OD AUTORA
Jesień średniowiecza jest dziełem jednego z naj-
znakomitszych historyków kultury, Holendra Johana
Huizingi. Autor roztoczył w nim szeroką panoramę
schyłku epoki, oglądaną przez pryzmat obyczajów, my-
śli oraz obowiązujących w średniowieczu społecznych
wzorców postępowania. Ukazując na przykładzie fran-
cusko-niderlandzkiego pogranicza rolę idei w kształto-
waniu postaw ludzkich, dowodził zarazem, iż średnio-
wieczne wzorce romantycznego bohaterstwa i sprawie-
dliwości były już w XV stuleciu czczą fikcją. XV wiek
traktował Huizinga jako schyłek epoki, widząc dopiero
w odrodzeniu pomost wiodący Europę do czasów no-
wożytnych, które w sferze ducha zatriumfować miały
w dobie oświecenia.
Niniejsza książka, nawiązując do dzieła Huizingi
tytułem, reprezentuje jednak odmienną koncepcję ‒ że
już schyłek średniowiecza przyniósł z sobą zmiany,
które przesądziły o kierunku rozwoju całego kontynen-
tu. Nie ulega wątpliwości, że Huizinga miał rację, wi-
dząc w okresie schyłku wieków średnich czasy kryzysu
postaw, kryzysu wartości, epokę rozsypywania się do-
tychczasowych struktur społecznych. Czy istniały moż-
liwości wyjścia z kryzysu? Na ogół ludzie odwołują się
do wypróbowanych metod stosowanych dawniej sku-
tecznie. W przypadku trudności przejściowych daje to
dobre wyniki. Jeśli jednak kryzys ma charakter struktu-
ralny, wówczas powielanie i intensyfikowanie starych
metod działania może jedynie zwiększyć istniejące kło-
poty. Rodzi się więc potrzeba poszukiwania nowych
rozwiązań, „ucieczki do przodu”, pozwalającej na zna-
lezienie skuteczniejszych środków zaradczych. To
przyczynia się także do wzrostu znaczenia nowych lu-
dzi, nowych grup społecznych, nowych ziem i państw.
Takie właśnie procesy zachodziły w Europie u schyłku
wieków średnich.
Trudno rozpatrywać dzieje Polski w oderwaniu od
stosunków ogólnoeuropejskich, zwłaszcza w epoce,
gdy historia naszego kraju stała się integralną częścią
dziejów powszechnych, gdy powstały wzajemne zależ-
ności i wystąpiły procesy wykraczające poza granice
państwowe. A nowe prądy i nowe zjawiska, które
wpłynęły na ukształtowanie się społeczeństwa kapitali-
stycznego w Europie, pojawiły się właśnie na przeło-
mie XIII i XIV wieku.
Nie można, oczywiście, mówić o jednolitych
przemianach zachodzących w tym samym czasie na ob-
szarze całej Europy. Inaczej było na Zachodzie, inaczej
w Skandynawii, jeszcze inaczej u nas. Ale rysy w mo-
delu średniowiecznego życia występowały wszędzie,
i co ważniejsze, warunkował je nie tylko rozwój we-
wnętrzny, lecz także rosnące powiązania w skali całego
kontynentu.
W Polsce epoka ta rozpoczęła się zapewne w dobie
panowania Kazimierza Wielkiego, zakończyła się zaś
za Zygmunta Starego, kiedy Polska przybrała już
kształt nowożytny. W ciągu blisko dwustu lat dokonały
się przemiany, których skutki sięgają niemal współcze-
sności. Dlatego, parafrazując tytuł dzieła Huizingi, na-
zwałem moją książkę Złotą jesienią polskiego średnio-
wiecza.
Pragnąłbym, aby zawarta w tytule złota jesień ‒ tak
piękna w naszym kraju ‒ przywodziła na myśl różno-
rodność barw, obfitość zbiorów, by kojarzyła się też
z początkiem roku szkolnego, a więc z nowymi per-
spektywami i nowymi formami pracy. Schyłek śre-
dniowiecza wydaje mi się dla Polski szczególnie ko-
rzystny, toteż chciałbym ukazać polską specyfikę tam-
tych czasów w odróżnieniu od zarysowanych przez Hu-
izingę tendencji rozwojowych na zachodzie Europy.
Historycy toczyli długie dyskusje na temat gra-
nicznych dat między wiekami średnimi a erą nowożyt-
ną. Proponowano rok 1291 ‒ upadek Królestwa Jerozo-
limskiego, rok 1348 ‒ wybuch „czarnej śmierci”, rok
1450 ‒ wynalezienie druku, rok 1453 ‒ upadek Kon-
stantynopola, rok 1492 ‒ odkrycie Ameryki, rok 1494 ‒
początek wojen włoskich, wreszcie rok 1517 ‒ wystą-
pienie Lutra. Nie warto się zastanawiać nad zasadno-
ścią tych propozycji. Każda z nich jest istotna, ale żad-
na nie ogarnia tych wszystkich zmian, które zwiastowa-
ły nowe czasy: Natomiast wydarzenia te mieszczą się
dobrze w okresie przejściowym, niepodobnym ani do
poprzedniego, ani do następnego. Charakteryzował się
on rozkładem starych form życia i narodzinami no-
wych. Można go nazwać zarówno jesienią średniowie-
cza, jak i przedwiośniem czasów nowożytnych.
UWAGA DO DRUGIEGO WYDANIA
Obecne wydanie ukazuje się niemal trzydzieści lat
po pierwszym. Jest rzeczą oczywistą że w wyniku po-
stępu badań sprostowano wiele mylnych sądów, uzu-
pełniono różnorodne braki oraz pogłębiono wiedzę
o zjawiskach zachodzących w czasach budowy nowo-
żytnej Europy. Jeśli po niezbędnych poprawkach i ko-
niecznych uzupełnieniach zdecydowałem się wznowić
książkę, czynię to z dwóch głównych powodów. Po
pierwsze zasadnicza teza Złotej jesieni została z róż-
nymi poprawkami przyjęta; pojawiły się nawet bardziej
wymowne określenia epoki, jak na przykład „Polska
potęgą środkowoeuropejską”. Po drugie ‒ jak sądzę ‒
obronił się tytuł, zyskując prawo obywatelstwa nie tyl-
ko wśród historyków w ścisłym tego słowa znaczeniu,
lecz także u przedstawicieli bratnich nauk zajmujących
się dziejami literatury czy sztuki.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
EPOKA PRZEŁOMU
Zjawiska, które wstrząsały Europą w końcu XIII
i pierwszej połowie XIV wieku, wielu historyków oce-
nia jako znamiona kresu jednej i początku następnej
epoki w dziejach ludzkości. Miano kryzysu feudalizmu,
nadane tym właśnie zjawiskom, zakorzeniło się na do-
bre w literaturze fachowej. Perturbacje w życiu Europy
przypadły na schyłek XIII wieku, a dotyczyły handlu i
rzemiosła, polityki i wojny, a także pojmowania i tłu-
maczenia świata. Pierwsze oznaki kryzysu wystąpiły
we Francji Filipa Pięknego.
Na wschód od Isle-de-France, na północ od Bur-
gundii, na południe od Flandrii i na zachód od Lotaryn-
gii, w czterech wielkich miastach: Bar, Troyes, Lagny
i Provins, już w drugiej połowie XII wieku rozwinęły
się praktyki nie spotykane przedtem. W ciągu sześciu
jarmarków rocznie, tzw. jarmarków szampańskich, od-
bywających się kolejno w tych miastach, spotykali się
przedstawiciele najznakomitszej elity finansowej Euro-
py. Dokonywane tam transakcje obejmowały swym za-
sięgiem Lewant, Bałkany, Włochy, Niderlandy, Afrykę,
Półwysep Pirenejski, Niemcy, Anglię, kraje skandy-
nawskie i Ruś. Na owych jarmarkach wyrosła nie znana
wcześniejszemu średniowieczu grupa społeczna boga-
tych finansistów i przedsiębiorców organizujących
handel. Otoczeni liczną służbą i klientami dyktowali
oni wysokość lichwiarskich odsetków, formy i sposób
zawierania transakcji, ustalali też relacje różnych mo-
net.
Po raz pierwszy w tej skali wytwarzały się normy
nie tylko w zakresie działalności handlowej, lecz także
w dziedzinie rzemiosła, transportu, prawa, pojęć i war-
tości. Jarmarki stanowiły poważny czynnik unifikacji
obyczajów, w Szampanii bowiem spotykali się przed-
stawiciele różnych kręgów kulturowych i krajów o róż-
nym poziomie rozwoju gospodarczego.
I właśnie w instytucji jarmarków, stanowiącej naj-
bardziej rozwiniętą formę wymiany europejskiej, poja-
wiły się w ostatnim dwudziestoleciu XIII wieku rysy.
Pierwszą ich oznaką był spadek dochodów płynących
z jarmarków. W maju 1284 roku Joanna, przedstawi-
cielka dynastii Vermandois władającej Szampanią, zo-
stała uroczyście zaślubiona przez króla Francji Filipa
Pięknego. Szampania przeszła na własność Francji
i podzieliła los wielu księstw dzielnicowych w Europie.
W drugim dziesięcioleciu XIV wieku dochody z jar-
marków szampańskich spadły do 1/4 swej wysokości
z lat siedemdziesiątych poprzedniego stulecia.
Wydarzenia te pozostawały w ścisłym związku
z ogólną sytuacją w Europie. Szybki rozwój gospodar-
czy Włoch w XII‒XIII wieku przesuwał punkt ciężko-
ści obrotów handlowych na południe. Przyczyniła się
do tego centralizacja aparatu państwowego Francji, któ-
ry zwiększał obciążenia podatkowe i wprowadzał do
wolnej gry popytu i podaży ‒ w większym stopniu niż
dotychczasowe prawodawstwo miejskie ‒ czynnik re-
glamentacji: sztywne ceny, kontrolę transportu
i uprzywilejowanie określonych grup społecznych.
Wzrost ingerencji państwa w życie gospodarcze wiązać
należy ze zjawiskami natury ogólniejszej: ze wzrostem
liczby ludności i z przemianami jej struktury. „Pozycją
numer jeden w budżecie każdego kraju jest człowiek” ‒
skonstatował Roger Mols, badacz stosunków demogra-
ficznych.
Czynnikiem sprawczym przemian był rozwój go-
spodarczy miast. Silny napływ do nich ludności wiej-
skiej spowodował powstanie biedoty, a więc i nowych
problemów społecznych, m.in. względnego przeludnie-
nia. Wzrastała polityczna rola gmin miejskich, pojawiły
się też nowe wartości wymierne w pracy i w pieniądzu.
Najistotniejszym efektem tych przemian wywołu-
jącym dalsze trudności ekonomiczne stał się spadek
dochodów i ograniczenie dotychczasowego znaczenia
właścicieli ziemskich. Renta naturalna, a w większym
stopniu pieniężna, uzyskiwana przez nich z racji posia-
dania ziemi, traciła swoją wartość. Następowała infla-
cja ‒ ceny produktów rolnych były niższe niż ceny wy-
specjalizowanych wyrobów rzemiosła miejskiego.
Przenoszenie się biedoty wiejskiej do miast utrudniało
wielkim gospodarstwom feudalnym uzyskanie rąk do
pracy. Z tym wszystkim wiązała się jeszcze jedna waż-
na sprawa. Wzrost liczebności klasy rządzącej, przy za-
siedleniu w zasadzie wszystkich gruntów możliwych do
uprawy, groził młodszym synom rycerskim pauperyza-
cją i deklasacją.
W owym kryzysie dochodów klasy feudalnej nale-
ży szukać genezy najróżniejszych jej poczynań zmie-
rzających do znalezienia dodatkowych źródeł zysku.
Stąd nowe zadania, jakie stawiano państwu działające-
mu w interesie feudałów, zarówno w dziedzinie polity-
ki wewnętrznej, jak i zagranicznej. Rosnące kłopoty
próbowano rozwiązywać w drodze zdobywania no-
wych ziem, nowych ruchomości i nowych poddanych.
Tym tłumaczą się próby ekspansji francuskiej na pół-
noc (Flandria), zatargi z papiestwem, walki na Półwy-
spie Pirenejskim i wreszcie wojna stuletnia.
Wszystkim tym wydarzeniom towarzyszyły klęski
głodu, które z początkiem XIV wieku zaczęły dziesiąt-
kować ludność środkowej i zachodniej Europy. Gdzie
należy szukać ich genezy? Czy w tak daleko idącym
wyjałowieniu ziemi, że lata mniej pomyślne dla rolnic-
twa zmieniały się w katastrofalne okresy nieurodzaju,
czy we wzroście liczby ludności, czy też w zmianach
klimatu? Najprawdopodobniej zadziałały wszystkie te
czynniki, a ponadto wojska uczestniczące w coraz licz-
niejszych konfliktach zbrojnych niszczyły plony i za-
siewy. Wojny, mające w swym założeniu być lekar-
stwem na bolączki, w rzeczywistości pogłębiały stan
kryzysu. Nieurodzaje i głody zdarzały się i w po-
przednich wiekach, wydaje się jednak, że stosunki spo-
łeczne w tym właśnie czasie wpłynęły szczególnie na
ich nasilenie.
W 1315 roku, już po upadku jarmarków szampań-
skich, po wojnach flandryjskich i holenderskich, po za-
targu papieża Bonifacego VIII z monarchą francuskim
Filipem Pięknym i po procesie templariuszy, w którego
wyniku ich majątek zasilił skarb królestwa francuskie-
go, nastąpiła pierwsza katastrofa. Najpierw wyjątkowo
suche lato, a potem zbyt obfite deszcze zniszczyły plo-
ny na rozległych obszarach Anglii, Francji, Niemiec,
Czech, Śląska, Włoch i Niderlandów. Zima 1315/1316
roku była tak sroga, że ludzie zamarzali na śmierć
w swych domach, mróz zniszczył też oziminę. Na
przednówku 1316 roku w Ypres zmarła z głodu 1/3
ludności tego miasta. Ponoć w Niderlandach i w Anglii
szerzył się kanibalizm, a w Inflantach zabijano dzieci,
by pozostali członkowie rodziny mogli przeżyć. W ca-
łej Europie wybito zwierzęta domowe, ale uratowało to
jedynie bogatszych przedstawicieli wsi. Wzrosła wów-
czas rola państwa jako posiadacza dużych zapasów
żywności.
Głód powtórzył się w latach 1337‒1340, 1343,
1346, a potem już dość regularnie nawiedzał Europę,
wywołując poważne problemy gospodarcze, m.in. w la-
tach 1427‒1428, 1433, 1437, 1442, 1446, oraz epide-
mie. Niski poziom higieny, zwłaszcza w wielkich sku-
piskach miejskich na zachodzie i południu Europy, jak
Paryż, Florencja, Mediolan, Gandawa, gdzie brakowało
czystej wody oraz nie usuwano śmieci i odpadków,
sprzyjał zarazom. Ujawniło się to szczególnie w 1347
roku, gdy z Krymu zawleczona została do Europy
dżuma, którą przywiozły wraz z towarami statki genu-
eńskie.
W grudniu 1347 roku zaraza wybuchła w Messynie
i w Genui, w styczniu 1348 pojawiła się w Pizie
i w Wenecji, w lutym ‒ w Lucce, w marcu ‒ we Flo-
rencji, Bolonii, Modenie oraz na wsi toskańskiej,
w kwietniu ogarnęła Sienę, Perugię, Piombino, w maju
‒ całe Włochy. W tym samym czasie zanotowano ją na
śródziemnomorskich wybrzeżach Hiszpanii i Francji,
w sierpniu z kolei zaatakowała porty angielskie, dotarła
do Tyrolu i Bawarii. W 1349 roku spustoszyła Anglię,
Francję, Niemcy, Norwegię, w roku 1350 pojawiła się
nad Bałtykiem, a w 1351 spotkała się na terenie Rusi
z falą epidemii idącą od ziem bałkańskich.
Skutki zarazy były katastrofalne ‒ ludność Europy
zmniejszyła się o blisko 1/3. Straty jednak rozkładały
się bardzo nierównomiernie. Na wsi śmiertelność była
mniejsza, w mieście podczas nasilenia epidemii umie-
rało kilkaset osób dziennie. Na 150 zakonników
w Montpelier i 200 w Orleanie pozostało przy życiu
odpowiednio 7 i 20! W Hamburgu zmarło 35% pieka-
rzy, 45% rzeźników, blisko 66% władz miasta.
Ci, którzy przeżyli, stali się w dużej mierze spad-
kobiercami wielu majątków. Cena siły roboczej zaczęła
gwałtownie rosnąć, dlatego ludność ze wsi, na ogół
mniej nawiedzonych klęską przenosiła się do miast
i miasteczek, znajdując łatwo korzystne warunki pracy.
Szybko robiono kariery, a do głosu i znaczenia docho-
dziło młodsze pokolenie. Wskutek opustoszenia pól,
zwłaszcza mniej urodzajnych, znów pojawił się głód.
Towarzyszyło mu włóczęgostwo i rozbój, a poziom hi-
gieny ‒ mimo starań władz państwowych i miejskich ‒
w wielu środowiskach ulegał dalszemu obniżeniu.
Pod wrażeniem śmierci pozostawała sztuka. Prze-
żyty przez społeczeństwo szok sprzyjał szerzeniu się
mistycyzmu. Przez miasta Europy przeciągali biczow-
nicy ogarnięci psychozą końca świata. Po tej epidemii
nastąpiły dalsze. Według obliczeń znanego badacza an-
gielskiego Russela ‒ w latach 1348‒1349 wskutek cho-
roby zmarło 25% mieszkańców Anglii, w 1360 roku ‒
22,7% w 1369 roku ‒ 13%, podobnie jak w 1375 roku.
Żadna zaraza nie była tak wielka, jak owa pierwsza.
Kolejne wywierały wszakże stały wpływ na życie
wszystkich pokoleń późnego średniowiecza.
Długofalowymi skutkami masowych zachorowań,
a więc wysoką ceną najmu, brakiem siły roboczej, za-
nikiem dotychczasowych rynków zbytu na różne wyro-
by, zostały dotknięte zarówno rycerstwo, jak i patrycjat
wielkich miast. Doskonała jakość drogich produktów
przeznaczonych dla elity społecznej nie stanowiła już
gwarancji zbytu. Tradycyjne weksle proste, zwykła
krótkoterminowa lichwa i nieużytkowy zastaw także
przestały przynosić spodziewane dochody. Jak każdy
kryzys strukturalny, tak jak i ten sprzyjał podejmowa-
niu coraz gwałtowniej szych prób wyjścia z depresji
i zapewnienia przedstawicielom warstw rządzących do-
tychczasowego poziomu życia. Poszukiwanie nowych
dróg i metod działania stało się ‒ poczynając od schył-
ku
XIV wieku ‒ najbardziej charakterystycznym zja-
wiskiem późnego średniowiecza.
Rycerstwo, kontynuując dawny proceder, uprawia-
ło rozbój na drogach. Przodowały pod tym względem
różne ziemie niemieckie, zwłaszcza Brandenburgia,
Tyrol i Dolna Saksonia. Panowie feudalni tych krajów
kontrolowali drogi, wymuszając okup i zabierając to-
wary. Na obszarach Nowej Marchii, Meklemburgii
i Pomorza Zachodniego popadali w niewolę chrześci-
jańskich baronów rycerze, którzy udawali się na krucja-
tę przeciwko Litwie. Wypuszczeni na słowo honoru,
zabiegali przez wiele lat o zebranie odpowiedniej sumy
na wykup. Interwencje ich możnych opiekunów: ksią-
żąt Rzeszy, wielkich mistrzów krzyżackich czy bisku-
pów, zmierzały nie tyle do podważenia samej zasady,
ile do złagodzenia warunków stawianych krzyżowcom.
Owi rycerze zresztą brali udział w tzw. rejzach
krzyżackich nie tylko dla sławy i zdobycia doświad-
czenia wojennego, lecz przede wszystkim dla łupów.
Nie jest rzeczą przypadku, że najkrwawszy etap bitwy
pod Płowcami w 1331 roku rozegrał się właśnie wokół
taborów krzyżackich, uwożących łupy z Polski, które
miały zasilić nadszarpnięte majątki baronów niemiec-
kich, niderlandzkich, francuskich czy angielskich.
Rejzy wojsk angielskich po terytorium Francji
w połowie stulecia miały ten sam cel. Wojna stuletnia
stwarzała też wojskom francuskim możliwości wzbo-
gacenia się. Korzystały one nie tylko z wypraw do
Hiszpanii i Flandrii, ale żywiły się kosztem ludności
własnego kraju. Plebeje i zdeklasowani przedstawiciele
rycerstwa czy zamożnego mieszczaństwa tworzyli wa-
tahy rozbójników, a nawet całe osady żyjące z korsar-
stwa (Uskokowie w Dalmacji czy Bracia Witalijscy na
Bałtyku).
O dochody możnych troszczyło się też państwo.
W Anglii, Francji i północnych Włoszech wydawano
liczne (a więc mało skuteczne!) taryfy maksymalnych
cen i płac, próbując w taki sposób chronić poziom życia
właścicieli ziemskich. W wyniku zarówno tych, jak
i wielu innych przepisów pogłębiało się niezadowolenie
ludności, przede wszystkim na wsi. Wybuchały po-
wstania chłopów i drobnych posiadaczy, doprowadzo-
nych do ostateczności próbami zwiększenia ich powin-
ności, uciskiem fiskalnym i rabunkami wojsk najem-
nych. Francją targnęło w 1358 roku powstanie żakerii,
Anglią ‒ w 1381 powstanie Wata Tylera.
Próby stworzenia nowego systemu handlu, kłopoty
finansowe mieszczan oraz szybko wzrastająca liczba
pracowników niewykwalifikowanych przybywających
ze wsi do miast ‒ wszystko to sprawiało, że ośrodki
miejskie stały się ogniskami zapalnymi. W gminach
mieszczańskich rządziły rody, których znaczenie opie-
rało się na starym majątku i na dawno uzyskanych
przywilejach; wśród licznych niezadowolonych z tego
stanu rzeczy znajdowali się i tacy, którzy dorobili się
fortuny już w nowych warunkach, a nie uzyskali jesz-
cze wpływu na polityczny bieg wydarzeń. Walki prze-
ciwko patrycjatowi bogata opozycja prowadziła rękami
biedoty i plebsu, usiłując zmienić model władzy i po-
lepszyć swój byt. Wstrząsały one w XIV wieku Pary-
żem, Florencją i innymi miastami włoskimi, Lubeką,
Gdańskiem, Nowogrodem, Kolonią, Brugią i Gandawą,
przyczyniając się do pewnych zmian modelu zarządza-
nia.
Wśród tych konfliktów rodziło się nowe oblicze
kontynentu. Na przełomie XIV i XV stulecia szlachta
portugalska zaczęła poszukiwać nowych terytoriów, by
czerpać z nich korzenie, złoto i niewolników. Już
w pierwszej połowie XV wieku poczyniono wysiłki
mające na celu odkrycie morskiej drogi z Europy do
Indii i stworzenie światowego imperium portugalskie-
go. Niektóre miasta włoskie, niderlandzkie i angielskie
rozpoczęły finansowanie chłopów i właścicieli ziem-
skich, uzależniając ich od siebie gospodarczo. W To-
skanii, Flandrii i Holandii pojawiły się pierwsze wcze-
sne formy nakładu. Chłopi i rzemieślnicy, ekonomicz-
nie zależni od przedsiębiorców, zaopatrywani przez
nich w surowiec, a niekiedy i w narzędzia, produkowali
sukno, piwo, statki ‒ gorsze niż poprzednio, ale tańsze
i w dużo większej ilości. Wielki handel zmieniał także
swój charakter. Do obrotu wprowadzano wyroby prze-
znaczone nie dla elity, lecz dla całego społeczeństwa.
Pojawiły się i rozwinęły formy zabezpieczające
i usprawniające funkcjonowanie handlu, takie jak we-
ksle zwrotne, podwójna rachunkowość, nowe rodzaje
spółek, nowe jarmarki, będące jakby izbami obrachun-
kowymi ówczesnego świata oraz nowe banki, działają-
ce już w sposób zbliżony do późniejszych. Rozpoczęła
się pogoń za nowymi źródłami kruszców. Firmy, które
istniały już w XIV wieku, przeprowadzały teraz inwe-
stycje górnicze, poszukując złota, srebra, miedzi i oło-
wiu.
Wszystkie te przemiany dokonywały się w sposób
nie zawsze widoczny dla współczesnych. Następowały
przesunięcia na mapie głównych ośrodków życia go-
spodarczego, zależnie od wielu czynników: od możli-
wości produkcyjnych, warunków naturalnych, stanu
demograficznego, a zwłaszcza kształtu organizacji pań-
stwowej. I ona bowiem ulegała przeobrażeniom. Ko-
nieczne stało się oparcie działalności państwa na in-
nych podstawach finansowych, innej organizacji, ka-
drze wykształconych specjalistów, wreszcie ‒ na nowej
ideologii.
W sumie ‒ kryzys XIV wieku zadał potężny cios
starym, przeżytym formom życia w Europie. Upadł do-
tychczasowy system wartości, upadły też siły społecz-
ne, które ukształtowały się i okrzepły w epoce wypraw
krzyżowych. Ale kryzys ten umożliwił jednocześnie
rozwój nowym siłom działającym w warunkach istnie-
nia wielkich miast i nagromadzonych kapitałów, sku-
pisk robotników najemnych i powstania nowocześniej-
szych instytucji państwowych. Pozwolił też owym si-
łom znajdować nowe tereny działania. Jeden z tych ob-
szarów stanowiły właśnie w XIII‒XIV wieku ziemie
polskie, a także kraje sąsiednie.
Różnice między poziomem życia w Polsce i w Eu-
ropie Zachodniej były aż do połowy XIII stulecia bar-
dzo duże i dotyczyły wielu dziedzin. Wynikało to m.in.
z faktu późnego włączenia się naszych ziem do kręgu
cywilizacji śródziemnomorskiej. Najbardziej rzucały
się w oczy różnice w sferze kultury ‒ w liczbie wy-
kształconych ludzi, działalności szkolnictwa, w archi-
tekturze, rzeźbie, malarstwie itp. Ujawniły się też dys-
proporcje w stopniu rozwoju sił wytwórczych, m.in.
w poziomie technicznym kopalń kruszców. Istotniejsze
wszakże, leżące zapewne u podstaw owych nierówno-
ści, wydają się różnice w gęstości zaludnienia. Gdy
w północnych Włoszech i Niderlandach w XIII wieku
około 35 osób przypadało na 1 km
2
(w Lombardii na-
wet powyżej 50), we Francji ‒ 32, w Anglii ‒ 30,
w Nadrenii i Westfalii ‒ 18, to w Czechach ‒ zaledwie
14, na Węgrzech ‒ 8, a w Polsce nieco więcej niż 7.
W tym samym czasie gęstość zaludnienia na Rusi, w
krajach bałtyckich i skandynawskich wynosiła na ob-
szarach bardziej zagospodarowanych zaledwie 2 osoby
na 1 km
2
.
Słabsze zaludnienie wiązało się z mniejszym obro-
tem pieniężnym i z mniejszą produkcją towarową. Je-
śliby wysokość obrotów kupców działających nad Bał-
tykiem w początkach XIV wieku określić cyfrą 1, to
obroty Flamandów wynosiłyby około 3, a Włochów ‒
6. Na terenie Polski dużą rolę odgrywała jeszcze na po-
czątku XIV stulecia prymitywna gospodarka. Handel
sprowadzał się głównie do drobnej wymiany na ryn-
kach lokalnych. W przeciwieństwie do sytuacji we
Francji czy we Włoszech, wielka wymiana prowadzona
przez przedsiębiorców przewożących towary z dalekich
stron odgrywała u nas minimalną rolę. Nieduże ilości
wyrobów luksusowych zaspokajały potrzeby elity,
dwora i możnych. Natomiast gospodarka wsi, a nawet
małych miast, nie była zależna od przywozu obcych
towarów w takim stopniu, jak na zachodzie Europy.
Wskaźnikiem rozwoju gospodarczego był także
stopień urbanizacji. W wieku XIII różnice między róż-
nymi strefami geograficznymi w Europie były bardzo
wyraźne. Na południu kontynentu leżały ówczesne
miasta ‒ giganty: Konstantynopol (acz bardzo podupa-
dły po zajęciu Bizancjum przez krzyżowców) oraz
wielkie, liczące blisko 100 tysięcy mieszkańców ośrod-
ki włoskie. Na zachodzie Europy największym skupi-
skiem ludności był Paryż (zapewne zamieszkały przez
ok. 200 tys. ludzi); w silnie zurbanizowanej Flandrii le-
żały 60-tys. Gandawa i 40-tys. Brugia. Liczne miasta
znajdowały się w Nadrenii, Westfalii, w Anglii i dalej
na zachód ‒ w Aragonii. W Europie Wschodniej nie
było tak wielkich ośrodków. Co prawda szybko rozwi-
jała się Praga, duże znaczenie miał Nowogród Wielki,
a w wieku XIII powstawały miasta na pobrzeżu Bałty-
ku mające w przyszłości utworzyć niemiecką Hanzę,
ale w porównaniu z Zachodem obszary na wschód od
Łaby były bardzo słabo zurbanizowane. W Polsce XIII
wieku Wrocław liczył być może ponad 10 tys. miesz-
kańców, Kraków ‒ poniżej 10 tys. Inne miasta ‒
Gdańsk, Poznań, Sandomierz, Płock ‒ niszczone woj-
nami, stanowiły wówczas ośrodki najwyżej kilkuty-
sięczne.
Rozległe ziemie na wschodzie stanowiły jednak
w coraz większym stopniu obszary atrakcyjne dla kra-
jów rozwiniętych. Od XIII wieku znane były jako tere-
ny wydobycia metali kolorowych, przewożonych
głównie przez ziemie polskie. Od czasów najazdu
mongolskiego w pierwszej połowie stulecia przez Pol-
skę lub przez Węgry można było wjechać do atrakcyj-
nych gospodarczo krajów azjatyckich, skąd sprowadza-
no korzenie, cenne wyroby luksusowe, broń, jedwab
i kosztowności. W Europie, ograniczonej z jednej stro-
ny Cesarstwem Rzymskim, a z drugiej władztwem ta-
tarskim, nie pojawił się jeszcze problem względnego
przeludnienia. Istniały duże obszary, które czekały na
nowych osadników, powstawały miasta, w których ła-
twiej niż w starym kraju można było zrobić karierę,
uzyskać wysoką pozycję w hierarchii społecznej. Do-
dać trzeba, że gospodarka naturalna w znacznie mniej-
szym stopniu niż pieniężna narażona była na wstrząsy
wywołane spadkiem wartości monety czy rosnącymi
„nożycami cen” (czyli narastającym spadkiem cen na
produkty rolne w stosunku do produktów przemysło-
wych).
Tak więc kryzys dotknął Polskę słabiej niż kraje
bardziej rozwinięte. Świadczy o tym przebieg „czarnej
śmierci” w naszym kraju. Na ziemiach słabo zaludnio-
nych, pozbawionych dużych ośrodków miejskich, oży-
wionych kontaktów handlowych i większych ruchów
ludności, epidemia spowodowała mniejsze straty niż na
Zachodzie.
W procesie „doganiania” Zachodu dużo większą
rolę ‒ jak się wydaje ‒ odegrały jednak te zjawiska,
które wynikały ze wspomnianych prób wyjścia z kry-
zysu. Napływały do Polski zachodnie kapitały kupiec-
kie i bankierskie oraz ludzie szukający dogodniejszych
warunków bytu i bardziej sprzyjających warunków
działania. Przybywali tu przedstawiciele firm włoskich
‒ z Genui, Wenecji, Florencji oraz niemieckich ‒ z No-
rymbergi, Augsburga i Ulm. W drugiej połowie XIV
wieku pojawiali się coraz częściej w portach bałtyckich
Anglicy, Flamandowie, nieco później Holendrzy, na-
płynęła też fala ludności z Nadrenii i Westfalii.
O rozwoju stosunków pieniężnych świadczą liczne
lokacje miast i wsi, wymagające sporego kapitału za-
kładowego, ale ‒ jak widać choćby z ich liczby ‒ gwa-
rantujące opłacalność. W czasach Kazimierza Wielkie-
go budowa murów obronnych, zamków, miast i kościo-
łów nabrała wielkiego rozmachu, nie spotykanego
wówczas w innych państwach Zachodu. Sam skarb kró-
lewski finansował ponad sto pokaźnych inwestycji bu-
dowlanych. Niezależnie od funkcjonalności owych
przedsięwzięć, zapewniających bezpieczeństwo mienia
i życia, sprzyjających rozwojowi handlu i rzemiosła,
przynosiły one korzyść materialną, oraz możliwość za-
robku setkom ludzi miast i wsi, poczynając od architek-
tów i muratorów, kończąc zaś na niewykwalifiko-
wanych robotnikach.
W literaturze już od dłuższego czasu zwraca się
uwagę, że właśnie w XIV wieku zaczęto wywozić
z Polski lub przewozić przez ziemie polskie futra, skó-
ry, miedź, szare sukno oraz len. Nie mniej ważne wyda-
je się stwierdzenie, że monarchia kazimierzowska sta-
nowiła chłonny rynek na wyroby, które w okresie
upadku gospodarczego na Zachodzie nie zawsze znaj-
dowały zbyt. Przede wszystkim chodzi o sukno. Jego
produkcja ukształtowała znaczenie i potęgę mieszczan
Brugii, Gandawy, Ypres i miast północnowłoskich.
Zbyt znajdowały w Polsce także wyroby żelazne i kra-
marskie z Norymbergi. Jak dalece ważny stał się rynek
polski dla zagranicy, świadczy przywóz soli. Jeszcze na
przełomie XIII i XIV wieku, obok czynnych już kopalń
w Bochni i Wieliczce, zapotrzebowanie naszego kraju
zaspokajały solanki Kołobrzegu i Kujaw oraz sól spro-
wadzana z pobliskiej Rusi lub z Halle i Lüneburga.
W ciągu XIV wieku, wraz z rozwojem nowych form
działania stosowanych m.in. przez kupiectwo zrzeszone
w Hanzie niemieckiej, rynek Prus i Wielkopolski,
a częściowo też Mazowsza, zdobyła sól morska pocho-
dząca z wybrzeży Bretanii. Widocznie opłacało się
przewozić morzem przez pół Europy tanią sól, używaną
do konserwowania ryb i mięsa, wraz z innymi wyro-
bami przemysłowymi. Opłacało się też utrzymywanie
stałego kontaktu z odbiorcą we wschodniej Europie.
Rozwój ziem wschodnioeuropejskich ściągnął tu
nie tylko kapitały i towary. Do miast śląskich czy nad-
bałtyckich, do wsi organizowanych na nowych zasa-
dach przybywali liczni osadnicy ‒ obok mieszczan
i chłopów również duchowni, przyjmowani zresztą nie-
chętnie przez miejscowy kler. Przelotnie gościli w do-
rzeczu Odry, Wisły i Niemna rycerze z całej Europy ła-
cińskiej uczestniczący w wyprawach krzyżackich. Byli
wśród nich i książę Holandii, i książę Derby, później-
szy król Anglii, i baronowie z La Rochelle, i oczywi-
ście rycerze niemieccy. Przywozili oni z sobą nie tylko
modę i nowe obyczaje, ale także wiedzę o świecie.
Skutki bliskich kontaktów z Zachodem ujawniły
się już w trzeciej ćwierci XIV wieku. Nastąpił wówczas
‒ zapoczątkowany o stulecie wcześniej ‒ gwałtowny
rozwój wsi, a także miast. W Koronie ‒ Kraków, San-
domierz, Poznań, na Pomorzu ‒ Gdańsk, Toruń, Elbląg,
na Śląsku ‒ Wrocław, Głogów, Legnica urosły do rangi
ośrodków, które reprezentowały nie tylko siłę ekono-
miczną, ale i polityczną. Okres przeobrażeń przeżywało
także polskie możnowładztwo, przystosowujące się do
korzystania ze świadczeń czynszowych chłopów. Roz-
wój gospodarki pieniężnej zrodził biedotę miejską naj-
mowaną niekiedy do prac sezonowych, a także spowo-
dował zjawisko finansowego uzależnienia najuboż-
szych mieszkańców wsi przez rycerstwo i bogatszych
sąsiadów. Podjęto przebudowę administracji kraju,
wojska i sądownictwa. Reformami Kazimierza Wiel-
kiego objęte zostały różne grupy społeczeństwa: sołty-
si, bankierzy żydowscy, handlowy patrycjat miast Ko-
rony oraz rzemieślnicy i chłopi z dóbr królewskich.
W tym samym czasie swój złoty wiek przeżywało
państwo krzyżackie w nadbałtyckich Prusach, Czechy
za Karola IV Luksemburskiego stały się najbogatszym
krajem Rzeszy, a Dania Waldemara Odnowiciela usi-
łowała odzyskać swe miejsce pierwszej potęgi na Bał-
tyku. Litwa, mimo szarpania przez Krzyżaków, sięgała
od Bałtyku po stepy czarnomorskie i ‒ już za Olgierda
‒ pod mury Moskwy, a Węgry za rządów Ludwika
Wielkiego stanowiły mocarstwo nie tylko naszej części
Europy.
W historiografii używa się częstokroć terminu
„monarchia Kazimierza Wielkiego”. Nie chodzi tu wy-
łącznie o podkreślenie roli wybitnego władcy, ale
o wskazanie na odrębność stosunków gospodarczych,
społecznych i politycznych w jego państwie od istnie-
jących poprzednio. W latach 1333‒1370, czyli w okre-
sie panowania tego monarchy, dojrzały warunki dla do-
niosłego w skutkach procesu unii z Litwą i powstania
szlacheckiej Rzeczypospolitej. W 1333 roku państwo
polskie składało się z Małopolski oraz ze zniszczonej
przez najazdy krzyżackie Wielkopolski, ziemi sieradz-
kiej i łęczyckiej. W 1370 roku stan posiadania króla
polskiego niemal się podwoił, wzrastając o Kujawy,
południowe i północne skrawki Wielkopolski (Santok,
Drezdenko, Wałcz, Drawsko, Czaplinek, Wschowa),
bezpośrednio lub pośrednio podporządkowane Koronie
Mazowsze, wreszcie ‒ rozległe obszary Rusi Czerwo-
nej. Nadały one Polsce kształt polityczny, którego oś
stanowił szlak łączący Morze Czarne z Bałtykiem.
Oś ta łączyła dwie różne strefy gospodarcze, które
właśnie w dobie kryzysu stały się obiektem szczegól-
nego zainteresowania kupców naszego kontynentu.
Przez Morze Czarne, powiązane z Konstantynopolem
i Lewantem, docierały do Europy ze Wschodu towary
luksusowe. Stepy czarnomorskie, rozciągające się na
terenach Mołdawii i Ukrainy, aż poza Don i Wołgę,
stanowiły wielki obszar produkcji hodowlanej na zbyt.
W XIV wieku rozpoczęła się masowa wymiana z Za-
chodem. Stadami wołów, transportami mięsa i skór za-
częły się już wówczas interesować wielkie firmy nie-
mieckie. Bałtyk z kolei łączył obszary rolnicze i pusz-
czańskie z Zachodem. Zapewne na handlu zbożem wy-
rosły w XIII wieku miasta hanzeatyckie. Znaczenie tej
wymiany upadło w XIV stuleciu, ale rozwinął się eks-
port futer z lasów Litwy, Rosji i Finlandii, rozpoczął się
też wywóz drewna, popiołu, smoły i dziegciu.
Położenie na granicy różnych stref produkcyjnych
pobudzało wymianę towarów, wpływało na zwiększe-
nie obrotów pieniężnych i rozwój form organizacyj-
nych handlu. Wspomnianemu już budownictwu towa-
rzyszyło w okresie panowania Kazimierza Wielkiego
lokowanie blisko stu miast na prawie niemieckim,
z których co trzecie zostało otoczone murami, lokowa-
nie kilkuset wsi oraz wzniesienie około 50 zamków,
służących nie tylko obronie kraju, lecz stanowiących
także siedzibę lokalnej administracji. W ślad za rozwo-
jem gospodarki ulegało przemianom ustawodawstwo
cywilne i karne, prawo sądowe, administracyjne i woj-
skowe, rozwijało się szkolnictwo, doskonaliły rzemio-
sła, umiejętności zawodowe. Wszystko to ukształtowa-
ło określony typ monarchii, prężnej i silnej, umożliwia-
jącej przemiany, które w najbliższych stuleciach miały
uformować ostateczne oblicze Polski przedrozbiorowej.
Nie chciałbym, aby Czytelnikowi pozostało wraże-
nie, że czternastowieczną koniunkturę na ziemiach pol-
skich spowodowały wyłącznie czynniki zewnętrzne. Co
prawda, kryzys w Europie Zachodniej stworzył prze-
słanki do ściślejszych powiązań gospodarczych całego
kontynentu. Jeśli Polska pierwszych Piastów, a nawet
Polska dzielnicowa żyła własnym, odrębnym ‒ i szcze-
rze mówiąc ‒ dość prymitywnym bytem gospodarczym
i społecznym, to od XIV stulecia, od pojawienia się
współzależności rozwojowych między Wschodem
i Zachodem, coraz szybciej zbliżała się do poziomu
państw rozwiniętych. Upraszczając nieco sprawę, dzie-
je Polski przestały być historią lokalną, stały się waż-
nym rozdziałem historii powszechnej. I to stanowi
punkt wyjścia do dalszych badań i do wyciągania wnio-
sków.
Współzależność ta była, oczywiście, dwustronna.
Polska stała się potrzebna Europie, a Europa Polsce.
Bez polskiego drewna stocznie zachodnioeuropejskie
nie zbudowałyby karaweli, które dokonać miały wiel-
kich wypraw odkrywczych w XV i XVI wieku, bez
polskiego popiołu trudno byłoby rozwinąć produkcję
sukienniczą w Niderlandach. Polskie zboże i woły kar-
miły robotników holenderskich manufaktur kapitali-
stycznych, w zamian za co polska szlachta uzyskała fi-
nansowe podstawy swej władzy.
Wśród czynników wewnętrznych istotną rolę w
tworzeniu podstaw późnośredniowiecznej Polski od-
grywały zapewne zdrowsze niż na Zachodzie warunki
życia w dużych miastach oraz większe możliwości zna-
lezienia rezerw w rolnictwie, zarówno w drodze przej-
mowania form i importu narzędzi pracy, jak i przez
uprawę nieużytków. Odbudowa zjednoczonej monar-
chii dała możliwości zrobienia kariery państwowej
przez szerszy niż dotychczas krąg mieszkańców, przez
różnych funkcjonariuszy samorządów miejskich, uczo-
nych, pracowników kancelarii i dyplomatów. Reformy
monetarne ułatwiły rozwój wewnętrznego handlu i kre-
dytu, a jednolitość prawa zapewniała większą sta-
bilizację życia w kraju. Kryzys gospodarczy na zacho-
dzie Europy pozwolił na zmniejszenie dystansu dzielą-
cego nasze ziemie od bardziej rozwiniętych. Tam na-
stąpiło zahamowanie tempa wzrostu, u nas zaś przy-
śpieszenie rozwoju gospodarczego i modernizacja
struktur społecznych”.
ROZDZIAŁ DRUGI
BILANS PÓŹNEGO ŚREDNIOWIECZA
W POLSCE
Nie zamierzam przedstawiać dziejów Polski od
XIV do XVI wieku, zrobiono to już bowiem w licznych
podręcznikach i opracowaniach. Aby jednak ogólnie
scharakteryzować jesień polskiego średniowiecza,
spróbuję pokrótce dokonać bilansu przeobrażeń, jakie
nastąpiły w Polsce w okresie między śmiercią ostatnie-
go Piasta a unią lubelską. W ciągu tych dwóch stuleci,
w latach 1370‒1569, powstała Rzeczpospolita
i ukształtowało się społeczeństwo, w którym monopol
władzy dzierżyła szlachta. Bilans jednak ograniczę do
ziem Korony, trudno bowiem utożsamiać zróżnicowaną
wewnętrznie Litwę XIV‒XV wieku z modelem Polski.
Polska Kazimierza Wielkiego obejmowała dwie
podstawowe dzielnice kraju: Wielkopolskę i Małopol-
skę z Rusią oraz część Mazowsza (pozostałe ziemie tej
dzielnicy były lennem króla). W dwieście lat później
obszar ten (bez utraconych w XIV wieku drobnych
skrawków na zachodzie) powiększył się o Pomorze
nadwiślańskie, Warmię i część Pogezanii z Elblągiem,
uzyskane w 1466 roku, Mazowsze (inkorporowane eta-
pami w latach 1462‒1529), wreszcie ‒ Podlasie i Wo-
łyń wchłonięte w dobie unii lubelskiej. Jeśli przyjmie-
my, że do Korony Królestwa Polskiego należało
w 1370 roku około 190 000 km
2
, to w 1569 roku obej-
mowała ona około 260‒270 000 km
2
.
Na Mazowszu mieszkała ludność czysto polska,
w Prusach Królewskich ‒ w większości słowiańska
(Polacy i Kaszubi), ale na terenie dużych miast i wśród
zamożnego rycerstwa wielu było przybyszów z Nie-
miec. Na Podlasiu siedzieli Mazurzy, Białorusini i Li-
twini, Wołyń zamieszkiwali głównie Rusini, podobnie
jak i część Podola należącą do Polski od 1340 roku.
Napływ ludności niemieckiej nieco malał, a wyrówny-
wała go zapewne postępująca polonizacja. Przez oba
stulecia natomiast trwała imigracja pasterskich ludów
wołoskich, osadników ruskich, niekiedy tatarskich, do
miast przybywali zaś Ormianie, Żydzi, Anglicy, Włosi,
Holendrzy, a nawet Szkoci.
Stosunki narodowościowe stały się w XVI wieku
jednym z newralgicznych punktów wewnętrznej poli-
tyki państwa. W dobie unii lubelskiej Rzeczpospolita
była po Rosji największym terytorialnie państwem eu-
ropejskim. Ponad 800 000 km
2
zamieszkiwało około 8
min mieszkańców, z których nie więcej niż 40% (około
3 200 000) stanowili Polacy. Zgrupowani na obszarze
mniejszym niż czwarta część całego państwa (180‒200
000 km
2
), reprezentowali co prawda największą grupę
narodowościową lecz jedną z wielu posiadających od-
mienne prawa, języki, czasem religie, niekiedy ‒
sprzeczne interesy.
Zmieniała się równocześnie struktura społeczna.
W wyniku inkorporacji Mazowsza pojawiła się liczna
grupa drobnej szlachty, która formalnie biorąc działała
jako samodzielna siła polityczna, faktycznie zaś z cza-
sem miała coraz bardziej ulegać wpływom wielkich
magnatów. Ci ostatni uzyskali w XV, a szczególnie w
XVI wieku możliwość pomnażania swych dóbr o roz-
ległe włości ukrainne, a w ślad za tym rosło ich zna-
czenie w państwie.
Z punktu widzenia zmian struktury społecznej na
uwagę zasługuje wzrost znaczenia miast. W połowie
XIV wieku najwięcej ludności skupiał Kraków, liczący
około 10 000 mieszkańców, po nim kolejno następowa-
ły takie ośrodki, jak Sandomierz i Poznań, gdzie liczba
ludności niewiele przekraczała 3000. W dwieście lat
później było już inaczej. Co prawda silnie zurbanizo-
wany polski Śląsk pozostawał poza granicami państwa,
ale w obrębie Polski od pokoju toruńskiego znajdowało
się Pomorze Gdańskie. Tam właśnie kwitły pięćdzie-
sięciotysięczny Gdańsk i kilkunastotysięczne Toruń
i Elbląg. W Małopolsce wyrastał Lublin obok dużego
Krakowa, na Mazowszu ‒ Warszawa, w Wielkopolsce
rozwijał się dalej Poznań. Wszystkie te zjawiska wpły-
wały na pogłębianie się różnic w obrębie mieszczań-
stwa. Obok wielkich przedsiębiorców i finansistów
Gdańska czy Warszawy pojawiła się liczna biedota
wielkomiejska, żyjąca ze sprzedaży swej siły roboczej.
Na wsi chłopi, na ogół równi wobec prawa, różni-
cowali się coraz bardziej pod względem majątkowym.
Ponad 8% wszystkich mieszkańców stanowiła
szlachta (na Mazowszu blisko 20%), 4% spośród niej
można zaliczyć do rodów magnackich.
Dokładniejsze proporcje między pozostałymi gru-
pami społecznymi trudno ustalić z kilku przyczyn. Po
pierwsze ‒ granice między nimi były jeszcze bardzo
płynne, przynajmniej do końca XVI wieku. Po drugie ‒
przeważająca część mieszkańców miast zajmowała się
po trosze wszystkim: drobnym handlem, wytwórczo-
ścią rzemieślniczą i uprawą roli. Z punktu widzenia po-
siadanych uprawnień do stanu mieszczańskiego można
zaliczyć blisko 20% mieszkańców Polski. Jednak tych,
którzy w rzeczywistości stanowili grupę zawodową ży-
jącą z zajęć charakterystycznych dla ludności miejskiej
‒ a więc z rzemiosła, handlu, lichwy, ze sprzedaży swo-
jej siły roboczej ‒ było o wiele mniej. Zapewne w skali
wszystkich ziem koronnych stanowili oni około 6%
mieszkańców. W tym stanie rzeczy, odliczając niewiel-
ką liczebnie grupę duchowieństwa, można sądzić, że
około 80% ludzi w Polsce należało do zróżnicowanych
majątkowo i prawnie chłopów. Polska pozostawała kra-
jem rolniczym, ale w ciągu XIV i XV wieku nastąpiła
zmiana struktury społecznej. Jeszcze bowiem w dobie
rozbicia dzielnicowego, jak się wydaje, około 90% Po-
laków mieszkało na wsi.
Do pozycji dodatnich w bilansie schyłku średnio-
wiecza należy zaliczyć niewątpliwy wzrost zaludnienia
Polski. Przy całej niejasności źródeł i wątpliwości do-
tyczących liczb szacunkowych, można jednak stwier-
dzić, że trzy główne dzielnice Polski ‒ Wielkopolska,
Małopolska i Mazowsze ‒ rozciągały się w połowie
XIV wieku na obszarze 145 000 km
2
i zamieszkiwane
były przez około 1 250 000 ludności. Na 1 km
2
przypa-
dało więc 8,6 mieszkańca. Największa gęstość zalud-
nienia występowała na niektórych obszarach Małopol-
ski i Kujaw, gdzie 1 km
2
zamieszkiwało ponad 10 osób.
W sto lat później liczba ludności tych trzech dzielnic
sięgała zapewne 2 mln, a około roku 1580 ‒ 3 100 000,
czyli przeciętnie 21 mieszkańców na 1 km
2
. W czasach
późniejszych taki przyrost, wynoszący blisko 0,3%
rocznie, byłby zjawiskiem nie budzącym zdziwienia,
u schyłku średniowiecza jednak musi on zastanawiać,
tym bardziej, że według obszernej literatury przedmiotu
dopiero około roku 1500 Europa Zachodnia wyrównała
straty poniesione w dobie kryzysu i epidemii XIV wie-
ku.
Wskaźniki zaludnienia niektórych krajów europejskich
Lata
Anglia Francja
Norwegia
Niemcy
Polska
Ok. 1300 100
100
100
100
100
Ok. 1400
70
72
66
80
166
Ok. 1500
90
110
76
123
258
Z zestawienia wskaźników wynika więc, że okres
późnego średniowiecza był szczególnie pomyślny dla
rozwoju zaludnienia Polski. Uwzględniając wszelkie
zastrzeżenia związane ze słabą podstawą źródłową
owych danych, można jednak oprzeć się na nich, by
wyciągnąć szersze wnioski, zwłaszcza gdy się porówna
te liczby z informacjami o wzroście gospodarczym na-
szego kraju. Uczynił to Jerzy Topolski, próbując po-
równać różne okresy tysiącletniej historii Polski. Nie
wchodząc w to, czy udało mu się znaleźć wspólny mia-
nownik dla epoki pierwszych Piastów i dla XX wieku,
w mniejszej skali chronologicznej obliczenia tego
uczonego stanowią właściwy punkt wyjścia do dal-
szego wnioskowania.
Stwierdził on, że około 1340 roku na jednego
mieszkańca Polski przypadało rocznie 385 kg zboża
(obecnie 440 kg) oraz około 0,7 kg wyprodukowanego
żelaza (obecnie 280 kg); w 270 lat później odpowiednio
‒ 340 kg i 1,6 kg. Produkcja rolnicza, przeliczona na
głowę, wykazała więc pewną tendencję spadkową
przemysłowa natomiast zdecydowanie wzrosła. Jest to
o tyle ważne spostrzeżenie, że jak wiadomo wzrost go-
spodarczy kraju przejawiał się w produkcji pozarolni-
czej. Zwiększył się on, mimo że właśnie w ciągu XIV‒
XVI stulecia powstał folwark pańszczyźniany kształtu-
jący krajobraz gospodarczy i strukturę społeczną na-
szego kraju na blisko pół tysiąca lat.
Śmierć Kazimierza Wielkiego nastąpiła w okresie,
gdy społeczeństwo w swym zasadniczym zrębie po-
dzielone było na różne grupy prawne. Na plan pierwszy
obok rycerstwa wybijali się przedstawiciele starego
i nowego możnowładztwa, specjalne przywileje gwa-
rantowały pozycję także duchowieństwu i miesz-
czaństwu. Znaczna część chłopów też posiadała okre-
ślony status prawny, powstały w dobie kolonizacji na
prawie niemieckim. Istniały również grupy społeczne
uplasowane na pograniczu stanów, których granice by-
ły jeszcze dość płynne.
Dwieście lat później sytuacja przedstawiła się zu-
pełnie inaczej. Szlachta ‒ choć niejednolita ‒ miała de-
cydujący głos we wszystkich sprawach państwowych ‒
politycznych, gospodarczych i kulturalnych. Dostęp do
wyższych stanowisk kościelnych zastrzeżony był jedy-
nie dla „dobrze urodzonych”. Przewaga jednego stanu,
jego dominacja ‒ przede wszystkim nad chłopami, lecz
również nad znaczną częścią mieszczaństwa, zwłaszcza
z małych miast ‒ wpłynęła na radykalną zmianę roli
króla. Jeśli można twierdzić, że absolutyzm czy w ogó-
le władza króla w nowożytnej monarchii europejskiej
wyrosły z wykorzystania sprzeczności między różnymi
stanami, to w Polsce znaczenie monarchii opierało się
w poważnym stopniu na wygrywaniu antagonizmów
wewnątrz jednego stanu ‒ szlachty.
Wraz z rozwojem przywilejów szlacheckich w XV
i XVI wieku powstał ustrój państwowy, który trwał aż
do maja 1791 roku. Król Polski, będący jednocześnie
wielkim księciem Litwy, księciem ruskim, pruskim,
mazowieckim, żmudzkim, inflanckim itp. itp., to po-
mysł zrealizowany ostatecznie dopiero w XVI wieku.
Ale sejm ‒ to dzieło poprzedniego stulecia, podobnie
jak główne urzędy państwowe ‒ kanclerza, podskarbie-
go, marszałka, a wreszcie ‒ z pewnym opóźnieniem ‒
hetmana. Jeszcze wcześniejsze były ziemskie zjazdy
szlachty, z których wykształciły się później sejmiki.
Odgrywały one zasadniczą rolę w samorządzie teryto-
rialnym kraju i wpływały także na politykę ogólną.
Konstytucja Nihil novi z roku 1505 oraz kodyfikacja
praw dokonana głównie przez Jana Łaskiego uwieńczy-
ły ważny etap kształtowania się szlacheckiej Rzeczypo-
spolitej. Jeszcze w czasach Zbigniewa Oleśnickiego,
szczególnie w trzydziestych i czterdziestych latach XV
wieku, wydawało się, że możnowładztwo opanuje rzą-
dy, odsuwając od nich drobniejsze rycerstwo. W dru-
giej połowie XV i pierwszej połowie XVI wieku moż-
liwości te zostały przekreślone. Kształtowanie się jed-
nego stanu szlacheckiego rozpoczęło się już w wieku
XIV. W miejsce trzech grup prawnych, płacących róż-
ną główszczyznę ‒ szlachty, włodyków i drobnych ry-
cerzy powołanych z chłopów, wytworzył się w ciągu
XV wieku jednolity stan. Możni nie uzyskali dodatko-
wych praw, włodycy zaś bądź spadli do rzędu chłopów
czy mieszczan, bądź wcisnęli się w szeregi szlachty,
m.in. jako herbowi współrodowcy wielkich panów.
Unia polsko-litewska i wykształcenie się prawnie
jednolitego stanu szlacheckiego między Dnieprem
a Wartą miały znaczenie wykraczające poza granice
obu państw. Nie tylko dlatego, że zmieni! się zupełnie
charakter małej, ale silnej gospodarczo Polski oraz
wielkiej i słabiej ekonomicznie Litwy. Nie dlatego tak-
że, że udał się eksperyment polityczny, który ‒ zdawa-
łoby się ‒ nie miał szans powodzenia. Unia polsko-
litewska i związana z nią polityka dynastyczna Jagiel-
lonów zmieniły zupełnie obraz sił politycznych w Eu-
ropie. W miejsce państw, które stanowiły ‒ mimo całe-
go rozmachu cechującego ich rozwój w XIV wieku ‒
peryferię polityczną naszego kontynentu, powstał zwią-
zek będący równorzędnym lub silniejszym partnerem
Krzyżaków, Rosji, Mołdawii, okresami wciągający
w orbitę swych wpływów Czechy i Węgry, a więc nie-
bezpieczny nawet dla Habsburgów. Jak wiemy, proces
schodzenia Polski z marginesu życia politycznego Eu-
ropy rozpoczął się już za panowania Kazimierza Wiel-
kiego, ale podmiotem wielkiej polityki europejskiej
nasz kraj został dopiero później.
Zmiana znaczenia politycznego pociągała za sobą
poważne konsekwencje. Do dnia dzisiejszego niemal
działają w psychice Polaków emocje wykształcone w
dobie jesieni średniowiecza i świtu epoki nowożytnej.
Zmiana kształtu geograficznego Rzeczypospolitej stwo-
rzyła nowe konflikty. Pod władzą Polski i spol-
szczonych magnatów litewskich znalazły się liczne
grapy ludności litewskiej i ukraińskiej, różniące się od
swych panów religią, obyczajami, posiadające niekiedy
świetne tradycje własnej państwowości. Ludność ukra-
ińska, kształtująca właśnie wówczas swą odrębność na-
rodową, determinowała w znacznym stopniu politykę
wewnętrzną Rzeczypospolitej, od XVI wieku poczy-
nając aż po czasy rozbiorów.
W XIV stuleciu pojawił się problem zjednoczenia
ziem ruskich. Za czasów Olgierda, wielkiego księcia li-
tewskiego, a może jeszcze Witolda, istniały dwa ośrod-
ki pretendujące do roli stolicy ziem wszechruskich:
Moskwa i Wilno. Najróżniejsze przyczyny sprawiły, że
szala przechyliła się na rzecz Moskwy, która od pierw-
szej połowy XV wieku rozpoczęła świadomą akcję
„zbierania ziem ruskich”. Zagrażało to stanowi posia-
dania Litwy, a z czasem ‒ państwa polsko-litewskiego,
stanowiąc nieustanne źródło konfliktów.
Granice południowe, zachodnie i północne Polski,
płynne w czasach Łokietka i Kazimierza Wielkiego,
właśnie w ciągu omawianych dwóch stuleci zastygły
i nie zmieniały się aż do rozbiorów. Częściowo pojawi-
ły się znów w Polsce Odrodzonej po pierwszej wojnie
światowej, choćby w międzywojennym kształcie tzw.
korytarza, stanowiącego pozostałość po Prusach Kró-
lewskich ‒ tej części Pomorza, którą w wyniku wojny
trzynastoletniej udało się przyłączyć bezpośrednio do
Korony. Z reszty ziem krzyżackich powstało państwo
usankcjonowane hołdem pruskim 1525 roku, które za-
grażało najżywotniejszym interesom Polski od XVII
wieku aż po drugą wojnę światową.
Po rozbiciu Krzyżaków innego znaczenia nabrał
konflikt z Niemcami. Nie królestwo niemieckie, jak za
Chrobrego czy Krzywoustego, było głównym wrogiem
Polski, lecz ‒ znacznie później ‒ Brandenburgia-Prusy.
Po faktycznej rezygnacji naszego państwa z Pomorza
Zachodniego i z ziemi lubuskiej nastąpił na tych grani-
cach okres względnie pokojowego współżycia trwający
aż do XVII wieku. Nowe konflikty powstały już w wa-
runkach ekspansji brandenburskiej. Podobnie rezygna-
cja z polskiego Śląska, podporządkowanego koronie
czeskiej, zakończyła etap konfliktów na południu.
W warunkach panowania Kazimierza Wielkiego była to
zapewne rezygnacja konieczna, za Jagiellonów ‒
kapitulacja, której ujemne skutki trwały aż po czasy
nam współczesne. Jeszcze Jan Długosz marzył o chwili
powrotu Śląska do macierzy. Dla jego następców był to
już problem mało realny, przytłoczony ‒ mimo niechęci
szlachty polskiej do Habsburgów i cesarstwa ‒ wagą
konfliktów na wschodzie i północy.
Zagadnienie następne to rozwój kultury polskiej
u schyłku średniowiecza. Jak się wydaje i tu wystąpiły
zjawiska, które dziś jeszcze odgrywają istotną rolę. Aż
do XIV wieku rozwój kultury polskiej biegł dwoma to-
rami. Z jednej strony istniała pozostająca pod silnym
wpływem Zachodu elita intelektualna, obejmująca
wyższych duchownych, skupionych wokół siedzib bi-
skupich, kapituł i w pewnym stopniu dworów książę-
cych. Z drugiej strony szerokie rzesze społeczeństwa
kultywowały formy życia, obyczaje, sposoby myślenia
ukształtowane jeszcze w czasach przedchrześcijań-
skich. Oba kręgi kultury niewątpliwie coraz bardziej się
ujednolicały. Kultura warstw wyższych, niejednokrot-
nie nasycona magiczną treścią, wyrosła z obrządków
pogańskich; często też jej zewnętrzne formy i najprost-
sze treści światopoglądu chrześcijańskiego przejmowa-
ły masy ludności wiejskiej.
Przełom nastąpił właśnie w XIV wieku, i to prze-
łom widoczny przynajmniej w trzech płaszczyznach.
Po pierwsze ‒ zakończył się proces adaptacji przez całe
społeczeństwo kultury śródziemnomorsko-chrześciań-
skiej. Nie bez przyczyny dziś jeszcze sztuka ludowa
posiada wiele formalnych cech gotyku. Ten styl był
pierwszym, który przyjęła za swój ludność chłopska.
Po drugie ‒ wtedy właśnie nastąpiło pierwsze
wielkie upowszechnienie pisma. Nie sposób przecenić
tego wydarzenia. Jeszcze w XII i XIII wieku sztukę
precyzowania swych myśli na piśmie i przechowywa-
nia ich na pergaminie posiadała bardzo wąska grupa,
rekrutująca się spośród wyższego duchowieństwa i nie-
licznych przedstawicieli najwyższych sfer dworskich.
Pismo znajdowało zastosowanie w działalności ko-
ścielnej i dyplomatycznej. I w jednym, i w drugim
przypadku było słabo związane z życiem czynnych
produkcyjnie mas ludności na wsi czy w mieście.
Już w czasach Kazimierza Wielkiego stan ten
zmienił się dość radykalnie. Mieszczaństwo, działające
na polu wielkiego handlu, rzemiosła, kredytu, lichwy,
organizacji przedsiębiorstw górniczych, musiało znać
sztukę pisania i rachowania. Rycerstwo nabyło ją
w ciągu dwóch najbliższych stuleci, a i wśród chłopów
zdarzali się tacy, którym była ona potrzebna. Pismo
więc rozpoczęło wówczas swoją karierę w naszym kra-
ju, stało się niezbędną umiejętnością w życiu codzien-
nym. Rzecz prosta, zmieniło to w sposób dość radykal-
ny ogólny obraz kultury społeczeństwa. Nastąpiły
pierwsze, bardziej masowe zjawiska jej unifikacji: po-
jawiły się wspólne dla całego kraju poglądy i opinie,
które można było w większym niż dotychczas stopniu
kształtować za pośrednictwem pisma.
Po trzecie ‒ odnotować należy początki ogólnego
wzrostu wykształcenia. W tym zakresie wypadnie
zwrócić uwagę na najświetniejszy okres rozwoju uni-
wersytetu krakowskiego, odnowionego w 1400 roku,
oraz na rozrost sieci szkół parafialnych i miejskich, do-
starczających jednolitej wiedzy, czy raczej jej podstaw
dla znacznej części ówczesnego społeczeństwa. Korzy-
stała z tego i szlachta, i mieszczanie, a niekiedy także
chłopi. Obok nauki masowej i studiów wyższych kwitła
też ‒ w zakresie niespotykanym przedtem ‒ wiedza
i kultura najwyższej elity intelektualnej. Prawo, astro-
nomia, historia, medycyna stały na wysokim, europej-
skim poziomie. Już w roku 1474 pojawił się w naszym
kraju pierwszy druk, inicjując czas przyspieszenia
obiegu informacji. Jeśli zygmuntowskie czasy uchodzą
za złoty wiek kultury polskiej, to trzeba stwierdzić, że
zostały one przygotowane poprzednim stuleciem, kiedy
to rozwój myśli stwarzał podstawy racjonalnej, huma-
nistycznej kultury Odrodzenia. Nie jest też rzeczą przy-
padku, że i w sztukach pięknych, po raz pierwszy bo-
dajże od wczesnopiastowskich czasów, pomniki archi-
tektury i rzeźby na ziemiach polskich stanęły w jednym
szeregu z najlepszymi osiągnięciami Europy.
Bilans schyłku średniowiecza dla całej Europy
Wschodniej także trudno uznać za negatywny. Co
prawda następowały wydarzenia, które pogłębiały de-
stabilizację nie tylko gospodarczą, czym już była mo-
wa, lecz także polityczną i ideologiczną. Pierwsza wią-
zała się z powstaniem nowych państw, zmianami zna-
czenia starych potęg i powstaniem nowych władztw te-
rytorialnych. Coraz luźniejsze więzy spajały kraje
Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Już od początku XIV
wieku królowie niemieccy praktycznie niewiele mieli
do powiedzenia w sprawach dotyczących ziem północ-
nych Włoch. Były one podzielone między silne miej-
skie organizmy, które, jak w przypadku Wenecji, Ge-
nui, Florencji czy Mediolanu, kontrolowały rozległe
posiadłości niekiedy znacznie oddalone od metropolii.
