że  ją  znalazł.  W  przypadku

człowieka,  który  nigdy  nie  zamierzał  być  ojcem,  nie  miało  to  zbyt  wiele
sensu,  ale  nie  było  sensu  zaprzeczać  przypływowi  czułości,  który  go
zaślepił, gdy tylko rozpoznał Carę na balkonie.

–  Dlaczego  mi  nie  powiedziałaś?  –  spytał  z  gniewiem,  pod  którym

skrywał ból.

Cara podniosła głowę. Wyczerpanie w jej oczach sprawiło, że Maxim

bezwiednie zacisnął pięści. Wyglądała, jakby ledwo trzymała się na nogach.
Od jak dawna tak pracowała?

– Bo nie chciałam, żebyś wiedział.
Równie  dobrze  mogła  uderzyć  go  w  brzuch.  Maxim  zrobił  krok  do

przodu i chwycił ją za ramię.

–  Nosisz  moje  dziecko  i  nie  zamierzalaś  mi  powiedzieć?  Nigdy?  –

spytał z niedowierzaniem. W jego głosie mimo woli zabrzmiał ból i szok
zdrady.  Owszem,  nie  rozstali  się  w  przyjaźni,  ale  nie  zasłużył  na  coś
takiego.

Cara wyrwała ramię.

background image

–  To  moje  dziecko,  Maxim.  Zdecydowałam,  że  chcę  je  mieć.  Nie

musisz być tego częścią.

–  Oszalałaś?  –  Wzrok  Maxima  powędrował  na  jej  brzuch.  –  To  moja

krew. Naprawdę myślisz, że bym je porzucił?

Cara spuściła wzrok.
– Mężczyźni tak robią – szepnęła.
Maxim zaklął pod nosem.
–  Nie  ten  mężczyzna  –  powiedział,  bardziej  sfrustrowany  niż

kiedykolwiek  wcześniej.  Czy  naprawdę  nigdy  nie  uwolni  się  od  zbrodni
tego  łajdaka?  To  byłoby  niemal  śmieszne,  gdyby  nie  było  tak
niesprawiedliwie.

Cara podniosła wzrok. Poczucie winy w jej oczach mieszało się z żalem

i zwątpieniem.

–  Nie  chcę  się  z  tobą  kłócić  –  powiedziała,  obronnym  gestem,

zasłaniając brzuch.

Przed kim ona się, do diabła, broniła? Przed nim?
Jakiekolwiek  zbrodnie  popełnił  tamtej  nocy,  co  zrobił  albo  czego  nie

dopełnił, to ona podjęła decyzję, żeby nie mówić mu o jego dziecku.

–  Zasługuję  na  lepszą  odpowiedź.  Nie  miałaś  prawa  ukrywać  przede

mną, że zostanę ojcem.

Cara podniosła wyżej głowę. Buntowniczy błysk w jej oku był lepszy

niż wyczerpanie, żal czy poczucie winy.

– Nie sądziłam, że chciałbyś wiedzieć.
– Kiedy dałem ci powód, żeby tak myśleć? – warknął Maxim, prawie

dusząc się z gniewu. – Zaprosiłem cię do Château Durand, zaoferowałem ci
moje wsparcie.

background image

– I dałeś jasno do zrozumienia, że ciąża byłaby dla ciebie problemem! –

krzyknęła Cara w odpowiedzi. – Problem do rozwiązania… – Jej błękitne
oczy pociemniały ze smutku.

–  Bo  wtedy  to  był  problem!  –  huknął  Maxim,  nie  potrafiąc  dłużej

opanować gniewu. Zaraz się jednak opamiętał i ściszył głos. Krzyczenie na
nią  nie  było  rozwiązaniem.  –  Ale  wybór  zawsze  był  twój  –  dodał.  Czy
naprawdę musiał mówić to na głos? – Ale to, co mówiłem wtedy, nie ma
teraz nic do rzeczy. To dziecko jest faktem.

Cara  skinęła  głową;  poczucie  winy  w  jej  oczach  dało  mu  nieco

satysfakcji.

– Dobrze – powiedziała tylko.
Jakaś jego część wciąż miała jej za złe, że uciekła, nie dając mu szansy

na wyjaśnienia. Szansy, żeby zmienił zdanie co do przeklętego domu. Ale
opiekuńcza strona jego natury, która obudziła się przy niej, nieco przygasiła
jego  złość.  Od  miesięcy  wyglądał  jej  w  każdym  tłumie  i  mimo
najszczerszych  wysiłków  nie  potrafił  o  niej  zapomnieć.  Jak  bardzo
szokujące by nie były wieści o jej ciąży i jak krzywdząca by nie była jej
decyzja, żeby mu o niej nie mówić, teraz przede wszystkim musiał się nią
zaopiekować i dopilnować, żeby więcej przed nim nie uciekła.

Dlatego  zrobił  to,  co  podpowiadał  mu  instynkt,  i  położył  dłoń  na  jej

policzku.

Poderwała głowę, ale nie strąciła jego ręki, kiedy pogładził kciukiem jej

dolną  wargę.  Pragnienie,  żeby  znów  posmakować  tych  ust,  było
zniewalające.  Najwyższym  wysiłkiem  woli  zmusił  się,  żeby  mu  się  nie
poddać. Zaspokojenie pożądania teraz nie wchodziło w grę.

– Wyglądasz na wyczerpaną – szepnął. – Wszystko w porządku?
–  Po  prostu  jestem  zmęczona.  To  była  długa  noc.  –  Znużenie

i rezygnacja w jej głosie ścisnęły jego serce. Tym razem Maxim nawet nie

background image

próbował kontrolować rozczulenia.

Czekała  ich  długa  rozmowa.  I  pewnie  też  długa  kłótnia.  I  nie  miał

pojęcia, jak poradzić sobie z wiadomością, że będzie ojcem. Ale teraz Cara
wyglądała, jakby ledwo się trzymała na nogach.

Odsunął  ją, wyjął  jej płaszcz  z szafki  i otulił  ją nim.  Następnie wyjął

torebkę z jej rąk.

– Chodź, pojedziemy do mojego hotelu.
– Nie trzeba, mieszam w Londynie. Mogę wrócić do domu metrem –

odparła,  sięgając  po  swoją  torebkę.  Maxim  cofnął  ją  poza  jej  zasięg.
Zmarszczyła  brwi.  –  Jeśli  mi  powiesz,  w  którym  hotelu  się  zatrzymałeś,
jutro mogę przyjść i porozmawiamy o dziecku – dodała nieco niepewnie.

Maxim parsknął śmiechem.
–  Naprawdę  uważasz,  że  byłbym  tak  głupi,  żeby  znowu  spuścić  cię

z oka?

Cara  nie  odpowiedziała,  widocznie  oszołomiona  jego  odpowiedzią.

Maxim  nie  rozumiał,  dlaczego  się  dziwi.  Dlaczego  miałby  jej  zaufać  po
tym, co zrobiła ostatnio?

Chwycił  ją  za  łokieć,  wyprowadził  z  szatni  i  wyszedł  z  nią  na  ulicę.

Gwizdnął  na  taksówkę  i  pomógł  jej  wsiąść.  Od  jego  hotelu  dzieliło  ich
zaledwie kilka przecznic, ale nie zamierzał ryzykować.

Cara odsunęła się na drugi koniec kanapy i wbiła wzrok w ciemność za

oknem.  Maxim  zauważył,  jak  ociera  z  policzka  samotną  łzę.  Po  kilku
minutach  jej  twarz  oświetliły  neony  hotelu  Strand,  słynnego
sześciogwiazdkowego  hotelu  w  stylu  art  déco,  przed  którym  zaparkował
taksówkarz.

Maxim  wysiadł,  zapłacił  taksówkarzowi,  a  kiedy  tylko  Cara

wygramoliła się z taksówki, znów chwycił ją za łokieć. Pomachał na gońca
hotelowego.

background image

Nastolatek podbiegł do nich.
– Tak, panie Durand?
– Niech do mojego apartamentu natychmiast przyjdzie lekarz położnik.

Poproś  konsjerża,  żeby  znalazł  najlepszego  położnika  dostępnego  o  tej
godzinie.  Pieniądze  nie  grają  roli.  –  Maxim  podał  chłopcu
dwudziestofuntowy napiwek.

Ramię Cary napięło się, kiedy poprowadził ją w stronę windy, ale nie

próbowała się opierać.

–  Mam  już  lekarza  prowadzącego,  Maxim  –  powiedziała  z  takim

zmęczeniem w głosie, że Maxim nie mógł dłużej powstrzymywać swoich
instynktów. Wziął ją na ręce i zaniósł do windy, ignorując jej protesty.

–  Bien  –  powiedział,  naciskając  guzik  w  windzie.  –  Teraz  będziesz

miała dwóch lekarzy.

–  Pańska  dziewczyna  jest  zdrowa,  ale  niedożywiona  i  wyczerpana,

panie Durand. Podałam jej witaminy, ale teraz przede wszystkim potrzebuje
odpoczynku. I kogoś, kto dopilnuje, żeby jadła trzy pełne posiłki dziennie.
Zrezygnowanie  z  pracy  fizycznej  też  byłoby  dobrym  pomysłem  –
powiedziała znacząco lekarka.

Maxim  zignorował  jej  wyrzut.  Nie  obchodziło  go,  co  myśli  o  nim

lekarka; najważniejsze, że z Carą wszystko w porządku.

Lekarka spakowała narzędzia do torby.
–  Pańskie  dziecko  w  tej  chwili  z  pewnością  jest  bardziej  żywotne  niż

jego matka. Ma mocny, regularny puls i zadziwiająco mocno kopie.

– Kopie? – wykrztusił w oszołomieniu Maxim. Aż do teraz starał się za

dużo nie myśleć o dziecku.

Lekarka uśmiechnęła się.

background image

–  Pana  dziecko  jest  bardzo  duże  i  aktywne  jak  na  swój  wiek.  Cara

powiedziała,  że  ominęła  ostatnie  badania  prenatalne…  –  Lekarka
westchnęła, zatrzaskując torebkę. – Podobno zaspała. – Znów spojrzała na
niego  oskarżycielsko,  pewnie  zastanawiając  się,  dlaczego  mężczyzna  tak
bogaty jak on pozwolił matce swojego dziecka pracować do późna w nocy
za minimalną pensję.

Maxim starał się nie przejmować tym, co myślała o nim lekarka. Cara

nie  będzie  więcej  ryzykować  zdrowia,  łapiąc  się  najgorszych  prac.  Może
wcześniej nie chciała, żeby ją utrzymywał, ale teraz wszystko się zmieniło.
Teraz był za nią odpowiedzialny i nie miał najmniejszego zamiaru unikać
tej odpowiedzialności. W tej kwestii Cara nie będzie miała wyboru.

Zamieszka z nim w Burgundii i jak najszybciej się pobiorą. Zastanowił

się nad plusami i minusami tego rozwiązania i doszedł do wniosku, że nic
innego  by  go  nie  satysfakcjonowało.  Nie  mógł  mieć  pewności,  że  Cara
sama o siebie zadba, i nie mógł dopuścić, żeby to dziecko urodziło się bez
jego nazwiska.

Lekarka podała mu wizytówkę.
– Jeśli zechciałby pan jutro przywieźć ją do kliniki, to będziemy mogli

zrobić porządne badanie krwi i badanie ultrasonograficzne. Ale w tej chwili
sugerowałabym przede wszystkim pozwolić jej się porządnie wyspać.

Sugestia  lekarki  była  jasna:  żadnego  seksu.  Być  może  czytała

w gazetach plotkarskich o jego „niezaspokojonym apetycie”. Jak na ironię,
od poznania Cary pięć miesięcy temu nawet nie dotknął innej kobiety.

– Proszę się nie martwić, nie zamierzam dzisiaj żądać od Cary seksu –

powiedział, chowając wizytówkę lekarki.

Wzięcie Cary na ręce wzbudziło w nim całą masę uczuć, sprzecznych

i  niezrozumiałych.  Na  pewno  nie  zabrakło  jednak  wśród  nich  przypływu
pożądania. Jak to możliwe, że tak łatwo się przy niej podniecał, kiedy była

background image

taka delikatna? Wyczerpana ciążą, której nie udało mu się zapobiec. Może
wcale aż tak się nie różnił od swojego ojca? Ta myśl sprawiła, że zrobiło
mu się niedobrze. Nie było opcji, żeby porzucił matkę swojego dziecka, tak
jak jego ojciec porzucił jego matkę.

– Panie Durand, proszę mnie źle nie zrozumieć. – Ku jego zaskoczeniu,

lekarka odwróciła się w drzwiach i spojrzała na niego ze zrozumieniem. –
Nie  chciałam  sugerować,  że  stosunek  seksualny  między  wami  byłby
niebezpieczny.  Wiele  par  uprawia  seks  jeszcze  w  trzecim  trymestrze.  Tak
jak  powiedziałam,  pani  Evans  jest  zdrowa.  Po  prostu  potrzebuje
odpoczynku. Mimo wszystko sądzę, że byłoby dobrze, gdyby przyszedł pan
z nią jutro do kliniki na Harley Street, żebyśmy mogli zrobić USG.

– Czy to konieczne? – spytał Maxim, nie potrafiąc ukryć niepokoju.
–  Niekonieczne,  ale  wskazane  –  odparła  lekarka,  dotykając  jego

ramienia.  –  Żeby  uspokoić  was  oboje.  Często  się  zdarza,  że  mężczyźni
doświadczają  spadku  libido,  kiedy  ich  partnerka  zachodzi  w  ciążę.  Ale
mogę  pana  zapewnić,  że  zmiany  zachodzące  w  ciele  Cary  są  całkowicie
naturalne.

–  Okej  –  odparł  Maxim,  czując  się  jak  oszust.  Lekarka  źle  go

zrozumiała. Utrata libido nie była tu problemem. – Jutro przyjdę z Carą do
kliniki – dodał niechętnie.

Nie chciał jeszcze myśleć o dziecku, ale upewnienie się, że ciąży nic nie

zagraża,  ma  sens,  zwłaszcza  biorąc  pod  uwagę  pożądanie,  które  jeszcze
chwilę temu widział w jej oczach.

Będzie  mieszkać  w  jego  domu  z  jego  obrączką  na  palcu  przez  cztery

długie miesiące, zanim dziecko się urodzi. Szanse, że utrzymają ręce przy
sobie, były znikome.

Nie zamierzał spuścić Cary z oka, póki nie zgodzi się zrobić tego, co dla

niej najlepsze.

background image

Póki nie zgodzi się wziąć z nim ślubu.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Cara  otworzyła  oczy  i  odkryła,  że  znajduje  się  w  ogromnej  sypialni.

Przez  złote  kotary  łóżka  z  kolumienkami,  w  którym  spała,  przeświecały
promienie słońca.

Czy ja śnię? – zastanowiła się, czekając, aż jej oczy przyzwyczają się

do półmroku.

To  nie  był  zatłoczony  pokój  w  Leyton,  gdzie  hałas  z  ulicy  trząsł

szybami i budził ją każdego ranka. Wciąż bolały ją stopy od obcasów, ale
oprócz tego czuła się lekka i wypoczęta. Kiedy ostatni raz obudziła się tak
wyspana?

Usiadła,  zrzucając  z  siebie  kołdrę.  Wyglądało  na  to,  że  ma  na  sobie

tylko majtki i stanik. Gdzie się podziała jej puchata piżama?

Wreszcie mgła snu opadła, a wspomnienia poprzedniego dnia napłynęły

do  jej  umysłu  szerokim  strumieniem.  Maxim.  Maxim  odnalazł  ją
poprzedniej nocy i przyprowadził tutaj. Maxim, z jego ciemnymi oczami,
gniewnym  głosem  i  zapachem  drzewa  sandałowego.  Maxim,  z  jego
silnymi,  a  zarazem  delikatnymi  rękami,  którymi  położył  ją  do  łóżka,
rozebrał i przykrył kołdrą.

Zadrżała, choć w pokoju panowała doskonale przyjemna temperatura.
„To moja krew. Naprawdę myślisz, że bym je porzucił?”
Założyła,  że  jeśli  Maxim  kiedykolwiek  dowie  się  o  dziecku,  wpadnie

we wściekłość. Tymczasem tym, co ujrzała w jego oczach, był ból.

background image

Oceniła go i wydała wyrok. Jej decyzja, żeby uciec, była rozsądna, ale

w chwili odkrycia ciąży wszystko się zmieniło. Położyła rękę na okrągłym
brzuchu i poczuła ruchy dziecka.

– Dzień dobry, maluszku – wymruczała tak samo, jak robiła to każdego

ranka. Pozwoliła, by łza spłynęła jej po policzku. – Przepraszam – szepnęła,
ocierając łzę wierzchem dłoni.

