Kate Walker
Szkarłatna suknia ślubna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Estrella stała z dłonią na klamce, usiłując odzyskać spokój. Musiała
przygotować się do spotkania z mężczyzną, który czekał na nią za tymi
drzwiami.
Sądziła, że ojciec zrezygnował już z wydania jej za mąż za pierwszego
dostępnego kandydata. Ale przed chwilą wmaszerował bez pukania do pokoju
córki i poinformował ją, że mężczyzna, z którym odbył tego popołudnia ważne
spotkanie, chce się z nią widzieć i to natychmiast. Czując, jak ściska ją w dołku,
uświadomiła sobie, że się myliła i że wszystko zaczyna się od początku.
Uciekłaby, gdyby to było możliwe. Ale z doświadczenia wiedziała, że
jedynym sposobem poradzenia sobie z tą sytuacją była otwarta konfrontacja,
twarzą w twarz.
Zaczerpnęła więc znowu tchu, przesunęła drżącą dłonią po gładkich, czarnych
włosach, Wyprostowała wątłe ramiona, zmusiła się do naciśnięcia klamki i
weszła do środka.
Stał przy wielkim oknie w końcu pokoju. Na jasnym tle widać było zarys jego
wysokiej, silnej postaci, twarz miał odwróconą, spoglądał na leżący w dole
ogród.
- Senior Dańo? Senior Ramón Juan Francisco Dańo?
Napięcie znalazło także odbicie w jej głosie, stał się chłodny, ostry,
niesympatyczny. Mężczyzna odwrócił gwałtownie głowę.
- To ja. A pani to Estrella Medrano? - odezwał się równie chłodnym i
nieżyczliwym tonem.
- Ojciec powiedział, że chce się pan ze mną widzieć.
Nie odpowiedziała wprost na jego pytanie. Zmarszczył brwi, urażony lub
rozgniewany obcesowością powitania, chłodem w jej głosie.
- Tak, chciałem z panią porozmawiać.
- Myślałam, że przyszedł pan do mojego ojca.
- Tak. .. Zamierzałem nabyć od niego stację telewizyjną.
- Dobił pan targu?
- My ... negocjacje wciąż trwają.
Oczywiście, że trwają, cynicznie podsumowała Estrella. Umowa nie zostanie
podpisana, dopóki ten facet nie spełni żądań ojca. Jeśli miała jeszcze jakieś
wątpliwości, zniknęły bez śladu. Miała przed sobą kolejnego z długiej listy
kandydatów na męża, którego ojciec zamierzał dla niej kupić.
- Za drogo dla pana? - spytała ostrożnie, wygładzając spoconymi dłońmi
ciemną, wąską spódnicę.
- Nie, wcale nie. Zapłaciłbym chyba każdą cenę.
- Więc tak bardzo chce pan zdobyć tę stację?
- Istotnie.
Gdyby miała choć trochę rozumu, uznałaby, że to odpowiedni moment, by
oznajmić, że wie, co się dzieje i nie widzi powodu, by ciągnąć to dalej.
Nieważne, co powiedział mu jej ojciec, ona nie zamierza słuchać jego
oświadczyn. Nie ma mowy, by kiedykolwiek je przyjęła.
Ale tego nie powiedziała. I, prawdę mówiąc, nie miała pojęcia, dlaczego tak
postąpiła.
Ramón Dańo okazał się inny, niż oczekiwała.
Przede wszystkim sądziła, że będzie podobny do swego ojca. Reuben Dańo był
wielki, ciężki i przysadzisty, miał włosy czarne jak heban i czarne oczy. I nikt,
nawet jego własna matka, nie mógłby twierdzić, że jest przystojny.
Ale ten mężczyzna był niezwykle urodziwy. I pod wieloma względami
stanowił niemal całkowite przeciwieństwo swego ojca, zwłaszcza jeśli chodziło
o wygląd i koloryt.
.
Po pierwsze, był o wiele wyższy, a jego włosy, choć ciemne, miały miedziane
przebłyski, odbijające promienie słońca, tak że ich kolor przywodził na myśl
raczej polerowany brąz niż heban. Z włosami kontrastowały oczy, chłodne,
czujne, szare jak niebo po gwałtownej ulewie, osadzone w twarzy o ostrych,
rzeźbionych rysach. Gładka skóra sprawiała wrażenie raczej opalonej niż
smagłej, jak u Ojca.
Oczywiście, zapomniała, że Ramón Dańo jest tylko w połowie Hiszpanem.
Jego matka, która zmarła, kiedy był jeszcze niemowlęciem, była Angielką.
- Więc dlaczego chciał się pan ze mną widzieć? - wykrztusiła. Jak gdyby tego
nie wiedziała!
- Żeby z panią porozmawiać. .
- A pan zawsze dostaje to, czego chce?
Nie podobało mu się jej zachowanie, to było oczywiste. Zmarszczka na jego
czole nie znikła, przeciwnie - stawała się wyraźniejsza. Ale Estrella nie przejęła
się tym.
Chciała, żeby to się skończyło. By mogła wyjść i powrócić do swego pokoju.
Do samotności, do której tak przywykła. Do piorunujących spojrzeń, pouczeń i
pełnej wściekłości dezaprobaty ojca, dezaprobaty, z którą żyła tak długo; że
miała wrażenie, iż nigdy nie widziała na jego twarzy innego wyrazu. Do
potępienia ze strony tutejszego towarzystwa, szeptów za jej plecami, rozmów,
które gwałtownie milkły, gdy wchodziła do pokoju.
- To ona ... - gadali ludzie. - Ta mała Medrano, dziewczyna, która odebrała
Carlosa Pereę żonie. Porzucił ją i dwójkę małych dzieci. A przecież mógłby być
ojcem tej małej dziwki ...
- Nie usiądzie pani? - Ramón wskazał dłonią krzesło.
- Muszę?
Nie było powodu, by serce podchodziło jej do gardła na myśl, że mogłaby
znaleźć się bliżej mego.
- Wolę stać.
- Myślałem, że siedząc, czułaby się pani swobodniej.
- Prawdę mówiąc, wolałabym być wszędzie, byle nie tu.
- Zapewniam, że nie zatrzymam pani długo.
- Mówił chłodnym, oficjalnym tonem.
- Aja zapewniam, że nie interesuje mnie, co pan
ma do powiedzenia.
Dotknęła go do żywego. Było to widoczne po gwałtownie zaczerpniętym
oddechu, po lodowatym spojrzeniu, którym ją obrzucił.
- Czy mogę zasugerować, by poczekała pani, aż coś powiem?
Przyglądał się jej od chwili, gdy weszła do pokoju, ale teraz jego stalowe,
szare oczy zmierzyły każdy centymetr jej ciała, od czubka głowy do stóp. To
lodowate spojrzenie sprawiło, że poczuła się jak zachwalana klacz rozpłodowa,
która niezupełnie sprostała jego oczekiwaniom.
- Więc niech pan mówi - zdołała wydusić.
- Dobrze.
Silna dłoń przeczesała lśniące ciemne włosy, zmierzwiła je na chwilę; potem
opadły, układając się z precyzją, świadczącą o starannym i najwyraźniej
kosztownym strzyżeniu. Nagle, wbrew samej sobie, Estrella odczuła żal, że
stało się to tak szybko. Bo przez krótką chwilę, przez kilka ulotnych sekund,
zobaczyła innego Ramóna Dario. Mężczyznę pozbawionego chłodu i czujności,
które zachowywał niemal bez przerwy, odkąd weszła do tego pokoju.
Przyłapała się na myśli, że tak wyglądałby w łóżku, i przeszył ją zmysłowy
dreszcz. Przeżyła szok, gdy zorientowała się, że obraz ten wywołuje przy-
spieszone bicie jej serca. Nigdy dotąd tak się nie czuła. Nigdy. Nawet przy
Carlosie.
- Jest pewien kłopot... to znaczy, m y mamy kłopot.
Głos Ramóna Dario gwałtownie przywołał ją do gorzkiej rzeczywistości,
rozwiewając zmysłowe fantazje.
- Co pan ma na myśli, mówiąc "my"? Dlaczego łączy nas pan ze sobą w ten
sposób?
- To pani ojciec nas połączył.
A więc wreszcie dotarli do sedna sprawy. Pragnęła wyciągnąć rękę, położyć
ją na ustach mężczyzny i powstrzymać go. Powstrzymać go przed oświad-
czynami, do których skusił go jej ojciec obietnicą zysków.
Bo gdyby się oświadczył, musiałaby dać mu odpowiedź. A odpowiedzią
byłoby "nie". Jak zawsze.
- Pani ojciec zaproponował cenę, którą mogę zaakceptować - ciągnął Ramon,
najwyraźniej biorąc jej milczenie za zachętę. - Chcę mieć tę stację! Ale postawił
też inny warunek. Chce, abym się z panią ożenił. Nie sprzeda mi stacji, o ile się
na to nie zgodzę.
- Wiem - powiedziała cicho; tak cicho, że z początku jej nie zrozumiał.
Chwilę potem dotarło do niego znaczenie jej słów.
- Pani wie! - powtórzył, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał.
Jak mogła być tak spokojna? Z taką obojętnością przyjąć plany ojca? A może -
ogarnęła go fala obrzydzenia - może od początku była w to zamieszana? Może
nawet sama go wybrała i powiadomiła ojca o swojej decyzji? Mial wrażenie, że
jest kawałkiem mięsa, wyłożonym na sklepowej ladzie. Poczuł ucisk w żołądku
i zwrócił się do niej ochrypłym z gniewu i odrazy głosem.
- Czy dobrze usłyszałem? Powiedziała pani, że wie o tym?!
- Tak.
Mówiła jeszcze ciszej, ale tym razem spodziewał się tego, obserwował więc z
uwagą ruch jej warg i w równym stopniu usłyszał, jak i zobaczył ulatujące z
nich słowo.
- Ale ... skąd? Skąd pani wie? - powtórzył z naciskiem, gdy mu nie
odpowiedziała. - Chyba mam prawo do wyjaśnień, skoro igra pani z moim
życiem.
To ją poruszyło. Wysunęła buntowniczo brodę, czarne oczy rozbłysły.
- Dobrze ... otrzyma pan wyjaśnienie, ale ostrzegam, nie spodoba się panu.
Myśli pan, że to pierwszy raz? Że jest pan jedynym mężczyzną, którego ojciec
próbował dla mnie kupić?
- A nie jestem?
Potrząsnęła tak gwałtownie głową, że kruczoczarne włosy rozwiały się dziko
wokół nagle pobladłej twarzy.
- Nie jest pan nawet drugim ... ani trzecim.
- Proszę mi oszczędzić szczegółów - warknął. - Niech pani poda tylko w
przybliżeniu, ilu ich było.
Takiej Estrelli Medrano mógł się spodziewać; taka była, z tego co o niej słyszał.
Pozwolił, by zwiódł go jej wygląd, ponieważ wyglądała inaczej, niż sądził. Nie
przypominała zupełnie kobiety, którą sobie wyobraził. Kiedy pojawiła się w
drzwiach, jej widok tak go zaskoczył, że zapatrzył się na nią bezmyślnie.
W wyobrażeniu, które sobie wytworzył, była niewysoka, zmysłowa i
wulgarna. Tymczasem była wyższa, szczuplejsza, wyciszona; o wiele
kulturalniejsza i bardziej szykowna, niż mógłby sobie wyobrazić. Od owalnej
twarzy o wysokich kościach policzkowych do wąskich, drobnych stóp w
prostych, czarnych czółenkach była uosobieniem powściągliwości. Tylko masa
gęstych, jedwabistych włosów, czarnych i lśniących jak skrzydła kruka,
sugerowała, że dziewczyna ma w sobie coś nieokiełznanego, nielicującego z
prostą, białą bluzką i gładką, doskonale skrojoną spódnicą, surową niczym habit
zakonnicy.
Była piękna. Zachwycająca i seksowna jak diabli... ale chłodna i twarda jak
diament.
Gdyby dotąd nie wierzył w plotki o jej przeszłości, zrobiłby to teraz. O tak,
wierzył w nie! Usłyszał właśnie potwierdzenie z jej własnych ust - no, może nie
dotyczyło to przeszłości, tylko chytrych planów, które snuli ona i jej ojciec, by
wybrać ofiarę, osaczyć ją, złowić.
- Ilu?
- Dziesięciu. - Głos miała chłodny, czysty i twardy jak kamień. - Dziewięciu
przed panem. Pan jest dziesiąty.
Lekko pochyliła głowę, słysząc rzucone wściekłym tonem przekleństwo, ale
była to jedyna reakcja z jej strony.
- Ostrzegałam, że to się panu nie spodoba.
- Ma pani słuszność, do diabła, nie spodobało mi
się! - warknął Ramón. - Nie lubię być manipulowany. - Nie manipulowałam .... -
zaczęła, lecz urwała, gdy jej szeroko otwarte ciemne oczy spostrzegły
wściekłość na jego twarzy.
- Wiedziała pani, co się dzieje.
- Ja ... Tak - przyznała.
- I nie pomyślała pani, że zwykła grzeczność wymaga, aby przynajmniej mi o
tym powiedzieć?
W odpowiedzi znowu wysunęła brodę, spojrzała mu w oczy, jak gdyby
prowokowała go do dalszych wypowiedzi w tym tonie.
- Pan mówi o grzeczności! - rzuciła. - O tym, co powinnam albo czego nie
powinnam powiedzieć! Przecież to pan był gotów przystać na plan mojego ojca!
Tego jednak Ramón nie zamierzał tolerować. Dobrze wiedział, co ma zrobić,
od chwili, gdy Alfredo Medrano złożył mu tę obraźliwą propozycję. Nie, to nie
była propozycja, raczej polecenie, wydane arbitralnie przez starszego pana,
przekonanego o własnej wyższości. Oznajmiał swoje żądanie i oczekiwał, że
wszyscy skoczą, by je wypełnić.
A ponieważ Ramón wiedział, czego od niego oczekiwano, zamierzał
całkowicie pokrzyżować staremu szyki.
- W cale nie, do cholery! - warknął wściekle.
- Nie? - spytała z ironią, unosząc kpiąco czarną brew. - Więc co pan tu robi?
Sam był zmuszony zadać sobie to pytanie. Co tu robił, u diabła, narażając się
na połajanki tej ciemnookiej wiedźmy? Pięknej, seksownej, ciemnookiej
wiedźmy o zmysłowych ustach, która stała wyprostowana gniewnie, z dłońmi
opartymi na biodrach, tak że nie można było nie widzieć jej kuszących, pełnych
piersi. A wściekłość zabarwiła rumieńcem złocistą skórę, napiętą na wysokich,
arystokratycznych kościach policzkowych.
- Wie pani aż za dobrze, dlaczego tu jestem ... Przyszedłem, żeby ...
- Wiem, chciał pan negocjować kupno stacji telewizyjnej! Ale ojciec nie
zgodził się jej sprzedać.
- O ile nie zgodzę się na jego warunki.
- O ile nie zgodzi się pan na jego warunki - powtórzyła kpiąco Estrella. - A
jednak pan tu został. Zastanawiam się dlaczego.
- Pani wie, dlaczego zostałem - burknął. Starał się zapanować nad myślami,
zwalczyć przypływ pożądania, tak silnego, że nieomal skulił się z bólu. -
Zostałem, żeby porozmawiać z panią.
- Żeby wypełnić rozkaz mego ojca i namówić mnie na ślub?
Wyrzuciwszy z siebie te słowa, odwróciła się gwałtownie, okrążyła wielki
skórzany fotel, tak że jego szerokie, wysokie oparcie tworzyło barierę między
nią a gościem, gdy znowu zwróciła się twarzą ku niemu.
- Może pani sobie myśleć, co chce.
- Mówił mi pan, jak bardzo zależy panu na tej stacji.
Teraz, gdy jej kuszące ciało skrywał wielki fotel, Ramon powinien był
odzyskać jasność myśli, ale tak się nie stało. Przed oczami miał tylko kształt
krągłych pośladków pod seksownie opiętą czarną spódnicą; które mignęły mu,
gdy odwróciła się od niego, i falowanie jej bioder.
- Och, zależy mi na niej, ale nie do tego stopnia! Nie aż tak, bym miał się z
panią związać!
Zauważył z zadowoleniem, że uwaga ta dotknęła ją do żywego. Jakiś
podstępny diabełek podsunął mu myśl, by wykorzystał okazję i wymierzył
silniejszy CIOS.
- Nie myślałem jeszcze o żeniaczce. Dlaczego miałbym wiązać się z jedną,
skoro w Katalonii i poza nią jest tyle pięknych kobiet? Poza tym mam swoją
dumę. Wolałbym sam wybrać sobie żonę, niż zaakceptować kandydatkę, do
poślubienia której skłonić by mnie miała łapówka.
- Może być pan spokojny - to panu nie grozi!
Nie przebierał w słowach, prawda? Estrella z trudem ukryła wrażenie,
wywołane tym zjadliwym atakiem. Stłumiła chęć płaczu, choć piekące łzy na-
płynęły jej do oczu. Wystarczająco często płakała w przeszłości z powodu
mężczyzn, którzy nie byli tego warci. Ale po tym, jak jej uczucia zdeptał taki
ekspert jak Carlos, drobne zniewagi nie mogły jej dotknąć. Jednak słowa
Ramóna trafiły celnie, zostawiając w jej duszy głęboką ranę.
- Nie wyszłabym za pana, nawet gdyby od tego zależało moje życie i
przyszłość ludzkości! - rzuciła. - Gdyby pan się oświadczył...
- Czego nie zrobię.
- Gdyby pan się oświadczył - ciągnęła przez zaciśnięte zęby - z radością
cisnęłabym panu te słowa w twarz.
- Więc proszę się rozkoszować myślą o tym - odparował. - Bo tylko w
wyobraźni będzie miała
pani do tego okazję. Nie mam zamiaru wkładać głowy w pętlę, żebyście mogli
zacisnąć mi ją na szyi. Nawet jeśli od bardzo, bardzo dawna nie widziałem
równie seksownego stworzenia.
ROZDZIAŁ DRUGI
Równie seksownego stworzenia ...
Estrella nie wierzyła własnym uszom. Czy Ramón naprawdę to powiedział...?
W głowie zakręciło się jej od przypływu czysto kobiecego zadowolenia. Nie
zdołała powstrzymać przelotnego uśmiechu, który uniósł lekko kąciki jej ust.
Trwał krótko, jak uderzenie serca; po sekundzie nie było po nim śladu. Ale
Ramon zauważył to i jego czarne brwi ściągnęły się jeszcze groźniej.
- Och, cieszy się pani - wycedził z ironią. - Spodobało się, że uznałem panią
za seksowną? Proszę tylko nie myśleć, że obróci to pani na swoją korzyść. Nie
jestem w tak rozpaczliwej sytuacji, by godzić się na resztki po Carlosie Perei ...
Nawet jeśli towarzyszy im pokaźna łapówka w formie stacji telewizyjnej. Dla
mnie trzeba by czegoś więcej.
- Cóż, mógłby dostać pan więcej.
Tym razem w przelotnym, wymuszonym uśmieszku Estrelli nie było cienia
ciepła ani radości.
- Gdyby dobrze rozegrał pan tę partię, ojciec przekazałby panu wszystko.
Wszystko, czego by pan zażądał - nawet zamek i związany z nim tytuł. Gdyby
dał mu pan wnuka, jego wdzięczność nie miałaby gramc.
Zaskoczył ją wyraz, który przez chwilę zagościł na jego przystojnej twarzy. I
chwila milczenia, poprzedzająca kolejny atak.
- Dziękuję, nie skorzystam z tej propozycji - wycedził. - Nawet uwzględniając
dodatkowe korzyści, cena jest wciąż zbyt wysoka.
- Ja niczego nie proponowałam - odgryzła się Estrella. - Po prostu
wyjaśniłam, co pan traci. Nie ma mowy o żadnym układzie ani nie będzie w
przyszłości ... Przynajmniej nie z panem.
Wysunęła się zza fotela, przecięła szybko pokój, podeszła do drzwi i zacisnęła
dłoń na klamce z taką siłą, jakby to była jego szyja. Ta myśl wywołała ponury
uśmiech na jej ustach.
- Koniec negocjacji - rzekła, otwierając szeroko drzwi. Przesunęła się w bok,
jak gdyby chciała zrobić mu miejsce, by mógł wyjść, nie zbliżając się do niej
zbyt blisko. - I spotkania. Byłabym wdzięczna, gdyby pan już wyszedł.
- Bardzo chętnie - odpowiedział tonem ostrym niczym sztylet, i zanim ruszył
ku wyjściu, pochylił się w jej kierunku, naśladując szyderczo dworski ukłon.
Każdy jego krok i wyprostowana, sztywna sylwetka, sygnalizowały wyraźnie,
co odczuwał. Był wściekły, to oczywiste. Poza tym żywił do niej bezgraniczną
pogardę, żałował, że się tu znalazł i jak najszybciej pragnął opuścić ten pokój.
Dlatego takim idiotyzmem było ogarniające ją nagle uczucie: nagły,
bezsensowny i przeszywający żal na myśl, że za minutę, może mniej, ten
mężczyzna odejdzie. I nigdy go już nie zobaczy.
Ale przecież tego chciała, prawda? Żeby zniknął z jej życia raz na zawsze. By
nigdy już nie musiała patrzeć w jego oczy i widzieć w nich lekceważenia i
lodowatej pogardy, które sprawiały, że drżała niczym liść na wietrze.
Tego właśnie pragnęła, ale -obserwując Ramóna - poczuła nagły przypływ
pożądania. Nawet jej nie dotknął ani nie pocałował - a jeśli teraz pozwoli mu
odejść, nigdy tego nie zrobi.
Tak szaleńczo pragnęła choć raz w życiu doświadczyć jego pocałunku, że
niewiele brakowało, a powiedziałaby mu o tym. Nie odważyła się. Miała
wrażenie, że język jej skamieniał, mogła tylko w milczeniu patrzeć, jak Ramón
zmierza w kierunku otwartych drzwi. Ale nie wyszedł. Skręcił i zbliżył się do
niej. Wyraz jego oczu zaalarmował ją, jednak nie zdążyła nawet zastanowić się,
o co mu chodzi. Wyciągnął ręce, chwycił ją za ramiona i gwałtownym
szarpnięciem przyciągnął do siebie. Zaparło jej dech z wrażenia, gdy zderzyła
się piersiami z twardym, ciepłym torsem. Nie miała czasu pomyśleć ani próbo-
waćoporu, gdy męska dłoń uniosła jej brodę, tak że gniewne, czarne oczy
dziewczyny napotkały chłodne, szacujące spojrzenie szarych źrenic.
- Odchodzę - burknął głosem ochrypłym z tłumionego gniewu oraz innego
uczucia, które sprawiło, że Estrellę przeszedł dreszcz. - Odchodzę ... i to chętnie
... ale przedtem muszę coś jeszcze zrobić.
Rzucił chmurne spojrzenie na jej usta, akurat w chwili, gdy nerwowo
zwilżała je językiem, potem spojrzał w spłoszone czarne oczy.
- Chciałem to zrobić, jak tylko panią zobaczyłem. Prowokowała mnie pani od
chwili, gdy przeszła przez te drzwi.
- Ja ... - próbowała zaprotestować, ale słowa uwięzły jej w gardle, gdy
poczuła na ustach jego zachłanne wargi.
Nie mogła się powstrzymać i oddała pocałunek.
Rozchyliła wargi, nie pod naciskiem jego ust, lecz zachęcająco, przyjmując z
radością zmysłowy dotyk i pieszczotę jego języka, odpowiadając mu w ten sam
sposób.
- Ramónie ...
Był to cichy szept, imię to wyrwało się jej z ust, zanim zdążyła się opanować
czy pomyśleć.
- Ramónie - westchnęła ponownie i usłyszała, że zaśmiał się cicho,
niepewnie, zanim znowu przyciągnął ją do siebie i pocałował.
Poczuła nagle żar, przesuwający się w dół. Nie mogła powstrzymać się i
przylgnęła do mężczyzny.
W odpowiedzi z jego gardła wydarł się ochrypły, urywany dźwięk, który
podziałał na jej rozpalone zmysły jak żarliwa zachęta. Jeszcze silniej zacisnęła
zanurzone w ciemnych włosach palce, przyciągnęła bliżej jego głowę i
przycisnęła wargi do jego ust.
Poprzez cienką bawełnę bluzki czuła na swych żebrach palący dotyk jego
dłoni. Pragnęła, by ją całował, by jej dotykał. Chciała, by jego dłonie
przesuwały się w górę - wyżej i wyżej. Jej piersi nie mogły doczekać się
pieszczoty jego palców. Opanowało ją tak silne pożądanie, że jęknęła głośno.
Ku jej przerażeniu, ten dźwięk podziałał na Ramóna jak policzek. Albo
ostrzeżenie, że nie powinien posuwać się dalej. Nagle zesztywniał, zamarł,
potem uniósł głowę z zamierzoną powolnością, przez cały czas patrząc głęboko
w jej oczy.
To chłodne, stalowe spojrzenie przywróciło ją gwałtownie do rzeczywistości.
Nagły przeskok od pełnej upojenia namiętności do realnego świata przyprawił
ją o lekkie mdłości. Rozpaczliwie zmagając się z zażenowaniem, które czuła na
myśl o swoim zachowaniu, i świadomością, że wzrok Ramóna w najmniejszym
stopniu nie przypominał wzroku kochanka, próbowała przywołać na twarz
wyraz chłodnej obojętności. Nie wiedziała jednak, czy zdołała tego dokonać.
- Madre de Dios ... - wyszeptał Ramón zdyszanym, roztrzęsionym głosem. -
Madre de Dios.
Nie potrafił skupić myśli, był oszołomiony i zamroczony dzikim i nie
opanowanym pożądaniem, które nagle ich połączyło.
Ale nie można powiedzieć, że nieoczekiwanie.
Tego przecież chciał od chwili, gdy ją ujrzał. Tego, a nawet więcej. Pragnął
jej. Nie zdołał się powstrzymać, gdy pojawiła się okazja, by wziąć ją w ramiona
i scałować arogancką wyniosłość z jej twarzy.
Natomiast nie spodziewał się, że ona zareaguje w taki sposób. Sądził, że
całowanie jej będzie przypominało całowanie ściany, zimnej, twardej i nieustęp-
liwej. Tymczasem ona rozgorzała w jego ramionach jak ogień. W jednej chwili
stracił panowanie nad sobą. Nie wiedział, gdzie się znajduje ani kim jest, nie
miał pojęcia, co się dzieje. Jeszcze chwila i zerwałby z niej ubranie, rzucił ją na
podłogę, zaspokajając pożerające go pragnienie jej uległego i chętnego ciała.
Dopiero kiedy jej głośny jęk uświadomił mu, gdzie się znajduje i kim ona jest,
wróciło mu poczucie rzeczywistości.
- No proszę, i co teraz? - odezwał się, specjalnie przeciągając słowa, jak
gdyby nagły poryw namiętności nie wywarł na nim żadnego wrażenia. - Och,
droga Estrello, czy tak żegna pani wszystkich partnerów w interesach?
Pocałunkiem?
Estrella otworzyła usta, by mu odpowiedzieć, ale najwyraźniej straciła
panowanie nad głosem; zacisnęła wargi i szybko przełknęła ślinę.
- Nie całowałam pana - zdołała odpowiedzieć.
- O ile pamiętam, to pan mnie pocałował. l w żadnym
przypadku nie jesteśmy partnerami. Ani partnerami w interesach ani ... ani w
żadnym innym znaczeniu tego słowa.
- Oczywiście, że nie - Ramon podkreślił swoją wypowiedź cynicznym
uśmiechem. - Ale, jeśli mnie pamięć nie myli, wcale się pani nie opierała.
Wprost przeciwnie.
Wpatrując się w jej wielkie, oszołomione oczy, uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
. - Może by pani za mnie nie wyszła, ale chętnie założę się, że gdybym zaprosił
panią do łóżka, znalazłaby się w nim pani błyskawicznie. Nawet teraz.
Gwałtownie zaczerpnęła tchu i otworzyła usta, by zaprotestować. Ramón
mówił dalej, zanim zdołała wypowiedzieć słowo.
- Ale choć bardzo chętnie przyjąłbym pani ofertę; niestety muszę odmówić.
Ten pocałunek nauczył mnie, że od początku miałem rację. Jakikolwiek układ z
panią byłby dla mnie zbyt kosztowny. l, prawdę mówiąc, nie sądzę, aby była
pani tego warta.
Odwrócił się i ruszył ku drzwiom, modląc się w duchu, by przyjęła to za
dobrą monetę. Bo w głębi duszy wiedział, że nie potrafiłby jej przekonać, gdyby
jeszcze raz musiał się do niej odezwać. Do diabła, nawet siebie samego nie
potrafił przekonać.
Gdyby rzuciła mu słowo zachęty - gdyby zawołała go, poprosiła, by wrócił,
wiedział dobrze, że by jej posłuchał. Wystarczyło, by się zatrzymał - i musiałby
się do niej odwrócić. Nie mogłaby nie spostrzec, w jakim był stanie. Chyba że
jest ślepa i głupia - a wiedział, że tak nie było. A gdyby zobaczył ponownie jej
twarz, z ustami napuchniętymi i zaczerwienionymi od jego pocałunków,
otoczoną potarganymi czarnymi włosami, nie zdołałby się powstrzymać.
Musiałby podejść do niej, porwać ją w ramiona i znowu zacząć to, co przerwali.
A tym razem nic, naprawdę nic nie powstrzymałoby go przed zdobyciem tego,
czego pragnął. Nawet gdyby sam Ąlfredo wkroczył do pokoju.
Więc szedł dalej. Po prostu stawiał jedną stopę przed drugą, bez pośpiechu,
jak podczas przechadzki, z udawaną swobodą. W chwili, gdy skręcił, by zejść
po schodach, dobiegł go jej głos.
- Nawet gdyby od tego zależało moje życie, senior Dario! Tak powiedziałam i
mówiłam to serio. I nie wystarczy pocałunek, abym zmieniła zdanie. - Więc
choć w tym się zgadzamy.
Och, kogo ja próbuję oszukać, spytała się w duchu Estrella, patrząc na
Ramóna, który beztrosko pomachał jej ręką, zanim zszedł po schodach i zniknął
jej z oczu. Gdyby choć przez chwilkę zerknął na nią, wiedziałby, że każde
słowo było kłamstwem. Powiedział prawdę. Przerażającą, szokującą,
druzgocącą prawdę·
Potrząsnęła głową udręczona swoją słabością i głupotą. Należała do tego
mężczyzny. Gdyby trochę mocniej nalegał, całował ją dłużej, dotknął jej tam,
gdzie pragnęła być dotykana, oddałaby mu się bez wahania, nawet tu, na
podłodze, gdyby tego zażądał.
