KatCantrell
Seksnazgodę
Tłumaczenie:
Leszek
Stafiej
ROZDZIAŁPIERWSZY
Ilekroć zdarzało
mu
się wejść do siedziby Fundacji LeBlanc
Charities,XavierLeBlanczawszeodnosiłwrażenie,żebudynek
jest opuszczony. Było to ostatnie miejsce na ziemi, w którym
miałby ochotę przebywać, mimo że nosił to samo nazwisko co
założycielkafundacji.
Niestety,na
swojenieszczęścieodtrzechmiesięcyzmuszony
był wpadać tu prawie codziennie. Co gorsza, czekało go to
samo przez kolejne trzy miesiące, aż do zakończenia tego
przeklętego procesu dziedziczenia spadku. W ten szatański
sposób ojciec Xaviera zmusił synów, by tańczyli, jak im zagra,
jeszczedługopojegośmierci.
Obaj
bracia,XavieriVal,mielizamienićsięrolamiitylkopod
tymwarunkiembędąmogliodziedziczyćnależnyimspadek.
Tak
więc, by sprostać wymaganiom ojca, nie wystarczyło
dziesięć lat poznawania jubilerskiej korporacji LeBlanc
Jewelers ani kolejnych pięć lat pokornego oczekiwania na
objęciestanowiskadyrektorawykonawczego.
Okazało się, że
to
za mało, by zasłużyć na pięć milionów
dolarów,które,jakXaviersądził,jużrazzarobił.
Teraz
czekagojeszczejednapróba.
Jednak
zamiast podjęcia jakiegoś sensownego zadania,
testamentzobowiązywałXavieradozajęciamiejscabrata,Vala,
w
Fundacji
LeBlanc
Charities.
Val
zarządzał
tam
pozyskiwaniem funduszy na statutową działalność fundacji.
W zamian za to Val miał zasiąść na miejscu Xaviera w fotelu
dyrektoraLeBlancJewelers.
Taka
zamianaról.
Chociaż upłynęły już
trzy
miesiące, odkąd Xavier się o tym
dowiedział, wciąż dostawał piany na ustach na myśl
o krzywdzie, jaką wyrządził mu ojciec, stawiając te warunki.
Inaczej mówiąc, ojciec ich zdradził. Uknuł pośmiertny spisek,
bypokazaćobuswymdziedzicom,jakbardzoichnielubi.
To
przykre doświadczenie zbliżyło obu braci, chociaż do tej
pory, oprócz podobieństwa fizycznego – byli bliźniakami –
łączyłoichniewiele.
Wybrali
całkowicie odmienne ścieżki kariery. Val poszedł
wśladymatki,zająłsięfundacjąipowodziłomusięświetnie.
Tymczasem
Xavier, stroniąc od wszystkiego, co choćby
w
najmniejszym
stopniu
miało
coś
wspólnego
z dobroczynnością, objął stanowisko szefa rodzinnej firmy
LeBlancJewelers,jednejznajwiększychświatowychkorporacji
narynkuhandludiamentami.
Iwszystko
nanic.
Klauzula
ojcowskiego testamentu zraniła go tak boleśnie, że
długobędziemusiałdochodzićdosiebie.Uczuciezgorzknienia
w najmniejszym stopniu nie oddawało tego, co czuł do ojca.
Napędzało go jednak na tyle, że postanowił wyjść z tej próby
zwycięsko.
Najlepszązemstą
jest
przecieżsukces.
Przystąpiłwięc
do
nowej roli z gniewnym zapałem. Niestety,
ojcowska klauzula nakładała na Xaviera dodatkowy obowiązek
zgromadzenia dziesięciu milionów dolarów w darowiznach.
Iniebyłotowcalezadaniełatwe.
Nie
poddałsięjednakipoddawaćniezamierzał.Byładopiero
szósta rano, a fundacja pod nowym kierownictwem tętniła
życiem.
Stołówka
dla
bezdomnych
działała
codziennie
piętnaście godzin na dobę, co zdaniem Xaviera było
absurdalnym marnotrawstwem, bo we wczesnych godzinach
porannych nie było tam żywej duszy. Toteż jedną z pierwszych
decyzjiXavierabyłazmianagodzinotwarciatejstołówki.
Obraziłasię
na
niegozatośmiertelnieszefowaadministracji
i obsługi, Marjorie, i chociaż Xavier odwołał swą decyzję,
wkrótcezłożyławymówienie.
Fundacja
charytatywna to zupełnie inna branża niż ta,
w której pracował dotychczas i w której czuł się jak ryba
w wodzie. Tu nikt oprócz niego nie był posiadaczem żadnych
diamentów. Już po pierwszym dniu pracy przestał nosić swój
luksusowy,wartpięćsettysięcydolarów,zegarekYacht-Master.
Jak niedelikatnie skomentowała to Marjorie, podopieczni
fundacji albo myśleliby, że to podróbka, albo próbowaliby go
ukraść,lubwnajlepszymwypadkuoskarżylibyXavieraorażący
brakwrażliwości.Anajpewniejwszystkonaraz.
Yacht-Master
spoczywał
więc
w
szufladzie.
Kolejne
marnotrawstwo.
Wczoraj
Xavierpracowałwmagazynie,porcjującjedzeniedo
toreb. Przygotowywano je dla najbardziej wygłodniałych
podopiecznych, którzy wpadali do stołówki, porywali torbę
iwpośpiechuwybiegali.
Fundacja
serwowała też raz dziennie gorący posiłek do
spożycia na miejscu. Działem żywieniowym kierowała Jennifer
Sanders. Wszyscy pracownicy fundacji podzielali przekonanie,
że w odróżnieniu od Xaviera jego brat Val potrafił dokonywać
prawdziwychcudów.
W takiej sytuacji wszelkie starania Xaviera nie na wiele się
zdawały, dlatego dzisiaj rano zamknął się w gabinecie.
Wcześniej odmalował go i przemeblował,
bo
jeśli miało to być
jego nowe królestwo, gabinet nie powinien mu na każdym
kroku przypominać, że należał przedtem do brata, który
wszystkorobiłlepiejniżon.
Przeglądał właśnie jakieś
firmowe
dokumenty, kiedy drzwi
gabinetu uchyliły się i ukazała się w nich głowa Vala. W samą
porę.
Zaczynał się już zastanawiać,
czy
brat ma w ogóle zamiar
pojawić się na planowanym spotkaniu w sprawie rekrutacji
nowegoadministratora.
Val
obiecał pomóc mu w rozmowach kwalifikacyjnych,
aXavierskwapliwieztegoskorzystał.Nieprzyznałsięjednak,
jakbardzotejpomocypotrzebuje.
Jeżeli
testament
ojca czegokolwiek go nauczył, to przede
wszystkim tego, by nikomu nie wierzyć, nawet członkom
rodziny.
–Przepraszamzaspóźnienie–powiedziałVal,krzywiącsięna
widok zmiany wystroju gabinetu i odgarniając z czoła
zdecydowanie
za długie włosy. – Mogłeś wybrać przynajmniej
jakiśinnykolor,zamiasttejzielonejrzygowiny.
–To
jestkolorszałwi.Działauspokajająco.
– No to kogo tutaj dzisiaj mamy? – zapytał Val, zmieniając
tematirozsiadającsięwfotelu
obokdyrektorskiegobiurka,za
którymzasiadałXavier.
Nikt
jednak nie dawał się zwieść tym biurkiem. Wszyscy
wiedzieli,żeXavierniczemutuniedyrektoruje.
Zanim
stanął przed ojcowskim sprawdzianem dotyczącym
dziedziczenia, mogło mu się wydawać, że jest bystry. Ale ta
fundacjaodbierałamupewnośćsiebie.
Kierował
przedtem
korporacją, która obracała miliardami
dolarów, jedną z najbardziej cenionych firm na rynku
diamentów. I wciąż się rozwijała, odnosząc kolejne sukcesy.
Atutaj?
Tu
wciąż jest młodszym bratem Vala, który prawdę mówiąc,
doskonalesobietymczasemradziwLeBlancJewelers.
Xavier
przerwał na chwilę użalanie się w myślach nad sobą
i sięgnął po leżący na biurku wydruk jednego ze zgłoszeń
rekrutacyjnych.
– Odrzuciłeś wszystkie, więc zostało tylko to. Kandydatka
posiada doświadczenie zbliżone do Marjorie, ale pracowała
w schronisku dla kobiet, więc prawdopodobnie odpada.
Potrzebujemy kogoś, kto posiada praktykę w administracji
izarządzaniudziałemżywienia.
–Wtakimrazietojestwłaściwakandydatka.–Xavierwyczuł
dezaprobatę w głosie brata, jakby oczekiwanie kogoś
zdoświadczeniembyłoniestosowne.–Mogęzerknąć?
Podał
mu
dokument, a Val przebiegł go wzrokiem, surowo
zaciskającusta.
– Laurel Dixon. To jedyna nowa kandydatka? – zapytał
wkońcu.
– Jedyna, która
ma
jakieś doświadczenie. Zamieściłem
ogłoszenietamgdziezawsze,aleodzewbyłmizerny.
Val
dotknąłpalcaminasadynosa.
–Toniedobrze.Zastanawiamsię,czysprawieniezaszkodziła
wiadomość
o
naszym
spadkowym
eksperymencie.
Spodziewałem się większej liczby zgłoszeń. Chyba jednak
wszystkich odstraszyłeś. Widzę, że znajdę się w niezłych
opałach,
kiedy
tuwrócę.
Xavier
nie dał po sobie poznać, że jest lekko dotknięty tą
uwagą.Nigdyniedawałniczegoposobiepoznać.
Ojciec
od wczesnego dzieciństwa uczył go powściągać
emocje. A dyrektorzy zarządzający nie noszą serca na dłoni,
jeśliniechcąstracićszacunkuupodwładnych.
–To
niemojawina–odparł.
Z pewnością Marjorie postarała się na odchodnym o to, by
zniechęcićpotencjalnychkandydatów.
–Jeśliktoś
tu
zawinił,tonaszojciec–dodał.
– Trzeba przesłuchać tę kandydatkę – stwierdził Val
z kamiennym wyrazem twarzy. – I tak
nie masz wyboru. Nikt
niemówi,żemusiszjąprzyjąć,jeśliniebędziesięnadawać.
–Wporządku.
Xavier
wystukał telefoniczny numer kontaktowy podany na
zgłoszeniu i nagrał wiadomość. Szkoda czasu na spory. To
wszystkojestprzejściowe.
Jak
ładnie ujął to sam Val, i tak przecież wrócą wkrótce na
swojemiejsca.
Rozmowę przerwało
im
energiczne pukanie do drzwi,
w których ukazała się pracownica administracji Adelaide
zpełnymsłodyczyuśmiechemskierowanymdoVala.
Xavier
nie przypuszczał, że dziewczyna potrafi się w ogóle
uśmiechać.
– Przyszła pani Laurel Dixon – oznajmiła. – W sprawie
ogłoszenia.
Ciekawe.Dopiero
przed chwilą Xavier nagrał wiadomość, że
chciałbyumówićsięnaspotkanie.Nicniemówiłozaproszeniu.
–Bez
uprzedzenia – zauważył, zwracając się do Vala. – Dość
odważneposunięcie.
Miałzłeprzeczucia.
Val
uniósłbrwizwyrazemuznania.
–Już
jestem
podwrażeniem.Lubiętakądeterminację.
Wypowiedział
ten
komentarz tonem, który miał podkreślić,
jakbardzoXaviersięmyli.
– Kusi mnie, żeby ją odesłać i umówić rozmowę
we
właściwymterminie.
–Skorojużtujest–zauważyłVal,wzruszającramionami–nie
ma co zwlekać. Jeśli nie czujesz się pewnie, to mogę z nią
porozmawiać.
– Umiem
mówić – warknął Xavier. – Tylko nie lubię
niespodzianek.
Ani
żeby ktoś mnie pouczał. Na co zresztą sobie zasłużył,
przyznając się bratu, że odejście Marjorie bardzo go zbiło
ztropu.
Tymczasem
braciszekwykorzystałokazję,bydziśpojawićsię
w siedzibie fundacji ku demonstracyjnej radości całego
personelu.
Val
odrzuciłwłosyzczołagestempełnympróżności.
–Niepanikuj.Wiem,ocochodzi.Przyszedłem,żebypomócci
w konkretnej sprawie. Pozwól, że załatwię to swojemu…
Adelaide,poprośpaniąDixon.
Nie
przesiadł się, by zająć miejsce za biurkiem, jak zrobiłby
tokażdyinny.
Siadając
za
biurkiem, człowiek podkreśla swój autorytet,
a Val pewnie nie wiedział nawet, jak się pisze słowo
„autorytet”. Pracownicy go kochali, bo traktował ich jak
równychsobie.Aprzecieżniewszyscysąrówni.Niektórzy,jak
Xavier,musząpodejmowaćtrudnedecyzje.
Otworzyłysię
drzwi
idogabinetuweszłaLaurelDixon.
Xavier
zapomniał o bracie, o fundacji, zapomniał nawet, jak
sięnazywa.Całyświatzniknąłprzesłoniętyprzezkobietę,którą
wprowadziładogabinetuAdelaide.
Kobieta
miała długie, lśniące czarne włosy, które opadały jej
naplecy.
Zatrzymał
na
nich wzrok tylko na chwilę, bo zafascynowała
go jej niezwykła twarz, a zwłaszcza przenikliwe spojrzenie
srebrnoszarychoczu,któresprzęgłysięzjegospojrzenieminie
zamierzałyodpuścić.
Jakiś niezwykły
fluid
przebiegł między nimi. Było to uczucie
tak przyjemnie obezwładniające, że Xavier musiał się z niego
natychmiastotrząsnąć.
Nie
specjalizował się w zjawiskach zmysłowych, a tym
bardziej pozazmysłowych, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Zresztąnigdyprzedtemnieużyłtegookreślenia.Aleteżżadne
inne określenie nie pasowało tu lepiej, co czyniło całe to
spotkanie jeszcze bardziej podejrzanym, niż mogłoby się
wydawać.
To
niepoważne, by reagować na kobietę inaczej niż
pożądaniem, a w przypadku Xaviera nawet to zdarzało się
raczejrzadko.Jeślijuż,tojegokontaktyzkobietamimożnaby
opisaćnajwyżejjakostosunkowoprzyjemne.
Jeśli
kobieta
wchodzącadopokojunanieumówionewcześniej
spotkanie robi piorunujące wrażenie, to wniosek jest tylko
jeden:kłopoty.
– Witam, pani Dixon – zwrócił się do niej Val, podnosząc się
i podając rękę. –
Nazywam
się Valentino LeBlanc, jestem
dyrektoremFundacjiLeBlancCharities.
– Witam, panie LeBlanc – odparła głosem silnym i tak
czystym, że Xavier poczuł, jak jego dźwięk przenika go niemal
doszpikukości.
Wolał głosy seksowne, które mruczą,
kiedy
się je właściwie
pogłaszcze.GłosLaurelDixon’strudnonazwaćzmysłowym,co
niemaitakwiększegoznaczenia,bonatychmiastpragnęłosię
usłyszećgoponownie.
Mógłby
go
słuchać godzinami, tymczasem rozmowa miała
dotyczyćkwalifikacjizawodowych,anietechnikuwodzenia.
Inna
rzecz,żeXaviernigdyprzedtemniezostałprzeznikogo
uwiedziony. Zazwyczaj to on był stroną inicjującą i starannie
kontrolującąwszystkieposunięcia.
Tym
bardziej nie miał zamiaru oddawać inicjatywy kobiecie,
którejwzasadzieniepowinnotutajbyć.
– Xavier LeBlanc – przedstawił się i odchrząknął. –
Aktualny
dyrektor Fundacji LeBlanc Charities. Mój brat Val wpadł tutaj
tylkonachwilę.
Kobieta
przeniosłaspojrzeniezXavieranaValaizpowrotem.
TerazXaviermusiałwstaćzzabiurkaipodaćjejrękę.Uścisnęła
ją i Xavier nieco się uspokoił, ponieważ nie towarzyszyły temu
żadnewyładowaniaelektryczne.
I właśnie wtedy popełnił drugi błąd: spojrzał na jej usta. Jej
wargi ułożyły się w uśmiech, który wywarł na nim takie
wrażenie,żemałobrakowało,aby
sięzachwiał.
Pospiesznie
uwolnił rękę z jej uścisku i opadł na fotel za
biurkiem.Jaktosięstało,żetaknaglestraciłrezon?
– Dwa w jednym! – zauważyła z uśmiechem równie
ujmującym
jak
jej twarz. – Na szczęście noszą panowie różne
fryzury.
Xavier
odruchowoprzeciągnąłdłoniąpokrótkoostrzyżonych
włosach. Krótkie fryzury były, jego zdaniem, bardziej
profesjonalne.Afakt,żeValnosiłzadługiewłosy,skazywałgo
narolębliźniakazbuntowanego.
–Valzazwyczajgubisięwdrodze
dofryzjera.
Nie
powiedział tego żartem, ale Laurel znowu się
uśmiechnęła. Utwierdziło go to w postanowieniu, żeby się nie
odzywać.
– Nie spodziewaliśmy się pani – zagaił Val i wskazał
jej
fotel
oboksiebie.
Zaczekał,aż
Laurel
usiądzieidopierowtedysamzająłswoje
miejsce.
– Ale
pani entuzjazm zrobił na nas duże wrażenie, prawda,
Xavier?
No
nie! Jak można występować z takim tekstem chwilę po
tym,kiedypostanowiłsięzamknąć.
– Można
tak
powiedzieć – przyznał gburowato. – Chociaż
wolałbymraczejumówićsięnarozmowękwalifikacyjną.
– Tak, oczywiście, to prawda – przyznała, przewracając
oczami w sposób, który
powinna
sobie darować. – Ale tak
bardzo zależy mi na tej pracy, że nie chciałam zdawać się na
los.
–Acotakbardzointeresującegojestwspiżarniach?
– No, właściwie wszystko – odparła szybko. – Bardzo lubię
pomagać ludziom potrzebującym. A w jaki
sposób można to
robić lepiej, niż zaspokajając tak podstawową potrzebę
człowieka jak pożywienie? Chciałabym po prostu nakarmić
głodnych.
–Słusznie.
Dobrze
powiedziane–mruknąłVal.
Wypowiedźbrzmiała
jak
wyuczona na pamięć. Od momentu,
kiedypodałValowizgłoszenieLaurelDixon,miałprzeczucie,że
cośtuniegra.
Nie
podoba mu się, że Laurel wprawia go w takie
zakłopotanie. Jak mieliby pracować razem, jeśli zawsze w jej
obecnościmusiałbybraćsięwgarść?
–Mapaniraczejskromnedoświadczenie–zauważył,stukając
palcemwpodanie.–Czywschroniskudlakobietzajmowałasię
paniczymś,comazwiązekzobsługądziałużywienia?
Laurel
zreferowała
swój
zakres
odpowiedzialności
w schronisku, podkreślając kompetencje menedżerskie. Wdała
się przy tym z Valem w ożywioną wymianę pomysłów na
zwiększeniezasięgudziałaniafundacji.
Widaćbyło
od
razu,żegotymkupiła,boprzezcałyczasmiał
na twarzy szeroki błogi uśmiech. Nic dziwnego, że po jej
wyjściustwierdził:
–No
tomaszpracownika.Onasięnadaje.
–Nie,wcale
sięnienadaje.
