Nieopowiedziana opowieść
Bonnie&Damon: Po Godzinach
To jest urocza krótka historia z pewną dozą przemocy. To nie jest
strasznie niepokojące, ale bądź ostrożny...
Bonnie McCullough mozolnie pisała na swoim laptopie,
czytając z różowej karteczki wiadomość pokrytą schludnym,
zaokrąglonym pismem, które zawierało małe kółka na i: Sumienie
Królowej.
To był referat z historii, który stanowił trzydzieści procent jej
oceny w pierwszym semestrze z historii Europy. A miała na to dobry
pomysł, naprawdę dobry pomysł: oryginalny, łatwy do zrozumienia i jak
myślała- prowokujący. Co, tak podawała jej teoria, stałoby się z Anglią
jeśli Katarzyna Aragońska nie byłaby tak posłuszna mężowi, który
wyrzekł się jej, i sprzymierzyła się z Hiszpanią (skąd pochodziła w
pierwszej kolejności) a potem doprowadziła oddziały połączone z Anglią,
które nadal były lojalne wobec niej by walczyć z armią Henryka VIII.
Radziła atakować bardzo często, a tylko jej odmowa podjęcia broni
przeciwko jej mężowi. Katarzyna mogła być w stanie ustanowić z
powodzeniem swoją małą córeczkę, Marię, jako następczynię, zamiast
pozwolić Henrykowi mieć swoje zdanie we wszystkim; a druga córka
Henryka królowa Elżbieta, nigdy by się nie urodziła.
Żadnej królowej Elżbiety! Żadnego Sir Waltera Raleight'a!
Żadnego Królestwa Brytyjskiego- prawdopodobnie żadnej Ameryki! Nic
by się nie wydarzyło w sposób, jaki był do współczesnych czasów.
Przerażająco ogromny stos książek historycznych widniały nad
Bonnie po jej prawej stronie. Równie potężny stos przechylił się nad nią z
lewej strony. Większość z nich miało karteczki przyklejone w nich, gdzie
znalazła dowody wspierały jej teorię.
Był tylko jeden problem, pomyślała Bonnie, jej mała
truskawkowo pokręcona głowa opadła prawie do biurka. Referat był
zaplanowany na pojutrze,a wszystko co napisała to był tytuł.
Musiała jakoś połączyć fakty z tych książek, które posiadały
dowody na utrzymanie jej teorii. Inne fakty czekały na nią tam w sieci,
przedstawione teraz przez wesoło świecący ekran komputera przed nią.
Ale jak, jak zrobić spójny referat z nich w ciągu zaledwie dwóch dni.
Oczywiście, mogła poprosić o przedłużenie terminu. Ale mogła
sobie wyobrazić minę pana Tannera, gdyby tak zrobiła. Mógłby
zawstydzić ją bezlitośnie przed klasą.
Mogę nie spać przez dwa dni, pomyślała Bonnie stanowczo.
Jakby wywołane przez jej myśli, światła w bibliotece zgasły,
potem włączyły się i powtórzyły cykl.
Oh, nie! Już dziesiąta? A ona poważnie potrzebowała kofeiny.
Bonnie sięgnęła w kierunku torby obok niej, wtedy zawahała się.
Jej przeczucia jak zawsze były dobre. Pan Breyer przyszedł
idąc korytarzem, spoglądając w prawo i lewo do sal do indywidualnego
czytania.
„Ale-Bonnie! Jesteś ciągle tutaj?”
„Najwyraźniej tak,” powiedziała Bonnie z nerwowym
śmiechem. Teraz wszystko zależało od jej zdolności aktorskich.
„Cóż, ale, biblioteka jest zamknięta. Nie widziałaś świateł?”
Bonnie słyszała, że pan Breyer zawsze szepcze w bibliotece, nawet przed
otwarciem i po zamknięciu biblioteki. Teraz mogła potwierdzić, że to była
prawda.
„Panie Breyer, chciałabym prosić o przysługę,” powiedziała
Bonnie, patrząc na niego tak smutno jak mogła przez jej brązowe oczy.
„Jaką przysługę?” teraz pan Breyer już się nie uśmiechał.
„Chciałabym,” Bonnie wstała, żeby przynajmniej mogła
spojrzeć na twarz pana Breyera, „zostać w bibliotece całą noc.”
Pan Breyer potrząsnął głową.
„Przykro mi, Bonnie. Ale biblioteka jest zamknięta o dziesiątej,
bez wyjątku. Myślisz, że jesteś pierwszą osobą, która mnie o to prosi?”Pan
Breyer wyprostował się i mruczał przez chwilę jakby liczył. „Ale jesteś
dwudziestą czwartą osobą, która zadaje właśnie to pytanie.” Wydawał się
trochę pocieszać precyzją. Podniósł jej plecak, by wręczyć go jej. Bonnie
szybko wzięła go, zmartwiona tym, że by kuć. „I powiem ci tą samą rzecz,
którą mówiłem każdemu kto pytał: 'Biblioteka jest zamknięta o dziesiątej,
ale jutro jest nowy dzień.”
„Dla mnie nie jest!” Bonnie poczuła prawdziwe łzy w oczach i
na policzkach. „Oh, panie Breyer, nie wyjdę aż do rana. Będę zamknięta
tutaj” -ze wszystkimi duchami i strasznymi cieniami, jej umysł dodał
odruchowo- „bezpieczna jak- jak cokolwiek, do jutra rano. Nic nie może
mnie dostać.”
„Ale pomyśl o swojej biednej matce-”
Bonnie potrząsnęła głową. „Myśli, że jestem u przyjaciółki.”
„Ojej,” -pod oświetloną lampami biblioteką, pan Breyer
wydawał się rozmyślać. Nawet się uśmiechnął. „kiedyś robiliśmy to samo
jako dzieci,” wyszeptał. „Powiedz jedno rodzicowi w jednym domu a
drugie najpierw w domu. 'Podwójne alibi,' nazywaliśmy to, albo czasami
'podwójny głupek.'” Niemal promieniował.
„Więc pozwoli mi pan zostać?” Bonnie popatrzyła na niego
żałośnie.
„Co? Oh, nie. Nie. Nigdy. To była najbardziej naganna rzecz do
zrobienia, a my zostaliśmy złapani i dokładnie ukarani za to,” powiedział
pan Breyer, patrząc tak jakby to wspomnienie było przyjemnie inne.