Z trudem zebrała dość sił, by oprzeć się mu tym razem; wątpiła, by udało się
jej ponownie. Nie wiedziała, czy to, co czuje, jest gniewem, rozczarowaniem
czy czysto fizyczną frustracją. Poddając się porywowi dziecinnego
rozdrażnienia, z całej siły trzasnęła drzwiami, rozkoszując się echem, które
powtórzyło ten ogłuszający dźwięk.
Co się z nią działo? Dlaczego sprawy potoczyły się tak szybko? Myślała, że
kocha Carlosa Pereę, ale nalegała, aby się nie śpieszyli ... A tego mężczyzny nie
kochała. Jak mogła go kochać? Przecież znała Ramóna Dario od ... Rzuciła
okiem na zegar wiszący na ścianie i zorientowała się, że nie minęło nawet pół
godziny od chwili, gdy weszła do pokoju. Niecałe trzydzieści minut temu ojciec
przysłał ją tutaj, by poznała ostatniego kandydata na męża.
Ale w przypadku Ramóna Dario czas nie miał znaczenia. Jego widok
poruszył ją od pierwszego spojrzenia. Jak gdyby spotkała swoje przeznaczenie.
Jak gdyby jej ciało rozpoznało swego pana, brakujący fragment układanki,
człowieka, na którego musiała reagować, niezależnie od okoliczności.
Oszukiwała się tylko, wmawiając sobie, że mogłaby się mu oprzeć, gdyby ją
zawołał. Nie miała szans, choćby się najmocniej starała. Właściwie mogłaby
przyznać się do tego przed sobą i stawić czoło faktom.
Był tylko jeden jasny punkt tej sytuacji. Sądząc po sposobie, w jakim się
rozstali, nie groziło im ponowne spotkanie. Więc nie będzie musiała zmagać się
z pokusą, podejmować walki z góry skazanej na przegraną. Jeśli nie zobaczy
już Ramóna, nic jej nie zagrozi. Ani z jego strony, ani ze strony samej siebie.
Ta myśl miała dodać jej otuchy. Powinna była ją pokrzepić. W rzeczywistości
wywarła odwrotny skutek.
ROZDZIAŁ TRZECI
Ramón zatrzasnął kopniakiem drzwi, rzucił klucze na pobliską serwantkę i ze
zmęczeniem przesunął dłońmi po twarzy. Następnie z ponurą miną rozejrzał się
po pustym, cichym mieszkaniu.
Jeszcze dwa tygodnie temu był panem swojego życia. Wszystko szło, jak
zaplanował, tak jak sobie życzył. Z wyjątkiem jednej rzeczy.
Chciał mieć stację Medrano i zamierzał ją zdobyć. I właśnie z tego powodu
całe jego życie jakby stanęło na głowie. Dlatego, że spotkał Estrellę Medrano.
Musiał się napić.
Idąc do kuchni po butelkę wina, zauważył, że na sekretarce telefonu migocze
światełko, a świecący czerwono wskaźnik informuje, że czeka na niego pięć
wiadomości. Przystanął, by nacisnąć guzik odtwarzania, potem skierował się do
kuchni.
- Ramón, gdzie ty się podziewasz, chłopie?
Na dźwięk głosu brata Ramón uśmiechnął się szeroko. Alex, świeżo
upieczony ojciec, nie widzący świata poza córeczką, uwielbiał zanudzać ro-
dzinę opowieściami o malutkiej i o tym, jaka jest cudowna.
Otworzył butelkę i nalewał wino do kieliszka, gdy rozległo się kliknięcie, potem
sygnał dźwiękowy i aparat zaczął odtwarzać następną wiadomość.
- Senor Dario?
Głos był kobiecy, cichy i dość niepewny. Butelka z hukiem uderzyła o blat.
Ramón pode-
rwał gwałtownie głowę i zwrócił się twarzą w kierunku kuchennych drzwi, by
lepiej słyszeć nagranie. Ostatni raz ten głos dźwięczał za jego plecami w dłu-
gim, wytwornym korytarzu Castillo Medrano. Co skłoniło Estrellę Medrano do
tego telefonu, skoro przysięgała, że nie chce go nigdy więcej widzieć?
Trzecia wiadomość, niezbyt interesująca i związana z pracą, dobiegała końca
i miał właśnie odsłuchać jeszcze raz wiadomość od Estrelli, kiedy rozpoczęło
się odtwarzanie czwartego komunikatu.
- Senor Dario? Już raz próbowałam się z panem skontaktować.
Zadzwoniła ponownie! Ramón zastygł z kieliszkiem uniesionym do ust.
Próbował zrozumieć, dlaczego kobieta, która oznajmiła mu, że jest dziesiątym
kandydatem do jej ręki - i że nigdy by go nie wybrała! - nagle tak bardzo chciała
się z nim skontaktować.
Z wiadomości na sekretarce właściwie niczego się nie dowiedział. Tylko tyle,
że Estrella miała do niego sprawę, że dzwoniła już raz i zadzwoni znowu.
Zauważył, że nie podała swojego numeru. Ani nie zasugerowała, by próbował
zadzwonić do niej. Zamierzał nacisnąć guzik powtarzania, kiedy odezwał się
dzwonek u drzwi.
- Chciałem właśnie do ciebie dzwonić - powiedział, uchylając drzwi. -
Niepotrzebnie tak się niecierpliwisz, że się nie odzywam ...
Słowa zamarły mu na ustach, gdy zobaczył, kto stoi w korytarzu.
- To pani!
Na podeście stała Estrella Medrano. Skulona, z rękami w kieszeniach cienkiego
lnianego żakietu, który nosiła do białego podkoszulka i wytartych dżinsów.
- Co pani tu robi?
- Przecież pan wie.
- Skąd, u diabła, miałbym to wiedzieć?
Zdał sobie sprawę, że odezwał się zbyt ostro. Ale nie był w stanie
powstrzymać się ani udawać przyjaciela tylko po to, by zrobić jej przyjemność. I
nie zamierzał bawić się w towarzyskie uprzejmości z kobietą, która wyraźnie
stwierdziła, że nie chce go więcej widzieć.
- Mówił pan, że chciał do mnie zadzwonić.
- Powiedziałem to, zanim panią rozpoznałem.
Myślałem, że to ktoś inny - wyjaśnił z naciskiem. - Czekałem na sekretarkę.
- Rozumiem. Jeśli przeszkadzam, mogę odejść ...
- Nie.
Jak to się, do cholery, stało? Otworzył usta, żeby wymówić "tak". Ale jakimś
cudem podświadomość pokonała go i wypowiedział coś zupełnie innego.
- Nie ... Niech pani wejdzie.
Wiedział, że głos go zdradzał. Sam jej widok przywołał wspomnienia tych
nieprzespanych nocy, męczących go, odkąd wyszedł z Castillo Medrano, nie
oglądając się za siebie.
Odszedł, ale nie był w stanie wygonić jej ze swych myśli. Prześladowała go
w dzień i w nocy; obraz jej pięknej twarzy, wysokiej i smukłej sylwetki,
długich, czarnych włosów nawiedzał go w snach.
Gdy przechodziła obok niego, owionął go zapach perfum zmieszany z wonią
jej skóry. Niemal stracił głowę, przełknął z trudem ślinę i starał się nie myśleć
o natychmiastowej reakcji swego ciała na jej bliskość. Żywił nadzieję, że
dziewczyna powie, co miała do powiedzenia, i szybko się wyniesie. Wiedział,
że . i tak czeka go kolejna niespokojna noc. Szybko upił łyk wina z kieliszka.
_ Mogę zaproponować pani coś do picia? - spytał, przypominając sobie nagle
o obowiązkach gospodarza.
- Dziękuję, tak.
Zareagowała z wdzięcznością, jak gdyby rzucił jej linę ratunkową. Zadał
więc sobie w myślach pytanie, po co tu przyszła. Jaka ważna przyczyna
sprawiła, że przełamała niechęć i zjawiła się w jego domu? Czy długo będą
bawić się w towarzyską pogawędkę, zanim skłoni ją, by powiedziała, o co jej
chodzi?
- Może być czerwone wino?
Doskonale.
- Przyniosę pani kieliszek.
Ku jego przerażeniu, poszła za nim do kuchni.
Tymczasem on miał nadzieję, że kilka chwil samotności pozwoli mu wziąć się
w garść. Czuł mrowienie na całym ciele, każdy nerw reagował na Jej obecność.
Obcisły biały podkoszulek opinał krągłe piersi Estrelli i podkreślał wąską
talię. A jeśli kształtne, jędrne pośladki wyglądały kusząco pod wąską, czarną
spódnicą, to gdy były obciągnięte dżinsami, przyprawiały go o prawdziwe
katusze - bo mógł na nie tylko patrzeć. Długie czarne włosy związała w koński
ogon, i ta surowa, gładka fryzura podkreślała dramatycznie doskonałość jej
rysów. Śladowy makijaż uwydatniał gęstość jej rzęs i miękki, uwodzicielski
kształt ust.
Trzymając w dłoni kieliszek, zaprowadził ją do salonu i usadził w wielkim,
miękkim fotelu, obitym skórą o barwie karmelu. Sam stanął w pewnej odleg-
łości, opierając się o drewniane, rzeźbione obramowanie kominka.
- Czemu zawdzięczam zaszczyt goszczenia pani? - spytał, gdy stało się jasne,
że gość nie przerwie niezręcznego milczenia. - Przyjmuję, że istnieje ku temu
powód? Chyba nie przyszła tu pani, aby przyjrzeć się, jak mieszka gorsza
połowa ludzkości?
- Och nie, nic podobnego.
- Więc może zechce mi pani wyjaśnić, o co
chodzi?
Jak, och, jak mogłaby na to odpowiedzieć? Zapomniała, jaki był wysoki, jaki
budził respekt i - choć powinna być na to przygotowana - jego niezwykła,
mroczna uroda podziałała na nią niczym uderzenie w twarz. Najwyraźniej
niedawno wrócił z pracy. Rzucił gdzieś marynarkę, rozluźnił krawat w czarne i
ciemnoczerwone wzory, rozpiął jeden guzik u kołnierzyka koszuli, odsłaniając
długą, muskularną szyję, o gładkiej, ozłoconej słońcem skórze.
Estrelli wystarczyło spojrzeć na niego, by zaschło jej w ustach. I choć
wiedziała, że główną przyczyną było zdenerwowanie, uświadomiła sobie, że
miała też inne powody. Krew pulsowała jej w skroniach, i to nie z lęku.
- No więc? - z ironią spytał Ramón, zniecierpliwiony jej wahaniem. -
Dlaczego pani tu przyszła?
- Ja ... musiałam z panem porozmawiać.
- O czym? O kolejnej propozycji małżeńskiej?
Poczuła gwałtowne ściskanie w gardle, musiała przełknąć ślinę, by pozbyć się
bolesnego skurczu. - Ja ... - zaczęła mówić, lecz głos jej się załamał.
Nie pomógł jej nawet łyk wina.
- O co chodzi, dono Medrano? Czy to ojciec panią przysłał? Ma pani
namówić mnie, żebym zmienił zdanie? A może nie potrafiła mu pani
powiedzieć, że kolejny mężczyzna odrzucił ofertę, więc wciąż czeka na moją
odpowiedź?
Estrella skuliła się w środku pod wpływem tego sarkazmu.
- Ojciec nie wie, że tu jestem.
To go zaskoczyło. Zaraz jednak wziął się w garść i na jego twarzy pojawiła
się chłodna czujność.
- Nie wie? Więc gdzie, jego zdaniem, pani przebywa?
- U przyjaciół. Powiedziałam, że zamierzam odwiedzić w mieście dawną
koleżankę ze szkoły.
- I nie poinformowała go pani, że to ja mam być tą "dawną koleżanką"?
- Mmm - tyle tylko zdołała z siebie wydusić. Po wyrazie jego twarzy poznała,
że wzbudziła w nim nieufność i jednocześnie - na przekór wszystkiemu - pewne
zainteresowanie.
Powinna podtrzymać to zainteresowanie. W końcu, jeśli podsyci jego
ciekawość, nie wyrzuci jej za drzwi, dopóki nie usłyszy wyjaśnień.
- Coraz ciekawiej - mruknął Ramón z fałszywą łagodnością. - Nie tylko
zjawia się tu pani niespodziewanie, pomimo zaklęć, że nie chce mnie pani
więcej widzieć, to jeszcze ojciec został oszukany. Zastanawiam się, dlaczego ta
wizyta była dla pani tak ważna.
Teraz albo nigdy. Estrella upiła łyk wina, z nadzieją, że alkohol doda jej
odwagi. Nie podjęła jeszcze decyzji, czy doprowadzi sprawę do końca. Roz-
wiązanie, które wpadło jej do głowy w nocy, w mroku jej pokoju, wydawało się
idealne. Ale teraz, w biały dzień, w eleganckim mieszkaniu Ramóna, w obec-
ności tego mężczyzny, który górował nad nią, oparty o wielki, rzeźbiony
kominek, to przekonanie opuściło ją. Pamiętała jednak, jak zamierzała zacząć.
Teraz wprowadzi swój plan w życie, i będzie, co ma być. Ta myśl dodała jej
odwagi i kiedy znowu się odezwała, jej głos był zaskakująco mocny.
- Ja ... przyszłam pana przeprosić.
Ogarnęło go . zdumienie. Tego się najwidoczniej nie spodziewał.
Znieruchomiał, z kieliszkiem uniesionym do ust. Nagle potrząsnął głową.
- Chyba się przesłyszałem - powiedział ostrym tonem. - Zdawało mi się, że
pani powiedziała ...
- Że przyszłam pana przeprosić.
Widać było, że jej nie uwierzył. Obrzucił ją sceptycznym spojrzeniem, szare
niczym burzowe chmury oczy zlodowaciały.
- Przeprosić za co? - dociekał.
- Za ... zachowanie ojca ... i moje .... Tamtego dnia,
kiedy był pan w zamku. Nie powinniśmy byli .... Naprawdę jest mi przykro ...
Chciała, by się odezwał... powiedział coś ... cokolwiek! Tymczasem on wypił
tylko resztę wina z kieliszka i usiadł na wielkiej kanapie, stanowiącej komplet z
fotelem, na brzegu którego przycupnęła Estrella. Zetknął dłonie czubkami
palców, przesłonił nimi usta i uważnie przyglądał się kobiecie.
- Ramónie... - odezwała się, nie mogąc dłużej wytrzymać milczenia, ale
przerwał jej bez słowa przeprosin.
- Niech pani powtórzy - zażądał ostro. - Powtórzy to, co powiedziała pani
przed chwilą.
Czego chciał - dowodu, że była szczera? A może tylko zamierzał ją poniżyć,
zmuszając do nieskończonego wyjaśniania, dlaczego doń przyszła?
- Że chciałam przeprosić? Chciałam. Naprawdę. Ojciec źle zrobił, że prosił
pana ...
- To było coś więcej niż prośba.
- Wiem, że zażądał, aby ożenił się pan ze mną, jeśli zależy panu na kupnie
stacji. Nie powinien był tego robić. A ja ...
Opuściła ją odwaga, musiała więc zamilknąć, zaczerpnąć tchu dla
uspokojenia, zanim zebrała siły .i mogła mówić dalej.
- Nie powinnam była zachować się w taki sposób. Te chłodne, szare, znowu
przymrużone oczy wciąż wpatrywały się w jej twarz, wychwytując każdą zmianę
wyrazu, każdy przebłysk emocji, który przemknął po delikatnych rysach.
- Niemal mógłbym uwierzyć, że mówi pani szczerze - powiedział w końcu.
- Bo tak jest!
Musiał jej uwierzyć. W przeciwnym razie jej plan skazany był na
niepowodzenie.
- Mówię prawdę - zapewniła, pochylając się do przodu, z twarzą zwróconą ku
niemu, wpatrując się w jego oczy. Zrobiła małą pauzę, mając nadzieję, że
Ramón się odezwie. Dała mu okazję, by się wtrącił i zapewnił, że jej wierzy.
Ale on tego nie zrobił. Po prostu siedział, patrząc jej w oczy, obserwował i
czekał.
- Ojciec nie powinien stawiać panu takiego warunku ... niezależnie od
powodów. A ja ... należało od razu powiedzieć, że wiem ... że domyśliłam się, iż
znowu powrócił do swych starych sztuczek. Trzeba było uprzedzić ...
Wiedziała, że gada bez sensu, ale nie mogła się powstrzymać. Milczenie
Ramóna denerwowało ją, musiała więc zrobić coś - cokolwiek - by je przerwać.
- Powinnam była panu to wyjaśnić.
- Ale nie zrobiła pani tego.
~ Nie ... nie zrobiłam .
- Zechce pani powiedzieć dlaczego?
- Ja ... - odpowiedziała, ale nerwy ją zawiodły,
w
głowie czuła pustkę. Sięgnęła więc po kieliszek i wychyliła go do dna.
- Wolałbym, żeby się pani nie upiła - oschle stwierdził Ramón. - Nie sądzę,
aby poprawiło to moje stosunki z pani ojcem, jeśli będę musiał odwieźć mu do
domu podchmieloną córkę.
- Nie jestem pijana! zaprotestowała z oburzeniem, ale poczuła, że się
czerwieni.
- Na najlepszej drodze do tego. Proszę mi powiedzieć, co takiego strasznego
ma pani do powiedzenia, że musi się pani upić, aby to wykrztusić?
W duchu Estrella przyznała, że łatwiej by jej było, gdyby się upiła. Może pod
wpływem alkoholu miałaby mniej oporów, by wyznać temu mężczyźnie, że nie
jest w stanie wyrzucić go z pamięci, że nawiedza jej sny każdej nocy, a jego
obraz prześladuje ją w dzień. Bezgranicznie zażenowana, odstawiła kieliszek,
nie odrywając od niego wzroku. Nie była w stanie spojrzeć w oczy Ramónowi.
- No więc? - zapytał.
Uniosła buntowniczo głowę i przestała liczyć się ze słowami.
- Doskonale pan wie, od czego to się zaczęło!
Wszyscy wiedzą! Dlatego mój ojciec ucieka się do takich gierek. .. Dlatego
próbuje przekupić lub zmusić jakiegoś mężczyznę, aby mnie poślubił. Wiedział
pan od początku. To pan wspomniał o Carlosie podczas ostatniego spotkania.
- Ach, więc mówimy o Carlosie Perei. Zastanawiałem się, kiedy dotrzemy do
sedna sprawy. O co chodzi? Chce pani twierdzić, że nie było żadnego Carlosa?
Że opowieść o waszym romansie to bajka?
Och, gdyby mogła tak powiedzieć.
- Nie - wyszeptała cicho, z rozpaczą. - Nie zamierzam tego mówić. To nie
byłaby prawda. Carlos ... Carlos istniał.
- Zatem postanowiła pani wyjaśnić mi, dlaczego związała się pani z żonatym
mężczyzną, jak go pani skusiła, by porzucił żonę i... ile ich było ... trójkę dzieci?
- Dwójkę - odparła obronnym tonem .. - Było ich tylko dwoje.
- I, jak sądzę, uważa pani, że to coś zmienia?
- Nie sądzę, aby cokolwiek mogło to zmienić.
Nic nie mogło złagodzić wyrzutów sumienia, to pewne. I nic, jak się
wydawało, nie mogło przywrócić jej dobrego imienia.
- Nie - zgodził się drwiąco Ramón. Nagle zerwał się, jak gdyby nie mógł już
znieść jej bliskości. - Nie sądzę, aby obchodziło panią, że miał żonę i dzieci i że
złamał im serce, aby uganiać się za panią. To nie było ważne, prawda? Dostała
pani, czego chciała, i nieważne, jaką cenę musieli zapłacić inni.
Nie przypuszczała, że może ogarnąć ją jeszcze większe przygnębienie, ani że
pamięć o popełnionych błędach przyczyni jej więcej bólu. Nawet wtedy, gdy
odkryła prawdę o Carlosie, nie wydawała się sobie tak nieczysta i zbrukana, jak
teraz pod wpływem potępienia w głosie Ramóna.
Nie mogła już tego znieść. Wstała, wysoko uniosła głowę i zmusiła się, by
rzucić mu wyzywające spojrzenie.
- To nie było tak, senor Dario!
Z zadowoleniem stwierdziła, że zdołała zapanować nad głosem, nad jego
drżeniem, choć wskutek tego zabrzmiał chłodno i ostro. Uznała jednak, że jest
to mniejsze zło.
- Wcale tak nie było! Ale nie oczekuję, że pan w to uwierzy. Myślałam, że jest
pan inny, ale się myliłam. Oczywiście, że się myliłam! Nie jest pan inny ... jest
pan taki jak tamci ... jak mój ojciec…
- Do diabła, nie!
Dotknęła go do żywego. Ogarnął go gniew. Oczy mu zapłonęły, koło nosa i
ust pojawiły się białe plamy.
- Do diabła, tak! - warknęła. - Jest pan taki jak on, może nie? Widzi pan to, co
chce widzieć, wierzy w to, w co chce wierzyć. Nie chce pan spojrzeć na sprawy
z drugiej strony, ujrzeć coś, co może być prawdą!
- Mówi pani ...?
- Nie mówię nic, poza ... Dobranoc.
Odwróciła się gwałtownie, złapała torebkę, zacisnęła mocno dłoń na rączkach,
aż pobielały jej kostki. Może zdoła dojść do drzwi. Jeśli będzie dość szybka i
silna.
- Dobranoc, senor Dario - powiedziała przez zęby. - Dziękuję za wino. Żałuję,
że nie mogę powiedzieć, że było mi miło ... ale wolę nie kłamać.
Myślała, że pozwoli jej odejść. Patrzył w milczeniu, jak przechodzi przez
pokój, więc uznała, że tak się stanie. Że straciła jedyną szansę, spaliła za sobą
mosty i będzie musiała raz na zawsze zrezygnować ze swych planów. Nie było
już nadziei, że Ramón zechce jej pomóc. Jednak nie to sprawiło, że łzy
napłynęły jej do oczu, lecz świadomość, że po raz kolejny nie udało się jej
przekonać kogoś, że jest inna, niż sądzono. A choć prawie nie znała Ramóna,
cierpiała na myśl, że dołączył do tych, którzy potępili ją, nie wysłuchawszy
nawet wyjaśnień.
- Estrello ...
Jego głos rozległ się, gdy najmniej się tego spodziewała. Brzmiał tak cicho, że
- zajęta tylko myślami o swojej klęsce i o tym, by znaleźć się za drzwiami - z
początku nie była pewna, czy naprawdę go słyszy, czy tylko sobie to
wyobraziła. Jednak mężczyzna odezwał się znowu, i tym razem nie mogła się
mylić.
- Estrello, nie odchodź.
Po raz pierwszy zwrócił się do niej po imieniu, zauważyła, zwalniając kroku.
Uświadomiła sobie, że nigdy nie słyszała równie doskonałego dźwięku. Poczuła
ucisk w sercu na myśl, że może będzie to jedyna okazja, by usłyszeć, jak
wymawia jej imię. Nie mogła jednak odwrócić się i spojrzeć mu w twarz. Za
bardzo bała się tego, co ujrzałaby w jego oczach, i tego, co mógłby wyczytać z
jej wzroku. Jeśli musiała odejść, wolała zrobić to w tej chwili. Gdyby zawahała
się lub spojrzała za siebie, może nigdy nie zdołałaby ruszyć dalej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Ramón ze zdurnieniem uświadomił sobie, że po raz pierwszy wypowiedział
jej imię. Pierwszy raz stała się dla niego realna do tego stopnia, że nie myślał o
niej jedynie jako o córce Alfreda Medrana czy - jakją nazywał z ironią - doiii
Medrano. Albo kobiecie, którą, jak tego oczekiwano, miał poprosić o rękę.
Odczuł to jako szok. Prawdziwy, zwalający z nóg szok.
Czy naprawdę dotąd nie widział w niej człowieka?
Całował ją, śnił o niej, snuł na jej temat fantazje - ale czy kiedykolwiek
naprawdę ją zobaczył?
Kim była Estrella Medrano? Kim była ta kobieta, którą praktycznie kazano
mu poślubić - z taką arogancją, z taką władczością, że od razu się do niej
uprzedził?
- Nie odchodź - powtórzył z większym naciskiem. - Nie w ten sposób. Zostań.
Powoli, bardzo powoli obróciła się, stanęła z nim twarzą w twarz. Jej oczy
lśniły podejrzanie, połyskując w promieniach zachodzącego słońca, wpadają-
cych przez wielkie okna. Twarz też wydawała się inna. Bledsza, mizerna, jakby
delikatniejsza.
A może to była kolejna rzecz, której wcześniej nie zauważył?
- Mam zostać? - powtórzyła cicho. - Dlaczego?
Była czujna niczym ścigane zwierzę, obserwowała go tymi wielkimi,
przestraszonymi oczami, jak gdyby z obawą, że nagle rzuci się na nią.
- Jadłaś kolację?
Tym razem potrząsnęła tylko głową; wydawało się, że boi się, iż głos ją
zawiedzie.
- Ja też nie ... Więc powinniśmy coś zjeść, żeby wino nie uderzyło nam do
głowy.
Znowu odpowiedziała samym gestem, skinieniem głowy.
- W porządku.
Aby dostać się do kuchni, musiał przejść obok Estrelli. Przyglądała mu się w
milczeniu, jej blada twarz zastygła w wyrazie czujności i niepewności.
Nie podobały mu się uczucia, które w nim budziła. Nigdy jeszcze kobieta nie
reagowała na niego w ten sposób. A było wiele kobiet w jego życiu. Kobiet, z
którymi łatwo było rozmawiać, łatwo oczarować. Ale ta była nastroszona
niczym dziki kot.
- Nie zamierzam zrobić ci krzywdy.
Czuł, że musi to powiedzieć. Byle tylko się uspokoiła.
- Nie - odpowiedziała cicho, dziwnie urywanym głosem. - Nie sądzę, abyś
miał taki zamiar.
- A co to miało znaczyć?
Stał teraz naprzeciw niej, twarzą w twarz, mógł więc widzieć zasępienie w tych
pięknych oczach, napięte mięśnie twarzy.
- Estrell0 - ponaglił ją ostro, gdy ociągała się z odpowiedzią.
- To znaczy ... - odparła, obrzucając go gniewnym spojrzeniem, choć
jednocześnie zauważył leki dreszcz, przebiegający jej ciało, gdy starała się od-
zyskać panowanie nad sobą. - To znaczy, że czasami jesteś taki sam jak inni.
Widzisz tylko to, co masz przed oczami.
- Inni? To znaczy, inni mężczyźni, których twój ojciec chciał namówić na
ślub z tobą? Ci, których próbował kupić?
Niedobrze mu się robiło na myśl, że został wrzucony do jednego worka z
nimi wszystkimi. Że był tylko jednym z nazwisk na liście.
- Do diabła, Estrello - ja taki nie jestem!
- Nie? - spytała z wyzwaniem, krzyżując ręce
przed sobą i gniewnie postukując drobną stopą w podłogę. - Nie? Jesteś
pewien?
- Oczywiście, że jestem pewien! Każdy z nich wiedział, że może coś dostać
od twego ojca. Oni wszyscy ci się oświadczyli.
- Więc gdzie różnica? Dlaczego nie masz być do . nich podobny? Powiedz, co
robiłeś w tamtym pokoju? Dlaczego posłano po mnie, żebym z tobą poroz-
mawiała? Co zamierzałeś zrobić?
- Do cholery, nie to, czego chciał twój ojciec.
- Naprawdę?
- Nie słyszałaś, co powiedziałem? Nie, nie zamierzałem się zgodzić. Chcesz
poznać różnicę pomiędzy mną a tymi, których twój ojciec kupił? Rzecz w tym,
że ich udało mu się kupić! Oni ci się oświadczyli, ja - nie.
- Bo ...
- Nie.
Ramón uniósł dłoń i opuścił ją gwałtownie, jak gdyby w ten sposób ucinał
temat.
- Nie dlatego, że nie miałem okazji. Ani dlatego, że zaatakowałaś mnie jak
rozwścieczona kocica. Ani dlatego, że pokłóciliśmy się tak, że zmieniłem zda-
nie. Nie oświadczyłem się, bo nie zamierzałem tego robić!
Nie zrobiłby nic, czego chciał Alfredo Medrano.
Za mocno wryły mu się w pamięć obelgi, którymi obrzucił go stary.
- Moja stacja nie jest dla takich, jak pan - wypalił Medrano. - Ziemia, na
której ją zbudowano, od lat należy do naszej rodziny. Nie sprzedam jej nadętej
miernocie, facetowi, co, jak słyszałem, nie ma nawet prawa do nazwiska, które
nosi, i przypadkiem zarobił właśnie pierwszy milion.
Ramón odwrócił się i zamierzał już odejść, kiedy stary wąż złożył mu inną
propozycję. Żeby ożenił się z Estrellą i w ten sposób zdobył upragnioną stację· -
Od początku nie zamierzałem się oświadczać.
Nawet wtedy, kiedy zaproponował mi stację za pół ceny, o ile wezmę z nią
ciebie.
Jeśli wcześniej sprawiała wrażenie zaskoczonej, teraz wyglądała na
oszołomioną. Z jej twarzy od płynęły kolory, wyróżniały się tylko ciemne
plamy oczu i różowe łuki ust.
- Ale ... wiem, jak bardzo chciałeś mieć tę stację.
- Tak - przyznał, skinąwszy głową, by zaakcentować to słowo. - Tak,
chciałem ją mieć. Był czas, kiedy sądziłem, że niczego bardziej nie pragnę.
- I
nic innego nie dałoby ci takiej satysfakcji?
- Nic nie mogłoby się z tym równać. Nie mogłem pogodzić się z myślą, że ją
straciłem. Nadal nie mogę.
- Dlaczego?
Westchnął, przeczesał obiema dłońmi lśniące włosy.
- Och, to długa historia.
- Mam całą noc.
Zdawało się, że naprawdę tak myślała. Najdziwniejsze, że poczuł, że mógłby
się jej zwierzyć. Wytłumaczyć, co czuł, opowiedzieć coś niecoś ze skom-
plikowanej historii swej rodziny.
- Naprawdę chcesz tego wysłuchać? Jeśli tak, to proponuję, byśmy usiedli.