Uciekanie  zawsze  było  jej  ulubioną  praktyką,  ponieważ  łatwiej  było

zacząć nowe życie niż stawić czoło problemom. Kiedy lekarz potwierdził,
że  spodziewa  się  dziecka,  powinna  była  zrozumieć,  że  czas  przestać
uciekać. Teraz jednak nie było sensu się tym zadręczać. Maxim odnalazł ją
i  wydawał  się  bardziej  rozwścieczony  tym,  że  mu  nie  powiedziała,  niż
samym faktem posiadania dziecka.

„To zawsze był twój wybór”.
Zsunęła  nogi  z  łóżka  na  miękki  dywan  i  podeszła  do  fotela  obitego

haftowanym  jedwabiem,  gdzie  ktoś  położył  dla  niej  puchaty  szlafrok.
Założyła  go  i  odsłoniła  zasłony.  Za  nimi  odkryła  wyjście  na  balkon,
z którego rozciągał się przepiękny widok na Tamizę.

Wcisnęła ręce do kieszeni szlafroka i obejrzała się na łóżko. Poduszka

obok niej była gładka i nietknięta. Maxim nie dołączył do niej w nocy.

Przypomniała  sobie  jego  dotyk  poprzedniego  wieczoru.  Nie

niecierpliwy  i  łakomy,  ale  delikatny  i  nieerotyczny.  Coś  ją  ścisnęło
w żołądku.

Na miłość boską, Cara! Oczywiście, że nie jest już tobą zainteresowany.

I dlaczego miałabyś chcieć, żeby było inaczej? Jesteś w ciąży i nie potrafisz
mu się oprzeć. W przeciwnym razie nigdy byś się w to nie pakowała!

Położyła ręce na brzuchu, w duchu przepraszając rosnące w niej życie.
Nie jesteś problemem, maluszku. I nigdy nim nie będziesz.
Za to prawie wszystko inne w jej życiu nim było.

background image

Poprzedniego wieczoru straciła pracę. Martha nigdy nie da jej kolejnego

zlecenia  po  tym,  jak  uciekła  w  połowie  zmiany.  Za  to  Maxim,  jak  to
Maxim,  wziął  sprawy  we  własne  ręce  –  czy  raczej  ramiona.  Była  zbyt
zmęczona, żeby się sprzeciwić. Ale tego ranka będzie się musiała nauczyć
stawiać na swoim.

Odgarnęła włosy z twarzy. Pozycja słońca nad Tamizą sugerowała, że

jest jeszcze wcześnie. Przede wszystkim musiała wziąć prysznic i znaleźć
swoje ubrania – potem będzie mogła stawić czoło Maximowi. I przyznać
się do błędu, który popełniła, ukrywając przed nim ciążę.

Powiedziała sobie, że nie tylko ona jest winna temu, co się stało. To on

postanowił wykorzystać ich wspólną noc w cynicznej próbie odebrania jej
nieruchomości.  To  on  był  tak  owładnięty  żądzą  zemsty,  że  postanowił
rzucić ją mediom na pożarcie.

Maxim  nie  był  bez  winy.  Kiedy  tylko  się  umyje  i  ubierze,  będzie

gotowa mu to przypomnieć – i to dosadniej niż poprzedniej nocy.

Dwadzieścia  minut  później  Cara  była  czysta  i  sucha.  Niestety  wciąż

miała  tylko  szlafrok  i  wczorajszą  bieliznę,  ponieważ  nie  udało  jej  się
znaleźć ubrań. Ani butów. Nawet jej płaszcz zniknął.

Czy  Maxim  je  ukradł?  A  może  ukrył?  Żeby  mieć  pewność,  że  nie

ucieknie…

Zebrawszy  swoją  nowo  odkrytą  odwagę,  zacisnęła  pasek  szlafroka

i otworzyła drzwi sypialni.

Na widok ogromnego, luksusowo urządzonego salonu zaparło jej dech.

Z  początku  nie  zauważyła  go  wśród  całego  tego  przepychu,  ale  potem
z  kanapy  dobiegł  ją  cichy  szmer.  Dopiero  wtedy  zauważyła  parę  długich,
opalonych nóg przewieszonych przez kremowy jedwabny podłokietnik.

background image

Z  zaciśniętym  gardłem  obeszła  kanapę  i  zobaczyła  Maxima  w  pełnej

okazałości,  rozciągniętego  na  poduszkach  i  zajmującego  całą  dostępną
przestrzeń. Cienki koc przykrywał dolną połowę jego ciała.

Serce  mocniej  zabiło  jej  w  piersi.  Przyglądała  mu  się  łakomym

wzrokiem, korzystając z tego, że on nie mógł jej widzieć. Jego pierś była
równie szeroka i umięśniona, co w jej pamięci, a jego płaski brzuch unosił
się  i  opadał  w  regularnym  rytmie.  Jego  zwykle  zaczesane  włosy  były
zmierzwione, a brodę pokrywał jednodniowy zarost.

Cara sądziła, że mężczyźni wyglądają mniej onieśmielająco, kiedy śpią.

Ale nie Maxim.

Drżąco wypuściła powietrze.
Maxim musiał ją usłyszeć, bo niespodziewanie otworzył oczy i spojrzał

prosto na nią, sprawiając, że się cofnęła.

– Bonjour, Cara – powiedział. Ziewnął i usiadł na kanapie. Jego ruchy

były zarazem leniwe i precyzyjne.

Dlaczego miała wrażenie, że weszła do jamy wilka? Znowu.
Jej napięcie jeszcze wzrosło, kiedy odrzucił koc, odsłaniając długie nogi

o  mocnych  udach.  Nie  mogła  nie  zauważyć  twardego  kształtu  rysującego
się pod jego bokserkami. Na sam widok poczuła gorące pulsowanie w dole
brzucha.

Maxim odepchnął włosy z twarzy i uśmiechnął się do niej cierpko.
–  Nie  zwracaj  uwagi.  Mam  go  każdego  ranka.  Zwłaszcza,  kiedy  śnię

o tobie.

Rumieniec wypełzł na policzki Cary, sprawiając, że poczuła się boleśnie

niedoświadczona… a jednocześnie głupio podekscytowana.

O co chodziło? Przecież nie chciała, żeby o niej śnił… prawda?
– Gdzie są moje ubrania, Maxim? – wypaliła, wytrącona z równowagi

nie tylko intymnością tej chwili, ale też swoją niedorzeczną reakcją.

background image

Musiała  natychmiast  wyjść.  Będą  mogli  porozmawiać,  kiedy  odzyska

równowagę. Kiedy nie będzie stać w jego apartamencie, świadoma swojej
nagości pod szlafrokiem i jego porannej erekcji.

Zamiast odpowiedzieć, Maxim wstał i przeciągnął się. Cara usłyszała,

jak strzelają mu stawy, i zrobiło jej się przykro na myśl, że z jej powodu
spędził całą noc na kanapie.

– Zutylizowałem je – wyjaśnił bez śladu skruchy.
Jej ciepłe uczucia natychmiast wyparowały.
– Co zrobiłeś?! – Chciała być oburzona jego arogancją, ale zamiast tego

poczuła się tylko jeszcze bardziej naga. – Dlaczego?

– Żebyś nie uciekła, kiedy spałem. – Wzruszył ramionami.
–  Ale…  To…  Nie  miałeś  prawa!  –  wydyszała.  Wreszcie  udało  jej  się

wzbudzić  w  sobie  trochę  gniewu.  Musiała  kupić  te  ubrania  z  własnych
pieniędzy.

– Oczywiście,  że miałem prawo. Nie zamierzam  pozwolić  ci zniknąć,

dopóki nie ustalimy kilku rzeczy.

– Ale ja nie zamierzałam znikać – odparła, nie mogąc uwierzyć w jego

arogancję.  I  zastanawiając  się,  jakie  to  rzeczy  mieli  ustalić.  –  Wieczorem
powiedziałam ci, że wrócę, żeby z tobą porozmawiać.

Tym  razem  nawet  się  nie  wysilił,  żeby  jej  odpowiedzieć.  Sceptycznie

uniósł brew; jego mina mówiła: „Czy uważasz mnie za idiotę?”.

Brak  zaufania  z  jego  strony  sprawiał,  że  Cara  miała  ochotę  krzyczeć.

Ale  musiała  mu  przyznać  trochę  racji,  biorąc  pod  uwagę  swoje  ostatnie
zniknięcie.

– Te ubrania były moją własnością. Zapłaciłam za nie i potrzebuję ich,

ponieważ dzisiaj będę musiała znaleźć nową pracę. Także wielkie dzięki –
odparła, usiłując ukryć panikę za ścianą sarkazmu.

background image

Okazanie słabości Maximowi Durandowi nie było dobrym pomysłem.

Poprzedniej nocy nie zdołała przed nim ukryć swojego wyczerpania, a on
zdusił jej protesty i zniszczył jej własność.

Jego  cyniczne  spojrzenie  zniknęło,  ale  w  chwili,  kiedy  myślała,  że

wreszcie  udało  jej  się  zbić  jego  argumenty,  odezwał  się  głosem  tak
spokojnym,  pragmatycznym  i  nieznoszącym  sprzeciwu,  że  minęło  kilka
chwil, zanim dotarła do niej bezczelność jego wypowiedzi.

– Nie będziesz potrzebować tych ubrań, ponieważ kupię ci lepsze. I nie

potrzebujesz pracy, ponieważ weźmiemy ślub najszybciej, jak to możliwe,
za dziesięć dni.

– Oszalałeś?
Maxim patrzył, jak rumieńce Cary ciemnieją, a ostrożna nieufność w jej

oczach zmienia się w panikę.

No dobrze, może to nie był najlepszy sposób, żeby jej się oświadczyć.

Cara  zrobiła  kolejny  krok  do  tyłu,  jakby  miała  przed  sobą  niebezpieczne
zwierzę, szykujące się do ataku.

Miała  prawo  mu  nie  ufać.  Jego  emocje  nigdy  dotąd  nie  były  tak

gwałtowne,  tak  niekontrolowane.  Kiedy  otworzył  oczy  i  ujrzał  ją  przed
sobą,  z  mokrymi  włosami  i  kształtnymi  krągłościami  pod  szlafrokiem,
musiał zdusić pierwotną żądzę, by wyskoczyć z łóżka i rzucić się na nią.

–  Pozwól,  że  wytłumaczę  –  powiedział,  robiąc  krok  w  jej  stronę.  –

Małżeństwo jest oczywistym rozwiązaniem.

Zrobiła kolejny krok do tyłu.
– Nie dotykaj mnie, Maxim. Mówię poważnie. – Uniosła ręce w geście

poddania, jednocześnie zerkając na drzwi apartamentu. – Muszę wyjść. Nie
mogę…

background image

Rzuciła  się  do  drzwi.  Maxim  bez  namysłu  przeskoczył  nad  kanapą

i chwycił ją za nadgarstek, zatrzymując w miejscu.

Szamotała się, usiłując wyrwać rękę.
– Puść mnie, Maxim! Chcę wyjść!
– Przestań ze mną walczyć, Cara. Zrobisz sobie krzywdę – powiedział,

zamykając ją w mocnym uścisku, by zdławić jej opór.

Odetchnął jej zapachem, zapachem dzikich kwiatów i kobiecego ciała.

Zapachem,  który  doprowadzał  go  do  szaleństwa  poprzedniego  wieczoru,
kiedy ją rozbierał, zmuszając się, żeby nie dotykać jej więcej, niż to było
konieczne.

Wreszcie  przestała  się  szamotać.  Oparła  czoło  o  jego  pierś  i  usłyszał

zduszone łkanie.

Czuł się jak barbarzyńca, jak zwierzę. Jej bolesne łkanie, drżący oddech

i  bezradność,  która  musiała  się  pod  nimi  kryć,  wystawiały  na  próbę  jego
spokój  i  opanowanie.  Ale  nie  mógł  jej  puścić,  nie  w  tym  stanie.  Gdyby
pozwolił jej odejść, mógłby nigdy więcej jej nie odnaleźć i musiałby żyć ze
świadomością,  że  jest  tam  gdzieś,  walcząc  o  przetrwanie,  kiedy  on  miał
środki,  żeby  się  nią  zaopiekować.  Kiedyś  zawiódł  swoją  matkę.  Nie
zamierzał zawieść i jej.

– Już dobrze, Cara – wyszeptał łagodnie w jej włosy. – Nigdy bym cię

nie skrzywdził. Masz moje słowo. Ale nie mogę pozwolić ci odejść, dopóki
nie obiecasz, że za mnie wyjdziesz.

W odpowiedzi Cara tylko pociągnęła nosem. Na ten dźwięk Maximowi

ścisnęło  się  gardło.  Odgarnął  mokre  włosy  z  jej  policzka  i  ujął  jej  twarz
w dłonie, skłaniając ją, żeby spojrzała mu w oczy. Jej policzki były suche,
ale widział wilgoć w bezdennej głębi jej niebieskich oczu.

Gorąco  napłynęło  do  jego  lędźwi,  ale  zmusił  się,  żeby  się  opanować.

Teraz powinien przede wszystkim ją pocieszyć.

background image

Lekko pocałował Carę w czoło i wypuścił ją z ramion.
Ku  jego  uldze  nie  ruszyła  się  z  miejsca.  Zamiast  próbować  uciec,

przycisnęła  ręce  do  brzucha,  jakby  usiłowała  opanować  emocje
przetaczające się przez jej ciało.

Emocje, które Maxim rozpoznał, ponieważ sam czuł to samo.
–  To  małżeństwo  będzie  ograniczone  czasowo  –  oznajmił  ochryple,

usiłując  skupić  się  na  planach,  które  stworzył  w  nocy.  Szczegółowych,
praktycznych,  rozsądnych  planach,  które  następnie  wyrzucił  do  kosza
swoimi idiotycznymi żądaniami.

Cara patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nic nie powiedziała

ani  nie  poruszyła  się,  więc  Maxim  kontynuował.  Starał  się  brzmieć
bardziej, jakby ją przekonywał, niż jakby jej rozkazywał, co także było dla
niego nowym doświadczeniem.

–  Chcę,  żeby  dziecko  miało  moje  nazwisko  i  moją  protekcję.  Chcę,

żebyś  mieszkała  w  Burgundii  w  moim  château,  żebyś  była  otoczona
najlepszą  możliwą  opieką.  Koniec  z  pracą,  koniec  z  głodem,  koniec
z wyczerpaniem. Zapewnię… – Przerwał, opanowując wrodzoną skłonność
do rozkazywania. – Chcę zapewnić ci wszystko, czego potrzebujesz, kiedy
będziesz nosić to dziecko. To dla mnie bardzo ważne.

Wbrew jego oczekiwaniom Cara nie odmówiła z miejsca.
– Dlaczego? – spytała tylko.
– Dlaczego tego chcę? – upewnił się nieco zdziwiony Maxim. Czy to

nie  było  oczywiste?  –  Bo  to  bez  sensu,  żebyś  narażała  swoje  życie,  żeby
przetrwać, kiedy ja mam pieniądze, których potrzebujesz

– Dlaczego uważasz, że moje życie jest w niebezpieczeństwie?
Maxim zmarszczył brwi. Czy to było podchwytliwe pytanie? Ale Cara

nie  sprawiała  wrażenia,  jakby  chciała  go  podejść;  wyglądała  na  szczerze
zagubioną. Najwyraźniej naprawdę musiał udzielić oczywistej odpowiedzi.

background image

–  Ciąża  i  poród  są  niebezpieczne,  Cara.  Urodzenie  dziecka  może…  –

Odetchnął i zmusił się, by odepchnąć wspomnienia, które paliły jego gardło
jak kwas. – Urodzenie dziecka może osłabić kobietę, zwłaszcza jeśli nie ma
zapewnionej  właściwej  opieki.  Nie  powinniśmy  byli  uprawiać  seksu  bez
prezerwatywy.  –  Pozwolił,  by  jego  wzrok  powędrował  na  jej  ciążowy
brzuch,  a poczucie  winy, które  do tej pory  od siebie  odsuwał,  zaczęło  go
przerastać.  –  Przez  moją  lekkomyślność  jesteś  narażona  na  to
niebezpieczeństwo.  Dlatego  moim  obowiązkiem  jest  zapewnić  ci
odpowiednią opiekę, dopóki dziecko się nie urodzi.

Był  gotów  błagać,  grozić,  szantażować.  Cara  musiała  zrozumieć,  że

małżeństwo jest jedynym wyjściem.

–  Maxim,  nie  jestem  w  żadnym  prawdziwym  niebezpieczeństwie  –

powiedziała łagodnie Cara. – A nawet gdybym była, to ty nie jesteś za mnie
odpowiedzialny. Podjęłam świadomą decyzję, żeby urodzić to dziecko.

Zdawała  sobie  sprawę,  że  pod  wieloma  względami  nie  doceniła

Maxima. To, że czuł się aż tak odpowiedzialny za jej zdrowie, było grubą
przesadą, ale ona swoją głupią, upartą dumą tylko pogorszyła sytuację.

