Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 12 Dzika róża

background image

BENTE PEDERSEN

DZIKA RÓŻA

background image

1

Knut wrócił sam. Zamachał tuż przed Idą dopiero co złowionymi i wypatroszonymi

dorszami, aż dziewczyna odskoczyła z obrzydzeniem.

- A tata? - spytała.

- Popłynął jeszcze raz. - Knut wzruszył ramionami. - Wydawało mu się, że widzi

ż

agiel u wejścia do fiordu...

Maja zatrzymała kołowrotek tak gwałtownie, że aż zerwała nić.

- On nadal czeka - westchnęła Ida współczująco.

- Musi wreszcie zrozumieć, że ona nie wróci - zabrzmiał twardo głos Mai. - Nigdy nie

zamierzała wrócić. Pozwoliła, aby Reijo zajął się nami, i odpłynęła w swoją stronę. Ale on nie

chce tego pojąć.

- Tata nie pozwala tak mówić! - Ida pokiwała palcem przed nosem starszej o trzy lata

siostry. - To nasza matka, Maju!

- Będę o niej mówić tak, jak mi się spodoba. Żadna matka nie porzuciłaby męża i

dzieci tak jak ona. Okradła go z życia! Jest nadal młody, a jednak przez nią związany.

- Powiedz mu to - rzuciła czternastolatka i potrząsnęła głową, aż rude warkocze

zatańczyły jej na plecach. - Może cię posłucha, przecież jesteś prawie dorosła!

Maja nie odpowiedziała, co jak na nią było rzeczą niezwykłą. Palce szybko związały

nitkę i wróciła do pracy. Zacisnęła usta i poczuła, że nienawiść sprawia jej ból. Ale nie

panowała nad swoimi uczuciami.

Knut skorzystał z okazji, aby podkraść trochę tytoniu Reijo. Po męsku włożył sobie

porcję do ust i rzucił się na ławę jak ojciec.

- I tak wyglądasz jak chłopak, choćbyś nawet bardzo się starał - odważyła się na

komentarz Ida, krojąc ryby na obiad. - Czy to mógł być statek?

To, że nie pamiętała Raiji, pozwalało jej snuć marzenia, których żadne wspomnienie z

dzieciństwa nie mogło zniszczyć.

Pozostali zachowali ją w pamięci.

Ida nie doświadczyła samotności, strachu ściskającego serce i kładącego się bolesnym

ciężarem w brzuchu. Dla niej Raija była postacią nierzeczywistą jak księżniczka z bajki.

Otaczała ją mgiełka romantyzmu. Ida miała tysiące wyjaśnień usprawiedliwiających zniknię-

cie matki na wschodzie, tysiące powodów, dla których nie dawała znaku życia.

Ale nie dzieliła się nimi z nikim.

background image

Rodzeństwo było tak prozaiczne! Nie mieli takiej wyobraźni jak ona. A gdy była

mowa o Raiji, Maja i Knut trzymali wspólny front. Ida nie miała pewności co do zdania Elise,

ale ci dwoje byli zgorzkniali.

- Czy ja wiem - zastanowił się Knut. - Może tak, a może nie... Kto, u diabła, zdoła coś

dostrzec z tak daleka?

- Nie przeklinaj! Tata tego nie lubi!

Uważający się za dorosłego szesnastolatek przewrócił oczami. Jak długo jeszcze

przyjdzie mu znosić upomnienia młodszej siostry?

- On śni na jawie - powiedział twardo. Może i za twardo, ale Ida go zirytowała. - Nie

mógłby wreszcie o niej zapomnieć? Mógłby znaleźć sobie inną kobietę i zacząć wszystko od

nowa, prawda? Wielu przecież dopiero się żeni w tym wieku. Podobno mężczyzna po

trzydziestce jest najlepszy.

Tym razem zdenerwowała się Maja:

- Co, chcesz tu sprowadzić jakąś babę? To ja się stąd wyniosę. Nikt nie będzie mi

rozkazywał.

- Kto chciałby za nas odpowiadać? - spytała Ida cicho. - Tata pewnie mógł znaleźć

sobie kogoś. - Uśmiechnęła się. - Jest całkiem przystojny, nie wygląda staro. Lubi pracować.

Ale my pewnie nie byliśmy zbyt kuszącym dodatkiem...

- No właśnie. Ona zmarnowała mu życie. Nam też. - Knut splunął brązową śliną, ale

nie trafił we właściwe miejsce. Ojciec nie pozwalał mu żuć tytoniu, więc nie miał wprawy w

pluciu.

- Zaraz mi to wytrzyj! - Rozzłoszczona Ida rzuciła w brata ścierką.

Usłuchał z obrażoną miną, choć bez komentarza.

Zielonobrązowe oczy Idy znów przesłoniła mgiełka, którą dobrze znali. Nie rozumieli

swej najmłodszej siostry, ale kochali ją mimo to. Różniła się od nich bardzo. Wiedzieli, że

najbardziej z nich przypomina Raiję, ale przecież nie mógł być to powód, żeby i ją

nienawidzić. Nie taką siostrę jak Ida.

- Myślę, że tata i tak by się nie ożenił - powiedziała wreszcie. - Sądzę, że ją nadal

kocha. Kocha mamę.

I ona go kochała Tylko Ida nazywała ją mamą. Oni nawet nie wypowiadali tego słowa.

Dla nich była Raiją. Obcą osobą, którą ledwo pamiętali.

- Ha! - wykrzyknęła Maja. Nitka znów jej się zerwała. - Co też ci się roi w tej

głowinie, Idusiu. Tak nie było! Jeszcze raz powtórzę: tak nie było! Ona na pewno go nie

kochała! Ona kochała...

background image

- ... twojego ojca - dokończył Knut.

Maja nie odpowiedziała, ale jej twarz przybrała surowy wyraz. Świadomość, że

Mikkal jest jej ojcem, z początku była trudna do przełknięcia.

Potrzebowała czasu.

Teraz już się z tym pogodziła.

Ułatwiła to jego śmierć. Z trudem zaakceptowałaby żyjącego Mikkala jako ojca.

Ale nadal nie lubiła o nim mówić.

Kochała Ravnę, babcię o łagodnych dłoniach i silnym charakterze.

Kochała też Ailo. Spotkała go na wiosennym jarmarku trzy lata temu. Wtedy uznała

za tragedię fakt, że są rodzeństwem. Sądziła, że to, co do niego czuje, nie jest siostrzanym

przywiązaniem. Ailo był wspaniały. Już wtedy sprawiał wrażenie tak dorosłego jak wujek

Matti.

Mai wydawało się, że jest w nim zakochana. Wypłakała wiele łez, gdy pojęła, kim są

dla siebie. Wszystko przez Raiję.

Wtedy wiele oddałaby za to, żeby być kimkolwiek innym, a nie przyrodnią siostrą

Ailo.

Teraz rozumiała, że to nie była miłość. Po prostu łatwo było polubić tego chłopaka.

Miał coś w sobie.

Łączyło ich wiele wspólnych cech. Wiedziała już, że to właśnie dlatego, że są

rodzeństwem. Ze ona odziedziczyła wiele cech Mikkala.

Tak jak Ailo.

Nie była podobna do Raiji. Cieszyło ją to. Chociaż... wolałaby być ładna.

A nigdy nie będzie ładna. Blizny rosły razem z nią i na zawsze oszpeciły jej twarz.

Reijo nigdy nie chciał opowiedzieć jej dokładnie, jak do tego doszło. Ona nic nie

pamiętała.

Ludzie ze wsi wspominali jednak pełnego nienawiści mężczyznę, który nie dostał

Raiji. Mężczyznę, któremu pewien Lapończyk przeciął policzek nożem.

Mikkal.

Niezły spadek zostawili jej rodzice! Nigdy nie będzie w stanie ich zapomnieć...

- Elise jest przy strumieniu - odezwał się Knut niewinnie. Nauczył się już zażegnywać

spory. Przy trzech siostrach było to koniecznością życiową. Miał zdolność rozładowywania

napięć, kierowania rozmów na bezpieczne tory, gdy zachodziła taka potrzeba. - Pewnie

słodko marzy o Kristofferze znad fiordu...

Maja uśmiechnęła się leciutko. Nawet Idzie drgnęły usta.

background image

- Tylko jej nie dokuczaj! Knut spojrzał na nią niewinnie dużymi, brązowymi oczami.

- Sądziłem, że o Kristofferze marzą wszystkie dziewczyny. O tym, żeby za niego

wyjść, mieszkać we własnym domu... Kristoffer ma piękny dom, kilka łodzi...

- ... i sporo lat na karku - zachichotała Maja. - Wyobrażacie sobie coś takiego? Nasza

piękna, błękitnooka nimfa i ten zgarbiony dziadyga?

Powiedziała to nie bez pewnej złośliwości. Dawało jej to rodzaj niedobrej radości.

Elise była tak ładna...

- Tata nigdy nie pozwoli mu wziąć ją za żonę - odezwała się Ida rozsądnie. - On chce,

ż

ebyśmy byli szczęśliwi. Elise nie może wyjść za jakiegoś starego dziada!

mu przykrość porównywanie się z rówieśnikami o silnych ramionach, grubym głosie i

pierwszym zaroście.

On mówił jeszcze wysokim głosem i był tak delikatnie zbudowany, że mógł uchodzić

za dziewczynę. Miał pełne policzki, długie rzęsy i miękko zarysowane usta. Najbardziej

chciał być podobny do Reijo. On w jego wieku na pewno wyglądał jak mężczyzna.

- Jeszcze urośniesz - pocieszał go Reijo, gdy Knutowi udało się coś wykrztusić na ten

temat. - Twój ojciec, Karl, był podobny do ciebie jako szesnastolatek. A wyrósł na

mężczyznę. No i... - uśmiechnął się pod nosem - mimo że byłem od niego co najmniej dwa

razy szerszy w barach, Raija nawet nie chciała na mnie spojrzeć. Gdy brali ślub, Kalle był

równie drobny jak ona. Zobaczysz, znajdzie się dziewczyna, która cię zechce.

Knut nie dbał o to. Nie dla dziewczyn chciał stać się mężczyzną. Dla samego siebie!

Poczłapał w dół zbocza w kierunku potoku. Zobaczył, że Reijo jest już w połowie

fiordu. Teraz żagle stały się wyraźnie widoczne. Knut wytężył wzrok i zrozumiał, dlaczego

Reijo zawrócił.

Dostrzegł, że statek miał ciemne burty.

Rosyjskie statki były zazwyczaj pomalowane na jaskrawe kolory i mieniły się jak

letnia łąka, gdy wpływały na zatokę.

To nie byli Rosjanie.

Knut ucieszył się, że nie będzie go w domu, gdy Reijo wróci. Zawsze go bolał widok

jego zawiedzionej miny. Reijo nie powinien być słaby.

- Przychodzisz jak na zawołanie! Elise podwinęła spódnicę do wysokości kolan. Stała

w potoku i prała. Ręce i nogi miała zaczerwienione.

Woda była jeszcze zimna, mimo że zbliżało się lato. Knut rzucił się na trawę.

- Na tak mały ładunek szkoda dużego konia - orzekł i zerwał źdźbło trawy, które

wsunął między zęby. - Poczekam, aż wypłuczesz wszystko.

background image

Elise musiała się uśmiechnąć. Nieważne, jak bardzo się starał, nadal był tylko

chłopcem.

- Maja pobiegła w góry - powiedziała swoim łagodnym, jasnym głosem. - Czym jej

tym razem dokuczyłeś?

Knut wypluł źdźbło.

- Dlaczego wszyscy od razu sądzą, że to moja wina, kiedy się ktoś obrazi?

- Bo to zwykle jest twoja wina. Potrafisz wyjątkowo skutecznie drażnić Maję.

Westchnął i osłonił oczy przed słońcem.

- Powiedziałem tylko, że ona nie ma zbyt wielu starających się...

Elise długo patrzyła na niego oskarżycielskim wzrokiem.

- Najgorsze jest to, że Maja w rzeczywistości jest bardzo ładna - rzekła w końcu. - Pod

tymi bliznami jest śliczna! Ale ona widzi tylko blizny. Inni też...

- Możesz przekonać Reijo, żeby zaproponował ją Kristofferowi.

- Powiedziałeś jej i to? Elise rzadko używała tak ostrego tonu. Knut uciekł

spojrzeniem.

- No, może niedokładnie tak...

- Nie wolno ci nastawiać jej przeciwko mnie! Kocham ją i ta sytuacja jest trudna

zarówno dla niej, jak i dla mnie.

- Kristoffer nie jest taki zły. A może ty sama chcesz go dostać? Wtedy mógłbym nająć

się do was za parobka...

- Kristoffer ma pięćdziesiąt lat. Jest jak stara, okropna, zasuszona ryba!

- No to może ganiasz na Simonem? - rzucił Knut. Simon, dziewiętnastolatek, był nieco

młodszy od Elise. Wszystkie dziewczyny czuły do niego słabość, z czego skrzętnie korzystał.

Ale dla nikogo nie stanowiło tajemnicy, że często popatrywał tęsknie w stronę domku na

cyplu.

- Simon to tylko chłopak! - prychnęła lekceważąco Elise. Knutowi wydało się, że z

przekonaniem. Jakąż on mógł mieć nadzieję, skoro Simon - mówiący niskim głosem, szeroki

w ramionach, o mocnych nogach i dłoniach nawykłych do pracy - został określony przez nią

pogardliwie jako „chłopak”?

- No to pozostaje ci tylko Kristoffer. Wszyscy inni są za młodzi. Przecież chcesz

dojrzałego mężczyznę!

Elise cisnęła w niego zwiniętą mokrą koszulą. Tym razem był czujny i zdołał ją

złapać, zanim go dosięgła.

background image

- Reijo myślał, że to Rosjanie? - spytała, skinąwszy głową w kierunku łódki cumującej

u brzegu.

Chłopak przytaknął, zmieszany w imieniu Reijo.

- Ona na pewno nie żyje. Taka myśl i jemu przemykała przez głowę, ale coś w duszy

sprzeciwiało się temu. Ona... Raija nie mogła nie żyć.

- Raija by wróciła. - Elise wydawała się przekonana o swojej racji. - Minęło dziesięć

lat. Na pewno nie żyje.

- Kochałaś ją?

Elise przytaknęła, unikając wzroku Knuta, on jednak wiedział, że miała łzy w oczach.

- Raija była najwspanialsza na świecie! Mówcie, co chcecie, ale ona nigdy by was nie

zawiodła. Nas. Także nie Reijo.

- Reijo wcale nie uważa, że ona nie żyje. Elise wyprostowała się, wyżymając ostatnią

sztukę bielizny. Skierowała ciepłe spojrzenie w stronę opiekuna.

- On nie chce w to uwierzyć. Ale na pewno tak myśli. Raija zawsze była w jego życiu.

Nie umiałby żyć bez wiary, że ona gdzieś tam jest.

- Wielka miłość - rzucił, pogardliwie Knut, który uważał, że całe to gadanie o

uczuciach jest mocno przesadzone.

- Nie pamiętacie jej tak dobrze, jak ja i Reijo - odparła Elise. - Inaczej i ty, i Maja

rozumielibyście nas.

- Pamiętam wystarczająco dobrze - rzucił chłopak twardo. - Czy to wszystko? - spytał,

wskazując na dobrze wypełniony kosz. Nie czekając na odpowiedź, podniósł go z wysiłkiem i

poszedł, schylony, pod górę w stronę domu. Droga dłużyła mu się, lecz nie zatrzymał się ani

razu.

Elise miała swoje wspomnienia. Ida - dziwaczne marzenia. Nie wiedział, czym żyje

Reijo, ale on też musiał coś mieć. Sam pamiętał tylko matkę, której teraz nie było. Piękną

matkę, a przy niej mężczyzn. Matkę, która odeszła bez podania przyczyny.

I która już nie wróciła.

Nie potrzebował jej! Nie potrzebował wspomnień o niej! Równie dobrze mógł żyć bez

ż

adnej Raiji.

- Powinieneś to przynieść na dwa razy - rzucił Reijo. Siedział na progu i śledził

wzrokiem łodzie na fiordzie.

- Wielki chłop, wielki ciężar! - zaśmiał się Knut. Chciał, żeby jak zwykle nikt nie

potraktował go poważnie. Postawił kosz na ziemi koło wioseł. Elise zajmie się resztą.

background image

Reijo zerknął na chłopca, który usiadł koło niego. Szesnaście lat, no, prawie. To już

prawie szesnaście lat temu w pewną listopadową noc musiał odegrać rolę położnika. Już

nigdy wcześniej ani potem nie wytrzeźwiał tak szybko.

Maja ma lat siedemnaście. Jego ukochana, choć nie rodzona córka. Drobna, ale o

kobiecych kształtach jak Raija. Córka Mikkala. Uparta, gwałtowna, humorzasta...

Obiecał sobie, że będzie na nią uważał. Że zadba o to, aby nikt na tym świecie jej nie

zranił. Ochroni ją przed złem. Ale nie był w stanie tego dokonać. Gdy była dzieckiem,

zmuszał złośliwe języki do milczenia.

Teraz stawała się kobietą i nic już nie mógł dla niej zrobić. Mógł się tylko modlić,

ż

eby spotkała mężczyznę, który okaże się na tyle wspaniałomyślny, że nie dostrzeże jej blizn.

Który wyniesie ponad nie wszystkie inne jej zalety.

Ale to i tak nie pomoże. Maja przecież wiedziała, że jej policzki nigdy nie będą

gładkie jak jedwab.

Serce Reijo krwawiło. Żaden ojciec nie przekona młodych, że uroda ma znaczenie

tylko na początku. Młodzi nie wierzyli.

Przy tak uderzająco ładnych siostrach Maja nie mogła myśleć inaczej.

Ida odziedziczyła po Raiji jej dziką piękność. Ognistorude włosy i brązowozielone

oczy miały w sobie coś magicznego. Coś, co Reijo rozpoznawał i pamiętał jako cechę Raiji.

Nadal była dla niego dzieckiem, choć pewnie jako jedyny ojciec uważał czternastoletnią cór-

kę za dziecko. Liczył się z tym, że Ida może w przyszłości sprawiać mu kłopoty. I tak miał

już teraz dosyć zamieszania z powodu Elise. Któż by mógł przypuszczać, że ta blada

dziewczynka wyrośnie na tak piękną... dziką różę!

Wokół ich domku dosłownie wydeptano ścieżki wzdłuż ścian. Wieczorami słyszało

się tyle odgłosów kroków, że można by przypuszczać, iż prowadzą tamtędy szlaki jakichś

gnomów. Po zapadnięciu ciemności grad kamyków uderzał w okno pokoju, gdzie spały Maja

i Elise, jednak to nie Maja była wywoływana.

Nawet tak stateczny mężczyzna jak Kristoffer znad fiordu zaczynał smalić do niej

cholewki.

Reijo uważał, że to nie wypadało z racji wieku. Kristoffer niemal mógłby być jego

ojcem. Mimo to biedny Kwen nie mógł ot, tak, odesłać z kwitkiem takiego godnego

człowieka, który stałby się wtedy obiektem żartów w wiosce.

Tu zostali pochowani pradziadowie Kristoffera. Był niewątpliwie kimś, z kim należało

się liczyć. Może nie bogacz, ale miał trochę ziemi i łodzie.

background image

Na pewno nie pozwoli staremu ożenić się z Elise, ale musi mu odmówić tak, by go nie

obrazić. Czuł się samotny wobec konieczności podjęcia decyzji. Był tylko z dziećmi, które

już zresztą dorastały. Zastanawiał się czasem, jak to będzie, gdy wszystkie wyfruną z gniazda,

a on pozostanie wolny i nie związany żadnymi zobowiązaniami.

W taki dzień jak ten, gdy widział żagiel w oddali na horyzoncie, serce zaczynało mu

bić jak oszalałe. Jak w czasach młodości. Wtedy wierzył, że Raija powróci.

Reijo był przekonany, że Raija nigdy by go nie zawiodła. Dla niego stanowiła

uosobienie wierności.

Gdyby uwierzył, że nie powróci, musiałby spojrzeć w oczy gorzkiej prawdzie, że nie

może tego uczynić.

Ze nie żyje.

Reijo nie był jeszcze na to gotów.

- No, synu - rzucił w stronę Knuta. - To nie dla nas, mężczyzn, tak siedzieć z

założonymi rękami. Narąbmy drzewa na saunę. W końcu sobota zdarza się raz na tydzień,

prawda?

Zbudował własną saunę. To był jego kawałek Finlandii w Norwegii, coś, czego by się

za nic nie wyrzekł. Nigdy nie uważał, że można uznać się za czystego po pluskaniu się w

cebrze, w którym po kolei kąpała się cała rodzina. Nie, sauna to coś zupełnie innego.

Knut westchnął. Jego oczy nadal śledziły statki, które najwyraźniej zmierzały na tę

stronę fiordu.

- Jeszcze zostanie masa czasu' na włóczenie się przy brzegu i oglądanie tych statków,

chłopcze. Dla nas obu - dokończył gorzko Reijo.

Po tych słowach zapadła smutna cisza. Knut wstał bez ociągania się.

background image

2

Maja wróciła ze swej górskiej samotni jakiś czas po tym, jak rodzina rozeszła się już

po posiłku złożonym z zupy rybnej i kaszy. Garnek stał przy palenisku, utrzymując ciepło

potraw. Zwykle Reijo mawiał, że ten, kto nie pilnuje pór posiłków, musi obywać się bez nich.

Milcząc, wzięła drewnianą miseczkę i nalała sobie trochę zupy.

Elise siedziała przy stole tak, aby promienie wieczornego słońca padały na jej dłonie.

Łatała koszulę Kmita. Był mistrzem w darciu ubrań, jednak Elise udawało się je tak

reperować, że niemal nie było znać szwów. Jeszcze jedna z jej zalet, pomyślała Maja

szyderczo.

Były tylko we dwie. Reijo i Knut poszli do sauny, a Ida wybiegła, żeby pomyśleć.

Utrzymywała, że aby móc porządnie myśleć, potrzebuje wokół siebie masy świeżego

powietrza.

Elise podniosła wzrok znad robótki.

- Nie powinnaś brać słów Knuta poważnie - zaczęła ostrożnie. - Ma niewyparzony

język i plecie trzy po trzy. Nawet nie wiem, czy ten szczeniak się zastanawia, zanim coś

powie, czy nie.

Maja oparła łokcie na stole i wbiła wzrok w Elise. Patrzyła na jej bujne pszeniczne

włosy wijące się przy skroniach, błękitne oczy pod jasnymi brwiami, miękkie policzki o

gładkiej skórze, lekko zaróżowionej pod wpływem słońca, małe usta pod drobnym nosem,

smukłą szyję...

- Nie rozumiesz tego, Elise - rzuciła. - Nie możesz rozumieć.

- Mogłabyś wobec tego porozmawiać ze mną, zamiast uciekać za każdym razem, gdy

coś się dzieje przeciwko tobie.

- Już tak muszę - odrzekła Maja. - Nikomu się nie narzucam. Właśnie tak chcę.

- Nie dajesz sobie szansy - sprzeciwiła się Elise. - Nie dajesz też szansy nikomu z nas.

Jeżeli coś sprawia ci przykrość, chcemy ci pomóc. Jestem przecież prawie twoją siostrą, do

diabła!

Maja uśmiechnęła się krzywo pomiędzy dwoma łykami letniej zupy.

- Któż by przypuszczał, że tak bardzo się mną przejmujesz? - spytała, patrząc

nieprzyjaźnie na Elise. - I nie jesteś wcale moją siostrą, zapewniam cię!

- Mogłabym poprosić Reijo, żeby puścił cię dziś ze mną na tańce.

Maja zapatrzyła się na kawałek ryby samotnie pływający na skraju miski.

background image

- Nie rób sobie kłopotu - odpowiedziała. - Ja nie tańczę. Zresztą nie chcę, żebyś miała

przeze mnie jakieś przykrości. Nie mogę przecież zaszkodzić mojej prawie siostrze. Co by

było, gdyby Kristoffer się tam wybrał i mnie zobaczył! Pomyślałby może, że to jest

zaraźliwe!

- Zabawa jest dla młodych - odparła Elise i gwałtownie zrobiła kilka ściegów.

Czasami miała ochotę uderzyć Maję, potrząsnąć nią porządnie. Nigdy jednak nie mogła się na

to zdobyć. - Za bardzo użalasz się nad sobą!

- Łatwo ci to mówić. Ciebie to nie dotyczy.

- Istnieją większe smutki niż twoje, Maju - stwierdziła Elise z odcieniem bólu w

głosie.

Maja drgnęła, ale zaraz powróciła do jedzenia.

Nigdy się nie dogadają. Tym razem też nie. Jakaś gorycz zawsze będzie leżała

pomiędzy nimi i zatruwała ich dni. A mogłyby zostać przyjaciółkami. Ich losy były tak

podobne... Mimo to ta gorycz stworzyła pomiędzy nimi przepaść, głęboką i bez dna.

Od progu dobiegł je odgłos męskich kroków. Dziewczęta były tak pochłonięte

rozmową, że nie dostrzegły wcześniej mężczyzn, którzy, pochyleni pod ciężarem worków

ż

eglarskich, wchodzili pod górę w stronę ich domku.

To nie mogli być Reijo z Knutem, oni chodzili boso.

Skierowały wzrok ku drzwiom. Ujrzały dwóch mężczyzn pochylonych przy

przestępowaniu progu. Koszula Knuta zsunęła się na podłogę. Nie było obawy, że się

zabrudzi, bo dopiero co wyszorowano deski piaskiem.

Maja o mało nie przewróciła miski, tak gwałtownie wstała. Wtedy przypomniała

sobie, że przecież nie ma już dwunastu lat tak jak wtedy, gdy ci dwaj wyjeżdżali.

Siedemnastolatki nie szafują uściskami. Dostojnie wygładziła fartuch i powoli

podeszła, aby ich przywitać. Pożałowała zaraz, gdy Elise, dwudziestolatka i bardziej

ś

wiadoma tego, co wypada, jak dziecko rzucała się im po kolei na szyję.

- Aleksanteri! - krzyczała przenikliwie jak mewy nad resztkami ryb. - Matti!

Została mocno uściskana i okręcona w powietrzu przez silne ramiona.

- Już straciłam nadzieję, że wrócicie! - dodała.

Santeri uśmiechnął się, lekko zażenowany. Nic się nie postarzał przez te lata.

- Takich jak my łatwo się nie pozbędziecie. Wtedy wystąpiła do przodu Maja, cicha

jak cień.

Czuła się zresztą tak samo. Dłoń, którą podawała przybyszom, była mała, ale uścisk

mocny.

background image

- Witam w domu, wujku Matti i Aleksanteri. Matti uściskał tę pozornie niechętną

siostrzenicę.

- Maja! Już taka duża! - śmiał się, pokazując dłonią, dokąd przy rozstaniu sięgała

głowa Mai. - Czuję się bardzo stary, gdy na was patrzę. Takie dorosłe panny! Chyba tu głośno

nocami? Reijo pewnie wyrywa sobie włosy z głowy i przeklina zalotników?

Elise uśmiechnęła się lekko, a twarz Mai spochmurniała.

- Na pewno nie z mojego powodu wydeptują tu ścieżki.

Maja po raz pierwszy zdobyła się na wypowiedzenie tego głośno, na nazwanie rzeczy

po imieniu. Sprawiło jej to ból, ale też napełniło rodzajem ulgi. Od razu poczuła się silna,

niemal niezwyciężona.

- A Raija? - spytał Matti prawie bezgłośnie. Maja odwróciła się. Zacisnęła pięści. Ta

prawda nie stawała się lżejsza mimo nazwania jej po imieniu. Elise potrząsnęła przecząco

głową.

- I nie macie żadnych wieści? Dziewczyna znów zaprzeczyła.

- Już przestaliśmy czekać, Matti. To było tak dawno. Dziecinne byłoby wierzyć

jeszcze w to, że ona powróci...

- A Reijo?

- Nadal czeka - rzuciła Maja twardo. - Wciąż się łudzi. Nie chce spojrzeć prawdzie w

oczy.

- Umarła - powiedział Santeri niechętnie.

Matti pokiwał głową.

Nikomu z nich nawet nie przyszło do głowy, że Raija mogła oszukać Reijo i dzieci. W

niej nie było miejsca na taką zdradę.

- A gdzie jest Reijo?

- W saunie z Knutem.

- Sauna! - Matti wymówił to słowo jak miłosne zaklęcie. - Zbudowaliście saunę?

Pamiętasz, kiedy ostatnio byliśmy naprawdę czyści, Santeri? Przydałoby się trochę wypocić,

co ty na to?

- Idę. - Nie trzeba było go prosić dwa razy, jeśli chodziło o łaźnię. Nigdy nie nabrał

zaufania do podejrzanych zwyczajów kąpielowych Norwegów. Sauna to było coś więcej niż

kąpiel. Stanowiła część jego życia.

- Chyba ostatnio byliśmy tam w Alcie! - Santeri zaraz zaczęło swędzieć całe ciało.

Często nazywano go zawszonym Kwenem, ale dopiero teraz się takim poczuł.

background image

Matti już na progu ściągnął kurtkę i buty, teraz rozpiął i zdjął koszulę. Powinien

właściwie zmarznąć, bo wieczory były nadal chłodne o tej porze roku, ale Matti Alatalo był

zahartowany.

- Czyż tu nie jest pięknie? - spytał, przebiegając wzrokiem po potężnych górach,

wciśniętym pomiędzy nie fiordzie, sosnowym lesie porastającym zbocza, rzece, która miała

swe źródło w jego ojczyźnie. - Ech, Santeri, tu jest tak pięknie, że aż mnie coś ściska w

dołku!

Aleksanteri Kilpi żył dłużej niż Matti. Dla niego najpiękniejsze były niziny.

- Łatwo wpadasz w zachwyt, chłopcze - rzucił sucho.

- Wyśpiewywałeś pochwały Alty. Byłeś gotów zostać w Nordreisa, Tana i Tenojoki,

kochałeś Tornedalen, wybrzeże Finnmarku przyciągało cię i przerażało... A teraz Jykea.

Chyba uważasz, że wszystko jest piękne!

Matti zaśmiał się. W słowach Santeriego było sporo prawdy. Chyba po prostu kochał

ten kraj.

- Wszędzie czuję się jak w domu. Ramię w ramię poszli w kierunku zbudowanej z bali

sauny, stojącej w pewnej odległości od ostatnich szop.

Matti miał długie nogi i był dobrze zbudowany. Złociste włosy opadały mu na kark i

tęsknił też za ogoleniem brody. W czasie wędrówki nikt nie goli się codziennie. Teraz miał

ochotę pokazać się z jak najlepszej strony.

Santeri był niższy i drobniejszy, o bledszej skórze, rudoblond włosach i zmarszczkach

na twarzy, zdradzających, że skończył już trzydzieści pięć lat. Życie wolnego strzelca ma

swoją cenę.

W sobotni wieczór wczesnym latem coś zapukało do ściany sauny Reijo. Ponury głos

zawołał:

- Reijo Kesaniemi! Reijo Kesaniemi, czy mnie słyszysz? Twoi sąsiedzi chcą z tobą

pogadać...

- Strzygi! - wyrwało się Knutowi, mimo że uważał siebie za rozsądnego i odważnego

mężczyznę. Ale nie udawało mu się całkiem przestać wierzyć w istoty spod ziemi...

Reijo natychmiast znalazł się przy drzwiach sauny. Nadal był szybki jak młodzieniec.

- Wreszcie te młokosy będą mieli ze mną do czynienia! Tego już za wiele!

Knut wdrapał się na półkę najwyżej, jak mógł. Nie miał ochoty stawać twarzą w twarz

z groźnymi istotami. Dla niego mogły na zawsze pozostać pod ziemią.

background image

- Cholerne szczeniaki! - warczał Reijo na wpół wychylony przez drzwi. Nikogo nie

dostrzegł. Pewnie się schowali, bezczelni. Ale nikt nie będzie sobie stroił żartów z Reijo

Kesaniemi, tego się już powinni nauczyć!

Zza sauny dobiegł go śmiech.

Reijo pobiegł w tamtą stronę. Jego ciało mogło się równać z młodszymi o dziesięć lat.

Miał nieco krzywe nogi, ale... na pewno dałby radę wymłócić niejednego! Ci chyba byli na

tyle głupi, że nie uciekali. Pewnie sądzili, że staremu Kesaniemi nie starczy sił, żeby uderzyć

pięścią prosto w ich szczerzące się gęby...

Wreszcie „strzygi” wyszły z ukrycia, nadal chichocząc.

Reijo westchnął, zrezygnowany, i tylko potrząsnął głową.

- Skąd miałem wiedzieć, że to wy? Matti i Santeri nie mogli powstrzymać śmiechu. -

Jesteście dranie - Reijo też zaczął się uśmiechać. - Pojawiliście się naprawdę jak spod ziemi.

Tyle lat...

- Gdy odjeżdżałem, nigdy nie sądziłem, że zobaczę cię następnym razem uganiającego

się na golasa sobotnią nocą - stwierdził Matti ze złośliwym uśmieszkiem.

Reijo spojrzał po sobie i dopiero wtedy zrozumiał, że to prawda.

Uśmiechnął się, zmieszany.

- Tak się wściekłem, że o niczym nie myślałem - powiedział, przekradając się w stronę

uchylonych drzwi sauny, przez które uciekało drogocenne ciepło. - Byłem pewien, że to

jakieś młokosy stroją sobie ze mnie żarty.

Wszedł do środka i zwrócił się do Knuta:

- Masz tutaj swoje strzygi. To ich trzymają się głupie żarty.

Knut zamrugał.

- Przypłynęliście statkiem?

Przybyli wyskoczyli ze spodni i wdrapali się na półkę pod sufitem. Wszyscy siedzieli

teraz w największym cieple.

Reijo, gdy tylko zamknął za sobą drzwi, polał kamienie wodą i zadbał, aby brzozowe

witki leżały pod ręką.

Fińska sauna była przyjemnością, ale także wzmacniała i hartowała ciało. Norweska

sobotnia kąpiel w cebrzyku ustawionym pośrodku izby, z wodą coraz brudniejszą i zimniejszą

po kolejnych członkach rodziny, nie mogła się równać z tym pełnym oczyszczeniem ciała, a

nawet duszy.

- Spotkaliśmy dziewczęta. - Matti aż przewrócił oczami z zachwytu. - Któż by

przypuszczał, że takie piękne kwiaty wyrosną z tych smarkul. Idy nie było. Ona ma już...

background image

- ... trzynaście, prawie czternaście - dopowiedział Reijo z ojcowską dumą w głosie. -

Urodziła się w Boże Narodzenie, więc jeszcze zostało jej kilka miesięcy dzieciństwa.

Wszystkie chciałyby już rozprostować skrzydła, a mnie się kraje serce.

- Maja i Elise powiedziały, że... ona... nie dała znaku życia. - Matti nie musiał

wymieniać imienia. I tak wiadomo było, kogo miał na myśli.

- Nie.

Knut wolał nie patrzeć na Reijo. Nie mógł znieść widoku jego kamiennej twarzy i

spojrzenia, które za każdym razem, gdy był zmuszony do stwierdzenia tego faktu, stawało się

jakby bardziej martwe.

- Minęło sporo czasu.

- Tak. Dziesięć lat.

- Na pewno wiesz, co to może oznaczać... Reijo pokiwał głową, nie spuszczając

wzroku z Mattiego. To też był rodzaj cierpienia zadawanego samemu sobie. Oczy chłopaka

bardzo przypominały oczy siostry. Takie samo mądre ponad wiek, brązowoczarne spojrzenie

w młodej twarzy. Oczy Alatalo... Tak, Reijo znal to spojrzenie.

- Przez te lata moją ostatnią myślą przed zaśnięciem i pierwszą po obudzeniu się było:

„Ona nie wróci. Czekasz na próżno, ona nie wróci. Nie żyje, a ty się nigdy nie dowiesz, jak

umarła”. - Nabrał powietrza i spojrzał na swoje luźno splecione dłonie. Wiele się ostatnio mo-

dlił, więcej niż w ciągu całego życia. Nie wyglądało jednak na to, żeby Wszechmocny brał to

poważnie. Widać Jemu też na nim nie zależało... - Ale to moja wina. To był mój pomysł, aby

popłynęła do Rosji. Błagałem ją o to. Sam ją przekonałem, że to jest jedyne rozwiązanie...

- A nie było? - spytał Matti cicho.

- Może i nie. Wiemy przecież, co się tu potem działo. Może i ją udałoby się ukryć. Nie

szukali przecież zbyt dokładnie...

Knut był przekonany, że to Raija postanowiła wyjechać, że opuściła ich z lekkim

sercem.

- To ty ją prosiłeś, żeby popłynęła z Ruskimi, Reijo? - spytał chłopiec z

niedowierzaniem. Szeroko otwarte oczy żądały odpowiedzi.

Na najwyższej półce sauny stało się tak ciasno, że zabrakło tam miejsca na kłamstwa.

Knut miał pewność, że usłyszy prawdę.

Reijo spojrzał w oczy chłopcu, który niemal był jego synem.

- Musiałem ją nakłonić do ucieczki. Płakała, zanim nie zacisnęła zębów i nie

pogodziła się z tym. Ja wiedziałem, do czego to może doprowadzić. Ona nie. Nie wiem,

możliwe, że została w Rosji z własnej woli...

background image

Matti był obdarzony taką samą intuicją jak Raija.

- Teraz mówisz o czymś innym, Reijo, nie o tym, co jej groziło tutaj?

- Kapitanem okrętu był znajomy Raiji, wspominałem ci o nim, Matti, pamiętasz? I

pamiętasz może to gorzkie pytanie, które mi wtedy zadałeś?

Mattiemu rozgorzały policzki. Mimo wieku skłonność do rumieńców nie chciała go

opuścić.

- Spytałem, czy to jeszcze jeden z jej kochanków - odpowiedział zażenowany. - A był?

Wtedy zaprzeczyłeś. Czy skłamałeś?

Reijo potrząsnął głową.

- Nie był. Wtedy nie - dodał z trudem. - Jewgienij miał jednak jakąś tęsknotę w

spojrzeniu, marzenie, które go spalało... - Reijo zamilkł, a potem prychnął ze złością: - Nie

umiem o tym mówić. Może w ten sposób powinno się mówić do kobiet, ale z tym szło mi

zawsze nie najlepiej... Jewgienijowi wydawało się, że ją kocha. Wierzył w to do tego stopnia,

ż

e nie był zdolny kochać się z żadną inną kobietą.

- Sądzisz, że ona z nim została? Reijo wzruszył ramionami. Po minie Mattiego po-

znawał, że w to nie wierzy.

- Wiesz sam, że Raija zawsze pomagała tym, którzy jej potrzebowali, wspierała tych,

których uznawała za słabych...

- Tak, pewnie masz rację. - Matti oparł się o ścianę i poczuł, jak bele parzą mu plecy.

Gorąco nie mogło mu zaszkodzić, był przecież Finem. Sauna to dobry przyjaciel, a

przyjaciele nie robią sobie krzywdy. - Ale tutaj w Jykea pozostali ci, którzy także

potrzebowali Raiji. Ona nie mogła tak postąpić.

- Raija żyła tak, jak jej podpowiadało serce - powiedział Santeri bez większego

przekonania. Wiedział, że serce mogło prowadzić Raiję w nieprzewidzianych kierunkach, ale

wiedział także, że jej poczucie obowiązku jest jeszcze silniejsze.

- Czasami myślę, że nie miała tu do czego wracać po śmierci Mikkala - szepnął Reijo.

- Co masz na myśli?

- Nie wiem.

- Chyba nie mówisz tego poważnie! - Matti bronił siostry, a przez to dobrego imienia

całego rodu. - Raija jest jedną z Alatalo. Jest bardziej uparta ode mnie. Nigdy by nie została w

Rosji, niezależnie od tego, jak gorąco bilo jej serce. Ona by wróciła. Przesłałaby wiadomość.

Przecież pływają statki pomiędzy Rosją a Norwegią! Ty sam sobie nie wierzysz, Reijo. Nie

możesz tak myśleć! Znasz ją lepiej niż którykolwiek z nas! Jesteś jej jedynym prawdziwym

przyjacielem. I ty to mówisz?! Ty spośród wszystkich ludzi?

background image

- Lepiej jest myśleć, że ona nie żyje. - Reijo wykrzywił twarz w grymasie. - Dziesięć

lat to szmat czasu. Przez pierwszy rok masz jeszcze nadzieję. Możesz czekać bez tego

szarpiącego serce bólu. Zachowujesz wiarę jeszcze przez następne dwa, trzy, cztery lata. Ale

potem zostaje tylko zwątpienie, Matti. Marzenia i nadzieja mogą być bardziej dziurawe od

skarpet po długim rejsie. Moja nadzieja już długo chodzi boso. Minęło dziesięć lat.

- A ty sam? W pytaniu szwagra zabrzmiało wyzwanie. Reijo nie był zaskoczony

sposobem mówienia i wyrazu twarzy Mattiego. Mijające lata upodabniały brata coraz bardziej

do Raiji. A może dopiero teraz dostrzegł to podobieństwo? On, który widywał jej twarz w

marzeniach niemal przez połowę życia...

- Ja? Łowię ryby. Hoduję zwierzęta. Poluję. Sprzedaję skóry na targu. Żyję.

- Jesteś chyba najwierniejszą osobą w Norwegii. Reijo wzruszył ramionami.

- Nie uważam, żebym cokolwiek przez to stracił. Takie życie dużo mi dało. Więcej niż

przypuszczają inni mężczyźni. Pewnie nie traktują mnie jak prawdziwego mężczyznę, jednak

w tym babskim życiu odkryłem wartości, których istnienia się nie domyślałem...

Knut wcisnął się w kąt. Po raz pierwszy znalazł się w towarzystwie mężczyzn jako

jeden z nich. Był świadkiem rozmowy tak ważnej jak ta. Wiedział, że jego życie będzie inne

po tym wieczorze. Zacznie inaczej myśleć o Reijo. Dostrzegł głębię jego osobowości, o której

dziewczęta nie miały pojęcia. Nikomu o tym nie powie, nawet Mai. Nikt nie będzie wiedział,

jaki Reijo jest naprawdę wrażliwy. Knut umie dochowywać tajemnicy.

- No a wy? - usłyszał pytanie Reijo.

- Fruwaliśmy jak ptaki - odrzekł Matti. - Opowiem wszystko, ale nie na półce w

saunie. Na to nadaje się ława przed paleniskiem w izbie.

- No i będziesz miał więcej słuchaczy... - rzucił kąśliwie Reijo.

Knut wiedział już, że ten wieczór nie będzie smutny. Będzie inny.

Wujek Matti wypełni go śmiechem. Śmiechem rodu Alatalo...

background image

3

Trudno było znaleźć pasujące na obu mężczyzn czyste ubrania. Reijo i Knut musieli

im pożyczyć i koszule, i spodnie. Santeri, drobny i szczupły, bez większych trudności założył

ubranie Knuta. Gorzej było z Mattim, który był szerszy w ramionach i miał dłuższe nogi niż

Reijo. Jego spodnie sięgały mu ledwie za kolana.

Dziewczęta z trudem ukryły uśmiechy, gdy pojawił się w drzwiach obleczony w cudze

szaty.

- Wspaniale wyglądasz, wujku Matti - stwierdziła Ida, poważna może przez trzy

sekundy, zanim nie wybuchnęła śmiechem.

Matti pogroził jej palcem, zastanawiając się na głos, czy aby Reijo dobrze wychował

swoje dzieci. Uśmiech jednak czaił się w kącikach jego ust.

Podano kolację. Była to, jak zwykle, kasza. Elise jednak tym razem wlała więcej

mleka. W końcu wędrowcy powinni się dobrze odżywiać.

- Czekamy teraz na waszą opowieść - oznajmił Reijo, patrząc na tych, od których nie

miał wieści od sześciu lat.

- Dzisiaj nie dojedziemy dalej niż do Raisi - zaczął Matti.

- Gdyby to od niego zależało, zostalibyśmy tam na dobre - wtrącił Santeri

uszczypliwie. - Nie umiał trzymać się z dala od dziewcząt...

Matti uśmiechnął się z zażenowaniem. Dziwne, opowiadali już przecież o swoich

przygodach mężczyznom spotkanym po drodze i wcale się wtedy tak nie czuł...

- Była miła, a ja byłem młody - rzucił tonem wyjaśnienia. - W Alcie poszło nam

lepiej.

Aleksanteri westchnął znacząco.

- Do tej pory tylko ja wpadałem w tarapaty. Uciekałem przed rozsierdzonymi ojcami

albo próbowałem czarować i matkę, i córkę. Ten tu chłopak sprawił, że patrzę teraz poważnie

na życie. Zapomniał dodać, że nas wygnano z Raisi. Dziewczyna sądziła, że zaszła w ciążę.

Matti nie miał zamiaru się żenić, ojciec wyklął nas obu... no i okazało się, że potomka jednak

nie będzie! Wtedy uciekliśmy, nim ktokolwiek zdążył mrugnąć. Dziewczę nie było widać aż

tak cnotliwe, jakby tego chciał ojciec.

Policzki Mattiego płonęły. Nadal się uśmiechał, ale jego uśmiech przypominał raczej

grymas.

background image

Ida słuchała zachwycona, łokciami wsparta o stół. Zapomniała całkiem o jedzeniu, te

opowieści były o wiele lepsze! Niemal nieprzyzwoite, Reijo wolałby pewnie, żeby ich nie

słuchała. To prawdziwie męskie rozmowy, ale jakże ciekawe!

- Szczeniak stał się ostrożniejszy z upływem czasu - przyznał Santeri. - W końcu

usłuchał rad starca...

- W Alcie spotkaliśmy wielu Finów - powiedział Matti i odchrząknął. Nie zdobył się

na podniesienie wzroku i napotkanie oczu patrzących na niego wyczekująco. Nie uważał się

za żadnego bohatera, żaden przykład, wzór do naśladowania. Był zwyczajnym, nie wolnym

od wad mężczyzną. Żył tak, że może i nie był z tego zbyt dumny, ale i też nie uważał, że ma

się czego wstydzić. - Tak, niektórzy przybyli w tym czasie, gdy mieszkała tam Raija. - Matti

kiwnął głową w stronę Reijo. - Inni żyli tam mniej więcej od mojego urodzenia. Bali się, że

zaciągną ich do wojska, uciekli więc do Norwegii. Niektórzy pamiętali jeszcze Raiję. Nie

chwaliłem się specjalnie, że jestem jej bratem, ale wielu twierdziło, że ją przypominam.