Podążyła za nim do kominka, każde z nich zajęło miejsce, które zajmowało
niedawno. Ramón sięgnął po butelkę, napełnił kieliszki, jeden z nich podsunął
Estrelli. Upił solidny łyk, dobierając w myślach słowa.
- Żeby to zrozumieć, musiałabyś dowiedzieć się czegoś o mojej rodzinie.
- Wiem, że twoja matka była Angielką, a ojciec ...
- Jeśli masz na myśli Reubena Dano, to nie był moim ojcem. W każdym razie
nie biologicznym.
Drgnęła zaskoczona, zorientował się więc, że o tym nie wiedziała. - To kto ...
?
- Juan Alcolar.
- Ten od Korporacji Alcolar?
- Między innymi. Tak, ten.
Ramón wpatrywał się w kieliszek, wprawiając w ruch obrotowy resztkę wina
.
- Moja matka miała z nim romans i ja jestem jego rezultatem. Ale w owym
czasie była już żoną mojego ... Reubena. Więc zmusił ją do obietnicy, że nigdy
tego nie zdradzi.
- I
dorastałeś, sądząc, że twoim ojcem jest Reuben Dario?
Skinął powoli głową.
- Zostałem nawet zarejestrowany jako jego syn. Ale to nie było możliwe.
Reuben nie mógł mieć dzieci.
- A matka nigdy ci nie powiedziała?
- Nie miała okazji. Umarła, kiedy byłem mały.
Ale zostawiła list, który miałem odczytać, jak skończę dwadzieścia jeden lat.
Tak się dowiedziałem.
- Jak to zniosłeś?
- A jak myślisz? Jak byś się poczuła, gdybyś nagle odkryła, że twój ojciec nie
jest naprawdę twoim ojcem?
Estrella zastanowiła się, potem potrząsnęła głową. Ramón stwierdził, że
wyglądała na otumanioną, ale nie mogła czuć nawet części tego zamętu, w
jakim pogrążył się, poznawszy prawdę.
- Zdezorientowana - powiedziała w końcu.
- Tak właśnie się poczułem. Nie wiedziałem, gdzie moje miejsce ... kim jestem.
Gdzie moja rodzina. Reu-. ben i ja nie byliśmy w najlepszych stosunkach. Za
bardzo różniliśmy się od siebie. Ja chciałem zajmować się mediami, on pragnął,
bym robił coś bardziej praktycznego ... Żebym został księgowym, jak on. Stale
się o to kłóciliśmy. Zrozumiałem to wszystko lepiej, gdy poznałem prawdę o
swoim pochodzeniu. Kiedy uświadomiłem sobie, że moim prawdziwym ojcem
jest don Juan Alcolar.
Znowu zerknął na nią z ukosa.
- Więc widzisz - ciągnął oschłym tonem - twój ojciec może chętniej by mi
przekazał swoją ukochaną stację telewizyjną, gdyby wiedział, że jestem człon-
kiem innej szacownej, katalońskiej rodziny. I to takiej, której historia i tytuły są
jeszcze starsze niż Medranów. I synem kogoś, kto zbił majątek na mediach.
- To dlatego chciałeś mieć tę stację ... żeby stać się częścią imperium
Alcolarów?
Potrząsnął gwałtownie głową, zaprzeczenie widoczne było w jego oczach, na
jego twarzy.
- Nic podobnego. Zależało mi na niej, bo chciałem mieć coś swojego, czego
bym nie zawdzięczał majątkowi Alcolarów, lecz własnej ciężkiej pracy.
Kiedy spotkałem się z moim ojcem ... prawdziwym ojcem, przyjął mnie z
radością do rodziny. Myślę, że podniecało go, że ma syna, który zajmuje się
tym samym co on. Joaquin nie interesuje się mediami. Przeniósł się na wieś,
zajmuje się prowadzeniem winnicy i eksportem win. Alex zaś ... cóż, Alex ma
inne zadanie w korporacji.
- Alex? - spytała z zaciekawieniem Estrella i zauważyła, że Ramónowi drgnął
kącik ust.
.- To drugi brat, przyrodni, z innej matki. Ostrzegałem cię, że to trochę
zagmatwane.
Mogła tylko potrząsnąć głową i sięgnąć po kieliszek. Istotnie, to było
zagmatwane, i - prawdę mówiąc - czuła się nieco ogłuszona. Ojciec Ramóna
zdradzał żonę z dwiema różnymi kobietami, miał z nimi dzieci, a jednak
wyszedł z tej sytuacji z nietkniętą reputacją. Kiedy zaś ona z całą niewinnością,
niemądrze, na ślepo związała się z żonatym, raz na zawsze została napiętnowana
jako dziwka.
No, ale byli przecież w Hiszpanii. A Hiszpania to kraina mężczyzn.
Wystarczyło posłuchać, jak ludzie mówili dziś o Carlosie Perei. Jako o
człowieku, którego zachowanie rozumieli - był mężczyzną i zawróciła mu w
głowie kapryśna i nieodpowiedzialna młoda dziewczyna. Ale przecież znali go
już dobrze, zanim ona wróciła z klasztornej szkoły, ekskluzywnej szkoły dla
dziewcząt z wyższych sfer, która - zgodnie z oczekiwaniami jej ojca - miała z
niej zrobić damę. A potem Carlosa spotkała taka tragiczna śmierć.
- Więc ... ta stacja byłaby tylko twoja. Nie stanowiłaby części Korporacji
Alcolar.
- No właśnie. To jedyna rzecz, o której mógłbym powiedzieć, że należy do
mnie. Nie do Arcolarów, nie do Dariów. Do mnie. Ojciec dałby mi część
korporacji, ale nie tego chciałem. Tylko tego, żeby dorównać mojemu
prawdziwemu ojcu w świecie, w którym się obracał. No i, oczywiście, stacja.
Medrano wniosłaby ze sobą element "starej Hiszpanii", katalońskie dziedzictwo,
które Juan Alcolar ceni może nawet bardziej niż twój ojciec.
Rytm, wystukiwany smukłym palcem na ściance kieliszka, wyraźniej niż
słowa zdradzał uczucia Ramóna.
- Więc może teraz rozumiesz, dlaczego tak bardzo zależało mi na jej kupnie.
Jeśli to nie, jest idealna okazja, by powiedzieć,
oczym myślała, przychodząc tutaj, to lepszej nie będzie, oceniła w duchu
Estrella. Zaczerpnęła tchu, wyprostowała ramiona, jak gdyby gotując się do
tego, co musiała zrobić.
- Dajmy na to, że wcale nie musisz jej stracić? Uff, nareszcie to powiedziałam,
pomyślała, czując, jak zimny dreszcz strachu przebiega jej po grzbiecie, choć
zachodzące słońce grzało mocno. Gdy tylko spostrzegła jego reakcję, kiedy
przyznał się, jak bardzo zależało mu na umowie z jej ojcem, zrozumiała, że nie
trafi się jej druga taka szansa. Ale nie mogła jeszcze uwierzyć, że zdobyła się na
odwagę, że naprawdę wypowiedziała te słowa. A sądząc po wyrazie twarzy
Ramóna, po tym jak ściągnął sceptycznie czarne brwi, on także miał
wątpliwości.
- Co takiego? - spytał zaskoczonym tonem. O czym ty mówisz?
- Pytam, co byś zrobił, gdyby się okazało, że jest sposób, abyś nie musiał
rezygnować z tego interesu. Sposób, dzięki któremu stacja może do ciebie
należeć. - I jak niby miałbym to osiągnąć?
- J...jak?
Głos Estrelli zmienił się w żenujący pisk. Miała wrażenie, jakby ktoś ścisnął
ją za gardło i nie po~ trafiła zebrać sił, by odpowiedzieć.
- Estrello? Do diabła, co mówisz? To niemożliwe. Twój ojciec odrzucił moją
propozycję.
- Jednak myślę, że mógłbyś go przekonać, aby zmienił zdanie.
- Chyba zwariowałaś! - stwierdził pogardliwie Ramón. - Powiedział, że nie ma
mowy o sprzedaży. - Postawił jeden warunek.
To dziwne, ale tak jakby odzyskiwała głos. Sprawiała wrażenie osoby
spokojnej i pewnej siebie, świadomej swych celów. Tylko reakcji Ramóna nie
była w stanie przewidzieć.
- Jeden warunek - powtórzył ze zdumieniem, zmieszanym z gniewem. - Ale,
Estrello, wiesz, jaki to był warunek. Chciał...
- Chciał, żebyś się ze mną ożenił dokończyła za niego, bo urwał, potrząsając
głową z niedowierzaniem. - Powiedział, że sprzeda ci stację, jeśli się zgodzisz
na ślub ze mną.
- Mówisz, że zrobiłabyś to? Że spełniłabyś jego
żądanie?
Zebrała wszystkie siły. - Właśnie to mówię.
- Chcesz, żebym się z tobą ożenił?
- Tak. Chcę.
ROZDZIAŁ PIĄTY
- Ramónie, proszę!
Tylko na tyle mogła się zdobyć. Odrzucał jej propozycję, widziała to w jego
oczach, napiętych mięśniach twarzy. Nie mógłby wyraźniej okazać, że nie chce
mieć nic wspólnego z jej planem.
- To żart, prawda?
- N ... nie.
Wiara w siebie, która podtrzymywała ją na duchu, gwałtownie słabła. Poczuła
się zagubiona i pusta. Postawiła wszystko na jedną kartę i wydawało się, że
przegrała.
- Nie, to nie żart.
- Mówisz poważnie?
Zerwał się na równe nogi, odwrócił od niej, przeszedł przez pokój i stanął
przy wielkim oknie. Wpatrywał się w gwałtownie ciemniejące niebo i pojawia-
jące się w dole światła miasta. Potem, równie gwałtownie, wrócił na poprzednie
miejsce. Odgłosowi kroków na wyfroterowanej podłodze wtórowało nierówne,
szybkie bicie jej serca.
- Dlaczego, do diabła, sugerujesz coś takiego? Co za wariactwo ... ?
- To nie wariactwo.
Ogarnięta rozpaczą Estrella przerwała potok jego gniewnych słów. Spojrzał
na nią, jak gdyby nagle wyrosła jej druga głowa.
Chciała patrzeć mu w oczy, jak równy równemu, a nie czuć się przytłoczona
faktem, że górował nad nią? więc zmusiła się do wstania i nawet zrobiła kilka
kroków w jego kierunku.
- To nie wariactwo, Ramónie! To może się udać ... Ty dostaniesz to, czego
chciałeś, a ja ...
- Tego właśnie nie rozumiem. Co będziesz z tego
miała?
- Wolność.
Tylko jedno słowo, a znaczyło tak wiele. - Wolność?
- Tak. Widziałeś, jak to wszystko wygląda. Jaki
jest mój ojciec, jak rozpaczliwie pragnie wydać mnie za mąż ... przywrócić
dobre imię rodziny, które, jego zdaniem, splamiłam.
- Wydawało mi się, że doskonale sobie radzisz.
Po prostu odrzucasz każdego starającego. - Ale nie widziałeś
wszystkiego.
Poczuła, że nogi uginaj ą się pod nią, więc podeszła do wielkiego fotela przy
kominku i przysiadła na jego grubo wyściełanej poręczy. Oparty o futrynę
drzwi Ramón przyglądał się jej, skrzyżowawszy ramiona na szerokiej piersi.
- Nie widziałeś mnie, gdy jestem z nim bez świadków. Kiedy muszę
wysłuchiwać jego kazań, znosić wybuchy wściekłości. Kiedy mówi, jak go
rozczarowałam, okryłam hańbą jego i rodzinę. I nie daje za wygraną. Po prostu
próbuje wydać mnie za mąż, skłaniając tych mężczyzn do oświadczyn ...
przekupując ich. I nie było cię przy tym, kiedy przychodzili prosić mnie o rękę.
Jak oglądali mnie niczym konia na aukcji, zastanawiając się, czy moja wartość
jako klaczy zrównoważy moją szokującą reputację. Tak bardzo mam tego dość,
Ramónie. To poniżające. Nienawidzę tego.
- To zrób coś z tym.
- Właśnie próbuję.
Starała się uśmiechnąć, ale on nie zmienił wyrazu twarzy.
- Chcę z tym skończyć. Jak mi się zdaje, jedyny sposób, to dać ojcu, czego
pragnie. Chce, abym wyszła za mąż. Więc jeśli wezmę ślub, jeśli będę miała
obrączkę na palcu i, co się z tym wiąże, godne szacunku nazwisko, ludzie
zapomną o przeszłości. I ojciec teź o niej zapomni.
- Ale ty będziesz żyła w teraźniejszości.
- Wiem. Sądzisz, że o tym nie myślałam? Że nie powtarzałam tego sobie w
myślach setki razy, aż bałam się, że wpadnę w szaleństwo? Że nie próbowa-
łam znaleźć innego rozwiązania?
- Ale dlaczego ja ... ?
- Mówiłam ci ...
To mu nie wystarczało. Wyczytała to z jego twarzy. Istotnie, był jeszcze inny
powód, ale chyba nie mogła zdradzić go w tej chwili. Nie teraz, gdy od-
dzielająca ich przestrzeń zdawała się rozciągać jak wielka, ziejąca przepaść, a
oni stali po przeciwnych stronach.
Nie mogła mu tego wyjaśnić.
- Mówiłam ci ... - powtórzyła bezradnie.
- Powiedz mi jeszcze raz.
Ramón odepchnął się od ściany, podszedł do Estrelli i pochylił się nad nią,
opierając jedną dłoń na wysokim oparciu fotela, a drugą na poręczy, na której
przysiadła. Uwięziona w ten sposób nie mogła się ruszyć.
Zaryzykowała, rzuciła jedno szybkie spojrzenie na jego ciemną,
nieprzeniknioną twarz, zimne oczy - i nie była w stanie tego znieść. Spuściła
wzrok, próbowała wpatrywać się w kolana, ale w rezultacie tylko ostrzej, niemal
boleśnie uświadomiła sobie, źe otacza ją jakby klatka złożona z długich, silnych
ramion i twardej, masywnej ściany torsu. Znalazł się tak blisko jej twarzy, że
czuła ciepło jego skóry; cierpki zapach jakiejś cytrusowej wody kolońskiej
drażnił jej nozdrza ...
Przycisnął biodra do kolan Estrelli, zapięty w talii wąski, skórzany pasek
tylko kilka cali dzieliło od jej dłoni, spoczywających na udach. Gdyby trochę
wyciągnęła rękę, tylko odrobinę, mogłaby go dotknąć ...
Ledwo ta myśl przyszła jej do głowy, Ramón ujął ją za brodę i uniósł jej
twarz.
To było jeszcze gorsze. Bo teraz, gdyby spojrzała w górę, utonęłaby w
srebrzystych sadzawkach jego oczu. Gdyby chciała opuścić wzrok, spocząłby na
pięknych, zmysłowych ustach. Na wargach, które pocałowały ją raz, ale o
których śniła przez cały czas. Ten pocałunek doprowadził ją do szaleństwa i
samo wspomnienie o nim wywołało wybuch palącego pożądania.
- Powiedz mi, co będziesz z tego miała - polecił.
Ostry, szorstki ton jego głosu przebił się przez zmysłowe opary, otumaniające
jej umysł.
- Mówiłam ci ... Wolność. Zyskam wolność.
- I to ci wystarczy? Warto z tego powodu wiązać się z jakimś obcym
człowiekiem?
- Nie z "jakimś", lecz z tobą.
Ramón wciągnął powietrze przez zęby, zdradzając, że usiłuje zapanować nad
sobą.
- Dlaczego ze mną? Pytałem cię już o to wcześniej, Estrello, i będę pytać,
dopóki nie dostanę odpowiedzi. Dlaczego ze mną?
Och, co miała na to odpowiedzieć? Prawdę. To było jedyne wyjście. Więc
choć ściskało ją w dołku, przełknęła ślinę i zmusiła się do spojrzenia mu w
oczy.
- Z powodu tego, co mówiłeś wcześniej. Że nie zamierzałeś mi się
oświadczyć, kiedy zażądał tego mój ojciec. Zrezygnowałeś z umowy, na której
ci zależało. Dlatego. I... i ...
- I? - ponaglił ją, kiedy przerwała, jak gdyby słowa uwięzły jej w gardle. - I
co jeszcze?
- I to - westchnęła. - I to ...
Podniosła głowę i przycisnęła usta do ust Ramóna.
Wyczuła jego zaskoczenie, zesztywniałe nagle ciało przez chwilę stawiało opór.
Ogarnął ją strach, że źle oceniła sytuację. Zaraz jednak usłyszała głębokie
westchnienie, jego wargi zmiękły, przyjął pocałunek i odpowiedział nań bez
zwłoki. Ten pocałunek nie przypominał pierwszego, nie miał w sobie brutalnej,
niemal okrutnej zaborczości. Ale choć był taki delikatny, obudził w niej te same
uczucia, taką samą palącą żądzę.
Och, dzięki Bogu! Ta jedyna myśl przemknęła jej przez głowę, zanim
całkowicie utraciła zdolność rozumowania. Dzięki Bogu, że się nie myliła. Że
nie wyobrażała sobie czegoś, co nie istniało, że naprawdę połączyło ich dzikie
pożądanie. Pożądanie, które skłoniło ją do wymyślenia zwariowanego planu, i
które - jak się modliła - pomoże im go zrealizować.
I to ...
Te słowa wciąż dźwięczały w uszach Ramóna, kiedy usta Estrelli dotknęły
jego ust, ale była to ostatnia rozsądna myśl, którą był w stanie sformułować.
Cała jego świadomość skupiła się na jednej osobie - i była nią Estrella.
Estrella, z jej gładką skórą i smukłym ciałem, z długimi, falującymi włosami.
Były związane w koński ogon z tyłu głowy, nie mógł więc zanurzyć w nich
palców. Jednym ruchem ściągnął krępującą je wstążkę, rzucił ją gdzieś na
podłogę i przeczesywał dłonią długie, jedwabiste pasma. Miękkość
muskających jego twarz włosów, lekki zapach ziołowego szamponu tylko
podsycały narastające w nim pożądanie.
- Ramónie ...
Potrzebował jej. Wszystkiego, co mogła mu zaofiarować. I potrzebował tego
teraz. Zsunął lniany żakiet z jej ramion i upuścił na podłogę, u ich stóp. Białą
obcisłą podkoszulkę spotkał ten sam los. Zapach jej rozgrzanej skóry, nagły
powiew oszałamiających perfum zaatakował jego zmysły z taką mocą, że
zakręciło mu się w głowie.
Ześliznęli się z fotela, opadli na podłogę, poczuli chłód wyfroterowanego
drewna na obnażonej skórze. Estrella szarpnęła jego koszulę, wyciągając ją ze
spodni i jak najszybciej odpinając guziki. Palce odmawiały jej posłuszeństwa; w
pewnej chwili Ramón usłyszał trzask rozdzieranej tkaniny, ale nic go tonie
obeszło. Pragnął tego, czego i ona pragnęła: aby ich ciała zetknęły się, by nie
oddzielało ich ubranie.
Pomagał jej z zapałem; zrzucając z siebie podartą koszulę i ciskając ją w drugi
koniec pokoju, wyszeptał jej do ucha:
- Estrella ... Mi estrella. Moja piękna gwiazda. Kochanie ... nie możemy tego
zrobić ...
Nie możemy? Dla roznamiętnionego umysłu Estrelli te słowa były niczym
chlust lodowatej wody.
Jak mógł to teraz powiedzieć? Kiedy wiedziała, że Ramón musi się z nią
kochać, bo inaczej zabije ją frustracja.
- Nie możemy? Ale ... - zaprotestowała i usłyszała jego cichy śmiech.
- Nie tutaj, mi angel. Nie tutaj. Podłoga ... Urwał gwałtownie, bo wbrew jego
protestom dziewczyna zacisnęła palce na klamrze jego paska i szybko ją
odpięła.
- Estrello! - w tym jęku protest mieszał się z bezradnością. - Próbuję myśleć o
tobie!
- A ja ci mówię, że nie dbam o nic!
- Ale podłoga jest... za twarda. Mój pokój ...
Z trudem dobierał słowa, gdy zaczęła go pieścić, ujmując dłonią jego
męskość. - Łóżko ...
- Nie.
Estrella nie chciała się stąd ruszać. Wszystko było dla niej takie nowe,
cudowne, wyzwalające, pozbawione zahamowań, że z przerażeniem myślała, iż
może to utracić. Bała się, że zaleje ją lodowata fala rzeczywistości i zmusi do
zastanowienia.
- Nie - powtórzyła szeptem i stłumiła jego protest pocałunkiem. - Nie, nie
tam. Tutaj. Właśnie tu, I teraz. Pragnę cię, Ramónie.
- Och, Dios - westchnął, kapitulując. - A ja pragnę ciebie!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Estrella nie chciała, aby nadszedł ranek. Tylko o tym myślała, ilekroć budziła
się ze snu, w który zapadła mniej więcej w połowie nocy. Przedtem Ramón
zabrał ją z salonu, poprowadził po schodach do sypialni i położył na wielkim,
podwójnym łóżku. Nie pamiętała, ile razy się kochali, wiedziała tylko, że - choć
jej ciało zostało w końcu zaspokojone i poddało się zmęczeniu - jej umysł
odczuwał wciąż pożądanie.
Nigdy czegoś podobnego nie przeżyła. Nawet z Carlosem, a Carlos był jej
jedynym kochankiem. Nie chciała myśleć o nim, ale nie mogła powstrzymać
napływających wspomnień. Bo w jedną krótką noc Ramón całkowicie wymazał
wszystko, czego Carlos nauczył ją o miłości. Albo raczej wszystko, czego jej
nie nauczył.
A przecież zawsze wierzyła, że kochała Carlosa.
Nigdy nie kojarzyła miłości z Ramónem. Jednak to on posiadł jej duszę i ciało,
wypierając z pamięci wspomnienia o kłamstwach innego mężczyzny.
- No, naprawdę będziesz miała kłopot, jak to wyjaśnić swojemu ojcu.
Niski, zachrypnięty, lekko ironiczny głos wyrwał ją z zamyślenia. Otworzyła
gwałtownie oczy i odwróciła głowę. Zobaczyła Ramóna, który wszedł cicho do
pokoju i stał przy drzwiach, trzymając w dłoniach kubki z kawą.
Wilgotne włosy i zaróżowiona cera zdradzały, że niedawno wziął prysznic i
ogolił się. Był nie tylko ubrany, ale włożył pełny uniform biznesmena. Nosił
kolejny idealnie skrojony garnitur, koszulę i krawat - tym razem niebieski - i
wyglansowane czarne buty. Wszystko to głosiło, że dzisiejszy dzień
przeznaczony jest na pracę, nie na zabawę.
- A może powiedziałaś mu, że zanocujesz u tej koleżanki?
Ja ... powiedziałam, że wrócę, kiedy wrócę - zdołała wykrztusić,
uświadamiając sobie z bólem, jak mógłby zinterpretować jej odpowiedź. -
Chyba jednak to zrobię, zanim ojciec zadzwoni do Carmen i zacznie zadawać
kłopotliwe pytania.
- Najpierw wypij kawę. – Ramon podał jej kubek. Dopiero gdy podciągnęła się
na poduszkach, a prześcieradło zsunęło się z jej ciała, uświadomiła sobie, że pod
osłoną cienkiej egipskiej bawełny jest całkowicie naga. Oblała się rumieńcem,
gwałtownie podciągnęła białe prześcieradło, wsuwając je pod pachy i niemal
okręcając wokół szyi, tak że była całkowicie osłonięta.
- Trochę na to za późno, prawda? - spytał oschle, przyglądając się jej, gdy
niemal wyrwała mu kubek z ręki. Przesunął nogą krzesło i wyciągnął się w nim.
- Tej nocy dowiedziałem się, jak wyglądasz bez ubrania.
- Nie chciałam wylać na siebie kawy - warknęła, wiedząc, że niepotrzebnie
się broni.
Piękne usta Ramóna lekko drgnęły, tylko to zdradziło jego uczucia, starannie
zamaskowane obojętnym tonem.
- Bardzo rozsądnie. Nie chcesz chyba poparzyć swojej delikatnej skóry.
Estrella wzdrygnęła się w duchu, słysząc kryjącą się w tych słowach ironię.
Tak, było już za późno na wstydliwość. Tak, tej nocy widział, dotykał - i nie
tylko - każdy centymetr jej ciała. Ale to działo się minionej nocy, w mroku, w
łóżku. Dzisiejszego ranka, w chłodnym świetle dnia - sprawy wyglądały
maczeJ.
A najgorsze z tego było zachowanie Ramóna.
Kiedy zasypiała, przytulona do szczupłego, mocnego ciała mężczyzny, czuła się
odprężona i rozluźniona. Nie miała pojęcia, co teraz będzie. Ale po nocy, która
ich połączyła, wspólnie przeżytej namiętności i rozkoszy, nie miała
wątpliwości, że uda się im znaleźć jakieś rozwiązanie. Była zbyt wyczerpana,
aby o tym teraz myśleć, ale zrobi to rano.
Tylko że ranek, na który czekała, miał się zacząć od przebudzenia u boku
Ramóna. Wyobrażała sobie, jak powoli, bez pośpiechu wynurza się ze snu.
Mogą nawet - co niemal pewne - znowu się kochać. Potem, gdy będą
rozluźnieni po zaspokojeniu namiętności, a ona spocznie w jego ramionach, z
głową na jego piersi, na pewno zaczną ze sobą rozmawiać.
Takiego Ramóna mogłaby przekonać. Więcej - mogła otworzyć przed nim
serce i powiedzieć mu wszystko. Wyjawić bolesną prawdę o Carlosie i swojej
przeszłości. Ale ten drugi Ramón - to całkiem inna sprawa.
Ich noc należała do przeszłości. Zaczął się jego dzień. Ramón Dario, wielki
biznesmen, wstał już z łóżka, ubrał się i był gotów do pracy. A ona ...
Co miała zrobić? Czego od niej oczekiwał? Że wstanie, weźmie prysznic,
ubierze się i... wyjdzie? A co z minioną nocą? Ze wszystkim, co było między
nimi?
- Idziesz do pracy. - Była to idiotyczna uwaga, ale tylko na nią mogła się
zdobyć.
- To oczywiste. - Jego głos nie zdradzał niczego, oblicze było pustą,
nieprzeniknioną maską, ciężkie powieki przysłaniały oczy.
- Ale dlaczego?
Niepotrzebnie to powiedziała. Zorientowała się, gdy zobaczyła, że uniósł
głowę i przymrużył oczy.
- Firma sama się nie poprowadzi.
- Ale sądziłam, że dzisiaj ...
Z każdym słowem pogarszała swoje położenie.
Teraz czarne brwi Ramóna ściągnęły się gniewnie i niemal fizycznie czuła jego
odrzucenie.
- A niby dlaczego - zapytał lodowatym tonem - dzisiejszy dzień miałby się
różnić od pozostałych?
- No ... sądziłam ...
- Sądziłaś? - powtórzył groźnie, kiedy zawahała się. Myśli tak kłębiły się w
jej głowie, że nie mogła wymówić słowa.
- Że ty ... i ja ...
- W ciąż myślisz o tym idiotycznym pomyśle, że
moglibyśmy wziąć ślub? - rzucił ostro. - Bo jeśli tak, to sugeruję, żebyś o tym
zapomniała. Nie ma mowy o żadnym małżeństwie z rozsądku. Powiedziałem to
twojemu ojcu.
- Ale tej nocy ... To nie mój ojciec ... to ja zaproponowałam.
- Aja daję ci tę samą odpowiedź, jak twemu ojcu. Powiedział to z taką lodowatą
zjadliwością, że Estrella wtulila się w poduszki i zacisnęła palce na kubku, aż
pobielały jej kostki.
- Nie myślę o małżeństwie. Nie chcę się żenić, nigdy nie chciałem. Lubię
swoje życie takie, jakie jest. A gdybym nawet zapragnął mieć żonę, to musia-
łaby to być kobieta, którą sam wybrałem. Nie osoba, która sama wystawia się na
sprzedaż. Nawet za cenę stacji telewizyjnej.
Z cynizmem zauważył, że sprawiała wrażenie zaskoczonej. Przecież nie
mogła uwierzyć, że postąpi zgodnie z jej beznadziejnym planem. O ile taki plan
rzeczywiście istniał.
Wczoraj dał się zaskoczyć. Nie był przygotowany na taki pocałunek, więc w
ułamku sekundy stracił głowę, jak napalony nastolatek. I wcale tego nie
żałował. Tyle że z powodu tej rozkosznej nocy Estrella zdawała się wierzyć,
że zgodził się na jej szalony plan.
- Ale ... ale wczoraj w nocy ...
- W nocy? Chcesz udawać, że ta noc była wyjątkowa? Ty pragnęłaś mnie. Ja
pragnąłem ciebie - i dałem ci, czego chciałaś.
- I sam wziąłeś, co chciałeś.
- Tak, a niby dlaczego miałem zachować się inaczej? To ty zawsze robiłaś
pierwszy krok.
Musiał jednak przyznać, że gdy widział ją tak, jak teraz - nadal w łóżku, z
zaspanymi oczami, czarnymi włosami rozrzuconymi po poduszce, złocistą skórą
kontrastującą z bielą pościeli - kusiło go, by samemu zrobić pierwszy krok.
Niemal nie zdołał zapanować nad nagłą reakcją swego ciała, gdy wszedł do
sypialni i zobaczył ją leżącą z zamkniętymi oczami, ciepłą i rozluźnioną. Ale
był już ranek, miał dużo czasu, by przemyśleć, jakie szaleństwo popełnił, i
uświadomić sobie, że musi z tym skończyć.
Właśnie on powinien wiedzieć, jak destrukcyjny wpływ może mieć
poślubienie kobiety, która nie kocha. Czy jego własna matka nie postąpiła tak z
Reubenem i czy oboje gorzko tego nie żałowali? Sama myśl, że mógłby się w
przyszłości dowiedzieć, że nie on jest ojcem upragnionego dziecka, wywoły-
wała ucisk w żołądku.
Nie można tego dalej ciągnąć. Nieważne, co Estrella myśli albo czego się
spodziewa. Trzeba to przeciąć. Raz na zawsze. Musi sprawić, by odeszła i nigdy
nie wróciła. Bo gdyby wróciła, mógłby nie mieć dość rozsądku lub siły, by
zerwać ponownie.
Wysączył resztę kawy i postawił pusty kubek na podłodze.
- Rzuciłaś mi się na szyję, a ja jestem normalnym, zdr,owym mężczyzną. Do
diabła, co miałem zrobić? Powiedzieć: przepraszam, kochanie, ale nie jestem w
nastroju? I odejść?
