Wood Joss Ja zawsze wygrywam

background image
background image

Joss Wood

Ja zawsze wygrywam

Tłumaczenie: Katarzyna Ciążyńska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2021

background image

Tytuł oryginału: Reckless Envy

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2020

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2020 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,

Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin

Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji

części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek

podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –

jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi

znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i

zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym

do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą

być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books

S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7940-6

background image

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek

/

Woblink

background image

PROLOG

Sześć lat wcześniej

Emily Arnott jednym haustem wychyliła kieliszek

szampana i skrzywiła się na widok ogromnej błyszczącej kuli
zwisającej z sufitu sali balowej country clubu w Falling
Brook. Przesadzili z dekoracjami, pomyślała.

Trzy, dwa, jeden…

Szczęśliwego cholernego nowego roku. Dla mnie.

Tkwiąc w kącie sali, zamrugała, powstrzymując łzy.

W tym momencie chętnie znalazłaby się w każdym innym
miejscu, byle nie tu. Impreza w ekskluzywnym klubie na
obrzeżach rodzinnego miasta to był pomysł Giny, gdyż klub
był miejscem spotkań zamożnych mieszkańców okolicy.

Bilety na ten niecierpliwie oczekiwany bal kupił ojciec, ale

ponieważ nie znosił tłumu i ludzi w ogóle, przekazał je córce.
Wydawało się, że jej najlepsza przyjaciółka i współlokatorka
z akademika bawi się doskonale. Właśnie kołysała się w tańcu
z Drew jakimś tam i namiętnie się z nim całowała.

Zapowiadało się, że to będzie szczęśliwy wieczór dla

Giny, zaś jeśli chodzi o Emily… chyba nie.

Zamknęła oczy, gorąco zalało jej dekolt i policzki.

W przeciwieństwie do Giny nie zacznie nowego roku od
szybkiego numerka ani nawet pocałunku.

background image

Właśnie została odpędzona jak natrętna mucha.

Poczuła kobiece dłonie na ramionach, a kiedy podniosła

powieki, Gina ją uściskała.

- Szczęśliwego nowego roku, Em. Fantastyczna impreza,

prawda?

Nie chciała zepsuć przyjaciółce wieczoru, więc tylko

posłała jej słaby uśmiech.

- Co się stało? – spytała Gina.

Emily wskazała na parkiet.

- Drew cię szuka. Jutro ci powiem.

Gina odrzuciła do tyłu włosy.

- Zaczeka – stwierdziła z pewnością siebie młodej włoskiej

gwiazdki. – Czemu sterczysz w kącie i wyglądasz, jakbyś
połknęła wiadro mrówek ogniowych?

Gina była równie atrakcyjna co uparta.

- Chciałam kogoś poderwać, ale mi się nie udało –

przyznała niechętnie Emily.

- Zdarza się – odrzekła filozoficznie Gina.

Emily wiedziała, że seksownej przyjaciółce zdarza się to

bardzo rzadko, jeśli w ogóle.

- Co się stało, kochanie? – powtórzyła łagodnie Gina.

Emily westchnęła i uniosła kolejny kieliszek.

- Po alkoholu człowiek ma odwagę, więc pomyślałam, że

się z kimś prześpię, przeżyję przelotny romans…

background image

- Za dwa dni kończysz dwadzieścia jeden lat, masz do tego

prawo. Na pewno zasługujesz na dobrą zabawę.

Gina była najmniej oceniającą osobą, jaką znała Emily,

a to tylko jeden z powodów, dla których tak ją lubiła.

- Przyznaję, że mierzyłam wysoko. Chciałam poderwać

Matta Veleza.

Gina rozejrzała się, zmarszczka przecięła jej czoło.

- Kogo?

Emily rozejrzała się, ale nie dostrzegła byłego buntownika

z Falling Brook, cudownego dziecka MJR Investing
i najmłodszego prezesa firmy. Gdyby opuścił klub, mogłaby
przestać się ukrywać. Cieszyła się, że go nie widzi, bo ilekroć
spojrzała na jego oliwkową skórę, ciemne oczy i wyrzeźbione
ciało, traciła głowę.

Matt miał lekko zakrzywiony nos i nie był może

uosobieniem klasycznej męskiej urody, ale coś w jego
surowych rysach i enigmatycznym spojrzeniu odbierało jej
dech w piersi. Miała dość chłopaków z college’u, a Matt był
mężczyzną. Krążąc w tłumie dobrze ubranych i zamożnych
ludzi, emanował energią i pewnością siebie.

Wszystkie kobiety w tej sali oglądały się za nim.

Wystarczyłoby, żeby kiwnął palcem, a każda z nich by za nim
pobiegła. Nic dziwnego, że nie zareagował, gdy Emily spytała,
czy może mu postawić drinka.

- Drinki są wliczone w cenę biletu, kochanie – odparł

pozbawionym zainteresowania tonem.

- Aha, tak, racja. No, jestem Em… Emily.

background image

- Matt. – Ujął dłoń, którą do niego wyciągnęła, lekko nią

potrząsnął i szybko puścił, jakby cierpiała na wyjątkowo
zakaźną chorobę.

Gina wciąż jej powtarzała, że musi być bezpośrednia

i asertywna, bo mężczyźni lubią takie kobiety, więc szukała
czegoś, co mogłaby powiedzieć, a co oscylowało między
„Boże, ale z ciebie przystojniak” i „Pocałuj mnie, proszę”.

Matt zbierał się do odejścia, więc Emily łamała sobie

głowę, szukając inteligentnej czy zabawnej uwagi, która by go
zatrzymała.

- Proszę mnie pocałować, jeśli się mylę, ale dinozaury

wciąż istnieją, prawda? – W myślach pacnęła się w czoło. Nie
mogła uwierzyć, że powiedziała coś tak głupiego.

- Podrywa mnie pani? – spytał, a jego oczy zabłysły. Nie,

nie pożądaniem. Może irytacją.

- No… tak.

- Fatalnie to pani wychodzi. – Spojrzał na jej kieliszek. –

Upiła się pani?

- Może trochę – przyznała z ociąganiem.

To nie była prawda, ale przyznanie się do stanu lekkiego

upojenia było lepsze niż wyjawienie, że się denerwuje.

Matt zamówił szklankę wody i wcisnął ją jej do ręki.

- Proszę to wypić i wracać do domu. Jest pani gupikiem

w sali pełnej rekinów, pożrą panią.

Normalnie w takim momencie byłaby już w połowie sali,

ale Matt miał w sobie coś takiego, że stała w miejscu, jakby

background image

przykleiła się do podłogi. Owszem, zawaliła sprawę, ale
pomyślała, że da sobie jeszcze jedną szansę.

- Chcę tylko rozpocząć nowy rok w miły sposób.

- Emily, nazywa się pani Emily, tak? – Kiedy skinęła

głową, westchnął. – Jest pani dla mnie za młoda, no i chyba
pijana.

- Może trochę podchmielona, ale za dwa dni kończę

dwadzieścia jeden lat – plotła dalej.

Nie była dość dobra dla własnej matki, nie była

wystarczająco dobra dla Matta Veleza. Kiedy ona się czegoś
nauczy? I czemu jej nogi nie słuchają rozumu?

Matt jęknął i przycisnął palcami opuszczone powieki.

- Czemu wpuszczają dzieci na imprezy? – Opuścił rękę

i wbił w nią wzrok. – Okej, powiem inaczej… Jesteś
zdecydowanie nie w moim typie.

Kiedy skończyła opowiadać Ginie tę historię, na twarzy

przyjaciółki współczucie zastąpiło przerażenie.

- O Boże, Em, ty zawsze tak źle wybierasz.

Nie mogła z tym dyskutować.

- Mnie to mówisz? Potrzebuję lekcji… - Urwała,

dostrzegając, jak Matt Velez tańczy na parkiecie, trzymając
w objęciach blondynkę w czarnej sukni.

Spuściła wzrok na swój jasny lok i czarną obcisłą

koktajlową sukienkę.

Nie w jego typie? To czemu tańczy z kobietą, która jest do

niej tak podobna, przyciskając wargi do jej skroni, z ręką na
jej pupie? Oparła się o ścianę. Między nią a kobietą

background image

w ramionach Matta istniało spore podobieństwo, a jednak
została przez niego odtrącona z powodu, którego nie
pojmowała.

Gina ścisnęła jej ramię z empatią i wróciła do Drew.

Emily mierzyła Matta wzrokiem. Gina posłała jej

zatroskane spojrzenie, na które odpowiedziała uśmiechem.
Wszystko w porządku, a nawet jeśli nie, Gina temu nie
zaradzi.

Inaczej niż Emily, przyjaciółka dorastała w pełnej rodzinie,

otoczona miłością, a rodzice powtarzali jej, że może być, kim
chce i robić, co tylko zechce. Emily nie poznała takiej miłości
i wsparcia. Sądziła, że ojciec ją kocha, ale żył we własnym
świecie. Matka porzuciła rolę żony, gdy Emily miała
czternaście lat. Niewiele osób rozumie, że kiedy osoba, która
powinna cię kochać, opuszcza cię z wyboru, trudno ci
uwierzyć, że inni, którzy stają się dla ciebie ważni, nie
postąpią tak samo.

Przez minione siedem lat Emily zabiegała o to, by czuć się

ważna i akceptowana. Jej potrzeba bliskości była większa niż
lęk przed odrzuceniem. Mimo świadomości, że to nierealne,
czekała, aż matka się do niej odezwie, aż ojciec wychyli się ze
swojego świata i zrozumie, że jego córka potrzebuje ojca.

Była już na trzecim roku college’u, a wciąż wyczekiwała

pochwały profesorów, przywiązywała się do każdego
chłopaka, który zwrócił na nią uwagę, i zbyt wiele
inwestowała w przyjaźń.

Musiała z żalem przyznać, że jest beznadziejnym

przypadkiem.

background image

Co gorsza, kompromitowała się. Pora przestać szukać

potwierdzenia własnej wartości u innych. Kiedy nowy rok
zastąpił stary, przysięgła sobie, że od tej chwili będzie
niezależna emocjonalnie.

Odtąd jej własne zdanie będzie dla niej miarodajne. Będzie

się kierowała rozsądkiem, pilnując, by znów ktoś jej nie
porzucił czy odtrącił.

Nowy rok, nowa Emily. Najwyższy czas dorosnąć.

A tak przy okazji, chrzanić Matta Veleza.

Kobieta w jego ramionach – Boże, nie pamiętał jej

imienia – była kiepskim substytutem tej, z którą pragnął
zatańczyć. Jej włosy były szorstkie od zbyt częstego
rozjaśniania, a ciężki korzenny zapach zatykał mu nos.

Obejrzał się przez ramię na Emily, która stała oparta

plecami o ścianę, i żałował, że nie trzyma jej w ramionach, że
nie dotyka jej jedwabistych włosów i nie wciąga lekkiego
kwiatowego zapachu.

Gdy odrzucił jej propozycję i spojrzał w oczy –

ciemnoniebieskie, właściwie fiołkowe – jego zwykle mało
wrażliwe serce zabiło mocniej. Z kremową karnacją
i wysokimi kośćmi policzkowymi wyglądała jak
bożonarodzeniowy aniołek, niewinna i czysta.

Jego całkowite przeciwieństwo.

Już prawie zaakceptował jej ofertę, mało brakowało,

a wyciągnąłby ją z sali i wepchnął do swojego auta, kiedy
sobie przypomniał, że jest zbyt młoda, zbyt niewinna…

Nie zadawał się z niewiniątkami. Nawet gdyby nie

cieszyła się opinią anioła z Falling Brook, każdy głupiec mógł

background image

zobaczyć, że jest naiwna i niewinna. Założyłby się, że jeszcze
nie uprawiała seksu, nie wspominając o szybkim numerku czy
przelotnym romansie.

Matt nigdy nie był niewinny, w wieku dziesięciu lat był

większym cwaniakiem niż ona teraz. Był też ekspertem od
przygód seksualnych, romansów oraz flirtów.

Był niegdyś najbardziej znanym buntownikiem w mieście,

kiedyś znienawidzonym, teraz fetowanym, bo został prezesem
MJR Investing na niedalekim Manhattanie. Zawsze go bawiło,
że garść jego klientów z Falling Brook beztrosko udawała, że
nie kradł ich samochodów dla zabawy i nie spędzał
namiętnych chwil w tychże samochodach z ich
rozpieszczonymi i ładnymi córkami.

Ich księżniczki chętnie podejmowały ryzyko, a Matt

z radością podejmował się roli przewodnika.

A jednak pewne dziewczyny nawet wtedy dla takich jak on

były niedostępne. Emily Arnott, gdyby miała mniej więcej tyle
lat co Matt, należałaby to tej grupy. Arnottowie byli jedną
z najbardziej szanowanych rodzin w Falling Brook, miasto
wyjątkowo ceniło samotnego ojca syna specjalnej troski
i córki o anielskiej urodzie. Kiedy Leonard Arnott stracił
większość majątku na skutek malwersacji w firmie Black
Crescent, żona go opuściła – zerwała wszelkie kontakty
z mężem i dwójką dzieci.

Leonard musiał sam odbudować firmę i zająć się

wychowaniem dzieci. Wkrótce jednak – plotki na ten temat
dotarły nawet do mniej porządnych dzielnic, gdzie dorastał
Matt – skupił się głównie na pracy, zaś Emily była zmuszona
zadbać nie tylko o siebie, ale także brata.

background image

Przeżyła trudne chwile, lecz według plotek – tak, Matt

nadstawiał uszu, ilekroć słyszał jej imię – życie pięknej
blondynki w końcu się ustabilizowało. Jej brat zamieszkał
w Brook Village, domu dla dorosłych specjalnej troski, zaś
Emily kończyła college i miała dołączyć do firmy ojca.

Była najlepszą partią w Falling Brook i nie potrzebowała

największego w mieście buntownika i podrywacza.

A Matt też wolałby jej unikać. Zwłaszcza że go

intrygowała, a fascynacja sięgała głębiej, niżby sobie życzył.
Odczuwał szaloną potrzebę dowiedzenia się, co kryją te
przepiękne oczy, jakie myśli krążą w jej głowie. Tak, chciał
poznać jej smak, przekonać się, czy jej skóra jest tak gładka,
na jaką wygląda, a włosy tak miękkie, jak podejrzewa,
a obrazy Emily będącej częścią jego życia dosłownie go
bombardowały. Widział ją w łóżku, z filiżanką porannej kawy,
skuloną wieczorem na sofie przed telewizorem. Przyziemna
codzienność – tego instynktownie pragnął z Emily.

Tyle że nie pozwalał sobie na podobne pragnienia, nie

pozwalał sobie marzyć. Bo kiedy pragnął zbyt wiele, nigdy
tego nie dostawał. Łatwiej było pozbyć się pragnień i w ten
sposób uniknąć rozczarowania.

Kobieta w jego ramionach odsunęła się lekko, odchyliła

głowę i uśmiechnęła się zmysłowo.

- Chcesz stąd wyjść?

Matt, wciąż myśląc o Emily, omal nie powiedział nie.

- Dwie godzinki bez zobowiązań?

Skinęła głową, głaszcząc połę jego smokingu.

- Jeśli tak chcesz to rozegrać.

background image

Z nią i z każdą inną kobietą nie chciał niczego więcej.

Nie oglądając się już na Emily, ruszył za nieznajomą,

ignorując rozczarowanie, że wychodzi z niewłaściwą
blondynką. Marzenia są dla głupców, liczy się rzeczywistość.
Przynajmniej nie będzie samotnie świętował nowego roku.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Jadąc krętą wysadzaną drzewami drogą do country clubu

w Falling Brook cieszył się kontrolowaną mocą swojego
zabójczo drogiego mercedesa AMG roaster. Powściągając
pokusę dalszej jazdy, delikatnie dotknął hamulców. Samochód
niezwłocznie zareagował i zatrzymał się gładko przed
stanowiskiem parkingowych. Przez moment chciał sam
zaparkować swoje nowiutkie dziecko, ostatecznie jednak
upuścił kluczyk i napiwek na otwartą dłoń parkingowego.

- Dziękuję panu, dobrze się nim zaopiekuję.

Matt skrzywił się. Często używał tych samych słów, gdy

pracował tu jako parkingowy ponad piętnaście lat wcześniej.
Po dwóch tygodniach został wyrzucony z pracy, bo nie mógł
się powstrzymać i wziął porsche 911 jednego z gości na
szybką przejażdżkę. O mały włos nie stracił panowania nad
samochodem i był wdzięczny, że stracił tylko pracę, a nie
życie. Na myśl o tym, że oddaje nastolatkowi swój
najnowocześniejszy samochód o nieokiełznanej mocy, ciarki
przeszły mu po plecach.

- Potrafisz prowadzić auto z ręczną zmianą biegów?

- Tak, proszę pana.

Matt przekrzywił głowę i spojrzał na chłopaka spod

przymrużonych powiek. Przyglądał się, jak młody człowiek
ostrożnie zajął miejsce za kierownicą i zapiął pas, mając do

background image

przejechania jakieś pięćdziesiąt metrów. Przyjrzał się bacznie
kontrolkom, po czym delikatnie przesunął dźwignię zmiany
biegów. Ruszył bezgłośnie i jechał z prędkością szybkiego
spaceru. Matt odetchnął. Temu chłopakowi nie wpadnie chyba
do głowy, by przejechać się jego autem.

Odprowadził mercedesa wzrokiem, potem zapiął

marynarkę od garnituru z metką znanego projektanta
i zadowolony ruszył na elegancką imprezę charytatywną.
Przywykł do działania i bywania solo, robił tak przez większą
część swojego życia. A to był tylko kolejny koktajl i aukcja, na
której miano zbierać pieniądze na prywatną szkołę w Falling
Brook.

Był dość pewny, że szkoła nie potrzebuje wsparcia, ale

imprezy charytatywne, na których można pochwalić się
kosztownymi ciuchami, stanowiły istotną część towarzyskiego
kalendarza miasta, okazję, by zostać zauważonym i pokazać,
jak jest się bogatym i hojnym.

Było to również doskonałe miejsce, by poznać najnowsze

plotki. MJR Investing miało tylko kilkoro klientów z Falling
Brook, więc Matt stale poszukiwał nowych. To podczas takich
imprez plotkowano o zdradach, rozwodach, spadkach
i stratach, które mogły mieć wpływ na portfolio klientów MJR
Investing. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak mówi stare
powiedzenie.

Wkroczył do luksusowego klubu, zauważając, że nic się tu

nie zmieniło. Kartę członkowską wciąż trudniej było zdobyć
niż bilet na wyprawę wokół księżyca.

Dla jego rodziców klub country club Falling Brook to były

wyżyny wyrafinowania i szczyt akceptacji.

background image

Byli przeszczęśliwi, kiedy kilka miesięcy temu jego brat –

który robił karierę akademicką – został przyjęty w te otoczone
czcią progi. Nie wiedzieli – albo ich nie obchodziło – że
młodszy syn już od lat był członkiem klubu. Niespecjalnie
interesowali się jego życiem.

Kiedy za pierwszym razem otrzymujesz ideał, po co tracić

czas, pieniądze i energię na drugiego syna?

Odsunął od siebie bolesne wspomnienia, spojrzał w lustro

i ujrzał w nim kobietę, która właśnie weszła do holu. Miała
ściągnięte do tyłu jasne włosy, co podkreślało jej kości
policzkowe i fiołkowe oczy.

Emily Arnott wciąż wyglądała jak anioł.

Inni często tak o niej mówili. Dla Matta, który był teraz

starszy, często powtarzane słowa świadczyły o braku
kreatywności.

Nie mógł zaprzeczyć, że Emily jest piękna. Wysoka,

szczupła, emanująca spokojem. Jej ciało otulała długa do
ziemi suknia w kolorze stali z rozcięciem eksponującym
zgrabne udo. Suknia była seksowna, ale Matt wiedział, że
nawet w worku na śmieci Emily zrobiłaby na nim wrażenie.

Nigdy nie zapomniał jej podrywu. Minęło sześć lat od

chwili, gdy ją odtrącił i nadal była to jedna z rzeczy, których
najbardziej żałował.

Tak, była wówczas zbyt młoda i trochę pijana – a on

ledwie panował nad pożądaniem – mógł jednak odrzucić jej
propozycję w bardziej uprzejmy sposób. Powaliła go na
kolana, mówiąc metaforycznie, i bardzo go kusiło, by

background image

skorzystać z jej oferty. Ale ponieważ serce omal nie
wyskoczyło mu z piersi, przerażony wcisnął hamulce.

Podczas tamtej krótkiej wymiany zdań przed oczami jego

wyobraźni przemknęło wiele obrazów: Emily w prostej
ślubnej sukni z pierścionkiem na palcu, jasnowłose dzieci, jej
pomarszczona twarz. Wiedział, że siedemdziesięcioletnia
Emily będzie go zachwycała tak jak teraz.

Nigdy nie zaznał miłości, nie czuł się częścią własnej

rodziny i wcześnie zdecydował, że samemu będzie mu lepiej.
Żadna kobieta do tej pory nie zagroziła jego statusowi
samotnego wilka. Emily w ciągu krótkiej rozmowy kazała mu
pomyśleć o ślubie, dzieciach i szczęśliwej wspólnej
przyszłości. Jezu.

Nikt tak jak ona nie rozłożył go na łopatki. Pragnął jej

z gwałtownością, jakiej dotąd nie znał. W dzieciństwie pragnął
wiele, od zabawek przez uczucie po uwagę, i powoli zaczął
sobie uświadamiać, że im bardziej czegoś pragnie, tym
mniejszą ma szansę, że jego pragnienie się spełni. A zatem
zrezygnował z pragnień. Już jako dziecko z dystansowania się
stworzył formę sztuki.

Jeśli niczego nie pragniesz ani nie oczekujesz, nie spotka

cię zawód, nikt nie pozbawi cię iluzji.

A ponieważ czuł, że przy Emily traci kontrolę, zachował

się jak dupek, usiłując się od niej zdystansować. Niechętnie
wówczas przyznał, że Emily stanowi dla niego zagrożenie.

Teraz był starszy, jeszcze bardziej oddany pracy

i przywiązany do życia singla. Nie był pustelnikiem, lecz
bliska relacja męsko-damska nie znajdowała się na szczycie
jego listy priorytetów.

background image

Oczywiście Emily nadal była nadzwyczaj atrakcyjna. Na

szczęście od czasu do czasu, gdy go zauważała, unosiła brwi
i dawała do zrozumienia, że nie zamierza mu wybaczyć
nietaktownego zachowania.

Ruszył w stronę wind. Nacisnął przycisk najbliższej

i poczuł zapach lekkich świeżych perfum.

Trzy kroki, dwa, jeden…

- Jedzie pan do sali balowej? – spytała seksownie

schrypniętym głosem.

Do diabła, wciąż pragnął słyszeć jej zmysłowy głos

w środku nocy, gdy zostaną sami.

Odwrócił się i spojrzał w jej oczy, zauważając w nich szok

i irytację, a także niesmak, choć pod wszystkimi negatywnymi
emocjami zabłysło też coś więcej.

- Och, to pan.

Przepuścił ją przodem, wsiadł za nią i nacisnął guzik

piętra, gdzie mieściła się sala balowa. Gdy stanął do niej
twarzą, gwałtownie podniosła wzrok. Założyłby się, że chwilę
wcześniej przyglądała się jego biodrom.

Uśmiechnął się do niej.

- Podobam się pani?

Jej chłodny wyraz twarzy nie uległ zmianie.

- Niezłe opakowanie. – Wzruszyła ramionami. – Ale ja już

dorosłam i lubię, kiedy ładne opakowanie kryje wartościową
treść.

Zabolało!

background image

Nie miał zwyczaju dawać za wygraną i otworzył usta, ale

szybko je zamknął i pohamował chęć, by wziąć Emily
w ramiona i całować ją do utraty tchu.

Chciał przerwać pełną napięcia ciszę, ale nie miał pojęcia,

co powiedzieć. Brakowało mu słów. W Falling Brook
w zasadzie z nikim się nie spotykał, traktował swój dom
w mieście jak azyl oraz ucieczkę przed ludźmi i presją pracy
na Manhattanie. W ciągu minionych sześciu lat tylko trzy razy
spotkał Emily i nie wiedział, kiedy znów będzie miał okazję
znaleźć się z nią sam na sam.

Uznał zatem, że równie dobrze może poruszyć

niewygodny temat. Gdyby rozwiązali ten problem sześć lat
temu, może napięcie między nimi by zmalało, może nawet już
by jej nie pożądał. Naprawdę powinien przestać myśleć
o Emily Arnott i wszystkich tych cudownych i niegrzecznych
rzeczach, które chciał z nią robić.

- Porozmawiajmy o tamtym wieczorze – zasugerował,

naciskając przycisk Stop.

Winda zatrzymała się, a Emily zmierzyła go wzrokiem.

- Nie. I proszę uruchomić windę.

Matt nie miał zwyczaju słuchać poleceń.

- Przykro mi, jeśli zraniłem pani uczucia, ale była pani

wstawiona, a ja nie wykorzystuję dziewcząt w takim stanie.

To była tylko część prawdy.

- Powiedział mi pan też, że nie jestem w pana typie.

Tak powiedział? To jest większym idiotą, niż sądził.

background image

- A dziesięć minut po tym, jak mnie pan odprawił, trzymał

pan rękę na tyłku innej blondynki w czarnej sukni.

Na to wspomnienie Matt się skrzywił. Kusiło go wówczas,

by wrócić do Emily, ponieważ jednak wiedział, że nie wolno
mu tego robić, znalazł bardzo nieadekwatny substytut. A przy
okazji zranił Emily.

- Przykro mi – rzekł z nadzieją, że mu uwierzy. – Wybaczy

mi pani? Da się pani zaprosić na kolację, żebym mógł to pani
wynagrodzić?

Skąd mu się to, do diabła, wzięło? Miał trzymać się od niej

z daleka.

Przez twarz Emily przemknęło zdumienie, szybko

zastąpione przez panikę. Zamknęła oczy i cicho, za to
soczyście przeklęła. Nie spodziewał się, że usłyszy coś takiego
z jej ust. Anielica okazała się nie aż tak anielska.

Dobrze wiedzieć.

Podniosła powieki, a kiedy zrobiła krok w jego stronę,

wstrzymał oddech. Myśl o dystansie wyparowała, nie mógł się
doczekać, aż pozna jej smak. Wiedział, że byłoby im dobrze.
Dobrze? Do diabła, łóżko stanęłoby w płomieniach.

Pochylił głowę, by nie musiała stawać na palcach, bo choć

obcasy dodawały jej parę centymetrów, sięgała mu ledwie do
ramienia. Zamknął oczy, myśląc, jak długo na to czekał…

Winda szarpnęła i ruszyła, a on omal nie stracił

równowagi. Emily posłała mu ironiczny uśmiech, uniosła rękę
i poklepała go w policzek.

- Naprawdę myślał pan, że rzucę się panu w ramiona?

background image

Kiedy po chwili drzwi windy się otworzyły, dodała:

- Sześć lat temu zdawało mi się, że jest pan moją bajką, ale

teraz wolę szampana.

Patrzył na nią, kiedy się oddalała. Pomyślał, że jest

zniewalającą mieszanką seksu, wrażliwości i dzikości. Była
teraz setki razy bardziej intrygująca niż przed laty.

A to dla mężczyzny, dla którego szczytem zaangażowania

jest spędzenie z kobietą nocy i wspólne śniadanie, było
przerażające.

Poczuł wibracje na nadgarstku, spojrzał na zegarek

i zobaczył, że telefon wysyła mu alerty. Postukał w ekran,
wyświetlając wielobarwną mapę. Potrzebował chwili, by się
zorientować, że plamka mknąca drogą prowadzącą z klubu to
jego nowy mercedes AMG roadster i że parkingowy
o wyglądzie ministranta wybrał się nim na przejażdżkę.

Mały drań. Matt modlił się, by ten sam bóg głupoty, który

go chronił, kiedy miał szesnaście lat, był tego dnia na dyżurze
i żeby chłopak nie wylądował na latarni.

Co jeszcze może pójść nie tak?

Ruszając do sali balowej, Emily pomyślała, że nie ma

czasu ani ochoty na rozmowy z wciąż atrakcyjnym Mattem
Velezem. Pierścionek z brylantem na palcu jej lewej ręki
ciążył jej i parzył.

Czemu ciało zdradza ją za każdym razem, gdy oddychają

z Mattem tym samym powietrzem? Jej serce zaczęło
galopować, piersi nabrzmiały. Wzrokiem wciąż wracała do
jego zmysłowych warg, miała chęć przesunąć kciukiem

background image

wzdłuż jego brwi, po płaskim brzuchu i tej wypukłości
w spodniach, której nie dało się nie zauważyć.

Sześć lat przeleciało, a Matt wciąż budził w niej

pożądanie. Jakie to irytujące.

Zerknęła na pierścionek i żołądek podszedł jej do gardła.

Poprzedniego dnia jej życie wydawało się normalne, wręcz
nudnawe. Tego wieczoru była – tymczasowo – zaręczona
z szaleńcem. Jak to się stało, do cholery?

Niezdolna stawić czoło tłumowi w sali balowej

maszerowała dalej korytarzem, po czym chyłkiem weszła do
małego, na szczęście pustego pokoju konferencyjnego.
Chwyciła się oparcia krzesła, pochyliła głowę i patrzyła na
kosztowny dywan, próbując opanować mdłości.

Ciężko pracowała, przestrzegała zasad, starała się, jak

mogła. Czemu spotkało ją coś takiego?

Drzwi za jej plecami otworzyły się. Odwróciła się i z ulgą

zobaczyła Ginę. Przyjaciółka i osobista asystentka w Arnott’s
Wealth Management pospieszyła ku Emily i położyła ręce na
jej ramionach.

- Widziałam, że zostawiłaś Matta Veleza. Rozmawiałaś

z nim? Zdenerwował cię?

Emily prychnęła. Żałowała, że Matt nie jest jej jedynym

problemem, bo z nim poradziłaby sobie bez trudu.

- Myślisz, że pozwoliłabym się zdenerwować temu

rozpustnikowi? Dzwoniłam do ciebie, zostawiłam ci mnóstwo
wiadomości.

- Bateria mi siadła, poza tym miałam towarzystwo –

odparła Gina.

background image

Nic nowego. Nie wiedząc, od czego zacząć, Emily uniosła

rękę i pokazała przyjaciółce pierścionek. Gina chwyciła ją za
palec zszokowana.

- Co to jest?

- Wygląda na to, że jestem zaręczona z Nikiem Morrisem.

Gina patrzyła na nią tak długo, aż uśmiech sięgnął jej

oczu.

- Okej, bardzo zabawne. Akurat byś się zgodziła, żeby ten

padalec włożył ci pierścionek na palec.

Och, bardzo by chciała, żeby to był żart. Nie miała za złe

Ginie, że jej nie uwierzyła. Powiedziała Nicowi na ich
ostatniej randce, że mogą być tylko przyjaciółmi, gdyż nie jest
zainteresowana związkiem z nim ani kimkolwiek innym. Jej
wyjaśnienie było zwięzłe i proste, nie tłumaczyła, że samej
jest jej dobrze, że widziała spustoszenie, do jakiego prowadzi
miłość i nie chce mieć z tym do czynienia. Doskonale
pamiętała swoje emocje, kiedy matka ją opuściła.

Nie interesowało jej małżeństwo, dzieci… życie

z człowiekiem, który mógłby ją porzucić. Nie była taka
odważna ani tak głupia.

Gina przez długą chwilę wlepiała w nią wzrok, a ponieważ

Emily nie odpowiedziała jej uśmiechem, zakryła usta ręką.

- Czemu się zgodziłaś? Przecież mu powiedziałaś, że nie

jesteś nim zainteresowana, tak?

Emily była przekonana, że właśnie to skłoniło go do

oświadczyn. Nico nie znosił odrzucenia.

background image

Gina znów wzięła ją za rękę i próbowała ściągnąć

pierścionek z palca.

- Zdejmij to i powiedz mu, że krew uderzyła ci do głowy

i że nie chcesz za niego wyjść. Co się z tobą dzieje?

Emily uwolniła rękę z uścisku Giny.