„Nie, Bonnie,” powiedział pan Breyer. „Jestem pewien, że
możesz zrobić badania w domu. Jest więcej w internecie niż jest w tych
wszystkich książkach razem,” powiedział, machając ręką na książki, które
Bonnie miała porozrzucane z notatkami na karteczkach na rzecz jej teorii o
Katarzynie Aragońskiej. „Ale musisz teraz wyjść z biblioteki. Szybko!
Zresztą jest sześć minut po dziesiątej!” Brzmiał przerażony swoim
opóźnieniem.
W porządku. Kiedy Plan A nie działa, czas na Plan B. „Okej,
panie Breyer. Nie może pan winić dziewczyny za próbowanie. Tylko
pozwoli mi pan wziąć mój ołówek i moją szczęśliwą lalkę Elmo-” to była
mała lalka na przyssawkę, którą Bonnie zawsze zabierała ze sobą na
wyprawy naukowe i egzaminy- „i pójdę do łazienki, a potem do domu.”
„Łazienki są zamknięte,” pan Breyer niezręcznie przyglądał się
załzawionej twarzy Bonnie. „Ale nie są zablokowane. Przypuszczam, że
możesz iść.”
„Dziękuję, panie Breyer,” powiedziała Bonnie, patrząc na niego
tak smutno jakby ta przysługa była równie ważna jak pozwolenie jej
zostać przez całą noc. Zarzuciła plecak na jedno ramię i opuściła salę do
nauki. Zostawiła również bałagan z pogniecionych papierków, końcówek
ołówków, i starych styropianowych kubków, wiedziała, że pan Breyer nie
będzie w stanie oprzeć się zabrać ich do kosza z tyłu.
Kilka minut później, Bonnie rozweseliła się, „Dobranoc, panie
Breyer,” rozbrzmiało przez bibliotekę, idąc za dźwiękiem małych
zamykających się drzwi biblioteki. Pan Breyer odpowiedział, „Dobranoc,
Bonnie.” Niemniej jednak upewnił się, kiedy zamknął wejściowe drzwi
biblioteki, że jasnozielony samochód Bonnie zawsze prowadziła zniknął z
parkingu.
Bonnie, która wkradła się z powrotem po głośnym „wyjściu”
by jeszcze raz usiąść ze swoimi stopami na siedzisku toalety w damskim
WC, czekała aż zgasły światła. To wymagało pewnego rodzaju odwagi,
którą rzadko była w stanie się zdobyć. Trzęsąc się, łzy nadal ciekły spod
jej rzęs, natychmiast złamała Zasadę 1 Planu B włączając mocną latarkę,
którą miała w swoim plecaku, nie licząc do sześćdziesięciu. Potem
ciemność była znośna-prawie. Ale znała przyzwyczajenie pana Breyera od
ostatnich dwóch nocy, kiedy obserwowała bibliotekę po nauce, a on
wychodził i szedł prosto do domu jak w zegarku.
Tak długo jak miała włączoną latarkę, spadła z kabiny w
toalecie i włączyła światła w łazience. To sprawiła, że czuła się o wiele
lepiej. A kiedy włączyła światła w pracowni komputerowej na samym
końcu, wiedziała, że jest bezpieczna.
Odejdź stąd! powiedziała z niepokojem, który nie opuścił jej
umysłu. Zrobiłaś to! Jesteś wspaniała! Teraz wszystko czego potrzebujesz
to trochę kofeiny... szukała po omacku w swoim plecaku termosu, który
został całkowicie wypełniony najmocniejszą kawą, którą była w stanie
zrobić z szybkich, czubatych łyżek stołowych- i dołożyła dwa No Doze,
tylko by się upewnić, wzięła haust. Teraz jesteś gotowa na długą, długą
noc z tymi materiałami źródłowymi. Bonnie zdjęła buty, zdecydowanie
włączyła komputer i wzięła się do pracy.
Na zewnątrz, były dwa cienie zgarbione nad czymś połamanym
i nie poruszającym się na ziemi.
„Widzisz?” jeden powiedział gardłowym głosem. „Najlepiej
przyjść tam, gdzie linie Mocy krzyżują się w ziemi. Mięso jest słodsze.”
„Widzę,” powiedział drugi, a jego głos był gruby, ponieważ
jego usta były pełne... czegoś. „Magiczne linie nadają Moc ludzkiemu
natężeniu życia.”
„Słodkie mięso- a tam w środku jest coś słodszego,”
zachichotał gardłowym głosem. „Znam wszystkie reguły tej biblioteki.
Mała ruda dziewczyna musi wyjść przed ranem.”
To był dźwięk odgryzania. „Po tych zabójstwach będziemy
musieli odejść,” wyszeptał drugi głos. „Będą polować na nas z psami;
znajdą nasz trop.”
„Nie znajdą,”odpowiedział gardłowy głos. „Mogą dostać nasz
zapach, ale kupiłem eliksir ziołowy, który zmyli psy. To bardzo proste-
rozpryskamy silny zapach, kiedy dotrzemy do tłumu. Potem wszyscy będą
chodzić w eliksirze- a nosy psów będą przytłoczone.”
Odgryzający głos wydał chrzęszczący śmiech. „Powinieneś
wiedzieć, bracie! Powinieneś wiedzieć o psach!”
„Teraz zamknij się i pozwól mi jeść w spokoju. Musimy
przenieść samochód zanim będzie za długo. Jest rzucający się w oczy.”
Odgryzający głos zamknął się. Jego właściciel nie chciał
powiedzieć, że czuł niepokój- zmartwienie- w głębi umysłu.
To byłoby głupie. Byli wilkołakami nieskrępowanie
wędrującymi w ludzkim świecie, w mieście, gdzie nikt ich nie znał, nikt
nie miał powodu do obaw przed nimi, a przede wszystkim, nikt nie miał
powodów podejrzewać czym naprawdę byli.
Byli niepokonani.
Pomimo rozkosznego zatopienia palców w grubym puchowym
miękkim dywanie (właśnie pod znakiem, który mówił BUTY MUSZĄ
BYĆ NOSZONE CAŁY CZAS), Bonnie miała słabe uczucie niepokoju,
które nie odchodziło.
Nie wiedziała co to było. Wiedziała- mogła jakoś poczuć- że nie
było nikogo w bibliotece. Ale nadal, w głębi umysłu, była niespokojna.
W głębi umysłu- hej, to było to! Cała ta ciemność za nią.
Bonnie naprawdę, naprawdę nienawidziła ciemności.
