Carter Lin Conan Spotkanie w krypcie

background image

Carter Lin - Conan. Spotkanie w krypcie

Lin Carter i Lyon Sprague de Camp
Spotkanie w krypcie

1. Czerwone

ś

lepia

Od dwóch dni wilki szły przez las jego

ś

ladem i teraz znów go dogoniły. Ogl

ą

daj

ą

c si

ę

przez ramie,

młodzieniec dostrzegł je włochate, szare cienie kłusowały bezgło

ś

nie w

ś

ród czarnych pni, a w zapadaj

ą

cym

mroku ich

ś

lepia płon

ę

ły jak roz

ż

arzone w

ę

gle. Wiedział,

ż

e tym razem ju

ż

nie zdoła odeprze

ć

ataku.

Grube pnie wiekowych drzew wznosiły si

ę

wokół, jak milcz

ą

cy

ż

ołnierze zakl

ę

tej armii, ograniczaj

ą

c widok.

Północne stoki wzgórz pokrywały poszarpane, białe łaty

ś

niegu, lecz bulgot tysi

ę

cy strumyków zapowiadał

rychłe ust

ą

pienie mrozu i nadej

ś

cie wiosny. Nawet w

ś

rodku lata był to mroczny, ponury

ś

wiat, a teraz, w

słabn

ą

cym ze zbli

ż

aniem si

ę

zmierzchu, przy

ć

mionym

ś

wietle pochmurnego nieba, wygl

ą

dał jeszcze bardziej

niego

ś

cinnie.

Młodzian biegł pod góro g

ę

sto zadrzewionym zboczem, uciekaj

ą

c ju

ż

trzeci dzie

ń

od chwili, gdy udało mu sio

zbiec z hyperborejskiej niewoli. Chocia

ż

wolny, młodzieniec znalazł sio w samym

ś

rodku wrogiego królestwa,

daleko od rodzinnej Cymmerii. Tak wiec umkn

ą

ł na południe, w dzik

ą

, górzyst

ą

kraino oddzielaj

ą

c

ą

południowe tereny Hyperborei od

ż

ywych równin Brythunii i stepów Turanu. Słyszał,

ż

e gdzie

ś

na południu

le

ż

y legendarna Zamora - ziemia czarnowłosych kobiet i wie

ż

, zamieszkałych przez tajemnicze paj

ą

ki. Gdzie

ś

tam stały wspaniałe miasta - stolica pa

ń

stwa, Shadizar, zwana Miastem Łajdaków, Arenjun - Miasto Ztrdziei i

Yezud - miasto boga-paj

ą

ka.

Zdawało mu si

ę

,

ż

e na południu olbrzymia siła z łatwo

ś

ci przyniesie mu bogactwo i sław

ę

w

ś

ród

wychowanych w mie

ś

ci słabeuszy. Skierował si

ę

wiec ku północnym granicom Brythuni by szuka

ć

swego

szcz

ęś

cia, a prócz wystrz

ę

pionej, poszarzał tuniki i kawałka ła

ń

cucha nie miał nic.

Wilki wpadły na jego

ś

lad. Zazwyczaj nie atakowały ludzi,1 zima trwała wyj

ą

tkowo długo i wygłodniałe

drapie

ż

niki były gotowe na wszystko. Za pierwszym razem, kiedy go dopadły zakr

ę

cił ła

ń

cuchem z tak

ą

furi

ą

,

ż

e poło

ż

ył trupem jednego szarego napastnika, a drugiemu złamał kr

ę

gosłup. Szkaradna posoka pryskała

topniej

ą

cy

ś

nieg. Wygłodzone stado odst

ą

piło od człowieka ze

ś

wiszcz

ą

cym gro

ź

nie ła

ń

cuchem, by ucztowa

ć

na trupach swych krewniaków, a młody Conan pomkn

ą

ł na południe. Ale niebawem wilki znów ruszyły jego

tropem.
Nast

ę

pnego dnia opadły go o zachodzie sło

ń

ca, przy zamarzni

ę

tej rzece na granicy Brythunii. Walczył z nimi

na

ś

liskim lodzie, młóc

ą

c okrwawionym ła

ń

cuchem jak cepem, dopóki na

ś

mielszy wilk nie chwycił z

ę

bami

ż

elaznych ogniw i nie wyrw; ła

ń

cucha ze słabn

ą

cej dłoni. Wtedy cienki lód załamał si

ę

pod ci

ęż

arem

walcz

ą

cych i Conan znalazł si

ę

w lodowatej wodzi Krztusz

ą

c si

ę

i łapi

ą

c gwałtownie oddech zobaczył,

ż

e kilku

prze

ś

ladowców wpadło razem z nim. Przez chwil

ę

widział nie opodal na pół pogr

ąż

onego w wodzie wilka,

w

ś

ciekle skrobi

ą

cego przednimi łapami o kraw

ę

d

ź

przer

ę

bli, ale nigdy si

ę

nie dowiedział, i zwierz

ą

t zdołało

si

ę

wydosta

ć

, a ile zostało wci

ą

gni

ę

tych pod lód przez wartki nurt. Dzwoni

ą

c z

ę

bami wygramolił si

ę

z wody,

pozostawiaj

ą

c wyj

ą

ce stado na drugim brzegu. Półnagi i na wpół zamarzni

ę

ty umykał cał

ą

noc i cały dzie

ń

przez poro

ś

ni

ę

te lasem wzgórza na południe.