–Jak
to?Dlaczego?Przecieżjestbardzodobra.
–Możeszjąsobiezatrudnić,alezatrzymiesiące.Tymczasem
jaturządzęichcękogośinnego.
– Nie rozumiem, dlaczego się upierasz – zdziwił się Val,
naciągając wątłą nić porozumienia, która połączyła braci
w obliczu wielkiej zamiany miejsc, jak Xavier nazywał
wmyślachklauzulę
ojcowskiego
testamentu.
Nie
upierał się, tylko próbował zachować ostrożność. I miał
dotegomnóstwopowodów.
–Brakuje
jejdoświadczenia.
–Nochybażartujesz?Wszystko,corobiławtymschronisku,
pasuje jak ulał do naszego działu. Może nie jest tu jeszcze tak
elegancko, jak byś lubił, ale będziesz miał z nią do czynienia
tylko przez trzy miesiące. A potem, jeśli okaże się, że się nie
nadaje,tojużjabędęsięzniąużerał.
Xavier
złożyłręce.
– Mnie się w niej
coś nie podoba, tylko nie bardzo wiem co.
Niczegodziwnegoniewyczułeś?
– Nie. Jest zdecydowana i pełna
entuzjazmu
– podsumował
Val, posyłając bratu ni to sarkastyczne, ni pełne politowania
spojrzenie.–Jesteśpewien,żenieczepiaszsięjejtylkodlatego,
żeniejesttakimpozbawionymemocjirobotemjakty?
No
tak.Tosłyszyniepierwszyraz.
Ale
skąd Val ma wiedzieć, co naprawdę dzieje się w głowie
i sercu brata, jeśli Xavier tak skutecznie to ukrywa? Ojciec
gardził wszelkimi słabościami i twierdził, że uczucia i słabości
idązsobąwparze.
Val
wzniósłoczydonieba.
– To nie jest korpoświatek, braciszku. Tu nie zatrudnia się
ludzi na podstawie tego, jak skutecznie radzą sobie
z
rozszarpywaniem
ofiar
upolowanych
w
królestwie
niekomercji. Musisz natychmiast zatrudnić kogoś na miejsce
Marjorie.Itrafiacisięidealnanastępczyni.Chybażeukrywasz
wrękawie
szereg
znacznielepszychpropozycji.
Cóż, stało się.
Teraz
już mu nie wypada odrzucić tej Laurel
Dixon. Połknął haczyk, chociaż z całkiem innego powodu, niż
sądziłVal.
Rzeczywiście
to
nie jest świat korporacji i dlatego tak łatwo
wychodziłonajawjegopoczucieniepewności.
Narzucona
przezojcazamianaróltoprzewrotnasztuczka.
Xavier
zaczynałzdawaćsobiesprawę,jakbardzoosłabiajego
poczucie wartości i pewności siebie. Jak wpływa na obawę
przed zatrudnieniem kandydatki w ciemno, tylko na piękne
oczy.Wefekciewszystkoinnestajesięwątpliweipodejrzane.
– Zajmę się Laurel Dixon, jeśli taka jest wola Waszej
Łaskawości – odezwał się po chwili namysłu. – Ale powiem
wprost:nieufamjej.Onacośukrywa.Ijeślitowyjdzienajaw
iprzysporzy
namkłopotów,toprzypomnęcinasząrozmowę.
Wiele
wskazywałojednaknato,żeprzyjdziemuzakosztować
konsekwencjitejdecyzjiznaczniewcześniej,niżdoczekasięich
Val, który już za kilka minut miał wracać do świata zdrowej
i logicznej polityki korporacyjnej, gdy tymczasem on przez
najbliższetrzymiesiącebędziepracowaćramięwramięznową
szefowąadministracji,naktórejwidokczułmrowienienacałej
skórze.
Obawiałsię,żebędziemusiałunikać
tej
Laureldlawłasnego
dobra. Miejmy nadzieję, że ona nie boi się ciężkiej pracy i że
skorzystazokazji,bytegodowieść.
ROZDZIAŁDRUGI
Być może byłoby lepiej, gdyby Laurel Dixon, podejmując
śledztwo dziennikarskie w sprawie domniemanych nadużyć
w fundacji LeBlanc Charities, wybrała sobie inną przykrywkę
niżmenedżerobsługidziałużywienia.Aleskądmiaławiedzieć,
żeprzyjmąjąodrazunatakiestanowisko?
Zakładała, że zachwyci ich swoim zapałem i zaproponują jej
coś pośledniejszego. Pozycję, która zapewni jej dostęp do
pracowników najniższego szczebla i dużo czasu, by ich
owszystkowypytać.
Tymczasemwręczonojejkluczedokrólestwa.Cozkoleidaje
możliwośćprzekopaniaksięgowości.
Nie miała ani chwili na zastanowienie, jak zabrać się do
ujawnienia korupcyjnych praktyk. Głównie z powodu tego
irytującego Xaviera LeBlanca, który uważał, że ponieważ
przychodzi do pracy o szóstej rano i pracuje do wieczora bez
przerwynalunch,tocałyświatmusizachowywaćsiętaksamo.
I rzeczywiście wszyscy robili tak samo, łącznie z Laurel. Ale
comiałarobić?Przychodzićnadziewiątą,byzwracaćnasiebie
uwagę?Przyjęłatępracępodfałszywympreteksteminiemoże
sięwycofać.
Takie
są
koszty
niekonwencjonalnego
podejścia
do
dziennikarstwaśledczego.
Zebrany materiał ugruntuje raz na zawsze jej reputację
w branży, zaspokajając potrzebę propagowania uczciwości
w działalności społecznej oraz propagując ideę niesienia
pomocyludziomwpotrzebie.
Działając pod przykrywką, ma szansę zebrać dowody
malwersacjibeznarażaniasię,jakpoprzednio,nazarzutbraku
wiarygodnychpodstawdooskarżenia.
Jeśli ustrzeże się błędów podczas śledztwa i uda jej się
zdemaskować krętactwa fundacji LeBlanc Charities, droga do
kariery znowu stanie przed nią otworem, a sukces przesłoni
poprzednieniepowodzenia.
Tymczasem Adelaide od kilku godzin oprowadzała ją po
fundacji. Około pierwszej, nie czując nóg ze zmęczenia,
podziękowałazaobchódiwymknęłasiędoswojegopokoju.Po
lunchupostanowiłazajrzećdojaskinilwa.
Najwyższyczaspotrząsnąćdrzewemisprawdzić,cowpadnie
dokoszyka.
XavierLeBlancpodniósłwzrok,kiedyweszładogabinetu,ale
wjegoniebieskichoczachniewidaćbyłośladuzaskoczeniana
jejwidok.
Pomyślała, że chętnie nauczy się tej sztuczki, skoro ma
udawać, że wie, co tu robi w nowej roli. Tymczasem jednak
postanowiłaprzyjąćmądreradymentora.
– Czy znajdzie pan dla mnie chwilę? – zapytała, nie czekając
naodpowiedź,boczymusiętopodoba,czynie,itakmusiznią
rozmawiać.
Przecież tylko mając szefa na oku może się dowiedzieć, kto
odpowiadazaprzekrętywtychszacownychścianach.
Xavier obserwował ją, jak wkraczała do gabinetu pewnym
tanecznym krokiem. Wyglądał na faceta, na którym nie robi
wrażenia wejście szarej myszki, nawet jeśli myszka wchodzi
znienacka.
– Czym mogę pani służyć? – zapytał głosem tak zmysłowo
niskimidźwięcznym,żeLaurelpomyliłakroki.
Stanowczopowinnawystrzegaćsięjegoseksualności.Xavier
LeBlancniemaprawabyćseksy.Jestjejszefem,aonazostaje
zatrudnionapodprzykrywką.
Wprawdzie to kłamstwo w dobrej wierze i słusznej sprawie,
a doświadczenie podane w życiorysie jest prawdziwe. Jednak
żadna z tych okoliczności nie daje jej prawa do wchodzenia
w jakąkolwiek osobistą relację z mężczyzną siedzącym za
biurkiem.
Ani nie zapobiega skurczowi serca, ilekroć jego wzrok
przesunie się po jej twarzy. A szczególnie gdy zatrzyma na jej
ustach.
Robił to kilkakrotnie podczas rozmowy kwalifikacyjnej, ale
wtedy to zlekceważyła. Sądziła, że jej się wydaje, tłumaczyła
sobie,żetobłądzącespojrzenienicnieznaczy.
Ale dzisiaj to był ewidentny cios poniżej pasa. Nie może już
udawać,żetosięniedzieje,anitegoignorować.
Czy on zdaje sobie sprawę z tego, jakie to krępujące, kiedy
taki mężczyzna jak on bezkarnie wodzi spojrzeniem po jej
twarzyizatrzymujesięnaustach,jakbyzastanawiałsię,jakją
pocałować?Nieczy,alejak!
Okej.Trzebatojednakzignorować.
Chodzi przecież o pracę. A nawet dwie naraz. I żadnej nie
wykonajaknależy,jeślisięniepozbiera.
Zresztą w zasadzie jeszcze nie zrobił ani nie powiedział
niczego niestosownego. Więc może to tylko kwestia jej
wyobraźni.
–Adelaidebardzosięstara–zagaiła–alemamwrażenie,że
nie potrafi przekazać mi pana wizji tak dokładnie, jak bym
chciała. Czy mogłabym liczyć na to, że pan przekaże mi ją
osobiście?Ibardziejpraktycznie?
Rzecz jasna bez żadnych świństw, dodała w myślach, czując,
żeatmosferawgabineciegęstnieje.
Mogła to wyrazić znacznie lepiej. Bardziej profesjonalnie.
Chybażechcegomiećodrazu,tutaj,natymjegobiurku…
Xavieruniósłnieznaczniebrwi.
–Aczegokonkretniepaniodemnieoczekuje?
No nie! Z pewnością nie chciał, by zabrzmiało to aż tak
jednoznacznie.Alewkońcutoonazaczęła.
W głowie zaroiło jej się od tego, o co mogłaby go poprosić.
Ciekawość zawsze stanowiła największą jej siłę i największą
słabośćzarazem.
Prawie nigdy nie cofała się przed badaniem tego, co ją
interesowało i co pragnęła poznać z bliska. Na przykład czy
ramiona Xaviera są tak silne, na jakie wyglądają. A także, jak
zamierzająpocałować…
– No więc… – Taka chrypka brzmi bardzo nieprofesjonalnie.
Odchrząknęła. – To mój pierwszy dzień w pracy. Miałam
nadzieję, że porozmawiamy o o tym, czego pan ode mnie
oczekuje.
W porządku. To już nie wygląda jak zapowiedź sceny
uwodzenia.
–Oczekuję,żezajmiesiępanizarządzaniemdziałalnościątej
fundacji–oświadczyłsucho.
–Tylezrozumiałam.
Jest seksowny, jednak albo tępy, albo ma do niej znacznie
więcejzaufanianiżpowinien.
– Ale ja mam realizować pańską wizję. Tymczasem nic nie
wiem ani o panu, ani o tym, jak według pana to wszystko ma
działać. Proszę mi powiedzieć, na przykład, jak ma wyglądać
mójtypowydzieńpracy.
Xavier uniósł dłonie znad klawiatury komputera i splótł je
wystudiowanym
gestem,
który
miał
wyrażać
anielską
cierpliwość. Dłonie miał silne, palce długie i smukłe. Laurel
wolałasobieniewyobrażać,jakwędrująpojejciele.
–ProsiłemotoAdelaide.Jeżelionaniepotrafi…
–Nie,nie!
O Boże! Tylko nie to! Żadnego obarczania winą Adelaide,
któraitakprzeżywakoszmaryzpowoduXavieraLeBlanca.
– Adelaide jest absolutnie bez zarzutu. Okazała się bardzo
pomocna.Alejachciałabymtousłyszećbezpośrednioodpana,
panie
LeBlanc.
Mam
nadzieję,
że
będziemy
ściśle
współpracować.
– Niczego takiego tutaj nie praktykujemy. Zatrudniłem panią
po to, żeby była pani niewidzialna. I żebym ja nie musiał
zawracaćsobiegłowycodziennymidziałaniamitejfundacji.
O nie! Laurel pochyliła się i splotła dłonie nad krawędzią
biurka,naśladującjegogest.
–Nowłaśnie.Itojestwłaśnieto,czegoAdelaideniepotrafiła
miprzekazać.Pokazała,gdziemieszcząsięposzczególnedziały
iprzedstawiłamniepracownikom,alejamuszępoznaćsposób
myślenia Xaviera LeBlanca, żeby się z nim zsynchronizować.
Proszę mi powiedzieć, co pan by zrobił. To najpewniejszy
sposób, żeby niepotrzebnie nie zawracać sobie głowy.
Powinnam wiedzieć, jaki sposób załatwienia sprawy panu
odpowiada.
Powstajewtensposóbokazjadosprawdzenia,czyiileXavier
wie o przekrętach. Źródłem jej informacji na ten temat byli
wolontariusze pracujący w magazynie stołówki. Przekazali jej
kilka dość wiarygodnych sygnałów, między innymi na temat
tańszychzamiennikównieodnotowywanychwksięgowości.
Zapewnewidzielitylkowierzchołekgórylodowej.
Trzebasprawdzić,jakdalekotozaszłoiczyXavierotymwie.
A także czy ta dziwna, niewyjaśniona zamiana ról między
braćmi
nie
służy
przypadkiem
usunięciu
z
fundacji
rzeczywistegowinowajcy.
Może powodem tej zamiany był właśnie ów przekręt. I tego
trzebasiędowiedzieć.
Jeżeli to brat Xaviera stoi na czele spisku albo go aprobuje,
niezbędnyjestnatodowód.Niewykluczonejednak,żecałyten
procederzacząłsiępoobjęciustanowiskaprzezXaviera.
To skomplikuje nieco dochodzenie. Stosując się do zaleceń
Xaviera, nie zbierze wystarczającej ilości dowodów godnych
ujawnienia,jeślipozostanieniewidzialna.
Znowu poczuła na sobie jego spojrzenie i tym razem miała
wrażenie, że on nie bardzo wie, co z nią począć. I bardzo
dobrze.
Mężczyzna zdezorientowany zdradza zazwyczaj sekrety,
którychwolałbyniezdradzać.
– Dobrze. Oto czego oczekuję od osoby zatrudnionej na tym
stanowisku… – usłyszała znowu jego niski głos. – Chciałbym,
żeby zapewniła pani na tyle sprawne działanie organizacji,
żebym mógł skupić się na pozyskiwaniu funduszy. I jest mi
zupełnieobojętne,czymbędziepanizajmowaćsiępozatym.
Laurazamrugałaoczami.
–Oczywiście,jasne.Topanturządzi.
Była to kwintesencja filozofii reportażu śledczego, tak jak ją
uczono w szkole. Podążaj za kasą. Trzeba zawsze zaczynać od
samejgóry,bototennagórzepodejmujewszystkiedecyzje.
Ijeżelidziejesięcośniezgodniezprawem,tozazwyczajsięga
dosamejgóry.
Wprawdzie tutaj sytuacja jest o tyle złożona, że facet na
górze nie jest całkiem normalny. Ni stąd, ni zowąd poczuła
nadzieję, że Xavier okaże się czysty, że zamiast niego będzie
musiałaprześwietlićjegobrata.
Szkoda,bowgruncierzeczynawetpolubiłategoVala.Jednak
w żadnym wypadku jej osobiste nastawienie nie powinno
wpływać na przebieg śledztwa. Tu nie ma miejsca na żadne
sympatie.
–Tak,toprawda–potwierdziłXavierpochwilimilczenia.
Nadal się w nią wpatrywał i gdyby nie była rozsądna, toby
pomyślała, że wciąż próbuje tłumić wrażenie, jakie na nim
wywarła.
Topewne,żekobietynaniegolecą.XavierLeBlancniemusi
sięwięcnanicsilić.Takipoprostujest.
– Świetnie. W takim razie działamy na tej samej
częstotliwości.Panjestszefem,ajawykonujęzadania.Comam
zrobićwpierwszejkolejności?
–Proszęmiwyjaśnić,paniDixon,dlaczegoodnoszęwrażenie,
żepróbujepanizemnąflirtować.
Laurelpoczuła,żemięknąjejkolana.Zakrztusiłasięizoczu
popłynęłyjejłzy,rozpuszczająctusz.
– Co takiego? – wykrztusiła, kiedy odzyskała głos. – Ja
flirtuję?Ależnicpodobnego!
Jeśli już, to raczej on wysyła te jakieś dziwne niepokojące
fale.
Jegotwarzpozostałanieprzenikniona.
–Całeszczęście.Boniebyłbytodobrypomysł.
Ach tak? To bardzo znamienne stwierdzenie. Żadnego: „Nie
jest pani w moim typie” ani „Bierze mnie pani za osobę
heteroseksualną”.Niebyłbytodobrypomysł?Czylionteżczuje
tengęstniejącyklimat.
Jak bardzo można się do niego zbliżyć i czy wpłynie to
korzystnie na planowany reportaż? Widać gołym okiem, że
facet zna się na sprawach męsko-damskich. Chętnie by
sprawdziłajegomęskieprzymioty.
– Bardzo zły pomysł… – powtórzyła z namysłem, splatając
ręcezaplecami.–Wtakimrazieprzyrzekamuroczyścieunikać
wtrakcienaszejścisłejwspółpracyzachowańorazwypowiedzi
dwuznacznychiwszystkiego,comożebyćuznanezaflirt.
–
Nie
powiedziałem
jeszcze,
że
będziemy
ściśle
współpracować–skorygował.
Ciekawe, co trzeba zrobić, by naprawdę wyprowadzić go
z równowagi. I to do tego stopnia, żeby ujawnił coś wbrew
swojejwoli.
Każdymajakiśpunktkrytyczny.
Ludzie nieraz zdradzali jej swoje sekrety, często nawet nie
zdającsobieztegosprawy,jednakmusiałanajpierwzdobywać
ichzaufanie.
Czy uwiedzenie kogoś w tym właśnie celu byłoby sprzeczne
zetykądziennikarską?
Nigdyprzedtemtegoniepróbowała.Takipomysłwydałsięjej
dośćekscytujący.
Coznaczy,żetozłypomysł.
– No dobrze. Wiem już, że pan tu rządzi, a ja mam
wykonywać pana polecenia. Z wyłączeniem seksualnych.
Iobojezamierzamyignorowaćchemię.Czycośsięstało?
Roześmiałsiętak,żepoczułałaskotaniewbrzuchu.Wsposób
wysocenieprofesjonalnypoddawałasięmagicznemuspojrzeniu
jegoniebieskichoczu.
– Nic się nie stało. Po prostu się nad tym zastanawiam –
odparł.
– Brzmi to obiecująco. Może jednak zechce pan podzielić się
zemnąswojąwizją.
–Alewizjączego?
Pochylił się, a Laura nagle straciła wątek. Jego bliskość
wywierałananiąjakiśniepokojącyfizycznywpływ,któryczuła
bezpośrednionaskórze.
– Mam na myśli wizję działalności fundacji jako organizacji
dobroczynnej. Jaka przyświeca jej misja? Jaka jest wizja na
przyszłość?Chodzimiotakiesprawy.
– Karmienie ludzi – stwierdził sucho. – Co jeszcze można
dodać?
– Mnóstwo! W schronisku dla kobiet staraliśmy się
przywrócićofiaromprzemocywrodziniepoczuciekontrolinad
własnym życiem, przede wszystkim poprzez możliwość
dokonywaniawyboru.