Karol V, cesarz Rzymu, król Niemiec i Czech z dyna-
stii Luksemburgów, zasłużył sobie na wdzięczność
poddanych nad Wełtawą. Był „ojcem Czech”, ale „oj-
czymem dla Niemiec”. Jest to może zbyt krzywdząca
opinia, jako że różne miasta niemieckie przeżywały
okres prosperity, a i niektórym księstwom źle się nie
działo, ale nie ulega wątpliwości, że mimo wspólnego
króla i wspólnego sejmu Niemcy jako jednolity pod-
miot polityki europejskiej praktycznie bardzo ograni-
czyły (lub wręcz straciły) swoje znaczenie.
W połowie XIV wieku ważne, jeśli nie najważniej-
sze miejsce w ramach Rzeszy zajmowały Czechy. Sil-
nie zurbanizowane, bogate w kopalnie srebra, słynne ze
swego uniwersytetu i wspaniałego warsztatu kamie-
niarskiego Parlerów mogły w czasach osłabienia Fran-
cji uchodzić za ośrodek Europy. Nawet „czarna śmierć”
oszczędziła ten kraj, na pewno wyróżniający się pozio-
mem gospodarki i kultury na obszarach Europy Środ-
kowowschodniej i otoczony innymi posiadłościami
Luksemburgów ‒ Śląskiem, Łużycami, Brandenburgią.
Paradoksem historii jest fakt, że w najświetniejszym
okresie dziejów Czech zaczął się tam kryzys, który za-
początkował ograniczenie roli tej monarchii. Pod ko-
niec XIV wieku konflikty narodowe, społeczne, upadek
zaufania do Kościoła skrystalizowały się w ruchu ideo-
logicznym inspirowanym przez działalność Jana Husa.
Jego nauki dotyczące reformy Kościoła, wsparte roz-
budzoną świadomością narodową Czechów przeciw-
stawiających się przewadze Niemców w życiu gospo-
darczym, doprowadziły do wybuchu zbrojnego zwolen-
ników Husowej doktryny i blisko dwudziestoletnich
wojen. Okryły one chwałą bojowników czeskich, ale
wyeliminowały ten kraj jako podejrzany o herezję z je-
go dotychczasowej roli politycznej. Jan Hus wezwany
na sobór do Konstancji został na nim osądzony, uznany
za winnego i spalony na stosie. Nie zakończyło to re-
wolucji czeskiej, wręcz przeciwnie ‒ doprowadziło do
jej eskalacji. Idee Husa zaś miały żywot znacznie dłuż-
szy, stając się jednym ze źródeł reformacji XVI wieku.
Rozkwit przeżywały także Węgry, szczególnie
w czasach Ludwika ‒ również króla Polski, nazywane-
go u siebie „Wielkim”, a u nas widzianego w różnych
barwach i noszącego zaledwie przydomek „węgierski”.
Ujemne skutki jego panowania to panoszenie się Wę-
grów na dworze krakowskim (zakończone ich pogro-
mem), niesprawna administracja państwowa, doprowa-
dzenie do wojny domowej między Małopolską i Wiel-
kopolską (czy ściślej ‒ częścią rodów wielkopolskich),
utrata Santoka, a także utrata Rusi Halickiej na rzecz
Korony węgierskiej. Jasne zaś strony jego rządów, to
pierwsze wielkie przywileje dla szlachty wydane w Ko-
szycach w 1374 roku, od których rozpoczął się proces
budowy ustroju przyszłej Rzeczypospolitej.
Nie sposób tu jednak pominąć jeszcze może waż-
niejszego aspektu unii z Węgrami. Ludwik, siostrzeniec
ostatniego Piasta Kazimierza Wielkiego, pochodził
z dynastii Andegawenów panującej w jego czasach we
Francji, w Neapolu, władającej też nie tylko Polską Ru-
sią i Chorwacją lecz także wybrzeżem Dalmacji. Na
pewno dynastia ta była równorzędnym partnerem Lu-
ksemburgów, odgrywającym ważniejszą rolę w polity-
ce Europy niż Wittelsbachowie w tym czasie czy Habs-
burgowie. Wbrew też negatywnym opiniom o andega-
weńskich rządach, panowie polscy w 1384 roku po
śmierci Ludwika, zgodnie z wcześniejszą obietnicą
powołali na tron jego młodszą córkę Jadwigę. Miała
ona poślubić w rok później wielkiego księcia Litwy,
Jagiełłę, doprowadzić do chrztu ostatni, litewski bastion
pogański w Europie, odzyskać dla Polski Ruś, a przed
śmiercią przyczynić się do odnowy Uniwersytetu Kra-
kowskiego.
Węgry pozostały silnym państwem aż do począt-
ków XVI wieku. Jednak już od czasu następcy Ludwi-
ka, Zygmunta Luksemburskiego, stawały wobec coraz
większej groźby najazdu tureckiego. W początkach
wieku XV główny ośrodek polityczny Europy Środko-
wowschodniej przeniósł się z Pragi i z Budy na północ
od Karpat ‒ do Krakowa. Trzeba przyznać, że ten
awans Polski przygotowywany był długo. W 1333 roku
śmierć zjednoczyciela monarchii ‒ Władysława Ło-
kietka ‒ zastała kraj zniszczony, osłabiony, wojujący
nawet nie na dwa, ale na trzy fronty: z Krzyżakami,
królem czeskim Janem ‒ pretendentem do polskiej ko-
rony ‒ i Brandenburgią. W niespełna wiek później Pol-
ska, sprzymierzona z Litwą i związana z nią kolejnymi
aktami unii, należała do państw najbardziej znaczących
i liczących się w Europie. W 1364 roku wzmocnienie
władzy centralnej i uporanie się z wielkopolską opozy-
cją, zajęcie po długich walkach Rusi Halicko-
Włodzimierskiej, odzyskanie Kujaw, zhołdowanie Ma-
zowsza ‒ te sukcesy w polityce wewnętrznej i zagra-
nicznej szły w parze z działalnością ustawodawczą, re-
formą monetarną, przebudową miast i wsi, stworzeniem
pierwszej wszechnicy w Polsce. Jeśli Korona polska
stała się dla Litwy atrakcyjnym partnerem, to w znacz-
nym stopniu zawdzięczała to czasom panowania Kazi-
mierza.
Draga połowa XIV wieku to także czasy początku
odrodzenia państwowości ruskiej. Na tron moskiewski
w roku 1359 wstąpił wielki książę Dymitr Iwanowicz.
W roku 1380 wsławił się pierwszym rosyjskim zwycię-
stwem nad Tatarami (nad Donem ‒ stąd przydomek
„Doński”). Niezależnie od skromnych bieżących wy-
ników politycznych ‒ przed tym i po tym Tatarzy pod-
chodzili pod Moskwę, którą w ramach odwetu za bitwę
dońską zrabowali i spalili ‒ skutki dalekosiężne sukce-
su Dymitra były wyjątkowo znaczące. Sława bitwy
przyniosła wielki prestiż Moskwie, od owego czasu
praktycznie jedynemu ośrodkowi mogącemu „zebrać
ziemie Rusi”. W połowie XIV wieku istniało kilku
kandydatów do uzyskania prymatu wśród księstw daw-
nej Rusi Kijowskiej ‒ Twer, Wilno oraz Nowogród
Wielki odgrywający znaczną rolę na północy. Jednak
mimo różnych niepowodzeń, walk wewnętrznych,
klęsk elementarnych drugiej połowy XV wieku już tyl-
ko wokół Moskwy krystalizowała się przyszła pań-
stwowość Rosji. Jej linia Rurykowiczów reprezentowa-
ła nie tylko ciągłość państwową i co ważniejsze ‒ reli-
gijną po przeniesieniu patriarchatu do Moskwy, lecz
także tradycję obyczajową, językową i prawną. Jeszcze
do połowy XV stulecia można było mówić o równowa-
dze politycznej na wschodzie Europy między Moskwą
i Wilnem. W drugiej połowie tego wieku sytuacja już
się zmieniła. W roku 1478 Iwan III ostatecznie podbił
Nowogród, a rok później poślubił spadkobierczynię
tradycji wschodniego cesarstwa rzymskiego ‒ Bizan-
cjum ‒ Zoe Paleolog. Będąc już najwyższym świeckim
władcą Kościoła wschodniego, sformułował program
polityczny, który towarzyszył przez następne stulecia
budowie wielkiego imperium rosyjskiego. Oto Mo-
skwa, nieco później pod nazwą III Rzymu, w przeci-
wieństwie do dwóch poprzednich „trwać miała wiecz-
nie”. Pierwsze etapy konfrontacji zbrojnej między Li-
twą i Rosją, które rozpoczęły się niemal natychmiast po
śmierci Kazimierza Jagiellończyka, przyniosły wyraźną
odpowiedź na pytanie, kto zdobył przewagę na wscho-
dzie Europy. Litwa utraciła rozległe ziemie ruskie
(wraz ze Smoleńskiem podczas kolejnej konfrontacji)
i gdyby nie pomoc polska ‒ widoczna głównie w zwy-
cięskiej bitwie nad Orszą, przy zdobyciu Staroduba
przez hetmana Jana Tarnowskiego (1534) ‒ zapewne
„zbieranie ziem ruskich” byłoby przyśpieszone o kilka
stuleci.
Znaczenie Moskwy rosło także w miarę upadku
dotychczasowego ośrodka prawosławia ‒ Konstantyno-
pola. W roku 1353, korzystając z walk o tron bizantyj-
ski Jana Paleologa z Janem Kantakuzenem, po raz
pierwszy w Europie pojawili się Turcy osmańscy. Już
w 1360 roku zdobyli oni pierwsze wielkie miasto euro-
pejskie ‒ Adrianopol. Przez następne lata, mimo klęski
poniesionej pod Ankarą z rąk Mongołów Tamerlana,
mimo przejściowych sukcesów władców Węgier
(wśród nich w pierwszej fazie wojny naszego Włady-
sława Jagiellończyka), rozbili Bułgarię, Serbię, zagrozi-
li Węgrom i w 1453 roku zajęli Konstantynopol, prze-
nosząc doń swą stolicę. Mapa Europy, rozumianej jako
krąg cywilizacji, zmieniła się radykalnie na kilka stule-
ci. Pojawił się nowy ośrodek Wschodu ‒ Moskwa. Te-
reny Bizancjum, zamieszkałe jeszcze przez prawosław-
nych Greków, Słowian i Wołochów, stawały się poli-
tycznie częścią trójkontynentalnego świata muzułmań-
skiego, do którego w końcu XV wieku dołączyły nad-
czarnomorskie chanaty tatarskie. Pozostałe ziemie ‒
Europy łacińskiej zjednoczonej katolicyzmem ‒ obej-
mowały kraje od Grenady, ostatniego bastionu Maurów
na Półwyspie Pirenejskim, po krańce Wielkiego Księ-
stwa Litewskiego. Ani gospodarczo, ani kulturalnie nie
były to obszary jednolite. Jednak na tym właśnie obsza-
rze Europy miały rozpocząć się procesy, które określiły
przyszłość nie tylko naszego kontynentu, lecz także
w znacznej mierze całego świata.
Początki przemian były bardzo trudne. W pierw-
szej połowie XIV wieku na ziemiach Europy Zachod-
niej trwała już wojna stuletnia, odczuwano też pierwsze
wielkie konsekwencje tego konfliktu. W 1340 roku flo-
ta francuska została całkowicie zniszczona przez An-
glików pod Sluis. W sześć lat później w bitwie pod
Crécy lekkie oddziały strzelców angielskich, wywodzą-
cych się z drobnych posiadaczy, rozgromiły ciężko-
zbrojne rycerstwo francuskie. W dziesięć lat później,
w roku 1356, klęska Francuzów pod Maupertuis była
jeszcze większa ‒ król Jan Dobry dostał się do niewoli.
Po raz kolejny wykazano nieprzydatność tradycyjnie
walczących możnych rycerzy. Chaos we Francji pogłę-
biała „czarna śmierć”, która nie oszczędziła też Anglii.
Anglia, mobilizując wszelkie dostępne środki fi-
nansowe do prowadzenia wojny, spowodowała pierw-
szy wielki krach finansowy w Europie. Wielkie włoskie
domy handlowo-bankowe, z firmą Bardich na czele,
zbankrutowały w latach 1341‒1343 wskutek udzielania
pożyczek Edwardowi III angielskiemu, rujnując przy
tym wielu drobnych wspólników i wierzycieli. Wzrost
podatków towarzyszący wyludnieniu prowadził do
pierwszych ustaw angielskich o maksymalnych płacach
dla najemników, wydanych w 1349 roku. Podobne za-
biegi w połączeniu ze wzrostem fiskalizmu wywoływa-
ły powstania mieszczan paryskich i wspomnianą wyżej
wojnę chłopską we Francji.
Ruchy społeczne groziły obaleniem starego po-
rządku. W Anglii wybuchło chłopskie powstanie Wata
Tylera, we Francji ‒ tzw. żakerii, a w 1378 roku we
Florencji ‒ powstanie tzw. ciompich, robotników za-
trudnionych w warsztatach sukienniczych. Nie sprzyja-
ło stabilizacji politycznej istnienie dwóch, a od 1409
roku ‒ trzech papieży. Dopiero sobór w Konstancji
(1414‒1418), ten sam, na którym spalono Jana Husa,
doprowadził do względnego uporządkowania spraw or-
ganizacyjnych Kościoła. Nie było to równoznaczne
z jego odnową ideologiczną o którą walczyli liczni
działacze z Janem Wycleffem, a przede wszystkim Hu-
sem na czele.
Po przewagach Francji nad Anglią w sześćdziesią-
tych i siedemdziesiątych latach XIV wieku początek
następnego stulecia przyniósł klęski Francji. W okresie
Grunwaldu trwały tam krwawe walki o władzę dwóch
ugrupowań możnowładczych, Armaniaków i Burgund-
czyków. Były to również lata nowej ekspansji angiel-
skiej, zapoczątkowanej pod Azincourt w 1415 roku.
Podobnie jak w poprzednich wielkich bitwach, na polu
legł kwiat rycerstwa francuskiego, a angielski władca
Henryk V wystąpił jako pretendent do tronu Francji.
Odnowa tego kraju zaczęła się w roku 1429 od wystą-
pienia Joanny d'Arc. Wojna stuletnia zakończyła się
w 1453 roku zwycięstwem Francji. Wtrąciło to Anglię
w konflikty wewnętrzne, w walkę stronnictw, zwaną
wojną dwóch róż (1455‒1483), która wyniszczyła an-
gielską arystokrację i ziemiaństwo.
Nowa sytuacja polityczna powstała na Wschodzie
łacińskiego kręgu kultury, na obszarach „młodszej Eu-
ropy”. Wynikała z dwóch unii zawartych w bliskim so-
bie czasie. Pierwsza, o której mowa będzie w następ-
nych rozdziałach, została zawarta między Polską a Li-
twą w 1385 roku. Ponawiana, zmieniana i uzupełniana
w latach 1401, 1413, 1431, 1447 miała w następnym
stuleciu, w Lublinie (1569) doprowadzić do powstania
Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Towarzyszył jej ro-
snący prestiż dworu i dynastii Jagiellonów, którzy na
przełomie XV i XVI wieku panowali w Czechach, na
Węgrzech, hołdowali Mołdawię i Prusy krzyżackie.
Mimo niedawno przyjętego chrześcijaństwa odgrywali
oni, szczególnie po triumfie grunwaldzkim, jedną
z głównych ról w polityce europejskiej. Unii towarzy-
szyły także kształtujące się nowe formy ustrojowe pro-
wadzące do powstania tzw. demokracji szlacheckiej:
sejmiki ziemskie, bez których niemożliwe stało się
sprawowanie władzy, sejm walny, ostatecznie ukształ-
towany w 1493 roku, oraz systemy sądownictwa samo-
rządowego.
Druga unia w tej części Europy, tzw. kalmarska,
została zawarta w 1397 roku między Danią, połączoną
wówczas z Norwegią, a Szwecją(do której należała tak-
że Finlandia). Pierwsza unia zbliżała trzy odmienne
kręgi cywilizacyjne. Odmienne etnicznie (Słowianie
wschodni, Słowianie zachodni, Bałtowie), wyznaniowo
(katolicy, prawosławni, poganie) i kulturowo. Druga
unia obejmowała trzy kraje skandynawskie o podob-
nym języku, zbliżonej tradycji historycznej, współist-
niejące od najdawniejszych czasów. Konflikty, nawet
otwarte wojny, trapiły oba nowe związki. Jest jednak
paradoksem historii, że „trudna unia”, polsko-litewska,
nie tylko przetrwała do końca XVIII wieku (a w świa-
domości zbiorowej w niemałym stopniu do dziś), lecz
także wytworzyła szczególne, cenne formy kultury, na-
tomiast „unia łatwiejsza”, duńsko-szwedzka, po stule-
ciu krwawych konfliktów przyniosła wzajemną wro-
gość przezwyciężoną dopiero w czasach najnowszych.
Zapewne przyczyną tego stanu rzeczy były próby duń-
skich możnych zmierzające do podporządkowania so-
bie Szwedów, w efekcie nieudane, podobnie jak i dąże-
nia do opanowania atrakcyjnego handlu bałtyckiego.
Tu Duńczycy napotkali konkurencję niemieckich
mieszczan zrzeszonych w Hanzie, którzy szczytowe
sukcesy odnosili właśnie w okresie budowy unii kal-
marskiej, w drugiej połowie stulecia (sukces w wojnie
z Danią zakończonej w 1370 roku). Nie te przemiany
polityczne miały jednak największe znaczenie dla przy-
szłości Europy.
W pierwszej połowie XV wieku nastąpiły trzy wy-
darzenia, których znaczenia niepodobna przecenić.
W 1434 roku Portugalczycy opłynęli afrykański przy-
lądek Bajador, otwierając etap dziejów międzykonty-
nentalnych. W tym samym roku Cosimo Medici, przed-
stawiciel nowej bankowości i finansjery objął władzę
we Florencji, a około roku 1450 wynaleziono druk. Te
trzy wydarzenia są w jakimś stopniu symbolami prze-
mian, które doprowadziły różne i odrębne społeczeń-
stwa średniowiecza do nowożytnej integracji. Odkrycia
geograficzne nie tylko poszerzyły wiedzę człowieka
o kuli ziemskiej, ale przekształciły także jego psychikę.
Świat stał się większy, bardziej skomplikowany niż są-
dzono, ale poznawalny. Właśnie w XV‒XVI wieku za-
częto myśleć ‒ w sensie dosłownym ‒ kategoriami
światowymi.
Odkryciami zainteresowana była nie tylko korona
Portugalii, a później korony innych potęg morskich. Do
uczestniczenia mniej lub bardziej czynnie w tej działal-
ności zostały bowiem wciągnięte różne kraje. Węgry
dostarczały miedzi. Niemcy ‒ wyrobów swego przemy-
słu precyzyjnego. Włochy ‒ kapitałów. Bogactwa nowo
odkrytych ziem, po przejściu przez wiele rąk, trafiały
do odbiorców w całej Europie. Umożliwiały to nowe
formy działalności kapitału mieszczańskiego, od XV
wieku ‒ jak w przypadku Cosimo Medici ‒ ściśle
współpracującego z władzą polityczną. Medyceusze
rządzili Florencją bankierami całego świata stali się ich
następcy ‒ Fuggerowie, którzy finansowali cesarza Ka-
rola V.
Druk z kolei pozwolił na rozpowszechnianie idei,
myśli, poglądów oraz wiedzy. Bardziej niż jakikolwiek
inny wynalazek przyczynił się on do zacierania się gra-
nic, do tworzenia jednolitej kultury.
Polska także brała żywy udział w tych wszystkich
procesach. Od lat dwudziestych XV wieku dostarczała
na Zachód drewna do budowy okrętów. W drugiej po-
łowie stulecia zaczęła odgrywać rolę spichlerza Europy
jako największy eksporter zboża. Jej oknem na świat
stało się Pomorze Gdańskie, odzyskane w wyniku po-
wstania pruskiego i wojny trzynastoletniej. Jednocze-
śnie rozwijała się polska akcja kolonizacyjna na ży-
znych stepach Ukrainy. Okres wspomnianej wojny sta-
nowi zresztą świetny przykład ilustrujący większość
przemian zachodzących w Polsce w XV stuleciu.
Wzrost znaczenia zawodowych armii i zmierzch zna-
czenia rycerstwa ukazuje klęska pospolitego ruszenia
pod Chojnicami i sukces zaciężnych wojsk Piotra Du-
nina pod Świeciem w roku 1462. Decydujące zwycię-
stwo morskie floty kupców Gdańska i Elbląga nad flotą
krzyżacką w roku 1463 świadczyć może o potędze obu
miast, zaś coraz większej roli nagromadzonych kapita-
łów dowodziło wykupywanie obronnych zamków
krzyżackich z rąk zaciężnych Zakonu za gotówkę i na
kredyt. Przywileje Kazimierza Jagiellończyka z 1457
roku uczynić miały z Gdańska potęgę gospodarczą i po-
lityczną.
W tym samym niemal czasie (1469) na drugim
krańcu Europy Ferdynand, książę Aragonii, poślubił
dziedziczkę korony kastylijskiej, Izabellę. Był to po-
ważny krok na drodze do budowy zjednoczonego pań-
stwa hiszpańskiego. Już w następnym stuleciu miało
ono stać się pierwszym na skalę światową imperium,
w którego granicach „słońce nigdy nie zachodziło”.
W roku 1474 na tron wstąpiła Izabella, a w pięć lat
później Ferdynand. W 1492 roku zjednoczone króle-
stwa Aragonii i Kastylii zdobyły ostatnią placówkę
oporu mauretańskiego w Europie ‒ emirat Grenady.
Rok ten zapisał się na kartach historii powszechnej
pierwszą wyprawą Krzysztofa Kolumba, odkryciem
Nowego Świata ‒ początkiem zamorskich kolonii
Hiszpanii i jej wielkich wypraw odkrywczych. Ich uko-
ronowanie stanowiła wyprawa Magellana w roku 1519.
W trzy lata później na statku o symbolicznej nazwie
„Victoria” powrócili do Kadyksu nieliczni pozostali
przy życiu uczestnicy pierwszej w dziejach podróży
dookoła świata. Kuła ziemska przestała być pojęciem
abstrakcyjnym. Już wówczas kształtował się nowator-
ski i przełomowy pogląd kanonika warmińskiego, Mi-
kołaja Kopernika, na miejsce Ziemi we wszechświecie.
Po zwycięskim zakończeniu wojny stuletniej
(1453), po rozbiciu feudalnych koalicji antymonarchi-
stycznych, tzw. Lig Dobra Publicznego (1465, 1467),
król Francji Ludwik XI (przed nim, do roku 1461, Ka-
rol VII) rozpoczął budowę scentralizowanej monarchii,
opartej na silnej władzy królewskiej. Klęska księcia
burgundzkiego, pobitego pod Nancy w 1477 roku przez
Szwajcarów, umożliwiła wcielenie do korony francu-
skiej ziem najgroźniejszego wewnętrznego wroga zjed-
noczenia. Rozkwit Francji doprowadził już od roku
1494 do wojen włoskich. Na Półwyspie Apenińskim
Francja zmierzyła się z Habsburgami, którzy pretendo-
wali do ziem pozostałych po księciu burgundzkim. Na
dobre usadowieni na tronie rzymskim i niemieckim,
sięgać mieli po spadek hiszpański, potem zaś czeski
i węgierski. W ciągu najbliższych lat XVI wieku wyro-
śli na główną siłę Europy.
Po kryzysie wojny dwóch róż tron w Anglii opa-
nowali Tudorowie. Wówczas to rozkwitły miasta,
a w ich obrębie rozwinęła się nowa siła społeczna ‒
mieszczaństwo. Na okres panowania Tudorów przypa-
dają początki zjawiska określanego mianem pierwotnej
akumulacji kapitału. Wtedy też Anglia zaczęła orga-
nizować wyprawy odkrywcze.
Wszystkie te wydarzenia przypadły na wiek XV ‒
słynne włoskie quattrocento, które przyniosło niespoty-
kany w średniowieczu rozkwit sztuk i nauk. Wraz ze
zmianami życia gospodarczego i społecznego pojawiły
się postawy humanistyczne, wytwarzał się nowy typ
mentalności człowieka ‒ krytycznego i chciwie poszu-
kującego nowości. Ideologicznym wyrazem prze-
obrażeń była reformacja, zapoczątkowana wystąpie-
niem Marcina Lutra w 1517 roku. Stała się ona zarze-
wiem nowych konfliktów, a w konsekwencji jedną
z przyczyn nowego układu sił w Europie. Silne i rozle-
głe państwo polskie miało w nim odgrywać istotną rolę.
ROZDZIAŁ TRZECI
U PODSTAW RZECZYPOSPOLITEJ
OBOJGA NARODÓW
Mało które wydarzenie w dziejach Polski było tak
brzemienne w konsekwencje, jak unia z Litwą. Kształt
granic, konflikty i przymierza międzynarodowe, bogata
i wielka literatura krzepiąca serca w latach niewoli,
a nawet struktura gospodarcza ‒ wszystkie te czynniki
stanowiły w znacznym stopniu efekt tego związku.
W jesieni polskiego średniowiecza problem Litwy wy-
suwa się na plan pierwszy. Bez zrozumienia warunków,
w jakich znajdowało się Wielkie Księstwo Litewskie,
bez prześledzenia drogi, jaką postępował związek obu
państw, nie sposób zrozumieć rzeczywistości polskiej
owych czasów.
Litwa, jako jedyna na obszarach zamieszkanych
przez plemiona bałtyckie, potrafiła już w XIII wieku
wytworzyć wczesno- feudalną monarchię w dorzeczu
Wilii i dolnego Niemna. Żmudź i Auksztota stały się
ośrodkami organizacji państwowej, której pierwszym
wielkim władcą od około 1237 roku został Mendog.
Różne były przyczyny, dzięki którym powstała na
Litwie rozwinięta organizacja państwowa. Aż do XIII
wieku obszary nad Niemnem były wskutek położenia
geograficznego izolowane od wpływów i ekspansji
bardziej rozwiniętych sąsiadów. Krzyżacy, kupcy han-
zeatyccy, Kawalerowie Mieczowi, Szwedzi, Rusini
i Polacy, ilekroć próbowali zapanować nad Bałtykiem,
spotykali na swej drodze Prusów, Jaćwingów, Kurów,
Liwów i Estów. W okresie unifikacyjnej działalności
Mendoga nastąpił najazd Mongołów na Ruś. Nowo
powstałe państwo litewskie mogło stosunkowo łatwo
objąć również ziemie sąsiednie: część Rusi Czarnej
i księstwa połockiego.
Strukturę społeczną Litwy można w ogólnym zary-
sie odtworzyć dzięki kronikarzom z krajów ościennych.
Wydaje się, że wczesnofeudalna organizacja państwa
litewskiego powstała za sprawą księcia i tej części lud-
ności, która dość licznie i aktywnie uczestniczyła
w wyprawach wojennych. Litwini nie byli koczowni-
kami żyjącymi z rabunku. Już w XIII wieku zajmowali
się rolnictwem, już wówczas kraj ich słynął z eksportu
futer, miodu, wosku, popiołu, bursztynu i drewna. Zna-
komita większość mieszkańców należała do grupy wol-
nych posiadaczy ‒ duża własność zaczęła się dopiero
wykształcać w XIV wieku, i to pod wpływem kontak-
tów z bardziej rozwiniętymi krajami. Państwo wprzęgło
owych wolnych chłopów do swej organizacji, egze-
kwując od nich najrozmaitsze powinności, głównie
w naturze, na rzecz wielkiego księcia lub „współwła-
ścicieli państwa” ‒ drobniejszych książąt terytorial-
nych, którzy wywodzili się zapewne ze starszyzny ple-
miennej. Część ludności wiejskiej, tzw. bojarzy, zwol-
niona była ze świadczenia powinności gospodarczych
w zamian za pełnienie służby wojskowej.
Ekspansja terytorialna stanowiła jedno z podsta-
wowych zadań państwa. Wojna przynosiła księciu do-
chody, bojarów wzbogacała łupami, co przyspieszało
dalszy rozwój społeczeństwa i państwa. Od połowy
XIII wieku zagony litewskie paliły i łupiły nie tylko
grody ruskie, lecz zagrażały też Krzyżakom, a nieraz
docierały w głąb Polski. Pierwszą wzmiankę o podwar-
szawskim grodzie Jazdowie zawdzięczamy spaleniu go
przez Litwinów w 1262 roku. Spośród dalszych najaz-
dów szczególnie groźny był ten, który pod wodzą Wi-
tenesa dotarł w 1294 roku pod Łęczycę, gdzie zginął
książę Kazimierz, oraz najazd z 1306 roku, który spu-
stoszył kraj aż po Kalisz i Stawiszyn.
Mendog, wykorzystując swoje sukcesy, próbował
już w latach pięćdziesiątych XIII wieku unowocześnić
państwo. Nawiązał kontakt z kurią papieską i w zamian
za przyjęcie chrztu został ukoronowany na króla Litwy.
Trudno ocenić i zakres przyjmowanego chrześcijań-
stwa, i przyczyny wycofania się Mendoga ze związku
z Kościołem rzymskim. Czy okazało się, że papiestwo
bardziej jest zainteresowane popieraniem Zakonu
Krzyżackiego, czy katolicyzm stanowił przeszkodę
w zjednywaniu dla władztwa litewskiego prawosław-
nych poddanych z obszarów dawnej Rusi, czy wreszcie
zbyt mocne były elity społeczne zainteresowane pozo-
stawieniem starego obyczaju? Za tym ostatnim przy-
puszczeniem przemawiać może fakt, że i tradycja koro-
ny litewskiej nie przetrwała długo. Zamordowanie
Mendoga doprowadziło do rozbicia państwa i walk
wewnętrznych, które wszakże nie przeszkodziły
w prowadzeniu kolejnych wypraw na sąsiadów, w węż-
szej już jednak skali.
Pogrążona w wewnętrznych zamieszkach Litwa
została ponownie, tym razem już ostatecznie zjedno-
czona przez księcia Giedymina panującego w latach
1292‒1341. W tym to okresie państwo litewskie, bro-
niąc swej etnicznej kolebki przed rejzami krzyżackimi,
prowadziło jednocześnie ekspansję na ziemie ruskie.
Niebezpieczeństwo krzyżackie było pierwszym
czynnikiem, który prowadził do zbliżenia Polski i Li-
twy. Państwo zakonne, zagarniając Pomorze Gdańskie,
odcięło Polskę od Bałtyku wiodącego do Europy. Pol-
ska siłą rzeczy musiała zmierzać do odzyskania ujścia
Wisły. Krzyżacy obawiali się ponadto silnego sąsiada,
mogli bowiem istnieć tylko wtedy, kiedy prowadzili
politykę ekspansji. Jest rzeczą charakterystyczną, iż
powstałe w 1392 roku na dworze Zygmunta Luksem-
burskiego pierwsze plany rozbioru Polski przez pań-
stwa ościenne uwzględniały pretensje krzyżackie aż po
Kalisz. Głównie jednak akcja Krzyżaków skierowana
była przeciwko Litwie. Regularnie odbywane wyprawy
na wschód pozwalały im realizować cel dwojaki.
Po pierwsze ‒ prowadzić wojny odpowiadające in-
teresom rycerstwa zachodnioeuropejskiego, które z za-
pasami żywności, zbroi oraz pieniędzmi przyjeżdżało
bądź wielką drogą nadbałtycką bądź statkami do Gdań-
ska, by w ciągu jednego lub dwóch sezonów brać
udział w zbrojnych wyprawach. Uczestnicząc w krucja-
tach przeciwko poganom, zdobywano zasługi wobec
Boga, zyskiwano też doświadczenie wojenne i dyplo-
matyczne, tak potrzebne w niespokojnych czasach XIV
stulecia. Poznawano obce kraje, osiągano również
ogólne „otrzaskanie” w świecie, co dla synów szla-
checkich miało istotne znaczenie. Zdobywano wreszcie
sławę, bilet wizytowy rycerza, dzięki niej zaś odpo-
wiednią pozycję w świecie feudalnym, ułatwiającą start
życiowy. Silnym bodźcem do sezonowego zasilania
armii krzyżackiej wyruszającej na Litwę był też motyw
zysku. Chodziło po prostu o rabunek. Litwa zaś słynęła
z bogactw. Skarbiec wielkoksiążęcy w Wilnie wzbudził
podziw Polaków i Węgrów. Najpewniej skarbce książąt
i wielmożów, a nawet bojarów, choć ustępujące znacz-
nie centralnemu, przecież mogły niejednego rycerza
zachodnioeuropejskiego uchronić przed deklasacją.
Uczestnicy wypraw zagarniali więc naczynia kościelne
zrabowane z Polski czy Rusi oraz towary przywożone
aż z Bizancjum czy z Bliskiego Wschodu.
Po drugie ‒ Krzyżacy pragnęli roztoczyć kontrolę
nad głównym wówczas szlakiem komunikacyjnym,
który biegł brzegiem morza, oraz zdobyć połączenie
między pruską a inflancką częścią państwa zakonnego.
Zmierzały do tego wyprawy lat 1348, 1360 i 1362.
Wojny niemiecko-litewskie nie przebiegały jedynie pod
znakiem przewagi Krzyżaków. Już za Mendoga podej-
mowano próby zepchnięcia ich do morza zarówno w
Prusach, jak i w Inflantach. Wyprawy zdobywcze i od-
wetowe powtarzano w XIV wieku. Dobra złupione na
Krzyżakach niejednokrotnie przechodziły w ręce ksią-
żąt i bojarów litewskich.
W trakcie „krucjat” krzyżackich próbowano wziąć
do niewoli co możniej szych Litwinów, w zamian bo-
wiem za ich zwolnienie można było uzyskać okup
wspomagający kasy rycerzy przybywających z całej ła-
cińskiej Europy. Znani są wszak przybysze na pruskie
wyprawy z Kastylii i Portugalii, Neapolu i Szkocji,
Francji i Niderlandów, z Czech i Węgier, a także ‒ po
pokoju kaliskim zawartym przez Kazimierza Wielkiego
z Krzyżakami w 1343 roku ‒ z Polski. Prusy krzyżackie
stały się miejscem spotkań rycerzy europejskich, dla
których bytność na wyprawie przeciwko poganom sta-
nowiła liczący się wyróżnik ich życiorysu. Dzięki tym
„krucjatom” zagubiony na obrzeżach Europy obszar
stawał się lepiej znany. Dalekie Prusy Krzyżackie bo-
gaciły się dzięki przyjazdom gości korzystających
z usług miejscowych. Jeszcze dalej położona Litwa po-
znawała zaś nie tylko nowe sposoby walki, lecz także
różne nowinki przynoszone bądź przez powracających
z niewoli, bądź przez schwytanych uczestników wy-
praw.
W latach sześćdziesiątych XIV wieku Auksztota,
w niewielkim dotychczas stopniu niepokojona, stała się
terenem permanentnych ataków niemieckich. Krzyża-
cy, szczególnie po zdobyciu Kowna w 1362 roku, sys-
tematycznie palili osiedla, niszczyli zasiewy, uprowa-
dzali ludność, bydło, konie, nie kontentując się rabun-
kiem kosztowności. Jeszcze do śmierci wielkiego księ-
cia Olgierda, czyli do 1377 roku, Litwa centralna broni-
ła się dzielnie. Później jednak ‒ jeśli wierzyć przeka-
zom naszego Długosza ‒ wśród części Litwinów po-
wstał nawet projekt ucieczki przed Krzyżakami, opusz-
czenia ojcowizny i przeniesienia się dalej na wschód.
Zakon wyraźnie zmierzał do unicestwienia państwa
Giedyminowiczów, a niszczenie przez Niemców pań-
stwa litewskiego odbywało się w czasie, gdy korzystało
ono w znacznym stopniu z eksploatacji podbitych przez
siebie ziemi na Rusi.
Dlaczego w tym właśnie czasie wzrósł napór krzy-
żacki na Litwę i dość zasadniczo zmieniły się cele Za-
konu? Główną przyczynę upatrywałbym w scharakte-
ryzowanej już sytuacji ogólnoeuropejskiej. Próbą wyj-
ścia z kryzysu dochodów klasy feudalnej, szczególnie
w okresie przerwania walk między Francją i Anglią po
1360 roku, była walka o utrzymanie zysków z łupów
wojennych. Dla wyjaśnienia przyczyn narastających
kłopotów Litwy trzeba także zwrócić uwagę na inne
zagadnienie. Około 1360 roku ekspansja litewska na
wschód osiągnęła szczególne natężenie. Kolejne jej
etapy, realizowane przez Olgierda, to zdobycie w latach
1359‒1368 Briańska, Mścisławia, a dalej stopniowo
Podola. Po zwycięstwie nad Tatarami w 1362 roku Li-
twa zdobyła Kijów i umocniła swe panowanie w części
południowej Rusi. Spośród większych grodów zdoby-
czą Olgierda padł również Smoleńsk. Rzut oka na mapę
pomoże zrozumieć powstałą sytuację. Kilkaset tysięcy
Litwinów musiało rozproszyć się po ogromnych ‒ nie-
kiedy ludniejszych i bogatszych od Litwy ‒ obszarach
Rusi. Dalsza ekspansja oraz wchłanianie i eksploato-
wanie zdobytych terenów przy jednoczesnej skutecznej
obronie zachodniej granicy przed Krzyżakami okazała
się niemożliwa. Dziwnemu tworowi, jakim stało się
nadmiernie rozbudowane państwo litewskie, groziła ka-
tastrofa, którą przyspieszyć mogły stosunki panujące na
terytoriach podbitych i stosunki wewnątrz dynastii Gie-
dyminowiczów.
Giedymin i jego następcy umożliwili rycerstwu li-
tewskiemu eksploatowanie ziem ruskich, wielokrotnie
przewyższających Litwę właściwą nie tylko obszarem,
lecz i rozbudowaną formą państwowości, instytucjami
i organizacją społeczną. Społeczeństwo Rusi Kijow-
skiej, mimo zniszczeń tatarskich i utraty niepodległego
bytu, zachowało tradycje państwowe nieporównanie
bogatsze od litewskich. Działalność kancelarii, służby
dyplomatycznej, ważny w średniowieczu ceremoniał
dworski ‒ wszystko to funkcjonowało na Rusi opierając
się na wielowiekowym doświadczeniu. Litwini starali
się wchłonąć społeczeństwo, które reprezentowało ‒
jak na średniowiecze ‒ wysoką kulturę. Znaleziska
w Nowogrodzie Wielkim ukazują rzecz niezwykłą w
Europie (z wyjątkiem Bizancjum), że już w XI wieku
nie tylko duchowieństwo i wąska elita władzy znały
sztukę pisania, lecz zapiski na korze brzozowej prowa-
dzili kupcy i bojarzy ruscy. Mimo iż w następnych stu-
leciach blask kultury ruskiej nieco przybladł, to jednak
dość powszechna znajomość pisania i czytania stawiała
to społeczeństwo wysoko w hierarchii ówczesnej Euro-
py.
Wojska litewskie, podbiwszy tereny Rusi, zetknęły
się ze światem, który ‒ acz słabszy militarnie i poli-
tycznie skłócony ‒ miał jednak określony przez religię
sposób życia. Co ważniejsze, system filozoficzny re-
prezentowany wówczas przez Cerkiew stanowił na
pewno lepszą próbę wyjaśniania zjawisk niż wierzenia
i zabobony litewskie. Tym bardziej, że wiązał się wła-
śnie z nauką pisma cerkiewnego, z propagowaniem
i rozwojem sztuk pięknych, głównie zaś malarstwa i ar-
chitektury. Malarstwo cerkiewne Rusi, wspaniale roz-
wijające się od trzech stuleci, robiło wrażenie nawet na
Włochach czy Francuzach. Znaki, symbole i barwy
używane w kręgu kultury bizantyjskiej stanowiące
wzór dla sztuki europejskiej, nie zawsze były dla czło-
wieka Zachodu zrozumiałe, choć nie ulega kwestii, że
dopiero u samego schyłku średniowiecza definitywnie
rozeszły się drogi sztuki łacińskiej i bizantyjskiej.
Obiekty malarstwa spotykane przez Litwinów
w życiu codziennym oddziaływały na nich dobrą i sku-
teczną propagandą, której zresztą łatwo i szybko ulega-
li. To samo można powiedzieć o architekturze. Sobór
Sofijski w Kijowie czy w Nowogrodzie Wielkim to
dzieła, które w jeszcze większym stopniu niż malarstwo
wyrażały określone myśli, ideologię, zdumiewały swo-
im programem i wysokim poziomem techniki budow-
nictwa. Wreszcie rzecz bodaj najważniejsza ‒ społe-
czeństwo ruskie reprezentowało wyższy poziom go-
spodarki niż litewskie. Było to widoczne w sferze obro-
tu pieniądza, w podziale powinności ściąganych na
rzecz państwa oraz w stosunkach między różnymi gru-
pami ludności. Te formy życia musiały odpowiadać
możnym litewskim. Na Rusi, na przykład, władza
w miastach spoczywała w rękach starszyzny zrównanej
z bojarstwem ziemskim. Takie ośrodki, jak Nowogród
Wielki, Psków, Smoleńsk, Witebsk, Mohylew, Kijów
czy Mińsk służyły za wzorzec dla ziem Litwy właści-
wej.
Wszystko to sprawiło ‒ jak już niejednokrotnie
w dziejach ‒ że zwycięzcy adaptowali się do miejsco-
wej wyższej kultury, co pociągało za sobą poważne
konsekwencje: wielmoże i drobni rycerze litewscy
ruszczyli się, a przejmowanie języka dyplomatycznego,
zwyczajów i religii prowadziło do recepcji ruskiego
modelu państwowego.
Jeśli tak było, to pod znakiem zapytania stawała
hegemonia książąt wileńskich nad rozległymi obszara-
mi Rusi. Problem ten stał się szczególnie palący, gdy
we wrześniu 1380 roku wielki książę moskiewski Dy-
mitr rozgromił Tatarów na Kulikowym Polu. Moskwa,
o czym była już mowa, stała się główną siłą walczącą
o zjednoczenie kraju i wyzwolenie go od obcych ‒ li-
tewskich i mongolskich ‒ najeźdźców. Zruszczenie
wielu możnych litewskich czyniło z nich potencjalnych
klientów Moskwy. W siedemdziesiątych lub osiem-
dziesiątych latach XIV wieku drugim ośrodkiem, który
zgłaszał pretensje do wszystkich ziem Rusi, było wła-
śnie Wilno. Wielki książę Olgierd wyraźnie zdawał so-
bie sprawę z tego, że albo Litwa zdobędzie władzę nad
Rusią albo Moskwa pozbawi Litwę wszystkich ruskich
nabytków. Widział to również Jagiełło. W myśl przy-
mierza zawartego z Tatarami ‒ i jego wojska miały
wziąć udział w bitwie na Kulikowym Polu przeciw
Moskwie. Litwini jednak nie zdążyli (czy nie chcieli?)
przybyć na pole walki. Tatarów wspomagali tylko an-
tymoskiewsko usposobieni książęta ruscy z Riazania.
Jedno jest pewne: Litwa lat osiemdziesiątych XIV
wieku z trudnością mogła jednocześnie i walczyć
o Ruś, i bronić się przed Krzyżakami. Należało szukać
wyjścia z tego położenia, pogarszanego zamieszkami
wewnętrznymi. Giedymin, zmarły w 1341 roku, pozo-
stawił siedmiu synów. Dwaj z nich ‒ Olgierd i Kiejstut
‒ w roku 1345 obalili swego brata Jewnutę i rozpoczęli
pod zwierzchnictwem Olgierda zgodne współrządy.
Kiejstut władał w Trokach i dzierżył granicę zachodnią,
Olgierd zaś zdobywał Ruś. Już to pokolenie Giedymi-
nowiczów łączyło się związkami małżeńskimi z Rury-
kowiczami. Olgierd poślubiał kolejno księżniczki Wi-
tebska i Tweru, jego brat Lubart ‒ księżniczki Włodzi-
mierza i Rostowa. Dwie jego siostry wyszły za mąż za
wielkich książąt Tweru i Moskwy. W końcu XIV wie-
ku związki obu dynastii z plejadą książąt na rozległym
pograniczu moskiewsko-litewskim były bardzo ścisłe.
Stosunki dynastyczne uległy komplikacji po śmier-
ci Olgierda. Pozostawił on dwunastu synów i pięć có-
rek z dwóch małżeństw. Najstarszemu Andrzejowi dał
księstwo połockie, Dymitrowi ‒ Różańsk, Konstantemu
‒ Czartorysk, Włodzimierzowi ‒ Kijów, Fiodorowi ‒
Ratno. Najstarszy syn z drugiego małżeństwa ‒ Jagiełło
‒ objął stolec wielkoksiążęcy. Kiejstut miał siedmiu
synów, z których na wzmiankę zasługuje przede
wszystkim pierworodny z drugiej żony ‒ Witold ‒ oraz
jego młodszy brat Zygmunt.
Ciągła ekspansja wojenna zapewniała nabytki tery-
torialne, a więc i odpowiednie zaopatrzenie wszystkich
członków dynastii. W okresie stabilizacji natomiast, ci
ostatni, osadzeni na krańcach państwa i ulegający
wpływom kultury ruskiej, zamiast reprezentować naj-
wierniejszą wielkiemu księciu grupę, stali się elemen-
tem najmniej pewnym, knującym intrygi i walczącym
o usamodzielnienie, a czasem nawet o oderwanie się od
Litwy. Szczególnie słabą pozycję miał wielki książę
wobec Kiejstuta, cieszącego się autorytetem wśród li-
tewskiego rycerstwa. Sprzeczne interesy różnych gałęzi
rodu doprowadziły do konfliktów grożących całości
państwa. Tak więc gdy Jagiełło, usiłując kontynuować
ekspansję na wschód, próbował pójść na kompromis z
Krzyżakami kosztem zachodnich kresów, a więc intere-
sów Kiejstuta, doszło do otwartej walki.
Kiejstut zajął Wilno i ogłosił detronizację Jagiełły.
Część bojarów i mieszczaństwa, głównie z Wilna,
opowiedziała się wszakże po stronie Olgierdowicza, co
przechyliło szalę na jego korzyść. Kiejstut i Witold zo-
stali uwięzieni. Stary patriarcha zmarł w niejasnych
okolicznościach w więzieniu. Jagiełło został zmuszony
w 1382 roku do zawarcia traktatu z Krzyżakami, w któ-
rym zrzekał się części Żmudzi i zobowiązywał do przy-
jęcia chrztu w ciągu czterech lat rozejmu. Rozejm
zresztą przestał obowiązywać w chwili, gdy do Zakonu
zbiegł Witold i podjął wrogie działania przeciw Litwie.
Dla linii panującej niezbędne stało się wzmocnienie
własnej pozycji przez sojusze zagraniczne.
W 1384 roku pojawiła się dogodna koniunktura dla
związku z Polską. Na tronie w Krakowie zasiadła Ja-
dwiga, dziesięcioletnia zaledwie córka Ludwika ande-
gaweńskiego, króla Węgier i Polski. W latach jego pa-
nowania kraj nasz zszedł na margines polityki europej-
skiej. Stracił północno-zachodnie skrawki Wielkopolski
i pogranicznych ziem pomorskich oraz Ruś Czerwoną
zajętą przez załogi węgierskie. Wewnętrzna sytuacja
kraju ‒ rozprzężenie administracji, walki rodów moż-
nowładczych, wzrost liczby rozbojów ‒ wymagała
energicznej interwencji władzy. Problem krzyżacki
stwarzał konieczność szukania sojuszów za granicą.
O polityce decydowały możnowładcze rody małopol-
skie, opierające swe znaczenie na dobrach ziemskich
zarówno w rodzinnej ziemi krakowskiej, jak i ‒ w coraz
większym stopniu ‒ na zajętych niedawno obszarach
Rusi Halickiej. One to głównie, a także możnowładz-
two wielkopolskie, zainteresowane były we wzmocnie-
niu niepodległego państwa, którego kadrę urzędniczą
stanowiliby bogaci rycerze miejscowi. Mężem Jadwigi
‒ zgodnie z wolą zmarłego Ludwika ‒ miał zostać Wil-
helm austriacki. Nie cieszył się on jednak poparciem
rycerstwa polskiego. Pod znakiem zapytania stanęłyby
przy Habsburgu plany ekspansji na ziemie ruskie. Do-
świadczenia z czasów Ludwika przemawiały przeciwko
powołaniu na tron władcy, którego główne zaintereso-
wania skupiały się na odległych ziemiach dziedzicz-
nych. Nie należało także oczekiwać od niego odzyska-
nia utraconego Pomorza nadwiślańskiego. W tym sta-
nie rzeczy panowie małopolscy: Melsztyńscy, Tęczyń-
scy, Jastrzębce, zwrócili baczniejszą uwagę na północ-
no-wschodniego sąsiada królestwa polskiego, wielkie-
go księcia Litwy.
Nie ulega kwestii, że za zawarciem związku obu
państw opowiedziało się też polskie duchowieństwo
(które nie bez racji liczyło na nowe beneficja) i drobne
bojarstwo litewskie, zainteresowane polepszeniem swej
sytuacji politycznej. Przyjęcie modelu polskiego mogło
zbliżyć położenie służebnej grupy bojarów, zależnych
od księcia, do sytuacji szlachty polskiej. Możliwości
produkcji na eksport, a także lepsze sposoby powiązań
z miastami Rusi Nowogrodzkiej sprawiły, że również
mieszczanie byli zainteresowani sprawą unii. Kraków,
Lwów, Lublin, Sandomierz, Wilno i Witebsk dążyły do
takiego układu sił politycznych, który by ułatwił dzia-
łalność handlową. Nie jest rzeczą przypadku, że jed-
nym z zasłużonych twórców aktu krewskiego był Ha-
nul, kupiec i starosta wileński pochodzący z Rygi,
a osiadły po unii w Krakowie. Gdańszczanie mieli swój
kantor w Kownie. Lublin, Sandomierz, a w przyszłości
i Warszawa, rozwijały się w dużej mierze dzięki han-
dlowi z Litwą.
14 sierpnia 1385 roku w miejscowości Krewo na
Litwie zawarty został układ Jagiełły z panami polskimi.
Jagiełło uzyskiwał koronę i rękę Jadwigi, w zamian za
co zobowiązywał się do przyjęcia wraz z poddanymi
chrztu w obrządku łacińskim, wypłacenia Wilhelmowi
austriackiemu odszkodowania, i co ważniejsze ‒ do od-
zyskania utraconych przez Polskę i Litwę ziem. Cho-
dziło przede wszystkim o Pomorze i Żmudź. Wreszcie
zobowiązywał się do wcielenia ziem Litwy i Rusi do
Korony Polskiej. Ten ostatni warunek budził zresztą
i budzi liczne wątpliwości badaczy. Czy użyty termin
applicare oznacza wcielenie do Polski ojcowizny Ja-
giełły, czy jakąś bliżej nieznaną wspólną władzę, czy
też stosunek lenny? Trudno odpowiedzieć na to pyta-
nie. Wydaje się, że pierwotne zamierzenia Jagiełły szły
w kierunku ściślejszego zespolenia starego i nowego
władztwa. Bieg wydarzeń ukazał nierealność projek-
tów, które nie uwzględniały zasadniczych różnic kultu-
rowych, społecznych i odrębności wynikających z róż-
nego języka i różnej historii.
Na początku 1386 roku Jagiełło ruszył do Polski.
Akceptując jego przybycie, rycerstwo polskie na ma-
sowym zjeździe w Lublinie obwołało go swym królem.
Uzyskana w ten sposób sankcja jego władzy stała się
podstawą doktryny i praktyki suwerenności szlachty
polskiej oraz jej roli w elekcji króla. W lutym 1386 ro-
ku odbył się w Krakowie chrzest Jagiełły, na którym
książę litewski otrzymał imię Władysław, a na począt-
ku marca ‒ ślub z Jadwigą i koronacja.
Efekty unii dały o sobie znać już w roku następ-
nym, kiedy to przedstawiciele wyższych warstw społe-
czeństwa litewskiego zostali ochrzczeni przez ducho-
wieństwo polskie. W Wilnie powstało biskupstwo, któ-
re miało należeć do archidiecezji gnieźnieńskiej, a któ-
rego pierwszym biskupem został Andrzej z rodu Ja-
strzębców. Wielki książę wydał dla ochrzczonych boja-
rów przywilej gwarantujący im m.in. dziedziczne po-
siadanie ziemi. Jednocześnie licznie przybyli na Litwę
rycerze polscy pomagali Jagielle podporządkować
Smoleńsk. Okazali się też przydatni, kiedy przyrodni
brat wielkiego księcia, Andrzej, starał się zerwać zależ-
ność od Wilna. Zduszenie ruchu separatystycznego
i zajęcie Połocka zawdzięczał Jagiełło w dużym stopniu
Polakom. W tym samym 1387 roku hufce polskie pod
wodzą Jadwigi usunęły z Rusi Halickiej ‒ dziedzictwa
Kazimierza Wielkiego ‒ załogi węgierskie. Do ziemi
tej rościli poprzednio pretensje także Litwini. Tym ra-
zem oddziały litewsko-ruskie pomagały hufcom pol-
skim w wyparciu Węgrów. Tegoż roku wojewoda moł-
dawski Piotr złożył hołd Jagielle jako władcy polsko-
litewskiemu, a dwa lata później zawarty został traktat
w wojewodą wołoskim Mirczą. Układ ten nie przetrwał
zbyt długo, ale wytyczył kierunki w ekspansji szlachty
na następne 300 lat.
Unię realizowano oczywiście z oporami. Trzy lata
po koronacji Jagiełły doszło za sprawą Witolda do za-
burzeń. Uciekł on od Krzyżaków już w 1381 roku, ale
mimo ugody z Jagiełłą został pozbawiony dziedziczne-
go księstwa trockiego. Obecnie wzniósł on sztandar od-
rębnego bytu Litwy. Poparła go cała opozycja litewska,
sprzeciwiająca się wcieleniu Wielkiego Księstwa do
Polski.
W 1389 roku Witold ponownie przeszedł na stronę
Krzyżaków, a Jagiełło, wzmacniając swoją pozycję,
ściągnął na Litwę oddziały koronne, mianując staro-
stami w Wilnie panów polskich: Klemensa z Mosko-
rzewa i Jaśka z Oleśnicy.
W roku tym ujawniły się wszystkie trudności wy-
nikające ze związku dwóch tak różnych społeczeństw
i organizmów państwowych. Litwa nie po to broniła się
przed utratą swej odrębności, by stać się terenem
wpływów polskich panów. Powstała sytuacja na pozór
paradoksalna. Witold, który razem z Krzyżakami roz-
począł wojnę z Jagiełłą, w opinii bojarstwa litewskiego
bronił odrębności i niezależności Litwy. Jagiełło nato-
miast stał się dla możnych litewskich reprezentantem
polityki grożącej ograniczeniem ich przywilejów i roli
w życiu państwa.
Wojna, która wybuchła w 1390 roku, toczyła się
w zupełnie innych warunkach niż dotychczasowe kon-
flikty. Na ziemie Litwy wkroczyły wojska zakonne
wraz z Witoldem; wokół niego skupiali się coraz licz-
niejsi przeciwnicy nowego porządku. Większość boja-
rów witała teraz Witolda jako obrońcę ich stanu posia-
dania. Pięciotygodniowe, krwawe oblężenie Wilna
skończyło się niepowodzeniem tylko dlatego, że stolicy
broniły oddziały polskie.
I w Polsce istniały grapy przeciwników unii. Pia-
stowicz, Władysław Opolski, ściśle związany z Krzy-
żakami, proponował w Malborku rozbicie unii i podział
Polski między Zakon i posiadłości Luksemburgów.
Mniej krańcowe, ale też w efekcie prokrzyżackie sta-
nowisko zajmowała część możnowładztwa duchowne-
go i świeckiego. Sędziwój z Szubina czy Jan Kropidło,
biskup włocławski, dążyli do ustabilizowania granicy
północnej w oparciu o pokojowe stosunki z Zakonem,
z czego czerpali różnorakie korzyści. Znajdowali oni
nawet oparcie w królowej Jadwidze, również niechętnej
konfliktom z Zakonem. W tych warunkach dwuletnia
wojna nie przyniosła rozstrzygnięcia. Jagiełło tracił
oparcie w dziedzicznej Litwie, a Witoldowi trudno było
połączyć rolę bojownika o ojcowiznę z pozostawaniem
na garnuszku najzagorzalszych jej wrogów.
Dlatego bracia stryjeczni stosunkowo łatwo doszli
do porozumienia, którego efektem była ugoda
w Ostrowie, zawarta w 1392 roku. Zwycięsko wyszedł
z niej przede wszystkim Witold. Mimo że Jagiełło za-
chował najwyższe prawa zwierzchnie na Litwie, Witold
otrzymał w zarząd całe Wielkie Księstwo, rozumiane
jako odrębny od Polski organizm państwowy. Umowa
krew- ska została przekreślona, a wraz z nią plany sto-
pienia w jeden organizm dwóch całkowicie różnych
tworów państwowych.
Ugoda w Ostrowie nie rozwiązała wszystkich
spraw. Krzyżacy, dla których ekspansja na Litwę była
sprawą życia i śmierci, kontynuowali swoje najazdy.
Dopiero gdy Jagiełło zaatakował w 1396 roku Włady-
sława Opolskiego, a ponadto utworzył liczną koalicję
anty krzyżacką Zakon zaniechał wypraw na Litwę. Wi-
told stanął znowu wobec dylematu ekspansji na
wschód. Odsuwając się coraz bardziej od króla polskie-
go, organizował wyprawy, które rozszerzyły jego wła-
dzę aż po wybrzeża Morza Czarnego. W 1398 roku
zrzekł się całej Żmudzi mocą zawartego z Krzyżakami
traktatu salińskiego. Dzięki uzyskanemu tym ustęp-
stwem pokojowi, miał nadzieję rozbić władztwo tatar-
skie na Rusi i zjednoczyć Ruś pod hegemonią Wilna.
Wyprawa z 1399 roku była decydująca dla dalsze-
go rozwoju wydarzeń w Europie Wschodniej. Nad rze-
ką Worsklą doszło do wielkiej bitwy z Tatarami. Woj-
ska Witolda, wspomagane przez część magnaterii ma-
łopolskiej zainteresowaną w ekspansji na wschód, do-
znały dotkliwej klęski. Litwie zagrażali teraz zwycięscy
Tatarzy i rywalizująca z nią Moskwa.
W tym samym czasie zmarła Jadwiga. Pozycja Ja-
giełły w Polsce uległa osłabieniu. Bracia uściślili wów-
czas ugodę ostrowską w nowych, dla nich obu niezbyt
pomyślnych okolicznościach. Zjazdy w Wilnie i w Ra-
domiu potwierdzały unię, utrzymując jednak odrębność
Litwy od Polski. Witold miał dożywotnio władać
w Wilnie, uznał wszakże w Jagielle najwyższego księ-
cia litewskiego, składając mu hołd. W razie bezpotom-
nej śmierci Jagiełły, wybór jego następcy w Polsce miał
się odbyć przy udziale Litwy. Ta część umowy wykra-
czała poza dynastyczne układy. Wymienienie w aktach
umów bojarów i panów polskich było dla strony litew-
skiej wydarzeniem bez precedensu. Powtórzono zo-
bowiązania wzajemnej pomocy przeciw wspólnym
wrogom.
W roku 1401 na Żmudzi wybuchło powstanie an-
tykrzyżackie. Witold ‒ być może ‒ roznieciwszy na-
dzieje Żmudzinów na pomoc ze strony Wilna, udzielił
jej powstańcom, co doprowadziło do odwetowych wy-
praw krzyżackich, które sięgały w następnych latach
w głąb Litwy. Stroną w konflikcie stała się i Polska.
W trakcie wojny wyszły na jaw rozbieżności interesów
poszczególnych grup społecznych, przy czym podział
przebiegał nie według kryterium narodowego czy pań-
stwowego. Małopolanie i znaczna część bojarów litew-
skich dążyła do ugody z Zakonem, by móc realizować
plany ekspansji na wschód. Wielkopolanie natomiast,
Żmudzini oraz część Litwinów widzieli największe za-
grożenie w Krzyżakach. Na Żmudzi ruchy anty krzy-
żackie miały charakter masowy. Uczestniczyli w nich
też chłopi, zmuszeni przez najeźdźców do porzucenia
swych obyczajów i religii oraz do nowych świadczeń
na rzecz Zakonu. Sprzyjały owym ruchom rosnące po-
wiązania gospodarcze między ziemiami zagarniętymi
przez Zakon a terytorium sąsiednim. Dorzecze Wisły
miało bliskie kontakty z Pomorzem Gdańskim, którego
miasta były zainteresowane zniesieniem barier pań-
stwowych.
W 1404 roku został zawarty pokój z Krzyżakami
w Raciążu. Polska uzyskała prawo wykupu ziemi do-
brzyńskiej, która po wielu perypetiach (w 1329 ‒ pod-
bita przez Zakon, odzyskana pokojem kaliskim, zapisa-
na z kolei Kaźkowi pomorskiemu, przejęta przez Wła-
dysława opolskiego i zastawiona przezeń w roku 1392
Krzyżakom) miała wrócić na stałe do Polski. Litwa
zrzekła się raz jeszcze Żmudzi. Ruszyła znów na
wschód, popadając w otwarty konflikt z Pskowem
i Moskwą. Walki toczyły się aż do 1408 roku, kiedy to
nad rzeką Ugrą stanął pokój z Moskwą. Litwa uzyskała
nowe nabytki na północnym wschodzie, ale nie udało
się jej wyeliminować rywala z walki o prymat w jedno-
czeniu ziem ruskich.
Wobec zajęcia przez Krzyżaków Nowej Marchii,
którą zastawił im Zygmunt Luksemburski, siła państwa
zakonnego wzrosła i jego dalsze plany zaczęły w coraz
większym stopniu zagrażać Koronie i Litwie. W tych
warunkach Witold wywołał nowe powstanie na Żmu-
dzi, poparł je i wraz z Jagiełłą podjął decydującą roz-
prawę z Zakonem w 1409 roku. Przebieg działań wo-
jennych, triumf wojsk polsko-litewskich pod Grunwal-
dem w 1410 roku, nieudane oblężenie Malborka, zwy-
cięstwo pod Koronowem, są na ogół znane. Tu wypad-
nie tylko podkreślić wielką rolę Grunwaldu w dziejach
unii polsko-litewskiej. Mimo niekorzystnego pokoju to-
ruńskiego z 1411 roku, w którym Litwa odzyskiwała
Żmudź tylko na czas życia Jagiełły i Witolda, a Polska
‒ ziemię dobrzyńską siła zaczepna Zakonu została zła-
mana. Kampanie wojenne w latach 1414,1419 i 1422
toczyły się już na terytorium krzyżackim przy stałej
przewadze polsko-litewskiej. Litwa zrealizowała swoje
postulaty polityczne, postanowieniem pokoju melneń-
skiego odzyskała w 1422 roku wieczyście Żmudź wraz
z dostępem do morza i raz na zawsze zlikwidowała
groźbę zniszczenia swej państwowości przez niemiec-
kie zakony rycerskie.
Wrażenie klęski krzyżackiej było olbrzymie w ca-
łej Europie. Krzyżacy od Grunwaldu stracili popular-
ność, przestali być dla rycerstwa zachodniego atrakcyj-
ni. Ich kontakty z Zachodem zaczęły się ograniczać do
najmowania zaciężnych, co nie przynosiło dochodów,
lecz obciążało skarbiec Zakonu. To także stało się
przyczyną rosnącego niezadowolenia jego poddanych
i kryzysu państwa krzyżackiego w XV wieku.
Unia polsko-litewska weszła nie tylko do świado-
mości społeczeństwa szlacheckiego i bojarskiego, ale
nabrała również znaczenia w wielkiej polityce europej-
skiej. Doświadczenia wspólnej akcji politycznej i mili-
tarnej legły u podstaw nowej unii. Na zjeździe, odby-
tym w październiku 1413 roku w Horodle, obie strony
zmodyfikowały obowiązujący dotychczas stan rzeczy.
Przede wszystkim stwierdziły odrębność Litwy; po
śmierci Witolda na tron wielkoksiążęcy miał wstąpić ‒
w porozumieniu z Polską ‒ nowy władca. W tym świe-
tle wcielenie Litwy do Polski nabierało sensu sojuszu
między dwoma równorzędnymi państwami, potwier-
dzonego przez Litwę obietnicą niełączenia się nigdy
z wrogami Polski. Równość stron podkreślały też inne
postanowienia unii horodelskiej. Katolickie rody bojar-
skie uzyskały od Jagiełły i Witolda takie same przywi-
leje, jakimi cieszyła się polska szlachta. Zewnętrznym
tego przejawem i manifestacją było przyjęcie 50 rodów
do herbów szlachty polskiej. Akt unii wymieniał przy
tym stanowiska państwowe na Litwie, analogiczne do
polskich wojewodów, kasztelanów i starostów.
Nie chodziło tu tylko o naśladowanie wzorów pol-
skich, lecz głównie o to, że sytuacja wewnątrzpolitycz-
na w Koronie odpowiadała bojarom litewskim. Zamiast
stanowić w dalszym ciągu grupę zależną od księcia,
stawali się oni podmiotem prawa, uzyskiwali stabiliza-
cję polityczną i możliwość korzystania z instytucji pań-
stwowych. Wspólne interesy ‒ kolonizacja ziem ru-
skich, kontrola polityki państwowej, walka o nowe
przywileje gospodarcze ‒ łączyły w działaniu Melsz-
tyńskich i Odrowążów z Polski z Ostrogskimi i Gliń-
skimi z Litwy. Dzieliła ich natomiast walka konkuren-
cyjna o zdobycze, a na niektórych obszarach wyznanie
i kultura (część możnych litewskich pozostawała
w kręgu kultury ruskiej). Dzielił ich też stosunek do
monarchy. Na Litwie piastował on władzę dziedzicznie,
w Polsce coraz bardziej utwierdzało się przekonanie
o elekcyjności tronu. Stąd złożony stosunek samego
Jagiełły do zwiększania uprawnień bojarów, stąd walki,
które rozgorzały między stronnikami różnych koncepcji
w roku 1431.