Znała aż za dobrze rzeczy, które mogła sobie wyobrazić, mogły
wyjść z tego. Chociaż jej racjonalny umysł przyjmował, że nie ma takich
rzeczy jak wampiry, czarownice, wilkołaki, i tak dalej, to nie było tak
pewne jak duchy. Widziała kilka duchów w swoim życiu i było trudno
odpędzić je jako resztki snu.
Nigdy nie powinnaś zainteresować się książką o
spirytualizmie, umysł skarcił ją. To dało ci różnego rodzaju pomysły. Teraz
gdzieś pod sobą naprawdę wierzysz, że jesteś psychiczna. Dziękuj Bogu,
że nikomu tego nie powiedziałaś. Co powiedziałyby Caroline i Meredith?
Co Raymond, aktualny chłopak, by powiedział? Najważniejsze, co
powiedziałaby Elena?
Ale babcia MacLachlan, która zawsze wiedziała gdzie znaleźć
zgubione klusze lub piloty od TV i która wiedziała, kiedy telefon
zadzwoni- spojrzała groźnie na dłoń Bonnie w czasie jej ostatniej wizyty
nad Atlantykiem.
„Życie jest pełne emocji,” powiedziała, powoli i w zamyśleniu,
„Ale życie nie jest stałe. I masz Wzrok, moja dziewczynko. O wiele lepszy
niż jakakolwiek MacLachlan przed tobą. Dołączyły się do tego talenty
Mcullough, i-” Spojrzała ostro na Bonnie, która w wieku trzynastu lat
wolała raczej bawić się z przyjaciółmi, lub patrzeć an chłopców.
„Rozumiesz o czym w ogóle mówię, dziewczyno?”
Bonnie potrząsnęła swoimi delikatnymi rudymi włosami,
patrząc w poważne, stare szare oczy, które zazwyczaj błyszczały z
zachwytem na swoje wnuki, lub patrzyły spokojnie na jakiś odległy
krajobraz. Teraz te szare oczy były zamyślone i martwiące się o Bonnie.
„Nie,” babcia powiedziała, „teraz nic z tego nie rozumiesz. Ale
zrozumiesz, moja dziewczynko. Podczas gdy jeszcze jesteś dziewczynką,
zrozumiesz.” Cóż, Bonnie przerwała własne rozmyślania, nie mam czasu
na „rozumienie” tego teraz. Muszę „zrozumieć” Katarzynę Aragońską. I
muszę pracować szybko. Podniosła książkę, i zmieniła strony do pierwszej
różowej notatki, którą znalazła.
Postać, do której należał gardłowy głos i postać, do której
należał odgryzający głos leżeli na plecach, nasyceni, ale zaniepokojeni w
umysłach.
„Chciałbym teraz zobaczyć dziewczynę w tym budynku,”
zajęczał gryzący głos.
To był dźwięk ostrego ciosu.
„Chcesz zniszczyć wszystko, po naszych wszystkich
poszukiwaniach?” zapytał gardłowy głos. „Może chcesz wybić okno,
uruchomić alarm? Więc idź przodem- nie otrzymasz żadnej pomocy ode
mnie. Będę tylko twarzą w tłumie. Weźmiesz winę za faceta i
dziewczynę.”
Gryzący głos pociągnął nosem. „Nie zamierzałem niczego
zrobić przy bibliotece. Tylko chciałem obwąchać drzwi i okna.”
Nastąpił następny ostry cios, i biadolenie. „Znam twoje
wąchanie,” warknął gardłowy głos. Zawsze kończy się drapaniem i
wywarzaniem, i potłuczonym szkłem, a potem mówisz 'Cóż, ponieważ
okno jest już wybite, wchodzę.' Idiota!”
Przez chwilę nie było żadnego hałasu, z wyjątkiem dźwięku
rozłupywania kości i ssania jakby szpik był wyciągany.
„A w ten sposób fpadlibyśby f głopoty?” Gryzący głos w końcu
zapytał. Cios dla właściciela nosa był nie tylko bolesny, ale także
obezwładniający. Kto mógł wąchać nosem pełnym zakrzepłej krwi?
Gryzący przetarł go czule.
„Mówiłem ci i mówiłem! Będziemy w następnym hrabstwie-
cholera, w następnym stanie zanim dziewczyna będzie spóźniona.
Będziemy mieli dużo czasu, żeby uciec!”
Nastąpiła przerwa, a potem gryzący głos powiedział powoli,
„Ale- kto przyjdzie otworzyć bibliotekę? Ma alarm-”
„Kobieta, ty idioto! W dni powszednie mężczyzna przychodzi i
otwiera drzwi. W weekendy kobieta przychodzi i je otwiera. Po świcie ona
przyjdzie i będziemy mieli zarówno ją i dziewczynę. Sprawimy, by kobieta
otworzyła drzwi; a potem wrzucimy ją i dziewczynę do naszego
samochodu. Żywe lub martwe, pójdą z nami, będziemy bezpiecznie gdzieś
schowani zanim ktoś ich nie zastanie. W piątek nie ma wielu uczniów,
którzy kierują się prosto do biblioteki.”
Nastąpiła przerwa. Potem, niemal nieśmiało, gryzący
powiedział, „Ale so jeśli ktuś przychodzi s kobietą.”
„Rozdzielić i pokonać. To nie będzie pierwszy raz kiedy
zabieraliśmy się za trzech.” warczący miał wyraźnie dużo pytań.
„Ałe...”
„Ale, ale, ale! Lepiej być tym dobrym, czy skopać ci tyłek!”
Chwila przerwy, potem, powoli „Ałe... mężczyzna zamknął
drzwi na klucz. Musimy mieć taki sam klucz jak kobieta. Możemy być w
stanie wyłączyć alarm. Wtedy moglibyśmy mieć dziewczynę-” to był
ssący, mlaskający, dźwięk, jak słomka sięgająca dna szklanki- „od godzin.
Teras. Moglibyśmy grać... w gry.”
Nastąpiła długa cisza, a potem znowu się odezwał gardłowym,
warczącym głosem. Ale wydawał się być mniej zdenerwowany, nawet
nieco mniej zgrzytał kiedy odpowiedział. „To nie jest zły pomysł. To może
oznaczać, że musimy zrezygnować z kobiety-”
„Ale dziewczyna!” Wilkołak z gryzącym głosem sapnął.
„Byłaby taka słodka... i zabawy w jakie byśmy się bawili w ciemności...”
To był śliniący się dźwięk.
„W porządku! W porządku!” Gardłowy głos sapnął. „Ale
najpierw musimy znaleźć klucze, panie Wielka Okazja.”