Niektórym się przyznałem, że to prawda... - Chłopak uśmiechnął się lekko. - Wydało mi się

dziwne, że tak wielu ją nadal lubiło. Nie była przecież jedną z nich. Ale ją lubili. Nie wiem,

dlaczego, ale to dało się odczytać z ich twarzy.

- Alta nie jest jednak rajem dla Finów - stwierdził Santeri. - Tamtejszy wójt jest

szalony, nie znosi niczego, co jest odmienne. Nie podoba mu się sposób, w jaki uprawiamy

ziemię. Uważa, że niszczymy las przez wypalanie. Jakby nie było tam dość lasów! Spalony

las daje najlepszą glebę, to wie każdy Fin. Ale ten Norweg jest uparty i mówi, że Finowie

rujnują kraj. - Pokręcił głową z dezaprobatą. - Zrobiło się całkiem niemiło. Więc odeszliśmy.

Nic tam nas nie trzymało. Nawet Mattiego - dodał złośliwie.

- Wójt Kjeldsen mógł już prześladować innych, nie nas. - Matti grzebał łyżką w kaszy.

- Ale to są wspaniali ludzie. Mają przywódcę, który mieszka tam najdłużej ze wszystkich.

Knut Olsson. Też jest z Tornedalen. Naprawdę prawdziwy mężczyzna, Reijo!

- Tak, Knut jest w porządku - zgodził się Santeri. - Ale i on robi to, co inni Finowie:

siedzi cicho i zgadza się na wszystko. Tacy już jesteśmy.

- Popłynęliśmy potem na połów - kończył Matti. - Cały rok włóczyliśmy się wzdłuż

wybrzeża Finnmarku. Kilka razy natrafialiśmy na rodzinę Mikkala. Pomagaliśmy Ravnie przy

reniferach, poprzeszkadzaliśmy Ailo...

- Byliście u Ravny i Ailo? - ożywiła się Maja. - Niedawno? Mówcie!

- Nie ma zbyt dużo do opowiadania. Chłopak wyrósł, pracuje jak dorosły. Przystojny.

Podobny do ojca. Spotkaliśmy ich zimą. Pozdrawiają was wszystkich, przesyłają podarunki.

Potem je wyjmiemy, są w workach.

background image

- Doprawdy nie umiecie opowiadać - westchnęła Ida. - Mężczyźni nie wiedzą chyba,

co sprawia, że opowieść jest ciekawa. Czy Ailo ma się dobrze? Może ma dziewczynę? A

Ravna zdrowa?

- Ravna jest bardzo wytrzymała. Ailo ma się dobrze jak każdy zapracowany

mężczyzna. Takim brak czasu j na romanse.

Maja odetchnęła z ulgą. Ailo był jej bratem, nie chciała, żeby związał się z pierwszą

lepszą dziewczyną.

- Tęskniliśmy już do... domu - przyznał Matti. - Nie znalazłem nic dla siebie na

północy. Norwegia nie miała takiego czaru, jak kiedyś sądziłem...

Reijo mrugnął do Idy porozumiewawczo.

- Masz rację, oni nie umieją opowiadać. Może usłyszymy więcej, jak odpoczną?

- Elise może spokojnie iść na tańce - rzuciła uszczypliwie Maja. - Nic nie straci.

- Przecież jeszcze nie wychodzę! - zaprotestowała gorąco dziewczyna. Policzki jej

zapłonęły.

Matti rozładował sytuację.

- Oczywiście, że młodzi powinni tańczyć. Potem będą żałować, gdy dożyją takiego

wieku... jak Santeri i Reijo - dodał z błyskiem w oku. - Gdybym tylko miał spodnie

odpowiedniej długości, też bym poszedł. Teraz obawiałbym się, czy którakolwiek dziewczyna

by ze mną zatańczyła. Nie jestem nazbyt dumny z moich nóg.

- A co z Mają? - spytał Santeri. - Nie tańczysz?

- Nie dbam o to! - prychnęła, ucinając dalsze komentarze. Wzrok ostrzegał przed

drążeniem tematu. Santeri zamilkł.

- Elise tańczy lekko jak letni wietrzyk - rzucił Knut. Chciał jeszcze podrażnić się z

Mają, ale sprawił, że wszyscy zapatrzyli się na Elise. Spuściła wzrok, lecz Matti i Santeri

dobrze rozumieli, że dziewczyna mogła nie mieć na tańcach chwili wytchnienia. Odznaczała

się szczególną urodą, lekką jak świeżo spadły śnieg, jak welon, jak taniec elfów na wodzie.

Widzieli też, że jest za młoda dla nich, starych. Na pewno znajdą się inni, którzy

potrafią okręcić nią w tańcu tak, żeby jej stopy ledwo dotykały ziemi...

Matti już to sobie wyobraził. Był to widok piękny i niewinny. Wujek Matti miał

wyobraźnię!

W ciszy wszyscy usłyszeli słaby stuk w okno pokoju dziewcząt.

Elise zarumieniła się, skoczyła na równe nogi i wygładziła spódnicę, zanim

ktokolwiek zdążył coś powiedzieć. Opamiętała się jednak i z powrotem opadła na lawę.

- Idź już! - Maja wzruszyła ramionami. - Wszyscy wiemy, że to o ciebie im chodzi.

background image

Knut przeszedł przez ławę i otworzył drzwi. Chwilę później odwrócił się, nieco

poważniejszy, i skinął głową w stronę wyjścia.

- Elise - zakomunikował - to Simon. Chce z tobą mówić.

Niechętnie wstała.

Dlaczego akurat teraz? przemknęło jej przez myśl. Simon to... Simon, może i lubiła go

bardziej niż pozostałych, ale... dlaczego przyszedł właśnie teraz? Na pewno wolała go od tego

starego Kristoffera, ale właściwie nie chciała i Simona. Nikogo nie chciała! Było jej dobrze w

domu...

Ale oczywiście poszła z nim porozmawiać. Miło zresztą się na niego patrzyło, gdy tak

stał oparty o ścianę. Był taki duży i dorosły! Włosy miał ani jasne, ani ciemne, i akurat tak

nieuczesane, jak lubiła, a nie przylizane na mokro, gdy przychodził do niej jako zalotnik w

sobotnie wieczory. Koszulę miał rozpiętą pod szyją, nosił jeszcze codzienny ubiór.

Gwałtownie schwycił ręce Elise i przycisnął do piersi. Ciepło jego ciała dotarło do

dziewczyny poprzez jego cienką, znoszoną koszulę. Było to dobre ciepło. Ale wyczuła w

Simonie napięcie.

- Coś się stało? - spytała. Chłopak skinął głową twierdząco. Elise pozwoliła mu się

objąć, pozwoliła, żeby jego dłonie błądziły po jej plecach, a policzek dotykał jej policzka.

Wyczuwała, że jest zdesperowany.

- Kristoffer postanowił na mnie nasłać lensmana. Najpierw przyszedł do mnie do

domu ze swoimi bratankami. Chcieli mnie pobić.

- Dlaczego? - spytała, choć właściwie znała odpowiedź. Zesztywniała w jego mocnym

uścisku.

Simon puścił ją i usiadł na trawie. Oparł się o grube bele chaty i spojrzał na nią z dołu.

Bez słowa opadła koło niego na kolana. Uśmiechnął się. Stawał się szczególnie ładny, gdy

pokazywał w uśmiechu zęby, a miłe zmarszczki pojawiały mu się koło oczu.

- Jest zazdrosny - rzucił. - Ojciec mówi, że powinienem przestać się za tobą uganiać.

Ze biedacy nie powinni wchodzić w drogę zamożniejszym - dodał gorzko. - Ojciec umie giąć

kark...

- Ale dlaczego? - powtórzyła Elise. - Przecież nie może czegoś takiego zrobić tylko z

mojego... powodu.

- Kristoffer twierdzi, że ktoś mu ukradł łódź. Że ktoś mu zniszczył sieci. Że jego trzy

krowy padły bez powodu. Że sam leżał chory przez kilka tygodni...

- Dlatego nie przychodził... - syknęła Elise. - Ale ty przecież nie masz z tym nic

wspólnego, Simon! Nie możesz pozwolić się obwiniać o coś takiego!

background image

- Oczywiście, że nic mu nie ukradłem - przyznał chłopak. - Uganiam się tylko za

dziewczyną, o której Kristoffer mówi, że jest jemu przyrzeczona...

- Co?!

Simon uśmiechnął się kącikiem ust. Delikatnie pogładził jej policzek.

- Ty i ja wiemy, że on kłamie. Ale jest wielu takich, którzy mu wierzą.

- Reijo nigdy by na to nie przystał! - stwierdziła Elise stanowczo. - On może

zaświadczyć, że to kłamstwo od początku do końca!

- To nie wszystko - rzekł Simon. - Obwinia mnie o te krowy i chorobę. Mówi, że

rzuciłem na niego klątwę.

Elise spojrzała zdumiona na siedzącego przed nią chłopaka.

- Przecież nie znasz się na czarach! - wykrztusiła po chwili.

- Moja prababka mogła mu się wydać podejrzana - odpowiedział, wzruszając

ramionami. - Chyba była Laponką. Już to mnie obciąża. Kristoffer nie popuszcza w takich

przypadkach.

- Muszę przestać się z tobą widywać - stwierdziła dziewczyna stanowczo. - To

wszystko moja wina. Twój ojciec ma rację, Simon...

Przyciągnął Elise do siebie. Zbliżył twarz do jej twarzy i powiedział ochryple, nie

spuszczając z niej pełnego ognia wzroku:

- Myślisz, że mógłbym na to przystać? Nie przyszedłbym tu wtedy. Pochyliłbym czoła

przed Kristofferem i grzecznie go przeprosił. Nie dowiedziałabyś się o niczym, Elise. Ale ja

taki nie jestem. Nie tchórzę.

I nie chcę przestać się z tobą spotykać. Rozumiesz mnie?

Pokiwała głową. Chyba go rozumiała. Jednocześnie nie chciała traktować poważnie

jego słów.

- Nie chcę, żebyś miał kłopoty z mojego powodu. Kristoffer nie żartuje. Ma

wpływowych przyjaciół.

- Nie ugniemy się tylko z tego powodu - Simon był nieprzejednany. - Także jesteśmy

ludźmi. Też jesteśmy coś warci. On nigdy, przenigdy cię nie dostanie! Żaden staruch nigdy

nie będzie cię tak obejmował!

Przyciskał Elise mocno do siebie. Czuła jego gorący oddech na policzku. Już kiedyś

też tak na nią patrzył. Wiedziała, że wpatruje się w jej usta, i wiedziała też, że mogłaby utonąć

w tym spojrzeniu, dlatego i teraz nie odważyła się na niego popatrzeć. Przerażało ją to, a

zarazem kusiło. Sądziła, że wie, czego od niej chce, ale nadal jakaś jej część bała się tego.

Elise wiedziała tak mało.

background image

Już kiedyś ją obejmował. Był pierwszym, któremu na to pozwoliła. Przed nim żaden

chłopak nawet nie trzymał jej za rękę. On był taki inny, jakby bardziej dorosły. Może dlatego

miała do niego zaufanie.

Już dwa razy całował ją w policzki. Jego usta niemal parzyły.

W niej także budziły ogień. To było niebezpieczne, napełniało ją lękiem. Wcześniej

tego nie czuła, to Simon w niej coś obudził.

- Lubisz, jak cię obejmuję, prawda? - Jego głos dziwnie drżał.

- Tak - wyznała.

- Elise... Lubisz mnie? Dlaczego pyta o to właśnie teraz?

- Tak, Simon. Pieścił ją spojrzeniem. Była od niego starsza, ale to on był doroślejszy.

Ona chyba nie rozumiała, o co w tym chodzi, i w pewien sposób to go cieszyło. Taka naiwna,

niewinna... Ale marzyła mu się również Elise gwałtowna, która by wiedziała, czego chce,

zdolna oprzeć się wiatrowi, a nie tylko giąć się w jego podmuchach. Marzył, by móc

obejmować wymagającą kobietę, taką, która byłaby świadoma, czego szukają jego dłonie,

która by sama szukała i nie rumieniła się.

Elise wystarczało ciepło jego ramion. Umykała przed pieszczotami. Gdyby jego

uczucie nie było tak silne i prawdziwe, pewnie okazałby większą stanowczość. Ale nie

potrafił. Mimo że usta paliły go pragnieniem dotknięcia jej warg, trzymał się w ryzach. Palce

ś

wierzbiły go, aby wsunąć je pod jej bluzkę i zbadać to, co tylko mógł sobie wyobrazić,

wyczuć w uścisku... Ale ona nie była jeszcze na to gotowa.

Elise była zbyt delikatna, żeby ją do czegoś zmuszać. Powinna znaleźć się w ślubnym

łożu jako dziewica, tego był pewien. Sama myśl o tym paliła mu uszy.

Już dawno postanowił, że to właśnie z nim powinna dzielić to łoże.

- Nie boję się tego bezzębnego starca - prychnął buńczucznie. Przelotnie pocałował

skroń dziewczyny.

Zdołał wyczuć jej szybko bijący puls. Wewnątrz miała żar. Mógł zaczekać, aż

dojrzeje, żeby go uwolnić...

- Ja się go boję - wyznała Elise. - Boję się tego, co może ci zrobić.

- A więc martwisz się o mnie choć trochę? Elise wysunęła się z jego objęć, wstała i

otrzepała spódnicę.

- Chyba tak. Simon skoczył na równe nogi.

- Nie dostanie mnie! Założę się, że jego bratankowie są na tańcach, żeby mnie śledzić.

- Ja tam nie idę.

- Wolisz iść ze mną?

background image

- Dokąd?

- Przejść się - rzucił chłopak lekko. Usiłował odsunąć myśli o małżeńskim łożu.

Chciał dać jej spokój, ale nie mógł nie spytać. - W góry. Kristoffer nie chodzi już tak dobrze,

ż

eby tam pójść.

- Nie wiem - wahała się Elise. To graniczyło z czymś niebezpiecznym, czuła to.

Przebywanie sam na sam z Simonem stało się niebezpieczne. Sprawiało, że czuła w sobie

jakieś słodkie napięcie, ale nie miała pewności, czy to jest właściwe.

- Wybiorę się w góry na jakiś czas - rzucił. - Możemy poszukać jakiegoś miejsca, o

którym będziemy wiedzieli tylko ja i ty...

- Może...

- Nie musisz przecież mówić Reijo, że nie idziesz na tańce.

- Ja mu nie kłamię.

- Dlaczego mam wrażenie, że nie chcesz być razem ze mną?

Elise czuła się rozdarta pomiędzy Simonem a czymś, czego nie potrafiła nazwać. Nie

powinien zmuszać jej do takich wyborów, ale uległa mu.

- Ale powiemy Reijo o Kristofferze.

Simon westchnął. Reijo na pewno nie był najgorszym kandydatem na teścia, mimo to

chłopak nie czuł się najlepiej pod jego badawczym zielonym spojrzeniem. Potrafiło przenikać

go na wskroś. A akurat swoich myśli o Elise wolał przed nim nie ujawniać.

- Przyjechał wujek Matti! - Elise rozjaśniła się w dziecinnym uśmiechu. - Matti i

Santeri przypłynęli statkami z północy.

- Brat Reijo?

- Nie, Raiji - wyjaśniła. - Właściwie to nie jest moim wujkiem, ale jednak jest. Jeżeli

rozumiesz...

Simon tak całkiem nie rozumiał, ale przyjął to do wiadomości. Krążyło już tyle plotek

o rodzinie Elise, że jeden wujek więcej, nawet nieprawdziwy, nie miał już znaczenia. Nie

chciał przecież jej rodziny. Chciał Elise.

Chłopak poczłapał za nią do domu, gdzie wszyscy nadal siedzieli za stołem.

Napotkało go wrogie spojrzenie Mai. Niczego innego się zresztą nie spodziewał. Jej

spojrzenie mogło kroić kamienie. Gdyby to od niej zależało, zaszlachtowałoby go już dawno.

- A więc to jest kawaler Elise? - Wysoki blondyn wstał z ławy i potrząsnął dłonią

Simona.

Czyżby to był „wujek Matti”?

background image

Simon czuł, że Elise jest zażenowana. Jego też coś gryzło. Wujek? Niewiele od niego

starszy... Od Elise też.

- Za moich czasów nie byliśmy tak ostrożni - tokował dalej Matti. Mówił z akcentem

jak Reijo. Słychać było, że jest Finem.

To nie może być prawdziwy wujek Elise...

- Byliśmy bardziej zdecydowani wobec dziewcząt, prawda, Santeri?

- Ty nadal taki jesteś - odpowiedział Santeri sucho, ale z błyskiem w oku. Domyślał

się, co ten szczeniak mógł teraz czuć, i nie omieszkał skorzystać z okazji, by dolać oliwy do

ognia.

- Kristoffer twierdzi, że mu mnie obiecałeś - wyrzuciła z siebie Elise.

Reijo wbił wzrok w Simona.

- Ty to słyszałeś? Simon pokiwał głową. Nie czul się najpewniej.

- Uwziął się na mnie. Mówi, że go okradłem. Chce sprowadzić na mnie lensmana.

Przychodzili już do mnie do domu. Ostrzegali, żebym nie uganiał się za jego... narzeczoną.

Elise zbierało się na płacz. Nie chciała, żeby ludzie mówili tak o niej i o tym

okropnym staruchu. Co sobie pomyślą Santeri i Matti?

- Mówi, że Simon rzucił na niego urok...

- Co znowu? - Matti przenosił wzrok od Simona do Elise i znów na Reijo. - Czyżby

więcej kawalerów smaliło cholewki do tej młodej damy? Kristoffer... - zamyślił się. -

Pamiętam jednego Kristoffera, ale ten był już nieźle podstarzały, gdy stąd wyjeżdżałem.

Pewnie nie żyje.

- To on - rzuciła Maja słodko. - Chce ożenić się z Elise. Uważa, że jest dość młoda,

aby urodzić mu synów...

- Może nie dałem mu wystarczająco do zrozumienia, że z tego nic nie będzie -

powiedział ochryple Reijo. - To nie byle kto, ten Kristoffer. Ale to jasne, że nie może

rozpowiadać o nas kłamstw ani próbować wsadzać do więzienia uczciwych ludzi jak Simon!

- Nie ma mowy! - potwierdził uroczyście Matti. - Ten stary wieprz nie powinien

uważać, że jest odpowiednią partią dla naszej Elise!

Nigdy jeszcze Elise nie słyszała czegoś równie pocieszającego. Ale Simon poczuł się

bardzo niepewnie.

- To mnie prześladują - wtrącił.

- Dlatego musimy cię ukryć - postanowił Matti. I mimo że Simon już od dawna myślał

o tym samym, ta propozycja wydała mu się nagle mniej pociągająca.

background image

- Ja się kiedyś musiałem przebrać za lapońską dziewczynę - zaśmiał się Matti. -

Rzadko się tym chwaliłem...

Reijo i Santeri uśmiechnęli się równie szeroko. Pamiętali Mattiego z czasów, gdy

przypominał dziewczynę. Wtedy za nic w świecie by się do tego nie przyznał...

- Kristoffer nie zna dobrze gór - zauważył Reijo. - Umarłby z wyczerpania, zanim

zdołałby cię tam znaleźć.

- Ale jego bratankowie są jak kozice - wtrącił Knut.

- Nie znają terenu.

- Nie chcę uciekać. Nie jestem tchórzem. - Chłopak wyprostował silny kark i spojrzał

Reijo prosto w oczy. - Ale nie chcę też zostać ukarany za coś, czego nie zrobiłem. Ja nie

kradnę. Zawsze byłem uczciwy.

Reijo wiedział o tym. Przepytał się o niego, gdy zauważył, jak często do nich zagląda.

Elise na pewno mogła znaleźć dużo gorszego kawalera, to pewne.

- Weź Knuta. Razem znajdziecie odpowiednie miejsce - rzucił. - On zna tu każdy

kamień.

- Ja pójdę z Simonem - oznajmiła Elise. - I Knut nie musi z nami iść.

Rzadko się komuś sprzeciwiała, ale tym razem była pewna swego.

- To nie wypada - odpowiedział otwarcie Reijo.

- Musiałby być chyba głupi, gdyby się teraz na mnie rzucił, nie sądzisz, tato Reijo? -

spytała jedwabnym głosem.

Simon poczuł zdradzieckie ciepło na policzkach. Czyżby chciała go ośmieszyć?

- Możliwe, że sama go o to poprosisz - syknęła Maja. Elise nie zaszczyciła jej

spojrzeniem. Simon czuł, że mógłby zabić tę Maję.

Reijo odchrząknął, ale w końcu Matti uratował sytuację.

- Niech młodzi biegną, Reijo. I tak nie możemy trzymać ich na smyczy. Jako

dwudziestolatek miałeś sporo na sumieniu, a na pewno niczego nie żałujesz.

Reijo niechętnie przyznał mu rację.

Simon nie mógł się doczekać, kiedy wyjdą. Elise wiedziała, że zwyciężyła, a mimo to

czuła się tak, jakby przegrała.

background image

4

Zachmurzyło się. Elise liczyła na to, że nie zacznie padać. Nie ma nic gorszego niż

znaleźć się w górach w strugach deszczu, bez dachu nad głową.

Simon skręcił na południe, gdy już wspięli się na zbocze prosto znad cypla. Po

dotarciu na wysokość, gdzie karłowate brzozy dorastały im do kolan, było łatwo iść.

- Myślałeś już o jakimś miejscu? - spytała, doganiając go. Simon miał długie nogi i

szybko posuwał się naprzód. Jako chłopak nie mógł wiedzieć, jak trudno jest jej nadążyć, gdy

długa spódnica zaczepia się o wszystko po drodze.

- Możliwe - odpowiedział tajemniczo. Był zastanawiająco cichy podczas wspinaczki.

Wiadomo: trudno, żeby ciężka droga w górę zachęcała do poważnych rozmów.

- Zupełnie jakbyś naprawdę był wyjęty spod prawa - rzuciła Elise, próbując

zażartować.

- Właśnie tak się czuję - odpowiedział, nie patrząc na nią. Jego oszczędność w

słowach ubodła ją nieco.

Długo szli w milczeniu.

Daleko pod nimi rozciągała się osada: kilka brązowych domów, szopy widoczne jako

kropki leżące wzdłuż rzeki i dopływających do niej potoków, wszystko obramowane

sosnowym lasem. Niebieskawe góry obejmowały to niczym ramiona ojca, a wody fiordu jak

niespokojny kochanek wciąż dotykały ujścia rzeki.

Elise wątpiła, żeby ktoś ze wsi mógł ich zobaczyć. Wzdłuż ścieżki rosły niskie brzozy

i wierzby, niezbyt gęste, ale będące w stanie zamaskować błękitną koszulę Simona. Jego

ciemne spodnie i jej brązowa spódnica stapiały się ze skałami, a sprana bluzka miała kolor pni

brzóz.

- Może usiądziemy na chwilę? - zaproponowała. Nie była szczególnie zmęczona, ale

chciała porozmawiać z Simonem. Tak się przecież obnażyła przed Reijo i pozostałymi, że

zasłużyła chyba na kilka ciepłych słów z jego strony! Przyszła z nim, ponieważ była

powodem tej całej historii... - Musisz iść aż tak daleko? - spytała, gdy on bez słowa rzucił się

na mech pomiędzy kamieniami. Usiadła ostrożnie na jednym z nich. Silne palce chłopaka ze-

rwały kwiat moroszki i obskubywały po kolei płatki.

- Nie siedź tak wysoko - rzucił. - Łatwo cię zauważyć. Posłusznie zsunęła się na trawę

obok niego. Nie za blisko, żeby sobie nic nie pomyślał, ale i nie za daleko, żeby nie poczuł się

odtrącony.

background image

Dziwnie było stanowić z kimś parę. Nigdy wcześniej tego nie czuła. To, że

sprzeciwiła się Reijo, zobowiązywało. Czuła, jakby złożyła tym samym przysięgę wierności

Simonowi. A może dlatego traktował ją teraz tak chłodno? Bo poczuł się pewniej?

Elise popadła w rozterkę, ale nie odważyła się zapytać. Simon był już niemal

mężczyzną, musiał wiedzieć lepiej niż ona.

- Skąd oni się wzięli? - spytał od razu i wbił badawcze, niemal wrogie spojrzenie w

Elise. - Twój wujek i ten drugi?

- Matti? - spytała odruchowo. - Matti i Santeri? Przypłynęli statkiem z Finnmarku.

Ciągle tam byli, od kiedy odeszli. Miałam wtedy jakieś trzynaście lat. Już straciliśmy

nadzieję, że ich jeszcze zobaczymy, aż tu nagle po prostu stanęli w drzwiach. Dziwne,

prawda? Ale oni już tacy są, nigdzie nie mogą zagrzać miejsca.

Jak dobrze móc rozmawiać o rzeczach bezpiecznych!

- Nie sądziłem, że on jest taki młody - przyznał Simon niechętnie. - „Wujek” brzmi

tak dostojnie i... staro.

Elise uśmiechnęła się.

- Matti właściwie nigdy nie był młody - wyjaśniła. - Oczywiście, przybył tu po raz

pierwszy jako chłopiec, ale my byliśmy tak mali, że wydawał się nam czcigodny. A teraz jest

już całkiem dorosły. Podobnie jest z Aleksanterim, choć może w inny sposób. On się jakby

nie starzeje. Jest na pewno w wieku Reijo, ale Reijo wydaje się starszy, bo zawsze był mi

ojcem. Rozumiesz?

Simon pokiwał głową. Pocieszające, że ona tak to widzi.

- Pewnie wolałabyś być teraz na dole - rzekł. - Na pewno byś tańczyła.

- Ty też - odparła. - Wiesz, że najbardziej lubię tańczyć z tobą.

To prawda. Dobrze tańczył. Po prostu musiał się tego nauczyć, miał same starsze

siostry. Co prawda cierpiał jako ich partner, bo nigdy nie zdołały opanować figur i tylko

deptały mu po palcach. Zyskał jednak przewagę nad kolegami, którzy najpierw musieli się

upić, żeby zebrać się na odwagę i poprosić dziewczęta do tańca.

Tak naprawdę Elise wolałaby uniknąć wędrówki w góry z Simonem. Nie czuła się tu

najlepiej. To Maja stale uciekała w góry i las, aby wybiegać z siebie zły humor.

Elise tego nie potrzebowała.

A teraz kusiło ją, aby wrócić do osady.

Jedna dłoń chłopaka znalazła się na jej kolanie. Elise coś jakby ukłuło. Czyżby go

czymś zachęciła? Nie chciała tego! Musiał ją źle zrozumieć. Co teraz zrobić?

background image

Jednak dłoń szybko się cofnęła. Simon przelotnym spojrzeniem upewnił ją, że

pojmuje. Że nie będzie jej zmuszał.

Elise stłumiła westchnienie. Była mu niewymownie wdzięczna. Czyżby jednak miał

zalety, o które go nie podejrzewała?

- Reijo powinien coś powiedzieć Kristofferowi - stwierdził, patrząc w niebo. Szare

chmury, gromadzące się nad nimi, nie były najlepszym dachem.

- Reijo nie chciałby powiedzieć nic niewłaściwego - broniła Elise opiekuna. - Kiedy

potrzeba, jest twardy, ale nie lubi niepotrzebnie rozdrażniać ludzi.

- Tak to już jest z Kwenami. Łatwo gną karku. Przyjmują ciosy. Ale my też nie lubimy

tego starego.

- Reijo nie jest Kwenem! - Elise ściągnęła wargi i gniewnie zmarszczyła brwi.

Simon spojrzał na nią z niekłamanym zdumieniem.

- Reijo jest Finem - dodała Elise, nie patrząc na chłopaka. Z urazy aż zabolało ją serce.

Simon westchnął i zaśmiał się.

- Nie wiedziałem, że jesteś tak drażliwa, Elise. Nie miałem nic złego na myśli. My

nazywamy Finów Kwenami, i tyle.

- Możliwe - stwierdziła oschle. - Ale my nie. Dla nas Kwen to obelga. Powinieneś już

to wiedzieć, Simon.

- O Boże! - westchnął. - Jestem bezmyślny. Plotę, co mi ślina na język przyniesie. Ale

nie chciałem nikogo urazić. Mam prosić o przebaczenie?

Udało mu się ją udobruchać.

- Bo Reijo nie jest Kwenem - powtórzyła tylko, ale w głosie czuło się ciepło.

- Może mogę cię objąć? - spytał chłopak. - Mimo że jestem pleciugą i mówię

najgłupsze rzeczy, jakie kiedykolwiek słyszałaś?

Ś

wietnie wybrał moment. Elise zastanowiła się, czy uczynił to świadomie, czy był

sprytniejszy, niż sądziła. Wydawał się być szczery, ale może to było mylące...

Musiała przecież okazać, że mu wybaczyła.

- Możesz - odpowiedziała i zapatrzyła się na fiord. Statki stały przycumowane,

marynarze zostaną na lądzie aż do poniedziałku. Nikt nie wypływa w niedzielę. Na brzegu

kręciło się pełno ludzi, kilka łódek podpływało do statków.

Osada rzadko miewała gości.

Knut na pewno też tam poszedł. Może i Santeri. Postarzał się, ale nie spoważniał. Nie

mógłby usiedzieć w miejscu w taki wieczór.

Ale Reijo i Matti z pewnością nadal rozmawiali przy palenisku. O Raiji.

background image

Simon objął Elise ramieniem. Dziewczyna wciągnęła oddech.

Nie chciała wydać mu się przesadnie cnotliwa, jednak nie chciała też, żeby uznał, że

jest łatwa. Powinien wiedzieć, jaka jest naprawdę.

Właśnie uwierzyła, że on ją rozumie, że zajrzał jej do wnętrza i polubił ją jako

człowieka.

- Jesteś taka ładna - powiedział ochrypłym głosem.

Elise spuściła wzrok. Jej jedno ramię, wciśnięte pomiędzy nich, przeszkadzało. Może

mogłaby je przesunąć za jego plecami i oprzeć rękę o jego biodro?

Nie zdobyła się jednak na to.

Spadły pierwsze krople deszczu. Były ciężkie i groźne, zdradzały, że za nimi idzie

cała ich armia.

Poderwali się na nogi; ona z ulgą, on niezadowolony.

- Teraz właśnie powinno się umieć wyczarować grotę - mruknął Simon i rozejrzał się

bezradnie. Góry po drugiej stronie rzeki znał jak własną kieszeń, tutaj orientował się gorzej.

Elise odgadła jego niepewność. Było to nawet wzruszające, tak nie pasowało do jego

męskiego ciała i mocnych pięści. Rozpoznała w nim chłopca i ucieszyło ją to. Od razu

poczuła się lepiej.

- Znam coś, co może nie jest grotą - rzuciła i wzięła Simona za rękę, drugą unosząc

spódnicę - ale występem osłoniętym skałami. Prawie jak dom z polową dachu.

- Wszystko będzie lepsze niż brak dachu.

Simon nadal trzymał jej dłoń, mimo że nie ułatwiało to im wędrówki. Tak rzadko z

własnej woli go dotykała, że chciał cieszyć się tą chwilą jak najdłużej.

Musieli wspiąć się jeszcze wyżej, na otwarty teren. Już mało co tu rosło.

Ciemne chmury niemal ocierały się o nich. Elise miała rację. Nawis skalny tworzył

rodzaj dachu i osłaniał od deszczu idącego z południowego zachodu.

Szczęśliwi, że znaleźli schronienie, wśliznęli się wąskim przejściem pomiędzy

skałami i usiedli na suchym mchu porastającym cienką warstwę ziemi. Powietrze było zimne.

Ale ramiona Simona były ciepłe.

Elise poddała się.

Dziś wieczorem jakby stali się parą. Zarumieniona przysunęła się bliżej chłopaka. Z

zadowoleniem poczuła, jak ją obejmuje. Ona także otoczyła go ramieniem.

Ogolony podbródek pocierał jej policzek. Dobrze było tak siedzieć. Elise zamknęła

oczy. Słyszała, jak deszcz wściekle bije o skały. Nawet letnia burza mogła mieć w sobie coś

background image

wrogiego. Nic nie było pewne i łatwe do przewidzenia. Życie nie miało tylko słonecznych

stron...

Tylko nie traktuj tego zbyt poważnie, Elise! Obejmuje cię Simon, znany flirciarz,

który wie, czego chce, i który zwykle to dostaje. Musisz mieć oczy otwarte na jego sztuczki.

A jeżeli to nie sztuczki i jest wobec niej uczciwy?

Ta myśl zmieszała dziewczynę.

Łatwo byłoby uwolnić się od chłopaka, który tylko się bawi. O wiele trudniej byłoby

odwrócić się od kogoś, kto ma poważne zamiary. Zwłaszcza gdy samej się nie wie, czego się

chce...

Raija pewnie nigdy nie przeżywała takich rozterek.

- Jesteś daleko stąd - wyszeptał prosto w jej ucho. Wiedział, jak ten szept

niebezpiecznie działał?

Elise odważyła się otworzyć oczy. Boże, chyba była głupia! On jest tylko chłopcem!

- Nie tak bardzo daleko - odpowiedziała z tym swoim lekkim uśmiechem, który tyle

mówił o niej i który zapadał w serca ludzi.

Jego oczy z bliska nie wydawały się już tak niebieskie, miały w sobie dużo szarego.

- A może chciałabyś być tu z kimś innym? - spytał pozornie spokojnie, czuło się

jednak cień prawdziwej niepewności w tym pytaniu.

Ż

e też może pytać o coś takiego! Czy chłopcy zawsze muszą się dręczyć? Czy czują

się lepiej, gdy usłyszą coś, co chcieli usłyszeć? Prawda czy kłamstwo - żadna dziewczyna nie

zniszczyłaby nastroju takiej chwili.

Elise nie była inna.

- Nie - odpowiedziała.

- Chyba jeszcze nie miałaś chłopaka, prawda? - jego głos od razu zabrzmiał jakby

pewniej.

- Tak naprawdę nie. Czy to źle? Zaśmiał się cicho.

- Tak jest dobrze. Elise nie mogła dostrzec jego twarzy, ale wyczuła, że się uśmiecha.

- A teraz mam? - spytała. Simon aż wstrzymał oddech. Żadna z dziewcząt, z którymi

przedtem był, nie zadała takiego pytania. Bez zastrzeżeń przyjmowały to, co chciał im dać.

Całkowitą nowość stanowił dla niego fakt, że dziewczyna chciała, żeby to powiedział, że

miała wymagania.

- Jeżeli chcesz - odrzekł, niespodziewanie zażenowany.

Może i wyglądała na zrobioną z delikatnego szkła, ale najwyraźniej drzemie w niej

jeszcze druga natura!

background image

- Chcesz? - spytał powtórnie, gdy cisza się przedłużała. Zaczął się poważnie bać, że

odpowie przecząco, że będzie uważała, że nie ma w nim nic interesującego. - Chcesz mieć

chłopaka takiego jak ja?

Może inne odpowiedziałyby szybko i bez zastanowienia. Dla Elise była to sprawa

poważna i zobowiązująca, niemal jak przysięga.

- Tak - rzekła w końcu. Bez radości i promiennego spojrzenia, bez uśmiechu. W

oczach miała powagę. - Tak, Simon. Ale tak niewiele jeszcze wiem. I nie znam cię jeszcze,

nie tak, jak bym chciała. Ty też mnie nie znasz...

- Znam na tyle dobrze, żeby cię... lubić - odparł. Niewiele brakowało, by powiedział

„kochać”, ale nie mógł.

Nadal to było, jak na niego, zbyt mocne słowo. Nie wiedział, czy zdoła kiedykolwiek

je wypowiedzieć, było zbyt... babskie.

Słowo „lubić” całkiem wystarczyło Elise. Bała się nawet, że powie to drugie słowo.

Wtedy wszystko stałoby się takie trudne...

- Wielu będzie mi zazdrościć - mówił dalej z zadowoleniem w głosie.

- Może Kristoffer? - prychnęła. Nie chciała przyznać, że miała powodzenie.

- Nie tylko on. - Simon przyciągnął Elise bliżej, aż oparła się o jego ramię. - Nie tylko

ja wystawałem pod twoim oknem. Knut mówi coś innego...

- Knut za dużo gada - ucięła. Nie chciała drążyć tematu. - Nigdy nie zwracałam na

nich uwagi...

Jej słowa były jak karmelki dane głodnemu dziecku.

- Tak, trudno cię było wyciągnąć. No i wejść do środka - dodał znacząco.

Elise nie odpowiedziała. Może i byli parą, ale nie mogła mu na wszystko pozwalać.

Takiej pewności jeszcze co do niego nie miała.

- Czy teraz mnie wpuścisz? Potrząsnęła głową.

- Przecież dzielę pokój z Mają - odrzekła. - I nie jestem taka...

Simon nie spodziewał się innej odpowiedzi, ale chciał ją usłyszeć. Elise była

dziewczyną, o której się marzy. Dziewczyną, z którą się można ożenić.

- Ale mogę cię chyba pocałować?

Nawet nie zamierzał zadać tego pytania, samo przyszło. I gdy już je postawił, a ona

wahała się z odpowiedzią, musiał udowodnić, że jest mężczyzną! Nie mógł tak ciągle

pozwalać jej na ustanawianie tempa. W końcu był nie byle kim!

Powoli przeniósł rękę z jej talii pod brodę. Palce ledwo dotykały delikatnej skóry

Elise.

background image

Uniosła ku niemu twarz. Oczy miała szeroko otwarte i tak przerażone, że aż go coś

zabolało.

Marzył o tych ustach. Kusiły go już długo, a jednak nigdy ich nie dotknął. Teraz

przesunął po nich palcem wskazującym. Powoli, delikatnie, jak jeszcze nigdy nie dotykał

ż

adnej dziewczyny. Jej oddech się zmienił, od przerażonego do niemal bezgłośnego,

wyczekującego.

Simon przełknął ślinę.

Przecież to w końcu tylko pocałunek!

Położył dłoń na karku dziewczyny, obrócił ją ku sobie, przycisnął mocno, aż poczuł

jej ciało przez cienką bluzkę.

Przygniótł ustami jej usta. Twardo i pożądliwie.

Zdusił uśmiech Elise. Jego palce wpiły się w ramiona dziewczyny, trzymał tak mocno,

jakby zamierzała uciec. Jego język wcisnął się pomiędzy jej zęby, zdziwił ją, szukał jej

języka...

Elise nie rozumiała tego. Nie wiedziała, czego chce. Nie to uważała za pocałunek!

Wparła pięści w pierś Simona. Pchała i pchała, ale on tylko ją mocniej przytrzymywał.

Opór Elise sprawił, że jego usta żądały więcej.

Dziewczyna się nie poddawała.

Powoli Simonowi wracał rozsądek. Usta Elise były tak zimne, sztywne i suche...

Poczuł wreszcie sprzeciw jej ciała, to, że odsuwa się od niego z całych sił.

Puścił ją. Nie wiedział, co począć z rękami, wydawały mu się ogromne. Wcisnął je w

końcu do kieszeni. Nie odważył się spojrzeć na Elise. Usłyszał tylko szelest mchu i liści, gdy

odsuwała się od niego. Tak daleko, że nawet nie czuł już ciepła jej ciała.

Nagle uderzyła go pewność.

Najgorsze, że powinien był zrozumieć to wcześniej. Przecież Elise się jeszcze z nikim

nie całowała!

Mogła tańczyć jak żadna inna i śmiać się do chłopców, ale była jak motyl. Równie

lekko uciekała od natrętów.

Nie była cnotką, ale różniła się bardzo od dziewcząt, które znał.

Musiał się z nią obchodzić zupełnie inaczej niż z nimi.

- Przepraszam! - Nie pamiętał, kiedy ostatnio używał tego słowa.

Za odpowiedź słyszał tylko deszcz.

- Nie tak to miało wyglądać. Straciłem głowę. Nie jesteś taką dziewczyną, Elise... Ja

tylko... tyle o tym marzyłem. Tak bardzo tego pragnąłem, już od dawna...

background image

Simon wiedział, że jego słowa brzmią idiotycznie, ale dziewczyny mu wierzyły.

Używał już tych słów...

Spojrzał na Elise. Pochwycił jej spojrzenie i zdołał dostrzec, że była nie tylko

przerażona. Policzki jej pałały, wargi drżały lekko, choć starała się to ukryć. Udało mu się

chyba coś w niej obudzić.

Przytrzymał spojrzenie dziewczyny. Miał nadzieję, że wyglądał na skruszonego.

Uśmiechnął się przepraszająco. Nie musiał zbytnio udawać.

Ona pozbawiała go pewności siebie.

Nie miał pojęcia, jak z nią postępować.

Te inne nie były takimi niewiniątkami. Znały reguły gry i wiedziały, czego mogą

oczekiwać. On też wiedział.

A teraz nie był nawet pewien samego siebie.

- Chciałem cię tylko pocałować - powiedział i poczuł się niewypowiedzianie głupio.

- Ale ja jeszcze nie całowałam nikogo takiego jak ty. Uśmiech podciągnął w górę

kąciki jej ust. Sprawił, że stała się tak ładna, że aż go coś zabolało. Gdy się uśmiechała,

stawała się zbyt ładna.

Słyszał, jak inne dziewczęta mówiły, że taki typ urody szybko więdnie, że tak ładne

dziewczęta stają się brzydkimi kobietami. On im nie wierzył. Mówiły to z czystej zazdrości.

- Z nikim się nie całowałam - rzekła cicho. - Nie wiedziałam, że to tak...

Ż

adna inna dziewczyna by się do tego nie przyznała.

- To jest tak - odparł. - I jeszcze na tysiąc sposobów. Łagodniej. Krócej. Dłużej.

Jeszcze inaczej...

Gardło mu się ścisnęło.

- Rozumiem - odpowiedziała blada. - Może będzie... łagodniej... następnym razem?

- Może od razu? - spytał ochryple. Elise przysunęła się do niego odważnie. Przełknęła

ś

linę i spojrzała mu prosto w oczy.

- Od razu. W końcu nie mogło być gorzej niż za pierwszym razem!

Deszcz długo nie ustawał. Już prawie zapadła noc, gdy Elise postanowiła wracać do

domu.

Szła okrężną drogą na wypadek, gdyby ją ktoś zobaczył.

Trawa i wrzosy były mokre po deszczu. Wilgoć szybko przeniknęła jej buty.

Powinna się niepokoić o Simona. Nocą w górach zrobi się pewnie zimno, a on

przemókł i miał cienkie ubranie. Nie mógł rozpalić ognia, to by zauważono.

Ale na pewno sobie poradzi. Simon jest jak kot - spada zawsze na cztery łapy.

background image

Silni, rozsądni mężczyźni raczej nie zamarzają!

Plącząc się o spódnicę, schodziła w dół. Zatrzymała się i wciągnęła zapach mokrego,

letniego lasu. Nic na świecie tak nie pachniało.

Osada wyglądała jak całkiem wymarła.

A może nie było tańców, przemknęło jej przez głowę. Myśl ta sprawiła, że poczuła się

raźniej. Od razu poszła szybciej, a spódnica już nie wydawała się jej mokra i ciężka.

Nadal czuła dotyk dłoni Simona na ramionach. Była pewna, że jego mocne uściski

pozostawiły ślady. Oby tylko Maja spała, gdy wróci i będzie musiała przebrać się w koszulę!

Czuła, że nie byłaby w stanie znieść niezgłębionego spojrzenia siostry i jej wiele mówiącego

milczenia. Bo nawet usta wydawały się inne: cieplejsze, większe. Nie zdziwiłoby jej, gdyby

zdradziły te pocałunki, które przyjęła i w których starała się znaleźć przyjemność.

W domku na cyplu świeciło słabe światło. Nie uda jej się wśliznąć niezauważalnie.

Reijo był w takich przypadkach uparty: zawsze ktoś siedział i czekał na

spóźnialskiego.

Maja nazywała to nadmierną opieką, mimo że to nader rzadko dotyczyło jej samej.

Elise poczuła się bezpieczna. Blask lampy mówił, że jest ktoś, kto ją kocha i się o nią

troszczy.

Ktoś, kto poświęca swój sen, aby się upewnić, że wróciła.

Wiele razy spędzała takie wieczory na serdecznych rozmowach z Reijo. Gasili wtedy

lampę i siadali po dwóch stronach stołu. Były to chwile, gdy słowa przychodziły same. Nie

bali się wtedy tego, co mogą powiedzieć. Nic nie zostałoby użyte przeciwko nim. Elise

wiedziała, że mało kto miał takiego ojca. Reijo był jedyny w swoim rodzaju.

Ale tego wieczora to nie Reijo czuwał.

Na palenisku żarzyło się jeszcze, jak zwykle. Samotna lampa rzucała słabe światło na

blat stołu. Dom pogrążył się w ciszy, izba wydawała się niewielka i pełna życzliwego ciepła.

- Powiedziałem Reijo, że jest za stary, żeby czekać na młodzież - odezwał się Matti z

rozbrajającym uśmiechem.

Elise zrobiła to, co zwykle: usiadła na lawie pod oknem, zrzuciła buty i podciągnęła

pod siebie nogi.

- Reijo także zapala lampę - powiedziała, skinąwszy głową w stronę światła. - Mówię

mu, że to marnotrawstwo w letnie noce, ale on uważa, że nie należy oszczędzać na

przyjemnościach.

- Ma rację - stwierdził Matti.

background image

Siedział z wyciągniętymi nogami w krześle Reijo - i całkiem do niego nie pasował.

Nikt inny nie może pasować do tego krzesła, pomyślała Elise.

- Nie powinnaś się martwić o tego zdechlaka, który uważa się za twojego zalotnika -

podjął po chwili. W jednym kąciku ust gościł jakby lekki uśmiech, ale ze spojrzenia

brązowoczarnych oczu bila powaga. - Reijo może stał się zbyt łagodny z upływem lat. Może

za długo czekał z wyjaśnieniem staremu, jak sprawy stoją. Ale Kristoffer będzie już miał

jasność w tej sprawie. Jakem Matti Alatalo, zadbam o to, abyś nie musiała wychodzić za tego,

którego nie chcesz.

Elise potarła podbródek o podciągnięte kolana.

- Dziękuję ci - odrzekła cicho. - Sądzę jednak, że Reijo też może powiedzieć to samo.

