@kasiul
Prolog
11lat:
–Mówiłeś,że
ci
siępodobam,Scott.
–
No,bo
takbyło,Avery.Aleterazpodobamisięktośinny.Przykromi.
14lat:
–Pocałowałeśmnie.
–Przepraszam,Avery.Jesteśświetnądziewczyną,
ale
niedlamnie.
16lat:
–Straciłam
z
tobądziewictwo!Mówiłeś,żemniekochasz.
–Myślę,żepowinniśmyzacząćspotykaćsię
z
innymiizobaczymy,jaktobędzie.
18lat:
–Myślałam,żemiędzy
nami
jestcośwyjątkowego.
–
Nie
chodziociebie,Avery.Toprzezemnie.
19lat:
–
Ale
mówiłeś…
–
Po
prostuniejestemterazgotowynazwiązek.Alegdybytobyłodpowiednimoment,tonapewnoto
byłobyztobą.
20lat:
–
Nie
rozumiem.
–
Nie
mamterazczasunazwiązek.Ityteżnie.Tustudia,tupraca…Poprostuniemogępoświęcićci
tyleczasu,ilepowinienem.
21lat:
–
Ale
jaciękocham.Mówiłeś,żeteżmniekochasz.
–Zasługujesz
na
kogoślepszegoniżja.Zobaczysz,niedługoomniezapomnisz.
22lata:
–
Chcesz
toskończyć,tak?
–
Nie
mogębyćwstałymzwiązku.Niechodziociebie,kotku.Chodziomnie.Poprostuniepotrafię
siępodporządkować.Naprawdę,niezrobiłaśniczłego.
23lata:
–
Jak
mogłeśiśćzniądołóżka?Myślałam,żejesteśmyzesobą.
–Naprawdę
tak
uzgodniliśmy?Lepiej,żebyśmyprzestalisięspotykać,Avery.Niewiedziałem,jakci
topowiedzieć,iniechciałbym,żebytopopsułonaszestosunkiwbiurze.
Rozdział1
AVER
Y
W
ysiadłam
z
taksówki na Wschodniej Siedemdziesiątej Pierwszej i stanęłam z walizką na chodniku,
obejmującwzrokiemdwudziestotrzypiętrowyapartamentowiec.
–Dzień
dobry
–powiedziałmężczyzna,którywyszedłzbudynku.
–Dzień
dobry
–odparłampośpiesznieipodeszłamdoniego.
–Mogę
w
czymśpomóc?
Uśmiechnęłamsięgrzecznie.
– Będę mieszkać
pod
numerem 20B. Jestem Avery Lewis. – Postawiłam walizkę na ziemi i
wyciągnęłamrękę.
–
Witam,witam.Nazywam
sięDavis.Jestemportierem.–Uścisnąłmojądłońzuśmiechem.–Czyto
wszystkiepanirzeczy?–Wskazałnamojąwalizkę.
–
Tak.Meble
ipudłaprzyjechałydziśrano.
–
Obawiam
się,żenie.–Powolipokręciłgłową.–Niemieliśmytudzisiajżadnejdostawy.
–
Ludzie
odprzeprowadzkimielitubyćodziewiątej–powiedziałamspokojnie.
–
Niestety,panno
Lewis…Panno,tak?
Jego
słowa ugodziły mnie prosto w serce. Oczywiście, że „panno”. Pewnie do końca życia będę
„pannąLewis”.
–
Tak
–uśmiechnęłamsięnieznacznie.
–
Przykro
mi,ale,takjakmówiłem,nicnieprzyjechało.
Westchnęłam
i
schyliłamsiępowalizkę.
–Dziękuję,
Davis.I
proszę,mówmiAvery.Przepraszam,pójdęnagóręrozejrzećsiępomieszkaniu.
–
Przykro
mi,Avery.
–
To
nie twoja wina. – Machnęłam bezradnie ręką i ruszyłam do windy, którą wjechałam na
dwudziestepiętro.
Otworzyłam
drzwi
do mieszkania 20B, wciągnęłam walizkę do środka i stanęłam w pustym
pomieszczeniu, w którym spodziewałam się zastać moje nowe meble i pudła z rzeczami. Obeszłam
niewielką otwartą kuchnię z wiśniowymi szafkami, białymi blatami i wyłożoną czarnymi płytkami
podłogą. To, że wszystkie urządzenia, łącznie z kuchenką mikrofalową i zmywarką, były z nierdzewnej
stali, było jednym z powodów, dla których zdecydowałam się na to mieszkanie. Ciągnąc za sobą po
dębowejpodłodzewalizkę,skierowałamsiędosypialni.Trudnouznaćdwiewąziutkieszafystojącepod
ścianą za komfortową przestrzeń do przechowywania, jak opisywał to pośrednik nieruchomości, ale,
biorąc pod uwagę ceny w Upper East Side, i tak uważałam, że trafiła mi się okazja. A sama sypialnia
byłafaktyczniekrólewskichrozmiarów.Otworzyłamdrzwidołazienkiipstryknęłamświatło.Byłamała
icałanabiało.Białeściany,białekafelki,białeblaty,białawannaobudowanaszklanymparawanemi,
rzeczjasna,białatoaleta.Trzebabędziewprowadzićtutrochękolorów,żebyniewyglądałatakbardzo
sterylnie.
Wyjęłam
telefon
z torebki i zadzwoniłam do firmy, która miała dostarczyć mi meble dzisiaj o
dziewiątej.
– Dzień dobry, mówi
Avery
Lewis. Dzisiaj o dziewiątej rano mieli mi państwo przywieźć meble, a
terazjestszesnasta,wchodzędosiebiedomieszkania,ameblianiśladu.
–Proszępoczekać.Jużsprawdzam.
W
słuchawcerozległasięsennamuzykazwindy.
– Dziękuję
za
cierpliwość. Niestety ciężarówka z pani zamówieniem miała awarię w drodze z
magazynuimusiałazostaćzholowana.Wtejchwiliwysyłamytaminnysamochód,więcpanizamówienie
powinnodotrzećjutro.Czynumertelefonu,którypodałapanijakokontaktowyprzyskładaniuzamówienia
jestaktualny?
Westchnęłam. Oczywiście, że
moja
ciężarówka musiała się zepsuć. Takie już moje pokręcone
szczęście.
–
Tak,jestem
dostępnapodtymnumerem.Dziękuję.–Klik.
Następnytelefon.
– Dzień dobry, mówi
Avery
Lewis. Czekam na dostawę paczek, które mieli państwo przewieźć do
mojegomieszkaniawNowymJorkudziśrano.Właśnieprzyjechałam,amoichrzeczyniema!
–
Przepraszam
bardzo,alewnaszymsystemiepanidostawajestprzewidziananajutro,nienadzisiaj.
Powoli
zaczynałammiećtegodość.
– Nie, nie, nie. Powiedziałam państwu wyraźnie, że
przeprowadzam
się dzisiaj i nawet dostałam od
wase-mailzpotwierdzeniem,żemojerzeczyzostanądostarczonedzisiaj–rzuciłamzirytacją.
–
Ojej,faktycznie,ma
panirację.Takmiprzykro,ktośnajwyraźniejzapisałniewłaściwądatęnaliście
przewozowym.
Chodząc
po
salonieztelefonemprzyuchu,zatupałamgwałtowniezezłościjakmałedziecko.Dlaczego
nicnigdyniemożepójśćpomojejmyśli?
– Proszę posłuchać. Podpisałam
z
państwa firmą umowę na dostawę rzeczy w dniu dzisiejszym.
Ponieważ nie wywiązali się państwo z warunków tej umowy, żądam zwolnienia mnie z opłaty za
przewóz.
– Obawiam, się, że
to
niemożliwe, ale mogę pani zaproponować dziesięć procent zniżki w ramach
rekompensaty.
Nabrałamgłębokopowietrza.
–
Przepraszam,czy
mogęwiedzieć,zkimrozmawiam?
–
Mam
naimięBabbie.
– Dobrze, proszę posłuchać,
Babbie. Pani
firma naruszyła warunki pisemnej umowy. Jestem
prawniczką,itocałkiemniezłą,izapowiadampani,żejeżelikażeciemizapłacićcokolwiekzaprzewóz,
to was pozwę. I wie pani co? Nic mnie to nie będzie kosztować, ponieważ mogę zająć się tym sama.
Więc nie wydam na tę sprawę ani centa, za to, gdy z wami skończę, pani firma ugrzęźnie na amen w
kosztachprocesowych.Rozumiepani?
– Eee…
A, tak, pani
Lewis. Pani rzeczy zostaną dostarczone jutro bez żadnych opłat. Bardzo
przepraszam za tę pomyłkę. Sprawdzimy, kto popełnił błąd i dopilnujemy, żeby ta osoba została
upomniana.
–Dziękuję.–Klik.
Usiadłam
na
podłodzepodścianązwyciągniętyminogamiitelefonemwrękuiwybrałamnumermojej
przyjaciółkiWillow.
–Avery!Jesteśjuż
w
NowymJorku?–odebrałauradowana.
–
Tak.Jestem
usiebiewmieszkaniu,bezanijednegomeblaibezmoichrzeczy.
–
Nie
mów.Problemyzdostawą?
–
Delikatnie
mówiąc.
–
No
to,skoroniemożeszsięzabraćdourządzania,towpadnijdonas.Właśnierobiękolację,aCam
zarazbędziewdomu.
Usłyszałam
okrzyki
KinsleywtleiHensleypłaczącąjejwramionach.
–
W
sumie,mogłabym…–rzekłamzwahaniem.
–Świetnie.
Masz
adres,prawda?
–
Tak.Mam
gowtelefonie.Tozawołamtaksówkęijadę.
–
Tak
sięzatobąstęskniłam!
Wstałam
i
poszłamdosypialni,gdziezostawiłamwalizkę.Wyjęłamszczotkędowłosówiprzyborydo
makijażuiposzłamdołazienkisięodświeżyć.Zlustraspojrzałynamniezmęczoneipozbawioneswego
zwykłego blasku niebieskie oczy. Poprawiłam cień na powiekach i przejechałam szczotką po długich,
jasnych, falistych włosach. Dużo lepiej. Dobrze się zastanowiłam, zanim podjęłam decyzję o
przeprowadzcedoNowegoJorku.StraszniechciałamwyjechaćzDanburywConnecticut,alekiedyFinn,
Muir, & Abernathy, jedna z największych i najbardziej prestiżowych kancelarii adwokackich w kraju
zaproponowała mi pracę, musiałam to bardzo dokładnie przemyśleć. Miałam tylko nadzieję, że to był
dobrywybór.
Zjechałamwindą
na
dółiprzezdłuższąchwilębezskutecznieusiłowałamzłapaćtaksówkę,ależadna
niechciałasięzatrzymać.WkońcuDaviswyszedłzbudynkuiprzywołałmijedną.
–Dzięki
wielkie
–powiedziałamzuśmiechem.–Umniewmieściewszędziejeździłamsamochodem,
więcjeszczetegonieopanowałam.
–
Nie
maproblemu.Niedługosięprzyzwyczaisz.
Wsiadłam
i
zatrzasnęłamdrzwi.
–Poproszę
na
Broadway473.
Rozdział2
LIAM
S
ie ma, Wyatty – zawołałem wesoło. Pocałowałem Sophie i Delilah w policzek i usiadłem obok
Olivera.
–Cześć,wujku.
–Nowięc,brachu,podpisałemdziśostatecznieumowękupna.Domjestjużoficjalniemójzajedyne
sześćdziewięćset.
–TotenprzejętyzadługinaWschodniejSiedemdziesiątejPierwszej?–zapytałOliver.
–Aha.Kupiłemgozapółcenyijużsięprzymierzamdoremontu.
–Zostawiszsobiemieszkanie?–zaciekawiłasięDelilah.
–Nie.Wystawiłemjenasprzedaż.Mamjużnawetzainteresowanegonabywcę.
Oliverpokręciłgłową.
–Wierzyćmisięniechce,żezamierzaszwszystkozrobićsam.Wiesz,żeodtegosąludzie.
–Atywiesz,żelubięsięczasemupapraćpołokcie–odparłempogodnie.
–Zajmiecitowieki–prychnąłOliver.
–Nieprawda.Trzebatamtylkopomalowaćścianywkilkupokojach,wymienićtękoszmarnąpodłogę
w holu i zrobić łazienki. Właśnie cała radocha polega na tym, żeby wszystko zrobić samemu, a potem
czerpaćztegowielkąsatysfakcję.
–Maszrację,Liam.Podobamisiętwojepodejście.Dajmiznać,gdybyśpotrzebowałpomocy.Oliver
siępewnienieskusi,alejachętnie.
–Cotomaznaczyć,skarbie?–zapytałOliver.
– Nic, nic, kochanie. Jedz kolację. – Delilah mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a Sophie
zachichotała.
Poznakomitejkolacjiposzliśmynagórędosalonunadrinka.DelilahnajpierwpołożyłaSophiespać,a
potemwróciładonas.
–Ajakposzławczorajszarandka?–zapytałOliver,podającmiszklaneczkęburbona.
– W porządku. Nic szczególnego. Chciałaby się jeszcze kiedyś umówić, ale ja nie jestem pewny. –
Pociągnąłemłykzeszklanki.
–Dlaczego?Cośzniąnietak?–spytałaDelilah.
–Samniewiem.Chybanie.Poprostujakośnieczujęchemii.
–Onanajwyraźniejpoczuła,skorochcesięztobąznowuspotkać–rzekłOliver.–Przeleciałeśją?
–Oliver!–wykrzyknęłaDelilah.
–Co?Tozupełnienormalnepytanie.
Westchnąłem.
–Tak,aleteżbezfajerwerkówzmojejstrony.
– A kiedy powiedziała, że chciałaby się znowu z tobą umówić, to było przed czy po tym, jak ją
przeleciałeś?
–Oliver!
–Ococichodzi?
–Po–odpowiedziałem.
– Dobra robota. Zawojowałeś ją fiutem. Nie ma takiej kobiety, która, jak raz spróbuje Wyatta, nie
chciałabywięcej.–Oliverpuściłdomnieoko.
–Oliver!–zawołałaDelilahponownie.
Niemogłempowstrzymaćśmiechu.
–Spokojnie,skarbie.Żartujęprzecież.
– Zresztą, i tak mniejsza z tym. Postanowiłem dać sobie spokój z poszukiwaniem dziewczyny. Mam
teraznagłowiedomimnóstwoinnychspraw,więcniemamczasunazwiązek.Odtejporyskupiamsię
wyłącznienaremonciedomuipracy.
Wstałemiodstawiłemszklankęnabar.
–Dziękizakolacjęidrinka.Będęleciał.Muszęsięzabraćdopakowaniarzeczywmieszkaniu.
UsłyszałemwestchnienieOlivera.
–Odtegoteżsąludzie.
–Wiem,wiem.–Zamachałemrękąiwyszedłemzpokoju.
Kiedykładłemsięspać,dostałemesemesaodDani,dziewczyny,zktórąspotkałemsiępoprzedniego
wieczoru.
„Cześć,playboyu.Świetniesięwczorajbawiłam.Możeumówimysięnakolacjęjutrowieczorem?”
Usiadłemnałóżku,opierającsięopoduszki,żebyjejodpowiedzieć.
„Cześć,Dani.Umówiłemsięjużnajutrozbratem.Możeinnymrazem”.
Nieznoszękłamać,aleniechciałemsprawićjejprzykrości.Tobyłafajnadziewczyna,pocomiałem
jąranić.
„Okej.Tozaproponujdzieńigodzinę”.
Cholera.Nieodpuszczała.
„Sprawdzęwkalendarzuidamciznać.Właśniekupiłemdominiedługobędęsięprzeprowadzał,więc
mamkupęzachoduzpakowaniemicałąresztą”.
„Dupek!”
Przewróciłem oczami. Zdaje się, że zrozumiała. Postanowiłem nie odpowiadać. Mogłem mieć każdą
laskę,jakiejbymsobiezażyczył.Problemwtym,żewłaśnieniechciałemkażdej.ChciałemTejJedynej.
Takiej, przy której serce by mi zamierało za każdym razem, gdy byłaby w pobliżu. Takiej, której nie
obchodziłby mój majątek ani styl życia, jaki mogłem jej dać. Takiej, która rozjaśniałaby mi cały dzień
zwykłym„Dzieńdobry”rano.Niefałszywejisztucznej,alenaturalnejitakiej,któranieobawiasiębyć
w pełni sobą. Wreszcie takiej, która nie byłaby doskonała, ale dla mnie tak. Przez wiele lat szalałem
sobiezkobietamiiniechciałemdaćsięuwiązać.Aleterazmiałemdwadzieściadziewięćlaticzułem
potrzebęjakiejśstabilnościwżyciu.Chociażwtejchwili,zpowodudomuinowegoplanunażycie,ta
sferaakuratbędziemusiałapoczekać.
Rozdział3
AVERY
M
atko,alemaciepięknemieszkanie!–wykrzyknęłam,gdyweszłamdoWillow.
–WitajwNowymJorku!–Uściskałamniemocno.–Kinsley,chodź,przywitajsięzciociąAvery.
Kinsleyzbliżyłasiędomnienieśmiało,ajakucnęłamprzyniej.
– No, no. Ależ ty urosłaś! – powiedziałam miękko i przytuliłam ją. – Ostatni raz widziałam cię rok
temu i prawie w ogóle nie miałaś włosków. A teraz, proszę, jakie piękne loki! – dziwowałam się z
uśmiechem.
–AtoHensley–powiedziałCam,podchodząc,icmoknąłmniewpoliczek.
–CześćCam–uśmiechnęłamsięiwzięłamodniegoHensley.–OJezu,jestprzesłodka,całkiemjak
Kinsley.
Cam i Willow pochodzili z mojego rodzinnego Danbury, w Connecticut. Byli ode mnie o dwa lata
starsiizobojgiemoddawnasięprzyjaźniłam.Bylizesobą,odkądmielipiętnaścielat.Zarazpotym,jak
skończyli studia, Cam dostał propozycję pracy w największej agencji nieruchomości w Nowym Jorku,
która obracała najbardziej ekskluzywnymi budynkami w mieście. Pobrali się, przenieśli tutaj i wkrótce
potemWillowzaszławciążę.Byłaterazpełnoetatowąmamuśkąibardzojejtoodpowiadało.
–Maciewspaniałemieszkanie–powiedziałam,rozglądającsiępownętrzuponaddwarazywiększym
odmojego.
–Dzięki.Samatuwszystkozrobiłam–pochwaliłasięWillow.
–Iwydałamprzytymmajątek–zauważyłCam.
–Niesłuchajgo.Powiedziałmi,żemogęrobićto,cochcę.
Camroześmiałsięiposzedłpołożyćdziewczynkispać.PomogłamWillowzanieśćjedzenienastółi
wszyscytrojeusiedliśmydokolacji.
–No,tojak,zadowolonajesteś,żeprzeniosłaśsiędoNowegoJorku?–zapytałaWillow.
Odrazuzrozumiałam,ocojejchodzi.
–Tak.TrzebasięjużbyłowyrwaćzDanburyizacząćwszystkoodnowa.
–Rozumiem,aleczymyślisz,żebędziecidobrzetutaj,wNowymJorku?
–No,chybaniemamwyjścia.JaknibymiałamodrzucićofertęFinn,Muir,&Abernathy?
Cammachnąłwmojąstronęwidelcem.
– Dokładnie tak, Avery. Nie możesz pozwolić, żeby twoja przeszłość decydowała o całym twoim
życiu. Dobrze wybrałaś i ta kancelaria też powinna się cieszyć, że zgodziłaś się dla nich pracować.
Jesteś rewelacyjną prawniczką. Kto może coś takiego powiedzieć w twoim wieku? Większość, co ja
gadam, praktycznie wszyscy ludzie, którzy mają dwadzieścia jeden lat, dopiero zaczynają studia, a nie
robiądyplomizdająegzaminadwokacki.
Uśmiechnęłamsięlekkoipopatrzyłamwtalerz,nawijającspaghettinawidelec.
–Aonwie,żetujesteś?–zapytałaWillow.
–Nie.Skądmiałbywiedzieć?
Wzruszyłaramionamiipodniosławidelecdoust.
–Tokiedyzaczynaszswojąbłyskotliwąkarierę?Toznaczy,nieto,żebyśjejjużniezaczęła,aletrudno
uznaćtętwojąfirmęwDanburyzaważną.
–Zaczynamwponiedziałek.Chciałammiećkilkadni,żebysięspokojnieurządzić,aleterazcałyplan
wziąłwłeb,bomojemebleirzeczyniedojechały.
–Nieprzejmujsię.Mająjeprzywieźćjutro,więcmaszjeszczesobotęiniedzielę.Mogęprzyjśćici
pomóc–powiedziałaWillowzuśmiechem,poczympodniosłakieliszek.
–ZaAvery.ŻebyjejnoweżycieinowypoczątekwNowymJorkubyłypełnesukcesówimiłości.
–Zdrówko.–Campodniósłswójkieliszekzuśmiechem.
–Sukcesówtoiowszem,alenapewnoniemiłości.Skończyłamzfacetami.
–Aco,jesteśterazlesbijką,takjakClaudia?–zapytałCam.
Roześmiałamsię.
–Nie.Aleskupiamsięterazwyłącznienapracy.Niezamierzamporazkolejnypopełniaćtychsamych
błędów.Mambeznadziejnewyczuciedomężczyznitozawszejaobrywam,aoniodchodząsobiejakby
nigdynic.Widzicieto?–Przesunęłamrękęprzedsobązgórynadół.–Tojestmójmurochronny.Jest
solidnyiżadnemupalantowinaświecienieudasięgozburzyć.
–Niemożeszżyćbezmiłości–zachmurzyłasięWillow.
–Ibezseksu–dołączyłsięCam.
–Miłościniepotrzebuję,acodoseksu,tomogęgouprawiaćbezzobowiązań,takjakkażdyfacet.–
Znówprzesunęłamrękąprzedsobąwpowietrzu.–Takmówimur.
Camzachichotał,aWillowwestchnęła.
– Mam swoją pracę i was. – Podniosłam się z krzesła. – Będę się zbierać. Robi się późno i jestem
wykończona.
–Zostańunasnanoc.Niemaszżadnychmebli,gdziebędzieszspać?
–Dzięki,Willow,aleporadzęsobie.
–Czekaj,todamcichociażjakieśkoce,przecieżnapewnoniemasznictakiegowwalizce.
Wróciłaparęchwilpóźniejiwręczyłamidwakoce.
–Zadzwońjutro.
– Dobrze. I dzięki za wszystko. – Uśmiechnęłam się i pocałowałam ją i Cama w policzek. Już w
drzwiachprzystanęłamiodwróciłamsię.
–Ej,Cam,niemógłbyśzawołaćmitaksówki?
–Jasnasprawa,chodźmy.
Obudziło mnie walenie do drzwi mieszkania. Cholera! Spróbowałam wstać z twardej, drewnianej
podłogi,aleledwomogłamsięruszać.Zerknęłamnatelefon.Siódmarano.
–Chwileczkę,jużidę!–krzyknęłam,potykającsięwdrodzedodrzwi.
Otworzyłam.Wprogustałoczterechnapakowanychmężczyzn.
–Meble?–zapytałam,wstrzymującoddech.
–Takjest.
–Nareszcie.Aniezawcześnieto?Ktorobidostawyotejgodzinie?
–Przepraszam,alewyjechaliśmy,jaktylkozaładowaliśmysamochód,apanijestpierwszanaliście.
–Nieszkodzi.Proszęwnosić.
Zgarnęłamkocezpodłogiipoleciałamdołazienkiumyćzęby.Potężnipanowiewnieślimojemeblei
ustawilijetam,gdziepokazałam.Nareszciemojemieszkaniezaczynałoprzypominaćdom.Niedługopo
ichwyjściudojechałaciężarówkafirmyprzeprowadzkowejzDanburyzmoimirzeczami.
Stanęłampośrodkuniewielkiegopomieszczenia,któremiałobyćmoimsalonemiogarnęłamwzrokiem
górę pudeł na podłodze. Musiałam napić się kawy i znaleźć jakąś siłownię, zanim w ogóle pomyślę o
rozpakowywaniu.Przebrałamsięwdresiwyszłamzmieszkania.
–Dzieńdobry,Davis.
–Dzieńdobry,Avery.Widzę,żetwojerzeczyprzyjechały.
– Tak. Dlatego postanowiłam poszukać siłowni i trochę potrenować, zanim zabiorę się do
rozpakowywania.Niematujakiejśwokolicy?
–Jestjednanaprawdęfajnasiłowniadwieulicedalej.NależydoBlacków.
–Dokogo?–Spojrzałamnaniegoniepewnie.
–DoConnoraBlacka.TojednaznajbardziejwpływowychrodzinwNowymJorku.
–A,okej.Niesłyszałam.
–Niedługousłyszysz,jaktrochętupomieszkasz.–Wytłumaczyłmi,jakmamiśćiżyczyłpowodzenia.
Rozdział4
LIAM
W
łożyłem słuchawki do uszu i ustawiłem bieżnię na dziesięć kilometrów na godzinę. Był piątek i
wziąłemsobiedzisiajwolnewpracy,żebypojechaćdomojegonowegodomuirozplanować,doczego
się wziąć w pierwszej kolejności, ale wcześniej potrzebowałem solidnego treningu. Jak na piątek na
siłownibyłosporoludzi.Chybawszyscymielitensampomysł,żebysięurwaćzroboty.Zacząłembiec,
awtedyzadzwoniłmitelefon.Oliver.
–Cześć,cotam?Jestemnasiłowni–odebrałem,nieprzerywającbiegu.
–Niewiesz,gdziesądokumentybudynkuLloyda?Niemogęichnigdzieznaleźć.
–Oilesobiedobrzeprzypominam,toostatniobrałeśjezesobądodomu.
– A niech to. Masz rację. Delilah narobiła mi zamieszania w głowie dziś rano i zapomniałem je
przynieść.–Usłyszałem,jakwzdycha.–Dzięki,stary.Miłegotreningu.
–Dzięki,Oliver.–Klik.
Przypadkiemzauważyłem,żenabieżniobokmniepojawiłasiępięknakobieta.Ufff.Alelaska.Miała
okołometrsiedemdziesiątwzrostuijasnewłosyzwiązanewysokoztyłu.Aniechmnie,cozasylwetka.
No i te długie, smukłe nogi… To przez nie była taka wysoka. Nigdy wcześniej jej tu nie widziałem.
Musiałemszybkoodwrócićwzrok,bospostrzegła,żesięnaniągapię.Kątemokazauważyłem,żektoś
położyłrękęnauchwyciepomojejdrugiejstronieiwyjąłemsłuchawkizuszu.
–O,cześć,Lucy.
–Cześć,Liam.Dawnosięniewidzieliśmy.Myślałam,żesięodezwiesz.
Kilka razy umówiłem się z Lucy na wieczór, przespaliśmy się ze sobą i od tamtej pory do niej nie
zadzwoniłem.Nie,żebycośbyłozniąnietak.Byłaświetnądziewczyną.Poprostunicdoniejnieczułem
iniechciałemjejzwodzić.
– Tak, przepraszam cię. Miałem mnóstwo roboty i w ogóle życie mi się pokomplikowało. Jestem w
trakcieprzeprowadzkiimamztymmasęzachodu.
–Aha–rzekłacierpko.–Możeposzlibyśmydziśnakolację?Miłobyłobysięznowuspotkać.
Niechtoszlag.
– Przykro mi, ale nie mogę. Tak jak mówiłem, mam przeprowadzkę na głowie i pełno spraw do
załatwienia.Możeinnymrazem.
–Tak,jasne.Wporządku–powiedziałazesmutkiem,zeszłazbieżniioddaliłasię.
Kiedyponowniewkładałemsłuchawki,usłyszałemgłoskobietypodrugiejstronie.
– Dlaczego po prostu nie powiesz jej, że nie jesteś zainteresowany, zamiast mydlić jej oczy i
obiecywać,żezadzwonisz?
–Proszę?
–Przepraszam.Toniemojasprawa.Alekobietypotrzebująusłyszećtakierzeczyprostozmostu,żeby
potemniesiedziećinieczekaćcałymimiesiącaminatelefon,któryitaknigdyniezadzwoni,jaktotalne
idiotki.
Orany.Ależonamaoczy.Takiepiękneitakieniebieskie.Alejejuwagatrochęmniezraziła.
–Okej.Zapamiętamsobie.
Włożyłasłuchawkiizwiększyłaprędkośćnabieżni.Niemieściłomisięwgłowie,żetopowiedziała.
Wmiaręjakbiegłem,rzucałemjejukradkowespojrzenia.Byłaniesamowicieseksownaichciałemjakoś
doniejzagadać,alemiałemwrażenie,żemamniezakompletnegopalanta.
AVERY
Cozapalant.Typowylowelas,cotowciskakobietomkit,boniemajaj,żebypowiedziećim,żenicz
tegoniebędzie.Pierwsząrzeczą,jakąuniegozauważyłam,pozaszlachetnymirysamitwarzy,byłajego
muskularna sylwetka. Musiał trenować codziennie. Może nie powinnam była mówić tego, co
powiedziałam,alektośmusiałgotrochęosadzić.Przezcałeżyciedawałamsięmamićfacetom,którzy,
jaksądziłam,bylimnązainteresowani,tylkopoto,żebypotemboleśnieprzekonaćsię,żetonieprawda.
To, że nie chcą ranić naszych uczuć wcale nie pomaga. Cieszyłabym się, gdybym mogła jakiejś
dziewczynieoszczędzićzachoduzkolesiem,któremunaniejniezależy.Jakiśczaspotemzszedłzbieżnii
zniknął. Dokończyłam swój półgodzinny trening na bieżni i przeniosłam się do sali z ciężarami, żeby
popracowaćnadmięśniamiramionipleców.Ikogóżtamodnalazłam?Przewróciłamoczami,bojedyna
wolnaławkaznajdowałasięakuratkołoniego.
LIAM
Zauważyłem ją kątem oka. Próbowałem się na nią nie gapić, ale nie mogłem się powstrzymać.
Zrobiłem jedną serię ćwiczeń, a kiedy usiadłem, obok przeszła Lucy, spoglądając ze smutkiem w moją
stronę.
–Hej,Lucy,maszchwilę?
Zatrzymałasię,ajawstałemzławki.
–Ocochodzi?–zapytała.
–Słuchaj,bardzomiprzykro,jesteśświetnądziewczyną,ale…–Cholera.Towcaleniebyłołatwe.
Zwyklezałatwiałemtakiesprawyprzezesemesa.Nigdytwarząwtwarz.
–Aleco?–odchyliłagłowę.
–Niezadzwonięjużdociebie.Mamterazsporymętlikwżyciuiniechciałbymcięoszukiwać.
Powoliskinęłagłową,nieodrywającodemnieoczu.
–Okej.Dzięki.Doceniamtwojąszczerość.Dupek!–odchodząc,pokazałamiśrodkowypalec.
Podniosłemręcedogóry,odwróciłemsięispojrzałemnadziewczynęzbieżni.
–Niemówiłam,żełatwotoprzyjmie.–Położyłasięnaplecachizaczęławyciskaćsztangę.
Wykonałemjeszczekilkaseriipowtórzeńiposzedłemdoszatniposwojerzeczy.Gdywychodziłem,
zobaczyłem,żeidziewmojąstronęiomalniewpadliśmynasiebie,takbyłazapatrzonawswójtelefon.
–Przepraszam,niezauważyłamcię–powiedziała.
–Niepowinnaśchodzićprzypisaniuesemesów.
–Atyniepowinieneśłamaćkobietomsercnalewoiprawo–prychnęła.
Roześmiałemsięiotworzyłemdrzwi,puszczającjąprzodem.
–Dziękuję.
–Proszę.Dobrze,dzisiajpostaramsięjużniezłamaćżadnegoserca–powiedziałemzironią.
–Niewiem,czydaszradęsiępowstrzymać–odparła.
Stałemzrękaminabiodrachipatrzyłemzanią,gdyodchodziłaulicą.Cozakobieta.Siłaczka.Odtej
chwilitakbędęoniejmyślał.Przywołałemtaksówkęipojechałemdomojegonowegodomu.
Rozdział5
AVERY
S
kończyłam rozpakowywać rzeczy i wreszcie wszystko było na swoim miejscu. Wcześniej
zadzwoniłam do Willow, tak jak się umawiałyśmy, ale ostatecznie nie mogła przyjść mi pomóc, bo
Kinsley miała prawie trzydzieści dziewięć stopni gorączki, a Cam był w pracy. Stanęłam pośrodku
salonu i z zadowoleniem potoczyłam wzrokiem po moim nowym domu. Szara kanapa, którą kupiłam,
idealnie wpasowała się pod ścianą, a okrągły szklany stolik do kawy i boczna szafka świetnie ją
uzupełniały. Na wprost ulokowałam cały sprzęt rozrywkowy i telewizor, który kupiły mi moje mamy,
ClaudiaiLisa.Zrobiłamzdjęcieiwysłałamimobu.
Claudia:„Wyglądawspaniale,Avery.Cieszęsię,żesięwkońcuurządziłaś”.
Lisa:„Rewelacja,skarbie”.
Ja:„Dzięki.Pogadamyniedługo.Terazidęcośprzegryźć.Kochamwas”.
Claudia:„Teżciękocham,skarbie”.
Lisa:„Teżciękocham,Avery”.
Tak, tak. Miałam dwie mamy. Claudia była moją matką biologiczną. Ojca spotkała na studiach. Ona
wpadła w ciążę, a on w panikę, więc zwolniła go ze wszystkich ojcowskich obowiązków, łącznie z
alimentami, ale mimo to zdaje się, że przesyłał jej co miesiąc tyle, ile mógł. Kiedy miałam dwa lata,
dokonała coming outu i oznajmiła światu, że jest lesbijką. Potem spotkała Lisę, zakochały się w sobie,
rok później Lisa wprowadziła się do nas i oficjalnie pobrały się w 2008 roku, kiedy stan Connecticut
usankcjonował małżeństwa jednopłciowe. Nigdy w życiu nie widziałam ich takich szczęśliwych, jak w
dniuślubu.
Niełatwo jest dorastać w rodzinie homoseksualnej. Inne dzieci śmiały się ze mnie i wymyślały mi
najróżniejszeprzezwiska.Mogłamschowaćsiędoskorupyizostaćcałkowitymodludkiem,alezamiast
tegostanęłammuremprzymoichrodzicach,dumna,żeodważyłysiętozrobić.Miałygdzieśto,comyśleli
onichinni,iwtakimduchuzostałamwychowana–mającgdzieś,cosobiemyśląinni.Sprawęznacznie
ułatwiał mi fakt, że miałam iloraz inteligencji na poziomie 159, ukończyłam liceum, jak miałam
piętnaścielat,astudiawwiekudwudziestujeden,kiedyczłowiekmożelegalniespożywaćalkohol.
Inteligencję odziedziczyłam po mamie i ojcu. Moja mama Claudia była sławną genetyczką, a ojciec
wziętymadwokatem,któryskończyłstudiajakonajlepszynaroku,takjakja.Lisa,mojadrugamama,była
psychiatrąikiedydorastałam,wieczniepróbowałamnieanalizowaćileczyćumniesyndrombrakuojca.
Poznałamgoporazpierwszy,gdymiałamsześćlat.Pamiętam,żespojrzałamwgóręipomyślałam,że
jestbardzowysoki.Potemdzwoniłdomnieodczasudoczasu,niewięcejniżtrzy,czteryrazywroku.
Ostatnirazwidziałamgo,jakmiałamjedenaścielat.Potemprzestałdzwonić,ajaprzestałamczekać.Tak
naprawdę, nienawidziłam go. Nienawidziłam go za to, że mnie zostawił, i to nie tylko raz, ale
dwukrotnie. Z czasem uświadomiłam sobie, że prędzej czy później wszyscy mężczyźni ode mnie
odchodząipotym,jakmójostatnizwiązek–romanswpracy,którynigdyniepowiniensiębyłwydarzyć
–zakończyłsiękolejnymporzuceniem,zbudowałamwokółsiebiemur.Toniebyłzwyczajnymur.Byłw
połowie ze szkła, a w połowie z kamienia. Taki mur, przez który mogli mnie widzieć, ale nigdy nie
moglibymniecałkowiciedosięgnąć.Czułamsięzanimbezpiecznieichciałam,żebytakzostało.
Otworzyłamoczyiprzeciągnęłamsięwmoimnowymłóżku.Sięgnęłampoleżącynaszafcetelefoni
zobaczyłamwiadomośćodWillow.
„Mamgorączkęiwymiotowałamprzezcałąnoc.Bezsensu,żetujesteś,aniemożemysięspotkać”.
BiednaWillow.
„Zdrowiejimnąsięnieprzejmuj,poradzęsobie.Możeciczegośpotrzeba?”
„Nie.Trzymajsięodemniezdaleka,niechcęcięzarazić”.
„Jakbyco,todawajznać.Mogęwpaśćwkażdejchwili”.
„Dzięki,Avery.Kochamcię”.
„Jaciebieteż.Dbajosiebie”.
Wylazłamzłóżkaipostanowiłamzacząćdzieńodsiłowni.Ubrałamsię,związałamwłosywwysoki
końskiogon,umyłamzębyiwdrodzedodrzwizłapałambutelkęwody.
Po dwudziestominutowej rozgrzewce przeniosłam się do strefy ciężarów, gdzie zobaczyłam
wczorajszego playboya, jak wyciska sztangę. Na szczęście mnie nie zauważył, więc poszłam na drugi
koniecsalipoćwiczyćmięśnienógnasuwnicy.Słuchającmuzyki,całkowicieskupiłamsięnatreningu.
Naglepodniosłamwzrokizobaczyłam,żestoiobokipatrzynamniezgóry.Wyjęłamsłuchawkizuszu.
–Nałożyłaśsobiesporeobciążenie–uśmiechnąłsięprzyjaźnie.
Dokończyłamserięi,siedzącnamaszynie,wpatrywałamsięwjegoseksownątwarz.
–Comasznamyśli?Chceszpowiedzieć,żetozadużojaknakobietę?
–Nie.Nieotomichodziło.Chciałempowiedzieć,żejestempełenpodziwu.
–Bojestemkobietą?Założęsię,żegdybytusiedziałmężczyznaiwyciskałdokładnietakisamciężar,
tobyśgotakniepodziwiał.
Podrapałsięwgłowę.
–Racja.Miłoznowucięwidzieć.Wczorajniebyłokiedyzapytać:jesteśtunowa?Nigdywcześniej
ciętuniewidziałem.
–Aco,znaszwszystkich,którzyprzychodzątunasiłownię?
Zmrużyłoczyiwidaćbyło,żezaczynagotoirytować.
–Zawszeodpowiadaszpytaniemnapytanie?
–Tak,zazwyczajtak.Przepraszam,alemamjeszczedwieseriedozrobienia.–Założyłamzpowrotem
słuchawkiiwłączyłammuzykę.Pokręciłgłowąiodszedł.
Cholera. Taki słodziak i chciał zagadać. Ale był facetem, a to oznaczało kłopoty. W dodatku
ewidentniebyłtotypCasanovy,cotoprzychodzinasiłowniętylkopoto,żebywyrywaćlaski.Chociaż
trzeba przyznać, że niezłe z niego ciacho. Cholera. Wybij sobie takie myśli z głowy, Avery. W ogóle
wybijgosobiezgłowy.Przezjakiśczaspotymćwiczyłamnasuwnicy,akiedyskończyłam,przeniosłam
sięnamateracepodwysokimilustramiizaczęłamrobićprzysiady.Potreninguzabrałamzszatniswoje
rzeczy,alewpadłamnaniegonakorytarzu,gdyakuratwychodziłzmęskiejprzebieralni.Góręwzięławe
mniezwykła,ludzkaserdeczność.Niechtoszlag!
–Hej!Tak,jestemtunowa.Zapisałamsięwczoraj.
– Tak myślałem. A odpowiadając na twoje pytanie, tak, znam praktycznie wszystkich, którzy tu
przychodzą. Ćwiczę tu codziennie od wielu lat. W ogóle to jest siłownia rodziców mojego dobrego
kumpla.
–Aha.Fajnie.
Przytrzymałdlamniedrzwiiwyszliśmynaulicę.
–Tomiłegodnia,Siłaczu.
–Nawzajem,Siłaczko.
Rozdział6
LIAM
W
róciłemdosiebie,wziąłemprysznic,wskoczyłemwjakieśznoszoneciuchyipojechałemdomojego
nowegodomu.Zadowolonyzatrzymałemsięprzedrozległymbudynkiemzbrązowejcegły.Wszedłemdo
holuodstronyogroduipokręciłemgłowąnawidokpodłogi,jakąpołożylitupoprzedniwłaściciele.Nie
mogłem na nią patrzeć i zamierzałem w pierwszej kolejności zająć się jej wymianą. Ostatecznie
wylądowałemwsklepiezartykułamidourządzaniadomuClassCarpetandInteriorswUpperWestSide.
Obejrzałem próbki podłóg z twardego drewna w różnych kolorach i zdecydowałem się na dąb, żeby
pasowaładoschodów.
–Czymogęwczymśpomóc?–zapytałasympatyczniewyglądającadziewczynazobsługi.
Wyjąłemzkieszenikawałekpapieruipodałemjej.
–Chciałbymzamówićtępodłogę.Tutajsąwymiary–poprosiłemuprzejmie.
– Świetny wybór. Kiedy byłby dla pana dogodny termin, żeby nasza ekipa przyjechała wycenić
zlecenie?
Spojrzałemnaniązbityztropu.
–Niematakiejpotrzeby.Podałemjużpaniwymiary,proszętylkozamówićpodłogę.
–Czymogęspytać,ktojąpanuzmontuje?
–Ja.
–Alemymamyfachowców,którzymogątozrobićzapana–rzekłalekkozniecierpliwiona.
– Ale ja zamierzam zrobić to sam i wcale nie podoba mi się, że sugeruje pani, że nie jestem
fachowcem.
Westchnęławyraźnierozdrażniona.
– Dobrze. Już wprowadzam pana zamówienie. Tylko sprawdzę, jaki jest możliwy termin dostawy. –
Podeszładokomputeraizaczęłastukaćnaklawiaturze.–Możemydostarczyćpanutępodłogęzaokoło
tydzień.
–Dobrze–podałemswojedaneiwręczyłemjejkartękredytową.
– Dziękujemy za skorzystanie z naszej oferty, panie Wyatt. Muszę pana jednak poinformować, że od
chwili dostarczenia nasza firma nie ponosi żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek uszkodzenia lub
wypadki.
–Rozumiem.Dziękuję–odpowiedziałemchłodno.
Gdywyszedłempoirytowanynaulicę,zauważyłemjakiśekskluzywnysklepmeblarskinaprzeciwkoi
postanowiłem tam zajrzeć. Miałem swoje meble w mieszkaniu, ale chciałem kupić nowe łóżko. Takie
tylkodlasiebie.Toznaczy,uwielbiammojeobecnełóżko,aleskoromiałemzacząćwszystkoodnowa,
chciałemmiećłóżko,wktórymniespałazemnążadnakobieta.Nowełóżkooznaczałonowypoczątek.
Miałemzamiarniewpuszczaćdoniegobylekogo.
–WujekLiam!–usłyszałemgłosSophiezprzeciwnejstronysklepu.
Odwróciłemsię,aonapodbiegładomnieizłapałamniezarękę.
–Cześć,Sophie.Coturobisz?
–Przyszłyśmyzmamąposzukaćnowegostołudokuchni.Mamajesttam–wskazała.
Delilahodwróciłasięiruszyławmoimkierunku.
–Szukaszmeblidonowegodomu?–uśmiechnęłasięicmoknęłamniewpoliczek.
–Możnatakpowiedzieć.Rozglądamsięzanowymłóżkiem.
–Achtak?–Uniosłabrwi.
PołożyłemSophiedłonienauszach.
–Chcękupićnowe.Nowełóżko,noweżycie,nieskalaneobecnościąkobiety.
–Wujku,przestań–zachichotałaSophie,odpychającmojeręceodbuzi.
–Apocowamnowystół?–spytałem.
–Wczorajwieczoremzłamałosięjednokrzesło.
–Tatausiadłisięzałamał–oświadczyłaSophieradośnie.
–Tomusiałbyćwidok–zarżałem.WyciągnąłemrękędoDelilah.–Chodź.Pomożeciemikupićłóżko.
WieczoremjadłemkolacjęzCollinemiMaxemwLincolnSquareSteak.
–IdzieciezOliveremnagalę„Biznes,prawoiprzywództwo”wprzyszłąsobotę?–zapytałMax.
–Aha.Awy?
–Tak,będziemy–odpowiedziałCollin.
Pociągnąłemłykzeszklankiirozejrzałemsięporestauracji.Naglekącikiustpodjechałymidogóry,
bozobaczyłemSiłaczkęsiedzącąsamotnieprzystoliku.
–Cojest?Czemusięszczerzysz?–zapytałMax,oglądającsięprzezramię.
–Upatrzyłeśjakąślaskę?–uśmiechnąłsięCollin.
Położyłemserwetkęnastoleipodniosłemsięzmiejsca.
–Przepraszamnachwilę.Pójdęsięprzywitać.
W miarę jak się do niej zbliżałem, podniosła na mnie te swoje śliczne, niebieskie oczy. Puszczone
luźnowłosyopadałyjejwfalachnaramionaimiałanasobiemakijaż.Rany,wtejwersjiwydawałasię
jeszczepiękniejsza.
–Przepraszam.Chciałemsiętylkoprzywitaćiżyczyćcismacznego.
–Dobrywieczór–odparłazuśmiechem.
–Jeszwpojedynkę?
–Tak.Robiłamzakupyizobaczyłamtomiejsce,więcpostanowiłamzajrzeć.
–Możeusiądzieszznami?Jestemzeznajomymi–zaproponowałem,odwracającsięiwskazującnasz
stolik.
–Niedziękuję.Jużprawieskończyłamizbieramsiędodomu.Aledziękizazaproszenie.
–Niemazaco.Miłegowieczoru,Siłaczko.–Wróciłemdoswojegostolikawradosnymnastroju.
–Nawzajem,Siłaczu.
Usiadłemnaswoimmiejscu.ColliniMaxgapilisięnamniezmaślanymiuśmiechaminatwarzach.
–Raportujesz,Wyatt–odezwałsięCollin.
–No,mów.Cotozalaska?–dołączyłMax.
WziąłemdoustkawałekstekuiodprowadziłemwychodzącąSiłaczkęwzrokiem.
–Spotkałemjąnasiłowni.
–Jakmanaimię?–chciałwiedziećCollin.
–Niewiem–odrzekłemwesoło.–MówięnaniąSiłaczka.Dopierocojąwczorajpoznałem.
–Okej–powiedziałMax,przeciągającsamogłoski.–Poznałeśjąwczorajiniewiesz,jakmanaimię?
–Nie.Siłaczka,tylkotyle.Niezabardzochcezemnągadać.Alewiem,żecośmniewniejfascynuje.
–Topięknakobieta–zauważyłCollin.
–Toteż,aleniechodzitylkoojejwygląd.Matwardycharakter.Jestjakaśinna.
–Toitakdziwne,żeniewiesz,jakmanaimię–roześmiałsięMax.
–Niedługosiędowiem,spokojnagłowa–parsknąłem.
Rozdział7
AVERY
W
racajączrestauracjidodomu,przyłapałamsięnatym,żesięuśmiecham.Niedowiary,żewpadłam
naSiłacza.Kiedyzobaczyłam,żepodchodzidomojegostolika,cośsięwydarzyło.Sercezaczęłomibić
szybciej i poczułam, że pocą mi się dłonie. Wyglądał rewelacyjnie w błękitnej koszuli i płóciennych
spodniach.Dotejporywidziałamgozawszetylkonasportowo,alewzwykłymubraniuprezentowałsię
taksamoponętnie.Odrazuwyczułam,żetokobieciarz.Musiałzłamaćjużniejednoserce.Niemogłam
tylkodociec,jakimcudemktośtakatrakcyjnyciąglebyłwolny.Amożemiałdziewczynę?Wiedziałamna
pewno,żeniejestżonaty,bonienosiłobrączki.
Weszłam do mieszkania, wskoczyłam w piżamę i rozłożyłam się na kanapie. Z pilotem w ręku
skakałampokanałach,szukającczegośdoobejrzenia.Sobota,ósmawieczór,ajasiedzęwdomusama
jak palec. Najgorsze, że Siłacz widział mnie samą na kolacji. Sięgnęłam po telefon i napisałam do
Willow.
„Jaksięczujesz?”
„Dużolepiej,dzięki.Jakciminąłdzień?”
„W porządku. Byłam na siłowni, ogarnęłam parę spraw, zrobiłam zakupy, zjadłam kolację, a teraz
siedzęnakanapie”.
„Brzmibosko.Uwielbiammojedzieciaki,aleczasemprzydałabymisięchwilasamotności”.
„Nicdziwnego.Możezrobimysobiekiedyśbabskidzieńwspa?”
„Pewnie.Taksięcieszę,żetujesteś,Avery”.
„Jateż.Idźodpocznij,pogadamyniedługo”.
LIAM
Usiadłemiogarnąłemspojrzeniemstoskartonówpośrodkupokoju.Tobyłamojaostatnianocwtym
mieszkaniu i nie mogłem się już doczekać jutrzejszej przeprowadzki do mojego nowego domu.
