Odżył spór o atom
Nasz Dziennik, 2011-03-16
Problemy, z jakimi zmagają się Japończycy,
sprawiły, że Niemcy weryfikują swoje plany wobec
energetyki atomowej. A Polska? Właśnie
przymierzamy się do postawienia pierwszej
elektrowni jądrowej. Wszystko przez ograniczenia
emisji CO2 i handel emisjami.
Gdy Japonia walczy ze skutkami katastrofy
nuklearnej, ocenionej wczoraj na 6 punktów w 7-
stopniowej skali zagrożeń radiologicznych INES, politycy w krajach, które dopiero planują
budowę siłowni atomowych, prześcigają się w zapewnieniach o bezpieczeństwie energetyki
jądrowej, chcąc uspokoić opinię publiczną. Wszyscy zdają sobie sprawę, że dramat, który
rozgrywa się w Japonii, zachwieje rozwojem energetyki atomowej i przyspieszy wygaszanie
reaktorów. Tylko co dalej? Powrót do energetyki konwencjonalnej opartej na węglu jest
ekonomicznie nieopłacalny, wskutek wprowadzonych limitów emisji CO2 i opłat za emisje.
Węgiel kamienny i brunatny podczas spalania wydziela zbyt dużo dwutlenku węgla.
Nie ma alternatywy?
Plany uruchomienia pierwszej elektrowni atomowej we Włoszech podtrzymał
centroprawicowy rząd Silvio Berlusconiego, przy chóralnym sprzeciwie centrolewicowej
opozycji. Budowa ma ruszyć w 2013 r., a pięć lat później z elektrowni ma popłynąć prąd. To
pierwsza próba wybudowania elektrowni atomowej w tym kraju po tym, jak w 1997 r. Włosi -
po katastrofie w Czarnobylu - odrzucili w referendum program energetyki jądrowej. - Decyzji
w sprawie elektrowni atomowej nie należy podejmować pod wpływem emocji - przekonuje
minister sprawiedliwości Angelino Alfrano.
Katastrofa, jaka grozi Japonii, nie zraża jednak przedstawicieli rządu, którzy przekonują, że
elektrownie atomowe są bezpieczniejsze niż konwencjonalne. - Mamy do czynienia z jednym
z największych trzęsień ziemi w historii. Wyobraźmy sobie, co by się stało z elektrowniami
tradycyjnymi, ile byłoby zanieczyszczeń - mówił premier Donald Tusk.
Wcześniej główny specjalista w Centrum ds. Zdarzeń Radiacyjnych (CEZAR) Krzysztof
Dąbrowski uspokajał, że po trzęsieniu ziemi w Japonii nie ma niebezpieczeństwa skażenia i
że z danych Państwowej Agencji Atomistyki wynika, iż elektrownie jądrowe w rejonie
dotkniętym skutkami trzęsienia ziemi zostały wyłączone. Optymizm ten, jak dziś już wiemy,
nie znalazł potwierdzenia w faktach.
- Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pierwsza elektrownia atomowa w Polsce rozpocznie pracę w
2020 r. - zapowiedział w poniedziałek rzecznik rządu Paweł Graś, zapewniając, że
"rozwiązania przyjęte w Polsce będą należały do najbezpieczniejszych na świecie".
Stanowczo odrzucił sugestie dotyczące ewentualnej modyfikacji polityki energetycznej kraju
pod kątem udziału energetyki jądrowej w bilansie energetycznym Polski. - Potrzeby rosną i -
niezależnie od tego, jak będzie się rozwijać energetyka odnawialna oraz nowe źródła energii,
takie jak gaz łupkowy - konieczny jest program energii atomowej, aby przemysł mógł
bezpiecznie pracować w perspektywie kilkudziesięciu lat - powiedział Graś.
Walcząc z CO2
Rozwój energetyki jądrowej w Polsce, bez względu na wydarzenia w Japonii, popierają
wszystkie partie obecne w parlamencie.
- Do postawienia na energetykę jądrową zmuszają Polskę limity emisji CO2 wprowadzane
przez Unię Europejską - wyjaśnia Przemysław Wipler, ekspert ds. energetyki. Energia
jądrowa, jako wolna od CO2, pozwoliłaby polskiej gospodarce uniknąć ponoszenia
dodatkowych kosztów w postaci opłat za emisje do atmosfery. Jest to też sposób na
uniezależnienie naszej energetyki od źródła energii, jakim jest rosyjski gaz. Tymczasem
katastrofa w Japonii wzbudziła poważne obawy u polityków Francji i Niemiec, krajów, które
od dawna korzystają z energetyki jądrowej. - Skoro doszło do wycieków radioaktywnych,
mamy do czynienia z poważnym wypadkiem nuklearnym - ocenił już w poniedziałek
francuski minister ds. przemysłu, energetyki i gospodarki cyfrowej Eric Besson. Nie można
wykluczyć, jego zdaniem, iż dojdzie do katastrofy nuklearnej, jeśli nastąpiłoby stopienie
rdzenia reaktora i rozerwanie osłony reaktora. We wtorek w nocy do tego doszło.
W trudnej sytuacji znalazła się kanclerz Angela Merkel, gdyż to właśnie jej rząd zdecydował
niedawno o wydłużeniu o dalsze kilkanaście lat funkcjonowania siedemnastu elektrowni
atomowych. Szef MSZ Guido Westerwelle nie wykluczył, że po wybuchu w japońskich
reaktorach nastąpi weryfikacja tych planów. Kilka godzin później rząd Niemiec ogłosił
moratorium na wykonanie tej decyzji, co oznacza, że trzy najstarsze elektrownie atomowe w
tym kraju zostaną jeszcze w tym roku zamknięte, a kilka kolejnych ma zostać czasowo
zatrzymane. Przeprowadzona też zostanie kontrola wszystkich siłowni jądrowych oraz debata
na temat polityki energetycznej państwa. Elektrownie atomowe mają pełnić w Niemczech
wyłącznie funkcję pomostu energetycznego do czasu zastąpienia ich przez inne czyste źródła
energii, w tym energii odnawialnej. Minister gospodarki Rainer Bruederle w reakcji na
katastrofę w Japonii opowiedział się za przyspieszeniem prac nad wykorzystaniem energii
odnawialnych oraz technologią wychwytywania i magazynowania dwutlenku węgla.
- Mamy do czynienia z nową sytuacją - oznajmił. Nie można wykluczyć, że może to być
zapowiedź poważnych zmian w polityce energetycznej prowadzonej przez Unię. Komisarz
ds. energii Guenter Oettinger zapowiedział zwołanie szczytu energetycznego poświęconego
skutkom awarii nuklearnej w Japonii oraz przyszłości energii atomowej.
- Po katastrofie nuklearnej w Japonii Unia Europejska powinna zastanowić się, czy w
przyszłości będzie mogła zrezygnować z wykorzystania energii atomowej - oświadczył
komisarz Oettinger w wywiadzie dla telewizji ARD. Zaznaczył, że jeśli tak duży kraj jak
Niemcy rozpoczyna dyskusję o przyszłości energii atomowej, ma to konsekwencje dla całej
infrastruktury europejskiej i jej bezpieczeństwa energetycznego.
Małgorzata Goss