- On romansował z mężatkami, brał udział w szemranych

biznesach, nikt mu nie ufa – mówiła Gina.

I tu pojawiała się kłopotliwa część tej historii, której Emily

nie mogła i nie chciała wyjawić. A jednak komuś musiała
o tym powiedzieć, a Gina była jedyną osobą, przed którą
niczego nie ukrywała. Nie mogła pobiec z tym do ojca, nie
wspominając o matce, która nie utrzymywała z nią kontaktu.
Jak zawsze była sama. Cóż, miała Ginę.

- Nikomu tego nie powtarzaj. Jezu, nie wolno ci tego

nikomu mówić. On mnie szantażuje.

- Co? – Gina zmarszczyła czoło osłupiała.

- Wczoraj wieczorem oznajmił, że reprezentuję wszystko,

czego oczekuje od żony i że bardzo mu się podoba pomysł
poślubienia anioła Falling Brook. – Emily skrzywiła się. – I że
to małżeństwo poprawi jego status w naszej społeczności.

Gina ściągnęła brwi.

- Ale szantaż sugeruje, że ma coś na ciebie.

To prawda.

- Pojechał kiedyś ze mną do Brook Village na spotkanie

z Davym, i tata tam był. Siedział w kawiarni z rodzicem
innego pacjenta, wiemy, że ten mężczyzna nazywa się John.
Byli pogrążeni w rozmowie, a ja się cieszyłam, bo jak wiesz,

background image

tata nie ma przyjaciół i poza biurem nie utrzymuje kontaktów
z ludźmi.

- Nie rozumiem, co to ma wspólnego z szantażem –

odparła Gina.

- John, jak powiedział Nico, to angielska wersja imienia

Iwan. Mężczyzna, z którym tato rozmawiał, to Iwan Sokołow,
szef rosyjskiej mafii na wschodnim wybrzeżu, od Maine do
Miami. Nico zrobił serię zdjęć taty gawędzącego przyjacielsko
z tym facetem.

Gina wyrzuciła do góry ręce.

- Nie rozumiem.

- Jeśli nie zgodzę się za niego wyjść, Nico upubliczni

zdjęcia taty z Iwanem, sugerując, że Arnott Wealth
Management pierze pieniądze rosyjskiej mafii. Tato, poza tym,
że jest pracoholikiem i samotnikiem, jest bardzo szanowanym
człowiekiem. Najmniejsza sugestia na temat związku z mafią
zrujnuje jego opinię.

- Żartujesz.

Emily potrząsnęła głową. Chciałaby, by to był żart.

- Czemu Nico to robi? – zapytała Gina ze łzami w oczach.

Emily odwróciła wzrok, czuła, że lada moment też się

rozpłacze. Ale łzy nie pomogą, nigdy nie pomagały.

- Oznajmił mi, że nie lubi, jak mu się odmawia i jest

zdeterminowany poślubić mnie w taki czy inny sposób. –
Emily westchnęła. – Oczywiście nie zamierzam za niego
wyjść. Wolałabym umrzeć. Zgodziłam się nosić pierścionek,
żeby zyskać na czasie.

background image

Gina przysiadła na skraju fotela.

- Boże, Em, co ty poczniesz?

Emily spojrzała wrogo na pierścionek.

- Będę udawać do czasu, kiedy wymyślę, jak uratować

Arnott’s, nie narażając naszej opinii. Możesz być pewna, że
nie wyjdę za Morrisa ani nikogo innego.

Małżeństwo to w końcu tylko inne określenie dla adopcji

wyrośniętego dziecka płci męskiej z problemami. To nie dla
niej. A Nico był idiotą, jeśli sądził, że ona go poślubi. Była
silniejsza i twardsza, niż sugerowała jej anielska twarz i opinia
grzecznej dziewczynki.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Godzinę później, kiedy dokładnie obejrzał swój potwornie

drogi samochód i nawrzucał chłopakowi za przejażdżkę, Matt
wrócił do sali balowej i podał swój bilet energicznej
blondynce, odmawiając proponowanego przez nią darmowego
koktajlu. Hostessa chciała mu też towarzyszyć, zauważył w jej
oczach błysk zainteresowania. Gdyby wcześniej nie natknął
się na Emily, pewnie by to rozważył.

Jednak, choć nie odmawiał seksu bez zobowiązań, to nie

była kobieta, z którą chciałby akurat teraz się kochać.
Wygładził krawat i rozejrzał się po zatłoczonej sali, szukając
wzrokiem Emily.

Klasyczne déjà vu: ta sama sala balowa, a on myśli o tej

samej kobiecie.

Stwierdził, że musi się napić i ruszył do baru,

pozdrawiając po drodze ludzi.

Dorastał w tym mieście – choć w gorszej dzielnicy – i był

tu znany. Nie przejmował się, że wielu mieszkańców pamięta
go jako młodego buntownika, dzieciaka, który miał pretensje
do całego świata. Przejmował się tym, że ilekroć obracał się
w tych kręgach, jakaś jego część wciąż czuła, że powinien
zrobić na nich wrażenie, by zasłużyć na uznanie.

Już raczej umarłby, niż przyznał się do tego, ale tu,

w Falling Brook, poza tym, że był znany jako jeden

background image

z najmłodszych prezesów dynamicznie rozwijającej się firmy
inwestycyjnej na Manhattanie, od czasu do czasu czuł się jak
porzucone dziecko, zepchnięte na drugi plan przez brata
i rzadko dostrzegane przez rodziców i nauczycieli.

Tak wyglądało jego dzieciństwo. Za to kiedy wyjechał do

college’u, jego skłonność do rywalizacji – i brak konieczności
konkurowania z geniuszem brata – sprawiła, że był najlepszy
na roku. Wygrywanie stało się narkotykiem z wyboru, musiał
być zawsze wyjątkowy. Odnosił sukcesy niemal we
wszystkim, czego się tknął.

Poza miłością i bliskimi relacjami z ludźmi.

W tę grę nie grywał. Miłość była narzędziem, którym

władała jego rodzina, tyle że w jego wypadku wcale go nie
używała.

Lepiej trzymać się na dystans, nie pogłębiać relacji.

Łatwiej wydostać się z płytkiej wody, niż walczyć z prądami
na otwartym oceanie.

Zamówił przy barze whisky, zastanawiając się, gdzie się

podziała Emily. Nie brakowało kobiet o olśniewającej urodzie,
ale myślał tylko o niej.

Była jak irytująca wysypka, której nie można się pozbyć.

Może gdyby przestał jej unikać i zaciągnął ją do łóżka – na
jedną noc lub na weekend – przestałby o niej fantazjować.
Przeżył swoje, wiedział, że rzeczywistość nie dorównuje
wyobraźni, mimo to w przypadku Emily musiałby
przetestować hipotezę, by w to uwierzyć.

Sądząc jednak z jej chłodu i złośliwości, jego szanse były

bliskie zera.

background image

- Matt.

Odwrócił się powoli, rozpoznając głos Joshui Lowella.

Oficjalnie zgłosił swoją kandydaturę na stanowisko prezesa
Black Crescent, gdy Joshua postanowił zrezygnować z tego
stanowiska. Po kilku spotkaniach z Joshuą czekał na decyzję.
Słyszał, że propozycję złożono innemu z kandydatów, lecz ten
ją odrzucił. Dla Matta to była dobra wiadomość. Nie był
przekonany, czy zdecydowałby się na tę pracę, ale lubił mieć
możliwość wyboru.

- Joshua. – Matt uścisnął jego dłoń i wskazał na bar. –

Mogę panu postawić drinka?

Joshua skinął głową, zamówił whiskey i postukiwał

palcem w blat.

- Jak leci?

Matt wzruszył ramionami.

- Dobrze, jak zawsze.

Matt zauważył, że Nico Morris zbliża się do baru i celowo

odwrócił się plecami do dawnego kolegi. Ignorując Nica, co
nie było trudne, całą uwagę poświęcił Joshui. Wymienili kilka
zdań na temat wspólnych znajomych.

Matt wiedział, że Joshua czeka, aż spyta go o decyzję

dotyczącą Black Crescent. Ale Matt nigdy nie robił tego,
czego od niego oczekiwano, więc tylko posłał Joshui chłodny
uśmiech.

- Wciąż rozważam, kto byłby moim najlepszym następcą

i myślę, że niedługo podejmę decyzję – Joshua w końcu
odpowiedział na niewypowiedziane pytanie Matta.

background image

- Tak myślałem. Obaj wiemy, że posiadam najlepsze

kwalifikacje, mam doskonały instynkt i udokumentowane
osiągnięcia. – Nie przechwalał się, na wszystko miał dowody.

- Tak, wiem, że zyski MJR Investing potroiły się, odkąd

został pan prezesem.

- To moja praca. – I był w tym wyjątkowo dobry. – Na

pana miejscu bym mnie zatrudnił.

Jednym z powodów, dla których Matt liczył na ofertę

z BC, był zbliżający się termin renegocjacji kontraktu z MJR
Investing. Oferta konkurencyjnej firmy sprawiłaby, że zarząd
MJR życzliwiej patrzyłby na jego żądanie sporej podwyżki,
większej liczby akcji firmy i, co najważniejsze, większej
autonomii.

Teraz uznał, że pora zmienić temat.

- Moje gratulacje z okazji zaręczyn.

Joshua uśmiechnął się i przeniósł wzrok na Sophie, swoją

narzeczoną stojącą po drugiej stronie sali.

- Dziękuję. Jesteśmy szczęśliwi.

- Wrócił pan do malowania? – spytał Matt.

Joshua skrzywił się.

- Straciłem wprawę – odparł, po czym przeprosił Matta

i ruszył do narzeczonej, biorąc dla siebie whiskey, a dla niej
szampana. Matt też miał zamiar opuścić bar, kiedy poczuł
mocny uścisk na ramieniu. Odwrócił się i z ulgą ujrzał Zane’a
Pattersona, który zajął miejsce Joshui.

Matt i Zane przyjaźnili się od szkoły średniej. Obaj

chodzili do państwowego liceum, a nie do ekskluzywnej

background image

Falling Brook Prep.

- Wciąż nie masz wieści od Black Crescent? – spytał Zane,

zamówiwszy drinka.

Matt pokręcił głową.

- Jestem w stanie zawieszenia. Nie mogę żądać więcej od

MJR Investing, dopóki nie dostanę poważnej propozycji od
BC. To irytujące.

- Tak, cierpliwość nigdy nie była twoją cnotą –

skomentował Zane, unosząc szklankę w niemym toaście.

Matt wsunął ręce do kieszeni, myśląc, że Zane wygląda na

bardziej zadowolonego niż w minionym miesiącu. Zniknięcie
Vernona Lowella z pieniędzmi klientów Black Crescent miało
ogromny wpływ na życie Zane’a, tak jak na wielu innych
mieszkańców Falling Brook. Choć od tamtej afery minęło
piętnaście lat, jej skutki wciąż odbijały się echem w lokalnej
społeczności. Matt wiedział, że artykuł napisany przez Sophie
w piętnastą rocznicę tamtych wydarzeń, w którym
przedstawiała

Joshuę

Lowella

jako

superbohatera

odbudowującego firmę ojca, doprowadził Zane’a do
wściekłości, choć to on sam zaoferował dziennikarce zdjęcia.
Przekazał też sensacyjny wynik testu DNA, z którego
wynikało, że Joshua jest ojcem małej dziewczynki – ale ta
informacja nie trafiła do artykułu. To zresztą bez znaczenia, bo
sensacyjne wieści i tak rozeszły się po Falling Brook.

Matt spojrzał Zane’owi w oczy.

- W mieście krąży plotka, że to ty wysłałeś test DNA, ale

nie chcesz się do tego przyznać.

Zane westchnął i wzruszył ramionami.

background image

- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, kto mi to przysłał.

Wiem, czemu to zrobił, moja nienawiść do Lowellów nie jest
tajemnicą. Ten ktoś miał pewność, że podam to dalej.

W głosie Zane’a Matt słyszał żal i cień zażenowania. Znał

Zane’a, w końcu znalazł szczęście u boku siostry najlepszego
przyjaciela i chciał zostawić Lowellów oraz przeszłość za
sobą. Matt nie miał mu tego za złe. Sam też wolał nie wracać
myślą do przeszłości.

Zawsze był wielozadaniowcem i teraz też rozmawiał

z Zane’em, jednocześnie lustrując salę. Nie zauważył nic
nadzwyczajnego, aż przeniósł wzrok na drzwi, w których
właśnie stanęła Emily Arnott.

Wszystko znikło, rozmyło się, głos Zane’a ucichł. Boże,

co za piękna kobieta.

Zane szturchnął Matta w ramię, przerywając mu fantazje

na temat Emily, która obejmuje go nogami w pasie.

- Nie chce mi się wierzyć, że ona ma poślubić Morrisa.

Matt potrzebował kilku sekund, by te słowa do niego

dotarły, a kiedy tak się stało, miał chęć zaśmiać się z żartu
Zane’a, ale jakoś mu nie wyszło. Zane z pewnością żartował,
niemożliwe, by Emily miała poślubić tego fałszywego
człowieka, który zamienił życie Matta w piekło, dopóki nie
odszedł z MJR Investing.

- To nie jest ani trochę zabawne, Patterson.

- Cholerna racja. Nico to nikczemnik.

- Ty nie żartujesz? – spytał Matt z przerażeniem.

background image

- Nigdy nie żartuję na temat Morrisa – odparł Zane

z ponurą miną, wskazując na Emily, która stała teraz obok
Morrisa, a ten obejmował ją w pasie.

To nie ma sensu. Czemu taka kobieta jak Emily miałaby

wyjść za Nica Morrisa? Był on jedną z najmniej popularnych
osób w Falling Brook, i to nie bez powodu. Kłamał,
oszukiwał, zyskał wielu wrogów. Choć Matt też zbierał różne
informacje, nigdy ich nie wykorzystywał jako kija czy
marchewki. Nico stosował wszystkie dostępne brudne triki.

Ich wrogość sięgała czasów, kiedy Nico był zatrudniony

w MJR Investing. Perspektywy jego zawodowego awansu
natrafiły na szklany sufit, więc szerzył plotki na temat Matta
i bezskutecznie próbował zablokować jego karierę.

Nico był wówczas jego permanentną zmorą, ale Matt już

wyrósł z młodzieńczych błazeństw i popisów.

Nie mógł jednak zaakceptować związku Morrisa z jedyną

kobietą, która go naprawdę interesowała.

Matt zrobił błyskotliwą karierę, miał szybkie samochody

i spore konto w banku. Czemu zatem wciąż rywalizował
z Nikiem? Może dlatego, że rywalizację miał we krwi i nie
znosił poczucia, że jest krok za kimś.

Dwie godziny później, odebrawszy setki pełnych

zdumienia i szoku gratulacji, Emily szła do toalety
z męczącym bólem głowy. Nico, dzięki Bogu, opuścił klub
wcześniej, więc mogła na moment się zrelaksować.

Bardzo pragnęła przewinąć swoje życie do tyłu, jak taśmę

filmową, i wymazać z niego ostatnie dwadzieścia cztery
godziny. Chciała znów być osobą, którą była wczoraj, wrócić

background image

do swojego relatywnie prostego życia. Skasować głupią
decyzję, by pójść na randkę z Nikiem.

Musiała przyznać, że potrafił być uroczy, ale nie było

między nimi chemii i dlatego położyła kres nudnym randkom.
Tymczasem niecałe dwa tygodnie później była z nim
zaręczona.

Pora wracać do domu. Jeśli zostanie tu dłużej, na kogoś

nawrzeszczy. Pojedzie do domu, przebierze się w spodnie do
jogi, wypije kieliszek wina i pożali się swojemu kotu. A kiedy
przestanie się nad sobą użalać, zastanowi się, jak pozbyć się
Nica, nie narażając reputacji ojca.

Kiedy czyjaś silna ręka chwyciła ją za nadgarstek

i wciągnęła do małej szatni obok sali konferencyjnej, którą
odwiedziła wcześniej, zapiszczała. Minęło sześć lat, a Matt
Velez, niech go szlag, był wciąż tak atrakcyjny jak dawniej.
Miał krótko ostrzyżone włosy, seksowne wargi, szerokie
ramiona, szczupłe biodra. I ten jego zapach…

Sięgnął ręką za jej plecy i zamknął drzwi. Zalała ich

ciemność. Powinna się zaniepokoić, może nawet przestraszyć.
Powinna dać mu reprymendę, ale…

Ale, do diabła, była podniecona i szczęśliwa, czując bicie

jego serca i tulące ją mocne ciało. Wciąż go pragnęła.

Uniósł rękę, którą trzymał na jej biodrze, i sekundę później

małe pomieszczenie rozświetliła żarówka. Oparł łokieć na
metalowej półce, wlepiając w nią spojrzenie swoich ciemnych
oczu.

Nie ulegnie, za nic nie ulegnie pokusie i nie dotknie ustami

jego warg. Gdyby tylko tak tego nie pragnęła…

background image

Odwróciła się. Matt wziął ją za rękę, a wtedy wróciła do

niego spojrzeniem. Wstrzymała oddech, gdy uniósł jej dłoń do
warg, jednak zamiast ją pocałować, jak się spodziewała,
przyglądał się jej brylantowi.

- Jakim mogłem tego wcześniej nie zauważyć? – spytał

głosem schrypniętym z irytacji.

Emily wzruszyła ramionami.

- Za bardzo starałeś się mnie przeprosić.

- Hej, mówiłem szczerze! Przepraszam za moje

zachowanie tamtego wieczoru – odrzekł, a Emily słyszała
szczerość w jego głosie. Znów zerknął na pierścionek,
zaciskając zęby. Nie cieszył się z jej zaręczyn.

Uniósł jej dłoń i odwrócił brylant do światła.

- Nieciekawy, tak jak się spodziewałem.

Że co? Choć nie przepadała za narzeczonym, doceniła

urodę pierścionka. To był kamień o odpowiedniej liczbie
karatów, przejrzystości i pięknym szlifie. Matt Velez może
zatrzymać swoje złośliwe komentarze dla siebie.

- Mój pierścionek jest niepowtarzalny – oznajmiła

wyniośle.

- Znając Morrisa, kamień jest fałszywy, a co najwyżej

wyprodukowany w fabryce. Nawet gdyby był naturalny, a nie
jest, pokazuje jego kompletny brak kreatywności.

- Często doradzasz nieproszony w sprawie pierścionków?

- Tylko kobiecie, która kiedyś… – zawahał się, a Emily

wstrzymała oddech, obawiając się jego kolejnych słów –
wyraziła chęć, żeby zobaczyć mnie nago.

background image

A jednak. Drań!

- Nazwałeś mnie gupikiem – odparowała. Tamte słowa

i lekceważący ton wciąż bolały.

- Byłaś zbyt naiwna na dorosłe gierki, które ze mną

prowadziłaś – odciął się Matt.

Z powodu jej urody wciąż nazywano ją niewinną anielicą,

a było to przekleństwo jej życia. A jeśli ludzie nie uważali jej
za niewinną, myśleli, że jest głupia, a często łączyli jedno
z drugim.

Niewielu próbowało poznać prawdę. Patrzyli na jej twarz

i nie wyobrażali sobie, że mogliby z nią porozmawiać
o kryzysie humanitarnym w Darfurze czy stanie gospodarki,
jakby nie byli w stanie pojąć, że może być równocześnie
piękna i inteligentna.

Spojrzała na Matta, mrużąc oczy.

- Czemu mnie tu wciągnąłeś? I czemu tkwimy w szatni,

kiedy obok jest całkiem wygodny pokój konferencyjny?

- Ten pokój jest dziś jak Grand Central Station, a nie chcę,

żeby ktoś mi przeszkadzał – odparł. – Więc plotki są
prawdziwe?

- Jakie plotki?

- Nie udawaj – warknął. – Powiedz, że nie zaręczyłaś się

z Morrisem. – Postukiwał palcem w kamień.

Boże, chciałaby tak odpowiedzieć.

- Zaręczyłam się. I czemu tak nagle zainteresowałeś się

moim życiem?

background image

Zanim odpowiedział, przez cienką ścianę przypłynął do

nich inny głos.

- Czemu spotykamy się w tym pokoju, nie w barze?

Emily szeroko otworzyła oczy, a Matt pochylił głowę

i szepnął jej do ucha:

- To Joshua Lowell.

Emily skinęła głową.

- Dostałem dziś pocztą prezent urodzinowy.

- Oliver – powiedział bezgłośnie Matt. – Jego brat.

- Trochę późno, prawda? Twoje urodziny były w zeszłym

miesiącu – odparł Joshua.

Emily stanęła na palcach i szepnęła do ucha Matta:

- Powinniśmy stąd wyjść.

Matt położył rękę na jej biodrze, a ona poczuła jego ciepło

przez materiał sukienki.

- Jeśli wyjdziemy, będą wiedzieli, że tu jesteśmy, a ta

informacja może dotrzeć do Morrisa. Lepiej zaczekać, aż
pokój i korytarz będą wolne. Bardzo bym nie chciał być
przyczyną napięcia między tobą a narzeczonym.

Spojrzała na niego przez zmrużone oczy, słysząc jego

sarkazm. Nie wątpiła, że Matta nie obchodzi, co myśli Nico
czy jakakolwiek inna osoba.

- Tym prezentem była wędka z dołączoną bardzo krótką

notką. Jednym słowem. „Kiedyś”.

Matt wzruszył ramionami. Emily uniosła brwi.

Najwyraźniej Matt tak samo nie rozumiał, czemu Oliver robi

background image

sprawę z otrzymania wędki i zwięzłej wiadomości.

- Pamiętasz, jak tata zabierał cię na ryby? – spytał Oliver.

- To wspomnienie z dawnych czasów. Tak, pamiętam, i nie

zdarzało się to zbyt często – odparł Joshua.

- Tata obiecał zabrać mnie na ryby niedługo przed swoim

zniknięciem – rzekł Oliver z wahaniem. – Josh, myślisz…

- Że to może być od taty? Że daje ci znać, że żyje? –

zapytał Joshua. Matt bezgłośnie powiedział „No no”, a ona
poczuła się winna, że podsłuchuje. – Nie, Oliverze, nie sądzę.
Myślę, że ktoś chce namieszać ci w głowie. Jeśli się dowiem,
kto za tym stoi, dam mu wycisk.

- Jestem od dawna czysty. I nie jestem filiżanką

z porcelany.

- Problemy? – Matt uniósł brwi.

- Kokaina – szepnęła Emily.

Jak to dobrze, że Oliver ma starszego brata, na którym

może polegać, pomyślała. Od czternastego roku życia to ona
pełniła w domu rolę mamy, robiła zakupy, gotowała.
I próbowała nawiązać kontakt z ojcem pracoholikiem.

Uśmiechała się, udawała, że nie jest załamana tym, że

osoba, która powinna ją kochać, zostawiła ją z nieobecnym
ojcem i niepełnosprawnym bratem. Uwielbiała Davy’ego, ale
była zbyt młoda, by brać na siebie tak poważne obowiązki.
Opuszczając dom i rodzinę, matka pozbawiła ją dzieciństwa
i pewności siebie.

- Czuję się głupi – rzekł Oliver, przyciągając znów uwagę

Emily do rozmowy za ścianą.

background image

- Niepotrzebnie – odparł Joshua. – Przez to, co zrobił

ojciec, Lowellowie zawsze będą celem. Nie tylko ty jesteś
trollowany, Ol.

Joshua zawahał się, a Emily musiała przyznać, że Matt ma

rację. Nie powinno się podsłuchiwać, ale jak wszystko, co
dotyczyło Lowellów, rozmowa była fascynująca.

- Sophie przyszła do mnie i oznajmiła, że ma wynik testu

DNA, który wskazuje na to, że jestem ojcem czteroletniej
dziewczynki. Rzecz jasna, osłupiałem – podjął Joshua.

- Masz córkę?

- Nie, głupku. Nie mam, zawsze bardzo uważałem, żadna

z moich partnerek słowem nie wspomniała o ciąży. Ale wynik
wyglądał na autentyczny, więc zrobiliśmy z Sophie małe
śledztwo. Wynik został sfabrykowany przez lekarza od dawna
znanego z podejrzanych praktyk.

- Wierzę ci – przyznał Oliver. – Nie mieliśmy właściwego

wzorca ojca, bylibyśmy koszmarnymi ojcami. W każdym razie
ja. Nie chcę mieć dzieci.

W głosie Joshui dało się słyszeć uśmiech.

- Ja też byłem o tym przekonany, a teraz nie jestem już taki

pewny. Myślę, że Sophie wychowa dziecko na uczciwego
człowieka, a ja będę się kierował jej wskazówkami.

- Jesteś odważniejszy. Dość trudno zadbać o siebie, nie

potrzebuję odpowiedzialności związanej z rodzicielstwem.

Emily usłyszała stukot obcasów, a zaraz potem drzwi

pokoju konferencyjnego się otworzyły.

background image

- Chłopcy, w sali balowej zaczęła się aukcja. Co tu

robicie?

Czy to głos Sophie? Emily usłyszała szuranie i kroki,

bracia Lowellowie opuszczali pokój. Gdy zapadła cisza,
uchyliła drzwi. Korytarz był pusty.

Rozstanie z Mattem wymagało od niej silnej woli, bo

pragnęła wpaść w jego ramiona i poznać smak jego warg.
Zerwać z niego ubranie…

- Zabierasz dziewczyny do samych najlepszych miejsc,

Velez – powiedziała chłodno.

Matt wsadził ręce do kieszeni spodni.

- Nie wychodź za niego, Emily. Będziesz tego żałowała.

Już chciała mu powiedzieć, że się myli, ale ugryzła się

w język. Patrząc mu w oczy, uniosła dumnie głowę,

- Twoja opinia z pewnością jest ważna… dla kogoś.

- Zamierzam zmienić twoje zdanie, księżniczko. Któregoś

dnia będzie cię obchodziła wyłącznie moja opinia.

Emily uniosła spódnicę sięgającej ziemi sukni i wyszła na

pusty korytarz.

- Żegnaj, Matteo.

- To nie koniec.

O Boże, miała nadzieję, że jednak koniec, bo nie

wiedziała, czy da sobie radę z Nikiem i Mattem jednocześnie.
Musi wypić coś mocniejszego. W domu, tuląc kota. Miała
dość ludzi.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Następnego wieczoru Matt stukał do drzwi mieszkania

Emily, zastanawiając się, co, do diabła, w niedzielę
o zmierzchu robi na jej progu. Od wyjścia z aukcji minionego
wieczoru nie mógł się pozbyć obrazu Emily z głową na
ramieniu Morrisa, z tym cholernym pierścionkiem na palcu.

Czy był po prostu zazdrosny, że Morris ma narzeczoną,

której on pragnie? Zazdrosny do tego stopnia, że po raz
pierwszy w życiu ścigał kobietę, choć do tej pory pozwalał, by
to kobiety zabiegały o jego względy?

Pragnął jej tak bardzo, że przekroczył swe granice. Nie

miał też zwyczaju interesować się kobietami, które były
z kimś związane, ale Morris był dupkiem i zrobił mu kiedyś
tyle świństw, że w tej sytuacji honor się nie liczył.

Tak, kochał rywalizację i nie lubił, kiedy ktoś inny

zdobywał coś, na czym mu zależało. Pragnął Emily, a myśl, że
odbierze ją Morrisowi, rozgrzewała jego zimne serce.

Poza tym zrobi jej przysługę, bo Morris to drań.

Nagle ktoś strzelił mu palcami przed nosem, przywracając

go do teraźniejszości. Miał przed sobą fiołkowe oczy z firanką
gęstych rzęs. Na twarzy Emily nie widział śladu makijażu,
włosy ściągnęła w koński ogon na czubku głowy. Miała na
sobie luźną bluzę, legginsy i skarpetki. Duży czarno-szaro-

background image

brązowy kot siedzący u jej stóp zamiauczał, uniósł głowę
i wlepił wzrok w kanapkę, którą trzymała w ręce.

A skoro mowa o jedzeniu, Matt nie jadł cały dzień. Uniósł

wierzchnią kromkę kanapki i ściągnął brwi.

- Ser i… – Zmarszczył nos. – Ananas?

- Papryka chili jalapeno. Sól i pieprz.

Zabrzmiało to obrzydliwie.

- Jesteś w ciąży?

Spojrzał na jej brzuch. Czy dlatego wychodzi za tego

drania, by dziecko miało ojca? Kiedy kobiety w ciąży
zaczynają mieć zachcianki?

- Nie – odparła zirytowana. – Po prostu lubię oryginalne

kombinacje smaków. Pasztet z wątróbki z kurczaka
z marmoladą, ogórki konserwowe i oreos.

- Czyli będziesz wiedziała, że jesteś w ciąży, kiedy

zaczniesz jeść masło orzechowe z galaretką i ser z szynką?

Cień rozbawienia przemknął przez jej twarz.

- Po co przyszedłeś, Velez?

Czekał na zaproszenie, a skoro nie padło, westchnął:

- Pozwól mi wejść. Musimy porozmawiać.

Przewróciła oczami, ale się odsunęła, robiąc mu przejście.

Ominął futrzaka i włożył ręce do kieszeni spodni, rozglądając
się po mieszkaniu. Natychmiast poczuł się jak w domu,
mógłby zdjąć buty i rozsiąść się na kanapie. Mieszkanie było
przestronne, szerokie okna w drewnianych ramach wychodziły

background image

na las za domem ojca i na góry. Panował tam eklektyzm,
a inaczej miszmasz stylów i kolorów, ale nic rażącego.

Ściany zdobiły czarno-białe zdjęcia egzotycznych miejsc –

rozpoznał Cytadelę Cesarską w Hanoi i Plac Sindagma
w Atenach. Podszedł do nich, ujęty ich nastrojem i sposobem,
w jaki fotograf uchwycił grę światła i cieni.

- Doskonałe. Kto jest autorem?

- Ja. Po ukończeniu college’u podróżowałam trochę.

Kot zrobił ósemkę między jego nogami, a Matt pochylił

się i podrapał go za uszami.

- Jak się nazywa?

- Pulpet.

- Mało oryginalne, ale trafne.

Emily położyła kanapkę na talerzu na kuchennej wyspie,

oparła się o nią i przyszpiliła go wzrokiem.

- Czego chcesz?

Ciebie, nagiej, natychmiast. Za dużo? Pewnie tak.

- Czemu nosisz ten idiotycznie wielki pierścionek? Czemu

wychodzisz za Morrisa? Nie mów tylko, że go kochasz.

- Może kocham.

- Bzdura.

Kiedy odsunął na bok zazdrość, zaczął myśleć logicznie

i miał poczucie, że te zaręczyny to jakaś hucpa. Obserwował
ją minionego wieczoru i uznał, że jej zachowanie nie
wskazywało na to, że jest zakochana czy choćby przejęta

background image

zaręczynami. Przyjmowała gratulacje ze zbolałym uśmiechem,
a jej odpowiedzi były zbyt przemyślane.

Żyjąc z dala od rodziny, od tego zaklętego kręgu trzech

najbliższych osób, Matt doprowadził do perfekcji zdolność
obserwacji. Potrafił czytać język ciała i coś mu się nie
podobało w reakcji Emily na narzeczeństwo.

- Masz jakiś problem? – spytał.

Szeroko otworzyła oczy. Od razu wyglądała młodziej

i bardziej niewinnie. Ale pod tą sztuczną niefrasobliwością
kryła się panika. Chciał znać jej powód.

- Nie mam problemu, a nawet gdybym miała, czemu

akurat tobie miałabym się zwierzać? – spytała. – Ledwie się
znamy. Jestem tylko kolejną dziewczyną, która cię podrywała,
i jedną z niewielu, które odtrąciłeś.

Była zła, bo nie przyjął propozycji drinka? Cóż, nigdy jej

nie powie, że jego reakcja wówczas go przeraziła ani jak
bardzo go kusiło, by zapomnieć o ostrożności.

Dzięki Bogu, że tak się nie stało. Pożądanie gaśnie,

a miłość jest nietrwała.

- Byłaś dzieciakiem i piłaś alkohol – rzekł przez zęby,

posługując się tą samą wymówką. – Zresztą niezależnie od
tego, czy byłaś pijana, nie wykorzystuję dziewcząt.

- A gdybym zadała ci to samo pytanie wczoraj?

- Znalazłabyś się w moim łóżku. Albo w twoim.