Początkowoplanowałemprzeprowadzićsięwweekendzatydzień,alepococzekać?Facet,którychciał
kupić mieszkanie wycofał się, więc im szybciej się wyprowadzę, tym wcześniej agent będzie mógł
zacząć oprowadzanie klientów. Wyciągnąłem się na łóżku i podłożyłem sobie ręce pod głową. Nie
mogłemprzestaćmyślećoSiłaczce,otym,jakwyglądaładziświeczorem.Wydawałomisię,żemiałem
dziśdobrydzień,aleprzeznaszespotkaniewrestauracjiwpadłemwszampańskihumor.
Następnego ranka, jeszcze przed przyjazdem ludzi od przeprowadzki, poszedłem na siłownię. W
trakcietreningunabieżni,całyczaswypatrywałem,czySiłaczkanieprzyjdzie,alesięniepojawiła.Nie
powiem,żeniebyłemrozczarowany,bobyłem.Naprawdęchciałemznówjązobaczyć,chociażbyprzez
chwilę.Pierwszyrazspotykałomniecośtakiego.Nigdywcześniejtaksięnieczułem.Inieważne,żenie
wiedziałem,jakmanaimię.Zapadłamiwserceimusiałemdowiedziećsię,kimnaprawdębyła.
Gdywychodziłem,zobaczyłemją,jakwchodzidodamskiejszatni.
–Cześć,Siłaczko–uśmiechnąłemsię.
–Cześć,Siłaczu.Tyjużpo?
–Tak.Potrzebowałemszybkiegowycisku.Przeprowadzamsiędziśizajakieśpiętnaścieminutmają
byćumniefaceciodprzeprowadzki.
–Okej.Powodzenia.
–Dzięki.–Ruszyłemprzedsiebie,aleprzystanąłemwpółkroku.–Będziesztujutro?
–Aha.Alekołoszóstej.Jutrozaczynampracę.
–Jateżwtygodniuzwyklewtedyprzychodzę.Przeważnietrenujęprzedpójściemdobiura,chybaże
spotykamsięzCollinem,moimkumplem.Todozobaczeniajutro.
–Okej.Dojutra–uśmiechnęłasięciepło.
Ijużmiałemwspaniałydzień.WystarczyłatylkochwilamiłejrozmowyzSiłaczką.
– Uf! – Potarłem sobie kark i wstałem z kanapy. Dzisiaj przyjeżdżało moje nowe łóżko i już się nie
mogłemdoczekać.Westchnąłemnamyślotym,żemuszęsięzabraćdorozpakowywaniakartonów,które
zajmowały praktycznie cały parter domu. Poszedłem do sypialni na górze, umyłem zęby, ogoliłem się,
wskoczyłem w ciuchy na siłownię i zabrałem z szafy garnitur. Zarzuciłem na ramię sportową torbę,
uśmiechnąłem się do siebie i wyszedłem z domu. Cieszyłem się, że ją zobaczę. Myślałem o niej przez
cały poprzedni wieczór przed zaśnięciem. To było jakieś szaleństwo. Nigdy wcześniej nie myślałem o
dziewczyniewtensposób,aprzecieżnawetjejnieznałem.Aniechto.Trudnobyłoogorszymoment.
Wszedłemnasiłownięizobaczyłemjąnabieżni.Wyglądałapięknie,jakzwykle.Zostawiłemrzeczyw
szatniizająłembieżnięobokniej.
–Dzieńdobry–powiedziałemzszerokimuśmiechem.
–Dzieńdobry.Jakposzłaprzeprowadzka?
Pamiętała,żesięwczorajprzeprowadziłem.Dobrze,naprawdędobrze.
–Świetnie.Mamcałydompudełdorozpakowania,alepozatymwszystkowporządku.
Uśmiechnęłasięnieznacznie.
–Mówiłaś,żezaczynaszdziśpracę?
–Aha.
–Ico,denerwujeszsię?
–Trochę.
–Agdziebędzieszpracować?
–Wfirmie–odrzekłazuśmiechem.
–Wjakiej?WNowymJorkujestmultumfirm.
–Wtakiejjednej.Tonictakiego.
Nie chciała mi powiedzieć, gdzie będzie pracować. Trochę się obawiałem, że może wzięła mnie za
jakiegośnatręta.
–Aha,skorotak,tojateżniepowiemci,gdziepracuję.
–Wporządku–odparła,jakbynicjejtonieobchodziło.
Westchnąłem i skróciłem mój trening na bieżni. Nie tak miałem nadzieję rozpocząć ten dzień. Nagle
zobaczyłemjąwzupełnienowymświetle.Zdajesię,żeniebyłamnązainteresowanatakjakjanią,więc
lepiejdaćsobiespokój.Zszedłemzbieżni.
–Miłegotreninguipowodzeniawpracy.–Odwróciłemsięiodszedłem.
Rozdział8
AVERY
P
atrzyłam na Siłacza, kiedy się oddalał. Powiedziałam coś, czy jak? Naprawdę się obraził, bo nie
chciałam, żeby wiedział, gdzie pracuję? Myślałam o nim przez całą noc i, prawdę mówiąc, porządnie
mnie to przerażało. Wiem, jak to działa. Dwoje ludzi czuje jakieś przyciąganie, wymieniają numery
telefonów,umawiająsięnarandkę,idązesobądołóżka,mówiądosiebieczułesłówka,apotembum!
Hasta la vista, baby. Miło było cię poznać i tak dalej, ale myślę, że powinniśmy spotykać się też z
innymi. Smutna historia mojego życia. Ale teraz koniec z tym. Postanowiłam przedłużyć mój trening na
bieżniiniepodnosićdzisiajciężarów,tylkoskierowałamsięprostodoszatni.Zrobiłosięjakośdziwnie,
a nie miałam teraz do tego głowy. Byłam już wystarczająco zdenerwowana tą pracą w kancelarii.
Wzięłam prysznic, włożyłam garnitur, uczesałam się i zrobiłam makijaż. Zabrałam swoje rzeczy i
wyszłamnakorytarzakuratwtymsamymmomencie,coon.Miałnasobieciemnoszary,uszytynamiarę
garnitur od drogiego projektanta, który fantastycznie na nim leżał. Dobra, był naprawdę niesamowicie
przystojny.Niezauważyłmnie,ajaprzystanęłamipatrzyłam,jakodchodziztorbątreningowąwjednej,
abiznesowąteczkąwdrugiejręce.Wżyciuniewzięłabymgozabiznesmena.Wyglądałraczejnakogoś,
ktopracujerękamiilubisięprzytymupaprać.Pudło.Całkowiciesiępomyliłaminaglewszystkostało
sięowieleprostsze.Dałamsobiespokójzfacetamiwogóle,alebiznesmenibylinasamejgórzemojej
czarnej listy. Tylko że za każdym razem, kiedy go widziałam, między nogami odzywała mi się tęsknota
wręczniedozniesienia.
–WitamywfirmieFinn,Muir&Abernathy–powiedziałTimothyFinn,uśmiechającsiędomnie,gdy
usiadłampodrugiejstroniebiurkawjegogabinecie.
–Dziękuję–wykrztusiłamześciśniętymgardłem.
– Mark i Adam są w tej chwili w sądzie, ale przyjdą przywitać się z tobą później. Nie będę
zaprzeczał,żeniebylichętniprzyjąćciędopracy,bouważali,żejesteśzamłoda.Alemasznakoncie
wspaniałe osiągnięcia i myślę, że słusznie udało mi się ich przekonać. Mam nadzieję, że dasz z siebie
wszystko,prawda?
–Oczywiście,dziękujępanu–uśmiechnęłamsięzdenerwowana.
–Proszę,mówmiTim.
Mimo że miał raptem półtora metra wzrostu i przyprószone siwizną włosy, Timothy Finn był
atrakcyjnymmężczyzną.RozmowękwalifikacyjnąodbyliśmywConnecticut,kiedyzresztąwspólników
przyleciałtamnajakiśturniejgolfowy.Bezwątpieniabyłnajbardziejwyluzowanyzewszystkichtrzech.
–Chodź,mała.Pokażęcitwojebiuro,żebyśmogłasięurządzić.
Jeszczerazpowieszdomnie„mała”,adostanieszkopniakacentralniewjaja.
Podążyłamzanimkorytarzem,apodrodzepoznałamjeszczekilkaosób.
–Avery,tojestElla,twojaasystentka.Dotwojejdyspozycjiokażdejporzedniainocy.
Ożeż.Ella.Wyglądałanatrzydzieściparęlat,miaładługie,czarneprostewłosy,czekoladoweoczyi
biust,któryzajmowałcałypokójiktóryśmiałoeksponowała.
–Miłociępoznać.–Wyciągnęłamrękę.
–Witamypaniąwnaszejfirmie.
–Proszę,mówmiAvery.
–Atujesttwojebiuro–wskazałTim.
Weszłam do środka i uśmiechnęłam się. Pomieszczenie było znacznie większe niż moje poprzednie
biuro w Danbury i miało aż dwa okna. W rogu stało piękne biurko z wiśniowego drzewa, a przed nim
dwa fotele z czarnej skóry. Wypełniona prawniczymi książkami biblioteka po lewej stronie oraz
niewysokie szafki na dokumenty naprzeciwko pochodziły z tego samego zestawu co biurko. Pokój był
bardzoprzytulnyiodrazuwiedziałam,żebędziemitudobrze.
–Rozgośćsię,aEllapokażeciresztębiuraiprzedstawipozostałympracownikom.Jamuszępędzićna
spotkanie.–Zerknąłnazegarekiwyszedłzpokoju.
Resztę dnia spędziłam z Ellą na obchodzie firmy. Wyglądała na dziewczynę z jajem i natychmiast
zadzierzgnęłasięmiędzynaminićporozumienia.
LIAM
Kiedywróciłemdodomu,wpadłemwkuchninaClarę.
–Cotakboskopachnie?–zapytałem,stawiającteczkęnapodłodze,ipocałowałemjąwpoliczek.
–Polędwicawołowa–odparłazadowolona.
–Skądsiętuwzięłaś?
–Witajwdomu–powiedziałaDelilahwesoło,wchodzącdokuchni.
–Wujku!–zawołałaSophieuradowanairzuciłasięwmojąstronę.
–Mamnadzieję,żesięniepogniewasz,aleskorojużczekałyśmytunaprzyjazdłóżka,pozwoliłyśmy
sobietakjakbyrozpakowaćtwojerzeczy–oznajmiłaDelilah.
–Rozpakowałyściemnie?Omatko,dziękuję!–pocałowałemjąwpoliczekzuśmiechem.
–Aterazzjemyrazemkolację.Oliverjużjedzie.
–Rany,niewiem,copowiedzieć.Jesteśaniołem.–Położyłemjejdłońnaramieniu.
– Lepiej chodź na górę obejrzeć swoje łóżko. Pudła z napisem „Sypialnia” zaniosłam ci do pokoju.
Samjesobiewypakuj–uśmiechnęłasię.
Poszliśmynagórę,aDelilahodrazuwyciągnęłasięwpoprzekmojegonowegołóżka.
–Cotywyprawiasz?–roześmiałemsię.
–Kalamciłóżko.
–Jateż!–zachichotałaSophieiklapnęłanałóżkoobokDelilah.
– Mam się zacząć martwić, że moja żona i córka wpakowały ci się do łóżka? – zażartował Oliver,
kładącmirękęnaramieniu.
Roześmiałemsię.
–Chałupajestświetna,brat.Gratulacje.
–Dzięki,stary.
PrzezinterfonrozległsięgłosClary:
–Zapraszamnakolację.
–Czytyprzypadkiemniepodkradaszmipomocydomowej?–zapytałOliver,zarzucającmiramięna
szyję.
–Jejsiętupodoba.Mogłabypracowaćdlanasobu.Poprostuuwielbiamjejkuchnię–odrzekłemz
uśmiechem.
–Nie.ZnajdźsobieswojąwłasnąClarę–prychnął.
Zeszliśmynadółiusiedliśmywjadalni,aClarapodałajedzenie.Oliverwzniósłswójkieliszek.
–ProponujęwypićzdrowieLiama.Zanasząpierwszązwielukolacjiwtymdomu.
–Dzięki,Oliver–uśmiechnąłemsięlekkoistuknęliśmysiękieliszkami.
Kolacja była wspaniała, jak zwykle. Sophie zrobiła się senna, więc Clara zabrała ją do domu, a
DelilahiOliverzostalijeszczenadrinka.
–Cosięztobądzieje?–zapytałOliver.–Przezcałydzieńjesteśjakiśrozkojarzony.
Westchnąłem.
–Nic.
–Niewciskajmikitu–odparł.–Zawszewiem,kiedycościęgryzie.
–Jestjednalaskanasiłowni,którawpadłamiwokoinawetpogadaliśmykilkarazy,aleonamamnie
wnosie.
–Apoznajesztopoczym?–zapytałaDelilah.
–Naprzykład,niechciałamipowiedzieć,gdziepracuje,anijaksięnazywa.Mówięnanią„Siłaczka”,
aonanamnie„Siłacz”.
Delilahroześmiałasię.
–Przepraszamcię,aletocałkiemzabawne.
–Dajsobiezniąspokój–stwierdziłOliver.–Ztego,comówiszjestnieźleszurnięta.
–Alboostrożna–odezwałasięDelilah.–Możemazasobątrudneprzejściazfacetami.Nieznaszjej,
możeprzytrafiłojejsięcośzłego.
–Amożejestlesbijką–parsknąłOliver.
–Niejestlesbijką,Oliver.
–Skądtapewność?
–Bonaskoczyłanamnie,kiedyobiecywałemjednejdziewczynie,żedoniejzadzwonię.
–Zaraz,zaraz.Jeszczeraz.–Delilah,zamachałarękami.
Westchnąłemipociągnąłemłykburbonazeszklanki.
– Przypadkowo spotkałem dziewczynę, z którą byłem kiedyś wcześniej na randce i zaproponowała,
żebyśmyumówilisięnakolację.Powiedziałemjej,żesięprzeprowadzamiżejestemstraszniezajętyiże
zadzwonię. A Siłaczka się przyczepiła, że powinienem otwarcie powiedzieć jej, że nie mam zamiaru
więcejsiędoniejodzywać.Powiedziała,żelepiejnierobićzkobietidiotekioszczędzićimczekaniana
telefon,którynigdyniezadzwoni,czycośtakiego.
–Wyczuwamtemperament–uśmiechnąłsięOliver.
–Tak,jestniesamowita.Niemogęprzestaćoniejmyśleć.
– To się nazywa pożądanie, mój drogi. – Oliver podniósł szklankę do góry. – Chyba cię dopadło z
Siłaczką.
–Byćmożefaktycznie,przezkilkapierwszychdni.Terazmiprzeszło.
–Tak.Zupełnieciprzeszło.–Olivermrugnąłkpiąco.
Delilah podeszła do mnie, nachyliła się, żeby mnie cmoknąć w policzek i wyszeptała mi prosto do
ucha:
–GdybyOliversięwtedypoddał,niebylibyśmydzisiajzesobą.Dobranoc.Miłychsnówwnowym
łóżku.
Oliverobjąłmnielekkoimruknąłmidoucha:
–MyWyatowiezawszedostajemyto,czegochcemy.Pamiętajotym.
Rozdział9
AVERY
P
rzezkilkaostatnichdniniemiałamczasupójśćnasiłownię,bowfirmiepostanowilizwalićnamnie
dziesięć spraw naraz. Musiałam wgryźć się w każdą z osobna, więc zabierałam robotę do domu albo
zostawałamwpracypogodzinach.
–Dzieńdobry,Ella–powiedziałam,przechodzącobokjejbiurkawdrodzedoswojegogabinetu.
–Dzieńdobry.Kawadlaciebie.
Położyłamplikdokumentównabiurkuiodwróciłamsię,żebywziąćodniejkubek.
– Dziękuję. Marzę o kawie. Bądź tak miła i wyciągnij mi biling rozmów pana Williamsa. Muszę
sprawdzić,czytencwaniakmówiprawdęoswoichrozmowach.
–Jużsięrobi,szefowo–powiedziałazuśmiechemipomaszerowaładoswojegobiurka.
PrzezcałeranosiedziałamnadgłośnąsprawąrozwodowąWilliamsprzeciwkoWilliamsowi,wktórej
reprezentowaliśmy panią Williams. Kiedy dopadł mnie głód, poszłam do kuchni po jogurt, który
trzymałamwlodówce.Akuratwracałamdosiebie,gdyusłyszałam,żeTimmniewoła.
–Avery.
Odwróciłamsięizamarłam.Wszystkiemięśniemisięnaprężyły,asercezaczęłomibićszybciej.
– Chciałbym, żebyś poznała jednych z naszych głównych klientów. To Oliver Wyatt i Liam Wyatt z
WyattEnterprises.
Przełknęłamślinę.
–Oliver,Liam,tonaszanowapanimecenas,AveryLewis.
–Miłomipoznać.–OliverWyattwyciągnąłdomniedłoń.
–Mnierównież.
SpojrzałamnaLiama,którystałobokiuśmiechałsiędomnie.
–Miłopoznać,paniAveryLewis.–Wyciągnąłrękę.
Niechtoszlag.Toniemożliwe.CzyliSiłaczmiałbyćnibyjednymznajważniejszychklientówmojej
firmy?
Uśmiechnęłam się pod jego intensywnym spojrzeniem i lekko uścisnęłam mu dłoń. Od jego dotyku,
przezcałeciałoprzebiegłamiiskra.
–Nawzajem.Przepraszam,mamdużopracy.–Odeszłamdoswojegopokojunadrżącychnogach.
Gdyweszłamdosiebie,opadłamnafoteligłośnowypuściłampowietrze.
–AveryLewis,hm?
Podniosłamgłowę.Liamwszedłdomojegopokoju,zamknąłdrzwiiusiadłnawprostmojegobiurka.
–Tak.Czymogęwczymśpanupomóc?
– Panu? – Brwi podskoczyły mu do góry. – Mów mi Liam. A więc jesteś prawniczką i pracujesz w
jednej z czołowych kancelarii adwokackich w kraju, ale nie mogłaś mi tego powiedzieć. Dlaczego? –
Uniósłgłowęiposłałmijedenztychswoichrozkosznychuśmiechów.
Ożeż,wmordę,byłtakiuroczy,żeażmusiałamskrzyżowaćnogipodbiurkiem.
–Niechodzioto,żeniemogłam.Poprostuniechciałam.
–Dlaczegonie?
No,niewiem,możedlatego,żezakażdymrazem,kiedyjesteśblisko,dostajętakiejchcicy,żezaczyna
mnietowkurzać.
– Po prostu dbam o swoją prywatność. Nie chodzę i nie opowiadam o moich osobistych sprawach
nieznajomym.
–Aha.Noaleskoroterazjużsiępoznaliśmy,tomożewybierzemysiękiedyśnakolację?
–Przykromi,aleniemogę.
–Niemożesz,czyniechcesz?–parsknął.
–Widziszto?–Położyłamdłońnapokaźnymstosiedokumentównabiurku.–Tymsięzajmujęwporze
kolacji.
–Kiedyśchybarobiszsobieprzerwę.
NagledrzwiuchyliłysięiOliverwetknąłgłowędośrodka.
–Liam,musimywracaćdobiura.
– Już idę. – Wstał i wyciągnął do mnie dłoń. – Cieszę się, że snów się spotkaliśmy. Miło myśleć o
tobiejakoAvery,anieoSiłaczce.
Zupełnienierozważniepodałammurękęiporaziłmniejeszczesilniejszystrumieńprąduniżwcześniej.
–Miłegodnia,Liam.
Wyszedł,azarazpotemdopokojuwpadłaElla.
– Jezu, to był Liam Wyatt. To jeden z najbardziej gorących facetów do wzięcia w Nowym Jorku i
przychodzitusobiedociebienapogaduszki.–Złapałajakiśpapierleżącynabiurkuizaczęłamnienim
wachlować.
–Przestań!Oddawajto!–Wyrwałamjejdokumentzrąk.
–Ajaksięnapalił!Widziałaś,jaknaciebiepatrzył?
–Zajrzałsiętylkoprzywitać.Poznaliśmysięnasiłowni,towszystko.
– Oj, Avery. Jesteś jeszcze młoda i musisz się sporo o facetach nauczyć. Wierz mi, ten słodziak cię
pragnie.–Pokiwałapowoligłowązszerokimuśmiechem.
–Posłuchaj,Ella.–Wstałamizrobiłamkilkakrokówprzezpokój.–Wiemomężczyznachwszystkoto,
co potrzeba. To oszuści, kłamcy i naciągacze. Jesteśmy dla nich jedynie kukiełkami, którymi sobie
manipulują,żebyosiągnąćto,czegochcą.ApotemBUM!–Klasnęłamwręce.–Kiedyjużzrobiąznami,
co zechcą – sajonara! Wykopują nas na bruk, a my zostajemy w morzu łez i ze złamanym sercem,
zastanawiającsię,cotakiegozrobiłyśmyźle,żenaszostawili.WięcjeżelipanLiamWyattsięnamnie
zasadza,totymgorzejdlaniego.Widziszto?–Przesunęłamdłońprzedsobązgórynadół.
–Co?–zapytałaskonsternowana.
– Przyjrzyj się z bliska, Ella. To jest mój mur, który odstrasza wszystkich zbliżających się do mnie
mężczyzn.
– Aha – skrzywiła się i zmrużyła oczy. – Okej, Avery, ja tam wiem swoje i rozumiem, że po prostu
musiałaśsięwprzeszłościporządnieprzejechać.
–Więcejrazyniżmogłabymspamiętać.Dobra,mammasęroboty.–Zpowrotemusiadłamzabiurkiem.
LIAM
Nie mogłem się nadziwić, że Siłaczka pracuje dla Finn, Muir, & Abernathy. Aż zacząłem się
zastanawiać,ilemogłamiećlat.Wyglądałanamłodsząodemnie,aleFinnniemiałzwyczajuzatrudniać
ludziświeżopostudiach.Przyjmowałwyłącznieprawnikówzdoświadczeniem.
– Trzeba przyznać, że nie tracisz czasu – odezwał się Oliver, gdy wyszliśmy z budynku, wyrywając
mniezzamyślenia.
–Ococichodzi?
–DopierocopoznałeśtęnowąAveryLewis,ajużznajdujęcięuniejwpokojuwpełnymnatarciu–
uśmiechnąłsię.
–Oliver,tojestwłaśnieSiłaczka.
Zatrzymałsięgwałtowniezamoimiplecami.
–Comówisz?
Obróciłemsię.
–Tojesttalaskazsiłowni,októrejmówiłemwamzDelilahwczorajwieczorem.–Wsiadłemnatylne
siedzeniejegolimuzyny.
Oliverwśliznąłsięobokmnie.
–Próbowałeśsięzniąumówić,kiedytakgawędziliściesobieuniejwbiurze?
Wzruszyłemramionami.
–Zapytałem,czyniechciałabykiedyśspotkaćsięnakolacji.
–Ico?
–Wzasadziemnieodpaliła.
–Całkiemładna–zauważyłOliver.
–Pięknajest!–rozjaśniłemsię.
– Coś wymyślisz, a wtedy nie będzie ci mogła odmówić. W końcu jesteś moim bratem. – Puścił do
mnieoko.
–Alezciebiebufon–zarżałem.
Pod koniec dnia, w drodze z pracy do domu, zajrzałem do Food Emporium kupić coś na kolację.
Postanowiłem,żetegodniasamugotujęcośwmojejnowejkuchni.Wziąłemkoszykizacząłembuszować
wczęściświeżychproduktów,bomiałemwplaniezrobićwarzywazwoka.Właśnieoglądałemzielone
papryki,kiedynaglezadzwoniłmitelefon.
–Sięma,Collin.Cosłychać?
–Takdzwonięzapytać,jakposzłaprzeprowadzka.
–Wporządku.Myślęzrobićmałąparapetówkę,muszętylkonajpierwwymienićpodłogęwholu.
–Super.Chętniezobaczętwojąnowąkawalerskąpieczarę.
PodniosłemwzrokizobaczyłemAvery,którastałanieopodaliprzyglądałamisięuważnie.
–Słuchaj,Collin,oddzwoniędociebiezachwilę.
–Jasne,stary.Pogadamyniedługo.–Klik.
–Cześć–uśmiechnąłemsię.
–Cześć.Myślałam,żemaszludzi,którzyrobiątozaciebie.
–Co?
–Zakupy.
–Nie.Zakupyrobięsobiesam.
–Noproszę–powiedziała.Wzięładorękizielonąpaprykęizaczęłajądokładnieoglądać.
–Teżwracaszzpracydodomu?–zapytałem.
–Tak.Jeszczetylkomusiałamkupićkilkarzeczy.
–Mieszkasztugdzieśwokolicy?
Przezchwilęwpatrywałasięwemnieintensywnie,wreszciepowiedziała:
–Tak.
Wiedziałem,żeniepowiemidokładnie,gdziemieszka,więcnienaciskałem.
–Jateż.
Prawdę mówiąc, wyczułem, że czuje się skrępowana, więc postanowiłem nie zadawać jej więcej
pytań.
–Muszęjużiść.Miłobyłocięwidzieć,Avery.
–Okej,ciebieteż.Dozobaczenia,Liam–uśmiechnęłasiędomnieniepewnie.
Zgarnąłemjeszczekilkaróżnychrodzajówwarzywiposzedłemdoczęścimięsnejpokurczaka.
Rozdział10
AVERY
P
rzez kilka następnych dni widywałam Liama na siłowni, ale nie rozmawialiśmy za bardzo ze sobą.
Rzucał mi tylko zwykłe „cześć” i „miłego dnia”. Wydało mi się to dziwne, bo dotąd zawsze starał się
jakośzemnązagadać.Przyłapałamsięnatym,żeniemogęsięczasempowstrzymać,żebynaniegonie
zerknąć,kiedypodnosiciężary.Miałwspanialeumięśnioneciałoizdarzałomisięfantazjowaćnatemat
pewnych jego zakamarków, o których w ogóle nie powinnam myśleć, w stylu, jak dobrze byłoby się
zapaść w jego silne ramiona, albo ile centymetrów ma jego członek. A przez te nieopanowane wizje
łapało mnie jeszcze silniejsze mrowienie w dole brzucha. Rany, ależ byłam napalona. Minęły wieki,
odkąduprawiałamsekszkimśinnymniżmójwibrator.
Siedziałamprzybiurkuiprzygotowywałamswojejutrzejszewystąpieniewsądzie,kiedyrozległosię
pukaniedodrzwi.
–Proszę–powiedziałam,niepodnoszącgłowy.
–Cześć,Avery.
Tengłos.Przełknęłamślinęispojrzałamwgórę.WpokojustałHarrison.
–Cotyturobisz,Harrison?–zapytałamoziębleześciśniętymżołądkiem.
–MiałemspotkaniezklientemwNowymJorku.Słyszałem,żetuterazpracujesz,więcpomyślałem,że
wpadnęisięprzywitam.
–Przywitaszsię?Tylkotyle?Aprzeprosićtoniełaska?
–Avery.–Odchyliłgłowędotyłuiwyciągnąłprzedsiebieobiedłonie.–Niezrobiłemniczłego.
Powolipodniosłamsięzmiejscaicisnęłamdługopisnabiurko.
– Nic? Czyli pieprzenie na lewo i prawo za plecami swojej dziewczyny jest jak najbardziej w
porządku,tak?–zawołałampodniesionymgłosem.
–Ćśśś,uspokójsię.Nigdyniemówiliśmy,żejesteśmyzesobąnawyłączność.Przerabialiśmytojuż,
Avery, myślałem, że może ci przeszło, ale najwyraźniej nie. Chciałem się tylko przywitać i zobaczyć
twojenowebiuro.
Zpalcemwskazującymwysuniętymwjegostronępowoliobeszłambiurkoistanęłamnawprostniego.
–Chodziliśmyzesobąprzezczterymiesiąceianirazuniemówiłeś,żechceszsięspotykaćzinnymi.–
Ugodziłamgopalcemwpierś,aonzacząłsięcofaćdodrzwi.
– Za każdym razem, kiedy mówiłeś, że nie masz dla mnie czasu, spałeś sobie z jedną ze swoich
dziwek.Jesteśżałosnąszmatąiłajdakiem,imamnadzieję,żezłapieszchlamydiozę!–wrzasnęłam,gdy
tyłemwyszedłnakorytarz.
Założyłamręcenapiersiipatrzyłamnaniegoprzezchwilę.
–Powiemci,Avery,żesamjużniewiem,cojawtobiekiedykolwiekwidziałem.
– Jeszcze jedno słowo, cwaniaku, a skończę twoją karierę jednym popisowym pozwem o
molestowanieimożeszbyćpewny,żewygram!
Spojrzałam przed siebie na Ellę, która zastygła na swoim miejscu z szeroko otwartymi oczami. Po
prawej zauważyłam Olivera i Liama Wyattów stojących z rękami w kieszeniach. Pokręciłam głową,
odwróciłamsięizatrzasnęłamzasobądrzwi.Jeszczenawetniezdążyłamusiąśćzabiurkiem,adrzwido
mojegopokojuotworzyłysię.
–Ella,nieteraz.
–Wporządku?–zapytałLiam.
–Acotociebieobchodzi?–odwarknęłam.–Zostawmnie.
–Tomożebyćtrudne.Niewyjdę,dopókinieupewnięsię,żewszystkoztobąwporządku.
–Wporządku.–Usiadłamzabiurkiemiwzięłamgłębokioddech.
–Atociwidowisko.Najbardziejpodobałmisiętekstochlamydiozie–powiedziałpogodnie.–Ontu
pracuje?
–Nie.Pracujewfirmie,zktórejodeszłam,wDanbury,wConnecticut.Tosięnigdyniepowinnobyło
zdarzyć. Byłam głupia i… Nawet nie wiem, po co ci to wszystko opowiadam. – Przyłożyłam dłoń do
czoła.
–Możedlatego,żemiłyzemniefacetidobrzesięprzymnieczujesz.
Przewróciłamoczami.
–Liam,czymożeszjużsobieiść?
–Nie.Nigdziesięstądnieruszę,dopókinieumówiszsięzemnąnakolacjędziświeczorem.
Czyonzwariował?
–Nieumówięsięztobąnakolacjędziświeczorem.
–Chybapowinnaśsięznimumówić–odezwałasięElla,któraweszładopokojuipołożyłamistos
dokumentównabiurku.
–Twojaasystentkatobardzomądrakobieta.Skoromówi,żepowinnaśsięzemnąumówić,topewnie
takjest.
Westchnęłamiopadłamnafotel,przyglądającmusięuważnie.
–Czyjeżelisięztobąumówię,obiecujeszdaćmipotemspokój?
–Tak–zapewniłzuśmiechem.
–Dobrze,panieWyatt.Możemyzjeśćdziśrazemkolację,alemuszęwrócićwcześnie,bojutroodrana
muszębyćwsądzie.
– Obiecuję odstawić cię do domu o przyzwoitej porze. Zarezerwuję coś na siódmą. Podaj mi swój
adres,przyjadępociebie.
–Bardzosprytnie.Spotkajmysięwrestauracji.Niemusiszpomnieprzyjeżdżać.
–Okej.Todajmiswójnumer,napiszęci,gdziesięspotykamy.
–Możeszzadzwonićdobiuraipowiedziećmojejsekretarce–uśmiechnęłamsięchytrze.
Westchnął.
–Dobra.Dozobaczeniaosiódmej.
Wyszedłzmojegopokoju,ajapowolipotrząsnęłamgłową.Cojadodiabławyprawiam?Toniebył
dobrypomysł.Ellastanęławproguzrękamiuniesionymidogóry.
– Nie strzelaj. To naprawdę miły facet i powinnaś go lepiej poznać. Nie możesz przez jedno zgniłe
jabłkoniespróbowaćwszystkichdojrzałychisłodkich.
Zmarszczyłambrwiiwbiłamwniąwzrok.
–Co?
– Nieważne. Idź i baw się dobrze z tym zabójczo seksownym panem biznesmenem, a jutro masz mi
opowiedziećwszystkiepikantneszczegóły.–Puściładomnieokoiwyszła.
–Niebędzieżadnychpikantnychszczegółów!–krzyknęłamzanią.
Zjadłam w biurze lunch i jeszcze raz przejrzałam swoje notatki przed jutrzejszym wystąpieniem w
sądzie.Naglezadzwoniłtelefon.
–Cześć,Willow.
–Cześć,Avery.IdziemydziśzCamemnakolację,pójdzieszznami?
–Bardzobymchciała,aleniemogę.Jużsięzkimśnadziśumówiłam.
–O!Aczytenktośjestosobnikiemrodzajumęskiego?
–Takinicwięcejniemów.Jedenfacet,któregopoznałamnasiłowni.Jakośtaksięzaznajomiliśmy.
–Jakośtak?Cotozahistoria,dolicha?
–Długobymówić.Opowiemciinnymrazem,obiecuję.
Wtrakcierozmowy,dostałamesemesa.PrzełączyłamWillownagłośnikiprzeczytałamwiadomość.
„LeBernardin.ZachodniaPięćdziesiątaPierwsza155,międzySzóstąaSiódmąAleją.Dozobaczenia
osiódmej”.
– Co jest, do jasnej… Willow, przepraszam cię, ale muszę nawrzeszczeć na moją sekretarkę.
Zadzwoniędociebiejutro.
SkończyłamrozmowęiposzłamdoElli.Stanęłamnadjejbiurkiemiwbiłamwniąciężkiwzrok,aona
stukałacośzawzięcienakomputerze.
–Mogęciwczymśpomóc?–zapytała,nieodrywającoczuodmonitora.
–DałaśpanuWyattowimójnumer?
Podniosłaobieręce.
–Dobrze,jużdobrze.Naprawdę,Avery,onjesttakiprzystojnyipowinienmiećztobąkontakt.Aco,
jeżelimusiałbyodwołaćwostatniejchwili,albocoś,isiedziałabyśtamcałkiemsama,czekającipatrząc
cochwilanazegarek,apotempomyślałabyś,żecięwystawił?Maszurazdofacetówiwiemnapewno,
żetakbyśpomyślała.
Zamknęłamoczyiodetchnęłamciężko.
–Okej.–Odwróciłamsięiweszłamzpowrotemdoswojegopokoju.
Rozdział11
LIAM
P
odoba mi się ta Avery. Ma dziewczyna charakter. Tak samo jak Delilah – uśmiechnął się Oliver i
poklepałmnieporamieniu.
–Zgodziłasięzjeśćzemnądziśkolację.
– Dobra robota. Wiedziałem, że coś wymyślisz. Po tym, co widzieliśmy dzisiaj u niej w biurze,
rozumiem,dlaczegocięunikała.Ktośmusiałjąmocnozranić.Wiem,cotoznaczy.
Roześmiałemsię.
–Bożedopomóż,jeżelionajestpodobnadociebie.
Oliveruśmiechnąłsięiposzliśmykażdydoswoichzajęć.Pojechałemdodomusięprzebraćiokazało
się, że dostarczono mi podłogę. Należało raczej zostać w domu dziś wieczorem, ale Avery Lewis tak
mniejakośzafascynowała,żewtejchwilitobyłoważniejszeodpodłogi.
Zamówiłemdrinkaispojrzałemnazegarek.Byłaszóstapięćdziesiątpięć.
–Sprawdzasz,czyzdążyszjeszczedaćnogę?–zapytałaAvery,siadającnaprzeciwkomnie.
Roześmiałemsię.
–Zawszejesteśtakadowcipna?–zapytałempogodnie.
Teżsięuśmiechnęła,awtedypodeszłakelnerkaprzyjąćjejzamówienie.
–Poproszęwytrawnemartini,wstrząśnięte.
–Jużpodaję–odparłakelnerkaiznikła.
–Dziękuję,żezgodziłaśsięzjeśćzemnąkolację–powiedziałem,żebypodtrzymaćrozmowę.
Światłolampyodbiłojejsięwoczach,aponieważmiałemdoniejniesamowitypociąg,natenwidok
poczułemowielezasilneożywieniewspodniach.
–Chciałamcięprzeprosićzadzisiaj–powiedziałainapiłasięwody.
–Zaco?
–Zatęscenę,którąwidziałeśwcześniejumniewbiurze.Tobyłobardzonieprofesjonalne,alebyłam
zupełniezaskoczona.
– Nie ma za co przepraszać. Nieźle się ubawiłem. Spodobałaś się Oliverowi. Mówi, że masz
charakter.
Roześmiałasię.
–Powiedzmu,żedziękuję.
Wróciłakelnerkaipostawiłaprzednamidrinki.Averyszybkopodniosłaswójdoust.
–Przepraszam,alechciałbymzapytać,chociażpewniepowieszmi,żetoniemojasprawa,ale…ile
maszlat?
–Niewiepan,żetoniegrzeczniepytaćkobietęowiek,panieWyatt?
–Tak,wiem,aletrochęsiępogubiłem,boFinn,Muir&Abernathyzwykleniezatrudniająludzizaraz
postudiach.
–Niewygooglałeśmnieaniniekazałeśmniesprawdzić?
–Nie.Mójbratbytakzrobił,alenieja.
–Wprzyszłymtygodniuskończędwadzieściaczterylata.
Uniosłembrwiispojrzałemnaniązbityztropu.
–Skończyłamstudia,kiedymiałamdwadzieściajedenlat.
O,wmordę.Poważnie?
–Jaktomożliwe?
Pociągnęłakolejnyłykswojegomartini.
–Toproste,jaksięmailorazinteligencji159.–Spuściłaoczy.–Tojestmoment,kiedymówiszmi,że
miłobyłomniepoznać,alewypadłocicośpilnegoimusiszjużiść.
–Dlaczegotakmówisz?–zapytałem.
–Botakrobiwiększośćfacetów.
–Janiejestemwiększośćfacetów.–Napiłemsięszkockiej.–MojabratanicaSophie,córkaOlivera,
maIQ160ijestjednąznajbardziejfascynującychosób,jakieznam.
–Naprawdę?–uśmiechnęłasię.–Ilemalat?
–Sześć.Maniesamowitytalentplastyczny.Nieuwierzysz,jakzobaczyszjejobrazy.
–Chciałabymkiedyśjąpoznać.
–Tosiędazrobić–odrzekłemzuśmiechem.
AVERY
Podczas kolacji z Liamem czułam się bardziej swobodnie niż oczekiwałam. Łatwo się z nim
rozmawiało. Poza Willow i Camem nie miałam tu nikogo. Poczułam się pewniej, kiedy powiedział, że
jego bratanica jest genialnym dzieckiem, bo to znaczyło, że to rozumie i nie obawia się tego, tak jak
większośćmężczyzn.
–Powiedziałamci,ilemamlat.Twojakolej.ItyiOliverwyglądacieraczejmłodojaknawłaścicieli
wielomiliardowejfirmy.
– Kilka miesięcy temu skończyłem dwadzieścia dziewięć. Zaczęliśmy od handlu nieruchomościami i
takpowstałoWyattEnterprises.
–Ciekawe.Rodzicesązwaspewniebardzodumni.
– Ostatni raz widziałem swoich rodziców, kiedy miałem siedemnaście lat. Wyjechali do Niemiec i
nigdyniewrócili.
–Tomusibyćtrudne.Jesteśznimiwkontakcie?
– Czasami. Niezbyt często. Mój brat nie chce mieć z nimi nic do czynienia. Dopiero niedawno
dowiedzielisięoSophieijegoślubiezDelilah.
–DelilahjestmatkąSophie?
–Nie,niebiologiczną.Najpierwbyłajejopiekunką.
–Cośty.–Niemogłamukryćzdziwienia.
–Todługahistoria.Opowiemcijąkiedyś,przyinnejokazji–roześmiałsię.
Miałuroczyśmiech.Właściwietowszystkownimbyłourocze.Nodobrze,iseksowne.Byłseksowny
jakdiabliistraszniemniekręcił.
–Avery?–usłyszałamzasobągłosWillow.
–Liam?–ToznówCam.
–Willow,Cam,coturobicie?–zapytałamzaskoczona.
–Liam,miałemdociebiejutrodzwonić–powiedziałCam.–Mamkupcanatwojemieszkanieimyślę,
żespodobacisięjegooferta.
–Fantastycznie–rozjaśniłsięLiam.
–Czekajcieno.Wysięznacie?–wtrąciłam,wskazującnakażdegoznich.
–Cameronjestmoimagentem.Najpierwpomógłmiznaleźćdom,aterazsprzedajemojemieszkanie.
–Omatko!–wykrzyknęłaWillow.–Więctojest…
–Mhm.–Camuśmiechnąłsiędoniej.
–Aletoniety…
–Nie.–Campotrząsnąłprzeczącogłową.
–Oczymwymówicie?–zapytałampodejrzliwie,mierząckażdeznichwzrokiem.
–Nie,nictakiego.Bawciesiędobrze,amyidziemyusiąść.Miłobyłocięspotkać,Liam.
Oddalilisię,aLiamobrzuciłmniezaciekawionymspojrzeniem.
–Skądichznasz?–zapytał.
–Tomoinajlepsiprzyjaciele.DorastaliśmyrazemwDanbury,wConnecticut.
–Jakitenświatmały–powiedziałzszerokimuśmiechem.
–Prawda?
Zaćwierkałmitelefonikiedywyjęłamgoztorebki,znalazłamdwiewiadomości.JednąodWillowi
drugąodCama.
Willow:„ToztymfacetemCameronchciałcięumówić.Alenumer,co?”
Cam:„LiamWyatttoświetnyfacet.Bądźmiła”.
–Wszystkowporządku?–zapytałLiam.
–Tak.Ostatnieszczegółyprzedjutrzejsząsprawą–skłamałam.
Rozdział12
LIAM
I
mdłużejzniąrozmawiałem,tymbardziejmisiępodobała.Możeimiałatylkodwadzieściaczterylata,
alezachowywałasiębardziejdojrzaleniżinnekobiety,zktórymidotądsięspotykałem.
–Twoirodzicemusząbyćzciebiedumni,szczególnietwójojciec.
Kelnerkaprzyniosłanamdrugąkolejkędrinków,aAverynatychmiastpociągnęławiększyniżzwykle
łykswojegomartini.
–Tonamsiętrafiłtemat.–Odstawiłakieliszek.–Janiemamojca.Toznaczymam,aleodszedł,zanim
sięurodziłam.Pierwszyrazspotkaliśmysię,kiedymiałamsześćlat,aostatnirazwidziałamgowmoje
jedenasteurodziny.Przeztepięćlatzadzwoniłdomniekilkarazy.Odtamtejporyniedałznakużycia.
–Przepraszam,Avery.Niemiałempojęcia.
–Niemasprawy.Toparszywydupekimamgogłębokogdzieś.Alemamzatodwiemamy.
Uśmiechnęłasię,ajauniosłembrwi.
– Claudia mnie urodziła, a Lisa, jej żona, jest w sumie moją macochą. Pojawiła się w moim życiu,
kiedymiałamdwalatka.
–Czylitwojamamajestlesbijką?
–Tak.Wychowałamsięwlesbijskiejrodzinie.Claudiajestgenetykiem,aLisapsychiatrą.
–Orany.Nieźle.Musibyćimciężko,odkądprzeniosłaśsiędoNowegoJorku.
–Pewnietak,aleonechcądlamniejaknajlepiejiżebymbyłaszczęśliwa.
–AcouszczęśliwiaAveryLewis?–zapytałemzszerokimuśmiechem.
–Bycieprawnikiem.
Rozmawialiśmyjeszczejakiśczas,akiedyskończyliśmyjeść,Averywyjęłaportfelipodałamikilka
banknotów.
–Cotojest?
–Zakolację.
–Przykromi,aledzisiajjastawiam–zbyłemjąwesoło.
–Nie.Płacęzasiebie,boinaczejpomyślisz,żetorandka,atakniejest.
– Naprawdę, Avery, nie wygłupiaj się. Ja zapraszam i nie, to nie jest randka. To jest kolacja
biznesowa.–Mrugnąłemdoniejporozumiewawczo.–NarachunekWyattEnterprises.
–Dziękuję.
–Bardzoproszę.
Wyszliśmynaulicęijużmiałemzawołaćtaksówkę,aleAverymniepowstrzymała.
–Jestpięknywieczór.Możeodprowadziłbyśmniedodomu?
–Bardzochętnie,alewtedymusiałabyśmipowiedzieć,gdziemieszkasz.
–MieszkamprzyWschodniejSiedemdziesiątejPierwszej400–uśmiechnęłasię.
Uniosłemgłowę.
– Naprawdę? Ja mieszkam przy Wschodniej Siedemdziesiątej Pierwszej 162. Mam do ciebie jakieś
siedemminutspacerkiem.Wiesz,żestądbędziemyszlijakieśczterdzieściminut?
–Natylesięorientuję.Aco,czterdziestominutowyspacercięprzerasta,Siłaczu?
–Nie–zaśmiałemsię.–Aleniewiem,jaktozniosątwojestopynatychobcasach.–Wskazałemnajej
szpilki.
Pochyliłasięizsunęłabuty.
–Iposprawie.
WmiaręjakszliśmyulicamiNowegoJorku,robiłosięcorazchłodniej.Widziałem,żejestjejzimno,
boszłazzałożonymirękami.
–Zimnoci?
–Trochę,aletonic.Możetojednakniebyłażtakpięknywieczór,jakmyślałam.
Zdjąłempłaszczizarzuciłemjejnaramiona.
–Takcibędziecieplej.
–Aty?
–Mnieniejestzimno.
–Dziękuję–uśmiechnęłasię.
Idąc dalej, rozmawialiśmy o naszych studenckich czasach. Nie do wiary, że skończyła studia wtedy,
kiedyjazaczynałem.Niesamowitakobieta.
AVERY
Dotarliśmypodmójblokistanęliśmyprzedwejściem.Myślałamtylkootym,żebysięznimkochać.
Byłboski,ajabyłamnapalona,boprzezcałąpoprzedniąnocwyobrażałamnassobieobojewłóżku.Nie
pracowaliśmywtejsamejfirmieimogłambezobawsięznimprzespać.Poprostumały,przelotnyseks.
Nie ma nic złego w tym, że dwie dorosłe osoby świadomie postanawiają trochę się zabawić po miłej
kolacjiikilkudrinkach.Dlasamejprzyjemności.
–Jeszczerazdziękuję,żezjadłaśzemnąkolację.Świetniesiębawiłem–uśmiechnąłsię,patrzącmi
prostowoczy.
To był właśnie ten niezręczny moment. Ten, w którym facet waha się, czy pocałować dziewczynę w
usta, czy w policzek. A niech to. Drżenie, jakie czułam w dole brzucha stało się tak silne, że wzięłam
decyzjęnasiebieigwałtowniegopocałowałam.Nieodsunąłsię.Oddałpocałunek,wsuwającmijęzyk
doust,awemnierozżarzyłsiękażdynerw.
Odsunęłamsięispojrzałamnaniego.Sercewaliłomijakoszalałe,jakbymiałowyskoczyćmizpiersi.
–Chybamusiszodprowadzićmniedomieszkania–powiedziałam,ztrudemłapiącoddech.
–Tosiędazrobić.–Wziąłmniezarękę.
Wsiedliśmy do windy i, jak tylko nacisnęłam dwudzieste piętro, złapał mnie za ręce i popchnął na
ścianę.Unieruchomiłmiręcenadgłowąizacząłcałowaćtakzapalczywie,żeniemaldostałamorgazmu.
Winda stanęła. Puścił mnie i, gdy otworzyły się drzwi, podeszliśmy do drzwi mojego mieszkania.
Zaczęłamgrzebaćwtorebcewposzukiwaniukluczy.
–Jesteśmy.Tomojemieszkanie–powiedziałamzdenerwowana.
–Dobranoc,Avery.–Pochyliłsięiznowumniepocałował,zupełniejakbychciałodejść.
Naszerozpaloneustaniemogłysięsobąnasycić,ajęzykiszukałysiępożądliwie.Wzięłamjegotwarz
wobiedłonie,ajegoręcewędrowaływgóręiwdółpoobumoichstronach,ażzmiękłyminogi.
–Wejdzieszdośrodka?
–Jesteśpewna?–zapytałpomiędzypocałunkami.
–Tak.Jestempewna.
–Wtakimraziezprzyjemnością.
Odwróciłam się i otworzyłam drzwi. Ledwo znaleźliśmy się w środku, zatrzasnęłam drzwi nogą i
natychmiastsięgnęłamdowybrzuszeniawjegospodniach.Byłcałytwardyigotowy.Rozpiąłmiztyłu
zamekusukienki,zsunąłpowoliramiączkaipozwoliłjejswobodnieopaśćnapodłogę.Stanęłamprzed
nimjedyniewczarnymbiustonoszuistringach.Zustwyrwałmusięchrapliwypomruk,kiedyprzesuwał
ustamipomojejszyiiniżejdopiersi.Rozpięłammupasekirozsunęłamspodnie,poczymwłożyłammu
rękęwbokserki,biorącgodoręki.Jezu,ależbyłdługiigruby.Nasamąmyśl,żemogłabymgomiećw
sobie,ogarnęłomnieniepohamowanepodniecenie.
Rozpiąłmibiustonosznaplecachirzuciłnapodłogę,poczymzacząłpalcamipieścićmibrodawki.
–Jesteśtakapiękna,Avery.–Podniósłmnieiprzycisnąłdosiebie,pytając,gdziejestsypialnia.
–Nalewo–wykrztusiłamzdyszana,nieodrywającsięodjegoust.
Położył mnie na łóżku i stanął obok, przypatrując mi się z góry, w tym samym czasie zdejmował
spodnie i bokserki, uwalniając swój gruby, napięty członek. Był wspaniały i wiedziałam, że to będzie
mójnajlepszy seks wżyciu. Jego palcewślizgnęły się za pasekmoich stringów. Powolizsunął mi je z
bioder i rzucił na podłogę. Uśmiechnął się, łapiąc mnie za pośladki i zanurkował mi między nogi,
delikatnie całując wnętrze moich ud. Położyłam mu ręce na głowie i przebierałam palcami w jego
włosach,aonwsunąłmijęzykdośrodkaizamruczałrozkosznie.
