background image

 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak wiele musimy powiedzieć,  

by nas słyszano w chwili,  

gdy milczymy. 

Elias Canetti 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

 

Prolog 

 

Odkąd  pamiętam,  żyłam  w  ciszy.  Ciszy  myśli  nigdy  nie  wypowiedzianych  i  tych, 

które aż za często musiałam pokazywać innym, gestykulując dłońmi - osobliwym narzędziem 

mowy. Dzisiaj już nie peszy mnie to jak kiedyś, gdy jako małe dziecko musiałam zdać się na  

rodziców,  czy  przyjaciółkę,  która  jako  jedyna  bliska  mi  osoba  z  kręgu  tych  „normalnych” 

nauczyła się języka migowego. Pokazała mi piękno świata, ale i okrucieństwo płynące z ust 

ludzi uważających się za lepszych. Takich, którym los pozornie niczego nie poskąpił, a może 

wręcz  przeciwnie.  Może  żyjąc  w  hałasie  własnych  krzyków,  tracili  tę  najważniejszą  część 

płynącą z chwili milczenia? 

Ja  mimo  wielu  prób,  nie  potrafiłam  zwerbalizować  myśli.  Nie  nauczyłam  się 

recytować poematów Szekspira, czy śpiewać popularnych piosenek. Zamiast tego utknęłam w 

tym deszczowym, jesiennym dniu, kiedy wraz z głosem straciłam cząstkę duszy.  Pozostało 

mi  jedynie  wsłuchiwanie  się  w  ciszę;  w  jej  spokojną  melodię,  porównywalną  do  tej 

wygrywanej przez moje serce, gdy go zobaczyłam. Jednak on jej nie usłyszał, nie zauważył 

cichości serca, które zaczęło bić dla niego. 

 

 

 

 

 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

 

 Rozdział 1. Pierwsze spotkanie 

 

Impreza trwała w najlepsze. Byli na niej praktycznie wszyscy liczący się w szkole, do 

której chodziłam, a przynajmniej tak twierdziła moja przyjaciółka. Oliwia, bo o niej mowa, 

była  tak  podekscytowana  z  powodu  tej  domówki,  że  nie  dało  się  tego  nie  zauważyć. 

Niemniej, nie podzielałam jej radości. Snułam się z kąta w kąt, obserwując znane jak i nowe 

twarze, relacje pomiędzy bogatymi dzieciakami i tymi, którym los nie podarował w prezencie 

rodziców  z  platynową  kartą  w  portfelach.  Podglądając  świetną  zabawę  wszystkich  wokół, 

czekałam  aż  impreza  dobiegnie  końca.  Nie  miałam  ochoty  tu  przychodzić,  jednak  uległam 

namowom Oliwii. Ciągle powtarzała, że powinnam bawić się jak wszyscy i dać sobie szansę 

na szczęście. Do tej pory nie wiem, co miała na myśli. 

 

 

Ze znudzeniem skanowałam twarze w tłumie, poszukując Oliwii. I wtedy zobaczyłam 

Jego. Wydawało się, że czas stanął w miejscu, a moje serce zaczęło wywijać fikołki. Kiedy 

sądziłam,  że  gorzej  być  nie  może,  spojrzał  w  moim  kierunku  i  bez  cienia  zawahania 

uśmiechnął  się.  Ten  jeden  uśmiech  poraził  mnie niczym  piorun.  Nie  poruszyłam  się  nawet, 

kiedy  zaczął  iść  w  moim  kierunku,  nie  przerywając  kontaktu  wzrokowego.  Stałam  jak 

przysłowiowy słup soli i wpatrywałam się w jego oczy. Nigdy dotąd nie przytrafiło mi się nic 

podobnego.  Zawsze  omijałam  ludzi  szerokim  łukiem,  jakbym  w  ogóle  ich  nie  zauważała. 

Jednak,  to  ja  nie  chciałam  zostać  zauważona.  Nie  chciałam  by  wciąż  szeptano  za  moimi 

plecami, wyśmiewano się z tego, że milczę, bo zwariowałam. Gdyby to było takie proste, to 

pewnie  wykrzyczałabym  im,  że  to  nieprawda.  Niestety  nie  potrafiłam  tego  zrobić,  choć 

bardzo  chciałam.  Teraz  też  tak  było.  Tylko  cóż  z  tego,  skoro  wbrew  porzekadłu  chcieć  nie 

zawsze oznacza móc. 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

Zbliżał  się,  a  ja  czułam,  że  powoli  zaczyna  brakować  mi  powietrza.  Stalowa  obręcz 

zaciskała się wokół moich płuc. 