- Kiedyś ... tak zrobiłeś. W zamku.
Tak, odszedł, i niemal go to zabiło. Nie chciał ponownie tego przeżywać.
Objawy głodu narkotycznego, które dręczyły jego podniecone ciało, złożyły się
na osobistą wizję piekła.
- Wtedy powiedziałaś, że nie dałabyś się tknąć, nawet gdybym był ostatnim
mężczyzną na Ziemi. Zeszłej nocy zmieniłaś zdanie.
- Ja ... ja myślałam ...
- Co myślałaś, kochanie? Chyba nie wpadł ci do głowy szalony pomysł, że się
w tobie zakochałem?
Wydawało się, że ta myśl budzi w niej takie samo przerażanie, jak w nim.
- Co? Nie! Nie ma mowy! Nigdy!
- Dobrze. Cieszę się, że nie posunęłaś się aż tak daleko w swoim
fantastycznym scenariuszu. Dokąd idziesz?
Odstawiła kubek na szafkę nocną i wyskoczyła z łóżka; prześcieradło, którym
się owinęła, ciągnęło się za nią jak tren.
- Szukam swojego ubrania. Chcę się ubrać. - Rozejrzała się po sypialni z
niepokojem, zagryzając usta. - Gdzie moje ubranie? Do diabła, co z nim zrobiłeś
... ?
- Opanuj się! - Uniósł dłoń, by ją uspokoić.
- Jeśli pamiętasz, w nocy trochę nas poniosło. Twoje ubranie nadal jest w
salonie. Przyniosę ci je.
Schodząc na dół, przypomniał sobie, że to widok jej rzeczy - i własnych -
porozrzucanych po podłodze, przywrócił mu rozsądek. Naoczny dowód na to,
że pozwolił, aby namiętność uderzyła mu do głowy i zamiast myśleć o
konsekwencjach uległ fizycznym popędom, otrzeźwił go. Jak mógł zapomnieć
się tak głupio - i to właśnie z Estrellą Medrano?
Ubranie, które podniósł z podłogi i starannie poukładał, leżało teraz w
zgrabym stosiku w skórzanym fotelu. Tym samym, na którym przysiadła, zanim
pierwszy raz go pocałowała. Gdyby miał choć trochę rozumu, poprzestałby na
tym.
Wciąż jej pragnął, maldito sea! Pochylił się, by zabrać rzeczy Estrelli, ale
zamarł na widok kawałków brzoskwiniowej satyny i koronek, które kilka
godzin wcześniej zsunął z jej uległego ciała. Skierował zamglone oczy na
fragment podłogi, na którym wtedy leżał. Gdzie wciągnął ją na siebie i ...
lrifierno, no!
Odwrócił wzrok od kuszących skrawków brzoskwiniowej satyny, zakrył je
podkoszulkiem i skierował się ku schodom.
Estrella stała pod oknem, tam gdzie ją zostawił.
Jedno spojrzenie na jej nieruchomą twarz, wyraz gniewnego uporu w oczach,
wystarczyło niemal, by zdusić płomienie pożądania. Niemal - nie do końca. Ale
sprawiała wrażenie tak nieprzystępnej, że zatrzymał się po przeciwnej stronie
łóżka i z szyderczym ukłonem złożył ubranie na pomiętej narZUCIe.
- Twoje ubranie, senorita.
- Dziękuję - odpowiedziała z niechęcią, niemal z przymusem. - A teraz, jeśli
nie masz nic przeciwko temu, chciałabym zostać sama, gdy będę się ubierać.
- Poczekam na ciebie na dole.
- Dobrze.
Czekała demonstracyjnie, z rękami opartymi na biodrach. Dopiero gdy
opuścił pokój i usłyszała jego kroki na schodach, wyplątała się z prześcieradeł i
poszła do łazienki. Nie miała pojęcia, jak długo stała pod kaskadą gorącej wody.
Wiedziała tylko, że niezależnie od tego, ile razy by się szorowała, nadal będzie
czuła się brudna.
Zeszła w końcu na dół, modląc się w duchu, by Ramón miał dość czekania i
udał się już do biura. Czekało ją rozczarowanie. Siedział w kuchni, na stole
piętrzył się stos listów. Dolał sobie kawy, ale najwyraźniej nie tknął jej, tak
samo jak nie czytał listu, który trzymał w dłoni.
- Wychodzę - oznajmiła ostrym tonem, stojąc w drzwiach. Tylko to potrafiła
wymyślić. Nie miała doświadczenia w takich sytuacjach.
Ramón podniósł szybko głowę i rzucił chłodne spojrzenie na jej bladą twarz.
- Nie idź jeszcze. Nic nie jadłaś. Masz ochotę na śniadanie?
- Chyba bym się udławiła - powiedziała, zła, że odgrywał rolę uprzejmego
gospodarza. - Chcę iść do domu.
- Estrello ... - Odsunął krzesło i wstał. Wydawał się niepokojąco wysoki i
silny. - Sytuacja w twoim domu ... naprawdę jest tak źle?
- Poznałeś mojego ojca - tylko tyle odpowiedziała.
- Więc dlaczego się nie wyprowadzisz? Znajdź jakąś pracę ...
Urwał gwałtownie, gdy wybuchnęła ironicznym śmiechem.
- Chyba żartujesz! Powtarzam, poznałeś mojego ojca. Jest starszy niż ojcowie
moich rówieśników ... Założę się, że starszy od twojego! A jeśli chodzi o
przekonania - jeszcze starszy. Ja zaś jestem jego jedynym dzieckiem ...
dziedziczką rodu Medrano. Moje wychowanie było po prostu średniowieczne.
Niczego mnie nie nauczono, nie mam zawodu.
Poza tym, kiedy prawda o Carlosie wyszła na jaw, Estrella niemal się
załamała. Nie była w stanie myśleć ani działać. Ojciec to wykorzystał, przejął
kontrolę nad jej życiem i sprawował ją nadal.
- Nikt by mi nie zaproponował pracy.
- Ja mógłbym to zrobić.
- Ty? - nie wierzyła własnym uszom.
- Dam ci pracę. W Korporacji Alcolar. Możesz odejść z domu, znaleźć jakieś
mieszkanie.
- Uważasz, że jestem godna pracy, ale niegodna małżeństwa?
- Nie powiedziałem tego, do diabła!
- A ja nie pamiętam, żebym mówiła coś o poszukiwaniu pracy! - Musiałaby
widywać go, rozmawiać z nim i za każdym razem wspominałaby minioną noc i
upokorzenie, które przeżyła rankiem. - Nie przyjęłabym pracy od ciebie, nawet
gdybyś płacił szczerym złotem! Nie chcę nic od ciebie!
- W nocy było inaczej. - W jego głosie znowu pojawił się groźny, mroczny
ton.
- To co innego.
- Tak, zeszłej nocy myślałaś, że dostaniesz ode mnie to, czego chciałaś. -
Pomimo wysiłku Ramón stracił w końcu panowanie nad sobą. Próbował jej
pomóc, a ona odrzuciła pomoc z pogardą. - A ja nie znoszę, kiedy się mnie
wykorzystuje - warknął wściekle i zauważył, że Estrella uniosła głowę i sze-
roko otworzyła oczy.
- Nie byłeś wykorzystywany - zaprotestowała.
- Nie? Uwierz mi, kochanie, tak się czułem.
- Och, więc ofiarowanie ci tego, czego - jak mówiłeś - pragniesz najbardziej
na świecie, to wykorzystywanie?
Przez chwilę wydawało mu się, że miała na myśli siebie i poczuł zawrót
głowy, sądząc, że go przejrzała. Wkrótce potem odzyskał przytomność umysłu i
uświadomił sobie, że mówiła o stacji telewizyjnej.
- Powiedziałem ci, że cena jest za wysoka.
- Wczoraj byłeś chyba innego zdania.
- Wczoraj chodziło tylko o seks! Niczego nie obiecywałem.
Tym dotknął ją do żywego. Zauważył, że zamrugała powiekami i jakby
zamknęła się w sobie. Ale najwyraźniej potrzebowała tylko czasu, aby od-
powiedzieć na jego atak.
- I bardzo dobrze, że niczego nie obiecywałeś, bo wczoraj mogłam być na tyle
głupia, żeby się zgodzić. Dziś myślę trzeźwo i jestem skłonna przyznać ci rację
co do ceny. Tak jak ty, nie jestem gotowa, by ją zapłacić.
- Oczywiście, że nie. Twój ojciec zadał sobie wiele trudu, by wyjaśnić mi, że
nie posiadam takiego szacownego katalońskiego rodowodu, jakiego oczekuje od
zięcia.
- Nie ... I dlatego byłeś dopiero dziesiąty na liście ewentualnych konkurentów.
Ubodło go to. Urażona męska duma sprawiła, że odrzucił wszelkie hamulce i
względy sprawiedliwości. Wróciła dawna Estrella - bezwzględna, wyrachowana
kobieta, którą pogardzał. Dobrze, że sobie o tym przypomniał. Niewiele
brakowało, a nabrałby się na jej łzawą opowieść.
- Więc dlaczego rzuciłaś mi się wczoraj na szyję? Uniosła podbródek, ciemne
oczy rozbłysły gniewem.
- To chyba jasne? Miałam na ciebie ochotę.
- Co? Zachciało ci się prostego faceta? Lubisz sobie popatrzeć, jak żyją niższe
klasy? Tylko dlatego miałaś romans z Carlosem Pereą?
- Zostaw Car ... nie wciągaj go w to!
- Dobra, zostawię go. Na razie. Ale powiedz mi, moja śliczna doiio Medrano ...
querida ... -postarał się nasycić swoje słowa zjadliwością, która miała ranić, jak
zranił go jej komentarz. - Tych dziewięciu konkurentów ... na ilu z nich rzuciłaś
się tak jak na mnie? Przetestowałaś ich wszystkich, żeby sprawdzić, czy
spełniają twoje wysokie wymagania? Czy ..
To bardziej odgłos uderzenia w twarz uciszył go niż sam cios. Przez chwilę
stali nieruchomo i tylko patrzyli na siebie. Estrella była zdumiona swoją reakcją,
oddychała szybko i nierówno.
- No cóż, chyba się o to prosiłem - stwierdził, powstrzymując odruch potarcia
dłonią bolącego policzka.
- Owszem! - Odruchowo uniosła obie ręce, zasłoniła twarz gestem
zdradzającym wściekłość i jednocześnie jakby obronnym. - Nic mnie nie
łączyło z tamtymi - nic! Jeśli musisz wiedzieć, jesteś jedynym, z którym dłużej
rozmawiałam, jedynym, którego pocałowałam, jedynym, z którym ... z którym
...
Urwała, najwyraźniej nie była w stanie skończyć zdania.
- Więc powinienem czuć się zaszczycony?
Estrella potrząsnęła gwałtownie głową, długie włosy utworzyły wokół jej
twarzy czarną chmurę.
- Wcale nie. Ty i Carlos jesteście tylko dowodem, jaką jestem przerażająco
naiwną idiotką, jeśli chodzi o mężczyzn!
- Ja ... - odezwał się, ale przerwała mu, zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć.
- Dość! - warknęła. - Ani słowa więcej! To, co usłyszałam od ciebie, wystarczy
mi do końca życia.
Można by sądzić, że wyciągnęłam wnioski ze związku z pasożytem i
manipulantem, ale nie! Widocznie jestem tak głupia, że stale trzeba mi o tym
przypominać! No cóż, wyświadczył mi pan tę przysługę, senor Dario ... i bardzo
panu dziękuję za pouczenia. Tym razem naprawdę wzięłam sobie tę lekcję do
serca, na dobre. I nie sądzę, żebym kiedyś o niej zapomniała.
Zanim Ramón zdążył zebrać myśli i odpowiedzieć jej, obróciła się na pięcie,
złapała torebkę i wybiegła, zatrzaskując za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
- Co się z tobą ostatnio dzieje, Ramónie? Chodzisz jak we śnie.
- Może się zakochał.
- Czy to prawda? Czyżby wielki senor "małżeństwo mnie nie interesuje"
Dario w końcu wpadł?
- Nie dokuczaj mu, Mercedes - wtrąciła się Cassie i otrzymała w nagrodę
pełen wdzięczności uśmiech szwagra. - Myślę, że ma dużo spraw na głowie.
- Raczej jedną, ale dużą! - zaśmiała się siostra Ramóna. - Czy o to chodzi?
Musi być naprawdę wyjątkowa, skoro zwaliła mojego brata z nóg!
Naprawdę wyjątkowa. Znał osobę, do której pasowało to określenie. I to
prawda, że od tygodnia nie przestawał o niej myśleć, od chwili, kiedy wyniosła
się z jego mieszkania i z jego życia.
Próbował ją zatrzymać. Prawie natychmiast udał się za nią, ale to
kilkusekundowe wahanie dało jej przewagę. Wydawało się, że przeznaczenie
było po jej stronie. Musiała wejść do windy, jak tylko opuściła jego mieszkanie,
jakimś cudem złapała taksówkę w minutę po wyjściu na ulicę, i kiedy sam
wybiegł na zewnątrz, już jej nie było. Zniknęła, jak gdyby nigdy nie istniała.
- Chyba nie martwisz się wciąż tą stacją telewizyjną?
To odezwał się jego ojciec. Juan A1colar, oparty plecami o krzesło, pozornie
wydawał się odprężony, w dłoni trzymał kieliszek z najlepszym czerwonym
winem z winnicy swego syna. Ale spojrzenie, którym obrzucił twarz Ramóna,
było ostre i taksujące.
- W pewnym sensie ... tak - przyznał niechętnie Ramón, świadom, że problem
ma nie ze stacją Medrana, lecz z jego córką.
- Mówiłem ci, żebyś dał sobie spokój. Mcdrano to ograniczony stary osioł.
Zawsze był zanadto dumny ze swego katalońskiego dziedzictwa. I za mało
elastyczny.
- I to mówi człowiek, który nie pamięta, że w naszych żyłach obok krwi
katalońskiej płynie także andaluzyjska - zauważył Joaquin, wchodząc do po-
koju. Złożył pocałunek na czubku jasnowłosej głowy Cassie. - Ty i Medrano
jesteście tacy sami, papa. Nie możesz zapomnieć o pradziadku, choćbyś tego
chciał.
Ramón uświadomił sobie, że jeszcze przed kilkoma tygodniami taka rozmowa
byłaby - łagodnie mówiąc - nieprawdopodobna. Ale od chwili, gdy Joaquin i
Cassie oznajmili, że zamierzają się pobrać i dorzucili wspaniałą wiadomość, że
w drodze jest drugi wnuk Juana, stosunki między starszym panem i jego
pierworodnym ociepliły się.
Joaquin też złagodniał. Gdy tak stał, otaczając ramieniem narzeczoną, nikt by
nie uwierzył, że niecały miesiąc temu prawie się rozstali. Teraz mieli kłopoty za
sobą. Musieli tylko szczerze porozmawiać, a Joaquin - zapomnieć o
idiotycznym przekonaniu, że nie nadaje się do trwałych związków.
Ramón nie mógł znaleźć sobie miejsca, bo w uszach brzmiał mu własny głos,
mówiący "nie chcę się żenić; nigdy tego nie chciałem". Podszedł do kredensu,
by dolać sobie kawy z dzbanka.
- A ty nie jesteś lepszy - zwrócił się do przyrodniego brata. - Wydaje mi się,
że jeśli chodzi o upór i dumę, to wszyscy Alcolatowie są tacy sami.
- Kocioł i garnek - ze śmiechem mruknęła Cassie, odrywając wzrok od listy
gości weselnych, którą przygotowywała.
- Co? - zmarszczył brwi Ramón.
- W Anglii mamy przysłowie o kotle, który przygania garnkowi, a sam smoli.
Myślę, że pasuje nie tylko do Joaquina, ale i do ciebie.
- Jesteś tak samo typowym Alcolarem jak Joaquin - wtrąciła Mercedes. - Pod
względem uporu i dumy pasujecie do siebie.
- Ja ... - zaczął protestować Ramón i urwał, wspominając, ile razy podnosił
słuchawkę, by zadzwonić do Castillo Medrano, a potem znowu ją odkładał.
Podjechał nawet samochodem pod dom Estrelli, ale zaraz zawrócił. Uznając, że
najlepszą taktyką będzie w tym przypadku milczenie, nic nie powiedział, dopił
tylko kawę.
- Kocioł i garnek - kąciki ust Cassie uniosły się lekko w górę.
Jej słowa towarzyszyły Ramónowi przez cały czas w drodze do domu.
Powtarzał je w myślach, zasypiając. Tkwiły w jego pamięci, gdy się obudził.
Niespokojna noc przyniosła odpowiedź, dlaczego tak było. Jego sen
przepełniony był rojeniami. A w nich pojawiała się tylko jedna osoba. Estrella
Medrano. Nawet rankiem, po obudzeniu, te rojenia nie rozwiały się, torturowały
go wspomnieniami, obwiniały za fatalny wybuch gniewu, sprawiały, że był
niespokojny i nie mógł skupić na niczym uwagi.
Gdy zamykał oczy, widział jej twarz. Gdy siedział przy biurku, mógłby
przysiąc, że czuje zapach jej perfum, jedwabiste muśnięcie długich, czarnych
włosów na twarzy. Kiedy podniósł słuchawkę i usłyszał kobiecy głos, był
święcie przekonany, iż to ona dzwoni. Ale to tylko Mercedes chciała
opowiedzieć mu o planowanej wycieczce do Anglii.
Powtarzał w duchu, że powinien sobie odpuścić.
Zapomnieć o Estrelli. Kogo próbował tym oszukać? Nie mógł o niej zapomnieć.
Pragnął jej. Tak bardzo, że aż czuł ból.
- Infierno!
Rzucił pióro, wstał i zerwał marynarkę, wiszącą na oparciu krzesła. Jeszcze
trochę i zupełnie straci rozum. Tylko ją zobaczę, mówił do siebie. Zobaczę,
porozmawiam z nią i ... Dalej nie odważył się posunąć.
Nie wiedział, co kryło się za tym "dalej". To pytanie przyszło mu do głowy
dopiero wtedy, gdy siedział już w samochodzie i włączył silnik.
Przecież nie myśli chyba o poślubieniu Estrelli Medrano, prawda?
Estrellę okropnie bolała głowa. Niewiele spała przez ostatni tydzień, a
dzisiejszy dzień okazał się kroplą przepełniającą dzban. Kiedy ojciec oznajmił,
że będą mieli gościa na kolacji, po chwili zrozumiała, co miał na myśli.
Zauważyła błysk w jego oku, mocne zaciśnięcie warg - i już wiedziała. To nie
był zwyczajny gość, jeden z przyjaciół ojca wpadający z towarzyską wizytą.
Ojciec znowu znalazł jej kolejnego kandydata na męża.
- Papa ... proszę, nie rób tego ...
Od pewnego czasu nie próbowała nawet walczyć.
Ale po upokorzeniu i zażenowaniu, które przeżyła z powodu Ramóna Dario,
wiedziała, że nie zniesie tego ponownie.
Alfredo był całkowicie nieczuły na jej prośby i argumenty. Podjął decyzję i
nie mogła nic zrobić, by zmienił zdanie.
- Gdybyś nie unurzała nazwiska Medrano w błocie, romansując z żonatym,
niszcząc życie wspaniałej kobiety, nie mówiąc już o dwójce dzieci, to nie
byłabyś w takiej sytuacji. Ale ostrzegam cię, dziewczyno, moja cierpliwość się
kończy. - Podszedł bliżej, wpatrując się w twarz córki. Podkreśłał swoje słowa
tak gwałtownym ruchem ręki, że Estrella cofnęła się z lękiem. - Albo
uporządkujesz swoje życie, albo znajdziesz się na ulicy, gdzie twoje miejsce.
- Papa ...
- Nie. Koniec dyskusji - warknął. - Mówię ci, wyjdziesz za przyzwoitego
człowieka lub wyniesiesz się z domu, tak jak stoisz. Nie weźmiesz nic ze sobą ...
I nie obchodzi mnie, czy utrzymasz się na powierzchni, czy pójdziesz na dno.
Nie miała wątpliwości, że naprawdę tak myślał.
Od jakiegoś czasu jego nastroje były coraz bardziej niestałe, mroczne i groźne.
Ze strachem myślała, co mógłby jeszcze wymyślić. Teraz już to wiedziała.
Nagle perspektywa pracy u Ramóna nie wydawała się taka odrażająca. Ale
gdyby chciała skorzystać z jego propozycji, musiałaby wrócić do niego na
kolanach i błagać, aby wyświadczył jej przysługę, którą wcześniej z pogardą
odrzuciła.
Postanowiła podporządkować się rozkazom ojca, przynajmniej pozornie.
Przebrała się do kolacji w błękitną suknię, jak kazał, umalowała się, nawet
upięła wysoko włosy, przytrzymując je ozdobnymi grzebykami. Cały czas
zbierało się jej na mdłości, nerwy miała napięte ze strachu, nie tyle na myśl o
spotkaniu z konkurentem, kupionym za pieniądze jej ojca, ile o nieuniknionej
konfrontacji z Alfredem. Była to przerażająca perspektywa.
Rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza. Esteban Ramirez mógłby być jej
ojcem. Miał dużą nadwagę, proste, przetłuszczone włosy i niezbyt przyjemnie
pachniał. To go jednak nie powstrzymało od obrzucania jej spojrzeniem, jak
gdyby była okazową jałówką. Wykorzystywał też każdą okazję, by się o nią
otrzeć lub dotknąć ją gorącymi, wilgotnymi dłońmi, ilekroć znalazła się blisko
niego.
- Ależ z pani śliczne, młodziutkie stworzonko. - Prowadził ją do stołu, pożerając
wzrokiem. - Śliczne. Jestem pewien, że zostaniemy przyjaciółmi.
Kolacja była prawdziwą torturą. Estrella nie mogła przełknąć ani kęsa, bawiła
się tylko jedzeniem, przesuwając je po talerzu. W końcu uniosła odrobinę do
ust, ale - jak tylko doleciał ją zapach kurczaka - zrobiło się jej niedobrze. Czym
prędzej odłożyła widelec i sięgnęła po kieliszek z winem.
Ale i to obróciło się przeciwko niej. Złośliwym zrządzeniem losu ojciec
wybrał to samo aromatyczne czerwone wino, którym tydzień temu częstował ją
w swoim mieszkaniu Ramón. Wystarczył jeden łyk, by napłynęła fala
wspomnień. Ścisnęło ją w gardle i musiała przełknąć gwałtownie, by się nie
zakrztusić.
- Coś się stało? -ostro zapytał ojciec, zauważywszy zmianę na jej twarzy.
- Nie - zdołała wymówić. - Nic ... wszystko w porządku.
To nie była prawda. Smak wina przywołał te namiętne, erotyczne wizje, które
pojawiały się, ilekroć udawało się jej zasnąć. Znowu czuła dotyk Ramóna,
pocałunki i smak jego ust, gdy próbowała oblizać
spIeczone wargI
- Co .. Kto taki?
Głos ojca. Pochłonięta myślami, nie zauważyła, że jeden ze służących podszedł
do Alfreda i szepnął mu coś do ucha.
- Kto?
Alfredo obrzucił córkę chłodnym, krytycznym spojrzeniem, które sprawiło, że
jej i tak już napięte mięśnie sprężyły się jeszcze silniej, a żołądek zacisnął się,
aż jęknęła z bólu.
- Dario?
Przez chwilę sądziła, że się przesłyszała. Musiała się przesłyszeć. Ale oj ciec
zwrócił się do niej.
- Podobno Ramón Dario przyszedł zobaczyć się z tobą. Wiesz, po co?
Estrella otworzyła usta, ale nie zdołała odpowiedzieć. To niemożliwe. Ramón
nie mógł tu przyjść. Po prostu nie mógł. Potrząsnęła głową w odpowiedzi na
wściekłe spojrzenie Alfreda.
- Cóż, chyba trzeba sprawdzić, czego chce. Rafaelu, poproś tutaj senora Dario.
Nawet teraz nie była przekonana, że to dzieje się naprawdę. Mówiła sobie, że
pojawi się Rafael i powie, że nastąpiła pomyłka. Albo okaże się, że źle uslyszała
nazwisko i służący wprowadzi kogoś innego.
Jednak Rafael wrócił, a za nim szedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, który
od pierwszego dnia, kiedy go ujrzała, nawiedzał jej myśli na jawie i we śnie.
Nigdy jeszcze nie był ubrany tak sportowo. Błękitna koszulka polo opinała
jego ramiona i piersi, ciasne dżinsy uwydatniały długość nóg, wąskie biodra i
talię oraz mięśnie, na widok których zaschło jej w ustach.
Jeśli zdziwiło go, że zastał gospodarzy przy kolacji wraz z Ramirezem, nie
okazał tego. Jego oczy natychmiast odszukały Estrellę, siedzącą po drugiej
stronie stołu. Utkwił w jej zatroskanych ciemnych oczach spojrzenie, w którym
uznanie mieszało się z kpiną. Obrzucił wzrokiem stół, przez chwilę spoglądał na
Alfreda, trochę dłużej - przymrużywszy oczy - na Ramireza, potem znowu
zwrócił się ku oj cu Estrelli.
- Senor Medrano.
Krótki uśmiech, którym obdarzył obecnych, był kwintesencją powściągliwej
uprzejmości. Tylko oso~ ba tak wyczulona na wszystko, co go dotyczyło, jak
Estrella, spostrzegłaby, że ten uśmiech nie był całkiem szczery, że poprzedzało
go ledwo zauważalne wahanie i znikł równie szybko, jak się pojawił.
- Estrello ....
Ramón z trudem panował nad głosem i wyrazem twarzy. Wiele wysiłku
kosztowało go zamaskowanie odrazy i gniewu, które narastały w nim, w miarę
jak oceniał sytuację. Nie trzeba było geniuszu, aby zrozumieć, co się tu działo.
Wystarczył jeden rzut oka, a gdyby potrzebował pomocy, to twarz Estrelli zdra-
dzała wszystko. Ramón mógłby czytać w niej jak w książce.
W tej twarzy wyróżniały się oczy, ciemne, mroczne, zachmurzone, otoczone
nieprawdopodobnie długimi i czarnymi rzęsami. Ale nawet gruba warstwa
makijażu, starannie nałożone cienie i kolory nie mogły zamaskować sińców nad
wysokimi kośćmi policzkowymi, ani świadczących o stresie linii wokół
miękkich, zmysłowych ust.
Wyglądała zachwycająco, piękniej niż do tej pory.
Jednocześnie sprawiała wrażenie zagubionej, wystraszonej i niezwykle
bezbronnej. Ta bezbronność apelowała do jego męskości i budziła w nim chęć
otoczenia jej opieką.
Na pewno wolałaby znaleźć się gdzie indziej. To oczywiste. Łatwo było
odkryć powód jej strapienia. Ten krępy, tłusty, przypominający ropuchę
mężczyzna. Nie przejął się, że przerwano im kolację, bo wpatrywał się w
Estrellę zimnymi, świńskimi oczkami i rozbierał ją wzrokiem. Kolejny facet,
któremu ojciec chciał ją sprzedać. Konkurent numer jedenaście, o ile się nie
mylił. Niedługo nim będzie, przysiągł w duchu Ramón.
- Czym możemy panu służyć, senor Dario?
Alfredo dawał do zrozumienia, że nie jest zachwycony nieoczekiwaną wizytą,
choć starał się pamiętać o potrzebie zachowania pozorów w obecności Estebana
Ramireza. Bez wątpienia czuł, że wizyta poprzedniego konkurenta może
kolidować z planami, jakie miał wobec obecnego.
- Proszę o wybaczenie, senor Medrano - odpowiedział Ramon z chłodną,
nienaganną uprzejmością. - Nie wiedziałem, że zakłócę panu posiłek. Estrello?
Ku krańcowemu zaskoczeniu dziewczyny, skierował na nią pełne wyrzutu
spojrzenie, a w jego głosie brzmiała lekka pretensja.
- Powinnaś mnie uprzedzić, że twój ojciec zaprosił na kolację swojego
wspólnika. Przyszedłbym wcześniej, albo moglibyśmy ogłosić to przy innej
okazji.
- Ja ...
Zauważywszy ostrzegawczy błysk w szarych oczach, Estrella zdławiła okrzyk
zdumienia, który już-już miał wyrwać się z jej ust, i wypiła łyk wina. Nie miała
pojęcia, jaką grę prowadził, ale dopóki się nie dowie, lepiej będzie siedzieć
cicho i obserwować, co on knuje.
- Co ogłosić? - ostro spytał Alfredo, przesuwając z zaskoczeniem wzrok z
córki na gościa i z powrotem. - Estrello?
Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Nie orientując się, do czego zmierza
Ramón, wolała wcale nie otwierać ust. Więc tylko wskazała kieliszkiem wyso-
kiego mężczyznę, stojącego po drugiej stronie stołu, dając do zrozumienia, że
on wszystko wyjaśni. Miała nadzieję, że nie trafiła z deszczu pod rynnę. Mogła
tylko milczeć i modlić się, aby potrafiła postąpić zgodnie z tym, co zostanie
powiedziane.
- Co ogłosić? - Alfredo zwrócił się do Ramóna. - Co się dzieje, do diabła?
- Proszę o wybaczenie ...
Przeprosiny brzmiały tak szczerze, że Estrella potrząsnęła głową,
zastanawiając się, czy przypadkiem nie ma halucynacji i czy naprawdę stoi
przed nimi Ramón.
- Prosiłem pana córkę, aby nic nie mówiła, dopóki oboje nie staniemy przed
panem. Musiałem ją skłonić, by mi to obiecała - chciała wyjawić wszystko
wcześniej.
Teraz Alfredo patrzył na córkę z zakłopotaniem.
Estrella starała się zachować obojętny wyraz twarzy. Myśli kłębiły się w jej
głowie, próbowała odgadnąć, co za chwilę powie Ramón. Starała się nie myśleć
o na] gorszym.
Wspominając, jak bardzo byli rozgniewani oboje, kiedy wybiegła z jego
mieszkania, bała się, że powodowany złością może powiedzieć coś, co napra-
wdę zniszczy jej życie. Czy aż tak był nią wściekły?
- Widzę jednak, że dotrzymała słowa. Cieszę się, bo mam okazję, by zrobić
to, jak należy. Mam już odpowiedź Estrelli, ale potrzebuję pańskiej.
Zwrócił się do Alfreda, przybierając nagle oficjalny ton:
- Senor Medrano, przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym poślubił pana
córkę.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Estrel1a miała wrażenie, że to zły sen, w którym nic nie jest prawdziwe i
wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Nie miała pojęcia, co się dzieje.
