Ruth Langan
Dziewczyna z prerii
stangów. No, chyba że będziesz miała na to ochotę.
Nie jestem biedny.
Spojrzała na niego nieufnie.
- Nie jesteś biedny?
Bo parsknął śmiechem na widok jej miny i pokrę
cił głową.
- Nie. Prawdę mówiąc, jestem bardzo bogaty.
Kitty odsunęła się od niego, żeby mu się lepiej
przyjrzeć.
- Naprawdę?
Bo przyciągnął ją do siebie i pocałował w skroń.
- Uhm.
- Chcesz powiedzieć, że masz pieniądze? - upew
niła się.
- Pieniądze też - odparł. - Mam nadzieję, że mi
to wybaczysz...
- Wybaczę - zaśmiała się i pocałowała go mocno.
Aaron, który od jakiegoś czasu nadstawiał bacznie
ucha, zamknął teraz oczy. Na jego ustach pojawił się
uśmiech. Kto by pomyślał, że dożyje szczęśliwej
chwili, kiedy jego podopieczni znajdą odpowiednich
partnerów na całe życie.
Zakochani oderwali się od siebie.
- A gdzie nauczyłeś się tak strzelać? - spytała je
szcze zaciekawiona Kitty.
- Ojciec pokazał mi parę sztuczek - odparł. - Po
za tym trochę polowałem w Wirginii.
- Raczej dużo, sądząc z tego, co widziałam.
- Ufasz mi już? - spytał jeszcze przekornie.
- Tak. We wszystkim.
- Czy to znaczy, że za mnie wyjdziesz? Nie odpo
wiedziałaś jeszcze na moje pytanie.
- To chyba jest najlepsza odpowiedź.
- Do licha, Kitty, powiedz mu, że się zgadzasz!
- nie wytrzymał Aaron.
EPILOG
- Nie sądziłem, że doczekam tego dnia - powie
dział Gabe, stojąc na ganku domku Aarona i obser
wując wozy, które nadjeżdżały z miasteczka na ślub
Kitty Conover i Bo Chandlera.
- A ja nie przypuszczałem, że ta farma doczeka
się lepszych czasów - dodał Yale, patrząc na pobie
lone ściany domostwa i naprawione barierki.
Wziął pudełko drogich cygar ze stolika, który wy
stawiono tu specjalnie na tę okazję, i poczęstował
brata. Następnie nalał mu do szklaneczki najlepszej
whiskey, jaką udało im się dostać w Misery.
Gabe skinął głową. Dzięki pieniądzom Bo na pół
nocnym pastwisku wybudowano corrale, w których
hasały zarówno mustangi, jak i rasowe konie z Wir
ginii. Kitty uwielbiała konie i mogła się nimi zajmo
wać od rana do wieczora, ale Bo i tak zatrudnił trzech
chłopaków od Cutlerów, żeby jej pomagali. Dzięki te
mu Aaron pozbył się już wszystkich trosk i mógł od
poczywać na ganku, nie trapiąc się tym, że jest bez
użyteczny.
Właśnie wszedł na ganek, w towarzystwie Bo.
- Jak tam pan młody? - zaśmiał się Gabe.
Ubrany elegancko Bo potrząsnął głową.
- Sam nie wiem. Kitty schowała się w domu
z waszymi żonami, a tu bez przerwy ściągają nowi
goście. A ja przecież chciałem się tylko ożenić. Nie
chodziło mi o to, żeby było z tego wydarzenie na całe
Misery.
Obaj bracia wybuchnęli śmiechem.
- To nasze żony - powiedział szeryf. - Uwielbia
ją śluby i wesela. Biedna Kitty wpadła w ich ręce
i teraz pewnie nawet nie wie, czy to jej ślub.
- Śluby są dla kobiet - mruknął Aaron, sadowiąc
się w wygodnym, nowym fotelu, który Bo specjalnie
dla niego zamówił.
- Zapalisz?
Yale podsunął mu cygaro, które staruszek przyjął
z wdzięcznością. Już po chwili zaciągnął się aroma
tycznym dymem.
