Child Maureen Królowie Kaliforni 02 Niepokorna żona

background image

background image

CHILD MAUREEN

Niepokorna żona

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Przykro mi, Travis, ale to niemożliwe. Nie wyjdę za ciebie. Ten

ślub się nie odbędzie! – Julia prawie krzyczała.

Chciała mieć pewność, że mężczyzna stojący po drugiej stronie

zamkniętych drzwi dobrze ją słyszy.

– Ależ jak najbardziej się odbędzie – zabrzmiała spokojna

odpowiedź. W głosie mężczyzny nie było nawet cienia niepokoju. –

Wystarczy już scen, nie sądzisz? Otwórz te cholerne drzwi!

Julia oparła się ciężko o framugę, usiłując uspokoić oddech. Jej

oczy zaczęły błądzić po zalanym słońcem pokoju. Promienie wpadały

przez wielkie okno, złocąc sufit i podłogę, ale widoczny na ścianach

cień ramy okiennej łudząco przypominał więzienne kraty. Przypadek?

Czy może raczej ostrzeżenie?

To było szaleństwo. Wychodząc za Travisa, popełniała wielki

błąd. Złe przeczucia, które od miesiąca kiełkowały w jej duszy, teraz

wybujały jak puszcza równikowa.

– Travis, zastanów się. Przecież to nonsens – westchnęła.

– Trochę za późno na zmianę zdania, moja droga – rozległ się zza

drzwi zdecydowany głos. – Goście dopisali, pastor czeka i zaczyna już

tracić cierpliwość. Za chwilę zostaniemy mężem i żoną.

Julia poczuła, że żołądek podjeżdża jej do gardła. Wzięła kolejny

głęboki oddech, a potem powoli wypuściła powietrze przez nos. Nie

pomogło. Kiedy rozległo się łomotanie do drzwi, w popłochu

rozejrzała się po pokoju, szukając drogi ucieczki. Niestety, nie było

żadnej, i dobrze o tym wiedziała.

background image

Jeśli tkwiła uwięziona niczym branka w przypominającym

zamczysko wielkim domu w Winnicy Kingów, była to jej własna

wina. Sama tego chciała. Była pełnoletnia i wyraziła zgodę na ten

idiotyczny układ. Kretynka.

– Julio, otwórz wreszcie te drzwi! – w głosie Travisa Kinga

brzmiała determinacja.

Poczuła przypływ paniki. Nie miała siły na konfrontację. Co

robić?

– Nie chcesz chyba zobaczyć panny młodej przed ceremonią? –

odezwała się z fałszywą słodyczą. – To wróży nieszczęście.

– Naprawdę nie sądzę, żeby w naszym przypadku te zasady miały

jakiekolwiek znaczenie.

Cóż, z pewnością nie miały. Przecież w ich przypadku... nie

chodziło o zwyczajny, normalny ślub. Jeszcze miesiąc temu wszystko

wydawało się jasne, proste i logiczne.

– Potrzebuję żony – oświadczył Travis tamtego dnia, pochylając

się ku niej nad wysłużonym blatem stolika w restauracji „U Terri"

znajdującej się w sercu ich rodzinnego miasteczka. – A ty

potrzebujesz pieniędzy. To idealny układ.

W pierwszej chwili Julia miała wrażenie, że to żart.

– Nie, to nie jest idealny układ – zaprzeczyła stanowczo, chcąc

sprowadzić go na ziemię. Z nich dwojga ona była rozsądniejsza.

Tylko raz w życiu postąpiła impulsywnie, wstępując w związek

małżeński z mężczyzną, który zawrócił jej w głowie czułymi

słówkami i zapewnieniami o dozgonnej miłości. Niestety, zaraz po

background image

ślubie Julia przekonała się, że niegodziwiec po prostu ją oszukał. Oto,

do czego prowadziły nieprzemyślane, impulsywne decyzje.

– Twój problem można rozwiązać w dużo prostszy sposób.

Wystarczy, jeśli powierzysz dystrybucję twoich win komuś innemu.

Travis potrząsnął głową tak energicznie, że pasmo ciemnych

włosów opadło mu na czoło. Julia zwalczyła instynktowną chęć, by

sięgnąć i odgarnąć na bok niesforny kosmyk.

– Wykluczone. Thomas Henry jest najlepszy w swojej branży.

Dobrze wiesz, że nie schodzę poniżej pewnego poziomu.

Jak mogła o tym nie wiedzieć? Travis pochodził z bardzo

zamożnej rodziny, kto wie, czy nie najbogatszej w całym stanie.

Wychowano go w luksusie, a także w przekonaniu, że dla kogoś z

jego pozycją nie ma rzeczy niemożliwych.

Dla Winnicy Kingów Travis gotów był zrobić wszystko. Odkąd

objął spadek po zmarłym ojcu, nie szczędził wysiłków, by stać się

czołowym producentem win w Kalifornii.

Współpraca z nowym dystrybutorem mogła mu umożliwić sukces

nie tylko na rynku lokalnym, ale też w całych Stanach, a nawet w

Europie. Travis King planował podbić świat, a Thomas Henry był

jego kartą atutową.

– Rozumiem, że masz wielkie plany, Travis – powiedziała

cierpliwie Julia. – Ale wytłumacz mi, do czego ci potrzebne to

małżeństwo? Nie musisz się ze mną żenić, żeby robić interesy z

Thomasem Henrym.

background image

– Nie muszę. – Travis westchnął z rezygnacją, a na jego twarzy

odmalował się wyraz głębokiego niesmaku. – Zamiast tego mógłbym

się ożenić z jedną z panien Henry.

Najlepiej z najstarszą z nich, tą, która przekroczyła czterdziestkę.

Do złudzenia przypomina kaszalota i podobno nie przepada za

mężczyznami. Thomas Henry bardzo na to nalega. To ekscentryk,

który własną pracą doszedł do milionów, a teraz ma tylko jeden cel:

dobrze wydać za mąż swoje córeczki. Jako majętny kawaler jestem

idealnym kandydatem na zięcia. Tylko ty możesz mnie uratować.

Julia pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Nie zagoni cię do ołtarza siłą.

– Nie doceniasz Thomasa. Ja myślę, że chętnie by spróbował,

gdyby miał taką możliwość. Jedno jest pewne: jeśli pozostanę

kawalerem, a nie uderzę w konkury do jego córki, uzna to za

śmiertelną zniewagę i odmówi dystrybucji moich win.

Nie mogę sobie pozwolić na takie ryzyko w chwili, kiedy

Winnica Kingów jest gotowa na podbój europejskiego rynku. Dlatego

muszę wziąć fikcyjny, tymczasowy ślub. Z obrączką na palcu łatwiej

się oprę wdziękom panny Henry.

Julia musiała przyznać, że wywód Travisa był logiczny.

Zaczynało jej brakować argumentów.

– Dlaczego ja? – spytała słabo.

Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się do niej. Mogła się

założyć, że dobrze wiedział, jaką siłę rażenia ma jego uśmiech. Każdej

background image

kobiecie w promieniu kilometra miękły kolana, kiedy Travis King

uśmiechał się tak jak w tej chwili.

Każdej, tylko nie Julii. Jako kilkunastoletnia smarkula zakochała

się w nim na zabój. To była jej pierwsza, szczenięca miłość. Ale od

tamtego czasu uodporniła się na jego nieprawdopodobny wdzięk.

Nauczyła się twardo stąpać po ziemi, kiedy została porzucona zaraz

po ślubie przez pewnego czarusia.

Teraz mogła się z przyjemnością przyglądać niewiarygodnie

przystojnemu mężczyźnie siedzącemu naprzeciwko niej i nie znaczyło

to, że ulegnie jego urokowi.

– Jesteś idealną kandydatką – odezwał się wreszcie. – Znamy się

od lat i wiem, że mogę ci zaufać. Zawrzemy układ korzystny dla nas

obojga, a ja nie będę musiał się bać, że złamiesz umowę, chcąc mnie

szantażować.

Julia uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Bogacze mieli naprawdę

ciężkie życie. Travis musiał się stale opędzać od naciągaczek. Na

myśl o milionach Kingów kobiety ogarniała istna gorączka złota.

Tylko, czy godząc się na układ, który właśnie zaproponował jej

Travis, nie zniży się do poziomu samiczek, które nie potrafiły

zdecydować, czy bardziej podoba im się jędrny tyłek pana Kinga, czy

też dziewięciocyfrowa suma na jego koncie bankowym?

Julia pociągnęła łyk czekoladowego napoju. Jej motto życiowe

głosiło, że czekolada jest dobra na wszystko.

– Nie planuję zamążpójścia – powiedziała zdecydowanie. Ślub dla

pieniędzy naprawdę nie był posunięciem w jej stylu.

background image

– Może i nie. – Travis uśmiechnął się chytrze. – Ale na pewno

chcesz otworzyć własną cukiernię. Mogę ci to umożliwić.

Nie mógł trafić lepiej. Julia od lat harowała jak wół i oszczędzała

każdy grosz, by pewnego dnia otworzyć cukiernię. Jednak, pomimo

ogromnych wysiłków, nie była w stanie zebrać odpowiedniej sumy.

Nie mając żadnego zabezpieczenia, nie mogła wziąć kredytu.

Wyglądało na to, że o ile nie zdarzy się cud, wymarzony sklep

otworzy najwcześniej po przejściu na emeryturę.

Travis kilkakrotnie proponował jej pożyczkę, ale nie chciała

przyjąć od niego jałmużny. Miała swoją dumę. To, że znali się od lat,

tylko pogarszało sprawę. Kiedy Julia była mała, jej matka zatrudniła

się jako kucharka w rezydencji Kingów.

Nikomu nie przeszkadzało, że córka służącej bawi się z synem

państwa domu. Stanowili zgraną paczkę aż do dnia, kiedy Julia poszła

do liceum i usłyszała, jak koledzy naśmiewają się za jej plecami.

Według nich była nikim, a przyczepiła się do syna bogaczy jak rzep

do psiego ogona.

Urażona, odsunęła się od Travisa, a potem życie ich rozdzieliło.

Matka Julii ponownie wyszła za mąż i przeprowadziła się, a ona i

Travis dorośli. Od tamtej pory właściwie nie utrzymywali ze sobą

kontaktów. Mimo to Julia nie chciała wykorzystywać ich dawnej

przyjaźni, by uzyskać od niego pożyczkę. Zbyt dobrze pamiętała

plotki, na jakie się naraziła w liceum.

background image

– To potrwa tylko rok, Julio – przekonywał Travis. – W tym

czasie zawrę umowę na dystrybucję win i wniosę wkład finansowy w

twoją cukiernię. Oboje na tym wygramy.

– Naprawdę nie wiem... – powiedziała powoli. W idei poślubienia

Travisa było coś niepokojącego. I to nie tylko dlatego, że chodziło o

finansową transakcję. Niepokoiło ją także coś innego, coś, czego nie

umiała nazwać.– Nie chcę być podwójną rozwódką – dokończyła

niepewnie.

Gdyby mogła cofnąć się w czasie choć o dwa lata i coś zmienić w

swoim życiu, wystrzegałaby się Jeana–Claude'a Doucette'a jak

morowej zarazy.

Niestety, było to niemożliwe i przykre doświadczenie małżeństwa

z francuskim łajdakiem na zawsze miało pozostać wpisane w historię

jej życia.

– Nie przesadzaj. – Travis machnął ręką. – Ile czasu trwało tamto

małżeństwo? Dwa tygodnie? To się w ogóle nie liczy. Zresztą, kto w

dzisiejszych czasach przejmuje się rozwodami?

– Ja.

– Daj spokój. Każdy ma prawo popełnić błąd. Ważne, że szybko

zareagowałaś, załatwiłaś rozwód...

Prawda była taka, że Jean – Claude pewnego dnia w krótkich

słowach poinformował ją, że się nią znudził i odchodzi, a parę tygodni

później wysłał jej wiadomość, że załatwił szybki meksykański

rozwód.

background image

– Zapomnij o tym gościu, to przeszłość. Zresztą, czego się

spodziewać po żabojadzie?

Julia nie mogła się nie roześmiać.

– Wyjdź za mnie – poprosił Travis.

Wciąż nie była przekonana.

– Myślałeś o tym, jak zareaguje twoja rodzina? I, o Boże, co ja

powiem mamie? Jak ja jej wytłumaczę, że tak nagle...

– Do licha, Julio, nasi bliscy są przecież po naszej stronie.

Powiemy im prawdę. Tylko im. Na pewno nas zrozumieją. Zresztą,

nie my pierwsi i nie ostatni pobieramy się z nietypowego powodu.

Pamiętasz ślub Adama w zeszłym roku?

Julia skinęła głową. Brat Travisa ożenił się z Giną, dziewczyną z

sąsiedztwa, z zupełnie niewłaściwych pobudek, jednak ich

małżeństwo okazało się bardzo udane. Teraz Gina spodziewa się

dziecka, a Adam pęka z dumy, jakby właśnie został prezesem kuli

ziemskiej.

– Nasze rodziny będą wiedziały, jak się sprawy mają, ale muszą

dochować absolutnej tajemnicy – ciągnął Travis zdecydowanie. –

Wszyscy inni nie mają prawa powziąć najmniejszych podejrzeń.

Zwłaszcza Thomasowi Henry'emu nie może przejść przez myśl,

że to tylko przedstawienie. Musimy wyglądać na zakochanych do

szaleństwa. Przez rok na pewno damy radę udawać idealną parę.

Julia poczuła, że jej opór słabnie. Rok w towarzystwie Travisa

odgrywającego rolę jej męża? To mogło być nawet zabawne. A

background image

potem... Ujrzała oczami duszy kolorowy szyld swojej własnej

cukierni. Pokusa była nie do odparcia...

Nagła myśl sprawiła, że drgnęła i spojrzała na Travisa spłoszona.

Był jeden szczegół, o którym dotąd nie wspomniał.

– A jak będzie z... – urwała, speszona.

– Z czym? – Zmarszczył brwi, patrząc na nią, wyraźnie nie

rozumiejąc, do czego zmierza.

– Z pożyciem małżeńskim – wyrzuciła z siebie.

– Och, to. – Przez kilka chwil zastanawiał się głęboko, marszcząc

brwi, po czym potrząsnął głową. – Żaden problem. Mężem i żoną

będziemy tylko na papierze. Możesz być spokojna, na pewno będę w

stanie ci się oprzeć.

– No wiesz, dzięki za komplement – zachichotała.

– Zresztą to tylko rok. Wszystko się uda – dodał Travis takim

tonem, jakby chciał przekonać nie tylko ją, ale też i siebie.

Dlaczego miałoby im się nie udać? Julia poczuła przypływ

optymizmu. Nie chodziło przecież o prawdziwe małżeństwo, które

wiązało się z ryzykiem bolesnego rozczarowania czy odarcia z

romantycznych złudzeń, tylko o czysty biznes.

Mieli zawrzeć jasny, prosty układ. Co więcej, Travis był jej

przyjacielem. Znała go na tyle, żeby wiedzieć, że jest uczciwy i na

pewno wywiąże się ze swojej części umowy. Dzięki niemu będzie

mogła spełnić marzenie życia.

– Julio, to dla mnie ważne. Nie daj się prosić. – Travis wpatrywał

się w nią z napięciem.

background image

Julia zaczerpnęła tchu i zamknęła oczy. A potem skinęła głową.

– Dobrze. Wyjdę za ciebie.

Spojrzała na swoje odbicie w wielkim kryształowym lustrze i

zamrugała gwałtownie.

– Idiotka – syknęła na widok smukłej postaci w jasnokremowej

sukni ślubnej i koronkowym welonie spływającym na nagie ramiona.

Tamta rozmowa miała miejsce przed miesiącem. Teraz nadszedł

czas, by się zmierzyć z konsekwencjami podjętej decyzji. Julia

zmobilizowała resztki odwagi i zmusiła się, żeby podejść do drzwi.

Kiedy tylko przekręciła klucz w zamku, do pokoju wtargnął Travis.

Tak jak się spodziewała, wyglądał zjawiskowo. Wypisz, wymaluj,

pan młody wprost z romantycznych snów każdej nastolatki. Miał na

sobie idealnie skrojony czarny garnitur, jedwabną śnieżnobiałą

koszulę i ciemnoczerwony krawat. Gęste, lśniące włosy zaczesał do

tyłu. W oczach koloru gorzkiej czekolady, osadzonych głęboko pod

śmiało zarysowanymi, czarnymi łukami brwi, widać było napięcie.

– Pięknie wyglądasz – odezwał się po chwili, zamykając drzwi.

– Dzięki. – Musiała przyznać, że było jej do twarzy w stroju

panny młodej.

Swoje kasztanowe, połyskujące miedzią loki upięła w gładki kok,

pozwalając, by kilka mocno skręconych pasm opadało swobodnie na

jej czoło i kark. Welon ze starej koronki podkreślał jasną karnację, a

bladozłote piegi dodawały uroku jej dziewczęcej twarzy. Długa do

kostek suknia odsłaniała delikatne ramiona i podkreślała smukłą talię,

by poniżej rozpłynąć się jak biały, lekki obłok.

background image

Rzeczywiście, wyglądała całkiem dobrze. Szkoda tylko, że czuła

się fatalnie.

– Travis, ja nie dam rady – wykrztusiła, przyciskając dłoń do

obolałego żołądka.

W jednej chwili znalazł się przy niej. Poczuła, jak zamyka jej

ramiona w zdecydowanym uścisku.

– Czyś ty oszalała? Myślisz, że pozwolę ci się teraz wycofać?

Ślub w rodzinie Kingów to wielkie wydarzenie, w ogrodzie aż się roi

od reporterów i paparazzich. Byliby zachwyceni, mogąc relacjonować

na żywo niezwykle zabawne wydarzenie, jak narzeczona zostawiła

Travisa Kinga przy ołtarzu.

– Więc ty mnie porzuć. Mam to gdzieś. Mogę zaraz wyjść do

ogrodu i wyjaśnić gościom, że się rozmyśliłeś...

– Julio, o co ci chodzi? – Travis nie dał jej dokończyć.

W jego głosie pobrzmiewało zniecierpliwienie, ale w oczach

czaiła się troska. Julia odwróciła wzrok. Bała się, że ją zahipnotyzuje

tym swoim intensywnie czekoladowym spojrzeniem.

– O to – odpowiedziała, podchodząc do okna i szerokim gestem

wskazując ogromny trawnik, gdzie na rozstawionych wiklinowych

krzesłach siedziało chyba z dwieście osób.

Pośrodku rozłożono biały dywan prowadzący do altany tonącej w

powodzi róż. Stojący przed altaną pastor wyraźnie zaczynał się

niecierpliwić, a kwintet smyczkowy robił, co mógł, żeby zatuszować

narastający gwar rozmów zebranych gości.

background image

– Wiesz, że nie potrafię kłamać. Wszyscy się zorientują, że coś

jest nie tak. – Na samą myśl o tym, że miałaby stanąć przed zebranym

tłumem i wypowiedzieć słowa fałszywej przysięgi, poczuła, że w

gardle rośnie jej wielka kula.

– Niepotrzebnie się tak przejmujesz. – Travis przeszedł przez

pokój krokiem tak spokojnym, jakby w ogóle mu się nie spieszyło. –

Wyobraź sobie, że to teatr. Jesteśmy po prostu aktorami, którzy dają

przedstawienie. Zresztą nikt nie będzie nam się specjalnie

przysłuchiwał. Goście przyszli głównie z myślą o przyjęciu. Nie mogą

się doczekać szampana i kanapek z kawiorem.

– Mam być aktorką? – przeraziła się. – Ostatni raz brałam udział

w przedstawieniu, kiedy byłam w drugiej klasie podstawówki. Nawet

wtedy nauczycielka nie powierzyła mi dużej roli. Tylko tańczyłam

przebrana za truskawkę. Nie, Travis. – Pokręciła głową. – Przykro

mi, ale nic z tego nie będzie.

– Julio – mówił opanowany, ale stanowczy, jakby mówił do

rozkapryszonego dziecka. – Poradzisz sobie. Podpisałaś umowę, więc

się z niej wywiążesz.

To prawda, podpisała umowę. Travis zadbał o to, żeby pakt, który

zawarli, został opracowany w formie pisemnej przez stado prawników

na usługach Kingów. A może nie stado, tylko watahę? Nieważne,

dość, że zadbali o to, by złożyła podpis w obecności notariusza. Z

prawnego punktu widzenia była uziemiona.

– Popełniłam błąd.

background image

– To teraz bez znaczenia. – Zdecydowanie wziął ją za rękę. –

Bierz swój bukiet i chodź. To nie potrwa długo. Zobaczysz, ani się

obejrzysz, kiedy będzie po wszystkim.

– Niedobrze mi – powiedziała słabo. – Muszę... do ubikacji.

Travis przewrócił oczami.

– Po raz pierwszy mam do czynienia z kobietą, która na myśl o

zostaniu moją żoną dostaje torsji – mruknął.

Walcząc z zawrotami głowy, Julia po raz kolejny wyjrzała przez

okno. W pierwszym rzędzie krzeseł siedziała jej matka w

towarzystwie ojczyma. Oboje byli wyraźnie zaniepokojeni, widziała

to nawet z tej odległości. Matka nerwowo zwijała i rozwijała pasek

torebki, a ojczym poprawiał krawat.

Nie pochwalali decyzji Julii, ale mimo to przyszli, żeby ją

wspierać. Po przeciwnej stronie białego dywanu dwa rzędy krzeseł

zajmowała liczna rodzina Kingów.

Ciężarna Gina promieniała, wpatrzona w swojego męża. Adam

stał obok niej, poważny i elegancki, gotów do wypełnienia

obowiązków drużby. Dalej siedział Jackson, najmłodszy z braci

Kingów, oraz cały tłum kuzynów, wujków i ciotek. Wszyscy czekali

na nią.

Nie, absolutnie nie było się czym stresować.

– Julio – mówił Travis, pochylając się do jej ucha. – Za rok

będziesz miała własną cukiernię. Wina z Winnicy Kingów podbiją

rynek europejski. A my spokojnie załatwimy rozwód i wrócimy do

normalnego życia.

background image

Chciała mu uwierzyć. Miała jednak przeczucie, że porywają się

na coś, czego rzeczywistych konsekwencji żadne z nich nie jest w

stanie do końca przewidzieć.

ROZDZIAŁ DRUGI

Kiedy ceremonia dobiegła końca, Travis odetchnął z ulgą. Julia

rzeczywiście była bardzo kiepską aktorką. Stojąc przed pastorem,

trzęsła się jak liść, a podczas powtarzania słów przysięgi nie mogła

powstrzymać nerwowego chichotu. Travis nie sądził jednak, żeby

ktokolwiek zaczął coś podejrzewać – dziwne zachowanie panny

młodej tłumaczono z pewnością silnym wzruszeniem.

A więc klamka zapadła. Travis obrócił na palcu wąski krążek z

jasnego złota, starając się zignorować nieprzyjemne uczucie bycia

schwytanym w pułapkę.

Powtarzał sobie, że to był jego własny pomysł. Układ, jaki zawarł

z Julią, nie miał zresztą nic wspólnego z prawdziwym małżeństwem. I

dobrze, bo małżeństwo stanowczo nie było rozwiązaniem dla niego.

Może niektórym służyło, ale on nie był zainteresowany. Spotykał się

z wieloma kobietami, ale zawsze dbał o to, by sytuacja była jasna dla

obu stron – nie chciał się angażować.

Jeśli w oczach kochanki pojawiał się błysk mówiący: „Poproś

mnie o rękę, a z chęcią przysięgnę ci przed ołtarzem, że do śmierci nie

przestanę korzystać z twoich kart kredytowych", wycofywał się na z

góry upatrzone pozycje. Niezobowiązujące, krótkie związki bardzo

mu odpowiadały. Czuł się wolny i nie narzekał na brak rozrywek.

background image

A teraz miał obrączkę na palcu i rok seksualnej abstynencji w

perspektywie. Hmm...

– Ogarnęły cię wątpliwości?

Travis odwrócił się gwałtownie i napotkał zaciekawione

spojrzenie Adama.

Nie był o wiele lepszym aktorem niż Julia. Tylko czy to na pewno

dobrze o nim świadczyło?

– Julia jest miłą dziewczyną. – Adam spojrzał w kierunku

parkietu, gdzie miedzianowłosa panna młoda wirowała w objęciach

najmłodszego z braci Kingów.

– To prawda. – Travis sięgnął po kieliszek ulubionego merlota i

pociągnął długi łyk.

– Jest zupełnie inna niż kobiety, z którymi zazwyczaj się

spotykasz. Ona nie ma portmonetki zamiast serca. Uważaj, żeby jej

nie skrzywdzić.

– Julia doskonale zdaje sobie sprawę, na czym polega układ, który

zawarliśmy.

– I co z tego? Mój ślub z Giną też miał być czysto biznesowym

posunięciem. Dokładnie tak samo jak w waszym przypadku.

– O, nie – zaprotestował gwałtownie Travis. – Istnieje zasadnicza

różnica. Gina od zawsze skrycie się w tobie kochała. A Julia... to moja

kumpelka z dzieciństwa, znamy się jak łyse konie. Łaziliśmy razem

po drzewach. Spokojna głowa, między nami nie ma mowy o żadnych

głębszych uczuciach. Oboje traktujemy to małżeństwo jak korzystną

transakcję. A za rok po prostu rozwiążemy spółkę.

background image

– Pożyjemy, zobaczymy. – Adam przyglądał się bratu z

zagadkowym uśmiechem.

– Daj spokój, stary. Rozumiem, że zakochałeś się we własnej

żonie i bardzo to przeżywasz. – Travis poklepał brata po ramieniu. –

Ale to nie znaczy, że wszyscy muszą iść w twoje ślady. Miłość i

wierność aż po grób to naprawdę nie dla mnie. Przeczekam ten rok, a

potem znowu stanę się seryjnym monogamistą.

Skoczny utwór się skończył i orkiestra zagrała romantyczną

balladę.

– Idę poprosić moją żonę do tańca– oświadczył Adam,

odstawiając kieliszek. – A ty tymczasem zajmij się swoją.

Żona. Miał żonę. Korzystając z chwili samotności po odejściu

Adama, Travis powtarzał sobie w myśli to słowo. Brzmiało dziwnie.

Odszukał wzrokiem Julię wśród barwnego tłumu na parkiecie.

Wciąż tańczyła z Jacksonem, kiedy obok nich jak spod ziemi

wyrósł jegomość o blond czuprynie i pretensjonalnym wąsiku.

Bezceremonialnie zastąpił drogę tańczącym i powiedział coś do Julii,

zupełnie ignorując Jacksona.

Zaskoczona Julia spojrzała na mężczyznę i zamarła w pół kroku.

Pobladła gwałtownie, wyraźnie zszokowana. Ten widok podziałał na

Travisa silniej niż wstrząs elektryczny. W jednej chwili zerwał się z

miejsca i ruszył ku żonie, która bezskutecznie próbowała odsunąć się

poza zasięg ramion blondasa.

Ten tymczasem z bezczelnym uśmieszkiem położył łapsko na jej

talii i mówił coś, pochylając się nad nią. Travis nie słyszał jego słów,

background image

ale widział, jakie wrażenie wywierają one na Julii. Była coraz bledsza,

a na jej twarzy malował się wyraz autentycznego przerażenia.

Travis miał wrażenie, że przeżywa koszmar. Potężny głos

instynktu, którego istnienie było dla niego całkowitym zaskoczeniem,

pchał go do przodu. Musiał jak najszybciej znaleźć się u boku Julii,

ale nie mógł się przedrzeć przez tłum rozbawionych gości.

Im prędzej chciał iść, tym bardziej grzązł w tłumie. A przed

oczami wciąż miał przerażoną twarz Julii i zadowolony uśmieszek

blondasa, który wyraźnie rozkoszował się jej strachem.

– Wszystko w porządku, Julio? – spytał, kiedy wreszcie stanął

obok żony.

– Travis, o Boże... – wyszeptała, przyciskając dłoń do ust, wciąż

wpatrzona w blondasa, jakby widziała ducha.

Instynktownie przesunął się tak, by stanąć między Julią a facetem,

który budził w niej takie przerażenie. Kto to, do diabła, mógł być?

– Co się dzieje? – odezwał się spokojnym tonem, nie podnosząc

głosu, żeby nie zaniepokoić weselnych gości.

Jegomość z wąsikiem zgiął się przed nim w parodii ukłonu.

– Chciałem tylko złożyć najserdeczniejsze gratulacje w tak

wzruszającej chwili – zapiał. Miał silny, francuski akcent.

Travis rzucił badawcze spojrzenie Julii. Była blada jak ściana i

drżała na całym ciele.

– Ja naprawdę nie wiedziałam – wyjąkała. – Przysięgam, nie

miałam pojęcia...

background image

– Ach, prrroszę szanownego pana o wybaczenie – wpadł jej w

słowo blondas, wyciągając dłoń do Travisa. – Zapomniałem się

przedstawić. Nazywam się Jean – Claude Doucette. A pan zapewne

jest mężczyzną, który właśnie poślubił moją żonę.