O czym mówił Ramón? Dlaczego to robi?
I - co najważniejsze - czy mówił poważnie? Wydawało się jej, że minęły
wieki, wieki strachu
i niepewności, zanim świat zwolnił bieg i znowu zaczął obracać się wokół swej
osi. W międzyczasie Esteban Ramirez, który najwyraźniej zjawił się w castillo
tylko z jednego powodu, stracił cierpliwość i wyniósł się, ogromnie
rozgniewany. Jej ojciec ostrym tonem zadał Ramónowi kilka pytań, a ten od-
powiedział na nie chłodno i spokojnie.
Tak przypuszczała, bo w uszach jej szumiało,jakby tam buszowały tysiące
zaniepokojonych pszczół, więc nie najlepiej słyszała, co się wokół niej działo.
Kręciło się jej w głowie, odczuwała lekkie mdłości, a skupienie uwagi na
czymkolwiek wymagało wielkiego wysiłku. Bez przerwy wracały do niej
wypowiedziane przez Ramóna słowa.
Przyszedłem zapytać, czy zgodzi się pan, bym posłubil pana córkę.
Sugerował, że Estrel1a wiedziała o wszystkim, kiedy w rzeczywistości nie
miała o niczym pojęcia. Kiedy po raz ostatni go widziała, jasno dawał do
zrozumienia, że nie chce jej więcej widzieć.
- Więc zostawiam ·was ...
Głos ojca zdawał się dolatywać z oddali, z końca ciemnego, zamkniętego
tunelu. Potem rozległ się odgłos zamykania drzwi i w pokoju zapadła cisza.
Estrel1a została sam na sam z milczącym, skupionym Ramónem Dario.
Powoli wynurzała się z koszmaru, w którym nic nie miało sensu. Zamrugała,
by odzyskać ostrość widzenia, i spojrzała na wysokiego, ciemnowłosego męż-
czyznę, stojącego po drugiej stronie długiego, błyszczącego drewnianego stołu.
Blask świec rzucał refleksy na jego włosy i odbijał się w oczach. Wiedziała, że
czekał, by się odezwała, ale w głowie miała pustkę.
- No cóż, Estrel1o, querida. I jak się czujesz jako narzeczona?
- Czy ... czyja? - zdołała wykrztusić.
Jakby w jej mózgu przepalił się bezpiecznik; przez chwilę nie pamiętała, o
czym Ramón rozmawiał z Alfredem. Czy naprawdę poprosił ojca o jej rękę? -
Moja, oczywiście. - W głosie mężczyzny brzmia-
ło rozbawienie, ale chłodne i nieprzyjemne. Rozdrażniło ją to. - A myślałaś, że
czyja?
Nie mogła być z nim zaręczona ... To nie mogło się zdarzyć, nie w ten sposób
... A może jednak. .. ?
- Ale dlaczego?
- Dlaczego? - powtórzył sztucznie beztroskim
tonem, w którym jednak dźwięczała groźba. - Sądziłem, że się rozumiemy. Ty
zdobędziesz wolność, na której tak ci zależy, a ja to, czego pragnę.
Poczuła się, jakby dostała w twarz. Oczywiście, żenił się z nią dla stacji
telewizyjnej. Świadomość, że ona, jako człowiek, nic dla niego nie znaczy, że
jest tylko środkiem do celu, raniła jej duszę.
Co to miało znaczyć? Czyżby chciała czegoś więcej? Marzyła o tym? O
czymś, co zmieniłoby układ w prawdziwe małżeństwo, oparte na ... na ... ?
Na miłości? To słowo pojawiło się w jej myślach nieproszone i niepożądane.
Nie! Z wysiłkiem odsunęła je od siebie. Sądziła, że kocha Carlosa, a i on
twierdził, że jest w niej zakochany. Dopiero gdy poznała prawdę, zorientowała
się, że w ich związku nie było miłości. On po prostuj ej pragnął i był gotów
kłamać, oszukiwać i zdradzać - nawet posunąć się do przestępstwa, aby ją
zdobyć. Ramón niczego nie udawał. Nie kłamał. Wprost przeciwnie, był tak
brutalnie szczery, że doskonale wiedziała, co do niej czuJe.
Tylko do siebie mogła mieć pretensję. Sama narzuciła się temu mężczyźnie,
proponując mu w zamian stację Medrano, i nie powinna narzekać, że przyjął
warunki. Nie miał nic więcej do zaofiarowania; niczego więcej od niej nie
chciał.
- O co chodzi, Estrello? - Ramón wyraźnie kpił.
- Masz wątpliwości co do naszego układu? Uważasz, że za tanio się sprzedałaś?
A może chciałabyś, żebym oświadczył się ceremonialnie, na kolanach?
- Nie! - krzyknęła zaszokowana.
Nawet myśleć nie chciała, że ten piękny, dumny mężczyzna mógłby znaleźć
się u jej stóp, by prosić o coś, co było kłamstwem.
- Nie, nie ma takiej potrzeby. - Czuła się niepewnie, więc jej głos zabrzmiał
chłodniej, niż zamierzała. - Ale jestem pewna, że mój ojciec to miał na myśli,
kiedy zostawiał nas samych.
- Twój ojciec i tak wyciągnął więcej korzyści z tej sytuacji, niż na to
zasługuje - warknął Ramón. - Od tej chwili liczymy się tylko my i nikt więcej.
- To mi odpowiada. Powinnam jednak dodać, że ojciec będzie się spodziewał,
że dostanę pierścionek zaręczynowy.
Starała się podtrzymać rozmowę. Nie chciała tak siedzieć, w przeciwnym
kącie pokoju, samotna w tym całym luksusie. Sam widok Ramóna odświeżył
wspomnienia tego, jak czuła się w jego ramionach, przytulona do niego, ogrzana
ciepłem jego ciała.
Siedząc tutaj, odgrodzona blatem wielkiego stołu, czuła się zagubiona i
opuszczona, drżała z chłodu, choć w pokoju było ciepło. Nie wiedziała, jak
zasypać dzielącą ich przepaść, duchową, trudniejszą do pokonania niż fizyczna.
Musiała tylko wstać i zrobić kilka kroków. Ale nie czuła się na siłach, by tego
dokonać.
- Oczywiście. Wybierzemy jakiś jutro ... jeśli zdecydujemy się doprowadzić
to do końca.
- A zdecydujemy?
Obrzucił ją spojrzeniem, w którym cynizm mieszał się z ironicznym
rozbawieniem.
- Myślisz, że twój ojciec pozwoliłby mi się wycofać, kiedy wreszcie
przyjąłem jego warunki?
Ramón nie mógł się pozbyć myśli, że to wyjątkowo niedorzeczna rozmowa,
jak na osoby świeżo zaręczone. Ona siedziała przy stole w jednym końcu
pokoju, on był tutaj, oddalony o całe mile, a przynajmniej takie miał wrażenie.
Gdyby w grę wchodziło prawdziwe małżeństwo, znalazłaby się już w jego
ramionach, a ich rozmowę przerywałyby pocałunki, szybkie, namiętne, długie,
zmysłowe .... Do diabła, chciał ją porwać w ramiona.
- Więc ... dlaczego zmieniłeś zdanie?
Co miał jej na to odpowiedzieć? Prawdę mówiąc, sam o tym nie wiedział,
dopóki nie znalazł się na drodze, prowadzącej do castillo. Nawet wtedy wma-
wiał sobie, że może się zatrzymać, że w każdej chwili może zawrócić.
Dopiero gdy wszedł do tego pokoju i zobaczył Estrellę, wtedy zrozumiał.
Poczuł głęboką pewność, że musi mieć tę kobietę za wszelką cenę.
- Wszedłem tutaj i ....
Zaczął mówić i urwał, uświadomiwszy sobie, co miał zamiar powiedzieć.
- Wszedłem i zobaczyłem tego capa. Jak rozumiem, to był konkurent numer
jedenaście?
- Tak. - Spojrzała na krzesło, które zajmował przedtem Esteban Ramirez i
lekko wzdrygnęła się z odrazy.
- Więc zdaje się, że przyszedłem w samą porę.
Twój ojciec naprawdę sprzedałby cię temu człowiekowi?
Uśmiechnęła się blado, smutno i bezradnie.
- Mógł mi ofiarować szacowne nazwisko i obrączkę·
Ramón wymruczał zwięzłe i bardzo wulgarne przekleństwo, a uśmiech
Estrelli na ułamek sekundy pocieplał.
- A czy z nami jest inaczej? Mógłbyś powiedzieć, że ... że przehandlowałam
ci samą siebie za stację telewizyjną·
- Do diabła, nie! Między nami jest coś więcej!
- Naprawdę?
Kiedy wbijała w niego te wielkie oczy, miał wrażenie, że cały roztapia się w
środku. Jakby istniały dwie, całkowicie odmienne Estrelle. Jedna, tak krucha, że
lękał się, że mógłby stłuc ją dotknięciem ręki; druga twarda, bezwzględna istota
z ich pierwszego spotkania, mająca fatalną reputację. Takim typem kobiet
pogardzał - egoistkami, które potrafiły uwieść cudzego męża.
Która z nich jest prawdziwa? Nie potrafił jeszcze odgadnąć. Ale w nich obu
kryła się trzecia Estrella. Porywcza, namiętna, nieprawdopodobnie seksowna,
doskonale piękna Estrella Medrano, której istnienie odkrył tamtej nocy.
Zrobiłby wszystko, aby znowu ją mieć. W ramionach, w łóżku, w swoim
życiu. Dlatego znalazł się tutaj, a ta cholerna stacja telewizyjna zajmowała w
jego myślach bardzo odległe miejsce.
- N a przykład CO?
Ramón zaśmiał się znowu, tym razem życzliwie.
Wiedział, że ta życzliwość widoczna była w jego twarzy, rozjaśniła oczy i
uśmiech. Czuł, że Estrella zauważyła to, zmienił się nieco wyraz jej twarzy.
- Naprawdę musisz o to pytać? -Wyciągnął rękę.
- Chodź do mnie. Chodź i pozwól, abym ci to
pokazał, przypomniał, co jest między nami.
Poruszyła się, jakby chciała wypełnić jego polecenie, potem znieruchomiała.·
Utkwiła w jego twarzy wielkie, czarne jak węgiel oczy, jej policzki pobladły.
Zmarszczył brwi, bardziej zaskoczony niż zagniewany, opuścił dłoń i zrobił
kilka: szybkich kroków w jej kierunku. Zatrzymał się przy jej krześle. Usłyszał,
jak zaczerpnęła tchu, gdy położył dłonie na jej ramionach. Ich uścisk był
delikatny, lecz stanowczy i krzepiący.
- Chyba się mnie nie boisz? - Nie potrafił zapanować nad lekkim drżeniem
głosu. - Nie byłabyś tą Estrellą, która przyszła owej nocy do mojego mieszkania
... która ... mi się zaofiarowała - przeciągnął to słowo, aż nabrało zmysłowego
wydźwięku w tak cudowny sposób. Tamta Estrella nie bała się nikogo.
Poczuł przeszywający ją dreszcz i uważniej spojrzał jej w twarz.
- To była tylko jedna noc - odpowiedziała ochrypłym głosem. - Małżeństwo
jest... jest... – Przełknęła gwałtownie ślinę, jak gdyby obawiała się wypowie-
dzieć to słowo. - W małżeństwie chodzi o coś innego. - Niezupełnie.
Powoli podnosił ją w górę. Zaszeleścił błękitny jedwab jej sukni, otoczył go
zapach perfum.
- Wiesz, że ta noc była ... - ciągnął urywanym głosem. - Wyobraź sobie życie
pełne takich nocy ... z których każda będzie lepsza od poprzedniej.
Zauważył, że przełknęła ślinę i wysunęła koniuszek języka, by zwilżyć
wyschnięte wargi. .
- Małżeństwo to nie same noce.
- Ale to nie będą z w y k ł e noce. Tylko niesamowite, zaskakujące noce.
Noce, których nigdy nie zapomnisz. Noce, o których będziesz marzyć za dnia,
i śnić, kiedy położysz się spać.
Nie wyglądała na przekonaną. Co stało się ze śmiałą, pewną siebie,
uwodzicielską Estrellą, która podbiła go jednym pocałunkiem?
- Czy to wystarczy?
- Mnie tak. Chcesz dowodu? Na przykład to ...
Pochylił głowę i złożył na jej delikatnych wargach równie delikatny i czuły
pocałunek. Odpowiedziała nań lekkim westchnieniem pełnym zachwytu. Nawet
tak subtelna reakcja sprawiła, że zareagował podnieceniem.
- I to ...
Delikatnie pogłębił pocałunek, rozchylając jej wargi. Pozwolił, by jego język
igrał z jej językiem.
- Czy to nie wystarczy? - spytał, z ustami wtulonymi w jej policzek.
- Och, tak - westchnęła. - Och, tak. ..
Jak on dała się porwać pożądaniu i w tej chwili nie pragnął niczego więcej.
- Jesteś moja - w jego głosie brzmiał triumf. Moja i tylko moja ...
Przypomniało mu się, jak ten stary cap, Esteban Ramirez, siedział
naprzeciwko niej, z oczami wbitymi w jej śliczną twarz, i poczuł mdłości. Sama
myśl, że mógłby dotknąć Estrelli, dotknąć łapskami tego miękkiego ciała,
sprawiła, że zacisnął zęby z powstrzymywanego gniewu.
- Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ?
W głosie Ramóna pojawiła się nowy ton. Nuta bezwzględnej zaborczości,
która stanowiła podtekst jego słów.
Jak mógłbym pozwolić, żeby inny mężczyzna ... ?
- Nie ... nie było innego ...
- Nie?
Zaśmiał się gorzko, ironicznie, bez odrobiny ciepła.
- A co z kandydatem numer jedenaście? I z jego tak bardzo szacownym
nazwiskiem?
- Proszę! - Wzdrygnęła się. - Nie życzyłbyś mi chyba tego.
- Ale twój ojciec - tak.
Czy to był jedyny powód jego decyzji? Musiała zadać sobie to pytanie. Czy
zjawił się tutaj, by wziąć ją w posiadanie, jak gdyby była niewolnicą, kosztow-
nym drobiazgiem, który mógłby nabyć, o ile cena okaże się odpowiednia?
Czymś, czego nie cenił, dopóki nie okazało się, że wzbudza zainteresowanie
innego mężczyzny, że ten mógłby to zdobyć? I dopiero wtedy uświadomił
sobie, jak bardzo pragnie to mieć?
- A ja bym odmówiła. Wiesz o tym, musisz to wiedzieć. Jesteś jedynym ...
- Taaak, wiem - wtrącił Ramón, kiedy zabrakło jej słów. - Miałaś na mnie
ochotę.
Przez jedną straszliwą chwilę myślała, że się rozmyślił. Wiedziała, że
przypomniał sobie, jak rzuciła mu w twarz te słowa w jego mieszkaniu.
- Miałaś na mnie ochotę - powtórzył.
Ku jej zaskoczeniu na jego nieruchomej twarzy pojawił się nagle szeroki,
wspaniały, olśniewający uśmiech.
- Jak ja na ciebie, moja gwiazdko. Pragnę cię tak bardzo, że nie mogę myśleć,
nie mogę pracować, nie mogę spać. Masz władzę nad moim życiem i nie będę
sobą, dopóki nie znajdziesz się w moim łóżku. A jeśli do tego potrzebny jest
ślub, no to się pobierzemy.
Naprawdę to zrobię? - pomyślała Estrella. Naprawdę zrealizuję do końca ten
zwariowany pomysł poślubienia kogoś, kto mnie nie kocha, kto tylko mnie
pragnie? Z drugiej strony, sądziła - pozwoliła sobie w to uwierzyć - że Carlos ją
kochał. A jednak wszystko co mówił, od początku do końca, było kłamstwem.
Ramón przynajmniej był wobec niej brutalnie szczery. Pragnął jej, a ona czuła
to samo. Och, jak bardzo go pragnęła!
- Pobierzemy się - powtórzyła cichym, lecz pewnym głosem.
- Wkrótce - rzucił ostro Ramón, na co odpowiedziała jedynie skinieniem
głowy.
Nagle przyszło jej coś do głowy. Szybko podniosła wzrok na jego
nieruchomą, pozbawioną wyrazu twarz i zauważyła błysk pożądania w jego
oczach, lekki rumieniec na kościach policzkowych.
- Nasze małżeństwo - zdołała wykrztusić z wahaniem. Nie odważyła się zadać
sobie pytania, dlaczego porusza ten temat. - Jak długo ma trwać?
Nie odpowiedział od razu; nieomal widziała, jak przetwarza w myślach to
pytanie.
- Dopóki oboje nie zdobędziemy tego, czego pragniemy - oznajmił w końcu,
obrzucając surowym spojrzeniem jej bladą, mizerną twarz.
- To znaczy?
Estrelli wydawało się, że tonem głosu zdradza, jak ważne jest to pytanie.
Jednak Ramón chyba niczego nie zauważył. A przynajmniej nie okazał tego; ani
wyrazem twarzy, ani spojrzeniem.
- Ty chcesz być wolna, żeby nikt cię już nie oceniał i nie taksował, niczym
rozpłodową klacz. Twój ojciec pragnie mieć wnuka, który odziedziczy tytuł i
ziemie Medranów. A ja ... - zamilkł, rzuciwszy na nią wzrokiem. Spojrzenie
szarych oczu zatrzymało się na jej ustach, na wargach rozchylonych z napięcia i
niepewności. - A ja chcę tego ... - wyszeptał zachrypniętym nagle głosem.
Pochylił szybko głowę, mocno, zaborczo przycisnął usta do jej warg. Nie było
nic łagodnego w tym pocałunku, jedynie gorące, samcze pożądanie i nie-
nasycona, niemal prymitywna zachłanność.
Estrella zareagowała odruchowo, bez jednego słowa. Nie mogła postąpić
inaczej. Straciła kontrolę nad swym ciałem; mógł robić z nim, co chciał. Minęło
dużo czasu, zanim któreś z nich uświadomiło sobie potrzebę zaczerpnięcia
powietrza. Kiedy się odsunęli, serce Estrelli waliło tak mocno, że czuła zawrót
głowy, była jak oślepiona, miała mgłę przed oczami.
- Tak długo, jak to będzie trwało, kochanie - zdołał wykrztusić Ramón, też
wytrącony z równowagi.
Pocałował ją znowu, z jeszcze większym pożądaniem.
- Tak długo, jak to będzie trwało, pozostaniemy małżeństwem.
- No proszę!
Mercedes wsunęła ostatni kwiat pomarańczy w efektownie upięte czarne
włosy Estrelli i cofnęła się, aby podziwiać rezultat.
- Uważam, że wyglądają cudownie. Ale o wiele łatwiej by mi było, gdybym
wiedziała, jaką masz suknię·
Zerknęła na odbicie Estrelli i posłała przyszłej bratowej niewinne spojrzenie,
usiłując skłonić ją do zdradzenia sekretu. Ta jednak potrząsnęła stanowczo
głową, całkowicie nieczuła na sztuczki Mercedes.
- To moja tajemnica, i tylko moja. Pamiętaj, że nie spodziewałam się takiego
zamieszania i ceremOnII.
- Co? - Mercedes popatrzyła na nią ze zdumieniem. Nie myślałaś chyba, że
Ramón zaproponuje ci potajemny ślub lub choćby zwykłą, cichą uroczystość?
Mówiąc szczerze, Estrella tego właśnie oczekiwała. Ale wydawało się, że
Ramón jest innego zdania. W gruncie rzeczy tak wiele z jego poczynań stanowi-
ło przeciwieństwo tego, czego się spodziewała, że zaczynała się zastanawiać,
czy mężczyzna, za którego miała wyjść, jest tym samym, którego poznała
owego dnia, gdy zjawił się w zamku, by negocjować kupno stacji Medrano.
Na początek - sprawa pierścionka zaręczynowego.
Wiedząc, że małżeństwo ich jest tylko układem handlowym, całkowicie
pozbawionym uczuć - poza szaleńczym pożądaniem, które, jak wyznał szczerze
Ramón, skłoniło go do oświadczyn - sądziła, że postarają się jedynie zachować
pozory. Jej ojciec oczekiwał, że córka będzie nosiła pierścionek, więc Ramón go
dostarczy. To wszystko.
Otóż nie. Nie tylko Ramón postarał się o wyjątkowy pierścionek dla niej, lecz
zorganizował też uroczystość z okazji wręczenia go. Przyjęcie, na które zaprosił
całą rodzinę, przyjaciół oraz wszystkich członków rodziny Estrelli.
- Dlaczego? - zapytała go pewnego wieczoru, kiedy wspomniał o swoim
pomyśle. - Po co tyle zachodu z powodu zaaranżowanego małżeństwa?
Przymrużył oczy i obrzucił ją chłodnym~ beznamiętnym spojrzeniem.
- Nikt niczego dla mnie nie aranżował - odpowiedział szorstko. -
Oświadczyłem ci się z własnej woli, to była wyłącznie moja decyzja.
- Ale ... ale ...
Nie wiedziała, co powiedzieć. Do głowy napływały jej słowa, czuła jednak, że
ryzykownie byłoby podzielić się nimi z Ramónem.
Nikt wprawdzie nie zaaranżował ich małżeństwa - ale istniała taka możliwość.
W ich związku nie było uczucia. Tylko pożądanie, chęć zdobycia szacownego
nazwiska oraz - rzecz jasna, ten układ finansowy z jej ojcem. Nie brali ślubu z
miłości, a więc nie będzie to prawdziwe małżeństwo.
- Ale co? - ostro spytał Ramon.
- Przecież to nie będzie prawdziwe małżeństwo… Naprawdę chcesz robić
sobie tyle kłopotu?
- To będzie prawdziwe małżeństwo. W każdym razie nigdy nie zawrę
prawdziwszego. Powiedz mi - podniósł nagle głos - czy wstydzisz się tych zarę-
czyn?
- Wstydzę się? - spytała, zaskoczona, że mogło mu to przyjść do głowy. - Nie,
wcale nie. Dlaczego miałabym się wstydzić?
- Cóż, ustaliliśmy, że nie zajmowałem pierwszego miejsca na liście twoich
konkurentów…
Więc nadal go to nurtowało. Estrella zdołała ukryć zagadkowy uśmieszek.
Ramón Dario był bardzo dumnym człowiekiem. Nie mógł znieść, że znalazł się
na dziesiątej pozycji tej haniebnej listy.
- Na liście mojego ojca - poprawiła, lecz Ramón zignorował to.
Nie jestem też czystej krwi Katalończykiem, w ogóle nie może być mowy o
żadnej czystości krwi.
- Esteban Ramirez jest pełnokrwistym Katalończykiem - przypomniala. - A boję
się nawet pomyśleć, jak wyglądałoby moje życie z nim. To ojciec może mieć
obsesję na punkcie przodków i genealogii, ale nie ja. Inaczej nie zbliżyłabym się
do ...
Przerażona, że mogła się tak wygadać, przycisnęła dłoń do ust.
- Do Carlosa - dokończył za nią Ramón obojętnym, nie zdradzającym uczuć
głosem.
W Estrelli odezwało się nagle sumienie, uświadamiając jej, że nie powinna
dłużej milczeć. Że musi mu wszystko wyjaśnić. Potrafiła stawiać opór ojcu,
ignorować plotki i udawać, że nie słyszy szeptów za plecami. Ramón to co
innego.
Miał w sobie coś, co zmuszało do szczerości i otwartości. Nie mogła go
okłamywać ani ukrywać uczuć, jak to czyniła z innymi, nauczona doświad-
czeniem.
- Nie wiedziałam, że Carlos był żonaty - powiedziała nagle, wyrzucając z
siebie te słowa, zanim miała czas zastanowić się i stracić resztki odwagi.
Rzucił jej spojrzenie, bardziej zaskoczone niż sceptyczne, ale i tak zraniło ją
to, jakby nagle znikła ochronna powłoka, chroniąca przed reakcją, którą uznała
za dezaprobatę.
- Nie wiedziałam! - powtórzyła. - Powiedział, że jest wolny!
- I uwierzyłaś mu?
- Tak.
Powiedziała to szeptem, jednak z innego powodu, niż mógłby podejrzewać.
Prawdziwym wstrząsem była świadomość, że coś się zmieniło.
Wciąż odczuwała ból z powodu zdrady Carlosa, ale teraz widziała wszystko
inaczej. Jak gdyby oglądała przeszłość przez odwrotną stronę lunety, więc
wydawała się bardziej oddalona. I dystans sprawiał, że ten ból malał.
- Tak, uwierzyłam mu.
I oczekuje, że ja też w to uwierzę, pomyślał Ramon.
Nie rozumiała, że był gotów zapomnieć o przeszłości, że ważne jest tylko to,
co ich połączyło. Więc wymyśliła tę idiotyczną historyjkę, to ... kłamstwo. Bo
to musiało być kłamstwo.
Oczywiście, orientowała się, że Perea był żonaty.
Czyż mogło być inaczej? Wszyscy o tym wiedzieli. Nawet tu, w Barcelonie,
rozeszły się wieści o tej historii, o tym, jak katalońska duma Alfreda została
wdeptana w błoto za sprawą jego niesfornej córki.
Tej niesfornej córki, która miała zostać niesforną żoną Ramóna. Żoną, która
nie szanowała go na tyle, by powiedzieć prawdę, lecz przekręciła całą
historię, aby pokazać się w lepszym świetle. Wciąż kłamała, wciąż nim
manipulowała…
Jednak w tej chwili nie obchodziło go to. Chciał ją mieć w swoim łóżku, a
jeśli jedynym sposobem do tego było małżeństwo, to się z nią ożeni.
- Do diabła!
Wyciągnął rękę, szarpnął dziewczynę ku sobie i zamknął ją w niedźwiedzim,
zapierającym dech w piersiach uścisku. Kiedy próbowała zaczerpnąć
powietrza, wziął ją pod brodę, schylił głowę i wycisnął na jej wargach mocny,
zdecydowany pocałunek.
- Sprawię, że o nim zapomnisz! - szepnął z ustami przy jej ustach. - Usunę jego
obraz z twoich myśli, każdy jego ślad z twojej duszy. Nigdy już o nim nie
pomyślisz ... nigdy! Jesteś moja, dano Estrello ... moja i niczyja więcej. Jak
długo będziesz miała na palcu mój pierścionek, nosiła moje nazwisko i
mieszkała w moim domu, będziesz moja i tylko moja.
Jak bardzo pragnęła tego mężczyzny ... To powinno budzić w niej lęk. Rok,
nawet kilka miesięcy temu byłaby przerażona. Ale nie teraz. To było cudowne.
Podniecające, fascynujące. Jak szybowanie wysoko, po bezchmurnym niebie, z
ciepłymi promieniami słońca na twarzy. Żyła naprawdę. Nie czuła się tak od
dawna, nawet w czasach, gdy jeszcze nie znała Carlosa. A i Carlos nie potrafił
tego sprawić.
- Jestem twoja -powiedziała, oddając pocałunek ze zdwojonym zapałem.
Jak zawsze, pocałunek rozbudził namiętność, namiętność przekształciła się w
pożądanie. Porzucili myśl o zaplanowanym posiłku, zapomnieli o nim, ogarnięci
całkiem innym głodem. Potykając się, weszli po schodach, wciąż całując się i
rozpinając ubrania, wreszcie padli na łóżko. Nie myśleli o niczym, nie zwracali
na nic uwagi, opanowani niepoddającym się kontroli pożądaniu.
Zarumieniona na to wspomnienie Estrella przyglądała się pierścionkowi, który
Ramón wsunął jej na palec kilka dni temu, podczas przyjęcia. Dotknęła go,
przesuwając czubkiem palca po pięknych, lśniących brylantach, tworzących
gwiazdę. Była to zamierzona aluzja do jej imienia. Tego się nie spodziewała.
Nie marzyła nawet, że mógłby wyszukać coś tak imponującego i
zachwycającego.
- Ja ... nie wiem, jak ci dziękować - wyjąkała, kiedy umilkły powinszowania,
skończyło się ściskanie rąk i poklepywanie Ramóna po plecach, i mogli
wreszcie skraść kilka chwil sam na sam w cichym kąciku wielkiego pokoju w
domu jego ojca ..
Ramón odrzucił jej podziękowanie wyniosłym ruchem ręki.
- Jesteś moją narzeczoną. To oczywiste, że powinienem dać ci pierścionek.
Przecież nie chcemy, żeby ktoś pomyślał, że nie są to prawdziwe zaręczyny.
Zawłaszcza twój ojciec.
Na wspomnienie ojca Estrella wzdrygnęła się w duchu. Nie chciała myśleć,
dlaczego don Medrano jest nagle taki uśmiechnięty. Dlaczego rzucił kilka
życzliwych spojrzeń swojej marnotrawnej córce - a jeszcze życzliwszymi
obdarzył przyszłego zięcia.
- Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki. I myśli, że jesteś
wspaniały, bo wybawiłeś go ode mnie, choć mam opinię "szkarłatnej
wszetecznicy".
Nagłe zmarszczenie brwi Ramóna odczuła jak pchnięcie ostrym sztyletem.
Miała. świadomość, że mówi rozdrażnionym, nawet napastliwym tonem, ale nie
potrafiła się opanować. Wiedziała, ile godzin spędził Ramón w bibliotece razem
z Alfredem i jego adwokatem na negocjacjach, które miały zdecydować o jej
losie. Ramón nie podał jej szczegółów, za to ojciec - tak. Zdradził z detalami, co
zaproponował jako swój wkład do umowy. Więc była pewna, że Ramón
wyszedł z biblioteki jako właściciel upragnionej stacji telewizyjnej i że
kosztowało go to połowę sumy, którą zamierzał wyłożyć z początku.
- Może żenię się z tobą dlatego, że jesteś "szkarłatną wszetecznicą" - wycedził
kpiącym tonem. W jego oczach pojawił się srebrzysty błysk, gdy obrzucił
spojrzeniem smukłą sylwetkę dziewczyny w obcisłej czarno-złotej sukni. -
Pewne jest, że to ze "szkarłatną wszetecznicą" chcę żyć ... I mieć ją w swoim
łóżku.
Z uśmiechu, który pojawił się w kącikach jego ust, gdy skończył mówić,
zorientowała się, że wspominał, jak odwiedzała go w jego mieszkaniu, jak eks-
cytująco spędzali te wieczory - nie mówiąc już o większości poranków i
popołudni.
- Nieważne, ile razy się kochamy, wciąż nie mogę się tobą nasycić.