Muszę uciec… Nie może się do mnie odezwać!, myślałam gorączkowo, rozglądając się 

jednocześnie w poszukiwaniu Oliwii. 

Jej jak na złość nigdzie nie było, a on podchodził coraz bliżej. Z każdym jego krokiem 

w moją stronę czułam na skórze dziwne mrowienie. Byłam zgubiona. Dawno nie czułam się 

tak bezradna.  

Uciekaj,  rusz  się!,  nakazałam  sobie  w  myślach  i  rzuciłam  się  w  stronę  wyjścia  z 

pokoju. Musiałam znaleźć się jak najdalej, po prostu musiałam. Niestety moje starania poszły 

na marne. Ktoś położył dłoń na moim nagim ramieniu i lekko uścisnął, zmuszając mnie bym 

się zatrzymała.  

Nie  musiałam  się  odwracać,  by  wiedzieć,  że  to  on.  Czułam  to  całą  sobą,  zupełnie 

jakbym magicznie wychwytywała jego obecność. Nie wiedziałam nawet jak ma na imię, kim 

jest,  a  mimo  to  przeczuwałam,  że  właśnie  igram  z  przeznaczeniem, że  za  chwilę  spojrzę w 

twarz  komuś,  kto  złamie  mi  serce.  Mimo  to,  poddałam  się  mu.  Zaczerpnęłam  oddech  w 

ściśnięte  z  przejęcia  płuca  i  powoli  się  odwróciłam.  Pierwszym,  co  dostrzegłam  były  jego 

oczy: zielone jak najprawdziwszy szmaragd, wpatrzone we mnie z rozbawieniem. Widząc w 

jego spojrzeniu ten błysk zainteresowania, poczułam jak panika ściska mi gardło. 

– Ładnie to tak uciekać przed północą, Kopciuszku? – zapytał, wsuwając mi za ucho 

niesforne pasemko, które opadło na policzek.  

Trafił w samo sedno. W tym momencie byłam bohaterką bajki Disneya. Tyle, że moja 

historia miała się skończyć zupełnie inaczej. Szczęście nie było mi pisane.  

Pokręciłam  jedynie  głową,  chcąc  mu  odpowiedzieć,  tak  aby  zrozumiał.  Już  miałam 

podnieść  dłoń,  by  pokazać  bardziej  czytelnie,  gdy  z  impetem  ktoś  mnie  popchnął,  tak,  że 

wylądowałam  z  dłońmi  przyciśniętymi  do  jego  klatki  piersiowej  osłoniętej  czarnym 

materiałem eleganckiej koszuli.  

Jak  spaść,  to  z  wysokiego  konia,  nie  ma  co,  pomyślałam,  jednocześnie  przeklinając 

pomysł Oliwii aby się tutaj wybrać.  

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

Z szybkością światła odsunęłam się od niego i nieśmiało uśmiechnęłam. Nie pozostało 

mi  już  nic  innego  jak  zakończyć  całą  tę  szopkę. Wskazałam  palcem  na  swoje  ucho  i  usta i 

podniosłam  wzrok,  tak  by  dostrzec  jego  reakcję.  Chłopak  widząc  mój  gest  momentalnie 

pobladł,  a  z  jego  oczu  zniknęły  iskierki  rozbawienia,  którymi  jeszcze  przed  chwilą  mnie 

obdarzył. Teraz patrzył na mnie z niedowierzaniem i czymś jeszcze, co zdecydowanie mi się 

nie podobało.  

–  Mia,  tutaj  jesteś,  wszędzie  cię  szukałam!  –  krzyknęła  mi  do  ucha  zagubiona 

wcześniej  przyjaciółka,  kładąc  dłoń  na  moim  ramieniu.  Tym  samym,  którego  wcześniej 

dotknął nieznajomy chłopak.  

Ja  mogłam  jedynie  patrzeć  na  nią  błagalnym  wzrokiem,  bo  ręce  odmówiły  mi 

posłuszeństwa. Ona widząc to, odwróciła się i zobaczyła co, a raczej kto wprawił mnie w ten 

stan i  tak jakby nigdy  nic,  go do siebie przytuliła. Stałam  tam kompletnie osłupiała, bo nie 

miałam pojęcia, co właśnie się wydarzyło.  