–Maszcudownysmak.Musiszdojśćprzynajmniejdwarazy,zanimcięprzelecę.
Pomysłmisięspodobał,ajegosłowatylkozwiększyłymojepodniecenie.Znimniebędziemitrudno
szczytować dwa razy przed stosunkiem, bo orgazm numer jeden już się właśnie zbliżał. Zataczając
językiemwokółmojejłechtaczki,wsunąłwemniepalecimomentalnieodnalazłmójpunktG,odczego
całe moje ciało wezbrało od nieprzytomnej rozkoszy. Zacisnęłam nogi po obu stronach jego głowy i z
jękiemodrzuciłamgłowędotyłu,kurczowoczepiającsiękołdry.
–Raz–uśmiechnąłsię,przesuwającustawgórępomoimcieleiprzylgnąłdomojejbrodawki.
Wciąż drżąc od wyładowania, z trudem łapałam oddech. Przewrócił mnie na brzuch i przesunął mi
językiem wzdłuż kręgosłupa, z dłońmi na moich piersiach. Tak długo pieścił i pocierał mi brodawki
palcami,ażmojepodbrzuszeznówrozgorzało.
–Chcęcięmiećwsobie.Niemogęjużwięcej,chcęciępoczućwsobie.
–Zachwilkę.Zaraz,jaktylkodojdzieszdrugiraz–wydyszał.
Puściłmojepiersiiprzesunąłrękęwdół,pieszczącmikroczezzapleców.Przyłożyłmidwapalcedo
łechtaczkiizacząłpocierać,stopniowozwiększająctempo.
–Jesteśtakamokraigorąca–wyjęczał.
Wsunął mi jeden palec do środka, a drugi zostawił ciasno na łechtaczce, poruszając oboma
jednocześnie,ażzaczęławemnienarastaćkolejnaeksplozja.Zustwydobywałymisiędźwięki,ojakie
bym się nigdy nie podejrzewała, ale zupełnie nie mogłam się przy nim kontrolować. Byliśmy jak
zwierzęta,któreniemogąsięsobąnasycić.Dotarłamdopunktukulminacyjnegoizkrzykiemdałamsię
porwaćpotężnejfalispełnienia.
Rozdział13
LIAM
B
yła cała rozpalona. Miała doskonałe ciało, jeszcze lepsze niż się spodziewałem. Jej krzyki odebrały
mi rozum. Była cała mokra z rozkoszy i nieprzytomnie pragnąłem wsunąć się w to ciepło i poczuć
miękkośćjejwnętrza.Gdytylkodoszładosiebie,odwróciłasięiusiadła,popychającmnienaplecyz
żądząwoczach.
–Mojakolej–uśmiechnęłasię.
–Cholera,Avery,niemamprezerwatywy.
–Jakto?Jesteśfacetem,facecizawszemajązesobąprezerwatywy–wymruczała,poczympochyliła
sięnademnąizamknęłamiustakolejnymzachłannympocałunkiem.
–Nie,jeżeliniezamierzająsypiaćzbylekim.Aniechto.
Spojrzała na mnie zacisnęła mi palce na fiucie, przesuwając dłoń w górę i w dół, a drugą ręką
otworzyłaszufladęszafkinocnej.
– Biorę pigułki, zobacz. Regularnie i od dłuższego czasu. – Otworzyła opakowanie i podsunęła mi
listek pod oczy. – Nie wiem, jak dla ciebie, ale dla mnie nie ma problemu bez prezerwatywy, pod
warunkiem,żejesteśczysty.
–Jestemczysty,wierzmi.Bardzonatouważam.
–Todobrze–uśmiechnęłasięiusiadłanamnieokrakiem,dającmipoczućswojąwilgoćnabrzuchu.
Tobyłotakerotyczne,żecałyażbuzowałeminiemogłemsięjużdłużejpowstrzymać.Podniosłemjej
biodra, żeby ustawić ją dokładnie nad sobą. Przygryzając dolną wargę, powoli osunęła się na mnie i
pochłonęłamniecałego.Obojejęknęliśmyjednocześnie.Oparłamidłonienaklatce,ajanieodrywałem
swoich od jej piersi. Zaczęła poruszać się w przód i w tył, a potem zataczać koła. Uniosłem biodra i
odrzuciłemgłowędotyłu,wsuwająciwysuwającsięzniejrytmicznie.Rozsadzałomniecorazsilniejsze
napięcie i wiedziałem, że długo już nie wytrzymam. Przyłożyłem jej kciuk do mokrej łechtaczki, na co
wygięła się i zawyła z pragnienia. Jej twardy brzuch i wspaniale jędrne ciało doprowadzały mnie do
utraty zmysłów, aż nagle zacisnęła się cała wokół mojego fiuta i doszliśmy razem, gdy wypełniłem ją
swoimpożądaniemażdoostatniejkropli.Opadłanamnieinaszesercaspotkałysięwszalonymłomocie,
gdyuspokajaliśmyoddechy.Tuliłemjąmocno,ażwreszciepodniosłagłowę,pocałowałamniewustai
zsunęłasięzemnie.Przezchwilęleżeliśmyzdyszaninaplecach,niespuszczajączsiebieoczu.
–Tobyło…
–Wiem.Dlamnieteż–odpowiedziałemzuśmiechem.
Sięgnąłempojejdłońiuścisnąłem.Niedługopotemwstałaiznikławłazience.
–Podobamisiętwójpokój–krzyknąłem,rozglądającsiędookoła.
–Dzięki.–Wróciładopokojuiwsunęłamajteczki.–Idzieszjuż?–zapytała.
Zupełniemniezaskoczyłatympytaniem.
–Nie,jeżelichcesz,żebymzostał.
– Po prostu muszę jutro rano wcześnie wstać i lecieć do sądu. Więc chyba będzie lepiej, jeżeli
wróciszdosiebie.
–Okej–powiedziałem.Wstałemizacząłemsięubierać.
Tomisięjeszczeniezdarzyło.Nigdywcześniejżadnakobietaniewykopałamniezdomuiniebardzo
wiedziałem,conatentematmyśleć.Odprowadziłamniedodrzwi.Przesunąłemwierzchemdłonipojej
policzku.
–Dobranoc,Avery.Śpijdobrze.–Lekkodotknąłemjejustswoimi.
–Dobranoc,Liam.Tyteż.
Otworzyła drzwi i wyszedłem. Nie wiem czemu, ale miałem uczucie, że to była tylko przygoda na
jednąnoc.
AVERY
Cholera. Zostawiłam w biurze papiery, których potrzebowałam w sądzie. Złapałam leżący na szafce
telefonizadzwoniłamdoElli.
–Tak,szefowo?
–Ella,namoimbiurkuleżyteczkasprawyWilliamsów,zostawiłamjątamwczorajprzeznieuwagę.
Możeszmijąprzynieśćdosądu?
–Jasne.Zaraztambędę.
–Dziękuję.
Wyszłamzdomuispróbowałamzłapaćtaksówkę.Wstąpiłamnajezdnięiwyciągnęłamrękę,podczas
gdyczterypustetaryfyprzejechałymimo,całkowiciemnieignorując.
–Cholernedranie!–wrzasnęłam,pokazujączanimipalec.
ZbudynkuwyszedłrozbawionyDavis.
–Cześć,Avery,możepomogę?
Gwizdnąłinatychmiastjedensięzatrzymał.
–Dzięki,Davis.Obiecuję,żekiedyśsiętegonauczę.
–Miłegodnia,Avery–uśmiechnąłsięizamknąłzamnądrzwi.
Mojeciałociąglejeszczepulsowałopowczorajszejnocy.Prawieniezmrużyłamoka,boniemogłam
przestaćmyślećorękachLiamanamojejskórze.Tobyłnajlepszysekswmoimżyciuitylkorozbudził
wemnieochotęnawięcej.Ożadnymzostawaniunanocniemogłobyćmowy.Żadnegoprzytulaniasiędo
siebieposeksieanipobudkiwczyichśramionach.Niewolnomisiędoniegoprzywiązywać,niemogłam
dotegodopuścić.Wczorajwieczoremtobyłtylkoseksitakmiałopozostać.Zresztą,takifacetjakonnie
szukastałości.Anawetgdyby,itaktobysięszybkoskończyło.
Przedgmachemsąduusłyszałam,żeEllawołamniepoimieniu.Odwróciłamsię,aonaruszyławmoją
stronę,alezamarławpółkrokutużprzedemnązteczkąwramionach.
–Ależtypromieniejesz.Nigdyciętakiejniewidziałam.OBoże!Uprawialiścieseks!
– Ćśśś. Cicho bądź – powiedziałam, odbierając od niej aktówkę, i odprowadziłam ją w kąt koło
windy.–Powiedzmy,żepozwoliłamsobierozładowaćmojefrustracje.
–Byłtakidobry,najakiegowygląda?–zapytała.
– Lepszy – mrugnęłam do niej. – Dzięki za dokumenty. Muszę już lecieć na salę. Zobaczymy się
później.
Odeszłauśmiechniętaoduchadoucha,adomniezbliżylisięJoelipaniWilliams.
–Gotowa?–zapytałJoel.
–Tak.Najzupełniej–odparłampogodnieiweszliśmynasalę.
Sprawa Williamsów była jedną z wielu, nad którymi pracowałam razem z Joelem. Był niski, łysy i
trochęprzykości–sympatyczny,żonatyfacetzdwójkądzieci.SprawaWilliamsówtobyłakrótkapiłka,
ostateczniepaniWilliamsdostałapołowęmajątkuidomweFrancji.PanWilliamspróbowałtłumaczyć,
że korzystał z usług prostytutek, bo jego żona nie mogła uprawiać seksu ze względów zdrowotnych,
powodującuniegozwiększonystresistanydepresyjne.Alesędzianiełyknąłjegoargumentówiprzyznał
paniWilliamswięcejniżto,ocosięubiegała.
Gdywróciłamporozprawiedobiura,dostałamwiadomośćodLiama.
„Mam nadzieję, że miło Ci mija dzień i wszystko się w sądzie udało. Brakowało mi Cię rano na
siłowni.Możejeszczekiedyśumówimysięznównakolację?”
Brakowałomumnie?Niechtoszlag.Nie.Nie.Nie.Nicztychrzeczy.
„Wygrałamsprawę,więcdzieńmijamiświetnie.Codokolacji,tobędęterazmocnozajętaprzezkilka
dni.Damznać,jakbędęmiałaczas”.
„Okej,jakuważasz.Lecęteraznaspotkanie.Dozobaczenia”.
Weszłam do siebie i przez chwilę wpatrywałam się w jego wiadomość. „Okej, jak uważasz”.
Wyczułamjakąśurazęwtychsłowach.Usiadłamzabiurkiemiwestchnęłam.Tobyłtylkoseks.Obiecał,
że,jeżelizgodzęsięzjeśćznimkolację,todamiwreszciespokój.
Rozdział14
LIAM
C
holera jasna! – wrzasnąłem, bo skaleczyłem się w rękę i wstałem z podłogi. Poszedłem do kuchni i
podłożyłemdłońpodstrumieńzimnejwody.Przezkilkaostatnichwieczorówbyłemzajętymontowaniem
podłogiiodpędzaniemmyślioAvery,coniebyłołatwe.Trudnobyłooniejzapomnieć.Zwłaszczapo
tamtym wieczorze. Nie zadzwoniła, nie napisała, nie dawała znaku życia. Owinąłem dłoń ręcznikiem i
usłyszałem pukanie do drzwi. Uważając, żeby nie uszkodzić na wpół zainstalowanej podłogi,
przebrnąłem przez hol. W progu stał Collin z butelką szkockiej w jednej i wielkim pudełkiem pizzy w
drugiejręce.
–Sięma,stary.Mamżarciedlapodłogowegomontera–obwieściłuradowany.
–Wejdź.Tylkouważaj,gdziestajesz.
–Ożeż,Liam,wyglądaświetnie.Acocisięstało?–zapytał,wskazującnamojądłoń.
–Rozwaliłemsobierękęprzytejpodłodze.Nicminiebędzie.
Poszedłzamnądokuchniipołożyłpizzęibutelkęnawyspie.Odwinąłemręcznik,aleokazałosię,że
rana ciągle krwawi, więc pobiegłem na górę po plaster. Gdy wróciłem, Collin już nalał dwie szklanki
whiskyiwyjąłjedzenienastół.
–Dzięki,żewpadłeś–powiedziałem,sięgającpokawałekpizzy.–AgdzieAmelia?
–Sązmojąmatkąnazakupach.Szukająsukienkinasobotniąimprezę.Teżbędziesz,nie?
–Tak,będę.–Pociągnąłemłykzeszklanki.
–Niebyłoczasupogadaćprzezkilkaostatnichdni.JakposzłatakolacjazAvery?
Westchnąłemiwolnopokręciłemgłową.
–Ażtakźle?–zapytał.
– Nie. Było świetnie. Byliśmy na kolacji, fajnie się gadało, a potem uprawialiśmy najlepszy seks w
życiu.
–No!Toczemuwzdychasz?
–Bomamwrażenie,żemniewykorzystała–powiedziałem,marszczącbrwi.
–Jakto?
–Niemiałemzamiaruzniąspać.Wzasadzietoonasięnamnierzuciłaitakjakośwyszło.
Collinpodniósłszklankęiroześmiałsię.
–Aterazniechceztobągadać?
– Stary, wykopała mnie po seksie z mieszkania, a kiedy następnego dnia napisałem jej, że fajnie by
było znowu się spotkać, odpowiedziała, że jest bardzo zajęta i odezwie się, jak będzie miała czas.
Jesteśmyfacetami,iobajdobrzewiemy,cotoznaczy.
Collinnieprzestawałsięśmiać.
– Wybacz, stary. Nie chcę się śmiać, ale… Tak, ewidentnie użyła cię do seksu. Jak to jest być po
drugiejstronie?
–Niefajnie.Mocnoniefajnie.–Potrząsnąłemgłową.
– Nie przejmuj się, bracie. Umówi się z tobą znowu. Na razie udaje trudną do zdobycia. – Wstał i
podwinąłrękawy.–Dawaj.Pomogęcitrochęztąpodłogą.
Wyciągnąłem rękę, żeby wyłączyć irytujący dźwięk budzika. Przez to montowanie podłogi wczoraj
wieczorem,apotemobalaniebutelkiszkockiejpraktycznieniemogłemsięruszać.Ztrudemwywlokłem
moje obolałe ciało i ciężką głowę z łóżka. Miałem nadzieję, że po obudzeniu Avery wyparuje mi z
głowy, ale nic z tego. Moje myśli krążyły wokół niej z taką samą intensywnością, jak od naszego
ostatniegospotkania.Włożyłemdres,wziąłemgarnituritorbęsportowąiposzedłemnasiłownię.
Wstąpiłem na bieżnię, ale moje zmaltretowane ciało odmówiło posłuszeństwa, więc postanowiłem
zrezygnowaćzbieganiaiustawiłemurządzenienachód.Byłopiętnaścieposzóstej,aAveryaniśladu.Z
jednejstronynawetmiulżyło,bogdybymjązobaczył,tylkobymsięnakręciłjeszczebardziej.Alemoją
ulgędiabliwzięli,kiedyzajęłabieżnięobokiuśmiechnęłasięwmojąstronę.
–Dzieńdobry.
–Dzieńdobry–odparłem.–Cosłychać?
–Wporządku.Auciebie?
–Wszystkodobrze,dziękuję.Musiałaśbyćbardzozajęta,skoroniemiałaśczasuzadzwonić.
–Tak.Jestemzawalonasprawami.
– Nie przejmuj się. Też miałem co robić. – Uśmiechnąłem się, chcąc dać jej do zrozumienia, że nie
liczyłemnajejtelefon,chociażtakbyło.
–Todobrze.Dobrzejest,jakczłowiekmasięczymzająć.
Wgłowiekołatałomisięjednopytanieizanimzdążyłemsięzastanowić,samowyrwałomisięzust.
–Użyłaśmniedoseksu?
Zatrzymałaswojąmaszynęiwbiławemniewzrok.
–Poważnie,chceszotymrozmawiaćtutaj?
–Dlaczegonie?Niktniesłucha.Wszyscymająsłuchawkiwuszachimuzykępuszczonąnaful.
Odchyliłagłowęiwpatrywałasięwemnieprzezchwilę.Wreszcieuruchomiłaswojąbieżnięizaczęła
biec.
–Przecieżwszyscytorobimy.Jesteśmyludźmi,naszmózgjestzaprogramowanynaseks.Tojednaz
naszych podstawowych potrzeb, jak na przykład jedzenie. To nie musi nic znaczyć i, kto jak kto, ale ty
powinieneśtowiedziećnajlepiej.
–Cotomanibyznaczyć?
–Jesteśbogaty,nieziemskoprzystojnyimożeszsobieprzebieraćwkobietachdowoli.Damgłowę,że
uprawiałeśjużprzygodnyseksdziesiątkirazy.
Bam!Poczułemsiędotknięty.
– Dziesiątki to dużo powiedziane, a poza tym… – urwałem. Nie przychodziło mi do głowy nic, co
jeszcze mógłbym powiedzieć, bo koniec końców faktycznie miała rację. Przez lata uprawiałem seks z
wielomakobietami,alewjejustachzabrzmiałototak,jakbymbyłjakąśmęskądziwką.
Zatrzymałembieżnięizszedłemnapodłogę.
–Nieznamniepani,paniLewis.Miłegodnia.
Poszedłemprostodoszatniprzebraćsiędobiura.
AVERY
Byłzły.Możeniepowinnambyłategopowiedzieć,alechciałam,żebydlawszystkichbyłojasne,żeto,
cosięstałomiędzynami,niemiałoabsolutnieżadnegoznaczenia.Takprzynajmniejsobiepowtarzałam.
Im częściej to mówiłam, tym łatwiej mi było w to uwierzyć. A musiałam w to wierzyć. Tylko w ten
sposóbmogłamsięzabezpieczyćprzedkolejnymupokorzeniem.Zmojejbieżniwidziałam,jakwychodzi
w czarnym, uszytym na miarę i nieprzyzwoicie seksownym garniturze i moje ciało zawibrowało z
tęsknoty w miejscach, w których nigdy bym się tego nie spodziewała. Potrząsnęłam głową, po czym
zgłośniłammuzykęizwiększyłamtemponabieżni.Musiałampędzićcosił,żebyuciecodLiamaWyattai
odsamejsiebie.
Gdy weszłam do biura, Ella wyskoczyła zza swego biurka i przyszła za mną do mojego pokoju z
kubkiemkawywrękach.
–Dzieńdobry–powiedziała,stawiająckubeknamoimbiurku.
–Jaknarazie,niezadobry.–Usiadłamisięgnęłampokawę.
–Cosięstało?
–WpadłamnapanaWyattanasiłowni.Powiedziałamcoś,comocnogorozeźliłoiwyszedł.
–Cożeśmunagadała?–zapytała,siadającnaprzeciwko.
–Zapytał,czyużyłamgodoseksu,ajapowiedziałam,żetak.Apotempraktycznienazwałamgomęską
dziwką.
Elliopadłaszczęka.
–Dlaczego?
–Toznaczy,niewprost.Aletakwyszło,kiedypowiedziałam,żepewnieuprawiałjużprzelotnyseksz
dziesiątkamikobiet.
–Avery,toniebyłomiłe.
–Wiemiterazżałuję,żetopowiedziałam.Niepowinnambyła.
–Lepiejzadzwońdoniegoiprzeproś.–Wysunęłapalecwmojąstronę.–Albojużnigdysiędociebie
nieodezwie.
–Możewłaśnieotomichodzi.Niechcę,żebydomnieznowudzwonił.
– Nieprawda. Po prostu chowasz się za tym twoim głupim murem. – Wstała i wróciła do swojego
biurka.
Westchnęłam i otworzyłam akta nowej sprawy. Kiedy je przeglądałam, do pokoju wszedł Adam
Abernathy.
– Dzień dobry, Avery. Mam nadzieję, że pamiętasz o gali „Biznes, prawo i przywództwo” jutro w
Capitale?
Popatrzyłamnaniegozmieszana.
–Przepraszampana,alenicotymniewiem.
–MówmiAdam.Timnicciniepowiedział?
–Nie–pokręciłamgłową.
Usiadłnawprostmniepodrugiejstroniebiurka.
–Pewniezapomniał.Zwykleniezapraszamymłodszychwspółpracowników,alechcielibyśmy,żebyś
tambyła.
–Dobrze.Adlaczego?
Przypatrywałmisięprzezchwilęzzaciśniętymiustami,wreszcieodparł:
–Maszwnaszejfirmieważnąpozycję.Wiem,żepracujeszzaledwieodkilkutygodni,alezewzględu
na twoje kwalifikacje i poziom inteligencji, uznaliśmy, że i ty i firma mogą wiele na tym skorzystać,
jeżeli pojawisz się na tej imprezie. Powinnaś poobracać się wśród najważniejszych menedżerów w
kraju.Byćmożeznajdąsięwśródnichnasipotencjalniklienci.Jesteśmypodwielkimwrażeniemtego,
jak poprowadziłaś w Danbury sprawę „Kilbrand przeciwko Essex Corp”. Nie sądziłaś chyba, że nie
zrobiliśmynatwójtematmałegorozpoznania,zanimzaproponowaliśmyciwspółpracę.
– Naprawdę? Tim mówił, że musiał się mocno nagimnastykować, żeby przekonać ciebie i Marka,
żebyściezgodzilisięmnieprzyjąć.
– A, powiedział ci. Cóż, z początku mieliśmy wątpliwości z uwagi na twój młody wiek, ale kiedy
dokładniejcisięprzyjrzeliśmy,wiedzieliśmy,żetodobradecyzja.Wkażdymrazie…–Podniósłsięz
krzesła.–Galazaczynasięoszóstej.Dozobaczenia.–Mrugnąłprzyjaźnie.
Wcisnęłamklawiszinterfonunatelefonienabiurku.
–Ella,możeszpozwolićdomnienachwilę?
–Cotam?
–Okazujesię,żeidęjutronajakąśimprezę.Wieszcośnatentemat?
–Cośtamsłyszałam.–Przygryzładolnąwargę.–Właściwietocałebiuromówitylkootym,ainni
młodsiwspółpracownicysązdrowowkurzeni.
Niedowiary.Podniosłamręcedogóry.
– Wspaniale. Teraz rozumiem, dlaczego wszyscy patrzą na mnie spode łba i przestają rozmawiać,
kiedyprzechodzę.Jakimcudemwszyscyotymwiedzą,tylkonieja?
–Nieprzejmujsiętym,Avery.Sązazdrośni,boniesąnawetwpołowietakdobrzyjakty.Niezwracaj
nanichuwagi.
–Dzięki,Ella.
Uśmiechnęłasię.Kiedywychodziła,dopokojuwszedłTim.
–Avery,jesteśpotrzebnawsalikonferencyjnej.
–Jużidę.–Wstałamilekkospięta,podążyłamzanim.
Rozdział15
LIAM
S
iedziałem za biurkiem i myślałem o tym, co powiedziała Avery, kiedy do mojego pokoju wpadł
Oliver.
–Mamyproblem.
–Cosiędzieje?
–Zostaliśmypozwanidosądu.
–Aznowości?
–PrzezLaurel–dodałpoważnie,awjegooczachczaiłsięgniew.
–Co?Zacóżdocholeryonamożenaspozwać?
–Okazujesię,żeorganizowałacośwRegencyHouseizdarzyłsięwypadek.
–Cosięstało?
–Wiemtylko,żewczasieimprezysufitsięzawalił.
Niemogłempowstrzymaćśmiechu.
–Tostraszne–powiedziałem,chichocząc.–Bylijacyśranni?
–Nie.–Rzuciłmiplikpapierównabiurko.–ŻądaodWyattEnterprisespięćipółmilionadolarów.
–Zaco,ulicha?
–Jakopokryciekosztównieudanejimprezyistratmoralnych.MusimynatychmiastspotkaćsięzFinn,
Muir&Abernathy.Chodźmy,jużnanasczekają.
Zwestchnieniemwstałemzfotela.Włożyłempłaszcziwyszliśmy.Wkancelariizaprowadzononasdo
salikonferencyjnej.Przystanąłem,widząc,żekołoTimasiedziAvery.Ciąglejeszczemiałemdoniejżal
oto,cowcześniejpowiedziała.
–Siadajcie,panowie.–TimwskazałnamkrzesłanawprostsiebieiAvery.
–Cosiędzieje,Tim?–zapytałaAvery,patrzącprostonamnie.
–WyattEnterprisesmaproblem,aMark,któryzwykleichreprezentuje,jestzakopanypouszywinnej
sprawie.Więcchciałbym,żebyśtysiętymzajęła.Podmoimokiem,oczywiście.Chybażepanowiemają
cośprzeciwkotemu?
–AleTim,ona…–zacząłOliver.
–Niemamy–wtrąciłem,patrzącjejprostowoczy.
Niewyglądałanazachwyconą,ajamiałemniezłyubaw.Przeczytałauzasadnieniepozwuipodniosła
wzroknanas.
–Sprawawyglądanaprostą.
–Towłaśniechciałemusłyszeć–rzekłTimzzadowoleniem.
–Niebyłbymtakipewny–odezwałsięOliver.–Niewiepani,zkimmamydoczynienia.
Uniosłagłowęiparsknęłaśmiechem.
–Znapantękobietę?
– To była dziewczyna Olivera. Najwyraźniej nadal nie może pogodzić się z rozstaniem –
odpowiedziałem.
–Dzięki,Liam.–Oliverpotrząsnąłgłową.
–Czylichcesięodegrać.Wporządku,niemaproblemu.
–Jakmówię,niewiepani,zkimmadoczynienia–powiedziałOliver.
– Ona też nie. Zapoznam się z aktami sprawy, a potem potrzebne mi będą zeznania obu panów. Ta
sprawawogólenietrafidosądu,anawetgdyby,tobędzieodrzucona.
–Jestpanibardzopewnasiebie,pannoLewis–skrzywiłsięOliver.
– Owszem, panie Wyatt. – Znów zajrzała w papiery i nagle zmieniła się na twarzy. – Tim, musimy
porozmawiać.
–Oliver.Liam.Niedługodamywamznać.–Timwstałipodałkażdemuznasrękę.
Uścisnąłemją,poczymwyciągnąłemdłońwstronęAvery.
–Dziękuję,pannoLewis.
Zawahałasię,aleniemiałainnegowyjścia,więcostateczniepodałamidłoń.Momentalniepoczułem
ciarkinaplecach,awgłowiezaroiłomisięodwspomnieńnaszejwspólnejnocy.
Wyszliśmyzpokoju,apotemzbudynku.NaulicyOliverodwróciłsięispojrzałnamnie.
–Onajestmłodszymwspółpracownikiem.CotenTimwyprawia?
– Spokojnie, Oliver. To geniusz, dosłownie. Poradzi sobie. Skończyła studia prawnicze, jak miała
dwadzieściajedenlat.
–Nabijaszsię,tak?
–Nie,właśnienie.Możeszjąsprawdzić,jeżeliodtegopoczujeszsięlepiej.Janiemuszę.Wierzę,że
dasobieradę.
Położyłmirękęnaramieniu.
–Spałeśznią,prawda?
Nieodpowiedziałem,tylkoruszyłemprzedsiebiedojegosamochodu.
AVERY
–Oczymchceszporozmawiać,Avery?–zapytałTim,zamykającdrzwiswojegogabinetu.
–Musiszprzydzielićkogośinnegodotejsprawy.
–Dlaczego?Jakijestproblem?
Niechciałammumówić.Niemogłam.Nasamąmyśl,żemiałabymprowadzićtęsprawę,autentycznie
dostawałammdłości.
–Problemjestzprzedstawicielemdrugiejstrony.Proszę,niepytajmnieonic.Poprostuznajdźkogoś
innego.
Skrzyżował ramiona i przyglądał mi się zza biurka, jakby chciał we mnie wyczytać odpowiedzi na
pytania,którecisnęłymusięnausta.
– Nie. Sprawa jest twoja i nie chcę więcej wracać do tego tematu. Cokolwiek masz do Johna
Carringtona,załatwto.
–AleTim,tojedenznajlepszychprawnikówwcałymstanie.Jakmożeszwystawićmnieprzeciwko
niemu? Jestem tylko młodszym współpracownikiem, taką sprawą powinien się zająć któryś ze
wspólników.
–Wierzęwciebie,mała.Idopilnuj,żebyśmywygrali,boinaczejbraciaWyattmogąsobieposzukać
innejkancelarii,aniestaćnasnato,żebyichstracić.
Zwestchnieniemodwróciłamsięiruszyłamdodrzwi.
–Avery–zawołałzamnąTim.
Jużzrękąnaklamce,podniosłamnaniegowzrok.
– W sprawie „Kilbrand przeciwko Essex” miałaś jednego z najtwardszych i najprzebieglejszych
przeciwników.JohnCarringtonnawetsiędoniegonieumywa,więcniewiem,dlaczegosięniepokoisz.
Pokręciłam głową i wyszłam z pokoju. Jedynie całym wysiłkiem woli powstrzymałam się, żeby od
razuniespakowaćswoichrzeczyiniezniknąćstądbezpowrotnie.
– Ella, wychodzę na lunch, a potem już nie wrócę do biura. Muszę kupić sukienkę na jutro i wolę
popracowaćzdomu.
–Wporządku.Miłegodnia,Avery.
Weszłam do swojego gabinetu, zgarnęłam stos papierów leżących na biurku, torebkę i telefon i
pojechałam taksówką do siebie. Położyłam dokumenty na stole w jadalni, wyjęłam z torebki telefon i
zadzwoniłamdoWillow.
–Halo?
–Willow,musiszmipomóckupićsuknięwieczorową.Idęjutronajakąśgalęiniemampojęcia,cona
siebiewłożyć.
–Nazakupyzawsze!Alebędęmusiaławziąćzesobądziewczynki,niemamzkimichzostawić.
–Wporządku.Wpadnędociebiezajakieśpółgodziny.Muszętylkosięprzebraćporobocie.
–Dobra.Będziemyczekaćzwarteigotowe.
Rozdział16
AVERY
P
rowadziłam Kinsley za rękę, kiedy chodziłyśmy po Bloomingdale’s, bo za nic nie chciała dać się
wsadzić do wózka razem z siostrą. Wjechałyśmy windą na górę, gdzie na wieszakach i manekinach
pyszniła się kolekcja wspaniałych sukien wieczorowych. Nigdy wcześniej nie byłam na gali, więc nie
bardzowiedziałam,jakąsuknięmamkupić.
– Co powiesz na to? – zapytałam Willow, gdy wyłuskałam na wieszaku czarną sukienkę z krótkim
rękawem.
Przekrzywiłagłowęizmrużyłaoczy.
–Zaprosta.
–Mniesiępodoba.
Poszładalej,kręcącgłową.Wybrałamkilkasukienek,którewpadłymiwoko,aonaprzyniosłaswoje.
Ekspedientkazaniosławszystkiedoprzymierzalni.Podczasgdyjasięprzebierałam,Willowusiadłana
kanapieikarmiłaHensleyzbutelki.
Pierwsza,którąprzymierzyłam,tobyłataczarna,prosta.Kiedywyszłamzkabiny,Willowspojrzałana
mniezezgorszonymwyrazemtwarzy.
–Wyglądaszjakstarababa.Zdejmuj.
Przewróciłamoczamiiprzymierzyłamnastępną–jasnoniebieską,którąwybrałaWillow.
–Noi?
–Możebyć.Alebezrewelacji.Spróbujcośinnego.
Bawiłyśmy się tak przez ponad pół godziny, aż przymierzyłam wszystkie suknie, jakie wybrałyśmy.
Żadnaniepowaliłanasnakolana.
–Czymogęzapytać,najakątookazję?–zapytałaekspedientka,któramiałanaimięMelissa.
–Koleżankaidziejutronaswojąpierwszągalę.
Powoliskinęłagłową,mierzącmnieuważnymspojrzeniem.
–Myślę,żemamcośidealnegodlapani.Zarazwracam.
Wróciłapojakimśczasieizaprezentowałanamsuknięwkolorzeszampana.
–Będziewniejpanidoskonale.Todopasowanasukniazdżerseju,awszystkieozdobyzostałynaszyte
ręcznie.
–Zabardzostrojna–stwierdziłam.
ZerknęłamnaWillow,któraprzewróciłaoczami.
–Nodobrze.Aczytomabyćprzypadkiemgala„Biznes,prawoiprzywództwo”?
–Tak.
–Tajestidealna.Zobaczypani,żecałytenmożnyświatekodstawisięjaknabal.Wtejświetniesię
paniodnajdziewśródwszystkichtychżonmilionerów.
–Niejestemżonąmilionera.Jestemprawnikiem.
–O,tojeszczelepiej.Zakasujejepani–powiedziałazuśmiechem.
Z westchnieniem wzięłam od niej sukienkę i weszłam do przymierzalni. Gdy zobaczyłam swoje
odbiciewcałościennymlustrze,przyznam,żeniewyglądałotoźle.Podobałymisiękrótkie,kimonowe
rękawki, głęboko wycięty, trójkątny dekolt wyszywany cekinami i głębokie wycięcie na plecach, także
zaakcentowaneozdobnymikamyczkami.Gdywyszłamsiępokazać,Willowoniemiała.
–Jezu,Avery.Wyglądaszwspaniale.Jestolśniewająca.
–Mówiłam.–Melissamrugnęłachytrze.–Ijaknapanileży.Doskonała.
– To prawda. Mnie też się podoba. – Sięgnęłam za siebie, żeby sprawdzić metkę z ceną. – A! Cóż,
miłobyłosięprzezchwilępołudzić.
–Żeco?–wykrzyknęłaWillow,pakującHensleydowózka.
–Willow,onakosztujetrzytysiącedolarów!
– I co z tego? Należy ci się. Zaryzykuj, Avery! Grasz teraz w pierwszej lidze, musisz wskoczyć na
wyższypoziom.
LIAM
Kiedy wiązałem muszkę, ktoś zadzwonił do drzwi. Zbiegłem na dół do holu i otworzyłem. W progu
staliOliveriDelilah.
– Cześć, brat. – Uścisnąłem go lekko. – Delilah, wyglądasz wspaniale. – Uśmiechnąłem się i
pocałowałemjąwpoliczek.
–Dziękuję.
–Jesteściewcześnie.
–Bochcemycicośprzedtempowiedzieć–rzekłOliveriwszedłdosalonu.
Spojrzałemnanichiroześmiałemsię.
–Niemów,że…
Delilahuśmiechnęłasięipokiwałagłowąuradowana.
–Tak.Będziemymielidziecko.
–OmójBoże,gratulacje!–Przytuliłemjąmocno.–Wspaniaławiadomość.–Podniosłemwzrokna
Olivera,któryuśmiechałsięoduchadoucha.–Gratuluję,brat,taksięcieszę–mówiłem,obejmującz
koleijego.
–Dzięki,Liam.Cieszymysięjakwariaci.Chcieliśmypowiedziećciprzedimprezą,bodziwiłbyśsię,
żeDelilahniepije.
–Rozumiem.Sophiejużwie?
–Tak,powiedzieliśmyjejjuż.Teżsiębardzocieszy.
–Toświetnie.Będziezniejfantastycznastarszasiostra.Przepraszamnachwilę,wezmętylkopłaszczi
możemywychodzić.
–Pójdęztobą.–Oliverwszedłzamnąnagórę.–SprawdziłemAvery.
Spojrzałemnaniegoiskrzywiłemsię.
–Takmyślałem.
–Pamiętasztakąsprawę:„KilbrandprzeciwkoEssexCorp.”,októrejgłośnobyłowzeszłymroku?
–Pamiętam.
–Averybyławniejobrońcą.
– Coś ty. Nie miałem pojęcia. To teraz czujesz się lepiej z tym, że będzie nas bronić przeciwko
Laurel?
–Muszęprzyznać,żetak–odparłzuśmiechem.
–MówiłeśotymDelilah?
–Oczym?–zapytałaDelilah,wkraczającdopokoju.
–Mówiłem.
– Mam nadzieję, że dostanie to, co się jej należy, czyli figę! – zawołała Delilah. – A Avery będzie
dzisiajnaimprezie?
–Niesądzę.Jesttylkomłodszymwspółpracownikiem.
–Bardzochcęjąpoznać–powiedziałaDelilahiusiadłanamoimłóżku.
Wodpowiedzitylkouśmiechnąłemsięniewyraźnie.Sądzącztego,jaksięsprawymająmiędzyAvery
imną,marnebyłynatowidokiwnajbliższejprzyszłości.
Stałemprzybarze,czekającnawhisky,gdynaglepoczułemczyjąśrękęnaplecach.
–Dobrzecięwidzieć,stary–uśmiechnąłsięCollin,gdysięobróciłem.
– Ciebie też, Collin. Amelia, wyglądasz rewelacyjnie. – Wziąłem ją za ręce i pochyliłem się, żeby
pocałowaćwpoliczek.
–Dziękuję,Liam.Tyteżjesteśniczegosobie–odparłazuśmiechem.
CollinprzywołałbarmanaizamówiłkieliszekwinadlaAmeliiiwhiskydlasiebie.
Przypadkowo zerknąłem w stronę Olivera i Delilah, którzy gawędzili z Connorem i Ellery i
zobaczyłemwoddaliAverypogrążonąwrozmowiezMarkiemMuiremijegożoną.Ażzaniemówiłemna
jejwidok,asercezaczęłomibićszybciej.
–Przepraszamwasnasekundę.
Ruszyłem w jej stronę, a ona też mnie dostrzegła. W chwili, gdy jej przenikliwe niebieskie oczy
spotkały się z moimi, ze zdenerwowania zwinął mi się żołądek. Położyła Markowi rękę na ramieniu i
zaczęłapowoliiśćwmoimkierunku.
–Cześć–uśmiechnąłemsię.–Wyglądaszcudownie.
–Dziękuję.Słuchaj,chciałamcięprzeprosićzato,copowiedziałamwczorajrano.
–Nieprzejmujsię.Wszystkowporządku.
–Nie,Liam,niewporządku.Zagalopowałamsięiniechciałabym,żebytoutrudniłonamwspółpracę
nadtympozwem.
–Nieutrudni.Przeprosinyprzyjęte–powiedziałem,uśmiechającsięciepło.
–Timnamniemacha.Pogadamypóźniej.
Patrzyłemzanią,gdyodchodziła,ażpoczułemgwałtowneuniesieniewkroczu.Myślałemwyłącznieo
tym,żechcęjąporwaćdołóżkaijeszczerazspenetrowaćkażdyzakamarektegoboskiegociała.
–Widzę,żejednakprzyszła–zauważyłOliver,podchodząc.
–Tak.CośsiędziejewFinn,Muir&Abernathy.
–Pamiętaj,żebyprzedstawićjąDelilah.
–Wporządku.
Przez jakiś czas kręciłem się po sali, co raz wdając się w pogawędki, aż zobaczyłem ją przy barze.
ChwyciłemDelilahipoprowadziłemwtamtąstronę.
–Avery,chciałbym,żebyśpoznałamojąbratową,Delilah.Delilah,toAveryLewis.
–Miłociępoznać,Delilah.Liamopowiadałmisamedobrerzeczynatwójtemat.–Wymieniłylekki
uścisk.
–Cieszęsię,żewreszciesięspotykamy,Avery.Liammówiotobiezwielkimuznaniem.
–Czyżby?–Averyzerknęłanamnie.
–Oczywiście–odparłemzuśmiechem.
–Olivermówi,żebędzieszgoreprezentowaćprzeciwkoLaurel?
–Tak.
–Zróbmitęprzyjemność,iskopjejporządniedupę.
Roześmiałasię.
–Postaramsię.Rozumiem,żezaniąnieprzepadasz?
–Niebardzo.Jakzniąporozmawiasz,tozrozumieszdlaczego.
–Delilah,chciałbymcikogośprzedstawić–odezwałsięOliver,ujmującjąpodramię.
–Cześć,Avery.Wyglądaszprzepięknie.
–Dziękuję,Oliver.
Odeszli,ajazostałemzAvery,próbującopanowaćerekcję,któraniemalrozsadzałamispodnie.
Rozdział17
AVERY
S
taliśmy i rozmawialiśmy z Liamem, gdy nagle mój wzrok przykuło coś za jego plecami i serce mi
zamarło.Wjednejchwilizsaliznikłocałepowietrzeiniemogłamzłapaćoddechu.Liamzauważył,że
cośsięzemnądziejeilekkodotknąłmojegoramienia.
–Wszystkowporządku?
–Nie–wyszeptałam,widząc,żepowódmojejpanikizmierzawmoimkierunku.
–Zabierzmniestąd.Teraz!Wszędzie,bylejaknajdalejodtegopokoju.
–Okej.Powiedz,cosiędzieje.
–Muszęwyjśćnaświeżepowietrze.
Uczepiłamsięjegoramienia,aonwyprowadziłmniezsali,apotemprzezszklanedrzwiwyszliśmyna
oświetlonytaras.Oparłamsięoczarnążelaznąporęczipróbowałamwyrównaćoddech.Liamtrzymałmi
rękęnaplecachimuszęprzyznać,żejegodotykdziałałnamnieuspokajająco.
–Chybamiałaśatakpaniki.Częstocisiętozdarza?
–Nie.Pierwszyraz–odparłam,spoglądającwjegozaniepokojoneoczy.
–Powieszmi,cosięstało?
–Nie.Tonictakiego.Jużmilepiej.
–Pitu-pitu.Avery,wyglądałaś,jakbyśzobaczyładucha.Jesttamktoś,kogoznasz?
Nieróbtego,Avery.Niemówmu.Nieotwierajsię.
–Tusięukrywacie–rzekłpogodnieTim,wychodzącnataras.–Cotamsłychać?
–Rozmawiamyonaszejsprawie–skłamałamzwymuszonymuśmiechem.
–O,jeszczebędzienatoczas.Wracajciedośrodkasięzabawić.
–Tim,wyszłamtu,boźlesiępoczułam.Chybadamsobiespokójipoprostupojadędodomu.
– Dobrze. – W jego wzroku odbiło się zatroskanie. – Mam nadzieję, że to nic poważnego. Chcesz,
żebympokogośzadzwonił?
–Nie,dziękuję.Damsobieradę.
–Liam,skorojużtujesteś,mógłbyśdopilnować,żebyAverybezpieczniedotarładodomu?–zapytał.
–Oczywiście,Tim.
–Okej.Towtakimraziedobranoc.–Odwróciłsięiwszedłdośrodka.
– Słyszałaś, co powiedział twój szef. Mam dopilnować, żebyś bezpiecznie dotarła do domu. To
idziemy.
–Nietrzeba,Liam,mogęwrócićsama.Jestemjużduża.
–Wiem,aleobiecałem,żesiętobązajmę,więctozrobię.Oddalamsprzeciw,panimecenas.
–Okej.AleniewyobrażajsobieBógwieczego–westchnęłamiruszyłamprzedsiebie.
–Poprawka.Tysobieniczegoniewyobrażaj.
Uśmiechnęłamsięwduchunajegoodpowiedź.Dobrybył,trzebamutooddać.
Poprowadziłmniedoczarnejlimuzynyiotworzyłprzedemnądrzwi.
–Wskakuj.
–Totwójsamochód?
–Olivera.Napisałemmu,żemuszęcięodwieźćdodomu.
–Ico?Niebędziemiałnicprzeciwkotemu?
–Cośty.Scottzdążywrócić,zanimwogólesięzorientują.Scott,tojestAveryLewis.Avery,Scott.
–Miłopaniąpoznać,paniLewis–uśmiechnąłsięScottzlekkimukłonem.
–Mnierównież,Scott.Proszę,mówmiAvery.
Gdydotarliśmypodmójdom,Liamwysiadłiwyciągnąłdomnierękę.Niełatwobyłomisięporuszać
w tej cholernej sukience. Przyjęłam jego dłoń i zastygłam na ułamek sekundy, a w dole brzucha
natychmiastodezwałamisiętapotwornatęsknota.
–Dziękuję–uśmiechnęłamsię.
–Niemazaco.Odprowadzęciędodrzwi,żebyupewnićsię,żebezpieczniewróciłaś.
Niewahałamsięanichwili.
–Okej.
Wjechaliśmywindąnagóręigdywysiedliśmy,zaczęłamprzetrząsaćtorebkęwposzukiwaniukluczy.
–No.Jakwidzisz,wróciłambezpiecznie.–Wsunęłamkluczdozamkawgałce.
–Dobrejnocy,Avery.Myślisz,żemógłbympocałowaćcięwpoliczek?–zapytałnieśmiało.
–Chybatak.
Nachylił się, ale zanim zdążył dotknąć mojej twarzy, wpiłam się zachłannie w jego usta. Co ja
wyprawiam, do diabła? Całkowicie straciłam kontrolę. W sprawie „ciało przeciwko rozumowi” ciało
odniosłodefinitywnezwycięstwo.
–To,cosięstało,niemożesiępowtórzyć–wyszeptałamzdyszana.
–Wiem.Tybyłobynienamiejscu–wymruczał,nieodrywającodemnieust.
–Absolutnie.Jesteśterazmoimklientem.–Mojarękaautomatycznieowinęłamusięwokółtalii.
–Atymoimadwokatem–przytaknąłzustaminamojejszyi.
Ponowniezłowiłmojeustaswoimi,ajakopniakiemotworzyłamdrzwii,nieprzerywającpocałunku,
wtoczyliśmysiędośrodka.
–Liam,niemożemy–wyszeptałam,obsypującgopocałunkami.
–Wiem.
Ależadneznassięnieodsunęłoizanimsięspostrzegłam,drzwizatrzasnęłysięzanami,ajegoręce
jużrozsuwałymizamekusukienki.
– Nie na podłogę – pisnęłam, kiedy suknia już miała ze mnie opaść. – Ta kiecka kosztowała trzy
tysiącedolarów.
Znieruchomiałispojrzałmiwoczy.
–Zapłaciłaśzaniątrzytysiącedolarów?
–Wiem,cosobiemyślisz,aleWillowmnienamówiła.
–Jeżelimniepytasz,tomyślę,żebyłowarto–rozjaśniłsięwuśmiechu.
Musnęłam go jeszcze ustami, zanim zdjął mi sukienkę i ostrożnie położył ją na stole. Wziął mnie na
ręceizaniósłdosypialni.Położyłmnienałóżkui,niespuszczającwzrokuzmoichodsłoniętychpiersi,
pozbyłsięubrań,poczymjegojęzykpowędrowałwgórępowewnętrznejstroniemojegouda.
LIAM
Gdy znowu poczułem jej smak, to było dla mnie ukoronowanie całego wieczoru. Czekałem na ten
moment,odkądspróbowałemjejporazpierwszy,adzisiajjejpożądaniebyłojeszczesłodszeniżwtedy.
Przywarłemustamidojejnabrzmiałejłechtaczkiissałemlekko,jednocześniewsuwającwniąpalec.Z
rozkosząwsłuchiwałemsięwdźwięki,jakiewyrywałyjejsięzust.Przesunąłemsięwgóręjejciałado
pełnych,krągłychpiersizesztywnosterczącymibrodawkami,któreażprosiłysięoto,byjewziąćdoust.
Jak tylko zacisnąłem na nich wargi, jej podniecenie wzrosło tak gwałtownie, że niemal zaczęła
szczytować. Nie przestając pieścić jej w środku, przycisnąłem kciuk do łechtaczki, a mój język wciąż
lizałipobudzałjejpiersi,ażnaglecałymjejciałemwstrząsnąłpotężnydreszcz,azustwyrwałjejsię
głęboki,pełenulgijęk.
Byłemtwardyigotowy,żebywniąwejść.
–Mamprezerwatywy–pocałowałemjądelikatnie.
–Czylimiałeśzamiaruprawiaćdziśzemnąseks?–zapytałazuroczofiglarnymuśmiechem.
–Raczejmałypromyczeknadziei.
–Uprawiałeśzkimśseksodnaszegoostatniegorazu?
–Nie.
–Toniemusimyużywaćprezerwatywy.
–Miałemnadzieję,żetopowiesz.
Nachyliłemsięnadnią,wsuwającjejsięmiędzynogi.Mójfiutwyrywałsiędojejwnętrza.
Wpatrującsięwtejejniesamowiteoczy,powolizacząłemnaniąnapierać.Sprawiłonamtoobojgu
takniebywałąprzyjemność,żeniemogliśmysiępowstrzymaćodzduszonegojęku.Przyciągnęłakusobie
mojątwarzicałowałamniezapalczywie,podczasgdyjejnogiowinęłymisięwokółtalii,pozwalającmi
wejść jeszcze głębiej. To nie było pieprzenie. Kochaliśmy się i chciałem w pełni nacieszyć się każdą
chwilą. Odsunąłem lekko głowę i odgarnąłem jej z twarzy kosmyk włosów, uporczywie patrząc jej w
oczy. Poruszałem się w niej niespiesznie, w przód i w tył, całkowicie zauroczony. Prawie straciłem
kontrolę, gdy poczułem, jak zaciska się wokół mnie i zwiększyłem tempo. Nacierając rytmicznie,
błądziłem ustami po jej szyi i piersiach, a ona zamknęła uda wokół mnie. Wyjęczała moje imię, a mój
członekprzebiegłafalagorącainiemogłemsięjużpohamować.