– Jestem bigamistką – wyszeptała Julia, z najwyższym trudem

poruszając wargami.

Przed ślubem dręczyły ją złe przeczucia, ale żaden scenariusz,

który wtedy podsunęła jej wyobraźnia, nie mógł się równać z

koszmarną rzeczywistością. Oto stoi pośrodku sali balowej w stroju

panny młodej, w towarzystwie dwóch mężczyzn, którzy patrzą na

siebie spode łba jak dwa rasowe pitbule przed walką.

Obaj są jej mężami. Jeśli miałoby dojść do walki mężów,

pomyślała w przypływie wisielczego humoru, wszystkie pieniądze

postawiłaby na Travisa. Francuzik popełnił gruby błąd, wchodząc mu

w drogę. Nie miał pojęcia, na jakie niebezpieczeństwo się naraża.

Jakieś dziesięć minut później Jean – Claude rozsiadł się wygodnie

w skórzanym fotelu stojącym w zaciszu gabinetu, do którego Travis

zdecydowanie zaprowadził Julię i jej kłopotliwego gościa. Nie mógł

pozwolić, by ktoś z zebranych domyślił się, w jak trudnym położeniu

znaleźli się nowożeńcy.

– Niestety, kochanieńka, dopuściłaś się bigamii – oświadczył Jean

– Claude, zwracając się do Julii, po czym wystudiowanym ruchem

odgarnął złocistą grzywę znad chabrowych oczu, które błyszczały od

złośliwej uciechy.

background image

Julia nigdy do nikogo nie czuła tak silnej nienawiści. Nie

spuszczając z niej wzroku, Jean – Claude położył wypielęgnowane

dłonie na drewnianych poręczach fotela.

– Rozumiem twoje zakłopotanie – ciągnął słodziutko. – To

doprawdy wstydliwa sprawa. I taka... kompromitująca. Tak, to chyba

właściwe słowo. Co by było, gdyby ten, hm, szczegół, przedostał się

do publicznej wiadomości? Mogłoby to mieć naprawdę nieciekawe

konsekwencje dla twojego nowego męża.

Julię ogarnęła zgroza. Od miesiąca wszystkie lokalne gazety

pisały o planowanym ślubie kalifornijskiego króla win, który

pozostawał dotąd zatwardziałym kawalerem. W plotkarskich pismach

dziennikarze szczegółowo relacjonowali kolejne etapy przygotowań

do uroczystości, a podczas ślubu i wesela młodej parze zrobiono

chyba z milion zdjęć. Jeśli pismacy zwąchają skandal, rzucą się na

Travisa jak szarańcza.

Wszystko przez nią. Julia chciała się zapaść pod ziemię. Albo

lepiej niech ziemia się rozstąpi i pochłonie przeklętego Jeana –

Claude’a! Z jękiem opadła na fotel.

– Wydaje mi się, że widziałem w ogrodzie kilku reporterów –

zastanawiał się na głos Francuzik. – Może powinienem pójść i

szczerze porozmawiać z którymś z nich?

Przerażenie sprawiło, że Julia nie do końca rozumiała, do czego

on zmierza. Wiedziała tylko, że nadciąga totalna katastrofa. Żołądek

ścisnął jej się boleśnie, a serce waliło jak oszalałe.

background image

– Nie będzie pan rozmawiał z żadnymi reporterami – powiedział

Travis spokojnie.

– Czyż nie znajdujemy się w wolnym kraju, jak to wy,

Amerykanie, lubicie powtarzać? – prychnął Francuz. – Zrobię, co mi

się spodoba, a szanowny pan nie ma najmniejszego prrrawa...

– Przede wszystkim znajdujemy się w moim domu – uciął Travis.

– A pan pojawił się tu nieproszony. Sądzę, że w tej sytuacji ja mam

wszelkie prawa. Daję panu dokładnie pięć minut na wyjaśnienie,

dlaczego wtargnął pan na teren mojej posiadłości. Radzę, by zaczął

pan mówić. Krótko i zwięźle.

– To doprawdy bardzo proste. – Jean – Claude w dalszym ciągu

złośliwie się uśmiechał, ale ton jego głosu stał się nieco piskliwy. –

Przyszedłem poinformować szanownego pana, że nasza czarująca

Julia jest wciąż moją żoną. Nie mamy rozwodu. A więc, pojąłeś za

żonę zamężną kobietę, mój dobry człowieku.

Nie mieli rozwodu! Julia poczuła, że jakaś żelazna pięść zaciska

się na jej sercu. Nerwowo splotła palce i jej wzrok padł na delikatną

obrączkę z jasnego złota wysadzaną brylancikami, którą Travis

wsunął jej na palec zaledwie przed godziną...

Tyle czasu wystarczyło, by układ, jaki zawarli, legł w gruzach.

– Nie jestem pańskim dobrym człowiekiem. – W cichym,

spokojnym głosie Travisa czaiła się tak bezwzględna groźba, że gdyby

Jean – Claude miał choć za grosz pomyślunku, powinien wziąć nogi

za pas.

background image

On jednak podszedł do barku i nalał sobie hojnie merlota z

Winnicy Kingów, po czym niedbałym gestem uniósł kieliszek,

powąchał zawartość i skrzywił się z niesmakiem.

Westchnął dramatycznie, pociągając łyk wina i robiąc taką minę,

jakby przełykał je z wyraźnym wstrętem. Nie można się było nie

zorientować, że usiłuje pokazać, jak nisko ceni trunek z winnicy

Travisa.

– Myślę, że pan to rozumie, mon ami?

– Rozumiem bardzo dobrze, że usiłuje pan wymusić wręczenie

korzyści majątkowej – powiedział Travis lodowato.

– Wymusić?! – Oburzył się Francuzik.

Z westchnieniem zerwał się z fotela, podszedł do Julii i położył

dłoń na jej nagim ramieniu. Wzdrygnęła się, ale zaraz opanowała

emocje i z godnością wstała, odsuwając się od niego.

Postanowiła, że nie da mu satysfakcji, okazując strach.

Wystarczająco już się zabawił jej kosztem.

– Jestem tu, bo mam głębokie przekonanie, że postępuję słusznie

– oświadczył pompatycznie, odstawił kieliszek z winem i rozejrzał

się, jakby szukał czegoś lepszego.

– O, tak. Jestem tego pewien – wycedził Travis i posłał Julii

srogie spojrzenie. Nie odwróciła wzroku. Musiała go przekonać, że

nie ma nic wspólnego z pojawieniem się Jeana – Claude'a. Cokolwiek

ten Francuz zamierzał, nie uprzedził jej o tym.

– Czego chcesz, Jean – Claude? Przejdź do rzeczy – ponagliła

Julia.

background image

Wiedziała, że nie odpuści, zanim nie dopnie swego.

– Czego chcę? – powiedział cierpliwie tonem, którego dorośli

używają w rozmowie z niezbyt rozgarniętymi trzylatkami. – Ależ to

bardzo proste, ma chérie.

Julia nie musiała patrzeć na Travisa, by wiedzieć, że wzbiera w

nim wściekłość. Czuła promieniujący od niego gniew.

– Skoro to takie proste, to na pewno potrafisz to ująć w słowa –

syknęła.

Nie mogła uwierzyć, że stojącemu naprzeciwko niej mężczyźnie

przysięgła kiedyś miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Dlaczego

się nie zorientowała już wtedy, jakim jest łajdakiem?

– Ależ naturalnie – westchnął Jean – Claude. – Kiedy w gazecie

przeczytałem o ślubie mojej słodkiej Julii z jednym z

najzamożniejszych kawalerów Kalifornii, zrozumiałem, że nie mogę

milczeć.

– Jasne. – Travis przeszedł przez pokój i stanął obok Julii.

Skrzyżował ręce na piersiach, jakby chciał w ten sposób powstrzymać

się przed uderzeniem intruza. – Zrobił to pan z czystej szlachetności.

Tylko dlaczego czekał pan aż do teraz, żeby powiadomić mnie o tej

sytuacji, zamiast zrobić to przed ceremonią?

– Jak to dlaczego? – wykrzyknął Jean– Claude z urazą. – Nie

chciałem być niedyskretny. Szanowny pan zgodzi się ze mną, że

byłoby mu bardzo nie na rękę, gdybym poruszył tę kłopotliwą sprawę

publicznie, w obecności reporterów?

background image

Julia wolała nie myśleć, jaką gratką dla prasy byłaby wiadomość,

że młoda pani King nie ma rozwodu z poprzednim mężem. I nagle

dotarło do niej, jaki plan ma Jean – Claude. Nie chodziło mu tylko o

to, żeby się ponatrząsać z Travisa. Francuzik miał zamiar go

szantażować!

Travis najwyraźniej również pozbył się ostatnich złudzeń co do

celu wizyty Jeana – Claude’a. Gdyby jego spojrzenie mogło zabijać,

Francuzik padłby martwy na gruby dywan wyściełający podłogę

gabinetu. Nieproszony gość jednak zdawał się nie zauważać

niebezpieczeństwa.

Julia zastanawiała się, czy szantażysta jest tak odważny, czy tak

głupi. Kiedy jednak Travis przeniósł na nią spojrzenie pełne gniewu i

pogardy, zmartwiała.

– Nie miałam z tym nic wspólnego – powiedziała, z najwyższym

trudem powstrzymując drżenie głosu. – Travis, na miłość boską, nie

myślisz chyba, że jestem w zmowie z tym...

– Najdroższa. – Jean – Claude otoczył ramiona Julii

protekcjonalnym gestem. – Nie masz obowiązku tłumaczyć się przed

tym człowiekiem. A on nie ma prawa wtrącać się do tego, co nas

łączy. Jesteś przecież moją żoną!

– O Boże!– Z jękiem wyrwała się z objęć Jeana – Claude’a,

wywołując tym jego złośliwy chichot. Co ja kiedyś widziałam w tej

kreaturze, pomyślała z przerażeniem.

– Dosyć tego. – Zdecydowany głos Travisa sprawił, że oboje

znieruchomieli i spojrzeli na niego. – Daruj sobie te bzdury, Pierre.

background image

– Nazywam się Jean – Claude – poprawił Francuzik z urazą.

– Wszystko jedno – uciął Travis. – Ile chcesz?

– Ależ niewiele, naprawdę niewiele. – Jean – Claude rozpływał

się w uśmiechach. – Jako porzucony mąż, uważam, że mam prawo...

– Porzucony? – W duszy Julii wściekłość wzięła górę nad

upokorzeniem. Rzuciła się na Jeana – Claude'a i byłaby go uderzyła w

twarz, gdyby Travis błyskawicznym ruchem nie złapał jej za

nadgarstek. – Ty draniu! Ty podły wieprzu!

Syczała jak kotka, usiłując się wyrwać Travisowi, by móc rozorać

paznokciami gładką twarz Francuzika.

– Porzucony? Nie pamiętasz już, że pewnego dnia spakowałeś

manatki i oświadczyłeś, że mój płacz na nic się nie zda, bo odchodzisz

i nigdy do mnie nie wrócisz? Miesiąc później napisałeś, że załatwiłeś

w Meksyku szybki rozwód. Dodałeś, że nareszcie się ode mnie

uwolniłeś! Więc nie mów teraz...

– Wszystko ci się plącze, maleńka. – Jean – Claude pokręcił

głową w parodii zatroskania. – Nie myślałaś o tym, że powinnaś się

zacząć leczyć na nerwy?

– Leczyć się?! – Julia szarpnęła się dziko, ale Travis tylko

wzmocnił chwyt i odciągnął ją siłą w głąb gabinetu.

– Masz dowód?– zapytał szeptem, pochylając się do jej ucha.

Mogła tylko pokręcić głową. Okazała się kompletną idiotką. Nie

dość, że poślubiła tego gada, to jeszcze była dość naiwna, by uwierzyć

mu na słowo, kiedy ją poinformował, że załatwił rozwód. Kiedy Jean

– Claude ją porzucił, była tak rozbita, że nie potrafiła jasno myśleć.

background image

Może ją to tłumaczyło, ale w niczym nie polepszało obecnej –

sytuacji.

– Obiecał, że przyśle mi odpis, ale nigdy tego nie zrobił –

wydukała ze wstydem.

– A ty mu zaufałaś.

– Tak. Niech to cholera.

Travis puścił ją tak nagle, że aż się zachwiała.

– Później o tym porozmawiamy – wycedził. W jego oczach płonął

gniew. Julia widziała, że z najwyższym trudem nad sobą panuje.

– Ile? – warknął, podchodząc do Jeana – Claude’a.

– Doprawdy, to bardzo nieelegancko omawiać takie sprawy przy

damie – krygował się Francuzik.

– Nie odbiegajmy od tematu. Ile chcesz za trzymanie gęby na

kłódkę?

– Skoro szanowny pan tak stawia sprawę... – Jean – Claude udał,

że się zastanawia. – Myślę, że sto tysięcy dolarów to rozsądna cena za

moją dyskrecję.

– Ile? – Julia złapała Travisa za ramię. – Nie chcesz chyba płacić

tej kanalii? Toż to najzwyklejszy szantaż!

– Poco używać takich nieprzyjemnych słów? – obruszył się Jean –

Claude. – Ja wolę nazwać to... inwestycją w prywatność.

Travis bez słowa uwolnił ramię z uścisku Julii i podszedł do

biurka. Patrzyła bezradnie, jak otwiera szufladę i wyjmuje książeczkę

czekową.

Potem rzekł lodowatym tonem.

background image

– Jeśli powiesz cokolwiek dziennikarzom, wykończę cię.

– Dlaczego miałbym zabić kurę, która znosi złote jajka? –

Francuzik uśmiechnął się promiennie. – Może pan być spokojny, mon

ami. Nikomu nie zdradzę naszego małego sekretu.

Travis nie odpowiedział. Bez słowa wypełnił czek kilkoma

wściekłymi pociągnięciami pióra, po czym gwałtownie wyrwał go z

książeczki, podszedł do Jeana – Claude'a i wetknął karteczkę do

przedniej kieszeni jego marynarki.

Francuzik uniósł dłoń i pogłaskał schowany w kieszeni czek

czułym gestem.

– Uważaj, Pierre – odezwał się Travis głosem, który brzmiał jak

pomruk wielkiego, drapieżnego kota. – Nie popełnij błędu. Jeżeli

otworzysz buźkę, pożałujesz.

– Ależ, niech się szanowny pan nie niepokoi. – Francuzik zgiął się

w prześmiewczym ukłonie. – Znikam.

Ruszył do drzwi. Wychodząc, odwrócił się do Julii.

– Wiesz, zdążyłem zapomnieć – rzucił.

– Co takiego? – zdziwiła się.

– Zapomniałem, jaką byłaś uroczą panną młodą – zaklaskał.

– Wynoś się – prychnęła jak wściekła kotka, gotowa rzucić się na

niego z pazurami.

Jean – Claude wolał nie czekać na jej atak. Zwinnie umknął za

drzwi.

background image

Minęło kilka sekund martwej ciszy, zanim Julia zebrała się na

odwagę, żeby spojrzeć w oczy Travisowi. Kiedy wreszcie to zrobiła,

zobaczyła na jego twarzy maskę obojętności.

– Wracamy do gości – powiedział sucho, biorąc ją za rękę.

– Zwariowałeś?! Jak mamy...

– Mówię poważnie – uciął.– A kiedy będziemy już na sali

balowej, masz tańczyć, śmiać się i szczebiotać jak prawdziwa panna

młoda w najszczęśliwszym dniu swojego życia. Rozumiesz?

– Jestem tak wściekła, że na pewno nie będę w stanie...

– Ty jesteś wściekła? – Roześmiał się, ale w jego śmiechu nie

było nic wesołego, a oczy były zimne i puste jak dwie bezdenne

studnie. – To co ja mam powiedzieć? Właśnie się dowiedziałem, że

moja żona ma już męża.

I to nie byle kogo, tylko najprawdziwszego szantażystę. Wierz mi,

jestem w o wiele gorszym nastroju niż ty. Ale to nie ma znaczenia.

Weźmiemy się w garść, będziemy z uśmiechem pozować do zdjęć i

kroić weselny tort. Nikt nie może się zorientować, że mamy kłopoty.

– Świetnie – syknęła, posyłając mu wyzywające spojrzenie.

Będzie nadal odgrywała rolę, którą dla niej przewidział. Jeśli tylko

wypije odpowiednią ilość wina, powinna sobie poradzić z tym

zadaniem. – Tylko co potem?

– To proste. Kiedy przyjęcie się skończy, udamy się do Meksyku.

Załatwimy ten cholerny rozwód, a następnie jak najszybciej

weźmiemy cichy ślub.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Travis spojrzał spode łba na braci. Adam i Jackson stali

naprzeciwko niego, obaj wysocy, barczyści, ciemnowłosi i podobni do

siebie jak dwie krople wody. Patrząc na nich, Travis zawsze miał

wrażenie, że przegląda się w podwójnym lustrze. Bracia Kingowie

mogli z powodzeniem uchodzić za trojaczki.

W rzeczywistości dzielił ich rok różnicy wieku. Wychowali się

razem i stanowili zgrany zespół do tego stopnia, że niemal czytali

sobie w myślach. Travis wolałby, żeby jego bracia tym razem nie

okazali się tak przenikliwi, czuł jednak, że nie uda mu się ukryć przed

nimi faktu, że znalazł się w tarapatach.

– Menadżer winnicy powinien sobie poradzić ze wszystkim do

mojego powrotu – powiedział, udając, że z zainteresowaniem

przygląda się ekipie sprzątającej opustoszałą salę weselną.– Jeżeli

jednak pojawiłyby się problemy...

– Możesz na nas liczyć – wpadł mu w słowo Jackson. – To

znaczy, chciałem powiedzieć, że możesz liczyć na Adama – poprawił

się.– Ja też muszę wyjechać. Mam w planie lot do Paryża.

Jackson zarządzał rodzinną firmą KingJet produkującą luksusowe

samoloty i wynajmującą je bogatym klientom. Firma zatrudniała

doświadczonych pilotów, jednak Jackson nie chciał zrezygnować z

obsługiwania niektórych lotów osobiście. Uwielbiał latać, czuł się

wtedy wolny jak ptak. Nie należał do domatorów, życie na walizkach

w pełni go satysfakcjonowało.

background image

– Z Paryża skoczę jeszcze do Szwajcarii – ciągnął. – W sumie nie

będzie mnie jakieś trzy tygodnie. Ale Adam na pewno nie ruszy się

stąd na krok.

– Będę – odezwał się najstarszy z braci.

– Jasne, że tak – zachichotał Jackson. – Gina mówi, że odkąd

zaszła w ciążę, trzęsiesz się nad nią jak kwoka nad pisklęciem. Na

pewno nie oddalisz się od niej na więcej niż kilka metrów.

– Gadaj zdrów – odciął się Adam. – Inaczej zaśpiewasz, kiedy

sam będziesz miał ciężarną żonę.

– To się nigdy nie zdarzy – zapewnił go Jackson z przekonaniem.

– Nie zamierzam brać z was przykładu, żonkosie. Travis, nie

dosłyszałem, dokąd wybieracie się z Julią na miodowy miesiąc?

– Nie mogłeś dosłyszeć, bo jeszcze o tym nie mówiłem – odparł

Travis niechętnie. – Jedziemy do Meksyku.

– Do Meksyku? – zdziwił się Adam. – Julia podobno mówiła

Ginie, że wybieracie się na Fidżi.

– Zmieniliśmy zdanie. – Travis wzruszył ramionami. Miał

nadzieję, że jego obojętny ton zmyli braci. Przeliczył się.

– Zmiana planów w ostatniej chwili? – Jackson przyjrzał mu się

uważnie spod zmarszczonych brwi. – Czy to ma coś wspólnego z tym

fircykowatym blondynem, który się tu pojawił nie wiadomo skąd i

zepsuł wam zabawę?

– Julia nie wyglądała na zachwyconą, kiedy go zobaczyła – dodał

Adam. – Czy to nie był przypadkiem jej eksmąż?

background image

– Cholera jasna – mruknął Travis. Nie chciał poruszać tego

tematu. Naprawdę nie zależało mu na tym, żeby ktokolwiek wiedział

o szantażu, nawet bracia. – Musiałeś być taki spostrzegawczy? –

spytał ponuro.

Na twarzy Adama odmalowała się troska.

– Co jest grane, Travis? Kim jest ten facet? Czego od was chciał?

Narastała w nim ślepa furia. Z trudem zwalczył potrzebę

zdemolowania czegokolwiek, chociażby najbliżej stojącego krzesła.

– Powiesz nam, co jest grane, brachu? – spytał Jackson, kładąc

Travisowi dłoń na ramieniu.

– Wolałbym nie – burknął Travis.

– Ale my chcemy wiedzieć – powiedział Adam z naciskiem.

– Facet nazywa się Jean – Claude Doucette – wyrzucił z siebie

Travis, godząc się z nieuniknionym.

Adam zagwizdał przez zęby.

– A więc miałem rację. To były mąż Julii.

– Nie podoba mi się to. – Jackson zmarszczył brwi. – Po co tu

przylazł?

– Przyszedł oznajmić mi, że nie jest tak do końca byłym mężem

Julii. – Travis zniżył głos do szeptu, choć wokół nie było nikogo, kto

mógłby ich podsłuchać.

– Co takiego? – wykrzyknął Adam, zaskoczony. – Opowiedz nam

wszystko – polecił, ściszając głos.

background image

Travis nie miał innego wyjścia, jak tylko zdać braciom

szczegółową relację. W miarę słuchania wyraz zaskoczenia na ich

twarzach ustępował miejsca oburzeniu.

– Zapłaciłeś temu skurczysynowi? – wybuchnął Jackson. – Odbiło

ci?

– Nie miałem wyboru – wycedził Travis. Nie miał najmniejszej

ochoty wysłuchiwać kazań.

– Zawsze jest jakiś wybór – oświadczył Jackson zdecydowanie,

po czym zamilkł i przechylił głowę, jakby się czemuś uważnie

przysłuchiwał. – Słyszycie to? Taki jakby hurgot? To ojciec

przewraca się w grobie!

– Dzięki za wsparcie, braciszku – mruknął Travis.

– Przecież dobrze wiesz, że nie wolno ulegać żądaniom

szantażysty – powiedział Adam z powagą. – Powinieneś był

natychmiast wezwać policję.

– Świetny pomysł. Nie ma to jak nalot gliniarzy, żeby rozkręcić

weselną imprezę. Dziennikarze nie posiadaliby się z radości. – Travis

zamilkł na chwilę, walcząc z ogarniającą go frustracją.– Słuchajcie,

nie jestem naiwny. Zapłaciłem dlatego, że tylko w ten sposób mogę

zyskać na czasie. Zaraz wyjeżdżamy z Julią do Meksyku. Dopilnuję,

żeby dostała rozwód, a potem weźmiemy cichy ślub, tym razem

legalny. A kiedy wrócę, osobiście zajmę się tym gnojkiem.

– Jak możemy ci pomóc? – spytał Adam.

background image

Travis poczuł, że mija mu złość na braci. Dobrze było mieć taką

rodzinę. Kiedy się kłócili, to na całego, ale w istotnych sprawach

zawsze mogli na siebie liczyć.

– Jest jedna rzecz, którą moglibyście dla mnie zrobić – powiedział

powoli, wracając myślami do strategii, którą planował od paru godzin.

Kiedy tylko szantażysta zniknął, a on i Julia wrócili do gości,

zaczął analizować sytuację i rozważać następne posunięcie. Układał

plan działania, kiedy pozował do romantycznych fotografii z Julią w

ogrodzie różanym, kiedy wspólnie kroili tort weselny, a nawet wtedy,

gdy wirował ze swoją panną młodą na parkiecie, a wszyscy goście

rzęsiście ich oklaskiwali.

– Jeśli możecie, miejcie oko na Doucette'a – podjął. –

Obserwujcie, co robi, gdzie bywa, z kim się spotyka. Zbierzcie jak

najwięcej informacji na temat jego przeszłości. Mam wrażenie, że

nasz ptaszek już wcześniej zajmował się tym procederem.

– Żartujesz? – Jackson zachichotał, ale zaraz spoważniał. –

Myślisz, że Francuzik rozkochuje w sobie dziewczyny i żeni się, żeby

móc później oskubać ich drugich mężów? Nie znalazł prostszego

sposobu zarabiania na życie?

– Nie mam pojęcia, jak Doucette zarabia na życie, ale moim

zdaniem, to nie była pierwsza próba szantażu w jego wykonaniu.

Facet ma wprawę. Początkujący nie poradziłby sobie tak gładko.

– Będziemy mieli drania na oku, możesz być pewien – powiedział

Adam spokojnie, po czym rzucił szybkie spojrzenie na drzwi, w

background image

których znikła Julia, kiedy jakiś czas temu poszła się przebrać przed

podróżą.– Co sądzisz o Julii?

– Jak to, co o niej sądzę? – burknął Travis. Nie chciał rozmawiać

z braćmi na ten temat.

– Podejrzewasz, że maczała w tym palce? – nie ustępował Adam.

Travis spojrzał lodowatym wzrokiem na schody, na których lada

chwila miała się pojawić.

– To jest pytanie za milion dolarów. Zrobię wszystko, żeby

znaleźć na nie odpowiedź.

– To wszystko ani trochę mi się nie podoba.

– Wiem, mamo. – Julia odrzuciła do tyłu długie, połyskujące

miedzią włosy i przejrzała się w lustrze.

Musiała przyznać, że wygląda o wiele lepiej, niż mogłaby się tego

spodziewać po tak okropnym dniu. Ciemnozielona sukienka na

cienkich ramiączkach układała się miękko, podkreślając smukłą talię i

kobiece krągłości. Dekolt był może ciut zbyt głęboki jak na jej gust,

ale nie miała już czasu, by się przebrać. Pamiętała, że Travis

nienawidził czekania.

– Nie, żebym miała coś przeciwko Travisowi – mówiła dalej

matka. – Wręcz przeciwnie. To bardzo porządny człowiek, jak

wszyscy chłopcy Kingów. Pamiętam, że w dzieciństwie byliście z

Travisem nierozłączną parą...

Niespodziewanie Julię zalała fala wspomnień. Znowu mieli z

Travisem po dziesięć lat i podkradali w wielkiej kuchni na ranczu

Kingów kostki cukru, żeby je dawać koniom. Chowali się przed

background image

małym Jacksonem, który koniecznie chciał się z nimi bawić, i ganiali

za Adamem, który w ich mniemaniu był już prawie dorosły.

– Ale wyjść za mąż za mężczyznę, którego nie kochasz, i zgodzić

się, żeby ci za to zapłacił...

– Kiedy się ujmie rzecz w ten sposób, rzeczywiście brzmi źle –

przyznała Julia.

– Bo tak jest. – Mary O'Hara Hambleton podeszła do córki i

położyła dłonie na jej ramionach. – Już raz boleśnie się zawiodłaś na

małżeństwie. Nie chcę, żeby znowu cię ktoś zranił. Zasługujesz na to,

żeby wyjść za mąż za człowieka, którego pokochasz z wzajemnością!

– Może pewnego dnia tak się stanie – powiedziała Julia, z trudem

opanowując chęć skrzywienia się. Matka nie mogła się powstrzymać,

żeby co jakiś czas nie uraczyć jej tym tekstem. – Muszę lecieć. Travis

już na pewno się niecierpliwi.

Starsza pani objęła ją i mocno przytuliła.

– Tylko nie pozwól, żeby on cię skrzywdził, kochanie –

powiedziała cicho, z przejęciem. – Nie chcę, żeby moja córeczka

znów miała złamane serce. Nie zniosłabym tego.

Julia w milczeniu pokiwała głową. Obiecała sobie już dawno, że

nigdy więcej nie narazi się na taki ból, jaki czuła wtedy, kiedy

oszustwo Jeana – Claude’a wyszło na jaw.

Teraz nie mogła uwierzyć we własną naiwność, ale biorąc ślub z

Doucette'em, naprawdę wierzyła, że spotkała miłość swojego życia.

Zresztą nic dziwnego – naciągacz robił przecież wszystko, żeby

utrzymać ją w tym przekonaniu.

background image

Kiedy po ślubie porzucił grę pozorów i pozwolił, by opadła maska

romantycznego kochanka, zaufanie Julii zostało śmiertelnie zranione.

Od tamtej pory pewna była jednej rzeczy – nigdy nie zaufa nikomu na

tyle, żeby się narazić na podobne przeżycia.

Dlatego układ, który zawarli z Travisem, w zasadzie jej

odpowiadał. Tu chodziło o biznes, nie o miłość. Żadne z nich nie

udawało, że kocha drugie ponad życie.

Podczas pierwszej godziny lotu do Riviery w Maya, w Meksyku,

Travis nie odezwał się ani słowem. Nie zdziwiło to Julii, choć

wolałaby, żeby otwarcie jej powiedział, co mu chodzi po głowie,

zamiast w milczeniu sączyć drinka.