– Widzę, że zwróciłeś uwagę na Amelię. Wiedziałam, że masz dobry gust, ale że zaraz 

ją odnajdziesz, to nie. Kochana, to jest Dawid, Dawid, to Amelia, zwana Mią.  

Po  tym  jakże  niezręcznym  przedstawieniu  wyciągnęłam  ku  niemu  dłoń,  którą  ten 

niepewnie  uścisnął,  patrząc  na  nią  jakby  była  wężem  czy  czymś  takim.  Cóż,  nie  tego 

oczekiwałam,  ale  powinnam  się  domyślić,  że  niemowa  nie  przypadnie  mu  do  gustu.  Nie 

zwracając na mnie dłużej uwagi, zaczął rozmawiać z Oliwią. 

– Świetnie wyglądasz. Myślałem, że nie spotkam już nikogo normalnego. Kręcą się tu 

same dziwadła. 

Mówiąc  to,  spojrzał  na  mnie  wymownie,  albo  przynajmniej  tylko  tak  mi  się 

wydawało, ponieważ Oliwia nie zwróciła na to uwagi, śmiejąc się jak z dobrego żartu. 

–    Masz  szczęście,  że  trafiłeś  na  nas.  Nie  widziałeś  może  gdzieś  Sebastiana,  bo 

chciałabym z nim zamienić słowo? – zapytała. 

– Nie mów, że tak szybko chcesz zostawić mnie samego – jęknął. 

– Przecież nie jesteś sam, masz Mię. 

Uśmiechnęła się, jednocześnie ściskając moją dłoń. Jakby kompletnie nie wyczuwała 

tego  wiszącego  w  powietrzu  napięcia.  Gołym  okiem  można  było  dostrzec,  że  Dawid 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

najchętniej  wyrzuciłby  mnie  przez  okno  jak  natrętnego  robaka.  Nie  chciałam  zostać  z  nim 

sam na sam. 

– Racja – odpowiedział, uśmiechając się do niej podejrzanie miło. – Sebastian jeszcze 

kilka  minut  temu  kręcił  się  przy  stole  bilardowym,  jeśli  się  pospieszysz  bez  problemu  go 

znajdziesz. A my z Mią utniemy sobie miłą pogawędkę. 

Spojrzał na mnie tak zimnym wzrokiem, że poczułam dreszcze. Oliwia za to szepnęła 

mi do ucha.  

– Widzisz, wszystko świetnie się układa. 

Pocałowała  mnie  w  policzek,  pomachała  chłopakowi  na  pożegnanie  i  zniknęła  w 

tłumie, zostawiając mnie w środku piekła. 

–  Możesz  odejść,  widzę,  że  tylko  na  to  czekasz  –  zamigałam,  a  gdy  dostrzegłam  w 

jego oczach zrozumienie przeraziłam się nie na żarty.  

–  Szybko pojmujesz, dziewczynko. To dobrze, krócej potrwa ta cała szopka. 

Patrzyłam na niego, z szokiem wymalowanym na twarzy. Z trudem zdołałam zamigać. 

– O co ci chodzi? 

Uśmiechnął  się  bez  cienia  radości,  w  jednej  chwili  pokonał  dzielący  nas  dystans  i 

złapał moje nadgarstki, unieruchamiając je w stalowym uścisku. Wstrzymałam oddech, bojąc 

się choćby poruszyć. Wydawało się, że nawet muzyka wokół nas zamarła. 

– Nie zbliżaj się do mnie więcej. Możesz przyjaźnić się z Oliwią, ona lubi pomagać 

takim życiowym niedorajdom, ale nie należysz do naszego świata. Jesteś dziwakiem. Nic tego 

nie zmieni, nawet najbardziej maślane spojrzenia. Im szybciej zrozumiesz, tym lepiej. 

Jego  oczy  ciskały  gromami,  podczas  gdy  z  moich  niekontrolowanie  wypływały  łzy. 

Nie  potrafiłam  zrozumieć,  co  takiego  zrobiłam,  by  zasłużyć  na  taką  podłość.  Każde  słowo 

było niczym pchnięcie rozżarzonego ostrza prosto w moje serce. Rozpadałam się na drobne 

kawałki. 