– To już, Avery, nie utrzymam dłużej. – Natarłem głęboko jeszcze jeden raz i zacharczałem,
wypełniającjąrozpierającymmniepożądaniem.
Osunąłemsięnanią,chowająctwarzwzagłębieniujejszyi,aonaprzesuwałamipalcamipowłosach
iobojedochodziliśmydosiebie.
Zsunąłem się z niej i położyłem obok, a ona spojrzała na mnie z uśmiechem i wzięła mnie za rękę,
splatając palce z moimi. Chciałem, żeby to się nigdy nie skończyło, ale wiedziałem, że zaraz będę się
musiał wynosić. Wyczuwałem w niej jakiś głęboki smutek. Puściła moją dłoń i usiadła na krawędzi
łóżka,spuszczającnoginapodłogę.Wyciągnąłemrękęiłagodniepogłaskałemjejplecy.
–Cosiędzieje?
–Tobyłmójojciec.
–Co?–zapytałem,podciągającsiędogóry.
Odwróciłagłowęispojrzałanamnie.
–Tenatakpanikinaprzyjęciuwywołałmójojciec.
–TwójojciecjestwNowymJorku?
–Tak.Jestprawnikiem,matuswojąkancelarię.
–Jaksięnazywa?
–JohnCarrington.
Zaniemówiłem.
–TenzCarringotn&Lockley?
–Tak.Dokładnieten.
Wstałaiwyjęłazszafyróżowysatynowyszlafrok.
– Czekaj no. Skoro wiedziałaś, że tu mieszka, to dlaczego przeniosłaś się do tego samego miasta?
Musiałaświedzieć,żeprędzejczypóźniejnasiebiewpadniecie?
–Nieodrzucasiętakiejoferty.Pozatym,czyjawiem…–Usiadłanałóżku,ajasięgnąłempojejdłoń.
–Możewłaśniechciałamnaniegowpaść,żebymudokuczyć.
–Wie,żejesteśprawnikiem?
–Niewiem.Pewnietak.
–Aledlaczegowtakimrazieniezaproponowałcipracyusiebie?
– Bo w ten sposób musiałby otwarcie przyznać, że ma dziecko. Poza Willow i Camem wiesz o tym
tylkoty.Iproszęcię,zachowajtodlasiebie.
Podniosłemjejdłońdoustipocałowałemzuczuciem.
–Niebójsię.Nikomuniepowiem.AwFinn,Muir&Abernathywiedzą?
–Nibyskąd?Mojamamaniechciała,żebymnosiłajegonazwisko.Więcjestwpisanyjakomójojciec
wmoimakcieurodzenia,alepozatymniemajaknaszesobąpowiązać.
–Takmiprzykro,Avery.Niewiem,copowiedzieć.
–Toniewszystko–zmarszczyłabrwi.–OnjestprawnikiemLaurel.
–Ożeżwmordę.Poważnie?
–Mhm.Więcniedługoitakgospotkami,prawdęmówiąc,niewiem,jaksobiedamradę.Widziałeś
mniedziśnaprzyjęciu.
Niemogłempatrzeć,jakbardzotoprzeżywa.
–Jesteśsilnąkobietą,Avery.Poradziszsobie.
Wyciągnęłarękęipogłaskałamniewierzchemdłonipopoliczku.
–Dziękuję.Dziękizawszystko.Naprawdętegopotrzebowałam.
–Aterazczassięzwijać–westchnąłemiwstałemzłóżka.
–Oj,Liam,spróbujzrozumieć.Totylkoseks,nicwięcej.Inigdynicwięcejztegoniebędzie.
Westchnąłemizacząłemsięubierać.
–Tylkoseks?Jesteśpewna?
–Oczywiście–odparła.
Wyszedłemzpokoju.
–Liam,poczekaj.–Pobiegłazamnąizłapałamniezaramię.–Niegniewajsię,dobrze?
–Niemaobawy.Dobranoc.
Wyszedłem od niej i wróciłem do domu. Idąc jasno oświetloną ulicą, przyglądałem się rozmaitym
parom wokół mnie. Trzymali się za ręce, przytulali, śmiali, całkowicie zakochani. Patrzyłem na nich z
zazdrością.Mielidokładnieto,oczymmarzyłem.Rzeczwtym,żekobieta,zktórąchciałbymtomieć,nie
czułategosamego.
Rozdział18
AVERY
P
o wyjściu Liama, cały czas rozogniona tym, co się wcześniej stało, poszłam do kuchni zrobić sobie
herbaty.Czymiałamsobiezazłe,żeznówgowykopałam?Oczywiście,żetak.Aledzisiajbyłamzupełnie
kimśinnym.Niebyłamjużtądziewczyną,którarozpaczliwiepragnęła,żebyktośjąpokochał.Tylkoseks,
seksijeszczewięcejseksu.Niemamowy,żebydogłosudoszłyemocje,gdychodziozwykły,przelotny
romans.Amożestałamsiętakzwanąkrólowąśniegu?Chybatak.Możeniedlaprzyjaciół,alenapewno
wstosunkudomężczyzn,awszczególnościwobecLiamaWyatta.
ZkubkiemherbatywjednejiaktamisprawyWyattEnterpriseswdrugiejręceumościłamsięwłóżku.
Jutro miałam zebrać zeznania, a w poniedziałek spotkać się z Johnem i Laurel i spróbować obalić ich
pozew. Z Johnem Carringtonem po przeciwnej stronie sprawa nie będzie tak prosta, jak początkowo
myślałam.Chciałammiećtozgłowyjaknajszybciej.Podniosłamtelefonzszafkiiwysłałamwiadomość
doLiama.
„Cześć.ChciałabymsięjutrospotkaćztobąiOliveremwkwestiipozwu.Wiem,żejestniedziela,ale
gdybyudałosięnamjutroporozmawiać,wponiedziałekmogłabymsięspotkaćzLaurelijejadwokatem
imożliwieszybkozakończyćtęsprawę”.
„Jamogę,alemuszęzapytaćOlivera,czymaczas.Damciznać,jakbędęcoświedział”.
„Dobra,dziękuję”.
Kilkachwilpóźniejprzyszedłesemes.
„Oliver też jest chętny umówić się na jutro. Spotkajmy się u niego na śniadaniu o dziewiątej, to
wszystkoomówimy.Wpadnępociebieoósmejtrzydzieści”.
„Niemusiszpomniewpadać,tylkoprzyślijmijegoadres”.
„Będęuciebiejutroranoikoniecdyskusji”.
Niemogłampowstrzymaćuśmiechu.
„Okej.Dozobaczeniaoósmejtrzydzieści.Dobrejnocy”.
„Mogłabybyćlepsza”.
„Dobranoc,Liam”.
„Dobranoc,Avery”.
Spojrzałamnazegarek.Byłopopółnocy.Zamknęłamteczkę,podłączyłamtelefon,zgasiłamświatłoi
próbowałamzasnąć,aleniebyłotołatwe,boniemogłamprzestaćmyślećomoimojcuitym,comnie
jeszczeczeka.
PowiadomiłamDavisa,żemadomnieprzyjśćpanWyattiżebygowpuściłnagórę.Byłopiętnaściepo
ósmej, kiedy usiadłam przy stole i nalałam sobie drugi kubek kawy. Zadzwonił telefon. Claudia, moja
mama.
–Cześć,mamo.
–Witaj,Avery,dawnosięnieodzywałaś.Jaksięmiewasz?
Dopiero kiedy usłyszałam jej głos, dotarło do mnie, jak bardzo te ostatnie dni mną wstrząsnęły.
Poczułampieczeniepodpowiekami.
–Dobrze.CouciebieiLisy?
–Wporządku.
Nie potrafiłam zebrać się w sobie i powiedzieć jej o Johnie, bo bałam się, że się rozkleję, a nie
chciałam,żebysięomniemartwiła.
– Za kilka dni masz urodziny i tak sobie pomyślałyśmy, że mogłybyśmy przyjechać na jeden dzień i
wrócić do domu w środę. Wiem, że masz dużo pracy, ale mogłybyśmy zjeść razem kolację i zostać u
ciebienanoc.Zrobimysobiepiżamowąimprezę,tylkowetrzy.Cootymmyślisz?
Propozycja nie do odrzucenia. Co by to ze mnie była za córka? Strasznie za nimi tęskniłam i jeżeli
chciałyprzyjechaćdoNowegoJorkunamojeurodziny,towspaniale.
–Nopewnie,mamo.Byłobyświetnie,jeżelimożecieprzyjechać.
Usłyszałampukaniedodrzwi.PoszłamotworzyćiwpuściłamLiama.
–Mamo,muszękończyć.Mamspotkaniezklientamiwzwiązkuzpewnąsprawą.Tozobaczymysięza
kilkadni.
–Avery,przecieżdziśjestniedziela.
–Taktojest,mamo.Prawnikjestzawszenaposterunku.Kończę.Kochamcię.UcałujLisęiczekamna
was.
–Dobrze.Zobaczymysięniedługo.Kochamcię,skarbie.
–Jaciebieteż,mamo.
SkończyłamrozmowęipopatrzyłamnaLiama.
–Wcześnieprzyszedłeś.
–Raptempięćminutprzedczasem.
Od razu zauważyłam, jak seksownie wyglądał w zwyczajnych ciuchach. Prawie tak dobrze, jak
wczorajwgalowymgarniturze.Odwróciłamwzrok,boznówpoczułamznajomejużpulsowaniemiędzy
nogami.
–JedzieszdoDanburyspotkaćsięzmamami?–zapytał.
– Nie. One przyjeżdżają do mnie na moje urodziny. Kolacja i pidżama party. Takie tam, babskie
wygłupy.
–Fajnie.MówiłaśjejoJohnie?
–Nie.Powiemimwewtorek.Wezmętylkotorebkęimożemyiść.
–NareszciepoznaszSophie–zawołałzamnązsalonu.
–Świetnie.Jużsięnatocieszę.
Wzięłamtorebkęiwyszliśmy.Gdymijaliśmyportiernię,Davispuściłdomnieokoipodniósłkciuki
dogóry.Pokręciłamgłowąwjegostronę.
–Miłegodnia,Avery–uśmiechnąłsię.
–Nawzajem,Davis.
Liamprzywołałtaksówkę.Wdrodzeopowiedziałmi,jakąClarajestświetnąkucharką.Samochódsię
zatrzymał.Liamwysiadł,ajazanim.GdytylkoLiamotworzyłdrzwidodomu,maładziewczynka,jak
przypuszczałamSophie,rzuciłamusięwobjęcia.
–Wujku!–zawołałauszczęśliwiona.
– Cześć, słoneczko. – Pocałował ją w główkę. – Jestem z koleżanką, Avery Lewis. Avery, to moja
bratanicaSophie.
Nachyliłamsięiwyciągnęłamdoniejrękę.
–Dzieńdobry,panienkoSophie.Miłomipoznać.
–Mnieteż–zachichotałaipodałamirączkę.
–Cześć,cześć.–DoholuweszliDelilahiOliver.–Śniadaniejużczeka.
–Todobrze,boumieramzgłodu–ucieszyłsięLiam.
Poszliśmyrazemdojadalni,ajarozglądałamsiędookołazzachwytem.
–Maciepięknydom.
–Dziękuję–odrzekłaDelilahzzadowoleniemiusiadłaprzystole.
UsiadłamkołoLiama,aSophiezajęłamiejscepojegodrugiejstronie.
– Zjedzmy najpierw śniadanie, a potem porozmawiamy – zaproponował Oliver, podnosząc kawę do
ust.
–Przepraszam,żetakwostatniejchwili…
Powstrzymałmniegestemdłoni.
–Niemaproblemu.Imszybciejtozałatwimy,tymlepiej.
–Wujekmówi,żejesteśsupermądra.Takjakja–odezwałasięSophie.
ZerknęłamnaLiama,aonsięuśmiechnął.Niechbyszlagtrafiłtejegouśmiechy.Zakażdymrazemaż
miciarkiprzechodziłypoplecach.
–Takmówią,aletyjesteśnapewnomądrzejsza.
–Umiemmalowaćiszybkoliczyć.
–Janieumiemmalować,aleteżumiemszybkoliczyć.
Zachichotała.
–Acorobisz?
–Jestemprawnikiem.
–Ailemaszlat?
–Dwadzieściatrzy.Awewtorekskończędwadzieściacztery.
– Czyli skończyłaś liceum, jak miałaś piętnaście, potem studia przygotowawcze, jak miałaś
osiemnaścieiwydziałprawa,jakmiałaśdwadzieściajeden.
Niemogłamsiępowstrzymaćiparsknęłamśmiechem.Byłaabsolutnieurocza.
–Tak.
Dopokojuweszłakobietaipostawiłajedzenienastole.
–Claro,tojestAvery.Avery,toClara,światowamistrzyniwgotowaniu–rozjaśniłsięLiam.
–Miłomipoznać.
–Mnierównież.WitamywdomuWyattów.
–Dziękuję.
Rozdział19
LIAM
M
iłobyłojeśćśniadaniezAveryuOliverawdomu.Mógłbymsiędotegoszybkoprzyzwyczaić.Oliver
niebardzochciałsiędzisiajspotkać,bomiałwplanachgolfa.Namówiłemgo,żebytoodwołał,bowten
sposóbmogłemspędzićniedzielęzAvery.Gdybymójplansięudał,zostalibyśmyrazemprzezcałydzień.
Liczyłemnato,żeSophiedobrzesięspisze.
Po śniadaniu Clara wzięła Sophie na górę, żebyśmy mogli porozmawiać. Gdy uprzątnęliśmy stół,
Averywyjęładokumentyiswójnotatnik.
–Muszęmiećtujasność,Oliver.KiedyśbyłeśzwiązanyzLaurel,tak?
–Niestety–potwierdził.
Spojrzałananiegoiuśmiechnęłasię.
–WyattEnterpriseskupiłoRegencyHousemniejwięcejsześćmiesięcytemu,zgadzasię?
–Tak.
–Wiedzieliścieotym,żedachprzeciekaalbożecośznimjestniewporządku?
– Nie. Dach został wymieniony tuż przedtem, jak go kupiliśmy. Tak stwierdził pracownik banku i
wykazałakontrolatechniczna.
– Dobrze. Dzisiaj wysyłamy tam też kolejną ekipę na inspekcję. Jutro rano mam otrzymać raport.
Myślałam,żebysięspotkaćzLaurelijejadwokatemjakośjutropopołudniuispróbowaćsiędogadać.
CzymamycośnaLaurel,żebyjątrochęosadzićwraziepotrzeby?
Oliverspojrzałnamnieiodpowiedziałzwahaniem:
–Kilkalattemuwdałasięwromanszpewnymsenatorem.
–O,proszę.–Averyuśmiechnęłasięizapisałacośwswoimnotesie.
–Opowiedzotym,jakchciałazłożyćdoniesienienaDelilah–podsunąłem.
–Hm?–AverypopatrzyłanaDelilah.
–Zdarzyłomisiękiedyśprzywalićjejnadobroczynnejimprezie.
–Mogęzapytaćdlaczego?–parsknęłaAvery.
– Nazwała mnie dziwką. Ale już wcześniej miałyśmy nieźle na pieńku. W tym czasie groziła mi też
wielerazy.
–Wyglądanatwardązawodniczkę.Dobrze,żemiotympowiedzieliście,terazjużwiem,cotozatyp.
Wyciągniemysprawęzsenatorem,jeżelibędzietrzeba.Byłżonaty,tak?–zerknęłanaOlivera.
–Tak.Ajegożonaurodziładzieckojakiśmiesiącprzedtym,jakzaczęlisięspotykaćzLaurel.
–Mężczyźni–pokręciłagłową.
–Hej!Niewszyscyjesteśmytacy–powiedziałem.
–Ileczasutotrwało?
– Coś koło sześciu miesięcy. Skończyło się, kiedy jego dziecko zachorowało i musiał skupić się na
rodziniewpierwszejkolejności.
–Jasnasprawa.Domyślamsię,żeLaurelnieustąpiłabezwalki,czytozbytryzykownatezazmojej
strony?
Oliverprychnął.
–Jakbyśprzytymbyła.Szantażemwyłudziłaodniegopieniądzezadyskrecję.
–Ciekawe.Okej.Tomiwystarczy.Zadzwoniędowasjutro.
Averypodniosłasięzmiejsca,awtedydopokojuwpadłaSophie.
– Wujku! Obiecałeś, że zabierzesz mnie kiedyś do parku przy Moście Brooklińskim. Możemy pójść
dzisiaj?Proszę,wujku,prooooooszę–zajęczała.
–Kurczę,Sophie,samniewiem.
–Prooooooooooooooooszę.Obiecałeś,adzisiajjestnatonajlepszydzień.
–Dobra,smyku,skoroobiecałem,toidziemy.
–Jupiii!–Uszczęśliwionazarzuciłamiręcenaszyjęiprzytuliłasię.
–Dobrzejuż,dobrze.Averywłaśniewychodzi,więcjeżelijesteśgotowa,tomożemysięzbierać.
SophieodwróciłasięipopatrzyłanaAvery,któraprzyglądałajejsięrozbawiona.
–Aonamożepójśćznami?
–Nopewnie.Jeżelitylkomaochotę.–Zgódźsię.Zgódźsię.Błagam,zgódźsię.
–Dziękizazaproszenie,Sophie,alemożeinnymrazem.
Dawaj,Sophie.Przyciśnij.Nakłońją,żebyznamiposzła.
–Alemusisziśćznami.TojestMostBrookliński!–zawyłaSophie,wyrzucającrączkidogóry.–Tam
siędziejąniesamowiterzeczy!Ijestfabrykalodów!Ibędziesuperinapewnocisięspodoba.Amoże
jużtambyłaś?–Wygięłaustawpodkówkę.
Takjest,mała.Idźnacałość.
SpojrzałemnaDelilahiOlivera,którzyutkwiliwemniekamiennywzrok.Najwyraźniejdomyślilisię,
coukartowaliśmyzSophie.
–Nie.DopieroniedawnoprzeprowadziłamsiędoNowegoJorku,więcjeszczetamniebyłam.Alez
tego,comówisz,trzebabędziesprawdzić–odparłaAveryzuśmiechem.
–Notomusiszznamipójść.Proooooszę,Avery.
–Nodobrze.Przekonałaśmnie.Wygląda,żejesttam,corobić.Możetwoirodziceteżzechcąpójść?
–Nie,jużsąumówieni.Prawda,tato?–ObejrzałasięnaOlivera.
–Ehm.Tak.Jesteśmyumówieni,więcdzięki,bracie,żemożeszzająćsięSophie.
–Niemasprawy.Wiesz,żedlaSophiezawszemamczas–uśmiechnąłemsię.
Sophiezachichotała.
–Alefajnie!Chceszzobaczyćmojeobrazy?
–Bardzochętnie.
Sophie wzięła Avery za rękę i zabrała do swojego pokoju. Rozejrzałem wkoło, unikając wzroku
Olivera,bowiedziałem,żezarazsięzacznie.
–Ładnietowykorzystywaćdzieckojakopułapkęnakobiety?–zapytał.
Delilahroześmiałasię.
–Tobyłourocze.
–Dziękuję,drogabratowo.Aty,Oliver,musiszwiedzieć,żepogadałemsobiewcześniejzSophiei
była wniebowzięta, że może pomóc swojemu ulubionemu wujkowi. Każdemu to wyjdzie na dobre.
Sophiepobawisięwparku,ajaspędzędzieńzAvery.Takpowiedziała,przysięgam.–Machnąłemw
powietrzupalcemwskazującym.
Przewróciłoczamiipokręciłgłową.
–Naprawdęcisiępodoba.Nigdywcześniejciętakiegoniewidziałem.
–Iowszem.Bardzomisiępodoba.
Delilahwstałaipocałowałamniewczubekgłowy.
–Mnieteż.ImożeszsobieużywaćSophie,kiedytylkochcesz.
–Delilah!–wykrzyknąłOliver.
–Wyluzuj,Oliver.Tuchodziomiłość–mrugnęławesoło.
Rozdział20
AVERY
L
iamtrzymałSophiezarączkę,kiedywchodziliśmynaprom.Niebyłamgłupia.Wiedziałam,żeSophiei
Liam wszystko wspólnie uknuli. Ale ujął mnie tym, że zadał sobie tyle trudu tylko po to, żeby spędzić
dzień razem ze mną. Był naprawdę uroczy. Nie, nie uroczy. On był po prostu sexy, we wszystkim co
robił.Mimowoliodczuwałamlekkiepodekscytowanie.
Postanowiliśmy przeprawić się statkiem do dzielnicy Dumbo. Jak tylko Sophie zobaczyła karuzelę,
zaczęłapodskakiwaćjaksprężynka.
–Takmyślałem,żetobędzienaszpierwszyprzystanek–roześmiałsięLiam.
Zzachwytemprzyglądałamsięszklanejkonstrukcji,wktórejmieściłasiękaruzela.Sophiewyrwałado
przodu,aLiamkrzyknąłzanią:
–Sophie,poczekaj!
Złapałmniezarękęipociągnąłzasobą.Zaskoczona,puściłamsiębiegiemrazemznim,żebydogonić
Sophie.Popatrzyłnamnieipuściłmojądłoń.
–Przepraszam.
Uśmiechnęłamsięlekko.Taknaprawdętolubiłam,gdytrzymałmniezarękęijakaśczęśćmniebardzo
niechciała,żebyjąpuścił.Liamkupiłtrzybiletyiweszliśmynapodest.Sophiekręciłasięwśródfigur,
ażwybrałakonikadlasiebie.
–Jachcęnatego!–wykrzyknęła.
Liampodsadziłją,apotemodwróciłsiędomnie.
–Aty,naktórymchceszjechać?
–Wszystkojedno.Mogęjechaćnaktórymkolwiek.
Uniósłbrwiiuśmiechnąłsięznacząco.Trzepnęłamgolekkowramięiparsknęłamśmiechem.Tużza
koniem Sophie były dwa koło siebie. Wybrałam białego, a Liam dosiadł kasztana obok. Ależ to była
frajda.Dobrze,żedałamsięwyciągnąć.
–Wiem,żebyliściezSophiewzmowie–powiedziałamcicho.
–Ococichodzi?–zapytałniewinnie.
–Wszystkozaplanowaliście,bochciałeś,żebymposzłazwami.
–Nigdybymczegośtakiegoniezrobił.
–Nie?Niewierzęci.
–Maszdowody?
–Tenteatr,któryodstawiliściepośniadaniuwystarczymijakodowód.
–Jestemniewinny,dopókiniemożeszmiczegośudowodnić.–Podniósłrękę.
Niemogłamsiępowstrzymaćiroześmiałamsięlekko.Jakośczęstosięśmiałamwtowarzystwiepana
Wyatta.KaruzelaruszyłaiSophieobejrzałasięnanasrozpromieniona.
– Trzymaj się, Sophie. Jeszcze mi tylko brakuje, żebyś spadła i coś sobie zrobiła. Twoi rodzice już
nigdyniepozwolilibynamrazemwyjść.
–Niebójsię,wujku–roześmiałasię.
–Uwielbiacię.
–Dzięki.Jestfantastyczna.Lubiędzieciwogóle.Lubięsięznimibawić.
–Acozjejprawdziwąmatką?Spotykająsiękiedykolwiek?
– Nie żyje. To po jej śmierci Sophie przeprowadziła się do Olivera. Z początku nie było im łatwo.
Sophie sprawiała sporo trudności. A potem Oliver spotkał Delilah, zatrudnił ją do opieki nad małą i z
dnianadzieńbyłocorazlepiej.Potrzebowałapoprostutrochęmiłościizrozumienia.
To,jaktopowiedział,szarpnęłomniezaserce.
–Rozumiemją.Trudnojestsobieznaleźćswojemiejscenaświecie,jaksięjestgeniuszem.Ludzienie
rozumiejątakichosóbjakSophieija.
–Aletobiesięudało,prawda?–zapytał.
–Chybatak.
Zanim zdążyłam cokolwiek dodać, karuzela zaczęła spowalniać. Gdy zatrzymaliśmy się, Liam zdjął
Sophiezkonia,aona,kumojemukompletnemuzaskoczeniu,odwróciłasięiwzięłamniezarękę.
–Idziemynalody?–uśmiechnęłasię.
–Nie,niemamochotynalody–powiedziałLiam.
–Awłaśnie,żemasz.–Dałamukuksańcawżołądek.
–Jesteśpewna?–Roześmiałsię,podniósłjąiprzerzuciłsobieprzezramię.
Bylinaprawdęuroczyrazeminaichwidokcośmidrgnęłowsercu.Właściwie,tonietylkowsercu.
Dlaczegododiabła,kiedybyłamprzynim,wieczniemyślałamoseksie?Niechto.Sytuacjawymykałami
sięspodkontroli.
Przez resztę dnia włóczyliśmy się po parku. Poszliśmy na lody, potem na hot dogi, poszaleliśmy z
Sophie na placu zabaw, odbyliśmy niesamowitą dyskusję o Monecie i van Goghu. Słońce zniżało się
powoli,aSophiezaczęłasięsłaniaćnanogach.
–Chybazabioręcięjużdodomu,bomitatazmyjegłowę.
–Weźmnienaręce.Jestemzmęczona–zajęczała.
–Pewnie,skarbie.–Ukląkł,aonaowinęłamuramionkawokółszyiipołożyłamugłówkęnaramieniu.
LIAM
GdydotarliśmyzSophiedodomu,Delilahwzięłająodemnieizaniosłanagórę.
–Dobrzesiębawiliście?–zapytałOliver.
–Świetnie.Sophiesięwyszalała.
–Towidać.Jestcałkiempadnięta.Aty,Avery?Jakcisiępodobało?
–Byłobardzomiło.Bardzoprzyjemnydzień.
–Cieszęsię.
–Dobra,tobracie,będziemyuciekać.PożegnajodnasDelilahiwidzimysięjutrorano.
–Jeszczerazdzięki,żezająłeśsięSophie.
–Niemasprawy.Wiesz,żekochamtegobrzdącajakwariat.
–Cotobędzie,jakpojawisiędrugi?Daszradęzająćsiędwójką?
AveryspojrzałanaOlivera,apotemnamnie.
–Delilahjestwciąży?
–A,niemówiłemci?Przepraszam.Tak.
–Gratulacje,Oliver.Towspaniale.
–Dziękuję–odparłzuśmiechem.
– A wracając do twojego pytania, oczywiście, że dam radę z dwójką. Co tam dwójką, możecie ich
zrobićjeszczewięcejipodrzucaćmije,kiedychcecie.
Oliverroześmiałsięipołożyłmirękęnaplecach.
–Spadaj.Zobaczymysięjutro.
Wyszliśmy i na ulicy przywołałem taksówkę. Otworzyłem drzwi i przepuściłem Avery, po czym
ulokowałemsiękołoniej.
–Naprawdęmiłospędziłaśdzień?
–Tak,Liam.Naprawdę.–Kącikiustuniosłyjejsięwtymzniewalającymuśmiechu,którytakmocno
wyryłmisięwpamięci,żepojawiałmisięprzedoczamicowieczórprzedzaśnięciem.
Utkwiłemwzrokwjejustachimusnąłemdłoniąjejpoliczek.Powinienem,czynie?Niczegobardziej
niechciałemniżjąpocałowaćiodnosiłemwrażenie,żeteżmiałanatoochotę.Nachyliłemsięnadnią,a
jej usta rozchyliły się lekko. Delikatnie, niespiesznie dotknąłem jej ust swoimi, żeby mieć pewność, że
tego chce. Poczułem smak truskawkowej pomadki, której używała. Nie odsunęła się i nie odepchnęła
mnie,więcwsunąłemjęzykwjejustaizatraciłemsięwniej.
Rozdział21
AVERY
J
ego pocałunki były cudowne i namiętnie oddawałam je za każdym razem. Miał doskonałe wyczucie,
całował zmysłowo i bez pośpiechu, jak nikt dotąd. W jednej chwili rozbudził we mnie pożądanie. Nie
mieściłomisiętowgłowie.Nigdywcześniejnażadnegozmoichbyłychniereagowałamwtensposób.
Nigdy nie byłam stroną inicjującą, to zawsze oni robili pierwszy krok. Najczęściej nie miałam z tym
problemu,bowsumiebyłowporządku.AlegdyLiamWyattnamniepatrzył,niezmienniemiędzynogami
wybuchały mi prawdziwe płomienie i w jednej chwili ogarniały całe moje ciało. Przysięgam, że
mogłabymdojśćodsamegojegopocałunku.
Odsunąłsięiuśmiechnąłsiędomnie,głaszczącmniedłoniąpotwarzy.
–Jateż.
Mimożecałkowiciezaabsorbowana,przypomniałamsobieojutrzejszymspotkaniuinatęmyślścisnął
mi się żołądek. Taksówkarz zaparkował przed moim domem i Liam pomógł mi wysiąść. Nagle jakoś
trudnobyłopuścićjegorękę.Chybapoprostuniechciałamjejpuszczać.
–Chceszwejśćnagórę?
–Jesteśpewna?
Uśmiechnęłamsięlekko.
–Tak,jestem,inaczejbymniepytała.
–Bardzochętnie.
Drzwi do windy były otwarte, a w środku znajdowały się już cztery inne osoby. Ze splecionymi
dłońmi,pokonaliśmydrogęnamojepiętrowmilczeniu.Przeddrzwiamidomieszkaniamusiałampuścić
jego rękę, żeby wyjąć klucze z torebki. Otworzyłam i weszłam przodem, a Liam podążył za mną,
zamykajączasobądrzwinazamek.Natychmiastzdjęłambluzkęirzuciłamjąnapodłogę.
–OJezu…–wymruczał,obejmującmnieodtyłuzustaminamojejszyi.
Wsunąłmiręcepodbiustonosziodnalazłstwardniałebrodawki.Odwróciłamsięiwpadłamwjego
ramiona,podczasgdynaszeustaspotkałysięwporywczympocałunku.Zanimsięspostrzegłam,przyparł
mniedościany,ajegojęzykzsunąłsięwdół,dozagłębieniamiędzypiersiami,zaśpalcepowolizsunęły
miramiączkastanika.
–Chcęsięztobąpieprzyć,Liam.Tuiteraz.
Przesunąłmiręcenaplecyirozpiąłbiustonosz,pozwalającmuopaśćnapodłogę,ajarozpięłamsobie
spodnie. Zsunął mi je z bioder razem z bielizną, pozbywając się jednocześnie własnego ubrania. Jego
twardyczłonekprzywarłmidołona.Zanurzyłwemniepalce,agdyprzekonałsię,żejestemcałamokrai
gotowa, wjechał we mnie z pasją, zaciskając mi ręce na pośladkach. Objęłam nogami jego silne ciało,
któretrzymałomniewgórze,jakbymbyłapiórkiem.
Nacierałnamnieszybkoigwałtowniewrytmnaszychzduszonychoddechów,ażnaskórzepojawiły
sięnamkropelkipotu.Niedługotrwało,ażcałasięnaprężyłamiwykrzyknęłamjegoimię,poddającsię
oszałamiającejfalispełnienia.Wsunąłsięwemniejeszczegłębiejizamarł.
–Jezu,Avery–zajęczał,wypełniającmnieswoimpragnieniem.
Wtuliłmitwarzwzagłębienieszyi,ajaotoczyłamgoramionamizcałychsił,jakbyodtegozależało
moje życie. Zaniósł mnie do sypialni i wysunął się ze mnie, kładąc mnie na łóżku. W drugim pokoju
rozległsiędzwonekmojegotelefonu.
–Przyniosęci–powiedziałLiamiposzedłpomojątorebkę.
Włożyłammajtkiinarzuciłamjedwabnyszlafrokleżącynałóżku.Liamwróciłipodałmitelefon.
–Halo?
–Avery,mówiMarkSpears.ZrobiliśmyprzeglądwRegencyHouse.Wieszmoże,ktoprzeprowadzał
tamwcześniejsząkontrolę?
–Nie,niewiem.Adlaczego?
–Boktokolwiektobył,niemiałpojęciaoswojejrobocie.Sufitprzeciekałjużodlat.Zauważyliśmy
nacięcia w zaprawie gipsowej, które, gdyby na dachu zebrała się woda, musiałyby spowodować
zawaleniesięcałejkonstrukcji.
–Dziękuję,Mark.Przygotujeszmiszczegółowyraportnajutrorano?
–Tak.Dobrejnocy,Avery.
–Dziękuję,nawzajem.
Zakończyłam rozmowę i podniosłam wzrok na Liama, który siedział na moim łóżku w samych
bokserkachiwyglądałjakmłodybóg.
–KtorobiłkontrolęwRegencyHouse?
–Bankzleciłtokomuś,jakprzejmowalinieruchomość.Czemupytasz?
–Apamiętasz,jaksięnazywałpracownikbanku,którynadzorowałprzejęcie?
–BartCummings.Ocochodzi?
–Onic.Poprostumuszęwiedzieć,żebysięprzygotować.
WstałamipodałamLiamowijegoubranie.Westchnąłiwziąłjeodemnie.
–Toco,zobaczymysięjutro,tak?–powiedział,anastępnieubrałsięiwyszedł.
LIAM
Avery Lewis doprowadzała mnie do szaleństwa. To wyrzucanie mnie po seksie musi się wreszcie
skończyć.Nawetjanierobiłemtegokobietom,zktórymisypiałem.Uprzejmośćwymagała,żebyjednak
zaprosićjenanoc.Jeżelichciaływyjść,tobyłaichdecyzja.Janapewnoichniewypraszałem.Wracając
dodomu,rozmyślałemojejurodzinach.Chciałemjejcośkupić,alemusiałemuważać,żebynieposunąć
się za daleko. Byłem dla niej tylko kumplem do bzykania, za to ona stawała się dla mnie wszystkim i
trzeba było ogarnąć się, zanim naprawdę przetrąci mi kręgosłup. W domu zatrzymałem się w holu i z
zadowoleniem spojrzałem na moją nową podłogę. Najwyższy czas wziąć się do nowego projektu.
Musiałemtylkozdecydować,cotomiałobyć.Podszedłemdobaru,nalałemsobieszklaneczkęszkockieji
usiadłem na kanapie. Rozległ się dzwonek telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że dzwoni
Clara.
–Witaj,drogaClaro.
– Dzień dobry. Przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale moja siostra przeprowadza się do
NowegoJorkuzakilkadniiszukapracy.
–Jakiejpracy?
–CośtakiegojakmojapracauOlivera.Gotowanie,sprzątanieitakdalej.
–Wpełnymwymiarzegodzin?
–Tojużjakzdecydujesz.
–Agotujetakdobrzejakty?
–Niektórzymówią,żelepiej.
–O!Dajmiznać,kiedyprzyjedzieiumówimysięnarozmowę.
–Dziękuję.
–Niemazaco.Dobranoc.
–Dobranoc.
Świetnie.Jużjakiśczasodkładałemposzukiwaniapomocydomowejnapóźniej,boniemiałemnato
czasu.JeżelisiostraClarybyłachoćtrochędoniejpodobna,zatrudnięjąbezwahania.Potemzacząłem
rozmyślaćojutrzejszymdniu,otym,żeAveryspotkasięzojcemporazpierwszyodtrzynastulat.Bardzo
chciałembyćterazprzyniejitrzymaćjąwramionach,głaskaćjejmiękkie,jasnewłosyimówićjej,że
wszystko będzie dobrze. Miałem wrażenie, że będę jej tam jutro bardziej potrzebny, niż sama sobie
uświadamia.Zorientowałemsięjuż,żeonatylkoudajetwardąnazewnątrz,alewgłębiduszyjestkrucha
iprzerażona.Zawantury,jakązrobiłaswojemubyłemuusiebiewkancelarii,wnioskowałem,żemusiała
zostać porządnie zraniona w przeszłości i pewnie postanowiła więcej do tego nie dopuścić. Nie wiem
dlaczego,alebardzochciałemjąztegouleczyćizamierzałemzrobićwszystko,żebyudowodnićjej,że
niejestemtaki,jakwszyscyinni.
Rozdział22
AVERY
S
iedziałam za biurkiem i popijałam kawę, gdy do pokoju weszła nasza śledcza Greta i usiadła
naprzeciwmnie.
–Dzieńdobry,Avery.Chciałaśsięzemnąwidzieć?
–Dzieńdobry.Chciałabymprosić,żebyśsprawdziłaniejakiegoBartaCummingsaodpowiedzialnego
za przejęcie własności w Metropolitan Commercial Bank oraz inspektora, którego wynajął do
przeprowadzeniakontroliwRegencyHouse.
–Czegodokładnieszukasz?
–Wszystkiego.
–Jużsiędotegobiorę.–Uśmiechnęłasięiwstałazfotela.
–Hej,Avery–odezwałsięTim,stającwprogu.–JohnCarringtonijegoklientkabędątuotrzeciej.
ZadzwońproszędobraciWyattidajimznać.
–Dziękuję,Tim.
Rzuciłamdługopisnabiurkoiwzięłamgłębokioddech.Niebyłamprzygotowana.Podniosłamtelefoni
wysłałamLiamowiwiadomość:
„Cześć.MożecieprzyjśćzOliveremotrzeciej?”
„Cześć,jasne.UprzedzęOlivera”.
„Miałbyśchęćspotkaćsiędziśnalunch?”
Dlaczegotozrobiłam?
„Pewnie.Októrej?”
„Odwunastej?”
„Wporządku.Gdziechceszpójść?”
„Wszystkomijedno.Samzdecydujitamsięspotkamy”.
„MożeLoebRestaurantwCentralParku?”
„Świetnie.Dozobaczenia”.
„Avery,wszystkowporządku?”
„Tak,wszystkookej.Narazie”.
Cojawyprawiam,dojasnejcholery?To,żezżerająmnienerwy,tojedno,aleczymuszęwpierwszej
kolejnościuderzaćdoniego?Przyłożyłamsobiedłońdoczołailekkoprzebierałampalcami.
–Próbujeszwbićsobiedogłowytrochęrozumu?–zażartowałaElla,wchodzącdopokoju.
–Bardzośmieszne.Mampoprostumasęsprawnagłowie.
–SprawaWyattów?–zapytała.
–Tak.Timnamnienaciska,mówi,żemusimytowygrać.
– Pfff. Nie słuchaj go. Sam ostatnio przegrał wszystkie swoje cztery sprawy. Masz jakieś plany na
lunch?
–Tak,akurattak.UmówiłamsięzLiamem.
–Tak?–Twarzjejsięrozjaśniła.
–Żebyomówićsprawęprzedspotkaniem.
–CzyliOliverteżtambędzie?
Niechciałamjejmówić,żezaprosiłamLiamanalunch,więcniewyprowadzałamjejzbłędu.
–Tak,Oliverteżprzyjdzie.
Zmrużyłaoczy,poczymodwróciłasięiwyszłazpokoju.
–Noco?–krzyknęłam.
Wnadziei,żeGretadoczegośsiędokopie,zanimwyjdęnalunch,zajęłamsięinnąsprawą.Zjawiłasię
akurat,kiedywychodziłam.
–Znalazłaścoś?
– Rzecz jasna. Ten inspektor ma zwyczaj nie zauważać pewnych rzeczy. A jeszcze bardziej
zastanawiającyjestfakt,żeprzeprowadzakontrolewyłączniedlaBartaCummingsa.
–Todziwne.
– Też tak pomyślałam. Więc przyjrzałam się temu Bartowi. Okazuje się, że ma tu w Nowym Jorku
przyrodniąsiostrę.
Odchyliłamgłowęiuniosłambrwi.
–Laurel?
–Aha.WwynikuniespłaconejpożyczkiRegencyHousebyłwystawionynasprzedażprzezponadrok,
zanimWyattEnterpriseszaczęłosięniminteresować.
–Adachzostałwymienionynakrótkoprzedtym,jakWyattkupiłobudynek?
–Nie.Potym,jakgokupili.
–AleOlivermówił,żezdanieminspektorawymianydokonanowcześniej.
– Ten inspektor, Samuel Dowel, jest oszustem. Zgadnij, kogo Bart Cummings wynajął do wymiany
dachu?
–Kogo?
–BrataDowela.
–Tociekawe.Dziękiwielkie,Greta.Zobacz,czycośjeszczeudacisięznaleźć.Muszęjużiść,jestem
umówionanalunch.
–Dobrze.
WyszłamzgabinetuipomachałamdoElli.Cośmisięwtymwszystkimniezgadzało.
LIAM
Postanowiłem poczekać na Avery przed wejściem do restauracji. Aż trudno mi było uwierzyć, że
zaprosiła mnie na lunch. Przypuszczałem, że opadł ją strach przed spotkaniem z ojcem i potrzebowała
wsparcia,nawetjeżelisamanigdybysiędotegonieprzyznała.PodjechałataksówkaiAverywysiadła.
Wyglądałaprześlicznie.
–Cześć–uśmiechnąłemsię.
–Cześć.Długoczekasz?
–Niedopieroprzyjechałem.
Położyłemjejdłońnaplecachiweszliśmydośrodka,gdzienatychmiastzaprowadzononasdostolika.
Widaćbyło,żejestzestresowanaibardzochciałemjejpomóc.Zależałominaniejizrobiłbymwszystko,
żebyjąuspokoić.
–Wszystkowporządku?–zapytałemostrożnie.
–Niewiem.Niepotrafięprzewidzieć,jakzareagujęnawidokmojegoojcaitomnieprzeraża.
Sięgnąłemprzezstółipołożyłemjejrękęnadłoni.Myślałem,żesięodsunie,aleniezrobiłatego.
–Wiem,żesiędenerwujesz.Aleotrzeciejmusiszodstawićwszystkieswojestrachyizłośćnabok.
Niebędzieszjegocórką,aonniebędzietwoimojcem.Będzieciedwojgiemprawnikówwystępujących
przeciwkosobiewsprawieitylkonatympowinnaśsięwtejchwiliskupić.Jeżelipoczujesz,żetracisz
panowanie,poprostuspójrznamnie.Będętużobok.
– To nie jest takie proste. Nie miałam z nim kontaktu, odkąd skończyłam jedenaście lat. Często
wyobrażałamsobie,comupowiem,jeżelijeszczekiedyśgospotkamiwierzmi,niebyłotonicmiłego.
Chciałamoddaćtęsprawękomuinnemu,aleTimsięniezgodził.Cholera,cozaczłowiekporzucaswoje
dzieckowtensposób?
Poczułemsięzażenowany,boskojarzyłmisięOliver,któryniechciałmiećzSophienicwspólnego,
kiedy się urodziła. To ja jeździłem do niej raz w miesiącu za jego plecami. Była moją bratanicą,
członkiemrodzinyiuważałem,żenatozasługiwała.Chybadlategobyliśmyzesobątakmocnozwiązani.
NieopowiedziałemAverytejhistoriiiniemiałemtakiegozamiaru.Tobymogłojedyniezniechęcićjądo
niego,aprzecieżdzisiajOliverbyłinnymczłowiekiem.
–Niewieminiechcęgobronić,alemożestałosięcoś,oczymniewiesz.Mamacinicniemówiła?
Roześmiałasiępiskliwie.
–Nie.Nigdyjejnicniewyjaśnił,aonamiałatogdzieś.
Podano nam jedzenie, więc puściłem jej dłoń. Zjedliśmy, pogadaliśmy jeszcze chwilę i wyszliśmy z
restauracji.
–Bierzemyjednątaksówkę?–zapytałemzuśmiechem.–Naszefirmyniesąodsiebietakdaleko.
–Okej.
Gdyusiedliśmynatylnymsiedzeniu,Averypołożyłamilekkorękęnaramieniu.
–Dziękuję,żesięzemnąspotkałeś.Jakośsięuspokoiłamprzedtymspotkaniem.
Pochyliłem się i pocałowałem ją w skroń. Może nie powinienem był, ale w tym akurat momencie
naprawdęmiałemtogdzieś.
–Niemazaco.Daszradę,Avery.
Poprosiłem kierowcę, żeby najpierw wyrzucił Avery, a potem pojechałem do Wyatt Enterprises.
Wahałem się, czy powiedzieć Oliverowi o jej ojcu, bo obiecałem, że zachowam to dla siebie. Ale
stwierdziłem,żepowinienwiedzieć,wraziegdybycośmiałopójśćnietakpodczasnaszegospotkania.
–Cześć,brat.Maszchwilę?
–Jasne,wejdź.Szukałemcię,żebypójśćrazemnalunch,alejużwyszedłeś.
Usiadłemnaprzeciwniegoioparłemstopęjednejnoginakolaniedrugiej.
–UmówiłemsięnalunchzAvery.
Oliverpodniósłwzrokiuśmiechnąłsię.
–Jakposzło?Wyglądanato,żespędzacierazemcałkiemsporoczasu.
–Musieliśmysięspotkać,bojestcoś,oczymchcęztobąporozmawiać,podwarunkiemżetozostanie
tylkomiędzynami.Jasne?
Podniósłgłowęiodchyliłsięwfotelu.
–Cosiędzieje?
–Averydorastałabezojca.Odszedłiniechciałmiećzniąnicwspólnego.Pierwszyrazspotkalisię,
kiedymiałasześćlat,apotemwidywalisięodczasudoczasuprzezkilkalat.Niemiałaznimżadnego
kontaktuodswoichjedenastychurodzin.
Natwarzyodbiłomusięwspółczucie.Dobrzewiedział,żetakmogławyglądaćjegohistoriazSophie.
–Adlaczegomiotymmówisz?
–BojejojcemjestJohnCarrington.AdwokatLaurel.
–Ożeż.Niewygłupiaszsię?
– Nie. Ona umiera ze strachu przed tym spotkaniem. Pomyślałem, że powinieneś wiedzieć, w razie
gdybycośsiętamwydarzyło.
Nabrałgłębokopowietrza.
–Współczujęjej.Iotymrozmawialiścienalunchu?
–Tak.Myślę,żetobyłpowód,dlaktóregowogólechciałasięspotkać.Potrzebowałapogadać.
– Dziękuję, że mi powiedziałeś. Miejmy nadzieję, że jedyne starcie na tym spotkaniu odbędzie się
międzynamiaLaurel.
Rozdział23
AVERY
A
very,Carringtonijegoklientkasąwsalikonferencyjnej.BraciaWyattteż.
–Dzięki,Tim.Będziesznaspotkaniu?
–Oczywiście.Jesteśgotowa?
–Zarazprzyjdę.
Wzięłamdługi,głębokioddech,wstałamzzabiurkaizgarnęłampotrzebnedokumenty.Damradę.To
nicwielkiego.Onjestdlamniezupełnieobcymczłowiekiem.Żołądekzwinąłmisięwtakciasnysupeł,
żeprawieniemogłamsięruszać.
Z ręką na klamce odetchnęłam głęboko jeszcze raz i otworzyłam drzwi. Gdy weszłam, wszystkie
spojrzeniaskupiłysięnamnie.Zobaczyłammojegoojca,któryprzypatrywałmisięintensywnieinagle
ogarnęłomniepoczuciesiłyiopanowania.
– Dzień dobry, panie Carrington. Nazywam się Lewis i reprezentuję Wyatt Enterprises –
powiedziałam,siadającmiędzyOliveremiLiamem.
Nic nie powiedział. Skinął tylko głową i uśmiechnął się blado. Spojrzałam na Laurel siedzącą na
wprost mnie. W pomieszczeniu iskrzyło napięcie i to nie z powodu mnie i Johna, ale Olivera i Laurel.
Natychmiastwyczułamichwzajemnąniechęć.
–Sufitwkuchnisięzawalił,prawda?
– Tak – potwierdziła Laurel. – Podczas bardzo ważnej imprezy, za której organizację byłam
odpowiedzialna.Wyobrażasobiepani,ilenajadłamsięwstydu?Wiepani,ilemnietowszystkopotem
kosztowało?
–Dajspokój,typazerna…
–Liam,przestań–odezwałsięOliver.
–Niemaszjakiejśfirmydopseudozarządzania?–zwróciłasięLaureldoLiama.
–Atyniemaszjakiegośbyłegodoszantażowania?
–Przestańcie,naprawdę–zainterweniowałam.
John nie spuszczał ze mnie wzroku i zaczynałam czuć się niezręcznie. Chciałam jak najszybciej
zakończyćtospotkanieisięstądwynosić.
–Żądapaniodmoichklientówpięćipółmilionadolarów.Odrazumówię,żetosięnieuda.Więc
albo załatwimy tę sprawę dzisiaj jak ludzie dorośli, albo idziemy do sądu. Ostrzegam jednak, że
popełniłabypanipoważnybłąd,gdybyodmówiłapaniterazporozumienia.Sprawdziłamkosztyimprezy
i, uwzględniając pracę, jaką włożyła pani w organizację, a także fakt, że połowę wydatków pokryli
donatorzy,moikliencibylibyskłonnizaproponowaćpanipięćsettysięcydolarówzaniedogodności.Nie
odniosłapaniwwypadkużadnychobrażeń,więctowydajesięadekwatnymzadośćuczynieniem.
–Zaraz,zaraz–wmieszałsięOliverpodniesionymgłosem.–Onaniedostanieodemnieanicenta.
Podniosłamrękę,żebygouciszyć.
–Takapropozycjatokpinyzmojejklientki,Avery.
– „Pani Lewis” dla pana, panie Carrington. Zważywszy, że większość funduszy przeznaczonych na
imprezęniepochodziłaodniej,niemapodstawżądaćodnaswięcej.
–John,zróbcoś–miauknęłaLaurel,kładącmurękęnaramieniu.
–Niemożemysięnatozgodzić.
–Jakpaństwowolą.KimdlapanijestBartCummings?–zwróciłamsiędoLaurel.