Xavierprzybrałkamiennywyraztwarzy,corobiłdośćczęsto.
–Proszęniezapominać,żejestemtutajwzastępstwiebrata.
Toniejestmójświat.
Inagletropprzestałprowadzićdofundacji,leczskierowałsię
na osobę samego Xaviera LeBlanca. Bo Xavier LeBlanc był
niezwykle zagadkowy: niczego nie okazywał, niczego po sobie
niezdradzał.
ALaurelzapragnęłaskłonićgodozwierzeńwnajokrutniejszy
zmożliwychsposobów.
– Pana brat wspomniał, że matka panów, pani LeBlanc,
założyłafundacjępiętnaścielattemu,więcmusiałpanbyćwto
jakośzaangażowany.
– Jest pani właśnie świadkiem jedynego wymiaru mojego
zaangażowania w tę organizację. – Wskazał biurko. – Spędzę
jeszcze za tym meblem tylko trzy miesiące. Nie zajmuję się
formułowaniem
misji
i
wizji.
Mam
zamiar
zatrudnić
fundraisera, który pozyska określoną kwotę darowizn od
sponsorów.
Laurel przybrała zdziwiony wyraz twarzy. Nie zrobiło to
jednak na nim najmniejszego wrażenia. Czyli mówił poważnie.
Nocóż,wtakimrazienonono!
–Będziewięcpanmusiałzmierzyćsięznieladaproblemem,
bo darczyńcy nie dają pieniędzy fundraiserom. Dają pieniądze
na cele, w których słuszność wierzą. Pana zadanie polega na
tym,żebyuwierzyliwsprawę,którejmająsłużyćichpieniądze.
W Chicago są setki, jeśli nie tysiące miejsc, które można
wesprzeć finansowo. Czym kierują się sponsorzy? Od czego
uzależniają swoje decyzje? Od tego, kto przekona ich do misji,
której służy organizacja i od tego, czy uwierzą w wizję jej
rozwoju.
–Potraktujętojakocennąradę.
Patrzylinasiebiewmilczeniu.
– Z pani życiorysu wynika, że zajmowała się pani przedtem
pozyskiwaniemfunduszy.Czytoznaczy,żeprzyjętotupaniąna
niewłaściwestanowisko?
Racja.Takwłaśniejest.
Nie pozostawało jej nic innego, jak próbować zmienić tok
rozmowy w kierunku zgodnym z jej głównym, choć ukrytym
celem.
–Byćmoże.Aletylkodlatego,żezgłosiłpanzapotrzebowanie
naniewłaściwestanowisko.Uważam,żepotrzebujepankogoś,
kto będzie doradzał panu, co należy robić, a nie odwrotnie.
Mam wrażenie, że jest pan do końca świadomy potrzeb
wzakresiefilozofiioperacyjnejistrategiitejorganizacji?
Xavierodchyliłsięwfoteluizmrużyłoczy.
–Czymogębyćzpaniąszczery,paniDixon?
O mój Boże! Oczywiście, że tak. Możesz mi powierzyć
wszystkieswojesekrety,panieLeBlanc.
–Tylkopodwarunkiem,żebędziepanzwracałsiędomniepo
imieniu.
Wykrzywił usta w lekkim uśmiechu, który miał zapewne
oznaczać,żebędziesięzniąspierał.
Alesięmyliła.
– Tak więc, Laurel – zaczął – musisz zrozumieć, co się tutaj
dzieje. Postanowiłem ci zaufać, czego z reguły nie robię zbyt
pochopnie.
Trudno powiedzieć, czy sprawił to ton jego głosu i ten
uśmiech,czyteżmożejejwłasnesumienie,wkażdymraziecoś
wniejdrgnęło.
Było to nagłe i niespodziewane poczucie winy. Nie miała
jeszcze żadnych dowodów na to, że Xavier jest zamieszany
wjakieśoszustwo.Acobędzie,jeślijejśledztwoprzysporzymu
niezasłużonychproblemów?
Czy ona przypadkiem nie przesadza? Czy ta sprawa nie
wymyka jej się z rąk? Informatorzy byli wystarczająco
wiarygodni. Jeśli w fundacji rzeczywiście jest coś do zbadania,
to może Xavier byłby wdzięczny za to, że właśnie ona to
odkryła. Przecież jest to działanie dla dobra publicznego.
Zpewnościąbytodocenił.
–Postaramsięzasłużyćnatozaufanie.
Kiwnąłgłową.
–Wtakimrazieprzyznaję,żeniemamzielonegopojęcia,jak
prowadzićfundacjędobroczynną.Ipotrzebujępomocy.
Mało brakowało, a wzniosłaby oczy do nieba. I to ma być ta
szczerość?
–Trudnobyłotegoniezauważyć.
– Staram się, jak mogę, nie ujawniać tego przed pozostałym
personelem – powiedział cierpko. – Dlatego nie wchodzę
wniczyjekompetencje.Itobyłabywłaśnietwojarola.
– Rozumiem. Chcesz przez trzy miesiące ukrywać się
wgabinecie,czekając,ażwszyscyzrobiązaciebiecałąbrudną
robotę.
Zmierzyłagosurowymspojrzeniem,aontylkościągnąłbrwi.
– Bardzo nieładnie. Skoro zobowiązałeś się do prowadzenia
fundacji, to wypada się z tego wywiązać. Ja chętnie ci w tym
pomogę.Zostańmypartnerami.
Wyciągnęłarękęnadbiurkiemiczekała.
Byłjejpotrzebny,czyjejsiętopodobaczynie.Ibezwzględu
nato,coonotymmyśli.Onteżjejpotrzebował,cobyłowidać
jaknadłoni.
Zrobią to razem albo nie zrobią tego wcale. Partnerstwo
zmniejszaryzykoporażki.
Xavier pozwolił jej siedzieć tak z wyciągniętą ręką i bić się
z myślami przez całe trzydzieści sekund, zanim niedbale
podniósłrękęiścisnąłjejdłoń.
Przytrzymałjąwbardzodługimuścisku,któregożadneznich
niepomyliłozezwyczajnymuściskiemdłoni.
Przebiegło między nimi zbyt wiele elektronów. Im krócej
pozwolimusięnadtymzastanawiać,tymlepiej.
ROZDZIAŁTRZECI
PomysłbardzosięXavierowispodobał,zwłaszczazewzględu
najegopodejrzenia,żeLaurelDixoncośukrywa.Odpowiadało
mu,żesamazasugerowaławspółpracę.
Imbędziebliżejniego,tymłatwiejbędziemiećjąnaoku.Nie
ufałjej,alezdawałsobiesprawę,żenieufanikomu.Ponieważ
nieporozumieniezMarjoriewynikałowłaśniezbrakuzaufania,
rzeczywiściepostanowiłtymrazemsięniewtrącać.
Nie mówiąc już o tym dziwacznym uczuciu, z którego nie
potrafiłsięotrząsnąć,ilekroćznalazłsięzLaurelwtymsamym
pomieszczeniu. Liczył na to, że zachowując dystans, uniknie
tegorodzajudoznań.
–Nodobrze,partnerstwo.Icodalej?–zapytał,uwalniającjej
dłoń, chociaż kontakt trwał nadal w formie jakiegoś
przyciągania,nadktórymniepotrafiłzapanować.
Coznaczy,żewprzyszłościlepiejwystrzegaćsiędotyku.
–Proszębardzo,zarazcipokażę.
Zsunęła się z krzesła, odwróciła i zerknęła przez ramię, być
możeabysprawdzić,czyXavierrobito,ocoprosiła.Jasne,że
ruszyłzanią,bochciałsprawdzić,jakiesztuczkiLaurelchowa
jeszczewrękawie.
Ruszylidorecepcji.NaichwidokAdelaideotworzyłaszeroko
oczyzprzerażenia.
– Adelaide, dzisiaj jest twój szczęśliwy dzień – oświadczyła
Laurel. – Zostajesz szefową. Pan LeBlanc właśnie cię
awansował.
–Alejakto?Nicpodob…–ŁokiećLaurelwbiłmusięgłęboko
wżebra.–Ależtak,znaczytak.Jesttak,jakLaurelmówi.
Adelaide patrzyła zdezorientowana to na Xaviera, to na
Laurel z taką miną, jakby straciła poczucie miejsca i czasu.
Xavierdobrzeznałtouczucie.
–Ach,panieLeBlanc!Cozawspaniałomyślność.Bardzopanu
dziękuję! – odrzekła wzruszona Adelaide. – Ale jak to? Nie
rozumiem.Jakto,awans?
– Właśnie! – Laurel promieniała takim szczęściem, że Xavier
miał wrażenie, że widział otaczający ją blask. – Awansujesz na
stanowisko szefowej administracji i obsługi. Na miejsce
Marjorie.
Zaraz,zaraz.Tegojednaktrochęzawiele.
Gdyby Adelaide miała jakiekolwiek kwalifikacje albo gdyby
była zainteresowana tym stanowiskiem, to zgłosiłaby się od
razu,kiedypojawiłosięogłoszenie.
DoczegotaLaurelzmierza?
– Jesteś tego pewna? – wyszeptał jej do ucha, blokując tym
razemłokiećwymierzonywjegożebra.
Laurel najwyraźniej ma jakiś zamysł. Łokieć w żebrach
oznacza,żenależywstrzymaćsięzpolemiką.
–Znasztęfundacjęjakwłasnąkieszeń,Adelaide.Powiedzto
panu LeBlanc – zachęcała Laurel. – Przeprowadziłaś ze mną
obchód całego ośrodka. Nie ma zakątka, którego byś tutaj nie
znała,prawda?
Adelaideposłuszniepokiwałagłową.
– Nie ma, proszę pani. Ja tu pracuję od siedmiu lat.
A zaczynałam w kuchni jako wolontariuszka. Kocham każdy
gwóźdźikażdąklepkęwtymbudynku.
–Towidać–potwierdziłaLaurelispojrzałanaXaviera.–Pan
LeBlancwłaśnieubolewałnadtym,żeniemakomupowierzyć
organizacjiimprezydobroczynnejnarzeczfundacji.
Noprzecieżnictakiegoniemówił!
Zanim jednak zdążył zaprotestować, Laurel pospieszyła
zwyjaśnieniem:
– Myślę, że to idealna okazja, żeby Adelaide tym razem
zrobiła to po swojemu. Pokaż nam, Addy, na co cię stać.
Przecieżjesteśwtymdobra,prawda?
Adelaide uśmiechnęła się szeroko i klasnęła radośnie
wdłonie.Laurelobjęłająizaczęływymieniaćsiępomysłamina
scenariuszimprezy.
WkońcuXavierstraciłcierpliwość.
– Czyli sprawa załatwiona, tak? – przerwał im rozmowę. –
Zastąpisz Marjorie i zorganizujesz ten bal, tak? A teraz
zapraszamdomnie–zwróciłsiędoLaurelprzezzęby.
Wróciligojegogabinetu.
– Co to miało znaczyć? – zapytał ostro, zamknąwszy drzwi. –
Jak mogłaś przerzucić swoje obowiązki na Adelaide, nie
konsultując tego ze mną? To co ty tu właściwie masz zamiar
robić?
– Mam zamiar ci pomagać. – Dotknęła jego ramienia. Ten
dotyk przeniknął go do szpiku kości. – Musimy przecież
zorganizowaćimprezędobroczynną.
Zastawiła pułapkę tak zręcznie, że nawet nie poczuł, jak
wnykizatrzasnęłysięnajegonogach.
– A jakie masz doświadczenia w organizacji imprez
dobroczynnych?
Wzruszyłaramionami.
– Jakieś tam mam. Zresztą nie martw się o doświadczenie.
Adelaide nie ma żadnego, ale nauczyła się wszystkiego,
obserwującMarjorie.
– Dobrze. Niech będzie – wycedził przez zęby. – Adelaide
zajmuje miejsce Marjorie, a ty pomagasz przy organizacji
imprezy.Czyteżdaszsobieradę?
–Oczywiście.
Znowu odrzuciła włosy na plecy. Ciekawe, dlaczego nosi je
rozpuszczone i bez przerwy się nimi bawi. W pracy włosy
powinnybyćupięte.
Wtedybygoniekusiło,byichdotknąćisprawdzić,czysątak
miękkie,najakiewyglądają.
Założyłręcenapiersi.Lepiejniekusićlosu.
– Fantastycznie. Więc jak wygląda plan najbliższych działań,
generale?
– A więc jednak się przezywamy, tak? – Obrzuciła go
przeciągłym spojrzeniem, niestosownie zatrzymując wzrok na
kilkudetalach.
– Sądziłam, że poczekamy z tym, aż się poznamy bliżej
wniecoinnychokolicznościach.
Czyli ma na myśli łóżko. Implikacja jednoznaczna. Co nie
znaczy, że wolno mu zareagować na nią równie niestosownie
wewspomnianychwyżejmiejscach.
–Tobardzodociebiepasuje.Nicnatonieporadzę.
–Nieszkodzi.Nawetmisiępodoba.
Znowu
na
niego
spojrzała.
Atmosfera
w
gabinecie
naelektryzowałasięjeszczebardziej.
–Tomiłoztwojejstrony,żezauważyłeś,jakbardzonielubię
siedziećwmiejscuiczekać,ażcośmisięprzydarzy.
– Wiem to od czasu, kiedy Adelaide poinformowała mnie, że
przyszłaśnarozmowękwalifikacyjnąnieumówiona–odparował
bezogródek.–Nietaktrudnocięprzejrzeć.
Jakiścieńprzesłoniłnamomentjejspojrzenie.
Czylitakobietanaprawdęcośukrywa.Ciekawe,iletajemnic
wyjdzienajawwłóżku.
Ledwootympomyślał,niemógłjużmyślećoniczyminnym.
Zazwyczaj tak nie reagował. Ale ona wtargnęła w jego
normalnośćiwszystkosięzmieniło.
Możepowiniensięjejodwdzięczyć?
– Jestem przejrzysta – zgodziła się chętnie, nie zmieniając
jednakwyrazutwarzy.
Niezłazniejkłamczucha.
– Może widzę więcej, niżbyś chciała? – rzucił, a ona znów
zamrugała. A więc to jest taka zabawna gra. – Na przykład
jestem prawie pewien, że wmanewrowałaś się na stanowisko
mojej asystentki do spraw pozyskiwania funduszy dlatego, że
niepotrafisztrzymaćsięodemniezdaleka.
Ani przez chwilę w to nie wierzył, ale ciekaw był, co Laurel
natopowie,czylijakzaprzeczy.
Uniosła wysoko brwi, a on odniósł wrażenie, że odetchnęła
zulgą.
– To jest bardzo prowokacyjne stwierdzenie. A co by było,
gdybympotwierdziła?
Toznowubyskłamała.Czylimajakiśinnyplan,aonjeszcze
go nie odkrył. Jeśli jednak chce go wcielić w życie poprzez
potęgowaniewzajemnegoprzyciągania,toproszębardzo,mogą
graćdalej.
– Wtedy powiedziałbym, że mam problem. Nie powinniśmy
sięzsobąwiązaćemocjonalnie.Byłobytozbyt…lepkie.
Skrzywiłasię,słysząctookreślenie,takjaksięspodziewał.
–Atoszkoda.Bojalubięlepkie.
– Lepkie jest dobre w cukierkach. – I naraz poczuł
podniecenie,boprzedoczamistanąłmuwyraźnieobrazLaurel,
która stoi na jego biurku naga, z otwartymi ustami
izrozpuszczonymkarmelkiemnajęzyku.
–Jajednakwolę,kiedysprawyniesązbytskomplikowane.
Laurel odchrząknęła, podeszła bliżej i położyła mu dłoń na
ramieniu, co stało w rażącej sprzeczności z wewnętrzną
konwersacją,którąprowadziłzsobą.
Chciałjązbićztropu,aledotądtrzymałasiędzielnie.Wbrew
sobie podziwiał ją, pożądał jej i jednocześnie czuł narastającą
irytację.
– Ależ proszę bardzo! – powiedziała z sarkastycznym
uśmiechem, ściskając jego ramię. – Jesteś jednym z najmniej
skomplikowanych facetów, jakich spotkałam. Wyświadcz mi
uprzejmośćiprzyznajuczciwie,żecisięniepodobam,jeżelitak
właśniejest.
O, to ładne zagranie! Zręczna wrzutka do jego ogródka.
Mógłbyodpowiedzieć,żewcalegoniepodnieca,cosamamoże
sprawdzić. Mógłby też przyznać, że jest rozpalony i ogłosić
zawieszeniebroni.
Wybrał trzecią opcję: postanowił jej uświadomić, że nie
będzietańczyłtak,jakonamuzagra.
–Niewydajemisię,żebywtejgrzestawkąbyłauczciwość.
Nastrójprysnął.Laurazesztywniała.Trzebajednakprzyznać,
żenieprzestałasięuśmiechać.
–Dobrze.WracajmywięcdopunktuA:ignorujemychemię.
–Takbędzielepiej.
Niemiałnamyślitego,comówi.Raczejniespodziewałsię,że
Laurel zechce z własnej woli zdradzać mu swoje sekrety.
Wszystkowswoimczasie.
–Awracającdoimprezydobroczynnej…
– No dobrze… – Zdjęła mu rękę z ramienia i spojrzała na
niegoznamysłem.
– Powinniśmy wybrać się na jakieś przyjęcie dobroczynne
wmieścieipodejrzeć,jaktorobiąinni.
– Rzeczywiście! – Xavier aż zamrugał. – To jest świetny
pomysł!
Sampowinienbyłnatowpaść.Ipewniebytozrobiłwswoim
rodzimym jubilerskim biznesie, bo ilekroć natknął się na
interesującą strategię konkurencji, zawsze dokładnie ją badał
iwyciągałwnioski.
Dlaczegoniezastosowaćtejsprawdzonejmetodywfundacji?
– Zrobię rozeznanie i wybierzemy się razem na rozpoznanie
wterenie–zaproponowałazuśmiechem.
Fantastycznie.
Skoro nie można utrzymać jej na dystans, to należy spędzić
zniądośćczasu,byprzejrzećjejzamiary.
Jeśli ma ulec chemii i sile przyciągania, to da sobie jakoś
radę,byleniestracićzoczutego,codlaniegoważne.
Tylko wciąż nie wiadomo, jak bardzo Laurel wszystko to
zagmatwa.
ROZDZIAŁCZWARTY
Już w piątek w tym samym tygodniu Adelaide zaskarbiła
sobiepełnezaufanieXaviera.
Musiała
rzeczywiście
zdobyć
przez
lata
niemałe
i doświadczenia u boku Marjorie, wykazała się bowiem
kompetencją i znajomością wszystkich aspektów działalności
fundacji.
Bez zbędnej zwłoki podejmowała rozsądne decyzje. Personel
reagował na jej polecenia tak, jakby robiła to od zawsze,
aXavierpolubiłjejsposóbdziałania.
Fundacja od dawna nie działała tak sprawnie, a on dzięki
temumógłzajmowaćsięswoimisprawami.
Albo przynajmniej udawać, że się czymś zajmuje, do czasu,
gdy zorientuje się, jak nadać sprawom bieg, który by mu
sprzyjał.
Laurelwsunęłagłowęwuchylonedrzwigabinetu.
– Dlaczego wcale się nie dziwię, że siedzisz za biurkiem? –
rzuciłaprowokacyjnie.