Powinna była się z nim skontaktować, jak tylko odkryła, że jest w ciąży.

Gdyby przyjęła jego wsparcie, nie musiałaby się zapracowywać na śmierć.
Miał pełne prawo sądzić, że nie jest w stanie sama o siebie zadbać.

–  Ta  kłótnia  nie  ma  sensu,  Cara.  –  Maxim  spojrzał  na  jej  brzuch.  –

Fakty są takie, że jesteś w ciąży i urodzisz moje dziecko. Nie chcę, żeby
stała ci się krzywda.

Serce boleśnie ścisnęło jej się w piersi.
–  Nie  stanie  mi  się  krzywda,  Maxim  –  powiedziała,  starając  się  za

bardzo  nie  rozczulać  nad  jego  determinacją,  żeby  się  o  nią  troszczyć.  –
Jestem ciężarna, a nie chora.

– Ciąża jest niebezpieczna. Moja matka…

background image

Przerwał i odwrócił głowę, ale było za późno. Cara zdążyła zobaczyć

agonię w jego oczach, kiedy wspomniał o swojej matce.

– Co się stało z twoją matką, Maxim?
Maxim odsunął się jeszcze bardziej.
– Nieważne.
Ale Cara widziała, że to ważne. Czy to dlatego tak bardzo mu zależało,

żeby się z nią ożenić i się o nią zatroszczyć?

–  Czy  twoja  matka…  źle  znosiła  ciążę?  –  spytała  łagodnie.  –  Czy  to

dlatego moja cię przeraża?

Maxim  przejechał  dłonią  po  włosach.  Echo  dawnej  traumy  w  jego

oczach wystarczyło Carze za odpowiedź.

–  Byłem  dużym  dzieckiem  –  powiedział  po  chwili  milczenia.  –  Ona

była  małą  kobietą.  A  on  odmówił  zapłacenia  za  opiekę,  której
potrzebowała. – Odwrócił wzrok. Jego głos był pełen goryczy. – A ja nie
byłem  jedynym  dzieckiem,  którego  poczęciu  nie  udało  mu  się  zapobiec.
Dwa razy poroniła, zanim się jej pozbył.

– Maxim, tak mi przykro – szepnęła Cara, dotykając jego ramienia. Czy

widział  te  poronienia  na  własne  oczy?  Sądząc  po  cieniu  traumy  w  jego
oczach,  musiało  tak  być.  –  Żałuję,  że  nie  wiedziałam,  jaki  naprawdę  był
Pierre  –  dodała,  uświadamiając  sobie,  jaka  była  naiwna,  stając  w  obronie
swojego byłego pracodawcy. – Nigdy nie zgodziłabym się go poślubić.

– Nie winię cię – odparł Maxim i Cara widziała, że mówi szczerze. –

Mój  ojciec  przez  całe  życie  manipulował  kobietami.  Był  w  tym  bardzo
dobry.  –  Zamrugał.  Po  rumieńcu  na  jego  policzkach  Cara  widziała,  jak
trudno mu było mówić o relacji swoich rodziców. – Moja matka nigdy nie
przestała go kochać, mimo tego, jak ją traktował. – Odetchnął drżąco. – Ale
to  w  tym  momencie  nie  jest  istotne.  Najważniejsze,  że  ty  nie  będziesz
cierpieć tak jak ona. Gdybym na to pozwolił, byłbym nie lepszy od niego.

background image

Cara skinęła głową. Poprzedniego dnia powiedział, że nie jest taki, jak

jego ojciec, ale dopiero teraz naprawdę pojęła, ile to dla niego znaczy.

– Rozumiem.
–  Nie  zdecydowałbym  się  na  rodzicielstwo,  Cara.  –  Jego  głos  nie  był

oskarżycielski, ale tak pełen żalu, że poczuła przenikliwy ból w sercu. – Ale
nie  byłem  dość  ostrożny,  a  teraz  ty  musisz  stawić  czoło  konsekwencjom
mojej lekkomyślności. – W jego ustach to dziecko brzmiało jak straszliwe
brzemię.  Cara  pomyślała  ponuro,  że  dla  niego  pewnie  nim  było.  –  Wiem
też,  jak  to  jest,  nie  mieć  opieki,  nazwiska  i  pieniędzy  ojca.  Nie  mogę
pozwolić, żeby moje dziecko spotkał ten sam los.

Cara znów skinęła głową, myśląc, że dobry ojciec powinien zapewnić

też coś więcej. Kiedy jej matka zmarła, zwróciła się do ojca po wsparcie nie
tylko  finansowe,  ale  przede  wszystkim  emocjonalne.  A  on  jej  go  nie  dał.
Porzucił ją, ponieważ była za dużym kłopotem, a on nigdy tak naprawdę jej
nie kochał. Tak samo jak Pierre de la Mare porzucił Maxima.

– Czy byłbyś w stanie dać temu dziecku coś więcej, Maxim? – spytała.

Bała się mieć nadzieję, ale jeszcze bardziej się bała nie zapytać.

– Co masz na myśli? – Maxim wydawał się naprawdę zbity z tropu jej

pytaniem. Serce podeszło jej do gardła.

–  Czy  myślisz,  że  byłbyś  w  stanie  dać  temu  dziecku  coś  więcej  niż

swoje nazwisko i opiekę?

Maxim zmarszczył brwi.
–  Wątpię,  żeby  to  było  możliwe.  Tak  jak  powiedziałem,  nigdy  nie

planowałem  być  ojcem,  ponieważ  nie  sądzę,  żebym  mógł  być  w  tym
szczególnie dobry.

Powiedział  to  ze  spokojną  pewnością  siebie,  ale  nadzieja  Cary  nie

chciała  umrzeć.  To  nie  brzmiało,  jakby  kategorycznie  wykluczał  taką
możliwość, prawda?

background image

Owszem,  żadne  z  nich  nie  zaznało  ojcowskiej  miłości,  ale  to  nie

znaczyło, że ich dziecku też musiało jej brakować. Już teraz tak bardzo je
kochała!  Małżeństwo,  o  jakim  mówił  Maxim,  nie  wystarczyło  do
stworzenia  prawdziwej  rodziny  –  ale  to,  że  tak  bardzo  zależało  mu  na
zapewnieniu jej i dziecku bezpieczeństwa, było jakimś początkiem.

Maxim został odrzucony, tak samo jak ona. Doskonale wiedziała, jak to

boli. Jak odbiera wiarę w siebie, jak sprawia, że człowiek zaczyna wątpić,
czy kiedykolwiek będzie jeszcze w stanie kogoś pokochać. Ale ona w ciągu
ostatnich pięciu miesięcy odkryła w sobie niewyczerpaną studnię miłości.
Nigdy by nie przypuszczała, że jest zdolna tak kochać.

Dla Maxima dziecko jeszcze nie było prawdziwą, żywą osobą. Ale Cara

pamiętała,  jak  się  nią  zaopiekował  ich  pierwszej  nocy  i  wiedziała,  że  nie
jest  całkowicie  nieczuły.  Dostatecznie  się  naoglądał  toksycznej  relacji
swoich  rodziców,  żeby  nie  wierzyć  w  miłość,  ale  to  nie  znaczyło,  że
pewnego dnia nie mógł się stać dobrym ojcem.

– Czy to dlatego tak bardzo chciałeś zniszczyć La Maison? Przez to, co

spotkało  w  tym  domu  ciebie  i  twoją  matkę?  –  spytała  łagodnie.
Wspomnienie  tamtej  zdrady  wciąż  bolało,  ale  może  ta  zdrada  nigdy  nie
była  wymierzona  w  nią,  ale  w  jego  przeszłość  –  w  człowieka,  który  tak
perfidnie wykorzystał jego matkę, a potem pozbył się ich obojga.

– Co? Nie. – Maxim wyglądał na wstrząśniętego. – To była pomyłka.

Jakiś praktykant w kancelarii adwokackiej zapomniał usunąć oświadczenie
z  załącznika,  wysyłając  do  prasy  informację,  że  zamierzam
zakwestionować testament. Nigdy nie upubliczniłbym celowo szczegółów
naszego  życia  seksualnego.  I  nie  jestem  tak  szalony,  żeby  obwiniać
budynek za cierpienie mojej matki.

Cara  się  uśmiechnęła.  Ból,  który  towarzyszył  jej  bez  przerwy  od

tamtego dnia, zniknął.

background image

– Dobrze wiedzieć.
– Teraz chyba rozumiesz, że musimy się pobrać, Cara?
Francuskie „r” w jej imieniu sprawiło, że resztki jej oporu wyparowały.

Cisza  panująca  w  pomieszczeniu  zdawała  się  wibrować,  a  pociąg,  który
Cara  czuła  od  czasu  ich  pierwszego  spotkania,  był  silniejszy  niż
kiedykolwiek.

– Épouse-moi, Cara – wymruczał gardłowo Maxim.
„Wyjdź za mnie, Cara”.
Jednym krokiem pokonał dzielącą ich przestrzeń i pocałował ją w szyję,

wyczuwając  jej  słabość  i  wykorzystując  ją.  Cara  przylgnęła  do  niego
z cichym jękiem. Przeszyło ją podniecenie; jej wrażliwe sutki natychmiast
stwardniały, a w podbrzuszu poczuła rozkoszne ciepło, ale zanim zdążyła
poddać się żądaniom swojego ciała, poczuła w brzuchu znajomy ruch.

Maxim odskoczył, wyraźnie wstrząśnięty.
– C’est le bébé?
Cara skinęła głową, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu na widok jego

przerażonej miny.

– Tak, lubi kopać.
Wiedziona  instynktem,  rozwiązała  szlafrok,  ujęła  bezwładną  rękę

Maxima  i  przycisnęła  ją  sobie  do  brzucha.  Dziecko  natychmiast
zareagowało, wyraźnie niezadowolone z ograniczenia przestrzeni życiowej.

Maxim spojrzał na nią w oszołomieniu.
– Il est très fort, ce bébé – szepnął. – Nie boli cię to?
–  Nie  –  zaprzeczyła  Cara  ze  smutnym  uśmiechem,  wiedząc,  że  jego

pytanie było podyktowane lękiem. – Lekarka powiedziała, że po prostu jest
wyjątkowo  aktywne.  To  zupełnie  naturalne  i  oznacza,  że  dziecko  zdrowo
się rozwija.

background image

Maxim  zdawał  się  jej  nie  słyszeć.  Wpatrywał  się  w  jej  brzuch  tak

intensywnie, jakby próbował dojrzeć ukryte w nim dziecko.

Puścił jej brzuch i skinął głową.
–  Doktor  Karim  poradziła,  żebyśmy  przyszli  rano  do  jej  kliniki  na

badanie USG – powiedział. Zerknął na zegarek. – Konsjerż może przynieść
dla ciebie nowe ubrania, a kiedy się ubierzesz, pojedziemy na Harley Street.

Cara  westchnęła.  Doktor  Karim  była  wspaniała,  ale  ona  nie

potrzebowała  drogiej  lekarki  z  Harley  Street,  kiedy  miała  wspaniałych
lekarzy w swoim lokalnym publicznym szpitalu. Ale teraz, kiedy wiedziała,
jak ważne jest dla Maxima zapewnienie jej najlepszej możliwej opieki, nie
miała serca mu odmówić.

–  Pewnie  powinnam  być  wdzięczna,  że  zgodziłeś  się  dostarczyć  mi

ubrania  –  zażartowała,  usiłując  nieco  rozładować  atmosferę.  Może  była
naiwna  i  zbyt  optymistyczna,  ale  to,  że  troszczył  się  o  dobro  dziecka,
wydawało się dobrym znakiem.

–  Owszem,  powinnaś.  To  bardzo  wspaniałomyślne  z  mojej  strony  –

wymruczał, znów biorąc ją w ramiona – ponieważ zdecydowanie wolę cię
nago.

Cara  zaśmiała  się  krótko  i  ochryple,  znów  czując  w  podbrzuszu

znajome ciepło. Maxim przytknął czoło do jej czoła.

– Cara, musisz za mnie wyjść. Proszę, zgódź się.
Tym razem to nie był rozkaz. Jego głos był spięty, ostrożny, zatroskany.

Dziecko kopnęło w brzuchu Cary, prawie jakby wyrażało swoją zgodę.

– Nie czuję się… nie czuję się komfortowo z myślą, że będziesz mnie

utrzymywał – zdołała wykrztusić przez ściśnięte gardło.

Rozumiała,  dlaczego  mu  na  tym  zależało.  Nie  próbował  odebrać  jej

niezależności, chciał się tylko o nią zatroszczyć, w przeciwieństwie do jego
ojca, który nie zatroszczył się o jego matkę.

background image

–  Dobrze,  Maxim  –  szepnęła,  zdecydowana  skupić  się  na  nadziei

zamiast na lęku. – Wyjdę za ciebie.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

– Czy chcecie poznać płeć dziecka?
Maxim  zamrugał.  Ledwo  usłyszał  pytanie  doktor  Karim,

zafascynowany  obrazem  na  ekranie  i  głośnym,  miarowym  dźwiękiem
dobiegającym  z  aparatury  do  USG.  Jego  dziecko.  Nie  abstrakcyjne,  ale
realne, namacalne… i tak przerażające, że ledwo mógł oddychać.

–  Potrafi  pani  powiedzieć,  jakiej  jest  płci?  –  ucieszyła  się  Cara.  –

Podczas ostatniego badania jeszcze nie widzieli.

– Udało się złapać bardzo dobre zdjęcie genitaliów, więc mogę określić

płeć  ze  sporą  dozą  prawdopodobieństwa  –  odparła  lekarka.  –  Ale  to,  czy
chcecie wiedzieć już teraz, zależy tylko od was.

– Maxim? Co myślisz? – spytała Cara, zarumieniona z ekscytacji.
Nie miał dla niej odpowiedzi. Nie wiedział, czy wytrzyma, jeśli to się

stanie  jeszcze  bardziej  realne.  Zaczynał  się  pocić,  niebieskie  ściany
gabinetu wydawały się zamykać wokół niego, a wspomnienie tamtego dnia
sprzed lat raz po raz przelatywało mu przez głowę.

„Nie opuszczaj mnie, Maxim. Potrzebuję cię”.
Jak  miał  ochronić  tę  małą,  bezbronną  istotkę,  skoro  nie  udało  mu  się

ochronić własnej matki?

Zakaszlał, odpędzając mroczne wspomnienia.
–  Nie  mam  zdania  –  powiedział.  –  Ty  możesz  zdecydować.  –  Co  za

różnica,  jakiej  płci  jest  dziecko,  jeśli  nigdy  nie  będzie  mógł  być  częścią
jego życia?

background image

Radość w oczach Cary przygasła. Maxim bezwzględnie zdusił w sobie

wyrzuty sumienia. Już jej powiedział, co może dać, a czego nie.

–  No  dobrze,  w  takim  razie  chciałabym  wiedzieć  –  szepnęła,

odwracając się z powrotem do lekarki.

Doktor Karim uśmiechnęła się i wskazała coś na monitorze.
– Oczywiście nie jestem pewna na sto procent, ale sądzę, że mamy tu

penis – powiedziała z uśmiechem.

– Chłopiec? – szepnęła Cara z przejęciem, które tylko zwiększyło ciężar

w piersi Maxima. Obróciła się i chwyciła go za rękę. – Słyszałeś, Maxim?
Będziemy mieli syna!

Skinął  głową  i  podniósł  jej  palce  do  ust.  Ledwo  był  w  stanie  mówić

przez duszący go wstyd.

– Powinienem już iść – powiedział. – Żeby dokończyć przygotowania.
– Przygotowania? – Cara zmarszczyła brwi.
–  Muszę  dzisiaj  wrócić  do  Francji.  Ty  pozostaniesz  w  hotelu

w Londynie do czasu ślubu, który weźmiemy w merostwie w Auxerre za
dziesięć  dni.  –  Żałował  decyzji,  żeby  towarzyszyć  jej  podczas  tej  wizyty.
Nie przypuszczał, że dziecko będzie się dało rozpoznać na tak wczesnym
etapie. – Widzimy się na lotnisku w Burgundii. Pamiętaj, żeby odpoczywać.

– Nie będziemy się widzieć przez dziesięć dni?
Maxim zmusił się, by zignorować rozczarowanie w jej oczach.
–  Tak,  obawiam  się,  że  przygotowanie  dokumentacji  potrwa  właśnie

tyle.

I był za to żałośnie wdzięczny.
Początkowo planował wziąć ślub w Londynie, ale nawet teraz był zbyt

świadom  krągłej  figury  Cary  pod  szpitalną  koszulą.  Wciąż  za  bardzo  jej
pragnął,  nawet  wiedząc  o  rosnącym  w  niej  życiu.  Potrzebował  tej

background image

dziesięciodniowej separacji, żeby się upewnić, że jego pożądanie jest pod
jaką taką kontrolą.