Nadal miała w pamięci te tajemnicze finansowe negocjacje, więc przekonała
się, że - wbrew swojej woli - nie potrafi powstrzymać się przed wypowie-
dzeniem zjadliwej uwagi.
- To dobrze ... bo nie chcę, żebyś sobie pomyślał, że możesz odstąpić od
naszej umowy.
- A dlaczego miałbym tego chcieć, moja śliczna gwiazdko?
Ramón pochylił się i przesunął ustami po jej czole, wzdłuż linii ciemnych
brwi, do delikatnej żyłki pulsującej na skroni.
- Cóż, masz, czego pragnąłeś, więc ...
- Uważasz, że mógłbym złamać obietnicę? Nie dotrzymać danego ci słowa?
Jego głos brzmiał groźnie i ostro, spojrzenie, które wbił w szeroko otwarte,
podkrążone oczy dziewczyny, płonęło ogniem gniewu.
- Nie wiesz, że prędzej bym umarł, niż to zrobił? Estrelli zakręciło się w głowie,
jej niemądre, naiwne serce podskoczyło z radości, że może jest dla niego czymś
więcej niż tylko żoną, stanowiącą nieodłączną część umowy handlowej. Ale
właśnie gdy jej umysł zaprzątnięty był tym szalonym marzeniem, następne
słowa Ramóna zniszczyły je całkowicie, podziałały niczym chlust lodowatej
wody w twarz.
- Jeśli daję komuś słowo, to dotrzymanie go jest kwestią honoru - stwierdził
zwięźle, podkreślając ostro każde słowo. - Poza tym, twój ojciec nie jest
głupcem. Nie złoży swojego podpisu na umowie, dopóki mój nie znajdzie się na
świadectwie ślubu. Więc nie musisz się obawiać, querida, że ucieknę sprzed
ołtarza. Za dobrze wiem, czego chcę od życia, żeby to zrobić.
- Ponieważ widzisz to wszystko jako transakcję. To ściągnęło na nią kolejne
szybkie, karcące spojrzenie tych stalowoszarych oczu, z których znikła kpina,
pozostawiając po sobie ponurość i lodowaty chłód.
- Ja nie sypiam ze wspólnikami, dono Medrano.
Nigdy tego nie robiłem i teraz też nie będę. - Więc dlaczego ... ?
Ich sam na sam dobiegło końca. Mercedes zauważyła ukrytą w kącie parę i za
chwilę podeszła do nich razem z Cassie. Bratowa zaciągnęła Ramóna na parkiet,
więc okazja do dalszej rozmowy przepadła.
Później też się nie nadarzyła. Przeszkodziły temu tańce, kolacja, toasty i
przemówienia. Estrelli wydawało się, że cały jej czas pochłaniają
podziękowania za życzenia, przyjmowanie gratulacji z największym
entuzjazmem, najaki potrafiła się zdobyć, modląc się w duchu, by jej uśmiech
wydawał się naturalny, a nie sztywny i wymuszony.
Pod koniec wieczoru bolały ją szczęki i mięśnie policzków, a próbując
odgrywać role szczęśliwej i podnieconej narzeczonej nabawiła się migreny.
Tymczasem w głębi duszy czuła taki zamęt i niepokój, że miała wrażenie, iż
nigdy nie będzie w stanie myśleć jasno.
Ramón nagle wydał się jej innym człowiekiem.
Goście mogli tego nie zauważyć; często się uśmiechał, dużo mówił, opowiadał
dowcipy, był wprost uosobieniem dumnego, szczęśliwego narzeczonego. Ale
dla kogoś tak wrażliwego na jego nastroje, na każdą zmianę w głosie,
spojrzeniu, jak Estrella, jasne było, że myślami przebywał gdzie indziej.
Obejmował ją w tańcu, jednak w rzeczywistości jej nie dotykał. Podtrzymywał
uprzejmą, banalną konwersację, słuchał jej odpowiedzi, reagował na nie, ale
wydawało się, że jej nie słyszy. Choć przez resztę wieczoru rzadko się od niej
oddalał, miała wrażenie, że to nie Ramon jej towarzyszy, lecz blady cień
mężczyzny, który był jej narzeczonym, kochankiem i przyszłym mężem, a
którego w gruncie rzeczy wcale nie znała.
Nie doszło także do tak upragnionej rozmowy.
Ledwo zdążyli pożegnać ostatnich ociągających się gości, Ramón gestem
przywołał pokojówkę, która podbiegła, przynosząc płaszcz Estrelli. Na drugie
skinienie pojawił się szofer, naj widoczniej oczekujący tego wezwania, i w
mgnieniu oka przed głównym wejściem zatrzymała się wielka, luksusowa
limuzyna.
- Ale ... - próbowała zaprotestować, jednak Ramón nie zwrócił uwagi na jej
sprzeciw.
- Obiecałem twojemu ojcu, że dopilnuję, żebyś bezpiecznie dotarła do domu -
tylko tyle powiedział. - Wypiłem za dużo szampana i nie mogę sam cię odwieźć,
więc Paco się o to zatroszczy.
- Myślałam ... Nie chcę jeszcze wychodzić!
- Estrello - głos Ramóna miał irytująco rozsądne, nawet łagodne brzmienie,
ale chłód w oczach i wojowniczo wysunięta broda sygnalizowały zupełnie
inne uczucia. - Już późno, a mamy przed sobą pracowity tydzień w związku z
przygotowaniami do wesela.
Dotknął lekko ręką jej twarzy, przesunął palcami po policzku. Gdyby nie
wyraz jego oczu, częściowo przysłoniętych powiekami, odwróciłaby głowę i
przycisnęła wargi do wnętrza tej dłoni.
- Nie jestem zmęczona.
- I chcę, żeby tak pozostało. W dzień naszego ślubu chcę zobaczyć
zaróżowioną pannę młodą, a nie istotę bladą i wykończoną z braku snu.
- Ale ...
- Estrello, jedziesz do domu.
Nie podniósł głosu, mówił tak samo chłodno, ale jednocześnie dobitnie, że nie
miała odwagi się sprzeczać. A już z pewnością nie odważyła się wyznać, że
miała nadzieję, że zostanie u niego na noc. Że potrzebowała uścisku jego
ramion, dotyku ust na swoich wargach.
- No dobrze, jeśli nalegasz.
Próbując skłonić go do pocałunku, stanęła na palcach i przycisnęła usta do
kłującego policzka, do ust. Ale nie doczekała się odzewu. Nie odwzajemnił
nawet całusa, sięgnął po jej długi, wieczorowy płaszcz z czarnego aksamitu i
narzucił go na ramiona Estrelli.
- Dobranoc, querida. Śpij dobrze.
Wziął ją pod ramię, niemal siłą sprowadził po schodach, do czekającego
samochodu, dał jej tyle czasu, by zdołała usadowić się na tylnym siedzeniu,
zatrzasnął drzwi i wyprostował się.
Próbowała jeszcze pomachać do niego, przesłać mu pocałunek, ale zastukał
tylko w okno kierowcy, dając mu znak do odjazdu, potem cofnął się i z nie-
przeniknionym wyrazem twarzy obserwował, jak samochód odjeżdża.
Choć od tego czasu spotkała się z nim kilka razy, nigdy już nie wziął jej do
sypialni. Zachowywał się z nienaganną uprzejmością, nawet przyjacielsko, ale
zadbał o to, by rzadko zostawali sami, a jeśli już - to w takich miejscach, gdzie
mogli się najwyżej pocałować, a na pewno nie uprawiać miłość.
Więc dzisiejszej nocy - nocy poślubnej - Estrella oczekiwała z pewną obawą,
jak gdyby była dziewicą, :tóra po raz pierwszy będzie kochać się z mężem.
Jakiego Ramóna mogła się dziś spodziewać? Gorliwego, namiętnego
kochanka, który nie mógł utrzymać rąk przy sobie, czy przygaszonego,
chłodnego zamkniętego w sobie mężczyznę, jakim był od przyjęcia
zaręczynowego? Niespokojnie obracała na laku zaręczynowy pierścionek,
zdradzając tym swoje zaniepokojenie i skrępowanie.
- Estrello!
Głos Mercedes przywołał ją z odległego miejsca, do którego zaprowadziły ją
rozmyślania. Podskoczyła, poderwała głowę i szeroko otworzyła oczy·
- Prze ... przepraszam - zdołała wykrztusić, próbując odzyskać panowanie nad
sobą. - Zamyśliłam się·
- A ja wiem nad czym! - uśmiechnęła się Mercedes. - Naprawdę źle z tobą!
Zastanawiam się, czy mój brat zdaje sobie sprawę, jak szaleńczo jesteś w nim
zakochana!
- Co ... ?
Estrella wzdrygnęła się i próbowała coś powiedzieć, ale słowa uwięzły jej w
gardle, a język odmówił posłuszeństwa, gdy dotarło do niej w końcu znaczenie
słów Mercedes.
Zakochana.
Czy Mercedes powiedziała "zakochana"?
Nie była w stanie zebrać myśli i zastanowić się nad problemami związanymi z
tym uczuciem. Problemami, które miały całkowicie zmienić jej życie.
Mogła być tylko wdzięczna losowi, że Mercedes akurat w tym momencie
odwróciła się, by sięgnąć po torebkę, i nie zobaczyła, że twarz Estrelli pokrywa
się bladością.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Ona zaraz tu będzie.
Joaquin uśmiechnął się szeroko do brata. Stali z boku ołtarza w małym
wiejskim kościółku.
- Lepiej ciesz się ostatnimi chwilami wolności.
- I to mówi facet, który sam się ożenił jakiś mie-
siąc temu - zaśmiał się Alex, naj młodszy z trzech synów Juana Alcolara. - Jako
stary żonkoś gorąco polecam małżeński stan.
Naprawdę tak uważa, pomyślał Ramón, widząc, jak ciemnoszare oczy Alexa
spoczęły na wysokiej, szczupłej kobiecie o kasztanowych włosach. Jego
angielska żona, Luiza, siedziała o kilka metrów od nich, w jednej z ławek
rodziny Alcolar, trzymając na kolanach malutką córeczkę. Od czasu, gdy Alex
powrócił z Anglii z Luizą, która utrzymywała, że jest jego żoną, byli dosłownie
nierozłączni. Narodziny Marii Eleny stały się ukoronowaniem ich miłości.
Starszy przyrodni brat Ramóna też odnalazł szczęście, chociaż nie obyło się bez
problemów, nim Joaquin zmądrzał i zrozumiał, że jest po uszy zakochany w
Cassie. Teraz byli już po ślubie i oczekiwali pierwszego dziecka. Joaquin
dojrzał i złagodniał, napięte ongiś stosunki z ojcem i Ramónem poprawiły się
znacznie, kiedy zaczął nowe życie. Świadomość, że kocha i jest kochany,
zmieniła mężczyznę znanego jako El Lobo - Samotny Wilk - w zupełnie innego
człowieka.
W duchu Ramón przyznawał, że jest zazdrosny jak diabli. Szczerze mówiąc,
sam kiedyś marzył o takim szczęśliwym zakończeniu dla siebie.
Jego życie rodzinne - dorastanie bez matki, pod okiem mężczyzny, którego
uważał za ojca, surowego, brutalnego i pozbawionego uczuć - sprawiło, że
marzył o posiadaniu domu, jakim cieszyli się jego przyjaciele. Poprzysiągł, że
pewnego dnia, gdy będzie już dojrzałym mężczyzną, stworzy dla siebie takie
życie i dom, jakiego nigdy nie miał, z żoną, którą pokocha i wokół której będzie
kręcił się jego świat.
Więc dlaczego żenił się z Estrellą? Dlaczego stał tu dzisiaj, ze swymi braćmi,
ubrany w tradycyjną, ręcznie haftowaną koszulę, którą – ku jego osłupieniu -
Estrella uparła się sama uszyć?
- Muszę przyznać, że jestem zdumiony - mówił Alex. - Zawsze myślałem, że
jeśli już ktoś cię zaciągnie przed ołtarz, to tylko śliczna Benita. Najpierw świata
poza nią nie widzisz, a potem nagle oznajmiasz, że żenisz się z kobietą, o której
nikt z nas nie słyszał. Co cię opętało, do diabła?
- Estrella mnie opętała – odparl Ramón, uświadamiając sobie, że mówi szczerą
prawdę.
Zadawał sobie to pytanie nieskończenie wiele razy i nigdy nie znalazł na nie
bardziej logicznej odpowiedzi.
Opętała go Estrella. Wtargnęła w jego życie niczym płonąca kometa, a nie
zwykła gwiazda, od której pochodziło jej imię. Od tej pory nie był w stanie
rozsądnie myśleć. Zapomniał o Benicie, która do niedawna wydawała mu się
najbardziej godną pożądania kobietą. Nawet gdyby chciał, nie mógłby sobie
przypomnieć jej twarzy - a nie chciał. Jego umysł zajęty był tylko tą, którą miał
dziś poślubić.
- Mercedes zawsze mówiła, że jeśli się kiedyś zakochasz, to całkiem stracisz
głowę - wtrącił Joaquin. - Ale była pewna, że dużo czasu upłynie, nim
znajdziesz sobie kogoś, z kim zechcesz się związać.
- Mercedes myśli, że zjadła wszystkie rozumy - zakpił Ramón, mając
nadzieję, że brzmi to przeko-
nująco.
Owszem, stracił głowę, ale nie z miłości. Zawładnęło nim pożądanie i nie
mógł uwolnić się od więzów namiętności, którymi spętała go Estrella. Nie był
zresztą pewien, czy tego chce.
Nie wiedział, czy w ogóle wierzy w miłość. Och, kiedyś w nią wierzył, gdy
był młodszy. Dopiero wiadomość, że nie jest synem Reubena Dario, że matka
zdradziła męża na początku ich małżeństwa i on jest tego owocem, pozbawiła
go złudzeń.
- Nasz siostrzyczka sama powinna dowiedzieć się, czym jest miłość, nim
zacznie pouczać, jaki ma ona wpływ na życie innych.
- Niewykluczone, że nie będziemy długo na to czekać - odpowiedział starszy
brat. - Od jakiego czasu jest bardzo roztargniona. Może o kimś myśli
- No, jeśli tak, to niech Bóg się zmiłuje nad nami - wtrącił nabożnym tonem
Alex. - Pamiętacie, jak -
uznała, że jest we mnie zakochana, kiedy po raz pierwszy zjawiłem się u was?
Zanim dowiedziała się, że jestem jej bratem? Jeśli zakocha się naprawdę, to od
razu wpadnie po uszy.
- Chyba to cecha rodzinna - mruknął ironicznie Joaquin. - Tylko niektórym z
nas poznanie prawdy zabiera więcej czasu.
A niektórzy z nas zadowalają się czym innym, uznał Ramón, choć nie
wypowiedział tych słów na głos. Jedno było pewne - wpadł po uszy od razu i z
każdym dniem pogrążał się coraz bardziej. I dlatego znalazł się w tym kościele.
Nie z powodu tej cholernej stacji telewizyjnej ani dlatego, że Estrella go o to
prosiła, ani dla arystokratycznego dziedzictwa, które w przyszłości miało
przypaść jego dzieciom.
Był tutaj, gdyż nie mógł trzymać się z dala, bo ze wszystkich rzeczy, które
zyskiwał dzięki temu układowi, najważniejsza była dlań Estrella.
- Już przyszła.
Nie był pewien, który z braci to powiedział, uświadomił sobie tylko, że
stłumione odgłosy poruszenia i podniecenia, dolatujące z drugiego końca
kościoła, oznajmiały, że Estrella, jego narzeczona i niebawem żona, zjawiła się
wreszcie.
Teraz była ostatnia chwila na zmianę zdania - gdyby zamierzał je zmienić.
o dziwo, nie miał żadnych wątpliwości. Czuł głęboką pewność, że tego
właśnie pragnie, że to jedyna słuszna droga. Przynajmniej na razie, a dalej
będzie, co ma być.
Zaczyna się - teraz przemówił Joaquin. Starszy brat ocenił wygląd Ramóna,
poprawił mu krawat i klepnął go po ramieniu. - Kurtyna w górę, hermana.
Właśnie ten zwrot hermana - "bracie" poruszył Ramóna do żywego.
Dotychczas w ich stosunkach istniało pewne napięcie, nieuniknione,
zważywszy na niekonwencjonalne układy w rodzinie Alcolarów, więc to czułe
słowo, któremu towarzyszył szeroki uśmiech, wytrąciło go z równowagi. Czuł
taką ulgę, radość i wdzięczność, że nie od razu zwrócił uwagę na poruszenie,
wywołane pojawieniem się panny młodej.
- O Boże ... - to było pierwsze, co usłyszał Ramón. Ten szept Aleksa, w
którym mieszało się niedowierzanie i przewrotne rozbawienie, gwałtownie
sprowadził go na ziemię. - Ramónie?
Za jego plecami narastały szepty i komentarze, wzbierały niczym fala,
stawały się coraz głośniejsze i w końcu nie dało się ich dłużej ignorować. Nie
mógł więc stać tak dalej przy ołtarzu, zwrócony plecami do obecnych. Musiał
się odwrócić, musiał popatrzeć.
Mój Boże, jakaż ona piękna!
To była jego pierwsza myśl, jedyna, na którą się zdobył. Na widok Estrelli
zaparło mu dech w piersiach, zakręciło mu się w głowie.
Szła do ołtarza sama, nie zgodziła się, by ojciec oddawał ją przyszłemu
mężowi. Nie nosiła welonu ani innego przybrania głowy, jedynie upięła wysoko
lśniące kruczoczarne włosy i przyozdobiła je małymi białymi kwiatkami. Twarz
miała nieco bladą, lecz zdecydowaną; ten kontrast sprawiał, że jej wielkie,
ciemne oczy wydawały się jeszcze większe i ciemniejsze. Gdy Ramón się
odwrócił, te szeroko otwarte oczy wpiły się w jego twarz, obserwując go
czujnie, i odrobina rumieńca zabarwiła porcelanowo białe policzki.
Uczesanie podkreślało smukłą, wytworną linię szyi, na której Estrella
zawiesiła tylko cieniutki złoty łańcuszek z brylantową gwiazdą. Wisiorek ten,
pasujący do zaręczynowego pierścionka, Ramón przysłał jej poprzedniego dnia
jako ślubny dar. Gwiazda spoczywała wygodnie u nasady szyi, odsłoniętej
przez kwadratowe wycięcie sukni. Kwadratowy dekolt był jednym szczegółem
stroju, który zdradziła Ramónowi.
Kwadratowy dekolt długiej, dopasowanej, jedwabnej ...
Przesunął spojrzenie niżej, przyglądając się uważnie sukni, potem,
zaszokowany, poderwał głowę i spojrzał w twarz narzeczonej.
- Och, Estrello - wyszeptał ze zdumieniem i dumą, tłumiąc śmiech. - Och, mi
Estrella.
Ojciec jest wdzięczny, że uwolni się od niegodnej córki - w uszach wyraźnie
brzmiały mu słowa, które wypowiedziała podczas ich przyjęcia zaręczynowego.
I myśli, że jesteś wspaniały, bo wybawiłeś go ode mnie, choć '?lam opinię
"szkarłatnej wszetecznicy".
Wiedział, że krążyło mnóstwo plotek. Wścibskie kumoszki z wioski, jej
ojciec, starsza i bardzo zgorszona ciotka - wszyscy zastanawiali się, jak dziew-
czyna ubierze się do ślubu. Przekonywali, że tradycyjna biel nie będzie
odpowiednia. Sugerowali kolor kremowy, a może błękitny ...
Estrella słuchała, myślała swoje i ani słowem nie zdradziła, co planuje. Teraz
czekał ich prawdziwy cios między oczy.
Suknia była długa, do ziemi, jak większość tradycyjnych ślubnych sukni.
Uszyta z przepięknego, najmiększego jedwabiu, idealnie skrojona, nieskazitelnie
elegancka - jak wszystko, co wybierała Estrella. Obcisły stanik z kwadratowym
dekoltem kontrastował ze zwojami materii i długim trenem, ciągnącym się od
szczupłej talii. Jednym słowem - doskonały, klasyczny strój ślubny, gdyby nie
jeden szczegół...
Jeszcze żadnej sukni ślubnej nie uszyto z tak oślepiającego,
nieprawdopodobnego, bijącego w oczy szkarłatu.
Moja "szkarłatna wszetecznica ".
Moja zuchwała, ołśniewająca, moja dziełna Estrel/a.
Ramon nie wiedział, czy wypowiedział na głos te słowa, czy tylko
rozbrzmiewały w jego myślach. Widząc wahanie i nagłe zwątpienie w oczach
dziewczyny uświadomił sobie, że nie może tak stać bezczynnie i czekać.
Zanim zorientował się, że to robi, opuścił swoje miejsce pod ołtarzem i
ruszył w jej kierunku. Wyciągnął do niej rękę.
Natychmiast niepewność i obawa zniknęły z jej twarzy. Rzuciła mu szeroki,
oślepiający uśmiech, ujęła bukiet w jedną rękę i podała mu drugą. Jej uśmiech
stał się jeszcze szerszy, kiedy zacisnął palce na jej dłoni.
- Moja "szkarłatna wszetecznica". Moja piękna "szkarłatna wszetecznica".
Tym razem powiedział te słowa naprawdę, ale szeptem, który tylko oni mogli
usłyszeć. Uniósł do ust dłoń panny młodej i złożył na niej gorący pocałunek,
potem wsunął pod ramię ucałowaną dłoń i uśmiechnął się. Zauważył lśnienie łez
w ciemnych, wpatrzonych w niego oczach, i wiedział, że pomimo pozorów
odwagi - prostych jak struna pleców, podniesionej hardo głowy i zdecydowania,
z jakim szła samotnie przez nawę - wcale nie była tak pewna siebie. Choć
odważna i zdecydowana, w środku dygotała z łęku. Więc przycisnął swą wielką,
szeroką dłonią smukłą, delikatną rączkę, spoczywającą na ciemnym rękawie
jego fraka. Znowu się do niej uśmiechnął i zauważył, że wraca jej pewność
siebie.
- Gotowa? - spytał szeptem. Skinęła głową, tym razem pewnie, zdecydowanie,
bez wahania.
- Tak - powiedziała i ruszyła razem z nim w kierunku czekającego księdza.
Przybyła do kościoła niemal w stanie histerii.
Słowa Mercedes uderzyły w nią z mocą błyskawicy, oświetlając wszystko,
czego dotąd nie widziała łub nie rozumiała. Zakochała się ślepo, wariacko, na
śmierć i życie w Ramónie Dario, którego Alfredo Medrano dla niej kupił.
Nie czuła nic podobnego do Carlosa. To nie była miłość, lecz zaślepienie,
zakochanie w idei zakochania. Myślała, że zależy jej na nim, ale nie dało się
tego porównać z wielką, wszechogarniającą falą uczucia do Ramóna. Jej
namiętność do Carlosa była tylko krótkim, słabym zauroczeniem, które z
czasem przeminęło. Co innego miłość do Ramóna. Zakorzeniła się silnie w jej
sercu, stała się częścią jej samej, jej duszy. Nie mogłaby jej wyrwać i żyć dalej.
Bez niego byłaby niczym, nie byłoby dla niej przyszłości.
Gdy uświadomiła sobie to, zachwiała się, zwolniła kroku. Nie wiedziała, czy
zdoła iść dalej. Kolana uginały się pod nią, zimny dreszcz przebiegł jej po
plecach i gdyby miała więcej sił, spanikowałaby i uciekła z kościoła. Ale w tej
właśnie Ramón odwrócił się i spojrzał na nią.
Zrobił więcej: podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Ujął jej dłoń mocnymi,
ciepłymi palcami, dodając jej otuchy.
Moja "szkarłatna wszetecznica" - powiedział. Moja piękna "szkarłatna
wszetecznica".
Może to nie było wiele. Na pewno nie wszystko, o czym marzyła. Nie było
gwałtownych, żarliwych zapewnień o miłości. Ale też ich nie oczekiwała. A
kiedy porównała te słowa, wypowiedziane niskim, zachrypniętym głosem, w
którym dźwięczało głębokie oddanie, z kwiecistymi, przesadnymi i nieszcze-
rymi komplementami, jakimi obsypywał ją Carlos, wiedziała, co woli i w co
wierzy.
Kiedy się do niej uśmiechnął, poczuła, że poszłaby za nim wszędzie. Jeśli
miała dotąd jakieś wątpliwości, teraz zrozumiała, że kocha go naprawdę, że nie
jest w nim tylko zakochana.
A Ramón?
Zdawała sobie sprawę, dlaczego się z nią żenił.
Zaczynali wspólne życie z niewłaściwych powodów - finansowych, nie
uczuciowych. To było małżeństwo z rozsądku, ale nie musiało takim pozostać.
Było to również małżeństwo z namiętności, i jak długo trwała, tak długo ich coś
łączyło. Byłaby ostatnią idiotką, gdyby nie potrafiła tego wykorzystać.
Tak długo, jak to będzie trwało, pozostaniemy małżeństwem, powiedział
Ramón. Dopóki oboje nie zdobędziemy tego, czego pragniemy
No cóż, zdobył już to, czego chciał - albo zdobędzie jeszcze przed końcem
tego dnia. Ale jej też pragnął, okazywał to w sposób nie pozostawiający
wątpliwości. Jego pożądanie było tym asem, który trzymała w rękawie. Jak
długo będzie jej pożądał, ich związek utrzyma się.
A jak długo będą ze sobą, istniała szansa, że poczuje do niej coś więcej niż
pociąg fizyczny, do którego się przyznawał. Już ona zadba, aby namiętność nie
ostygła. Będzie ją podsycać, obserwować, jak rośnie, modlić się, by wciąż był
przykuty do niej okowami pożądania.
Na początek to wystarczy; mogła tylko prosić Boga, żeby, jeśli starczy czasu i
los zechce im sprzyjać, to uczucie przekształciło się w coś mocniejszego.
Ta myśl pozwoliła jej przetrwać długą ceremonię i ucztę, która nastąpiła po
niej. To może się udać; wiedziała, że może się udać.
Bo jeśli tak się nie stanie, ich związek nie będzie miał szans. Jeśli Estrella nie
zdoła przekształcić namiętności, którą żywił do niej Ramón, w uczucie głębsze i
mocniejsze, to pewnego dnia - bez ożywczego tchnienia miłości - namiętność
osłabnie i pozostawi po sobie pustkę. Wtedy go straci. On odwróci się i odejdzie
od niej na zawsze.
Ale wciąż jeszcze miała czas. I zamierzała wykorzystać go najlepiej, jak
potrafi. Zacznie od dzisiejszej nocy.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Dzięki Bogu, już prawie po wszystkim, pomyślał z ulgą Ramón.
Gdyby miał spędzić kolejną godzinę - a nawet minutę - na uprzejmych
rozmowach, przyjmowaniu gratulacji, uśmiechaniu się przy niezbyt taktownych
żartach na temat utraconej wolności oraz czekającej go nocy, chybaby
eksplodował.
Nie znaczyło to, że nie cieszyło go przyjęcie owszem, bawił się dobrze ... z
początku. Przyjemność sprawiała mu obecność rodziny, taniec z Estrellą, z
Cassie i Mercedes, a potem znowu z Estrellą. Ale co za dużo to niezdrowo. Miał
już po dziurki w nosie przebywania z gośćmi, wystawiania się na pokaz.
Chciał zostać sam na sam ze swoją żoną. Spojrzał w drugi koniec wielkiej sali
balowej, gdzie stała Estrella, olśniewająco piękna w szkarłatnej sukni, i śmiała
się z czegoś, co mówiła do niej Mercedes. Z odchyloną w tył głową i lekkim
rumieńcem na policzkach nie przypominała tej bladej, zalęknionej, wątłej istoty,
która zjawiła się w kościele.
- Ślicznie wygląda, prawda?
U boku Ramóna znalazł się Juan Alcolar. W ręku trzymał kieliszek z winem.
Jego ciemnobrązowe oczy wpatrywały się w Estrel1ę, ale było w nich coś, co
przyciągnęło uwagę Ramóna i skłoniło go, by uważniej przyjrzał się ojcu.
Głos Juana brzmiał nieco ochryple, a oczy dziwnie błyszczały. Gdyby
chodziło o kogoś innego, można by podejrzewać, że ma w oczach łzy.
Ramón zauważył w duchu, że ojciec nie był typem człowieka, okazującego
emocje. Prawdę mówiąc, rzadko otwierał się przed ludźmi, nawet przed człon-
kami rodziny. W każdym razie - nie przed synami. Tylko Mercedes potrafiła go
do tego skłonić. Tak było zawsze, od chwili, gdy się po raz pierwszy spotkali,
wiele lat temu. Ramón wkroczył wtedy do biura Juana Alcolara i zażądał
wyjaśnienia, czy prawdą jest to, czego się właśnie dowiedział. Że Juan jest jego
prawdziwym ojcem, a nie - jak dotąd wierzył - niedawno zmarły Reuben Dario.
- Przypomina mi Honorię.
Ramón odwrócił gwałtownie głowę, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
Honoria była żoną Juana, matką Joaquina i Mercedes. Zadziwiło go, że ojciec
wspomniał o niej teraz, a przecież nigdy tego nie robił.
- Naprawdę była podobna do Estrelli? - spytał ostrożnie.
- Bardzo.
Juan upił trochę wina z kieliszka, jak gdyby zbierając się na odwagę.
- Nie powtarzaj moich błędów, synu.
- Błędów?
Ramón wiedział, że jego głos zabrzmial ostro; zastanawiał się nawet, czy
ojciec nie wycofa się znowu do swojej skorupy, ale Juan najwyraźniej
postanowił otworzyć się przed synem.
- Kochałem dwie kobiety - powiedział. - i obie straciłem.
- Moją matkę ...
Juan skinął ze smutkiem głową.
- Uwielbiałem Marguerite, ale byłem młody ... i głupi. Powiedziałem jej, że
nie chcę zobowiązań ani małżeństwa. Złamałem jej serce. Dlatego wyszła za
Reubena Dario.
Ramón zastanawiał się, dlaczego właśnie teraz, może po raz drugi w życiu,
ojciec zdecydował się porozmawiać o jego matce, a nawet wymienił jej imię·
- Ale spotkałeś ją jeszcze - stwierdził szorstko.
- Tylko jeden raz. Przypadek zetknął nas ze sobą. Byłem już żonaty z
Honorią, Joaquin miał prawie dwa lata ...
Westchnął ciężko, z głębi serca.
- Nic się nie zmieniło. Wciąż była najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem,
kobietą moich marzeń. I była zagubiona, samotna. Ona i Dario nie mogli mieć
dzieci, ich małżeństwo się rozpadało. Nie jestem dumny z tego, co się stało.