Jej twarz poczerwieniała, oczy pociemniały, przybierając

barwę afrykańskich fiołków, które jego matka hodowała na
kuchennym parapecie. W tych oczach dojrzał namiętność

background image

i próbę jej zwalczenia. Gdy spuściła wzrok na jego wargi,
wiedział, że pragnie tego samego…

Poruszył się, a może ona to zrobiła, i nagle jej palce

znalazły się na jego karku, a jego ręce wylądowały na jej
biodrach. Pochylił się, a ona uniosła się na palcach…

Boże. Ideał. Wargi o smaku ananasa, kwiatowy zapach

i seksowne ciało. Pragnął więcej, pragnął wszystkiego.
Przyciągnął ją, a Emily cicho westchnęła, dotykając piersiami
jego torsu. Objął ją i uniósł. Palce Emily przesunęły się po
linii jego brody.

Stopą gładziła jego łydkę. Potem poczuł jej dłonie na

plecach, a chwilę później na pośladkach.

Dzięki Bogu ona też go pożąda. Tym razem zrobi

wszystko, czego nie mógł zrobić przed laty. Będzie ją całował
od stóp do czubka głowy.

Oderwał wargi od jej ust i obsypywał pocałunkami jej

twarz. Potrzebował minuty, by zdać sobie sprawę, że
zesztywniała. Położyła dłonie na jego piersi i próbowała go
odepchnąć. Zamrugał i usiłował skupić wzrok na jej twarzy.

Jeśli ona to przerwie, chyba zacznie wyć.

- Velez! Przestań.

Tak, chciała przestać. Przeklął pod nosem i pozwolił jej

stanąć na podłodze, zabrał ręce i odsunął się. Omal go to nie
zabiło, ale tak zachowują się dorośli mężczyźni. Może
uprawiał kłusownictwo, polując na włościach Morrisa, ale
kiedy kobieta mówiła nie, Matt nie dyskutował.

Emily zacisnęła palce pięść i wciskała ją do ust, a Matt

zobaczył w jej oczach przerażenie.

background image

- Co ja robię? – szepnęła. – To szaleństwo.

Zrobił krok w jej stronę i przeklął, gdy spanikowana

cofnęła się, wyciągając ręce.

- Jezu, co się z tobą dzieje?

- Nic, wciąż ci to powtarzam. Nic. – Wskazała na drzwi. –

Wyjdź stąd. Natychmiast.

Chciał się sprzeciwić, ale Emily wycofała się nie tylko

fizycznie. Nic, co by teraz powiedział czy zrobił, nie
przywróciłoby magii ich pocałunku.

Schował ręce do kieszeni spodni, licząc, że na jego twarzy

nie widać frustracji. Emily Arnott była bardziej uparta
i bardziej lojalna – a to cecha, na którą Morris nie zasługiwał –
niż się spodziewał.

W zasadzie mu się to podobało. Jednak instynkt wciąż

podpowiadał, że w tych zaręczynach jest coś podejrzanego.
I że tylko on to dostrzega.

Wyszedł, pozwalając jej myśleć, że zostawia ją w spokoju,

choć rzecz jasna zamierzał wrócić.

Czasami najlepszym sposobem na odniesienie zwycięstwa

jest wycofanie się na chwilę.

Nazajutrz rano w swoim gabinecie Emily gapiła się na

ekran komputera, widząc litery i liczby jak przez mgłę. Jako
dyrektor operacyjny powinna zachować czujność, ale miała za
sobą niecałe trzy godziny snu. Przez większą część minionej
nocy patrzyła w sufit, myśląc o tym, jak nie zostać żoną
symbolem statusu swojego męża, i o tym, jak dobrze się czuła
w objęciach Matta.

background image

Bóg jeden wie, czemu myślała o Matcie, kiedy jej życie

właśnie się rozpadało.

Opuściła głowę i uderzyła czołem w blat biurka. Matt ją

pocałował. Wielka mi rzecz. Jeszcze dwa tygodnie temu to
byłoby coś. Ale skoro szantażem zmuszano ją do małżeństwa,
nie powinna myśleć o jego ciemnych oczach i wargach,
seksownym ciele i zapachu.

Matt nie był ważny, ważne, by uratować reputację Arnott’s

i wyplątać się z tych zaręczyn.

Usiadła prosto i odwróciła się z krzesłem do okna. Choć

teoretycznie wciąż trwało lato, w powietrzu czuło się lekki
chłód, a zmieniające barwy liście zapowiadały nadchodzącą
jesień. Była to jej ulubiona pora roku, zwykle po święcie pracy
brała tydzień wolnego. Tego roku chciała polecieć na Kajmany
i spędzić tydzień w domu przyjaciółki, z widokiem na
prywatną plażę. Zamierzała leżeć na słońcu, przeczytać tuzin
książek, łowić ryby i piec je w ognisku. Pić wino. Relaksować
się.

Cóż, te plany zostały obrócone wniwecz. Nie mogła

nigdzie jechać ani niczego robić, dopóki nie uwolni się od
Morrisa i nie zapewni bezpieczeństwa firmie.

Powiedzenie o szantażu komukolwiek poza Giną nie

wchodziło w grę. Nie mogła nawet pójść z tym do ojca. Tak,
poinformowała go, że się zaręczyła, ale Leonard ledwie
zareagował – nie słyszał jej czy go to nie obchodziło? Davy
nie zrozumiałby konsekwencji jej działań, a jeśli chodzi
o matkę, cóż, wolałaby przejść po polu wilczomleczy niż
zdradzić jej cokolwiek.

background image

Mój Boże, a co myśli Nico? To nie dziewiętnasty wiek,

gdy dzięki małżeństwu mężczyzna zyskiwał lepszą pozycję
społeczną. Oczywiście Emily pochodziła z dobrej rodziny,
Arnottowie byli jedną z pierwszych rodzin, które osiedliły się
w Falling Brook. Gdy jej ojciec jeszcze lubił ludzi i zanim
matka ich opuściła, Leonard był nieoficjalnym burmistrzem,
a matka jedną z najbardziej popularnych kobiet.

Ale tamte cudowne czasy należały do przeszłości. Ojciec

skupił się na firmie, a trochę wolnego czasu, który mu
pozostawał, spędzał z Davym albo w domowej siłowni.

Emily nauczyła się niezależności, wiedziała, że może

polegać wyłącznie na sobie. Czasami żałowała, że nie ma
kogoś, na kim mogłaby się oprzeć, z kim mogłaby
porozmawiać,

kto

rozumiałby

problemy

związane

z emocjonalnym dystansem ojca i wymagającym specjalnej
troski bratem.

Choć kochała niezależność, od czasu do czasu była nią

zmęczona. Mimo to samotność była lepsza niż ciągłe
rozczarowanie ludźmi wynikające z tego, że pragnie się od
nich więcej, niż mogą dać. Wciąż jednak tęskniła za silnym
ojcem oraz matką, która pamięta jej imię.

Miłość… Czemu ludzie nieustająco jej poszukują?

I czemu Nicowi tak na niej zależy, że uciekł się do

szantażu? Musiała przyznać, że jego groźba była wycelowana
idealnie. Mieli część zwyczajnych klientów, ale działali też na
rynku niszowym, zajmując się finansami niepełnosprawnych
dorosłych. Dobre imię Arnott’s znaczyło dla nich wszystko.
Najmniejszy cień skandalu wystarczy, by klienci od nich
uciekli.

background image

Nico oznajmił, że dzięki ich małżeństwu zyska lepsze

możliwości zawodowe. Hm.

I choć bardzo chciała mu wierzyć, nie wierzyła w ani

jedno jego słowo, gdy zapewniał, że nie spieszy mu się do
skonsumowania związku. Zbyt często jej dotykał – a to
pogłaskał jej ramię, a to położył rękę na jej plecach, niemal
dotykając pośladków, poza tym czuła jego pożądanie. Był
dość mądry, by nie naciskać, nie przestraszyć jej jeszcze
bardziej, ale zdawała sobie sprawę, że jej pragnie.

Gwałtownie poderwała się na nogi. Musi znaleźć jakieś

rozwiązanie, nie narażając bezpieczeństwa firmy.

Gina zwróciła się o pomoc do znajomych, szukając

czegokolwiek, co można by wykorzystać przeciwko
Morrisowi, ale dotąd na nic nie natrafiła.

Na pewno istnieje jakiś sposób. Z powodu niebieskich

oczu i długich jasnych włosów kojarzącym się ze stereotypem
blondynki, niewiele osób zdawało sobie sprawę, że oprócz
ładnej buzi Emily posiada bystry umysł. Musi zapędzić
Morrisa w kozi róg. Pozbawić go możliwości działania na jej
szkodę. Potrzebowała istotnych informacji na jego temat, by
go postawić w takiej samej sytuacji, w jakiej on ją postawił.

To oznaczało konieczność udawania jego narzeczonej

w czasie, kiedy będzie szukała na niego haków. Oparła się
ramieniem o okno, patrząc na ruchliwą ulicę. Jej jedyną
przewagą było to, że Nico uważał ją za naiwną i mało
inteligentną. A także uległą. A to nieprawda. Nie była też
osobą, która poddaje się bez walki.

W gabinecie na Manhattanie Matt rzucił ołówek na biurko

i chwycił w palce grzbiet nosa, żałując, że nie może przestać

background image

myśleć o pewnej blondynce.

Był na nogach od czwartej rano, sprawdził rynki

azjatyckie, dotknięciem myszki i stuknięciem w klawisze
przenosił miliony dolarów z konta na konto. To nie było
zadanie prezesa, ale lubił trzymać rękę na pulsie i wciąż
zajmował się portfolio kilku wybranych klientów.

W ciągu sześciu godzin sprzedał i kupił ponad pięćdziesiąt

milionów dolarów, uzyskując niewielki zysk dla siebie
i klientów. W dobre dni była to najlepsza praca na świecie.
Bywały też gorsze dni, kiedy wszystko sprzysięgało się
przeciwko niemu i ponosił stratę. Wtedy modlił się, by serce
przestało mu walić, by nie słyszał krwi szumiącej w uszach
i nie czuł ucisku w dołku.

Ten ranek był przeciętny. Mniejsze zyski, akceptowalne

straty, kilkuprocentowy zysk netto. Nie był to jego najlepszy
dzień, ale też nie najgorszy. Zważywszy na to, że myśli
o Emily nie opuściły go ani na chwilę, poradził sobie nieźle.
Sięgając za siebie, wyjął z lodówki butelkę wody i spojrzał na
komputer, myśląc, że musi przejrzeć raporty i zabrać się za
przewidywanie wzrostu.

Oparł się wygodnie, otworzył butelkę i przeklął pod

nosem, bo znów pomyślał o Emily.

Zanim zaszedł zbyt daleko tą bezproduktywną ścieżką,

usłyszał stukanie do drzwi i podniósł głowę. Malcolm, starszy
trader, a przy okazji jeden z jego najlepszych przyjaciół,
wszedł do środka. Opadł na krzesło naprzeciwko i splótł palce
na brzuchu.

- Dobry dzień?

background image

Matt machnął ręką.

- Może być. A u ciebie?

- Trochę strat dziś rano – odparł Malcolm.

Matt rzucił mu butelkę wody, zanim przyłożył swoją do

warg. Raporty mogą poczekać.

- Chyba zrobię sobie dzisiaj wolne.

Malcolm uniósł brwi. Był znany z tego, że pracuje do

późna, dłużej niż pozostali pracownicy, zawsze pierwszy
pojawia się w firmie i wychodzi ostatni.

- Jakiś problem?

Tylko pewna blondynka, pomyślał zirytowany Matt. Nigdy

nie miał kłopotów z koncentracją, a tymczasem Emily nie
dawała mu spokoju.

Myślał głównie o dwóch rzeczach: jak dobrze było

trzymać ją w ramionach i jakie to fatalne, że zaręczyła się
z Morrisem. Gdyby to była inna kobieta, przespałby się z nią
i do tej pory by o niej zapomniał.

Chciał skończyć z tą głupią sytuacją, ale jego umysł –

a może ego albo duma albo wszystko naraz – nie chciały
odpuścić, dopóki nie pozna seksu z Emily.

Do gabinetu wkroczyła asystentka Matta, wyglądająca

władczo niczym rosyjska caryca. Była jego prawą ręką, ufał
jej niemal bezgranicznie. Była profesjonalna i skuteczna,
a przy tym wybuchowa i obcesowa; posiadała niewiele
kompetencji społecznych.

Miała dyplom z informatyki, była miłośniczką gier i od

czasu do czasu hakerem. Matt nie miał pojęcia, czemu

background image

z takimi umiejętnościami pracuje jako asystentka i kierownik
biura.

Spojrzała na Malcolma znad okularów.

- Nie ma pan nic roboty, panie King?

Aha, i uważała, że kieruje MJR Investing.

Malcolm posłał jej leniwy uśmiech.

- Nie w tej chwili, panno Vi.

Przeniosła ostre spojrzenie na Matta.

- Widzę, że pan też się leni.

Choć dopiero zbliżała się do czterdziestki, miała

skłonności wiktoriańskiego kamerdynera, a etykę pracy
i osobowość mrówki ogniowej. Matt ją uwielbiał.

- Pracowałem od czwartej rano, Vi. Daj mi spokój. Trochę

luzu – odparł.

Prychnęła z dezaprobatą.

- Nigdy, gdybym to zrobiła, to biuro by się rozpadło.

Matt spojrzał na Malcolma, przewracając oczami. Vi

obrzuciła go dezaprobującym spojrzeniem, ściągając czerwone
wargi.

- Pańskie wiadomości. – Cisnęła na biurko plik

wydrukowanych mejli, po czym ciężka teczka wylądowała
obok jego komputera. – Raport obrotu i finansów.

Malcolm wstał, posłał mu rozbawiony uśmiech

i spokojnym krokiem ruszył do drzwi. Gdy przekroczył próg,
Vi kazała mu zamknąć drzwi. Matt zastanawiał się, czemu
jego asystentka zachowuje się tak apodyktycznie. Usiadł

background image

wygodnie i czekał, co jeszcze ma do powiedzenia. Nigdy nie
owijała w bawełnę.

- Słyszałam, że rozmawiałeś z Joshuą Lowellem.

Matt skrzywił się. Jego potencjalny krok naprzód

w karierze zawodowej miał pozostać tajemnicą, ale Vi miała
lepsze źródła informacji w Falling Brook niż on. Bardzo
interesowała się jego życiem i często wiedziała, co Matt zje na
kolację, zanim on to wiedział. Próbował jej wytłumaczyć, że
jego prywatne życie jest jego prywatną sprawą, ale to
ignorowała. Trochę cieszył się z jej troski, bo rodzice przecież
się nim nie interesowali.

- Nigdzie się nie wybieram, Vi, jeszcze nie w każdym

razie. Wykorzystuję ten ruch jako kartę przetargową
w rozmowach z zarządem. – Wzruszył ramionami. – Czekam
na ofertę BC.

- Pójdę wszędzie, gdzie ty pójdziesz – oznajmiła

apodyktycznym tonem.

Jasne. Była jego prawą ręką. A także lewą.

- Może – rzekł tylko po to, by ją zdenerwować.

Dolna warga Vi zadrżała, a Matt poczuł się winny.

- Żartowałem, oczywiście, że cię z sobą wezmę.

Vi była na zewnątrz ostra i kąśliwa, za to w środku miękka

i łatwo było ją zranić. Krótko skinęła głową.

- W takim razie to ustalone.

- Nie dręcz mnie, chciałbym już na dzisiaj skończyć. –

Odsunął się z krzesłem. – Muszę kupić prezent urodzinowy.

background image

Do urodzin Vi pozostał tydzień. Matt dojrzał błysk

zadowolenia w jej oczach. Zaaprobował już jej urodzinową
premię, ale chciał kupić jej coś wyjątkowego, co nie ma
związku z firmą. Vi kochała orchidee, więc zamówił nową
odmianę w centrum ogrodniczym. Ale będzie musiała
otrzymać swój prezent wcześniej, bo u niego rośliny by nie
przetrwały.

Położyła rękę na sercu i posłała mu słodki uśmiech.

Rzadko widział taki uśmiech na jej twarzy. Przypominał on
Mattowi, że ona potrzebuje go tak samo jak on jej.

- Dobrego dnia, Matteo. Mogę coś jeszcze dla ciebie

zrobić?

Przed oczami jego wyobraźni pojawiła się twarz Emily.

Może Vi wie o zaręczynach Emily coś, czego on nie wie. Jeśli
jednak ją spyta, ona natychmiast wyczuje, że Matt myśli o tej
kobiecie.

- Mamy jakieś związki biznesowe z Arnott’s w Falling

Brook? – spytał. Mógłby to wykorzystać, by zbliżyć się do
Emily i tego, czego pragnął najbardziej.

Vi przywykła do jego nagłych zmian tematu. Zastanowiła

się przez minutę.

- Nic mi nie przychodzi do głowy. Oczywiście co roku

Emily Arnott prosi wszystkich, którzy są choć trochę związani
z Falling Brook, o darowizny dla jakiegoś Brook Village.
Szuka też wolontariuszy, którzy dołączą do komitetu
zbierającego pieniądze.

- Brook Village to dom opieki, gdzie przebywa jej brat.

background image

- Myślałam, że to standardowa prośba o pieniądze. O ile

wiem, choć kilku naszych klientów pochodzi z Falling Brook,
nikt z MJR nie zgłosił się do jej komitetu – dodała.

Matt nie miał zwyczaju zasiadać w komitetach, ale nie

mógł wciąż pojawiać się niezapowiedziany w domu Emily.
Jeżeli dołączenie do jej komitetu pomogłoby mu osiągnąć cel,
zaciśnie zęby i to zrobi. Potrzebował pretekstu, by znaleźć się
w jej orbicie.

- Kiedy przyszła ta prośba o pracę w komitecie?

- W ostatnich tygodniach. O ile się nie mylę, pierwsze

spotkanie jest dziś wieczorem w sali posiedzeń Arnott’s.

- O której?

- O szóstej. – Vi splotła ramiona na piersi i ściągnęła

wargi. – Co się dzieje, Matteo?

Uśmiechnął się.

- Wolontariat jest dobry dla duszy, Vi.

- Zgodziłabym się z tym, gdyby to był twój główny

motyw. Pamiętaj to stare powiedzenie, Matt: żaden dobry
uczynek nie uchodzi bezkarnie.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Celowo czekał, aż spotkanie się zacznie, nim zajął jedno

z wielu wolnych miejsc przy stole konferencyjnym. Emily
szybko ukryła szok na jego widok i zapytała go uprzejmie, czy
przypadkiem nie zabłądził.

Jego stwierdzenie, że chce tylko pomóc, zostało

przywitane brawami pozostałych dziesięciu ochotników,
a w zasadzie ochotniczek, ale wiedział, że Emily nie da się na
to nabrać.

Trzy

kwadranse

później

zakończyła

spotkanie

i podziękowała zebranym. Potem spotkała się z nim
wzrokiem, a on odczytał w jej oczach polecenie „siedź
i czekaj”. Musiał przyznać, że przebrnęła przez dyskusję
z bezwzględną skutecznością dowódcy zdeterminowanego
odnieść szybkie zwycięstwo. Było jasne, że jest
zorganizowana, nie lubi tracić czasu i zależy jej, by ośrodek
Brook Village był jeszcze bardziej przyjazny dla jego
rezydentów.

Miała nie tylko piękną twarz, ale też bystry umysł i Matt

pomyślał, że większość ludzi nie docenia jej inteligencji
i pasji. To błąd, którego nie powtórzy.

Kiedy podeszła do niego jakaś smukła brunetka, wstał

i ujął wyciągniętą przez nią rękę. Przedstawiła się jako Gina,
asystentka Emily i jej najlepsza przyjaciółka. Kilka minut

background image

rozmawiała z nim na temat Brook Village, dziękując, że
dołączył do komitetu.

W jej oczach dojrzał przebiegłość. Czuł, że chciała spytać:

”Czemu kręcisz się koło Emily, wiedząc, że jest zaręczona?”.
Co mógłby jej odpowiedzieć?

Że na myśl o Morrisie robiło mu się niedobrze? Że pragnął

Emily bardziej niż powietrza? Że zwykle to kobiety garnęły
się do niego, więc ta sytuacja była dziwna?

- Dobrej nocy, Gino – rzekła Emily, podnosząc głos.

Gina wskazała na nią palcem i jej pogroziła.

- Bądź miła. Nie mamy wielu ochotników i nie stać nas na

to, żeby stracić tych, których mamy. – Uśmiechnęła się. –
I miło się na niego patrzy.

Wzięła torebkę, swoje papiery i opuściła pokój, posyłając

Mattowi pełne podziwu spojrzenie. Puścił do niej oko, a ona
odpowiedziała mu tym samym, zakołysała biodrami
i zniknęła. Matt wrócił wzrokiem do Emily, która przewróciła
oczami.

- Po prostu nie możesz się powstrzymać, co?

- Przed czym?

- Flirtowaniem. Młode czy stare, wszystko jedno.

Nigdy nie miał problemu z rozmową z kobietami. Lubił je,

a one to odwzajemniały. Aż do tej pory była to sytuacja,
w której nie ma przegranych.

- Ona zaczęła – odparł.

- Jesteście jak dwie krople wody.

background image

- Gina powiedziała, że masz być dla mnie miła. –

Z przyjemnością obserwował iskry rozdrażnienia w jej oczach.

- A ponieważ Gina pracuje dla mnie, nie muszę jej słuchać.

- Współczuję. Ja też mam asystentkę, która rządzi.

Emily potarła czoło, a Matt zauważył cienie pod jej

oczami. Była zmęczona. Wcale go to nie dziwiło. Zaręczyny
z Morrisem to wystarczający powód bezsenności.

- Chyba wciąż zadaję ci to pytanie, ale… po co

przyszedłeś?

Chciał coś wymyślić, ale uznał, że Emily pogodzi się

z prawdą.

- Pragnę cię. Nie rozumiem, czemu zaręczyłaś się z tym

typem. Nie wierzę, że chcesz spędzić z nim resztę życia, więc
nie widzę w tym wszystkim sensu.

Jego pożądanie też nie miało sensu, ale zatrzymał to dla

siebie.

Patrzyła na niego ze zdumieniem.

- Nie obchodzi mnie, co myślisz.

- Och, chyba cię obchodzi. Jestem też ciekaw, czemu mnie

pocałowałaś, skoro kochasz narzeczonego.

Emily zaczerwieniła się. Natychmiast się zastanowił, czy

tak samo czerwieni się w łóżku, kiedy się kocha. Wziął
głęboki oddech, świadomy swojej erekcji. Nigdy żadnej
kobiety nie pożądał bardziej. Czy pragnąłby jej aż tak, gdyby
nie była niedostępna?

Emily otworzyła usta, lecz słowa zamarły na jej wargach.

Opadła na krzesło, oparła przedramiona na kolanach i wlepiła

background image

wzrok w podłogę. Dostrzegając błysk paniki w jej oczach,
Matt zapomniał o pożądaniu.

- Em, porozmawiaj ze mną. Pomóż mi to zrozumieć.

Wciąż patrzyła na dywan, a Matt nie spuszczał wzroku

z jej twarzy. Z bliska widział, jakie ma gęste rzęsy, pod
makijażem dopatrzył się piegów i maleńkiej dziurki
w skrzydełku nosa. Nosiła kiedyś kolczyk, to go
zaintrygowało. Czy w ciele konserwatywnej świętoszki krył
się wolny duch?

Potrząsnęła głową i zacisnęła wargi. Odsunęła się

z krzesłem i wstała. Ignorując go, włożyła papiery do teczki
i zamknęła klapę laptopa.

Matt czekał, aż znów spojrzy mu w oczy. Kiedy się do

niego odwróciła, jej zdystansowana mina potwierdziła, że już
się przed nim nie otworzy.

- Czemu mnie dręczysz? Masz zwyczaj nękać kobiety,

które są w związkach?

Ledwie się powstrzymał, by nie rzucić kilku przykrych

słów. Emily była jedyną kobietą, która budziła w nim poważne
zainteresowanie. Zwykle zachowywał emocjonalny dystans,
a jeśli kobieta odrzucała jego awanse, wzruszał ramionami
i szedł dalej.

Zaszła mu za skórę. Częściowo było to pożądanie,

częściowo zazdrość, jeden z grzechów głównych.
Rywalizowanie z takimi jak Nico było wgrane w jego DNA.

- Więc?

Nie powie jej, jak na niego działa… nie da jej tyle władzy.

Czasami jednak prawda, wypowiedziana spokojnie, ma więcej

background image

mocy niż gwałtowne oskarżenia.

- Nie będę cię okłamywał, Em. Podobasz mi się. Jesteś zła,

bo ja też ci się podobam.

- Dałam ci szansę sześć lat temu, ale mnie odtrąciłeś.

- Wyjaśniłem ci moje powody, więc przestań do tego

wracać – odparł.

Gdy tylko to powiedział, pożałował swoich słów. Bał się,

że zobaczy jej drżącą wargę czy nie daj Boże łzy.

Miała zawstydzoną minę. Matt był pod wrażeniem,

widząc, jak się wyprostowała i wytrzymała jego spojrzenie.

- Masz rację. To już przeszłość.

Potarł brodę, zaskoczony jej słowami. Wciąż go

zaskakiwała, a nie był przecież człowiekiem, który łatwo daje
się zaskoczyć. Zwalczając chęć, by wziąć ją w ramiona
i pocałować, podszedł do odległego końca stołu, gdzie
zostawił szklankę z wodą. Wypił ją duszkiem, po czym
wytoczył kolejne działo.

- Wiem, że w tych zaręczynach z Morrisem jest coś nie

tak.

- Nie wiesz tego, nic o mnie nie wiesz! – zawołała.

Miał świadomość, że uśmiecha się posępnie.

- Może cię nie znam, za to jego znam aż za dobrze.

Nico nie był zdolny do miłości. To była jedyna rzecz, która

ich łączyła.

- Proszę, zostaw to, Matt – błagała Emily.

background image

Prędzej zatrzymałby Ziemię. Właściwie nie miał powodu

wtrącać się w jej życie. Wcześniej też podobały mu się zajęte
kobiety, ale jego kodeks moralny nie pozwalał mu wkraczać
na terytorium innego mężczyzny.

Jeśli chodzi o Em, nie miał wyrzutów sumienia. Morris nie

zasługiwał na jego szacunek.

Emily była inna, sytuacja była inna. Gdyby sądził, że

szczerze kocha Morrisa, uszanowałby jej wybór. Jednak gdzieś
w głębi duszy wiedział, że nie kieruje nią miłość, więc nie da
jej spokoju. W każdym razie jeszcze nie.

Zawrócił do niej i pocałował ją w skroń.

- Nie mogę tego zrobić. Do zobaczenia, Em.

Dałby głowę, że słyszy jej cichy pomruk, ale wiedział, że

gdyby się odwrócił, mógłby porwać ją w ramiona i spróbować
w inny sposób wyperswadować jej, by zakończyła ten
związek.

Oprowadzała po Brook Village dwie nowe członkinie

komitetu, pełne entuzjazmu damy, nowe mieszkanki Falling
Brook. Był sobotni ranek, oprowadzanie dobiegło końca, więc
ostatnią osobą, jaką spodziewała się ujrzeć, zbliżającą się do
ich stolika na werandzie małej kawiarni, był Matt Velez. Miał
na sobie modne dżinsy, kosztowne sportowe buty i brązową
koszulę z podwiniętymi rękawami w kolorze oczu.

Oczu, które widzą za dużo.

Spuściła wzrok na swoje dżinsy z dziurami na kolanach.

Nie mogła sobie przypomnieć, czy rano się malowała. Była
spóźniona, a spotykała się tylko z Jane i Lindą, a nie
z najseksowniejszym członkiem komitetu.

background image

- Matt, naprawdę się ciebie nie spodziewałam. – Położyła

rękę na oparciu krzesła. – Spóźniłeś się, już obejrzałyśmy
dom. – Wskazała puste filiżanki po kawie. – Właśnie
wychodzimy.

Matt zignorował jej agresywny ton i przeniósł spojrzenie

na jej towarzyszki, uśmiechając się czarująco.

- Witam panie. Em, przepraszam za spóźnienie.

Założyłaby się, że celowo pojawił się po czasie. Nie

zamierzał dowiedzieć się czegoś na temat Brook Village,
przyjechał we własnej sprawie.

Gdyby tylko wiedziała, jaka to sprawa.

- Nico nie towarzyszy ci dziś rano? – spytał, wyciągając

krzesło, po czym usiadł.

Spotkał się wzrokiem z kelnerką, Macy, jedną

z rezydentek i przyjaciółką Davy’ego, i poprosił o kawę.

Macy zachichotała i uciekła. Emily westchnęła. Kolejny

podbój Matta Veleza.

Po kilku minutach niezobowiązującej rozmowy Jane

i Linda wstały, a Matt, uprzejmy jak zawsze, poderwał się na
nogi. Kiedy kobiety się pożegnały, opadł znów na krzesło,
dziękując Macy, która przyniosła kawę.

- Kawiarenka to dobry pomysł, rodziny mają się gdzie

spotkać – powiedział, siadając wygodnie.

Tak, doskonały pomysł, gdyby tylko ojciec nie gawędził tu

z szefem rosyjskiej mafii. Emily rozejrzała się. Widziała wielu
rodziców odwiedzających rezydentów, ale nie widziała Johna,

background image

czyli Iwana Sokołowa. Swoją drogą dość rzadko widywała go
w Brook Village.

- Szukasz kogoś? – spytał Matt.

Przeniosła na niego wzrok i pokręciła głową.

- Nie… nie.

Słysząc tę odpowiedź, Matt ściągnął brwi. Widziała

zaciekawienie w jego oczach, więc szybko próbowała
odwrócić jego uwagę.

- Każdy z rezydentów ma własne mieszkanko i zależnie od

swoich możliwości może poczęstować gości czymś do picia
albo do jedzenia – wyjaśniła. – Niektórzy z rezydentów mają
pracę poza Brook Village, kawiarnia daje szansę zarobienia
własnych pieniędzy na miejscu. Kucharze też są rezydentami.

- Dają tu jeść? Świetnie, nie jadłem śniadania.

- Mogę polecić grzankę z brie i żurawiną.

Matt zrobił minę, a Emily się uśmiechnęła.

- Naprawdę nie lubisz eksperymentów kulinarnych, co?

- Wystarczą mi jajka na bekonie – odparł, patrząc jej

w oczy. – Lubię eksperymenty w innych dziedzinach.

Jego ton był neutralny, ale Emily wiedziała, że myślał

o sypialni. Tak, wierzyła mu. Spodziewała się, że jako
kochanek jest wymagający i wyciska rozkosz do ostatniej
kropli. Miała tylko dwóch niezbyt satysfakcjonujących
kochanków i była ciekawa, czy jest zdolna do orgazmu.

Dotąd był dla niej nieosiągalny. Czytała, że niektóre

kobiety nigdy go nie przeżywają. Miała nadzieję, że nie należy
do tej grupy. Sądząc z tego, co czuła po paru pocałunkach

background image

Matta, niewykluczone, że to on pomógłby jej osiągnąć
wymarzony cel.

Wyobraziła sobie, że kocha się z nim na stojąco, pod

prysznicem albo przy ścianie. Cichy śmiech Matta przywrócił
się ją do rzeczywistości.

- Podarowałbym Brook Village tysiąc dolarów, żeby się

dowiedzieć, o czym teraz myślisz.

Tysiąc dolarów? Nie odrzuci takiej sumy.

- Myślałam o tym, że kocham się z tobą przy ścianie

i o moim orgazmie.

Wlepił w nią zaszokowany wzrok. Uśmiechnęła się. Nie

była wcale taką grzeczną dziewczynką. Potem oczy Matta
zabłysły, a policzki pociemniały. Ręka, w której trzymał
filiżankę, zadrżała. Dobrze wiedzieć, pomyślała, że jest
w stanie zbić z tropu złotoustego Matta Veleza.

- Możesz wypisać czek dla Brook Village – powiedziała.

- Zrobione. – Odstawił filiżankę. Patrzył na nią, a ona nie

mogła odwrócić od niego wzroku. – Swoją drogą szczęśliwa
narzeczona nie mówi takich rzeczy do innego faceta. To tylko
utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jesteś szczęśliwie
zaręczona.