Nie pił swojego ukochanego merlota, tylko drogą, szkocką

whisky, Julia zrozumiała więc, że nie planuje miło spędzić czasu z

nowo poślubioną żoną. Jeśli pił whisky, to dlatego, że chciał

zagłuszyć dręczące go myśli.

Julia upiła łyk swojej margarity. Kiedy stewardesa wycofała się

do kokpitu, nowożeńcy zostali sami w luksusowym wnętrzu

prywatnego samolotu wyposażonego we wszelkie zbytki, począwszy

od przepastnych, skórzanych kanap, a skończywszy na najlepszym

zestawie kina domowego, jakiego Julia w życiu nie widziała.

Cudownie, po prostu wspaniale. Nie ma to jak podróż poślubna w

towarzystwie mężczyzny, który milczy jak grób i jest tak wściekły, że

mało brakuje, a zgrzytałby zębami pomiędzy jednym łykiem whisky a

drugim.

background image

Cisza, w której słychać było tylko jednostajny szum silników,

zaczynała działać Julii na nerwy. Spoglądała spod oka na swego

świeżo poślubionego małżonka, zastanawiając się, jak skłonić go do

tego, żeby ją zauważył.

Pociągnęła długi łyk margarity, dla dodania sobie odwagi, po

czym wypaliła:

– Odebrało ci mowę na dobre, czy to tylko chwilowa

niedyspozycja?

Niespiesznym, niemal leniwym ruchem obrócił się w fotelu tak,

by móc na nią patrzeć. Zauważyła, że na jego mocno zarysowanej

szczęce pojawił się cień zarostu.

– Na jaki temat chciałabyś porozmawiać? – wycedził, patrząc na

nią groźnie spod zmarszczonych brwi.

Dobre pytanie, pomyślała Julia w panice. Ona wiedziała tylko, na

jaki temat na pewno nie chce rozmawiać.

– Yyy... fajny ten twój samolot – wydusiła wreszcie, zdając sobie

sprawę, jaka to żałosna odzywka.

– Dzięki – parsknął Travis i odwrócił się do okna, sięgając po

szklaneczkę z bursztynowym napojem.

Julia jednak nie miała zamiaru się poddać. Nie teraz, kiedy udało

jej się wywołać u niego reakcję.

– Latanie samolotami dotąd kojarzyło mi się ze ściskiem,

kolejkami do bramek i towarzyszami podróży na sąsiednich

siedzeniach, którzy zapadają w sen tak twardy, że lądują z nosem w

moim dekolcie... – paplała.

background image

Travis rozejrzał się po luksusowym wnętrzu i zbył jej wywód

wzruszeniem ramion.

– Tak dawno nie leciałem kursowym samolotem, że już nie

pamiętam, jak to jest – mruknął.

Hura! Jej małżonek powiedział całe zdanie i to w dodatku

wielokrotnie złożone. Jeszcze trochę i jej wysiłki doprowadzą do tego,

że nawiąże się prawdziwa rozmowa!

– Nic nie tracisz, latając prywatnymi samolotami. Możesz mi

wierzyć na słowo – zapewniła.

Kiedy zmrużył oczy, zrozumiała, że popełniła błąd, ale było już

za późno, żeby cofnąć niefortunne słowa.

– Juls – zwrócił się do niej zdrobnieniem, które dla niej wymyślił,

kiedy jako dzieci biegali razem po ranczu Kingów. Jednak w jego

wzroku nie było nic przyjacielskiego. – Nie wiem, czy mogę ci

wierzyć.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Reszta lotu upłynęła w milczeniu. Julia straciła wszelką chęć do

konwersacji, a Travis najwyraźniej też jej nie nabrał. Nie odezwał się

ani słowem, kiedy wysiadali z samolotu i szli po płycie lotniska do

czekającej na nich ogromnej limuzyny. Julia zacisnęła zęby. Jeśli on

postanowił się boczyć, ona na pewno nie będzie mu się narzucać.

Travis przyglądał się ukradkiem Julii, która siedziała odwrócona

do niego półprofilem, wpatrzona w egzotyczny krajobraz Meksyku

background image

przesuwający się za oknami samochodu. Słowa, które wypowiedział

w samolocie, nadal dźwięczały mu w uszach.

„Nie wiem, czy mogę ci wierzyć".

Mimo że zobaczył szok i ból w jej oczach, niczego nie odwołał.

Nie należał do osób łatwowiernych, a cała sytuacja była mocno

podejrzana. Kiedy proponował Julii ślub, nie ukrywał, jak bardzo mu

zależy na zmianie stanu cywilnego.

Zgodziła się, a kiedy złożyli podpisy na akcie ślubu, jak diabeł z

pudełka wyskoczył Doucette. Czy szantaż na pewno był jego

samodzielną inicjatywą?

Może i tak, ale o wiele bardziej prawdopodobne było, że Julia

maczała w tym palce. Nie rozumiał tylko dlaczego. Zgodnie z

układem, jaki zawarli, po upływie roku miała otrzymać o wiele więcej

pieniędzy niż te marne sto tysięcy dolarów, które wyłudził Francuzik.

Nie rozumiał, co spowodowało, że zdecydowała się zaryzykować

dla o wiele mniejszego, choć szybszego zysku.

Julia odwróciła się od okna. Wjechali właśnie do Cancun. Za

oknami samochodu ulice miasta mieniły się całą feerią barw. Zachwyt

malujący się na jej twarzy znikł jednak, kiedy napotkała spojrzenie

Travisa.

– Nie patrz tak na mnie. – Głos jej nie drżał, ale w oczach był

wyrzut. – Nie jestem twoim wrogiem.

– Tego jeszcze należy dowieść, kochanie – odparł zimno.

– Rozumiem. – Sposępniała i znowu spojrzała w okno. Wpatrzona

w mijane ulice bezwiednie założyła nogę na nogę.

background image

Travisowi zaschło w ustach. Dlaczego dopiero teraz, kiedy

podejrzewał tę kobietę o współudział w spisku, zauważył, że ma

idealnie zgrabne nogi? Nie mógł oderwać wzroku od jej kształtnych

łydek, delikatnych kostek i ładnie wysklepionych, drobnych stóp w

ciemnozielonych sandałkach na wysokim obcasie.

Julia uniosła podbródek i wbiła wzrok w szybę. Nie poniży się do

tego, żeby przekonywać Travisa o swojej niewinności. Nie odezwie

się do niego ani słowem, już nigdy!

Wytrzymała całe dziesięć sekund.

– Znamy się przecież od dziecka, Travis! – wybuchła. – Czy

kiedykolwiek cię okłamałam? Jak możesz myśleć, że mogłabym cię

szantażować?

– Skąd mam wiedzieć, że mogę ci ufać?– W głosie Travisa była

chłodna kalkulacja biznesmena. – Kiedyś dobrze się znaliśmy, to

prawda, ale tamte czasy dawno już minęły.

– Wytłumacz mi jedno. – Julia usiadła prosto i znowu założyła

nogę na nogę gwałtownym ruchem. Materiał sukienki uniósł się,

ukazując krągłe kolano i smukłe udo. – Dlaczego ślepo wierzysz w

każde słowo Jeana – Claude'a? Nigdy wcześniej go nie widziałeś, a

jednak upierasz się, że powiedział prawdę, kiedy sugerował, że wciąż

coś mnie z nim łączy. Wolisz wierzyć jemu niż mnie! Zrobił na tobie

wrażenie uczciwego człowieka?

– Jaką korzyść może mieć Doucette we wrabianiu ciebie, jeżeli

nie jesteś jego wspólniczką? – spytał Travis nieufnie.

background image

Kiedy oderwał wzrok od nóg Julii i spojrzał w jej oczy, zobaczył,

że płonie w nich gniew.

– Nie rozumiesz? Bo jest draniem! Bawi go, że doprowadził do

sytuacji, w której oboje jesteśmy zagubieni i wściekli na siebie

nawzajem. On lubi zadawać ból. – Pamiętała, ile złośliwej radości

było w oczach Jeana – Claude'a, kiedy ją informował, że odchodzi, bo

ich małżeństwo przestało go interesować.

– Miałby zadawać sobie tyle trudu tylko po to, żeby prowadzić z

nami jakąś psychologiczną gierkę? – spytał Travis z powątpiewaniem.

– Nie musiał się zbytnio wysilać, żeby cię przemienić w

koszmarnego bubka! – rzuciła, splatając ramiona gniewnym gestem.

Travis nie mógł nie zauważyć, że jej pełne piersi uniosły się przy

tej okazji, a głęboki dekolt letniej sukienki odsłonił kuszący rowek

pomiędzy kremowymi krągłościami.

– Uważasz, że zachowuję się jak bubek? – wybuchnął, kiedy

odzyskał mowę.– Nie sądzisz raczej, że idę ci na rękę? Przyjechaliśmy

tu specjalnie, żeby załatwić twój rozwód, a nie mój.

– Och, cóż za łaskawość – ironizowała. – W dodatku okazałeś się

cudownym towarzyszem podróży. Wielkie dzięki.

Travisowi odjęło mowę. A więc wielmożna pani oczekiwała, że

po tym wszystkim będzie ją jeszcze zabawiał? Jego życiowe plany

mogły lec w gruzach i to z jej winy.

W dniu ślubu musiał zapłacić szantażyście za to, żeby nie

rozgłosił, w jakie tarapaty się wpakował, zawierając małżeństwo z

background image

Julią. A ona się spodziewała, że będzie jej umilał podróż, sypiąc

żarcikami jak z rękawa? Do diabła z tym!

Już miał jej powiedzieć do słuchu, kiedy limuzyna zwolniła i

zatrzymała się. Byli na miejscu – w Castello del King, luksusowym

hotelu należącym do rodziny Travisa.

Julia wysiadła z samochodu i stanęła bez ruchu jak zaczarowana.

Travis nie mógł powstrzymać uśmiechu na widok jej miny. Wyglądała

jak dziecko, które po raz pierwszy zabrano do Disneylandu.

Rozglądała się, zachwycona, z szeroko otwartymi oczami.

Bo i było na co popatrzeć. Hotel otoczony był wspaniałym

ogrodem. Wśród wielkich klombów nieprawdopodobnie kolorowych,

tropikalnych kwiatów, szemrały tu i ówdzie fontanny. Sam Castello

del King był imponującym budynkiem z kremowego kamienia.

Fasadę zdobiły smukłe kolumny, a cztery potężne, okrągłe wieże

flankowały rogi budowli, którą blisko dwieście lat temu wzniósł

amerykański multimilioner wyobrażający sobie, że jest, ni mniej, ni

więcej, tylko udzielnym monarchą.

Rodzina Kingów zakupiła ów „Królewski Zamek" już przed wielu

laty, z zamiarem urządzenia w nim hotelu, ale dopiero pod dyrekcją

kuzyna Rica Castello del King stał się prawdziwą mekką

amerykańskich celebrytów.

Travis miał wrażenie, że czuje wycelowane w niego i w Julię

obiektywy paparazzich, którzy zawsze kręcili się w pobliżu, w nadziei

na sensacyjne lub skandalizujące fotki. Zgraja ta była jednak trzymana

w bezpiecznej odległości od hotelu przez armię ochroniarzy. Gdyby

background image

nie zapewnione minimum prywatności, bogacze ze Stanów nie

przyjeżdżaliby tłumnie do Castello del King.

– Witam serdecznie, seńor King. Miło pana znowu widzieć –

skłonił się boy przy wejściu. Mężczyzna nie był już pierwszej

młodości, a jego usianą zmarszczkami twarz koloru kawy z mlekiem

rozjaśniał szeroki uśmiech.

Travis skinął głową na powitanie. Często tu bywał, więc zdążył

już poznać cały personel hotelu.

– Czy jest pan Rick? – na pewno jest, odpowiedział sam sobie.

Rico w pojedynkę zamienił prowincjonalny hotel w miejsce,

gdzie zatrzymywała się śmietanka towarzyska ze Stanów. Dobrze znał

zasadę, że pańskie oko konia tuczy.

– Oczywiście, proszę pana. Czy zawiadomić pana Rica o

przybyciu... państwa?

– Dziękuję, ale to nie będzie konieczne.

Kiedy zamknie Julię na trzy spusty w jednym z apartamentów,

które zawsze były przygotowane na wypadek nagłego najazdu

rodziny, sam pójdzie porozmawiać z kuzynem.

Zaplanował, że Julia przeczeka w ukryciu aż do czasu załatwienia

rozwodu. Nie chciał ryzykować, że ktokolwiek dowie się o skandalu.

– Dzień dobry! – rozległ się nagle radosny szczebiot jego

małżonki. – Jestem Julia O'... King.

Z szerokim uśmiechem podeszła do lokaja i wyciągnęła rękę.

Esteban uścisnął podaną mu dłoń, starając się nie okazać zdumienia, i

złożył ukłon pełen rewerencji.

background image

Travis zmarszczył brwi i popatrzył srogo na Julię, ale ona nie

spuściła wzroku. Wręcz przeciwnie. Uniosła podbródek i spojrzała na

niego wyzywająco, jakby chciała powiedzieć, że nie da się odstawić

na boczny tor.

Jeśli w tej chwili paparazzi wymierzyli w nich swoje

teleobiektywy, z pewnością zdążyli zauważyć, że pan Travis King i

jego młoda małżonka bynajmniej nie wyglądają na zakochaną, czule

w siebie wpatrzoną parę.

Nie było sensu dłużej wystawać przed wejściem, narażając się na

wścibskie spojrzenia. Travis zdecydowanie ujął Julię za łokieć i

wprowadził do holu.

– Nie przedstawiłeś mnie, kiedy rozmawiałeś z Estebanem. To

było bardzo nieuprzejme z twojej strony – wytknęła, wyrywając mu

ramię.

– Nie mam zwyczaju przedstawiać moich towarzyszek

odźwiernym – wycedził Travis, udając, że szepcze czułe słówka do

uszka żony.

– Snob – odcięła się.

– Wypraszam sobie. – Travis nie podniósł głosu, choć zirytowała

go jej uszczypliwość. – Esteban jest tu w pracy. Nie oczekuje, że

goście będą się z nim kumplować.

– Nie umówiłam się z nim przecież na piwo! Ale skoro przywitał

cię jak domownika, uznałam, że nie ma powodu ukrywać, kim jestem.

– Rytm, który wystukiwała, idąc na wysokich obcasach po

background image

marmurowej podłodze holu, urwał się nagle, kiedy stanęła jak wryta.

– Chyba, że się mnie wstydzisz!

– Hmm – udawał, że się głęboko zastanawia. – Moja żona jest

bigamistką. Nie mam pojęcia, czego miałbym się wstydzić...

Zmrużyła zielone oczy i posłała mu spojrzenie wściekłej kotki.

– To nie moja wina!

Kilku hotelowych gości zaczęło się im przyglądać z nieskrywaną

ciekawością. Wspaniale! Zdecydowanym gestem objął plecy żony.

– Byłbym ci wdzięczny – warknął, zniżając głos prawie do szeptu

– gdybyś się postarała zachować spokój i nie przyciągać powszechnej

uwagi aż do chwili, kiedy uporządkujemy nasze sprawy.

– Nie przyciągać uwagi?! – syknęła, odskakując od niego. – A kto

wynajął tę ogromną limuzynę?

Spojrzał na nią zupełnie wyprowadzony z równowagi. I znowu

poczuł, że brakuje mu tchu. W zielonych oczach Julii lśniła

wściekłość, a pełne usta wydęła w wyrazie niesmaku i pogardy.

Zadziornie uniosła podbródek, a jej uroczy, piegowaty nosek

zadarł się jeszcze wyżej niż zwykle. Gwałtowny oddech unosił jej

piersi, sprawiając, że przepastny dekolt dopasowanej sukienki

wyglądał niezwykle interesująco.

Była jak dzika kotka gotowa do walki. Diabelnie atrakcyjna dzika

kotka, musiał dodać. Poczuł, że jego ciało momentalnie przechodzi w

stan pełnej gotowości.

background image

Coraz lepiej! Miał spędzić rok celibatu w towarzystwie kobiety,

która, jak się właśnie przekonał, potrafiła go rozpalić pomimo tego, że

jej nie ufał i był na nią wściekły. Cholera.

– Posłuchaj – powiedział cicho, szczerząc zęby w uśmiechu, który

miał przekonać wszystkich gości przebywających w holu, że flirtuje z

żoną, choć tak naprawdę miał ochotę ją udusić. – Nie musimy

ogłaszać wszem i wobec naszego przybycia. Po prostu zrobimy to, po

co tu przyjechaliśmy, a potem się wyniesiemy.

– W porządku – odparła, bynajmniej nieonieśmielona. – Ale jeżeli

uważasz, że położę uszy po sobie i pozwolę ci się zachowywać tak,

jakby mnie tu wcale nie było, to się grubo mylisz!

– Jak chcesz – mruknął Travis z rezygnacją.

Nie odpowiedziała, tylko wygięła swoje pełne, zmysłowe wargi w

uśmiechu, który tylko bardzo naiwny obserwator mógłby uznać za

czuły.

Kiedy podeszli do recepcji, młoda dziewczyna o lśniących,

ciemnobrązowych włosach i sarnich oczach uniosła głowę znad lady.

Na widok Travisa na jej twarzy pojawił się wyraz zachwytu.

– Pan King – westchnęła rozanielona.

Travisowi wydało się, że słyszy za plecami gniewne prychnięcie.

Brunetka za ladą zignorowała jednak niebezpieczeństwo.

– Witam, z radością witam w Castello. – Wpatrywała się w

Travisa jak w tęczę, nie zaszczycając Julii ani jednym spojrzeniem. –

Apartament dla pana jest już gotów.

– Dziękuję – powiedział Travis uprzejmie, ale chłodno.

background image

Nie był naiwny i dobrze wiedział, jak silnym afrodyzjakiem są

pieniądze i pozycja społeczna. Dawno już się nauczył, że najlepszym

sposobem na niechciane zaloty jest rzeczowa, bezosobowa

uprzejmość.

– Zarezerwować panu stolik w restauracji na dzisiejszy wieczór?

– Dziewczyna trzepotała rzęsami, wpatrując się w Travisa takim

wzrokiem, jakby mu chciała powiedzieć, że może zrobić dla niego o

wiele więcej niż tylko rezerwację.

– Dziękuję, nie trzeba. – Travis zaczął bębnić palcami w blat,

czekając, aż dziewczyna wyda klucz do apartamentu.

– Jak długo zatrzyma się u nas... osoba towarzysząca? Czy

przyszykować dla niej osobny apartament? – spytało dziewczę takim

tonem, jakby mowa była co najwyżej o rasowej klaczy pana Kinga.

– Osobny apartament nie będzie potrzebny. – Julia wysunęła się

zza pleców Travisa i zdecydowanym krokiem podeszła do lady.

Recepcjonistka spojrzała na nią z zaskoczeniem. – W hotelu

zatrzymam się dokładnie tak długo, jak pan Travis King, ponieważ nie

jestem osobą towarzyszącą, lecz żoną pana Kinga.

– Tak? – odezwała się niemądrze dziewczyna, wpatrując się

nierozumiejącym wzrokiem to w Travisa, to w Julię.

– Nie inaczej – potwierdziła Julia z mocą. – Bardzo dziękuję pani

za pomoc, Olimpio, ale myślę, że nie będziemy więcej potrzebować

pani usług.

– Rozumiem, proszę pani. – Dziewczyna spuściła wzrok.

background image

– A teraz, jeśli byłaby pani tak łaskawa, poprosilibyśmy o klucz

do apartamentu. Bo widzi pani, jesteśmy w podróży poślubnej i już

bardzo byśmy chcieli zostać sami... – Julia uśmiechnęła się znacząco,

a potem, jakby od niechcenia, wyciągnęła rękę i pogłaskała tors męża

końcami paznokci pomalowanych na głęboką czerwień.

Całe rozbawienie, jakie Travis czuł jeszcze przed chwilą,

obserwując Julię broniącą swojego terytorium, nagle minęło

zmiecione potężną falą pożądania.

Choć dobrze wiedział, że Julia tylko odgrywa przedstawienie, pod

wpływem jej dotyku jego ciało przeszył dreszcz potężny jak

wyładowanie elektryczne. Poczuł, że robi się twardy jak skała. Jeśli

ona natychmiast się nie uspokoi, będzie miał problemy z dojściem do

windy...

Spojrzał w oczy Julii i dostrzegł w nich błysk wyzwania. A więc

ona dokładnie wiedziała, co robi. Nie odwróciła wzroku, tylko

rozchyliła usta i przesunęła koniuszkiem języka po górnej wardze.

Zrobiło mu się nieznośnie gorąco. Nie wiedział, dlaczego Julia

prowadzi z nim tę grę, ale jedno musiał przyznać – była w niej

cholernie dobra.

– Jestem pewna, że rozumie pani doskonale, że nie możemy się

doczekać, kiedy zamkniemy za sobą drzwi apartamentu – mówiła

tymczasem Julia, wzdychając z rozmarzeniem.

– Oczywiście, proszę pani. – Recepcjonistce ochota do flirtu z

Travisem przeszła jak ręką odjął. W pośpiechu wypełniła ostatnie

papierki i położyła na ladzie klucz.

background image

Tych kilka sekund wystarczyło, żeby Travis doszedł do siebie. On

też potrafił grać w grę, którą rozpoczęła Julia. Jeszcze się okaże, kto

jest lepszy w te klocki!

Zgarnął klucz z lady, podziękował recepcjonistce, a potem

szybkim, zdecydowanym ruchem chwycił Julię wpół, przyciągnął do

siebie i pocałował w usta.

Poczuł jej miękkie wargi pod swoimi i krew w nim zawrzała. Nie

pamiętał, kiedy ostatni raz czuł tak intensywne pożądanie. Miał

wrażenie, że zaraz eksploduje, ale osiągnął swój cel. Julia zmiękła w

jego ramionach, a westchnienie, które jej się wyrwało, kiedy uwolnił

jej usta, było drżące i pełne tęsknoty.

Godzinę później usta Julii były wciąż nabrzmiałe i rozpalone. Nie

mogła zapomnieć dotyku zaborczych warg Travisa. Była przekonana,

że postąpiła słusznie, pokazując tej lali w recepcji, gdzie jest jej

miejsce. Jednak chyba nie powinna była aż tak szarżować.

Nie pomyślała, że drażnić Travisa to jakby wymachiwać

krwistym stekiem przed nosem wygłodniałego tygrysa. Nic dziwnego,

że odpłacił jej pięknym za nadobne. Zaskakujące było tylko jedno:

żar, który ją oblał, kiedy Travis przyciągnął ją do siebie i pochylił

twarz ku jej twarzy, i obezwładniająca fala pożądania, która ogarnęła

jej ciało, kiedy dotknął ustami jej ust.

Pamiętała blask w oczach Travisa. Czy on też coś poczuł, kiedy ją

całował? Szczerze w to wątpiła. On po prostu w mistrzowski sposób

odegrał swoją rolę. A ona... powinna bardziej uważać, bo sytuacja

zaczynała jej się wymykać spod kontroli!

background image

Pogrążona

w

niewesołych

myślach

szybko

skończyła

rozpakowywać swoje rzeczy w mniejszej sypialni, którą sobie

wybrała. Kiedy nie było już nic do zrobienia, postanowiła wrócić do

salonu. Nie było sensu odkładać konfrontacji z Travisem; nie mogła

się przecież przed nim ukrywać w nieskończoność.

Salon był jasny i przestronny, urządzony w eleganckim, ale i

przyjemnie prostym stylu. Naprzeciwko wielkiego balkonowego okna,

za którym rozciągał się taras widokowy zbliżony rozmiarem do jej

sypialni, ustawiono ogromną kanapę z kremowej skóry.

Podłogę z egzotycznego drewna o ciepłej barwie miodu zdobiły

kolorowe, ręcznie plecione dywany. W rogu, obok kominka z jasnego

kamienia, umieszczono bogato zaopatrzony barek i stojak na wino, a

na przeciwległej ścianie pysznił się ogromny, płaski telewizor.

Julia zatrzymała się w progu i chłonęła przez chwilę atmosferę

luksusu, spokoju i harmonii. Przez otwarte drzwi balkonowe wpadała

delikatna, oceaniczna bryza. Chłodne, wieczorne powietrze było

przesycone zapachem kwiatów rosnących w ogrodzie otaczającym

hotel. Travis stał na tarasie zapatrzony w ciemniejące niebo.

Julia popatrzyła na jego wysoką, męską sylwetkę, starając się

zdusić kiełkujące pożądanie. Nie było to proste. Travis zdjął

marynarkę i krawat i podwinął rękawy białej koszuli. Wiatr rozwiewał

jego czarne włosy, a miękki blask odległych latarni podkreślał

regularne, wyraziste rysy jego twarzy.

background image

Julia zmobilizowała całą pewność siebie, na jaką ją było stać, i

wyszła na taras. Stukot jej obcasów zdawał się być jedynym

dźwiękiem w wieczornej ciszy.

– Rozpakowałaś się? – zagadnął Travis, podając jej kieliszek

szampana.

– Tak. – Wzięła kieliszek, choć wiedziała, że nie powinna więcej

pić, przynajmniej dopóki czegoś nie zje.

Czuła jeszcze lekki szum w głowie po dwóch margaritach, które

wypiła w samolocie. Jednak w tej chwili nie była w stanie myśleć o

jedzeniu.

– Pięknie tu – powiedziała nieśmiało, wpatrzona w morze świateł

rozbłyskujące u ich stóp.

– Tak, to ładne miejsce – zgodził się.

– Często tu bywasz, prawda? – indagowała.

– To rodzinny interes. – Travis wzruszył ramionami. – Jasne, że

wpadam od czasu do czasu.

– Założę się, że zazwyczaj pojawiasz się z osobą towarzyszącą.

– Jesteś zazdrosna? – Przyglądał się jej, unosząc brew.

W rozpiętej pod szyją białej koszuli i z opadającym na czoło

kosmykiem rozczochranych przez wiatr włosów wyglądał mniej

nieprzystępnie, a może nawet... delikatniej?

Delikatniej? Travis King? Wolne żarty!

– Ja miałabym być zazdrosna? Nie uważasz, że to byłoby głupie?

Przecież tak naprawdę nie jesteśmy...

background image

– Małżeństwem? – dokończył za nią. W jego oczach nie było już

nawet cienia uśmiechu. – Masz słuszność, nie jesteśmy i w tym tkwi

problem. Jutro pogadam z Rikiem. Może mi podpowie, do kogo się

zwrócić, jeśli chcemy załatwić ci naprawdę szybki rozwód.

– Znakomicie. – Julia podeszła do balustrady, oparła dłoń o

chłodny metal i upiła kolejny łyk szampana.

Doskonale wiedziała, że musujący trunek uderzy jej do głowy, ale

postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. Po wszystkim, co dziś

przeszła, potrzebowała odprężenia.

– Muszę przyznać, że niezła z ciebie aktorka. Zaskoczyłaś mnie –

odezwał się po chwili Travis.

– Czyżby? – rzuciła niedbale.

– To przedstawienie, które dałaś w recepcji, było warte Oscara.

Sam prawie uwierzyłem, że jesteś rozkochaną we mnie, namiętną, i,

hm, bardzo zaborczą żonką.

Julia poczuła, że się czerwieni. Zakłopotana, zaczęła się bawić

smukłym kieliszkiem, zastanawiając się, jak to możliwe, że znów jest

pusty.

– Ta panienka z recepcji po prostu podziałała mi na nerwy –

odezwała się wreszcie, pozwalając, by Travis dolał jej bladozłotego

trunku.

– Zauważyłem. – W jego oczach błysnęło rozbawienie.

– Bawi cię to – wytknęła i wypiła kolejny łyk szampana.

Mogłaby przysiąc, że czuje, jak musujące bąbelki przedostają się

do jej krwi.

background image

Jej ciało stało się rozkosznie lekkie.

– Owszem – przytaknął, mierząc ją uważnym spojrzeniem. –

Jedno tylko mnie zastanawia. – Nie spuszczając z niej wzroku,

pociągnął długi łyk ze swojego kieliszka.

– Co takiego? – spytała z zaciekawieniem.

Czuła się cudownie. Rześki, pachnący oceanem wiatr chłodził jej

odsłonięte ramiona i rozwiewał włosy, a szampan musował w jej krwi.

Uśmiechnęła się do Travisa. Jego bliskość także była rozkoszna.

Sprawiała, że w głębi jej ciała zaczynał płonąć ogień...

Ostrożnie, Julio. Nie igraj z ogniem! Cicho bądź! Dziś

zdecydowanie nie miała ochoty słuchać nadgorliwego głosu rozsądku.

– Ten twój talent aktorski – odpowiedział na jej wcześniejsze

pytanie, podchodząc do niej miękkim, leniwym krokiem.

Julia dopiła szampana i oblizała wargi. Nie czuła się pijana, tylko

cudownie rozluźniona. I zaintrygowana.

– No więc, mój talent aktorski? – Przechyliła głowę i rzuciła mu

rozbawione spojrzenie.

Napotkała wzrok twardy jak stal.

– Przyszło mi do głowy, że jeśli taka dobra z ciebie aktorka, to

może od samego początku ze mną pogrywałaś – wycedził.