Spędziliśmy razem tydzień, gdy Reuben przebywał w Ameryce. Jeden cudowny
tydzień. Ale oboje wiedzieliśmy, że tak dalej być nie może. Żadne z nas nie
mogłoby żyć z poczuciem winy, z myślą, że krzywdzimy innych. Więc się
rozstaliśmy. Ty przyszedłeś na świat dziewięć miesięcy później.
- A matka umarła, zanim skończyłem dwa miesiące.
Nie pamiętał matki. Miał przed oczami tylko jej twarz z fotografii, które
oglądał.
- Ale wkrótce o niej zapomniałeś - dorzucił, nie potrafiąc ukryć goryczy. -
Znalazłeś sobie inną. Alex jest tylko o rok młodszy ode mnie.
- Nie! - zaprzeczył gwałtownie ojciec. - To nie było tak. Straciłem głowę, nie
wiedziałem, a raczej nie obchodziło mnie, jak postępuję. Kiedy pojechałem w
interesach do Anglii, spotkałem kobietę ... Pracowała jako gospodyni w domu,
w którym gościłem. Wyglądała jak twoja matka ... Jak Marguerite, kiedy się
poznaliśmy. Upiłem się. To była jednorazowa przygoda. Nie miałem nawet
pojęcia, że zaszła w ciążę. Do chwili, gdy pojawił się Alex.
- A ta druga?
Estrella zakończyła rozmowę i rozejrzała się dokoła, szukając kogoś
wzrokiem. Zauważyła Ramóna i przesłała mu taki uśmiech, że zakręciło mu się
w głowie.
- Druga kobieta, którą kochałem? To Honoria, moja żona, matka Joaquina i
Mercedes.
- Zawsze myślałem, że to było małżeństwo z rozsądku.
- Bo tak było ... na początku. Sam nie wiedziałem, co mam.
- Ja też tak sądzę - dodał ochrypłym głosem.
- Najwyższy czas na rozpoczęcie małżeńskiego
życia.
- Zgadzam się. Przebiorę się tylko w coś bardziej odpowiedniego na podróż i
jestem do twojej dyspOzyCJI.
Do dyspozycji! Dobry Boże, czyżby wiedziała, jak zareagował na te słowa i
ton, którymi zostały wypowiedziane? Mógł się założyć, że wiedziała.
- Idź się przebrać, senora Dario - rozkazał.
- I pospiesz się.
Ten błysk w jej oku i lekkie wygięcie ust prawie powaliły go na kołana, ale
przynajmniej odsunęła się od niego o krok czy dwa, umożliwiając mu oddycha-
nie, zanim wykonała niski, głęboki, dworski, choć najwyraźniej żartobliwy
ukłon.
- Oczywiście, senor. Jak mój małżonek każe.
A to czarownica! Wiedziała, co robi, jakie wrażenie na nim wywiera.
Zaangażowanie ... do diabła, tak, zaangażował się w związek z tą kobietą.
Znalazł się w potrzasku, w więzieniu, i w żaden sposób nie mógł się uwolnić.
Ojciec nie miał powodu do niepokoju.
- Senor Dario ... Ramónie. - W jego myśli wdarł się nagle ten głos. Rozpoznał
go i zmarszczył brwi. - Don Alfredo?
- Jak sądzę, mamy jeszcze trochę spraw do załatwienia.
- Teraz? - Ramón z trudem powstrzymał się od wyrażenia niecierpliwości i
niezadowolenia. Pewnie, że teraz. Sam na to nalegał. Mieli sfinalizować umowę
w dniu, w którym poślubi Estrel1ę, a potem nie chciał o tym więcej słyszeć.
- Oczywiście. Ma pan ze sobą dokumenty?
- Tutaj. - Starszy mężczyzna dotknął górnej kieszeni swego fraka. - A tam jest
pokój - wskazał kierunek dłonią - w którym, jak mnie zapewniono, nikt nie
zakłóci nam spokoju.
- Więc dobrze.
Ramón przeczesał włosy obiema dłońmi, starając się zebrać myśli, przestawić
je na sprawy zawodowe, uwolnić od mrocznych zmysłowych fantazji, śladem
których chciały podążać.
- Skończmy już z tym wszystkim.
Nucąc cichutko "I feel pretty", Estrel1a wyśliznęła się z dopasowanej
szkarłatnej sukni i powiesiła ją na wyściełanym, pokrytym jedwabiem wieszaku.
Nie mogła uwolnić się od piosenki z "West Side Story", której słowa idealnie
odzwierciedlały to, co czuła.
Czuła się ładna. Bardzo ładna ... zachwycająca ... i czarująca. Czyż mogło być
inaczej, skoro widziała, jak patrzył na nią Ramón, widziała ledwie powstrzy-
mywaną namiętność w jego oczach, odkrywała ją w jego pocałunku.
Sprawi, że mąż ją pokocha, przysięgała sobie w duchu. Może tego dokonać!
Naprawdę może tego dokonać.
Uświadomiła sobie nagle, że nie powinna dłużej zwlekać. Poderwała się i
przejrzała w lustrze. Makijaż, nałożony przez specjalistkę przed wyjściem do
kościoła, trzymał się doskonale. Może by dodać odrobinę ciemniej szego cienia
na powieki, błyszczyk na usta ...
Zabrało to jej tylko kilka chwil. Wkrótce miała już na sobie eleganckie,
kremowe spodnium z czarnym, przypominającym kamizelkę topem. Jeszcze
sandały na wysokich obcasach i...
Nie. Zatrzymała w połowie drogi uniesioną dłoń i zdecydowała, że nie
wyciągnie spinek, które podtrzymywały skomplikowaną fryzurę, nie wyjmie
wpiętych w nią kwiatów pomarańczy i nie rozpuści włosów. Niech zostanie tak,
jak jest. Będzie chłodniej, mniej zawracania głowy w podróży, a gdy dojadą do
willi, poprosi Ramóna o pomoc. Wiedziała, jak lubił zanurzać palce w jej
włosach, wyczuwała, że spodoba mu się powolne rozplatanie spiętrzonych
pasm, widok czarnych loków opadających na twarz, na ramiona. Będzie
przeczesywał je palcami, robiąc przerwy na pocałunki ...
Nie mogła dłużej czekać. Szybko rozpyliła ulubione perfumy za uszami, u
nasady szyi, na dekolcie. Potem, wciąż podśpiewując, schwyciła elegancką
kopertową torebkę z lakierowanej skóry, skierowała się ku drzwiom i zeszła po
schodach. Znalazła się właśnie na podeście, skąd, sama niewidziana, mogła
obserwować zatłoczony pokój, gdy nagle jej uwagę przyciągnął odgłos
otwierania drzwi. To, co zobaczyła, sprawiło, że znieruchomiała, a serce
podeszło jej do gardła.
Ramón i jej ojciec wychodzili właśnie z bocznego pokoju. Razem. A
wyjaśnienie mogło być tylko ,jl;dno. Tak jak kilka tygodni temu, kiedy spędzili
całe popołudnie w bibliotece. Kiedy ...
Nie, nie chciała o tym myśleć. Żałowała, że ich zauważyła. Ale stało się. I nic
nie mogło cofnąć czasu. Nie mogła znowu znaleźć się na górze, zatrzymać się
dla poprawienia żakietu czy dodania dodatkowej warstwy tuszu na rzęsy, tak
aby wyszła na schody chwilę wcześniej lub później. Żeby tego nie widzieć.
Nie widzieć Ramóna wychodzącego z jej ojcem, wkładającego długą białą
kopertę do wewnętrznej kieszeni fraka. Ani ojca, który zamknął trzymane w
ręku piękne złote pióro, zanim wsunął je do górnej kieszonki.
Wesele odprawione. Przysięga małżeńska złożona. Ramón i ona byli mężem i
żoną. Więc należało zająć się prawnymi aspektami, podpisać dokumenty,
wymienić umowy. Nie poczekał nawet do końca dnia weselnego, nim upomniał
się o nagrodę za to, że się z nią ożenił, ratując jej reputację. Równie dobrze
mógłby wyciągnąć kontrakt w kościele, by został podpisany, zaraz po
umieszczeniu jego nazwiska na świadectwie ślubu.
Miała wrażenie, że jej serce przeszył lodowaty sztylet; ból był tak silny, że
nieomal krzyknęła. Z ogromnym wysiłkiem zdołała się opanować, przygryzła
silnie wargę, aż poczuła w ustach metaliczny smak krwi.
Na szczęście nikt jej nie widział. Tu, gdzie stała, była dobrze ukryta, i byle się
nie poruszyła, me groziło jej, że ktoś ją zobaczy.
Tkwiła zatem w miejscu, z oczami przysłoniętymi palącą mgiełką łez. Łez, z
którymi walczyła zaciekle, zdecydowana za wszelką cenę powstrzymać się od
płaczu. Mówiła w duchu, że policzy do trzydziestu, a potem zejdzie na dół.
Trzydzieści sekund powinno jej wystarczyć.
Jeden ... dwa ...
Nie mogła się powstrzymać od refleksji, że Ramón wcale nie wyglądał na
uradowanego, choć osiągnął wszystko, czego pragnął, wszystko, za co zapłacił,
poślubiając ją. Wprost przeciwnie. Na jego przystojnej twarzy zastygł grymas,
czarne brwi były zmarszczone, usta zaciśnięte; przypominał bombę, która może
wybuchnąć w każdej chwili. Wydawało się, że ktoś - być może jej ojciec
podpalił lont i wycofał się w bezpieczną strefę, poza zasięg nieuniknionej
eksplozji.
Czternaście ... A nie dwadzieścia? Pomyliła się w liczeniu. Nie wiedziała, co
robi, gdzie się znajduje. Chyba zacznie odliczanie od początku. Albo ...
- Estrello!
Nie sposób było nie poznać tego głosu ani dźwięczącego w nim ogromnego
zniecierpliwienia. Zbyt późno zorientowała się, że Ramón podszedł do schodów
i stał, patrząc na nią. Mógł ją widzieć aż za dobrze - i najwyraźniej chciał się
dowiedzieć, dlaczego zastygła w miejscu, sprawiając wrażenie, jakby
zapomniała drogi do sali balowej.
- Estrello! - powtórzył ciszej, lecz z taką Samą stanowczością, 'dając do
zrozumienia, że nie zamierza marnować czasu na jej rozterki.
Zamrugała, by odzyskać ostrość widzenia; zobaczyła, że stanął na najniższym
stopniu i wyciągnął rękę rozkazująco, przywołując ją do siebie. Ten gest mówił,
że nie zamierza wejść po nią na górę. Jej miejsce jest u jego boku, więc niech się
pospieszy i dołączy do niego.
Aż za dobrze wiedziała, że wahanie zostanie uznane za bunt, buntu zaś nie
zamierzał tolerować, zbiegła więc po schodach najszybciej jak mogła na tych
absurdalnie wysokich obcasach.
Ledwo zdążyła znaleźć się przy nim, gdy jego wyciągnięta dłoń zacisnęła się
na jej palcach w miażdżącym uścisku, aż skrzywiła się z bólu.
- Gotowa? - nie takim tonem zadał to samo pytanie w kościele - czyżby to
było zaledwie pięć godzin temu?
- T ... tak.
Tylko tyle zdołała wykrztusić. Gdy prowadził ją przez pokój, niemal ciągnąc
za sobą, pogrążyła się w myślach. Usiłowała odgadnąć powód takiej zmiany
zachowania, nie chciała jednak brać pod uwagę najbardziej oczywistej
możliwości. Ale tylko ona przychodziła jej do głowy.
Ramón ożenił się z nią, by zdobyć upragnioną stację telewizyjną. W grę mogły
również wchodzić arystokratyczne koneksje, które odziedziczą ich dzieci.
Teraz, gdy już miał, czego chciał, nie próbował nawet udawać, że mu na niej
zależy. Gdyby nie to, czy w jego oczach byłoby tyle lodowatej wściekłości, a
usta zaciskałyby się w cienką linię?
Chyba że jej ojciec zastosował jakiś paskudny kruczek, może nawet wycofał
się z umowy? Jeśli jednak tak postąpił, to jaką przyszłość miało ich
małżeństwo? O ile to było małżeństwo ...
Nie wiedziała tego, a Ramón wyraźnie nie miał nastroju do wyjaśnień. W
dodatku oczekiwano od niej, że odjedzie z tym rozwścieczonym mężczyzną. Że
przez ponad dwa tygodnie będzie sam na sam z groźnym nieznajomym.
Jakimś cudem udało się jej dojść do drzwi, choć nogi uginały się pod nią ze
strachu. Zmusiła się do uścisków i pocałunków, dziękowała właściwym lu-
dziom, choć nie orientowała się, z kim ma do czynienia. Nawet wsiadła do
limuzyny, nie potykając się ani nie uderzając w głowę.
Zanim zdążyła usadowić się wygodnie i nieco ochłonąć, jej mąż zajął miejsce
obok niej i zastukał w szklaną przegrodę, oddzielającą ich od kierowcy. -
Jedźmy - tylko tyle powiedział.
Gdy Paco włączył silnik i wrzucił bieg, Ramón zatrzasnął drzwi, zamykając
siebie i żonę w ciasnej, ograniczonej przestrzeni.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
- Czy coś się stało?
Estrella zadawała to pytanie dwukrotnie. Pierwszy raz - gdy elegancka
limuzyna wyjechała z miasta na drogę wiodącą na północ. Wtedy Ramón nie
był w stanie udzielić jej odpowiedzi. I nadal nie chciał tego robić. Trudno mu
było z nią rozmawiać, a nawet patrzeć na nią.
- Nic nie mów, Estrello - odpowiedział ostro. - Nie mam ochoty na
pogawędkę.
- Za dużo alkoholu?
W jej głosie dźwięczał dziwny, urywany śmiech, przypominający dźwięk
wydawany przez źle nastrojone radio.
- Czegoś za dużo, to fakt - mruknął, odchylając się do tyłu i opierając głowę
na podpórce. Zamknął oczy, by odgrodzić się od świata, którego nie chciał już
oglądać.
Za dużo planów i intryg. Za dużo "być może", które przekształciły się w
"nigdy". Za dużo - tak, musiał to przyznać - nadziei, bliskich spełnienia marzeń,
które zamieniły się w jego rękach w popiół. O jedno rozczarowanie za dużo, o
jedno więcej, niż mógł znieść.
Nie wiedział, co było gorsze. Pulsująca w skroniach wściekłość,
uniemożliwiająca mulogiczne myślenie, czy poczucie, że zrobiono z niego
głupca i z zimną krwią wykorzystano.
- Za dużo ludzi ... i do wszystkich musieliśmy się uśmiechać, czy mieliśmy na
to ochotę, czy nie - ciągnęła tym samym, denerwująco przerywanym głosem.
Zastanawiał się, co sprawiło, że miała tak zmieniony głos. ,Podniecenie -
radość z powodu osiągnięcia zamierzonego celu? A może niepewność - chęć
odkrycia, o czym rozmawiał z jej ojcem? Czyżby naprawdę tego nie wiedziała?
Nie sądził, by obawiała się przyszłości. Zaplanowała wszystko szczegółowo
... i to od samego początku.
- Wiem, jakie to uczucie.
- Tak. - Ramón nie zdołał ukryć nuty cynizmu. Przecież jednym z tych, do
których musiała się uśmiechać, był on sam. - Jestem tego pewien.
Czy wiedziała również, jak czuje się człowiek, uświadamiający sobie, że
złapał się na wędkę jak ryba? Połknął haczyk, został wyciągnięty z wody i
wrzucony do siatki -- i dopiero przed chwilą to zrozumiał?
A już zaczął myśleć, że Estrella jest inna - nie taka, jak głosiły plotki - i mylił
się. Całkowicie i diabelnie. To tylko dowodziło, jakim był głupcem.
Zaślepionym, opętanym, obłąkanym głupcem, który zapomniał o zasadzie, by
nigdy nie skakać do nie znanej wody. I skoczył na głowę, z zamkniętymi
oczami.
Niech diabli porwą Alfreda Medrano za to, że chciał jak najszybciej dorwać
się do pieniędzy i upomniał się o nie w najmniej odpowiednim momencie. I
niechby diabli porwali jego samego, za to, że przestał mieć się na baczności, że
wystawił się na cios akurat wtedy, gdy powinien był zebrać wszystkie siły i
upewnić się, że nic nie przebije się przez linie obrony. I niech diabli porwą
Estrellę, że znalazła słabe miejsce w jego - jak sądził - szczelnej zbroi.
Z gniewnym westchnieniem przesunął dłonią po czole, jakby chciał odgonić
mroczne, nieproszone myśli, potem zamarł, czując delikatne dotknięcie na swej
drugiej dłoni, spoczywającej na udzie.
- Przestań!
- Co się dzieje?
Sprawiała wrażenie tak przejętej, że poczuł, iż żołądek skręca mu się boleśnie
z odrazy. Może nadal odpowiadała jej taka gra.
Zapach perfum był teraz silniejszy, otaczał go, budził w nim gniew i
przyprawiał o mdłości. A przecież jeszcze rano podziwiał tę subtelną
mieszaninę aromatu kwiatów i korzeni. Wiedział już, że znienawidzi ten zapach
na zawsze; będzie mu się kojarzył z tą chwilą i gorzką świadomością, że został
zdradzony.
- Byłem pewien, że w końcu odzyska rozum ...
Głos Alfreda dźwięczał mu wciąż w uszach, wywołując skurcze żołądka.
- Sprawa wisiała na włosku. Ale mając w perspektywie utratę wszystkiego ...
Wiedziała, że mówię serio. I jeśli nie znajdzie sobie odpowiedniego męża, nie
dostanie nic ... nawet złamanego grosza. Od razu zmądrzała.
Estrella nigdy nie wspomniała mu o groźbie wydziedziczenia. Ramón zdołał
zapanować nad sobą; nie chciał dopuścić, by stary go zirytował ani by
zorientował się, że jego. słowa trafiły w czuły punkt.
- No cóż, osiągnął pan swój cel - stwierdził ozięble. - Pana córka jest już
mężatką.
Alfredo skinął siwą głową i uśmiechnął się z triumfem.
- Ona też ma, czego chciała. Nikt nie może odrzucić Estrelli, jak pan to zrobił.
Wiedziałem, że każe panu za to zapłacić. I tak zrobiła.
- Za nic nie płacę! Sam postanowiłem ją poślubić.
- Tak się panu wydaje, ale w rzeczywistości nie miał pan wyboru. Wzięła się
za pana, jak za Pereę. "Albo Ramón Dario, albo nikt", mówiła. I teraz wodzi
pana na pasku. Tańczy pan, jak ona zagra, całkiem jak tamten biedny dureń.
- Ramónie?
Uniósł gwałtownie powieki; zachmurzone, szare oczy zapatrzyły się w
ciemne oczy Estrelli pod lekko zmarszczonymi, cienkimi brwiami.
Wiedziałaś, że ojciec zamierza cię wydziedziczyć.
Całe to gadanie o wolności, o tym, że mnie pragniesz, było kłamstwem. Chodziło
tylko o pieniądze. Wyszłaś za mnie, wykorzystałaś mnie, aby dostać forsę·
Gdyby od początku zdawał sobie z tego sprawę, nie byłoby to takie straszne.
Gdyby zachowała się uczciwie, mógłby poradzić sobie z tą sytuacją. Może
nawet zgodziłby się na jej plan. Ale nie powiedziała mu prawdy. Ani razu.
Okłamywała go, manipulowała nim, sprawiła, że jej współczuł, potem posłużyła
się nim, tak jak Carlosem.
- Boli cię głowa?
I znowu poczuł dotyk jej palców na twarzy, tym razem wygładzały głęboką
zmarszczkę między brwiami. Nawet nie wiedział, że tam była.
Pochylała się nad nim, czuł ciepło jej skóry, zapach jej ciała drażnił mu
nozdrza. Tylko kilka centymetrów dzieliło jego usta od jej warg, nieco
rozchylonych, odsłaniających białe zęby. Migotliwa brylantowa gwiazda u
nasady szyi unosiła się lekko z każdym oddechem, odbijając światła reflektorów
mijających ich samochodów. Gdyby przesunął wzrok niżej, do głębokiego
wycięcia czarnego topu, ujrzałby gładką okrągłość jej piersi, napierających na
materiał, i cieniste zagłębienie między mml. ..
Marzył, że dziś w nocy złoży tam głowę, że wtuli twarz w ciepłą miękkość jej
piersi, przyciśnie wargi do atłasowej skóry i zaznaczy pocałunkami...
- Nie! Tak - poprawił się pospiesznie, widząc, że się cofnęła. Najwidoczniej
uznała, że przeczenie odnosi się do jej pytania o ból głowy.
Zamierzał zagrać z nią w otwarte karty; musiał to zrobić. Ale nie teraz. Nie w
obecności Paca siedzącego za kierownicą z kamienną twarzą; wprawdzie
dyplomatycznie zachowywał milczenie, ale jednak był tutaj.
Estrello, daj spokój - mruknął. - Jestem zmęczony. To był ciężki dzień.
Ciężki dzień, i w dodatku nie skończy się tak, jak oczekiwał.
Za każdym razem, kiedy jego wzrok padał na Estrellę, myślał o chwili, gdy
opuszczą przyjęcie. O tym, jak zostaną nareszcie sami. Kiedy będzie mógł
wziąć ją w ramiona i całować, aż oboje oszaleją z namiętności, niezdolni do
myślenia, i głusi na wszystko poza wymaganiami ich ciał.
Ale to było wtedy, gdy myślał o niej inaczej, kiedy wydawała się inną osobą.
Kimś, kogo pragnął...
- W porządku!
Nie była zadowolona, odczytał to z tonu jej głosu i błysku w oku, ale zrobiła,
o co prosił. Odsunęła się gwałtownie, skrzyżowała ramiona i siedziała sztywno
wyprostowana, oddzielona od niego niemal całą szerokością tylnego siedzenia.
Natychmiast, o ironio losu, pożałował swoich słów. Chciał mieć ją blisko siebie,
czuć jej ciało, wziąć ją w ramiona. Oczywiście, nie tak to sobie wymarzył. Nie
ufał jej już, jego duszę wciąż przepełniał gniew, że został tak wykorzystany. Ale
nadal jej pragnął. Był na tyle głupi, że ani gniew, ani rozczarowanie nie mogły
tego zmienić. Wiedział, jaka jest w środku, to jednak nie przeszkadzało mu za-
chwycać się jej wyglądem. Była piękna, seksowna, godna pożądania. I była jego
żoną.
- Chodź tutaj.
- Co.?
Estrella nie wierzyła własnym uszom. Przed chwila Ramón powiedział jej,
żeby dała mu spokój. Idź do diabła, mówił jego głos i wyraz twarzy. Próbowała
wszystkiego, co jej przyszło na myśl, by skłonić go do wyjaśnień, ale odepchnął
ją, słownie, jeśli nie fizycznie. A potem, kiedy już się poddała, nagle zmienił
zdanie. "Chodź tutaj" - polecił i wyciągnął rękę, aroganckim skinieniem palca
rozkazując jej, by przysunęła się bliżej.
Najchętniej by mu odmówiła. Nawet zastanawiała się, czy tak nie postąpić,
ale chęć buntu szybko. przeminęła. Nic dziwnego., Ramón był jej mężem i
kochała go.. Poza tym, jeśli miała zrealizować plan zdobycia jego serca, mogła
to osiągnąć tylko w jeden sposób. Musiała sprawić, by jej pożądał i chciał
zatrzymać przy sobie, a nie mogła teg. zrobić, gdy dzieliła ich taka przestrzeń.
- Estrello. ...
W głosie Ramóna zabrzmiała ostrzegawcza nuta.
Wiedziała, że jeśli go nie posłucha, może ostatecznie zaprzepaścić szansę na
wspólną noc. Więc przysunęła się do jego boku, poczuła otaczające ją ramiona i
rozkoszowała się ich siłą i ciepłem. W krótkiej jak uderzenie serca chwili
zrozumiała, dlaczego nigdy nie będzie w stanie walczyć z tym mężczyzną,
nigdy nie wystąpi przeciw niemu.
Mogła tylko oddać mu się, ulec mrocznej zmysłowości, którą rozbudził w niej
jego dotyk i pocałunki. Pogrążona w ekstazie, nie zauważyła, że samochód
zatrzymał się i kierowca powiedział coś do Ramóna. Gdy ten wyprostował się
szybko i odsunął od niej, cofając dłoń, zaprotestowała nadąsanym szeptem, i
próbowała znowu przyciągnąć jego głowę do swojej.
- Estrello! - w głosie Ramóna irytacja łączyła się z szelmowskim
rozbawieniem. - Jesteśmy na miejscu. Przyjechaliśmy.
Kiedy zamrugała z zaskoczeniem, wyrwana z wszechogarniającego
podniecenia, ujął jej twarz w obie dłonie i wycisnął mocny, szybki pocałunek na
rozchylonych wargach.
- Poczekaj trochę mi Estreila, mój seksowny kociaku. Poczekaj. Paco tu nie
zostanie, wyładuje tylko walizki i odjedzie. Pozbędę się go najszybciej jak
potrafię. Daję słowo. I wtedy będziesz tylko moja. Bądź cierpliwa ... i
nienasycona.
Potykając się, zdołała wyjść z limuzyny, utrzymując się w pionowej pozycji
tylko dzięki muskularnemu ramieniu męża, obejmującego ją w pasie. Ledwo,
ledwo zwróciła uwagę, że Ramón dopilnował przeniesienia ich bagażu,
podziękował kierowcy i wręczył mu niezwykle hojny napiwek, aby ruszył w
swoją drogę jak najprędzej. Nie potrafiłaby powiedzieć, czy była to noc, czy
dzień, kiedy zamknął kopniakiem drzwi i zwrócił się do niej. Wiedziała tylko,
że nareszcie zostali sami.
- Sami ...
- Sami - powtórzył Ramón. I wciąż nienasyceni.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Wciąż nienasyceni ...
Ramón nie czekał na odpowiedź. Nie zapalając światła, uniósł Estrellę w
ramionach i skierował się ku schodom, odnajdując drogę w ciemności niczym
kot.
Sypialnia zalana była księżycową poświatą, pozwalającą orientować się we
wnętrzu. Nie dał Estrelli szansy, by mogła się rozejrzeć. Zsunął ją na podłogę,
jednocześnie zdejmując z niej żakiet, a potem obcisły top. Biustonosz został
rozpięty już wcześniej i też wylądował w jakimś mrocznym kącie.
Następny etap zajął więcej czasu. ,Nie z powodu niezręczności czy wahania
Ramóna, lecz dlatego, że postanowił obsypać pocałunkami jej całe ciało.
Estrella poczuła ciepło jego warg na czole, nosie, ustach; potem kontynuował
tę zmysłową podróż, poświęcając wiele czasu i uwagi jej ramionom, piersiom,
gładkiemu brzuchowi, gdzie jego język badał zagłębienie pępka. Zanim dotarł
do linii spodni, dziewczyna stała się kłębkiem nerwów i pragnęła tylko osunąć
się na kolana.
Ale on zaprotestował, gdy jej osłabłe ciało zaczęło ześlizgiwać się w dół.
Podtrzymał ją znowu, ostrzegając błyskiem oczu, by została tam, gdzie stoi.
Tymczasem jego dłonie zajęły się pozostałymi częściamijej ubrania, układając
je na podłodze ujej stóp.
- Ramónie! - westchnęła, zacisnęła palce na jego ramionach, gdyż musiała się
czegoś przytrzymać. - Proszę. Pragnę cię ... potrzebuję ciebie ...
Upłynęło wiele, bardzo wiele czasu, zanim Estrella odzyskała zdolność
myślenia. Powoli przestało kręcić się jej w głowie, serce zaczęło bić normalnym
rytmem. Była jednak zmęczona, wyczerpana długim, pełnym emocji dniem,
kilkakrotnie budziła się i zasypiała, zanim wreszcie poruszyła się, westchnęła,
zatrzepotała powiekami i przeciągnęła się ...
I zamarła, kiedy jej uwagę przyciągnęła panująca w sypialni cisza. Nie była to
cisza, jakiej oczekiwała: przyjemne, przepełnione poczuciem bliskości mil-
czenie dwojga ludzi, którzy niedawno oddawali się dzikiej, namiętnej miłości,
doprowadzając się do takiego wyczerpania, że zasnęli spleceni ramionami.
Nie obudziła się w objęciach męża. Zmusiła się do otwarcia oczu,
podciągnęła do półsiedzącej pozycji, oparła na jednym łokciu i rozejrzała
dokoła. Ramón siedział na brzegu łóżka.
- Co tam robisz?
Nie potrzebowała słów, by odczuć niepokój, ostrzegający o nadciągającym
niebezpieczeństwie. Była wciąż naga, chociaż ktoś - najwidoczniej Ramón -
nakrył ją prześcieradłem, gdy spała. On miał na sobie czarne spodnie i białą
koszulę, które niedawno temu z niego zerwała. I przyglądał się jej niepokojąco
zimnym, krytycznym wzrokiem.
- Co ... co robisz?
- Czekam, aż się obudzisz. Te słowa były
równie chłodne jak jego lodowate spojrzenie. Chłód przeniknął do jej serca.
- Dlaczego? Stało się coś? Coś złego?
Jego uśmiech zmroził Estrelli krew w żyłach, niewidzialna, zimna ręka
ścisnęła bezlitośnie jej żołądek.
- Oczywiście, że nie. Wszystko poszło tak, jak się spodziewałaś.
- Jak się ... ? Nie wiem, o czym mówisz. Naprawdę wygląda na zdziwioną,
stwierdził cynicznie, patrząc na jej zmarszczone brwi i wyraz zaskoczenia w
oczach. Miał ochotę roześmiać się głośno na myśl, że próbowała odgrywać rolę,
do której nie miała kwalifikacji. Jednocześnie w głębi jego serca kryła się
niechciana, niewygodna myśl, że może - tylko może - istotnie nie miała o
niczym pojęcia.
Nie, to niemożliwe ...
- Dostałaś to, czego chciałaś.
- O tak. .. - Przeciągnęła się zmysłowo, z uśmiechem na ustach. - Dostałam.
Ten uśmiech przeszył jego serce jak ostrze sztyletu, pozostawiając ranę, bolesną
lecz nie śmiertelną - przynajmniej na razie. Czy był aż takim głupcem, by nadal
mieć nadzieję, że nie wykorzystała go tak paskudnie, jak podejrzewał?
- Ty też. - Nagle usiadła prosto, osłaniając się prześcieradłem. - Dostałeś,
czego pragnąłeś, prawda? Chyba mój ojciec nie wycofał się z interesu?