–Botutajwłaśniejestmojemiejscepracy–odparłpogodnie.
Odkądzostali„partnerami”,nauczyłsię,żenatopytanienie
mazadowalającejodpowiedzi.
– Może raczej dlatego, że się tutaj ukrywasz, od kiedy
Adelaideprzejęłakontrolęnadinteresem.
Wzruszyłramionami.
– Może nie ukrywam się zbyt skutecznie, skoro mnie
znalazłaś.
– Szukałam cię. – Wsunęła się do gabinetu. – Może jako
jedynaosobawtejfirmie.
– Miejmy nadzieję, że masz istotny powód – odparł szybko,
niezamierzającwdawaćsięwkolejnądyskusjęnatemattego,
że mógłby spróbować nawiązać jakąś interakcję z personelem.
–Bojestemtuzajętypapierologią.
W istocie to przeglądał z niepokojem księgę wpływów od
darczyńców.
Lista była krótka, a zostały zaledwie trzy miesiące na
zebranieokołodziesięciumilionówdolarów.
Laurel spojrzała na rozłożone na biurku dokumenty
ipowiedziała:
– Mam dla ciebie coś znacznie ciekawszego: możesz mnie
dzisiajzaprosićnawyjątkowogorącąrandkę.
Jasne,żetak!
Wyobraził ją sobie w krótkiej czarnej sukience, oczywiście
bezpleców,skrojonejtak,byfacecitraciligłowę.Nawysokich
szpilkach, które robią cuda z jej nogami. Czarne lśniące włosy
rozpuszczone.
Takobietaukazujesięwdrzwiachizapieramudechwpiersi.
Nieodzyskagoażdorana…
– Rozmawialiśmy już o tym – wyjaśniła. – Nie jest to
prawdziwa randka. Zabierasz mnie na badanie terenowe.
Znalazłambaldobroczynnyorganizowanydziświeczoremprzez
Stowarzyszenie Autystyków w hotelu LeGrand. Zrobiłam
rezerwację na ósmą. Spotkamy się na miejscu. A teraz muszę
iśćdofryzjeraiposzukaćodpowiedniejsukienki.
– Musimy mieć chwilę na uzgodnienie strategii. Przyjadę po
ciebieowpółdoósmej.
Gdy uniosła brwi, Xavier nawet nie próbował ukryć
zadowolenia.Ajednakmożnajązaskoczyć.
Będzie to musiał powtórzyć, bo podobało mu się wytrącanie
Laurel z równowagi. Zanim zdąży odpłacić mu pięknym za
nadobne.
–Tak,rzeczywiście.Niechtobędziespotkaniestrategiczne.
Podtekst był tak wyraźny, że aż zaszumiało mu w głowie.
Dopieropochwiliodparłzuśmiechem:
–Dozobaczeniaowpółdoósmej.
Xavier włożył ulubione czarne ubranie już o siódmej
i z trudem powstrzymywał pokusę, by ruszyć po Laurel
natychmiast.
Zdawał sobie jednak sprawę, że zbyt wczesne przybycie
świadczyłoby o tym, jak bardzo mu zależy na tej „randce”.
Wcale nie dlatego, że miał własny scenariusz na ten wieczór,
aledlatego,żebardzochciałjąznowuzobaczyć.
Otworzyłamudrzwiodziewiętnastejtrzydzieścijeden,ledwo
nacisnął przycisk dzwonka. Stała w otwartych drzwiach, jakby
oddawnatamczekała.
Chyba więc nie miała nic przeciwko temu, by wiedział, że
czekałananiegoniecierpliwie.
Dopieropochwilizrozumiał,żemaprzedsobąkobietę,która
odbiera mu wszelkie nadzieje na to, że zdoła zachować
panowanienadsytuacją.
–Laurel…
Niebyłwstaniesklecićzdania.
Wyglądała bosko, niemal zjawiskowo. Mężczyzna o duszy
bardziej poetyckiej potrafiłby to może jakoś ująć i uwiecznić,
aleonpotrafiłjedynieszepnąćwduchu:wow!Iwpaśćwniemy
zachwyt.
W stroju Laurel dominowała czerń. Była to jednak czerń
aksamitna,która,współgrajączdelikatnącerąikoloremoczu,
nadawałajejjakąśniezwykłąświetlistość.
Sukienkamiałatakądługość,bymożnająuznaćzaskromną,
ależebyjednocześnieskuteczniepobudzaćmęskąwyobraźnię.
Na koniec zaś szpilki wyglądały tak seksownie, że niemal
otworzyłustazezdumienia.
– Udało się! – Powitała go tak rozkosznym tonem, jakby nie
zauważyła, że cały jego świat stanął właśnie na głowie. – To
była pierwsza sukienka, jaką przymierzyłam, i nie kosztowała
tyle,żebymniezrujnować.
–Wygląda…
Tak, tak, olśniewająco, tylko że język odmówił mu
posłuszeństwa.Przełknąłślinę.Cosięznimdzieje?Przecieżto
tylko sukienka. Z kobietą w środku. Brał przecież udział
wtysiącachpodobnychsytuacji.
Żadna jednak nie zniewoliła go od pierwszego wejrzenia tak
jak ta. Żadna kobieta nie zawróciła mu w głowie do tego
stopnia ani nie zbijała tak często z tropu jak Laurel. Wreszcie
też żadna nie wzbudziła w nim tego, czego nie umiał wyjaśnić
aninazwać.
Trzebazacząćpoważniemyśleć,jaksobieztymporadzić.Bo
jednak wciąż jej nie ufał. Nie potrafił potraktować tego
spotkania jak gorącej randki ani nie umiał odzyskać nad nią
kontroli.Abezkontrolinadsytuacjąniezdołaprzebrnąćprzez
tenwieczór.
Laurelmożebyćwyłącznieosobątowarzyszącąwekspedycji
badawczej.
Iniczymwięcej.
–Wyglądaszwspaniale–odezwałsięwreszcieiodchrząknął.
–Jesteśgotowa?
Wskazał wynajętą limuzynę zaparkowaną przy krawężniku,
zaczekał, aż Laurel zamknie drzwi, a potem ruszył za nią
chodnikiem,bezskuteczniepróbującodwrócićwzrokodmiłego
widokujejpleców.
Z tyłu, poniżej rozpuszczonych włosów, sukienka miała
głębokiewycięciewkształcieliteryV.Laurelnigdynieupinała
włosów, co teraz potrafił docenić, bo takie włosy nie powinny
gnieśćsięwkońskimogonieczywkoku.
Inaczejmówiąc,znowudałsięwmanewrowaćwrozmyślania
o kobiecie imieniem Laurel, zamiast myśleć o niej jak
o partnerce biznesowej w kwestiach dotyczących fundacji.
Rzecz w tym, że w gruncie rzeczy nie była jego partnerką.
Iwcalesobienieżyczył,byniąbyła.Jedyniewystępowaławtej
roli.
Tymczasem jednak trzeba ją jakoś wykorzystać, skoro
przerzuciła zarządzanie codziennym funkcjonowaniem fundacji
nabarkiAdelaide.Jeśliniezinnychpowodów,todlatego,żeVal
jąpolubiłiprosiłbrata,byjązatrzymał.Takwięcmamygalerię
sztuki,kolacjęiwernisaż.
W drodze do LeGrand, by nie flirtować, wypytywał Laurel
ojejdoświadczeniazawodowe.
– Właściwie nigdy mi nie wyjaśniłaś, dlaczego chcesz być
mojąpartnerkąstrategiczną.
–Doschroniskaprzychodziłykobietyzałamane,wyczerpane,
smutnealbozapłakane–wyjaśniła.–Maszwtedyochotęoddać
imwszystko,comasz,żebytylkousunąćzichtwarzytenwyraz
upokorzenia. Nie miałam pieniędzy, więc musiałam być
twórcza,skoroniechciałamżadnejznichodprawićzkwitkiem.
Każdaporażkaoznaczałaby,żejakaśkobietaniezdołauchronić
siebieiswoichdzieciprzedprzemocą.Niemogłamichmiećna
sumieniu.Idlategonieponosiłamporażek.
– Porażka nie wchodzi w rachubę – zapewnił ją Xavier
zdecydowanymtonem.
Uśmiechnęłasię,alewoczachnadalmiałasmutek.
– Słusznie. Dlatego chcę ci pomóc. Możemy stworzyć dobry
zespół.Bojesteśmytacysami.
–Jakto?
– Tacy sami. Podobni do siebie jak dwie krople wody. Tak
bardzocizależy,żebyzdobyćtefundusze,żezdecydowałeśsię
wynająćkogoś,ktoprzeprowadzicałątęoperacjęzaciebie,bo
niemożeszpozwolićsobienaporażkę.Ijatorozumiem.
Spojrzała na niego tak przenikliwie, że poczuł się nieswojo,
bo Xavier LeBlanc nie może być transparentny, zwłaszcza jeśli
chcesprawdzić,jakbardzoLaurelmuulegnie.
–Zatrudniłemcięnamiejscekogoś,ktozrezygnowałzpracy.
Zakres obowiązków na tym stanowisku nie obejmuje
odczytywaniapodtekstów.
Roześmiałasię,potrząsającgłową.
–
Na
twoje
szczęście
tę
umiejętność
dostajesz
zdobrodziejstweminwentarza.Inaczejmówiąc,bądźmywobec
siebieszczerzy.Tylkotakmożemypracowaćpopartnersku.
Trudno było nie przyznać jej racji, co wcale nie znaczy, że
musi to zrobić. Laurel ma wrażenie, że mu zależy na tym, by
partnerstwozadziałało.
Otóż niezbyt mu na tym zależy, bo wolałby, by wszystko
zależałoodXavieraLeBlanca.
–Jesteśmynamiejscu.
Wysiadła z limuzyny, a kiedy podał jej ramię, by wprowadzić
ją do restauracji, posłała mu wymowne spojrzenie, które
oznaczało, że nadal analizuje podteksty i prawdopodobnie
doszładowniosku,żecelowozmieniłtemat.
Chcąc nie chcąc, podziwiał w niej to, że potrafiła zagrać to
wszystkobezwysiłku.
Innymi słowy może się to skończyć tak, że polubi Laurel
Dixon, co nie byłoby wskazane, zważywszy że pierwotnie miał
jedynie zamiar ją zwodzić, zapewniając pozorne poczucie
bezpieczeństwa, by w końcu utwierdzić się w przekonaniu, że
jegopodejrzeniawstosunkudoniejbyłyuzasadnione.
ROZDZIAŁPIĄTY
Laurelmiałakłopot.ImdłużejstałaobokXaviera,ukradkiem
podziwiając jego sylwetkę, tym większej nabierała ochoty, by
objąćgoramionamiiuwieśćgowbezecnysposób.Gdybytylko
rozluźnił się na tyle, by jej na to pozwolić. No i gdyby nie
zniweczyłobytojejplanówdotyczącychśledztwawfundacji.
Ale to, co dobrze skrojony garnitur potrafił zrobić z tego
mężczyzny, było nie do opisania. Nie dość, że Xavier wyglądał
wnimświetnie,tobyłteżpiekielnieprzystojny.Poprostupalce
lizać, ciacho do zjedzenia na miejscu. Trzeba się było nieźle
namęczyć,
by
udawać
skupienie
na
otaczających
ich
eksponatach „sztuki jadalnej”, czyli czekoladowych rzeźbach
wystawionychwgaleriiwspierającejautystyków.
Sama kolacja okazała się dość męcząca, bo trwała ponad
godzinę. Xavier siedział naprzeciwko niej i nie mogła oderwać
odniegowzroku.Apotemnawystawiestałoboknatyleblisko,
żemożnagobyłodotknąć.
Inaprawdęmiałaochotęnatychmiastzaspokoićswąrosnącą
ciekawość. Obawiała się, że gdyby na przykład spróbował ją
pocałować, nie powstrzyma pokusy, by sprawdzić, jak bardzo
możetobyćprzyjemne.
Pragnącniecoochłonąć,przypomniałasobieswójnajwiększy
koszmar: publiczne obalanie w telewizji zarzutów, jakie
postawiłaniegdyśburmistrzowi.
Konkurencyjna stacja telewizyjna przedstawiła relację
świadka, który podważył wiarygodność jej źródła. Materiał
opublikowano jednocześnie we wszystkich mediach. Miała
wielkie szczęście, że po tym, jak publicznie go przeprosiła
i opublikowała sprostowanie, burmistrz odstąpił od zamiaru
wytoczeniastacjiprocesuozniesławienie.
Nigdyniezapomni,ilewstydukosztowałjątenbłąd,dlatego
terazmusikoniecznieoprzećsięnaniepodważalnychfaktach.
AponieważkluczemdowszystkiegojestXavier,niewolnojej
snuć wyobrażeń o tym, jaki smak mogą mieć jego pięknie
wykrojoneusta.
– To chyba ma być Wenus z Milo – rzekł Xavier na widok
jednegozczekoladowycheksponatów,patrzącnaLaurel.–Też
towidzisz?
– Faktycznie. Dostrzegam pewne podobieństwa. Wystarczy
spojrzeć z boku i umówić się, że to zgrubienie na wierzchołku
przypominagłowę.
–Podobamisiętwójstosunekdożycia–oświadczył.
Przeszliwgłąbpomieszczenia,zatrzymującsięwprzestrzeni
między dwoma eksponatami, gdzie nie tamowali ruchu. Obok
przesuwałysięwobiestronyeleganckiepary.Laurajednaknie
zwracałananieuwagi,całkowicieskupiającsięnaXavierze.
Dzięki temu zauważyła, że jego oczy przybierają niezwykły
ocień głębokiego błękitu, kiedy zapomina, że ma zachowywać
się bezosobowo i kiedy na jego twarzy pojawia się wyraz
żywegozainteresowania.
– Cieszę się, że tak uważasz. Ja uważam, że trzeba być
ciekawym, patrzeć na życie z różnych stron, sprawdzać,
eksperymentować, zadawać pytania, zanurzać się i zgłębiać.
Dopierowtedydowiadujeszsię,cosięnaprawdędzieje.
Mówiła ciszej, bo stali teraz bardzo blisko siebie, a także
dlatego, że nie chciała naruszać intymnej atmosfery, która się
międzyniminarodziła,wywołującnoweciekawedoznania.
–Ajeślisięokaże,żeto,cosiędzieje,jestzłe?
Magnetyczneprzepływymiędzynimiprzybrałynasile,kiedy
Xaviersięnadniąnachylił.
Niespuszczalizsiebieoczu.
–Właściwienigdyniewiadomo,jakibędzieostatecznywynik,
prawda?Totakżejestczęśćprocesuodkrywania.Amożewynik
okażesiębardzodobry?Wistociejesttylkojedensposób,żeby
poznaćodpowiedźnatopytanie.
–Chybazaczynamrozumieć,ococichodzi–szepnął,azaraz
potem zapytał: – Ale to przyciąganie, które czuję, chyba nam
nieprzejdzie,prawda?
Trzebaprzyznać,żebyłytoodważnesłowa.Możejednakona
też potrafi polubić jego podejście do życia. Musiała się
roześmiać.
–OBoże!Nie.Mamnadzieję,żenieprzejdzie.Podobamisię
to,coprzytobieczuję.
–Przynajmniejjednoznassięztegocieszy.
Wierzchem dłoni odgarnął kosmyk włosów z jej czoła, przez
mgnienie zatrzymując rękę na policzku. Przez jej ciało
przebiegłdreszcz,ogarnęłojąprzyjemneciepło.
– Nie podoba ci się ta energia, która wyzwala się między
dwojgiem ludzi podczas takiej relacji? – zapytała, ledwo
oddychając,naconiemogłanicporadzić.Tenfacetzapierałjej
dechwpiersi.
Chybaniebędzieterazpróbowałjejpocałować?Czułajednak
wyraźnie,żetonadchodzi.
Zamiary Xaviera dawało się wyczuć w dotyku jego dłoni,
zktórychjednaspoczywałanajejpoliczku,adrugaobejmowała
jejgłowę.
–Niezabardzo.Niejestemprzyzwyczajonydowewnętrznych
burz emocjonalnych – przyznał i wyglądał na równie
zdziwionego tym stwierdzeniem jak ona, bo komentarz był
zdecydowaniezbytosobisty.
Pochwilijednakwzruszyłramionami.
–Maszniezwykłązdolnośćprowokowaniamniedozachowań,
zktóryminiewiem,copocząć.
Zabrzmiałototakobiecująco,żeodchyliłalekkogłowę,żeby
mocniejoprzećjąnajegodłoni.
– To jest etap eksperymentowania i potrwa on do czasu, aż
zdecydujesz,cochciałbyśzemnązrobić.
Patrzyłnaniąrozpalonymwzrokiem,wodzącpalcamiwzdłuż
nasadyjejwłosów.
– Dokładnie wiem, co chciałbym z tobą zrobić. Nie jestem
tylkopewien,cobędziezemną.
– Ale pamiętasz, że jesteśmy partnerami? Więc uzgadniajmy
wszystkowspólnie.Spróbujpodążaćtądrogą,mójdrogipanie,
i bądź przygotowany na wstrząs, kiedy zobaczysz, co jest za
zakrętem.
Uśmiechnąłsiętak,jakchciała,alejeszczeniepochyliłgłowy,
byjąpocałować.Bardzojużpragnęłategopocałunku.
–Jesteśpewna,żechceszpokonaćtenzakręt?Bojeślizanim
jest puszka Pandory, to już nie będzie odwrotu. Jak ją
otworzysz, to przepadło, nie da się wpakować wszystkiego
zpowrotem.
Toprawda.Najbardziejzabójczazewszystkichprawd.
Laurel skakała już nieraz w przepaść, orientując się dopiero
poniewczasie,żezapomniałaospadochronie.
Ale jakimś cudem nie zabijało to w niej ciekawości. I za
każdymrazemudawałojejsięjakośzejśćzescenyowłasnych
siłach.
Chwyciła Xaviera za klapy marynarki i przyciągnęła go do
siebie.Powoli,bezpośpiechu.Oczekiwaniebyłozbytrozkoszne,
bydziałaćszybko.
Pozwoliłjejprzezchwilęodwlekaćmomentzetknięciasięich
wargidopierowtedyprzejąłinicjatywę.Wpiłsięwjejustatak
mocno, że straciła równowagę. Pocałunek pochłonął ją bez
reszty,poruszyłjejwszystkienerwy.
Pragnęła, by jej dotykał. Pragnęła ciepła jego ciała. Dotyku
skóry. Pragnęła patrzeć mu w oczy, kiedy sprawi mu rozkosz
i gdy przeżyje rozkosz. Była ciekawa, jaki mają kolor, kiedy
podniesiegłowęspomiędzyjejud.Pragnęładowiedziećsię,czy
gdyby rozebrała się do naga, to on w końcu by się złamał
i zamiast tego nienawistnego opanowania pokazałby coś
nowego,coś,nacoczekałajużoddawna.
Bo wciąż brakowało w nim pasji, uniesienia i zapamiętania,
naktóretakbardzoliczyła,kiedywreszciezbliżąsiędosiebie.
Co ma robić, by Xavier pozbył się tej swojej nieznośnej
samokontroli?
On tymczasem całował ją coraz goręcej, jakby czuł, że ona
czekanacoświęcej.Wpewnejchwilioderwałustaodjejwarg
iszepnął:
–Wychodzimystąd?