–  Musisz  odpoczywać  –  powiedział  do  Cary.  –  Dziękujemy,  pani

doktor – dodał, zwracając się do lekarki.

Pożegnał  się,  pocałował  Carę  w  czoło  i  uciekł  z  dusznego

pomieszczenia, zostawiając za sobą strach, wspomnienia i bezustanny głód.
Miał  dziesięć  dni,  żeby  się  pozbierać  i  zamknąć  ziejącą  czeluść,  która
otworzyła się w nim na widok jego dziecka. I dziesięć dni, żeby wymyślić,
jak przetrwa cztery miesiące małżeństwa bez rzucania się na matkę swego
syna przy każdej możliwej okazji.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kawalkada  czarnych  SUV-ów  wspięła  się  na  wzgórze.  Carze  zaparło

dech  w  piersiach,  kiedy  w  dali  ukazał  się  dom  Maxima.  Kamienne  mury
Château Durand dominowały nad otaczającym krajobrazem niczym dumne
świadectwo  bogactwa  i  potęgi  mężczyzny,  którego  właśnie  poślubiła
w ratuszu Auxerre.

Podczas swojego pobytu w Burgundii nigdy nie wypuściła się na teren

Durand  Corporation,  ale  nieraz  słyszała  plotki  o  zrujnowanym  château,
które kupił Maxim Durand i ogromnym nakładem kosztów przywrócił mu
dawną  świetność.  Nic  jednak  nie  mogło  jej  przygotować  na  splendor
posiadłości, przez którą jechali od dwudziestu minut.

Przejechali  przez  bramę  w  wysokim  kamiennym  murze,  minęli  kilka

ceglanych budynków gospodarczych i znaleźli się w przepięknym, idealnie
utrzymanym ogrodzie w stylu francuskim. Sam dom, czy raczej rezydencja,
majaczył  na  końcu  podjazdu.  Trzy  piętra  smukłych  łukowych  okien
o zielonych okiennicach. Wisteria i bluszcz pięły się po kamiennej elewacji,
którą  zdobiły  kute  żelazne  balkony  i  strzeliste  wieżyczki.  To  był  pałac
godny króla.

Cara  zerknęła  na  swojego  męża,  który  był  zajęty  rozmową  przez

telefon. Może i Maxim nie urodził się królem, ale idealnie pasował do tej
roli.

Czy  naprawdę  ledwie  dziesięć  dni  temu  zgodziła  się  za  niego  wyjść?

Ostatnie  półtorej  tygodnia  minęło  jak  sen.  Każdy  dzień  stawiał  przed  nią
nowe  wyzwanie:  spotkania  z  prawnikami  Maxima  i  analizowanie

background image

szczegółów  umowy  przedmałżeńskiej;  zabiegi  stylistek  i  kosmetyczek;
przymiarki u krawcowej, która przygotowała dla niej całą nową garderobę
w  rekordowo  krótkim  czasie;  spotkanie  z  Dorą,  której  szczęka  opadła  do
samej ziemi, kiedy usłyszała, kogo Cara ma poślubić.

Ale  nocami  Cara  tęskniła  za  Maximem,  czując  się  samotna  i  nie  na

miejscu w hotelowym łóżku.

Jej  rozgorączkowany  umysł  analizował  każdy  szczegół  ich  relacji,

zwłaszcza  ostatnie  spotkanie  w  gabinecie  doktor  Karim.  Lęk,  który
zauważyła na jego twarzy na widok dziecka, nie dawał jej spokoju.

Za  to  kiedy  tego  ranka  przyjechał  po  nią  na  lotnisko,  nie  było  w  nim

śladu po tamtym lęku. Może go sobie wyobraziła?

Na pewno nie było czasu, żeby o to zapytać, ponieważ prosto z lotniska

zawiózł ją do merostwa, a następnie wsadził na pokład helikoptera, który
przetransportował ich prosto do winnicy.

Wyjęła  swój  nowy  smartfon  z  kieszeni  lnianych  spodni.  Reszta  jej

nowej  garderoby  spoczywała  w  ręcznie  robionych  walizkach,  na  których
wygrawerowano jej inicjały.

Jej nowe inicjały. Cara Evans Durand.
Odetchnęła  drżąco  i  wyjrzała  przez  okno  samochodu.  Przejeżdżali

akurat obok dużego basenu w cieniu drzew, przykrytego na zimę. Nigdy nie
postawiła stopy w tak luksusowym miejscu, nie wspominając o tym, żeby
w nim mieszkać.

Samochód  zatrzymał  się,  a  Maxim  pożegnał  swojego  rozmówcę.

Wysiadł i otworzył drzwi po stronie Cary, zanim zdążyła zrobić to sama.

– Witaj w Château Durand, Cara – powiedział z uśmiechem. Pstryknął

palcami i podbiegło do nich dwóch lokajów.

– Twoja nowa francuska położna i jej zespół czekają, żeby cię zbadać –

powiedział Maxim, kiedy lokaje zaczęli wypakowywać jej bagaże. Położył

background image

rękę na jej plecach i poprowadził ją ku marmurowym schodom, wiodącym
do château. Jego dotyk sprawił, że przeszedł ją dreszcz.

– Ale wczoraj byłam na badaniu u doktor Karim…
–  To  tylko  formalność  –  zapewnił  Maxim,  głaszcząc  ją  po  plecach.  –

Jeśli lekarka będzie usatysfakcjonowana, to odpocznij w swoich pokojach
przed wieczorem.

Swoich pokojach? Dlaczego miałaby potrzebować więcej niż jednego?

I  co  miało  się  stać  wieczorem?  Czy  mówił  o  skonsumowaniu  ich
małżeństwa?

Maxim zerknął na zegarek.
– Czy osiemnasta ci odpowiada?
– Na seks?!
Maxim uśmiechnął się.
– Mówiłem o weselu, Cara.
–  Och…  rozumiem  –  wyjąkała,  czując  się  jak  idiotka.  Napalona

idiotka. – Ale… myślałam, że już po wszystkim?

Dotąd  sądziła,  że  Maxim  postanowił  ograniczyć  się  do  szybkiej

ceremonii w ratuszu Auxerre. Prawdę mówiąc, jej beznamiętna, urzędowa
natura  ucieszyła  ją.  Już  i  tak  dostatecznie  trudno  będzie  jej  pamiętać
o  czysto  pragmatycznej  naturze  ich  małżeństwa,  mieszkając  w  pełnym
przepychu domu Maxima.

– Wzięliśmy ślub, a teraz czas na wesele. Personel przygotował bankiet

w sali balowej château.

– Jak to?
Bankiet?
Jakim  cudem  Maxim  zorganizował  to  wszystko  w  mniej  niż  tydzień?

I dlaczego?

background image

Założyła, że nie będą robić zbędnego zamieszania. Im mniej prawdziwe

wydawało się to małżeństwo, tym lepiej. Jednak najwyraźniej Maxim miał
inny pomysł.

–  Nie  martw  się,  stylistka  zapewniła  mnie,  że  w  twojej  garderobie

znajduje się odpowiednia sukienka.

Naprawdę?  Czy  wśród  setek  stylizacji,  które  przymierzyła,  była  jej

suknia ślubna? Dlaczego nikt jej o tym nie powiedział?

Maxim  przedstawił  Carę  pracownikom.  Kolejno  uścisnęła  ich  dłonie

i przywitała się z nimi swoim łamanym francuskim. To wszystko wydawało
jej się coraz bardziej nierealne.

Od  środka  château  robiło  nie  mniejsze  wrażenie  niż  na  zewnątrz.

Maxim  poprowadził  ją  przez  zapierające  dech  w  piersiach  salony,
w których obok bezcennych antyków stały ultranowoczesne meble, surowe
i onieśmielające. Weszli po szerokich schodach na pierwsze piętro i znaleźli
się w amfiladzie przestronnych, jasno urządzonych pokoi, gdzie już czekała
lekarka i dwie pielęgniarki, które Maxim ściągnął dla niej z Paryża.

– Poczekaj, Maxim. – Cara chwyciła go za rękaw garnituru. – Czy na

bankiecie będzie dużo ludzi?

–  Trochę  miejscowych  dygnitarzy,  moich  kolegów  i  znajomych  –

odparł. – Nie więcej niż setka ludzi.

Setka ludzi? Carze zrobiło się niedobrze.
Maxim  zaśmiał  się  pobłażliwie,  co  wcale  jej  nie  pomogło  opanować

panikę. Położył dłoń na jej policzku.

– Nie martw się. Będzie po wszystkim szybciej, niż myślisz.
A  później…  co?  Czy  skonsumują  związek?  Jeśli  Cara  miała  być

szczera, myślała o tym o wiele za dużo.

Przestań  myśleć  o  seksie.  Wesele  na  sto  osób  będzie  dostatecznym

wyzwaniem.

background image

–  Ale…  nigdy  nie  byłam  na  bankiecie  –  wyjąkała  Cara,  ignorując

podniecenie.

Maxim pogłaskał ją po szyi i pocałował w czoło.
–  Nie  panikuj,  Cara,  wszystko  będzie  dobrze.  Mój  asystent,  Jean-

Claude,  zaprosił  Marcela  Carona  w  twoim  imieniu,  więc  będziesz  tam
miała znajomą twarz. Marcel zaproponował, że zaprowadzi cię do ołtarza.
Co ty na to?

– Nie mam nic przeciwko… chyba – powiedziała Cara, zaskoczona, że

Maxim kłopotał się zaproszeniem Marcela. – Ale naprawdę…

–  Ciii.  –  Uciszył  ją  kolejnym  pocałunkiem.  –  Jako  żona  musisz  się

przyzwyczaić do brania udziału w takich wydarzeniach.

Musi?  Nie  miała  pojęcia,  że  oczekuje  się  od  niej,  że  będzie  się

zachowywać jak prawdziwa żona. Myślała, że ma po prostu tu mieszkać do
narodzin dziecka.

– Ale… – Cara znów spróbowała mu się zwierzyć ze swoich lęków, ale

on znów ją pocałował.

–  Nie  bój  się,  Cara.  Kiedy  ceremonia  się  zacznie,  nie  odstąpię  cię  na

krok.

Cara  stała  na  progu  swoich  pokoi,  patrząc,  jak  Maxim  zbiega  ze

schodów.  Jednego  była  pewna:  towarzystwo  Maxima  na  pewno  jej  nie
uspokoi.

– Ta femme est très belle, Maxim.
Słysząc przyciszony komplement swojego menedżera i drużby, Maxim

obejrzał się przez ramię.

Małą  kaplicę  wypełniły  dźwięki  „Kanonu  D-dur”  Pachelbela,  który

wybrała  wynajęta  przez  Maxima  organizatorka  wesel.  Maxim  patrzył  jak
urzeczony, jak Marcel Caron prowadzi do ołtarza jego pannę młodą. Cara

background image

szła  z  pochyloną  głową,  ozdobioną  wysoko  upiętymi  lokami,  w  które
wpleciono  małe  niebieskie  kwiatki.  Jej  prosta,  ale  niezwykle  elegancka
jedwabna suknia mieniła się odcieniami różu i złota w migotliwym świetle
świec.

Duma  i  pożądanie  wezbrały  w  Maximie  niczym  fala  przypływu.  Ten

ślub  miał  być  tylko  przedstawieniem  na  użytek  jego  biznesu,  prasy
i  lokalnej  społeczności,  ale  teraz,  gdy  pożerał  wzrokiem  idącą  ku  niemu
przepiękną kobietę, trudno się było trzymać zamierzonego planu.

Zauważył,  że  jej  palce  zbielały  na  okazałym  bukiecie,  który  ściskała.

Uświadomił sobie, że choć faktycznie była niesamowicie piękna, była też
bardzo zdenerwowana.

Kiedy się zrównali, Marcel podał mu drżącą rękę Cary. Maxim chwycił

ją i podniósł do ust.

–  Nie  bój  się,  Cara  –  szepnął,  całując  jej  kostki.  –  Zaraz  będzie  po

wszystkim, a potem będziemy się mogli umówić na seks.

To  miał  być  żart,  próba  rozładowania  napięcia,  ale  kiedy  jej  policzki

pokryły się znajomym rumieńcem, a gorąca krew napłynęła do jego lędźwi,
nie było mu do śmiechu.

Ujął  jej  ramię  i  stanęli  naprzeciw  księdza,  który  pobłogosławił  ich

związek.  Ale  Maxim  ledwo  zwracał  uwagę  na  jego  słowa,  o  wiele  zbyt
świadomy  ciała  stojącej  obok  niego  Cary,  w  którym  dojrzewało  jego
dziecko.

To małżeństwo miało dobiec końca, kiedy tylko dziecko się urodzi. Nie

mógł dać jej więcej; jego paniczna reakcja w gabinecie położnej była tego
najlepszym dowodem. Ale gdy stał z nią w świetle świec, czując na sobie
wzrok  wszystkich  ludzi,  którzy  liczyli  się  w  jego  życiu,  nie  potrafił
opanować wrażenia doniosłości tej chwili.

background image

Kiedy ksiądz pozwolił im się pocałować, Maxim wziął Carę w ramiona

i  wycisnął  na  jej  ustach  gorący  pocałunek,  zapominając  o  wszystkich
dookoła  i  o  powodach,  dla  których  brali  ślub.  Czuł  tylko  jej  subtelny,
kwiatowy zapach, mieszający się z zapachem jej podniecenia, był świadom
tylko jej miękkiego, uległego ciała poddającego się jego woli.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

– Przepięknie pani wyglądała, madame.
– Dziękuję, Antoinette – odparła Cara, patrząc, jak jej nowa pokojówka

wyjmuje wsuwki z jej wyrafinowanego koka.

Była  zmęczona  i  cieszyła  się,  że  uroczystości,  a  przynajmniej  te,

w których musiała wziąć udział, dobiegły końca. Westchnęła, kiedy ciężkie
loki opadły jej na plecy.

–  Czy  madame  życzy  sobie,  żebym  przygotowała  dla  niej  kąpiel?  –

zapytała Antoinette perfekcyjną angielszczyzną.

– Tak, byłoby cudownie  – odparła Cara, wciąż nieprzyzwyczajona  do

tego, że ktoś jej usługuje.

Batalion stylistek i kosmetyczek, które miały przygotować ją do ślubu,

osiągnął  zdumiewające  rezultaty.  Dzięki  nim  przynajmniej  wyglądała  na
pannę  młodą  z  wyższych  sfer.  Ale  w  rzeczywistości,  gdy  szła  do  ołtarza
prowadzona  przez  Marcela  Carona,  przy  dźwiękach  urzekająco  pięknej
muzyki  klasycznej,  czuła  się  jak  oszustka.  Jej  sukienka  była  tak
przylegająca,  że  nie  było  szans,  żeby  ktoś  przeoczył  jej  ciążowy  brzuch.
Nie wstydziła się swojej ciąży, ale czuła się, jakby miała na szyi tabliczkę
z napisem „panna młoda z brzuchem”.

Ale kiedy Maxim chwycił ją za rękę i podniósł ją do ust, tremę zastąpił

bardziej cielesny strach. W tej sekundzie po raz pierwszy w życiu czuła się
naprawdę piękna… i przeraziło ją to, ponieważ nie mogło być prawdą.

background image

Ale jeszcze bardziej przerażało ją, jak bardzo chciała wyglądać pięknie,

dla niego.

Spojrzała na siebie w lustrze.
Nie mogła sobie pozwolić, żeby pójść tą drogą. Wiedziała, co się stanie,

jeśli spróbuje się zmienić dla Maxima. Dawniej próbowała się zmienić dla
każdej  z  rodzin  adopcyjnych,  które  brały  ją  pod  opiekę.  Ale  to  nigdy  nie
działało.

Wypuściła drżący oddech i usłyszała, jak Antoinette beztrosko nuci pod

nosem, przygotowując dla niej kąpiel. Z łazienki doleciał ją słodki zapach
róży  i  lawendy.  Cara  rozpoznała  melodię,  którą  nuciła  Antoinette  –
zmysłową  melodię  ich  pierwszego  walca.  Mimo  woli  przypomniała  sobie
więcej  szczegółów  wieczoru.  Romantyczną  salę  balową,  oświetloną
tysiącami  świec  i  udekorowaną  bukietami  egzotycznych  kwiatów.  Walc
z Maximem, który objął ją silnymi ramionami i poprowadził do tańca tak
pewnie, że nie potknęła się ani razu.

Panika jeszcze mocniej chwyciła ją za gardło. Jak mogła czuć się tak

kochana, tak podziwiana, kiedy nic z tego nie było prawdą? Wszystko, co
robił Maxim, było na użytek publiczności, więc dlaczego miała wrażenie,
że  jest  inaczej?  Czy  naprawdę  była  aż  tak  samotna,  że  romantyczny
teatrzyk i pożądanie w jego brązowych oczach zdołały ją omamić?