Teraz wilki znów go doganiały.
Mro

ź

ne górskie powietrze paliło

ż

ywym ogniem pracuj

ą

ce jak miechy płuca Conana. Ołowiane nogi poruszały

si

ę

miarowo bez udziału

ś

wiadomo

ś

ci. Za ka

ż

dym krokiem jego obute w sandały stopy zapadały si

ę

z cichym

chlupni

ę

ciem w namokni

ę

t

ą

ziemi

ę

. Wiedział,

ż

e z gołymi r

ę

kami nie ma

ż

adnej szansy przeciwko tuzinowi

szarych zabójców, ale biegł dalej, nie zatrzymuj

ą

c si

ę

. Pos

ę

pna natura Cymmerianina nie dopuszczała my

ś

li

o poddaniu si

ę

losowi, nawet w obliczu nieuchronnej

ś

mierci.

Znów zacz

ą

ł sypa

ć

ś

nieg, du

ż

e, mokre płatki opadały ze słabym, lecz daj

ą

cym si

ę

słysze

ć

szelestem,

znacz

ą

c wilgotn

ą

ziemie i strzeliste

ś

wierki miriadami białych plam. Tu i tam z dywanu igieł sterczały wielkie

głazy, kraina stawała si

ę

coraz bardziej górzysta i skalista. Te głazy były jedyn

ą

nadziej

ą

Conana, który

zamierzał oprze

ć

si

ę

o skał

ę

i zabezpieczywszy si

ę

w ten sposób przed atakiem z tyłu, stan

ąć

do ostatniej

walki. Niewielk

ą

miał nadzieje na wyj

ś

cie z

ż

yciem z opresji - dobrze znał szybko

ść

i sił

ę

stalowych szczek

tych

ż

ylastych, stufuntowych ciał - ale lepsza taka szansa ni

ż

ż

adna.

Las rzedniał w miar

ę

jak zbocze stawało si

ę

bardziej strome. Conan pop

ę

dził ku grupie skał wznosz

ą

cych si

ę

na stoku, jak brama jakiego

ś

zasypanego grodu. W tej samej chwili wilki wypadły z le

ś

nej g

ę

stwiny i pognały

za nim, wyj

ą

c jak piekielne demony, triumfuj

ą

ce nad potopion

ą

dusz

ą

.

2. Skalne komnaty

Przez biały zam

ę

t sypi

ą

cego

ś

niegu młodzieniec dojrzał ziej

ą

cy czerni

ą

otwór miedzy dwoma pot

ęż

nymi

blokami skalnymi i pomkn

ą

ł w tym kierunku. Kiedy dobiegał do w

ą

skiej, ciemnej szczeliny, wilki nast

ę

powały

mu ju

ż

na pi

ę

ty - zdawało mu si

ę

,

ż

e na gołych nogach czuje ich gor

ą

ce, smrodliwe oddechy. Wcisn

ą

ł si

ę

w

otwór w momencie, gdy przodownik stada skoczył na niego. Ociekaj

ą

ce

ś

lin

ą

kły chwyciły powietrze - Conan

był bezpieczny. Ale na jak długo?

Strona 1

background image

Carter Lin - Conan. Spotkanie w krypcie

Schyliwszy si

ę

, macał dookoła siebie w ciemno

ś

ci, szukaj

ą

c na chropowatej, kamiennej podłodze czego

ś

,

czym mógłby odeprze

ć

wyj

ą

c

ą

hordo. Na zewn

ą

trz słycha

ć

było dreptanie łap po

ś

wie

ż

ym

ś

niegu, skrobanie

pazurów o kamie

ń

i ci

ęż

kie dyszenie zziajanych tak jak i on wilków. Wygłodniałe,

żą

dne krwi zwierz

ę

ta

skomliły czuj

ą

c jego zapach, lecz

ż

adne nie próbowało dosta

ć

si

ę

do

ś

rodka. I to wydawało si

ę

dziwne.

Ciemno

ś

ci, panuj

ą

ce w niewielkiej, skalnej komnacie rozpraszało tylko słabe

ś

wiatło wpadaj

ą

ce przez otwór

wej

ś

ciowy. Nierówn

ą

podłogo pokrywały

ś

mieci naniesione tu w ci

ą

gu długich lat przez wiatr, ptaki i zwierz

ę

ta

- zeschłe li

ś

cie, igliwie, suche gał

ą

zki, nieco rozsypanych drobnych ko

ś

ci, kamyków i okruchów skały. Nie

znalazł niczego, ci mogłoby posłu

ż

y

ć

za bro

ń

.