Gdy  wreszcie  puścił  moje  dłonie,  omal  nie  upadłam.  Ostatkiem  sił  zebrałam  się  w 

sobie i wyszłam. Po drodze napisałam przyjaciółce wiadomość, że źle się poczułam i poszłam 

do domu. Nie byłam tu mile widziana i choć to bolało, taka była rzeczywistość. 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

 

 Rozdział 2. Pierwsze rozczarowanie 

 

Obudziły  mnie  promienie  wschodzącego  na  widnokrąg  słońca,  śpiew  ptaków  i 

wyraźne poczucie, że ktoś jest niedaleko. Nieśmiało otworzyłam oczy, leniwie się przy tym 

przeciągając  i  ujrzałam  mamę,  która  najwyraźniej  planowała  dzień  prania,  gdyż  zbierała  z 

podłogi moje ubrania.  

Tak,  przyznaję  się  bez  bicia,  bałaganiara  ze  mnie  jakich  mało,  jednak  wolę  swój 

nieporządek,  niż  przesadny  pedantyzm  panujący  w  pokoju  rodziców.  Jest  on  oczywiście 

zasługą wcześniej wspomnianej kobiety, która to w owej chwili patrzyła na mnie z wyraźną 

troską wymalowaną w brązowych oczach, tak bardzo podobnych do moich. Martwiła się, nie 

potrafiła tego ukryć nawet za maską uśmiechu czającego się w kącikach ust. Skłamałabym, 

twierdząc, że nie czułam tego samego. Z tym, że ja bałam się odrzucenia, ona tego, czy sobie 

poradzę w nowej szkole.  

Usiadłam  wygodnie  na  ogromnym  łóżku  i  poklepałam  miejsce  obok  siebie.  To  był 

nasz  normalny  znak,  gdy  chciałyśmy  pogadać.  Inne  natomiast  stanowiły  nieodzowną  cześć 

naszej codzienności. Codzienności, na którą nieświadomie skazałam siebie i moich bliskich.  

Nie  mogłam  porozumiewać  się  z  osobami,  które  mówią,  a  przynajmniej  nie  ze 

wszystkimi, lecz z takimi jak ja. W tym celu chodziłam do specjalnych szkół, uczęszczałam 

na warsztaty, zdobywałam przyjaciół. Jednak co dobre, szybko się kończy. Dziś miałam iść 

do liceum integracyjnego, czyli takiego, w którym są niemi lub głuchoniemi, a także ci, dla 

których  dźwięk  ich  mowy  jest  czymś  naturalnym.  Dlatego  też  nasza  rozmowa  była  próbą 

spojrzenia na tę kwestię przez różowe okulary, dostrzeżenia w tej sytuacji jakichś plusów.  

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

 

Jednak nie oszukujmy się, udawałam zadowoloną tylko ze względu na mamę i Oliwię, 

która to zobowiązała się przyjść po mnie. Bez niej nie odważyłabym się tam nawet pokazać. 

Lękałam  się  tego  miejsca  jak  diabeł  święconej  wody,  tego,  że  nie  zostanę  zaakceptowana 

przez tych zdrowych, bo tych mojego pokroju się nie bałam.  

Nie  wiem,  co  w  tym  jest,  ale  my  niemi,  w  zadziwiająco  łatwy  sposób  potrafimy 

nawiązać ze sobą kontakt. Trudniej jest z innymi. I tu zaczynają się schody, z kategorii tych, 

że kiedy raz się o nie potkniemy, boli dłużej niż powinno.  

Po jakimś czasie, nieubłaganie usłyszałam dzwonek do drzwi, a to oznaczało, że zaraz 

do  mojego  pokoju  wpadnie  huragan  o  wdzięcznej  nazwie  Oliwia.  Mama,  widząc  moją 

cierpiętniczą minę, spojrzała na mnie z nutką rozbawienia i dała mi znak, że śniadanie jest już 

gotowe.  Gdy  tylko  wyszła,  do  moich  czterech  kątów  dumnie  wmaszerowała  śliczna, 

filigranowa  blondynka,  o  pełnych  ustach  i  niebieskich  oczach.  Miała  na  sobie  mundurek 

świadczący  o  tym,  iż  uczęszcza  do  szkoły  św.  Franciszka,  czyli  szarą  spódnicę  do  kolan, 

takiego  samego  koloru  żakiet  oraz  białą  bluzkę  z  czarnym  krawatem.  Wyglądała  bardzo 

elegancko, jednak to mnie jakoś bardzo nie zdziwiło, gdyż co niektórym byłoby bosko nawet 

w worku po kartoflach. Moja przyjaciółka zdecydowanie należała do tej grupy ludzi.  