„Już je znalazłem!” Gryzący zaskomlał triumfalnie. „To była
jak ja powiedziałem wszystko to. Powinniśmy się Zmienić?”
„Zostajemy tak, pół zmienieni,” warczący powiedział i zaśmiał
się swoim gardłowym śmiechem. „Kiedy zobaczy nas takich, oszaleje ze
strachu.”
Gryzący zaśmiał się swoim niskim, warczącym śmiechem.
„Możemy odegrać dobrego kolesia, złego kolesia. Pobiegnie prosto w
nasze ramiona.”
„Będzie krzyczeć,” zazgrzytał warczący, „Krzyczeć i błagać.
Nie przyjdzie żadna pomoc. Żadna pomoc.”
Wziął klucz od gryzącego, i cichutko poszli na palcach do
biblioteki. Potem włożył klucz w drzwi.
Tykanie.
Bonnie nie mogła nic zobaczyć, nie mogła nic usłyszeć z
przodu biblioteki, ale była pewna, że słyszy Tykanie.
Co to mogło znaczyć? Nie było rzucającego światła; z obu
górnego oświetlenia, lub latarki, i to byłaby pierwsza rzecz, którą
nauczyciel lub woźny mógłby zrobić, czyż nie? Włączyć jakiś rodzaj
światła.
Chyba, że ta osoba nie przyszła w celu zapewnienia
przestrzegania szkolnych zasad. Chyba, że przyszli do niej.
Bonnie nie wierzyła w duchy, nie naprawdę. Ale w jej głowie
były setki zamkniętych drzwi, każde chowały za sobą upiora. Byli
upiorami, które zamknęła za solidnymi drzwiami, kiedy była dzieckiem,
ale w nocy- w nocy miały skłonność do wychodzenia.
I tak Bonnie miała własne instynkty, jak kot. Właściwie, kiedy
upiory odblokowały swoje drzwi i wyszły do niej, stawała się bardziej
zwierzęciem niż człowiekiem. Po prostu pozwoliła swoim instynktom
zabrać siebie gdzie chciały.
Górne lampy zgasły.
A instynkty Bonnie, w dwóch skokach, zabrały ją trzy metry w
prawo. Bonnie wylądowała na dłoniach i palcach jak kot, kucając.
Coś wylądowało na jej krześle. I to rozszarpało krzesło na
strzępy.
„Hej, dziewczyno- chodź tutaj. Tu jest wyjście!” wyszeptał
ludzko brzmiący głos. Właściwie, to brzmiał jak miły chłopak, niewiele
starszy od Bonnie. Ale Bonnie miała instynkt- to był zbyt duży
przypadek; ten miły chłopak mógł przyjść z tym potworem.
Szybko, na rękach i kolanach, zaczęła umykać od głosu i
krzesła. Znalazła się w ciemnym kącie w części dla dzieci by się bronić.
Lekko i cicho jak wiosenny liść weszła pod biurko.
„Ty-ty potworze!” Mówił miły głos. „Weź mnie! Tylko zostaw
dziewczynę!”
„Mięso jest słodkie;” skandował strasznym głosem- brzmiał jak
gryzący kości. „A więc tak pachnie strach tak blisko.” Zaczął się śmiać
szaleńczo.
„Nie boję się ciebie,” powiedział miły głos. Potem następny
szept, „Chodź, dzieciaku. Kieruj się moim głosem.”
Bonnie nie poruszyła się. Nie dlatego, że nie ufała miłemu
głosowi- chociaż nie ufała. Nie poruszyła się, bo nie mogła. Jej głupie
mięśnie zastygły w miejscu.
Meredith miała rację Meredith miała rację Dlaczego Meredith
ma zawsze rację Ale kiedy znaleźli Bonnie, Bonnie byłaby kupą
pękniętych i oszlifowanych kości, a Meredith tylko wiedziałaby wtedy, że
Bonnie tylko udawała, by być przekonaną, że spędzała noc w bibliotece
było naprawdę, naprawdę głupim pomysłem.
Bonnie była dobra w mówieniu szybko- nawet do siebie.
Wszystko to przeszło przez jej głowę zanim echo miłego głosu zniknęło.
Teraz była wciśnięta w kąt, pod biurkiem, chroniona z trzech
stron, ale szeroko otwarta z czwartej, i nie miała żadnej broni.
Nieśmiało, jak pająki, które wysłała biegnące na misje w
przeciwnych kierunkach, poszła na paluszkach od niej. Znała zachowanie
pana Breyera i pani Kemp, co mogli zobaczyć nieskazitelną bibliotekę.
Wiedziała też, że oboje byli krótkowzroczni i że to był cały skarbiec
śmieci pod biurkami biblioteki.
Po chwili jej przerażona ręka weszła w kontakt z czymś co
toczyło się lekko, było wysokie i zakrzywione i- oh Boże, to był tylko
stary, plastikowy kubek, ten duży, z pewnością, Extra-Duży Rozmiar
McDonald's, ale co to zrobiłoby przeciwko wrogowi? Uwaga! Albo
poczujesz gniew mojego plastikowego kubka!
Ale jej drżąca lewa ręka natknęła się na prawdziwe znalezisko.
Linijkę. I nie byle jaką linijkę, stalową. Pośpiesznie, zmieniła przedmioty
w rękach, właśnie kiedy miły głos dotarł do końca stołu z jej prawej
strony. „Szybko,” wyszeptał, „złap mnie za rękę teraz.”
Nigdy w życiu, żeby Bonnie złapała go za rękę, a zwłaszcza nie
teraz, którego głos przyjął lepkiej, nieciekawej cechy, jakby starał się nie
ślinić.
„Jesteśmy tuuuuuutaj,” powiedział gryzący głos z lewej strony.
Wydawał się być coraz bliżej, w tym samym tempie co miły głos.
A potem wydobył się dźwięk od biurka.
Tykanie.
Dźwięk brzmiący z jej prawej.
Tykanie.
Dźwięk brzmiący z jej lewej.
Jak kawałek ostrej kości lub pazura stukany o górę stołu.
Tykanie.
Tik. Tak.
Dźwięki były bliżej.
Okej. Nie było mowy dla Bonnie by teraz uniknąć prawdy.
Były dwie rzeczy w ciemności z nią, i byli coraz bliżej, mogła zaledwie
przetrwać między dwoma krzesłami wielkości dziecka, uciekła obok
zanim dostała się pod biurko. Coś było dziwne, nagle sobie uświadomiła.