Prostuj

ą

c si

ę

na cał

ą

wysoko

ść

swej mierz

ą

cej ju

ż

ponad sze

ść

stóp postaci, młodzian zacz

ą

ł bada

ć

ś

ciany

wyci

ą

gni

ę

t

ą

r

ę

k

ą

. Wkrótce znalazł przej

ś

cie wiod

ą

ce gdzie

ś

dalej, w smolisty mrok. Macaj

ą

c kraw

ę

dzie

otworu stwierdził,

ż

e ma on regularny kształt i odkrył

ś

lady dłuta na kamiennej framudze, układaj

ą

ce si

ę

w

tajemnicze znaki jakiego

ś

nieznanego pisma. Nieznanego przynajmniej młodemu barbarzy

ń

cy z północy,

który nie umiał ani czyta

ć

, ani pisa

ć

i wr

ę

cz pogardzał takimi umiej

ę

tno

ś

ciami, uwa

ż

aj

ą

c je za objaw

zniewie

ś

ciało

ś

ci.

Musiał si

ę

zgi

ąć

wpół, by przecisn

ąć

si

ę

przez niskie drzwi, ale przeszedłszy przez nie mógł znowu stan

ąć

wyprostowany. Zatrzymał si

ę

, nasłuchuj

ą

c czujnie. W otaczaj

ą

cej go ciszy i ciemno

ś

ci instynktownie wyczuł

czyj

ąś

obecno

ść

. Chocia

ż

napi

ę

te zmysły nie dostarczały mu

ż

adnych wskazówek, miał dziwne wra

ż

enie,

ż

e

nie jest sam w komnacie.
Wyt

ęż

aj

ą

c wy

ć

wiczony w le

ś

nej głuszy słuch doszedł do wniosku,

ż

e pomieszczenie, w jakim si

ę

znalazł, jest

o wiele wi

ę

ksze od pierwszego. Wokół unosił si

ę

zaduch nagromadzonego przez wieki kurzu i nietoperzych

odchodów. Ostro

ż

nie stawiaj

ą

c stopy napotykał porozstawiane tu i tam przedmioty i chocia

ż

ich nie widział,

wydawały mu si

ę

sprz

ę

tami wykonanymi przez człowieka.

Zrobił jeden zbyt szybki krok w kierunku

ś

ciany, potkn

ą

ł si

ę

o co

ś

i kiedy upadł, przedmiot rozleciał si

ę

z

trzaskiem pod jego ci

ęż

arem. Ostra drzazga zarysowała mu skór

ę

, dodaj

ą

c nast

ę

pne zadrapanie do

skalecze

ń

spowodowanych przez

ś

wierkowe igły i wilcze kły. Kln

ą

c, podniósł si

ę

i pomacał połamane

szcz

ą

tki. To było krzesło, tak zbutwiałe,

ż

e drewno kruszyło si

ę

w palcach.

Dalsze badania prowadził z wi

ę

ksz

ą

ostro

ż

no

ś

ci

ą

. Wyci

ą

gaj

ą

c r

ę

ce natrafił na inny, wi

ę

kszy przedmiot, w

którym niebawem rozpoznał wojenny rydwan. Szprychy przegnity i koła załamały si

ę

, tak

ż

e wóz le

ż

ał na

podłodze w

ś

ród fragmentów podwozia i kawałków obr

ę

czy. Bł

ą

dz

ą

ce palce Conana dotkn

ę

ły zimnego metalu

- najwidoczniej zardzewiałego,

ż

elaznego okucia rydwanu. To nasun

ę

ło mu pomysł. Odwrócił si

ę

i wymacuj

ą

c

sobie drog

ę

powrócił do przedsionka. Zebrał gar

ść

suszu i kilka skalnych odłamków. Ponownie wszedł do

komnaty i uło

ż

ywszy mał

ą

kupk

ę

z chrustu i li

ś

ci uderzył

ż

elazem o kamie

ń

. Po kilku nieudanych próbach z

kolejnego kamienia trysn

ę

ły jasne iskry. Za chwil

ę

w komnacie płoniło małe ognisko podsycane resztkami

połamanego krzesła i drewnianymi kawałkami rydwanu. Teraz mógł odpocz

ąć

po straszliwym wy

ś

cigu i

ogrza

ć

zdr

ę

twiałe członki.

ś

wawo trzaskaj

ą

ce płomienie powstrzymaj

ą

wci

ąż

kr

ę

c

ą

ce si

ę

przed wej

ś

ciem

wilki, które, chocia

ż

zwykle niech

ę

tnie rezygnuj

ą

ze zdobyczy, nie próbowały wtargn

ąć

do ciemnej jaskini.

Ciepły,

ż

ółty blask ognia ta

ń

czył po

ś

cianach z topornie ociosanego kamienia. Conan rozejrzał si

ę

wokół.