Musiałam na chwilę odpłynąć w swoich rozważaniach, bo dostrzegłam przed nosem 

jej drobną dłoń. 

– Mia, ubieraj się w końcu, bo spóźnimy się już pierwszego dnia zajęć – powiedziała, 

udając  przy  tym  ton  głosu  surowej  pani  profesor.  Zamigałam  jej  tylko,  że  też  ją  kocham  i 

pognałam pędem do łazienki, dzierżąc w dłoniach taki sam strój, jak dziewczyny oczekującej 

na mnie w pokoju.  

Gdy wróciłam do pomieszczenia, na mój widok aż zagwizdała w geście zachwytu. Ja 

tylko ostentacyjnie wywróciłam oczami, po czym spojrzałam w lusterko, stojące na jednej z 

szafek.  Jak  na  mój  gust  wyglądałam  całkiem  zwyczajnie.  Tylko  duże,  brązowe  oczy 

zasługiwały  na  określenie  ładnych.  Ciemne  włosy  i  jasna  karnacja  były  dość  przeciętne. 

Mimo to, nie ubolewałam nad tym, że wyglądam jak wyglądam. Jedynym kompleksem jaki 

miałam  było,  to,  że  nie  potrafię  mówić.  Tak  było  kiedyś,  dziś  i  pewnie  do  końca  mojego 

życia, ponieważ zawsze będę słyszeć  wyzwiska grupki chłopaków mieszkających niedaleko 

mojego bloku: 'niemowa', 'kaleka', czy po prostu 'dziwadło'. 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

10 

 

Gdy  zeszłyśmy  do  kuchni,  szybko  zjadłam  przygotowane  wcześniej  śniadanie  i 

wyszłyśmy  z  domu,  narzucając  na  siebie  jesienne  płaszczyki  w  granatowym  kolorze,  które 

były kolejnym znakiem rozpoznawczym naszego elitarnego liceum.  

Po krótkiej wędrówce znalazłyśmy się przed szkołą. Kilkupoziomowy budynek, dzięki 

barwom  beżu  i  brązu  sprawiał  wrażenie  przytulnego.  Jednak  ilość  uczniów  tłoczących  się 

przed  wejściem  napawała  mnie  po  raz  wtóry  irracjonalnym  lekiem.  Dlatego  też,  gdy  z 

bijącym jak dzwon sercem weszłam w mury liceum nerwowo spoglądałam na twarze ludzi, 

których mijałyśmy. Wielu z nich tak jak ja rozmawiało między sobą, lecz oczywiście zdarzali 

się  tacy,  którzy  nie  potrzebowali  znaków  do  komunikacji.  Ku  mojemu  zaskoczeniu 

podeszłyśmy do grupki wyglądającej na dobrze sytuowaną w hierarchii szkoły. 

Na  ich  czele  stał  wysoki  brunet,  który,  gdy  tylko  zobaczył  Oliwię,  szeroko  się 

uśmiechnął. Ona wręcz w podskokach podbiegła do niego i ucałowała go w oba policzki. Ja 

stałam kilka metrów dalej jakby mnie wmurowało. I nie chodziło tu bynajmniej o zachowanie 

mojej  przyjaciółki,  lecz  o  to,  że  chłopak  był  po  prostu  niesamowicie  przystojny.  Z 

chwilowego  osłupienia  wyrwała  mnie  moja  kumpela,  która  odwróciła  się  do  mnie  z 

uśmiechem na ustach.  

– Amelia, no podejdź tu wreszcie! – zawołała.  

Chcąc  nie  chcąc,  powlokłam  się  te  kilka  metrów  i  spojrzałam  nieśmiało  w  stronę 

chłopaka. On skinął na mnie głową, po czym się przedstawił.  

– Jestem Sebastian, miło mi – rzucił nonszalancko. – Ty jak mniemam masz na imię 

Amelia, tak? – zagadnął.  