On jest tylko taki łagodny...

Matti przejechał rozczapierzoną dłonią przez swe jasne włosy.

- Rozumiesz, ja cały czas myślę o Raiji. Zastanawiam się, jakby to było, gdyby wtedy

dostała Mikkala. Tego jedynego, którego chciała...

- Ja nie miałam nikogo - wyznała. - Nikt mnie nie chciał, przynajmniej nie oficjalnie.

Pewnie musiałabym iść na służbę. I wtedy nigdy nie zdołałabym się odwdzięczyć Reijo.

- Można na to i tak spojrzeć - przyznał jej prawie wujek, który nigdy nie chciał

uchodzić za myśliciela.

- A Raija... - zaczęła dziewczyna niepewnie, ale zachęcona jego spojrzeniem mówiła

dalej: - Raija ścigała marzenie. Ona żyła swoją tęsknotą. Nie wiem, czy byłoby jej lepiej,

gdyby dostała wszystko od razu...

Jego oczy tak bardzo przypominały oczy siostry. Elise dostrzegła to już wcześniej, ale

teraz ją to aż uderzyło.

- Ale na to pewnie tylko ona mogłaby odpowiedzieć... Pokiwał głową.

- A co z tobą? - spytał, znów wbijając w nią wzrok.

Elise zastanowiła się, czy on też jak Raija ma zdolność do wyczuwania tego, co tylko

drżało w powietrzu, nie wypowiedziane.

- Jesteś zadowolona z tego, co dostałaś? - pytał dalej. - A może pielęgnujesz inne

tęsknoty? Masz marzenia, Elise?

- Oczywiście - przyznała. - Przecież jestem już wystarczająco dorosła, prawda?

- A czy jest w nich ten chłopak, z którym poszłaś w góry? Nie odpowiedziała od razu.

Nie mogła. Matti umiał zadawać pytania jak Raija: niespodziewane, bezpośrednie.

background image

- Simon jest... wspaniały - wykrztusiła w końcu. Wiedziała, że nie kłamie. - Jest

mocny jak skała, nie boi się pracy... To jedyny syn w rodzinie i wszyscy sądzą, że da sobie

radę w życiu.

- Raija nigdy nie była tak rozsądna, że wybrałaby sobie męża z takich powodów -

rzucił Matti sucho.

Elise wzruszyła ramionami.

- Ja nie jestem Raiją. I... lubię Simona. Bardziej niż kogokolwiek. Nie jestem może

tak... dzika z natury jak twoja siostra.

Matti chciał to poprawić na „namiętna”, ale opanował się. W ogóle nie wiedział,

dlaczego zmusił dziewczynę do poruszania takich tematów. Nie było to szczególnie miłe z

jego strony.

- Nie obiecuj tylko zbyt wiele, zanim nie będziesz pewna - rzucił. - Bardzo bym nie

chciał widzieć cię nieszczęśliwą. Lepiej, żeby żadne z was nie doświadczyło losu Raiji.

- Obiecuję ci, że będę szczęśliwa! - Elise przerwała czar chwili, wstając. - Ale

najpierw muszę się wyspać.

Matti długo jeszcze siedział. Widział, jak się rozjaśnia, widział, jak ranek nabiera

rumieńców - i zasnął przy kuchennym stole.

W krainę snu odprowadziły go słowa Elise.

„Obiecuję ci, że będę szczęśliwa!”

Był w tym rodzaj jakiejś magii, ale nie wiedział, kiedy i jak ta magia zadziała.

Też musiał się najpierw wyspać.

background image

5

Kristoffer także miał poczucie godności, tak z dumą twierdził. Był człowiekiem, z

którym należało się liczyć. Takim, z którym opłacało się trzymać. I takim, z którym nie

należało zadzierać.

Teraz to wszystko należało do przeszłości.

Ś

miano się z niego wokół całego fiordu.

A wszystko przez tego chłystka, syna Artura.

Kristoffer zdawał sobie sprawę, że sam nie miał najczystszego sumienia po tym, jak

rozpowiadał na prawo i lewo, że wychowanica Kwena Reijo została mu obiecana na żonę.

Nic takiego nie ustalali.

Ludzie jednak zaczęli szeptać, że tak często zagląda do domku na cyplu. Musiał podać

jakiś powód. Nie mógł się wyprzeć, kogo tam odwiedzał, więc powiedział, że są zaręczeni.

Wcześniej czy później i tak się to stanie.

No i zjawił się ten nieznośny chłopak. Miał opinię kobieciarza, ale wydawało się, że

dziewczętom to nie przeszkadza.

Kristoffer zaczął się niepokoić, gdy dotarły do niego pogłoski, że Arturowy Simon lata

za Elise. Jeszcze bardziej go zaniepokoiło, gdy powiadano, że dziewczę nie ogania się za

bardzo przed tym młodym byczkiem.

No i potem zachorował...

Wtedy wymyślił, że zatopi łódkę i rozgłosi, że mu ją ukradziono. Sieci też nie było

trudno zniszczyć.

Trochę ich żałował, ale robił to w imię przyszłości. Musiał pozbyć się tego szczeniaka

raz na zawsze.

Przypomniał sobie, że prababka Simona była Laponką. Przydało mu się to. Większość

ludzi wierzyła w klątwy i czary. Nie żeby on sam, oczywiście, był przecież oświeconym

człowiekiem. Ale ludzie łapali się na takie historie.

Nawet go bawiło szerzenie pogłosek, że ktoś chyba rzucił na niego klątwę.

Teraz nie było już mu do śmiechu. Miał nadzieję, że chłopak ugnie się od razu.

Oczywiście, straszył tylko tym lensmanem, nie zamierzał posunąć się dalej.

Lensman był nowy i nie znał jeszcze Kristoffera zbyt dobrze. Może by i wyśledził, że

zatopienie łódki to jego sprawka...

Straszył tylko.

background image

A ten łobuz uciekł do lasu. Niektórzy mówili, że za granicę. Szczęśliwej drogi, jeśli

tak.

Ale pewny nie był.

Ktoś powiedział, że Simon jest w górach, że Elise pomogła mu uciec i że codziennie

go odwiedza.

Bratankowie Kristoffera obserwowali dom na cyplu i jego mieszkańców; wszyscy

zachowywali się normalnie. Chłopcy opowiadali, że Elise prawie nie wychodzi z domu.

Ale ludzie się śmiali.

Kristoffer miał tego dosyć.

Postanowił złożyć Reijo wizytę. Porozmawiać z nim poważnie. Powiedzieć, że już

najwyższy czas uporządkować sprawy. Nie może być przedmiotem kpin.

Przyzwolenie Reijo, zapowiedzi i wyznaczenie daty. To powinno zostać ustalone

podczas tej wizyty.

Wesele wyprawi się takie, jakiego nikt jeszcze nie widział. Sam Kristoffer je

przygotuje, Reijo nie będzie musiał. Ojcu wielu córek nigdy się nie przelewa. O posag nie

zamierzał prosić. Czy Reijo znalazłby kiedykolwiek tak szczodrego zalotnika?

Kristoffer wybrał sobie żonę i musi ją dostać bez względu na koszty.

Simon przebywał w ukryciu już ponad tydzień. Elise jeszcze ani razu go nie

odwiedziła.

Knut pierwszy odkrył wartę, jaką postawił stary. Powiedział o tym Elise i Mai. Chciał

powiedzieć też Mattiemu, ale Elise się sprzeciwiła.

- To tylko pogorszy sprawę - twierdziła. - Nie chcę, żeby coś się stało z mojej winy.

Już i tak źle, że Simon ukrywa się jak jakiś wyjęty spod prawa.

- Myślałam, że sądzisz, że to właśnie jest podniecające - rzuciła Maja. - Słodkie. Że

jakiś mężczyzna był w stanie coś takiego dla ciebie zrobić...

- Nie jestem taka, jaką chciałabyś mnie widzieć - rzekła Elise cicho. - Może kiedyś

poświęcisz chwilę czasu i poszukasz tej prawdziwej mnie.

Dobrze, że Maja zgodziła się przynajmniej na zanoszenie jedzenia Simonowi. Zawsze

uganiała się po górach i lasach, dlatego nikomu nie mogło się to wydać podejrzane.

Ludzie ze wsi już dawno poznali jej kapryśny charakter. Prześmiewano się, że jest z

niej kandydatka na żonę dla kogoś o mocnych nerwach i słabym wzroku. Reijo nie pozbędzie

się jej tak łatwo, chyba że pomoże mu w tym pokaźny posag.

Elise miała wyrzuty sumienia.

Powinna była odwiedzić Simona.

background image

Co on może sobie o niej myśleć?

Prosiła Maję, aby powiedziała mu, że chce go odwiedzić, ale nie może. Jednak nie

była pewna, czy Maja to zrobiła. Nie przekazywał żadnej odpowiedzi poza pozdrowieniami, a

one nic nie mówiły. Może Simon uważał, że głupio jest zdradzać coś więcej przez siostrę

swojej dziewczyny...

Maja poszła w góry o świcie. Bez wahania pozostawiła swoje obowiązki reszcie

domowników.

To była jej kolej na przyniesienie wody i dobrze o tym wiedziała. Elise też. Maja

jednak rzuciła jej szybkie spojrzenie i słowa, że idzie.

Elise przyniosła wodę. Zamiotła izbę. Posprzątała po śniadaniu, schowała naczynia.

Chociaż tyle mogła zrobić. To przecież jej wina, że Simon musiał uciekać.

Matti poszedł za nią, gdy zeszła do potoku po następną porcję wody. Nosidła, które

zostały tu po Raiji, zaczęły przystosowywać się do kształtu ramion Elise. Była najstarsza.

Przyniosła już niejedno wiadro wody.

Okolica była płaska. Potok płynął zakolami od strony gór. Las trzymał się na

odległość i tylko z daleka osłaniał ją i Mattiego.

- Wygląda na to, że Maja chętniej chodzi do twego kawalera niż ty - rzucił i usiadł na

trawie koło potoku.

- Czyżby?

- To dla mnie drobiazg pozbyć się tych dwóch bałwanów, którzy czają się na cyplu i

uważają, że są niewidzialni. Santeri i ja moglibyśmy ich stłuc jedną ręką, i to obu naraz.

Elise spojrzała na niego, zdziwiona.

- Myślałaś, że o nich nie wiem? Że Reijo też niczego nie zauważył?

- To mój kłopot - odpowiedziała. - To przecież moja wina...

Potrząsnął głową.

- Ty jesteś tu najmniej winna. Nic na to przecież nie możesz poradzić, że mężczyźni

zakochują się w tobie, bo jesteś taka ładna. Ty o to nie prosiłaś.

Elise pozwoliła mu napełnić wiadra. Usiedli potem razem na trawie.

- On na pewno chciałby cię zobaczyć, nie sądzisz? Elise pokiwała głową.

- I chyba nie jesteś zadowolona, że tylko Maja go odwiedza?

Potrząsnęła głową. Uśmiechnął się szeroko.

- Obiecuję ci pozbyć się ich, jeszcze zanim Maja wróci. Co ty na to?

- Zrobisz to tak, żeby nie wybuchła awantura? - W głosie dziewczyny pojawił się

wyzywający ton, a w oczach wyraz złośliwości. Tego by się nikt po niej nie spodziewał.

background image

Ale Mattiego to nie zdziwiło.

- Oczywiście - rzucił lekkim tonem. - Nawet ich nie dotknę. Ale nie podpiszę się pod

obietnicą, że będą potem zdrowi. Chyba za słabo piszę - dodał z uśmiechem.

Zgolił brodę i wąsy i skóra pod zarostem okazała się jaśniejsza niż na reszcie twarzy.

Wyglądało to trochę śmiesznie, ale Elise nawet nie przyszło do głowy żartować z Mattiego.

- Wezmę wiadra - powiedział, gdy zaczęła zaczepiać jedno o nosidła. - I wezmę je w

ręce.

Elise szła, niosąc nosidła pod pachą. Czuła się dziwnie.

- Simon by pewnie nie zaproponował mi tego - wymknęło się jej.

Matti zatrzymał się na chwilę i popatrzył na dziewczynę.

- A powinien - rzucił.

Elise żałowała, że nie umiała panować nad językiem. Od razu poczuła się głupia.

Matti na pewno za taką ją uważa.

Mężczyzna nie mówił nic więcej, póki nie znaleźli się przy domu. Poprosił ją, by

pozostała na podwórzu, żeby ludzie Kristoffera mieli na czym zaczepić wzrok. A on i Santeri

wybiorą się na szybką przechadzkę w góry, dodał z mrugnięciem oka.

Był taki jak zawsze.

- Po usłyszeniu sygnału pójdziesz w góry.

- Sygnału? - spytała zdezorientowana. Zaśmiał się jak chłopiec.

- Zrozumiesz, gdy go usłyszysz - zapewnił. Ale nic więcej nie zdradził.

- Dokąd idą ci dwaj? - zastanawiała się Ida, gdy Elise wyciągnęła ją na dwór, żeby

potrzymała dla niej wełnę do zwijania.

- Pozbyć się psów pasterskich Kristoffera.

- Prosiłaś o to?

Ida często zadawała pytania zmuszające do udzielania nieprzyjemnych odpowiedzi.

- Nie - rzuciła Elise ostro. Zamilkła i tylko coraz gwałtowniej zwijała wełnę w kłębek.

- Jestem jakaś podenerwowana - westchnęła. - Chyba mam dość wszystkich mężczyzn.

- No, to raczej niemożliwe - stwierdziła Ida, patrząc złośliwie na nią swymi zielonymi

oczami. - Mam wrażenie, że jesteś gorsza dla nas, dziewczyn, niż dla mężczyzn...

- Czy Maja...? - Elise przerwała. Nie mogła dokończyć pytania. Tego nie wolno

mówić ani o to pytać. Ale Idy nie dało się oszukać.

- Czy Maja jest zakochana w Simonie, to chciałabyś wiedzieć? - spytała spokojnie.

Elise popatrzyła na nią i tylko skinęła głową.

background image

- Tak, to. Ida uśmiechnęła się i potrząsnęła głową. Reijo tyle razy jej powtarzał, że

dziewczęta w jej wieku nie noszą już rozpuszczonych włosów, ale to nie skutkowało. Ona

nosiła. Burza miedzianorudych włosów spłynęła Idzie na plecy. Elise w ułamku sekundy

zobaczyła przed sobą młodą Raiję. Tyle że jej włosy miały kolor węgla i skrzydeł kruka...

- Nigdy nie wiadomo, o co chodzi Mai - usprawiedliwiała się Elise. - A ona tak

chętnie biegała do niego w góry... Na pewno nie dla mnie!

- Ona bardziej nas kocha, niż to okazuje - rzekła Ida cicho. - Ale uważa, że słabością

byłoby okazanie uczuć. Simon? Nie wiem. Ona mi nic nie mówi. A na pewno nie Knutowi.

Dobrze byłoby, gdyby był tu Ailo. On by wiedział. Maja więcej z nim rozmawiała niż z nami

wszystkimi razem wziętymi. Łącznie z Reijo. - Nabrała oddechu. - Ale nie mogłabym

uwierzyć, że Simon jest w jej typie. - Zaśmiała się. - On jest w moim typie. Jeżeli ci się

znudzi, możesz mi go odstąpić...

Twarz Elise rozjaśniła się w uśmiechu.

- On jest o milion lat za stary dla ciebie, siostrzyczko!

- Bałam się, że tak odpowiesz... - Zniżyła głos i powiedziała z tajemniczym

uśmiechem: - A Santeri jest jeszcze o pół miliona lat starszy od Simona. Ale lubi mnie...

- Santeri? Ida pokiwała głową, zadowolona z siebie.

- Przecież on ma tyle lat, co Reijo!

- Wiem. Ja nie jestem w nim ani trochę zakochana. Ale to zabawne móc tak go

podrażnić. Mężczyźni są jak duże dzieci.

- Reijo wie o tym? - spytała Elise, nadal oszołomiona.

- Na pewno nie. - Ida uśmiechnęła się szeroko. - I nie wolno ci zepsuć mi zabawy,

mówiąc mu to! Tata jest trochę przewrażliwiony na punkcie mojej cnoty.

- Nawet nie powinnaś znać takich słów! Ja w twoim wieku nie znałam.

- Cieszę się, że nie jestem tak nieoświecona - odpowiedziała Ida przemądrzale. Nagle,

patrząc szeroko otwartymi oczami, wskazała ręką w stronę gór.

Elise usłyszała.

Huk.

Odwróciła się, choć bała się spojrzeć we wskazanym kierunku.

Matti powiedział, że nie zbruka swoich rąk. I że ona zrozumie sygnał, gdy go

usłyszy...

- My tego nie widziałyśmy - rzuciła Ida i wciągnęła opierającą się Elise do domu.

Przez okno dojrzały obłok piasku, gdy lawina kamieni zeszła po stromym zboczu

góry.

background image

Zastanawiała się, czy ci, którzy leżeli u jej podnóża, zdołali przed nią ujść. - Matti nie

obiecywał, że pozostaną w dobrym zdrowiu, ale nigdy nie przypuszczała, że zrobi coś

takiego. Elise nie wiedziała już, co myśleć. Jej świat był tak różny od świata mężczyzn. Po

prostu czegoś takiego sobie nie wyobrażała.

Zobaczyły, jak Reijo i Knut biegną od strony brzegu morza i znikają za cyplem.

Ida wiedziała, co robić. Cisnęła w kąt wełnę i narzuciwszy szal na ramiona Elise,

popchnęła ją w stronę drzwi.

- Idź w góry - powiedziała trzynastolatka głosem znacznie bardziej władczym, niż

można by się było spodziewać po osobie w jej wieku. - Ty i Maja byłyście w lesie. Ja

doprowadziłam do ostateczności wujka Matti i Santeriego moim dziecinnym gadaniem. A

cały czas widziałyśmy Knuta i tatę na brzegu zajętych łódką. Świeżo położona smoła na

pewno uwolni ich od podejrzeń... Elise skinęła głową. Sama by tego tak szybko nie

wymyśliła... Ta mała ma coś w sobie.

- Jesteś kochana, Ida - powiedziała i pocałowała ją przelotnie w policzek. I pobiegła.

Tą samą trasą, którą szli z Simonem. W połowie drogi do lasu napotkała dwóch

mężczyzn, którzy szli sobie beztrosko ścieżką.

- Nie tego się spodziewałam! - wybuchnęła.

Santeri popatrzył na nią i na Mattiego, wzruszył ramionami i poszedł dalej. Matti

zatrzymał się. Nie sprawiał wrażenia, żeby był specjalnie dumny z siebie. Nie wyglądał też na

zawstydzonego.

- Musisz przyznać, że podziałało.

- Udało im się uciec? Spojrzał na nią spod brwi o ton ciemniejszych niż włosy.

- Nie wiedziałem, że wstawiasz się za tymi, którzy życzą ci źle.

- Udało im się uciec?

- Chyba tak. Spojrzał ponad jej ramieniem. Nie było po nim znać wyrzutów sumienia.

Potraktował to dziwnie lekko. Elise nie wiedziała, co ma sądzić. Jakaś jej część była zła.

Inna... nie, nie mogła być tak żądna zemsty! To do niej niepodobne!

- Widziałem jakąś postać, która uciekła z miejsca, dokąd zeszła lawina. Ale wszystko

pokrywały kłęby kurzu. Trudno cokolwiek odróżnić. No i nie mogliśmy stać tam i patrzeć, bo

ktoś mógłby nas dostrzec na górze. To była zwykła lawina, Elise. Zaskoczyła nas tak samo,

jak innych. Odwróciła się od niego. Nie podobała jej się ta strona jego charakteru. Stracił

nieco swego blasku. Matti, ten wujek Matti, który zawsze cieszył się u niej specjalnymi

względami...

background image

- Nie przypuszczałam, że możesz zrobić coś takiego - przyznała, blada. - Nigdy bym

cię o to nie posądziła.

Matti przejechał dłonią po brodzie. Przyswoił sobie ten gest z czasów, gdy bywał

bardziej zarośnięty.

- Chyba zbyt dobrze mnie oceniałaś, mała Elise - powiedział smutnym tonem. - Nigdy

nie byłem szlachetniejszy od innych, a raczej odwrotnie. Nie byłem najlepszym dzieckiem

Pana Boga. I nawet nie drugim w kolejności. Nie jestem zrobiony z materiału na ideał. Chyba

nie robią takich nad rzeką Torne - uśmiechnął się lekko. - Ale to może dlatego, że zostałem

poczęty w latach głodu. Trudno się czegoś lepszego po mnie spodziewać: moi rodzice tak dłu-

go żyli na chlebie z kory, że chyba zrobili mnie z drzazg.

Elise zarumieniła się, lecz nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Ale przesadzasz - rzuciła. - Nie zmieniaj tematu!

- Ja mówiłem poważnie - odpowiedział bez śladu wesołości. - Nie powinnaś uważać

mnie za ideał, Elise.

Długo patrzyła mu w oczy, aż wreszcie pobiegła w górę. Nie myślała już o tych

dwóch, których może porwała lawina. Nie myślała o niczym. Nie chciała myśleć.

Teraz myśli mogły być tylko niebezpieczne.

Maja schodziła w dół. Spotkały się na ścieżce. Długo mierzyły się wzrokiem.

- Co, naprawdę się tam wybierasz? Oczom nie mogę uwierzyć.

- Jak on się ma? Maja zaśmiała się.

- No, a jak może się miewać po półtora tygodniu spędzonym wśród skał? Zanudził się

na śmierć. Do tego stopnia, że rozmowę ze mną uważa za wydarzenie dnia.

- Może niedługo będzie mógł wrócić...

- Czyżby twój zalotnik tak szybko się poddał? - odezwała się Maja złośliwie.

Elise nie odpowiedziała.

- Zeszła lawina? Za cyplem? Słyszeliśmy piekielny łomot, a potem zobaczyliśmy

chmurę pyłu. Dziwna pora jak na lawinę...

- Nie przeklinaj tak! - krzyknęła Elise bez zastanowienia, lecz zaraz się opanowała. -

Przepraszam - bąknęła. - To Matti i Santeri ją spowodowali - rzuciła, patrząc w stronę fiordu.

Obaj już odeszli. Czyżby chcieli szukać tych dwóch? Starczyłoby im zimnej krwi?

- O rany! - w glosie Mai zabrzmiał podziw. Oczy jej zwęziły się, gdy spojrzała na

Elise. - Nie podoba ci się to, co? Strach cię obleciał? Ale Matti to prawdziwy Alatalo. Jest w

nim siła. W nas! Sprytne, bardzo sprytne!

background image

- Nie jesteś żadną Alatalo - odcięła się Elise. Chciała zranić Maję, chciała jej dopiec. -

O ile pamiętam, twoim ojcem był Mikkal.

Trafiła. Przez moment w oczach Mai dostrzegła ból, ale trwało to tylko chwilę.

Głos przybranej siostry wcale na to nie wskazywał.

- Spiesz się do swego ukochanego, Elise, zanim wystygnie! - rzuciła i pobiegła w dół

lekko jak kozica.

Pytanie, na które Elise mogła otrzymać nieprzyjemną odpowiedź, nie wypowiedziane

zawisło w powietrzu. Ostatni odcinek drogi przeszła ciężkim krokiem.

background image

6

Elise zbliżała się do głazów, starając się narobić jak najwięcej hałasu. Nie chciała

bynajmniej sprawić Simonowi niespodzianki, o, nie!

Cisza była wręcz nienaturalna. Simon pewnie wstrzymał oddech, a wszystko wokół

wyglądało tak, jakby na chwilę zamarło.

Zatrzymała się przed najszerszą szczeliną.

- To ja - rzuciła. Rozczochrana głowa pojawiła się w otworze. Na twarzy chłopaka

malowało się niedowierzanie, lecz coś jeszcze... Strach?

- To ty? - spytał. - Ty, Elise?

Pokręcił głową i odsunął się, robiąc jej przejście.

Zagospodarował się, jak umiał najlepiej. Maja przyniosła mu kilka derek, jedną

położył na najwilgotniejszej części ziemi. Jedzenie, które mu dostarczyła, stało pod skałą.

Niezgrabnie zrobił gest zachęcający, aby usiadła.

- Nie sądziłem, że przyjdziesz.

Nie spuszczał z niej wzroku. Musiał ją jakby na nowo zapamiętać, sprawdzić, czy

zgadza się z tym wizerunkiem, którym się sycił przez ten trwający wieczność tydzień.

- Straże Kristoffera... znikły - powiedziała pobladłymi wargami.

- Jak to? Zrezygnowali? Elise pokręciła głową.

- Zeszła lawina...

- A, słyszałem. - Zmarszczył brwi. - Nie do uwierzenia. O tej porze roku? Nie padało

już ponad tydzień. No i żeby tam? Tam jeszcze nigdy nie było lawiny!

- Nie - zgodziła się Elise.

- Porwała ich?

- Ja nic nie widziałam - odrzekła. - Mnie też nikt by nie dostrzegł w tym pyle. Dlatego

mogłam tu przybiec...

Dziwne, jak łatwo przychodziło jej kłamstwo. Nawet się nie wstydziła.

A może powinna. Simona nie powinna oszukiwać.

Ale ważniejsze było, żeby nikt nie dowiedział się o Mattim i Santerim. Nawet Simon

nie powinien łączyć ich z lawiną. Nie wiedziała przecież, czy wysłani przez Kristoffera na

przeszpiegi nie zginęli.

- Muszę cię objąć. Przysunął się bliżej. Elise zmusiła się do pozostania na miejscu.

Nie mogła przecież uciec. Był jej chłopakiem i w pewien sposób miał do niej prawo.

background image

- Pomyśleć tylko, że przyszłaś! Objął ją ramionami i potarł zarośniętym policzkiem o

jej policzek. To drapało - i poczuła też jego zapach...

Aż przełknęła ślinę, żeby nie okazać niechęci, jaką w niej wzbudził.

Przecież płynęło tu tyle strumyków! Nie musiał się aż tak zaniedbać! Nie musiał tak

brzydko pachnieć...

- Tęskniłaś za mną, co? - spytał z czołem opartym o jej czoło.

Chciała krzyczeć. Na tyle miała jednak silnej woli, że się opanowała. Zacisnęła zęby i

nawet się uśmiechnęła.

- Myślałem, że już ci na mnie nie zależy - rzucił, podciągając jeden kącik ust w górę.

Kiedyś jego krzywy uśmiech wydawał jej się nieodparcie uroczy, teraz - tylko

znajomy.

- Zacząłem przypuszczać, że nie chciałaś przyjść. Ze Maja nie mówiła mi prawdy.

Któregoś dnia omal jej nie przyłożyłem za to, że kłamie w żywe oczy, żeby mi dokuczyć. -

Odwrócił w stronę Elise drugi policzek. Pod zarostem i brudem zdołała dostrzec opuchliznę i

zmieniony kolor.

- Ale ona umie się odciąć, ta twoja siostra. Uderzyła, i to mocno. Smarkula wbiła mi

do głowy, że nie kłamie. - Simon uśmiechnął się ze szczerym podziwem. - Polubiłem ją za to.

Mimo że oberwałem od dziewczyny. Ale ona naprawdę ma sporo oleju w głowie. Zanim się z

nią zacznie rozmawiać, widzi się tylko jej blizny. A gdy się już ją pozna, zapomina się o nich.

Te słowa sprawiły, że Elise wybaczyła mu i brud, i zapach.

- No właśnie - rzekła ciepło. - Maja jest wspaniałą dziewczyną. Chciałabym bardzo,

ż

eby sama w to uwierzyła.

- Zazdrości ci. Elise pokiwała głową.

- Wiem. To nie jest przyjemne. Ona potrafi być naprawdę miła, ma w sobie wiele

dobroci. Nie pokazuje jednak tego prawie nikomu.

- Tak, to zrozumiałem - mruknął z policzkiem przy jej policzku. Elise wydało się, że w

jego głosie zabrzmiała fałszywa nuta. - Kristoffer się pokazał?

- Nie.

- Co zrobi Reijo?

- O to musisz sam go spytać.

- A ten twój wujek? - Simon aż zesztywniał na wspomnienie Mattiego. - Maja mówiła,

ż

e on gotów jest pójść dla ciebie w ogień.

background image

- Maja przesadza. Ale rzeczywiście jest miły. Będzie wspierał Reijo. Kristoffer nic u

nich nie uzyska. Chyba nie będziesz musiał się dalej ukrywać. - Uśmiechnęła się słabo. -

Sądzę, że Matti chętnie by spuścił lanie Kristofferowi.

- Ja też - mruknął Simon. - Może zrobimy to razem?

- Mam nadzieję, że nie! Nie odpowiedział, wzmocnił tylko uścisk. Poczuła, jakby

znalazła się w pułapce. Jego rozchylone wargi zaczęły przesuwać się po jej policzku. Skubnął

koniuszek jej ucha, ugryzł leciutko, pieścił językiem szyję wzdłuż tętnicy. Uśmiechnął się,

gdy poczuł w niej gwałtowne pulsowanie krwi.

Nie była więc taką lodową dziewicą. Może w środku jest taka, jak przeczuwał...

Położył ręce na jej ramionach, zsunął szal i przycisnął ją mocno do piersi.

Usta gładziły policzek. Elise odwróciła głowę, ale Simon przytrzymał ją tak, że nie

była w stanie nic zrobić.

Jego usta były tak blisko, że mogła niemal je poczuć, choć jeszcze jej nie dotykały.

Ale zapach poczuła...

Raz za razem przełykała gwałtownie ślinę i zamknęła oczy. Objęła go kurczowo,

trzymając jednocześnie na odległość. Wiedziała jednak, że on dostanie to, czego chce. Był od

niej o wiele silniejszy, no i miał do tego prawo. To musiało nastąpić...

Elise odważyła się rozchylić usta. Pocałunek smakował nieświeżo, ale jego wargi

paliły jak ogień i coś w niej roztopiły. Zdołały wypełnić dno pustki, która ją wypełniała.

Podobało jej się to, a jednocześnie tym gardziła.

Potrzebowała tego, ale nie wiedziała, czy to tak właśnie powinno być.

A on był zachłanny, żądający, głodny...

Czuła, że czerpie z niej dużo, dając niewiele w zamian, nic poza obrzmiałymi wargami

i siniakami na ramionach. Jego język wprawnie bawił się z językiem Elise, ale ona właściwie

nie wiedziała, czy jej się to podoba.

To oczywiście jej wina.

Simon był doświadczony. Nie ją pierwszą trzymał w ramionach. Na pewno nie ją

pierwszą całował.

Simon wiedział, jak to się ma odbywać. Ona nie. Pewnie dowie się z czasem. Może

wtedy będzie to takie, jak sobie wyobrażała: mocniejsze, porywające.

To nie mogło być już wszystko!

- O nieba, jak ja za tobą tęskniłem! - mruknął chłopak, przesuwając usta w dół po jej

szyi. Zatrzymał go kołnierzyk bluzki.

Jego jedna dłoń podkradła się i rozpięła najpierw jeden guzik, potem drugi...

background image

Usta pieściły coraz więcej skóry, ale jemu było za mało. Dłoń stała się bardziej

niecierpliwa. Gwałtownie rozpinał bluzkę, aż guziki prysnęły spod jego palców. Usta poszły

za palcami, paląc skórę dziewczyny. Elise chciała tego i zarazem nie chciała.

Przewrócił ją na derkę, a sam pół leżał, pól siedział pochylony nad nią. Kolano wsunął

pomiędzy jej kolana, niezauważalnie podsuwając w górę spódnicę.

Mocno obejmował ją jedną ręką, drugą odważnie wsuwając pod bluzkę i zdobywając

cal po calu obszary miękkiej skóry Elise. Rozpiął jeszcze kilka guzików, aby usta i dłonie

dosięgły tego, czego chciały.

Nikt tak jej jeszcze nie dotykał. Delikatnie ścisnął jej piersi, z uśmiechem pieścił

językiem jedną brodawkę. Elise dostrzegła, że ona ściąga się i zaczyna sterczeć. Jego uśmiech

był niemal wyzywający...

Opuściła powieki.

Druga dłoń Simona uwolniła ramię Elise, przewędrowała wzdłuż ciała i wsunęła pod

jej ubranie. Popieściła drugą pierś, chciała ściągnąć z Elise bluzkę, rozpiąć spódnicę...

Coś mrocznego w dziewczynie odpowiadało na to, co Simon z nią robił. Puls krwi był

inny. Przechodziły przez nią na przemian fale gorąca i zimna. W jednym momencie

przyciskała się do niego, w innym odsuwała.

Przemieścił się nad nią. Jego usta i dłonie nadal wędrowały. Zsunął się w dół, ujął w

dłonie jej krągłe biodra, podczas gdy usta błądziły po jej piersiach. Blask w jego oczach był

inny niż dotychczas.

Znów poszukał ust Elise, jego wargi pożądliwie przykryły jej wargi. Była uwięziona

pomiędzy nim a ziemią. Jego kolano przesuwało się wzdłuż jej ud, delikatnie odsuwając je od

siebie. Poczuła coś na biodrze i gdy uświadomiła sobie, co to może być, aż się zachłysnęła.

- Nie, Simon!

Wcisnęła pomiędzy nich pięści i odpychała go z całych sił.

- Nie, Simon, nie to! Nie chcę!

Jego pocałunek stał się łagodniejszy, przekonywający. Dłonie pieściły miękko jej

ciało. Poddała się im. W uszach jej szumiało, w skroniach waliło tak, że niemal nie słyszała

własnych myśli. Skórę cudownie łaskotało, czuła, że słabnie, że niemal chce tego co on.

Jednak rozsądek mówił nie. Coś w niej krzyczało, że nie powinna tego robić.

- Oczywiście, że chcesz - szeptał. - Wszystkie chcą. I wszystkie mówią nie, to część

gry, moja mała Elise.

Pakami znów pieścił brodawki jej piersi.

background image

- Nie chcesz? - drażnił się. - One mówią coś innego. Błagają o pocałunek. Podobał ci

się, prawda? Chcesz, żebym znów to zrobił...

- Nie, Simon! Nie! Nie słyszał jej. Nie chciał jej słyszeć.

- Czujesz, co mogę ci dać? - Błysnął zębami w uśmiechu. - To nie byle co. Jestem w

tym dobry, to prawda, nie przechwalam się, Elise. A dla ciebie zrobię to jeszcze lepiej niż

kiedykolwiek...

Chciał się dostać pod jej spódnicę. Ona nie pozwalała. Musiał ją puścić.

Elise przekręciła się na bok, gdy tylko na chwilę się uniósł.

Błyskawicznie zerwała się na nogi. Zanim Simon zrozumiał, co się stało, przemknęła

obok niego i przecisnęła przez ciasny otwór. Otarła nagą skórę, lecz nie zwróciła na to uwagi.

Po prostu uciekała.

Dogonił ją głos Simona, nie słowa, ale ich ton. Zrozpaczony, wściekły, lecz także

zmieszany z czymś, w co nie mogła uwierzyć. Z zawstydzeniem? Bzdury!

Elise biegła, potykając się, dopóki nie uznała, że już jej nie zobaczy.

Nie pobiegł za nią.

Właśnie tak przypuszczała.

Może naprawdę się wstydził?

Ale nie będzie go żałować. Simon dobrze wiedział, co robi. Nie powinna sądzić

inaczej.

W połowie drogi do fiordu wpadła pomiędzy gęste brzozy. Dały jej schronienie i

poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebowała.

Drżącymi dłońmi zapięła bluzkę.

Nadal czuła dotknięcia jego rąk i ust na swoim ciele. Najgorsze było to, że coś ją ku

niemu pchało, mimo że był brudny i zalatywał ziemią i potem. Mimo to jego pocałunki coś w

niej obudziły. Użył swoich najlepszych umiejętności. Na tyle, na ile mu pozwoliła, działały...

Wszystko, co sobie kiedykolwiek wyobrażała, zbladło.

Działały.

Były momenty, gdy chciała tego. Czuła, że musi to kiedyś przeżyć, inaczej życie

nigdy nie wróci do normalnego biegu.

Elise oparła się o drzewo i przycisnęła dłonie do policzków. Dopiero teraz puls się

uspokajał. Ale policzki nadal płonęły. Simon obudził w niej wstyd - i ogień. Wszystkie jej

marzenia były łagodniejsze, milsze.

Ale Simon nie był tylko brutalny. Umiał głaskać i pieścić bardzo delikatnie. On umiał

być... dobry.

background image

Elise znów zalała się rumieńcem pod wpływem tej myśli.

Czyżby była cnotką?

Wiedziała, ze mężczyźni wypowiadali to słowo z wyraźną pogardą. Gdy dziewczynie

przypięto to określenie, niewielu już prosiło ją do tańca. Ale równie źle było być dziewczyną

łatwą...

Zastanawiała się, co Simon o niej teraz myśli. Czy opowie o niej komuś.

Może śmialiby się z niego, gdyby usłyszeli, że niczego z nią nie osiągnął. On, który

cieszył się sławą kobieciarza.

To okropne słowo...

On robił to z innymi.

Elise znała niektóre z tych dziewcząt.

Wtedy, gdy tylko zwróciła na niego uwagę, nic to nie znaczyło.

Ż

e one były na tyle głupie, że dały mu więcej, niż powinny, to przecież nie jej sprawa?

Simon był mężczyzną, i to prawdziwym. Żadna nie chciałaby mieć

niedoświadczonego kochanka.

Ale gdy jej dotykał, czuła to inaczej.

Widziała przed sobą twarze tych innych i nie chciała być taka jak one.

Może on był z nią na poważnie. Może wyobrażał sobie i księdza, i dzwony kościelne,

ale to i tak nie ułatwiało sprawy.

Przespać się z nim to jakby dzielić posłanie z wszystkimi innymi jednocześnie.

To było odpychające.

Matti powiedział, że to nie jest jej wina. W innej sytuacji, ale mógłby to powiedzieć i

teraz. Niemal słyszała te słowa w uszach, ale brzmiały dziwnie mało przekonująco.

Czuła wstyd okrywający ją niczym gruby koc. Wzięła na siebie większą część winy.

Coś w niej tak skusiło Simona, że stracił panowanie nad sobą.

Chciała wierzyć, że był tak szlachetny, że nie zmusiłby jej do niczego siłą.

Najwyraźniej było w niej coś...

Może powinna wrócić. Porozmawiać z nim. Przeprosić...

Elise osunęła się na mech i oparła głowę o pień brzozy.

Przypomniała sobie jego spojrzenie, gdy wmawiał jej, że pragnie tego tak samo jak on,

gdy chciał, żeby uznała jego wolę za swoją.

Nie mogłaby mu teraz popatrzeć w oczy jak wtedy, gdy bez wstydu przywarła do

niego całym ciałem. Wtedy może by go i przyjęła, gdyby był gotów.

background image

Nie mogła znieść, że użył jej słabości przeciwko niej. Miała ochotę, przyznawała ze

wstydem. Obudził w niej coś, czego istnienia w sobie nawet się nie domyślała.

Elise wiedziała już, że więcej na to Simonowi nie pozwoli.

Nawet gdyby nadal uważał ich za parę, wytłumaczy mu, że to niemożliwe.

Nie musi się już dłużej ukrywać. Sama powie Kristofferowi, że na pewno nic nie

będzie pomiędzy nią a Simonem Bakken.

Zadurzenie i oczarowanie, które myliła z prawdziwym uczuciem, całkiem z niej

opadły. Zostały podarte na strzępy.

Może temu miała służyć ta przygoda. Ale oddałaby wszystko, żeby to móc odwrócić.

Simon dotykał jej. Dotykał tak, jak by chciała, żeby ją dotykał kochanek. A nie jak

byle kto.

Simon Byle Kto...

Oparła policzek o podciągnięte kolana, nie mogąc sobie wybaczyć, że mogła być tak

głupia.

Jak mogła być tak zaślepiona...

Simon był przystojny i łatwo się pomylić co do własnych uczuć na widok jego

uśmiechu.

Nie ją jedną to spotkało, choć to słabe pocieszenie...

Na pewno jej minie. Jakoś zbierze siły, żeby mu o tym powiedzieć. On to uzna.

On nie był zły, tylko taki, jak wszyscy mężczyźni...

Trudniej myśleć o lawinie. Lawinie, którą wywołano z powodu jej i Simona.

Iluzję, która pękła równie łatwo jak warstwa lodu na kałuży po pierwszej mroźnej

nocy, ktoś mógł okupić życiem. To jej ciążyło.

Nie mogła jeszcze wrócić do domu.

Musi najpierw przewietrzyć swoje myśli.

background image

7

Reijo kopał i przeklinał. Jak wielu innych wiedział, że dwaj bratankowie Kristoffera

niemal zamieszkali u podnóża góry za jego domem.

Był o to zły, ale postanowił poczekać na rozwój wydarzeń. Może i stchórzył, ale od

kiedy tu powrócił, postanowił się nie narażać. Chciał móc tu pozostać.

A teraz ta lawina.

Knuta był pewien. Cały czas pracował z nim przy smołowaniu łódki.

Idę i Elise widział na podwórku. Maja zaniosła jedzenie temu szczeniakowi.

Pojawili się Santeri i Matti. Każdy z osobna i długo po wypadku.

- Będzie niezłe przedstawienie, jeśli bratankowie Kristoffera tu leżą - rzucił przez

zaciśnięte zęby do Mattiego, który zaczął mu pomagać. - Poruszy niebo i ziemię, żeby nas o

to obwinie.

Matti odwalił kamień i zepchnął go w stronę fiordu. Patrzył, jak uderza w wodę i

znika z pluskiem. Zabrał się za następny i następny...

- Nawet Kristoffer nie może cię winić za zjawiska natury. Przy brzegu na pewno byli

ludzie. Powiedzą, gdzie kto był.

Reijo otarł pot z czoła, przez co więcej piasku dostało się mu do oczu. Mrugając, starał

się dostrzec coś we wzbudzającej zaufanie twarzy Mattiego, jednak nie zdołał. Członkowie

rodu Alatalo umieli po mistrzowsku ukrywać myśli i uczucia, powinien to już chyba

wiedzieć!

- Sam to sobie powtarzam - rzekł. - Mimo to dreszcze przechodzą mi po plecach.

Rozumiesz, Matti? Chyba nikt nie widział... za dużo?

- A musi tak być? - spytał Matti obojętnie. - Jak by to było możliwe?

- No, może nie...

Pracowali dalej w ciszy. Przewracali blok za blokiem. Podważali i napierali

ramionami razem, gdy to było konieczne.

A wszystko zaczęło się tak niewinnie. To były tylko dwa spore kamienie, którym

pomogli się stoczyć.

Matti nie przypuszczał, że spadnie dużo więcej niż te dwa. Zamierzał tylko dać

wysłannikom Kristoffera poważne ostrzeżenie.

Ale okazało się, że góra jest dużo bardziej zwietrzała bliżej szczytu. Zaczęli zbyt

wysoko.

background image

Po stromej stronie kamienie porwały ze sobą jeszcze kilka bloków. To było jak fala na

morzu: zapoczątkowana przez małe pluśnięcie, a zakończona zatopieniem lodzi i ludzi.

Lawina objęła powierzchnię równą powierzchni wielu łodzi.

Matti był pewien, że widział człowieka uciekającego przed tym, co z łoskotem pędziło

z góry. Pamiętał mniej więcej, gdzie go widział.

Odrzucał kamień za kamieniem i miał wciąż nadzieję, że go znajdzie. Żywego. Szanse

były minimalne.

Zastanawiał się, czy Santeri widział tego drugiego. Pytać nie mógł.

Wszystko miało być tylko dobrym uczynkiem wujaszka.

Teraz nie wiedział, czym to było.

Może zabójstwem?

Nie ułatwił Elise niczego, tego był pewien. I to go najbardziej martwiło.

- Coś tu jest! - zawołał Santeri. Stał w rozkroku pomiędzy blokami i szukał czegoś

ręką pomiędzy nimi. - Jakby ubranie.

Przybiegli do niego. Wspólnymi siłami odwalili największe głazy. I zobaczyli, że

Santeri miał rację.

Matti zmierzył wzrokiem odległość do tego miejsca, gdzie zdawało mu się, że widział

człowieka. Mogło się zgadzać.

Leżał na skraju lawiny. Dużo niżej, niż przypuszczał, ale pewnie go tu ze sobą

przyniosła. Nie wydostał się na czas.

Odkopali go gołymi rękami i wynieśli ostrożnie spomiędzy kamieni.

- Einar - stwierdził Reijo. Był to starszy z braci, ciemnowłosy. Dało się to ustalić tylko

po kolorze włosów. Twarz była zmasakrowana nie do poznania.

Na wodach fiordu pokazały się łódki. Ludzie widzieli lawinę i chcieli zobaczyć z

bliska, co się stało.

Wśród pierwszych przybyszów był Artur, ojciec Simona. Zobaczył ciało w trawie i

tylko pokręcił głową.

- Dziwne miejsce na lawinę... - stwierdził i skinął głową w stronę góry.

Reijo przyznał mu rację. Nadal czuł, że coś tu się nie zgadza, ale nie chciał być

pierwszym, który to powie. Nie mógł się odważyć. Bał się odpowiedzi, której należałoby

udzielić.

- Z drugiej strony - dodał Artur - kiedyś musiał być ten pierwszy raz. Pan Bóg wie, co

robi. Sądzicie, że jest tam ktoś jeszcze?

Reijo pokiwał głową.

background image

- Siedzieli tu już ponad tydzień, on i jego brat. Śledzili nas.

Artur westchnął, zrzucił kurtkę i zakasał rękawy.

- To ty i ja powinniśmy go znaleźć, co, Reijo? Mój chłopak był jednym z powodów,

dla których oni tu w ogóle przyszli...

Reijo nie odpowiedział.

- Dzieci potrafią być krzyżem pańskim - mówił dalej Artur. - Nic nie pomoże

przemawianie im do rozsądku. Za wszelką cenę muszą sami popełnić błędy, także te, które

my popełniliśmy.

Znaleźli Augusta na samym dnie lawiny. Na twarzy nie miał ani zadrapania, ale ciało

było zmiażdżone. Nie żył jak i brat.

Coś ścisnęło się w piersi Mattiego, gdy zobaczył, jak go wynoszą.

- Musiał spać - mruknął. - Ma tak spokojną twarz! Nikt na to nie odpowiedział.

- Popłynę z tobą z ciałami. - Artur stanął obok Reijo. - Kristoffer był ich jedynym

krewnym. Matka chyba umarła w zeszłym roku?