Och, do diabła. I znów to samo.

- Jestem zaręczona, a nie martwa, Matt. Zaprzeczanie, że

mnie pociągasz, byłoby nieszczere. – Poruszyła palcami lewej
ręki, przyciągając uwagę do pierścionka. – Ale jestem
zaręczona.

background image

Naprawdę musi popracować nad tym, by mówić

o narzeczonym z większym entuzjazmem.

Chciała wiedzieć, czemu Matt tak się sprzeciwia jej

małżeństwu. Czemu go to obchodzi? Wiedziała, że jej pożąda,
udowodnił to gorący pocałunek, ale jeśli chciał tylko seksu, to
przecież nie brakowało mu okazji. Kobiety do niego lgnęły,
niezdolne oprzeć się jego tupetowi i urodzie łobuziaka.

- Czy ty… czy Nico jest z tobą w konflikcie?

Matt miał problem, i miało to więcej wspólnego

z Morrisem niż z nią. To było oczywiste.

Ale czy powinna się tym przejmować? Na pewnym

poziomie wspólne działanie z Mattem miało sens, oboje
chcieli utrzeć nosa Morrisowi. Być może nawet Matt posiadał
informacje na temat Nica, które mogłaby wykorzystać.

Nie mogła jednak ryzykować i zdradzać mu swojej

tajemnicy. Podzieliła się nią z Giną tylko dlatego, że mówiła
jej wszystko. Ufała jej bezgranicznie.

Mattowi nie ufała.

Nico trafnie rozpoznał to, co było dla niej i jej ojca

najważniejsze, i doprowadził do tego, że znalazła się między
młotem a kowadłem.

Musi szybko rozwiązać tę sprawę. Po odejściu żony praca

była ucieczką ojca i jego prawdziwą miłością.

Nie był najlepszym ojcem, pewnie nie był nawet dobrym

ojcem, ale był jej ojcem i musi go chronić, chronić ich
nazwisko i źródło utrzymania.

background image

I trzymać Morrisa na dystans do czasu, aż znajdzie na

niego haka. Była pewna, że coś takiego istnieje.

Mattowi się upiekło i nie musiał jej odpowiadać, bo w tej

właśnie chwili objęły ją za szyję męskie ramiona i poczuła
muśnięcie zarostu na policzku. Poznała zapach mydła
Davy’ego, wstała i uściskała brata.

Po minucie, może dwóch – Davy był wylewny i uwielbiał

się przytulać – Emily odsunęła się od niego i ścisnęła go za
ramiona.

- Davy. Jak ci minął tydzień, kochanie?

- Aniołku, jesteś tu. Tak się cieszę, że cię widzę – odparł

Davy. – Tydzień minął mi dobrze.

Potem takimi samymi oczami jak oczy siostry spojrzał na

Matta.

- Kto to jest? – spytał cicho. – Powinien pójść do fryzjera,

ale podoba mi się jego zegarek.

Emily zobaczyła unoszące się kąciki warg Matta

i wiedziała, że usłyszał Davy’ego. Ku jej zdumieniu wyciągnął
rękę.

- Jestem Matt. Masz rację, powinienem pójść do fryzjera. –

Puścił rękę Davy’ego i pokazał mu wolne krzesło. – Będę jadł
śniadanie. Zjesz ze mną, Davy?

Davy usiadł i kiwnął głową.

- W soboty zawsze jem naleśniki.

- Naleśniki są dobre? – spytał Matt.

Emily była pod wrażeniem otwartości Matta i łatwości,

z jaką porozumiewał się z jej bratem. Wielu ludzi traktuje

background image

osoby niepełnosprawne intelektualnie jak dzieci. Na szczęście
Matt zachowywał się normalnie.

- Bardzo dobre. Ja lubię z bananami i masłem

orzechowym – powiedział Davy.

- Widzę, że z bratem łączy cię zamiłowanie do

oryginalnych kompozycji smakowych.

Emily nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Spróbuj. To wyzwanie.

- A co dostanę, jak je przyjmę? – spytał z rozbawieniem.

Spuściła wzrok na jego wargi, wiedziała, czego chce.

Pragnęła tego bardzo, ale musi o tym zapomnieć.

Poczuła w sercu jakiś ciężar. Matt nie był dla niej

odpowiednim partnerem. Nie tylko teraz, kiedy była
tymczasowo zaręczona. Później też nie zaryzykuje.

- Moja nagroda, Em? – nalegał Matt.

- Postawię ci śniadanie – odparła, żałując, że nie może mu

wyjawić swoich pragnień.

- Chyba nie to chciałaś powiedzieć.

Oczywiście, ale nigdy tego nie przyzna.

Davy klasnął w dłonie. Emily przeniosła na niego wzrok

i uśmiechnęła się na widok jego promiennej miny. Odwróciła
się, by zobaczyć, kto przykuł uwagę brata. Okazało się, że to
Macy, która zbliżała się do ich stolika. Spojrzała na Matta
czerwona jak burak i przestąpiła z nogi na nogę.

- Dolać panu kawy? – spytała.

background image

- Dziękuję, Macy, mam już dość. Emily na pewno chętnie

jeszcze się napije.

Jego troska wzbudziła w niej radość.

- Dziękuję, Macy, możesz mi dolać, proszę. I mogłabyś

poprosić, żeby przynieśli nam dwie porcje naleśników? –
Emily uniosła brwi, patrząc wyzywająco na Matta. –
Z bananami i masłem orzechowym?

Matt zrobił minę, ale się nie wycofał.

- Zemsta będzie słodka – odparł, sugerując, że marzy

o takiej zemście, kiedy Emily będzie dyszała z rozkoszy.

Potem jeszcze raz podziękował Macy, po czym zwrócił się

do Davy’ego i dotknął palcem jego zegarka.

- Mnie też podoba się twój zegarek, Davy. Jest wyjątkowy.

Skąd go masz?

Emily słuchała, jak brat wyjaśnia, że stary rolex należał do

ich dziadka, a ojciec przekazał go Davy’emu, kiedy ten
skończył dwadzieścia jeden lat.

- Nie jest taki jak twój, Matt, nie ma tylu przycisków.

- Ale mój jest nowy, nie należał do mojego dziadka.

- Znałeś swojego dziadka?

Emily dojrzała błysk bólu w oczach Matta. Czekała na

odpowiedź, choć spodziewała się, że jej nie udzieli.

- Nie, nie znałem.

Trzy przepełnione bólem słowa. Chciała położyć rękę na

ręce Matta, ścisnąć jego ramię. Powściągnęła impulsywną
reakcję. Matt był dumnym człowiekiem, nie doceniłby jej

background image

gestu. Zdała sobie jednak sprawę, że nie miał dobrej relacji
z rodziną. Współczuła mu, wiedziała, jak to boli.

- Grasz w piłkarzyki, Matt? Aniołek i ja zawsze gramy

w piłkarzyki w pokoju rekreacyjnym. Daję jej wycisk.

Emily nie mogła puścić płazem tego kłamstwa.

- Davy, wiesz, że to nieprawda. Wygrywam o wiele

częściej niż ty. – Wskazała palcem Matta. – A Davy to jedyny
człowiek, któremu wolno mówić do mnie Aniołku.

- Nie śmiałbym o tym marzyć – odparł Matt. – Poza tym

większy z ciebie diabeł niż anioł.

Uśmiechnęła się do niego. To był jeden z najlepszych

komplementów, jakie usłyszała.

Matt uniósł kąciki warg, a ona zastanowiła się, kiedy tych

parę motyli w jej brzuchu zamieniło się w chmarę.

Matt przeniósł wzrok na Davy’ego.

- Po śniadaniu zagram z tobą w piłkarzyki. Jeśli chcesz,

dam też wycisk twojemu aniołkowi. – Spojrzał na nią
z rozbrajającym uśmiechem. – Spokojnie, diabełku, nazwałem
cię tylko jego aniołem. A oto i Macy z naszymi naleśnikami.
Mogę spytać, co jest nie tak z bekonem i syropem klonowym?

Dostała wycisk. Davy wygrał z nią kilkoma golami,

a potem dostała cięgi od Matta, ku wielkiej radości Davy’ego.

Gdy szli z Mattem do swoich samochodów, Emily nie

mogła uciec od myśli, że Nico nie zadał sobie trudu, by
porozmawiać z jej bratem. A przecież miał zostać jego
szwagrem. Prawdę mówiąc, poza kilkoma esemesami Nico nie
kontaktował się z nią od chwili oświadczyn – jeśli szantaż

background image

można nazwać oświadczynami – a minęło prawie dziesięć dni.
Nie skarżyła się, ale to było dziwne.

- Twój brat jest wyjątkową osobą.

Emily uśmiechnęła się.

- Założę się, że w sobotnie ranki nie masz zwyczaju

grywać w piłkarzyki.

- Nie, zwykle spędzam poranki przy komputerze,

nadrabiając to, czego nie zrobiłem w ciągu tygodnia. To była
miła odmiana – odparł Matt. – Miło było się rozerwać
w dobrym towarzystwie.

Emily z torebką na ramieniu wsunęła ręce do tylnych

kieszeni dżinsów. Ten ranek był o wiele przyjemniejszy, niż
oczekiwała. Do głowy by jej nie przyszło, że Matt zagra
w piłkarzyki nie tylko z jej bratem, ale także z innymi
rezydentami. Prosili, by zagrał z nimi także w koszykówkę.
Odpowiedział, że teraz to niemożliwe, ale wróci i udowodni,
co potrafi.

Jego żartobliwy ton ją zachwycił. Oczywiście nie sądziła,

by wrócił do Brook Village, ale rozjaśnił ich poranek i za to
była mu wdzięczna.

- Jesteś na pewno związana z tym miejscem. Jak długo

zasiadasz w komitecie? – spytał.

- Od dwóch lat jestem w zarządzie, parę lat temu zajęłam

się zbieraniem pieniędzy.

- W zeszłym roku brakowało ci zaledwie dziesięć procent

do sumy, jaką chciałaś zebrać. Planujesz coś, żeby załatać tę
dziurę w budżecie?

background image

Naprawdę odrobił lekcje.

- Chciałabym robić więcej, ale z powodu mojej pracy i… -

zawahała się – Nica, nie wiem, czy znajdę czas.

Musi znaleźć haka na Morrisa. Może po powrocie do

domu zacznie szukać w internecie, dowie się też, ile kosztuje
prywatny detektyw. Gdyby było ją na to stać, zatrudnienie go
byłoby słusznym rozwiązaniem.

Mogłaby powiedzieć detektywowi, że potrzebuje

informacji o swoim małomównym narzeczonym, zanim zrobi
ostatni krok. To brzmi rozsądnie, prawda?

Matt położył rękę na jej przedramieniu.

- Wciąż to robisz.

- Co?

- Odpływasz gdzieś myślami.

- Mam mnóstwo na głowie.

- Wiem. – Zabrał rękę i powiódł kciukiem po jej wardze.

Marzyła, by ją pocałował. Potem sobie przypomniała, że

w zasadzie jest zaręczona i nie powinna się całować z innymi
mężczyznami. Te zaręczyny zresztą nie były jej na rękę. Pod
wieloma względami.

- Obiecasz mi coś, diabełku?

- Co? – Bardzo jej się podobało, gdy ją tak nazywał.

- Kiedy poczujesz się zagubiona, stracisz grunt pod

nogami, zadzwoń do mnie, dobrze? – Zanim zdążyła
zaprotestować, wyjął jej telefon z tylnej kieszeni dżinsów

background image

i przesunął kciukiem po ekranie. – Nie używasz kodu ani
odcisku kciuka? Nie dbasz o bezpieczeństwo, Arnott.

- To telefon, nie kody broni atomowej – odparowała. – I co

z nim robisz?

- Wpisuję mój numer do kontaktów. – Postukał w ekran

i oddał jej komórkę. – Poważnie, Em, zadzwoń do mnie. Gdy
tylko zechcesz.

Propozycja była kusząca, lecz zbyt ryzykowna. Wzięła od

niego telefon i trzymała go w mocnym uścisku.

- Wciąż ci powtarzam, nic mi jest.

- Może tysiące innych by ci uwierzyło, seksowny diabełku,

ja nie.

Nacisnął przycisk na pilocie i dwudrzwiowy mercedes

odpowiedział cichym dźwiękiem oraz błyskiem reflektorów.
Samochód był piękny, miał smukłą maskę i zaokrąglony
kształt, trudno go nie zauważyć.

- Nowy AMG GT roadster.

Matt uniósł brwi.

- Owszem. Mam go od niedawna, jeszcze się nim nie

nacieszyłem. Lubisz samochody?

- Kocham – odparła, podchodząc do auta. – Piękny

i niebezpieczny.

Matt stanął za nią tak blisko, że czuła jego ciepło i zapach.

Czemu zawsze pachniał tak dobrze?

- Lubię wszystko, co piękne i niebezpieczne. – Przesunął

knykciami wzdłuż jej pleców, zatrzymując się nad pośladkami.

background image

Emily poczuła jego oddech w uchu. – Może dlatego tak mi się
podobasz.

Mieszkańcy Falling Brook, z których większość znała ją

od czasu, gdy nosiła kucyki, postrzegali ją jako uprzejmą,
pracowitą i sumienną, jako osobę, która stara się nie popełniać
błędów i nie wprowadzać zamętu.

Nie brała narkotyków, nie paliła, nie puszczała się na

prawo i na lewo. Fakt, że Matt widział ją inaczej, ekscytował
ją. Gdy siedział już w samochodzie, otworzył okno od strony
kierowcy i wskazał na telefon Emily.

- Nie wahaj się do mnie zadzwonić, diabełku.

- Jestem niezależna i niczego od nikogo nie potrzebuję.

- To czemu wychodzisz za mąż?

Sama zastawiła na siebie sidła.

- Mówiłbyś tak do mnie, gdybym była mężczyzną? –

spytała wyzywająco.

- Nie, ale nie jesteś mężczyzną, tylko kobietą, której

pragnę i nie mogę mieć. – Wsunął palce rąk we włosy.

- Nie przywykłeś do tego, że ktoś krzyżuje ci plany?

- Zawsze dostaję to, czego chcę. Prędzej czy później. –

Znów wskazał głową na telefon. – Wiem, że się powtarzam,
ale zadzwoń do mnie. W każdej sprawie.

W każdej sprawie? Naprawdę każdej? To kuszące.

Rzecz jasna nigdy mu tego nie powie.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Przesuwała liście sałaty po talerzu, myśląc, że czas ciągnie

się w nieskończoność, kiedy człowiek kiepsko się bawi. Nico
zadzwonił do niej krótko po jej powrocie z Brook Village,
poinformował, że jest w mieście i że zjedzą kolację w l’Abri,
eleganckiej francuskiej restauracji przy głównej ulicy. To był
lokal dla snobistycznej zamożnej klienteli, gdzie należało się
pokazać.

Nie smakowały jej wykwintne dania, nie podobali jej się

wyniośli kelnerzy i pretensjonalność lokalu. Wolałaby zjeść
burgera w Al’s Diner, ale wiedziała, że Nico prędzej by umarł,
niż pokazał się w barze z domową atmosferą i smacznym
jedzeniem.

Gdy skończył swoje rybne danie, zostawił ją samą przy

stoliku, by porozmawiać z potencjalnym klientem po drugiej
stronie sali. To było dwadzieścia pięć minut temu. Zakłócił
komuś prywatną kolację. Emily widziała, że „potencjalni
klienci” są zirytowani, mimo że starali się traktować Nica
uprzejmie. W przeciwieństwie do Matta, Nico nie potrafił
zachować się w towarzystwie.

Nie powinna ich porównywać, a jednak nie mogła się

powstrzymać. Byli swoim przeciwieństwem. Włosy Matta
były ciemne i nieujarzmione, miał oliwkową cerę, a jego oczy
błyszczały inteligencją.

background image

Nico wciąż odgarniał z czoła włosy w kolorze spranego

blondu, oczy miał zimne, spojrzenie złośliwe. Z uśmiechem na
twarzy wyglądał nawet na przystojnego, lecz rzadko się
uśmiechał.

Jak inne kobiety, lubiła przystojnych mężczyzn, ale nie

była tak płytka, by wszystko zaczynało się i kończyło na
urodzie. Nico byłby atrakcyjny, gdyby nie wymuszał na niej
małżeństwa przez szantaż.

Odsunęła filiżankę z kawą i uśmiechnęła się na widok

Giny stojącej przy stoliku concierge’a. Przywołała ją gestem.

- Umówiłaś się z kimś? – spytała.

- Za jakieś dziesięć minut. Wiesz, że lubię przyjść

wcześniej – odparła Gina, zajmując puste krzesło.

- Żeby sprawdzić, czy jest przystojny? Jeśli nie, wysyłasz

mu wiadomość, że dopadła cię grypa żołądkowa – zażartowała
Emily.

Gina wzruszyła ramionami.

- Jaki jest sens spędzać czas z kimś, kto ci się nie

podoba? – Potem dodała ciszej: – Jeśli cię nie szantażuje.

- Dzięki za przypomnienie.

- Mogę? Jeśli nie zamierzasz tego skończyć? – Gina

wskazała na kieliszek z winem. Kiedy Emily kiwnęła głową,
wypiła spory łyk. – I jak tam kolacja?

- Ciągnie się bez końca – przyznała Emily. – Przez

większą część wieczoru wyobrażałam sobie, że dźgam go
widelcem. – Postukała w blat stolika palcem. – Nico

background image

dowiedział się, że Matt dołączył do mojego komitetu,
i ostrzegł mnie przed nim.

Gina skrzywiła się.

- Tak, oni nie darzą się sympatią.

- Matt i Nico?

- Nico pracował w MJR Investing, chodzą plotki, że darli

z sobą koty. Jak jeden mówił czarne, drugi białe. Potwornie
z sobą rywalizowali. Ale to plotki z drugiej i trzeciej ręki.
Próbuję znaleźć bezpośrednie źródło. – Nagle urwała i spytała:
- Co powiedziałaś Nicowi o Matcie?

- Przypomniałam mu, że Matt jest wpływowym

biznesmenem i jestem wdzięczna, że wspiera Brook Village.
Nazwał mnie naiwną i powiedział, że Matt nie robi niczego
bezinteresownie.

- Sądzisz, że to prawda?

Tak właśnie myślała. Informacja Giny, że Matt kocha

rywalizację, brzmiała wiarygodnie. Matt jej pragnął, ale nie
była przekonana, czy zabiegałby o nią, gdyby nie była
zaręczona z Nikiem. Czuła się trochę jak kość, o którą walczą
dwa psy.

- Lubię Matta o wiele bardziej niż Nica, ale jak wieść

niesie – ciągnęła Gina, zniżając głos – Nico wciąż ma mu za
złe, że to nie on został prezesem firmy.

- To było lata temu.

- Nico jest znany z tego, że chowa urazę – szepnęła Gina. -

I nigdy nie cofa się przed wyzwaniem. Więc wkurzyłaś go czy
wyzwałaś?

background image

Emily rzuciła wzrokiem na Nica, po czym podniosła

i opuściła ręce.

- Byliśmy na dwóch randkach, powiedziałam mu, że nie

pójdę z nim do łóżka i że nie ma między nami chemii. Że nie
jest w moim typie.

- Jemu się chyba zdaje, że podoba się kobietom i to on

decyduje, kiedy kończy związek. Więc już znasz motyw jego
szaleństwa, a kiedy dodasz do tego Matta…

- Co to niby znaczy?

- Och, proszę, jak jesteście razem, mam wrażenie, że

powinnam włożyć strój ognioodporny.

- Jest przystojny – stwierdziła Emily obojętnie.

- Kochanie, to jak byś nazwała prom kosmiczny NASA

rakietą zabawką. Matt to superprzystojniak. Chociaż to
dziwne, że pojawił się w twoim życiu, jak tylko się zaręczyłaś.

- Zaręczyłam się tymczasowo. – Tak, ona też myślała

o tym, że Matt wybrał akurat ten moment. I podobnie jak Gina
nie wiedziała, co o tym sądzić.

Emily zauważyła, że Nico wstał i ruszył w jej stronę, więc

usiadła prosto i przywołała na twarz uprzejmy uśmiech.
Subtelnie pokazała Ginie, by zakończyły rozmowę. Gina
ściągnęła brwi.

- Na Boga, Em, wyrwij się z tego.

- Próbuję – odparła cicho Emily.

Kiedy Nico zbliżał się do stolika, Gina wstała, założyła

torebkę na ramię i posłała mu fałszywy uśmiech.

- Mój towarzysz właśnie przyszedł. Jest całkiem całkiem.

background image

Oddaliła się, unikając spotkania z Nikiem, a gdy ten usiadł

przy stoliku, wziął do ręki oprawny w skórę folder
z rachunkiem, który zostawił kelner, i podał go Emily.

- Twoja kolej, moja droga.

Chciała zaoponować, ale zobaczyła, jak Nico na nią patrzy.

Liczył na to, że mu się sprzeciwi. Kiwnęła głową.

- Jasne.

Otworzyła folder i skrzywiła się, widząc, że do ich

rachunku dołączono rachunek potencjalnego klienta Nica.

- Obciążyli nas ich kolacją i drinkami.

- W przyszłym tygodniu spotykam się z nimi w Chicago,

będę na konferencji cały weekend. Żeby im podziękować,
zaproponowałem, że zapłacę ich rachunek – odparł.

Ale dlaczego ona miała za to płacić? Na jakiej planecie to

jest sprawiedliwe?

- Jakiś problem, Emily? – spytał jedwabiście gładkim

tonem.

Otworzyła i zamknęła usta. Gdyby zaczęła mówić,

spędziliby tu całą noc.

Siedząc w gabinecie w poniedziałek rano, podniosła wzrok

na dźwięk cichego stukania i w otwartych drzwiach ujrzała
Matta. Ubrany w chinosy, błękitną koszulę i brązową kurtkę
stał oparty ramieniem o framugę.

Podobał jej się jego styl, a nigdy nie sprawiał wrażenia, że

spędził godziny przed lustrem, planując, co na siebie włoży.
Przez moment cieszyła oczy jego widokiem, świadoma, że

background image

igra z ogniem. Gdyby Nico dowiedział się, że Matt pojawia się
w jej biurze, byłby wściekły.

Poczuła ucisk w dołku. Przynajmniej przez jakiś czas nie

wolno jej denerwować Nica.

Strach i fakt, że na widok Matta czuła na plecach ciarki,

sprawiły, że odezwała się ostrzej, niż zamierzała.

- Zdawało mi się, że zatrudniłam asystentkę, żeby nie

wpuszczała do mnie intruzów.

Wszedł do gabinetu i zamknął drzwi. Potem oparł ręce na

blacie biurka i pochylił się, patrząc na nią z powagą.

- Wszystko w porządku?

Nie, była wyczerpana i zestresowana. Nikt inny tego nie

zauważał. Emily uniosła ręce. Czemu on wciąż widzi to, co
najbardziej pragnęłaby ukryć?

- Co się dzieje, diabełku?

Rozpaczliwie chciała, żeby był kimś innym, wtedy

mogłaby mu się zwierzyć.

- Nic się nie dzieje. Jestem zajęta, przeszkadzasz mi.

- Kłamiesz. Masz cienie pod oczami i ręce ci się trzęsą.

Spuściła wzrok na swoje dłonie. Rzeczywiście jej palce

lekko drżały. W ciągu minionych trzydziestu sześciu godzin
mało spała i niewiele jadła. Radzenie sobie z Nikiem było jak
walka z wyjątkowo paskudnym wirusem.

Jak cudownie byłoby podzielić się tym z Mattem

i poprosić, by się tym zajął, czy choćby przedyskutować z nim
możliwości działania. Nico był nieprzewidywalny
i gwałtowny. Nie znała Matta dość dobrze, by mu zaufać, że

background image

dochowa tajemnicy. Już wcześniej zaufała ludziom – mamie,
ojcu – i wszyscy w ten czy inny sposób ją zawiedli.

Wskazała na monitor na biurku.

- Jestem zajęta, Matt. Czego chcesz?

Wyprostował się, przeniósł na jej stronę biurka i przysiadł

na nim. Splótł ramiona na piersi.

- Jak na kogoś, kto ma minę niewiniątka, jesteś bardziej

uparta niż stado osłów. A jeśli chodzi o powód mojej wizyty…
pamiętasz, że w sobotę dałem Davy’emu swój numer
telefonu?

- Tak?

- Zadzwonił do mnie jakieś czterdzieści minut temu. Nic

mu nie jest, Em.

Poderwała się na nogi.

- Co się stało? Gdzie on jest?

Matt delikatnie posadził ją z powrotem.

- Nic mu nie jest. Czuje się dość dobrze, skoro do mnie

zadzwonił, okej?

- Co się stało?

- Wdał się w bójkę.

Emily znów skoczyła na równe nogi.

- Co, do diabła?

- Chodzi raczej o przepychanki, bez poważnych obrażeń.

Davy ma przeciętą wargę. Temu drugiemu poszła krew z nosa.
Odniosłem wrażenie, że Davy jest dumny i dlatego do mnie
zadzwonił.

background image

Co się dzieje z jej życiem? Nigdy nie była seksualnie

sfrustrowana, normalność nie oznaczała wymuszania
małżeństwa przez szantaż, brat nigdy nie wdawał się w bójki
ani nie dzwonił do obcych ludzi, kiedy miał kłopoty. Dzwonił
do niej!

- Oddychaj, Em. – Lekko chwycił ją w talii i podniósł.

Wciągnęła powietrze, zatrzymała je na moment, po czym

zrobiła wydech. Powtórzyła to kilka razy, aż przestało jej się
kręcić w głowie. Kiedy się uspokoiła, położyła ręce na
ramionach Matta i spojrzała w jego zadziwiająco łagodne
oczy. Sama jego bliskość działała na nią kojąco, dodawała sił.
Matt pogłaskał jej policzek.

- Lepiej?

Skinęła głową.

- Davy się bił? – Nadal nie mogła w to uwierzyć.

- Według pracownika ośrodka jakiś nowy mieszkaniec

dokuczał innemu rezydentowi i nie przestał, kiedy Davy go
o to poprosił. Wtedy Davy go pchnął, a tamten go uderzył.
Davy mu oddał i pracownicy musieli interweniować. Nie
chciał, żebyś się martwiła, poza tym nic takiego się nie stało. –
Matt przesunął rękę na jej szyję i ramiona. – Kochanie, jesteś
spięta. Musisz nauczyć się relaksować.

- Relaksować? Żartujesz sobie? Matka mnie zostawiła,

ojciec jest pracoholikiem, brat wdaje się w bójki, a narzeczony
jest sza… - Urwała przerażona, że omal nie zdradziła sekretu.

O Boże, była tak zmęczona i zestresowana, że nie

wiedziała, czy zniesie więcej. Powściągała łzy, które zbierały
się pod powiekami. Przeklęła w duchu, kiedy jednak

background image

wypłynęły. Jeśli nad sobą nie zapanuje, rzuci się w ramiona
Matta i nie przestanie szlochać przez wiele dni.

- Wybacz. Nie radzę sobie.

Matt otarł jej łzę kciukiem.

- To prawda.

- Dzięki. – Prychnęła i sięgnęła po chusteczkę z nadzieją,

że tusz do rzęs zasługuje na miano wodoodpornego. Gdyby
wyglądała jak szop pracz, to byłoby o krok za dużo.

Wzięła głęboki oddech, potem drugi.

- Okej, lepiej.

Odsunęła się od Matta, sięgnęła po torebkę i położyła ją na

blacie. Mówiąc coś pod nosem, wyjęła okulary
przeciwsłoneczne, kluczyki do samochodu, po czym
wyłączyła komputer.

- Gina może odwołać moje spotkania do końca dnia.

Pojadę do Brook Village i spędzę z Davym popołudnie.

Matt zabrał jej kluczyki.

- Zawiozę cię. Davy prosił, żebym wpadł.

To nie był dobry pomysł. Nico mógł się o tym dowiedzieć.

Pokręciła głową i wyciągnęła rękę po kluczyki.

- W czym problem, Em? – spytał.

- Nico… - zaczęła skrępowana. Zachowywała się jak

mężatka, która ma romans, i wcale jej się to nie podobało.

- Morris wyjechał rano do Chicago. Jeśli nie masz

lokalizatora GPS w telefonie albo samochodzie, nie będzie

background image

mógł cię śledzić – wyjaśnił Matt. Zanim spytała, skąd zna
plany Nica, ujął jej rękę. – Chodźmy, tracimy czas.

Wiedział, że Morris jest w Chicago, bo śledził go na

Instagramie pod fałszywym nazwiskiem. Podobnie jak Nico
zgłosił chęć uczestnictwa w konferencji, zarezerwował pokój
w hotelu, bilet na samolot i niczego nie odwołał.

Chciał, by Nico myślał, że on też jest w Chicago jako

jeden z dwóch tysięcy uczestników. Dzięki temu zyskał czas
na przekonanie Emily, by mu zaufała.

Przed laty powiedział, że Emily jest gupikiem wśród

rekinów, tym razem płynęła z żarłaczem brunatnym i Matt był
przerażony, że zostanie zjedzona żywcem.

Zerknął na nią. Siedziała na miejscu pasażera jego

roadstera. Wsadził ją do auta i ku jego zdumieniu nie
dyskutowała. Spojrzał znów na jej profil.

Nie wyglądała na swój wiek, a jednocześnie wydawała się

kompletnie

wyczerpana.

Potrzebowała

odpoczynku

i zamierzał o to zadbać.

Dopiero po dziesięciu minutach zorientowała się, że nie

jadą do Brook Village.

- Czemu jedziemy w stronę autostrady? – spytała. –

Mieliśmy jechać do Brook Village.

- Nie pojedziemy tam – odrzekł z uśmiechem.

- Chcę się zobaczyć z bratem! Zawracaj.

Matt poklepał ją po udzie i poczuł, że zesztywniała. Nie

znosiła, gdy ktoś wydawał jej polecenia, a jemu się podobało,

background image

że Em nie jest popychadłem. Nie tolerował kobiet
pozbawionych własnego zdania.

Właśnie dlatego był przekonany, że coś jest nie tak z jej

zaręczynami. Nico miał bzika na punkcie kontrolowania
wszystkich i wszystkiego. Był potwornie zaborczy
i zazdrosny. Musiał istnieć jakiś sekretny powód, dla którego
się zaręczyli.

Tu nie chodziło o czułość ani miłość. Sądząc z tego, jak go

całowała, Matt podejrzewał, że nie chodziło też o namiętność.
Coś innego kazało jej zachowywać się tak nietypowo. Pragnął
się dowiedzieć, co to takiego, ale dopóki Emily się przed nim
nie otworzy, nie będzie tego wiedział.

Być może jego pierwotną motywacją była zazdrość. Nie

był dumny z tego, że ego zdominowało jego rozum. Jednak
ostatnio coraz bardziej martwił się o Emily. Chciał ją chronić
i prócz tego, że jej pożądał, pragnął, by mu się zwierzyła. Ale
im bardziej naciskał, tym bardziej się wycofywała.

- Twój brat nie chce, żebyś spieszyła sprawdzić, jak się

czuje. Jest zażenowany i skruszony, potrzebuje czasu, żeby
przemyśleć, co zrobił – mówił Matt. – Daj mu trochę
przestrzeni, Em.

- Nie rozumiesz, on jest…

- Jest mężczyzną i ma swoją dumę. Daj mu trochę czasu.

Zadzwoń do niego wieczorem, ale nie nudź o tym, co się stało.
Personel opanował sytuację.

Wiedział, że Emily szuka kontrargumentu. Kiedy głośno

sapnęła, wiedział, że wygrał rundę.

background image

- Skoro nie jedziemy do Brook Village, możesz mnie

odwieźć do biura.

Dzwonek w jego głowie zapowiedział drugą rundę.

- Nie, musisz odpocząć. Odwołałaś swoje dzisiejsze

spotkania, podobnie jak ja. Jedziemy na wagary. Kiedy
ostatnio zrobiłaś coś spontanicznego?

Założyłby się o zyski z tego dnia, a były znaczne, że Emily

nie robi sobie wolnego od obowiązków.