Potrząsnął głową, ale ten gest nie złagodził surowego, napiętego wyrazu jego
twarzy. Pozostała chłodna i obojętna jak zawsze.
- Och, nie. Twój papa aż nazbyt chętnie złożył podpis na wykropkowanej
linii.
Oczywiście, że to zrobił. Ramón miał ochotę znowu potrzasnąć głową, tym
razem z rozpaczy nad sobą. Trzeba mu było uczyć się od starego Alfreda, a jego
hasło powinno brzmieć: jaki ojciec, taka córka. Tymczasem pozwolił, by
owładnęły nim inne, niezdrowe uczucia.
- Więc dlaczego jesteś w złym humorze?
- Myślałem o naszym małżeństwie ...
I
nie doszedł do żadnych wniosków. Wcześniej wmówił sobie, że to nie ma
znaczenia. Wiedział przecież, że nie kochała go, czemu więc świadomość, że
kłamała, wyjaśniając, dlaczego wychodzi za mąż bez miłości, miała coś
zmienić?
- Ja też. - Przysunąwszy się bliżej, położyła mu rękę na ramieniu, gładząc
skórę, odsłoniętą przez podwinięty rękaw koszuli. - To była moja pierwsza myśl
po obudzeniu.
Przyszło mu to z trudem, ale nie zareagował.
Cholera, pragnął to zrobić; cierpiał istne męki piekielne. Skóra Estrelli była
wciąż zaróżowiona od żaru namiętności, oczy zmęczone, z lekko opadającymi
powiekami, i zaspane. Absurdalnie kunsztowna fryzura ucierpiała, gdy się
kochali, więc długie czarne pasma, splątane i rozsypane, zwisały wokół jej
twarzy. Miał wielką ochotę wygładzić je, założyć za uszy, ale wiedział, że
gdyby choć raz j ej dotknął, nie mógłby się już powstrzymać. Zmusił się, by
siedzieć bez ruchu, zimny i sztywny niczym marmurowy posąg, ze spojrzeniem
bez wyrazu i zaciśniętymi zębami.
- Och, Ramónie, przecież to cię nie mogło zdenerwować ...
Zbliżyła się jeszcze bardziej i polożyła głowę na jego ramieniu. Nie
przytrzymywała już prześcieradła, więc zaczęło się zsuwać powoli i
prowokująco po jej ciele.
Cholernie dobrze wiedział, co jest grane. Zamierzała skierować jego myśli na
inny tor, uwodząc go. Ale on nie chciał, żeby odwracano jego uwagę. Wcze-
śniej, w samochodzie, mówił sobie, że to nie ma znaczenia. Poślubił ją,
ponieważ go pragnęła i on też jej pragnął; nadal jej pragnie, bardziej niż kie-
dykolwiek. Uznał, że wszystko może się ułożyć - więc zadowoli się tym, co ma.
Ale to mu nie wystarczało. Nie mogło zatrzeć w jego pamięci faktu, że go
oszukała i wykorzystała.
- Wiedzieliśmy, że nasze małżeństwo może przetrwać.
Zniżyła głos do szeptu, który pobudzał jego zmysły, sprawiał, że pożądanie
zaatakowało go gwałtownie i z okrucieństwem. Z okrucieństwem, bo wiedział,
iż musi je zwalczyć. Sam seks nie wystarczy, nawet jeśli ona w to wierzyła.
Pociąg seksualny z czasem osłabnie, może nawet zniknąć całkowicie. I co im
wtedy zostanie? Czego zapragnie Estrella, kiedy przestanie ją bawić, że ma go
w swojej mocy, i zacznie szukać nowej zabawki? Do diabła, nawet jego matka
nigdy nie zamierzała zaciągnąć Juana Alcolara do łóżka. Zakochała się w nim
nieoczekiwanie.
- Weszliśmy w nie z otwartymi oczami. Wiedzieliśmy, czego pragniemy - i
dostaliśmy to.
- Ale ty dostałaś o wiele więcej, niż podobno chciałaś.
Była tak zaskoczona, że zamarła z otwartymi ustami.
- Więcej niż ... więcej niż .. O, tak.
Zaśmiała się. Do cholery, naprawdę się zaśmiała.
Gniew znowu uderzył mu do głowy.
- Tak, dostałam więcej, niż mogłam oczekiwać. Ale nie przypuszczałam, że o
tym wiesz.
- Nie przypuszczałaś!
Był to ryk ślepej furii. Zabójczej mieszaniny złości i bólu, która odbierała
zdolność myślenia. Czerwona mgła wściekłości przysłoniła mu oczy: nic nie
widział, mógł tylko czuć.
Nie zniesie dłużej jej bliskości. Nie będzie siedział spokojnie, podczas gdy
ona wtula się w niego, z głową opartą na jego ramieniu, myśląc, że wystarczy
tylko go pocałować, pozwolić, by to cholerne prześcieradło zsunęło się niżej ...
Nie! Odsunął się od niej tak gwałtownie, że straciła równowagę i rozciągnęła się
na łóżku. Zerwał się na równe nogi, odskoczył na środek pokoju, odwrócił się
do niej, obrzucając ją wściekłym spojrzeniem, choć poprzez mgłę zasłaniającą
mu oczy nie mógł zobaczyć tej zakłamanej, podstępnej twarzy.
- A więc sama się przyznajesz! Mówisz, że to prawda!
- Tak. .. myślę ...
Jej głos ledwo przebijał się przez szum w jego uszach. Nagle umilkła,
znieruchomiała i pobladła. - Jak się dowiedziałeś?
- Od twojego ojca, oczywiście! - rzucił Ramón, wypluwając każde słowo z
gniewem. - Nie sądziłaś chyba, że mnie nie poinformuje, i to z radością?
- Od ojca ... ? Ramónie, o czym my mówimy?
- Och, oszczędź mi tego! - wybuchnął. Nie próbuj się wycofywać, dano
Estrello. Ty i twój ojciec macie to, na czym wam zależało. Zdobyłaś męża -
chociaż był dopiero dziesiąty na twojej liście. Nawet dostałaś niespodziewaną
premię, bo chcesz mieć go w swoim łóżku. Czego brakowało pozostałym
kandydatom, że nie miałaś na nich ochoty?
Nie próbowała odpowiedzieć, a nawet gdyby starała się coś wtrącić, nie
słuchałby jej. Mówił dalej, powodowany gniewem.
- Twój ojciec odzyskał poważanie, może mieć nadzieję na wnuka i
spadkobiercę, nawet znalazł sobie frajera, by kupił jego stację. A ja ... ja
wyszedłem na durnia!
- Nie - usiłowała mu przerwać Estrella, ale nie chciał jej słuchać.
- Tak, niech cię diabli, tak! Ale to koniec, querida! Koniec ... słyszysz?
Koniec! Mam tego dosyć, więcej nie zniosę! Jesteś już mężatką i obyś przeko-
nała się, że gra była warta świeczki. Możesz mieć tylko nadzieję, że to, co
działo się w tym łóżku minionej nocy, przyniesie efekt, jakiego pragnie twój
papa. Jeśli naprawdę marzyłaś, że dasz mu wnuka, który odziedziczy po nim
tytuł i majątek, to lepiej zacznij się modlić, abyś była już w ciąży. Bo przysię-
gam, że nigdy więcej cię nie tknę.
- Ramónie …
Nie mógł dłużej wytrzymać z nią w jednym pokoju. Wiedział, że gdyby tu
został, zrobiłby coś, czego mógłby potem żałować. Albo by ją pocałował, albo
zabił - i w tej chwili nie był pewien, która z dwóch pokus była silniejsza. A
każda z nich miałaby katastrofalny skutek.
Więc nie chcąc narażać się na konsekwencje, obrócił się na pięcie, wyszedł z
sypialni, zbiegł po schodach i dotarł do drzwi. Nie zwalniając prawie kroku,
otworzył je tak gwałtownie, że Z głośnym hukiem uderzyły o ścianę. Chwilę
później wyszedł już na zewnątrz, w chłód nocy.
Szedł dalej, nie wiedząc, dokąd zmierza. Nie obchodziło go to, pragnął tylko
znaleźć się jak najdalej od swej świeżo poślubionej żony.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Estrella nie potrafiła uwierzyć, że naprawdę zapadła w sen. Nie zamierzała
tego robić. Chciała czuwać i czekać na powrót Ramóna.
Zbyt zrozpaczona, by krzyczeć, i zbyt spięta, by płakać, potrafiła tylko
siedzieć, liczyć minuty, zrywać się przy każdym niespodziewanym odgłosie,
czekać - i modlić się, żeby wrócił, przynajmniej po swoJe rzeczy.
W pewnym momencie, nie zdając sobie z tego sprawy, usnęła. Na chwilę
tylko zamknęła oczy, a kiedy je znowu otworzyła, zmiana oświetlenia ostrzegła
ją, że od czasu, kiedy po raz ostatni spojrzała w okno, upłynęła znaczna część
nocy. Rzuciła okiem na zegarek. Była czwarta nad ranem. Najmroczniejsza,
najbardziej przygnębiająca godzina nocy.
Najciemniej jest przed świtem. To przysłowie sprawiło, że poczuła się jeszcze
gorzej. Dla niej świtem byłby powrót Ramóna, gdyż mieliby wtedy szanse
porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko. Ale dom nadal pogrążony był w ciszy.
A ona czuła się okropnie nieszczęśliwa. Z napięcia rozbolała ją głowa, dręczyło
ją pragnienie i koniecznie musiała się czegoś napić.
Pomyślała, że filiżanka kawy mogłaby złagodzić fizyczne dolegliwości.
Najpierw jednak musi znaleźć kuchnię. Nie wiedziała nawet, gdzie znajdują się
kontakty, więc próbowała zejść na dół po ciemku, trzymając się ścian,
pokonując schody po jednym stopniu, z zachowaniem największej ostrożności.
Hall i salon również tonęły w mroku, walizki jej i Ramóna stały w plamie
księżycowej poświaty, tam gdzie je cisnęli przed kilku godzinami.
- Po prawej stronie masz kontakt - usłyszała głos dolatujący z ciemności.
Wzdrygnęła się i wydała słaby okrzyk przestrachu.
- Nie bój się - powiedział cicho Ramón. - To tylko ja. Sprawdź na wysokości
ramienia.
Po kilku sekundach poszukiwań odnalazła kontakt, nacisnęła go i nagle pokój
zalało światło tak jasne, że musiała przymrużyć oczy.
Ramon siedział w jednym z obszernych, czarnych foteli, ustawionych w
drugim końcu pokoju, przy wielkim, pustym kominku. Musiała przyznać, że
wyglądał koszmarnie. Włosy miał rozczochrane, zmierzwione przez wiatr. Pod
lśniącymi dawniej, teraz przygaszonymi i zachmurzonymi oczami, widniały
ciemne kręgi, a silny zarost nadawał mu wygląd podejrzanego włóczęgi.
- Jak tu wszedłeś? - tylko takie niemądre pytanie przyszło jej do głowy.
- Mam klucz. - Jego głos był cichy i bezbarwny, równie pozbawiony wyrazu
jak twarz.
- Nic nie słyszałam.
- Pewnie dlatego, że nie chciałem cię zbudzić.
I jak miała to rozumieć? Czy nie chciał jej budzić z troski o nią, czy dlatego,
że nie chciał z nią rozmawiać?
- Dawno wróciłeś?
Skierował zasępione oczy na zegar, potem na jej twarz.
- Jakąś godzinę temu. Może półtorej.
- I cały czas siedziałeś w ciemnościach?
Skinął ponuro głową.
- Miałem wiele do przemyślenia.
- Och.
Tyle zdołała wykrztusić. Nie odważyła się zapytać, o czym myślał. Więc
poszukała ucieczki w banałach i sprawach praktycznych.
- Ja ... chciałam zrobić coś do picia. Też masz ochotę?
Ledwo zdążyła to powiedzieć, kiedy Ramón zerwał się zwinnie na nogi i rzucił
spojrzenie w kierunku drzwi, znajdujących się po drugiej stronie pokoju.
- Zajmę się tym. Ty usiądź.
- Ale ... - Estrella próbowała zaprotestować, uciszył ją zaraz uniesieniem
dłoni.
- Prościej będzie, jeśli ja to zrobię. Wiem, gdzie mam szukać. Kawa czy coś
mocniejszego?
- Poproszę o kawę.
Drink tylko by ją dobił. Pomimo drzemki, była tak zmęczona, że alkohol
uderzyłby jej do glowy i nie mogłaby sensownie rozmawiać.
- O czym myślałeś?
Zadała to pytanie tak cichym głosem, z takim wahaniem, że nie wiedziała, czy
ją usłyszał, dopóki nie zatrzymał się na chwilę w drzwiach i nie spojrzał na mą.
- Zrobię kawę - powiedział. - Wtedy pogadamy.
O czym myślałeś?
I jak mam na to odpowiedzieć, pytał się w duchu Ramón. Jego dłonie
automatycznie napełniały wodą imbryk, przygotowały kawę, mleko i filiżanki.
O czym myślał? Oczywiście, o Estrelii. O ich związku. Czy łączy ich jakiś
związek? Czy chciał tego? A jeśli tak, to co mają teraz zrobić?
Przygotowywanie kawy nie trwało długo, musiał więc zanieść poczęstunek do
pokoju, w którym czekała Estrella. Wydawała się bardzo mała w porównaniu z
olbrzymim, obitym czarnym welurem fotelem.
- Proszę.
Postawił filiżankę z kawą na stoliku obok niej, potem z drugą filiżanką w ręce
podszedł do ustawionego naprzeciwko fotela. W ostatniej chwili uznał, że jest
zbyt podminowany, więc oparł się o ścianę i uważnie obserwował żonę.
- To o czym chcesz rozmawiać?
- Nie sądzę, by nasze małżeństwo mogło przetrwać - powiedział bez ogródek.
- Nic z tego nie będzie.
- Dlaczego? Co się zmieniło?
- Co się zmieniło? Zacznijmy od tego, że ożeni-
łem się z tobą, aby ci pomóc. Mówiłaś, że trzeba cię ratować przed intrygami
ojca, który koniecznie chce cię wyswatać. Że musisz uciekać.
- Bo musiałam.
Tak mocno zacisnęła palce na uszku filiżanki, że aż pobielały jej kostki.
Zbladła jeszcze bardziej.
- Wiesz, że tak było ... sam widziałeś ...
- Widziałem to, co chciałaś, żebym zobaczył - wtrącił złośliwie. - Maskę
biednej-małej-boga-
tej-dziewczynki, którą przywdziałaś. Odegraną scenkę "Po prostu muszę uciec"
i "Nie obchodzi mnie, jak to zrobię".
- Niczego nie odgrywałam!
- Nie?
Przestał udawać, że pije kawę, na którą i tak nie miał ochoty, i odstawił
filiżankę na drewnianą obudowę kominka.
- Nie! Przysięgam! Wiesz, jak wyglądało moje życie!
- Wiem, co mi opowiadałaś. Równie dobrze mogłaś połowę zmyślić. A twój
ojciec ...
- Nie wierzysz w to, co ci o nim mówiłam? Ani że byłam tak nieszczęśliwa?
Już zapomniałeś? Byłeś przy tym, kiedy ten c ... cap ... kiedy Esteban Ramirez
...
- Och, widziałem go! I wtedy ci uwierzyłem. Ale nie miałem pojęcia, że
zadecydowałaś już, z kim chcesz iść do łóżka. Tak jak kiedyś uznałaś, że
masz ochotę na Pereę.
Był to tak nieoczekiwany i silny cios, że zaszokowana Estrella odrzuciła w tył
głowę. Ogłupiała i drżąca, wpatrywała się w Ramóna z przerażeniem.
- Czy to mój ojciec ... Naprawdę w to wierzysz? Sądzisz, że ... ?
Rozejrzała się po pokoju i zauważyła lakierowaną torebkę, którą położyła na
kredensie zaraz po przyjeździe. Złapała ją i rzuciła do Ramóna, nie dbając o to,
czy zdoła ją złapać.
- Zajrzyj do niej. Dalej, otwórz i sprawdź ... Zbity z tropu, zrobił, co kazała. W
środku, obok różnych damskich akcesoriów, znalazł złożoną białą kopertę, a w
niej - urzędowo wyglądający dokument. Podpisany, opatrzony pieczęciami i
datą.
Świadectwo ślubu. - Co u ...
Przez chwilę Ramónowi wydawało się, że trzyma w ręku własne świadectwo
ślubu, ale przyjrzał się ponownie. Miał wrażenie, że druk rozpływa mu się przed
oczami, gdy zobaczył podpisy.
Estrella Medrano. Carlos Perea.
- Co to jest, Estrello?
- Nie widzisz? - Jej głos ociekał goryczą. - Nie umiesz czytać? Jak sądzisz, co
to może być?
- To świadectwo ślubu. - Nadal nie potrafił uwierzyć, że to powiedział. - Ty i
Carlos ... Ale ... my ....
- Och, nie przejmuj się. - Ona również przestała udawać, że pije kawę. - Nie
wpadaj w panikę. Nie popełniliśmy bigamii. Za to Carlos - tak!. Oczywiście, nie
powiedział mi o tym. Inaczej nie byłabym tak głupia, by za niego wyjść.
- On ... Wyszłaś za niego?
- A sądzisz, że jak namówił mnie na ucieczkę?
- Naprawdę nie wiedziałaś, że był żonaty?
- Przysięgał, że jest kawałerem!
- Jak mogłaś nie wiedzieć?
- Carlos mieszkał tu kiedyś, ale potem się wyprowadził. Ja też wyjechałam,
do szkoły, a potem na uniwersytet. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo w
międzyczasie. Wiedziałam tylko, że wrócił. Żona z dziećmi nadal mieszkała
w ich starym domu, w innym mieście. Jej matka zachorowała, więc musiała
się nią opiekować. Przypuszczam, że nikt nic nie mówił, bo wszyscy o tym
wiedzieli i uznali, że ja też jestem poinformowana.
Musiała zaczerpnąć tchu, nim wróciła do swej opowieści.
- Namówił mnie, bym utrzymywała nasze spotkania w tajemnicy ...
Powiedział, że ojciec nigdy go nie zaakceptuje. Oczywiście, tak by się stało.
Teraz wiem, że chciał się tylko ze mną przespać ... Ale mówił.... Wiedział, że
jestem zastraszona, więc powiedział, że pragnie się ze mną ożenić. .
- I dlatego z nim wyjechałaś? - spytał zachrypniętym głosem. Był
zaszokowany jej spowiedzią. I świadomością, że tak niesprawiedliwie ją
oceniał. Jak zresztą wszyscy. - Kiedy dowiedziałaś się prawdy?
Ciemne oczy Estrelli spochmurniały na wspomnienie cierpienia, które
przyniósł jej tamten koszmarny dzień.
- Kiedy jego żona zadzwoniła do hotelu, aby powiedzieć mu, że ich córeczka
jest chora i potrzebuje go.
Odpowiedź Ramóna była krótka, dosadna i niezwykle gwałtowna.
- Ty odebrałaś telefon?
- Tak.
- Och, Estrello. - Mógł tylko potrząsnąć głową, tak był zdumiony ohydnym
postępkiem tamtego mężczyzny. - Ale dlaczego ... dlaczego nikomu nic nie
powiedziałaś?
Spuściła oczy, a jej bose stopy poruszały się niespokojnie po szlaku,
wyznaczonym przez wzór dywanu.
- Co dobrego mogło z tego wyniknąć? Carlos zginął w wypadku tydzień po
tym, jak odkryłam prawdę. Jego rodzina ... jego żona i dzieci dość już
wycierpiały. Nie mogłam przyczyniać im więcej bólu.
- Więc wzięłaś winę na siebie.
- Wytrzymałam to... Przyzwyczaiłam się, że sprawiam ojcu zawód. Tak było
zawsze, od chwili moich narodzin. Ojciec marzył wyłącznie o synach, niestety,
nie spłodził ani jednego. Byłam ostatnią nadziej ą rodziców. Oj ciec miał ponad
pięćdziesiątkę, kiedy przyszłam na świat, a matka nie mogła mieć więcej dzieci.
On pragnął tylko męskiego spadkobiercy, który mógłby przejąć po nim
posiadłość, poślubić cichą, grzeczną, dobrze skoligaconą młodą damę, zdolną do
rodzenia kolejnych chłopców. Wnuków, kontynuatorów rodu Medrano. A
dostał... córkę - oznajmiła beznamiętnie. - I w gruncie rzeczy nigdy tego nie
wybaczył matce ani mnie.
- Nie rozumiem, jak ktoś może być tobą rozczarowany - oznajmił,
uświadamiając sobie, że mówi szczerze. - Wiedziałem, że twój ojciec jest dur-
niem, ale teraz mam dowód. Ja też okazałem się głupcem, skoro uwierzyłem
choć w jedno jego słowo.
Uniosła głowę, na jej bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech.
- Ja ... powiedziałam mu, że jedynym konkurentem, którego mogę przyjąć,
jesteś ty.
- Zamierzałaś mi o tym wszystkim opowiedzieć?
- A j ak myślisz,· dlaczego ta koperta znalazła się
w mojej torebce? Przez przypadek miałam ze sobą świadectwo mojego
pierwszego, nie legalnego ślubu? Miałam zamiar pokazać je tobie! Wyznać
prawdę ... opowiedzieć o wszystkim. Chciałam zrobić to ostatniej nocy ... ale ty
.... ale my ...
- Tak mi przykro.
Tylko tyle zdołał powiedzieć. Nie potrafił w inny sposób okazać, że jej
współczuje, rozumie wszystko i pogardza mężczyzną, który tak ją oszukał.
- I
twój ojciec wini cię za wszystko?
Wykrzywiła z goryczą usta.
- Znasz mojego ojca. Mężczyźni są zawsze święci, dopóki nie sprowadzą ich
na manowce rozpustne kobiety. Więc ja musiałam być grzesznicą, a Carlos -
niewinną ofiarą.
- Chętnie bym zabił tego drania.
- Nie sądzę, aby to coś zmieniło. Ale ... ale i tak ci dzię …
Głos jej się załamał. Zanim Ramón zdążył pomyśleć, już był przy niej, osuwał
się na kolana i otaczał j ą ramionami.
Estrella na chwilę przytuliła twarz do jego ramienia i poczuł wilgoć łez na
swej koszuli. Mógł tylko gładzić ją po plecach, po włosach.
- To jednak nie wszystko, prawda? - wykrztusiła. - Nie dlatego byłeś taki zły.
Naprawdę sprawiał wrażenie zakłopotanego, a nawet zażenowanego; powstał
z kolan i przysiadł na poręczy jej fotela.
- To może poczekać.
- Nie może! Nie pozwolę na to! Jeśli zamierzasz zarzucać mi kłamstwo,
oskarżać, że ... zrobiłam z ciebie durnia, to miej przynajmniej tyle
przyzwoitości, by powiedzieć, na czym się opierasz. Kto ci coś powiedział?
Westchnął i przeczesał włosy palcami. - Twój ojciec.
- Ojciec? Co mówił? I dlaczego mu uwierzyłeś, skoro wiesz, że zrobiłby
wszystko .... powiedział wszystko ...
- Więc to nieprawda, że groził ci wydziedziczeniem, jeśli nie wyjdziesz za
mąż?
- Tak. To prawda.
- Co? - Ramón pochylił się, z wyrazem determinacji na urodziwej twarzy. -
Nie dosłyszałem.
- Powiedziałam "tak". Tak! Tak! Ojciec oznajmił, że nie dostanę złamanego
grosza, że wyrzuci mnie na ulicę. To chciałeś wiedzieć? Jesteś zadowolony?
- Nie - odparł, wstając i krążąc wokół fotela. Nie.
- Co "nie"? Nie, nie wierzysz, czy ...
- Nie, do diabła, nie jestem zadowolony! Nie to chciałem usłyszeć.
O dziwo, uwierzyła mu. Ale w zakamarkach jej umysłu kryło się paskudne
podejrzenie.
- Myślisz, że dlatego za ciebie wyszłam? O to chodzi! Sądzisz, że zrobiłam to
dla pieniędzy.
- Sama przyznałaś ...
- Powiedziałam tylko, że ojciec rzeczywiście groził mi wydziedziczeniem. A
ty masz czelność prawić mi morały i udawać świętszego od papieża! Ty,
który ożeniłeś się ze mną dla tej cholernej stacji telewizyjnej!
- Nie!
- Tak! Daj spokój, Ramónie - drwiła. - Pamiętasz, jak mówiłeś, że ojciec
zaproponował ci interes. Że mógłbyś mieć stację za połowę ceny. I podpisałeś
z nim umowę dzisiaj ... to jest wczoraj - poprawiła się szybko. - Nie mogłeś
się doczekać! Przepisał na ciebie stację w dzień naszego ślubu. Prawda?
- Tak. Ale nie za pół ceny. Chciał mi ją ofiarować w prezencie ślubnym.
- Och, gratuluję - stwierdziła z pogardą. Ból przeżerał ją na wylot niczym
kwas. - Więc ubiłeś lepszy interes, niż się spodziewałeś.
- Nie, ponieważ nie zapłaciłem ...
- Nie zapłaciłeś nic. Dostałeś ją za darmo.
- Estrello! - Uciszył ją od razu, nie mogła mówić dalej. - Nie tylko nie
dostałem stacji za darmo, ale zapłaciłem całą sumę. Co do grosza. I dałbym
więcej, gdybym musiał.
Otworzyła i zamknęła usta, próbując coś powiedzieć, lecz nie wydostał się z
nich żaden dźwięk.
- Ale ... - wykrztusiła w końcu. - Dlaczego?
- Czyż to nie oczywiste?
- Nie dla mnie. Dlaczego ktoś, a ty w szczególności, miałby płacić pełną cenę
za coś, co może dostać za pół ceny czy nawet w prezencie?
Uśmiechnął się kpiąco, jakby drwiąc z samego siebie, w spojrzeniu, które jej
rzucił, również odbijała się ta ironia. Zaczerpnął głośno tchu.
- Bo cię kocham.
Przyznał w duchu, że był najwyższy czas na to wyznanie. Jedynie ono
wyjaśniało, co czuł. Tyle że próbował nie przyznawać się do tego, nawet przed
sobą·
Estrella wciąż starała się zrozumieć, co powiedział.
- Przecież ... przecież mówiłeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości.
Ponownie zanurzył obie dłonie we włosach.
- Uważałem, że nie ma na to szans, skoro tylko jedno z nas jest zakochane.
- Ale ty już odrzuciłeś propozycję mojego ojca. Znowu zaczął krążyć po
pokoju, niczym tygrys w klatce.
- Nie mogłem inaczej postąpić. Nie chciałem, żebyś myślała, że żenię się z tobą
z powodu tej stacji. - Ale to ja zaproponowałam taki układ.
- Za to ja nie potrafiłem doprowadzić go do końca.
Chociaż wciąż nie byłem w stanie przyznać, że to, co czuję, jest miłością,
wiedziałem, że nie zgodzę się, byśmy rozpoczęli nasze wspólne życie w ten
sposób. Tak, chciałem mieć stację Medrano, ale ciebie pragnąłem jeszcze
bardziej. I chciałem zdobyć cię bez żadnych warunków, zobowiązań czy
ekwiwalentów finansowych.
Nieoczekiwanie Estrella wysunęła się do przodu, chwyciła go za ręce, tak że
musiał spojrzeć w jej płonące, ciemne oczy.
- I właśnie wtedy mój ojciec powiedział ci, że groził mi wydziedziczeniem?
- Tak.
- Ale postawił mi to ultimatum po tym, jak poprosiłam cię, żebyś wziął ze
mną ślub. Tamtego dnia, w zamku, kiedy przyszedłeś się oświadczyć, i kiedy
zjawił się ten ... cap, to wtedy powiedział mi o swej decyzji. Albo znajdę
męża, albo stracę wszystko.
Jej oczy błagały, aby jej uwierzył. Chciał jej wierzyć.
- Ramónie, uwierz mi, proszę - błagała teraz Estrella, i w tej samej chwili
uświadomił sobie, że nie potrzebuje żadnego dowodu.
- Wierzę ci - odparł.
Estrella wzięła głęboki oddech, potem powoli wypuściła powietrze z płuc.
Serce jej waliło z radości. Ramón ją kochał i ufał jej. Czego jeszcze mogła
pragnąć?
Teraz kolej na nią. Za długo kazała mu czekać. Musiała szybko zakończyć
jego cierpienie.
- Powiedziałeś, że nasze małżeństwo nie ma przyszłości, skoro tylko jedno z
nas jest zakochane ... ?
- Nie sądzę, abym mógł to znieść.
- Nie sądzisz, abyś mógł to znieść! Och, Ramónie ... – Ujęła jego dłonie i
uścisnęła je mocno. Ja też bym nie mogła. A jeśli czujemy to samo?
Nie spuszczała z niego wzroku i ujrzała w jego oczach najpierw zmieszanie,
potem - gdy uświadomił sobie znaczenie jej słów - pojawiła się w nich
nadzieja.
.
- Czy ty ... ?
- Tak - odparła. - Tak, mówię ci, że ja też cię kocham. Kocham cię całym
sercem i duszą. Prawdziwym powodem, dla którego poprosiłam, byś się ze mną
ożenił, było to, że zaczynałam cię kochać i nie mogłam nic na to poradzić.
Mówię ci, że nigdy nie byłeś numerem dziesiątym na mojej liście. Zawsze byłeś
i będziesz numerem pierwszym. I mówię ci, że chcę, aby nasze małżeństwo było
prawdziwe - pełne miłości i dzielenia się wszystkim, przez resztę naszego życia.
Jak ty, nie zniosłabym, gdyby było inaczej.
Przeczytała odpowiedź w jego twarzy, zanim porwał ją w ramiona.
- Nie grozi ci to - zapewnił ją głosem pełnym szczerości. - Nasze prawdziwe
małżeństwo zaczyna się teraz, kiedy ja wiem już, że mnie kochasz, a ty – że ja
ubóstwiam ciebie. Nie mogę bez ciebie żyć. A żeby tego dowieść ...
Wziął ją za rękę, przeprowadził przez wielkie, oszklone drzwi na taras przed
domem. Słońce zaczynało właśnie wschodzić, wyzłacając niebo swoim ogniem.
I kiedy świt oznajmił początek nowego dnia, Ramón powtórzył i odnowił
swoją przysięgę małżeńską, którą złożył jej poprzedniego dnia, a Estrella
powtórzyła swoją. Tak rozpoczęli wspólne, pełne miłości życie.