Pomieszczenie miało kształt prostok

ą

ta i było znacznie wi

ę

ksze ni

ż

pierwotnie przypuszczał. Wyniosły strop

gin

ą

ł w gł

ę

bokim cieniu i zasłonach paj

ę

czyn. Pod

ś

cianami stało kilka krzeseł i par

ę

kufrów ze strojami i

broni

ą

, których otwarte wieka ukazywały zakurzon

ą

zawarto

ść

. W wielkiej, kamiennej komnacie roztaczała

si

ę

wo

ń

ś

mierci i st

ę

chlizny.

Nagle dreszcz przebiegł Conanowi po plecach - w odległym k

ą

cie pomieszczenia, na ogromnym kamiennym

tronie siedział nagi olbrzym z obna

ż

onym mieczem na kolanach. W migocz

ą

cym blasku płomieni trupia

czaszka spogl

ą

dała pustymi oczodołami na młodego Cymmerianina. Chude jak patyki ko

ń

czyny były br

ą

zowe

i wyschni

ę

te, a ciało na pot

ęż

nej piersi skurczone i pop

ę

kane przywarto w strz

ę

pach do odsłoni

ę

tych

ż

eber.

Conan wiedział,

ż

e nagi gigant nie

ż

yje od wielu wieków, lecz

ś

wiadomo

ść

tego nie zmniejszała przera

ż

enia

młodzie

ń

ca. Nieustraszony w starciu z człowiekiem czy zwierz

ę

ciem, nie obawiał si

ę

bólu i

ś

mierci z r

ą

k

wrogów. Jednak jako barbarzy

ń

ca z dzikiej Cymmerii l

ę

kał si

ę

nadprzyrodzonych mocy, demonów i

potwornych stworów Odwiecznej Nocy i Chaosu, jakimi jego prymitywny lud zapełniał ciemno

ś

ci za kr

ę

giem

obozowych ognisk. Conan wolałby stawia

ć

czoła głodnym wilkom ni

ż

pozostawa

ć

tutaj z martwym,

spogl

ą

daj

ą

cym na niego ze skalnego tronu zapadni

ę

tymi oczodołami, w których dr

żą

cy odblask ogniska,

o

ż

ywiaj

ą

c wyschni

ę

te oblicze trupa, poruszał mroczne cienie.

3. Miecz

Krew zastygła młodzie

ń

cowi w

ż

yłach i włosy zje

ż

yły mu si

ę

na głowie, ale wzi

ą

ł si

ę

w gar

ść

. Odsyłaj

ą

c w

duchu wszystkie przes

ą

dy do diabła, podszedł na sztywnych nogach do tronu, by przyjrze

ć

si

ę

z bliska

zmarłemu. Tron - solidny blok szklistego ciemnego kamienia, ociosanego z grubsza na kształt fotela - stał na
niskim postumencie. Olbrzym musiał umrze

ć

siedz

ą

c na nim albo został tam posadzony po

ś

mierci. Je

ż

eli

nosił kiedy

ś

jak

ąś

odzie

ż

, to ju

ż

dawno zbutwiała i rozsypała si

ę

w proch. Mosi

ęż

ne zapinki i resztki zbroi

nadal le

ż

ały u jego stóp. Szyj

ę

otaczał naszyjnik z nieoszlifowanych bryłek szlachetnego kruszcu, a na

Strona 2

background image

Carter Lin - Conan. Spotkanie w krypcie

szponiastych dłoniach,

ś

ciskaj

ą

cych por

ę

cze tronu, błyszczały złote pier

ś

cienie. Zwie

ń

czony rogami hełm z

br

ą

zu, pokryty teraz zielon

ą

warstw

ą

tłustej

ś

niedzi, chronił wyschni

ę

t

ą

czaszk

ę

budz

ą

cej groz

ę

postaci. Mimo

ż

elaznych nerwów Conan z trudem zmusił si

ę

, by spojrze

ć

w t

ę

zniszczon

ą

przez czas twarz. Zapadni

ę

te

oczy trupa zostawiły dwie czarne jamy, a łuszcz

ą

ca si

ę

skóra wyschni

ę

tych warg obna

ż

yła po

ż

ółkłe,

wyszczerzone w ponurym u

ś

miechu z

ę

by.