Reijo też tak sądził. Nie pamiętał dokładnie. Wiedział tylko, że ich ojciec zatonął, gdy

byli mali. To dlatego było ich tylko dwóch, tak nieliczne rodzeństwa rzadko się zdarzały. Ich

matka nie wyszła ponownie za mąż. Pozostała wdową. Przypomniał sobie ubraną na czarno

zgarbioną postać. Właściwie wolałby, żeby nie żyła. Żeby nie musiała tego przeżywać.

Trudniej pogodzić się ze śmiercią własnego dziecka niż ze świadomością, że samemu

się umrze.

Reijo odwiezie ich do Kristoffera, który nigdy nie uwierzy, że on nie miał z tym nic

wspólnego.

Powinien był wcześniej przerwać te dziwne zaloty!

Tego można było uniknąć...

Artur podszedł do Reijo i powiedział z obawą ściszonym głosem:

- Simon chyba nie jest w to zamieszany? Mówią, że uciekł w góry, ty pewnie wiesz

więcej o tym niż ja... On chyba tego nie... wywołał?

To tych słów bał się Reijo. Ale nie myślał wtedy o Simonie.

- On jest w górach - potwierdził Reijo. - Nie po tej stronie. Maja jest tam teraz z nim.

- Maja? Miałem wrażenie, że to o tą drugą chodziło?

- Elise nie mogła iść w góry, bo bała się, że tych dwóch ją wyśledzi. A Maja zawsze

biegała do lasu albo w góry. Tak się ułożyło. A jedzenie musiał mieć...

Artur przyjął to do wiadomości.

background image

Pokręcił głową i poszedł za Reijo w stronę domów. Musieli znaleźć coś na owinięcie

zwłok.

Maja i Ida czekały przed domem. Maja chciała pójść zobaczyć lawinisko, ale Ida

wczepiła się w nią z całych sił i nie pozwoliła.

- Znaleźliście kogoś?

- Dwóch. Martwych - odpowiedział Matti zmęczony.

- Dziwna lawina - mówiła dalej Maja. - Nigdy bym nie przypuszczała, że akurat tam

może coś zejść. Nie mieli szczęścia ci dwaj idioci. - Skrzywiła się. - Nie można powiedzieć,

ż

e diabeł zadbał o swoich!

- Maja! - wykrzyknęła Ida, choć właściwie podzielała jej odczucia.

- Spotkałaś Simona? - spytał Artur niepewnie. Nie chciał patrzeć na tę czarnowłosą

dziewczynę, bo wiedział, że jej blizny przyciągną jego wzrok.

- Simon na pewno nie miał z tym nic wspólnego! - stwierdziła pewnie Maja. Jej

spojrzenie zatrzymało się na Mattim. - Simon i ja rozmawialiśmy sobie, gdy usłyszeliśmy

huk. Potem zobaczyliśmy chmurę pyłu. Niedługo potem wróciłam. Elise szła wtedy w górę...

Pewnie skorzystała z okazji.

- Elise i ja zwijałyśmy wełnę - wtrąciła Ida. - A Matti i Santeri stali i patrzyli.

Reijo zmarszczył brwi. Nigdy jeszcze nie przyłapał córki na tak oczywistym

kłamstwie.

- Nie musisz kłamać z naszego powodu - rzekł Matti. - Santeri i ja byliśmy w

zagajniku. Oglądaliśmy drzewa na wycinkę na opał na zimę. Usłyszeliśmy lawinę na prawo

od nas. Myśleliśmy, że jest blisko, i na wszelki wypadek odbiegliśmy kawałek. W drodze po-

wrotnej spotkaliśmy Elise. Porozmawiałem z nią chwilę, a Santeri zszedł.

Reijo dostrzegł we wzroku Mai coś, co mu się nie podobało. Rodzaj pewności,

triumfu, a przecież śmierć nie powinna dawać powodu do triumfowania. Ona nie mogła mieć

z tym nic wspólnego! Nie mogła! Ale było coś...

Coś wiedziała?

- Wypadek - stwierdził Artur. - Przez moment bałem się, czy to nie Simon. Młodzi są

tak gwałtowni. Z nimi nigdy nie wiadomo. A on jest trochę szalony!

Reijo poszedł do szopy po stare derki. Były nieco postrzępione i niezbyt czyste, ale

nadawały się do tego, czemu miały posłużyć.

Matti zaproponował, że też pojedzie.

- Potrzebujesz wsparcia przeciw Kristofferowi - rzucił krótko.

background image

Reijo zgodził się. Mimo to nie podobało mu się spojrzenie, które wymienili Matti i

Maja.

Podróż w głąb fiordu była długa i ciężka. To nie morze czyniło ją taką, było gładkie

jak rzadko, ale ciężar, jaki mieli w łódce i na sercach.

Reijo bał się spotkania z człowiekiem, który przewodził po tej stronie fiordu, ale który

nie był na tyle silny, żeby znieść odmowę.

Reijo nie pamiętał Kristoffera z czasów młodości. Miał za mało lat. Ale ludzie mówili,

ż

e on zawsze był żądny uznania i że dobierał sobie przyjaciół wśród tych, którzy mogli mu się

przysłużyć.

Byli już w połowie drogi, gdy musiał zadać szwagrowi pytanie, które go dręczyło.

- Czy to ty, Matti? Na kilka krótkich sekund Matti przestał wiosłować.

W następnej chwili wiosła równie spokojnie zanurzyły się w wodzie.

- Dlaczego o to pytasz? - odpowiedział Matti pytaniem. Mówili po fińsku. Nie dlatego,

ż

e nie dowierzali Arturowi, ale że naturalne było używanie ojczystego języka podczas

poważnej rozmowy.

- Bo chcę znać prawdę - odrzekł Reijo. Nie spuszczał spojrzenia z Mattiego. Miał mu

za złe, że nadal wyglądał na obojętnego. - Można cię o to podejrzewać.

- Na tak niebezpieczne rzeczy bym się nie odważył - odrzekł Matti, nawet leciutko się

uśmiechając.

- Myślę, że tym razem mógłbyś. - Reijo był poważny. Kristoffer stał na brzegu.

Widział łódkę z daleka.

Rozpoznał ich od razu. Wiedział, po co tu płynęli. Chyba nie po to, żeby spytać o

pogodę? Drogo się będzie cenił, zanim się na cokolwiek zgodzi. Łatwo im nie pójdzie. Ten

łobuz Artura już długo zatruwał mu życie!

Trzeciego mężczyzny nie mógł rozpoznać. Nie przypominał sobie, żeby go już

widział. Słyszał, że do domku na cyplu przypłynęli statkami z północy jacyś mężczyźni, ale

nie dopytywał się. Wiele różnych osób przewijało się przez dom Reijo Kesaniemi.

Ten obcy wysiadł pierwszy. Był młodszy i wyższy od Reijo. Ładny chłopak. Nie

przejmował się, że zmoczył nogi, dociągając łódkę do brzegu.

Kristoffer podszedł do nich niespiesznie. Przyjrzał się obcemu; wydało mu się, że ma

coś znajomego w twarzy, ale nie umiał powiedzieć, co.

- Coś wcześnie jak na wizytę - rzucił w stronę Reijo. Udał, że nie widzi Artura. W

końcu żadnych przeprosin jeszcze nie usłyszał i nie zamierzał ustępować, zanim tak się nie

stanie. - Macie za mało roboty, czy się wam za dobrze powodzi na cyplu?

background image

Reijo wstał i wysiadł z łódki z poważną miną.

- To nie jest towarzyska wizyta, Kristoffer. Obawiam się, że mamy dla ciebie złe

nowiny...

- Ach, tak? - rzucił ostrym tonem. - Złe nowiny, mówisz? - Zmierzył wzrokiem

Artura. - To dlatego jest tu ten tutaj? Te złe wiadomości mają coś wspólnego z tym łobuzem,

jego synem?

- Miałem nadzieję porozmawiać z tobą o tym w cztery oczy - rzucił Reijo. Stał po

kolana w wodzie, opierając się ciężko o krawędź łódki. - Poważnych spraw nie należy

omawiać w takim miejscu.

- Co jest złego w moim kawałku brzegu? - Kristoffer bojowo wypiął pierś. - Co

powiesz na to, że żądam, aby omówić to tu i teraz, Reijo Kesaniemi?

Reijo był zakłopotany. Boże, nie chciał czegoś takiego! Miał mu powiedzieć, że jego

bratankowie nie żyją, a nie odrzucać zalotnika przy świadkach.

- Może wysłuchasz najpierw, co mam ci do powiedzenia? - zaproponował. - To może

okazać się ważniejsze...

- Na mojej ziemi ja decyduję, co jest ważniejsze - stwierdził Kristoffer butnie. Jego

chude ciało aż się trzęsło. - Chcę tu i teraz prosić o rękę twojej wychowanicy, Elise

Fredriksdatter. Masz mi zaraz odpowiedzieć. Za stary jestem, żeby ktoś mnie trzymał w nie-

pewności. Odniosłem wrażenie, że przyzwalałeś na ten związek, i dlatego nie podobały mi się

plotki o niej i tym uganiającym się za nią kocurze.

- Trochę się pospieszyłeś - odpowiedział Reijo spokojnie. - Nie pamiętam, abyś

kiedykolwiek coś wspomniał o ożenku, ani mnie, ani Elise. Ona nie przyjmowała od ciebie

ż

adnych podarunków. Gościliśmy cię w naszym domu, tak jak każdego innego.

- Oznacza to, że umyślnie oszukiwaliście mnie?

- Sam się oszukałeś, Kristoffer. Elise była dla ciebie przyjazna, bo taka jest jej natura.

Ona nie traktowała cię inaczej niż wszystkich. To ty widziałeś w tym coś więcej. Nie

podobało jej się tylko, że rozgłaszasz wieści o waszych zaręczynach. To wstyd mówić coś

takiego o cnotliwej dziewczynie!

- Cnotliwej? - prychnął stary. - Na pewno nie jest cnotliwa, skoro przestawała z synem

tego tutaj. Simon ukradł mi łódkę i zniszczył sieci.

- Myślę, że za bardzo się pospieszyłeś - odparł Reijo. - Simon to dobry chłopak. Nie

zrobiłby czegoś takiego. A o ile mi wiadomo, on i Elise są tylko przyjaciółmi. Młodzi

trzymają się razem, nic w tym złego.

background image

- I co, dasz ją za żonę temu łobuzowi? Pójdę do lensmana! Na pewno osadzi go w

odpowiednim dla niego miejscu!

W końcu to Matti podniósł glos.

- Reijo nie obiecał tobie Elise. Ani Simonowi. Nie mógł tego zrobić.

- Tak? - Kristoffer był zdezorientowany. - A kim ty jesteś? Jeszcze jednym kocurem?

Matti wzruszył ramionami. Nie obraził się. Wiedział, że stary i tak był w gorszym

położeniu niż on.

- Jestem bratem Raiji. Nie znasz mnie. Raija była opiekunką Elise. Już wiele lat temu

ona i Reijo przyobiecali mi tę dziewczynę. Długo mnie nie było, ale cały czas czułem się z nią

związany. Złamanie obietnicy to poważna sprawa. Reijo nie mógł się zdecydować nie

dlatego, żeby cię nie cenił. Po prostu nie mógł inaczej. Jesteś człowiekiem honoru, więc to

zrozumiesz.

Kristoffer zagapił się na niego. To nie był jakiś łobuz, okazał się nawet starszy, niż

sądził w pierwszej chwili. Dobrze się wysławiał, był pewny siebie, no i wyglądał tak, że stary

przeklinał swój wiek i zniszczenia, jakie powodował w ludzkim ciele. Wiele by dał za to,

ż

eby być podobnym do niego.

- A więc tak się przedstawia sytuacja? Reijo wymienił szybkie spojrzenie z Mattim.

Co za przeklęty szczeniak! Ale musiał przyznać, że to było dobre wytłumaczenie, chociaż

właśnie jego stawiało w dziwnym świetle. To on nie powiedział „prawdy” zalotnikom Elise.

Matti na pewno nie był głupi. Kristoffer musiał to uznać.

- Właśnie tak - przyświadczył Matti pewnym głosem. - Cieszę się, że już o tym wiesz.

Ale to nie dlatego przybyliśmy.

- Tak?

Reijo uniósł coś ciężkiego z dna łódki.

Kristoffer zdziwił się.

Chodnik?

Ale miał kształt ludzkiego ciała...

Reijo przeszedł na szeroko rozstawionych nogach do brzegu.

Także Artur wyszedł z łódki, pochylił się...

To samo.

Kristoffer cofnął się, żeby zrobić im przejście.

Reijo złożył swój ciężar przy szopie. Stał nieporuszony, dopóki Artur nie złożył obok

swojego.

- Wiesz pewnie, że twoi bratankowie już długo kręcili się koło nas...

background image

- Co im zrobiłeś? - spytał Kristoffer z groźnym spokojem. - Co im zrobiłeś?

- Nikt im nic nie musiał robić - odpowiedział Reijo. Na karku czuł palące spojrzenie

Mattiego. Zaraz się okaże, że to nie tylko przedstawiciele rodu Alatalo umieli obracać

prawdą, jak im pasowało. - Byli tak nieostrożni, że wywołali lawinę. Widzieliśmy, jak toczyli

się wraz z kamieniami z góry. Pół dnia ich odkopywaliśmy. Nie mogliśmy już nic zrobić.

Współczuję ci, Kristoffer. Byli tacy młodzi. I byli twoją jedyną rodziną.

- Wywołali lawinę? - krzyknął Kristoffer. - Co, u diabła, mogli robić tak wysoko?!

Reijo patrzył mu w oczy, nie mrugnąwszy nawet.

- No właśnie, co? - powtórzył. - Nikt na to nie może odpowiedzieć. A teraz nie

będziemy ci więcej przeszkadzać.

Skinął na Artura i poszli do łódki. Matti już siedział u wioseł.

- Nie wiedziałem, że potrafisz tak przekonująco kłamać - rzucił Matti, gdy odpłynęli

kawałek.

Nadal widzieli starego, jak stał nad zawiniętymi ciałami.

Reijo miał dosyć. Nie był z siebie dumny. Ale chciał nadal móc tu mieszkać.

- Tak beznadziejnie mocno kocham swoich bliskich - rzucił zmęczonym głosem. -

Teraz już Simon może wyjść z ukrycia. A ty, Matti, masz coś niecoś do wytłumaczenia Elise.

background image

8

Ida czekała na schodach. Wyglądała na małą i samotną, gdy tak siedziała bosa,

oplatając ramionami podciągnięte kolana. Reijo zobaczył, że jest naprawdę przestraszona, a to

nie leżało w jej naturze. Nawet jako dziecko nie poddawała się łatwo strachowi.

- Elise jeszcze nie wróciła - obwieściła ojcu i Mattiemu. - Knut mówi, że przesadzam.

Nie chciał tu ze mną być i poszedł sobie. Maja pobiegła w góry po Elise.

- Zakochani czasu nie liczą - rzucił Matti i potargał lekko jej rude włosy. Wyglądały

jak pochodnia na tle ciemnej ściany. Właściwie mogła się od nich zająć ogniem w każdej

chwili, pomyślał. - Możesz wierzyć swojemu staremu wujowi, on wie, o czym mówi. Nikt

chyba nie był tyle razy zakochany, co ja. Elise zapomniała o czasie. Po prostu.

- Aż tak zakochana to ona nie jest - wymknęło się dziewczynie. Zacisnęła usta i

zerknęła na Mattiego. - Nie powinnam jednak tego mówić. To nieładnie. Ale mam rację. Nie

wiem, czy Elise sama to już odkryła; to z Simonem nie jest zbyt poważne.

- Zwierzała ci się? Ida pokręciła głową.

- Powiedziałam przecież, że pewnie sama tego nie wie. Ja to wiem. To nie jest nic

poważnego. Elise nie może zakochać się w kimś takim jak Simon. Musisz to zrozumieć,

wujku. Simon to... Simon. A Elise jest wyjątkowa. Oczywiście, on jest przystojny i w ogóle,

ale nie jest dla niej odpowiedni. Matti uśmiechnął się słabo.

- Chyba dobrze, że ojciec Simona już pojechał. A czy ty sama nie jesteś odrobinę

zadurzona w tym Simonie?

Ida pokręciła się niespokojnie.

- To nieważne. On nigdy na mnie nie spojrzy. A jeżeli już, to mi to na pewno minie.

Nie sądzisz?

Matti wolał nie odpowiadać.

- Co się wydarzyło? - spytała dziewczyna. Matti zapatrzył się na góry. Miał sucho w

ustach.

Zwykle był gadułą, ale teraz nie miał ochoty mówić.

- Kristoffer ciężko to przyjął. Ci bratankowie. A Reijo powiedział mu, że żadnego

ś

lubu w lecie nie będzie. Ani później.

- Był zły?

- Cóż, był - przyznał Matti. - Starzy ludzie traktują siebie bardzo poważnie.

Przypomnij mi o tym, gdy będę stary, i powiedz, żebym się jeszcze z siebie czasem pośmiał!

background image

- Ty nigdy nie będziesz stary, wujku - stwierdziła Ida z przekonaniem i zarzuciwszy

mu ręce na szyję, uściskała serdecznie.

- Nie mów tak - mruknął Matti dziwnym głosem. - Nie mów. - Zamrugał kilka razy,

zanim Ida go puściła. - A gdzie się podział ten zbój Santeri? - spytał dziarsko.

Podciągnęła w górę jeden kącik ust. Matti widział ten grymas u Reijo. Dziwne, że

takie rzeczy można dziedziczyć.

- Też coś takiego powiedział o sobie i zniknął razem z Knutem.

Matti patrzył na nią długo.

- Dobrze, że jesteś tak rozsądną dziewczyną - rzekł z uznaniem. - Jesteś bardzo

dorosła jak na swoje trzynaście lat.

- Czasem chciałabym, żeby tak nie było - zwierzyła mu się. - Nie jest łatwo ciągle się

tak zachowywać.

Maja wróciła do domu o zachodzie słońca. Przybrała obojętną minę, ale policzki miała

tak zaróżowione, jakby ostatni kawałek drogi biegła.

Wszyscy czekali na Knuta i Santeriego, nawet Ida. Reijo zapalił lampę. Siedział na

swoim miejscu pozornie spokojny, ale ze zmarszczonym czołem. Matti rozumiał, że jest zły.

Wiedział, że się do tego przyczynił. Nie pomagało także, że dziewczęta chodziły własnymi

drogami.

- Gdzie jest Elise? Maja wzruszyła ramionami i próbowała przemknąć się do swojego

pokoju.

- Spytałem cię o coś, Maju.

- Powiedziałam, że nie wiem. - Dziewczyna zatrzymała się przy drzwiach tyłem do

nich.

- Patrz na mnie, gdy do mnie mówisz! Odwróciła się gwałtownie. Oczy ciskały

błyskawice.

- Uważasz, że kim jesteś? Panem Bogiem? Nie masz żadnego prawa mi rozkazywać!

Wystarczająco często powtarzałeś mi, kto jest moim ojcem, i to nie jesteś ty, Reijo

Kesaniemi. Mimo że się bardzo starałeś, wtedy nie udało ci się mieć z nią dzieci. Nie masz

ż

adnego prawa mi rozkazywać!

Reijo nie odpowiedział. Spokojnie podszedł do dziewczyny. Zielone, iskrzące

spojrzenie napotkało brązowożółte. Żadne nie chciało ustąpić.

Przez moment Matti sądził, że Reijo straci panowanie nad sobą i uderzy Maję. On

jednak tego nie zrobił.

- Szukałaś Elise? - spytał niepokojąco łagodnie. - Byłaś u Simona?

background image

Maja potrząsnęła głową.

- Tak, byłam u Simona - odpowiedziała głosem dźwięcznym i zimnym jak górski

kryształ. - Nie, nie widziałam Elise. To wszystko? Czy może chcesz wiedzieć, o czym

mówiliśmy? A może, co robiliśmy?

Reijo spojrzał na nią zimnym wzrokiem.

- Powinnaś dostać w tyłek za coś takiego - rzucił i odwrócił się od niej. - Ale jesteś

trochę na to za duża. Możesz robić, co ci się żywnie podoba, Maju. Ale nie chcę cię już

dzisiaj więcej oglądać. I jeżeli nadal zamierzasz mieszkać pod moim dachem, powinnaś za-

chowywać się bardziej przyzwoicie.

Maja nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Wpadła do pokoju i zatrzasnęła za sobą

drzwi.

Ida gwizdnęła cicho - i otrzymała karcące spojrzenie ojca.

- Wiem, że dziewczęta tak nie powinny robić - rzuciła szybko. - Sądzicie, że Maja

tylko tak gadała? A może powiedziała prawdę?

- Nie wiem, o czym mówisz - odparł Reijo zmęczonym tonem. - Zresztą, zważywszy

na twój wiek, nie powinnaś.

- Nie idziesz jeszcze spać, tatku? Mogłabym pójść do Mai i wyciągnąć od niej

wszystkie podejrzane szczegóły.

- Co ja takiego zrobiłem złego, Matti? - westchnął Reijo zrezygnowany. - Moje własne

dziecko mnie nie słucha. Te inne robią, co chcą. Najwyraźniej trwa tu jakaś wojna na noże

pomiędzy niektórymi... A ja najchętniej wypłynąłbym daleko w morze i tam pozostał.

- Zrób tak - zgodził się Matti. - Albo połóż się spać. Maja z pewnością przesadzała. Ja

pójdę poszukać Elise. Pewnie chciała pobyć w samotności.

Reijo spojrzał na niego pytająco.

- Wie...? Matti pokiwał głową w poczuciu winy.

- Domyśla się.

- To idź za nią. Ty jej wszystko wyjaśnij. Tego piwa sam nie nawarzyłem. Przyłożyłeś

się do tego.

Reijo bywał niebezpiecznie przenikliwy, gdy tylko tego chciał.

Matti wyszedł w noc. Wiedział, że Reijo położy się spać. Liczył na to, że odnajdzie

Elise, sprowadzi ją do domu i sprawi, że pogodzi się z tym, co się stało.

Czy jednak sam w to wierzył?

Ona musiała zobaczyć, że znaleźli zwłoki tych dwóch.

background image

To było jedyne wyjaśnienie powodu, dla którego zniknęła. Tak w każdym razie

myślał.

Wchodził powoli pod górę. Widział przed sobą przestrzeń i podobało mu się to. Raija

nie lubiła gór. Nigdy jej nie mógł zrozumieć. Oczywiście, otwarte równiny też są piękne, ale

jemu zawsze podobało się, gdy wysiłek wspinania się był wynagradzany tak wspaniałym

widokiem, jak tu. Zdarzało się, że rozważał osiedlenie się w tym miejscu. Częściej, gdy już tu

powrócił. Ale tak jak Santeri miał w sobie zbyt silne pragnienie wolności. Trudno mu było

myśleć o spędzeniu życia w jednym miejscu. We krwi miał tęsknotę za nowymi krajobrazami,

za nowymi ludźmi...

Zawsze tęsknił.

Niepokój to niebezpieczny towarzysz, wiedział o tym. Dostrzegał to u Raiji.

Zastanawiał się często, gdzie ona jest. Czy ją jeszcze zobaczy. Nawet nie mógł sobie tego

wyobrazić.

Już prawie wyszedł z lasu. Rozejrzał się bezradnie wokół. Nie wiedział, dokąd teraz

iść, gdzie mogła być Elise. Ona znała te tereny lepiej od niego.

Tyle innych mchów zdeptał przez ostatnie lata...

- Czy to mnie szukasz? Matti wzdrygnął się. Podeszła bezgłośnie od tylu.

- Chyba tak - rzucił. Poznał, że płakała. Nie miała czerwonych ani zapuchniętych

oczu, była piękna jak zwykle, ale jednak to poznał.

- Nie mogę wrócić.

- Teraz już możesz. Twój ukochany może przestać się ukrywać. Kristoffer nic mu nie

zrobi. Tobie też nie.

Elise rzuciła spojrzenie na wznoszącą się nad nimi górę. Dostrzegła półkę skalną,

gdzie ukrywał się Simon. Zadrżała, a Matti to zauważył.

- Nie, tam też nie pójdę!

Matti przełknął ślinę. Cierpiał na widok jej nieszczęśliwej twarzy.

- Pomoże ci rozmowa o tym?

- Rozmowa? - Rozciągnęła usta w wymuszonym uśmiechu. - Kiedy to rozmowa

pomogła? Może tobie kiedyś?

Zamyślił się. Próbował przypomnieć sobie chwile, gdy dzielił z kimś smutek. Ale

takich chwil było bardzo mało w jego życiu. Nie miał nikogo aż tak bliskiego.

- Kiedyś może być ten pierwszy raz. Pokręciła głową, aż gruby warkocz zatańczył jej

po plecach.

background image

- Dumny jesteś z siebie? - spytała. Spojrzenie dziewczyny przeniknęło go na wskroś,

zniszczyło dystans, jaki próbował w sobie zbudować wobec tego, czego dziś się dopuścił.

Elise nigdy nie pozwoli mu zapomnieć.

Matti usiadł na kamieniu obok ścieżki. Elise też, w takiej odległości, żeby mogli się

słyszeć.

- Jesteś? Matti podniósł głowę, napotykając jej spojrzenie.

Zrozumiał, że go przejrzała, i właściwie chciał, żeby go widziała takim, jakim jest. Nie

powinna być zaślepiona tym Mattim, którego lubił pokazywać światu. Ona powinna znać

prawdę.

- Czy tak naprawdę sądzisz? Jak mógłbym? Mam bardzo niewiele powodów do dumy.

Zwłaszcza z tego, co wydarzyło się dzisiaj. Ale nigdy nie stanę przed lensmanem i nie

przyznam się do winy. Zbyt wiele osób pociągnąłbym za sobą. To mój ciężar, który będę

musiał nieść. Ale nie wolno ci przypuszczać, że jestem z tego dumny.

- A co ze mną?

Zacisnął mocno dłoń na gałązce brzozy, którą ułamał po drodze.

- Na pewno nie powinnaś siebie oskarżać. Byłaś sobą. To inni naokoło robili źle. Ty

nie miałaś na nikogo wpływu.

- Nie tak łatwo jest w to uwierzyć - powiedziała dziewczyna cicho. - Czuję, że to moja

wina. Ta sprawa z Kristofferem, to, że Simon musiał się ukrywać. Że sprawiłam przykrość

Reijo, że ty... to zrobiłeś. Ze umarło dwu ludzi...

- Czy chciałaś, żeby któraś z tych rzeczy się zdarzyła? Elise potrząsnęła głową.

- Gdybyś mogła, zapobiegłabyś temu? Pokiwała głową energicznie.

- Czujesz się winna z tego powodu?

- Nie, ale czuję coś innego. Zło jakby siedzi we mnie. I gdy pozwolę mu się wydostać,

sprawia, że zmienia innych.

- Co na to Simon?

- Nic. - Elise popatrzyła na fiord. - Nie rozmawiam z nim o czymś takim. W ogóle z

nim za dużo nie rozmawiam. On tylko chce...

Zamilkła, a policzki zalał jej intensywny rumieniec. Matti mógł sobie dokładnie

wyobrazić, czego chce ów Simon.

- To wszystko było głupie - rzuciła dziewczyna. - Ta sprawa z Simonem. Ja nie chcę

za niego wychodzić!

background image

- Nikt cię nie zmusza. - Matti czuł suchość w ustach. Trudno mu było zachowywać się

jak odpowiedzialny dorosły. Mówić to, co mógłby powiedzieć Reijo. - O ile wiem, nic nie

zostało umówione w waszej sprawie.

- Nie... - zawahała się. Matti miał rację, ale on nie wiedział nic o obietnicach, które

sobie złożyli z Simonem. Były przecież równie ważne jak zaręczyny.

- Nie powinnaś, Elise! - rzekł z naciskiem. Chciał powiedzieć, żeby szła swoją drogą,

ż

eby nie dała się zmusić do czegoś, czego nie chce. Ale słowa przychodziły mu z trudem.

- „Powinnaś” to takie dziwne słowo... - Nadal nie patrzyła na niego, tylko w

przestrzeń, a mówiła jakby w równym stopniu do siebie, jak do niego. - Jestem taka

niepewna. Jestem dorosła, ale tak mało wiem. Tyle sobie wyobrażałam. A teraz wszystko

runęło.

- Z mojego powodu? - spytał Matti i szybko się poprawił: - Z powodu tego, co

zrobiłem?

- Nie tylko - odpowiedziała. - Ale też...

- Coś się wydarzyło, prawda? - Brązowe oczy Mattiego zauważały takie rzeczy. - Coś

więcej niż to, za co ja odpowiadam?

Skinęła głową, nie patrząc na niego.

- Rozmowa o tym raczej nie pomoże. Zresztą nie wiem, czy umiałabym. Albo czy

powinnam.

Czyżby Simon?... Ten przeklęty smarkacz! Matti czuł, jak wypełnia go wściekłość

skierowana przeciw temu chłopakowi, któremu dzisiaj pomógł. Czyżby on wykorzystał tę

okazję, żeby zrobić Elise coś, czego nie chciała?...

Ale to nie jego sprawa.

Nie był jej ojcem. Nie powinien brać na siebie odpowiedzialności Reijo.

- A czy mogłabyś zamiast tego opowiedzieć o swoich... wyobrażeniach? - spytał, gdy

już ochłonął. - Proszę!

- To takie głupie!

- Nie sądzę. Marzenia nie mogą być głupie. Głupi jest ten, kto źle zrozumie czyjeś

marzenia. Mnie możesz o nich opowiedzieć.

- Co myślą chłopcy, mężczyźni, o dziewczętach? - spytała, pozornie przeskakując z

tematu na temat. - Jakie chcieliby mieć? Czego oczekują? Kiedy tracą dla nich szacunek? Co

sprawia, że mogą odrzucić?

Mógł spytać, co jej zrobił Simon. Wtedy jednak by nie odpowiedziała. A on straciłby

bezpowrotnie szansę na chwile pełne zaufania. Tego nie chciał, nie chciał tracić tej bliskości,

background image

którą do tej pory czuł jedynie obcując z Raiją. Raija jednak była jego siostrą, z Elise to co

innego...

- Nie mogę mówić w imieniu wszystkich - rzucił w końcu. - Tylko za siebie, choć nie

rozmyślałem na ten temat zbyt wiele. Moich dziewczyn było aż nazbyt dużo i były przeróżne,

choć zawsze miały w sobie coś. Niektóre były ładne, inne nie, jedne miłe, inne - istne trolle...

- Ale nie chciałeś się żenić? Czego oczekiwałbyś po tej, z którą chciałbyś się ożenić?

Matti zastanowił się. To niebezpieczny temat, nie za często go zgłębiał...

- Jestem może staroświecki - wydusił - ale nie chciałbym takiej, o której bym wiedział,

ż

e była ze wszystkimi, których znam...

Zamilkł i zaczerwienił się. Jak, u diabła, ma o tym mówić dwudziestolatce?

- Że spała ze wszystkimi? - spytała wprost. Matti nie chciał na nią spojrzeć, sprawdzić,

czy się przy tym zarumieniła, zobaczyć, jak wyglądała, gdy to mówiła. Skinął głową.

- Właśnie. Ale też nie taka, za którą się nikt nie ogląda. Chciałbym, żeby była

pociągająca dla innych, ale ja miałbym pewność, że jest tylko moja. Mogłaby być miła.

Gospodarna. Łagodna, choć może nie za bardzo, bo by ze mną nie wytrzymała. I taka, z którą

można porozmawiać. Nie chcę głupiej żony.

Popatrzył na nią. Uśmiechała się.

- Masz duże wymagania - rzuciła. Matti wzruszył ramionami.

- Pewnie skończę przy brzydkiej jak noc, upartej, jędzowatej i tak głupiej, że nawet

nie będzie wiedziała, jakie ma szczęście.

Ż

artował, ale Elise była poważna.

- Nie ty, Matti - rzekła. - Jesteś człowiekiem, który osiąga to, czego pragnie. Zaznasz

szczęścia. Takim jak ty się udaje.

Matti chciałby być tego równie pewien, jak ona.

- Coś się zdarzyło między tobą a Simonem? - Przez chwilę żałował, że nie było Elise

w domu, gdy wróciła Maja. Na pewno słowa przybranej siostry by ją zraniły, ale może przez

to pomogły. - Chciał z tobą się przespać?

Sposób, w jaki zacisnęła szczęki, powiedział mu, że trafił. Po chwili przytaknęła.

Co za łobuz! Z chęcią spuściłby mu lanie.

- Nie chciałaś?

- Nie.

- Zmusił cię?

Potrząsnęła głową z nieszczęśliwą miną. - Nie.

background image

- Zdarza się, że człowiek traci głowę - przyznał Matti z wahaniem. - Zdarza się, że

mężczyzna robi coś, czego później żałuje. Kiedy w grę wchodzą silne uczucia, czasem... coś

się może wydarzyć...

- Rozumiem - rzekła niepewnym tonem. - Ale czy... oczekuje się tego po... swoich

dziewczynach?

Matti poczuł zakłopotanie w imieniu własnej płci.

- Chyba tak... Chcemy mieć tę, której nikt inny nie miał. A jeżeli później dochodzimy

do wniosku, że to jednak nie ta, no to... jej strata. Ale nic na to nie poradzimy...

- A czy później będzie inaczej? - spytała tak bezradnym głosem, że Mattiego ogarnęło

współczucie.

- Z czym? - spytał ochryple.

- No, lepiej - wyjaśniła nieudolnie. - Czy się do tego przyzwyczaję? Polubię? Jego

dłonie... wszystko?

- A jak było? - Wiedział, że wymusza odpowiedź, ale to było ważne.

Elise objęła ramionami kolana i ukryła w nich twarz.

- Najpierw głupio - zaczęła z wahaniem. - Nie wiedziałam, czego on chce. Mówiłam

mu, żeby tego nie robił, ale on się nie przejmował. Wtedy zaczęło się dziać z moim ciałem

coś, nad czym nie panowałam. W myślach nie chciałam tego. Ale to coś innego we mnie -

lubiło to... Matti z całej siły starał się oddychać spokojnie. Dużo by dał, żeby wiedzieć

dokładnie, jak daleko posunął się ten szczeniak.

- Jeżeli w myślach tego nie chcesz, to nie jest w porządku - rzucił.

Głęboko w duszy niemal krztusił się ze śmiechu. Czy to doprawdy mówi ten sam

Matti Alatalo, który wślizgiwał się pod niejedną spódnicę, a teraz siedzi tu i daje takie rady?

Wiele dziewcząt mogłoby roześmiać mu się w twarz, słysząc coś takiego.

Elise była inna niż wszystkie kobiety. W pewien sposób była córką Raiji.

Ale też nie była.

- Nie chciałam urazić Simona...

- Za nikogo nie powinnaś wychodzić z takiego powodu - powiedział cicho Matti. -

Kiedy zdecydujesz się na ślub, powinnaś kochać tego mężczyznę. I chcieć go całą sobą. Czy

to nie ty obiecywałaś, że będziesz szczęśliwa?

- To było bardzo dawno temu - Elise poczuła się nagle bardzo zmęczona. - Bardzo,

bardzo dawno, Matti.

Skrzywił się. Dawno? Może. Czas był czymś nierzeczywistym.

background image

- Jeżeli nie czujesz, że związek z Simonem jest czymś prawdziwym - zaczął niepewnie

- to musisz go zakończyć.

- A jeżeli nie wiem? - spytała. - Ja... byłam tak zakochana... Łatwo jest się zakochać w

Simonie. Ale ja sądziłam, że to coś więcej. Że to coś... innego.

- Zakochana... - Matti musiał się uśmiechnąć. - To coś innego, mała. Nie wychodzi się

za mąż tylko dlatego, że się jest zakochanym.

- A co powinno być jeszcze? Miłość? To coś innego?

- Nie wiem - odpowiedział uczciwie. Przy niej nie mógł kłamać, nie prosto w te

szeroko otwarte błękitne oczy. - Wszyscy tak mówią, prawda? Ja chyba nie czułem nic innego

niż tylko zakochanie. Nie będę udawał, że nie zdarzało się to często, ale nigdy nie było to tak

silne, bym chciał się ożenić. Ale tak jak mówisz... Musi być coś jeszcze.

- Zastanawiam się często, jak myślała Raija. Jak czuła... - zadumała się Elise. - Nigdy

nie była sama. Myślę, że nie mogła. Wtedy, gdy spędziliśmy całą zimę na pustkowiu, czasem

miała wzrok zaszczutego zwierzęcia. Wtedy tego nie rozumiałam. Sądziłam, że się boi. Tego,

co nas otaczało. Teraz nie jestem pewna. Raija zwykle dawała sobie radę z tym, co ją

otaczało. Ważyła się na takie rzeczy, których ja pewnie nigdy nie zrobię. Sądzę, że bała się

czegoś w sobie. Czegoś, nad czym nie panowała, ponieważ była sama. Bo nie potrafiła być

sama. Może dlatego w jej życiu było tylu mężczyzn...

- My, Alatalo, jesteśmy gorącej krwi - uśmiechnął się Matti. - Nie zapominaj o tym.

Ale może masz rację. Raija nie została stworzona do samotności. I miała wielkie serce, w

którym mogło się pomieścić wielu, oczywiście poza Mikkalem. Myślę, że ich naprawdę

kochała, każdego na swój sposób. Reijo. Pierwszy mąż. Petri...

- Santeri - dodała Elise i zdziwiła się, widząc jego zdumienie. - Nie wiedziałeś o tym?

Matti przypomniał sobie coś, co odsunął w niepamięć. No tak, Santeri też był w jej

ż

yciu.

- Aleksiej - mówiła dalej Elise. - On był bosko piękny. Ale nigdy nie lubiłam go tak,

jak jego brata. W Jewgieniju było coś. Nie uroda, on przypominał w pewien sposób... Reijo.

Był taki silny, miły, dawał poczucie bezpieczeństwa. Spojrzenie mógł mieć zimne i twarde,

ale on taki nie był. Sądzę, że jego mogła pokochać naprawdę...

- Chciałabyś wierzyć, że ona żyje? Pokiwała głową.

- A ty tak mówisz, jakbyś wiedział, że nie żyje?

- Nie wiem - rzucił. - Myśl, że mogłaby nie żyć, boli, ale równie boli przypuszczenie,

ż

e żyje i że z was zrezygnowała. To nie zgadza się z obrazem tej siostry, którą miałem i którą,

jak myślałem, znałem.

background image

- Raija zawsze wiedziała, co robi - westchnęła Elise. - Takie sprawiała wrażenie.

Mimo że nie raz błądziła, zawsze wiedziała, co robi. Wiedziała, co czuje. Nie tak, jak ja. Ja

tylko namieszałam... - Spojrzała na Mattiego. - Co sprawiło, że Kristoffer zrezygnował? Ro-

zumiem, że było mu ciężko... Ten August i Einar. Ale to niepodobne do niego, żeby się

poddał.

- Zrobił to, i już.

- Reijo zaproponował mu coś innego? Matti potrząsnął głową. Nie chciał, by

dowiedziała się więcej, niż to było konieczne, odczytując prawdę z jego twarzy. Ale musiał

na nią patrzeć, gdy powiedział:

- Powiedziałem, że jesteś mi obiecana.

background image

9

- Co to oznacza? - spytała Elise po długiej chwili milczenia.

- To, że Kristoffer zrozumiał, iż Reijo nie mógł mu ciebie obiecać. Musiał to uznać.

To uratowało mu honor. Ludzie pewnie powiedzą, że Reijo zachował się trochę głupio, a to

zadowoli Kristoffera. Zachowa godność. Nie będzie cię już niepokoił.

- Simon też mnie nie będzie niepokoił?

- Jeżeli nie będziesz chciała, to nie.

Popatrzyła na Mattiego. Zobaczyła twarz pełną charakteru i zrozumiała, dlaczego

mógł mieć tyle kobiet. Był nie tylko przystojny, ale także roztaczał wokół siebie

niebezpieczny urok. To chyba rodzinne... Matti miał w sobie dużo tego wdzięku, który miała

Raija, choć na inny sposób. Pamiętała, że kiedyś przypominał dziewczynkę, dawno temu.

Teraz był męski, władczy i świadom tego, że jest pociągający. Wiedziała, że umie z tego

korzystać.

Ale był tylko Mattim.

Wujkiem Mattim...

Brązowe oczy pod ciemnymi brwiami. Zauważyła nagle jego długie i gęste rzęsy. Nos

był lekko zadarty, szczęka i podbródek stanowcze, ale w dziwny sposób pozostało coś

dziewczęcego w ustach i uśmiechu. Gdy się uśmiechał, sprawiał wrażenie wrażliwego,

młodszego. W jego spojrzeniu dostrzegało się bezbronność, coś, co budziło w kobietach

matczyne uczucia. Był wystarczająco silny, żeby dawać sobie radę, ale jednocześnie miały

ochotę opiekowania się nim, dbania o niego...

- A ty? - spytała, sama zdziwiona, skąd bierze na to odwagę. - Mogę się czuć

bezpieczna?

- Oczywiście - przyznał błyskawicznie. Spojrzał jej w oczy, ale nie na długo. -

Dlaczego nie?

- Nie będziesz zmuszał do ślubu?

- Nigdy w życiu! - wykrzyknął. - Nie obraź się, Elise - dodał z przepraszającym

uśmiechem. - Gdybym miał kiedyś się ustatkować, byłabyś tą najbliższą ideału. Ale przecież

właśnie o tym rozmawialiśmy, prawda? Nie bierze się ślubu tylko dlatego, że to wydaje się

rozsądne. Ty i ja marzymy przecież o czymś więcej...

Elise zarumieniła się i popatrzyła na swoje dłonie.

- No właśnie, Matti. Chciałam, żeby to było jasne dla nas obojga.

background image

Wstała, otrzepała spódnicę i przeczesała palcami grzywkę.

- Jesteś taka ładna - powiedział z przekonaniem. - Nawet nie musisz się czesać. Nie to,

co ja...

Elise nie mogła powstrzymać uśmiechu, pomimo że to był straszny dzień. Postawił na

głowie tak wiele rzeczy.

Lawina. Dwie ofiary. Simon.

Matti.

Między nimi zrodziło się coś nowego. Wiedziała, że już nigdy nie będzie mogła

mówić do niego „wujku”.

Zbyt wiele tajemnic sobie powierzyli.

- Nie myśl, że się dam na to złapać, Matti Alatalo! - Pokiwała w jego stronę palcem i

nagle ciepłą falą zalała ją radość. A już sądziła, że nigdy jej nie poczuje. - Mężczyźni tacy jak

ty słyszeli to tysiące razy - mówiła, schodząc obok niego ścieżką. - Wiesz dobrze, że jesteś

przystojny, i nie musisz wyciągać ode mnie potwierdzenia.

- Wcale tego nie chciałem - bronił się, ale wiedział, że miała rację. Łatwo

przychodziło mu zdobywanie komplementów dziewcząt i kobiet w każdym wieku. Sztukę

uwodzenia miał opanowaną do perfekcji. - Dziś narobiłem tyle złego, że może był to rodzaj

samoobrony.

Elise przystanęła i spojrzała mu w oczy.

- Samoobrony? Matti uśmiechnął się z przymusem.

- Chciałem, żebyś to potwierdziła. Że przynajmniej dobrze wyglądam...

Przewróciła oczami.

- I to ty nazywasz siebie dorosłym!

Obróciła się szybko, żeby iść dalej, ale nie zauważyła korzenia jałowca, który

wystawał z ziemi. Stopa wsunęła się w tę pułapkę i krzak przytrzymał ją mocno.

Elise upadła w odległości kilku palców od ostrego kamienia, niemal uderzając w niego

głową. Zaniepokojony Matti ukląkł obok.

- O Boże - mruknął, dotykając dłonią kamienia o krawędzi ostrej jak nóż. Mógł

przeciąć jego dłoń, a co dopiero głowę Elise. - Miałaś szczęście, dziewczyno.

Ostrożnie uwolnił jej stopę i pomógł wstać.

Elise zachwiała się. Poczuła na piersiach ciężar, który utrudniał jej oddychanie.

Matti dostrzegł to. Chwilę się wahał, trzymając dziewczynę na odległość ramienia,

wreszcie objął ją i przytulił.

background image

Elise zamknęła oczy. Oparła się o Mattiego, ale czuła się jeszcze słabiej. Szumiało jej

w uszach. Policzki pałały. Chciała na niego spojrzeć, ale nie mogła się na to zdobyć. Za żadne

skarby świata. Zacisnęła powieki i próbowała uwolnić się z tych obejmujących ją ramion.

- Boli cię?

W jego głosie brzmiał niepokój. Słowa Mattiego rozległy się gdzieś wysoko. Dlaczego

oczekiwała, że usłyszy je koło swego ucha? Dlaczego poczuła się... zawiedziona?

Potrząsnęła głową. Usta miała zaciśnięte. Nie chciała, żeby glos ją zdradził.

- Cud boski, że nie trafiłaś głową w ten kamień. Miałbym jeszcze więcej ludzi na

sumieniu. Potrzebny ci anioł stróż, mała Elise!

Wolała wierzyć, że nie zwracał się tak pieszczotliwie do wszystkich dziewcząt, z

którymi rozmawiał. I że nie czuł się teraz jak jej wujek.

- Lepiej ci? Wbrew sobie pokiwała głową. Musiała się uwolnić, a jedynie to kłamstwo

mogło sprawić, że ją puści.

Jednocześnie odsunęli się od siebie. Oboje mieli niedowierzanie w spojrzeniu, jakby

zobaczyli przed sobą tę samą pustkę. Elise przetarła czoło, odgarnęła grzywkę, unikając

wzroku Mattiego. Mimo to zdołała dostrzec, że z nim też coś się dzieje.

- Już dobrze - rzuciła. - Na drugi raz będę bardziej uważać - dodała z uśmiechem.

Miała nadzieję, że zrozumie aluzję.

Upadek nie tylko pozbawił ją oddechu. Usunął też zasłonę z oczu. Elise widziała teraz

niezwykle wyraźnie.

- Obyś tylko nie odniosła jakiegoś urazu głowy - uśmiechnął się. - Byłoby niedobrze,

gdybyś na kilka dni stała się niepoczytalna.

- Jestem bardzo poczytalna - zapewniła. - Nigdy nie byłam bardziej. Ale na pewno

jeszcze to przemyślę...