Odepchnęła  od  siebie  te  wspomnienia.  Musiała  za  wszelką  cenę

pozostać  realistką  albo  to  uczucie  ją  zniszczy.  Tak  samo,  jak  tyle  razy
została zniszczona jako dziecko.

Sięgnęła  po  leżącą  na  toaletce  szczotkę  i  jej  dłoń  zderzyła  się  z  ręką

Antoinette, która właśnie wróciła z łazienki.

Pokojówka roześmiała się.
– Czy madame życzy sobie, żebym uczesała jej włosy?

background image

Cara  uśmiechnęła  się  w  lustrze  do  młodej  kobiety,  która  była  dużo

bardziej wyrafinowana od niej samej.

– Będzie w porządku, jeśli zrobię to sama?
–  Oczywiście.  –  Antoinette  uśmiechnęła  się.  –  Czy  madame  życzy

sobie, żebym wyszła na czas kąpieli?

Cara skinęła głową. Desperacko potrzebowała chwili samotności, żeby

poukładać myśli, zanim… No, zanim przyjdzie Maxim.

–  Czy  mam  wrócić,  żeby  pomóc  pani  przygotować  się  do  nocy

poślubnej?

–  Myślę,  że  sobie  poradzę  –  wykrztusiła  zawstydzona  Cara.  –  Ale

bardzo dziękuję za pomoc.

Pokojówka uśmiechnęła się szeroko.
–  Cała  przyjemność  po  mojej  stronie,  madame.  Myślę,  że  monsieur

Durand dokonał doskonałego wyboru.

Przed  wyjściem  Antoinette  rozłożyła  na  łóżku  delikatną  jak  mgiełka

koronkową koszulę.

– La couturière uszyła ją dla pani specjalnie na tę okazję. Ale ponieważ

monsieur Durand nie spuszczał wzroku z madame przez całą noc, pewnie
nie przyda się na długo – zażartowała.

–  Tak…  dziękuję,  Antoinette.  –  Rumieniec  palił  Carę  w  policzki,

a pulsowanie między nogami, które nigdy całkiem nie ustawało, przybrało
na sile.

Wyczesała  ostatnie  kwiaty  z  włosów,  drżącymi  palcami  odłożyła

szczotkę  na  toaletkę  i  weszła  do  łazienki.  Wanna  na  lwich  nóżkach  stała
pośrodku  przestronnego  pomieszczenia,  naprzeciwko  wysokiego  okna
porte-fenêtre,  wychodzącego  na  ogród  i  rozciągające  się  za  nim  winnice.
Zdjęła szlafrok i weszła do parującej, pachnącej wody.

background image

Maxim  dyskretnie  zapukał  do  apartamentu  Cary.  Nie  doczekał  się

żadnej reakcji. Czyżby już spała?

Ale  gdy  się  zastanawiał,  czy  nie  wrócić  do  swojego  własnego

apartamentu  po  drugiej  stronie  korytarza,  erotyczne  napięcie  mocno
zacisnęło na nim szpony.

Za każdym razem, kiedy wdychał jej zapach, za każdym razem, kiedy

widział jej rumieniec, jego pożądanie rosło. Pierwszy taniec, kiedy wtuliła
się  w  niego  i  pozwoliła  mu  się  prowadzić,  był  nieznośną  torturą.  W  jego
świeżo poślubionej żonie nie było nic, co by go nie podniecało.

Ale  czy  naprawdę  powinien  się  temu  dziwić?  Szukał  jej  przez  pięć

długich  miesięcy,  a  potem  zmusił  się,  żeby  się  z  nią  rozstać  na  dziesięć
długich  dni.  Przez  cały  ten  czas  marzył  o  niej  dniem  i  nocą.  Nie  był
człowiekiem  przyzwyczajonym  do  odmawiania  sobie  czegoś,  czego
zapragnął, a ostatnio pragnął wyłącznie Cary. Czy można mu się dziwić, że
chciał skonsumować ich małżeństwo?

Zapukał jeszcze raz i ostrożnie otworzył drzwi. Jego oczom ukazała się

sypialnia  oświetlona  strumieniem  światła  spod  drzwi  łazienki.  Na  pustym
łóżku leżało coś niewielkiego i koronkowego.

Na  samą  myśl  o  krągłościach  Cary,  ledwo  mieszczących  się  w  skąpej

koszuli, poczuł przypływ podniecenia.

Z łazienki doleciał go plusk wody i odurzający zapach kwiatów. Zaklął

pod  nosem  i  ruszył  w  jej  stronę,  wiedziony  żądzą,  która  od  miesięcy
doprowadzała go do szaleństwa.

Stanął  w  drzwiach  łazienki  i  chłonął  widok  swojej  żony  leżącej

w wannie. Jej ciężkie piersi były wilgotne, a mokre kosmyki przylegały do
jej wysokich policzków.

Warknął.

background image

Cara  natychmiast  obróciła  się  i  to,  co  zobaczył  w  jej  oczach  –

oszołomione pożądanie, naga żądza – odbiło się echem w jego lędźwiach.

–  Maxim?  –  odezwała  się,  nieśmiało  zasłaniając  ramionami  swoje

wspaniałe piersi. – Jesteś tutaj.

Maxim  słyszał  nieufność  w  jej  głosie,  widział  nieśmiałość  w  jej

rumieńcu.  Do  diabła,  dlaczego  jej  niewinność  czyniła  ją  jeszcze  bardziej
pociągającą?  To  nie  miało  sensu.  Zawsze  wolał  asertywne,  pewne  siebie
kochanki,  które  potrafiły  mu  powiedzieć,  co  lubią.  Tymczasem  rozkosz
Cary była jak czekający na odpakowanie prezent. W jakiś sposób on przy
niej także czuł się niewinny, jakby po raz pierwszy odkrywał granice swojej
rozkoszy.

–  Chcesz,  żebym  wyszedł?  –  zapytał,  choć  to  było  najtrudniejsze

pytanie,  jakie  zadał  w  życiu.  Obawiał  się,  że  jeśli  mu  odmówi,  popadnie
w szaleństwo.

Po chwili wahania pokręciła głową.
W  duchu  podziękował  sile,  która  akurat  nad  nim  czuwała.  I  pomodlił

się, by udało mu się potraktować jej niedoświadczenie i błogosławiony stan
z delikatnością, na jaką zasługiwała, choć przeciwstawienie się trawiącej go
żądzy już teraz było ponad jego siły.

Przyszedł  mu  do  głowy  pewien  pomysł  mający  w  sobie  jednocześnie

coś z zabawy i z gry wstępnej.

– Czy chciałabyś, żebym umył ci plecy? – zapytał, starając się utrzymać

lekki ton, choć w rzeczywistości czuł coś zupełnie przeciwnego.

–  Hm…  –  Cara  przygryzła  wargę.  –  To  byłoby  miłe,  jeśli  naprawdę

chcesz.

Maxim zaśmiał się ochryple.
– J’en susi certain, Cara.

background image

Usiadł  na  pozłacanym  krześle  w  rogu  łazienki,  rozsznurował  buty

i zaczął się rozbierać.

– Maxim, co ty robisz? – dobiegł go zszokowany głos Cary.
–  Dołączam  do  ciebie  w  kąpieli  –  odparł,  zsuwając  bokserki

i  obserwując  jej  reakcję  na  widok  jego  stalowej  erekcji.  W  jej  oczach
błysnęło  pożądanie,  zmieszane  z  paniką.  –  Tylko  tak  mogę  to  zrobić,  jak
należy.

Wszedł  do  wanny  i  usiadł  za  Carą,  dotykając  jej  pleców.  Zadrżała

i poruszyła się, instynktownie się o niego ocierając.

Oui,  zdecydowanie  doprowadzi  go  do  szaleństwa,  ale  to  będzie  tego

warte.

Namydlił  dłonie  i  położył  jej  na  ramionach.  Zaczynając  od  karku,

zaczął  masować  spięte  mięśnie,  które,  ku  jego  zadowoleniu,  zaczęły  się
rozluźniać.  Cara  wciąż  zasłaniała  piersi,  ale  coraz  mniej  kurczowo,  aż
wreszcie pozwoliła, by opuścił jej ramiona.

Położył  ręce  na  jej  piersiach  i  pochylił  się,  by  patrzeć,  jak  jej  sutki

twardnieją pod jego pieszczotą.

– Maxim… to nie są moje plecy – wyjąkała, ale pożądania w jej głosie

nie dało się z niczym pomylić.

–  Owszem,  ale  potrzebują  mojej  uwagi  –  odparł  łobuzersko  Maxim,

desperacko  chcąc  utrzymać  atmosferę  beztroskiej  zabawy.  –  Dbanie  o  to,
żebyś była dokładnie umyta, jest moim obowiązkiem jako twojego męża.

–Naprawdę? – wykrztusiła. Jej ciało wreszcie rozluźniło się na tyle, by

się o niego oprzeć.

Nie  potrafiąc  dłużej  znieść  napięcia,  Maxim  pochylił  się  nad  jej

ramieniem.

– Odwróć się do mnie, ma femme  –  wyszeptał  jej  do  ucha,  trzymając

w rękach jej ciężkie piersi.

background image

Spełniła jego polecenie, a on pocałował ją w usta. Ich języki splotły się

ze  sobą.  Maxim  pierwszy  podniósł  głowę,  a  jej  cichy  jęk  rozczarowania
podziałał na jego rozpalone zmysły jak syrena alarmowa. Wstał, wziął Carę
na ręce i wyszedł z wanny, trzymając ją w ramionach.

–  Maxim,  uważaj,  możesz  się  poślizgnąć!  –  ostrzegła,  ściskając  jego

ramiona.

Maxim pocałował jej różowy nosek i zaśmiał się z jej troski. Dieu, czy

mogłaby być bardziej urocza?

Wytarł stopy w matę łazienkową i przeszedł do sypialni.
–  Weź  ręcznik  –  zakomenderował,  kiedy  przechodzili  obok  sterty

ręczników na toaletce w łazience.

Postawił  ją  przed  łóżkiem  z  kolumienkami,  wziął  od  niej  puszysty

ręcznik i osuszył ją. Nie pominął okazji, żeby podziwiać przy tym jej ciało,
które  ciąża  uczyniła  tylko  bardziej  pociągającym.  Jej  piersi  były  większe
i jędrniejsze, a jej biodra jeszcze pełniejsze niż przedtem. Zastanowił się,
czy jest bardziej wrażliwa.

Odrzucił ręcznik i opadł na kolana, nagle nie mogąc się doczekać, by jej

skosztować.

–  Maxim!  –  Cara  chwyciła  go  za  ramiona.  Jej  ciało  tak  drżało,  jakby

stała na porywistym wietrze. – Co ty robisz?

Maxim  podniósł  głowę  i  uśmiechnął  się,  widząc  oszołomienie

i  pożądanie  na  jej  twarzy.  Musnął  palcami  jej  wargi  i  zdecydował,  że
posmakuje jej innym razem. Teraz mógłby nie wytrzymać napięcia.

– Upewniam się, że jesteś na mnie gotowa – odparł.
Cara wzdrygnęła się i jęknęła głośno.
– Jestem bardzo gotowa.
–  Bien.  –  Maxim  wstał  i  oblizał  wargi,  patrząc,  jak  jej  źrenice  się

rozszerzają.  Zrobił,  co  mógł,  żeby  jej  nie  pospieszać,  ale  nie  mógł  dłużej

background image

czekać.

– Wejdź na łóżko, Cara, i uklęknij na czworaka – rozkazał ochryple.
Wydawała się zdezorientowana, więc ujął jej łokieć, pomógł jej wejść

na łóżko, a potem obrócił ją na brzuch i podniósł je biodra. Wszedł w nią
bez pośpiechu, wypełniając ją całą. Zaczął się w niej poruszać, naznaczając
ją jako swoją.

Przypomniał sobie słowa przysięgi, którą składali sobie w merostwie –

tym razem wydały mu się wiążące i prawdziwe. Zbyt prawdziwe.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Kiedy  Cara  obudziła  się  następnego  ranka,  przez  niezasłonięte  okna

wpadały jasne promienie słońca. A łóżko obok niej było puste.

Poprzedniej  nocy  starała  się  przekonać  siebie  samą,  że  wszystkie  jej

uczucia  do  Maxima  są  jedynie  wynikiem  wyrzutu  endorfin.  Hormonów,
które przez jej ciążę przybrały na sile. Nie powinna się ich bać, ponieważ
w  rzeczywistości  były  tylko  reakcją  chemiczną,  której  nie  mogła
kontrolować.

Ale leżąc w łóżku, nie mogła przestać myśleć o pustej przestrzeni obok

siebie i o dręczących ją pytaniach.

Dokąd  poszedł?  Czy  wrócił  do  swojego  apartamentu?  Dlaczego  nie

został?

Odepchnęła od siebie pytania, by nie pozwolić, żeby czuły punkt w jej

piersi zamienił się w tępy ból bycia niechcianą, który towarzyszył jej przez
całe dzieciństwo.

Wzięła  szybki  prysznic  i  znalazła  w  garderobie  parę  dżinsów  i  ładną

niebieską bluzkę. Niezauważona, wyszła ze swojego apartamentu i zeszła
na  parter,  gdzie  pałacowy  personel  krzątał  się,  sprzątając  po  bankiecie.
W tłumie zauważyła Antoinette.

–  Antoinette,  bonjour!  –  zawołała,  ciesząc  się  na  widok  znajomej

twarzy. Nie nadawała się do wydarzeń towarzyskich, ale za to znała się na
sprzątaniu.  Może  mogłaby  pomóc?  Przynajmniej  zajęłaby  myśli  czymś
innym niż poprzednia noc i nieobecność Maxima w jej łóżku rano.

background image

Antoinette podeszła. Wyglądała na zmartwioną.
–  Najmocniej  przepraszam,  madame!  Monsieur  Durand  polecił,  żeby

pani nie przeszkadzać.

– W porządku, jestem rannym ptaszkiem.
– Nie spodziewaliśmy się, że pani wstanie tak wcześnie. Przepraszam,

że nie było mnie przy pani, żeby pomóc w porannych czynnościach.

– Nic się nie stało, Antoinette, naprawdę – odparła Cara, czując, że się

rumieni. Czy wszyscy wiedzieli, co robili w nocy? – Wiesz może, gdzie jest
Monsieur Durand? – spytała, czując się trochę głupio.

Antoinette entuzjastycznie skinęła głową.
– Monsieur Durand jest w pokoju śniadaniowym.
Pokojówka zaprowadziła Carę do dużej szklarni. Kolorowe egzotyczne

rośliny  kontrastowały  z  pustymi  zimowymi  ogrodami  na  zewnątrz,
spowitymi  poranną  mgłą.  Cara  zrobiła  kilka  kroków  w  głąb  i  zauważyła
Maxima siedzącego przy kutym żelaznym stoliku w alkowie, popijającego
kawę i czytającego coś na telefonie.

Jej mąż. Jej kochanek.
Emocje,  które  tak  bardzo  usiłowała  kontrolować  w  nocy,  wróciły  jak

fala  przypływu,  prawie  zwalając  ją  z  nóg.  Jak  to  możliwe,  że  były  teraz
jeszcze silniejsze? I jak niby miała je powstrzymać?

Odchrząknęła  i  Maxim  podniósł  wzrok  znad  telefonu.  Pożądanie

błysnęło w jego oczach, ale zanim zdążyła na nie odpowiedzieć, zmarszczył
brwi.

– Cara, dlaczego jesteś na nogach tak wcześnie? – zapytał. Wcale nie

brzmiał,  jakby  się  cieszył  na  jej  widok.  –  Po  ostatniej  nocy  potrzebujesz
snu.

Pytania, o której wyszedł i gdzie zamierzał spać w przyszłości, zamarły

jej  na  ustach.  To  nie  do  końca  była  reprymenda,  ale  niewiele  się  od  niej

background image

różniła. Serce zabiło jej mocniej na wspomnienie ostatniej nocy, ale zmusiła
się, żeby do niego podejść.

– Nie jest aż tak wcześnie – odparła na swoją obronę.
Maxim wstał i odsunął jej krzesło.
– Usiądź – powiedział i nieuważnie cmoknął ją w policzek. Wydawał

się rozkojarzony, ale dotyk jego ust i tak sprawił, że przeszedł ją dreszcz.
Zmusiła  się,  żeby  go  zignorować.  Jej  reakcja  na  niego  jest  fizyczna,  nie
emocjonalna. Dlaczego nie mogła tego raz na zawsze zapamiętać?

– Co chciałabyś zjeść na śniadanie? Polecę, żeby kucharz przygotował

to dla ciebie – powiedział, siadając.

– Nie jestem głodna.
– Cara. – Maxim zmarszczył brwi. – Musisz jeść.
Skinęła  głową,  przypominając  sobie  jego  obsesję  na  punkcie  jej

zdrowia.

– W takim razie poproszę o crosissanta.
– To nie wystarczy – zdecydował. Podniósł telefon i zamówił całą listę

śniadaniowych dań.