Kim był zmarły? Staro

ż

ytnym wojownikiem, wielkim wodzem budz

ą

cym strach za

ż

ycia i czczonym po

ś

mierci? Nikt nie mógł odpowiedzie

ć

na to pytanie. Blisko sto ras w

ę

drowało i władało tym górzystym

pograniczem, od czasu kiedy Altantyda zapadła si

ę

w szmaragdowe fale Zachodniego Oceanu osiem tysi

ę

cy

lat wcze

ś

niej. S

ą

dz

ą

c po zwie

ń

czonym rogami hełmie, trup mógł by

ć

wodzem pierwotnych Vanirów lub

Aesirów, albo królem jakiego

ś

zapomnianego, prymitywnego szczepu Hyborian, od dawna pochłoni

ę

tego

przez mroki czasu i pogrzebanego przez pył wieków.
Spojrzenie Conana padło na wielki miecz, le

żą

cy na kolanach trupa. Była to przera

ż

aj

ą

ca bro

ń

- szerok

ą

kling

ę

o blisko metrowej długo

ś

ci wykuto z hartowanej stali - nie z miedzi czy br

ą

zu, jak mo

ż

na by si

ę

spodziewa

ć

ze wzgl

ę

du na wiek or

ęż

a. Mógł to by

ć

pierwszy stalowy brzeszczot wykonany r

ę

k

ą

ludzk

ą

;

cymmeria

ń

skie legendy wspominały o dniach, gdy sieczono si

ę

i kłuto czerwonym spi

ż

em, nie znaj

ą

c

tajemnicy wyrobu

ż

elaznych przedmiotów. Ten miecz w zamierzchłej przeszło

ś

ci musiał by

ć

ś

wiadkiem wielu

bitew - mówiła o tym jego szeroka klinga, wci

ąż

ostra, lecz poszczerbiona w licznych miejscach, gdzie z

brz

ę

kiem spotkała si

ę

niegdy

ś

z ostrzami innych mieczy i toporów. Pociemniały ze staro

ś

ci, poplamiony rdz

ą

or

ęż

nadal budził respekt. Cymmerianinowi mocniej zabiło serce - w jego

ż

yłach płyn

ę

ła krew pokole

ń

wojowników.
Na Croma, co za miecz! Z tak

ą

broni

ą

mógł stawi

ć

czoła nie tylko stadu wygłodzonych wilków. Chwytaj

ą

c

r

ę

koje

ść

po

żą

dliw

ą

r

ę

k

ą

nie dostrzegł ostrzegawczego błysku w ciemnych oczodołach staro

ż

ytnego

wojownika. Conan zwa

ż

ył miecz w r

ę

ku. Or

ęż

z Dawnych Wieków wydawał si

ę

ci

ęż

ki jak ołów. Mo

ż

e w

przeszło

ś

ci nosił go jaki

ś

legendarny król-heros, jak Kull Atlantyda - król Valuzji w czasach, nim skryła j

ą

zielona to

ń

... Młodzieniec poczuł jak wzbiera w nim siła, a serce bije szybciej przepełnione dum

ą

posiadania.

Zamachn

ą

ł si

ę

. Bogowie, co za bro

ń

! Wojownik z takim mieczem jest godzien ka

ż

dego zaszczytu! Maj

ą

c taki

or

ęż

nawet półnagi młody barbarzy

ń

ca z surowej, dzikiej Cymmerii mo

ż

e wywalczy

ć

sobie drog

ę

przez

zast

ę

py wrogów i przebrn

ą

wszy przez rzeki posoki zaj

ąć

poczesne miejsce w panteonie władców!

Stan

ą

ł z dala od tronu, tn

ą

c i d

ź

gaj

ą

c powietrze ostr

ą

stal

ą

, oswajaj

ą

c si

ę

z dotykiem zniszczonej przez czas

r

ę

koje

ś

ci. W zadymionym pomieszczeniu rozległ si

ę

jedynie

ś

wist rozcinanego powietrza, a migocz

ą

ce

ś

wiatło ogniska odbijało si

ę

skrz

ą

cymi promieniami od powierzchni ostrza, rzucaj

ą

c małe, złote błyski na

kamienne

ś

ciany. Z tak

ą

broni

ą

nie obawiał si

ę

nawet armii wojowników!

Conan nabrał tchu w piersi i wydał dziki okrzyk wojenny swego ludu. Krzyk odbił si

ę

grzmi

ą

cym echem po

komnacie pełnej tajemniczych cieni i zestarzałego kurzu. Cymmerianin nie pomy

ś

lał,

ż

e gromkie wyzwanie

rzucone w takim miejscu mogło obudzi

ć

nie tylko

ś

pi

ą

ce nietoperze, lecz równie

ż

co

ś

, co według wszelkich

praw powinno spoczywa

ć

w spokoju przez nadchodz

ą

ce wieki.

Nagle młodzieniec zastygł w niedoko

ń

czonym ge

ś

cie, słysz

ą

c dziwny, suchy chrz

ę

st, dobiegaj

ą

cy z tej cz

ęś

ci

komnaty, gdzie stał tron. Młody barbarzy

ń

ca odwrócił si

ę

wolno, spojrzał... i serce w nim zamarło, a lodowaty

dreszcz strachu przebiegł mu po krzy

ż

u. Wszystkie nocne koszmary i przes

ą

dne leki obudziły si

ę

w jego

duszy, napełniaj

ą

c j

ą

szale

ń

stwem i groz

ą

. Trup o

ż

ył.