Julia poczuła, że ogarnia ją frustracja. Jeśli Travis nie przestanie

jej podejrzewać o zmowę z Jeanem – Claude’em, rok w jego

towarzystwie będzie pasmem udręk.

background image

– Przecież wiesz, że nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobiła –

powiedziała z desperacją, gwałtownym ruchem odstawiając kieliszek

na blat małego, ozdobnego stolika,

––Może – i zaczął się bawić ramiączkiem jej sukienki. – Ale...

Nie była w stanie się poruszyć. W głowie miała kompletny zamęt.

Travis uważał ją za szantażystkę, a jednocześnie dawał jej do

zrozumienia, że pociąga go jako kobieta.

Lecz jeszcze bardziej niezrozumiałe było to, że ona sama czuła

budzące się pożądanie. Pod wpływem dotyku mężczyzny, który

otwarcie oskarżał ją o to, że go oszukiwała w celu wyłudzenia

pieniędzy!

Jej zmysły wymknęły się spod kontroli zdrowego rozsądku. W

miejscu, gdzie palce Travisa dotykały jej ramienia, zapłonął ogień,

który z zawrotną szybkością ogarniał całe jej ciało.

– Mogłabyś może spróbować mnie przekonać – wymruczał

Travis, patrząc na nią pociemniałymi oczami. Samo to spojrzenie

sprawiło, że przebiegł ją dreszcz.

– Naprawdę nie wiem, co miałabym jeszcze powiedzieć –

szepnęła słabo.

– Najlepiej nic nie mów – poradził jeszcze ciszej.

– Więc jak... ? – urwała, kiedy zsunął jej ramiączko, pozwalając,

by swobodnie opadło.

Materiał przesunął się delikatnie po jej skórze. Zadrżała, ale

Travis nie cofnął ręki, tylko powiódł kciukiem wzdłuż jej ramienia.

background image

Zmysły Julii oszalały. Krew huczała jej w uszach, a ciało pulsowało

gorącym, coraz potężniejszym pragnieniem.

– Zapłaciłem dzisiaj sto tysięcy dolarów za ożenek z tobą –

powiedział Travis powoli, po czym schylił głowę i dotknął wargami

miejsca, gdzie nad jej obojczykiem pulsowała malutka żyłka.

Z rozchylonych ust Julii wyrwało się drżące westchnienie.

Wpatrywał się w skórę pomiędzy jej piersiami

– Może byś mi pokazała, co kupiłem za tę sumę?

ROZDZIAŁ PIATY

W jego pociemniałych oczach czaiło się wyzwanie, ale Julia nie

spuściła wzroku. Wzięła głęboki oddech i zmobilizowała resztki

samokontroli.

– O ile pamiętam, te sto tysięcy zapłaciłeś Jeanowi – Claude’owi

– wypaliła, patrząc na Travisa spod zmrużonych powiek. – Może

zadzwonimy po niego? Już on ci na pewno chętnie pokaże, co tylko

zechcesz.

W oczach Travisa zamigotało rozbawienie.

– Dobrze powiedziane, ale tak się składa, że oglądanie twojego

Francuzika nie interesuje mnie ani trochę.

– To nie jest mój Francuzik, do jasnej cholery! – wybuchnęła.

Kącik ust Travisa zadrżał, a potem uniósł się w tłumionym

uśmiechu.

– Z czego się śmiejesz? – spytała, zbita z tropu.

– Nie śmieję się. Najwyżej się uśmiecham.

background image

– Wszystko jedno. Co cię tak bawi?

– To, że wylądowaliśmy tutaj razem, mimo że wmieszał się twój

Francuzik... – Parsknął śmiechem, ignorując mordercze spojrzenie,

które mu posłała. – I to, że chyba lekko przedawkowaliśmy szampana.

I jeszcze to, że pachniesz tak cudownie... doprowadzasz mnie do

szaleństwa.

Julia poczuła, że jej ciało mięknie w reakcji na jego słowa. Boże

drogi, wystarczyło, żeby ten mężczyzna kiwnął palcem, a ona, głupia,

omdlewała z pożądania. Jak to możliwe? – myślała gorączkowo.

Przecież znali się z Travisem od dziecka. Jak to możliwe, że człowiek,

który był po prostu jej dawnym znajomym, do tego stopnia rozpalił jej

zmysły?

– W dodatku – mówił dalej Travis, wyciągając ku niej dłoń, jakby

rowek między jej piersiami przyciągał go z magnetyczną siłą – jesteś

taka piękna. A ta sukienka... Mam szaloną chęć, żeby ją z ciebie zdjąć

i poznać wszystkie twoje sekrety...

Przeszył ją kolejny, jeszcze silniejszy dreszcz. Jej ciało domagało

się bez słów, by to zrobił. Chciała poczuć dotyk jego rąk, chciała, by

ją rozebrał, wziął nagą w ramiona, by zawładnął nią bez reszty. Nie

miała siły, żeby walczyć z tym pragnieniem, zresztą i tak nie miała

szans na wygraną. Bliskość Travisa działała na nią jak nielegalna,

bardzo niebezpieczna substancja psychoaktywna.

Nie czuła nic poza gorącym, dzikim pożądaniem. Jej mózg

prawdopodobnie uznał, że w dniu dzisiejszym Julia nie będzie już

korzystać z jego usług, i ogłosił fajrant.

background image

A przecież musiała się skupić. Była jakaś sprawa, która jeszcze

przed chwilą wydawała się jasna i prosta, a teraz stała się zaledwie

mglistym wspomnieniem.

Julia próbowała zebrać myśli, przypomnieć sobie, o co chodziło,

ale w tym momencie poczuła dotknięcie gorących ust Travisa. Kiedy

przesunął językiem po jej szyi i delikatnie przygryzł zębami wrażliwą

skórę, jej ciałem wstrząsnęła fala rozkosznych dreszczy.

Już miała się ostatecznie poddać, kiedy w jej głowie pojawiła się

jakaś zbłąkana myśl. Julia uczepiła się jej kurczowo.

– Travis, posłuchaj...

Nawet na chwilę nie przestał jej całować. Mruknął coś tylko i

przesunął usta w górę jej szyi. Instynktownie odrzuciła głowę w tył, w

niemej zachęcie, by nie przerywał pieszczoty. Ale jedna myśl nie

dawała jej spokoju.

– Mieliśmy... taką umowę – zaczęła, z trudem łapiąc oddech. –

Miało nie być... żadnego seksu. Pamiętasz?

– Nie – szepnął. – Nie pamiętam absolutnie niczego.

– To było napisane w... – Nie mogła sobie przypomnieć tego

słowa. W głowie miała zupełną pustkę. – W kontrakcie! Tak, właśnie.

W kontrakcie.

– Możemy to zmienić – powiedział gardłowo, obejmując ją i

wplatając palce we włosy nad jej karkiem. – Oczywiście, za zgodą

obu stron...

Jęknęła, poddając się cudownemu uczuciu jego bliskości, siły jego

męskich ramion. Przylgnęła do niego całym ciałem, spragniona,

background image

miękka i chętna. Kiedy poczuła nacisk jego twardej męskości na

swoim brzuchu, ogarnęła ją gwałtowna, obezwładniająca fala żaru,

odbierając poczucie czasu i przestrzeni.

Świat zniknął za mgłą wzbierającego pożądania, istniały tylko

jego dłonie obejmujące jej piersi, palce delikatnie drażniące sutki

przez cienki materiał sukienki. Poczuła, jak Travis przesuwa dłoń

niżej, gładząc jej talię, obejmując pośladki. Nie słyszała nic poza

własnym, urywanym oddechem.

– Co ty na to? – wymruczał, muskając ustami jej ucho.

Uniosła powieki i napotkała jego pociemniałe, intensywnie

czekoladowe spojrzenie. Nie przestawała patrzeć mu w oczy, nawet

wtedy, kiedy się pochylił i pocałował ją w usta, pieszcząc

koniuszkiem języka jej dolną wargę.

– Tak – stęknęła bez tchu, przyciskając się do niego jeszcze

mocniej, odważnie wychodząc na spotkanie jego dłoniom i ustom.

Chciała, by wiedział, że pragnie go tak samo mocno, jak on jej. –

Myślę, że powinniśmy wznowić negocjacje.

– Zgoda. – Nie przestając jej całować, zdecydowanym gestem

zsunął sukienkę z jej ramion, uwalniając piersi.

Oderwał usta od jej ust, by się sycić widokiem jej obnażonego

ciała. Jego wygłodniałe spojrzenie było jak zmysłowa pieszczota.

Poczuła, jak zamyka jej piersi w swoich dużych, męskich dłoniach, a

potem jego gorące usta przykryły twardy, wrażliwy sutek.

– Oto moja wstępna oferta – wydyszał.

background image

Julia rozchyliła wargi, z trudem łapiąc oddech. Jej palce zacisnęły

się na ramionach Travisa z desperacką siłą, jakby się bała, że jeśli go

puści, wir pożądania zmiecie ją z powierzchni ziemi.

Nagle Travis wyprostował się i odsunął. Zdezorientowana, wciąż

oszołomiona, spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

– Wracamy do środka. Szybko – rzucił, obejmując ją

zdecydowanie i kierując się w stronę otwartych drzwi balkonowych

prowadzących do salonu.

– Co? Dlaczego?

Rozejrzał się dookoła, czujnie, jak wilk samotnik, który zwietrzył

obecność szakali. Kiedy już byli w środku, zaciągnął zasłony.

– Nigdy nie wiadomo, gdzie się mogą kryć paparazzi. Wolałbym

nie zobaczyć naszych zdjęć na pierwszej stronie jutrzejszych gazet.

Z przerażeniem uniosła dłonie ku swoim obnażonym piersiom.

– Myślisz, że ktoś mógłby... nas podglądać? Fotografować? –

Szamotała się, usiłując włożyć z powrotem sukienkę, zupełnie jakby

to teraz mogło coś zmienić.

– Nie przejmuj się. – Travis przykrył dłońmi ręce Julii,

przerywając jej gorączkowe próby okrycia nagich piersi. – To moja

wina, powinienem być ostrożniejszy. Ale wyglądałaś tak pięknie...

smakowałaś tak cudownie, że...

Urwał. W jego oczach znowu zapłonęło pożądanie. Przyciągnął ją

do siebie, zamknął w ramionach i przykrył ustami jej wargi. Kiedy

wniknął językiem do wnętrza jej ust, zmiękła jak wosk, a jej

kobiecość zaczęła pulsować gorącą wilgocią.

background image

Chciała poczuć go w sobie, jej ciało pragnęło go aż do bólu.

Zaczęła bezwiednie poruszać biodrami, posłuszna potężnemu głosowi

instynktu, wabiąc go, wychodząc naprzeciw jego nabrzmiałej

pożądaniem męskości.

To było za mało. Chciała go dotykać, tak jak on jej dotykał.

Nienasycona, zaczęła rozpinać mu koszulę palcami drżącymi z

niecierpliwości, a potem po prostu zerwała mu ją z ramion, posyłając

na podłogę deszcz guzików.

Widok jego obnażonego, muskularnego torsu sprawił, że aż

westchnęła z zachwytu. W następnej sekundzie głaskała go, wsuwała

palce w gąszcz ciemnych włosów porastających szeroką pierś,

obrysowywała paznokciami mięśnie prężące się pod gładką, złocistą

skórą.

Travis jęknął gardłowo i pogłębił pocałunek, przyciskając ją

jeszcze mocniej do siebie. Przylgnęła do niego, sycąc się spotkaniem

ich obnażonych ciał. Ich języki splotły się ze sobą w słodkim,

upojnym tańcu.

– Chcę cię mieć. Teraz, natychmiast – wychrypiał.

Gwałtownym ruchem uniósł jej sukienkę i zsunął z jej bioder

koronkowe majteczki. Kiedy przykrył dłonią najwrażliwsze miejsce

jej ciała, krzyknęła cicho. Jego zręczne palce pieściły ją, wnikały do

jej gorącego wnętrza. Jęcząc z pożądania, przylgnęła do niego i wpiła

się zachłannie w jego usta. Nie przerwali pocałunku nawet wtedy,

kiedy jej ciałem wstrząsnęły dreszcze spełnienia.

background image

Julia nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Do tej chwili

nie potrafiła sobie nawet wyobrazić, że mogłaby się oddać tak

wszechogarniającemu szaleństwu zmysłów. Nie podejrzewała się o

tyle namiętności, nie wiedziała, że jest zdolna odczuwać tak dzikie,

pierwotne pożądanie.

Teraz jednak nie była w stanie analizować swoich uczuć. Chciała

więcej. Chciała tego mężczyzny. Całego. Idąc za głosem pragnienia,

odnalazła palcami klamrę jego paska. Przez chwilę mocowała się na

oślep z zapięciem spodni, a kiedy jej się udało, jednym ruchem

uwolniła jego członek. Objęła go dłońmi, gładziła, rozkoszując się

jego gorącą twardością i satynową gładkością.

Travis przerwał pocałunek, powieki opadły mu na oczy, a oddech

stał się chrapliwy. Zdołał wyszeptać tylko jedno słowo – jej imię.

– Julio...

– Chcę, żebyś poczuł to co ja – szeptała gorączkowo, nie

przestając głaskać całej jego imponującej długości i delikatnie drażnić

palcami wrażliwego czubka.

Przez chwilę ciszę przerywały tylko ich przyspieszone oddechy.

Travis stał nieruchomy, jak odlany ze spiżu posąg greckiego boga.

Kiedy wreszcie otworzył oczy, zobaczyła w nich nieokiełznaną,

zwierzęcą żądzę. Jego dłonie zacisnęły się na jej talii.

– Obejmij mnie nogami – wydusił, unosząc ją z taką łatwością,

jakby nic nie ważyła.

Nie musiał nic więcej mówić. Rozumiała go bez słów, bo ich

pożądanie przemawiało teraz wspólnym, potężnym głosem. Oplotła

background image

jego biodra nogami, a on wsunął dłonie pod jej pośladki. W następnej

chwili jej ciało zawibrowało cudownym, ekstatycznym uczuciem,

kiedy wszedł w nią, wypełniając ją sobą, ofiarowując jej całą moc

swojego pożądania.

– Och, Travis... – Wygięła się, wypychając biodra z gorączkową

zachłannością, by przyjąć go w siebie jak najgłębiej.

Jęknął głucho, a potem zaczął się w niej poruszać, najpierw

powoli, a potem coraz gwałtowniej, kiedy dzika żądza brała w

posiadanie każdy jego nerw, każdą komórkę ciała.

Upojona jego siłą, zwarła uda na jego biodrach i podjęła rytm,

wychodząc mu naprzeciw, instynktownie odnajdując drogę ku

spełnieniu.

Kiedy wiedziała już, że zalewająca ją fala rozkoszy za chwilę

zerwie ostatnie tamy, otworzyła szeroko oczy. Chciała widzieć jego

twarz w chwili, gdy porwie ją wir ekstazy.

W jego ciemnych oczach płonął ogień.

– Nie wstrzymuj się – wyszeptał.

Posłuchała. Wczepiona w jego ramiona, wykrzyczała jego imię,

przywierając do niego najmocniej, jak potrafiła, podczas gdy przez jej

ciało przetoczyła się niewiarygodnie potężna fala spełnienia.

Kiedy jej prężne mięśnie zacisnęły się wokół niego, on również

pozwolił, by rozkosz zawładnęła jego ciałem. Z chrapliwym

okrzykiem zwycięstwa wytrysnął gorącym strumieniem w jej wnętrze.

Nawałnica przetoczyła się, ostatnie echa rozkosznych wyładowań

background image

umilkły. Travis i Julia, wciąż spleceni ze sobą, ciężko oparli się o

ścianę.

Oboje z trudem łapali oddech. Travis liczył na to, że ta chwila

zapomnienia pozwoli mu odzyskać trzeźwość umysłu, pomoże raz na

zawsze zneutralizować kłopotliwe, niespodziewane pożądanie, które

pojawiło się między nim a Julią w zupełnie niewłaściwym momencie.

Teraz jednak, kiedy z ledwością dochodził do siebie po ich

burzliwym zbliżeniu, a bezlitosna żądza znów zatapiała pazury w jego

trzewiach, zrozumiał, że się przeliczył. Pragnienie zamiast ustąpić,

spotęgowało się. Poddając się palącej potrzebie, przywarł ustami do

jej ust i wymruczał namiętnie wprost do jej ucha:

– To jeszcze nie koniec.

– O, nie – odpowiedziała z błyskiem w oczach. – To dopiero

początek.

Nie potrzebowali więcej słów, świadomi, że pragnienie tętni w ich

żyłach zgodnym rytmem. Nie wypuszczając Julii z ramion, Travis

podszedł do przepastnej, skórzanej sofy i ułożył ją na poduszkach.

Wyciągnęła do niego ręce.

– Chodź do mnie – szepnęła.– Weź mnie.

Nie musiała go dłużej zachęcać. Zatracił się w głębokiej zieleni

jej oczu, w gorącej miękkości jej ciała.

Następnego ranka Julia obudziła się z uczuciem cudownego

zaspokojenia. Otworzyła oczy i przeciągnęła się jak kotka. Wszystkie

mięśnie jej ciała z przyjemną satysfakcją dały znać, że pamiętają

intensywny wysiłek.

background image

Przez chwilę leżała jeszcze, wpatrzona w błękitne niebo za

oknem, rozkoszując się wspomnieniami minionej nocy. I pozwalając

sobie przez krótką chwilę wierzyć w to, że ich małżeństwo jest

prawdziwe. Że połączyło ich coś stokroć piękniejszego niż tylko

czysto fizyczna żądza.

Iluzja prysła w sekundę później.

– A niech to wszyscy diabli! – dobiegł ją wściekły, zduszony

okrzyk z sąsiedniego pomieszczenia.

Gwałtownie usiadła w ogromnym łóżku, a potem zerwała się na

równe nogi. Zupełnie naga, stała przez chwilę bez ruchu, powoli sobie

uświadamiając, że jest w sypialni Travisa i nie ma tu absolutnie nic, w

co mogłaby się ubrać.

Wreszcie, z braku lepszego pomysłu, podniosła skotłowane

prześcieradło i owinęła się w nie. W tym zaimprowizowanym stroju

wkroczyła do salonu, wciąż półprzytomna, potykając się o ciągnący

się po ziemi materiał.

Travis stał pośrodku salonu, w smudze złotego, porannego światła

wpadającego przez otwarte drzwi balkonowe. W dłoni trzymał gazetę,

którą musiał przed chwilą wziąć z ogromnej tacy przyniesionej przez

obsługę hotelu.

Przed nim na stoliku pysznił się wielki dzban wonnej, świeżej

kawy, szklanki świeżego soku z pomarańczy oraz cała piramida

jeszcze ciepłych drożdżówek. Travis jednak nie zwracał najmniejszej

uwagi na wszystkie te smakołyki. Wpatrywał się w zdjęcie na

background image

pierwszej stronie gazety, a jego twarz wyrażała ledwo hamowaną

furię.

– Travis?

Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią.

W jego oczach zobaczyła gniew i coś jeszcze, jakieś uczucie,

którego nie potrafiła nazwać.

– Popatrz – rzekł krótko, podając jej gazetę.

Tuż pod nagłówkiem najpopularniejszego lokalnego dziennika

wydawanego w języku angielskim wielkimi literami krzyczał tytuł:

„Igraszki Króla Win z nową królową". Pod spodem umieszczono

idealnie ostrą fotografię, która z taką dokładnością ukazywała taras

ich hotelowego apartamentu, jakby fotograf znajdował się na nim w

momencie robienia zdjęcia.

A Julia dobrze pamiętała, że oprócz nich nie było tam wtedy

nikogo. Fotkę strzelono bowiem w momencie, kiedy dosłownie rzucili

się na siebie, poddając się pchającemu ich ku sobie pożądaniu. Ona

odchylała głowę w tył w ekstazie, on zaś całował jej szyję, unosząc

dłonie ku jej obnażonym piersiom.

Powodowana zapewne chwalebną troską o poszanowanie litery

prawa, redakcja gazety zasłoniła ich oczy gustownymi, czarnymi

kreskami. Co do tego, kim są bohaterowie artykułu, nie było jednak

żadnych wątpliwości. Julię ogarnęła zgroza.

– To wszystko moja wina – powiedział Travis ponuro, nalewając

kawę do filiżanek. – Powinienem był uważać. Nie rozumiem, jak

mogłem do tego stopnia stracić głowę...

background image

Julia sięgnęła po filiżankę, jedną ręką podtrzymując prześcieradło.

Szkoda, że nie byli w nastroju, żeby się delektować śniadaniem, bo

kawa była naprawdę wyśmienita.

– Oboje straciliśmy głowę – stwierdziła stanowczo, siłą woli

nakazując sobie spokój. – Nie zadręczaj się, Travis, to bez sensu. Co

się stało, to się nie odstanie. Ważne, jak zachowamy się teraz. Czy jest

coś, co możesz zrobić? Pozwać ich albo...

– To nic nie da. – Travis potrząsnął głową z rezygnacją. – Jedyne,

co w ten sposób osiągniemy, to zwiększenie poczytności tego

szmatławca. – Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że zdjęcie nacieszy

oczy turystów, ale nie pojawi się w naszych krajowych gazetach. Ten

artykuł tutaj to nic. Oby tylko nie dostał się do brukowej prasy w

Kalifornii.

– Nie. Tylko nie to – wyszeptała Julia zdrętwiałymi wargami.

– Nie myśl o tym. Na razie mamy pilniejsze sprawy. Za pół

godziny spotykam się z Pukiem. Może się dowiedział, który sędzia

jest w stanie załatwić ekspresowy i bardzo dyskretny rozwód.

– Świetnie. – Podniesiona na duchu Julia dopiła duszkiem kawę i

ruszyła do swojej sypialni. – Za piętnaście minut będę gotowa.

– Nie ma takiej potrzeby – uciął zdecydowanie Travis. – Zostajesz

tutaj. Sam się wszystkim zajmę.

– Słucham? – Jej głos był podejrzanie spokojny. Jak cały ocean

zdumienia.

– Dobrze słyszałaś. – Szerokim gestem wskazał zabudowania

hotelowe widoczne za oknem apartamentu. – Możesz pójść na basen,

background image

poopalać się, skoczyć do kosmetyczki albo na zakupy. Ale nie

wychylaj nosa z hotelu.

Julia gapiła się na Travisa oczami wielkimi jak spodki. Czy on

naprawdę się spodziewał, że ona złoży rączki w małdrzyk, a buzię w

ciup i będzie grzecznie czekać, aż pan i władca załatwi ważne

sprawy? Miała odgrywać idiotkę, dla której największym życiowym

wyzwaniem jest osiągnięcie równomiernej opalenizny, skoro już

udało jej się upolować bogatego męża? Niedoczekanie.

– Opalanie? Manicure? Czy tak spędzały czas kobiety, które tu

przywoziłeś?

Musiał usłyszeć w jej głosie jakąś niebezpieczną nutę, bo

wyraźnie się zawahał, zanim odpowiedział:

– Owszem. I wszystkie były bardzo zadowolone z pobytu.

Wszystkie? Wszystkie?!

Travis z pewnością przywiózł co najmniej kilka tuzinów kobiet do

tego hotelu. Do tego apartamentu. I z każdą po kolei baraszkował w

tym wielkim łóżku... Nie, o tym akurat w ogóle nie chciała myśleć.

Zresztą, ona grała w innej lidze niż tamte kobiety. Nie była

kochanką Travisa, tylko jego żoną. Albo prawie. I nie pozwoli się

traktować jak pierwsza lepsza słodka idiotka mdlejąca ze szczęścia na

widok platynowej karty kredytowej.

– Nie przyjechałam tu wylegiwać się na leżaku ani kupować

ciuszki – powiedziała zdecydowanie. – Przecież mamy załatwić mój

rozwód!

– Tym się nie przejmuj. Wszystko mam pod kontrolą.

background image

– Chcesz powiedzieć, żebym nie zawracała sobie mojej ślicznej

główki sprawami, których i tak nie zrozumiem? – nie wytrzymała. –

Posłuchaj mnie uważnie, Travis. Jeśli chciałeś, żeby twoja

tymczasowa żona była cichą, uległą myszką, spełniającą bez

szemrania twoje rozkazy, wybrałeś niewłaściwą osobę. Ja mam

zwyczaj o swoje sprawy dbać sama.

– Niepotrzebnie wszystko komplikujesz – powiedział Travis z

rezygnacją.

– Już raz zaufałam facetowi w kwestii załatwienia rozwodu –

uśmiechnęła się niewesoło. – I sam zobacz, jak się to skończyło.

– Nie jestem taki jak Pierre.

– Na pewno nie. – Z całą godnością, na jaką ją było stać,

poprawiła zsuwające się z niej prześcieradło. – Ty jesteś Travis King,

człowiek, który uważa za naturalne, że kiedy krzyknie: „skakać",

wszyscy pytają tylko: „jak wysoko?". Ale jedną rzecz sobie

zapamiętaj: ja nie będę skakać na twoją komendę. I nie pozwolę się

usunąć poza nawias. Będę gotowa za piętnaście minut. Do sędziego

pojedziemy razem albo wcale.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

– Samochód już czeka. Szofer wie, że ma was zawieźć na

spotkanie z sędzią Hernandezem – poinformował Rico, posyłając

Travisowi rozbawione spojrzenie.

– Co cię tak cieszy? – Travis przyjrzał się uważnie kuzynowi.

background image

Na zalanym słońcem hotelowym patiu, wśród kolorowych,

egzotycznych kwiatów, Rico wyglądał jak anioł śmierci na wakacjach.

Miał smoliście czarne, długie do ramion włosy oraz oczy w

identycznym kolorze, i, choć był upalny poranek, nosił swoim

zwyczajem czarny garnitur.

– Cieszy mnie, że dałeś się zaobrączkować – błysnął zębami w

uśmiechu. – To doprawdy zabawne.

– A mnie cieszy, że mogę ci dostarczyć powodu do radości –

odciął się Travis, po czym spojrzał w stronę lobby, skąd nadchodziła

Julia.

Miała na sobie prostą, dopasowaną sukienkę koloru dojrzałych

moreli. Lekko rozkloszowany dół tańczył wokół jej kolan, kiedy szła.

Zagapił się na jej długie, smukłe nogi i drobne stopy obute w

eleganckie, kremowe pantofle na wysokim obcasie.

Wczoraj te długie, smukłe nogi oplatały go ciasno, a on mógł się

rozkoszować ich idealną, satynową gładkością. Samo wspomnienie

tamtych chwil sprawiło, że poczuł przypływ pożądania, nagły jak

ukłucie ostrogi. Niech to diabli.

– Niezła laska z tej twojej żony – zauważył Rico.

– Tak, chyba tak – przyznał Travis niechętnie.

– Chyba? Jak to chyba? – Kuzyn poklepał go po ramieniu. –

Człowieku, coś ci powiem. Jeżeli nie jesteś do niej przekonany, z

chęcią wybawię cię z kłopotu i sam się nią zajmę...

Na myśl o tym, że Rico mógłby się zalecać do Julii, Travis

poczuł, że budzi się w nim agresja.

background image

– Zostaw ją w spokoju – warknął.

– Jasne, stary. Mój błąd.– Wciąż się uśmiechając z rozbawieniem,

Rico uniósł ręce w ugodowym geście.

Travis powoli wypuścił powietrze z płuc, próbując się uspokoić.

Tłumaczył sobie, że to, co przed chwilą czuł, to wcale nie był atak

wściekłej zazdrości. Po prostu dobrze odgrywał rolę świeżo

upieczonego męża, to wszystko.

Nie udało mu się namówić Julii, żeby została w hotelu. Uparła się,

że pojedzie z nim do sędziego i sama wszystko załatwi, i obstawała

przy swoim, nie zważając ani na jego rozsądne argumenty, ani na

groźne miny. Travis musiał się poddać, ale kiedy jechali samochodem,

nagle przyszła mu do głowy zbawienna myśl.

Julia nie mówiła po hiszpańsku. Tylko dzięki temu mógł odzyskać

kontrolę nad sytuacją. Jeśli tak rozegra sprawę, że sędzia nie przejdzie

na angielski, który zapewne znał, Julia będzie zmuszona milczeć.

Kiedy weszli do gabinetu, Travis rozpoczął rozmowę po hiszpańsku.

Zgodnie z jego oczekiwaniami sędzia Hernandez odpowiedział mu w

tym samym języku.

Zdezorientowane spojrzenie Julii powiedziało mu, że, tak jak się

spodziewał, nie zna tego języka. I bardzo dobrze. Nie chciał, żeby

Julia wtrącała się do rozmowy. Uważał, że najlepiej będzie, jeśli

załatwi tę sprawę po swojemu.

Rico zapewnił go, że jeśli da do zrozumienia sędziemu, że jest

gotów przeznaczyć pewne sumy pieniędzy na określone cele, tamten z

background image

radością pójdzie mu na rękę. Travis dobrze wiedział, jak to działa. Jak

świat światem, bogactwo ułatwiało bardzo wiele.