Potrzebowała paru godzin oddechu, zamierzał dopilnować,

by się odprężyła. Oczywiście znał jedną czy dwie aktywności,
dzięki którym zapomniałaby o problemach, ale szanse, że
ujrzy ją nagą, były nikłe.

- Matt…

- Em – odparł z humorem w głosie. Nacisnął hamulec, bo

światło właśnie się zmieniło, odwrócił się i spojrzał na jej
upartą twarz. – Odpuść, okej? Davy’emu nic nie jest, nie
potrzebuje cię w tej chwili, a nawet nie chce. Zajrzę do niego
w drodze powrotnej. – Kiedy zaczęła coś mówić, pokręcił
głową. – Jest piękny dzień, więc pomyślałem, że pojedziemy
do Montauk. Pochodzisz boso po piasku, posłuchasz szumu
fal, nie będę się nawet odzywać, jeśli chcesz.

Sceptycznie uniosła brwi.

- Postaram się nic nie mówić. Musisz się odstresować,

złapać oddech. Świat się nie zatrzyma, jak zrobisz sobie
wolne.

- Może się zatrzyma – stwierdziła naburmuszona.

background image

- Obiecuję, że nie. – Światło się zmieniło i ruszył. – Zaraz

wjedziemy na autostradę. Chcesz wracać czy mam jechać
dalej?

Gdyby powiedziała, że chce wracać do pracy, posłuchałby

jej oczywiście. W przeciwieństwie do Nica nie zapędzał kobiet
w kozi róg, nie zastraszał, do niczego nie zmuszał.

Był samcem alfa, ale nie był draniem.

- Jedź dalej, Velez. Nie mam siły się z tobą kłócić.

Uśmiechnął się, uznając jej zrzędzenie za kapitulację.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Wracając z łazienki w restauracji na obrzeżach Montauk

spojrzał przez prawie pustą salę i zobaczył Emily siedzącą
przy stoliku na zewnątrz, z brodą opartą na dłoni, zapatrzoną
w statek na horyzoncie.

Poczuł tęsknotę i jego zwykle spokojne serce zabiło

mocniej. Oczywiście Em była piękna, lecz o dziwo jej uroda
i seksapil nie były aż tak ważne. Intrygowały go w niej różne
drobiazgi.

Trzy piegi ułożone w idealnej linii z boku szyi. Długie

i ciemne rzęsy. Smukłe palce, których pieszczotę chciał
poczuć. Zaczął widzieć coraz więcej i podobało mu się to, co
widział. Emily była pyskata, stylowa, elegancka, inteligentna
i czasem zabawna.

Jego zainteresowanie nią nie miało już wiele wspólnego

z rywalizacją z Morrisem.

Po prostu było i nie mógł tego ignorować.

Wszedł na taras. Kiedy dotarł do stolika, położył rękę na

tyle głowy Emily i dotknął ustami jej warg. Gwałtownie
wciągnęła powietrze.

To, co miało być całusem, zamieniło się w coś głębszego.

Emily jedną ręką objęła go za szyję, drugą chwyciła za
koszulę i rozchyliła wargi.

background image

Nie mógł się jej oprzeć, nie chciał się opierać. Ujął jej

twarz w dłonie i wsunął język do jej ust. Smakowała
truskawkowym błyszczykiem, lemoniadą, niebem i piekłem.
Niebem, bo mógłby tak stać w tej niewygodnej pozycji
i całować ją do końca życia. Piekłem, bo wiedział, że w każdej
chwili może go odsunąć.

Poczuł, że zesztywniała, przerwała pieszczotę języka. Tak,

już się od niego oddaliła.

Cmoknął ją czubek głowy i zajął miejsce naprzeciwko,

czekając, aż ich oczy się spotkają. Kiedy na niego popatrzyła,
pokazała mu rękę z pierścionkiem.

- Jestem zaręczona, zapomniałeś?

- Całujesz, jakbyś nie była – odparł sfrustrowany.

Odwróciła głowę i zajrzała w głąb restauracji. Matt dojrzał

panikę w jej oczach.

- Poza nami jest tu tylko trzech starszych mężczyzn, którzy

grają w karty. Uspokój się, na Boga.

Znów na niego spojrzała i chwyciła się za głowę.

- Nie pomagasz, Matteo.

Uniósł twarz do słońca, spojrzał na błękitne niebo. Mógłby

jej powiedzieć, że przecież nie kocha Morrisa i znów spytać,
czemu się z nim zaręczyła. Gdyby miał pewność, że wyciśnie
z niej prawdę, dociskałby.

A jednak nie kierowała nim ciekawość. Chciał jej pomóc,

przekonany, że Emily wymaga pomocy. Po raz pierwszy
w życiu chciał stawić czoło cudzym problemom. Zaczynał
rozumieć, że Emily się boi.

background image

Do stolika podeszła kelnerka. Powiedziała, że restauracja

słynie z owoców morza i że w weekendy trudno znaleźć tu
wolny stolik. Kiedy przyjęła od nich zamówienie i oddaliła
się, Matt złączył dłonie i poprosił:

- Opowiedz mi o Arnott’s.

Odsunęła z oczu długi kosmyk, ale wiatr zdmuchnął go

z powrotem. Sięgnęła do torebki, wyjęła gumkę i związała
włosy w węzeł na karku.

- Co chciałbyś wiedzieć?

- Jak to się stało, że zajęłaś się klientami specjalnej

troski? – doprecyzował.

Lekko obróciła się na krześle i skrzyżowała nogi, kołysząc

jednym z butów zsuniętym na palce.

- Cóż, Davy jest ode mnie cztery lata starszy. Kiedy

skończył osiemnaście lat, przeniósł się do Brook Village.
Nieduża firma ojca miała się wówczas nieźle. Jak się
domyślasz, ośrodek nie jest tani.

Matt sprawdził wysokość opłat w internecie. Powiedzieć,

że nie są małe, byłoby niedopowiedzeniem.

- Davy’emu bardzo się tam spodobało, ale pół roku później

tata stracił większość pieniędzy w Black Crescent. Miałam
wtedy czternaście lat.

Oszustwo Vernona Lowella odbiło się na życiu wielu

ludzi. Matt nie miał pojęcia, że są wśród nich Arnottowie.

- Twój tata sam jest inwestorem, dlaczego więc włożył

pieniądze w Black Crescent?

background image

Emily patrzyła na morze, zastanawiając się nad

odpowiedzią.

- W tamtych czasach ojciec przyjaźnił się z Vernonem.

Znał mechanizm sprzedaży i kupna akcji na giełdzie, ale nie
miał do tego smykałki. Zawsze kupuje bezpieczne
długoterminowe akcje z małym zyskiem. Podziwiał Vernona
i jego odwagę, i zainwestował u niego małą sumę, która
przyniosła mu ogromny zysk. Zainwestował więcej, aż
wszystkie oszczędności znalazły się w Black Crescent. Potem
Lowell zniknął.

Matt słyszał już tę historię tyle razy.

- Po tej aferze mama nas zostawiła, tata pogrążył się

w depresji. W końcu się podniósł i znów zajął firmą, ale my
z Davym go straciliśmy.

- Poczułaś się porzucona. Po raz drugi.

Kiwnęła głową.

- Jesteś bardzo bystry, tak właśnie się czułam. Nigdy nie

czułam się tak samotna jak przez tamte pół roku.

Wiedział, co znaczy samotność, żył z tym niemal całe

życie.

- Rozumiem cię lepiej, niż myślisz. A twoja mama? Masz

z nią kontakt?

- Pojechałam się z nią zobaczyć po jej wyjeździe.

Wsiadłam do autobusu, jechałam sześć godzin. Dotarłam do
jej nowego domu, zadzwoniłam do drzwi, a ona wsadziła mnie
do samochodu i odwiozła na autobus. Powiedziała, że mam się
opiekować tatą i bratem, że ona robiła to wystarczająco długo,
a teraz zasługuje na normalną rodzinę.

background image

- Jezu.

- Potwierdziła tylko to, co zawsze podejrzewałam: że mnie

nie kocha, że nas nie chciała. Zamierzała to zrobić, kiedy
miałam osiem lat – ciągnęła beznamiętnie. – Zostawić mnie…
nas. Boże, nie wiem, czemu ci to mówię, nie mam zwyczaju
odgrzebywać przeszłości.

Matt zignorował ten komentarz.

- Skąd to wiedziałaś?

- Byłyśmy w sklepie, potrzebowałam butów czy kurtki do

szkoły – odparła, rysując palcem po drewnianym blacie. –
Chciałam obejrzeć jakąś zabawkę. Powiedziałam, że zaraz
wrócę, spytałam, czy na mnie zaczeka, pytałam kilka razy.

- Nie było jej, gdy wróciłaś.

Oczy Emily pociemniały z bólu.

- Znaleźli mnie w sklepie zapłakaną. Pamiętam, że jej

szukałam i nie znalazłam. Zawieźli mnie do domu, ona tam
była i powiedziała policji, że właśnie miała iść na komisariat
zgłosić moje zaginięcie. Wiedziałam, że kłamie.

- Powiedziałaś o tym ojcu?

- Zabroniła mi, mówiła, że tata będzie na mnie wściekły

i przestanie mnie kochać, jak się na nią poskarżę.

- Co? Boże, Em.

- Wiem, to było dawno, ale nadal nie zrobiłabym nic, co

zdenerwowałoby ojca. – Próbowała się uśmiechnąć. – Czuję,
że ty też nie miałeś najlepszej relacji z ojcem.

- Z żadnym z rodziców – odparł cicho, zastanawiając się,

czemu rozmawia z Emily o przeszłości, skoro z nikim o tym

background image

nie rozmawiał. Ale ona trochę się przed nim otworzyła, więc
powinien odwdzięczyć się tym samym. Zresztą jego relacja
z rodzicami była tajemnicą poliszynela. – Interesowali się
tylko Juanem.

- Twoim idealnym starszym bratem. – Oparła brodę na

dłoni, patrząc mu w twarz. – Czy to z jego powodu zostałeś
największym buntownikiem w Falling Brook?

- Wszystko w naszym domu kręciło się wokół Juana. Jako

dziecko i nastolatek starałem się zwrócić na siebie uwagę
rodziców, w lepszy i gorszy sposób – przyznał. – W końcu, jak
poszedłem do college’u, wyrosłem z tego.

- Masz z nimi teraz kontakt?

- Rozmawiamy raz na pół roku, składamy sobie na siłę

życzenia na święta i urodziny. A ty rozmawiasz z mamą?

- Nie, została zaangażowaną matką córek mężczyzny, dla

którego nas zostawiła. – Emily zacisnęła wargi. – Nigdy nie
rozumiałam, jak mogła to zrobić.

Wiedział, że jeśli zacznie ją pocieszać, Emily znów

zamilknie, więc tylko na nią patrzył. Z empatią, ale bez litości.
Nie znosił litości i podejrzewał, że Emily też.

Kosmyk włosów znów opadł jej na oczy. Zaczesała go za

ucho, odwróciła wzrok, a kiedy znów się odezwała, Matt
zrozumiał, że drzwi do jej duszy są zamknięte.

- Ciekawe, czy plotka o dziecku Joshui Lowella jest

prawdziwa.

To była niebywale dobra zmiana tematu.

background image

- Słyszeliśmy, jak mówił bratu, że to nieprawda,

pamiętasz? – odparł. – Nie zapominaj, że Falling Brook to
małe miasto i plotki często nie mają pokrycia w faktach.

- Ale co by się stało, gdyby miał nieślubne dziecko?

Odziedziczyłoby majątek Joshui?

- Może ktoś chce wyciągnąć pieniądze od Lowellów.

- To cyniczne – skomentowała.

- Bardzo – przyznał. – Tak samo cynicznie traktuję twoje

zaręczyny z Morrisem.

Uniosła głowę i prychnęła.

- A prawie dobrze się bawiłam. – Spojrzała mu w oczy. –

Możemy porozmawiać o czymś innym, proszę?

Miał wielką ochotę ściągnąć jej pierścionek i wrzucić go

do oceanu.

Wypił łyk piwa, po czym niechętnie kiwnął głową.

- Okej, zostawmy tego drania. – Chwycił się pierwszego

tematu, jaki wpadł mu do głowy. – Mówiliśmy o Black
Crescent. Rozmawiałem z Joshuą na temat ewentualnego
objęcia przeze mnie funkcji prezesa po jego rezygnacji.

Emily nie kryła zaskoczenia.

- Myślałam, że jesteś zadowolony z pracy w MJR. To

chyba większa firma? Dla ciebie to nie byłby krok wstecz?

Nie wahał się podzielić się z nią motywami, które stały za

jego decyzją.

- W MJR nic więcej nie zdziałam, od pięciu lat jestem

prezesem i zdaje mi się, że udziałowcy są zbyt zadowoleni

background image

z moich umiejętności.

Emily uniosła brwi.

- Nie wiem, czy jesteś pyszałkowaty czy idiotycznie

szczery?

- Idiotycznie szczery – odparł. – Lubię rywalizację.

- Czy dlatego jesteś tu ze mną?

Do niedawna przyznałby, że pragnie z nią być

z zamiłowania do rywalizacji i z powodu niechęci do Morrisa.
Teraz wiedział, że po prostu chce z nią być.

- Jestem tu, bo w tej chwili nie chciałbym być nigdzie

indziej.

Patrzyła na niego z powątpiewaniem. Nie miał jej tego za

złe. Mówił banały, ale czasami prawda jest banalna.

Wrócił do bezpieczniejszego tematu swojej kariery.

- Jestem cholernie dobry w swojej pracy, dbam o to, żeby

moi pracownicy zarabiali dla MJR i naszych klientów dużo
kasy. Udowodniłem swoją wartość i przydatność dla firmy,
i należy mi się znacząca podwyżka, ale zarząd zwleka
z odpowiedzią.

- Liczysz na to, że Black Crescent złoży ci propozycję,

którą będziesz mógł pokazać w MJR, żeby wymusić decyzję.

- Uhm. Ale podoba mi się też pomysł, żeby pokierować

mniejszą firmą i rozwinąć ją tak, jak rozwinąłem MJR. Więc
jeśli oferta BC będzie dobra, może ją przyjmę.

- To niezbyt lojalne z twojej strony.

- To nie fair, Em.

background image

- Czemu? Właśnie oznajmiłeś, że z radością odejdziesz do

konkurencji.

- To tylko biznes, takie rzeczy się zdarzają. W życiu

prywatnym, kiedy uznaję, że ktoś jest wart mojej lojalności,
jestem lojalny jak diabli.

- Przepraszam, masz rację, to nie było w porządku.

- Przeprosiny przyjęte – odrzekł i dodał: – Kiedy decyduję

się stać u czyjegoś boku, nic prócz bomby mnie nie usunie.

- A zamierzasz stać u mojego boku? – spytała.

- Wreszcie zrozumiałaś – odparł z uśmiechem.

Emily przygryzła wargi.

- Nie rozumiem dlaczego, powinieneś uciekać ode mnie

jak najdalej. Jestem zaręczona, pocałowałam cię, właściwie
zdradziłam narzeczonego. Wygląda na to, że nie jestem taka
miła. A ty wciąż tu siedzisz. Dlaczego?

- Poza tym, że nie przestaję wyobrażać sobie ciebie

w moim łóżku zaczerwienionej z rozkoszy?

Zaczerwieniła się, ale nie uciekła spojrzeniem w bok.

- Cenię lojalność – podjął Matt – i generalnie nie

zadawałbym się z zaręczoną kobietą.

- Ale?

- Ale ty jesteś inna, sytuacja jest inna, nie mogę trzymać

się od ciebie z daleka. Chciałbym, ale nie mogę. – Wzruszył
ramionami. – Jesteś jak wysypka, której nie można się pozbyć.

Zamiast się obrazić, Emily się roześmiała.

- Nieźle, Velez.

background image

Fakt, był większym erudytą, gdy miał czternaście lat.

- Po prostu wydaje mi się, że potrzebujesz kogoś, kto cię

wesprze, a ja jestem duży i nie boję się walczyć. Chociaż
byłoby łatwiej, gdybym wiedział, z jakim potworem
walczymy. – Przesadnie poruszył brwiami.

Emily się uśmiechnęła, a on poczuł ciepło w sercu.

- Zresztą dzień jest zbyt piękny, żeby mówić o potworach.

Jadła lody w waflowym rożku. Lody o smaku słodkich

ziemniaków, syropu klonowego i orzechów. Matt zdusił jęk.
Wdzięczny, że stolik zasłania jego erekcję, próbował sobie
przypomnieć tablicę Mendelejewa, lecz nie pamiętał wiele
poza węglem i azotem. A potem cała krew spłynęła mu w dół
ciała i stracił głowę.

- Chcesz spróbować? – spytała, czubkiem języka dotykając

kącika warg. – Są pyszne.

- Nie za bardzo – odparł schrypniętym głosem. – Dla

jasności, jestem gotowy spróbować tego połączenia smaków
wyłącznie pod warunkiem, że posmarujesz lodami swoje nagie
ciało.

Emily omal nie upuściła rożka.

- No… nie wiem, co powiedzieć.

- Powiedz tak.

Milczała. Lody topiły się, spływały po jej palcach i kapały

na stolik. Nawet tego nie zauważyła.

- Powiedz tak, do diabła.

- Matt – szepnęła.

background image

Położył ręce na stole i pochylił się naprzód. Poza

zdumieniem w jej oczach widział pożądanie.

- Pojedź ze mną do domu, Em.

Zamiast odpowiedzieć, podniosła się raptownie i rzuciła

rożek z resztką lodów na talerz. Podeszła do balustrady,
a potem ruszyła na schody prowadzące na plażę.

Matt westchnął. Zachował się raczej jak słoń w składzie

porcelany.

Ta sytuacja wymagała delikatności. Wszystko zepsuł.

Wyjął z portfela garść banknotów i dał kelnerce hojny
napiwek. Wziął torebkę Emily i zszedł za nią po schodach. Na
ostatnim stopniu zobaczył buty Emily, a ona sama stała oparta
o pal podpierający taras, patrząc na fale rozbijające się pod jej
nogami.

Położył jej torebkę, zdjął buty i skarpetki. Podwinął

spodnie i podszedł do niej. Na plaży, podobnie jak
w restauracji, było pusto. Zdawało się, że są jedynymi ludźmi
na tym rozległym wybrzeżu Atlantyku.

W końcu Emily uniosła ręce.

- Cała się lepię.

Chwycił jej dłoń i wziął do ust palec, poznając smak

słodkich ziemniaków, syropu klonowego i orzechów
połączone ze smakiem jej skóry.

- Nie takie złe, prawdę mówiąc.

Zaśmiała się.

- Lody były pyszne.

background image

- To czemu je rzuciłaś? – spytał i przycisnął wargi do

wnętrza jej dłoni, nie przerywając kontaktu wzrokowego.

- Bo nie chciałam, żeby ci starsi panowie dostali ataku

serca, kiedy to zrobię.

Chwyciła go za koszulę i przyciągnęła do siebie. Stanęła

na palcach, wargami dotknęła jego warg.

- Zrób coś, żebym zapomniała, Matt. Tylko na kilka minut.

Żebym zapomniała, że moje życie jest niekontrolowanym
pożarem – szepnęła.

Jego pocałunek był równie gorący, jak zimna była woda

wirująca wokół ich stóp. Przyciągnął do siebie Emily,
trzymając rękę na jej szyi. Lizał i szczypał jej wargi, nie
pozwolił jeszcze językowi włączyć się do akcji.

Emily ujęła jego twarz w dłonie i powiedziała:

- Velez, całuj mnie, jakbyś naprawdę tego chciał.

Cóż, w porządku. Uniósł ją tak, by poczuła jego erekcję,

i cofnął się pod drewniany taras restauracji, w cień. Potem
oparł ją o kolejny słup i połączył język z jej językiem
w zmysłowym tańcu, wciąż czując szalony smak lodów.
Położył rękę na jej piersi, znajdując sutek. Całował jej brodę
i szyję, słuchając słów zachęty. Wyciągnął bluzkę zza paska
spódnicy i głaskał brzuch, a następnie podsunął bluzkę do
góry i wcisnął palce za miseczkę stanika.

Pochylił głowę i wziął do ust sutek, świadomy, że lada

moment eksploduje. Kiedy ostatnio tak nad sobą nie panował,
miał szesnaście lat i obściskiwał się z dziewczyną na tylnym
siedzeniu samochodu.

background image

To przez Emily stracił kontrolę nad sobą i szczerze

mówiąc, wcale się tym nie martwił. Liczyło się to, że trzyma
ją w ramionach, całuje i pieści. W końcu pozwolił jej opaść na
piasek i dmuchnął na jej wilgotny lśniący sutek. Zadrżała.
Wiedział, że powinien zastopować. Gdy położyła rękę na jego
erekcji, znieruchomiał.

Naprawdę powinien to zakończyć, ale była zbyt kusząca.

Reagowała tak, jak tego pragnął. Pożądał jej. W tym
momencie nie było nic ważniejszego.

Podciągnął do góry jej spódnicę i wsunął rękę

niebezpiecznie blisko fig. Czuł jej gorąco, a gdy spojrzał jej
w oczy, powiedziała te magiczne słowa:

- Proszę, Matt, dotknij mnie.

Rozejrzał się. Wciąż byli sami. Czekał na to zaproszenie.

Nie tracąc czasu, wsunął rękę pod koronkowe figi. Gdy poczuł
jej wilgoć, westchnął. Pieścił ją palcami. Gdy pisnęła, przykrył
jej wargi swoimi. Nie chciał, by goście na górze usłyszeli, co
się tu dzieje. Co prawda na tarasie nikogo nie było, ale…

Zaczął całować ją namiętniej i wsunął w nią drugi palec.

Wiedział, że jest bliska orgazmu. Chciał, by rozpadła się
w jego ramionach, potrzebował tego.

- Chodź do mnie, tylko cicho.

- To szaleństwo.

- Ale przyjemne. – Uśmiechnął się.

- A ty? – spytała, tuląc się do niego.

- Wszystko dobrze. – Nie było dobrze, ale teraz nie mogli

nic zrobić. Poza tym liczyła się tylko Emily i jej rozkosz.

background image

Poczuł napięcie jej ciała. Pogłaskał kciukiem łechtaczkę,
a wtedy jęknęła, zacisnęła się na nim, po czym ścisnęła jego
ramiona.

On też pragnął uwolnić się od napięcia, ale wyraz jej

twarzy wszystko mu wynagradzał. Mniej więcej.

Oparł czoło o jej czoło.

- Jesteś niewiarygodnie piękna.

Na jej twarz wypłynął lekki uśmiech, za to w jej oczach

pojawił się niepokój. Trzymając jej twarz w dłoniach, zmusił
ją, by spojrzała mu w oczy.

- Nie żałuj tego, proszę. – Gdy chciała coś powiedzieć,

potrząsnął głową. – To nie ma nic wspólnego z nikim… poza
nami.

Nie kłamał. Nikt inny nie był częścią tej magicznej chwili,

tylko dwoje uzależnionych od siebie ludzi.

Zdawało się, że Emily zaprzeczy, ona jednak go

zaskoczyła, kiwając głową. Oparła się o podporę i nie
reagowała, gdy przesunął stanik na miejsce i poprawił jej
spódnicę. Potem wziął ją w objęcia i oparł brodę na czubku jej
głowy.

Po raz pierwszy od lat czuł się zrelaksowany, rozluźniony.

Dobrze było trzymać ją w ramionach. Mógłby ją tak przytulać
do końca życia. Był jednak dorosły i zwracał uwagę na emocje
po dobrym seksie. One zgasną i powróci rzeczywistość.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Później tego wieczoru, leżąc w łóżku, Emily wcisnęła

twarz w poduszkę. Nie mogła zapomnieć, jak się czuła, gdy
Matt położył rękę między jej nogami, gdy ssał jej sutek, gdy
ich języki się połączyły. Jak bez wysiłku doprowadził ją do
pierwszego w jej życiu orgazmu.

Uniosła głowę, wzięła oddech i znów opadła na poduszkę,

tym razem kładąc się na plecach i z irytacją kopiąc kołdrę.
Odwróciła głowę, by spojrzeć na pierścionek od Nica leżący
na stoliku. Walczyła z pragnieniem, by wyrzucić go przez
okno. Powinna mieć wyrzuty sumienia z powodu tego, co
wydarzyło się na plaży, a jednak ich nie miała.

Nie kochała Nica i nie zamierzała za niego wyjść. Nie jest

nic winna szantażyście.

Mimo to nie mogła dopuścić do tego, by Nico dowiedział

się o jej intymnym spotkaniu z Mattem. Gdyby się dowiedział,
jej świat by się zawalił. Musi zachować ostrożność, panować
nad emocjami, a jedynym sposobem, by to osiągnąć, jest
unikanie Matta.

Łatwiej powiedzieć, niż zrobić.

Wyobrażała sobie, jak kocha się z nim we własnym łóżku,

jak Matt ją rozpala i zachęca do tańca w płomieniach.

Była dotąd w dwóch związkach. Żaden nie trwał długo,

żaden z tych mężczyzn nie potrafił jej zaspokoić. Kilka razy

background image

uprawiała seks z innymi, nieudolny i krępujący. Oni zwykle
odchodzili zadowoleni, ona zastanawiała się, skąd cały ten
szum wokół seksu. Teraz znała odpowiedź. A podejrzewała, że
to był ledwie przedsmak tego, jak może być cudownie.

Chciała poznawać ten świat z Mattem, pragnęła, by został

jej przewodnikiem. To niebezpieczna myśl.

Bo nawet gdyby nie Nico, Matt stanowił zagrożenie dla jej

zdrowia psychicznego. Gdyby sobie na to pozwoliła,
pokochałaby go, a miłość nigdy nie kończyła się dla niej
dobrze. Ludzie, których kochała, zawsze ją zostawiali, Matt
nie byłby wyjątkiem.

Nie chciała znów zostać porzucona, więc powinna skupić

się na tym, jak przestać myśleć o Matcie, dzięki któremu
krzyczała z rozkoszy. Świadoma, że prędko nie zaśnie, wstała
z łóżka, przeszła do drugiego pokoju i usiadła do komputera.
Jeśli nie znajdzie żadnych kompromitujących informacji na
temat Nica, nazajutrz rano zatrudni detektywa.

Nico przebąkiwał, że chce ślubu jak najszybciej, a ona

traciła czas i sama pozbawiała się wyboru.

Usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości i spojrzała na

zegar na ekranie. Minęła północ. Zaniepokojona, że to Davy –
posłuchała rady Matta i dała mu trochę czasu i przestrzeni –
pobiegła do sypialni i sięgnęła po telefon. Serce zabiło jej
mocniej, wiadomość była od Matta.

„Nie śpisz?”.

„Teraz nie”, odpisała.

„Nie mogę przestać o tobie myśleć”.

background image

Przyłożyła telefon do czoła, bała się, że serce wyskoczy jej

z piersi.

„Em? Mogę przyjechać?”.

Nie mogła się zgodzić, ale nie była w stanie mu odmówić.

Chciała go zobaczyć, całować i dotykać. Pożar, który
wznieciła, był za duży, by go opanować.

Jeżeli nie zachowa ostrożności, może stać się jego ofiarą.

Gdyby to było tylko fizyczne zainteresowanie, łatwiej byłoby
to ignorować, ale ona lubiła Matta. Przy nim czuła, że
naprawdę żyje.

Podobało jej się, jak traktował brata, podobała jej się jego

inteligencja i humor. Chciała znać powód cieni pod jego
oczami i wiedzieć, co go ukształtowało.

Lubiła jego dłonie i niespieszny uśmiech, ciemne włosy

i pełne powagi oczy. Lubiła go słuchać i uwielbiała, jak jej
dotykał. Lubiła go od zawsze i wiedziała, że jeśli na to
pozwoli, ta sympatia przerodzi się w coś głębszego,
ryzykownego.

Miłość jest niebezpieczna, nieprzewidywalna, egoistyczna,

jest rodzajem transakcji. Nie ufała miłości.

Więc nie, nie zakocha się w żadnym mężczyźnie. Nie

potrzebuje czułości. Chce tylko uwolnić się od Nica i ochronić
rodzinę. Nie prosi o zbyt wiele, prawda?

Kwadrans później usłyszała stukanie do drzwi i otworzyła

je z walącym sercem. Na twarzy Matta malowała się
frustracja.

- Nie pójdę z tobą do łóżka – oznajmiła na powitanie.

Próbowała przekonać jego czy siebie?

background image

- Mogę wejść? – spytał.

Kiwnęła głową i cofnęła się. Nie zapaliła światła, więc

patrzyli na siebie w blasku księżyca, przesyłając sobie milion
niewypowiedzianych myśli.

- Nie prześpię się z tobą.

- Słyszałem – odparł zmęczonym głosem i potarł twarz. –

Chciałem tylko sprawdzić, jak się czujesz. W drodze
powrotnej byłaś dość milcząca.

Dlatego, że wciąż przeżywała zarówno orgazm, jak

emocjonalną burzę.

- Nic mi nie jest. Jeśli to wszystko, możesz iść.

- Jasny szlag! Przestań mnie odpychać – warknął.

- Muszę! – krzyknęła sfrustrowana.

- Bo zaręczyłaś się z tym dupkiem? Gdybyś go kochała,

nie pozwoliłabyś mi zrobić tego, co zrobiłem – odparował,
lecz jego krzyk jej nie przestraszył. Wiedziała, że Matt by jej
nie skrzywdził.

- Nigdy nie powiedziałam, że go kocham – rzekła cicho

i przycupnęła na skraju najbliższego krzesła.

Przykucnął obok niej i położył ręce na jej kolanach.

- To czemu za niego wychodzisz, do diabła? Wytłumacz

mi.

Żałowała, że nie może tego zrobić. Mogła tylko oprzeć

łokcie na kolanach i schować twarz w dłoniach.

Matt położył rękę na jej głowie, lekko, jakby przysiadł na

niej motyl.

background image

- Pozwól, żebym ci pomógł, kochanie.

- Muszę to załatwić sama, Matteo.

- Podejrzewam, że zbyt długo byłaś sama. Ale nie będę się

teraz z tobą sprzeczał. Jesteś wykończona, musisz się wyspać.

- Nie mogę spać. Od kilku godzin nie mogę zasnąć.

- Założę się, że twoje problemy ze snem mają coś

wspólnego z tym facetem, który ci włożył ten paskudny
pierścionek na palec. – Wstał, otoczył ją ramieniem i chwycił
ją pod kolanami, przytulając do piersi.

- Postaw mnie!

Dotknął wargami jej skroni.

- Odpręż się, diabełku – polecił i ruszył do jej sypialni.

Ostrożnie położył ją na łóżku i przykrył do pasa. Kiedy

zaczął się rozbierać, patrzyła na niego z otwartymi ustami.
Miał szerokie ramiona, odpowiednią ilość zarostu na
atletycznej piersi, umięśniony brzuch.

Dojrzała jego erekcję i uniosła ręce.

- Idź już, nie możemy się kochać.

- Nie będziemy się kochać, ale zostanę – oznajmił.

Wśliznął się do łóżka i przyciągnął ją do siebie. – Ten dupek
jest wciąż w Chicago, możesz być spokojna. – Pocałował ją
w czoło. – Będziesz spała w moich ramionach.

- Nie mogę. Wolę być sama. – Ale był taki ciepły, a ona

z policzkiem na jego ramieniu czuła się tak bezpieczna.
Zdawało się, że nikt nie może jej skrzywdzić i wszystko się
ułoży.

background image

- Tylko ci się tak wydaje – odparł. – Potem o tym

pogadamy, teraz pozwól, że będę cię obejmował, a ty śpij.

Nie miała siły się kłócić, czuła, jak powieki jej opadają.

Wtuliła się w Matta, położyła udo na jego udzie. Kolanem
sięgała jego bokserek. Było cudownie, ale nie wolno jej się do
tego przyzwyczajać. To tylko jedna noc, którą zachowa na
zawsze w czułej pamięci.

- Em?

- Mm? – Odpływała w sen, była na skraju tego cudownego

stanu.

- Obiecaj, że do mnie zadzwonisz, jeśli przyjdzie ci do

głowy, żeby zrobić coś niebezpiecznego, głupiego czy
pociągającego za sobą poważne konsekwencje. Jeśli
kiedykolwiek się przestraszysz i nie będziesz wiedziała, do
kogo się zwrócić, zwróć się do mnie.