Spojrzałam wtedy na Oliwkę, szukając u niej wsparcia, jednak daremnie. Doskonale 

wiedziała,  że  czuję  się  w  takich  sytuacjach  niekomfortowo,  ale  uparła  się,  że  musi  mnie 

wrzucać  na  głęboką  wodę  za  każdym  razem,  gdy  będzie  taka  okazja.  I  tak  też  było  teraz. 

Kiwnęłam więc tylko głową i posłałam mu najszczerszy uśmiech na jaki mogłam się zdobyć. 

On  o  dziwo  go  odwzajemnił,  jednak  przygasł,  gdy  nie  doczekał  się  z  moich  ust  żadnego 

słowa, a jedynie znaki języka migowego, które dla niego tak naprawdę nic nie znaczyły.  

Oliwia zaczęła mu tłumaczyć, że nie potrafię mówić, ale to nic nie dało. Popatrzył na 

mnie  obojętnie,  by  następnie  rzucić  Oliwii  zdawkowe  cześć  i  zniknąć  w  tłumie  uczniów 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

11 

 

rozproszonych  po  korytarzu.  Tak,  to  by  było  na  tyle,  z  moich  marzeń  o  jakiejkolwiek 

akceptacji... Przyjaciółka widząc smutną minę malującą się na mojej twarzy, uścisnęła lekko 

moją dłoń w pocieszającym geście. A ja? Cóż, poszłam wraz z nią pod salę, w której to miała 

się  odbyć  pierwsza  lekcja.  On  oczywiście  tam  był  w  towarzystwie  chłopaka  z  imprezy. 

Zastanawiając  się  co  takiego  złego  zrobiłam  w  poprzednim  wcieleniu,  masochistycznie 

obserwowałam jak w jego oczach maluje się pogarda. Nie mogłam zrozumieć co mu takiego 

zrobiłam. Czy moja ułomność była dla nich aż tak odpychająca? Dlaczego?  

Głupia wpatrywałam się w niego, próbując uzyskać odpowiedź, lecz daremnie. Jego 

lodowate spojrzenie mówiło  samo za siebie. A ja niczym idiotka nie potrafiłam przestać na 

niego patrzeć, co nie umknęło Oliwce.  

–  Mia,  cholera,  co  się  z  tobą  dzieje?!  Przepraszam  za  tę  akcję  z  Sebastianem....  – 

mówiła,  jednak  ja  jej  nie  słyszałam,  bynajmniej  nie  tak  jak  powinnam.  Zdenerwowana 

dziewczyna złapała mnie za ramiona i  lekko mną potrząsnęła, przywracając tym  samym  do 

porządku.  Dopiero  wtedy  zdałam  sobie  sprawę,  że  wszyscy  wchodzą  już  do  klasy. 

Przyjaciółka  pociągnęła  mnie  za  ramię  i  już  po  chwili  siedziałyśmy  w  jednej  z  ławek 

znajdujących  się  w  rzędzie  obok  okna.  W  miejscu,  w  którym  ktoś  umyślnie  zrobił  sobie  z 

moich pleców ciekawy obiekt do obserwacji. 

 

 Rozdział 3. Pierwsza niewiadoma 

 

DAWID 

Gdy  Sebastian  powiedział  mi,  że  ona  tu  jest,  odwróciłem  się  i  napotkałem  jej 

spłoszone spojrzenie. Bez wątpienia była ładna, ale nie za sprawą grubej warstwy makijażu, 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

12 

 

lecz  w  zupełnie  naturalny  sposób.  Biła  od  niej  niepewność,  może  nawet  obawa.  Gdy  nasze 

spojrzenia się spotkały, dostrzegłem strach i coś jeszcze. Bała się mnie i miała rację. Powinna 

się bać, powinna wiedzieć, że nie zadaję się z takimi jak ona. Jednak jeszcze nie wiedziała.  

Czułem się jakbym dostał w twarz. Dlaczego ona? Nie mogła chodzić do innej szkoły, 

razem  z  podobnymi  sobie?  Zmyłem  się  do  sali  tak  szybko,  jakbym  uciekał  przed  seryjnym 

mordercą.  Dosłownie  i  w  przenośni.  W  zastraszającym  tempie  dopadły  mnie  wstyd, 

rozgoryczenie,  żal…  Chciałem  się  schować  w  miejsce,  w  którym  mógłbym  to  wszystko 

wyłączyć.  Wcisnąć  jeden  guzik  i  po  krzyku.  Gotowe.  Niestety  się  nie  dało,  bo  zostałem 

zmuszony do przebywania z nią w jednej pracowni.  