Laurel wróciła do rzeczywistości, jakby ocknęła się
z omdlenia. Jasne, była gotowa iść z nim wszędzie, do
jakiegokolwiek łóżka, limuzyny czy gorącej kąpieli, cokolwiek
przyjdziemudogłowy,byletachwilamogłatrwać.
Byłagotowa.Chociażniepowinna.
Noijakoktomiałabyznimwyjść?
Jako Laurel Dixon, pracownica fundacji i przyszła kochanka
XavieraLeBlanca?
Przecieżniąniejest.
Jest dziennikarką śledczą, która ma na koncie fałszywe
oskarżenie burmistrza, bo dała się zwieść niewiarygodnemu
informatorowi. A teraz jedynym źródłem informacji mógł być
tenmężczyzna,którywłaśniejącałował.
Za jej pełnym przyzwoleniem. A nie może dopuścić do tego,
by
podczas
śledztwa
zaczęła
łamać
zasady
etyki
dziennikarskiej. I nie może być tak, że kiedy już znajdzie tę
czarnąkartęwksięgowościfundacji,tofakt,żespałazeswoim
szefem,położysięcieniemnaopublikowanymmateriale.
Tegoniktbyjejniewybaczył.
Onateżbysobietegoniedarowała.
Trzeba było o tym myśleć, zanim zaczęła całować się
zXavierem.Niemalnadludzkimwysiłkiemwyzwoliłasięzjego
objęćicofnęłaokrok.
–Wybacz,jeśliodniosłeśmylnewrażenie–powiedziałacicho,
zudawanąswobodązatykająckosmykwłosówzaucho–aleto
nie miał być wstęp do łóżka. Byłam ciekawa, jak się całujesz.
I zaspokoiłam tę ciekawość. Możemy kontynuować nasze
rozpoznawanieterenu.
To zabrzmiało tragicznie, jak wypowiedź zarozumiałej
świętoszkowatejpindy,któramazwyczajcałowaćsięzfacetami
zciekawości.Cozabzdura!
Przecież nie tylko nie pamiętała, kiedy całowała się po raz
ostatni, ale była święcie przekonana, że za całowaniem nie
przepada.
– W porządku. Nie ma sprawy – zapewnił ją Xavier
zpokerowąminą.–Mójbłąd.
Tymrazembyłapodwrażeniemjegoopanowania.
Jakże żałośnie by to wyglądało, gdyby był wstrząśnięty tym,
żesięwycofała.Ręcedrżałyjejzpowoduzastrzykuadrenaliny,
któranieznalazłaujścia.
Nic nie ucieszyłoby jej bardziej niż możliwość ponownego
wtuleniasięwjegoramiona.
–Doceniamtwojąuprzejmość.
Uniósłbrwi.
– Czy o to właśnie chodziło? Wydawało mi się, że ktoś tu
niedawnomówił,żemadość.PotymniemaplanuB.
Chyba nie zamierzał jej teraz przypominać, że od początku
wątpił w słuszność przenoszenia ich znajomości na poziom
osobisty. Ułatwił jej nawet wycofanie się, zanim ją pocałował.
Z czego powinna była skorzystać, a tego nie zrobiła. Ale żeby
wtakiejsytuacjiodmawiaćsobieprzyjemnościwypominania?
To są jakieś niespotykane szczyty uprzejmości. Po tym
wszystkim, co wyczyniała, Xavier LeBlanc zachowuje się jak
dżentelmen.
Cosprawiło,żemiałananiegoochotęjeszczewiększą.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Nazajutrz rano, chowając dumę do kieszeni, Laurel zajrzała
do gabinetu Xaviera, by zorientować się, jak bardzo zawaliła
sprawę.
Nie było to wejście do jaskini lwa, bo Xavier przypominał
raczej posąg. Kiedy podniósł wzrok, wyraz jego twarzy był tak
samokamiennyjakzawsze.
Doskonale. Wrócili zatem na poziom pierwotnego sporu.
Trzebatojakośzałatwić,boinaczejnigdyniedogrzebiesiędo
tych brudów, których szuka. Trzeba tylko sprawdzić, czy
z powodu całowania się z Xavierem jej sytuacja w jakikolwiek
sposóbsięzmieniła.
–Wczymmogęcipomóc?–zapytał.
– Chciałam przeprosić za wczorajszy wieczór – powiedziała,
chociażakurattozdanieniebyłonawetnadziesiątymmiejscu
naliścietych,któremiałazamiarwygłosić.
Bo niby za co miałaby go przepraszać? Przecież ma pełne
prawowycofaćsię,kiedytylkozechce.Innarzecz,żewcalenie
miałanatoochoty,bojejsiętopodobało.
Uniósł brwi i tym swoim nieznośnie opanowanym tonem
zapytał:
–Zaco?
– Za to, że nie rozmawialiśmy o strategii. Daliśmy się…
rozkojarzyć.
–Tak,toprawda.
Zapraszającymgestemwskazałfotelprzybiurku.
Nie
zdążyli
jednak
rozpocząć
rozmowy,
bo
jeden
z wolontariuszy przez nieuwagę zaprószył w kuchni ogień
iwywołałmałypożar.Niktnieucierpiał,ogieńugaszonoprzed
przybyciemstrażypożarnej.
Było to mimo wszystko przypomnienie w samą porę, że
igraniezogniemniepopłaca.
Strażacysprawdzilistanbezpieczeństwaprzeciwpożarowego
i odjechali. W kuchni zebrało sie wiele osób chętnych do
pomocyprzyusuwaniupowstałegopopożarzebałaganu.
Xavier przyłączył się do nich, a Laurel wykorzystała okazję,
by oddalić się dyskretnie i podjąć czynności śledcze w pokoju
Adelaide.
Na biurku Adelaide panował nieskazitelny porządek;
chusteczki higieniczne, komputer, długopis. Szanse na
włamaniesiędokomputerabyłynikłe.
Szkoda próbować. Tym bardziej że to, co mogłaby tam
ewentualneznaleźć,wsądzieniebędziemiałożadnejwartości
dowodowej.
Informacje
istotne
dla
sprawy
mogłyby
ewentualnie
znajdować się w podręcznej szafce. Podeszła do niej
iwyciągnęłajednązszuflad.
Rozległsięzgrzytmetalu,alenaszczęścieniktwsąsiednich
pomieszczeniachniezareagował.
Laurel odetchnęła z ulgą i pospiesznie przerzuciła kilka
folderów. Sięgała po kolejny, kiedy do pokoju weszła Adelaide.
PulsLaurelprzyspieszył,aAdelaidestanęłajakwrytawprogu
inerwowymruchempoprawiłaokulary.
– O! Właśnie cię szukałam – powiedziała Laurel, wrzucając
folder do szuflady ruchem tak obojętnym, jakby miała pełne
prawo do grzebania w cudzych biurkach. – W kuchni już
wszystkowporządku?
–Tak,tak.Wnajlepszym.Jenniferpanujenadsytuacjąitylko
jejtamprzeszkadzałam.Aczegoszukasz?Możecipomogę?
Zostałazłapananagorącymuczynku,więcniemiałaczasuna
udawanie,żeniczegonieszuka.
Trzebaimprowizować.
– Dziękuję, to miło z twojej strony. Próbuję znaleźć namiary
na darczyńców, z których korzystał Val. Chciałabym podrzucić
Xavierowi kilka kontaktów. Ale dam sobie radę. Nie zawracaj
sobiegłowy.
To niezdarne kłamstwo osiadło na jej sumieniu jak sadza,
zwłaszcza że Adelaide pokręciła głową i zapewniła ją
zuśmiechem,żetożadenkłopot,apozatymmaprzecieżuniej
ogromnydługwdzięczności.
– Nie masz u mnie żadnego długu. O czym ty mówisz? –
oburzyłasięLaurel.
ZamiastodpowiedziAdelaidepodeszłaizarzuciłajejramiona
na szyję. Laurel, zaskoczona, też ją objęła. Adelaide miała
woczachłzy.
–Mamdług,itowielki.Niejestemgłupia.Wiem,żetodzięki
tobie pan LeBlanc dał mi ten awans. Sam nigdy by na to nie
wpadł. Ja tak lubię tę pracę! A teraz mogę paroma sprawami
zarządzać. Wciąż nie potrafię w to uwierzyć. To było moje
ukryte marzenie, które spełniło się tylko dzięki tobie. A jeśli
chodzi o darowizny, to tu niczego nie znajdziesz. Może
powinnaś zadzwonić do Vala? On zawsze ma doskonałe
pomysły.
–Aletotyjesteśmenedżerką.Cotybyśzrobiła?
Adelaidezamrugaławpopłochuoczami.
Czyżby nikt nigdy nie pytał jej o opinię? Żyła tą fundacją,
czyli zależało jej na tym, by wszystko działało jak najlepiej.
Dlategojejpomysłysąbardzoważne.
– Ja bym zaproponowała, żeby personel przekazał na rzecz
fundacji to, co każdy potrafi robić najlepiej, i wystawił to na
aukcję – odpowiedziała Adelaide po chwili namysłu, po czym
zamilkła i skuliła się, wznosząc oczy do góry, jakby czekała na
gromzjasnegonieba,którywymierzyjejkaręzazuchwalstwo.
– To znaczy chodzi mi o to, że prawie każdy z nas ma jakieś
hobby. Na przykład ktoś robi na drutach, ktoś inny
patchworkowe narzuty, inny rzeźby. Niektóre są naprawdę
niesamowite.
LaurelzastanawiałasięnadpomysłemAdelaide.
Aukcja takich produktów to rzeczywiście doskonały pomysł.
Pracownicychętniewłącząsięwpromocjęisprzedażwłasnych
unikatowychwyrobów.
Nie osiągną na aukcji niebotycznych cen, ponieważ
uczestnicy licytacji przywykli raczej do obcowania z obiektami
znacznie cenniejszymi, mimo to przedsięwzięcie posiada
potencjał.
Wystarczyjetylkotrochęuatrakcyjnić.
– To fantastyczny pomysł, Adelaide! Zaraz przedstawię go
Xavierowi.
Laureluśmiechnęłasięiopuściłapokój.
Adelaide będzie świetną partnerką. Znacznie lepszą niż
Xavier,którybezprzerwyrozbierająoczami.
Gdyby była mądrzejsza, to zaprzyjaźniłaby się z Adelaide
znacznie wcześniej. Tymczasem była zbyt zajęta przymilaniem
sięszefowi.
–A,tutajjesteś–usłyszałazaplecamijegogłos.
Odwróciła głowę i napotkała jego uważne spojrzenie. Stał
znacznie bliżej, niż się spodziewała. Pachniał jak prawdziwy
mężczyzna.
Jeszcze przed chwilą dzieliło ich jego biurko, teraz łączyły
przejawypierwotnegoinstynktu.
Wdychała łakomie zapach Xaviera, poddając się jego
zniewalającej obecności, gdy nagle dopadło ją wspomnienie
wczorajszegopocałunku.
Chociaż nie powinno. Chociaż powinna stąd wyjść. Albo coś
zrobić.
Tylkocomiałabyzrobićwtakiejsytuacji?
– A co, brakowało ci mnie? – zapytała i na szczęście głos się
jejniezałamał.
–Niewidziałemcięprzytympożarze–powiedziałtymswoim
niskim głosem, od razu wciągając ją w strefę doznań
niezwiązanychzfundacją.
Czyżby zauważył, że się ulotniła? To niedobrze. Jak ma
prowadzić swą operację dyskretnie, skoro on ciągle ma ją na
oku?
Mimotocieszyłoją,żezauważyłjejnieobecność.
–Pracowałamnadpomysłaminaimprezę.
To kłamstwo wymknęło jej się zbyt łatwo. Lepiej, żeby nie
byłatakadobrawoszukiwaniuXaviera.
Oparłsięościanę,założyłręcenapiersiistałwtakniedbale
seksownejpozie,żeażzaschłojejwgardle.
–Notoproszę,słucham–powiedziałponaglająco.
–WłaściwietojestpomysłAdelaide.Chodzioaukcję.
Wykrzywiłusta.
– Jak mam to rozumieć? Wstawiasz kilku przystojniaków do
lokalu, gdzie starsze panie płacą po dziesięć tysięcy dolarów,
żebytakimodelprzezcaływieczórpodawałimherbatę?
– No niezupełnie. Ale skoro o tym mówisz, to też brzmi
interesująco.
Niemalbezwiednieomiotłaspojrzeniemjegosmukłąsylwetkę
i sprawiło jej to taką wizualną przyjemność, że zrobiła to
powtórnie,tymjednakrazemwbardziejwystudiowanysposób.
–Zgłosiłbyśsięnaochotnika?
–Tozależy.–Uniósłbrwiizmierzyłjąbadawczymwzrokiem,
lecz w jego oczach dostrzegła figlarny błysk. – A czy ty byś
licytowała?
Nonie,tonieczasanimiejscenaszczereodpowiedzi.
W powietrzu unosił się drażniący swąd nadpalonych płyt
gipsowych i plastiku. Mógł posłużyć jako adekwatne
przypomnienieotym,jakłatwostracićpanowanienadogniem.
–Tylkociebie.
Do licha. To jej się jednak wypsnęło. Chociaż to święta
prawda.Ibardzogroźna.
Nie powinna dać się wciągnąć w jego aurę, ale co robić,
skorotaknaniądziała?Zwolnićsię?
– Sądziłem, że zaspokoiłem już twoją ciekawość. Czy masz
jakieś
pytania,
na
które
powinienem
natychmiast
odpowiedzieć?–zapytałtonemjeszczebardziejzmysłowym.
Notak,tojestchybazasadniczepytanie.
–Byćmoże.
Boże.Toniemożesiędobrzeskończyć,alewyglądanato,że
niedasięzatrzymać.
–Popierwszetozależyodtego,czyumieszzaparzyćdobrze
herbatę.
Roześmiałsięznowutakjaklubiła.
– Wygląda na to, że będziesz wysoko licytować, żeby się
przekonać.
– Owszem, gdyby to była aukcja kawalerów. Ale wtedy za
szybkoskończylibysięnamprzystojniacy.
– A to szkoda. – Jego niebieskie oczy rozbłysły jakby
rozczarowaniem.–Bojużsięnawetnastawiłem.
–Możeporozmawiaćzkolegamiipartneramibiznesowymina
temat przedmiotów wystawianych na aukcję? Zamiast usług
przystojniaków, przedmiotem aukcji mógłby być unikat. Myślę,
że twoi znajomi będą zachwyceni licytowaniem przedmiotów,
którychniekupiąnigdzieindziej.
Pokiwałgłową,jakbyniezdającsobiesprawyzezmiany,jaka
sięwłaśniedokonała.
I bardzo dobrze. Im mniej będzie na ten temat mówiła, tym
lepiej.
–Faktycznie,mogęsiętymzająć.Todobrypomysł.
Ta drobna pochwała znaczyła dla niej o wiele więcej niż
wszystko,copowiedziałdotejpory.
– Fantastycznie! – zawołała radośnie i zaczęła się cofać,
zanimdoresztystracigłowę.–Zabieramsięwięcdoroboty.
Rzuciłasięwkierunkuswojegopokoju,aonnaszczęścienie
poszedłzanią.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Xavier pozwolił Laurel odpocząć od siebie i celowo
powstrzymał się przez kilka dni od szukania z nią kontaktu.
Przerwapowinnadobrzezrobićimobojgu.
Zajął się przekopywaniem kontaktów biznesowych i starych
znajomości szkolnych pod kątem potencjalnych sponsorów
idarczyńców.Jednakrozmowy,któredotychczasprzeprowadził,
wydały mu się jakieś sztywne. Propozycja sponsorowania nie
wzbudzałaentuzjazmu.
Groziło to katastrofą, zwłaszcza wobec zbliżającego się
terminuspełnieniawarunkówtestamentu.Jużsłyszałzzagrobu
szyderczygłosojca.
Wybrał kolejny kontakt, ale ociągał się z połączeniem.
Usłyszał w głowie głos Laurel: „Sponsorzy nie wspierają
fundacji,leczsprawy,wktórewierzą”.
Nie wychodziła mu więc sprzedaż, bo nie wierzył w misję
fundacji. Ale przecież nie jest egoistą. Nie jest obojętny na
niedolęludzi,którymlosniesprzyja.
Czyniepomagałwczorajprzysprzątaniukuchnipopożarze,
noszącworkizkartoflami,żebyniemusiałategorobićJennifer,
szefowakuchni?
Dobroczynnośćmiałprzecieżwekrwi.Tojegomatkazałożyła
tę fundację, poświęcając jej mnóstwo czasu, zapału i energii.
Szczerze mówiąc, zawsze sądził, że robiła to z nudów. Ojciec
pracował od rana do nocy, przez siedem dni w tygodniu, więc
znalazłasobienietylkozajęcie,lecztakżesłusznycel.
Val poszedł w jej ślady, przejmując fundację, kiedy matka
przeszłanaemeryturę.
Val zawsze wykazywał nadmiar zapału, którym Xavier
pogardzał, uznając to za słabość. Teraz jednak był gotów
przyznać,żebratwłaśniedlategopotrafiłtakdobrzeprowadzić
fundację,bozawszemiałsercenadłoni.
Jemu natomiast brakowało wiary. Jeżeli ma zdobyć dla
fundacjiwymaganewklauzulispadkowejdziesięćmilionów,to
musibardziejsiępostarać,jeszczebardziejnawetniżVal.
Musispróbowaćbyćtakijak…LaurelDixon.
Laurelmaprawdziwąpasję.Widaćtobyło,kiedyopowiadała
opracywschroniskudlakobiet.
Chociażtrzebaprzyznać,żebyłaprzekonującawewszystkim,
o czym mówiła i w co się angażowała: w planowaniu aukcji,
promowaniu Adelaide na stanowisko menedżerki, nawet
w uzgadnianiu scenariusza randki, mimo że w tym ostatnim
przypadkubardzosięstarałzmienićjejnastawienie.
Gwałtownie odjechał fotelem od biurka, wstał i ruszył na
poszukiwanieLaurel.
Jej pokój mieścił się w przeciwległym skrzydle budynku, ale
tam jej nie zastał. Znalazł ją natomiast w jednej z sal
konferencyjnych.
Przemawiaładogrupkiosób,któresłuchałyjejjakurzeczone.
Słuchacze wyglądali na nowych ochotników z North-Western
University. Byli młodzi, ubrani w modne drogie ciuchy, które
miałyudawać,żesąswobodne.
Uniwersytet przysyłał zazwyczaj wielu ochotników i Laurel
włączyłasięwichszkolenie,oczymXaviernawetniewiedział.
Zatrzymał się w drzwiach i oparty o futrynę, z założonymi
rękamiczekał,ażskończymówić.
Podziwiałjejlśniącewłosyswobodnieopadającenaramiona.
Nic nie sprawiłoby mu większej przyjemności, niż gdyby mógł
zanurzyć w nich dłonie. A nawet je uczesać, czego nigdy nie
robił.
WłosyLaurelażprosiłysięotakieksperyment.Nicdziwnego,
żenowicjuszewpatrywalisięwniąjakwobraz.Stanowiłatak
urzekającezjawisko,żeonteżniemógłoderwaćodniejoczu.
– I tym się właśnie tutaj zajmujemy – zakończyła. – Dajemy
ludziom nadzieję. Bo jeśli wam się wydaje, że ta fundacja
dokarmia tylko głodnych ludzi, to tracicie z oczu całego
człowieka.Jasne,żejedzeniejestważne,nawetbardzo,alenie
mniej ważne jest to, co się za nim kryje. A dla wielu naszych
gościjedzenieoznaczanadzieję.