Popatrzyłanamnieszerokootwartymioczami.
–Niemampojęciaktoto.
–PaniLewis,doczegopanizmierza?–zapytałJohn.
Wyłuskałamodpowiednidokumentzaktipołożyłamprzednią.
–Więcwciąguostatnichsześciumiesięcytylerazydzwoniładoniegopaninakomórkęiniewiepani,
ktotojest?–Uniosłamgłowę.
–Laurel?–Johnspojrzałnanią.
–Tomójprzyrodnibrat.
– To dlaczego pani kłamie na jego temat? Mam wyciągi potwierdzające połączenia z telefonu Barta
CummingsadopaniidoDowela.Pocomiałabypanikontaktowaćsięzpracownikiembankudospraw
przejęć oraz inspektorem, jeżeli nie miała pani wówczas nic wspólnego z Regency House? A może –
uniosłampalecdogóry–niemogłasiępanipogodzićztym,żepanWyattpaniąporzuciłiszukałapani
odwetu.
–Posuwasiępanizadaleko,pannoLewis.–Johnpodniósłsięzmiejsca.
– Nie. Pana klientka i jej przyrodni brat wspólnie postanowili wyłudzić pieniądze od Wyatt
Enterprises. Oto raport z przeprowadzonej kontroli i zdjęcia odnośnego sufitu. Proszę go uważnie
przeczytać,panieCarrington.
Wziąłdorękiraportispojrzałnafotografię.Potempodniósłwzrokiprzypatrywałmisięprzezchwilę
spodprzymkniętychpowiek.
–Tooniczymnieświadczy.
–Przepraszamnachwilę.–Podniosłampalecdogóryipodeszłamdodrzwi.Wyjrzałamnakorytarzi
kiwnęłamnaEllę,żebyprzyniosłamimójlaptop.Weszłaipołożyłakomputernastole.
Uruchomiłam nagranie z monitoringu zarejestrowane w dniu imprezy. Najwyraźniej Laurel nie
wiedziała,żewszędziezainstalowanebyłykamery.Odwróciłamlaptopiwszyscyskupilisięnaekranie.
–Copanterazpowie,panieCarrington?–zapytałamzuśmiechem.
NanagraniuwidaćbyłoLaurel,jakwskazujenasufit,ijakiegośmężczyznę,któryrobiwnimnacięcie,
poczymobojeuciekajązkuchni,gdysufitzaczynasięsypać.
–Kimjesttenmężczyzna?–zapytałam.
PrzełknęłaślinęispojrzałanaJohna,którywpatrywałsięwniąintensywnie.
–Przepraszam,muszęporozmawiaćzmojąklientkąnaosobności.
–Oczywiście,John–powiedziałTimiwyprowadziłichzpokoju.
–Jesteśniesamowita,Avery.–Liamobróciłsiędomnieszerokouśmiechnięty.
ZerknęłamnaOlivera,którysiedziałzpochmurnymwyrazemtwarzy.
–Tadziwkazniszczyłamojąwłasność.
– Spokojnie, Oliver, to jeszcze nie koniec. Podejrzewam, że odstąpi od oskarżenia, ale ty możesz
pozwać ją, bank i producenta dachów za zniszczenie mienia, fałszowanie dokumentów i nadużycia
finansowe.
–Żebyświedziała,żetozrobię.
TimiJohnwrócili,alebezLaurel.
–PaniLewis,mojaklientkazdecydowałasięwycofaćswójpozewprzeciwkoWyattEnterprises.
– To dla mnie zrozumiałe. Natomiast proszę się przygotować, panie Carrington, ponieważ Wyatt
Enterprises zamierza wnieść oskarżenie przeciwko niej i bankowi o zniszczenie mienia i nadużycia
finansowe.
– W takim razie będzie musiała sobie znaleźć innego adwokata. – Na jego twarzy malowało się
rozgoryczenie,alemiałamwrażenie,żetoniedlatego,żejegoklientkawycofałapozew.Wydawałomi
się,żeraczejchodzimuomnie.
–Odezwęsię–wyszeptałmidoucha,wychodzączpokoju.
Poczułam skurcz w żołądku, a kiedy zniknął, z ulgą wypuściłam głośno powietrze, chyba po raz
pierwszyodwielugodzin.
–Dziękuję,Avery.–Oliveruścisnąłmirękęzuśmiechem.–Chciałbymwnieśćpozewprzeciwkoniej
imamnadzieję,żetysiętymzajmiesz.
–Dobrze.Przygotujępotrzebnedokumenty.
SpojrzałamnaLiamaizanimzdążyłcokolwiekpowiedzieć,zakończyłam:
–Porozmawiamyniedługo.
–Avery?–Złapałmniedelikatniezaramię.
Odsunęłamsię.
–Nie.Nieteraz,Liam.Niemogę.
Wyszłam z sali konferencyjnej i poszłam do swojego gabinetu, zamykając za sobą drzwi, i
spróbowałamwziąćoddech.
LIAM
Ruszyłemzanią,aleOlivermniezatrzymał.
–Liam,onachcebyćterazsama.Uszanujtoalbotylkopogorszyszsytuację.
Westchnąłem.
–Ale,Oliver…
–Nie,Liam.Zaufajmi.Dajjejtrochęczasuinajwyżejzadzwońdoniejpóźniej.
Pokręciłemgłowąiwyszedłemzpokoju.Chciałemtylkojąprzytulićiupewnićsię,żenicjejniejest.
AleOlivermiałsłuszność.Powiedziała„nie”imusiałemuszanowaćjejprośbę,nawetjeżelisięztym
niezgadzałem.WsiedliśmydolimuzynyOliveraiwróciliśmydobiura.
–Nicjejniebędzie,brat.Możeprzyszedłbyśdonasdzisiajnakolację?
–Dzięki,alechybapójdędodomuimożezamówięcośnawynos.
–Ibędzieszużalałsięsamnadsobą?–zapytałzprzekąsem.
–Nie.Żadnegoużalania.Wczorajprzyjechałyfarbydołazienkinagórze.Więcmyślę,żewłaśnietym
siędzisiajzajmę.
–Niemogęzrozumieć,cosiętakuparłeś,żebybabraćsięwtymwszystkimsamemu,kiedymógłbyśpo
prostunająćdotegoludzi.Maszświadomość,żeodbieraszimmożliwośćzarobku?
Przewróciłemoczami.
–Tochybanajgłupszarzecz,jakąodciebieusłyszałem.
Zarżał.
–Wpadnij,gdybyśjednakzmieniłzdanie.
Wysiedliśmy z samochodu i wróciliśmy każdy do swojego biura. Wyjąłem telefon z kieszeni i przez
chwilę wahałem się, czy powinienem napisać do Avery. Nie. Lepiej poczekać jeszcze trochę.
Dokończyłemparęsprawipojechałemtaksówkądodomu.
Już od progu ogarnął mnie – nie przesadzam – niebiański zapach. Co tu się wyprawia do licha?
Wszedłemdokuchni,gdziezobaczyłemClarę,Delilahi,jakprzypuszczałem,siostręClaryuwijającąsię
przykuchence.
–Dzieńdobry–uśmiechnąłemsięiodstawiłemteczkę.–Cosiędzieje?
–Dobrywieczór–odezwałasięClara.–Chciałamprzedstawićmojąmłodsząsiostrę,Anę.
–Dzieńdobry–wyciągnąłemrękę.–Miłomiwreszciepoznać.
– Przyprowadziłyśmy Anę na rozmowę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko – powiedziała
Delilah.
–Nie,skąd.Tenzapachmniepowala.Ktozrobiłkolację?–spojrzałemnaClaręiAnę.
– Ja, proszę pana. Clara mówi, że pan uwielbia jej kuchnię. Zobaczy pan, że ja jestem lepsza –
mrugnęła.
Odrazumisięspodobała.
–Doskonale.Pójdęsięprzebrać,apotemmożemyporozmawiać.
–Dziękujępanu.
–Nie,tojadziękuję.Iproszę,mówdomnieLiam.
Rozdział24
LIAM
G
dyzmieniłemubranieizszedłemnadół,wpadłemnaOlivera,którywłaśniewchodził.
–Zdajesię,żenicniebędzieztwojegodzisiejszegomalowania–roześmiałsię.
–Wiedziałeśotym?
–Nie.Delilahprzysłałamitylkowiadomość,żespotykamysiętutaj.
–Nocóż…Wiesz,żedamsiępokroićzadobrąwyżerkę.
UsiedliśmywjadalniiAnapodałakolację.
–Zrobiłamcordonbleuzkurczakazmoimwłasnymsosemholenderskim,pilawzkluseczkamiorzo,
lekko przyprawione szparagi na parze i świeżą sałatkę z moim malinowym sosem winegret domowej
roboty.
Jasnygwint.Trafiłemdonieba.
–Ano,usiądź,proszę,izjedzznami.
–Nie,nie.Proszęjeść,ajapójdęogarnąćkuchnię.
–Tomożepoczekać.Usiądź,proszę.
Uśmiechnęłasięiusiadłanaprzeciwmnie.
–AgdzieSophie?–zapytałemDelilah.
–UKatie.Sophieuczyjąmalować.Odbierzemyjąpóźniej.
Niepamiętam,kiedyostatniojadłemcośtakwybornego,aleniechciałemtegomówićprzyClarze.
–Ana,właśniedostałaśpracę.Mogłabyśzacząćodjutra?
–O,matko.Naprawdę?
–Tak.Kolacjajestfantastyczna.Tylkomnieniepotrzebapomocy„nacałyetat”.Copowiesznajpierw
natrzydniwtygodniu,agdybybyłotrzeba,toczęściej?Potemmożemyomówićkwestięwynagrodzenia.
–Dziękuję,Liam.Zprzyjemnościąbędęuciebiepracować.
–Dziękuję.Miłomitosłyszeć.
ZerknąłemnaOlivera,aonprzewróciłoczami.
Oliver,Delilahijaposzliśmydosalonuizrobiłemkażdemuznasdrinka.
–OlivermówiłmiodzisiejszymspotkaniuzLaurel.Szkoda,żetegoniewidziałam.
–Averybyłaniesamowita.Gdybyśtylkozobaczyłająwakcji.Tobyłonawetekscytujące.
–Wyglądanato,żebardzozbliżyliściesiędosiebie.–Delilahuśmiechnęłasięwdzięcznie.
–Tegobymniepowiedział.Odbieramodniejjakieśsprzecznesygnały.
–Dajjejtrochęczasu.Wskrytościduchaciękocha–zauważyłOliver.
–Mamnadzieję.–Jednymhaustemopróżniłemswojąszklankę.
OliveriDelilahdopiliswojetrunkiipojechalidodomu,podobniejakAnaiClara.Poszedłemnagórę
iwyciągnąłemtelefonzkieszeni,żebynapisaćdoAvery.
„Cześć.Chciałemtylkozapytać,jaksięczujesz”.
Przez chwilę wpatrywałem się w ekran, czekając na odpowiedź. Nic nie nadeszło, więc wziąłem
szybki prysznic i przebrałem się w spodnie od piżamy. Nagle usłyszałem pukanie. Zszedłem na dół
otworzyćizdumionystanąłemnawprostAvery.
–Avery–powiedziałemzaskoczony.
Nicnieodpowiedziała.Otoczyłamnieramionamiizaczęłamniedrapieżniecałować.Wciągnąłemją
do środka i zatrzasnąłem drzwi. Nie było możliwości, żebyśmy zdążyli dotrzeć na górę. Nie mogąc
oderwać ust od siebie, jej ręka powędrowała do moich spodni od piżamy. Pociągnąłem ją w stronę
kanapy.Przerwałempocałunek,żebyzdjąćjejbluzeczkęirozpiąłembiustonosz,aonazsunęłamispodnie
i popchnęła mnie na kanapę. Ściągnęła swoje getry i majteczki, usiadła na mnie i powoli osunęła się,
pochłaniającmniecałegowsobie.Zgardławydarłmisięgłębokijęk.Nabrałemwdłoniejejpiersi,a
potem przesunąłem je niżej i złapałem ją mocno za biodra. Odrzuciła głowę z wyrazem błogości na
twarzy,ciąglemnieujeżdżając,apotemzatoczyłabiodramikołoiobydwojeodlecieliśmyporwanifalą
euforii.
–Jezu,Avery–wyjęczałem,dochodzącgłębokowjejwnętrzu.
Ogarnęłamnieramionamiiwtuliłamitwarzwszyję.Najchętniejtrzymałbymjątakwramionachdo
rana,alewiedziałem,żeniemaconatoliczyć.Podniosłagłowęispojrzałanamnie,przygryzającdolną
wargę.
–Przepraszam,żetakwpadłambezzapowiedzi.
–O,nicnieszkodzi,naprawdę–uśmiechnąłemsię.–Skądwiedziałaś,gdziemieszkam?
–Powiedziałeśmi,kiedywracaliśmydodomuwtedypokolacji.–Zeszłazemnieisięgnęłaposwoją
bieliznę.
–A,prawda.–Wstałemiwciągnąłemspodnie.
Gdyzakładałabiustonosz,podszedłemipomogłemjejgozapiąć,jednocześniewodzącustamipojej
smukłymbarku.–Wporządku?
–Tak.Teraznawetlepiej.–Odwróciłasięizuśmiechempołożyłamirękęnapoliczku.
–Zostańchwilę,napijemysięwina.
–Niemogę,Liam.Muszęwracaćdosiebie.
–Poco?Żebytamsiedziećsamej?Jedenkieliszek,Avery.Napijemysię,pogadamy.
Westchnęła.
–Dobrze.Jedenkieliszekiznikam.–Poszłazamnądokuchni.
Wyjąłemdwakieliszkizszafkiibutelkęwinazlodówki.
–Maszpięknydom.
– Dziękuję. Chociaż niewiele z niego widziałaś. – Podałem jej kieliszek. – Chodź, oprowadzę cię.
Proszęzamną.
AVERY
Dom Liama był wspaniały. Miał rewelacyjny gust, jak na faceta. Pokazał mi swoją sypialnię, która
byłataksamorewelacyjnieurządzonajakpozostałepomieszczenia.
–Tuśpię–powiedziałzuśmiechem.
–Fajnie.Zakład,żepołowakobietwNowymJorkuspałajużwtymłóżku.
– Hm. Nie. W tym łóżku nie postała noga żadnej kobiety. Jest absolutnie czyste i jeszcze
nieprzeseksowane.Kupiłemjeprzyprzeprowadzce.
–Naprawdę?Chceszpowiedzieć,żeniesprowadziłeśtujeszczeżadnejkobiety?
Naglewjegolekkim,żartobliwymgłosiezadźwięczałanutkapowagi.
–Mhm.Kobieta,którabędziezemnąspaławtymłóżku,będzietąjedyną.
–Jedyną?–Uniosłambrwi.
–Tą,zktórąspędzęresztężycia.
Niemogłampowstrzymaćsięodśmiechu,gdypoklepałamgoponagiej,umięśnionejpiersi.
–Powodzenia.–Wyszłamzpokoju.
–Comasznamyśli?Sądzisz,żesięwygłupiam?Wcalenie.
Podniosłamręcedogóry.
–Dobrze,dobrze.Skorotakmówisz.
Wróciliśmy do salonu. Usiadłam bokiem na kanapie, a Liam usiadł obok mnie, przerzucając ramię
przezoparcie.
–Porozmawiajzemną,Avery.Jaksiępoczułaś,widzącdziśojca?Przyglądałemmusięiwidziałem,
żenieodrywałodciebieoczu.
– Wiem, strasznie się przez to stresowałam. Ale, kiedy znalazłam się razem z nim w tym pokoju i
musiałam mu się przeciwstawić, poczułam się jakoś silna. Pewnie, że miałam ochotę go zdzielić i
ochrzanić,alejeszczebardziejchciałammupokazać.Pokazaćmu,cowyrosłozjegocórki,którąkiedyś
porzucił.
–Tomupokazałaś!–uśmiechnąłsięipodniósłkieliszekwmojąstronę.
Podziękowałamistuknęliśmysię.
–Lepiejjużpójdę.JutroprzyjeżdżająClaudiaiLisaimuszęsięprzygotować.
Wręczyłammumójkieliszekiskierowałamsiędodrzwi.
–Miło,żewpadłaś.–Pogłaskałmniepopoliczku,ajanatychmiaststanęłamwogniu.
–Niemasprawy.Dziękizaseksiwinko.
–Szkoda,żeniechceszzostać–powiedziałzprośbąwgłosie.
–Isprofanowaćtwojenieprzeseksowanełóżko?Nigdywżyciu.
–Ktomówiołóżku?Możeszspaćnakanapie.
– A, dzięki wielkie. – Szturchnęłam go lekko w pierś. – Trzymaj się. – Zeszłam po schodach na
chodnik.
–Miłychurodzinjutro–zawołałzamną.
–Dzięki.Postaramsię.
Rozdział25
AVERY
N
iefajniebyłoobudzićsięsamejwdzieńmoichurodzin.Dotejporyzawszebudziłamsięobokfaceta
albowdomu,zClaudiąiLisąwitającymimniewkuchniporcjąświeżozrobionychgofrów.Brakowało
mi moich urodzinowych gofrów, ale jeszcze bardziej brakowało mi moich mam i nie mogłam się już
doczekać, aż wreszcie przyjadą. Przez chwilę zastanawiałam się, co robić przed pracą: siłownia czy
gofry. Ponieważ to były moje urodziny i czułam się trochę opuszczona, wybrałam gofry. Ubrałam się,
wzięłamteczkęiwyszłamdopobliskiejkafejkiOllie’s.
– Dzień dobry. Dziś tylko jedna osoba? – zapytała raźno ciemnowłosa dziewczyna z obsługi, kiedy
weszłamdośrodka.
– Tak. Tylko jedna – odpowiedziałam. Zabrzmiało to dziwnie smutno, jak fragment jakiejś
melancholijnejpiosenki.
Zaprowadziła mnie do stolika pod oknem. Usiadłam, zamówiłam gofry i wyjęłam telefon z torebki.
ZobaczyłamesemesodClaudiiiLisyzżyczeniamiorazwiadomośćodWillow.
„Wszystkiegonajlepszego!Szkoda,żemamdzisiajtospotkanie,takbymchciałasięztobązobaczyć.
PogadamzCamemiustalimy,kiedymożemysięspotkaćnakolację.Uściski,słonko”.
„Dzięki,Willow.Nakolacjęzwamizawsze.Dozobaczenianiedługo.Buźka”.
Kelnerka postawiła przede mną talerz smakowicie wyglądających gofrów. Uradowana sięgnęłam po
widelec i zaczęłam je skubać. Gdy ukroiłam sobie pierwszy kęs, usłyszałam pukanie w szybę.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Liama, który z entuzjazmem wskazywał na moje śniadanie. Wszedł do
środkaiusiadłnawprostmnie.
–Todlategoodpuściłaśsobiedziśsiłownię?
Roześmiałamsię.
–Tak.Niemogłamsobieodmówić.
–Najlepszeżyczenia,Avery.
– Dziękuję – uśmiechnęłam się ciepło. – Claudia i Lisa zawsze robią mi gofry na urodziny. To taka
nasza tradycja. W tym roku po raz pierwszy jestem rano sama, więc pomyślałam, że się trochę
porozpieszczam.
Kącikiustpodjechałymudogóry.
– Nie musiałaś być rano sama. O ile sobie dobrze przypominam, proponowałem ci, żebyś została u
mnie.Iranozrobiłbymcifuręgofrów.
Przełknęłamślinęiskrzyżowałamnogi.Podeszłakelnerkainalałamukawy.
–Czymogęprzyjąćzamówienie?
–Tak,poproszętosamo.
Tenjegozabójczyuśmiechtobyłozadużootakwczesnejporze.Czemudodiabłamusibyćtakimiłyi
czarujący?
–Atyniebyłeśczasemnatreningu?–zapytałam.
–Byłem.Aledziśsątwojeurodzinyiniemogępozwolić,żebyśjadłategofrysama.
–Mogłeśwziąćtrochęodemnie.
Roześmiałsię.
–Spaćzemnąwjednymłóżkutozadużo,alezatopodzieliłabyśsięswoimigoframi?
–Mhm.Toniczymniegrozi.
Odchyliłgłowęizmrużyłoczy.
–Aczymgroziwspólnespanie?
– Jesteś facetem, więc nie zrozumiesz. Więc może zmienimy temat – powiedziałam, pakując sobie
słodyczdoust.
Liamwyciągnąłrękęnadstołemidotknąłmipalcemkącikaust.Sercemipodskoczyło,audajużmnie
bolałyodciągłegozaciskania.
–Upaćkałaśsiębitąśmietaną–uśmiechnąłsię.
– Dziękuję. – Spuściłam oczy, wycierając usta serwetką. – Jak Camowi idzie sprzedaż twojego
mieszkania?
– Popatrz tylko, co za wyczucie. Właśnie dziś po południu mam z nim spotkanie, żeby podpisać
papiery.
–Toświetnie.Napewnociulżyło.
–No.Zawszetojednarzeczzgłowy.
Skończyłamjeść,aLiamjeszczekończyłswojąporcję,kiedyprzyszedłesemesodJoela.
„Bądźwareszciezapiętnaścieminut.Jedenznaszychklientówzostałzatrzymany”.
Westchnęłam.
„Jużjadę”.
–Wszystkookej?–zapytałLiam.
–Muszęlecieć.Właśniearesztowalijednegonaszegoklienta.–Wyjęłamportfelztorebki.
Liampołożyłmirękęnadłoni,amnieprzeniknąłdreszcz.
–Urodzinoweśniadaniejestnamójkosztiniechcęnatentematsłyszećanisłowa.
Spojrzałammuwoczy.
–Anisłowa–przycisnął.
–A„dziękuję”?
–Natomogęsięzgodzić–odparłpogodnie.
–Dziękuję–uśmiechnęłamsięiwstałamzmiejsca.–Dozobaczenia,Liam.
Kiedyszłamkorytarzemdoswojegobiura,Ellawystrzeliłazzabiurkapodekscytowana.
–Wszystkiegonajlepszego!–wykrzyknęła,depczącmipopiętach.
–Dziękuję.Cotojest?–Zuśmiechemrozejrzałamsiępoudekorowanympokoju.
–Trochębalonikówitakietam.Azagodzinęzbieramysięwkuchninatort.
Po jednej stronie biurka pysznił się wspaniały bukiet z bladoróżowych róż, białych lilii i zielonych
gałązek.Otworzyłamkopertęiwyjęłamniewielkikartonik.
Najlepszeżyczeniaurodzinowe,Avery.
Uściski,John.
Żołądekpodskoczyłmidogardłaizmięłamkartkęwrękach.
–OdLiama?–zapytałaEllazaróżowionazemocji.
–Nie.Odklienta.
–Cholera.Przyjdępociebie,jakbędzieczasnatort.–Wyszła,ajausiadłamzabiurkiem,próbując
opanowaćprzypływymdłości.
Przeztrzynaścielatmiałgdzieśmojeurodziny.Tocosięterazzmieniło?Pogrążonawrozmyślaniachi
ogarniętazłością,nieusłyszałam,kiedyClaudiaiLisastanęływdrzwiach.
–Najlepszeżyczenia,kochanie!–wykrzyknęłaClaudia.
Zerwałamsięzmiejscairzuciłamimsięwobjęcia.
–Wszystkiegonajlepszego–powiedziałaLisa,całującmniewpoliczek.
–Taksięcieszę,żeprzyjechałyście–uśmiechnęłamsięuradowanazełzamiwoczach.
–Schudłaś.Czytyosiebiedbasz?–zapytałaClaudia.
–Tak,mamo.Inieschudłam.
Lisarozglądałasiępopokoju,lustrującwszystkoodpodłogiposufit.
–Bardzoprzytulnygabinet.Owieleprzyjemniejszyniżten,którymiałaśwpoprzedniejfirmie.O,akto
ciprzysłałtakiepięknekwiaty?–zapytała,zanurzającwnichtwarz.
–Jedenklient–skłamałam.Niemogłamimwtejchwilipowiedzieć,żetoJohnjeprzysłał.
Spojrzałamnazegarek.Chwyciłamtorebkę,wygrzebałamkluczedomieszkaniaipodałamClaudii.
–Tusąklucze.Adresmacie.Muszęteraziśćnaspotkanie,alepostaramsięwrócićwcześniej.
–Dobrze,skarbie.–Claudiapocałowałamniewpoliczek.–Miłegodniaiwidzimysiępóźniej.Mamy
tyledoobgadania.
–Okej.Dozobaczenia.
Wyszły,adopokojuzajrzałaElla.
–Ktotobył?
–O,przepraszam,powinnamciębyłaprzedstawić.Tobyłymojemamy.
–Obydwie?–zapytałaoszołomiona.
–Sąlesbijkami–mrugnęłam.
–Aha.Fajnie.Wkażdymrazieczasnatort.
Całyzespół,łączniezewspólnikami,zebrałsięwkuchni,ajazdmuchnęłammojedwadzieściacztery
świeczki na pięknie udekorowanym, płaskim torcie. Podziękowałam wszystkim i zjadłam kawałek, po
czymrazemzJoelemruszyliśmydosądu.
–PocojedziemydoWillow?–zapytałam,kiedywsiadłyśmywetrójkędotaksówki.
–BoonaiCameronidąznaminakolację.Niespodzianka!–zawołałaLisawesoło.
–Jakto?Naprawdę?
–Aha.Awcześniejchcemyzobaczyć,jakmieszkają.
Niesamowicie się ucieszyłam, że spędzę urodziny z mamami, Willow i Camem. Zupełnie jak za
dawnych,dobrychczasów.Gdydotarłyśmydonich,zapukałamdodrzwi,któreuchyliłysięlekko,alew
środku panował mrok. Nagle rozbłysło światło i zobaczyłam tłum ludzi i wszyscy krzyczeli:
Niespodzianka!
Przyłożyłamdłoniedoustipoczułamłzypodpowiekami.WillowiCamuściskalimnie.
– Nie sądziłaś chyba, że będziemy świętować twoje urodziny innego dnia, hm? – zapytała Willow
radośniezrękaminamoichramionach.
–Jezu,niemogęuwierzyć.Dziękuję.
Powiodłamwzrokiempopokojuwypełnionymludźmi,alejedynąosobą,którązauważyłambyłLiam,
któryzuśmiechempodniósłwgórękieliszek.
Rozdział26
LIAM
W
spanialebyłozobaczyć,jakbardzosięucieszyła.Należałojejsię,zwłaszczapotejsytuacjizojcem.
Uśmiechnęłasiędomnieprzezpokójiwtymdokładniemomenciewiedziałemjużnapewno,żejestemw
niejzakochanypouszy.Wziąłemkieliszekszampana,podszedłemdoniejiwręczyłemjejdrinka.
–Wszystkiegonajlepszego,Avery.
–Dzięki,Liam.
– Witaj, nieprzyzwoicie przystojny, młody człowieku – powiedziała kobieta obok Avery, taksując
mniespojrzeniemzgórynadół.
–Claudia,Lisa,tojestLiamWyatt,mójznajomyiklient.Liam,tedwieuroczedamytomojemamusie.
Pochyliłemsięipocałowałemkażdąznichwpoliczek.
–Miłomipoznać.
–Namrównież,Liam–uśmiechnęłasięClaudia.
–Jasięchybaprzerzucęnahetero–parsknęłaLisa.
Roześmiałemsię.
–Dziękuję.Chyba.
–Mamo!Dajspokój!–jęknęłaAvery.–Przepraszamcię,Liam.
–Wszystkowporządku.Twojemamysąsuper.–Puściłemokowichstronę.
Averypołożyłamirękęnaramieniu.
–Zarazwracam.Willowmniewoła.
ZostałemzClaudiąiLisą,któreoglądałymnienawszystkiestronyikomentowały,nieprzejmującsię
wogólemojąobecnością.
–Chłopak?–ClaudiazerknęłanaLisę.
– Być może. Ale nie wygląda. Pamiętasz, co Avery powiedziała po Harrisonie. Poza tym, przecież
powiedziałabynamotym.
–Nibytak,aletenjestinny.Jestnaprawdęseksownyinie,niepowiedziałabynam.
Odkaszlnąłem.
–Wszystkosłyszę.
–Czyżby?–uśmiechnęłasięClaudia.–Tomożepowiesznam,kimwłaściwiejesteś?
–JestemznajomymAveryiklientemjejfirmy.Takjakmówiła.
–Śpiązesobą.–LisaszturchnęłaClaudię.
–Przepraszam,skądtakiwniosek?–zapytałem.
Lisazmrużyłaoczyipowolipokiwałagłową.
–Językciała,mójdrogi.Itwój,iAverymówi,żesypiaciezesobą.
–Cóż,przykromiwyprowadzaćpaniezbłędu.–Niemamowy,żebymprzyznałprzedjejmamami,że
uprawiamyseks.Tegosiępoprostunierobi.
–Oczymgadacie?–zapytałaAvery,podchodząc.
DziękiBogu.
–Oniczym,skarbie.PytałyśmytylkoLiama,czyzesobąsypiacie.
Averyprzewróciłaoczami.
–Jakzawsze.Tak,spaliśmyzesobąkilkarazyityle.Poprostuseks,dwiedorosłeosoby,którechcą
sobiesprawićprzyjemność.Pozatym,niemaoczymmówić.Zarazwracam,Camnamniemacha.
ClaudiaiLisawbiływemniewzrokizacząłemsięczućraczejniepewnie.Niemogłemuwierzyć,że
Avery powiedziała im to tak po prostu. Kto opowiada takie rzeczy swoim rodzicom? Miałem ochotę
uciecstamtądjaknajszybciej,aleprzyparłymnieplecamidościany.
– Wyglądasz na miłego faceta, Liam. Nie chciałybyśmy, żeby Avery cię skrzywdziła – powiedziała
Lisa.
–Cotoznaczy?
–Averysparzyłasięjużwielerazy–rzekłaClaudia.
–Imaurazbrakuojca–włączyłasięLisa.
–Wiemojejojcu.Powiedziałamiirozumiem,jaktrudnebyłodlaniejtospotkanie.
Obydwiezmieniłysięnatwarzy.
–Cotymówisz?AveryspotkałasięzJohnem?–zapytałaClaudia.
Cholera.Cholera.Cholerajasna,psiakrew.
–Niemówiłanic?Występowałprzeciwkonamwsprawie,którądlanasprowadziła.
–Niemówiła–fuknęłaClaudiazirytacją.
–Proszęjejniemówić,żesięwygadałem.Napewnosamachciałabypaniompowiedzieć.Ajakniby
miałabymnieskrzywdzić?–Bardzobyłemciekaw,ocoimchodziło.
Lisawestchnęła.
–Powiedziałamto,bowidać,żecinaniejzależy.Widzę,jaknaniąpatrzysz,alemamwrażenie,że
onanieczujetegosamego.Mylęsię?
Zacisnąłemusta.
–Nie.Mapanirację.Staramsię,naprawdę,ikiedyjesteśmyrazem,jestfantastycznie.
–Aseks?–zapytałaClaudia.
Zagapiłemsięnaniąoniemiały.Niedowiary,żerozmawiałemznimiotym.
–Niemusiszodpowiadać.Potwojejtwarzywidać,żejestwspaniale–uśmiechnęłasię.
– Posłuchaj. – Lisa położyła mi rękę na ramieniu. – Nie musisz się czuć zakłopotany, zawsze raczej
otwarcierozmawiałyśmyzAveryoseksie.Jeżeliseksmiędzywamijestświetny,tobardzosięcieszymy.
Alejeżelitychceszczegoświęcej,aonanie,tobędzieproblem.
– Po tym, jak rozstała się z tym zadufanym w sobie bubkiem, Harrisonem, całkiem zamknęła się w
sobie–dodałaClaudia.–Miarkasięprzebrała.Spotykałasięzwielomafacetamiikażdyznichmydlił
jejoczy,apotemłamałjejserce.Niewiedziećczemuuroiłasobiewtejswojejpokręconejgłowie,że
Harrisonjestinny.
–Alemyśmywiedziałyodpoczątku,żetocwaniakiżebędzieprzezniegocierpieć–uzupełniłaLisa.
– Nigdy za nim nie przepadałyśmy. Avery wiedziała o tym, ale nic sobie z tego nie robiła. Ty
natomiast…Chybamożnapowiedzieć,żesięnampodobasz–oceniłaClaudiazuśmiechem.
Roześmiałemsię.
–Dopierocosiępoznaliśmy.
–Powiedzmy,żepogadałyśmytrochęzCameronemiWillow,apotempogooglałyśmynieco.Wygląda
nato,żejesteśporządnymfacetemzgłowąnakarku,którydoskonalewie,czegochce.Jeżelichceszsię
związaćznaszącórką,będzieszmusiałsięprzebićprzeztendurnymur,którywokółsiebiezbudowała.
Słyszałeśjużonim?
–Nie–potrząsnąłemgłową.
– To jeszcze usłyszysz. – Lisa przewróciła oczami. – Jest potwornie uparta. Dzięki temu jest takim
doskonałymadwokatem,aletybędzieszmusiałprzycisnąćjądwarazysilniej.
Odkaszlnąłem,widząc,żeAverysiędonaszbliża.
–Cosiętudzieje?–zapytała,siadającnaprzeciwko.
–Nic,kochanie.Liamopowiadałnamoswojejfirmie–odparłaClaudia.
–Aha.–Powiodławzrokiemponaszychtwarzach.
Imprezasięrozkręcała.WillowprzyniosłatortiwszyscyodśpiewaliśmyAverySto lat. Nie mogłem
się powstrzymać i zrobiłem jej kilka zdjęć. Wyglądała tak pięknie i była taka uszczęśliwiona. Gdy za
ostatnim z gości zamknęły się drzwi, zaproponowałem jej, żeby wyszła ze mną na balkon, gdzie
wręczyłemjejpięknieopakowanepudełeczkozbiałąkokardą.
–Wszystkiegonajlepszego.Chciałemcitopodarowaćnaosobności.
–Liam,wogólenicminiemusiałeśdawać.
–Alechciałem.Avery,dziśsątwojeurodzinyiprzyjaźnimysię.Apozatym,jesteśmoimadwokatem,
azawszedajęmoimadwokatomprezentynaurodziny.
–Nieprawda–roześmiałasię.
–Wiem.Alewtymrokutakjest.Nodalej,otwórz.
Rozsunęłabiałąwstążeczkęizdjęławieczko,ajejuśmiechpogłębiałsięcorazbardziej.
–Liam,orany,tomojeulubioneperfumy.Skądwiedziałeś?
–Jakbyłemuciebiewdomu,zauważyłemflakoniknakomodzie,jużprawiepusty.
Popatrzyłanamnieispuściłaoczy.
–Dziękuję.Naprawdę,nietrzebabyło.
Podniosłemjejbrodępalcem.
–Niemazaco–uśmiechnąłemsięzczułością.
–Zaraz,atoco?–Wyjęłabiałąkarteczkęprzyczepionąodśrodkadowieczka.Roześmiałasię.
Idealnenajednonocnyseks.Bezkoniecznościzostawaniananoc.Wszędzieiokażdejporze.
Ogarnęłamnieramionamiiprzytuliłasię.
– Niestety nie mogę tego od razu z tobą przetestować, bo moje mamy śpią dzisiaj u mnie i muszę je
zabraćdodomu.
–Wiem.Propozycjamanieograniczonądatęważności,więcmożeszskorzystać,kiedyzechcesz.Będę
się zbierał, na pewno chcesz spędzić trochę czasu z rodziną. – Przycisnąłem usta do jej czoła. – Mam
nadzieję,żemiłospędziłaśurodziny.
–Fantastyczne–odparłarozpromieniona.
Pożegnałem się z Lisą, Claudią, Willow i Cameronem i pojechałem do siebie. Nie mogłem przestać
myśleć o tym murze, który Avery zbudowała wokół siebie. Postanowiłem go rozebrać, stopniowo,
cegiełkapocegiełce.
Rozdział27
AVERY
P
odziękowałamWillowiCamowizanajlepsząimprezęurodzinowąwżyciu,poczymrazemzmamami
wsiadłyśmydotaksówkiipojechałyśmydomnie.
–Powiesznam,cojestwtympudełeczku,któredostałaśodLiama?–zapytałaClaudia.
–PerfumyCocoChanelizaproszenienaseks.
–Aniechżego.Podobamisiętengość–uśmiechnęłasięLisa.
– To co tak naprawdę jest grane między wami? Mówisz, że tylko ze sobą sypiacie, ale mnie się
wydaje,żetocoświęcej–zauważyłaClaudia.
–Niemamiędzynaminicpozaseksem.Możeszbyćpewna.
Taksówka zatrzymała się pod moim domem. Wysiadłyśmy i wjechałyśmy na górę do mojego
mieszkania.
–Aleonwyglądanaświetnegofacetainajwyraźniejbardzocięlubi.
–Mhm.Naprawdęwydajesię,żejesttobącałkiemzainteresowany,Avery–dołączyłasięLisa.
–Jestświetnymfacetemidlategotrzymamgonadystans.Mur–przesunęłamprzedsobąrękąwgóręi
wdół–mniechroni.
–Tyitentwójmur–prychnęłaClaudia.–Musiszgorozwalićiznowuzacząćżyć,skarbie.
Westchnęłam.
– Żyję, mamo. Jest mi dobrze tak, jak jest. Faceci robią to cały czas, więc czemu ja nie mogę? Ej,
możemyjużdziśdarowaćsobieLiamaWyatta?Jestcośinnego,oczymchciałamzwamiporozmawiać.
Poczułamskurczwbrzuchunamyślotym,żemuszępowiedziećimoJohnie.
–WidziałamsięzJohnem.Byłprzedstawicielemstrony,którapozwałaWyattEnterprises.
– I co? Co ci ten łajdak miał do powiedzenia? – zapytała Claudia i obie z Lisą rozsiadły się na
kanapie.
– Niewiele. Załatwiliśmy sprawę, a on cały czas się na mnie gapił. Po spotkaniu powiedział mi na
boku,żesięodezwie.
–Izrobiłto?–zapytałaLisa.
–Tekwiatyumniewbiurzebyłyodniego.Ikartkazżyczeniami.
Claudiawstałaiskierowałasiędokuchni,potrząsającgłową.
–Naglepotylulatachtenpieprzonyskunksprzypomniałsobieotwoichurodzinach?
–Cozamierzaszzrobić?–zapytałaLisaspokojnie.
–Nic.Niemapraważądać,żebystaćsięczęściąmojegożycia.Jeżeliwpadnęnaniegowsądzie,będę
udawać,żegoniewidzę.Jestdlamnieobcymczłowiekiem.
–Wiedziałam,żetakbędzie,jeżeliprzyjmiesztępracę–stwierdziłaClaudia,opierającsięoladę.–
Wiedziałam,żeprędzejczypóźniejnasiebiewpadniecieityteżtowiedziałaś.–Wysunęłapalecwmoją
stronę.
–Możeitak.
– Zależy ci, żeby cię docenił, Avery – odezwała się Lisa. – To naturalne. Nadal jest twoim ojcem,
nawetjeżeligoniema.Chcesz,żebybyłzciebiedumny.
–Mamgdzieś,coomniemyśli.–Dooczunabiegłymiłzy.
Lisawstałazkanapyiotoczyłamnieramionami,przyciskającmiustadogłowy.
– Już dobrze, kochanie. Jesteś tylko człowiekiem i to najzupełniej normalne, że potrzebujesz jego
uznaniaiaprobaty,nawetjeżelitonajwiększydupekzcałegomęskiegogatunku.
Claudia i Lisa wstały o piątej, jeszcze przede mną. Zwlokłam się z kanapy i polazłam do łazienki
wziąć prysznic i przygotować się do roboty. Chciały wyjechać z samego rana, bo Claudia musiała
dokończyćjakieśbadaniawlaboratorium,więcpostanowiłyśmyjeszczezjeśćrazemśniadanie.
–Maciejakiśpomysł,dokądchcecieiść?–zapytałam.
– Do Ollie’s. Widziałyśmy to miejsce wczoraj, gdy przechadzałyśmy się po okolicy – odrzekła
Claudia,nalewającmikawy.
–Toświetnaknajpka.Byłamtamwczorajranonagofrach.
–Oj,Avery–zawyłaLisa.–Właśniemówiłyśmywczoraj,jakdziwniejestniezrobićcigofrówna
urodzinoweśniadanie.
Claudiapodeszładomnie,wyciągającręce.
–Chodźtudomnie,mojemaleństwo.–Przytuliłamniemocno.–Będziemyzatobątęsknić.
–Mamo,mieszkacieogodzinępiętnaściedrogistąd.Możemysięwidywać,kiedyzechcecie.Poprostu
tepierwszetygodniebyłytrochęzwariowane,bomusiałamsięurządzićwnowymmieszkaniuiwfirmie.
Mogęprzecieżwpaśćdowasnaweekendwdowolnymmomencie.
–Maszrację.Alejakośtakmampoczucie,żejesteśtakdaleko.
Lisaspojrzałanazegar.
–Zbierajmysię,dziewczyny.Umieramzgłodu.
WzięłamaktówkęitorebkęiposzłyśmydoOllie’s.
–Dzieńdobry–uśmiechnęłasiędonastasamadziarskabrunetkacowczoraj.–Dziśstolikdlatrzech
osób?
–Dlaczterech–poprawiłaClaudia.
Spojrzałamnaniązdumiona.
–Czterech?Ktojeszczemaprzyjść?
–Znajomy.
Ciemnowłosadziewczynazaprowadziłanasdoczteroosobowegostolikaprzyoknie.
–Mamo.Jakiznajomy?
–O,właśnieprzyszedł–uśmiechnęłasięLisaipomachałaręką.
Wciążnastojącoodwróciłamsięizobaczyłam,żewnasząstronęidzieLiam.
–Dzieńdobry–powiedziałwesoło,siadającnakrześleobokmnie.
–Dzieńdobry.–Zmrużyłamjednooko.–Mamo?
Zamachałarękamiprzedsobą.
–Taknamsięmiłowczorajrozmawiało.NaprawdębardzopolubiłyśmypanaWyattaichciałyśmysię
znimodpowiedniopożegnać.Więcnapisałyśmydoniegowczorajizapytałyśmy,czyniemaochotyzjeść
znamidziśśniadania.
Przewróciłam oczami. Doskonale wiedziałam, o co im chodziło. Wyjęłam telefon z torebki i
przebiegłamprzezwysłanewiadomości.
„Liam,tuClaudia,mamaAvery.Byłobynambardzomiło,gdybyśzechciałzjeśćjutrośniadanieznami
izAverywOllie’soósmej”.
„Dziękuję,Claudia.Bardzochętnie”.
Podniosłamtelefondogóry.
–Tojestnaruszeniemojejprywatności.
–Oj,proszęcię.Wysłałyśmytylkoesemesa.
Jeszczerazprzewróciłamoczamiinapiłamsiękawy.
–Nigdywcześniejniezapraszałyściemoichmęskichznajomychnaśniadanie.
–Bożadnegoznichnielubiłyśmy–odparłaLisazuśmiechem.
Westchnęłam. Kelnerka przyniosła jedzenie. Jedliśmy i gawędziliśmy, aż wreszcie musiałam się
zbieraćdobiura.NaulicyuściskałamClaudięiLisęiLiamzrobiłtosamo.Zmarszczyłambrwi.
– Nie zapomnij przyjechać niedługo do domu na weekend i przywieź ze sobą tego przystojniaka. –
ClaudiapołożyładłońnapiersiLiamaimrugnęłaprzyjaźnie.
–Cześćwam,mamuśki–powiedziałamchmurnie.
Zadowolonewsiadłydosamochoduiodjechały.PotrząsnęłamgłowąispojrzałamnaLiama.
–Co?Toniemojawina,żemniepolubiły.
–Idędopracy.Miłegodnia,panieWyatt.–Ruszyłamenergicznieprzedsiebie.
–Hej,Avery–zawołałzamnąLiam.
Przystanęłamiobejrzałamsię.
–Zjemydziśrazemkolację?
–Pracujędopóźna.Możeinnymrazem.
–Trzymamcięzasłowo.
Zrobiłamnieokreślonygestrękąiodeszłam,uśmiechającsiędosiebiejakgłupia.
Rozdział28
LIAM
W
sunąłem ręce w kieszenie i ruszyłem ulicą z uśmiechem od ucha do ucha. Avery jeszcze o tym nie
wiedziała,alezjedzisiajzemnąkolację.ClaudiaiLisapowiedziały,żetrzebająprzycisnąćdwarazy
mocniejitakimiałemzamiar.Koniectychdurnychgierek,PanPotulnystraciłcierpliwość.Chciałembyć
zAveryLewisichoćbymmiałstanąćnagłowie,totaksięstanie.
WbiurzewyjąłemtelefonizadzwoniłemdoElli,jejsekretarki.
–BiuroAveryLewis,czymmogęsłużyć?
–Dzieńdobry,mówiLiamWyatt.
–O,dzieńdobry,panie…
–Ćśśś.Niechcę,żebyAverywiedziała,żerozmawialiśmy.
–Okej.Wczymmogępomóc?
–Averypowiedziała,żedziśpracujedopóźna.Chciałbymsiędowiedzieć,czybędziewbiurzesama,
czyzkimś.Chciałbymjejprzynieśćkolacjędokancelarii.
–O,jaktomiło.Dobrze.Sprawdzęto.Proszęmipodaćswójnumerioddzwonię,jaktylkosięczegoś
dowiem.
–Dziękuję,Ella.Ipamiętaj,anisłowaAvery.
–Rozumiesię.
Zakończyłem połączenie i odchyliłem się na fotelu. Zastanawiałem się, co zamówić na wieczór, gdy
nagledopokojuwszedłOliver.
–Cośtakizamyślony?
–Zastanawiamsię,cozanieśćAverydobiuranakolację.
–Znowujecierazemkolację?Tomiło.
–Onajeszczeotymniewie.
Oliveruniósłbrwi.
–Kolacjaniespodzianka.Jeszczelepiej.
–Zaproponowałemjejkolację,alepowiedziała,żepracujedopóźnaiżenietymrazem.Mamdośćtej
zabawy,stary.Wysuwammojenajcięższedziałairuszamdoataku.Nieważne,czytopotrwajedendzień,
tydzień,miesiąc,czyrok.Musibyćmoja.
–Wreszciemówiszjakmójbrat.–Wstałzszerokimuśmiechem.
–Chciałeśczegośodemnie?–zapytałem.
–Nie.Chciałemzapytać,czymaszochotępójśćznamidziświeczoremnakolację.Alezdajesię,że
maszjużinneplany.
–Dzięki,stary.Innymrazem.
GdyOliverwyszedłzpokoju,zadzwoniłmójtelefon.
–LiamWyatt.
–Dzieńdobry,mówiElla–powiedziałaściszonymgłosem.
–Cześć,Ella.
– Avery będzie dziś w biurze sama. Mieli siedzieć nad jedną sprawą z Joelem, ale jego żona się
rozchorowałaimusiałwcześniejwyjść.
–Tomyślisz,żeonamimowszystkozostaniewpracy?
–Tak.Powiedziała,żemamasęrobotyiżezostaniedopóźna.
–Dziękuję,Ella.Odwdzięczęsię.
–Bardzoproszę.Miłegowieczoru.
–Takijestplan.
Dobiegłmniejejcichyśmiechirozłączyłemsię.
OósmejwsiadłemdowindywbiurowcuAvery.Zbliżającsiędojejpokoju,widziałemją,jaksiedzi
przybiurkuiczytajakąśprawnicząksiążkę.
–Ehm–zakaszlałemodprogu.
Podniosłagłowęiprzezchwilępatrzyliśmynasiebie.
–Liam,cotyturobisz?
Podniosłemdogórybiałąreklamówkę,którątrzymałemwręce.
–Przyniosłemcikolację.Mamnadzieję,żejeszczeniejadłaś?
Odłożyładługopisizamknęłaksiążkę.
–Nie,niemiałamkiedy.Niemusiałeś.
– Wiem, ale chciałem. Musisz coś jeść, a ja też jestem głodny, więc pomyślałem, że możemy zjeść
razem.Chybanicsięniestanie,jeżelizrobiszsobiemałąprzerwę.
Zawahałasię.Miałazamgloneoczyiwyglądałanazmęczoną,alebyłapięknajakzawsze.
–Cotamprzyniosłeś?
–Chińszczyznę.
–Uwielbiam.Wtakimraziemożeszwejść–uśmiechnęłasię.
Roześmiałemsię,wszedłemdopokojuipołożyłempakunkinakrześle.
–Możezjemywkuchni?–zaproponowała,wstajączzabiurka.
Poszedłemzaniąkorytarzemdokuchni.
–Jesteśzupełniesama?
–Nie,jestjeszczeMark.Cośtamdopinaprzedjutrzejsząrozprawą.
Wyjąłempudełkaztorby,aAveryotworzyłalodówkę.
–Mamytylkomineralnąwbutelkach.Możebyć?
– Pewnie. – Uśmiechnąłem się i usiadłem za stołem. – Nie byłem pewien, co lubisz, więc wziąłem
kurczakaiwieprzowinę.
–Lubięwszystko.–Usiadłanawprostmnieipodsunęłamibutelkęwody.–Cholera,zatozdajesię,
żeniemamytalerzy.
–Niemaproblemu.Możemyjeśćprostozpudełek,rozłożymyjesobienaśrodku.
Było cudownie. Na całym świecie nie było miejsca, gdzie wolałbym być w tej chwili. Najchętniej
jadłbym z nią kolację co wieczór. Przy niej czułem się wyjątkowy. Nigdy wcześniej mi się to nie
zdarzyło.
–Jakciminąłdzień?–zapytała.