Konflikt dojrzewał już wcześniej. Kiedy Zygmunt
Luksemburski, chcąc skłócić państwa unii i odciąć je
od wpływu na skomplikowane stosunki ruskie, zapro-
ponował Witoldowi koronę, właśnie Polacy sprzeciwili
się temu z obawy przed całkowitym rozpadem unii.
W roku 1430 zmarł Witold. Jego następcą został naj-
młodszy brat króla ‒ Świdrygiełło, który nie uznawał
swej zależności od korony.
Możnowładztwo polskie zmusiło króla do wypra-
wy na Ruś w celu oderwania jej od Litwy, lecz nawet
urzędnicy Jagiełły przechodzili na stronę Świdrygiełły.
Ten ostatni otaczał się raczej bojarami ruskimi i repre-
zentował politykę równouprawnienia ziem ruskich.
Broniąc swej niezależności, wszedł w przymierze
z Krzyżakami, którzy w 1431 roku zorganizowali nisz-
czący najazd na Kujawy i ziemię dobrzyńską. Mimo
zawieszenia broni, jakie Polacy zaproponowali Świdry-
gielle, jego sytuacja pogorszyła się w następnym roku.
Bojarzy litewscy gwałtownie wystąpili przeciw równo-
uprawnieniu Rusi. Znów pojawił się problem bytu mo-
carstwowej Litwy, rządzącej olbrzymimi, obcymi et-
nicznie terytoriami.
W ten sposób powstał nowy układ sił. Z jednej
strony Świdrygiełło, opierający się na ruskich prowin-
cjach Wielkiego Księstwa, wspomagany czynnie przez
Krzyżaków, z drugiej strony— Litwini, którzy szansę
uratowania swojej pozycji upatrywali w związku z Pol-
ską. W porozumieniu z panami polskimi na tron wiel-
koksiążęcy wysunięty został brat Witolda ‒ Zygmunt
Kiejstutowicz; po opanowaniu Wilna rozpoczął on
walkę o władzę na całym obszarze państwa litewskie-
go. Do walki o kształt i istnienie unii wmieszały się siły
odgrywające istotną rolę w polityce ogólnoeuropejskiej.
Cesarz Zygmunt Luksemburski popierał Krzyżaków
i Świdrygiełłę, zaś zrewolucjonizowane przez husy-
tyzm Czechy występowały przeciw Krzyżakom. Do
ostatecznej rozgrywki doszło już po śmierci Władysła-
wa Jagiełły. Nad rzeką Świętą pod Wiłkomierzem ro-
zegrała się we wrześniu 1435 roku decydująca bitwa.
Zygmunt Kiejstutowicz z Polakami odniósł zwycięstwo
nad Świdrygiełłą i Zakonem. Krzyżacy musieli wy-
cofać się z wojny, a najmłodszy Olgierdowicz w ciągu
paru lat utracił swe pozycje na Rusi. Nie bez znaczenia
okazał się tu przywilej Zygmunta rozszerzający upraw-
nienia bojarów ruskich i praktycznie ‒ poza dostępem
do wyższych urzędów ‒ zrównujący ich z katolickimi
bojarami litewskimi.
Zygmunt Kiejstutowicz, realizując politykę odręb-
ności, ale i współpracy Litwy z Polską, nie cieszył się
długim panowaniem. Został zamordowany w 1440 ro-
ku, a pośród kilku pretendentów do stolca wielkoksią-
żęcego największe szanse miał młodszy syn Jagiełły,
dwunastoletni Kazimierz. Panowie litewscy, wykorzy-
stując młodość nowego księcia, potrafili przejąć w du-
żym stopniu władzę i praktycznie oderwać się całkowi-
cie od unii z Polską.
Pierwszy okres związku obu państw kończył się w
warunkach, gdy pierwotne postulaty Litwinów zostały
bądź zrealizowane, bądź zdezaktualizowały się. Bojar-
stwo litewskie rozszerzyło i umocniło swe prerogaty-
wy. Napór Zakonu skutecznie zahamowano. W stosun-
ku do Rusi nie udało się uzyskać pełnego sukcesu, ale
Litwa była zbyt słaba, by w połowie XV wieku poważ-
nie zagrażać jednocześnie i Tatarom, i Moskwie. Okres
ten cechowała pewna równowaga polityczna, którą
wprędce naruszyć miała wzrastająca w siły i znaczenie
Moskwa. Na razie wydawało się, że bojarstwo litew-
skie uzyskało wszystkie korzyści ze związku z Polską,
że ustabilizowana sytuacja międzynarodowa Litwy
umożliwiła jej samodzielny, odrębny byt państwowy.
Po śmierci starszego syna Jagiełły Władysława,
króla Polaków i Węgrów, na polach Warny w 1444 ro-
ku Polacy byli stroną, która uporczywie dążyła do pod-
trzymania unii. Środowisko litewskie niechętnie patrzy-
ło na te plany i między innymi dlatego wielki książę
Kazimierz Jagiellończyk zwlekał trzy lata z objęciem
tronu polskiego. Tym też należy tłumaczyć silną po-
zycję młodego elekta w Krakowie. Mimo że obóz moż-
nowładczy ze Zbigniewem Oleśnickim na czele był
bardzo mocny, Kazimierz ani nie ulegał biskupowi kra-
kowskiemu, ani nie zatwierdził dotychczasowych
przywilejów szlacheckich, ani nie poczynił żadnych
obietnic. Dziedziczne stanowisko na Litwie wzmacnia-
ło jego pozycję w Koronie.
Stan taki trwał z niewielkimi zmianami przez całe
45 lat panowania Kazimierza Jagiellończyka. Formal-
nie rzecz biorąc, był on władcą dwóch nie związanych
z sobą państw. Wtedy jednak wykształciły się te formy
życia politycznego, które miały zjednoczyć w przyszło-
ści naród szlachecki. Wspólny władca zapobiegał wy-
buchom zbrojnych konfliktów między obu państwami.
Szlachta polska, walcząca konsekwentnie o władzę, by-
ła wzorem dla jej odpowiednika na Litwie. Upodabnia-
ła się działalność magnaterii polskiej i litewskiej, po-
wstawały wspólne doświadczenia, ujednolicała się
praktyka dyplomatyczna, kompetencje instytucji (sej-
miki) i urzędów państwowych ‒ starosty, hetmana.
Miasta Wielkiego Księstwa rozwijały się na analogicz-
nych podstawach prawnych, co miasta Korony. Kra-
kowska wersja prawa magdeburskiego pojawiła się aż
nad Drują i Dzisną. Co więcej, niektóre miasta, i to po
obu stronach granicy, utrzymywały z sobą ścisłe kon-
takty gospodarcze: Mińsk, Pińsk, Brześć, Grodno, Wil-
no z Lublinem, Warszawą z Krakowem, Poznaniem
i Gnieznem. Formalne istnienie dwóch państwowości
pozwalało uniknąć większych zadrażnień i konfliktów.
Polsko-litewska wspólnota kulturalna wyrastała
z analogicznej sytuacji społecznej i z analogicznych
form działania.
Szlachcic polski na Podolu działał tak jak litewski
na Wołyniu. Wspólnie toczone wojny z Moskwą, Tata-
rami czy Krzyżakami wpływały na ujednolicenie
uzbrojenia i taktyki, upodabniały się też mentalność,
formy gospodarowania, rządzenia. Jeśli za czasów Ja-
giełły unia złączyła dwa całkowicie różne kraje, to
w XVI wieku, kiedy problem prawnego związku stał
się ponownie aktualny, chodziło już o podobnie rozwi-
jające się i podobnie ukształtowane społeczeństwa.
Wbrew pozorom istniały także obiektywne prze-
słanki unii. Wiązały się one z położeniem geograficz-
nym obu państw i z gospodarczym znaczeniem Niżu
Środkowoeuropejskiego i Wschodniobałtyckiego. Oba
te obszary wyrzeźbił w liczne zagłębienia, kamieniste
i żwirowe wzgórza oraz piaszczyste równiny lodowiec.
Panowały tu warunki naturalne, które sprzyjały w śre-
dniowieczu podobnym formom gospodarki, przede
wszystkim leśnej i rolniczej.
Jeszcze jeden czynnik łączył oba kraje, różniące się
przecież klimatem, florą i fauną ‒ Bałtyk. Warunki na
Bałtyku (niskie fale, brak wahań poziomu wywoływa-
nych przypływami i odpływami) sprzyjały żegludze.
Wpadające doń od południa i wschodu główne rzeki
zapewniały komunikację z rozległymi obszarami zlewi-
ska. Równoleżnikowy układ pradolin ułatwiał komuni-
kację wodną. Przez Newę oraz jeziora Ładoga i Onega
można było zbliżyć się do zlewiska Morza Białego,
przez Wyżynę Waldajską dotrzeć do źródeł Dniepru
i Wołgi, rzek wpadających do Morza Czarnego i Ka-
spijskiego. Ciągi wodne Biebrzy i Nami, Noteci i War-
ty, Haweli i Szprewy ‒ łączyły Niemen, Wisłę, Odrę
i Łabę. Na obszarach odgrywających podobną rolę w
gospodarce europejskiej istniał zatem naturalny system
komunikacji wodnej. A komunikacja w średniowieczu
stanowiła newralgiczny punkt handlu.
Jak wiemy, od schyłku XIV wieku dokonywały się
w Europie przemiany wiodące do ściślejszych powią-
zań gospodarczych różnych j ej regionów. Na Zacho-
dzie rosło zapotrzebowanie na towary z krajów nadbał-
tyckich, niezbędne do prawidłowego funkcjonowania
gospodarki Niemiec, Niderlandów czy Anglii, a więc
futra stanowiące masowy ubiór, smołę, popiół, dziegieć
‒ konieczne do działalności przemysłowej, drewno ‒
głównie potrzebne dla stoczni, wreszcie zboże i bydło.
Wszystkie te towary mógł dostarczyć wielki obszar,
znajdujący się u schyłku XIV wieku pod rządami Ja-
giełły i składający się z Polski, Litwy i Rusi.
Długi proces upodabniania się obu narodów, trwa-
jący zresztą aż do rozbiorów, rozpoczął się wraz ze sta-
bilizacją wewnętrzną. W 1449 roku został zawarty
układ z Moskwą który na 30 lat uspokoił wschodnią
granicę Litwy. W tymże roku opozycja skupiona wokół
syna wielkiego księcia Zygmunta, Michała, została
rozbita, sam Michał zbiegł do Moskwy, gdzie wprędce
został otruty. Wraz ze wzrostem władzy książęcej na
Litwie postępowało w Polsce ograniczanie roli oligar-
chii magnackiej z wszechpotężnym kardynałem Zbi-
gniewem Oleśnickim na czele.
Ustabilizowała się także granica polsko-litewska.
Na podstawie faktów dokonanych zgodzono się na pe-
wien kompromis. Wołyń i Podole bracławskie zostało
w rękach litewskich, Podole kamienieckie zaś ‒ w pol-
skich. Kompromis likwidował zadrażnienia i ułatwiał
kontakty gospodarcze. Na tym ostatnim polu stosunki
polsko-litewskie rozwijały się szczególnie pomyślnie.
Było to niewątpliwie wynikiem ogólnej sytuacji w Eu-
ropie XV wieku.
W stuleciu tym nastąpiły zmiany układu szlaków
przebiegających przez ziemie polskie. W miejsce tra-
dycyjnych, ciągnących się równoleżnikowo wzdłuż
Karpat albo łączących Pomorze ze Śląskiem czy Wę-
grami, wysunęły się na plan pierwszy te, które łączyły
Wilno, Troki, Mohylew, Witebsk, Połock z Krakowem,
Poznaniem, Pragą czeską i Wrocławiem. Na tej właśnie
litewskiej koniunkturze wyrósł Lublin, gdzie nieprzy-
padkowo unia polsko-litewska przybrała kształt osta-
teczny. Na tych powiązaniach wzrosło znaczenie Ma-
zowsza, ziemi dotychczas peryferyjnej w stosunku do
głównych ośrodków życia gospodarczego i polityczne-
go. Genezę stołeczności Warszawy należy zapewne
między innymi odnieść do jej położenia dogodnego dla
mieszkańców obu krajów. Na Litwie rozwijały się rów-
nież Brześć, Nowogródek i Grodno, a w Polsce między
innymi Poznań i Gniezno, przez które wywożono na
zachód futra znad Dźwiny i Niemna.
Rozwój kontaktów, coraz większe podobieństwo
instytucji i form życia sprzyjały ukształtowaniu się
pewnego typu psychicznego, szczególnie wśród szlach-
ty obu krajów. Litwini przejęli formy życia polskiego
z czasów Kazimierza Wielkiego, dostosowali je do ro-
dzimych stosunków, które następnie reeksportowali na
zachód. Jest rzeczą ciekawą, że szlachta małopolska, do
XVI wieku włącznie różniąca się znacznie od litew-
skiej, chętnie przejmowała wzory powstałe na stepach
Wołynia lub w lasach Nowogródczyzny.
Zjawisko to dostrzegali też cudzoziemcy, którzy
przejeżdżali przez władztwo Kazimierza Jagiellończy-
ka. Spisali oni dość jednolite wrażenia z podróży na
szlaku Międzyrzecz ‒ Kijów czy Troki ‒ Kraków.
W oczach cudzoziemców z Europy Zachodniej Polska
‒ aż do XIV wieku ‒ była prowincjonalną i ubogą pery-
ferią, podobną jednak do pierwowzorów znad Renu czy
Wełtawy. W XV wieku sytuacja się zmieniła. Polska
zaczęła się przekształcać w silne i bogate państwo. Jeśli
panowie polscy ‒ posłowie czy podróżnicy ‒ chcieli za-
imponować Zachodowi, silili się na przepych i bogac-
two, wzorem stosunków panujących na Wschodzie.
Ten proces orientalizacji, widoczny od soboru w Kon-
stancji, obserwował w połowie stulecia m.in. Eneasz
Sylwiusz Piccolomini, późniejszy papież Pius II.
W czasach nowożytnych sarmacki typ szlachcica
z Rzeczypospolitej występował w sztuce i literaturze
Zachodu jako przykład umysłowości, stylu życia, ubio-
ru i bogactwa Wschodu.
Podobnie jak w latach osiemdziesiątych XIV wie-
ku, tak w sto lat później aktualna stała się sprawa for-
malnej unii polsko-litewskiej. Chodziło znów o byt Li-
twy, zagrożony przez Moskwę, na której tronie od 1462
roku zasiadał Iwan III Srogi. Wielki książę moskiewski
pokonał i wcielił do Moskwy Nowogród Wielki. Roz-
kład Złotej Ordy umożliwił Iwanowi zwycięstwa nad
Tatarami. W 1480 roku, po 240 latach, Ruś moskiew-
ska zrzuciła z siebie jarzmo mongolskie, stając się
groźnym wschodnim sąsiadem Litwy. Od południa za-
grażali Litwie Tatarzy krymscy, wyemancypowani ze
Złotej Ordy i uznający od roku 1475 zwierzchnictwo
sułtana tureckiego. Turcy, kontynuując swe największe
sukcesy, zajęli w tymże roku kolonię genueńską Kaffę,
a w 1484 roku dwa ważne porty czarnomorskie: Kilię
i Białogród. W ten sposób powstało poważne zagroże-
nie południowych ziem Litwy i polsko-litewskich inte-
resów w Mołdawii.
W 1485 roku Iwan podbił ostatnie niezależne księ-
stwo dzielnicowe ‒ Twer. Władca ten zmierzał wyraź-
nie do odzyskania historycznych ziem Rusi Kijowskiej.
Jeszcze za życia Kazimierza Jagiellończyka na granicy
obu państw istniało stałe napięcie, wybuchały lokalne
konflikty między stronnikami Litwy i Moskwy, przy
czym ci ostatni z reguły wychodzili z tych starć zwy-
cięsko. Perswazją lub siłą zmuszano ruskich książąt
z pogranicza litewsko-ruskiego do przechodzenia na
stronę cara. Wojska rosyjskie dokonywały zajazdów na
dobra znajdujące się po stronie litewskiej. Wielu moż-
nych w obawie przed ich utraceniem lub z przekonania
spieszyło do Moskwy złożyć hołd carowi.
Natychmiast po śmierci Kazimierza wybuchł
otwarty zatarg, który doprowadził do utraty Wiaźmy
przez Litwę. W 1492 roku przerwany został nawet dy-
nastyczny związek z Koroną. Polacy wybrali na tron
Jana Olbrachta, Litwini ‒ Aleksandra, którego małżeń-
stwo z córką Iwana III Heleną miało zabezpieczyć Li-
twę. Ponieważ bojarzy litewscy stali się osiadłą szlach-
tą, niechętnie biorącą udział w wyprawach wojennych,
Aleksander zawarł w 1499 roku w Wilnie przymierze
polityczne z Polską mające zapewnić mu posiłki w roz-
prawie z Moskwą. Nie przyniosło to spodziewanych re-
zultatów. W 1500 roku wybuchła nowa wojna, w której
Litwa poniosła druzgocącą klęskę nad Wiedroszą. Wie-
lu znamienitych możnych, z wodzem armii litewskiej
Konstantym Ostrogskim, dostało się do niewoli. Ro-
zejm 1503 roku przyznawał Moskwie olbrzymie obsza-
ry Smoleńszczyzny (bez Smoleńska) i ziemi czerni-
chowsko-siewierskiej, co jeszcze bardziej osłabiło Li-
twę, ale nie zlikwidowało źródeł konfliktu. Wprawdzie
w 1501 roku na tron polski powołano Aleksandra, który
pod naciskiem możnowładztwa zgodził się w Mielniku
na zasadę, że oba kraje będą miały wspólnego władcę,
wybieranego przez panów polskich przy współudziale
litewskich. Jednakże akty mielnickie bardzo ostro zaat-
akowała szlachta polska, rozpoczynająca właśnie walkę
o ograniczenie roli magnaterii. Postanowienia egzeku-
cyjne z 1504 roku oraz konstytucja radomska z roku
1505 praktycznie przekreśliły akty mielnickie. Inna
sprawa, że w rok później Zygmunt Jagiellończyk został
dziedzicznym wielkim księciem Litwy i królem Polski.
Oba państwa miały więc znów wspólnego władcę i taki
stan rzeczy przetrwał do rozbiorów.
Zygmuntowskie czasy stanowiły dalszy, jeszcze in-
tensywniejszy etap zrastania się polsko-litewskiego or-
ganizmu społecznego. Walki z Tatarami, którzy zagra-
żali stanowi posiadania obu krajów, wspólne próby
ekspansji na Mołdawię i Inflanty, coraz ściślejsze
związki rodzinne, kulturalne i gospodarcze splatały się
z permanentnym stanem zagrożenia kresów Litwy.
W wojnach 1507‒1508 i 1512‒1522 poniosła ona dal-
sze straty. Wojnę 1534‒1537 prowadzili Litwini już
przy wydatnej pomocy Polaków. Granice obu państw
przesądzały o konfliktach politycznych z Rosją, Turcją
i Szwecją. W granicach tych wytwarzała się jednolita
podstawa gospodarcza Rzeczypospolitej, a ściślej rzecz
biorąc ‒ tego stanu, który władał w kraju, czyli szlach-
ty.
ROZDZIAŁ CZWARTY
O URZĄDZENIU RZECZYPOSPOLITEJ
O kształcie państwa polskiego u schyłku średnio-
wiecza zadecydowały między innymi dwa zjawiska:
uformowanie się stanu szlacheckiego (w innych niż na
Zachodzie warunkach) i przemiany gospodarcze w ca-
łej Europie, prowadzące do rozwoju gospodarki towa-
rowo-pieniężnej. Te ostatnie stwarzały sytuację nie-
korzystną dla rycerstwa średniowiecznego. Jego do-
chody, oparte na rencie feudalnej wykształconej w po-
przedniej epoce szybko spadały, rosły natomiast po-
trzeby związane z powstającym nowożytnym stylem
życia. Rycerstwo, by uratować swoją pozycję społeczną
musiało przejść do aktywnej działalności gospodarczej.
Średniowiecznego rycerza zastąpił nowożytny szlach-
cic.
Rycerz był i jest synonimem wojownika. Jeszcze
w XIV wieku zarówno w Polsce, jak i w całej Europie
rycerskie majętności wzrastały w wyniku walki, zdo-
bywania ziemi, łupów, uzyskiwania dobrodziejstw od
króla. Po wojskowych reformach Kazimierza Wielkie-
go każdy „szlachetnie urodzony” musiał na wezwanie
przybyć ze swym pocztem do chorągwi. Wyprawiał się
więc z królem Kazimierzem kilka razy na Śląsk, wielo-
krotnie na Ruś Halicką a przedtem jeszcze walczył
z Krzyżakami i Brandenburczykami. Ideałem rycerza
był Zawisza Czarny, którego sława sięgała daleko poza
granice ojczystej ziemi. Pod tym względem zapewne
rycerze polscy nie różnili się znacznie od za-
chodnioeuropejskich. Znamy kilkunastu rycerzy wiel-
ko- i małopolskich, którzy w drugiej połowie XIV wie-
ku pielgrzymowali do grobu Św. Jakuba w Compostel-
li, znamy też innych, przebywających na dworach
władców Francji, Burgundii, wielkiego mistrza Krzy-
żaków czy na dworze cesarskim. Wielu, ze Spytkiem
z Melsztyna na czele, szukało majątku i sławy w służ-
bie wielkiego księcia Litwy. Większość jednak siedzia-
ła w domach, pilnowała majątku, a niekiedy prowadziła
własne gospodarstwo.
O militarnych umiejętnościach rycerzy polskich
świadczy wielka wojna z Krzyżakami w latach 1409‒
1411. Kraj zdolny był do wystawienia około 50 chorą-
gwi rycerskich w liczbie kilkunastu tysięcy dobrze wy-
szkolonej jazdy. To właśnie polska jazda przede
wszystkim przyczyniła się do pokonania najlepszych
rycerzy z całej Europy, walczących pod sztandarami
Zakonu.
Szlachcic ‒ to zarówno w Polsce, jak i w krajach
sąsiednich synonim właściciela dóbr. Wiek XV był
okresem, w którym flandryjscy i holenderscy panowie
wraz z kupcami zaczęli stosować nakład w rozproszo-
nej manufakturze sukiennicze), we Włoszech rozpoczę-
li działalność przedsiębiorcy i bankierzy ze słynnymi
Medyceuszami na czele, w Anglii nastąpiło pod koniec
stulecia zjawisko ogradzania uprawnych pól gminnych
na rzecz pastwisk dla owiec. W Portugalii, a później
w Hiszpanii, szlachta podjęła wielkie wyprawy od-
krywcze w celu zdobycia poza Europą złota, korzeni
i niewolników. W Niemczech i we Francji także próbo-
wano z różnym powodzeniem nowych form działania.
Kryzys dawnego rycerstwa przejawiał się także
w bardzo zmniejszonej jego przydatności do prowadze-
nia skutecznych działań wojennych. Wśród wielu waż-
niejszych konsekwencji tego stanu rzeczy można by
wymienić narodziny wojsk zaciężnych. Nie chodzi o to,
że żołnierz najemny pobierał wynagrodzenie pieniężne
‒ rycerz średniowieczny też liczył na korzyści ma-
terialne. Ważniejsza była specjalizacja wojskowa, opie-
rająca się m.in. na coraz doskonalszej broni. Wprowa-
dzona od XIV wieku broń palna zaczęła w następnym
stuleciu robić europejską karierę.
Jeśli dla sposobu walki polskiego rycerza z prze-
łomu XIV i XV wieku charakterystyczna była bitwa
pod Grunwaldem, to dla jego wnuka z połowy XV stu-
lecia dość typowa wydaje się bitwa pod Chojnicami.
O Grunwaldzie pisał Jan Długosz: „Obadwa wojska
[...] zwarły się ze sobą w nizinie, która je przedzielała
[...]. W tym zamieszaniu i zgiełku trudno było odróżnić
dzielniejszych od słabszych, odważnych od niewieściu-
chów, wszyscy bowiem jakby w jednym zawiśli tłumie.
I nie cofali się wcale z miejsca, ani jeden drugiemu nie
ustępował pola, aż gdy nieprzyjaciel zwalony z konia
albo zabity sam otwierał zwycięzcy [...]. Jeźdźcy, ści-
skani w natłoku, mieczem tylko nacierali na siebie
i sama już wtedy siła, sama dzielność osobista przewa-
żała”.
Inaczej zachowywało się w 1454 roku pospolite
ruszenie pod Chojnicami. Prawda, że pierwszy impet
Polaków o mało nie spowodował klęski zaciężnych
wojsk Zakonu, ale zręczny manewr krzyżacki, polega-
jący na zagrożeniu taboru polskiego, doprowadził do
zamieszania, paniki, a w rezultacie ‒ sromotnej i do-
tkliwej klęski. Pod Grunwaldem pospolite ruszenie do-
znało niepowodzenia na początku, a część wojsk litew-
skich wycofała się. Pod Chojnicami pierwsze godziny
bitwy przyniosły zdecydowany sukces. Skutek obu
starć był zgoła inny.
Przyczyn tego stanu rzeczy należałoby szukać
w szerszych przemianach ‒ również tych, które doty-
czyły samej szlachty. Wiązały się one z czynnikami
zmieniającymi strukturę społeczną Europy. Coraz
większą rolę odgrywało zjawisko niesłusznie chyba
przez większość historyków datowane dopiero na czasy
nowożytne: przyspieszenie rozwoju nowych możliwo-
ści pracy i nowych możliwości zarobku, będące konse-
kwencją gwałtownego zachwiania systemu własno-
ściowego w mieście i na wsi w dobie „czarnej śmierci”.
Stopniowo wzrastało znaczenie pracy najemnej.
Od drugiej połowy XIV wieku najemnicy przenosili się
z miejsca na miejsce, w zależności od popytu na ich
pracę. Po pracach letnich na wsi ‒ jak to opiewa jeden
z czternastowiecznych trubadurów ‒ ludzie luźni naj-
mowali się do połowu śledzi, by wraz z zimą zawitać
do miasta. Tam bowiem przez cały rok trwały prace
przy remoncie statków, wozów, a także przy budowie
i reperacji murów. Na wiosnę mogli się najmować do
pracy na folwarku. Ten stan rzeczy miał różnorakie
skutki, między innymi wywoływał przyspieszenie cyr-
kulacji pieniądza. Zamiast niewielkich ilości kruszców,
odkładanych na czarną godzinę, zamiast małego wy-
kraczania poza sferę gospodarki naturalnej, większość
zarobionych pieniędzy przeznaczano na konsumpcję.
Zwiększało się w związku z tym zapotrzebowanie na
towary spożywcze, na ubranie, na pomieszczenia sy-
pialne i na środki transportu. Fakt oddzielenia się dużej
grupy ludzi od produkcji rolniczej stanowił jednocze-
śnie siłę napędową gospodarki wiejskiej. Nie tylko sto-
sunkowo coraz mniej ludzi produkowało zboże, ale co-
raz większa ich liczba musiała je nabywać od produ-
centów. Ponadto strukturę wsi zmieniały jeszcze nowe
formy organizacyjne wprowadzane przez właścicieli
ziemskich, którzy zmierzali do utrzymania i polepsze-
nia poziomu życia.
Zapotrzebowanie na różne produkty masowe po-
głębiało podział Europy na strefy specjalizujące się
w wywozie określonych produktów. Przedmioty przy-
wożone zwłaszcza z dalekich krajów nabywali już nie
tylko możni; od schyłku średniowiecza stały się one
niezbędne całemu społeczeństwu. Rynek towarowy na
tanie produkty masowe rozszerzył się, i to w stopniu
nie spotykanym we wcześniejszym średniowieczu.
Pierwsze dziesiątki lat XV wieku przyniosły więc
zwiększony popyt na towary masowe, przede wszyst-
kim na produkty gospodarki wiejskiej mające za-
spokoić zapotrzebowanie powstającego przemysłu. By-
ła to rzadka koniunktura dla krajów, których rolnictwo
się rozwijało.
Koniunktura europejska stworzyła polskiemu sta-
nowi szlacheckiemu możliwości w pełni przezeń wyko-
rzystane między Grunwaldem a Chojnicami, kiedy to
rozpoczęły się zasadnicze przemiany stanu rycerskiego
w Polsce. W miejsce rycerzy-wojowników pojawiła się
szlachta gospodarująca w swych majątkach, specjalizu-
jąca się w hodowli owiec, uprawach rolnych i eksplo-
atacji lasów. Folwarki, i to nawet pańszczyźniane, ist-
niały wcześniej . Ale w ciągu XV wieku zmienił się za-
sadniczo cel ich zakładania i wykorzystywania. Przed-
tem nastawione były na zaspokojenie potrzeb dworu,
ewentualnie okolicy, od XV stulecia natomiast stały się
ośrodkami produkującymi na zbyt, przede wszystkim
zboże.
Andrzej Wyczański obliczył dla połowy XVI wie-
ku, że około 12% produkcji żyta, i to głównie produkcji
folwarcznej, przeznaczono na eksport przez Gdańsk.
Zwrócił on uwagę na wzrastające potrzeby miast, które
‒ jak sądził ‒ pochłaniały około 19% produkcji. W ten
sposób aż ponad 30% produkcji folwarcznej i chłop-
skiej, czyli około 250 000 ton rocznie, sprzedawano.
Poważnym bodźcem do wytwarzania na zbyt był
wzrost cen na produkty rolne widoczny w całej Europie
od schyłku XV wieku. Przemiana zatem rycerza
w szlachcica i przedsiębiorcę produkującego towar wy-
nikała z bodźców gospodarczych. Folwark, który po-
chłaniał czas i zainteresowania właściciela, był efektem
przemian, jakie przeżywała ówczesna Europa.
W początkach XVI stulecia rozmiary gospodarstw
szlacheckich wbrew rozpowszechnionym mniemaniom
nie uległy zwiększeniu w sposób zasadniczy. Przecięt-
ny obszar ich uprawy ‒ jeśli nie liczyć majątków
szlachty niefolwarcznej, zagrodowej ‒ wynosił około
60‒80 ha, do czego dochodziły lasy, łąki i nieużytki.
Inwentarz też nie powiększył się zbytnio. Natomiast
zmieniły się zasadniczo dwie cechy okresu wcześniej-
szego: stan prawny posiadaczy ziemi (chłopów, rycer-
stwa) i cele gospodarki folwarcznej. Na wsi polskiej
tylko stan szlachecki miał możliwość czerpania
wszechstronnych korzyści z użytkowania ziemi.
Szlachta ‒ suwerenna, stanowiąca prawa, dysponująca
ponadto pełnią władzy wykonawczej i sądowniczej ‒
nie miała już w Polsce konkurentów, którzy mogli za-
grażać jej monopolowi władzy. Stan szlachecki ‒ jak
wiemy ‒ nie był jednolity pod względem ekonomicz-
nym. Różnice między magnatem a drobnym posiada-
czem ziemi były ogromne, i właśnie w łonie samej
szlachty miały się toczyć walki o władzę w kraju.
W tym układzie sił politycznych leżała różnica między
stosunkami polskimi i obcymi.
W Polsce walki między średnią szlachtą a magna-
terią rozpoczęły się na dobre dopiero wówczas, gdy już
wszyscy domniemani czy rzeczywiści konkurenci do
władzy, jak miasta i sołtysi, zostali wyeliminowani.
Rzutowało to na formę rządów w przyszłości, na kształt
nowożytnego państwa polskiego.
Skąd wzięła się szlachta dominująca w życiu go-
spodarczym i politycznym Polski późnego średniowie-
cza? Zapewne, jak chciał Karol Buczek, jej początków
należałoby upatrywać w organizacji służebnej powsta-
łej przed połową XIII wieku. Ludność Polski, podzie-
lona na grupy społeczne posiadające odrębne prawa
i przywileje, pociągana była do różnych świadczeń na
rzecz księcia czy właściciela ziemi. System ten nie miał
nic wspólnego z tzw. społeczeństwem stanowym, po-
nieważ w definicji stanu (jako odrębnej grupy prawnej)
mieści się także wyłanianie własnej reprezentacji, któ-
rej zadaniem jest czuwanie nad interesami tej prawnej
wspólnoty. Nie ulega wątpliwości, że wśród grup tzw.
prawa książęcego wojowie, powołani do służby woj-
skowej, cieszyli się specjalnymi względami. Na pewno
grupa ta nie była jednolita, a fakt przynależności do niej
nie likwidował różnic między szeregowymi wojami
i możnymi, także zdolnymi do działań zbrojnych. Po-
nadto ‒ i to jest zjawisko istotne dla całego, w szcze-
gólności polskiego średniowiecza ‒ nie była to grupa
zamknięta. Można się było do niej dostać, ale także
z niej wypaść i przejść do innej wspólnoty prawnej. Jak
się wydaje, było to uzależnione głównie od dwóch
czynników, ściśle ze sobą związanych: stanu majątko-
wego i udziału we władzach regionalnych czy pań-
stwowych. W połowie XIII wieku książę kujawski Ka-
zimierz określił wysokość główszczyzny (opłaty za za-
bicie lub zranienie) dla trzech grup ludności uprzywile-
jowanej, co zostało po stuleciu powtórzone w statutach
Kazimierza Wielkiego: „Za głowę szlachcicowi (należy
się) 60 grzywien, skartabellowi (tłumaczonemu na pol-
ski jako włodyce, panoszy) 30 grzywien, uszlachcone-
mu kmieciowi 15 grzywien”. Ta ostatnia grupa sta-
nowiła zapewne kategorię przejściową, acz nie wiemy,
jaka główszczyzna należała się synowi uszlachconego
chłopa. Ci ubożsi rycerze, pełniąc służbę wojskową,
czepiając się pańskiej klamki, niekiedy prowadząc han-
del, mogli się wzbogacić. W niesprzyjających okolicz-
nościach mogli jednak zubożeć i wejść w szeregi lud-
ności chłopskiej lub utrzymać prawo rycerskie jako ry-
cerze bez ziemi, należący do tzw. gołoty.
Rozwarstwiona była także ludność wiejska. Inne
prawa i obowiązki posiadali osadnicy na prawie nie-
mieckim, mający własny samorząd, dziedziczne użyt-
kowanie na ogół sporego gospodarstwa oraz prawo wy-
chodu ze wsi, a inne rataje, nadal stanowiący grupę słu-
żebną, jeszcze inną „wardężyni”, czyli zagrodnicy, ko-
mornicy, niekiedy bez własnego gospodarstwa. Od-
mienne prawa i obowiązki posiadali wiejscy karczma-
rze i młynarze wydzieleni czasami w osobne klasy po-
datkowe. Wyjątkową pozycję w hierarchii społecznej
Polski zajmowali sołtysi. Stanowili oni bardzo zamożną
grupę przedsiębiorców prowadzących interesy finanso-
we, posiadali też młyny i karczmy wraz z licznymi gru-
pami rzemieślników pracujących na ich konto. Równo-
cześnie byli dziedzicznymi użytkownikami najlep-
szych, wybranych przez siebie gruntów rolnych. Ponad-
to przewodniczący sądów miejskich prawa niemieckie-
go mieli możliwość pobierania opłat od prowadzonych
przed ławą wiejską spraw. Według niektórych history-
ków stanowili oni konkurencję dla właścicieli wsi, któ-
rzy postarali się o możliwość ich usuwania i przejmo-
wania ich majątku na własność. Według innych bada-
czy sołtysi stanowili gwarancję samorządności wiej-
skiej i dlatego w dobie walki szlachty o pełną władzę
nad ludnością chłopską byli ograniczani w swych
uprawnieniach. Wydaje się jednak, że ani jedna, ani
druga hipoteza nie jest prawdziwa. Rozwój osadnictwa
na prawie niemieckim oparty był na założeniu, że soł-
tysi zorganizują gospodarkę rolną i zapewnią właścicie-
lowi stały, pokaźny dochód pieniężny. Rzeczywistość
prawdopodobnie nie okazywała się tak różowa. Sołtysi
zakładali swoje gospodarstwa, troszczyli się o swoje
dochody, a zaniedbywali sprowadzanie nowych osad-
ników. Uszczuplali tym samym dochody właścicieli
ziemi, którzy szczególnie silnie zaczęli to odczuwać
w pierwszym ćwierćwieczu XV stulecia. To najpewniej
stało się przyczyną restrykcji prawnych przeciwko soł-
tysom. Nie chodziło o zakładanie nowych gospo-
darstw-folwarków, to miało nastąpić dopiero w ostat-
niej ćwierci XV wieku. W początkach stulecia szlachta
zabiegała jedynie o lepszą niż dotychczas organizację
wsi czynszowej.
Jeśli już mowa o różnych grupach społecznych, to
warto parę słów poświęcić mieszkańcom miast. Pozor-
nie było ich w Koronie Polskiej wielu. W blisko sied-
miuset ośrodkach cieszących się prawem miejskim pod
koniec XV stulecia mieszkało ponad pół miliona ludzi,
około 17‒20% całego zaludnienia kraju. Te dane mogą
jednak wprowadzić w błąd z kilku przyczyn. Ponad po-
łowę miast stanowiły bardzo małe osady, w których
mieszkało zaledwie kilkuset mieszkańców zajmujących
się głównie rolnictwem. Oczywiście i te ośrodki od-
grywały znaczącą rolę w rozwoju handlu, w życiu spo-
łecznym parafii czy włości terytorialnej. W rozwoju
przemysłu, usług czy dalekiego handlu liczyły się jed-
nak przede wszystkim miasta większe. Po inkorporacji
Prus w 1454 roku było ich nieco ponad dziewięćdzie-
siąt, z czego zaledwie sześć (Gdańsk, Kraków, Toruń,
Lwów, Elbląg i Poznań) określano jako „miasta pierw-
szej kategorii”. Wszystkie te ośrodki były zamieszkałe
przez przedstawicieli bardzo różnych grup społecznych.
Obok bogatych przedsiębiorców, członków władz miej-
skich, mieszkali w nich ludzie najróżniejszych zawo-
dów, najczęściej bez prawa miejskiego, liczna szlachta,
duchowni, przybysze z obcych krajów — Niemcy, Ży-
dzi, Włosi, Ormianie, a także chłopi przybywający w
poszukiwaniu kariery finansowej. Często też udawało
im się odnieść sukces i dostać w szeregi mieszczan
bądź nawet niekiedy szlachty.
Innymi słowy, mozaika społeczna i prawna w Pol-
sce była bardzo urozmaicona. Na pewno w hierarchii
majątku i prestiżu najwyżej znajdowali się przedstawi-
ciele możnych rodów, niekiedy bardzo starych, sięgają-
cych swymi początkami wczesnej monarchii piastow-
skiej (Starżowie, Gryfici, Awdańcy), a niekiedy wy-
rosłych w służbie już zjednoczonej monarchii (Tęczyń-
scy, Melsztyńscy). Niżej znajdowała się szlachta pia-
stująca lokalne czy regionalne urzędy. Kolejny szczebel
w hierarchii zajmowała szlachta jedno wioskowa, za-
pewne licząca się w elitach parafialnych, niekiedy jed-
nak już mniej zamożna od bogatych mieszczan gdań-
skich czy krakowskich. Aż do połowy XVI wieku licz-
ni byli włodycy, panosze, „ścierciałkowie”, szczególnie
gromadnie występujący na Mazowszu. Ich los w sensie
prawnym został przesądzony ‒ i to przesądzony prze-
ważnie pozytywnie ‒ kiedy po ostatecznym ukształto-
waniu praw przynależnych szlachcie zaliczono ich do
tej właśnie grupy. Dalsze miejsca zajmowali przedsta-
wiciele różnych zawodów, różnych wspólnot, niekiedy
wyznaniowych (Żydzi, Ormianie) niekiedy etniczno-
prawnych (Wołosi). Szczególne miejsce, w poprzek
grup prawnych, zajmowali duchowni, dzielący się na
wyższych dostojników kościelnych i kler niższy, czę-
stokroć rekrutujący się z mieszczan i chłopów.
Generalnie rzecz biorąc ‒ mieszkańcy późnośre-
dniowiecznej Polski stanowili jeszcze zbiór otwarty,
różnorodny, z którego miał z czasem powstać kształt
ustrojowy Polski nowożytnej. Jednak wydarzenia za-
chodzące między śmiercią ostatniego Piasta a uchwale-
niem w 1505 roku konstytucji w Radomiu, wieńczącej
dzieło budowy parlamentaryzmu polskiego, bardzo
konsekwentnie prowadziły do jedynowładztwa jednej
grupy prawnej ‒ szlachty. Od przynależności do niej
zależała wartość człowieka. Powstała sytuacja, w której
przedstawiciele jednego stanu mieli w praktyce głos
decydujący w parlamencie.
Zaczęło się to już w czasie nadania pierwszych
przywilejów, a dotyczyło relacji dwustronnych ‒ króla
z tymi, którzy mieli prawo (czy możliwość) decydowa-
nia o niektórych postulatach monarchy. Nie jest sprawą
łatwą odpowiedź na pytanie, jakie były mechanizmy
wykształcające właściwe instytucje samorządu szla-
checkiego. Być może rada królewska składająca się
z zaufanych monarchy, najczęściej możnych panów
królestwa, sięgała swymi początkami głębokiego śre-
dniowiecza. Wydaje się jednak, że większe znaczenie
w wykształceniu form polskiego parlamentaryzmu
odegrały lokalne (regionalne, dzielnicowe) zjazdy szla-
checkie, które miały wydawać zgodę na podniesienie
podatków. Można sądzić, że jedynym i chyba najważ-
niejszym forum, na którym takie decyzje dyskutowano
i podejmowano, były zjazdy sądowe (roki, roczki).
Grupowały one ‒ z racji najczęściej prowadzonych
spraw ‒ także wielmożów, zasiadających także w in-
nym charakterze przy monarsze. Na takich zjazdach,
odbywanych mniej lub bardziej regularnie, można było
omawiać wszelkie sprawy publiczne interesujące miej-
scową społeczność. Zgromadzenia takie mogły prze-
kształcić się w dobrze znane już w XV wieku sejmiki.
Pierwotnie ‒ a wskazują na to zachowane księgi sądo-
we ‒ brali w nich udział ludzie liczący się w danej zie-
mi: dostojnicy duchowni i świeccy, urzędnicy ziemscy,
bogaci urzędnicy miejscy, bogaci kupcy i sołtysi ‒ sło-
wem ci wszyscy, którzy posiadali dobra ziemskie.
Z czasem coraz wyraźniej zaznaczała się konieczność
określania przynależności do stanu uprawnionego do
podejmowania decyzji, tego, który miał największe
przywileje. Statuty, wydane zapewne w końcu lat pięć-
dziesiątych XIV wieku, głosiły: „Pokolenia szlachty
z swych przodków wiodą zawsze swój początek, któ-
rych następstwo pochodzący z pewnego rodu zwykli
potwierdzać pewnym świadectwem”. Jeśli czyjeś szla-
chectwo podawano w wątpliwość, wówczas musiał on
„przywieść sześciu mężów szlachetnych, z jego rodu
pochodzących, którzy zeznają pod przysięgą, że jest ich
bratem i że urodzony jest z ich domu i z pokolenia oj-
czystego”.
Rycerstwo w Koronie Królestwa Polskiego ‒
w przeciwieństwie do epoki rozbicia dzielnicowego ‒
miało zbliżone lub takie same cele gospodarcze
i wspólne interesy, jeśli chodzi o politykę wewnętrzną.
Silniejsze od chłopów i sołtysów, bardziej zjednoczone
od skłóconego mieszczaństwa, potrafiło zdobyć prawne
zabezpieczenie swej pozycji gospodarczej i wywalczyć
bardzo istotne przywileje polityczne.
Przedstawiciele rycerstwa już wcześniej uzyskiwali
najrozmaitsze ulgi finansowe, ale dopiero w 1355 roku
wyznaczony na następcę Kazimierza Wielkiego jego
siostrzeniec, król Węgierski Ludwik, wydał w Budzie
przywilej, który objął nie imiennie wyliczonych ryce-
rzy, ale ogół stanu szlacheckiego. Ludwik obiecywał,
że po wstąpieniu na tron nie będzie ściągał nadzwy-
czajnych podatków od szlachty, duchowieństwa,
mieszczan i chłopów, przyrzekał nie korzystać z tzw.
stacji w dobrach rycerskich, lecz utrzymywać się pod-
czas podróży z własnych środków, a także zwracać
szlachcie wszelkie koszty poniesione podczas wypraw
wojennych poza granice kraju. Przywilej w Budzie od-
woływał się też do różnych swobód, które prawnie lub
zwyczajowo przysługiwały już poprzednio mieszkań-
com Polski. Był to pierwszy akt ograniczający władzę
monarchy na rzecz stanu szlacheckiego.
Potwierdzenie tych obietnic nastąpiło w Koszycach
w 1374 roku. Ludwik, podówczas już król Polski, wy-
dał tym razem tylko dla szlachty wielki przywilej ‒
podstawę wszystkich przyszłych uprawnień. W trosce o
zapewnienie następstwa tronu jednej ze swych córek,
czym niejako akceptował zasadę elekcyjności tronu,
zwolnił szlachtę od podatków ziemskich z wyjątkiem
poradlnego, wynoszącego 2 grosze od łana chłopskie-
go. Sztywne określenie wysokości tego podatku, wobec
spadku nominalnej wartości pieniądza, miało w przy-
szłości uzależnić poczynania monarchy od zgody ogółu
szlachty na jakąkolwiek nadzwyczajną daninę. Ponadto
przywilej koszycki zobowiązywał monarchę do wyku-
pu szlachcica z niewoli, do której dostał się podczas
wyprawy poza granice kraju. Szlachta miała też decy-
dować o podatkach na budowę zamków przez monar-
chę. Artykuły mówiące o obowiązkach króla odnoszą-
cych się do utrzymania jedności państwa wskazywały,
że polski stan szlachecki współdecyduje o losach kraju.
Rzecz prosta, najistotniejsze było ograniczenie możli-
wości króla w nakładaniu podatków na szlachtę. Po-
dobny przywilej w 1381 roku wywalczyło duchowień-
stwo.
Przywilej koszycki nie wprowadzał zróżnicowania
na wyższą i niższą szlachtę, jak to miało miejsce na Za-
chodzie. Mimo że przez następne lata barones byli
w dokumentach odróżniani od zwykłej szlachty, praw-
ne stanowisko całego stanu szlacheckiego zostało
w Polsce jednolite.
Zmiana dynastii umożliwiła szlachcie uzyskanie
dalszych przywilejów. W 1388 roku Władysław Jagieł-
ło wydał w Piotrkowie nowe postanowienie. Potwier-
dzało ono dotychczasowe prawa oraz rozszerzało je.
Szlachcic miał być wykupiony z niewoli, nawet jeśli
dostał się do niej w kraju. Król zobowiązał się też do
płacenia żołdu szlachcie udającej się na wyprawę wo-
jenną za granicę, co zwyczajowo stosowano już wcze-
śniej. Coraz wyraźniej zaczynało się kształtować poję-
cie praw obywatelskich szlachty i duchowieństwa.
Dalsze dwa przywileje miały zapewnić szlachcie
przodujące stanowisko w życiu gospodarczym kraju.
Ich genezę należy upatrywać tak w stosunkach we-
wnętrznych, jak i zagranicznych. Z jednej strony ‒
Jagiełło nigdy nie czuł się na tronie polskim zbyt moc-
ny, z drugiej ‒ w trzecim dziesiątku lat XV wieku po-
zycja możnych zachwiała się wskutek wpływów hu-
syckich. Wtedy, w 1422 roku, w warunkach przygoto-
wywania wyprawy na Krzyżaków, doszło pod Czer-
wińskiem do istotnego wydarzenia. Jagiełło, wzorem
dawniejszych wypraw, postanowił tam właśnie prze-
prawić się przez Wisłę i najeżdżając ziemie zakonne
szukać zbrojnego rozstrzygnięcia konfliktu. Licznie
przybyłe na wyprawę rycerstwo, po przeprawieniu się
przez Wisłę, rozbiło obóz i postanowiło wykorzystać
go do odbycia narady, co wówczas już stawało się czę-
stym zwyczajem. Okoliczności, w jakich odbywał się
ów sejm obozowy, sprzyjały stawianiu warunków kró-
lowi. Tłum zbrojnych stojący naprzeciw swego wodza
podczas wyprawy wojennej, niezbyt pewna pozycja Ja-
giełły, ciągle obcego na polskim tronie, gra polityczna
Witolda, który popierał żądania zebranych ‒ wszystko
to doprowadziło do wydania na polu obozowym przy-
wileju zapewniającego nietykalność majątku szlachci-
ca.
Konfiskata dóbr szlacheckich mogła odtąd nastąpić
tylko jako konsekwencja wyroku sądowego. Ponadto,
i tu szlachta polska wykazała zrozumienie mechanizmu
władzy, po raz pierwszy została sprecyzowana zasada
rozdzielności władzy wykonawczej i sądowniczej. Król
zapewnił, iż stanowisko sędziego ziemskiego nie bę-
dzie łączone ze stanowiskiem starosty, który był pod-
ówczas urzędnikiem królewskim.
Przywilej czerwiński miał bardzo istotne znacze-
nie. Nie tylko sądy zyskiwały niezależność, ale odwo-
ływanie się do prawa pisanego obiektywizowało ich
działalność. Wyrok przestawał być efektem mniej lub
bardziej dowolnie interpretowanego prawa zwyczajo-
wego. Postępowanie procesowe musiało się opierać na
dowodach, w których podstawowe znaczenie miały ze-
znania świadków. Oczywiście do postępowania do-
puszczane były dokumenty, acz, rzecz ciekawa, zbiór
praw spisany za Kazimierza Wielkiego był stosunkowo
rzadko przywoływany. Sędzia ziemski nie był podów-
czas zawodowym prawnikiem. Pochodził spośród miej-
scowego rycerstwa, znał dobrze tradycję, potrzeby i od-
rębności swej ziemi. Starosta bywał przybyszem nie
związanym z miejscową szlachtą, dzięki czemu stano-
wił sprawniejsze narzędzie w rękach króla. Rozdziele-
nie obu urzędów zapewniało wybór miejscowego
szlachcica przynajmniej na jeden z nich.
Przywilej czerwiński był z punktu widzenia prze-
obrażeń politycznych najważniejszym skutkiem wy-
prawy na Krzyżaków w 1422 roku. Otworzył on okres
wydawania wielkich przywilejów, przypadający na
schyłek panowania Jagiełły. Już w następnym roku na
zjeździe w Warcie szlachta uzyskała nowe uprawnie-
nia. Nie jest całkiem jasne, dlaczego możnowładcy po-
parli postulaty rycerstwa. Czy bali się przejścia masy
drobnego rycerstwa na stronę husyckiej opozycji, czy
sądzili, że łatwiej osiągną korzyści polityczne i gospo-
darcze, działając z całym stanem? Faktem jest, że statut
warcki, zawijający istotne postanowienia dotyczące
działalności gospodarczej posiadaczy ziemskich, wy-
raźnie podkreślał równość całego stanu. Tym właśnie
model ustroju polskiego miał się różnić od wzorów za-
chodnich. Przysłowie: „szlachcic na zagrodzie równy
wojewodzie”, wyrażające w rzeczywistości jedynie po-
stulat, genezą swoją sięga właśnie pierwszej połowy
XV wieku.
Od 1423 roku stan szlachecki zyskiwał nowe
przywileje, o które walczył w obawie przed obniżenie
się dochodów płynących z renty płaconej przez chło-
pów. Atrakcyjność nowo zasiedlonych obszarów pro-
wadziła widocznie do wędrówek ludności wiejskiej,
opuszczającej swoje dotychćzasowe siedziby. Szlachta
domagała się więc i uzyskała zgodę na kontrolowanie
migracji swoich poddanych. W ten sposób zapobiegała
spadkowi swych dochodów. Statut warcki godził rów-
nież i mieszczan, ruchliwość chłopów bowiem była
czynnikiem wzmacniającym miasta. One właśnie w XV
wieku przeżywały okres pomyślnego rozwoju, przy
czym ceny układały się w sposób faworyzujący miasto
kosztem wsi. Szlachta żądała obniżenia cen na towary
miejskie, a więc przede wszystkim na wyroby rze-
mieślnicze. Miała o to zadbać władza państwowa re-
prezentowana przez wojewodów. Od roku 1423 dostoj-
nicy ci mieli prawo wydawać taksy cen maksymalnych
na towary miejskie, tzw. taksy wojewodzińskie. Stano-
wiły one ochronę kieszeni szlacheckiej przed „wyzy-
skiem” ze strony mieszczanina.
W Warcie został wydany słynny przepis o sołtysie
„nieużytecznym lub buntowniczym”. Stwierdzał on, że
gdy dalsza działalność sołtysa wsi okaże się niepo-
trzebna lub szkodliwa dla interesów właściciela, ten
ostatni może przymusowo wykupić sołectwo. Jak
stwierdził Adam Vetulani, a jego wywody są aktualne
i dla późniejszych czasów, sołtys ‒ przedsiębiorca jako
feudalny urzędnik był wielokrotnie istnym dopustem
bożym dla ludności wiejskiej, tym bardziej, że część
jego uposażeń miała pochodzić ze świadczeń chłop-
skich. Szlachta natomiast ‒ w warunkach konkurencji
miejskiej ‒ chciała zapewnić poddanym znośne warun-
ki życia, a sobie wyższe dochody.
W przyszłości przepisy statutu warckiego staną się
podstawą prawną zajmowania folwarków sołtysich,
usuwania przedstawicieli samorządu wiejskiego, z któ-
rymi trzeba było się liczyć oraz dzielić znaczeniem
i dochodem z ziemi. W XV stuleciu, a zapewne i do po-
łowy XVI wieku, służyły one tylko do większej kontro-
li sprawowanej przez stan szlachecki nad życiem wsi.
I w przypadku taks wojewodzińskich, i skupu sołectw
decyzje o stosunkach między szlachtą a innymi stanami
podejmować miał zapewne przedstawiciel szlachty.
Rozpoczął się proces, który w przyszłości doprowadzi
do utożsamienia państwa i jego interesów z interesami
jednego, wszechwładnego stanu.
Okazją do nowych żądań, jakie wysunęła szlachta
w owych niespokojnych latach dwudziestych XV wie-
ku, stała się sprawa następstwa tronu. Dotychczasowe
przywileje szły w parze ze wzrastającym przekonaniem
o roli szlachty będącej pełnoprawnym i suwerennym
czynnikiem decydującym o elekcji króla. Już na zjeź-
dzie lubelskim w 1386 roku licznie przybyli możni
i rycerze wybrali Jagiełłę królem. Władza królewska
przekształcała się we władzę publiczną, przestawała
wynikać z prawa rodu do swojej własności. Narodziny
królewicza Władysława stworzyły problem jego
uprawnień do tronu.
W roku 1425 na zjeździe w Brześciu Kujawskim
stary Jagiełło zobowiązał się udzielić szlachcie dal-
szych uprawnień w zamian za wybór syna na swego
następcę. Ograniczenie dziedziczności tronu na rzecz
zasady elekcyjności występowało tu bardzo wyraźnie.
Zebrani na sejmie przyrzekli uznać młodego Włady-
sława królem, pod warunkiem wszakże, że on uzna ich
przywileje i że Jagiełło zrealizuje swe dodatkowe
obietnice. Elekcja zatem stała się przywilejem rycer-
stwa, które dysponowało tronem w zamian za konkret-
ne korzyści. Jak dalece świadomość tego zakorzeniła
się w umysłowości szlachty, świadczą wydarzenia roku
następnego.
W 1426 roku odbył się w Łęczycy zjazd szlachty.
Jagiełło, pewniejszy swojej pozycji, nie tylko nie uległ
naciskom zebranych, ale odmówił potwierdzenia brze-
skich obietnic. Doszło wówczas do gwałtownej manife-
stacji antykrólewskiej. Szlachta publicznie posiekała
szablami akt erekcyjny wystawiony w poprzednim ro-
ku. Niezależnie od częściowo udanych prób Jagiełły
odwołania się wówczas do miast, możnym i rycerstwu
udało się zmusić króla do wydania przywileju w 1430
roku w Jedlni, rozszerzonego w Krakowie w roku
1433
54
. Poza potwierdzeniem dotychczasowych swo-
bód i zagwarantowaniem prawa do elekcji król przy-
rzekał przestrzegać zasady nietykalności osobistej
szlachty. Głosiła ona, że bez wyroku sądowego nie
można ani uwięzić, ani inaczej ukarać szlachcica. Po-
nadto wysokie stanowiska kościelne zastrzeżono tylko
dla przedstawicieli szlachty.
Dalszy krok w kierunku gospodarczego uprzywile-
jowania szlachty został zrobiony w 1447 roku. Kazi-
mierz Jagiellończyk, wstępując na tron, starał się zjed-
nać szlachtę i w oparciu o nią wystąpić przeciw poli-
tycznej przewadze możnowładztwa. Wydał więc w Ra-
domiu przywilej dla całego stanu szlacheckiego ogła-
szający otwarcie dla spławu wszystkich ważniejszych
rzek królestwa uznanych za drogi publiczne.
W 1454 roku wybuchła wojna z Krzyżakami o od-
zyskanie Pomorza. Pospolite ruszenie szlachty wielko-
polskiej wymogło na królu pod Cerekwicą nowe wiel-
kie przywileje, o które też później wystąpiła w Opo-
kach szlachta małopolska. Sytuacja króla nie była ła-
twa. Z jednej strony potrzeby wojny uzależniały go od
szlachty, z drugiej treść żądań szlacheckich godziła
także, jeśli nie przede wszystkim, w dominującą w poli-
tyce państwa magnaterię. Zainteresowany w stworzeniu
przeciwwagi dla możnowładztwa i zmuszony okolicz-
nościami wojennymi, wydał Kazimierz w listopadzie
1454 roku przywileje w Nieszawie, różnej zresztą treści
dla poszczególnych prowincji.
Do najistotniejszych postanowień należało zobo-
wiązanie króla do niewydawania nowych praw i nie-
zwoływania pospolitego ruszenia bez zgody sejmików
ziemskich. Owe lokalne zjazdy szlachty, jak wspo-
mniano wcześniej, odbywały się już od dłuższego cza-
su. Roztrząsano na nich najróżniejsze sprawy dotyczące
danej ziemi, wspólnych wystąpień publicznych itp.
Obecnie zjazdy te stawały się niezbędną instytucją ży-
cia państwowego, od której zależeć miały wszystkie
nowe posunięcia ustawodawcze. Szlachta stawała się
współrządcą państwa, już nie tylko siłą faktu, ale i mo-
cą prawa. Przekazanie decyzji o najważniejszych spra-
wach państwowych sejmikom ziemskim stwarzało pod-
stawę wzrostu znaczenia średniej szlachty, która na
tych zjazdach dominowała liczebnie.
Przywileje nieszawskie, zwłaszcza dla Małopolski,
zawierały też inne postanowienia. Sformułowano pra-
wo powoływania mieszczanina przed sąd szlachecki
w przypadku niektórych przestępstw, zwiększone zo-
stały uprawnienia panów gruntowych w stosunku do
chłopów i Żydów, ustalono też zasady organizacji
władz terenowych, sądów i sejmików. Postanowienia te
godziły głównie w możnowładców, sejmiki ziemskie
bowiem umożliwiał działalność wszystkim herbowym.
Magnateria niemal natychmiast podjęła kroki w kierun-
ku utrzymania swej monopolistycznej pozycji. Wydane
w 1456 roku w Korczynie przywileje rozszerzały po-
stanowienia nieszawskie na inne dzielnice Polski,
sformułowane były jednak w sposób, który zapewniał
magnatom głos decydujący. Nie wspominały o odwo-
ływaniu się do sejmików, lecz do osobistości (consilia-
rii) reprezentujących różne ziemie, siłą rzeczy rekrutu-
jących się spośród dygnitarzy. Ale mimo tych prób
długoletnie panowanie Kazimierza Jagiellończyka,
sprawnie manewrującego między poszczególnymi gru-
pami społecznymi, doprowadziło do zdecydowanego
wzrostu znaczenia ogółu średniej szlachty na nieko-
rzyść starej magnaterii.
Dalsze przywileje wiązały się z nowymi sukcesami
szlachty. Działalność ustawodawcza zmierzała przede
wszystkim do zapewnienia folwarkom rąk do pracy.
Już w 1477 roku sejmiki ziemskie zajmowały się spra-
wą obciążenia chłopów pańszczyzną a uchwalona
w 1496 roku konstytucja w Piotrkowie ograniczyła im
prawo opuszczania ziemi. Odtąd tylko jeden mieszka-
niec wsi rocznie mógł się przenosić do miasta. Ponadto
tylko jeden członek rodziny chłopskiej mógł przenieść
się do rzemiosła czy na służbę, pozostali byli przywią-
zani do ziemi. Ludzie luźni mieli być przymusowo kie-
rowani do pracy, co świadczy o zapotrzebowaniu na si-
łę roboczą. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy wią-
zało się to z kolejnymi trudnościami gospodarki szla-
checkiej, czy też z rosnącą koniunkturą gospodarczą.
Następne konstytucje w ogóle pozbawiły chłopów pra-
wa do opuszczania ziemi bez zezwolenia pana, niekie-
dy prawo to rozciągano i na zamążpójście poddanki do
innej wsi.
Statut piotrkowski wprowadzał nowe ulgi dla han-
dlu szlacheckiego. Był on już wcześniej zwolniony od
wszelkich niemal ceł i opłat w stosunku do własnych
towarów przewożonych drogami Królestwa Polskiego.
Teraz konstytucja dodatkowo zróżnicowała warunki
prowadzenia w ogóle handlu przez szlachtę i miesz-
czan. Różne koszty dawały różną opłacalność, a więc
różne zyski. Wobec bardzo szybkiego, wręcz gwałtow-
nego rozwoju handlu zbożem i spławu wiślanego, na-
bierało to szczególnego znaczenia, przywilej dotyczył
bowiem bezpośrednich producentów towaru. Koszty
handlu szlacheckiego były zatem o wiele niższe niż
mieszczańskiego. Aby ograniczyć konkurencję, konsty-
tucja piotrkowska zakazywała mieszczanom nabywania
dóbr ziemskich.
Trudno orzec, czy przywileje piotrkowskie były
wynikiem zmian, które nastąpiły wcześniej, czy ‒ co
wydaje się bardziej prawdopodobne ‒ wpłynęły na
przyspieszenie procesów podziału społecznego. W każ-
dym razie Jan Olbracht opierał się w swej polityce na
masach szlachty, która rozpoczęła intensywną akcję
zmierzającą do ograniczenia roli nowego możnowładz-
twa wyrosłego z kadry urzędników państwowych.
Znaczna, może nawet większa część posiadaczy ziem-
skich przystosowała się do nowych warunków działania
gospodarczego. Właściciele folwarków, reprezentujący
średnią szlachtę decydującą o sprawach państwa i pro-
wadzącą intratny handel, byli na przełomie XV i XVI
wieku siłą polityczną równoważącą znaczenie wielkiej
magnaterii, zwłaszcza w Małopolsce.
Aleksander, nowy elekt Polski, w chwili powoły-
wania go na tron związał się ze starą magnaterią.
W 1501 roku wydał przywilej w Mielniku”, który prak-
tycznie zapewniał władzę państwową jedynie radzie
królewskiej, złożonej z magnatów. Akt mielnicki dawał
im prawo decydowania o podstawowych sprawach pań-
stwa, król zaś miał faktycznie pełnić funkcje raczej
przewodniczącego rady niż jej suwerena. Radzie przy-
sługiwało prawo kontrolowania poczynań królewskich,
a nawet ‒ w przypadkach występowania władcy prze-
ciw dotychczasowym przywilejom i zwyczajom ‒ wy-
powiadania mu posłuszeństwa. Magnaci obu krajów,
Litwy i Polski, mieli w przyszłości wybierać wspólne-
go władcę.
Silniejsza od magnaterii okazała się w tym czasie
średnia szlachta; w jej łonie zresztą kształtowała się
nowa magnateria. Rozdawnictwo dóbr i urzędów, za
pomocą którego w końcu XV wieku król prowadził po-
litykę zjednywania magnatów, w dużym stopniu doty-
czyło obszarów nowo zasiedlanych, o gospodarce eks-
tensywnej. Średnia szlachta lepiej niż stara magnateria
potrafiła przestawić swoje gospodarstwo na potrzeby
wielkiego handlu. Już w 1504 roku w Piotrkowie sejm
szlachecki, zwoływany od 1493 roku dość regularnie,
uderzył w podstawy materialne starego możnowładz-
twa. Zakazał nadawania, zastawiania i sprzedawania
dóbr królewskich bez zgody całego senatu. Jednocze-
śnie powtórzone zostały i znacznie rozszerzone posta-
nowienia o tzw. incompatibiliach, czyli o zakazie łą-
czenia w jednym ręku konkretnych urzędów, których
kompetencje i zakres działania określono. Polityczną
władzę szlachty i nowej magnaterii ugruntował sejm
radomski w 1505 roku. Tam właśnie uchwalona została
konstytucja Nihil novi. Nic nowego w zakresie obcią-
żeń podatkowych i praw nie mogło być podjęte i posta-
nowione bez wspólnej zgody rady, która przekształciła
się w senat o ściśle określonym składzie, i posłów
ziemskich. Raz jeszcze została określona zasada rów-
ności całej szlachty, reprezentowanej przez sejm,
w którym istniały dwie równorzędne izby. Od 1505 ro-
ku przedstawiciele miast ‒ oprócz reprezentantów Kra-
kowa ‒ zostali wyeliminowani z izby poselskiej.
Szlachta nie życzyła sobie dzielić z kimkolwiek wła-
dzy.
Zygmunt Stary w pierwszych latach swego pano-
wania związany był raczej z magnaterią. Tęczyńscy,
Tarnowscy, Szydłowieccy, Górkowie stanowili oparcie
dla polityki królewskiej. Coraz większe znaczenie zdo-
bywali jednak nowi ludzie: Łaski, Sobocki, Wolski,
a wraz z nimi przedstawiciele średniej szlachty. Ona
właśnie w ciągu pierwszych dwudziestu lat XVI wieku
umacniała swoją pozycję gospodarczą. W 1507 roku
zapewniła sobie bezpośredni kontakt z obcymi kupca-
mi, którym zezwolono bez ograniczeń przyjeżdżać do
Polski. W przyszłości ograniczenia miały objąć wyjeż-
dżających kupców polskich ‒ potencjalnych konkuren-
tów szlachty. W 1518 roku szlachta uzyskała pełne
prawo sądzenia poddanych sobie chłopów. W 1520 ro-
ku statuty toruńsko-bydgoskie wprowadziły minimum
obowiązującej pańszczyzny w całym królestwie. Wy-
nosiło ono 1 dzień w tygodniu z łana i ‒ jak pokazała
praktyka ‒ bywało wielokrotnie przekraczane.
