Braun Jackie
Świąteczne marzenia
Dawson Burke od lat zakup świątecznych prezentów powierza
profesjonalistom. Kiedy trafia na Eve, ta prosta dotąd sprawa mocno się
komplikuje. Eve nie zgadza się na kupowanie bezosobowych rzeczy, domaga
się informacji na temat potrzeb obdarowywanych osób. Jej nieustępliwość
bardzo Dawsona irytuje...
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dawson Burke przywykł do tego, że ludzie zachowują się w określony sposób, zgodnie z jego życzeniami
i oczekiwaniami. Już tylko z tego powodu zirytowała go wiadomość, którą właśnie odsłuchał z poczty
głosowej.
Wyłączył telefon i postukiwał nim w brodę, patrząc przez okna limuzyny na stojące w korku samochody
zdążające do Denver. Co Eve Hawley miała na myśli, mówiąc, że po południu wpadnie do jego biura, żeby
przedyskutować jego potrzeby związane ze świątecznymi prezentami?
O czym tu dyskutować?
Swoją poprzednią doradczynię do spraw zakupów spotkał tylko przy paru okazjach, choć znali się kilka lat.
Wszystkie sprawy z Carole Deming załatwiał, komunikując się z nią przez telefon, za pomocą faksu,
e-maila czy sekretarki. Dawson przekazywał jej listę nazwisk i niezbędną rekompensatę finansową. W
zamian Carole kupowała i pakowała prezenty oraz dbała o to, żeby zostały dostarczone. Zadanie było wy-
konane. Wszyscy byli szczęśliwi.
No cóż, w tej chwili niestety Dawson nie mógł się nazwać szczęśliwym.
Eve powiedziała, że chce mu zadać kilka pytań na temat osób z listy, które zamierzał obdarować.
Oznajmiła, że ma zwyczaj co najmniej raz spotkać się ze swoim klientem twa-
10
Jackie Braun
rzą w twarz, nim kupi coś w jego imieniu. Stwierdziła, że dzięki temu poznaje jego gust i pomaga jej to
spersonalizować zakupy. Mówiła...
Dawson przetarł oczy i ciężko westchnął. To już trzecia wiadomość głosowa, pełna komentarzy i próśb,
jaką otrzymał od tej kobiety. Nie miał czasu dla apodyktycznej zastępczyni Carole, podobnie jak zupełnie
go nie obchodziło Boże Narodzenie. Zastanawiał się, co też opętało Carole, która przechodziła
rekonwalescencję po operacji kolana, by mu podsunąć tę akurat kobietę.
Może powinien zadzwonić do Carole i spytać, czy nie poleciłaby mu jeszcze kogoś innego. Kogoś, kto nie
zadawałby niepotrzebnych pytań. Kto po prostu wykonałby jego polecenie i nie domagał się uścisku
dłoni.
Limuzyna zatrzymała się przy krawężniku przed budynkiem, w którym mieściły się biura Burkę Financial
Services. Tę firmę, specjalizującą się w zarządzaniu pakietami papierów wartościowych i funduszami
emerytalnymi, założył jego dziadek, Clive Burke. Clive senior zmarł prawie dwanaście lat temu, zaś ojciec
Dawsona, Clive junior, wiosną przed dwoma laty przeszedł na emeryturę. Teraz firmą zarządzał Dawson.
A on wyznawał zasadę, że należy trzymać wszystko silną ręką.
Jego sekretarka wstała zza biurka, które stało tuż przed jego gabinetem, w chwili gdy na jedenastym piętrze
otworzyły się drzwi windy. Nazywała się Rachel Stern. Była poważną kobietą o stalowosiwych włosach,
szerokich ramionach i twarzy, na widok której zatwardziały przestępca przeszedłby na drugą stronę, gdyby
mijał ją na ulicy. Dawson nie przypominał sobie, by w ciągu dwunastu lat, kiedy Rachel dla niego
pracowała, choć raz widział jej uśmiech. Tak, ona zawsze jest
Świąteczne marzenia
11
poważna. Taką już miała naturę, ale przy tym była oddana i skuteczna. Czasami przysiągłby, że czyta mu w
myślach, bo wyprzedzała jego życzenia.
Ten ranek nie różnił się od innych. Rachel szła obok niego, przekazując mu, co go czeka, zanim jeszcze
zdjął skórzane rękawiczki i wełniany płaszcz.
- Dzwonili ludzie z Darien Cooper. Utknęli w korku i spóźnią się jakiś kwadrans. W sali konferencyjnej
położyłam teczki z informacjami, a prezentacja PowerPoint jest gotowa.
- A moje wystąpienie na dzisiejszy wieczór w Klubie Ekonomicznym? - spytał.
- Przepisane, sprawdzone pod względem merytorycznym, czeka na pańskim biurku. Stacje telewizyjne
prosiły o jakiś skrót, bo reporterzy chcą zdążyć na wieczorne wydanie wiadomości. Pozwoliłam sobie
podkreślić kilka punktów, które dobrze zabrzmią w telewizji.
- Świetnie.
- Aha, dzwoniła pańska matka.
Dawson zacisnął zęby. Powtórzył sobie, że jedynym powodem, dla którego matka tak często dzwoni, jest
to, że go kocha i martwi się o niego. Oczywiście ani trochę nie zmniejszyło to jego wyrzutów sumienia.
- Prosiła, żebym oddzwonił?
- Nie, prosiła tylko, żeby oddał pan do pralni swój smoking przed balem, który odbędzie się w ten
weekend. Zarezerwowała dla pana miejsce przy głównym stole.
Dawson powściągnął westchnienie. Coroczny Bal Dobroczynny i aukcja organizowane przez jego matkę
Tallulah Malone Burkę były wydarzeniem, którego elita Denver nie mogła opuścić. Dawson miał nadzieję,
że prześle hojny czek
12
Jackie Braun
wraz z wyrazami żalu, iż nie może w tym uczestniczyć. Ale w tym roku bal obchodził swoją srebrną
rocznicę i Dawson nie wątpił, że matka stanie w jego drzwiach, żeby go tam zaciągnąć.
Cel był szczytny, zbierano pieniądze dla mieszkańców tej okolicy, którym w życiu się nie poszczęściło.
Kiedyś Dawson z przyjemnością pełnił swoją rolę, przebierał się za pingwina, ściskał dłonie i rozmawiał o
niczym z ważnymi osobistościami. Ale przez ostatnie parę lat wynajdywał wciąż nowe preteksty, byle nie
brać udziału w.tej imprezie, która zawsze wypadała w drugą sobotę po Święcie Dziękczynienia. Dla niego
to była fatalna pora roku. Prawdę mówiąc, po prostu najgorsza. Był wdzięczny, że jego matka, która miała
bzika na punkcie zachowania pozorów, pozwalała mu wymigać się od reprezentowania firmy Burkę. Ale
najwyraźniej czas pobłażania dobiegł końca.
Na dodatek matka twierdziła, że Dawson odziedziczył upór po ojcu.
Dawson zerknął na zegarek.
- Moja gosposia powinna już być u mnie w domu. Zadzwoń do niej. Ingrid dopilnuje, żeby wyczyszczono
smoking. A jak znajdziesz chwilę...
- Filiżanka kawy i bajgiel z tostera z odrobiną sera i świeżymi owocami - dokończyła Rachel.
- Poproszę.
Jego bystra sekretarka czytała mu w myślach, podczas gdy Eve Hawley nie potrafiła poradzić sobie z
prostą listą nazwisk, nawet jeśli znajdowały się tam informacje na temat płci danej osoby, wieku, a także jej
powiązania z Dawlonem.
- Coś jeszcze? - spytała Rachel.
Świąteczne marzenia
13
- Prawdę mówiąc tak. - Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął komórkę. - Zadzwoń w moim imieniu do
panny Hawley. Trzeci numer od góry. To doradczyni do spraw zakupów polecona przez Carole. W
zeszłym tygodniu przesłałem jej e-mailem listę nazwisk. Powiedz jej, że jestem zbyt zajęty, żeby się z nią
dzisiaj widzieć. I, chociaż wszystko powinno być dla niej jasne, spytaj, czy możesz jej odpowiedzieć na
jakieś pytania, które podobno ma w związku z tą listą.
- Oczywiście.
- Dziękuję. - Uniósł rękę, by rozmasować kark, i skrzywił się, kiedy ból rozszedł się po całym kręgosłupie.
Od trzech lat, od wypadku samochodowego, w którym zginęły jego żona i córka, dokuczało mu to dosyć
często. Napięcie zwiększało odczucie bólu.
O tej porze roku, kiedy wspomnienia i żal kłębiły się, ból stawał się wprost nie do zniesienia. .
- Czy kręgosłup znowu daje się panu we znaki? - spytała Rachel tonem pozbawionym współczucia,
którego zresztą nie znosił. Nie lubił, gdy się nad nim litowano. A jednak wiedział, że tak właśnie patrzy na
niego wiele osób.
Biedny Dawson Burkę.
- Trochę.
- Zadzwonię do Wandy i spytam, czy mogłaby wpaść na sesję między popołudniowymi spotkaniami -
powiedziała, mając na myśli masażystkę, której od wyjścia ze szpitala po wypadku płacił za to, by
pozostawała w dyspozycji.
Pomysł był znakomity, ale Dawson pokręcił głową.
- Nie mam czasu. Wychodząc wczoraj wieczorem, spotkałem Nicka Freelyego. Obiecałem mu, że przejrzę
z nim opcje ńa zakup akcji.
14
Jackie Braun
- Mogę do niego zadzwonić i przenieść to spotkanie na inny termin - zaproponowała.
- Nie. Wiesz co, poproś Wandę, żeby przed wieczorem przyszła do mnie do domu. W ten sposób
przygotuję się do wygłoszenia mowy.
Kiedy Rachel się oddaliła, Dawson zapisał sobie w pamięci, by zwiększyć sumę na jej świątecznym czeku.
Zasłużyła na to.
Eve Hawley też sobie na coś zasłużyła, stwierdził później. Ale tym razem nie chodziło o rekompensatę
finansową. Dawson leżał właśnie na stole, który jego masażystka ustawiła na środku pokoju, przykryty
tylko białym cienkim prześcieradłem na biodrach, kiedy jego gospodyni zapukała do drzwi.
- Przepraszam, panie Burkę - powiedziała, stojąc w progu. - Ktoś do pana.
Dawson nikogo się nie spodziewał. Za godzinę miał wyjść, by wygłosić swoją mowę. Kiedy Wanda
rozmasowy-wała jego spięte mięśnie rękami, z których niejeden drwal byłby dumny, zapytał przez zęby:
- Kto to?
- Eve Hawley.
Uniósł lekko głowę z poduszki w kształcie obwarzanka.
- Ona tutaj jest? -Tak.
Ta kobieta jest nieustępliwa i wyraźnie nie umie wykonać swojej pracy, jeżeli nawet po rozmowie z Rachel
wciąż na niego poluje.
- Powiedz jej, że w tej chwili jestem zajęty.
- Powiedziałam, panie Burkę. Ale ona upiera się, że musi pana widzieć - odrzekła Ingrid.
Świąteczne marzenia
15
- Upiera się? Cóż, skoro się upiera... - Chyba wymyślił sposób, jak się jej pozbyć. - Poproś ją tutaj.
- W tej chwili? - spytała gospodyni ze zdumieniem.
- Tak, w tej chwili. - Jeśli Eve Hawley życzy sobie go widzieć, Dawson pokaże się jej w całej okazałości.
Ingrid przeniosła wzrok na jego nagie plecy i kawałek białego płótna, które zakrywało to, co
najważniejsze, ale odsłaniało górną część bioder i nogi. Ze względu na wiek mogłaby być jego matką.
Prawdę mówiąc, to właśnie jego matka zaproponowała, by ją zatrudnił. Ściągnięte wargi Ingrid mówiły mu
dokładnie, jak bardzo niewłaściwie jej zdaniem postępuje. Ale jak wszyscy, a przynajmniej znakomita
większość ludzi, którzy dla niego pracowali, nie wtrącała się w jego sprawy i wykonała jego polecenie.
- Proszę bardzo. - Ingrid opuściła pokój bez dalszych komentarzy.
- Rób swoje - zwrócił się Dawson do Wandy, zanim znowu przytulił twarz do poduszki.
Masażystka waliła w jego plecy jak karateka w cegły, gdy chwilę później usłyszał, że drzwi znowu się
otwierają. Osoba, która weszła, głośno wciągnęła powietrze. Dawson uśmiechnął się z satysfakcją.
- Och, jest pan...
- Zajęty - dokończył, nie zmieniając pozycji. Tym razem dobiegł go kobiecy śmiech.
- Właściwie chciałam powiedzieć goły.
- Niezupełnie. - Dawson zmarszczył czoło, chociaż ona tego nie widziała, bo wciąż leżał twarzą w
poduszce. Sądząc z głosu kobiety, nie była tak speszona, jak się spodziewał.
- Jestem Eve Hawley.
- Tak, wiem - burknął. - Nawet gdyby gospodyni pani
16
Jackie Braun
nie zaanonsowała, poznałbym panią po głosie, bo zostawiła mi pani niezliczoną liczbę wiadomości.
- Na które pan nie odpowiedział - miała czelność zauważyć.
- Moja sekretarka do pani oddzwoniła.
- A tak. Pani Stern. Gdybym chciała rozmawiać z pańską sekretarką, wybrałabym jej numer. A ja muszę
porozmawiać z panem.
Dawson poczuł, że mięśnie jego pleców zaczynają się znowu napinać, niezależnie od starań Wandy.
- Proszę posłuchać, panno Hawley. Carole Deming przekazała pani moje oczekiwania. Chodzi tylko o
zakup prezentów. Jeśli pani nie potrafi się wywiązać...
- Ależ potrafię. Uważam tylko, że powinnam to zrobić jak najlepiej - odparła sztywnym z dumy głosem. W
innym miejscu i innym czasie być może wzbudziłaby tym jego podziw. W tej chwili nie miał do tego
cierpliwości. - Nie zajmę panu dużo czasu - obiecała.
Dawson westchnął, ale nie uniósł głowy z poduszki w kształcie koła ratunkowego. Był nieuprzejmy, ale
właśnie o to mu chodziło. Ta kobieta nadużywa jego gościnności.
- Świetnie. Słucham.
- Chce pan rozmawiać teraz? - spytała z niedowierzaniem.
- Teraz, bo to jedyna chwila, jaką mogę pani poświęcić. Mój kalendarz jest wypełniony po brzegi.
- Rozumiem.
Myślał już, że kobieta zaprotestuje i wyjdzie. Taki miał cel. Usłyszał tylko stukające po podłodze obcasy.
- Mam kilka dylematów - oznajmiła tonem profesjonalistki, która nie jest ani trochę zmieszana,
rozmawiając o in-
Świąteczne marzenia
17
teresach z prawie nagim mężczyzną. Być może, jak jego gospodyni, ona także mogłaby być jego matką.
- Jakie to dylematy?
- No cóż, poza współpracownikami i znajomymi, pańska lista zawiera przyjaciół i kilkoro członków
rodziny.
- Moich rodziców, siostrę, jej męża i ich dwoje dzieci -odparł. - Doskonale wiem, kto jest na tej liście. To ja
ją sporządziłem, panno Hawley.
Prawdę mówiąc, przygotowała ją jego sekretarka, ale on zaaprobował ostateczną wersję.
- Kiedy w grę wchodzą członkowie rodziny, postępuję trochę inaczej.
Znowu usłyszał stukot obcasów na parkiecie. Musiał zrewidować swoją opinię na temat jej wieku, kiedy w
polu jego widzenia pokazała się para czółenek,wyglądających na śmiertelną broń. Były czerwone, z imitacji
skóry aligatora. Ale to nie był jedyny powód, dla którego Dawson odjął jej kilkadziesiąt lat. Kobiety
pokolenia jego matki zazwyczaj nie miały na kostkach wytatuowanych motyli.
Ciekawość wzięła górę. Uniósł się na łokciach, by spojrzeć na swojego gościa. I niemal natychmiast
boleśnie tego pożałował. Pozostała część Eve Hawley, od łydek, które odsłaniała jej dzianinowa suknia,
do ciemnych włosów opadających na ramiona, była tak samo seksowna jak jej stopy i buty. Nagle fakt, że
był prawie nagi, zadziałał na jego niekorzyść. Teraz ta czarnowłosa piękność, która mu się przyglądała,
stała nad nim ze skrzyżowanymi ramionami, uniesionymi brwiami i chyba rozbawieniem w oczach.
Zerknął przez ramię na masażysfkę.
- Na dzisiaj wystarczy, Wando.
18
Jackie Braun
- No nie wiem, panie Burke. Dla mnie jest pan nadal bardzo spięty - zaoponowała.
Zdawało mu się, że kątem oka widzi, jak Eve wykrzywia pełne wargi.
- Wszystko w porządku - zapewnił Wandę i zwrócił się do Eve. - Proszę mi dać kwadrans.
- Oczywiście.
Tym razem był przekonany, że wychodząc z pokoju wolnym krokiem, powściągnęła uśmiech.
Eve czekała w salonie, który znajdował się tuż obok kuchni. Gospodyni podała jej filiżankę herbaty. Piła
ją, patrząc na tańczące w kominku płomienie.
Dawson Burke ją zaskoczył, i to nie dlatego, że ją przyjął, leżąc na stole do masażu. Nie był brzuchatym
pracoholikiem w średnim wieku, a tacy często korzystali z jej usług. Niech Bóg błogosławi wszystkich tych
mężczyzn, bo to dzięki nim od prawie dziesięciu lat opłaca swoje rachunki. Nie oczekiwała, że Dawson
okaże się tak młody i przystojny czy raczej. .. w tak świetniej formie.
Była dobiegającą trzydziestki kobietą, więc takie detale nie uchodziły jej uwagi.
Eve od niedawna mieszkała w Denver. Urok jej pracy polegał na tym, że mogła ją wykonywać praktycznie
wszędzie. Kiedy minionej wiosny przeżyła dosyć przykre rozstanie, zaczęła szukać miejsca, gdzie mogłaby
zacząć wszystko od nowa. Buszowała w Internecie i ostatecznie zdecydowała, że miasto z tak pięknymi
widokami, jakimi mogło się poszczycić Denver, położone milę nad poziomem morza, będzie idealne.
Zaczęła zdobywać nowych klientów i zapuszczać korze-
Świąteczne marzenia
19
nie. Dwa miesiące temu szczęście jej dopisało. Podczas zakupów w jednym z butików poznała Carole
Deming. Kobiety natychmiast przypadły sobie do gustu. Fakt, że Carole była od niej piętnaście lat starsza
oraz to, że na polu zawodowym w zasadzie ze sobą rywalizowały, nie przeszkodził ich przyjaźni. Co
więcej, Carole okazała się tak miła, że podczas rekonwalescencji po operacji podrzuciła Eve część swoich
klientów.
Co takiego Carole powiedziała o Dawsonie Burke'u? „Myślę, że będzie dla ciebie wyzwaniem"?
Wówczas Eve zakładała, że Carole nawiązuje do jego wymagań związanych z listą prezentów, a nie do jego
osobowości. Teraz już doskonale rozumiała, dlaczego Carole się śmiała. Wyzwanie? Pokonanie jego
sekretarki o naturze pitbulla wymagało wysiłku, i dlatego właśnie Eve postanowiła wpaść do domu
Dawsona bez zapowiedzi.
Eve nie przejmowała się trudnymi klientami. W przeszłości miała ich wielu, grymaśnych i wybrednych,
którzy dawali jej carte blanche, by kupiła dla kogoś prezenty czy ubrania dla nich samych, a potem
wetowali każdy wybór. Ale to było coś innego. Po prostu nie mogła spełnić prośby Dawsona, nie
otrzymując od niego szczegółowych informacji. Jej zdaniem członkowie rodziny zasługiwali na więcej
szacunku. Może kupić dla nich świąteczne podarunki, ale nie mogą być one całkiem bezosobowe.
Odstawiła filiżankę i wstała, podchodząc bliżej ognia, kiedy nagła fala wspomnień przyprawiła ją o
dreszcze. Jej matka zmarła, kiedy Eve miała osiem lat. Krążyły pogłoski, że popełniła samobójstwo.
Alternatywa - przypadkowe przedawkowanie leków - była również naznaczona piętnem, zwłaszcza że
rodzina matki oskarżała o to ojca Eve. Dorastając,
20
Jackie Braun
Eve kursowała między domami krewnych. Jej ojciec ruszył w drogę, rzekomo pragnął obrócić swoją
mrzonkę o byciu artystą muzykiem w profesję. W istocie jednak uciekał od rzeczywistości, której nie
potrafił zaakceptować. Kiedy ostatnio o nim słyszała, występował w pubie w Myrtle Beach. Dobiegając
sześćdziesiątki, Buck Hawley nie czekał już na przełom w swej karierze. Ale nadal nie zrezygnował.
Eve nie widziała go przez ponad dwie dekady swojego życia, chociaż zawsze wysyłał jej prezent na
urodziny i na święta. Nienawidziła tych prezentów. Zawsze było to coś kompletnie bezosobowego.
Otwierając paczkę, Eve od razu wiedziała, że to nie on to wybierał. Prawdę mówiąc, nie podpisywał się
nawet na dołączonych kartkach.
Kiedy była młodsza, bardzo ją to bolało. Po latach wciąż czuła ból. W dzieciństwie brakowało jej ojca,
tęskniła za nim, chciała, by się nią zajmował. A przynajmniej chciała wiedzieć, że o niej myśli, wybierając
dla niej prezent. A zatem, kiedy jej klienci prosili ją o kupno czegoś dla swoich najbliższych, domagała się
więcej informacji niż imię i wiek, które Dawson podał na liście.
- Napije się pani jeszcze herbaty?
Eve odwróciła się i zobaczyła stojącego w drzwiach mężczyznę. Zaczesał do tyłu włosy, policzki miał
świeżo ogolone. Włożył czarny jak węgiel elegancki garnitur i białą koszulę, a do tego krawat w dość
tradycyjny wzór. Jej serce zabiło mocniej, jak wtedy, gdy widziała go nieco skąpiej ubranego.
- Nie, dziękuję - odparła. Dawson skinął głową.
- Nie chcę pani poganiać, ale za moment muszę wyjść. Chyba powiedziała pani, że nie zajmie mi wiele
czasu.
Świąteczne marzenia
21
- Tak, to prawda. - Sięgnęła po teczkę zostawioną na krześle. - Pracuję trochę inaczej niż Carole.
- Już się o tym przekonałem - zauważył oschle.
- Na początek, kiedy kupuję coś dla bliskich krewnych klienta, takich, jacy są na pańskiej liście, chcę o nich
wiedzieć coś więcej.
Dawson otworzył usta, ale zanim się odezwał, Eve dodała:
- Coś więcej poza ich płcią, wiekiem i widełkami cenowymi. Na przykład, jakie jest ich hobby? Czy mają
ulubiony kolor? Czy coś kolekcjonują? W przypadku dzieci, czy lubią gry wideo albo sport? Kto jest ich
ulubionym piosenkarzem? Aha, nie wierzę w bony podarunkowe, kosze z owocami, kwiaty i tym podobne.
Każdy może je kupić i komuś przesłać. Nie wymagają wysiłku ani zastanowienia. Takich prezentów nie
kupuję.
- Może wybrałem niewłaściwą osobę.
Przed oczami Eve pojawiły się zielone banknoty. Miała otrzymać sporą sumę na wydatki, największą z
dotychczasowych, jeśli chodzi o klientów, których podesłała jej Carole. Prowizja wydatnie zasiliłaby jej
rachunek bankowy, uszczuplony przez przeprowadzkę na drugi koniec kraju. Mimo to Eve skrzyżowała
ramiona, odsunęła od siebie obraz banknotów i powiedziała:
- Być może. Dla mnie to sprawa zasad.
Dawson przyglądał jej się długą chwilę, po czym westchnął.
- Co chce pani wiedzieć?
Eve otworzyła teczkę i wyjęła kartkę.
- Biorąc pod uwagę, jak trudno jest pan osiągalny, postanowiłam, że zamiast przeprowadzać wywiad, dam
panu kwestionariusz. Byłabym wdzięczna, gdybym go dostała do
22
Jackie Braun
następnego poniedziałku. Proszę go wypełnić, kiedy znajdzie pan wolną chwilę.
- Coś jeszcze?
Zignorowała sarkazm w jego głosie.
- Prawdę mówiąc tak. Oczywiście nie mam nic przeciwko kupowaniu w ciemno prezentów dla
współpracowników i klientów, ale jeśli ma pan jakąś anegdotę na temat tych osób, chętnie ją poznam.
Może pan napisać obok nazwisk cokolwiek przyjdzie panu do głowy.
- Może powinienem wybrać się z panią na zakupy.
Po raz drugi zignorowała jego złośliwą uwagę. Uśmiechając się słodko, odparła:
- Miła propozycja, ale to nie będzie konieczne. Chyba że naprawdę ma pan ochotę. Przyda mi się ktoś, kto
zaniesie torby na parking.
Nie była pewna, dlaczego tak się z nim drażni, poza tym, że jego arogancja strasznie ją irytowała.
- Przepraszam, panie Burkę. - Gospodyni stanęła w drzwiach. - Szofer już wyprowadził samochód.
- Dziękuję. - Dawson zwrócił się jeszcze do Eve. - Rozumiem, że skończyliśmy.
- Na razie - rzekła i z satysfakcją zobaczyła, jak skrzywił się ze złości.
ROZDZIAŁ DRUGI
Dawson był dumny z tego, że rozwiązując problemy, myśli kreatywnie. To była jedna z tych rzeczy, które
pomogły mu odnieść sukces w biznesie. A zatem w piątkowe popołudnie postanowił obrócić na swoją
korzyść to, co uważał za przeciwność losu.
- Pańska matka na pierwszej linii, a Eve Hawley na drugiej - poinformowała go Rachel.
- Najpierw porozmawiam z matką. Przekaż pannie Hawley, że do niej oddzwonię. - Powiedziawszy to,
zerknął w stronę nietkniętego kwestionariusza. Doskonale wiedział, w jakiej sprawie dzwoni Eve.
Zgadywał również, dlaczego telefonuje jego matka. W sobotę jest bal dobroczynny.
- Witaj, mamo.
- Dawson, kochanie, jak się masz? - zapytała.
- Dobrze.
- Zawsze tak mówisz - skarciła go. - A ja się o ciebie martwię.
- Niepotrzebnie, naprawdę.
Ale matka miała własne zdanie na ten temat.
- Taka jest rola matki.
- Jestem dorosły. W zeszłym miesiącu skończyłem trzydzieści osiem lat - przypomniał jej.
- Wiek nie ma znaczenia. Mój zresztą też. - Tallulah na
24
Jackie Braun
moment zamilkła. Potem podjęła: - Wiem, że to dla ciebie trudna pora roku.
- Mamo...
- To dla nas wszystkich trudna pora roku - ciągnęła. -Wszystkim nam brakuje Sheili i Isabelle.
Słysząc imiona swojej zmarłej żony i córki, mimo woli zmienił ton.
- Daj spokój. - Dodał łagodniej: - Proszę. -»Dawsonie...
Ale on trwał przy swoim.
- Nie chcę o nich rozmawiać. Wyraziłem się chyba dosyć jasno.
- Jasne jest to - zaczęła znów Tallulah - że na trzy długie lata zamknąłeś się w więzieniu, które sam sobie
zbudowałeś. Zawsze byłeś mało wylewny, ale teraz stałeś się przesadnie zamknięty w sobie. Nie
znajdujesz czasu dla przyjaciół ani rodziny, swoją drogą dla siebie również nie masz czasu. Dzień i noc
przesiadujesz w biurze.
- Tak, i dzięki temu firma rozkwitła - odparł. - Dochody ostatniego kwartału były najlepsze w całej historii.
- Twojego ojca ani mnie nie obchodziły interesy - powiedziała matka i burknęła coś pod nosem.
Fakt, że jego matka przeklęła choćby najłagodniej, zdumiał Dawsona. Ta kobieta rzadko podnosiła głos, a
jeszcze rzadziej traciła panowanie nad sobą. Zresztą nigdy nie było to konieczne. Zawsze znajdowała o
wiele bardziej skuteczne sposoby, by przywołać swoje dzieci do porządku. Teraz wytoczyła naprawdę
potężne działa.
- Nie znoszę tego mówić, Dawsonie, ale bardzo mnie rozczarowałeś.
Opadł na fotel i zamknął oczy. Czy miał osiem lat, czy
Świąteczne marzenia
25
trzydzieści osiem, ta szczególna broń zawsze trafiała do celu. Odezwał się skruszony:
- Przykro mi, że tak czujesz, mamo. Z całą pewnością nie taki miałem zamiar.
- Wiem. - Ale, oczywiście, jeszcze nie skończyła. - Masz już plany na święta?
W Wigilię Bożego Narodzenia Burkebwie tradycyjnie spotykali się w domu rodziców. Prawdę mówiąc, w
dniu, kiedy doszło do wypadku, właśnie tam jechali. Od tamtej pory Dawson nie był w stanie pokonać tej
drogi. Westchnął ciężko.
- Wiesz, że tak
- Znowu San Trapez? - spytała z niesmakiem.
Przez ostatnie dwa lata spędzał święta w tym tropikalnym raju. Nie wyobrażał sobie rocznicy owego
fatalnego wieczoru w zaśnieżonym Denver. W tym roku jednak wybrał inny cel podróży.
- Pomyślałem, że polecę do Cabo. Wynająłem mieszkanie, wrócę po Nowym Roku.
Jak w San Trapez, i tam było ciepło, nie brakowało wspaniałych plaż, a co najważniejsze, nikt go tam nie
znał. Nikt nie będzie pytać, co tam robi, przekrzywiać głowy ze współczuciem ani patrzeć na niego z
uśmiechem, który nie skryje litości.
- Sam? - spytała matka.
- Mamo...
Tallulah nie dała się zbić z tropu.
- Wcale by mi tak bardzo nie przeszkadzało, że nie spędzasz świąt ze swoimi najbliższymi w Denver,
gdybym przynajmniej wiedziała, że spędzasz je z kimś specjalnym.
- U mnie wszystko dobrze, mamo.
26
Jackie Braun
Ale ona nie dawała za wygraną.
- Spotykasz się z kimś, Dawsonie?
- Umawiałem się ze dwa razy - przyznał.
Randki te okazały się kompletnymi katastrofami, począwszy od sztywnej rozmowy na wstępie, a
skończywszy na krępujących pocałunkach na pożegnanie. Obie próby wzbudziły w nim tylko wyrzuty
sumienia i złość, ale nie widział powodu, by dzielić się tym z matką.
Za to ona najwyraźniej domyśliła się tego, gdyż powiedziała cicho:
- Och, synku. W jakimś momencie będziesz musiał wrócić do normalnego życia.
- Już wróciłem - stwierdził. W końcu codziennie wstaje z łóżka, prawda? Idzie do pracy. Firma osiąga
większe sukcesy niż za czasów jego ojca.
Jak zwykle matka zauważa to, co najważniejsze.
- Ale nadal sobie nie wybaczyłeś.
Nie, nie wybaczył sobie. Nie mógł tego zrobić. Zamknął oczy i raz jeszcze ujrzał to wszystko na nowo.
Tamtej śnieżnej Wigilii to on siedział za kierownicą, to on decydował, którędy pojadą, aż płat czarnego
zmarzniętego śniegu wszystko zmienił.
Dawson jako jedyny przeżył zderzenie z filarem mostu. Dla niego skończyło się to tylko rozcięciem na
czole i stłuczoną ręką. Jego żona zmarła natychmiast. Córka, która odniosła wewnętrzne obrażenia,
jeszcze przez kilka godzin walczyła o życie, aż chirurg wyszedł z sali operacyjnej i przekazał Dawsonowi
wiadomość, której Dawson wciąż nie potrafił zaakceptować.
- Przykro mi, panie Burkę. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale nie zdołaliśmy jej uratować.
Świąteczne marzenia
27
Jak Dawson mógłby sobie coś takiego wybaczyć? Głos matki przywrócił go do rzeczywistości.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy.
Otworzył oczy i przetarł je wolną ręką. Matka niczego nie rozumie. Nikt nie rozumie. Dla niego szczęście
przestało się liczyć.