- Uhm, obiecuję.

Potem było już tylko błogie ciepło, poczucie

bezpieczeństwa i kojący sen.

Nazajutrz w pracy nie mógł się skupić. Oparł się wygodnie

i mierzył wzrokiem skomplikowane arkusze kalkulacyjne na
ekranie komputera.

Popełnił jakiś błąd, którego nie mógł znaleźć.

Miał świadomość, że stres to element pracy, skoro kieruje

dużą firmą, jednak popełnianie błędów z powodu braku
koncentracji jest niewybaczalne. Brak koncentracji i ciągłe
wracanie myślami do czasu spędzonego z Emily potwornie go
irytowało. Nigdy dotąd nie pozwalał, by kobieta do tego
stopnia go rozpraszała.

background image

To do niego niepodobne.

Może był zmęczony. Albo napalony. Albo jedno i drugie.

Niewiele spał minionej nocy i chciał, nie – potrzebował –
seksu. Rozpaczliwie. Natychmiast.

Przeczesał włosy palcami. Tak, mógł sam rozwiązać

problem, ale nie miał ochoty robić tego solo ani szukać
partnerki chętnej do zabawy. Nie, pragnął wyłącznie Emily.
Życie sobie z niego zadrwiło.

Splótł palce na karku i spojrzał na pokój, kiedy drzwi się

otworzyły. Vi w sukience w kolorze budyniu waniliowego
wmaszerowała do środka i stanęła po drugiej stronie biurka
z rękami na biodrach.

- Co zrobiłem tym razem? – spytał czujnie.

- Joshua Lowell usiłuje się do ciebie dodzwonić na

komórkę i wciąż przełącza go na pocztę głosową. – Sięgnęła
po jego telefon, marszcząc czoło na widok czarnego ekranu. –
Wyłączyłeś czy bateria padła?

- Bateria. – Rozładowała się w nocy. Wyszedł od Emily

tuż przed świtem i nie myślał o ładowaniu telefonu. – Joshua
zostawił wiadomość?

Oczy Vi zabłysły rozdrażnieniem.

- Chce się z tobą spotkać, jeśli ci to odpowiada, w Black

Crescent o czwartej po południu.

Matt wziął do ręki długopis i stuknął nim w blat.

- Powiedział po co?

- Kontynuacja poprzedniego spotkania – odparła. – Był

nieskory do wyjaśnień, ale domyślam się, że ma więcej

background image

pytań. – Pokręciła głową. – Nie jestem pewna, czy podobałaby
mi się praca w Black Crescent, Matteo.

Stłumił śmiech.

- Będę to miał na względzie.

Kiwnęła głową, po czym spojrzała na niego, mrużąc oczy.

- Jesteś rozkojarzony. To do ciebie niepodobne.

Nie miała pojęcia, że do szaleństwa pożądał pewnej

anielskiej blondynki, która nie była ani trochę anielska, za to
uparta jak diabli. Nigdy po seksie nie zostawał na noc –
partnerkom przychodziły wtedy do głowy myśli, których sobie
nie życzył. Minionej nocy trzymał w ramionach kobietę, i to
bez seksu. A co gorsza, bardzo mu się to podobało.

Lubił jej zapach i to, jak układała się w jego ramionach, jej

ciche posapywanie przez sen, jasne kosmyki, które zaczepiały
o jego zarost.

Trzeba przyznać, że szybko tracił rozum.

Tak, lubił Emily i ogromnie mu się podobała. Nie, nie

zakochiwał się w niej. Chciał jej tylko pomóc, bo w jej
zaręczynach było coś podejrzanego.

A jednak z każdym dniem jego uczucia do Emily zdawały

się silniejsze i bardziej skomplikowane. Z początku chodziło
o pociąg seksualny i jego zamiłowanie do rywalizacji.
Ostatnio jego duma i ego usunęły się w cień. Musi to
zrozumieć, zanim się poparzy. Jeśli nie zachowa ostrożności,
wskrzesi stare marzenia – Emily jako matka jego dzieci
i jedyna kochanka – a to nie do przyjęcia.

background image

Cokolwiek ich połączyło, skończy się w jakimś momencie,

więc może powinien posłuchać Emily i pozwolić jej samej
załatwić sprawę z Morrisem. Może powinien dać jej trochę
czasu i zaufać, że sobie poradzi.

Obiecała mu, że się do niego zwróci, jeśli znajdzie się

w kłopocie, który ją przerośnie.

Może poczekać. Na razie.

Po otrzymaniu wiadomości od Joshui z prośbą, by

przesunęli spotkanie na siedemnastą trzydzieści, Matt
przyjechał do Black Crecent. Asystentka przed wyjściem
z pracy poinformowała go, że szef właśnie kończy rozmowę
telefoniczną i będzie wolny za parę minut.

Matt, który nigdzie się nie spieszył, oparł ramię o framugę

okna i patrzył na zalesiony teren za budynkiem firmy. Okna
sypialni Emily wychodziły na ten sam las, ciemny
i tajemniczy.

Emily… rety, musi przestać o niej myśleć.

Usłyszał kroki za plecami, odwrócił się i zobaczył młodszą

wersję Joshui. Od lat nie widział Olivera Lowella, a jednak
natychmiast go rozpoznał.

Nie zatrzymując się, Oliver skinął mu głową i bez pukania

wszedł do gabinetu. Matt z niechęcią patrzył na znikającą za
drzwiami postać. Był umówiony i nie miał ochoty czekać.

Oliver nie zauważył, że nie domknął drzwi.

- Spotykasz się z Mattem Velezem w sprawie stanowiska

prezesa? – spytał.

- Tak.

background image

Matt zastanowił się, czy powiedzieć braciom, że w pokoju

jest znakomita akustyka i słyszy wszystko, czy raczej podejść
do drzwi i dyskretnie je zamknąć.

- Rozumiem, czemu szukasz kogoś spoza rodziny – podjął

Oliver. – Ja nie mam znaczących osiągnięć.

To prawda, pomyślał Matt. Przez większą część swoich

młodzieńczych lat Oliver miał zamiłowanie do kokainy. Choć
od paru lat był czysty, ludzie mają dobrą pamięć i wybór
Olivera na prezesa firmy, której reputacja już ucierpiała, nie
byłby najlepszy.

- Matt czeka co najmniej dziesięć minut, Ol. Muszę z nim

porozmawiać – odrzekł Joshua zniecierpliwiony.

- Wiem, ale to ważne.

Matt usłyszał dziwną nutę w głosie Olivera i zmarszczył

czoło. Wydawało się, że jest zły, ale pod złością słyszał
panikę. Matt podszedł do drzwi i zastukał. Potem zajrzał do
gabinetu i zobaczył sfrustrowanego Joshuę.

- Rozmawiajcie sobie, możemy się spotkać się innym

razem – zasugerował.

Joshua pokręcił głową i zaprosił go do środka.

- Nie, specjalnie pan przyjechał. – Wskazał palcem na

Olivera. – Mój brat Oliver. Ol, to jest Matt Velez.

Oliver wstał i uściskał rękę Matta. Joshua zaprosił gościa,

by usiadł, i zwrócił się do brata.

- Zostań i siedź cicho.

Oliver przewrócił oczami.

- Młodszym bratem jest się na zawsze.

background image

Matt uśmiechnął się do niego.

Joshua zadawał mu w znacznej części te same pytania co

poprzednio. Matt ukrywał zniecierpliwienie. Odnosił
wrażenie, że Joshua szuka jego słabego punktu.
Zdenerwowany przeszedł do sedna.

- Już to przerabialiśmy. Potrafię to robić, i to dobrze. Pan

to wie, ja to wiem, więc w czym problem?

- Nie owija pan w bawełnę – wtrącił Oliver. – To mi się

podoba.

Matt i Joshua zignorowali go. W końcu Joshua wziął do

ręki bardzo drogie pióro i obracał je w palcach.

- Mówi pan wszystko, co trzeba, Matt. Pańskie CV robi

nadzwyczajne wrażenie.

- Ale?

- Ale jakaś część mnie zastanawia się, na ile poważnie

traktuje pan odejście do konkurencji – stwierdził Joshua. – Ta
firma potrzebuje kogoś, kto zaangażuje się na sto dziesięć
procent, dlatego ja się wycofuję. A teraz pan nie poświęca
naszej rozmowie całej swojej uwagi.

Matt skrzywił się w duchu. Joshua jest bardzo bystry, bo

myśli Matta raz, a może dziesięć razy, popłynęły do Emily.
Przypominał sobie, jak tuliła się do niego na plaży
i zastanawiał, o co chodzi z tym Morrisem.

Nigdy nie pozwalał sobie na takie rozkojarzenie.

Zwłaszcza podczas rozmów biznesowych.

- Przepraszam, jeśli odniósł pan wrażenie, że nie słucham

dość uważnie – odrzekł. – Jeśli to pana uspokoi, znakomicie

background image

radzę sobie z wielozadaniowością.

Mina Joshui pozostała nieczytelna, ale Matt dostrzegł

rozbawienie w jego oczach. Wstał i pochylił się nad stołem, by
uścisnąć rękę Joshui.

- Proszę zrobić to, co najlepsze dla Black Crescent. Nie

będę miał żalu, jeśli wybierze pan innego kandydata. –
Przeniósł wzrok na Olivera. – Zostawiam panów.

Oliver wstał, uścisnął dłoń Matta i spojrzał mu w oczy.

Nawet nie mrugnął. Ten człowiek zwalczył swoje demony
i było jasne, że stara się zostać przy życiu i wygrać.

To zasługiwało na szacunek.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Nico wrócił z konferencji w Chicago. Otrzymawszy jego

esemesa, w którym władczym tonem nakazywał, by spotkała
się z nim w L’Abri o siódmej, Emily się zdenerwowała.

Zaparkowała, włożyła płaszcz na sukienkę i ruszyła do

restauracji. Stanęła przed jasno oświetlonym oknem i zajrzała
do środka. Nico siedział przy barze i rozmawiał z dwoma
nieznanymi jej mężczyznami.

Nie mogła ciągnąć tej gry, chciała się od tego uwolnić.

Niestety jej możliwości były ograniczone. Jeśli odda Nicowi
pierścionek, on upubliczni zdjęcia i reputacja Arnott’s zostanie
zrujnowana. Z czasem mogliby stracić dom, a także
oszczędności.

Jedyną opcją było zaszantażowanie Nica, ale dotąd nie

odkryła niczego, co choćby dorównałoby jego fałszywym
oskarżeniom. Prywatny detektyw też jeszcze nic nie znalazł.
Oczywiście Nico nie był wzorowym obywatelem, miał kilku
podejrzanych przyjaciół i zawarł parę umów biznesowych,
które były niezbyt uczciwe, ale nie nielegalne.

Może gdyby miała dostęp do jego telefonu albo

komputera, coś by znalazła, ale Nico pilnował ich jak Secret
Service pilnuje kodów nuklearnych prezydenta.

Miała jeszcze jedną opcję. Może powinna powiedzieć

Mattowi o szantażu. Pracował z Nikiem, może wskazałby jej

background image

właściwy kierunek.

Wróciła myślą do ich wspólnej nocy. Dobrze się czuła

w jego towarzystwie i lubiła go bardziej niż powinna.

Gdyby jej życie było choć trochę normalne i gdyby

wierzyła w miłość, mogłaby się w nim zakochać. Tak, nie
grzeszył cierpliwością i bywał wymagający, a nawet lubił
rządzić, ale miał też czułe serce. Ale czy może mu zaufać?

Nie należała do osób impulsywnych i potrzebowała trochę

czasu – może nie dni, ale choćby godzin – by przemyśleć
pomysł rozmowy z Mattem.

Zobaczyła, że Nico zerka na zegarek i ściąga brwi,

i wiedziała, że musi wejść do środka, udawać szczęśliwą
narzeczoną i wyrażać radość z powodu zbliżającego się ślubu.
Szczerze mówiąc, wolałaby wytarzać się w miodzie i położyć
na mrowisku.

Otworzyła drzwi restauracji, zdjęła płaszcz i przewiesiła

go przez rękę. Idąc w stronę Nica, przywołała na twarz
uśmiech.

- Witaj z powrotem – powiedziała. Nico nie ruszył się

z barowego stołka, więc stała przed nim. – Jak konferencja?

- Interesująca – odparł.

Sięgnął po szklankę i pił whisky, lustrując ją od stóp do

głów. Miała na sobie klasyczną czarną sukienkę. Ściągnęła
włosy w koński ogon, jej makijaż był delikatny i była
przekonana, że nie ma szminki na zębach. Nie mógł się do
niczego przyczepić.

Rozpaczliwe zapragnęła być z mężczyzną, dla którego

była piękna w zbyt dużym T-shircie, legginsach

background image

i z rozmazanym tuszem. Pragnęła mężczyzny, przy którym
czuła, że jest dla niego całym światem, a nie środkiem do
zwiększenia rachunku bankowego.

Pragnęła Matta.

Jako kochanka? Partnera? Męża?

To pierwsze było chyba możliwe. A opcja druga i trzecia?

Niewykonalne. Matt nie był mężczyzną, który chce się
ustatkować, a ona i tak nie wierzyła w miłość.

Odsuwając od siebie te myśli, uśmiechnęła się do

mężczyzn, z którymi rozmawiał Nico, i przedstawiła się, gdyż
on nie dokonał prezentacji. Wymieniła z nimi kilka zdań o tym
i owym, i przyjęła propozycję kieliszka białego wina od
mężczyzny po lewej stronie Nica.

Ignorując jego złowrogie spojrzenie, sączyła wino,

wściekła, że nie zaproponował jej, by usiadła, nie przedstawił
ani nie zaproponował nic do picia.

Gdyby to był jakiś inny facet, po prostu by wyszła.

Nagle poczuła jakąś nową energię, odwróciła się

i zobaczyła Matta, która zdążał w jej stronę ze stołkiem
w ręce. Postawił go obok niej i pomógł jej usiąść.

Potem wziął od niej torebkę i powiesił ją na oparciu,

a następnie odebrał od niej płaszcz.

- Poproszę kelnerkę, żeby go powiesiła – powiedział,

a jego słowom towarzyszyło ostre spojrzenie rzucone na
wściekłą twarz Nica.

- Hej, przestań nadskakiwać mojej narzeczonej – warknął

Nico.

background image

Mówił niewyraźnie, alkohol zrobił swoje. Emily się

przeraziła. Zapowiadał się niemiły wieczór.

- Okazuję jej tylko trochę szacunku – odparował Matt. –

Powinieneś kiedyś tego spróbować.

Emily wiedziała, że jest zły i pokręciła głową, bez słów

błagając, by nie kłócił się z Nikiem. Stawka była zbyt wysoka.
Matt spojrzał na nią, mrużąc oczy, po czym zwrócił się do ich
towarzyszy i się przedstawił. O Boże, chyba nie zamierza
z nimi zostać?

- Naprawdę jest pani zaręczona z Nikiem?

Słysząc pełne niedowierzania pytanie mężczyzny po jej

prawej stronie, Emily uniosła rękę i poruszyła palcami.

- Tak.

- No no, niezły kamień.

- Dziękuję. – Był brzydki, nie znosiła go.

Drugi z mężczyzn, stojący obok Matta, ujął jej dłoń

i przyglądał się pierścionkowi.

- Moje gratulacje. Mam nadzieję, że będzie pani

szczęśliwa.

Czyżby słyszała powątpiewanie w jego głosie?

Zabrała rękę, ignorując ironiczne spojrzenie Matta.

Wiedziała, że musi szybko zmienić temat, ale nim to zrobiła,
mężczyzna znów się odezwał:

- Ona do ciebie nie pasuje, Morris, ma zbyt anielską urodę.

Szantażujesz ją, żeby za ciebie wyszła?

background image

Jego pytaniu towarzyszył głośny rechot i klepnięcie

w plecy Nica.

Nie reaguj, mówiła sobie Emily, nie reaguj.

Odniosła wrażenie, że ziemia ucieka jej spod nóg, przed

oczami pojawiły czarne plamki. Zaraz potem poczuła na
plecach rękę Matta, jego uspokajający dotyk. Po paru
sekundach mogła znów oddychać i przestała się bać, że
upadnie.

Powinna się zaśmiać, powiedzieć coś, i to szybko.

- Ma pan bujną wyobraźnię. – Spojrzała na Nica. Na

widok wściekłości w jego oczach poczuła dreszcz. – Możemy
przejść do stolika? Umieram z głodu.

Emily jest szantażowana.

Matt nie mógł uwierzyć, że dotąd nie brał tego pod uwagę.

Choć wiedział, że Nico jest draniem pierwszej klasy, nie
sądził, że upadł tak nisko.

Widział reakcję Emily na żartobliwe w końcu pytanie.

Chyba nikt prócz niego nie zauważył przerażenia w jej oczach.
Bo choć dobrze ukrywała zdenerwowanie, spędził z nią dość
czasu, by wiedzieć, że udaje. Jej gra tego wieczoru
zasługiwała na Oscara.

Stał w cieniu pod schodami prowadzącymi do jej

mieszkania i modlił się, by Morris nie odwoził jej do domu.
W innym wypadku nazajutrz rano Matt mógłby zostać
oskarżony o napaść, bo nie byłby w stanie powstrzymać się
przed rozkwaszeniem mu nosa.

Chciał wiedzieć, czym Morris ją szantażuje. Nie dopuści

do tego, by ten drań szantażem doprowadził ją do ołtarza.

background image

Usłyszał silnik samochodu i schował się głębiej w cieniu.

Uspokoił się, widząc samochód Emily, czekał jednak, kto
z niego wysiądzie.

Była sama. Matt odetchnął. Kiedy szła w jego stronę,

widział jej udręczoną twarz. Już miał wyjść z kryjówki,
a jednak się zawahał, świadomy, że ją przestraszy. A kiedy na
podjeździe pojawił się kolejny samochód, ucieszył się, że
zostawił swoje auto daleko od tego miejsca.

Emily odwróciła się powoli. Morris zatrzymał samochód

obok niej. Prowadził po alkoholu?

Emily ani drgnęła, kiedy opuścił szybę w oknie.

- Co tu robisz, Nico? – spytała głosem pełnym odrazy. –

Nie rozstaliśmy się w przyjaźni.

- Ja jestem zadowolony.

- Bo trzymasz w ręce wszystkie karty.

- Tak – odparł chłodno. – Wpuść mnie na górę, napijemy

się wina, zapomnimy o przykrościach i zaczniemy na nowo.

- Żartujesz sobie? Po tym, jak się dzisiaj zachowałeś?

Matt nie widział twarzy Nica, ale czuł napięcie między

nimi. Jeśli Nico wysiądzie z samochodu i spróbuje siłą
wedrzeć się do domu, wkroczy do akcji.

Na szczęście Nico pozostał w aucie i się zaśmiał.

- Kiedyś zrozumiesz, że nie masz wyjścia, Emily.

Potarła czoło zmęczonym gestem.

- Odejdź stąd, Nico.

background image

- Skoro jesteś tak nierozsądna – odparł głosem, w którym

kryła się groźba. – Mam nadzieję, że do rana zmienisz zdanie.

Emily bez słowa ruszyła do drzwi. Matt wstrzymał

oddech, ale go nie zauważyła. Tymczasem Nico zgasił silnik,
wysiadł i jak zwierzę wietrzące zagrożenie pociągał nosem.
Matt czuł, że tętno mu przyspieszyło, a serce biło tak głośno,
że bał się, iż Nico je usłyszy.

Rozważył opcje. Mógł wyjść z ukrycia i skonfrontować się

z Nikiem. Bardzo go to kusiło. Jeśli pozostanie w ukryciu,
może wymyśli sposób, by zaatakować później, bardziej
boleśnie.

Gdyby Nico znalazł jego kryjówkę, wszystko mogło się

zdarzyć. Matt stał więc nieruchomo i nie oddychał przez jakieś
dwadzieścia sekund. Zdawało się, że to wieki.

Do końca życia będzie wdzięczny, że Nico wsiadł

z powrotem do samochodu, uruchomił silnik i odjechał.

Odczekał pięć minut, potem na wszelki wypadek jeszcze

pięć, gdyby Nico uznał, że instynkt go nie mylił. Następnie
ruszył do mieszkania Emily, pokonując po trzy stopnie naraz.
Kiedy dotarł na piętro, uniósł rękę, by zapukać, i ze
zdumieniem stwierdził, że drzwi otworzyły się, gdy ich
dotknął. Kiedy wszedł do środka, usłyszał cichy głos Emily:

- Długo ci to zajęło, Velez.

Wiedziała, że stał pod schodami. Poczuła jego obecność,

gdy tylko wysiadła z samochodu, ale wewnętrzny głos kazał
jej udawać, że go nie zauważyła.

Dzięki Bogu, że go posłuchała, bo po paru minutach Nico

z rykiem silnika pojawił się na podjeździe. Przeraziła się. Na

background image

szczęście nie zdecydował się ruszyć za nią po schodach.
Gdyby wysiadł z auta, Matt zapewne nie kryłby się w cieniu.

Nie zapaliła światła, czekała, aż jej oczy przywykną do

ciemności.

- Emily, co się dzieje, do diabła?

Zapragnęła podzielić się z nim swoimi problemami

i błagać go o pomoc, ale nie mogła tego zrobić.

Nie rzuci się do jego stóp, nie pozwoli, by ją ratował.

Przysięgła sobie, że będzie samodzielna i nie zamierzała
renegocjować obietnicy złożonej samej sobie.

Sytuacja między nią i Nikiem eskalowała, wiedziała, że

musi być ostrożna. Po tym wieczorze nie wolno jej
ryzykować. Nico jest bardziej niebezpieczny, niż
podejrzewała. Nie zaryzykuje dobra Arnott’s dla
tymczasowego zauroczenia.

Musi się pozbyć Matta i zrobić wszystko, by nie chciał

wrócić. Ale teraz na pożegnanie spędzi z nim noc.
Wspomnienia tej nocy pomogą jej przetrwać to, co ją czeka.

Podeszła do niego i odsunąwszy nogą Pulpeta – zdawało

się, że kot jest tak samo zadurzony w Matcie jak ona –
położyła ręce na jego biodrach i oparła czoło na jego piersi.

- Wiem, masz milion pytań, ale na żadne nie mogę

odpowiedzieć.

- Pozwól, że ci pomogę – błagał, przyciskając wargi do jej

włosów. – On cię szantażuje, tak?

Opuściła ramiona.

background image

- Nie teraz, dobrze? – Podciągnęła do góry jego

koszulkę. – Zajmijmy się czymś innym.

Matt odsunął się i spojrzał na nią z powątpiewaniem.

- Jesteś pewna? Masz mnóstwo na głowie.

- Potrzebuję tego, Matt, potrzebuję ciebie.

Uniósł ręce, opuszkami palców powiódł po jej wargach,

kościach policzkowych, brodzie. Zaskoczył ją ten delikatny
dotyk, nie tego się spodziewała, ale dokładnie tego
potrzebowała. Odrobiny delikatności. Odrobiny czułości.

Matt był tego świadomy, a ona cieszyła się, że taki

twardziel potrafi być tak czuły.

Ujął jej twarz w dłonie i kciukami przesunął wzdłuż jej

brwi, skroni, kości policzkowych. Nie chciała niczego
przyspieszać. Wiedziała, że ich pierwsza noc – pierwsza
i jedyna – będzie wyjątkowa. Pragnęła poczuć jego wargi na
swoich i w końcu Matt musnął jej usta pocałunkiem. Raz,
potem drugi, zanim w końcu przycisnął wargi do jej ust.
Próbowała przyciągnąć go bliżej, zmusić, by dał jej więcej, ale
on powoli karmił ją pocałunkami.

Doprowadzał ją do szaleństwa w najlepszy możliwy

sposób. Pragnęła go już przed laty, ale tamto pożądanie nie
dało się porównać z napięciem seksualnym teraz. Emily
zdawało się, że jest w nim tyle energii, że mogliby rozświetlić
pokój.

Całowali się długo i bez pośpiechu. Dotykała go gdzie

tylko mogła. Wsunęła rękę pod jego koszulkę i przesunęła ją
na jędrne pośladki. Potem palcami obu dłoni wędrowała

background image

wzdłuż jego boków. Wreszcie wsunęła jeden z nich pod pasek
spodni Matta, czując wyjątkową kobiecą siłę.

Chciała, by przestał się kontrolować, więc pogłaskała jego

członek. Została za to wynagrodzona cichym przekleństwem
i dziwnym śmiechem. Odpięła pierwszy guzik dżinsów, potem
kolejne.

- Grasz nie fair, Arnott.

Podniosła na niego wzrok.

- Ja nie gram, Velez.

Kiedy wsunęła rękę pod bokserki i uwolniła nabrzmiałego

penisa, Matt ją odwrócił, a ona oparła ręce o ścianę. Tego
właśnie pragnęła, czegoś nowego, spoza jej strefy komfortu.
Zaufała Mattowi, pozwoliła mu rozpiąć zamek błyskawiczny
sukienki. Wzdychała, kiedy przykładał otwarte usta do
nierówności jej kręgosłupa. Poczuła, że rozpiął jej stanik,
patrzyła, jak jej sukienka i koronkowy stanik zsuwają się na
podłogę. Dłonie Matta przemknęły po jej brzuchu i ujęły
piersi. Wtulił twarz w jej kark, całując ją w zagłębieniu, gdzie
szyja łączy się z ramieniem.

- Pragnę cię – mruczał. – Pragnąłem cię od chwili, kiedy

ujrzałem cię po raz pierwszy.

Kiedy pieścił jej sutki, znalazła się w punkcie między

podnieceniem, pożądaniem i bólem.

- Chcę czuć na sobie twoje wargi – mówiła.

Znów ją odwrócił i przeszywał wzrokiem.

- Gdzie?

Zakręciło jej się w głowie.

background image

- Wszędzie, Matt.

Uśmiechnął się i wziął do ust sutek, wodząc wokół niego

językiem. Emily poczuła gorąco i głośno jęknęła.

- Matt… ja… to niesamowite…

- Jeszcze nie dotarliśmy do tego, co najlepsze.

Teraz już niecierpliwie odsunął nogą jej ubrania, które

leżały na podłodze. Emily była zaskoczona swoim brakiem
zahamowań. Ukląkł i oparł czoło o jej brzuch, chwytając ją za
biodra. Wsunął kciuki za gumkę koronkowych fig i pociągnął
je w dół. Potem spojrzał na cienki pasek włosów i przesunął
po nim palcem, a ona głośno wciągnęła powietrze.

- Nie mogę się doczekać, żeby poznać twój smak.

Stanęła na lekko rozstawionych nogach. Pocałował jej

biodro, wewnętrzną część uda, delikatnie muskając przy tym
policzkiem wzgórek łonowy. Przed jej oczami tańczyły
maleńkie iskierki.

- Matteo.

- Moja piękna diablica – powiedział i dotknął jej tam,

właśnie tam.

Ledwie mogła myśleć i oddychać, kiedy znalazł się w niej

najpierw jeden, a potem drugi palec Matta. Kciukiem krążył
na zewnątrz.

- Jestem blisko – szepnęła skupiona.

- Jeszcze nie. – Spojrzał na nią.

- Nie mogę czekać.

background image

- Możesz, musisz. – Bez wahania pochylił głowę

i pocałował łechtaczkę. Wsuwał w nią palce i je wysuwał,
a ona spadała i wznosiła się jak na skrzydłach, i to
jednocześnie.

Chwyci ją czy pozwoli upaść? Nieważne, liczyła się sama

podróż, niepowtarzalne połączenie radości, przyjemności,
ekstazy erotycznej. Dotąd tylko o czymś takim słyszała
i czytała, ale to było jeszcze lepsze. Pragnęła, by się nie
kończyło. Nie wyobrażała sobie, by pozwoliła na taką
intymność innemu mężczyźnie. Matt był wszystkim, czego
potrzebowała.

Kiedy światła pod jej powiekami przygasły i ustały

miniwybuchy wulkanów w jej ciele, Matt wyciągnął rękę
spomiędzy jej ud, chwycił ją za biodra i spojrzał na nią.

- Pragnę cię, Em. Pójdziesz ze mną do łóżka?

Odmowa po prostu nie wchodziła w rachubę.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Budziła się powoli. Odwróciła głowę i zobaczyła pierwsze

ślady świtu przebijające się przez nocne niebo. Wyciągnęła
rękę, obok niej było pusto. Obróciła się na plecy, a z jej ust
popłynęło kilka całkiem twórczych przekleństw. Matt
wyszedł, znów była sama.

Słyszała, że mężczyźni mają zwyczaj znikać po seksie, ale

nie spodziewała się, że Matt wyjdzie bez pożegnania czy
choćby podziękowania za spędzony czas. Zamrugała,
powstrzymując łzy, zła, że pozwoliła sobie na takie emocje.

Czego oczekiwała? Że Matt, świadomy jej zaręczyn

z innym, obieca jej księżyc oraz gwiazdy i kupi jej
miniaturowego jednorożca? Od pierwszego pocałunku igrali
z ogniem, a minionej nocy stanęli w płomieniach.

Aż nadszedł ranek i węgle w ich ognisku ostygły.

- Morris cię szantażuje. Czym?

Usiadła prosto, odwróciła głowę i ujrzała Matta siedzącego

na krześle w rogu pokoju, ubranego, z poważną miną.
A ponieważ była wciąż naga, podciągnęła kołdrę.
Potrzebowała chwili, by zrozumieć, że Matt wciąż tu jest.
Patrzył na nią, kiedy spała. Odsunęła włosy z twarzy
i wyjrzała przez okno. Powinien wyjść.

- Nie możesz tu zostać. Nikt nie może się dowiedzieć, co

robiliśmy.

background image

- Nigdzie się nie wybieram, dopóki tego nie

przedyskutujemy. – Wstał z krzesła i przysiadł na łóżku. – Od
tygodni krążymy wokół tego tematu, wczoraj w zasadzie
potwierdziłaś, że on cię szantażuje. Pozwól, żebym ci pomógł.

Kusiło ją, by przyjąć jego wyciągniętą rękę, ale czy może

mu zaufać? Przypomniała sobie bezwzględne słowa, które
Nico rzucił w jej stronę minionego wieczoru, i potrząsnęła
głową.

- Nie mogę. Wczoraj powiedział mi, żebym trzymała się

od ciebie z daleka, bo jeśli nie, odczujesz konsekwencje na
własnej skórze. Nie mogę ryzykować twojej kariery i opinii.

Matt prychnął. Położył rękę na jej udzie.

- Jestem dużym chłopcem i potrafię o siebie zadbać.

Widziała jego pewność siebie, a jednak nie mógł nie

wiedzieć, co ryzykuje.

- Zagroził, że jeśli nie zerwę z tobą kontaktów, złoży na

ciebie donos do Komisji Papierów Wartościowych i Giełd.

Matt uniósł brwi.

- Niech spróbuje, cała sprzedaż, którą nadzoruję, jest

legalna, niech sobie wsadzi swoją skargę tam gdzie chce.

- Jesteś pewien? Mógłby ci narobić kłopotów.

- Kieruję znaną i szanowaną firmą, którą Morris opuścił

w niełasce, w cieniu podejrzeń. Nie obawiam się go.

Emily spojrzała na niego, a on zmarszczył czoło, widząc

jej powątpiewanie.

- Nie wierzysz mi?

background image

- Oczywiście, że wierzę, ale Nico nie bałby się postawić

nawet fałszywych oskarżeń.

- W twoim przypadku tak zrobił?

Poprosiła Matta, by podał jej szlafrok. Włożyła go,

zawiązała pasek, usiadła na łóżku i spojrzała na niego.

- Czemu ta rozmowa przychodzi ci z takim trudem,

kochanie? – spytał.

- Dwa lata temu obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę

na nikim polegać, że będę niezależna.

- Zaraz wrócimy do Nica i jego szantażu, ale czemu tak

zrobiłaś? – spytał. – Czemu bycie samodzielną tak wiele dla
ciebie znaczy?

To jest jak powolne odrywania strupa z ropiejącej rany.

- Bo mam dość ludzi, którzy mnie zawodzą, dość

polegania na dobrej opinii innych. Kiedy na kimś polegasz, ten
ktoś staje się dla ciebie ważny, a wszyscy, o których myślałam,
że są ważni, opuścili mnie w taki czy inny sposób. Mama,
ojciec…

Matt przekrzywił głowę.