Nadawanie szlachcie polskiej przywilejów dobrze
ilustruje przemiany polityczne w kraju, walkę i kształ-
towanie się obozów politycznych. Rozwój ziem pol-
skich i wzrost świadomości społecznej szlachty przy-
niosły jej podstawowe przywileje stanowiące punkt
wyjścia do dalszych akcji, podjętych w dobie rewolucji
husyckiej i początków wielkiej gospodarki towarowej.
Wraz z upadkiem husytyzmu i ograniczeniem wła-
dzy króla główną rolę zaczęło odgrywać małopolskie
możnowładztwo, ograniczone dopiero przez Kazimie-
rza Jagiellończyka i stworzone przezeń stronnictwo
królewskie. Ponowne wciągnięcie do rozgrywek śred-
niej szlachty oraz wojna o Pomorze spowodowały dal-
szy etap kształtowania się polskiego parlamentaryzmu.
Po roku 1466 król uzyskał jednak zdecydowaną prze-
wagę wskutek lawirowania między ugrupowaniami i za
sprawą osobistego autorytetu. Dopiero w ostatnich la-
tach jego panowania rozpoczął się nowy ferment, wy-
wołany przez średnią szlachtę folwarczną i nowe moż-
nowładztwo.
Mimo silnego oporu części możnowładztwa
i ostrych konfliktów, lata 1493‒1505 przyniosły zwy-
cięstwo demokracji szlacheckiej. Była ona oparta na
szerokim samorządzie terytorialnym, złamaniu królew-
skiej administracji i osłabieniu roli innych, nieszla-
checkich stanów. Po blisko czterdziestoletniej przerwie
parlamentaryzm polski wkroczył w okres swego naj-
większego rozwoju, wykształcając cechy charakteryzu-
jące go trwale przez kolejne 300 lat. Nie byłoby to
możliwe bez przygotowania tego okresu w latach po-
przedzających, bez zainteresowania sprawami polityki
państwowej mas szlacheckich.
Czy Polska miała władzą wykonawczą już u schył-
ku średniowiecza? Czy już wówczas anarchia ogarniała
państwo Jagiellonów? Czy kraj nasz przeszedł przez
etap monarchii stanowej, a jeśli nie, to kiedy i jak wy-
kształcały się formy państwowe, które stanowić miały
początek okresu demokracji szlacheckiej?
W 1339 roku arcybiskup Janisław stwierdził pod-
czas procesu polsko-krzyżackiego: „Król polski jest
panem wszystkich ziem składających się na Królestwo
Polskie. Komu chce, je nadaje, i komu chce ‒ odbiera”.
Nie wszyscy możni chcieli tę zasadę aprobować, ale
silna indywidualność Kazimierza Wielkiego sprawiła,
że pod koniec panowania był on rzeczywistym władcą
całego kraju. Monarcha realizował swą władzę z jednej
strony przez starostów, zwanych królewskim ramie-
niem, z drugiej ‒ przez licznych urzędników kancelarii,
skarbu, ceł, żup solnych, którzy swą karierę zawdzię-
czali służbie scentralizowanej monarchii. Jednym z ta-
kich nowych ludzi w gronie przedstawicieli starych ro-
dów był podkanclerzy Janko z Czarnkowa. Ci nowi lu-
dzie zależeli tylko od króla, byli przezeń odwoływani
i w miarę potrzeby przenoszeni, stanowiąc przeciwwa-
gę miejscowego możnowładztwa. Im to scentralizowa-
na monarchia dała możliwość życiowego awansu. Wraz
z reformą wojskową i reformą skarbu nastąpiło
wzmocnienie aparatu władzy królewskiej i wzrosło
znaczenie Kazimierzowej monarchii. Nie do pomyśle-
nia jest jednak ‒ na dłuższą metę ‒ wzmacnianie wła-
dzy bez szerokiego zaplecza społecznego.
Wczesny absolutyzm występował w XIV‒XV
wieku na obszarze całej niemal Europy. Legiści królów
francuskich ‒ Jean Petit i Pierre Dubois ‒ głosili tezy
zmierzające niemal do utworzenia „religii królewskiej”.
Podstawowym obowiązkiem poddanego miała być
„święta obrona królestwa”, król uosabiał prawo, dlate-
go nikt nie mógł twierdzić, że przekroczył on swoje
kompetencje. Monarcha, reprezentujący ciągłość dyna-
styczną, miał pełną władzę nad swymi poddanymi i ich
majątkami, osoba króla stanowiła największą świętość
państwa, jego symbol i ucieleśnienie.
Poglądy te szerzyły się i na naszych ziemiach,
o czym świadczą późniejsze wypowiedzi Kazimierza
Jagiellończyka. Nie tylko reprezentował on pogląd, że
jest królem z wyroku boskiego, ale czynił ze służby dla
siebie jedną z głównych cnót, które zapewnić miały
wieczne zbawienie. „Za wytrwałość i dzielność w służ-
bie jego [króla] polegli w wojnie żołnierze słusznie bę-
dą się cieszyli oglądaniem Boga”. Król wyrastał na
przedstawiciela bożego, przyrodzonego systemu świa-
ta; nikomu ze śmiertelnych nie zawdzięczał swego po-
mazania. Ideologia ta wywodziła się ‒ zarówno za gra-
nicą, jak i w Polsce ‒ z potrzeb monarchii, której roz-
wój gospodarczy przełamywał wcześniejsze bariery
lennych zawisłości. Powstał tam, gdzie istniały różne
stany, dla których monarcha, choć najbliżej związany
z rycerstwem, był przecież arbitrem w sporach i wal-
kach między nimi. Arbitraż monarchy umożliwiał
funkcjonowanie całego społeczeństwa stanowego, za-
pewniał mu także względną równowagę i stabilizację
wewnętrzną.
Mógłby z tego wynikać wniosek, iż już w czasach
Kazimierza Wielkiego Polska wkroczyła na drogę mo-
narchii stanowej. Sprawa jednak nie jest tak oczywista.
Perturbacje związane ze zmianą dynastii zahamowały
proces formowania się wczesnego absolutyzmu, a cy-
towana wypowiedź kancelarii koronnej raczej wyrażała
tendencję polityczną niż stan faktyczny. Poza pań-
stwową ideologią monarchiczną występowały bowiem,
i to w coraz jaskrawszej formie, przynajmniej dwie in-
ne tendencje polityczne: jedna zmierzająca do oligar-
chii, druga wyrażająca interesy mas szlacheckich. Wal-
ka między ich reprezentantami, zmienne sojusze i wza-
jemne kompromisy stanowiły treść polityki wewnętrz-
nej państwa polskiego w XV wieku.
Oligarchia działała już w czasach Andegawenów
i Jagiellonów. Rzecz jasna, iż lokalne wpływy możno-
władztwa musiały być po dwustu latach rozbicia dziel-
nicowego bardzo silne. Partykularyzmy dzielnicowe
wynikające z odmiennych zwyczajów i tradycji, nie-
kiedy różnych elementów kultury, wpływały także ha-
mująco na dokonujące się przemiany. Magnateria dąży-
ła do zapewnienia sobie szczególnie uprzywilejowane-
go stanowiska na terenie województwa, księstwa czy
ziemi, co wyraźnie godziło w ideę centralizmu pań-
stwowego. Przeszkadzało to również rozwojowi szer-
szego patriotyzmu i nowych, skuteczniejszych form
rządzenia.
Ideologia ówczesna zakładała też wyjątkową rolę
kleru posiadającego wielkie ambicje polityczne. Naj-
wybitniejszym przedstawicielem duchowieństwa był
pierwszy polski kardynał, biskup krakowski, Zbigniew
z Oleśnicy, który nie tylko wywierał wpływ na polską
politykę zagraniczną lecz także, jak się wydaje, próbo-
wał realizować swą koncepcję stosunków wewnętrz-
nych w kraju. Z jego inicjatywy powstawać zaczęły
bractwa kościelne przy parafiach, głównie miejskich.
Dzięki temu biskup uzyskał (lub chciał uzyskać) orga-
nizacje, przez które mógł wywierać wpływ na działal-
ność ludzi. Wyraźniejsza była jego koncepcja polityki
zagranicznej. Ten zdecydowany przeciwnik husytów,
zwolennik współpracy z cesarzem i ugody z Zakonem
Krzyżackim odnosił się z niechęcią do kwestii samo-
dzielności Litwy. Był też ‒ prawda że do czasu ‒ wy-
znawcą koncyliaryzmu (przewagi soboru powszechne-
go nad papieżem) w konfliktach targających Kościół
rzymski w pierwszej połowie XV wieku. Jego godnym
przeciwnikiem okazał się Kazimierz Jagiellończyk, któ-
ry, podobnie jak kardynał, skupił wokół siebie grono
zwolenników, nieco zmieniające się w czasie. Król był
z natury autokratą, ale w ciągu blisko półwiecznego
panowania potrafił prowadzić politykę na tyle pragma-
tyczną, że udało mu się część wielkich zamierzeń zrea-
lizować. Utrzymał władzę absolutną na Litwie jako jej
Wielki Książę, dokonał inkorporacji Prus Królewskich,
uzależniając (przynajmniej teoretycznie) ich część
krzyżacką, osadził na tronie czeskim swego syna (póź-
niej także króla Węgier), wreszcie wprowadził do swej
rady nowych ludzi z różnych dzielnic kraju, ludzi za-
leżnych od niego i stanowiących przeciwwagę starsze-
go możnowładztwa krakowskiego.
Trzecim kierunkiem politycznym, oddziaływają-
cym na kształtowanie się ustroju państwa w XIV i XV
było odbicie europejskich teorii ludowładztwa, suwe-
renności ludu. Koncepcje te w rzeczywistości polskiej
zaczęły stanowić broń szlachty występującej zarówno
przeciwko absolutyzmowi, jak i oligarchii magnackiej.
Trudno powiedzieć, czy teoria o zwierzchności ludu
posiada jakieś bliższe powiązania z wpływami obcych
ideologii. Już na początku XIV stulecia filozof i pisarz
polityczny Marsyliusz z Padwy wystąpił przeciw przy-
wilejom feudalnym, głosząc pochwałę absolutystycznej
władzy centralnej; absolutystycznej, lecz nie tyrańskiej,
respektującej istniejące prawa. Te zaś miały być stano-
wione ‒ i w tym tkwi najważniejsza część nauki Marsy-
liusza ‒ przez cały lud państwa. Skuteczne, a więc war-
tościowe i słuszne są te prawa, które zostały ustano-
wione przez ogół ludności ‒ głosił. Suwerenny lud ma
prawo decydować o formie rządu, powoływać rząd
i kontrolować jego działanie. Nieśmiało wyrażał Mar-
syliusz tezę, że w przypadku złego rządu ludność może
go naprawić lub zmienić.
W warunkach polskich teoria ta rozpowszechniana
w dobie walki o władzę w Niemczech, łączyć się mogła
z tzw. prawem oporu. W połowie XV wieku znalazło
ono nawet swoje uzasadnienie teoretyczne. Polski
uczony Maciej z Raciąża dowodził, że poddani mają
prawo występować przeciw tyrańskiej, niesprawiedli-
wej władzy. „Powszechność” poddanych ‒ zgodnie
z praktyką ludów zaobserwowaną przez uczonego ‒ ma
prawo wypowiedzieć posłuszeństwo władzy, ma prawo
nie zgodzić się na złe, niesprawiedliwe rządy. Traktat
ów pisał Maciej z Raciąża w konkretnej sytuacji poli-
tycznej, kiedy to poddani państwa krzyżackiego, zrze-
szeni w Związku Pruskim, domagali się teoretycznego
uzasadnienia swej działalności zmierzającej do ode-
rwania się od Zakonu i przyłączenia do Polski.
Teoria ludowładztwa dotarła do Polski już wcze-
śniej i to w swej najskrajniejszej postaci ‒ ideologii hu-
syckiej. Przeprowadzona przez Husa krytyka hierarchii
kościelnej znajdowała zwolenników w Polsce rządzo-
nej przez biskupa krakowskiego. Podobnie, choć za-
pewne nie w tym stopniu, odpowiadała Polakom zasada
głosząca, że grzech śmiertelny władcy zwalnia pod-
danych od posłuszeństwa. Rygorystyczne wcielenie tej
zasady wżycie umożliwiłoby społeczeństwu kontrolę
nad poczynaniami rządu. Rewolucyjne odłamy husytów
domagały się sekularyzacji majątków kościelnych
i bardziej sprawiedliwego podziału dóbr materialnych.
W latach dwudziestych XV wieku biedota miejska
w Polsce chętnie przyjmowała nowinki husyckie (gmi-
na husycka w Zbąszyniu), a hasło sprawiedliwego po-
działu dóbr podnosiła też nowa magnateria. „Nowi lu-
dzie”, którzy doszli do znaczenia dzięki piastowaniu
urzędów państwowych i dzięki umiejętności przysto-
sowania się do ówczesnych stosunków gospodarczych,
za pomocą tego właśnie husyckiego hasła walczyli
o miejsce wśród starego możnowładztwa. Wspierały
ich tzw. idee koncyliaryzmu głoszone przez wielu wy-
bitnych pisarzy politycznych. Wiązały się one z pod-
kreślaniem znaczenia soborów powszechnych jako ko-
legialnych form rządów Kościołem. W Polsce kompli-
kował sprawę fakt popierania idei soborowych przez
Zbigniewa Oleśnickiego. Ale i w skali europejskiej
trudno mówić o konsekwentnych postawach politycz-
nych, reprezentujących trzy różne teorie ustroju pań-
stwowego: absolutyzm, oligarchię magnacką i ludo-
władztwo. To ostatnie na ziemiach polskich, wraz ze
wzrostem znaczenia średniej szlachty, coraz bardziej
przekształcało się w republikanizm szlachecki, zastrze-
żony tylko dla wspólnoty tego stanu. Z czasem ów re-
publikanizm przybrać miał formy tzw. demokracji szla-
checkiej.
W polityce kraju dominowało stronnictwo królew-
skie, które wykształciło się w ciągu piętnastu lat pano-
wania Kazimierza Jagiellończyka, a które nadawało
kierunek polityce polskiej od połowy XV stulecia. Nie
było ono wyjątkiem w skali Europy, ale w naszym kra-
ju odznaczało się szczególnymi cechami, związanymi
z całokształtem przemian społecznych XV wieku.
W pierwszej połowie XV wieku wraz z powsta-
niem gospodarstw towarowych pojawiła się dość liczna
grupa szlachty sytuowanej stosunkowo lepiej niż daw-
niejsze rycerstwo. Posiadacz folwarku, choćby z racji
powiązań rynkowych, był zainteresowany ogólną poli-
tyką kraju. W swej masie szlachta stanowiła nie-
wątpliwie siłę, na której mógł się oprzeć monarcha dą-
żący do wzmocnienia swej władzy. Czynnikiem pobu-
dzającym samodzielność polityczną szlachty, jej ak-
tywność, antymagnackość był wzrost świadomości na-
rodowej. „Nie godzi się to żadną miarą, by Niemca na
króla wybierać” ‒ argumentował w 1446 roku Jan
z Czyżowa, kasztelan krakowski, podkreślając tym sa-
mym związki łączące wszystkich mieszkańców kraju.
Odrębny język i obyczaje kształtowały patriotyzm, któ-
rego przeciwstawieniem bywała niekiedy postawa oli-
garchów, a ucieleśnieniem mogła stać się osoba króla.
Silna władza królewska nie rozwinęła się jednak
w Polsce tak, jak w państwach zachodnich. Dlaczego?
Czy przesądziły o tym zbyt silne relikty starego ustroju,
czy dynastyczna polityka Jagiellonów, czy wreszcie
brak rozwiniętej teorii władzy absolutystycznej? Naj-
pewniej wszystkie te czynniki odegrały jakąś rolę. Ak-
tywizacja szlachty w dwudziestych latach XV wieku
zrodziła ludzi politycznie czynnych, którzy zaczęli re-
prezentować interesy sejmików. Jan Pilecki, syn królo-
wej Elżbiety z pierwszego małżeństwa, i Piotr Kurow-
ski, cieszący się zaufaniem szlachty, przyłączyli się do
grupy stanowiącej konsekwentną podporę tronu: Jana
Gruszczyńskiego, Jana Lutka z Brzezia, Łukasza
z Górki czy Stanisława Ostroroga. Ten ostatni, możny
wielkopolski, swoją solidarność z obozem królewskim
opierał na niechęci do małopolskich Oleśnickich. Do
regalistów na czas jakiś przystali też przedstawiciele
bardziej radykalnego nurtu.
Trudno z całą pewnością stwierdzić, w jakim stop-
niu konfederacja Spytka z Melsztyna była wyrazem
tendencji prohusyckich. Z całą pewnością jednak za-
wiązana została w 1439 roku przez ludzi niechętnych
biskupowi krakowskiemu oraz kierunkom reprezento-
wanej przezeń polityki tak wewnętrznej, jak za-
granicznej, zazdrosnych o jego dochody i władzę, na-
wołujących też do reformy państwa, do uwzględnienia
postulatów średniej szlachty. Pod Grotnikami Oleśnicki
rozbił konfederację, a Spytko zginął. Jego adherenci
bądź przeszli na stronę biskupa krakowskiego, bądź zo-
stali wyeliminowani z życia politycznego. Wielu znala-
zło schronienie w otoczeniu królowej wdowy ‒ Zofii.
Byli wśród nich między innymi Mikołaj Pieniążek,
przyszły wykonawca woli królewskiej podczas walki
z Jakubem z Sienna o tron biskupi, Jan Kuropatwa
z Łańcuchowa, słynny z łupieżczego napadu na klasztor
częstochowski, Rytwiańscy: Dziersław ‒ jeden z nie-
fortunnych wodzów spod Chojnic i Jan ‒ jego brat,
Marcin z Garbowa syn Zawiszy oraz Jakub Przekora ‒
kasztelan czechowski, jedyny dygnitarz ziemski w kon-
federacji.
Czy ludzie ci popierali politykę królewską z prze-
konania? Władza królewska stwarzała im szanse zdo-
bycia wielkiego majątku, ułatwiała wybicie się jednost-
kom energicznym, szukającym nowych możliwości
awansu społecznego. Jeden z towarzyszy Spytka
z Melsztyna, Hińcza z Rogowa, zdążył przed Grotni-
kami przejść do obozu Oleśnickiego i wziąć czynny
udział w pogromie konfederatów, podobnie jak Dobie-
sław ze Szczekocin. Hińcza otrzymał za to starostwo
radomskie i kasztelanię rozpierską. Po wstąpieniu Ka-
zimierza na tron natychmiast stanął przy królu. Objął
urząd podskarbiego oraz zarząd wielkich dóbr koron-
nych, otrzymał też kasztelanię sieradzką i sandomier-
ską. Poparcie polityki królewskiej umożliwiło karierę
Janowi z Mokrska, Bartoszowi z Góry czy Przecławowi
z Dmoszyc. Ten ostatni udzielał koronie wielu poży-
czek, a także pełnił funkcję starosty na Spiszu, dobija-
jąc się znacznej fortuny na zastawach i urzędach.
Król prowadził zresztą przemyślaną politykę na-
dań. Dobierając sobie zapewne zdolniejszych dorad-
ców, przekazywał im beneficja zabrane innym. Mikołaj
Pieniążek stracił 3 starostwa na rzecz Jakuba z Dębna,
który miał oddziaływać na losy polityki wewnętrznej
i zagranicznej. Mianowany kolejnym podskarbim
w 1460 roku, Jakub usiłował wzmocnić monarchię.
Chcąc oprzeć skarb na trwalszych podstawach niż śre-
dniowieczne psucie monety, zreformował politykę po-
datkową. Nie zapomniał przy tym o sobie. Podobnie jak
Kmitowie, Szydłowieccy, Żychlińscy czy Bnińscy do-
robił się fortuny liczonej nie tylko w dobrach ziem-
skich, ale również w majątku ruchomym, w udziałach
w kopalniach kruszców, w obligacjach i wekslach.
Jest rzeczą wątpliwą, czy tzw. traktat Jana z Ostro-
roga
w obecnej formie powstał w połowie XV wieku.
Niektóre jego postulaty były jednak już wówczas aktu-
alne. Nowożytna monarchia nie mogła tolerować „pań-
stwa w państwie”, co wyrażało się w apelowaniu du-
chownych od wyroków krajowych do papieża, we
wpływie na politykę wewnętrzną i zagraniczną, świad-
czeniach na rzecz Rzymu zubożających kraj i w nad-
miernych przywilejach gospodarczych kleru. Było to
zresztą uciążliwe również dla magnatów. Spory o dzie-
sięciny z dóbr samego Ostroroga ‒ kasztelana, a z cza-
sem wojewody poznańskiego, stanowiły tego żywy
przykład. Obóz reform pragnął niezawisłości państwa
od Kościoła, a nawet podporządkowania przywilejów
kościelnych racji stanu, reprezentowanej przez króla.
Wydaje się też, że od końca XV wieku myśl działaczy
szlacheckich ‒ Jana Łaskiego, Stanisława Zaborow-
skiego ‒ nawiązywał właśnie do racji stanu, związanej
z interesami społeczeństwa szlacheckiego.
Magnackie zabarwienie odmiennego programu nie
mogło się podobać masom szlacheckim. Bardziej już
odpowiadała im idea utrwalania istniejącego porządku
społecznego: „Kto biedny, niech się nie uczy, niech
idzie do roboty”. I król Kazimierz popierał zasadę, by
każdy stan trzymał się własnych praw i jeden drugiemu
nie szkodził.
Królewski program reform przewidywał zerwanie
zależności od oligarchii duchownej i w pewnym stop-
niu odpowiadał potrzebom mas szlacheckich. W dodat-
ku już podczas wojny trzynastoletniej zostały zrealizo-
wane najistotniejsze punkty programu reform: król wy-
grał „wojnę duchowną” o obsadę stolców biskupich,
Prusy inkorporowano. Po śmierci Oleśnickiego nie sta-
ło przeciwnika jego formatu. Pełną władzę objął król,
otoczony licznym gronem oddanych mu możnych. Su-
gestie z programu Ostroroga w sprawie sprecyzowania
stanowiska prawnego chłopów i mieszczaństwa nie zo-
stały zrealizowane. Ideologia silnej władzy królewskiej,
w praktyce sprowadzona do fiskalizmu centralnego i do
karier wysokich urzędników państwowych, nie mogła
przyświecać reformom.
Po śmierci Kazimierza, którego autorytet osobisty
powstrzymywał szlachtę od wyrażania niezadowolenia
w okresie trudności gospodarczych, jakie towarzyszyły
jej przestawianiu się na wielki eksport zboża, do głosu
doszły nowe siły domagające się reformy. Reprezento-
wała je średnia szlachta występująca przeciwko magna-
tom, którzy w monarchii widzieli tylko instytucję za-
pewniającą bogactwa i znaczenie. Na czas jakiś król
przestał być arbitrem w walkach międzystanowych. Jan
Olbracht chciał się opierać na średniej szlachcie, nato-
miast Aleksander współdziałał z magnaterią wbrew
i przeciwko tej pierwszej. Z jej kręgów wyjdą dalsze
próby reform, z których największe znaczenie walka
o egzekucję dóbr królewskich.
Jak kształtowała się praktyka władzy na schyłku
średniowiecza? Podstawą działania szlachty były po-
wszechne zjazdy prowincjonalne, a z biegiem czasu,
wraz z wykształceniem się nowych fonii ogólnopań-
stwowego ustroju, również powszechne. Konstytucje
z początków XVI wieku zamknęły okres formowania
się parlamentaryzmu polskiego rozpoczęty aktywizacją
polityczną szlachty w drugiej połowie XIV wieku.
Wtedy właśnie coraz większą rolę zaczęły odgrywać
prowincjonalne zjazdy rycerstwa, a w początkach XV
wieku pojawił się zwyczaj zjazdów ogólnopaństwo-
wych. Podejmowano na nich najważniejsze uchwały
dotyczące wewnętrznych spraw państwa, wymuszano
na królu przywileje, decydowano między innymi o suk-
cesji tronu. Najdawniejszych śladów takich zjazdów
ogólnych można by doszukać się już za czasów Kazi-
mierza Wielkiego, dostrzegając je choćby w obradach
rycerstwa polskiego pod Brześciem w roku 1354.
Kolejnym czynnikiem, który mógł jednoczyć daw-
ne księstwa dzielnicowe o sprzecznych interesach, były
wyprawy na Ruś. Pogląd ten, wysuwany już dawniej,
można by zapewne połączyć z sądami o unifikacji
prawnej i ustrojowej naszego kraju w dobie Kazimierza
Wielkiego. Zarówno statuty wiślickie, być może prze-
znaczone dla całego państwa, jak i wspólne podejmo-
wanie decyzji przez reprezentantów różnych dzielnic
stworzyło wówczas przesłanki rozumowania w katego-
riach szerszych niż regionalne. Zapewne w czasach Lu-
dwika obawa szlachty przed uprzywilejowaniem przy-
byszów węgierskich wzmogła tendencje do wspólnego
rozpatrywania niektórych spraw politycznych w szero-
kim kontekście całego, zjednoczonego państwa.
W każdym razie czasy Jagiełły są już przykładem
względnie częstego funkcjonowania ogólnopaństwo-
wych zjazdów, zwłaszcza w okresie natężenia sporów
politycznych, w których oprócz możnowładców brali
udział liczni przedstawiciele średniej szlachty.
Znaczenie owych sejmów walnych w ich wcze-
snym okresie było niewątpliwie duże. Praktyka życia
politycznego doprowadziła do kształtowania słynnej
zasady głoszącej, że nic nowego bez zezwolenia ogółu
szlachty nie może zostać w Polsce postanowione, zasa-
dy, która legła u podstaw demokracji szlacheckiej.
Zjazdy stały się szkołą życia politycznego, uczyły bo-
wiem odpowiedzialności za sprawy ogółu utożsamia-
nego jednak powszechnie ze szlachtą. Jak podkreśla li-
teratura przedmiotu ‒ na zjazdach reprezentowane były
różne siły polityczne i społeczne; w XV wieku z zasady
brali w nich udział urzędnicy ziemscy. Czy działali
w interesie całej szlachty, czy tylko miejscowej oli-
garchii? Grupa ta, dysponująca największymi możliwo-
ściami gospodarczymi, przejęła wszystkie niemal urzę-
dy lokalne, które w Polsce już w XV wieku zmieniły
swój charakter.
Najwyższym urzędnikiem ziemskim był wojewo-
da, któremu z pierwotnych uprawnień pozostało do-
wództwo nad pospolitym ruszeniem rycerstwa. W mo-
narchii Kazimierza Wielkiego zbierał on pospolite ru-
szenie i kierował nim aż do zdania dowództwa w ręce
króla lub jego przedstawiciela ‒ starosty. W ciągu XV
wieku pojawiły się inne czynniki decydujące o sile mi-
litarnej państwa, przede wszystkim wojska zaciężne.
Zwiększyły się wówczas uprawnienia wojewodów w
stosunku do pospolitego mszenia, które nieco utraciło
na znaczeniu. Wojewoda stał się z czasem symbolem
szlacheckiego samorządu terytorialnego, posiadał także
kompetencje sądowe, a ponadto mógł udzielić ściga-
nemu przez organa państwowe azylu i pomocy. Drugim
w hierarchii urzędem ziemskim był urząd kasztelański.
Nie to jednak stanowiło o znaczeniu kasztelana, że stał
na czele rycerstwa swej kasztelanii, w tym charakterze
bowiem podlegał królowi, jego urzędnikom i wojewo-
dom. Istotny był fakt, że po zjednoczeniu państwa kasz-
telan brał udział w zjazdach dostojników ziemskich.
Te dwa wyższe stanowiska, podobnie jak niższe:
chorążego, stolnika, podczaszego, cześnika i mieczni-
ka, zmieniły w XIV wieku swój charakter. Stały się do-
żywotnie, co uniezależniało je od władzy centralnej
oraz honorowe, a więc odzwierciedlające hierarchię
społeczną w różnych ziemiach. Szczególnie dwa pierw-
sze urzędy zastrzeżone były praktycznie dla najmoż-
niejszych miejscowych. Reprezentowały one nie wła-
dzę króla wobec poddanych, lecz stanowisko szlachty
wobec monarchy. Rolę organów państwowych przejęli
starostowie, a w skali ogólnopolskiej ‒ kierownicy róż-
nych dziedzin życia państwowego. Wśród nich naji-
stotniejszą rolę odgrywały: skarb ‒ dworski i państwo-
wy, wojsko i kancelaria królewska. Ten ostatni urząd
był szczególnie zasłużonych w dziele budowy scentra-
lizowanej monarchii.
Kanclerz i jego zastępca, podkanclerzy, w rzeczy-
wistości kierowali zagraniczną i wewnętrzną polityką
państwową. W miarę wzrostu znaczenia pisma, prawa
pisanego i przywilejów, kancelaria stawała się stop-
niowo czynnikiem regulującym najróżniejsze sprawy
w kraju: gospodarcze, majątkowe i spadkowe. Jan Ko-
niecpolski, Jan Gruszczyński, Jakub z Dębna, Uriel
z Górki ‒ oto kanclerze, którzy realizowali w aktywny
sposób politykę Kazimierza Jagiellończyka. Znajdowali
się wśród nich przedstawiciele nowych rodów, które
dobijały się znaczenia i fortuny na służbie państwowej.
Oni właśnie wraz z podskarbimi koronnymi i nadwor-
nymi, podkanclerzami, marszałkami koronnymi i nad-
wornymi stanowili tę grupę możnych, która w XV wie-
ku reprezentowała nie interesy ziemi, lecz rządu cen-
tralnego. Było ich ‒ rzecz prosta ‒ znacznie mniej niż
dostojników ziemskich, ale zakres władzy pozwalał im
na skuteczną działalność. Król mógł zresztą zwiększać
liczbę urzędników centralnych, a od XIV wieku powo-
ływał niekiedy specjalnych doradców.
Częścią składową sejmu był senat, wywodzący się
z dawnej rady królewskiej. Ta ostatnia ‒ jako czynnik
dominujący w polityce władców w XIII wieku ‒ nie re-
prezentowała interesów całego możnowładztwa, na
ogół zazdrośnie pilnującego odrębności poszczegól-
nych ziem Polski. Wraz z narastaniem tendencji zjed-
noczeniowej, do rady królewskiej Łokietka, a później
Kazimierza Wielkiego, coraz częściej wchodzili ci
przedstawiciele arystokracji, którzy akceptowali i po-
pierali politykę unifikacyjną. Wśród nich wielu za-
wdzięczało swój awans, swoją karierę życiową właśnie
rządom centralnym. W czasach Jagiełły, a już wyraźnie
za panowania Kazimierza Jagiellończyka, najbliższe
mu otoczenie reprezentowało idee władcy. Już w XV
wieku dostęp do króla mieli także najwyżsi urzędnicy
ziemscy, dbający o interesy lokalne.
Zarówno w poselskiej izbie szlacheckiej, jak
i w senacie zasiadali przedstawiciele lokalnych grup
oligarchii. Mieli oni swych klientów w osobach drob-
niejszej szlachty, często należącej do tego samego rodu.
Wiąże się z tym problem zasadniczy dla struktury spo-
łecznej Polski w późnym średniowieczu, a mianowicie
kwestia istnienia i działania rodów heraldycznych.
Ich początki nie są jasne. Na pewno herby jako
wyznaczniki przynależności do rodu heraldycznego
stanowiły ważny dowód tożsamości rycerza w XIV
wieku. „Nasz brat... naszey krwiey... naszego znaku...”
‒ tak brzmiały zeznania współrodowców w sądach po-
twierdzających przynależność do rodu. Istnieją silnie
uzasadnione poglądy historyków dotyczące genealo-
gicznej, a więc rodzimej genezy tych więzi grupowych.
Nie brakuje także głosów poddających w wątpliwość
takie pochodzenie rodów. Tworzyły one bowiem sys-
tem klientarny, wiążąc wspólnymi interesami możnych
z uboższymi współrodowcami. Upraszczając sprawę:
możni mieli zapewnione poparcie na sejmikach i są-
dach, ubożsi mogli korzystać z opieki i wsparcia mate-
rialnego patronów. Oczywiście, pierwsza teza nie wy-
klucza drugiej i być może wyrosłe z powiązań „jednej
krwi” rody z czasem obrosły liczną klientelą składającą
się z lokalnych środowisk szlacheckich. Za znaczeniem
genealogii w tworzeniu i funkcjonowaniu rodu mogły-
by też przemawiać określenie powinowactwa i pokre-
wieństwa istniejące w Polsce jeszcze długo w czasach
nowożytnych. Egzotycznie dziś brzmiące określenia
„jątrew”, „swak”, „dziewierz”, zadziwiają precyzją nie-
spotykaną w innych krajach (i językach) europejskich.
Czy jest to pozostałość po rodach, czy wynik norm
określających prawa do wspólnego majątku, pozosta-
łość dawniejszych form rodziny czy efekt właśnie po-
wstania rodów heraldycznych ‒ trudno na te pytania już
dziś odpowiedzieć. Wiadomo tylko, że takie właśnie
rody jako podmioty polityki wewnętrznej zapewne za-
częły odgrywać rolę dopiero po (czy w trakcie) zjedno-
czenia kraju, a ich znaczenie skończyło się w czasach
nowożytnych, kiedy liczba współrodowców herbowych
nadmiernie wzrosła. Coraz większą rolę zaczęły od-
grywać zjazdy, zapewne wyrosłe także z potrzeb społe-
czeństwa szlacheckiego, pragnącego poprzez swych
urzędników ziemskich znaleźć wspólny język z innymi
stanami, a zwłaszcza z królem. Tak było w dobie
przedgrunwaldzkiej. Sytuacja uległa zmianie w ostat-
nich latach panowania Jagiełły, gdy do władzy w pań-
stwie doszła grupa oligarchii krakowskiej. Walka o in-
teresy lokalne zaczęła przekształcać się w walkę śred-
niej szlachty z magnaterią. Drobniejsi urzędnicy ziem-
scy przeszli do opozycji wobec władzy centralnej,
w czym popierali ich możni, którzy pod rządami bi-
skupa krakowskiego nie znajdowali upustu dla swych
ambicji.
Zatem w dwudziestych latach XV wieku zjazdy,
przynajmniej niektóre, przybrały nieco inne oblicze.
Nieraz na ich forum przeważały głosy średniej szlachty,
sięgającej po decyzję w najistotniejszych kwestiach po-
litycznych: organizacji sądownictwa, nakładania ceł,
akceptacji osoby panującego. Po statutach nieszaw-
skich, które uznały rolę sejmików, nastąpiła pewnego
rodzaju stabilizacja: silna władza centralna okazała się
możliwa dzięki wygrywaniu różnic i sprzeczności mię-
dzy oligarchią i średnią szlachtą.
W 1493 roku po raz pierwszy po wstąpieniu na
tron Jana Olbrachta uformował się ostatecznie sejm
walny. Składał się z dwóch izb. Do senatu wchodzili
z urzędu przedstawiciele władzy centralnej: kanclerze,
dwóch podskarbich, dwóch marszałków oraz wojewo-
dowie i kasztelanowie. W senacie zasiadało także wyż-
sze duchowieństwo katolickie. Do izby poselskiej
wchodzili przedstawiciele szlachty wybierani na sejmi-
kach. Król przewodniczył senatowi, ale już wówczas
stanowił on trzeci człon sejmu. W XV wieku jeszcze
przybywali na sejmy przedstawiciele dużych miast kró-
lewskich, choć liczba ich i rola nie były dokładnie usta-
lone. Różnice koncepcji władzy między królem, senac-
ką oligarchią czy sejmową demokracją szlachecką po-
wstały ponownie po ostatecznym ukształtowaniu się
sejmu na przełomie XV i XVI wieku. Wystąpiły one
już w następnym okresie w walce o egzekucję dóbr ko-
ronnych, o unię z Litwą o reformację.
Jak funkcjonowała w państwie władza, o której
formach decydował jednak król? On bowiem ostatecz-
nie wyznaczał kierunki polityki zagranicznej, on miał
decydujący głos w sprawach wojskowych. Przyjrzyjmy
się bliżej, z czego żyło państwo polskie i jakie były
źródła jego dochodów.
W ciągu XIV wieku nastąpiło ostateczne załamanie
się systemu dawnych ciężarów książęcych. Już w XIII
śmieciu przywileje immunitetowe powodowały stop-
niową likwidację różnych regaliów, praw zastrzeżo-
nych jedynie dla panującego. Świadczenia ludności
wiejskiej przestały zaspokajać większość potrzeb pań-
stwa. W tym stanie rzeczy monarchia scentralizowana
mu siała stworzyć nowy ustrój skarbowy. Jego podsta-
wą stały się dochody z dóbr królewskich. W warun-
kach, gdy skarb królewski był jednocześnie skarbem
państwowym, z ziem należących bezpośrednio do ko-
rony finansowano poczynania państwa.
Kazimierz Wielki zreorganizował administrację
królewszczyznami. Utrzymał urząd wielkorządcy kra-
kowskiego, który kierował gospodarką majątków mo-
narszych w południowych województwach, określił je-
go prawa i obowiązki, wysokość wpłat dochodów do
skarbu, wydał ostre sankcje za złamanie przepisów. Po-
szczególnymi dobrami zarządzali starostowie, odpo-
wiedzialni przed podskarbim. Niektóre dobra ziemskie
dzierżawiła szlachta. Dochody płynęły też z mennic bi-
jących monetę królewską, z kopalń oraz z ceł, nie li-
cząc źródeł nadzwyczajnych. Potrzeby fiskalne przesą-
dzały o kierunkach polityki gospodarczej, cła wiązały
się z przymusem drogowym, a żupy solne czy olkuskie
działały na zasadzie monopolu. Bicie monety, dość sys-
tematycznie psutej przez dodawanie nieszlachetnego
kruszca, również wiązało się z polityką finansową. Na
pierwszym miejscu stała sprawa rozdawnictwa dóbr
królewskich. Monarcha nadaniami ziemi zjednywał so-
bie stronników. Zaciągane przezeń pożyczki zabezpie-
czane były zastawem użytkowym lub ‒ rzadziej ‒ wy-
puszczaniem w dzierżawę kompleksu dóbr. Za Ande-
gawenów i Jagiellonów domena królewska znacznie się
skurczyła, przy czym do wyraźnego jej kryzysu doszło
w czasach Aleksandra.
W 1425 roku, a więc jeszcze za Jagiełły, problem
ten stanął po raz pierwszy na porządku dziennym obrad
szlachty. Ogół szlachecki nieustannie (w latach: 1440,
1454, 1478, 1496), choć z nikłymi rezultatami, pona-
wiał żądania nienaruszalności domeny, by wreszcie
w 1504 roku doprowadzić do uchwały o zakazie zby-
wania i zastawiania królewszczyzn. Wiązały się z tym
dwa zagadnienia. Król bez swych dóbr lub bez dodat-
kowego obciążenia szlachty czy przynajmniej jej zgody
na nowe podatki nie mógł wywiązać się z najmu za-
ciężnych, prowadzenia wojen, akcji dyplomatycznych
itp. Upadek znaczenia domeny prowadził bądź do osła-
bienia państwa, bądź na podatników przerzucał obo-
wiązek ponoszenia ciężarów jego utrzymania. Szafo-
wanie przez Jagiellonów dobrami korony umożliwiło
powstanie kosztem państwa olbrzymich fortun Odro-
wążów, Koniecpolskich czy Kurozwęckich. Już w XV
wieku na obszarze Rusi Halickiej niektóre starostwa,
a więc zarządy dóbr królewskich, były praktycznie
w dziedzicznym użytkowaniu możnych rodów. Kazi-
mierz Jagiellończyk próbował ‒ czasem z dobrym
skutkiem ‒ wykupywać zastawione lub odbierać dzier-
żawione dobra, ale stałe potrzeby skarbu czy to na woj-
nę pruską czy na wyprawy do Czech nie pozwalały na
zbyt konsekwentną politykę w tym względzie.
Nowe formy gospodarki, przede wszystkim wywóz
zboża, podnosiły wprawdzie wartość królewszczyzn,
niemniej brak stałych podatków i słabość domeny czy-
niły niekiedy samodzielność królów polskich iluzo-
ryczną. W przypadkach rzeczywistej potrzeby, czyli
uznanej za takową przez ogół szlachty, uchwalano nad-
zwyczajne podatki jednorazowe: pobór od chłopów
z dóbr szlacheckich, szos od mieszczan i tzw. subsi-
dium charitativum od duchowieństwa. Polityka finan-
sowa zatem stała się jednym z głównych zworników,
łączących całe społeczeństwo polskie. Wiązało się to
dość wczesnym potraktowaniem własności królewskiej
jako własności państwowej i z koniecznością zwoływa-
nia licznych narad w celu uchwalenia podatków nad-
zwyczajnych.
Polityka gospodarcza państwa wiązała się też
z funkcją jaką w XV wieku zaczął odgrywać wielki
handel europejski, z którego dochodów znaczną część
przejmowała rządząca klasa posiadaczy ziemskich.
Handel zbożem, drewnem i wołami prowadzili dyspo-
nenci królewszczyzn ‒ wielcy magnaci i pomniejsza
szlachta. Ta działalność wymagała bezpiecznych dróg,
bezpiecznych warunków zawierania transakcji oraz ma-
terialnych warunków dla kupców: kwater mieszkal-
nych, gospód z wyżywieniem itp. Niewątpliwie w dru-
giej połowie XV wieku, a więc w czasie, kiedy kształ-
tował się rynek europejski, te właśnie warunki mogła
zapewnić jedynie organizacja państwowa. Wynika to
wyraźnie z obserwacji szlacheckiego handlu zbożem:
zwolnień od cel, przestrzegania zakazów stawiania
przeszkód na spławnych rzekach, przepisów regulują-
cych spław itd. Aparat szlacheckiego państwa służył
ich egzekwowaniu. Szlachta bowiem była zaintereso-
wana zabezpieczeniem transportu, dobrym utrzyma-
niem dróg i mostów, wygodnym spławem rzecznym.
Ponadto, przynajmniej do początków XVI wieku, fawo-
ryzowała ona obce kupiectwo, które przybywało na
jarmarki, dostarczało gotówki i nie stanowiło politycz-
nej konkurencji. Instytucja jarmarków, podobnie jak
i targów zakładających wolny, niereglamentowany ob-
rót, godziła w średniowieczne monopole miejskich
korporacji kupieckich. Stąd częste wyjednywanie przez
szlachtę przywilejów na jarmarki i w miastach prywat-
nych. Po raz pierwszy w tej skali rządząca państwem
grupa społeczna zaczęła czynnie przystosowywać
strukturę gospodarczą kraju do potrzeb wielkiej wy-
miany europejskiej.
Inną dziedziną życia publicznego, która wytwarza-
ła nowożytne więzi państwowe, było wojsko. Wszyscy
zaliczeni do stanu rycerskiego musieli z pocztem 2-, 4-
osobowym, zależnie od wielkości dóbr, stawić się
w swojej chorągwi reprezentującej ziemię. Ale już
w pierwszej połowie XV wieku pojawiły się oddziały
zaciężne, które opłacał najczęściej król z podatków
uchwalonych i zaakceptowanych przez szlachecki ogół.
Ilość wojsk zaciężnych rosła, zaciągnąć mogły je i mia-
sta, i wielcy panowie w różnych celach. Jednak aż do
przełomu, jaki dokonał się w sztuce wojennej w drugiej
połowie XV i na początku XVI wieku, znaczenie armii
zaciężnej nie przewyższało znaczenia pospolitego
mszenia zwoływanego przeważnie za zgodą sejmików.
Przyjrzyjmy się z kolei kształtowi Polski. U schył-
ku średniowiecza Korona obejmowała dwie prowincje:
Małopolskę z ziemiami ruskimi oraz Wielkopolskę
z nabytkami Pras i Mazowsza. Jednostkami administra-
cyjnymi, posiadającymi pełną hierarchię urzędów, były
województwa, nazywane tak od XV wieku i powstałe
bądź na terytorialnej bazie dawnych dzielnic, bądź na
ziemiach nabytych. Dzielnice, które nie wykształciły
urzędu wojewody, nazywano dalej ziemiami.
W Wielkopolsce ostatecznie wykształciły się wo-
jewództwa: poznańskie, kaliskie, inowrocławskie, brze-
sko-kujawskie, łęczyckie i sieradzkie. Ponadto w jej
skład wchodziła ziemia dobrzyńska. W XV wieku po-
wstały jeszcze województwa rawskie i płockie, na które
złożyły się ziemie inkorporowanego kawałkami Ma-
zowsza. Małopolska dzieliła się na województwa kra-
kowskie i sandomierskie, a od lat siedemdziesiątych
XV wieku także lubelskie. Z ziem: halickiej, lwow-
skiej, przemyskiej i sanockiej utworzono województwo
ruskie, które podobnie jak bełskie i podolskie z Ka-
mieńcem zaliczano do Małopolski. Po wojnie trzyna-
stoletniej powstały nowe województwa pruskie: po-
morskie, malborskie i chełmińskie oraz biskupie władz-
two Warmii.
W każdym województwie istniały kasztelanie, tra-
cące wszakże już w XIV wieku na znaczeniu. W tym
czasie wykształciły się okręgi sądowe, tzw. powiaty,
odgrywające istotną rolę w administracji kraju. Nieza-
leżnie od nich istniały okręgi grodowe ze starostą na
czele, który zarządzał kompleksami dóbr królewskich
z zamkami i grodami. Posiadał też kompetencje
w sprawach karno-sądowych i porządkowo-policyj-
nych.
W XIV i XV wieku każdy stan miał sobie właści-
we sądownictwo. Szlachta poza sądem ziemskim
i grodzkim podlegała sądom podkomorskim, zajmują-
cym się rozgraniczaniem posiadłości, i sądowi wieco-
wemu ‒ jednemu na województwo. Sądem najwyższym
był sąd królewski, z zasady odprawiany na sejmikach.
Odrębne sądownictwo istniało dla duchowieństwa.
Chłopów w pierwszej instancji sądziły sądy ławnicze,
w wyższej ‒ odgrywającej coraz większą rolę ‒
właściciele wsi. Mieszczanie mieli swoją radę i ławę.
Istniał też sąd najwyższy, rozstrzygający sporne kwe-
stie dotyczące stosunków lennych na prawie magdebur-
skim, usytuowany na zamku krakowskim.
Poza granicami Korony znajdowały się lenna: ma-
zowieckie, mołdawskie oraz księstwa oświęcimskie
i Zatorskie, ściśle związane z władzą królewską. Do
lenn zaliczały się także po roku 1466 Prusy krzyżackie.
Zwierzchność nad Mołdawią nie była analogiczna do
władzy nad Mazowszem, ale w świadomości współcze-
snych oba te kraje wiązały się ze sferą wpływów Ko-
rony.
ROZDZIAŁ PIĄTY
GOSPODARSTWO
Nie może być mowy o rzeczywistym rozwoju spo-
łeczeństwa, jeśli nie opiera się on na silnej podstawie
gospodarczej. Schyłek średniowiecza był w dziejach
ekonomiki europejskiej okresem złożonym. Abstrahu-
jąc od kierunków i tendencji rozwoju gospodarczego
różnych krajów, stwierdzić trzeba, że już w XV wieku
wystąpiły na ziemiach polskich te wszystkie formy ży-
cia na wsi i w mieście, które miały dominować w na-
stępnej epoce. O pozaekonomicznej przewadze szlachty
nad miastami była już mowa. Mimo to miasta, przy-
najmniej niektóre, rozwijały się w oparciu o ogólnopol-
ską czy europejską koniunkturę. Chłopi, choć coraz
bardziej uzależniani od właścicieli folwarków, w sprzy-
jających okolicznościach mogli się jeszcze bogacić. Już
w XV wieku rozpoczęło się działanie tzw. nożyc cen,
rozwinął się kredyt, wzrosła także masa towarowa han-
dlu zagranicznego i wewnętrznego.
Warto prześledzić losy wsi i miasta w Polsce w ich
wzajemnych powiązaniach i współzależnościach. Po-
łowa XIV wieku to okres nasilenia kolonizacji napra-
wie niemieckim. Przemiany gospodarcze i społeczne,
zapoczątkowane w XIII stuleciu, wiązały się z wielką
reformą agrarną na ziemiach polskich. Rozwój nowych
narzędzi rolniczych, wprowadzenie trójpolówki, zwięk-
szenie hodowli ‒ wszystko to umożliwiło produkowa-
nie większej ilości płodów rolnych. A produkowano
ponad ilość potrzebną do utrzymania członków gospo-
darstwa i do ponownego zasiewu. Nadwyżka była tak
duża, że mogła być rzucona na rynek i zaspokoić po-
trzeby grup ludności, które nie żyły z rolnictwa, głów-
nie mieszkańców miasta. Chłopi z kolei, jako odbiorcy
miejskich produktów przemysłowych, przyczyniali się
do wzrostu dobrobytu miast i mieszczaństwa.
Czynnikiem który przyspieszał i ułatwiał te proce-
sy, był pieniądz, a troska o jego upowszechnienie legła
u podstaw reformy gospodarczej wsi. W okresie mo-
narchii kazimierzowskiej, w warunkach stabilizacji po-
litycznej i gospodarczej, zachodzące przemiany upo-
wszechniały się i dokonywały szybciej. Właściciele
ziemscy, poczynając od króla i biskupów, a kończąc na
kilkuwioskowych posiadaczach (rycerz jednowioskowy
sam przeprowadzał zapewne taką reformę), postępowa-
li podobnie. Szukali przedsiębiorcy, który za określone
wynagrodzenie podjąłby się zainwestować swój kapitał
w przebudowę wsi. Przedsiębiorca taki najczęściej po-
chodził z miasta, niekiedy z niższych grup rycerstwa
lub spośród bogatych chłopów. Pierwszą jego czynno-
ścią było spisanie kontraktu z właścicielem ziemi. Do-
kument lokacyjny XIV śmiecia był umową między
dwoma kontrahentami: panem ziemi i zasadźcą sołty-
sem ‒ jak nazywają przedsiębiorcę źródła. Rozpatrzmy
dla przykładu jeden taki dokument, spośród znanych
kilku tysięcy analogicznych.
W dniu 8 maja 1368 roku biskup włocławski Zby-
lut wraz ze swą kapitułą zawarł umowę z Wilczkiem
synem Witelona, „pragnąc polepszenia dóbr [...] aby za
sprawą Pana obfitsze dochody mogły z nich przybywać
[...] wieś naszą [...] Zbyszowice, położoną w ziemi san-
domierskiej, przekazaliśmy wymienionemu Wilczkowi
dla lokacji na prawie średzkim [...]” Nazwa prawa nie
jest tu wskazówką precyzyjną. Normy postępowania
nie były jeszcze w XIV wieku określone wyraźnie. Do-
piero w drugiej połowie stulecia spisywanie wyroków
stwarzało precedensy i podstawy do ścisłego trzymania
się litery przepisu. W okresie nasilenia kolonizacji
określenia, na jakim prawie wieś miała być założona,
wskazywało ogólnie na przyjęte zwyczaje i zalecało
wzorce postępowania w przypadkach wątpliwych.
Ważniejsze ‒ jak sądzę ‒ jest zakończenie cytowanego
zlecenia z dokumentu lokacyjnego, powiadamiające
o granicach wsi. Nawiązuje ono do dalszych części do-
kumentu, mówiących o wymierzaniu gruntów przez
sołtysa. Jeszcze stulecie wcześniej obszary ziemi
uprawnej określano mało precyzyjnie „parą wołów”,
którą można było uprawić ów kawałek gruntu, lub
„wielkim pługiem”.
Kolonizacja na prawie niemieckim zmieniła ten
stan rzeczy w sposób bardzo istotny. Pierwszą czynno-
ścią przedsiębiorcy przy organizowaniu wsi było wy-
mierzenie gruntów na łany czy włóki za pomocą jed-
nostki miary ‒ znanego wszystkim zainteresowanym
pręta. Do dziś na ratuszu w Chełmnie wisi pręt żelazny,
już nie średniowieczny, ale podobnie jak tamten służą-
cy ongiś za wzorzec przy pomiarach długości i po-
wierzchni. Nie była to miara wszędzie jednolita. Nawet
w sąsiednich wsiach, lokowanych na tym samym pra-
wie, zasadźcy stosowali różne miary i wymierzali nie-
równe łany. Ale były to przynajmniej wielkości porów-
nywalne w obrębie włości czy ziemi, a ponadto dawały
pojęcie o przybliżonych wymiarach. Przyjmuje się, że
istniały dwa zasadnicze typy łanów: mały, flamandzki
(ok. 16 ha), i wielki, frankoński (ok. 24 ha). Określenie
łan w umysłach ludzi średniowiecza i w ich praktyce
gospodarczej nie kojarzyło się z miarą powierzchni.
Sama nazwa, wywodząca się od tego samego źródło-
słowu co lenno, oznaczała posiadłość oddaną w dzie-
dziczne użytkowanie na warunkach określonych przez
prawo feudalne.
Nasz dokument lokacyjny warunki te wymienia.
Po upływie dziesięciu lat wolnych od opłat, tzw. wolni-
zny, „[...] każdy z mieszkańców z każdego łanu [...] ja-
ko czynsz 12 groszy pospolitej monety i po dwie kury
w dzień św. Marcina corocznie wiecznie opłacać będzie
[...] sołtys oraz mieszkańcy tejże wsi będą przyjmować
[...] posłannika naszego specjalnego dla czynienia sądu
generalnego, któremu tenże sołtys jeden posiłek,
a mieszkańcy dwa posiłki płacić będą. Ponadto wspo-
mniany sołtys oraz mieszkańcy tejże wsi honory, prace,
petycje i służby wedle zwyczaju ziemi i prawa średz-
kiego nam i naszym następcą będą wykonywali.” To
ostatnie zobowiązanie miało charakter dość ogólniko-
wy, a w dokumentach czternastowiecznych powtarzało
się często i dotyczyło niekiedy dziesięcin, niekiedy
pańszczyzny w ilości 4‒6 dni pracy na roli w ciągu ro-
ku. Zawarowanie ogólnikowo „powinności zwyczaj-
nych” stało się groźne dla chłopów dopiero później,
przy zmianie systemu gospodarczego wsi. W XIV wie-
ku istotne było położenie głównego nacisku na rentę
pieniężną.
Z postanowień układu lokacyjnego jeszcze jedno
wydaje się szczególnie ważne: „Poza tym wymieniony
sołtys i jego następcy wszystkie sprawy wielkie i małe,
cywilne i kryminalne w granicach rzeczonego dziedzic-
twa naszego wedle wymienionego prawa średzkiego
w obecności naszego wysłannika [...] będą sądzili; od
osądzonych zaś spraw i przysiąg my i nasi następcy
dwa denary, a tenże sołtys [...] trzeci denar będziemy
odbierać.” Z nowych zasad gospodarczych wynikały
nowe formy życia, te zaś regulowane były przez nowe
zwyczaje zawodowe, stosunki rodzinne związane z ty-
tułami własności itp. Wieś otrzymała zatem bardziej
lub mniej ograniczony samorząd, a jego kierownikiem
i gwarantem występującym w umowie z właścicielem
wsi był sołtys.
Przywileje lokacyjne zapewniały mu niemałe źró-
dła dochodu. W cytowanym dokumencie poza opłatami
sądowymi sołtys otrzymać miał 1/6 wszystkich wymie-
rzonych łanów (zasadę taką często stosowano, w rezul-
tacie uzyskiwał on gospodarstwo na najlepszej ziemi,
o przeciętnej wielkości 4‒10 łanów), a łany te wolne
były od wszelkich czynszów na rzecz właściciela grun-
tów. Ponadto zasadźca dostawał karczmę, młyn i wraz
z innymi chłopami prawo korzystania z lasu. Niektórzy
sołtysi otrzymywali prawo osadzenia na swoim folwar-
ku uboższym chłopów, a jeszcze częściej ‒
rzemieślników wiejskich. Sołtys zatem miał duże moż-
liwości działania, a od jego przedsiębiorczości zależał
stopień przystosowania się wsi do nowe gospodarki.
W tym świetle statuty warckie z 1423 roku bardziej są
zrozumiałe jako akty wymierzone przeciwko złym soł-
tysom, którzy nie wywiązali się ze swych zobowiązań
wobec szlachty.
Wraz z rozwojem kolonizacji dokonywały się
istotne przemiany w gospodarce rolnej. Traktowanie
łanu jako jednostki nie wyłączało tworzenia kilkułano-
wych gospodarstw chłopskich. Chłop mógł uprawiać
większy obszar, wydzierżawiony czy też uzyskany jako
zastaw, wskutek rozpowszechnienia się ulepszonych
narzędzi pracy, a przede wszystkim nowych metod
uprawy. Lokacja z zasady wiązała się z wprowadze-
niem regularnej trój- polówki. Gospodarstwa dzieliły
się na trzy niwy, na których następowała coroczna
zmiana kolejności upraw: zboża ozime, zboża jare
i ugór — wykorzystywany jako pastwisko. Rozpo-
wszechniło się też stosowanie nawozu. Już samo
wprowadzenie trójpolówki powiększyło areał upraw
gruntów w porównaniu z dwupolówką o 1/6 w skali
rocznej. System czynszów stwarzał dodatkowe bodźce
produkcyjne.
Niechętny chłopom kanonik niemiecki na Śląsku
pisze, a zapewne jego obserwacje odnosić się mogą i do
terenu Polski, że „chłop daje swemu panu [...] należny
co rok czynsz i szarwark, a poza tym robi co chce;
dzień i noc siedzi przy winie i krzyczy, śpiewa, tańczy,
gra w karty i kości”. Opinia ta jest oczywiście ten-
dencyjna. Po to, by móc oddać ów czynsz, trzeba było
wyprodukować towar do sprzedania. Wytworzenie do-
datkowej ilości towaru pozwalało chłopu przeznaczyć
nadwyżkę pieniędzy już tylko na potrzeby własne. Tym
też należy tłumaczyć znaczną poprawę materialnego
położenia ludności wiejskiej zarówno w Polsce, jak
i w krajach sąsiednich. Wzrost zamożności wsi prowa-
dził niejako automatycznie do rozwoju miast.
Jak przedstawiały się stosunki własnościowe na
wsi polskiej w XIV wieku? Ziemia uprawna dzieliła się
na dwie części: dziedzicznie użytkowaną, chłopską
i obszar własnej gospodarki pańskiej. W XIV wieku
gospodarstwa chłopskie w większym stopniu niż fol-
warki rycerskie zaopatrywały miasto w niezbędne pro-
dukty rolne. Pańszczyzna co prawda istniała, lecz nie
miała dużego znaczenia. Większość prac na folwarkach
wykonywali najemnicy, których właściciel ziemski mu-
siał także wyżywić. W przedstawionym schemacie
włości: ziemia chłopska ‒ ziemia pańska, brak bardzo
istotnego członu; ziemi sołtysiej.
Sołtys był urzędnikiem właściciela ziemi, działał w
jego imieniu, dla niego zbierał daniny i czynsze. Model
gospodarczy wsi, powstający w dobie lokacji na prawie
niemieckim, zakładał jego istnienie jako ogniwa, które
ma ułatwić nową organizację włości. Nie sposób przy
tym wszystkim negować faktu, że jego pozycja na wsi
była wyjątkowa. Dzierżył on swoją ziemię na tej samej
co i chłop zasadzie ‒ „własności podzielonej” między
użytkownika i właściciela. Ale stanowisko na wsi, ma-
jątek, służba wojskowa, posiadanie poddanych chłopów
i rzemieślników czyniło zeń przedstawiciela odrębnej
grupy i w sensie ekonomicznym, i w sensie prawnym.
Już od momentu lokacji przedsiębiorca-sołtys musiał
mieć spory kapitał zakładowy. Jeśli lokacja się udała,
pomnażał on swój majątek. W pełnym obrazie wsi pol-
skiej z drugiej połowy XIV wieku mieści się więc zie-
mia pańska, folwark sołtysi i gospodarstwa chłopskie.
Wydaje się, że te ostatnie były żywotnie zainteresowa-
ne w dostarczaniu towaru przede wszystkim na rynek
lokalny, do miast.
Już na początku XV wieku, w związku z coraz
większym zapotrzebowaniem na towary, bez których
nie mógł się rozwijać wielki przemysł europejski, kapi-
tały zachodnie jęły szukać tanich i masowych surow-
ców. Zarysował się wówczas przyszły układ stosunków
w Europie. Przy wzajemnych współzależnościach za-
czął się kształtować podział pracy na rolniczy Wschód
i przemysłowy Zachód, podział, który miał zaważyć na
przyszłości naszego kraju.
Ziemie polskie mogły w masowych ilościach do-
starczać na rynki europejskie drewno i jego produkty
pochodne: budulec okrętowy, materiał budowlany dla
miast, gdzie wznoszono coraz więcej domów, spi-
chrzów i składów, drewno bezpośrednio na opał i do
wyrobu węgla drzewnego, popiół konieczny do bielenia
płótna czy folowania sukna, smołę, dziegieć, korę dę-
bową, z której wytwarzano szewski garbnik.
Drewno okazywało się zatem niezbędne, ale jego
uzyskanie przez kraje zachodnie oraz transport były
kłopotliwe i kosztowne. Las porastający ongiś wyspy
dalmatyńskie został już przed XIV wiekiem rabunkowo
wycięty przez Wenecjan. Las był też pierwszym czyn-
nikiem, który zachęcił Portugalczyków do kolonizacji
wyspy Madery (po portugalsku nazwa jej znaczy ‒ le-
sista), która z czasem dopiero stała się wielkim ośrod-
kiem produkującym trzcinę cukrową. Od XV wieku la-
sów już tam nie ma.
Wielkie połacie Polski i krajów sąsiednich pokry-
wały puszcze; znajdowały się w dorzeczach spławnych
rzek uchodzących do Bałtyku, a Bałtyk był międzyna-
rodowym szlakiem kupieckim. Miasta nadbałtyckie:
Gdańsk, Elbląg, Królewiec, Ryga, Rewel (obecnie Tal-
lin), zaczęły więc wywozić drewno. Rozwijały się też
miasta leżące w rejonach leśnych, nadnarwiańskie czy
nadbużańskie: Pułtusk, Różan, Ostrołęka, Wyszków
itp. Handel drewnem spoczywał głównie w rękach
mieszczan. Ale „gają się” do lasu i chłopi, i coraz czę-
ściej rycerze. Oni właśnie dysponowali tym towarem,
którego produkcja nic nie kosztowała, a wyrąb i spław
‒ stosunkowo niewiele.
Zapotrzebowanie wewnętrzne na drewno także
wzrastało ‒ pochłaniał je rozbudowujący się kraj. Cen-
ny drewna wzrosły w ciągu XV wieku ponad dwudzie-
stokrotnie. Przy okazji stałych transportów drewna,
ciągnących przez cały kraj, przewożono też inne towa-
ry. Już w końcu XIV wieku pojawił się problem handlu
zbożem, nienowy zresztą, ale inaczej się przedstawiają-
cy niż w dobie przedkryzysowej. U schyłku XII
i w pierwszej połowie XIII stulecia dzięki handlowi
zbożem rozwinęły się miasta południowo-zachodniego
wybrzeża Bałtyku: Lubeka, Wismar, Rostock i inne.
Żyta dostarczały: Holsztyn, Meklemburgia i Pomorze
Zachodnie, które zostały dotknięte kryzysem na prze-
łomie XIII i XIV wieku.
Zboże pojawiło się na szlakach bałtyckich w końcu
XIV śmiecia. Stanowiło ono jednak towar specyficzny:
potrzeba go było dużo i małe transporty, przewożące
inne towary, w tym przypadku nie wystarczały. Wywóz
zboża w przeciwieństwie do eksportu innych towarów
nie leżał w interesie większości mieszkańców eksportu-
jących rejonów. Niejednokrotnie wywóz oznaczał głód!
Ponadto ‒ rzecz dla średniowiecza typowa ‒ nie było
na kontynencie zbyt wielu obszarów stale eksportują-
cych lub stale importujących. W zasadzie każdy rejon
północnej Europy znajdował się na krawędzi samowy-
starczalności w zakresie produkcji zbóż. Wystarczył
rok lub dwa nieurodzaju, by gwałtownie wzrosło za-
potrzebowanie, ale też wystarczył rok lub dwa bardziej
pomyślnych zbiorów, by w sprzedaży rynkowej poja-
wiła się nadwyżka towarowa.
Kolonizacja przeprowadzona na ziemiach polskich
zapewniła stałą nadwyżkę w produkcji ziarna. W przy-
padkach koniecznych i szlachta, i chłopi, i mieszczanie
już od dziewięćdziesiątych lat XIV wieku mogli sprze-
dawać zboże. Polska nie stanowiła jeszcze spichrza Eu-
ropy, raczej skład z towarami budowlanymi, ale już
wówczas stała się opłacalna produkcja zboża na zbyt.
I szlachta, i chłopi nastawili się na tę produkcję. Nad-
wyżkę towarową wykazywały także folwarki sołtysie.
W walce o jak najwyższe plony posługiwano się głów-
nie pracą najemną, co podnosiło wartość siły roboczej.
I właśnie wtedy nastąpiła ofensywa szlachty zmierzają-
ca do zdobycia przywilejów, które zapewniły jej mak-
symalny zysk z posiadanych folwarków. Z tym też wią-
załbym próby ulepszenia mechanizmu działania wsi,
między innymi uzyskanie dzięki statutowi warckiemu
egzekutywy w stosunku do niedbałego sołtysa.
Zainteresowanie rycerstwa produkcją towarową nie
zawsze bezpośrednio wiązało się z popytem na nią za
granicą. Właściciel ziemski znajdował zbyt na swoje
towary i w pobliskim mieście, tam też mógł wydać pie-
niądze uzyskane z czynszów. W każdym razie dwór
szlachecki ‒ jak sądzę ‒ wówczas włączał się w obręb
gospodarki towarowo-pieniężnej. Zjawisko to nie wy-
stępowało z jednakowym natężeniem we wszystkich
dzielnicach. Niewątpliwie przodowało pod tym wzglę-
dem Pomorze Gdańskie, które pozostawało wówczas
pod władzą krzyżacką i Śląsk, podległy koronie cze-
skiej. Ale i w samym państwie polskim można zaob-
serwować analogiczne zjawiska: rozwój hodowli, han-
del płodami leśnymi, a nawet rozwój zbożowej produk-
cji towarowej.
