Kristi Gold
Nocne fantazje
ROZDZIA
Ł PIERWSZY
Maison de Minuit. Willa P
ółnocy. Nazwa wiekowej, owianej
tajemnicą luizjańskiej rezydencji brzmiała złowieszczo,
jednak dla Selene Albright Winston symbolizowała pierwszy
poważny krok ku wolności.
Selene zebra
ła się na odwagę, wysiadła z samochodu i z duszą
na ramieniu ruszyła kamienną ścieżką w kierunku budynku.
Nawet najmniejszy powiew wiatru nie poruszał liśćmi.
Panującą wokół upiorną ciszę tylko od czasu do czasu
przerywało granie cykad. Stare, porośnięte mchem dęby o
powykrzywianych grubych konarach jak ponurzy wartownicy
strzegły posesji przed intruzami. Ogród porastała wysoka,
pożółkła, zachwaszczona trawa. Uschnięty żywopłot wytyczał
zarośnięte zielskiem rabaty, na których od dawna nie kwitły
kwiaty.
Zatrzyma
ła się o kilka metrów od werandy, żeby się uważniej
przyjrzeć budynkowi, który z zewnątrz sprawiał wrażenie
opuszczonego. Bladożółta fasada zabytkowej, wybudowanej
w klasycystycznym stylu rezydencji była mocno zniszczona.
Stare okiennice, stolarka oki
enna, sześć masywnych kolumn
podtrzymujących tympanon oraz drzwi wejściowe
pomalowane były na czarno. Selene pomyślała z nadzieją, że
może wnętrze okaże się bardziej przyjazne, ponieważ
zewnętrzny widok odstraszał i zniechęcał ciekawskich do
zaglądania do środka. Instynktownie wyczuła, że powinna stąd
uciec w bezpieczne miejsce. Nie mogła jednak tego zrobić.
Bezpieczeństwo miało swoją cenę.
Wesz
ła na pierwszy stopień schodów prowadzących do
frontowych drzwi. Zaskrzypiał i ugiął się, jakby się miał
złamać. Pierwsze wrażenie było ponure. Zaniepokoiła ją
jednak wizja, która niespodziewanie nawiedziła jej umysł.
Oczy. Lodowate b
łękitne oczy o intensywnym spojrzeniu.
Selene zacisn
ęła powieki i zablokowała myśli, aż widzenie
zniknęło. Gdy weszła na drugi stopień, powróciło, odbierając
jej resztki pewności siebie oraz wywołując napad duszności.
Nie może pozwolić, żeby wizje znów zaczęły ją nawiedzać.
Nie wpuści ich do swojego świata. Na pewno nie teraz. Prze-
cież przez lata udawało jej się je kontrolować.
Wzi
ęła głęboki wdech, nałożyła na zmysły niewidzialny
kaptur ochronny i zrobiła trzeci krok na werandę.
Poskutkowało, stwierdziła z ulgą.
Po kr
ótkiej chwili wahania zastukała do obłażących z farby
czarnych drzwi, po czym pospiesznie wygładziła czerwoną,
dopasowaną do figury sukienkę bez rękawków. Mimo że
uszyta była z lekkiego materiału, Selene czuła się w niej jak w
eskimoskiej parce. Chcąc się ochronić przed nieznośnym
czerwcowym upałem, związała włosy nisko na karku w koński
ogon, co niestety niewiele pomagało. Zdenerwowanie oraz
fakt, że nikt nie odpowiadał, nie poprawiało jej samopoczucia.
Zapuka
ła powtórnie i po chwili usłyszała odgłos zbliżających
się kroków. Poczuła ulgę, ale jednocześnie ogarnął ją
niepokój. Nie miała pojęcia, kto otworzy drzwi. Przyjaciel czy
wróg? Może właściciel niebezpiecznych błękitnych oczu?
W progu pojawi
ła się kobieta w wieku około sześćdziesięciu
lat o bystrych ciemnych oczach i czarno-siwych krótkich
włosach ułożonych w prostą fryzurę. Ubrana była w luźną
bladozieloną sukienkę. Miała czujne spojrzenie, ale w żadnym
razie nie budziła lęku.
- W czym mog
ę pani pomóc? - spytała łagodnym głosem,
kontrastującym z ostrymi rysami twarzy.
- Pani Lanoux?
- Tak, a z kim mam przyjemno
ść?
Najwa
żniejsze, że trafiła pod właściwy adres. Nie szkodzi, że
kobieta nie odgadła celu jej wizyty.
- Nazywam si
ę Selene Winston. Przyszłam w sprawie
remontu.
Nieznajoma zmierzwi
ła dłonią włosy.
- Spodziewa
łam się pani dopiero jutro.
Selene by
ła pewna, że kiedy w ubiegły piątek rozmawiały
przez telefon, umówiły się na spotkanie na poniedziałek.
Najwyżej wróci do miejscowej gospody, w której po
spontanicznej ucieczce z Georgii spędziła ostatnie dziesięć
dni. Może powinna potraktować to niedomówienie jako
ostrze
żenie: nie wchodź!
- Je
śli jestem nie w porę, przyjadę jutro.
- Mowy nie ma. - Kobieta cofn
ęła się i zaprosiła ją gestem do
środka. - Witamy w Maison de Minuit. Pani Winston, tak?
- Winston to nazwisko po m
ężu. Jestem rozwódką. - Selene
wzdrygnęła się, słysząc we własnym głosie gorycz. -
Wolałabym, żeby się pani do mnie zwracała po imieniu.
- W takim razie do mnie prosz
ę mówić Ella - odparła
uprzejmie. -
Zejdźmy w końcu z tego upału.
Wesz
ły do ogromnego holu. Selene od razu zwróciła uwagę
na to, że w domu było równie gorąco jak na zewnątrz. Jedyne
światło, jakie docierało do wnętrza, sączyło się przez
zamknięte okiennice. Poza tym panowała tu ponura atmosfera.
Powietrze przesycone było zapachem starego drewna i
stęchlizny. Przeszły przez hol i Ella wprowadziła ją do równie
ciemnego niewielkiego saloniku. Światło z zewnątrz nie miało
szans na przeniknięcie przez grube niebieskie zasłony. Pokój
umeblowany był oryginalnymi antykami z okresu wojny
secesyjnej, wartymi niewątpliwie fortunę. Były podobne do
tych, które posiadała w swoim poprzednim życiu. Życiu, które
z ra
dością zostawiła za sobą i z którego pozostało w niej
jedynie zamiłowanie do zabytków.
- To pomieszczenie jest przestrzeni
ą wspólną i podobnie jak
pozostałe powinno zostać odnowione. Dom wymaga remontu
wewnątrz i na zewnątrz. Będzie pani musiała zrobić kosztorys
instalacji klimatyzacji, wymiany dachu oraz znaleźć
odpowiednie ekipy wykonawcze.
- Nie s
ądziłam, że zakres prac będzie tak szeroki - zauważyła
Selene lekko zakłopotana.
- Moja droga, mo
żesz wynająć do pomocy, kogo chcesz.
Chyba że nie poradzisz sobie z koordynacją prac?
Selene nigdy nie mia
ła tego typu problemów. Przez wiele lat
kierowa
ła służbą domową. Poza tym nie miała dokąd pójść.
Mogła ewentualnie wrócić do swojego dawnego domu, ale to
nie wchodziło w grę.
- Dam rad
ę, jeśli będę miała odpowiedni budżet.
- Pieni
ądze nie stanowią problemu. Najwidoczniej Ella
Lanoux była zamożną kobietą, choć w niczym nie
przypomina
ła majętnych matron, wśród których Selene do tej
pory się obracała, nie wyłączając matki. Przestraszyła się
zakresu robót remontowych,
ale musi pamiętać, że przyszła tu
w poszukiwaniu pracy, która pozwoli jej się uniezależnić,
rozpocząć wszystko od nowa i nareszcie zacząć być sobą.
- Chod
źmy obejrzeć dom.
Min
ęły hol i zatrzymały się przed dużymi dwuskrzydłowymi
drzwiami.
- Teraz zobaczysz najbardziej imponuj
ącą część rezydencji -
poinformowała Ella, odwracając się do Selene.
Teatralnym gestem otworzy
ła podwoje, za którymi ukazało się
ogromne owalne pomieszczenie z zachowaną oryginalną
podłogą z desek. Pośrodku, szerokimi stopniami wyłożonymi
czerwonym dywanem, wiła się spiralnie do góry wolno stojąca
klatka schodowa. Selene powędrowała wzrokiem do
sklepienia rotundy, na którym namalowany był fresk ze
złotoskrzydłymi cherubinami na tle upstrzonego chmurami
błękitnego nieba. Centralnie wisiał imponujący żyrandol o
odbijających światło kryształowych łezkach. Wcześniej tylko
raz na zdjęciu widziała podobne wnętrze.
- Prawdziwe arcydzie
ło.
Ella u
śmiechnęła się z dumą.
- Kiedy znalaz
łam się tu po raz pierwszy, podobnie się
zachwyciłam. Po tamtej stronie znajdują się kuchnia i jadalnia.
-
Wskazała dłonią. - Zajrzymy tam później. Teraz chodźmy
obejrzeć pierwsze piętro.
Id
ąc po schodach na górę, Selene przytrzymywała się mocno
rzeźbionej, białej poręczy. Miała wrażenie, że wspina się do
nieba - cichej
rajskiej przystani wśród otaczających ciemności.
Gdy się znalazły na podeście, Ella zatrzymała się i wskazała
głową na lewo.
- Ten korytarz prowadzi do cz
ęści frontowej domu, gdzie
znajdują się dwa pokoje. Jeden z nich pierwotnie był pokojem
dziecinnym, d
rugi został zaanektowany na prywatny gabinet.
Selene zwr
óciła uwagę, że Ella silnie zaakcentowała słowo
prywatny.
- A co jest po prawej stronie?
- Sypialnie, r
ównież twoja, jeśli dojdziemy do porozumienia.
- B
ędę musiała tu mieszkać?
- Na czas umowy b
ędziesz miała zapewnioną stancję i
wyżywienie.
Selene dosz
ła do wniosku, że rzeczywiście tak byłoby
wygodniej. Nie musiałaby codziennie pokonywać szesnastu
kilometrów do miasta ani szukać mieszkania do wynajęcia.
Jeśli oczywiście przyjmie zlecenie. Niełatwa decyzja,
pomyślała, idąc za Ellą, która skręciła w prawo w wyłożony
boazerią korytarz oświetlony bladym światłem kinkietów. Z
miejsca uwagę Selene przykuła znajdująca się na końcu
korytarza wielka statua z brązu. Demoniczna postać z rogami,
kłami i pazurami trzymająca w szponach skąpo odzianą
kobietę. Groźny posąg zdecydowanie kontrastował z aniołami
strzegącymi rotundy na dole. Klasyczny obraz walki dobra ze
złem. Niebo przeciw piekłu.
Niespodziewanie Selene nawiedzi
ła nowa wizja. W
przeciwieństwie do pierwszej teraz czuła, jakby się
przyglądała scenie z zewnątrz, tak jak to było we wszystkich
jej widzeniach w przeszłości. Ręka chwytająca jej nagie
ramię. Męska dłoń wędrująca po jej plecach w kierunku talii
aż na pośladek. Selene zamrugała powiekami i odegnała
fantazję. Nie miała pojęcia, skąd się wzięło źródło widzenia,
gdyż wokół nikogo nie było. Bardzo niepokojące. Nawet nie
zauważyła, że się zatrzymała. Dopiero kiedy Ella się
odwróciła i uśmiechnęła, do Selene dotarło, że stoi jak
skamieniała.
- Groteskowy, nieprawda
ż? Nazywam go Giles, po
poprzednim właścicielu. Ten zwariowany mężczyzna
uważany powszechnie za ekscentryka uwielbiał to straszydło.
- Dlaczego wi
ęc go ze sobą nie zabrał, kiedy się
wyprowadzał? - spytała z żalem.
- Rze
źba raczej nie zmieściłaby się w jego trumnie -
roześmiała się Ella.
Selene si
ę wzdrygnęła. Czyżby stąd ta wizja? Fantazje ducha?
W różnych okresach życia na własne ryzyko wchodziła w
myśli istot z krwi i kości. Nigdy jednak nie porozumiewała się
z duchami.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. Mia
ł dziewięćdziesiąt lat. Był wyjątkowo
k
łótliwy i już sądziłam, że nigdy nie przyjmą go na tamten
świat. Miał kochankę o czterdzieści lat młodszą i w pewnym
sensie to ona mu pomogła przeprawić się na drugą stronę.
- Zabi
ła go? - Selene się przeraziła.
Ella potrząsnęła głową i znów się roześmiała.
- Nie celowo. Powiedzmy,
że mężczyźni z rodu Morrellów
długo zachowują jurność. Niestety Giles nie znał granic.
- Przynajmniej opu
ścił ten padół jako szczęśliwy człowiek.
Czy zmarł tu w tym domu? - spytała z niepokojem.
- Nie, we Francji. - Selene odetchn
ęła z ulgą i odprężyła się,
ale tylko na chwilę, bo Ella dokończyła zdanie: - Ta willa
znana jest jako miejsce naznaczone tajemniczą tragedią.
Świetnie, to właśnie chciała usłyszeć. Rezydencja mogła być
sie
dzibą zagubionych dusz, które zamierzały nawiedzać jej
umysł. Jeśli tylko będzie potrafiła, na pewno im na to nie
pozwoli.
Ella zrobi
ła jeszcze kilka kroków i zatrzymała się przed
zamkniętymi drzwiami.
- Oto twoja kwatera. - Wskaza
ła na koniec korytarza, gdzie
stał demon. - Z drugiego pokoju chwilowo niewolno
korzystać. Obecny właściciel zamknął go i nie życzy sobie,
żeby tam zaglądano.
- My
ślałam, że ty jesteś właścicielką. - Selene otworzyła
szeroko oczy.
- O nie, przepraszam, je
śli odniosłaś takie wrażenie. Plantację
odziedziczył Adrien Morrell, wnuk Gilesa. Ja jestem jego
asystentką. - Ella zmarszczyła brwi i dodała z cynicznym
u
śmiechem: - Jego służącą i kucharką. Czasami również
doradcą, niezależnie od tego, czy chce, czy nie chce mnie
słuchać.
- Pan Morrell tu mieszka? - spyta
ła Selene.
- To jego pokój. -
Ella wskazała zamknięte drzwi. -Główny
apartament. Graniczy ścianą z twoją sypialnią. Zapewniam
cię, że Adrien nie będzie ci przeszkadzał.
- A gdzie si
ę znajduje twój pokój?
- Przy kuchni, w której
spędzam większość czasu. Zobaczmy
teraz twoje królestwo. -
Ella gestem zaprosiła Selene.
Podobnie jak ca
ła willa, sypialnia umeblowana była antykami.
Znajdowało się tu ogromne, podwójne wiktoriańskie łoże z
wiśniowego drewna, nakryte białą, koronkową narzutą. Na
drewnianej podłodze, która dawno temu utraciła połysk, leżały
wielokolorowe plecione dywaniki. Białe ściągnięte zasłony
odsłaniały dwuskrzydłowe drzwi prowadzące na werandę na
tyłach posesji. W pokoju zawieszone były wentylatory, w tym
dwa sufitowe
, które jednak niewiele pomagały w złagodzeniu
upału.
- Niestety nie ma tu osobnej
łazienki. Będziesz musiała
korzystać ze wspólnej na korytarzu, obsługującej prawe
skrzyd
ło domu.
No to pi
ęknie! Ma dzielić łazienkę z obcym człowiekiem, i to
w dodatku mężczyzną. Choć właściwie miała w tym
doświadczenie, z tą tylko różnicą, że wtedy tym obcym był jej
własny mąż. Pod koniec małżeństwa Richard spał w osobnej
sypialni i prowadził własne życie, w którym nie było dla niej
miejsca.
- Rozumiem,
że używa jej również pan Morrell.
- W jego apartamencie jest prywatna
łazienka. Młody pan
Morrell zainstalował ją, zanim się wprowadził. Niestety to
jedyne, co zrobił w willi.
Przynajmniej nie b
ędzie wchodził mi w drogę, ucieszyła się
Selene.
- Poradz
ę sobie - zapewniła.
- W takim razie praca jest twoja.
- Nie chcesz przed podj
ęciem decyzji przejrzeć mojego
portfolio? Powinnam też przygotować wstępny kosztorys
moich usług - zauważyła Selene, zdziwiona, że tak łatwo
poszło.
- To nie b
ędzie konieczne. Obiecuję, że otrzymasz znacznie
wyższe wynagrodzenie niż jest przyjęte za tego typu prace.
Wszystkie szczegóły są zawarte w prostej umowie, którą
przygotował pan Morrell.
- Mo
że powinnyśmy się z nim najpierw skonsultować?
- W sprawie zatrudnienia dekoratora zostawi
ł mi wolną rękę.
Za
wsze ufa mojej ocenie, a coś mi mówi, że wykonasz dobrą
robotę.
Czy powinna podj
ąć tak ważną decyzję bez namysłu? Ale z
drugiej strony, czy może sobie pozwolić na to, żeby nie
przyjąć tej pracy, skoro posiada tylko dyplom projektanta
wnętrz niepoparty żadnym doświadczeniem? Jeśli odrzuci tę
ofertę, drugiej takiej może długo szukać, szczególnie że
dostaje we wszystkim wolną rękę i sama nadzoruje realizację.
- Je
śli umowa będzie w porządku, przyjmę zlecenie.
- Wspaniale. - Ella wygl
ądała na bardzo zadowoloną. -Kiedy
się wprowadzisz?
- Nawet dzi
ś. Zatrzymałam się w miejscowym zajeździe.
Muszę tylko pojechać po rzeczy.
Kt
órych mam niewiele, dopowiedziała w myślach. Wszystko,
co posiadała, z wyjątkiem gorzkich wspomnień z
nieszczęśliwego małżeństwa, zostawiła za sobą.
- Doskonale, zatem wprowadzasz si
ę od zaraz. - Ella ruszyła
w kierunku drzwi. -
Najpierw pokażę ci kontrakt. Gdy
będziesz w mieście, postaram się umówić wasze spotkanie.
Czyli jej i pana Morrella, domy
śliła się. - Już się nie mogę
doczekać. - Jeśli nie z innego powodu, to z czystej ciekawości.
- Musisz wiedzie
ć jedno o Adrienie - powiedziała Ella, kiedy
już były w holu. - Trudny z niego przypadek. Znam go od
wielu lat. Żeby sobie z nim poradzić, trzeba być upartym i
nieustępliwym.
W drodze powrotnej do zajazdu Selene zacz
ęła się wahać, czy
podjęła właściwą decyzję, choć umowa okazała się uczciwa, a
zapłata bardzo dobra. Powinna była dokładniej wypytać tę
kobietę o wszystko, a w szczególności o tajemniczego
właściciela. Chociaż teraz, kiedy stanęła w obliczu niepewnej
przyszłości, praca spadła jej jak z nieba. Szczęśliwy zbieg
okoliczności.
W
łaściciel pewnie jest gderliwym podstarzałym mężczyzną,
mającym swoje przyzwyczajenia, równie zdziwaczałym jak
jego dziadek. Bez problemu zniesie zbzikowanego zrzędę.
Wytrzyma wszystko, byle tylko mogła być sobą i podejmować
własne decyzje, przynajmniej w życiu prywatnym. Po złości
czy po dobroci poradzi sobie z Adrienem Morrellem.
Najlepiej, jeśli po prostu będzie go ignorować.
- Kim ona jest, do licha?
Nim Ella zdo
łała się odezwać, Adrien dostrzegł w jej oczach
błysk, który zwiastował niespodziankę, a którego miejsce po
chwili zajął wyraz poczucia winy.
- Widzia
łeś ją?
Obserwował ją przez okno, jak wysiada z samochodu, waha
si
ę, nieufnie rozgląda. Zauważył jej związane na karku blond
włosy spływające na plecy delikatnymi falami, szczupłą szyję,
nieskazitelną bladą cerę, długie nogi i zaokrąglone biodra.
- Czego chcia
ła?
- Pracy.
- U
świadomiłaś jej, że tu pracy nie znajdzie?
- Przeciwnie. - Ella wkroczy
ła do pokoju, przyjmując swój
zwykły surowy styl bycia. - Nazywa się Selene Winston i
zatrudniłam ją do koordynowania remontu.
- Nie pozwoli
łem ci nikogo zatrudniać - wybuchnął ze złością.
Ella opar
ła obie dłonie o biurko i pochyliła się ku niemu.
- Kto
ś musi pilnować, żeby prace szły zgodnie z planami,
zanim ten dom zawali nam się na głowy.
- Ja tu decyduj
ę.
- W tym ca
ły problem. Ty nie podejmujesz żadnych decyzji.
Dlatego potrzebujemy kogoś, kto doprowadzi to miejsce do
stanu używalności, a wtedy będziesz mógł to sobie sprzedać i
wyjechać.
Teraz nie zale
żało mu na wyjeździe. Ten dom stał się jego
przystanią, a zarazem prywatnym piekłem.
- Gdzie j
ą znalazłaś?
- Zamie
ściłam ogłoszenie w lokalnej gazecie w St. Edwards.
Tylko ona na nie odpowiedziała.
Adrienowi nie spodoba
ło się zwątpienie, które dostrzegł w
oczach Elli.
- Sk
ąd jest?
- Z Georgii. Jest rozw
ódką. Sądząc po samochodzie i ubraniu,
podejrzewam, że ma pieniądze. Lub kiedyś je miała. Z
jakiegoś powodu postanowiła jednak zamieszkać w St.
Edwards. Jeśli będzie dobrze wykonywała swoją pracę, nie
interesuje mnie, skąd się wzięła.
Za to Adriena to obchodzi
ło. Niepotrzebna mu była kobieta,
która nigdy nie skalała swoich wypielęgnowanych rączek
ciężką pracą.
- Jakie ma do
świadczenie?
- Sam j
ą zapytaj, skoro jesteś tak wszystkowiedzącym i
przewidującym przedsiębiorcą. - Wzruszyła ramionami.
Gdyby kto
ś inny tak się do niego odezwał, natychmiast by go
zwolnił.
- Zreszt
ą nic mnie to nie obchodzi, bo i tak tu nie zostanie.
- Ciebie w ogóle nic nie obchodzi. -
Wyprostowała się i
westchnęła. - Minął już rok. Najwyższy czas, żebyś wrócił do
życia.
Życia przepełnionego wyrzutami sumienia. Pozbawionego
celu i sensu. Zatrzymanego jego własną ręką. Nie zamierzał
nic zmieniać, tak było dobrze.
- Powiedz jej,
że nie jest potrzebna. - Ani mile widziana, dodał
w myślach.
Ella rzuci
ła mu gniewne spojrzenie.
- Przeciwnie. Albo zostanie, albo odejd
ę razem z nią.
Puste pogr
óżki, doszedł do wniosku. Ella nigdzie nie pójdzie,
ponieważ nie zostawi go samego. Żeby zachować spokój,
przynajmniej z
ewnętrzny, jeszcze tym razem jej ustąpi.
- R
ób, co chcesz. Tylko pilnuj, żeby nie wchodziła mi w
drogę.
- Sam jej to powiedz. Zgodzi
ła się zamieszkać z nami do
skończenia remontu. Ulokowałam ją w pokoju obok twojego.
-
Oświadczyła i nie obdarzając go nawet spojrzeniem, ruszyła
do drzwi.
Adrien przetar
ł dłońmi twarz i oparł się w fotelu. Nie było mu
to potrzebne. Nie chciał tutaj tej Winston. Nawet jeśli była
piękna. Nawet jeśli od miesięcy nic nie czuł, a kiedy ją
zobaczył, jego zmysły zaczęły się budzić do życia.
W
żadnym wypadku nie powinien się interesować damulką z
Georgii. Postara się nakłonić ją do wyjazdu. Nie wiedział
jeszcze jak, ale na pewno mu się uda.
Selene zosta
ła poinformowana, że oficjalne spotkanie z
właścicielem przesunie się nieco w czasie, nie wiadomo
jeszcze na jak długo. Nie spotkała go, kiedy szła na górę spać,
choć wcześniej słyszała na korytarzu jego kroki i odgłos
zamykanych drzwi. Skrzypienie desek podłogowych
dochodzących z jego sypialni, jakby chodził po pokoju,
ucichło dopiero przed chwilą. Teraz miała nadzieję, że uda jej
się zasnąć. Sen jednak był równie nieosiągalny jak jej
pracodawca. Wentylatory mieli
ły jedynie gorące powietrze, a
przez otwarte okna wdzierał się upał. Nie mogąc znaleźć
wygodnej pozycji, Selene wierciła się i przekręcała z boku na
bok, tak że cienka biała koszulka podciągnęła jej się prawie
pod pachy. Choć przed wejściem do łóżka wzięła chłodny
prysznic, już miała ochotę na następny. W końcu uznała, że
poczuje się lepiej, jeśli odetchnie trochę świeżym powietrzem.
Zsunęła się z łóżka, otworzyła drzwi i wyszła na werandę z
nadzieją, że spacerując boso, nie natrafi na żadną sterczącą
drzazgę. Oparła dłonie o rzeźbioną, czarną metalową poręcz i
spojrzała na księżyc i porozrzucane po ciemnym niebie
gwiazdy.
Upa
ł zelżał. Delikatny wiaterek musnął jej wilgotną skórę i
rozsypał loki, przynosząc nieznaczną ulgę. Otoczyły ją letnie
odgłosy mokradeł. Granie świerszczy i kumkanie żab.
Pochyliła głowę, nasłuchując szumu nurtu wijącej się
nieopodal Missisipi. Doszedł ją jedynie szelest zarośli na dole.
Nie było wątpliwości - bagna roiły się od przeróżnych
wstrętnych stworzeń. Węże przygotowane w każdej chwili do
ataku, rysie i aligatory czyhające na niczego
niepodejrzewające ofiary, błąkające się samotne wilki w
poszukiwaniu łupu.
Niespodziewanie poczu
ła, że ktoś ją obserwuje.
- Zbyt gor
ąco, żeby spać? - usłyszała męski głos.
ROZDZIA
Ł DRUGI
Selene odwr
óciła się i w głębi po prawej stronie dostrzegła
ciemną postać siedzącą na wiklinowej kanapie. Wypuściła
wstrzymywane w płucach powietrze. Jedną dłonią chwyciła
się za klatkę piersiową, a drugą podparła się mocno o poręcz,
żeby nie upaść.
- Przestraszy
ł mnie pan.
- Najwyra
źniej - rzucił sarkastycznie mężczyzna. Pięknie.
Spotkanie o północy ze stukniętym właścicielem. Na to
właśnie czekała.
- Pan Morrell, jak si
ę domyślam?
- Zgad
łaś.
Selene poczu
ła ulgę, mimo że zachowanie mężczyzny
pozostawiało wiele do życzenia. Przynajmniej miała do
czynienia z człowiekiem, a nie z nocną zjawą.
Zebra
ła się na odwagę i zbliżyła do niego. W jasnym świetle
księżyca dostrzegła kilka istotnych szczegółów. Miał niewiele
ponad trzydzieści lat i nie wyglądał na gbura, jakiego się
spodziewała zobaczyć.
Mia
ł czarne, lekko falujące włosy sięgające do podbródka,
mocno zarysowane usta o nieustępliwym wyrazie, a twarz
pokrytą wieczornym zarostem. Jej wzrok zatrzymał się na jego
oczach. Były to te same oczy, które nawiedziły ją w wizji,
kiedy po raz pierwszy przybyła do tego domu. Nieziemskie
błękitne oczy. Oczy drapieżnika.
M
ężczyzna nie miał na sobie koszuli. Ona ubrana była jedynie
w skąpą bawełnianą koszulkę nocną. Nie do końca właściwy
strój jak na pierwsze spotkanie z szefem.
Zmusi
ła się jednak i podeszła do niego, wyciągając rękę i
obdarzając go wymuszonym uśmiechem.
- Jestem pana nowym pracownikiem. Nazywam si
ę Selene
Winston.
- Wiem, kim jeste
ś - odparł. Jego bezczelne spojrzenie powoli
wędrowało po jej figurze, aż zatrzymało się na wyciągniętej
ku niemu dłoni. Po krótkiej chwili wahania uścisnął jej rękę,
zamykając ją w swojej. Selene ogarnęły dziwne doznania.
Niespodziewanie zmiękły jej nogi. Wyczuła emanujący od
niego przejmujący ból. Głęboki i dotkliwy.
Cofn
ęła pospiesznie dłoń i zrobiła krok do tyłu, jakby ją
poraził prąd. Po raz pierwszy w życiu wyczuła czyjeś głęboko
ukryte uczucia. Dotychczas potraf
iła poprzez przypadkowe
obrazy i słowa odczytywać myśli, nigdy jednak nie odbierała
uczuć. Aż do dziś.
Posiada
ła swój tajemniczy dar, od kiedy pamiętała, skrzętnie
ukrywając go przed światem. Dobrze wychowane panienki z
południa nie czytały ludziom w myślach, czytały rubryki
towarzyskie.
- Mi
ło pana poznać - wymamrotała, gdy tylko odzyskała
kontrolę nad głosem.
M
ężczyzna nie odpowiedział, tylko nadal się w nią wpatrywał,
tak że miała ochotę zapaść się pod ziemię, uciec od niego jak
najdalej. Jednocze
śnie dziwnie ją intrygował. Przyciągała ją
jego aura i skrywane cierpienie.
- By
łabym wdzięczna, gdyby mi pan przedstawił swoje
koncepcje dotyczące renowacji willi - przerwała krepującą
ciszę. - Oczywiście nie teraz, ponieważ będę musiała zrobić
notatki. Może na przykład jutro lub pojutrze, jeśli pan woli. -
Ratunku, paplę jak kretynka, zdenerwowała się.
- Musisz wiedzie
ć tylko jedno. Wymagam perfekcji -odezwał
się w końcu.
To akurat by
ło u niej na porządku dziennym. Prowadziła
perfekcyjne życie, miała idealną rodzinę, chodziła do
idealnych szkół i wyszła za mąż za idealnego mężczyznę.
Idealnego kłamliwego drania, poprawiła się.
- Zrobi
ę wszystko, co w mojej mocy, żeby spełnić pana
oczekiwania.
- To si
ę okaże. Niełatwo mnie zadowolić - powiedział,
składając ręce na nagim brzuchu.
O
świadczenie to wcale jej nie zdziwiło. Ella uprzedziła ją, że
trudny z niego przypadek.
- Ma pan jakie
ś szczególne preferencje?
Pochyli
ł głowę i zlustrował wzrokiem jej twarz, zatrzymując
spojrzenie na ustach.
- Odno
śnie do czego?
Selene nieoczekiwanie nawiedzi
ła nowa wizja, której mimo
usilnych starań nie udało jej się zablokować. Uchwyciła
fragment jego myśli, w których przewijały się dwa nagie ciała.
Jednym z nich było jej nagie ciało.
Dlaczego nagle zawiod
ła ją tak doskonale wyćwiczona
umiejętność zamykania umysłu przez widzeniami? Dlaczego
fantazjowa
ł o niej, skoro dopiero co ją poznał? Najbardziej
jednak zaniepokoił ją fakt, że ją to podniecało.
- Mia
łam na myśli remont domu.
- Prosz
ę mnie w to nie angażować, chyba że nie ma pani
pojęcia, co robić.
- Sk
ąd takie przypuszczenie? - obruszyła się, przyjmując
obronną postawę.