Odwróciła się do niego. Miała zaróżowione policzki i coś nowego w spojrzeniu. Oczy

były bardziej błękitne, niż Matti pamiętał. Nawet uśmiech miała inny...

Wyglądała na tak... pewną siebie.

Matti czuł się okropnie. Wcisnął ręce w kieszenie, bo bał się, że nad nimi nie

zapanuje.

Próbował znaleźć jakiś bezpieczny temat, żartować:

- Gdybyś była młodsza, poniósłbym cię na plecach. Ale teraz tylko zepsułbym ci

opinię.

- A co, masz słabe plecy?

- Tak...

background image

Szedł za nią, obserwując, jak lekko i zgrabnie pomyka ścieżką, przeskakuje zwalone

pnie, uchyla się od zwieszonych gałęzi...

Czuł się równie głupio jak wtedy, gdy Raija przyłapała go na posłaniu z dziewczyną.

Miał piętnaście lat i był o wiele bardziej pewny siebie niż teraz.

Matti zacisnął ręce w kieszeniach.

Nie wszedł do środka, gdy dotarli do domu. Stchórzył. Ale i tak od razu by nie zasnął.

Powiedzieli sobie dobranoc, nie patrząc na siebie, a tym bardziej się nie dotykając.

Ida czekała. Wstała z łóżka, gdy tylko usłyszała, że Reijo idzie spać. Z Mają nie

rozmawiała. Miała na to wielką ochotę, ale dała siostrze spokój. Uznała, że jeśli jej

podejrzenia są słuszne, to nie ona powinna rozmawiać z Mają, a Elise.

- Boże, jak ty wyglądasz! Elise skinęła głową i oparła się o ścianę.

- A mam się jeszcze gorzej.

- Znalazł cię Matti? Elise z zamkniętymi oczami znów pokiwała głową.

Na policzki wystąpiły jej rumieńce, ale miała nadzieję, że mała tego nie dostrzeże.

- Z Augustem i Einarem to nie była twoja wina.

- I tak czuję się okropnie. Wciąż uważam, że to stało się z mojego powodu. I wcale nie

pociesza mnie fakt, że za lawinę odpowiedzialni są Matti i Santeri. Zrobili to przecież dla

mnie.

- Rozmawiałaś z Mattim?

- Trochę. Ale słowa niewiele mogą zmienić.

- On cierpi, Elise. Może udaje obojętnego, ale uświadamia sobie zło, do którego się

przyczynił. Mam nadzieję, że nie zwiększyłaś jego poczucia winy.

- Matti nie potrzebuje wstawiennictwa - rzuciła ostrzejszym tonem, niż zamierzała. -

On da sobie radę... - Ściszyła głos. - I nie sądzę, żebym była dla niego ostra. Rozmawialiśmy

tylko. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. On w gruncie rzeczy jest tylko trochę ode mnie starszy.

Nie myślałam tak wcześniej. Zawsze wydawał mi się dorosły. A teraz uderzyło mnie, że

pomiędzy nami nie ma takiej przepaści. Zrozumiałam, że możemy rozmawiać i się rozumieć.

Wydal mi się młody. Dziwne, co?

- Był „wujkiem Matti” - uśmiechnęła się Ida. - A teraz jest chłopakiem. Prawie. Nie

ma wielkiej różnicy pomiędzy nim a... nawet Simonem.

- Matti nie jest taki jak Simon! Ida gwałtownie zamrugała. Czyżby Elise wiedziała o

Mai? Nakryła ich? Czy rozmawiała z Simonem po... tym?

- Może nie całkiem - słabo zaprotestowała. - Ale obaj są niebezpiecznie czarujący,

obaj biegają za dziewczynami... - Starała się znaleźć więcej podobieństw, ale nie zdołała.

background image

- Zupełnie nie są podobni - stwierdziła Elise stanowczo.

- Skończyłaś z Simonem? Elise spojrzała na Idę, na tę młodszą siostrzyczkę, która

przecież wcale nie była jej siostrą.

- Chyba masz w sobie przenikliwość rodu Alatalo - powiedziała w końcu z

uśmiechem. - Raija zauważała takie rzeczy. Matti też... - Nabrała powietrza. - Tak,

skończyłam z Simonem. On jeszcze tego nie wie. Ale to naprawdę koniec. Właściwie nigdy

nic między nami nie było. Tylko marzenie, coś nierzeczywistego, co nigdy nie mogło się

spełnić.

- Chyba majaczysz - zauważyła Ida, idąc do swego pokoju. - Powinnaś pójść spać.

Elise nie sprzeciwiła się.

Wśliznęła się na szeroką ławę, którą dzieliła z Mają, naciągnęła derkę wysoko pod

brodę, gotowa na wspominanie każdej sekundy spotkania z Mattim. Chciała przeżyć je na

nowo i może uświadomić sobie, kiedy zrozumiała, że...

Wtedy usłyszała płacz.

Maja.

Maja leżała zwinięta w kłębek pod swoją derką i usiłowała stłumić szloch.

Bezskutecznie.

Elise usiadła, owinęła się przykryciem i przesunęła ostrożnie na połowę ławy

przybranej siostry. Pochyliła się nad postacią wciśniętą pod ścianę, dotknęła włosów Mai, ale

nadal nie mogła dostrzec jej twarzy.

- Co się stało? - szepnęła. Serce przepełniało jej współczucie. W tej sekundzie

zapomniała o swoich nowych, zaskakujących przeżyciach. - Dlaczego płaczesz?

- Nie pytaj! - rzuciła tamta przez łzy, ostro, ale z rozpaczą w głosie.

Elise położyła się blisko Mai i objęła ją bez słowa. Po prostu była z nią, pełna ciepła i

chęci zrozumienia, gdyby tylko Maja zechciała się z nią podzielić swym bólem.

Nagle pojęła, że Matti miał rację, mówiąc, że należy dzielić się zmartwieniami.

Płacz nie ustawał. Powoli jednak Maja uspokajała się. Jej ciało się odprężyło.

Nagle odwróciła się do Elise, zarzuciła jej ręce na szyję i bez słowa uścisnęła mocno.

Już bardzo dawno nie czuły takiej bliskości. Zawsze rywalizowały o pierwszeństwo i

obie miały świadomość, że przegrywały. Elise wiedziała, że nigdy nie stanie się prawdziwą

córką Reijo. Maja, że nigdy nie będzie tak ładna jak Elise.

Teraz przytulały się, jakby nie miały nikogo poza sobą.

Maja pociągała nosem, nie mogąc sobie poradzić ze łzami. Puściła Elise, odsunęła się

tak, że mogły patrzeć sobie w oczy w półmroku.

background image

- Do diabła z tymi łzami! - mruknęła, trąc oczy pięścią.

Elise delikatnie osuszyła policzki Mai.

- Dlaczego? - spytała znowu cichutko. - Dlaczego tak płaczesz?

- Bo jestem głupia i paskudna... i nigdy nie będę mogła spojrzeć ci w oczy... i nikomu

innemu też... powinnam tylko wypłynąć łodzią w morze i skoczyć...

- Przecież patrzysz mi w oczy - uśmiechnęła się Elise. - Nie może być aż tak źle.

Opowiedz mi. Ja jestem wyrozumiała.

- I nie taka głupia jak ja...

- O co chodzi? Nie mogłabyś przecież tak leżeć i płakać z powodu jakiegoś głupstwa.

Jesteś na to za twarda, siostrzyczko.

Maja zerknęła na Elise, szukając śladów szyderstwa w jej twarzy, ale nie znalazła.

- Znienawidzisz mnie - powiedziała ochrypłym głosem. Sama w to wierzyła. Tego, co

zrobiła, się nie wybacza. Tego należało się wstydzić. To był grzech.

- Ja nie umiem nienawidzić - szepnęła Elise. - Chyba że Kristoffera. Naprawdę. A w

gruncie rzeczy nie jest tego wart.

- Ja nienawidzę człowieka, który zastrzelił Mikkala...

- Maja przerwała. Nie powinna tego mówić. To była tajemnica. Ale Elise raczej tego

nie rozpowie. - ... I samej siebie.

- Nie znienawidzę cię. Nigdy - zapewniła Elise, odgarniając ciemne pasmo włosów z

czoła Mai. Maja była tak bardzo podobna do Mikkala. I do Raiji. Kiedyś strasznie jej tego

zazdrościła. Tego, że była dzieckiem ich miłości.

Teraz jej to nie przeszkadzało. Maja zdradziła się, że rodzice wcale dla niej tak mało

nie znaczyli. Że nie była tak pełna pogardy, jak udawała. Elise cieszyło, że jest po prostu

Elise, córką Fredrika.

- Nie mogę nienawidzić mojej siostrzyczki. Nieważne, co zrobiłaś albo zrobisz,

zawsze cię będę kochała. Tego się nie da zmienić. Zawsze będziesz Mają.

- Marią, moją młodszą siostrą.

- Przybraną siostrą - mruknęła Maja.

- Siostrą - powtórzyła Elise uparcie.

- Znienawidzisz mnie!

- Spróbuj! - rzuciła Elise poważnie. - Zobaczysz, że się mylisz. Jesteśmy na zawsze

siostrami. Zawsze byłyśmy. Nie mogę cię nienawidzić. I mam nadzieję, że ty mnie też nie.

- Któż by ciebie mógł nienawidzić? Jesteś taka miła. A ja... - zebrała się w sobie,

spojrzała na Elise i powiedziała: - Chodzi o Simona. Zrobiłam to. Spałam z nim, Elise.

background image

Starsza z dziewcząt nie odwróciła wzroku. Słowa młodszej odbijały się echem w jej

głowie.

Oczy Mai, brązowe z tą miodową otoczką, patrzyły na nią mokre od łez. Elise

wyczytała w nich wszystko: wstyd, smutek, złość, błaganie o przebaczenie...

- Wiedziałam - wyszeptała Maja bladymi wargami. - Mówiłam. Mówiłam, że mnie za

to znienawidzisz. Najgorsze, że zrobiłam to tylko dlatego, żeby odebrać ci to, czego

pragnęłaś. Dostać, zanim ty dostaniesz... Wszystko jest takie głupie i okropne... - Cienkim

głosem poprosiła: - Nie rób tego, Elise! Nie znienawidź mnie!

Elise potrząsnęła głową.

O nieba, jakże wszystko było nierzeczywiste. To chyba nie dzieje się naprawdę! Nie

tego samego dnia! Ale twarz Mai wyraźnie mówiła, że to się istotnie zdarzyło.

- Nie nienawidzę... Tyle wystarczyło. Maja znów wybuchnęła płaczem, objęła Elise i

szlochała w jej ramię, póki nie zabrakło jej łez.

Elise szeptała coś łagodnie, starając się przekazywać Mai ciepło i bliskość.

- Chcesz o tym porozmawiać?

Znów te same słowa, których użył Matti. Ale użycie ich było tak naturalne. Nie

znalazłaby lepszych. Najwyraźniej we włóczędze Mattim Alatalo było więcej życiowej

mądrości, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

- Początkowo go nie lubiłam. - Maja leżała na plecach, wpatrując się po ciemku w

sufit. Zasłaniały na noc okno, bo obie wolały spać w mroku, którego jasne letnie noce nie

zapewniały. - Był pewny siebie i wyniosły, i tak cholernie przystojny... A ja... boję się

ładnych chłopaków. Czuję, że patrzą na mnie i oceniają, że jestem nic nie warta. Byłam

pewna, że i on tak uważał.

Zerknęła na Elise, która oparła się na łokciu i słuchała w milczeniu.

- Kłóciliśmy się jak diabli, gdy tylko mieliśmy okazję. Właściwie stało się to ciekawe.

Odważyłam się patrzeć mu prosto w oczy. Zaczęło mi być wszystko jedno, co o mnie sądzi.

Bo wiedziałam, że jest przystojny. Nie mogłam nie zauważać. Simon jest cholernie ładny. A

on zaczął sprawdzać, jak bardzo to na mnie działa. On niemal flirtował, Elise! A ja siebie

nienawidziłam. Mogłabym go za to zabić. Nikt inny tak się wobec mnie nie zachowywał.

Wiedziałam, że nie robi tego na serio, tylko dla rozrywki... - Drżąc, nabrała oddechu. - Z tego

też zrobił się rodzaj wojny. Aluzje. Poruszanie się na krawędzi przepaści. Zawody, kto

dojdzie dalej. Najpierw on. Potem ja. Nie cierpię przegrywać. No i on był twój, a ja byłam na

ciebie zła. Zła, ponieważ jesteś taka, jaką chciałabym być, a nigdy nie będę. Bo jesteś w

background image

dodatku tak cholernie miła. Pełna wyrozumiałości. No i on tak się tobą zachwycał... Wreszcie

nie wytrzymałam, powiedziałam, że jesteś cnotką...

- A on oczywiście na to, że ty też?

- Skąd wiesz? - Maja aż zamrugała oczami. Elise uśmiechnęła się ze smutkiem.

- To normalne. Oni tak mówią. Ale nie mogłaś tego wiedzieć, moja Maju! Nie

mogłaś...

Maja zacisnęła pięści.

- To był tani chwyt. Sama to wiem. Tani. Ale poszłam na to. A on skorzystał z okazji.

Był gwałtowny i w ogóle, ale też i miły. Pewnie użył całego kunsztu. Jego dłonie wędrowały

wszędzie. Usta... - zamilkła. Nie mogła o tym mówić. - No i stało się. Strasznie bolało. Nic

wspaniałego. On zapadł się potem jak szmaciana lalka, zsunął się ze mnie... no i wtedy zeszła

lawina. Byliśmy jej wdzięczni, że nie musimy na siebie patrzeć. Uciekłam... i wpadłam prosto

na ciebie.

- Kochanie...

- Ale to nie koniec - Maja czuła suchość w ustach, ale musiała dokończyć. -

Wieczorem poszłam tam znowu, miałam cię szukać. Był tylko Simon... Znów to zrobiliśmy.

Ale tym razem było wspaniale. Uśmiechnął się potem i powiedział, że to jest coś, co napraw-

dę umie. Że nie ma mężczyzny wzdłuż fiordu, który byłby w tym lepszy. Może ma rację.

Było naprawdę... dobrze. - Głos jej ochrypł. Zaśmiała się. - Boże, jakże mi głupio! Ale to

było... cudowne. Ale potem okropnie mnie bolało w duszy. Jednak nadal czuję, że robi mi się

ciepło i że... miałabym na to jeszcze ochotę. Pewnie bym to zrobiła. Ale aż coś mi serce

ś

ciska, jak pomyślę, że robię ci tym krzywdę. I że wiem, że nic nie znaczę dla Simona. On

tylko się bawi. Wiem. Powiedział z uśmieszkiem, że nie jestem najgorsza, gdy się zamknie

oczy. I że poleci mnie innym... To takie przykre, Elise. Możesz mi wybaczyć? Nie chciałam

sprawić ci bólu. W głębi duszy. To była głupia zabawa. Nie sądziłam, że wydarzy się coś

poważnego. Ale Simon jest najwyraźniej zbyt dojrzały na zabawy. Nigdy nie chciałam cię

zranić, Elise. Nie chciałam tego...

- Nic mi nie zrobiłaś, Maju, siostrzyczko. - Elise pogłaskała ją po głowie. - To tylko

sobie coś zrobiłaś.

- Czyżby ty i Simon...?

Elise westchnęła. Też opadła na plecy. Obie patrzyły teraz w sufit. Widziały tę samą

ciemność, lecz miały w sobie inne obrazy.

- Byłam zakochana w Simonie. Nigdy nie przypuszczałam, że się mu spodobam. Nie

tak naprawdę. Ja też w duszy się boję. Wiem, że jestem... ładna, i może dlatego nigdy nie

background image

mam pewności, czy chłopak naprawdę mnie lubi, czy tylko chce się pochwalić ładną

dziewczyną. Simon też próbował tego ze mną. Wydawało mi się to cudowne i przerażające

zarazem, i nie potrafiłam poprosić go, żeby przestał. Dopiero tuż przed... Prawie się z nim

pobiłam. Sama myślałam, że jestem głupia, bo on jest moim chłopakiem i ma do tego prawo.

On tak uważał. Ja nie wiedziałam. Czułam, że nie chcę. Mojemu ciału podobało się to, ono

chciało... Ale rozsądek mówił nie. Nie mogłam tego z nim zrobić. Nawet nie podobały mi się

jego pocałunki. Cały czas wiedziałam, że musi być coś więcej. No i nie mogłam, nie mogłam

tego z nim zrobić!

- To dlatego nie wróciłaś do domu?

- Dlatego. Jeszcze ta lawina... To zrobili Matti z Aleksanterim, żeby odstraszyć tych

strażników z osypiska. No i stało się więcej, niż zamierzali. Nadal nie rozumiem, dlaczego

Einarowi i Augustowi nie udało się uciec...

- Codziennie pili - rzuciła Maja sucho. - Mała strata.

- Nie jest dobrze, jeśli ktoś umiera, i to w dodatku z twojej winy...

- Już więcej nie zobaczę się z Simonem - podjęła decyzję Maja. - Nie lubię go. Nigdy

nie lubiłam. I nie jestem w nim zakochana.

- Ja też nie. Ale muszę mu o tym powiedzieć. On jeszcze nie wie. - Nabrała powietrza.

To inne uczucie tak ją przepełniało, że musiała dać mu ujście. - Umiesz dotrzymać tajemnicy,

Maju? Tak wielkiej, że nikt na całym świecie się nie może o niej dowiedzieć?

- Tak. Powierzysz mi swoją tajemnicę? Elise pokiwała głową i uśmiechnęła się w

ciemność.

- Jestem zakochana, Maju. Naprawdę zakochana. Lubię go i uważam, że jest ładny, i

kocham go, i dziwnie się czuję, gdy jest blisko... i to jest wspaniałe i niemożliwe, i niebo i...

może nie powinnam mówić takich słów, ale to jest i piekło.

Maja zrozumiała w przebłysku intuicji.

- Matti - rzuciła. - Jesteś zakochana w wujku Mattim!

- Tak - odpowiedziała Elise marzycielsko. - W Mattim Alatalo.

background image

10

Ranek zastał je jako dwie przyjaciółki. Po raz pierwszy w życiu mogły się tak nazwać.

Maja nie chciała wstawać. Bała się spotkania z rodziną.

- Obawiam się, że zachowałam się wczoraj idiotycznie - wyznała. - Nie mogłam im

jaśniej powiedzieć, co zrobiłam. Rzuciłam to, ot tak. Oczywiście zrozumieli. Nawet Ida. Reijo

spuści mi lanie...

- Bzdury. Nie weszłaś przecież i nie powiedziałaś: „Spałam z Simonem, co wy na to?”

- No nie, ale było to równie oczywiste...

- Przesadzasz. I tak już to wyjaśniłyśmy. A że czujesz się głupio... uznają to za

naturalne. Możesz trzymać się na uboczu. Ja porozmawiam z Simonem.

- On nie...?

- ... rzuci się na mnie? - Elise potrząsnęła głową. - Na pewno nie. Na pewno jest zły,

ale co tam! Matti dał mi świetny pretekst do pozbycia się niechcianych zalotników.

Uśmiechnęła się, szczotkując włosy. Dziś nie splatała ich w warkocze. - Właśnie,

zapomniałam ci powiedzieć... Matti oznajmił Kristofferowi, że jestem mu przyobiecana.

Maja aż usiadła, zaskoczona.

- Matti wiele dla ciebie robi... - stwierdziła powoli z błyskiem w oku.

Elise uniosła ręce w obronnym geście.

- Nie patrzyłabym z ochotą w przyszłość, gdyby nie nadzieja na to, że mogę się do

niego zbliżyć. Ale nie sądzę, że on już jest gotów.

- Hm... - mruknęła Maja. - Nie mów tak, Elise, nie mów... zaczynam się zastanawiać...

Ida też się zastanawiała. Może tylko nie rozmyślała nad tym, co Maja.

- Powiedziała coś? - szepnęła do Elise. - O Simonie? Elise uśmiechnęła się lekko.

Miałaby ochotę zabić Simona, gdyby znalazł się w pobliżu, ale dla dobra Mai powinna

skłamać.

- Przecież wiesz, jak Maja lubi przesadzać, żeby ściągnąć na siebie uwagę?

- Wiedziałam - westchnęła Ida. - Oszukiwała... To może on się mnie dostanie? Bo ty

go już nie chcesz, prawda?

- Dlaczego tak mówisz? Ida zrobiła mądrą minę.

- Już dawno to po tobie widać. Wiem także, kogo chcesz mieć. Nie zaskoczysz mnie...

background image

- O ile będziesz trzymała buzię na kłódkę... - Elise położyła palec na ustach Idy. - I nie

posyłała mi wymownych spojrzeń nad stołem... Jeżeli nie, osobiście przyłożę ci klapsa na

twój zgrabny tyłeczek.

Ida już dawno opanowała sztukę wachlowania rzęsami. Teraz też jej użyła, patrząc na

Elise z miną niewiniątka.

Matti wszedł do kuchni, szurając bosymi stopami. Miał rozczochrane włosy i zaspane

oczy.

- Dobrze się czujesz? - spytał Elise, zatrzymując się przy niej i patrząc badawczo.

Skinęła głową. Z trudem opanowała się, by nie przygładzić mu grzywki. Nadal był

przecież... wujkiem Mattim.

- Co z Mają?

- Nie chce się pokazywać po wczorajszym. Czuje się trochę głupio.

Uniósł brwi.

- Rozumiem. Oszustwo. Była tak przekonywająca... Nie sposób odróżnić prawdy od

kłamstwa. Dobrze, że i tak mało kłamie.

Elise nie odpowiedziała. Przemknęła się obok Mattiego, poczuła ciepło jego ciała... i

nic więcej.

Okruchy, okruchy...

Ale to przecież nic złego, że się w nim zakochała?

Reijo wrócił z połowu, zanim śniadanie stanęło na stole.

- Gdzie się podziewałaś wczoraj? - spytał szorstko Elise. - Maja mówiła, że nie byłaś u

Simona. Za to usłyszałem od niej takie rzeczy, że się zmartwiłem.

- Kłamała. Zielone spojrzenie Reijo dostrzegało więcej niż oczy Idy.

- Jesteś pewna? Rozmawiałaś z nią?

Elise uważała, że to okropne, iż tak łatwo przychodziły jej kłamstwa. Teraz kłamała

całym ciałem: wyrazem twarzy, gestami, nie tylko słowami. I to wobec Reijo, którego tak

wysoko ceniła. Mimo to było to proste...

- Rozmawiałyśmy i płakałyśmy przez połowę nocy, Reijo. Wtedy żadna z nas nie

kłamała. Sądzę, że wiesz, dlaczego wczoraj nie od razu wróciłam. Nie mogłam. To było zbyt

trudne. Pewnie zostałabym tam, gdyby nie Matti.

Reijo milczał i patrzył na nią badawczo. Też coś podejrzewał? Elise wolała o tym nie

myśleć. Czyżby wszyscy dostrzegali prawdę?

Matti również?

- Nie musisz już obawiać się Kristoffera. Matti ma głowę na karku.

background image

- Tak, mówił mi. - Elise odwróciła twarz. - To też ułatwi mi rozwiązanie drugiego

problemu. Tego z Simonem.

- Problemu?

- Głupie, prawda? Dziwnie mi to mówić. Narobiłam tyle zamieszania, wydawało mi

się, że jesteśmy dorośli. Potem odkryłam, że to wszystko była dziecinada. Że Simon to nie to.

Gdybym wiedziała wcześniej, nie byłoby żadnej lawiny...

- To nie twoja wina - rzucił Reijo sucho. - Wydarzył się wypadek. Wszyscy to

potwierdzili. Wypadek, Elise.

- Oczywiście - powtórzyła smutno. - Wypadek.

Reijo chwycił ją za ramię. Nie zwracał uwagi na pozostałych, którzy udawali, że nie

słuchają. Wzrok mieli wbity w stół, ale całą uwagę skupiali na Reijo i Elise. Opiekunie i

wychowanicy. Ojcu i córce.

- To nie było słuszne - rzekł szybko i cicho. - To na pewno nie było słuszne i ja

pierwszy to potępiłem. Wolałbym, żeby się nie wydarzyło. Ale to się wydarzyło. A ty, Elise,

nie powinnaś obwiniać o to Mattiego! On nie chciał, żeby tak się stało, wiemy to oboje. Ja to

wiem. Jestem tego pewien. Ty też powinnaś być pewna.

- Wiem. Rozmawialiśmy o tym...

Matti stanął za dziewczyną, kładąc jej ręce na ramionach i ściskając dla dodania

otuchy. Czuła go za sobą i pragnęła móc się oprzeć o niego, i przyjąć to ciepło i poczucie

bezpieczeństwa, które z niego promieniowało.

- Rozmawialiśmy o tym, Reijo - potwierdził. - I zrozumieliśmy się.

Spojrzał Reijo w oczy - i puścił Elise, jakby się oparzył.

- Naprawdę nie ma już o czym mówić. Obrócone w stronę Elise błyszczące oczy Idy

ś

wieciły niczym gwiazdy.

Wiedziała, co mała o tym sądzi. Ale sama bynajmniej nie miała pewności...

Elise pospiesznie i niezbyt starannie wypełniała swe codzienne obowiązki w kuchni.

Nie było to do niej podobne, ale chciała mieć je szybko za sobą. Nieważne, że coś było

zrobione nie tak jak zwykle.

Gdy wreszcie Maja wyśliznęła się z pokoju, Elise uścisnęła ją.

- Chcę mieć to za sobą - powiedziała cicho, zarzucając chustę na ramiona.

- Jesteś pewna, że nie powinnam z tobą iść? - spytała Maja.

- To, co sobie powiemy z Simonem, nie potrzebuje świadków. Nawet ciebie.

Ruszyła w drogę. Przebiegła przez podwórze obok szop - i zatrzymała się.

background image

Stał koło sauny, oparty o ścianę. Świeżo ogolony, bosy, z rozpiętą kamizelką i czapką

zsuniętą na oczy. Patrzył na nią oskarżycielsko spod ściągniętych brwi.

- Chciałaś iść w góry? - Wskazał głową kierunek, ale nie zbliżył się do niej.

Pokiwała głową. Skrzyżowała ramiona na piersiach i powoli podeszła. Oparła się o tę

samą ścianę, co on.

- Twój ojciec poszedł po ciebie?

- Mhm - mruknął potwierdzająco, kopiąc kępę trawy. Przygryzł dolną wargę. Już nie

był tak pewny siebie jak kiedyś. - Już jest bezpiecznie...

- Tak.

- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - Spojrzał na Elise, starając się pochwycić jej

spojrzenie, ale nie dopuściła do tego. - Przecież nie byłoby trudno powiedzieć, że ktoś inny

już cię złapał. „Wujek Matti”, dobre! Niezły wujek, muszę przyznać!

- To było tak dawno temu... - odrzekła. Nadal było łatwo kłamać.

- Pozwolisz na to?

- Na co?

- Wyjdziesz za niego? Elise wzruszyła ramionami.

- On nie powiedział, że nie chce.

- Myślałem, że to coś dla ciebie znaczy - rzucił Simon z pretensją w głosie. - To

pomiędzy nami. Myślałem, że to było coś innego, coś, co się często nie zdarza. Dziewczęta

takie jak ty spotyka się rzadko... I myślałem, że też taki jestem dla ciebie.

- Może i byłeś - odrzekła kąśliwie. Rzucił na nią szybkie spojrzenie. Westchnął, zsunął

czapkę na tył głowy.

- Przykro mi, Elise. Naprawdę przykro. Posunąłem się za daleko, przyznaję. Ale to

chyba nic złego, że mężczyzna ma ochotę na swoją dziewczynę? W każdym razie na

dziewczynę, o której sądzi, że jest jego?

- Może i nie - odpowiedziała Elise. Przechyliła głowę i spojrzała chłopakowi prosto w

oczy. - Może bym to zrozumiała, Simon. Może bym i darowała, pozwoliła się zagadać i wręcz

poczuć, że sprawia mi to radość. Ale nigdy ci nie wybaczę, że wykorzystałeś Maję! Nigdy,

Simon, nigdy, póki żyję. Ona nic dla ciebie nie znaczy, prawda? Ale nie mogłeś się

powstrzymać...

- Do diabła! - Walnął pięścią w ścianę i znów zsunął czapkę na oczy. Nie chciał

patrzeć na Elise.

- Maja nie zasługuje na takie traktowanie.

- Była całkiem chętna.

background image

- To ty jesteś uwodzicielem. Ona okazała się naiwna. Nie podeszła przecież do ciebie i

nie prosiła o to. To ty, Simon, wszystkim pokierowałeś! Nie wmawiaj mi niczego innego!

- No i co, teraz Reijo wypędzi mnie w góry? Elise potrząsnęła głową.

- Nikt tego nie zrobi, Simon. Ale muszę mieć twoją obietnicę, że już nigdy więcej nie

zbliżysz się do Mai. Nigdy. I do Idy; ani teraz, ani w przyszłości. Nie dotkniesz ich nawet

palcem, słyszysz?

- Dobra. A co z tobą?

Podszedł do niej, zatrzymał się na odległość ramienia. Uśmiechnięty patrzył na nią

tak, jak to on potrafił. Tak, że odczuwało się to jak komplement.

Wskazującym palcem dotknął skroni Elise, przesunął w stronę ucha, ominął je i zsunął

na dół aż do zagłębienia szyi. Podniósł wtedy palec i przesunął nim po ustach dziewczyny.

Elise nic nie powiedziała.

Łaskotało. Wysyłało małe, ciepłe prądy, które przenikały ją całą. Jednak czuła swoją

siłę.

Była w stanie się temu oprzeć.

- Rozumiem - wycofał się. - Widzę takie rzeczy. To rzeczywiście jest „pożegnanie

Simona”. Na szczęście nie muszę chodzić za dziewczynami, które mnie nie chcą. Dużo jest

takich, które przyjmą mnie z radością. Włos nie spadnie z pięknych główek twoich sióstr, Eli-

se. Ani z twojej.

Stała za sauną i patrzyła, jak odchodzi. Nie obejrzał się ani razu.

- To już? - Głos zabrzmiał tak blisko, że Elise aż się wzdrygnęła.

- Co tu robisz? Matti uśmiechnął się i wyszedł zza rogu sauny.

- Podsłuchiwałem. Nie wierzyłem temu łobuzowi, więc postanowiłem pójść za tobą.

Pomyślałem, że może przyda ci się ktoś silny. Na wypadek, gdyby Simonowi nie spodobało

się to, co miałaś mu do powiedzenia. Ale nie było takiej potrzeby.

Popatrzył w kierunku, w którym poszedł Simon. Widoczny już był jako kropka na tle

ś

ciany lasu. Czarna kamizelka i białe rękawy koszuli nad czarnymi spodniami. Głowa była

jasna, bo zdjął czapkę i uderzał nią po krzewach.

- A to drań - stwierdził i usiadł pod ścianą. Elise nadal stała. - Więc Maja nie kłamała.

Dziewczyna potrząsnęła głową.

- Powinien porządnie oberwać. Ode mnie i od Reijo.

- Reijo ma dość kłopotów. Zawsze miał ich za dużo. Teraz już jesteśmy na tyle

dorośli, żeby niektóre sami rozwiązywać. Ten się rozwiązał, i to wystarczy, jeśli chodzi o

mnie i o Maję. O ile Simon będzie się trzymał z dala...

background image

- Inne dziewczyny niech się same martwią o siebie? - spytał Matti, uśmiechając się

krzywo.

- Nie czuję się odpowiedzialna za inne. Nawet nie zamierzam. Nie jestem widać taka

miła, jak sądzą ludzie. Też mam myśli, które nie są ładne.

- Ach, tak? - Popatrzył na nią zmrużonymi oczami. - Opowiedz mi o swoich czarnych,

grzesznych myślach!

- To nie tak, Matti. Nie drażnij się ze mną. Chodziło mi o to, że nie jestem żadnym

aniołem, tylko sobą, Elise. Nie śnieżnobiałą gołąbką, ale i nie grzesznicą...

Rozciągnął usta w jeszcze szerszym uśmiechu.

- Nic na to nie poradzę, dziewczyno, ale wiele bym dał, żeby ujrzeć ciebie jako

grzesznicę...

Elise przewróciła oczami i chciała odejść. Wtedy zerwał się na nogi, złapał ją za

ramiona i przytrzymał. Nadal się uśmiechał.

Elise musiała zamknąć oczy. Z trudem przełknęła ślinę, zanim się do niego odwróciła.

- Nie chciałem cię obrazić, Elise.

- Aha.

Puścił ją. Stał, wpatrując się w każdy szczegół ślicznej twarzy dziewczyny. Widział

otwartość i szczerość w niebieskim spojrzeniu. Była taka młoda. Niewinna. Przez wiele lat

ż

yli obok siebie, ale wtedy istniał pomiędzy nimi wielki dystans.

- Elise... - zaczął, ale reszta słów zawisła w powietrzu, drżąc. Dziewczyna domyślała

się, co chciał jej powiedzieć, a Mattiemu wyleciały z głowy wszystkie piękne słowa, które

uzbierał w myślach w ciągu ostatniej, nie przespanej nocy.

Wtedy mówił wiele. W marzeniach wszystko wydawało się możliwe. Zresztą nie

zachowywał się w nich szlachetnie...

Było w nich więcej.

Dużo więcej.

Ale tego nigdy nikomu nie powie.

Na pewno nie jej.

Reijo chyba się domyślał. Może i wiedział.

Aleksanteri też się domyślał, bo mu czynił aluzje.

On sam zaprzeczał wszystkiemu. I ona nigdy, przenigdy nie powinna się dowiedzieć o

jego zakazanych myślach i wspaniałych, grzesznych marzeniach. Nigdy.

- Elise - zaczął znowu. Jej błękitne spojrzenie zaczarowało go. Nikt nie powinien mieć

takich oczu, w których chciałoby się zatonąć na całą wieczność. Nikt nie powinien mieć

background image

takich ust, przypominających najdelikatniejsze kwiaty letniego poranka, kuszących, zroszo-

nych mgiełką...

Tak, mógł zrozumieć Simona...

Sam zachowywał się jak Simon.

To byłoby takie łatwe...

Dotknąć jej policzka, poczuć pod palcami delikatną skórę... właśnie tak, jak sobie

wymarzył.

Włosy niczym jedwabne frędzle matczynego odświętnego fartucha. Tak samo

miękkie, delikatne...

Usta...

Matti zamrugał i cofnął gwałtownie dłoń.

Boże! Co on zrobił!

Dotknął jej?

Wepchnął ręce do kieszeni. Spojrzał na Elise zrezygnowany. Ujrzał to, czego nie

udało jej się ukryć, i miał ochotę zapłakać. To mogło być możliwe...

- Wiem, co myślisz, mała - powiedział, z trudem dobywając głosu. - Odczytałem to z

twojej twarzy, Elise. Nie umiesz niczego ukryć. Ja wiem, dlaczego było ci trudno z Simonem.

I cieszy mnie to. Może byś wyszła za niego, a dopiero potem odkryła, że on nie jest dla ciebie

właściwym mężczyzną. Jeżeli mój postępek miał temu służyć... Temu, żeby cię

powstrzymać... to nie żałuję. Ale...

- Ale?

Matti westchnął i nie odważył się na nią spojrzeć. Patrzył na ślady lawiny. Jego

lawiny. Jego wyrzutu sumienia.

- Jesteś na złej drodze, kochanie. To też do niczego dobrego cię nie doprowadzi.

Kątem oka dostrzegł, że Elise gwałtownie zamrugała. Nie chciał sprawdzać, czy to

były łzy.

- Ale ty... - zaczęła - ale ty, Matti, ty...

- ... nie jesteś dużo lepszy od Simona, to zamierzałaś powiedzieć?

- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie. - Ale ty... - Policzki jej się zaczerwieniły. Przygryzła

wargę. W oczach pojawił się lęk i bezbronność, w tych oczach, które go prześladowały w

snach, w ciągu dnia i w czasie bezsennych nocy. - Przecież ty też coś czujesz - rzuciła w

końcu niemal ze złością. - Nie tylko ja. Ty też. I nie uważam, by mogło być w tym coś złego.

Pokiwał głową.

- Tak, też coś czuję. Już trudno mi to ukrywać. Ale widzę, co jest w tym złego.

background image

Patrzyła na niego bez mrugnięcia.

- Moje uczucie nie jest tak niewinne, jak ci się może wydawać, Elise. Nie jestem tylko

tym miłym wujkiem, który opowiadał zwariowane bajki i bawił się z wami. Tym razem

byłaby to całkiem dorosła zabawa...

Elise przełknęła ślinę i zaczerwieniła się.

- Nie jestem aż tak różny od Simona, rozumiesz? Zrobiłem to, co on Mai, już wiele

razy. Mógłbym też zrobić to tobie...

- Między nami byłoby inaczej.

- Byłoby? - spytał cicho. - Potem? Myślisz, że mnie znasz, malutka. Ale nie znasz. Ja

siebie znam. Wiem, kim jestem: mężczyzną, od którego powinnaś się trzymać z daleka.

Takim, który sprowadziłby na ciebie nieszczęście, który chciałby wziąć cię w ramiona i robić

z tobą przeróżne rzeczy. Ale nie powinnaś na to pozwolić, dziewczynko. Ten mężczyzna nie

jest dla ciebie, rozumiesz?

Jeszcze się zakochasz, może wiele razy. Wtedy będziesz szczęśliwa, że nie pozwoliłaś,

by sprawy zaszły za daleko. Elise potrząsnęła głową.

- To nie jest tak - powiedziała. - To nie jest tak, jak myślisz. Z tobą jest inaczej.

- Obdarzasz mnie cechami, jakich nie mam - zapewni! stanowczo. - Zrozum to, Elise.

Jestem gorszy od Simona. On jest przy mnie jak białe jagnię. Nie takiego mężczyzny

powinnaś chcieć.

- Takiego.

Matti nie wiedział, czym jeszcze mógłby ją przekonać. Upierała się z taką mocą, że

poczuł pokusę, żeby jej ulec.

Ale wtedy by ją okłamał. Nie można budować przyszłości na kłamstwie. Elise

zasługiwała na coś najlepszego.

A Matti Alatalo nie był najlepszy.

Gotów był jednak ustatkować się u jej boku. To go zaskoczyło. Po raz pierwszy uznał,

ż

e to przy niej chciałby się zestarzeć. Od razu zaczął myśleć o dzieciach. Wyobrażał sobie

córki i synów, jasnowłosych, może z jego brązowymi oczami, z jej uśmiechem, jego

brwiami...

Prawie zapłakał.

To należało do tych tajemnic, którymi się z nikim nie mógł podzielić.

Nie z Elise.

- Jesteś tego pewna, Elise. Może tak teraz czujesz. Ale nie możesz być pewna. Nie

zaczniesz się nigdy zastanawiać, kogo trzymałem w ramionach przed tobą? Nie zaczniesz się

background image

zastanawiać, czy one coś dla mnie znaczyły? Zrozumiesz ten posag mojego narodu, mój

fiński charakter? Będziesz równie pewna, gdy zdradzę cię po raz piąty? Jest we mnie Matti,

którego nie znasz. I nie chcę, żebyś go poznała.

Nie wierzyła mu. Po prostu kochała go.

Gwałtownie objął ją, przycisnął do siebie, spojrzał w oczy - i nakrył jej usta swoimi.

Pocałunek był głodny, poszukujący, twardy. Ten jeden raz. Na zawsze.

Ich języki się splotły, wargi niemal stopiły ze sobą. Oddawała mu pocałunek niemal

tak dziko i gorąco, jak on tego żądał. Jej ramiona obejmowały jego kark, całym ciałem

przywarła do niego...

Matti wyrwał się. Musiał się wyrwać.

Stał drżący i patrzył na nią.

- To niemożliwe, Elise. Niemożliwe. Ja chcę czegoś innego niż ty. Chcę więcej.

Rozumiesz?

- Nie wierzę ci - powiedziała. - Uważam, że oszukujesz siebie. Sądzę, że chcemy tego

samego.

Oszołomiony, potrząsnął głową.

- Wyjadę stąd. To się nie uda. Ja cię zniszczę. Jestem tylko nędznym Kwenem. A ty

jesteś... dziką różą. Nie chcę cię złamać.

- Wrócisz?

- Może.

- Obiecaj, że wrócisz. I wtedy powiesz mi to, co teraz. Może wtedy uwierzę.

- Zapomnisz o mnie.

- Wrócisz? Matti śledził wzrokiem mewę.

- Pewnie tak. Wiedział to. Nie mógł nie wrócić. Tylko jej widok sprawiał, że chciało

mu się żyć.

I może wtedy będzie umiał lepiej kłamać. Choć tacy jak on nie powinni zrywać

dzikich róż...

background image

11

Matti nie rzucał słów na wiatr. Odszedł. I tym razem z Aleksanterim.

- Nie przypuszczaliśmy, że długo zagrzejecie tu miejsca - stwierdził Reijo. Rozumiał

Mattiego i uważał, że słusznie czyni. Elise tak nie uważała.

- Wrócisz - powiedziała, pewna swojej racji, gdy Matti ściskał jej dłoń nieco zbyt

długo.

- I mam nadzieję, że zastanę cię z jakimś brzdącem na ręku.

- Jak bym mogła? - rzuciła, nie spuszczając z niego wzroku. - Przecież to tobie jestem

przyobiecana.

- Możesz uważać się za zwolnioną z tej obietnicy - odparł. Nie uściskał jej na

pożegnanie, choć Idę i Maję tak. To były jego siostrzenice.

Wolałby potraktować dziewczęta jednakowo, ale teraz nie mógł postąpić inaczej.

- Idziemy na południe - rzekł Aleksanteri. - W rodzinne strony. Nie zaszkodzi

sprawdzić, jak się mają w naszej starej Finlandii.

- Pamiętaj - szepnął Matti do Elise - róże potrzebują opieki. Wiesz przecież.

Dziewczyna odpowiedziała w ten sam sposób:

- Dzikich róży to nie dotyczy. Rosną wszędzie i znoszą wszystko. Nawet brak opieki.

- Co to za gadanie o kwiatach! - Santeriemu pilno było ruszać w drogę. - Wrócimy,

kiedy zakwitną lodowe kwiaty na szybach. Może na jarmark.

Pięć miesięcy, pomyślała Elise. Przeżyję. Pięć długich miesięcy. Zobaczy, że to ja

miałam rację. Że czuje to samo, co ja. Że to, co czuję, jest prawdziwe i słuszne. Kiedy wróci,

już mnie nie opuści.

Lato było piękne. Trawa została skoszona i schła na stojakach, żółknąc z upływem

czasu.

Nieliczne poletka zboża zaczynały dojrzewać pod pieszczotą słońca świecącego przez

całą dobę.

Kristoffer przestał ich odwiedzać. Ludzie mówili, że w ogóle rzadko gdzieś wychodzi.

Nie miał już nikogo po śmierci bratanków. A ci wyżej postawieni, o których względy tak dbał

przez całe lata, nie okazali się prawdziwymi przyjaciółmi.

Nie był im potrzebny.

Simon wciąż się nie żenił. Plotkowano o nim, łącząc go to z jedną, to z inną

dziewczyną. On też nie przychodził już na cypel.

background image

Knut był rozżalony. Chłopcy, którzy mu imponowali, nie chcieli się z nim zadawać.

Wiedział, że to sprawka Simona.

Tak jakby to była jego wina, że jego siostra jest ciut pomylona. A zresztą Elise nie

była wcale jego siostrą. Ale i tak musiał cierpieć.

Elise nie chodziła już na tańce. Trzymały się razem z Mają, miały swoje sekrety. Knut

czuł się odsunięty na bok. Maja zwykle trzymała z nim, a teraz niby miał mieć za

towarzyszkę tę smarkulę Idę! On, niemal tak dorosły jak Maja i Elise!

To było długie lato.

Reijo czuł się stary.

Lato przeszło w jesień. Siano sprzątnięto do stodoły. Trzeba już było zegnać z gór

owce przed zimą. Las i góry szczodrze dzieliły się z ludźmi swoimi darami, lecz należało się

przedtem napracować.

Reijo i Knut poszli po owce. Ida wybłagała, żeby ją zabrali. Chodziła szybciej niż

ojciec i brat, więc, choć niechętnie, zgodzili się.

Przez pewien czas towarzyszyły im Maja i Elise. Miały zbierać jagody i maliny

moroszki.

- Myślisz, że wrócą? Matti i Santeri? - spytała Maja, gdy już zostały same.

Elise w zadumie włożyła do ust dojrzałą moroszkę.

- Przecież obiecał? Nie powiedział co prawda kiedy, ale Aleksanteri wspomniał o

jarmarku. Matti wolałby raczej zaczekać, aż będę stara i brzydka.

- ... i z mężem i dziećmi - dodała Maja, zmuszając się do uśmiechu. Brzmiało to tak

ponuro, że Elise popatrzyła na nią uważnie. Maja dużo przebywała na dworze, policzki miała

opalone. Ale jednocześnie wydawała się chorobliwie blada.

I schudła. Zawsze była szczupła, a teraz to już jakby jej nie było.

Maja umknęła przed nią wzrokiem. To się wcześniej nie zdarzało Elise przepełniło

niedobre przeczucie, że coś jest nie tak. Że powinna była już dawno coś zauważyć...

- Chyba nic złego się nie stało?

Maja spuściła głowę. Skubała jagody. Dłonie wykonywały bezwiedne ruchy: szukały

jagód, zrywały je z gałązki, wrzucały do koszyka...

- Stało się. Skinęła głową.

Potem podniosła wzrok. Nie płakała. Już wiele łez przelała w samotności, chodząc po

lesie. Teraz tylko piekło ją pod powiekami.

- Jest całkiem źle - powiedziała słabym głosem. - To mnie Matti spotka z dzieckiem na

ręku.

background image

- O Boże! - westchnęła Elise. - Wielkie nieba! A więc to tak...

Wszystko nagle zaczęło się zgadzać. Zyskało sens. Patrzyła teraz na Maję i nie miała

pojęcia, jak mogła być tak ślepa. Przecież to oczywiste. A ona była bliżej Mai niż ktokolwiek

inny. Powinna się domyślić! Szybciej niż pozostali.

- Cholerny Simon! - Elise rzadko przeklinała. Tym razem jednak czuła taką potrzebę. -

Jesteś całkiem pewna?

Maja skinęła głową.

- Już trzy miesiące nie krwawiłam - rzuciła gorzko. - Nie można być bardziej pewnym.