- Twój ojciec chyba mieszka w tym dużym domu po

drugiej stronie podjazdu.

- Może, ale emocjonalnie opuścił mnie wtedy, kiedy

odeszła mama.

- Aha.

Wstała i podeszła do okna. Zebrawszy myśli podjęła:

background image

- Po wyjeździe mamy ojciec popadł w głęboką depresję.

Kiedy z niej wyszedł, rzucił się w wir pracy, żeby odzyskać to,
co stracił w Black Crescent. Stał się pracoholikiem
i samotnikiem. Jednym z powodów, dla których zaczęłam
pracować w Arnott’s, była myśl, że to jedyny sposób, żeby go
widywać.

Poczuła bliskość Matta, który zamiast jej dotknąć, stanął

naprzeciwko niej, opierając ramię o szybę.

- Mów dalej.

- Z powodu Davy’ego ojciec znalazł niszowy rynek

i zadbał o interes finansowy niepełnosprawnych bogatych
dorosłych. Spora część ich dochodów jest zamrożona
w funduszach powierniczych, a ojciec za pośrednictwem
Arnott’s jest ich doradcą finansowym. Płacimy też rachunki
i raportujemy co miesiąc do funduszy albo ich opiekunów.
Nasza reputacja firmy działającej zgodnie z prawem jest dla
nas święta.

- Popraw mnie, jeśli się mylę. Nico ma na was coś, co

zszargałoby waszą reputację.

Emily przytaknęła.

- Co to jest?

Czuła się jak na stole operacyjnym, gdzie leży jeszcze

przytomna i nie wie, czy cięcie będzie bolało czy nie.

- Em…

- Ma zdjęcie mojego taty, który ściska dłoń szefowi

rosyjskiej mafii na wschodnim wybrzeżu. – Mówiła szybko,
jakby dzięki temu jej słowa były mniej przerażające.

background image

Matt zmarszczył czoło.

- Powtórz to. Twój ojciec przyjaźni się z gangsterem?

Cieszyła się, że słyszy niedowierzanie w jego głosie.

- Mój ojciec nie ma przyjaciół, ale odwiedza Davy’ego

w Brook Village. Wdał się tam w rozmowę z drugim
rodzicem, Iwanem Sokołowem, znanym jako John. Nico
zrobił im zdjęcia i grozi, że rozpowie, że Arnott’s pierze
pieniądze mafii, a ojciec wykorzystuje ten ośrodek, żeby ukryć
swoje spotkania z Johnem.

- Jasny szlag.

Emily włożyła ręce do kieszeni szlafroka.

- Nasi klienci nie mogą mieć cienia wątpliwości co do

naszej uczciwości.

Matt przeciągnął kciukiem po jej policzku.

- Rozumiem, ale zdjęcie z jednego spotkania? Nie

przykładasz do niego zbyt dużej wagi?

- Nie mogę ryzykować. – Położyła rękę na jego piersi i od

razu poczuła się silniejsza.

Matt przykrył jej dłoń.

- Czemu nie powiedziałaś tego ojcu?

Wlepiła wzrok w podłogę. Choć Matt ujął ją pod brodę,

nie od razu spojrzała mu w oczy. Gdy to zrobiła, zobaczyła
w nich empatię i sporą dozę determinacji.

- Czemu, kochanie?

Oczy ją piekły od niewylanych łez.

- Nie powiedziałam mu, bo…

background image

Załkała cicho i potrząsnęła głową.

Matt objął ją i przytulił.

- Bo nie wierzysz, że stanie po twojej stronie? Że postawi

twoje szczęście przed dobrem firmy? Boisz się, że będzie
nalegał na małżeństwo z Morrisem?

Emily kiwnęła głową.

- Och, kochanie.

Poczuła wargi Matta na czubku swojej głowy.

- Tak się bałam, Matt.

- Już za to tylko dałbym mu popalić – rzekł pełen złości.

Odsunęła się i spojrzała na niego.

- Nie wolno ci tego nikomu powtarzać ani konfrontować

się z Nikiem.

- Wolno, do diabła.

Cofnęła się, ściskając w dłoni materiał jego koszuli.

- Matt, nie! Powiedziałam ci o tym, bo… tak czy owak nie

wolno ci zrobić nic, co sprowokowałoby Nica do działania.
Nieważne, czy jego oskarżenia są prawdziwe, liczy się, jak
zostaną przyjęte. Kiedy my będziemy prostować jego
kłamstwa, klienci zaczną nas opuszczać. Nikt poza Giną o tym
nie wie. Obiecaj mi, że zachowasz to dla siebie. – Chwyciła go
za ręce. – Matt, obiecaj.

Na moment odwrócił wzrok, a kiedy znów spojrzał jej

w oczy, zobaczyła, że złość zastąpiła znów troska.

- Co zamierzasz? – spytał w końcu.

background image

- Szczerze mówiąc, potrzebuję na niego jakiegoś haka,

żebym też mogła go szantażować. To nie jest miłe
rozwiązanie, ale jest najlepsze. Może ty wiesz coś takiego,
pracowaliście razem.

Matt pokręcił głową.

- To dupek, ale nie wiem o niczym, co kazałoby mu się

teraz wycofać.

Była bliska załamania.

- Nie patrz tak. – Musnął jej wargi pocałunkiem. – Jakoś

cię z tego wyciągniemy. Jedno jest pewne, nie wyjdziesz za
tego drania.

Jego słowa były muzyką dla jej uszu.

- A teraz wracajmy do łóżka. – Delikatnie rozsunął poły jej

szlafroka. – Nie ma lepszego sposobu na rozpoczęcie nowego
dnia.

- Masz chwilkę, Em?

Podniosła wzrok znad monitora i gestem zaprosiła Ginę do

środka. Zamknęła plik z nietkniętym arkuszem kalkulacyjnym
i odsunęła się z krzesłem od biurka. Myślami przeskakiwała
od przerażenia, że powiedziała Mattowi o szantażu Nica, do
drżenia z rozkoszy, jaką mu zawdzięczała.

Co więcej, okazało się, że ona też jest utalentowaną

kochanką.

- O rany, ja też chcę mieć to, co ty masz. – Gina usiadła

i skrzyżowała zgrabne nogi.

Emily otworzyła usta, by jej powiedzieć, że spała

z Mattem, i w ostatniej chwili ugryzła się w język. Uznała, że

background image

zachowa to dla siebie. To było jak odkrywanie długo
oczekiwanego prezentu na dnie szafy, jeszcze nie chciała się
dzielić tą niespodzianką.

Poza tym, kiedy ich relacja się skończy, bo wszystkie

relacje się kończą, nie będzie musiała niczego wyjaśniać
Ginie.

- Twój ojciec prosi o raport – rzekła Gina, zerkając do

notesu.

Emily skrzywiła się.

- Jeszcze nie jest gotowy.

Gina uniosła brwi.

- Pracowałaś w ogóle przez ostatnie dwa dni?

- Właściwie nie.

Gina uderzyła notesem o brzeg biurka.

- Nie podam twojemu ojcu takiej informacji. Sama się

wytłumacz.

Emily potulnie kiwnęła głową. Ojciec był bardzo

wymagający, a fakt, że jest jego córką, nie chronił jej przed
pytaniem, czemu spóźnia się z pracą.

Gina splotła ramiona i postukiwała palcami w swoje

ramiona. To znaczyło, że jest zdenerwowana. Emily czuła, że
nie chce usłyszeć, co Gina ma do powiedzenia. Zastanawiała
się, czy nie przeprosić i nie wyjść do toalety, ale Gina by na
nią zaczekała.

- O co chodzi? – spytała.

Gina zawahała się, co nie było w jej charakterze.

background image

- Wiesz, że usiłuję dogrzebać się jakichś brudów na temat

Nica, żebyś mogła się od niego uwolnić.

- Znalazłaś coś?

- Nic, co by ci pomogło, ale słyszałam, jaki był, kiedy

pracował w MJR Investing. Niestety, słyszałam też sporo
o Matcie.

Emily zacisnęła dłonie. Chciała poznać złe wieści na temat

Nica, nie chciała słyszeć nic negatywnego na temat
mężczyzny, któremu się oddała. W którym prawdopodobnie
była zakochana.

Prawdopodobnie? Nie, zrobiła już ten zgubny krok.

- Chcesz wiedzieć, czego się dowiedziałam? – spytała

Gina.

Nie, ale nie może chować głowy w piasek.

- Jak wiesz, Nico i Matt razem pracowali. Obaj zaczęli na

parkiecie i obaj byli zdolni.

- Skąd masz te informacje? I czy są wiarygodne?

- Od dilera, który z nimi pracował. Dał mi nazwisko

kogoś, kto także pracował w MJR w tym samym czasie, ich
opowieści są znacząco podobne. Żaden z nich nie był
w konflikcie z Nikiem ani z Mattem.

- Okej, mów dalej.

- Matt i Nico twardo z sobą rywalizowali i wciąż się

kłócili. Kiedy Matt miał nowy samochód, Nico kupował
jeszcze lepszy. Kiedy Nico podejmował ryzyko, Matt
ryzykował jeszcze bardziej. Nie było nic świętego, wszystko

background image

było rywalizacją. Mieli obsesję na tym punkcie. Kiedy Matt
awansował i został prezesem, Nico odszedł z firmy.

- Nie wspomniałaś, czy rywalizowali też o kobiety.

Gina skrzywiła się.

- O tak, nieustająco. Nie o konkretną kobietę, ale kiedy

Nico spotykał się z modelką, Matt zaczął się umawiać
z supermodelką. Koledzy zakładali się, który z nich
przyprowadzi seksowniejszą laskę na biurową imprezę.

- Czarujące – oceniła Emily, czując się, jakby ktoś ściskał

ją za szyję. Spuściła wzrok na swoje drżące dłonie i zapytała: -
Myślisz, że to przypadek, że Matt pojawił się znów w moim
życiu, kiedy zaręczyłam się z Nikiem?

- Nie wiem, Em. Tylko on to wie. Powtarzam, co

słyszałam, żebyś znała fakty. – Gina wstała. – Wszyscy moi
rozmówcy podkreślali, że Matt jest wyjątkowo ambitny
i kocha współzawodnictwo. Jeśli czegoś chce, skupia na tym
całą uwagę, a jak osiągnie cel, często traci nim
zainteresowanie.

- Więc jest mną zainteresowany tylko z powodu Nica.

Gina wyrzuciła do góry ręce.

- Nie wiem. Nie chcę w to wierzyć, ale nie chcę też, żebyś

się w nim zakochała, gdyby miał cię rzucić. I przysięgam, że
jeśli to zrobi, połamię mu kości.

Kiedy Gina wyszła, Emily położyła głowę na biurku

i usiłowała odsunąć od siebie przytłaczające emocje. Wzięła
dwa głębokie oddechy. Przed laty Matt ją odtrącił, tłumacząc,
że jest wstawiona i za młoda. Przez długi czas jej unikał, a gdy
ich drogi się krzyżowały, wymieniali co najwyżej chłodne

background image

powitania. Później, tego samego wieczoru, gdy dowiedział się,
że zaręczyła się z Nikiem, wdarł się do jej życia i jej serca.

Doprowadził do tego, że się przed nim otworzyła. Czy

chciał mieć to, co miał Nico, czy był szczerze zatroskany jej
trudnym położeniem?

Nie znała odpowiedzi. Jednego była pewna – przyjdzie

taki moment, że Matt ją porzuci, tak jak zrobili to inni.

Boże, jaka z niej idiotka. Tyle razy sobie powtarzała, że

nie powinna mu ufać. Poniosła porażkę.

Zakochała się, a przyrzekała sobie, że nigdy się nie

zakocha, bo miłość jest zbyt ulotna. Musi przestać spotykać
się z Mattem, dopóki jej serce jeszcze nie ucierpiało, dopóki
wciąż jest w stanie funkcjonować.

Za parę miesięcy, może za rok, zapomni o nim. Będzie się

śmiała ze swojego złudzenia, że była zakochana.

Za dwanaście miesięcy, trzysta sześćdziesiąt pięć dni.

Bo teraz miała ochotę tylko płakać.

Wyszła z biura po ósmej, a ponieważ minionej nocy

niewiele spała i dostała ataku płaczu, była wykończona
i roztrzęsiona. Z torebki dobiegł ją dzwonek telefonu.
Zignorowała go. Nie miała ochoty rozmawiać z Nikiem, a jeśli
to był Matt, cóż, nie odebrała już jego pięciu telefonów, nie
odpowiedziała na niezliczone esemesy i teraz też nie
zamierzała z nim rozmawiać.

Potrzebowała spokoju, którego nie zaznała od długiego

czasu. Z bocznej kieszeni torebki wyjęła kluczyki i szła przez
pusty parking. Kusiło ją, by spędzić tę noc w hotelu, gdzie
Nico ani Matt by jej znaleźli.

background image

Chciała zebrać siły i uporządkować myśli. Wino, kąpiel

z bąbelkami, komedia romantyczna w telewizji, Pulpet…

- Em…

Krzyknęła i położyła rękę na sercu. Pochyliła się, by

złapać oddech. Poczuła rękę Matta na plecach.

- Wybacz, kochanie, nie chciałem cię przestraszyć.

- Jasny szlag, Velez! – zawołała.

Matt uniósł ręce.

- Przepraszam, powinnaś zwracać uwagę na otoczenie.

Robi jej wykład? Otworzyła drzwi samochodu i wrzuciła

do środka torebkę. Potem zamknęła drzwi, oparła się
o samochód i splotła ręce na piersi.

- Czego chcesz?

Wyglądał na zaskoczonego.

- Nie odpowiadasz na telefony. Wszystko w porządku?

- A jak myślisz? Cholernie mnie przeraziłeś.

Potrząsnął głową.

- Nie o to pytam. Co się dzieje?

- Odejdź, Matt.

Położył rękę na drzwiach samochodu.

- Co się dzieje? – Gdy milczała, dodał: - Żałujesz naszej

nocy?

Została szantażem zmuszona do zaręczyn, nie była winna

szantażyście wierności. A jednak żałowała, że przespała się

background image

z mężczyzną, dla którego była zdobyczą, którą można później
porzucić.

Spojrzała na niego, mrużąc oczy.

- Sądziłam, że skoro już osiągnąłeś cel, znikniesz.

- O czym ty mówisz, do diabła?

- Dostałeś to, czego chce Nico, więc możesz odejść. Po co

przyszedłeś?

- Mówisz bez sensu – zirytował się.

- Sześć lat temu nie chciałeś mieć ze mną do czynienia.

Odkąd się dowiedziałeś, że zaręczyłam się z twoim
największym rywalem, nie dajesz mi spokoju.

Dojrzała błysk w oczach Matta i zrozumiała, że to prawda.

Był z nią wyłącznie z powodu Nica.

- Pozwól mi wyjaśnić – powiedział.

- Co tu jest do wyjaśniania? Odpowiedz mi: jeśli zerwę

z Nikiem, będziesz ze mną? Mamy szansę na coś więcej?

Matt potarł kark.

- Jesteś zdenerwowana. To nie jest dobry moment na taką

rozmowę.

- Odpowiedz na pytanie! – Teraz już krzyczała.

- Nie wiem! – odparł, również krzycząc. – Wiem tylko, że

nie chcę cię pragnąć, nie chcę pragnąć niczego więcej.

Patrzyła na niego zdezorientowana.

- Co to znaczy?

Schował ręce do kieszeni spodni, zaciskając wargi.

background image

- Możemy przestać się kłócić, proszę?

Kiwnęła głową.

- Jeśli chcesz.

- Czemu mi się zdaje, że czegoś nie rozumiem?

- Bo nie jesteś głupi. Pozwól, że ci to powtórzę. Nie

potrzebuję twojej pomocy. Jedyne, czego od ciebie
potrzebowałam, dałeś mi minionej nocy. Zastanawiałam się,
jak byłoby nam w łóżku i teraz już to wiem. Dzięki.

Mówiła niewiarygodnie nonszalancko.

- Musisz popracować nad swoimi aktorskimi

umiejętnościami – stwierdził Matt.

- A ty nad swoim słuchem – warknęła. – Po prostu odejdź.

Zrobiłeś to przed laty, więc bądź tak dobry i zrób to po raz
kolejny.

- Jeśli teraz odejdę, już nie wrócę. Mam dość błagania cię,

żebyś mi pozwoliła zostać.

Poczuła ucisk w sercu, była u kresu wytrzymałości.

- Okej, tylko odejdź.

- Jeśli odejdę, to będzie koniec. – Jego słowa były jak

kamienie wrzucane do płytkiej kałuży przejrzystej wody. –
Rozumiesz?

Łza spłynęła po jej policzku. Zamknęła oczy z nadzieją, że

powstrzyma pozostałe.

- Rozumiem.

Jego westchnienie przypominało świst powietrza, które

ucieka z balonu. Odwróciła się i otworzyła drzwi samochodu,

background image

mówiąc sobie, że nie wolno jej więcej spojrzeć na jego
ukochaną twarz. Gdyby to zrobiła, poddałaby się.

Usłyszała oddalające się kroki i stała w milczeniu. Jej

twarz zalewały łzy.

Odchodził z jej życia – nie, to ona go odtrąciła. Nie

wiedział, że zostawia ją ze złamanym sercem.

Nazajutrz bezskutecznie usiłował skoncentrować się na

pracy. To była katastrofa.

Był dumny, że radzi sobie z wieloma obowiązkami i ma

wyjątkową pamięć. Tego dnia jego umysł zaciął się, a oczami
wyobraźni widział tylko przerażone oczy Em, jej przygarbione
plecy, łzy płynące po policzkach.

Wrócił do niej, ponieważ jej pragnął. Także dlatego, że nie

mógł się pogodzić z tym, że była z Morrisem. Szybko jednak
przestał myśleć o swoim ego i zaczął widzieć coś więcej
oprócz pięknej twarzy, w której dominowały fiołkowe oczy.
Widział samotność Emily, jej determinację, żeby być
samodzielną i ukrywany ból.

Podobały mu się jej inteligencja i poczucie humoru.

Uwielbiał jej ciało. Była jedyną kobietą, z którą mógłby
spędzić życie. Te obrazy sprzed lat – Emily jako jego żona
i matka jego dzieci – były trafne. Ponieważ jednak był
wówczas młody i głupi, uciekł od niej jak najdalej.

Pokochał ją, a myśl o poślubieniu kogoś innego była mu

równie niemiła jak perspektywa ropiejącego zęba.

Ale jej duma została zraniona, myślała, że Matt jest z nią

wyłącznie z powodu rywalizacji z Nikiem. Niestety, on i Nico

background image

byli kiedyś niedojrzałymi arogantami i ich legenda wciąż żyła.
Emily musiała usłyszeć o ich żenującej relacji.

Potarł skronie czubkami palców. Kiedy kochał się z Emily,

stwierdził, że to prawdziwe spotkanie ciał i dusz. A miał to
z czym porównywać. Chciał przy niej zasypiać i budzić się
u jej boku, słyszeć jej śmiech, badać jej ciało i umysł. Pragnął,
by została osią jego rodziny, za którą nagle rozpaczliwie
zatęsknił, by była matką jego dzieci.

Myślał, że się w tym zgadzają. Jej słowa z poprzedniego

wieczoru kazały mu w to wątpić.

Czemu nie był w stanie jej odpowiedzieć, gdy pytała,

czego od niej chce? Bo słowa: małżeństwo, dzieci i na zawsze
nigdy dotąd nie padły z jego ust? Bo był przerażony? Bo jest
tchórzem?

Tak, i dużo więcej.

Poczuł ból pod powiekami. Obrócił się razem z krzesłem

i wyjrzał przez okno na rzekę Hudson. Emily uznała pewnie,
że to koniec. Nie obchodzi go, czy chce jego pomocy, nie
opuści jej teraz, kiedy najbardziej go potrzebuje.

Zadowolony, że może skupić się na czymś innym niż jego

zranione serce, zaczął kombinować, jak pozbyć się Nica.
Najprościej byłoby go zabić, ale długa odsiadka do niego nie
przemawiała, więc musi wymyślić coś innego. Kiedy Emily
będzie już bezpieczna, odejdzie, bo nie pchał się tam, gdzie
nie był mile widziany.

Vi weszła do gabinetu z jego ulubionym kubkiem

w prawej ręce i papierami w lewej. Wziął od niej kawę
z wdzięcznym uśmiechem, wypił łyk i przymknął oczy.

background image

- Dziękuję, właśnie tego potrzebowałem.

- Wyglądasz koszmarnie – zauważyła, kładąc papiery obok

komputera.

- Czuję się koszmarnie.

Vi przycupnęła na krześle. Jej zwykle poważna twarz była

pełna troski.

- Jak mogę ci pomóc, Matt?

- Moja przyjaciółka…

- Emily Arnott.

Oczywiście wie, o kim mówił, miała niesamowitą intuicję.

A może była wścibska.

- Wplątała się w związek z Morrisem. I w coś

podejrzanego.

- Z tym Morrisem, który tu pracował? – Zmarszczyła nos.

- Tak, właśnie z nim.

- Nigdy go nie lubiłam. Zawsze chodził na skróty. Niektóre

z jego transakcji były na granicy uczciwości.

Matt wyprostował się.

- Naprawdę?

Przytaknęła.

- Już miałam do ciebie przyjść z moimi podejrzeniami, ale

wtedy akurat się zwolnił, więc problem zniknął.

- Szkoda, że nie przyszłaś. – Matt się skrzywił. – Miałbym

dzisiaj argumenty.

Oczy Vi się uśmiechnęły, dodając jej urody.

background image

- Cóż, mam na sumieniu pewien drobiazg, który też można

by uznać za nieetyczny.

O, ciekawe.

- Co to takiego?

- W dniu twojego awansu na prezesa pracowałam do

późna. Miałam przeczucie, że Morris odejdzie. Obawiałam się,
że zniszczy wrażliwe informacje, więc zrobiłam kopię jego
pulpitu.

Matt przysunął do siebie klawiaturę i szybko sprawdził

firmowy serwer. Zidentyfikował pliki z komputera Morrisa
i pokręcił głową.

- Już to sprawdzałem, nic tam nie ma.

Vi wstała, obeszła biurko i spojrzała na ekran.

- To kopia zapasowa zrobiona przez kogoś z działu IT. Ten

plik jest dużo mniejszy niż tamten, który ja zrobiłam.

Serce Matta zaczęło galopować.

- Powiedz, proszę, że wciąż masz tę kopię.

Vi przewróciła oczami.

- Oczywiście, że mam. – Szturchnęła go, a on zrobił jej

miejsce przy klawiaturze.

Minutę później połączyła się z siecią i wpisała kod. Po

chwili na ekranie pojawił się plik sprzed pięciu lat.

Cofnęła się i powiedziała z uśmiechem:

- Jeśli znajdziesz coś godnego uwagi, mogę liczyć na

podwyżkę?

Matt przysunął się z krzesłem do biurka.

background image

- Dostaniesz podwyżkę, nawet jeśli niczego nie znajdę. –

Otworzył folder i przeglądał katalog. Istniała ogromna
rozbieżność między plikami, do których miał dostęp, i tymi
zapisanymi przez Vi. Należało oczywiście zacząć od
sprawdzenia, co Morris usunął, nim pojawili się u niego
informatycy.

Modlił się, by znaleźć coś, co mógłby wykorzystać.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

„Pakuj się, jedziemy do Vegas. Będziesz potrzebowała

sukni ślubnej”.

Emily po raz drugi przeczytała wiadomość od Nica

i zrobiło jej się niedobrze. Boże, to się naprawdę dzieje.

Czy tak właśnie czuli się francuscy arystokraci, widząc

przed sobą ostrze gilotyny? Przerażeni, pokonani,
zrezygnowani i już jakby trochę martwi w środku?

Nie czuć, nie reagować, nie myśleć. Chyba tylko to

pozwoliłoby jej przetrwać kolejne nie wiadomo ile lat
małżeństwa z Nikiem.

Oparła czoło o szybę. Jeśli teraz czuła się jak cień osoby,

którą była dotąd, to kiedy uwolni się od Nica, nic z niej nie
zostanie.

Nie może za niego wyjść.

I może Matt przyjdzie jej z pomocą. Pogodziła się z tym,

że nie czeka ich szczęśliwa przyszłość, ale może jego
zamiłowanie do rywalizacji jest na tyle silne, że zechce
pokonać Nica. Może jego oferta jest wciąż na stole.

Nie zostało jej wiele możliwości, a czas uciekał. Musi

odłożyć na bok dumę i pogodzić się z faktem, że nie zrobi tego
sama. Potrzebowała wsparcia Matta.

background image

Zanim wybiła sobie z głowy tę decyzję, sięgnęła po telefon

i wybrała jego numer. Gdy przełączyło ją na pocztę głosową,
przeklęła zirytowana, mimo to zostawiła mu wiadomość.

„Wiem, że jesteś na mnie zły, ale Nico chce, żebyśmy dziś

polecieli do Vegas i wzięli ślub. Jestem w kropce i potrzebuję
twojej pomocy. Pomożesz mi?”.

Kiedy Matt wysłucha jej wiadomości? Czy ona ma tyle

czasu? Przygryzła wargę i przycisnęła rękę do mostka, usiłując
złagodzić niepokojące pieczenie.

Czekając, aż Matt oddzwoni, postanowiła zrobić wszystko,

by zminimalizować nadciągającą katastrofę. Pierwszym
krokiem była konfrontacja z ojcem, doprowadzenie do tego,
by jej wysłuchał. Musi z nim porozmawiać nie jak pracownik
z szefem, ale jak córka z ojcem.

Przyciskając telefon do piersi, wyszła z gabinetu, minęła

puste biurko Giny i ruszyła do gabinetu ojca. Chciała go
poinformować, co się dzieje i uprzedzić o walce, w którą będą
zmuszeni się zaangażować. Musi go przygotować, zapewnić
go, że z pomocą Matta dadzą radę. Że firma przetrwa.

Zapukała do drzwi, otworzyła je i stanęła jak wryta,

widząc Nica w fotelu naprzeciwko biurka. Twarz ojca była
koloru świeżego śniegu. W oczach miał strach.

Jasny szlag, ojciec już wie. Dostrzegła jego drżącą brodę

i nabrzmiałe żyły.

- Emily… - odezwał się słabym głosem, jakby brakowało

mu powietrza. – Co my zrobimy? Nie mogę stracić firmy. To
wszystko, co mam.

background image

Chciała wykrzyczeć, że ma jeszcze ją i Davy’ego, że są

ważniejsi niż firma, ale słowa utknęły jej w gardle.

Jak mogła choćby przez moment pomyśleć, że ojciec da

z siebie wszystko i znajdzie rozwiązanie, zamiast spodziewać
się tego po niej? Że zaryzykuje firmę, by ratować córkę? W jej
rodzinie było inaczej, to ona się dla wszystkich poświęcała.

- Pokazałem twojemu ojcu zdjęcie i komunikat prasowy,

które prześlę na policję i do prasy, jeśli dziś za mnie nie
wyjdziesz. Są obciążające. – Posłał jej lodowaty uśmiech. –
Nie myśl, że Velez przyjedzie na białym koniu. Jest tobą
zainteresowany wyłącznie dlatego, że należysz do mnie.

Należy do niego? Boże, nie zwiąże się z tym mizoginem

i narcyzem. Nawet dla ojca czy dla ratowania reputacji.

Ojciec odchrząknął, a ona przeniosła na niego wzrok.

- Emily, to wszystko, co mam. Nie odbuduję firmy, jeśli

nasi klienci odejdą. Mam jakieś oszczędności, ale wystarczą
na opłacenie Davy’emu pobytu w Brook Village przez kilka
miesięcy, a nawet jeśli oboje znajdziemy jakąś pracę, nie
będzie nas stać na opłaty. Jestem prawie pewny, że znów
pogrążę się w depresji, tak jak po odejściu twojej matki.

Emily miała świadomość, że to inny rodzaj szantażu, ale,

do diabła, skuteczny. Nie chciała, by Davy musiał opuścić
Brook Village ani żeby ojciec znów zamknął się w swoim
pokoju. Jakaś jej część chciała krzyknąć: A ja? Co ze mną?

Ojca to nie obchodziło. Prawda była taka, że nie chciał, by

coś się zmieniło, a ona była kozłem ofiarnym. Choć bardzo
chciała zaprotestować, ojciec miał rację w jednym: Jeśli nie
wyjdzie za Nica, ucierpi Davy, a on był niewinny.

background image

Wiedziała, że nie ma już wyboru, więc wyszeptała:

- Cóż, więc chyba wyjdę za mąż.

Nico podniósł się z fotela z uśmiechem.

- Doskonale. – Wziął z biurka zdjęcie i kopię komunikatu

dla prasy. – Następny przystanek Vegas.

Nie, następny przystanek piekło.

„Matt, Emily wyjechała do Vegas, żeby wziąć ślub. Co

masz zamiar z tym zrobić, do diabła?”.

Matt wysiadł z taksówki i spojrzał na zatłoczony Vegas

Strip. Słowa Giny odbijały się echem w jego głowie. Słyszał
także rozpaczliwe pytanie Em „Pomożesz mi?”, i odtwarzał
w pamięci nieszczęsną konfrontację z jej ojcem sprzed kilku
godzin. Fatalny początek relacji z przyszłym teściem (jeśli
wszystko pójdzie dobrze).

„Jak się uspokoiłem, próbowałem ją zawrócić”, powiedział

mu Leonard, wykręcając palce. „Byłem przerażony. Chcę,
żeby wiedziała, że nie musi wychodzić za Morrisa, że damy
sobie radę, ale nie odbiera telefonu”.

Matt spojrzał na swój aparat, ale jedyną wiadomością na

ekranie była wiadomość od Leonarda, który prosił
o informacje. Matt ściągnął brwi. Nie miał nowych informacji.
Telefon Emily był wyłączony, podobnie telefon Morrisa. Nie
miał pojęcia, gdzie zacząć poszukiwania w przepełnionym
turystami Vegas. Kaplica ślubna to dobry pomysł, tyle że
w tym mieście jest ich z pięćdziesiąt.

Jeśli znajdzie Emily już po ślubie, zatrudni prawników,

którzy doprowadzą do anulowania małżeństwa albo szybkiego

background image

rozwodu. Bo jedno było pewne: Emily nie pozostanie żoną
Morrisa.

Może nie uratuje reputacji Arnott’s, za to z całą pewnością

uratuje Emily. Jeśli mimo intensywnej kampanii PR
i indywidualnych rozmów z klientami Arnottowie stracą
firmę, był dość zamożny, by utrzymać Davy’ego w Brook
Village i wspierać Leonarda.

Nie dbał o pieniądze. Liczyła się tylko Emily.

Nie wiedział, czy go kocha, prosiła tylko o pomoc, lecz

szczerze mówiąc, to było bez znaczenia. On ją kochał. Jej
szczęście i bezpieczeństwo były jego priorytetem. Serce Matta
należało do Em, czy tego chciała czy nie.

Ale żeby coś zrobić, musi ją znaleźć. Jak to zrobić?

Poczuł wibracje telefonu i przyłożył go do ucha.

- Vi, masz coś?

- Przejrzałam raporty jego wydatków z czasu, kiedy

pracował w MJR, i znalazłam trzy płatności za ten sam hotel
w Vegas. I rachunki z baru z tego hotelu.

Cóż, to już coś na początek. Matt liczył na to, że Nico miał

pewne przyzwyczajenia i wracał do hotelu, który znał.

- Wysłałam ci adres – dodała Vi, a Matt usłyszał dźwięk

przychodzącej wiadomości.

- Są jakieś kaplice ślubne obok tego hotelu? – spytał,

otwierając wiadomość. Włączył głośne mówienie, szybko
wpisał adres i wyświetlił plan miasta. Starał się zorientować,
gdzie jest. Dzięki Bogu, był niedaleko.

Usłyszał, że Vi coś pisze, i wstrzymał oddech.

background image

- Tak, jest jedna za rogiem od wejścia do hotelu.

- Dzięki, Vi – uśmiechnął się. – Jesteś aniołem.

- Ja na pewno nie, za to Emily owszem.