- Nie przedstawi
ła mi pani żadnych referencji.
- Sko
ńczyłam architekturę wnętrz. Zaprojektowałam swój
własny dom, nadzorowałam robotników w fazie prac
wykończeniowych i własnymi rękoma odnawiałam meble.
- Przed czy po partii tenisa w klubie z damulkami z
towarzystwa?
Jego protekcjonalny ton rozz
łościł ją. A jeszcze bardziej ją
rozdrażniło, że bezbłędnie odgadł, jak wyglądało jej
poprzednie życie.
- To by
ło w dniu, kiedy piłam herbatkę z Córami Konfederacji
-
oznajmiła z przesłodzonym południowym akcentem. - Zanim
poszłam na lekcję savoir vivre'u, na której uczono, jak kobieta
powinna się zachować, kiedy spotka na swojej drodze
aroganckiego osła. Odnoszę jednak wrażenie, że wyniesione
nauki jakoś uciekły mi z pamięci.
Spojrza
ł na nią, jakby miał ochotę się roześmiać.
- Nazwa
ła mnie pani osłem, pani Winston?
Idealnie pasuj
ący przydomek, pomyślała. Dramatycznym
ruchem przyłożyła dłoń do piersi.
- Ale
ż skąd, panie Morrell. To byłoby bardzo nieuprzejme.
- Nie ma w tym nic niestosownego, Selene.
Bez w
ątpienia dla niego niekulturalne zachowanie było
normą. Był na tyle bezczelny, że zwracał się do niej po
imieniu i fantazjował o niej. Nie raczył nawet wstać aż do tej
chwili.
Podnió
sł się powoli z fotela. Oceniła, że mógł mieć około
metra osiemdziesięciu sześciu wzrostu. Smukły, zgrabny tors
z ciemnym zarostem, płaski brzuch, na którym zarysowane
były linie mięśni. Jego nagła bliskość wprowadziła zamęt w
jej umyśle. Zakręciło jej się w głowie. Z trudem łapała
oddech. Jego subtelny czysty zapach idealnie harmonizował z
aromatem letniego wieczoru, jakby był składnikiem
powietrza. Zadziwiający, odurzający, zakazany.
Je
śli zamierzał ją onieśmielić, to mu się udało. Postanowiła się
jednak
nie poddawać. Zamiast się wycofać, skupiła uwagę na
wytatuowanym wokół jego umięśnionego ramienia pnączu
winogron, w które wplecione było słowo imperium.
- Interesuj
ący tatuaż - zauważyła. - Niestety niewiele
pamiętam z łaciny. Co oznacza ten napis?
Podnios
ła oczy i napotkała jego świdrujące spojrzenie.
- W
ładza absolutna.
To co m
ówił, jak również jego przytłaczająca obecność
paraliżowały ją. Wiedziała, na co miał ochotę. Domyśliła się
ze sposobu, w jaki patrzył na jej usta. Jego fantazje przedarły
się przez mgłę okrywającą jej umysł, ujawniając jego zamiary.
Jeśli stąd nie ucieknie, Morrell ją pocałuje, a ona mu na to
pozwoli.
- Nie wierz
ę we władzę absolutną.
Zebra
ła w sobie resztkę sił, odwróciła się i ruszyła do sypialni.
Zdążyła zrobić zaledwie kilka kroków, kiedy usłyszała za sobą
jego głos:
- Ona istnieje i ty o tym doskonale wiesz.
Nie o
śmieliła się po raz drugi stanąć z nim twarzą w twarz ani
się odezwać. Gdyby to zrobiła, udowodniłaby mu tylko, że
miał rację.
Wr
óciła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Mimo starań nie
potrafiła usunąć go z myśli ani ostudzić uporczywego żaru,
który zalewał jej ciało. Wskoczyła do łóżka i skupiła się na
tym, by oczyścić umysł. Odpływając w krainę snów, nadal
miała przed oczyma wizerunek Adriena Morrella.
Nast
ępnego ranka, wychodząc z łazienki, domyśliła się, że jej
fascynujący szef znajduje się gdzieś w pobliżu. Wskazywał na
to zapach jego wody kolońskiej. Wyczuła jego bliskość.
Ogarnęło ją niezrozumiałe, wypalające od środka napięcie.
Może przechodził przez korytarz lub stał za drzwiami
sypialni? Tak czy inaczej, nie było go nigdzie w zasięgu
wzroku. Powinna się z tego cieszyć, ale ogarnęło ją
rozczarowanie, głównie dlatego, że chciała go zobaczyć w
świetle dziennym. Przyjrzeć mu się długo i uważnie.
Spojrza
ła w prawo, by się przekonać, czy drzwi jego sypialni
są zamknięte, i jej wzrok napotkał diaboliczny posąg o
nikczemnym obliczu, który przyprawił ją o ciarki na plecach.
Demona Gilesa trzeba będzie jak najprędzej stąd wynieść,
gdziekolwiek, byle dalej. Najchętniej utopiłaby go w bagnach.
Wr
óciła do sypialni, zrzuciła szlafrok i włożyła białe lniane
spodnie oraz koralową dzianinową bluzeczkę na ramiączkach,
idealną na letnie upały. Tak przygotowana wyszła z pokoju i
minąwszy mroczny korytarz, szybkim krokiem ruszyła w
kierunku spiralnych schodów, ku światłu, gdzie na sklepieniu
rotundy powitały ją pogodne cherubiny. Zszedłszy na dół,
udała się do kuchni. Po drodze za- trzymała się na moment
przed wiszącym na ścianie portretem młodej kobiety o
jasnozielonych oczach i o
padających na ramiona
kruczoczarnych włosach. Dama miała szczupłą szyję i jasną
cerę. Dłonie złożyła zgrabnie na kolanach. Była ubrana w
skromną, białą koronkową suknię o szerokiej spódnicy.
Sądząc po stroju, obraz musiał powstać wiele lat temu.
Przeczytała napis na mosiężnej tabliczce przy mocowanej na
dolnej ramie.
Grace.
Śpi z aniołami.
Wstrz
ąsnęła nią seria nieprzyjemnych dreszczy i naszły złe
przeczucia.
Mo
że ten portret był kluczem do tragedii, o której
poprzedniego dnia wspominała Ella? Być może ta młoda
piękna kobieta zmarła, zanim poznała smak życia? Może
nawet stało się to tu, w tym domu? Choć myśl o tym wpra-
wiała ją w niepokój, zapragnęła poznać historię rezydencji,
choćby z czystej ludzkiej ciekawości. Najlepiej dowie się
wszystkiego od prawej r
ęki właściciela.
Gdy wesz
ła do kuchni, zastała Ellę smażącą jajecznicę i
mruczącą pod nosem wesołą melodię.
- Dzie
ń dobry - przywitała się, odsuwając krzesło i zasiadając
przy podniszczonym sosnowym stole.
Ella rzuci
ła jej spojrzenie przez ramię, nie przerywając
smażenia.
- Dzie
ń dobry, dobrze spałaś?
- Nie narzekam. Cho
ć pewnie chwilę potrwa, zanim się
przyzwyczaję do miejsca. - I do tego, że Adrien Morrell
zajmuje pokój graniczący ścianą z jej sypialnią. Przez większą
część nocy słyszała odgłosy jego kroków, jakby
zdenerwowany spacerował po pokoju. Ona sama również była
niespokojna, nawet teraz.
Ella postawi
ła na stole przed Selene talerz pełen jedzenia i
kubek z kawą.
- Smacznego.
Selene zmarszczy
ła nos. Nie miała ochoty na śniadanie
składające się z jajek i bekonu. Wystarczyłby zwykły tost i
kawa. Potrzebowała kawy.
- Bardzo apetyczne, ale rano nigdy nie bywam g
łodna. Poza
tym chciałabym dziś wcześnie zacząć.
Ella wr
óciła do stołu z własnym kubkiem kawy i usiadła
naprzeciw Selene.
-Je
śli zostaniesz chwilę dłużej, będziesz miała szansę
poznania pana Morrella.
- Ju
ż miałam tę przyjemność - odparła i zaczekała, aż z twarzy
asystentki zniknie zdziwienie. -
Spotkaliśmy się wieczorem na
werandzie.
- I jak posz
ło?
- Nie najgorzej. Pyta
ł mnie o doświadczenia zawodowe.
Odniosłam wrażenie, że nie życzy sobie, żeby go angażować
w remont.
- Chce,
żeby mu dać spokój. - Ella westchnęła. Selene
wyczuła to zeszłej nocy, pomimo plączących się w jego
g
łowie fantazji na jej temat.
- Z czego pan Morrell
żyje?
- Jest przedsi
ębiorcą. Zainwestował otrzymany spadek w kilka
przedsięwzięć i zbił na tym małą fortunę. Wykupuje
podupadające inwestycje, ratuje je i potem sprzedaje z dużym
zyskiem. Jest dobry w tym, co robi, a przynajmniej był aż do.-
przerwa
ła w pół zdania, uciekając spojrzeniem gdzieś daleko.
-
Aż postanowił się wycofać - dokończyła.
Selene zapragn
ęła się dowiedzieć czegoś więcej o Adrienie
Morrellu. Wyczuła jednak, że Ella nie ma ochoty odpowiadać
dalej na żadne pytania, co oznaczało, że należy zmienić temat.
- Je
śli mi pozwolisz skorzystać z telefonu, spróbuję się
skontaktować z ekipami remontowymi i umówić spotkania.
- B
ędziesz musiała szukać robotników w Baton Rouge bo nikt
z miejscowych nie będzie chciał tu pracować. - Ella przełknęła
pospiesznie łyk kawy. - Okoliczna ludność jest bardzo
przesądna. Uważają, że to miejsce jest przeklęte - dodała,
nieświadomie dając Selene pretekst do dalszych pytań.
- Czy kobieta na portrecie w holu ma z tym zwi
ązek?
- Nie mam co do tego pewno
ści, choć domyślam się, że tak.
Nic o niej nie wiem.
Selene zawsze pasjonowa
ła się opowieściami z dawnych
czasów. Była przekonana, że kobieta o imieniu Grace miała j
ciekawą przeszłość.
Dopi
ła kawę i wstała od stołu.
- Wybieram si
ę do miasta. Może uda mi się zdobyć namiary
na majstrów, którzy nie s
ą przesądni.
- Powodzenia. - Ella wskaza
ła ruchem głowy nietknięte
śniadanie. - Powinnaś coś zjeść, zanim wyjdziesz. Musisz
przybrać trochę na wadze, inaczej wprawisz mnie w
kompleksy.
- Dobrze wygl
ądasz. Zależy mi, żeby szybko rozpocząć prace.
- W rzeczyw
istości pragnęła jak najszybciej uciec z willi, gdyż
podświadomie wyczuła, że zbliża się Adrien. Zupełnie jakby
słyszała jego kroki. Morrell ją intrygował. Krył w sobie sekret,
wiedziała o tym, a jednocześnie miała świadomość, że pewnie
nigdy go nie pozna.
Czu
ła, że dusił w sobie ból związany z tajemnicą z
przeszłości. Zawsze przyciągała zranione i obolałe dusze.
Często na ochotnika pomagała w telefonie zaufania i
skwapliwie wspierała różnorodne cele. Nauczyła się, że nie
wszyscy ludzie oczekują wsparcia. Niektórzy nie chcą być
odnalezieni. Podejrzewała, że Morrell nie pragnął ocalenia od
samotności. Z tego powodu postanowiła się nie angażować tak
długo, jak długo nie wedrze się do jej umysłu.
Adrien sta
ł samotnie w swoim gabinecie i obserwował przez
okno, jak Selene Winston rusza samochodem spod domu. Gdy
tylko zniknęła, ciekawość pognała go do jej pokoju, żeby
sprawdzić, czy wyjechała na zawsze. Z doświadczenia
wiedział, że każdy prędzej czy później odchodzi. Tym razem
tak nie było. Jeszcze nie.
Bia
ła koszulka, którą miała na sobie poprzedniej nocy na
werandzie, wisiała na oparciu w nogach łóżka. Przez cienki
materiał udało mu się dostrzec zaledwie kilka szczegółów jej
figury, co wystarczyło, żeby rozbudzić w nim napięcie, które
nie opuszczało go przez wiele godzin. Przeszedł przez pokój i
pogładził dłonią koszulkę. Materiał był delikatny jak skóra
pani Winston. Nie miał co do tego wątpliwości, choć jeszcze
nie dotykał Selene. Wkrótce to zrobi.
Zesz
łej nocy stoczył walkę pomiędzy tym, co rozsądne, a tym,
czeg
o pragnął. Wiele osób uważało go za drapieżnika o
silnym instynkcie zdobywcy, zarówno w biznesie, jak w
poszukiwaniu rozkoszy. Jeszcze do niedawna w życiu
podniecały go głównie emocjonująca pogoń za zdobyczą i
czekająca na zwycięzcę nagroda. Selene wskrzesiła w nim
zapomniane pragnienia. Mimo że starał się je w sobie zdusić,
nadal był mężczyzną, który ma misję.
Postanowi
ł, że powoli, planowo zwabi ją do swojego świata,
uwiedzie i zaprowadzi do krainy ciemności. Na początku
pewnie będzie niechętna, ale w końcu i tak mu się odda z
własnej woli, gorliwie i otwarcie. Będzie tymczasowym
lekarstwem na jego wyrzuty sumienia, środkiem, który
pozwoli mu zapomnieć o tym, czego nie zrobił. A raczej o
tym, co zrobił... Chloe.
Pi
ętnaście minut później Selene dojechała do miasteczka St.
Edwards. Zaparkowała przed sklepem z antykami Abbys
Antiques, który wcześniej kilkakrotnie odwiedzała. Lokal
znajdował się w centrum, przy głównej ulicy miasteczka, w
jednej linii z innymi sklepami oraz zabytkowym kościołem z
czerwonej ce
gły, który stanowił centralny punkt
miejscowości. Po krótkiej chwili wahania wysiadła z auta i
weszła do środka przez przeszklone drzwi. Jej przybycie
oznajmił subtelny dźwięk dzwonka. Właścicielka, Abby
Reynolds, drobna kobieta w wieku lat czterdziestu kilku o
kasztanowych równo przyciętych włosach i uprzejmym
spojrzeniu orzechowych oczu, wyjrzała zza lady znajdującej
się w głębi pomieszczenia i powitała Selene uśmiechem.
- Dzie
ń dobry, Selene. Myślałam, że wyjechałaś z miasta.
- Wygl
ąda na to, że zostanę tu przez jakiś czas. - Omijając
bezładnie rozstawione antyki, przeszła wąskim tunelem.
Owiało ją cudownie chłodne powietrze. Gdyby tak można
było nazbierać go trochę w butelkę i zabrać ze sobą na
plantację.
Selene podesz
ła do kontuaru i Abby odłożyła czytaną książkę.
- Postanowi
łaś zostać?
- Tak, i to dzi
ęki tobie. Pamiętasz ogłoszenie, które mi
pokazałaś? Okazało się, że rezydencja leży na zachodnim
krańcu miasta. Zostałam zatrudniona do nadzorowania i
koordynowania remontu.
- Willa P
ółnocy. - W tonie Abby dało się wyczuć niepokój. -
Czeka cię trudne wyzwanie.
- Dlatego tu jestem. Znasz mo
że jakąś miejscową ekipę
budowlaną, która podjęłaby się renowacji?
- Tu nikogo nie znajdziesz. - Pokr
ęciła przecząco głową.
- Jak
ą tajemnicę kryje posiadłość, że wszyscy jej unikają jak
zarazy?
- Mo
że to mieć związek z kochankami, którzy rzekomo tam
zmarli, lub z kobietą uprawiającą voodoo, która później tam
mieszkała. Albo z Gilesem Morrellem, którego uważano za
obłąkanego i który na szczęście rzadko tam bywał.
- Nie znasz wi
ęcej szczegółów? Jakieś imiona lub nazwiska?
Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej o historii plantacji. -
Abby wzruszy
ła ramionami.
- Mieszkam tu zaledwie od kilku lat. S
łyszałam różne plotki
na temat tego miejsca, zawsze jednak były to bardzo
lakoni
czne informacje, jakby ludzie się bali o tym mówić Jest
jeszcze kobieta, która tajemniczo zniknęła rok temu.
- Kto? - Selene nie potrafi
ła ukryć zaskoczenia, a raczej
niepokoju.
- Podobno Adrien Morrell przez rok si
ę tam z nią ukrywał -
odparła Abby, - Ralph Allen, który pracuje w firmie
kurierskiej, dostarczał tam co tydzień przesyłki, i mówił, że
widział kilka razy, jak wyglądała z okna na górze.
To niemo
żliwe, żeby Adrien trzymał w zamkniętym pokoju
nieznaną kobietę. Niedorzeczny pomysł. Chociaż...
- Sk
ąd wiadomo, że zniknęła?
- Nagle paczki przesta
ły przychodzić i nikt jej więcej nie
widział. Tylko Ralph przysięga, że któregoś ranka minął go
jadący z plantacji samochód koronera.
- Umar
ła? - Selene z trudem przełknęła ślinę.
Abby przerzuci
ła ciężar ciała z jednego biodra na drugie,
okazując zakłopotanie.
- Nie ma na to dowodów. Brak nekrologu i jakiejkolwiek
informacji. Ale pan Morrell ma wystarczająco dużo pieniędzy,
żeby zapłacić za milczenie, więc sądzę, że wszystko jest
możliwe.
Selene nie mia
ła pewności, czy chce dalej drążyć ten temat.
Adrien Morrell nie wyglądał na mordercę. Z drugiej jednak
strony, co ona o nim wiedziała?
- Mo
że sama od niego odeszła.
- Lub by
ła duchem. - Abby wysiliła się, żeby posłać jej
pokrzepiający uśmiech. - Wiesz, jak to bywa z plotkami.
Ludzie s
ą jak psy zagrzebujące kości. Pożują plotkę przez
chwilę, a potem zagrzebią, żeby po jakimś czasie znów ją
wywlec na światło dzienne, tylko dodając więcej brudów.
Selene bardzo chciała wierzyć, że to była tylko plotka
stworzona w znudz
onych umysłach miejscowych. Tak czy
inaczej, nie uspokoiło jej to.
- Znasz kogo
ś, kto by coś wiedział o poprzednich
właścicielach posiadłości? Na przykład lokalny historyk?
- Niestety w St. Edwards nie ma biblioteki. Spróbuj w
urzędzie miejskim, choć nie wiem, jak daleko wstecz sięgają
dokumenty przetrzymywane w archiwach. Nie mają nawet
komputerowej bazy danych. Wiele dokumentów uległo
zniszczeniu podczas powodzi w 1920 roku.
Szukanie ig
ły w stogu siana, pomyślała Selene.
- Nie zaszkodzi, jak sprawdz
ę - dodała głośno.
- Powodzenia. W mi
ędzyczasie popytam, czy ktoś nie zna
historii plantacji.
- Dzi
ękuję, to bardzo miło z twojej strony. - Selene otworzyła
torebkę i zaczęła w niej grzebać. Po chwili wyciągnęła
długopis i kartkę papieru, na której zapisała numer swojego
telefonu i wręczyła ją Abby.
- Numer mojej kom
órki. Dzwoń o każdej porze. Abby
wyciągnęła spod lady notatnik i zaczęła pisać.
- Dam ci adres mojej przyjaci
ółki. Linada Adams. Mieszka w
Baton Rouge i specjalizuje się w renowacji starych mebli. -
W
yrwała kartkę i podała Selene. - Pomoże ci dobrać tkaniny i
doradzi we wszystkim, co dotyczy mebli. Jej mąż jest
majstrem budowlanym i pracował przy remontach wielu
zabytkowych domów w okolicy.
- Jestem ci niezmiernie wdzi
ęczna. Odwiedzę ją jeszcze
dzisiaj. -
Wzięła adres i schowała do bocznej kieszeni torebki.
Po
żegnała się i wyszła ze sklepu. Wsiadła do samochodu, ale
zanim ruszyła, niespodziewanie usłyszała w głowie czyjeś
imię wypowiadane tak głośno i wyraźnie jak dźwięk bijących
właśnie na wieży kościelnej dzwonów. Imię było jej nieznane.
Za to właścicielem głosu był Adrien Morrell.
- Kto to jest Chloe? - spyta
ła Selene, dostrzegając na twarzy
Elli, z którą jadła obiad, najpierw wyraz zaskoczenia, a
następnie niepokój.
- Gdzie s
łyszałaś to imię?
- W mie
ście - odparła, obawiając się wyjawić prawdę. Ella,
bawiąc się groszkiem na talerzu, posłała jej podejrzliwe
spojrzenie.
- To niemo
żliwe. Nikt jej nie znał.
- M
ówi się, że kobieta o imieniu Chloe mieszkała tu przez
jakiś czas z panem Morrellem, a potem zniknęła. Plotka głosi,
że nie żyje.
Ella upu
ściła widelec, odsunęła talerz i zacisnęła dłonie.
- Po pierwsze nie powinna
ś wierzyć we wszystko, co
usłyszysz. Po drugie nie wiem, kto ci o tym opowiedział, ale
na twoim miejscu nie mieszałabym się do tego.
Selene nie mog
ła zlekceważyć stanowczego tonu kobiety, w
którym kryła się złość. Bała się, że jeśli będzie zbytnio
naciskać, Ella zamknie temat lub, co gorsza, zwolni ją
pomimo obowiązującego kontraktu.
- Pojecha
łam do Baton Rouge i znalazłam kobietę, która
pomo
że mi w renowacji mebli. Jej mąż zgodził się tu jutro
wstąpić i przedstawić wstępny kosztorys prac remontowych.
Niestety jest zajęty do końca tygodnia.
- Naprawd
ę dużo dziś załatwiłaś. — Ella uśmiechnęła się z
wdzięcznością.
- By
łam też w urzędzie miasta. Obiecali mi, że postarają się
odnaleźć stare plany, jeśli w ogóle takie posiadali. Myślisz, że
tu w domu mogą być jakieś dokumenty?
- Adrien na pewno ma oryginalny projekt. Musisz go spyta
ć. -
Wzruszyła ramionami.
- Czy jest tu strych? Mo
że udałoby mi się trafić na jakieś stare
dokumenty, rysunki?
Ella zebra
ła ze stołu talerze, po czym wstała.
- Tak, poddasze. Wej
ście znajdziesz na końcu korytarza, za
biurem Adriena. Jest do twojej dyspozycji. -
Jeśli się
ośmielisz, mówiło spojrzenie asystentki.
- Zabior
ę się do poszukiwania w najbliższych dniach. -Kiedy
jest widno, zdecydowała w myślach. Nie miała bowiem
najmniejszej ochoty buszować w ciemnościach po
zakurzonym strychu. Mogła przecież odkryć dowody na
prawdziwość tych przerażających legend. Na samą myśl o tym
o mało się nie roześmiała. O mało.
- Pozw
ól, że umyję naczynia - zaproponowała, wstając od
stołu.
- Sama to zrobi
ę. - Ella powstrzymała ją gestem dłoni.
- Nalegam - upiera
ła się Selene, zbierając półmiski. -Muszę
coś robić, kiedy myślę.
- Na wypadek gdyby
ś nie zauważyła, nie mamy tu zmywarki.
- Nie widz
ę problemu, żeby użyć własnych rąk.
- Czy ty kiedykolwiek w
życiu zmywałaś naczynia? - Ella
posłała jej cyniczny uśmiech.
- Prawd
ę mówiąc, tak. - Ku zgorszeniu własnej matki.
- W takim razie ch
ętnie przyjmę twoją pomoc. Zanim się
położę, chciałabym porozmawiać z Adrienem.
Pewnie o mnie, dosz
ła do wniosku Selene. Zresztą nie miało
to znaczenia. Jak dotąd nie zrobiła nic niewłaściwego, no
może z wyjątkiem wspomnienia imienia Chloe. Zdecydowała
się nie poruszać na razie tego tematu, choć podejrzewała, że
Ella wiedziała znacznie więcej, niż mówiła. Tajemnica może
nigdy nie zostanie wyjawiona, jeśli Selene nie podejmie
świadomej lub podświadomej decyzji, żeby ją wyjaśnić.
Nie, nie w
łamie się do niczyjego umysłu. Raz już to zrobiła i
przysporzyło jej to tylko cierpień. Jeśli ma się czegokolwiek
dowiedzieć, informacje będą pochodziły z przekazu ustnego,
od osoby, która zechce się nimi podzielić. Szczerze wątpiła,
by Adrien Morrell był tą osobą, mimo że instynktownie
wyczuwała, że trzyma klucz do rozwiązania zagadki. Choć
swoj
ą drogą może lepiej nie znać odpowiedzi?
Adrien nie raczy
ł podnieść spojrzenia znad gazety, nawet gdy
Ella postawiła mu pod nosem talerz z jedzeniem pod
przykryciem i podała sztućce.
- Je
śli wszystko wystygło, sam jesteś sobie winien.
Powinieneś był przyjść na obiad jak normalny człowiek.
Adrien obrzuci
ł pozbawionym zainteresowania spojrzeniem
jedzenie, po czym zwrócił się do Elli:
- Na pewno jest jeszcze dobre.
- Nie interesuje ci
ę, co przez cały dzień porabiała nasza pani
dekorator?
Dok
ładnie wiedział: trzymała go w seksualnym napięciu, nie
zdając sobie nawet z tego sprawy. Powrócił do czytania
gazety, mając nadzieję, że Ella zrozumie aluzję i wyjdzie.
- M
ówiłem ci. Nie interesują mnie jej plany. - Za to
interesowała go ona sama.
- Wypytywa
ła o historię domu - ciągnęła Ella, ignorując jego
odpowiedź. - Uważam, że mógłbyś jej pomóc.
Adrien mia
ł ochotę jej pomóc tylko w jednym i nie miało to
nic wspólnego z przeszłością. Zdecydowanie bardziej
inte
resowała go bliska przyszłość. Złożył równo gazetę i
odłożył na bok.
- Potrzebny jej projekt willi.
Morrell otworzy
ł szufladę, wyciągnął z niej tekturową tubę i
podał Elli.
- Prosz
ę.
- Sam jej go daj. Nie umrzesz, je
śli będziesz dla niej miły.
Gdyby tylko
wiedziała, jak bardzo pragnął być dla Selene
mi
ły, wycofałaby propozycję.
- Przemy
ślę to. Teraz jednak mam sporo pracy. Masz jeszcze
coś ważnego, co wymagałoby mojej uwagi?
- Tak. Twoje maniery.
ROZDZIA
Ł TRZECI
Kiedy Selene po drodze do pokoju mija
ła rotundę z anielskimi
freskami, naszły ją dziwne myśli. Wchodząc na spiralne
schody, zwolniła kroku. Na górze skręciła w ciemny korytarz i
nagle serce podskoczyło jej do gardła. Kilka kroków przed
nią, opierając się ramieniem o ścianę, z dłońmi wbitymi w
kiesze
nie, czekał Adrien ubrany w koszulę w kolorze
stalowym i czarne spodnie. Stał nieruchomo, przypominając
znajdujący się za nim posąg, z tą różnicą, że wydawał się
bardziej ludzką postacią.
Selene postanowi
ła uprzejmie się z nim przywitać, po czym
natychmia
st oddalić do sypialni. Zanim zdążyła się odezwać,
Morrell spytał:
- Idziesz ju
ż spać?
Jego g
łos był niski i prowokujący jak on sam. Pomimo
ciemności udało jej się wyraźnie dojrzeć rysy jego twarzy,
która wydawała się wyrzeźbiona przez anioły. Żadnych
prze
rażających zniekształceń czy szatańskich znamion. Nie
była to jednak również niewinna twarz, a szczególnie
spojrzenie: przenikliwe niebieskie oczy, które wpatrywały się
w nią, nie pozwalając zrobić kroku, jakby znajdowała się w
stanie hipnozy.
- Mia
łam pracowity dzień i jestem zmęczona - odparła,
otrząsnąwszy się z odrętwienia.
- Zbyt zm
ęczona na małą przygodę?
Jego pytanie zupe
łnie wytrąciło ją z równowagi. Przez dłuższą
chwilę się nie odzywała.
- Jak
ą przygodę?
Zrobi
ł krok w jej kierunku.
- Ella powiedzia
ła mi, że interesujesz się historią domu. Mam
coś, co na pewno cię zadowoli.
Nacisk, jaki po
łożył na słowo „zadowoli", przyprawił ją o
ciarki na plecach.
- Co dok
ładnie miałoby to być?
- M
ógłbym ci wyjaśnić, ale wolę pokazać.
Selene spojrza
ła na zegarek, bardziej ze zdenerwowania niż
dla skontrolowania czasu. Było dopiero po dziewiątej.
- Robi si
ę późno.
- Gwarantuj
ę ci, że nie pożałujesz. - Zniżył głos do szeptu, od
którego przebiegł ją delikatny, niespodziewanie przyjemny
dreszcz.
- Dok
ąd mamy iść na spotkanie tej przygody?
- Do mojego gabinetu.
By
ło to relatywnie bezpieczne miejsce, ale czy mogła w ogóle
czuć się przy nim pewnie? Miała dwie możliwości: zaufać mu
lub wykorzystać swój dar i wejść w jego myśli. Wytężyła
zmysły, otwierając umysł. Żadnych wizji, żadnych obrazów
typu ona w roli zakładniczki czy ofiary przemocy.
- Zgoda, chod
źmy - słowa same wymknęły jej się z ust. Skoro
zamierzała dla niego pracować, powinna go obdarzyć
przynajmniej minimum zaufania. Lepiej wcześniej się
przekonać, czy na nie zasługuje, niż później, kiedy już nie
będzie się mogła wycofać.
Ruszy
ła za nim przez korytarz. Minęli schody i znaleźli się w
skrzydle, którego nie zwiedziła podczas pierwszej wizyty.
Przeszli obok zamkniętych drzwi pokoju dziecinnego i dotarli
do następnych, które Adrien otworzył, cofając się, by ją
przepuścić. Obszerne biuro było nowocześnie urządzone.
Znajdowało się w nim masywne dębowe biurko, na którym
stała lampa i komputer. Na półce ustawione były równo
segregatory, a w srebrnej puszcze znajdowały się długopisy.
Takiego porządku Selene się nie spodziewała. Dzięki
okiennemu klimatyzatorowi w pomieszczeniu panował
przyjemny chłód. Szkoda, że nikt nie pomyślał, żeby
zainstalować podobne urządzenia w całym domu.
Us
łyszała odgłos zamykanych drzwi. Z trudem się opanowała,
żeby nie okazać ogarniającej ją paniki. Znalazła się w pułapce.
Mógł z nią teraz zrobić, co tylko chciał. Ella nawet nie
usłyszałaby jej krzyku.
Mimo wszystko nie odczuwa
ła żadnych złych fluidów ani
wiszącego w powietrzu nieszczęścia. Kiedy odwróciła się do
Adriena, zobaczyła na jego twarzy niejasny uśmiech.
Pierwszy, jaki do tej pory widziała.
- Co mi chcia
łeś pokazać?
Wbi
ł dłonie w kieszenie spodni. Wyglądał na rozluźnionego,
czego nie mogła powiedzieć o sobie.
- Dziennik.
Selene by
ła przekonana, że nic tak wspaniale nie potrafi
odtworzyć historii jak osobiste zapiski.
- Gdzie jest? - spyta
ła, nie kryjąc entuzjazmu. Adrien
przeszedł w prawy kąt pokoju, otworzył drzwi i zapalił
światło.
- Tam, na górze.