I wyczuwam twardą kulę...

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Policzyła w myślach. Wtedy był czerwiec, teraz

jest koniec września. Trzy miesiące. Zostało jeszcze pół roku...

- Co zamierzasz? Klęczały obok siebie, dwie małe kobietki. Dzieliły tajemnicę, o

której chciały sądzić, że nią pozostanie.

- Czekać - rzuciła Maja twardo. - Nie mogę zrobić nic innego, prawda? Mieć nadzieję,

ż

e Reijo nie wyrzuci mnie z domu. Najgorsze, że... - Zamilkła na chwilę. - Rozmawiał ze

mną. Tego ranka, wiesz. Sam na sam. Pytał, czy nie ma nic prawdy w tym, co gadałam

poprzedniego wieczora. Odpowiedziałam mu, że mogłabym kłamać przed każdym innym, ale

nie przed nim. Przysięgłam, że nic się nie zdarzyło. Że tylko chciałam się popisać. - Zaśmiała

się gorzko. - A teraz wszystko wyjdzie na jaw.

- Zioła Raiji... - powiedziała Elise z wahaniem. Napotkała spojrzenie Mai.

- Sądzisz, że o tym nie myślałam? - spytała. - Próbowałam. Starałam się wyobrazić

sobie, które to mogłyby być. O tym Ravna nam przecież nic nie mówiła. Ale próbowałam.

Robiłam wszystko, żeby się tego pozbyć. Biegałam, skakałam, wspinałam się, turlałam ze

zboczy... To nie chce odejść.

- Musisz powiedzieć Reijo.

- Łatwo ci mówić. To nie ty masz przyprowadzić bachora. W dodatku bez żadnego

zalotnika ukrytego za rogiem domu. Nie ma nic godnego pochwały w ściągnięciu wstydu na

rodzinę.

- Reijo zrozumie - obstawała przy swoim Elise. - On nie jest zwykłym ojcem. Będzie

cię wspierał i stał po twojej stronie. Tak jak ja. I jak my wszyscy.

- Zawiodłam go - odrzekła Maja. - Przyłapie mnie na kłamstwie. Nigdy wcześniej mu

nie skłamałam. To niemal gorsze niż dziecko. Samo dziecko to i tak kłopot. Nie chcę go. Nie

chcę żadnego dziecka. Moje życie jest wystarczająco poplątane. To koniec wszelkich nadziei.

background image

Już teraz trudno mi z moją twarzą znaleźć męża... Jeszcze gorzej będzie, gdy urodzę dziecko.

Dodatkowa gęba do wykarmienia. Żywy dowód na to, za kogo mogą mnie brać...

- My wiemy, kim jesteś, Maju. Będzie ci trudno. Ale Reijo musi poznać prawdę.

Powiesz mu to - albo ja mu powiem.

- Ale ja wybiorę moment.

- Jak chcesz. Ale nie czekaj zbyt długo.

Maja uśmiechnęła się gorzko.

- To i tak ma swoje granice. Wkrótce nikomu nie będę musiała mówić, bo sami

zobaczą. Tak, Reijo powinien się o tym dowiedzieć, zanim zauważy. Jestem mu to winna. Ale

nie masz pojęcia, jak bardzo się boję. Wolałabym umrzeć...

- Nie wolno ci w ten sposób myśleć! - Elise była przerażona. - Nie wolno ci tak

mówić. Chyba tego nie próbowałaś, co?

- Zabić się? - Maja podciągnęła w górę kąciki ust. Sprawiało to nieskończenie smutne

wrażenie. - Po raz pierwszy sturlałam się ze zbocza nie tylko po to, aby pozbyć się dziecka.

Chciałam skończyć ze sobą, zanim cokolwiek wyjdzie na jaw. - Wzruszyła ramionami. -

Spódnica zaczepiła się o korzeń i wisiałam na nim wychylona nad urwiskiem. Poczułam, że

słabo mi się robi od patrzenia w dół, i wczołgałam się z powrotem. Chyba nie było mi to

pisane tego dnia.

Elise słuchała, coraz bardziej blednąc przy każdym słowie Mai.

- Nie wolno ci tego zrobić! Będę cię śledziła, jeśli tylko zacznę podejrzewać, że znów

myślisz o tym. Nie chcę cię stracić, Maju! Nie możemy cię stracić! Reijo też nie. On nie

będzie się aż tak gniewał. Mogę pójść z tobą, gdy zechcesz z nim porozmawiać.

- Zrobię to sama - rzuciła Maja spokojnie. - To jedna z tych rzeczy, której muszę

stawić czoło w pojedynkę. Sama nawarzyłam tego piwa, no, może z pomocą Simona... Ale to

moja sprawa.

- Simon... - zamyśliła się Elise.

- Nie powiesz mu ani słowa. - Maja dostała wypieków. - Obie wiemy, kim dla niego

byłam. Co znaczyły te dwa razy. Nie chcę, żeby o tym wiedział, Elise. Wolę rozpowiedzieć,

ż

e to dziecko Santeriego, niż żeby Simon wiedział, że jego.

- Nie będzie się tym chwalił - rzekła Elise sucho. - I tak jest szczęśliwy, że nikt się nie

domyśla. Na pewno zrozumie, gdy prawda wyjdzie na jaw. Ale nie przyjdzie zaofiarować ci

swojej pomocy. Czy to nie okropne, jak łatwo mężczyznom uciec od odpowiedzialności?

- Nie chcę pomocy Simona!

- Masz na siebie uważać. Żadnych nowych prób pozbycia się dziecka! To szaleństwo!

background image

Sprawa nadal pozostała ich tajemnicą. Maja odkładała rozmowę z Reijo. Elise

naciskała. Maja była uparta, chciała sama wybrać odpowiedni moment.

Elise strasznie się bała, że wreszcie to dostrzegą. Poznają prawdę. Ona wiedziała - i

widziała. Było wręcz niewiarygodne, że nikt niczego nie zauważył.

Maja sprytnie się maskowała. Szerokie spódnice i fartuch ukrywały brzuch. Przestała

chodzić rano przy wszystkich w koszuli nocnej.

Listopad. Zbliżał się jarmark, ale Elise nie zastanawiała się, co jej przyniesie. Każdy

nowy miesiąc oznaczał teraz zbliżanie się daty rozwiązania.

Chciała ochraniać Maję, ukryć ją tak, żeby nikt nie mógł z niej szydzić.

Wiedziała jednak, że to niemożliwe. Świat, w którym żyły, nie pozwoliłby na to.

Elise zaczęła się bać. Schudła. Maja, przeciwnie, nabrała ciała. Knut powiedział

nawet, że znów jest „tą dawną Mają”.

Czyżby byli aż tak ślepi?

Elise lubiła ciepło obory. Często obrządzała wieczorem zwierzęta. Nosiła im karmę i

zmieniała ściółkę. Mówiła do nich wtedy, klepała po grzbietach. Obcowanie ze zwierzętami

napełniało ją spokojem. Im wystarczało tylko jedzenie i opieka. Żyły tak prosto. Zjeść, wydać

na świat potomstwo...

Może i ludzie tak powinni żyć, zastanawiała się czasem. I za każdym razem przeczyła

sobie. Na pewno nie chciałaby wieść życia owcy!

Drzwi skrzypnęły, gdy już prawie kończyła obrządek. Reijo nie miał lampy,

zauważyła, że nie włożył kurtki.

- Chcę z tobą porozmawiać, Elise. I odpowiedz mi szczerze.

Podniosła się. Wiedziała, o co ją spyta, a przecież wiązała ją obietnica. Jednak nie

chciała mu kłamać.

- Coś złego dzieje się z Mają.

Pokiwała głową, patrząc na swoje dłonie. Były czerwone. Jeden paznokieć miała

złamany.

- Wiesz, co jej jest? Znów pokiwała głową.

- Czy to jest to, co przypuszczam?

Dopiero wtedy spojrzała na niego. Zadziwił ją własny głos, który brzmiał tak pewnie,

choć czuła się jak mała dziewczynka przyłapana na psocie.

- Musisz sam z nią porozmawiać, Reijo. Obiecałam jej, że to ona ci powie. Że ja nie

zrobię tego wcześniej.

Reijo zamknął oczy i oparł się o drzwi.

background image

- Jak długo zamierza czekać? Aż do pierwszych bólów?

- Myślę, że ona nie wie, jak ma ci to powiedzieć. Chce, ale boi się, jak zareagujesz...

- Boi się mnie? - spytał smutnym głosem. Oczy miał teraz niemal tak ciemne jak

Matti. - Przecież nie powinna się mnie bać.

- Tu chodzi też o nią. Ona się wstydzi. Nie może się pogodzić z tym, że ci skłamała.

Pokiwał głową. Zrozumiał.

- Muszę z nią porozmawiać...

- Nie bądź dla niej surowy!

- Czy tak mnie oceniacie? Czy kiedykolwiek byłem dla was surowy?

- Nie.

- No właśnie. Teraz też nie będę. - Nabrał powietrza. - A co z tym łobuzem?

- Porozmawiaj z Mają! - poprosiła Elise. Dokończyła robotę. Ale nie weszła do domu.

Reijo miał rozmawiać z Mają, a ona musiałaby odpowiadać na pytania Idy i Knuta. Tego by

nie zniosła.

Przeszła do stodoły. Wywiesiły tam pranie, bo padało. I nie zabrały jeszcze do domu.

Jedna ze spódnic Mai była tak sucha, że można ją było włożyć. Wisiał też jej prawie

suchy kaftan. Wciągnęła go na koszulę. Ważne, że nie pachniała już oborą.

Maja będzie na nią zła.

A niech tam!

Elise myślała o tym od dawna. Wiedziała, co ma powiedzieć i jak.

To było coś, co musiała zrobić.

Odwilż wyślizgała ścieżki. Śnieg stopniał, białe spłachetki leżały tylko pomiędzy

drzewami.

Biegła, gdzie to było możliwe. Starała się zachować ostrożność. Tylko tego

brakowało, żeby sobie teraz połamała ręce czy nogi!

- Cholerna odwilż! Cholerny Simon! Do diabła z mężczyznami!

Droga zabrała jej więcej czasu, niż myślała. Już jakiś czas temu chodziła tymi

ś

cieżkami. Od dawna nie miała do załatwienia żadnych spraw we wsi.

Domy były małe i szare, lekko pochylone od wiatru. Ale mimo to były to domy, a nie

lepianki. Reijo opowiadał o czasach, gdy w tej osadzie tylko jego ojciec mieszkał w domu.

Ludzie zgrzytali zębami z zazdrości, że ten piekielny Kwen nie mieszka w lepiance jak inni!

Dom Anttiego Kesaniemi nadal stał solidny, ale nie był już jedyny.

Ś

wiatło lampy przenikało przez mały otwór.

background image

Elise zebrała się na odwagę i weszła na schody. Długo stała, zanim podniosła rękę,

ż

eby zapukać.

Zrobiła to tak słabo, że sama niemal nic nie usłyszała. Przełknęła ślinę. Przeczesała

ręką włosy, starła niewidoczną plamkę z nosa i znów zapukała.

Tak mocno, że ją usłyszeli. Poproszono, żeby weszła.

Ciężkie drzwi otwierały się powoli. Mimo że była niewielkiego wzrostu, musiała

pochylić kark, żeby wejść do izby.

Ojciec, trzy siostry, matka...

Nigdy wcześniej tu nie była. Nie przychodziła po Simona. Mogliby pomyśleć, że

biega za chłopakami...

- Cóż za rzadki gość! - Artur chciał podnieść się ze swojego krzesła i zaproponować

jej, żeby usiadła.

Elise pokręciła głową i miała nadzieję, że się nie zarumieni.

- Nie mogę długo zostać - powiedziała szybko. Nie poznawała własnego głosu. Bardzo

chciała mieć to już za sobą, wrócić do domu i nie przychodzić tu więcej. - Chciałam

porozmawiać z Simonem. Ale chyba go nie ma?

- O, nie, jest w oborze. Musi coś robić w zamian za utrzymanie - odpowiedział ojciec.

- Biegałby tylko za dziewczynami. Pójść po niego?

- Dziękuję, sama pójdę. - Już się odwróciła w progu. - Dobranoc wszystkim!

Nie zastukała do drzwi obory. Wobec Simona nie musiała chyba być uprzejma!

Chłopak przenosił właśnie siano dla krowy i tuzina owiec. Elise patrzyła na niego z boku. Był

silny i przystojny. Wąsy, z których był taki dumny, zgolił. Czyżby nie podobały się którejś z

dziewczyn? Chrząknęła, żeby zwrócił na nią uwagę.

Oczy niemal wyszły mu z orbit. Uśmiechnął się szeroko. Był ładniejszy bez zarostu.

Elise wydawało się przez chwilę, że rzuci wszystko i podejdzie do niej. Ale opanował się.

Powstrzymała go duma.

- No, no - powiedział tylko. - Kto by przypuszczał... Podeszła bliżej. Stanęła za krową,

poklepała ją. Była dla niej niczym tarcza.

- Musiałam przyjść - rzekła. - To ważne. Jak się masz? Wzruszył ramionami. Nie

patrząc na nią, w ciszy rozdzielał siano. Zatrzymał się, gdy skończył. Spojrzał na Elise.

Sięgnął po stołek i uroczyście usiadł.

Jej tego nie zaproponował.

Kiedyś takie zachowanie wystarczyłoby Elise, żeby się śmiertelnie obraziła. Teraz

musiała załatwić ważniejsze sprawy.

background image

- Chyba nie przyszłaś tu po to, żeby się dowiedzieć, jak się czuję - powiedział

spokojnie. - Twój wujek naprawdę cię zostawił? Nie wróci?

- Masz teraz kogoś, Simon?

Uśmiech był ten sam. Uwodzicielski. Tak naprawdę nie było w tym chłopaku nic

złego. Może tylko nie brał pod uwagę uczuć innych ludzi.

- Raczej nie - zaśmiał się. - Zafundowałem sobie trochę spokoju. Kobiety na dłuższą

metę są męczące.

- Może lepiej przyznaj, że wokół fiordu trudno już znaleźć taką, która by nie znała

twoich sztuczek.

- Cóż... Zawsze byłaś mocniejsza w gębie, Elise. Chcesz, żebym wrócił?

- Za żadne skarby!

- Niezła odpowiedź. To dlaczego przyszłaś?

- Czy nic cię nie... wiąże?

- O co, u diabła, ci chodzi? - Podejrzliwie ściągnął brwi. - Może jestem głupi, ale nie

rozumiem, do czego zmierzasz.

Opuściła bezpieczne schronienie za krową i podeszła do niego. Stanęła obok,

trzymając się mocno poprzeczki zagrody.

- Będziesz musiał się ożenić, Simon.

- Co?! Cholera, dziewczyno, co to za żarty? - Skoczył na równe nogi, stanął przed

Elise, wpatrując się w jej twarz. Był coraz bardziej zły, zwłaszcza gdy zrozumiał, że ona

mówi serio. Była całkiem poważna. I może trochę przestraszona? - W coś się wplątałaś?

- Nie ja, Simon. Ty.

Patrzyła na niego, jakby zmuszając, żeby zrozumiał. Musiał sam się domyślić! Chyba

nie był aż tak głupi!

Krążył po oborze jak rozwścieczony byk. Owce zaczęły się niepokoić, pobekiwać.

Elise wiedziała jednak, że coś zaczyna mu świtać.

Zerwał z głowy czapkę. Potarł czoło brudną ręką. Spojrzał na nią, zdesperowany.

- Nie ma mowy!

- Maja jest w ciąży - powiedziała spokojnie. On nie zdoła wyprowadzić jej z

równowagi. Nie zmusi jej do wycofania się. - To twoje dziecko.

- U diabła, nie!

- To już piąty miesiąc. I ty, i ja wiemy, że byłeś jej jedynym.

- Nie mogę tego wiedzieć.

background image

- To twoje dziecko - powtórzyła Elise. - Twoje, Simon. Nie może zostać sama z

dzieckiem. Dziecko to także twoja sprawa.

- Wysłała cię? Elise pokręciła głową.

- Maja jest dumna. Nie chce cię. Niczego nie chce od ciebie. Nawet nie chce zdradzić,

ż

e to ty jesteś ojcem.

- No oczywiście - Simon zrobił przepraszający gest. - Świetnie! Więc po co tu

przyszłaś? Ja też nie zamierzam się tym chwalić. Nikt się nie dowie prawdy. Wszyscy będą

szczęśliwi.

- I tu się mylisz! - Ton głosu Elise był niczym świeżo naostrzony sierp. - Ja nie będę

siedzieć cicho. Wszystkim o tym opowiem. Wszystkim, którzy będą chcieli słuchać. Reijo.

Nie spodoba mu się to. - Nabrała powietrza. - A twój ojciec? Myślisz, że się ucieszy? Czy nie

lepiej będzie, jeśli ożenisz się z Mają, udając, że to twój pomysł? Czy wolisz, żeby wieś się z

ciebie śmiała jeszcze przez długie lata, wspominając, jak to Simon Bakken musiał się ożenić,

ż

eby zadośćuczynić dziewczynie, której zrobił dziecko?

Spojrzał na Elise.

- Naprawdę masz taki zamiar? Energicznie pokiwała głową.

- Możesz być pewien!

- Pięć miesięcy, co? Potwierdziła.

- Zostaniesz ojcem na wiosnę, Simon. To chyba będzie ładne dziecko.

Przez jego twarz przemknął uśmiech, ale zaraz znikł.

- Dlaczego dopiero teraz przyszłaś? Musiałaś o tym wiedzieć już jakiś czas.

- Rozmawiałam dziś z Reijo. Zbladł.

- Wie o mnie? Elise z trudem ukryła uśmiech.

- Maja nie powiedziała tego wprost. Wtedy jednak prawie się wygadała. Wszyscy

zaczęli się domyślać, co się stało. Chyba Reijo się doliczy, mimo że stanowczo zaprzeczała.

- No tak... - Simon oparł ręce na tej samej poprzeczce co ona. - Mam szczęście, co?

Ale ona jest lepsza, niż się sądzi po pierwszym spojrzeniu. Ma olej w głowie. I nie jest

całkiem brzydka.

- To twoje dziecko. Tylko to się liczy - rzuciła Elise sucho.

- Chyba nie oczekujesz, że się od razu zdecyduję?

- Nie, oczywiście. Pomyśl nad tym, jak długo zechcesz. - Elise ruszyła w stronę drzwi.

Na odchodnym powtórzyła słowa Reijo: - Tylko nie czekaj do pierwszych bólów!

background image

12

Reijo nie było, gdy Elise wróciła. W domu panowała cisza. Ida i Knut siedzieli

bezczynnie na ławie. Maja w fotelu.

- Straciłaś przedstawienie - rzuciła Maja, blada.

- Okropnie było?

Spojrzenie Mai starczyło za odpowiedź.

- Gdzie on jest?

Knut skinął głową w stronę okna.

- Wypłynął. Nic nie powiedział.

Maja gryzła palce. Widać było, że płakała. Elise usiadła na poręczy fotela i objęła ją

ramieniem.

- Ale przynajmniej masz to za sobą.

- Najgorszy był zawód, jakiego doznał - rzekła Maja. - Nie zrobił nic z tego, co by

zrobili zwyczajni ojcowie. To nie było przesłuchanie. Spytał tylko, czy jego przypuszczenia

są słuszne. Nie mogłam zaprzeczyć. Spytał jeszcze, czy sama tego chciałam, czy to może

był... gwałt. - Wykrzywiła się do swojego odbicia w szybie. - Nie można tego nazwać

gwałtem. Powiedziałam mu, że ojciec dziecka nic nie wie i że się nie dowie. Odparł, że

będzie mnie wspierał. Ale że nie spodziewał się tego po mnie. Myślałam, że umrę pod jego

spojrzeniem. Poza nim nikt na całym świecie nie potrafi wzbudzić we mnie wyrzutów

sumienia samym tylko spojrzeniem. Tylko on.

- Będzie dobrze! - pocieszyła Elise.

- Żeby mu się tylko nic nie stało! - Maja była niespokojna. Wstała, zarzuciła szal i

ruszyła w stronę drzwi. - Zobaczę, gdzie jest. Dam sobie radę. Nikt nie musi mnie prowadzić,

jestem zdrowa i silna. Nie jestem chora, mam tylko dziecko w brzuchu.

- Że też nic nie powiedziałaś! - Ida rzuciła się na Elise jak jastrząb. - Wiedziałaś cały

czas i nic nie pisnęłaś!

- Nie pozwoliła mi. Knut walnął pięścią w stół.

- Jestem tak wściekły, że mnie roznosi. Może się to jej nie spodoba, ale własnoręcznie

zadbam o to, żeby tatuś dziecka nosił siniaki aż do świąt! Stłukę go tak, że nie będzie

wiedział, jak się nazywa!

- Dasz radę? - spytała Ida niewinnie. Elise zażegnała awanturę.

background image

- Nie spiesz się! Może ten Simon nie jest taki zły... Uśmiechnęła się lekko. Coś

pozwalało jej wierzyć, że w głębi duszy Simon był dobry. Czy to prawda, czas pokaże.

- Byłaś tam! - Ida szybko wyciągała wnioski. - Powiedziałaś mu, prawda? Jak

zareagował? Założę się, że odmówił. Nie nadąży ze zliczeniem tych swoich dzieci. Pewnie

ma ich gromadkę, nie?

- Mam nadzieję, że naprawi sytuację. Zaproponowałam mu to.

- Simon? - Knut przewrócił oczami. - Nie uwierzę, zanim nie zobaczę. No i nie wiem,

czy to pomoże z takim uparciuchem jak Maja, nawet jeśli przyjdzie tu i będzie błagał na

kolanach.

- Ona jest rozsądna - stwierdziła Elise. Wierzyła, że przekona Maję. - Zobaczymy, czy

Simon też.

Mijały tygodnie. Sprawy wróciły do swego normalnego rytmu. Zwyczajne dni toczyły

się jeden po drugim.

Maja zachowywała się jak przedtem. Rosło w niej nowe życie, ale nie zmieniało to jej

przyzwyczajeń.

Zbliżał się jarmark. Była sobota. Reijo zajął się wietrzeniem skór, które zdobył od

czasu poprzedniego jarmarku. Dawały trochę grosza.

Chciał, żeby Matti już wrócił. Na powrót Raiji przestał liczyć. Teraz Matti oznaczał

dla niego dorosłą osobę, z którą mógł porozmawiać. Zrozumiał, że nie powiodło mu się

wychowanie dzieci.

Czegóż innego mógł zresztą oczekiwać - nie zaznały one zbyt wiele matczynej opieki.

Właściwie cieszyło go, że Raija nie wiedziała, co się z nimi dzieje. Nadal czuł ogromny

zawód z powodu sprawy Mai. Nadal nie był w stanie nazwać tego po imieniu. Nazywał to

„sprawą”.

A wiązał z nią tyle nadziei!

Jeśli miałby wyróżnić któreś z dzieci, to byłaby to Maja.

No i stało się... to.

Czyżby nadmiernie chronił ją przed życiem? Przed tym, co mogło przynieść?

Wydawało mu się, że nie.

Zawsze ją kochał, ale widać było w niej coś, czego się nie spodziewał.

Ojciec niekoniecznie zna w pełni swoje dzieci. Nawet dobry ojciec. Ale on oskarżał

siebie. To była częściowo jego wina. Nie mógł znieść tej myśli.

Stał w szopie, przytłoczony ciężkimi myślami, i nie mógł zrozumieć, dlaczego to się

wydarzyło.

background image

Dlaczego Maja?

Elise była spostrzegawcza. Zauważyła go, gdy tylko wyszedł z zagajnika. Widziała,

jak wolno mu się szło, jak starał się opóźnić marsz, jak walczył ze sobą... Rozumiała, że było

mu trudno.

Ale wokół serca zrobiło jej się ciepło. Nie dała tego po sobie poznać.

Z wahaniem i cicho zastukał w drzwi. Elise przyjaznym tonem zawołała „proszę!”.

Widać było, że nabrał pewności.

Nigdy wcześniej nie miał tak gładko przyczesanych włosów. Był świeżo ogolony,

niemal dawało się dostrzec ślady po brzytwie. Pot perlił mu się na czole.

- Usiądź, proszę - zaprosiła uprzejmie. Maja nic nie powiedziała, tylko popatrzyła na

niego wilkiem. Nie pomogło mu to.

Odchrząknął, nadal stojąc. Wzrokiem błagał Elise o pomoc. Nic nie mogła poradzić na

to, że mu współczuła.

- Jest Reijo? - spytał ochryple. - Chciałem z nim... porozmawiać. Ale jeśli nie ma go w

domu...

Widać było, że najchętniej by uciekł. Elise rezolutnie popchnęła gościa w stronę ławy.

- Siadaj, Simon. Pójdę po niego.

- Mam zostać z tym tutaj? - Palec Mai wskazywał na chłopaka. Usta miała zaciśnięte,

ale Elise dostrzegła, że ich kąciki drżą.

Simon zerknął znad czapki, którą miętosił w dłoniach. Nie czuł się najlepiej. Wzrok

zatrzymał się na talii Mai. Można już było coś zauważyć, ale nadal dobrze to maskowała.

Z trudem przełknął ślinę.

- Przecież nic ci nie zrobię - powiedział, siląc się na dowcip. - To już przecież się

stało...

- Chętnie bym cię zabiła! - Maja odwróciła się plecami. Były proste niczym świeżo

wyheblowana deska.

Elise nie zdążyła z nią porozmawiać, jakoś się nie złożyło. Powiedziała jej tylko, że

była u Simona i że zawiadomiła go o dziecku. Nie wspomniała jednak o tej drugiej sprawie...

- Przykro mi. Pewnie tak samo, jak i tobie.

- Tak, przekonałeś mnie - zaśmiała się Maja gorzko. - To nie ty przez to przejdziesz.

To nie twój krzyż i biodra to wynoszą. Nie twój brzuch będzie sterczał ludziom w oczy. Nie

ty urodzisz to dziecko, nie u ciebie będzie rosło. Tak, Simon, chyba rzeczywiście masz rację!

Wybuch Mai sprawił, że spojrzał jej w twarz.

Elise poszła po Reijo. Ida sprzątała w spiżarni. Knut był w saunie.

background image

Simon i Maja mierzyli się spojrzeniami. Żadne nie uciekło wzrokiem. Oboje byli

uparci. Żadne nie chciało okazać słabości wobec drugiego.

- Dlaczego przyszedłeś? - spytała. - Nie jesteś tu mile widziany. A jeszcze za wcześnie

oglądać swoje dzieło.

- To też moje dziecko.

- Jesteś pewien? - szydziła. Rzucił czapką o ziemię. Zerwał się na nogi i złapał

dziewczynę mocno za nadgarstki. Patrzył jej prosto w oczy.

- Nie kłam, Maja! To moje dziecko. Oczywiście, że jestem pewny. To cholerny pech

dla nas obojga, ale już się stało. I to jest nasze dziecko. Nie tylko twoje. Nie uda ci się

odebrać mi mojego syna!

Maja uwolniła się z jego uścisku.

- Równie dobrze może urodzić się córka.

- Nie będzie przez to mniej moja.

Stała obok paleniska z rękami na biodrach, obserwując Simona zmrużonymi oczami.

- Sądziłam, że będziesz się zapierał do upadłego. Dlaczego tego nie robisz? Po co tu

przychodzisz i powtarzasz, że to twoje dziecko?

Simon wzruszył ramionami. Złe się czuł w garniturze pożyczonym od ojca. Miał

sztywny kołnierzyk, ciasny jak diabli. Rozluźnił go w końcu i od razu poczuł się lepiej.

- To dziwne - rzucił niemal zły. - Myślałem, że zabiję Elise, gdy przyszła i

powiedziała mi o... tobie. O dziecku. I gdy uparcie twierdziła, że muszę się z tobą ożenić,

miałem ochotę ją uderzyć. Mimo że jest dziewczyną i że tylko łobuzy biją kobiety...

- Elise tak mówiła? - spytała Maja podejrzanie spokojnie.

- A co, nie wiedziałaś? - zerknął na nią. - Tak myślałem. Elise chciała to

uporządkować jak jakiś aniołek. Nic na to nie poradzi. Taka jest... W każdym razie,

zdecydowałem się nie przejmować zbyt mocno. Postanowiłem wyprzeć się wszystkiego.

Raczej wytrzymać gadanie, które mogło przyjść. Mężczyźnie to uchodzi, nawet mu

pochlebia...

- No i?

- Czy nie można zmienić zdania? - spytał. - To moje dziecko. Dużo o tym myślałem,

możesz mi wierzyć. Byłoby okropnie widzieć, jak mój syn rośnie i dowiaduje się, że miał

ojca łobuza. Zbyt tchórzliwego, aby być... prawdziwym ojcem.

- Jakie to szlachetne!

- Naprawdę tak myślę!

background image

- A więc zamierzasz się ze mną ożenić? - spytała szyderczo z niedowierzaniem w

oczach.

Chłopak pokiwał głową.

- I naprawdę tego chcesz? Nie proponujesz z nadzieją, że będę na tyle miła, że

odmówię?

- Chcę się z tobą ożenić, Maja. Nie prosiłbym o to, gdyby nie dziecko. Na tyle będę

szczery. Ale to nie znaczy, że cię nie... lubię. Myślę, że dobrze się z tobą rozmawia. Może

głównie się kłócimy, ale z Elise nigdy tak nie rozmawiałem. Jesteś świetną dziewczyną, to

pewne. No i... - uśmiechnął się, trochę zażenowany, rzucając spojrzenie na jej brzuch - ... to

chyba nie jest dobry moment na mówienie o tym, ale... te nasze chwile były... niezłe. Byłaś

dobra.

Maja przewróciła oczami.

- Kochasz Elise? Zaprzeczył. Mówił prawdę. Minęło mu. Ona była tylko twarzą, która

go zauroczyła, i ciałem, którego pożądał.

- Jakąś inną? - Nie.

- Nie będziesz żałował decyzji? Simon wzruszył ramionami.

- Nigdy nie wiadomo. Ty też możesz żałować. Zobaczymy. Jeżeli się pobierzemy,

będę się starał, jak najlepiej potrafię.

- Co z dziewczynami? Speszył się.

- Walisz prosto z mostu?

- Tak. Chcę wiedzieć, jak bardzo chcesz tego małżeństwa. Będziesz uganiał się za

dziewczynami, Simon?

- Spróbuję nie - powiedział. Wyglądało na to, że naprawdę tak uważa.

- Wzbudzam w tobie odrazę? Czy masz ochotę odwracać wzrok, gdy patrzysz na moją

twarz?

Maja podeszła do niego, zmuszając, by na nią spojrzał. Na jej blizny.

- Odrazę, nie... - uśmiechnął się lekko. - Chyba nic na to nie wskazuje, prawda?

Ostrożnie położył dłoń na lekkim zaokrągleniu jej brzucha. Zmusiła się, by stać

spokojnie, i pozwoliła mu na to.

Simon przełknął ślinę.

W tym momencie wszystko stało się prawdziwe. To nie były już tylko słowa.

- Czujesz ruchy? Pokręciła głową.

- Może już powinnam. Może nie wiedziałam, że to jest to. Nie wiem. I nie mam kogo

spytać.

background image

- Ja... właściwie zapominam, jak wyglądasz - wykrztusił. - To nie jest ważne. Te

blizny. Ale jesteś całkiem ładna... pod nimi.

Odeszła od Simona, zostawiając go na środku pokoju.

Miała przewagę.

Nie czuła do niego nienawiści.

I na pewno nie kochała. Ale na tak wiele nigdy nie liczyła.

Przeżycie odwzajemnionej miłości nie było jej pisane. To miało pozostać udziałem

innych.

Simon był równie dobry, jak każdy. Nie mogła liczyć na gromadę zalotników. Jeśli

spojrzeć trzeźwo, Simon jest jedynym kandydatem na męża, na jakiego mogła liczyć.

Nie miała wyboru.

Nie chciała być dla Reijo ciężarem do końca życia. Już i tak dużo dla niej zrobił.

Nie mogła prosić o jeszcze. Wystarczyło, że go zawiodła.

- Porozmawiaj z Reijo - powiedziała w stronę ściany. - Niech on zdecyduje.

- Ale ty się zgadzasz?

- Raczej tak - rzuciła lekko. Nie powinien sądzić, że upadnie mu do stóp w dowód

wdzięczności. Taka nie była.

- Kto czeka w domu? - Reijo nie wierzył własnym uszom.

Elise powtórzyła.

- Musisz przyznać, że to... odważnie z jego strony - próbowała urobić chłopakowi

grunt.

- Może raczej: bezczelnie! - Reijo uśmiechnął się, zmęczony. - Maczałaś w tym palce?

- Chcę tylko, żeby się Mai ułożyło.

- Czy to jest rozwiązanie?

- Z pewnością - utrzymywała uparcie Elise.

- Czy ona tego chce? Jaki jest ten chłopak? Znasz go lepiej niż ja. Ja jestem teraz na

niego zły. Czy uważasz, że zasługuje na twoją siostrę?

- To... Simon - głos Elise złagodniał. - Trudno powiedzieć o nim coś innego. We

wszystkim, co o nim słyszałeś, jest część prawdy. Ale on nie jest zły. Jest miły, tylko nie

zawsze myśli. Trochę nieodpowiedzialny. Ale za to ładny!

- Lubisz go pomimo wszystko? - zdziwił się Reijo.

- To ma związek z jego urokiem - zgodziła się Elise. - Może nie wykorzystuje go

ś

wiadomie, ale on działa. W nim coś jest.

- Dlaczego przyszedł?

background image

- Lepiej spytaj, jak wygląda! - Elise odrzuciła głowę do tyłu, śmiejąc się. - Taki

wystrojony, jakby ksiądz czekał za rogiem. Jeżeli do mnie by przyszedł taki zalotnik, nie

wytrzymałabym ze śmiechu i odbyłby się pogrzeb zamiast wesela.

Reijo uśmiechnął się, lecz popatrzył na Elise uważnie.

- Nie ma chyba takiego niebezpieczeństwa, żeby twój kawaler kiedykolwiek się

wystroił, co? Jest trochę podobny do Simona, ale jeszcze bardziej bezczelny... - Nie czekając

na odpowiedź, ruszył w stronę drzwi. - Ciekawe, o czym ci dwoje rozmawiali przez ten czas -

rzucił. - Sądzę właściwie, że tam już może nie być żadnego zalotnika, który chciałby coś mi

powiedzieć. Maja zwykle szybko wyrzuca za drzwi ludzi, z którymi nie chce mieć do

czynienia. Jeżeli nadal tam jest, może źle go oceniałem...

Wyjątkowo długo marudził na progu. Postarał się, żeby drzwi porządnie zaskrzypiały

przy otwieraniu, i zajrzał do środka, zanim wszedł do własnego domu.

- Jeszcze tu jest - rzucił do Elise. Zamknął drzwi, nie spuszczając wzroku z Simona.

Chłopak stał przy palenisku. Kołnierzyk miał rozpięty, grzywka opadła już mu na

czoło. Spocił się jeszcze bardziej na widok Reijo i sprawiał wrażenie raczej bezradnego

chłopca niż uwodziciela.

- Chciałeś ze mną rozmawiać, Simonie Bakken. - Reijo zasiadł dostojnie w fotelu.

Spojrzał spod oka na Maję. Z błąkającego się po jej twarzy uśmieszku odgadł, że nie ma nic

przeciwko temu, żeby potrzymał chwilę Simona na rozżarzonych węglach. On też miał na to

ochotę. Chłopak dość już narobił im kłopotów. Sama odwaga nie może być jedynym

powodem do przebaczenia. - Ja też już od dawna chciałem z tobą porozmawiać. Nie podoba

mi się twój postępek.

- Mnie też nie - mruknął Simon.

- Maja jest bardzo młoda. Sądziłem, że nacieszy się młodością. Żadnemu ojcu nie

spodobałoby się, gdyby córka przyniosła do domu dziecko nieodpowiedzialnego mężczyzny.

Simon odchrząknął. Poczerwieniał na twarzy.

- Chciałbym to naprawić. Chcę ożenić się z Mają. Jeśli na to pozwolisz...

- Miałbym oddać ją temu, który już ją skrzywdził? Simon podniósł wzrok znad

podłogi.

- Szczerze mówiąc - zaczął z wahaniem, zirytowany - biorę na siebie większość winy.

Ona jednak nie była całkiem niechętna. Przykro mi, ale muszę to powiedzieć. Krzywdą też

bym tego nie nazwał. Oczywiście lepiej, żeby tak się nie stało, ale teraz chcę się z nią ożenić.

Będę starał się być dobrym mężem i ojcem. To też moje dziecko. Chcę ślubu jak najszybciej.

Tata mówi, że to się da załatwić, nawet bez wystarczającej liczby zapowiedzi. Pomoże mi w

background image

tym. I pomoże zbudować własny dom, nie żadną ziemiankę. Chcę wszystko naprawić.

Naprawdę.

Ani razu nie wspomniał o miłości, pomyślał Reijo z bólem w sercu.

Dziecko Raiji i Mikkala zasługiwało na miłość bardziej niż jakiekolwiek inne. To

uczucie nie było jednak Mai pisane. Simon może i jest dobry, może lepszy, niż się wydaje,

ale...

Postara się być dobrym mężem...

W każdym razie mówi szczerze.

- To zależy od ciebie, Maju - usłyszał własny głos. Spojrzał na nią. Mógłby przysiąc,

ż

e zacisnęła zęby i zebrała całą silną wolę, żeby odpowiedzieć:

- Chcę Simona. Weźmiemy ślub, jak szybko się da.

background image

13

Artur Bakken dotrzymał słowa. Przygotował wszystko tak, że jedyny syn mógł się

ożenić szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał.

Pastor przyjeżdżał na jarmark. Zdarzało się, że znajdowały się wtedy dusze gotowe do

przyjęcia sakramentów.

Simon przyszedł z wiadomością dzień wcześniej. Nie zostawił Mai zbyt wiele czasu.

- Ksiądz może to załatwić jutro. Elise przewróciła oczami. Nie mógł tego zakomuni-

kować bardziej prozaicznie.

- Powiedział, że coś podobnego już się kiedyś zdarzyło - rzucił Simon speszony. -

Przypomniał sobie, gdy usłyszał, jak się nazywasz, Maju...

- Osiemnaście lat temu. - Reijo zapatrzył się w ogień. Oczami wyobraźni ujrzał

Kallego w ubraniu ojca, Raiję w czarnej sukni, bladą i z gorejącymi oczami. Tak, pamięta ten

ś

lub. Tańczył z panną młodą, aż paliły go podeszwy. A pan młody spił się w trupa.

Los płata czasem brzydkie figle.

Powodem tamtego ślubu była Maja. A teraz ona miała wziąć ślub w podobnej sytuacji.

Lecz tym razem żaden oddany przyjaciel nie będzie tańczył z panną młodą.

- Raija miała tylko szesnaście lat - wspominał Reijo. - Kalle osiemnaście. To był

najważniejszy dzień w ich życiu.

- Możemy mieszkać u moich rodziców, dopóki nie będziemy mieli domu - oznajmił

Simon. Nie spieszyło mu się do samodzielności. - Dostaniemy własny pokój.

Maja skrzywiła się, ale nic nie powiedziała.

Elise zbierało się na płacz. Sądziła, że ślub będzie dla Mai najlepszym rozwiązaniem.

Gdy usłyszała, że to już jutro, nie była tego taka pewna.

No i Maja mieszkająca razem z teściami! Sama wśród obcych!

Reijo chyba też o tym myślał. Chodził niespokojnie po izbie. Elise czuła, że teraz

najchętniej powstrzymałby to, co się miało stać, ale wiedziała, że zachowa rozsądek.

Simon poszedł. Wymienił tylko z Mają szybkie spojrzenie. Oboje byli speszeni.

Reijo znikł niedługo potem.

Elise poczuła ciężar odpowiedzialności, który spoczął na jej barkach. Na

przygotowania pozostał jeden dzień, wieczór i noc, jeśli będzie potrzeba.

background image

- Do cholery - zaczęła energicznie i spojrzała na rodzeństwo. - Wydajemy Maję za

mąż. Zrobimy to po cichu? Pozwolimy, żeby ludzie gadali, że to było najbiedniejsze wesele w

całym Lyngen?

- Może i tak je powinni zapamiętać - rzuciła Maja pozornie obojętnie. - Na pewno nie

będzie najradośniejsze...

- Wszystkie dziewczęta będą ci zazdrościć - stwierdziła Ida. - Nie wiesz, że to

najprzystojniejszy chłopak po tej stronie gór?

- Zależy dla kogo - odparła Maja. - Ja jestem zmęczona. Nie mam pojęcia, w co się

ubrać. - Zaśmiała się gorzko. - A zresztą czy to ma jakieś znaczenie... I tak będą się tylko

gapić na mój brzuch...

- Już moja w tym głowa, żeby zapamiętali więcej niż tylko twój brzuch! - rzuciła Elise

zdecydowanie. - Jeżeli Simon liczył na cichy ślub, dozna prawdziwego szoku! Zadbam o to.

Może nie zanosi się na najszczęśliwszy dzień twego życia, Maju, ale nie będziesz płakać, gdy

go wspomnisz. Idź, przejrzyj skrzynie w szopie. Są tam ubrania rodziców Reijo, może i po

niej. Na pewno znajdziesz coś dla nas wszystkich. Będziemy lepiej wyglądać niż ci Bakken.

Knut, naniesiesz drewna i napalisz w saunie. Wodę też przynieś, możesz zrobić babską

robotę, bo nie mam czasu. Ja i Ida idziemy do spiżarni. Trudno, jeśli nawet będziemy mieli

potem jeść samą kaszę, zrobimy wesele! Nie będziemy tym razem oszczędzać. Rozstawili już

budy, Knut, weź kilka skór i zamień je na wódkę. Piwo już mamy. Niczego nie zabraknie na

ś

lubie Mai.

- Poza miłością - rzuciła Maja. Spojrzały na siebie.

- Poza nią - zgodziła się Elise. - Chciałabym, żeby było inaczej.

Maja uśmiechnęła się melancholijnie.

- To niemożliwe, i to wcale nie z winy Simona. On jest dobry. Lepszy niż sądziłam.

Nie mogłam przecież...

Zamilkła. Elise domyśliła się, że Maja ukrywa jakąś tajemnicę, z której niełatwo się

zwierzyć.

Musi z nią później porozmawiać. Teraz nie ma na to czasu. Może wieczorem.

- To jak? Zgadzacie się? Zaczynamy? Nawet Maja pokiwała głową. Ruszyli do roboty.

Elise i Maja stały zanurzone po łokcie w cieście chlebowym, gdy ktoś zapukał do

drzwi.

Matti! przeleciało jak błyskawica przez myśl Elise.

Oby to był Matti! Potrzebujemy go tu z jego radością życia i poczuciem humoru.

To nie był Matti.

background image

Maja pierwsza rozpoznała postać w ubraniu ze skór. Z piskiem wyciągnęła ręce z

ciasta i rzuciła się na szyję bratu, do którego była tak podobna, a którego tak rzadko

widywała.

- Ailo! O Boże! To ty! Ale urosłeś! Zaśmiał się i przytulił ją.

- Tęskniłem za wami - powiedział. - Jesteście teraz moją jedyną rodziną.

Maja puściła go. Popatrzyła na swoje ręce.

- Masz ciasto na ubraniu. - Nagle dotarł do niej sens jego ostatnich słów. - Ravna? -

spytała, ścierając mąkę.

- Babcia umarła jesienią. Chciała cię zobaczyć, ale była za słaba. Po prostu zasnęła.

Maja pochyliła głowę. Kochała babkę Ravnę.

- Jesteś tu sam?

- Jest Anders, jego żona i jego krewni. Nie znasz ich. Żyjemy teraz bardziej w głębi

lądu. Już nie przebywamy tyle na wybrzeżu. Za dużo ludzi. Wszyscy nie mogą tam mieszkać.

Maja otarła łzy.

- Dobrze cię widzieć, Ailo. Może to brzmi sentymentalnie, ale to prawda.

Ailo uśmiechnął się. Zaraz jednak oberwał drzwiami, które ktoś gwałtownie otworzył.

Ida dosłownie potraktowała polecenie, że powinna się spieszyć. Niosła garnuszki z

marmoladą. Gdy zrozumiała, kogo ma przed sobą, niemal je wypuściła. Ailo w ostatniej

chwili złapał największy.

- Ze wszystkich ludzi... - Ida potrząsnęła rudą główką. - Na dodatek teraz! - Odstawiła

garnuszki na stół.

- Mogę cię uściskać? Jestem tylko prawie siostrą, ale...

- Nie czekając na odpowiedź, wspięła się na palce i uściskała przybysza z całej siły.

Ailo wyglądał na oszołomionego.

- Nie powiesz mi chyba, że jesteś tym pyskatym bachorem, który zamęczał

wszystkich, gdy tu byłem ostatnio? - Patrzył na nią z szerokim uśmiechem. - Ida?

Potwierdziła.

- Nadal jestem pyskata. I może jeszcze trochę dokuczam. Ale jak to wspaniale, że

przyjechałeś, i to akurat na ślub Mai!

- Ślub? - Ailo patrzył ze zdumieniem to na Idę, to na Maję. Rozpinając i zdejmując

skórzane okrycie, nie odrywał już wzroku od swej przyrodniej siostry. - Wychodzisz za mąż?

Kiedy?

- Jutro - obwieściła Ida. - Dowiedzieliśmy się dziś rano.

- Żartujecie?

background image

Maja poklepała się po brzuchu, wygięła się tak, żeby mógł się domyślić, co kryje się

pod spódnicą.

- To niestety nie żart, braciszku. Gapił się na nią bez słowa.

- Kto sieje wiatr, zbiera burzę - mówiła dalej bez wyrazu. - Na wiosnę zostaniesz

wujkiem, co ty na to?

Ailo potrząsnął ciemną grzywką.

- Kto to jest? Znam go? Ida objęła Maję.

- Jest wysoki, jasnowłosy i ładny. Ma dwie ręce do pracy, niedługo skończy

dwadzieścia lat. To Simon. Wszystkie dziewczyny wokół fiordu umierają z zazdrości.

Oddałyby wszystko, byle by go dostać. A on jutro żeni się z naszą Mają.