Ruszył na północ. Uznał, że w zakorkowanym mieście

szybciej dotrze piechotą niż taksówką.

- Ona nie znosi, jak się ją tak nazywa i właściwie to wcale

do niej nie pasuje. Jest uparta, zadziorna i trochę zbyt
niezależna.

- Ale i tak ją kochasz.

- Tak, i zawsze będę ją kochał.

- W takim razie sugeruję, żebyś pobiegł, a nie szedł

spacerkiem, Velez.

Naprawdę dobry pomysł. Matt wcisnął telefon do kieszeni

spodni i ruszył biegiem. Nie chciał myśleć o tym, co zrobi,
jeśli nie znajdzie Emily w kaplicy ani w hotelu.

W idiotycznej białej sukni, którą Nico kazał jej kupić

w hotelowym butiku, usiadła na ławce zaskakująco ładnej
kaplicy i wlepiła wzrok w swoje drżące ręce. Zapach płynący
od bukietów sztucznych kwiatów przyprawiał ją o mdłości.
Miała wrażenie, że głowa jej pęknie.

Patrzyła na swoje ręce, żałując, że zamiast bukietu białych

róż nie trzyma w nich telefonu. Ten dupek Nico skonfiskował
go. Poza tym do kogo miałaby zadzwonić? Wątpiła, by Matt
odsłuchał jej wiadomość. Zakładała, że rzadko sprawdza
telefon w pracy.

Do ojca? Cóż, dał jej do zrozumienia, że firma i jego

zdrowie psychiczne są ważniejsze niż jej szczęście.

background image

Rozwiązała wstążkę, którą związany był bukiet. Bukiet był

ładny, ale reprezentował stres i cierpienie. Pogłaskała miękki
płatek środkowej róży, po czym metodycznie pozbawiła ją
wszystkiego, czemu zawdzięczała swą urodę. Z każdym
spadającym płatkiem czuła, jakby traciła część siebie, a kiedy
róża została ogołocona, obiecała sobie, że nigdy więcej nie
włoży nic białego.

W końcu, upuściwszy bukiet na podłogę, objęła się

ramionami i kołysała lekko. Była wyczerpana. Po raz
pierwszy, odkąd miała czternaście lat, była gotowa robić co jej
każą.

Łza spadła na czubek jej buta. Nie próbowała

powstrzymać płaczu, miała do niego prawo.

Nawet się nie odwróciła, słysząc, że drzwi kaplicy się

otwierają. Pomyślała, że powinna stąd wyjść. Jakaś szczęśliwa
para nie zechce, by świadkiem ich ceremonii była zapłakana
kobieta ze zniszczonym bukietem i ponurą wizją małżeństwa.

Naprawdę chciała wyjść, ale nogi miała ciężkie.

Przyszłość ją przerażała.

Zacisnęła powieki, myśląc, że posiedzi tu jeszcze kilka

minut, godzin, a może do końca życia.

- Okej, więc jesteś mężatką. Nie panikuj, jakoś to

załatwimy.

Podniosła powieki i ujrzała Matta. Jego oliwkowa cera

wydawała się blada w przygaszonym świetle. W jego
ciemnych oczach widziała niepokój i troskę.

Ujął jej drżące dłonie i uniósł je do warg.

background image

- Możesz prosić o anulowanie małżeństwa, złożyć pozew

rozwodowy. Rozmawiałem już z moimi prawnikami, czekają
tylko na telefon.

Emily patrzyła na niego, niezdolna zebrać myśli.

- Matt? Jak mnie znalazłeś?

- Później ci to wyjaśnię. Gdzie ten palant?

- No… – Zamrugała.

- Skup się. Gdzie jest Morris? – Lekko nią potrząsnął.

- Na górze, w pokoju. – Dotknęła jego policzka,

sprawdzała, czy nie jest wybrykiem jej wyobraźni. –
Naprawdę tu jesteś…

- Jestem. – Pocałował jej dłoń. – Wiem, miałaś koszmarny

dzień, ale musimy wymyślić, jak najszybciej uwolnić cię od
tego małżeństwa.

Jego słowa nie miały sensu. Emily spojrzała na lewą rękę,

na której nie było już pierścionka.

- Nie wyszłam za niego, Matt.

- Co takiego?

Wzruszyła ramionami.

- Nie mogłam. To znaczy chciałam, dopóki pastor nie

zaczął mówić, że mamy się kochać i dbać o siebie. Nie
mogłam. Powiedziałam, że za niego nie wyjdę. Wpadł w szał,
zaczął krzyczeć. Pastor kazał mu wyjść. – Przygryzła wargę. –
Pewnie właśnie wysyła zdjęcia i swój komentarz do prasy.

- Jak dawno to było?

background image

Zdawało jej się, że minęły lata, ale nie mogło minąć więcej

niż kilka minut.

- Podaj mi numer pokoju – polecił Matt.

Gdy spełniła jego prośbę, poderwał się na nogi. Emily

chwyciła go za rękę.

- Za późno. To koniec. Ale to nic. Nawet jeśli Arnott’s

upadnie, coś wymyślę. Zawsze znajduję jakieś wyjście.

Matt pokręcił głową.

- W tym właśnie problem. Zawsze wszystko robisz sama.

Mówiłem, że będę cię wspierał. Kiedy zrozumiesz, że nie
jesteś sama?

- Naprawdę? – spytała z nadzieją.

Pocałował ją krótko.

- Tak. Wróć do hotelu i czekaj na mnie w lobby. Obiecuję,

że przyjdę po ciebie najszybciej jak się da.

- Ale… dokąd idziesz? – spytała.

- Idę stłuc Morrisa na kwaśne jabłko. Myślałem, że to się

rozumie samo przez się.

Odprowadzała go wzrokiem, usiłując pojąć, co się właśnie

stało. Chwilę później wstała i pospieszyła za Mattem. Nie po
to wycofała się ze ślubu z Morrisem, by oglądać ukochanego
na ławie oskarżonych.

Jeżeli Matt uderzy Nica, ona zrobi to samo, pójdzie razem

z nim do więzienia. Kochała go, więc gdzie on, tam i ona.
Prawnicy, o których wspomniał Matt, będą pracowali po
godzinach.

background image

Gdy Nico otworzył drzwi, Matt bez wahania złapał go za

koszulę i rzucił nim o ścianę. Patrzył, jak głowa Nica odbiła
się od oprawionej reprodukcji i uśmiechnął się z satysfakcją.
Zabolało.

Mimo to Nico w odwecie się zamachnął, ale Matt zrobił

unik, wbił mu pięść w mostek i zadał drugi cios. Nico
krzyknął i zakrył twarz dłońmi. Matt wykorzystał ten moment
i przycisnął go do ściany, przykładając przedramię do jego
szyi.

Nico wybałuszył ze strachu oczy.

- Czego chcesz, Velez?

- Chcę dużo, Morris, ale przede wszystkim chcę zobaczyć

twój bezużyteczny tyłek za kratkami.

- Nawet o tym nie myśl – odparł Nico z taką pewnością

siebie, na jaką było go teraz stać.

Matt Mocniej przycisnął rękę do jego gardła.

- Komisja Papierów Wartościowych może myśleć inaczej.

- Nie masz żadnego dowodu.

- Wyczyściłeś pulpit przed odejściem, ale Vi zrobiła kopię.

Mam długą listę mejli przedstawiających twoje
zaangażowanie w nielegalny obrót papierami wartościowymi
z wykorzystaniem poufnych informacji.

Twarz Nica pobladła. Próbował walczyć, ale w końcu się

poddał.

- Matt, proszę… nie posyłaj mnie do więzienia.

Matt cofnął się, zniesmaczony jego błaganiem.

background image

- Jeszcze nie wysłałem zdjęć, nikt ich nie widział oprócz

Emily i Leonarda – dodał zdesperowany Nico.

Matt rozejrzał się po pokoju. Zobaczył na biurku laptop.

Podszedł do komputera i zmarszczył czoło.

Kliknął na „wysłane” i przejrzał niedawno wysłane mejle.

Kiedy zdał sobie sprawę, że Morris nie kłamał, wziął głęboki
oddech.

Obejrzał się na Nica, który z trudem łapał oddech. Koszulę

miał zakrwawioną, nos złamany. Potem wrócił wzrokiem do
ekranu, odszukał program, wyjął telefon z tylnej kieszeni
spodni, po czym wybrał numer.

- Vi, podam ci numer zdalnego dostępu do jego laptopa. –

Wyrecytował numer, by dać jej całkowity dostęp do
komputera Nica. – Na pewno możesz go wyczyścić, łącznie
z tym, co jest w chmurze?

Matt zignorował ciche protesty Nica, słuchał swojej

wyjątkowej asystentki.

- Matteo, zaufaj mi trochę.

Wyprostował się i patrzył, jak strzałka krąży po ekranie.

Po chwili ekran zgasł, a przez jego szerokość biegł kod.
Czekając na rezultat czarów Vi, otworzył teczkę Nica
i przejrzał jego papiery. Usunął wszystko, co dotyczyło Emily
i Arnott’s, w tym twarde dyski ze zdjęciami i kopie
wiadomości dla prasy. Wziął też telefon Emily i schował go do
kieszeni spodni.

Potem spojrzał na Nica, który siedział przy ścianie.

- Jeśli nie chcesz, żebym zadzwonił do Sokołowa

i powiedział, że go wykorzystujesz do szantażowania Emily,

background image

sugeruję, żebyś podniósł swój żałosny tyłek i wyniósł się
z pokoju. Jeśli jeszcze raz zobaczę cię w Falling Brook albo
usłyszę twoje nazwisko, znajdę cię i skończę to, co zacząłem.
Zrozumiałeś?

Nico kiwnął głową i powoli się podniósł, zakrywając nos

ręką. Matt podszedł do niego i podał mu teczkę.

- Wynoś się stąd, ty gnido.

Gdy Nico dotarł do drzwi, Emily wpadła do pokoju, omal

się z nim nie zderzając. Zatrzymała się w pół kroku
i skrzywiła. Matt spotkał się z nią wzrokiem i ściągnął brwi.

- Prosiłem cię, żebyś poczekała na dole.

Emily zmrużyła oczy.

- Nie słucham poleceń.

- Zauważyłem. Chodź tutaj, Em.

Nie chciał, by była blisko Nica, na samą myśl o tym miał

ochotę kogoś uderzyć, najchętniej Nica oczywiście.

Wpadła w jego ramiona i wtuliła się w niego.

- Zamknij drzwi, Morris – polecił Matt, a kiedy zamek

kliknął, spojrzał na ekran laptopa i przypomniał sobie, że nie
zakończył rozmowy z Vi. Przyłożył telefon do ucha. –
Skończyłaś?

- Jasne – odparła. – Wyczyściłam wszystko łącznie

z chmurą. Powiedz mi, proszę, że starczyło ci rozumu, żeby
zabrać laptop, bo nic nigdy nie jest całkowicie wyczyszczone.

- Tak, oczywiście.

background image

- Dobry chłopiec – odparła, jakby nie był po trzydziestce,

a ona dla niego nie pracowała. – A teraz uporządkuj swoje
życie prywatne, Matteo.

- Tak, proszę pani. – Matt rozłączył się, a kiedy popatrzył

na ekran telefonu, zobaczył dziesiątki nieodebranych połączeń
od Leonarda.

Pokazał ekran Emily, która zmarszczyła czoło.

- On się zamartwia – stwierdził. – Nie chciał cię rzucić na

pożarcie wilkom, próbował się z tobą skontaktować.

- Nie mogę z nim teraz rozmawiać, potrzebuję czasu.

Matt skinął głową.

- Wyślę mu wiadomość, żeby go uspokoić.

Napisał parę słów, po czym rzucił telefon na kanapę.

Przytulił Emily, opierając brodę na jej głowie. Wdzięczny, że
trzyma ją w ramionach, bezpieczną i niezamężną. Teraz mogli
się odprężyć.

Ujął jej twarz w dłonie i przycisnął wargi do jej ust.

Tak wiele się działo tego dnia. Emily objęła Matta z całej

siły, wyciągnęła jego koszulę zza paska od spodni i wsunęła
pod nią ręce. Potem ujęła go pod brodę i przyciągnęła,
w nagrodę otrzymując długie namiętne pocałunki, których tak
potrzebowała.

Nic prócz bliskości z Mattem nie miał teraz sensu.

- Kochaj się z mną, diabełku – szepnął. – Pozwól, że

wezmę cię do łóżka nagą, żeby nic nas nie dzieliło.

Wiedziała, o czym mówił. To miał być dla nich nowy

początek. Czysta karta. Nie była już narzeczoną Nica, więc nie

background image

musieli się ukrywać. Mogli być sobą i otwarcie robić to, na co
mieli ochotę.

Odsunęła się i wyciągnęła do niego rękę, a gdy ją chwycił,

pociągnęła go do sypialni, gdzie stało duże łóżko. Z okna
roztaczał się widok na centrum Las Vegas, ale nie była
zainteresowana tym, co dzieje się na zewnątrz, całą uwagę
skupiła na Matcie.

Odwróciła się do niego tyłem i przerzuciła do przodu

włosy.

- Rozepnij mi suknię.

Gdy pociągnął suwak, głośno westchnęła, czując jego

wargi na plecach. Położył dłonie na jej ramionach i zsunął
suknię na podłogę. Czubkiem białego buta Emily kopnęła ją
do kąta.

Chciała się znów odwrócić, ale Matt trzymał ją mocno.

Wtulił twarz w jej szyję i głośno wciągał powietrze.

- Twój zapach doprowadza mnie do szaleństwa.

Uśmiechnęła się, jego zapach działał na nią tak samo.

- Powinienem był skorzystać z twojej propozycji sześć lat

temu, Em. Straciliśmy tyle czasu.

Ale to nie był czas na rozmowy. Stanęła do niego

przodem, kładąc dłonie na jego ramionach i patrząc w jego
zmęczone oczy.

- Później porozmawiamy. Kochaj się ze mną.

Opadł wargami na jej usta. Zaraz potem chwycił ją za uda,

zaś Emily objęła nogami jego biodra. Jej szpilki spadły na
podłogę. Została w bieliźnie.

background image

- Masz na sobie za dużo ubrań, Matt.

- Zabawne, bo to samo pomyślałem o tobie – odparł,

rozpinając jej stanik. Emily lekko się odchyliła i zobaczyła
podziw w oczach Matta. – Jesteś niewiarygodnie piękna.

Zaczerwieniła się, trochę zażenowana i podniecona. Matt

ujął jej pierś i kciukiem wodził wokół sutka. Zaufała mu
w sprawie Morrisa. Z zaufaniem oddała mu swoje serce.

Pochylił głowę i wziął do ust sutek.

- Mów mi, co lubisz, a czego nie lubisz – poprosił,

przerywając pieszczotę.

- To bardzo lubię – odparła.

Uśmiechnął się i nagle wyglądał dziesięć lat młodziej niż

kilka chwil wcześniej w kaplicy.

- Dobrze wiedzieć.

Pozwolił jej ześliznąć się po nim i stanąć na podłodze.

Jęknął, gdy ocierała się o jego członek. Zaraz potem go
dotknęła, jakby sprawdzała jego wielkość. Już za pierwszym
razem, przed laty, zauważyła, jaki Matt jest męski. A jednak
cieszyła się, że wtedy nie poznała go tak intymnie jak teraz.
Nie była dość dojrzała.

Delikatnie odsunęła od siebie jego ręce i rozpinała mu

koszulę.

- Uwielbiam twoje ciało, Velez – powiedziała, patrząc na

jego umięśniony tors.

- Ja twoje bardziej – odparł schrypniętym głosem. – Mogę

cię już dotknąć?

Pokręciła głową z uśmiechem.

background image

- Jeszcze nie.

Rozpięła mu spodnie, ściągnęła je i popatrzyła w dół

z uznaniem. Pragnął jej. Nagle ogarnęło ją zniecierpliwienie.
Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

- Mogę cię o coś prosić?

- Wszystko, o co zechcesz, wiesz o tym.

- Postaraj się wymazać moje złe wspomnienia i zastąpić je

czymś niezapomnianym.

- Kochanie, chyba wiesz, dla ciebie wszystko.

Zsunęła figi, wzięła Matta za rękę i położyła ją tuż nad

złączeniem swoich ud. Natychmiast instynktownie odszukał
najwrażliwsze miejsce, lecz gdy znalazła się na skraju
orgazmu, cofnął się i pociągnął ją na łóżko. Po kilku
sekundach on także był nagi i unosił się nad nią, opierając się
na przedramionach. Emily objęła go nogami w pasie, a kiedy
ją wypełnił, westchnęła z rozkoszy.

Kołysali się razem, aż zadrżała i zaczęła gwałtownie

spadać w nieznaną przepaść. Krzyknęła ze strachu
i podniecenia, i wtedy znów zaczęła się unosić. Wznosiła się
do słońca. Schrypnięty głos Matta ponaglał ją, by raz jeszcze
rzuciła się w dół. Zrobiła to.

Wracając powoli do rzeczywistości, odwróciła głowę

i uśmiechnęła się na widok plamy słońca, która sięgnęła ich
łóżka. Wszystko, w tym seks, było lepsze w jasnym świetle
wolności.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Powoli zmieniła pozycję, uniosła powieki i zamrugała,

patrząc na zegar na nocnym stoliku. Zapadła noc.

Spała trzy, nie, cztery godziny. Przetarła oczy i usiadła,

a gdy na skórze poczuła chłodne powietrze, uświadomiła
sobie, że jest naga.

Podciągnęła wyżej kołdrę i potarła palec w miejscu, gdzie

znajdował się wcześniej pierścionek od Nica, szczęśliwa, że
pozbyła się ostentacyjnej biżuterii z fałszywym zapewne
kamieniem.

Uwolniła się też od Nica, nie groziła jej strata Arnott’s, jej

życie wróciło do normalności.

Ale co znaczy normalność? Jeśli to powrót do życia bez

Matta, nie chciała takiej normalności.

Kochała Matta… nie tylko dlatego, że złamał nos

Morrisowi. Kochała go, bo przybiegł jej z pomocą, gdy go
poprosiła. Stał u jej boku, wspierał ją, zaangażował się –
dosłownie i metaforycznie – w jej walkę.

Kochała go, bo zasługiwał na miłość. Był zabawny,

troskliwy, zdeterminowany, lojalny i seksowny.

Teraz wszedł do pokoju, usiadł na łóżku i zaczesał jej

włosy za ucho.

- Uśmiechasz się – rzekł, gładząc jej policzek.

background image

- Myślałam o tym, jak mi było z tobą dobrze. Wykończyłeś

mnie.

- Miło mi, że to mówisz, ale myślę, że przez ostatnie

tygodnie nie spałaś ze zdenerwowania, a teraz w końcu
mogłaś spokojnie zasnąć. – Położył rękę na jej kolanie. – Jak
się czujesz?

Zatraciła się w jego ciemnych oczach.

- Dobrze – odparła po chwili. – Dziękuję, że mi pomogłeś.

- Kochanie, kiedy zrozumiesz, że nie ma czegoś takiego,

czego bym dla ciebie nie zrobił? Dzwonisz, wołasz, jestem.
Tak to działa. – Spojrzał na swoje obrzmiałe knykcie
z półuśmiechem. – Będę walczył z każdym, wydam każde
pieniądze, pokonam każdą odległość… Możesz mnie prosić,
o co tylko chcesz.

Naprawdę? Wyglądało, jakby mówił szczerze, ale jeśli nie

zada tego jednego pytania, nie będzie tego wiedziała.

- Mogę cię jeszcze o coś prosić?

- Jasne.

Wzięła głęboki oddech dla kurażu.

- Czy jest możliwe, żebyś stał u mojego boku do końca

życia? Żebyś był moim oparciem, jedyną osobą, na której
mogę polegać i której ufam?

Matt pogłaskał ją po głowie. Uśmiech tańczył po jego

twarzy.

- Odpowiedź na wszystkie pytania brzmi tak.

- Nawet się nie zastanowiłeś.

background image

Wzruszył ramionami.

- Nie musiałem. Pragnąłem cię już sześć lat temu, ale

żadne z nas nie było na to gotowe, a kiedy ujrzałem cię po raz
drugi, wiedziałem, że cię pragnę. Szybko jednak sobie
uświadomiłem, że to nie wszystko, że chcę dzielić z tobą
życie. Chociaż z tym walczyłem, przyznaję. – Spojrzał na nią,
a ona po raz pierwszy zobaczyła, że stracił pewność siebie. –
Muszę ci coś powiedzieć, Em.

Pokręciła głową.

- Nie musisz. To nowy początek.

- Nie, kochanie, muszę, bo jeśli nie rozliczymy się

z przeszłością, nie zrobimy kroku naprzód.

Ujęła jego dłoń i ją uścisnęła.

- Mówiłem ci, że moi rodzice skupiali uwagę na Juanie.

Nie wspomniałem, że mną wcale się nie interesowali.

Chciała coś powiedzieć, ale miała świadomość, że litość

czy współczucie każą mu zamilknąć. A zatem go słuchała.

- Starałem się robić wszystko to, co Juan.

W przeciwieństwie do niego nie byłem ideałem.
Konkurowałem z nim, a kiedy zrozumiałem, że nie dam rady,
zacząłem się buntować. Moje zamiłowanie do rywalizacji
wróciło w college’u, tam przekonałem się, że czasem mogę
wygrać. I tak uzależniłem się od rywalizacji.

- Okej…

Matt spojrzał na ich złączone palce.

- Kiedy konkurowałem z Juanem, to właściwie pragnąłem

zwrócić na siebie uwagę rodziców. Nie chciałem już zabawek,

background image

ciuchów czy roweru, tęskniłem za dobrym słowem, rozmową,
czułością. Im więcej chciałem, tym mniej uwagi mi
poświęcali. W końcu straciłem nadzieję i stwierdziłem, że
jeżeli niczego nie będę pragnął, nie przeżyję kolejnego
rozczarowania.

Rodzice ich obojga namieszali im w życiu w różny, choć

tak samo destrukcyjny sposób. Cud, że mimo to dawali sobie
radę.

- Sześć lat temu, kiedy cię zobaczyłem, od razu cię

rozpoznałem.

- Przecież nie znaliśmy się wcześniej – zauważyła

zdziwiona.

- Nie o to chodzi, po prostu wiedziałem, że jesteś moja. Po

raz pierwszy od dawna pragnąłem czegoś, kogoś, tak bardzo,
że mnie to przeraziło i uciekłem.

Pocałowała jego nagie ramię.

- Sześć lat później, kiedy cię znów zobaczyłem, byłaś

zaręczona. Co gorsza, zaręczona z człowiekiem, z którym
rywalizowałem. Wmawiałem sobie, że interesujesz mnie tylko
z powodu Morrisa. Ale chociaż nie byłem gotowy na
pragnienia i rozczarowania, wiedziałem, że to, co czułem
sześć lat wcześniej, było prawdą. Pragnę cię i potrzebuję.
Jesteś moim największym marzeniem, Emily. Zdobywanie
zawsze było dla mnie ważne. Ale jeśli chodzi o ciebie,
zadowolę się tym, co mogę dostać. I tak, będę stał u twojego
boku.

Przygryzł wargę. Emily była poruszona jego wyznaniem.

W jego oczach widziała miłość, którą był gotów ofiarować

background image

właśnie jej.

- Myślisz, że mogłabyś mnie pokochać? – spytał.

Nie mogła dopuścić do tego, by ją błagał. Nie każe mu

czekać. To było zbyt ważne.

- Kocham cię, Matt, kocham do szaleństwa. Jesteś… -

Szukała słów, które pozwolą mu to pojąć.

- Czym jestem?

- Tym, na co czekałam, odkąd skończyłam czternaście lat.

Brakującym fragmentem mojego serca. Jesteś silny,
odpowiedzialny, godny zaufania, seksowny.

Uniósł kąciki warg, ale patrzył na nią z powagą, jakby

jeszcze na coś czekał.

- Wydaje mi się, że szłam sama długą drogą, a kiedy cię

znów spotkałam, poczułam, jakbym trafiła do domu. Jesteś
moim domem, Matt. Jesteś moim życiem.

Szczęście zastąpiło obawę w jego oczach. Emily

wygładziła kołdrę.

- Przywykłam działać sama.

- Od dziś to się zmienia.

Uśmiechnęła się.

- Niewykluczone, że będę potrzebowała trochę czasu, żeby

się do tego przyzwyczaić, ale zrobię wszystko, żeby nam
wyszło.

- Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Uda nam się,

obiecuję.

Splotła palce z jego palcami.

background image

- Niewiele wiem o związkach, ale chciałabym myśleć, że

jeśli w to wejdziemy…

- Tak, wejdziemy – stwierdził Matt.

- Będziemy sobie równi i każde z nas będzie tak samo

odpowiedzialne za nasze szczęście. Nie zawsze oboje
będziemy tak samo silni, ale będziemy się wspierać.

Ujrzała cień powątpiewania na twarzy Matta i pokręciła

głową.

- To ja zawsze musiałam być silna, dla ojca, dla Davy’ego.

To nie znaczy, że teraz będę słaba. Ty też długo byłeś sam.
Uda nam się pod warunkiem, że będziemy działać razem, jako
zespół. Zgadzasz się?

Matt wsunął palce we włosy.

- Tak, okej. – Pociągnął za kołdrę. – Możemy teraz

przestać rozmawiać, żebym mógł ci pokazać, jak bardzo cię
kocham?

- Za chwilkę. – Wyjrzała przez okno.

Wolałaby nie poruszać tematu Nica, ale wiedziała, że

muszą to zrobić.

- Myślisz, że on wróci do Falling Brook? – spytała.

- Byłby głupi, gdyby to zrobił – odparł Matt. – Wysłałem

dokumenty do Komisji Papierów Wartościowych i Giełd,
wykazując część jego nieuczciwych transakcji. Sądzę, że w tej
sprawie będzie śledztwo. Nie wiem, czy zostanie oskarżony
i postawiony przed sądem. Ty też możesz go oskarżyć
o szantaż. Będzie miał co robić przez najbliższy okres. –

background image

Urwał, potem dodał: – Zagroziłem mu, że jeśli wróci,
powyrywam mu…

- A zdjęcie mojego ojca i Sokołowa?

- Mam kopie na twardym dysku zabranym z jego teczki.

Nie spodziewam się, żeby próbował znów was szantażować.

Emily przemyślała jego słowa i zgodziła się z nim.

- A skoro mowa o przyszłości, weźmiesz tę pracę w Black

Crescent?

Matt pokręcił głową.

- Nie, wykorzystałem ich, żeby wywrzeć nacisk na mój

zarząd, ale aplikowałem tam także z powodu mojego
uzależnienia od rywalizacji. Wiedząc, że mnie kochasz, nie
potrzebuję niczego więcej. Poza tym Vi nie ma ochoty
przenosić się z MJR do BC.

- A Vi nie należy martwić ani denerwować – zażartowała.

- Święta racja.

Pochylił głowę i musnął wargami jej policzek.

- Mogę zaproponować plan działania?

- Oczywiście – odparła z uśmiechem.

- Proponuję, żebyś zrzuciła kołdrę i kochała się ze mną.

A potem może gdzieś wyskoczymy? Znam tu małą
sympatyczną knajpkę. Może, jak wleję w ciebie dość wina,
przekonam cię, żebyś za mnie wyszła. Tu i teraz, w Vegas. Nie
mogę się doczekać, żebyś już była cała moja – dodał.

Serce Emily zabiło mocniej, a potem jeszcze wykonało

radosnego fikołka.

background image

Udała, że się zastanawia.

- Mam inny pomysł… może najpierw będziemy się

kochać, potem coś zjemy, a potem tu wrócimy i będziemy
udawali, że jesteśmy w podróży poślubnej? Za jakieś dwa
miesiące możemy wziąć ślub w obecności Davy’ego, mojego
taty i z naszymi przyjaciółmi jako świadkami. – Zmarszczyła
nos. – Ale…

Matt uniósł brwi.

- Ale?

- Wciąż oczekuję powalających oświadczyn. – Spojrzała

wrogo na koronkową suknię w kącie. – I stanowczo
odmawiam włożenia białej sukni.

Matt ściągnął z niej kołdrę i wziął ją w ramiona.

- Nie mogę się nie zgodzić. No i nie muszę cię

szantażować, żebyś za mnie wyszła.

Emily zarzuciła mu ręce na szyję.

- A czym byś mnie szantażował, Velez?

- Odmówiłbym ci seksu.

- Skuteczne, muszę przyznać. – Zaśmiała się.

Matt pocałował ją namiętnie i spojrzał jej w oczy.

- Wiem, diabełku, więc milcz i kochaj się ze mną. Kochaj

mnie.

Takie polecenie spełniła z przyjemnością.

Napełnił kawą dwa kubki i wyjrzał przez okna kuchni

Emily na las za domem ojca. Od trzech tygodni sypiali to

background image

w jej, to w jego domu, od czasu do czasu Emily zostawała na
noc w jego apartamencie na Manhattanie.

Oboje byli zmęczeni tym ciągłym przemieszczaniem się

z miejsca na miejsce.

Matt poczuł, że kot otarł się o jego nogi. Pochylił się

i wziął go na ręce.

- Ważysz chyba tonę, stary. Trzeba pomyśleć o diecie.

W odpowiedzi na tę sugestię kot wbił pazury w jego ramię.

Matt podrapał go za uszami, patrząc na stojące wszędzie
pudła.

Firma od przeprowadzek miała je później przewieźć na

starą farmę, którą kupili na obrzeżach miasta.

Nowy dom będzie nowym początkiem. Nie mógł się już

doczekać. A co najlepsze, Emily wreszcie wybrała datę ślubu,
za trzy miesiące.

Chciał jak najszybciej założyć rodzinę, więc prosił Em, by

zrezygnowała z pigułki. Jeżeli szczęście im dopisze, ich
pierworodny przyjdzie na świat przed pierwszą rocznicą ślubu.
Może bardziej konserwatywnym mieszkańcom Falling Brook
się to nie spodoba, ale się tym nie przejmował. Nie bez
powodu był buntownikiem…

Poza tym właśnie zarobił dla nich więcej pieniędzy, więc

wszystkie grzechy zostaną mu wybaczone.

Gdyby ci sami konserwatywni mieszkańcy miasta widzieli,

jak Em szalała minionej nocy aż do świtu, wiedzieliby, jaki
diabeł tkwi w ich aniele.

- Gdzie moja kawa?

background image

Postawił kota na podłodze i uśmiechnął się. Emily nie była

rannym ptaszkiem, a jedynym lekiem na jej poranną
zrzędliwość była mocna kawa albo odurzający pocałunek.

Był szczęściarzem.

Emily miała piękne ciało i piękną duszę, kochała go

i wciąż mu to powtarzała. A seks… był coraz lepszy.

Zerknął na zegarek i stwierdził, że mają czas na szybki

numerek pod prysznicem przed przyjazdem firmy od
przeprowadzek.

Wziął kawę dla Emily i już miał się odwrócić, kiedy

dźwięk tabletu poinformował go, że dostał wiadomość.
Dotknął ekranu i wlepił w niego wzrok.

„Vernon Lowell żyje! Zbiegły właściciel Black Crescent

odnaleziony na odległej karaibskiej wyspie”.

To ci dopiero nowina!

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA

KARTA TYTUŁOWA

KARTA REDAKCYJNA

PROLOG

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDZIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ SZÓSTY

ROZDZIAŁ SIÓDMY

ROZDZIAŁ ÓSMY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

ROZDZIAŁ JEDENASTY


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kasyna zawsze wygrywaja
Pawłowicz Krzysztof Kasyna zawsze wygrywają
Kasyna zawsze wygrywają
Kasyna zawsze wygrywaja
Kasyna zawsze wygrywaja
kasyna zawsze wygrywaja 2
kasyna zawsze wygrywaja
Kasyna nie zawsze wygrywaja fragment
kasyna zawsze wygrywaja
kasyna zawsze wygrywaja
Kasyna zawsze wygrywaja
Kasyna zawsze wygrywaja
kasyna zawsze wygrywaja
kasyna zawsze wygrywaja darmowy ebook pdf
Kasyna zawsze wygrywaja
Kasyna zawsze wygrywaja
Kasyna zawsze wygrywaja fragment
Kasyna zawsze wygrywaja
Kasyna zawsze wygrywaja

więcej podobnych podstron