– Powiedz mi, co powiedział sędzia – zażądała Julia, kiedy wyszli

z nowoczesnego gmachu na gwarną, zalaną słońcem ulicę w centrum

miasta.

Travis westchnął głęboko. Ta kobieta była naprawdę uparta.

– Sędzia Hernandez obiecał, że zajmie się naszą sprawą –

powiedział, ujmując ją za łokieć i prowadząc chodnikiem, tłocznym

od rozgadanych mieszkańców i turystów, którzy fotografowali

wszystko wokół siebie. – Pieniądze są w stanie otworzyć każde drzwi.

– Obiecałeś mu łapówkę?! – oburzyła się.

– Ależ skąd. – Posłał jej uspokajający uśmiech w nadziei, że

uniknie dalszych pytań. – Po prostu jeśli ma się pieniądze i wykaże

chęć współpracy, załatwiają twoją sprawę poza kolejnością.

– Aha. Wiesz, ile to potrwa?

– Nie. – Travis zrobił nagły unik, dzięki czemu nie zderzyli się z

obnośnym sprzedawcą kapeluszy typu sombrero. Handlarz miał ich na

głowie chyba z piętnaście, co wyraźnie ograniczało mu pole widzenia.

– Ale Rico mówi, że jakieś dwa tygodnie.

– Ile? Dwa tygodnie?

– Mniej więcej. Jakiś problem? – Nie puszczając jej ramienia,

wydłużył krok.

– Nie – zapewniła, coraz szybciej przebierając nogami, żeby

nadążyć za Travisem. – Po prostu nie spodziewałam się, że tak długo

background image

nas nie będzie. Myślałam, że chcesz jak najszybciej podpisać umowę

na dystrybucję z Thomasem Henrym.

– Słusznie myślałaś. – Fakt, że musiał odłożyć o dwa tygodnie tę

sprawę, nie podobał mu się ani trochę, ale nie było innego wyjścia.

Nie mógł zacząć negocjacji z dystrybutorem, dopóki status

prawny ich małżeństwa budził jakiekolwiek wątpliwości.

– Thomas Henry poczeka. Zresztą na pewno nie jest zdziwiony

moją nieobecnością. Skoro się ożeniłem, jestem w podróży poślubnej,

to dla niego oczywiste.

– Podróż poślubna... – Julia potknęła się na wyszczerbionej płycie

chodnika. Podtrzymał ją, otaczając silnym ramieniem jej talię. – To

czym się zajmiemy przez te dwa tygodnie? Masz jakiś pomysł?

Zatrzymał się, nie przestając obejmować jej w talii. Ludzie

przechodzili obok nich, ale dla niego w tym momencie, na tym

zatłoczonym chodniku, istniała tylko Julia.

„Niezła laska z tej twojej żony".

To była szczera prawda. Ciekawe, że do tej pory właściwie się

nad tym nie zastanawiał. Julia to była po prostu Julia. Kumpelka z

dzieciństwa. Ruda, piegowata i chuda jak patyk dziewczynka, z którą

się bawił. Miała tysiąc pomysłów na minutę, kipiała energią i choć

była babą, łaziła po drzewach nie gorzej niż on i jego bracia.

Dopiero ostatniej nocy spojrzał na nią inaczej. Przekonał się, że

nie jest już chuda jak patyk, choć jej zadziorny charakter nie zmienił

się ani na jotę. Teraz jednak widział w niej kobietę, a nie dziecko,

background image

którym kiedyś była. Popatrzył w jej śliczne, zielone oczy, a potem

przesunął wzrok niżej, na pełne, delikatne usta. I już wiedział.

– Czym się zajmiemy? – Posłał jej najbardziej zabójczy uśmiech

ze swojego arsenału. – Ależ to proste. Tym, co zwykle robią

małżonkowie w podróży poślubnej.

– Żartujesz? – wypaliła, odskakując krok w tył, i omal nie wpadła

na stragan z ciepłymi cynamonowymi bułeczkami. – A co z naszą

umową?

Zdecydowanie wziął ją za rękę i ruszył dalej, odprowadzany

gniewnym spojrzeniem sprzedawcy bułeczek.

Przyciągnął ją bliżej do siebie.

– Dlaczego nie mielibyśmy przyjemnie wykorzystać tych

przymusowych wakacji? Ostatniej nocy przekonaliśmy się przecież,

że, hm, jesteśmy nieźli w te klocki.

– W sumie racja... tylko że... – plątała się.

Zupełnie nie rozumiał, dlaczego nagle okazywała takie

zaniepokojenie.

– Jeśli to miał być wybuch entuzjazmu, to musisz jeszcze

poćwiczyć – powiedział z krzywym uśmiechem.

– Nie o to chodzi... – Zawahała się, a potem spojrzała mu prosto

w oczy, jakby podjęła trudną decyzję. – Travis, jest coś, o czym

musimy porozmawiać. Dzisiaj rano zdałam sobie sprawę, że... ale nie

zdążyłam ci powiedzieć, bo musieliśmy się spieszyć na spotkanie z

sędzią... Ale skoro poruszyłeś temat ostatniej nocy, możemy

porozmawiać o tym teraz.

background image

– O czym?

Westchnęła i niespokojnym ruchem odgarnęła z czoła grube,

kręcone pasmo miedzianych włosów. W jej ogromnych oczach czaił

się niepokój.

– Moglibyśmy pójść w jakieś... mniej zatłoczone miejsce?

– Oczywiście. Chodź. – Ruszył w stronę niewielkiego skwerku,

gdzie w cieniu drzew stały kamienne ławki.

Nie miał pojęcia, o co jej może chodzić, ale chciał, żeby jak

najszybciej wyrzuciła to z siebie. Nienawidził nierozwiązanych

problemów.

– Śmiało – powiedział zachęcająco, kiedy usiedli w

orzeźwiającym cieniu małego, ale gęsto rozgałęzionego drzewka. –

Co to za kłopot?

– Nie spodoba ci się to – zaczęła, a potem nabrała powietrza w

płuca jak przed skokiem na głęboką wodę i wypaliła: – Wczoraj w

nocy... nie zabezpieczyliśmy się.

Wszystkiego się mógł spodziewać, ale nie tego. Poczuł się tak,

jakby go znokautowała potężnym ciosem w żołądek.

– Jak to? Nie bierzesz pigułki? – wydusił, kiedy udało mu się

odzyskać oddech.

– Nie. Niby dlaczego miałabym brać?

– Nie wiem. – Miał wrażenie, że na szyi nieubłaganie zaciska mu

się pętla. – Byłem przekonany, że stosujesz antykoncepcję.

– Byłeś przekonany? – Wojowniczo uniosła podbródek. – Niby z

jakiej racji?

background image

Wstał i nerwowo przeszedł kilka kroków.

– Myślałem, że nie jesteś zainteresowana zajściem w ciążę –

odpalił, stając przed nią.

– Cóż, ty też chyba nie jesteś, a najwyraźniej zapomniałeś, do

czego służą prezerwatywy! – uniosła się.

Tego właśnie Travis nie był w stanie pojąć. Jak mógł się

zachować tak głupio, tak nieodpowiedzialnie? Przecież nigdy, ale to

nigdy nie zapominał o zabezpieczeniu.

Jeśli chodziło o kobiety, był zdania, że im więcej ostrożności, tym

lepiej. Wolałby raczej uprawiać seks od stóp do głów owinięty w

lateks, niż się dać złapać na dziecko obrotnej panience, której się

spodobało nie tylko jego ciało, ale także nazwisko i konto bankowe.

Co się stało ostatniej nocy? Dlaczego nie pomyślał o tym, żeby się

zabezpieczyć?

Chyba dlatego, że w ogóle nie myślał. Kiedy wyjeżdżali do

Meksyku, ciągle jeszcze był przekonany, że układ łączący go z Julią

wyklucza seks. Nie wziął pod uwagę, że wylądują razem w łóżku i nie

przygotował się na to. A potem... hormony oszalały, a on nie umiał i

chyba nie chciał ich powstrzymać.

– Wspaniale – warknął, wbijając ręce w kieszenie. – Moje

gratulacje.

– Będziesz się na mnie wyżywać? – W jej oczach błysnęła

bolesna uraza. – Wiesz, jak ja się teraz czuję?

background image

– Nie wiem. – Jego głos był zimny. – Ale to ciekawe pytanie.

Tryumfujesz? Ekscytuje cię wizja nieograniczonego dostępu do moich

kont bankowych?

– Co takiego? – spytała głucho.

– Nie udawaj naiwnej. – Cynizm był najlepszym sposobem, jaki

znał, żeby przegonić niepokój. – Nie jesteś pierwsza, która próbuje

zastawić na mnie pułapkę.

Jeśli liczył na to, że Julia się zmiesza lub zarumieni, rozczarował

się.

– Sekundkę – wysyczała z furią, zrywając się na równe nogi. – Ty

bałwanie, jak śmiesz insynuować, że zrobiłam to specjalnie?!

– A nie zrobiłaś? – Wolał się cofnąć o krok.

Każdy rozsądny człowiek, mając do czynienia z rozwścieczoną

kotką, odsuwa się poza zasięg jej pazurów.

– Wyobraź sobie, że nie – powiedziała bardzo cicho, ale w jej

głosie było więcej mocy, niż gdyby krzyczała. – Nie należę do hordy

kobiet, które ścigają Travisa Kinga, żeby go zawlec przed ołtarz.

Nigdy się za tobą nie uganiałam. To ty przyszedłeś do mnie. Ty

poprosiłeś mnie o rękę, pamiętasz?

Zapadła ciężka cisza. Julia zacisnęła zęby. Gdyby Travis był

łajdakiem, mógłby powiedzieć jeszcze wiele rzeczy, które by ją

zraniły. On jednak tylko potrząsnął głową, wyraźnie zakłopotany.

– Masz rację. To ja przyszedłem do ciebie. I ponoszę

odpowiedzialność za ostatnią noc w równym stopniu co ty.

background image

– Ojej – odetchnęła głęboko i leciutko się uśmiechnęła.– Cóż za

epokowa chwila.

Nie doczekawszy się odpowiedzi, podeszła do niego i wzięła go

za rękę.

– Niepotrzebnie się martwimy – powiedziała dziarsko. – To był

tylko raz...

– Cztery razy – poprawił ją ponurym tonem.

– Możliwe, ale to była tylko jedna noc – upierała się. – Szanse na

pewno są znikome...

– Cóż, tego się z pewnością dowiemy już wkrótce – mruknął,

biorąc ją za rękę i zdecydowanie ruszając przed siebie.

– Dokąd idziemy? – spytała, drobiąc na swoich wysokich

obcasach, żeby dotrzymać mu kroku.

– Do najbliższej apteki. Wykupimy wszystkie prezerwatywy,

jakie mają na składzie.

Tydzień później Julia nasunęła na nos ciemne okulary, zrobiła

kilka kroków po gorącym, złocistym piasku i zanurzyła stopy w

chłodnej wodzie oceanu. Wypatrywała Travisa, który szalał na desce

surfingowej. Jak zwykle rozpierała go energia.

Wspomnienie innych sposobów, w jakie wyładowywał tę energię,

sprawiło, że poczuła rozkoszne mrowienie wzdłuż kręgosłupa.

W ciągu ostatnich dni, a może raczej nocy, zdołali poważnie

naruszyć ogromny zapas prezerwatyw, w które Travis się zaopatrzył

w miejskiej aptece. Julia z łatwością dała się przekonać, że nie ma

sensu zachowywać seksualnej wstrzemięźliwości zgodnie z umową,

background image

skoro jej sygnatariusze, czyli ona i Travis, nie mają na to najmniejszej

ochoty.

Każdą noc spędzali więc w wielkim łożu w sypialni Travisa. Julia

zdawała sobie sprawę, że się pogrąża, angażując się coraz bardziej w

relację, która nie miała przecież przyszłości.

Ale nie potrafiła się wycofać. I mogła się założyć, że każda

kobieta na jej miejscu miałaby podobny problem. O ile nie byłaby

totalnie zimną rybą.

Travis oczarował ją, zabrał do swojego świata. Nie wiedziała, czy

kiedykolwiek zdoła odnaleźć drogę powrotną do dawnego życia.

Nagle wzdrygnęła się, kiedy dotarł do niej w pełni sens tego, o czym

przed chwilą myślała. Poczuła, że jakaś lodowata pięść zaciska się na

jej sercu.

Mimo wszystkich obietnic, jakie sobie złożyła, popełniła drugi raz

ten sam błąd. To małżeństwo oznaczało dla niej taką samą życiową

katastrofę jak pierwsze... albo nawet gorszą.

Jean – Claude był łajdakiem, jakich mało, ale przynajmniej

należał do tej samej grupy społecznej co ona. Po rozstaniu z nim

musiała co prawda leczyć złamane serce, ale poza tym nic się nie

zmieniło. A teraz... Świat, w którym żył Travis, oddalony był o lata

świetlne od jej świata.

Ona była córką kucharki, a on, na miły Bóg, dziedzicem fortuny

Kingów! A takie związki raczej nie miewały przed sobą świetlanej

przyszłości, oczywiście, jeśli nie liczyć historii Kopciuszka.

background image

Julia nie była tak głupia, żeby tego nie wiedzieć. A jednak mimo

świadomości, że zmierza ku nieuniknionej porażce i że naraża się na

cierpienie, powoli, nieodwołalnie zakochiwała się we własnym

mężu...

– Seńora King?

Julia odwróciła się gwałtownie i stanęła twarzą w twarz z młodym

mężczyzną w hotelowym uniformie, który na piasku wyglądał dość

absurdalnie.

– Telefon do pani.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się do przystojnego młodzieńca i

sięgnęła po telefon. Nie miała pojęcia, kto i po comoże do niej

dzwonić. – Halo?

– Julio O'Hara King – w słuchawce odezwała się jej matka tonem,

którego Julia nie słyszała od czasu, kiedy miała szesnaście lat i została

przyłapana przez rodzicielkę na wymykaniu się na wagary. – Możesz

mi łaskawie wyjaśnić, co robi skandaliczne zdjęcie twoje z Travisem

na pierwszej stronie brukowej gazety sprzedawanej w każdym kiosku

w naszym pięknym miasteczku?

O, Boże... stronie brukowej gazety sprzedawanej w każdym

kiosku w naszym pięknym miasteczku? O, Boże...

– Rozumiem, panie Henry. – Ze słuchawką przy uchu Travis

przechadzał się nerwowo po salonie. – Oczywiście, panie Henry –

mówił spokojnie, choć jego oczy ciskały błyskawice. – Moi prawnicy

już się tym zajmują. Może pan być spokojny.

background image

Julia siedziała zwinięta w kłębek na kanapie i tępym wzrokiem

patrzyła przed siebie. Nie dziwiła się, że Travis jest wściekły. Ona

sama od momentu, kiedy się dowiedziała, że amerykański tabloid

przedrukował tę nieszczęsną fotografię, marzyła tylko o tym, żeby

wpełznąć w mysią dziurę.

Jej matka widziała to zdjęcie. Jej znajomi, koledzy i sąsiedzi

także. Jak Stany długie i szerokie każdy obywatel mógł podziwiać jej

cycki na dużej, wyraźnej fotografii.

Z jękiem otoczyła się ramionami. Czy było jakieś wyjście z tej

sytuacji? Chyba tylko jedno: wyemigrować do Zimbabwe albo gdzieś

dalej i poczekać, aż wszyscy zapomną. Za jakieś dwadzieścia lat może

będzie mogła wrócić do domu...

Niestety nie mogli tak zrobić. Musieli wrócić i dlatego Travis już

od dłuższej chwili konferował przez telefon, usiłując udobruchać

Thomasa Henry'ego. Julia nie bardzo rozumiała, dlaczego dystrybutor

okazuje aż takie wzburzenie. Ostatecznie to nie jego fotografia

znalazła się na pierwszej stronie taniej gazety, tuż obok sensacyjnych

doniesień o lądowaniu ufoludków i narodzinach dwugłowych cieląt.

Travis wreszcie skończył rozmowę i cisnął telefon na najbliższy

fotel.

– Jasna cholera – rzucił przez zęby. – Nienawidzę nie panować

nad sytuacją.

– Witaj w prawdziwym świecie – szepnęła.

– Lubię mój własny świat, w którym ja ustalam reguły.

background image

Nie zdziwiła jej ta odpowiedź. Wiedziała, jak bardzo nienawidził

uczucia bezradności.

– Co miał do powiedzenia pan Henry? – spytała, żeby zmienić

temat.

– Pan Henry – Travis pomasował sobie kark gestem zdradzającym

zmęczenie – jest równie konserwatywny co ekscentryczny. Nie pytaj

mnie, jak to możliwe. On po prostu taki jest.

– Rozumiem – powiedziała ostrożnie. – Konserwatywny

ekscentryk.

– Zadzwonił do mnie, żeby mi oznajmić, że nie widzi możliwości

współpracy z bohaterem ogólnokrajowego skandalu. Wyładował

swoje oburzenie, a potem ni stąd, ni zowąd przyznał, że skoro to jest

nasza podróż poślubna, mieliśmy święte prawo ulec porywom serca i

że w jego mniemaniu nie ponosimy winy za to, co się stało.

Travis umilkł na chwilę.

– Ten facet jest nieprzewidywalny. Gdyby tylko dało się szybciej

załatwić ten twój nieszczęsny rozwód, zaraz pojechałbym podpisać z

nim umowę na dystrybucję. Zanim wymyśli kolejny powód, żeby mi

odmówić.

Z desperacją przeczesał włosy palcami. Zmarszczył brwi i

zacisnął szczęki, jakby wierzył, że jeśli odpowiednio mocno się

skoncentruje, znajdzie jakieś cudowne wyjście z sytuacji. Na razie

jednak nie mógł nic zrobić. Musiał czekać.

Julia pomyślała, że ta świadomość musi go doprowadzać do

szaleństwa. Wpatrzona w zdradzającą napięcie linię jego ramion

background image

powoli wstała, podeszła do niego i mocno objęła, opierając czoło na

jego piersi.

Travis znieruchomiał.

– Co ty robisz?

Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy z trochę zmęczonym

uśmiechem.

– Chcesz się przytulić? Bo ja na przykład bardzo chcę.

– Dobry pomysł. – Z westchnieniem otoczył ją ramionami, a

potem zaczął delikatnie masować jej plecy. – Nie martw się, Julio,

wszystkim się zajmę.

– Wiem – szepnęła, wtulając się w jego mocne, męskie ciało. –

Wiem, że ze wszystkim sobie poradzisz.

Nie powinna się tak cieszyć jego bliskością. Nie powinna

przyzwyczajać się do myśli, że ona i Travis stanowią zgrany zespół,

że są gotowi się wspierać i mogą na sobie polegać w każdej sytuacji.

Może i byli zespołem, ale tylko tymczasowym. Kiedy ten mecz się

skończy, Travis bez wahania odeśle ją na ławkę rezerwowych i po

prostu o niej zapomni.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Cztery dni później Julia uzyskała rozwód. Jeszcze tego samego

popołudnia, w zaciszu gabinetu sędziego Hernandeza odbyła się

krótka, dyskretna ceremonia ślubna.

Kiedy wszystkie dokumenty zostały podpisane, Travis odetchnął z

ulgą. Znów był w siodle, znów dzierżył stery swojego życia. Teraz,

background image

kiedy nikt nie mógł już podważyć układu, który zawarł z Julią, chciał

jak najszybciej wrócić do domu, żeby się zająć sprawami winnicy.

Na tylnym siedzeniu limuzyny wiozącej ich z powrotem do

hotelu, Travis spod oka przyglądał się swojej nowo poślubionej,

tymczasowej żonie. Była diabelnie atrakcyjna.

Na ceremonię ubrała się w skromny kostium koloru kości

słoniowej. Rdzawy top idealnie współgrał z barwą jej włosów, które

uczesała w gładki kok, a naszyjnik z pereł podkreślał jej jasnozłotą

opaleniznę.

Musiał przyznać, że układało im się ze sobą zaskakująco dobrze.

Kto by pomyślał, że jego koleżanka z dzieciństwa okaże się idealną

kochanką? Nigdy jeszcze nie spotkał kobiety, która łączyłaby w sobie

tyle spontanicznej, śmiałej naturalności i czułego oddania.

Prawda była taka, że Julia zupełnie zawróciła mu w głowie. Był

nią zafascynowany. Nie planował tego, ale skoro taka była

rzeczywistość... póki trwało ich małżeństwo, miał zamiar się nią po

prostu cieszyć.

Istniała jednak druga strona medalu. Rzucając ukradkowe

spojrzenia na uroczy profil Julii, Travis nie mógł przestać zadawać

sobie pytania, czy jest ona rzeczywiście osobą, za którą się podaje. A

może pod maską szczerości i otwartości skrywa zupełnie inną

tożsamość – oszustki i naciągaczki?

Odkąd pojął ją za żonę, wydarzyło się po prostu trochę zbyt dużo

podejrzanych rzeczy, żeby mógł to uznać za przypadek. Najpierw

wizyta Jeana – Claude'a na ich weselu. Potem uchwycona przez

background image

fotografa chwila zapomnienia na tarasie hotelu... i wreszcie ta noc,

kiedy oszaleli z namiętności do tego stopnia, że zapomnieli o

zabezpieczeniu.

Czy miała swój udział w tych wydarzeniach? Chyba nie. Dobrze

pamiętał jej przerażenie i wściekłość, kiedy zobaczyła Jeana –

Claude'a na ich weselu, jej bladość i drżenie warg na myśl o

możliwych konsekwencjach nieostrożnego seksu i rumieniec wstydu,

kiedy odkryła swoje roznegliżowane zdjęcie w gazecie.

Ale z drugiej strony...

Musiał przyznać, że w sumie, pomimo wszystkiego, co się działo,

zachowywała godny podziwu spokój. Jej opanowanie i pogoda ducha

były dla niego cennym wsparciem w chwilach, kiedy myślał, że

bezradność doprowadzi go do szaleństwa.

Jednak... czy jej zachowanie było efektem zrównoważonego,

spokojnego charakteru, czy może raczej... faktu, że ona sama

prowokowała te wydarzenia, umiejętnie pociągając za sznurki? Czy

stał się jej ofiarą, pionkiem w makiawelicznej grze, której celu nie

potrafił zrozumieć?

Bardzo chciał móc jej zaufać, a swoje podejrzenia uznać za objaw

paranoi i zapomnieć o nich raz na zawsze. Musiał jednak być

ostrożny. Obdarzenie zaufaniem niewłaściwej osoby mogło dużo

kosztować nie tylko jego, ale i całą jego rodzinę.

– Coś się stało – pełen napięcia głos Julii wyrwał go z zamyślenia.

Wyjrzał przez okno samochodu, który właśnie się zatrzymał przed

głównym wejściem Castello del King. Rico szybkim krokiem szedł w

background image

ich stronę, a na jego zwykle uśmiechniętej twarzy malował się

niepokój i wściekłość.

Travis wysiadł bez słowa i ruszył kuzynowi na spotkanie. Julia

miała rację – musiało się stać coś złego. Im prędzej się dowie co, tym

lepiej.

– Dzwonią dziennikarze – rzekł Rico bez wstępów, prowadząc

kuzyna i jego żonę na mniej uczęszczane patio.

– Jasna cholera – mruknął Travis, odruchowo obejmując

ramieniem Julię. – Co tym razem?

– Pięć minut temu zadzwonił sędzia Hernandez. Dosłownie

sekundę po tym, jak wyszliście z jego gabinetu, przyłapał swojego

sekretarza na rozmowie z dziennikarzami. Niestety ptaszek zdążył już

wszystko wyśpiewać o rozwodzie Julii i waszym powtórnym, cichym

ślubie. – Czarne oczy Rica płonęły oburzeniem.

– Co?! – Błogie uczucie ulgi, które spłynęło na Julię w momencie,

kiedy podpisała papiery rozwodowe, prysło jak bańka mydlana.

Zamiast niego pojawił się nerwowy, bolesny skurcz żołądka.

– Co dokładnie przeciekło do prasy? – Travis zacisnął zęby. Miał

ochotę zagryźć urzędnika, który wpadł na genialny pomysł, by się

zabawić – i zapewne dobrze zarobić – ich kosztem.

– Wszystko – powiedział Rico ponuro. – Sekretarz musiał

nawiązać kontakt z pismakami już wcześniej. Znają całą historię.

– Jak tylko dorwę tego gnoja... – warknął Travis.

background image

– Nie sądzę, żeby ci się to udało. Hernandez zwolnił go z pracy ze

skutkiem natychmiastowym. Facet pewnie zaszył się gdzieś i liczy

forsę. Jeśli dobrze to rozegrał, jest ustawiony na wiele lat.

Travis zwalczył chęć zdemolowania pierwszego przedmiotu, jaki

pojawi się na jego drodze.

– Więc to tyle, jeśli chodzi o dyskretne załatwienie naszych

spraw.

– Niestety. – Rico rozłożył ręce. – Strasznie mi przykro, kuzynie.

Julia nie odezwała się ani słowem. Porażona, patrzyła to na

Travisa, to na Rica. Nie była w stanie uwierzyć, że to wszystko dzieje

się naprawdę. Jeszcze tak niedawno była normalną, zupełnie

anonimową dziewczyną z małego miasteczka.

A teraz, tylko dlatego, że wyszła za mąż za znanego i bogatego

człowieka, stała się zwierzyną łowną. Kiedy wystawiono na widok

publiczny jej ciało, poczuła się boleśnie zraniona. Dzisiaj stało się coś

znacznie gorszego. Kupcząc sekretami jej życia osobistego, zraniono

ją o wiele dotkliwiej.

Może Travis był bardziej przyzwyczajony do wścibstwa brukowej

prasy, ale w tej chwili wyglądał na poważnie rozwścieczonego. Czy w

zaistniałej sytuacji umowa, którą zawarli, miała jeszcze dla niego

jakąkolwiek wartość?

Czy może zechce jak najszybciej ją rozwiązać, bo, jakkolwiek

patrzeć, małżeństwo z nią przyniosło mu na razie o wiele więcej

szkody niż pożytku?

background image

Julia miała nadzieję, że Travis tego nie zrobi. Gdyby ją zostawił,

musiałaby się sama zmierzyć z rozszalałymi mediami, a nic chyba nie

przerażało jej bardziej.

– Travis? – odezwała się, z trudem wydobywając głos z

zaciśniętego gardła.– Co z nami będzie?

– Jak to co? – Nie patrzył na nią, a w jego głosie kipiał gniew. –

Wracamy do domu.

– Razem? – odważyła się zapytać.

– Oczywiście, że razem. – Uśmiechnął się do niej samymi

wargami. – Jesteśmy przecież małżeństwem, prawda?

– Prawda – zmusiła się, żeby odpowiedzieć sztucznym

uśmiechem na jego uśmiech.

A więc nie zamierzał się wycofać, przynajmniej na razie. Ta

świadomość przyniosła ulgę, ale Julia nie potrafiła się nią cieszyć.

Czuła, jak między nimi otwiera się przepaść, której żadne z nich nie

zdoła już chyba nigdy przekroczyć.

Tydzień później Travis siedział przy wielkim biurku w swoim

gabinecie z telefonem przy uchu i ze spokojną rezygnacją męczennika

słuchał upiornej muzyczki, którą skomponowano chyba specjalnie w

taki sposób, żeby doprowadzać do szaleństwa nieszczęśników

czekających na połączenie.

Marzył o tym, żeby odłożyć słuchawkę, ale nie mógł sobie na to

pozwolić. Musiał się wreszcie rozmówić z Thomasem Henrym, który

od szeregu dni nie odpowiadał na jego telefony.

background image

Tym razem Travis postanowił nie dać się zbyć. Opadł na oparcie

fotela i dla odprężenia powiódł wzrokiem po ścianach gabinetu

ozdobionych wielkimi, artystycznymi fotografiami przedstawiającymi

winnicę o różnych porach roku.

– Przykro mi, panie King – muzyczka ucichła i w słuchawce

rozległ się bezosobowy głos sekretarki Thomasa Henry'ego – ale pan

Henry nadal jest zajęty. Jeśli nie chce pan dłużej czekać, proszę

zostawić wiadomość. Pan Henry oddzwoni do pana, kiedy znajdzie

czas.

Akurat. Travis dobrze wiedział, że dystrybutor nie oddzwoni, bo

unika z nim kontaktu, okazując w ten sposób zgorszenie rewelacjami,

jakie mógł o nim przeczytać w prasie. Cóż za ironia losu.

Małżeństwo miało zwiększyć szanse Travisa na podpisanie

umowy z Thomasem Henrym, a tymczasem, od chwili gdy w rytm

marsza weselnego przeszedł z Julią po białym, ukwieconym dywanie,

szanse te malały w zastraszającym tempie.

Mimo to nie zamierzał pozwolić, by Thomas Henry go zbywał.

Był zdecydowany wisieć na telefonie tak długo, jak będzie trzeba,

nawet jeśli przeklęta słuchawka miałaby mu przyrosnąć do ucha.