Następny etap dziejów wsi polskiej trwał od poło-
wy XV wieku aż po próg czasów nowoczesnych
w XVIII wieku i wiązał się z rozszerzonym popytem
właśnie na produkty rolne i ze zmniejszającą się warto-
ścią realną pieniądza. Pierwsze zjawisko miało swe
przyczyny w nadganianiu strat demograficznych XIV
wieku i w coraz większej specjalizacji produkcji. Zboże
decydowało zarówno o życiu i rozwoju miast w kraju,
jak i o życiu i gospodarce Holandii czy Anglii, połą-
czonych węzłami ekonomicznymi z Polską. Widoczny
od schyłku XV stulecia napływ pozaeuropejskich towa-
rów, zmiana struktury rynku pracy, a w XVI wieku
przywóz kruszców z Nowego Świata, wszystko to
spowodowało wahania wartości pieniądza, w końcu zaś
doprowadziło do rewolucji cen. W jej wyniku pojawiły
się dodatkowe bodźce do zwiększania produkcji towa-
rowej, w przypadku Polski ‒ zbożowej.
Po to, by produkcja ta była nie tylko opłacalna, ale
w maksymalnym stopniu zyskowna, należało zapewnić
sobie ziemię i tanią robociznę. Szlachta dysponowała
własną ziemią, ponadto ustawodawstwo zapewniało jej
dodatkowe możliwości powiększania folwarków
w drodze zabranych czy wykupionych sołectw, zajęcia
pustych łanów kmiecych czy wyrugowania kmieci lub
przeniesienia ich na inne miejsce. Tanią robociznę za-
pewniała wówczas bardziej pańszczyzna niż renta niż
z dewaluujących się pieniędzy. Skutki gospodarki fol-
warczno-pańszczyźnianej
są dobrze znane: zubożenie
wsi, kurczenie się rynku na produkty rzemieślnicze,
spadek stopy życiowej na wsi i w mieście. Nie należy
jednak sądzić, że te ujemne zjawiska spowodowane
wzrostem ciężarów nakładanych na ludność chłopską
były widoczne od samych początków folwarku.
Zarówno drugi, jak i trzeci omówiony tu okres
sprzyjał wytworzeniu nadwyżki produkcyjnej także
i przez gospodarstwa chłopskie. Wielki wzrost pańsz-
czyzny i spadek możliwości produkcyjnych gospo-
darstw chłopskich nastąpił dopiero w XVI wieku.
W końcu XV stulecia skutki zaostrzenia pańszczyzny
odczuwali przede wszystkim biedniejsi kmiecie, nie
posiadający własnego sprzężaju. Aby utrzymać się
wraz z rodziną, nierzadko najmowali się do pracy na
folwarkach pańskich i w bogatszych gospodarstwach
chłopskich.
Nie ulega więc wątpliwości, że schyłek średnio-
wiecza w Polsce stanowił okres względnego rozwoju
wsi. Jeśli można mówić o korzystnym położeniu chło-
pów w okresie feudalizmu, to właśnie wówczas, w do-
bie kolonizacji na prawie niemieckim i rozwoju gospo-
darki towarowo-pieniężnej. Pozostaje, oczywiście, pro-
blemem otwartym, czy cała ludność wiejska korzystała
z pomyślnej koniunktury. W porównaniu z okresem
wcześniejszym nastąpiło ‒ jak sądzę ‒ zjawisko dość
złożone: ujednolicenie pozycji prawnej i większe aniże-
li w XII, XIII wieku zróżnicowanie majątkowe. Okres
rozwoju stanów przyniósł z sobą likwidację najróżniej-
szych grup społecznych. Ludzie wolni, drobni posiada-
cze, ludzie zależni osobiście, ludzie zmuszani do po-
sług służebnych, jeńcy wojenni, włodycy, panosze ‒
wszystkie te pośrednie grupy stopniowo zanikały. Jesz-
cze w XIV, a nawet w XV wieku istnieli co prawda
mieszkańcy wsi, którzy nie podlegali normom prawa
niemieckiego, ale znaczną większość stanowili chłopi
obciążeni powinnościami feudalnymi. Te ostatnie wy-
mierzano różnie. Natomiast dla wszystkich chłopów
jednakowe były przepisy prawa karnego i w coraz
większym stopniu ‒ cywilnego. W tym samym czasie
energiczni chłopi, gospodarujący na lepszej ziemi i bli-
żej rynków zbytu, stosunkowo łatwo mogli się wybić
ponad przeciętność pod względem majątkowym. Umie-
jętność włączenia się do obrotów kredytowych, wyko-
rzystywania różnych metod pracy, nieograniczanie się
jedynie do uprawy zbóż, ale podjęcie hodowli, uprawy
lnu czy konopi ‒ wszystko to pozwalało jednostkom
czy nawet całym gromadom na wybicie się.
Było to możliwe także dzięki zwiększonej wydaj-
ności rolnictwa. Upowszechnienie pługa, lepsze nawo-
żenie związane z prowadzeniem większej hodowli, da-
wały wymierne efekty. Jeszcze w pierwszej połowie
XIV wieku zapewne z jednego ziarna zboża otrzymy-
wano zaledwie trzy. (Jerzy Topolski obliczył, że z jed-
nego hektara pól uprawnych zbierano około trzech
kwintali zboża). Pod koniec XV wieku, w sto pięćdzie-
siąt lat później, na ziemiach polskich wydajność wzro-
sła przeciętnie do około czterech ziaren z jednego. Po-
nadto zwiększał się uprawny areał w różnych stronach
Polski. Liczba lokacji wsi nie odbywała się wprawdzie
z taką intensywnością jak w czasach Kazimierza Wiel-
kiego, kiedy to trzykrotnie wzrosła liczba osad, to jed-
nak w pierwszej połowie XV wieku przybyło 30% no-
wych wsi. Liczba lokacji miast przez ostatnie 150 lat
wieków średnich wzrosła o około 200 nowych ośrod-
ków. Nie zawsze powstawały one w efekcie rozwoju
gospodarczego. Niejednokrotnie stanowiły inwestycję,
której finansowanie wiązało się z oczekiwaniem na zy-
ski z handlu i rzemiosła w czasie korzystnej koniunktu-
ry. Czasem też ich lokacja wynikała z powodów presti-
żowych, z ambicji właściciela dóbr, który chciał mieć
własne miasto.
Działania te były wynikiem zmian w strukturze
dochodów właścicieli ziemskich. Znaczna ich część
utrzymywała się od połowy XV wieku przede wszyst-
kim ze świadczeń płynących z dóbr własnych, uzupeł-
nianych niekiedy uposażeniami urzędników (wyższych
starostów i niższych ‒ np. żupców) i dzierżawą kró-
lewszczyzn. W XV wieku posiadanie gospodarstwa
rolnego (dotyczyło to nie tylko szlachty, lecz także za-
możniejszych mieszczan, a nawet chłopów) stwarzało
różnorakie możliwości powiększenia dochodów po-
przez handel, przemysł, niekiedy lichwę. Ten stan rze-
czy powodował coraz większy rozziew między szlachtą
bogatszą a uboższą niejednokrotnie szukającą miejsca
dla siebie w miastach czy urzędach. Być może, jak ob-
liczył Jacek Wiesiołowski, pod koniec stulecia do gru-
py najniższej należało (w Wielkopolsce) około 30%
szlachty, do najmożniejszych ‒ około 7%. Rozpiętości
wewnątrz stanu przekraczały skalę 1:200. W Małopol-
sce i na Mazowszu było nieco inaczej. W Małopolsce
rozpiętości majątkowe były wyższe, na Mazowszu ‒
niższe.
Wewnątrz stanu chłopskiego powstawały także
skomplikowane stosunki wzajemne, oparte na gospo-
darczej zależności. Bogatsi kmiecie udzielali uboższym
pożyczek za odrobek, najmowali ich także do prac rol-
nych w swoim gospodarstwie. Nie darmo chłopów z te-
renu Prus Królewskich nazywano „bogatymi”. Rzecz
charakterystyczna: piętnasto- i szesnastowieczne po-
stanowienia sądów wielokrotnie zakazywały chłopom
noszenia zbytkownej odzieży i ozdób jako nielicują-
cych ich stanem. Ale sam fakt wydania zakazu nosze-
nia złotych łańcuchów każe ze sceptycyzmem patrzeć
na chłopów polskich późnego średniowiecza jako na
nędzarzy znanych z późniejszych płócien Norblina
i osiemnastowiecznych opisów. Wśród bogatych chło-
pów stałym zjawiskiem było posiadanie kilkułanowego
gospodarstwa, stada krów, stada owiec, pary lub kilku
par koni czy wołów, licznego drobiu i pasieki. W 1450
roku chłop Mikołaj Serwatka wydzierżawił 8 łanów po-
la (ok. 120 ha) z trzema ogrodami, stadem 251 owiec,
trzodą, krowami, końmi, kobyłami. Przypuszczenia
o zamożności części chłopów w XV wieku potwierdza-
łyby dwa dodatkowe typy źródeł: kontrakty między
chłopem i mieszczaninem, dotyczące dostaw towaru
(zboża, mięsa, nabiału), oraz inwentarze majętności
chłopskich.
Rozwój wsi polskiej u schyłku średniowiecza uwi-
dacznia się również w zmianach krajobrazu. Jeszcze za
Kazimierza Wielkiego lasy pokrywały ‒ zresztą w spo-
sób nierównomierny ‒ przeszło połowę ogólnej po-
wierzchni Królestwa Polskiego, w końcu XV wieku zaś
obszary zalesione nie przekraczały 40% w skali całego
kraju. Nie tylko osuszanie pozwoliło na wyrąb olszyny
i założenie łąk czy pól. W większe kompleksy leśne
„wgryzano się” na obszarach zaludnionych, przyłącza-
jąc do areału wsi i folwarku nowe łany uprawne, ale
także organizowano nowe osady. Wzdłuż Bugu, Narwi
i jej prawobrzeżnych dopływów rozwijało się osadnic-
two mazowieckie, kolonizowano obszary Podlasia,
Kurpiowszczyzny i Prus. Na południu kraju fala osad-
ników z ziemi krakowskiej zetknęła się z pasterskimi
przybyszami ze wschodnich i południowych Karpat na
obszarze Beskidów.
Dane liczbowe należy, oczywiście, traktować
z największą ostrożnością a brak odpowiedniej liczby
źródeł nie pozwala na kategoryczne stwierdzenia. Nie
budzi jednak wątpliwości wzrost zaludnienia. Według
najróżniejszych badań demografów ‒ przyrost ludności
na obszarze Wielkopolski, Małopolski i Mazowsza wy-
niósł w okresie 1340‒1580 około 148%, a liczba mie-
szkańców tych dzielnic zwiększyła się z 1 250000 do
3 100 000. Rocznie zatem przyrost ów wynosił około
0,38%. Wskaźnik ten przekroczony został dopiero
w XVIII wieku.
Pomyślny rozwój wsi polskiej wiązał się z rozwo-
jem polskich miast. Targi, podgrodzia, całe zespoły
osadnicze wytwarzające nadwyżkę przemysłową funk-
cjonowały w Polsce od dawna. Stare formy życia wcze-
snego miasta osiągnęły swoje apogeum zapewne w XII
wieku, wprędce też okazały się niewystarczające. No-
wy kształt nadała miastu kolonizacja na prawie nie-
mieckim, rozwijająca się w Polsce od początków XIII
stulecia. Jeśli pojęcie średniowiecznego miasta kojarzy
się z gęstą zabudową, z murami, z wyraźną granicą
dzielącą je od środowiska wiejskiego, jest to zasługa
epoki kolonizacji. Wyobrażenia dzisiejsze o śred-
niowiecznym mieście, ukształtowane na podstawie re-
konstrukcji starówek Warszawy, Poznania czy Krako-
wa, nie dotyczą ich stanu z XIII czy nawet XIV wieku.
Kształt miasta, jaki gdzieniegdzie przetrwał do naszych
czasów, został mu nadany w późnym średniowieczu
i na początku czasów nowożytnych.
Kolonizacja założyła dwa fundamenty życia miej-
skiego: prawo i działkę miejską. Ten był mieszczani-
nem, a więc korzystał z dobrodziejstw prawa miejskie-
go, kto posiadał w mieście działkę. I odwrotnie. Komu
nadano prawo miejskie, ten musiał uzyskać także par-
celę. Nie każdy więc mieszkaniec miasta był jego oby-
watelem, nie każdy bogaty kupiec czy rzemieślnik był
mieszczaninem. W rzeczywistości każdy dobrze usytu-
owany członek gminy miejskiej posiadał na obszarze
miasta ziemię. Dla bogatego mieszkańca miasta, nie
mówiąc już o szlachcie, zakup parceli nic przedstawiał
większych trudności.
Wraz z gwałtownym rozwojem gospodarki towa-
rowo-pieniężnej, wraz ze wzrostem znaczenia między-
narodowej wymiany, zmieniała się sytuacja wewnątrz
miast. Majątki zdobywali różni ludzie: i spekulanci,
i tacy, którzy potrafili przystosować się do nowych
wymagań rynkowych, i specjaliści działający za po-
mocą kredytu, weksla, listu zastawnego, spółek finan-
sowych i handlowych. Ludzie ci, będący czasem pierw-
szym pokoleniem przybyszów do miasta, ani nie mieli
udziału w jego władzach, ani wpływu na politykę. Po-
wstała istotna sprzeczność wewnątrz miejskiego społe-
czeństwa: prawo miejskie, mające ułatwiać działalność
zawodową, spełniało swe zadanie tylko w stosunku do
starych rodów patrycjuszowskich. Konflikty wywołane
przez tę właśnie sprzeczność wstrząsały w XIV wieku
Florencją i Paryżem, Lubeką, Gdańskiem, Krakowem
i Wrocławiem. Przeważnie kończyły się one kompro-
misem ‒ do władz miasta wchodzili nowi ludzie, którzy
najczęściej zamykali szybko wrota do rady przed na-
stępnymi pretendentami.
Wzorem dla wszystkich niemal miast polskich było
prawo magdeburskie. Pomijając kilka portów z Elblą-
giem i Braniewem lokowanych na prawie lubeckim,
wszystkie inne miasta ‒ formalnie rzecz biorąc ‒ korzy-
stały z magdeburskiego. Myliłby się jednak z ten, kto
by sądził, że istniał jednolity model władzy. Zwyczaj
magdeburski obejmował przede wszystkim normy pra-
wa cywilnego, najbardziej bowiem interesowały miesz-
czan sprawy własności rodzinnej i kwestie spadkowe.
Zawierał też przepisy prawa karnego głównie zresztą
dotyczące działalności zawodowej, między innymi
sankcji za niezwrócenie długu, wystawienie weksla bez
pokrycia czy niedostarczenie w terminie należności lub
towaru.
Rada miejska z burmistrzami, ława miejska ‒ to
były właśnie instytucje samorządowe, które miały się
zajmować przede wszystkim tymi sprawami. Gminy
miejskie, zwłaszcza w większych miastach, wykupiły
już w XIV wieku wójtostwa i same przejęły ich upraw-
nienia procesowe oraz notarialne. Wraz z nimi nabywa-
ły możliwości regulowania mnożących się z każdym
rokiem najróżniejszych spraw związanych z wewnętrz-
ną i zewnętrzną działalnością miasta. Powstawała wte-
dy sytuacja dość dziwna. Porządkiem w mieście, ścią-
ganiem podatków, prowadzeniem polityki zagranicznej,
w tym polityki handlowej, kierowały organa miasta
mocą zwyczaju, nieopartego na żadnym prawie pisa-
nym.
Prawo miejskie, określające precyzyjnie formy
i organa władzy, zostało spisane w Polsce dopiero
w
wyniku burzliwych wydarzeń reformacyjnych
w dwudziestych i trzydziestych latach XVI wieku.
W każdym mieście inaczej został zorganizowany „trze-
ci porządek” (ordynek) obok rady i ławy współdziała-
jący w zarządzaniu miastem, bo też w każdym niemal
mieście obowiązywały inne obyczaje w powoływaniu
i funkcjonowaniu władz. W Gdańsku ławników koop-
towali sami koledzy, dożywotni rajcy uzupełniali swe
szeregi, wybierając spośród ławników. Burmistrzów
wybierano spośród rajców. W Toruniu wszyscy człon-
kowie władz miejskich byli wybieralni, i to na określo-
ny czas, przy czym wybór następował tylko spośród
określonej grupy ludzi. W Krakowie do władz miasta
mieli w konkretnej liczbie wchodzić „z urzędu” starsi
cechu zmieniani co rok lub co dwa lata. W mniejszych
miastach, jak Malbork czy Chojnice, radę miejską nie-
kiedy już w XVI wieku powoływał na określany czas
król.
Wszystkie miasta wywodziły swój ustrój z Magde-
burga. Miało to zresztą praktyczne znaczenie przy sto-
sowaniu apelacji i odwoływaniu się do tego miasta
w wyjątkowo trudnych, precedensowych sprawach.
Apelacja do sądu wyższego nie była przedstawicielom
władzy na rękę. Dlatego utworzono różne odmiany pra-
wa, uwzględniające i miejscową specyfikę, i dotych-
czasowy obyczaj, i interesy władcy. Prawo magdebur-
skie na Śląsku przetworzono w Środzie Śląskiej (prawo
średzkie), Krzyżacy stworzyli swój wzorzec w Chełm-
nie, przystosowując prawo magdeburskie do potrzeb
państwa zakonnego. Kraków wziął swoje prawo także
z Magdeburga, ale już w XIV wieku Kazimierz Wielki
utworzył krakowski sąd najwyższy prawa niemieckie-
go. Oznaczało to po prostu, że od połowy tego stulecia
istniało prawo krakowskie, a więc apelację od wyroków
rad miejskich w Królestwie Polskim można było wno-
sić do Krakowa, a wyroki rady tego miasta stawały się
obowiązującą wykładnią prawa.
Warto podkreślać rolę miast w kształtowaniu Ko-
rony Królestwa Polskiego. Już Leszek Czarny opierał
się w swojej polityce wewnętrznej na mieszczanach, ale
dopiero od czasów Kazimierzą Wielkiego miasta
i mieszczaństwo stały się rzeczywiście ważnym czyn-
nikiem polityki królewskiej. Znane powiedzenie, że
„Kazimierz zastał Polskę drewnianą, a zostawił muro-
waną”, jest prawdziwe w odniesieniu do zamków, które
zastępowały drewniano-ziemne obwarowania grodów,
i do miast stanowiących umocnione i ludne ośrodki
obronne uzupełniające strategiczne linie zamków.
Zamki i obwarowania miasta broniły od połowy XIV
wieku pasma krakowsko-częstochowskiego, granic
Polski od północy i od wschodu. Ale stworzenie
z miast ośrodków wojskowych, otoczenie murami Wie-
liczki, Sandomierza, Szydłowca, Radomia, Lublina,
Wielunia, Piotrkowa, Łęczycy, Płocka, Lwowa, Prze-
myśla, Krosna i wielu innych, zmieniło dość istotnie
także stosunki wewnętrzne w państwie.
To już nie tylko zamki i ogrody feudalne stanowiły
o sile ziemi. Milicje mieszczańskie były stałą i liczną
załogą miasta-twierdzy, o wiele liczniejszą niż załogi
twierdz rycerskich. Nie ulega też wątpliwości, że to
właśnie było jedną z głównych przyczyn polityki kró-
lewskiej popierającej żywioł mieszczański. Miasta mia-
ły stanowić przeciwwagę miejscowego możnowładz-
twa, postawę silnej władzy królewskiej. Wydaje się, że
w XIV wieku Kazimierz Wielki realizował ten zamysł
z powodzeniem, dopiero za Jagiellonów sytuacja zmie-
niała się stopniowo na korzyść szlachty.
W wieku XIV, konkretnie w czasach Kazimierza
Wielkiego, powstała sieć wydzielonych prawnie miast,
której kontury przetrwały w zasadzie do dziś. Szcze-
gólnie dotyczy to Wielkopolski, ziemi sieradzkiej i Ma-
łopolski. Śląsk już wcześniej ukształtował swoją sieć
miejską podobnie Pomorze Gdańskie i Szczecińskie.
W XV i na początku XVI wieku proces ten zakończył
się lokacjami miejskimi na obszarach Mazowsza
(Ostrów, Kolno), Podlasia (Drohiczyn, Łuków, Ra-
dzyń, Suraż), Lubelszczyzny (Parczew, Bełżyce) i Rusi
Halickiej. Lokacje nie zawsze przesądzały o pomyśl-
nym rozwoju ośrodka. Znamy kilkadziesiąt przykładów
podwójnych lokacji, co świadczyć może o niepowo-
dzeniu imprezy za pierwszym razem, znamy też przy-
kłady wegetacji miasteczek przypominających raczej
ubogie wsie. Jednak w skali państwa polskiego nastąpi-
ło zjawisko bardzo istotne: ukształtowanie się spo-
łecznej warstwy mieszczan, złożonej z najróżniejszych
grup majątkowych, zawodowych, ale odrębnej, posia-
dającej swoją specyfikę prawną.
Co stanowiło podstawę rozwoju wszystkich tych
ośrodków: rynek lokalny czy dalekie kontakty handlo-
we? Wydaje się, że dla późnego średniowiecza nie
można tego problemu rozstrzygnąć w sposób jedno-
znaczny. Nie ulega wątpliwości, że wymiana lokalna
decydowała o rozwoju przeważającej liczby ośrodków
miejskich. W skali całego kraju istniało w XV wieku
około 500 miasteczek, których znaczenie polegało na
prowadzeniu wymiany z najbliższym otoczeniem. Po-
nadto rezydowali tam rzemieślnicy obsługujący okoli-
cę. Mieszkali oni w mieście, ale działali ‒ podobnie jak
w późniejszych czasach ‒ na wsi, wzywani do szycia
uprzęży, przygotowania paradnego stroju itp.
W XIV wieku Polska włączyła się do wielkiego
handlu europejskiego. Do tego czasu powiązania han-
dlu lokalnego z wymianą międzynarodową były sto-
sunkowo słabe. Podstawę wymiany lokalnej stanowiły
produkty i przedmioty codziennego użytku: kilka jajek,
faska słoniny, buty, futro, sierp, czyli towary, które naj-
częściej na tygodniowym targu przechodziły bezpo-
średnio od producenta do konsumenta. W handlu dale-
kosiężnym natomiast wartość towarów była o wiele
wyższa i dlatego (poza solą) nabyć je mogli jedynie
nieliczni mieszkańcy kraju. W tym wypadku w grę
wchodziły: zbroja i paradne stroje, wina, klejnoty, zna-
komite i mniej znakomite wyroby obcego rzemiosła, re-
likwie, broń, konie, niekiedy także ludzie Zanim towar
taki trafiał do rąk konsumenta, przechodził przez długi
łańcuch pośredników.
Dla prawidłowego funkcjonowania gospodarki kra-
jowej niezbędne było sprawne działanie handlu lokal-
nego. Wymiana dalekosiężna, wyróżniając możnych od
pospolitego gminu, miała raczej znaczenie społeczne,
przyspieszała bowiem zróżnicowanie majątkowe lud-
ności. Wraz ze zmianami stosunków w Europie zmie-
niały się też wzajemne relacje między tymi dwoma za-
kresami handlu. Coraz częściej produkty zbytu lokal-
nego były skupowane w dużych ilościach i eksporto-
wane do dalekich krajów. Rozwój rolnictwa z jednej
strony związał masy chłopów z produkcją towarową
z drugiej zaś ‒ czynił z nich potencjalnych odbiorców
towarów importowanych. W XIV wieku na dobrobyt
kraju zaczęła wpływać ‒ początkowo w niewielkim
stopniu ‒ możliwość eksportu rodzimych towarów.
Stwarzała ona najróżniejsze bodźce, wpływając na spo-
sób życia i specjalizację zawodową coraz liczniejszej
grupy ludności.
Położenie Polski na ważnych szlakach komunika-
cyjnych łączących Bałtyk z Morzem Czarnym oraz
Niemcy z Rusią podniosło znaczenie handlu tranzyto-
wego. I ta forma wymiany wpływała na poziom życia
w naszym kraju. Coraz liczniejsze rzesze mieszkańców
Polski interesowały się możliwościami zarobku przy
transporcie, w gospodach i zajazdach, a także przy zao-
patrywaniu w żywność karawan kupieckich. Korzystali
na tym również kupcy z miast polskich, którzy aktyw-
nie włączali się do łańcucha pośredników. W tym wła-
śnie czasie przez ziemie polskie przewożono duże
transporty miedzi z Węgier, futer z Litwy i Rusi, ko-
rzeni, kosztowności, kruszców z miast czarnomorskich,
sukna z Florencji i Anglii, soli z Bretanii, Niemiec
i Rusi oraz wyrobów metalowych z Nadrenii. Trzeba
przyznać, że i nasz kraj potrafił się aktywnie włączyć
do tej wymiany. Wywożono skóry i wyroby skórzane
z Krakowa, produktu leśne z miast mazowieckich, wy-
roby garncarskie, które z Iłży wędrowały aż za Bałtyk,
sól z Wieliczki i Bochni, wreszcie ‒ sukno z Brzezin,
Szadka czy Kościana. Sukno to ‒ produkt świadczący
w średniowieczu o uprzemysłowieniu kraju ‒ w XIV
wieku było bardzo liche, grube, szare, nadające się
głównie na derki końskie. Ale może właśnie dlatego
stanowiło poszukiwany, tani towar, z którym nie mogły
konkurować znakomite wyroby włoskie czy flandryj-
skie. Stąd też „polskie sukno” pojawiło się w Czechach,
południowych Niemczech, Szwajcarii, Francji, a nawet
w Hiszpanii!
Rozwój dalekosiężnego handlu prowadził do roz-
woju kredytu, zaś kredyt sprzyjał wzrostowi znaczenia
specjalistów, którzy mogli działać w oparciu o niego.
Kredyt, a także zmiany w produkcji rzemieślniczej
sprzyjały rozkwitowi miast. Polska doganiała bardziej
rozwinięte kraje, w których system cechowy chylił się
już do upadku. Odbiorców na produkty rzemieślnicze
nie było na wsi polskiej w XIII i XIV wieku zbyt wielu.
Znaczną część swych potrzeb chłopi zaspokajali we
własnym gospodarstwie. Stąd też brała się konieczność
ograniczenia wyspecjalizowanej produkcji w mieście.
Ideałem gospodarki średniowiecza było dążenie do
reglamentacji działań zawodowych w mieście. Czy to
jednak leżało u podstaw organizacji cechowej stano-
wiącej typową formę korporacji zawodowej średnio-
wiecza? Rzeczywiście, takie zrzeszenia występowały
we wszystkich niemal dziedzinach życia gospodarcze-
go, poczynając od rzemiosła, poprzez handel, transport,
aż do wojska. Reglamentacja mogła zapewnić większe
możliwości zysku, opanowanie rynku, kontrolę jakości
i ilości produktów. Organizacja cechowa zaspokajać
miała także potrzeby kulturalne środowiska.
Ale sprawa, tak jak wiele innych dotyczących dzie-
jów średniowiecznych, nie jest prosta. Przede wszyst-
kim, wbrew niektórym rozpowszechnionym sądom,
w Polsce większość rzemiosł nie była zrzeszona w ce-
chy. Pod koniec XV wieku w Krakowie znanych było
około stu różnych zawodów rzemieślniczych, z których
tylko czterdzieści zrzeszonych było w korporacje.
W mniejszych miastach zdarzało się, że istniał tylko je-
den cech, co ciekawe ‒ obejmujący niekiedy kilka od-
miennych specjalności. Istniały też cechy rolników ‒
w Ciechanowie i Przasnyszu, na pewno nie stworzone
w celu reglamentacji swej produkcji! Aby lepiej zro-
zumieć genezę tych organizacji, trzeba zwrócić uwagę
na fakt, że powstawały one w miastach, w środowi-
skach, w których rozkładowi uległy stare, wiejskie, ro-
dzinne więzy środowiskowe. Szczególnie przybysze
musieli czuć się zagubieni w nowo powstających mia-
stach i stąd brała się potrzeba tworzenia wspólnot naj-
częściej skupiających ludzi prowadzących tę samą dzia-
łalność zawodową. Organizacja cechowa miała rozwią-
zywać sprawy związane z opieką społeczną organizo-
wała produkcję i zbyt, spełniała też ważne funkcje
w życiu kulturalnym swych członków. Wspólne nabo-
żeństwa, udział w procesjach i uroczystościach lokal-
nych, zabawy i „schadzki” cechowe (spotkania towa-
rzyskie) stanowiły stały element życia tych korporacji.
Były one także formami samorządu. Starsi cechowi
rozstrzygali wewnętrzne spory między członkami ce-
chu, tworzyli „komisje egzaminacyjne” badające umie-
jętności nowych adeptów, wybierali swe władze i ‒ co
bardzo istotne ‒ reprezentowali korporację na zewnątrz.
Oni pertraktowali przyznanie przywilejów, terenów
działania, ustalali powinności względem miasta i wła-
ściciela osady. W tym też kryje się pozorny paradoks
widoczny w ciągu XV i XVI wieku. Szlachta domagała
się zniesienia cechów jako organizacji śrubującej ceny
i dyktującej warunki sprzedaży swych produktów. Ale
te żądania dotyczyły cechów w ogóle. Korporacje były
tworzone we własnych miastach króla, biskupa czy
możnowładcy. Były potrzebne jako instytucje przyno-
szące dochód, świadczące różne usługi, przede wszyst-
kim militarne i stanowiące także transmisję przekazują-
cą polecenia władzy dominialnej. Oczywiście ‒ jeśli
cech już istniał ‒ jego działalność coraz częściej sku-
piała się na problemach gospodarczych.
Różne zrzeszenia toczyły z sobą ostrą walkę kon-
kurencyjną korporacje kupieckie zdecydowanie zwal-
czały zrzeszenia rzemieślnicze. Niekiedy cech nie mógł
opanować niezrzeszonych rzemieślników, zwłaszcza
dużej ich liczby na wsi. Tak na przykład aż do XIV stu-
lecia, mimo dużego zapotrzebowania na budownictwo
drewniane, nie mógł się w Polsce wykształcić odrębny
cech cieśli. Zbyt wielu chłopów znało i stosowało cie-
siołkę, zbyt trudno było upilnować tych, którzy sami
sobie stawiali domy czy szopy lub najmowali się do ta-
kiej roboty. Niekiedy przeciwko powstaniu cechu wy-
stępowali i konkurenci, i odbiorcy, konsekwentnie lęka-
jący się zbyt wysokich cen na produkty wyrabiane
przez monopolistyczną korporację, a wreszcie ‒ kupcy
‒ ci dążyli do obniżenia ceny towarów, które mieli roz-
prowadzać dalej, a ponadto popadali w konflikty z ce-
chami na tle warunków dostarczania surowca.
Główne zadanie organizacji cechowej polegało na
zapewnieniu swym członkom dogodnych warunków
produkcji i sprzedaży. Chodziło więc o zdobycie moż-
liwie taniego surowca i o sprzedaż gotowych wyrobów
po jak najwyższej cenie. Dlatego cechy były niepopu-
larne w innych środowiskach zawodowych i społecz-
nych na wsi i w mieście. Ujawniło się to w XIV wieku,
między innymi kiedy pod osłoną praw królewskich mi-
strzowie cechowi próbowali ‒ z niewielkim skutkiem ‒
dochodzić swego monopolu produkcji. Cechy starały
się zresztą utrzymać wysoką jakość produkowanych
wyrobów. Kontrola cechowa, rozwijany w warsztacie
i cechu podział pracy, długa i surowo przestrzegana
praktyczna nauka zawodu zapewniały dużo lepszą ja-
kość wyrobom cechowym niż pozacechowym, wytwa-
rzanym przez tzw. partaczy. Od XIII do XIV wieku ro-
sła liczba cechów i pogłębiała się ich specjalizacja.
W Krakowie w ciągu XV śmiecia ilość cechów wzrosła
od kilkunastu do blisko 40. Skupiali się w nich pieka-
rze, szewcy, złotnicy, kowale, sukiennicy oraz bardziej
wyspecjalizowani rzemieślnicy: barchannicy, iglarze,
paśnicy, białoskórnicy, czerwoni garbarze, łaziebnicy,
sadelnicy i inni. Podobną sytuację można zaobserwo-
wać w Gdańsku, Lwowie, Wrocławiu, Poznaniu, Toru-
niu czy Lublinie.
W drugiej połowie XIV wieku rozpoczął się w Pol-
sce proces zamykania się cechów. Na zachodzie Euro-
py wystąpił on już w schyłkowym okresie krucjat. Ce-
chy nie składały się z równoprawnych członków. Peł-
noprawnym członkiem cechu był mistrz ‒ właściciel
warsztatu, posiadający teoretycznie najwyższe umiejęt-
ności zawodowe. On organizował zakup surowca, pro-
wadził handel wyrobami swego warsztatu oraz przyj-
mował zamówienia na określoną robotę, którą też nad-
zorował. Wykonawcami wyrobów byli czeladnicy,
a najprostsze czynności spełniali uczniowie. Niejedno-
krotnie byli to synowie chłopscy, przybyli do miasta za
chlebem i dla kariery. Młodego adepta rzemiosła
przyjmowano do warsztatu na ucznia, by w zamian za
pobieraną naukę spełniał różne posługi. Praca była
ciężka, a nauka trwała długo, zależnie od rzemiosła ‒
od dwóch do kilku lat. Dzień pracy trwał dlań od 10 do
16 godzin na dobę. Jeśli uczeń wytrwał, wykazał się
pracowitością nauczył podstawowych czynności, nie-
zbędnych do wykonywania zawodu, bywał wyzwalany
na czeladnika i stawał się w ten sposób wykwalifiko-
wanym rzemieślnikiem.
Czeladnicy pracowali w zasadzie na rachunek mi-
strza, który zapewniał im utrzymanie i płacił im tylko
niewielkie wynagrodzenie tygodniowe. Przeważnie
jednak dorabiali sobie, najmując się do drobniejszych
robót poza godzinami pracy w warsztacie. Usiłowali
uzbierać kwotę, potrzebną do uzyskania stanowiska mi-
strza. Niektóre cechy wymagały odbycia wędrówki,
podczas której czeladnik, obchodząc różne kraje i mia-
sta, poznawał tajniki różnych szkół i warsztatów. Po-
nadto przepisy regulujące życie wewnętrzne korporacji
szczegółowo określały warunki zdobycia stanowiska
mistrza. Wprowadzono egzamin mistrzowski, poważne
sumy na wkup do cechu, różne opłaty, przekraczające z
zasady możliwości czeladnika. Teoretycznie rzecz bio-
rąc, po dłuższej lub krótszej praktyce można było zo-
stać mistrzem. Praktycznie jednak coraz mniejsza ilość
czeladników zyskiwała samodzielność.
Już w XIV wieku cechy zazdrośnie pilnowały zy-
sków swych pełnoprawnych członków. Zbyt duża licz-
ba warsztatów i walka o klientów doprowadzała do ob-
niżki cen produktów rzemieślniczych, a co za tym idzie
‒ do zmniejszenia dochodu mistrzów. Stąd wyraźna
tendencja do ustawowego określenia ilości warsztatów
w cechu. Realne szanse na awans mieli synowie mist-
rzów ich krewni lub czeladnicy, którym udało się po-
ślubić wdowę po właścicielu warsztatu. Pojawił się
więc typ wiecznego czeladnika, który nie mając szans
na awans życiowy, imał się wszelkich robót poza ce-
chem.
Podobnie rzecz się miała w korporacjach kupiec-
kich. Tam uczniowie i czeladnicy, mniej skrępowani
przepisami prawnymi, jeszcze trudniej zdobywali od-
powiednio duży majątek.
U schyłku średniowiecza patriarchalny warsztat
cechowy czy kantor kupiecki nie stanowiły typowego
zjawiska w mieście polskim. Na średniowiecznej ulicy
najbardziej charakterystyczni byli nie bogaci patrycju-
sze i posiadacze barwnych kramów, lecz ubogo ubrani
domokrążcy, przekupnie noszący cały swój majątek w
worku na grzbiecie, chłopi ze wsi oferujący swoją pra-
cę przedsiębiorcom, tragarze i robotnicy budowlani.
Elementem koniecznym w społecznym krajobrazie był
też tłum żebraków, włóczęgów, pielgrzymów i prosty-
tutek świetnie przedstawiony w rzeźbach Wita Stosza
lub malarstwie krakowskiego tryptyku augustianów.
W Krakowie byli też żacy, niekiedy w podeszłym wie-
ku, we wszystkich miastach zaś „niebieskie ptaki”, ży-
jące z kradzieży czy rabunku, i cała masa najróżniej-
szych nieszczęśników cierpiących na nieuleczalne cho-
roby i szukający pomocy właśnie w miejskich schroni-
skach.
Biedota miejska stanowiła zjawisko typowe dla
rozwijających się w XV wieku miast. Posesjonatów,
przedsiębiorców i drobnych rzemieślników, którzy po-
siadali swój warsztat pracy i zagwarantowane zwycza-
jowo czy prawem feudalnym względnie stałe miejsce w
społeczeństwie, znano i w okresie wcześniejszym.
Przełom XIII i XIV wieku zrodził miejską biedotę. Dla
niej budowano szpitale, będące raczej schroniskami,
w Krakowie, Poznaniu, Toruniu i Gdańsku. Przytułki
pod wezwaniem Św. Ducha istniały niemal we wszyst-
kich większych i średnich miastach Polski i krajów są-
siednich.
Jakie były cechy charakterystyczne owej biedoty
nie mieszczącej się w dotychczasowej konwencji życia
średniowiecznego? Przede wszystkim jej ruchliwość.
U schyłku średniowiecza wielu spośród biedoty pro-
dukcyjnej i nieprodukcyjnej wędrowało z miasta do
miasta i z kraju do kraju, ubodzy chłopi przenosili się
do miast. „Gdy przez uchodźstwo poddanych dobra pa-
nów często pustoszeją bez podania żadnej uzasadnionej
przyczyny, zdało się naszym baronom nieleniwie się
przeciwstawiać”
‒ głosiły już statuty wiślickie Kazi-
mierza Wielkiego. Czeladnicy wędrowali w poszuki-
waniu wiedzy, możliwości pracy, przekupnie ciągnęli
na jarmarki i większe targi, żebracy i przestępcy szukali
bogatych i ruchliwych ośrodków życia gospodarczego
lub religijnego. Wytwarzały się pewne wspólnoty,
obejmujące najniższe warstwy społeczne. Wędrowcy
ścigani i prześladowani przez władze, nie zawsze
mieszczący się w oficjalnych normach prawnych, wy-
twarzali swój własny zakres pojęć, ocen i kwalifikacji.
Organizacje rozbójnicze, jak słynne bandy braci Mater-
nów działających na Pomorzu w końcu XV wieku,
znajdowały licznych uczestników i naśladowców. Są-
dząc ze wzmianek sądowych i „listy płacy”, kat ‒ na
przykład w Krakowie ‒ zatrudniany był często.
Stałym zjawiskiem w mieście byli żebracy.
Uczestniczyli oni w codziennym życiu miasta i w każ-
dej uroczystości. Jałmużny ofiarowane przez bogatych
mieszczan pozwalają przypuszczać, że w piętnasto-
wiecznym Gdańsku przynajmniej 500 osób żyło z dat-
ków, zapewne tyle samo w Krakowie. W społeczeń-
stwie miejskim późnego średniowiecza bardzo łatwo
było zostać żebrakiem. Nieszczęśliwe wypadki, ban-
kructwo czy choroby zwiększały rokrocznie liczbę osób
niezdolnych do pracy i nieposiadających majątku. Po-
zbawieni warsztatu pracy mieszkańcy miast tworzyli
skrajną biedotę. Ucieczką przed śmiercią głodową by-
wał najem, rozbój i złodziejstwo, czasem życie żebra-
cze. Zapewne raz na kilka tysięcy przypadków los po-
zwalał się dorobić na jałmużnie, rabunku, drobnym
handlu czy pracy rzemieślniczej i ponownie awansować
w hierarchii społecznej. Żebractwo zresztą nie hańbiło.
Było wielu nawet stosunkowo nieźle sytuowanych
mieszkańców miast, którzy w ten sposób sobie dorabia-
li. Całą biedotę miejską przyjęło się w historiografii
określać mianem plebsu.
W tym samym okresie nastąpiły zmiany w składzie
najwyższych warstw społeczeństwa miejskiego, czyli
patrycjatu. Nowi ludzie zdobyli majątek na handlu, na
inwestycjach górniczych, często też na rzemiośle.
W miastach polskich przez dwa stulecia ‒ XIV i XV ‒
we władzach miejskich Gdańska, Krakowa, Lublina po-
jawiały się coraz to nowe nazwiska, ludzie reprezentu-
jący najróżniejszą działalność gospodarczą.
Grupa ludności zwana przez starą historiografię
pospólstwem, a więc posiadająca prawo miejskie, ale
odsunięta od udziału w rządach miastem, przedostawa-
ła się dość często do ławy czy rady miejskiej, co świad-
czy o stałych tendencjach rozwojowych mieszczaństwa
polskiego. Wniosek ten dla XV wieku potwierdzałyby
dwa zjawiska: rozkwit życia gospodarczego w wielu
miastach, które potrafiły dostosować się do wymogów
ówczesnej gospodarki europejskiej, oraz nowe formy
pojawiające się zarówno w organizacji wymiany, jak
i w rzemiośle. Obie sfery działalności rozwijały się pod
wpływem coraz to ściślejszych kontaktów Polski z in-
nymi krajami.
Rozwój produkcji rolnej szedł w parze, szczególnie
w XV wieku, z dogodnymi warunkami wytwórczości
rzemieślniczej czy górnictwa, produkujących na eks-
port. Co prawda, w drugiej połowie XIV i w pierwszej
połowie XV wieku nastąpił kryzys kopalnictwa srebra,
ołowiu i złota (Złotoryja, Bytom, Olkusz, Sławków,
Trzebinia), polegający na tym, że nie umiano sobie po-
radzić z dotarciem do złóż leżących poniżej poziomu
wody. Najdłużej cieszył się rozkwitem „srebrny”
i „ołowiany” Olkusz.
Dopiero mniej więcej od połowy XV wieku sytua-
cja się zmieniła, i to w sposób wróżący nadejście nowej
epoki: epoki finansowania inwestycji przez kapitał
handlowy. Przedsiębiorstwami górniczymi zaintereso-
wali się kupcy z Krakowa, Poznania i Gdańska. Ponad-
to właśnie na inwestycjach górniczych rozpoczęli swą
zawrotną karierę finansową właściciele firm zachod-
nich: Fuggerowie, Thurzonowie, Welserowie, Krópeli-
nowie. W wyniku powiązania kapitałów handlowych
Fuggerów i Thurzonów powstało także w Krakowie
przedsiębiorstwo inwestujące w kopalnie srebra. Po-
dobnie gdańscy Feldstedte'owie i Niderhoffowie ze
sztokholmskimi Kröpelinami za pomocą sztolni od-
wadniali stare kopalnie, docierając do bogatych złóż
kruszców leżących głębiej. Związki gwareckie (organi-
zacje górnicze) zmieniały swój charakter. Jako udzia-
łowcy wchodzili do nich wielcy finansiści z polskich
i obcych miast. Rzecz jasna, sami w kopalniach nie pra-
cowali, lecz wynajmowali do tego celu robotników
i prowadzili handel uzyskanym kruszcem. Ryzykując
wiele w przypadku nie- znalezienia odpowiednio boga-
tych złóż, od drugiej połowy XV wieku decydowali
niekiedy, w krajach rozwijających się, o losach polityki
europejskiej. To właśnie Fuggerowie, najwięksi z tych
przedsiębiorców, przechylili szalę na rzecz Karola V
podczas wyborów cesarza rzymskiego w 1519 roku.
W Polsce rodzimi przedsiębiorcy nie zyskali tak wiel-
kiego znaczenia. Złoża małopolskie zasilały majątki
zagranicznych przedsiębiorców, w o wiele mniejszym
wyrastały z nich fortuny miejscowych kupców, jak na
przykład Bonerów.
Do wzrostu zamożności polskiego skarbu bardziej
przyczyniła się eksploatacja soli, gałąź górnictwa pozo-
stająca całkowicie w rękach królewskich. Organizacja
żup solnych, wprowadzona
w 1368 roku przez Kazimierza Wielkiego, przetrwała
czasy nowożytne, uległ natomiast modernizacji sposób
wydobywania soli. O nowych zjawiskach w zakresie
produkcji decydowały jednak inne gałęzie wytwórczo-
ści, z których na pierwszy plan wysuwają się: okrętow-
nictwo i budownictwo, sukiennictwo i piwowarstwo.
Pierwsze dwa, w miarę rozwoju gospodarczego kraju,
miały zatrudniać coraz większe rzesze pracowników,
nie zawsze mieszczących się w sztywnych ramach ce-
chów. Obok mistrzów działali liczni niewykwalifiko-
wani lub częściowo wykwalifikowani pracownicy. Po-
nadto, i to jest bodajże ważniejsze, mistrz nie był
w stanie wypuszczać ze swego warsztatu gotowego
produktu. W stoczniach miejskich odpowiadał jedynie
za jakąś część statku: maszt, liny, żagle itp. Nie był za-
tem przedsiębiorcą regulującym ceny rynkowe, decydu-
jącym o czasie i formie gotowego dzieła, lecz raczej ‒
jak budowniczy w mieście ‒ najemnikiem przeważnie
podporządkowanym spółkom kupieckim lub radom
miejskim. W ten sposób średniowieczni rzemieślnicy
zmieniali się w nowożytnych robotników.
Kooperacja produkcji występowała również
w rzemiośle sukienniczym. Droga, jaką przeszło owcze
runo, zanim stało się sztuką sukna, była dość skompli-
kowana: czesanie, przędzenie wełny, tkanie, folowanie,
farbowanie, postrzyganie ‒ wszystkie te etapy przy du-
żej produkcji wymagały licznych, odrębnych spe-
cjalistów. Zależeli oni od tzw. „wykańczalników”, któ-
rzy często stawali się kierownikami całego procesu
produkcji. Oni wprowadzali towar na rynek i określali
jego cenę. W Brzezinach, w Szadku, Kościanie,
Wschowie i innych wielkopolskich ośrodkach,
w Gdańsku i w Bieczu ‒ wszędzie wytwarzała się za-
leżność ekonomiczna między przedsiębiorcą a produ-
centem. Przedsiębiorca reprezentował z reguły ostatni
etap produkcji, producent ‒ właściwy wyrób sukna.
Polska nie była pod tym względem wyjątkiem.
W XV wieku pojawiły się właśnie w sukiennictwie
zwiastuny nowej, kapitalistycznej epoki na zachodzie
Europy. W Holandii kupcy zainteresowani uzyskaniem
taniego i masowego towaru pożyczali chłopom narzę-
dzia i wełnę, zabierając gotowy produkt, gorszy zresztą
i tańszy niż wyroby cechowe. Te najstarsze manu-
faktury rozproszone współistniały z wcześniejszymi
przedsiębiorstwami w północnych Włoszech, zatrud-
niającymi najemnych robotników Florencji czy Medio-
lanu. W Polsce nie stosowano tak rozwiniętych form
organizacji pracy. Zalążki późniejszego, szesnasto-
wiecznego przemysłu dopiero się kształtowały. Ale
u schyłku średniowiecza i w naszym kraju pojawiły się
pierwsze jaskółki nowych stosunków produkcyjnych
opierających się na zależności gospodarczej, a nie na
„naturalnym” prawie feudalnym.
Przy opisywaniu nowych form pracy rzemieślni-
czej kilka słów należy poświęcić piwowarstwu. Różniło
się w Polsce od innych gałęzi produkcji szczególnie
szerokim zasięgiem społecznym. W XIV wieku piwo
warzyło wielu mieszkańców kraju: chłopi ‒ na swoje
potrzeby — warzyli napój ciemny, gęsty, przypomina-
jący zapewne oczyszczony bimber. Lepszy napój pro-
dukowali karczmarze po wsiach i cechy piwowarów
w miastach. W XV wieku sytuacja się zmieniła o tyle,
że do warzenia piwa wzięli się dosłownie wszyscy: soł-
tysi, zatrudniający własnych piwowarów, szlachta, któ-
ra rozpoczęła skupianie w swych dobrych coraz licz-
niejszych specjalistów, duchowieństwo ‒ zarówno za-
konne w klasztorach, jak plebani na swych folwarcz-
kach; pojawili się piwowarzy wiejscy, warzący na miej-
scowy rynek, w dużych miastach bogaci kupcy zapew-
niali opiekę i zarobek różnym specjalistom tej branży
ku oburzeniu cechów piwowarskich, które także się
rozwijały pod względem ilościowym. I co najważniej-
sze ‒ piwowarstwo mimo tej konkurencji było zajęciem
bardzo dochodowym”.
Mistrzowie tego cechu należeli do najbogatszych
rzemieślników, kupcy robili na piwie majątek, ponadto
bowiem stanowiło ono jeden z głównych produktów
importu. Piwo ze Świdnicy zalewało Śląsk, docierało
do Krakowa i Wielkopolski, gdzie spotykało się z gor-
szym ‒ bydgoskim i gdańskim; te ostatnie gatunki ry-
walizowały na Pomorzu, Kujawach i Mazowszu z pi-
wem miejscowym, holenderskim, hamburskim, rostoc-
kim i wismarskim. Opłacało się finansować specjali-
stów pozacechowych, którzy produkowali tak chodliwy
towar. Zastępował on dzisiejsze wino, herbatę, kawę,
kakao i wódkę.
Nowe formy pracy rodziły się także w handlu
w mieście i na wsi. Typowymi czynnikami w wymianie
wcześniejszego średniowiecza był przymus drogowy,
prawo składu oraz najróżniejsze cła i myta, które trapi-
ły kupców co kilkanaście czy nawet co kilka mil. Ku-
piec, przewożący towar z Węgier nad Bałtyk, napotykał
różnorakie przeszkody. Przede wszystkim musiał ko-
rzystać z ustalonych dróg, nie wolno mu było zboczyć z
wyznaczonych szlaków. Ułatwiało to co prawda znale-
zienie zajazdu, gospody, a niekiedy uzyskanie pomocy
w razie napaści czy nieszczęśliwego wypadku.
Poruszanie się kupców po określonym szlaku
umożliwiało kontrolę przewożonych towarów i ściąga-
nie opłat z handlu i transportu. A trzeba przyznać, że
pomysłowość w tym względzie była duża. Między No-
wym Sączem a Gdańskiem trzeba było zapłacić kilka
opłat celnych czy mytniczych, wyznaczanych przeważ-
nie od jednostek transportu. Nie wolno było „gościom”
‒ jak nazywano obcych przybyszów ‒ handlować mię-
dzy sobą, dzięki czemu wzrastały zyski miejscowych
kupców, którzy mogli dyktować korzystniejsze dla sie-
bie ceny. Kupcy węgierscy musieli wyłożyć na sprze-
daż swoje towary w Nowym Sączu, w Krakowie, w To-
runiu i przez określoną ilość dni czekać, czy nie znaj-
dzie się nabywca na miejscu. Uniknąć mogli tego tylko
w zamian za odpowiednią sumę, co pozwalało im na
udanie się w dalszą drogę. Prawo składu nadawał król,
oczywiście nie za darmo, w interesie miejscowego ku-
piectwa. Ale kontrolę wymiany i zyski z niej miało
niewiele osób, reprezentujących władze miejskie. Od
XV wieku było to praktycznie coraz trudniejsze, ze
względu na handel masowymi towarami: zbożem,
drewnem, futrami, wołami (wywożonymi z Polski) oraz
rybami, solą i suknem (przywożonymi do naszego kra-
ju).
Wymiana tych produktów, w skali masowej dopie-
ro w późnym średniowieczu, wymagała stworzenia
nowych instytucji i form. Jedną z nich, znaną od XIII
wieku, ale przetworzoną i rozwiniętą w Polsce znacznie
później, były jarmarki. W skali całego kontynentu eu-
ropejskiego odbywały się one głównie na styku stref
gospodarczych. Jarmarki szampańskie wiązały uprze-
mysłowioną Flandrię z jeszcze bardziej rozwiniętymi
gospodarczo Włochami. Podobnie rzecz się miała
z jarmarkami w Genewie, czy później w Lyonie, sta-
nowiącymi forpocztę Włochów w ich handlu francu-
skim. Na jarmarki w Medina del Campo przywożono
towary z Włoch i Hiszpanii, Bergen op Zoom oferowa-
ło Niemcom, Anglikom, Francuzom towary Holandii,
Frankfurt nad Menem zaś ‒ wyroby Nadrenii oraz po-
łudniowych i północnych Niemiec. W grę zatem wcho-
dziły wszędzie obszary gospodarczo silne, które bilans
wymiany opierały na rozwiniętej ekonomice towarowo-
pieniężnej.
Sieć wielkiego handlu europejskiego sięgała jed-
nak także na obszary dostarczające surowców. Stąd
brało się znaczenie kantorów hanzeatyckich w Skanii
i norweskim Bergen, dostarczających na rynki europej-
skie ryb, czy w Nowogrodzie Wielkim, który or-
ganizował ściąganie renty feudalnej od chłopów w po-
staci futer przeznaczonych na eksport. Krańcowymi
przystankami wielkich finansistów Europy były także
porty bałtyckie, które wywoziły zboże ściągane z ob-
szernego zaplecza.
Zdanie, jakoby w Polsce XV‒XVI wieku nie było
jarmarków na skalę Lyonu czy Lanciano, nie w pełni
odpowiada prawdzie w świetle struktury handlu gdań-
skiego. Dwukrotny w ciągu roku wzrost obrotów ‒ po
pierwszym spływie lodów na Wiśle i po żniwach ‒
stwarzał od połowy XV wieku w największym porcie
Rzeczypospolitej warunki analogiczne do sytuacji
w Antwerpii. Gdańszczanie zawierali transakcje głów-
nie z Holendrami i Anglikami. Jarmarki w Polsce roz-
wijały się, i to od początku XV wieku, w tych miastach,
na których obszarze krzyżowały się zainteresowania
przedstawicieli lesistej Litwy, stepowej Ukrainy i rolni-
czej Polski, a więc: w Lublinie, w Warszawie, Gnieź-
nie, Poznaniu, Jarosławiu i Kazimierzu. Na szlakach łą-
czących różne strefy gospodarcze spotykali się kupcy
z całej Europy Wschodniej.
Wymiana międzystrefowa musiała się opierać na
rozwiniętym systemie skupu i handlu lokalnego, co
powodowało wieloetapowość handlu. Istniały stare tar-
gi, które skupiały towar przejmowany następnie przez
hurtowników, i nowe. Już w XV wieku znano zaliczki,
jakie wielcy kupcy dawali producentom, uzależniając
ich od kapitału handlowego. Tak czy owak na targach
spotykali się już także producenci z hurtownikami. Ci
ostatni dokonywali dalszych obrotów, często na zasa-
dzie kredytowej, co wiązało się ze stosowaniem no-
wych form i narzędzi wymiany.
Prowadzenie hurtowych transakcji, operowanie
wielkimi sumami pieniędzy ‒ to tylko najbardziej wi-
doczne w źródłach różnice między XIV i XV stule-
ciem. Na formy pracy oddziaływały równie istotnie
odmienności wywodzące się ze strukturalnych cech
handlu. Drobny kupiec, stanowiący obok bezpośred-
nich producentów i konsumentów charakterystyczną
postać targów lokalnych, mógł się naocznie przekonać
o sytuacji rynkowej i samodzielnie sprawdzić wielkość
zapotrzebowania na określone towary. Stosunkowo
nieduże straty ‒ wobec małej ilości towaru ‒ poniesione
na jednym produkcie powetować sobie szczęśliwszą
transakcją związaną z innym produktem. Operacji do-
konywano z ręki do ręki, a rozliczenie następowało na-
tychmiast w innym towarze lub pieniądzu.
Na wielkich jarmarkach ‒ rzecz prosta ‒ istniała
zupełnie odmienna sytuacja. Tylko dobra znajomość
rynku zapewniała odpowiednie zyski. Kupcy musieli
posługiwać się rozbudowaną informacją handlową.
Operowanie produktami charakterystycznymi dla okre-
ślonej strefy gospodarczej wiązało się ze specjalizacją
handlową. Stąd zresztą brało się i dużo większe ryzyko,
które wraz z koniecznością obracania wielkimi kwota-
mi doprowadziło do rozwoju kredytu, jego form i na-
rzędzi. Wielki kupiec nie mógł działać sam. Był przed-
siębiorcą kierującym ze swego kantoru pracą wielu fak-
torów, agentów i pracowników transportu. Rzecz pro-
sta, poziom wiedzy praktycznej i teoretycznej przed-
stawicieli firm handlowych biorących udział w jarmar-
kach musiał być niewspółmiernie wyższy niż drobnych
przekupniów.
Przedsiębiorca, działający na obszarze obejmują-
cym pół kontynentu, musiał opanować geografię go-
spodarczą wiedzę o stosunkach politycznych w różnych
krajach, a obok tego posiąść znajomość różnych syste-
mów monetarnych oraz różnych miar i wielkości, w grę
bowiem wchodziła konieczność dokonywania skompli-
kowanych przeliczeń. Bez znalezienia wspólnego języ-
ka w dziedzinie miar, wag i monet nie do pomyślenia
była działalność wielkich kupców; stąd wynikała po-
trzeba używania wielkości łatwych do przełożenia na
język międzynarodowy. Obok więc drobnych monet
miedzianych czy wybitych z małą domieszką kruszcu:
denarów, fenigów, pensów, występowały duże grosze,
guldeny, floreny, mające wartość zawartego w nich zło-
ta lub srebra. Właśnie wielki handel upowszechnił mo-
nety obrachunkowe, funty i grzywny, które służyły do
obliczania wielkich kwot i ich wzajemnego przeliczania
stosunkowo małym wysiłkiem. Wprowadził on też
„grubą” złotą lub srebrną monetę realną. Konieczność
zabezpieczania ryzykownych interesów doprowadziła
do używania pisma w transakcjach: list handlowy, zle-
cenie transakcji, weksel prosty lub trasowany. Pojawiły
się one na jarmarkach przy operacjach prowadzonych
w Krakowie czy Poznaniu przez zachodnioeuropejskie
kantory kupieckie.
Jarmarki w Polsce były zatem izbami obrachunko-
wymi, w których dokonywano wymiany podstawo-
wych produktów wywożonych i przywożonych do kra-
ju. Wtedy też, w XV wieku, wielki handel zaczęły ha-
mować owe liczne przepisy: prawo składu, przymus
drożny, które działały w interesie średniowiecznych
korporacji kupieckich. Sytuacja zmieniła się, ziemie
wchodzące w skład monarchii jagiellońskiej stały się
same ośrodkami wielkiej produkcji towarowej. Wy-
miana rozwijała się dzięki przywilejom dotyczącym
wolnego przewozu towarów, prawa do zakładania jar-
marków oraz ulgom celnym.
Były trzy główne towary, które zmieniły strukturę
polskiego handlu zagranicznego, poczynając od połowy
XV wieku: zboże, w coraz większym stopniu wywożo-
ne z Polski, futra dostarczane z puszcz litewsko-
ruskich, wreszcie woły ‒ hodowane na stepach Ukrai-
ny. Nie można negować znaczenia innych produktów
dla rozwoju gospodarczego dawnej Rzeczpospolitej,
między innymi drewna, czerwca, lnu i wosku. Ale trzy
wymienione towary stały się reprezentatywne dla Pol-
ski w nowym układzie stosunków gospodarczych
w Europie. Przestawienie się na specjalizację w handlu
stanowiło szansę dla niektórych miast, bądź silnych
(jak Gdańsk), bądź słabszych, ale korzystających z no-
wej koniunktury, jak Lublin. Ciekawe jest porównanie
działalności handlowej Lublina i Krakowa, niewątpli-
wie górującego nad Lublinem wielkością i znaczeniem.
Życie Lublina było podporządkowane jarmarkom,
w Krakowie dominowała bardziej wyrównana w ciągu
roku, tradycyjna wymiana handlowa. Schyłek średnio-
wiecza okazał się jednak pomyślniejszy dla rozwoju
lubelskiego ośrodka, Kraków natomiast przeżywał
w tym czasie regres. Rozwijały się wówczas Warsza-
wa, Poznań i Gniezno, traciły zaś na znaczeniu ośrodki
tradycyjne: Chełmno, Elbląg, a nawet Sandomierz.
Z czasem wspomniana specjalizacja w wywozie
surowców i przywozie wyrobów przemysłowych miała
się źle skończyć dla naszego kraju. Jego rolniczy cha-
rakter i niedorozwój rodzimego przemysłu wiązały się
właśnie z pozycją Polski w piętnastowiecznej gospo-
darce europejskiej. Ale w początkowej fazie ujemne
skutki tego procesu dla naszej gospodarki jeszcze nie
występowały.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
UMYSŁOWOŚĆ SPOŁECZEŃSTWA
Zbadanie poglądów społeczeństwa polskiego
i wzorców kształtujących jego postawy u schyłku wie-
ków średnich należy do przedsięwzięć bardzo trudnych,
i to z rozlicznych względów. Podobnie jak przy
wszystkich zagadnieniach dotyczących tej epoki, tak
i w tej kwestii daje się odczuć dotkliwy niedostatek
źródeł. Ale główna trudność leży gdzie indziej. Umy-
słowość dzisiejszą w dość jednolity sposób kształtują
środki masowej propagandy, wzorce postępowania są
w zasadzie takie same lub podobne dla wszystkich krę-
gów społeczeństwa. W XIV‒XV wieku natomiast każ-
dy stan, każda grupa społeczna miała różne, nierzadko
odmienne kryteria postępowania. Inaczej kształtował
się sposób myślenia zbiorowości szlacheckiej, inaczej
zakonnej, jeszcze inaczej mieszczańskiej. O poglądach
chłopów, ludzi luźnych, miejskich najemników w ogóle
trudno coś bliższego powiedzieć.
Podstawowe kategorie kultury to, jak uważa A.
Guriewicz, czas i przestrzeń, ściślej zaś ‒ stosunek lu-
dzi do tych dwóch fonu bytu świata. Wydaje się, że
zmieniał się on w sposób zasadniczy stopniowo w cią-
gu XIV i XV wieku. Przestrzeń lepiej zagospodarowa-
na, niejako ciaśniejsza, stawała się bardziej wymierna.
W miejsce ogólnych określeń, nadal w części funkcjo-
nujących (imam partem agri ‒ czyli część pola ‒ alias
„od miedzy do miedzy”, jak określano sporny kawałek
ziemi podczas rozprawy sądowej) wraz z podziałami
własnościowymi, tworzeniem osad na podstawie do-
kładnego pomiaru gruntu pojawiały się miary ściślej-
sze. Oczywiście, dalekie były od precyzji czasów
współczesnych, ale w skali miasta stanowiły wymierne
wielkości, porównywalne i w miarę łatwo sprawdzalne.
Powstawały nowe określenia miejsc przestrzennych,
a wraz z rozwojem znaczenia politycznego i gospodar-
czego Polski wzrastała też wiedza na temat krajów bliż-
szych i dalszych.
W jeszcze większym chyba stopniu zmieniało się
poczucie czasu, na co wpłynęły różne czynniki. Po-
życzki udzielane były na tygodnie, na dłuższe okresy,
czasem lata. Wolnizny przy przebudowie wsi rozkłada-
no nieraz nawet na dziesięciolecia. Dokładne terminy
roków (sądów), targów, jarmarków, świąt kościelnych
‒ wszystkich dat wyznaczających rytm życia ludzkiego
‒ wprowadzały konieczność lepszego operowania cza-
sem przyszłym. Uczeni stwierdzają że gorzej było
z wiedzą o przeszłości i rzeczywiście pamięć wydarzeń
tylko wyjątkowo przekraczała okres trzech ‒ czterech
lat. Wyjątek stanowiły zapisy rocznikarskie (wykorzy-
stywane przez kronikarzy-historyków, którzy aż do
dzieła Jana Długosza traktowali przeszłość do prezen-
towania współczesnych sobie spraw). I tu jednak w XV
wieku zaczęły zachodzić widoczne zmiany. Pojawiły
się genealogie rodowe ‒ nie tylko wśród możnych ryce-
rzy, lecz również w środowisku bogatych mieszczan ‒
a także, co może było znacznie istotniejszą nowością
zapiski mające upamiętnić wydarzenia publiczne doty-
czące miast, rodzin, majętności, a nawet (jak w przy-
padku „pamiętnika” Ambrożego Pampowskiego) wła-
snych działań autora. Dodać trzeba, że o pamięci rzeczy
minionych świadczą też działania kancelarii różnych
urzędów i powstawanie archiwów ‒ królewskich, miej-
skich, prywatnych.
Trudnością, z jaką styka się badacz, są wielkie
przemiany, które dokonywały się w kulturze umysło-
wej tego czasu. Wiadomo, że zespół norm i ocen wyra-
sta na rusztowaniu stosunków gospodarczych i spo-
łecznych. We wcześniejszym średniowieczu umysło-
wość rycerstwa w Polsce kształtowało uznawane prawo
rodowe, niekiedy wspólne interesy z dynastią budującą
organizację państwową, zawsze zaś tradycje lokalne.
Od XIII wieku nasz kraj w coraz większym stopniu
włączał się w zachodnioeuropejską wspólnotę kultural-
ną. Upowszechnienie i rozwój kultury kościelnej, kon-
takty naukowe z głównymi ośrodkami wiedzy uniwer-
syteckiej, przejęcie wraz z prawem miejskim wzorów
życia miejskiego, wreszcie wykształcenie się stanów ‒
wszystko to sprzyjało procesowi unifikacji kultury
warstw wyższych.
Jeśli porównalibyśmy wzorce ideowe na Zachodzie
z wzorcami kształtującymi życie szlachty polskiej, oka-
załoby się że wśród elity dworskiej Krakowa i Wrocła-
wia zdobywał sobie coraz pocześniejsze miejsce ideał
dobrego rycerza. Powstały w warunkach systemu len-
nego, był zapewne dla Polaków pierwotnie mało zro-
zumiały. Kojarzył się jednak z modą przychodzącą
z przodujących krajów i coraz szerzej przyjmowało go
polskie rycerstwo wraz z rycerstwem środkowej Euro-
py. Już Henryk Probus stał się przykładem dobrego ry-
cerza. Brał udział w turniejach, pisał wiersze i, w prze-
ciwieństwie do przedstawicieli innych stanów, cenił
wyższe racje postępowania ludzkiego: miłość idealną,
honor rycerski, wierność lennej przysiędze, bezintere-
sowne poświęcenie, opiekę nad słabymi.