Kiedy rzuciła się pod biurko, zupełnie nie była w stanie nic zobaczyć- to
były ślepy, instynktowny pośpiech. Teraz mogła widzieć, jeśli tylko słabo,
z górnych okien biblioteki. Oznaczało to, że mogła niewyraźnie zobaczyć
wyjście.
Ale mogła się założyć, że te dwie rzeczy mogła zobaczyć lepiej
w ciemności nią mogła. Wiedzieli dokładnie gdzie ona jest. I to przeczucie
zostało przeraźliwie potwierdzone, kiedy następne tykanie doszło z tyłu
krzesła- niższe niż biurko.
Tik.
Znaleźli cię.
Tik. Tak.
Nadal niżej.
Mogą cię zobaczyć.
Tik.. Tak. Tik.
Za chwilę odetną jej jedyną drogę ucieczki...
Tik. Tak. Tik...
„Wyjdź,” powiedział „miły” głos, teraz już nie udając miłego,
ale gardłowego i śliniącego się. „Wyjdź i zabaw się... czy powinniśmy
wejść i złapać cię?”
UCIEKAJ! Umysł Bonnie krzyczał do niej.
„Znam kilka gier, w które możemy się zabawić raz-”
UCIEKAJ TERAZ!
Bonnie wystrzeliła przez przerwę między krzesłami jak zając
przez pole. Kiedy zrobiła to, rzuciła się obiema rękami dziko, histerycznie,
nie wiedząc, co miała nadzieję zrobić z obiektami, ale i tak ich popchnęła.
Meredith kiedyś próbowała wyjaśnić Bonnie, że ataki paniki
jak ten miały cel. Gdy świadomy umysł nie wie, co robić, to ucieka się do
paniki- próbując zachowań, których rozsądek nie wymyślił by. To
przypadkowe wyniki w odkryciach nowego i użytecznego zachowania,
powiedziała Meredith. Bonnie nigdy nie rozumiała tego całkowicie, ale
teraz zobaczyła to w akcji.
Kiedy Bonnie pomknęła między krzesłami, popchnęła
plastikowy kubek z całej siły w lewo to złapało gryzącego wilkołaka w
zamknięciu jego długi pysk. Siła rzutu Bonnie zablokowała plastikiem całą
szczękę zwierzęcia.
Prawą ręką Bonnie przecięła z całą swoją siłą stalową linijką,
uderzając warczącego wilkołaka prosto przez jedno oko. Wydał potworny
krzyk i upadł.
Potem wszystko zaszło bielą.
Zaszło bielą, bo ktoś- jeden z dwóch potworów, pomyślała
Bonnie- włączył światła. Nic więcej nie zyskali przez ciemność, więc
mogli również pokazać swoje prawdziwe postacie.
Bonnie nie mogła pomóc- nie tak naprawdę nie mogła pomóc-
ale spojrzała z powrotem by zobaczyć ich prawdziwe postaci.
Byli odrażający. I byli bardzo wyraźnie wilkołakami. Bonnie
myślała, że wilki są piękne i że niektórzy ludzie są piękni, ale stworzenia
połączone razem były ohydne. Poza tym, że były chude i owłosione ze
zbyt długimi łapami z przodu i z tyłu, ich piękne wilcze twarze były
potwornie połączone w okrągłych ludzkich- jak czaszka, i oczami
patrzącymi do przodu, jak osoby. Stali w kuckach, ale Bonnie mogła
powiedzieć z jednym spojrzeniem, że były silnej budowy dla szybkości.
By polować. By zabijać.
Właśnie w tej chwili jednak byli spokojni.
„Jak ty to zrobiłeś?” jeden zapytał gardłowym głosem. Patrzył
swoim dobrym wzrokiem na górne oświetlenie.
Drugi nie mógł nic powiedzieć, chociaż biała piana pieniła się
wokół jego ust. Jego długi pysk utknął głęboko w plastikowym kubku, i
choć jego mięśnie szczęki miały ogromną siłę nacisku, by miażdżyć, nie
były już tak skuteczne w otwieraniu. Wyglądał trochę głupio z nosem w
kubku, próbując warczeć i pogryźć plastik, ale nadal był wystarczająco
przerażający, to Bonnie zobaczyła połyskujące szarości przed swoimi
oczami.
Oh, nie, nie...
Wszystko skończone. Była...
Zamierzała zemdleć.
„Zgaś to, idioto,” powiedział gardłowy głos i pierwszy wilkołak
podszedł do drugiego. Zamknął swoją prawą łapę wokół kubka i
pociągnął. Minęło trochę czasu od kiedy kubek stał się oślizgły od śliny z
bezkciukowej łapy pierwszego wilkołaka.
Bonnie zobaczyła ludzi, których kochała, przeszli przed
migoczącą szarością, które było jej polem widzenia: mama, jej sistra Mary,
i Meredith oraz oczywiście Elena, i Caroline- tak jakby, i jej chłopaka
Raymonda, i Matta Honeycutta, którym był takim uroczym
rozgrywającym z jego blond włosami, i Stefano, tego wspaniałego nowego
faceta, którego Elena próbuje zdobyć, i chłopaka, który usiadł za nią w
tym roku na socjologii.
„Za jasno,” krzyknął wilkołak, który udawał miłego. „Kto
włączył światło?” Miał niebieskie oczy, co czyniło go bardziej
odrażającym od drugiego. Niebieskie oczy były zbyt jasne by były nad
pyskiem wilka- najgorsze z tego było to, że napawały obrzydzeniem.
„Zamknij się,” warknął ten drugi. Miał czarne pazury zamiast
paznokci i teraz zamierzał wykorzystać jeden z nich przeciwko metalowej
półce by wydać dźwięk, którego Bonnie nie słyszała.
Tik.
Jego twarz była przerażająca ze względu na rany, które
przecięły jego oko prawie na pół i pokryło to klatkę piersiową krwią.
„Idź przodem i patrz,” powiedział do Bonnie swoim gardłowym
głosem. „Jestem już uzdrowiony. Nie zrobiłaś nic, ale rozzłościłaś mnie, i
obiecuję ci, że to był błąd. Zginiesz... powoli. Będziesz błagać mnie o
śmierć zanim zginiesz.”
„Tak, tak, to czas by zacząć zabawy,” powiedział drugi
wilkołak, nie brzmiąc zbyt zdrowo w jego żądzy krwi.
Tik...
„Powoli.”
Oba wilkołaki kroczyły ku niej.
Tik...
Oba wilkołaki zrobiły kolejny krok.
„Boleśnie.”