– Miałem sporo spraw do załatwienia. Nie muszę pytać o ciebie, bo sądząc po twoim biurku, też
miałaśhukroboty.
–Takajużprawniczadola.–Uśmiechnęłasię,zaczęładłubaćpałeczkamiwkurczakuzsezamem.
–BardzopolubiłemClaudięiLisę.Sąnaprawdęświetne.
–Dzięki.Teżtakmyślę,nawetjeżelilubiąsięczasemwtrącaćdomojegożycia.
–Niepowiedziałbym,żesięwtrącają.Poprostuchcą,żebyśbyłaszczęśliwa.
Gdytakgawędziliśmy,wkuchnipojawiłsięMark.
–Cześć,Liam.Cotyturobisz?
–Cześć,Mark.–Wstałemiuścisnąłemmudłoń.
–MusimyobgadaćcośwzwiązkuzpozwemfirmyLiama–wyjaśniłaAverypośpiesznie.
–Aha.Przykolacji?
–Tak.Przykolacji.Czycośztymniewporządku?–zapytałempoważnie.
–Hm.Nie.Jakwampasuje.Jawkażdymrazieuciekam.Tyteżniesiedźzadługo,Avery.Nielubię,
kiedykoleżankizostajątusamewnocy.
–Dobrze,Mark.
–Dopilnuję,żebynicsięjejniestało–powiedziałemjeszcze,zanimwyszedł.
–Dzięki,Liam.–Wyszedł,aAverywestchnęłaciężko.
–Cotam?
–Nic.Jestemtylkozmęczona.
Skończyliśmy jeść i pomogłem Avery posprzątać. Gdy wróciliśmy do niej do biura, zauważyłem
pięknybukietkwiatówwrogubiurka.
–Ładne.
–Zapomniałamcipowiedziećwczorajwieczorem.Johnmijeprzysłał.
–Naprawdę?Dziwięsię,żejeszczeichniewyrzuciłaś.
–Zrobiłabymto,wierzmi,alesązbytpiękne,żebyjewyrzucić.Tylkoodsamejświadomości,żesąod
niego,niemogęnaniepatrzeć.
Usiadłemwfotelunaprzeciwkojejbiurka,aonastałapośrodkupokoju.
–Cotyrobisz?
–Poczekam,ażskończysz.Niezostawięciętusamej.
– Dlaczego? Bo jestem kobietą? Zapewniam, że mogłabym nieźle skopać ci dupę – powiedziała z
zadziornymuśmiechem.
Uniosłemgłowęiprzyjrzałemjejsięuważnie.
–Taksądzisz?
–Jatowiem,panieWyatt.Aterazproszęniedyskutowaćigrzeczniewyjśćzmojegobiura.
Wstałem, chwyciłem ją i lekko popchnąłem na ścianę, jedną dłonią przytrzymując jej obie ręce za
nadgarstki nad głową, a drugą przesuwając w górę jej uda, aż moje palce trafiły na majteczki. Jęknęła
cicho.Zbliżyłemtwarznakilkacentymetrówodniej.
–Skopieszmiterazdupę?–zapytałem,błądzącjęzykiempojejszyi.
–Może.Musiszsiębardziejpostarać.
Odchyliłemjejmajtkiizanurzyłemwniąpalce.Byłajużcałamokraipodniecona.
–Taklepiej?–Wciążcałowałemjąposzyi.
Jejoddechstałsięszybkiiurywany.
–Lepiej.
Mójjęzykześlizgnąłsięwdółdodekoltujejbluzki.
– Powiedz mi, czego chcesz. – Palcami nie przestawałem buszować w jej wilgotnym, gorącym
wnętrzu.
Próbowałaoswobodzićsobieręce,więczacieśniłemdłońnajejprzegubach.
–Puśćmnie,tocipokażę.–Przygryzładolnąwargęiprawiesięzatraciłem.
Pomałuuwolniłemjejjednąrękę,któranatychmiastprzylgnęładomoichspodni,lekkopodszczypując
mójtwardyczłonek.
–Tego.
Zacząłemdelikatnielizaćjąpowargach,całyczasporuszającwniejpalcem.Rozpięłamipasek,guzik
irozporeki,zanimsięzorientowałem,jużmiałemjejrękęwbokserkach,delikatniepieszczącąmifiuta.
Nieodrywaliśmyoczuodsiebie,ajejpierśunosiłasięiopadałagwałtownie.Oddychałaztrudemi
naglezustwyrwałjejsięprzeciągłyjęk,aprzezjejciałoprzebiegłstrumieńorgazmu.
–Takjest,mała.Tolubię–wyszeptałemzustaminajejszyi.
Puściłemjejdrugąrękęirozpiąłemspódnicę,pozwalającjejopaśćnaziemię.Odsunęłająistanęła
przede mną w czerwonych, koronkowych stringach, czarnych wysokich szpilkach i kremowej bluzce.
Byłanajseksowniejsząkobietą,jakąwżyciuwidziałem.Dwomakopniakamipozbyłemsiębutów,aona
ściągnęłamispodnie,uwalniającmójpulsującyczłonekwyrywającysiękuniej.Pieściłamniewgóręi
wdół,ajapowolirozpiąłemjejbluzkęizsunąłemjejzramion.Patrzyłemzachwyconynajejwielkie,
krągłe piersi, częściowo zakryte przez koronkowy biustonosz. Złapałem ją za biodra i odwróciłem
przodem do biurka. Zdjąłem jej majtki, złapałem ją za te fantastycznie jędrne pośladki. Wypięła się,
niemalbłagając,żebymjąprzeleciał.
–Tegochciałaś?–wychrypiałem,wsuwającwniącałąmojądługość.
–Tak–jęknęłasłabo.
Poruszałem się w przód i w tył, a mój język zataczał niewielkie koła na jej ramieniu, od czego
rozgrzała się jeszcze bardziej. Ogarnąłem ją od tyłu ramieniem i przycisnąłem palec do łechtaczki,
głaszcząc ją w rytm moich coraz bardziej gwałtownych ruchów. Jej jęki stały się coraz głośniejsze, a
wkrótce i ja dołączyłem do niej, kiedy oboje doszliśmy jednocześnie. Natarłem na nią głęboko jeszcze
raz i znieruchomiałem, rozlewając w niej całą moją rozkosz. Staliśmy tam jeszcze przez chwilę,
odzyskując oddech, czekając, aż uspokoją nam się serca. Chciałem jej powiedzieć tu i teraz, że ją
kocham.Alegdybymtozrobił,tobymjejpewniewięcejniezobaczył.Więctylkocichotopomyślałem.
Wysunąłem się z niej, jednocześnie zaciskając ramiona wokół jej talii i położyłem głowę na jej
ramieniu. Tego właśnie tak rozpaczliwie pragnąłem, obejmować ją i chronić. Po paru chwilach
ubraliśmysięizabrałemjądodomu.
–Dziękujęzakolacjęizato,żeprzeszkodziłeśmiwpracy.
–Całaprzyjemnośćpomojejstronie.–Zuśmiechemprzesunąłemustamipojejwargach.–Dobranoc,
Avery.
–Dobranoc,Liam.–Weszładomieszkaniaizamknęładrzwi.
Chybanigdywżyciunieczułemsiętakosamotniony.
Rozdział29
AVERY
J
aktylkozamknęłamzasobądrzwi,oparłamsięonieciężkoiosunęłamsięnapodłogę.Sprawymiędzy
nami nabierały tempa. Jego obecność stawała się coraz bardziej intensywna. Wszystko, perfumy,
śniadanie, kolacja i ten nieziemski seks, coraz lepszy za każdym razem, zaczynały mącić mi w głowie.
Złapałamsięnatym,żemyślęonimprzezcałyczas.Zwykłedrobiazgizaczynałymisięznimkojarzyć,a
teraz, za każdym razem, jak usiądę za biurkiem, już zawsze pomyślę o tym, co tam się dzisiaj stało.
Wcześniej pragnęłam go tylko fizycznie, a teraz okazało się, że chcę go całego. Dobrze mi się z nim
rozmawiało. Mimo że odpychałam go cały czas, moje mechanizmy obronne puszczały i musiałam
interweniować. To było nowe, ryzykowne, ekscytujące. Ale ile czasu mogłoby to potrwać? Jak długo
trzeba, żeby przyszedł i powiedział, że powinniśmy się spotykać z innymi albo zrobić sobie małą
przerwę?Mojeuczuciadoniegobyłygłębszeniżkiedykolwiekdokogoinnegoiuświadamiałamtosobie
każdego dnia. Gdyby mnie zranił, chyba bym tego nie przeżyła. Dobra, może i bym przeżyła, ale
zakopałabymsiętakgłęboko,żejużnigdyniezdołałabymwyjśćnapowierzchnię.Wiedziałamjuż,jakto
działa.Onmiałpieniądze,sukcesyiwdzięk.Jaksięmnąznudzi,zaczniesięrozglądaćzakimśinnym.Był
milioneremiplayboyem,którymógłmiećwszystkonazawołanie.Jakbyco,toonodejdziebezszwanku,
azemnienicniezostanie.
Następnego dnia, gdy siedziałam przy biurku i przygotowywałam sprawę Wyatt Enterprises, usiłując
niemyślećoLiamie,Ellawniosłamidopokojubukiet.
–Zobacz,cowłaśniedociebieprzyszło–obwieściłaucieszona.
Podniosłamwzrokizobaczyłamdokładnietakąsamąkompozycję,jakta,którąprzysłałmiJohn.
– Otwórz bilecik, otwórz bilecik – niecierpliwiła się Ella, stawiając mi kwiaty po drugiej stronie
biurka.
Za nic na świecie nie mogłam zrozumieć, kto mógłby mi je przysłać. Wzięłam od niej kopertę,
otworzyłamiwyjęłamkartonik.
Avery,wiem,żesązbytpiękne,żebyjewyrzucić,więcmożeszzachowaćjezamiasttychodJohna.
Mamnadzieję,żepatrzenienatesprawiciwiększąprzyjemność.
Całusy,Liam.
Cojest,docholery,zastanawiałamsię,wpatrującsięwbilecik.Cośmniezakłułowpiersiisamanie
wiedziałamdlaczego.
–Ktojeprzysłał?–Ellaażwyłaziłazeskóry.
–WyattEnterprises.Zpodziękowaniemzapoprowadzenieichsprawy.
Popatrzyłanamniezgrymasemnatwarzy.
–O.Todziwne,żesądokładnietakiesame,jakte,którejużmasz.Tochybajakiśmodnyzestaw.
–Tak,natowygląda–uśmiechnęłamsięwymijająco.
Wyszła z pokoju, a ja wzięłam bukiet od Johna i wyrzuciłam go do śmieci, a na ich miejscu
postawiłamkwiatyodLiama.Wzięłamdorękitelefoniwysłałamdoniegowiadomość.
„Dziękujęzakwiaty.Tobardzomiłeztwojejstrony”.
„Bardzoproszę.Spotkamysiępóźniej?”
„Niemogę.Willowumówiłanasnaspa,apotemidziemynakolację”.
„Fajnie.Relaksujciesiędziewczyny.PozdrowieniadlaWillowidozobaczenianiedługo”.
„Dziękuję.Trzymajsię”.
Przezdłuższąchwilęwpatrywałamsięwswójtelefon,zanimwkońcuodłożyłamgonabok.
Umówiłam się z Willow w spa i spędziłyśmy beztrosko kilka godzin na zabiegach twarzy, masażu i
przy kilku kieliszkach wina. Gdy wychodziłyśmy, zastanawiając się, gdzie pójść na kolację, Willow
odebrałatelefonodopiekunki,któraprzepraszała,alewypadłajejjakaśpilnasytuacjarodzinnaimusiała
wyjść.Uściskałyśmysięipostanowiłamwrócićdodomupieszo,bosalonodnowyznajdowałsięraptem
trzyprzeczniceodmojegodomu.Szłamchodnikiem,jednocześnieczytające-maile,gdynagleusłyszałam,
jakktośwołamniepoimieniu.
–Witaj,Avery.
Sercepodskoczyłomidogardła,bostanęłamtwarząwtwarzzmoimojcem.
–Chciałemdociebiezadzwonić.Dostałaśmojekwiaty?
Przełknęłamztrudemślinę,zcałychsiłstarającsięopanowaćnarastającewemniewzburzenie.
–Tak.
–Cieszęsię.Powinniśmyporozmawiać.
Powinniśmyporozmawiać.Miałcałemojeżycienato,żebyzemnąrozmawiać.
–Niemaoczym,John.Przepraszam,alemuszęjużiść.
Ruszyłamprzedsiebie,aleprzytrzymałmnielekkozałokieć.
–Nieodchodź,Avery.
– Zabieraj ode mnie łapy! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. – Jakim prawem prosisz, żebym nie
odchodziła,skorotyrobiłeśtoprzezcałemojeżycie?
–Wiem.Rozumiem,żejesteśzła.Niebyłomnieprzytobie.
Jegowzrokpadłnacośzamoimiplecamiipoczułamlekkidotyknaramieniu.
–Avery,wszystkowporządku?–zapytałLiam.
Spojrzałam na niego i nagle ogarnął mnie spokój. Odwróciłam się i zmierzyłam wzrokiem mojego
ojca.
–Nie,nierozumiesz.Niejestemzła.Jakmożnasięzłościćnakogoś,kogosięwogóleniezna?
Odeszłam,aLiampodążyłzamną.
–Cotamsięstało?–zapytał,próbującdotrzymaćmikroku.
–Muszęsięnapić.Wejdzieszzemną?–PopchnęłamdrzwidobaruonazwieLouie’s.
Usiedliśmyprzystoledladwóchosób.
–Copodać?–zapytałakelnerkazuśmiechem.
–Dlamniewhiskyzcytryną.Podwójna.
–Ajapoproszęszkockązlodem–powiedziałLiam.
Wziąłmniezarękęleżącąnastoleiutkwiłwemniespojrzenie.
–Odetchnijgłęboko.
Nabrałam powietrza. Kelnerka przyniosła nam drinki. Natychmiast sięgnęłam po szklankę i
pociągnęłamsporyłyk.
– Wracałam ze spa do domu i wpadłam na niego na ulicy. Wyobrażasz sobie, że miał czelność
powiedziećmi,żepowinniśmyporozmawiać?Zakogoonsięuważa,docholery?–Znowunapiłamsię
whisky.
–Uspokójsię.Odtwojejirytacjinicsięniepoprawi.
–Czegoonwogólemożeodemniechcieć?
–Niewiem.Możechcecięterazpoznać.
–Toźletrafił,botosięniestanie.
– Avery, proszę cię, nie gniewaj się, że to powiem, ale wiedziałaś, że to się w końcu wydarzy. Że
spotkasz go, jak przeprowadzisz się do Nowego Jorku. Prędzej czy później będziesz musiała jakoś
rozwiązaćtęsprawę.
–Nicniebędęmusiała,Liam.–Wychyliłamresztęmojejwhisky,cisnęłamplikbanknotównastółi
wyszłamzbaru.Jakmógłwogólecośtakiegopowiedzieć?Oczywiściewyleciałzamną.
–Poczekaj.Niepowiedziałemtego,żebycięrozeźlić.
–Muszębyćsama.Pogadamykiedyindziej.Przepraszam,Liam.–Odeszłampospiesznie.Miałamdo
pokonania jeszcze tylko jedno skrzyżowanie, aby dotrzeć do domu. Marzyłam jedynie o tym, żeby
zanurzyćsięwwanniepełnejgorącejwodyiwypłukaćzsiebiewszelkiemyśliomoimojcu.
Rozdział30
LIAM
W
yszedłem właśnie z restauracji po tym, jak spotkałem się na kolacji z Maxem i zobaczyłem Avery
stojącąnaulicynawprostswojegoojca.Chciałemjązabraćdodomu,alezamiasttegorozdrażniłemją
jeszczebardziejtym,copowiedziałem.Będziemusiałasięznimzmierzyćprędzejczypóźniej,czytego
chce, czy nie. Była silna, ale pęknięta i jedyne co mogła zrobić, żeby te rany się zabliźniły, to z nim
porozmawiać.CorazbardziejprzypominałamiOliveraizaczynałomnietoniepokoić.
Następnego dnia obudziłem się, wziąłem prysznic, przyszykowałem się do biura i pojechałem do
Olivera.
–Dzieńdobry–powiedziałem,wchodzącipocałowałemDelilahwpoliczek.
Przyłożyładłońdoustiwybiegłazpokoju.
–Powiedziałemcośnietak?–roześmiałemsięispojrzałemnaOlivera.
–Porannemdłości.Próbowaliśmysiękochaćdziśrano,alecochwilęwstawałaileciaładołazienki.
Niemogłempowstrzymaćsięodśmiechuipokręciłemgłową.
–MaszjakieświeściodSophie?
–Tak.ŚwietniesiębawiwVermont.Coztobą?Wyglądasz,jakbyśniezmrużyłoka.
–Ażtakwidać?–zapytałeminapiłemsiękawy.
–Cojestgrane?Avery?
Westchnąłem.
– Wpadła wczoraj na swojego ojca na ulicy i trochę się posprzeczali. No więc rzecz jasna cała się
uniosła, a potem wkurzyła się na mnie, bo powiedziałem, że będzie musiała to załatwić prędzej czy
później.Niewiem,jakjejpomóc.Staramsiębyćprzyniej,alemnieodpycha.Zupełniejakty,przedtym,
jakpoznałeśDelilah.
–Tonieciekawie.
– Bardzo nieciekawie. Chcę z nią być. Chcę być z nią w prawdziwym związku. Mam dosyć tego
przypadkowegoseksu.
–Rozumiem.
–Jakjednakobietamożebyćtakaniesamowitaitakaskomplikowana?
–Towłaśniejestmiłość–uśmiechnąłsię.–Witajwklubie.
DojadalniwróciłaDelilah.
–Oczymrozmawiacie?
–Dobrzesięczujesz?–zapytałem,kiedyusiadła.
–Okołodziesiątejpowinnobyćlepiej.Wtedymijakośodpuszcza.RozmawiacieoAvery?
–Limwłaśniemówił,żejeststrasznieskomplikowana–odpowiedziałOliver.
–E,tylkowtwoichoczach.
Westchnąłem.SkończyliśmyzOliveremśniadanieipojechaliśmydopracy.
Siedziałemprzybiurkuiprzeglądałemjakieśumowy,alemojemyśliustawiczniewracałydoAvery.
Musiałemsięupewnić,żewszystkouniejwporządkupowczorajszymwieczorze.Miałemnadzieję,że
jużsięnamnieniewścieka.Wziąłemtelefondorękiiwysłałemjejesemesa.Miałemwrażenie,żedałem
jejjużwystarczającodużoczasu.
„Cześć.Wściekaszsięjeszcze?”
Odłożyłemtelefoniczekałemnaodpowiedź.Minęłagodzinaiwciążżadnychwieści.Oliverwszedł
domojegogabinetuirzuciłminabiurkoplikpapierów.
– W ten weekend jedziemy do Hamptons spotkać się z Jerrym Greenwoodem i przedyskutować
warunki kupna jego budynku. Wyjeżdżamy jutro po południu i wracamy w niedzielę wieczorem.
Wynająłemdlanasjacht,żebyśmypospotkaniumoglitrochępopływać.
–Dzięki,Oliver,alemyślę,żejawrócęsamochodemzarazpospotkaniu.BawciesiędobrzezDelilah.
–Przykromi,braciszku,alezostajeszznami.Ciężkoostatniopracowałeśinależycisięodpoczynek.
Trochęsłońcaikilkadrinkówdobrzecizrobi.Imożemysobieposzalećnaskuterachwodnych,takjak
kiedyś.
–Oliver,naprawdę,muszęskończyćwreszcietęłazienkę.
–Łazienkanieucieknie.Kiedywrócisz,będzienaciebieczekaćnaswoimmiejscu.Jedzieszznamii
niechcęwięcejsłyszećsłowanatentemat.–Dźgnąłmniepalcemiwyszedł.
Pokręciłem głową i obróciłem się na fotelu przodem do okna. Spoglądając z góry na panoramę
NowegoJorku,pomyślałem,żemożefaktycznietoniejesttakizłypomysł,żebywyjechaćizapomnieć
trochęoAvery.Przecieżitakniemiałemzniążadnychplanówwtenweekend.
AVERY
Wyszłamzsalirozprawiwłączyłamtelefon.CzekałanamniewiadomośćodLiama.
„Przepraszam. Byłam w sądzie. Nie, nie wściekam się. Wczoraj byłam zła przez niego, nie przez
ciebie.Wracamnasalę,pogadamypóźniej”.
Tobyłaprawda,coLiampowiedziałwczorajwieczorem.Prędzejczypóźniejbędęmusiałazałatwić
tęsprawęzJohnem.Itonienasalisądowejaniwkancelarii,tylkonaosobności,wedwoje.Wyglądało
nato,żeniedamispokoju,ażnieporozmawiamy.
Porozprawiewróciłamdobiura,aleEllazatrzymałamnie,zanimweszłamdoswojegopokoju.
–Timcięszukał.Prosił,żebyśzajrzaładoniegodobiura.
–Dziękuję,Ella.
OdwróciłamsięnapięcieiposzłamdoTima.Rozmawiałprzeztelefon,alezamachał,żebymweszła.
Gdyusiadłamnaprzeciwjegobiurka,skończyłrozmowęiodchyliłsięwfotelu.
–Ellamówiła,żechceszzemnąporozmawiać.
– Tak. Dzwonił Oliver Wyatt. Prosi, żebyś w ten weekend pojechała z nim do Hamptons i
towarzyszyłamuwnegocjacjachwarunkówzakupubudynku,którychciałbynabyć.Nalegateż,żebyśpo
spotkaniu odbyła rejs jachtem z nim i jego żoną. Wyjeżdżasz jutro po południu i wracasz w niedzielę
wieczorem.
–Proszę?Dlaczego?
–Bocięlubi,Avery,ipotrzebujemiećprzysobieswojegoadwokata,żebymiećpewność,żeniedaje
sięzrobićwbalona.
–Torozumiem.Pojadętamjutroiwrócępospotkaniu.
–Nie,nierozumiesz.Onchce,żebyśspędziławeekendznimizjegożoną.Ajeżelitegochce,toto
dostanie.
–Ale,Tim…
– Żadnych ale, Avery. Jedziesz. Nie możemy sobie pozwolić na utratę takiego klienta jak Wyatt
Enterprises.Powinnaśtosobiepoczytywaćzakomplement.
–Dobrze.Będępamiętać,żebyspakowaćbikini.
–O,widzisz.Jedźibawsiędobrze–uśmiechnąłsię.
Gdy wróciłam do siebie, zamknęłam drzwi, wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Liama. Doskonale
wiedziałam,żetojegosprawka.
–LiamWyatt.
–Cześć,tuAvery.NiewybieraszsięczasemdoHamptonswtenweekend?
–Tak.Skądwiedziałaś?
–Niezgrywajgłupa,Liam.
–Hej,hej,Avery,naprawdęniemampojęcia,oczymtymówisz.
–Timmiwłaśniepowiedział,żeOliverzadzwoniłichce,żebympojechaładoHamptonspomócmuw
negocjacjachprzyzakupiejakiegośbudynku,którykupujecie,apotemmamspędzićweekendnajachciez
nimizDelilah.
–Przepraszam.Niewiedziałem,żepoprosiłcię,żebyśteżpojechała.Samsiędowiedziałemdziśrano.
Wjegogłosiezabrzmiałaszczerość.Możenaprawdęniewiedział,żeOliverzażądałmojejobecności.
Zawsze byłam dumna z tego, że potrafiłam wyczuć ludzi i potrafiłam rozpoznać, czy ktoś kłamie po
samymdźwiękuichgłosu,sposobiemówieniaijęzykuichciała.
–Okej.Cóż,notozobaczymysięjutro.Muszękończyć.Mamfuręroboty.
Zakończyłam rozmowę i położyłam głowę na biurku. Cały weekend z Liamem Wyattem to będzie
przyjemna udręka. Musiałam się bardziej postarać, żeby stłamsić swoje uczucia do niego. Ale jak to
zrobić, jeżeli miałam z nim spędzić całe trzy dni? Telefon mi zapiszczał. Zerknęłam na ekran i
zobaczyłamwiadomośćodLiama.
„Skorotyteżjedziesz,topocojechaćwedwasamochody?Przyjadępociebieokołopierwszej,chyba
żewoliszwpaśćdziśdomnieizostaćdojutra”.
„He, he. Rozbrajasz mnie, kiedy starasz się być dowcipny. Nie masz samochodu, więc jak
pojedziemy?”
„Mamsamochódikierowcę”.
Przeczytałamjegowiadomośćizmarszczyłambrwi.
„Niewiedziałam”.
„Nie wiesz o mnie jeszcze wielu rzeczy, Avery. Do zobaczenia jutro. Gdybyś zmieniła zdanie co do
dzisiejszegowieczoru,dajmiznać”.
„Niezmienię.Dozobaczeniajutroopierwszej”.
LIAM
WłożyłemtelefondokieszeniiposzedłemdopokojuOlivera.
–Cotyrobisz?
–Pracuję–odparł,podnoszącwzrokznadkomputera.
–Pytam,dlaczegozapraszaszAverynaweekendznasząrodziną?Zadzwoniładomniecałarozeźlona.
Myśli,żetojanasłałemcięnaTima.
Oliverwestchnął.
– Pomyślałem, że uda nam się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Chcę, żeby Avery była przy
negocjacjach, bo coś mi nie gra, jak chodzi o Jerry’ego Greenwooda. A jednocześnie ty mógłbyś z nią
spędzićcaływeekend.Możepowiesz,żecitoniepasuje?
Przezchwilęprzyglądałemmusięzwahaniem,poczympowiedziałem:
–No,tak,aleniejeżelimabyćotonamniezła.
–Pomagamci.Spędziciesobierazemweekendibędzieciemieliokazjęlepiejsiępoznać.Ktowie?
Możenawetpozwolicispaćwswoimłóżku?–Puściłdomnieoko.–Wykorzystajtęszansęirozwalten
jejmur.Niemusiszmidziękować–uśmiechnąłsię.
Przewróciłem oczami i wyszedłem z jego pokoju. To będzie najlepszy weekend mojego życia, tak
przynajmniejliczyłem.Jeżelinieteraz,torówniedobrzemogęoniejzapomnieć.
Rozdział31
AVERY
W
yjęłamzszufladykostiumkąpielowyiwrzuciłamdotorby.Skoromamyspędzićweekendnajachcie,
tonapewnosięprzyda.Dokończyłampakowanieipostawiłamtorbęprzydrzwiach.Liammiałpomnie
przyjechaćopierwszej,więcpostanowiłamranopracowaćwdomu.WcześniejrozmawiałamzClaudiąi
Lisą i musiałam się mocno nagimnastykować, żeby nie powiedzieć im o moich planach na weekend.
Gdybympowiedziała,żewyjeżdżamnatrzydnizLiamem,zarazbysięzaczęłopouczanie,ategoakurat
najmniejterazpotrzebowałam.
Właśnie sprzątałam kuchnię, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Wzięłam głęboki oddech i
otworzyłam.
–Cześć,Avery.Gotowa?–zapytałLiamzuśmiechem.
–Tak.Wejdź.Muszętylkojeszczewziąćtorebkę.
Pochyliłsięipodniósłmojątorbęzpodłogi.
–Niemusisznosićmoichrzeczy.Damsobieradę.
–Niemasprawy.
Zjechaliśmy windą na dół i gdy wychodziliśmy z budynku, Davis uśmiechnął się do mnie radośnie i
podniósł kciuki do góry. Będę musiała mu kiedyś powiedzieć, żeby przestał to robić. Przy krawężniku
przedblokiemstałczarnyrolls-royce,aprzynimwysoki,eleganckimężczyznaotwierałnamdrzwi.
–Declan,tojestAveryLewis.Avery,toDeclan,mójkierowca.
–Dzieńdobrypani.Miłomipoznać–uśmiechnąłsię.
–Mnierównież,Declan.Proszę,mówmiAvery.
DeclanwziąłodLiamamojątorbęiusadowiliśmysięnapluszowymsiedzeniuztyłu.
–Gdzieśtygoukrywałdotejpory?
Liamzarżał.
–Declanpracujedlamnienazlecenie.Umawiamysię,kiedyakuratgopotrzebuję.Wprzeciwieństwie
do Olivera, nie przeszkadza mi jeżdżenie taksówkami albo chodzenie pieszo. Declan i samochód są na
specjalneokazje.
–Aha.Fajnytentwójsamochód,podobamisię.
–Dziękuję,pannoLewis.Cosłychaćpozatym?
–Dużoroboty.Jednocopewne,toto,żeprawniknigdysięnienudzi.
–Wyobrażamsobie.–Kącikiustpodjechałymudogóry,awrzeniemiędzymoiminogamiodezwało
sięznowąsiłą.Niechodziłotylkootenjegorozbrajającyuśmiech,aleteżozapach.Jegolekkieperfumy
znutkąpiżmaiaromatulasudoprowadzałymojeferomonydoszaleństwa.
–Toocochodziztąnieruchomością,którąchceciekupić?
– Oliver nie ma zaufania do Jerry’ego Greenwooda, dlatego chce, żebyś była przy rozmowach i
wychwyciławszelkieewentualnekruczki.
–Naprawdęniewiedziałeś,żeOliverzadzwoniłwczorajdoTima?
Odchyliłgłowęiuśmiechnąłsięlekko.
–Nie,niewiedziałem.Dowiedziałemsięodciebie,kiedyzadzwoniłaś.
Dotarliśmydoprzystani,gdzieOliverzostawiłDelilah,amywetrojeprzesiedliśmysiędosamochodu
Oliveraipojechaliśmynaspotkanie.
–Dziękuję,żeprzyjechałaś,Avery–powiedziałOliver.
– Właściwie to nie miałam wyboru, Oliver. Tim aż cały chodzi na myśl, że moglibyście poszukać
sobieinnejkancelarii.Dałeśmupowóddotakichobaw?
Oliverroześmiałsię.
–Jeżelinawet,tonicotymniewiem.
Dotarliśmynamiejsce,gdzieczekałnanasJerryGreenwood.
–Witam,ślicznotko.–Uśmiechnąłsięobleśnie,ażmiciarkiprzeszłypoplecach.
–Dzieńdobrypanu.JestemAveryLewis,adwokatWyattEnterprises.
–Takalalunianadajesięlepiejnasupermodelkęniżnaadwokata.
ZerknęłamnaLiama,któryprzyglądałsięGreenwoodowibadawczo.Greenwoodzaprowadziłnasdo
swojegogabinetuiprzystąpiliśmydonegocjacji.Zakażdymrazem,gdynamniepatrzył,puszczałdomnie
oko. Liam był coraz bardziej spięty, widziałam po jego twarzy. Przeczytałam przygotowaną przez
Greenwoodaumowęiznalazłamwniejmnóstwonieścisłości,którenadłuższąmetęmogłyOliverasporo
kosztować.
–Sugeruję,żebypanopuściłcenęwywoławcząodwadzieściaprocent.
JerryGreenwoodroześmiałsię.
–Ależzciebiefiglarka.Przepraszam,aleilemaszlat?Bardzomłodowyglądaszjaknaprawnika.Od
dawnapraktykujesz?
Spojrzałam mu prosto w twarz, a kątem oka widziałam, że Oliver i Liam zastygli w oczekiwaniu na
mojąodpowiedź.
–Mójwiek,toniepańskasprawa,panieGreenwood,ato,odjakdawnapraktykujęniemazwiązkuze
sprawą. Informacje, jakich udzielił pan Wyatt Enterprises nie pokrywają się z tym, co udało mi się
znaleźćwInternecie.Czymożenampanwybaczyćnachwilę?–zapytałam.
–Oczywiście.Poczekamzadrzwiami.
Nachyliłamsięnadstołemkusiedzącymnaprzeciwkobraciom.
–Słuchajcie,należałobyjeszczeprzemyślećtenzakup.Onzawyżacenę,żebycośukryć,tylkojeszcze
niewiemco.Tacałaumowazostałazrobionabardzopowierzchownieimożewaswprzyszłościsporo
kosztować.
–Czyliradzisznamodstąpićodzakupu?–zapytałOliverzpowagą.
– Tak. W ostatecznym rozrachunku te dane się nie kalkulują. Moim zdaniem to by była bardzo zła
inwestycja.
–Liam?–zapytałOliver.
– Od początku nie byłem do tego przekonany, Oliver, wiesz o tym. Jeżeli Avery mówi, że to
ryzykowne,tojabymbyłzatym,żebyzrezygnować.
Oliverpokiwałgłowąipodniósłsięzmiejsca.Liamijazrobiliśmytosamo.
–Dziękujemy,Jerry,aleWyattEnterprisesniejestzainteresowaneofertą.Miłegodnia.
–Zaraz,chwila!Będzieszsłuchałtejsiksy?Oliver,dajspokój.
–Dowidzenia,Jerry.–Oliverwykonałwjegostronępożegnalnygest.
Gdywróciliśmynajacht,DelilahpowiedziałaOliverowi,żenieczujesiędobrzeiżechcewracaćdo
domu.
–Jesteśpewna,skarbie?–zapytałOliveripogłaskałjąpopoliczku.–Jesteśjakaśrozpalona.
–Takmniecośnaglerozłożyło.Wolałabymbyćwdomu,Oliver.
PocałowałjąwczołoiodwróciłsiędomnieiLiama.
–MuszęodwieźćDelilahdodomu.Wszystkojestopłacone,więczostańcieipoużywajciesobie.
–Przepraszam.–Delilahspojrzałanamniezeskruchą.
–Nieno,cośty.Musisznasiebieuważać.
–Mamnadzieję,żetonictakiego–powiedziałLiam,całującjąwpoliczek.
Uśmiechnęłasięniewyraźnieiobojezeszlizłodzi.Wspaniale,więcterazjestemtylkojaiLiam.Nas
dwoje,sami,najachciepłynącymprostowbezkresoceanu,gdzieniemadokąduciec,gdybybyłotrzeba.
Odczegomiałabymuciekać?Odswoichuczuć?Mojegowahaniacodoniego?
Liamwziąłmniezarękę.
–Wiesz,żeniemusimytuzostawać?Jeżeliwolisz,możemywrócićdodomu.Niechcęcięstawiaćw
niezręcznejsytuacji.
–Cozadżentelmen!Aleskorojużtujesteśmy,moglibyśmysięprzyokazjitrochęodprężyć.
–Jesteśpewna?
–Tak,jestempewna–uśmiechnęłamsię.
Zdałamsobiesprawę,żetęsknięzajegodotykiem.Zajegorękaminacałymmoimcieleijegociepłymi
ustaminamoichwargach.Większośćkobietbyłabywsiódmymniebie,aledlamnietobyłoprawdziwe
piekło.Mójwłasnypotrzask,zktóregonieumiałamznaleźćwyjścia.Zjednejstronytakbardzochciałam
z nim być, ale z drugiej cały czas miałam z tyłu głowy, że koniec końców i tak wszystko spieprzę i go
stracę.
–Przepraszambardzo.Kolacjagotowa.
–Dziękuję,Lawrence.Jużidziemy.Mamnadzieję,żejesteśgłodna.
–Jakwilk.
Weszliśmy do kabiny, gdzie czekał na nas stół nakryty białym obrusem, z porcelanową zastawą i
kryształowymikieliszkami.Liampodsunąłmikrzesło.
–Dziękuję.
–Proszę–odparłiusiadłpodrugiejstronie.
Rozdział32
LIAM
T
o nieprawda, że Delilah źle się poczuła. Nie miała gorączki, kiedy ją pocałowałem i wydawała się
raczejwdobrejformie.TowszystkobyłplanOlivera.Odsamegopoczątkuwiedział,żeniezostaniena
weekend. Zrobił to dla mnie, żebym mógł być sam na sam z kobietą, w której byłem zakochany. Kiedy
skończyliśmy jeść, słońce zaczęło się zniżać. Zgarnąłem kieliszki i zaproponowałem Avery, żebyśmy
wyszlinapokład,gdzierozłożyliśmysięwygodnienależakach,przodemdooceanu.
–Słońcezarazzajdzie–powiedziałem.–Tojedenznajpiękniejszychwidokównaświecie.
–Uwielbiamzachodysłońca.Wschodyzresztąteż.KiedyśpojechałyśmyzClaudiąiLisądoKalifornii
na wakacje. Każdego ranka budziłam się o świcie, szłam na plażę, siadałam na piasku i czekałam, aż
wzejdziesłońce.Tobyłocośwspaniałegopatrzeć,jakwyłaniasięzzaoceanu.Wstawałzupełnienowy
dzieńimiałampoczucie,żemogęznimzrobićto,cozechcę.Rzeczjasnaoneuznały,żezwariowałam,
alemnietojakośuspokajało.
Wyciągnąłemrękęiwziąłemjejdłoń.
–Mogę?–zapytałem.
–Tak,możesz–odpowiedziałałagodnie.
Podniosłemkieliszek.
–Zawschodyizachody.
Lekkostuknęłaswoimkieliszkiemomójipodniosładoust.Zamilkliśmy,patrząc,jaksłońcepowoli
staczasiędowody.Tobyłprzepięknywidok,alejeszczepiękniejszybyłwidokAverypatrzącejnaten
magicznyspektakl.Wiedziałem,żenigdyniezapomnętejchwili.Pragnąłemtylkoogarnąćjąramionami,
przytulić i przycisnąć do serca. Serca, pustego od dłuższego czasu, które teraz wzbierało i skakało z
radościzakażdymrazem,gdybyławpobliżu.
Wyjąłemzkieszenitelefoninastawiłemmuzykę.
–Zatańczymy?–zapytałemlekkospięty,bospodziewałemsię,żepoślemniedodiabła.
Ale nie zrobiła tego. Uśmiechnęła się łagodnie i skinęła głową. Ciągle trzymając się za ręce,
wstaliśmy z leżaków. Drugą rękę położyłem na jej biodrze i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki.
Patrzyłem w jej piękne, niebieskie oczy i czułem się szczęśliwy. Dzięki niej czułem się szczęśliwy i
powiemjejto,jeszczezanimtenweekendsięskończy.Postanowiłempostawićwszystkonajednąkartę.
Przeniosłemwzrokzjejoczunajejusta.Pochyliłemsięipocałowałemjądelikatnie,apotemodsunąłem
się, żeby zobaczyć, jak zareaguje. Wyraz jej twarzy mnie uspokoił. Uśmiechała się, a w oczach
widziałem pragnienie. Pochyliłem się jeszcze raz i wziąłem jej dolną wargę między zęby. Z lekkim
jękiem odchyliła głowę, pozwalając mi pieścić językiem swoją miękką skórę. Przyciągnąłem ją mocno
dosiebie,przyciskającmójsztywnyczłonekdojejłona.
–Zobacz,comirobisz,Avery.Takstrasznieciępragnę.
Jejrękaześlizgnęłasiędomojegokroczaiprzywarłapłaskodomojegoczłonka.
–Skoromniepragniesz,toweźmnie.
Podniosłem ją i zaniosłem na dół do sypialni. Postawiłem ją obok łóżka i zdjąłem jej bluzkę przez
głowę. Rzuciłem ją na bok, a ona rozpięła sobie spódnicę i zsunęła ją na ziemię. Stała przede mną w
staniku i majteczkach od kompletu, jak jakieś boskie stworzenie, na które miałem ochotę się rzucić.
Ściągnąłemswojeubranieizacząłemmajstrowaćprzyzapięciujejbiustonosza,uwalniającbujnepiersi.
Przywarłem do nich rękami i rozkoszowałem się ich miękkością, zanim moje palce odnalazły sztywne
brodawkistojącenabacznośćizłaknionepieszczot.Wstrzymałaoddech,kiedypołożyłemjąnaplecach
nałóżku,rozstawiłemjejnogiizacząłemobracaćjęzykiempowewnętrznejstroniejejuda.
–Jezu,Liam–wykrztusiła.
Zacząłemgłaskaćpalcamijejpunktzapalnyinawetprzezmajteczkiwyczułemwzbierającąwniejfalę
wilgoci. Mój wzwód jeszcze się nasilił i wydawało mi się, że zaraz mnie rozsadzi. Chciałem jej
spróbować, wziąć ją do ust i sprawić jej najwspanialszą rozkosz w życiu. Zsunąłem majteczki i
przesunąłem językiem w górę jej uda, aż do nabrzmiałej łechtaczki, a jednocześnie wsunąłem w nią
palce.Wygięłaplecyiwydałazsiebieprzeciągłyjęk.
–Dojdźdlamnie,skarbie–wyszeptałem,zataczającjęzykiemokręgiwokółjejłechtaczkiiporuszając
rytmiczniepalcamiwjejwnętrzu.
–OJezu…Jeszcze…Takmi…
Niebyławstaniedokończyć,bojejciałoogarnęłydreszczeizbezmiernąulgąwyszeptałamojeimię.
Niemogłemsięjużopanować.Chciałembyćwniejiczućjejżarwokółswojegoczłonka.Nachyliłem
sięnadniąilekkomusnąłemjejtwarz,jednocześniewsuwającsięgłębokodośrodka.Obojejęknęliśmy,
naszeustasameodnalazłysięnienasyconeidaliśmysięponieśćwnieprzytomnąotchłańeuforii.
AVERY
Nasze ciała cudownie się rozumiały. Miałam wrażenie, że za każdym razem, gdy się kochamy,
szczytował jeszcze bardziej intensywnie niż poprzednio. Wystarczyło, że mnie dotknął, a przenosiliśmy
siędonaszegoświatacałkowicieopanowanegoprzezzmysły.Napierałnamniezdyszany,ażarmiędzy
naminarastał,ażrozlałsięgwałtowniepocałymmoimciele.Zatrzymałsięzanurzonywemniegłębokoi
zacharczał nieprzytomnie, po czym odrzucił głowę do tyłu i wymówił moje imię, wypełniając mnie
swoimogniem.Splótłswojepalcezmoimiiprzesunąłmiręcenadgłowę,osuwającsięnamniepowolii
ukrywającmitwarzwzagłębieniuszyi.Naskórzewystąpiłnampotioddychaliśmyciężko.
Puściłmojedłonieistoczyłsięzemnie.Ogarnąłmnieramionamiiprzycisnąłsilniedopiersi.
–Jesteśniesamowita–wyszeptał,bawiącsięmoimiwłosami.
–Tyteż.
Przytuliłam mu głowę do szerokiej piersi. Zamknięta w jego żelaznych ramionach czułam się
całkowiciebezpieczna.Dotądżadenmężczyznataknamnieniedziałał.Stąpałampośliskimgruncie.Mój
murchwiałsięwposadach.Zakażdymrazem,gdysiękochaliśmy,cojamówię,zakażdymrazem,gdy
się do mnie odezwał, jedna cegiełka zaczynała się chybotać i wypadała z hukiem. Poczułam, że muszę
wstaćiiśćdosiebie.Niechętniewyślizgnęłamsięzjegoobjęćichciałamsiępodnieść,alezłapałmnie
mocnozadłoń,jakbysięmnieprzytrzymywał.
– Nie idź. Proszę. Zostań tu ze mną. Zostanę tylko do czasu aż zaśniesz, a potem obiecuję, że pójdę
spaćdodrugiegopokoju.
Z trudem przełknęłam ślinę pod jego błagalnym spojrzeniem. Nie prosił o to, żebyśmy spędzili całą
noc razem. Tylko aż zasnę. Uśmiechnęłam się niepewnie, po czym wsunęłam się pod kołdrę i w jego
ramiona. Jednak niepokój mnie nie opuszczał, nawet gdy leżałam tak, całkowicie bezpieczna, w
objęciach najpiękniejszego mężczyzny na ziemi, który próbował chronić mnie przed moim własnym
strachem.
Powoli odpłynęłam w niebyt, ale ocknęłam się, gdy pocałował mnie w ramię i delikatnie próbował
wysunąćsięzłóżka.Nieodwracającsię,sięgnęłamzasiebieizłapałamgozarękę,jeszczezanimspuścił
noginapodłogę.
–Nieidź.
–Jesteśpewna?–wyszeptał.
Odwróciłamsię,podciągająckołdrępodbrodęipogłaskałamgoporamieniu.
–Tak.
Mimopanującychwpokojuciemności,wyczułamjegouśmiech.Umościłsięznówprzymniezgłową
na poduszce i zamknął ramiona wokół mnie. Przywarłam głową do jego piersi, a on przytulił usta do
mojej głowy. Właśnie złamałam zasadę numer jeden, powodując kolejną, poważną wyrwę w moim
murze.
Rozdział33
LIAM
N
iemogłemsięnaniąnapatrzeć,kiedytakspokojniespaławmoichramionach.Wkońcusiępoddałai
spędziłazemnąnoc.Niepotrafięopisaćuczuciaszczęścia,jakieogarnęłomnie,gdypoprosiła,żebymjej
niezostawiał.Wolnootworzyłaoczyispojrzałanamnie,akącikiustuniosłysięjejdogóry.
–Dzieńdobry.–Pocałowałemjąwczoło.
–Dzieńdobry.Dawnonieśpisz?
–Kilkaminut.–Lekkopowiodłempalcemwzdłużliniijejobojczyka.
–Któragodzina?–zapytała,ziewając.
–Ósma.
–Jużdawnosobietakniepospałam.
Pocałowałemjąwustaiwstałemzłóżka.
–Dokądidziesz?
–Zarazwracam.
Poszedłemdołazienkiiuruchomiłemprysznic.Wróciłemdosypialniiwyciągnąłemdoniejrękę.
–Możenajpierwweźmiemyprysznic,apotemśniadanie?
Usiadła,akołdraosunęłasię,odsłaniającjejpysznepiersi.Spojrzaławdółnamójczłoneksterczący
sztywnoipożądliwie.
–Brzminieźle.
Uśmiechnęła się i podała mi rękę, pozwalając zaprowadzić się do łazienki. Weszła do kabiny
pierwsza,ajazanią,zamykajączanamiszklanedrzwi.Stanęłapodstrumieniemciepłejwody,aja,nie
odrywając dłoni od jej piersi, pochyliłem się do jej ust. Trzymała mnie mocno za biodra, a potem
przesunęła dłoń i zacisnęła ją na moim członku, poruszając nią w górę i w dół. Przerwała pocałunek i
zaczęła całować mnie po piersi, a potem niżej, po brzuchu. Uklękła i wzięła mnie do ust. Nie
spodziewałem się tego i poddałem się z rozkoszą, jęcząc cicho. Położyłem jej ręce na głowie, a ona
wpuściła mnie całego, liżąc i ssąc mnie w najbardziej wrażliwych miejscach. Jezu! Czułem, że zaraz
dojdę.Wysunąłemsięzjejustipomogłemjejwstać.Odwróciłemjąprzodemdościany.Oparładłonieo
wyłożoną marmurowymi kafelkami ścianę, a ja wszedłem w nią od tyłu głęboko, przywierając całym
ciałemdojejmokrychpleców.Położyłemdłonienajejdłoniachspoczywającychnaścianieisplotłemz
nią palce, nie przestając poruszać się w przód i w tył. Napięcie wzbierało w nas błyskawicznie, aż
stęknęła głęboko, osiągając orgazm, a wtedy ja też się poddałem. Natarłem na nią jeszcze raz i
wybuchnąłem w jej wnętrzu. Odwróciła głowę, żeby na mnie spojrzeć, a wtedy złowiłem jej usta w
pocałunku,poczymwysunąłemsięzniejiobojesięwykąpaliśmy.
Przez cały dzień tylko wylegiwaliśmy się na słońcu, podjadaliśmy, piliśmy i gadaliśmy. Odkąd się
poznaliśmy, nie widziałem jej tak rozluźnionej. Dużo rozmawialiśmy o sprawie „Kilbrand przeciwko
Essex” i chociaż wiedziałem, że była nieprzeciętnie inteligentna, nie mogłem się jej nasłuchać.
Uwielbiałaswojąpracę.Tobyłowidać,bozakażdymrazem,gdymowabyłaosalisądowej,woczach
pojawiałosięciepłeświatło.Byładokładnietym,czegopragnąłemipotrzebowałem.
– Jeździłaś kiedyś na skuterze wodnym? – zapytałem, ogarniając spojrzeniem jej długie, pięknie
wyrzeźbionenogiiładniezarysowanemięśniebrzucha.
Popatrzyłanamnieznadokularówsłonecznych.
–Nie,nigdy.Prawdęmówiąc,trochęsiętegoboję.
–Naprawdę?Toświetnazabawa.
–Możekiedyśspróbuję.
–Amożeteraz?–uśmiechnąłemsię.–Mamyskuterynajachcie.
Zdjęłaokularyizobaczyłempopłochwjejoczach.
–Nie,nie.Możespróbowałabymnajeziorze,alenapewnonienaoceanie.Zwariowałeś?
Zachichotałem.
–Odkądpamiętam,zawszejeździliśmyzOliverempooceanie.
Wstałemzleżakaiwyciągnąłemdoniejrękę.
–Chodź,możeszwsiąśćrazemzemną.Dopilnuję,żebyniccisięniestało.
Włożyłaokularyzpowrotemizapatrzyłasięwmorze.
–Kompletnieciodbiło.
–Możeodrobinę.
Chwyciłem ją za rękę i siłą podniosłem z leżaka. Pociągnąłem ją za sobą na dół, do kabiny ze
skuterami. Kapitan czekał na nas z dwoma piankowymi skafandrami w rękach. Wziąłem je od niego i
podałemjedenAvery.
–Włóżto.Wodajestcałkiemzimna.
–Iwłaśniedlategonigdzieniejadę–powiedziałaiodepchnęłamojąrękę.