4. Spotkanie

Powoli, konwulsyjnymi ruchami, trup podniósł si

ę

ze swego kamiennego fotela i spojrzał na intruza pustymi

oczodołami, które zdawały si

ę

jarzy

ć

zimnym, nienawistnym spojrzeniem. Dzi

ę

ki tajemniczej sztuce

pradawnych czarnoksi

ęż

ników,

ż

ycie wci

ąż

tliło si

ę

w wysuszonej mumii starego wodza. Obna

ż

one szcz

ę

ki

rozchyliły si

ę

i zamkn

ę

ły w przera

ż

aj

ą

cej parodii mowy. Conan usłyszał tylko suchy chrz

ę

st, z jakim resztki

mi

ęś

ni i

ś

ci

ę

gien tarły o siebie. Ta bezgło

ś

na imitacja mowy przeraziła młodzie

ń

ca bardziej ni

ż

fakt,

ż

e

martwy o

ż

ył i poruszał si

ę

.

Szkielet zst

ą

pił z postumentu i zwrócił si

ę

ku Cymmerianinowi. Puste oczodoły wypełniły si

ę

nagle krwawym

blaskiem, gdy ich spojrzenie padło na wielki miecz. Krocz

ą

c niezdarnie mumia ruszyła przez komnat

ę

w

kierunku Conana, jak uosobienie grozy, jak demon z majacze

ń

szale

ń

ca, wyci

ą

gaj

ą

c ko

ś

ciste szpony, by

odebra

ć

swoj

ą

własno

ść

.

Przej

ę

ty zabobonnym l

ę

kiem młodzian cofał si

ę

krok za krokiem przed zbli

ż

aj

ą

cym si

ę

olbrzymem. Płomienie

ogniska rzucały na poblisk

ą

ś

cian

ę

czarny, potworny cie

ń

szkieletu, drgaj

ą

cy na chropowatej skale. Panuj

ą

c

ą

w grobowcu cisz

ę

zakłócał tylko syk ognia, po

ż

eraj

ą

cego resztki drewnianego krzesła, chrz

ę

st wyschni

ę

tych

mi

ęś

ni zbli

ż

aj

ą

cego si

ę

trupa i ci

ęż

ki oddech przera

ż

onego, z trudem chwytaj

ą

cego powietrze Conana.

Mumia przyparta intruza do

ś

ciany i wyci

ą

gn

ę

ła dr

żą

c

ą

br

ą

zow

ą

r

ę

k

ę

.

Odruchowo, instynktownie, młody barbarzy

ń

ca uderzył. Rozległ si

ę

ś

wist i z trzaskiem, przypominaj

ą

cym

odgłos łamanej gał

ę

zi stalowe ostrze odr

ą

bało wyci

ą

gni

ę

te rami

ę

. Odci

ę

ta r

ę

ka upadła z suchym grzechotem

na podłog

ę

nadal zaciskaj

ą

c palce; z kikuta wyschni

ę

tego przedramienia nie trysn

ę

ła nawet kropla krwi.

Strona 3

background image

Carter Lin - Conan. Spotkanie w krypcie

Straszliwa rana, jaka powaliłaby ka

ż

dego

ś

miertelnika, nie powstrzymała trupa, który cofn

ą

ł okaleczon

ą

r

ę

k

ę

i

wyci

ą

gn

ą

ł drug

ą

. Oszalały Conan skoczył na napastnika wymierzaj

ą

c zamaszyste, pot

ęż

ne ciosy. Jeden z

nich trafił w bok mumii. Pod ostrzem miecza

ż

ebra trzasn

ę

ły jak gał

ą

zki i olbrzym upadł z łoskotem.

Młodzieniec stał na

ś

rodku kamiennej komnaty dysz

ą

c ci

ęż

ko i

ś

ciskaj

ą

c wy

ś

lizgan

ą

r

ę

koje

ść

w spotniałej

dłoni patrzył rozszerzonymi oczyma na trupa, który wolno d

ź

wign

ą

ł si

ę

na nogi i wyci

ą

gaj

ą

c szponiast

ą

dło

ń

zbli

ż

ał si

ę

znowu.

5. Pojedynek

Rozpocz

ę

ły si

ę

ś

miertelne zmagania. Conan uderzał ze wszystkich sił, lecz musiał cofa

ć

si

ę

krok po kroku

przed niepowstrzymanym pochodem wci

ąż

nast

ę

puj

ą

cego przeciwnika. Nagle mumia gwałtownym ruchem

cofn

ę

ła rami

ę

przed ciosem i impet wytr

ą

cił Cymmerianina z równowagi. Nim j

ą

odzyskał, trup chwycił

ko

ś

cist

ą

r

ę

k

ą

za fałdy tuniki i zerwał z niego postrz

ę

pion

ą

szat

ę

, zostawiaj

ą

c go nagim prócz sandałów i

przepaski na biodrach.
Conan odskoczył i wymierzył pot

ęż

ne uderzenie w głow

ę

monstrum. Mumia znów uchyliła si

ę

i ponownie

młody barbarzy

ń

ca z trudem wywin

ą

ł si

ę

z u

ś

cisku. W ko

ń

cu silny cios trafił w hełm przeciwnika, odcinaj

ą

c

jeden z wie

ń

cz

ą

cych go rogów. Nast

ę

pny - i hełm z brz

ę

kiem potoczył si

ę

po podłodze w k

ą

t komnaty.