Tik...
„Śmierć.”
Chociaż wszystkie instynkty Bonnie mówiły, że jej ucieczka
była bezcelowa, odwróciła się by biec.
I natychmiast została złapana wokół talii i trzymana
nieruchomo.
„Teraz, teraz,” powiedział Damon i złapał uciekającą rudowłosą
dziewczynę, kiedy zaczęła pędzić za regał gdzie on stał, pozwalając swoim
dostosowanym do nocy oczom, przyzwyczaić się do światła. Byli teraz w
porządku, ale to zajęło chwilę. „Tam, tam.”
Odsunął się, nadal trzymając dziewczynę, a potem okazał
każdemu swój wszechstronny wspaniały uśmiech, który natychmiast
zmienił jak święcę zanurzoną w wodzie. „Troje mogłoby być tłumem,”
powiedział do przerażonej, mdlejącej dziewczyny w jego ramionach, „ale
czwórka jest wystarczająca do rundki brydża, tak?”
„Ty krwiopijczy kleszczu,” zaczął wilkołak z gardłowym
głosem, kiedy Damon osunął mdlejącą dziewczynę ostrożnie na krzesło,
rozrzucił jakieś dokumenty na stole, by upewnić się, że nie uszkodzi
swojej głowy jeżeli zemdleje. Urazy głowy mogłyby być niebezpieczne i
mogły wpłynąć na jej zdolność do podziwiania go.
„A teraz, pozwól mi tylko wytresować tych dwoje przez
chwilę,” powiedział Damon do dziewczyny, dodając, „Zły pies! Nie!
Siad!” do wilkołaków. Potem z wdziękiem dostał się za stworzenia, zanim
mogły się poruszyć i chwycił jednego z nich za skórę na karku.
Po chwili wyciągał ich przez drzwi, gdzie załatwił jednym
szybkim chrzęstem w tył karku dla każdego. Po tym wrócili do swoich
ludzkich form, co więcej w nędznych, podłych ludzi. Ich zapach jako ludzi
był prawie tak zły jak ich cuchnący zapach jako wilkołaki, a to mówiło
dużo. Damon splunął kilka razy, otarł usta, wyprostował się i wyczyścił
swój czarny kaszmirowy sweter zanim udał się do środka by zobaczyć
swoją dziewczynę.
Słabo próbowała wstać, jej oczy spoczywały na zakrwawionej
stalowej linijce na podłodze. „Teraz, teraz. Właśnie, właśnie. Teraz,
właśnie,” powiedział Damon, uniemożliwiając jej dostanie się do linijki.
„Wykonałaś tym bardzo ładną robotę, ale już tego nie potrzebujesz. Teraz
są w psim niebie. Cóż, psim piekle, co bardziej prawdopodobne, ale nie
musisz się martwić o nich, jest sprawa.”
Dziewczyna, która była wyjątkowo krucha i ładna i miała, dla
wampira, najbardziej wykwintną cechę ze wszystkich, wyjątkowo długą i
delikatną kolumnę szyi, patrzyła na niego smutno. To było ładne, że była
niska. Damona nie obchodził wzrost dziewczyn, bo sam nie był wysoki.
Miała również- nie mogła pomóc uwaga- szczególnie duże oczy w małej
twarzy w kształcie serca, dając jej wygląd kota. Były wyraźnie brązowe, z
ciemnymi obwódkami wokół zewnętrznej krawędzi tęczówki, następnie
bardzo jasne brązowe obwódki, jakby światło świeciło przez nie w środku,
a następnie druga obwódka wokół źrenicy. Jej włosy były koloru
truskawek i kręciły się miękko wokół jej głowy w taki sposób, że myślałeś
„chochlik”.
W sumie była uroczą, małą ozdobą, w drobnych, niebieskich
żyłach w naturalnie przejrzystej skórze.
Damon uśmiechnął się do niej, nie starając się ukryć
wydłużonych kłów.
„Oooh,” sapnęła Bonnie, oglądając Damona od ciemnych,
jedwabistych włosów, do starannie obutych stóp w jednym żałośliwym
spojrzeniu. „Oooooh. Wspaniały.”
„Przepraszam?”
„Miałam na myśli: ooooh, uratowałeś mnie!”
„Cóż, pomogłem,” Damon powiedział z bardzo głębokim i
bardzo fałszywym poczuciu skromności.
„Oooooh, byli potworami.”
„Cóż, teraz nie ma zagrożenia.”
„Ooooooh, zamierzali mnie zjeść.”
Damon zastanawiał się czy powinien jęknąć zanim zacznie
mówić tak jak dziewczyna. Może to był jakiś lokalny dialekt. Chciał
sprawić by czuła się komfortowo. „OOH!” powiedział, nieco bardziej
gwałtownie niż zamierzał, a dziewczyna szarpnęła się w jego ramionach,
jej oczy zrobiły się ogromne. „Tak, chcieli,” zgodził się szczerze.
„Oh, mój Boże,” powiedziała dziewczyna, zupełnie
zapominając o „oooh”. „Kim jesteś? Nie wykorzystałbyś bezbronnej
dziewczyny w momencie jak ten, czyż nie?” dodała, i zamknęła oczy.
„Oh, cóż, może tylko trochę,” powiedział Damon wesoło,
spoglądając na piękne, lawendowe żyły na jej szyi.
„Ooooooooh.”
Damon stał bezradnie patrząc w dół na dziewczynę, zauważając
niezręcznie, że prawie nic nie ważyła w jego ramionach, że jej nerw skóry
miała blask pierwszego dziecięcego rumieńca, i że w sumie wyglądała
bardziej jak dziecko niż jak dziewczyna.
Odchrząknął.
Brązowe oczy otworzyły się. Nie były tylko niezwykle duże,
ale raczej szeroko rozstawione, nadając dziecinny wygląd właścicielce.
„Tak?” powiedziała, wyglądając na rozczarowaną, które nic nie
zrobiły z kłami Damona.
„Ah,” powiedział. Starał się dodać trochę aksamitu nocy do
swojego głosu. „Um. Wiesz czym były te dwa stworzenia?”
„Oooooh, tak. Byli oooooh wilkołakami.” Wzdrygnęła się.
„Więc masz tu dużo tu wilkołaków?”
„OooooooooooOOH! Nie!”
„Ah,” powiedział Damon, który podskoczył lekko pod koniec
tego jęku. „Cóż. Byli zdecydowanie stworzeniami-”
„-ooooooh, nocy!”
„A, ah, znasz jakieś inne stworzenia nocy?”