Gdy słuchacze zaczęli bić brawo, Xavier miał ochotę do nich
sięprzyłączyć.
Laurel jednak uśmiechnęła się na jego widok tak
rozbrajająco,żestraciłgłowę.
– A teraz macie rzadką okazję – powiedziała, wskazując
Xaviera–poznaćsamegopanaLeBlanc.
Wszyscyodwrócilisięjaknakomendę.
Jeden ze słuchaczy ruszył przez salę, żeby z entuzjazmem
uścisnąćmudłoń.
– Dzień dobry. Jestem Liam Perry. Mój ojciec jest prezesem
Metro Banku i od lat klientem LeBlanc Jewelers. To dla mnie
prawdziwyzaszczyt,żemogępanapoznać.
– Jest pan synem Simona Perry? – zapytał Xavier bez sensu,
bo przecież to oczywiste, że chłopak jest jego synem. Tylko
jedenprezesMetroBankunosiłnazwiskoPerry.
Chłopakjednakuznałpytaniezauzasadnioneipotwierdził:
–Takjest,proszępana.
Laurel odprawiła podopiecznych do kuchni, gdzie pod
kierunkiem
Jennifer
mieli
zająć
się
przygotowaniem
popołudniowegoposiłku.
Dopiero kiedy zniknęli w korytarzu, spojrzała na Xaviera
zpytającąminą.
–Czemuzawdzięczamprzyjemnośćwizytypanadyrektora?
– Wolno mi chyba przyglądać się szkoleniu wolontariuszy
wmojejwłasnejfundacji,jeślimamochotę?
ZbliskaLaurelpachniaławaniliąicytrusem,którejakdotąd
sądził, nie komponują się najlepiej. W jej przypadku jednak
tworzyłymagicznyierotyczniezniewalającybukiet.
–Askorootymmowa,toodkiedyzajmujeszsięszkoleniem
wolontariuszy?
Wzruszyłaramionami.
– Zajmuję się wszystkim, co wymaga uwagi. Zazwyczaj
szkolenie prowadzi Marcy, ale musiała iść z córką do dentysty
naekstrakcjęzębamądrości.Więczgłosiłamsięnaochotnika.
Właściwie powinien o tym wiedzieć. Wprawdzie organizacja
pracy należała do obowiązków Adelaide, ale Val wiedział
doskonale,żetoMarcyszkoliwolontariuszy,znałtakżeimięjej
córki.Izapewnepoleciłbyposłaćdziewczyncekwiaty.
Poza tym nikt nigdy nie przedstawiłby go wolontariuszom
jakopanaLeBlanc.
– A skąd wzięłaś tekst tego wystąpienia? – Ruchem głowy
wskazał miejsce, skąd przemawiała do wolontariuszy. – Czy po
prostuzacytowałaśfragmentinstrukcji?
– To mój tekst – przyznała z uśmiechem. – Sama na to
wpadłam,bomoimzdaniemmatogłębokisens.Popierwsze,ci
wolontariusze wcale chętnie do nas nie przychodzą, bo nie
bardzo wiedzą, co będą tutaj robić. Próbuję im więc
uświadomić, że to coś więcej niż podawanie ludziom miski
gorącejzupy.
Spojrzałnaniązdziwiony.
– Jak to niechętnie? Pierwsze słyszę. Czy nie na tym polega
wolontariat?
– Tak się tylko wydaje. Przeważnie albo spełniają wymóg
nałożony przez uczelnię, albo chcą zebrać dodatkowe punkty.
Może zachęcają ich do tego przyszli pracodawcy. W każdym
razieprzychodzątutajzwieluróżnychpowodów,bardzorzadko
zpowodupalącejpotrzebybrataniasięzbezdomnymi.
–Atybrataszsięzbezdomnymi?
– Ja nie jestem wolontariuszką – przypomniała mu. –
Postanowiłampodjąćtupracę,bouznałam,żejesttodlamnie
ważne.
Inatowłaśniepowinienpołożyćnacisk.Zamknąłwięcdrzwi
dosalikonferencyjnejioparłsięonie.
Niechresztasprawpoczeka.
– No właśnie. Co masz na myśli? Dlaczego wierzysz w tę
fundację?
– Żebyś mógł to sobie zapisać i powtarzać? – Uniosła brwi,
dając mu do zrozumienia, że nic tym nie zyskał. – Powiedz mi,
dlaczego ty w nią wierzysz? Dlaczego tu codziennie
przychodzisz?
Pieniądze.
To słowo samo cisnęło się na usta, ale jakoś nie potrafił go
wymówić. Jednak taka właśnie jest prawda: to pieniądz
wprawia świat w ruch. Z tym, że on przecież i tak ma
pieniądze.
Pytanie
Laurel
sprowokowało
go
więc
do
przemyśleń.
Chce tego, co mu się należy. Należnej mu części spadku.
Tego, na co jego zdaniem już zasłużył, prowadząc LeBlanck
Jewelerswsposób,któryojciec,jaksięprzynajmniejwydawało,
wpełniaprobował.
Tymczasem po śmierci ojca otrzymał zadanie niemal
niemożliwe do wykonania. Niemożliwe, bo brakowało mu
niezbędnejwiaryizapału.Akobieta,którązatrudnił,żebybyła
jegoasemwrękawie,niechcepołknąćhaczyka.
Domaga się od niego, by to uzasadnił. Więc proszę bardzo,
otowyjaśnienie:
– Przychodzę codziennie do pracy po to, żeby sobie
udowodnić, że nie ma dla mnie nic trudnego – oświadczył
zzaskakującąszczerością.–Dotejporyodnosiłemsukcesywe
wszystkim,zacosięwziąłem.Iniedamsięzłamać.
Dostrzegłjejpełenżyczliwościuśmiechidługosięnimsycił.
–Nowłaśnie–wyszeptała.–Aterazwyobraźsobie,żejesteś
po przeciwnej stronie lady. I pomyśl, co może znaczyć to, co
przed chwilą powiedziałeś, dla kogoś, kto liczy na pomoc
iwsparciezestronyfundacji.
Dotknęła jego ręki, co go rozczuliło, a potem ścisnęła jego
dłoń,alemimotonieotworzyłoczu.
– Nie szkodzi, że jesteś głodny i załamany – powiedziała
półgłosem, zupełnie jakby był jednym z bezdomnych. – Jestem
przy tobie. Nie musisz być sam. Pozwól, że cię nakarmię.
Nabierzeszsiłizdecydujesz,dokądiść.
Tak.Trzymałjązarękęiprzyswajałsobiejejsłowa.
Nie musi tego robić sam. Podobnie jak głodni ludzie
zChicagoniemusząbyćzdaninasiebie.Fundacjatroszczysię
o zaspokojenie prawdziwej potrzeby. I tu wcale nie chodzi
ojedzenie.
Chodzi o odrodzenie duszy jednostki, kiedy wydaje się, że
wszystkojestjużstracone.Chodzioodzyskaniewiarywsiebie.
Tojestwłaśnieto,copowinienimmówić.
Otworzył
oczy
i
napotkał
przenikliwe
spojrzenie
srebrnoszarych oczu Laurel. Czy ona wie, że oswaja jego
demony?Iczyrzeczywiściechcejąotopytać?
Bo jeśli tak, to ich relacja może osiągnąć stan, na który nie
byłjeszczegotowy.Bowolałby,żebynierozłożyłagoznowuna
łopatki,gdyposuniesięzadaleko.
– A skąd się to wszystko wzięło? – zapytał przez ściśnięte
gardło. – Jesteś tutaj od paru dni. Ja znam tę fundację od lat
iniepotrafiłbymwyrazićtegoażtakjasno.
– To się wzięło stąd. – Wskazała serce jedną ręką, nie
wypuszczając z drugiej jego dłoni. – Bo to także jest moja
historia.Nieznoszęporażekiniełatwodajęsiępokonać,aledo
tegoniewystarczysamadeterminacja.
Wczorajmożebyzniąpolemizował.Aledzisiaj…
–Chybazaczynatodomniedocierać.
Co po raz kolejny świadczy o tym, jak bardzo są do siebie
podobni.SkądinaczejLaurelwiedziałaby,comugrawduszy?
– Wiesz, co jest dla mnie piekłem? – zapytała. – Nie mieć
w pobliżu nikogo, na kogo można liczyć. Nikogo, kto poda mi
rękę, kiedy się potknę albo zostanę zdołowana przez życie lub
ludzi.Iwłaśnietakapomocnadłońpozwalamizrobićnastępny
krok.
No dobrze. Pod tym względem jednak się różnią. Chociaż
możeniepowinni.
I to była oś całej rozmowy. Determinacja to tylko pierwszy
krok.Możnasobiepostanowić,żeprzezcałydzieńniebędziesz
głodny. Ale żeby przez to przejść i nie cierpieć, warto przyjąć
pomocnądłoń,którąciktośpodaje.Albo,jakwjegoprzypadku,
niepuszczaćdłoniosoby,którajużtrzymacięzarękę.
Ichspojrzeniasięspotkały.OczyLaurypłonęły.
–Xavier–wyszeptała.–Niewolnonam.Niepowinniśmy.
– Powinniśmy – odparł stanowczo i już miał ją objąć, lecz
w ostatniej chwili powstrzymał się z obawy, że Laurel może
jednakzaprotestować.
Zamiasttegomusnąłjejpoliczekwierzchemdłoni.
–Nietutaj–dodał.–Alejużwkrótce.
Pokręciłagłową,lecznieodsunęłasię.
–Wtakimrazietojaniepowinnam.Botojest…
–Wiem.Niepokoiszsię,borazempracujemy.
Niepotrafiłbyopisać,coczuł,dotykającjejskóry.
–Tymsięnieprzejmuj.Jatubędętylkoprzezchwilę,apotem
wraca Val. Do tego czasu zorganizujemy tę imprezę. To ma
sens. W końcu i tak ulegniemy temu, co oboje czujemy. Po co
czekać?
– Dlatego, że ja wcale nie zamierzam temu ulec –
zaoponowałagwałtownie.–Zapominaszsię.Dajeszsięponieść
emocjom.
–Nowłaśnie!
Jak to? Teraz, kiedy on wszystko pojął, ona nagle się
wycofuje?
Omałosięnieroześmiał.
– Nigdy przedtem nie uległem emocjom. Robię to po raz
pierwszy w życiu. Nie zmarnujmy tego. Pomóż mi to
wykorzystać.
–AleXavier…
–Nie,Laurel.Przestań.Jaciępotrzebuję.Chcę,żebyemocje
przesłoniły mi rozsądek. Pozwól mi się uwieść podczas pracy
nad tą imprezą. Na pewno okaże się, że jestem w tym
wszystkimbeznadziejny,więcmusiszmimówić,kiedyrobięcoś
nietak.
Uśmiechnąłsię,aonaodpowiedziałamuuśmiechem.
–Czyjestkobieta,któraodrzuciłabytakąpropozycję?
Tymrazemudałojejsiępowstrzymaćuśmiech.
–Gdybyśdopuściłmniedogłosu…to…
– Powiedziałabyś tak. – Pokiwał głową i podniósł rękę, by
dotknąćpalcemjejgórnejwargi.
Nie cofnęła się, lecz pochyliła w jego stronę. To mu
wystarczyło.
Pocałowałjąwusta,tłumiącjejokrzykzaskoczenia.Objęłago
obiema rękami i błądząc palcami po jego głowie, przyciągnęła
dosiebie.Zrozumiałiprzytuliłjąjeszczemocniej.
Itakimiałbyćceltegopocałunku.Miałjąpoczuć.Wprawdzie
pragnął poczuć znacznie więcej: zapach i dotyk jej skóry,
włosów, dłoni błądzących po jego ciele, tymczasem musiał
zadowolićsiępocałunkiemwsalikonferencyjnejfundacjiLBC.
Trzebaprzyznać,żeitakbyłotowspaniałedoświadczenie.Jej
ustasmakowałyjakwyszukanaporcjaniezwykłejsłodyczy.
– Laurel – mruknął, pokrywając jej szyję drobnymi
pocałunkami.–Kolacja.Tylkotyija.Jutrowieczorem.
Wodpowiedziwestchnęła,comożnabyłouznaćzawyrażenie
zgody.Pogłaskałlekkomałżowinęjejucha,aonaodpowiedziała
głębokim westchnieniem, który uniósł jej piersi oparte na jego
torsie.
–Xavier,ja…
Syknęła, kiedy ugryzł ją tuż pod uchem. Lekko, by nie
zostawićśladu,alecotamślad.
Spodobał mu się pomysł, że Laurel będzie nosiła jego ślady.
Ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby udało się ukryć je gdzieś pod
ubraniem. Byłaby to ich wspólna słodka tajemnica. Delikatnie
zsunąłjejbluzkęzjednegoramieniaizacząłjecałowaćwzdłuż
obojczyka. Odchyliła się do tyłu, a on kojącym gestem położył
jejrękęnakarku.
Wodził wargami po kremowym gładkim ramieniu, o czym
marzyłodczasukuszeniawgalerii.Podniosłaręce,chwyciłago
za koszulę i przyciągnęła do siebie. Przesunął usta wyżej
i dostrzegł czerwony znak nie większy od drobnej monety, ale
itakpoczułogromnąsatysfakcję.
–Pokolacjichciałbymzostawićnatobiewięcejtakichśladów.
Natwoichudach,naszyiinapiersiach,
Zamrugała powiekami, udając, że protestuje. Miał nadzieję,
żetotylkoudawanie.
Chciał, żeby była uległa i żeby nie miała na sobie niczego
opróczradościżycia.
–Niepowinieneśtakmówić–wyszeptała.
–Boniewypada?
–Botosprawia,żetegopragnę.–Westchnęłazrezygnacją.–
To wszystko jest nie tak. Nie powinnam pragnąć cię do tego
stopnia.
–Wtakimrazieniewidzęproblemu.Pozwólsiętylkozaprosić
nakolację.PotrzebujęosobytowarzyszącejnaprzyjęcieuVala.
Będą tam także inni goście. Nie ma ryzyka, że wciągnę cię do
jakiegopokoikunazapleczuitamzgwałcę.
Ajednakzjakiegośpowodunadalsięopierała.
Może wyczuwała resztki jego wahania? Chyba Laurel nie
domyślasię,żewgłębiduszyonnadaljąocośpodejrzewa?
– Posłuchaj, Laurel – zwrócił się do niej niemal proszącym
tonem. – Po prostu się zgódź. Obiecuję, że będę trzymał ręce
przy sobie, jeżeli ci na tym zależy. Możemy miło spędzić czas.
Bardzo mi na tym zależy. Przyjadę po ciebie wieczorem
osiódmej.
–Powinnampowiedziećnie.
Pokręciła głową ze śmiechem, który wcale nie brzmiał
odmownie.
–Aleobiecujesz,żetobędzietylkokolacjainicwięcej?
– Przysięgam – oświadczył i korzystając z chwilowej
przewagi, znowu ją pocałował, tym razem w policzek. –
Widzisz? Potrafię się powstrzymać, kiedy tylko sobie tego
zażyczysz.
Cofnęła się o krok, zaczerwieniona, i poprawiła na sobie
bluzkę.
–Niepowinnamsięzgadzać.Aleniechcibędzie.
Była to zgoda uzyskana z takim trudem, że musiał się
roześmiać. Nic nie stało na przeszkodzie, by wiedziała, że jest
szczęśliwy.
Ma trzydzieści sześć godzin na przełamanie jej pozostałych
obiekcji.
I przekonanie Vala, by zaprosił go na kolację, na którą
przyjdzie z dziewczyną, bo to jedyne zaproszenie, jakie ta
dziewczynamożeprzyjąć.
Po przeszkodach, które właśnie pokonał, wszystko inne to
drobiazgi.
ROZDZIAŁÓSMY
Następnego dnia Xavier opuścił fundację w południe, udając
sięnaseminariumwjednejzeleganckichdzielnicChicago.Gdy
tylko zniknął za drzwiami, Laurel wśliznęła się do jego
gabinetu.
Musi koniecznie znaleźć jakiś obciążający dowód. Na tyle
silny, by uzasadnił decyzję o rezygnacji z jej posady jeszcze
przedsiódmąwieczorem.
Tylko wtedy mogłaby przyjąć zaproszenie na tę randkę.
Wprzeciwnymrazietrzebająodwołać,chociażnamyślotakiej
ewentualnościLaurelzbierałosięnapłacz.
Ależzniejmiękkasłabiutkaosóbka,żetakłatwopoddajesię
pokusie.Powinnazachowaćstanowisko,trwaćprzyswoiminie
dać się w nic wciągnąć. A przede wszystkim, absolutnie nie
powinna pozwolić Xavierowi na pocałunek. Ale jak, do jasnej
cholery,miałasiępowstrzymać?
Ten facet ma w sobie magiczną moc, która kobiecie odbiera
mowęirozum.
Apozatymchciałaiśćnatęrandkę.
Mężczyźni tacy jak Xavier nigdy się z nią nie umawiali. Po
prostujejniezauważali.Aontak.
Itowłaśniezamieszałojejwgłowie.
Wchodząc do gabinetu, zauważyła na biurku laptop. Był
jednak zamknięty i zapewne wymagał hasła. Trzeba więc
przeszukaćbiurko.
Przerzucając i wertując teczki, doznała paraliżującego
uczuciadéjàvu.Agdybyjąnatymprzyłapał?
TakjakAdelaide…
Gdybywtychokolicznościachpowiedziałamuprawdę,tonie
miałaby tu czego szukać. Zwłaszcza po tym, do czego doszło
wczorajwieczorem:zapomniała,żedziałapodprzykrywką,aon
nie dał jej szansy na ujawnienie prawdy. Chociaż przecież
próbowała!
A gdyby zdecydowała się na rezygnację ze śledztwa? Gdyby
sobie powiedziała: zapomnij o porażce, o rehabilitacji, rzuć to
swojedziennikarstwośledcze,zostańwtejfundacji.Tumożesz
liczyć na uczciwe i pożyteczne zajęcie. Nikt przecież nie musi
siędowiedzieć,żeukryłaprawdęoswychzamiarach.
Tak czy owak, podjęła pracę ze szlachetnych pobudek – by
nieśćpomocpotrzebującym.
Robiłaby to nadal, tylko nieco inaczej. I wtedy mogłaby
umawiaćsięzXavierembezobawy.
Ciekawe,jakbytobyło?
Na myśl o rezygnacji z kariery zawodowej poczuła lekkie
ukłucie w sercu. Nie wypada jednak przerywać tego
dochodzenia.Niemożnazignorowaćtego,żegdzieśtutaj,wtej
fundacji,kryjesięjakieśzgniłejabłko.
Gdyby zrezygnowała ze swej misji, to kto ujawni nadużycia?
Zaniechanie tylko po to, by bez wyrzutów sumienia sypiać
zXavierem,byłobyjeszczebardziejnieuczciwe.
Śledztwo, które ona tu prowadzi, ma służyć społecznie
ważnejsprawie.AtenXaviertowkońcutylkozwykłyfacet.
Nojednaknie.
Bowgruncierzeczybyłniesamowity.
Czuła to, kiedy trzymał ją za rękę. Widziała to, kiedy na nią
patrzył. Sprawiał, że było jakoś inaczej, tak jakby to on został
wciągniętywjejorbitę,anieodwrotnie.Moglibyprzeżyćrazem
cośniezwykłego.