- Nie przejmuj się mną, mamo - rzekł. Ale ona była uparta.
- Wiesz, że córka Harrisonów niedawno wróciła z Kalifornii.
W jego głowie odezwał się dzwonek alarmowy.
- Ta, która dwa lata temu wyszła za mąż?
- Tak, ale już się rozwiodła. - Dzwonek zadzwonił po raz drugi, kiedy matka podjęła: - Wpadłam na nią w
klubie dwa tygodnie temu. Nadal jest taka miła i radosna. Będzie na jutrzejszym balu. Chciałam ją zaprosić,
żeby z nami usiadła. Wtedy mielibyśmy przy stoliku parzystą liczbę osób. A wiesz, jak ja lubię parzyste
liczby.
Dawson wyprostował plecy. To była ostatnia rzecz, jakiej potrzebował. Ostatnia rzecz, jakiej sobie życzył.
- Mamo, wolałbym, żebyś tego nie robiła.
- Ona jest przemiła, mój drogi. Będziecie się dobrze bawić. To nie musi być nic zobowiązującego. Prawdę
mówiąc, nie jestem pewna, czy ona jest gotowa na nowy związek. Jej sprawa rozwodowa zakończyła się
dopiero parę miesięcy temu. Ale przynajmniej będziecie mieli okazję bliżej się poznać. - Zadowolona ze
swojego planu, dodała: - Zadzwonię do niej, zaraz jak skończymy rozmawiać.
Dobry Boże! Jego matka umawia go randkę ze świeżo upieczoną rozwódką, która przypuszczalnie
przyjmie to z równym entuzjazmem jak on.
28
Jackie Braun
- Nie! - Jego wzrok padł na kwestionariusz, który zostawiła mu Eve, i nagle coś mu przyszło do głowy.
Mógłby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Uniósł kąciki warg w uśmiechu. - To znaczy nie musisz
tego robić. Tak się składa, że już się z kimś umówiłem na bal.
Eve była właśnie w drodze do Boulder, kiedy zadzwoniła jej komórka. Zazwyczaj nie lubiła jednocześnie
prowadzić i rozmawiać przez telefon, ale tym razem, kiedy zobaczyła numer na wyświetlaczu, postanowiła
zrobić wyjątek.
- Słucham? - powiedziała.
- Witam, mówi Dawson Burke.
- Co za niespodzianka.
Dawson zapytał lekko skonfundowany:
- Czy moja sekretarka nie uprzedziła, że zadzwonię?
- Pani Stern? Owszem, mówiła. Właśnie dlatego jestem w szoku. To znaczy, gdybym dostawała dolara,
ilekroć pańska sekretarka zapewnia mnie, że pan oddzwoni...
- Bardzo zabawne - mruknął. - Wszystkich klientów traktuje pani tak nonszalancko?
- Nie. Ale pan mnie do tego zmusza. - Złagodziła ton i dodała: - Dziękuję, że pan oddzwonił.
- Proszę bardzo.
- Próbowałam się z panem wcześniej skontaktować, ponieważ jadę do galerii sztuki w Boulder wybrać parę
prezentów dla innego klienta. To będą dzieła sztuki miejscowych artystów. Ale z kupnem dzieł sztuki jest
jak z kupowaniem ubrań. Muszą pasować do stylu obdarowywanego.
- i dzięki temu są bardziej osobiste - zauważył.
- No właśnie. Więc zastanawiałam się, czy ktoś z pańskiej rodziny lub przyjaciół cieszyłby się z takiego
prezentu.
Świąteczne marzenia
29
Dawson odchrząknął, a potem rzekł:
- Ściany w domu moich rodziców są w tej chwili zapełnione. Nie śmiałbym twierdzić, że znam gust mojej
siostry w tej materii, zwłaszcza że jej hobby to ciągła zmiana dekoracji w domu. Moi znajomi... nie wiem.
- No cóż, tak tylko pytam. - Zbliżała się do zjazdu, więc zmieniła pas. - A jak panu idzie z
kwestionariuszem?
Usłyszała, że Dawson znów odchrząka.
- No właśnie, chciałem z panią o tym pomówić.
- Jeszcze go pan nie wypełnił - zgadła.
- Tak, jeszcze nie wypełniłem.
- Panie Burkę...
- Proszę mi mówić Dawson.
- W porządku. Pan też niech mówi do mnie po imieniu. Naprawdę potrzebne mi są te informacje.
Tamtego wieczoru już ci to tłumaczyłam.
- Stwierdziłaś, że to kwestia zasad. -Tak.
- A jeśli odmówię? - spytał. Zabrzmiało to prawie jak wyzwanie.
Eve znowu zobaczyła przed oczami zielone banknoty, lecz pomyślała o ojcu, a także swoim
rozczarowaniu i bólu. Nie chciała, by ktokolwiek inny przeżywał to, co ona kiedyś przeżywała. Odparła
zdecydowanym tonem:
- Będę zmuszona cię prosić, żebyś poszukał sobie innej doradczyni. Więc jak, odmawiasz?
- Nie, ale mam lepszy pomysł - rzekł. - Masz plany na jutrzejszy wieczór?
- Szczerze mówiąc tak. - Od przeprowadzki do Denver Eve niemal każdy sobotni wieczór spędzała sama.
Ale akurat coś jej się kroiło. Powiedziała Carole, że wpadnie
30
Jackie Braun
do niej z chińskim jedzeniem, butelką wina i świątecznymi filmami.
- Rozumiem. - Potem zaskoczył ją pytaniem: - Czy byłoby możliwe, żebyś je zmieniła?
Ciekawość wzięła w niej górę.
- Dlaczego miałabym to robić?
- Każdego roku o tej porze moja matka urządza wielką imprezę. Może o tym słyszałaś? Bal Charytatywny
Talluli Malone Burkę, połączony z aukcją.
Eve włączyła migacz i szykowała się do zjazdu.
- Nie, przepraszam, ale dość krótko mieszkam w Denver.
- Nic nie szkodzi. Jak tu pomieszkasz, na pewno o tym usłyszysz. To jest doroczny bal, który odbywa się
od dwudziestu pięciu lat. Najważniejsze osoby w mieście zbierają pieniądze na ubogich.
- Jak miło - powiedziała szczerze Eve.
- Tak, więc ten bal odbędzie się jutro.
Nagle^Eve go zrozumiała i ciarki przeszły jej po grzbiecie. Nie chciała się przed sobą przyznać, co to
może znaczyć. W końcu ten mężczyzna nie jest w jej typie. Zbyt arogancki. Zbyt dominujący.
- Czy.... czy mnie zapraszasz?
- W pewnym sensie - odparł. - Potrzebuję towarzyszki na ten wieczór. Oczywiście wynagrodzę ci to.
Oburzyła się, a jednocześnie usłyszała klakson stojącego za nią samochodu. Okazało się, że bezwiednie się
zatrzymała, chociaż miała pierwszeństwo. Pomachała przepraszająco do kierowcy i skręciła na najbliższy
parking.
-Eve?
Zaczekała, aż samochód znajdzie się na parkingu, nim znów się odezwała.
Świąteczne marzenia
31
- Może niezbyt jasno wyjaśniłam, jakiego rodzaju usługi świadczę. Robię zakupy, nic więcej.
Dawson zakasłał, jakby trochę się zakrztusił. No i dobrze. Zasłużył sobie. Potem powiedział:
- Niczego nie sugerowałem. Źle się wyraziłem, mówiąc, że ci to wynagrodzę. Miałem na myśli, że na balu
znajdzie się wiele osób z mojej listy. Oprócz moich rodziców będzie tam moja siostra z rodziną, moi
współpracownicy i klienci.
- Aha.
Na końcu języka miała przeprosiny, kiedy Dawson podjął:
- Pomyślałem, że jak ich spotkasz, pomoże ci to wywiązać się z zadania. No wiesz, będziesz mogła
pracować zgodnie ze swoimi zasadami.
- Kpisz sobie ze mnie?
- Boże broń. - Głośno westchnął. - Muszę powiedzieć, że podziwiam twoje stanowisko. Nie znam wielu
ludzi w biznesie, którzy trzymają się zasad, będąc pod presją czasu.
Mówił szczerze, co trochę załagodziło atmosferę.
- Więc byłabym w pracy?
- Tak, właśnie - odparł. - Gwarantuję wyśmienite jedzenie. Żadnych gumowych kurczaków czy taniego
szampana. Moja matka nie robi niczego połowicznie.
Eve wiedziała, jaką sumę Dawson przeznaczył na prezenty, więc uznała, że to po matce odziedziczył gest.
- To brzmi bardzo zachęcająco.
- Obowiązują stroje balowe. Masz co włożyć?
- Chyba znajdę w szafie coś odpowiedniego - odparła chłodno. Wciągnęła powietrze i powoli je wypuściła.
- Gdzie i o której?
32
Jackie Braun
- Czy mam rozumieć, że się zgadzasz? - spytał Dawson zdziwiony i chyba jednak z ulgą.
Eve pomyślała, że potem będzie tego żałować, mimo to oznajmiła: -Tak.
- A twoje plany? Czy zmiana planów na ostatnią chwilę nie sprawi... kłopotów?
Mało się nie zaśmiała, kiedy do niej dotarło, iż Dawson sądził, że ma randkę. Nie widziała jednak potrzeby
oświecać go w tym względzie. Powiedziała zatem:
- Proszę się nie martwić. Mogę to przełożyć. W końcu chodzi o pracę.
ROZDZIAŁ TRZECI
Dawson przeklinał i szarpał muszkę, stojąc przed dużym lustrem. Już trzeci raz próbował ją zawiązać i
wciąż mu się nie udawało. Nie wiedział, dlaczego ma takie niezgrabne ręce ani skąd te nerwy. Przed żadną
z dwóch poprzednich randek nie był tak przejęty. Co prawda okazały się porażką. Zresztą wspólny
wieczór z Eve nie jest randką. Łączą ich interesy, przypomniał sobie, kończąc wiązać muszkę. Zerknął na
zegarek i zadzwonił do szofera.
A jednak w chwili, gdy Eve otworzyła drzwi swojego mieszkania, zapomniał o interesach. Była ubrana na
czerwono, a do tego wargi i paznokcie pomalowała na ten sam niebezpieczny kolor. Jakoś inaczej uczesała
włosy, zebrała je z tyłu, odsłaniając smukłą linię karku. Jej małe brylantowe kolczyki pochwyciły światło,
kiedy przekrzywiła głowę i patrzyła na niego z uśmiechem.
- Witaj, Dawsonie.
- Wyglądasz... - Zabrakło mu słów. Przez chwilę myślał, że serce też go zawiedzie. Ta kobieta powinna
mieć wypisane na czole, że kontakt z nią grozi zawałem.
- Chyba odpowiednio do okazji, prawda? - Obróciła się o trzysta sześćdziesiąt stopni, aż Dawson
pomyślał, że przydałby mu się defibrylator. - Nie chciałabym się wyróżniać.
34
Jackie Braun
- Będziesz się wyróżniać, ale pozytywnie - odparł z większym przekonaniem, niżby sobie życzył.
Na jej twarzy znowu zakwitł uśmiech.
- Piękny komplement. Ty też nieźle się prezentujesz. Wielka szkoda, że w obecnych czasach mężczyźni
mają tak mało okazji do włożenia smokingu.
- Wątpię, żeby wielu mężczyzn przyznało ci rację. Ta cholerna rzecz zrobiła się chyba za ciasna.
Eve zaśmiała się gardłowo, zbyt prowokująco, choćby z tego powodu, że wcale nie miafe takiego zamiaru.
- Chodźmy. Smoking z pewnością nie jest tak niewygodny jak moje buty. Pod koniec wieczoru moje stopy
mnie znienawidzą.
Dawson spuścił wzrok, czego natychmiast pożałował. Wiedział już, że Eve ma piękne nogi. Tego
wieczoru podkreśliła to jeszcze czarnymi czółenkami, które dodawały jej, i tak dość wysokiej, z osiem
centymetrów. A kiedy ujrzał wytatuowanego na kostce.motyla, jego serce zaczęło walić z prędkością
motylich skrzydeł. Starał się jednak nie zwracać na to uwagi. W końcu biznes to biznes.
- Możemy jechać? - spytał. - Nie mam nic przeciwko temu, żeby trochę się spóźnić, to nawet w dobrym
tonie, ale moja matka ma bzika na punkcie punktualności.
- Rozumiem. Co jej o mnie powiedziałeś?
- Powiedziałem jej, jak masz na imię.
- Powściągliwy mężczyzna - skwitowała ze śmiechem. -Poczekaj, wezmę płaszcz.
Dawson rozejrzał się. Mieszkała w lofcie, w dawnym przemysłowym budynku przerobionym na
mieszkania. Przewody ciągnęły się po ścianach z odkrytej cegły, podłoga nosiła ślady upływającego czasu.
Wszystko to nadawało wnętrzu
Świąteczne marzenia
35
industrialny klimat. Mieszkanie było małe, prawdopodobnie w całości liczyło tyle metrów kwadratowych,
co jego sypialnia, ale Eve wykorzystała każdy centymetr przestrzeni.
Jej gust był tak śmiały i bezkompromisowy, jak ona sama. Neutralne barwy ożywiła plamami jaskrawych
kolorów. Ściany ozdobiła dosyć eklektyczną mieszanką dzieł Sztuki. W odległym końcu pokoju wypatrzył
wąskie schody prowadzące na antresolę. Chromowana balustrada ograniczała powierzchnię na górze i
pozwalała dojrzeć duże łóżko. Kuszący widok. Dawson zobaczył tam jeszcze więcej odważnych kolorów,
bogatych cżerwieni, fioletów i złota. Przez chwilę zastanowił się nawet, co mówią o Eve jej dekoratorskie
wybory.
- Dawson?
Odwrócił się. Eve stała tuż za nim. Trzymała w dłoni małą kopertówkę, miała już na sobie długi wełniany
płaszcz ściągnięty w talii paskiem. Chociaż teraz widać było tylko skrawek czerwonej sukni, roztaczała
wokół taki seksapil, że Dawson poczuł się nieswojo.
Przeniósł wzrok i odchrząknął.
- Ładne mieszkanie.
- Dziękuję, bardzo je lubię.
- Doskonała lokalizacja, biorąc pod uwagę twoją pracę. - Zatoczył ręką koło. - Blisko do sklepów.
- Tak. - Uśmiechnęła się. - Ale wybrałam je nie tylko ze względu na pracę. Lubię być w centrum wydarzeń.
O tak. Dawson nie znał jej jeszcze zbyt dobrze, ale domyślał się, że Eve należy do kobiet, które czerpią z
życia pełnymi garściami i trzymają się mocno, nawet gdy jazda staje się niebezpieczna.
- Powinniśmy już ruszać. - Szedł za nią, zastanawiając
36
Jackie Braun
się, dlaczego z jednej strony ma ochotę jak najszybciej stąd wyjść, a z drugiej jest zawiedziony, że nie mogą
zostać.
Kiedy po dwudziestu minutach zajechali do Wellington Hotel, znał już odpowiedź przynajmniej na część
tego pytania. Ogromna sala balowa mieściła siedemset osób. Jeszcze nie wszyscy się pojawili, ponieważ
było dość wcześnie. Ale jego matka, gdy tylko go wypatrzyła, posłała mu znaczące spojrzenie. Dawson
puścił do niej oko i celowo poprowadził Eve w przeciwnym kierunku. Musiał się trochę wzmocnić, zanim
stanie twarzą w twarz z rodziną i wystawi się na ich atak.
Chciał także przekazać Eve kilka istotnych faktów.
- Napijesz się wina? - spytał.
- Przypuszczam, że chociaż formalnie jestem w pracy, kieliszek chardonnay nie zaszkodzi - odparła.
- Z pewnością.
Kiedy Dawson zamawiał drinki w barze, który mieścił się w jednym z końców sali, Eve powiedziała:
- Chyba nie żartowałeś, mówiąc, że twoja matka nie robi niczego połowicznie. Nie spodziewałam się, że to
będzie takie ogromne przyjęcie. W tej sali może chyba zasiąść do kolacji kilkaset osób.
- Dokładnie siedemset. Zamrugała ze zdumieniem.
- Czy wszyscy mieszkańcy Denver są na liście gości?
- Czasami można odnieść takie wrażenie - odparł. - Ale to, co tutaj widzisz, to mieszkańcy o najgrubszych
portfelach. Specjalnością mojej matki jest nakłanianie ich, żeby do nich sięgnęli, wyciągnęli plik
banknotów i ofiarowali je w szczytnym celu.
- Twoja matka musi być przekonująca.
Świąteczne marzenia
37
Dawson tylko się uśmiechnął. Owszem, pomyślał, przypominając sobie rozmowę z matką z poprzedniego
dnia. Czasami Tallulah bywała wręcz nieustępliwa.
Barman podał im wino.
- Jak rozumiem, jest tutaj twoja rodzina - rzekła Eve, wypijając łyk wina. - Chętnie ich poznam.
- Niektórzy tutaj są, jak sądzę. - Odchrząknął. - Zanim cię przedstawię, chciałbym cię prosić o przysługę.
Wolałbym, żeby nie wiedzieli, czym się zajmujesz.
- Wstydzisz się mnie? - Przekrzywiła głowę, raczej rozbawiona niż urażona, chociaż Dawsonowi zdawało
się, że w jej oczach dostrzegł przelotny błysk niepewności.
- Ależ nie. Chodzi o to, że nie chciałbym, żeby poczuli się... - Nie wiedział, jak to ująć.
- Nie chcesz, żeby się dowiedzieli, że nie masz ochoty sam kupować dla nich prezentów? - Uśmiechnęła się
słodko, po czym wypiła kolejny łyk wina.
Dawson poczuł miły dreszcz i rzekł:
- Wiesz, czasami bywasz nieznośnie bezpośrednia. Eve lekko wzruszyła ramionami.
- Wiem. To dar.
- Tak, dar - mruknął. - Może powinnaś przestudiować poradnik Dale'a Carnegie.
- Już go czytałam. - Posłała mu uśmiech znad kieliszka. - Więc za kogo uważają mnie twoi bliscy?
Dawson miał wrażenie, jakby cofnął się w czasie do swoich lat szczenięcych.
- Myślą, że to randka.
- Aha, umówiliśmy się na randkę.
Jego zażenowanie ją bawiło. Tego był zupełnie pewien.
- A od jak dawna jesteśmy parą?
38
Jackie Braun
- Nie jesteśmy parą - jęknął.
- Więc pierwsza randka. Rozumiem. - Uśmiechnęła się.
- No cóż, obiecuję, że postaram się ich dyskretnie wypytać o ich gusta, żeby niczego się nie domyślili.
Dawson pomyślał, że to nie Eve będzie przede wszystkim zadawać pytania.
Kątem oka wypatrzył matkę. Kroczyła w ich stronę z precyzją pocisku kierowanego za pomocą
termolokacji, nie zatrzymując się nawet na pogawędkę z osobami, które ją po drodze pozdrawiały. Tym
razem jej nie unikną.
Otoczył Eve ramieniem i szepnął:
- Moja matka do nas idzie.
- Aha. Czy powinnam na ciebie spojrzeć i zatrzepotać rzęsami?
- To był zły pomysł - mruknął, niepewny, czy stwierdził tak na podstawie jej słów, czy dlatego że poczuł
zapach jej perfum. Były seksowne, kuszące. Zignorował obudzone przez nie pożądanie i uśmiechnął się
szeroko.
- Dawson, kochanie! - zawołała Tallulah. - Zdawało mi się, że cię widziałam chwilę temu.
Pocałował ją w policzek.
- Witaj, mamo. Wyglądasz jak zwykle zachwycająco. Czy to nowa suknia?
- Nowa, chociaż wątpię, żeby cię to obchodziło - odparła, śmiejąc się. W ten sposób dała mu znać, że jego
pochlebstwa w najmniejszym stopniu nie zbiły jej z tropu. I chociaż na jej wargach pozostał uśmiech, jej
oczy patrzyły pytająco.
- A kim jest ta piękna kobieta, która ci towarzyszy?
Eve miała świadomość, że Tallulah Burkę zlustrowała ją od stóp do głów, chociaż witała ją uprzejmie.
Dawson dokonał prezentacji, wyjątkowo skrępowany.
Świąteczne marzenia
39
Gdzieś zniknęła jego normalna pewność siebie. Eve polubiła go za to jeszcze bardziej.
- Mamo, przedstawiam ci Eve Hawley. Eve, to moja matka, Tallulah Burkę.
- Eve, miło mi panią poznać. - Tallulah uścisnęła dłoń Eve, biorąc ją w obie dłonie, szczupłe, eleganckie i
bogato ozdobione biżuterią. I nie puściła ręki Eve tak szybko. Trzymała ją wciąż, dodając: - Muszę
powiedzieć, że byłam trochę zaskoczona, kiedy syn oznajmił mi wczoraj, że przyprowadzi gościa na
dzisiejsze przyjęcie. Nie wiedziałam, że się z kimś spotyka. Ale matka zawsze dowiaduje się ostatnia.
Nawet gdy to mówiła, Eve miała uczucie, że matka Daw-sona wie o nim prawie wszystko. Jej niebieskie
oczy patrzyły bystro.
- Eve i ja nie znamy się zbyt długo - stwierdził Dawson. -Aha.
- To nasza pierwsza randka - wtrąciła Eve. Nie zatrzepotała rzęsami, ale była blisko. Dawson jęknął w
duchu.
- Doprawdy? Jak się poznaliście? - Tallulah nie spuszczała wzroku z Eve.
- Przez wspólną znajomą. - A ponieważ nie było to w zasadzie kłamstwo, Eve nie miała problemu z
udzieleniem tej informacji.
Kątem oka dojrzała, że Dawson skinął głową, najwyraźniej zadowolony z jej odpowiedzi. Potem, nim jego
matka zaczęła dalej drążyć, dodał:
- Nie znasz tej osoby, mamo.
Ktoś zawołał Tallulę po imieniu. Odwróciła się i pomachała.
- No cóż, muszę iść do gości. Ty też powinieneś to zrobić, Daw. Oczekują tego.
40
Jackie Braun
- Dobrze.
Potem zwróciła się jeszcze do Eve:
- Bardzo chętnie poznam panią bliżej podczas kolacji. No jasne, pomyślała Eve.
Czy sprosta zadaniu? Na tę myśl poczuła skurcz w żołądku. Wrócił dawny niepokój, pomimo że tak
naprawdę nie była w związku z Dawsonem, jak sądziła jego matka.
- Mam przeczucie, że dziś wieczorem zostanę porządnie wymaglowana - zauważyła, gdy zostali z
Dawsonem sami.
- Nie przejmuj się. Moja matka jest niegroźna.
Eve postanowiła wstrzymać się z opinią. Musiała przyznać, że pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na niej
Tallulah, było pozytywne. Wydawała się miła, a fakt, że organizowała doroczny bal, by zebrać fundusze na
cele charytatywne, bardzo dobrze o niej świadczył. Ale Eve miała zbyt wiele przykrych doświadczeń i
wiedziała, że nie można ufać pierwszemu wrażeniu.
Przyganiał kocioł garnkowi, pomyślała, bo przecież ona sama stara się wypaść jak najlepiej. To dla niej
ważne.
Dzięki talentowi do tropienia wyprzedaży i kupowania markowych rzeczy za grosze Eve potrafiła się
stosownie ubrać. Nie miała też żadnego problemu ze znalezieniem się w towarzystwie. Jedna z jej
ciotecznych babek, która ją wychowywała, przykładała ogromną wagę do etykiety. Eve siedziała z nogami
skrzyżowanymi w kostkach. Poruszała się z wyprostowanymi plecami i wysoko uniesioną głową. Wie-
działa, jakich sztućców użyć do rozmaitych dań. A jeśli chodzi o sztukę rozmowy o niczym, dotrzymywała
kroku najlepszym.
Ale jest oszustką. Jej eleganckie ciuchy i dobre maniery to tylko pozory. Urodziła się w ubogiej rodzinie. W
swoim po-
Świąteczne marzenia
41
przednim związku nauczyła się, że dla niektórych ludzi pochodzenie społeczne ma ogromne znaczenie.
Eve uniosła głowę, wzięła Dawsona pod rękę i swoim najbardziej wyniosłym tonem spytała:
- Czy pójdziemy się z kimś przywitać? Dawson westchnął.
- Tak, chociaż wolałbym tego nie robić. Pozwól, że ja będę mówił.
- Och, nie przejmuj się mną. Jestem prawdziwym kameleonem - zapewniła go. - Nikt nawet nie będzie
podejrzewał, że nie należę do tego towarzystwa.
Spojrzał na nią pytająco, ale ona to zignorowała. Niezależnie od dręczących ją wątpliwości, uśmiechała się
promiennie.
Wszyscy, obok których zatrzymywali się na krótką pogawędkę, wydawali się zaskoczeni na widok
Dawsona i, co dziwne, skrępowani. Eve mogłaby pomyśleć, że dzieje się tak na skutek siły i autorytetu,
którymi Dawson emanował. Niektórzy czuli się tym przytłoczeni. A jednak nie chodziło tylko o jego
status. Wyczuwała jakiś podtekst, pod powierzchnią uprzejmej konwersacji czuła coś w rodzaju litości.
Nie rozumiała tego. Dlaczego ktoś miałby współczuć Dawsono-wi? Ten człowiek posiada władzę i
pieniądze, a na dodatek jest wyjątkowo przystojny.
A jednak nie miał z kim przyjść na bal. Hm...
Kiedy ruszyli do stołów, gdzie znajdowały się przedmioty wystawione na aukcję, Eve zauważyła:
- Czegoś tu nie rozumiem.
- Tak? - odparł w zamyśleniu.
Pierwsza rzecz, do której podeszli, to był kosz pełen aro-materapeutycznych produktów do kąpieli. Cena
wywoławcza
42
Jackie Braun
była o wiele wyższa aniżeli ich rzeczywista wartość, a jednak już została przebita. Dawson także dołączył
do licytacji, oferując ogromną sumę.
- Staram się zgadnąć, co jest z tobą nie tak - zaczęła śmiało.
Spojrzał na nią spod ściągniętych brwi.
- Słucham?
- Odniosłeś sukces, jesteś atrakcyjnym mężczyzną. -Ścisnęła przez rękaw jeden z jego mięśni. - Masz
prawdziwie męskie ciało, niezależnie od skłonności do lawendowych kulek do kąpieli.
- To na cele dobroczynne - odparł oschle.
- Wiem. - Puściła do niego oko, wiedziała, że go to zirytuje. Naprawdę nie powinien być taki poważny.
- Na cele dobroczynne - mruknął po raz drugi. ,- Więc dlaczego nie miałeś z kim przyjść na bal? Dawson
wydawał się zakłopotany jej pytaniem.
- Źle się bawisz?
O dziwo, bawiła się dobrze, więc tak właśnie powiedziała.
- W sumie dobrze się bawię. Tylko, no wiesz... - Zrobiła gest ręką. - Jestem ciekawa.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Eve. Wzruszyła ramionami.
- W piekle też może być przyjemnie. Więc dlaczego jesteś sam?
- Kto powiedział, że jestem sam? Wsparła rękę na biodrze.
- Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, byli zszokowani, że cię tutaj widzą. - Zrobiła pauzę dla większego
efektu. -Zwłaszcza w towarzystwie kobiety.
- Mam bardzo wymagającą pracę jako szef Burkę Finan-
Świąteczne marzenia
43
cial. - Wymówka była kiepska, i Dawson to wiedział, bo natychmiast odwrócił wzrok.
- Rozumiem. Praca jest miłością twojego życia, więc nie ma w nim miejsca dla kobiety z krwi i kości -
stwierdziła odważnie.
Dawson wrócił do niej spojrzeniem.
- Lubię to, co robię. Nie ma w tym nic złego.
- Zgadzam się całym sercem. - Skrzyżowała ramiona na piersi. - Ja też ogromnie lubię swoją pracę. Płacą
mi za to, żebym robiła zakupy, a to, moim skromnym zdaniem, nie najgorszy sposób na spędzanie czasu.
Dawson prychnął.
- Pokaż mi choć jedną kobietę na tej planecie, która nie lubi zakupów.
Eve zmrużyła oczy.
- Masz pod ręką kawałek papieru i pióro? Lista jest długa. To dlatego nie brakuje mi zajęć przez dwanaście
miesięcy w roku. Nie zatrudniają mnie wyłącznie mężczyźni ani osoby, które chcą, żebym w ich imieniu
kupiła dla innych prezenty.
Dawson uśmiechnął się cierpko.
- W porządku.
- Ale uważam, że chociaż nie ma w tym nic złego, że lubi się swoją pracę, trzeba również cieszyć się życiem.
A ciężko to człowiekowi przychodzi, kiedy żyje tylko tym, co dzieje się w biurze.
Zmarszczył czoło i milczał, ale przez moment, kiedy wspomniała o radości życia, jego twarz
spochmurniała, a nawet wydał się przybity. Eve była przekonana, że dotknęła jakiejś czułej struny. O co
jednak chodzi, pozostawało dla niej tajemnicą.
44
Jackie Braun
Przesunęli się do następnej podarowanej na aukcję rzeczy. Kiedy Eve zobaczyła, co to jest, aż zapiszczała.
Były to bowiem dwa bilety na spektakl „Nędzników", Wystawiano go przez krótki czas w Denver Center
for Performing Art, a tuż przed Bożym Narodzeniem odbywały się ostatnie przedstawienia. Bilety
przekazane na aukcję były znakomite, co zresztą znalazło odbicie w ofertach licytacyjnych. Mimo to Eve
chwyciła długopis i zapisała sumę, która o dwadzieścia pięć dolarów przewyższała poprzednią.
Kiedy się wyprostowała, Dawson potarł brodę.
- Dobrze ci płacą. Zaśmiała się gorzko.
- Będę przez miesiąc jadła sałatę, ale muszę obejrzeć ten spektakl. Inaczej za skarby świata nie dostałabym
teraz takich dobrych miejsc. Sprawdziłam to.
Dawson postukał w kartkę czubkiem palca.
- Jeśli naprawdę ci na nich zależy, musisz zaproponować więcej.
- Tak sądzisz?
- Wiem. Wieczór dopiero się zaczął, a ludzie z najgrubszymi portfelami mają zwyczaj pojawiać się ze
sporym opóźnieniem.
- Świetnie - mruknęła.
- Ale możesz sobie kupić płytę z nagraniem muzyki ze spektaklu.
- Mam płytę. - Słuchała jej tak często, że znała na pamięć wszystkie piosenki. Wciągając powietrze,
pochyliła się, by wymazać pierwszą zaproponowaną przez siebie sumę. Potem napisała nową, wyższą o
pięćdziesiąt dolarów. Posłała Dawsonowi lekki uśmiech.
- Lubię sałatę i chcę stracić parę kilogramów.
Świąteczne marzenia
45
Dawson uniósł brwi, a równocześnie poczuł, że serce bije mu mocniej. Chociaż nic nie powiedział, jego
oczy mówiły same za siebie. Eve znała to spojrzenie, męskie i pełne zainteresowania. Jej serce zaczęło
szybciej bić. Ogromnie ją to zaskoczyło, gdyż nie była nawet pewna, czy lubi Dawsona. Oczywiście,
sympatia i pożądanie nie wykluczają się wzajemnie.
Potem Dawson wzruszył ramionami, stał się na powrót wyniosły i arogancki. Eve poczuła, że dała się
nabrać.
- Hej, patrzcie, kogo my tu mamy - powiedział jakiś mężczyzna, z uśmiechem wyciągając rękę.
- Cześć, Tony, cześć, Christine. - Dawson pochylił się i pocałował kobietę w policzek. -Szmat czasu.
- To dlatego, że nie odpowiadasz na nasze telefony - skarcił go Tony.
Eve od razu pomyślała, że Dawson po prostu nie ma zwyczaju oddzwaniać.
- Martwiliśmy się o ciebie - dodała Christine. Dawson odchrząknął, a następnie zerknął na Eve.
- Nie ma powodu.
Para powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem, dostrzegła Eve i nadała jego spojrzeniu zupełnie inne
znaczenie.
- Właśnie widzimy. Cieszymy się, Daw - powiedziała Christine. - Naprawdę bardzo się cieszymy.