Podesz
ła bliżej, dostrzegając słabo oświetloną, wąską klatkę
schodową i notując jednocześnie w głowie, że w całym domu
należy natychmiast wymienić wszystkie żarówki na
mocniejsze. Kiedy zrozumiała, że ma towarzyszyć
pracodawcy w wyprawie na górę, zapragnęła uciec.
- Pewnie mieszkaj
ą tam nietoperze - zauważyła, starając się
zamaskować zdenerwowanie.
- Tylko paj
ąki - odparł z uśmiechem.
- Wspaniale.
Przez chwil
ę przyglądał jej się uważnie.
- Boisz si
ę pająków?
Selene nie przepada
ła za owadami, ale też nie mogła
powiedzieć, by cierpiała na arachnofobię.
- Nie, je
śli się zbytnio nie zbliżają.
- A mo
że boisz się mnie?
Dobre pytanie. Lepiej si
ę poważnie nie zastanawiać nad
odpowiedzią.
- A powinnam?
- W
żadnym razie.
Zabrzmia
ło przekonująco, jednak czy aby na pewno mogła mu
zaufać? Zazwyczaj polegała na swoim instynkcie, który tym
razem podpowiadał jej, że towarzyszący jej mężczyzna nie
zamierzał jej fizycznie skrzywdzić. Co do jego innych planów
będzie się musiała mieć na baczności.
- Prowad
ź. - Skinęła ręką w kierunku schodów.
Morrell wszed
ł na pierwszy stopień, a kiedy zauważył, że
Selene się ociąga, wyciągnął ku niej dłoń.
- Wola
łbym mieć pewność, że nie spadniesz.
Selene nie obawia
ła się potknięcia. Lata lekcji baletu wyrobiły
w niej doskonałe poczucie równowagi. Bardziej zaniepokoiła
ją jego bliskość. Mimo to przyjęła pomoc. Gdy jej dotknął,
przetoczyła się przez nią fala gorąca, rozpalając od środka i
obejmując płomieniami całe ciało. Weszli na schody. Od
czasu do czasu Adrien odwracał się i spoglądał na nią
niebieskimi jak niebo oczyma. Dotarli na
górę. Selene z
trudem oddychała. Była rozpalona do czerwoności.
Klatka schodowa otwiera
ła się na pokój, nieco mniejszy niż
gabinet. Znajdował się w nim duży wąski regał ze starymi
książkami. W rogu stało mahoniowe biurko z szufladami po
obu stronach i krz
esło z prostym oparciem obite czerwonym
atłasem. Pomieszczenie było zakurzone, z sufitu zwisały
liczne pajęczyny, nie odczuwało się tu jednak atmosfery
zagrożenia. Przynajmniej ze strony owadów.
- Dawno temu by
ła tu garsoniera - wyjaśnił Adrien. -
Prawdziwe
męskie królestwo. Prawdopodobnie korzystał z
niej poprzedni właściciel.
- Twój dziadek?
- Giles nigdzie nie potrafi
ł zagrzać miejsca na dłużej. Był
typem obieżyświata. Odziedziczyłem to po nim.
- Ty r
ównież wiele podróżujesz. - Posłała mu uśmiech.
- Ostatnio nie. - Podszed
ł do regału, po czym odwrócił się do
niej. -
Byłem w wielu miejscach na świecie. Zwiedziłem
Europę, Afrykę, Amerykę Środkową. Zawsze poruszałem się
poza szlakami turystycznymi. Jednym z moich ulubionych
miejsc jest Hiszpania.
- Tylko mi nie m
ów, że brałeś udział w gonitwie byków w
Pampelunie.
- Szczerze m
ówiąc, nie. I tak dopingowałbym raczej byki.
Czasami zwierzęta mają więcej rozumu niż ludzie.
Punkt dla niego, dosz
ła do wniosku.
- Wi
ęc jesteś poszukiwaczem wrażeń, o ile nie zakładają
ok
rucieństwa w stosunku do zwierząt?
- Kiedy
ś byłem.
Jego s
łowa i mina wyrażały żal, co tylko podsyciło ciekawość
Selene.
- Ja odwiedza
łam Europę kilkakrotnie. Głównie Londyn.
Typowe atrakcje turystyczne.
Morrell opar
ł się łokciem o krawędź półki.
- Nurkowa
łaś kiedyś, skacząc z klifów w Meksyku?
- Mam l
ęk wysokości - roześmiała się.
- Sta
łaś nago na pustej plaży, podziwiając wschód słońca?
Tylko w najśmielszych marzeniach, pomyślała.
- Niestety nie.
- Powinna
ś pewnego dnia spróbować.
Adrien nie mia
ł pojęcia, że zabrał ją za sobą w te wszystkie
miejsca poprzez wspomnienia i obrazy, które były tak silne i
wyraziste, że same wkradły się do jej umysłu. Poczuła słoną
bryzę muskającą jej nagą skórę, promienie słońca na twarzy,
zapach morza i jego dłonie wędrujące po jej brzuchu, coraz
niżej.
Otrz
ąsnęła się z rozmarzenia i unikając jego spojrzenia,
skupiła się na stojących na półkach książkach.
- Cz
ęsto się zastanawiam, jak się żyło w czasach, kiedy
wszystko było mniej skomplikowane i nie było obecnych
udogodnień.
- By
łem w wielu miejscach, gdzie mogłem polegać tylko na
naturze. Niesamowite wrażenia.
- Jestem ju
ż za stara i zbyt przyzwyczajona do wygód, żeby
się pisać na taki koczowniczy tryb życia.
Pochyli
ł się i zmrużył oczy, starając się ocenić jej wiek.
- Mo
żesz mieć najwyżej dwadzieścia kilka lat.
- Trzydzie
ści dwa. A ty?
- Trzydzie
ści pięć. Ile miałaś lat, kiedy wyszłaś za mąż?
Najwidoczniej wiedział o niej o wiele więcej niż ona o nim.
- Dwadzie
ścia cztery. Od roku jestem rozwódką. Krążąc po
pokoju, spoglądał na nią jak nocny drapieżnik obserwujący
swoją ofiarę.
- Siedem lat. Najwy
ższy czas na przysłowiowy kryzys.
- W
łaśnie.
Zatrzyma
ł się o kilka kroków od niej, opierając się plecami o
półkę.
- Czy ten kryzys dotyczy
ł was obojga?
Choć bardzo pragnęła poznać Adriena bliżej, rozmowa
stawa
ła się dla niej coraz bardziej drażliwa. Drążenie tematu
jej związku z Richardem zawsze wprawiało ją w zakłopotanie.
- Mo
że pokażesz mi dziennik?
- Je
śli tego chcesz.
Podszed
ł do Selene powolnym krokiem łowcy. Jej wzrok
zatrzymał się na jego ustach, łagodnie zarysowanych,
kontrastuj
ących z ostrymi liniami szczęki z dołeczkiem na
brodzie. Zbyt późno zdała sobie sprawę, że zauważył jej
zainteresowanie. Na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech.
Znaczący, zmysłowy.
Kiedy podszed
ł do biurka, przechodząc obok niej, wstrzymała
oddech. Obserwując go przez ramię, dostrzegła, jak otwiera
szufladę i wyjmuje z niej zniszczony dziennik w czarnej
oprawie, który musiał pamiętać dawne czasy.
Adrien obszed
ł dookoła biurko i podał jej go.
- Zaznaczy
łem miejsce, które pewnie cię zainteresuje.
Wzi
ęła brulion i otworzyła w miejscu założonym różową
atłasową wstążeczką. Na górze strony znajdowała się data:
lipiec 1875.
- Czytaj na g
łos - poprosił Morrell.
- Nie przeczyta
łeś go? - zdziwiła się.
- Oczywi
ście, że tak, teraz jednak chciałbym ciebie posłuchać.
Mia
ł tak zmysłowy, pociągający głos, że nie była w stanie mu
odmówić. Odwróciła się i położyła dziennik na biurku, a
Adrien zaczął wolnym krokiem przemierzać pokój raz w
jedną, raz w drugą stronę.
- Dzi
ś po południu znów się spotkałam z „Z" w opuszczonej
chacie na bagnach na jego plantacji. Gdyby ojciec odkrył, że
widuję się z jego wrogiem, wpadłby w furię. Gdyby się
dowiedział, co zrobiłam, z pewnością by go zabił.
Selene przerwa
ła i spojrzała na Adriena, który stał teraz tylko
o krok od niej.
- Kto to napisa
ł?
- Nie wiem. Znalaz
łem ten dziennik przypadkowo kilka
miesięcy temu.
- Mo
że autorką jest Grace, kobieta z portretu na dole?
- To prawdopodobne. Czytaj dalej.
- Wyjawi
łam „Z" moje uczucia i przyjęłam jego pocałunki.
Wtedy on opowiedział mi o tym, co się dzieje pomiędzy
mężczyzną i kobietą. Mówił takie rzeczy, o których nie
chciałaby wiedzieć żadna przyzwoita dama. Mimo to
słuchałam go i poprosiłam, żeby mi wszystko pokazał.
Spojrza
ła ponownie na Adriena, stwierdzając, że przysunął się
do niej jeszcze bliżej.
- Czuj
ę się trochę jak podglądaczka.
- My
ślę, że to bardzo interesujący komentarz do dawnej
obyczajowości. Jeśli cię to krępuje, ja będę czytał.
W tonie jego g
łosu wyczuła wyzwanie, które postanowiła
podjąć. W końcu oboje byli dorosłymi ludźmi, poza tym
wątpiła, czy najśmielsze fragmenty dziennika mogą się
równać ze scenami erotycznymi we współczesnej literaturze.
-Nie.
Wzi
ęła głęboki oddech i ciągnęła dalej:
- W ramionach
„Z" staję się wszetecznicą. Sama się nie
poznaję. Pozwoliłam mu zsunąć z mych ramion halkę i
dotykać moich piersi. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam
takiej rozkoszy. Nie byłam taka otwarta i taka wolna. Pragnę
więcej. Chcę wszystkiego, co może mi dać... - Głos Selene
załamał się, gdy niespodziewanie poczuła na ramieniu dłoń
Adriena. Dotyk jego placów na nagiej skórze obudził w niej
pulsujące pragnienie. Przeszył ją dreszcz rozkoszy, który
postanowiła zignorować.
- Nie przerywaj - wyszepta
ł. - Dalej jest jeszcze ciekawiej.
Selene zacz
ął zawodzić zdrowy rozsądek. Złamała daną sobie
obietnicę unikania takich sytuacji.
- Uni
ósł spódnicę i wsunął dłoń w moje majtki. Dotykał
mojego sekretnego miejsca. To co robił, przeszło moje
najśmielsze fantazje. Moje ciało przestało należeć do mnie,
teraz było już tylko jego...
Adrien wykorzysta
ł ten moment, położył rękę na biodrze
Selene, musnął jej łono, po czym zatrzymał dłoń w dole
brzucha. Spojrzała na jego długie, zdecydowane palce,
morelową skórę odcinającą się od bieli spodni. Przysunął się,
p
rzywierając do jej pleców silnym torsem.
- Na dzi
ś wystarczy - mruknęła bezsilnie, zamykając dziennik.
Nie odepchnęła jednak jego ręki. Nie zaprotestowała, nawet
się nie poruszyła.
- Tak, do
ść.
Prowadzona jak na sznurku, obr
óciła się, stając z nim twarzą
w
twarz. Wiedziała, co zamierzał. Wyczytała to w jego
myślach. Adrien pochylił się i pocałował ją. Selene, osaczona
jego subtelnym zapachem, smakiem whisky na jego ustach i
pieszczotami języka, poczuła, że traci grunt pod nogami. Przez
moment wydawało jej się, że wchodzi w jego ciało, w jego
duszę, odczuwając rozkosz Adriena mieszającą się z jej
własną. W jednej chwili duchowego połączenia zrozumiała, że
oczekiwał od niej więcej i pragnął więcej.
Mimo tego nie potrafi
ła przed nim uciec, nie miała siły z nim
walczyć. Zatraciła poczucie rzeczywistości. Niespodziewanie
Adrien cofn
ął się, przerywając psychiczny i fizyczny kontakt.
- Wybacz - powiedzia
ł. - Zapomniałem się.
Od razu si
ę domyśliła, że pocałunek był częścią starannie
uknutego planu uwiedzenia jej. Dała się naiwnie złapać w
pułapkę.
Wzi
ęła z biurka dziennik i poklepała go otwartą dłonią.
- Reszt
ę przeczytam później i oboje zapomnimy o tym, co się
przed chwilą wydarzyło.
- Prosz
ę bardzo, spróbuj - mruknął, odchodząc o kilka kroków
i wbijając ręce w kieszenie.
Ja nie zapomn
ę... usłyszała wyraźnie jego myśli, które
przemknęły z jego do jej umysłu.
- Nie powinni
śmy wykraczać poza stosunki służbowe. Na jego
ustach pojawił się uśmiech, którym jak mieczem pirata
poszatkował na drobne kawałeczki całą jej determinację.
- Na to ju
ż trochę za późno.
Je
śli natychmiast stąd nie ucieknie, źle skończy. Instynkt
samozachowawczy pokierował ją do drzwi.
- Wracam do mojego pokoju - o
świadczyła, przyciskając
pamiętnik do piersi.
- Jeszcze jedno, Selene.
D
źwięk jej imienia wypływający z jego ust podziałał jak
magnes. Odwróciła się, znów stając z nim twarzą w twarz.
Zauważyła w jego ręku kartonową tubę.
- Co to jest?
- Plany willi.
Zbli
żyła się do niego tylko na tyle, żeby sięgnąć po projekt.
- Dzi
ękuję.
- Wyja
śnijmy sobie coś jeszcze. To Ella cię zatrudniła.
Pracujesz dla niej, a nie dla mnie. Oznacza to, że nie łączą nas
stosunki zawodowe. Gdyby to była moja decyzja, już by cię tu
nie było.
Selene zatka
ło.
- To o to przez ca
ły czas chodzi? Chcesz mnie odprawić?
- Na pocz
ątku tak było, ale zmieniłem zdanie. Teraz jestem
zadowolony, że tu jesteś.
Bez s
łowa zbiegła na dół po wąskich schodach i szybkim
krokiem dotarła do bezpiecznej przystani swojego pokoju. W
głębi duszy poważnie się jednak obawiała, że wcale nie będzie
bezpieczna
, mieszkając z nim pod jednym dachem. Szykując
się do łóżka, nie mogła przestać rozmyślać o rozkoszy, jakiej
doświadczyła w jego ramionach. Nie pamiętała już, kiedy po
raz ostatni jakiś mężczyzna tak namiętnie jej dotykał i całował
tak zdecydowanie.
Chc
ąc oderwać myśli od Morrella, wskoczyła do łóżka i
otworzyła dziennik w miejscu, w którym ostatnio skończyła
czytać.
Dzi
ś znów spotkaliśmy się w chacie, choć wiem, jakie to
ryzyko. Nie potrafię znieść rozłąki z „Z". Znów mnie całował,
a ja drżałam z rozkoszy. Tak bardzo łaknęłam jego dotyku.
Później ujął moją dłoń i położył na sobie. Przez spodnie
wyczułam jego twardą męskość. Powiedział, że kiedy będę
gotowa, połączy nasze ciała. Przekonywałam go, że jestem
gotowa, b
łagałam, żeby mi pokazał. Na początku się
w
zbraniał, gdy jednak otworzyłam przed nim ramiona,
wyzwoliła się w nim dzikość. Mój ukochany słodki „Z".
Zerwał z siebie ubranie, po czym rozebrał mnie, położył na
łóżku i wypełnił moje ciało. Doznałam niewielkiego bólu, o
czym mnie uprzedził, nie dało się go jednak porównać z
rozkoszą, która mnie potem zalała. W tamtej chwili należałam
do niego na wieki. Obawiam się jednak, że nasz związek może
mieć tragiczny koniec. Wychodząc dziś z chaty, zauważyłam
jednego z pracowników ojca czającego się na bagnach.
P
rzyłapano nas. Nie mam pojęcia, jaki los czeka mnie i
mojego kochanka, kiedy mój ojciec wróci jutro z Savannah.
Jednego jestem pewna -
każda chwila spędzona w ramionach
„Z" była tego warta. „Z" jest dla mnie wszystkim. Jest moją
prawdziwą miłością.
Rozczarowana,
że dziennik kończy się w tym miejscu, Selene
zamkn
ęła go i zgasiła światło, postanawiając zasnąć,
Rozmy
ślała o tajemniczych kochankach, o tym, że mężczyzna
mo
że mieć taką władzę nad kobietą, że ona ryzykuje
wszystko, by z nim by
ć. Nawet własne życie.
Selene nadspodziewanie szybko sta
ła się jego obsesją.
Adrien wiedzia
ł wszystko o obsesjach. Kiedy obmyślał plan w
interesach lub w życiu prywatnym, zawsze uparcie dążył do
celu, aż dostawał to, czego chciał. A teraz pragnął jej.
Dzi
ś zrobił pierwszy krok. Dobre posunięcie. Spodziewał się,
że będzie się bardziej opierała. O dziwo, odpowiedziała na
jego pocałunek niezwykle entuzjastycznie. Niestety nawet tak
nieznaczny kontakt rozpalił go do czerwoności.
Wr
ócił do pokoju, rozebrał się, wypił do końca whisky,
odstawił szklaneczkę na bok i podszedł do dwuskrzydłowych
drzwi prowadzących na werandę. Rozsunął zasłony, żeby
sprawdzić, czy Selene pojawiła się na zewnątrz tak jak
poprzedniej nocy. Na balkonie ziało pustką, podobnie jak w
jego duszy.
Zgasi
ł światło i wyciągnął się na łóżku. Świadomość, że
Selene znajduje się za ścianą, wprowadzała go w stan silnego
podniecenia, jakiego od dawna nie odczuwał. Zacisnął zęby,
starając się wytrwać w postanowieniu, że nie pójdzie do niej,
dopóki nie otrzyma zaproszenia. Teraz zrobi wszystko co
konieczne, żeby utrzymać pożądanie na wodzy aż do nadejścia
odpowiedniego momentu.
Siedzia
ł w bezruchu w kącie werandy, na tej samej wiklinowej
sofie co zeszłego wieczoru. Księżyc w pełni rzucał
niebieskawe światło na jego imponująco zbudowane ciało.
Zamiast łagodzić, podkreślał ostrość jego rysów. Wpatrywał
się w Selene swoimi niebieskimi oczyma. Przypominał
dostojnego władcę, pana ciemności.
Selene, urzeczona, sta
ła kilka kroków od niego, obserwując i
czekając, aż się odezwie, poruszy, wypowie jej imię.
Jak hipnotyzer przywo
łał ją spojrzeniem oraz lekkim
skinieniem głowy. Bez zastanowienia ruszyła ku niemu. Jej
umysł ogarniała mgła, a w płucach brakowało powietrza.
Wok
ół panowała głucha cisza. Żadnego szelestu wiatru,
żadnych odgłosów życia bagien. Nawet grania świerszczy.
Choć uznała to za dziwne, nadal szła ku niemu, aż się przed
nim zatrzymała. Wtedy zdała sobie sprawę, że jest nagi i
podniecony.
Zrozumia
ła, czego pragnął. Pozbawiona własnej woli zsunęła
przez głowę koszulkę i upuściła na ziemię. Nie wahając się,
podała mu rękę i pozwoliła, by ją sobie posadził na kolanach.
Rozwartymi udami wsunęła się na jego biodra. Westchnęła
bezgłośnie, gdy uniósł ją do góry i wślizgnął się w nią. Zalała
ją nieopisana rozkosz. Pożądała więcej, potrzebowała więcej.
Pragnęła, żeby ulżył jej bólowi, wymazał lata rozczarowania.
Kiedy się nie poruszył, zrozumiała, czego od niej oczekuje.
Chciał, żeby wykonała pierwszy ruch. Wprawiła ciało w
powolny rytm, stając się kobietą, jakiej dotychczas nie znała.
Kobietą bez zahamowań, dążącą do zaspokojenia mężczyzny i
siebie samej. Wtedy dołączył do niej, oddając się zuchwałej
pasji zmysłów.
Otacza
ła ich absolutna cisza. Nie było słychać
przyspieszonych oddechów ani jęków rokoszy. Selene
wyczuwała bicie własnego serca, dudnienie pulsu, napięcie
poprzedzające zbliżające się spełnienie. Niespodziewanie
Adrien przestał się poruszać i wtulił twarz w jej piersi.
Chcia
ła zapytać dlaczego, ale nie mogła mówić. Podniosła
jego głowę i zmusiła, żeby na nią spojrzał. W jego oczach
dostrzegła głęboki ból. Chwilę później jego twarz się
rozpłynęła, a ją oślepił błysk jasnego światła.
Poderwa
ła się i zmusiła, żeby otworzyć oczy. Znajdowała się
we własnym łóżku. Rozejrzała się gorączkowo po ciemnym
pokoju, żeby stwierdzić, że jest zupełnie sama. Dotknęła
koszuli nocnej. Była na miejscu. Najwidoczniej to wszystko
jej się tylko przyśniło. Wyjątkowo realistyczny sen.
Nagle co
ś do niej dotarło. To wcale nie był sen, tylko fantazje.
Jego fantazje. Opadła plecami na łóżko, przekręciła się na
bok, zwinęła i wcisnęła poduszkę między kolana. Adrien
bezwiednie włamał się do jej umysłu, przynosząc ze sobą
erotyczne wizje, o których będzie jej trudno zapomnieć. Nie
mogła zrozumieć, dlaczego tak łatwo otwiera się na jego
myśli. Jak to możliwe, że są na tyle intensywne, że przerywają
jej sen. Niezwykłe było również to, że wyobrażał ją sobie jako
kobietę śmiałą i otwartą. Czy gdyby wiedział, jaka jest
naprawdę, nadal by jej pragnął? Dlaczego coś kazało mu się
zatrzymać, zanim osiągnął zaspokojenie, którego szukał?
Kolejny b
łysk światła spowodował, że spojrzała na
przysłonięte zasłonami drzwi wychodzące na werandę, za
którymi przemknął czyjś cień. Nadciągała burza i ktoś się
czaił na zewnątrz pod jej oknami. Podejrzewała, kim może
być ta osoba, na wszelki wypadek postanowiła jednak
sprawdzić.
Wsta
ła z łóżka i na chwiejnych nogach, drepcząc cichutko na
palcach, podeszła do drzwi i odchyliła delikatnie zasłonę. Stał
przy balustradzie zaledwie kilka kroków od niej i wpatrywał
się w ciemność. Rękami opierał się o poręcz, a zgiętą w
kolanie nogę postawił na dolnej barierce. Błyskawice
przeszywające od czasu do czasu niebo oświetlały jego
zgrabną sylwetkę. Zaczynał padać rzęsisty deszcz. Adrien
trwał w bezruchu, nieświadomy gry światłocieni na swoim
cie
le. Na skórze gromadziły mu się kropelki wody, spływając
strumykami po napiętych bicepsach, plecach i pośladkach.
Uniósł twarz i przeczesał dłońmi włosy, poddając się
dziwnemu rytuałowi oczyszczenia przez deszcz. Selene
zamarła porażona widokiem Adriena na tle nocnego
burzowego nieba, aż do chwili gdy niespodziewanie się
odwrócił i spojrzał na nią. Jak na zamówienie kolejna
błyskawica oświetliła mu twarz, na której dostrzegła wyraz
bólu połączonego z wyrzutami sumienia, a także głód
pożądania. Ujrzała w niej również swoje przeznaczenie.
ROZDZIA
Ł CZWARTY
Przez kolejne dwa dni Selene czeka
ła rano w łóżku, aż usłyszy
kroki Adriena wychodzącego z pokoju, i dopiero potem
wstawała. W żadnym wypadku nie chciała się na niego
natknąć przed śniadaniem, zanim nie weźmie porannego
prysznica. Nie widziała go od ich ostatniego spotkania w
gabinecie, lub raczej od tamtej nocy, kiedy nawiedził jej sny.
Uznała, że na razie tak będzie lepiej.
Ella zostawi
ła karteczkę z informacją, że wyjechała do miasta
i wróci dopiero po południu, dając Selene chwilę prywatności,
dzięki czemu mogła w końcu spokojnie zatelefonować.
Zamknęła się w niedużym gabinecie przy kuchni, wyciągnęła
z kieszeni dżinsów komórkę i wystukała numer.
- Halo - us
łyszała pogodny głos siostry i odetchnęła z ulgą.
- Hannah, to ja - odezwa
ła się.
- Nareszcie dzwonisz. Zamartwia
łam się o ciebie.
- Przepraszam, by
łam zajęta. Jak się czujesz?
- Poza tym,
że przez cały czas pięć kilo żywej wagi naciska mi
na pęcherz, a do porodu zostało jeszcze kilka tygodni, to
można powiedzieć, że całkiem dobrze. Mama jest nadal zła, że
chcę rodzić w domu. Gdzie ty się, do diabła, podziewasz?
M
łodsza siostra Selene była osobą bardzo bezpośrednią.
- Jestem w Luizjanie. Wyobra
ź sobie, że mam pracę na
plantacji.
- Jako kto? Wysy
łasz zaproszenia na przycięcia? - zakpiła.
- Bardzo zabawne. Nadzoruj
ę remont domu, od fundamentów
aż po dach.
Zapad
ła długa chwila ciszy.
- Jeste
ś tam jeszcze? - zaniepokoiła się Selene.
- Jasne. Po prostu staram si
ę wyobrazić sobie ciebie pracującą
zarobkowo. Czyżby ten osioł nie zostawił ci pieniędzy na
życie?
- Daje mi wystarczaj
ąco dużo. Ładny czek raz w miesiącu.
Potrzebuję pracy, ponieważ chcę w końcu być sobą.
Myślałam, że to rozumiesz.
- Oczywi
ście. Ale mama nie. Powinnaś do niej zadzwonić i
wszystko jej wytłumaczyć, żeby w końcu przestała zawracać
mi głowę.
- Wkr
ótce się do niej odezwę. Na razie jej powiedz, że u mnie
wszystko w porządku i że będę w kontakcie. Chciałam tylko,
żebyś wiedziała, że żyję i że sobie radzę, i oczywiście
chciałam się dowiedzieć, czy u ciebie wszystko w porządku.
- U mnie wspaniale. Dough jest cudowny. Rozpieszcza mnie
jak ksi
ężniczkę. Na nic nie mogę narzekać.
Selene w g
łębi duszy bardzo zazdrościła Hannah związku z
Doughiem, który przez pięć lat małżeństwa okazał się
prawdziwym świętym, mimo że ojciec i matka nie
akceptowali wyboru m
łodszej córki. W żyłach Dougha nie
płynęła błękitna krew. Był prostym mechanikiem
samochodowym. Kochana, zbuntowana Hannah, która zawsze
zdobywała to, czego pragnęła, ignorując opinie rodziców,
również w kwestii wyboru odpowiednich partii dla swoich
córek. Gdyby tylko Selene potrafiła być taka silna. Nie
powinna była ulegać ich naciskom i robić kolejnego kroku w
związku z Richardem, kiedy jeszcze nie była na to gotowa. W
gruncie rzeczy nigdy nie była gotowa.
- Zjawi
ę się w domu na urodziny maleństwa. Daj mi tylko
trochę czasu, żebym zdążyła dojechać.
- Jasne. Jeszcze jedno. Jeste
ś szczęśliwa?
Selene ostatnio rzadko zadawa
ła sobie to pytanie. Szczerze
mówiąc, nie zastanawiała się nad tym od lat.
- Tak, jestem - odpar
ła z wahaniem. - Po raz pierwszy czuję
się wolna.
- To dobrze - ucieszy
ła się Hannah. - Mam nadzieję, że w
końcu zaryzykujesz, znajdziesz przyjaciół i może nawet
mężczyznę.
- Min
ął dopiero rok, od kiedy pozbyłam się jednego -
roześmiała się. - Po co mi zaraz następny?
- Nie musisz od razu wychodzi
ć za mąż. Jest kilka powodów,
dla których warto mieć przy sobie faceta.
- Pozna
łam kogoś.
- Uuu! Kogo?
- W
łaściciela plantacji. Bardzo miły i przystojny, choć trochę
tajemniczy.
- Dobrze,
że jest atrakcyjny, jeszcze lepiej, że tajemniczy.
Robiliście to już?
- Nie - odpar
ła. - Chciałam tylko powiedzieć, że wydaje mi się
interesujący. Może nic z tego nie wyjść -Co było dość
prawdopodobne, gdyż praktycznie się nie widywali.
- To si
ę postaraj. Od tak dawna jesteś samotna.
- Raz ju
ż popełniłam błąd z Richardem. Nie chcę go
powtórzyć. Nie rób sobie zbyt dużych nadziei.
- Przesta
ń być ciągle taka ostrożna - westchnęła.
- Co widzisz z
łego w byciu ostrożnym? Niespodziewanie
otworzyły się drzwi i zabrzmiał głęboki męski głos.
- Bycie ostro
żnym nie popłaca.
Selene zacisn
ęła dłoń na telefonie. Kompletnie zaskoczona
przestała słyszeć, co mówi siostra.
- Jeste
ś tam? - zawołała Hannah po dłuższej chwili.
- Tak, musz
ę kończyć. Zadzwonię do ciebie w przyszłym
tygodniu.
Po
żegnała się szybko, rozłączyła i obróciła na krześle. W
drzwiach stał Adrien ubrany w białą koszulę i czarne spodnie.
Na jego twarzy majaczył uśmiech.
- Zacz
ęłam sądzić, że zamieszkałeś w biurze - powiedziała
lekko drżącym głosem.
- Wychodz
ę tylko wtedy, kiedy mam coś ważnego do
zrobienia.
- Co na przyk
ład?
- Prze
życie kolejnej przygody. Z tobą.
Selene nie mia
ła pewności, czy po ostatnich doświadczeniach,
jakie miała w garsonierze, i po nocnej fantazji, ma ochotę na
nowe przygody.
- Powiedz, co planujesz, to zdecyduj
ę, czy jestem
zainteresowana.
- Doko
ńczyłaś czytać dziennik? - spytał, opierając się ręką o
klamkę.
- Tak, ale nie by
ło tam zbyt wiele informacji.
- Wiem. To nie znaczy,
że nie ma ciągu dalszego.
- Masz kolejne cz
ęści pamiętnika?
- Nie, ale wiem, gdzie si
ę znajduje chata. Może tam coś
znajdziemy.
- Gdzie ona jest? - W g
łosie Selene dało się wyczuć źle
ukrywane podekscytowanie.
Adrien zaszczyci
ł ją subtelnym uśmiechem.
- Na ty
łach majątku, na bagnach. Mogę cię tam zabrać.
Selene bardzo chcia
ła obejrzeć domek, nie była jednak
przekonana, czy wyprawa sam na sam z mężczyzną
emanującym seksem była rozsądna.
- Je
śli wskażesz mi drogę, na pewno sama trafię.
- Chc
ę cię tam zaprowadzić.
Przesta
ń być taka ostrożna, podpowiedział jej wewnętrzny
głos.
Mo
że Hannah ma rację? Może była nazbyt ostrożna? Może
przez tę ostrożność ominęły ją najwspanialsze rzeczy w życiu?
Dość tego „może". W gruncie rzeczy była już zmęczona tą
życiową przezornością. Jeśli tylko nie straci głowy i zapanuje
nad sytuacją, uniknie problemów. Odsunęła się od biurka i
wstała.
- Ch
ętnie bym z tobą poszła, ale mam sporo rzeczy do
zrobienia.