„Ooooh, wilkołaki i wampiry i czarownice i duchy i demony i
sukuby, i zmory i złe elfy i chochliki, upiory, i ooooooh-”
Damon wskoczył w strategiczne jęknięcie. „Okej, zrozum to,
wróć do początku i wymień drugie.”
Brązowe oczy rozszerzyły się i źrenice powiększyły się ze
strachu, potem dziewczyna rzuciła szybkie spojrzenie wokół pokoju i ku
sufitowi. „Czur- czarownice?” zawahała się. „Znam jedną- znam jedną-
która w ogóle nie była nikczemna. Była moją babcią, wiedziała kiedy
umrze, bo wysłała mi mój prezent urodzinowy cały miesiąc wcześniej i-”
„Przestań!” powiedział Damon. Dziewczyna miała szczególnie
melodyjny głos i słuchanie jej nie było wielkim wyzwaniem, to było raczej
jak słuchanie słowika lub kulika, ale musiał wytłumaczyć swoją sprawę.
„Czarownice były trzecie na liście. Było coś przed tym.”
„Nie,” powiedziała ruda, „Wilkołaki i czarownice i wamp-”
Zatrzymała się, położyła małą, delikatną dłoń na ustach. „Wamp-piry?”
Dokończyła, z małym przełknięciem w środku wyrazu.
Damon poczuł natychmiastową ulgę. Dotarli gdzieś! Znowu się
uśmiechnął olśniewająco.
Dziewczyna o truskawkowych włosach spojrzała na jego
uśmiech. Patrzyła na niego bardzo ostrożnie. Damon był zadowolony, że
przezwyciężył problemy językowe, i utrzymał uśmiech przez długi czas,
prawie całą sekundę.
Właśnie kiedy zgasił uśmiech, ruda przestała przyglądać się
mu. Damon wiedział kiedy to zrobiła, dokładnie, jej rzęsy trzepotały w
sposób w jaki jej wspaniała babcia pochwaliłaby ją, jej twarz stała się
blada jak marmur, a jej ciało zrobiło się bezwładne, wysyłając jej kręconą
truskawkową głowę na tryb upadania na drewnianą podłogę.
Trzeba było mieć nadludzki refleks by złapać ją zanim jej małe
ciało uderzyłoby o podłogę, ale na szczęście Damon miał je. Chwycił
małego rudego śpiewającego ptaka niemal natychmiast kiedy zaczęła
upadać, łapiąc ją wokół drobnej talii i ... po raz kolejny wrócili do punktu
wyjścia, z nim trzymającego ją, ale tym razem z dodatkiem jej utraty
przytomności. Rozejrzał się za czymś, by położyć ją i zaczął korzystać z
biurka kiedy jej rzęsy znowu zadrgały, jęknęła cicho, a potem obudziła się.
„Oooh, to tylko ty- to ty!” krzyknęła, przechodząc od
uspokojenia do przerażenia w około jednej dziesiątej sekundy. Walczyła
słabo by wydostać się z jego ramion. Ponieważ jej celem było
umieszczenie tyłka na podłodze, Damon nie pozwolił jej dokonać tego.
Ruda także chowała swoją długą, delikatną szyję- szyję
baletnicy, jeśli kiedykolwiek widział taką- idealną do Jeziora Łabędziego-
„Czy ja...? Czy ty...? Czy ty już...?” zapytała go.
„Nigdy. Nigdy nie wykorzystałbym śpiącej dziewczyny.” Bo
nie zależy mi na zimnym, zamkniętym ciele, pomyślał Damon. Ciepła,
tętniąca życiem przyjemność, tak dobra jak siły życiowe wyśmienitej
uczty jak ta była skarbem, nie zmarnowana kiedy leżała we śnie.
Dziewczyna dyszała w jego ramionach teraz jak ranny jeleń, z ogarami
bardzo blisko. „Przynajmniej- uratowałeś mnie- od tych potworów.
Torturowaliby mnie.”
Patrząc na nią, sposób w jaki ścisnęła drobny, złoty krzyż na
szyi, sposób, w jaki patrzyła w niebo, które nadal było oświetlone tylko
przez księżyc, sposób, w jaki trzymała rękę w jego kierunku jakby
chwyciła nieuchwytnego zbawiciele, Damon był oszołomiony... Było coś...
nierealnego w tej chwili.
I wtedy uświadomił sobie, że to było dokładnie to, co było.
Nierealność. Zaaranżowała żywy obraz, obraz na płótnie. Można by nawet
pomyśleć o nazwie w prosty sposób: Dziewczyna i Wampir; lub, bardziej
poetycko, Ostatnie Sięgnięcie Ręką W Stronę Światła. Jeśli tylko,
pomyślał, zachwycony tym, co zobaczył w swoich myślach, była ubrana w
falującą, białą koszulę nocną, która zsunęła się z jednego, przeźroczystego
ramienia, a okno było staromodnie zaokrąglone, drewniane. Co za chwila!
Co za portret! Co za dziewczyna!
Jedynym problemem było, że była dwa lub trzy lata za młoda.
Emocjonalnie. Psychicznie.
Nawet, zdał sobie sprawę, z jej szczupłości, przecisnęło się
przez niego tak mocno, fizycznie.
Nie mógł zjeść dziecka. I zresztą...
„Tylko co sobie wyobrażałaś, że zrobię?” zapytał ją ironiczne.
Zamknęła oczy i skrzyżowała ręce na piersiach. Urodzona
aktorka i kokietka, jeśli kiedykolwiek widział taką. „Że weźmiesz- moją
krew,” powiedziała tonem rozdzierającym serce pokornej zgody.
„A ile sobie wyobrażałaś, że potrzebuję?”
„Ile litrów krwi w ludzkim krwioobiegu?” Jego dziewczyna
zapomniała spojrzeć jak dziewicza ofiara, włożyła kłykieć do dołka w
jednym policzku, jakby miażdżyła go głębiej. „Heh,” powiedziała
zawstydzona, psując nastrój, „Nie wiem.”
„Cóż, nie potrzebuję nawet pół kwarty tego,” powiedział
Damon, czując raczej zdenerwowanie. „I zresztą, nie wezmę jej od ciebie.”
„Nie weźmiesz!” dziewczyna krzyknęła z oburzeniem. „Czemu
nie? Tylko dlatego, że Meredith, i Caroline i Elena wszystkie mają więcej-
więcej...”- nakreśliła kształt klepsydry obiema rękami. „Więcej na górze,
już? Dostanę to, też! Skończyłam siedemnaście lat dwa dni temu! Jeśli
widziałbyś mnie właściwie ubraną, wiadomo!”