- To może jeszcze whiskey? - zaproponował Bo
i napełnił ponownie szklaneczki.
Gabe podniósł swoją do góry.
- Za to, żeby Dakota została kolejnym stanem
- powiedział. - Słyszałem, że to już wkrótce.
Proponowano mi, żebym został egzekutorem sądo
wym.
Yale spojrzał na Bo.
- Nie maczałeś w tym palców? Niektórzy mówią,
że masz zostać pierwszym gubernatorem.
Bo machnął ręką.
- Nie interesuję się polityką. Wystarczy mi to, że
zostanę właścicielem ziemskim z niewielką praktyką
prawniczą.
- Czy nie to właśnie powiedział prezydent Lin
coln? - rzekł Aaron, a następnie uniósł do góry swo
ją szklaneczkę. - Wypijmy zdrowie państwa mło
dych.
Wszyscy zgodnie podnieśli szklaneczki do ust
i spełnili toast. Bo chciał je ponownie napełnić, ale
usłyszał szelest papieru w wewnętrznej kieszeni sur
duta.
- Byłbym zapomniał o mojej niespodziance!
- Niespodziance? - Aaron spojrzał na niego cie
kawie.
- To mój prezent dla Kitty, chociaż dotyczy całej
rodziny - dodał zagadkowo Bo. - Chciałbym jej to
dać jeszcze przed ślubem. Chodźcie. - Skinął na ze
branych.
Bez słowa weszli do środka.
- Co to takiego? - spytała Kitty zarumieniona po
kąpieli, na którą namówiły ją bratowe.
Znajdowały się we trójkę w nowej sypialni, któ
rą Bo kazał dobudować do domku Aarona. Na
łóżku oraz krzesłach leżały różne damskie fata
łaszki, z których większość Kitty widziała po raz
pierwszy.
Billie wyciągnęła w jej stronę koronkową suknię.
Kitty potrząsnęła głową.
- Nie mogę jej włożyć. Będę się czuła jak idiotka.
Nie mówiąc o tym, jak będę wyglądała.
- Z twoimi włosami będziesz wyglądała jak anioł,
prawda, Caro?
- Jasne. Po prostu ją włóż.
Obie zbliżyły się do niej, uśmiechając się przebie
gle. Nie doceniły jednak determinacji Kitty. Ubranie
Kitty w gorset, pończochy i suknię wymagało nie tyl
ko sporo wysiłku, ale też dużej siły przekonywania:
Kiedy w końcu udało im się zapiąć guziczki z macicy
perłowej, odetchnęły.
- No, zrobione - westchnęła Cara.
Cofnęły się, by móc ją sobie dobrze obejrzeć.
- A nie mówiłam? - Billie nie kryła zadowolenia.
Cara skinęła głową.
- Wyglądasz naprawdę pięknie.
Poprowadziły ją do wielkiego lustra, które Bo za
mówił w St. Louis. Obie wydawały się zachwycone
tym, co z nią zrobiły, ale Kitty patrzyła z niesmakiem
na swoje odbicie.
- To tak głupie, że...
Ktoś zastukał, a ona pomyślała z ulgą, że ktoś im
przerwał. Bratowe rzuciły się do drzwi, ale było już
za późno.
Jej bracia weszli do środka z głupimi uśmieszkami
na twarzy. Jednak kiedy ją zobaczyli, aż otworzyli
usta ze zdziwienia.
- Kitty! Wyglądasz jak dama. Przypominasz ma
mę - orzekł Gabe.
- Naprawdę?
Yale skinął głową.
- Wiem, że byłaś za mała, żeby ją pamiętać -
ciągnął starszy z braci - ale tak właśnie wyglądała.
Yale nie mógł wydobyć głosu. Był zbyt wzruszony.
Miał tylko nadzieję, że nie zacznie płakać przy
wszystkich.
- Gabe ma rację - powiedział w końcu.
Kitty znowu zwróciła się do lustra.
- Tak żałuję, że jej nie pamiętam - westchnęła. -
Ani taty...
Dostrzegła w lustrze odbicie Aarona i pod wpły
wem impulsu skryła się w jego ramionach. Staruszek
trzymał ją, gładząc po włosach.