- Za
łatw to, co musisz, i spotkajmy się o piątej przy tylnym
wejściu.
- Zgoda.
Odwr
ócił się i wyszedł, zostawiając Selene samą z myślami.
Stoj
ąc w drzwiach do kuchni, Adrien Morrell wyglądał jak
uosobienie marzeń wszystkich nastolatek, a zarazem kosz-mar
senny ich ojców. Miał na sobie czarny podkoszulek bez
rękawów, który odsłaniał tatuaż. Wbił dłonie w kieszenie
powycieranych dżinsów. Pewny siebie i zmysłowy. Selene
miała ochotę rzucić mu się w ramiona. Kiedy się do niego
zbliżyła, otaksował ją pełnym dezaprobaty spojrzeniem.
- Marny pomys
ł - rzucił.
- S
łucham?
- Twoje ubranie.
Spojrza
ła na swoją beżową koszulkę na ramiączkach,
d
żinsowe szorty i tenisówki.
- Na dworze panuje upa
ł, a stopy mam zabezpieczone.
- Teren jest nier
ówny, pełno cierni i jadowitych sumaków,
które mogą ci poranić gołe nogi.
- P
ójdę się szybko przebrać. - Najwyraźniej nie była
stworzona do tego typu wypraw.
- Nie ma czasu. Nied
ługo się ściemni. Będziesz musiała sobie
poradzić. Pomogę ci.
Selene przesz
ła obok Adriena, który wyszedł za nią na dwór.
Kiedy się znaleźli na zarośniętym dziedzińcu, wyprzedził ją i
ruszyli szeroką ścieżką w kierunku bagien. Po chwili marszu
zagłębili się w zarośla. Zewsząd otoczyły ich drzewa o
poskręcanych konarach. Przez ich korony przenikały
gdzieniegdzie promienie słońca. Po przelotnym deszczu
panowała ciężka nieznośna atmosfera. Adrienowi wilgoć i
dusząca para unosząca się nad grząskim terenem zdawały się
nie dokuczać. Szedł, milcząc, zamyślony. Wpatrywał się w
drogę przed sobą.
Chaszcze stawa
ły się coraz gęstsze, utrudniając marsz. Selene
stąpała uważnie, starając się omijać ostre, wyglądające na
trujące pnącza. Na kostkach i łydkach pojawiły się zadrapania.
Zewsząd atakowały komary. Ona jednak wędrowała dzielnie,
nie narzekając, żeby nie wyjść na rozkapryszoną bojaźliwą
damulkę. Bez problemu przeżyje kilka zadraśnięć i ukąszeń,
żeby w nagrodę poznać historię. Nie udało jej się ominąć
ciernia, który zostawi
ł na jej łydce ranę. Zasyczała z bólu,
zaciskając zęby.
Bez uprzedzenia Adrien wzi
ął ją na ręce. Westchnęła ciężko i
chwyciła go za szyję. Miał szerokie, silne ramiona i wilgotny
kark.
- To niepotrzebne. Przecie
ż dobrze sobie radziłam.
- Jeste
ś cała pocięta. Zamknij się i ciesz jazdą. Zamknij się?
Naprawdę powiedział, że ma się zamknąć?
Gdyby nie wygl
ądał jak młody bóg, pewnie by mu przyłożyła.
Na karku Adriena błysnęło coś złotego. Obejmując go jedną
ręką za szyję, sięgnęła po łańcuszek, na którym zawieszony
był medalion.
- Co to?
- Chi
ński talizman. Symbol węża.
- Ma zwi
ązek z kultem fallicznym - zauważyła, mrużąc oczy.
- Niezupe
łnie. Symbolizuje intuicję, percepcję i siłę woli. -
Posłał jej krótkie spojrzenie.
Selene zauwa
żyła, że w ciągu dnia ciemniał mu kolor oczu,
przybierając barwę kobaltową. Kiedy odwrócił się do niej
profilem, uznała, że jest bliski ideałowi. Złotawy odcień skóry
i kuszący wyraz ust. Ogarnęła ją nieodparta pokusa, żeby
dotknąć jego warg. Sprawdzić, czy są tak miękkie jak przy
pierwsz
ym pocałunku.
- Jeste
śmy na miejscu - oświadczył, zanim zdążyła się
wygłupić.
Na polance przed nimi sta
ł niewielki domek z bali. Gdy dotarli
do wejścia, Adrien postawił ją na ziemi. Otworzył drzwi i
weszli do ciemnego zaniedbanego wnętrza. Morrell od razu
skierował się do jednego z okien i rozchylił ciężką okiennicę,
wpuszczając do środka światło dzienne. Selene, idąc za jego
przykładem, chciała otworzyć okno po przeciwnej stronie
pomieszczenia. Pechowo uparta okiennica odmówiła
współpracy. W końcu jednak ustąpiła, pozostawiając w kciuku
Selene dużą drzazgę.
- Cholera! - wymkn
ęło jej się. Odwróciła się i ujrzała na
twarzy Morrella rozbawiony uśmiech. - No co? - rzuciła,
oglądając bolący palec.
- Nie s
ądziłem, że damulki z południa znają takie słowa.
- Mam s
łowniczek z przekleństwami, do którego lubię od
czasu do czasu sięgnąć - odparła kpiąco.
- Dobrze wiedzie
ć, że nie muszę przy tobie pilnować języka.
Daj, zobaczę.
- To nic takiego. Usun
ę ją, gdy wrócimy do domu.
- Zajm
ę się tym. - Podszedł do niej i chwycił ją za rękę.
Następnie sięgnął do tylnej kieszeni dżinsów, wyciągnął
składany nóż i otworzył go szybkim ruchem nadgarstka.
Selene o mało nie krzyknęła z przerażenia.
- Adrien! Wola
łabym zachować palec!
- Co powiedzia
łaś?
-
Że palce są z zasady przydatne i wolałabym zachować ich
komplet.
- Nie to mia
łem na myśli. Po raz pierwszy zwróciłaś się do
mnie po imieniu.
Zabawne, nawet o tym nie pomy
ślała. Wypłynęło to z jej ust
tak naturalnie jak wcześniej przekleństwo.
- Czy to dziwne?
Pokr
ęcił przecząco głową, po czym skoncentrował się na
zabiegu usuwania drzazgi. Bez większych trudności wyciągnął
ją i schował z powrotem nóż do kieszeni.
- B
ędziesz żyła - zawyrokował, wbijając spojrzenie w jej
twarz. Przez cały czas nie wypuszczał z uścisku jej dłoni.
- Nie w
ątpię. Możesz już puścić moją rękę?
- Jasne.
Kiedy j
ą uwolnił, zaczęła się uważnie rozglądać po wnętrzu.
W rogu pomieszczenia, przy kominku stało drewniane łóżko,
a pod oknem rozklekotane krzesło. Były to jedyne meble
znajdujące się w chacie. Podłogi i ściany były z drewna.
Wyglądało, jakby od lat nikt tego miejsca nie odwiedzał.
- Nic tu nie ma - zauwa
żyła Selene, wędrując wzdłuż ścian i
przyglądając się zwisającym z sufitu pajęczynom. -Naprawdę
sądzisz, że było to miejsce potajemnych spotkań naszych
kochanków?
- A ty jak uwa
żasz?
- To mo
żliwe. Domek dzierżawcy na bagnach.
Podesz
ła do łóżka i uniosła do góry stary sflaczały materac z
nadzieją, że znajdzie pod nim następną część dziennika.
Niestety nie miała szczęścia.
- Nic z tego.
-
Żadnej porzuconej halki lub majteczek?
- Ani dziennika. - Obrzuci
ła go karcącym spojrzeniem. Znów
się uśmiechał. Uwielbiała ten jego uśmiech. Wszystko w
Morrellu jej się podobało.
-
Tajemnica pozostaje nierozwiązana. - Westchnęła i
wyprostowała się. Będę musiała przeprowadzić poszukiwania.
Pojadę do miasta i popytam, Może ktoś zna tę historię.
- Zr
ób to, ale prawda może cię rozczarować - powiedział,
opierając się plecami o ścianę.
- Masz racj
ę. Może lepiej, żebym nie wiedziała. Nadal będę
wierzyła, że przeżyli wielki romans. Czasem wyobrażenia są
znacznie piękniejsze od rzeczywistości.
- Nie zawsze. Je
śli między dwojgiem ludzi jest prawdziwy żar,
rzeczywistość jest stokroć lepsza.
Selene poczu
ła, jak zalewa ją gorąco. Nie wiedziała, czy to od
dusznej atmosfery panującej w dawno niewietrzonej,
pachnącej stęchlizną chacie, czy od spojrzenia Adriena, które
mówiło: weź mnie tu i teraz.
- Mo
że i tak jest. Skąd miałabym to wiedzieć?
Brakowało jej powietrza. Podeszła do okna i wyjrzała na
bagna. Nale
żało natychmiast zmienić temat. Zbyt wiele
zostało przed chwilą powiedziane.
- Wydaje mi si
ę, że widzę w oddali staw. Wiesz co? Gdyby
oczy
ścić trochę teren wokół i wyremontować chatę, można by
w niej urządzić domek dla gości, oazę dla par chcących się
schronić przed światem. Zanim wygaśnie namiętność - dodała
cynicznie.
Us
łyszała odgłos zbliżających się kroków Adriena. Wyczuła
jego bliskość.
- W twoim ma
łżeństwie nie było namiętności? - spytał, stając
za jej plecami.
- Nie bardzo.
- Nie rozbudza
ł jej w tobie?
- To raczej ja w nim. - Selene uzmys
łowiła sobie, że zbyt
wiele już powiedziała. Otworzyła się przed nim, podając się
na talerzu jak smakowity kąsek.
- Powiedzia
ł ci, że dlatego cię zdradzał? Czyżby teraz to on
czytał w jej myślach?
- Wspomnia
ł o tym. - Kiedy odkryła w jego myślach inną
kobie
tę, która rozpalała w nim żar.
D
łonie Morrella spoczęły niespodziewanie na jej ramionach,
wywołując w jej ciele falę przyjemnych dreszczy.
- Czy kiedykolwiek ci
ę zachęcał lub ośmielał?
Zwykle to ona si
ę starała, począwszy od przygotowywania
romantycznych k
olacji, a skończywszy na seksownej
bieliźnie. W końcu się poddała.
- Co masz na my
śli?
Jego palce zacz
ęły delikatnie gładzić jej nagie plecy.
- Czy kocha
ł się z tobą kiedyś w ciemnej alejce o północy?
Gdyby nie blisko
ść Adriena i podniecające pieszczoty,
r
oześmiałaby się w głos.
- Ale
ż skąd.
- A w samochodzie na podje
ździe, ponieważ nie mógł czekać,
aż się znajdziecie w domu?
Przywar
ł do jej pleców, objął ją w talii i koniuszkami palców
pogłaskał po długiej szyi.
- A mo
że zaprosił cię do eleganckiej restauracji i dotykał pod
stołem w taki sposób, że pragnęłaś go natychmiast mieć?
- Richard nie jest taki pomys
łowy.
- Richard jest durniem.
W tym wzgl
ędzie całkowicie podzielała opinię Morrella, który
właśnie zmysłowymi ruchami pieścił jej piersi, Przymknęła
ocz
y i chłonęła cudowne doznania, otwierając umysł na jego
myśli i fantazje. Nic nie widziała, słyszała jedynie jego
spokojny zmysłowy głos.
- Ka
żdy człowiek może się wznieść na szczyty podczas seksu.
-
Zsunął ramiączko jej podkoszulka i musnął gorącymi
warga
mi szyję, po czym przesunął usta do ucha. -Trzeba się
tylko otworzyć na różne możliwości.
Przesun
ął dłoń niżej i wolno końcem palca zataczał kręgi
wokół jej sutka. Otworzyła oczy, żeby patrzeć na to, co z nią
robi, i czerpała przyjemność, niczego nie żałując.
- To tylko jedna z erogennych stref. Jest ich znacznie wi
ęcej.
Widzisz, wystarczyła niewinna pieszczota, żeby rozpalić cię
do czerwoności.
Selene tylko przytakn
ęła ruchem głowy, nie była w stanie
wydobyć z siebie głosu, gdyż dłoń Adriena powędrowała
ni
żej, wsuwając się za pasek szortów.
- Pragniesz,
żebym cię dotykał, tu i teraz - szepnął, bawiąc się
guzikiem przy jej spodenkach, igrając z jej pożądaniem. -
Chcesz, żebym to z ciebie zdjął i sprawdził, jak bardzo jesteś
rozpalona.
Tak, pragn
ęła tego. Bardziej niż czegokolwiek, bardziej niż
swojej ciężko wywalczonej wolności. Obawiała się, że za
chwilę zacznie go o to błagać. On jednak, zamiast ulec jej
niemym prośbom, odwrócił ją i poprawił ramiączka jej
bluzeczki. Obrzuciła go zdezorientowanym spojrzeniem.
- Nie tu. Jeszcze nie teraz.
Selene obj
ęła się ramionami, próbując opanować
przebiegające ją dreszcze.
- Nie wiem, czy tego chc
ę.
Adrien pochyli
ł głowę i zajrzał jej uważnie w oczy.
- Pragniesz tego tak bardzo jak ja i wiesz o tym. - Si
ęgnął po
niesforn
y kosmyk jej włosów i założył go za ucho. - Dam ci
czas, żebyś to wszystko przemyślała. Zastanów się, co między
nami będzie.
Przebieg
ł delikatnie koniuszkiem palca po jej skórze, rysując
linię od brody do dekoltu, a potem z powrotem po szyi do
warg. To wys
tarczyło, żeby Selene straciła głowę. Położyła
mu dłoń na karku i przyciągnęła jego usta do swoich. Pozwolił
jej przejąć inicjatywę. Badać, przymilać się, smakować i kusić
go. Przytrzymywał ją delikatnie w talii, jednak gdy pocałunek
stał się głębszy, przysunął się bliżej, tak że ich ciała się
spotkały, wzajemnie się dopasowując jak układanka puzzli.
Wtedy zsunął dłoń na jej pośladek i przycisnął mocno do
nabrzmiałej męskości, napierając na nią biodrami.
Niespodziewanie, bez uprzedzenia przerwa
ł pocałunek i
wysunął się z jej objęć. Przeczesał dłońmi włosy i założył ręce
z tyłu na kark.
- Powinni
śmy już iść, zanim nie zmienię zdania i nie wezmę
cię tu, gdzie stoisz.
- S
ądzę, że to dobry pomysł.
-
Żebyśmy się tu teraz kochali?
-
Żebyśmy wrócili do domu, zanim się stanie coś, czego
później będziemy żałowali.
- Zapewniam ci
ę, że kiedy się tobą zajmę, niczego nie
będziesz żałowała. - To mówiąc, skierował się do drzwi.
Selene ruszy
ła za nim, rozmyślając o tym, co ją czekało, Tym
razem Adrien nie niósł jej przez chaszcze. Demonstrując
swoją rycerskość, szedł przodem. Trzymał ją za rękę i torował
drogę, odsuwając mogące ją poranić konary i ciernie. Gdy
dotarli do domu, w progu przyciągnął ją do siebie i złożył na
jej ustach krótki pocałunek.
- Chcia
łbym, żebyś poświęciła mi godzinę. Dziś wieczorem.
Pozwolę ci poznać twoje własne ciało. Zrozumiesz również,
że brak namiętności w twoim małżeństwie nie był twoją winą
-
oświadczył, odchodząc.
- M
ój pan i władca mnie wzywał?
Adrien obr
ócił się z fotelem od komputera. Przed nim stała
Ella.
- Tak. - Westchn
ął. - Rozmawiałem z twoim bratem, Czeka na
ciebie.
- Niby kiedy? - zdziwi
ła się zdezorientowana.
- Powiedzia
łem mu, że wybierasz się do niego w odwiedziny
na kilka dni. Zam
ówiłem taksówkę, na lotnisku czeka samolot.
Możesz wyjechać zaraz po obiedzie.
-Ale...
-
Żadnych ale. Nie widziałaś się z nim od dwóch lat.
- Co ty knujesz? - Ella zmru
żyła podejrzliwie oczy. Adrien
oparł się wygodnie w fotelu i założył ręce za głowę.
- Nic. Daj
ę ci wolne, żebyś spędziła trochę czasu z rodziną.
Wiem, że nie chciałaś wcześniej wyjeżdżać, bo ubzdurałaś
sobie, że nie powinienem zostawać sam. Teraz nie musisz się
już martwić.
- Rozumiem. Skoro jest tu Selene, nie b
ędziesz sam.
- W
łaśnie.
Na twarzy Elli nadal malowa
ł się podejrzliwy wyraz.
- Czy to oznacza,
że dobrze się dogadujecie?
- Przyzwyczajam si
ę do jej obecności.
Asystentka opar
ła ręce na biodrach i przyjęła matczyną
postawę.
- Wiem, co ci chodzi po g
łowie. Widzę to w twoich oczach.
Zamierzasz wykorzystać ten swój osobisty czar, żeby ją
u
wieść.
Gdyby sk
łamał, od razu by się domyśliła. W tej sytuacji
najlepiej było zatuszować problem.
- To moja sprawa, co robi
ę. Nie musisz się niepokoić.
- Przeciwnie. To mi
ła kobieta. Powinieneś być ostrożny,
inaczej dołączy do grona twoich ofiar.
Adrien zauwa
żył, że natychmiast pożałowała swoich słów.
- Nie zamierzam jej do niczego zmusza
ć.
- Nie musisz. Wystarczy,
że na nią spojrzysz w określony
sposób, a ona pójdzie za tobą do piekła. Jest bezbronna.
- Jest twardsza, ni
ż sądzisz. - Twardsza niż sam na początku
przypuszczał, i to mu się w niej podobało. - Idź się spakować.
- Co
ś jeszcze? - spytała przesłodzonym głosem. - A może
przygotować ci kąpiel z pianą i ze świecami, gdy już ugotuję
obiad?
- To niepotrzebne. Planuj
ę tylko wspólną kolację -mruknął.
Teg
o wieczoru zamierzał jedynie wzbudzić w Selene zaufanie.
- No dobrze - westchn
ęła ciężko. - Nie mogę się doczekać,
kiedy zobaczę brata i jego dzieci. Ale spędzę z nimi tylko ten
weekend -
Pogroziła mu palcem.
- Zosta
ń tydzień lub dwa. Zasługujesz na urlop.
-Ale...
- To polecenie.
Podnios
ła ręce do góry, poddając się.
- Dobrze.
ROZDZIA
Ł PIĄTY
Selene z zaskoczeniem stwierdzi
ła, że do kolacji nakryto w
oficjalnej jadalni, a nie jak zawsze w kąciku jadalnym w
kuchni. Jeszcze bardziej się zdziwiła, widząc Adriena
siedzącego przy stole. Miał na sobie świeżo wyprasowaną
białą koszulę, dopasowaną do obrusu. Czarne włosy opadały
mu delikatnymi falami na ramiona. Po raz pierwszy od jej
przyjazdu pojawił się na obiedzie.
- Ella nie do
łączy do nas? - spytała, dostrzegając, że na stole
znajdują się tylko dwa nakrycia.
- Ju
ż jadła. - Podniósł nóż i koniuszkiem palca przeciągnął po
srebrnym ostrzu. -
Zaraz wyjeżdża.
- Dok
ąd? - zdziwiła się niemiłą niespodzianką.
-
Sama ją spytaj.
- Zrobi
ę to.
Ruszy
ła do kuchni, w której zastała Ellę wkładającą do
lodówki dwa plastikowe pojemniki. Na podłodze stała spora
torba w tureckie wzory.
- Wybierasz si
ę gdzieś?
Ella natychmiast si
ę wyprostowała, zamknęła drzwi lodówki i
uśmiechnęła się do Selene.
- Jad
ę odwiedzić brata i bratanków do Shreveport. Tylko to
sko
ńczę. Przed domem czeka już na mnie samochód, który ma
mnie zawieźć na lotnisko.
- Kiedy podj
ęłaś decyzję o wyjeździe? - W głosie Selene dało
się wyczuć zdenerwowanie, które chciała ukryć, dodając: -
Nie pamiętam, żebyś o tym wcześniej wspominała.
Ella wytar
ła ręce w szmatkę kuchenną, po czym rzuciła ją na
blat.
- Dzi
ś po południu.
- Nic si
ę nie stało mam nadzieję?
- Nie, to zaleg
ła wizyta. Wrócę za tydzień lub dwa.
- Tak d
ługo? - Ogarnął ją lęk, choć perspektywa zostania z
Adrienem
sam na sam wydała jej się podniecająca. - Kiedy
wrócisz, chciałabym omówić kilka szczegółów związanych z
remontem. Mam parę pomysłów, które wolałabym z tobą
skonsultować.
- Ju
ż się nie mogę doczekać. - Podniosła torbę i skinęła w
kierunku lodówki. - Przyg
otowałam dla was jedzenie.
Wystarczy podgrzać. Zadbaj, żeby coś jadł. Bardzo schudł.
- Postaram si
ę, ale nie wiem, czy coś wskóram.
- Prosz
ę cię tylko, żebyś spróbowała. Reszta zależy od niego. -
Ella poklepała Selene po policzku. - Odprowadź mnie do
drzwi
, a potem biegnij jeść, zanim wszystko wystygnie.
W milczeniu przesz
ły przez jadalnię, w której siedział Adrien,
minęły rotundę i znalazły się w holu. W drzwiach Ella
odwróciła się do Selene, obrzucając ją pełnym troski
spojrzeniem.
- Pami
ętaj, co ci powiem. Bądź z Adrienem twarda. Nie daj
się na nic namówić.
- Nie martw si
ę. - Selene położyła rękę na piersi. - Nie należę
do osób, które łatwo ulegają. Nie w moim nowym życiu.
Nigdy więcej.
- Nie obawiaj si
ę. Adrien nie zrobi ci krzywdy.
- Dobrze wiedzie
ć. - Spojrzenie Elli odpłynęło gdzieś w dal,
wzmagając niepokój Selene. - Czego nie chcesz mi
powiedzieć?
- On potrafi by
ć bardzo przekonujący. Może o tym
zaświadczyć wiele kobiet. Nikt jednak tak naprawdę nie zna
ukrytego pod stalową maską jego prawdziwego wnętrza. Bądź
ostrożna, chroń swoje serce.
Selene roze
śmiała się smutno.
- Uwierz mi, w
żadnym razie nie zamierzam się zakochiwać.
Powiedzmy, że podchodzę do tych spraw z rezerwą.
- Zakochanie si
ę nie jest niczym złym. - Ella przez dłuższą
chwilę przyglądała się w zadumie Selene. - Teraz, kiedy się
nad tym zastanawiam, możesz być tą jedyną.
- Jedyn
ą?
- T
ą, która ocali go przed samotnością. Przed nim samym.
Potrzeba do tego silnej kobiety, ale może właśnie ty nią jesteś.
Ella u
ścisnęła ją i pospiesznie wyszła, zostawiając jej temat do
przemyśleń. Selene nigdy nie uważała się za twardą.
Przynajmniej w ostatnich latach. Choć odejście z
bezpiecznego domu, jedynego, jaki znała, i rozpoczęcie
nowego życia na własny rachunek wymagało sporo odwagi.
Czy była jednak na tyle silna, żeby nie ulec emocjom?
Najważniejsze to zachować zdrowy rozsądek. Tak czy inaczej,
będzie tylko kolejnym jego podbojem. Jedną z Bóg wie ilu
jego kobiet. Z drugiej strony, patrz
ąc na to logicznie, to on jest
jej zdobyczą. Jej przepustką do przygody życia. Dlatego
postanowiła podjąć ryzyko, poczynając od dzisiejszej nocy.
Miała do wyboru zachować ostrożność i potem się
zastanawiać, co straciła lub doświadczyć wszystkiego, co jej
oferował. Bardzo pragnęła poczuć, jak to jest, kiedy
mężczyzna chce zaspokoić potrzeby kobiety, oddać się
bezgranicznie pożądaniu. Miała pewność, że przy nim tego
zakosztuje, poznając nowy świat doznań.
Podekscytowana niecierpliwie przebieg
ła jak na skrzydłach
przez cały dom. Zatrzymała się tylko na moment przed
portretem G
race, zastanawiając się, czy dama z portretu była
autorką dziennika. Gdy dotarła do jadalni, okazało się, że
Adrien czekał na nią z jedzeniem. Zajęła miejsce przy stole
naprzeciw niego i ułożyła na kolanach serwetkę.
- Wspaniale wygl
ąda - zauważyła, badając zawartość
półmisków. Ryba, mieszanka warzyw i ryż. Niestety nie była
ani trochę głodna, choć pewnie powinna.
- Odby
łyście miłą pogawędkę?
Selene spojrza
ła znad talerza na Adriena, który uważnie się w
nią wpatrywał.
- Trudno to nazwa
ć pogawędką. Życzyłam jej udanej wizyty, a
ona mnie poprosiła, żebym pilnowała twojego jedzenia. -
Wzięła w dłoń widelec i wycelowała w jego talerz.
- Jedz! - nakaza
ła. - Jeśli się okaże, że pod jej nieobecność
zmarniałeś, stracę pracę.
- Nie martw si
ę, mam coraz większy apetyt.
Selene wychwyci
ła jego aluzję i skoncentrowała się na kolacji.
Jej apetyt r
ównież ostatnio wzrósł, ale nie na jedzenie. Ryba
okazała się trochę zbyt pikantna, warzywa były smaczne, a ryż
stawał jej w wyschniętym gardle. Przez cały posiłek dziobała
tylko
jedzenie na talerzu, nie biorąc nic do ust. Oboje milczeli.
- Ja sko
ńczyłem - odezwał się w końcu Adrien. Spojrzała na
jego talerz. Był pusty.
- Ja r
ównież. - Odsunęła pełny talerz, wytarła usta serwetką i
odłożyła ją na stół.
- Nic nie tkn
ęłaś.
- To przez upa
ł. Latem niewiele jadam.
Adrien bez s
łowa wstał i podszedł do niej, przez cały czas nie
odrywając od niej wzroku.
Selene przygotowa
ła się wewnętrznie na to, co ma się
wydarzyć, ale on wziął tylko jej talerz.
- Zaraz wracam. Nie odchod
ź.
Nie mog
łaby, nawet gdyby chciała. Adrien zabrał również
swój talerz i oddalił się do kuchni. Kilka chwil później wrócił
z otwartą butelką czerwonego wina. Napełnił kieliszki, które
przyniósł z kuchni, i jeden postawił przed nią.
- Nie, dzi
ękuję.
- Napij si
ę, dobrze ci to zrobi.
Selene dosz
ła do wniosku, że faktycznie odrobina alkoholu nie
jest złym pomysłem i z pewnością pomoże jej się rozluźnić.
- No dobrze, kieliszek nie zaszkodzi. - A nawet dwa lub trzy,
pomy
ślała. Czyżby szukała odwagi w butelce? Żałosne. Nie
musi się upijać, żeby się cieszyć zainteresowaniem Adriena.
- Jaka by
łaś jako dziecko? - spytał, siadając przy stole i
popijając wino.
- Powa
żna - odparła nieco zaskoczona jego pytaniem. -
Zamknięta w sobie. Byłam doskonałą uczennicą. - I była inna,
ponieważ miała dar.
- Ciekawe. Ocenia
łem cię jako towarzyskiego motyla. W
rzeczywistości nigdy nie opuściła kokonu, w którym się
ukryła.
- Za to moja siostra by
ła wcieloną diablicą. Ktoś musiał ją
trzymać w ryzach.
- Jeste
ście ze sobą blisko? - zainteresował się.
- Nawet bardzo. Mieszka w Georgii. Spodziewa si
ę
pierwszego dziecka. A ty masz rodzeństwo?
- Nie. - Dopi
ł wino i odstawił kieliszek, głośno stukając nim o
stół.
Z wyrazu jego twarzy Selene wywnioskowa
ła, że był to dla
niego przykry temat.
- Jakim by
łeś nastolatkiem?
- Sprawia
łem same kłopoty. - Uśmiechnął się sucho.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - Odwzajemni
ła jego uśmiech.
Przesun
ął wolno palcem po krawędzi kieliszka.
- W przeciwie
ństwie do ciebie nie byłem dobrym uczniem.
Byłem typowym przykładem dzieciaka niewykorzystującego
w pełni swoich możliwości. Jakoś udało mi się uzyskać
dyplom MBA na Notre Dame.
- Ja sko
ńczyłam uniwersytet stanowy Georgii. Nie zrobiłam
niestety dyplomu, za to popełniłam straszny błąd, wychodząc
za mąż.
- Za Richarda g
łupiego.
- Tak, za Richarda g
łupiego - potwierdziła, biorąc kieliszek w
obie dłonie i wpatrując się w bordowy płyn.
Us
łyszała szurnięcie krzesła, ale nie podniosła wzroku. Wraz z
odgłosem zbliżających się kroków serce zaczęło jej bić
szybciej. W końcu spojrzała na niego. Odsunął od stołu drugie
krzesło i usiadł obok niej. Położył dłonie na jej udach.
- Podoba mi si
ę to, co masz na sobie - oświadczył
przyprawiającym ją o dreszcze głosem.
- Dzi
ękuję. - Wybrała czerwoną jedwabną bluzeczkę bez
rękawów i czarną, lekko obcisłą spódniczkę.
- Przemy
ślałaś moją propozycję? - Wsunął dłonie pod
spódniczkę.
- O niczym innym nie my
ślałam - westchnęła. -I?
- Musz
ę się jeszcze zastanowić. - Jakby była w stanie myśleć,
kiedy jej dotykał. - Zrobię to, zmywając naczynia.
- One mog
ą poczekać.
- Musz
ę coś robić, kiedy myślę.
- Przyjd
ę później do twojej sypialni. Zostaw otwarte drzwi na
werandę. - Pochylił się, złożył na jej ustach delikatny
pocałunek, po czym wstał.
- To do zobaczenia - zgodzi
ła się bez zastanowienia.
- Nie rozbieraj si
ę. Zostań w tym, co jesteś - dodał, odchodząc.
- To wszystko?
- Teraz tak.
Wyszed
ł, zostawiając za sobą zapach drzewa sandałowego i
rozpaloną kobietę.
Dwadzie
ścia minut później Selene weszła do ciemnej sypialni.
Odnalazła po omacku lampkę na nocnym stoliku i włączyła ją.
Zrzuciła sandały i przeszła przez pokój, wsłuchując się w
trzeszczenie desek podłogowych pod bosymi stopami. Ze
zdenerwowania uginały się pod nią nogi. Zdawała sobie
sprawę, że podejmuje ryzyko. Zanim przekręciła mosiężną
klamkę drzwi, przez moment się zawahała. Decydowała się na
niewiadome, które W dalszej perspektywie mogło się okazać
dobre albo złe. Przyszłość nie miała znaczenia. Liczyła się
dzisiejsza noc z Adrienem.
Otworzy
ła szeroko drzwi, wpuszczając do sypialni gorące
wilgotne powietrze. Promie
nie księżyca zatopiły werandę w
niebieskawym blasku. Wycofała się, nie wiedząc, co zrobić
ani dokąd pójść. Może powinna położyć się na łóżku? Lepiej
nie. Jeszcze pomyśli, że jest zbyt chętna. Po namyśle zgasiła
światło i usiadła w fotelu. Czekała, coraz dłużej... Kiedy
doszła do wniosku, że Adrien zmienił zdanie, zjawił się w
otwartych drzwiach. Wpłynął do sypialni jak czarna
olśniewająca zjawa. Podszedł do toaletki i zapalił tę samą
lampę, którą Selene wcześniej zgasiła. Miał na sobie spodnie,
ale był bez koszulki. Faliste włosy były nieokiełznane,
podobnie jak jego spojrzenie. Dotknął złotego medalionu
zawieszonego na szyi, po czym zsunął powoli dłoń w
kierunku brzucha. Przez chwilę sądziła, że zamierza rozpiąć
spodnie, jednak zamiast tego zbliżył się do niej.