Dystrybutor będzie musiał z nim porozmawiać, czy tego chce, czy nie.

– Dziękuję pani – w jego głosie nie było nic prócz chłodnej,

oficjalnej uprzejmości – ale wolałbym zaczekać przy telefonie.

– Jak pan sobie życzy.

Upiorna muzyczka rozbrzmiała znowu i Travis został sam ze

swoimi myślami. Ostatni tydzień nie należał do przyjemnych. Już sam

background image

powrót do Kalifornii nie był łatwy. Kiedy tylko prywatny odrzutowiec

Kingów dotknął płyty lotniska, pojawiła się sfora reporterów,

pstrykając zdjęcia i nachalnie domagając się komentarzy.

On i Julia stali się atrakcją pierwszych stron gazet. Zdecydowanie

odmawiali wszelkich wypowiedzi, nie przeszkadzało to jednak

plotkarskim pismom zamieszczać obszerne artykuły. Zwłaszcza że

Jean – Claude Doucette, wzgardzony i porzucony pierwszy mąż pani

King, udzielał szczegółowych wywiadów każdemu, kto był gotów mu

za to zapłacić.

Julia starała się zachować spokój, ale Travis widział, jak kuli się

w sobie za każdym razem, kiedy dzwoni telefon. Miał wtedy ochotę

wziąć ją w ramiona, kołysać i pocieszać, i znaleźć w jej gorących

objęciach rozkoszne zapomnienie. Jednak dopóki żywił choć cień

podejrzenia, że ona może mieć jakiś udział w tych wszystkich

wydarzeniach, nie mógł tego zrobić.

Rozmowa z braćmi, którą odbył poprzedniego wieczoru, w

niczym mu nie pomogła.

– Udało wam się wygrzebać z przeszłości Doucette'a coś, dzięki

czemu moglibyśmy wyeliminować go z gry? – chciał wiedzieć Travis.

– Niestety. – Adam rozłożył ręce. – Jak na razie nie znaleźliśmy

żadnego dowodu na to, że już wcześniej zajmował się szantażem.

– Cóż za strata dla ludzkości – skomentował Jackson. – Jeśli tego

nie robił, marnował wielki talent.

– Coś musi być – upierał się Travis. – Trzeba szukać dalej.

background image

– A co Julia ma do powiedzenia w tej sprawie? – spytał Adam

łagodnie.

– Jak myślisz, co może mieć do powiedzenia? Jest zażenowana

wściekła, tak jak ja.

– Na pewno? – drążył Jackson.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Travis poczuł, że wzbiera w

nim złość. To uczucie ostatnio właściwie go nie opuszczało.

– Nie zrozum mnie źle – powiedział młodszy brat uspokajająco. –

Bardzo lubię Julię, ale... odkąd się z nią ożeniłeś, katastrofa goni

katastrofę.

– Słuszna uwaga – wtrącił Adam.

– Ty też zaczynasz?!

– Travis, spytam wprost. – Najstarszy z braci Kingów nie dał się

wytrącić z równowagi. – Czy jesteś zupełnie pewien, że Julia nic

przed tobą nie ukrywa?

Nie był tego pewien. I ta niepewność doprowadzała go do

szaleństwa. Jednak na myśl, że jego bracia mieliby oceniać postawę

Julii i decydować, czy jest podejrzana, czy też nie, poczuł wewnętrzny

sprzeciw. To było jego małżeństwo i jego sprawa.

– Jestem pewien. Julia jest niewinna – powiedział z

przekonaniem.

Adam przez długą chwilę patrzył mu w oczy bez słowa, po czym

skinął głową.

– To nam wystarczy. Będziemy nadal szukać jakiegoś haka na

Doucette'a. A wy z Julią postarajcie się już więcej nie rozrabiać. Ten

background image

cały medialny cyrk bardzo denerwuje Ginę, a w jej stanie to

niewskazane.

Travis nie mógł się nie uśmiechnąć na myśl o bracie. Adam

naprawdę miał świra na punkcie żony.

Okropna muzyczka w telefonie grała i grała. Travis zacisnął dłoń

na aparacie. Może jego pomysł z zaaranżowanym małżeństwem

okazał się totalną porażką, ale to nie znaczyło, że miał się poddać.

Thomas Henry będzie musiał przynajmniej go wysłuchać.

– Witam, panie King – muzyczka nagle umilkła, i w słuchawce

odezwał się szorstki głos dystrybutora. – Czym mogę służyć?

– Dzień dobry – poprawił się w fotelu, skupiony, zdecydowany

rozegrać tę partię najlepiej jak mógł, mimo naprawdę kiepskich kart. –

Próbuję się z panem skontaktować już od tygodnia.

– Byłem zajęty – rzucił tamten niedbale.

– Ja również – podchwycił Travis. – Przez cały tydzień użerałem

się z prawnikami. Doprawdy, nie tak sobie wyobrażałem mój miesiąc

miodowy.

– Wiem – ożywił się Henry. – Czytałem o pańskich problemach w

prasie.

– Rozumiem. Zapewniam jednak, że to, co piszą gazety, nie jest

prawdą.

– Nie? – tamten nie krył zainteresowania. – Chce pan powiedzieć,

że pańska żona nie miała ślubu z tym... jak mu tam.... Doucette'em?

– Niestety miała.

background image

– Cóż, jeśli Doucette był jej prawowitym małżonkiem, sama się

prosiła o ten skandal. Ma teraz dokładnie to, na co zasłużyła –

powiedział Thomas Henry autorytatywnie. – A pan jest sam sobie

winien...

Travis poczuł, że ma dość.

– Doucette jest naciągaczem, który żeruje na naiwności ludzi.

Podle oszukał moją żonę – zdecydowanie przerwał tamtemu, nie

próbując nawet ukryć gniewu.

Zależało mu na dystrybucji wina, ale nie aż tak, żeby spokojnie

słuchać, jak Thomas Henry obraża Julię.

– Ona niczemu nie jest winna. Prosiłbym, żeby się pan liczył ze

słowami.

Thomas Henry aż sapnął z oburzenia.

– Słuchaj pan...

– Nie, to pan posłucha. Zależy mi na współpracy z panem, ale

przeżyję, jeśli pan z niej zrezygnuje – palnął Travis.

Wiedział, że znalezienie innego, choć w połowie tak dobrego

dystrybutora będzie bardzo trudne, ale nie zamierzał się podlizywać

Henry'emu. Travis King nie płaszczył się nigdy przed nikim, nawet

jeśli mógłby w ten sposób wiele zyskać. Jego zdaniem cel nie

uświęcał środków.

– Czy pan aby nie zapomniał, z kim pan rozmawia? – wybuchnął

jego rozmówca.

background image

– Mógłbym zadać panu to samo pytanie, Henry. – Travis wstał

zza biurka i podszedł do okna, za którym rozciągała się jego ukochana

winnica.

Jej widok jak zwykle napełnił go spokojną pewnością, że zmierza

we właściwym kierunku.

– Nie jestem żółtodziobem stawiającym pierwsze kroki w branży.

Mam jedną z najlepszych winnic w Kalifornii, a specjalista tej rangi

co pan na pewno zdaje sobie sprawę z moich możliwości. Wina

Kingów z roku na rok przynoszą większe dochody.

Jeśli zechce pan pośredniczyć w sprzedaży moich win,

osiągniemy wspólny sukces i obaj niemało na tym zyskamy... ale

jeżeli powie pan jeszcze choć jedno słowo, które uznam za obraźliwe

w stosunku do mojej żony, odłożę słuchawkę i zacznę szukać innego

dystrybutora.

Kiedy przebrzmiały słowa Travisa, w słuchawce zaległa grobowa

cisza. A więc jednak przeszarżował. Gdzie on, do cholery, znajdzie

teraz dobrego dystrybutora?

– Ma pan słuszność – odezwał się Thomas Henry, kiedy Travis

stracił już wszelką nadzieję. – Szanuję ludzi, którzy honor rodziny

stawiają na pierwszym miejscu. Z prawdziwą przyjemnością podpiszę

z panem umowę. Zapraszam do mojego biura w przyszłym tygodniu

w celu omówienia szczegółów.

A więc sukces! Travis odłożył słuchawkę i w pierwszym odruchu

chciał pobiec do Julii, żeby się z nią podzielić tą radosną nowiną.

background image

Potem jednak zmienił zdanie. Ostatecznie nie byli przecież

prawdziwym małżeństwem.

Piętro wyżej Julia dokładnie zamknęła za sobą drzwi sypialni,

oparła się o nie i odetchnęła głęboko, zbierając odwagę. Pokój zalany

był słońcem. Za wielkim oknem jak okiem sięgnąć rozciągały się

rzędy równo przyciętych krzewów winorośli, a niebo nad spokojnym

horyzontem było nieprawdopodobnie wprost błękitne.

Julia westchnęła z zachwytem. Nie mogła sobie jednak pozwolić

na kontemplowanie piękna krajobrazu. Przyszła tu w zupełnie innym

celu. Musiała wykorzystać moment, kiedy Travis, zajęty w swoim

gabinecie, na pewno jej nie przeszkodzi...

Wyjęła z torebki swój telefon komórkowy i wybrała numer, który

przez ostatnie lata tak bardzo chciała zapomnieć.

– Allo? – odezwał się w słuchawce znienawidzony głos.

– Witaj, Jean – Claude – powiedziała z determinacją. – Musimy

porozmawiać.

ROZDZIAŁ ÓSMY

To chyba jednak nie był dobry pomysł, pomyślała Julia,

obejmując zziębniętymi dłońmi styropianowy kubek z kawą. Szarpana

podmuchami lodowatego wiatru podeszła do odrapanej barierki

punktu widokowego i z wysokiego klifu spojrzała na ocean.

W to pochmurne, wietrzne popołudnie mały parking przy

prowadzącej wzdłuż wybrzeża autostradzie był pusty. Julia właśnie na

background image

to liczyła – że jej spotkanie z Jeanem – Claude’em odbędzie się bez

świadków.

Nie chciała, by ktokolwiek dowiedział się o tym, że postanowiła

działać na własną rękę. Wolała sobie nawet nie wyobrażać, jak

zareagowałby Travis, gdyby odkrył, że umówiła się z Jeanem –

Claude'em.

Im bardziej zbliżała się godzina wyznaczonego spotkania, tym

większe ogarniały ją wątpliwości. To chyba naprawdę nie był dobry

pomysł. Ktoś tak uparty, ograniczony i podły jak jej były mąż, nie

posłucha przecież żadnych argumentów. Jej prośby ani groźby na nic

się nie zdadzą. Jean – Claude prawdopodobnie tylko zaśmieje jej się

w twarz.

Musiała jednak spróbować się z nim rozmówić, nawet jeśli szanse

na to, że go przekona do zmiany zachowania były minimalne. Nie

mogła dłużej siedzieć bezczynnie chowając się za plecami Travisa,

jakby się bała wypić piwo, którego sama przecież nawarzyła.

Doucette był kiedyś jej mężem. Gdyby nie to, że w swojej

głupocie za niego wyszła, nigdy nie pojawiłby się w życiu Travisa.

Julia była dorosłą kobietą i miała zwyczaj sama rozwiązywać swoje

problemy. Musiała zrobić coś, cokolwiek, żeby spróbować

powstrzymać Jeana – Claude'a.

Jej rozważania przerwał dźwięk wtaczającego się na parking

samochodu. Nowiutki, sportowy wóz zatrzymał się obok jej auta. Julia

mimowolnie zesztywniała, kiedy rozpoznała jego kierowcę po

grzywie blond włosów godnej samego Adonisa.

background image

Jean – Claude Doucette powoli wysiadł z samochodu i ruszył ku

niej niespiesznym krokiem człowieka całkowicie zblazowanego.

– Nowy samochód? – rzuciła zamiast powitania.

Nowy, i do tego kosztowny, pomyślała, patrząc na lśniący bolid.

Oto, na co poszły pieniądze z szantażu. Wybór Jeana – Claude’a nie

zdziwił jej ani trochę. Facet zawsze uwielbiał zwracać na siebie

uwagę. Kiedy byli razem, z upodobaniem opowiadał, że jego

cioteczny pradziadek pochodził z francuskiej arystokracji.

Jeśli tak, Julia była pewna że utytułowany protoplasta przewraca

się w grobie, patrząc na wyczyny prawnuka. Obecnie Jean – Claude

rozkoszował się zainteresowaniem mediów. Fakt, że wywiady z nim

pojawiały się wyłącznie w plotkarskich pismach z najniższej półki,

zupełnie mu nie przeszkadzał.

Każdemu, kto tylko chciał, opowiadał, jakim był oddanym mężem

i jak został porzucony przez łowczynię fortun, kiedy ta znalazła sobie

bogatszą ofiarę.

W odpowiedzi na jej pytanie Jean – Claude pogłaskał czule

idealnie wypolerowaną karoserię.

– Niezła zabawka, prawda? – odezwał się, posyłając jej uśmiech,

który kiedyś musiała uważać za zmysłowy. Dobry Boże, jak mogła

być taką idiotką?

– Julio, moja drrroga, jakże się cieszę, że cię widzę – zapiał

Francuzik, podchodząc do niej blisko, o wiele bliżej, niżby sobie tego

życzyła.

background image

Nie cofnęła się jednak. Jeśli chciała, żeby potraktował poważnie

to, co miała do powiedzenia, nie mogła okazać niepewności.

– Posłuchaj, Jean – Claude...

– Jakież to romantyczne, nie uważasz? – wpadł jej w słowo. –

Tylko my dwoje... nad brzegiem wzburzonego oceanu.

Nie uznała za stosowne skomentować tej uwagi. W milczeniu

patrzyła, jak wiatr rozwiewa jego blond grzywę, ujawniając duże, łyse

zakola. Ich widok sprawił jej bardzo przyziemną satysfakcję.

Najwyraźniej bycie dupkiem jednak szkodziło zdrowiu.

– Cóż – podjął Jean – Claude, wzruszając ramionami. – Nie

chcesz wykorzystać naszej tajemnej schadzki, żeby się trochę

zabawić? Twoja strata, ale wobec tego nie rozumiem, po co w ogóle

chciałaś mnie widzieć?

– Zabawić się? – powtórzyła zaskoczona. – Zwariowałeś?

– Nie bądź taka nieśmiała, kochanie. Musisz przecież pamiętać,

co nas kiedyś łączyło.

Oczywiście, że pamiętała. Chętnie poddałaby się lobotomii,

gdyby miała pewność, że pozwoli jej to zapomnieć o przeszłości.

Jednak teraz, kiedy porównała łóżkowe wyczyny Jeana – Claude'a z

tym, co dane jej było przeżyć z Travisem, nieoczekiwanie dla samej

siebie parsknęła śmiechem.

Doucette musiał właściwie zinterpretować jej reakcję, bo

zrezygnował z uwodzicielskiego tonu.

– Czego ode mnie chcesz? – spytał obcesowo.

background image

– Chcę, żebyś się odczepił ode mnie i od Travisa – powiedziała

spokojnie, patrząc mu prosto w oczy.

– Co takiego? – Francuzik zaśmiał się nieprzyjemnie. – A niby

dlaczego miałbym to zrobić?

– Nie uważasz, że już dość nam zaszkodziłeś? Jak długo jeszcze

chcesz nas oczerniać w prasie? Nie masz wrażenia, że to się robi

nudne?

– Moja droga Julio, dziękuję za troskę, ale zapewniam cię, że

bynajmniej się nie nudzę. I nie mam zamiaru dobrowolnie

zrezygnować z tej zabawy. Aż takim altruistą nie jestem.

Nie mogła pokazać, że wyraźna kpina w jego głosie robi na niej

jakiekolwiek wrażenie. Wiedziała, że Doucette syci się ludzkim

strachem i niepewnością jak wampir świeżą krwią.

– Jean – Claude, niszczysz życie człowiekowi, który w żaden

sposób na to nie zasłużył – powiedziała spokojnie. – Nie pozwolę ci

na to.

– Co ja słyszę? – zadrwił. – A w jaki sposób, jeśli można

wiedzieć, zamierzasz mnie powstrzymać?

– Pójdę na policję – wyjaśniła rzeczowo. – Travis nie zrobił tego,

bo sam chce się z tobą policzyć. Ale ja nie mam takich ambicji. Złożę

doniesienie o przestępstwie. Zostaniesz aresztowany za szantaż.

Zobaczysz, doczekasz się, że cię wsadzą za kraty albo deportują.

– Chciałabyś, prawda, kochanie? – uśmiechnął się zimno. – Ale

nie możesz pójść na policję i dobrze o tym wiesz. Nie masz żadnych

dowodów.

background image

– Mogę je zdobyć. Nie zmuszaj mnie do tego.

– Ojej, już się boję. – Jean – Claude błyskawicznym ruchem

przygarnął Julię do siebie i wycisnął zimnego, mokrego całusa na jej

ustach.

Odskoczyła, wycierając wargi wierzchem dłoni. Dławiło ją

obrzydzenie i wściekłość.

– Nie zbliżaj się do mnie – syknęła. – I zostaw nas w spokoju, bo

przysięgam ci, że skończysz w więzieniu.

– Grozisz mi? – Doucette zmarszczył brwi. – Gazety na pewno

zainteresuje fakt, że wielmożny Travis King posuwa się do gróźb

zastraszania, żeby zamknąć usta nieszczęsnemu byłemu mężowi

swojej żony.

– Zostaw Travisa w spokoju, dobrze? On nie ma z tym nic

wspólnego. Zastanów się lepiej nad sobą. Szantaż jest przestępstwem

podlegającym karze – powiedziała ostro, choć czuła, że opuszcza ją

odwaga.

Cholerny Jean – Claude w ogóle nie wyglądał na przestraszonego.

Miała wrażenie, że ta sytuacja go bawi.

– Skoro tyle wiesz o przestępstwach – Francuzik uśmiechnął się

złośliwie – to na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, ile lat można

dostać za bigamię. Jesteś pewna, że chcesz się spotkać ze mną w

sądzie?

Julia miała ochotę go udusić, lecz niestety to też było

przestępstwem. Tak jak mogła się spodziewać, rozmowa z

Doucette'em kompletnie nic nie dała. Nie powinna była w ogóle się z

background image

nim umawiać. Bez słowa ruszyła do samochodu. Nie było sensu

przedłużać tej farsy.

Kiedy wsiadała, dobiegł ją jeszcze pełen satysfakcji głos jej

byłego męża:

– Do zobaczenia niebawem, moja słodka. Odjeżdżając, w lusterku

zobaczyła, że Jean – Claude rozmawia przez telefon komórkowy. To

nie mógł być dobry znak.

Travis zaparkował swój terenowy samochód przy Main Street w

Birkfield, swoim rodzinnym miasteczku, wyskoczył na chodnik i z

łomotem zatrzasnął drzwi. Musiał znaleźć Julię. Pół godziny temu

zadzwoniła do niego właścicielka agencji nieruchomości z informacją,

że jego żona przymierza się do zakupu pewnej posesji w miasteczku.

Travisa mocno zirytował fakt, że nic o tym nie wiedział.

Ruszył dość zatłoczoną o tej porze główną ulicą, rozglądając się

w poszukiwaniu samochodu Julii. Wiedział, że na pewno go znajdzie,

jak nie na Main, to na którejś z prostopadłych uliczek. Birkfield było

naprawdę małym, spokojnym miasteczkiem i Travis między innymi

za to bardzo je lubił.

Ostatnio jednak dużo się zmieniło. Zbyt wielu mieszkańców

Birkfield uznało, że ma prawo wtrącać się w prywatne życie Travisa

Kinga. Winne były oczywiście tabloidy.

Ludzie, którzy znali Travisa od dziecka, wprost przepychali się,

żeby móc powiedzieć choć parę zdań do mikrofonu przyjezdnych

reporterów. Nie widzieli absolutnie nic złego w tym, że ich

background image

wypowiedzi

staną

się

podstawą

skandalizujących,

zupełnie

nieprawdziwych reportaży.

Zabawne było to, że kiedy spotykał się z aktorkami czy

modelkami, mieszkańcy jego rodzinnego Birkfield nie zdradzali

najmniejszego zainteresowania jego życiem uczuciowym.

Dopiero gdy związał się z dziewczyną, którą dobrze znali, bo tutaj

się wychowała, wszyscy zaczęli z napięciem śledzić ich małżeńskie

perypetie.

Zamyślony, omal nie wpadł na chudą, starszą damę z parasolką.

– Och, witaj, Travis – zaskrzeczała.

– Dzień dobry, panno Spinster. – W obliczu swojej nauczycielki z

podstawówki Travis wciąż czuł się jak uczniak.

– Powiedz mi, chłopcze, wiedziałeś chyba, że z naszej Julii jest

niezły numer, kiedy się z nią żeniłeś? – spytała nauczycielka, celując

w pierś Travisa parasolką. – Oczywiście, że wiedziałeś – podjęła po

chwili, marszcząc brwi. – Dobrze pamiętam, że już w szkole byliście

nierozłączni. Na każdej lekcji musiałam wam zwracać uwagę,

żebyście przestali gadać!

Travis przestępował z nogi na nogę i grzecznie potakiwał, modląc

się w duchu, żeby panna Spinster nie przebiła go parasolką.

– Parę dni temu przyszedł do mnie pewien miły młody reporter, to

mu opowiedziałam, jak wypuściliście na wolność wszystkie żaby z

pracowni biologicznej, a potem ukryliście się w schowku woźnego.

Już wtedy Julia świata poza tobą nie widziała, co było oczywiście

bardzo niewłaściwe.

background image

– Niewłaściwe? – powtórzył Travis zaskoczony.

– W najwyższym stopniu, mój chłopcze. Przecież jej matka była u

was kucharką!

Travis gapił się bez słowa na starszą damę. Rzeczywiście, matka

Julii była kucharką, i to znakomitą. W ogóle nie rozumiał, co mogło

być w tym niewłaściwego.

– Hmm... muszę już iść, panno Spinster. Miło się z panią

rozmawiało. Do widzenia – wyrzucił z siebie jednym tchem i zrobił

zgrabny unik, by się wreszcie znaleźć poza zasięgiem parasolki.

Nie uszedł nawet trzech kroków, kiedy skrzekliwy głos

nauczycielki osadził go w miejscu.

– Nie szukasz przypadkiem Julii, mój chłopcze?

Odetchnął głęboko i powoli się odwrócił, przywołując na twarz

uprzejmy uśmiech.

– Wie pani, gdzie ona jest?

– Wiem, wiem. Pięć minut temu widziałam ją w opuszczonej

oberży. – Nauczycielka cmoknęła językiem z dezaprobatą. – Już

dawno powinni byli zburzyć tę ruderę, ot, co. Ileż to razy pisałam do

rady miejskiej, ale oni zajmują się głupstwami, zamiast posłuchać

głosu rozsądku.

Travis poczuł nagły przypływ sympatii dla rady miejskiej.

– Serdecznie dziękuję, panno Spinster. – Skłonił się i ruszył

szybkim krokiem w kierunku, który wskazywała parasolką.

Zaniedbany, od paru lat zamknięty na głucho bar stał pomiędzy

sklepem z upominkami a galerią, w której wystawiano prace

background image

miejscowych artystów. Wielkie okno na parterze zasłonięte było

brudną dyktą, ale drzwi wejściowe, zazwyczaj zamknięte na kłódkę,

były uchylone. Travis ostrożnie wszedł do środka.

Zabite deskami okna nie wpuszczały światła słonecznego, a

obskurne, puste wnętrze oświetlała tylko słaba żarówka zwisająca z

sufitu na drucie. Co Julia mogła robić w takim miejscu?

– Julia? – zawołał.

Odpowiedział mu stłumiony głos gdzieś z głębi budynku.

Travis zdusił przekleństwo i ruszył w stronę pomieszczenia, które

musiało kiedyś być kuchnią. W środku, nie zważając na grubą

warstwę kurzu pokrywającą podłogę, klęczała Julia. Pochylała się

nisko nad podłogą, żeby zajrzeć do ogromnego piekarnika, który był

prawdopodobnie starszy niż ona sama. Travis bez słowa zatrzymał się

w drzwiach, podziwiając ten interesujący widok.

– O, Travis. Co tu robisz? – Przysiadła na piętach i spojrzała na

niego błyszczącymi oczami. Jej twarz wyrażała czyste szczęście.

Wyglądała jak dziecko, które odkryło skarb.

– Zadzwoniła do mnie Donna Vega, twierdząc, że jesteś

zainteresowana kupnem nieruchomości.

Julia powoli wstała z kolan, rozglądając się z zachwytem po

brudnym, śmierdzącym starym tłuszczem wnętrzu. Travis nie miał

pojęcia, co jej się w nim tak podoba.

– Nie sądzisz, że powinnaś była mnie uprzedzić o swoich

planach? – spytał chłodno.

background image

Energicznie potrząsnęła głową, odrzucając do tyłu pasma włosów,

które opadły jej na twarz, kiedy się pochylała.

– Dobrze znasz moje plany. Za niecały rok otwieram cukiernię. I

chyba właśnie znalazłam idealne miejsce.

– Tutaj? Ta rudera nadaje się tylko do tego, żeby ją wysadzić w

powietrze.

– Nie masz za grosz wyobraźni.

– Ty chyba też nie – odciął się.– W mieście aż się roi od

reporterów. Naprawdę chcesz, żeby jutro w gazecie ukazał się artykuł

o tym, jak to pani King planuje zostać wesołą piekareczką? Kolejna

sensacja! Jeszcze czegoś takiego nie było, żeby żona jednego z

Kingów pracowała.

– Travis, czyś ty się z choinki urwał? – Julia wzięła się pod boki.

– Chyba nie mówisz tego poważnie? Nie pamiętasz już, jak twoja

matka dzień w dzień zajmowała się ranczem?

– To zupełnie co innego.

– Nie powiesz mi chyba, że to nie była praca. Twoja matka

uwielbiała ranczo, a moim żywiołem jest kuchnia.

– Nie możesz porównywać...

– A Gina? – Nie dała mu dokończyć.– Też jest „żoną jednego z

Kingów", a pracuje zawodowo. Hoduje i trenuje konie.

– Owszem, ale robi to u nas na ranczu – wyjaśnił cierpliwie.

– Ach, więc to tak! „Żona jednego z Kingów" może pracować,

pod warunkiem że robi to na terenie należącym do męża? Nie żyjemy

w epoce jaskiniowców, mój drogi!

background image

Travis przez chwilę przyglądał się jej błyszczącym oczom

zarumienionym policzkom, myśląc ponuro, że musiał do reszty

postradać zmysły, skoro podoba mu się nawet jej zapalczywość.

– Nie kłóćmy się – powiedział ugodowo. – Za rok otworzysz

swoją cukiernię, gdzie tylko będziesz chciała. A na razie... jesteśmy w

trudnej sytuacji. Wybrniemy z niej tylko wtedy, gdy będziemy mogli

w stu procentach na sobie polegać. Kombinując za moimi plecami,

tylko nas pogrążasz.

Spodziewał się, że będzie protestować i próbować stawiać na

swoim, jak to zwykle robiła, gdy dochodziło między nimi do różnicy

zdań. Dlatego bardzo się zdziwił, kiedy zobaczył, że się zaczerwieniła

i spuściła wzrok.

To było zupełnie do niej niepodobne. Takie zachowanie mogło

mieć tylko jedną przyczynę: musiała coś ukrywać.

– Przepraszam cię – wydukała, nerwowo splatając palce. – Ale

przecież nie zrobiłam tego przeciwko tobie. Po prostu zobaczyłam to

miejsce i nie mogłam się powstrzymać... Chciałam ci o wszystkim

powiedzieć, tylko... trochę później. Skoro chciałam ci powiedzieć, to

chyba nie można tego nazwać kombinowaniem za plecami, prawda?

– Dobrze, już dobrze. – Jej gorliwe wyjaśnienia wcale go nie

uspokoiły, wręcz przeciwnie. – Co jeszcze zrobiłaś takiego, o czym

zamierzałaś mi powiedzieć, tylko trochę później?

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

– Całowałaś się z Jeanem – Claude'em! Cóż za niezwykle czuła,

wzruszająca scena! Szkoda tylko, że nie uznałaś za stosowne

poinformować mnie o tym fakcie! – Głos Travisa odbił się echem od

łukowato sklepionego stropu wielkiej sali, w której Julia kończyła

przygotowania do przyjęcia połączonego z degustacją win.

W Winnicy Kingów przyjęcia takie odbywały się regularnie. W

wyznaczone dni po winnicy oprowadzano turystów, którzy chcieli

poznać tajniki wyrobu wina, często też podejmowano biznesmenów

zainteresowanych zakupem win Kinga.

Eleganckie przyjęcie połączone z degustacją stanowiło gwóźdź

programu każdego pokazu. Po długim spacerze apetyt gościom

dopisywał, a znakomite jedzenie i lampka wina wprawiały ich w

świetny humor, dzięki czemu o wiele chętniej sięgali do portfeli,

kiedy przychodziło do zakupu czy to kilku skrzynek na użytek

własny, czy też o wiele większych partii przeznaczonych na sprzedaż.