- Tak - dodał jej mąż. - Najwyższy czas wrócić do żywych.
Dawson jej nie przedstawił, więc Eve przedstawiła się sama. Znała imiona tej pary z listy Dawsona, a
zatem dyskretnie ich zlustrowała. Starała się skupić na takich tematach, które dałyby jej wgląd w ich gust,
a nie na dziwnych komentarzach, które, jak Dawson dał już jasno do zrozumienia, nie powinny jej
obchodzić.
46
Jackie Braun
- Pewnie pora siadać do stołu - rzekł Dawson, gdy tylko Christine wspomniała, że ostatnio w teatrze
wpadła na rodziców niejakiej Sheili. - Miło było was widzieć.
- Jak zwykle w weekend za dwa tygodnie wydajemy przyjęcie. Zaproszenia wysłaliśmy w poniedziałek. Czy
w tym roku możemy na ciebie liczyć? - spytał Tony. - Oczywiście Eve również zapraszamy. - Posłał jej
uśmiech.
Na szczęście nie musiała odpowiadać, bo Dawson pokręcił głową.
- Przepraszam, mam inne plany.
- Aha. - Tony wzruszył ramionami rozczarowany. - To może któregoś wieczoru między Bożym
Narodzeniem a Nowym Rokiem umówimy się na kolację? Chcemy z Christine wybrać się do nowej
restauracji, podobno podają tam świetne steki.
- Wybaczcie - rzekł znów Dawson. - Od Wigilii do końca roku będę w Cabo.
- Cabo? - Tony popatrzył na Eve, a potem na Dawsona.
- Myślałem, że w tym roku...
- Musimy ruszać do stolika - powiedziała Christine, biorąc męża pod rękę i posyłając uśmiech w stronę
Dawsona.
- Miło było panią poznać, Eve. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.
Eve odniosła nieodparte wrażenie, że chociaż to znajomi Dawsona się oddalili, w istocie to on przeniósł
się gdzie indziej.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Dawson?
Zamrugał powiekami, zdawało się, że wydobył się z jakiejś gęstej mgły.
- Tak?
- Mówiłeś, że pora zająć miejsca - przypomniała mu Eve.
- Tak. - Położył dłoń na jej plecach. W jego głosie nie było irytacji, a raczej zmęczenie, gdy rzekł: - Chyba
mam już dość rozmów z gośćmi.
Główny stół stał po prawej stronie od podium, gdzie znajdował się mikrofon. Był okrągły i mieścił osiem
osób. Siedziała tam już kobieta z dwoma znudzonymi chłopcami. Ożywili się na widok Dawsona.
- Wujek Dawson! - zapiszczeli radośnie.
- Przyszedłeś - powiedział starszy. Na co młodszy dodał:
- Mama zakładała się z tatą, że coś wymyślisz, żeby nie przyjść, chociaż obiecałeś, że w tym roku będziesz.
- Miałeś tego nie mówić. - Drugi chłopiec przewrócił oczami.
- Czemu? To prawda.
- Głupek
48
Jackie Braun
- Chłopcy, nie przezywajcie się - ostrzegła ich matka. Potem powiedziała: - Witaj, Daw. (
- Witaj - odparł i znów przeniósł uwagę na siostrzeńców. - Ładne ubranka.
Jak wszyscy mężczyźni, chłopcy mieli na sobie czarne smokingi. Jedyna różnica była taka, że ich muszki
były przekrzywione, a pogniecione białe koszule wychodziły ze spodni. Eve uznała, że są uroczy.
- Mama kazała nam to włożyć - poskarżył się młodszy chłopiec, ciągnąc za połę smokingu.
- Wiem, jak się czujesz. - Dawson się zaśmiał i lekko pchnął Eve naprzód. - Chciałbym wam przedstawić
mojego gościa, Eve Hawley. Eve, to moi siostrzeńcy Brian i Colton. Brian ma osiem lat, a Colton dziesięć.
- Mam dziewięć lat, wujku - poprawił go Brian.
- A ja w lecie skończyłem jedenaście. Zapomniałeś? Nie mogłeś przyjść na kolację, ale przesłałeś mi
„Małego chemika". - Sposób, w jaki Colton wykrzywił wargi, powiedział Eve, co chłopiec sądzi o
prezencie. Założyłaby się, że kupował go ktoś inny, może Carole?
- Aha. No dobrze, dziewięć i jedenaście - powtórzył Dawson i kiwnął głową lekko skonsternowany.
Czy zawstydził się, że nie pamięta, w jakim wieku są siostrzeńcy, czy dlatego, że prezent był nietrafiony?
- Miło mi was poznać - powiedziała szczerze Eve. Postanowiła, że do końca wieczoru dowie się, jaki
podarunek od wuja sprawiłby chłopcom radość.
- Przedstawisz nas sobie, Daw? - spytała siostra Dawso-na, ciemnowłosa i o śniadej cerze, podobnie jak
on. Urody dodawały jej olśniewające niebieskie oczy ich matki. Była bardzo atrakcyjna, i nie ukrywała
ciekawości.
Świąteczne marzenia
49
- Nie jestem pewien, czy powinienem - rzekł.
- Świetnie, więc sama to zrobię. - Wstała i uśmiechnęła się do Eve. - Lisa Granderson, młodsza siostra tego
bufona o fatalnych manierach.
- Witam, miło mi. - To była stała odpowiedź Eve tego wieczoru... a wieczór dopiero się zaczął.
Kobieta przyglądała jej się przez moment, ale powiedziała jedynie:
- Bardzo mi się podoba pani suknia. Ten kolor świetnie do pani pasuje. - Przeniosła wzrok na brata: -
Zgadzasz się ze mną?
- Wyjątkowo - odrzekł sztywno. -Dziękuję.
- Może usiądzie pani obok mnie? - zaprosiła Lisa. - Porozmawiamy sobie o ciuchach i powie mi pani, jak
udało się pani wyciągnąć z domu mojego brata samotnika.
- Przepraszam cię, ale mama wszystkich rozsadziła -oznajmił Dawson, zanim Eve odpowiedziała. Wziął
ze stołu bilecik. - Eve siedzi obok Coltona. Wygląda na to, że mama posadziła cię obok Davida. -
Rozejrzał się. - A skoro mowa o twoim mężu, gdzie on się podziewa?
- Jest z tatą obok szatni. - Lisa wzniosła oczy do nieba. -Siedzą końcówkę meczu hokejowego na iPodzie
Davida.
- Avalanche grają z Red Wings - dodał Colton. Dawson prychnął i potrząsnął głową.
- Mama wie, czym oni się zajmują?
- A jak sądzisz? - spytała Lisa.
- Sądzę, że jeśli ich przyłapie, słono za to zapłacą. - Dawson roześmiał się, z początku nieco chropawo, ale
w końcu głośno i zaraźliwie.
Jego reakcja zdziwiła Eve. Nie sądziła, że ten mężczyzna
50
Jackie Braun
potrafi się uśmiechać, nie wspominając już o takim rozbawieniu. Ale chyba nie tylko ona była w szoku.
Oczy wszystkich siedzących przy stole zwróciły się na Dawsona. Eve jednak zwróciła uwagę na wyraz
twarzy Lisy. Wyglądała na smutną i... pełną nadziei?
- Boże, tęskniłam za tobą - rzekła Lisa, a jej oczy pojaśniały. - Tak się cieszę, że przyszedłeś, Daw.
Dawson rozpiął smoking i wsadził ręce do kieszeni spodni. Eve zauważyła, że próbował skryć wzruszenie.
- Znasz mamę. Nie przyjęłaby odmowy, skoro to srebrne urodziny tej imprezy.
- Cóż, cokolwiek tobą powodowało, cieszę się, że jesteś. I tak dobrze słyszeć znów twój śmiech -
oznajmiła Lisa.
Dawson zerknął w stronę Eve, a zaraz potem przeniósł uwagę na starszego mężczyznę, który klepnął go w
plecy, a następnie uściskał.
- Dawson! Przyszedłeś!
Mężczyzna był wzrostu Dawsona, chociaż nieco szczuplejszy i nie tak atletyczny. Był jednak przystojny, a
dzięki srebrnym włosom także dystyngowany. Eve domyśliłaby się, kto to jest, nawet gdyby Dawson nie
powiedział:
- Witaj, tato. Jak się masz?
- Lepiej, kiedy cię tutaj widzę.
Czy Dawson jest czarną owcą w tej rodzinie? Czy synem marnotrawnym wracającym do domu? Eve
dumała nad tym, słuchając wymiany zdań i komentarzy.
- Jaki jest wynik meczu? - spytał Dawson. Starszy mężczyzna potrząsnął głową zdegustowany.
- Avalanche przegrali dwoma bramkami. Powinni byli kupić tego strzelca, kiedy mieli okazję.
- Prawdę mówiąc, przegrywają już do trzech - wtrącił
Świąteczne marzenia
51
młodszy mężczyzna, który, jak zgadywała Eve, był mężem Lisy, Davidem. - Detroit właśnie strzeliło gola.
Na te słowa Lisa wstała.
- Dosyć tego. - Jedną rękę wsparła na biodrze, a drugą wyciągnęła: - Daj mi tego iPoda, zanim mama
wpadnie w szał. - Kiwnęła głową w stronę Eve. - i zanim towarzyszka Dawsona uzna, że jego krewni są
opóźnienLumysłowo.
- Dawson umówił się na randkę? - spytał David, oddając iPoda i słuchawki.
- Tak, owszem - powiedziała Tallulah, która właśnie do nich dołączyła.
Eve poczuła ucisk w żołądku, zanim jeszcze Tallulah dodała z szerokim uśmiechem:
- Może przedstawisz Eve, Dawsonie, a potem usiądziemy i poznamy się lepiej.
Po dokonaniu prezentacji Tallulah podjęła:
- Eve, moja droga, niech pani będzie tak dobra i powie nam o sobie coś więcej.
Eve poprawiła się na krześle, prostując plecy.
- A co chciałaby pani wiedzieć?
- Wszystko, czym zechce pani się z nami podzielić. To nie inkwizycja, moja droga. - Tallulah zaśmiała się,
starając się ją uspokoić.
- Na to jeszcze przyjdzie pora - wtrącił cicho David. Lisa lekko trzepnęła go w rękę, a chłopcy zachichotali.
- No to proszę zacząć od tego, skąd pani pochodzi - rzekła Tallulah. - Słyszę jakiś akcent.
- Muszę przyznać, że to samo myślałam o państwu - odpowiedziała natychmiast Eve. Potem oznajmiła: -
Pochodzę z Maine. Urodziłam się w Bangor. Dla osób stąd mówię pewnie tak, jakbym spłaszczała
samogłoski.
52
Jackie Braun
- Z Maine? Daleko pani zawędrowała - stwierdziła Tallulah.
- Ma pani tutaj rodzinę? - spytała Lisa.
- Nie. - Przynajmniej nic nie było jej o tym wiadomo. Ale jej ojciec przemieszczał się z miejsca na miejsce.
Podczas przerwy wiosennej w college'u Eve weszła kiedyś do baru w Daytona Beach i odkryła, że jej ojciec
właśnie tam występuje.
- Co panią sprowadziło do Denver? - spytał Dawson.
- Piękne widoki.
- Ciekawa motywacja podjęcia tak wielkiego ryzyka, jakim jest przeniesienie się na drugi koniec kraju -
zauważył.
- Byłam gotowa na zmianę otoczenia.
- A co z pracą? - spytał ojciec Dawsona. - Miała tu pani coś na oku?
- Niezupełnie, ale bez problemu znalazłam zajęcie.
- A w jakiej branży pani pracuje? - spytała znów Tallu-lah.
Eve czuła, jak Dawson kopnął ją lekko pod stołem. Nie musiał się niczego obawiać. Obiecała mu, że
będzie kłamać, ale nie było to konieczne.
- W handlu - odparła.
-Jeśli będzie pani kiedykolwiek potrzebowała rady w sprawie inwestycji, niech pani zwróci się do Dawa.
Wszystko, czego się dotknie, zamienia się w pieniądze - stwierdziła Tallulah z dumą.
Eve spojrzała na Dawsona pytająco.
- Naprawdę? - Zastanawiała się, jak jeszcze działa jego dotyk. - Zapamiętam to sobie.
Przez kilka następnych minut, podczas gdy cała rodzina Dawsona delikatnie sondowała Eve, ona
odpłacała im tym
Świąteczne marzenia
53
samym. Nie tylko do celów zawodowych. Okazali się ciekawymi i sympatycznymi ludźmi. Niezależnie od
ich oczywistego zainteresowania jej osobą, byli ciepli i przyjacielscy. Nie tego się spodziewała. Biorąc pod
uwagę majątek Dawsona, myślała, że jego rodzina będzie zadzierać nosa. Sądziła, że będą ją traktować z
góry. Rodzina Drew nie ukrywała niechęci wobec tych, którzy pochodzili z niższych warstw społecznych.
Rodzina Burkę jest zupełnie inna.
Dawson także sprawił jej niespodziankę. Pokazał, że nie jest tym, za kogo można by go wziąć na pierwszy
rzut oka.
Z początku uznała go za pracoholika, zbyt zaabsorbowanego firmą, by kupić prezenty nawet dla swojej
rodziny. Potem pomyślała, że może jest skupionym na sobie szefem, którego niespecjalnie obchodzą
otaczający go ludzie i który nie utrzymuje kontaktów z najbliższymi.
Tymczasem jego krewni po prostu go uwielbiali, a on, choć tego nie okazywał, odwzajemniał ich uczucie.
- Eve? - Pochylił się do niej.
- Tak? - Kiedy się odwróciła, mimo woli dotknęli się policzkami.
- Rozstrzygnęłaś swój dylemat? - spytał szeptem.
- Nie - przyznała, a potem zamrugała. - Och, masz na myśli prezenty?
Dawson zmarszczył czoło.
- Oczywiście, a niby co?
Potrząsnęła głową i wysiłkiem woli uniosła kąciki ust.
- Nic takiego.
A ponieważ Dawson wciąż marszczył czoło, dodała:
- Nie mam jeszcze konkretnego pomysłu na prezenty, ale chyba już sporo wiem o twoich bliskich.
54
Jackie Braun
Przypomniała sobie równocześnie, że tego wieczoru przyszła tu nie po to, by zrozumieć motywy, dla
których Dawson ją zatrudnił czy zgłębiać jego przeszłość- Znalazła się na tym balu, by dowiedzieć się
czegoś więcej na temat osób znajdujących się na liście.
Więc kiedy Tallulah weszła na podium, by powitać zebranych i zaprosić ich, by zasiedli do kolacji, Eve
zajęła przeznaczone jej miejsce obok Coltona. Prowadząc uprzejme rozmowy z dorosłymi, zaczęła
równocześnie podpy-tywać chłopców o ich hobby i zajęcia pozaszkolne. Kiedy zabrano półmiski z
sałatkami, robiąc miejsce na danie główne, z zadowoleniem stwierdziła, że otrzymała cenne wskazówki.
Kelnerzy wnieśli tace z wieprzową polędwicą, grillowa-nym łososiem, kurczakiem z marsalą, rozmaitością
gotowanych na parze warzyw, ryżem i gotowanymi ziemniakami o czerwonej skórce. Dawson udawał, że
słucha biadolenia ojca w sprawie decyzji rządu o podniesieniu stopy procentowej o ćwierć punktu. Bo tak
naprawdę słuchał Eve dyskutującej z jego siostrzeńcami na temat gier wideo.
Omawiała z nimi poziom szósty czegoś, co sądząc z reakcji jego siostrzeńców, było jedną z
najpopularniejszych gier wśród chłopców w tym wieku. Brian i Colton byli zachwyceni. Dawson także. Ale
w jego wypadku miało to mniej wspólnego z podpowiedziami Eve, jak pokonać smoka i uratować więcej
osób, niż z tym, jak działał na niego jej śmiech. Poza tym nie ulega wątpliwości, że Eve lubi dzieci.
Podniosła wzrok i przyłapała Dawsona na tym, jak jej się przygląda.
- Co? - spytała niemal bezgłośnie.
Świąteczne marzenia
55
Pokręcił głową i odparł w ten sam sposób: -Nic.
Jak mógł jej powiedzieć, że nie spodziewał się, iż ktoś, kto wygląda tak olśniewająco jak ona, potrafi
nawiązać świetny kontakt z dziećmi?
Pewnie poczułaby się urażona, chociaż on uważał to za komplement. Wiele kobiet, które znał, nie
przepadało za dziećmi. Nawet jego zmarła żona nie czuła się w ich towarzystwie całkiem swobodnie.
Oczywiście, bardzo kochała swoją córkę, a przed wypadkiem Dawson niemal ją przekonał, by postarali się
o drugie dziecko. Lecz Sheila wolała zrzucić, jak to nazywała, „marginalia wychowania dziecka" na nianię.
Stanowiło to powód nieporozumień w ich małżeństwie, gdyż ich opinie co do tego, co składa się na owe
marginalia, różniły się diametralnie.
Podobnie jak Sheili, Dawsonowi w dzieciństwie niczego nie brakowało. Oboje mieli zamożnych rodziców.
Ale choć jego matka była dość praktyczna, by przekazać pewne obowiązki - gotowanie, sprzątanie, a
czasami także podwożenie dzieci do szkoły - wynajętym pomocom, angażowała się we wszystkie aspekty
ich życia.
Co zresztą nie uległo zmianie, gdy dorośli i wyprowadzili się z domu.
Przez stół słyszał, jak matka i siostra sprzeczają się na temat obecnej długości spódnic.
- Nie ma w tym nic złego, że pokazuje się trochę więcej - twierdziła Lisa.
- Pod warunkiem, że kobieta jest młoda i ma długie szczupłe nogi, jak ty czy Eve - zgodziła się Tallulah. W
przyćmionym świetle Dawson widział, a przynajmniej tak mu się zdawało, że Eve się zaczerwieniła. - Ale
kobieta w moim
56
Jackie Braun
wieku albo taka, której przybyło kilogramów, nie powinna tyle pokazywać. Nie wygląda to atrakcyjnie.
- Jeśli o mnie chodzi, mogłabyś pokazywać trochę więcej ciała - rzekł Clive, puszczając oko do żony, z
którą spędził już czterdzieści lat.
Tallulah pogroziła mu palcem.
- Przestań ze mną flirtować w obecności dzieci. Wszyscy Burkebwie zanieśli się śmiechem. Eve do nich
dołączyła. Dawson także. Potem poczuł ból. Zdał sobie sprawę, jak bardzo mu tego brakowało. Tych
przyjacielskich dobrodusznych sprzeczek, tych żartów i śmiechu.
Zawsze był najpoważniejszym z klanu Burkebw. Jego ojciec twierdził, że Dawson odziedziczył tę cechę
charakteru po swoim dziadku Clivie seniorze.
Dziadek był majestatycznym, czasami wręcz sztywnym człowiekiem. Ojciec Dawsona do dnia jego
śmierci zwracał się do niego: sir. Być może właśnie dlatego nalegał, by jego dzieci mówiły do niego tato, a
wnuki nazywały go dziadkiem albo dziadziem. A zatem porównanie do Clive'a seniora w zasadzie nie było
komplementem. Ale Dawson uważał, że przynajmniej ostatnio było jednak uzasadnione.
Rozejrzał się po radosnych twarzach siedzących wokół stołu osób i wreszcie spojrzał na Eve. Wyglądała
promiennie, pięknie i była... tak pełna życia.
Po raz pierwszy od wypadku Dawson pożałował nie tego, że nie zginął wraz z żoną i córką, ale tego, że
zapomniał już, jak się żyje.
ROZDZIAŁ PIATY
Kiedy posiłek dobiegł końca i kelnerzy zaczęli zbierać talerze, Tallulah raz jeszcze weszła na scenę. Tym
razem przypomniała gościom, w jakim celu się zebrali.
- Dzięki waszej hojności życie wielu osób zmieniło się na lepsze. Wiem, że również dzisiejszego wieczoru
mogę liczyć na waszą szczodrość. Aukcja zostanie zamknięta za godzinę. Jeśli szczęście wam nie dopisze i
nie zabierzecie ze sobą do domu jednej z tych wyjątkowych rzeczy, które przekazali nasi sponsorzy,
możecie ofiarować jakiś datek. A w międzyczasie bawcie się dobrze. Mamy wspaniałego didżeja, Dana
Williamsa. Zapraszam na parkiet.
Tallulah schodziła z podium przy wtórze oklasków. Muzyka zaczęła grać. Przez wzgląd na to, że goście
dopiero skończyli jeść, didżej rozpoczął od wolnego utworu. Dawson usiadł wygodnie, czekając na
właściwy moment. Jeszcze godzina i będzie mógł się ulotnić. Spełnił swój obowiązek wobec rodziny, a
także wobec Eve. Z pewnością do tego czasu zbierze już dość informacji.
Eve tymczasem odwróciła się na krześle, żeby widzieć scenę. Kiedy zabrzmiała muzyka, zaczęła
przytupywać nogą. Wypadałoby wstać i poprosić ją do tańca. Matka rzucała Dawsonowi znaczące
spojrzenia. On jednak nie podniósł
58
jackie Braun
się. Taniec wymagał fizycznego kontaktu, a on nie czułby się z tym swobodnie.
Powinien był jednak wiedzieć, że Eve nie należy do kobiet, które czekają, aż ktoś je zaprosi. Kiedy
spojrzała mu prosto w oczy, stwierdził, że patrzy wyzywająco.
- Zatańczysz?
Mruknął coś, żeby ją zniechęcić.
- Dawno tego nie robiłem.
To prawda. Ostatnio tańczył właśnie na tym parkiecie. Ze swoją żoną, podczas gdy jego córka spała
smacznie w domu pod czujnym okiem niani. Na tę myśl ściągnął brwi.
- Nie musisz się tak przejmować - zapewniła go Eve, źle interpretując jego zbolałą minę. - Podobno z
tańcem jest tak jak z jazdą na rowerze. Nigdy się tego nie zapomina.
-Janie...
Ale ona już odłożyła na stół serwetkę i wstała.
- Chodź, będzie miło.
Miło? Wątpił w to. Lecz jego bliscy mu się przyglądali, matka kiwała głową z aprobatą, oczy siostry zaszły
mgłą.
- Proszę bardzo.
Dawson i Eve byli pierwszą parą na parkiecie.
Prawdę mówiąc, jedyną parą. Brakowało tylko padającego na nich z góry światła punktowego. Muzyka
była zbyt głośna, by słyszeć cokolwiek innego, ale Dawson wyobrażał sobie szepty w tłumie gości, kiedy
wziął Eve w ramiona.
Nie dość, że miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzą, to jeszcze czuł się, jakby był z drewna. Na domiar
złego przeszłość i teraźniejszość zaczęły mu się mieszać i nasunęły mu się porównania, których wcale nie
miał ochoty robić. Sheila była dość niska, drobnej budowy, delikatna. Eve była wysoka, a dzięki obcasom
prawie dorównywała mu wzrostem.
Świąteczne marzenia
59
Położył jedną rękę na jej biodrze, a drugą ujął jej dłoń, zdeterminowany utrzymać odpowiedni dystans
między swoim ciałem a jej kuszącymi krągłościami.
Gdy tylko zaczęli się kołysać w rytm muzyki, dzieląca ich przestrzeń w dziwny sposób wyparowała.
Dotykali się biodrami. W ramionach Dawsona Sheila była uległa, pozwalała mu prowadzić. Eve
przeciwnie. Niemal od początku stało się jasne, że to nie on panuje w tym tańcu.
Kosmyk jej włosów musnął jego nos, kiedy odwrócił głowę, by szepnąć jej do ucha:
- Prowadzisz.
- Wiem - odparła bez cienia przeprosin. Potem spytała słodko: - Masz z tym jakiś problem?
- Problem? Nie, nie mam. Po prostu wolę sam prowadzić. - Próbował się odsunąć, ale zapach jej perfum za
nim płynął. Zanim zdał sobie z tego sprawę, Eve znowu była tak blisko, że przysiągłby, iż czuje jakieś
wibracje.
- Typowo męska odpowiedź. A ja myślałam, że jesteś oryginalny. Dobrze, że mam pantofle na obcasach,
bo inaczej utonęłabym w testosteronie.
- Bardzo zabawne.
Eve wykonała zwrot, na który Dawson nie był przygotowany, więc nadepnął jej na palce. Skrzywiła się.
- Powinienem przeprosić, ale mam ochotę powiedzieć: dobrze ci tak! Jestem o wiele lepszym tancerzem,
kiedy prowadzę - rzekł znacząco.
- Bardzo zabawne. Ja czuję tak samo. Dawson zmarszczył czoło.
- To znaczy, że zawsze prowadzisz?
- W większości wypadków. Można powiedzieć, że mam taki zwyczaj. - Lekko wzruszyła ramionami.
60
Jackie Braun
- Z jakimi mężczyznami się spotykasz, skoro masz zwyczaj prowadzić w tańcu?
- Z takimi, którzy czują się bezpiecznie i niczego nie muszą udowadniać - odparowała.
Mówiąc to, odchyliła się. W jej ciemnych oczach dojrzał rozbawienie. Wiedziała, że trafiła w czuły punkt.
Na takie dictum niewiele mógł rzec, nie poddając w wątpliwość własnej męskości. Dawson powoli
wypuścił powietrze i potrząsnął głową. Był zirytowany, sfrustrowany i, Boże dopomóż, podniecony.
- Jesteś nie z tej ziemi.
- Dziękuję.
- Nie wiem, czy to miał być komplement.
- Nie? Cóż, nie szkodzi. - Zbliżyła swój policzek do jego policzka, aż poczuł, jak oddech Eve pieści mu
ucho. - Moje motto brzmi: Obracaj przeciwności losu na swoją korzyść.
Dawson poddał się i do końca piosenki Eve prowadziła w tańcu. Inaczej groziło to tym, że będą się
zderzać kolanami, a on będzie deptał jej po palcach. Wolał już nie robić z siebie większego widowiska,
nawet jeśli znaczyło to, że przekazał Eve dowodzenie.
Na szczęście, kiedy melodia dobiegła końca, nie byli już sami na parkiecie. Dołączyło do nich kilka par, w
tym rodzice Dawsona. Clive i Tallulah uśmiechali się do niego. Wyobrażał sobie, do jakich wniosków
doszli, zwłaszcza gdy zaczęła się druga melodia, a Eve wciąż tkwiła w jego ramionach.
- Masz ochotę to powtórzyć? - spytała. Dodała na zachętę: - Pozwolę ci prowadzić.
Dawson pokręcił głową i wypuścił ją z objęć. Miał na ten taniec zbyt wielką ochotę.
- Może innym razem.
Świąteczne marzenia
61
Zostali jeszcze na balu przez półtorej godziny, dość długo, by poznać wyniki aukcji. Eve nie wygrała
biletów do teatru. Dawson wiedział, że jak na swoje możliwości zaproponowała sporą sumę, a jednak
niewystarczającą, by wygrać licytację. Zwycięzca przelicytował ją o prawie pięćset dolarów. W końcu
pieniądze były przeznaczone na cele dobroczynne.
- No cóż - powiedziała, gdy ogłoszono wyniki. - Mam płytę.
- Posłuchasz jej sobie, jedząc homara - rzekł, nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi Eve, że jeśli wygra,
będzie się żywić sałatą.
Ale ona potrząsnęła głową.
- Homara? Tutaj? Pochodzę z Maine. Kiedy po południu jadało się tam homara złowionego tego samego
dnia rano, człowiek jest dość zepsuty. Zjem stek Smaczny soczysty stek z kością, rozpływający się w
ustach.
Dawson poczuł, że ślinka napływa mu do ust, kiedy Eve zaczęła cicho nucić. Ku jego zażenowaniu słowa
o krwistym steku rozbudziły w nim zupełnie inny apetyt. Zerknął na zegarek. Minęła dziesiąta. Z ulgą
stwierdził, że wieczór powoli dobiega końca.
Kiedy postanowił zabrać Eve na bal, jego celem było przedstawienie jej swojej rodziny i innych osób
znajdujących się na jego liście. Teraz nie był pewien, czy podobało mu się, jak przyjęto Eve. Wszyscy od
razu ją polubili. Temu akurat się nie dziwił.
Eve budziła sympatię, i to często właśnie z tego powodu, że mówiła bez ogródek. Chodziło jednak o coś
więcej. Dawson dostrzegał w oczach ludzi ciekawość i wiedział, że myśleli: W końcu postanowił wrócić do
normalnego życia.
62
Jackie Braun
Nic nie ilustrowało tego lepiej niż pytanie jego matki, kiedy Dawson i Eve podeszli się pożegnać.
- Przyjdziecie do nas jutro na obiad? - spytała Tallulah.
Niedzielny obiad z rodzicami należał do tradycji, a przynajmniej do chwili wypadku. Dawson, Sheila i
Isabelle rzadko go opuszczali. Później jednak Dawson na palcach jednej ręki mógłby policzyć, ile razy
odwiedził rodziców.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem, mamo. Mam dużo spraw do załatwienia. Tallulah skinęła głową, niezdolna skryć
rozczarowanie.
- Przed wyjazdem do Cabo. Dawson przełknął.
-Tak.
Uśmiechnęła się smutno.
- Cóż, gdybyś zmienił zdanie, mam nadzieję, że przyprowadzisz Eve. Ona jest cudowna, Daw.
- To nie to, co myślisz, mamo. Eve i ja... to nic poważnego.
- Może powinniście to przemyśleć.
W drodze powrotnej do domu Dawson dumał nad słowami matki. Eve siedziała obok niego na miękkim
skórzanym siedzeniu limuzyny, owinięta długim wełnianym płaszczem. Zapach jej perfum wciąż do niego
płynął, tak samo jak na parkiecie. Seksowny, podniecający. Otaczał go jak lasso. Fakt, że Eve nie była tego
świadoma, stanowił niewielkie pocieszenie. Mówiła o interesach. Wyjęła z torebki swój elektroniczny
notatnik i wprowadzała do niego jakieś informacje.
- Trudno nie zwrócić uwagi na biżuterię twojej matki. Widać, że lubi szlachetne kamienie.
Świąteczne marzenia
63
Dawson prychnął, słysząc to. O ile się orientował, to była jedyna słabość jego matki.
- Jak tylko coś błyszczy, ona musi to mieć.
- W mieście jest butik, który sprzedaje unikatową biżuterię jednego z weneckich artystów. Jego prace są
bardzo interesujące i mają znakomitą jakość. Kupowałam tam coś przed miesiącem dla innego klienta i
pamiętam, że widziałam piękne pierścionki. Wpadnę tam w poniedziałek i dam ci znać, co znalazłam.
Poprawiła się na siedzeniu, rozpinając górny guzik płaszcza i rozluźniając jedwabny szalik. Woń jej perfum
otoczyła Dawsona po raz kolejny i po raz kolejny pomyślał o seksie - o tym, jak długo tego nie robił. Po
powrocie do domu musi trochę poćwiczyć. Pół godziny z ciężarkami powinno wystarczyć. Potem zimny
prysznic, dodał w myśli, gdy Eve zaczęła ssać końcówkę rysika.
- Okej - wydusił.
- Jeśli chodzi o chłopców, sprawa jest prosta. Marzą o nowej konsoli do gier.
- Jak wszystkie dzieci w tym kraju - odparł. - To najbardziej popularna zabawka tego roku.
- Wiem. Kiedy byłyśmy w toalecie, twoja siostra przyznała, że nie mogła jej nigdzie znaleźć. Wszędzie
mówiono jej, że jest wyprzedana, i nie gwarantują, że przed Bożym Narodzeniem ją dostaną. Chciała
poszukać w Internecie i zapłacić tyle, ile ktoś zażąda. Wybiłam jej to z głowy. Powiedziałam, że jestem
pewna, że ty już kupiłeś chłopcom tę konsolę. Szkoda, że nie widziałeś wyrazu ulgi na jej twarzy.
- Świetnie. A jak znajdziesz tę konsolę, skoro jej się nie udało? - spytał.
Puściła do niego oko.
64
Jackie Braun
- Mam swoje sposoby.
- Jak ją zdobędziesz, chłopcy będą zachwyceni.
- Tak, a ty zostaniesz ich bohaterem, wujku Dawsonie -uśmiechnęła się do niego.
Odwrócił wzrok, nie czuł się w tej roli swobodnie.