Kolejne uderzenie spadło na wyschni

ę

t

ą

, ohydn

ą

czaszk

ę

. Ostrze utkwiło na moment w ko

ś

ci i to prawie

zgubiło Conana - czarne pazury si

ę

gn

ę

ły jego szyi, rozdzieraj

ą

c skór

ę

, gdy gwałtownie wyrwał wbit

ą

bro

ń

.

Jeszcze raz trafił mumi

ę

w

ż

ebra i znów ostrze zakleszczyło si

ę

w kr

ę

gach. I tym razem udało mu si

ę

je

wyszarpn

ąć

. Wydawało si

ę

,

ż

e nic nie jest w stanie zatrzyma

ć

napastnika. Nie sposób przecie

ż

zrani

ć

trupa!

Szkielet chwiał si

ę

, ale ci

ą

gle nacierał, nie znaj

ą

c zm

ę

czenia ani słabo

ś

ci, chocia

ż

rany, jakie odniósł,

powaliłyby tuzin krzepkich wojowników.
Jak mo

ż

na zabi

ć

martwego? - to pytanie tłukło si

ę

pod czaszk

ą

bliskiego szale

ń

stwa Conana. Zadawał je

sobie raz po raz, siek

ą

c i r

ą

bi

ą

c ze wszystkich sił. Serce waliło mu jak młotem, płuca pracowały jak miechy,

lecz jego ciosy nie wywierały

ż

adnego wra

ż

enia na milcz

ą

cym przeciwniku.

Wreszcie barbarzy

ń

ca przywołał na pomoc cały swój spryt. Pomy

ś

lawszy,

ż

e okulawiona mumia nie b

ę

dzie

mogła go

ś

ciga

ć

, wymierzył nagły, zamaszysty cios w kolano trupa. Trzasn

ę

ła ko

ść

i szkielet upadł, ale w

wyschni

ę

tej piersi kryła si

ę

nadnaturalna moc. Czołgaj

ą

c si

ę

po kamiennej podłodze mumia znowu d

ź

wign

ę

ła

si

ę

na nogi i ruszyła do młodzie

ń

ca powłócz

ą

c okaleczon

ą

ko

ń

czyn

ą

.

Conan uderzył, utr

ą

caj

ą

c doln

ą

szcz

ę

k

ę

, która z grzechotem potoczyła si

ę

po komnacie. Trup nawet si

ę

nie

zatrzymał. W niestrudzonym, miarowym pochodzie wci

ąż

nast

ę

pował na intruza chocia

ż

poni

ż

ej płon

ą

cych

niesamowitym blaskiem oczodołów, dolna cz

ęść

czaszki była teraz zaledwie mas

ą

białych, potrzaskanych

ko

ś

ci. Conan zaczynał

ż

ałowa

ć

,

ż

e wilcze stado nie dopadło go, zanim zd

ąż

ył schroni

ć

si

ę

w tej przekl

ę

tej

krypcie, której zmarły przed wiekami mieszkaniec był wci

ąż

ż

ywy i niebezpieczny.

Nagle co

ś

chwyciło go za nog

ę

. Straciwszy równowag

ę

, run

ą

ł jak długi na nierówn

ą

kamienn

ą

podłog

ę

,

wierzgaj

ą

c w

ś

ciekle by uwolni

ć

si

ę

z uchwytu ko

ś

cistych palców. Spojrzał i zamarł na chwile, gdy zobaczył

uczepion

ą

jego kostki, odr

ą

ban

ą

dło

ń

trupa. Wyschni

ę

te szpony wbiły si

ę

ę

boko w ciało.

Olbrzymia, siej

ą

ca groz

ę

i szale

ń

stwo posta

ć

pochyliła nad nim sw

ą

strzaskan

ą

twarz i z szyderczym

grymasem wyci

ą

gn

ę

ła r

ę

k

ę

ku gardłu ofiary.

Conan instynktownie z całej siły kopn

ą

ł obiema nogami w skurczony brzuch trupa wyrzucaj

ą

c go w powietrze.

Z gło

ś

nym trzaskiem olbrzym upadł - prosto w ognisko. Cymmerianin chwycił odci

ę

t

ą

r

ę

k

ę

, wci

ąż

ś

ciskaj

ą

c

ą

jego kostk

ę

, oderwał j

ą

, skoczył na nogi i cisn

ą

ł ko

ń

czyn

ę

w

ś

lad za reszt

ą

zwłok. Pochylił si

ę

, porwał

upuszczony w czasie upadku miecz i rzucił si

ę

w kierunku ogniska - by stwierdzi

ć

,

ż

e bitwa zako

ń

czona.

