background image

Panika w Niemczech 
Nasz Dziennik, 2011-03-16 

Siedem najstarszych niemieckich elektrowni 
zbudowanych jeszcze przed 1980 rokiem zostanie 
wyłączonych na czas przejściowy. Decyzję w tej 
sprawie podjęła wczoraj kanclerz Angela Merkel 
po spotkaniu z pięcioma premierami landów, gdzie 
znajdują się takie siłownie. To odpowiedź na 
awarię w elektrowni w Japonii. Niemców zaczyna 
już ogarniać antyatomowa panika i apelują do 
Polski o rezygnację z budowy elektrowni jądrowej.
 

 
Jeszcze w poniedziałek Angela Merkel ogłosiła, że została zawieszona realizacja ustawy 
dotyczącej wydłużenia okresu eksploatacji niemieckich elektrowni atomowych i jednocześnie 
przeprowadzona zostanie analiza dotycząca bezpieczeństwa tych siłowni. A już ogłoszono 
pierwsze decyzje. Kanclerz poinformowała, że na czas przejściowy zostanie wyłączonych 
siedem z siedemnastu czynnych w Niemczech elektrowni atomowych, najpierw te powstałe 
przed 1980 rokiem, czyli: Neckarwestheim 1 i Philippsburg 1 w Badenii-Wirtembergii, Isar 1 
w Bawarii, Biblis A i Biblis B w Hesji, Unterweser w Dolnej Saksonii oraz AKW 
Brunsbuettel w Szlezwiku-Holsztynie. W czasie przestoju siłownie mają być dokładnie 
skontrolowane. 
Opozycja krytykuje rząd i zarzuca mu działania skierowane jedynie pod publiczkę, czym - 
zdaniem SPD i partii Zielonych - jest ogłoszenie moratorium. Także większość Niemców nie 
wierzy w intencje rządu, że zamknie siłownie atomowe. Aby wywrzeć presję na władze, na 
ulice wyszło kilkadziesiąt tysięcy przeciwników energii atomowej, żądając natychmiastowego 
zamknięcia wszystkich elektrowni jądrowych. Z najnowszych badań wynika, że aż 70 proc. 
Niemców jest zdania, iż w ich kraju mogłoby się wydarzyć to samo co w Japonii. Ponad 80 
proc. Niemców uznało decyzję o nieprzedłużaniu funkcjonowania elektrowni jądrowych w 
swoim kraju za słuszną. 40 proc. obywateli obawia się, że pył radioaktywny znad Japonii 
dotrze nad Ren, a to potęguje strach. W Niemczech widać już nawet oznaki paniki, bo w 
aptekach nagminnie zaczyna się wykupywanie preparatów zawierający jod. 
Dla komentatorów nie ulega wątpliwości, że spór o energię atomową stanie się jednym z 
głównych tematów kampanii przed zbliżającymi się wyborami w wielu niemieckich landach: 
Saksonii-Anhalt, Nadrenii-Palatynacie czy Badenii-Wirtembergii. Sytuację zagrożenia i 
strachu przed katastrofą jądrową natychmiast wykorzystała partia Zielonych, która już kilka 
godzin po wybuchu w Japonii zaczęła straszyć podobnym scenariuszem w Niemczech. Szef 
parlamentarnej frakcji Zielonych w Bundestagu Juergen Trittin straszył obywateli, że wiele 
niemieckich elektrowni nie przetrwałoby awarii, do jakiej doszło w Fukushimie. W tym 
samym politycznym kierunku podążają także politycy SPD, którzy wskazują na wielkie 
ryzyko eksploatowania elektrowni jądrowych i oskarżają obecny rząd o całkowity brak 
odpowiedzialności. 
Tymczasem władze Brandenburgii oraz Berlina zaapelowały do polskiego rządu, aby 
zweryfikował swoje plany budowy elektrowni atomowej. "Mam teraz nadzieję, że nasi polscy 
sąsiedzi dojdą do wniosków, które odpowiadają aktualnej sytuacji" - powiedział premier 
Brandenburgii Matthias Platzeck, cytowany we wszystkich niemieckich mediach po 
wypowiedzi dla dziennika "Der Tagesspiegel". Także berliński senat wystosował apel do 
polskiego rządu z żądaniami weryfikacji planów dotyczących energii jądrowej. Rzecznik 
prasowy senatu Richard Meng stwierdził, że atom nie jest rozwiązaniem i można tylko mieć 
nadzieję, iż katastrofa nuklearna w Japonii spowoduje zmiany myślenia i skłoni do odejścia 

background image

od energii atomowej w Niemczech oraz rezygnacji z planów budowy elektrowni jądrowych w 
Polsce. 
 
  

Waldemar Maszewski, Hamburg