- Będę zadowolony, że zrehabilituję się za „Małego chemika".
- Sam go wybrałeś? - spytała.
- Nie, prawdę mówiąc, pani Stern go kupiła i wysłała.
- Dlaczego mnie to nie dziwi? - mruknęła.
- Co?
-Mc. - Machnęła ręką. - Podczas deseru słyszałam, jak Lisa mówiła do twojej matki o sukni Misty Stark,
którą sobie ostatnio kupiła. Pomyślałam, że ucieszyłaby się z torebki z nowej kolekcji.
- Ona bardzo lubi torebki - rzekł. - Na te, które już posiada, potrzebuje chyba specjalną garderobę.
Eve uśmiechnęła się do niego.
- Wiedziałam, że ją polubię. Dawson skrzyżował ramiona.
- Co kobiety mają z tymi torebkami? Ile wy ich potrzebujecie?
- Inną do każdego stroju i każdego nastroju. Innymi słowy, nigdy nie mamy ich zbyt wiele. Torebki są w
tym względzie jak buty.
- Boże, mówisz jak moja żona - wymknęło mu się, ale sądząc z miny Eve, nie mógł udawać, że tego nie
powiedział.
Zdał sobie również sprawę, że od tego nie ucieknie, kiedy Eve spytała:
- Masz na myśli swoją byłą żonę?
-Nie, moją zmarłą żonę. Ona... żona i córka zginę-
Świąteczne marzenia
65
ły w wypadku samochodowym. - Przełknął gorzkie wspomnienia i mimo woli dotknął blizny częściowo
ukrytej pod tinią włosów na czole.
- Mój Boże, Dawson. Nie wiedziałam. Tak mi przykro. Położyła rękę na jego ramieniu i uścisnęła go.
Sztywno
kiwnął głową, przyjmując kondolencje, a potem lekko się odsunął, a jej ręka opadła.
- Kiedy to się stało?
- Trzy lata temu. - Odchrząknął. - Bez urazy, ale nie chcę o tym mówić. Pozwolisz, że zmienimy temat?
Skinęła głową.
- Oczywiście.
Mimo to pozostałą część drogi do jej mieszkania spędzili w milczeniu.
No cóż, pomyślała Eve, nareszcie pewne rzeczy dotyczące tego mężczyzny, nie wspominając już o
niezrozumiałych reakcjach, jakie wzbudzał na balu, zaczęły się układać w pewną całość. Ale ta informacja
nie zaspokoiła ciekawości Eve, a tylko ją rozpaliła.
Trzy lata to szmat czasu. Tragedie zmieniają ludzi. Eve doskonale to wiedziała. Śmierć jej matki, która
zmarła, gdy Eve była dzieckiem, odcisnęła się na całym jej życiu. W pewnym sensie Eve straciła wtedy
oboje rodziców - matka przedawkowała leki, a ojciec ruszył w trasę. Śmierć matki bez wątpienia odmieniła
jej ojca.
A jak tragiczne doświadczenie wpłynęło na Dawsona? Jakim człowiekiem był przed tym nieszczęsnym
wypadkiem?
Kiedy zajechali przed jej dom, Dawson odprowadził ją do drzwi. Spodziewała się tego. Był dżentelmenem,
a poznaw-
66
Jackie Braun
szy jego matkę, Eve wiedziała, że dobre maniery wpajano mu od małego.
- Ten wieczór był bardzo produktywny - oznajmiła. Stał przy przeciwległej ścianie małej windy.
- Taki był nasz cel.
- Tak. Ale poza tym dobrze się bawiłam. Masz wspaniałą rodzinę - powiedziała.
Kiwnął niezgrabnie głową.
Eve nie była pewna, dlaczego to robi, ale gdy stanęli pod jej drzwiami, spytała:
- Wejdziesz na drinka?
- Robi się późno.
Eve zażartowała, bo poczuła się głupio:
- Boisz się, że zaśniesz?
- Obawiam się, że mój szofer zaśnie.
- Jonas, tak? - Już o nim zapomniała. -Tak.
Wyjęła klucze z małej kopertówki.
- Zaprosiłabym również Jonasa, ale nie chciałabym zrobić na tobie złego wrażenia.
Dawson się zaśmiał. Z lekką chrypką, ale miło.
- Odkąd cię poznałem Eve, wrażeń mi nie brakuje. Ale chyba jeszcze cię nie rozgryzłem. - Spoważniał i
oparł się o framugę, przyglądając się jej w przyćmionym świetle korytarza. - Masz wiele warstw.
- Jeśli porównasz mnie do cebuli, zepsujesz ten dość ciekawy komplement.
Dawson zmrużył oczy.
- Dlaczego mi się wydaje, że lubisz być tajemnicza? Zatrzepotała rzęsami.
- Może dlatego, że tajemnica to połowa mojego uroku.
Świąteczne marzenia
67
Dawson wyprostował się, a Eve pomyślała, że teraz odejdzie. Przysięgłaby, że zrobił taki ruch, ale potem
nagle podszedł do niej blisko.
W ulotnym momencie, kiedy jego wargi znalazły się tuż nad jej wargami, szepnął:
- Nie miej o sobie tak niskiego mniemania.
Taki pocałunek nie powinien zachwiać światem Eve. Był krótki i ulotny. Mimo to Eve poczuła, że miękną
jej kolana.
Przypisała to minie Dawsona. Widziała go już prawie nagiego, ale w tym momencie jeszcze bardziej się
odsłonił. Na jego twarzy odbijały się emocje, a było ich tyle, że ledwie za nimi nadążała. A jednak dwie się
wyróżniały. Dawson zdecydowanie był zły i niewątpliwie był podniecony.
No to jesteśmy kwita, pomyślała, gdy ruszył sztywnym krokiem korytarzem, a ona zaniknęła drzwi.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
- Mogłaś mi wspomnieć, że Dawson stracił żonę i dziecko - powiedziała Eve.
Siedziała w przytulnym domu Carole na przedmieściach Denver. Włączyły film, piły wino i jadły
chińszczyznę, czyli nadrabiały wieczór, który Eve odwołała. Carole położyła nogę na poduszce, a stara
opowieść z Carym Grantem toczyła się naprzód, chociaż żadna z nich tak naprawdę jej nie śledziła.
Między kęsami słodko-kwaśnej wieprzowiny Carole przyznała:
- Myślałam o tym. Prawdę mówiąc, byłam tego bliska, kiedy powiedziałaś mi, że Dawson chce cię zabrać
na bal charytatywny. Ale z drugiej strony wolałam, żebyś sobie sama wyrobiła o nim opinię, żeby jego
tragiczna historia nie miała na to wpływu.
- Dlaczego?
Carole potrząsnęła głową.
- Dojdziemy do tego za moment. Najpierw chciałabym usłyszeć, co o nim sądzisz, zwłaszcza po całym
wieczorze w jego towarzystwie.
- Mówisz tak, jakbyśmy byli na randce - powiedziała oschle Eve. - Byłam w pracy.
Świąteczne marzenia
69
Odwróciła spojrzenie. Cóż, to była przede wszystkim praca, z wyjątkiem tego pocałunku przy drzwiach jej
mieszkania. I chociaż na tym się skończyło, Eve nie mogła o tym zapomnieć. Gdyby Dawson był innym
człowiekiem, pomyślałaby, że taki miał cel.
Żeby snuła domysły na jego temat.
Żeby go pragnęła...
Przede wszystkim sądziła jednak, że wcale nie zamierzał jej całować. W końcu potem ledwie rzucił
szorstkie „dobranoc" i oddalił się sztywnym krokiem.
- To znaczy, że źle się bawiłaś? - spytała Carole.
- Nie, bawiłam się dobrze. - Łatwiej było skupić się na imprezie niż na mężczyźnie, więc podjęła: - To było
pierwszorzędne wydarzenie. Nie uwierzyłabyś, jakie dania podawano i na jakiej zastawie. Zupełnie jakbym
znalazła się w pięciogwiazdkowej restauracji. A deser! Wart grzechu!
- Czekoladowy? - spytała Carole.
- Zgadłaś.
Carole coś mruknęła pod nosem, ale potem wróciła do tematu.
- Okej, więc co myślisz o Dawsonie?
Eve grzebała pałeczkami w tekturowym pojemniku i w końcu wygrzebała strączek grochu.
- No więc tak. Potrafi być niewiarygodnie apodyktyczny i arogancki. Musi cały czas panować nad sytuacją
- dodała, przypominając sobie ich wspólny taniec i szok, jakiego doznał, kiedy przejęła prowadzenie.
Nadal nie rozumiała, dlaczego to zrobiła. Wiedziała tylko, że z jakiegoś powodu miała potrzebę
wypchnięcia go poza sztywne granice jego bezpiecznej przestrzeni.
70
Jackie Braun
- Coś jeszcze? - Carole uśmiechała się znacząco. - Co sądzisz o jego powierzchowności?
Eve westchnęła z przesadą.
- No dobrze, jest fantastycznie przystojny i seksowny. Carole zaśmiała się.
- Ja też tak uważałam, jak go poznałam. Oczywiście, wtedy był żonaty, a ja właśnie miałam za sobą
wyjątkowo paskudny rozwód. Dzięki temu, że złapałam tę pracę, byłam w stanie między innymi opłacić
adwokata - wyjaśniła. - Oficjalnie to Clive mnie zatrudnił, ale pracowałam głównie dla Dawsona za
pośrednictwem Rachel Stern.
- Pani Stern. Ta kobieta powinna znaleźć sobie jakieś hobby.
- Nie jest taka straszna. Po prostu dba o interesy Dawsona, prawie jak druga matka - powiedziała Carole. -
A skoro mowa o matkach, co sądzisz o Tallulah i reszcie rodziny?
Twarz Eve pojaśniała.
- Bardzo ich polubiłam. To mili ludzie. Normalni. Nie zadzierają nosa, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Wiem.
-Dawson zmienia się w ich obecności, jest mniej... sztywny. Widać, że bardzo go kochają.
- Burkebwie są bardzo ze sobą związani - przyznała Carole.
Eve ściągnęła brwi.
- Tak, ale on nie kupuje im sam prezentów. I powiedział znajomemu, że pod koniec miesiąca wyjeżdża i
spędzi święta w Cabo San Lucas. Z różnych komentarzy, jakie udało mi się usłyszeć, wynikało, że on ich
po prostu unika.
- Od chwili wypadku odsunął się od wszystkich - odparła przyjaciółka. - Szczerze mówiąc, właśnie po
wypadku do-
Świąteczne marzenia
71
dał swoich krewnych do listy prezentów. Wcześniej zajmowałam się tylko jego współpracownikami.
- Wygląda na to, że faktycznie się zmienił.
- O tak. - Carole kiwnęła głową. - Współczujesz mu?
- Oczywiście. Jak mogłabym mu nie współczuć? Ten człowiek stracił żonę i dziecko.
-Tak. W wypadku samochodowym trzy lata temu, w dzień Wigilii. - Carole spoważniała. - Dawson siedział
za kierownicą.
-1 tylko on przeżył - dokończyła Eve. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie ten koszmar, aż zakłuło ją w
piersi. - Mój Boże.
- No właśnie. Burkebwie cieszą się ogromnym szacunkiem w naszej społeczności nie tylko ze względu na
swoje interesy, ale także z powodu zaangażowania w życie miasta. Poza balem charytatywnym biorą udział
niemal we wszystkich przedsięwzięciach filantropijnych. Rodzina zmarłej żony Dawsona także jest tutaj
dobrze znana, więc o wypadku było głośno w mediach. Pojawiły się nawet brzydkie spekulacje, że Dawson
prowadził po alkoholu, zanim policja jednoznacznie oznajmiła, że poziom alkoholu w jego krwi był sporo
poniżej dozwolonej wysokości
- To straszne - powiedziała Eve.
- Tak - przyznała Carole. - Oczyścił się też z zarzutu o niedbałość. Nie przekraczał prędkości, a z
wyjątkiem tego zmarzniętego śniegu warunki na drodze były dobre.
- To był wypadek.
- Tak, wypadek, który każdemu mógł się zdarzyć. Mimo to, z tego, co widziałam i jak twierdzą osoby,
które go dobrze znają, Dawsona dręczy poczucie winy.
Oczywiście, pomyślała Eve. Taki ma charakter. Obowią-
72
Jackie Braun
zek, odpowiedzialność, rodzina - te rzeczy brał bardzo poważnie. To były jego fundamenty i w jednej
chwili wszystko legło w gruzach.
- Naprawdę mogłaś mi o tym wspomnieć, Carole. Świetnie wiem, że czasami potrafię być zbyt obcesowa.
Zachowałabym się bardziej dyplomatycznie, gdybym rozumiała, dlaczego on potrzebuje kogoś, kto kupi
prezenty dla rodziny.
- Właściwie to jeden z powodów, dla których ci nie powiedziałam - zaskoczyła ją przyjaciółka. - Nie znam
Dawsona zbyt dobrze. To człowiek, który raczej wydaje polecenia, niż przysiądzie z tobą na pogawędkę.
Ale zawsze go lubiłam i szanowałam. I wiem, że po wypadku nie życzył sobie, żeby ktoś się nad nim
rozczulał czy litował. Prawdę mówiąc, to ostatnia rzecz, jakiej potrzebuje.
- Więc czego potrzebuje? - Eve nie zamierzała zadawać tego pytania, bo to przecież nie jej interes.
Carole uśmiechnęła się z fałszywą skromnością.
- Nie jestem pewna. Ale może ktoś tak rezolutny jak ty potrafi się tego domyślić.
Minęło wpół do pierwszej. Dwie godziny temu Dawson położył się do łóżka i nawet nie zmrużył oka.
Swoją drogą nie było to nic nowego. Od wypadku miał kłopoty z zasypianiem, a jeszcze trudniej było mu
przespać spokojnie jakiś czas, kiedy już zapadł w sen. Był pogrążony we śnie aż do rana tylko po
przepisanej mu przez lekarza pigułce nasennej. Ale nie lubił brać tabletek, więc zamiast tego aż do świtu
leżał i w myśli robił listę rzeczy, które miał do zrobienia, albo nadrabiał zaległości w lekturach. Niestety
teraz nawet nudny artykuł w biznesowym dzienniku nie pomógł mu zasnąć.
Świąteczne marzenia
73
Odłożył na bok gazetę, wyłączył lampkę nocną i zmienił pozycję. Poprawiwszy poduszkę, musiał jednak
przyznać, że obecna bezsenność różni od tej sprzed kilku dni. Teraz obwiniał o to Eve.
Ale nie oszczędzał też siebie.
- Nie powinienem był jej całować - mruknął. Dlaczego nie mógł wyrzucić z pamięci zwyczajnego
cmoknięcia? Pod koniec swoich dwóch randek pocałował obie kobiety o wiele namiętniej niż Eve. A
jednak żaden z tamtych pocałunków nie wzbudził w nim podniecenia. Wręcz przeciwnie.
W ciemności wyobraził sobie Eve, jej czujne ciemne oczy, które zapłonęły, kiedy się do niej zbliżył. Jej
usta były takie miękkie, zapraszające. I tak kuszące, że Dawson musiał to natychmiast przerwać.
Niezależnie od tego miał świadomość, że poczuł coś, czego już dawno nie czuł: erotyczne podniecenie.
Poczuł, że znowu żyje, podpowiedziała mu jego podświadomość.
Przewrócił się na drugi bok i zignorował to.
- Nie powinienem był jej całować - mruknął po raz drugi.
A jednak kiedy godzinę później w końcu zasnął, śnił o tym, że całuje Eve, tym razem jak kochanek.
Eve szykowała się właśnie do wyjścia, kiedy do jej drzwi zapukał kurier i podał jej bardzo oficjalnie
wyglądającą kopertę z Burkę Financial. Dała mu napiwek, a gdy zamknęła za nim drzwi, natychmiast
otworzyła kopertę i mało się nie przewróciła z wrażenia.
W kopercie znajdowały się dwa bilety do teatru na mu-
74
Jackie Braun
sical, na który już nie można się było dostać. Podczas balu Eve wzięła udział w aukcji, by zobaczyć ten
spektakl. Miejsca na biletach, które otrzymała przez kuriera, były jeszcze lepsze niż tamte.
Na dołączonym do nich bileciku przeczytała: „Eve, Burkę Finacial ma stale do dyspozycji lożę w teatrze.
Nikt nie wybiera się na przedstawienie w tę sobotę. Szkoda byłoby je zmarnować. Dobrej zabawy,
Dawson".
Od razu zadzwoniła do niego do biura i oczywiście połączyła się z jego sekretarką.
- Za pół godziny ma spotkanie, w tej chwili się przygotowuje - poinformowała ją pani Stern. Dla Eve
zabrzmiało to tak, jakby chciała ją spławić. - Czy mam mu coś przekazać?
Ona jest jak druga matka, stwierdziła Carole. Eve postanowiła zagrać na tych matczynych uczuciach.
Matki uwielbiają kobiety o dobrych manierach.
- Pan Burkę był tak uprzejmy i przysłał mi dwa bilety do teatru. Zajmę mu tylko chwilę, bo chciałabym mu
osobiście podziękować. Czy mogłaby mnie pani połączyć? - spytała.
- Chwileczkę - odparła pani Stern.
Eve nadal gratulowała sobie pomysłu, kiedy odezwał się Dawson.
- Witaj, Eve.
- Cześć. Wiem, że jesteś zajęty, ale dzwonię tylko, żeby ci podziękować.
- Rozumiem, że dostałaś bilety.
- Tak, właśnie przed chwilą. Po raz pierwszy ucieszyłam się, że byłam spóźniona. - Mówiąc to, krążyła po
swoim salonie przed dużymi oknami, za którymi rozciągała się panorama miasta. - To bardzo miło z twojej
strony.
Świąteczne marzenia
75
- Nikt z nich nie korzysta - odparł.
- Tak napisałeś.
- Szkoda by było, żeby się zmarnowały, a wiem, jak bardzo ci zależało na tym przedstawieniu.
- Jestem ci ogromnie wdzięczna, ale jestem też w rozterce.
- Dlaczego? - spytał.
- Cóż, wiem, ile te bilety kosztują. Czuję się trochę skrępowana, przyjmując od klienta taki cenny prezent.
- Częściowo była to zresztą prawda.
Wyobraziła sobie, jak Dawson wzrusza ramionami.
- Potraktuj to jak premię - powiedział.
- Dziękuję, ale moja prowizja to wszystko, czego wymagam. - Eve okręciła kosmyk wokół palca
wskazującego, kiedy coś jej przyszło do głowy. - Może miałbyś ochotę wybrać się ze mną?
Odpowiedziała jej długa cisza. W jednej chwili pożałowała swojego pochopnego zaproszenia.
- Okej. Tak tylko pomyślałam. Pewnie już widziałeś ten spektakl - mówiła szybko, by ratować twarz,
chociaż było już na to za późno. - No to wracaj do pracy, nie będę ci zawracać głowy, cześć.
Rozłączyła się. Wydawało jej się, że usłyszała jeszcze w słuchawce swoje imię.
- Boże, ależ ze mnie idiotka. - Jęknęła i cofnęła się kilka kroków, szurając nogami, po czym opadła na
kanapę.
O czym ona myślała? Dlaczego go zaprosiła? Ten człowiek pewnie poważnie żałował swojego gestu.
Wciąż trzymała w ręce telefon, a gdy go odłożyła między poduszki, zadzwonił. Eve sięgnęła po niego,
leżąc na brzuchu.
76
Jackie Braun
- Słucham? - Tu Dom Niepoprawnych Głupców, miała ochotę dodać. Na szczęście tego nie zrobiła.
- Szybko się wyłączyłaś. Nie miałem nawet okazji ci odpowiedzieć.
Eve usiadła prosto i przeczesała palcami włosy.
- Chyba wzięłam twoje milczenie za odpowiedź.
- Tak. Przepraszam. Byłem trochę... zaskoczony.
- Rozumiem - rzekła. To oczywiste.
- Kiedy wysłałem ci bilety, zakładałem, że zechcesz pójść z kimś innym.
- Na przykład?
-Na przykład z mężczyzną, z którym się spotykasz. W końcu odwołałaś spotkanie, żeby wybrać się na bal.
- A, o to chodzi. - Nie widział jej miny, więc uśmiechnęła się szeroko. - To nic poważnego. Byłam z kimś
umówiona.
- Aha. - Chrząknął. - Z przyjaciółką czy przyjacielem?
- Z przyjaciółką. -Aha.
Znowu zamilkł. Eve zaczęła odliczać. Kiedy doszła do dziesięciu, nie wytrzymała.
- Znowu to robisz. -Co?
- Nic nie mówisz, co zmusza mnie do wyciągnięcia moich własnych wniosków.
- A jakie to wnioski? - Odniosła wrażenie, że był rozbawiony.
Zamknęła oczy i po raz kolejny uległa swojemu impulsowi.
- Główkujesz, do której restauracji mnie zabierzesz przed teatrem w piątek wieczorem.
Świąteczne marzenia
77
Eve wstrzymała oddech. Słyszała westchnienie, a potem powściągany śmiech. Jej napięcie sięgnęło zenitu,
kiedy Dawson wreszcie odparł:
- Czytasz w moich myślach.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Telefon zadzwonił w momencie, kiedy Eve po raz drugi nakładała szminkę przed lustrem, które wisiało
obok drzwi. Chociaż to nie było w jej stylu okazywać, że się niecierpliwi, miała już na sobie płaszcz i z
trudem się powstrzymywała, by co chwilę nie zerkać na zegarek.
- Eve, mówi Dawson. Przepraszam, trochę się spóźnię -rzekł, co nie było konieczne.
Spodziewała się go dwadzieścia minut wcześniej. Mieli zarezerwowany stolik na godzinę osiemnastą, która
zbliżała się wielkimi krokami.
- Wszystko... w porządku? - zapytała.
- Zastanawiasz się, czy się nie rozmyśliłem?
- Zrozumiałabym - odparła.
Tak, to prawda, biorąc pod uwagę całą wiedzę o jego przeszłości, jaką teraz posiadała.
Wprawdzie Eve nie uważała tego spotkania za randkę, ale musiała przyznać, że nie zaliczyłaby go także do
czysto biznesowych spotkań. Dawson był interesujący i przystojny. Z zasady nie nawiązywała bliższych
kontaktów z klientami płci męskiej. Ale skoro Burkę jest tak naprawdę klientem Carole, którego Eve
obsługiwała tylko chwilowo, czuła się bezpiecznie, robiąc wyjątek od reguły.
Świąteczne marzenia
79
- Nie zamierzam cię zawieść, Eve - mówił zdecydowanie. - Coś mi wypadło w ostatniej chwili.
- Okej. Wobec tego może spotkamy się w Tulane? - zasugerowała.
Restauracja znajdowała się niedaleko jej domu. Spotkaliby się w połowie drogi i zaoszczędziliby czas.
Dawson zawahał się, a Eve przypomniała sobie, że wolał sam decydować. Ale potem powiedział:
- W porządku. Daj mi kwadrans, zanim wyjdziesz.
- Okej.
- A gdyby mnie nie było, zamów aperitif.
- Czy mam też zacząć bez ciebie kolację? - zapytała chłodnym tonem.
- Nie, na pewno przyjadę.
Dawson wszedł do Tulane w momencie, kiedy kelner przyniósł Eve dip z karczochów. Zdjął płaszcz, pod
którym miał czarny, szyty na miarę garnitur, białą koszulę i wzorzysty stonowany krawat. Wyglądał
wyrafinowanie, seksownie i odrobinę arogancko. Kiedy wypatrzył Eve, właściwie się nie uśmiechnął, ale
jego spięta twarz nieco pojaśniała. Eve wciągnęła powietrze i wypuściła je powoli.
- Przepraszam za spóźnienie - rzekł, zajmując miejsce naprzeciw niej.
Serce Eve zwolniło i zaczęło bić normalnie. Uśmiechnęła się.
- Nic nie szkodzi.
- Widzę, że zamówiłaś przystawkę.
- Tak, mam nadzieję, że lubisz grzanki i dip z karczochów.
- Nie będę narzekał.
- Pozwoliłam sobie również poprosić kelnera, żeby po-
80
Jackie Braun
dał wino. - Wskazała głową na kieliszek stojący przed Daw-sonem.
Wziął go do ręki i wypił łyk. Z marsową miną spojrzał w oczy Eve.
- Pinot noir?
- Piłeś to podczas balu.
- Widzę, że nic nie umyka twojej uwagi.
Eve sięgnęła po swój kieliszek i wzruszyła ramionami.
- Mam pamięć do szczegółów.
Dawson przyglądał się jej znad kieliszka. On także miał pamięć do szczegółów. Jeśli chodzf o Eve Hawley,
pamiętał ich o wiele za dużo, by zachować spokój.
Szczegóły takie jak złote plamki w jej skądinąd brązowych oczach. Światło świecy je podkreślało. Albo
bladość jej cery kontrastująca z trzema pieprzykami u nasady szyi.
Tego wieczoru ubrała się na czarno. Prosta w kroju, elegancka suknia z rękawami długości trzy czwarte i
raczej skromnym dekoltem była równie seksowna jak tamta syrenia, którą Eve miała na balu. Tym razem
rozpuściła włosy, lśniące ciemne loki opadały jej na ramiona. Dawson zastanowił się, czy są tak miękkie w
dotyku, na jakie wyglądają. Czy pachną...
- Patrzysz na mnie i nic nie mówisz - rzekła Eve, wyrywając go z zadumy. Wykrzywiła pełne wargi,
dodając: - Nie wiem, może mam kawałek karczocha na zębie? Jeszcze nie próbowałam dipu.
No tak, pomyślał Dawson, ta kobieta jest nad wyraz bezpośrednia. To był kolejny szczegół, kolejna cecha,
która ją wyróżnia z tłumu. Jego zmarła żona była o wiele bardziej stonowana, skryta i...
Wypił łyk wina, by odsunąć od siebie wspomnienie, za
Świąteczne marzenia
81
nim powróci w całej pełni. Tego wieczoru nie będzie myślał o Sheili. Robił to podczas swoich dwóch
poprzednich randek. Nic tylko porównywał i znajdował braki w swoich towarzyszkach. Obie były
sympatyczne, ale Dawsona uderzyło, do jakiego stopnia przypominały jego żonę, i to zarówno
zewnętrznie, jak pod względem temperamentu. Czyżby podświadomie szukał drugiej Sheili?
Eve pod każdym względem, począwszy od osobowości, a na cechach fizycznych kończąc, stanowiła
przeciwieństwo Sheili. Prawdę mówiąc, nie przypominał sobie, by kiedykolwiek wcześniej podobała mu
się kobieta tak niezależna, szczera aż do bólu i pełna życia. Jakiekolwiek porównania w tym wypadku
byłyby niesprawiedliwe dla obu kobiet. Poza tym, czemu miałyby służyć? Poza wywołaniem w Dawsonie
wyrzutów sumienia.
Wypił znów łyk wina i przysiągłby, że poczuł, jak część pęt przeszłości opadła.
- Patrzę, ponieważ wyglądasz dzisiaj bardzo ładnie - powiedział.
- Aha. - Uśmiechnęła się. - Dziękuję.
- Właściwie to ja powinienem ci podziękować. Cieszę się, że poprosiłaś, żebym wybrał się z tobą do teatru.
Eve uniosła brwi.
- Naprawdę?
Dawson odstawił kieliszek.
- Tak. Całe wieki nie byłem w teatrze. Zrobiła pełną niedowierzania minę.
- Chcesz mi powiedzieć, że twoja firma ma na stałe zarezerwowane miejsca w loży, a ty się nie pofatygujesz
i nie korzystasz z tego?
- Jestem...
82
Jackie Braun
- Zajęty - dokończyła za niego, a jej uśmiech nie pozostawił żadnej wątpliwości, co Eve myśli o jego
notorycznej wymówce.
- Jestem zajęty - upierał się. Kiedy jego sumienie się odezwało, przyznał: - No dobrze, prawda jest taka, że
ostatnio wiele nie wychodzę.
- Nie, prawda jest taka, że nie starasz się znaleźć czasu, żeby gdzieś wyjść - powiedziała.
No tak, znowu bez pardonu.
- Na to samo wychodzi.
Myślał, że się sprzeciwi, ale ona dała sobie spokój.
- Cóż, przypuszczam, że w takim razie powinno mi pochlebiać, że przyjąłeś moje zaproszenie.
- Trudno ci odmówić, Eve.
Mówił szczerze. Przez kilka minionych dni zastanawiał się, dlaczego zgodził się jej towarzyszyć. Ale nawet
jeżeli miał wątpliwości, czy żałował swojej decyzji, nie brał pod uwagę odmowy.
Eve uśmiechnęła się szerzej.
- Dobra odpowiedź. Zaśmiał się.
- Tak myślałem.
Kelner podszedł do nich, by ich poinformować, co szef kuchni poleca na ten wieczór. Eve słuchała go z
uwagą, kiwając głową i potakując z aprobatą, gdy wychwalał kaczkę po francusku.
- O, to brzmi fantastycznie, Danny - powiedziała, posyłając mu uśmiech raczej ciepły niż zalotny.
Ta kobieta z każdym znajduje wspólny język, pomyślał Dawson. I nie chodzi tylko o to, że traktuje ludzi z
szacunkiem. Przy Eve każdy czuł się wyjątkowy.
Świąteczne marzenia
83
Kiedy złożyli zamówienie, a kelner się oddalił, Dawson rzekł:
- Wiesz, jesteś w tym naprawdę dobra.
- W czym?
- Sprawiasz, że ludzie czują się ważni - odparł. Eve uniosła brwi.
- Bo ludzie są ważni. Machnął ręką.
- Wiesz, o czym mówię.
- Nie, nie wiem. I będę bardzo zawiedziona, jeśli nagle zamienisz się w snoba - oznajmiła. Chociaż
zabrzmiało to żartobliwie, nie wątpił, że mówiła serio.
- Nie jestem snobem.
Eve milczała, więc uniósł rękę, jakby składał przysięgę.
- Na mój honor, nie jestem snobem. Moja matka by do tego nie dopuściła.
Twarz Eve złagodniała.
- Poznałam twoją matkę, nie wspominając o reszcie rodziny, więc nie mam wyboru i muszę ci wierzyć.
- To dobrze. Aha, to miał być komplement. Wielu ludziom nie chciałoby się nawet spojrzeć kelnerowi w
oczy, nie wspominając o tym, żeby zwracać się do niego po imieniu.
- Och, my z Dannym znamy się kawał czasu.
- Znasz go? - Dawson się zdziwił. Uśmiechnęła się.
- Poznaliśmy się, kiedy zamawiałam przystawkę. - Westchnęła zniecierpliwiona. - Poza tym na koszuli ma
plakietkę z imieniem. Jak miałam się do niego zwracać? Hej, ty?
- Ze smutkiem stwierdzam, że znam osoby, które mogłyby się tak do niego odezwać, a nawet gorzej.
Potrząsnęła głową i zmarszczyła czoło.
84
Jackie Braun
- Musisz znaleźć sobie innych przyjaciół, z klasą.
- Nie twierdzę, że to moi przyjaciele. Powiedziałem jedynie, że znam takich ludzi, którzy uważają, że są od
innych lepsi, ponieważ są z urodzenia bogaci.
- Ach tak. - Trzymając kieliszek za nóżkę, wypiła łyk wina. Potem zaskoczyła Dawsona wyznaniem: -
Przez dwa lata byłam związana z jednym z takich ludzi, chociaż zajęło mi trochę czasu, żeby to odkryć.
Dwa lata?
- To chyba był poważny związek.
- Ja też tak sądziłam. - Wzięła grzankę i zanurzyła ją w dipie. Zanim włożyła ją do ust, dodała: - Okazało
się, że podczas gdy ja poświęciłam mu kawał swojego życia, on i jego rodzice uważali, że nie mam
właściwego pochodzenia, żeby zachować linię rodu czy jakieś takie bzdury.
- Przykro mi to słyszeć. - W wieczór balu Dawson wyczuł w Eve bezbronność, niezależnie od jej
obcesowości. Teraz znowu to zauważył, ale już rozumiał, skąd to się bierze.
- Drew proponował, że nadal będziemy się spotykać, pod warunkiem, że będzie się to odbywało w
tajemnicy. Powiedział, że świetnie się ze mną bawi i nie chciałby z tego rezygnować.