–  Nie  jestem  pewna,  czy  dam  radę  to  wszystko  zjeść  –  odezwała  się,

kiedy się rozłączył.

Maxim nie wydawał się zbyt zadowolony z jej odpowiedzi, ale skinął

głową.

–  Na  twoim  telefonie  jest  aplikacja,  poprzez  którą  możesz  się

komunikować z personelem. Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować, po
prostu daj im znać. Zatrudniłem też dietetyczkę, która pomoże dobrać dla
ciebie posiłki odpowiednie dla kobiet w ciąży.

– Okej. – Cara chciała być zadowolona z jego troskliwości, ale zamiast

tego czuła się nieco sfrustrowana.

background image

Gdzie  się  podział  mężczyzna,  który  tak  namiętnie  się  z  nią  kochał?

I gdzie się podziała kobieta, która potrafiła sprawić, że ten władczy, pewny
siebie mężczyzna był zdany na jej łaskę? Znów czuła się nie na miejscu –
tak samo, jak za każdym razem, kiedy trafiała do nowej rodziny adopcyjnej,
zdesperowana, żeby się dopasować, żeby znaleźć sobie miejsce.

–  Dobrze,  że  przyszłaś  –  odezwał  się  Maxim  ku  jej  zaskoczeniu.  –

Pewnie  się  już  dzisiaj  nie  zobaczymy,  bo  zamierzam  spędzić  cały  dzień
w winnicy.

–  Ale  jest  niedzielna!  –  wyrwało  się  Carze.  I  jest  nasz  miesiąc

miodowy!, chciała dodać, ale zaraz przypomniała sobie, że to przecież nie
jest prawdziwe małżeństwo.

Mimo to jego rychłe wyjście do pracy sprawiło, że poczuła się dziwnie

osamotniona.  Miała  nadzieję,  że  rano  będą  mieli  okazję  porozmawiać,  że
będą  się  poznawać  i  może  przedyskutują  jej  rolę  w  château.  Czego
właściwie oczekiwał od swojej żony? Chciała się czuć przydatna.

Uśmiechnął się pobłażliwie.
– Tak, ale winorośl niestety nie respektuje weekendów.
– Kiedy wrócisz?
– Wieczorem. Nie czekaj, mogę być późno.
– Okej – zgodziła się Cara, ignorując absurdalne uczucie opuszczenia.
– Przy okazji, w marcu wyjadę na tydzień do Toskanii – kontynuował

Maxim,  ocierając  usta  chusteczką.  –  Chciałabym,  żebyś  pod  koniec
wyjazdu  do  mnie  dołączyła  i  towarzyszyła  mi  na  balu  wyprawionym  na
cześć człowieka, który, mam nadzieję, sprzeda mi swoją winnicę.

Na myśl, że zamierzał zostawić ją na tydzień, serce podeszło Carze do

gardła.

– Bal?

background image

–  Tak.  Jean-Claude  zajmie  się  wszystkimi  przygotowaniami,

couturière przygotuje dla ciebie odpowiednią kreację.

To  powiedziawszy,  Maxim  położył  rękę  na  jej  dłoni.  Ciepło  jego

szorstkiej skóry sprawiło, że przeszyło ją znajome podniecenie.

–  Nie  panikuj,  Cara,  masz  kilka  tygodni,  żeby  się  przygotować.  –

Uścisnął  jej  palce  i  podniósł  je  do  ust.  Dotyk  jego  warg  i  łobuzerski
uśmiech przyspieszyły bicie jej serca.

–  Ostatnia  noc  sprawiła  mi  niewymowną  przyjemność  –  powiedział

niskim,  zmysłowym  głosem.  –  Czy  życzysz  sobie,  żebym  przyszedł  do
ciebie dzisiaj wieczorem, jeśli nie będzie za późno?

–  Tak,  to  by  było…  –  Cara  zawahała  się.  Fajne?  Cudowne?

Ekscytujące? Wszystko to i jeszcze więcej? – Bardzo chętnie – wykrztusiła,
wytrącona z równowagi swoją kompletną niezdolnością do odmowy.

Kiedy puścił jej rękę, zacisnęła dłonie na kolanach.
Jak  on  to  robił?  Jak  to  możliwe,  że  jednocześnie  ją  przerażał

i  podniecał?  Czy  aż  takie  pożądanie  było  normalne?  W  nocy  usiłowała
przekonać samą siebie, że tak, ale w jej reakcji na niego nie chodziło tylko
o endorfiny. Dlaczego na myśl, że przez cały dzień się nie zobaczą, czuła
taką pustkę?

– Czy jest coś, czym chcesz, żebym się dzisiaj zajęła? – zapytała.
Znów zmarszczył brwi.
– Zajęła?
–  To  znaczy,  jako  twoja  żona  –  dodała.  Jeśli  będzie  miała  zajęcie,  na

pewno poczuje się mniej nie na miejscu. – Chciałabym się na coś przydać.

Na  pewno  nie  chciała  spędzić  całego  dnia,  nic  nie  robiąc.  Wtedy  na

pewno  będzie  myśleć  o  małżeństwie,  które  nie  było  prawdziwym
małżeństwem, i tęsknić za mężem, który nie był jej prawdziwym mężem.

Maxim parsknął pełnym niedowierzania śmiechem.

background image

– Nie ma nic, czym powinnaś się zająć, Cara. Jesteś moją żoną. Służba

jest tu po to, żeby ci usługiwać, a nie na odwrót.

Jakby  na  zawołanie  zjawiła  się  parada  lokajów  niosących  zamówione

przez Maxima śniadanie. Rozłożono przed nią ilość jedzenia wystarczającą
do  nakarmienia  kilku  osób:  maślane  pieczywo,  świeże  owoce,  chleb,  ser,
a  nawet  puszysty  omlet.  Smakowite  zapachy  napełniły  pomieszczenie,
sprawiając, że zaburczało jej w brzuchu.

– Bon appétit. – Maxim uśmiechnął się i wstał, zerkając na zegarek. –

Muszę już iść. Mam nadzieję, że wieczorem się zobaczymy – powiedział,
pochylając  się,  żeby  cmoknąć  ją  na  pożegnanie.  –  Jedz  –  dodał.  –
Potrzebujesz  jedzenia.  –  Czy  troszczył  się  tylko  o  nią,  czy  także  myślał
o  dziecku?  –  I  nie  kłopocz  się  niepotrzebną  pracą.  –  Lekko  ugryzł  ją
w  ucho,  sprawiając,  że  mimowolnie  westchnęła.  Zaśmiał  się  ochryple.  –
Potrzebujesz  odpoczynku,  ponieważ  kiedy  wrócę,  zamierzam  cię  bardzo
wymęczyć.

Zanim Cara zdążyła zebrać myśli, jego już nie było.
Zajęła się przepysznym omletem, wiedząc, że Maxim ma rację co do jej

żywienia,  i  spróbowała  opanować  melancholię.  W  miarę,  jak  pochłaniała
swoje śniadanie, w jej głowie zaczął formować się plan.

Maxim nie powiedział, że nie może znaleźć tu sobie zajęcia. Powiedział

tylko, że nie musi.

Po  zjedzeniu  omleta  i  większości  owoców  wstała  i  poszła  na

poszukiwanie Antoinette.

Nienawidziła  konfrontacji,  ale  nie  potrzebowała  pozwolenia  Maxima,

żeby  znaleźć  dla  siebie  jakąś  rolę  na  następne  kilka  miesięcy.  Koniec
końców  to  ona  miała  zadecydować,  co  znaczyło  być  żoną  Maxima
Duranda.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

– Twoja żona jest przepiękną kobietą, Durand.
–  Mhm.  –  Maxim  ledwo  zauważył  komentarz  swojego  rywala,

Giovanniego  Romana.  Odkąd  pół  godziny  wcześniej  Cara  zjawiła  się  na
balu Donatiego, jego puls nie zwolnił ani na chwilę.

Jego  żona  była  we  Włoszech  już  od  kilku  godzin,  ale  z  rozmysłem

postanowił nie odbierać jej osobiście z pobliskiego hotelu. Wiedział, że jeśli
zobaczy  się  z  nią  w  pokoju  hotelowym  po  siedmiu  dniach  rozłąki,
prawdopodobnie wcale nie pójdą na bal.

Wyglądała  oszałamiająco  w  błyszczącej,  niebieskiej  satynowej  sukni.

Jej blond loki były wysoko upięte brylantowymi spinkami, które błyszczały
w świetle żyrandola. Odkąd się z nią przywitał, nie potrafił oderwać od niej
wzroku.

Byli  małżeństwem  już  prawie  od  miesiąca  i  musiał  przyznać,  że

z zaskakującą łatwością wpasowała się w rolę pani château. Z początku nie
był zachwycony jej decyzją, żeby zaprzyjaźnić się z personelem i wziąć na
siebie  obowiązki  gospodyni,  ale  z  czasem  pogodził  się  z  faktem,  że  jego
żona  potrzebuje  jakiegoś  zajęcia.  Jak  się  okazało,  Cara  cechowała  się
zdumiewającą etyką zawodową i była niezdolna do bezczynności.

Dlatego  pobłażał  jej  pod  warunkiem,  że  nie  podejmie  się  żadnych

zadań, które wymagałyby fizycznego wysiłku. Poinformował też personel,
że jeśli pozwolą jej zrobić cokolwiek cięższego  niż podniesienie  dzbanka
z herbatą, czeka ich zwolnienie.

background image

Przez  ostatnie  tygodnie  zaczął  zauważać  jej  obecność  na  wiele

sposobów,  których  się  nie  spodziewał:  drobne  gesty,  małe  zmiany,  które
czyniły  dom  przyjemniejszym  miejscem  do  życia.  Wiązki  świeżych
kwiatów  w  wazonach,  uśmiechy  pracowników,  którzy  wydawali  się
uwielbiać swoją nową panią, drobne domowe decyzje, które Cara zaczęła
podejmować za niego, pozwalając mu skupić się na pracy.

Seks  z  nią  nieodmienne  był  uzależniający.  To,  z  jaką  niechęcią

opuszczał  ją  każdego  ranka,  powoli  zaczynało  go  martwić.  Po  ślubie
obiecał sobie, że nie będzie spędzał z nią całych nocy, ale za każdym razem
coraz trudniej mu było ją opuścić. Zaplanował wyjazd do Włoch dokładnie
po to, żeby przerwać ten zwyczaj i odbudować dystans między nimi, który
znacznie się zmniejszył przez ten miesiąc małżeństwa.

Patrzył  na  Carę,  stojącą  kilka  metrów  od  niego  przy  bufecie

i  rozmawiającą  z  elegancką  siedemdziesięciopięcioletnią  żoną  Donatiego,
i był zmuszony przyznać, że jego plan zupełnie nie wypalił.

Oczekiwanie  buzowało  w  jego  żyłach  jak  ładunek  elektryczny.  Ten

wieczór  był  ważny  dla  jego  firmy.  Tego  wieczoru  miał  dobić  targu
z Eduardem Donatim i sprzątnąć Romanowi sprzed nosa najlepszą winnicę
w Toskanii,  ale  zamiast  tego  potrafił  myśleć  tylko  o  wzięciu  swojej  żony
w ramiona.

Była  jak  narkotyk,  bez  którego  coraz  trudniej  przychodziło  mu  żyć.

Odseparował  się  od  niej  na  tydzień,  żeby  odzyskać  nad  sobą  kontrolę,
a  skończyło  się  czymś  dokładnie  odwrotnym.  Przez  cały  tydzień  myślał
wyłącznie o niej.

– Ciąża jej służy. Kiedy dziecko ma się urodzić?
Maxim  spojrzał  na  Romana,  który  ku  jego  irytacji  uśmiechał  się

drwiąco.

background image

–  Latem  –  odparł  lakonicznie.  Niepokój,  jaki  zwykle  czuł  na  myśl

o dziecku, nasilił się.

Poślubił  Carę,  żeby  zapewnić  jej  bezpieczeństwo  i  dać  synowi  swoje

nazwisko, ale za każdym razem, kiedy myślał o dziecku, ciężar wyrzutów
sumienia w jego brzuchu rósł, a przed oczami stawała mu twarz matki.

„Nie opuszczaj mnie, Maxim”.
Odsunął traumatyczne wspomnienie. Znowu.
To samo wspomnienie, które dopadło go w gabinecie położnej, a potem

wróciło,  kiedy  wychodził  z  apartamentu  Cary  w  ich  noc  poślubną.
Dlaczego tak trudno było mu ją opuścić? Ich fizyczna relacja była bardziej
intensywna  niż  cokolwiek,  czego  wcześniej  doświadczył,  ale  to  nie
powinno uczynić go ślepym na fizyczne ograniczenia tego małżeństwa. Nie
mógł pozwolić, żeby stała się od niego tak samo zależna, jak jego matka,
albo ją też zawiedzie.

–  Nie  wydajesz  się  zbyt  uradowany  perspektywą  ojcostwa  –

skomentował Romano, wciąż z tym drwiącym uśmiechem. – Rozumiem, że
ciąża była planowana?

– Nie przypominam sobie, żeby to była twoja sprawa. – Maxim zacisnął

pięści  w  kieszeniach,  walcząc  z  pokusą,  żeby  zedrzeć  z  twarzy  rywala
uśmieszek zadowolenia.

–  Czyli  temu  nie  zaprzeczasz?  –  parsknął  Romano  z  nieskrywaną

pogardą.  –  Muszę  przyznać,  że  podziwiam  twoje  oddanie  dla  winorośli,
Durand.

–  O  czym  ty  mówisz?  –  warknął  Maxim.  Romano  wystawiał

opanowanie, z którego Maxim zawsze był tak dumny, na ciężką próbę. Nie
był bandytą, jak tylu ludzi twierdziło, kiedy pierwszy raz ośmielił się wejść
w  branżę  winiarską.  Ignorował  ich  wyzwiska,  zdeterminowany  nie

background image

potwierdzać  tych  opinii,  ale  podejście  Romana  naprawdę  zaczynało  go
irytować.

– Och, myślę, że wiesz – odparł Romano ze złośliwym uśmieszkiem.
Tego było już za wiele.
–  Naprawdę?  –  Ręce  Maxima  wystrzeliły,  żeby  chwycić  Romana  za

fraki  i  postawić  go  przed  sobą  twarzą  w  twarz.  –  Chyba  jednak  będziesz
musiał  powiedzieć  mi  to  twarzą  w  twarz  –  syknął,  nie  przejmując  się
zdławionymi okrzykami gości.

– Mówię tylko, że zapłodnienie gorącej wdówki po de la Marze, zanim

jego  prochy  zdążyły  ostygnąć,  było  sprytnym  i  na  pewno  bardzo
przyjemnym sposobem, żeby przejąć jego ziemię.

Oskarżenie  Romana  przecięło  resztki  samokontroli  Maxima  jak

zardzewiały nóż. Jego pięść wystrzeliła i zetknęła się ze szczęką Romana.
Chwilowy ból w kostkach był wart zobaczenia, jak mężczyzna poleciał do
tyłu i ciężko wylądował na plecach.

–  Nigdy  więcej  nie  mów  o  mojej  żonie  –  warknął  Maxim,

rozprostowując  palce.  Przez  czerwoną  mgłę  gniewu  patrzył,  jak  Romano
ostrożnie porusza szczęką.

– Dobry prawy sierpowy, Durand.
– Durand? Co tu się dzieje? – Przerażony krzyk Donatiego nie zdołał

uspokoić Maxima ani złagodzić jego wściekłości na Romana. Ten człowiek
insynuował,  że  Maxim  był  dziwką,  a  co  gorsza,  że  Cara  też  nią  była.
Kobieta, która była niewinna, dopóki jej nie dotknął.

– Maxim, wszystko w porządku? – Zatroskany głos Cary przywołał go

do rzeczywistości.

Obrócił się i zobaczył przed sobą jej zmartwioną, współczującą twarz.

Gniew wyparował i zastąpiło go coś dużo bardziej niepokojącego. Ujął jej

background image

policzki  i  pocałował  ją,  a  pulsowanie  krwi  w  uszach  zagłuszyło  szepty
tłumu i Donatiego grożącego, że odwoła sprzedaż.

Podniósł  głowę  i  chwycił  ją  za  rękę.  Musieli  za  wszelką  cenę  stąd

wyjść, by mógł wreszcie zaspokoić głód.

Obrócił się do Donatiego.
–  Wychodzimy.  Jeśli  chcesz  sprzedać  winnicę  Romanowi,  to  twoja

decyzja, Eduardo. Ale nikt nie będzie obrażał mojej żony.

Wymaszerował  z  sali  balowej  w  stronę  swojego  czekającego

samochodu, ciągnąc za sobą Carę. Potknęła się, więc przystanął i wziął ją
na ręce. Tłum rozstąpił się przed nimi, a oburzone szepty tylko podsyciły
jego adrenalinę.