Na pewno nigdy tego nie doświadczy, jeśli z własnej woli
utkniewślepymzaułku.
Mrużącoczy,którenaglezaszłyłzami,sięgnęłaposegregator
i powoli przeglądała jego zawartość. Nie znalazła niczego
podejrzanego.DziękiBogu!
Ale zostały jej tylko cztery godziny na podjęcie decyzji, czy
wystawić Xaviera do wiatru, czy jednak iść na tę randkę,
udając, że to tylko kolacja. Czyli jest już za późno. Śledztwo
zostałonieodwołalnieunicestwione.
Ale co dalej? Czy ma wejść w ten związek i czekać, aż
wszystkojakośsięułoży?
Zmagając się z sumieniem, ubierała się na niezobowiązującą
kolację u Vala, ponieważ już się przecież na nią zgodziła.
Zawsze może powiedzieć „ręce precz”. Xavier sam powiedział,
żedecyzjanależydoniej.
Jednak kiedy o siódmej wieczorem otworzyła drzwi, widok
Xavieraznowuznowuodebrałjejrozum.
Miałnasobiebłękitnysweterzdługimirękawami,podkolor
oczu,iciemnedżinsy,którepodkreślałyjegozgrabnąsylwetkę.
–Żebybyłojasne–zaczęła–toczykiedyciępoproszę,żebyś
trzymałręceprzysobie,jateżmuszęprzestrzegaćtejzasady?
–Wżadnymwypadku!–odparłzszelmowskimuśmiechem.–
Ty nie musisz przestrzegać żadnych zasad. Możesz mnie
dotykać,gdzie,kiedyijakzechcesz.
–Rozumiem.Wtakimrazienajwyższyczas,żebyśmyprzestali
udawać,żetotylkokolacja.
–Niewiem,comasznamyśli.
Xavierrozłożyłbezradnieręce.
– To Val organizuje przyjęcie, a skoro w przyszłości ma być
twoim
szefem,
to
możesz
zacząć
się
socjalizować
z wyprzedzeniem. Zostałem także zaproszony, bo jest moim
bratem. Będziemy jedli i rozmawiali. Jeśli wolisz uznać, że nie
potrafię myśleć o niczym innym oprócz tego, co masz pod
sukienką,toniebędęciępowstrzymywać.
Zamiast roześmiać się otwarcie, powinna go skarcić za ten
niewybrednyżart,aleczasnareakcjęminął.
– Mam na sobie różowe majtki i stanik do pary. Kupiłam ten
komplecik z pół roku temu na jakąś gorącą randkę.
Ipostanowiłamdzisiajwyciągnąćgozszuflady.
Jegooczyzapłonęłyżywymogniem.
– Próbuję to sobie wyobrazić. Szkoda, że muszę na tym
poprzestać,skorototylkokolacja.
Mimo prowokacyjnych zaczepek usiłował zachować dystans,
cowprawiałojąwzadziornynastrój.
Wpiątekwieczoremmożnawreszcieoddzielićżycieprywatne
odpracy.Czytotakistrasznygrzechzapomniećnakilkagodzin
okomplikacjach?
Zawarła więc sama z sobą twardy układ: jeśli znajdzie jakiś
ślad korupcji w fundacji, to jemu o tym powie w pierwszej
kolejnościipoprosiozgodęnaupublicznienie.JeżeliXavierjest
takim facetem, za jakiego go uważa, to będzie zadowolony, że
to zrobiła i zgodzi się na publikację. Nie wierzyła, że mógłby
próbowaćzamieśćsprawępoddywan.
Gdyby jednak próbował, to znaczy, że nie jest facetem,
z którym chciałaby się wiązać. Wtedy miałaby prawo
publikowaćmateriałbezjegozgody.
Aterazniejestżadnądziennikarkąśledczą.Jestkobietą.Ana
progujejdomustoiideałmężczyzny.
Zaprosił ją właśnie na wieczorek zapoznawczy w posiadłości
brata.
Val mieszkał w dzielnicy Foster Forest, tak daleko od
skromnej dzielnicy Laurel, że równie dobrze mógł mieszkać
w Timbuktu, na rozległej posesji wśród rozłożystych drzew
istaranniewystrzyżonychtrawników.
Tak skończyło się udawanie, że jest to normalna randka
zkolegązpracy.
– Domyślam się, że twój dom może śmiało konkurować
zrezydencjąbrata–rzuciłazlekkaironicznie,kiedyzatrzymali
sięprzedwejściem.
Xavierodwróciłsięispojrzałnaniąbadawczo.
– Jeśli chodzi o wiek, to dom Vala wygrywa. Ma wartość
historyczną. Nie jest w moim stylu. Czy chcesz powiedzieć, że
bogactwociękrępuje?
Wciasnymwnętrzusamochoduzapadłacisza.
Laurel studiowała twarz Xaviera, która w łagodnym świetle
ogrodowychlatarniwydałajejsięjeszczebardziejintrygująca.
– Zdarza mi się o tym zapominać. Do pracy chodzisz ubrany
swobodnie, jak kolega z pracy, który akurat wczoraj zamiatał
podłogęwkuchni.
– To jeden z najprzyjemniejszych komplementów, jaki
usłyszałemnaswójtemat.
–Jamówiępoważnie.
–Jateż.
Wyciągnął rękę, pogładził Laurel po policzku, chwycił pod
brodę,pocałowałkrótkowustainatychmiastjąuwolnił.
–Niebędęcięzatoprzepraszał,aleobiecuję,żeprzezresztę
wieczorubędętrzymałręceprzysobie.
Byłazawiedziona,żetakszybkosięwycofał.
–Ajeślijategoniezechcę?
– To mi powiesz – mruknął, patrząc jej w oczy obiecująco. –
Zaproszę cię wtedy na osobiste zwiedzanie mojego domu.
Zaczniemy od holu, gdzie oprę cię o jedną z marmurowych
kolumn,żebycięrozebrać.Chciałbymzobaczyć,jakwyglądasz
nago na tle marmuru. Może następnie przedstawię ci sofę
wbibliotece.Jesttakmiękka,żeodrazuwniejutoniesz.Przez
świetlik w suficie wpada tam zazwyczaj światło księżyca.
Chciałbym wycałować każdy punkt twojego ciała, do którego
dotrze.
Namyślotymprzebiegłjądreszcz.
–Przestań.Jużwystarczy.
Roześmiał się dźwięcznym głosem, który podrażnił jej strefy
erogenne.
–Aletodopieropoczątek.Mambardzodużydom.
–Wezmętopoduwagę.
Co będzie wymagać nie lada wysiłku, zważywszy że nie
potrafiła teraz myśleć o niczym innym. I zapewne o to mu
chodzi,okilkagodzinwyczekiwaniawnapięciu.Kiedyostatnio
ktośjątakoczarował?
–Niesądziłam,żejesteśtakipoetycki.
–Wcaleniejestem.–Przyglądałjejsięprzezchwilę.–Mówię
tylkoto,cosłyszęwgłowie,kiedyotobiemyślę.
Nonieźle.Niezaczęlijeszczerandki,aonjużdałjejpowody,
byzaprzepaściłatenniewinnywieczóruVala.
– Jak ja mam tam siedzieć i udzielać się towarzysko po tym,
comituopowiadasz?
–Podobniejakjamuszęsiedziećwfundacjizeświadomością,
że jesteś w sąsiednim skrzydle budynku – odparł spokojnie. –
Muszę powstrzymywać się co godzinę przed złożeniem ci
wizytywwiadomymcelu.
Wygląda na to, że dała mu zielone światło na dzielenie się
fantazjami erotycznymi, i w zasadzie nic w tym złego. Jeśli
spotkanie ma rozwijać się w podobnym duchu, to proszę
bardzo.
– Następnym razem się nie powstrzymuj. – Przeszył ją
spojrzeniem,wktórymniedałosięukryćpożądania.
–Odbieraszmiszansęnaskupieniewpracywponiedziałek.
Znowusięroześmiała,zastanawiającsię,czywypadadaćsię
oczarowaćdotegostopnia.
– I dobrze ci tak. Bo ty odebrałeś mi szansę na skupienie
podczas tego rodzinnego spotkania. Teraz myślę tylko o tym,
jaksięstądeleganckourwać.
– Ten pomysł mi się podoba – mruknął. – Może od razu coś
wymyślisz,żebymwysłałValowiwiadomość,żenieprzyjdziemy.
– To jest… – Straciła wątek, bo położył jej dłoń na ramieniu
ipogładziłpalcempłatekucha.–Myślę,że…żepowinniśmysię
pokazać przynajmniej na chwilę. Pewnie już wiedzą, że
jesteśmy.
– Pewnie tak – zgodził się, ale nie zdejmował ręki z jej
ramienia.
Inagleznowupocałowałjąwusta.
Tym razem był to długi pocałunek, któremu poddała się
bezwiednie. Ich języki zetknęły się i rozesłały dreszcze
pożądaniapocałymciele.
Xavier oderwał od niej usta znów zbyt gwałtownie i za
wcześnie. Oddychał ciężko, a może to ona z trudem łapała
oddech?
– Może powinniśmy już… – Musnął nosem jej ucho i złożył
kilkapocałunkównaszyi.–Tak,tak…Trzebasięruszyć.
– Uhm … – Przechyliła głowę, by umożliwić jego wargom
lepszydostępdojejszyi.–Naprzykładdociebie?
Jęknąłcicho,wciążwodzącustamipojejskórze.
– Szkoda, że to mówisz, bo przekonałaś mnie, że jednak
powinniśmydonichzajrzeć.
–Możepotraktujemytojakogręwstępną?
–Albouzgodnimyjakiśsygnał.Zaćwierkaszjakwróbelek,aja
zaczekam na ciebie w łazience – zaproponował z nadzieją
wgłosie.
– Bardzo to romantyczne jak na pierwsza randkę. –
Roześmiała się, gdy uszczypnął ją w ramię. – Wymyśl coś
lepszego.
– Myślę, że muszę wydostać się z tego samochodu, zanim
nastąpi coś nieodwracalnego – rzekł półgłosem. – Nigdy bym
nieprzypuszczał,żejesteśtakaromantyczna.
–Isłusznie.Botakaniejestem.Tylkocałyczasudaję.
Wysiedli z samochodu, Xavier wziął ją za rękę i weszli po
schodach do drzwi, szepcząc i chichocząc. Wyraźnie ją to
podniecało.
Otworzyła im kobieta w średnim wieku, w białym fartuszku,
o starannie uczesanych siwych włosach, i wprowadziła do
obszernegoholu.
LaureloderwaławreszciewzrokodXaviera,byprzywitaćsię
zeswoimewentualnymszefem.
ValprzedstawiłjąSabrinie,swojejżonie,wpatrzonejwmęża
jakwobraz.
Siwowłosa kobieta roznosiła kieliszki z chardonnay, Sabrinie
podała jednak szklankę z ciemnoczerwonym płynem, zapewne
zsokiemporzeczkowym.
Val wzniósł toast za spotkanie. Laurel uniosła w górę swój
kieliszek. Czuła, że się z nim dogada, nawet gdyby śledztwo
miałosięprzeciągać.
Jak by to było, gdyby zachowała pracę w fundacji?
SpotykałabysięzXavierem,dopóki…
Zaraz, zaraz, ale czy to nie jest stawianie spraw na głowie?
Przecieżjeszczesięzsobąnawetnieprzespali.
–Sabrinajestwciąży–szepnąłjejXavier,podczasgdyżona
Vala wydawała jakieś polecenia służbie, a Val programował
zestawstereowrogupokoju.
–O!–Zdziwiłasię,bobyłatowiadomośćbardzoprywatna.–
Mamjejpogratulować?
–Niejestempewien,czyzostałotojużpodanedopublicznej
wiadomości.
– W takim razie czy jesteś pewien, że powinieneś mi o tym
mówić?
Uśmiechnąłsiętak,żepoczułamrowieniewpalcachnóg.
– Chciałem podzielić się z tobą tą wiadomością, bo czuję się
trochęzdezorientowany.
– Aha. To faktycznie jest dość dziwne uczucie – zaczęła
powoli, usiłując się domyślić, o co mu chodzi. – Zmusza do
zastanowienia, ale nie w sensie, że ja też tak chcę, tylko
bardziejwsensiewłasnejśmiertelności.
Wjegooczachzabłysłajakaśwewnętrznaradość.
–Nowłaśnie–odparłpółgłosem.–Niewiem,jaktosiędzieje,
żeczytaszwmoichmyślach.Chybajesteśmydosiebiebardziej
podobni,niżnamsięwydaje.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Xavier obawiał się, że w obecności Sabriny może czuć się
niezręcznie, ponieważ chodzili z sobą, zanim związała się
z Valem. Jednak Laurel absorbowała go do tego stopnia, że
natychmiastzapomniałoSabrinie.
Szczerze mówiąc, dość szybko pogodził się wtedy z tym, że
Sabrinadałamukosza.Byłapięknaniczymzamarzniętatundra
porośniętaośnieżonymidrzewami:imbyładalej,tymwyglądała
lepiej.
Zasadataadekwatnieoddawałajegostosunekdowszystkich
pozostałych związków. Zachowywanie dystansu przychodziło
mu w sposób naturalny, bo i tak większość czasu spędzał
codziennie w LeBlanc Jewelers, co skutecznie odstraszało od
niegokobiety,któreliczyłynajakąśtrwalsząrelację.
Dotąd nigdy tego nie żałował. Nigdy nie tęsknił za kobietą,
któraodeszła.Ledwozauważał,kiedyprzestawałyodpowiadać
najegotelefony.
DopókiniespotkałLaurel.
Aprzecieżniebyłazupełniewjegotypie.Gdybyspotkałjąna
ulicy,nawetbyjejniezauważył.Aniniezwróciłbynaniąuwagi
jako na potencjalną partnerkę seksualną, choćby dlatego, że
nienależaładotejsamejklasy.
DopókiniespotkałLaurel…
Powtarzał sobie to wiele razy podczas tego wieczoru, bo
kusiło go, by tym razem robić wszystko inaczej, niż uczył go
ojciec:sprawdzić,jaktojestiśćnacałośćiuwierzyć,żesprawy
mająsiętymlepiej,imbardziejczłowiekjeprzeżywa.
Po kolacji sprzątnięto ze stołu i wszyscy przenieśli się do
salonu. Laurel i Sabrina, zajęte rozmową, usiadły na kanapie
przykominku.
ValpodszedłdoXaviera,którystałprzyoszklonychdrzwiach
napatiozbasenem.
Wymienili kilka zdań na temat trudności, z którymi zmagał
sięoddziałLeBlancJewelerswNowejAnglii,aletematszybko
sięwyczerpał.
Xavier nie zaczynał nowego, gdyż zajęty był obserwowaniem
Laurel.
– No więc… – zagaił Val po tak długiej pauzie, że Xavier
zareagował z zaciekawieniem. – No więc o co chodzi z tobą
iLaurel?
– Zależy, co rozumiesz pod pojęciem „o co chodzi”? – Xavier
wypiłdługiłykpiwa.Chciałzyskaćnaczasieiprzygotowaćsię
donastępnejkwestii.
– Chodzi o to, że się z nią spotykasz, czego się nie
spodziewałem. Zdziwiłem się tylko, dlaczego tak zależy ci na
tym, żebym cię dzisiaj zaprosił. Musieliśmy z Sabriną zmienić
wcześniejszeplany.
–Całkiemniepotrzebnie–odparłXavierłagodnie.–Wcalenie
otomichodziło.Tojestdość…
Co„dość”?Dośćskomplikowane?
Nigdy nie miał problemu z zaciągnięciem dziewczyny do
łóżka.Tyleżetadziewczynawciążrzucałamujakieśkłodypod
nogi.
Valuniósłbrwi.
– Jeśli z tego powodu zapominasz języka w gębie, to znaczy,
że coś jest na rzeczy. Zmieniliśmy plany na wieczór, bo byłem
ciekaw, co to za nowa laska wywołuje aż takie komplikacje.
I doznałem nie lada szoku, kiedy stanąłeś w drzwiach z nową
szefowąadministracji.
–Jeślijużotymmowa…
Xavier zorientował się, że powinien był uprzedzić brata
ozamianiestanowiskwfundacji.Terazwykorzystałsytuacjędo
wygodnejzmianytematu.
–Jeślijużotymmowa,topowinieneświedzieć,żewkońcuto
stanowisko
objęła
Adelaide.
A
Laurel
pomaga
mi
wpozyskiwaniusponsorówidarczyńców.
– Aha! – Val uśmiechnął się szeroko, ale wrócił do
poprzedniego tematu. – Trzymasz ją przy sobie na wypadek
dodatkowychzajęć,tak?
– Wcale nie! – zaprotestował Xavier gwałtownie, starając się
mówić cicho i sprawdzając, czy Laurel nadal rozmawia
zSabriną.
Lepiejżebyniesłyszałapodobnychuwagnatematichrelacji.
–Tadziewczynarzeczywiściemamnóstwodobrychpomysłów
i jest… No, sam nie wiem, jak to powiedzieć. Po prostu
inspiruje mnie. Zacząłem dzięki niej widzieć różne sprawy
zupełnieinaczej.
Valniespodziewanieuderzyłgowplecytak,jakrobitobrat,
któremuzależy.
– Słuchaj, brachu. Widzę, że ona rzeczywiście cię pobudza.
Kiedy ostatni raz podniosłeś głos? Chyba naprawdę jest
wyjątkowa. Zrób to dla mnie i tym razem przestań być sobą.
Chciałbymjązatrzymaćwfundacji.
–Zaraz,zaraz!Cochceszprzeztopowiedzieć?–zaniepokoił
sięXavier.
– Pamiętaj tylko, że to jest istota ludzka, która ma uczucia –
ostrzegł Val łagodnie. – Kobiety lubią, kiedy dajesz im do
zrozumienia, że doceniasz ich obecność i od czasu do czasu
zapraszasznarandkę.
– No przecież z nią jestem, tak czy nie? – nastroszył się
Xavier.
IotowłaśnieValowichodziło,sądzącpowyraziejegotwarzy.
–Owszem,jesteś.Ipostarajsiękorzystaćztegojaknajdłużej.
Boonaitakjestdlaciebiezdecydowaniezadobra.
Zamilkł, bo Sabrina zaproponowała, by przenieśli się na
patio.
Zanimbratzdążyłsięzgodzić,Xavierpodniósłrękę.
–Bardzodziękujemyzazaproszenie,alemusimyjużiść.
Spojrzał na Laurel siedzącą w przeciwległym końcu pokoju
iznowudopadłogotodziwnenieznaneuczucie,jakbyzinnego
świata.
Tym razem jednak odczuł je raczej jako silną nić
porozumienia, bo Laurel patrzyła na niego w sposób, jakiego
nigdyprzedtemodnikogonieoczekiwał.
Mimotonieodwróciłwzroku.Wciągałagowswojąaurę,aon
nieznajdowałwsobieśladuoporuanichęci,żebysięwyzwolić.
Jedyne,comógłzrobić,toiśćzanią.Tyleżetoonmiałkluczyki
dosamochodu.
PożegnałsięwięcszybkozbratemiSabrinąiporwałLaurel
dosamochodu.
– W życiu nie widziałam tak błyskawicznej ewakuacji –
zauważyłaLaurelzuśmiechem,ściskającgozaramię.