- Ju
ż myślałam, że nie przyjdziesz.
- Nie m
ógłbym sobie darować. Ty również.
Wyci
ągnął do niej dłonie, a ona podała mu swoje. Podniósł ją
i przytulił do rozpalonego ciała. Gdy dotknęła jego silnego
torsu, chwycił ją za dłonie i odciągnął jej ręce w tył.
- Ja b
ędę dotykał - powiedział głębokim głosem.
- Oczekujesz,
że będę uległa? -Tak.
Nic nowego, pomy
ślała. Udawała bierną przed Richardem, ale
wtedy nie zależało jej na aktywnym poszukiwaniu doznań. Jej
życie małżeńskie ograniczało się do sporadycznych
pobieżnych kontaktów erotycznych. Kiedy byli razem, unikała
analizowania ich pożycia. Teraz w końcu zdała sobie sprawę,
że w ich związku od początku brakowało namiętności. Gdy się
kochali, jeśli w ogóle można użyć tego określenia, zwykle się
wyłączała. Męczyło ją to, była skrępowana. Z Adrienem taka
sytuacja byłaby niemożliwa.
Adrien nie odrywa
ł wzroku od Selene. Pocałował wewnętrzną
stronę jej dłoni.
- Nie martw si
ę - wyszeptał, wyczuwając jej niepokój. - Ty
będziesz decydować, czy chcesz jeszcze i kiedy mam przestać.
Jestem jednak pewien, że nie usłyszę z twoich ust słowa
„dość". Będziesz powtarzała „jeszcze, jeszcze". Na początek
musisz się odprężyć. - Wziął ją za rękę i zaprowadził do
otwartych drzwi werandy. Stanął za nią i objął ją w talii. Na
zewnątrz chór cykad grał melodię, wpasowując się w rytm
uderzeń jej serca. - Bagna nocą są prawdziwą kopalnią
odgłosów natury. W przeciwieństwie do ludzi zwierzęta nie
walczą z prawami natury.
- Nie analizuj
ą wszystkiego - dodała, dumna, że pomimo jego
bliskości udało jej się zebrać myśli.
- W
łaśnie. - Pogłaskał ją po twarzy. - Zaspokajają po prostu
swoje naturalne potrzeby.
Selene dosz
ła do wniosku, że od natury wiele się można
nauczyć.
Adrien poca
łował ją delikatnie w usta. Nim zdążył się
odsunąć, ona odnalazła jego wargi, prosząc o więcej. Wtedy
pogłębił pocałunek. Zatopiona w rozkoszy, dopiero po chwili
zdała sobie sprawę, że rozpiął jej bluzkę, odsłaniając
czerwony koronkowy stanik.
- Czujesz si
ę odprężona?
Niezupe
łnie. Raczej rozpalona do czerwoności.
- Powoli si
ę rozluźniam.
-Dobrze.
Kiedy koniuszkiem palca zatoczy
ł przez koronki krąg wokół
jej sutka, o mało się nie rozpłynęła. Mogła sobie tylko
wyobrazić, jakie ją czekają doznania, gdy się pozbędą ubrań.
Zsunął dłoń na jej brzuch i wsunął ją za pasek spódniczki.
- Chcesz jeszcze? - Poniewa
ż się zawahała, dodał: - Nie myśl
zbyt wiele. Słuchaj własnego ciała.
- Jeszcze - j
ęknęła drżącym głosem.
W
łożył dłoń pomiędzy jej uda i odnalazł czułe miejsce. Pod
Selene ugięły się kolana.
- Potrzebne nam
łóżko. - Roześmiał się gardłowo
podnieconym głosem. Znów przejął inicjatywę. Zaprowadził
ją do łóżka, posadził, po czym zostawił ją i otworzył szeroko
wszystkie okna. Następnie włączył wiatrak pod sufitem.
Wrócił do łóżka i stanął nad nią.
- Zdejmij bluzk
ę i stanik - rozkazał stanowczo.
Bezwolna pos
łusznie zsunęła bluzkę i powiesiła w nogach
łóżka. Drżącymi rękoma bezskutecznie próbowała rozpiąć
znajdujące się z przodu zapięcie stanika. Adrien ukląkł przed
nią i z łatwością to zrobił, dając dowód, że ma pod tym
względem spore doświadczenie. Następnie przysunął się do
niej i musnął językiem jej sutek. Selene doznała rozkosznego
wstrząsu. Poczuła wilgoć między udami. Wstał, podnosząc ją
ze sobą do góry, zsunął z niej spódnicę i ściągnął z łóżka
narzutę.
- Po
łóż się na plecach.
Selene mia
ła na sobie jedynie majtki, kiedy on nadal był w
spodniach. Uznała, że jest to gra nie fair.
- A ty?
- Co ja?
- Nie rozbierzesz si
ę?
- Teraz ty jeste
ś najważniejsza.
Osun
ęła się na łóżko, położyła głowę na poduszce i czekała,
zastanawiając się, co zamierzał dalej.
- Chc
ę, żebyś patrzyła na to, co robię.
- Wola
łabym zamknąć oczy, żeby się lepiej skupić.
- Je
śli tak wolisz.
Selene opu
ściła powieki i poczuła na ustach pocałunek. Po
chwili jego wargi odnalazły jej piersi. Wtedy stało się coś
nieoc
zekiwanego. Weszła w jego umysł. Widziała i czuła
wszystko, co robił, czego doświadczał. Patrzyła jego oczyma,
zagłębiała się w tajne zakamarki jego erotycznych fantazji,
chłonąc jego podniecenie i ulegając swojemu.
- Wytrzymaj jeszcze.
- Nie wiem, czy dam rad
ę.
- W takim razie b
ędę zmuszony zaprowadzić cię na szczyty
rozkoszy jeszcze raz.
To by
ło jak sen. Po raz pierwszy w życiu mężczyzna pragnął
doprowadzić ją do spełnienia, nie myśląc o własnych
potrzebach.
Bez ostrze
żenia ściągnął z niej matki. Jego oczyma ujrzała, jak
rozsuwa jej uda i odnajduje palcami czułe miejsce. Poddała
się, przyjmując od niego cudowne zaspokojenie.
Adrien poca
łował ją.
- Zamierzam ponownie zaprowadzi
ć cię na szczyty. Zrobię to
ustami, kiedy stwierdzę, że jesteś gotowa. Chcę słyszeć, jak
krzyczysz -
wyszeptał. I to było wszystko.
Selene zaj
ęczała żałośnie i przeciągle, zdziwiona brzmieniem
własnego głosu. Z trudem łapała oddech. Adrien wziął ją w
ramiona i przytulił, obsypując jej usta i policzki delikatnymi
pocałunkami.
- Gdzie si
ę tego nauczyłeś? - spytała, odzyskując głos.
- Przestudiowa
łem tajniki seksu tantrycznego.
Zmodyfikowałem pewne elementy, eksperymentowałem i
praktykowałem.
- Zapewne z wieloma partnerkami - stwierdzi
ła z niechęcią.
- Tylko z kilkoma wybranymi.
- Mam sobie pochlebia
ć?
- Oczywi
ście. Jestem bardzo wybredny. Moim celem jest
zadowolić kobietę, a my dopiero rozpoczęliśmy.
- Nie wiem, czy wytrzymam wi
ęcej.
- Bez w
ątpienia. Teraz jednak powinnaś zasnąć. Adrien wstał
z łóżka i ruszył do drzwi.
- To ju
ż wszystko? - Spojrzała na niego zdziwiona.
- Za ma
ło?
- S
ądziłam, że... - przerwała w pół zdania, nie wiedząc, jak
dokończyć.
- Ka
żdy może doświadczyć spełnienia w przeciągu kilku
minut, nie każdy jednak potrafi poznać ciało swojego partnera.
Ja tego chcę, zanim się w pełni z tobą połączę - wyjaśnił,
znikając za drzwiami.
ROZDZIA
Ł SZÓSTY
Selene obudzi
ła się następnego ranka zmęczona, choć przez
całą noc doskonale spała. Od bardzo dawna nie czuła się tak
odprężona. Nie dostała co prawda wszystkiego, czego
pragnęła, ale na szczęście czekał ją kolejny stopień
wtajemniczenia, a w międzyczasie miała sporo pracy.
Przeprowadzi
ła inwentaryzację mebli we wszystkich pokojach
na pierwszym piętrze, zanotowała różne pomysły, które
przyszły jej do głowy, i wykonała wstępne szkice. Zależało
jej, żeby zachować oryginalny charakter wnętrz. Oznaczało to,
że będzie musiała odwiedzić pobliskie sklepy z antykami, aby
uzupełnić braki w umeblowaniu, jeśli nie znajdzie niczego
ciekawego na strychu. Zdecydowała, że przeszuka go
dokładnie w najbliższych dniach.
Oko
ło południa, kiedy zdała sobie sprawę z ogromu
czekających ją przy remoncie willi prac, zaczęło jej się kręcić
w głowie. Uznała, że choć na chwilę musi się wyrwać z domu.
Pojedzie do miasta, najpierw jednak zajrzy do Adriena,
dlatego sk
ierowała kroki do jego biura.
- Wejd
ź - odpowiedział jej szorstki głos, kiedy zapukała do
gabinetu.
Otworzy
ła drzwi. Stał odwrócony do niej tyłem i wyglądał
przez okno, przytrzymując dłonią odsuniętą zasłonę.
- Wybieram si
ę do miasta. Nie masz nic przeciwko temu?
Pu
ścił zasłonę i powoli odwrócił się do niej. Jego pomięta
biała koszula wisiała na nim rozpięta, odsłaniając wspaniały
tors.
- Nie potrzebujesz do tego mojego pozwolenia. Spojrza
ła na
złoty medalion na jego piersi.
- Pomy
ślałam, że może czegoś ode mnie chcesz.
- Tak, ale od
łożymy to na później - odparł, zerkając na nią
znacząco. Okrążył biurko i przysiadł na nim z przodu. - Chyba
że po wczorajszej nocy zmieniłaś zdanie.
- Pozostaj
ę otwarta na wszelkie propozycje - mruknęła,
grzebiąc w torebce w poszukiwaniu kluczyków od
samochodu. -
Potrzebujesz czegoś z miasta?
- Mamy prezerwatywy?
- Je
śli chodzi o antykoncepcję, biorę pigułki, ale jeśli myślisz
o innych kwestiach...
- Pope
łniłem w życiu wiele błędów, zawsze jednak dbałem o
bezpieczeństwo w czasie seksu. Możesz być pewna, że cię nie
zarażę żadną chorobą. Nie zrobiłbym ci tego.
- Ani ja. - Po pozbyciu si
ę Richarda upewniała się, czy oprócz
gorzkich wspomnień nie zostawił po sobie pamiątki
niewierności.
- Doskonale. Kiedy b
ędę się z tobą kochał do końca, nie chcę
żadnych ograniczeń.
- Mi
ło wiedzieć, że mogę liczyć na więcej, zanim się
zestarzeję.
- Niecierpliwa z ciebie kokietka - u
śmiechnął się, wstając.
- Id
ę, żeby zdążyć do domu przed zmrokiem. Podszedł do niej
i pogłaskał ją palcem po policzku.
- Chcesz szybko wr
ócić, żeby dostać więcej tego, co
otrzymałaś zeszłej nocy
- My
ślałam raczej o obiedzie - skłamała.
- Bynajmniej. My
ślałaś o seksie. O tym, jak cię będę dotykał.
Wystarczyłoby jedno moje słowo, a oddałabyś mi się tu na
tym biurku.
- Chyba jednak zaczekam. - Zmarszczy
ła brwi. - Bądź tak
miły i ogol się na wieczór.
- Oczywi
ście. Nie chciałbym cię podrapać.
- Mam bardzo wra
żliwe usta.
- Nie my
ślałem o ustach. - Uśmiechnął się szelmowsko.
Nie zjawi
ł się na obiedzie. Nie widziała go od powrotu do
domu. Włączyła pralkę, wysprzątała kuchnię, a następnie
udała się do sypialni z nadzieją, że tam na nią czeka. Kiedy się
okazało, że go nie ma, postanowiła wziąć szybki prysznic i
przygotować się do łóżka, zanim zdecyduje, co dalej. Ubrana
w różowy szlafrok sięgający ud, z zawiniętymi w ręcznik
mokrymi włosami wyszła na korytarz, spotykając się twarzą w
twarz z posągiem demona. Mimo że widywała go codziennie,
serce podskoczyło jej do gardła. Była już i tak wystarczająco
podenerwowana, żeby musieć jeszcze na niego patrzeć.
Ściągnęła ręcznik z głowy i celnym rzutem zarzuciła go na
rogi Gilesa, zasłaniając wykrzywioną twarz. Niestety, żeby
zakryć postać nieszczęsnej kobiety, musiałaby użyć sporego
prześcieradła. Wróciła do pustej sypialni i rozczesała włosy.
Po
krótkiej chwili zastanowienia nałożyła na usta błyszczyk i
pomalowała rzęsy, na wszelki wypadek, gdyby Adrien się
zjawił. Teraz należało wdrożyć w życie plan A, czyli pójść do
jego biura. Powędrowała boso przez korytarz, starając się
ignorować trzeszczenie podłogi oraz panujące wokół
ciemności.
Posta
ła przez chwilę przed gabinetem, a kiedy nikt nie
odpowiedział na jej pukanie, przyłożyła ucho do drzwi,
nasłuchując. Nacisnęła klamkę. Zamknięte. Zrezygnowana
ruszyła w kierunku rotundy. Zatrzymała się przy schodach,
spoglądając w ciemną czeluść. Może Adrien krążył gdzieś
wokół domu jak niespokojne nocne stworzenie? Nie będzie go
szukać. Skierowała się do sypialni, po czym zerknęła na
posąg. Ręcznik zniknął. Albo Giles sam go z siebie zrzucił,
albo Adrien go zd
jął, przechodząc.
Nale
żało teraz uruchomić plan B i sprawdzić, czy pan domu
nie ukrył się w swoim inner sanctum. Stanęła przed
uchylonymi drzwiami jego sypialni i zawołała. Kiedy nie
odpowiedział, weszła do środka. Dzięki zamontowanemu w
oknie klimatyzator
owi panował tu przyjemny chłód. Pokój był
znacznie większy od jej sypialni i efektowniej urządzony, co
wcale jej nie zdziwiło. W końcu należał do właściciela
rezydencji. W rogu pomieszczenia, tuż przy drzwiach
wychodzących na werandę, stało stare pozłacane łoże z
niebieskim tapicerowanym wezgłowiem we wzory. Na lewo
znajdował się wiktoriański szezlong z orzechowego drzewa
obity złotym adamaszkiem oraz dwa fotele w niebiesko-złote
pasy tworzące kącik wypoczynkowy. Tuż obok stała mosiężna
lampa podłogowa. Selene zauważyła w ścianie po prawej
stronie półotwarte drzwi, prowadzące zapewne do łazienki.
Nie będzie tam zaglądać. Postoi tylko przez moment i
posłucha, czy nie dochodzą stamtąd odgłosy prysznica.
Przeszła przez pokój. W łazience było ciemno i nie dochodziły
z niej żadne dźwięki. Pozostały dwie możliwości: zaczeka na
niego tu lub u siebie, pozostawiając jako zaproszenie otwarte
drzwi na werandę.
Pe
łna determinacji omiotła ostatnim spojrzeniem pokój, po
czym odwróciła się do wyjścia, wpadając na silny męski tors.
Z bijącym sercem cofnęła się o krok. Przed nią stał Adrien w
podkoszulku i dżinsach, świeżo ogolony, z mokrymi włosami.
W ręku trzymał jej ręcznik.
- Zgubi
łaś coś?
- Zastanawia
łam się, co się z nim stało. - Nagle poczuła się
głupio.
-My
ślałem, że zostawiasz dla mnie ślad, żebym cię szukał.
- Szczerze m
ówiąc, miałam już dość spojrzeń demona, więc
go przykryłam.
- Chcia
łaś coś ode mnie?
- W poniedzia
łek rano przyjedzie wykonawca ocenić zakres
robót -
wymyśliła wymówkę.
- Dzi
ś jest dopiero piątek.
- Ba
łam się, że zapomnę ci przekazać.
- Raczej si
ę obawiałaś, że nie przyjdę do ciebie dzisiejszej
nocy.
- Jest p
óźno, przełóżmy to na kiedy indziej. - Wzruszyła
ramionami.
Wymin
ęła go, kierując się do drzwi. Chwycił ją za ręce i
obrócił.
-Nie jest za p
óźno na to, żebyś otrzymała to, czego pragniesz.
- Niczego od ciebie nie potrzebuj
ę - skłamała.
- Twoja decyzja. - Wsun
ął ręce za kołnierz jej szlafroka i
zaczął kciukami masować kark. - Stało się. Uzależniłaś się.
Nie zaprzeczaj.
- Nie ma dla mnie znaczenia, czy chcesz to dalej ci
ągnąć, czy
nie.
- Wszystko zale
ży od ciebie. - Objął ją w talii i przyciągnął do
siebie. -
Teraz, kiedy wiesz, czego ci brakowało, będzie ci bez
tego ciężko.
- Prze
żyję.
- Na pewno.
Selene by
ła pewna tylko jednego. Adrien samym spojrzeniem
doprowadzał ją do szaleństwa jak żaden inny mężczyzna. Bez
uprzedzenia wsunął dłonie pod szlafrok i chwycił ją za nagie
pośladki.
- Jak na kogo
ś, kto tego nie potrzebuje, jesteś wyjątkowo
przygotowana.
- Nie zd
ążyłam się ubrać po kąpieli.
- Wcale nie zamierza
łaś. - Pociągnął pasek, rozsuwając jej
szlafrok. Cofnął się o krok i zlustrował jej ciało uważnym
spojrzeniem. -
Pozostaje tylko kwestia, co i gdzie będziemy
dzisiaj robić.
- Nie da
łam ci pozwolenia.
- W takim razie id
ź. - Wskazał gestem drzwi. - Do niczego cię
nie będę zmuszał.
- Skoro nie mam nic lepszego do roboty, mo
żemy spędzić
razem trochę czasu - mruknęła niby od niechcenia.
- Tak te
ż sądziłem. - Posłał jej triumfalny uśmiech. Wziął ją za
ręce i zaprowadził na szezlong. Sam usiadł naprzeciw niej na
krze
śle, ściągnął koszulkę, którą odrzucił za siebie. Położył
dłoń na swoim przyrodzeniu, na co Selene wstrzymała
oddech. Prowokował ją, ale tym razem nie da mu się
wywinąć.
- Zdejmij spodnie. Zapewniam ci
ę, że nie zobaczę niczego,
czego wcześniej nie widziałam.
- Nie b
ądź tego taka pewna.
- Jeste
śmy trochę zadufani w sobie?
- To nie jest kwestia mojego ego. Chodzi tu raczej o twoje
do
świadczenie. Przyglądałaś się tak naprawdę mężczyźnie?
Wszystkim szczegółom budowy jego ciała?
Straci
ła dziewictwo po ciemku po jednej z prywatek, a potem
wyszła za mężczyznę, który wolał to robić bez światła.
- Przyznaj
ę, że nie.
- W takim razie musisz si
ę jeszcze wiele nauczyć.
- Zabierzmy si
ę więc do dzieła - zaproponowała
entuzjastycznie.
- Jeszcze nie. - Podni
ósł się z krzesła i stanął przed nią. -
Wszystko w swoim czasie.
- Nie chc
ę czekać.
Rozchyli
ł jej szlafrok i zsunął z ramion.
- B
ędziemy się posuwać powoli, czy tego chcesz, czy nie.
Oprzyj się wygodnie. Wiesz, że jesteś piękna? - spytał.
- Nigdy si
ę nad tym nie zastanawiałam. - Zawsze uważała, że
ma szpiczasty nos, zbyt cienkie włosy i szeroko osadzone
oczy o nijakim odcieniu brązu.
- M
ówił ci kiedyś, że jesteś piękna?
- Nie rozumiem, czemu tak ci
ę interesuje mój były mąż? -
sapnęła.
- Bo to przez niego nie potrafisz si
ę rozluźnić i w pełni brać.
- Zesz
łej nocy aż za bardzo się rozluźniłam.
-Nie ca
łkiem. Oczekuję tego dzisiaj. Nie życzę sobie żadnego
innego mężczyzny w twojej głowie oprócz mnie.
- Za
łatwione.
-
Świetnie. Wyglądasz wyjątkowo kusząco. Na szezlongu
b
ędziemy mieli za mało miejsca.
- Przenie
śmy się na łóżko.
- S
ą też inne możliwości.
Najwyra
źniej Adrien miał awersję do łóżek i do światła,
pomyślała, kiedy zgasił jedyną lampę i wokół zapanowały
kompletne ciemności. Usłyszała, jak rozpina zamek i zsuwa
sp
odnie. W tym momencie przestała myśleć. Paliła się z
niecierpliwości. Widziała jedynie zarys jego ciała.
- Wsta
ń - nakazał.
Wzi
ął jej dłonie i położył na swoim torsie.
- Daj
ę ci szansę poznania ciała mężczyzny.
- Przecie
ż cię nie widzę.
- Przypomnij sobie zesz
łą noc.
Oczywi
ście miała użyć do tego dłoni. Dotknęła jego twarzy,
następnie ust, powędrowała niżej na szyję, klatkę piersiową,
napotkała wrażliwe na pieszczoty sutki, zsunęła się niżej i
zatrzymała.
- Zrób to.
Podniecona jego po
żądaniem odnalazła pobudzoną twardą
męskość. Zbadała palcami długość penisa, po czym wzięła go
w dłonie. Nie musiała pytać, co lubi ani gdzie są jego
wrażliwe miejsca. Wystarczyło, żeby otworzyła umysł i
weszła w jego myśli, a poznała, czego pragnął. Pieściła go
długimi płynnymi ruchami, aż wyczuła, że przestaje się
kontrolować i zbliża się do kulminacji.
- Stop! - wybe
łkotał. Wziął ją w ramiona, położył na miękkim
orientalnym dywanie i zapalił światło. Chwycił ją za dłonie i
unieruchomił ręce za głową. Przez chwilę przyglądał się, jak
jej ciało drży i płonie z pożądania. Kiedy rozchylił jej uda i
ukląkł między nimi, Selene straciła głowę.
- Patrz, nie my
śl. - Zanurzył twarz między jej udami i
doprowadził ją do spełnienia. Gdy po raz drugi zalała ją fala
rozkoszy, chciała go błagać, żeby przestał, nie była jednak w
stanie wydobyć z siebie głosu. Adrien przywarł torsem do jej
piersi i zaczął się powoli rytmicznie poruszać. Selene
zachęcona podsunęła mu biodra. Wyczuła, jak walczy ze sobą,
jak trudno mu zachować kontrolę i jak bardzo pragnie zatopić
się w niej. Niespodziewanie zsunął się z niej i wstał.
Odwrócony plecami wciągnął dżinsy.
- Na dzi
ś wystarczy. Jutro nastąpi ciąg dalszy.
- Cho
ć pragnę, żebyś się ze mną kochał, odmawiasz?
- Nie tej nocy. - Poda
ł jej leżący na podłodze szlafrok.
- Jeste
ś masochistą, czy chcesz mi pokazać, jaki jesteś twardy?
- Jestem cierpliwy. Zaczekam. Poza tym mam sporo pracy.
- Czego si
ę boisz? - wypaliła, wychodząc.
- Niczego. - Zmarszczy
ł brwi.
- Boisz si
ę, że coś poczujesz. Że nas połączy coś więcej niż
tylko seks. -
Koniuszkiem palca przebiegła po wypukłości w
jego dżinsach. - Pewnie tak jest.
Wtedy to zobaczy
ła - kolejny pokaz slajdów
odzwierciedlających jego myśli. Jak przyciska ją do ściany,
zsuwa spodnie do kolan i wbija się w nią, po czym
naty
chmiast odgania fantazję.
- Sam zadecyduj
ę, gdzie i kiedy będziemy się kochali. Nie
musisz rozumieć dlaczego. Chcę, żebyś czekała. Po prostu
uszanuj to.
Selene domy
śliła się, że powodem takiego zachowania była
kobieta z jego przeszłości o imieniu Chloe, która nadal miała
nad nim władzę, choć nie chciał się do tego przyznać.
Selene wr
óciła do sypialni, układając plan. Przyrzekła sobie,
że pomoże Adrienowi pokonać lęki, stanie się lekiem na jego
problemy, usunie z jego drogi przeszkodę, która kazała mu się
wy
cofać z życia. Wierzyła, że wszystko jest możliwe, jeśli
tylko jej nie odtrąci.
Adrien zamkn
ął się w pokoju po drugiej stronie korytarza,
żeby nie pobiec do Selene i nie dokończyć tego, co zaczął.
Musiał sobie przypomnieć, dlaczego nie wolno mu się
angażować. W całym domu nie było do tego lepszego miejsca
niż to opuszczone ciemne pomieszczenie przypominające
grobowiec. Nie pozostały tu żadne pamiątki ani wspomnienia
po Chloe. Podszedł do okna, przez które często wyglądała,
rozmyślając o tym, czego nie mogła mieć z jego winy. Opadł
na fotel w ciemności nocy dręczony fizycznym bólem
niespełnionych pragnień. Zaczął analizować to, co mu
wcześniej powiedziała Selene.
Ogarn
ęły go uzasadnione obawy. Czyżby pani Winston miała
być tą, która go zmusi do zmierzenia się z upadkiem i otworzy
wszystkie niezabliźnione rany, które znów zaczną krwawić?
Miał świadomość, że była kobietą, którą w normalnych
warunkach w ogóle by się nie zainteresował. Zresztą ich
stosunki od samego początku nie były naturalne. Od razu
zauważył, że była niezwykła w sposób, którego nie rozumiał.
Wiedział tylko, że od kiedy po raz pierwszy ją ujrzał, coś
niewytłumaczalnego go do niej ciągnęło.
Zdawa
ł sobie też sprawę z ryzyka, na które w żadnym
wypadku nie mógł sobie pozwolić. Dotykając jej po raz
pi
erwszy, wkroczył na niebezpieczną drogę, z której powinien
zejść, zanim stanie się coś, czego oboje pożałują.
ROZDZIA
Ł SIÓDMY
Nast
ępnego ranka Selene, zamiast się przejmować Adrienem,
postanowiła zabrać się do pracy. Zdecydowała, że zacznie od
przeszukania
strychu znajdującego się na trzeciej kondygnacji.
Przeszła obok gabinetu Morrella, obrzucając przelotnie
spojrzeniem zamknięte drzwi, i skierowała się na prawo w
poszukiwaniu wejścia na poddasze. Doszła do wniosku, że
ubiegłej nocy była zbyt łatwa. Zbyt uległa. Najwyższy czas
przejąć kontrolę.
Otworzy
ła drzwi na poddasze, za którymi znajdowała się
stroma klatka schodowa. Przekręciła włącznik światła
zapalający jedną żarówkę wiszącą tuż nad jej głową. Ruszyła
powoli na górę. Z każdym krokiem ogarniały ją coraz gorsze
przeczucia. Skarciła się w myślach, dochodząc do wniosku, że
jest przewrażliwiona, i szła dzielnie dalej, zastanawiając się,
co zastanie na strychu. Oby tylko nie było myszy i pająków. I
zabłąkanych duchów.
Otworzy
ła kolejne drzwi i znalazła się w ogromnym
pomieszczeniu stanowiącym jedną otwartą przestrzeń
rozciągającą się nad całym domem. Przez trzy lukarny sączyły
się do wnętrza promienie słoneczne, mimo to panowała tu
mroczna, posępna atmosfera. Skrzypiała zniszczona,
zakurzona, drewniana pod
łoga, a we wszystkich kątach
wisiały pajęczyny. Przy jednym z okien leżała sterta
rozrzuconych bezładnie desek, która natychmiast przyciągnęła
jej uwagę. Gdy podeszła bliżej, odkryła, że to połamane
krzesła i stoły wyglądające, jakby je ktoś porąbał. Ktoś, kto
zapewne nie lubił tych mebli lub chciał wyładować złość na
antykach. Ogarnęły ją złe przeczucia. Po plecach przeszły jej
ciarki. Z ulgą zostawiła zdezelowane meble i zajęła się dwoma
kartonami znajdującymi się w drugim końcu pomieszczenia.
Okazało się, że natrafiła na prawdziwą żyłę złota. Odnalazła
wspaniałą chińską porcelanę i stare szkła. Wszystko to
owinięte było w biały materiał.
Po dok
ładnym przejrzeniu i posegregowaniu zawartości pudeł
Selene zeszła z poddasza i skierowała się do pomieszczenia,
k
tóre Ella określiła jako pokój dziecinny. Szczęśliwe miejsce,
pomyślała z nadzieją.
Otworzy
ła drzwi i znalazła się w przestronnym wnętrzu o
ścianach pomalowanych na jasnożółty kolor. Przez otwarte
okiennice wpadały do środka wesołe promienie słoneczne,
rzu
cając na ściany jasne blaski. W powietrzu unosiły się
drobinki kurzu przypominające miniaturowe płatki śniegu. W
rogu pokoju stały niewielka kołyska i fotel na biegunach
wyglądające na nieużywane. Kiedy się zbliżyła i pchnęła
delikatnie kołyskę, ogarnęło ją uczucie smutku. Być może w
tym pokoju również rozegrała się tragedia. Nawet nie chciała
myśleć, że uczestniczyło w niej dziecko. Dzwonek telefonu
przywrócił Selene do teraźniejszości. Wyciągnęła komórkę z
kieszeni i rzuciła przygnębionym głosem:
-Halo?
- Cze
ść, tu Abby. Jesteś zajęta?
- Nie. Wiesz, w
łaśnie o tobie myślałam. Znalazłam starą
chińską porcelanę. Chciałabym, żebyś rzuciła na nią okiem.
- Nie b
ędzie mnie w mieście do końca tygodnia, ale potem
możesz wpaść. Dzwonię do ciebie, ponieważ znalazłam
kogoś, kto mógłby ci pomóc w poznaniu historii rezydencji.
- Kto to? - spyta
ła radośnie.
- Nazywa si
ę Jeb Gutherie. Mieszka w domu opieki Briar
Oaks w Baton Rouge. Nie wiem dokładnie, gdzie to jest, ale
na pewno znajdziesz bez trudu.
- Dzi
ękuję. Co ja bym bez ciebie zrobiła.
- Nie ma sprawy. A jak id
ą prace?
- Powoli, ale do przodu.
- Widzia
łaś jakieś duchy?
Tylko w snach, pomy
ślała. Szczególnie zeszłej nocy. Ujrzała
twarz Grace, a potem nieznajomą kobietę o ciemnych włosach
i przenikliwych niebieskich ocza
ch. Dwa razy budziła się
sparaliżowana lękiem, po czym znów zapadała w niespokojny
sen.
-Nie, ale daj
ą mi się we znaki przyprawiające o gęsią skórkę
odgłosy domu.
- Daj mi zna
ć, gdyby coś się zmieniło. Powodzenia.