Do diabła z nimi.
Nie  obchodzili  go.  Nie  mógł  czekać,  nie  mógł  się  zatrzymać  –

potrzebował  jej.  Jego  desperacja  wzrosła,  gdy  poczuł,  jak  lgnie  do  niego
swoim miękkim ciałem, a jej zapach wypełnił mu zmysły.

– Maxim, co powiedział Romano? – zapytała Cara, przytulając się do

szyi męża i starając się ignorować wpatrujących się w nich ludzi.

Od chwili, gdy zjawiła się na balu, wiedziała, że coś jest nie tak. Maxim

był  podminowany  i  niecierpliwy;  biła  od  niego  jakaś  nerwowa  energia.
Choć dotyk jego dłoni na jej talii spowodował znajomy przypływ endorfin,
uprzejmie  witając  się  z  obcymi  ludźmi,  czuła  się  bardziej  jak  dekoracja,
akcesorium. W dodatku nadal nie potrafiła ustalić, jakie właściwie jest jej
miejsce w jego życiu. Przez ostatnie trzy tygodnie ze wszystkich sił starała
się być przydatna w château – i udało jej się, mimo początkowych obiekcji
Maxima.  Odkryła,  że  podoba  jej  się  bycie  gospodynią  Château  Durand.
W tym przynajmniej mogła pomóc Maximowi. W tym była dobra.

background image

Może Maxim nigdy nie powiedział, że docenia jej wkład. Może nawet

nie  zauważył  zmian,  jakie  wprowadziła  –  ostatecznie,  spędzał  w  château
bardzo niewiele czasu. Ale ona zauważała, i cieszyło ją to. Dlatego czuła,
że ten wieczór jest krokiem w tył.

A teraz Maxim kogoś uderzył.
–  Ten  drań  cię  obraził  –  warknął  Maxim,  wychodząc  przez  główne

drzwi  palazzo.  Polecił  wyraźnie  zdziwionemu  lokajowi  sprowadzić
limuzynę, która minutę później zatrzymała się przed nimi.

–  Co  powiedział?  –  spytała  Cara,  wytrącona  z  równowagi  nie  tylko

samym  komentarzem,  ale  też  tym,  jak  jej  serce  zatrzepotało  na  myśl,  że
Maxim uderzył kogoś w jej obronie. – Przecież nawet mnie nie zna.

Maxim  postawił  ją  na  ziemi,  ale  zamiast  pozwolić  jej  wsiąść  do

limuzyny, chwycił ją za biodra i przyciągnął do siebie.

–  Nieważne.  Nie  będzie  tego  powtarzał  –  powiedział,  po  czym

przycisnął usta do jej warg.

Jego  namiętny  pocałunek  stłumił  cichy  okrzyk  zaskoczenia.  Jego  ręce

wodziły  po  jej  nagich  plecach.  Jak  zawsze  zareagowała  instynktownie,
oddając jego pocałunek z żarliwością.

To przynajmniej było coś, co rozumiała. Co wiedziała, jak robić.
Maxim oderwał się od niej z trudem.
– Wsiadaj do samochodu. Nie mogę dłużej czekać, żeby cię mieć.
Niecierpliwość  i  pożądanie  w  jego  głosie  sprawiły,  że  jej  podniecenie

wystrzeliło w kosmos. Wgramoliła się do samochodu.

– Zawieź nas do castillo. I nie przeszkadzaj nam – powiedział Maxim

do kierowcy, po czym przyciskiem podniósł ekran, pogrążając ich w cieniu.

Samochód pomknął w noc.

background image

Maxim posadził sobie Carę na kolanach. Dosiadła go, chwytając go za

silne ramiona. Jej uda zadrżały, gdy wsunął ręce pod jej spódnicę.

–  Uwolnij  mnie,  Cara  –  rozkazał,  wsuwając  palce  w  jej  koronkowe

majtki.

Cara  trzęsącymi  się  z  niecierpliwości  rękami  mocowała  się  z  jego

rozporkiem.  Wreszcie  odnalazła  zamek  i  rozsunęła  go.  Maxim  jęknął
gardłowo, gdy wzięła jego twardą męskość w dłoń. Zapragnęła wziąć ją do
ust, ale kiedy odchyliła się do tyłu, robiąc sobie miejsce, mocno chwycił ją
za biodra.

– Nie dzisiaj, Cara. Dzisiaj muszę być w tobie.
Skinęła głową. Teraz pragnęła tego równie desperacko, jak on. Maxim

rozerwał jej majtki, pokonując ostatnią przeszkodę, zacisnął ręce na jej talii
i nabił ją na siebie.

Zadrżała,  czując  w  sobie  jego  potężną  erekcję.  Przylgnęła  do  niego,

wbijając  paznokcie  w  jego  marynarkę  i  z  trudem  znosząc  fale  rozkoszy,
grożące jej unicestwieniem. To było za dużo, a jednocześnie nie dość.

Trzymając ją mocno za biodra, Maxim pomógł jej odnaleźć rytm. Ich

ciężkie  oddechy  sprawiły,  że  okna  samochodu  zaszły  parą.  Wibrowanie
silnika  odbijało  się  echem  w  jej  ciele,  gdy  fale  spełnienia  przetaczały  się
przez nią. Była pewna, że nie zniesienie tego więcej, i jednocześnie czuła
kolejny zbliżający się orgazm. Maxim uwolnił jej pierś i wziął ją do ust, po
raz kolejny posyłając ją na drugą stronę. Opadła na niego, w oddali słysząc
jęk jego spełnienia.

Gdy  spróbowała  uwolnić  się  z  jego  ramion,  poczuła,  jak  dziecko

porusza  się  w  jej  brzuchu,  zaznaczając  swoją  obecność.  Chwyciła  się  za
brzuch. Maxim natychmiast zesztywniał.

– Wszystko w porządku? – wyszeptał w ciemności.
– Tak, po prostu… dziecko się poruszyło.

background image

Maxim  ostrożnie  zdjął  ją  z  siebie  i  poprawił  stan  jej  sukni.  Dopiero

wtedy  Cara  uświadomiła  sobie,  że  samochód  stoi  w  miejscu.  Poprawiła
sukienkę, boleśnie świadoma nagłej oziębłości męża.

Maxim zastukał w ekran.
– Jesteśmy gotowi, żeby wysiąść.
Kierowca  otworzył  drzwi  po  stronie  Cary  i  pomógł  jej  wysiąść,  nie

patrząc  na  nią.  Musiał  odgadnąć,  co  robili,  ale  z  jakiegoś  powodu  nie
przeszkadzało jej to. Dlaczego mieliby się wstydzić swojej namiętności?

Maxim  wysiadł  i  okrążył  samochód,  a  następnie  wziął  ją  za  rękę

i poprowadził do hotelu. W ciszy wjechali windą na górę. Kiedy dotarli do
drzwi, Maxim puścił jej dłoń.

– Zobaczymy się w château za kilka dni – oznajmił.
– Nie wchodzisz?
– Mam własny apartament.
To było jak cios w brzuch. Cara zakładała, lub chociaż miała nadzieję,

że będą dzielić sypialnię i rano obudzi się obok Maxima.

Maxim  zawsze  wychodził  po  tym,  jak  skończyli  uprawiać  seks,  ale

wiedziała, że jest to dla niego coraz trudniejsze. Każdej nocy dłużej trzymał
ją w ramionach, a ona cieszyła się, widząc postępy. Łudziła się, że skoro
przez  siedem  dni  nawet  nie  rozmawiali,  to  przynajmniej  spędzą  ze  sobą
noc.

– Maxim, poczekaj – powiedziała, łapiąc go za ramię. – Czy zrobiłam

coś nie tak?

Maxim położył palec na jej ustach, a przez jego twarz przemknął żal.
– Cara. Byłaś cudowna. Jesteś idealną żoną.
Jeśli tak, to dlaczego teraz czuła się mniej jego żoną niż jeszcze tydzień

temu?  Przełknęła  niepokój  ściskający  jej  gardło  i  zmusiła  się,  by  zadać

background image

dręczące ją pytanie.

– W takim razie dlaczego nie chcesz zostać ze mną w łóżku przez całą

noc?

–  Nie  mogę  zostać.  –  Ujął  jej  policzek,  podrażniony  od  jego  zarostu,

i  pogłaskał  go  kciukiem.  –  Gdybym  to  zrobił,  wyczerpałbym  ciebie
i dziecko.

To  była  wymówka,  której  używał  już  wcześniej,  a  ona  jej  nie

kwestionowała,  znając  jego  lęki.  Ale  tym  razem  nie  zdołała  się
powstrzymać.

– Nie wyczerpałbyś nas. Oboje jesteśmy zdrowi i w dobrej formie.
Maxim spuścił wzrok na jej brzuch, dobrze widoczny w przylegającej

sukni.

–  Potrzebujesz  odpoczynku  –  odparł.  –  Jutro  musisz  sama  wrócić  do

Château Durand.

–  Nie  wracasz  ze  mną  do  domu?  –  wykrztusiła  Cara  w  przypływie

paniki.

Maxim  uniósł  brwi  i  Cara  uświadomiła  sobie,  że  mimo  jej  wysiłków

wciąż nie uważa château za dom.

–  Muszę  odzyskać  sympatię  Donatiego  i  załatwić  kilka  innych  spraw.

Ale za parę dni się zobaczymy.

Podniósł do ust jej odrętwiałe palce i wycisnął na nich pocałunek. Ten

szarmancki gest sprawił, że zachciało jej się płakać.

–  Au  revoir,  Cara  –  wymruczał  i  odszedł,  zostawiając  ją  stojącą  na

progu apartamentu.

Patrzyła,  jak  odchodzi,  kołysząc  szerokimi  ramionami  pod  szytą  na

miarę marynarką.  Marynarką,  którą jeszcze kilka minut temu ściskała tak
mocno, jakby zależało od tego jej życie.

background image

Ile  razy  w  życiu  została  odrzucona?  I  dlaczego  tym  razem  to  bolało

bardziej niż kiedykolwiek wcześniej?

Oparła  się  o  drzwi,  mruganiem  odpędzając  łzy  i  przełykając  ślinę.

Wreszcie  była  zmuszona  zaakceptować  prawdę,  której  próbowała
zaprzeczać  od  tygodni.  Za  każdym  razem,  kiedy  Maxim  brał  ją  z  taką
namiętnością, za każdym razem, kiedy trochę dłużej zostawał w jej łóżku,
kiedy się do niej uśmiechał… ona zakochiwała się w swoim tymczasowym
mężu coraz bardziej.

Weszła  do  apartamentu,  zrzuciła  buty  i  spojrzała  na  łóżko  z  czterema

kolumienkami,  w  którym  miała  samotnie  spędzić  noc.  Jej  uczucia  do
Maxima  przerażały  ją.  Ale  kiedy  położyła  się  i  wdychała  jego  zapach  na
swojej skórze, przyszło jej do głowy, że może Maxim też ucieka od swoich
uczuć do niej?

Obróciła się na bok i zwinęła w kłębek, przytulając swój cenny brzuch.
Kiedy Maxim wróci do château, będzie musiała znaleźć odwagę, by mu

powiedzieć, co czuje. By zażądać od niego tego, na co długo myślała, że nie
zasługuje. Jego miłości.

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

–  Gdzie  damy  ten  pęk?  –  zapytała  Antoinette  z  oczami  błyszczącymi

podekscytowaniem.

Cara  uśmiechnęła  się  do  niej,  czując  się  jak  niegrzeczna  uczennica,

która zamierzała coś nabroić. Nie, żeby jako uczennica kiedykolwiek była
niegrzeczna.  Za  bardzo  się  bała,  że  jeśli  będzie  sprawiać  kłopoty,  jej
najnowsza rodzina adopcyjna odda ją z powrotem do domu dziecka.

Powiedziała  sobie,  że  nie  jest  już  tym  przerażonym  dzieckiem,

i  chwyciła  za  wstążkę  pęk  złotych  i  srebrnych  balonów,  które  Antoinette
i dwóch lokajów pomagali jej nadmuchiwać.

–  Przysuńcie  drabinę.  Damy  je  tam  –  powiedziała,  wskazując  gzyms

nad stołem, który nakryła razem z Antoinette.

Maxim miał wrócić za niecałą godzinę. Ostatecznie został we Toskanii

jeszcze  cały  tydzień,  twierdząc,  że  musi  naprawić  sytuację  z  Donatim.
Ucieszyło  to  Carę  teraz,  kiedy  rozumiała,  że  on  też  przed  nią  ucieka.
I wiedziała, że nie może mu dłużej na to pozwalać.

Przełknęła lęk. Jego nieobecność pozwoliła jej zebrać odwagę, ale też

dała jej szansę, żeby pokazać mu swoje uczucia.

– Ostrożnie, madame – ostrzegła Antoinette, mocno trzymając drabinę.
–  Będę  ostrożna  –  obiecała  Cara,  stając  na  palcach,  żeby  przypiąć

balony do gzymsu.

Chciała,  żeby  ta  mała  uroczystość  była  gotowa  na  przyjazd  Maxima.

Zapewne nie życzył sobie zamieszania – nawet jej nie powiedział, że tego

background image

dnia  są  jego  urodziny.  Ale  jako  ktoś,  kto  rzadko  miał  szansę  świętować
urodziny,  podejrzewała,  że  jemu  też  brakowało  tego  w  dzieciństwie.
Wiedziała,  że  on  i  jego  matka  żyli  w  skrajnym  ubóstwie,  a  w  wieku
piętnastu  lat  poszedł  do  pracy.  Jej  dzieciństwo  było  smutne,  ale  jego
dzieciństwo praktycznie nie istniało. Jak inaczej miałaby mu pokazać, że go
kocha, niż świętując z nim ten wyjątkowy dzień?

To małżeństwo nie musiało być końcem. Mogło być początkiem. Wciąż

mieli dwa i pół miesiąca, zanim dziecko się urodzi, i już czuła się częścią
tego miejsca.

–  Co  myślisz?  –  zapytała  pokojówkę,  odchylając  się,  by  podziwiać

swoje dzieło.

Antoinette przechyliła się, rozluźniając uchwyt na drabinie.
–  Cara,  descends  tout  de  suite!  –  Krzyk  Maxima,  rozkazującego  jej

zejść, tak przestraszył Carę, że aż podskoczyła.

Drabina przechyliła się w bok. Antoinette krzyknęła.
Jak w zwolnionym tempie Cara poczuła, że drabina usuwa jej się spod

stóp.  Patrzyła,  jak  Maxim  biegnie  w  jej  stronę  z  twarzą  wykrzywioną
w wyrazie bólu i paniki.

Silne ramiona chwyciły ją, w ostatniej chwili ratując przed upadkiem.

Wzięła  drżący  oddech  ulgi,  czując  znajomy  zapach  mydła  sandałowego
i słonego potu.

Maxim. Maxim ją ocalił.
Jej mąż zaklął, a ona chwyciła go za szyję i wtuliła twarz w jego pierś.
– Cara, co ty wyprawiasz? Oszalałaś? – krzyknął drżąco Maxim.
Ale  gdy  spojrzała  w  jego  ciemne  oczy  i  ujrzała  w  nich  troskę,  w  jej

sercu wezbrała miłość i nadzieja. Dlaczego tak długo czekała z wyznaniem
mu swoich uczuć?

background image

–  Przepraszam,  Maxim.  Po  prostu…  Są  twoje  urodziny  i  chcieliśmy

zrobić ci niespodziankę.

–  Chcieliście…  co?  –  Maxim  rozejrzał  się  po  salonie  udekorowanym

balonami,  transparentem,  który  zrobiła  poprzedniego  dnia  z  Antoinette,
i pysznym croquembouche, który kucharz przygotował na jej polecenie. Na
małym  stoliku  pod  ścianą,  obok  zebranych  przez  nią  kwiatów,  leżał
zapakowany w papier prezent, który uszyła dla niego na szydełku.

Maxim  odstawił  ją  na  ziemię  i  szeroko  otwartymi  oczami  patrzył  na

efekt jej wysiłków. Wyglądał na wstrząśniętego i wcale nieuradowanego.

Cara  powiedziała  sobie,  że  miał  prawo  być  w  szoku.  Oboje  byli

w szoku.

–  Wszystko  w  porządku,  madame?  –  spytała  Antoinette,  wciąż

trzymająca drabinę. – Przepraszam, że za słabo panią trzymałam.

–  Nie  martw  się,  Antoinette,  nic  się…  –  zaczęła  Cara,  ale  Maxim  jej

przerwał.

–  Sortez  –  warknął,  sprawiając,  że  obie  kobiety  podskoczyły.  –

Zwalniam cię. Nigdy więcej nie chcę cię tu widzieć.