Wysuszone przez niezliczone stulecia ko

ś

ci płon

ę

ły gwałtownie, jak suchy chrust. Nadnaturalne

ż

ycie jeszcze

nie opu

ś

ciło trupa - wyprostował si

ę

z wysiłkiem i wtedy płomienie ogarn

ę

ły cały jego szkielet, przeskakuj

ą

c z

ko

ś

ci na ko

ść

, zmieniaj

ą

c go w

ż

yw

ą

pochodnie. Ju

ż

prawie udało mu si

ę

wygramoli

ć

z ognia, gdy nagle

okaleczona noga ugi

ę

ła si

ę

pod nim i olbrzym run

ą

ł z powrotem w ognisko. Płon

ą

ce ramie uniosło si

ę

i

opadło jak ułamana gał

ąź

, czaszka potoczyła si

ę

miedzy w

ę

gle i po kilku chwilach ogie

ń

pochłon

ą

ł mumie

zupełnie, pozostawiaj

ą

c jedynie kilka roz

ż

arzonych w

ę

gielków i garstk

ę

popiołu.

6. Decyzja

Conan z przeci

ą

głym westchnieniem wypu

ś

cił powietrze z płuc i ponownie nabrał tchu. Napi

ę

cie opu

ś

ciło go,

pozostawiaj

ą

c w całym ciele uczucie zm

ę

czenia. Wytarł zimny pot z czoła i przegładził palcami czarne włosy.

Oto wojownik był w ko

ń

cu naprawd

ę

martwy i wielki miecz nale

ż

ał do zwyci

ę

zcy. Jeszcze raz zwa

ż

ył or

ęż

w

r

ę

ku, ciesz

ą

c si

ę

jego ci

ęż

arem i moc

ą

.

Ś

miertelnie utrudzony, zastanowił si

ę

nad sp

ę

dzeniem nocy w krypcie. Na zewn

ą

trz czekały na niego wilki i

mróz, a nawet instynktowne wyczucie kierunku nie uchroni go przed zbł

ą

dzeniem na obcej ziemi w

bezgwiezdn

ą

noc. Po krótkim namy

ś

le zdecydował si

ę

. Wypełniona dymem komnata

ś

mierdziała ju

ż

nie tylko

st

ę

chlizn

ą

, ale tak

ż

e dziwnym, budz

ą

cym odraz

ę

odorem spalonego ciała. Pusty tron zdawał si

ę

spogl

ą

da

ć

Strona 4

background image

Carter Lin - Conan. Spotkanie w krypcie

szyderczo na młodego Cymmerianina, który wci

ąż

miał to niesamowite wra

ż

enie czyjej

ś

obecno

ś

ci, jakie

odniósł, gdy po raz pierwszy wszedł do grobowca. Na my

ś

l o noclegu w tym nawiedzonym miejscu czuł

lodowate palce strachu pełzn

ą

ce po plecach.

Nowa bro

ń

napełniła go otuch

ą

. Wypi

ą

ł pier

ś

i ze

ś

wistem przeci

ą

ł ostrzem powietrze. Po chwili wynurzył si

ę

z otworu wej

ś

ciowego, otulony w stare futro, wyj

ę

te z jednej ze skrzy

ń

, trzymaj

ą

c pochodnie w jednej, a miecz

w drugiej r

ę

ce.

Po wilkach nie było

ś

ladu. Spogl

ą

daj

ą

c w gór

ę

, Conan zobaczył rozpogadzaj

ą

ce si

ę

niebo. Przez chwile

wpatrywał si

ę

w gwiazdy, błyskaj

ą

ce w

ś

ród pochmurnego jeszcze nieboskłonu i znów skierował swoje kroki

na południe.

przekład : Zbigniew A. Królicki & Robert J. Szmidt
powrót

Strona 5


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Camp Lyon Sprague de, Carter Lin Conan Spotkanie w krypcie
Carter Lin Conan Spotkanie w kryppcie
Conan Carter Lin Conan Szermierz
Camp L Sprague de & Carter Lin Conan Tom 20 Conan z Aquilonii
Camp L Sprague de & Carter Lin Conan Tom 20 Conan z Aquilonii
Camp L Sprague de & Carter Lin Conan Tom 15 Conan z Wysp
Carter Lin Conan Giganci zmierzchu swiata
Camp L Sprague de & Carter Lin Conan Tom 25 Conan Bukanier
Camp L Sprague de & Carter Lin Conan Tom 25 Conan Bukanier
C Carter Lin & De Camp Sprague Conan Bukanier
C Carter Lin & De Camp Sprague Conan z wysp
Camp L Sprague de & Carter Lin & Björn Björn Nyberg Conan Tom 24 Conan Szermierz
C Carter Lin & De Camp Sprague Conan z Aquiloni

więcej podobnych podstron