Podekscytowana perspektyw
ą odkrycia tajemnicy plantacji
wyszła z domu i ruszyła do samochodu, nie żegnając się z
Adrienem. W końcu nie potrzebowała jego pozwolenia i nie
zamierzała o nie prosić. Dobrze mu zrobi, jeśli się o nią
pomartwi.
Adrien sta
ł w oknie i obserwował, jak Selene odjeżdża,
zasta
nawiając się, dokąd się wybiera. Może wraca do Georgii?
Raczej nie, nie miała ze sobą walizki. Słyszał wcześniej jej
kroki na korytarzu, wyjrzał więc z pokoju i zobaczył, że
wchodzi na strych. Wiedział, co tam znalazła - dowody jego
ataku furii. Na szczęście nie było szansy, żeby się domyśliła,
że to on zniszczył meble. Ani dlaczego wyładował swoją złość
na kilku bezcennych antykach. A on nie zamierzał jej o tym
opowiadać.
Nie planowa
ł również spędzić z nią dzisiejszej nocy.
Potrzebował czasu, żeby się zastanowić na kolejnym krokiem.
Jak daleko się posunąć, zanim zerwie ich związek. Stworzenie
między nimi dystansu będzie rozsądnym posunięciem.
Godzin
ę później Selene zatrzymała się na parkingu przed
dużym ośrodkiem opieki społecznej na północnych obrzeżach
Ba
ton Rouge. Weszła do holu, gdzie natychmiast zajęła się nią
siedząca w recepcji młoda kobieta.
- Witamy w Briar Oaks. W czym mog
ę pomóc?
- Szukam pana Jeba Gutherie.
- Czy pan Gutherie spodziewa si
ę pani? - Recepcjonistka
obrzuciła ją podejrzliwym spojrzeniem.
- Niezupe
łnie. Chciałabym uzyskać od niego kilka informacji.
Proszę mu powiedzieć, że interesuję się historią plantacji w St.
Edwards.
Kobieta westchn
ęła i podała Selene podkładkę do pisania.
- Prosz
ę tu zaczekać i wypełnić to, a ja tymczasem pójdę go
poszukać.
Selene wpisa
ła imię i nazwisko, niespokojnie czekając na
recepcjonistkę, która wróciła po krótkiej chwili.
- Spotka si
ę z panią - poinformowała. - Muszę panią jednak
uprzedzić, że Jeb łatwo się męczy i zapada w drzemkę. Za
dwadzieścia minut ma się zjawić na lunchu w jadalni.
- Nie b
ędę go zatrzymywać - obiecała.
Kobieta zaprowadzi
ła Selene do obszernego atrium, gdzie po
prawej stronie znajdowała się jadalnia na wolnym powietrzu, a
po lewej biura. Przeszły dalej i zatrzymały się przed małym
pomieszczeniem.
- Pok
ój gier. Jeśli chce pani porozmawiać z nim na osobności,
możecie zająć salkę konferencyjną obok.
Selene zlustrowa
ła uważnie grupkę starszych panów grających
w karty przy okrągłym stole.
- Który to pan Gutherie?
- Ten siedz
ący na końcu stołu twarzą do nas. Wskazany
mężczyzna siedział na wózku inwalidzkim.
Mia
ł gęste siwe włosy, które silnie kontrastowały z kawową
skórą. Ubrany był w brązowy garnitur, a na jego szczupłej
twarzy odcisnęło się piętno upływającego czasu.
- Ten z muszk
ą?
- Tak. Powodzenia.
Selene wesz
ła do pokoju i chrząknęła.
- Pan Gutherie?
M
ężczyzna podniósł spojrzenie znad kart. W jego
jasnobrązowych oczach dostrzegła figlarne iskierki.
- Patrzcie panowie! Mam go
ścia, i to jakiego ładniutkiego.
Wszystkie spojrzenie zwróciły się na nią i gracze
wymamrotali uprzejme powitania.
- Panowie, czy mogliby
ście dać nam trochę prywatności?
Dokończymy grę po lunchu - powiedział wyraźnym
wyrafinowanym głosem z południowym akcentem.
M
ężczyźni wstali i wyszli, żegnając się. Kiedy zniknęli za
dr
zwiami, Selene podeszła do stolika.
- Dzi
ękuję, że zechciał się pan ze mną spotkać.
- Mów do mnie Jeb -
zaproponował i wyciągnął dłoń. -
Wybacz, że nie wstaję, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa,
za to umysł mam nadal ostry jak brzytwa.
- Chcia
łabym się czegoś dowiedzieć o Willi Północy.
- Raczej Willi Wschodz
ącego Słońca. Przynajmniej kiedyś tak
była nazywana.
- Nie wiedzia
łam. W ogóle nie znam historii plantacji, dlatego
tu przyjechałam. Nadzoruję remont rezydencji. Powiedziano
mi, że możesz coś wiedzieć o poprzednich właścicielach. W
szczególności interesuje mnie kobieta o imieniu Grace. Jej
portret wisi na ścianie w rotundzie.
- Ach, panna Grace. Mieszka
ła na plantacji dawno temu i
zmarła, zanim się urodziłem. Mój ojciec zawsze dobrze o niej
mówił. Dorastali razem i po wojnie nawet się przyjaźnili.
- Której wojnie?
- Secesyjnej. - Zarechota
ł.
Selene nie mog
ła ukryć zdziwienia.
- Mog
ę zapytać, ile masz lat?
- W maju sko
ńczyłem sto - odparł z dumą. - Panna Grace była
moją ciotką.
- Twoja matka i Grace by
ły siostrami? - zdumiała się
ponownie.
- Nie, m
ój ojciec był jej przyrodnim bratem. Ich ojcem był ten
bezduszny drań Stanton Gutherie. Mieszkał na plantacji
graniczącej z Willą Wschodzącego Słońca. Uważał się za
właściciela wszystkiego i wszystkich, również robotników.
Moja babka Effie, wcześnie osierocona, bo jej rodzice zginęli
zaraz po wojnie, była jego niewolnicą. Nie miała się gdzie
podziać, więc została na plantacji Guthieriego. Kiedy miała
zaledwie piętnaście lat, Stanton zrobił jej dziecko, którym był
mój ojciec.
- Jak dosz
ło do tego, że Grace zamieszkała w willi?
- Panna Grace by
ła tak czysta jak jej ojciec zły. To opinia
mojej babki. Zakochała się w Zeke'u Cormierze, właścicielu
Willi Wschodzącego Słońca, człowieku, którego Stanton
nienawidził. Przeciwstawiła się ojcu i wbrew jego woli wyszła
za mąż za ukochanego.
- Twoja babka zosta
ła ze Stantonem?
- Na szcz
ęście nie. Grace po wyjściu za mąż zabrała ją i
mojego ojca do siebie.
Nast
ępnie Jeb opowiedział, jak po dwóch latach małżeństwa
Grace zaszła w ciążę. W domu nastały radość i szczęście.
Wszystko się jednak skończyło, kiedy na kilka tygodni przed
porodem rozchorowała się na malarię i umarła, a razem z nią
nienarodzony syn.
- Pan Zeke zupe
łnie oszalał. Pomalował dom na czarno. Nie
pozwolił mojej babce uprzątnąć rzeczy z pokoju dziecinnego.
- To straszne - westchn
ęła ciężko.
- Potem by
ło tylko gorzej. Pan Zeke zaczął nadużywać
alkoholu, aż w końcu zapił się na śmierć. Babka starała się mu
pom
óc, ale nie dał jej szansy. Zostawił jej w spadku dom.
Kiedy
dorastałem, spędzałem wakacje na plantacji. Z tym
miejscem wiąże się dla mnie wiele miłych wspomnień. W
zagajniku, w zachodniej części posesji ojciec wybudował dla
mnie domek na drzewie. Ciekawe, czy jeszcze tam jest? -
Potarł dłonią podbródek i zamyślił się. Selene postanowiła, że
to sprawdzi.
- A babka?
- Zmar
ła w domu spokojnej starości w latach sześćdziesiątych.
Byłem właścicielem domu aż do momentu, kiedy Giles
Morrell kupił go na publicznej licytacji, nie byłem bowiem w
stanie spłacić zadłużenia. Od tego czasu tam nie zaglądałem.
- Nie chcia
łbyś go teraz oglądać. Jest w opłakanym stanie.
Mam jednak nadzieję, że to się wkrótce zmieni.
-
Życzę ci powodzenia.
- Bardzo dzi
ękuję. Nie wiem, co odpowiedzieć. - Wzięła jego
dłoń w swoje ręce.
- B
ądź dobra dla domu, szanuj go. Przywróć w nim radość. -
Poklepał ją po dłoni.
Tak bardzo chcia
łaby mu to obiecać. Niestety w willi,
podobnie jak w sercu Adriena, mieszkał smutek. Nie znała
jego przyczyn, ale miała nadzieję, że w końcu je odkryje.
Pozosta
ło jeszcze jedno pytanie, które chciała zadać Jebowi,
chociaż wydawało jej się, że zabrzmi głupio.
- Czy babka opowiada
ła ci kiedyś, że widziała w domu duchy?
- Przysi
ęgała, że wielokrotnie rozmawiała z Zekiem po jego
śmierci, aż w końcu nakazała mu odejść w kierunku światła i
odnaleźć pannę Grace. Podobno potem już go więcej nie
widziała. Niektórzy uważali, że oszalała, ale ja jej wierzyłem.
- Dla mnie nie ma w tym nic niedorzecznego. Spojrza
ł na nią
pytająco.
- Wi
ększość ludzi nie wierzy, że można rozmawiać ze
zmarłymi.
- Nie nale
żę do większości.
- Poniewa
ż sama posiadasz tę zdolność.
- Ja... - Nie mog
ła go okłamać. - Nie rozmawiam z duchami.
Powiedzmy, że miewam przeczucia.
- Panno Selene, jako antropolog kultury zwiedzi
łem cały
świat. Widziałem wiele rzeczy, których nie da się wyjaśnić.
Niektóre z nich były przerażające, inne niezwykłe. Wiem też,
jak okrutni potrafią być ludzie. Poznałem znaczenie słowa
„czarnuch". Nauczyłem się, że inność to dar bycia
wyjątkowym. Powinniśmy być dumni z naszej inności. -
Uścisnął jej dłoń.
- Tyle
że to trudne - odparła, spuszczając wzrok na ich
złączone ręce.
- Pewnego dnia spotkasz kogo
ś, kto cię zrozumie i
zaakceptuje. Mężczyznę. Jeśli już go nie odnalazłaś.
W drzwiach pojawi
ła się głowa recepcjonistki.
- Czas na lunch, panie Gutherie. Selene wsta
ła i podała Jebowi
rękę.
- Gdy tylko uporz
ądkuję plantację, z radością zaproszę cię w
odwiedziny. Na dzień lub dwa. Przyjadę po ciebie i potem cię
odwiozę.
Jeb spojrza
ł na nią z uśmiechem.
- Pospiesz si
ę, bo jak się będziesz ociągać, możesz nie zdążyć,
a ja będę już pod ziemią.
- Mam przeczucie,
że jeszcze długo z nami pozostaniesz. -
Roześmiała się lekko.
- Panno Selene, pogrzeba
łem dwie żony i dwóch synów.
Jestem gotowy odejść, kiedy Pan mnie wezwie. Perspektywa
ujrzenia Willi Wschodzącego Słońca jest jednak na tyle
kusząca, że kiedy przyjdzie po mnie Święty Piotr, powiem
mu, że musi jeszcze zaczekać.
- Koniecznie tak zrób. -
Selene z czułością uścisnęła
niezwykłego staruszka i skierowała się do drzwi.
- Jeszcze jedno - us
łyszała za sobą jego głos i odwróciła się.
- Tak?
- Czas p
łynie szybko i pewnego dnia zdajemy sobie sprawę, że
byliśmy świadkami tego, jak odszedł jeden i przyszedł
następny wiek. Dlatego lepiej nie lekceważyć przeznaczenia.
- B
ędę pamiętać - obiecała i wyszła z uśmiechem na ustach.
- Gdzie ty si
ę podziewałaś?
Selene ustawi
ła torby na blacie kuchennym zdziwiona, że
Adrien przyszedł ją przywitać. Wyglądał na zdenerwowanego,
a w znoszonych dżinsach i w białej koszulce - jak zwykle
bardzo seksownie.
- Mia
łam do załatwienia kilka spraw - oświadczyła,
wypakowując zakupy.
- Powinna
ś mi powiedzieć, że wychodzisz.
Wsun
ęła jogurty i butelkę z sokiem pomarańczowym do
lodówki, odwróciła się i biodrem zamknęła drzwiczki.
- Ostatnio m
ówiłeś, że nie potrzebuję twojego pozwolenia,
żeby wyjść z domu.
Spojrza
ł na zegarek.
- Dochodzi dziewi
ąta.
- Nie wiedzia
łam, że obowiązuje mnie godzina policyjna.
- Jak na kogo
ś, kto spędził dzień w sklepach, nie kupiłaś zbyt
dużo.
- By
łam nie tylko na zakupach. Spotkałam się również z
mężczyzną, który był właścicielem tego domu, zanim kupił go
twój dziadek.
- Jak go odnalaz
łaś? - spytał bez większego zainteresowania.
- Przez znajomego. By
ł bardzo miły i uczynny.
- Kto? Poprzedni w
łaściciel czy znajomy? Adrien był
zazdrosny i Selene była zachwycona.
- Obaj. Dawny w
łaściciel nazywa się Jeb Gutherie. Wizyta u
niego była przemiła.
- Gdzie si
ę spotkaliście? - drążył podejrzliwie.
Mog
ła dalej ciągnąć grę lub powiedzieć prawdę i skończyć
temat.
- W domu opieki w Baton Rouge, gdzie mieszka. Je
śli
Adrienowi ulżyło, nie okazał tego.
- Sp
ędziłaś z nim pół dnia?
Wi
ększość dnia spędziła w bibliotece miejskiej, pijąc
cappuccino i czytając poradnik seksualny. Dokonała również
zakupu, który później wieczorem może się okazać przydany.
- By
łam u niego niecałą godzinę, ale udało mi się poznać
historię naszych tajemniczych kochanków. Opowiedział...
- Oszcz
ędź mi tego.
- W porz
ądku. - Wzruszyła ramionami. Otworzyła szafkę i
zaczęła wkładać do niej nabyte zapasy.
- Zatrzymywa
łaś się gdzieś po drodze?
Jego przes
łuchanie stawało się powoli męczące.
- Wst
ąpiłam coś przekąsić. A, i zatrzymałam się w barze dla
motocyklistów zabawić się z miejscowymi. Zrobiłam sobie
nawet ładny tatuaż na pupie. Bezradna brzoskwinka z Georgii.
Chcesz zobaczyć? - zaproponowała, odwracając się od szafki i
posyłając mu uśmiech.
- Ciesz
ę się, że tak cię to śmieszy. Dla mnie nie ma w tym nic
zabawnego -
warknął z kamienną twarzą. -Mogło ci się coś
złego przytrafić samej w nocy na bocznych drogach.
- Och, prosz
ę! - Zmrużyła oczy. - Jechałam tu sama z Georgii
przez dz
iewięć godzin. - Oparła się o blat stołu i rzuciła
zalotnie: -
Tęskniłeś za mną?
Kiedy nie odpowiedzia
ł, podeszła do niego, zarzuciła mu
ramiona na szyję i pocałowała w usta. Na początku nie
odpowiedział, ale po krótkiej zachęcie oddał pocałunek.
Przyjęła z zadowoleniem spontaniczną reakcję jego męskości,
cudowne pieszczoty jego warg i dłoni, które zawędrowały na
jej pośladki.
Pozwoli
ła, żeby chwila rozkoszy trwała jeszcze przez
moment, po czym oderwała się od niego i wróciła do stołu.
- No to mam odpowied
ź na moje pytanie. Tęskniłeś.
Adrien wbi
ł spojrzenie w Selene. Bez słów wiedziała, czego
teraz pragnął.
- Id
ę do łóżka - burknął.
Selene odczeka
ła, aż zniknie na górze, wzięła plastikową
torebkę z butiku i podreptała cicho do swojego pokoju, gasząc
za sobą światła na dole. Oswoiła się już z ciemnościami, choć
nadal bała się odgłosów domu. Zatrzymała się na górze i
spojrzała w głąb mrocznego korytarza, z którego wchodziło
się do pokoju dziecinnego. Ogarnął ją głęboki smutek.
Otrz
ąsnęła się z przygnębienia i unikając stalowego spojrzenia
demona, przeszła przez korytarz. Wzięła szybki prysznic,
wróciła do sypialni i wyciągnęła z torebki nowy peniuar.
Prosty, przypominający w kroju koszulkę, z purpurowego
atłasu, w odcieniu ulubionych róż jej matki. Włożyła frywolny
strój i położyła się na łóżku. Wcześniej, po południu, spędziła
dwie godziny w bibliotece, studiując filozofię seksu
tantrycznego. Odkryła, czego brakowało w zmodyfikowanej
metodzie Adriena -
oświecenia i czystej miłości. Żeby
osiągnąć pełnię, należało się otworzyć fizycznie i psychicznie.
Adrien pominął oddanie emocjonalne.
Us
łyszała odgłos otwieranych drzwi na werandę i uspokoiła
się. Przyszedł moment na kolejny ruch. Zamierzała mu
pokazać, że jej cierpliwość się skończyła. Zamierzała
urzeczywistnić jego fantazje.
Adrien siedzia
ł na wiklinowej sofie na werandzie. Gdy Selene
do niego wyszła, od razu się domyślił, co planuje. W świetle
księżyca dostrzegł, że ubrana jest w purpurę symbolizującą
uwodzenie. Na jej twarzy malował się wyraz determinacji.
Jasn
a skóra kontrastowała z barwą letniego nocnego nieba, a
złote włosy opadały lokami na ramiona, tworząc aureolę.
Anioł zdecydowany uwieść diabła.
Dawniej nie odmawia
ł sobie seksu z chcącą mu się oddać
kobietą. Od kiedy poznał uroki rozkoszy cielesnych, nie zwykł
żyć w celibacie. Nigdy wcześniej nie znał też takiej kobiety
jak Selene. Podziwiał jej poczucie humoru i piękne ciało.
Doceniał jej wewnętrzną siłę. Szanował jej upór... ale nie
teraz.
Tak jak si
ę spodziewał, przyszła pozbawić go samokontroli,
roztop
ić uczuciową zbroję, sprawdzić go. Igrała z nim, od
kiedy wróciła wieczorem do domu. A on dał plamę. Nie
potrafił ukryć zazdrości. Nie powinno go interesować, z kim
się spotyka ani co robi. Prawda jednak była inna.
Podesz
ła do niego z wrodzoną gracją. Wbił palce w poręcze
sofy, jakby się chciał chwycić ostatniej deski ratunku, broniąc
się przed pułapką, jaką zgotowało mu jego własne ciało.
Nie rób mi tego...
- Chc
ę to zrobić - powiedziała, jakby usłyszała jego myśli. -
Muszę to zrobić.
We wn
ętrzu Adriena wybuchł pożar. Selene pochyliła się nad
nim i pogładziła po torsie, przesuwając dłoń w dół brzucha i z
powrotem do góry.
- Nie b
ędzie ci to dziś potrzebne - wyszeptała, zdejmując mu z
szyi medalion i odkładając obok, symbolicznie uwalniając go
od stróża uczuć.
Nie zaprotestowa
ł, kiedy rozpięła mu guzik i rozsunęła
rozporek. Nie odezwał się, kiedy zsunęła mu spodnie i slipy.
Wstała i wyprostowała się, przyglądając mu się. Na jej oczach
jego męskość nabrzmiała, łaknąc zaspokojenia.
W interesach Adrien by
ł sprytny, bezwzględny i nieustępliwy.
W pełni kontrolował swoje życie, przynajmniej w tych
aspektach, które zależały tylko od niego. Zawsze musiał mieć
władzę. Kiedy Selene uklękła przed nim, zrozumiał, że nie
będzie miał już żadnej kontroli nad tym, co się zaraz wydarzy.
Jej pieszczoty odebrały mu duszę i siłę woli. Jeśli teraz jej nie
powstrzyma, utonie.
Selene,
świadoma jego podniecenia, przerwała na moment,
dając mu chwilę wytchnienia. Wstała, ściągnęła koszulkę i
rzuciła ją na ziemię. Naga wsunęła mu się na kolana i polizała
koniuszkiem języka jego dolną wargę. Jej piersi muskały jego
tors.
- Masz dwie mo
żliwości - wyszeptała. - Możesz poprosić,
żebym odeszła i wtedy zrobię to na dobre, lub przestaniesz się
bronić przed tym, czego oboje tak bardzo potrzebujemy.
W tym momencie stopnia
ł cały opór Adriena. Pocałował ją w
usta głęboko, namiętnie, jednocześnie nakierowując jej biodra
na swoją twardą męskość i z ulgą, po miesiącach celibatu,
który sam sobie narzucił, sprawnym pchnięciem wszedł w nią.
Następnie, przytrzymując ją w tali, podążył za nią na szczyty
rozkoszy.
Po upojnym spe
łnieniu Selene opadła na Adriena. Urywane
oddechy przerywały otaczającą ich nocną ciszę. Pogładził ją
po włosach i zaczął delikatnie masować kark, aż poczuł, jak
się odpręża, przytulona do niego. Siedzieli objęci jeszcze
przez kilka chwil. W końcu Selene podniosła głowę, dotknęła
czule jego twarzy i popatrzyła jak na człowieka, a nie demona,
jakim się czuł.
- Proste, prawda?
- Zaskoczy
łaś mnie.
- Uzna
łam, że tylko tak mogę cię zmusić do współpracy. - I
miałaś rację.
- Teraz, kiedy wype
łniłam misję, zostawiam cię. Możesz
wracać do tego, co wcześniej robiłeś.
Ku zaskoczeniu Adriena wsta
ła z jego kolan, odszukała
peniuar, włożyła go i odeszła do swojej sypialni, zostawiając
go ze spuszczony
mi spodniami oraz zamętem w głowie.
Spodziewał się, że zaprosi go do swojego łóżka. Miał skrycie
taką nadzieję. A ona opuściła go po szybkim seksie, nie chcąc
niczego więcej. Z jakiegoś powodu bardzo go to zezłościło.
W chwili gdy ich cia
ła się połączyły, czuł, jakby Selene była
w stanie uwolnić go od popełnionych grzechów. Jedyne, co
mogło go spotkać, to tymczasowe odpuszczenie. Niezależnie
od wszystkiego potrzebował jej więcej. Przy niej zapominał o
cierpieniu.
Min
ęła godzina i Selene poczuła, jak w jej łóżku ugina się
materac, po czym przytulają ją dwa silne ramiona.
Niespodziewane pojawienie się Adriena zaskoczyło ją.
Odwróciła się do niego twarzą. Była naga. Od jego
wspaniałego ciała oddzielało ją tylko cienkie prześcieradło.
Spodziewa
ła się, że on również nie ma nic na sobie i
zamierzała to wkrótce sprawdzić.
- Czemu zawdzi
ęczam ten zaszczyt? - spytała.
- S
ądziłem, że śpisz.
- Powiedzmy,
że nie przywykłam do tego, żeby w moim łóżku
pojawiali się bez uprzedzenia mężczyźni.
- Mam sobie i
ść?
- Tego nie powiedzia
łam.
- To dobrze, bo nie zamierzam. - W
ślizgnął się pod
prześcieradło, przysuwając się do niej. Jak wcześniej
podejrzewała, był nagi. Cudownie pachniał. Selene wtuliła się
w jego kark. Mokre włosy musnęły jej policzek. Nigdy
wcześniej nie zaznała tylu prostych przyjemności. Cieszyła się
jego ciepłem, bliskością silnego męskiego ciała, nawet
otaczającą go tajemnicą.
- Nie zamierzam tu zosta
ć.
Pokry
ła jego szyję serią delikatnych pocałunków.
- Rozumiem. Chcesz spa
ć we własnym łóżku.
- M
ówiłem o plantacji. Zaraz po remoncie chcę ją sprzedać.
- Dok
ąd się przeprowadzisz? - spytała, czując nieprzyjemne
ściskanie w żołądku.
- Jeszcze nie wiem. Gdzie
ś do ciepłych krajów. Może na jakąś
wyspę - odparł, gładząc jej pośladek.
Na bezludn
ą wyspę, pomyślała.
- Zabierzesz ze sob
ą Ellę?
- Nie, cho
ć wiem, że zrobi mi awanturę. Nie zamierzam jej
ulec. W międzyczasie, aż do twojego wyjazdu, chcę się z tobą
kochać - wyszeptał, drażniąc jej sutki.
- A co z Ell
ą?
- Troje to troch
ę za dużo. Roześmiała się, choć miała ochotę
jęknąć.
- Jak si
ę będzie czuła, kiedy się dowie, że jesteśmy ze sobą?
- B
ędziemy się zachowywać dyskretnie. Zresztą i tak coś
podejrzewa.
-Jak to?
Adrien wsun
ął dłoń między jej uda.
- Doskonale mnie zna. Wie,
że cię pragnąłem, od kiedy
przekroczyłaś próg tego domu. Choć na początku nie chciałem
cię tutaj.
- A czego teraz chcesz? - W
świetle słów Adriena to proste
pytanie okazało się bardzo trudne. Selene obawiała się, że
odpowiedź może jej się nie spodobać.
- To oczywiste. Pragn
ę znów się w tobie znaleźć. - Odwrócił
ją i przywarł do jej pleców. - Bez zobowiązań.
- Bez zobowi
ązań - mruknęła.
- Zawsze jednak mo
żesz liczyć na to, że... - wsunął się w nią i
dokończył: - dam ci rozkosz.
ROZDZIA
Ł ÓSMY
Selene wyczu
ła obecność Adriena, zanim spojrzała w górę i
dostrze
gła go na podeście na drugim piętrze. Przystojniak na
tle niebiańskiego fresku rotundy. Z czarnymi włosami
spływającymi falami na ramiona i niebieskimi przenikliwymi
oczyma wyglądał jak anioł spadły z piedestału.
Wspinaj
ąc się na górę, czuła, jak przyspiesza jej puls. Nie
widziała go od ubiegłej nocy, kiedy przyszedł do jej łóżka,
choć przez cały dzień nie opuszczał jej myśli. Odtwarzała w
głowie raz za razem ich rozmowę. Żadnych zobowiązań,
żadnych obietnic. Przygoda erotyczna, która potrwa do
zakończenia jej pracy. Podświadomie gnębiło ją to i bolało,
nie potrafiła mu się jednak oprzeć. Zatrzymała się na
przedostatnim stopniu, przytrzymując się ręką poręczy.
- W przysz
ły poniedziałek wchodzi ekipa remontowa. Zaczną
od prac na zewnątrz.
- Jakie masz plany na najbli
ższe dwa dni?
Najwidoczniej nie by
ł w nastroju do rozmów na tematy
budowlane. Biorąc pod uwagę żar, jaki płonął w jego oczach,
raczej w ogóle nie miał ochoty na rozmowy.
- Wtorek i
środę mam wolne. Dopiero w czwartek umówiłam
się z kobietą, która zajmie się renowacją mebli.
Rozpoczynamy również prace ogrodnicze.
- Doskonale. Mam dla ciebie zaj
ęcie.
- Tak?
- Chc
ę, żebyś spędziła ze mną najbliższe czterdzieści osiem
godzin. Żadnych telefonów, spotkań, przerw. Będę wymagał
od ciebie pełnego zaufania i niepodzielnej uwagi.
- Co b
ędziemy robić?
- Dobrze wiesz. Przeniesiemy si
ę do mojej sypialni, gdzie jest
chłodniej, na wypadek gdybyś się zbytnio rozpaliła.
- Nie boisz si
ę, że się sobą zmęczymy?
- Obiecuj
ę ci, że to się nie stanie.
- Musz
ę tylko zatelefonować do matki.
- Spyta
ć o pozwolenie? - zakpił.
- Zameldowa
ć się.
- W takim razie pospiesz si
ę. - Wyprostował się, delikatnie
dotykając dłonią krocza, gdzie Selene dostrzegła potężne
wybrzuszenie.
- Rozmowa poczeka. - Z trudem prze
łknęła ślinę.
- Na pewno? Nie chc
ę cię rozdzielać z rodziną.
- Tak. - W ko
ńcu telefony działały w obie strony. Równie
dobrze matka mogła zadzwonić do niej.
Selene bez wahania przyj
ęła oferowaną przez Adriena dłoń
gotowa pójść za nim na koniec świata. Miała nadzieję, że gdy
ich rom
ans dobiegnie końca, będzie potrafiła odnaleźć drogę
powrotną.
Bez s
łowa poprowadził ją do swojej sypialni, która wyglądała
teraz jak romantyczna kryjówka miłosna. Wszędzie stały
zapalone świece, kąpiąc pokój w złotym świetle. Przez
otwarte okna dochodziły dźwięki symfonii z bagien.
Adrien po
łożył Selene na stosie poduszek, które umieścił
wcześniej na podłodze. Oboje zdjęli buty. Na stoliku tliło się
kadzidełko wydzielające egzotyczną woń, która przywodziła
jej na myśl upalne noce w lesie.
-
Ładny zapach.
- Odkry
łem go podczas jednej z podróży. Ma podobno
wyjątkowy wpływ na kochanków.
- Rodzaj afrodyzjaku?
- Powiedzia
łbym raczej, że to dodatek do zaistniałych już
sprzyjających okoliczności. Obowiązuje jedna zasada -
oświadczył po chwili, rozpinając jej bluzkę. - Nie mówimy o
przeszłości. Tu i teraz ona dla nas nie istnieje.
Czas na kilka godzin stan
ął w miejscu. Adrien trzymał Selene
uwięzioną w erotycznym szaleństwie. W południe zabrał ją na
werandę, gdzie kochali się w promieniach palącego słońca.
Ich ciała błyszczały od potu i nienasyconego pożądania.
Selene nigdy nie czuła się tak wolna, nigdy wcześniej nie
zdawała sobie również sprawy z tego, jak podniecające może
być ryzyko. Adrien wiedział i potrafił ją doprowadzić do
nieopisanej rozkoszy.
Wychodzili z pokoju tylko wtedy, kiedy by
ło to konieczne, ale
nie spędzali czasu, wyłącznie się kochając. Adrien starał się
zaspokoić wszystkie zachcianki Selene. Przynosił jej jedzenie
i picie. Był otwarty i odprężony. Rozmawiali o ulubionych
autorach i wspólnej niech
ęci do polityki. Kiedy zapytała go o
rodziców, powiedział tylko, że oboje odeszli, i na tym
zako
ńczył temat. Wyraz bólu na jego twarzy, który niezdarnie
usiłował ukryć, powstrzymał ją od dalszego wypytywania.
Zgodnie z umową, że nie będą mówić o przeszłości. Adrien
nie wspominał jej byłego męża, a ona nie starała się
dowiedzieć niczego o kobiecie, która była kiedyś w jego
życiu. Kiedy opowiedziała mu historię Grace i Zeke'a, który
umarł z żalu po stracie ukochanej i dziecka, wiedziała, że
zrozumiał aluzję.
Kilkakrotnie rozwa
żała też możliwość przyznania mu się, że
posiada dar, w końcu jednak przestraszyła się, że nie zrozumie
i że zakończy się między nimi coś, co się jeszcze tak
naprawdę nie zaczęło.