Gdy  tylko  znalazłem  się  w  ławce,  nie  mogłem  usiedzieć  spokojnie  na  krześle.  Cały 

czas błądziłem wzrokiem po sali, by w końcu zawiesić go na niej. A ona jak gdyby nigdy nic, 

odwróciła się w moją stronę i napotkałem jej duże, ciemne oczy. Musiała poczuć, że się w nią 

wpatruję.  Była  uosobieniem  tego,  czego  nienawidziłem  od  dzieciństwa.  Nie  powinienem 

nawet na nią patrzeć, bo i po co? 

Jednak coś sprawiało, że nie mogłem oderwać od niej oczu, zupełnie jakby jakaś podła 

siła ciągnęła mnie ku tej wystraszonej  istocie.  Zacisnąłem  pięści  pod blatem  stolika, tak by 

nikt nie zauważył mojego rozchwiania i z trudem przeniosłem wzrok na widok znajdujący się 

za oknem. Kątem oka zauważyłem, że moja ofiara zrobiła dokładnie to samo. 

Ciekawe o czym myśli, co poczuła gdy po raz drugi tak zareagowałem? Nie wiem i 

pewnie nigdy się nie dowiem. Cholera! Co się ze mną dzieje? Zachowuję się jak baba, myśląc 

o  niej,  o  Amelii,  Mii,  jak  nazywała  ją  Oliwia…  Nawet  jej  imię  jest  dla  mnie  karą.  Zaraz 

zwariuję, to  wszystko wydaje się coraz bardziej  irracjonalne. Ta dziewczyna mnie odrzuca, 

ale  i  pociąga.  Jak  to  w  ogóle  możliwe?  Czy  to  wszystko  mogłoby  być  jeszcze  bardziej 

popieprzone? 

Lekcje dłużyły się jak nigdy wcześniej. To było okropne, wręcz nie do wytrzymania. 

Starałem  się,  jak  mogłem  skupić  uwagę  na  słowach  kolejnej  dzisiaj  nauczycielki,  lecz  bez 

większego rezultatu. Wreszcie zadzwonił dzwonek i wybiegłem z klasy  jak opętany. Już za 

bramą placówki dogonił mnie Sebastian. 

– Co się z tobą dzieje? Wpatrywałeś się w tą małą typiarę jak sroka w świecidełko, a 

teraz wyleciałeś jakby cię goniła zgraja wściekłych psów. Stary, wrzuć na luz, bo długo tak 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

13 

 

nie pociągniesz. Rozejrzyj się może za kimś normalnym. Mi na przykład przypadła do gustu 

śliczna Oliwia – wygłosił swój monolog. 

– Co ty pierniczysz? Ja i ona? Chyba ci na mózg padło! – warknąłem. 

–  To  niby  po  co  się  na  nią  tak  gapiłeś?  Chciałeś  zabić  ją  wzrokiem,  czy  tylko 

zastanawiałeś się jak wygląda bez ciuchów? – spytał. 

– Nie wiem, naprawdę nie wiem. Cholera, ona mi się podoba, te jej sarnie oczy, figura, 

włosy… Wszystko oprócz tego, że jest niema. 

– Tak jak… – zaczął, jednak wyraz mojej twarzy kazał mu się zamknąć.  

– Jakbym nie wiedział. Dlatego tak mnie to odrzuca – przyznałem. 

– To chore, bo z tego co mówisz, z jednej strony chciałbyś ją przelecieć, a z drugiej 

przeszkadza ci to, że nie mówi, co jest przyczyną twoich doświadczeń. 

– Seba, jak ty wszystko  pięknie potrafisz ubrać w słowa, po prostu po mistrzowsku! 

Drugi Coelho się znalazł! 

–  Ma  się  rozumieć  –  rzucił,  szczerząc  się  przy  tym.  –  W  każdym  razie  poradzę  ci 

jedno. Prześpij się z nią i będzie po krzyku. Jednak uważaj, bo albo ci minie, albo wpadniesz 

po uszy i będziesz kompletnie stracony. 

– Nie ma żadnego albo. 