- Tak słodko to nie wygląda. - Maja oparła się o stół. - Byliśmy głupi. Teraz za to

płacimy. Nie kochamy się, ale możemy na siebie patrzeć. Gdyby nie to, co mam w brzuchu,

nie byłoby żadnego ślubu.

Ailo speszył się. Nie wiedział, co powiedzieć.

- W każdym razie urządzamy wesele - Elise wybrnęła z sytuacji. - Cieszymy się, że tu

jesteś, Ailo. Też należysz do rodziny.

Wrócił Knut z trunkiem, który poleciła mu kupić Elise. Po wylewnym powitaniu Ailo

chłopak opowiedział, jakie miał kłopoty.

- Nie chcieli mi sprzedać! Coś takiego! Mówili, że jestem za młody. J u ż zaczynałem

mieć tego dosyć. Gdyby nie Simon...

Dziewczęta spojrzały na niego. Chłopak zacisnął usta.

- Miałeś tego nie mówić, prawda? - Maja przejechała dłonią przez jego jasną grzywkę.

Knut wywinął się energicznie. Przecież był mężczyzną! Za dużym na takie pieszczoty. - A

więc Simon pije za swoje kawalerskie dni? No tak, ma do tego prawo. - Wzruszyła ra-

mionami. - Nie on pierwszy, nie ostatni.

- Ale, braciszku, nie pójdziesz tam, zanim nie zrobisz, co do ciebie należy! - Elise była

przezorna.

- Mamy ze sobą mięso reniferów. - Ailo obejrzał już zapasy, które zgromadziły

dziewczęta. - Smakuje równie dobrze jak baranina. A ja mogę chyba dołożyć się do wesela

mojej siostry. Mam ją tylko jedną.

- To weź Knuta i pójdźcie po nie. I uważaj na niego, bo widzę, że ma straszną ochotę

przyłączyć się do przyszłego pana młodego. Aha, Ailo, jest rozpalone w saunie. Pewnie

miałbyś ochotę na kąpiel po podróży?

Uśmiech, jaki przesłał Elise, wskazywał, że miał wielką ochotę.

background image

- Podobny jest do... Mikkala. - W obecności innych Maja nigdy nie nazywała Mikkala

ojcem.

Elise zgodziła się z nią.

- Więc chyba musiał być bosko pięknym mężczyzną!

- westchnęła Ida. - Właściwie rozumiem mamę. Ale cieszę się też, że czasami miała

mniejsze wymagania. Inaczej ani Knut, ani ja nie ujrzelibyśmy światła dziennego.

- Trochę mało w tobie szacunku - zauważyła Elise.

- Ale też człowiek cudownie czuje się w twoim towarzystwie. Pewnie nie

przysporzysz Reijo tyle kłopotów, co my z Mają.

- Na pewno nie celowo - rzuciła Ida. - Ciasto na chleb rośnie. Podpłomyk i już mamy.

Sera wystarczy. Masło. Piwo i ten mocniejszy napój. Suszone mięso. Wędzony łosoś.

Marmolada. Ailo przyniesie mięso z renifera. Jest kasza i mąka... Przed wieczorem nie

będziemy nic gotować?

- Nie będziemy - potwierdziła Elise i spytała Maję:

- Ubrania były czyste?

- Tak. Powiesiłam je w saunie, żeby się rozprostowały. Nie będziemy musiały

prasować przez pół nocy. Możemy je zabrać, zanim pierwszy mężczyzna tam wejdzie.

Polałam wodą kamienie, żeby było więcej pary.

- No to pozostało sprzątanie! - westchnęła Elise. - No i placki... Nikt nie smaży

lepszych niż ty, Maju. Zajmiesz się tym, a my wyszorujemy podłogę?

- Też mogę szorować, nie jestem chora. A wygląda na to, że to dziecko wytrzyma

wszystko. - Złagodniała, napotkawszy spojrzenie Elise. - No ale oczywiście mogę też smażyć

placki.

Knut i Ailo po drodze spotkali Reijo. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że jest już

spokojniejszy. Może nawet zadowolony?

- Słyszałem, że szykujecie wesele? - rzucił po przekroczeniu progu. Elise i Ida,

klęcząc, szorowały piaskiem podłogę. Nikt nie będzie miał podstaw do uwag o brudnych

Kwenach!

- Nie zgadzasz się? - zdziwiła się starsza z dziewcząt.

- Ależ nie. Uważam tylko, że przydałybyście się bardziej w innym miejscu.

Zapatrzyły się na niego. A on jakby rozkoszował się tą chwilą.

Mówił prosto do Mai, nie odrywał od niej oczu. Jego ukochane dziecko. W takim

samym stopniu jego, jak Raiji i Mikkala.

background image

- Dobrze pamiętam, jak twoja mama wychodziła za mąż. Nie mogła znieść myśli, że

mogłaby mieszkać razem z teściami, mimo że byli całkiem sympatyczni. Pragnęła własnego

domu, domu, w którym ona byłaby gospodynią, nikt inny. Do którego ona miałaby klucze.

Kalle i ja zbudowaliśmy dla niej dom... - Nabrał oddechu. - Ci, którzy tam ostatnio mieszkali,

wyprowadzili się wiosną. Od tamtej pory stał pusty. Rozmawiałem z bratem Samuela. Oni na

pewno nie wrócą. Pojechali do Malselv, szukali terenów lepiej nadających się pod zasiew

zboża niż tu. Kupiłem ci ten dom, Maju. Dom Raiji. Jest twój, jeśli chcesz. Wasz.

- Reijo, Reijo! - Maja śmiała się i płakała jednocześnie. Przytuliła się do opiekuna tak

jak dawniej. Od dłuższego czasu uważała się za dorosłą i unikała tego rodzaju pieszczot.

Teraz mogła tylko ściskać go z całych sił, żeby pokazać, że docenia to, co dla niej zrobił. -

Nie mogę ci na to pozwolić, Reijo!

- Możesz, możesz, mała. Nie chcę, żebyś poszła do obcych. Z tym domem mam

związane dobre wspomnienia. W nim Raija śmiała się i płakała. Tam przyszłaś na świat...

Mieszkałem tam z nią. Chciałbym, żebyś przeżyła w jego ścianach tyle dobrych chwil, ile ja.

Maja szlochała na ramieniu opiekuna. Nie mogła wykrztusić słowa. Przepełniała ją

wdzięczność wobec tego człowieka, który nie był jej ojcem, a któremu tyle zawdzięczała.

Nikt inny nie zrobił dla niej więcej niż on.

Nawet po tym, jak go zawiodła, okazał, że bardzo ją kocha.

Elise wstała.

- To na co czekamy? Idziemy sprzątać, tam zrobimy wesele! Ale będzie niespodzianka

dla Simona! Niech nikt się nie waży powiedzieć mu o tym przed ślubem!

- Dzięki ci, Reijo. - Maja pozwoliła, żeby otarł jej łzy z oczu. Nadal pociągała nosem.

- Nikt nie zdołałby ofiarować mi większego daru. Strasznie się bałam wejść do domu Simona.

Tam jest pełno kobiet. Nie lubię być oceniana. A teraz nic mi już nie grozi, bo mam własny

dom!

- Cieszę się, że to dla ciebie ważne. Kiedy już tak się ułożyło, nie mogłabyś mieć

lepszego domu. Obora i szopy są nieco zaniedbane, ale Simon na pewno da sobie radę z

naprawą. Dostaniesz kilka owiec, Artur na pewno też coś dołoży. W końcu to ja zadbałem o

dom. - Reijo mrugnął porozumiewawczo. - Całkiem dobry początek, co?

Pogrzebał w kieszeni i wyciągnął klucz noszący ślady długiego używania. Uroczyście

zamknął go w dłoni Mai.

- Jest twój, kochana. Mam nadzieję, że będzie ci tam dobrze.

Maja przełknęła ślinę. Czuła ściskanie w gardle. Łzy płynęły strumieniem.

Spojrzała na klucz. Był ciężki. Dziwnie pomyśleć, że wisiał kiedyś u pasa Raiji...

background image

Przyłożyła go do policzka, poczuła zimno metalu - i to, że to rzeczywistość, a nie

marzenie. Ten klucz pasował do domu, który był jej. Do tego domu, w którym po raz

pierwszy otworzyła oczy.

Dom mamy... Raiji, Reijo... jej dom. Jej i Simona.

Simon jeszcze o tym nie wiedział. Jeszcze nie.

Elise wyciągnęła dłoń.

- Daj mi go na chwilę, siostrzyczko. Musimy tam posprzątać. Ty masz smażyć placki,

a nie ganiać i harować. Ida i ja weźmiemy ze sobą tych dwóch silnych mężczyzn. Naniosą

nam wody i pomogą odszorować najgorszy brud.

Knut miał nadzieję się gdzieś przyczaić, ale nie odważył się odmówić Elise. Poza tym

nie wyglądało na to, żeby Ailo zamierzał protestować. Nie mógł wypaść gorzej. Ale i tak nie

cierpiał tej babskiej roboty!

Doprowadzenie domku przy rzece do jako takiego porządku zabrało czwórce młodych

cały dzień. Widać było wyraźnie, że poprzedni mieszkańcy nie przywiązywali zbytnio wagi

do porządku, no i że dom długo stał pusty. Dom potrzebował mieszkańców, tak samo jak

ludzie potrzebowali domów.

Knut i Ailo dużo czasu zużyli na wynoszenie krzeseł, łóżek i stołów, które nadawały

się tylko do spalenia. Porąbali je na kawałki i złożyli w prawie pustej drewutni.

Gdy w końcu mogli odpocząć, brakowało już niewielu sprzętów. Oczywiście zasłon,

dywaników na podłogi, nowych przykryć na łóżka. Garnków i innych rzeczy, które tworzą

dom. Coś jeszcze mogli zdobyć do jutra. O resztę to już Maja i Simon powinni się

zatroszczyć.

- Pamiętam ten dom. - Elise siedziała na kuchennym stole, po dziecinnemu dyndając

nogami. Zmrużonymi oczami popatrzyła na świeżo wyszorowane belki sufitu. - Dobrze tu

było mieszkać. Zawsze się dobrze mieszkało z Raiją.

- Ona nie wróciła? - Ailo też za nią tęsknił. Pamiętał ją, podobnie jak własną matkę.

Nawet ją tak nazywał.

- Pewnie nie żyje - powiedziała Elise. - Ale nie mówimy tego głośno. Wydaje się nam,

ż

e w ten sposób utrzymujemy ją przy życia Wszyscy o niej myślimy. Jest z nami, mimo że nie

mamy odwagi rozmawiać o niej otwarcie.

Ailo pokiwał głową. Było mu smutno. Ale uważał, że Raiję ucieszyłaby myśl, że Maja

będzie mieszkała w jej domu.

- Wracamy? Musimy i tak jeszcze tu przyjść z dywanikami i innymi drobiazgami. -

Ida bała się ciemności, ale za nic w świecie by się do tego nie przyznała. Trudno jest być

background image

najmłodszą, niespełna czternastolatką, gdy pozostali już są dorośli. Elise była całkiem

dorosła. Knut stawał się mężczyzną, Ailo już dawno nim był, mimo że nie liczył sobie dużo

więcej lat od Knuta. Wykonywał jednak pracę mężczyzny i odznaczał się poczuciem

odpowiedzialności.

Już dawno Ida nie czuła się tak dziecinna i tak niepotrzebna. Jak smarkula?

- Chłopcy się tym zajmą. - Elise myślała o wszystkim. - To ciężkie rzeczy. Wrzucą je

na sanki.

- I co, Ailo i ja mielibyśmy zawieszać zasłony? I jutro usłyszeć, że brzydko wiszą?

Nie, dziękuję!

- Nie znam nikogo innego, kto umiałby znaleźć lepsze preteksty do wykręcania się od

roboty niż ty, Knut! - Elise była naprawdę zła.

- Mogę wziąć renifera do sanek - zaproponował Ailo. - Jeśli tylko jakaś dama zgodzi

się pokazać mi, jak się wiesza zasłony, mogę pomóc.

Ida natychmiast ofiarowała swą pomoc i nie zwróciła większej uwagi na

uszczypnięcie Elise.

- Elise rozkazuje, a my musimy słuchać bez mrugnięcia okiem - oznajmiła.

- Czyżbyś nie bała się już ciemności? - dopytywała się złośliwie Elise w drodze do

domu. Mówiła jednak cicho, by nie zdradzić innym słabości młodszej siostry.

- Dam sobie radę - odpowiedziała Ida dziarsko. - Nigdy jeszcze nie jechałam

reniferem. W każdym razie nie pamiętam. Pomyśl, to może być ekscytujące. - Nabrała

oddechu i dodała przemądrzale: - Jestem zbyt młoda, żeby myśleć o chłopakach. Poza tym

Ailo jest prawie moim bratem. To tak, jakbyś ty miała wyjść za Knuta. Ale nie wszystkie

dziewczyny mają tak przystojnego brata jak Ailo.

Elise zaśmiała się.

- Myślę, że to będzie ślub godny wspominania - stwierdziła. - A może tych dwoje

zakocha się w sobie, zanim wesele się skończy?

- Czy nie oczekujesz zbyt wiele? - zastanawiała się Ida.

Maja nie spała zbyt długo tej nocy. Elise też. Po raz ostatni dzieliły posłanie.

- Właściwie wolałabym, żeby nie przyszedł - szepnęła Maja. - Żeby to wszystko

okazało się snem...

- A może wszystko ułoży się lepiej, niż ci się wydaje?

- Ty go chociaż znasz... Ja właściwie nie. Jest ładny. Wiem, czego się mogę

spodziewać po nim w łóżku, ale poza tym głównie się kłócimy.

background image

- Chyba go lubię - przyznała Elise. - Nie powinnam lubić go po tym, co ci zrobił, ale

tak jest. I uważam, że poważnie mówił, gdy obiecywał, że będzie się starał jak najlepiej.

- A jeśli się zakocha w innej?

- A jeśli ty w innym?

- Mało prawdopodobne - odrzekła Maja po chwili milczenia. - Wiesz, co dostałam od

Reijo? Poza domem i owcami?

- Nie.

- Broszę mamy - wyszeptała. - Tę, którą ofiarował jej Mikkal. Która miała być częścią

ś

lubnego srebra dla jego żony. Ale on dał ją mamie, gdy była w wieku Idy. Już wtedy ją

kochał. Dziwnie pomyśleć.

- Myślałam, że Raija wzięła ją ze sobą. Pamiętam tę broszę. Była piękna.

- Reijo powiedział, że chciała, żeby mi ją dał w razie, gdyby nie wróciła. Powiedziała,

ż

e to mój spadek po ojcu. Sądzisz, że to coś znaczy, Elise?

- Że zamierzała tam zostać? Nie, nie sądzę. Chyba tylko się bała. Rosja jest bardzo

daleko.

- Reijo powiedział, że miała ją na sobie podczas ślubu.

- Przypniesz ją?

- Może. Nie wiem, czy się odważę. To coś więcej niż ozdoba. Może to głupie, ale

czuję, że uznam ją wtedy za umarłą. Przecież należy do niej.

- Sądzę, że ucieszyłoby ją to, gdyby wiedziała. I ją, i Mikkala. To prezent od nich

obojga dla ciebie, Maju.

Zostali sobie poślubieni pod ciemnym listopadowym niebem. Pastor wypowiedział

kilka słów upomnienia pod adresem młodości i lekkomyślności. O grzechu i karze. Zerkał

karcąco na talię panny młodej, ale nie dostrzegł nic, co potwierdzałoby to, o czym wspominał

Artur. Mimo to był surowy.

I zostali ogłoszeni małżeństwem: Simon Bakken, syn Artura, i Maria Elvejord, córka

Karla.

Maja uważała całą ceremonię za równie fałszywą jak imię „Maria”. Nigdy go nie

używała. Imię Karla zajęło miejsce imienia Mikkala, a do nazwiska „Elvejord” nie miała

ż

adnych praw. „Maria Bakken” brzmiało równie obco, ale tak się odtąd nazywała. Pozwoliła

Simonowi wziąć się za rękę. Marzła w podmuchach wiatru znad morza, a dłonie Simona były

duże i cieple. Czuła się niepewnie wśród tych gapiących się na nią ludzi.

Reijo długo mrugał oczami, gdy zobaczył, co wybrała ze skrzyni z ubraniami.

background image

Zrozumiała, dlaczego, gdy zmienionym ze wzruszenia głosem oznajmił, że to w tej

sukience Raija brała ślub. Gdy Maja przypięła pod szyją broszę matki, odwrócił się.

Chciała iść z rozpuszczonymi włosami, ale Elise stwierdziła, że to nie wypada. Splotła

je więc i upięła szpilkami.

Kobiety zamężne nie chodziły z rozpuszczonymi włosami. A ona tak nie cierpiała

warkoczy!

Simon wyglądał uroczyście. Miał na sobie garnitur z oświadczyn, świeżo uprany i

wyprasowany. Koszula była tak biała, że aż kłuła w oczy.

Przyszło wiele dziewcząt. Przyglądały się Mai. Kilka z nich płakało. Nie wątpiła, że to

cieszyło Simona.

Po zakończonej ceremonii Maja przyjmowała gratulacje i uściski. Czuła jednak, że

twarz ma jak zdrętwiałą. Simon puścił jej dłoń. Grał lepiej niż ona. Wyglądał na pewnego

siebie. Zastanawiała się, jak mu się to udaje. Nie mógł przecież być zadowolony z tak

brzydkiej żony. I to on, który miał takie powodzenie u dziewcząt!

- Uśmiechnij się choć trochę - szepnęła jej Elise, składając życzenia. - Ślicznie

wyglądasz.

Maja spróbowała. Wydawało jej się, że każdy dostrzeże, że to udawane.

Usłyszała, jak Elise szepcze szybko do Simona:

- Zapomniałeś pocałować pannę młodą, ty kołku! Nie pozwól, żeby ludzie o tym

gadali! I tak mają już temat do rozmów.

Pan młody przełknął ślinę, zwilżył wargi językiem, napotkał spojrzenie swej żony - i

wykonał polecenie szwagierki.

Nieporadnie ściskał ramiona Mai. Drażniły go spojrzenia zgromadzonych ludzi, ale

przyłożył usta do jej ust i gwałtownie pocałował.

Wydawało się, że księdzu się to nie podoba, ale patrzący pomrukiwali z aprobatą.

Słychać było westchnienia ze strony dziewcząt. Nawet ci, którzy najgłośniej dziwili się temu

nieoczekiwanemu małżeństwu, zaczęli się zastanawiać, czy może Simon naprawdę stracił

serce i głowę - i jeszcze coś, jak gadali - dla tej córki Raiji.

- Już dawno nie całowałem tak mojej baby - zauważył jeden.

- Może ona ma w sobie więcej, niż na to wygląda? - zastanawiał się inny, znacząco

mrugając.

Wtedy Reijo głośno, z trudem ukrywając dumę, zaprosił chętnych na wesele do

nowego domu pary młodej. Do domu, w którym ostatnio mieszkał Samuel.

background image

- Dom Elvejordów - wyrwało się komuś. Simon był równie zaskoczony jak zebrani

ludzie.

Popatrzył na Maję.

- Nasz dom? Pokiwała głową.

- Reijo go nam kupił. Należał do mamy i taty. Simon nie rozeznawał się zbyt

dokładnie w powiązaniach rodzinnych Mai. Dla niego jej ojcem był Reijo.

- Nie możemy tego przyjąć.

- Oczywiście, że możemy. Nie bądź głupi. I tak zostało ci tam jeszcze dużo roboty!

Reijo jest jakby moim ojcem, a od rodziców można przyjmować prezenty.

To przekonało Simona.

- Ale chyba niepotrzebnie całe to wesele... Maja myślała podobnie, ale skoro Simon

tak powiedział, musiała się sprzeciwić.

- A co, chcesz się żenić częściej? - spytała. - Dużo czasu upłynie, zanim znów tak

będziemy świętować.

Simon pokiwał głową. Czuł się jednak oszukany w dzień swojego ślubu. Myślał, że

wszystko odbędzie się cicho i spokojnie: on, Maja i rodzina. A potem prosto do domu, do

Bakken.

Zamiast tego było weselisko, o którym się jeszcze długo mówiło.

Nie było też nocy poślubnej. Razem z Knutem i jeszcze jednym chłopakiem, który

utrzymywał, że też jest bratem Mai, mimo że Simon tego człowieka w skórzanym kaftanie

wcześniej na oczy nie widział, wylądowali w sypialni. Knut ukrył tam jedną z flaszek

kupionych poprzedniego dnia. Okazało się, że zawierała niebezpiecznie mocny płyn.

Pokrewieństwo zostało przykładnie uświęcone toastami. Simon usłyszał krótkie i

zawikłane wprowadzenie w związki rodzinne Mai i bez mrugnięcia okiem przyjął Ailo jako

krewnego.

W czasie swojej pierwszej nocy mężczyzny żonatego Simon dzielił małżeńskie

posłanie ze swoimi dwoma szwagrami.

background image

14

Matti stwierdził, że dom Reijo jest pusty i nie zamknięty na klucz. Wszedł do środka.

Był zmęczony.

Za sobą miał wielotygodniową podróż z Tornedalen. Jakiś czas wędrował pieszo

razem z kupcami z Bottenvika, nawet podjechał kawałek wozem konnym. Ostatni odcinek

pokonał, idąc cały dzień i kawałek nocy, żeby zdążyć na czas. Na jarmark.

Matka ucieszyła się na jego widok. Aki trochę mniej. Kari wyrósł na sporego

chłopaczka, lecz nawet nie pamiętał, że ma starszego przyrodniego brata. Aki na pewno nie

chciał opowiadać o tym synowi.

Dobrze gospodarowali. Powiększyli swoje grunty o przylegające ziemie. Aki był teraz

jednym z najpoważniejszych gospodarzy w Tornedalen. Mimo to wszystkie pokoje w domu

zionęły chłodem. To samo czuło się przy stole.

Matti zrozumiał, że nie był tam mile widziany. Już na długo przedtem, zanim uciekł ze

swoją siostrą. Nie powiedział matce o zaginięciu Raiji. Mówił tylko, że Mikkal nie żyje, a ona

wyszła za przyjaciela z lat dziecinnych, też Fina.

Ucieszyło to Marję, a przecież nie odbiegało zbytnio od prawdy, pomyślał.

Spotkał się z Petrim. Owdowiał; dzieci wyrosły i opuściły dom. Zgorzkniał i zamknął

się w sobie. Żył wspomnieniami o pewnym lecie na wybrzeżu Finnmarku, gdy trzymał w

ramionach drobną kobietę.

Jemu Matti powiedział prawdę.

Petri przyjął wszystko bez mrugnięcia okiem. Wszystko poza tym, że Raija mogła nie

ż

yć.

Santeri nie wrócił z Mattim. Został.

- To jest mój kraj - stwierdził. - Norwegia nie dala mi ani złota, ani srebra. W Finlandii

też tego nie znajdę, ale tutaj się urodziłem. I równie dobrze mogę tu umrzeć.

Matti stanął przy zniszczonym krzyżu na grobie ojca. Miał świadomość, że tylko ta

mogiła wiąże go z Tornedalen. Mimo to wiedział, że ojciec pierwszy by przyznał, iż umarli

nie potrzebują żywych.

„Wszystko, co mam, to rodzina Raiji - Matti zaczął w myślach mówić do ojca. - Może

założę swoją. Ale musiałbym zaryzykować. I musiałbym porzucić te niepokojące marzenia,

które snułem od czasu, gdy opowiedziałeś mi o mojej starszej siostrze, która żyła w Norwegii.

To ty obudziłeś we mnie tęsknotę, tato. Ty ją nazwałeś słowami. To była wędrówka.

background image

Odkrywanie nowych ziem. Szukanie kogoś, w kim płynie ta sama krew. Odnalazłem Raiję - i

straciłem. Ale moje marzenie nazywa się nadal tak samo jak wtedy, gdy przed paleniskiem z

namaszczeniem wypowiadałeś jego nazwę: Norwegia...”

Matti ruszył w drogę.

Wiedział, że musi wrócić.

Santeri powiedział: „na jarmark”. On sam wolałby odłożyć powrót do wiosennego

jarmarku.

Ale życie pod dachem Akiego stało się bardzo trudne. No i tęsknota, która kusiła go

do powrotu na północ, nad fiordy, stała się zbyt silna.

Przybył pod wieczór pierwszego dnia targu. Nawet nie zatrzymał się przy budach na

pogawędkę z ludźmi czy przekąskę.

Musiał jak najszybciej dojść do domku na cyplu.

Zawód, gdy odkrył, że jest pusty, poczuł niczym mocne uderzenie.

Matti pogrzebał w palenisku. Z niedowierzaniem stwierdził, że dawno wygasło.

Zajrzał do wszystkich sypialni. Były puste. Porzucone w bałaganie. Jedynie w pokoju

Elise i Mai panował jaki taki porządek.

- Co, u diabła, tu się dzieje? - zastanawiał się głośno. - To niepodobne do Reijo, żeby

zostawiać dom w takim stanie.

Znalazł suszone mięso i nawet świeży chleb. Zaspokoił głód. Co się tyczyło

pragnienia, miał małą piersióweczkę w wewnętrznej kieszeni. Dał sobie radę.

Zrobiło się zimno.

Kiedyś chyba muszą wrócić?

Coś go ciągnęło, do pokoju dziewcząt. Stał długo w progu i patrzył w półmrok.

Na pewno to Elise posprzątała. Maja była tak postrzelona, że niczego nie robiła

porządnie.

Na łóżku leżał pled. W nogach stała skrzynia. Dwa stoliki, zasuszone trawy w pustym

kałamarzu.

Ujrzał oczami wyobraźni, jak Elise je zbiera. Musiał ich dotknąć.

Zanim się zorientował, już trzymał w dłoni pęczek traw i gładził się nimi po policzku.

Wciągnął powietrze. Chyba zaczynał wariować, ale zdawało mu się, że czuje jej

zapach. Delikatniejszy od zapachu letniej łąki. Taki kobiecy, jasny... jej.

Elise...

On nie był przecież wcale stary, nie dzieliło ich zbyt wiele lat. Nie łączyło ich

pokrewieństwo. Wszystkie przeszkody, jakie zdołał wymyślić, teraz odsunął.

background image

Pamiętał tylko to, co go do niej przyciągało.

Jej uśmiech. Żadna się tak nie uśmiechała jak ona. Od jej uśmiechu robiło się lepiej.

Oczy... Nie istniały chyba bardziej przejrzyste oczy. Nawet rzeka Torne w letni dzień

nie bywa tak błękitna i czysta. O ustach nawet nie chciał myśleć, od razu robiło mu się na

przemian gorąco i zimno, a myśli schodziły na kręte ścieżki...

Ona na to nie zasługiwała. Była porządną dziewczyną. Taką, o której mężczyźni

wątpliwej reputacji nie powinni snuć grzesznych marzeń.

Matti za takiego się uważał. Miał nadzieję, że na tyle odzyskała rozsądku, że znalazła

sobie mężczyznę godnego takiej dziewczyny jak ona. Młodego człowieka, który mógłby

ofiarować jej wszystko, o czym zamarzy. Takiego, dla którego żywiej zabije jej serce.

Miał taką nadzieję.

Nie, nie miał.

To było kłamstwo.

Gdy już postanowił wrócić, droga na północ dłużyła mu się niepomiernie.

W wyobraźni widział często, że przychodzi za późno. Wiele razy śnił, że wchodzi do

kościoła podczas ślubu. Widział parę młodą klęczącą przy ołtarzu. Panna młoda odwracała się

- i napotykał spojrzenie Elise.

Budził się wtedy, spocony i przerażony.

Ale przecież właśnie o to ją prosił. Żeby znalazła sobie innego. Lepszego.

Na pewno było takich wielu, nie wątpił. W najgorszym wypadku mogła ulitować się

nad tym szczeniakiem...

Simon...

Matti pamiętał go dobrze i tym bardziej nie lubił. Był takim samym typem jak on.

Pewnie użyłby podobnych sztuczek...

Matti obawiał się tego.

Bał się wierzyć, że Elise z powagą traktowała słowa, które wypowiedział przed

odejściem.

Nie chciał, by teraz spojrzała na niego inaczej.

Ale gdzie, u diabła, oni się podziali?

Nie oparł się pokusie i położył się na łóżku.

Zamknął oczy.

Było chłodno.

Okrył się pledem. Wełna dobrze grzała. Nogi mu wystawały, ale to nie przeszkadzało.

Jej łóżko. Jej zapach unoszący się w pokoju.

background image

Matti splótł dłonie na przykryciu i spokojnie oddychał.

Chciał tylko chwilkę poleżeć, sprawdzić, jak ona się czuje, gdy się kładzie wieczorem.

Chciał tylko trochę o niej pomyśleć w tym pokoju, w którym pozostały delikatne ślady

jej obecności.

Będzie siedział na ławie w izbie, gdy wróci, Bóg jeden wie skąd.

Nie dowie się o niczym.

A jeżeli Elise znajdzie jakąś zmarszczkę na pledzie... to i tak jej nie powie, że sobie

leżał i słodko o niej marzył.

Nie powie, że rozbierał ją w marzeniach, powoli, aż stała przed nim naga. Nigdy jej

nie powie, że w myślach obejmował jej ciepłe ciało i wyczyniał z nim cudowne rzeczy. Nie

przyzna się, że leżał rozgorączkowany i podniecony, szepcząc jej imię i zaspokajając się.

Elise się o tym nigdy nie dowie.

Sen nadszedł ciężki, marzenia chodziły jakimiś bezdrożami. Były dziwne i cudowne.

Potem jednak nie pamiętał, co śnił.

Nie było to jednak ważne...

Matti obudził się i ujrzał jedyną twarz, którą pragnął zobaczyć.

Elise czuła się zmęczona, ale to było dobre zmęczenie. Bardzo się napracowała, zanim

Maja i Simon stanęli przed księdzem i powiedzieli sobie niezbyt przekonywające „tak”.

Potem, gdy przyszli do domku nad rzeką, też miała pełne ręce roboty. Gości zjawiło

się więcej, niż oczekiwali. Wielu przyjęło zaproszenie Reijo.

Niektórzy przyszli dla Simona. Niektórzy dla Mai. A niektórzy po prostu nie mogli

opanować ciekawości.

Wesele się udało. Było dużo dobrego jedzenia, żarty i śmiech, a nawet tańce, gdy

Artur wyciągnął skrzypce odziedziczone po wujku. Zbyt rzadko, mówił, miał okazję do

grania.

Elise trzymała się blisko Mai cały wieczór. Gdyby coś miało pójść źle, Maja nie

zostałaby sama. Ale wszystko poszło jak należy. Simon dotrzymywał słowa. Starał się i

odgrywał rolę szczęśliwego pana młodego. To panna młoda miała trudności z uśmiechaniem

się.

Tylko dwa razy ożywiło się jej spojrzenie i wykwitły rumieńce na policzkach: gdy

tańczyła z Reijo, a potem z Ailo.

Elise zauważyła, jak Simon wymknął się z izby. Na szczęście nie z inną dziewczyną,

ale ze swymi szwagrami i flaszką spirytusu.

background image

Elise i Ida wyszły ostatnie. Słyszały trochę śmiechów i komentarzy, że mąż nie będzie

miał uciechy z nocy poślubnej. Ktoś rzucił, że to i tak nie szkodzi, bo wyglądało na to, że

miał ją przed czasem.

- Nieładnie - uważała Ida.

Elise też tak myślała, ale znała specyficzne poczucie humoru ludzi północy. Było

słone jak woda morska i mogło mocno zapiec. Nie mówiono jednak tego w zlej wierze. A

Simon i Maja na pewno nie byli pierwszymi, którzy musieli się pobrać.

Reijo został w domku nad rzeką.

- Tata zachowuje się trochę dziwnie - uznała Ida. - Pewnie czuje się staro, bo jedno z

nas wyszło za mąż i wyprowadziło z domu. I musi teraz siedzieć za stołem w kuchni i

rozmawiać z Mają, bo się boi, że ją stracił. On się tego najbardziej boi. Straty.

- Czy to takie dziwne? - Elise była zadowolona, że Reijo został z Mają. Pan młody i

jego dwóch kompanów od wypitki jeszcze długo pośpią. Maja z pewnością siedziała teraz,

zadumana, i zupełnie nie miała ochoty na sen. Lepiej, że nie jest sama. - Reijo zawsze trakto-

wał Maję w szczególny sposób. Zastąpił jej ojca. Kalle umarł, Mikkala nigdy z nimi nie było.

To Reijo stanowił dla niej stały punkt oparcia w dzieciństwie. I życiu.

- Ja na pewno od razu usnę - oświadczyła Ida. - Będę spać i spać, śnić, że wychodzę za

mąż.

Ziewając, przekroczyły próg. Nie zauważyły worka stojącego przy drzwiach.

Uściskały się i poszły do swoich pokoi.

Elise nie zapaliła lampy. W końcu zaraz się kładła spać, a pokój znała na pamięć.

Zdjęła odświętne ubranie i została w samej koszuli i halce.

Panował chłód, więc szybko przeszła na palcach po zimnej podłodze.

Nic nie zauważyła, dopóki nie zaczęła ściągać pledu. Stawił opór i wtedy dopiero

usłyszała czyjś oddech i dostrzegła zarys jakiejś postaci.

Zrobiła krok do tyłu, potknęła się o krzesło i zdławiła krzyk.

Wyrwał się jako westchnienie. Trzymając pled, upadła.

To go obudziło.

Usiadł na łóżku, potrząsnął głową... Dostrzegła szerokie ramiona.

Reijo został u Mai! pomyślała przerażona. Uświadomiła sobie, że jeśli naprawdę jej i

Idzie grozi niebezpieczeństwo ze strony tego intruza, musi osłonić małą.

Ale głos postaci na łóżku zabrzmiał miło i znajomo...

background image

- Cholera! Chyba zasnąłem! Czy to ty, Elise? Nie mogła puścić pledu. Musiała się

czegoś trzymać. Mężczyzna przerzucił długie nogi przez krawędź łóżka. Pled zsunął się na

ziemię.

- Gdzie, u diabła, byliście wszyscy? - spytał, tak jakby nigdy nie wyjeżdżał.

- Na weselu - odpowiedziała, odrętwiała i podniecona zarazem.

Matti przesunął się bliżej i poklepał miejsce obok.

- Usiądź tu. Usiądź i opowiedz wszystko, o czym nie wiem, Elise!

Zawahała się sekundę, ale usłuchała. Owinęła się pledem dla ochrony przed zimnem i

przed Mattim.

- Szkoda, że nie zjawiłeś się wcześniej - rzuciła i pomyślała, że obecność Mattiego

ucieszyłaby Maję.

- Wcześniej? - odwrócił się do niej gwałtownie. Znalazł się tak blisko, że mogła

rozróżnić jego rysy twarzy. - Wcześniej, mówisz? To chyba nie ty wyszłaś za mąż? Panny

młode nie spędzają w ten sposób nocy poślubnej?

Elise zaśmiała się, zmieszana.

- To Maja - rzekła. - Wyszła dziś za Simona. Szkoda, że cię nie było.

- Maja? - nie mógł uwierzyć. - Nie powiesz mi, że Maja wyszła za mąż? Przecież to

tylko dziecko...

- Siedemnastoletnie - stwierdziła Elise. - Czasem jednak myślę, że młodsze...

- A Simon... Czy to nie on... uwodził ciebie, Elise?

- Maja jest w ciąży - wyjaśniła Elise. - Nie pobrali się z miłości. Ale lepsze to, niż

gdyby Maja została sama. Simon mimo wszystko okazał się przyzwoity.

- O Boże! - wydusił Matti. - Boże! I Reijo pozwolił na to?

- Musiał. Maja go poprosiła. A jej nigdy nie odmawia. Zapadła cisza. Siedzieli tak

blisko, że choć się nie dotykali, czuli jednak swoje ciała.

- A ty? - spytał w końcu. Więcej nic nie zdołał powiedzieć. Gdyby powiedział coś

więcej, na pewno by się zdradził. Tego nie chciał zrobić za wcześnie.

Musiał wiedzieć, czy Elise nadal myśli tak jak wtedy, gdy odchodził. Czy może

zmieniła zdanie, o co wtedy ją prosił, a czego teraz śmiertelnie się bał.

- Czekałam na ciebie - rzekła po prostu. - Przez lato i jesień. Wiele się wydarzyło.

Zajęta byłam Mają. Żadna z nas o niczym innym nie myślała, tylko o tym dziecku. Ale gdy

zaczął się zbliżać jarmark, zaczęłam wspominać ciebie. Całe lato zeszło mi szybciej niż te

trzy, cztery ostatnie dni. Wszędzie cię widziałam. Wszędzie słyszałam. Chyba masz z tysiąc

background image

sobowtórów. Ale żaden z nich nie był tobą. Skoro nie przyjechałeś, zaczęłam sądzić, że

zjawisz się na wiosnę. Wiedziałam, że muszę dotrwać. Doczekać.

Matti westchnął z ulgą.

Słowa, które chciał usłyszeć, padły.

- Czekałaś na mnie? - spytał, zwracając się ku niej. - Naprawdę na mnie czekałaś,

Elise?

- Przecież powiedziałam. Dotrzymuję obietnic. Mówiłam, że to będzie zależeć tylko

od ciebie, pamiętasz? I tak jest nadal.

Tęsknił za tymi słowami. Przez cały czas rozłąki nie pragnął usłyszeć niczego innego.

Mimo to nie wiedział teraz, co robić.

- Nie wiesz, kim jestem - rzucił. - Sama nie wiesz, co mówisz, dziewczynko!

- Więc powiedz mi to, czego nie wiem! - Wydawała się tak pewna siebie i tego, co

czuje. Skąd czerpała tę pewność?

- Nie warto na mnie tracić czasu - stwierdził bez przekonania. Wiedział, że te słowa

wypowiadało przed nim wielu mężczyzn tyle razy, ile jest gwiazd na niebie. Były wytarte jak

znoszone buty. - Nie mam prawie nic w Tornedalen. Tylko małe, biedne gospodarstwo, które

Aki na pewno sprzeda. Powie, że zginąłem. Poza tym nie powinienem cię tam zabierać. Tutaj

też nic nie mam. Tylko ten worek pełen brudnych ubrań. Żadnych bogactw. Nie mógłbym

niczego ofiarować żonie poza niespokojną duszą, którą ciągnie do wędrówki. Przyszłość w

trudzie, może w biedzie. Nie mogę ci nic ofiarować, Elise, ale nie mogę też trzymać się z dala

od tego miejsca. Z dala od ciebie...

- Czy sądzisz, że tego nie wiem? - spytała gwałtownie. - Myślisz, że jestem głupia?

Wiem, że nie będę żadną księżniczką. Wcale nie jest mi to pisane. Jestem córką Fredrika i

Evy. On zginął na morzu, walcząc o chleb. Ona powiesiła się na wiadomość o jego śmierci.

Nie mogła bez niego żyć. Łatwiej jej przyszło uciec w śmierć i zabrać ze sobą nie narodzone

dziecko. Zdarza się, że budzę się w nocy i widzę przed sobą jej nogi. Gdyby nie twoja siostra,

nie wiem, co by się ze mną stało...

- Raija była wyjątkowa...

- Skądś się to wzięło! - Elise nie rezygnowała. - Współczucie i dobroć nie są dzikimi

ptakami, które osiedlają się w ludzkich sercach same z siebie. Widzę w tobie wiele z Raiji.

Wiele dobrego, czego nie umiem nazwać, ale co w tobie jest. Nigdy nie będę żadną

księżniczką, ale jeśli powiesz mi, że mnie kochasz, poczuję się tak, jakbym nią była.

Matti zapatrzył się przed siebie. On widział rzeczywistość inaczej niż ona.

Elise żyła pod kloszem. Reijo zawsze ochraniał ją przed złem, na ile się dało.

background image

Ż

ycie, które znał Matti, było inne niż to, które znała ona. Mogła wyobrazić sobie

ciężką pracę, ale nie taki los, jaki on mógł jej ofiarować.

Z pewnością nadejdą dni, gdy go znienawidzi za to, że wypowiedział słowa miłości i

rzucił na nią czar.

Ale nie mógł się powstrzymać.

- Kocham cię, Elise. - Nabrał powietrza i objął jej nagie ramiona. Musiał ją przytulić,

poczuć, że jest tu naprawdę. - Kocham cię, dziewczynko! Kocham cię do szaleństwa!

Zaczynam teraz rozumieć, że wszystko, co wtedy powiedziałaś, było prawdą. Nie mógłbym

ż

yć bez ciebie. Wolałbym nawet wiedzieć, że jesteś szczęśliwa z innym, niż gdybym nic o

tobie nie wiedział... Elise zaśmiała się.

- No widzisz, jesteś szlachetniejszy ode mnie. Ja bym umarła, gdybyś znalazł

szczęście z inną.

Matti położył jedną dłoń na krągłym biodrze dziewczyny, drugą ujął jej podbródek i

odwrócił jej twarz w swoją stronę: Mimo ciemności niemal widział śmiech w spojrzeniu

Elise, ten wyjątkowy śmiech, którego brzmienia żadne strumyki w Laponii nie umiałyby

naśladować, nawet gdyby się starały.

- A ty? - spytał. - Jeszcze ani razu nie wypowiedziałaś mojego imienia. Boisz się?

Boisz się powiedzieć, co czujesz? A może to ja powinienem się bać, że zmieniłaś zdanie?

Ś

miejąc się, pokręciła głową. Oparła czoło o jego czoło.

- Matti, mój kochany, najmilszy Matti. Kocham cię. Kocham cię tak długo, że niemal

nie muszę tego mówić. Ta miłość to część mojego życia, tak jak każdy kolejny dzień i noc.

Kocham cię, kocham... i to jest wspaniałe i piękne, i...

Z uśmiechem odnalazła jego usta - pocałunek wyraził to, co oboje chcieli wiedzieć.

Stawał się coraz bardziej gorący.

Matti nienawidził się za to, bo nie tak chciał się zachować.

Wmawiał sobie, że zachowa się przyzwoicie. Ale gdy całował już szyję Elise, a jego

usta chciały odkrywać nowe, nieznane obszary - przekraczał granice postawione samemu

sobie.

Jego dłonie były niespokojne, choć ze wszystkich sił pragnął nad nimi zapanować.

- Chcę cię tylko pocałować... - wyszeptał w zagłębienie jej szyi. - Tylko pocałować...

Jego usta pozostawiały gorące ślady na miękkiej skórze dziewczyny.

Ta najpiękniejsza, niewinna róża pozostanie nietknięta po tej nocy, obiecywał sobie

Matti Alatalo. Chciał być szlachetny.

Całował... Skóra, pachnące ubranie, jeszcze więcej skóry...

background image

Jego usta przemknęły po zaokrągleniu ramienia, zsunęły się do nadgarstka, odpoczęły

tam, gdzie czuł puls, okryły dłonie deszczem szybkich pocałunków.

Całował szyję, piersi unoszące się i opadające niczym woda w leśnym źródle,

wreszcie dotknął ustami jej gładkiego brzucha.

Elise nie pozostawała obojętna. Jej dłonie obejmowały jego głowę, palce wplotła mu

we włosy i przyciągnęła do siebie...

Dłonie szlachetnego człowieka, za jakiego jeszcze dotąd uważał się Matti, przesunęły

się po łuku bioder do ud dziewczyny, zawahały się... Przełknął ślinę, i pozwolił, aby dłoń

wsunęła się pod halkę i wróciła tą samą drogą na biodro. Naga, ciepła skóra.

Krew uderzyła mu do głowy, gdy odkrył, że nie miała na sobie nic innego. Język

znalazł jej pępek, okrążył go...

Przyłożył policzek do brzucha Elise.

Puściła jego włosy, ale jej ciało żyło, garnęło się do niego. Jej skóra paliła...

Matti zapomniał o obietnicach.

Zsunął się na kolana. Głowę miał pomiędzy jej udami. Ustami i dłońmi pieścił to, co

tak chętnie przed nim otworzyła.

Rozbudził ją i doprowadził do pierwszej ekstazy.

Ramiona dziewczyny otoczyły jego szyję. Poczuł wilgotny policzek dotykający jego

policzka, drżące usta przesuwające się wzdłuż jego pulsującej tętnicy na szyi, wreszcie gorący

oddech szepczący mu do ucha słowa:

- Nie wiedziałam, że to może być tak... Skubnęła go w koniuszek ucha, drażniła. Była

ciepła i śmiała, przywarła do niego, kolano wsunęła pomiędzy jego nogi, przylgnęła do niego

brzuchem. Musiała czuć, że jej pożąda. Położył dłonie na jej piersiach. Uśmiechnęła się do

niego.

- Chcę, żeby i tobie było dobrze, Matti - powiedziała z przekonaniem, kładąc ręce na

jego kanciastych biodrach. - Chcę tego, Matti - powtórzyła głosem niczym zorza polarna:

kuszącym, falującym tak, że mógłby go porwać...

Matti przekręcił się na plecy i uwolnił z koszuli i spodni.

Jej gorące dłonie wyruszyły na odkrywanie ciała Mattiego. Była zaciekawiona, badała

dotykiem i wzrokiem. Matti poczuł się zażenowany, zupełnie jakby nie znał wcześniej

kobiety.

Sądził, że Elise będzie inna. Bardziej zalękniona, umykająca... Te jej niewinne

błękitne oczy...

Nowa Elise go zauroczyła, oszołomiła.

background image

Objęła go, pociągnęła na siebie i otoczyła udami. Potrzebował tylko lekko pchnąć, i

już był wewnątrz niej...

Usta odnalazły się, spragnione. Odpowiadała chciwie na jego pocałunki.

Stali się dwoma ciałami splecionymi w tym samym rytmie, stopionymi w jedno,

przeżywającymi wieczność w miłosnym zespoleniu, które przekraczało ich najśmielsze

oczekiwania.

Matti pozwolił Elise dyktować tempo. Przekręcił się tak, że to on leżał na plecach - i

bardzo mu to odpowiadało. Zachwycał się jej ciężarem, ciepłem, napawał jej miłością, tym,

ż

e widział, jak jest jej dobrze...

Wsunął dłoń pomiędzy nich i odnalazł ten najważniejszy punkt w jej wnętrzu. Pieścił

go delikatnie i poczuł, jak ona wzmaga rytm, stając się gwałtowniejsza, silniejsza...

Opadła na niego, upojona rozkoszą, aż zatopiła zęby w jego ramieniu.