No jasne, pomyślał Dawson.
- To dobrze, że go rzuciłaś.
- No cóż, ułatwił mi to. Ogłosił swoje zaręczyny z młodą damą, z którą, jak się okazało, spotykał się z
przerwami od lat szkolnych. Stąd ta potrzeba dyskrecji. - Syknęła i z żalem spytała: - Dlaczego kobieta
zawsze dowiaduje się ostatnia?
- Przykro mi - powtórzył z przekonaniem. - Czy ten Drew mieszka gdzieś w pobliżu? Może pojechałbym
do niego i stłukł go w twoim imieniu?
Świąteczne marzenia
85
- Kusząca propozycja, ale on krąży ze swoją narzeczoną po Connecticut. Poza tym już mnie nie interesuje.
Nie interesuje jej? - pomyślał Dawson, częstując się przystawką. Być może Eve skończyła z tym
mężczyzną - a on wolał nie drążyć, dlaczego liczy, że tak jest w rzeczywistości
- ale nadal czuła się znieważona. Tak, ta rana z pewnością jeszcze się nie zagoiła.
- Jeśli to cię pocieszy, nie wygląda mi na to, żeby wasze małżeństwo mogło być trwałe, nie mówiąc już o
szczęściu
- rzekł Dawson.
- Pewnie masz rację. - Wytarła wargi serwetką, a kiedy ją odłożyła, na jej twarzy widniał diabelski uśmiech.
- Wiem, że to niewiarygodnie podłe z mojej strony, ale mam nadzieję, że ona puści go z torbami, kiedy się
rozwiodą.
- To mu tylko dobrze zrobi - przyznał Dawson. - Moim zdaniem mężczyzna, który nie dotrzymuje
wierności swojej kobiecie, zasługuje na to, żeby stracić coś bardziej - powiedzmy - osobistego niż
pieniądze.
Eve przechyliła na bok głowę.
- Wiedziałam, że lubię cię nie bez powodu... no, poza twoim zamiłowaniem do kąpieli z bąbelkami.
- To było na cel dobroczynny - odparł z ciężkim westchnieniem, ale zaraz znowu się uśmiechnął.
On także ją polubił. Miło się z nią rozmawiało i żartowało. Już prawie zapomniał, że ma poczucie humoru.
Teraz znowu wypłynęło na powierzchnię, kiedy spytał:
- Chcesz powiedzieć, że moja inteligencja i czar nie wystarczają?
- Inteligentny i czarujący to nie są akurat te dwa słowa, którymi opisałabym cię podczas naszego
pierwszego spotkania. - Uniosła brwi. - Nawet jeśli widok był miły dla oka.
86
Jackie Braun
Dawson się skrzywił.
- Czy już za późno na przeprosiny?
- O ile o mnie chodzi, na to nigdy nie jest za późno - odparła.
- To bardzo szlachetnie z twojej strony. W takim razie przepraszam. - Postanowił przyznać się do czegoś.
- Tamtego dnia nie byłem w najlepszym nastroju. Miałem nadzieję, że się ciebie pozbędę.
- Rozumiem. - Sięgnęła po kieliszek. - I co, myślałeś, że na widok nagiego mężczyzny ucieknę z krzykiem?
Na nieszczęście kelner wybrał akurat ten moment, żeby przynieść im sałatki.
Młody mężczyzna odchrząknął i spojrzał na Dawsona, a potem na Eve, stawiając talerze na stole.
- Czy życzy pani sobie świeżo mielony pieprz do sałatki? - Wyciągnął rękę z drewnianym młynkiem do
pieprzu.
- Poproszę - odparła Eve, ani trochę nie speszona.
Dawson z kolei był przekonany, że nabrał barw malinowego dressingu, którym skropiono jego sałatkę z
młodych zielonych warzyw.
- A dla pana?
- Nie, dziękuję.
- Czy życzą państwo coś jeszcze? - spytał kelner.
- Nie, Danny, dziękujemy. - Eve zerknęła przez stół na Dawsona i puściła do niego oko. - Chyba
jesteśmy... zaspokojeni.
Kiedy znowu zostali sami, Dawson odezwał się:
- A tak gwoli wyjaśnienia, nie byłem nagi, kiedy się poznaliśmy.
- No tak masz rację. - Ale potem dodała, sprawiając, że zrobił się czerwony jak burak - Byłeś zakryty
kawałkiem szmatki. To pewnie zadziałała moja wyobraźnia.
Świąteczne marzenia
87
Dawson odpowiedział, tłumiąc śmiech:
- Mam nadzieję, że twoja wyobraźnia oddała mi sprawiedliwość.
- Nie sądzę, że powinieneś się tym przejmować.
- No cóż, zobaczymy.
Jego odpowiedź i jej sugestie sprawiły, że oboje spoważnieli. Kiedy Danny podszedł do nich z daniem
głównym, wrócili do bezpieczniejszych tematów niż anatomia Dawsona.
Godzinę później, po wyjściu z restauracji, Eve wpadła na pewien pomysł.
- Wiesz co, mój tahoe stoi na. parkingu. Może zwolnisz szofera na resztę wieczoru? Pojedziemy do teatru
moim samochodem. - Posłała mu anielski uśmiech. - Obiecuję, że zachowam się jak dżentelmen i
podrzucę cię do domu.
Dawson zerknął w kierunku krawężnika, gdzie stała jego limuzyna. Szofer na nich czekał.
Eve szykowała się na protest Dawsona, ale on się nie sprzeciwił.
- W porządku. To chyba rozsądniejsze niż jechać dwoma samochodami.
Jeszcze bardziej zaskakujący był fakt, że Dawson nie usiadł za kierownicą. Bez słowa zajął miejsce
pasażera... ale najpierw otworzył jej drzwi, oczywiście. Eve pomyślała, że jeśli znów spotka jego matkę,
pochwali Dawsona za doskonałe maniery.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek spotkałam mężczyznę, który ustąpił miejsce za kierownicą, zwłaszcza
kobiecie - zażartowała, zapalając silnik
Zerknęła na Dawsona w półmroku wnętrza samochodu. Nie uśmiechnął się, był blady, miał zaciśnięte
wargi. Ten czło-
88
Jackie Braun
wiek zawsze chciał nad wszystkim panować, a jednak chętnie pozwolił jej prowadzić. Eve uprzytomniła
sobie nagle, dlaczego zatrudniał szofera. Wcześniej uważała, że jest dość bogaty, żeby sobie na to
pozwolić, więc korzysta z tej możliwości. Teraz ją uderzyło, że ponieważ jako jedyny przeżył wypadek,
wynajęcie szofera było dla niego koniecznością. Wypełniając krępującą ciszę, powiedziała:
- Muszę cię uspokoić, że nigdy nie dostałam mandatu.
- Dobrze wiedzieć - odparł krótko.
Kątem oka Eve dostrzegła, że Dawson zapiął pas, a potem za niego pociągnął, jakby go sprawdzał.
Później położył dłonie na udach, wyraźnie spięty. Na tylnym siedzeniu limuzyny łatwiej zapomnieć o
ruchu na drodze. Na przednim siedzeniu jest inaczej.
- Przyjemnie jest od czasu do czasu pozwolić się wozić, prawda? - odezwała się.
- Tak - odparł przez zaciśnięte zęby.
- Pewnie masz sporo czasu na różne rzeczy, kiedy jedziesz do pracy.
- Tak - rzekł znów lakonicznie.
- Bardzo bym chciała umilić sobie podróż samochodem na przykład czytaniem. Staram się nie jeździć w
godzinach szczytu, bo wtedy ruch jest zabójczy, zwłaszcza na autostradach. - Gdy tylko wypowiedziała te
słowa, miała ochotę je cofnąć. Gdyby nie musiała trzymać nogi na pedale gazu, kopnęła by się mocno. Nie
mogła gorzej dobrać słów.
Dawson jednak odpowiedział jej szczerze:
- Tak, autostrady bywają mordercze.
- Mój Boże, Dawson, przepraszam. Fatalnie się wyraziłam.
- Nie musisz przepraszać.
Świąteczne marzenia
89
- Powiedziałeś mi wcześniej, że nie lubisz rozmawiać o tym wypadku. - Nie dodała, że powinien o rym
mówić, zamiast tłumić w sobie ból i oskarżać się o to nieszczęście. Wróciła myślami do swojego ojca, który
był wiecznym mężczyzną dzieckiem, emocjonalnie opóźnionym przez swoje cierpienie. To też nie było
dobre wyjście.
- Nie rozmawialiśmy o wypadku - rzekł. - I nie rozmawiamy.
- Dawson...
- Rozmawiamy o prowadzeniu samochodu. Wolę zostawić prowadzenie innym, i dlatego płacę szoferowi.
Eve nie drążyła tematu, chociaż obydwoje wiedzieli, że Dawson kłamie.
- Aha, w porządku. A ja nie mogę się doczekać dnia, kiedy będę mogła opłacić nie tylko wynajętego
kierowcę, ale także kogoś, kto posprząta w mojej łazience. To paskudna robota.
- Muszę ci wierzyć na słowo - odparł beznamiętnie.
- Chcesz powiedzieć, że nigdy nie szorowałeś sedesu? -Nigdy.
- No cóż, wiedz, że ja szoruję swój w każdą sobotę rano, jeśli kiedykolwiek poczujesz potrzebę zdobycia
nowych doświadczeń.
Kiedy skręciła w Curtis Street, zerknęła na Dawsona i zobaczyła, że lekko uniósł kąciki warg.
- Dzięki, nie skorzystam - odrzekł.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kiedy parę godzin później opuścili gmach teatru, Eve nuciła jedną z najbardziej optymistycznych melodii
musicalu.
- Widzę, że ci się podobało - rzekł Dawson, idąc w kierunku jej samochodu.
- Bardzo. - Westchnęła. - Jeszcze raz ci dziękuję, że się ze mną wybrałeś.
- Bardzo proszę. Wiesz, oglądałem „Nędzników" po raz trzeci. Za pierwszym i za drugim razem
widziałem ten muskał na Broadwayu.
- Żartujesz. Potrząsnął głową.
- Pewnie byłeś zachwycony.
Mówiąc szczerze, wówczas niespecjalnie. Za to tego wieczoru owszem. Dawson uważał, że zawdzięcza to
Eve. Ona potrafiła sprawić, że się zrelaksował i dał się porwać muzyce. Śmiała się z rubasznych żartów
Thenardierów i płakała, kiedy Jean Valjean błagał Boga, by oszczędził życie Mariusa. Chwilami ciekawsze
było obserwowanie Eve niż wydarzeń na scenie.
- Masz też płytę? - zapytała.
- Nie.
- Powinieneś był sobie dzisiaj kupić. Jak chcesz, pożyczę ci swoją - zaproponowała.
Świąteczne marzenia
91
- Dziękuję, nie trzeba. Muzyka jest wspaniała, nie zrozum mnie źle. Ale nie w moim guście.
- Ach tak?
- Jestem raczej fanem starego rocka. No wiesz, basy i gitarowe rify. Coś, co podnosi ciśnienie.
Eve uśmiechnęła się do niego, a on przełknął z trudem, kiedy ostatnie słowa nabrały innego znaczenia.
- Podnosi ciśnienie. - Skinęła głową, ale rozwiała jego złudzenia, dodając: - Trudno zapomnieć tych
facetów z fatalnymi fryzurami i w obcisłych spodniach ze spandexu, wykrzykujących niezrozumiałe teksty.
Co do fatalnych fryzur i spandexu miała rację. Dawson wsadził ręce do kieszeni płaszcza.
- Ja rozumiem, o czym śpiewają. Kiedy Eve uniosła brwi, poprawił:
- Na ogół.
Ruszyli znów przed siebie. Eve nagle wyznała:
- Marzyłam kiedyś o karierze na Broadwayu. Chciałam wystąpić w roli Belle w „Pięknej i bestii". Znałam
wszystkie piosenki na pamięć i codziennie wyśpiewywałam je przed lustrem w łazience.
- Masz dobry głos? Pokręciła głową.
- Niestety strasznie fałszuję, co praktycznie zadecydowało o wyborze drogi życiowej.
Dawson zaśmiał się.
- No myślę. Ile miałaś wówczas lat?
- Jedenaście. Mój ojciec jest muzykiem.
Dawson zdał sobie sprawę, jak niewiele Eve mówi o swojej rodzinie. Stwierdził, że chętnie dowiedziałby
się czegoś więcej.
92
Jackie Braun
- Naprawdę? Jaką muzykę gra?
- Jest kiepskim naśladowcą. Gra starego rocka - odparła.
Po raz pierwszy usłyszał w jej głosie zdenerwowanie.
- Stąd twoja niechęć do tego gatunku. Eve tylko wzruszyła ramionami.
- Więc chciałaś pójść w ślady ojca - podjął Dawson. Eve żachnęła się.
- Pod warunkiem, że mnie do niego zaprowadzą. Ojciec był daleko od domu. Przez większość czasu -
dodała. - Prawdę mówiąc, moim celem było zostać wielką gwiazdą, odnieść sukces. Chciałam zdobyć
sławę, jak to mówią.
Dawson bez trudu czytał między wierszami.
- Chciałaś zwrócić na siebie uwagę ojca.
- Oczywiście. Czasami nadal tego pragnę. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wszystkie dzieci potrzebują
uwagi swoich rodziców - stwierdziła rzeczowo, ale Dawson zauważył w niej napięcie.
Tak, wszystkie dzieci potrzebują uwagi rodziców, ale nie wszystkie ją otrzymują. Dawson miał szczęście
pod tym względem. Nigdy mu tego nie brakowało. Nadal zresztą nie mógł się skarżyć. A Eve?
Najwyraźniej w jej wypadku było inaczej.
Kiedy dotarli do jej samochodu, Eve zapytała;
- A ty kim chciałeś zostać, jak byłeś dzieckiem? Dawson otworzył jej drzwi, a potem obszedł samochód
i zajął miejsce pasażera. Kiedy już siedział, odparł:
- Zanim do mnie dotarło, że kiepsko wyglądam z długimi włosami i w spandexie? Czy kiedy musiałem
pogodzić się z tym, że liga futbolu nie jest mną zainteresowana?
Eve uśmiechnęła się, uruchamiając silnik.
Świąteczne marzenia
93
- Wszystko jedno, zaskocz mnie czymś. Podrapał się po brodzie.
- No cóż, w zasadzie od początku miałem świadomość, że będę kontynuował rodzinny biznes. Swoją
drogą odpowiadało to moim zainteresowaniom, nie wspominając o wykształceniu. Nie czułem się do tego
zmuszony. - Dawson oparł się wygodnie i przypomniał sobie radę, jakiej udzielił mu ojciec tuż przed jego
wyjazdem do college'u: „Rób to, co ci sprawia przyjemność, synu, a nie to, co, jak ci się wydaje,
uszczęśliwiłoby mnie". - Mój ojciec zrozumiałby, gdybym wybrał inną drogę kariery. Mój dziadek byłby
wściekły, ale ojciec... on by to zrozumiał.
Uśmiechnął się po tych słowach, czując ciepło, chociaż samochód jeszcze się nie rozgrzał.
- Chyba jesteście sobie bardzo bliscy - zauważyła Eve.
- Owszem. - Odchrząknął trochę zażenowany, że oddał się nostalgii. Wspomnienia stanowiły jego
nemezis przez ostatnie lata, tak bolesne, że zablokował zarówno te złe, jak i te dobre.
Światło zmieniło się na czerwone. Eve zahamowała i odwróciła się do niego:
- Wiem, że to nie mój interes, ale mimo to zapytam. Jeżeli jesteście tacy sobie bliscy, dlaczego się nie
spotykacie?
Dawson osłupiał, usłyszawszy to pytanie.
- Spotykamy się.
Eve powiedziała, patrząc na niego badawczo:
- Więc dlaczego spędzasz święta w Cabo zamiast ze swoją rodziną?
Nie mam rodziny, pomyślał. Nie ma już Sheili ani Isabelle. Ale wiedział też, że Eve nie o nich mówi.
- To... skomplikowane.
94
Jackie Braun
- Nie wątpię - odparła. - Życie bywa skomplikowane. Zwłaszcza kiedy spotyka nas tragedia. Ale można
odnieść wrażenie, jakbyś ich za coś karał.
- Mylisz się. Bardzo się mylisz. - Potrząsnął gwałtownie głową, czując, że ma zaciśnięte gardło. Eve
pomyliła się w swojej ocenie. Jeżeli w ogóle kogoś karał, to nie rodziców ' ani siostrę. Karał siebie.
- Tak to w każdym razie wygląda.
- Dlatego, że nic nie rozumiesz - odrzekł.
Nikt tego nie rozumiał. To nie oni tkwili uwięzieni w pułapce zgniecionego samochodu, podczas gdy
ratownicy bezskutecznie próbowali ratować jego żonę. To nie oni błagali strażaków, by się pospieszyli,
kiedy w końcu uwolnili jego córkę z pasów na tylnym siedzeniu.
W przyćmionym świetle wnętrza samochodu Eve poprosiła z całego serca:
- Wobec tego pomóż mi to zrozumieć, Dawsonie. A jeszcze lepiej, pomóż im zrozumieć.
- Ja... - Słowa uwięzły mu w gardle. Jedyne, co zdołał wydusić, to: - Masz już zielone.
Eve zaparkowała na okrągłym podjeździe przed domem Dawsona. Pozostałą drogę z teatru spędzili w
pełnej napięcia ciszy. Eve czuła, że jest temu winna. Nie powinna była tak mocno naciskać na Dawsona.
Nie była też wcale pewna, dlaczego to zrobiła. Miała pewnie nadzieję, że rozmawiając na temat wypadku,
Dawson wreszcie ujrzy go we właściwym świetle. Przekona się, że to był właśnie wypadek. Chciała, żeby
zaakceptował to, co wszyscy wiedzieli. Dawson był w równym stopniu ofiarą tego wypadku, co jego żona
i córka.
Świąteczne marzenia
95
- Jesteśmy na miejscu - oznajmiła. - Już ci dziękowałam za bilety, ale zrobię to jeszcze raz. Spędziłam
naprawdę miły wieczór.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Ja też.
- Cieszę się. Przepraszam za... - Machnęła ręką, wolała nie wchodzić znowu na grząski grunt.
Dawson chwycił jej dłoń i lekko ścisnął.
- Zapomnijmy o tym, dobrze?
Eve nie uważała, że to dobre rozwiązanie. W rzeczywistości w tym właśnie tkwił problem Dawsona. Ale w
tym momencie przytaknęła. Tego wieczoru już go nie będzie dręczyć. Uśmiechnęła się.
- W porządku.
Dawson wciąż trzymał jej dłoń. Chociaż oboje mieli rękawiczki, przysięgłaby, że przez dwie warstwy
skórzanych ocieplanych rękawiczek czuje jakieś gorąco.
Pogładził wnętrze jej dłoni. Nigdy nie uważała tego miejsca za erogenne, ale okazało się, że była w błędzie.
Zdusiła westchnienie i jąkając się, zapytała:
- Odprowadzić cię do drzwi? Obiecałam, że będę dżentelmenem.
- Nie ma potrzeby. Nadal pieścił jej dłoń.
- Okej - wykrztusiła.
- Jeśli mnie odprowadzisz do drzwi, będę się czuł zobowiązany odprowadzić cię do samochodu. - Uniósł
jeden kącik warg. - Nie pozwolę, żebyś tylko ty była dżentelmenem.
- W takim razie lepiej tu zostanę. Bo chyba całą noc krążylibyśmy między moim tahoe a twoim gankiem.
- To byłaby długa noc.
96
Jackie Braun
- Bardzo długa - zgodziła się.
- A na dworze jest zimno.
- Lodowato. - Zadrżała, chociaż miało to mniej wspólnego z temperaturą powietrza w Denver niż z
palcem Daw-sona.
- Musielibyśmy szybko chodzić, żeby nie zmarznąć -rzekł z uśmiechem.
- Gdybyśmy biegali, można by to uznać za ćwiczenia.
- Ćwiczenia? - Jego palec znieruchomiał, Dawson puścił jej dłoń. Patrzył na nią z powagą. Zdjął
rękawiczki, palec po palcu. Potem wyciągnął do niej ręce. Duże ciepłe dłonie ujęły jej twarz. - Mam lepszy
pomysł na podniesienie tętna w towarzystwie pięknej kobiety - rzekł cicho, po czym zaczął ją całować.
Łagodnie. To była pierwsza myśl Eve. Chociaż uważała, że Dawson jest pod wieloma względami twardy i
nieustępliwy, jego wargi były miękkie i delikatne. Myślała, że skończy się to tak szybko, jak tamtej nocy po
balu, a ona zostanie sama oszołomiona i spragniona. Ale Dawson nie przestawał.
- Eve - wyszeptał, unosząc na moment głowę.
Wplótł palce w jej włosy. Powoli? Łagodnie? Teraz to już nieaktualne. Teraz powiedziałaby, że robi to
niecierpliwie, kiedy zaczął walczyć z guzikami jej wełnianego płaszcza. Przesunęła się, by ułatwić mu
dostęp, oparła łokieć na kierownicy. A przy okazji nacisnęła klakson, który brutalnie przerwał tę intymną
chwilę i ściągnął ich na ziemię.
Eve wciągnęła powietrze. Dawson się odsunął. Miała wrażenie, że jej ciało strzela iskrami jak odsłonięty
kabel. Czy kiedykolwiek była tak podniecona?
Zerknęła na Dawsona i przełknęła uwagę, którą miała na
Świąteczne marzenia
97
końcu języka. Dawson siedział znowu zgarbiony, przecierając twarz.
Żałuje. Widziała to jasno, jakby miał to wypisane na czole, słyszała to, chociaż milczał. Zacisnęła powieki
i zganiła się w myślach. I pomyśleć, że przez moment sądziła podczas tej namiętnej wymiany pocałunków,
iż dzieli ich tylko skrzynia biegów i warstwy ubrań.
- Nie jesteś gotowy na... to. Czy tak? Zaśmiał się gorzko, szorstko.
- Nie mówię o kontakcie fizycznym, Dawsonie.
- Nie. - Przeklął i przyznał, patrząc przed siebie: - Nie wiem.
- W porządku - zapewniła go, chociaż serce ją zabolało.
- To nie jest w porządku! - Znowu przeklął, tym razem ostrzej, i zwrócił się do niej twarzą. Jego złość i
frustracja były oczywiste, ale żadnej z tych emocji nie kierował przeciw niej. - To nie jest w porządku, Eve.
Nie jest.
Jego nabrzmiałe złością słowa odbiły się echem. Eve milczała, czekała, aż Dawson powie coś więcej.
Podjął po długiej chwili, już spokojnie. Teraz mówił jak człowiek zmęczony i trochę zagubiony.
- Niektórzy potrafią płynąć z prądem. Ja nie. Miałem przemyślane i poukładane całe życie. Robiłem plany,
a potem je urzeczywistniałem.
- Mówisz o czasach przed wypadkiem?
- Tak. Robiłem plany - powtórzył.
Oczywiście, że robił plany. Dawson był człowiekiem, który musi kontrolować rzeczywistość. Ale tragedia
i ból nie słuchają rozkazów. Przeciwnie. Kiedy już się pojawiają, to one dyktują warunki.
- Pora na nowe plany - powiedziała cicho Eve.
98
Jackie Braun
Spojrzał na nią w przyćmionym świetle znajdujących siej na zewnątrz lamp. W jego oczach dojrzała twardy
błysk.
- Tak, po wypadku zrobiłem nowe plany. I od tamtej pory żyję zgodnie z nimi.
-I?
- A ty je burzysz, Eve.
Otworzyła usta. Zanim zapytała, co chciał przez to powiedzieć, Dawson już wysiadł z samochodu.
Zatrzasnął drzwi bez słowa.
Dopiero kilka minut po tym, jak zniknął we wnętrzu swojego domu, Eve otrząsnęła się ńa tyle, by ruszyć.
Weekend ciągnął się w nieskończoność, podobnie kolejny tydzień. Dawson miał mnóstwo pracy, która gó
zajmowała, sfinalizował też swoje plany związane z wyjazdem do Cabo San Lucas. Eve dzwoniła dwa razy,
ale użył jakiegoś pretekstu, żeby z nią nie rozmawiać.
Nie jesteś gotowy na to, prawda?
To nieszczęsne pytanie nie dawało mu spokoju.
Ucieszył się, kiedy wreszcie nadszedł piątek. Kolejny tydzień odfajkowany. Zostały jeszcze dwa, nim
wsiądzie na pokład samolotu i zostawi za sobą wszystko, co tak dobrze zna. Wyjrzał przez okno, zobaczył
śnieg i przeklął.
Zapowiadali opady śniegu, więc nie powinien go zdziwić widok zasypanego trawnika. A jednak nie
podobało mu się to. Wziął prysznic, włożył bardziej swobodny strój niż ten, w którym chodził do biura, i
zszedł po schodach do gabinetu. Jak zwykle przy takiej pogodzie postanowił pracować w domu.
W dzieciństwie bardzo lubił śnieg, i to nie tylko dlatego, że kiedy go dużo spadło, nie musiał iść do szkoły.
Świąteczne marzenia
99
Nie, on bardzo lubił bawić się w śniegu, lepić coś z niego albo rzucać się śnieżkami. Nawet już jako
dorosłemu człowiekowi śnieg w niczym mu nie wadził, chociaż czasami stanowił nie lada problem
podczas jazdy do pracy albo z pracy do domu.
Ale wypadek samochodowy kompletnie odmienił jego nastawienie, dlatego w taką zimową aurę wolał
zostać w domu.
Dawson przeżył naprawdę duży szok, kiedy w połowie popołudnia gospodyni zapukała do jego drzwi,
oznajmiając, że ma gościa.
- Pani Eve Hawley - zaanonsowała Ingrid.
Dawson poprawił się na fotelu, aż skórzane siedzenie zaskrzypiało. Nie chciał widzieć Eve, a mimo to
odparł:
- Poproś ją.
Chwilę później Eve stanęła w drzwiach, uśmiechając się przepraszająco i patrząc na tyle słodko, by
odebrać mu dech.
- Wybacz, że ci przeszkadzam.
- Nic nie szkodzi. - Oparł łokcie na biurku i złączył palce. - Czy jesteśmy umówieni?
- Nie. Prawdę mówiąc, nie spodziewałam się, że cię tutaj zastanę. Myślałam, że jesteś w biurze.
Kiedy jego ego przyjęło ten cios, oznajmił:
- Postanowiłem dzisiaj popracować w domu.
- Właśnie widzę.
- W czym mogę ci pomóc, Eve? - spytał szorstko.
Zobaczył przelotny błysk bólu w jej oczach, ale zaraz potem zamrugała powiekami. Dawson poczuł
wyrzuty sumienia. To nie jej wina. Ona nie jest niczemu winna.
- Mam pewne pomysły na prezenty, no i kupiłam już parę
100
Jackie Braun
rzeczy dla twojej rodziny. Chciałam ci je zostawić do obejrzenia.
- Okej.
Na to pojedyncze słowo Eve cofnęła się o krok, kiwając głową. Kiedy się znów odezwała, nie miała w
sobie nic z tej Eve, jaką widział podczas jej pierwszej wizyty w jego domu.
- Tak, przekażę je Ingrid. Dziękuję.
Odwróciła się i wyszła. Dawson poderwał się z fotela. Dogonił ją w holu, kiedy wkładała płaszcz.
- Eve, zaczekaj.
Sztuczny uśmiech uniósł kąciki jej warg.
- Tak?
Dawson zamknął oczy i pokręcił głową.
- Nie odchodź. Nie tak jak teraz.
- To znaczy jak? -Zła.
- Nie jestem zła. Dlaczego na Boga miałabym być zła? -spytała, przerzucając jeden koniec szalika przez
ramię.
- Ponieważ jestem głupcem. Spojrzała na niego, wciągając rękawiczki.
- Owszem - zgodziła się. - Jesteś. Nieuprzejmym głupcem, prawdę mówiąc.
Dawson zaśmiał się nerwowo, chociaż lody zostały przełamane.
- Nie masz dla mnie litości.
- Niby dlaczego?
- Okej, więc masz jakieś plany na kolację?
- Dzisiaj? - spytała wprost.
- Tak, dzisiaj.
- Hm, niech pomyślę. - Postukała palcem w dolną war-
Świąteczne marzenia
101
gę. - Raczej nie, chociaż już wyjęłam filety z kurczaka z za-mrażalnika.
To byłby jednak policzek, gdyby przegrał z drobiem.
- Ingrid przygotowuje pieczeń wieprzową.
- Aha, to inne białe mięso - powiedziała, powtarzając reklamowy slogan.
- Tak. Jest wyśmienitą kucharką - dodał z nadzieją, że to coś pomoże.
Eve patrzyła na niego ze stoickim spokojem.
- Czy to zaproszenie, Dawsonie? -Tak.
- Rozumiem.
Milczała tak długo, że musiał zapytać:
- To znaczy, że je przyjmujesz? Przekrzywiła głowę.
- Zależy.
- Od czego?
- Od tego, co jeszcze jest w menu - odparła. Dawson odchrząknął.
- Nie wiem. Pewnie ryż albo ziemniaki i warzywa. Może sałata. Masz jakieś preferencje? Powiem Ingrid, na
pewno weźmie je pod uwagę - zaproponował.
- Prawdę mówiąc myślałam o rozmowie. -Aha.
Skrzyżowała ramiona na piersi.
- Czy będziesz ze mną rozmawiał?
- Oczywiście - odparł z lekkim oburzeniem.
- Mam na myśli prawdziwą rozmowę. Nie plecenie o pogodzie i diatryby na temat gospodarki. Mogę sobie
tego posłuchać w telewizji, jedząc chińszczyznę na wynos.
Dawson ciężko westchnął.
102
Jackie Braun
- Boże, Eve. Trudno cię zadowolić.
Rozpięła płaszcz i mu go podała. Z prawdziwie kobiecym uśmiechem odparła:
- Jeszcze niewiele o tym wiesz.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Do kolacji zostało trochę czasu, który trzeba było czymś wypełnić. Dawson zasugerował, by usiedli w
salonie, przy kominku. Eve zgodziła się chętnie, a on pomógł jej wnieść zakupy, które dla niego zrobiła.
W przeszłości dawał Carole wolną rękę, jeśli chodzi o prezenty dla najbliższych. Później nie chciał już
nawet mieć z nimi do czynienia. Eve, oczywiście, upierała się, że musi wszystko przejrzeć.
- Powinieneś przynajmniej wiedzieć, co kupiłeś, żebyś nie czuł się zakłopotany, jak będą ci dziękować.
- Nigdy nie jestem zakłopotany. - Uniósł lekko brwi, jakby chciał powiedzieć: No dobrze. - To kolejna z
twoich zasad?
- Zgadza się.
Kiedy usiedli na sofie i zaczęli oglądać prezenty, Dawson był pod wrażeniem. Ta kobieta ma dobre oko.
Idealnie trafiła w gust jego matki specjalnie zaprojektowanym pierścionkiem z ametystem, otoczonym
mniejszymi kamieniami. Tallulah będzie zachwycona. Powiedział to Eve.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Ja też tak myślę. Z twoim tatą było trudniej. Postawiłam wszystko na jedną kartę, ponieważ tego nie
można zwrócić. Ale skoro Clive wydaje się namiętnym fanem hokeja, uznałam, że mu się spodoba.
104
Jackie Braun
Wyjęła z torby czerwony sweter.
- To numer Gordiego Howea - zauważył Dawson. - Jednego z największych graczy wszech czasów.
- To koszulka NHL, i jest podpisana. Wiem, że Wings nie są ulubioną drużyną twojego ojca, ale Avalanche
jeszcze wtedy nie istnieli. - Dodała cierpko: - Wiem to, ponieważ wygłupiłam się w sklepie z hokejowymi
pamiątkami w samym centrum miasta.
Dawsona to rozbawiło.
- Tata będzie wniebowzięty. Oczywiście, będzie się spierał, że tak naprawdę Ted Lindsay był lepszym
graczem, ale będzie wniebowzięty. Dziękuję.
Eve zajrzała do kolejnej torby, podczas gdy Dawson odłożył na bok koszulkę.