–  Dobra,  dobra.  Ja  swoje  wiem.  Wiem  też,  że  nie  pójdzie  ci  z  nią  łatwo  mimo 

wyglądu, na który lecą wszystkie laski… 

–  Może  tak,  może  nie  –  prychnąłem.  Nie  było  mowy  o  opcji  numer  dwa,  bo  ja  nie 

wiedziałem, co znaczy kochać. Więc jak mógłbym się w niej zakochać? To niemożliwe, choć 

Sebastian pewnie po części miał rację. 

Wystarczy,  jeśli  pozbędę  się  tych  idiotycznych  sentymentów  i  mrzonek.  Wrócę  do 

poprzedniego  stanu,  do  swojego  dawnego  ja.  Do  starego  Dawida,  któremu  żadna  się  nie 

oparła  i  ona  też  nie  będzie.  Nie  mi.  Muszę  ją  tylko  jakoś  podejść,  zdobyć  to  cholerne 

zaufanie, które jest tak ważne dla każdej z tych cnotliwych lasek, a potem…  

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

14 

 

Tak,  tak  muszę  zrobić,  a  wtedy  wszystko  minie,  zaspokoję  tę  swoją  idiotyczną 

ciekawość,  chwilowy  kaprys  i  słabość  do  tych  dużych  sarnich  oczu.  Potem  znajdę  sobie 

dziewczynę w typie Oliwii, taką, którą będę mógł z godnością przedstawić swoim kumplom. 

Bo Mii choćbym chciał, nie mógłbym z wiadomych powodów. 

*** 

Gdy wróciłem do domu, ojciec siedział w kuchni przy stole i czytał gazetę, jak miał w 

zwyczaju.  Ja  nalałem  sobie  soku  pomarańczowego  i  już  miałem  wychodzić,  gdy  zatrzymał 

mnie głos lekko siwiejącego mężczyzny o zatroskanym spojrzeniu. 

– Dawidzie, wiem, że się spieszysz, ale zajrzyj do mamy, jest sama prawie cały dzień. 

Ona cię potrzebuje, ty jej też, synu… Chciałbym byś się zmienił, byś zrozumiał… – Ojciec 

jak  nikt  inny  potrafił  uprzykrzyć  mi  popołudnie!  Tylko  matka  i  matka.  Co  ja  jej  niańka 

jestem, czy jak? 

–  Dobrze  –  przerwałem  stanowczo  jego  tradycyjny  monolog,  a  następnie  poszedłem 

do sypialni rodziców. 

Dość  ładna  kobieta  o  brązowych  oczach  i  włosach  siedziała  na  bujanym  fotelu, 

oglądając album ze zdjęciami. Mimo upływu lat pozostała taka, jaką ją zapamiętałem, zmienił 

się tylko wyraz jej oczu. Były inne, ale sam nie wiedziałem dlaczego.  

Podszedłem do niej i usiadłem na łóżku. Dopiero wtedy dostrzegłem, że na większości 

fotografii  byłem  razem  z  nią,  uśmiechnięty,  szczęśliwy.  Teraz  po  dawnym  uśmiechu  nie 

pozostał nawet ślad, zastąpił go ironiczny wyraz niechęci. Tylko tyle.  

Natychmiast gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i położyła swoją dłoń na mojej. Ku 

mojemu  zdziwieniu  poczułem  przyjemne  ciepło,  gdzieś  tam  w  środku.  Mama  popatrzyła 

jeszcze  krótko  na  mnie,  po  czym  skierowała  wzrok  na  jedno  ze  zdjęć.  Przedstawiało 

noworodka i ją, trzymającą go troskliwie w  ramionach. Sposób, w jaki mnie obejmowała był 

jakiś  inny,  zupełnie  jakby  chowała  w  dłoniach  cenny  skarb.  Czy  ja  nim  mogłem  być?  Nie 

wiem. Wiem za to, że teraz nim zdecydowanie nie jestem.  

Wstałem  z  łóżka,  jednocześnie  strącając  dłoń  matki  ze  swojej  i  wyszedłem,  nie 

czekając na słowa, których i tak nigdy nie zdołałaby mi ofiarować. 

 

background image

Silence of the heart

, Verrmar 

 

15 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. 

Original edition copyright. 

© 2016 by Verrmar 

Powielanie, kopiowanie i rozpowszechnianie całości lub fragmentów tekstu bez pisemnej zgody 

autorek zabronione.