- Nie sądziłem, że możesz aż tak pięknie wyglą
dać - powiedział.
- A czy ten strój nie wydaje ci się idiotyczny?
- Idiotyczny? Co ty opowiadasz?
- Sama widzisz. - Billie podeszła do niej, trzyma
jąc w rękach delikatny welon i długie, jedwabne rę
kawiczki.
- No, ale tego już nie włożę - zaprotestowała Kit
ty. - Nigdy czegoś takiego nie widziałam!
Bo stanął w drzwiach.
- A jeśli cię poproszę? - spytał.
- Czy... czy nie uważasz, że wyglądam głupio?
- Nie. Wyglądasz wprost cudownie.
Kitty pozwoliła przypiąć welon i włożyła rękawi
czki. Bo przypomniał sobie o niespodziance i sięgnął
do wewnętrznej kieszeni surduta.
- Przyniosłem ci prezent ślubny.
- Naprawdę?
Otworzył kopertę i wyjął z niej dokument. Wszys
cy spojrzeli na niego w milczeniu, a on wyjaśnił:
- Mój ojciec miał wielu przyjaciół w Waszyngto
nie, dlatego zdecydowałem się ich poprosić o pewną
przysługę. Po tym, jak dowiedziałem się o waszym
ojcu, postanowiłem sprawdzić, jak to było naprawdę.
Pewien emerytowany sędzia był w stanie potwier
dzić, że Clay Conover istotnie pracował dla rządu.
Sam prezydent Lincoln zlecił mu rozeznanie śro
dowisk przestępczych w Badlandach. Jak wiecie, za
raz po zamordowaniu prezydenta w Białym Domu
zapanował chaos i zagubiono lub zniszczono wiele
dokumentów, ale i tak udało się ustalić, że dzięki wa
szemu ojcu ujęto wielu groźnych przestępców. Za
kończył misję z powodzeniem, ale nie mógł liczyć
na wsparcie rządu. Cierpiał zresztą z powodu post
rzału po wymianie ognia z wojskami federalnymi,
kiedy to jeszcze musiał udawać bandytę. Wrócił
jednak na farmę ojca, ale okazało się, że was już tam
nie ma. Zmarł, nie mogąc kontynuować podróży, lecz
zostawił wam spadek.
Bo podniósł dokument.
- Za jego zasługi dla kraju rząd postanowił odzna
czyć go pośmiertnie i zapisać jego nazwisko wśród
innych zasłużonych.
Podał im dokument, widząc, jak dotykają go
z nabożnym szacunkiem. Tylko Yale trzymał się
z boku, jakby z poczuciem, że nie ma prawa do tego
pisma.
Gabe chrząknął.
- O Boże, a ja zostałem szeryfem, bo chciałem
naprawić jego błędy - westchnął.
Yale skinął głową.
- A ja szukałem go wśród bandytów w Badlan
dach. Strasznie mi teraz wstyd...
Kitty spojrzała na braci przez łzy.
- Nie pamiętam ojca. Nie myślałam o nim i czu
łam się tak, jakbym go nigdy nie miała. - Zwróciła
się do Bo. - To dzięki tobie go odzyskałam. To naj
wspanialszy prezent, jaki mogłeś dać mnie i moim
braciom.
Aaron podszedł do drzwi.
- Cóż, może zostawimy ich na chwilę samych -
zaproponował.
- Moment. - Cara pocałowała Kitty w policzek
i szepnęła jej do ucha: - Kaznodzieja już jest na miej
scu.
- Zaczekamy na ganku z kwiatami - powiedziała
Billie.
Wzięła Gabe'a za rękę i wyszli z pokoju.
Kiedy zostali sami, Kitty spojrzała nieśmiało na
Bo.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzają ci moi bracia?
Bo pokręcił głową.
- To najwspanialszy prezent, jaki mogłem dostać.
Jeszcze niedawno byłem sam, a teraz mam wielką ro
dzinę.
- Tyle że trochę hałaśliwą i mało delikatną.
Bo wzruszył ramionami.
- Nie można mieć wszystkiego.