–Oj,Avery,popuśćtrochę.Wiesz,jakatofrajda?Obiecuję,żeniebędęszalał.
Odchyliłagłowęiprzyglądałamisięprzezchwilę,poczymwestchnęłaiwzięłaodemnieskafander.
–Jakpowiem,żebyśsięzatrzymał,tomaszsięzatrzymać.
–Dobrze.Obiecuję.Niemamnajmniejszejochotycięwystraszyć.Włóżteżkamizelkęratunkową.
Włożyłem skafander i kamizelkę, a kapitan opuścił jeden skuter na wodę. Wskoczyłem pierwszy i
pomogłemAveryzejśćzamną.Usiadłaztyłuinatychmiastkurczowoobjęłamniewpasie.
AVERY
Wodabyłacudowna.Oceanbyłcudowny.Aletylkozpokładubezpiecznej,dużejłodzialbozlądu.Co
mniepodkusiło,żebywsiąśćznimnatęmaszynę?Najeziorze–wporządku,aleoceannaprawdęmnie
przerażał.Liamnawetnieruszył,ajajużuczepiłamsięgorozpaczliwie.Odwróciłgłowęispojrzałna
mnie.
–Wszystkowporządku?Niemusimy,jeżeliniechcesz.
Terazmitomówi.
–Wporządku.Jestemjużwkońcuduża.–Zdobyłamsięnaspanikowanyuśmiech.
–Pamiętaj,żejaktylkobędzieszchciaławracać,topoprostupowiedz.
Uruchomił silnik i pomknęliśmy po otwartej wodzie. Otoczyła nas chmura wodnego pyłu i przez
chwilęmyślałam,żesercewyskoczymizpiersi.Zpoczątkupowaliłmniepędpowietrzanatwarzy,alez
Liamemczułamsiębezpiecznie.Obiecał,żenicmisięniestanieigdytakgnałprzezbłękitnefale,nagle
uświadomiłamsobie,żemamnatwarzyrozszalałyuśmiech.
–Jaktam?–krzyknął,zwracająclekkogłowędotyłu.
–Wporządku–uśmiechnęłamsięicmoknęłamgowpoliczek.
Szusowaliśmytakprzezjakiśczas,amójuściskwokółniegostopniowozelżał.Gdypodpłynęliśmyz
powrotemdojachtu,kapitanpodałmirękęipomógłwspiąćsięnałódź.
–Widzę,żepaniprzeżyła–zauważyłprzyjaźnie.
–Tak.Tonaprawdęniesamowitazabawa.
Liamwdrapałsięnajacht.Zdjęliśmyskafandryioddaliśmyjekapitanowi.Liamzakleszczyłmigłowę
wzagięciułokciaipocałowałmniewskroń.
–Wiem,żecisiępodobało.Przyznajsię.
Położyłammugłowęnaramieniuiuśmiechnęłamsię.
–Podobałomisię.Alejazda.Mamnadzieję,żeniepołamałamciżeber.
–Możeszczepiaćsięmoichżeber,kiedytylkochcesz–odparłimrugnąłżartobliwie.
Poszliśmydosypialni,żebysięprzebraćdokolacji,alejakośtakwyszło,żewylądowaliśmynapaleni
w łóżku i w końcu kolację zamówiliśmy sobie do pokoju. A potem znów uprawialiśmy seks,
obejrzeliśmyfilm,uprawialiśmyseksiwkońcuzapadliśmywtwardy,zdrowysen.Cośsiędziało,albo
nawetjużsięwydarzyło.Toniebyłjużtylkoseks.Wjednejchwilisprawyzaszłyowieledalejimoje
dawnestrachyiobsesjeopadłymnieznowąsiłą,przypominającmi,cosięstanie,jeżelistracęczujność.
Rozdział34
AVERY
N
astępnegodniaprzezjakiśczaswygrzewaliśmysięnasłońcu,podczasgdyjachtzmierzałpowolido
brzegu.Tobyłyjedneznajlepszychdniwmoimżyciu.Miałamwgłowiemętlik,bozanicniechciałam,
żeby ten weekend się skończył, a jednak łódź dotarła w końcu do przystani i trzeba było powrócić do
rzeczywistości. Rzeczywistości, w której zwykłe codzienne sprawy rozbiją to, co wspólnie
zbudowaliśmy.ZrobiłomisięsmutnoiLiamtowyczuł.Wsiedliśmynatylnesiedzeniejegorolls-royce’a.
–Ocochodzi?–zapytałżałośnie.
–Onic–skłamałam.
Chciałam powiedzieć mu, co się ze mną dzieje, o wszystkich dobrych i złych emocjach, które mną
targały,aleniemogłam.Wziąłmniezarękęisplótłzemnąpalce,ściskającmnielekko.
– To był dla mnie fantastyczny weekend, Avery. Prawdopodobnie, nie, na pewno to był najlepszy
weekendwmoimżyciu.
–Eee,napewnospędziłeśjużdziesiątkifantastycznychweekendów.
–Toprawda.Ależadensięnieumywadotego,któryspędziłemztobą.
Łzyminabiegłydooczuiwbiłamwzrokwkrajobrazzaoknem.Byłtakimiłyitakipiękny.Zasługiwał
nacoślepszegoniżja.
–Powiedziałemcośnietak?–zapytał.
–Nie.–Samotnałzastoczyłamisiępopoliczkuiwytarłamjąlekkowierzchemdłoni.
–Todlaczegopłaczesz?
Nieodpowiedziałam.Niemogłam.
–Avery,spójrznamnie–zażądał.
Potrząsnęłamlekkogłową.
–Liam,proszęcię,przestań.
Samochód podjechał pod mój dom. Marzyłam, żeby już było po wszystkim. Powietrze zgęstniało
wokół mnie i miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. Liam wysiadł, a Declan wyjął moją torbę z
bagażnika.WzięłamjąodniegoispojrzałamnaLiama.Wjegooczachmalowałsięnietylkosmutek,ale
takżeiskierkagniewu.
–Ico,taksobieterazodejdzieszpotymwszystkim?–rzucił,wchodzączamnądobudynku.
–Proszęcię,Liam.Niechcęotymterazrozmawiać.–Weszłamdowindy,akiedydrzwizaczęłysię
zamykać,Liamzablokowałjeręką.
–Mamtogdzieś,Avery.Coztobąjest,docholery?
Dowindywsiadłakobietazdzieckiemipopatrzyłananiego.Wszedłdośrodkaidrzwisięzasunęły.
Windaruszyła.Zapanowałomilczenie,akobietawciążprzyglądałasięLiamowi.Gdytylkowysiadłana
osiemnastymizamknęłysięzaniądrzwi,Liamzwróciłsiędomnie.Byłzłyinaprawdęniemogłamsię
mudziwić.
–Porozmawiajzemną,Avery,proszę.Obgadajmyto.
–„To”?Acotoznaczy„to”?–prychnęłam,wysiadajączwindy.
Ręce mi drżały, gdy grzebałam w torebce w poszukiwaniu kluczy. Otworzyłam drzwi, a Liam wziął
mojątorbęiwszedłzamną.
–Onas.Musimyporozmawiaćonasiotym,copoczuliśmyprzeztenweekend.Niechtam,cojaczuję,
oddnia,kiedyciępoznałem.
Stałamdoniegotyłem,bozanicniechciałam,żebyzobaczyłłzy,któreznównabiegłymidooczu.
–Czegosiętakpanicznieboisz,docholery?Jestcośmiędzynamiodsamegopoczątkuiniemówmi,
żenie.
–Totylkoseks,Liam.
–Przestańpieprzyć,Avery–podniósłgłos.–To,cosiędziejemiędzynamitocoświęcejidobrzeo
tymwiesz.Dlaczegorobiszwszystko,żebymnieodepchnąć?
Terazjużłzyspływałymipotwarzywezbranymstrumieniem.Obszedłmniedookołaistanąłnawprost
mnie.Otarłmipoliczkiiwziąłmojągłowęwdłonie.
–Zakochałemsięwtobie,mała.Wiem,żeniechcesztegosłyszeć,aletakajestprawdaimuszęcito
powiedzieć.
Sercepodeszłomidogardłainiemogłamzłapaćoddechu.
–Dlaczegosięprzedtymbronisz?Powiedzmi,proszę.
Poczułam zimny przypływ strachu rozpełzającego się po całym moim ciele. Nie mogłam tego
powstrzymać.OdepchnęłamLiamagwałtownie.
– Zostawisz mnie. Tak jak wszyscy. Teraz jest cudownie, ale w końcu będziesz miał mnie dość i
odejdziesz.Jeżelipozwolęsobienatenzwiązek,tonakońcutojarozpadnęsięnakawałki,aniemogę
jużsobiewięcejnatopozwolić.Niemogę.
–Oczymtymówisz?Niemamnajmniejszegozamiarucięrozbijać.–Zrobiłkrokwmojąstronę,ale
powstrzymałamgouniesionądłonią.
–Aletakbędzie.Dlaczegoja,Liam?Możeszmiećkażdąkobietę,jakąchcesz.Miałeśichjużpełno.
Dlaczegoja?
–Dobra,naprawdędosyćmamjużtejgadki.Niechcękażdejdowolnejkobiety.Chcętylkotej,która
ukradłamiserceidlaktórejcałkowiciestraciłemgłowę.Aonastoiwłaśnieprzedemną.Dlaczego,do
cholery,taktrudnocitozrozumieć?–Wbiłręcewkieszenieiodwróciłsię.Mogłabymprzysiąc,żew
oczachbłysnęłymułzy.
– Bo mężczyźni nigdy nie zostają. Jak tylko wszystko dobrze się układa i pojawia się poczucie
stabilności,natychmiastdająnogę.Ijeszczenakoniecwciskająmikit,żetowszystkoprzeznichiżew
ogóleniechodziomnie.Straciłamdziewictwozkolesiem,którymówił,żemniekocha,atydzieńpóźniej
stwierdził, że powinniśmy się spotykać z innymi. Byłam ufna zbyt wiele razy i już mnie na to nie stać.
Mojesercejużtegoniezniesie.Jategoniezniosę.Niebezpowodujestemtaka,jakajestem.Widziszto?
–Przesunęłamprzedsobąrękąwpowietrzu.
–Co,tentwójmur?Tak,słyszałem,Avery,aledlamnietojakaśkosmicznabzdura.
–Toniejestbzdura.Pozwalamisięchronić–krzyknęłam.
–Chronićprzedczym?Chybaprzednormalnymżyciem!Tocozamierzaszzrobić?Byćsamaprzezcałe
życie,żebyprzypadkiemktośniezrobiłcikrzywdy?
–Tak.
– Jezus Maria, Avery. Nie wierzę, że stoisz tu teraz i mówisz mi, że ten weekend nic dla ciebie nie
znaczył. Nie wierzę, że nic nie czujesz, kiedy się kochamy. Oboje wiemy, że jest między nami więź.
Czuję ją za każdym razem, gdy jestem w tobie. Czuję ją, kiedy jestem z tobą i kiedy jestem daleko od
ciebie.Czujęjąprzezcałyczas,docholery,bociękocham!
Zakryłamuszyrękami.
–Przestańtopowtarzać.Takcisiętylkowydajedoczasu,ażwtwoimżyciupojawisięnowakobieta.
Położyłsobieręcenagłowieizacząłkrążyćpopokoju.
– Nie będzie innej kobiety. Jesteś dla mnie jedyną kobietą na świecie. Nie jestem taki jak inni.
Powinnaśsięjużzorientować.
Spuściłamzesmutkiemwzrok.Miałrację.Niebyłtaki,jakinni,aleitakryzykobyłozbytwielkie.
LIAM
Kiedystałemtamisłuchałemjej,czułemwsercupotwornyból.Taki,jakiegowłaśnieonatakbardzo
sięobawiała.Nicdoniejnietrafiałoimiałemochotęzawyćzbezsilności.Widaćbyło,żecierpi,alei
takmnieodepchnęła.Tobyłoniedozniesienia.Chciałemjąprzygarnąćdopiersiipowiedziećjej,jak
bardzojąkocham,aleonaniechciałategosłyszeć.
–Potrzebowałaśmiłościprzezto,cocizrobiłtwójojciec.Alezakażdymrazemwdeptywałaśwcoś
jeszcze gorszego. Nigdy nie mógłbym cię skrzywdzić, Avery. – Podszedłem do niej i podniosłem jej
podbródek, napotykając jej szklany wzrok. – Kocham cię, Avery Lewis, i nieważne, co powiesz albo
zrobisz, i tak zawsze będę cię kochał. Odepchniesz mnie, a ja będę cię kochał. Powiesz mi, że mnie
nienawidzisz, a ja będę cię kochał. Nie będziesz chciała mnie więcej widzieć, a ja będę cię kochał.
Stałaśsięnieodłącznączęściąmnie,mojegosercaiduszy,inicnigdytegoniezmieni.
Zacisnęłaręcewpięściipołożyłamijenapiersi,acałymjejciałemwstrząsnąłrozpaczliwyszloch.
–Idźjuż,Liam–wyszeptała,odwracającsięodemnie.
No i po wszystkim. Nic nie mogło wyrwać jej z tego lęku. Jedyne, co mogłem dla niej zrobić, to
odejść,takjaktegochciała.
– Okej. Idę. Może się pomyliłem i ty naprawdę nic do mnie nie czujesz. Mam nadzieję, że pewnego
dniaznajdzieszto,czegoszukasz,Avery.Ajaitakbędęciękochał,bezwzględunawszystko.Zawsze
będęciękochał.–Pocałowałemjąwczubekgłowyiwyszedłemzełzamiwoczach.
Rozdział35
AVERY
W
padłamdosypialniirzuciłamsięnałóżko,zwinęłamsięwkłębekiwyłam,jaknigdydotąd.Bolało
mniecałeciało,odgłowydokoniuszkówstóp.Nierozumiałam,cosiędziejeidlaczegotakkoszmarnie
sięczułam.Tobyłniesamowityweekend.Jedenznajlepszychwmoimżyciu.Przynimbyłamsobą.Ale
kiedypojawiałsięmur,wszystkosięzmieniało.Takdługo,jakniebyłomowyozwiązkuczywspólnym
życiu, mogłam się otworzyć. Ale gdy tylko o tym wspomniał, mur wystrzelił do góry, włączył się stan
alarmowyistałamsiękimśinnym.Wmoimprzekonaniupotrafiłamterazlepiejznosićbólniżjeszczerok
lubdwatemu.Zamknęłamoczyizapadłamwsen.
Ranoniemogłamotworzyćoczu.Wczorajszypłacziniezmytymakijażpokryłjezaschniętąskorupąi
niemalpoomackupowlokłamsiędołazienki.Puściłamciepłąwodę,sięgnęłamporęcznikdotwarzyi
delikatniejeprzemyłam,ażwreszciezdołałamrozewrzećpowieki.Czułamsięjakkupkanieszczęściai
przezchwilękusiłomnie,żebyzadzwonićdoTimaipowiedzieć,żejestemchoraiżeniedotrędzisiajdo
pracy.Aleprzyszłominamyśl,żeakuratpracajesttym,czegodzisiajnajbardziejpotrzebuję.Jeżelisię
czymśzajmę,możeudamisięprzestaćmyślećoLiamie.
Gdy wyszłam spod prysznica, wyjęłam z torebki telefon. Zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia i
wiadomość głosową od Willow, esemes od Claudii i jeszcze jeden od nieznanego numeru. Z trudem
przełknęłamślinę,gdygoprzeczytałam:
„Avery,tuJohn.Wiem,żeniechceszrozmawiać,alemyślę,żepowinniśmy.Napewnosąrzeczy,które
chcesz mi powiedzieć i nie mam ci tego za złe. Zadzwoń lub odpisz. Chciałbym cię poznać, Avery.
Wiem,żemożejużnatozapóźno,aletakajestprawda”.
Miałam wrażenie, że świat zaciska się wokół mnie. Najpierw Liam, teraz John. Rzuciłam telefon na
łóżkoizaczęłamubieraćsiędopracy.Gdyprostowałamsobiewłosy,zadzwoniłtelefon.Ella.
–Halo?
–O,Avery,dobrze,żeodebrałaś.Twojasprawa„BradyprzeciwkoCallahan”zostałaprzeniesionana
dzisiajnadziewiątą.
– Co? – praktycznie wrzasnęłam do telefonu. – Nie jesteśmy gotowi. Rozprawa wyznaczona była na
przyszłytydzień.
–Wiem,przykromi.Zdajesię,żesędziaprzyspieszawszystkiesprawy,bochcewprzyszłymtygodniu
iść na urlop. Musisz jechać prosto do sądu. Joel zaraz wpadnie do firmy zabrać wszystkie materiały.
Powiedział,żebędzienaciebieczekałjużwsądzie.
–Cholera.Dzięki,Ella.Dozobaczeniapóźniej.
Niech to szlag. To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebowałam. W pośpiechu wskoczyłam w czarną
wąskąspódnicęikrótkiżakieciknaguziki.Wsunęłamstopywczarnebutynaobcasach,złapałamtorebkę
i wybiegłam z mieszkania. Desperacko potrzebowałam kawy. Nie przetrwam tego dnia, jeżeli nie
zatrzymamsięgdzieśnakawępodrodze.
OdstałamsześćosóbwkolejcewStarbucksniedalekomojegodomuizamówiłamdużąamericanona
baziepotrójnegoespressozsyropemorzechowym.Gdywyjęłamztorebkiportfel,usłyszałamnadsobą
głos:
–Jazapraszam–powiedziałOliver.
Zwysiłkiemprzełknęłamślinęipodniosłamnaniegowzrok.Spodziewałamsię,żebędzienamniezły,
boLiamnapewnowszystkomuopowiedział.Alewjegooczachzobaczyłamjedyniewspółczucie.
–Dziękuję,aleniemusisz.
– Wiem, ale chcę. Jesteś moim prawnikiem i właśnie uchroniłaś mnie przed utopieniem milionów
dolarów,więcchybamogępostawićcikawę.
Wpanicespojrzałamnazegarek.
–Dziękujęjeszczeraz.Muszęlecieć,bospóźnięsiędosądu.
–Jadędopracyibędęprzejeżdżałobok.Chodźzemną,Scottwyrzucicięwsądzie.
–Naprawdę?–Przygryzłamdolnąwargę.
–Jasne.–Wykonałgest,żebymposzłaprzodem.
Wślizgnęłam się na tylne siedzenie jego limuzyny i przywitałam się ze Scottem. Napiłam się kawy i
zauważyłam,żeOliverbaczniemisięprzygląda.
–JaksięczujeDelilah?
–Znacznielepiej.Nieliczącporannychnudności–uśmiechnąłsię.–Jaksięudałweekendnajachcie?
Żartujeczyjak?AmożenierozmawiałzLiamemioniczymniewie.
–Nierozmawiałeśzeswoimbratem?–zapytałam.
– Nie. Próbowałem się wczoraj do niego dodzwonić, ale tylko wpadałem na pocztę głosową. Był z
tobą?
–Nie.Odwiózłmniedodomuipojechałdosiebie.Nierozmawiałamznimodtegoczasu.
–Wszystkowporządku?–zapytałzniepokojem.
–Nie,prawdęmówiąc,niebardzo.Właśniesiędowiedziałam,żemojasprawazostałaprzesuniętana
dzisiajrano,aniejestemprzygotowana,więcmocnosiędenerwuję.
–Przygotowanaczynie,daszsobieradę–uśmiechnąłsię.
Scottzatrzymałsięprzedgmachemsąduiodetchnęłamzulgą.Oliverotworzyłdrzwiiwysiadłamprzy
jegopomocy.
–Avery,czycośjestnietak?Cośsięstałomiędzytobąimoimbratem?
– Będziesz musiał sam go o to zapytać, Oliver. Dziękuję za podwiezienie. – Odwróciłam się i
wbiegłamposchodach.
LIAM
Nieogoliłemsięranoimałomnietoobchodziło.Siedziałemzabiurkiem,zbólemmyślącotym,cosię
stałowczoraj.DomojegopokojuwszedłOliver.
–Żyjesz.
–Co?–Zmarszczyłembrwi.
–Próbowałemsięwczorajdociebiedodzwonić,aleciąglewpadałemnapocztęgłosową.–Popatrzył
namnieuważnie,poczymprzeszedłprzezpokójiusiadłnafotelunaprzeciwkomojegobiurka.
– Telefon mi się rozładował i zapomniałem go podłączyć po powrocie do domu. – Spojrzałem na
dokumenty,nadktórymiusiłowałemsięskupić.
Zmrużyłoczyiprzyglądałmisięprzezchwilę.
–WidziałemsiędzisiajzAvery.
Szybkopodniosłemgłowę.
–Gdzie?
–Cosięstałomiędzywami?
–Gdziejąwidziałeś?
–WStarbucks.Postawiłemjejkawę,apotempodwiozłemjądosądu,bosięspieszyła.Zapytałem,jak
wamminąłweekend,aleniechciałapowiedzieć.Powiedziała,żepowinienemporozmawiaćztobą.
Westchnąłemiodchyliłemsięwfotelu.
–Niebędziemysięjużwidywać.Kompletniespanikowała,kiedyjejpowiedziałem,żechcęzniąbyć
– urwałem. – I przestraszyła się jeszcze bardziej, kiedy powiedziałem, że ją kocham. Próbowałem ją
przekonać,stary,aleonaniechcewchodzićwżadenzwiązek.Wystarczyjejprzelotnyseks.
–Aha.–Założyłręceipotarłpodbródek.–Przykromi,Liam.Wiem,ileonadlaciebieznaczy.Dajjej
trochę czasu. Przemyśli to i zmieni zdanie. Wiem, że cię kocha. To widać. Po prostu musi się
przygotowaćnatennastępnykrok,zwłaszczajeżelisparzyłasięwprzeszłości.
–Dobra,Oliver,nieważne.Niechcęjużoniejrozmawiać.Właściwietorobię,comogę,żebyprzestać
oniejmyśleć.
–Rozumiem.Jakbyco,tojestemusiebie.
Uśmiechnął się współczująco i wyszedł. Nie było takiej rzeczy, która pomogłaby mi przestać o niej
myśleć.Czułemwokółsiebiejejzapach,ajejuśmiechtakgłębokowyryłmisięwpamięci,żemiałemgo
przedoczamiprzezcałyczas.
Rozdział36
AVERY
W
yszłamzsąduigłośnowypuściłampowietrze.Joelwyszedłzamną.
–Orany,Avery,aleimdałaśpopalić.Jaknanieprzygotowaną,naprawdęrozniosłaśCallahanaijego
obrońcęwdrobnymak.Wpewnymmomenciemyślałem,żesędziaukarzecięzazniewagęsądu.
–Dzięki,Joel–uśmiechnęłamsięblado.
Prawda była taka, że rozsadzała mnie wściekłość, więc łatwo było mi się wyżyć na przeciwniku w
sądzie.Joellekkodotknąłmojegoramienia.
–Spotykamsięzżonąnalunch.Maszochotępójśćznami?
–Dzięki,Joel,aleniejestemgłodna.Pójdęprostodobiura.Zobaczymysiępóźniej.Miłegolunchu.
–Okej–uśmiechnąłsięiodszedł.
Wyjęłamtelefonztorebki,alezmroziłmniegłoszamoimiplecami.
–Trzebaprzyznać,żepotrafiszzwrócićnasiebieuwagęnasali.
Sercemiprzyspieszyło.
–Dostałaśmojąwiadomość?
Powolisięodwróciłamiwzięłamgłębokioddech.
–Tak.Niemiałamkiedyodpisać.Cotyturobisz,John?
– Byłem akurat w sądzie, kiedy zobaczyłem, że wchodzisz na salę, więc usiadłem z tyłu. Już w
kancelariidałaśniezłypopis,alenasalirozprawjesteśpoprostuimponująca.Jestemzciebiedumny.
–Darujsobie,John.Niepotrzebujętwojegouznania.–Ruszyłamprzedsiebie,aleposzedłzamną.
–Mogęchybawyrazićmójpodziwbezwzględunato,czygopotrzebujesz.Przyjdźdomnienakolację.
–Nie.–Nacisnęłamguzikwindy.
–Dlaczego?
–Wieszdlaczego.Niemamnajmniejszejochotyciębliżejpoznawać.Musztardapoobiedzie.
–Jestemtwoimojcem,Avery.
Ażsięwemniezagotowało,gdyspojrzałamnaniegozwściekłością.
– Do bycia ojcem nie wystarczy fakt, że w naszych żyłach płynie ta sama krew. Ojciec to ktoś, kto
opiekujesięswoimidziećmi.Ktopomagaimprzetrwaćsukcesyiporażki,ktojestprzynich,gdyświętują
najważniejszeosiągnięciawżyciuiktokochajebezwarunkowo,bezwzględunato,czybyłyplanowane,
czynie.Atyniebyłeśkimśtakim,John.
–Maszrację,Avery.Przepraszam.
Drzwiwindyrozsunęłysięiweszłamdośrodka.
–Zapóźnonaprzeprosiny.–DrzwisięzamknęłyiuwolniłymnieodobecnościJohnaCarringtona.
Przez następnych kilka dni skupiałam się jedynie na tym, żeby przetrwać. Znalazłam inną siłownię,
żeby nie natknąć się na Liama i pogrążyłam się w pracy do tego stopnia, że wracałam do domu o
jedenastej wieczorem. Claudia i Lisa zorientowały się, że coś się stało. Wyczuły to w moim głosie i
chociażpowtarzałamim,żewszystkoumniewporządku,niedawałysięnabrać.Okazałosię,żeżyciew
NowymJorkusporomniekosztowało.
Byłajedenasta,kiedyweszłamdoswojegoblokuiznieruchomiałamcałkowiciezbitaztropunawidok
OliveraWyattasiedzącegowholu.
–Oliver,cotyturobisz?
–Czekamnaciebie.Długopanipracuje,pannoLewis.–Uśmiechnąłsięprzyjaźnie.
–Staramsięczymśzająć.
–Rozumiem,comasznamyśli.Chciałbymztobąporozmawiać.
–Teraz?Oliver,jestnaprawdępóźnoijestemzmęczona.
–Teraz,Avery.Możeszdopisaćczasnaszejrozmowydoswoichnadgodzin.
–Dobrze.Chodź.–Ruszyłamdowindy.
Oliverwszedłdomojegomieszkaniaizamknąłzasobądrzwi.
–Napijeszsięczegoś?Wody,kawy,wina?
Podniósłrękę.
–Nie,dziękuję.
–JeżeliprzyszedłeśturozmawiaćoLiamie,tolepiejtegonierób.
–Właściwieprzyszedłemtu,żebyporozmawiaćomnie.
Spojrzałamnaniegozmieszana.
–Chodźmyusiąść,będzienamwygodniej.Wyglądasz,jakbyśmiałazarazzemdleć.
Usiadłamnakanapie,aOliverusiadłprzymnie.
–CzyLiamwie,żetujesteś?
– Nie i nie chciałbym, żeby kiedykolwiek się dowiedział. Wiesz, przez dwanaście lat
wykorzystywałemkobietyjedyniedlaseksu,boniemogłemsięzaangażowaćwstałyzwiązek.Gdytylko
sprawy docierały do tego punktu, zwijałem manatki. Ty i ja jesteśmy bardziej podobni niż myślisz,
Avery.
–AmatkaSophie?
–Liamnicciniemówił?
–Powiedziałtylko,żeumarłaiodtejporySophienastałemieszkaztobą.
Spuściłgłowęiodniosłamwrażenie,żeto,cozarazpowieniebędziełatwe.
– Nigdy nie chciałem dzieci ani stałego związku. Matka Sophie wiedziała o tym. Oszukała mnie i
zaszławciążęcelowo.Wstydsięprzyznać,aleniechciałemmiećnicwspólnegozmojącórkąodchwili
jejpoczęciadomomentu,kiedyzamieszkałaumnie.Nawetanirazujejniewidziałemdoczasu,kiedyjej
matkanieoczekiwaniepojawiłasięumnie,kiedySophiemiałatrzylataizostawiłamijąnacałydzień.
Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Wypisz wymaluj, John. Zrozumiałam teraz, dlaczego
Liamniechciałmiotympowiedzieć.
– Matka Sophie była uzależniona od narkotyków i potrzebowała pieniędzy. Wypisałem jej czek, a
potem widywałem Sophie w jej urodziny i w święta. Najczęściej na Boże Narodzenie. Byłem dla niej
obcymczłowiekiem.PrzeniosłasiędomniepośmierciElaine,swojejmatki.
–Niechzgadnę.Niebyłeśzachwycony?
– Nie bardzo, ale to było niewinne dziecko i mnie potrzebowało. Miała dużo problemów i wtedy
spotkałemDelilah.–Natwarzwypłynąłmuuśmiech.–OnaodmieniłacałymójświatzSophie.Poraz
pierwszywżyciusięzakochałeminieważnejakbardzostarałemsiętostłumić,tomisięnieudawało.
–Dlaczegomówiszmitowszystko,Oliver?
– Poczekaj. Kiedy miałem osiemnaście lat, myślałem, że spotkałem miłość mojego życia. Miałem
zamiar się jej oświadczyć, a potem dowiedziałem się, że mnie zdradzała. To mnie całkowicie
zdruzgotało i zrobiło ze mnie człowieka o sercu z kamienia. Ból był nie do zniesienia i przysiągłem
sobie, że nigdy więcej nie narażę się na takie cierpienie. I tak właśnie robiłem. Wynajdywałem sobie
różne zajęcia, pracowałem do późna, spotykałem się z najróżniejszymi kobietami, nawiązywałem
przelotneromanseibyłemprzekonany,żetakwłaśniebędziewyglądałojużzawszemojeżycie.Potym,
jakpoznałemDelilah,zrozumiałem,żetaknaprawdęwogóleniewiedziałem,czymjestmiłość.Mójból
wynikałbardziejzpoczuciaodrzucenia.
–Ijaksobieztymporadziłeś?JesteściezDelilahwspaniałąparą,tacyszczęśliwiizakochani.
–Wróciłemispotkałemsięzkobietą,którą,jaksądziłem,kochałemlatatemuiusłyszałemodpowiedź
napytania,któreprzezcałytenczasniedawałymispokoju.Musiałemzamknąćtamtenrozdziałmojego
życia, żeby móc ruszyć do przodu. Liam powiedział mi o Johnie i o tym, że wiele razy cierpiałaś z
powodunieudanychzwiązków.Myślę,żegłównąprzyczynątwoichproblemówjestJohn.Zastanówsię
nad tym przez chwilę. Czy kiedykolwiek naprawdę kogoś kochałaś? A może cierpiałaś dlatego, że cię
porzucali,anierzeczywiściezmiłości.
Dooczunapłynęłymiłzy.
–Niewiem–wyszeptałam.
Oliverwyciągnąłrękęidotknąłmojejdłoni.
– A ja myślę, że wiesz. W głębi duszy wiesz. Liam jest wspaniałym facetem. Co tam, powiem ci
nawet, że jest o niebo lepszym człowiekiem niż ja. Jasne, że umawiał się z wieloma kobietami przez
wielelat,alenigdygotakiegoniewidziałem.Nigdyniewidziałem,żebybyłtakszczęśliwy.Woczach
zapalają mu się żarówki, kiedy w rozmowie pada twoje imię. Kiedy mówi o tobie, cały się nakręca.
Jesteś kobietą, na którą czekał przez całe swoje życie, tak jak Delilah była tą, na którą ja czekałem.
Avery, znajdź swoje odpowiedzi i żyj dalej w spokoju. Zasługujesz na szczęście, Avery, nie pozwól,
żebyktokolwiekcitoodebrał.–Pocałowałmniewczołoiwstałzkanapy.–Iproszę,niemówLiamowi,
żeuciebiebyłem.–Mrugnąłdomnieporozumiewawczo.
Wstałamiodprowadziłamgododrzwi.
–Oliver?
–Tak?–Odwróciłsię.
–CzyDelilahnaprawdęźlesiępoczuła?
–Nie.–Kącikiustpodjechałymudogóry.
–Dziękuję–powiedziałamcicho.
–Niemazaco.Dobranoc.
LIAM
Przez następne dni pracowałem jak wariat, ściągałem nowych klientów i podpisywałem decydujące
umowy.Właśniesiedziałemusiebiewbiurze,kiedywszedłMaxHamilton.
–Cześć,Max.–Wstałemiprzybiliśmyżółwia.
–Nadciągamzpomocą.Idziemy.
–Dokąd?
– Na kolację, z Collinem. Robimy sobie dzisiaj męski wieczór we trzech. Dobra kolacja, parę
drinków,pogadamysobie.
–Dzięki.Tonaprawdęmiłoztwojejstrony,aleniemogę.
– Przewidzieliśmy, że tak powiesz. Collin czeka w samochodzie na ulicy. Nie bądź złamasem, nie
będziesztuchybasiedziałprzezcałąnoc.Dobrzecizrobi,jakznamiwyskoczysznamiasto.
–Okej–westchnąłem.–Aleuprzedzam,żemarnydziśzemniekompan.
WyszliśmyzbudynkuiwsiedliśmydorangeroveraCollina.
–Cześć,stary–przywitałemsię.
–Cieszęsię,żedałeśsięwyciągnąć–odparłzuśmiechem.
–Nieto,żebymmiałcośdopowiedzenia.Gdziejedziemy?
–DoWolfgang’sSteakhousenaprawdziwiemęskieżarcie–zakrzyknąłMax.
Wrestauracjinatychmiastusadzononasprzystoliku.
–Czypodaćcośdopicia?–zapytałakelnerka.
–Trzyszklankiszkockiejitrzyszotywhisky–odrzekłCollin.
–Szotywhisky?Noniewiem,stary.
–Strzeliłemsobiekilkaostatniozmojąmatką.Mówięwam,towciąga.
–Fajnąmaszmamuśkę–uśmiechnąłemsię.
–Dzięki.Przekażęjej.Właśniemnieociebieniedawnowypytywała.Nowięc,dawaj,powiedzstarym
ziomalom,cosiędzieje.
–Averydałamijasnodozrozumienia,żeniemamowyożadnymzwiązkumiędzynami.
–Aj,aj!Ciężkasprawa–powiedziałMaxipokręciłgłową.
Kelnerkaprzyniosładrinkiisięgnęliśmykażdyposwojegoszota.
–Obyśmydziświeczoremzapomnieliokobietach!–powiedziałCollin,wyciągająckieliszek.–Nie
mówcieAmelii,żetopowiedziałem.
Roześmiałem się i wychyliłem swojego drinka. Jedliśmy, rozmawialiśmy i piliśmy, trochę za dużo.
Aleczułemsiędobrze,boprzynichudałomisięniemyślećoAvery.
Zatonastępnegodniaobudziłemsięzkoszmarnymkacemigłowąpełnąmyślioniej.Straszniemijej
brakowałoizkażdymdniem,zamiastlepiej,robiłosięgorzej.Gdyleżałemtakwłóżku,przyszłomido
głowy, żeby wyrwać się na jakiś czas z Nowego Jorku. Zdecydowałem, że mały wypad do Kalifornii
dobrzebymizrobił.
Rozdział37
AVERY
R
ozmowazOliverembardzomipomogła.Leżałamwłóżkuirozmyślałamotym,jakstrasznietęsknię
zaLiamem.Byciezdalaodniegobolałojeszczebardziejniżbycieznim.Brakowałomijegouśmiechu,
jego radosnego rżenia, jego zmysłowości, czułego sposobu bycia i naprawdę brakowało mi naszego
nieziemskiegoseksu.Wiedziałam,comuszęzrobić.WzięłamtelefonzszafkiinapisałamdoJohna.
„TuAvery.Chciałabymwpaśćpóźniejiporozmawiać”.
„Oczywiście.Możeosiódmej?”
„Dobrze.Podajadres”.
Gdyweszłamdobiura,Timzatrzymałmniewholu.
–Avery,mogłabyśzajrzećdomniedobiura?
Cholera.Czegoonznowuchce?Odwróciłamsięiposzłamzanim.Usiadłamnaprzeciwjegobiurka,a
onzamknąłdrzwi.
– Widziałem cię niedawno w sądzie z Johnem Carringtonem. Wyglądało to na jakąś awanturę. O co
chodziło?Oilewiem,niepracujesznadżadnąsprawą,wktórejonwystępuje.
Cholera.Cholerajasna,psiakrew.Nawetgoniezauważyłam.Amożecichaczemmniepodgląda?
–Niewidziałamcię.
–Byłemtam.Powiedz,cosiędzieje.DlaczegowykłócaszsięzJohnemCarringtonem?
–Tosprawaosobista,Tim,wolałabymniewdawaćsięwszczegóły.
–Maszznimromans?
–Jezu,nie!Skądcitoprzyszłodogłowy,ulicha?
–Bowyglądałomitonasprzeczkęzakochanych.
Popatrzyłamnaniegozszokowana.
–Tomójojciec–wyrzuciłam.
Przezmomentsiedziałiwpatrywałsięwemnie,niemogącwydusićsłowa.
–Jeszczeraz?
–Tomójojciec–powtórzyłamcicho.
–Niewiedziałem,żeJohnCarringtonmadzieci.
–Nieszczególniesięztymobnosi.
Pokręciłgłową.
–Jeżelijesteśjegocórką,dlaczegoniepracujeszuniegowfirmie?
–Bomójojcieczniknąłzmojegożyciazarazpomoimurodzeniu.
–TodlategochciałaśoddaćsprawęWyattEnterprises.
–Tak.
– Przepraszam cię, Avery. Powinnaś mi była powiedzieć na początku, przydzieliłbym kogoś innego.
Alemuszęprzyznać,żepoprowadziłaśjąpopisowo.
–No,toterazwiesz.Towszystko?
–Tak.Przykromi.Jakbyśczegośpotrzebowała,todajmiznać.
Skinęłamgłową.
–Czymógłbyśzachowaćtodlasiebie?
–Naturalnie.
Wróciłamdoswojegobiuraipogrążyłamsięwpracynadmoimisprawami,alecochwilęrzucałam
okiemnatelefon.Dlaczego?Niemiałampojęcia.Możeliczyłamnato,żeLiamsięodezwie?Powiedział,
żebędziemniekochałbezwzględunawszystko.Potrzebowałamtylkotrochęczasu.
Około pół do szóstej wyszłam z biura i poszłam do domu przebrać się przed kolacją u Johna. Gdy
wychodziłamzmieszkania,byłamjednymwielkimkłębkiemnerwów.Cojadodiabławyprawiam?Czy
napewnojestemgotowa?Gotowaczynie,niemiałamwyboru.
John mieszkał na najwyższym piętrze apartamentowca w SoHo. Na dole portier zapytał o moje
nazwisko,poczymzawiadomiłJohnaomoimprzybyciu.
–Proszęjechaćwindąnaostatniepiętro–uśmiechnąłsię.
–Dziękuję.
Zdenerwowana, wsiadłam do windy i wybrałam dwudzieste piętro. Gdy drzwi się otworzyły,
wysiadłam w niewielkim holu i zastukałam do wysokich, dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi.
Wzięłamgłębokioddech,starającsięopanowaćdrżeniecałegociała.
–Cześć,Avery–powiedziałJohn,otwierając.–Zapraszam.
Weszłam i z zachwytem rozejrzałam się po jego mieszkaniu. Jasnobeżowe ściany z wiśniową
sztukateriąnadawałypomieszczeniueleganckicharakter.
–Kolacjazarazbędziegotowa–powiedział,prowadzącmniedosalonu.
–Niemusiałeśsobierobićkłopotu.
Podszedłdobaruwkąciepokoju.
–Czegosięnapijesz?
Świetniesięwstrzelił,bopotrzebowałamdrinkajaknigdy.
–Poproszęwytrawnemartinizlodemizcytryną.
–Świetnywybór.
Zrobiłdwakoktajleiwręczyłmikieliszek.Powietrzewpokojujakbystężało.Czułam,żejesttaksamo
zdenerwowanyjakja.Biorącpoduwagęnaszewcześniejszespotkania,trudnomusiębyłodziwić.
– Dziękuję, że przyszłaś. To dla mnie wiele znaczy – rzekł i usiadł w jednym z foteli z bocznymi
oparciami.
– Nie przyszłam tu dla ciebie, ale dla siebie. Chcę, żebyś mi wyjaśnił parę spraw. Bo jeżeli mam
ruszyćzmiejscazeswoimżyciem,muszęjakośuregulowaćnaszenieistniejącerelacje.
–Wporządku.Cochceszwiedzieć?
–Dlaczegozniknąłeśpomoichjedenastychurodzinach?
Wypuściłpowietrzeipociągnąłłykzeswojegokieliszka.
–Byłemmłodyimiałemmarzenia.Wmoichplanachniebyłomiejscanadzieci.
–Tomożetrzebabyłolepiejsięzabezpieczyć–warknęłam.
Pokiwałgłowąiponowniepodniósłkieliszekdoust.
–Pewnietak.Byłemmłody.Wypadkisięzdarzają.
–Czylidlatego,żeniemiałeśmniewplanach,wolnocibyłotakpoprostumnieporzucić?Nowego
człowieka,któregostworzyłeśwspólniezdrugąosobą?
– Wtedy tak to widziałem. Jak już powiedziałem, byłem młody i miałem swój cel. Ale po jakimś
czasiepojawiłosiępoczuciewinyiwtedypostanowiłem,żepowinienemciępoznać.
–Cosięstałopomoichjedenastychurodzinach?
–Spotkałemkogoś,aonanielubiładzieci.
– To musiał być niezły kawał cholery. Więc dla tej kobiety porzuciłeś własną córkę? Tak samo jak
wcześniejporzuciłeśjądlakariery?–powiedziałamgniewnie.
–Tak.Wstydsięprzyznać,aletak.
–Ożeniłeśsięznią?Gdzieonajest?
–Naszzwiązektrwałtylkodwalata.Uznaliśmy,żetoniedziałaipostanowiliśmysięrozstać.Miałaś
dobreżyciezClaudiąiLisą,Avery.Niechciałemznowucigokomplikować.
–Jesteśmoimojcem!Wszystko,czegochciałam,tożebyśmikomplikowałżycie.Chciałammiećojca,
tak jak wszystkie inne dzieci. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jak potwornie mnie zraniłeś? Te
wszystkie nieudane związki, w które się przez ciebie pakowałam. To poczucie opuszczenia, które
nieustanniemamwsobie.
–Przepraszam.
–Przepraszambardzo,panieCarrington–powiedziałamłodakobieta,wchodzącdopokoju.–Kolacja
gotowa.
–Dziękuję,Elsa.Zjedzmykolację,Avery,iporozmawiamypotem.
Żecoproszę?Zakogoonsięma,docholery?Byłamtakrozzłoszczona,żenawetmisięniechciało
jeść.Niechętnieposzłamzanimdojadalniiusiadłamprzystolenawprostniego.Wpokojuzapanowała
cisza,więczaczęłamskubaćpodanejedzenie.
–Dlaczegowybrałaśzawódprawnika?–zapytał,przełamującmilczenie.
–Bouwielbiamsiękłócićiuważam,żeprawojestfascynujące.
Natwarzwypłynąłmuszerokiuśmiech.
–Jataksamo.Pewniemasztopomnie.
Niezareagowałam,boniechciałammiećwsobienicponim.
–Czytwojamatkawie,żesięspotkaliśmy?
–Nie.Żadnaznichniewie.
–Jużsobiewyobrażam,cobypowiedziały.
–Nieprzebierałybywsłowach,żebypowiedzieć,cootobiemyślą.
– Tego jestem pewien. Avery, chciałbym, żebyś wiedziała, że jestem z ciebie niezmiernie dumny i
jestem dumny, że jesteś moją córką. Śledziłem sprawę „Kilbrandt przeciwko Essex” i wiem, że
rozłożyłaśichnałopatki.Niemaszpojęcia,jakwielerazychciałemdociebiezadzwonićipowiedziećci
otym.
–Todlaczegotegoniezrobiłeś?
– Właśnie dlatego. Zobacz, jaki masz do mnie stosunek. Bałem się, że poślesz mnie do wszystkich
diabłów.
–Racja.Takbymzrobiła.
Skończyliśmyjeśćizpowrotemprzenieśliśmysiędosalonu.
– Dlaczego przeprowadziłaś się do Nowego Jorku? Wiedziałaś, że tu mieszkam. Nie bałaś się, że
kiedyśsięspotkamy?
–Przeprowadziłamsięzpowodupracy.Niemogłamodrzucićtakiejoferty.
–Chciałbym,żebyśpracowałaumniewfirmie.
Ażsięzakrztusiłammoimdrugimmartini.
–Coproszę?
–Przenieśsiędomnie.Bylibyśmyświetnąekipą.Robiszbłyskawicznąkarierę,mógłbymcipomóc.
–Wżyciuniebędęuciebiepracowaćiniepotrzebujętwojejpomocy.Wszystko,coosiągnęłamdotej
poryzawdzięczamwyłączniesobie.
–Zrobiłbymcięwspólnikiem,najmłodszymwhistorii.
–Tychybaniesłuchasz.Samzrzekłeśsięjakiegokolwiekprawa,żebymipomagać.Samzrzekłeśsię
prawa do bycia moim ojcem. Porzuciłeś mnie nie jeden, ale dwa razy. Nie wyobrażam sobie, żebym
kiedykolwiekmogłacitowybaczyć.
–Tocotutajrobisz?–zapytałchłodno.
–Przyszłampowiedziećto,comamdopowiedzeniaidowiedziećsię,dlaczegomnieniechciałeś.Isię
dowiedziałam.Miałeśplany,marzenia,ambicje,anadzieckoniebyłownichmiejsca.
–Aleterazmogłobybyćinaczej.Postaramsięwynagrodzićcitewszystkielata.
Wstałamzmiejscaizrobiłamkilkakrokówpopokoju.
–Coztobąjestnietak,docholery?Naprawdęsądziłeś,żetakpoprostupozwolęciwrócićdomojego
życiajakgdybynigdynic?Jesteśpotwornymegoistą,JohnieCarrington.
–Okej,niechcibędzie.Cóż,jeżeliniechceszmiećzemnąnicdoczynienia,tochybapowiedzieliśmy
jużsobiewszystko.Alemamnadzieję,żezmieniszzdanie.
Odstawiłamkieliszeknabarizgarnęłamtorebkęzkanapy.
–Maszrację.Powiedzieliśmysobiewszystko.Dowidzenia,John.
Kiedyruszyłamdodrzwi,zawołałzamną:
–Nigdyniechciałem,żebyśstałasiętakajakja,Avery.Toprawda,żejestemnieczułymegoistąinie
chciałem fundować ci kogoś takiego na ojca. Wiedziałem, że Claudia znajdzie kogoś, kto będzie cię
kochał tak samo jak ona i dobrze cię wychowywał. Zawsze cię kochałem. Być może nie było mnie w
twoim życiu, ale nigdy nie przestałem o tobie myśleć. Chciałbym, żebyś była szczęśliwa i jeżeli to
oznacza,żepowinienemtrzymaćsięodciebiezdaleka,wporządku.Aleniewymażesztychchwil,które
spędziliśmyrazem.
Zatrzymałamsięnawprostdrzwi.Sercewaliłomijakoszalałeiwzięłamgłębokioddech,próbującsię
opanować.
– Do widzenia, John. – Otworzyłam drzwi i wyszłam z mieszkania. Jak tylko wsiadłam do windy, z
oczutrysnęłymiłzy.Naulicywyciągnęłamtelefon,bostraszniechciałamzadzwonićdoLiama,alenie
mogłam.Byłamzbytprzerażonapotymwszystkim,comunagadałam.Nigdyniezapomnęwyrazubólui
rozczarowaniawjegooczach,kiedywychodziłodemniezmieszkania.Głębokogozraniłamibyłomitak
wstyd.
Rozdział38
LIAM
P
owyjściuzbiurapojechałemdoOliveraiDelilah,żebypowiedziećim,żewyjeżdżamdoKalifornii.
– Dobry wieczór, Wyatty – uśmiechnąłem się, wchodząc do salonu. Delilah uczyła Sophie grać na
fortepianie,aOliversiedziałnakanapiezlaptopem.
–Wujku!–ucieszyłasięSophie.Podbiegładomnieizarzuciłamiręcenaszyję.
–Cześć,brzdącu.–Pocałowałemjąwgłówkę.
Delilahpodeszłazuśmiechemipocałowałamniewpoliczek.
–Jaksięczujesz?–zapytała.
–Jakotako.Chciałemzwamioczymśporozmawiać.
– Sophie, może skoczysz do siebie i dasz nam pogadać po dorosłemu? Przyjdziemy po ciebie, jak
skończymy.
Sapnęłaniezadowolona.
–Alejachcęsiępobawićzwujkiem.
Ukląkłemprzednią,kładącjejręcenaramionach.
–Jaktylkoskończymy,zabieramcięnalody.
–Dobra!–Poleciałanagóręposchodach.
–Cosiędzieje?–zapytałOliver.Wstałzkanapyipodszedłdobaru.
–JutroranowyjeżdżamdoKalifornii.
Znieruchomiałzbutelkąszkockiejwręceispojrzałnamniezdumiony.
–Dlaczego?
–Dobrzewieszdlaczego,Oliver–odezwałasięDelilah.
–MuszęsięnatrochęwyrwaćzNowegoJorkuiprzewietrzyćgłowę.
–Ucieczkaniczegonierozwiąże,brat–stwierdził,podającmiszklankę.
–Nigdzienieuciekam.Chcęsobieprzemyślećparęspraw,atutajniemogęsięskupić.Cochwilęcoś
mnierozprasza.
–Jakdługocięniebędzie?–zapytałaDelilahzniepokojem.