W czwartek rano Selene obudzi
ła się i stwierdziła, że jest w
łóżku sama. Ogarnęło ją nagle uczucie pustki i osamotnienia,
jakby straciła wieloletniego przyjaciela i kochanka. Zbeształa
się w myślach za złamanie przyrzeczenia, które sama sobie
dała, że się nie zakocha w Adrienie. Nie potrafiła jednak
powstrzymać wylewającego się z niej jak lawa uczucia. Nie
umiała przestać o nim myśleć. Niestety nie miała wyjścia,
musiała wrócić do rzeczywistości.
Po spotkaniu z firm
ą zajmującą się renowacją mebli zebrała
wzory otrzymanych materiałów obiciowych, które miały być
pre
tekstem, żeby się zobaczyć z Adrienem. Drzwi do jego
biura zastała lekko uchylone. Adrien chodził nerwowo,
rozmawiając przez bezprzewodowy telefon.
- Zr
ób, do cholery, co ci mówiłem. W końcu dobrze ci za to
płacę. - Warknął i rzucił słuchawkę.
Selene chcia
ła się cichutko wycofać, ale dostrzegł ją kątem
oka i jego gniew złagodniał.
- Przychodz
ę w złym momencie. Może wrócę później -
wymamrotała, przyciskając próbki do piersi.
- Wejd
ź. Chętnie się odprężę.
- Co wolisz do g
łównego salonu na dole? Czerwono-złote
prążki czy zielony brokat?
Adrien potar
ł dłonią podbródek, po czym z uśmiechem usiadł
w fotelu.
- Mam pomys
ł. Zdejmij ubranie i owiń się najpierw w jeden
materiał, a potem w drugi. Wtedy ci powiem, który wolę.
- Jeste
ś nienasycony. - Udała obruszoną.
- M
ógłbym to samo powiedzieć o tobie.
- Teraz powa
żnie. Który wybierasz?
- Sama podejmij decyzj
ę. Na pewno masz lepsze oko do
kolorów.
- No dobrze, ale najpierw skonsultuj
ę się z Ellą. Wiesz już,
kiedy wraca?
- W sobot
ę. Namawiałem ją, żeby została dłużej, ale
odmówiła. Nie chce nadużywać gościnności brata.
- Ciesz
ę się na jej przyjazd - powiedziała, z trudem kryjąc
rozczarowanie. Ich czas sam na sam dobiegał końca. Na
szczęście czekały ich jeszcze namiętne noce.
- A ja nie. Zamierza
łem kochać się z tobą w każdym pokoju
tego domu. Oczywiście możemy wykonać ten plan w ciągu
najbliższych dwóch dni.
- Zobaczymy. Czy m
ógłbyś teraz coś dla mnie zrobić?
- Wskakuj na biurko, natychmiast si
ę tym zajmę.
- Nie chodzi o seks. Chc
ę, żebyś poszedł ze mną na spacer,
gdy tyl
ko trochę się ochłodzi na dworze.
- W jakim
ś konkretnym celu?
- Pan Gutherie powiedzia
ł mi, że kiedyś przyjeżdżał tu latem i
bawił się w domku na drzewie. Chciałabym go odszukać.
- Jest w zagajniku.
- Widzia
łeś go?
- Pozna
łem dokładnie najbliższe okolice.
- Musia
ło ci to zabrać sporo czasu.
- Nie mia
łem wtedy nic lepszego do roboty.
Selene mia
ła ochotę go spytać, dlaczego tak posmutniał,
wybrała jednak okrężną drogę.
- Zanim zapomn
ę, jak chcesz urządzić pokój gościnny
znajdujący się naprzeciw twojej sypialni? Ella powiedziała mi,
że nie życzysz sobie, żeby go ruszać. Jeśli trzymasz tam jakieś
wartościowe rzeczy, pomogę ci je przenieść na czas remontu.
- Ma zosta
ć, jak jest. - Spojrzał na nią rozdrażniony.
-Na zawsze?
- Dop
óki nie zmienię zdania. Zrozumiałaś? - warknął. Swoim
zachowaniem potwierdził, że klucz do jego
smutku i z
łości znajdował się w tamtym pokoju. Czy powinna
zaryzykować i tam zajrzeć? Lepiej poczekać, aż wróci Ella.
- Tak jest, prosz
ę szefa. Może jestem nienasycona, ale nie
głucha. I nie głupia.
- No tak, g
łupia to ty nie jesteś. - Przegrał walkę z
wewnętrznym gniewem i uśmiechnął się.
- Skoro moja inteligencja nie stoi ju
ż pod znakiem zapytania,
pozwolę ci teraz wrócić do pracy i spotkamy się przy
frontowej werandzie około szóstej.
Selene w
ędrowała przez łąkę z Adrienem u boku, podziwiając
otaczające willę tereny skąpane w promieniach zachodzącego
słońca. Starała się wyobrazić sobie, jak wyglądała rezydencja
w dawnych czasach, kiedy kolumny były pomalowane na
biało.
- Willa Wschodz
ącego Słońca - powiedziała na głos i
odwróciła się, zrywając dmuchawca. - Po remoncie musimy
koniecznie zmienić nazwę. - Kiedy Adrien nie odpowiedział,
popukała go w ramię. - Zgadzasz się?
- Na co? - Spojrza
ł na nią.
- Na powr
ót do dawnej nazwy willi. A może powinniśmy
zapytać o zdanie pierwszego właściciela? Jeb Gutherie mówił
mi, że jego babka rozmawiała z Zekiem po jego śmierci.
- Nie wierz
ę, żeby ludzie mogli się komunikować ze zmarłymi
-
rzucił jej niechętne spojrzenie. - Ani w żadne duchy, voodoo
czy widzenia.
Oczywi
ście. Był twardym biznesmenem, pragmatycznym aż
do bólu realistą. Pewnie nigdy nie zaakceptuje jej daru.
- Nie uwa
żasz, że istnieją rzeczy i zjawiska
niewytłumaczalne?
- Nie - obrazi
ł się.
- A przeznaczenie?
- Sami tworzymy w
łasne przeznaczenie. Jesteśmy
odpowiedzialni za nasze czyny i wybory. Spójrz, jest tam. -
Wskazał orzechowy zagajnik na skraju łąki.
Selene zauwa
żyła pomiędzy grubymi konarami jednego z
drzew drewniany domek i przyspieszyła kroku. Trudno
uwierzyć, że przetrwał tyle lat. Naszła ją nagła chęć zajrzenia
do środka. Pobiegła do drzewa, a gdy się wspięła na pierwszą
gałąź, usłyszała za sobą głos Adriena:
- Nie rób tego.
Zignorowa
ła jego prośbę i wdrapała się na następny konar.
- Chc
ę tam wejść. Kiedy byłam mała, nie pozwalano mi łazić
po drzewach.
- Natychmiast schod
ź.
- Ale dlaczego? - Spojrza
ła na niego przez ramię. Od celu
dzielił ją już tylko jeden krok. - Jest w dobrym stanie.
Podszed
ł do pnia i posłał jej surowe spojrzenie.
- Pozory myl
ą. Jest stary i na pewno przegniły. Spadniesz i coś
sobie złamiesz.
- Sprawdz
ę stopą, zanim stanę całym ciężarem.
- Powiedzia
łem, schodź!
Zanim zd
ążyła odpowiedzieć, poczuła silny uścisk na kostce.
- Skoro tak si
ę denerwujesz, dobrze.
Spuszczaj
ąc nogę w dół, poślizgnęła się, straciła równowagę i
spadła wprost w ramiona Adriena, który postawił ją na ziemi i
odsunął się od niej.
- Do cholery, a nie m
ówiłem?
- Nie by
łam znowu tak wysoko. Gdybym spadła, zraniłabym
najwyżej własną dumę - burknęła, biorąc się pod boki.
- Albo z
łamałabyś kark.
Odwr
ócił się i ruszył w kierunku domu. Selene z trudnością
dotrzymywała mu kroku, zastanawiając się, co go tak
rozzłościło. Chwyciła go za ramię, ale strzasnął jej rękę.
- O co chodzi? - spyta
ła, dysząc.
- O nic. Jeste
ś okropnie uparta.
Otworzy
ła ze zdziwienia usta, po czym szybko je zamknęła.
- Hipokryta. A kto skacze z samolotów i nurkuje na klifach?
- To by
ło dawno temu. Niewarte ryzyka, przekonałem się o
tym na własnej skórze. - Ruszył dalej przed siebie, ale ona
podbiegła i zagrodziła mu drogę.
- Nie odchod
ź, dopóki mi nie wytłumaczysz, o co tu tak
naprawdę chodzi! - krzyknęła.
- O twoje bezpiecze
ństwo.
Unios
ła ręce do góry i okręciła się wokół własnej osi.
- Sp
ójrz. Nadal jestem w jednym kawałku.
- Nie mam ani si
ły, ani ochoty ponosić konsekwencji twojej
nieodpowiedzialn
ości.
- Wcale ci
ę o to nie proszę, Jestem dużą dziewczynką i sama
potrafię o siebie zadbać.
Niespodziewanie w g
łowie Selene pojawiły się zmieniające
się jak klatki filmowe obrazy: młoda roześmiana kobieta, ta
sama kobieta spadająca z dużej wysokości, oczy pełne strachu,
ciemność.
- Czy to ma zwi
ązek z Chloe? Adrien posłał jej groźne
spojrzenie.
- Ella ci powiedzia
ła? - spytał wzburzony.
- Nie. Ale wiem,
że w twoim życiu była jakaś Chloe i że
zależało ci na niej. Może nawet ją kochałeś.
- Nic o mnie nie wiesz i lepiej,
żebyś nie wiedziała. Odwrócił
się i ruszył w kierunku domu. Tym razem Selene pozwoliła
mu odejść. Nie uzyskała odpowiedzi na nurtujące ją pytania i
nie dowiedziała się, co go łączyło z Chloe. Zrozumiała za to,
w jak głębokim bólu był pogrążony i jak ważną była ona
osobą w jego życiu. Uzyskała pewność, że przydarzyło jej się
coś złego. Coś przerażającego.
Adrien nie mia
ł pojęcia, skąd Selene dowiedziała się o Chloe.
Ogarnięty wściekłością zrzucił jednym ruchem ręki wszystko
z biurka, po czym zac
zął nerwowo krążyć po pokoju. Miał
chaos w głowie, wszystko się w nim gotowało. Nienawidził
braku zdecydowania i słabości, tak jak w tej chwili
nienawidził siebie.
Naiwnie wierzy
ł, że jeśli spędzi więcej czasu z Selene,
znajdzie w niej coś, co mu się nie spodoba. Co sprawi, że nie
będzie żałował, kiedy odejdzie. Zamiast tego sam stał się
ofiarą własnych machinacji. Nie tylko nie wyrzucił jej z myśli,
lecz wręcz się od niej uzależnił.
Przy niej zapomina
ł o swoich wadach i o tym, co zrobił, a tego
nie było mu wolno. Tylko człowiek pozbawiony sumienia, na
zawsze potępiony, mógłby zapomnieć. On jeszcze tak nisko
nie upadł.
Nie powinien wy
ładowywać na Selene gniewu. Nie
zasługiwała na to. Powinna być z normalnym mężczyzną.
M
ężczyzną, który nie ma na koncie długiej listy
niewybaczalnych błędów. Mężczyzną, który by ją kochał, tak
jak na to zasługiwała.
Przez chwil
ę wierzył, że mógłby nim być. Dała mu nadzieję,
że mógłby zostawić za sobą przeszłość, stając się nowym
człowiekiem. Dopóki nie wróciły wspomnienia,
uświadamiając mu, że to niemożliwe.
By
ł pewien, że jeśli powie jej prawdę, przyspieszy tylko i tak
już przesądzone jej odejście. Środek ostateczny, a zarazem
ostatnia deska ratunku.
Zanim si
ę to stanie, spędzi z nią ostatni wieczór, udając
mężczyznę, jakiego chciała w nim widzieć, żeby potem znów
wrócić do krainy wiecznego potępienia.
ROZDZIA
Ł DZIEWIĄTY
Nast
ępnego dnia rano, po spędzeniu samotnie niespokojnej
nocy, Selene postanowiła zajrzeć do dawnego pokoju
dziecinnego. Usiadła w bujanym fotelu i spojrzała smutno na
kołyskę, rozmyślając o biednej Grace, która nigdy nie miała
szansy przytulenia własnego dziecka.
Westchn
ęła ciężko i rozbujała pustą kołyskę. Rozsądek
podpowiadał jej, że powinna natychmiast odejść od Adriena i
wyjechać z plantacji. Jednocześnie coś ją tu trzymało.
Nieznana siła, może przeznaczenie lub po prostu nadzieja, że
w końcu Adrien ją pokocha, tak jak ona jego.
- Co
ś ci się marzy?
Selene odwr
óciła się i ujrzała w drzwiach Morrella ubranego
w białą koszulę i czarne spodnie. Wyglądał, jakby właśnie
wyszedł ze spotkania służbowego.
Podnios
ła się pospiesznie, postanawiając skierować rozmowę
na tematy służbowe, żeby ukryć, jak bardzo ją uraziło jego
wczorajsze zachowanie.
- Pomy
ślałam, że to doskonałe miejsce na pokój rodzinny.
Wybrałabym tu nowoczesny wystrój w odróżnieniu od reszty
domu, co podniosłoby wartość willi przy sprzedaży.
Adrien przez d
łuższą chwilę uważnie się w nią wpatrywał, aż
w końcu się odezwał: -Wybacz. Selene nie spodziewała się
takiego obrotu sprawy.
- Przeprosiny przyj
ęte.
- Wiem,
że proszę o wiele, ale chciałbym się jakoś
zrehabilitować.
- Co proponujesz?
- Wsp
ólną kolację.
- Wybierzemy si
ę do restauracji? - Czyżby to było zaproszenie
na randkę, ucieszyła się. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
- Nie, tu nam przywioz
ą jedzenie.
- Nic by ci si
ę nie stało, gdybyś od czasu do czasu wyszedł z
domu -
westchnęła z rozczarowaniem.
- Mam powody, dla kt
órych wolę zostać.
Selene dosz
ła do wniosku, że ma to coś wspólnego z deserem,
który planował na wieczór. Będzie jednak nieugięta. Dopóki
nie otrzyma wszystkich odpowiedzi, nie będzie przyjemności.
- O której? -
Zbliżyła się, zachowując jednak bezpieczny
dystans.
- O siódmej.
- Dobrze, b
ędę gotowa.
W czarnej at
łasowej sukni, kupionej wcześniej w mieście, ze
starannie upiętymi włosami Selene zeszła na dół tak szybko,
jak tylko jej na to pozwalały wysokie obcasy pantofli. Gdy
wybiła siódma, odczekała pięć minut, nie chcąc się pojawić
punktualnie, żeby nie pomyślał, że jest na każde jego
zawołanie. Gdy się znalazła w holu, stanęła jak wryta. W
drzwiach jadalni stał chudy siwowłosy mężczyzna w
smokingu.
- Dobry wiecz
ór pani. Nazywam się Renaldo i dzisiejszego
wieczoru będę miał przyjemność podawać państwu do stołu.
Proszę tędy.
Nie mog
ąc wydusić z siebie słowa, Selene przyjęła jego ramię
i dała się poprowadzić do jadalni. Przy stole czekał już na nią
Adrien ubrany w czarną jedwabną marynarkę, czarne spodnie
i białą świeżo wyprasowaną koszulę. Od razu zauważyła, że
ich nakrycia ustawione są obok siebie. Kelner odsunął przed
nią krzesło, a kiedy usiadła, ułożył jej na kolanach czerwoną
serwetkę.
Kiedy znikn
ął w kuchni, Adrien usiadł przy Selene.
- Sk
ąd go wziąłeś?
- Z Atlanty. Przyjecha
ł z nim szef kuchni z Chez Gaston.
Pomyślałem, że się stęskniłaś za rodzinnymi stronami i
postanowiłem ci je przybliżyć.
- Doskonale znam t
ę restaurację. Nie mogę uwierzyć, że
jechali tu tyle godzin na jeden piątkowy wieczór.
- Przylecieli prywatnym samolotem.
- Spory wydatek. Przecie
ż spokojnie mogłam podgrzać to, co
zostawiła nam Ella.
- Masz co
ś przeciwko drogiej kolacji?
Nie, ale mia
ła awersję do pieniędzy. Morrell okazał się być
znacznie zamożniejszy, niż się spodziewała. Znała doskonale
z autopsji świat bogatych i właśnie od niego między innymi
starała się uciec.
- Nie chcia
łam być niewdzięczna. Oczywiście doceniam twoje
starania.
- Zobaczysz, jak ci si
ę spodoba to, co zaplanowałem na drugą
część wieczoru. Ładna sukienka. Wolałbym jednak coś z
większym dekoltem.
- Chcia
łam włożyć coś szczególnego. To było jedyne, co
udało mi się kupić w miasteczku w tak krótkim czasie.
Po kolacji Adrien odprowadzi
ł szefa kuchni i kelnera do
czekającego na zewnątrz auta. Po chwili wrócił z rękoma
wbitymi w kieszenie, posyłając Selene zmysłowy uśmiech.
Gdy wstała od stołu, zbliżył się do niej i zanim zdążyła zrobić
krok, chwycił ją w ramiona. Przesunął dłonie na jej pośladki i
podciągnął do góry sukienkę.
- Zdejmijmy to.
- Najpierw musimy porozmawia
ć. - Wysunęła się z jego objęć,
otrzymując w zamian srogie spojrzenie.
- O czym?
- O naszych tajemnicach. Twoich i moich.
- Ka
żdy ma prawo do sekretów. Nie interesują mnie twoje
zwierzenia.
- Przykro mi, ale b
ędziesz musiał ich wysłuchać.
- No dobrze, je
śli poczujesz się po tym lepiej. Tylko nie
oczekuj ode mnie tego samego. -
Opadł niechętnie na krzesło.
- Kiedy by
łam małą dziewczynką, odkryłam w sobie
umiejętność czytania w myślach innych ludzi - oznajmiła,
wzdychając głęboko. - Szybko jednak zrozumiałam, że ten dar
to przekleństwo. Nie warto wiedzieć, co myślą o tobie inni, co
dostaniesz na urodziny czy pod choinkę. Dlatego nauczyłam
się blokować umysł.
Chwil
ę czekała, aż Adrien coś powie, ale on wpatrywał się w
nią bez słowa.
- Kiedy m
ój mąż zaczął dłużej zostawać w pracy, po raz
pierwszy po wielu latach postanowiłam skorzystać z tego
daru. Wyobraź sobie moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że
będąc ze mną w łóżku, fantazjuje o naszej wspólnej przy-
jaciółce. Spytałam go i przyznał się do romansu. Koniec
historii, koniec małżeństwa.
- M
ówiłem ci, że nie wierzę w takie rzeczy.
- W dniu, w kt
órym przekroczyłam próg tego domu, zaczęły
mnie nachod
zić twoje myśli. Nie chciałam ich słuchać, ale
były zbyt silne i nie byłam w stanie ich zablokować.
- To niedorzeczne.
- Czy
żby? Kiedy przyszłam do ciebie na werandę, wtedy
kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy, wiedziałam, że
wcześniej o tym fantazjowałeś.
Przez moment wygl
ądał, jakby go zamurowało, po chwili
jednak na jego twarzy pojawił się wcześniejszy wyraz
niedowierzania.
- Do czego zmierzasz?
- Odebra
łam też inne obrazy z twoich myśli. Była na nich
Chloe. To od ciebie przypadkowo się dowiedziałam, jak ma na
imię.
- Nie chc
ę tego słuchać.
- Ale musisz, poniewa
ż wiem, że przydarzyło jej się coś złego
i że to coś zżera cię od środka.
- Skoro potrafisz czyta
ć w myślach, powinnaś już znać tę
okropną historię.
- Nie wiem wszystkiego, poniewa
ż blokujesz mi dostęp do
myśli. A może podświadomie nie chcę ich poznać, bo się boję,
że zrobiłeś coś strasznego?
- Tu si
ę akurat nie mylisz.
Adrien podni
ósł się i ruszył w kierunku schodów. Selene
wyprzedziła go i zatarasowała mu drogę, gotowa wyciągnąć
zeń wszystkie odpowiedzi.
- Tym bardziej winien mi jeste
ś prawdę.
Morrell usiad
ł na schodach i zakrył twarz dłońmi. Kiedy
chwilę później spojrzał na nią, w jego oczach dostrzegła
głęboki poruszający ból. Jego umysł niespodziewanie się
otworzył, ukazując serię bardzo szybko się zmieniających
obrazów. Młoda ciemnowłosa kobieta o niebieskich oczach
wspina się na skałę. Wyciąga dłoń po pomoc, nie mogąc się
utrzymać. Spada, uderza na wysokości o skały, jej pozbawione
życia ciało wisi tragicznie na linie. Ta sama kobieta, która
n
awiedzała ją w snach.
Wizje zacz
ęły się rozmywać i Selene usiadła obok Adriena.
- Spad
ła.
Spojrza
ł na nią zmęczonym wzrokiem.
- Nie mia
ła doświadczenia. Nie powinna była ze mną iść, ale
ubłagała mnie. Jak zawsze nie potrafiłem jej odmówić.
- Musia
łeś ją bardzo kochać.
- By
ła moją siostrą.
- Siostr
ą? - wydała stłumiony okrzyk zdziwienia.
- Urodzi
ła się, gdy miałem dwanaście lat. Była córką mojej
matki i tego drania mojego ojczyma. Jedynym dobrem, które
wyniknęło z tego fikcyjnego małżeństwa. - Roześmiał się
cynicznie. -
Ironia losu chciała, że wuj Giles był
administratorem spadku, a na dodatek w swojej ostatniej woli
zapisał wszystko mnie, z wyjątkiem części Chloe, którą
miałem zarządzać. Nie muszę ci mówić, jak bardzo popsuło to
moje stosunki z matką i jej godnym pożałowania mężem,
który tylko czyhał na jej majątek. Kiedy skończyłem
szesnaście lat, wyprowadziłem się od Gilesa. Przez cały czas
pozostawałem w bliskich kontaktach z Chloe. Teraz obwiniają
mnie o to, co się stało, i niestety mają rację.
Selene obj
ęła go czule ramieniem.
- To nie twoja wina. To by
ł wypadek.
- Nie chc
ę więcej o tym mówić. - Oparł łokcie na udach i
ukrył twarz w dłoniach.
Instynkt podpowiedzia
ł Selene, że w tej układance brakowało
jeszcze kilku kloców. Ponieważ jednak Adrien wyglądał jak
przeciśnięty przez wyżymaczkę, postanowiła dać mu na
dzisiaj spokój z pytaniami.
- Przykro mi z powodu tego, co si
ę stało, cieszę się jednak, że
mi o tym powiedziałeś. Chciałabym zdjąć z ciebie
przynajmniej część tego ciężaru.
- Dlaczego? - Spojrza
ł na nią zmieszany.
- Poniewa
ż martwię się o ciebie. Jestem przy tobie szczęśliwa.
Kiedy cię przy mnie nie ma, czuję się niepełna. Wiem,
mówiłeś, że nie chcesz żadnych obietnic i zobowiązań, ale nie
mogę nic poradzić na to, co czuję.
Odwr
ócił się do niej i ujął jej twarz w dłonie.
- Nie zas
ługuję na twoje współczucie. Nie zasługuję na ciebie,
ale, na Boga, nie potrafię bez ciebie żyć.
Nie mog
ła poruszać rękami ani nogami. Nie była w stanie
wydobyć z siebie głosu ani odepchnąć zaciskających się na jej
szyi palcó
w. Umierała duszona przez nieznanego napastnika.
Nagle na szyi m
ężczyzny zabłysnął złoty medalion. Wtedy
zdała sobie sprawę, że mordercą nie był obcy.
Selene poderwa
ła się z łóżka, ciężko oddychając i drżąc na
całym ciele. Spojrzała na puste miejsce u swego boku. Czyżby
oddała serce demonowi, mordercy, a nie upadłemu aniołowi?
Adrien by
ł administratorem majątku Chloe. Czy był zdolny
spowodować wypadek, żeby przejąć jej spadek? Niemożliwe,
żeby instynkt co do jego osoby aż tak ją zawiódł. Zaczęła się
pospie
sznie ubierać. Nim zdążyła uciec z sypialni, z łazienki
wyszedł Adrien z ręcznikiem przewiązanym na biodrach i
uśmiechnął się do niej.
- Dok
ąd się wybierasz?
- Chc
ę się ubrać, zanim przyjedzie Ella - wyjaśniła, starając
się zwalczyć w sobie potrzebę przytulenia się do niego.
- Ju
ż tu jest.
- To dobrze - ucieszy
ła się. Nadeszło wsparcie, na wypadek
gdyby jej obawy okazały się słuszne. - Ciekawa jestem, jak jej
się udał wyjazd. - Cofnęła się o krok, kiedy się do niej zbliżył.
- Co si
ę dzieje? - spytał.
- Nic, wol
ę, żeby Ella nie przyłapała mnie w twojej sypialni.
- Od teraz ju
ż zawsze będziesz spała w moim łóżku. Ella
będzie się musiała do tego przyzwyczaić. - Roześmiał się.
Zesz
łej nocy oddałaby duszę, żeby to usłyszeć, teraz sama nie
wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
- Zobaczymy si
ę później - mruknęła i uciekła, póki jeszcze
miała siłę. Nie oglądając się, pobiegła do łazienki w holu i
zamknęła za sobą drzwi. Szybko dokonała niezbędnych
porannych ablucji, po czym pow
ędrowała do swojego pokoju,
żeby się ubrać. Weszła do środka i zauważyła na
wyświetlaczu telefonu komórkowego, że któreś z rodziców
próbowało się z nią skontaktować. Miała ochotę odłożyć
rozmowę na później, w końcu jednak zdecydowała się
zatelefonować do domu. Przysiadła na łóżku i nacisnęła
szy
bkie wybieranie numeru. Po chwili usłyszała głos ojca o
południowym akcencie.
- Cze
ść, tato. Mówi Selene. Przepraszam, że wcześniej się nie
odbierałam.
- Twoja siostra rodzi. Prosi
ła, żebym cię zawiadomił. Hannah
była znana z nieodpowiedniego wyczucia czasu.
Tym razem wykaza
ła się wyjątkowo dobrym. Doskonała
wymówka, żeby stąd wyjechać. Czy będzie mogła żyć w
spokoju, jeśli nie pozna prawdy przed powrotem do domu?
- Ile jeszcze ma czasu?
- Ostatni raport od matki m
ówił, że kilka godzin. Najpóźniej
jutro rano.
- Nadal zamierza rodzi
ć w domu?
- Tak, cho
ć zupełnie tego nie rozumiem. Ma dobry szpital i
środki przeciwbólowe na wyciągnięcie ręki. A ty nadal jesteś
w Luizjanie?
- Tak. Pozdr
ów Hannah. Postaram się przyjechać jak
najszybciej.
- Witaj w domu.
Ella siedz
ąca przy kuchennym stole podniosła głowę znad
sterty korespondencji, którą właśnie przeglądała.
- Dzie
ń dobry. Już myślałam, że wyjechałaś. Jest prawie
południe, a nie widziałam cię od rana.
- Tak si
ę składa, że faktycznie muszę was opuścić na kilka
dni
. Moja siostra rodzi i chciałabym przy niej być. Teraz
jednak potrzebuję twojej pomocy
- Postaram si
ę dopilnować wszystkiego, kiedy cię nie będzie.
Powiesz mi tylko, co mam robić.
Selene przysun
ęła się do Elli.
- To nie ma zwi
ązku z remontem. Chodzi o Adriena. Muszę
wiedzieć, co się naprawdę przydarzyło Chloe.
- Nie mog
ę o tym rozmawiać. Dałam słowo Adrienowi.
- Wiem,
że spadła ze skałki i że nie żyje. Tyle mi powiedział.
Boję się, że ukrywa coś gorszego. Czy to naprawdę był
wypadek?
- Dlaczego to dla ciebie takie wa
żne?
- Poniewa
ż zależy mi na nim.
Ella przygl
ądała jej się przez dłuższą chwilę.
- Zakocha
łaś się w nim.
Mia
ła ochotę zaprzeczyć, ale to nie miało sensu.
- Instynkt podpowiada mi,
że wydarzyło się coś więcej.
- To by
ł nieszczęśliwy wypadek, ale to tylko część historii.
- Prosz
ę, powiedz mi prawdę. - Spojrzała na Ellę błagalnie.
Kobieta bez słowa sięgnęła po kluczyk ukryty na półce nad
sto
łem i podała jej go.
- W pokoju naprzeciw jego sypialni, w drugiej szufladzie
szafki nocnej znajdziesz odpowied
ź.
Selene wsta
ła i położyła dłoń na ramieniu Elli.
- Dzi
ękuję - zawołała i wyszła z kuchni. Pobiegła schodami na
górę. Przestraszona tym, co może odkryć, na korytarzu na
górze zwolniła kroku. Drzwi pokoju Adriena były uchylone.
Pomyślała z nadzieją, że poszedł do biura. Dwa razy klucz
wypad
ł jej z ręki, zanim trafiła do zamka. Przez cały czas
towarzyszyło jej zdradzieckie spojrzenie demona i jego
przerażający uśmieszek. W końcu pokonała drzwi. Ku jej
zaskoczeniu wewnątrz nie było żadnych pamiątek po Chloe.
Żadnych rzeczy, zdjęć czy innych śladów, że przebywała tu
młoda kobieta. Znajdowało się tu tylko wąskie szpitalne łóżko
ustawione wzdłuż okna oraz nocna szarka, o której
wspomniała Ella. Pod ścianą stał złożony wózek inwalidzki.
To wszystko. Zamiast odpowi
edzi w jej głowie zrodziło się
tylko więcej pytań. Domyślała się, że Chloe nie zginęła w
wypadku, lecz została sparaliżowana. Selene podeszła do
szafki, otworzyła szufladę i znalazła w środku kilka kartek.
Usiadła na podłodze po turecku i zaczęła je przeglądać. Szkice
i akwarele przedstawiające motyle i drzewa, ptaki w locie oraz
małą dziewczynkę z czarnymi lokami biegającą po trawniku
przed willą z fasadą pomalowaną na żółto. Najsmutniejszy z
obrazków ukazywał młodą kobietę z profilu siedzącą na
wózku inwa
lidzkim i zasłaniającą rękoma twarz. Tragiczny
portret Chloe. Pod rysunkiem znalazła karteczkę zapisaną
kaligraficznym pismem.
Drogi Adrienie.
Nienawidz
ę się za to, jakim stałam się dla Ciebie i dla Elli
ciężarem. Jeszcze bardziej nienawidzę myśli, że musiałabym
Cię opuścić. Nie zmuszaj mnie do tego. Nie jestem na tyle
silna.
Wybacz mi,
Chloe.
- Co ty tu, do diab
ła, robisz?
ROZDZIA
Ł DZIESIĄTY
Selene o ma
ło nie wypuściła wszystkiego z rąk, kiedy
zobaczyła Adriena stojącego w otwartych drzwiach. W jego
niebie
skich oczach kipiała wściekłość.
- Szuka
łam tego. - Podniosła rysunki i list. - I co się
spodziewałaś znaleźć?
- Odpowiedzi. Wiem,
że Chloe przeżyła wypadek i że
skończyła na wózku inwalidzkim. Muszę wiedzieć, co się
wydarzyło później. Czy masz coś wspólnego z jej śmiercią?
- Tak.
- Co jej zrobi
łeś?
Adrien milcza
ł. W głowie Selene pokazały się nowe obrazy.