Kiedy Julia jako żona Travisa wprowadziła się do rezydencji w

Winnicy Kingów, zaczęła brać czynny udział w przygotowywaniu

poczęstunku dla gości. Uwielbiała gotować i była w tym naprawdę

dobra.

Krzątała się właśnie wokół długiego stołu zastawionego

przekąskami, które od rana przyrządzała w wielkiej kuchni. Ta

kuchnia przed laty była królestwem jej matki.

background image

Na półmiskach pyszniły się krewetki w złocistej panierce, zielone

szparagi owinięte w cienkie plasterki szynki parmeńskiej i maleńkie

tarty z nadzieniem szpinakowo – serowym.

Ze słonymi przekąskami sąsiadowały słodycze, które, jak

wiedziała, pasowały do delikatnych białych i cięższych korzennych,

słodkich czerwonych win. Upiekła kruche ciasteczka z migdałami,

biszkopt nadziewany gorącym, czekoladowym kremem cytrynowe

babeczki z migdałami.

Julia czuła, że umiera z głodu, a teraz żołądek zamienił jej się w

zaciśnięty, obolały supeł. Gniew w głosie Travisa był jak pożar

szalejący na sawannie. Julia zadrżała tak mocno, że omal nie

wypuściła z rąk wielkiej patery z tiramisu, którą zamierzała postawić

u szczytu stołu.

Jej mąż przemierzał salę wielkimi krokami. W dłoni zaciśniętej w

pięść trzymał najnowszy numer plotkarskiej gazety.

Poprzedniego dnia Julia przyznała się Travisowi do swojego

spotkania z Jeanem – Claude'em. Liczyła na to, że po piekielnej

awanturze, jaka wtedy wybuchła, już więcej nie wrócą do tego tematu.

Ale jej życie nie mogło przecież być aż takie proste.

Nabrała tchu, podniosła głowę i spojrzała na męża. Jak to

możliwe, że nawet gdy był wściekły jak szarżujący byk, budził w niej

gwałtowne, gorące pożądanie?

Teraz, kiedy stał przed nią w doskonale skrojonym, czarnym

garniturze, wysoki, ciemnowłosy i ciemnooki, nie mogła nie

pomyśleć, że jest najpiękniejszym mężczyzną, jakiego w życiu

background image

widziała. Był wspaniały, nawet gdy jego oczy miotały błyskawice, a

szczęki zacisnął tak mocno, że mógłby chyba z łatwością przegryźć

stalowy pręt.

– Kiedy opowiadałaś mi o swoim spotkanku z naszym drogim

Pierre'em, przemilczałaś fakt, w jak czułej atmosferze ono przebiegło

– wycedził.

– W czułej atmosferze? O czym ty mówisz? – Pamiętała

obrzydliwy dotyk zimnych warg Jeana – Claude'a. Wzdrygnęła się. –

Myślisz, że mogłabym z własnej woli pocałować tego gada? Chyba

zwariowałeś!

– Zapoznałem się z faktami – powiedział zimno, rozkładając

gazetę tak, by mogła zobaczyć duże zdjęcie na pierwszej stronie. –

Oto, jak wygląda prawda.

– O mój Boże – jęknęła, nie wierząc własnym oczom. Zdjęcie

zrobiono dokładnie w chwili, gdy Jean – Claude niespodziewanie ją

objął, przyciągnął do siebie i pocałował w usta.

Zupełnie ją wtedy zaskoczył, nie zdążyła zrobić najmniejszego

gestu, więc każdy, kto oglądał to zdjęcie, mógł odnieść wrażenie, że

widzi namiętnie całującą się parę.

Kobieta unosiła twarz ku pochylającemu się nad nią mężczyźnie...

Do fotografa zwrócona była półprofilem, więc nie było widać, że jej

mina wyraża bardzo niemiłe zaskoczenie.

– Musiał czekać, zaczajony za krzakami – powiedziała cicho,

dopiero teraz zdając sobie sprawę z ogromu własnej naiwności. Nie

przewidziała, że Jean – Claude umówi się z fotografem, a potem

background image

zaaranżuje tę kompromitującą dla niej scenę. Znów dała mu się

podejść.

– Kto taki?

– Jak to kto? Cholerny paparazzi! – wybuchnęła i sięgnęła po

gazetę, ale Travis nie wypuścił jej z rąk. – „Tajemna schadzka

kochanków" – przeczytał na głos tytuł znajdujący się pod fotografią.

– Kochanków? – Julia zająknęła się, a potem umilkła. Oburzenie

odebrało jej głos.

– Jean – Claude Doucette i Julia O'Hara Doucette King... – czytał

dalej Travis.

– Co za świnie! Od dawna nie noszę jego nazwiska!

– ...na swoje sekretne i, jak widać, namiętne spotkanie wybrali

ustronne miejsce. Nieuczęszczany parking przy autostradzie numer

jeden...

– To brzmi strasznie.

– Posłuchaj – głos Travisa był teraz lodowaty. – Autor rozważa,

jak to możliwe, by niejaki Travis King nie domyślał się, że jego żona

jest wciąż zakochana w zmysłowym Francuzie, z którym nie miała

przecież rozwodu, gdy kłamliwie przysięgała miłość aż po grób

kolejnemu mężczyźnie. I tak dalej, w tym stylu.

Travis podniósł wzrok znad gazety i zmierzył Julię mrocznym,

oskarżycielskim spojrzeniem. Stał blisko, na wyciągnięcie ręki, a

jednak czuła, że dzieli go od niej ogromna przepaść.

– Travis, nie wierz w te bzdury – odezwała się drżącym głosem.

Nie mogła pozwolić, by się od niej oddalił jeszcze bardziej.

background image

– W co mam wierzyć, Julio? – spytał cicho. W jego głosie był ból.

–Przecież poszłaś się spotkać z tym typem. W tajemnicy przede mną.

Mało tego, sama do niego zadzwoniłaś, umówiłaś się z nim z własnej

inicjatywy.

Milczała. Popełniła błąd, a teraz musiała się zmierzyć z jego

konsekwencjami. Nie wiedziała tylko, jak ma żyć, jeśli człowiek,

który był jej najbliższy, podejrzewał ją o zdradę.

– Tłumaczyłam ci już, dlaczego się z nim spotkałam –

powiedziała spokojnie, choć miała ochotę miotać się i wyrywać sobie

włosy z głowy. – Nie mogłam dłużej chować głowy w piasek. To

przeze mnie Jean – Claude niszczy ci życie. Musiałam coś zrobić,

spróbować znaleźć jakieś wyjście...

– Można powiedzieć, że ci się udało. Spektakularny sukces –

wycedził, ale kiedy znowu spojrzał na zdjęcie Julii w ramionach

Doucette'a, zimną ironię zastąpiła ognista furia. – Ten typ cię

pocałował.

W nagłym odruchu podszedł do Julii i ujął jej twarz w dłonie.

– Nie mogę znieść myśli, że cię dotknął – powiedział cichym,

ledwo słyszalnym głosem, w którym było więcej pasji, niż gdyby

krzyczał.

Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że wściekłość w jego oczach

ustąpiła na chwilę miejsca innej emocji, której nie potrafiła rozpoznać.

– Dla mnie też nie było w tym nic przyjemnego. Uwierz mi,

Travis – wyszeptała.

background image

– Chciałbym. Bardzo bym chciał, Julio – powiedział, gładząc

powolnym ruchem owal jej twarzy.

– Co byś chciał? – spytała bez tchu.

Nawet w takiej chwili jego dotyk sprawiał, że przestawała myśleć

logicznie, bezradna wobec pragnienia, które wypełniało jej ciało

potężną, gorącą falą.

– Chciałbym móc ci wierzyć, Julio.

Jego słowa przeszyły ją jak sztylety, zadając prawie fizyczny ból.

Kiedy stali tak blisko naprzeciwko siebie, jej serce wyrywało się do

niego. Dlaczego był taki ślepy? Jak mógł nie widzieć, że ona go

pragnie? Że bez niego nie może żyć? Że on jest dla niej wszystkim,

osią jej świata? Że kocha go całym sercem?

Kochała go. Uświadomiła to sobie w tej samej chwili, kiedy tak

bardzo chciała przekazać mu to bez słów. Zrozumienie przyszło nagle

jak błyskawica, w jaskrawym świetle ukazując wszystko to, czego

dotąd nie pojmowała.

Nigdy nie przestała go kochać. Kiedyś wyparła się tego uczucia,

ale to było za mało, by je zniszczyć. Życie ich rozdzieliło na wiele lat,

ale jej miłość trwała, ukryta na dnie duszy.

To właśnie ta miłość podpowiedziała jej, że może zaufać

Travisowi i zgodzić się na układ, który jej proponował, choć gdyby

podobna propozycja padła z ust jakiegokolwiek innego mężczyzny,

Julia po prostu by go wyśmiała. To właśnie ta miłość płonęła w jej

sercu, kiedy oddawała mu się w noc poślubną. Kochała go.

background image

– Możesz mi zaufać, Travis – wyszeptała wargami drżącymi ze

wzruszenia.

Patrzył na nią długo, w milczeniu. Wreszcie jego usta drgnęły,

jakby w zapowiedzi uśmiechu, a w jego oczach znowu mignęło coś,

czego nie umiała nazwać.

– Zaufanie nigdy nie przychodziło mi łatwo, Julio.

– Spróbuj. Proszę cię – powiedziała żarliwie, ściskając jego dłonie

w swoich. – Przecież znasz mnie od lat. Nic mnie nie łączy z Jeanem

– Claude'em. Nie jestem twoim wrogiem.

– Nie? – spytał, patrząc na nią z takim napięciem, jakby chciał

zajrzeć w głąb jej duszy. – Więc kim jesteś?

– Julią. Po prostu Julią – odpowiedziała.

W oddali rozległy się głosy. Goście najwyraźniej skończyli już

zwiedzać winnicę i teraz przechodzili przez pomieszczenia, gdzie

wino dojrzewało w dębowych beczkach. Za parę minut zgromadzą się

wokół stołu, by przystąpić do degustacji.

– Goście idą. – Travis poruszył się niespokojnie i magiczna

chwila minęła właśnie wtedy, gdy Julii błysnęła szalona nadzieja, że

uda mu się zobaczyć ją taką, jaka naprawdę była: spragniona jego

bliskości i zaufania i oddana mu całym sercem.

Słysząc zbliżający się gwar rozmów, Travis zmusił się, żeby

oderwać wzrok od Julii. Mógłby patrzeć na nią całą wieczność. Nigdy

nie miałby dość widoku jej drobnej twarzy obramowanej lśniącymi,

mahoniowymi lokami.

background image

Teraz jej ogromne oczy, zielone jak cienisty las, wyrażały jakąś

niemą, żarliwą prośbę, a zmysłowe usta rozchyliły się, jakby w

oczekiwaniu na pocałunek.

Pożądanie zatętniło w jego żyłach głuchym, potężnym rytmem.

Pragnął jej do szaleństwa. Pragnął jej, mimo niepewności, która go

dręczyła. Mimo tego okropnego zdjęcia w gazecie. Mimo wszystko.

Musiał chyba być skończonym głupcem.

Ogromnym wysiłkiem woli zdusił chęć porwania jej w ramiona i

podszedł do drzwi, żeby przywitać gości.

Mijały tygodnie. Julia powoli przywykała do życia w Winnicy

Kingów. Podczas gdy Travis doglądał uprawy winorośli i produkcji

wina, ona całe dnie spędzała w kuchni, opracowując nowe przepisy na

najrozmaitsze wypieki, tarty i ciasta. Z niecierpliwością czekała na

dzień, w którym stanie wreszcie za ladą w swojej własnej piekarni.

Jednocześnie z bólem myślała o tym, że kiedy spełni się jej

marzenie, bezpowrotnie utraci Travisa. Za niecały rok nie będzie już

jego żoną. Pozostaną jej tylko wspomnienia.

Miała zamiar zrobić wszystko, żeby były jak najpiękniejsze. A

potem, przez wiele lat samotnego życia, będzie przechowywać je w

sercu jak najdroższy skarb.

Wszyscy, którzy nie wiedzieli, że małżeństwo Travisa Kinga z

Julią O'Hara jest tymczasowe, twierdzili, że stanowią znakomicie

dobrane, zżyte stadło. Urządzane przez Julię przyjęcia z okazji

degustacji win zyskiwały coraz szerszą sławę, przyczyniając się do

popularności Winnicy Ringów.

background image

Prasa brukowa powoli traciła zainteresowanie cieniami i blaskami

ich związku i wyglądało na to, że wszystko zaczyna się jakoś układać.

Aż do dnia, kiedy Julia nie mogła już dłużej przekonywać samej

siebie, że powodem, dla którego spóźnia jej się miesiączka, jest stres

wywołany aferą medialną wokół ich małżeństwa. Zbyt wiele czasu już

upłynęło, w dodatku ostatnio rankami zdarzało jej się czuć nie

najlepiej.

Pojechała więc aż do Sacramento po test ciążowy. Wolała nie

ryzykować kupowania go w jedynej aptece w Birkfield. Miejscowi

plotkarze tylko czekali na taką okazję! Kiedy wracała do domu z

testem ukrytym w torebce, czuła się jak przestępca. Następnego ranka

zamknęła się na trzy spusty w łazience i zrobiła test.

Odkąd, kilka godzin temu, zobaczyła dwie kreski w okienku

testowym, wszystko się zmieniło. Nigdy jeszcze nie czuła się tak

żywa, tak pełna energii, a jednocześnie krucha i wrażliwa. Wypełniała

ją zarazem szalona radość i męczący niepokój.

Odeszła od wielkiego blatu kuchennego, na którym postawiła do

wystygnięcia

kolejną

partię

świeżo

upieczonych

babeczek

cytrynowych, stanęła w oknie i zapatrzyła się na niebo nad winnicą

ozłocone łuną zachodu.

Jak miała powiedzieć Travisowi, że spodziewa się jego dziecka?

Przecież była tylko tymczasową żoną. Zgodziła się na ten układ,

podpisała nawet umowę. Znała Travisa na tyle, by przypuszczać, że

kiedy dowie się o dziecku, będzie chciał zatrzymać ją przy sobie.

background image

Ale nie mogła się na to zgodzić. Nie zostanie z nim tylko dlatego,

że zaszła w ciążę. Takie rozwiązanie nie przyniosłoby nic dobrego,

skoro Travis jej nie kochał. Unieszczęśliwiliby tylko siebie nawzajem,

a także dziecko.

– Martwisz się czymś? – odezwał się Travis, stając tuż za nią i

obejmując ją w talii.

Drgnęła, zaskoczona. Nie usłyszała, kiedy wszedł do kuchni.

– Co się tak skradasz? Przestraszyłeś mnie – zaśmiała się, żeby

ukryć zmieszanie.

Travis pocałował ją w ucho, a potem podszedł do kuchennego

blatu i zwinął z blachy cytrynową babeczkę.

– Uważaj, jeszcze gorąca.

– Takie lubię najbardziej – posłał jej uwodzicielski uśmiech.

To wystarczyło, żeby jej policzki pokrył rumieniec, a tętno

znacznie przyspieszyło. Nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez

Travisa. Skąd weźmie siłę, żeby wychowywać ich dziecko, jeżeli nie

będzie jej wspierał swoją miłością?

Travis podmuchał na gorącą babeczkę, a potem wpakował ją

sobie do ust.

– Przepyszna. Jak wszystkie twoje wypieki.

– Dzięki.

– Powiesz mi, o czym myślałaś, zanim przyszedłem? – spytał po

chwili.

– O niczym takim. – Umknęła wzrokiem w bok. Nie mogła teraz

rozmawiać z nim o ciąży. Nie była jeszcze gotowa.

background image

– Nie umiesz kłamać, Julio.

– To chyba dobrze, nie sądzisz? – spytała, podchodząc do blatu,

żeby posypać babeczki cukrem pudrem.

– Tak, to dobrze. – Przyglądał jej się, kiedy pracowała.

Włosy związała w koński ogon, na sobie miała białą, bawełnianą

koszulkę z logo Winnicy Kingów i znoszone, wypłowiałe dżinsy.

Była boso; paznokcie drobnych stóp miała pomalowane na wesoły,

brzoskwiniowy kolor. Kiedy na niego spojrzała, zobaczył w jej oczach

absolutną szczerość. Nie mógł znaleźć żadnego powodu, dla którego

miałby jej nie ufać.

Z uporem starał się zachować dystans emocjonalny wobec niej,

ale coraz trudniej mu to przychodziło. We dnie, podczas długich,

samotnych wędrówek po winnicy, kiedy doglądał dojrzewania gron, a

także w trakcie rozmów z kontrahentami, co rusz łapał się na tym, że

myśli o Julii.

Pękał z dumy, patrząc, jak przyjmuje gości podczas degustacji

win. Urocza i zabawna, a zarazem pełna wrodzonej, naturalnej

godności potrafiła w jednej chwili zjednać sobie nawet najbardziej

sztywnych biznesmenów. Idealna żona, nawet jeśli nie liczyć jej

wybitnego talentu kulinarnego.

Zaś w nocy zatracał się w gorącej miękkości jej ciała, a ona

przyjmowała go z namiętnością, której siła wciąż go zdumiewała. I

zachwycała. Przeżywał z nią najpiękniejsze chwile swojego życia.

Noce w jej ramionach, poranki, kiedy pili razem kawę, patrząc,

jak znad horyzontu wynurza się gorejąca, złocista kula słońca, szalone

background image

chwile, kiedy zakradał się do kuchni, żeby zwinąć z blachy jakiś

smakołyk, a ona ze śmiechem rzucała się za nim w pogoń, groźnie

wywijając ścierką.

Wolał nie myśleć o tym, jak mało mają tego cudownego,

wspólnego czasu przed sobą. Kiedy minie rok, Julia odejdzie. A on

nie potrafił sobie wyobrazić życia bez niej. Z kim będzie rozmawiał?

Kto będzie się z nim kłócił do upadłego, wykazując mu na przykład

błędy w jego strategii promocyjnej?

Jego pracownicy nigdy nie odważyli się mu sprzeciwić. Julia nie

miała z tym najmniejszego problemu. Jeśli była do czegoś

przekonana, zaciekle broniła swoich racji.

Z zachwytem przyglądał się jej ponętnym, kobiecym kształtom,

kiedy się pochyliła, żeby włożyć do pieca następną partię babeczek.

Kiedy zamknęła piekarnik, kucnęła i odetchnęła głęboko. A potem

zaczęła się wyprostowywać i nagle zachwiała się tak gwałtownie, że

chybaby się przewróciła, gdyby jednym susem nie doskoczył do niej i

nie złapał jej za ramiona.

– Julio! Co ci jest? Źle się poczułaś? – spytał gorączkowo,

obejmując ją i sadzając na krześle.

Potrząsnęła głową, ale oczy miała półprzymknięte i z trudem

łapała powietrze otwartymi ustami. Z przerażeniem zobaczył, że jej

twarz nabrała ziemistego koloru, a na czoło wystąpił zimny pot.

– Nic mi nie jest – powiedziała, siląc się na dziarski ton, ale

wyszło jej to dość żałośnie. – Zrobiło mi się trochę słabo, ale już

minęło. To na pewno dlatego, że nie jadłam śniadania. Tyle tu

background image

pyszności, a ja mam pusty żołądek. Jak to mówią, szewc bez butów

chodzi! – trajkotała, ale Travis jej nie słuchał.

Z lodowatym dreszczem zrozumiał, jaka była przyczyna jej

niedyspozycji. Julia mogła zaprzeczać, ile chciała, ale on swoje

wiedział. Była przecież bardzo kiepskim kłamcą.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

– Pamiętasz naszą noc poślubną?

– Jak mógłbym zapomnieć?

Przyglądał się jej wyczekująco. Siedziała na kanapie w salonie,

dokąd ją zaprowadził, upierając się, żeby wyszli z dusznej kuchni.

Dłonie zacisnęła na szklance z zimną wodą.

Była wyraźnie zdenerwowana, wręcz spanikowana – chyba po raz

pierwszy widział ją w takim stanie. Oczywiście widywał ją już

zaniepokojoną, rozzłoszczoną, a nawet przerażoną i wściekłą, ale

nigdy jeszcze nie była tak głęboko poruszona. Tak niepewna.

Nabrała tchu, żeby zacząć mówić, ale słowa nie chciały jej przejść

przez gardło.

– Powiedz to, Julio. Po prostu to powiedz – zachęcił łagodnie.

Wiedział, co usłyszy. Trzy słowa, które stanowiły logiczne

wytłumaczenie jej nagłej słabości i widocznej rozterki. Trzy słowa,

które na zawsze odmienią bieg ich życia.

– Jestem w ciąży – powiedziała powoli, patrząc mu w oczy.

Przewidział to, a jednak kiedy te słowa wreszcie padły, poczuł

wstrząs. Mimowolnie spojrzał na jej idealnie płaski brzuch. Nosiła

background image

jego dziecko. Choć nie było jeszcze nic widać, kiełkowało w niej

nowe życie, które razem stworzyli. Jego dziecko.

W głowie miał totalny chaos. Co miał myśleć? Jak powinien się

czuć mężczyzna, który właśnie się dowiedział, że zostanie ojcem? On

czuł przede wszystkim panikę. Czy to normalne?

Wziął głęboki oddech i zamknął oczy w nadziei, że jego mózg

przyswoi tę wiadomość, a gonitwa myśli wreszcie się uspokoi. Ale nic

na to nie wskazywało.

– Od kiedy wiesz?

– Od godziny – powiedziała, kładąc na brzuchu splecione dłonie,

jakby chciała instynktownie chronić rosnące w niej dziecko.

A więc wiedziała o ciąży niewiele dłużej niż on. Sądząc po

wzburzeniu malującym się na jej pobladłej twarzy, ta wiadomość była

dla niej nie mniejszym szokiem niż dla niego.

Jego żona. Matka jego dziecka.

Nagle poczuł, że wzruszenie chwyta go za gardło. Wpatrywał się

w nią, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu. W ostatnich

promieniach zachodzącego słońca jej rude włosy lśniły złociście.

Zielone oczy wydawały się ogromne w pobladłej twarzy. Nigdy

jeszcze nie wydawała mu się tak piękna jak w tej chwili.

Póki życia starczy, będzie przy niej. Będzie się nią opiekował,

chronił przed wszelkim złem. Kiedyś nie wierzył w małżeństwo, a

system wartości, w którym go wychowano, uważał za słuszny, ale

mało przystający do rzeczywistości.

background image

Teraz, kiedy patrzył na siedzącą przed nim kobietę, tradycja

przodków i męski instynkt przemawiały w jego sercu zgodnym,

potężnym głosem.

– Wiem, co sobie myślisz – wyszeptała drżącymi wargami. –

Zastanawiasz się, czy to dziecko jest twoje.

Aż się żachnął, kiedy usłyszał jej słowa. Całkowicie się myliła.

Ani przez chwilę nie wątpił, że jest ojcem jej dziecka.

Julia objęła się ramionami i uniosła podbródek gotowa bronić

prawdy, której on wcale nie zamierzał podawać w wątpliwość.

– To jest twoje dziecko, Travis. Twoje, nie Jeana – Claude'a –

zapewniła z żarem. – Wiem, że masz wątpliwości co do mnie.

– Przestań. – Nie mógł znieść bólu w jej głosie. Przeraził się,

kiedy zdał sobie sprawę, że Julia wyraźnie się obawiała wstrętnych

podejrzeń i oskarżeń z jego strony. W takiej chwili! Kim był, skoro

doprowadził do sytuacji, w której jego żona czuła potrzebę bronienia

przed nim jego własnego dziecka? – Wiem, że to jest nasze dziecko,

Julio.

Nagle wszystkie podejrzenia, jakie żywił co do niej przez ostatnie

tygodnie, wydały mu się żałosne i śmieszne. Roztrząsał, czy Julia nie

jest w zmowie z Francuzikiem, kiedy ten pojawił się na ich ślubie.

Szalał z wściekłości, kiedy zobaczył zdjęcie, na którym Jean – Claude

ją całował. Ale nie miał najmniejszych wątpliwości, że może jej

zaufać w sprawie tak ważnej jak ojcostwo dziecka.

Powinien był od początku jej ufać. Musiał być kompletnie ślepy,

żeby nie widzieć, że Julia jest lojalna i szczera. Nigdy by go nie

background image

oszukała ani w drobnej, ani w ważnej sprawie. Podobnie jak on,

stawiała uczciwość na pierwszym miejscu.

Okazał się ostatnim idiotą.

Dziwił się, że Julia w ogóle chce z nim jeszcze rozmawiać. Dał jej

dość powodów, żeby się na niego śmiertelnie obraziła i wysłała go do

wszystkich diabłów, ale ona trwała przy nim, spokojna, wspierająca.

Taką miała właśnie naturę, pomyślał z wdzięcznością. Wielkoduszną i

wybaczającą.

– Dziękuję – westchnęła z wyraźną ulgą. – Dziękuję, że mi

wierzysz.

– Nie powinnaś mi dziękować – powiedział gorzko. – Masz

święte prawo przeklinać mnie za to, że choć przez chwilę w ciebie

wątpiłem.

– Och, wściekałam się przecież na ciebie – uśmiechnęła się lekko.

– Miałam ochotę udusić cię gołymi rękami za każdym razem, kiedy

się zachowywałeś jak osioł chory na manię prześladowczą, a nie jak

normalny człowiek. Ale teraz... tamto się już nie liczy. Zresztą

ostatnie tygodnie były tak zwariowane, że każdy mógł się trochę

pogubić.

– To fakt. – Od momentu, kiedy pojął ją za żonę, a chwilę później

stał się obiektem szantażu, czuł się tak, jakby wsiadł do szalonej

kolejki górskiej w wesołym miasteczku.

Podejrzewał Julię o spiskowanie przeciw niemu, by zaraz potem

dosłownie rzucać się na nią w przypływie nieopanowanego pożądania.

Teraz wszystkie podejrzenia znikły, a pożądanie trwało. I było coś

background image

jeszcze... poczuł jakieś dziwne ciepło w głębi serca. Zaraz jednak

zakazał sobie o tym myśleć.

– Musisz pójść do lekarza – zmienił temat. Zawsze wolał się

skupiać na konkretach.

– Już się zapisałam. Jestem umówiona na jutro.

– Zawiozę cię – powiedział szybko. – Musisz dbać o siebie, dużo

wypoczywać. To jest najważniejsze.

Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, a Travis poczuł, że

coś w nim topnieje. Serce? Odepchnął tę niepokojącą myśl. Nie miał

teraz czasu na jakieś żałosne wzdychanie. Tyle rzeczy trzeba było

zaplanować, zorganizować.

– Będzie potrzebny pokój dziecinny – zaczął mówić, skupiony na

celu, który sobie wyznaczył. – Nie chcę, żeby trud przygotowań spadł

na ciebie. Wynajmiemy projektanta wnętrz. Albo lepiej architekta,

który zaaranżuje naszą sypialnię tak, że powstanie w niej wydzielony

pokoik dla dziecka. Przez pierwszy rok, może dwa, będzie spało

blisko nas, tak będzie wygodniej i przyjemniej.

– Travis... – zaczęła, ale nie dał jej dojść do słowa.

– Nie możesz spędzać całych dni przy kuchni. Nie mówię, że

masz zrezygnować z gotowania, ale pomyśl o przyjęciu kogoś do

pomocy. Margaret, nasza kucharka, na pewno z radością…

– Travis!

– Słucham? – Kiedy się odezwała, spojrzał na nią z takim

zdumieniem, jakby dotąd wierzył, że kobiety tracą głos, kiedy

zachodzą w ciążę.

background image

– O czym ty mówisz?

– Jak to o czym? O przyszłości! Zobaczysz, te dziewięć miesięcy

minie bardzo szybko. Już teraz trzeba zacząć przygotowania...

– Żadne przygotowania nie będą potrzebne – przerwała mu. W jej

głosie była spokojna determinacja.

Poczuł, jak jakaś ogromna, lodowata pięść zaciska się na jego

piersi.

– Nie chcesz tego dziecka? Myślisz o...

Wzdrygnęła się i popatrzyła na niego z nie mniejszym

zaskoczeniem, niż gdyby jej zasugerował, żeby odcięła sobie głowę i

podała jako danie główne na najbliższym przyjęciu.

– Chcę tego dziecka – powiedziała z mocą, kładąc dłonie na

brzuchu czułym, opiekuńczym gestem. – Urodzę je. Nie wiem, jak

możesz podejrzewać mnie o to, że...

Lodowata pięść zaciskająca się na jego piersi zniknęła bez śladu.

Znów mógł swobodnie oddychać.

– Więc dlaczego mówisz, że nie musimy czynić przygotowań?

– No, pewne rzeczy trzeba będzie zrobić, ale wielkie inwestycje

nie mają sensu, bo niedługo po tym, jak dziecko się urodzi, nie będzie

już żadnych „nas". Nasze małżeństwo to roczny kontrakt, pamiętasz?

Oczywiście, że pamiętał. Ale teraz wszystko się zmieniło.

Zdawała się czytać w jego myślach.