- A to torebka Misty Stark, o której ci wspominałam. Dla twojej siostry. Kupiłam taką średniej wielkości, z
wiosennej kolekcji.
- Na tę wiosnę?
- Znam kogoś, kto zna kogoś, kto jest winien temu komuś naprawdę wielką przysługę. - Westchnęła tak
bardzo po kobiecemu. - Lisa na pewno się ucieszy.
Torebka przypominała Dawsonowi pastelową parówkę z rączkami.
- Muszę ci wierzyć na słowo - odrzekł.
- Nadal szukam czegoś dla twojego szwagra. Będę wdzięczna za jakieś sugestie. Do świąt zostały tylko dwa
tygodnie.
- Zastanowię się - odparł.
- Może zadzwoniłbyś do siostry i trochę ją wypytał - zasugerowała. - Albo wybierz się z nimi na niedzielny
obiad w tym tygodniu i wtedy z nią porozmawiaj.
- Ja... zobaczę, co da się zrobić.
Świąteczne marzenia
105
- Okej. Dziękuję. - Pochyliła się, by podnieść dużą ciężką torbę, która leżała na tureckim dywanie. - A teraz
ostateczny cios.
- Co to jest?
- Zajrzyj.
Dawson poczuł się trochę jak dziecko, kiedy to zrobił. Wewnątrz znajdowała się konsola, o której Brian i
Colton nie przestawali mówić podczas balu.
- No nie! - powiedział ze śmiechem. - Mówiłaś, że to zdobędziesz dla chłopców, ale... Jakim cudem ci się
udało?
- Tajemnica zawodowa. - Uśmiechnęła się przebiegle. -Nie mogę ci podać szczegółów, ale zapewniam, że
nie złamałam prawa.
- Chłopcy oszaleją z radości. - Popatrzył na nią czule. -Jesteś niesamowita.
Eve znowu skupiła uwagę na torbie.
- Wybrałam też kilka gier odpowiednich dla ich wieku, powinny im się spodobać.
No tak, ta kobieta jest wyjątkowa.
- Pomyślałaś o wszystkim.
- To moja praca - oznajmiła. - Poza tym uznałam, że po nieszczęsnym „Małym chemiku" musisz się
naprawdę zrehabilitować.
Dawson potarł kark i rzekł zmieszany:
- Dziękuję.
Nagle, chociaż wiedział o tym od początku, uderzyło go, że nie zobaczy, jak chłopcy otwierają prezent.
Nie zobaczy, jak każdy z członków jego rodziny rozpakowuje otrzymaną od niego paczkę. Nie będzie go
tutaj, tak jak nie było go w domu rodziców na Boże Narodzenie w minionym roku, i jeszcze rok wcześniej,
i...
106
Jackie Braun
Eve odezwała się, jakby czytała w jego myślach:
- Szkoda, że nie będzie cię w mieście i nie zobaczysz, jak chłopcy rzucają się na prezent.
Kiedy jego rodzina zbierze się wokół udekorowanej jodły, żartując, śmiejąc się i wymieniając prezenty, on
będzie sam w Cabo, tak daleko od śniegu i świątecznej radości, jak to tylko możliwe. Wyobraził sobie, jak
siedzi nad basenem z wysoką szklanką schłodzonego wzmocnionego napoju, który pomoże mu wymazać
wspomnienia.
Eve przyglądała mu się. Najwyraźniej czekała, aż coś powie. Dawson tylko wzruszył ramionami.
- Spotkam się z nimi po świętach.
- Okej, świetnie. - Kiwnęła głową. Nie wierzył, że tak łatwo mu przytaknęła, i nie bez powodu. - Możesz
ich zobaczyć w niedzielę podczas obiadu u rodziców.
- Eve...
Przerwała mu, klepiąc się po kolanie.
- Och, zapomniałam. Ty już nie chodzisz do rodziców na obiad w niedzielę.
- Próbujesz wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia? - spytał cierpko. - Zapewniam cię, że to niekonieczne,
mam wyrzuty sumienia.
Zamiast przeprosić, Eve dodała:
- To dobrze, wobec tego dobrze rozumiesz, jak czują się twoi najbliżsi, kiedy ich od siebie odpychasz, i to
nie tylko w święta, ale na co dzień, przez cały rok.
Przeklinając, Dawson poderwał się na nogi. Irytacja i poczucie winy połączyły się, tworząc wybuchową
mieszankę.
- Czy twoja matka nigdy ci nie mówiła, że to niegrzecznie wściubiać nos w cudze sprawy? - warknął.
Świąteczne marzenia
107
- Nie, nie mówiła. - Eve także wstała. - Moja matka zmarła z przedawkowania leków, jak miałam osiem lat.
Dawson pobladł.
- Boże, przepraszam.
- Nie. - Potarła czoło. - To ja przepraszam. Paskudnie wykorzystałam swój atut. Ale nie przepraszam cię za
to, że wtrącam się w twoje prywatne sprawy, jak to powiedziałeś.
- Dlaczego to dla ciebie takie ważne? - spytał. -Ponieważ... bo... - Jej następne słowa zdusiły jego
złość w zarodku. - Bo ty jesteś dla mnie ważny. Jesteś dla mnie kimś ważnym.
- Eve. - Zamknął oczy. Nie chciał tych emocji, jakie wywołały jej słowa. A może się ich bał. W końcu
trudno jest trzymać się przeszłości, kiedyś jakaś jego część pragnie wyrwać się w przyszłość.
- Pewnie nie powinnam ci tego mówić - rzekła cicho.
Dawson podniósł powieki i zobaczył, jak Eve splata ramiona na piersi. Ale nie była to poza wyzywająca,
raczej jakby się osłaniała, co jeszcze podkreśliło jej stwierdzenie:
- Niestety, mam fatalny zwyczaj kierować się sercem, jeśli chodzi o mężczyzn. Tylko niech ci się w głowie
nie przewróci.
- Nie wiem, co powiedzieć - odparł, chociaż Eve też była dla niego kimś ważnym.
W bardzo krótkim czasie zdołała zatrząść uporządkowanym życiem Dawsona. Wciąż nie był pewien, czy
mu się to podoba.
- Nic nie mów. I tak ja wolę mówić. - Odgarnęła włosy i głęboko westchnęła. - Jak się zapewne domyśliłeś
z sensacyjnej wiadomości, którą ci zaserwowałam, nie pochodzę z takiej rodziny jak twoja. Po śmierci
mojej matki
108
Jackie Braun
ojciec wyniósł się z domu, a mnie przerzucano od jednej ciotki do drugiej. Wszyscy krewni dawali mi jasno
do zrozumienia, że nie pochwalają życia mojego ojca, są rozczarowani moją matką i nie mają wielkich
nadziei co do mojej osoby.
- Och, Eve.
- Nie współczuj mi. Nie to jest moim celem. Masz szczęście. Jesteś wielkim szczęściarzem, że bliscy się o
ciebie troszczą i chcą pozostawać z tobą w kontakcie.
- Tak mi przykro.
- Niech ci nie będzie przykro z mojego powodu. Ja zaakceptowałam moją rodzinę taką, jaka jest, i mojego
ojca takim, jaki jest. Pozwolił, żeby ból i żal rządziły jego życiem i żeby go zniszczyły. Nie chciałabym,
żebyś popełnił ten sam błąd. - Kilka razy szybko zamrugała powiekami i uśmiechnęła się wysiłkiem woli.
- Okej, to wszystko, co mam do powiedzenia na ten temat.
Dawson w to nie uwierzył. Ale zanim wymyślił jakąś odpowiedź, Ingrid stanęła w drzwiach.
- Kolacja gotowa, panie Burkę.
W jadalni Dawsona był sklepiony sufit, z którego zwisał kryształowy żyrandol. Owalny wiśniowy stół
swobodnie mieścił tuzin gości.
Gazowy kominek i płonące świece na środku stołu tworzyły przytulny nastrój. Ale to oprawiony w ramy
portret rodzinny wiszący nad kominkiem nadawał temu pokojowi osobisty charakter.
Eve nigdy nie widziała zdjęć zmarłej żony Dawsona ani jego córki, ale nawet gdyby jego nie było na tym
zdjęciu, odgadłaby, kim są dwie pozostałe postaci. Rozpoznała je od ra-
Świąteczne marzenia
109
zu w jakiś niepojęty sposób. Chociaż nie poznawała szczęśliwego zrelaksowanego mężczyzny, który im
towarzyszył.
Kiedy Ingrid stawiała naczynia z taką ilością pachnącego jedzenia, że wystarczyłoby tego dla niewielkiej
armii, Eve dyskretnie przyglądała się zdjęciu. Sheila była blondynką o niebieskich oczach i delikatnej
urodzie porcelanowej lalki. Isabelle też była śliczna. Eve dostrzegła w oczach dziewczynki figlarne ogniki
i cień uporu ojca w jej drobnej szczęce. Spodziewała się, że kobiety będą piękne, i były. Ale to, co
naprawdę ją zaskoczyło, to nieodgadnione powinowactwo, jakie czuła, patrząc na ukochane osoby
Dawsona i rozczarowanie, że nigdy ich nie pozna.
Rozmowa przy kolacji zaczęła się sztywno głównie z powodu naładowanej emocjami dyskusji, która ją
poprzedziła. Eve obwiniała się o to. Co ona sobie myślała, żeby prowokować Dawsona, a potem
dosłownie odkryć przed nim duszę?
Tak czy owak, co się stało, to się nie odstanie. Nie będzie tracić energii na próżne żale. Poza tym
powiedziała przecież prawdę. Dawson jest dla niej ważny. Eve nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo,
dopóki nie wypowiedziała tych słów na głos.
No cóż, jest jaka jest... chociaż zdawało się, że nie uczy się na własnych błędach. Nie, ona zbierała manatki
i ruszała dalej, ale nigdy nie wyciągała z tego żadnych wniosków.
Bawiła się serwetką, kiedy Dawson spytał:
- Napijesz się wina?
Eve posunęła swój kieliszek w jego stronę.
- Tak, ale tylko trochę.
Kiedy nalał jej schłodzone pinot grigio, nastrój natychmiast uległ zmianie. Nie miało to jednak nic
wspólnego ze
110
Jackie Braun
skutkami działania alkoholu, ale z tym, że Dawson oblał się winem, gdy podniósł kieliszek do ust.
To był wypadek, tego była pewna. Dawson nie należał do miłośników slapstikowej komedii, chociaż nie
był to już ten sam surowy człowiek, którego poznała. Czy znają się od zaledwie dwóch tygodni?
- Nie do wiary. - Dawson wycierał serwetką przód koszuli. - Rzadko jestem taki niezgrabny.
- To moja wina - oświadczyła Eve. Dawson podniósł wzrok.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Tak działam na mężczyzn. W mojej obecności zamieniają się w beznadziejne niezdary.
Dawson się żachnął. I chociaż zaraz potem się uśmiechał, kiedy jej odpowiadał, on też mówił z powagą.
- Tak, z pewnością tak na mnie działasz, Eve.
Pół godziny później Eve odsunęła się od stołu z pełnym zadowolenia westchnieniem.
- Pewnie nie należało dokładać sobie polędwicy, ale była zbyt smaczna.
- Nie można jej się oprzeć - zgodził się Dawson, patrząc, jak Eve wyciera wargi serwetką.
Eve zrobiło się gorąco. Tuż nad jej ramieniem Sheila i Isabelle uśmiechały się do niej z portretu, gasząc
każdy płomień, zanim się rozpalił. No i dobrze, pomyślała. No i dobrze.
Podczas posiłku, gdy prowadzili przyjacielską rozmowę, unikając trudnych czy emocjonalnie złożonych
tematów, świece na stole prawie się wypaliły, a za oknem zaszło słońce. Eve zamierzała wyjść tak szybko,
jak tylko pozwalają do-
Świąteczne marzenia
111
bre maniery. Jednak po zakończeniu kolacji wyjrzała przez okno i zmieniła zdanie.
- Chodźmy się przejść, zrzucimy trochę kalorii - zaproponowała.
- Przejść się? Pada śnieg - odparł Dawson.
- Tak, słyszałam, że w Denver pada śnieg. Nie ma się czym martwić. Ja się nie rozpuszczę. - Uniosła brwi.
- A może boisz się, że ty się rozpuścisz?
- Zapada zmierzch, Eve.
Otoczenie domu Dawsona przypominało park, rosły tam potężne stare drzewa, a na ziemi wiły się ścieżki.
- Lampy ogrodowe dają wystarczająco dużo światła.
- Dawno nie oczyszczano ścieżek. Spadło co najmniej osiem centymetrów śniegu.
Eve odrzuciła i tę wymówkę.
- Nie szkodzi. Mam wysokie buty.
Oczywiście buty, o których wspomniała, nie były ocieplane. Wykonane z delikatnej włoskiej skóry, miały
ośmiocentymetrowe obcasy. Niezbyt nadawały się na przechadzkę w taką paskudną pogodę. Mimo to
postanowiła spróbować.
- No nie wiem.
Jak stary pokerzysta Eve zwiększyła stawkę.
- Obiecuję, że będę cię chronić.
- Może to nie ja potrzebuję ochrony? - zawołał Dawson.
- Czy to groźba? - zapytała.
Odłożył serwetkę i odsunął się z krzesłem od stołu. Patrząc jej prosto w oczy, rzekł:
- Jest tylko jeden sposób na to, żeby się tego dowiedzieć. Nadal chcesz iść?
- Pytanie jest obraźliwe. Nigdy się nie wycofuję.
112
Jackie Braun
- Nawet mi to do głowy nie przyszło. - Uniósł kącik warg, a jej serce zabiło mocniej. - Wezmę tylko kurtkę.
Na zewnątrz powietrze było mroźne. Eve zaparło dech, cieszyła się, że owinęła szyję szalikiem.
- Jak tu pięknie - powiedziała.
Zima pokryła wszystko cienką warstwą bieli lśniącej jak brylanty w świede księżyca.
- To właśnie otoczenie domu zachęciło mnie do kupna tej nieruchomości - przyznał Dawson.
- Rozumiem.
- Jeśli teraz ci się podoba, powinnaś je zobaczyć wiosną czy latem. Kwiaty są niewiarygodnie piękne.
- Nie posądzałabym cię o to, że jesteś miłośnikiem ogrodów.
- Och, znam swoje możliwości. I dlatego ogrodem zajmują się profesjonaliści.
Zaśmiała się.
- Gospodarka lubi ludzi, którzy znają swoje granice. Pomaga to stworzyć rozmaite szanse zawodowe.
- Na przykład dla doradców do spraw zakupów?
- No właśnie.
- Cieszę się, że mogę się przysłużyć ojczyźnie. - Jego głos złagodniał. - Nie spacerowałem tutaj w zimie...
bardzo dawno.
Eve chyba się domyślała dlaczego, więc o nic nie pytała. Po chwili Dawson podjął:
- Kiedyś bardzo lubiłem zimę. Nie mogłem się doczekać pierwszego śniegu.
- Ja też. - Kopnęła biały dywan, a potem pochyliła się i nabrała garść białego puchu. - W śniegu wszystko
wyda-
Świąteczne marzenia
113
je się takie czyste, idealne - powiedziała, robiąc ze śniegu kulkę.
- A twoje życie nie było idealne.
- Nie. Ale czyje jest? - Odsunęła od siebie pełne melancholii wspomnienia z dzieciństwa i zmieniła temat.
- Wiesz, ten śnieg świetnie się lepi.
- Właśnie widzę. Ulepisz bałwana czy masz jakiś inny pomysł?
- Inny.
Kiedy się uśmiechnęła, zmrużył oczy.
- Nie zrobisz tego.
- Czego? - spytała niewinnie. Cofnął się kilka kroków.
- Nie rzucisz we mnie tą kulką.
- A jeśli rzucę?
Splótł ramiona na piersi.
- Jeśli to zrobisz, narazisz się na kłopoty.
- Dawson, Dawson. - Eve pokręciła głową. - Co ci mówiłam o sobie i wyzwaniach?
- Że nigdy się nie cofasz. - Kulka trafiła go w pierś, nim dokończył. Spojrzał na Eve zdumiony. - Nie
wierzę, że to zrobiłaś.
Eve pochyliła się i nabrała kolejną garść śniegu.
- No więc to będzie dla ciebie kompletny szok - powiedziała, celując prosto w jego twarz.
Jej śmiech niósł się w powietrzu, ale jej radość była krótkotrwała. Dawson nawet nie wytarł śniegu z
twarzy, tylko rzucił w nią śnieżką. Zmyliła go i uniknęła kulki, po czym odbiegła ze trzy metry naprzód,
zanim ją dogonił i chwycił w pasie. Eve pośliznęła się, zdradzona przez swoje buty. W ten sposób
obydwoje wylądowali na ziemi. Warstwa śnie-
114
Jackie Braun
gu złagodziła upadek Śnieg i mężczyzna, bowiem jakimś cudem Eve upadła częściowo na Dawsona.
- Nic ci się nie stało? - spytał.
- Chyba złamałam obcas.
- Boli cię?
Zaśmiała się, wyjaśniając:
- Obcas buta. Wpadłam w coś. A co ty wyprawiasz? Mieliśmy walczyć na śnieżki.
- Nadal walczymy. - Z tymi słowy uniósł pełną śniegu dłoń i wtarł go w jej policzek Eve zadrżała, ale nie
tylko z zimna. Dawson zmienił pozycję i prawie na niej siedział.
- Wiesz, kiedy byłem dzieckiem, uważałem, że wroga należy likwidować, nie więzić. Ale w twoim wypadku
postanowiłem zrobić wyjątek Jesteś zbyt ładna, żeby cię zlikwidować.
- Więc jestem twoim więźniem. -Tak
- Hm. - Zrobiła zamyśloną minę. - To chyba nie może być takie złe.
- Mówisz tak bo tortury jeszcze się nie zaczęły. - Patrzył na jej wargi.
- Tortury? - powtórzyła schrypniętym głosem, który ledwie rozpoznawała. - Jakie tortury?
- Takie - szepnął, po czym dotknął wargami jej ust.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Dawson mógłby wymienić tysiąc powodów, dla których powinien przestać ją całować, zanim posuną się
dalej. Po pierwsze leżeli na pokrytej śniegiem ziemi. Eve to najwyraźniej wcale nie przeszkadzało.
Kiedy zaczął się odsuwać, zarzuciła mu ręce na szyję i zatrzymała go. Tym razem to ona przejęła
inicjatywę.
Oplotła go nie tylko ramionami, ale także nogami. Jedną stopę zaczepiła o jego łydkę, drugą wsparła o jego
udo, trzymając go jak w pułapce. Ich ciała idealnie do siebie pasowały. Dawson to wiedział, pomimo
warstw ciepłych ubrań. Rozpaliło to zarówno jego wyobraźnię, jak i pożądanie.
Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio leżał tak z kobietą. Tymczasem jego ciało przypomniało sobie tę
przyjemność, jakby to było wczoraj. Pożądanie zaatakowało go z siłą tsunami, aż niemal całkiem stracił
nad sobą kontrolę. Dawson wiedział, że igra z ognieni a mimo to lekko się poruszył. Eve jęknęła.
Powtórzył to.
Tym razem oboje jęknęli i ostatnia nitka jego samokontroli się zerwała. Dopiero kiedy lodowato zimne
dłonie Eve wsunęły się pod jego kurtkę oraz sweter i dotknęły jego nagiej skóry tuż nad paskiem spodni,
raptownie wrócił do rzeczywistości.
116
Jackie Braun
- To szaleństwo - powiedział, podnosząc się, żeby złapać oddech.
Wydawało mu się, że brakuje tu powietrza, zwłaszcza gdy opuścił wzrok na Eve. Nadal leżała na śniegu, jej
ciemne włosy rozsypały się wokół głowy. W świede księżyca jej oczy błyszczały podniecającą mieszanką
strachu i humoru.
- Kompletne szaleństwo - przyznała. - Moja pupa zdrętwiała.
Dawson także stracił czucie w pewnych częściach ciała. Niestety, jedną z nich były jego plecy. Odkrył to,
kiedy się uniósł i przetoczył na bok. Tej nocy długo i na wiele sposobów zapłaci za te spontaniczne i
bardzo zmysłowe zmagania.
Skrzywił się, wstając, i wyciągnął rękę, żeby pomóc podnieść się na nogi Eve.
- Nic ci nie jest? - spytała.
- Będzie dobrze. - Po dwóch albo czterech tabletkach przeciwbólowych. Z samego rana zadzwoni też po
Wandę, żeby zrobiła mu masaż.
Weszli do domu przez przeszklone drzwi, które prowadziły z patio prosto do kuchni. Dawson nigdy nie
lubił wchodzić do domu wieczorem, kiedy nikogo tam nie było. Panowała wówczas taka cisza i dom
wydawał się... martwy. Eve odpędziła ten ponury nastrój, przytupując i potrząsając głową, by strzepnąć z
włosów śnieg.
- Ingrid poszła już do domu, ale mogę ci zrobić kawę albo herbatę, jeśli masz ochotę.
- Twoja gosposia tutaj nie mieszka? -Nie.
- A szofer? - spytała.
- Ma mieszkanie nad garażem.
Świąteczne marzenia
117
- A masażystka, którą widziałam pierwszego dnia? - spytała znów, zdejmując szalik i rozpinając kurtkę.
Zaśmiał się z żalem.
- W tej chwili z przykrością muszę stwierdzić, że nie. Wolę być sam.
- Nie ma w tym nic złego. - Włożyła szalik do rękawa kurtki, a potem powiesiła kurtkę na oparciu krzesła.
- Masz może czekoladę do picia?
- Ja... nie wiem. Być może.
- Wolałabym gorącą czekoladę niż kawę czy herbatę. Czekolada w każdej formie przebija wszystko -
stwierdziła.
- Moja siostra twierdzi tak samo.
- Aha, no i małe żelki, uwielbiam te małe żelki.
- Nie mogę ci niczego obiecać, ale postaram się spełnić twoją prośbę. W międzyczasie pewnie powinniśmy
zdjąć mokre ubrania.
- Hm. - Postukała palcem w dolną wargę.
- Co? - spytał, wieszając swoją kurtkę na oparciu drugiego krzesła.
- Staram się zdecydować, czy jesteś szarmancki, czy sprytny? Uśmiechnął się.
- Mężczyźni potrafią to połączyć.
- Okej, więc udowodnij to i pomóż mi zdjąć buty. Tak na-mokły, że chyba przykleiły się do skóry. - Usiadła
i spojrzała na niego równocześnie niewinnie i prowokująco.
Dawson przyklęknął obok i podciągnął mokrą nogawkę jej spodni, by dostać się do suwaka z boku
wysokiego buta. Skóra była świetnej jakości, ale przemoczona. Miał wrażenie, że Eve zupełnie zniszczyła
sobie buty.
- To nie jest praktyczne obuwie na zimę w Denver - zauważył.
118
Jackie Braun
- Nie, ale seksowne jak wszyscy diabli. Miała rację. Wymagało to trochę wysiłku, ale Dawsono-
wi udało się zdjąć but z nogi Eve. Chociaż go o to nie pro- , siła, zsunął też jej wilgotną skarpetkę,
odkrywając zaróżowione z zimna palce z pomalowanymi na soczystą czerwień paznokciami. Wziął w
dłonie jej stopę i mocno potarł, by ją rozgrzać, z nadzieją, że dzięki temu obniży poziom libido. Odkąd
zaczął się interesować kobietami, czerwone paznokcie nieodparcie na niego działały. Nie wiedział nawet
dlaczego. Jakby krzyczały: Jesteśmy sexy. Było to wyjątkowo prawdziwe w zimie, kiedy nikt ich nie widział.
Wówczas ten, kto na nie patrzył, czuł się wyróżniony, jakby zyskał dostęp do jakiejś tajemnicy. Dawson
jęknął.
- Plecy cię bolą? - spytała z troską Eve. - Nie pomyślałam, kiedy poprosiłam cię o pomoc. Przepraszam,
pewnie dałabym radę sama.
- Ależ nie. - Zabrał się za drugi but. - Nic mi nie jest.
Prawdę mówiąc, Dawson czuł się fatalnie, ale nie odmówiłby sobie ani sekundy tej słodkiej tortury. A
zatem powtarzał wszystkie czynności, które wykonywał, zdejmując pierwszy but. I chociaż wiedział, że
paznokcie są pomalowane na czerwono, na ich widok poczuł dreszcz.
Położył kozaki Eve na podłodze i wyprostował się.
- Dam ci szlafrok, żebyś się przebrała, zanim ubrania wyschną ci w suszarce.
- Nie chcesz mi pomóc ich zdjąć? - spytała, unosząc brwi.
- A ty mi pomożesz?
Popatrzyła na niego bacznie, ale milczała.
Świąteczne marzenia
119
Dawson wyciągnął rękę:
- Tędy, proszę.
Eve poszła za nim, mijając jadalnię, salon i gabinet. Wcześniej tego dnia i podczas poprzedniej wizyty
widziała już niektóre z tych pomieszczeń, ale była ciekawa reszty domu. Domy wiele mówią o swoich
mieszkańcach. Dom Daw-sona świadczył o tym, że lubi on piękne przedmioty. Wszystkie pokoje były
duże i luksusowo urządzone. Nie nazwałaby tych mebli wymyślnymi czy bardzo ozdobnymi, ale były zde-
cydowanie najwyższej jakości.
Na piętro wchodziło się po dramatycznie kręconych schodach. Kiedy dotarli do głównej sypialni, Eve była
już bardzo zdenerwowana.
Z jednej strony pokoju znajdował się kominek i przytulne miejsce do siedzenia. Eve skupiła na tym uwagę,
by nie patrzeć na ogromne łóżko. Po dotknięciu dwóch przycisków płomienie ożyły i łagodne światło
rozjaśniło tę część pomieszczenia.
- Twoja sypialnia jest chyba większa niż całe moje mieszkanie - zauważyła Eve, kiedy Dawson zniknął w
dużej garderobie. Chwilę potem wyłonił się z miękkim frotowym szlafrokiem w jednej ręce i zmianą ubrań
dla siebie w drugiej.
- Proszę. - Podał jej szlafrok. - Przebierz się. Łazienka jest za tymi drzwiami. - Cofnął się o krok i dodał,
wzruszająco zdenerwowany: - Ja... pójdę do innego pokoju.
- Spotkamy się potem na dole?
- Jasne. Zrobię kakao.
-Nie zapomnij o żelkach - zawołała, kiedy zamykał drzwi.
Eve szybko się przebrała. Teraz już trzęsła się z zimna, gęsia
120
Jackie Braun
skórka pokryła jej ciało. Zimno powinno stłumić pożądanie. Mimo to Eve zaczerwieniła się,
przypominając sobie, jak na śniegu przywarła do Dawsona. Nie chciała go puścić, wiedząc, że kiedy tak
zrobi, Dawson wróci do swojego więzienia, które zbudował z poczucia winy i bólu. Tymczasem on nie
wycofał się zupełnie, ale znowu całkowicie panował nad emocjami
Szlafrok oczywiście okazał się za duży. Pachniał Dawso-nem, co sprawiło, że Eve poczuła motyle w
brzuchu. Podwinęła rękawy i na wszelki wypadek zawiązała mocno pasek, a potem pozbierała swoje
przemoczone ubrania i zeszła z nimi na dół.
Znalazła Dawsona w kuchni, stał przed sześciopalnikową kuchenką gazową. Podgrzewał mleko. Słysząc
ją, podniósł wzrok. Nagle się zawstydziła.
- Cześć.
Dawson miał na sobie dżinsy i rozpiętą koszulę z irchy. Nigdy nie widziała go tak swobodnego, tak po
domowemu. Bogaty i przedsiębiorczy Dawson Burke podgrzewa mleko, by zrobić jej kakao.
- Cześć. - Powędrował wzrokiem do jej gołych stóp. Przełknął ślinę i odwrócił głowę. - Powinienem był ci
dać skarpetki.
- Wszystko w porządku, zwłaszcza jeśli będę mogła wyciągnąć stopy przed kominkiem. Chyba nie brakuje
ich w twoim domu.
- Nie. Są cztery. Wszystkie gazowe. - Zaprosił ją bliżej gestem dłoni. - Może chwilę pomieszasz, a ja
wrzucę twoje ubrania do suszarki?
- Na pewno potrafisz ją obsługiwać? - spytała.
- Chyba sobie poradzę. Oczywiście zakładając, że pamiętam, gdzie jest pralnia.
Świąteczne marzenia
121
Tłumiąc śmiech, podała mu dżinsy i skarpetki.
- Sweter zmoczył się tylko na samym dole z tyłu. Jest z kaszmiru, więc zostawiłam go, żeby wysechł przed
kominkiem w twoim pokoju, razem z bardziej delikatnymi częściami garderoby.
- Okej.
Stał jak zamurowany, patrząc na nią, więc podjęła:
- Ale to możesz spokojnie wrzucić do suszarki. Dawson odchrząknął.
- Dobrze.
Kiedy kakao było gotowe, przenieśli się do salonu, gdzie Eve piła herbatę podczas pierwszej wizyty w tym
domu. Dawson włączył kominek, a ona usiadła na dywaniku i przysunęła stopy możliwie najbliżej ognia.
Westchnęła.
- Co za rozkosz.
Dawson wciąż stał. Eve podniosła na niego wzrok.
- Nie usiądziesz?
- Zamierzałem wykorzystać do tego celu fotel.
- Po co, kiedy na podłodze jest idealnie?
Poklepała miejsce obok siebie. Jej uśmiech zamienił ten niewinny gest w wyzwanie. Dawson zdjął z sofy
dwie poduszki i dołączył do niej. Eve nie należała do osób, które się wycofują.
- Jak kakao, smakuje? - spytał.
- Dobre. - Wypiła łyk, jakby dla poparcia swoich słów. Nad jej górną wargą została warstwa piany, którą
zaraz potem zlizała.
Dawson powściągnął westchnienie, ale musiał jej dotknąć.
- Zostało ci trochę... - Przesunął palcem po jej górnej wardze.
122
Jackie Braun
- Już? - zapytała.
- Tak mi się zdaje. - Nie odrywając wzroku od jej warg, powiedział: - Przepraszam, ale nie znalazłem żęlek.
- Nic nie szkodzi. Nie sprawiasz na mnie wrażenia człowieka, który zagryza gorącą czekoladę żelkami.
Potrząsnął głową.
- Tak, rzadko mi się to zdarza.
- Oczywiście, nie sprawiasz też wrażenia człowieka, który rzuciłby się na mnie na śniegu.
- Nie rzuciłem się na ciebie, próbowałem cię złapać, żebyś nie upadła - wyjaśnił.
- Tak, ale upadłam tylko dlatego, że mnie goniłeś.
- Goniłem cię, bo rzuciłaś we mnie śnieżką. Dwoma śnieżkami, dla ścisłości - przypomniał jej. - I uczciwie
cię ostrzegałem, zanim wycelowałaś po raz drugi.
Eve wypiła kolejny łyk kakao i popatrzyła na niego badawczo.
- Masz rację. Oczywiście, zechcę rewanżu. Obiecuję, że następnym razem nie włożę butów na wysokim
obcasie, modnych, ale strasznie niepraktycznych.
- To źle. Bardzo mi się spodobały. - Dręczył się, patrząc na jej gołe stopy.
- Ja też je uwielbiam. - Ściągnęła wargi. - Ale pewnie teraz nadają się do wyrzucenia.
- Kupię ci drugie - zaproponował wspaniałomyślnie.
- To miło z twojej strony, ale nie ma takiej potrzeby. To moja wina.
- Zgadzam się - rzekł Dawson. - Więc co włożysz następnym razem?
- Wodoodporne sportowe buty, narciarski kombinezon i kurtkę z kapturem.
Świąteczne marzenia
123
- Jeździsz na nartach? - spytał z lekkim zdziwieniem. -Niekoniecznie, ale w narciarskim stroju wyglądam
zachwycająco. Zupełnie jak modelka. - Puściła do niego oko.
Dawson nie zaśmiał się, chociaż ona przecież żartowała.
- Nie wątpię. Zaczynam myśleć, że wyglądasz zachwycająco, cokolwiek na siebie włożysz.
Przebiegł wzrokiem miękkie linie i krągłości jej ciała, częściowo zakryte grubymi fałdami szlafroka. -Ja...
hm...