–Niewiemjeszcze.Zedwatygodnie,możedłużej.
–Acozfirmą?–spytałOliver.
–Dajspokój,Oliver.Firmasiębezemnieniezawali.
–Firmamożeinie,alemniebędzieciebiebrakowało.
–Mniewasteż,alejestmitoterazpotrzebne.
–Gdziedokładniezamierzaszjechać?–chciaławiedziećDelilah.
–DoMalibu.WynająłemdomeknaplażyniedalekoodIanaiRory.
Delilahpodeszłaiobjęłamnie.
–Pamiętaj,żebydzwonić,chcemywiedzieć,jaksobieradzisz.
–Wszystkobędziedobrze.Postanowiłemwyłączyćkomórkę,więcjeżelibędzieciechcielisięzemną
skontaktować,dzwońcienastacjonarny.Podamwamnumer,jaktylkodotręnamiejsce.
Oliverpodszedłipołożyłmirękęnaramieniu,apotemobjąłmnielekko.
–Uporajsięztymiwracajszybko.Bezciebienicniejesttakiesamo.
–Dobrze,dzięki,Oliver.LepiejpójdępoSophieizabioręjąnatelody.Robisiępóźno.Pójdzieciez
nami?
–Nie.Idźciewedwojeipowiedzjej,żewyjeżdżasznatrochę.Pewniebędzieniepocieszona–rzekł
Oliverpoważnie.
–Porozmawiamznią.–Ruszyłemnagóręposchodach.
–Zadzwoń,jakdojedziesz–krzyknęłaDelilah.
–Tak,mamo.–Odwróciłemsięimrugnąłemdoniej.
WszedłemdopokojuSophie.Siedziałanałóżkuiczytałaksiążkę.
–Gotowa,słonko?–zawołałemzuśmiechem.
–Tak!Uwielbiamlody.
Zeskoczyła z łóżka i wzięła mnie za rękę. Poszliśmy w dół ulicą do jej ulubionej lodziarni.
Zamówiliśmysobieporożkuiwyszliśmyusiąśćprzystolikunazewnątrz.
–Niedługozmienisiępogodainiebędziemyjużmoglijeśćlodównatarasie.
–Wiem.Więctrzebaszybkokorzystać,pókimożna–uśmiechnęłasię.
–Muszęcicośpowiedzieć,Sophie.
–Co?
–JutrojadędoKalifornii.
–Nadługo?–zapytała,pałaszującloda.
–Niewiem.Najakiśczas.
–PrzezAvery?–Podniosłanamnieswojeśliczne,zieloneoczy.
–Skądotymwiesz?
–Słyszałamraz,jaktatamówiłdomamy,żejesteśzałamany,boonaniechceztobąbyć.
Westchnąłem.
– Jadę do Kalifornii, żeby zmienić otoczenie i na spokojnie przemyśleć sobie parę spraw. Niedługo
wrócę,niemartwsię.
–Chceszwiedzieć,comyślę,wujku?
Uśmiechnąłem się i potrząsnąłem głową. Czasami przy Sophie miałem wrażenie, że rozmawiam z
dorosłym.
–Pewnie,szkrabie.
–Jamyślę,żeAveryciękochaipowiecito,kiedynadejdzieodpowiedniczas.Przecieżwszyscycię
uwielbiają.Jesteśsuperwujkiem–uśmiechnęłasię.
Podniosłemgłowę,apotemnachyliłemsięipocałowałemjąwpoliczek.
–Dziękuję,panienkoSophie.Atyjesteśsuperbratanicą.Kochamcię.
–Jateżciękocham.IAveryteż.
–Mamnadzieję,robaczku.
– Mam nadzieję, że to będzie dziewczynka. Chciałabym mieć siostrzyczkę – powiedziała
nieoczekiwanie.
–Aco,jaktobędziechłopak?
Westchnęła.
–Notrudno,bratteżmożebyć.Alesiostrabyłabylepsza!
–Obiecajmicoś–powiedziałem.
–Co?
– Obiecaj mi, że zawsze będziesz blisko ze swoim bratem lub siostrą. Tak jak ja i tata. Nie ma nic
silniejszegoniżwięźmiędzyrodzeństwem.Onizawszebędąprzytobie.
–Obiecuję.Będęnajlepsząstarsząsiostrąnaświecie.
–Wiemotym,Sophie.
Skończyliśmylodyiposzliśmydodomu.Wholuukląkłemiuściskałemją.
–Bądźgrzeczna.Zobaczymysię,kiedywrócę.
–Będęzatobątęsknić,wujku.–Popoliczkuspłynęłajejłza.
–Jazatobąteż.Alejakwrócę,zrobimyrazemcośsuperfajnego.
–Okej.–Zacisnęłaramionkawokółmnie.
JeszczerazpożegnałemsięzDelilahiOliveremiwróciłemdosiebie.
Rozdział39
AVERY
B
yłasobotaranoipostanowiłampojechaćnaweekenddoDanbury.ChciałamporozmawiaćzClaudiąi
Lisą i potrzebowałam uspokoić się w zaciszu rodzinnego domu. Spakowałam torbę i wsiadłam do
wypożyczonegosamochodu.
Gdy zajechałam na dziedziniec, zgasiłam silnik i przez chwilę patrzyłam na pokryty winylową
oblicówkądomwstyluTudorów,zczarnymiokiennicami.Nagle,otworzyłysiędrzwiiwprogustanęła
Claudia,próbującrozpoznać,ktoprzyjechał.Wysiadłamiuśmiechnęłamsiędoniej.Wrzasnęła,wołając
Lisę,ipodbiegładomniezwyciągniętymiramionami.
–Avery!Alenamzrobiłaśniespodziankę!–wykrzyknęła.
Nie minęły dwie sekundy, a kompletnie się rozkleiłam w jej ramionach i zaczęłam szlochać jak
dziecko.Obejmowałamniemocno.
–O,mojekochanie.Cosięstało?Liam?–zapytała.
Skinęłamgłową,aonazaprowadziłamniedodomu.
–Powiedz,cosięstało–powiedziałaLisazewspółczuciemipodałamichusteczkę.
– Spieprzyłam to. Całkowicie. Powiedział mi, że mnie kocha, a ja go odepchnęłam i kazałam mu
odejść. Nigdy nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Zraniłam go. Jak ja mogłam? – Ponownie zalałam się
łzami.
–Uspokójsię–powiedziałaLisa,głaszczącmniepoplecach.–Odpłakanianicsięniezmieni.Tylko
zacznieciębolećgłowaibędziecijeszczegorzej.Wytrzyjsię,ajanalejęciwina.
Claudia podała mi kolejną chusteczkę. Otarłam oczy i wydmuchałam nos. Wzięłam głęboki oddech,
napiłamsięwina,któreprzyniosłamiLisa,ipomałuudałomisięuspokoić.
–Muszęwampowiedziećjeszczecoś.ByłamuJohnanakolacjiiniespecjalnietowyszło.
–Wiedziałam,żeprędzejczypóźniejsięspotkacieiporozmawiacie.Cocitengnojekpowiedział?–
zapytałaClaudiaiwzięłamniezarękę.
–Powiedział,żeniebyłomiejscanadzieckowjegożyciowychplanach.Żejestnieczułymegoistąi
niechciał,żebymsięstałatakajakon.
–Tochybanajrozsądniejszarzecz,jakąkiedykolwiekodniegousłyszałam–skwitowałaClaudia.
Uśmiechnęłamsięmarkotnie.
–Więcnaczymterazstoicie?–zapytałaLisa.
–Powiedziałammu„dowidzenia”.Spotkałamsięznimtylkopoto,żebyzamknąćwreszcietęsprawę.
Nie mogę nic zacząć z Liamem, dopóki nie uporządkuję sytuacji z Johnem. Chciałam usłyszeć jego
wyjaśnienieimusiałamtousłyszećodniego.
–Tocałkiemzrozumiałe.Ibardzorozsądneztwojejstrony,Avery–powiedziałaLisaipocałowała
mniewczubekgłowy.–Ico?Udałosię?
–Chybatak.
–WięcjesteśgotowanazwiązekztymprzesympatycznymbóstwemoimieniuLiam?
–Kochamgo.Jestemwnimzakochana.Uświadomiłamsobie,żewcześniejtakstraszniechciałambyć
kochana, że, jak tylko jakiś facet się mną zainteresował, natychmiast się przywiązywałam, fizycznie i
emocjonalnie.Brałamkażdego,ktonamniespojrzał.Niecierpiałamdlatego,żemnieniekochali,tylko
dlatego,żemnieodrzucaliitomnietakbolało.Nigdytaknaprawdęniezależałominażadnymznich.Ale
zLiamemjestinaczej.Czujędoniegocoś,czegonieczułamdonikogoprzedtem.
–Toznaczy?–zapytałaLisa,dolewającmiwinadokieliszka.
–Niewiem,jaktoopisać.Mamwrażenie,jakbymznałagoprzezcałeżycie.Jesttakimiły,życzliwy,
zabawny i w ogóle niesamowity. Zrobiłby dla mnie wszystko. Pamiętacie te kwiaty, które dostałam od
Johnanaurodziny?
–Mhm.–Claudiazmarszczyłabrwi.
–Liamsięzdziwił,żeniewyrzuciłamichodrazudokosza.Powiedziałam,żechętniebymtozrobiła,
ale szkoda mi było takich ładnych kwiatów. Następnego dnia przysłał mi dokładnie taki sam bukiet i
napisał,żemanadzieję,żebędziemiznimiprzyjemniej,boniesąodJohna.
Lisapołożyłasobierękęnasercu.
–Mówięwam,jasięprzerzucęnaheterodlategofaceta.
–Oj,przestańjuż.Zachowujeszsięjakjakaśzadurzonasiuśmajtka–obruszyłasięClaudia.
ObiezLisąwybuchnęłyśmyśmiechem.
–Okłamałamwaswzeszłymtygodniu,kiedyzaprosiłyściemnienaweekend.
–Toznaczy?–zapytałaClaudia.
–PrzezcaływeekendbyłamzLiamemnajachcie.Pojechaliśmysamiwedwojeibyłofantastycznie.
Całymi dniami wylegiwaliśmy się na słońcu i piliśmy winko, graliśmy w gry, jeździliśmy na skuterach
wodnych,gadaliśmyiuprawialiśmycudownyseks.
Claudiapokręciłagłową.
–Skorotakdobrzesiębawiłaś,toczemu,nalitośćboską,odepchnęłaśgoikazałaśmusięwynosić?
– Bo powiedział, że mnie kocha i że chce ze mną być. Spanikowałam. Nie myślałam trzeźwo i
przestraszyłamsię.
–Nibyczego?–zapytałaLisa.
–Tego,żejaczujędoniegotosamo,awswojejparanoi,widziałamtylkojednomożliwezakończenie:
dramat i rozstanie. Tak naprawdę to dopiero Oliver, brat Liama, uświadomił mi, że muszę najpierw
uporządkowaćmojąprzeszłośćzJohnem,zanimruszęsprawyzLiamemdoprzodu.
–Hm.Tomusibyćniegłupifacet.Chociażmamwrażenie,żepowtarzamcito,odkądbyłaśwliceum–
zauważyłaLisa.
–Teraztojużnieważne.Terazchodzioto,żejesteśnaprawdęzakochanaimaszwidokinawspaniałe
życiezLiamem–uśmiechnęłasięClaudiaipołożyłamirękęnapoliczku.
–Bojęsięznimspotkać.Takstraszniegozraniłam,żebojęsię,żenigdyminiewybaczy.
–Och,skarbie.Jeżelikochacię,takjakmówi,będziesięcieszyłjakwariat.Dalej,zadzwońdoniego.
–Niemogę.
–Możesz–stwierdziłaLisapogodnieiwzięładorękimójtelefon.WybrałanumerLiamainacisnęła
„Zadzwoń”.–Widzisz,jakietoproste?
– O Jezu! – Wyrwałam jej telefon. Po drugiej stronie włączyła się poczta głosowa, więc się
rozłączyłam.–Poczta.
–Spróbujeszpóźniej–powiedziałaClaudiazuśmiechem,głaszczącmniepowłosach.
Poszłyśmyrazemnakolacjęipogadałyśmyjeszczetrochę.Kilkakrotniepróbowałamdodzwonićsiędo
Liama,alezakażdymrazemwłączałasiępoczta.Kiedyleżałamjużwłóżku,domojegopokojuweszła
Claudia.
–Nadalnic?
–Nie.Todziwne.Zupełnie,jakbywyłączyłtelefon.Amożezablokowałmójnumer?–powiedziałami
ażmniezmroziło.
– Nie zablokował twojego numeru, skarbie. Może telefon mu się zepsuł i jeszcze nie zdążył kupić
nowego.Słuchaj,jutroranowróciszdoNowegoJorkuipojedzieszdoniegododomu.Ipowieszmu,jak
bardzogokochasziżechciałabyśznimbyćnajbardziejnaświecie.
–Acojeżelizatrzaśniemidrzwiprzednosem?
–Naprawdęmyślisz,żemógłbytozrobić?
–Nie.
–Noiposprawie.Ranozrobięcigofryimożeszjechaćzarazpośniadaniu.
–Dobrze.
Pocałowała mnie w czoło i wyszła z pokoju. Zamknęłam oczy i usiłowałam zasnąć, ale moje myśli
uparciekrążyływokółLiama.
Rozdział40
AVERY
O
ddałamsamochóddowypożyczalniipojechałamtaksówkądodomuLiama.Czułamściskaniewdołku
i cała się trzęsłam. Zapukałam i przez chwilę czekałam, aż otworzy, ale nic się nie wydarzyło, więc
zapukałamjeszczeraz.Żadnejodpowiedzi,więcporazentyspróbowałamdoniegozadzwonićiznowu
wpadłam na pocztę głosową. Teraz naprawdę zaczęłam się martwić. Zastukałam jeszcze parę razy, po
czym zawołałam taksówkę i pojechałam do Olivera. Jeżeli ktokolwiek wie, co się dzieje, to na pewno
on.
Zapukałamdodrzwi.OtworzyłaDelilah.
–Avery–zawołałazaskoczonaiuściskałamnie.–Wejdź.
Oliverzszedłposchodach.
–Avery,cosłychać?–Podszedłipocałowałmniewpoliczek.
–Wporządku.Przepraszam,żeprzeszkadzambezzapowiedzi,aleniewiecieczasem,gdziejestLiam?
Niemogęsiędoniegododzwonićodkilkudni,ciąglewłączasiępocztagłosowa.Przedchwiląbyłamu
niego,aleniemagowdomu.
Oliveruśmiechnąłsięnieznacznie.
–Wejdźproszędosalonu.
Poszłamzanimidosalonu,gdzieSophieoglądałatelewizję.
–Avery!–zawołała.Podskoczyłaipodbiegłasięprzytulić.
–Cześć,Sophie.Cosłychać?
–Dobrze.
–Sophie…–zacząłOliver.
–Wiem,wiem.Mamiśćdosiebie,żebyściemoglisobieporozmawiaćpodorosłemu.
Nie mogłam się nie roześmiać. Popatrzyła na mnie i skinęła, bym się nachyliła, żeby mogła mi coś
powiedziećnaucho.
–Mówiłamwujkowi,żewrócisz–powiedziałazadowolona.
Pogłaskałamjąpogłówceiposzłanagórę.
–Napijeszsięczegoś?–zaproponowałOliver.
–Możewina.Dziękuję.
UsiadłamobokDelilahnakanapie,aonawzięłamniezarękę.
–Jaksięnaprawdęmiewasz?
–Terazjużdobrze.GdziejestLiam?Muszęznimpilnieporozmawiać.
–LiamjestwKalifornii–powiedziałOliver,podającmikieliszek.
–WKalifornii?Poco?
–Powiedział,żemusisięnatrochęwyrwaćzNowegoJorkuiprzewietrzyćsobiegłowę.
–Aha.–Spuściłamgłowęzawiedziona,acośostrozakłułomniewsercu.
–Uporałaśsięzeswojąprzeszłością?–zapytałOliver.
–Tak.ImuszępowiedziećLiamowicośbardzoważnego.Mamtylkonadzieję,żeniejestzapóźno.
–Nigdyniejestzapóźno–odparłaDelilahzuśmiechemilekkouścisnęłamojądłoń.
–Jedźdoniego.Damciadres.WynająłsobiedomeknaplażywMalibu.–Oliversięuśmiechnął.
–Niemogę.Muszęiśćdopracy…
–CzegonajbardziejobawiasięTim?
–UtratyWyattEnterprises–odpowiedziałam.
–Nowłaśnie.JedźdoKaliforniiinieprzejmujsiępracą.Wciążtubędzie,kiedywrócisz.
–Maszrację.–Wyciągnęłamtelefonisprawdziłamrozkładlotów.–Cholera.Najbliższylotjestjutro
ojedenastej.Wszystkieinnesąjużwyprzedane.
–Widzisz,Delilah?Czasamijednakprzydałbysięwłasnysamolot.
– Nie przejmuj się. Liam i tak tam jest, nieważne, o której dolecisz. Poza tym w ten sposób możesz
najpierwporozmawiaćzTimem–powiedziałaDelilah.
–Agdybyrobiłproblemy,odrazudajmiznać.–Olivermrugnąłprzyjaźnie.
Nabrałamgłębokopowietrza.
–Dziękuję,Oliver.Takbardzomipomogłeś,jakjacisięodwdzięczę?
– Proszę bardzo. Możesz mi się odwdzięczyć, jeżeli przez ciebie mój brat będzie szczęśliwy. Nic
więcejniechcę.
– Z tym nie będzie problemu, bo ja też nic więcej nie chcę. Tak bardzo go kocham. Muszę go
przeprosić.Niewierzę,jakmogłambyćtakagłupia.
–Wszyscytoznamy,Avery.Niejesteśjedyna–westchnąłOliver.
Uściskałamichobojenapożegnanieiwróciłamdodomuspakowaćsięprzedwyjazdem.
LIAM
SiedziałemnaciepłympiaskuiwpatrywałemsięwbezkresPacyfiku.Falabyładziśbardzowysokai
panował niesamowity upał. Pierwszego wieczoru po przyjeździe spotkałem się z Ianem i Rory.
Spędziliśmyrazemprzemiływieczóridobrzenamsięgadało.Obydwojezauważyli,żecośjestzemną
nietak,więcwkońcuopowiedziałemimoAvery.
–Liam!Mięskodochodzi!–krzyknąłdomnieLuke.
Wstałem, otrzepałem szorty z piasku i dołączyłem do moich przyjaciół, Luke’a, Lily, Camerona i
Sierry,skupionychwokółgrilla.
–Wiesz,żejazrobiłemtosamo,cotyteraz–odezwałsięLuke.
–Jateż–przyłączyłsięCameron.
–Toznaczy?
–Wyjechałemzmiasta,żebypoukładaćsobiewgłowiewszystkiesprawy–uśmiechnąłsięLuke.
– Powiedzmy tylko, że wszyscy wiemy, jak to jest ciężko, kiedy ktoś, kogo kochasz odwraca się do
ciebie plecami – powiedział Cameron. – Ale popatrz na nas. W końcu je zdobyliśmy i jesteśmy
absolutnieszczęśliwi.
–Wkońcuzawszewszystkosięukłada,stary.–Lukepuściłdomnieoko.
–Niewmoimprzypadku.Averyjestupartainaśmierćprzeciwnajakimkolwiekzwiązkom.
–Sierrateżbyła.
–Teżbyłajaka?–zapytałaSierra,wsuwającCameronowirękępodramię.
–Naśmierćprzeciwnajakimkolwiekzwiązkom.
–Ano,byłam.Wefekciemusiałamprzepłynąćprzezcuchnące,brudnejezioro,żebygoodzyskać.
–Oj,odrazu„brudne”–roześmiałsięCameron.
–Totalniezasyfione.Aleczegosięnierobidlamiłości…Wkażdymraziebyłowarto.–Pocałowała
gowpoliczek.
–Przeznaczenie,stary.Przeznaczeniegraogromnąrolęwnaszymżyciu.Ludzieczasemzupełnietego
niewidzą–rzekłLuke,stawiająctalerzpełenupieczonychburgerówikiełbaseknastole.–Jeżelimasz
byćzAvery,totakbędzie.Wierzmi.
Dalekomibyłodoichoptymizmu,aleichsłowapodniosłymnienaduchu.
– W barze jest dziś koncert – obwieścił Luke. – I wszyscy macie się zjawić. Stawiam pierwszą
kolejkę.
–O,tonapewnoprzyjdziemy–uśmiechnęłasięSierra.
–Będziesz,Liam?–zapytałLuke.
–Jasne,żetak.
Skończyliśmyjeść,apotemLilyiSierraposzłysiękąpać,podczasgdymywalnęliśmysięwmęskim
gronienaplaży,otworzyliśmypiwoirozmawialiśmy.
– Może byś się tu przeniósł, stary? – powiedział Luke z uśmiechem. – Moglibyście z Oliverem
otworzyćtufilię.
–Rozmawialiśmyotym.Możeitakzrobimy.
–No,apotemtrzebabędzietylkościągnąćtuCollina–zawyrokowałCameron.
– A może pojechalibyśmy gdzieś tylko we czterech? Dziewczyny sobie robią babskie weekendy.
Wyrwiemysięgdzieśipoużywamysobieprzezkilkadni–zaproponowałLuke.
–Icobędziemyrobić?–zapytałem.
–Moglibyśmypojechaćpodnamiotwgóry,przeleciećsiętrochę,pochodzićnaryby.Kobietomwstęp
wzbroniony.Tylkofaceci–zaśmiałsięLuke.
–O,zeSierrąniebędzienajmniejszegoproblemu.Niemaopcji,żebypisałasięnacośtakiego.Ale
pomysłjestprzedni.
Podnieśliśmykufleiwznieśliśmytoast.
Rozdział41
AVERY
W
eszłam do firmy i skierowałam się prosto do biura Tima. Drzwi były otwarte, a Tim siedział za
biurkiemipopijałkawę.
–Tim,maszchwilę?Muszęztobąporozmawiać.
–Jasne.Wejdź.–Popatrzyłnamnieizmarszczyłsię.–Dlaczegosiętakubrałaś?
–Muszęwziąćkilkadniwolnego.
Uniósłbrwiiodparł:
–Tochybaniemożliwe.Prowadziszterazcałąmasęspraw.Jestjakiśproblem?Ktośumarł,czyco?
– Nie. – O rany, nie było łatwo. Nie bardzo wiedziałam, jak mu powiedzieć, że lecę do Kalifornii,
żebypowiedziećkomuś,żegokocham.
–Avery,przykromi.Niemogędaćciterazurlopu.Pozatymdopierocozaczęłaś.Nieprzysługująci
jeszczedniwolne.
–Wiem,iprzepraszam,aletonaprawdęważne.
–Musiszpowiedziećmi,ocochodzi.
– Lecę do Kalifornii. Bardzo źle się zachowałam w stosunku do jednego faceta i muszę powiedzieć
mu,żegokocham.
Timzamachałrękami.
–Czekaj,czekaj.Prosiszmnieourlop,żebypowiedziećjakiemuśfacetowi,żegokochasz?
–Mhm.Tak.
–Czyśtyoszalała?Tojestkancelariaprawna,atyjesteśadwokatem.Maszsprawy,którymimusiszsię
zająć.Facetpoczeka.
–No,właśnienie.Bardzogoskrzywdziłam,Tim,imuszętonaprawić.Muszętozrobić,zanimbędzie
zapóźno.
–Avery,koniecdyskusji.Niemożeszterazwyjechać.Cobypowiedzieliinni,gdybymtakpoprostu
dałciwolnebezuprzedzenia?
Nabrałamgłębokopowietrza.
–ToLiamWyatt.
–CoLiamWyatt?
– Ten facet, któremu muszę powiedzieć, że go kocham. Przeze mnie wyjechał do Kalifornii. Bo go
zraniłam.
–Ożeż,czemuniemówiszodrazu?Jużciętuniema!Jedźposwojegofacetaimaszzrobićwszystko,
żebywróciłszczęśliwy!
–Dzięki,Tim.Wiedziałam,żezrozumiesz.
–Szczęśliwy,Avery.Szczęśliwy!–krzyknąłzamną,gdywychodziłamzbiura.
WsiadłamnatylnesiedzenielimuzynyOlivera.
–Icopowiedział?–zapytałOliver.
–Niechciałoniczymsłyszeć,dopókimuniepowiedziałam,żechodzioLiama.Wtedykazałmijechać
idopilnować,żebyLiamwróciłcałyszczęśliwy.
Oliverroześmiałsię.
–Tobyłodoprzewidzenia.
ScottwyrzuciłOliverapodWyattEnterprises.Zanimwysiadł,wziąłmniezarękęilekkouścisnął.
–Powodzenia.Liamzwariuje,jakcięzobaczy.
–Dziękuję,Oliver.Miejmynadzieję.
Samolot się spóźnił i wysiadłam w Los Angeles dopiero o szóstej. Gdy wyszłam z lotniska,
zauważyłammężczyznę,którystałwśródoczekującychzmoimimieniemnakartce.
–Przepraszam.TojajestemAveryLewis.
–Dobrywieczór.NazywamsięChipimampaniązawieźćdoMalibu.
–Miłomipoznać,aleniezamawiałamtaksówki.
–PoleceniepanaWyatta,proszępani.
–Och.Tobardzomiłozjegostrony.IleczasujedziesiędoMalibu?
–Okołogodziny–odparłiwziąłodemniebagaż.
KiedyChipzajechałpoddom,wktórymzatrzymałsięLiam,wzięłamgłębokioddech.Awięctojuż.
Chwila prawdy nadeszła. Zbliżyłam się do drzwi ze ściśniętym żołądkiem. Poczułam, że zaczynam się
pocić. Zadzwoniłam i czekałam w napięciu. Boże, co ja mu powiem? A co, jeżeli zacznę ryczeć? Oby
nie.Zadzwoniłamjeszczeraz.Niktnieotwierał.Wzięłamtorbęiobeszłamdom.Nachwilęażmidechw
piersiachzaparło.Widokbyłzachwycający,nigdywżyciuniewidziałamczegośtakpięknego.Wdole,
naplażydostrzegłamkwadratowystolikidwakrzesłanapiasku.Postanowiłamusiąśćipoczekaćtuna
Liama. Słońce właśnie powoli staczało się w błękit oceanu, więc zapatrzyłam się oczarowana. Fale
miarowolizałybrzeg,anatwarzypoczułamlekkiwietrzyk.Panowałabsolutnyspokój.Zapadłanocina
niebie pojawił się księżyc w otoczeniu gwiazd. Spojrzałam na telefon. Była dziesiąta. Nawet nie
zauważyłam,żesiedzętujużtrzygodziny.Przezwiększośćczasubyłamcałkowiciepochłoniętaswoimi
myślami.Minęłajeszczegodzinaizrobiłasięjedenasta.Aco,jeżeliniewróci?Wgłowiezaczęłymisię
roićróżnescenariusze.Ajeżeliwrócizkobietą?Cholera.
Gdytakroztrząsałamnajgorszemożliwości,usłyszałamzasobągłos.
–Przepraszam,aletowłasnośćprywatna.
Na dźwięk jego głosu serce mi zamarło, a żołądek, który trochę się uspokoił przez długie godziny
spoglądaniawmorze,zwinąłmisięwkorkociąg.Wstałamiodwróciłamsię.
–Nawetdlamnie?
Nachwilęzapadłacisza.
–Avery?Toty?–zapytałiruszyłwmoimkierunku.
–Cześć,Liam–powiedziałamzdenerwowana.
Zbiegłposchodachztarasuirzuciłsiękumnie,aleprzystanąłtużprzedemną.Nagleprzeraziłamsię,
żemożebyćzłyoto,żeprzyjechałam.
–Cotyturobisz?
–Ja…–zwiesiłamgłowę,bozabrakłomisłów.
Zrobiłjeszczekilkakrokówidelikatniepołożyłmidłońnapoliczku.
–Taksięcieszę,żejesteś.Tęskniłemzatobą.
Gdytopowiedział,nabrałamodwagi,żebywszystkomuwyznać.
–Jateżzatobątęskniłam.Takbardzocięprzepraszam.–Popoliczkuspłynęłamiłza.–Przepraszam
zawszystko,copowiedziałamwcześniejwNowymJorku.Przepraszam,żecięodtrąciłam.
Wziąłmniewramionaiprzycisnąłsobiedopiersi.
–Wporządku,kochanie.Rozumiem,dlaczegotozrobiłaś–powiedziałipocałowałmniewgłowę.–
Taksięcieszę,żejesteśtuteraz.
Przylgnęłam do jego ciepłego ciała i otoczona jego silnymi ramionami, poczułam się kompletna.
Zawszeprzynimczułamsiękompletna,poprostuuświadomiłamtosobiedopiero,kiedyzniknął.
–Próbowałamsiędociebiedodzwonić,alewłączasiętylkopocztagłosowa.
–Wyłączyłemtelefon.Skądwiedziałaś,gdziejestem?
–OliveriDelilahmipowiedzieli.Byłamwczorajuciebie,alecięniebyłoizaczęłamsięniepokoić,
bonijakniemogłamsięztobąskontaktować.
Jegoramionazacisnęłysięsilniej.
– Jezu, ale się za tobą stęskniłem. – Odsunął się trochę i musnął moje usta swoimi. Natychmiast
obudziłysięwemniewszystkiezmysły.
Niemogliśmysięodsiebieoderwać.Chciałam,żebytenpełenpasjipocałuneknigdysięnieskończył.
Nasze wargi szukały się z rozkoszą, a języki nie mogły się sobą nasycić. Nie przerywając pocałunku,
podniósł mnie i zaniósł do domu. W sypialni postawił mnie na ziemi i zsunął ramiączka mojej letniej
sukienki,któraswobodnieopadłanaziemię.Jegoręcepieściłymojebiodraibrzuch,poczymprzesunęły
sięnaplecyirozpięłybiustonosz.Jegodotykbyłwszystkim,czegopotrzebowałamiczegotakbardzomi
brakowało.
Rozdział42
LIAM
M
ogącjądotykać,pieścićicałować,byłemnajszczęśliwszymczłowiekiempodsłońcem.Zatknąłemjej
palcezamajteczkiiściągnąłemjejednymruchem.Ukląkłemprzedniąipowoliprzesunąłemjęzykiempo
jejudzie,ażdojejwilgotnegocentrum.Wydałalekkiokrzykiwczepiłamiręcewewłosy.Usiadłana
brzegułóżkairozstawiłaszerokonogi,zapraszającmniedośrodka.Przywarłemdoniejustami,liżącją
gdzie popadnie. Z ustami wokół jej łechtaczki, wsunąłem w nią palec i odnalazłem punkt jej G, aż
całkiemstraciłakontrolę.Jejoddechstałsięchrapliwy,ajękicorazgłośniejsze.Zjednympalcemwjej
wnętrzu i ustami przy jej łechtaczce, przesunąłem drugą rękę w górę i zacząłem głaskać jej pierś i
podszczypywaćbrodawkę.Przezjejciałoprzeleciałdreszczrozkoszyizorientowałemsię,żemamrękę
mokrą od jej pożądania. Opadła na plecy, a ja szybko pozbyłem się ubrań i nachyliłem się nad nią.
Odgarnąłem jej z twarzy kosmyk włosów i zajrzałem w te piękne oczy. Położyła mi dłonie po obu
stronachtwarzy.
–Kochamcię,Liam.
Te dwa małe słowa sprawiły, że kompletnie się zatraciłem. Przesunąłem jej po twarzy wierzchem
dłoniiuśmiechnąłemsię.
–Jateżciękocham,Avery.
Wsunąłemsięwniąizajęczałem,gdyzacisnęłamisięwokółczłonka.Odnalazłemustamijejustaiw
miaręjaksięporuszałem,naszpocałunekstawałsięcorazgłębszy.Wpiłamipalcewplecyidoszłapo
raz drugi. Puściły mi wszelkie hamulce, przyspieszyłem i wreszcie, wykrzykując jej imię, zamarłem
głębokowjejwnętrzuiwylałemwniącałąmojątęsknotę.Pozostałemtakbezruchuiniekładłemsięna
niej.Niemogłemsięnapatrzeć,jakabyłapięknaichciałemjejbezkońcapowtarzać,żejąkocham.
–Jesteśtakapiękna,Avery.
–Tyteż–wyszeptała,błądzącpalcamipomoichwargach.
Wysunąłem się z niej i okryliśmy się kołdrą. Przyciągnąłem ją do siebie, a ona wtuliła się w moją
pierśiprzylgnęładomniezcałychsił.Tubyłojejmiejsceitumiałazostaćnazawsze.
–Prześpijmysiętrochęiporozmawiamyrano–powiedziałemipocałowałemjąwczubekgłowy.
–Dobrypomysł.Jestemtakazmęczona.
–Kochamcię,AveryLewis.Dobranoc.
–Kochamcię,LiamWyatt.Dobranoc.
Następnegodnia,chociażstrasznieniechciałomisięwstawać,postanowiłemprzyrządzićdlaAvery
śniadanie.Delikatniepocałowałemjąwplecyiwyślizgnąłemsięzłóżka,aonaprzewróciłasięnadrugi
bok. Wciągnąłem sportowe szorty i poszedłem do kuchni. Zrobiłem jajecznicę, smażony boczek, tosty i
owocowąsałatkę,adotegodzbanekkawy.
–Cotakpiękniepachnie?–zapytałazuśmiechem,wchodzącdokuchniubranawmójT-shirt.
–Zrobiłemdlanasśniadanie.
–Mm,uwielbiamśniadania.–Podeszłaizarzuciłamiręcenaszyję,przyciskającswojeustadomoich.
–Toświetnie,bowszystkogotowe.Możezjemynatarasie?Jesttakiładnyranek.
Zabrałem talerze i wyniosłem na stół na dworze. Avery wyszła za mną z dwoma kubkami kawy.
Usiedliśmy,aonazapatrzyłasięnaocean.
–Ależtupięknie.
–Prawda?Uwielbiamtomiejsce.
Spojrzałanamnieiuśmiechnęłasię,poczymzaczęłaskubaćswójboczek.
–Muszęcipowiedzieć,żemaszwspaniałegobrata.
Roześmiałemsię.
–Dziękuję.Jestfantastyczny,nonie?
– Nie mów mu proszę, że ci to powiedziałam, ale przyszedł do mnie w zeszłym tygodniu i długo
rozmawialiśmy.Opowiedziałmi,jakiemiałwcześniejpodejściedozwiązków,dokobietidoSophie.
–Poważnie?–zapytałemzdumiony.
–Tak.Opowiedziałmiotejdziewczynie,gdymiałosiemnaścielatijakpostanowiłzamknąćswoją
przeszłość,żebymócbyćzDelilah.WięcspotkałamsięzJohnemnakolacji.
–Ico,porozumieliściesię?
–Nie.Niezabardzo.Niewyobrażamsobie,żekiedykolwiekmogłobysięułożyćmiędzynamiimoże
toilepiej.Alechciałam,żebyodpowiedziałminakilkapytań.
–Ico?
–Pomogło.Zrozumiałam,dlaczegomojedawnezwiązkibyłynieudane.Akilkadnitemupojechałam
teżdoDanburyirozmawiałamzClaudiąiLisą.Liam,chciałabym,żebyśmyzaczęliodnowa.
–Chodźtudomnie.–Wyciągnąłemramiona,aonausiadłaminakolanachiowinęłamiręcewokół
szyi. – Dzisiaj jest nowy dzień i nowy początek dla nas. Byłbym zaszczycony, gdybyś zechciała zostać
mojądziewczyną–uśmiechnąłemsię.
–Nicniesprawiłobymiwiększejprzyjemności–odpowiedziałaradośnieiprzycisnęłaustadomoich
ust.
–Napewno?–zapytałem,przesuwającrękęwgóręjejuda,ażdosięgnąłemmajteczek.
–Proszęsięzachowywaćprzyzwoicie,panieWyatt–przygryzłamidolnąwargę.
–Niemogęsięprzytobiepohamować.Wyłazizemniewszystkoconajgorsze.
Wsunąłem palce za materiał jej bielizny i zanurzyłem w jej wnętrzu. Westchnęła i zaczęliśmy się
całować,apotemzabrałemjądośrodkaikochaliśmysięnakanapiewsalonie.
AVERY
–JakcisięudałodostaćwolneodTima?–zapytałLiamzłazienki,gdyzakładałamkolczyki.
–Niechciałoniczymsłyszeć,dopókiniepowiedziałam,żechodziociebieiżemuszętuprzyjechaći
powiedziećci,żeciękocham.Wtedypraktyczniewyrzuciłmniezbiura.
Liamroześmiałsię.ZadzwoniłmójtelefonitowłaśniebyłTim.
–Owilkumowa–roześmiałamsię.
–Halo?–odebrałam.
–Cześć,Avery,tuTim.Cosłychać?JaksięmiewaLiam?
–Obojemamysięświetnie,Tim.Dziękuję,żepytasz.
–Doskonale.Towłaśniechciałemusłyszeć.Kiedyzamierzaszwrócićdopracy?
SpojrzałamnaLiamaiwyszeptałam:
–Pyta,kiedywrócędopracy.
Liampodszedłiwyjąłmizrękitelefon.Ztrudempowstrzymałamsię,żebyniewybuchnąćśmiechem.
–Cześć,Tim,tuLiam.Słuchaj,Averywrócidopracy,kiedybędęmógłjejnatopozwolić.Okej?
–Cześć,Liam.Oczywiście.Niemusisięspieszyć.BawciesiędobrzewKalifornii.
–Dzięki,Tim.Niedługodamznać.
Zakończyłrozmowęioddałmitelefon.
–Dlaczegoniepowiedziałeśmu,żewracamyjutro?–roześmiałamsię.
–Niemusiwiedzieć.Lubięsięznimtrochępodroczyć.
PocałowałamgoiposzliśmydobaruLuke’a,żebymmogłapoznaćjegoprzyjaciół.
–Fajnicitwoiznajomi.–Położyłammugłowęnaramieniu,kiedy,trzymającsięzaręce,siedzieliśmy
naplażyoblanejksiężycowymświatłem.
–No,sąwporządku.–Pocałowałmniewczubekgłowy.
–Szkoda,żemusimyjutrojechać.Tujesttakpięknie.
–Wrócimytuzaparęmiesięcy,kiedywNowymJorkuzrobisięzimnoispadnieśnieg.
– Nawet się na to cieszę. Pod warunkiem, że obiecasz, że będziesz mnie rozgrzewał w te zimne,
śnieżnedni.
–Otoniemusiszsięmartwić.Będęcięrozgrzewałnawieleróżnychsposobów.
Podniosłamgłowęizatonęliśmywnamiętnympocałunku.
–Chodźmydodomu.Muszęsięjeszczeztobąkochaćkilkarazy,zanimpójdziemyspać–uśmiechnął
sięLiam,przesuwająckciukiempomoichustach.
Wstałamszybko.
–Chybajestemzbytzmęczonanaseks–zażartowałamipuściłamsiębiegiemwstronędomu.
Liamdogoniłmnie,złapał,obróciłizaniósłdodomu.
– Lepiej, żebym nigdy więcej nie słyszał tego od ciebie. Nie ma takiej możliwości – mrugnął
zawadiacko.
Cudownie się czułam w jego ramionach. Byłam szczęśliwa. Po raz pierwszy w życiu spotkałam
prawdziwą miłość i najwspanialszego mężczyznę na świecie. Mężczyznę, który na zawsze zmieni moje
życieiwreszcieprzestałamsiębaćtego,cobędziepotem.
Rozdział43
LIAM
K
iedywróciliśmydoNowegoJorku,naszamiłośćwybuchłazezdwojonąsiłą.Każdąnocspędzaliśmy
razem,kursującmiędzyjejmieszkaniemamoim.Naszeżyciaszybkozlałysięzesobąwjedno.
–Ojej!–zawołała,gdypodeszładomnieipacnęłamniewałkiemmalarskim,zostawiającmismugę
farbynakarku.
–Ożeż,ty!Wracajtu!–krzyknąłem,boześmiechemzbiegłanadółposchodachizaczęłauciekaćpo
domu.
Nie wiedziała, że zanim puściłem się w pogoń, umoczyłem sobie rękę w farbie. Kiedy ją złapałem,
jednąrękąścisnąłemjąwtalii,adrugąrozsmarowałemjejfarbępotwarzy.Spojrzałanamniezdumiona,
niemogącuwierzyć,żetozrobiłem.Przyłożyłasobiedwapalcedotwarzy,poczymprzejechałaminimi
popoliczkach.
–Noicoteraz?–zapytałem.–Jesteśmycaliwfarbie.
–Chybabędziemymusieliwziąćprysznicijązsiebiezmyć.–Uśmiechnęłasięipocałowałamnie.
– Podoba mi się twój tok rozumowania. – Podniosłem ją i kiedy szliśmy na górę, umazała rękę w
farbienamoimkarkuinarysowałamikółeczkanatwarzy.
–Maszszczęście,żeciękocham,kobieto.
–Wiem.Jestemnajwiększąfarciarąnaświecie–uśmiechnęłasię.
AVERY
Oliver postanowił wycofać sprawę przeciwko Laurel. Samo pokrycie strat doprowadziło ją do
bankructwa.Oliverstwierdził,żetomuwystarczy.Liamnatomiastnajchętniejwsadziłbyjądowięzienia.
BartCummingsijegoinspektorstracililicencjęimusielizapłacićpokaźnąkarę.
SpotkałamsięzLiamemnalunchikiedyszliśmychodnikiemzarękę,znaprzeciwkawyłoniłsięJohnz
jakąśkobietą.
–Cześć,Avery–uśmiechnąłsię,kiedyspojrzałnanaszesplecionedłonie.
–Cześć,John.PamiętaszLiamaWyatta?
–Oczywiście.Miłosięspotkaćwinnychokolicznościach.
Liamskinąłgłową.
–TojestEmilyWithers.Mojaprzyjaciółka.
„Przyjaciółka”rzuciłamuszybkiespojrzenie.
–Emily,tojestmojacórka,Avery.
–Miłocięwreszciepoznać,Avery.Johnwielemiotobieopowiadał.
–Naprawdę?–zdziwiłamsię,lekkopotrząsającjejręką.
–Możeumówimysiękiedyśnakolacjęweczwórkę?–zaproponowałJohn.
–Świetnypomysł–zapaliłasięEmilyiobjęłaJohnawpasie.
–Możekiedyś.Przepraszam,alespieszymysię.Muszęwracaćdopracy.
–Propozycjajestnadalaktualna,Avery–powiedziałJohnzpowagą.
–Aodpowiedźnadalbrzmi„nie”,John.Miłegodnia–powiedziałamioddaliliśmysię.
–Nigdyniespotkamysięzniminakolację,prawda?–zapytałLiam.
–Nojasne,żenie.–Rzuciłammutwardespojrzenie.
–Takmyślałem.Chciałemsiętylkoupewnić–mrugnął.
ZjawiłamsięuLiamawdomunagodzinęprzedjegoparapetówką.Gdyweszłam,zkuchniwyłoniła
sięAna.
–Cześć,Ana.Niewiesz,gdziejestLiam?
–Nagórze–odpowiedziałazuśmiechem.
–Dzięki.Ależtucudowniepachnie!
PoszłamdopokojuLiama.Znalazłamgowgarderobiezręcznikiemomotanymwokółbioderimokrymi
włosami.Cholera,odsamegopatrzeniananiegomogłabymdostaćorgazmu.
–Jesteśgorszyniżbaba–zażartowałam,wchodzącdośrodkaidającmubuziaka.
–Ococichodzi?–zaśmiałsię.
– Stoisz tu i nie możesz się zdecydować, w co się ubrać. Dam głowę, że przeanalizowałeś już
wszystkiekoszule.
–Dobra,mądralo,towybierzmicoś.
–Dobra.
Zaczęłamprzebieraćwspodniach,któreporządniezłożonewisiałyrzędemwjednejczęścigarderoby
i wyciągnęłam parę czarnych. Potem odsunęłam wielką szufladę, gdzie trzymał skrzętnie poskładane
swetry.Wyjęłambeżowyipodałammu.
–Proszębardzo.Kreacjagotowa–uśmiechnęłamsię.
–Nieźle.–Pocałowałmniewustaiwyszedłzgarderoby,ajazanim.
–Towszystko?
Odwróciłsięipopatrzyłnamnie.
–Ococichodzi?–roześmiałsię.
–Wydajemisię,żezawybórubranianależymisięjakiśsolidnynumerek.
Kącikiustpodjechałymudogóry.Rozwiązałręcznikirzuciłnapodłogę.
–Otocichodzi?–zapytał,wskazującnapodnoszącysięwoczachczłonek.
–Mhm.–Stałamuśmiechniętazzałożonyminapiersirękami.
–Więcściągajtękieckęrazemzmajtkamiistanikiemistawajtampodścianą.
–Aktomówi,żemamnasobiemajtki?
–Diablica.
–Tylkodlaciebie.–Zdjęłamsukienkęistałosięjasne,żenieblefowałam,jakchodziobrakmajtek.
Potemrozpięłambiustonosz,aLiamzdalekapożerałmojeciałowzrokiem.
Stanęłampodścianą,aonwsekundębyłprzymnie,przytrzymującmiręcenadgłowąjednądłonią,a
drugąbuszującwmojejwilgoci.Nietraciłczasu.Oparłsobiemojąnogęnabiodrzeiwszedłwemnie
głęboko.
–Otocichodziło?–wycharczał.
–Dokładnie,właśnieoto–wykrztusiłam.
Napierałnamniegwałtownie,opanowującsobącałemojeciałoiniecałował,tylkopatrzyłmiprosto
woczy,gdyogarnąłmnieorgazm,ajazrobiłamtosamo,kiedyonszczytował.
–Czyterazmogędokończyćszykowaćsięnamojąimprezę?
–Tak.Nakilkagodzinmniezaspokoiłeś,więcmożesz–odparłamzuśmiechem.
–O?–Uniósłbrwi.–Tylkonakilkagodzin?Czylipotemjeszczenieźlesiębędęmusiałnapocić?
– W rzeczy samej, panie Wyatt. A teraz wyłaź ze mnie i kończ się ubierać. Ludzie zaraz zaczną się
schodzić.
–Ktośtusobienieźlepozwala.
–Towemniekochasz.
–Ciebiekocham.
–Jaciebieteż.
Gdyzaostatnimgościemzamknęłysiędrzwi,Liamwziąłmniezarękęizaprowadziłdosypialni.
–Trzebaprzyznać,żeumieszzrobićimprezę,Wyatt.
–Dziękuję,Lewis.Fajniebyło,nie?
–Bardzofajnie.
Podszedłdomnieodtyłu,gdyzdejmowałamsukienkęiotoczyłmnieramionami.
–Zimnoci?
–Nie,kiedyobejmujeszmnietymswoimgorącym,seksownymciałem.
–Chodźnotu.–Pociągnąłmniewstronękominkawkąciesypialniiwziąłobiemojeręcewswoje
dłonie.–Avery,zamieszkajzemną.
–Bardzobymchciała,Liam,alepodpisałamumowęnawynajemmieszkania.
– Wiem i zastanawiałem się nad tym. Mogłabyś je podnająć. Chciałbym z tobą mieszkać. Widzieć
twoje marynarki w szafie obok moich, znajdować twoje kosmetyki w łazience i twoje ciuchy w
szufladach. Chciałbym co wieczór wracać tu do ciebie. To jest naprawdę duży dom, kochanie, i
chciałbymmiećciętutajnastałe.
–Dużotychżyczeń,panieWyatt,aletodobrze,bojateżtegochcę–uśmiechnęłamsię.
–Czytoznaczy„tak”?–zaśmiałsię.
–Tak.Zamieszkamuciebie.
Wydałwestchnienieulgiiwziąłmniewramiona.
–Taksiębałem,żepowiesz„nie”.
Podniosłamwzroknasufit.
–Lubiętendom.Ciebieteżmogłabympolubić.
Rozluźniłuścisk.
–Mogłabyśmniepolubić?Topowiedziałaś?–Zacząłmniełaskotać.
Wrzasnęłam,usiłującgopowstrzymać,aleniemogłamsięwyrwać.Podniósłmnieizaniósłdołóżka,a
potempołożyłsięnamnie.
–Jestemnajszczęśliwszymfacetemnaziemi.Jesteśmojądrugąpołową,Avery,nigdynieprzestanęcię
kochać.
–Jestemnajszczęśliwsządziewczynąnaziemiinigdynieprzestanęciękochać.
Zbliżył twarz do mojej i okrył moje usta rozpalonym pocałunkiem. To, że Liam Wyatt mnie kochał,
byłonajwspanialsząrzeczą,jakamniewżyciuspotkała.Onbyłnajwspanialsząrzeczą,jakamniewżyciu
spotkałaimoimjedynymcelembyłoterazuczynićgonajszczęśliwszymczłowiekiemnaświecie.
LIAM
Kiedy Avery zgodziła się ze mną zamieszkać, to była największa nagroda, jaką sobie mogłem
wymarzyć.PrzezcałeżycieszukałemTejJedynejiwreszciemisięudało.Onapewnieuważa,żeniejest
doskonała,aledlamniejestitylkotosięliczy.Wspólnemieszkanietotylkopierwszykrok.Następnym
będziewyczekanienaodpowiedniczasimiejsce,żebywsunąćjejpierścioneknapalecipoprosić,żeby
zostałamojążoną.Byładlamniedaremniebiosinajważniejsząrzecząwmoimżyciu.Byłamojąkobietą
ibędęrobiłwszystko,żebybyłaszczęśliwa,bezpiecznaikochana.
@kasiul