Wiek XIV, wraz ze zbliżeniem się Polski do Za-
chodu, upowszechnił te ideały. Już nie tylko książęta,
ale i szeregowi wojowie Jagiełłowi uznawali konwen-
cję rycerską za obowiązującą. Kontakty z Krzyżakami
i licznie przybywającymi do nich gośćmi niewątpliwie
ułatwiały szerzenie się jej. W XV stuleciu natomiast
zmieniły się w Polsce, podobnie jak na Zachodzie, idee,
którymi kierować się chcieli przedstawiciele panujące-
go stanu w Polsce. O ile pojęcie rycerskości było
względnie uniwersalne, przekraczające granice pań-
stwowe i językowe, o tyle ideał szlachcica XV wieku
był wytworem swoistych stosunków w poszczególnych
krajach.
Na czym polegał ów nowy wzorzec czy raczej ‒jak
przedstawiał się w porównaniu z „pozytywnym bohate-
rem” czasów rycerskich? Należy się zastrzec, że mowa
będzie na razie tylko o elicie feudalnej, o polskim ryce-
rzu, o obowiązujących go normach postępowania, o je-
go stosunku do świata.
Jeszcze XIII wieku ideał dobrego człowieka koja-
rzył się zapewne z jego stosunkiem do Boga, jego głę-
boką religijnością. Świadczą o tym przydomki książąt:
Pobożny, Wstydliwy, Sprawiedliwy (w stosunku do
Kościoła). Ideały ascezy były trudne do realizacji na co
dzień, toteż na przełomie XIII i XIV wieku większy
wpływ na rycerstwo wywarły inne cechy dodatnie,
podkreślane zarówno w przydomkach pozytywnych
bohaterów, jak i wychwalane przez kronikarzy: dobroć
(dla współrycerzy), prawość (w sensie cenienia słowa
rycerskiego), opieranie się na wspólnym dla całego sta-
nu prawie, męstwo, odwaga i siła ‒ związane z zawo-
dową działalnością rycerstwa.
Jeśli dobroć i sprawiedliwość jest w kronice zaw-
sze komentowana, to ‒ rzecz ciekawa ‒ odpowiedzial-
ność za słowo rycerskie traktuje się jako zjawisko zro-
zumiałe. Łamanie obietnic i odmawianie posłuszeństwa
księciu było na porządku dziennym aż do czasów Ka-
zimierza Wielkiego, ale ogólnie rzecz biorąc ‒ słowo
rycerskie stanowić miało podstawę działania nawet
wbrew własnym interesom. Rycerze zachodni, którzy
podczas wyprawy krzyżowej do Prus popadli w niewo-
lę, wiele lat poświęcali, by — po zwolnieniu na rycer-
skie słowo — zebrać sumę potrzebną na wykup. Rycerz
musiał być pobożny, co jednak nie wiązało się z ascezą,
i odważny. Część duchowieństwa potępiała jurność
króla Kazimierza, ale nie budziła ona zdziwienia czy
zgorszenia możnych, rycerzy i poniektórych biskupów.
Natomiast krzyżackie kroniki ze złośliwą radością roz-
powszechniały wiadomość o tym, że młody królewicz
w 1331 roku zbiegł z pola bitwy pod Płowcami. Strona
polska z oburzeniem odpierała ten oszczerczy dla ry-
cerskiej sławy króla zarzut.
Czy polskie rycerstwo w pełni odpowiadało ko-
smopolitycznym ideałom rycerstwa zachodniego? Wy-
daje się, że w praktyce nie, choć i w Polsce, szczegól-
nie na przełomie XIV i XV wieku, kontakty z zachod-
nim rycerstwem doprowadziły do zakorzenienia się
obyczajów panujących na wielkich dworach. Zawisza
Czarny dostąpił niemal Rolandowej chwały wśród swo-
ich. Jeździł po świecie w poszukiwaniu sławy i walczył
na turniejach o miano najlepszego. Powiadano o nim,
że mógł ujść Turkom, bo sam cesarz Zygmunt przysłał
po niego łódź, ale wolał dochować wierności towarzy-
szom i nie opuszczać ich w potrzebie. Zginął w walce
z poganami, urastając do symbolu cnót rycerskich.
Dobrze wychowany, ogładzony człowiek manife-
stował swoje zainteresowania wyższymi ideałami.
Słynny Wiersz Słoty o chlebowym stole poucza, jak na-
leży się zachować przy jedzeniu, stanowiąc wskazów-
kę, iż uczta nie służy tylko zaspokojeniu przyziemnego
głodu. Towarzyszyć jej powinny: wykwint zachowania,
czystość fizyczna, umiar w jedzeniu i galanteria w sto-
sunku do niewiast: „Czo masz na stole lepszego przed
sobą czci ją iżby żyła z tobą [...]”. Ów rymowany trak-
tacik dydaktyczny uzasadnia konieczność szacunku dla
kobiet, co kontrastuje ze starszymi opisami na ten te-
mat. W XII, a zapewne jeszcze i w XIII wieku kobiety
musiały wykonywać najcięższe prace domowe.
Włodyka ze Śląska, który pomagał swej żonie mleć
na żarnach, dorobił się przezwiska ‒ Brukał (bruczący
na żarnach) od tego niezwykłego upodobania.
W początkach XV wieku usługiwanie niewiastom
należało do dobrego tonu wyrastającego niewątpliwie
z kanonów rycerskich. Dzięki dworskiemu obyczajowi
zaczęto traktować kobiety jako uosobienie delikatności,
słabości, wymagające opieki ze strony rycerza. Dziewi-
ca stała się synonimem czystości, a wszelkie cnoty,
łącznie z pięknem fizycznym, składały się na ideał ko-
biety, której rycerz miał służyć. Czy wiele było w tym
pierwiastka erotycznego? Zapewne tak. I w Polsce, i na
Zachodzie dominował on w igraszkach dworskich.
Dowodem na to mogą być figlarne opowiadania Boc-
caccia, przygody miłosne króla Kazimierza Wielkiego,
a także zachodnie poematy rycerskie przenoszone już
w XII wieku na grunt polski w podaniu o Walgierzu
Wdałym.
Ideologia rycerska przypisywała kobiecie te
wszystkie cechy, które ceniła. W Wierszu Słoty czyta-
my: „jest koroną cna pani, przepaść by mu kto ją gani
[...]. Ot Matki Bożej tą moc [kobiety] mają, iż przeciw
im książęta wstają i wielką im chwałę dają.” Porównu-
jąc cześć oddawaną kobietom z czcią oddawaną Matce
Boskiej, autor stwierdza: „paniami stoi wiesiele”, dzię-
ki kobietom jest na świecie radość, „od nich wszytką
dobroć mamy”.
Trudno przypuścić, by te idee wpływały na po-
wszechne złagodzenie obyczajów. Lekka literatura
owego czasu, ploteczki dworskie zanotowane przez
Długosza, a zwłaszcza paszkwile polityczne, podobnie
jak naturalistyczne sceny rycerskich eposów, zdają się
temu zaprzeczać. Stanisław Ciołek, obrotny polityk,
późniejszy biskup poznański, nie zawahał się w utwo-
rze „oceniającym małżeństwo zawarte przez Włady-
sława z Elżbietą Granowską” porównać tę ostatnią do
„sprośnej i bezpłodnej świni”. Forma bajki, w której
występują orlica i lew, nie łagodzi ostrości utworu. Cio-
łek, najpewniej gorący zwolennik ostatniej żony Jagieł-
ły, Zofii, napisał też żartobliwą korespondencję Zofii
z cesarzową Barbarą. Obie niewiasty proponują sobie
wymienienie się mężami. Wątpliwości w sprawie ota-
czania niewiast czcią potwierdza opis perypetii towa-
rzyszących zrywaniu zaręczyn Jadwigi z Wilhelmem
czy afery z królową Zofią, publicznie pomówioną
o niedochowywanie wierności staremu mężowi, ba,
o uprawianie na dworze rozpusty.
Nie świadczy też o szacunku dla wszystkich kobiet
stosunek do służby żeńskiej, niekiedy wręcz okrutny,
ani kantylena żakowska, wzywająca ojca-dusigrosza,
by pomógł zdobyć piękną pannę, ani frywolne pieśni
waganckie: O pannie, co nie chciała dać koniowi owsa
lub Mam ja męża puchacza. Utwory te, mówiące o co-
dziennym, niewyidealizowanym życiu, ukazują na-
turalny stosunek do kobiet i przypominają niektóre
strofy Wielkiego Testamentu François Villona.
W umysłowości rycerstwa XV wieku widać wy-
raźnie częściowo przyswajaną z Zachodu skłonność do
porównań i wyciągania daleko idących wniosków
z cech czysto zewnętrznych. Rozmowa Mistrza ze
Śmiercią (utwór będący wersją malarskiego Tańca
Śmierci, ukazującego równość wszystkich ludzi wobec
nieuchronnego końca) dostarcza wielu takich przykła-
dów. Tak więc śmierć jest potwornym widziadłem,
ohydnym szkieletem; kojarzy się z trupem, rozkładem i
obrzydliwością. Źli plebani mają tłuste szyje, źli opaci
są nadmiernie wystrojeni. Wiersze Mocne boskie ta-
jemności przyrównują Pannę Marię białością do lilii,
pięknem ‒ do róży, cennością ‒ do zamorskiego kwia-
tu. Obecnie porównania te są stereotypowe, nie zwraca
się już na nie uwagi, ale właśnie w XV wieku stanowiły
nowość.
Imię św. Jacka pochodzi od hiacynta ‒ kwiatu
i szlachetnego kamienia. Miało ono symbolizować cno-
ty, piękno oraz stałość. Doszukiwanie się analogii treści
w podobieństwie formy wypływało zapewne z chęci
znalezienia klucza do zrozumienia skomplikowanych
zjawisk. Brak teoretycznej wiedzy prowadził do teorii,
które miały jakoby wyjaśniać harmonię świata, tłuma-
czyć cechy zjawisk przez ich podobieństwo, przy czym
powszechne zrozumienie owych analogii stworzyło za-
pewne jednolity krąg kultury rozwijającej się w Polsce
XV wieku. Oczywiście, nie tylko zachodnioeuropejskie
elementy kultury dworskiej kształtowały obyczajowość
Polaków owego czasu. W grę wchodzić musiały
i wzorce postępowania bojarów Rusi Halickiej i wła-
sne, rodzime tradycje przechowywane skrzętnie wśród
ludności wiejskiej, wreszcie ‒ w bardzo silnym stopniu
późnośredniowieczna kultura religijna.
Wiara chrześcijańska przestała już być własnością
wybranego kręgu duchownych. Wraz z przyjęciem jej
zasad przez szlachtę, a przede wszystkim przez chło-
pów, zmieniła ona nieco swój charakter. Wcześniejsze
symbole nabrały innego sensu już w XIII wieku. Bóg
urealnił się, podobnie jak jego święci. Żywoty św. Sta-
nisława z XIII wieku zawierają wiadomości o uczynio-
nych przezeń cudach świadczących, że zmieniał on
prawa natury: wskrzeszał, powodował zrośnięcie
członków, umożliwiał przejście cało przez ogień.
Czternasto- i piętnastowieczne cuda św. Brygidy
szwedzkiej, jej córki św. Katarzyny czy błogosławione-
go Prandoty z Krakowa mają już inny charakter. Są
opisami udanych posunięć życiowych lub naturalnego
uśmiechu losu. Udana ucieczka przed zbójcami, po-
myślna transakcja, szczęśliwe pokonanie trudnej drogi,
wyzdrowienie z ciężkiej choroby ‒ wszystko to niewąt-
pliwie się wydarzyło, tyle że owe zdarzenia tłumaczono
sojuszem z mocami niebieskimi, patronem osoby, za-
wodu lub kraju.
Religia zaczęła towarzyszyć wszystkim poczyna-
niom życiowym rycerstwa i chłopów. Z niej czerpano
recepty na wszystkie dolegliwości, ona też wskazywała
drogi wyjścia z jak najbardziej przyziemnych kłopo-
tów. Popularność myśli husyckiej w trzecim i czwartym
dziesiątku lat XV śmiecia wskazuje na powszechne za-
interesowanie się sprawami religijnymi, zwłaszcza że
dopuszczała do grona wtajemniczonych w arkana reli-
gii wszystkich wierzących. Od XIII wieku rozpo-
wszechniały się też polskie modlitwy i pieśni religijne,
a więc powszechnie zrozumiałe dla słuchaczy, jak np.
popularna Bogurodzica.
Z tym zjawiskiem wiążą się początki prywatnych
księgozbiorów rycerskich czy raczej dworskich. Jan
Olbracht i Aleksander posiadali w swych niezbyt licz-
nych zbiorach (około 40 woluminów) głównie modli-
tewniki i literaturę religijną. Za pośrednictwem szeroko
znanych historii biblijnych i żywotów świętych kształ-
towała ona umysły, unifikując poglądy, opinie i sfor-
mułowania. Warto podkreślić, że rola książki rękopi-
śmiennej (a od schyłku XV wieku także drukowanej)
rosła wśród elit społecznych wyraźnie.
Co zmieniło się w umysłowości szlachty w ciągu
XV wieku? Wydaje się, że przeobrażenia gospodarcze
i społeczne, jakim ulegała Polska w owym śmieciu,
wpłynęły w sposób istotny na zmianę norm i wzorców
postępowania. Wcześniej ideał rycerza wiązał się w ja-
kiś sposób z jego działalnością zawodową. Walcząc,
rycerz wykonywał swoją podstawową pracę, dzięki
której miał szansę polepszyć warunki życia. W XII
wieku zagon Krzywoustego nie zdobył grodu kołobrze-
skiego, bo wojowie polscy zaczęli rabować bogate
podgrodzie. W XV wieku udział polskiego rycerstwa
w rejzach krzyżackich na Prusów dawał okazję nie tyl-
ko do zbawienia duszy, ale i zdobycia łupów. W na-
stępnych śmieciach sytuacja się zmieniła. Mała sku-
teczność pospolitego ruszenia, procesy wytoczone tym,
którzy nie stawili się na wyprawę wołoską Jana Ol-
brachta, świadczą że wojaczka przestała się polskiej
szlachcie opłacać.
Jak pisze francuski badacz George Duby ‒ stosunki
lenne przestały być rusztowaniem kultury. Można pójść
dalej i powiedzieć, że owo rusztowanie się zmieniło
czy też zawaliło. Kierunek rozwoju wskazuje literatura
powstała w XVI stuleciu, wiodąca od znamienitego ry-
cerza Zawiszy do Żywota człowieka poczciwego Miko-
łaja Reja i dobrego gospodarza ukazanego w dziele An-
zelma Gostomskiego. Ideał szlachcica wiązał się
w XVI wieku niewątpliwie z jego troską o interesy
państwa, rozumiane wszakże jako interesy stanu szla-
checkiego. Można to zaobserwować już w XV wieku.
Pospolite ruszenie, zebrane przeciwko Krzyżakom pod
Czerwińskiem w 1422 roku czy zwołane w roku 1454
podkreśla w swych żądaniach, że o sprawach ziemi de-
cydować mogą tylko jej mieszkańcy. Szlachta już
w 1423 roku zdobyła sobie uprawnienia gospodarcze
rozszerzone w latach 1447 i 1497. Posiadanie ziemi
i jej uprawianie stało się z czasem podstawą nobilitacji.
Obok pojęcia sprawiedliwości rycerskiej kształtowało
się pojęcie sprawiedliwości ziemiańskiej czy szerzej ‒
państwowej.
Nie należy jednak negować znaczenia starego ry-
cerskiego kodeksu. Jeszcze w 1444 roku powszechną
wzgardę okazywano rycerzom, którzy wrócili do kraju
po klęsce warneńskiej. Ale już nie słychać, by hańbą
okryci byli uciekinierzy spod Chojnic w 10 lat później.
Pozostało poczucie tego, że rycerz-szlachcic, posiadacz
ziemski, jest lepszy od innych, a więc i lepiej walczy.
Szabla u boku, łuk, kusza, wierzchowiec stanowiące
część rynsztunku bojowego były oznakami szlachectwa
i rycerskiego pochodzenia. Z tym też należałoby wiązać
rozwój teorii o lepszym pochodzeniu szlachty niż
przedstawicieli innych stanów w Polsce. Rozwinąć się
one miały w XVI wieku przed wszystkim w różnych
koncepcjach sarmatyzmu. Ale już sam Długosz wywo-
dził Leliwitów i Zarębów z Nadrenii, Rogalów z Miśni,
Dryjów z Burgundii, Bończów z Włoch, Łabędziów
z Danii, Kuszalów z Czech. Poszczególne rody ‒
Wczelów, Wieruszów ‒ wywodziły swój rodowód od
Rzymian, Greków, a nawet Etiopów.
Czy pojęcie czci szlacheckiej było w XV wieku
równoważne z dawniejszym pojęciem czci rycerskiej?
Chyba nie. Szlachectwa bowiem się dowodziło, by
uzyskać większe odszkodowanie za zniewagę. Wartość
człowieka stała się bardzo wymierna. Najwyższą miał
posiadacz ziemi, urodzony ze szlachty, w państwie
uprzywilejowany; za znieważenie go płacono najwięk-
sze odszkodowanie. Za panowania Kazimierza Jagiel-
lończyka ten praktycy- styczny ideał przesłonił chyba
dawniejsze wyższe ideały, a nie wytworzył jeszcze
tych, które obowiązywały w czasach nowożytnych.
Przy werbunku do wojska król, kierując pochwały pod
adresem szlachty, odwoływał się do przywiązania do
swojej osoby i do korzyści materialnych. Nawet dla za-
gorzałych zwolenników monarchy pierwszy argument
wiązał się ściśle z drugim. A czasy umożliwiały uzy-
skiwanie korzyści materialnych przede wszystkim
w drodze gospodarzenia na własnej ziemi. To z kolei
wiązało się ze sprawą zasadniczą: kosmopolityczny ry-
cerz zmieniał się w polskiego szlachcica, odczuwające-
go wyraźnie swą przynależność do ojczyzny i więź łą-
czącą go z nią.
W obrazie tym jednak brak innych wzorców postę-
powania, przede wszystkim mieszczańskiego. W mia-
stach również ceniono sukces, żywiono kult dla ko-
rzystnego, udanego działania. Ale szlachcic mógł zało-
żyć hodowlę owiec, mógł ewentualnie rozwinąć pro-
dukcję zbożową, mieszczanin natomiast stał przed wy-
borem o wiele bardziej skomplikowanym. Księgi i za-
piski kupieckie gdańszczan ‒ Jana Pisza i Tomasza
Krusego, podobnie jak dane o pracy mieszczan Krako-
wa, Lublina czy Poznania — wskazują na rozległe
możliwości działania i wiążąca się z tym konieczność
dokonywania skutecznego wyboru. Kiedy kupić i kiedy
sprzedać, jaki towar komu lub od kogo pożyczyć, na ja-
kich warunkach, skąd zdobyć surowce potrzebne do
warsztatu rzemieślniczego ‒ oto tylko część problemów
stających o wiele częściej przed mieszczaninem niż
szlachcicem.
Trzeba jednak wspomnieć o najistotniejszej w XV
wieku różnicy między stanowiskiem szlachcica
i mieszczanina. Sytuacja właściciela ziemskiego była
o wiele lepsza niż mieszczanina.
Fałszywy krok tego ostatniego (a wyboru dokony-
wał on codziennie w toku swej zawodowej działalno-
ści), pociągał za sobą groźne konsekwencje: bankruc-
two, proces, niekiedy śmierć. Kupiec czy rzemieślnik
stawał nadto w obliczu większej ilości niewiadomych
przy planowaniu swojej działalności. Stan i potrzeby
rynku, relacje monetarne, klęski żywiołowe, niepokoje
polityczne ‒ od wszystkich tych czynników zależały
zyski lub straty mieszczanina w stopniu większym niż
efekty pracy gospodarstwa szlacheckiego. Stąd też wy-
nikała złożona psychika mieszczanina: z jednej strony
aktywna postawa wobec otaczającego świata pro-
wadząca do znajdowania coraz to nowych form działa-
nia i nowych metod zdobywania pieniędzy, z drugiej ‒
pewien fatalizm i niepewność.
Wśród owych sposobów zdobywania pieniędzy
znalazł się jeden, który w sposób istotny zmienił normy
postępowania mieszczan ‒ wiedza. Nie wyrosła ona
w celach klasztornych ani na średniowiecznych uniwer-
sytetach. Była sumą praktycznych doświadczeń, powta-
rzanych, udoskonalanych, efektem osiągnięć całego
środowiska zawodowego. Praktyczna korzyść z umie-
jętności pisania i czytania upowszechniła się, w mieście
znajdowała się zapewne stosunkowo spora grupa umie-
jących pisać. Sądząc z zachowanych listów, w kore-
spondencji urzędowej z władzami Gdańska brało udział
w XV wieku kilkuset mieszczan różnych zawodów. Już
wtedy nawet w mniejszych miastach ‒ Chojnicach, Lu-
blinie, Pucku ‒ zapisywano w księgach miejskich wia-
domości o transakcjach.
Umiejętność pisania stanowiła warunek sprawnego
wykonywania zawodu czy, ściślej rzecz ujmując,
wszelkich działań. Oczywiście, dla kupców prowadzą-
cych wielkie międzynarodowe transakcje, piszących
dziesiątki listów, zleceń, wystawiających weksle była
to działalność codzienna. Pisać musieli także rzemieśl-
nicy posługujący się listami polecającymi i korzystają-
cy z pisanych statutów. Rzecz ciekawa: w małej pod-
ówczas Łodzi, liczącej zapewne kilkuset mieszkańców,
nieliczne wpisy do księgi miejskiej prowadzone były
rozmaitym charakterem pisma. Czyżby w ubogiej gmi-
nie miejskiej dokonywali ich urzędujący ławnicy? Pi-
smo towarzyszyło, oczywiście, wykształconym ma-
gnatom oraz szlachcie piszącej w interesach do Gdań-
ska. Listy Jana Długosza, który zlecał pisemnie doko-
nanie różnych działań w Sandomierzu, wskazują, że
stanowiły one normalny sposób komunikowania się.
Potwierdzają to liczne, coraz liczniejsze wpisy do ksiąg
sądowych różnych instancji ‒ sądów grodzkich, ziem-
skich, miejskich, a nawet wiejskich.
Rozpowszechnienie znajomości pisania dało ważne
efekty: pojawiały się teksty w języku polskim. W po-
równaniu z piśmiennictwem naszych sąsiadów ‒ Niem-
ców, Czechów, Rusinów ‒ jak pisał Aleksander Brück-
ner ‒ byliśmy ogromnie zapóźnieni. Od połowy XIV
wieku Polacy zaczęli szybko nadrabiać tę zaległość.
Coraz liczniejsze stawały się wpisy rot sądowych (ze-
znań świadków) oczywiście składanych po polsku,
a w XV stuleciu, na Mazowszu przełożono na język
polski statuty Kazimierza Wielkiego i statuty mazo-
wieckie. W końcu stulecia rozwój literatury religijnej,
przede wszystkim kazań i poezji bernardyńskiej (Wła-
dysława z Gielniowa), dały podstawę rozkwitu literac-
kiej polszczyzny w czasach Odrodzenia.
Podobnie jak umiejętność pisania, także sztuka ra-
chowania była warunkiem sprawnego wykonywania
zawodu. Chodziło nie o sumowanie i podejmowanie
jednostek, lecz o skomplikowane przeliczanie różnych
wartości. Ponadto mieszczanie musieli znakomicie
orientować się w stosunkach rynkowych. Przewóz
drewna do Gdańska przez łomżanina Pietruszkę nie
zawsze był opłacalny, podobnie jak transport przędzy
przez gdańszczanina Krusego do Londynu. Zapiski
mieszczan Gdańska i Krakowa mówią o zobowiąza-
niach dłużnych, bieżących przeliczeniach monet, o ce-
nach i wierzytelnościach. Czasem znajdujemy w nich
pobożną inwokację lub westchnienie do patrona o po-
myślne zakończenie transakcji.
Poczucie niepewności jutra kazało z kolei miesz-
czanom szukać oparcia poza swoim zawodem i stanem.
Nie wszystkim ‒ rzecz jasna ‒ to się udawało. W XV
i XVI wieku zakup dóbr ziemskich przez mieszczan ‒
wbrew prawu i interesom szlachty ‒ był na porządku
dziennym. Nobilitacje natomiast nie zdarzały się zbyt
często. Ale przejście na wieś ‒ tak jak zrobili to potom-
kowie ryskiego i krakowskiego mieszczanina Hanula
w XV wieku ‒ podyktowane było niewątpliwie dąże-
niem do ustabilizowania zdobytej pozycji i majątku.
Właściciele mniejszych fortun, którzy nie mogli wyjść
z miasta, wycofywali się z obiegu swe kapitały i loko-
wali je w kosztownościach i nieruchomościach, starając
się w ten sposób zabezpieczyć majątek. O tym, że po-
czucie niepewności było jednym z czynników kształtu-
jących mentalność mieszczanina świadczą między in-
nymi pobożne legaty, testamenty oraz niektóre formy
działalności zawodowej, jak choćby rozwój spółek.
Wspólne ponoszenie ryzyka w handlu czy lichwie,
a także coraz szersze stosowanie weksli pozwalających
na dokonywanie obrotów bezgotówkowych zmierzało
do zabezpieczenia się przed niespodziankami losu.
Z XV wiekiem łączą się testamenty mieszczańskie,
spisywane co kilka lat nawet przez ludzi młodych.
Wśród owych testamentów wiele było pobożnych lega-
tów, które miały zapewnić spadkobiercom miejsce
w raju. Warto nadmienić, że praktyczny mieszczanin
XV wieku traktował bardzo realnie swoje kontakty
z Opatrznością. Fundowanie ołtarzy, kaplic, szat i na-
czyń liturgicznych, wyposażenie wnętrza kościelnego
stanowiło bardzo często transakcję wiązaną. Kupiec
w zamian za fundację oczekiwał od Pana Boga pomocy
przy transakcji, ratunku z opresji, wyzdrowienia z cięż-
kiej choroby.
Ideałem dla mieszczanina był człowiek bogaty,
któremu się w życiu powiodło. Bogactwo można było
uzyskać dzięki wiedzy, pracowitości i dobrym stosun-
kom z Opatrznością. Stąd też szacunek i uznanie dla
tych, którym się udał, ale i bezlitosne okrucieństwo dla
nieszczęśników, którym powinęła się noga. Licytowa-
nie skonfiskowanych dóbr było na porządku dziennym.
W Gdańsku w XV wieku przynajmniej kilkanaście razy
do roku dochodziło do takich egzekucji. Spychały one
zlicytowanego na margines życia, robiły zeń wyrzutka
społeczeństwa, który ‒ jak znany Grzegorz Materna ‒
zasilał szeregi rozbójników czy piratów.
Zarówno w środowisku szlacheckim, jak i miesz-
czańskim konieczna stała się edukacja młodzieży,
przyczyniająca się do unifikacji postaw, poglądów
i obyczajów. Podstawą wykształcenia była nauka prak-
tyczna. Adeptów sztuk rzemieślniczych wysyłano do
warsztatów, by tam, przyjrzawszy się technice i me-
todzie działania, terminując u mistrza, wciągnęli się do
zawody. Podobnie działo się w zawodzie kupieckim.
Młodych synów wysyłano na naukę do odległych nie-
kiedy placówek handlowych, gdzie jako faktorzy sta-
wiali pierwsze kroki pod okiem doświadczonych kup-
ców.
I wśród szlachty wiek XV rozpowszechnił zwyczaj
wysyłania dzieci na dwory wysokich urzędników ziem-
skich, dwór królewski, a nawet w sprzyjających warun-
kach na dwory zagraniczne. Poza ogładą zdobywali tam
ogólne rozeznanie w sprawach publicznych, wojsko-
wych, a nierzadko poznawali nowe metody gospoda-
rowania. Ten system praktycznej nauki musiał być bez-
pośrednio związany z organizacją oświaty w państwie.
Studia praktyczne wymagały znajomości pisania i czy-
tania oraz podstawowych działań matematycznych,
a także katechizmu jako najbardziej powszechnego
wprowadzenia do obowiązujących obyczajów.
Dwa ostatnie stulecia polskiego średniowiecza
odegrały wielką rolę w dziedzinie oświaty. Pod koniec
panowania Kazimierza Jagiellończyka zaledwie co pią-
ta parafia nie posiadała szkoły. Oblicza się, że w archi-
diecezji gnieźnieńskiej liczba parafii dochodziła wów-
czas do 4000. Uwzględniając też inne szkoły ‒ przy ka-
tedrach i klasztorach ‒ należy przyjąć, że liczba szkół
na wsi i w mieście sięgała zapewne blisko 3500. Nieza-
leżne od różnych efektów ich pracy jest to liczba impo-
nująca. Dzięki tym szkołom powstała w późnym śre-
dniowieczu wspólna dla szerokich mas społeczeństwa
kultura. Jedna szkoła przypadała na około 800 mieszka-
ńców, co wyjaśnia przyswojenie sobie przez wszystkie
warstwy i grupy społeczne form kultury późnośrednio-
wiecznej.
Czego uczono w tych szkołach? Czytania, by
umożliwić korzystanie z modlitewników, śpiewu ko-
ścielnego, katechizmu, służenia do mszy oraz liczenia,
by umożliwić obliczanie oktawy świąt i okresów ko-
ścielnych. Potrzeby jednak znacznie przekroczyły ten
minimalny program: rachunki okazały się niezbędne
dla wszystkich uczących się, przyszły pisarczyk czy no-
tariusz w mieście musiał przecież dobrze pisać i racho-
wać.
Nie jest rzeczą przypadku, że właśnie w XIV wie-
ku pojawiły się pierwsze podręczniki do nauczania ła-
ciny, napisane przez Frowina ze Starego Sącza. W na-
stępnym stuleciu kontynuował tę tradycję Marek
z Opatowa, a Jakub Parkoszowic, profesor uniwersytetu
krakowskiego, pierwszy wyłożył zasady pisowni pol-
skiej. Już wtedy istniało powszechne zapotrzebowanie
na takie dzieło, a mistrz Jakub nie adresował go do
konkretnego odbiorcy, lecz zwracał się do ogółu w te
słowa:
Kto chce pisać doskonale język polski i też prawie
umiej abecadło moje, którem tak napisał tobie
[Kto chce pisać dobrze i prawidłowo po polsku,
powinien znać abecadło ‒ litery]
Prawnik Stanisław Zaborowski kontynuował dzieło
Jakuba, wprowadzając w 1513 roku literę ł do polskie-
go alfabetu.
Pierwszy polski podręcznik rachunków ks. Toma-
sza Kłosa pt. Algoritmus to jest nauka liczby, polską
rzeczą wydana ukazał się co prawda dopiero w 1538
roku, ale ludzie umieli liczyć już dawniej. Skompliko-
wane rachunki miejskie z XV wieku, prowadzone naj-
częściej cyframi rzymskimi, nawet w brudnopisach za-
wierają minimalną ilość błędów. Arytmetyka, stano-
wiąca podstawę astronomii i ściśle w owych czasach
z nią spleciona, musiała mieć wielu adeptów, skoro jej
rozkwit w XV i XVI wieku przyniósł chlubę kulturze
polskiej. Prace Wojciecha z Brudzewa, Macieja Króla
z Żurawicy, Stanisława i Macieja Byliców oraz Marci-
na Bierna poprzedziły dzieło Kopernika. Nie jest rzeczą
przypadku, że w XV wieku właśnie dopisano na ko-
ścielnym kalendarzu w Płocku polskie nazwy miesięcy
obok łacińskich: luty, strąpacz, marzec, łżykwiat lub
kwiecień, maj, ugornik lub zok, lipiec, sierpień lub
czerwień, wrzesień, listopad, grudzień, prosień. Pomija-
jąc różnice w stosunku do dzisiejszych nazw, świad-
czące o zmianach klimatu, kalendarz ten stanowi próbę
‒ chyba udaną ‒ połączenia tradycji polskiej z europej-
ską nauką o podziale roku.
Już w XIV wieku ambicje lokalne w dziedzinie
oświaty były duże. W Legnicy w roku 1309 zapowia-
dano, że w szkole będzie się wykładać wszelkie gałęzie
wiedzy „dostępne zrozumieniu słuchaczów”. Rozsze-
rzanie wiedzy nie szło jednak w parze z jej pogłębia-
niem. W początkach XV wieku problem ten był przed-
miotem dyskusji na synodach prowincjonalnych. Pod-
kreślano ‒ na przykład w Krakowie w 1408 roku ‒ brak
uzdolnionych nauczycieli, gorszono się nieuctwem ple-
banów, którzy nie zawsze znali liturgię. Poziom kształ-
conych też nie był budujący. Żądano, by ostrzej egza-
minować kandydatów na rektorów szkółek para-
fialnych.
Sytuacja zmieniła się dość radykalnie w ciągu XV
wieku. Pomijając wszelkie inne przyczyny, należy pod-
nieść tu zasługi Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wszech-
nicę krakowską ufundował w 1364 roku Kazimierz
Wielki. Profil jej określił akt fundacyjny. Uniwersytet
miał podlegać kanclerzowi koronnemu, toteż najwięk-
szy nacisk położono na organizację wydziału prawa.
Zamierzano utworzyć 5 katedr prawa rzymskiego, któ-
rych absolwenci stanowiliby podporę monarchii stano-
wej. W późnym średniowieczu znano pogląd o istnieniu
trojakiego prawa, podzielany jeszcze w początkach
czasów nowożytnych. Pierwsze ‒ to prawo boskie, za-
warte w Piśmie Świętym, którego komentatorem i egze-
kutorem jest Kościół rozwijający ponadto przepisy we-
dług Bożego nakazu. Drugie ‒ to prawo wszczepione
przez Boga w dusze ludzkie, prawo przyrodzone,
uznawane i potwierdzane powszechnie. Wreszcie trze-
cie ‒ to prawo stanowione przez władzę. Nie ulega
wątpliwości, że właśnie rozwój tego ostatniego prawa
wiązał się z umocnieniem władzy centralnej. Tym bar-
dziej że ten rodzaj prawa był spisany, zawierał względ-
nie jasno wyłożone normy postępowania, układane
i objaśniane przez ludzi dworskiego kręgu.
Nowa wszechnica, która nawiązywała zapewne
poprzez wpływy biegnące z andegaweńskich Węgier do
uniwersytetów włoskich ze słynną Bolonią na czele,
była republiką studencką. Scholarzy sami wybierali
rektora i rządzili się swoimi prawami poddanymi ogól-
nej kurateli państwa. Ponadto Akademia miała oddzia-
ływać na Wschód ‒ na Litwę i Ruś, propagując kulturę
łacińską i wzmacniając w ten sposób wpływy Korony
Polskiej. Po śmierci Kazimierza Wielkiego Akademia
podupadła zapewne z braku odpowiednich podstaw ma-
terialnych.
Dopiero w 30 lat później potrzeby Jagiełłowej mo-
narchii doprowadziły do odnowienia uczelni. Król,
związany ze sprawami wschodnimi, chciał realizować
swe cele „z pomocą i współdziałaniem tych, których
umysły mądrości i nauki pełność ozdobiła, to jest łudzi
w podstawach i tajnikach pisma biegłych, których radą
tron królewski się umacnia, a cnotliwymi czynami Rze-
czypospolita w zdrowie i siły wzrasta”. Dyplom erek-
cyjny z okazji odnowienia uniwersytetu w 1400 roku
zawiera również refleksję, że każde rozwijające się
państwo ma swoją wszechnicę, której istnienie wiąże
się ze znaczeniem królestwa. „Paryż powołaniem
i zgromadzeniem uczonych biegłych i rozumnych
Francją opromienia i szanowną czyni [...]. Bolonia
i Padwa Włochy wzmacnia i zdobi [...]. Praga Czechy
oświeca i wynosi [...]. Oxford całe Niemcy [sic!] obja-
śnia i użyźnia”. Niezależnie od nieścisłości w ostatnim
zdaniu ‒ dziwnej w uczonym piśmie ‒ służebna rola
wszechnicy w stosunku do państwa i społeczeństwa ry-
suje się bardzo wyraźnie.
W czasie od 22 do 26 lipca 1400 roku odbywały
się uroczystości inauguracyjne uczelni. Dokonano wte-
dy pierwszych wpisów do „albumu studiosów”. Listę
wpisów otworzył sam król, za nim kilku wysokich dy-
gnitarzy, wielu dostojnych kanoników, księży i wresz-
cie 205 uczniów. Wykład inauguracyjny nieprzypad-
kowo wygłosił biskup krakowski Piotr Wysz, Studium
Generalne zostało bowiem zreformowane według wzo-
ru uniwersytetu w Paryżu. Otwarto nowy wydział ‒
teologiczny, a jego opiekunem został biskup krakowski.
Uczelnię podporządkowano władzom kościelnym. O jej
polityce decydować mieli nie scholarzy, lecz profeso-
rowie żyjący ‒ podobnie jak studenci ‒ w rygorach nie-
mal zakonnych. Obowiązywały wspólne mieszkania
i wspólne modlitwy. Każdym wydziałem: teologią, fi-
lozofią, prawem, medycyną i sztukami wyzwolonymi
z różnymi katedrami, kierował dziekan z dwoma kon-
syliarzami. Władze te wybierano co pół roku, podobnie
jak najwyższego przełożonego uczelni ‒ rektora.
Mieszkano i uczono się w kolegiach zarządzanych
przez prepozytów. Każdy profesor miał w kolegium
swoją izbę i ubogiego studenta do posług. Scholarzy
mieszkali w bursach pozostających pod nadzorem
uczelni.
Uniwersytet odrodził się z zapisu Jadwigi i hoj-
nych dotacji królewskich. W ciągu XV wieku obok
pierwotnych dochodów, między innymi z cła krakow-
skiego, uzyskał on liczne nadania prywatne, dzięki któ-
rym mógł się rozwijać nawet organizacyjnie. Od po-
czątku XV wieku do roku 1509/1510 zapisało się na
uczelnię 21 517 słuchaczy, z których ponad 12 900 re-
krutowało się z poddanych króla polskiego. Pozostali to
przybysze z Węgier, Śląska, Czech, Moraw, Austrii
i
Szwajcarii, a nawet ze Szwecji, Danii, Włoch oraz
Hiszpanii. Czas nauki nie był określony. Wykłady
trwały przez cały rok, podobnie ćwiczenia. Uczono bo-
wiem viva voce (ustnie) wykładając przedmiot, oma-
wiając go podczas ćwiczeń, wreszcie ‒ przez dysputy
dialektyczne. Podręczniki akademickie nie istniały, po-
sługiwano się natomiast tekstami klasycznymi, które
komentowano, analizowano krytycznie, opierając na
nich dalsze rozumowanie.
Po dwóch latach, pod warunkiem uczestniczenia
w odpowiedniej ilości zajęć, można było stawać do
pierwszego egzaminu ‒ na bakałarza. Po dalszych stu-
diach bakałarze mogli zdawać na mistrza, magistra.
Zdobycie tytułu magistra sztuk wyzwolonych umożli-
wiało ukończenie innych wydziałów i pozwalało uzy-
skać tytuł doktora. By otrzymać tytuł doktora teologii,
trzeba było studiować przynajmniej 12 lat. Koszty
promocji niejednokrotnie przekraczały możliwości słu-
chacza. Dlatego tylko niewielu studentów kończyło
uniwersytet zdobyciem tytułów naukowych. Na pod-
stawie danych z pierwszych trzydziestu lat działalności
uczelni można sądzić, że zaledwie 1/5 słuchaczy zdo-
była pierwszy, a mniej niż 1/20 drugi stopień naukowy
sztuk wyzwolonych.
Nie na tym jednak polegało znaczenie uniwersyte-
tu. Stworzył on kadrę żyjącą z nauczania, rekrutującą
się nawet spośród słuchaczy, którzy nie ukończyli stu-
diów. Kierownikami szkół parafialnych zostawali coraz
częściej ludzie, którzy co najmniej „liznęli” naukę uni-
wersytecką. Wyższe wykształcenie stanowiło niemal
warunek uzyskania stanowiska pisarza w większych
ośrodkach. Zapewne u schyłku XV wieku kilka tysięcy
ludzi w Polsce żyło z wiedzy zdobytej na uniwersyte-
cie. Nie jest sprawą istotną, że znajomość łacińskich
dzieł, przypisywanych słusznie lub niesłusznie Arysto-
telesowi, ograniczała się do formalnego, prymitywnego
ich rozbioru, że poezję poznawano w miernych przekła-
dach, że logikę wykładano w sposób mało przydatny
dla zrozumienia rzeczywistości.
Znaczenie Uniwersytetu Jagiellońskiego polega nie
tylko na wielkich jego osiągnięciach w zakresie nauk
przyrodniczych czy prawnych. Ważniejsze wydaje się
oddziaływanie uczelni na ogólnonarodowe formy kul-
tury. Dokonywanie na wykładach rozbioru gramatycz-
nego kroniki mistrza Wincentego (Kadłubka) dawało
przenoszoną później do szkół parafialnych, a więc po-
wszechną niemal, znajomość dziejów ojczystych. Nau-
ka konstrukcji wykładu, jednolite operowanie ogólnie
dostępnymi argumentami przyczyniło się do rozwoju
kazań w języku ojczystym, przenoszonych na szczebel
parafialny. Tysiące żaków z całej jagiellońskiej mo-
narchii przybywało do Krakowa. Po powrocie w ro-
dzinne strony upowszechniali jednolity model kultury,
poglądy i wzorce wartości. Kraków oddziaływał jedno-
cząco nie tylko w sferze polityki, ale ‒ kto wie, czy nie
przede wszystkim ‒ w dziedzinie kultury na kształtują-
cą się Polskę nowożytną.
Uniwersytet odgrywał jeszcze jedną istotną rolę.
Tu skupiały się wszelkie nowe prądy nurtujące Europę.
Już na początku XV wieku mistrz Jan Jelitko głosił teo-
rie wywodzące się z nauk Husa. W 1424 roku otrzymał
promocję Andrzej Gałka z Dobczyna, „heretyk jak naj-
gorszy”, który propagował nauki Wicleffa wymierzone
przeciw hierarchii kościelnej. Ów radykalny nurt jed-
nak nie znalazł w Krakowie oparcia, natomiast wielkie
znaczenie w skali międzynarodowej zdobyli sobie pol-
ski ruch koncyliarystyczny. Delegacja polska na sobór
w Bazylei zyskała szacunek całego zjazdu dzięki wy-
stąpieniu wybitnych teologów i kanonistów: Jakuba
z Szadka, Tomasza Strzępińskiego, Dersława z Bo-
rzymowa i innych uczonych mężów. W ciągu XV wie-
ku rozwinęła się też filozofia spekulatywna, będąca
prądem scholastycznym. Michał Twaróg, Jan Leopolita
i Jakub z Kleparza, sławni nawet wśród swoich prze-
ciwników, nie odegrali jednak takiej roli jak ci, którzy
zaszczepiali w Polsce nowe, humanistyczne prądy sta-
nowiące zapowiedź dalszych przemian.
Humaniści włoscy zaczęli interesować się wielkim
państwem Jagiellonów już w pierwszej połowie śmie-
cia. Sam Francesco Filelfo bawił na dworze Władysła-
wa Jagiełły. Czy kształcony za granicą Ostroróg nie
przesiąkł ideami renesansu? Czy sylwetki biskupów
polskich, takich jak Zawisza z Kurozwęk lub Wojciech
Jastrzębiec, nie świadczą o takim samym kryzysie do-
tychczas uznawanych wartości, co na zachodzie Euro-
py? Zainteresowaniem otaczającym światem, pogoń za
pieniędzmi (biskup Jastrzębiec miał legendarne skarby,
o które walczyli jego synowcy), bujne przygody ero-
tyczne (tylko przez przypadek „gamratka” wywodzi się
od imienia biskupa z początków XVI wieku, równie
dobrze ten sens oddawałoby słowo „zawiszanka”, od
biskupa Zawiszy z Kurozwęk), udział w intrygach poli-
tycznych ‒ wszystko upodabnia ich do włoskich książąt
Kościoła.
Zewnętrzne formy kultury Odrodzenia przejmowa-
ne były w Polsce już w pierwszej połowie XV wieku.
Znakomity orator, profesor wszechnicy krakowskiej,
Jan z Ludziska, świadomie naśladował wielkich rzym-
skich mówców starożytności, wprowadzał do swych
zajęć rozbiór nie tylko uznanych autorów śred-
niowiecza, ale też różnych pisarzy antyku. Przedstawi-
ciel zachowawczych prądów w polityce, Zbigniew Ole-
śnicki, korespondował z wybitnym humanistą Enea-
szem Sylwiuszem Piccolominim, który po wstąpieniu
na tron papieski stał się reprezentantem polityki za-
chowawczej, podobnie jak Zbigniew w Polsce. Czy
znaczy to, że nie znali nowego spojrzenia na świat?
Nasz największy historyk tego okresu, Jan Dłu-
gosz, sekretarz i zwolennik Oleśnickiego, pisał o „sub-
telnych wieku naszego humanistach, które darzą uzna-
niem to tylko, co odznacza się wdziękiem cyceroń-
skim”. A zatem już wtedy istniała w Polsce grupa ludzi
poszukujących piękna, odwołujących się do skarbów
wiedzy i myśli antyku. Tu działał Włoch, Filippo Buo-
nacorsi, zwany Kallimachem, towarzysz Długosza
w wychowaniu synów Kazimierza Jagiellończyka. Jego
największe dzieło, jeśli nie liczyć Rad Kallimachowych
(autorstwo wątpliwe), to Życie i obyczaje Grzegorza
z Sanoka. Trudno powiedzieć, o ile wizerunek nakre-
ślony przez Kallimacha odpowiadał lwowskiemu arcy-
biskupowi. Ważne wszakże jest, iż w Polsce pojawił się
utwór ukazujący ideał męża stanu, wysokiego dostojni-
ka kościelnego, mędrca ‒ humanisty. Wzorzec ten się
nie rozpowszechnił i nie znalazł uznania w kraju, ale
niewątpliwie był wyrazem nowych idei zrywających ze
schematami średniowiecza, wzbudzał też zaintereso-
wanie człowiekiem oraz tym wszystkim, co go doty-
czyło. Grzegorz z Sanoka w ujęciu Kallimacha jest
żądny wiedzy o otaczającym go świecie.
Ciekawość humanistyczna sprzyjała podróżom Po-
laków. Spotkać ich można było w Maroku, Portugalii,
Turcji, a przede wszystkim w państwach Zachodu. Bo-
lonia, Padwa, Paryż oraz miasta niemieckie gościły
wielu przybyszów z Polski. Z drugiej strony chętnie
przyjmowano u nas różnych uczonych humanistów stu-
diujących w Krakowie. Z Włoch przybywali między in-
nymi Jan Amatus, Konstanty Claretti, Piotr Rozjusz,
z Niemiec ‒ słynny Konrad Celtes, Wawrzyniec Corvi-
nus, Rudolf Agricola, z Anglii Leonard Coxe. Dzięki
nim poznawano u nas nowe prądy filozoficzne i este-
tyczne, poprawiał się też stan znajomości łaciny.
Wprowadzono do wykształcenia retorykę, epistologra-
fię, a nieco później grekę i hebrajski, pozwalające na
studiowanie różnych dzieł w oryginale. Prądy płynące
w XV wieku z zachodniej Europy trafiały na polski
grunt, do rozwijającego się nowego społeczeństwa.
Pierwsza połowa stulecia stanowiła okres rozbu-
dzonego patriotyzmu. „Szczególna chwała należy Oj-
czyźnie Polaków ‒ mówił przy powitaniu w 1447 roku
Kazimierza Jagiellończyka Jan z Ludziska ‒ gdy inne
są wspaniale, ta jedna dla mnie podziwu godna. Jacyż
w niej ludzie wojenni, wspaniali [...]. Ojczyzna hojna
jest i żyzna, przenosi inne urodzajności pól, rozmai-
tością plonów, mnóstwem zwierząt”. Miłość do Ojczy-
zny w tonacji niemal współczesnej pobrzmiewa u Jana
Długosza, kiedy pisze o swej radości z racji odzyskania
przez Polskę Pomorza, dodając, że „szczęśliwszy by
umarł, gdyby dożył także powrotu Śląska”. W drugiej
połowie XV wieku biskup Jan Strzempiński napisał
pięknie:, jestem dumny, że jestem Polakiem”.
Czy masy szlacheckie podzielały te uczucia? Trud-
no na to pytanie odpowiedzieć w sposób definitywny.
Rycerze polscy, ci najbardziej znamienici, należeli do
międzynarodowej elity Europy łacińskiej. Ścibor ze
Ściborzyc wiernie służył królowi Węgier, w służbie
którego poległ też Zawisza Czarny, skądinąd także
wierny rycerz Jagiełłowy. Nie wiemy, jakie motywy ‒
czy chęć ulepszenia państwa, czy raczej chęć uzyskania
korzyści dla ludzi własnej kondycji ‒ kierowały poczy-
naniami pospolitego ruszenia w czasach wojen z Krzy-
żakami. Sądzić można, że w dobie powstawania sejmu
idea polskiej racji stanu mniej czy bardziej istniała
w umysłach posłów, a na pewno tych polityków, któ-
rzy, jak Jan Łaski chcieli tworzyć jednolite prawa dla
całej Korony Polskiej. Nie ma wątpliwości, że dla wie-
lu ludzi patriotyzm był bardziej ograniczony. Miesz-
kańcy Mazowsza nie poddawali się zbyt łatwo władzy
króla Polski i prawna odrębność tej dzielnicy ‒ mozol-
nie, kawałkami inkorporowanej do Królestwa ‒ trwała
jeszcze dłuższy czas. Dla mieszkańców wsi i miast
własna gmina była tą najważniejszą ojczyzną. Na pro-
cesie polsko-krzyżackim już w XV wieku mieszczanin
z Poznania „zapytany czyim jest poddanym odpowie-
dział, że jest poddanym Poznania”. Łatwiej było rozu-
mieć interesy całego kraju tym, którzy posiadali swe
dobra w wielu dzielnicach, i tym, którzy widzieli szan-
sę kariery w służbie króla. Oczywiście, także ludziom
wykształconym, pochodzącym z różnych warstw spo-
łecznych. Patriotyzm wyczulał ich na panujące zło, wy-
czulał w sposób humanistyczny. Jan z Ludziska pragnął
powitać w młodym królu tego, „który obali obłudę
możnych [...] zburzy chłopską niewolę, która ze
wszystkich nieszczęść jest najgorszym złem [...]”.
Elita intelektualna związana z uniwersytetem kra-
kowskim była zapewne w tych swoich poglądach dość
odosobniona i niezbyt jednolita. Trudno jednak nie do-
strzegać tych dążeń, które rzucają światło na emancy-
pację intelektualną Polaków u schyłku średniowiecza.
Świadczy o niej również teza rektora jagiellońskiej
wszechnicy Pawła Włodkowica. On to właśnie, wycho-
dząc z analizy stosunków polsko-krzyżackich, wypo-
wiedział z okazji soboru w Konstancji (1414‒1418)
pogląd o dwóch wojnach: zbrodniczej, zaborczej
i sprawiedliwej, obronnej. W XV wieku kształtował się
też w naszym kraju ‒ czyż nie pod wpływem do-
świadczeń stuleci ‒ pogląd o niechęci Polaków do na-
jeżdżania sąsiadów i o gotowości do walki w słusznej
sprawie, w obronie własnej lub przyjaciół. Na wagę za-
sługuje jeszcze jedna kwestia. Poglądy prawnika Stani-
sława za Skarbimierza, cytowane opinie Pawła Włod-
kowica czy inne tegoż autora, kwestionujące władzę
papieża i cesarza nad poganami, służyły w pierwszej
połowie stulecia państwowej polityce zagranicznej.
W drugiej połowie stulecia współdziałanie nauki z mo-
narchią niestety osłabło.
Wszystko, co powiedzieliśmy o wzorcach obycza-
jowych i moralnych, nie dotyczyło lub dotyczyło
w stopniu niewielkim najliczniejszej grupy społecznej,
skupiającej przynajmniej 80% mieszkańców kraju ‒
chłopów. Niewiele wiemy o ich sposobach postępowa-
nia. Długosz pisał o sile chłopa polskiego, o jego pra-
cowitości, zręczności, wytrzymałości na głód i zimno.
Chłopi mieli być wówczas śmiali, bystrego umysłu,
żądni nowości i trudni do ujarzmienia. W dwa wieki
później ukazywano już ich lenistwo, tradycjonalizm
i tchórzostwo. W wieku XV uczony historyk wymieniał
wśród przywar ludu wiejskiego skłonność do pijaństwa,
potwierdzoną zresztą przez obcych. Nie wydaje się jed-
nak, by skłonność ta charakteryzowała tylko chłopów,
szlachta równie często się upijała. Awantury musiały
być na porządku dziennym, skoro sądy nie karały
ostrzej chłopa za bójkę ze szlachcicem w karczmie
i skoro szlachta domagała się specjalnych kar dla chło-
pów bijących w karczmie swych panów.
Dalsze spostrzeżenia Długosza dotyczą obyczajów
i obrzędów wiejskich, które ze zgorszeniem określał ja-
ko pogańskie. Chodziło mu m.in. o topienie marzanny,
huczne zabawy i zawołania, które w 1423 roku Jan
z Miechocina tak opisywał: „[...] nasi, starki, dziewki
nie oddają się modlitwie [...] lecz [...] zbierają się nie
do kościoła, nie by się modlić, lecz na tańce, nie by
wspominać Boga, lecz diabła, mianowicie isaja, łado,
ileli, ja, ja [...] jeśli nie będą pokutować pójdą wraz
z jassa, łado na potępienie wieczne”.
Nie ulega wątpliwości, że w życiu chłopa polskie-
go XV wieku istotną rolę odgrywały stare przesądy,
zabobony i obyczaje stanowiące splot tradycji plemien-
nych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie, zwy-
czajów przynoszonych przez obcych osadników (m.in.
dyngus) i prób przystosowania się do na rzuconych
przez Kościół norm. Wydaje się, że właśnie u schyłku
średniowiecza kazania i pieśni maryjne stały się zro-
zumiałe powszechnie, operowały bowiem bliskimi lu-
dowi porównaniami: „A ja pełna i żałości, sprochniało
we mnie ciało i moje wszytki kości” ‒ skarżyła się
Panna Maria. O popularności pieśni świadczy ich ży-
wotność. Chodzi między innymi o takie pieśni, jak
Przez Twe Święte zmartwychwstanie lub Chrystus
z martwych wstał je, ludu przykład dal je.
Bernardyn Jan z Szamotuł, zwany Paterkiem
(zmarł w 1519 roku), w kazaniach swych wykorzystał
zewnętrzne walory Marii, której „głowa była niejako
podługowata, czoło nie szerokie, ale gładkie, na cztery
grani [czworograniaste], miernie wielkie, słuszne, po-
korne, a zawsze na dół je spuszczała, taka bowiem
głowa a czoło ukazują człowieka opatrznego, mądrego
a sromieżliwego [...] Usta naświętsze miłe, rozkoszne,
wesołe [...] zęby jej były białe, proste, równe a czyste”.
Taki opis zalet Dziewicy Marii, podobnie jak krytyka
złego dominikanina, „który przeciw poczęciu Jej czy-
stemu kazał, w pół kazania padł i zdechł”, trafiały za-
pewne do słuchacza dzięki swej prostocie, podobnie jak
Kazania gnieźnieńskie z XV wieku. Jeśli dziś mówimy
o tradycji kultury ludowej, to mamy na myśli przede
wszystkim te formy, który zostały przyjęte i rozpo-
wszechnione w środowisku chłopskim przez późny go-
tyk właśnie w XV wieku.
Pogłębiające się kontrasty społeczne prowadziły
w ciągu XV stulecia do wzrostu samowiedzy stanowej.
Jednocześnie narastały konflikty społeczne. Z nimi ‒
być może ‒ należy wiązać wiadomość z 1497 roku
o tym, że chłopi wyjawiali Tatarom kryjówki szlachty.
Szlachta pogardzała kulturą chłopską, a chłopi niena-
widzili obyczajów szlacheckich. Powstawały stosunki,
które rzutować miały na dzieje Polski w dobie nowo-
żytnej.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
KOŚCIÓŁ I ŻYCIE RELIGIJNE
Wszystkie zmiany, jakie zachodziły w umysłowo-
ści społeczeństwa polskiego, wiązały się ściśle z chrze-
ścijaństwem stanowiącym podstawę ówczesnego świa-
topoglądu. Nie było ono identyczne z tym, które wpro-
wadził Mieszko I, ale różniło się też od trzynasto-
wiecznego. Na czym polegały owe różnice? Uprasz-
czając, można by następująco przedstawić schemat
rozwoju Kościoła w Polsce średniowiecznej: zaszcze-
piony na terenie grodów i przyjęty przez nieliczną dru-
żynę pierwszych Piastów, był już w XII wieku Kościo-
łem możnowładztwa polskiego. W następnym stuleciu
ogarnął mieszczaństwo, a w XIV i XV wieku ‒ wieś.
Jeśli budynkiem charakterystycznym dla pierwszego
okresu dziejów Kościoła była kaplica grodowa, dla
drugiego ‒ fundacja możnowładcza, klasztor i kościół
z emporą dla fundatora, a dla trzeciego ‒ kościoły miej-
skie budowane z przepychem, to kościołem parafial-
nym charakteryzował się wiek XV. Istoty przemian
wszakże szukać należy w społecznym układzie sił. Dla
XII wieku symbolem Kościoła możnowładczego był
opat lub biskup biorący czynny udział w polityce pań-
stwa, w sto lat później ‒ żebracze zakony franciszka-
nów i dominikanów, które opierały swój byt materialny
na jałmużnie bogatych mieszczan, wreszcie dla ostat-
niego okresu ‒ wiejski pleban, typowy na wsi polskiej
aż po wiek XX.
Mimo swego uniwersalistycznego znaczenia chrze-
ścijaństwo w Polsce u schyłku średniowiecza stanowiło
szczególną jego formę. Polska leżała na granicy świata
katolickiego sąsiadując z prawosławiem, ze społeczeń-
stwami pogańskimi (Litwini, Tatarzy), a od XV wieku
mając bezpośredni kontakt z wyznawcami islamu. Jej
mieszkańcy często stykali się z ludźmi innej wiary, in-
nego wyznania. Już od czasów Kazimierza Wielkiego
na ziemiach Korony mieszkali lub pojawiali się prawo-
sławni, animiści, wyznawcy judaizmu, islamu, człon-
kowie Kościoła ormiańskiego i Kienesy karaimskiej.
Ten stan rzeczy związany z oddaleniem od głównych
ośrodków katolicyzmu powodował daleko idące skutki.
Codzienna znajomość ludzi innego wyznania czy in-
nych religii, utrzymywanie z nimi stosunków gospo-
darczych, współżycie na obszarze jednej ziemi czy po-
wiatu było możliwe tylko w warunkach tolerancji
i względnie otwartego stosunku do ludzi różniących się
w wierze. Ponadto ‒ jeśli awans polityczny i gos-
podarczy Polska zawdzięczała inkorporacji Rusi, kraju
prawosławnego, to pomyślny rozwój mógł być zapew-
niony tylko przy niekonfrontacyjnym ułożeniu stosun-
ków z wyznawcami Kościoła Wschodniego. Czy moż-
na zarzucać tu Polakom indyferentyzm religijny? Być
może, skarży się na to jeszcze Długosz, ich wiara była
rzeczywiście świeższej daty niż ta, która cechowała
Włochów czy Francuzów. Niemniej ‒ wysokiej miary
refleksja teoretyczna elit towarzysząca polskiej toleran-
cji i widoczna we wspomnianych pracach Pawła Włod-
kowica, wskazuje na przemyślany stosunek do zasadni-
czych problemów współżycia ludzi.
Nie ulega wątpliwości, że w ciągu omawianej epo-
ki zmieniła się rola chrześcijaństwa w życiu naszego
kraju. Widoczne to było w kilku zasadniczych dziedzi-
nach życia. Sprawą najważniejszą wydaje się przyjęcie
norm kościelnych przez ogół mieszkańców Polski,
w tym przez znakomitą większość ludności chłopskiej.
Do początku XVI śmiecia zastała zakończona bu-
dowa organizacji parafialnych. Powstały struktury nie
tylko organizacji kościelnej, lecz także podstawowe
komórki życia społecznego, politycznego i kulturalne-
go. To w kościołach parafialnych podczas nabożeństw,
odpustów i świąt spotykali się mieszkańcy różnej kon-
dycji prawnej i majątkowej, tam ogłaszane były infor-
macje władz państwowych i ziemskich. Według po-
działów parafialnych zestawiano spisy pogłównego,
pobierano podatki, a w późniejszych czasach sporzą-
dzano lustracje królewszczyzn. W kościołach parafial-
nych udzielano coraz bardziej powszechnie sakramen-
tów i to nie tylko chrztu, eucharystii, lecz także mał-
żeństwa. Przy świątyniach tych znajdowały się też
szkoły parafialne. Przyjęcie chrześcijaństwa dało też
skutki w ocenie działań ludzkich, innym nieco widze-
niu dobra i zła, a także podporządkowaniu rytmu
dziennego, tygodniowego i rocznego życia kalenda-
rzowi kościelnemu.
Można również od innej strony patrzeć na prze-
miany życia religijnego. Jerzy Dowiat w swojej Historii
Kościoła katolickiego w Polsce pisze o rozwoju organi-
zacji kościelnej, ojej miejscu w mechanizmie władzy.
Po okresie służebności w stosunku do państwa i okresie
zależności od papiestwa widzi autor w XIV i XV stule-
ciu okres przechodzenia Kościoła pod wpływy świeckie
‒ szlachty, króla, oligarchii. Kiedy w drugiej połowie
XIV wieku dominikanin krakowski Stanisław pisał Ży-
wot świętego Jacka, ukazał swego bohatera w otocze-
niu ludu. Według Żywota święty spędzał cały swój czas
wolny na studiach, na głoszeniu kazań, modlitwie, na
przewodnictwie duchowym i działalności spowiedni-
czej. Ta ostatnia miała znaczenie dla upowszechnienia
życia religijnego. W konsekwencji rozszerzenia się
wiary uległa ona niewątpliwie spłyceniu. Kościół stał
się mniej elitarny, bliższy ludziom, bardziej zrozumia-
ły, a jednocześnie jego niektóre działania zaczęły być
poddawane krytyce.
W Polsce w XV wieku kryzys przeżywały zakony.
Dotknął on przede wszystkim klasztory oparte na wiel-
kiej własności ziemskiej. Nie trzeba było fundować
nowych zgromadzeń cystersów czy benedyktynów ‒
ważniejsze, bliższe i łatwiejsze do kontroli okazały się
fundacje kościołów świeckich. Synowie szlacheccy,
pragnący się poświęcić Kościołowi, mieli możliwość
zdobycia bogatych prebend, stanowisk w świeckiej or-
ganizacji kleru.
W XIII wieku Kościół był jednolitą siłą zmierzają-
cą nie bez powodzenia do politycznego podporządko-
wania sobie wszystkich państw. Kryzys w wieku XIV
i związane z nim procesy społeczne, przede wszystkim
rozwój scentralizowanych monarchii, przekreślił kon-
cepcje uniwersalizmu papieskiego. Dodatkowy efekt
tych przemian stanowiła tzw. wielka schizma zachod-
nia. Próby italianizacji kurii rzymskiej przez papieża
Urbana VI w 1378 roku doprowadziły do zerwania
z nim kardynałów francuskich, odgrywających od 1305
roku pierwszorzędną rolę w awiniońskiej stolicy chrze-
ścijaństwa. Wybrali oni Francuza, który pod imieniem
Klemensa VII rozpoczął pontyfikat, otwierający blisko
czterdziestoletni okres podziału Kościoła. Od 1409 ro-
ku, czyli od soboru w Pizie, gdzie wybrano jeszcze pa-
pieża, aż do soboru w Konstancji, gdzie ten stan rzeczy
został zlikwidowany, działały nawet trzy ośrodki wła-
dzy kościelnej. Likwidacja schizmy nie zamknęła okre-
su sporów o kształt władzy kościelnej. Walka koncylia-
rystów ze zwolennikami władzy papieża trwała aż do
roku 1449.
Wszystkie te wydarzenia doprowadziły do zdecy-
dowanego spadku politycznego znaczenia Kościoła,
a to wiązało się z innymi jeszcze zjawiskiem ‒ wyraź-
nym upadkiem prestiżu duchowieństwa. Pleban i za-
konnik stawali się niekiedy synonimami nie ascezy,
pokory oraz ubóstwa, ale sknerstwa, chciwości, rozpu-
sty i wygodnictwa. Z konkubinatu tłumaczył się pleban
słowami ‒ „i jam człowiekiem”; pijaństwa nie unikał,
skoro warzył piwo i przepijał do odwiedzających go pa-
rafian, by wzrosła liczba stawianych kolejek; nie pod-
porządkowywał się władzom kościelnym. Spotkać
można było nawet księdza, który publicznie lżył bisku-
pa.
Na tle tego kryzysu znaczenia Kościoła katolickie-
go wydarzenia związane z unią polsko-litewską stano-
wiły zjawisko wyjątkowe. Najrozleglejsze państwo eu-
ropejskie zostało (niezależnie od wyznania większości
jego mieszkańców) związane z Zachodem, schrystiani-
zowano ostatnie ludy pogańskie żyjące obok zakonnych
państw kościelnych. Oczywiście, niekiedy, jak w przy-
padku paszkwilu Jana Falkenberga, intencje nowych
chrześcijan i wiarygodność nawrócenia poddawane by-
ły w wątpliwość. Nie zmieniło to faktu, że dwór jagiel-
loński stał się pożądanym sprzymierzeńcem Kościoła
w skomplikowanych rozgrywkach polityki europej-
skiej. Nie jest rzeczą przypadku, że w marszu narodów
do krzyża, przedstawianych na freskach i opisywanych
w rozprawach, jako „jedynej nadziei” w walce z nie-
bezpieczeństwem tureckim obecna jest też ‒ obok in-
nych krajów Europy ‒ Polska. Być może ojej znaczeniu
też świadczyć fakt nominacji kardynalskiej Zbigniewa
Oleśnickiego. Jako zwolennik koncyliaryzmu po raz
pierwszy otrzymał kapelusz kardynalski z rąk papieża
soborowego, po raz drugi już z nadania kurii rzymskiej.