Podobało mu się, że Eve zabrakło słów, ponieważ ta kobieta w ciągu ostatnich tygodni już niejeden raz tak
właśnie na niego podziałała. Z pełną świadomością, że igra z ogniem, powiedział:
- Podoba mi się to, co teraz masz na sobie. Zakasłała, ale szybko się otrząsnęła i znowu uciekła się
do żartu.
- Co? Ten staroć?
- Powiem ci, że właściwie nigdy nie przepadałem za tym szlafrokiem... do tej pory. - Ilekroć go teraz włoży,
będzie myślał o Eve i przypominał sobie, jak prowokująco wyglądała, kiedy w jej pełnych zdumienia
oczach odbijały się płomienie z kominka.
- Rozumiem, że to komplement. Odstawił swój kubek. Ona zrobiła to samo. -1 słusznie - odparł.
Dzieląca ich przestrzeń kurczyła się z każdym oddechem, aż ich twarze znalazły się zaledwie kilka
centymetrów jedna od drugiej. Dawson czuł zapach czekolady i zapragnął poczuć jej smak, choć wiedział,
że to nie z tego powodu ma wrażenie, że umiera z głodu.
124
Jackie Braun
- One są wciąż wilgotne - zauważył cicho, unosząc rękę i wplatając palce w jej rozpuszczone włosy.
- Dawson - wyszeptała Eve i zamknęła oczy. W tym momencie wiedział, że jest stracony. Kiedy jednak
położył się obok niej na ciepłym od ognia dywaniku, poczuł, że to raczej zmartwychwstanie, a nie
egzekucja.
Zaczął pieścić jej szyję, miejsce tuż pod brodą, gdzie wyczuwał puls. Życie. Znajdowało się tuż pod jego
wargami, zapraszało go, zachęcało.
A zatem pochylił się jeszcze i ną przemian lekko szczypał ją i całował, aż dotarł do łuku jej ramienia. Miała
skórę tak gładką i miękką jak jedwab. Kiedy zsunął szlafrok z jej ramion, lśniła w blasku kominka.
Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Eve. Patrzyła na niego z powagą. Szeroko otworzyła oczy, w
których widział całe mnóstwo pytań. Dawson nie był pewien, czy potrafi jej dać choć jedną odpowiedź.
Sam miał wiele pytań bez odpowiedzi.
Zaczął od tego, które w tej chwili wydało mu się najistotniejsze.
- Jesteś pewna?
Eve milczała przez moment, który trwał całą wieczność. Kiedy w końcu skinęła głową, pomógł jej wstać.
Bez słowa, trzymając się za ręce, ruszyli przez cichy dom na górę, do jego sypialni.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Eve obudziły przeraźliwie głośne dźwięki ciężkiego rocka. Poczuła, że ręka Dawsona obejmuje ją w talii.
Uśmiechnęła się do sufitu. Życie jest w porządku.
Gitara elektryczna przygotowywała się do solówki, kiedy Dawson wreszcie się poruszył. Wyciągnął rękę*
by wyłączyć stojący na nocnym stoliku budzik. Problem w tym, że po drodze natknął się na Eve.
Gwałtownie uniósł powieki. Z początku widział jak przez mgłę, ale potem jego oczy zaszły już tylko mgłą
pożądania.
O tak. Życie jest w porządku.
Eve pogłaskała zarośnięte policzki Dawsona, rozkoszując się tą oznaką męskości.
- Dzień dobry.
- To się okaże. -Tak?
Wtoczył się na nią i mruknął coś, czego nie zrozumiała. Zresztą nie miało to żadnego znaczenia. W tym
momencie słowa nie były konieczne.
Godzinę później oboje byli już umyci i ubrani. Skórzane buty Eve mocno ucierpiały, ale to nie była
niespodzianka. Na szczęście Dawson znalazł w szafce z bielizną nową szczoteczkę do zębów, a Eve nosiła
w torebce niezbędne kosmetyki. Nieokiełznane żelazkiem włosy Eve skręciły się, a po-
126
Jackie Braun
nieważ na to nie było już rady, zaczesała je do tyłu i związała w koński ogon. Zadowolona, że wygląda
przyzwoicie, zeszła na dół.
Była sobota, a to znaczyło, że gosposia Dawsona ma dzień wolny. Eve dziękowała losowi. Ostatnia rzecz,
jakiej pragnęła, to wpaść na starszą panią w tym samym stroju, w którym tutaj minionego popołudnia
przyszła. Nie była przesadnie staroświecka, ale nie lubiła też ogłaszać wszem i wobec, co dzieje się w jej
życiu prywatnym.
Zamierzała wypić w pośpiechu .filiżankę kawy i ruszyć w drogę. Owszem, był weekend, ale Eve czekały
zakupy.
Znalazła Dawsona w kuchni, wyglądał równie seksownie jak podczas ich pierwszego spotkania. Prawie
bez wysiłku, paroma słowami przekonał ją, by została na śniadaniu.
Stał znów przy sześciopalnikowej kuchence jak kapitan na mostku. Zerkając na rozmaitość produktów i
naczyń rozłożonych na blacie, Eve spytała:
- Umiesz gotować? Zrobił urażoną minę.
- Chodziłem do college'u. Mieszkałem w męskim akademiku.
- Czyli na śniadanie będzie pizza i piwo?
- Potrafię usmażyć omlet.
- Przepraszam. Nie wiem, dlaczego kwestionuję twoje zdolności kulinarne, w końcu przygotowałeś mi
wczoraj kakao.
- Mądrala. - Podszedł do jednego ze stołków po drugiej strony granitowej wyspy. - Usiądź, zanim cofnę
zaproszenie.
- Dobra. - Zasalutowała i usiadła.
Jak na mężczyznę, który przywykł do tego, że to inni go
Świąteczne marzenia
127
obsługują, Dawson zdumiewająco sprawnie radził sobie w kuchni. Poradził sobie z jajkami, chociaż
przypalił grzanki. Kawa była dobra, prawdę mówiąc, wyśmienita. Eve podejrzewała, że ze wszystkich
cudownych urządzeń w jego świetnie wyposażonej nowoczesnej kuchni najczęściej korzystał właśnie z
ekspresu do kawy.
Zjadła jajka, podarowała sobie grzanki i poprosiła o drugą filiżankę świeżo zaparzonej kawy.
Przez wysokie okno nad zlewem zajrzało słońce, aż kuchnia zalśniła.
- Muszę ci powiedzieć, że twoja kuchnia to marzenie każdego szefa kuchni - oznajmiła. - Moja cała
kuchnia zmieściłaby się w twojej lodówce.
- Umiesz gotować? - spytał tym razem Dawson. Nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Tak, ja też chodziłam do college'u. - Dzięki studenckim pożyczkom i stypendiom cztery lata spędziła na
stanowym uniwersytecie. -1 regularnie praktykuję. W przeciwieństwie do ciebie, nie stać mnie na wynajęcie
pomocy domowej, za to mam bliskie stosunki z pewną chińską restauracją przecznicę od mojego domu.
Ich numer zapisałam na pierwszym miejscu w książce telefonicznej w komórce.
- Chyba czuję się urażony.
-Nie ma powodu/Rozumie się samo przez się, że od wczorajszego wieczoru zrobiłeś znaczne postępy. -
Wyciągnęła się, by pocałować go w policzek.
W krótkim czasie wyraz twarzy Dawsona uległ zmianie. Eve wiedziała, co Dawson teraz powie, zanim
jeszcze otworzył usta. Jej jasnowidztwo nie złagodziło ciosu.
- Co do minionej nocy, Eve, mam nadzieję, że ty... To znaczy, mam nadzieję, że rozumiesz, że ja... Nie
jestem te-
128
Jackie Braun
raz gotowy na nic poważnego - oznajmił. - Może nigdy tak nie będzie.
- Zdefiniuj słowo poważny.
- Wiesz, o czym mówię.
- Najwyraźniej nie. - Odsunęła na bok talerz i skrzyżowała ramiona na piersi. Przysięgłaby, że ma zranione
serce. - Dlaczego mnie nie oświecisz?
- Eve, lubię cię. Bardzo cię lubię. Ale nie mogę... - Przeczesał ręką włosy i westchnął sfrustrowany.
- Możesz i zrobiłeś to. Powiedziałabym, że bardzo dobrze ci poszło. Dwa razy w nocy i trzeci raz nad
ranem.
Liczyła, że go rozbawi, ale on odparł ze śmiertelną powagą:
- Nie o tym mówię, nie mówię o stronie fizycznej.
- Czyli mówisz o emocjach - stwierdziła.
Przytaknął, a ona miała wrażenie, że jej serce się zatrzymało. Po raz pierwszy, odkąd się kochali,
zastanowiła się, czy nie popełniła błędu. Pomyśleć, że ledwie godzinę temu obudziła się z uśmiechem na
twarzy i uznała, że życie jest w porządku.
A ponieważ ucierpiała nie tylko jej duma, oświadczyła:
- Chyba nie wspominałam, że mam nadzieję niedługo ruszyć z tobą do ołtarza w białej sukni.
- Nie. Ale ja muszę być pewny, że rozumiesz moje uwarunkowania.
Przełknęła i uniosła głowę.
- Rozumiem. Mówisz, że nasz związek jest tymczasowy.
- Tymczasowy to nie jest określenie, którego bym użył -odrzekł cicho.
- Odłóżmy na bok semantykę, przecież o to ci właśnie chodzi.
Świąteczne marzenia
129
Dawson miał bardzo nieszczęśliwą minę. Wyglądał na skruszonego. Ale nie zaprzeczył jej słowom.
„Nie dość dobra". Ta fraza odbijała się echem w jej głowie, wciąż do niej powracała. Wydawało się, że to
motto jej życia, puenta, która je podsumowuje. Nie była dość dobra dla wysoko postawionej rodziny
swojego poprzedniego mężczyzny. A teraz nie jest dość dobra, by rywalizować ze zmarłą żoną Dawsona i
jego minionym życiem jako ojca i męża.
- Przepraszam, Eve.
Przeprosiny tylko pogorszyły sprawę. Czuła dławienie w gardle, mimo to powiedziała:
- Teraz chcę być pewna, że ty coś zrozumiesz. Nie jestem kobietą, która z każdym wskakuje do łóżka.
- Wiem...
- Nie. - Machnęła ręką, by go uciszyć. - To musi zostać powiedziane. Kiedy jestem z mężczyzną, robię to
nie po to, żeby wypełnić czymś czas, czekając, aż trafi mi się coś lepszego.
- Ja nie wypełniam sobie czasu, tego możesz być pewna. Skinęła głową.
- Kiedy jestem w związku, nie zdradzam i oczekuję tego samego od partnera. Nie jestem powierzchowna,
jeśli rozumiesz, co mam na myśli.
-Rozumiem.
- Zostałam z tobą tej nocy, ponieważ bycie z tobą coś dla mnie znaczy. - Kiedy jej oczy zalśniły od łez,
znienawidziła się za tę słabość, za ich daremność, i zamrugała powiekami, by je powstrzymać. Musiała
jednak powiedzieć wszystko do końca. Potem się wypłacze. - Zostałam tutaj, bo ty coś dla mnie znaczysz.
Wyciągnął rękę i pogłaskał jej policzek.
130
Jackie Braun
- Boże, wiem. Wiem to, nawet gdybyś mi nie powiedziała. -Nie spodziewam się oświadczyn. - Odrobiła
swoją
lekcję na temat podobnych oczekiwań po długim związku z Drew. - Ale spodziewam się, że będziesz ze
mną szczery i że będziesz mi wierny tak długo, jak... jak długo to potrwa.
Jej złość minęła. Żałowała tego, ponieważ pustkę po niej zaczęła wypełniać bezradność.
- Obiecuję ci jedno i drugie - rzekł i dodał: - A poza tym, ja też nie jestem powierzchowny.
Eve odsunęła stołek, żeby wstać. Zebrała resztki swojej dumy.
- Dziękuję za śniadanie i za wczorajszą kolację.
- Już wychodzisz?
- Muszę lecieć. - Zanim zrobi z siebie większą idiotkę.
- Eve. - Dawson położył rękę na jej ramieniu, chciał ją zatrzymać. Nie było takiej potrzeby, ponieważ po
jego kolejnych słowach stanęła jak zamurowana. - Od śmierci żony. jesteś pierwszą kobietą, z którą byłem.
Jesteś pierwszą kobietą, z którą w ogóle chciałem być.
Zamknęła oczy i siłą woli próbowała uzbroić swoje serce. Ale jak mogła po takim wyznaniu nie zakochać
się jeszcze bardziej?
- Och, Dawsonie. - Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała go czule. - Dziękuję.
- Jesteś dla mnie kimś wyjątkowym - szepnął. - Proszę, żebyś w to nie wątpiła.
- Okej. - Ale jakiś cichy głos w jej głowie szepnął: Czy jestem dość wyjątkowa, żebyś przy mnie zapomniał
o przeszłości i zaczął myśleć o przyszłości? Zignorowała go, cofnęła się i obciągnęła sweter. - Naprawdę
muszę lecieć.
Świąteczne marzenia
131
- Do pracy? - spytał. -Tak.
- Jest sobota.
- Wiem. W Macy's jest wielka wyprzedaż, zaczęła się godzinę temu. Staram się zaoszczędzić pieniądze
klientów, kiedy tylko jest to możliwe, ale w tej chwili pewnie już straciłam większość najciekawszych
okazji.
Dawson uniósł kącik warg w półuśmiechu.
- W takim razie powinienem ci podziękować, że zostałaś tak długo.
Pocałowała go po raz drugi i niezależnie od pytań i wątpliwości kłębiących się w jej głowie odparła
szczerze:
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Po wyjściu Eve dom wydał mu się nagle nieznośnie pusty. Dawson nigdy tego nie czuł, dopóki nie
pojawiła się tutaj Eve. On też czuł się pusty. Ta pustka różniła się od tamtej, która towarzyszyła mu przez
trzy ostatnie lata i, o dziwo, trudniej mu było ją zaakceptować. Być może dlatego, że miał wyjście. Miał
wybór.
Nie był tylko pewien, czy chce mieć wybór.
Przez kilka następnych godzin krążył po pokojach. Cały dom wypełniały wspomnienia Sheili i Isabelle. W
salonie Isabelle postawiła pierwsze kroki. Tam również zarobiła na swoją pierwszą burę, kiedy pomazała
kredką tapetę.
Sheila wykorzystała arcydzieło ich domowego Picassa jako pretekst do remontu całego pokoju. Dawson
dał żonie wolną rękę w urządzaniu domu. A zatem wcale się nie dziwił, że stanowił on odbicie jej
upodobania do zgaszonych barw i miękkich materiałów.
Nigdy mu to nie przeszkadzało, ale może nadeszła pora
132
Jackie Braun
na zmiany. Przypomniał sobie śmiałe żywe kolory w mieszkaniu Eve. Mógłby się tym zainspirować.
Zwłaszcza w sypialni.
Stanął z boku łóżka. Eve porządnie je pościeliła. Wziął do ręki jedną z poduszek i uniósł ją do twarzy.
Przysiągłby, że czuje zapach perfum Eve. Nie dawały mu spokoju. Ona nie dawała mu o sobie zapomnieć.
A teraz, kiedy się z nią kochał, stało się to po prostu niemożliwe.
Opadł ciężko na skraj łóżka, przypominając sobie jej miękką skórę, jej wrażliwość na dotyk, jej
zadowolony z siebie uśmiech, kiedy na koniec wtuliła się w niego.
Martwił się, że będzie tego żałował. Nie tego, że się z nią kochał, ale poczucia spełnienia, które temu
towarzyszyło. O dziwo, jego obawy się nie spełniły. Mówił prawdę, wyznając Eve, że od chwili wypadku
nie kochał się z żadną kobietą. Poczucie winy zawsze skutecznie dusiło w zarodku rodzące się pożądanie.
Ale kochając się z Eve, nie czuł się winny. Nawet gdy obudził się u jej boku w tym samym łóżku, które
dzielił z żoną, nie miał wyrzutów sumienia. Był szczęśliwy, przepełniony optymizmem, z radością
rozpoczynał ten dzień z Eve i pragnął... zakończyć go w jej towarzystwie.
Po raz pierwszy od trzech lat Dawson naprawdę czuł, że żyje. I to ostatecznie wywołało poczucie winy.
Oczywiście wszystko zepsuł, przekonując Eve, by po jednej spędzonej wspólnie nocy nie obiecywała
sobie zbyt wiele. Tymczasowy związek. Czyżby tego pragnął?
Do tej pory miał przed oczami jej uszczęśliwioną twarz, która nagle się zasępiła, chociaż Eve szybko
doszła do siebie. Nie należała do osób, które długo pozostają w dołku. A raczej nie należała do osób, które
pozwalają, by ktoś widział je w tym stanie.
Świąteczne marzenia
133
Zranił ją. Ze wszystkich jego żalów ten był największy.
W środku popołudnia stwierdził, że ani chwili dłużej nie usiedzi w domu. Brał nawet pod uwagę jazdę do
biura. Niejedną sobotę spędził za biurkiem, przeglądając arkusze kalkulacyjne i śledząc trendy na rynku.
Ale tego dnia zakopywanie się w papierach w ogóle do niego nie przemawiało. W przeciwieństwie do
innego pomysłu.
Zanim zmienił zdanie, zadzwonił po szofera.
- Dokąd jedziemy? - spytał Jonas, kiedy limuzyna wolno wjechała na podjazd.
- Nie jestem pewien. Znasz sklep, gdzie mógłbym kupić ładne damskie botki?
Dochodziła osiemnasta, Eve właśnie wróciła z zakupów, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
Spodziewała się, że ujrzy za nimi kuriera. Wiele trudnych do zdobycia rzeczy kupiła w Internecie, więc
codziennie dostarczano jej paczki. Kiedy jednak otworzyła drzwi, zobaczyła Dawsona.
Wyglądał na zmęczonego i trochę zagubionego.
- Cześć.
- Cześć.
- Co za niespodzianka - powiedziała.
- Wiem. Wybacz. Powinienem był zadzwonić. Nie zostanę długo. Wpadłem tylko, żeby ci to podrzucić.
Wyciągnął rękę z paczką, którą trzymał pod pachą. Prostokątne pudełko było zawinięte w ozdobny
papier, chociaż wzór nie był świąteczny. Na wierzchu znajdowała się duża dekoracyjna strzała, w tym
momencie lekko zagnieciona.
- Co to jest? - spytała Eve.
- Musisz otworzyć, żeby się dowiedzieć.
- To dla mnie? - Zamrugała powiekami.
134
Jackie Braun
Przez chwilę miała nadzieję, że Dawson sam zrobił część świątecznych zakupów. Ta myśl była jej miła,
choć uszczupliłoby to jej prowizję. Ale prezent dla niej? Nie była pewna, jakie to budzi w niej uczucia,
biorąc pod uwagę kłopotliwy charakter ich relacji.
Dawson skinął głową.
- Jest tu twoje nazwisko. Chyba że trafiłem do niewłaściwej Eve Hawley. - Chciał zabrać paczkę.
- O nie, dobrze trafiłeś. Poza tym uwielbiam niespodzianki. - Potrząsnęła pudełkiem, a potem się
uśmiechnęła. - Wejdź -zaprosiła go, przypominając sobie ó dobrych manierach.
Chociaż umierała z ciekawości, co znajduje się w pudełku, postawiła je z boku, by odebrać od Dawsona
płaszcz i powiesić go na wieszaku. Potem wzięła paczkę i bez słowa rozerwała papier. Od razu rozpoznała
logo i jej twarz śmiała się, zanim podniosła pokrywę.
- Kupiłeś mi kozaki.
-Mówiłem, że ci kupię. Dotrzymuję słowa - rzekł Dawson.
- Nie wierzę, że pamiętałeś, jaka to marka i fason. - Zerknęła na bok pudełka i zaśmiała się zdumiona. - A
nawet mój rozmiar.
- Nie tylko ty masz oko do szczegółów. - Dawson odchrząknął i przyznał: - Co do rozmiaru miałem
szczęście.
- Dziękuję ci. - Pocałowała go w policzek.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Nie ruszył się. Za to Eve odłożyła pudełko z butami i uległa pokusie. Kiedy skończyli się całować, stała
oparta plecami o drzwi, oplatając go nogą.
-Cóż...
-Uhm.
Świąteczne marzenia
135
-Ja...
- Ja też.
- Nie mówimy pełnymi zdaniami - rzekł rozbawiony.
- Teraz mówimy. Czy Jonas czeka na dole? Dawson zerknął na zegarek.
- Jeszcze trzy minuty. Powiedziałem mu, że jak nie wrócę za piętnaście minut, może odjechać, a ja wezwę
go, kiedy będę chciał wrócić do domu.
- Asekurujesz się? - spytała, tłumiąc śmiech.
- Nie byłem pewien, czy cię zastanę ani czy zechcesz mnie widzieć.
- Więc jeśli teraz wyjdziesz, jeszcze zdążysz. Skinął głową.
- Chyba że winda będzie się zatrzymywała na każdym piętrze. Wtedy Jonas może odjechać w chwili, gdy
wyjdę z bramy. Myślisz, że powinienem zaryzykować?
- Winda zawsze jeździ powoli. Na wszelki wypadek lepiej zostań. - Uniosła kąciki warg, a oń zrobił to
samo.
Kiedy kolejny pocałunek dobiegł końca, Eve oplotła go już obiema nogami.
- Antresola? - spytał schrypniętym głosem.
- Sofa, jest bliżej, .
- O wiele bliżej - przyznał.
Nie tracili czasu na dłuższe pogaduszki.
Godzinę później automatyczny timer włączył lampę na stole. Eve wstała, zakrywając się miękką narzutą.
Miała niepewną minę. Dawson wiedział, co czuła.
- Nie planowałem tego, przychodząc do ciebie - rzekł cicho.
- Wiem. - Niepewność zastąpił uśmiech. - Dlatego było tak fantastycznie.
136
Jackie Braun
-Tak.
- Przypuszczam, że powinnam zachować się jak porządna gospodyni i zapytać, czy czegoś się napijesz?
Kiedy wstała z sofy, ogarnął go chłód.
- Masz przypadkiem gorące kakao i żelki? Z jakiegoś powodu mam na nie wielki apetyt.
- Niestety, przykro mi. Nie mam żelek. - Wciągnęła powietrze. - Ani mleka. Nie zdążyłam do sklepu
spożywczego, chociaż miałam dobre intencje.
Dawson usiadł i sięgnął po swoje ubrania, rozrzucone na podłodze razem z ubraniami Eve.
- Jesteś doradczynią do spraw zakupów, Eve. Wzruszyła ramionami.
- Ale szewc bez butów chodzi.
- To prawda - zaśmiał się. - Nie spytam, jak sobie radzisz z własnymi zakupami świątecznymi.
- Dobrze, ponieważ jeszcze nie zaczęłam. Na szczęście nie mam wiele do roboty.
Już ubrany, Dawson poszedł za nią do małej kuchni, gdzie otworzyła butelkę wina i nalała je do dwóch
kieliszków.
- Wybierasz się na wschód, żeby spędzić święta z rodziną? - zapytał.
- Nie.
Eve nie miała powodu, by wybierać się na tę wycieczkę. Ojciec był gdzieś w drodze. Jeśli chodzi o dalszą
rodzinę, nawet ci krewni, u których spędziła dzieciństwo, nie witali jej z otwartymi ramionami, kiedy już
dorosła.
Od czasów college'u spędzała święta z przyjaciółmi albo chłopakami. W tym roku, ponieważ Carole
wyjeżdżała do swojej siostry do Seattle, Eve miała być sama.
- A twój ojciec?
Świąteczne marzenia
137
- Dostałam od niego pocztówkę na początku miesiąca. Do Nowego Roku gra w pubie w Myrtle Beach.
Przysłał mi piękną suknię Laury Ashley, w bardzo podobne wzory, jak te na tapecie w twojej łazience na
dole.
- Kwiaty? Dla ciebie?
Dawson był tak zaskoczony, aż się uśmiechnęła.
- Tak. Nie lubię kwiatowych wzorów, ale mój ojciec nie zna mnie dość dobrze, żeby o tym wiedzieć.
- i co zrobisz? - spytał.
- Mogę ją oddać. Osoba, która ją dla mnie kupiła w jego imieniu, dołączyła paragon. Ale bardziej
prawdopodobne, że podaruję ją na cele dobroczynne. - Wzruszyła ramionami. - To ładna suknia, ale nie w
moim stylu.
- Nie o to pytam, Eve. Gdzie pojedziesz na święta?
- Nigdzie. Będę tutaj świętować. W tym tygodniu ubiorę choinkę. - Zerknęła w stronę swojego salonu. -
Niedużą, ale prawdziwą. Dawno nie miałam prawdziwej. Drew był alergikiem.
Dawson ściągnął brwi.
- Chyba zakładałem...
- Co? Że tylko ty spędzasz samotnie Boże Narodzenie?
- Wybacz.
- Nie, to ja przepraszam. Zapomnijmy o tym. - Uniosła kieliszek, mimo woli odsłaniając wspaniałe ciało. -
Zachowałam to chianti na specjalne okazje. Ta jest specjalna.
- Ja też tak myślę.
Stuknęli się kieliszkami, a potem wypili łyk wina.
- Czy dasz się zaprosić na kolację? - zapytał potem Dawson.
- Jezu, mam trochę spleśniałego cheddara, pół główki zwiędłej sałaty i resztki lasagne. Skoro zapraszasz
mnie na kolację, nie będę się długo opierać - zapewniła go.
138
Jackie Braun
- Zadzwonię po szofera. Powiem mu, żeby był tutaj za pół godziny.
- Nie musimy zawracać głowy Jonasowi.
- Nie zawracamy mu głowy - zaoponował Dawson. - To jego praca.
Eve wzruszyła ramionami i sięgnęła po bezprzewodowy telefon. Podała go Dawsonowi, mówiąc:
- No to daj biedakowi wolny wieczór.
- Jak się dostanę do domu?
- Podrzucę cię.
- Tak? - Podszedł bliżej.
- Albo nie. - Narzuta zsunęła się z ramienia Eve. - Wiem, że lubisz wszystko planować, ale może byśmy
tym razem poszli na żywioł?
Pocałował jej nagie ramię.
- Chyba zaczyna mi się to podobać.
- No pewnie. - Westchnęła, a potem cofnęła się o krok i owinęła szczelniej. - Umieram z głodu.
- Nie taką spontaniczność miałem na myśli.
- Wiem, ale muszę coś zjeść. Nie jadłam dzisiaj lunchu. Jakieś dwie przecznice stąd są całkiem dobre
restauracje. Albo pójdziemy do sklepu za rogiem i kupimy coś do jedzenia. - Uśmiechnęła się. - Tym razem
ja dla ciebie ugotuję.
- Naprawdę? - Uniósł kąciki warg. - Zrobiłabyś coś lepszego niż moje śniadanie ze spaloną grzanką?
- Podam ci to, co wychodzi mi najlepiej. Moją specjalnością jest makaron z sosem z chorizo. Bardzo
smaczny - pochwaliła się.
- No to chyba poproszę o dokładkę - powiedział cicho, popijając wino. W jego oczach można było
wyczytać, że bynajmniej nie mówi o jedzeniu.
Świąteczne marzenia
139
- Poprosisz? - prychnęła. - Będziesz mnie błagał. Dawson się roześmiał.
- A co z deserem? Czy deser też będzie?
- Oczywiście. Mam pewien oryginalny pomysł. Ubiorę się i możemy iść. - Z tymi słowy odwróciła się i
ruszyła na schody. Narzuta opadła na podłogę.
Dawson spędził tę noc u Eve, i to nie tylko dlatego, że odprawił szofera, a wydawało się okrutne prosić
Eve, by w taką zimną noc odwoziła go do domu.
Nie, został z nią, ponieważ chciał zostać w jej przytulnym domu, w jej towarzystwie. Nie miało to też nic
wspólnego z seksem, niewiarygodnym Lsatysfakcjonującym. Rzecz w tym, że to była właśnie ta kobieta.
Eve była jak trzaskający ogień dla jego zimnych dłoni, zapraszała go, by je wyciągnął i ogrzał.
Dawson był już częściowo rozgrzany. Przeraziło go to nie na żarty, gdyż zaczynał rozumieć, co czuje do
Eve. Podobne uczucia budziła w nim tylko jedna kobieta, ta, którą kiedyś poślubił.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Kiedy przebudził się nazajutrz rano, jego uszu dobiegła melodia z musicalu „Nędznicy". Rozglądał się po
sypialni Eve w poszukiwaniu swojej koszuli, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć. W samych spodniach zszedł
na dół.
Zobaczył Eve w niewielkiej kuchni. Ubrana w jego koszulę, wsypywała właśnie kawę do ekspresu.
- Za minutę będzie gotowa - powiedziała przez ramię.
- Nie ma pośpiechu. Dobrze ci w mojej koszuli. - Podszedł do niej od tyłu, położył dłonie na jej biodrach
i wtulił twarz w jej kark.
Eve westchnęła zadowolona.
- Nie mogę żyć bez kofeiny, ale odmówiłabym sobie filiżanki kawy, gdybyś codziennie rano witał mnie tak
miło.
Powiedziawszy to, zdenerwowała się.
- Przepraszam.
- Nie ma za co.
Ale ona poczuła się nieswojo.
- Nie chciałabym, żebyś myślał, że musimy wracać do naszej rozmowy.
- Wcale tak nie myślę.
Fantine śpiewała właśnie rozdzierająco o życiu, o jakim niegdyś marzyła, i mężczyźnie, który ją
wykorzystał i porzucił. Nie była to najlepsza piosenka dla poprawy nastroju, więc Dawson postanowił sam
o to zadbać.
Świąteczne marzenia
141
- Zatańczysz ze mną, czekając na kawę? Tym razem ja będę prowadził.
- Okej. Pokaż mi, co potrafisz, Johnie Travolto - zaśmiała się.
Dawson tak ją okręcił, że jej ironiczny uśmiech natychmiast zniknął z twarzy.
- Nieźle - powiedziała, znajdując się znowu w jego ramionach. - Znasz jeszcze jakieś sztuczki?
- Cały repertuar.
- Tak? I wszystkie takie dobre jak ta ostatnia?
- Lepsze.
Jej ciemne oczy błyszczały.
- W takim razie mi je pokaż.
Nie wygraliby żadnego konkursu tańca, ale ich kroki były o wiele bardziej oryginalne niż układ
standardowy.
- Nie najgorzej - stwierdziła Eve, kiedy piosenka wybrzmiała. - Może pozwolę ci poprowadzić następnym
razem, jak będziemy tańczyć w miejscu publicznym.
- Nie najgorzej? A co powiesz na to? - Przechylił ją do tyłu, aż jej tors znalazł się niemal równolegle do
kuchennej Połogi.
- Powiedziałam, żebyś mi pokazał, a me popisywał się
i łamał nam kręgosłupy.
O dziwo, Dawson nie poczuł najmniejszego bólu. Jego ramiona i kark, zwykle napięte do granicy skurczu,
były niemal rozluźnione.
- Przepraszam. Nie mogłem się oprzeć - odparł, pomagając jej się wyprostować.
Eve położyła dłonie na jego piersi, jej biodra przylegały
do jego bioder.
- Czemu jeszcze nie możesz się oprzeć? - spytała.
142
Jackie Braun
- Chyba wiem.
- No to mi powiedz - szepnęła.
- Tobie.
Kiedy wreszcie oboje wzięli prysznic i ubrali się, ranek minął, a ekspres do kawy dawno się wyłączył.
Dawson znalazł Eve siedzącą na sofie z jedną nogą opartą na niskim stoliku. Westchnął, kiedy zdał sobie
sprawę, co robi Eve. Malowała paznokcie u stóp.
Na czerwono.
- Zaparzyłam świeżą kawę. Nie ma nic gorszego niż odgrzewana. Kubki są w szafce obok zlewozmywaka.
Nalej sobie - powiedziała, nie podnosząc wzroku.
Dawson ani drgnął. Eve uniosła głowę.
- Wszystko w porządku?
- Uhm. To te czerwone paznokcie, zawsze na mnie działają.
Uśmiechnęła się.
- U wszystkich kobiet?
- W zasadzie u wszystkich, ale u ciebie szczególnie.
- Hm. To jakby fetysz.