Oboje się zaśmiali.
- Poza tym będziemy mogli zająć się wychowa
niem następnych członków rodziny - dodał. - Może
będę lepsi.
- A tak, młode...
- Dzieci, Kitty - poprawił ją. - Ludzie mają dzie
ci, pamiętaj.
- Nic nie wiem o wychowaniu dzieci, ale mogę się
nauczyć.
- Świetnie radzisz sobie z mustangami - zauwa
żył.
- Daj spokój! Wiesz, że to nie to samo! Ale na
pewno się nauczę.
- Oczywiście. Wierzę w ciebie. Z pewnością tak
będzie - powiedział.
Próbowała do niego podejść, ale zaplątała się
w suknię i omal nie upadła. Bo złapał ją w ostatniej
chwili.
- Do licha! - Spojrzała tęsknie w stronę łóżka. -
Pomożesz mi?
- Z czym?
Już rozpinała guziczki z perłowej macicy. Po
chwili zdjęła suknię i wskazała tasiemki gorsetu.
- Z tym. Mamy mało czasu.
Kiedy w końcu zdjęła gorset, odetchnęła z ulgą
i sięgnęła po swoje skóry.
- Nie będziesz się na mnie gniewał, prawda?
Bo zdjął jej welon.
- Gniewał? Ależ skąd! Kocham cię taką, jaka je
steś, i chcę, żebyś zawsze była sobą - zadeklarował.
- Obiecaj, że nigdy się nie zmienisz.
- Obiecuję.
- I coś jeszcze...
- Co takiego?
- Że zaraz po ślubie zmylisz trop i przyjdziesz do
mnie do stodoły.
Cała zadrżała, kiedy dotarło do niej znaczenie jego
słów.
- Ależ, Bo, mamy tu chyba całe miasteczko...
- Nie obchodzi mnie miasteczko. - Pochylił się
i pocałował ją w policzek. - Chcę tylko ciebie.
Kiedy wyszli na ganek, bratowe Kitty załamały rę-
ce. Kitty jednak czuła się teraz pewniej i wiedziała,
czego chce. Nie była już tak zagubiona jak przedtem.
- Chodźmy - powiedziała do rodziny.
Popatrzyła przed siebie na morze głów. Nie prze
sadziła, zjechało tu chyba całe Misery. Zobaczyła In
gę i Olafa Swensenów, doktora Honeywella, Jesse
Cutlera wraz z całą rodziną, a także Moffatów. O dzi
wo, Emma Hardwick stała tuż koło Jacka Slade'a i,
gdyby Kitty jej nie znała, pomyślałaby nawet, że trzy
ma go za rękę. Nawet Simmonsowie zjechali ze swo
jej farmy, przywożąc szynki i inne wyroby masar
skie.
Kitty oderwała wzrok od zgromadzonych. Wzię
ła Bo za rękę i ruszyła w stronę kaznodziei, który
czekał na nich na zaimprowizowanym podwyższeniu.
Dopiero teraz dotarło do niej, że połączą się na za
wsze węzłem małżeńskim, i uśmiechnęła się ze
szczęścia.
Skądś napłynęły do niej słowa matki o tym, że jej
duch zawsze będzie przy dzieciach i że mają w sobie
krew ojca, która pozwoli im przetrwać wszystko, co
najgorsze. Matka nigdy nie zwątpiła w niego tak jak
oni. Ona wiedziała...
- Och, mamo - westchnęła, stając przed kazno
dzieją. - Jak szkoda, że tego nie doczekałaś.
Miała jednak wrażenie, że rodzice patrzą na nią
z góry i cieszą się jej szczęściem. Spojrzała na Bo,
który uśmiechnął się do niej. Kaznodzieja poprosił,
żeby powtarzali słowa przysięgi małżeńskiej, a po
tem ich pobłogosławił.
Nareszcie stali się mężem i żoną.
I to na zawsze. Nie tylko na ziemską wędrówkę.
Kitty wiedziała, że ich miłość będzie jaśniała pełnym
blaskiem niczym słońce przez całą wieczność. Podo
bnie jak miłość jej rodziców.