Matti znowu ją odwrócił i wgłębiał się w nią coraz mocniej, aż wkrótce doszedł tam,

gdzie czekała go tylko rozkosz...

- Kocham cię - szepnęła, gdy ciszy już nie zagłuszało bicie ich serc.

Ale Matti jej nie usłyszał.

Usnął.

Palce Elise pieściły twarz ukochanego i wyczuwały, że się uśmiecha przez sen.

Pocałowała go lekko i wtuliła się w jego ramię.

Już wiedziała, że między mężczyzną a kobietą jest możliwe coś, co będzie odczuwała

jako właściwe, a nie budzące niechęć.

Tak było.

Pięknie. Lepiej niż w najśmielszych fantazjach.

Po tym już nikt inny poza Mattim dla niej nie będzie istniał.

background image

15

Jak już wiele razy wcześniej Ida zapobiegła awanturze rodzinnej. Zawsze wstawała

bardzo rano. Właśnie miała rozpalić w palenisku, gdy dostrzegła przez okno Reijo, Knuta i

Ailo wspinających się z trudem po zboczu, które musiało wydawać im się i zbyt strome, i na-

zbyt śliskie. Musiała to komuś pokazać.

Wpadła z impetem do pokoju Elise - i stanęła równie gwałtownie.

Ujrzała nagiego Mattiego, wpół okręconego pledem, z jednym kolanem

spoczywającym na ciele Elise, która spała słodko, wtulona w jego ramię. Ida nawet nie

zdążyła się zastanowić, skąd tu się wziął. Dopadła do śpiących, potrząsnęła nimi, napotkała

dwie pary zaspanych oczu i wręcz wypchnęła Mattiego z łóżka.

- Leć do mojego pokoju! Weź ubranie! Nie zachowuj się jak durna owca, Reijo idzie!

Matti zerwał się na równe nogi, zgarnął ubranie i walcząc ze zsuwającym się pledem,

wypadł z pokoju. Ledwo zdążył zamknąć za sobą drzwi pokoju Idy, otworzyły się drzwi do

domu.

Ida padła na łóżko na brzuch i wpatrzyła się w przybraną siostrę.

Elise schowała się pod przykrycie. Marzła bez Mattiego.

- O nic nie spytam - powiedziała młodsza. - Zupełnie o nic.

- To dobrze.

- Kiedy przyszedł? Dlaczego ja nic nie słyszałam? Co się stało? Nie mów mi tylko, że

nic! On jest przystojniejszy od Simona. Nie każdy ma wujka z tak zgrabną... dolną częścią

ciała.

Ida zachichotała. Pled nie zdołał ukryć tego, czego Matti nie chciał pokazywać.

- Miałaś nie pytać...

- Uratowałam was przed zasłużoną awanturą! I co, mam nie znać żadnych

szczegółów?

- Dziewczęta w twoim wieku nie powinny wiedzieć o sprawach dorosłych...

Ida przewróciła oczami.

- Było pięknie - poddała się Elise. - Powiedział, że mnie kocha. Sprawił, że...

zapłonęłam. Nigdy nie sądziłam, że to może być tak. Gdy dotykał mnie Simon, czułam tylko

obrzydzenie. A gdy Matti robił to samo, chciałam, żeby nie przestawał, nigdy...

- Zrobił... to?

background image

- Zrobiliśmy to... - Elise marząco zapatrzyła się w sufit. - Nie powiem ci nic więcej.

Pewnego dnia znajdziesz mężczyznę, z którym przeżyjesz coś takiego. Na to nie ma słów. To

jest... nie do opisania.

Ida westchnęła.

Jeszcze długo nie będzie dorosła.

Z jednej strony to szkoda. Ale z drugiej nie mogła sobie wyobrazić, co za tęsknoty

sprawiły, że oczy Elise miały taki dziwny blask. Może i dobrze, że ona sama ma jeszcze

trochę czasu do dorosłości.

Matti nie wrócił już do łóżka. Starł resztki snu z oczu i wciągnął na siebie ubranie.

Było tak pogniecione, że z łatwością uwierzą, że w nim spał.

Poczłapał do kuchni, gdzie Knut bez powodzenia usiłował wzniecić ogień w

palenisku.

Reijo miał na sobie białą koszulę i rozpiętą kamizelkę. Wyglądał na zmęczonego.

Siedział wsparty łokciami o stół, obok niego młody Lapończyk w skórzanym kaftanie,

ciężkim srebrnym pasie na biodrach i kolorowym szalu wokół szyi. Wyglądał równie blado

jak Reijo. Matti rozpoznał rysy ojca w twarzy chłopaka. Był to bez wątpienia syn Mikkala.

- Wygląda na to, że wesele Mai się udało - stwierdził Matti. - Szkoda, że nie

zdążyłem.

- Co, do diabla?! - odezwał się Reijo, mrugając kilkakrotnie. - Tak pijany nie jestem.

To ty? Wróciłeś tym razem na dobre, Matti?

Matti usiadł naprzeciwko Reijo i Ailo. Skinął głową w stronę Knuta i wyciągnął rękę

do Lapończyka. Uścisk dłoni ma całkiem męski, przyznał.

- Jak ostatnio cię widziałem, byłeś chłopaczkiem - zauważył głośno. - Szkoda, że cię

ojciec nie widzi.

- Może mnie widzi? - Ailo uśmiechnął się melancholijnie. - Śmierć nie jest jak cięcie

nożem. Nie wierzę, żeby śmierć miała granice, jest większa niż płaskowyże Laponii. Można

tam snuć się w samotności, ale można też się spotkać, jeśli dopisze szczęście.

Matti uśmiechnął się, słysząc tak dojrzałe przemyślenia. On się nad tym nie

zastanawiał. Ale może Ailo był mądrzejszy niż on?

Przejechał dłonią przez i tak rozczochraną czuprynę i spojrzał na Reijo.

- Wkrótce wyprawisz jeszcze jedno wesele. Wróciłem, żeby ożenić się z Elise.

Knutowi właśnie udało się rozniecić ogień, gdy oświadczenie wujka sprawiło, że

upuścił polano na ledwo rozpalone płomyki. Musiał zacząć wszystko od początku.

- Przemyślałeś to dobrze? - spytał Reijo.

background image

- Jeśli nie, zostałbym tam - odparł Matti stanowczo. - Rozmawiałem już z Elise.

Chcemy tego oboje.

Zielone oczy Reijo spojrzały na niego przenikliwie i pewnie zobaczyły to, co

podejrzewał. Ale nic nie powiedział. Nie o tym. Uśmiechnął się tylko. Wyciągnął dłoń ponad

stołem i uścisnął dłoń Mattiego.

- Trudno by mi było o lepszego zięcia - oznajmił.

- Czy pastor jeszcze nie wyjechał? - zastanawiał się Matti.

- Tym razem będzie jak trzeba! - Reijo był nieugięty. - Z zapowiedziami i

odpowiednim czasem przed ślubem. Nie chcę wydawać za mąż w pośpiechu wszystkich

moich córek.

Matti przystał na to.

Oświadczyny Mattiego Reijo przyjął o wiele radośniej niż oświadczyny Simona.

One prowadziły w przyszłość bez miłości. Nieskończenie wiele dni przeżytych tak

naprawdę obok tego, z którym dzieliło się stół i łoże.

Noce spędzone w objęciach jedynie pożądania.

Maja powiedziała, że wie, co ją czeka. Jednak płakała w jego ramię tej nocy, samotna

w swoim nowym domu. Simona przy niej nie było.

Reijo bał się, że Maja przeżyje wiele takich samotnych chwil. I nie będzie już mógł jej

wspierać. Ojciec odchodzi w cień, gdy córka znajduje męża. A on nawet nie jest jej

prawdziwym ojcem.

Z Elise było inaczej.

Sam obserwował to, co budziło się pomiędzy nią a Mattim. Nie pochwalał ich uczuć,

ale nie był w stanie niczemu zapobiec. Teraz wiedział, że ich miłość jest prawdziwa.

Przetrwała pierwszą próbę.

Reijo bez trudu dostrzegł ślady zębów pod rozchylonym kołnierzykiem chłopaka.

Nie będzie stał na przeszkodzie do szczęścia. Do niczyjego szczęścia. Sam niewiele go

doświadczył, ale nie zazdrościł tym, którzy je poznali.

- Znajdziemy księdza w ciągu dnia - obiecał. - A teraz opowiedz inne nowiny, Matti.

- A więc chce się żenić? - spytał duchowny uroczystym głosem.

Zaczynał się starzeć, lecz uważał, że nadal zna wszystkie twarze wokół fiordu. Tego

tutaj nie pamiętał. Chłopak miał wyraźny fiński akcent, może to jeden z tych rybaków, którzy

przybywali na połów, a potem wracali do rodziny w Finlandii.

- Tak zamierzam - odpowiedział Matti pewnym głosem.

background image

Mimo że trzymał czapkę w ręku, nie był typem człowieka, który traci rezon wobec

osób stojących wyżej. Tego nauczył go Reijo: ci, którzy mieli władzę, niekoniecznie byli

lepsi od tych, którzy chodzili w połatanych portkach. Wszyscy byli ludźmi, nawet ci, którzy

siadywali we wspaniałych fotelach i podpisywali swoim nazwiskiem dokumenty.

- To poważna sprawa - zauważył pastor. - Wcześniej go nie widziałem. Skąd

pochodzi? Czy będzie mógł utrzymać żonę i dzieci? Czy wierzy w Boga? Nie widziałem jego

twarzy przed moją amboną!

Reijo odchrząknął i chciał udzielić wyjaśnienia, które duchowny mógł uznać, ale

Matti nie potrzebował pomocy.

- Bywałem tu rzadko - powiedział. - Wędrowałem po Finnmarku wiele lat. Nic mnie

nie wiązało, mieszkałem na północnym wybrzeżu. Ostatnie pół roku spędziłem w Finlandii.

Odwiedziłem moją starą matkę i krewnych. A jeśli chodzi o Boga... - uśmiechnął się swoim

najbardziej czarującym uśmiechem, tym, który zawsze rozczulał matki dziewcząt - nie sądzę,

aby istniał piękniejszy kościół niż natura, którą On stworzył. Gdy złożę dłonie do modlitwy

pod gołym niebem, czuję się uroczyście. Żaden kościół, w którym byłem, nie miał

piękniejszego sklepienia. - Nabrał oddechu. Zauważył, że niezbyt przekonuje to duchownego.

- Ale rozumiem, że tak mądra osoba jak ksiądz lepiej odczytuje słowa Boże niż my,

maluczcy. Dlatego zjawię się pod amboną przy pierwszej okazji.

Reijo z całych sił powstrzymywał uśmiech. Ten Matti, ten szaławiła, ten bajarz, stal tu

i okręcał sobie pastora wokół palca!

- Dobrze mówi. - Starzec splótł dłonie na wydatnym brzuchu. Nie narzekał na życie

przy fiordzie. Ludzie płacili dziesięcinę i nie cierpiał biedy. - Jak się nazywa?

- Matti Alatalo, syn Erkkiego. Dłoń pisząca te słowa zatrzymała się.

- Słyszałem już to nazwisko. - Ksiądz popatrzył na Mattiego zmrużonymi oczami.

Przeniósł spojrzenie na Reijo. - Ona też się tak nazywała, ta dziewczyna, której w takim

pośpiechu udzieliłem ślubu osiemnaście lat temu. To matka tej dziewczyny, której wczoraj

błogosławiłem... To była twoja żona?

Reijo kiwnął głową. Czuł się nieswojo w towarzystwie ważnych ludzi. Pozostało mu

to z czasów, gdy siedział zamknięty w piwnicy wójta w Alcie.

- Raija jest moją siostrą - powiedział Matti z dumą. Nikt z rodu Alatalo nie wstydził

się swego pochodzenia. - Jestem od niej dużo młodszy.

Ksiądz zanurzył pióro w atramencie.

- Urodzony?

background image

- Trzydziestego grudnia tysiąc siedemset siedemnastego roku. W Miekojarvi,

Tornedalen. Finlandia. Syn Marji i Erkkiego Alatalo.

Dłoń zapisywała, stawiając ze zgrzytem pióra litery i ozdabiając je lukami i

zawijasami.

- A dziewczyna? Reijo poczuł, że ksiądz posłał mu ostre spojrzenie.

Odchrząknął.

- Moja wychowanka, Elise Skogslett, córka Fredrika. Matka: Eva. Oboje dawno

umarli. Urodzona piętnastego sierpnia tysiąc siedemset dwudziestego trzeciego roku.

- I nie zachodzą żadne okoliczności przyspieszające małżeństwo? Tak jak we

wczorajszym ślubie?

Reijo potrząsnął głową.

- Jestem człowiekiem honoru - rzucił Matti. Spojrzenie posłane mu przez duchownego

mówiło, że będzie sądził na ten temat, co zechce.

Formalności zostały dopełnione.

Reijo i Matti wyszli na powietrze i zmieszali się z tłumem. Ludzie handlowali i

rozmawiali w trzech językach, z łatwością przechodząc z jednego na drugi w połowie zdania.

Nie było w tym nic dziwnego, wywodzili się przecież z Nordkalotten, obszaru na północy

Półwyspu Skandynawskiego, gdzie nie liczyły się granice.

- Spociłem się przez tego diabla - wyznał Matti.

- Chyba nie byłby zachwycony tym określeniem - zaśmiał się Reijo.

- Nie lubię, gdy ludzie udają, że są więcej warci niż inni. I gdy są przeświadczeni, że

mają wyłączność na przyzwoitość. Nigdy w to nie uwierzę. Nie jestem taki głupi.

- Dobrze, że mu tego nie powiedziałeś - zauważył Reijo sucho. - Może pójdziemy do

Mai i Simona?

Matti chętnie przystał na propozycję. Oddalili się od tętniącego życiem targowiska.

Tuż przy skręcie na ścieżkę spotkali dwóch mężczyzn z osady.

- Był tu lensman - powiedział jeden. - Miał ze sobą pomocników. Pytali o Simona.

- Lensman? - Reijo nie mógł uwierzyć własnym uszom. - Simon nie zrobił nic złego.

- Też tak mówiliśmy, ale zbyli to śmiechem. Niepokój, który poczuli Reijo i Matti,

zmienił się w lodowatą, przerażającą pewność. Szybko pokonali drogę do domku przy rzece.

Przybyli za późno. Nic nie mogli zrobić. Mieli do czynienia z władzą. Biedacy jak oni

nie mogli się jej przeciwstawić.

Simona wywlekli dwaj silni ludzie lensmana. Widać stawiał opór, bo jego twarz nosiła

ś

lady uderzeń.

background image

- Dlaczego go zabieracie? - Reijo zatrzymał lensmana. - On jest moim zięciem. Nie

zrobił nic złego. Nie możecie go zabrać, wczoraj się ożenił.

- Mógłby się ożenić i dzisiaj, nic by to nie zmieniło - odezwał się lensman niechętnie.

Nie podobało mu się, że jakiś Kwen mu przeszkadza. - Mamy powody sądzić, że Simon

Bakken ukradł łódkę i sieci pewnego człowieka z głębi fiordu. Poza tym podejrzewamy, że

wczesnym latem spowodował lawinę, która zabiła dwóch ludzi.

- Simon?

- Byłem w górach razem z Simonem i Mają, gdy zeszła lawina - odezwał się Matti

pewnym głosem. - Żadne z nas nie miało z tym nic wspólnego.

- Musiałbyś na to przysiąc - rzucił lensman. - Nazwisko?

Matti odpowiedział na pytanie.

- Sama kradzież łódki i sieci jest poważną sprawą - stanowczo stwierdził urzędnik. -

Nie możemy pozwolić, żeby jakaś gromada złodziei grasowała w naszej okolicy.

- Nie możecie tego zrobić! - nie poddawał się Reijo.

- To na nic! - Simon spojrzał na teścia. - Stary okazał się pamiętliwy. Powinienem był

uciec gdzieś daleko. Teraz nic już nie pomoże. Opiekuj się Mają. I dzieckiem, jeśli... jeśli nie

wrócę.

Reijo nie mógł się zdobyć na słowa pocieszenia. Słyszał o przypadkach, w których

mniejsze przewinienie karano więzieniem.

- Postaramy się cię uwolnić! - obiecał. - Tak tego nie zostawimy!

Ś

miech mężczyzn trzymających Simona był wiele mówiący. Przestępców łatwo się

nie uwalnia...

Matti pobiegł za nimi. Mieli płynąć przez fiord, a nawet nie pozwolili Simonowi się

ubrać. Ściągnął z siebie kurtkę. Widząc to, pomocnicy lensmana przystanęli.

- Pozwólcie mu chociaż to włożyć.

Pomógł Simonowi wciągnąć kurtkę i wsadził mu czapkę na głowę.

- Elise będzie miała dobrego męża - powiedział Simon, patrząc na Mattiego. -

Zaopiekujesz się też Mają?

- Obiecuję. Zadbamy, żeby Maja nie była sama. Ale ty niedługo wrócisz.

- Nie zakładałbym się o to - rzucił jeden z mężczyzn i brutalnie pociągnął za sobą

Simona.

- To sprawka Kristoffera - rzuciła bezbarwnie Maja, gdy już dotarli do domku. - Nikt

inny nie życzy Simonowi źle.

background image

- Myślałem, że to zemsta za Elise - stwierdził Reijo. Czuł, jak rośnie w nim bezsilna

złość. - Ale to jednak Simon go ośmieszył. My pozwoliliśmy mu zachować twarz. Mimo to

ludzie nadal gadali, że Simon Bakken latał za dziewczyną, którą Kristoffer uważał za swoją.

- Reijo uderzył pięścią w stół. - Popłynę i porozmawiam z nim! Jeszcze dziś! Musi

odwołać oskarżenia!

- Zostaniesz sama - powiedział Matti cicho. - To źle.

- Dam sobie radę.

Odziedziczyła dumę Raiji. Jej wyprostowaną sylwetkę i odważne spojrzenie. Miała

zdolność do przetrwania jak karłowata brzoza, uparcie trzymająca się podłoża.

- Musisz wrócić do domu. Nie możesz teraz tu mieszkać. Nie w twoim stanie! - Reijo

był stanowczy.

- Simon prosił nas, żebyśmy się tobą opiekowali.

- To jest mój dom. Sam mi go kupiłeś, Reijo. - Spojrzenie Mai było nieugięte. - Był

dobry dla Raiji, będzie dobry dla mnie. Kobiety rodziły już w nim dzieci. Nie będę pierwsza.

- Sama jesteś jeszcze dzieckiem! Maja powoli potrząsnęła głową.

- Może tobie tak się wydaje, Reijo. Ale już dawno przestałam nim być. Nawet nie

wiem, czy kiedykolwiek byłam. Jestem dorosła, Reijo. Dorosła...

Oczywistość tego stwierdzenia dotarła wreszcie do Reijo. Wiedział, że Maja ma rację.

Chciał ją chronić jak dziecko. Dla niego ciągle nim pozostawała, ale przecież dawno już

dorosła. To tylko on chciał ją taką widzieć. Dla siebie.

- Ty wiesz najlepiej - rzucił. - Popłynę teraz do niego. Ale jesteśmy z tobą. Nie

zostałaś sama.

Maja posłała mu spojrzenie pełne ciepła.

- Wiem, Reijo. Nigdy nie czułam się samotna.

background image

16

Elise przeprowadziła się do Mai. Gdy dowiedziała się o aresztowaniu Simona, odpięła

klucze, które nosiła u pasa, i oddała je Idzie.

- Będziesz teraz jakby panią domu - powiedziała z uśmiechem. - Na pewno

najmłodszą w okolicy. Może i w całym kraju.

- Tak będzie przyzwoicie - wytłumaczyła Mattiemu. - Nie wypada przecież, żebyśmy

mieszkali pod jednym dachem. Jeszcze dużo czasu do ślubu.

- I nie będę mógł pewnie przychodzić na nocne zaloty? - Matti udawał

zrezygnowanego.

Potrząsnęła głową.

- Musi być porządnie. Zrobimy to tak, jak trzeba.

- Pewnie powinienem zbudować dom... Elise wiedziała jednak, że narzeczony nie ma

na to zbytniej ochoty.

- Ale przecież ta osada jest dla ciebie za mała? - spytała przyjaźnie. - Chcesz

powędrować gdzieś dalej?

Matti nie odpowiedział.

- Nie jestem aż tak przywiązana do tego fiordu - rzuciła zamyślona. - Mam Reijo.

Maję. Knuta. Idę. Przyjaciół. Ale przyjaciół można zdobyć i gdzie indziej. Jeżeli tylko

zechcesz żyć gdzieś indziej, pójdę z tobą. Kocham moją rodzinę, ale nadal tak będzie, nawet

jeśli przestaniemy się widywać na co dzień. To my mamy zbudować swoją przyszłość. Tutaj

nic nas nie trzyma. Może są inne, lepsze miejsca...

Matti wciąż czuł wyrzuty sumienia, ale zrozumiał, że Elise jest jeszcze bardziej

niezwykła, niż przypuszczał. Wielu ludzi nie zrozumiałoby tego niepokoju, który miał we

krwi.

Elise nawet nie uznała, że to coś złego.

- Ale muszę zostać z Mają, jak długo będzie mnie potrzebowała. Simon jest niewinny,

a przecież nie mogą więzić niewinnego, prawda? Kiedy wróci, zaczniemy robić plany. Nasze

plany.

Na nic się nie zdały poczynania Reijo.

Obiecał, że poruszy niebo i ziemię, aby uwolnić Simona, i naprawdę się starał.

Ostro natarł na Kristoffera, niemal użył siły. Ten jednak był równie uparty. Wręcz

napawał się świadomością, że uderzył wtedy, gdy się nikt tego nie spodziewał.

background image

- Nic nie mogę zrobić - powiedział obłudnie. - To lensman przestrzega prawa. Ja

poniosłem straty i nie mam nic przeciwko temu, żeby ten, który je spowodował, poniósł za

nie karę.

- Chłopak jest niewinny, wiesz o tym równie dobrze jak ja - grzmiał Reijo. - To tylko

twoja złość za tym stoi, nic innego. Opamiętaj się i cofnij oskarżenie!

- Nie będę się wstawiał za złodziejem! O ile wiem, Simon Bakken dostanie tyle, na ile

zasłużył.

Kristoffer nie ugiął się.

Reijo napisał do amtmana, naczelnika urzędującego na południu kraju, ale nie dostał

ż

adnej odpowiedzi. Pojechał do lensmana. Prosił i żądał. Nic nie wskórał.

Znów poszedł do Kristoffera. Artur też.

Nie pomogło.

W styczniu roku pańskiego tysiąc siedemset czterdziestego czwartego Simon Bakken

został uznany winnym przywłaszczenia sobie własności innego człowieka: łodzi do połowu

ryb. Poza tym uznano go winnym przywłaszczenia sobie jego sieci oraz zniszczenia innych.

W ten sposób utrudnił poszkodowanemu zdobywanie środków do życia.

Uczynił to wszystko w złej wierze. Stawili się świadkowie, którzy bez wahania

stwierdzili, że widzieli wszystko na własne oczy.

Nic nie pomogło, że Simon twierdził, że jest niewinny.

Sądowi nie udało się tylko udowodnić, że miał coś wspólnego z lawiną.

Matti stawił się na rozprawie. Zdecydował, że wyzna prawdę, jeśli nic innego nie

zdoła uratować Simona.

Jednak ta część oskarżenia upadła. Zapisano, że lawina była wypadkiem

spowodowanym siłami natury.

Mimo to Simon Bakken został skazany na trzy lata więzienia.

- Wzięliśmy pod uwagę twój młody wiek i to, że twoja żona oczekuje potomka -

powiedziano mu. - Inaczej dostałbyś karę śmierci.

Simona wysłano do więzienia na południu kraju.

Nikomu nawet nie pozwolono z nim porozmawiać po wydaniu wyroku. Nawet Mai,

która w zaawansowanej ciąży wyprawiła się tam otwartą łodzią.

Simon Bakken był przecież niebezpiecznym przestępcą.

Matti i Elise ustalili datę swego ślubu na koniec maja. Chcieli, żeby była już wiosna,

ż

eby pierwsze listki wróżyły lepsze czasy dla nich, dla Mai. Poza tym dziecko już się

powinno urodzić, a Maja dojść do siebie.

background image

Pomyśleli o wszystkim. Zaplanowali to dokładnie.

Ale nie wszystko w życiu daje się zaplanować. Dziecko przyszło wcześniej.

Była połowa lutego, słońce dopiero co zaczęło posyłać swe promienie ponad górami.

Pozostało jeszcze wiele tygodni zimy. Dziecko, które miało urodzić się wiosną, przyszło na

ś

wiat o wiele wcześniej.

Bóle zaczęły się nad ranem.

Ani Maja, ani Elise nie wiedziały właściwie nic o porodach. Elise, zarzuciwszy

okrycie na koszulę nocną, popędziła po matkę Simona. Prawie płakała z niecierpliwości,

czekając, aż tamta wstanie. Wróciła biegiem.

Teściowa Mai nadeszła godzinę później, co wydawało im się wiecznością. Maja

nienawidziła bólu, wszystko wydawało jej się okropne.

- Nie ma pośpiechu - matka Simona znała się na rzeczy. - To długo trwa. Nawet nie

jesteś w połowie. To twoje pierwsze, dziewczyno, więc nie wykręcisz się sianem. Mamy

przed sobą cały dzień.

Wody odeszły dopiero wieczorem. Maja była zmęczona i blada.

Przyszli wszyscy z cypla. Matka Simona, Sandra, zadbała o to, żeby mieli co robić.

- Trzymajcie się z dala od pokoju! Tylko Elise może tam ze mną być. To też nie jest

zresztą właściwe, bo jeszcze jest młoda. Niedługo jednak wychodzi za mąż, przyda się jej.

Rąbali drwa. Nosili wodę. Naprawili szopę i obrządzili zwierzęta w oborze.

Chodzili w kółko, niespokojni, słysząc krzyki i przekleństwa Mai.

- Nie przeklinaj! - upomniała ją Sandra. - Rodzisz mojego wnuka, przeklinanie może

wam zaszkodzić.

Maja nie słuchała.

- Coś jest nie tak? - spytał blady Reijo, gdy Sandra wyszła na chwilę.

- To jej pierwsze dziecko. Jest drobna i już zmęczona. Ale to nic poważnego. Trzeba

czasu. Ona nie jest odporna na ból, ale jakoś to będzie. Dziecko musi się urodzić.

Reijo przypomniał sobie, że Raija też była drobna, ale rodziła bez żadnych trudności.

- Nigdy nie będę miała dzieci! - stwierdziła Elise ze łzami w oczach, gdy wyszła z

pokoju Mai, żeby się uspokoić i coś zjeść. - Mężczyźni nawet sobie nie wyobrażają, jakie to

straszne. Nie ma mowy, żebym ja miała przez coś takiego przejść. Przecież tego nie można

powstrzymać...

Matti pogładził ją po głowie. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie mógł jej przecież

obiecać, że się będzie trzymał od niej z daleka, gdy już wejdą do małżeńskiego łoża.

Na pewno by nie dotrzymał takiej obietnicy.

background image

Czuł się tu nie na miejscu i dręczyły go wyrzuty sumienia w imieniu wszystkich

mężczyzn.

- To przebiega różnie u różnych kobiet - powiedział Reijo. - Nie mówię, że to nie boli,

ale że akurat w przypadku Mai jest szczególnie trudne.

Elise prychnęła. Widziała cierpienie wykrzywiające twarz Mai.

Mężczyźni nie byli w stanie nawet wyobrazić sobie takiego bólu.

Oni nie rodzili.

Późną nocą Maja zebrała resztki sił. Pół siedząc w łóżku, zaciskając ręce na jego

krawędziach, parła, natężając cały swój upór i wolę, aż ujrzała sinawe ciałko z pomarszczoną

twarzyczką pod czuprynką ciemnych włosów.

Padła z powrotem na łóżko i zasnęła. Sandra wytarła dziecko i zawinęła je w czyste

płótno. Zawołała oczekujących i dała dziecko do potrzymania Reijo. Już miał w tym

doświadczenie.

- Jest słaby, biedak - powiedziała cicho. - Przyłóżmy go do piersi Mai, nie czekając, aż

ona się obudzi.

- Nic nie zagraża jej życiu? Sandra pokręciła głową.

- Gorzej z tym małym. Może powinniśmy go ochrzcić? Nazwali go Artur Mikkel.

Ochrzcili nad cynowym talerzem.

Nie chciał ssać. Nawet nie krzyczał.

Zmarł po trzech godzinach.

Jego matka leżała, nieświadoma wszystkiego.

Elise i Reijo czuwali nad nią, siedząc po obu stronach łóżka. Tego łóżka, które Kalle

kiedyś zrobił dla swojej młodziutkiej żony.

Obudziła się. W pokoju było cicho.

Od razu zrozumiała. Odczytała wiadomość z ich twarzy. Wybuchnęła płaczem

zmieszanym z histerycznym śmiechem. Z jej oczu płynęły łzy, ale z gardła wydobywał się

ś

miech. Siedziała, obejmując Reijo za szyję, i śmiała się, zapłakana.

Była wyczerpana, gdy już obeschły jej oczy. Mała i blada opadła na poduszki, które

wsunęli jej pod plecy.

- To był chłopiec - powiedział Reijo. - Ochrzciliśmy go. Nazwaliśmy Artur Mikkel.

- Ty go tak nazwałeś? Pokiwał głową.

- Nie cierpiał. Widać nie było mu pisane życie. Maja wykrzywiła twarz w grymasie i

wypowiedziała słowa, których Elise nigdy nie zapomniała:

background image

- Czy to nie jest szyderstwo losu, Reijo? Wyszłam za mąż z powodu tego dziecka.

Teraz nie mam ani męża, ani dziecka, tylko niepewność. Nie wiedziałam, że to aż taki

grzech...

- Nie myśl tak - zaprotestował Reijo, ale jej nie zrozumiał.

Elise też nie, aż dopiero po wielu latach. Maja nie chciała widzieć dziecka.

- Nie jestem w stanie - rzekła po prostu. - Dla niego to i tak nieważne. Miał złą matkę.

- Jesteś zbyt surowa - Elise nie mogła zaakceptować słów Mai.

- Mam powody, aby być surowa. To jest jakaś próba. Kara. Nie wiem. Chyba muszę

stracić wszystko.

Nikt nie wiedział, jakie słowa przeciwstawić temu stwierdzeniu. Nikt nie umiał

umniejszyć jej goryczy.

Pochowali małego, gdy puściły mrozy.

Maja była już na nogach. Stała się chuda jak patyk, jej okolona czarnymi włosami

twarz była bardzo blada. Mocno zaciskała bezkrwiste usta.

Wygoniła Elise ze swego domu.

- Dam sobie sama radę - oznajmiła z przekonaniem. Knut z Mattim często jednak

wbrew jej woli odwiedzali ją późną porą, tak że nie mogła ich nie przenocować. Wiedzieli

wtedy, że nikt jej nie dokucza. Wykonywali za nią najcięższe prace. Przejrzała ich, lecz

przystała na to.

- Jestem pyskata - stwierdziła. - Nie będę inna. Sama muszę ponieść karę za to, w co

się zaplątałam. Mój los będzie taki, jaki sobie zgotowałam.

Elise chciała przełożyć ślub. Protestowali i Matti, i Maja.

- Czuję się nie w porządku, że jestem taka szczęśliwa - zwierzyła się Elise Mattiemu. -

To przecież moja sprawka, że oni się pobrali. Naciskałam na to. A teraz Maja jest związana,

mimo że mogłaby być wolna...

- Nie mogłaś przewidzieć, że Simon trafi do więzienia. Ani tego, że dziecko umrze.

- Ona tak rozpacza, że aż mnie przeraża.

- To cała Maja - westchnął Matti. - Nic nie robi połowicznie. Musi sobie sama z tym

poradzić. My nie możemy jej pomóc.

Nie powiedział Elise, że według niego za rozpaczą Mai kryło się coś więcej. Jeśli

Elise tego nie zauważyła, to dobrze. On to odgadywał, ponieważ przypominało mu wyrzuty

sumienia, którymi dręczył się jego ojciec, a ostatnio i on.

Maja była jedną z rodu Alatalo. Wiedział, że kryła w sobie więcej uczuć, niż to dawała

poznać innym.

background image

- Nadal chcesz ze mną wyjechać, Elise? - spytał. - Powiedziałaś kiedyś, że mogłabyś.

Nadal tak uważasz?

- Nie mogę opuścić Mai!

- Długo mamy czekać? - zastanawiał się spokojnie. - Aż miną te trzy lata i Simon

wróci z więzienia?

- Maja mnie potrzebuje... Matti potrząsnął głową.

- Nie potrzebuje ciebie bardziej niż kogokolwiek innego. Jesteś jej siostrą, nikim

więcej. Maja ma tu Idę. Reijo. Knuta. Rodzinę Simona. Nie będzie bardziej szczęśliwa, jeśli

zostaniesz dla niej. A my żyjemy teraz i nic nie mamy poza pokojem w domu Reijo. Nie tak

sobie wyobrażałem naszą przyszłość.

Elise dotąd nie brała tego pod uwagę. Wydawało się jej tak oczywiste, że jest blisko z

rodziną, a zarazem w myślach podróżuje daleko z Mattim.

Łatwo jej było powiedzieć, że z nim pojedzie.

- Chciałbym wrócić do Finlandii - oznajmił. Elise przełknęła ślinę. Finlandia? Obcy

kraj, język, który rozumiała, lecz w którym nie miała odwagi mówić... Obcy ludzie, poza

tylko Mattim...

- Kawałek ziemi po moim ojcu nie jest duży, ale przed śmiercią zdołał go spłacić.

Należy teraz do mnie. Nie mogę znieść myśli, że Aki mógłby go komuś sprzedać. To mój

ojciec własnymi rękami go wykarczował. To ma znaczenie. Dom jest stary, ale idzie lato.

Zanim nastanie zima, możemy już mieć nowy. To nie jest tak daleko stąd, żebyśmy nie mogli

czasem przyjeżdżać do Reijo. Może nie co roku, ale co dwa, trzy...

- Naprawdę chcesz tam jechać? - spytała cicho. Już dawno nie widziała w jego oczach

takiego blasku. To była miłość, tym razem nie do niej, ale do skrawka ziemi. - Długo o tym

myślałeś, Matti?

Skinął głową.

- Tęsknię, żeby tam wrócić. Myślałem, że jakoś to zniosę, gdy już będę miał ciebie.

Ale chcę też tę ziemię. Moglibyśmy z niej wyżyć, Elise. O ile zbiory pozwolą, moglibyśmy

nawet dokupić coś w okolicy. Z czasem mielibyśmy spore gospodarstwo.

- To nasza przyszłość... - Elise powtórzyła słowa narzeczonego. Może w końcu

powinna pomyśleć i o sobie. Wystarczy martwienia się cudzymi kłopotami. Miała

dwadzieścia lat. To dostatecznie dużo.

- Wiem, że nie powinno się wyrywać z korzeniami dzikich róż takich jak ty -

uśmiechnął się Matti. - Ale w Finlandii też jest dobra ziemia do sadzenia kwiatów. A w

Tornedalen jest pięknie. Inaczej niż przywykłaś. Wiem, że ci się spodoba.

background image

- Kwiaty takie jak ja rosną wszędzie - zapewniła, choć nie czuła, że zasługuje na

podobne porównanie.

Listki rzeczywiście zdążyły się rozwinąć na ten dzień, kiedy mieli się przeprawiać

łodziami do kościoła w Karnes.

Ś

ciany gór pociemniały. Choć jeszcze daleko było do prawdziwej wiosny, nastała pora

roku dająca nadzieję na przyszłość.

Matti sam wiosłował, nie przejmując się, że pogniecie koszulę. Mieli mieć porządny

ś

lub, ale żadne z nich dwojga nie chciało wesela.

Niech ludzie myślą, co chcą - to była ich decyzja.

Ida źle zniosła podróż. Wymiotowała, przewieszona przez krawędź łódki. Otarła

potem usta i przysięgła, że nie będzie zielona na twarzy w taki dzień.

Maja niewiele mówiła.

Zamrugała tylko oczami, gdy ksiądz ogłosił Mattiego i Elise mężem i żoną. Pierwsza

znalazła się przy łodziach, gdy mieli wracać. Elise promieniała szczęściem. Maja pomyślała,

ż

e dobrze jest na nią patrzeć. Widzieć kogoś, kto dostał tego, kogo chciał. Mieć świadomość,

ż

e ktoś przeżyje to, o czym ona już nawet nie marzyła.

Jej losu nic nie odmieni.

Szczęście nie przysługiwało widać kobietom z jej rodu. Ale uśmiechała się, gdy

ś

ciskała Elise. Powiedziała też, że się cieszy jej radością. To była prawda.

Objęła Mattiego i stwierdziła, że dał jej najwspanialszą ciocię.

Cieszyła się razem z nimi.

Ale jej serce krwawiło.

Zastanawiała się, czy Simon jeszcze żyje. Więzienie było chyba gorsze, niż mogła

sobie wyobrazić. Docierały do niej różne pogłoski.

Ale nikt nie słyszał o Simonie.

Matti i Elise wyjechali kilka dni po ślubie. Reijo podarował młodym małżonkom

konia, żeby ułatwić im podróż na południe.

- Pamiętajcie, że zostaje tu kilka osób, które was kochają - powiedział. - Nie znikajcie

na zawsze!

Elise długo go obejmowała. Nie wiedziała, dokąd jedzie ani co ją tam czeka.

Przez całe życie Reijo stanowił dla niej oparcie. Mocne i pewne, takie, na które

zawsze mogła liczyć.

Teraz miała rozwinąć skrzydła. Wyfrunąć z gniazda i stworzyć własne życie, własny

dom.

background image

Matti nigdy nie zastąpi jej Reijo.

Mąż był kimś innym niż ojciec.

- Będę za wami tęsknić - wyszeptała, bo nie była w stanie mówić głośno. - Rozchoruję

się z tęsknoty...

- To nieprawda - pocieszał Reijo. - Będziesz szczęśliwa z Mattim. Jak nie, to ja się

rozchoruję.

Pokiwała głową, pociągając nosem. Musiała jeszcze powiedzieć to, o czym długo

myślała.

- Sądzę, że Raija żyje. Kiedy wróci, powtórz jej, że naprawdę kocham Mattiego!

- Obiecuję, Elise. Chciałbym tylko wierzyć w jej powrót tak mocno jak ty.

- Opiekuj się Mają! - dodała. Reijo długo jeszcze stał na cyplu, patrząc w ślad za

młodymi. Stal jeszcze wtedy, gdy zniknęli w lesie. Już dwie córki opuściły gniazdo.

- Czuję taką pustkę - rzucił przed siebie. - Czy wszystko potoczyłoby się inaczej,

gdybyś tu była, Raiju?

Mewa zaskrzeczała nad jego głową. Uśmiechnął się do siebie i zszedł na brzeg. W

takich właśnie chwilach musiał wypłynąć w morze.

background image

EPILOG

- Mamo, mamo! - Głos chłopca był jasny i pełen emocji. - Mamo, wujek Oleg wrócił!

Ma łódź pełną ryb. Nigdy w życiu nie widziałem tyle ryb. Jest ich więcej niż w całym Morzu

Białym. Więcej niż w całym oceanie!

Wpadł pędem do pokoju. W oczach malowało mu się dziecięce zadziwienie.

- Antonia pocałowała go na środku kei! Wszyscy to widzieli. To głupie, prawda,

mamo? Ja nigdy nikogo nie pocałuję!

Poczochrała mu włosy. Znów urosły, choć nie tak dawno go strzygła.

Jewgienij nadszedł niedługo po nim. Był równie spokojny, jak syn gwałtowny.

- Oleg wrócił - oznajmił. Raija uśmiechnęła się.

- Twój syn cię uprzedził.

- Dobrze handlowali. Widać mieli dobre polowy w Finnmarku.

Zawsze się bał, że nazwy znane Raiji dawniej mogłyby przebudzić coś w jej pamięci.

Wahał się, zanim użył norweskich nazw. Długo zastanawiał się nad wyborem imienia

dla syna. Mimo wszystko w końcu nadał mu to właśnie, żeby nigdy nie zapomnieć o

przeszłości.

Także i teraz nic się nie stało.

- Oleg ciągle mnie drażni - mówił dalej Jewgienij. - Zawsze, gdy go spotykam

wracającego z podróży, pyta mnie, czy nie zabiorę się z nim następnym razem, czy nie

spróbuję, jak to jest stać za sterem na otwartym morzu.

Raija pogładziła go czule po policzku. Skronie mu siwiały, a twarz pokryły

zmarszczki z powodu kłopotów, pracy i cierpienia. Zdarzało się, że bolała go ręka, której nie

miał. Nigdy jednak się nie skarżył. Tylko zmarszczki robiły się wyraźniejsze.

- A ty udajesz, że nie chcesz niczego, Jewgieniju Byków? Nie sądzisz, że twój

najlepszy i najstarszy przyjaciel dobrze cię zna? Wie, że ciągnie cię na morze. Pragniesz

pływać, ale sam przed sobą nie chcesz się do tego przyznać.

- Ja nie chcę niczego? - Objął ją swym jedynym ramieniem, przycisnął mocno do

siebie i spojrzał na nią wyzywająco. - I to ty, Raija Bykowa, mówisz, że ja nie mam na nic

ochoty? Jest coś, co działa na mnie kobieto, i to ty powinnaś o tym wiedzieć!

Zaśmiała się, napotykając jego usta. Doświadczona mężatka, jaką była, nie powinna

już chyba czuć się tak bezgranicznie szczęśliwa, tak pożądana i sama tak chętnie

odpowiadająca na pożądanie męża.

background image

Ale tak właśnie się czuła.

Ich pocałunek był tego dowodem.

Widywała inne pary małżeńskie całujące się, jakby były sobie obce - i nie rozumiała

tego.

Jewgienij i ona rozpalali w sobie ogień. Potrafili działać na siebie podniecająco

samymi spojrzeniami. Nocami, gdy ciemność zapadała nad Dwiną, odkrywali w swoich

objęciach coraz to nowe głębie.

- Gdybym miał oba ramiona, okręciłbym cię tak, jak nikt wcześniej nikogo.

- Dobrze sobie z tym radziłeś z twoim jednym ramieniem. Dotychczas - mrugnęła do

niego i pofrunęła wokół kuchni. Jego śmiech brzmiał w jej uszach niczym muzyka.

- Może jeszcze dam radę jakiś czas - rzucił lekko zdyszany, gdy postawił ją na ziemię.

Obojgu kręciło się w głowach. - Ale w moim następnym życiu poproszę o przydział dwóch

ramion. Ty powinnaś mieć takiego mężczyznę, który obejmowałby cię więcej niż jednym

ramieniem.

Raija wspięła się na palce, aby przytulić policzek do jego twarzy.

- Nie chcę nikogo innego - wyznała. - Obchodzisz mnie tylko ty i twoje jedno ramię.

Nikt mnie tak nie obejmuje jak ty, nawet gdyby miał i dwa, i trzy ramiona.

- Ech! Dlaczego zachowujecie się tak głupio jak Antonia i Oleg? Nikt inny nie ma taty

i mamy, którzy ściskają się i całują w środku dnia. I to w kuchni. A gdyby ktoś przyszedł i

was zobaczył? - Ich dziewięcioletni syn patrzył na nich oskarżycielsko brązowymi oczami. -

Dorośli tak nie robią - stwierdził.

- Dorośli robią różne dziwne rzeczy - odpowiedział Jewgienij i potargał niesforną,

ciemną czuprynę syna.

- Jeszcze to! - wykrzywił się mały.

- Wielu rzeczy się nie rozumie, mając dziewięć lat, mój mały mężczyzno - powiedział

ojciec.

- Nigdy się nie ożenię.

- Ja też tak mówiłem. Aż spotkałem mamę... - Jewgienij uśmiechnął się do Raiji.

Kochał ją i to dziecko ponad wszystko w świecie.

Zbudował życie na kłamstwie w imię tej miłości i zamierzał je przeżyć w pełni.

Ona była szczęśliwa.

W to nigdy nie wątpił.

Ale zawsze w pobliżu czaiła się niepewność.

background image

Pewnego dnia wszystko, o czym zapomniała, mogło wrócić. Dziś wieczór, jutro. W

przyszłym tygodniu, może w przyszłym roku.

Ż

ył z tą świadomością już ponad dziesięć lat.

Nienawidził siebie za to, ale nie mógł robić nic innego, jak tylko żyć dla niej.

Była jego przeznaczeniem.

Jego życiem.

Może znienawidzi go, gdy sobie wszystko przypomni.

Jewgienij milczał i cierpiał, ale przede wszystkim kochał ją.

- Jeżeli już będę musiał się ożenić - odezwał się chłopiec przemądrzale - jeśli będę

musiał, to wtedy ożenię się z mamą.

Jewgienij uśmiechnął się do Raiji. Spojrzeniami potwierdzili swą miłość do syna.

- Świetny pomysł, Michaił - rzekł. Ich wspólne szczęście było tego warte: jego kłam-

stwa, przemilczenia, wszystkiego, czego ją pozbawił.

Gdyby mógł, postąpiłby jeszcze raz tak samo.

- I wtedy kupię statek większy niż twój i Olega i wezmę mamę, i popłyniemy do tego

Finnmarku.

- Mamie jest tu dobrze - powiedziała Raija. - Najlepiej jest mi w domu.

To była prawda.

Nie tęskniła do innych miejsc.

Tu miała wszystko, czego pragnęła. Potrafiła żyć nawet bez wspomnień, które

utraciła. - Jest mi dobrze - zapewniła Raija, patrząc Jewgienijowi w oczy. - Jestem szczęśliwa.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 12 Dzika róża
Pedersen Bente Raija ze snieznej krainy 12 Dzika roza
Bente Pedersen Raija ze Śnieżnej Krainy 12 Dzika Róża
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 10 Wyroki losu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 23 Złoty ptak
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 40 Obcy ptak odlatuje
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 18 Posłaniec śmierci
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 22 Mężczyzna w masce
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 11 Pod obcym niebem
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 34 Lato grzechu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 07 Statek ze wschodu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 39 Chłodny blask
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 37 Syn armatora
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 38 Wędrowny ptak
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 29 Droga do domu
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 38 Wędrowny ptak
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 17 Przerwany lot
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 26 Wyjęty spod prawa
Pedersen Bente Raija ze śnieżnej krainy 08 Czarownica

więcej podobnych podstron