Teraz nastrój był całkowicie zniszczony, pomyślał Damon. A
jeszcze byłby- byłby potępiony, jeśli pozwoliłby innemu przypadkowemu
stworzeniu ciemności zrobić z niej posiłek, teraz kiedy ją ocalił.
„Zbierz swoje rzeczy,” powiedział ze złością.
„Dlaczego?” Odwarknęła dziewczyna, prowokująco.
„Bo zabieram cię do domu, głupiutki, mały matołku. Co robiłaś
sama w wielkim budynku jak ten, w którym nikt nie mieszka?”
„Uczyłam się! Mam zadany referat!”
„Cóż, gdyby nie ja, teraz uczyłabyś się w życiu pozagrobowym
i nie zapominaj o tym.”
„Nie obchodzi mnie!” dziewczyna- nie, mała dziewczyna
powiedziała, zaczynając płakać. „Nie”-szloch-”masz mojego nauczyciela
historii”-szloch. „Śmieje się ze mnie”-szloch- „przed wszystkimi!”
„To jest najgorszy rodzaj,” powiedział Damon, przypominając
sobie swoje upokorzenia przez lata od Signore Lucca. „I zawsze po
imprezowałaś, a głowa bolała.”
„Oh, rozumiesz,” dziewczyna odwróciła się do niego,
szlochając, i położyła głowę na jego ramieniu.
„Jakich ram czasowych szukasz? I jakiego kraju?” powiedział
Damon, wydobyło się małe dziwactwo z jego ust.
„Anglia i Hiszpania, około 1533- lata wcześniej i lata później.”
„Co chcesz wiedzieć?” powiedział Damon, ponownie błyskając
swoim najbardziej olśniewającym uśmiechem- tym, który zamieniał
dziewczyny w drżące kałuże- dookoła pokoju. „Wierzę, że jestem w stanie
pomóc ci z tym. Widzisz, byłem wtedy w pobliżu- mniej lub więcej- i to
czego nie zobaczyłem, usłyszałem przez plotki. Zawszę mówię, jeśli nie
warto plotkować, to nie się nie stało w pierwszej kolejności.”
Świt. Bonnie, mniej lub bardziej lunatykująca, została
wyciągnięta z samochodu i plecak przygniatał jej ramię.
„Teraz pamiętam zaskoczenie, kiedy znaleźli troje martwych
ludzi w bibliotece- w szczególności biednego faceta, który zmienił się w
stos kości.”
Bonnie drgnęła i otworzyła brązowe oczy smutno. „Uratowałeś
mnie od tego samego losu.” Wyglądała jak mały, czerwony ptak, w
zszarganym upierzeniu stojący prosto nad jej głową.
„To nieważne,” powiedział chłopak, po raz kolejny próbując
wyglądać skromnie. „I pamiętaj aby wpisać każdy kawałem, który
napisałem, ale nie zastanawiaj się dlaczego to robisz. To jest konieczne.”
„Bardzo konieczne,” Bonnie zgodziła się mamrocząc, a potem
byli przed jej wejściowymi drzwiami. „Dziękuję- oh, tak bardzo!” Kiedy
to powiedziała, wspięła się na palce, zamknęła oczy i skierowała zaciśnięte
usta do chłopaka bezpośrednio.
Nastąpiła dłuższa przerwa, a potem najdelikatniejsze,
najcieplejsze, muśnięcie ćmy usta na jej. To był najsłodszy pocałunek jaki
kiedykolwiek miała- i najseksowniejszy.
„Do zobaczenia, potem- pały ptaszku,” powiedział głos, i
Bonnie otworzyła oczy, by patrzeć długo i głęboko w bezdenne, czarne
kałuże, a potem została sama. Całkowicie sama. Z jakiegoś powodu
rozejrzała się i potwierdziła to. Był jej samochód, starannie zaparkowany
równolegle- zabierała się do tego dużo lepiej- ale była sama i... i... cóż,
oczywiście, że była sama. Udało jej się to osiągnąć- uczyć się całą noc w
bibliotece Roberta E. Lee, a nic niezwykłego się nie stało. Oczywiście, to
dało jej strachu zobaczenie samochodu Pana Breyera na normalnej
przestrzeni parkingowej, musiał wypełnić je dla Pani Kemp- i zaczęła
wyjątkowo wcześnie.
Ogólnie rzecz biorąc, miała wyjątkowo dużo szczęścia nie
wbiegając na żadnego z bibliotekarzy!
Teraz nie mogła się doczekać by powiedzieć Elenie, Meredith i
Caroline, co zrobiła. Wszystko przez jej samotność! Sama, ciężko mogła w
to uwierzyć! Poklepała swój plecak. Ale tu był dowód. Sumienie Królowej
było najlepszym referatem z historii, jaki kiedykolwiek napisała, miała
zamiar pracować cały dzień by wypełnić kawałkami szkicu. To mogło dać
jej nawet A!
Coś głęboko w jej umyśle kazało jej rozglądać się za sobą.
Zrobiła to, ale nic nie zobaczyła, tylko wspaniałego czarnego
kruka odlatującego z gałęzi w świtający dzień.
Damon wznosił się w górę i w dół, oglądając okolicę stającą się
mozaiką pod nim, i poniżej tych, czy dostroił do Mocy, magicznych linii,
które przekroczył i ponownie przekroczył tutaj, kusząc wszystkiego
rodzaju śmieci, od tych obrzydliwych wilkołaków do swojego młodszego
brata, Stefano.
Powód krążenia Damon był teraz prosty: był głodny. Nie był w
stanie wykorzystać żył małego, rudego, śpiewającego ptaka. Była po
prostu zbyt młoda- zbyt niewinna- by być nakłuta przypadkowo w ten
sposób.
I, niech to wszystko, mimo- ha!- spędzenia nocy z nią, nie
zapytał jej o imię. Prawdopodobnie nigdy nie będzie wiedział tego- nie,
czekaj! Napisała je na pierwszej kartce papieru. Strona tytułowa, podpisała
ją. Nazwisko pochodziło ze Szkocji lub Irlandii lub czegoś, czego nie
mógł zapamiętać, ale imię zapamiętał.
To była Bonnie.
Słodki, śpiewający ptak Bonnie, pomyślał Damon, zawrócił i
krążył w drugą stronę.
Jaka szkoda, że nigdy więcej jej nie zobaczy.