Specyficzne cechy Kościoła w Polsce nie różniły
go pod każdym względem od Kościołów Europy Za-
chodniej. Wiele elementów je łączyło, np. kryzys po-
staw części duchowieństwa, które, być może ze wzglę-
du na szybko wzrastające potrzeby duszpasterstwa,
powiększało się o ludzi przypadkowych.
Do powszechnych przywar należała prywata. Ka-
zania składano tak, by dowodziły, że „Chrystus zmar-
twychwstał jest, a pan Strzelecki zdrajca jest” lub też
rozprawiano się w nich z innym przeciwnym plebanowi
dziedzicem. W ogóle spełnianie obowiązków duszpa-
sterskich daleko odbiegało od ideału.
Zdarzało się wykorzystywanie „dla żartu” tajemni-
cy spowiedzi i natrząsanie się publicznie ze zdradzone-
go męża, odprawianie nabożeństw po całonocnym pi-
jaństwie, tak że wierni odsyłali plebana do domu, spóź-
nianie się do kościoła z powodu gry w kości z okolicz-
ną szlachtą. Co prawda gra o pieniądze była zakazana,
ale mimo to klerycy wiedli prym w oszukiwaniu. Znane
są sprawy sądowe o grę fałszywymi kośćmi. Toczone
przed konsystorzem postępowania także często kończy-
ły się wręcz uwięzieniem plebana, niekiedy zaś karnym
przeniesieniem go do innej parafii. Przepisy o ubiorze
duchownych, zwłaszcza zakazy noszenia ozdobnych
szat ze zwisającymi rękawami, spiczastego obuwia,
wieńców na głowie ‒ ukazują też pogoń kleru za modą,
przywiązywanie dużego znaczenia do zewnętrznej ele-
gancji. Wśród wad ówczesnego kleru wymienić warto
zawadiackość, skłonność do bijatyk, ba ‒ nawet do
morderstw. Nie bez przyczyny przecież wśród zakazów
synodalnych uwzględniono zakaz noszenia miecza.
Niżsi przedstawiciele Kościoła niejednokrotnie re-
prezentowali mierny poziom umysłowy. Wizytatorzy
skarżyli się, że plebani nie rozumieją łaciny, że odpra-
wiają nabożeństwa niezgodnie z obowiązującymi prze-
pisami liturgicznymi, nie najlepiej też czytają. Zapewne
ciemnota niektórych przedstawicieli Kościoła w Polsce
była widoczna i wcześniej, podobne bowiem zarzuty
padały i w XII wieku, ale wówczas ogólny stan wiedzy
i zakres zainteresowań intelektualnych kleru był nie-
wątpliwie wyższy niż w środowisku świeckim. Ponadto
propagowanie ideałów religijnych korzystnie wyróżnia-
ło kleryków od świeckich. W XIV i XV wieku stosunki
uległy zmianie. Wiedza przestała być domeną ducho-
wieństwa. Nawet pobieżna znajomość katechizmu,
umiejętność czytania i obserwowanie upadku auto-
rytetu kościelnego, wszystko to prowadziło do odrzu-
cania obowiązujących poglądów, do prób samodzielne-
go poszukiwania dróg naprawy.
Ujawniły to procesy o herezję. Podczas przesłu-
chiwania oskarżonych jako jedno z pierwszych padało
pytanie o posiadanie książki. Mimo że nie znano jesz-
cze druku, już wówczas uważano, że słowo pisane nosi
w sobie ładunek wybuchowy niebezpieczny dla ustalo-
nego porządku. W obradach synodalnych wiele miejsca
zajmowały sprawy dotyczące wykroczeń przeciwko
oficjalnym doktrynom.
Na czym polegały owe podejrzane poglądy? Głosi-
ły one odrodzenie Kościoła przez nawiązanie do trady-
cji pierwotnego chrześcijaństwa, które nie znało boga-
tych prebend i beneficjów, lecz reprezentowało naj-
szczytniejsze ideały sprawiedliwości. Główną prze-
szkodę na drodze reform upatrywano w hierarchii ko-
ścielnej. Dlatego tak w Czechach, jak i w Polsce husyci
występowali przede wszystkim przeciwko bogactwu
duchowieństwa, jego przywilejom i wyzyskiwaniu
wiernych. Wielką popularnością w trzydziestych
i czterdziestych latach XV wieku musiały się cieszyć
postulaty odebrania duchowieństwu władzy świeckiej,
majątków, przywilejów, przywrócenia cnót ewange-
licznych i zbliżenia do potrzeb prostego ludu. Dążenia
te znajdowały poparcie mieszczan i bogatszych chło-
pów, a także były mile widziane przez szlachtę. I ona
niechętnie patrzyła na wielkie dobra kościelne, a także
na sądy, którym podlegała w przypadku konfliktu z du-
chownym, wreszcie ‒ na dziesięcinę ściąganą na rzecz
Kościoła.
W Polsce do walki z hierarchią kościelną skłaniali
się niektórzy możnowładcy, przeciwni Zbigniewowi
Oleśnickiemu i polityce prowadzonej przez oligarchię
duchowną. Walka o reformę Kościoła łączyła się przez
jakiś czas z walką o reformę państwa, o przywileje
szlacheckie, wreszcie z walką przeciwko Luksembur-
gom w Czechach. O upadku tych tendencji zadecydo-
wała nie tyle klęska konfederatów pod Grotnikami i re-
presje w stosunku do nich, ile narastająca radykalizacja
tego ruchu. Dążenia do generalnej reformy Kościoła
reprezentowały radykalne środowiska społeczne, które
generalnie krytykowały istniejący stan rzeczy. To uspo-
sabiało szlachtę i możnowładztwo niechętnie czy wręcz
wrogo do nowinek religijnych. Polskie skupiska husyc-
kie w Zbąszyniu i Pakości zostały zdobyte przez woj-
ska biskupa poznańskiego Andrzeja z Bnina w 1422
roku. Wcześniej jeszcze przywódca opozycji Abraham
ze Zbąszynia wydał swych zwolenników, a sam wyco-
fał się z głoszenia doktryn husyckich.
Kryzys nurtujący organizację kościelną oraz cały
system społeczny wytworzony we wcześniejszym śre-
dniowieczu wywoływał również w łonie samego Ko-
ścioła próby reformy. Kataklizmy trapiące Europę (epi-
demie, wojny, głody) z jednej strony pogłębiały roz-
przężenie, z drugiej ‒ rozumiane jako przejawy kary
bożej za grzechy ‒ pobudzały do wzmożonej ascezy.
Nieumiejętność tłumaczenia zjawisk popychała w kie-
runku mistycyzmu. U schyłku średniowiecza właśnie
zrodziła się doktryna głosząca przezwyciężanie istnie-
jącego zła w drodze doskonalenia osobowości. Sprzy-
jać temu miały: kontemplacja, rozpamiętywania historii
świętej, rozmyślanie o rzeczach pobożnych, szukania
własnych wad. Tzw. devotio moderna (pobożność no-
woczesna) miała wyprowadzać społeczeństwo chrześci-
jańskie z trapiącego je kryzysu. Mistycyzm zdobył
w XIV i XV wieku dużą popularność. Katarzyna ze
Sieny uchodziła za prorokinię, podobnie jak współcze-
sna jej wizjonerka św. Brygida. Wielką poczytność zy-
skało też dzieło Tomasza a Kempis O naśladowaniu
Chrystusa.
Próby reformy podejmowano wewnątrz starych
zakonów. Rozłam u franciszkanów na zwolenników
złagodzonej reguły i obserwantów doprowadził do wy-
odrębnienia się w 1443 roku autonomicznych kongre-
gacji bernardynów, zwanych tak od imienia przywódcy
— Bernardyna ze Sieny. Inny wybitny działacz obser-
wantów Jan Kapistran wygłaszał w Krakowie płomien-
ne kazania do licznych przedstawicieli zakonnego kle-
ru. Już w drugiej połowie stulecia i na początku XVI
wieku wielkie znaczenie w życiu zakonnym odgrywały
wzory świątobliwych bernardynów: Władysława
z Gielniowa, Jana z Dukli czy Szymona z Lipnicy.
Władysław, mazowiecki bernardyn, znany jest jako au-
tor popularnych pieśni religijnych. Rozpowszechnianie
ich wiązało się z postulatem czynnego uczestniczenia
wszystkich, nie tylko wybranych, w nabożeństwie.
O reformatorskich dążeniach świadczą także dzieła
uczonych mistrzów scholastyki. Jakub z Paradyża ‒ cy-
sters, a następnie kartuz, zasłynął w pierwszej połowie
XV wieku jako pisarz i reformator. Elita intelektualna
grupowała się chyba przede wszystkim w klasztorach
kanonicznych, gdzie rozwijało się piśmiennictwo (Sę-
dziwój z Czechła); zapewne w tym środowisku powstał
Psałterz floriański.
Kryzys w skali Europy dotknął przede wszystkim
klasztory starszego typu, mnisze czy kanonickie, które
w XIV i XV wieku przeżywały trudności gospodarcze.
Kończyły się wielkie, wielowioskowe fundacje. Trady-
cyjne zakony, m.in. benedyktyni, utworzyły wtedy na
terenie monarchii jagiellońskiej tylko jedno nowe opac-
two ‒ w Trokach. Jedynym zakonem mniszym, który
wykazał tendencje rozwojowe, byli kartuzi. Choć zwią-
zani wspólnotą opartą na regule benedyktyńskiej, pra-
gnęli przezwyciężyć zło w drodze odseparowania się
od spraw światowych. Przy poparciu mieszczaństwa
powstało kilka niewielkich zgromadzeń. Cystersi i be-
nedyktyni tracili na znaczeniu, a ich liczba zdecydo-
wanie malała. Jeszcze w XIII wieku w Tyńcu rezydo-
wało stale 60 mnichów, w 1418 roku zaś ‒ mniej niż
20. W kilkanaście lat później było ich nieco więcej,
wzrosły jednak skargi zakonników na niedostatek.
W Kamieńcu Ząbkowickim w roku 1359 rezydowało
80 cystersów, w 1426 roku ‒ 40, a w 1463 ‒ 14. We-
dług Jerzego Kłoczowskiego liczba mnichów w XIV
i XV wieku zmniejszyła się zapewne ponad dwukrot-
nie. Lepiej zniosły kryzys zakonny kanoników regular-
nych, być może wskutek działalności duszpasterskiej.
Wśród nich właśnie rozwinęła się devotio moderna.
Odmianę kanoników regularnych stanowił nowo osiad-
ły w Polsce zakon paulinów, specjalizujący się m.in.
w kaznodziejstwie dla ludności przybywającej do jego
ośrodków.
Rozwijały się natomiast zakony żebracze. Widać to
na przykładzie dominikanów, franciszkanów i karmeli-
tów. Według obliczeń Jerzego Kłoczowskiego, liczba
klasztorów żebraczych w Polsce wzrosła w ciągu XIV
i XV wieku z 78 do 163. Na uwagę zasługuje także
rozwój zakonów żeńskich. Niezależnie od brygidek czy
klarysek, nastąpił przede wszystkim w miastach rozwój
życia zbiorowego, opartego o reguły przyjęte dla ludzi
świeckich, czyli tzw. Trzeciego Zakonu. Różne grupy
beginek, begudek, klepek, spotkać można było we
wszystkich dużych i średnich miastach ówczesnej Pol-
ski. Przestrzegając reguły zatwierdzonej przez Kościół
i władze miejskie, zajmowały się one chorymi i wy-
chowywały dziewczęta. Żyły zaś z kwesty.
Ogólnie rzecz biorąc, wzrosło znaczenie życia
klasztornego. Około 1300 roku na ziemiach polskich
istniało 167 klasztorów, w których żyło ponad 5000 za-
konników. W dwieście lat później było już blisko 300
klasztorów i 6‒8000 zakonników. Do tego należy doli-
czyć istniejące już wcześniej małe prepozytury mni-
chów, kanoników, komandorii zakonów rycerskich
oraz małe zgromadzenia beginek i niewielkie, ale bar-
dzo liczne bractwa religijne. Te ostatnie nie były oczy-
wiście zakonami, ale zakładały wspólną działalność re-
ligijną wspólne rozmyślania, rekolekcje, nabożeństwa.
Bractwa religijne, najczęściej związane z kościołem pa-
rafialnym, miały własne statuty, zatwierdzane przez ra-
dę miejską i biskupa, posiadały wspólny majątek,
uprawiały też działalność charytatywną. Bractwo alta-
rystów kościoła św. Marii Magdaleny we Wrocławiu
zajmowało się organizowaniem nabożeństw na okre-
ślone intencje, często w zamian za legaty w testamen-
tach. Bractwo św. Jerzego z kolei organizowało
w Gdańsku wspominki za dusze zmarłych, podobnie
jak Bractwo NMP.
Zgromadzenie te zaspokajały ‒ jak można sądzić ‒
rozliczne potrzeby społeczne. Religia wyjaśniała sens
życia i świata, ułatwiała wybór w przypadkach wątpli-
wych i stawiała zrozumiałe cele i działania. Bractwa
wychodziły naprzeciw naturalnym dążeniom do kon-
taktów z ludźmi podobnie myślącymi. Zorganizowane,
ustalone regułami i przepisami formy działania dawały
‒ zapewne ‒ poczucie względnej pewności w warun-
kach zagrożenia bytu, pozycji, stanowiska. Przepisy
zgromadzeń religijnych, dotyczące na przykład zacho-
wania się przy stole, dodawały pewności siebie ich
członkom, ułatwiały samo wychowanie, wzmacniały
dyscyplinę. Przepisy, zwłaszcza w zakonach żebrzą-
cych, drobiazgowo regulowały działalność w zakresie
służby bożej, a także postępowanie w codziennych sy-
tuacjach życiowych. Wiadomo, było, jak należy kłaść
się do snu, jak zasiadać do stołu, co i jak robić w każdej
niemal sytuacji. Dla ludzi owego czasu stanowiło to
podręcznik dobrego życia.
Nad religijną formą bractw wszakże w coraz więk-
szym stopniu zaczęła dominować świecka treść. Siłą
rzeczy łączyły one ludzi podobnej profesji i stanowiska
społecznego. Z czasem przekształciły się w instytucje
prowadzące określoną działalność zawodową. Bractwo
św. Jerzego skupiało największych kupców gdańskich,
bractwo altarystów św. Marii Magdaleny ‒ rentierów
wrocławskich, zgromadzenie św. św. Kryspina i Kry-
spiniana ‒ szewców w Kazimierzu Dolnym. Te prak-
tyczne cele bractw miały poważne konsekwencje. Nie-
zależnie od poglądów, religijność mas różniła się od
oficjalnych wykładni przede wszystkim praktyką. Boga
uważano za osobę, z którą można zawrzeć ‒ z obopólną
korzyścią ‒ umowę. Kupiec wyruszający z towarem,
rycerz wybierający się na wojnę, pielgrzym, chłop
przed siewami ‒ wszyscy oni umawiali się z Opatrzno-
ścią. W zamian za konkretne zyski zobowiązywali się
do zapłaty w formie modlitwy, fundacji świec czy ob-
razów, pielgrzymek itp. Złamanie umowy przez Boga
powodowało niedotrzymanie jej przez kontrahenta.
Temu stosunkowi do wiary towarzyszyły czynności
magiczne mające na celu ‒ może na wzór pradawnych
fonu zjednywania życzliwości sił natury ‒ ułożenie się
z Bogiem i jego świętymi. Popularność tych ostatnich
niewątpliwie wzrosła, ale historie świętych znano nie
tyle od strony ich cnót chrześcijańskich, ile od wpływu
na losy zwykłych śmiertelników.
Patronów wybierano niejako wedle specjalności.
Kryspin i Kryspinian byli ponoć za życia szewcami,
stąd ich kult w tym zawodzie; św. Jakub starszy, apo-
stoł, krewny Chrystusa, po śmierci miał przepłynąć całe
Morze Śródziemne aż do Hiszpanii i dlatego stał się pa-
tronem żeglujących kupców. Szczególnym kultem da-
rzono Matkę Boską. Jej cierpienia, liczne interwencje
u Syna na rzecz ludzi, zrozumiałość jej działania, naj-
wyższe miejsce w hierarchii świętych ‒ wszystko to
poparte propagandą franciszkańską zjednało jej maso-
wą popularność w XV wieku. Na 50 zachowanych pie-
śni religijnych 19 było poświęconych Marii Pannie, 22
‒ świętom: Bożemu Narodzeniu, Wielkanocy itp., a za-
ledwie 4 ‒ różnym świętym.
Uczłowieczenie Boga i wprowadzenie go do co-
dziennego życia znalazło swój wyraz także w sztukach
pięknych. Późne średniowiecze zerwało z przedstawie-
niami, które symbolizowały boże panowanie nad świa-
tem i sądzenie grzeszników. Pojawiły się w to miejsce
sceny obrazujące cierpienia: Chrystus umęczony, uko-
ronowany cierniem, frasobliwy ‒ jako utrudzony ży-
ciem człowiek, Matka bolejąca, słowem ‒ postacie od-
dające uczucia dobrze znane ludziom na co dzień. Roz-
powszechniające się zasady katechizmu społeczeństwo
przyjmowało w uproszczonej wersji.
Popularne wykłady prawd wiary i umoralniających
żywotów świętych przedstawiały w sposób przejrzysty
i nieskomplikowany różne wydarzenia. Odwoływały
się przy tym nie do hermetycznej symboliki, lecz do
powszechnie znanych realiów codziennych. Na tym po-
legała popularność biblii dla ubogich (biblia paupe-
rum), że wszyscy rozumieli treść jej rysunków przed-
stawiających sceny Starego i Nowego Testamentu.
W XIV‒XV wieku rozpowszechniano też ilustrowane
żywoty świętych. Zapewne trafiały one do wyobraźni
licznych wiernych, kreowały bohaterów, ułatwiały
przyswojenie niektórych najogólniejszych zasad wiary,
ocen moralnych itp. Znamy te obrazy z licznych scen
namalowanych w kościołach parafialnych czy też z ilu-
strowanych żywotów św. Jadwigi Śląskiej.
Jakie miejsce zajmował Kościół w późnośrednio-
wiecznym państwie? Organizacja kościelna od XIV
wieku ponownie związała się z życiem politycznym
kraju. Arcybiskupstwo gnieźnieńskie odegrało istotną
rolę w odbudowie zjednoczonej monarchii na przeło-
mie XIII i XIV wieku. Już arcybiskup Jakub Świnka
wszedł zaraz po 1306 roku w sojusz z Łokietkiem. Nie
reprezentował on jednak całego kleru polskiego. Różne
koncepcje polityczne prowadziły do rozłamu wśród bi-
skupów. Zwyciężyła idea, która stawiała na rodzimą
dynastię piastowską i na rozwój organizacji kościelnej,
umożliwiającej polskim możnowładcom zajmowanie
wysokich stanowisk w hierarchii duchownej. I arcybi-
skup Borzysław, i jego następca Janisław stali się fila-
rami tronu piastowskiego. Oni właśnie umożliwili ko-
ronację Łokietka w 1320 roku. Obaj należeli także do
bliskich współpracowników korony.
Kolejny arcybiskup, Jarosław Bogoria ze Skotnik,
był jednym ze współtwórców polityki Kazimierza
Wielkiego. Dzięki temu król mógł obsadzić stanowiska
kościelne swoimi ludźmi. Skutki tego ujawniły się
w sporze, jaki rozgorzał między Kazimierzem a bisku-
pem krakowskim Janem Grotem w latach czter-
dziestych XIV wieku, kiedy to za nałożenie dodatko-
wych podatków biskup wyklął króla i rzucił interdykt
na diecezję krakowską. Zdecydowana postawa Kazi-
mierza i poparcie ze strony części dostojników kościel-
nych umożliwiły królowi zwycięstwo. Dla opornych
wobec władzy państwowej groźnym memento stała się
sprawa wikariusza katedry krakowskiej, Marcina Ba-
ryczki. Za ostre wystąpienie przeciwko obyczajowości
króla został on utopiony w Wiśle. Mimo pokuty za ten
czyn, król w dalszym ciągu wywierał przemożny
wpływ na Kościół. Biskup Bodzenta próbował jeszcze
walczyć z monarchą, krytykując ostro postanowienia
królewskie, ale Kazimierz Wielki zmusił go do
ustępstw. Osadzenie na stolicy krakowskiej zdecydo-
wanego stronnika króla, Floriana Mokrskiego, zakoń-
czyło pierwszy etap walki o centralizację władzy pań-
stwowej w sojuszu z Kościołem.
Poparcie, jakiego duchowieństwo udzielało Kazi-
mierzowi, wynikało z niechętnego stosunku polskiego
episkopatu do obcych przybyszów oraz z uświadamia-
nia sobie przezeń groźby krzyżackiej wiszącej nad Pol-
ską. Cały Kościół polski stanął zdecydowanie za kró-
lem w jego walce o niedopuszczenie do objęcia diecezji
płockiej przez biskupa Bernarda, stronnika Krzyżaków.
Polityka królewska, popierająca interesy miejscowych
duchownych, stanowiła zapewne odpowiednik tych na-
rodowych tendencji, które rozsadziły uniwersalizm pa-
pieski w zachodniej Europie na początku XIV wieku.
Istotnym posunięciem monarchy już u schyłku XIV
stulecia było włączenie wszystkich biskupów do rady
królewskiej. Reprezentowali tam interesy stanu du-
chownego i uzyskiwali korzystne przywileje, szczegól-
nie w roku 1381.
Rozwój organizacji kościelnej na Rusi (utworzenie
arcybiskupstwa halickiego), a potem na Litwie, umoc-
nił jeszcze pozycją polskiego duchowieństwa przez
stworzenie dlań wielu stanowisk. Arcybiskup gnieź-
nieński Mikołaj Trąba i biskup krakowski Piotr Wysz
działali jako dostojnicy krystalizującego sią państwa
stanowego. Zbigniew Oleśnicki sprawował rządy w
kraju, tworzył silne stronnictwo polityczne, wzbudzając
tym sprzeciw szlachty. Próbował też podporządkować
polską polityką zagraniczną Kościołowi, co mu sią jed-
nak nie udało, ponieważ było zbyt niepopularne; uła-
twiło natomiast Kazimierzowi Jagiellończykowi uzy-
skanie tak mocnej pozycji, jaką nie cieszył żaden z jego
poprzedników. Coraz powszechniej głoszono, że zostać
biskupem może „ten tylko, kto jest miły królowi i oj-
czyźnie, pożyteczny Kościołowi i Rzeczypospolitej”.
Próbą sił między papiestwem i państwem stał sią
ostry konflikt Kazimierza Jagiellończyka z papieżem
Piusem II o nominacją biskupów w latach 1459‒1463.
Przeciw królowi zmobilizowano całą opozycją i papież
rzucił klątwą na zwolenników kandydata królewskiego.
Dopóki trwał spór o to, czy biskupem krakowskim ma
zostać kandydat króla ‒ Jan Gruszczyński, czy kapituły
‒ Jan Lutek z Brzezia, szale zwycięstwa jeszcze się wa-
żyły. Kiedy jednak papież wyznaczył swego kandydata,
bratanka Zbigniewa Oleśnickiego Jakuba z Sienna,
znakomita większość kleru i dostojników świeckich
opowiedziała się po stronie króla. Obawy papieża przed
pchnięciem Polski ku husytyzmowi oraz nieugięta po-
stawa króla doprowadziły do załagodzenia sporu
w sposób korzystny dla państwa. Biskupem został Jan
Gruszczyński. Od tej pory król zdobył faktyczne prawo
nominowania biskupów. Formalnie zostało to potwier-
dzone w latach 1512‒1513.
Nominacje biskupów, członków rady królewskiej,
były aktami polityki wewnętrznej i od tej strony należa-
łoby na nie patrzeć już od schyłku XV wieku. W poli-
tyce zagranicznej na plan pierwszy wysuwała się spra-
wa krzyżacka, która w dalszym ciągu cementowała
jedność działania korony i polskiego duchowieństwa.
Charakterystyczny przykład stanowią dzieje klątwy,
rzuconej przez papieża w roku 1455 na Związek Pruski
i wszystkich, którzy popierali jego walkę przeciwko
Krzyżakom. Efekt tego posunięcia okazał się wręcz
odwrotny od zamierzonego, nastąpiła bowiem pełna
konsolidacja wokół programu przyłączenia Pomorza.
Duchowieństwo szło tu ręka w rękę z królem, nastroje
antypapieskie objęły szlachtę, możnowładztwo i miesz-
czaństwo. Sytuacja ogólnoeuropejska, między innymi
problem turecki i odnawiająca się groźba husytyzmu,
spowodowała zawieszenie klątwy przez nowego papie-
ża, Piusa II, w 1459 roku. Zaznaczał on jednak w wy-
danej bulli, że dotyczyła ona króla polskiego i Polski
jako popierających buntowniczy Związek Pruski. Ka-
zimierz Jagiellończyk nie pozwolił ogłosić bulli w Pol-
sce, w sposób bardzo zdecydowany odrzucił wysuwane
wówczas próby mediacji z Krzyżakami i nie wpuścił do
Polski legata papieskiego. Kiedy w trakcie narastania
sporu o obsadę biskupstwa krakowskiego legat, kardy-
nał Lando, próbował ogłosić bullę, solidarność kleru
z królem pozwoliła udaremnić ten zamiar. Stan rzeczy,
w którym Polska nie przyjmowała do wiadomości po-
stanowień papieskich, trwał aż do roku 1467. Wówczas
dopiero, wobec skomplikowanej sytuacji międzynaro-
dowej, papiestwo zdecydowało się zdjąć klątwę ze
Związku Pruskiego. Satysfakcją papieża było nieza-
twierdzenie przezeń pokoju toruńskiego, co przewidy-
wały warunki traktatu.
Pokój toruński nie zakończył sporów kurii rzym-
skiej z Koroną podobnie jak nie rozwiązał problemu
krzyżackiego. Krzyżacy dążyli do odzyskania ziem
odebranych im po wojnie trzynastoletniej, a popierało
ich cesarstwo i książęta Rzeszy. Jednocześnie stany
pruskie zazdrośnie broniły swego samorządu, niechęt-
nie spoglądając na przybyszów obejmujących urzędy
zastrzeżone dla miejscowych. Wszystko to stało się
przyczyną tzw. wojny popiej w latach 1478‒1479, to-
czonej o obsadę biskupstwa warmińskiego. Wbrew wo-
li Kazimierza, który w 1467 roku zalecał na tron war-
miński biskupa chełmińskiego Wincentego Kiełbasę,
kapituła warmińska wybrała ze swego grona Mikołaja
Tungena. Uznany przez papieża, zyskał poparcie Krzy-
żaków, a wykorzystując konflikt króla polskiego z kró-
lem węgierskim Maciejem Korwinem oddał się pod je-
go opiekę.
Napięcie na północy doprowadziło do otwartego
konfliktu w 1478 roku, kiedy to wielki mistrz krzyżacki
Marcin Truchsess zajął nawet Chełmno. Wojska pol-
skie odpowiedziały atakiem na Warmię i wyrzuceniem
z niej Tungena. Pokój zawarty w następnym roku do-
prowadził do ugody. Tungen i Truchsess ukorzyli się
przed królem, który zgodził się potwierdzić dotychcza-
sowy stan rzeczy. Kompromis przetrwał do śmierci
Tungena. W 1489 roku kapituła warmińska wybrała bi-
skupa Łukasza Watzenrode. Kazimierz, który chciał tu
osadzić syna, Fryderyka, wystąpił przeciw Watzenro-
demu, ale ten utrzymał się na stolcu biskupim aż do
śmierci Kazimierza i został uznany przez Jana Olbrach-
ta. Ostateczne uregulowanie stosunków z Warmią na-
stąpiło już za Zygmunta Starego w 1512 roku. Nowy
biskup Fabian Luzjański zgodził się na zasadę, w myśl
której kapituła miała w przyszłości wybierać biskupa
jedynie spośród czterech kandydatów zaakceptowanych
przez króla lub z osób należących do rodziny królew-
skiej. I na tym więc polu Korona odniosła ostatecznie
sukces.
ROZDZIAŁ ÓSMY
WARUNKI BYTU MATERIALNEGO
Nie wydaje się możliwe zrozumienie przemian
dziejowych bez uwzględnienia materialnych warunków
bytu: ile ludzie zarabiali, jak mieszkali, co jedli, jak
dzielili swój czas między pracę, rozrywkę i wypoczy-
nek. Życie naszych przodków możemy poznać wów-
czas, gdy potrafimy odtworzyć ich dzień powszedni
i, przede wszystkim, zastanowić się, czy schyłek śre-
dniowiecza zmieniał warunki egzystencji Polaków.
Sądzić można, że w kilku dziedzinach życia co-
dziennego zmieniło się wiele. W XIII wieku panowała
gospodarka niemal samowystarczalna. Pod koniec wie-
ków średnich dwory i miasta korzystały z dóbr szero-
kiej wymiany, a i na wsi, sądząc z zachowanych inwen-
tarzy, nierzadko trafiały się produkty pochodzące z im-
portu ‒ bądź z pobliskiego, bądź z zagranicy. Wycho-
dzenie z samowystarczalności ekonomicznej powodo-
wało najróżniejsze skutki społeczne. W codziennym
bytowaniu ważne były produkty wzbogacające jadło-
spis, a także te towary, które umożliwiły szybsze nadą-
żanie za modą. Ubiory stawały się bardziej zróżnico-
wane, barwne, włączające elity społeczne do sposobu
noszenia się w innych krajach. Oczywiście moda nie
zmieniała się w tak szybkim tempie jak to było i jest
w czasach nowożytnych. Ale podlegała różnym tenden-
cjom, które można obserwować nie tylko w zmianach
stroju, lecz także fryzury i zarostu. Brody mężczyzn,
niezbędny atrybut ich wyglądu w XIV wieku (przy-
najmniej w możliwej do zaobserwowania modzie
dworskiej), znikają na początku następnego stulecia, by
powrócić do łask dopiero po stu pięćdziesięciu latach.
Długie włosy utrzymywane są u mężczyzn przez
cały okres, z krótką przerwą na przełomie XIV i XV
wieku. Kobiety nosiły je zawsze, na ogół chowając pod
czepcem (rozpuszczone włosy u białogłowy dawały jej
złą sławę). Jednak pod koniec XV wieku zaczęły je po-
kazywać, a jeśli wierzyć zachowanym kazaniom mó-
wiącym o pięknie niewiasty, włosy zaczęły pełnić waż-
ną funkcję w jej wizerunku fizycznym.
Zmieniały się jednak przede wszystkim warunki
pracy. Krajobraz Polski nasycił się młynami, których
koła wodne poruszały od XIV wieku nie tylko żarna,
lecz także miechy kowalskie, stępy foluszów sukienni-
czych i papierni. Pojawiły się wiatraki, które z czasem
miały stać się ‒ w wersji polskiej „koźlaka” lub później
holenderskiej ‒ powszechnym elementem widoku wsi.
Inaczej też zaczęły wyglądać pola, od schyłku XIII
wieku coraz częściej orane pługiem z odkładnicą two-
rzącym równo odwalone skiby ziemi. Generalnie rzecz
biorąc, nastąpiła ekspansja dwóch tworzyw: cegły i że-
laza. Polska zaczęła stawać się murowana (acz jeszcze
dominowało drewno). Jagiełłowe „mieczów ci u nas
dostatek” oddaje zaś coraz większe znaczenie kuźnic
i produkcji metalowej. Zmienił się też budżet domowy
mieszkańców naszego kraju.
Nieliczne wzmianki wskazują na znaczne rozpięto-
ści cen między produktami żywnościowymi a przemy-
słowymi we wczesnym średniowieczu. Taksy komór
celnych aż do schyłku XIII stulecia wymieniały jako
najcenniejszy towar rynkowy sukno i inne tkaniny,
broń oraz odzież. W wymianie targowej wartość pro-
duktów żywnościowych: drobiu, jajek, mleka, zboża
i mąki, była wielokrotnie niższa od wartości produktów
przemysłowych. Ten stan rzeczy miał swoje uzasadnie-
nie w strukturze gospodarczej kraju, zdecydowana bo-
wiem większość mieszkańców produkowała żywność ‒
niekiedy w pewnym nadmiarze, natomiast wysokiej ja-
kości wyroby przemysłowe stanowiły na rynku drogą
rzadkość.
Taki układ cen był w zasadzie korzystny dla miast.
Wydaje się, że kryzys dochodów grupy właścicieli
ziemskich w całej Europie wiązał się z tym stanem rze-
czy. Ilość produktów rolnych musiała być bardzo po-
kaźna, by równoważyła wartość rynkową wyrobów
rzemieślniczych. W tym też należy widzieć jedną
z przyczyn kumulacji znacznych majątków w rękach
mieszczan kontrolujących na przykład produkcję tek-
stylną, a także przyczynę różnorodnego działania ryce-
rzy. Właścicielom ziemi bardziej opłacało się ściągać
rentę i mieczem pomnażać stan posiadania niż inwe-
stować w produkcję płodów rolnych. Ponadto stosun-
kowo niewielu ludzi utrzymywało się z pracy poza rol-
nictwem, a jeszcze mniej sprzedawało swą siłę roboczą.
Cechowa organizacja rzemiosła opierała się ‒
przynajmniej w teorii ‒ na wykonywaniu pracy w za-
mian za naukę pobieraną w warsztacie mistrza; najem
odgrywał znikomą rolę.
Druga połowa XIV wieku, a przede wszystkim
wiek XV, przyniosły z sobą bardzo istotne zmiany.
Między czasami Kazimierza Wielkiego a śmiercią Ka-
zimierza Jagiellończyka ceny na budowle spadły o kil-
kanaście procent, a na kożuchy o ponad 30%. Podobnie
rzecz się miała z przywożonymi z Zachodu produktami
rzemieślniczymi (sukno) i spożywczymi (towary kolo-
nialne). Rozpiętość między cenami wyrobów wiejskich
i miejskich zmniejszała się na niekorzyść miasta. Tym
należy tłumaczyć najróżniejsze przepisy uchwalane
przez rady miejskie i protesty szlachty, która od lat
dwudziestych XV wieku przez wprowadzanie taks wo-
jewodzińskich starała się ograniczać podnoszenie cen
na wyroby miejskie. Tendencje te szczególnie ujawniły
się w rejonach najwcześniejszej włączonych w obręb
wielkiej gospodarki eksportowej.
W Gdańsku ceny na produkty zbożowe: mąkę,
chleb i piwo, wzrosły w ciągu XV wieku blisko trzy-
krotnie. W miejscowościach oddalonych od głównych
szlaków proces ten postępował znacznie wolniej. Były
to, oczywiście, zmiany stosunkowo niewielkie w po-
równaniu z tymi, jakie nastąpiły w wieku XVI. Chodzi
o zjawisko gwałtownego spadku wartości pieniędzy,
znane pod nazwą rewolucji cen. Brak kruszców oraz
dominacja starych, reglamentowanych form działania
w rzemiośle i handlu hamowały proces przewartościo-
wania produktów rynkowych. Niemniej początki tego
zjawiska stały się widoczne już w XV wieku.
Trudno przecenić społeczne konsekwencje tego
stanu rzeczy. Przede wszystkim należy podkreślić
wzrost produkcji towarowej na wsi i związany z tym
wzrost stopy życiowej mieszkańców wsi. Zmianom
ulegało też położenie mieszczan. Cechy rzemieślnicze
w walce o utrzymanie swych dochodów zaczęły ogra-
niczać przyjmowanie nowych członków i otwieranie
nowych warsztatów. Coraz większą rolę natomiast za-
częli odgrywać pracownicy najemni, sprzedający swoją
siłę roboczą w zamian za płacę dzienną akordową lub
zryczałtowaną. Na ich przykładzie można odtworzyć
ogólne tendencje kształtujące poziom życia w mieście.
Pomyślna koniunktura budowlana, rolna i handlo-
wa oraz rosnące potrzeby w zakresie transportu uła-
twiały robotnikom względnie częste podwyżki płac. Je-
śli płace realne obliczylibyśmy w cenach produktów
pierwszej potrzeby (zboża, mięsa, lnu), okazałoby się,
że draga połowa XIV śmiecia była okresem zdecy-
dowanego wzrostu płac realnych. W wieku XV stop-
niowo pogarszało się położenie pracowników najem-
nych, po czym pod koniec stulecia nastąpiło z pewnym
opóźnieniem „doganianie” wzrostu cen przez płace.
Ogólnie biorąc jednak, aż do drugiego dziesiątka lat
wieku XVI płace realne wykazały pewną stałość, co
wiązało się zapewne z koniunkturą gospodarczą i od-
czuwanym brakiem siły roboczej. Czy można wobec
tego stwierdzić, że schyłek średniowiecza był okresem
stabilizacji? Na pewno nie. Była to epoka początków
gwałtownej polaryzacji społecznej: wzrostu majątków
jednych i ubożenia innych.
Bardzo trudne ‒ jeśli w ogóle możliwe ‒ jest obli-
czenie różnic majątkowych. Za majątek przedstawicieli
handlu gdańskiego z drugiej połowy XV wieku można
było nabyć 7‒10 000 ha urodzajnej ziemi na Żuławach
lub ponad 100 000 korców żyta eksportowanego do
Niderlandów. Dziesięcioletni zarobek najemników
w mieście starczyłby na zakup czterdziestokrotnie
mniej cennych dóbr. Ale nie na tym polegała istotna
różnica. Ważny był cel, na jaki przeznaczano zarobione
pieniądze. Jak się okazuje, utrzymanie własne i rodziny
pochłaniało 80‒90% dochodu pracownika najemnego.
Sam koszt racji dziennej wynosił 1/4 dniówki, wielką
część zarobków poświęcano na zakup ubrań, najem
mieszkań i podatki. Wśród patrycjatu, żyjącego znacz-
nie lepiej, na rozszerzoną konsumpcję przeznaczano za-
ledwie 1/5‒1/3 dochodu. Pozostałe kwoty mogły być
obracane na inwestycje lub wycofywane z obiegu. Sta-
nowiły wówczas zabezpieczenie majątku. Najemnika
nie stać było na gromadzenie pieniędzy. W przypad-
kach koniecznych uzależniał się od bogatszych miesz-
czan, zaciągając pożyczki.
Trudniejsza do ustalenia jest sytuacja majątkowa
na wsi. W zasadzie stulecia XIV i XV stanowiły okres
pomyślny dla chłopów, ale i wśród nich wyraźnie do-
konywał się podział na bogatszych posiadaczy i lud-
ność mało- lub bezrolną. Rozkwit folwarków wiązał się
także ze wzrostem znaczenia najemnej czeladzi, nale-
żącej do uboższych warstw ludności. Wzrost zapotrze-
bowania na zboże i produkty rolne doprowadził do
klęsk głodu, i to zarówno w mieście, jak i na wsi. We-
dług Długosza ‒ w 1439 roku ubodzy chłopi, mrąc z
głodu, ratowali się przed śmiercią głodową, spożywając
owoce jemioły i korzonki.
Na czym ‒ ogólnie rzecz biorąc ‒ polegały różnice
w poziomie życia różnych grup społecznych?
Właśnie w późnym średniowieczu wystąpiła nieco
wyraźniejsza różnica w jadłospisach mieszkańców Pol-
ski. Ubogi pracownik najemny, czeladnik czy uczeń ja-
dał przede wszystkim potrawy mączne: przaśny chleb,
raczej podpłomyk niż pieczywo znane dzisiaj, mączną
polewkę, krupy jaglane czy jęczmienne. Potrawy te
stanowiły główną część jego codziennego posiłku. Jako
napój królowało piwo, różniące się znacznie od dzisiej-
szego, a konsumowane w olbrzymich ilościach. W mie-
ście wydawano na nie połowę pieniędzy przeznaczo-
nych na żywność. Piwo pito podczas posiłków, wzno-
szono nim toasty, spotykano się przy piwie w karcz-
mach i gaszono nim pragnienie. Na Pomorzu przypada-
ło rocznie na głowę mieszkańca 50 litrów piwa impor-
towanego .
Wbrew powszechnemu mniemaniu, mięso w jadło-
spisie ówczesnych ludzi odgrywało stosunkowo nie-
wielką rolę. Wyobrażenia wielu historyków dotyczyły
wcześniejszego okresu i głównie środowiska dworskie-
go. We wsi i w mieście dominowały w codziennych
posiłkach potrawy mączne, na drugim miejscu znajdo-
wał się nabiał: jajka i sery, dopiero na trzecim ‒ mięso
i ryby oraz tłuszcze i łój. Im bogatsze środowisko, tym
obficiej i tłuściej jadało się na co dzień, stosowano też
przyprawy korzenne oraz cukry. Zamiast przaśnych
placków pojawiał się na stołach chleb drożdżowy lub
wypiekany na zakwasie. Na uroczystości rodzinne
i święta bogatsi sprowadzili wina z Nadrenii, Węgier,
niekiedy z Francji lub Włoch. Na wsi jadano więcej
owoców (jabłek, śliwek), w zamożnych domach szla-
checkich kosztowano suszonych fig i rodzynek. Na wy-
stawnych ucztach spożywano różne gatunki mięsiwa:
pieczeń wieprzowa poprzedzała smażoną cielęcinę, po
której następował drób pieczony i gotowany. Jadłospisy
uroczystych przyjęć, na przykład fundowany przez ma-
gistrat krakowski profesorom uniwersytetu, przypra-
wiają dziś o przerażenie: wykwint szedł tu w zawody
z obżarstwem. Nic dziwnego, że taki sposób odżywia-
nia się nie sprzyjał higienie.
Ciekawe jest zestawienie przepisów cechowych
wskazujących na potrawy, które czeladnicy miast po-
morskich mieli uwzględnić w kolacji stawianej star-
szym cechu podczas wyzwolin. W XV wieku podsta-
wowym daniem była pieczeń cielęca lub wołowa i wie-
przowa, obok niej ryby smażone i gotowane, dostatek
masła, sera, chleba i piwa, wreszcie na deser cukry.
W XVI stuleciu przepisy cechowe zmieniły dwa dania
kolacji: obowiązkowo wprowadzono drób, a zamiast
cukrów, które podobnie jak korzenie przestały być
wówczas produktem luksusowym, owoce.
Raz jeszcze trzeba podkreślić, że tego rodzaju po-
siłków nie spożywano codziennie. Niejednokrotnie
dłuższy czas ciułano, by raz najeść się do syta. Z punk-
tu widzenia zdrowia było to zabójcze. Najubożsi, jeśli
nie mogli sobie pozwolić na zakup mięsa, stawiali na
szczególne okazje beczułkę piwa. Bogatsi jadali do syta
i odżywiali się chyba racjonalniej. Wpływała na to
większa ilość owoców, delikatniejsze mięso oraz ostre
przyprawy ułatwiające trawienie zbyt obfitych posił-
ków.
Jeszcze istotniejsze różnice występowały w jakości
ubiorów. Moda zmieniała się dużo wolniej niż dziś, to-
też zapisywanie w darze bogatych futer i płaszczy było
na porządku dziennym. Paradne szaty musiały być zro-
bione z dobrego materiału, którego wartość podnosiły
hafty, wszywane klejnoty itp.
Najlepsze i najdroższe sukna pochodziły z Flandrii,
gorsze ‒ z Anglii, ze Szkocji i od XV wieku z Holandii.
Te ostatnie, wyrabiane systemem nakładczym przez
chałupników, były jednak znacznie tańsze. Na ziemiach
polskich również produkowano grube, tanie i bardzo
prymitywne sukno. Odziewała się w nie biedota, która
używała również konopnego płótna. Masowo też wy-
rabiano ubiory ze skór i futer zwierzęcych. Najczęściej
spotykane i najtańsze były futerka wiewiórcze, stano-
wiące główny produkt wywożony z puszcz litewskich
i ruskich na Zachód. Równie niemal pospolite, acz
mniej poszukiwane, były zające, rzadsze i droższe ‒
popielice. Masowo sprowadzano futra kunie, cielęce,
z łasic, niebieskich lisów, gronostajów, rosomaków,
wilków, niedźwiedzi, soboli i wyder.
Ubiory spełniały istotną rolę w korporacyjnym
społeczeństwie późnego średniowiecza. Barwne, róż-
nokolorowe stroje z sukna i futra świadczyły o pozycji
społecznej ich właściciela. Tu należy szukać przyczyny
nakładania paradnych szub i płaszczy w pełni upalnego
lata. Przepych ubrania świadczył o zamożności. Wbrew
pozorom jednak szata nie zawsze była realnym odbi-
ciem możliwości finansowych i stanu społecznego.
W XIV wieku pojawiły się pierwsze przepisy
ograniczające wystawność stroju niższych stanów. Nie
wolno było plebejuszom i pospólstwu nosić klejnotów
i futer, przysługujących tylko patrycjatowi, chłopom
zaś ‒ ozdób i kosztowności zastrzeżonych dla szlachty.
Pod tym względem inwentarze, zapisy czynione w te-
stamentach i spory sądowe prowadzone o kosztow-
ności, są bardzo wymowne. Zamożna szlachta wśród
swych bogactw wymieniała złote gwiazdy na kurcie do
tańca, zapinki, których cena równała się cenie łanu
ziemi, kapelusze z piór żurawich, hafty złote i srebrne,
paradne zbroje używane tylko na turnieje i uroczysto-
ści, duże i małe puchary złote, takież srebrne, inkru-
stowane srebrem rogi do picia itp. Środowiska bogate
kształtowały modę, uboższe zaś, usiłujące im dorów-
nać, nosiły farbowane futra, imitujące lepsze gatunki
oraz odpowiednio barwione sukna, które przypominać
miały jedwabie. Nie sposób pominąć tu zmian, jakie
w późnym średniowieczu dokonały się w stosunkach
mieszkaniowych. Niezależnie od ubożenia jednych,
a bogacenia się drugich, w wiekach XIV i XV zmniej-
szyła się ilość kurnych chat na wsi. Murowane piece
umożliwiały zdrowsze warunki mieszkaniowe. Co
prawda w chatach budowanych przeważnie na zrąb
mieściły się pod jednym dachem także pomieszczenia
gospodarcze. Ptactwo domowe przebywało w sieni lub
w izbie mieszkalnej, niekiedy obok ludzi znajdowały
się krowy i świnie. Społeczne różnice warunków
mieszkaniowych były zresztą znaczne. W tym samym
czasie bowiem rycerstwo budowało swoje zameczki
i dworki obronne, niekiedy już murowane, pięknie zdo-
bione, z ogrodami i sadami. Miasta też zapełniały się
stopniowo murowanymi budowlami. Warto zwrócić
uwagę na postęp w tej dziedzinie, jaki dokonał się
w Polsce w porównaniu z okresem poprzednim.
W dobie lokacji w XIII‒XIV stuleciu koncepcje
urbanistyczne uwzględniały w planie miasta wokół
rynku murowane budynki wszystkich potrzebnych in-
stytucji. Na rynku bowiem miało się skupiać gospodar-
cze życie miasta, tu mieściły się niezbędne narzędzia
działania kupców: wzorce miar, wagi oraz kramy prze-
znaczone na najcenniejsze towary (sukiennicze). Tu
znajdowała się siedziba władz miejskich ‒ ratusz,
a w nim urzędy regulujące handel: urząd celny, dróg
i mostów, straży, wreszcie kancelaria miejska, której
głównym celem było służenie wielkiej polityce han-
dlowej. Dookoła rynku ‒ w Krakowie, Wrocławiu,
Chełmnie, Poznaniu czy Sandomierzu ‒ wytyczano
parcele dla najbogatszych kupców. Parcela taka, wy-
chodząca na jedną z pierzei rynkowych, zakończona
była kramem (wystawą), który w późniejszych czasach
przybrał charakterystyczną formę murowanych kruż-
ganków.
Większość domów mieszkalnych budowano
z drewna. Od schyłku XIII wieku w Krakowie, Gdań-
sku, Toruniu, Sandomierzu zaczęło się pojawiać coraz
więcej murowanych kamienic, lecz aż do końca śre-
dniowiecza nie zdystansowały one budowli drewnia-
nych w miastach. Domy patrycjuszowskie były wąskie,
trzy-, pięcioosiowe, niekiedy nawet dwu- lub jednoo-
kienne. Ich wysokość sięgała niekiedy i pięciu kondy-
gnacji. Obowiązkowy i niemal z zasady murowany
element konstrukcji stanowiły piwnice, niekiedy kilku-
piętrowe, niezbędne do przechowywania różnych towa-
rów.
Pierwszy trakt na parterze stanowił pomieszczenie,
w którym pracował kupiec lub rzemieślnik. Na zaple-
czu kramu, pod krużgankami, była położona wielka
izba przeznaczona na warsztat rzemieślniczy lub kantor
handlowy. Tu przy głównym piecu ogrzewającym cały
lokal znajdowały się pulpity z księgami kupieckimi, na-
rzędzia rzemieślnicze, tu dokonywano transakcji lub
wyrabiano towary. Izba taka, występująca dość po-
wszechnie nie tylko w Polsce, ale w licznych krajach
europejskich, pełniła także rolę sieni. Z niej prowadziły
schody na wyższe i niższe kondygnacje, przez nią biegł
też korytarzyk wiodący do drugiego, tylnego traktu.
Schody znajdowały się przeważnie w głębi jednego
z narożników sieni, w głębi drugiego mieściła się
kuchnia, której piec czy raczej kominek z szerokim
okapem ogrzewał jednocześnie sień.
Ta główna izba, mająca wygodną komunikację
z ulicą, z podwórkiem, z kuchnią i piwnicą, była ośrod-
kiem życia rodziny. Sypiano najczęściej na piętrach,
w niewielkich pokoikach ogrzewanych przez przewód
kominowy. Na pierwszym piętrze mieściła się w najbo-
gatszych kamienicach izba paradna, niekiedy znajdują-
ca się w tylnym trakcie, częściej jednak wychodząca na
rynek czy ulicę, przy której wznosiła się rezydencja. Za
domem znajdowało się z zasady małe podwóreczko
zamknięte z tyłu (a niekiedy i z boków) oficynami, czę-
sto o charakterze budynków gospodarczych. Właśnie
w oficynach, których szczyty wychodziły na następną
ulicę, poprzeczną do kierunku budowy parceli, mieściły
się składy, spichrze oraz magazyny. Tu znajdowały się
też stajnie, stodoły, warsztaty usługowe itp. Oficyny nie
zawsze były murowane. Im dalej od centrum miasta,
tym więcej występowało budynków z drewna. Nawet
w najbogatszych kamienicach przeważały drewniane
stropy; z zasady także schody budowano z drewna.
Taki typ budowli był najużyteczniejszy dla bogate-
go mieszczanina. Wprowadzony i upowszechniony
w czasach lokacji, przetrwał długo, mimo że rozbudo-
wany i ulepszany stracił z biegiem lat charakter jednoli-
tej całości gospodarczej. Nie był to zresztą typ zabu-
dowy dominujący w mieście bezwzględnie. Budowali
tak najmajętniejsi. Inni posesjonaci, odsunięci od rynku
i głównych szlaków przelotowych, stawiali skromniej-
sze domy, nie wznosili piętrowych oficyn, a często za-
miast podwórka i budynków gospodarczych zakładali
sad.
Większość mieszkańców miast gnieździła się
w najprymitywniejszych warunkach: w piwnicach, od-
najętych ciasnych pokoikach na piętrach, niekiedy
w chałupach poza murami. Komornicy lub czeladnicy
wiejscy mieszkali jeszcze w kurnych chatach z chrustu
i gliny, łatwo rozsypujących się i niewielkim kosztem
odnawianych. Trudno z braku źródeł szczegółowo opi-
sać wnętrze zamożniejszego domu mieszkalnego. Są-
dząc z nielicznych inwentarzy i z ikonografii, głównym
elementem wyposażenia były stoły, niekiedy snycersko
zdobione, zydle i skrzynie. Na ścianach umieszczano
otwarte półki, a liczne gwoździe i haki służyły do za-
wieszania na nich potrzebnych narzędzi czy naczyń.
Spano na dużych, drewnianych łożach, umieszczonych
w pokoikach sypialnych, lub na skrzyniach.
Wydaje się, że te skrzynie świadczyły o zamożno-
ści domu. Ich ilość, jakość i ozdobność wskazywały na
wielkość majątku ruchomego. Zamykane na solidne
zamki zawierały stroje, kosztowności, srebrne i złote
przedmioty, wreszcie woreczki z pieniędzmi. Ponadto
w skrzyniach przechowywano listy, weksle, rachunki,
notatki oraz czasem książki. Do wyposażenia domu na-
leżały także pulpity służące do czytania i pisania, gęsie
pióra i czernidło. W wielu domach znajdowały się ko-
ści do gry, w niektórych ‒ dość rozpowszechnione sza-
chy. Dużo miejsca zajmowały narzędzia pracy: rze-
mieślnicze ‒ u mistrzów cechowych, waga, łokieć i in-
ne miary ‒ u kupców. Najbogatsi zdobili swe mieszka-
nia lustrami, tkaninami, z rzadka obrazami o treści reli-
gijnej wykonanymi w miejscowym warsztacie cecho-
wym i zakupionymi ku chwale bożej.
Choć Długosz pisze o latach nieurodzaju, a nawet
wielkiego głodu w XV wieku, wydaje się, że właśnie
wtedy nastąpiła poprawa regularności odżywiania się,
co wpłynęło na zmniejszenie się śmiertelności miesz-
kańców Polski. Jeśli mimo epidemii w latach 1367,
1375, 1381, 1388, 1396, 1405, 1420, 1427 dał się zaob-
serwować przyrost naturalny, tłumaczyć go należy
rozwojem wsi, mniej narażonej na zarazę niż miasta ‒
idealne inkubatory bakterii i wirusów. Niski poziom
higieny i medycyny powodował, że wiele kobiet umie-
rało na gorączkę połogową duża była śmiertelność przy
porodach, podobnie jak śmiertelność niemowląt. Choć
znamienici mężowie, jak Witold czy Jagiełło, dożywali
sędziwej starości, przeciętny wiek Polaka wynosił oko-
ło 25 lat. Rodziny były wielodzietne; magnackie czy
patrycjuszowskie liczyły 4‒6 potomków, uboższe 1‒4.
Pisząc o warunkach bytu materialnego, nie sposób
pominąć życia kulturalnego i rozrywek ludzi w XIV‒
XV wieku. Zależały one w zasadzie od pozycji spo-
łecznej i zawodowej. Można tu wyróżnić dwie podsta-
wowe grupy: umiejące czytać i pisać warstwy wyższe
i pozbawioną tych umiejętności biedotę. Warstwy wyż-
sze włączały do wyposażania swych domów podręcz-
niki zawodowe, papier, inkaust, wosk potrzebny do
pieczętowania listów, niekiedy liczmany i abakusy uła-
twiające przeliczanie wartości monet. Kości do gry ‒jak
się wydaje ‒ używano powszechnie we wszystkich
warstwach społecznych. Już od XII wieku znano i na
dworach, i w miastach grę w szachy. Trudno powie-
dzieć, czy umiejętność ta były rozpowszechniona, czy
też piękne figurki stanowiły element zdobiący wnętrza
bogatych mieszkań. Ci, którzy umieli czytać, posiadali
czasem żywoty świętych, fragmenty kronik rodzinnego
miasta, a najbardziej wykształceni ‒ nawet dzieła uczo-
nych prawników i filozofów.
Życie kulturalne przejawiało się także w działa-
niach będących wyrazem pobożności. Bogaci kupcy,
a także przedstawiciele elity dworskiej czy kościelnej
fundowali z pobudek religijnych stypendia naukowe,
bursy studenckie, dbali o poziom artystyczny zamawia-
nych dla kościołów rzeźb i obrazów. Życie towarzyskie
prowadzono głównie w obrębie stanów. Konfraternie
i bractwa miejskie lub rycerze zbierali się na wspólne
uczty z muzyką i tańcami. W miastach w gospodach, w
łaźniach publicznych stanowiących kamień obrazy dla
kaznodziejów, na dworach szlacheckich i w karczmach
wiejskich organizowano gry towarzyskie, niekiedy tur-
nieje i zapasy.
Rozwój życia towarzyskiego wiązał się ze zmianą
pojęcia czasu, która nastąpiła u schyłku średniowiecza.
Mierzony dotychczas potrzebami pracy na roli,
a w klasztorach traktowany jako czynnik dzielący
człowieka od Boga, stał się pojęciem użytecznym przy
wszystkich ludzkich sprawach: pracy, wypoczynku,
nauce, miłości. Stanowiło to praktyczny punkt wyjścia
idei renesansowych, patrzenia na świat przez pryzmat
człowieka realnie osadzonego w kategoriach czasu
i przestrzeni oraz aktywnie kształtującego swoje życie.
Już w późnym średniowieczu potrzeby natury zawo-
dowej tworzyły nowe miary czasu pracy. Lichwiarze,
kredytodawcy i bankierzy operowali na co dzień poję-
ciem czasu mierzonego zyskiem. Nie stosowano jesz-
cze pojęć roku kalendarzowego. Pożyczek udzielano
przeważnie na krótsze terminy, wyznaczane dniami
szczególnie łatwymi do zapamiętania. Wydaje się, że
można dostrzec pewną ewolucję w stosowaniu wy-
znaczników czasu.
Dzień rozliczenia i dzień zysku oznaczano prze-
ważnie imieniem świętego patrona. Mieszczanie, po-
dobnie jak kronikarze dworscy czy kościelni, często li-
czyli lata czy dni od jakiegoś wydarzenia: śmierci wy-
bitnej osobistości, wielkiej bitwy itp. Z biegiem czasu
miejskie kroniki coraz rzadziej stosowały takie cezury.
Użyteczniejsze w praktycznym działaniu okazało się
mierzenie na przykład czasu pożyczki okresem między
dwoma jarmarkami stanowiącymi zawsze ewenement
w życiu miasta. Obok klęsk elementarnych ‒ wielkich
powodzi, pożarów i epidemii, wedle których liczono la-
ta ‒ potrzebne były stałe daty wyznaczające rytm życia
gospodarczego.
Jak się wydaje ‒ takiego znaczenia nabrał zarówno
na wsi, jak i w mieście dzień św. Marcina, przypadają-
cy 11 listopada. Po zakończeniu cyklu produkcyjnego
na wsi, a w mieście po zamknięciu sezonów intensyw-
nych podróży należało dokonać rozliczeń z rocznej
działalności. Wielkie kupiectwo Gdańska czy Torunia,
podobnie jak właściciele folwarków i chłopi zatrudnie-
ni przy flisie, uzależnione było od możliwości spławu
wiślanego. Stąd drugą datę, mniej precyzyjnie określo-
ną w skali roku, stanowił termin „pierwszej wielkiej
wody”, a więc początek żeglugi po spłynięciu lodów.
Miasta, które rozwijały się dzięki handlowi futrami li-
tewskimi i rosyjskimi, jak Lublin i Brześć nad Bugiem,
ustalały większość transakcji na styczeń i luty, kiedy to
nowe transporty futer zimowych przewożono na Za-
chód.
Cezury określone działalnością zawodową wystę-
powały też w doraźnych przypadkach. Gdańska kronika
Kaspra Weinreicha z XV wieku przypomina raczej biu-
letyn gospodarczy, przynoszący informacje o przyby-
łych transportach soli czy śledzi, cenach zboża, drewna,
ilości przyjeżdżających i wyjeżdżających statków, dro-
żyźnie czy zapotrzebowaniu na towary. Nawet księgi
rachunków miejskich prowadzono w XV wieku nie
według oficjalnego kalendarza astronomicznego, lecz
według cezur roku gospodarczego. Około Wielkanocy,
po przerwie zimowej, rozpoczynano nowe zapisy, od-
powiadające transakcjom realizowanym w nowym ro-
ku, w nowych zatem warunkach działania gospodar-
czego.
Podróżnicy i kupcy często mierzyli czas przestrze-
nią, podobnie jak przestrzeń mierzono czasem. W itine-
rariach kupieckich, znanych ze schyłku średniowiecza,
obok dystansów mierzonych w milach występują,
a nawet przeważają odległości wyznaczane czasem po-
trzebnym do ich przebycia, podobnie jak obecnie na
trudnych szlakach górskich. Piaski, przeprawy przez
rzeki, góry i bagna niekiedy bardzo opóźniały przewóz
towarów i ludzi. Inna sprawa, że czas był pojęciem
bardziej chyba względnym niż dziś, i to nie dlatego, że
w każdej porze roku inne były przeliczenia czasu trwa-
nia podróży.
Badacze wyróżniają praktycznie trzy prędkości
przenoszenia się z miejsca na miejsce. Bardzo powolny
transport lądowy, w zasadzie przy tempie około 4‒5
km/godz., nie przekraczał 30 km dziennie. W warun-
kach szczególnych mieszczanie zdobywali się na po-
śpiech. Pościg gdańszczan za uciekającą bandą zbójec-
ką Materny odbywał się w tempie 12‒15 km/godz.
przez około 7 godzin. Chcąc przekazać wiadomości
o potrzebach rynku lub ważne wieści polityczne, można
było zorganizować, zwłaszcza na krótszych dystansach,
pocztę kurierską, której tempo w gęsto zaludnionych
okolicach wynosiło ponad 30 km/godz. Zupełnie wy-
jątkowo pokonanie dystansu dziennego dochodziło do
100 km. Z Krakowa do Gdańska przyspieszone wieści
docierały w ciągu tygodnia. Inne tempo miały podróże
morskie. Przeciętny czas poruszania się statków był
dwu-, trzykrotnie dłuższy od przeciętnego czasu podró-
ży lądowej. W praktyce wyglądało to rozmaicie. Na
Morzu Bałtyckim nie używano galer poruszanych wio-
słami, lecz żaglowców ‒ były to kogi i holki, zdolne
i do transportu, i do walki, ale uzależnione od wiatru.
Z czasu przeznaczonego na podróż statek spędzał na
morzu zapewne tylko 1 /4 lub 1/3, pozostałą część bo-
wiem wypełniały konieczne naprawy i oczekiwanie
w kolejnych portach na pomyślny wiatr.
Najistotniejszą zmianą wprowadzoną do miary
czasu była miara pracy. Często najmowano do pracy na
roli na okres tygodnia czy kilku tygodni. Ale i system
cechowy działał w oparciu o pewne normy czasowe.
Jak długo należy kształcić ucznia, by zrobić zeń cze-
ladnika? Ile czasu powinno upłynąć, by czeladnik mógł
wystąpić o egzamin mistrzowski? Czas nauki liczono
w latach. Rok był jednostką stosowaną zresztą nie tylko
w rzemiośle. Rok i dzień trzeba było przebywać w mie-
ście, by móc się starać o jego obywatelstwo.
Pojęciem podstawowym w liczeniu czasu pracy ‒
jak wynika z zachowanych rachunków Torunia, Pozna-
nia, Krakowa ‒ była praca wykonywana w ciągu jedne-
go dnia. Należało zatem dzień ten możliwie ściśle okre-
ślić. Na wsi wystarczało słońce, w mieście skracanie
zimą czasu pracy do 6‒7 godzin było niemożliwe. Ro-
snąca konkurencja skłaniała miasta do reglamentacji
czasu pracy i wprowadzania zakazów pracy na akord,
mało zresztą skutecznych. Czas pracy, różny w różnych
zawodach, regulowały statuty cechowe. W lecie zaczy-
nał się o 5
00
rano i trwał 13 do 17 godzin. Trzy razy
dziennie przerywano pracę: około 7
30
lub 8 i około 15
30
lub 16
00
po pół godziny na zjedzenie niewielkiego po-
siłku, między 11
00
i 13
00
zaś ogłaszano godzinną prze-
rwę obiadową. Koniec dnia roboczego następował oko-
ło 20
00
‒21
00
lub jeszcze później. W zimie czas pracy
skracano do 9‒13 godzin. W niektórych tylko zawo-
dach w zimie pracowano dłużej niż w lecie. Zmiana
czasu pracy przeważnie dokonywała się na Wielkanoc
i na św. Michała ‒ 29 września. Przeciętnie w skali
rocznej praca trwała 12‒14 godzin dziennie.
Czy rzeczywiście czas pracy był blisko dwa razy
dłuższy od obecnego? W naszych czasach z 365 dni
w roku wolne od pracy są 52 niedziele oraz około 8 do-
datkowych dni świąt państwowych i kościelnych, a za-
tem 60 dni. Do tego należy zaliczyć 21‒26 dni urlopu.
W ciągu pozostałych około 280 dni praca trwa około 7
godzin dziennie, czyli w skali rocznej 1960 godzin.
W miastach średniowiecznych poza niedzielami ob-
chodzono przez 3 dni Święta Bożego Narodzenia, 2 dni
‒ Zielone Świątki, nie pracowano w Boże Ciało, okta-
wę Bożego Ciała, Wniebowzięcie, Wniebowstąpienie,
w Środę Popielcową, w Wielki Piątek, Narodzenie
NMP, w Piotra i Pawła oraz w św. Jana. Z zasady świę-
towano w dniu patrona miasta, cechy i bractwa odpo-
czywały w dniach swych własnych patronów. Zwycza-
jowo zmniejszano czas przy pracy także w wigilie i ok-
tawy ważniejszych świąt.
W poszczególnych dzielnicach kraju różnie obcho-
dzono dni świąteczne, zależnie od miejscowej tradycji
i lokalnego kultu. Nie było co prawda świąt państwo-
wych, ale zawieszano pracę, gdy do miasta zjeżdżał
monarcha lub wysoki dostojnik kościelny. Świętowano
z racji radosnych wydarzeń politycznych ‒ narodzin
królewskiego potomka, wesela pary monarszej, zawar-
cia pokoju, zwycięskiej bitwy czy zjazdu stanów
w mieście. Doliczając dni częściowo wolne od pracy
i 52 niedziele, można stwierdzić, ze w skali roku było
80‒100 dni wolnych i około 260‒270 dni pracy, czyli
3200-3500 godzin. W średniowieczu zatem praca po-
chłaniała o 1/3 czasu więcej niż dziś. Czy w pozostałe
nieświąteczne dni przez cały czas pracowano intensyw-
nie? Prawdopodobnie nie. Wystarczy wspomnieć tra-
dycję „szewskiego poniedziałku”, która sięga późnego
średniowiecza. Częstotliwość świąt nie wynikała jedy-
nie z pobożności ludzi XIV czy XV wieku. Regulowała
ona czas pracy w warunkach nieporównanie cięższych
niż dzisiaj. Bez urlopów i bez dostatecznego odpoczyn-
ku siły ludzkie nie mogłyby się regenerować.