– Musimy się pogodzić z faktem, że nie jesteśmy normalnym

małżeństwem, mimo że spodziewamy się dziecka. Oczywiście nawet

background image

kiedy już się rozstaniemy, będziesz się mógł zawsze z nim widywać.

Nigdy ci nie odmówię kontaktu z dzieckiem.

Travis przyglądał jej się ze zdumieniem. Czy ona naprawdę

wierzy w to, co mówi? Spodziewa się, że pozwoli jej odejść z ich

dzieckiem przy piersi, bo tak stanowiła umowa, którą zawarli? Nie

rozumie widocznie, że ta umowa uległa zasadniczej zmianie.

Fragment mówiący o tymczasowości ich małżeństwa właśnie przestał

obowiązywać.

Co ona mu obiecuje? Że będzie się mógł widywać z ich

dzieckiem? Nie ma mowy. Na pewno nie zostanie niedzielnym

tatusiem. Położył ręce na jej ramionach i z bliska zajrzał jej w oczy.

– Naprawdę myślisz, że dopuszczę do tego, żebyśmy się rozstali?

Będę ojcem, Julio.

– Oczywiście, że nim będziesz. Rozwód tego nie zmieni.

– Nie będzie żadnego rozwodu.

– Travis, spróbuj mnie zrozumieć. Nie mogę zostać z tobą tylko

dlatego, że zaszłam w ciążę. To nie byłoby właściwe. Ani dobre, dla

nikogo z nas.

– Nie wmówisz mi, że rozwód jest lepszym wyjściem. – Jego głos

był twardy, jego decyzja nieodwołalna. Zostaną małżeństwem. Znajdą

sposób na to, żeby być razem szczęśliwi. Wszyscy troje.

– Travis...

– Będziemy mieli dziecko, Julio – powiedział ciepło, obejmując

ją. Przytulił ją mocno do siebie, mimo tego że zesztywniała. –

background image

Zostaniemy razem, na dobre i na złe, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

Zacznij się przyzwyczajać do tej myśli.

W salonie na kominku płonął ogień. Trzej bracia King siedzieli w

wygodnych, skórzanych fotelach i smakowali chwilę spokojnego

tryumfu jak dojrzałą whisky. Trochę to trwało, ale wreszcie na dobre

uwolnili rodzinę od problemu Jeana – Claude'a.

Kiedy w drzwiach prowadzących do kuchni pojawiły się Gina i

Julia, wszyscy trzej zerwali się na równe nogi.

– Nie powinnaś nosić takich ciężkich rzeczy. – Travis podbiegł do

Julii i wziął z jej rąk tacę z mrożoną herbatą i ciasteczkami.

– Przecież to w ogóle nie jest ciężkie – zaprotestowała, ale

pozwoliła mu się wyręczyć.

– Dobrze się czujesz, kochanie? – Adam objął swoją ciężarną

żonę i pomógł jej wygodnie usiąść w fotelu gestem tak ostrożnym,

jakby miał do czynienia z tykającą bombą zegarową. Gina była trzy

dni po terminie.

– Czuję się znakomicie – uśmiechnęła się do męża, masując

wydatny brzuch. Jestem tylko trochę obolała.

– Bóle? – Adam pobladł nagle, a w jego głosie pojawiła się nuta

paniki. – Kiedy się zaczęły? Jak często masz skurcze?

– Uspokój się. – Gina z rozbawieniem pogłaskała dłoń męża.– Nie

mam jeszcze żadnych skurczów. Chciałam powiedzieć, że trochę mnie

boli kręgosłup, to wszystko.

– Jesteś pewna? – Adam przyglądał jej się z napięciem.

background image

– Brachu, odpuść jej trochę – zachichotał Jackson. – Jak zacznie

rodzić, na pewno ci powie.

Travis nie podzielał rozbawienia młodszego brata. Dobrze

wiedział, że za osiem miesięcy będzie przeżywał to samo co Adam w

tej chwili. Bał się tego, ale zarazem nie mógł się doczekać.

Niestety, w jego przypadku radość z oczekiwania na dziecko

mąciła świadomość, że niedługo po jego przyjściu na świat Julia

zechce spakować manatki i się wyprowadzić.

Na tę myśl poczuł nieprzyjemny chłód gdzieś w okolicy serca,

który natychmiast zignorował. Miał przecież jeszcze mnóstwo czasu

na przekonanie Julii, że dla wszystkich będzie lepiej, jeśli ona i

dziecko zostaną z nim.

– Drogie panie. – Adam rozlał mrożoną herbatę do wysokich

szklanek. – Mamy dla was dobrą wiadomość.

Travis postawił na stole niewielki, przenośny magnetofon.

– Od tygodni szukaliśmy sposobu, żeby uniemożliwić temu

draniowi Doucette'owi dalsze szkodzenie naszej rodzinie. Nie było to

łatwe, a ja ze wstydem muszę przyznać, że nie od początku wierzyłem

w niewinność mojej żony, za co jeszcze raz bardzo ją przepraszam.

Posłał Julii spojrzenie pełne uczucia.

– Teraz jednak wszelkie nieporozumienia się wyjaśniły, a moi

wspaniali bracia wpadli na pomysł, jak pokrzyżować szyki

szantażyście. I udało się!

– Nie chcieliśmy wcześniej nic mówić, dopóki nie zyskaliśmy

pewności, że nasz plan się powiedzie – wpadł mu w słowo Adam. –

background image

Ani Gina, ani Julia nie powinny się denerwować. Ale dobra

wiadomość z pewnością im nie zaszkodzi!

– Udało wam się? Naprawdę? – Julia zerwała się z fotela. Chciało

jej się skakać z radości. – Jak to zrobiliście?

– Pamiętasz, jak opowiedziałaś mi o swojej rozmowie z Jeanem –

Claude'em? Zagroziłaś mu, że możesz zdobyć dowody na to, że nas

szantażował. Uznaliśmy, że tak właśnie zrobimy.

– Wynajęliśmy pewną zdolną panią detektyw. – Jackson

uśmiechnął się szeroko. – Jej zadaniem było oczarować naszego

Francuzika, rozwiązać mu język, wlewając w niego odpowiednią

ilość wysokoprocentowego trunku, a potem skłonić, żeby się zaczął

przechwalać swoim sprytem.

Baliśmy się trochę, że Doucette nie da się tak łatwo podejść.

Wystarczyło jednak pełne uwielbienia spojrzenie ładnej dziewczyny,

żeby się stał bardzo rozmowny. A pani detektyw wszystko nagrała na

dyktafon.

– Biedaczka, siedziała z nim w barze prawie godzinę, robiąc

dobrą minę do złej gry i znosząc jego umizgi, zanim przeszedł do

rzeczy. – Travis włożył kasetę do magnetofonu. – Oto, co udało jej się

w końcu z niego wyciągnąć.

Nacisnął przycisk odtwarzania i z magnetofonu popłynął

uwodzicielski, lekko gardłowy kobiecy głos.

– No... jestem pod wrażeniem. Lubię odważnych, pomysłowych

mężczyzn... Jestem pewna, że zaplanowałeś już następny krok. To

takie ekscytujące!

background image

– Słusznie kombinujesz, skarbie. – W lekko bełkotliwym głosie

Jeana – Claude'a dało się słyszeć całe morze samozadowolenia. –

Wiem, jak wyciągnąć od Kinga jeszcze okrągły milionik, a może i

więcej...

– Jesteś niesamowity – westchnęła kobieta z podziwem.

– Dałem mu do zrozumienia, że jego słodka żonka świata poza

mną nie widzi... a ten frajer gładko to łyknął. Niedługo znów się z nim

skontaktuję i powiem, że jestem w posiadaniu pewnych zdjęć... nie tak

niewinnych jak to, na którym tylko się z Julią całujemy... Kiedy

zagrożę, że zamieszczę w prasie szczegółowy fotoreportaż z naszych

miłosnych zmagań, przerażony mężuś zapłaci każdą sumę, żeby tylko

uniknąć skandalu na taką skalę.

Travis zdusił przekleństwo. Mimo że słuchał już tego nagrania,

fragment w którym Francuzik przechwalał się, z jaką łatwością udało

mu się wzbudzić jego nieufność wobec Julii, wciąż doprowadzał go

do furii. Zachował się jak skończony idiota. Co takiego było w tej

kobiecie, że kiedy zaczynał o niej myśleć, tracił rozum?

Opowiadanie uderzało Doucette'owi do głowy nie gorzej niż

whisky.

– Ale powiedz... ani trochę się nie boisz? Szantaż jest przecież

niebezpieczny!

– Może i niebezpieczny, ale bardzo dowo... dochy... dochodowy –

wybełkotał Jean – Claude. – No i można mieć przy tym niezły ubaw.

Opowiem temu frajerowi ze szsz–szczegółami, co jego żonka

wyprawia ze mną w łóżku. Ciekawe, jaką będzie miał minę...

background image

– To kłamstwo! – Nie wytrzymała Julia. – Ten bydlak bezczelnie

kłamie!

– Oczywiście, że to kłamstwo – parsknął Adam, wyłączając

magnetofon. – Nie ma się co denerwować, Julio. Doucette nikomu już

nie będzie wciskał kitu. Przez dłuższy czas będzie bardzo, ale to

bardzo zajęty ratowaniem swojego nędznego tyłka. Ta taśma

wzbudziła duże zainteresowanie policji. Szantażyści nie są u nas mile

widziani.

– A więc koszmar się skończył – westchnęła Julia. Prawie nie

mogła uwierzyć w to szczęście.

– Tak, to koniec – powiedział Travis z powagą. – Ten dupek

nigdy więcej się do ciebie nie zbliży. Przyrzekam.

– Wypijmy za to! – Jackson uniósł swoją szklankę. – Nareszcie w

rodzinie Kingów zapanuje błogi spokój.

– Nie tak zaraz – mruknęła Gina. – Właśnie odeszły mi wody.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Nadali jej imię Emma. Ważyła prawie cztery kilo i patrzyła na

świat oczami o tak intensywnie czekoladowej barwie jak oczy jej ojca.

Choć wyraźnie wyczerpana po ośmiu godzinach porodu, Gina

promieniała szczęściem. Z dzieckiem przy piersi, oparta o poduszki,

przyjmowała pierwszych gości z iście królewską godnością.

– Jaka ona piękna. – Travis pochylił się nad maleńką Emmą.–

Całe szczęście, że urodę odziedziczyła po mamie, a nie po tacie!

background image

– Wyjątkowo muszę się z tobą zgodzić – uśmiechnął się Adam,

który nie odrywał zachwyconego spojrzenia od żony i córeczki.

Julia uściskała serdecznie szczęśliwą mamę, a potem dyskretnie

wycofała się do drzwi. Teraz, obserwując tę rodzinną scenę, czuła, że

ma łzy w oczach. Nie była zazdrośnicą, ale kiedy widziała dumę i

miłość w oczach szwagra, serce ściskało jej się boleśnie.

Dałaby wszystko, żeby Travis spojrzał na nią w ten sposób, gdy

będzie karmiła ich dziecko. I żeby, tak jak Gina, mogła mieć

spokojną, niezmąconą pewność, że mąż ją kocha.

Niestety, wiedziała, że nie powinna się łudzić. Travis jej nie

kochał. Ich ślub był czasowym kontraktem, wynikiem chłodnej

kalkulacji. Dziecko – owocem nagłego przypływu pożądania, które

wymknęło im się spod kontroli.

Julia była pewna, że Travis pokocha dziecko, choć go nie

planował. Ale ją będzie najwyżej tolerował jak zło konieczne. Był

uczciwym człowiekiem i uważał, że powinien zapewnić opiekę matce

swojego dziecka. Czy mogła się zgodzić na życie z mężczyzną, który

był z nią tylko dlatego, że tak nakazywał mu honor i poczucie

obowiązku?

Odpowiedź była prosta. Nie mogła.

Zamrugała, żeby powstrzymać łzy, które znów napłynęły jej do

oczu. Nie rozklei się, nie będzie się nad sobą użalać. Nie teraz. Ta

chwila należała do Adama, Giny i Emmy.

Parę minut później Travis cicho zamknął za sobą drzwi

szpitalnego pokoju, gdzie Gina drzemała, a Adam delikatnie kołysał w

background image

ramionach śpiącą córeczkę. Idąc z Julią w stronę wind, próbował

jakoś ogarnąć to, co się działo w jego duszy.

Podczas długich, nocnych godzin spędzonych na szpitalnym

korytarzu, w oczekiwaniu na rozwiązanie, przeżywany przez brata lęk

o żonę i dziecko udzielił mu się z niezwykłą siłą. A kiedy pierwsze

promienie słońca rozświetliły niebo na wschodzie, poczuł szaleńczą

radość, widząc, jak Adam bierze na ręce swoją pierworodną.

Poczuł też niespodziewany, potężny przypływ miłości.

Pokochał tę maleńką, kruchą istotkę, swoją bratanicę, w tej samej

chwili, kiedy spojrzał w jej wielkie, ciemne oczy. Niesamowite: to

dziecko pojawiło się na świecie przed niespełna godziną, a on miał

wrażenie, jakby od zawsze należało do jego rodziny.

Emma była jedną z Kingów, córką jego brata. Gdyby była taka

potrzeba, Travis bez wahania oddałby za nią życie.

Skoro tak silne uczucia wzbudzała w nim mała Emma, co będzie,

kiedy na świat przyjdzie jego własne dziecko? Nie wiedział, że w

ludzkim sercu jest miejsce na tyle miłości.

Zamyślony, objął Julię i poprowadził do windy. Musiał jak

najszybciej zabrać ją do domu, dopilnować, żeby się położyła i

odpoczęła.

Drzwi windy otworzyły się cicho i weszli do niewielkiej kabiny.

Travis nacisnął przycisk parteru, winda drgnęła, i w następnym

ułamku sekundy runęła w dół z upiornym zgrzytem. Rozpaczliwy

krzyk Julii zmroził krew w jego żyłach. Przerażenie wypełniło bez

reszty tę chwilę, która zdawała się trwać dłużej niż wieczność.

background image

Travis zdążył tylko pomyśleć, że wsiedli do windy na pierwszym

piętrze, więc do poziomu gruntu nie mają bardzo daleko, i wtedy

kabina uderzyła o coś z ogłuszającym hukiem, a siła grawitacji cisnęła

nimi o podłogę, jakby byli parą bezwładnych kukiełek.

Kiedy lekko przekrzywiona kabina znieruchomiała, Travis w

jednej chwili znalazł się przy Julii. Zignorował silne zawroty głowy i

ból w ramieniu, które uraził, upadając. Widział tylko drobną kobietę,

która leżała bez ruchu na podłodze windy jak zepsuta lalka. Strużka

krwi ściekała z rany na jej skroni, odcinając się żywą czerwienią od

kredowobiałego policzka.

Czuł przerażającą pustkę w sercu, kiedy pochylał się nad nią,

przygotowany na najgorsze. Drżącymi palcami ujął jej nadgarstek. W

chwili, kiedy wyczuł puls, jej powieki zadrżały i uniosły się powoli.

– Co się stało? – wyszeptała ledwo dosłyszalnym głosem.

– Nie wiem. – Osłabły z ulgi, klęcząc obok niej, gorączkowo

przesuwał dłońmi po jej ciele. Na pewno była poraniona, połamana.

Ale żyła. Każdy jej oddech wydawał mu się kolejnym małym cudem.

– Jak się czujesz? Możesz się poruszać? Czy coś cię boli? –

wypytywał ją niecierpliwie.

Uchwyciła się mocno jego ramienia i powoli usiadła.

– Jestem nieźle poobijana – powiedziała z namysłem. – Ale chyba

nic sobie nie złamałam.

Usiadł na podłodze obok niej i ostrożnie objął ją ramionami,

opierając o swoją pierś. Chciał czuć ją przy sobie, cieszyć się każdym

uderzeniem jej serca.

background image

– Ojej... strasznie dzwoni mi w uszach – poskarżyła się.

– Ja też słyszę ten dźwięk. Myślę, że włączył się dzwonek

alarmowy – pocałował ją w czoło.

– To dobrze, bo już myślałam, że mam jakieś omamy słuchowe. –

Roześmiała się cicho, ale nagle śmiech zamarł na jej ustach. Z

głuchym jękiem złapała się za brzuch. – Dziecko! O Boże, Travis,

chyba coś złego dzieje się z naszym dzieckiem...

W tym momencie winda obsunęła się o kolejnych kilka

centymetrów. Wstrząs spowodował, że jarzeniówka nad ich głowami

zamrugała i zgasła. Ogarnęły ich nieprzeniknione ciemności.

Parę godzin później Julia leżała w szpitalnym łóżku. Choć bolało

ją właściwie całe ciało, skupiona była tylko na ćmiącym, uporczywym

skurczu w dole brzucha. Nie przestawała się modlić, żeby jej dziecko

ocalało.

Lęk, że je straci, nie opuszczał jej od momentu, kiedy utknęli z

Travisem w windzie. Miała wrażenie, że czekają całą wieczność, w

zupełnych ciemnościach, zanim ekipie straży pożarnej udało się ich

uwolnić.

Julia nie wiedziała, jak by sobie poradziła, gdyby nie było przy

niej Travisa. Cały czas trzymał ją w swoich mocnych ramionach,

mówił do niej, pomagał jej się rozluźnić i głęboko oddychać. Robił

wszystko, żeby zapomniała o strachu.

Gdy wreszcie wydobyto ich z kabiny, zaklinowanej w szybie

windy, Julię od razu wzięto na badania. Pobrano jej krew i zrobiono

background image

USG, a potem położono w cichym szpitalnym pokoju i podano

kroplówkę.

Mijały minuty, a ona czuła się tak, jakby przez przezroczystą,

plastikową rurkę w jej żyły sączył się czysty lęk. Dlaczego

potrzebowała kroplówki? Czy to zły znak? Czy jej dziecku udało się

przeżyć wypadek? A może... właśnie je traciła?

Zupełnie bezradna, unieruchomiona w szpitalnym łóżku, mogła

tylko czekać, wsłuchując się w cichy szum medycznej aparatury.

Travis wyszedł od niej jakiś czas temu. Błagała go, żeby pozwolił

lekarzom się zbadać, choć upierał się, że nic mu nie jest. Zgodził się

dopiero, kiedy powiedziała, że to ją uspokoi. Chciała mieć pewność,

że nie doznał wstrząsu mózgu ani innych obrażeń wewnętrznych

podczas upadku.

Co do swojego stanu zdrowia Julia była spokojna. Skończyło się

na kilku zadrapaniach i sporych siniakach. Martwiła się tylko o

dziecko. Dlaczego doktor tak długo nie przychodził? Niepokój stawał

się nie do zniesienia. Ile czasu można leżeć bez ruchu, czekając na

wyrok?

Co będzie, jeśli się dowie, że straciła dziecko? Na samą myśl, że

mogłoby się tak stać, ogarniał ją dojmujący, dławiący żal. Za

dzieckiem, które tak bardzo już pokochała. I za intymną, serdeczną

bliskością, którą dzieliła z Travisem.

Odkąd dowiedział się o ciąży, traktował ją z wielką czułością,

która nie przestawała jej zdumiewać i wzruszać. Ale jeśli straci

dziecko, on się od niej odwróci – była tego pewna.

background image

Przycisnęła dłonie do brzucha, jakby w ten sposób mogła

zatrzymać maleńką istotę, którą razem powołali do życia, w

bezpiecznym schronieniu jej łona.

Kiedy drzwi do pokoju się otworzyły, Julia z niepokojem

podniosła głowę. Bała się wyczytać z twarzy lekarza wiadomość,

która nie pozostawi jej żadnej nadziei. Ale w drzwiach ujrzała

znajomą, wysoką sylwetkę Travisa i po policzkach potoczyły jej się

łzy ulgi. Nie była już sama.

Bez słowa podszedł do niej i usiadł przy łóżku. Kiedy zobaczył jej

łzy, wziął ją za ręce.

– Tak bardzo cię boli? – spytał głucho.

Tak, czuła przeogromny ból. Ale nie był on spowodowany

potłuczeniami. Ten ból tkwił głęboko w jej duszy. Potrząsnęła głową i

uśmiechnęła się do niego.

– Ze mną wszystko w porządku.

– To dobrze.

– Travis... – Chciała powiedzieć, jak bardzo jest mu wdzięczna za

to, że ją wspiera. Potrafił okazać jej tyle czułości, choć przecież nie

łączyło go z nią nic oprócz poczucia obowiązku. Chciała mu

powiedzieć także, że go rozumie.

Nie oczekiwała od niego obietnic, których w głębi serca nie

chciałby spełnić. Wiedziała, że powinna pozwolić mu odejść.

Nie była jednak w stanie wydobyć głosu ze ściśniętego gardła.

Była tchórzem, ale w tej chwili potrzebowała jego obecności jak

powietrza.

background image

– Ćśśś, nic nie mów. Odpoczywaj. – Uniósł jej dłonie do ust i

delikatnie pocałował. Zamknęła oczy, rozkoszując się dotykiem jego

ust.

W tej samej chwili do pokoju wszedł lekarz. Julia z całej siły

zacisnęła palce na dłoni męża. Serce tłukło jej się w piersi jak

oszalałe. Bała się, że zwariuje, jeśli niepewność potrwa jeszcze choć

chwilę dłużej.

– Dziecko? – wyszeptała bezgłośnie, błagalnie wpatrując się w

doktora, który oglądał wydruk USG.

– Nie ma powodów do niepokoju, pani King. Dziecko jest

zdrowe.

Julia zaczerpnęła powietrza jak topielec, którego w ostatniej

chwili wyciągnięto z lodowatej głębiny na powierzchnię. Ulga i

wdzięczność były tak ogromne, że przez chwilę nie mogła nic zrobić,

nic powiedzieć. Jej dziecko żyło. Ta świadomość wypełniła ją

niewypowiedzianym szczęściem.

– Jest pan pewien?

– Tak. Wyniki badań są bardzo zadowalające. – Uśmiechnął się

lekarz. – Pani dziecko jest silne, zdrowe i uparte. Postanowiło żyć i

trzyma się tej decyzji z prawdziwą determinacją.

– Oczywiście, że jest uparte! Przecież to mały King. Nie może

być inaczej. – Travis zaśmiał się jak szaleniec.

Julia ściskała z całej siły rękę męża. Miała wrażenie, że

pozytywne emocje przepływają między nimi, jakby stanowili jeden

organizm.

background image

– Bardzo dziękujemy za tę wiadomość. – W spojrzeniu Travisa

wciąż był niepokój. – Ale nie powiedział pan, co z moją żoną. Czy

doznała jakichś poważniejszych obrażeń?

– Proszę się nie obawiać. Ten wypadek, za który szpital bierze

pełną odpowiedzialność, na szczęście nie będzie miał poważnych

następstw. Pańska żona, podobnie jak pan, doznała tylko silnych

stłuczeń. Podajemy jej dożylnie lek wzmacniający, ale nie widzę

przeciwwskazań, żeby jeszcze dzisiaj wróciła do domu. Oczywiście

przez najbliższe dni powinna wypoczywać.

Dopiero teraz na twarzy Travisa odmalowała się prawdziwa ulga.

Podszedł do lekarza i serdecznie uścisnął mu dłoń.

– To wspaniała wiadomość. Może być pan pewien, że zadbam o

to, by żona wracała do zdrowia w jak najlepszych warunkach.

Kiedy lekarz zniknął za drzwiami pokoju, Travis usiadł na brzegu

łóżka i pochylił się nad Julią. Milczał; nie znajdował słów, którymi

mógłby wyrazić to, co w tej chwili czuł. Wyciągnął rękę i odgarnął

splątane włosy z jej twarzy ruchem tak delikatnym, jakby się bał, że

kiedy jej dotknie, Julia może zniknąć, jakby była tylko jego

cudownym snem. Poczuł ciepło jej skóry pod palcami i wtedy słowa

same popłynęły z jego ust.

– Jeszcze nigdy w życiu nie byłem taki przerażony. Nie

wiedziałem, że może istnieć tak paniczny strach – wyrzucił z siebie.

– Wiem, co czułeś. – Julia uśmiechnęła się do niego. – Ja też

odchodziłam od zmysłów ze strachu o dziecko. Ale, dzięki Bogu,

wszystko skończyło się dobrze.

background image

– Nie myślałem o dziecku – przerwał jej. Wiedział, że musi jej

powiedzieć wszystko, uwolnić kipiące w nim emocje. – W pierwszej

chwili myślałem tylko o tobie, Julio. Nie masz pojęcia, co poczułem,

kiedy ta przeklęta winda runęła, a ja zobaczyłem cię leżącą na

podłodze, nieruchomą. Serce mi zamarło. Julio...

Jeszcze nie wierzyła w to, co słyszy, ale już gdzieś w głębi niej

kiełkowało szczęście. Czuła się jak dziecko w Wigilię Bożego

Narodzenia. Czy mogła mieć nadzieję, że za chwilę otrzyma ów

niewyobrażalnie piękny prezent, o którym skrycie marzyła, choć nie

przyznawała się do tego nawet sama przed sobą?

– ...czułem się tak, jakbym nie żył. Jakby cały świat przestał

istnieć. A kiedy otworzyłaś oczy, kiedy na mnie spojrzałaś...

uświadomiłem sobie, że...

Urwał i pochylił się nad nią jeszcze bardziej. Wzruszona,

wpatrywała się w twarz człowieka, który był jej droższy niż własne

życie. I zobaczyła w jego oczach swoje marzenie. Patrzył na nią

wzrokiem pełnym miłości.

– Nie myśl, że się nie martwiłem o nasze dziecko – podjął Travis,

splatając palce z palcami jej dłoni, którą wciąż przyciskała do

brzucha, jakby chciała dodać dziecku sił i otuchy. – Kiedy lekarz

powiedział, że jest zdrowe, kamień spadł mi z serca. Ale chcę, żebyś

wiedziała, że ty jesteś dla mnie najważniejsza. Jesteś wszystkim.

Kocham cię, Julio.

– Och, Travis...

background image

– Nie mogę cię stracić – mówił dalej niskim ,ochrypłym głosem. –

Nie wiem, jak to się stało. Nie spodziewałem się tego, nie

planowałem. Ale dziś rozumiem, że jesteś osią mojego świata, Julio.

Jesteś sensem mojego życia. Bez ciebie jestem nikim.

Oślepiły ją łzy wzruszenia. Nie mogła mówić, więc tylko

wyciągnęła rękę i pogłaskała go po twarzy drżącymi palcami. Kiedy

odszukał ustami wnętrze jej dłoni, lód, który grubą warstwą pokrył jej

serce w czasie długich tygodni nieodwzajemnionej miłości, w jednej

chwili stopniał.

Jej największe marzenie się spełniło. W ciemnych oczach męża,

cudownie bliskich i znajomych, lecz wciąż tajemniczych, zobaczyła

przyszłość. Życie. Rodzinę. I miłość, niekończący się, fascynujący

dialog ich dusz, serc i ciał.

– Kocham cię – powtórzył Travis, jakby chciał się przyzwyczaić

do dźwięku tych słów, zgłębić cudowną rzeczywistość, którą

określały. – Kocham cię tak bardzo, Julio. Tak bardzo, że... ty też

musisz mnie pokochać. Zabija mnie świadomość, że odejdziesz.

– Nigdzie nie odejdę – wyszeptała, śmiejąc się przez łzy. – Bo ja

też cię kocham, Travis. Chyba od zawsze.

To mu wystarczyło. Wpatrzony w zieloną głębię jej oczu

przycisnął usta do jej ust. Czuł się jak człowiek umierający z

pragnienia, który odnalazł na pustyni źródło czystej wody. Była jego

najwspanialszym skarbem. Największą świętością. Samym życiem.

background image

– A więc doszliśmy do porozumienia – powiedział z błyskiem w

oczach. – Mam zamiar osobiście dopilnować, żebyś nigdy nie

zmieniła zdania w tej sprawie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
885 Child Maureen Królowie Kalifornii 01 Włoszka z temperamentem
Child Maureen Trojaczki Reilly 02 W pulapce namietnosci
Child Maureen Duchy z przeszlosci 02
Child Maureen Lato pełne sekretów 02 Duchy z przeszlości
783 Child Maureen Lato pełne sekretów 02 Duchy z przeszlosci
Child Maureen Lato pełne sekretów 02 Duchy z przeszlosci
MIŁOSNY BLUES Child Maureen
Child Maureen Mieszane uczucia
Child Maureen Biurowy romans 01
Child Maureen Powtórka z namiętności
Child Maureen Duchy z przeszłości(2)
Child Maureen Lato pełne sekretów Razem przez zycie
Child Maureen Razem przez zycie
03 Lato pełne sekretów Child Maureen Domowe ognisko
01 Lato pełne sekretów Child Maureen Razem przez zycie…
Child Maureen Lato pelne sekretow Duchy z przeszlosci
Child Maureen Panna mloda pod choinke
Marchand Child Maureen Miłosny blues
Child Maureen Skandale w wyższych sferach 01 Rok z Julią (Gorący Romans 894)

więcej podobnych podstron