Chloe leżąca w łóżku z zamkniętymi oczyma. Jej brat
pochylający się nad nią, zbliżający dłonie do jej szyi i...
sprawdzający puls. Ujmujący, pełen bólu jęk Adriena, od
którego poczuła duszności.
- Odebra
ła sobie życie?
Morrell przez chwil
ę chodził po pokoju, po czym zatrzymał
się przy oknie i odwrócił do niej.
- Przez jedno
śledztwo koronera już przeszedłem, drugiego nie
potrzebuję.
- Chc
ę tylko złożyć w całość to, co wiem o tej sprawie.
- Jej
śmierć spowodowało moje zaniedbanie.
- Powiniene
ś to z siebie wyrzucić. Nosisz wszystko w sobie
zbyt długo i to cię niszczy.
- Chcesz prawdy, to j
ą dostaniesz. Tylko uprzedzam, że to nie
jest historia dla kogoś, kto przez całe życie żył w małym
bezpiecznym światku.
- Nic mnie to nie obchodzi. Musz
ę wiedzieć, co się stało.
- Chloe by
ła sparaliżowana od klatki piersiowej w dół. Mogła
sama oddychać, przynajmniej do pewnego momentu. - Zaczął
niespokojnie krążyć po pokoju. Miał podkrążone oczy i twarz
wykrzywioną dręczącymi go wyrzutami sumienia. - Czuła się
coraz gorzej. Na dzień przed jej śmiercią nalegałem, żebyśmy
następnego dnia pojechali do szpitala, gdzie otrzymałaby
lepszą pomoc. Nie chciała, ale ja podjąłem decyzję. Wcześniej
Ella opiekowała się nią w ciągu dnia, a ja w nocy. Czytałem
jej przed snem. Potem siedziałem przy niej, czuwając. Tamtej
nocy... -
opuścił smutno głowę - byłem zbyt wykończony i
niechcący przysnąłem. Kiedy się obudziłem, nie oddychała.
Zastosowa
łem pierwszą pomoc, ale niestety było już za późno.
Myślę, że Chloe się poddała.
Selene od
łożyła rysunki na łóżko i podeszła do niego. Smutek
bijący z jego głosu rozdzierał jej serce.
- Jak d
ługo się nią opiekowałeś?
- Przez dwa lata. Popo
łudniami zabierałem ją na spacery po
plantacji, żeby pooddychała świeżym powietrzem. Uwielbiała
podczas nich rysować i choć przychodziło jej to z wielkim
trudem, nie poddawała się, starając się robić to, co kocha. To
wszystko by
ło jednak za mało. Nie potrafiłem jej
zmobili
zować, żeby dalej walczyła.
- Niewiele os
ób byłoby zdolnych do takiego poświęcenia.
Zrobiłeś wszystko, co mogłeś.
- Gdybym nie zasn
ął, zdążyłbym wezwać pogotowie i nie
umarłaby.
- A mo
że odsunąłbyś tylko to, co i tak było nieuniknione. Jej
stan się pogarszał i nie wiadomo, ile jeszcze by wytrzymała.
- Zas
ługiwała na to, by żyć dłużej.
- Zas
ługiwała na spokój. Przestań się obwiniać.
- Nie potrafi
ę.
- Postaraj si
ę. Musisz. - Objęła go w pasie. - Chloe nie
chciałaby, żebyś tak żył. Nikt nie żąda, żebyś o niej
zapomniał. Przecież sama cię prosiła, żebyś jej wybaczył.
Zrobisz to?
- Ju
ż to zrobiłem.
- A teraz musisz jeszcze wybaczy
ć sobie. Pozwól jej odejść.
- Tego, co jej uczyni
łem, nie da się wybaczyć. Zawiodłem ją
dwa razy.
- Ona ci wybacza i ja r
ównież.
Adrien uj
ął twarz Selene w dłonie i zmusił ją, żeby na niego
spojrzała.
- Ucieknijmy st
ąd. Wystarczy jeden telefon, żebyśmy w ciągu
kilku godzin znaleźli się na drugim końcu świata.
- Nie mog
ę. Nie teraz.
- Boisz si
ę mnie. Nie masz absolutnej pewności, czy mówię
prawdę.
- Ufam ci, ale musz
ę pojechać na kilka dni do domu. Hannah
rodzi swoje pierwsze dziecko. Gdy wrócę, zabierzesz mnie,
dokąd zechcesz.
- Jed
ź do rodziny. Zostań na zawsze w Georgii. Nie pasujesz
do tego miejsca ani do mnie. Przy mnie czeka cif tylko
smutek.
B
ól przeszył jej serce, a oczy zamgliły się łzami.
- Wcale tak nie my
ślisz.
Odwr
ócił się do niej plecami i podszedł do okna. Starała się
wejść w jego myśli, ale widziała jedynie ciemność. Żadnych
uczuć, emocji, żalu.
- Chcesz,
żebym odeszła, zostawiając za sobą to, co nas
łączyło?
- Dzielili
śmy tylko rozkosz fizyczną i czas, nic więcej.
- By
ć może dla ciebie to tylko tyle znaczyło. Dla mnie to było
coś ważniejszego. Wiesz, zastanawiałam się, dlaczego nie
zatrzymałam się w Baton Rouge pierwszej nocy, kiedy
przyjechałam do Luizjany. Dlaczego jechałam dalej, choć było
późno i byłam zmęczona. Dlaczego przenocowałam w St.
Edwards i zamiast następnego ranka ruszyć dalej, zostałam na
kilka dni. Teraz już wiem.
-
Żeby ocalić mnie przede mną samym?
- Nie,
żeby cię pokochać.
- Tym razem si
ę panu udało, panie Morrell.
Adrien siedz
ący na szpitalnym łóżku podniósł wzrok na Ellę,
która przyglądała mu się z szyderczym wyrazem twarzy.
- Nie powinna
ś była jej tu sprowadzać.
- Nie da
łeś mi wyboru. - Weszła do pokoju i usiadła przy nim.
-
Miała prawo poznać prawdę, że nie jesteś potworem. Ona cię
kocha i powinieneś przyjąć jej uczucie.
- Gdyby
ś wszystko o niej wiedziała, na pewno byś się
ucieszyła, że odeszła.
- Je
śli myślisz o jej umiejętności czytania w myślach, to
powiedziała mi o tym przed wyjazdem.
- To nie ma sensu.
- Przeciwnie.
- Jeste
ś inteligentną kobietą i dobrze wiesz, że to niemożliwe.
-
Żyję na tym świecie od dawna i wierzę, że to prawda.
Widziałam to. Kiedy tylko przekroczyła próg naszego domu,
zwróciłam uwagę, że jest inna. Że nie zjawiła się tu bez
przyczyny. Inaczej nie zatrudniłabym jej, bo nie ma
doświadczenia.
- Niech ci
ę diabli z tą wiarą w przeznaczenie - warknął przez
zaciśnięte zęby.
- A ty wstydzi
łbyś się szargać pamięć siostry użalaniem się
n
ad sobą.
- Nie zamierzam tego wys
łuchiwać.
- Ale b
ędziesz musiał. Oboje popełniliśmy błąd, za późno
zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo pogorszył się stan
Chloe. Chcieliśmy dobrze. Selene również. Zmusiła cię, żebyś
poczuł coś więcej niż ból. Udowodniła ci, że nadal jesteś
mężczyzną, a nie pustą skorupą człowieka. Może ci się to nie
podobać, lecz ta kobieta stała się częścią ciebie. A teraz
wyjaśnij mi, co zamierzasz z tym zrobić? - Nic. Powiedziałem
jej, żeby sobie poszła i więcej nie wracała.
- Wróci,
jeśli ją o to poprosisz.
W g
łębi duszy bardzo tego pragnął. Dotychczas nie zdawał
sobie sprawy z tego, ile dla niego znaczyła.
- Nie mam poj
ęcia, jak się z nią skontaktować.
- To dalej si
ę nad sobą użalaj. - Ella się zamyśliła. - Poza tym,
skoro potrafi cz
ytać w myślach, dowie się, co czujesz. Nawet
teraz nie umiesz przestać o niej myśleć. Skończ się zadręczać i
powiedz jej, że popełniłeś błąd. Inaczej skażesz się na
samotność, a Chloe znienawidzi cię za to, że zmarnowałeś
sobie życie.
- Jest taki s
łodki. - Selene podniosła wzrok na siostrę znad
trzymanego w ramionach niemowlęcia, napotykając jej dumne
spojrzenie. -
Jak mu dasz na imię?
- Trey, skoro jest Douglasem trzecim.
- Wygl
ąda jak Trey. Jak ty sobie poradzisz z małym
chłopcem, siostrzyczko?
- Nigdy nie mia
łam problemów z mężczyznami - roześmiała
się Hannah.
Dziecko zacz
ęło się wiercić i Selene odłożyła je do koszyka
obok łóżka matki.
- Odpocznij, p
óki śpi. Wyglądasz na zmęczoną.
- Ty r
ównież. Możesz się zatrzymać u nas w pokoju
gościnnym, chyba że wolisz zamieszkać u rodziców.
- Nie zastanawia
łam się jeszcze, co zrobię. - Nagle zdała sobie
sprawę, że nie ma dokąd pójść. - Chętnie zostałabym tu z tobą
i pomogłabym ci przez jakiś czas przy małym.
- A twoja praca? - Hannah zmarszczy
ła brwi.
- To ju
ż skończone. - Podobnie jak związek z Adrienem. Do
oczu napłynęły jej łzy.
- Wylali ci
ę?
- W
łaściwie tak - odparła, pocierając nos, żeby się nie
rozpłakać.
- I co teraz zrobisz?
- Nie mam poj
ęcia. Pomyślę o tym jutro, jak przystało na
dziewczynę z południa.
- Zawsze ze wszystkim zwlekasz, kochana córeczko.
Na d
źwięk łagodnego głosu, Selene zesztywniała. Odwróciła
się i ujrzała stojącą w drzwiach z torbą podróżną w dłoni
Lynette Albright. W białym kostiumiku, z blond włosami
starannie ułożonymi w kok, wyglądała jak królowa wyższych
sfer.
- Witaj, mamo. - U
śmiechnęła się, kryjąc zakłopotanie.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia po tym, jak znikn
ęłaś
bez słowa kilka tygodni temu?
K
łótnia z matką była ostatnią rzeczą, na jaką Selene miała
ochotę.
- Pos
łuchaj, mamo, jestem bardzo zmęczona i marzę teraz
tylko o tym, żeby się położyć.
- Skoro Selene zostaje u nas, mo
żesz wracać do ojca -
oświadczyła Hannah.
- Mowy nie ma. - Pos
łała córce karcące spojrzenie. - Na
pewno będziesz potrzebowała przy dziecku pomocy,
szczególnie w nocy.
- Karmi
ę piersią, a w tym raczej mi nie pomożesz.
- Mo
że zanim pójdziemy spać, napijemy się herbaty
rumiankowej? Hannah tymczasem nacieszy si
ę dzidziusiem -
zaproponowała Selene polubownie.
- Doskonale - odpar
ła nadal lekko naburmuszona Lynette. -
Je
śli w nocy będziesz czegoś potrzebowała, obudź mnie -
rozkazała drugiej córce. - Nawet jeśli nie mam mleka, to mogę
pokołysać małego.
Kobiety pos
łały młodej mamie całusy i wyszły do kuchni.
Lynette wyjęła kubki z szafki, a Selene wstawiła czajnik z
wodą. Przez dłuższą chwilę obie milczały.
- Opowiedz mi o swojej pracy - przerwa
ła w końcu ciszę
matka.
- Zajmowa
łam się remontem zabytkowej rezydencji, ale już
skończyłam.
- Szybko posz
ło. Pewnie nie było zbyt wiele do zrobienia.
- Wszystko zorganizowa
łam i teraz pracami pokieruje ktoś
inny.
- I co dalej zamierzasz?
- Pomy
ślałam, że wykorzystam wykształcenie, które mi
daliście. Może zacznę współpracować z firmą dekoratorską
albo otworzę własny interes? Chcę się specjalizować w
remontach obiektów historycznych.
- Jan Mayers ma w centrum sklep ze sztuk
ą użytkową.
Ucieszyłby się, gdybyś dla niego pracowała. Zadzwonić do
niego?
- Jan jest dekoratorem wn
ętrz. Mnie interesuje szerszy zakres.
Tak czy inaczej, dziękuję za propozycję - dodała, widząc, że
matka poczuła się urażona. - Jeśli nie mielibyście z tatą nic
przeciwko temu, chciałabym się zatrzymać u was w domu,
dopóki nie znajdę własnego mieszkania.
- Ale
ż oczywiście - ucieszyła się. - Twój dawny pokój jest do
twojej dyspozycji.
- Dzi
ękuję. To nie potrwa długo. Smutno jest musieć wracać
do rodziców w tym wieku.
- Zawsze b
ędziesz mile widziana. Zostaniesz tak długo, jak
będziesz miała ochotę. - Lynette przez dłuższą chwilę
wpatrywała się w płyn w kubku, po czym zwróciła się do
córki: -
Chyba powinnam cię przeprosić, że tak rozpaczałam
nad twoim rozwodem. Wiązałam tyle nadziei z tym
małżeństwem.
- To by
ła raczej fuzja, a nie związek. Nie było nam ze sobą
dobrze.
- Teraz to wiem. Ja tylko chcia
łam, żebyście ty i Hannah były
szczęśliwe. - Westchnęła. - Nie byłam zadowolona z
małżeństwa twojej siostry z Doughiem. Szybko się jednak
przekonałam, że bardzo się kochają, a to jest znacznie
ważniejsze niż całe złoto Georgii.
W ko
ńcu matka zrozumiała, że wartości mężczyzny nie ocenia
się po zawartości jego portfela.
- Wiem, co masz na my
śli. Wielka miłość to taka, kiedy na
widok ukochanego mężczyzny tracisz oddech, a gdy nie ma
go przy tobie, czujesz fizyczny ból. Kiedy stajesz się częścią
jego duszy i ciała.
-Nie wiedzia
łam, że tak bardzo byłaś związana z Richardem. -
Na twarzy L
ynette pojawiło się zaciekawienie.
- Nie z nim i w tym w
łaśnie tkwił problem. Kiedyś kochałam
kogoś tak bardzo.
- Na pewno odnajdziesz jeszcze prawdziwe uczucie. Wszystko
jest mo
żliwe.
- Mam nadziej
ę. A teraz najwyższa pora spać.
- Obawiam si
ę, że będziemy się musiały zmieścić na jednym
łóżku.
- Mog
ę spać na sofie.
- Nie ma takiej potrzeby. - Lynette si
ę podniosła. - Kiedy
byłaś mała, często miewałaś złe sny. Przybiegałaś wtedy do
nas do sypialni i wczołgiwałaś się pod kołdrę między mnie a
tatę.
Selene u
śmiechnęła się na wspomnienie tamtych nocy, kiedy
mama tuliła ją i śpiewała jej kołysanki.
- Teraz jestem troch
ę większa.
- Dzi
ęki Bogu nie będziemy musiały dzielić łóżka z tatą.
Chrapie głośniej niż stary niedźwiedź.
Zanim zasn
ęły, Selene przytuliła się do matki i wyszeptała:
- Kocham ci
ę.
Selene...
G
łęboki rozżalony męski głos wyrwał ją ze snu. Usiadła na
łóżku i rozejrzała się po pokoju. Wtedy usłyszała go po raz
drugi.
Potrzebuj
ę cię.
Pomimo
że dzieliły ich setki kilometrów, myśli Adriena
przedostały się do jej umysłu. Nie tylko usłyszała jego głos,
ale poczuła również jego cierpienie, jakby to było jej własne.
Zdeterminowana, staraj
ąc się zachować ciszę, pospiesznie
wstała. Wciągnęła dżinsy i podkoszulek. Przysiadła na
krawędzi łóżka, żeby zawiązać tenisówki i spostrzegła, że
leżąca obok matka wpatruje się w nią.
- Jest czwarta. Dok
ąd się wybierasz?
- Wracam do Luizjany.
- Ale po co? - Lynette zrzuci
ła kołdrę i włożyła szlafrok.
- Musz
ę coś załatwić.
- Czy to nie mo
że poczekać kilku dni? Selene podniosła się i
zaczęła pakować torbę.
- Nie, to bardzo wa
żne.
- Wa
żniejsze od twojej siostry i rodziny?
- R
ównie ważne. - Przeczesała włosy, zapięła torbę i
odwróciła się do matki.
- Pami
ętasz, jak mówiłaś, że chcesz, żebyśmy były
szczęśliwe? I jak zawsze nas uczyłaś, że nie wolno zostawiać
niedokończonych spraw?
-Tak, ale...
-
Żadnych ale. Teraz nie czas na rodzicielskie kazania. Muszę
zakończyć coś, co zaczęłam, i od tego zależy moje szczęście.
- Czy ma to zwi
ązek z mężczyzną? - Lynette zmarszczyła
brwi.
- Tak, chodzi o m
ężczyznę, którego kocham tak bardzo, że
gotowa jestem podjąć o niego walkę.
- Rozumiem,
że nie wyperswaduję ci tego?
- Nie. Musz
ę to zrobić, inaczej do końca życia będę żałowała.
Powiedz Hannah, że w końcu przestałam być ostrożna, że
kocham ją i wkrótce przyjadę. Ona zrozumie.
- Jak d
ługo cię nie będzie?
- To zale
ży od niego. - Pocałowała matkę w policzek i mocno
uścisnęła.
- Czy on ma jakie
ś imię?
- Adrien Morrell.
- Czy jest dobrym cz
łowiekiem?
- Tak, cho
ć nie zdaje sobie z tego sprawy.
- Tylko nie m
ów mi, że nie ma grosza przy duszy -mruknęła
Lynette.
Selene u
śmiechnęła się i skierowała do drzwi.
- Przeciwnie, ma a
ż nadto pieniędzy i ma moją miłość, a jak
sama mówiłaś, to jest o wiele ważniejsze niż całe złoto
Georgii.
Selene dotar
ła na plantację około południa. Przejechała całą
drogę wspierana przez adrenalinę i perspektywę zobaczenia
Adriena. Zostawiła torbę podróżną w samochodzie, na
wypadek gdyby znów ją odprawił, i ruszyła do wejścia.
Podobnie jak za pierwszym razem, kiedy się tu zjawiła, Ella
kazała jej długo czekać, zanim otworzyła drzwi. Wcale się nie
zdziwiła na widok Selene.
- Czeka
łam na ciebie.
- Gdzie on jest?
- W biurze, a gdzie
żby indziej.
- To dobrze. Musz
ę z nim porozmawiać.
- Twoja siostra ju
ż urodziła?
- Tak, ch
łopczyka. Opowiem ci wszystko później. Najpierw
muszę coś załatwić, zanim stracę odwagę.
- Oczywi
ście, ale ostrzegam cię: jest w podłym nastroju.
- Zupe
łnie jak ja.
Pomimo zm
ęczenia Selene od razu pobiegła do rotundy i w
mgnieniu oka wdrapała się po schodach na górę.
- Wró
ciłam. - Posłała triumfalne spojrzenie posągowi demona
i ruszyła korytarzem do gabinetu Morrella.
Otworzy
ła drzwi bez pukania. We wnętrzu panował mrok,
ponieważ wszystkie zasłony były zaciągnięte. Pomimo
ciemności dostrzegła Adriena siedzącego przy biurku.
Zdecydowanym krokiem podeszła do najbliższego okna i
odsłoniła je.
- Nawet nie pr
óbuj mi przerywać - warknęła. - Powiedziałeś
mi, żebym tu nigdy nie wracała. - Rozsunęła zasłony przy
kolejnym oknie. -
Kiedy mnie tu nie było, zrozumiałam kilka
ważnych rzeczy. - Obeszła biurko, oparła się o nie dłońmi i
patrząc mu w oczy, ciągnęła dalej: - Po pierwsze, zgodnie z
tym, co mi na początku powiedziałeś, zatrudniła mnie Ella, nie
ty. Po drugie, podpisałam umowę i zamierzam się z niej
wywiązać. Nie wyjadę stąd, dopóki nie doprowadzę tej
posiadłości do porządku. Co więcej, zabraniam ci odgrywania
roli tragicznego bohatera. Śmierć Chloe była wielkim
nieszczęściem, ale nie jesteś jej winien. Twoja siostra
dokonała bardzo trudnego wyboru i uszanuj go. Ja również
dokona
łam wyboru i nie zamierzam cię stracić, choć ty sam
się poddałeś.
Adrien trwa
ł w bezruchu, nie odzywając się.
- Co s
ądzisz o tym, co do tej pory powiedziałam?
- Nie chcia
łem ci przerywać, bo najwyraźniej jesteś na fali.
-
Żebyś wiedział. I nie dam ci spokoju, dopóki nie pojmiesz,
że miłość przynosi przebaczenie. A ja cię kocham, choć ty
teraz sobą pogardzasz. Pasujemy do siebie i jest nam razem
dobrze. Miejsce damulki z południa, za jaką mnie uważałeś,
zajęła ślicznotka z piekła rodem. Zaczekaj, a zobaczysz, na co
mnie stać.
Bo
że, tak bardzo cię kocham, usłyszała w myślach jego głos.
- Powiedz to g
łośno, do cholery! Wstał i odwrócił się do niej
plecami.
Nie mog
ę ci tego zrobić, nie wolno mi, zagrzmiało w jej
głowie.
Podesz
ła do niego i pociągnęła go za ramię tak mocno, że
stanął przed nią twarzą w twarz.
- W
łaśnie że możesz. Musisz tylko uczciwie wyznać, co
czujesz. Proszę, muszę usłyszeć, jak to mówisz!
Adrien milcza
ł. Selene oparła czoło o jego tors. Z oczu
popłynęły jej łzy. Wtedy otoczył ją ramieniem i przysunął usta
do jej ucha.
- Kocham ci
ę - wyszeptał i przytulił ją mocno. Po chwili wziął
jej twarz w dłonie i zajrzał w oczy.
-
Ślicznotka z piekła rodem?
- Tak, i nie zapominaj o tym. - Roze
śmiała się przez łzy.
EPILOG
Dwa lata p
óźniej.
Maison de Soleil. Willa Wschodz
ącego Słońca.
Nowo wyremontowana luizja
ńska rezydencja okazała się być
pierwszym krokiem Selene Winston Morrell ku wolności i
szczęściu.
Fasada willi zosta
ła pomalowana na biało i żółto. Nigdzie nie
został ślad żałobnej czerni, która dominowała tu przez wiele
lat. Cały dół budynku został odnowiony z zachowaniem
dawnego majestatu i dbałością o detale historyczne. Pokój,
który niegdyś był miejscem smutku, został przekształcony w
biuro Selene, w którym prowadziła konsultacje z zakresu
dekoracji wn
ętrz.
Opr
ócz ogromnego sukcesu, jakim było odrestaurowanie
rezydencji, Selene osiągnęła drugi, jeszcze ważniejszy, który
właśnie Adrien trzymał w ramionach.
Ojciec z c
órką podeszli do rozstawionego w ogrodzie stołu, z
którego Selene właśnie sprzątała naczynia i resztki po
przyjęciu urodzinowym.
Dziewczynka mia
ła czarne loki i oczy niebieskie jak letnie
niebo. Była podobna do ojca jak dwie krople wody. Na ich
widok serce matki zabi
ło mocniej z radości. Ukochana
córeczka rodziców urodziła się w rok po ślubie, który zawarli
na plaży na wyspie Barbados.
Selene wrzuci
ła papierowy obrus do kosza na śmieci,
przyklękła i wyciągnęła ręce do dziewczynki.
- Chod
ź do mnie, Chloe.
Adrien postawi
ł małą na ziemi i dziewczynka podreptała przez
trawnik do mamy tak szybko, ja
k tylko pozwalały jej na to
małe nóżki. Kiedy biegła, jej czarne loki podskakiwały
zabawnie, a na buzi pojawił się tryskający radością uśmiech.
Była tak pełna życia jak niegdyś niezwykła młoda
dziewczyna, po której otrzymała imię. Selene wzięła Chloe na
ręce i przytuliła policzek do jej twarzy.
- Pi
ęknie pachniesz. Jak wam się udała kąpiel?
- Pilnowanie jej w wannie i wyci
ąganie przy tym lukru z jej
uszu i włosów okazało się sporym wyzwaniem.
- Zas
łużyłeś na pięć punktów w rankingu dobrych tatusiów -
roześmiała się.
Chloe ziewn
ęła i przytuliła główkę do ramienia matki.
- Jest ju
ż bardzo zmęczona. Przynajmniej będzie spała przez
całą drogę do Shreveport.
- Pewna jeste
ś, że chcemy ją tam wysłać?
- Nie rozmawiamy o niczym innym, od kiedy Ella
zaproponowa
ła, że ją zabierze na wakacje. To tylko tydzień. I
tak kiedyś będziemy musieli ją wypuścić spod naszych
skrzydeł.
- Masz racj
ę. Twoja rodzina już pojechała?
- Tak, kilka minut temu. Rozmawia
łeś z matką?
- Dzwoni
ła złożyć Chloe życzenia. Pytała, czy mogłaby wziąć
ją do siebie na dwa dni i zgodziłem się.
- Ciesz
ę się. - Selene miała nadzieję, że jej teściowa
przyjedzie na przyjęcie. Przynajmniej Adrien zaczął się z nią
komunikować. I bardzo chciała poznać swoją wnuczkę. -
Wszyscy już pojechali, oprócz...
- Chod
ź tu, cukiereczku, daj całusa wujowi Jebowi na
pożegnanie.
Gdy tylko Chloe us
łyszała zaproszenie, wyrwała się matce z
ramion i podreptała w kierunku staruszka. Adrien podszedł do
Selene i objął ją w talii. Z radością przyglądali się, jak ich
pociecha wspina się na kolana siedzącego na wózku Jeba.
- Chloe go uwielbia - zauwa
żyła Selene z melancholią w
głosie.
- Jeb jest wspania
łym dziadkiem.
- To prawda. Martwi
ę się, że może go nie zapamiętać. Ale z
drugiej strony to dobrze. Łatwiej jej będzie się z nim rozstać,
kiedy nadejdzie jego czas.
- Na zawsze pozostanie w naszych wspomnieniach, które jej
przekażemy. Poza tym, skoro tak długo jest na tym świecie,
czuję, że nie opuści nas jeszcze przez kilka najbliższych lat.
Selene bardzo chcia
ła w to wierzyć, ale w podświadomości
wyczuwała, że tu na ziemi zbliża się koniec drogi życiowej
Jeba.
- Lepiej p
ójdę go ratować, zanim twoja córka udusi go z
miłości jego własną muchą.
- Dlaczego ona zawsze, kiedy co
ś psoci, jest moją córką?
- Prawo matek.
- Chloe, nie
żuj muchy wuja Jeba.
- Wszystko w porz
ądku, pani Selene. Przy niej czuję się
znowu młody.
Od strony domu nadesz
ła Ella z dużą czerwoną torbą na
ramieniu.
- Gotowi do drogi?
- Pani Ellu, je
śli nie ma pani nic przeciw temu, chciałbym
zamienić na osobności słówko z panią Selene.
- W takim razie zabior
ę małą, żeby się pożegnała z tatą -
oświadczyła i zdjęła dziewczynkę z jego kolan.
- Pa, pa! - Chloe wyci
ągnęła rączkę i pomachała.
- B
ądź szczęśliwa, dziecinko. Jesteś darem dla tego świata -
odpowiedział Jeb.
Selene
ścisnęło w gardle, kiedy zrozumiała, że Jeb żegna się
na zawsze. Popychając wózek staruszka, ruszyła w kierunku
zagajnika orzechowego.
- O co chodzi? - spyta
ła.
- Rozmawia
łem dziś z panną Chloe - westchnął.
- Wiem, zaczyna ju
ż mówić.
- Chodzi
ło mi o siostrę Adriena.
- Jak to? - zdziwi
ła się.
- Widzia
łem ją wśród aniołów, kiedy spoglądałem na jej
portret, ten wiszący obok podobizny panny Grace. Prosiła,
żebym pani przekazał wiadomość. Dziękuje pani za
przywrócenie brata do życia i za to, że go pani tak kocha.
Teraz mo
że spokojnie odejść do domu.
- Dzi
ękuję, że mi to mówisz.
- Jestem stary. Najwy
ższy czas, żebym się również udał do
domu.
- Domy
ślam się. To był długi dzień.
- Chcia
łem powiedzieć, że jestem gotowy spotkać się z moją
rodziną w domu niebieskim.
- Rozumiem. B
ędziemy bardzo za tobą tęsknić - odparła,
gładząc go po policzku z oczami pełnymi łez.
- Prosz
ę nie płakać. - Otarł jej łzy. - Miałem dobre życie i
panią czeka podobne. Proszę się opiekować małą i kochać
swojego mężczyznę. On polega na pani i pani miłość
utrzymuje go przy życiu.
- On r
ównież jest dla mnie oparciem.
- Oczywi
ście. Jego przeznaczeniem było zrozumieć panią, a
pani -
pokochać go.
Selene mocno przytuli
ła staruszka, po czym ruszyli w
kierunku czekającego samochodu. Jeb przez ostatnie dwa lata
st
ał się bardzo ważną osobą w życiu Morrellów i każde
rozstanie z nim było dla nich coraz trudniejsze, bo
towarzyszyła mu obawa, że już go więcej nie zobaczą.
- Niech pani nie b
ędzie smutna. Nie wiem dokładnie, kiedy
zostanę wezwany, ale gdybym mógł liczyć na jeszcze jeden
kawałek tego wspaniałego ciasta brzoskwiniowego pani Elli,
pewnie postarałbym się przeciągnąć moje odejście, żeby mnie
nie ominął kolejny niedzielny obiad. Lub nawet kilka.
- To si
ę da załatwić. - Uśmiechnęła się.
Adrien pom
ógł wsiąść Jebowi na przednie siedzenie
samochodu Elli, a Selene sprawdziła w międzyczasie, czy
Chloe jest dobrze przypięta pasami i pocałowała ją w
policzek.
- B
ądź grzeczna - poprosiła. - Zobaczysz mamusię i tatusia za
kilka dni.
Dziewczynka wsun
ęła kciuk do buzi i przymknęła oczy.
- Nic si
ę nie martwcie. Będzie się doskonale bawiła z wnuczką
mojego brata.
- Wiem. Gdyby sprawia
ła kłopot, daj nam znać. I zadzwoń,
gdy tylko dojedziecie.
- Na wypadek gdyby
ście byli zbyt zajęci, puszczę wam
sygnał: jeden dzwonek. - Uśmiechnęła się dwuznacznie.
Selene uca
łowała po raz ostatni córeczkę i Jeba, po czym
zamknęła drzwi samochodu. Machając dłonią, obserwowała
auto, aż zniknęło za horyzontem.
Adrien obj
ął żonę w tali i przytulił, posyłając jej to samo
spojrzenie, które ją oczarowało, kiedy go poznała.
- Pani Morrell, czy kocha
ła się pani kiedyś pod starym
drzewem?
- Nie, ale zdecydowanie wola
łabym miękkie łóżko od twardej
kory.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem. - U
śmiechnął się.
- Wiesz,
że zawsze jestem otwarta na różne propozycje.
- A co powiedzia
łabyś na drugie dziecko?
- Nie mia
łabym nic przeciwko temu, żebyśmy mieli synka,
który byłby do mnie podobny, skoro nasza córka zupełnie nie
jest.
- To mo
że od razu wejdziemy do środka i zabierzemy się do
pracy?