Między średniowieczem i obecnym czasem pracy
występowała jeszcze jedna poważna różnica. Chodzi
o inną rytmiczność zarówno w skali dziennego wysiłku,
jak i całego roku. W ciągu dnia roboczego niewątpliwie
wysiłek ludzki był rozłożony bardziej równomiernie niż
obecnie. Ludzie pracowali od wczesnego ranka do póź-
nej nocy ‒ może niekiedy mało wydajnie, ale za to
w miarę regularnie. Czasem odpoczynku były święta.
W ciągu dnia roboczego trudno było ‒ poza rozmową
lub kuflem piwa ‒ zorganizować sobie rozrywkę.
Ta ostatnia zresztą polegała na wieczornych
wspólnych ucztach w lokalach bractw czy cechów.
Urozmaicano uczty śpiewem, grą i tańcami, jeśli czas
kościelny na to pozwalał. Badając bractwa miejskie,
dojść można do ciekawego wniosku. Ich liczba w ciągu
XV wieku gwałtownie wzrosła we Wrocławiu, Gdań-
sku i Krakowie. Wydaje się, że należy to wiązać rów-
nież z wydłużeniem działania mieszczan w ciągu dnia.
Spotkania bowiem w dworach brackich odbywały się
niemal co wieczór. Można zatem mniemać, że w XV
wieku nastąpiło pewne przesunięcie się ośrodka życia
towarzyskiego z domu, z otoczenia rodziny, do innego
środowiska, gdzie dzień się wydłużał. Stało się to moż-
liwe dzięki częstszym kontaktom międzyludzkim oraz
dzięki bardziej rzęsistemu oświetleniu w lokalach pu-
blicznych. Właśnie w późnym średniowieczu zrodziły
się istotne różnice w trybie życia chłopa i mieszczani-
na, różnice widoczne jeszcze do dziś dnia.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
SZTUKA
„Trzech ludzi buduje kulturę ‒ pisał kiedyś Mak-
sym Gorki ‒ robotnik, uczony i artysta”. Dla schyłku
średniowiecza zdanie to trzeba zmodyfikować. Wów-
czas jeszcze imago oznaczał jednocześnie pictura ‒ ob-
raz był malowidłem, a artysta rzemieślnikiem. Nawet
większych twórców, cieszących się sławą wykraczającą
daleko poza granice rodzinnego miasta czy kraju, trak-
towano jako artifices ‒ rzemieślników, mistrzów ce-
chowych, dobrze znanych specjalistów w swoim zawo-
dzie. Poza nimi tworzyli mnisi w celach zakonnych ad
maiorem Dei gloriom, zdobiąc miniaturami karty ko-
deksów. Sztuka miała mniej pojęć, mniej form wyrazu
niż dziś, natomiast kto wie, czy jej funkcje nie były
bardziej różnorodne.
W dobie wczesnego średniowiecza, kiedy słowo
pisane rozpoczynało swą zawrotną karierę, głównie
sztuka wyrażała myśli, idee, wątpliwości i pragnienia
społeczeństwa. Ona wydobywała z szarej rzeczywisto-
ści piękno i uczyła je dostrzegać. Ona też stanowiła
oręż propagandy kościelnej i dworskiej, przemawiała
zarówno do wykształconego dostojnika państwowego,
jak i do nie- piśmiennego wiejskiego wyrobnika. Schy-
łek średniowiecza przyniósł w tym zakresie dość istot-
ne zmiany. Zamiast odczytywać mistyczne i filozoficz-
ne treści zawarte w bryle architektonicznej, w kompo-
zycji witraży, w układzie postaci na rzeźbionym tym-
panonie czy na malowidle, uczeni mężowie zaczęli się
w większym stopniu opierać na piśmie, na interpretacji
nowych i starych autorytetów słowa pisanego. Nato-
miast idee prezentowane przez sztukę stawały się coraz
czytelniejsze dla szerokich rzesz odbiorców, coraz bar-
dziej zrozumiałe i przyswajalne. Malarstwo i rzeźba re-
ligijna odeszła od przedstawiania myśli narodzonych w
XII czy XIII wieku, trudnych do zrozumienia bez zna-
jomości ówczesnej filozofii.
W czternastowiecznej Europie, a więc i w Polsce,
sztuka zaczęła dostrzegać zjawiska jednostkowe i cechy
indywidualne. Czy sprawił to rozwój różnorodnych
układów społecznych, czy realizm mieszczański ‒
trudno orzec. Ten ostatni na pewno odegrał tu jednak
istotną rolę. Właśnie u schyłku średniowiecza główne
ośrodki produkcji artystycznej przeniosły się z cel za-
konnych do miejskich warsztatów rzemieślniczych.
Dzieła sztuki stawały się towarem, zaczęto je produko-
wać na zamówienie licznych odbiorców. Sztuka prze-
stała wyrażać jedynie uznane prawdy ‒ zaczęła szukać,
pytać, odbijać warunki życia.
Sztuka tej epoki nosi miano gotyckiej. Jej istotę
najlepiej zilustrować na przykładzie architektury. Zało-
żeniem ogólnym wczesnego gotyku był pogląd, że ar-
chitektura powinna odzwierciedlać najlepsze i najbar-
dziej wartościowe składniki życia ludzkiego, a więc
przede wszystkim idee. Budowlę, zwłaszcza kościelną
wtedy uznawano za dobrą jeśli wyrażała wolę połą-
czenia się z Bogiem, jeśli możliwe najbardziej uzmy-
sławiała byty nadprzyrodzone lub głosiła chwałę wład-
cy. Do tych założeń ogólnych dochodziły wskazówki
formułowane w XIII wieku, między innymi przez św.
Tomasza z Akwinu, postulujące, by dzieło sztuki od-
znaczało się harmonią (consonantia), j asnością (clari-
tas) i wreszcie pełnością (integritas). W szczególności
ten ostatni przedmiot miał, jak się wydaje, sprowadzić
istotne konsekwencje.
Wielki gotyk XIII wieku reprezentował ujęcia ca-
łościowe, wyraziste i konsekwentnie zbudowane. Nad-
mierne rozczłonkowanie bryły architektonicznej uwa-
żano za brzydkie z założenia, dekoracja detalu zaś słu-
żyć miała całości, a nie stanowić cel sam w sobie.
Technika śpieszyła tu z pomocą teorii. Przede wszyst-
kim w grę wchodził rozwój sztuki murarskiej, rozkwit
cegielnictwa, bez którego na nizinach polskich nie do
pomyślenia byłaby realizacja szeroko zakrojonego pro-
gramu architektonicznego.
Przerzucenie ciężaru ścian na szkarpy i filary ukry-
te wewnątrz murów stworzyło warunki do wznoszenia
wielkich, strzelistych budowli. Ich zewnętrzną cechą
charakterystyczną była linia pionowa. Rytm ostro zary-
sowanych, strzelistych szkarp, wysoko wyciągnięty
dach schodzący się pod ostrym kątem, wyakcentowanie
wież, długie okna ‒ wszystko to dzięki zastosowaniu
łuku łamanego tworzyło sylwetkę dobrze znaną z ob-
szaru całej niemal Europy łacińskiej. Piękno wyrażało
się w strzelistości, rytmicznym rozkładzie pionowych
akcentów, w grze kolorów cegły, kamienia, glazury,
tynkowanych blend, a także w niespotykanej wcześniej
w tym stopniu na ziemiach polskich grze światła. Prze-
rzucenie na szkarpy ciężaru całej budowli pozwoliło ‒
co prawda u nas nie w takiej mierze jak na Zachodzie ‒
na wyprucie ścian, zastąpienie ich kolorowymi witra-
żami oraz rozłożenie akcentów światłocienia w sposób
przemyślany i oddziaływający na wyobraźnię modlą-
cych się.
W XIV i XV wieku architektura europejska uległa
przemianom. Powstałe dzieła ‒ jak twierdzi wielu ba-
daczy ‒ były wyrazem ówczesnych postaw ludzkich,
nosiły cechy epoki pełnej niepokoju i trwogi, epoki
wielkich przemian i poszukiwań. W dziejach sztuki
okres ten nazywamy późnym gotykiem. Niewątpliwie
styl ten miał pewne cechy wspólne na obszarze się-
gającym od Portugalii aż po Litwę. Ale we Francji na
przykład, w porównaniu z wcześniejszymi formami,
stanowił on wyraz manieryzmu, niekiedy dekadencji.
W Niemczech późny gotyk był okresem przynajmniej
równorzędnego rozwoju architektury, rzeźby i malar-
stwa. Mówiąc czy pisząc o przykładach sztuki go-
tyckiej w Polsce, ma się na myśli niemal wyłącznie
dwa ostatnie stulecia średniowiecza, niekiedy nawet
początek czasów nowożytnych. Stąd odmienne trakto-
wanie później fazy gotyku przez różnych historyków:
jako upadku, jako renesansu sztuki, jako manieryzmu,
wreszcie jako nowego, odrębnego stylu, różniącego się
zdecydowanie zarówno od form dawniejszych, jak
i późniejszych. Niezależnie od faktu, że różna interpre-
tacja dotyczy niekiedy obiektów pochodzących z róż-
nych terytoriów, nie ulega wątpliwości, że na terenie
Polski późny gotyk występuje dopiero w drugiej poło-
wie XV wieku. Wtedy właśnie pojawiło się dążenie do
dekoratywności, do rozdrobnienia elementów architek-
tonicznych. Właściwy zaś monumentalny gotyk, szcze-
gólnie widziany przez pryzmat architektury, cechowany
przez funkcjonalizm pięknie zharmonizowany z wdzię-
kiem i ekspresją wyrażającą określone duchowe po-
trzeby człowieka, rozwijał się przede wszystkim w XIV
oraz na początku XV wieku.
Wpływy sztuki gotyckiej przedostawały się do Pol-
ski dwiema drogami. Wielka architektura europejska
stanowiła wzorzec dla budowli w południowych dziel-
nicach, mających kontakty z Czechami i Węgrami.
Z drugiej strony, od północy, budownictwo krzyżackie
stanowiło przykład, z którego czerpały wzory budow-
lane Pomorza Nadwiślańskiego, Mazowsza i Wielko-
polski. Wreszcie należy wymienić tu i trzeci czynnik ‒
rodzimą dawną trzynastowieczną architekturę mu-
rowaną która szczególnie w budownictwie parafialnym
znajdowała wielu naśladowców.
Rzecz ciekawa, gotyk zakorzenił się w Polsce
w dobie rozwoju miast i w okresie narastającej ekspan-
sji na wschód. I środowisko miejskie, i obszary koloni-
zowane przez polską szlachtę okazały się dość podatne
na formy niesione przez architekturę, rzeźbę i malar-
stwo XIV wieku. Na bazie starych, romańskich jeszcze
związków między różnymi ośrodkami utwierdzało się
budownictwo gotyckie, poczynając jeszcze od XIII
wieku w dorzeczu Odry (Śląsk, Wielkopolska) oraz
w dorzeczu górnej Wisły (zachodnia Małopolska). W
ciągu stuleci XIV i XV włączyły się w obręb nurtu
sztuki gotyckiej dalsze obszary. Na północy brak trady-
cji budownictwa murowanego stworzył korzystne wa-
runki do rozwoju na „surowym korzeniu” architektury
w państwie krzyżackim. Inspirację stanowiły tu przy-
kłady wielkich miast hanzeatyckich ‒ Lubeki, Soest,
Kolonii ‒ oraz potrzeby militarne Zakonu.
Wielkie zamki krzyżackie, które gęstą siecią za-
pełniły dawny kraj Prusów i Pomorze Nadwiślańskie,
tworzyły wzorzec dla całej północnej, nizinnej Polski.
Do dnia dzisiejszego budzi podziw system obronny
Krzyżaków. Z zaniku w Świeciu dostrzegano sygnały
z Chełmna, podobnie jak z Nowego. Tam z kolei moż-
liwa była łączność optyczna z Kwidzynem, z Kwidzyna
z Gniewem, dalej z Tczewem i Malborkiem, wreszcie ‒
Gdańskiem. W ten sposób cała dolna Wisła pozostała
w zasięgu wzroku administracji krzyżackiej, która wy-
tworzyła u poddanych lęk przed symbolem swej wła-
dzy: zamkiem z wieżą strażniczą, główną budowlą na
planie prostokąta i obronną zabudową gospodarczą.
Funkcjonalizm szedł tu w parze ze sztuką i oddziały-
waniem na widza potężną bryłą budowli niewątpliwie
wywierającą silne wrażenie i na zagranicznych go-
ściach Zakonu.
Nie bez przyczyny zamek w Malborku należy do
najświetniejszych w skali europejskiej rezydencji go-
tyckich. Miał on przecież spełniać także funkcję wizy-
tówki Zakonu, atrakcji propagującej idee, jakim służył,
magnesu ściągającego możliwie dużą liczbę rycerzy
z Zachodu. Wzorzec krzyżacki przejmowało już w XIV
i XV wieku Mazowsze. Zamki w Czersku i Ciechano-
wie, wzniesione przez budowniczego Mikołaja, wyka-
zują podobieństwa z monumentalną architekturą półno-
cy. Budownictwo kościelne kreowało także, wzory,
które oddziaływały na rozległe obszary. Dla Warmii
charakterystyczne było naśladownictwo świątyń Ornety
i Fromborka, dla Pomorza Gdańskiego ‒ kościoła cy-
sterskiego w Pelplinie i niewątpliwie monumentalnej
architektury miejskiej Gdańska i Torunia. Kościoły
w Gdańsku i Toruniu stanowiły przykłady, jak dalece
treści sztuki gotyckiej można wyrażać językiem form
ceglanych. Większość z nich to budynki halowe lub
mimo bazylikowej konstrukcji zbliżające się do hali,
dzięki wydźwignięciu filarów międzynawowych.
Dlaczego hala na północy zwyciężyła bazylikę,
mimo że i ta ostatnia forma miała swe znakomite wzory
w Toruniu i Pelplinie? Dlaczego w XV wieku kościół
Mariacki w Gdańsku przebudowano z bazyliki na halę?
Czy rzeczywiście w ten sposób akcentowano równość
wszystkich członków gminy miejskiej, niezależnie od
tego, w której nawie by się znajdowali? Czy chodziło tu
może o efekty świetlne, o uchwycenie w cegle możli-
wie dużej przestrzeni, której ludzie XV wieku mniej się
bali niż ich ojcowie? Trudno odpowiedzieć na te pyta-
nia. Na uwagę zasługuje jednak wielki wysiłek inwe-
stycyjny. Budowa takich dzieł architektury, jak zamek
malborski czy kościoły gdańskie, stanowiła ewenement
nie tylko kulturalny, lecz również gospodarczy. Ko-
nieczność zatrudnienia wielkiej liczby ludzi, kwalifi-
kowanych i niekwalifikowanych, zdobycia materiałów,
narzędzi, żywności, wszystko to stwarzało pomyślną
koniunkturę na rynku.
Warto podkreślić zdumiewającą jedność stylową
różnych kręgów geograficznych, na przykład Warmii
lub miast Hanzy pruskiej. I znowu nasuwa się pytanie:
czy jednolitość wynikała z działalności tych samych
budowniczych, czy też podobne formy architektury wy-
rażały powszechnie zrozumiałe treści i stereotypy my-
ślenia?
Obok zamków i kościołów rozwijało się na półno-
cy kraju wielkie budownictwo komunalne i użytkowe.
Ratusze Gdańska, Torunia, Malborka, Chełmna, Choj-
nic, kamienice mieszczańskie, a wreszcie wielkie za-
kłady użytkowe: młyny (krzyżacki w Gdańsku), spi-
chrze (Gdańsk, Toruń, Grudziądz), składy, dźwigi (żu-
raw znad Motławy), łączyły w sobie użytkową treść
z piękną formą. W tym jednak przypadku treść określał
ściśle cel, jakiemu miała służyć budowla. Jeśli torunia-
nie szczycili się swym ratuszem, to podkreślali przy
tym znaczenie swojego miasta, którego symbolem była
jego główna budowla, jej harmonijne proporcje zaś,
rytmiczny ciąg wnęk i smukła wieża, nawiązująca do
słynnych flandryjskich, stanowiły efekt wtórny.
Drugim wielkim regionem sztuki było południe
kraju. Śląsk, oderwany już wówczas od Polski, wywie-
rał duży wpływ na sąsiednie budownictwo Wielko-
i Małopolski, przy czym na obszary tej ostatniej prze-
dostawały się prądy z Węgier i Czech. Tradycje miej-
scowe odgrywały na południu Polski znaczną rolę. Sto-
sowanie do naw bocznych szkarp równoważących par-
cie sklepień nawy głównej pozwoliło historykom sztuki
mówić o „szkole krakowskiej” w architekturze bazylik.
Kościoły: Mariacki, Bożego Ciała, św. Katarzyny
w Krakowie miały swoje skromne repliki w Skalbmie-
rzu czy Bodzentynie. W wieku XIV zakończono także
budowę gotyckiej katedry na Wawelu, której rozwiąza-
nia konstrukcyjne (transept, trójdzielne „sklepienie pia-
stowskie”) podkreślały wyjątkowość tej budowli, od-
działywały nawet na architekturę kościołów Wrocła-
wia. Rejon południowy charakteryzował się też innymi
możliwościami konstrukcyjnymi. Łatwiej było o ka-
mień, co doprowadziło do częstego stosowania go
w budownictwie.
Rozwój Małopolski w XIV wieku wpłynął na
przyspieszenie ruchu budowlanego, który wprowadzał
konstrukcyjne i estetyczne wzory znane już dawniej na
Zachodzie, zwłaszcza w kościołach parafialnych
w niewielkich miejscowościach. Formę dwunawową
zastosowano w Wiślicy, Stopnicy, Chybicach i Skotni-
kach, co na miarę ówczesnej prowincji było jednocze-
śnie dowodem rozwoju sztuki architektonicznej
„w głąb”, a ponadto recepcją wielkiej mody na obsza-
rach dotąd odciętych od wielkich prądów kulturalnych.
Rozwój budownictwa czy w ogóle sztuki w Polsce
południowej odegrał istotną rolę w powstawaniu form
stanowiących skrzyżowanie prądów Zachodu i Wscho-
du. Ekspansja polityczna szlachty małopolskiej dopro-
wadziła do poznania terenów opanowanych przez kul-
turę bizantyńską. Wzajemne wpływy grecko-
bizantyńskie były już widoczne za Kazimierza Wielkie-
go. Monarchia jagiellońska miała ułatwione zadanie
przy wypracowaniu wzorów budowli obronnych i sa-
kralnych, które łączyły wpływy obu wielkich kręgów
kulturalnych. Gotyk w XIV‒XV wieku sięgnął nad Ho-
ryń, za Dniestr, pod Mińsk. Obronne cerkwie prawo-
sławne przybierały formy zachodnie, z kolei malowidła
ruskie, wprowadzając wschodnią symbolikę i barw-
ność, docierały do Sandomierza, Wiślicy, do mazo-
wieckiego Błonia, na Święty Krzyż, a nawet do Kra-
kowa i Gniezna. Zamkowa kaplica Świętej Trójcy
w Lublinie, piękny, XIV-wieczny przykład gotyku, zo-
stała ozdobiona w drugim dziesięcioleciu XV wieku
wspaniałymi freskami przez Andrieja, artystę ruskiego,
tworzącego malarski wykład teologiczny w stylu bizan-
tyjskim (wraz z realistycznym portretem fundatora ‒
Jagiełły). Jeśli gotyk północny XIII‒XIV wieku od-
zwierciedlał ekspansję zachodnioeuropejską przenosząc
wzorce budowlane na obszary włączane do strefy kul-
tury zachodniej, to gotyk południowy stawał się formą
odmiennej ekspansji, zaszczepiającej elementy cywili-
zacji łacińskiej na mocnym pniu kultury bizantyńsko-
ruskiej.
Nie można tu pomijać kręgu pośredniego, wytwo-
rzonego w Wielkopolsce z wcześniejszych elementów
napływowych i rodzimych. Wielkie katedry w Gnieźnie
i Poznaniu stosowały te same bogate formy, które wy-
stępowały we Francji: wieńce kaplic, wieloboczne am-
bity. Podobnie jak na południu, tak i w Polsce central-
nej pojawiły się kościółki mniejsze, ale z bogatym, wie-
łonawowym programem architektonicznym w Dolsku,
Kórniku, Śremie, Bninie. Nie należy sądzić, że budow-
nictwo to realizowano z myślą jedynie o potrzebach re-
ligijnych, że sterczyny, blendy, koronka i wieżyczek
głosiły jedynie chwałę bożą.
W budownictwie świeckim sukiennice czy fasady
domów prywatnych stanowiły magnes przyciągający
klientów. Kościoły parafialne odgrywały podobną rolę.
Świątynia, adaptowana lub częściej budowana od pod-
staw w czasach gotyku, dominowała nad okolicą, sta-
nowiąc element charakterystyczny dla panoramy. Po
wieży kościelnej poznawano w XV‒XVI wieku daną
miejscowość. Wielkość kościoła parafialnego wyrażała
pierwotny program rozwoju osady. Świątynia gotycka
zaspokajała potrzeby licznych wiernych, służyła uro-
czystościom, obradom starszych wreszcie symbolizo-
wała możliwości i potęgę fundatorów. W tym zatem
przypadku, poza realnymi potrzebami, w grę wchodziły
określone tendencje ideologiczne. Tworzące się bo-
wiem na ziemiach polskich mieszczaństwo, podobnie
jak rosnąca w potęgę magnateria, ukazywały w najbar-
dziej zrozumiały sposób swoje możliwości i swoją siłę.
Wielkość kościołów w Krakowie, Gdańsku, Sandomie-
rzu, Stargardzie, Wrocławiu czy Toruniu nadawała
określoną rangę przedstawicielom tych miast, dyskon-
towaną przez nich w praktycznej działalności politycz-
nej i gospodarczej.
Budowa katedr ukazywała możliwości i ambicje
diecezji, stanowiła też wizytówkę środowiska, której
wypisanie interesowało ‒ rzecz prosta ‒ nie tylko kler.
Wysiłek finansowy państwa, miasta, możnych, pozwa-
lał na realizowanie planu budowy zamków, częstokroć
modyfikowanego w zależności od bieżącego stanu ka-
sy. Wawel był symbolem siedziby króla polskiego i bi-
skupa krakowskiego, katedra gnieźnieńska ‒ symbolem
polskiej archidiecezji, sandomierski czy poznański ra-
tusz świadczył o gminie miejskiej. Pięknie zdobione
glazurami, cegłą, blendami mury stanowiące wespół z
zamkami łańcuch obronny symbolizowały siłę władzy
państwowej.
W Polsce już w XV wieku rozwój nowych form
życia, polaryzacja społeczna i prądy przenikające całą
Europę doprowadziły do zmian kierunku inwestycji.
Rozpoczęło się zarówno w miastach, jak i dobrach ry-
cerskich lokowanie kapitałów w prywatne budowle ‒
siedziby wielkich rodzin: ozdobne kamienice, za-
meczki, kaplice i budynki gospodarcze. Pojawiły się
nowe gmachy komunalne przeznaczone dla elity spo-
łecznej: pałace bractw kupieckich czy rzemieślniczych,
słynne dwory Artusa ‒ siedziby najbogatszych rodzin.
Wysiłek inwestycyjny, poprzednio skoncentrowany,
został skierowany w różne strony. W efekcie powstało
oblicze miast zbliżone do tego, jakie podziwiamy
w odbudowanych starówkach Gdańska, Warszawy czy
częściowo zachowanych ‒ Torunia, Krakowa.
Obraz starych miast średniowiecznych, widziany
przez pryzmat współczesności, kojarzy się z bogato
zdobionymi, kolorowymi fasadami kamienic. Nie jest
to w pełni zgodne ze stanem panującym w Polsce do
połowy XVI wieku, kiedy to moda renesansu zmieniła
gusty ludzkie. Domy gotyckie, te najbardziej wystaw-
ne, budowane w XV wieku z cegły, były w zasadzie
jednobarwne. Takie jawią się na obrazach starych mi-
strzów, w miniaturach Kodeksu Baltazara Behema.
Monotonną rdzawą czerwień urozmaicono niekiedy
glazurowaną cegłą lub tzw. zendrówką układaną
w geometryczne wzory. Najbogatsi zdobili fasady
swych domów długimi, wąskimi wnękami o bogato
profilowanych gzymsach. Cienie między nimi kontra-
stowały ze ścianą oświetloną słońcem. Również jedynie
najbogatsi wystawiali ‒ wzorem wielkich budowli mo-
numentalnych ‒ dodatkowe ozdoby szczytu w postaci
sterczyn, których delikatna koronka podkreślała strzeli-
stość, wysmukłość i subtelność architektury. Na ogół
jednak, zwłaszcza w bocznych ulicach, domów miesz-
czańskich nie zdobiono bogato. Sam fakt wymurowania
budynku już świadczył o możliwościach właściciela.
Cegła w miastach polskich sama w sobie była two-
rzywem ozdobnym, odbijającym od przeważającego
drewna. W prywatnym budownictwie XIII i XIV wieku
symbolizowała zamożność i wysoką pozycję społeczną.
Dopiero w XV wieku wraz z jej upowszechnieniem
i rozwojem budownictwa gospodarczego postarano się
o dodatkowe efekty estetyczne, które wcześniej wystę-
powały jedynie sporadycznie. Wątki glazurowanej ce-
gły, wnęki dzielące równomiernie całą fasadę domów
oraz portale zaczęły wyróżniać prywatne siedziby pa-
trycjatu w miastach. Na wsi bogata szlachta budowała
niekiedy rezydencje wzorowane na murowanych zam-
kach. Dębno w Małopolsce ‒ ze swym murowanym
dworem gotyckim, ozdobionym zendrówką, z podwór-
cem otoczonym gankiem ‒ jest przykładem wystawne-
go budownictwa prywatnego spełniającego funkcje
obronne, gospodarcze, mieszkalne i reprezentacyjne.
Formy murowanego budownictwa gotyckiego
przenoszono i na architekturę drewnianą. Zachowały
się liczne kościoły z XV wieku: w Harklowej, Grywał-
dzie, Zborówku, nieco później w Sękowej, Libuszy
i innych miejscowościach. Niektóre z nich miały wie-
loboczne zamknięcia prezbiterium, wysoko podciąganą
kalenicę oraz portale o kształcie i zdobieniu murowa-
nych. Te właśnie drewniane kościoły ‒ budowane na
zrąb, szalowane gontem lub tarcicami, artystycznie
zdobione przez nacinanie belek, przypór, ozdobione
malowidłami ‒ stanowiły zapewne najbardziej cha-
rakterystyczny element architektury wiejskiej. One
kształtowały wśród chłopów poczucie piękna i propor-
cji, określały wyjątkowy charakter budowli w skali ca-
łej parafii.
Jest rzeczą ciekawą, że monumentalna architektura
miejska występowała we wszystkich niemal ilustrowa-
nych dziełach owego czasu. Wielkie i wspaniałe bu-
dowle, podobnie jak z czasem fantastyczne krajobrazy,
zapładniały wyobraźnię zarówno intelektualistów, jak
i zwykłych zjadaczy chleba. Praca garbarza ukazana
jest w Kodeksie Baltazara Behema na tle pięknego, bo-
gatego miasta leżącego nad morzem w skalistych gó-
rach. Zgodnie ze średniowieczną tradycją wyobrażenie
nieznanego miasta symbolizowało podróż, nieznane
zakątki ziemi, odmienność i doskonałość wyrażaną w
architekturze.
Zaczęło się to zapewne od rozpowszechniania wie-
dzy o miejscach świętych: Compostelli, gdzie znajdo-
wał się kościół z grobem św. Jakuba, Rzymie z bazyli-
kami czy wreszcie Jerozolimie lub o innych miejscach
związanych z historią świętą. Aby dotrzeć do nich,
trzeba było pokonać wiele przeciwności. Jednocześnie
‒ zwrócił na to uwagę Lavedan ‒ poprzez wizerunki
wielkich, bogatych i tajemniczych miast wyrażano tę-
sknotę za nowością, za zerwaniem z monotonią dobrze
znanej okolicy. Inna sprawa, że tak wyidealizowane ob-
razy nie są dobrym źródłem dla historyków. Ponadto
autorom średniowiecznym niejednokrotnie brakowało
i wiedzy, i fantazji. W wielkim dziele Hartmana Sche-
dla z końca XV wieku plan Florencji jest identyczny
z planem Jerozolimy i Kopenhagi. Ale ryciny te były
wizerunkami idealnymi, z których czerpano wzory
w miarę możliwości finansowych mecenasów i umie-
jętności artystycznych architektów. U schyłku średnio-
wiecza poczucie dumy, płynące z faktu, że wielka ar-
chitektura znajdowała się we własnym mieście, ustępo-
wało w coraz większym stopniu chęci posiadania
mniejszego, uboższego, ale własnego domu mieszkal-
nego.
Także w rzeźbie i malarstwie XV wieku nastąpiły
wyraźne zmiany. Jeszcze w XIV wieku malarstwo pol-
skie stanowiło nie najlepsze odbicie wzorów i prądów
panujących w niektórych krajach zachodniej Europy.
Miniatury ówczesne kreśliły dość schematyczne wątki
świętych historii, a linią i doborem koloru starały się
przekazać treści dydaktyczne. Forma ta, wywodząca się
z wielkich warsztatów Francji czy włoskiej Sieny, sta-
nowiła pewien umowny kod, przemawiający symbola-
mi częściowo zrozumiałymi, a niekiedy zapewne (peł-
niąc funkcję dzisiejszych przezroczy) objaśnianymi
podczas kazań. Pod koniec śmiecia pojawił się prze-
strzenny modelunek figur. W miejsce linii dzielących
barwne pola pojawiło się miękkie przenikanie świateł
i cieni. Połączone z wysmukłością postaci w ruchu i fa-
listym układem draperii, nosi nazwę „pięknego stylu”.
Idealne typy ludzkie przedstawiano w pięknej formie
fizycznej.
Większą rolę zaczęło odgrywać tło współdziałające
z nastrojem obrazu. Inicjały Psałterza Floriańskiego,
miniatury graduału karmelitów, przede wszystkim zaś
Biblii gnieźnieńskiej, ilustrują rozwój tego właśnie sty-
lu. Przy czym ‒ rzecz ciekawa ‒ obraz w XIV wieku
stanowił często niezbędny składnik przekazu związany
z innymi formami sztuki. Miniatury służyły ozdobie
słowa pisanego, witraże i malarstwo ścienne stanowiły
integralną część architektury. I w tym zakresie zmiany,
jakie nastąpiły w pierwszej połowie XV wieku, uła-
twiały dalszy rozwój malarstwa. Nie wdając się w roz-
ważania teoretyczne, będące domeną historyków sztu-
ki, warto zatrzymać się nad niektórymi tylko zjawiska-
mi, modelującymi nową w warunkach XV wieku formę
malarską w Polsce.
Wspomniane przemiany w architekturze zamknęły
w XV śmieciu etap wielkich budowli kościelnych.
W ten sposób zostały bardzo poważnie ograniczone
możliwości tworzenia witraży i fresków. Nastąpił na-
tomiast niespotykany w wiekach poprzednich rozwój
malarstwa sztalugowego. Obrazy uzupełniały wypo-
sażenie wcześniej wzniesionych budowli, a poza tym
stanowiły efekt działalności wotywnej i dewocyjnej
bogacącego się rycerstwa czy mieszczaństwa. Obraz
sztalugowy był tańszy niż fresk lub witraż, wygodniej-
szy do przechowania, a także łatwiejszy do umieszcze-
nia jako wotum w kaplicy czy przy ołtarzu. Tym sa-
mym dzieło sztuki malarskiej stawało się bliższe indy-
widualnemu odbiorcy, co pociągało za sobą bardzo
istotną konsekwencję.
Wzrost liczby użytkowników malarstwa, a więk-
szym stopniu jeszcze wzrost liczby finansujących je
mecenasów, określał przede wszystkim treści: najbar-
dziej popularne, znane, cenione, ale wpływał też na
formę. Ta ostatnia musiała być zrozumiała, swojska,
bardziej realistyczna. Jeśli w XIV wieku czynnikiem
inspirującym malarstwo było głównie środowisko
dworskie i kościelne, to w następnym stuleciu ta gałąź
sztuki stała się w dużym stopniu funkcją kultury miesz-
czańskiej lub niekiedy szlacheckiej, a więc bardziej
masowej, bardziej dostępnej. Na formę wywarły wpływ
dwa czynniki: protorenesans włoski z Giottem i jego
przestrzennym malarstwem realistycznym oraz malar-
stwo flandryjskie, oddziałujące na nasz kraj poprzez
kontakty hanzeatyckie. Gandawska szkoła braci van
Eycków stanowiła inspirację i dla artystów, i dla mece-
nasów sztuki.
Wśród malarzy w Polsce XV wieku zaczęły prze-
ważać imiona rodzime: Drwal, Gajrusik, Bujak, Cieśla,
Ceber, Przeka, Dyląg, Czeliga. Oczywiście, działali też
przybysze z zagranicy, tak jak i nasi malarze pracowali
w Niemczech, w Czechach, we Francji, a zapewne i we
Włoszech. Kształtował się więc ogólnoeuropejski styl
realistyczny. Realizm wymagał modeli z życia, te zaś
nadawały sztuce piętno kraju, ziemi czy miasta, w któ-
rym powstawała.
W drugiej połowie XV wieku zapanował w Polsce
tzw. „styl łamany” w odróżnieniu od dawnego „mięk-
kiego stylu”. Charakteryzował się ostrymi, gwałtownie
łamanymi liniami, później zaś rozdętymi, rozwianymi
przez wichurę szatami. Zarzucenie delikatnych kontu-
rów na rzecz form bardziej surowych ‒ to tylko część
widocznych skutków zmiany. Ważniejsza wydaje się
rezygnacja z konwencjonalnych znaków mających cha-
rakteryzować przedstawiane postacie. W miejsce po-
ciągłych, trójkątnych, dość jednolicie przedstawianych
twarzy pojawiły się najróżniejsze typy fizyczne, mogą-
ce służyć za podstawę szczegółowego studium o czło-
wieku: piękne kobiety, zgrzybiali starcy, dorodni mło-
dzieńcy ‒ ludzie nie różniący się ani budową ciała, ani
ubiorem od rzeczywistych. Tak rozpoczął się rozwój
malarstwa portretowego, które starało się oddać wiernie
także psychikę ludzką.
Realnego człowieka przedstawiano w realnej prze-
strzeni. Co prawda fantastyczne krajobrazy nie zawsze
miały związek z rzeczywistością, ale ich elementy bu-
dowano z realiów. Na podstawie malarstwa i rzeźby
z XV wieku botanicy mogą odtwarzać ówczesną ro-
ślinność, a lekarze ‒ choroby trapiące wówczas ludz-
kość.
Rzeźba i malarstwo dostarczają historykowi wska-
zówek, których próżno szukałby w innych źródłach
owego czasu. Cała różnorodność marginesu społeczne-
go: żebracy, zbóje, kalecy, prostytutki, włóczędzy, sta-
nowiący nieodłączny atrybut życia w XV wieku, po-
znawalna jest dzięki ikonografii. Ta ostatnia także do-
starcza wiadomości o strojach i mieszkaniach patrycja-
tu, rycerzy i biskupów. Niekiedy obraz wpadał w grote-
skę, przerysowując pewne cechy fizyczne czy psy-
chiczne. W ten sposób podkreślano to, co miało szcze-
gólnie charakteryzować i uwypuklać realia. Oczywi-
ście, starego stylu ani szybko, ani całkowicie nie wy-
parł nowy. Słynna krakowsko-sądecka szkoła malarska
łączyła cechy obu kierunków. W latach 1440‒1460
wprowadzała styl łamany przy zachowaniu starych
form stylowych. Zależało to w pewnym sensie od treści
obrazu. Tematem przedstawień ikonograficznych ‒ po-
dobnie jak w poprzednich stuleciach ‒ były sceny
z Nowego, niekiedy Starego Testamentu oraz żywoty
świętych, a więc treści mistyczne. Wyrażano je środ-
kami realistycznymi.
Ta późnogotycka konwencja, odbijająca konflikty
między różnymi koncepcjami życia, jest chyba wy-
mownym dowodem przemian zachodzących w XV
wieku. Zaprezentowane wśród ilustracji sceny naigry-
wania się, zapewne pędzla Mikołaja Haberschracka,
sceny rodzajowe z ołtarza z Mikuszowic, z krakow-
skiego ołtarza dominikańskiego, Hołd Trzech Króli,
namalowany u samego schyłku stulecia, lepiej niż setki
stron kronik ukazują epokę, której ideologia wyrastała
z przemian życia codziennego. Tło obrazów jest cie-
kawsze od pierwszego planu i ono właśnie mówi
o istotnych sprawach społeczeństwa późnego średnio-
wiecza ‒ ukazuje dążenia do bogactwa, przepychu, tę-
sknotę za niezwykłymi krajami i miastami.
Istniało także malarstwo, które nie przedstawiało
religijnych treści. Kodeks Behema przy wszystkich
swych cechach kosmopolitycznych ukazuje formy ży-
cia przyjmowane przez krakowian na przełomie XV
i XVI wieku. Widzimy pracę w warsztatach rzemie-
ślniczych, stroje mieszczan, ulice miasta zapełnione
żołnierzami, pielgrzymami, kupcami, murowane domy
z podwóreczkami oraz rozjechane ulice z kupami śmie-
ci.
Podobną ewolucję co malarstwo przechodziła tak-
że późnogotycka rzeźba. I tam po „stylu miękkim”
w drugiej połowie XV wieku nastąpił „styl łamany”.
„Piękne Madonny” stanowiły około 1400 roku charak-
terystyczny efekt jego ostatniej fazy. Po pierwszym za-
stoju w pierwszej połowie XV wieku rozwinął się rea-
lizm, którego najwspanialszym dziełem stał się ołtarz
Wita Stwosza, wzorcowe dzieło naśladowane w całym
kraju. Jak w malarstwie, tak i w rzeźbie zmieniły się
podstawowe środki wyrazu. Zwiększone zapotrzebo-
wanie przy zmianie społecznego charakteru inwestycji
wpłynęło skutecznie na rozwój rzeźby w drewnie kosz-
tem rzeźby w kamieniu, która stanowiła poprzednio
część monumentalnej architektury. W realizacji „stylu
pięknego” rzeźbiarstwo starało się oddać bliskie i zro-
zumiałe doznania. Ideał urody fizycznej, jakim była
Piękna Madonna (na przykład z kościoła pw. św. Jana
w Toruniu), wiązał się z wyobrażeniem psychiki, z wy-
obrażeniem uczucia łączącego radosną Matkę ze swym
Dzieciątkiem lub ‒ w licznych pietach owego czasu ‒
bolejącą Matkę ze Zmarłym. Madonna z Krużlowej czy
Madonna z Kazimierza wyobrażają piękno, radość
i macierzyństwo, podobnie jak Pieta krakowska ‒ ból.
Realia pojawiły się już w pierwszej połowie XV
wieku w rzeźbie nagrobnej. Ich rozkwit wiązać można
z drugą polową śmiecia i rozpowszechnieniem typowe-
go dla tej epoki szafiastego ołtarza. W latach 1477‒
1489 powstał najwspanialszy pomnik tego typu ‒ ołtarz
Mariacki w Krakowie. Kompozycja, jakość wykonania,
harmonijne połączenia rzeźby z malarstwem ‒ stały się
wzorem naśladowanym nie tylko w granicach państwa
polskiego. Ołtarz Wita Stosza był jednak ostatnim dzie-
łem, które w miarę konsekwentnie starało się utrzymać
w konwencji gotyku. Jego naśladownictwa bądź zrywa-
ły z monumentalizmem, bądź operowały dużą ilością
drobnych detali zdobniczych, nie uzasadnionych po-
trzebami kompozycji.
Pojawiły się przykłady stosowania zdobnictwa ja-
ko sztoki dla niej samej. Te właśnie formy rzeźby upo-
wszechniły się pod wpływem odrodzenia, a trwać miały
jeszcze przez XVI wiek, w następnej już epoce.
Czym była sztuka dla społeczeństwa późnego śre-
dniowiecza? Zmiany, jakim podlegała, świadczą, że nie
była ona treścią przeżyć wąskiej elity. Oczywiście, na-
wet w czasach gdy formy sztuki romańskiej wyrażały
najbardziej skomplikowane symbole wiedzy i wiary,
rozwijała się niezależna twórczość ludowa. Naturalne
dążenia człowieka do piękna, do nadawania wyrazu ar-
tystycznego efektom swej pracy szło zatem dwiema
drogami. Gotyk stanowił w Polsce etap połączenia tych
dwóch nurtów ‒ oficjalnego, wyrażanego przez ko-
ścielne treści, i ludowego, który reprezentowała forma
uprawiana przez mistrzów dłuta i pędzla.
Nadało to rozmach sztuce polskiej, poświadczony
owocami złotego wieku, związało sztukę gotycką ze
sztuką ludową, czego efekty widoczne są do dziś. Tre-
ści religijne przedstawiano w sposób nie tylko zrozu-
miały, ale bliski ludziom. Spracowany, utrudzony
Chrystus frasobliwy, bolejąca Madonna byli bliscy
chłopom, najemnikom miejskim, a także tym, którzy
już w XV wieku zwrócili uwagę na człowieka, czyli
humanistom. Bez humanistycznego aspektu gotyku
trudno byłoby zrozumieć humanizm odrodzenia i pojąć
powszechną u nas w XVI śmieciu wrażliwość na wiel-
ką sztukę.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
U ŹRÓDEŁ NOWOŻYTNEJ POLITYKI
Europa wkraczała w XVI stulecie w warunkach
niespotykanych wcześniej zmian. Horyzont geograficz-
ny wykształconego mieszkańca starego kontynentu po
wielu zawirowaniach i ograniczeniach wokoło 1400 ro-
ku sięgał nie dalej niż obejmowała wiedza starożytnych
rzymian około roku Narodzenia Chrystusa. W przy-
bliżeniu można sądzić, że Europejczycy mieli szersze
lub węższe pojęcie o obszarze około 30 milionów km
2
.
W 1522 roku, niespełna sto lat po wyruszeniu Gila
Eannesa poza przylądek Bojador (1434), poznany ob-
szar kuli ziemskiej obejmował już około 210 milionów
km
2
. Był to więc wyczyn niebywały, porównywalny
z poznaniem kosmosu w naszych czasach. Rozpoczęła
się epoka integracji świata. Powstały światowe mocar-
stwa posiadające swe interesy na obu półkulach, poja-
wiły się przedsiębiorstwa opierające swą działalność na
kapitałach tak wielkich, jak nigdy dotąd. Nowe wyna-
lazki techniczne ‒ wielkie piece, żagle łacińskie, nowe
formy organizacji pracy ‒ banki, manufaktury rozpro-
szone (oparte na systemie nakładczym), nowe formy
ustrojowe zmierzające do absolutyzmu ‒ lub tak jak
u nas do demokracji szlacheckiej, do reprezentacji sta-
nowych ‒ zmieniały radykalnie dotychczasowe życie
mieszkańców naszego kontynentu.
Na stosunki panujące w Polsce wpływały szcze-
gólnie dwa zjawiska. Pierwsze widoczne było w sferze
politycznej. W skali całej Europy wzrosło znaczenie jej
wschodu, z kolei na wschodzie nastąpił awans jej pół-
nocnej flanki ‒ Polski, Litwy i pobrzeża Bałtyku. Poza
granicami Europy rosła potęga Rosji, aż do początków
XVIII wieku zachowującej odmienny model polityczny
i kulturalny od Zachodu. Drugie zjawisko dotyczyło
postępującej integracji gospodarczej całego kontynentu.
Produkcja jednego obszaru stawała się niezbędna dla
prawidłowego rozwoju ekonomicznego innych ziem,
nie tylko pobliskich, lecz także znacznie niekiedy odda-
lonych, które w ciągu XVI wieku znajdować się już
miały na różnych kontynentach. W Europie zaś już w
połowie XV śmiecia wytworzyły się dwa wielkie kręgi
gospodarcze: przemysłowy, bankierski, żeglarski krąg
świata zachodniego z coraz większym znaczeniem jego
północnej części i rolniczy, hodowlany, dostarczający
najróżniejszych surowców krąg na wschodzie. Od
ostatniej ćwierci XV śmiecia kraje tego właśnie kręgu ‒
Polska ze swym zbożem, Litwa i Rosja z futrami, Pol-
ska, Węgry, Mołdawia z bydłem, Szwecja z żelazem,
Polska i Norwegia z drewnem, Węgry i Czechy z meta-
lami kolorowymi ‒ zaczęły odczuwać dodatni bilans
handlowy. Z zachodu na wschód płynął coraz większy
strumień pieniędzy. Państwa wschodu stanęły wobec
wielkiej szansy wzbogacenia się i przyspieszenia swego
rozwoju gospodarczego. Największe możliwości miała
wówczas Polska, zarówno z racji stosunkowo najlep-
szej pozycji politycznej, jak i z przyczyny swego zaple-
cza surowcowego.
Co się działo ze złotem i srebrem przywożonym do
nas głównie przez Holendrów? Jeszcze na początku
XVI stulecia przechodziło ono do kies bardzo różnych
ludzi należących do szlachty, mieszczan i chłopów.
Stosunkowo najmniej korzystał z tego król, ale waż-
niejsze spostrzeżenie rzutujące na przyszłość Polski do-
tyczy rozdysponowania uzyskiwanych pieniędzy. Były
one w znacznym stopniu przeznaczane na konsumpcję,
na sprowadzanie z południa Europy wystawnych ubio-
rów, kosztownej broni, korzeni, wina. Starania o wzrost
eksportu wiązały się z zakładaniem folwarków opar-
tych na pracy pańszczyźnianej ‒ niewydajnej i ograni-
czającej możliwości działania chłopów. Konstytucje
bydgoskie z 1520 roku narzucały obowiązek odrabiania
pańszczyzny przynajmniej w skali jednego dnia w ty-
godniu z gospodarstwa chłopskiego (łana). Z biegiem
lat ten wymiar pracy przymusowej miał być podnoszo-
ny. Negatywne skutki takiego stanu rzeczy ujawniły się
jednak na dużą skalę dopiero pod koniec XVI wieku.
Sto lat wcześniej Polska miała jeszcze różne możliwo-
ści dalszego rozwoju. Integracja czasów nowożytnych
przebiegała nie tylko w sferze gospodarki.
Wielki rozmach polityki Jagiellonów w XV wieku
przyniósł trwałe owoce w dziedzinie polskiego życia
kulturalnego. Wzajemne powiązania różnych dzielnic
rozległego państwa, jego kontakty z Włochami, z połu-
dniowymi Niemcami, z Niderlandami, przyspieszyły
rozwój idei Renesansu. Przebieg reformacji uwarunko-
wał w dużym stopniu strukturę społeczeństwa polskie-
go ukształtowaną na przełomie XV i XVI wieku.
W większym jeszcze stopniu na rozwój naszego kraju
wpłynęły stosunki gospodarcze wytworzone także
w tym czasie.
Jeśliby szukać genezy podziału Europy na strefę
wschodnią, przynoszącą surowce, i zachodnią, przemy-
słową, to należałoby upatrywać ją w wieku XV. Próby
wyjścia z kryzysu trapiącego społeczeństwo Europy
w XIV śmieciu doprowadziły do ukształtowania nasze-
go kraju jako obszaru dostarczającego surowce pań-
stwom wczesnego kapitalizmu. Dalszy gospodarczy
i społeczny rozwój Polski, aż do XVIII wieku, stanowił
w wielu istotnych dziedzinach kontynuację procesów
rozpoczętych u schyłku średniowiecza.
Inne też było wtedy miejsce Polski w Europie niż
za czasów Łokietka czy nawet Kazimierza Wielkiego.
U progu epoki nowożytnej dwór krakowski należał do
aktywniej działających w Europie Środkowej
i Wschodniej. Czy Polska zatem była mocarstwem? Jak
wykazały następne lata, jej siła polityczna opierała się
na dość kruchych podstawach, ale rola, jaką odegrała
na przełomie XV i XVI wieku, niewątpliwie uzasadnia-
ła takie mniemanie, i to zarówno na zewnątrz, jak
i wewnątrz kraju. W tej sytuacji politycznej kryły się
korzenie przyszłych sukcesów i niepowodzeń.
Wiek XV postawił przed społeczeństwem polskim
kwestie zapomnianą niemal od czasów Krzywoustego ‒
aktywną politykę morską. Za Jagiełły Pomorze było
jedną z bogatych ziem Korony oderwanych przez
Krzyżaków. Grunwald, który rozsławił nasz kraj w Eu-
ropie, nie tylko położył kres niebezpieczeństwu krzy-
żackiemu, ale był też czynnikiem konsolidacji społe-
czeństwa polskiego, dowodem jego wartości i możli-
wości. Udział Polski w polityce europejskiej ułatwiał
bałtycki szlak komunikacyjny i gospodarczy. Kwestia
krzyżacka zmieniła się w problem wykorzystania ko-
niunktury bałtyckiej, czym zainteresowane było rów-
nież społeczeństwo pomorskie. Świadczy o tym m.in.
powstały w 1440 roku Związek Pruski i wojna trzyna-
stoletnia.
Nie sposób przecenić skutki odzyskania Pomorza.
Umożliwiło to Polsce włączenie się do ogólnoeuropej-
skich przemian gospodarczych, a także przywróciło
Koronie kraj, którego struktura społeczna i ustrojowa
miała wyjątkowe znaczenie dla przyszłej Rzeczypospo-
litej. Chodziło o wielkie bogate miasta z Gdańskiem na
czele, wysysającym gotówkę i towary szlachty, o sto-
sunkowo zamożnych i dobrze sytuowanych, silnie roz-
warstwionych chłopów, rozwinięty wolny naj em, silną
produkcję przemysłową na eksport oraz dojrzałe przed-
stawicielstwo stanowe. Powrót nad Bałtyk stworzył też
problem polskiej floty. Już podczas wojny trzynastolet-
niej Kazimierz Jagiellończyk organizował flotę kaper-
ską, werbując na służbę szyprów, głównie gdańskich,
i upoważniając ich do zajmowania statków nieprzy-
jacielskich. Przedsiębiorczy szyprowie gdańscy uzyska-
li formalną pomoc i opiekę króla w zbożnym dziele ra-
bowania statków krzyżackich. Niechętnie widziani
przez kupców, rychło zakończyli swoją egzystencję,
stwarzając jednak precedens w polskiej polityce mor-
skiej, precedens, do którego odwoływali się i Zygmunt
August, i Wazowie.
W XV wieku po Bałtyku żeglowały statki przede
wszystkim pod flagami swych macierzystych portów.
Flota gdańska w tym czasie stanowiła potęgę. Kilkaset
jednostek, nie licząc drobnych łodzi żeglugi rybackiej
i przybrzeżnej, pływało pod banderą największego por-
tu Polski, przewożąc już wówczas towary pochodzące
z rozległego zaplecza. Dopiero w następnym stuleciu
miał nastąpić spadek znaczenia aktywnego handlu
gdańszczan i przejęcie transportu przez Holendrów
i Anglików. Jeśli w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej
możemy mówić o wielkiej flocie handlowej, to tylko
w odniesieniu do drugiej połowy XV i pierwszej poło-
wy XVI wieku. Największe tradycje morskich operacji
militarnych łączą się z tym właśnie okresem, a nie z bi-
twą oliwską z 1627 roku, która w efekcie nie miała
większego znaczenia. 14 września 1463 roku około 30
okrętów gdańskich i elbląskich zniszczyło flotę krzy-
żacką na Zalewie Wiślanym w pobliżu Elbląga, liczącą
około 40 jednostek. Bitwa ta przesądziła nie tylko o lo-
sach Gniewa ‒ kluczowej pozycji krzyżackiej nad Wi-
słą, lecz o panowaniu miast pruskich na morzu; przy-
bliżyła też znacznie stronie polskiej kres wojny.
Początek XVI stulecia przyniósł nowe zaognienie
stosunków polsko-krzyżackich, które znalazło osta-
teczne rozwiązanie w roku 1525. Powstało w Europie
pierwsze państwo protestanckie stanowiące lenno Pol-
ski. Z ówczesnego punktu widzenia był to wielki suk-
ces polityczny Zygmunta Starego. Prusy, wyrwane
spod wpływów cesarza (podówczas Karola V, z pań-
stwa, w którym „nie zachodziło słońce”) zdane były je-
dynie na pomoc Jagiellonów. Hołd pruski poprzedzony
był kampanią wojskową lat 1519‒1921. Rola artylerii,
współdziałanie różnych rodzajów broni, tak skuteczne
później pod Obertynem, każą uważać tę zwycięską dla
strony polskiej wojnę za pierwszą nowożytną kampanię
militarną.
Na politykę bałtycką wpływało również postępują-
ce zjednoczenie Polski i Litwy. Jeśli soczewką ognisku-
jącą w XVI wieku północne zainteresowania Rzeczy-
pospolitej były Inflanty, to, obok ich roli jako bramy
prowadzącej do Rosji, także z racji coraz silniejszych
powiązań gospodarczych całego obszaru dorzecza
Dźwiny, Niemna i Wisły oraz rosnących apetytów ma-
gnaterii szukającej na wschodzie nowych terenów ko-
lonizacyjnych. Problem Inflant wiązał się nie tylko
z użytkowaniem Bałtyku jako drogi wodnej i szlaku
gospodarczego. Wciągał on Polskę w orbitę sporów te-
rytorialnych z Danią Szwecją co szczególnie miało za-
ważyć na dziejach naszego kraju w XVII wieku, i z Ro-
sją.
Wraz z początkiem czasów nowożytnych rozpo-
czął się permanentny stan napięcia i wojny na granicy
rosyjskiej. Rosja odzyskała wówczas wielkie połacie
ziemi, utracone w XIV wieku na rzecz Litwy, a do roz-
grywek o tereny wschodnie włączyła się polska szlach-
ta. Upadek Wielkiej Ordy oraz wzrost znaczenia chana-
tu krymskiego wraz z podporządkowaniem go sułtanom
tureckim stworzyły ze wschodnich kresów państwa
polsko-litewskiego obszar eksploatowany przez hordy
tatarskie. Problem kresów wschodnich można uważać
za wiodący w polskiej polityce zagranicznej. Oddzia-
ływał on także na stosunki społeczne i kulturalne doby
przedrozbiorowej. Taki stan rzeczy powstał u schyłku
XV wieku, kiedy to wzrosła potęga turecka i nastąpiła
konsolidacja Moskwy.
W 1475 roku Turcja opanowała wybrzeża Morza
Czarnego: kolonię genueńską na Krymie ‒ Kaffę, a de-
kadę później Kilię ‒ port u ujścia Dunaju i Białogród
przy ujściu Dniestru. Lennikiem Turcji został wkrótce
potem chan krymski Mengli Girej walczący o wyzwo-
lenie spod władzy i wpływów Wielkiej Ordy i dążący
do samodzielnych wypraw rabunkowych na sąsiednie
tereny. Zwycięstwo Iwana III nad Wielką Ordą, uwień-
czone całkowitym uniezależnieniem się Rosji od Tata-
rów w 1480 roku, pozwoliło władcy moskiewskiemu
na zawarcie przymierza z Ordą Krymską i skierowanie
jej na ziemie będące w posiadaniu Litwy i Polski. Zwy-
cięskie bitwy pod Kłeckiem w 1506, Wiśniowcem
w 1512, porażka pod Sokalem w 1517 ‒ to tylko naj-
ważniejsze karty w księdze wojen polsko-tatarskich,
które trwały aż po schyłek XVII wieku.
Problem Turcji wiązał się z południową polityką
Polski i szczególnie od roku 1479 wpływał na politykę
zagraniczną Kazimierza Jagiellończyka, a później jego
następców. Wyprawy tureckie z lat 1484 i 1485 na por-
ty czarnomorskie, na Mołdawię, nie tylko naruszyły
równowagę europejską w tej części kontynentu i stan
posiadania Polski nad Prutem, ale zagroziły całej Koro-
nie. Tłumacząc celowość wysiłku skierowanego prze-
ciwko Turcji, prymas Zbigniew Oleśnicki stwierdził, że
tu „idzie o sprawy najważniejsze: jeśli Mołdawia zo-
stanie obroniona ‒ obroniona też będzie Korona.
Historycy dostrzegają trzy wielkie układy antago-
nizmów europejskich na przełomie XV i XVI wieku:
konflikt habsbursko-francuski o Niderlandy i Włochy,
habsbursko-jagielloński ‒ o Czechy i Węgry, wreszcie
‒ konflikt Włoch, Węgier, Polski i Austrii z Turcją.
Stwierdzić można, że kraj nasz ‒ w stopniu nieznanym
stuleciom poprzednim ‒ wciągnięty został w te trzy
ogólnoeuropejskie konflikty. Według znawców pro-
blemu właśnie zagrożenie tureckie hamowało aktywną
politykę Kazimierza Jagiellończyka w stosunku do Mo-
skwy Iwana III, do separatyzmu kapituły warmińskiej
czy do konsekwentnego umacniania Polski nad Bał-
tykiem.
Konflikt z Habsburgami wypływał z układu sił w
Europie Środkowej w XV wieku. Początek tego śmie-
cia postawił na północy nie tylko tamę ekspansji rycer-
stwa niemieckiego, lecz przyniósł wraz z husytyzmem
antyniemieckie nastroje i działalność w Czechach. Ich
obawa przed powrotem i represjami katolicyzmu ‒ re-
prezentowanego przez cesarstwo niemieckie ‒ szła
w parze z zagrożeniem Węgier przez Turcję. Oba kraje
południowe zwracały się w XV wieku do Polski jako
swego naturalnego sojusznika. Epizod Władysława Ja-
giellończyka na Węgrzech skończył się klęską warneń-
ską, o wiele mniejsze znaczenie miały próby zawład-
nięcia koroną czeską przez Zygmunta Korybutowicza.
W obu krajach zwyciężyła charakterystyczna dla po-
czątków doby nowożytnej idea posiadania rodzimego
króla: w Czechach Jerzego z Podiebradów, na Wę-
grzech Macieja Korwina.
Kazimierz Jagiellończyk prowadził tym zakresie
politykę bardzo tradycyjną. Osadzenie synów na tro-
nach ościennych miało na celu jedynie dobro dynastii,
niekiedy zresztą skłóconej wewnętrznie. Po śmierci Je-
rzego z Podiebradów na tron czeski powołany został w
1471 roku przez zwolenników obozu husyckiego Wła-
dysław, najstarszy syn króla Kazimierza. Następne 20
lat wypełniła walka Jagiellonów z katolickim preten-
dentem do korony czeskiej, Maciejem Korwinem, który
opanował Morawy, Śląsk i Łużyce. Wojnę czesko-
polską przeciwko królowi węgierskiemu prowadzono
pod hasłami dynastycznymi, co nie mogło przekonać
do niej licznych rzesz polskiej szlachty. Śmierć Macieja
Korwina w 1490 roku stworzyła perspektywy dla ko-
lejnych kandydatów: Jana Korwina, przyszłego cesarza
Maksymiliana Habsburga oraz dwóch najpoważniej-
szych: braci Jagiellończyków ‒ Władysława, króla cze-
skiego, i królewicza Jana Olbrachta. Władysław, popar-
ty przez magnaterię węgierską wygrał walkę orężną.
Nie zrezygnował jednak z korony węgierskiej
i czeskiej Maksymilian Habsburg, energiczny władca,
który potrafił opleść Polskę Jagiellonów siecią wrogich
jej państw. Poparcie udzielone przezeń wielkim mi-
strzom krzyżackim i sojusz z Iwanem III otworzyły
nowy etap w dziejach polityki zagranicznej naszego
kraju. Powstały bowiem przesłanki do włączenia Polski
do trzeciego wielkiego konfliktu europejskiego: walki
z dominacją Habsburgów w drodze sprzymierzenia się
z siłami antyhabsburskimi w Niemczech i we Francji.
Zmiany układu sił politycznych szły w parze ze
skomplikowaną sytuacją po 1492 roku. Jan Olbracht po
śmierci ojca kontentował się koroną polską. Na Litwie
kołpak książęcy uzyskał młodszy Jagiellończyk ‒ Alek-
sander. W posiadaniu dynastii znalazły się na przełomie
XV i XVI wieku wszystkie ziemie od Chorwacji po
Bałtyk, od Smoleńska po Las Czeski. Był to jednak
blok bardzo mało spoisty. Większość możnych we
wszystkich tych krajach nie popierała koncepcji bliż-
szych powiązań. Wzajemne stosunki były pogarszane
sporami terytorialnymi: o Morawy i Śląsk między Cze-
chami i Węgrami, o Wołyń i Podole między Polską
i Litwą. Przewaga Habsburgów nad Jagiellonami prze-
jawiała się nie tylko w zgodnym współdziałaniu tych
pierwszych (w przeciwieństwie do kłótliwych synów
Kazimierza Jagiellończyka), lecz przede wszystkim
w znacznie większym bogactwie krajów pod ich ber-
łem. Szczególnie stało się to widoczne w pierwszej po-
łowie XVI wieku, kiedy obok dochodów z bogatych
Niderlandów skarb habsburski był zasilany złotem pły-
nącym z Nowego Świata.
Przykładem słabości domu jagiellońskiego może
być wyprawa mołdawska z 1497 roku. Jan Olbracht,
dążąc do odzyskania utraconych na rzecz Turcji pozycji
nad Morzem Czarnym, uderzył na Mołdawię, chcąc
uzależnić ją od Polski. Węgrzy, rywalizujący z Polską
o te obszary, patrzyli na jego działalność co najmniej
nieufnie, Litwini wycofali się spod Suczawy wbrew
poprzednim umowom. W rezultacie wojska polskie,
nieudolnie prowadzone, doznały dotkliwej porażki pod
Koźminem, co przesądziło o utracie wpływów nad Pru-
tem, poderwało autorytet monarchii jagiellońskich
w Europie i ukazało ich wewnętrzną słabość.
Kryzys polityki polskiej w pierwszych latach XVI
wieku został częściowo przezwyciężony w roku 1515
na kongresie w Wiedniu. W zamian za rezygnację
z Czech i Węgier na rzecz Habsburgów ‒ po ewentual-
nym wymarciu tamtejszej linii Jagiellonów ‒ Polska
uzyskiwała możliwość aktywnego działania: na półno-
cy ‒ przeciwko Krzyżakom, i na wschodzie ‒ przeciw-
ko Moskwie Wasyla III. Stawała się też sojusznikiem
Habsburgów wobec Turcji. Ten układ sił miał w ciągu
następnego stulecia dominować w naszej polityce.
Jeśli jednak szukać odniesień w przeszłości do
ziem, które mieszczą się między niemieckim gigantem
gospodarczym w środkowej Europie a polityczną potę-
gą nowożytnej Rosji, to czasy wielkości jagiellońskiego
domu będą dobrym przykładem. Ziemie w jego włada-
niu należały, przynajmniej w swej znacznej części, do
kultury łacińskiej. Znały jedną z podstawowych insty-
tucji kultury europejskiej ‒ samorząd terytorialny. Ich
struktury społeczne były bardzo zbliżone do siebie,
odmienne od tych, które istniały na Wschodzie ‒ w Ro-
sji, Turcji ‒ i tych na Zachodzie. Od stepów Ukrainy po
Bałtyk i Adriatyk rozwijały się formy demokracji szla-
checkiej atrakcyjnej dla sąsiadów i stanowiącej alter-
natywę zarówno dla narastającego absolutyzmu, jak
i wschodniego despotyzmu. Co więcej ‒ ta forma ustro-
ju ‒ z czasem niewydolna ‒ wsparta była na przełomie
XV i XVI wieku rosnącym bogactwem wszystkich tych
krajów. Czy stanowiły one obszary podobne do zna-
nych nam na Zachodzie? Na pewno nie, istniały bo-
wiem poważne odmienności gospodarcze, panowały
różne prądy ideologiczne, różne postawy życiowe.
Na pewno ta jagiellońska część kontynentu, wy-
wodząca się (według Jerzego Kłoczowskiego) z „Młod-
szej Europy” powstałej w X wieku, a więc znacznie
opóźnionej w stosunku do ziem leżących w granicach
„Starej Europy”, karolińskiej, w początkach czasów
nowożytnych doganiała poziomem gospodarki i kultury
swych zachodnich sąsiadów. Jednak różnice między
wschodnim a zachodnim brzegiem Łaby były znaczne.
O gospodarce i ustroju była już mowa wyżej. Można
jeszcze dodać odmienności w demografii. Południkowy
pas ziem sięgający od Anglii przez Niderlandy, północ-
ną Francję, zachodnie Niemcy do Włoch miał przy-
najmniej trzykrotnie większą gęstość zaludnienia. Inne
były też struktury społeczne, co dobrze charakteryzuje
uwaga Jenö Szücsa: „pod koniec średniowiecza na Wę-
grzech (dodajmy ‒ i w Polsce) jedna osoba na 25 nale-
żała do warstwy szlacheckiej. We Francji w tym czasie
‒ jedna na sto. Na Węgrzech jedna osoba na 40 była
człowiekiem wolnym, we Francji natomiast ‒ jedna na
10”.
Trudno byłoby przewidzieć dalsze losy jagielloń-
skiego bloku, gdyby nie gwałtowna zmiana układu sił
w Europie, jaka zaszła w latach dwudziestych XVI
wieku. Wielki rywal Habsburgów, król Francji Franci-
szek I, w 1525 roku został przez nich pokonany pod
Pawią. Rozwiązało to w pewnej mierze ręce władcom
Wiednia na wschodniej granicy ich posiadłości, umoż-
liwiło bowiem ponowienie zabiegów o koronę czeską
i węgierską. W rok później pod Mohaczem Turcy
zniszczyli wojska Węgrów. Król Ludwik Jagiellończyk
zginął na polu bitwy wraz ze swymi licznymi barona-
mi, Węgry stanęły w obliczu rozbicia terytorialnego
i długoletniej niewoli. Czechy przypadły wówczas
Habsburgom, którzy stopniowo mieli też podjąć dzieło
wyzwalania Węgier. W miejsce wielonarodowego blo-
ku państw jagiellońskich powstał bardziej skonsolido-
wany blok państw habsburskich, którzy z czasem miał
przybrać formę nowożytnej Austrii.
A jednak i kraje jagiellońskie ulegały stopniowej
unifikacji, nie tylko politycznej i ustrojowej, ale i kultu-
ralnej. Szlachecka ideologia, szlachecka kultura, okre-
ślana ogólnie mianem sarmatyzmu, powstała na tym
układzie społecznym i politycznym, który na przełomie
XV i XVI stulecia wytworzył Rzeczpospolitą taką, jaka
stać się miała wzorem dla wielu następnych pokoleń.