- Chyba można to tak nazwać - przyznał, siadając na krześle naprzeciwko sofy.
Wycelowała w niego małym pędzelkiem z buteleczki lakieru.
- Kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy, nie wzięłabym cię za fetyszystę.
- Dlaczego? Zmarszczyła nos.
- Żartujesz sobie? Byłeś taki strasznie opanowany i chciałeś wszystkimi rządzić.
Świąteczne marzenia
143
- Tacy ludzie nie mogą być fetyszystami? - spytał, zaintrygowany jej logiką.
- Trudno oddać się tęsknotom, kiedy żyje się według ściśle określonych zasad.
- Uważasz, że jestem sztywniakiem?
- Nie, już nie.
- Czemu zmieniłaś zdanie?
Dobrze, że siedział, bo jej odpowiedź by go zwaliła z nóg.
- Nie sądzę, żebym ja zmieniła zdanie, to raczej ty się zmieniłeś. Wyluzowałeś się.
Jeśli to prawda, zawdzięcza to Eve.
- Ja się nie wyluzowałem, ty mnie wyluzowałaś. Byłaś dla mnie dobra. To rzadki i niespodziewany prezent.
Był sezon na prezenty - na dawanie i branie. Ale Dawson już dawno przestał o nie dbać. Tak przynajmniej
mu się wydawało.
- To... - Jej oczy pojaśniały. - To prawdziwy komplement - dodała. - Nie wiem, czy na niego zasłużyłam,
ale dziękuję ci.
- Zasłużyłaś - rzekł poruszony. - Zasłużyłaś na to i na wiele więcej.
- Ty też.
Otworzył usta, by wyrazić sprzeciw, ale jego standardowe -argumenty nagle okazały się bezużyteczne.
Zadręczany Jean Valjean wyśpiewał właśnie swoje imię i numer więzienny, zdecydowany zaprzestać
ucieczki przed nieustraszonym i nieustępliwym inspektorem Javertem.
Eve uśmiechnęła się do niego - była piękna i pełna życia. Może pora, żeby on też przestał uciekać przed
swoją przeszłością.
144
Jackie Braun
Po południu Eve odwoziła go do domu. W połowie drogi Dawson nagle zmienił zdanie.
- Jesteś głodna? - spytał.
- Trochę. Ale mam w domu resztki z wczorajszej kolacji.
- Nie możesz tego zjeść. Mówił tak stanowczo, aż zapytała:
- A to czemu?
- Zranisz uczucia tej lasagne, która została w lodówce.
- Bardzo zabawne. Wskazał ręką.
- Następny zjazd.
- Dokąd chcesz jechać? - spytała.
- Zobaczysz - odparł, tą zwięzłą odpowiedzią potęgując tylko tajemnicę.
Eve jechała zgodnie z jego wskazówkami, skręciła na prawo, a potem w lewo. W końcu znaleźli się w
dzielnicy mieszkaniowej ze starymi, eleganckimi i pełnymi uroku domami. W blaknącym świetle dnia
wzdłuż okapów i stromych linii dachów połyskiwały świąteczne lampki.
Dawson poprosił ją, by zatrzymała się przed domem, gdzie na podwórzu stała duża szopka. Zanim jej
wyjaśnił, gdzie są, Eve sama się tego domyśliła.
- Tutaj dorastałem.
Uśmiechnęła się i chociaż gardło miała ściśnięte z emocji, powiedziała:
- Zapraszasz mnie na niedzielny obiad z twoją rodziną?
-Tak.
Zerknęła na swoje ubranie.
- Szkoda, że mi wcześniej nie powiedziałeś. Na Boga,
Świąteczne marzenia 145
mam na sobie dżinsy. - Przesunęła się na siedzeniu i spojrzała w lusterko. - Spójrz tylko na moje włosy.
- Wszystko w porządku, wyglądają pięknie - zapewnił, biorąc ją za rękę, kiedy zaczęła je poprawiać. - Tutaj
nie obowiązuje strój wizytowy, Eve.
Tak, ale elegancko ubrana czułaby się pewniej. Spojrzała na wspaniały dom w stylu Tudorów, jeszcze
większy niż dom Dawsona. Rodzina Drew mieszkała w podobnym eleganckim domu. Powróciła dawna
niepewność.
- To nie moje miejsce - szepnęła.
- Eve?
Odchrząknęła i powiedziała głośniej:
- Oni nas nie oczekują.
- To nieustające zaproszenie - rzekł.
- Dla ciebie.
- i wszystkich, których ze sobą przyprowadzę. - Przełknął. - Chociaż nigdy nie przyprowadzałem tu gości.
I właśnie dlatego jego zaproszenie znaczyło dla niej tak wiele. Mimo to zapytała:
- Jesteś pewien, że twoja mama nie będzie miała nic przeciwko temu?
- Absolutnie. Byłaś na balu charytatywnym. Im więcej ludzi, tym weselej, tak brzmi jej motto. Poza tym w
niedziele jest zawsze tyle jedzenia, że najadłaby się cała armia. - Wyciągnął rękę. - To co, idziemy?
Skinęła głową, odganiając ostatnie wątpliwości.
- Bardzo chętnie.
Tym razem rodzina Dawsona nie sondowała Eve delikatnie. Od momentu, gdy się pojawiła, zasypywali ją
pytaniami.
146
Jackie Braun
Gdy tylko weszła z Dawsonem do holu, powitali ich uściskami i radosnymi okrzykami.
- Boże Narodzenie przyszło wcześniej - powiedziała Tal-lulah, kiedy trochę się uciszyli. - Tak się cieszę, że
jesteś i że przyprowadziłeś Eve.
- Ja też się cieszę, mamo - rzekł Dawson. - Ja też się cieszę.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Do Wigilii brakowało dwóch dni, a Dawson nie zaczął się jeszcze pakować na swój wyjazd. Zwykle w tym
momencie miał już przynajmniej gotową listę letnich ubrań, które Ingrid w razie konieczności prała i
prasowała. Tym razem nawet tego nie zrobił. Był zbyt zajęty.
Był zajęty Eve.
Od obiadu u jego rodziców prawie wszystkie wieczory spędzali razem. A mówiąc szczerze, także prawie
wszystkie noce, objęci, rozgrzani i wyczerpani.
Za tydzień zaczynał się nowy rok. Dawsona wypełniało oczekiwanie, jakiego nie pamiętał od dnia
wypadku. I to niezależnie od tego, że kolejna rocznica wypadku wisiała nad nim jak burzowa chmura.
Tego wieczoru umówili się na kolację z Tonym i Christine w restauracji specjalizującej się w stekach, o
której rozmawiali podczas balu. Przyjaciele Dawsona byli zaskoczeni, kiedy do nich zadzwonił i spytał, czy
będą wolni. Miał wrażenie, że zmienili plany, by się do niego dopasować. Cieszył się z tego powodu i był
im wdzięczny.
Podczas kolacji cała czwórka gawędziła przyjaźnie. Dawson i Sheila spędzili cudowne wieczory w
towarzystwie Christine i Tonyego. Ten wieczór był inny, podobnie jak ży-
148
Jackie Braun
cie Dawsona ostatnimi czasy. Jego bliscy nie tylko zaakceptowali Eve, ale szczerze ją polubili.
- Było bardzo miło - powiedziała Christine po kolacji. - Musimy to powtórzyć.
- Koniecznie - odparł Dawson. - Na pewno. Eve odpowiedziała mu uśmiechem.
Tony i Christine wyszli zaraz po deserze. Chcieli jeszcze kupić coś dla swoich dzieci, a poza tym spieszyli
się do domu, by zwolnić opiekunkę. Dawson i Eve zostali na drugą filiżankę kawy.
Gdyby wiedziała, jak to się skończy, Eve także wyszłaby wcześniej. Podczas gdy Dawson odbierał ich
płaszcze z szatni, czekała z boku. Już do niej wracał, kiedy po drodze zatrzymała go jakaś drobna
blondynka.
- Dawson! - Piękna młoda kobieta wzięła go w ramiona, a potem uśmiechnęła się, jakby dokonał jakiegoś
cudu.
- Natasha, witaj. - Wyglądał na zaskoczonego. Eve nie mogła nic więcej wyczytać z jego miny.
- Mama i tata są w barze. Mamy zarezerwowany stolik, ale przyszliśmy trochę wcześniej - wyjaśniła kobieta.
- Ja... jak się mają twoi rodzice?
- Biorąc wszystko pod uwagę, mają się nieźle. - Spojrzała na niego ze współczuciem. - Wiesz, jak jest.
Zwłaszcza o tej porze roku.
-Tak.
- A co u ciebie?
- W porządku.
- Dawsonie, przede mną nie musisz udawać.
- Nie udaję, Nat, wszystko w porządku - odrzekł. - Jest lepiej.
Przekrzywiła głowę.
Świąteczne marzenia
149
- Już mi to mówiłeś. Ale wiesz, tym razem prawie ci uwierzyłam. Wyglądasz świetnie, wyglądasz na
szczęśliwego. .. prawie tak samo jak dawniej.
- Tak, powolutku. A ty?
Wzruszyła ramionami, jej uśmiech przygasł.
- Miałam dobre i złe dni, teraz więcej jest dobrych niż złych. To chyba postęp.
Wyciągnął rękę i uścisnął jej dłoń.
- Miło mi to słyszeć, Nat.
- To wymaga czasu - przyznała. - Chyba powinnam cię uprzedzić, że mama jeszcze do siebie nie doszła.
Pokiwał głową z powagą.
- Wiem.
- To już nie twoje zmartwienie, Daw. Wiem, co mówiła zaraz po wypadku, a potem na pogrzebie, ale
naprawdę tak nie myślała.
-Żałuję...
- Nie żałuj. - Gwałtownie pokręciła głową. Potem jej twarz znowu pojaśniała. - Z kim przyszedłeś? Jesteś
tu z kimś znajomym?
Dawson odchrząknął, a potem przeniósł wzrok na Eve, która stała tuż za młodą kobietą. Wyciągnął do
niej rękę, tworząc symboliczny pomost między przeszłością i teraźniejszością.
- Eve Hawley, a to Natasha Derringer, siostra Sheili. Eve już wcześniej domyśliła się, kim jest nieznajoma.
- Miło mi - powiedziała, ściskając dłoń Natashy.
- Dawson to wspaniały człowiek. Najlepszy! - Natasha posłała mu ciepły uśmiech. - Cieszę się, że wyrwał
się z domu i znów wygląda na szczęśliwego. - Oczy młodej kobiety błyszczały, jej ton był szczery.
150
Jackie Braun
Eve nie wiedziała, jak na to odpowiedzieć, więc po prostu się uśmiechnęła.
Sympatyczny nastrój prysł w jednej chwili, gdy dołączyła do nich para starszych ludzi. Podczas gdy
mężczyzna jowialnie poklepał Dawsona po plecach, jego towarzyszka milczała.
W jej milczeniu było potępienie.
- Witajcie, Clayton, Angelo. Jak się macie? - spytał Dawson skrępowany.
- Mamy się dobrze. - Clayton przekrzywił siwiejącą głowę. - Wiesz, jak jest.
-Tak.
Starsza kobieta zaburczała coś pod nosem i spojrzała w przeciwnym kierunku.
- Chciałbym, żebyście poznali moją znajomą, Eve Haw-ley. Eve, to Angela i Clayton Derringerowie -
podjął Dawson.
Rodzice Sheili.
Nastąpiła pełna zakłopotania chwila. Wszyscy to czuli. Wszyscy byli zdeterminowani, żeby to naprawić...
poza Angelą. Clayton pozdrowił Eve z uprzejmym uśmiechem. Starsza kobieta mierzyła ją wzrokiem z
wyraźną niechęcią i nie podała jej ręki. Potem cały swój jad wylała na Dawsona.
- Jak to miło, Dawsonie, że potrafisz żyć normalnie -odezwała się z gorzką ironią. - Umawiasz się z nową
kobietą, zachowujesz się, jakby moja córka nigdy nie istniała. Jakby twoja córka nie istniała.
- Angelo - zaczął jej mąż równocześnie z Natashą, która powiedziała:
- Mamo, proszę.
Świąteczne marzenia
151
- Mogę cię zapewnić, że nie zapomniałem o Sheili ani o Isabelle - rzekł cicho Dawson.
Do tej pory trzymał Eve za rękę. Ale mówiąc te słowa, puścił jej dłoń. Połączenie przerwane, pomyślała.
Miała świadomość, że w tym momencie Dawson znowu wrócił do przeszłości.
Po przeprosinach, które padły, choć nie z ust Angeli, Derringerowie oddalili się.
Eve i Dawson także wyszli. Eve nie była zaskoczona, kiedy zajeżdżając pod jej dom, Dawson powiedział
Jonasowi, by zaczekał, aż odprowadzi ją do drzwi.
- Nie zostajesz dzisiaj na noc. - To było w zasadzie stwierdzenie, nie pytanie.
-Nie.
- Czy nadal jesteśmy umówieni jutro na kolację? - spytała cicho.
Znała odpowiedź, nim Dawson otworzył usta.
- Wybacz, ale muszę ją odwołać. Drzwi windy rozsunęły się.
- Czy coś się stało?
- Mam parę spraw do załatwienia przed wyjazdem. Gdy dotarli do jej mieszkania, powiedział:
- Muszę się też spakować.
- Do Cabo?
Wziął od niej klucz i wsunął go do zamka. -Tak.
- Więc jedziesz.
- Wiedziałaś o tym - odrzekł, gdy weszła do środka.
- Chyba liczyłam na to, że zmienisz zdanie i spędzisz święta z najbliższymi.
- Boże Narodzenie to nie jest święto dla mnie, Eve. To
152
Jackie Braun
rocznica śmierci mojej żony i córki. Nie mam czego świętować. - Wyrzucał z siebie te słowa z jakaś złością.
Rzeczywiście, jeśli tak będzie myślał, nie będzie miał czego świętować.
- Nie będę udawała, że wiem, co czujesz, Dawsonie. Moja matka wykazała się rozsądkiem i umarła w dniu
powsze
j
dnim, który nie miał dla mnie specjalnego znaczenia. Ale wiem, jak czuje się twoja rodzina. W
tamto Boże Narodzenie oni stracili nie tylko Sheilę i Isabelle. Stracili też ciebie. Tak jak ja straciłam
swojego ojca w dniu, kiedy matka przedawkowała leki.
- Przykro mi, Eve.
- Mnie też jest przykro. Przykro mi, że mój ojciec nie dość, że nie uczestniczył w moim życiu, to jeszcze
pogubił się w swoim. Nie jest szczęśliwy. A ty jesteś?
- Ja nie...
- Nie zasługujesz na to? Przestań się nad sobą użalać. One zginęły, ale ty żyjesz. Więc żyj! - krzyknęła. - Bo
każąc sobie płacić za ich śmierć, każesz też za to płacić wszystkim, którzy cię kochają. Nie mówię tylko o
twojej rodzinie.
- Nie, Eve. - Zamknął oczy. - Ty mnie nie kochasz.
- Akurat tego nie możesz kontrolować.
Cofnął się o krok, aż się potknął. To było smutne, że stali po dwóch stronach progu.
- Jadę, Eve.
- Jasne. - Potrząsnęła głową ze smutkiem. - Mam coś dla ciebie. Zamierzałam ci to dać w święta. Ale skoro
się nie zobaczymy, dam ci to teraz.
- Nie musiałaś mi niczego kupować.
- Ale chciałam.
Świąteczne marzenia
153
Odwróciła się, z sercem tym cięższym, że Dawson pozostał w korytarzu, gotowy do ucieczki.
- To nic takiego. - Podała mu małą paczuszkę. Siląc się na pogodny ton, dodała: - To jeden z tych
prezentów, kiedy bardziej Uczy się pamięć niż sam prezent.
- Dziękuję.
Kiedy zaczął odpakowywać paczuszkę, powstrzymała go. -Nie teraz.
- Dobrze. - Schował prezent do kieszeni płaszcza. -A wracając do świąt, moi rodzice zwykle urządzają
obiad około trzeciej po południu. Wiem, że chętnie cię zobaczą.
Słysząc to, poczuła jeszcze większy ból.
- Dziękuję, ale raczej nie skorzystam. Czułabym się dziwnie.
Zmarszczył czoło.
- Więc co będziesz robić?
- Będę świętować w domu. - Tak planowała, zanim jej związek z Dawsonem stał się bliski. - Jutro kupię
choinkę. Będzie pachniało prawdziwym świątecznym drzewkiem. Udekoruję je lampkami, girlandą i
lametą.
- A potem? - spytał.
- Potem pojadę do sklepu i kupię coś na najwspanialszą ucztę. A kiedy już zjem, włożę piżamę i obejrzę
„To wspaniałe życie".
- Eve, nie musisz spędzać świąt sama - zaczął.
- Ty też. Każdy z nas ma wybór. - Wyszła na korytarz i pocałowała go w policzek. - Wesołych świąt.
Stał, marszcząc czoło, kiedy ona zamykała drzwi.
Dawson był w paskudnym nastroju. Cholerna Eve. Próbowała wzbudzić w nim poczucie winy. Tak, to
jasne. Wie-
154
Jackie Braun
działa przecież, że na święta wyjeżdża z miasta. Nigdy nie składał jej żadnych obietnic.
Ona też o nic go nie prosiła, podpowiedziało mu jego sumienie. Nawet kiedy leżeli objęci, dzieląc się
najskrytszymi myślami, nie pytała Dawsona o przyszłość.
Tymczasowy związek. Tak określiła ich relację na samym początku. A dokładniej, zakładała, że on tak to
widzi. Nie wyprowadzał jej z błędu, chociaż z każdym dniem ten związek wydawał mu się coraz bardziej
trwały.
Każdy ma wybór.
Nie zgadzał się z nią. On w każdym razie nie miał wyboru.
W Wigilię wyszedł z biura tuż po trzynastej. Przyjęcie świąteczne w firmie zaplanowano na późniejszą
godzinę, ale on w nim nie uczestniczył. Musiał zdążyć na samolot o szóstej. Pani Stern dopilnuje, żeby jego
podwładni otrzymali premie, a także, by zakupione przez Eve prezenty zostały zapakowane i dostarczone
jego klientom.
Jeśli chodzi o podarunki dla najbliższych, Jonas się nimi zajmie. W drodze do domu Dawson zadzwonił do
matki z komórki. Była rozczarowana, że nie pojawi się osobiście, i nie ukrywała tego. Przez pierwsze
dziesięć minut nie był w stanie wtrącić ani słowa. Ale potem go zaskoczyła:
- Cóż, mam nadzieję, że miło spędzicie czas z Eve. Dawson odchrząknął.
- Mamo, Eve ze mną nie jedzie.
- Jedziesz sam? A ja myślałam... Widziałam* w jaki sposób na nią patrzysz... Jak ona na ciebie patrzy. To
jasne, że ty i ona...
- Nie! - Zniżył głos i odezwał się spokojniej: - To znaczy, krótko się znamy.
Świąteczne marzenia
155
Zabrzmiało to strasznie fałszywie. Czas trwania ich znajomości nie miał tu nic do rzeczy.
No i oczywiście matka mu to wytknęła.
- Zakochałam się w twoim ojcu na naszej pierwszej randce. Czekał pół roku, zanim mi się oświadczył, ale
potem powiedział, że kiedy tylko mnie zobaczył, wiedział, że jesteśmy sobie przeznaczeni. Ta dziewczyna
jest wyjątkowa, Dawso-nie.
- Sheila była wyjątkowa.
- Owszem, i fakt, że Eve również jest wyjątkowa, wcale tego nie zmienia. Sheila była wyjątkowa, ale jej już
nie ma, synu. Nie grzęźnij tak w przeszłości, żebyś nie stracił Eve.
Dawson poczuł, że oczy go pieką, więc je zamknął.
- Między nami raczej nie ułoży się tak, ja na to liczysz, mamo.
Tallulah przez chwilę milczała. Potem powiedziała:
- Zadaj sobie pytanie, Dawsonie: a czy ułoży się tak, jak ty miałeś nadzieję?
Zakończywszy rozmowę, gapił się przez okno na popołudniowy ruch. Kiedy przesunął się na siedzeniu,
poczuł, że coś ciśnie go w biodro. Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął zapakowane w papier
pudełeczko. Prezent od Eve. Całkiem o nim zapomniał.
Postanowił zdjąć papier i zajrzeć do pudełka. Eve powiedziała mu, że to nic takiego. Że liczy się pamięć.
Ta myśl wprawiła go w osłupienie.
Podarowała mu - mężczyźnie, który przez minione trzy lata bojkotował Boże Narodzenie, który nie chciał
pogodzić się z przeszłością - mały szklany ornament w kształcie dwóch obejmujących się aniołów. Wyjął
załączoną do prezentu kartkę.
156
Jackie Braun
„Na twoją choinkę. Powieś te anioły na najwyższej gałęzi i kiedy będzie ci smutno, przypomnij sobie
miłość i śmiech, które dzieliłeś z najbliższymi".
Dawson wzruszył się mimo woli. Nie chciał choinki. Od trzech lat jej nie ubierał. Najwyraźniej Eve o tym
też pomyślała.
Kiedy limuzyna zajechała na podjazd, właśnie dostarczono mu choinkę. Dwaj mężczyźni trzymali wysoką
na trzy metry jodłę, a Ingrid stała w drzwiach, załamując ręce.
- Już im tłumaczyłam, że pan wyjeżdża i z pewnością nie zamówił pan choinki - powiedziała gospodyni.
- W porządku, ja to załatwię. - Dawson był człowiekiem czynu, który nie miał problemu z
podejmowaniem decyzji, ale tym razem przez kilka minut stał w miejscu jak zamurowany, patrząc na jodłę.
- Pan nam powie, gdzie to zanieść? - odezwał się w końcu jeden z mężczyzn. - Musimy dzisiaj dostarczyć
jeszcze sześć drzewek.
Zabierzcie je z powrotem. To właśnie zamierzał powiedzieć. Tylko to miałoby sens. Przecież on wyjeżdża.
Ale kiedy pogłaskał kciukiem delikatne anioły, które ściskał w dłoni, odparł:
- Pora się tego pozbyć.
I nie chodziło mu o to, by zapomnieć o przeszłości, ale żeby pozbyć się poczucia winy i złości, i
wszystkich innych negatywnych emocji, które nie pozwalały mu żyć, a co więcej, nie pozwalały mu
pamiętać Śheili i Isabelle inaczej niż jako ofiar wypadku.
Łączyło ich o wiele więcej niż śmierć, która ich rozdzieliła. Eve to wiedziała.
Świąteczne marzenia
157
- Mamy się tego pozbyć? - Mężczyzna patrzył z niedowierzaniem.
- Nie, wnieście ją do domu. Powiedzcie gospodyni, że kazałem ją postawić w salonie.
Po tych słowach Dawson ruszył w stronę garażu.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Minęły trzy lata, odkąd Dawson ostatnio prowadził samochód. Jego luksusowy sedan został kompletnie
zniszczony w wypadku, ale firma ubezpieczeniowa wypłaciła mu hojne odszkodowanie, więc kupił sobie
nowy. Dotąd nigdy nie usiadł za kierownicą swojego nowego samochodu, który większość czasu stał w
garażu, i tylko szofer od czasu do czasu nim wyjeżdżał, by zadbać o jego konserwację.
Obok tego samochodu stała limuzyna, którą z kolei nabył, gdy zatrudnił szofera. Była wciąż ciepła po
jeździe z biura do domu. Była też dłuższa i o wiele większa niż sedan. Na środku tylnego siedzenia,
przypięty pasem, Dawson był w stanie odgonić swoje najgorsze lęki, wykorzystując czas podróży na
lekturę „Wall Street Journal" albo rozmowy przez telefon.
Teraz przenosił spojrzenie z jednego samochodu na drugi. Mógłby wezwać Jonasa. Pewnie jeszcze nie
zdążył zdjąć płaszcza. W ciągu paru minut zbiegłby na dół, gotowy do drogi. Ale Dawson wciągnął
powietrze i podjął decyzję.
Powiesił anioły na lusterku. Ręce mu się trzęsły, kiedy zapinał pas. Pas, poduszka powietrzna i boska
interwencja uratowały mu życie, tak przynajmniej stwierdził jeden z ratowników. Dawson modlił się, żeby
i teraz, kiedy wyjechał z garażu, Bóg mu dopomógł.
Jechał bocznymi uliczkami, wolniej, niżby należało, i czę-
Świąteczne marzenia
159
sto sprawdzał hamulce. Drogi były puste, ale wolał nie ryzykować. Czterdzieści minut później jego
pewność siebie wzrosła, skręcił w ruchliwą czteropasmową szosę, dopasowując prędkość do ruchu. W
końcu postanowił zjechać na autostradę. Dwukrotnie mijał zjazd, zanim wreszcie starczyło mu odwagi.
Jego puls rósł wraz z prędkością samochodu. Potem włączył migacz i zjechał na drogę do przyszłości, za-
kładając, że nie jest jeszcze za późno. Na drogę, na której najpierw musiał stanąć twarzą w twarz ze swoją
przeszłością.
Półtora kilometra dalej znajdowało się miejsce, gdzie jego życie uległo zmianie, gdzie zakończyło się życie
Sheili i Isabelle. Od tamtego dnia tędy nie jechał, nawet jeśli oznaczało to, że szofer musiał nadrabiać
drogi.
Zbliżając się do estakady, nie zatrzymał się, chociaż zwolnił, zmuszając jadące za nim auta do hamowania
i zmiany pasa. Dwóch kierowców minęło go, jeden z nich dał wyraz swojej irytacji. Dawson ledwie to
zauważył. Całą uwagę skupił na drodze. Czekał, aż przypuszczą na niego atak żal, poczucie winy i
wspomnienia. Bał się, że nie będzie mógł dalej prowadzić i zmuszony sytuacją wezwie Jonasa i poprosi, by
odwiózł go do miasta.
Ale nic takiego się nie wydarzyło. To, co trzy lata temu było sceną koszmarnego wypadku, teraz wyglądało
niewinnie i zadziwiająco nijako. Kiedy mijał to miejsce, ogarnął go smutek. Konfrontując się ze swoimi
lękami, poczuł się też wolny, naciskał pedał gazu i w pełni panował nad samochodem.
Przypomniał sobie pytanie matki, jak ułoży się między nim a Eve.
- Jeśli ja mam coś do powiedzenia, to wiem - mruknął do siebie pod nosem.
160
Jackie Braun
Godzinę później, zatrzymując się dwa razy po drodze, zajechał przed dom Eve. Pomimo że był pewien
swojego postanowienia, kolana mu trochę drżały, kiedy czekał, aż Eve mu otworzy.
Miała na sobie dżinsy i luźną bluzę. Włosy ściągnęła w koński ogon. Wyglądała tak pięknie i była tak pełna
rezerwy, aż się wystraszył. Czyżby się spóźnił? W końcu ją zranił. Może uznała, że taki facet nie zasługuje
na drugą szansę?
- Dawson. - Zamrugała powiekami ze zdumienia.
Nie potrafił nic wyczytać z jej twarzy. Czy ucieszyła się na jego widok? A może była zła?
- Mogę wejść?
Z odtwarzacza CD płynęły świąteczne melodie. Zapach prażonej kukurydzy doleciał aż do drzwi. Dopiero
po krótkiej chwili Eve odsunęła się na bok.
- Jasne.
W odległym kącie pokoju stała nieduża choinka, która przy wysokim suficie wydawała się jeszcze
mniejsza. Eve udekorowała ją kolorowymi lampkami i chyba właśnie zamierzała założyć łańcuch z
prażonej kukurydzy i żurawiny.
- Przydałoby ci się drzewko, które kazałaś dostarczyć do mojego domu - zauważył.
Zamknęła oczy i westchnęła.
- Próbowałam odwołać dostawę, ale zadzwoniłam za późno. Przepraszam, złożyłam zamówienie, kiedy
jeszcze myślałam. .. no, wcześniej.
Kiedy myślała, że Dawson jest gotowy zacząć od nowa.
- Otworzyłem prezent od ciebie. Skrzywiła się.
- Nie powinnam ci była wczoraj tego dawać. Chciałam pobiec za tobą na dół i prosić, żebyś mi go oddał.
Jeśli cię
Świąteczne marzenia
161
obraziłam, to przepraszam. Nie miałam takiego zamiaru. Chciałam tylko, żebyś wiedział...
- Że dobrze jest żyć. Kiwnęła głową.
Podszedł do sofy i wziął do ręki łańcuch z prażonej kukurydzy i żurawiny. Przyglądając mu się,
powiedział:
- Nigdy o tej porze roku nie będę czuł się w stu procentach świątecznie i radośnie.
- Nikt, kto zna twoją historię, tego nie oczekuje.
- Kochałem moją żonę.
- Oczywiście, I zawsze będziesz ją kochał.
- i moją córkę. - Jego głos zachrypł. - Trudno sobie wyobrazić, jak bardzo można kogoś kochać, dopóki
nie ma się dziecka. Wtedy pragnie się tylko chronić najbliższych i dbać o ich bezpieczeństwo. - Jego
policzki były mokre.
Eve z żalu zabolało serce. Chciała podejść do Dawsona
i go objąć. Ale to jest jego podróż. Musi ją odbyć sam.
- Nawet najbardziej oddany rodzic nie jest w stanie tego zrobić. Są rzeczy, nad którymi nie mamy kontroli
- stwierdziła.
Pochylił głowę, jego ramiona drżały, ale kiedy znów się odezwał, jego słowa dały Eve nadzieję.
- W końcu zacząłem to sobie uświadamiać.
- Ten wypadek to nie twoja wina. Westchnął i podniósł na nią wzrok.
- Gdzieś w głębi duszy to wiem. Eve zbliżyła się i otarła jego łzy.
- Z czasem to zaakceptujesz.
Kiwając głową, ujął jej dłoń, uniósł ją i pocałował. Jej serce zabiło mocniej, ale powiedziała spokojnie:
- Wiem, że Jonas czeka na dole, ale czy wypijesz kieliszek wina, zanim ruszysz na lotnisko?
162
Jackie Braun
Wciąż trzymał jej dłoń, zmysłowo gładząc jej wnętrze.
- Prawdę mówiąc, przyjechałem sam.
- Sam? - zdumiała się. To był wielki krok naprzód, zwłaszcza w taki dzień.
- Najwyższa pora. - Pocałował jej dłoń.
Na co jeszcze nadeszła pora? Pragnęła go o to zapytać, ale ugryzła się w język.
- Skoro prowadzisz, nie powinieneś pić alkoholu. Zaparzę kawę. Masz chwilkę na kawę?
- Właściwie nigdzie się nie spieszę. Postanowiłem polecieć później.
Patrzył na nią w taki sposób, że Eve zabrakło tchu.
- Ach tak? -Tak
- Dużo później? - spytała.
- Zależy.
- Od czego? - wykrztusiła przez ściśnięte gardło.
- Od twojej odpowiedzi
- A jak brzmi pytanie?
- To raczej propozycja.
Teraz jej serce biło już tak szybko, że ledwie łapała oddech, tak głośno, że nie była pewna, czy dobrze
usłyszała Dawsona.
- Mój agent z biura podróży mówi, że Cabo jest bardzo romantyczne. Piękne piaszczyste plaże, zachody
słońca.
- Prosisz mnie, żebym z tobą pojechała? Kiwnął głową.
-To wspaniałe miejsce na rozpoczęcie nowego życia. Wspaniałe miejsce na miesiąc miodowy.
Wyjął z kieszeni małe skórzane pudełeczko. Eve zakręciło się w głowie.
Świąteczne marzenia
163
- O mój Boże.
Kiedy powiedział „propozycja", miał na myśli oświadczyny!
- Prosisz mnie, żebym za ciebie wyszła?
- Wiem, że krótko się znamy, ale kocham cię, Eve. Nie sądziłem, że jeszcze kogoś pokocham. Nie
sądziłem, że tego chcę ani że na to zasługuję.
- A teraz co myślisz?
Dawson uśmiechnął się przez łzy. Wyglądał na szczęśliwego człowieka. Wyglądał na pewnego siebie. Był
w każdym calu zdecydowanym biznesmenem, kiedy rzekł:
- Nie myślę, wiem. Jesteś moją przyszłością, Eve. Teraz z jej oczu popłynęły łzy. Podzielała jego
przekonanie.
- A ty moją.