Pokojówka wybiegła z płaczem.
–  Maxim,  daj  spokój.  –  Cara  dotknęła  jego  ramienia.  –  Nie  możesz

zwolnić Antoin…

Maxim okręcił się i chwycił ją za ramiona.
– Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? – spytał łamiącym się głosem.
– Maxim, co się dzieje? – Niepokój zacisnął się na jej sercu jak imadło.
Maxim przejechał ręką po włosach.
– Nie miałaś prawa.
–  Po  prostu  chciałam  zrobić  coś  dla  ciebie  po  tym,  ile  ty  zrobiłeś  dla

mnie – wykrztusiła drżąco.

background image

– Każdy mężczyzna by to zrobił. Dla dobra swojego dziecka – odparł

urywanym głosem.

–  Nie,  Maxim.  –  Ze  wszystkich  sił  starała  się  zachować  spokój,

opanować burzę emocji zalewających jej serca. Strach, panikę, ale przede
wszystkim miłość.

–  Ale  masz  rację.  Tak  naprawdę  zrobiłam  to  z  innego  powodu  –

wyznała, czując, jak prawda wyrywa się z jej piersi. – Chciałam świętować
z  tobą  twoje  urodziny,  ponieważ  cię  kocham.  I  chcę,  żeby  nasze
małżeństwo  było  prawdziwym  małżeństwem,  a  ten  zamek  naszym
prawdziwym domem.

Maxim  wpatrywał  się  w  nią  nieruchomo.  Słowa  popłynęły  z  jej  ust,

słowa, o które nie prosił, słowa prawdy o jej przeszłości.

– Spędziłam całe dzieciństwo w rodzinach zastępczych – wykrztusiła. –

Niektóre były dobre, inne nie. Ale w żadnej nie zostałam na długo. Kiedy
dorosłam, zaczęłam podróżować po Europie, szukając czegoś, co wreszcie
znalazłam w La Maison de la Lune. Najpierw myślałam, że chodzi o moją
przyjaźń  z  Pierre’em,  ale  tak  naprawdę  to  było  coś  dużo  prostszego  –  to
miejsce  stało  się  moim  domem.  Odkryłam,  że  nie  potrzebuję,  żeby  ktoś
stworzył  mi  dom.  Mogę  stworzyć  go  sama.  Ale  z  tobą…  –  Przełknęła
wzruszenie.  –  Z  tobą  odkryłam,  że  potrzebuję  czegoś  więcej  niż  domu.
Potrzebuję rodziny. I choć nigdy tego nie powiedziałeś, wiem, że dla ciebie
to  też  jest  ważne.  Inaczej  nie  zareagowałbyś  tak  gwałtownie,  kiedy  się
dowiedziałeś,  że  zostaniesz  ojcem.  Nie  byłbyś  tak  zdeterminowany,  żeby
się o mnie zatroszczyć. – Słyszała bolesną nadzieję w swoim głosie, mimo
jego niewzruszonego spojrzenia. – Możemy sprawić, że to miejsce będzie
naszym  domem,  Maxim,  a  nasze  małżeństwo  będzie  prawdziwym
małżeństwem. Musimy się tylko przyznać, że tego potrzebujemy.

background image

Wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu miała nadzieję, że uda im się

ułożyć  razem  życie.  Ale  kiedy  ujrzała  niewzruszone  spojrzenie  Maxima,
ostatni promyk nadziei zgasł.

– To małżeństwo nigdy nie będzie prawdziwe.
– Dlaczego nie? – W jej głosie zabrzmiała rozpacz.
– Ponieważ nigdy nie odwzajemnię twojej miłości.
–  Nie  musisz  mnie  kochać,  Maxim  –  spierała  się,  usiłując  ratować

marzenie, które już umarło. – Musisz tylko otworzyć serce na miłość.

– Nie mogę.
Cara skinęła głową, powoli i ostrożnie, bojąc się, że pod ostatecznością

tego stwierdzenia rozpadnie się na tysiąc kawałków. Zniknie, czując się tak
niepotrzebna, niechciana, niewidzialna, jak przez całe swoje dotychczasowe
życie.

Nie prosiła, żeby ją pokochał. Prosiła tylko o nadzieję, że pewnego dnia

mógłby  ją  pokochać.  Ale  on  nie  chciał  nawet  spróbować.  Wszystko,  co
kiedykolwiek mogłaby mu dać, nie wystarczyło.

Mała  dziewczynka  wewnątrz  niej  krzyczała  z  bólu.  Ale  kobieta  po

prostu skinęła głową.

– Dobrze.
Musiała  wyjść.  Nie  mógł  zobaczyć,  jak  się  poddaje,  nie  mógł  się

dowiedzieć, jak bardzo bolało ją jego odrzucenie.

– Tak będzie najlepiej – powiedział sztywno Maxim.
Nie. Wcale nie.
– Potrzebuję przez chwilę zostać sama – szepnęła.
Ruszyła w stronę wyjścia, ale Maxim chwycił ją za nadgarstek.
– Cara, przepraszam. Myślałem, że rozumiesz, że nie mogę ci tego dać.
W jej piersi rozgorzał gniew. Uczepiła się go. Cokolwiek, tylko nie ból.

background image

–  Kiedyś  powiedziałeś  mi,  Maxim,  że  nie  potrzebujesz  mojego

współczucia – wykrztusiła. – Ja twojego też nie.

Doprowadziła do tego, pozwalając, by dał jej tak niewiele. Jeśli ten ból

czegokolwiek ją nauczył, to żeby nigdy więcej nie zadowolić się ochłapem
uczucia, od nikogo.

– Dokąd idziesz? – zawołał za jej plecami.
– Do moich pokoi. Byłabym wdzięczna, gdybyś nie przeszkadzał mi tej

nocy  –  powiedziała.  Jej  głos  wydawał  się  dolatywać  z  daleka.  Po  raz
pierwszy ucieszyła się, że mają oddzielne sypialnie.

Nie  mogła  go  zmusić,  żeby  ją  pokochał.  I  nie  chciała.  Uwiódł  ją

seksem,  a  ona  mu  na  to  pozwoliła,  łudząc  się,  że  jest  w  tym  coś  więcej.
Teraz mogła tylko czekać, aż czas uleczy jej głupie, złamane serce.

– Nie rób nic głupiego, Cara. Rano możemy o tym porozmawiać.
Cara  powlokła  się  do  swoich  pokoi.  Nie  zostało  nic,  o  czym  mogliby

porozmawiać.

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

– Monsieur Durand, madame poprosiła, żebym to panu przekazał.
Maxim podniósł wzrok znad nietkniętego śniadania i ujrzał przed sobą

młodą  pokojówkę,  której  po  namyśle  zdecydował  się  nie  zwalniać,
ponieważ nic z tego nie było jej winą. W ręce trzymała kopertę.

Była dziesiąta rano, a on przez całą noc ledwo zmrużył oko. Milion razy

chciał pójść do Cary, pocieszyć ją i błagać o wybaczenie za surowe słowa.
Trzymać ją w ramionach i ulżyć jej cierpieniu. Ale wiedział, że nie może
tego zrobić. To tylko dałoby jej fałszywą nadzieję.

–  Merci,  Antoinette  –  powiedział,  odbierając  od  niej  kopertę.  –  Czy

moja żona już wstała?

– Pani wstała kilka godzin temu. Wyszła około dziewiątej.
– Jak to wyszła? – Maxim znieruchomiał. – Dokąd poszła?
– Nie wiem – odparła Antoinette. – Poprosiła, żebym nie dawała panu

tego listu przed dziesiątą. Powiedziała, że jedzie na przejażdżkę.

O nie. Nie, nie, nie.
Maxim rozerwał kopertę i rozłożył list.

„Maxim,
Przepraszam,  że  nie  mogę  być  żoną,  której  potrzebujesz.  Sądzę,  że

w tych okolicznościach najlepiej byłoby, gdybyśmy się rozstali.

Nie  mogę  znieść  życia  z  tobą  ze  świadomością,  że  nic  do  mnie  nie

czujesz. Mam nadzieję, że jesteś w stanie to zrozumieć.

Cara”.

background image

Maxim zerwał się z krzesła. Panika ściskała go za gardło, ale zmusił się,

by myśleć logicznie. Jeśli wzięła jeden z jego samochodów, to będzie mógł
go namierzyć przez nadajnik GPS. Pobiegł do garażu, z każdym krokiem
modląc się, żeby nie zdążyła jeszcze dojechać do dworca.

Nie mógł jej znowu stracić. Co on narobił?

Cara skręciła w dróżkę między drzewami wiodącą ku La Maison de la

Lune. Od godziny jeździła bez celu, usiłując zebrać myśli przed powrotem
do  domu.  Nie  domu,  pomyślała  ponuro.  Do  Château  Durand,  żeby
porozmawiać z Maximem o rozwodzie.

Nie była pewna, jak to się właściwie stało, że przyjechała właśnie tutaj.

Dom  pewnie  już  dawno  był  zburzony,  ale  miała  nadzieję,  że  samo
znalezienie się w tym miejscu nieco ukoi jej ból i pozwoli spojrzeć na jej
małżeństwo z perspektywy.

Wbrew  wszystkiemu  wciąż  nie  mogła  uwierzyć,  że  bliskość,  która

zdawała się rosnąć między nią a Maximem, od początku była złudzeniem.

Skręciła  między  drzewa,  w  duchu  przygotowując  się  na  widok  pustej

działki.  Ale  zamiast  tego  dojrzała  między  gałęziami  kształt,  na  widok
którego jej zmęczone serce skoczyło do gardła.

Dom, który niegdyś tak kochała, dalej stał. Okiennice były zamknięte,

drzwi  zabite,  a  posadzone  przez  nią  rośliny  uschnięte,  ale  sam  budynek
wyglądał tak samo jak w chwili, kiedy go opuściła.

Zaparkowała na podjeździe i potarła zmęczone oczy. Czyżby śniła?
Dlaczego Maxim nie zniszczył domu? Tak bardzo mu na tym zależało,

a ona, gdy poznała pełną skalę okrucieństwa Pierre’a, nie mogła go za to
winić.

W  takim  razie  dlaczego  nikt  go  nie  tknął,  a  sądząc  po  zamiecionych

z podjazdu liściach, wręcz się nim opiekował?

background image

Wysiadła  z  samochodu,  podeszła  do  drzwi  i  oparła  policzek  o  stare

drewno.  Mieszkała  tu  z  Pierre’em  przez  całe  miesiące,  ale  jedyne,  co
pamiętała z życia w tych ścianach, to noc spędzona z Maximem. Pożądanie,
panika, radość i ból. Ale przede wszystkim czułość, na myśl o której po jej
policzkach znów popłynęły łzy.

Usłyszała  warkot  silnika,  zagłuszający  wesoły  śpiew  szczygła.

Odwróciła  się  i  ujrzała  samochód  Maxima,  który  zahamował  z  piskiem
opon i wyskoczył, trzaskając drzwiami.

– Cara… jesteś tu… nie uciekłaś? – Jego wzrok był błędny.
Cara otarła łzy.
–  Oczywiście,  że  nie  –  odparła,  nieco  zaskoczona.  –  Po  prostu

potrzebowałam chwili dla siebie.

Nagle znalazła się w jego ramionach.
–  Ne  me  quitte  pas,  ne  me  quitte  jamais  –  wyszeptał  błagalnie  w  jej

włosy.

„Nie zostawiaj mnie, nigdy mnie nie zostawiaj”.
–  Maxim?  –  Cara  odsunęła  się,  by  spojrzeć  mu  w  oczy.  –  Nie

uciekłabym. Nie teraz.

Maxim opadł przed nią na kolana, objął jej udo i przycisnął głowę do jej

brzucha.

– Myślałem, że mnie opuściłaś.
Cara  zanurzyła  palce  w  jego  włosach  i  uniosła  jego  twarz.  W  jego

oczach było coś, co sprawiło, że serce wezbrało jej wzruszeniem.

– Maxim, dlaczego nie zniszczyłeś La Maison?
–  Nie  mogłem  –  odparł  z  bolesną  szczerością.  W  jego  wzroku  było

uczucie, którego nigdy dotąd nie pozwolił jej ujrzeć. – Po tym, jak odeszłaś,
to  było  jedyne,  co  mi  o  tobie  przypominało.  –  Zaklął  i  zwiesił  głowę.  –

background image

Kiedy cię straciłem, zemsta nagle wydała mi się nieistotna. Nie chcę znowu
cię stracić. Nie mogę.

Serce  skoczyło  jej  w  piersi.  Czyżby  się  pomyliła,  poddając  się  tak

wcześnie? Czy pomyliła się, wierząc jego słowom zamiast swojemu sercu?

Położyła  dłonie  na  jego  policzkach  i  zmusiła  go,  żeby  znowu  na  nią

spojrzał.

– Maxim, nie musisz mnie tracić. Kocham cię – powtórzyła, zmuszając

się, by uczucia w jego oczach nie złamały jej postanowienia. Tym razem nie
mogła zadowolić się czymkolwiek. Musiała mieć absolutną jasność. – Ale
wczoraj  bardzo  jasno  powiedziałeś,  że  nigdy  nie  odwzajemnisz  mojej
miłości. Czy tak jest naprawdę?

Maxim z rozpaczą pokręcił głową.
– Skłamałem – wyznał, wstając z ziemi. – Ponieważ jestem tchórzem. –

Położył  rękę  na  jej  dłoni  i  przycisnął  je  obie  do  jej  brzucha.  –  Ponieważ
boję  się  tego,  co  czuję  do  ciebie  i  naszego  dziecka.  Boję  się,  że  nie  dam
sobie rady. Że zawiodę cię tak samo, jak zawiodłem moją matkę.

Cara  wyglądała  na  tak  wstrząśniętą,  że  od  samego  patrzenia  na  nią

Maximowi łamało się serce. Wciąż go kochała, ale jakże mógł przyjąć jej
miłość? Jakże mógł na nią zasługiwać po tym, co zrobił własnej matce?

– Jak zawiodłeś swoją matkę, Maxim? – zapytała. Jej pełne współczucia

spojrzenie wydarło z niego prawdę, która nigdy dotąd nie padła z jego ust.

– Była wątła i delikatna. Moje narodziny i liczne poronienia zraniłby ją

psychicznie  i  fizycznie.  Miała  wahania  nastrojów,  dni,  w  których  ledwo
była  w  stanie  funkcjonować.  W  te  dni  musiałem  dla  niej  gotować,
rozmawiać  z  nią,  wyciągać  ją  z  łóżka.  To  się  stało  w  moje  piętnaste
urodziny,  kiedy  powiedziałem  mojemu  ojcu,  że  wiem,  że  jestem  jego
synem.  Byłem  taki  podekscytowany!  Sądziłem,  że  jestem  już  mężczyzną.

background image

Sądziłem,  że  mnie  zechce.  Ale  tak  się  nie  stało.  A  ja  byłem  tak
zrozpaczony, zraniony i zły, że wyżyłem się na niej. Odszedłem, choć mnie
błagała, żebym tego nie robił. Choć wiedziałem, że sama nie da sobie rady.
Pięć miesięcy później nie żyła.

Umilkł  i  czekał,  aż  miłość  w  oczach  Cary  zgaśnie,  zmieni  się

w  pogardę.  Ale  ciepło  w  jej  spojrzeniu  nawet  nie  zamigotało.  Po  prostu
przyjęła jego wyznanie i otoczyła go ramionami, wyciągając go z ciemności
z powrotem w światło.

– Maxim, to jakieś szaleństwo. Nie jesteś odpowiedziany za jej śmierć.

Byłeś jej synem, a nie jej ojcem. Cokolwiek zrobiłeś czy nie zrobiłeś, nie
jesteś odpowiedzialny za jej ból, jej delikatność i jej depresję. – Spojrzała
na dom, który ocalił, by przypominał mu o ich wspólnie spędzonej nocy. –
Jeśli  ktokolwiek  jest  odpowiedzialny,  to  twój  ojciec.  Nie  zasługiwał  na
takiego syna jak ty.

Jej wiara w niego zdawała się przesączać w jego ciało.
– Czy możesz dać mi drugą szansę? – zapytał. – Żeby to małżeństwo

stało się prawdziwym małżeństwem, a ja prawdziwym ojcem dla naszego
syna? I żebym nauczył się ciebie kochać?

Jej uśmiech ukoił jego duszę.
– Tak. Ale najpierw musisz mi coś obiecać. Chcę, żebyś został ze mną

w łóżku do rana.

– Tylko tyle? – Maxim zamrugał, zaskoczony nie tylko skromnością jej

wymagań, co radością, którą poczuł na myśl o obudzeniu się z jej miękkim
ciałem w swoich ramionach.

Skinęła głową.
Maxim  odrzucił  głowę  i  roześmiał  się.  Świadomość,  że  ją  odnalazł

i nigdy więcej jej nie straci, sprawiła, że rozpierało go szczęście.

background image

– Moja piękna żono – wymruczał, pochylając głowę, by ją pocałować. –

Obiecuję,  że  będę  cię  trzymał  przez  całą  noc,  każdej  nocy,  przez  resztę
naszego życia.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
RODZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY


Document Outline