– Najwyższy czas. Mam dziś jeszcze mnóstwo spraw do
załatwienia. I nie są to sprawy, które da się załatwić w domu
mojegobrata.
– Podoba mi się to. Mam rozumieć, że zabierasz mnie na
malownicząwycieczkęnadjezioroMichigan?
Małobrakowało,aotworzyłbyustazezdumienia.
–Żartujesz,prawda?
–
Przejęzyczyłam
się.
Chciałam
zapytać,
na
czym
skończyliśmy. O ile pamiętam, twoja ręka zawędrowała pod
mojąsukienkę–odparłazalotnie,cowywołałownimtaksilną
erekcję,żemiałochotęjęknąć.
Przecieżżadentakiincydentniemiałmiejsca,bogdybymiał,
toniewysiadalibywogólezsamochodu.Aledobrze,niebędzie
sięspierał.
–O,tutaj?
Położył rękę na jej nagim udzie i wsunął ją pod sukienkę,
delikatnie pieszcząc skórę kciukiem. Posuwał się coraz wyżej,
a widząc, że Laurel go nie powstrzymuje, wędrował dalej, aż
natknął się na trójkąt jedwabiu między jej nogami. Miał
nadzieję,żezgodniezobietnicąróżowego.
Laurel wciągnęła powietrze i wstrzymała oddech. Atmosfera
nabrzmiała tak dużym napięciem seksualnym, że chyba na
momentstanęłomuserce.
– Mniej więcej – przyznała głosem tak zmienionym, że omal
niecofnąłręki.Onajednakprzykryłajądłoniąipchnęłajeszcze
wyżej.–Chociażmożebardziejtak.
Proszę bardzo! Pieścił ją coraz mocniej. Laurel westchnęła,
a on poczuł, jak to westchnienie dociera do najbardziej
wrażliwychmiejscwjegociele.
Zdecydowanie zasługiwała na coś lepszego niż seks
w samochodzie, dobry może dla napalonego nastolatka, który
niemapojęciaokobiecymciele.
Odchrząknął,gwałtownymruchemuwolniłdłoń,zapaliłsilnik
iwrzuciłbiegwsteczny.
– Jedziemy do mnie. Jeśli masz inne preferencje, to mów od
razualbotrzymajjęzykzazębami.
– Wolałabym trzymać co innego – odparła zuchwale, kładąc
rękę na jego udzie w taki sam sposób, jak przed chwilą on to
zrobił.
Różnica polegała na tym, że ona jednak nie prowadziła
samochodu.
Koniuszkiem palca pogładziła jego członek. Jej dotyk był
bardzo delikatny, Xavier jednak odczuł go tak, jakby Laurel
ściskaławdłonijegomęskośćnacałejjejdługości.Wskazówka
prędkościomierza
wskazywała
coraz
większą
szybkość.
Samochódwypadłzbramynaulicę.
Xavier z trudem zmusił się, by zwolnić, zanim kogoś zabije,
po czym zdecydowanym ruchem zdjął rękę Laurel ze swojego
krocza.
–Zaczekaj.Będziemynamiejscuzaparęminut.
Posłuchałagoigrzeczniepołożyłaręcenakolanach.
–Twójbratijegożonatobardzomililudzie.
– Cieszę się – odparł krótko – ale jeśli masz ochotę na
pogawędki,towymieńraczejswojeulubionepozycjeipodłoża.
Woda,takczynie?Iinnetegotypusprawy.
Dźwięczny śmiech Laurel otulił go niczym chłodny prysznic
wupalnyletnidzień.Zerknąłnaniązukosa,zmieniającpas,by
wyprzedzić mikrobus, który wlókł się przed nimi z prędkością
stu
kilometrów
na
godzinę,
jakby
nie
wiedział,
że
podnieconemufacetowimożesiębardzospieszyć.
Laurel namyślała się przez chwilę, uderzając lekko palcem
wdolnąwargę.
– Jestem fanką przytulania. Nie lubię na dywanie. Nie
potrafię powiedzieć, czy lubię coś oprócz łóżka, bo niczego
innego nie próbowałam. A o co chodzi z tą wodą? Czy mamy
kochać się pod wodą, czy będziesz polewał mnie wodą
wtrakcie?
–Tak–odparł.
Woda rozpryskująca się na jej ciele, krople na jej piersiach
domagającesięzebraniajęzykiem.
Zdecydowanietak.
Xavier zaparkował przed domem, bo wjazd do garażu
trwałybyzdecydowaniezadługo.
Czy gdyby wyniósł ją z samochodu na rękach, to byłaby
przesada?Naszczęściechybazdawałasobiesprawęztego,jak
bardzo jest podniecony, bo zanim okrążył samochód, by
otworzyćjejdrzwi,stałajużnachodniku.
Chwyciłjązarękęiwprowadziłdośrodka.
Laurelrozejrzałasięzciekawościąpociemnymwnętrzu.
–Oiledobrzepamiętam,byłamowaomarmurowejkolumnie.
– Kolumna jest od frontu – rzucił lekceważącym tonem
i popchnął ją w kierunku schodów. – To za daleko. Teraz
zapomnijoniej.Zwiedzimynajpierwgórę.
Wprowadził ją do sypialni, zamknął drzwi i przycisnął ją do
nich.
–Tosąbardzosolidnedębowedrzwi.
Po wielogodzinnym wyczekiwaniu z jękiem ulgi wpił się
ustamiwjejpełnewargi.
Nie był to wcale taki pocałunek, jaki sobie wcześniej
wymarzył, lecz coś znacznie bardziej dojmującego. Bo nigdy
przedtem żadnej kobiety tak silnie nie pragnął. Było to
pragnienie, które wyłączało myślenie i umożliwiało jedynie
odbiórwrażeńzmysłowych.
Laurel też nie próżnowała: obejmując go oburącz, zsunęła
ręce po jego plecach i gorączkowo wyciągała mu koszulę ze
spodni,bywreszciedotknąćjegoskóry.
Pocałunekstawałsięcorazgorętszy,wtulalisięwsiebiecoraz
mocniej. Po chwili Xavier sam już nie wiedział, gdzie jest on,
a gdzie Laurel. Jej krótkie westchnienia rozkoszy potęgowały
jegopodniecenieiwydawałomusię,żezarazposzybujewgórę.
Jej usta i dłonie, pieszczoty i uniesienie, które dzięki niej
odbierałterazwszystkimizmysłami,działałynaniegowsposób
niepojęty. Nigdy dotąd nie pożądał aż tak żadnej kobiety. To
byłojakbynieopanowaneopętanie.Pragnąłdotykaćjejnagiego
ciała, pieścić i całować, czuć kształt i smak jej piersi, wilgoć
międzyjejudami,którasygnalizowała,żeonateżgopragnie.
Sunącrękamipojejudach,uświadomiłsobienagle,żetonie
on ją prowadzi ani nie ona prowadzi jego. Że prowadzi ich
narastająca nieposkromiona żądza. A jednak coś go w tym
wszystkimniepokoiło.
Bo gdyby rzeczywiście oboje ulegli tylko bezgranicznemu
pożądaniu, to skąd się wzięło to dziwne nieziemskie uczucie,
które jest silniejsze niż zwykłe pożądanie? Normalny seks –
proszę bardzo. Potrafił przecież właściwie obsłużyć piękną
kobietę we własnym łóżku. Dlaczego miałoby w tym być coś
więcej?
Wydając z siebie krótki stłumiony pomruk, wziął ją na ręce
izaniósłdołóżka.
–Innepodłożaprzećwiczymyinnymrazem.
Całującgowucho,zdołałatylkowymamrotać:
–Umowastoi.
Ostrożnie i delikatnie ułożył ją na brzegu łóżka. Pochylił się
nadniąizacząłcałowaćjejszyję.Gdydotarłdodekoltubluzki,
próbował ją rozpiąć, ale mu się nie udało, więc ściągnął ją
przezgłowę.
–Odtądróżowytobędziemójulubionykolor.
Uśmiechnęła się pogodnie i prowokująco zsunęła ramiączko
stanika.
–Możebędęwyglądałalepiejbeztego?
–Raczejniemożliwe.Alemoże…lepiejsięupewnić.
Patrzyła mu w oczy, gdy on tymczasem ukląkł między jej
nogami i położył dłonie na jej plecach. Drżącymi palcami
majstrował przy zapięciu biustonosza. Też nie był w stanie go
rozpiąć, więc z pomrukiem zniecierpliwienia szarpnął go
irozerwał.
– Przepraszam. Jutro wykupię dla ciebie całą kolekcję
zVictoriaSecret.
Na widok jej piersi znowu zapomniał, jak się oddycha. Ujął
jedną z nich i przytknął ją do ust. Smakowała wyśmienicie.
Ciało Laurel naprężyło się, jęknęła i wygięła plecy, po czym
zcichymwestchnieniemchwyciłagozagłowęiprzycisnęłado
siebie,jakbyobawiałasię,żejejkochaneksięrozmyśli.
Wykluczone. Mógł tkwić w tej pozycji godzinami, gdyby nie
to, że druga pierś domagała się atencji. Zajął się nią więc
i stwierdził, że jest jeszcze słodsza i soczystsza. Laurel
wzdychała,pojękująccicho.
–Tak,Xavier.Tak…Jeszcze,jeszcze…
Zachęcony pchnął ją na materac. Różowe jedwabne stringi
działały mu na nerwy, bo zakrywały miejsce, w którym już
dawno chciał się znaleźć. Wsunął kciuki pod gumkę i jednym
zdecydowanym ruchem zsunął je i odrzucił na bok. Przez
dłuższyczasniebędąjejpotrzebne.
– Jesteś piękna – szepnął z zachwytem i zgiął jej kolano, by
napatrzeć się do syta. Nie ma nic bardziej podniecającego niż
Laurel leżąca w jego sypialni, z zapraszająco rozłożonymi
udami,corazbardziejpobudzona.Pochyliłsię,dotknąłwargami
wewnętrznejstronyuda,poczymwsunąłgłowęmiędzyjejnogi
wmiejsce,którejeszczeprzedchwilązakrywałróżowyjedwab.
Pierwszy dotyk wywołał silny dreszcz, który przebiegł przez
jej ciało. Teraz oboje oddychali coraz szybciej. Xavier czuł jej
zapach, trzymał ręce na jej biodrach. Narastający żar ogarniał
teraztakżejegociało.Napięciestałosiębolesne.
– Chcę, żebyś doszła – powiedział i zaczął ją pieścić coraz
szybciej.
Nie miał pojęcia, co może zrobić, ale wiedział na pewno, że
owieledłużejniewytrzyma.
Pożądał jej bardziej niż czegokolwiek i kogokolwiek w życiu.
Bardziej niż powietrza, krwi i wody. I wtedy Laurel nagle
krzyknęła,ścisnęłagoudamiiwbiłamupalcewszyję.Jejłono
zacisnęło się gwałtownie, a potem pulsowało. Jej głos
wypowiadającyjegoimięzabrzmiałwtejburzynamiętnościjak
chór anielski. Będzie go wspominał i słyszał we śnie
tygodniami.
Dopieroterazmógłzająćsięsobą.Ściągnąłubranieipochylił
sięnadLaurel,pokrywającjąpocałunkami.Wyglądałonato,że
nieco ochłonęła. Jej dłonie powędrowały po jego plecach,
pośladkach, dotarły między uda. Chwyciła mocno jego
przyrodzenie, przesuwając kciukiem po wierzchołku i mało
brakowało,abyskończył.
–Zaczekaj,Laurel–szepnął,opanowującsięzwysiłkiem.
Sięgnął do szuflady szafki przy łóżku i wyjął paczkę
prezerwatyw. Drżącymi rękami udało mu się rozerwać
opakowanie.Opadłznowumiędzyjejuda,aonauśmiechałasię
do niego. W jej oczach skrzyło się pełno tajemnic. Nie mógł
czekaćanisekundydłużej.
Pocałował ja namiętnie i objął tak silnie, że ich ciała znowu
zlałysięwjedno,jakbyzawszebyłyrazem.
IwtedyLaurelzaprowadziłagonanastępnypoziom:otoczyła
gonogamiiotworzyłasięszeroko,bymógłwniąwejśćjednym
ruchem. Przywitała go wilgotnym ciepłem i natychmiastową
gotowością.
Zakręciłomusięwgłowie.Laurelzacisnęławokółniegonogi
iramiona,azjegoustwyrwałsięgłośnyjęk.Poruszalisięcoraz
szybciej. Wzrastająca temperatura doprowadziła ich na szczyt.
Spojrzał na nią i wtedy coś w nim nagle pękło. Poszybował
wysoko na grzbiecie fali namiętności. Laurel, wstrząsana
kolejnym orgazmem, szybowała razem z nim. Tego dotąd nie
przeżył z żadną kobietą. Nie wiedział, że kochanie się może
polegaćwłaśnienatym.
Krążące w nich i wokół nich fluidy scaliły się i rozpaliły
świetlistymblaskiem.Xavierzadrżał,zacisnąłpowiekiiprzeżył
spełnienie tak intensywne, jakby w jego głowie doszło do
eksplozji.
Kiedy otworzył oczy, ujrzał Laurel w swoich ramionach,
zwłosamirozrzuconymiwokółtwarzy.
Nie mógł myśleć ani mówić. Mógł ją jedynie objąć mocniej
i mieć nadzieję, że nigdzie nie odejdzie co najmniej przez
najbliższymiesiąc.
Przecież dopiero zaczął badać tę swoją nowo odkrytą
namiętność,LaurelDixon.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Laurel poczuła, że musi wydostać się z sypialni. I to
natychmiast,zanimrozsadzijąnatłokmyśli,doznańcielesnych,
uniesień i emocji. Zanim da po sobie poznać, co się z nią
naprawdędziejeiwpakujesięwzagrażającejejmisjikłopoty.
Toprawda,żezgodziłasięnakrótkiseksbezzobowiązańczy
pretensji,zktóregokażdymawynieśćzadowolenie,niemyśląc
o niczym innym oprócz przyjemności erotycznej. Xavier
sprawdziłsię,byłobardzomiło,alejużwystarczy.
Tylkoniebardzowiedziała,jaksięztegowykręcić.
– Coś czuję, że próbujesz zbierać się do odlotu – mruknął,
delikatnie dotykając ustami jej skroni. – Ale ja cię nie
wypuszczę.
Dotykjegowargznowuprzejąłjądreszczem.
– Czujesz, że zastanawiam się, jak się wymknąć? – zapytała,
dziwiącsię,żemożejeszczemówićpotym,gdywszystkoinne
odmówiłoposłuszeństwa.
Zapomniałanawet,dlaczegopowinnasięubrać.
– Nie jestem przygotowana na nocowanie tutaj, więc lepiej
jużpójdę.
Trzebanadalutrzymywać,żechodziwyłącznieoseks.Xavier
będzie musiał ją odwieźć albo sama zamówi taksówkę, kiedy
znajdzie komórkę. W piątek wieczorem w tej dzielnicy
taksówkajestnawagęzłota.Chwilępotrwa,zanimprzyjedzie.
– To jest kłamstwo – odparł, wodząc ustami wzdłuż jej szyi
wtakisposób,żeponowniepoczułaprzypływrozkoszy.–Mam
tu jeszcze całe połacie nagiego ciała, których nie zdążyłem
zbadać.Czegopotrzebujesz,żebytutajprzenocować?
–Szczoteczkidozębów–udałojejsięwymamrotać.
–Mamkilkazapasowych.Jakiśinnewarunki?
–Maszzamiarwszystkiespełniać?
–Raczejtak.Żebydaćciszansę,kiedynienadążasz.
–Miałamwrażenie,żetotyjesteśztyłu.
–Notak,faktycznie,jestem–przyznał,przyciskającbiodrado
jej pośladków. A ponieważ okazało się, że znów jego członek
stwardniał, kilkoma ruchami posiadł ją ponownie. A kiedy
zacząłpieścićjejpiersi,skręcałasięzrozkoszy.
Skądonwie,jakigdziejejdotykać?
– Xavier – westchnęła pragnąc, by zabrzmiało to jak
ostrzeżenie,atymczasemzabrzmiałojakbłaganie.
– Jestem tu, kochanie – szepnął i przytrzymał ją za biodra,
kiedywbijałsięwniąodtyłu.–Tojesttwojaulubionapozycja,
prawda?
W odpowiedzi zdołała tylko wydać z siebie głęboki jęk. Więc
jakmogłamuodmówić?
– Nie potrafię cię nie dotykać – ciągnął tym swoim kojącym
hipnotycznym
głosem.
–
Jesteś
taka
ciepła,
gładka
ipociągająca,żetracęprzytobiegłowę.
Ponownie wstrząsnął nią gwałtowny spazm rozkoszy. Skuliła
się odruchowo, domagając się więcej pieszczot. Nie dał się
długo prosić. Zalała ją nowa fala rozkoszy, po czym nadszedł
kolejny orgazm. Zamiast minąć, trwał i narastał, potęgując
rozkosz.Zjejoczupopłynęłyłzy.
Xavier poczuł spełnienie chwilę później. Zanurzył usta w jej
włosach, opadło na nią ciężko, wciąż pulsując. Leżeli obok
siebiedługo,dysząc.
Laurel odnosiła wrażenie, że przenieśli się w inny wymiar,
gdzietakierzeczydziejąsiębezprzerwy.
– To było coś niesamowitego – zachrypiał, odwracając się na
plecyiobejmującjąnanowo.–Jeszczelepszeniżzapierwszym
razem.Chociażtamtoteżniebyłobyleco.
Gdy jej oddech się wyrównał, znowu zatęskniła za ciężarem
jegociała.Swobodneoddychanieteżjestprzereklamowane.
–Owszem.Możnatakpowiedzieć.
– Hm, ciekawe. Masz jakieś lepsze określenie? – zapytał
wyzywającymtonem.
– Oczekujesz komplementów? – drażniła się. – To było tak
wstrząsające jak trzęsienie ziemi. Wystarczy? Czy mam
kontynuować?
Delikatniecałowałjejpoliczek.
– Brzmi to trochę tak, jakbyś czytała na głos słownik
frazeologiczny.
Znieruchomiała. Nagle opadło z niej napięcie i ogarnął ją
chłód.Jedwabnapościelstałasięzimna.Ciekawe,czyXavierto
wyczuł. Jasne, że potrafi sprawnie władać językiem ojczystym.
Tojednazpodstawowychumiejętnościdziennikarzaśledczego:
dobieraćwłaściwesłowadookreślonejsytuacji.
Przypomnienie to pojawiło się zdecydowanie nie w porę.
Z drugiej jednak strony, może właśnie w samą porę. Im dłużej
tujest,tymgłębszykopiesobiegrób.PrzecieżXavierwciążnie
wie,zkimmataknaprawdędoczynienia.
Ujawnienie
prawdy
oznacza
utratę
wszystkiego,
co
dotychczas zdobyła. I nawet gdyby dla niego nie miało to
znaczenia, to pozbawiona osłony przed ewentualną porażką
samaniepotrafiłabyodgrywaćzuchwałejLaurel.
– Czuję, że znowu rozmyślasz, jak się urwać. – Zacisnął
ramiona,odcinającjejdopływpowietrza.
Tym razem nie było to przyjemne. Odepchnęła go, a gdy
zorientował się, że przesadził, natychmiast zwolnił uścisk.
Usiadłanałóżku,aonprzyglądałjejsiębadawczo.
–Jeślinaprawdęchceszjużiść,toniebędęcięzatrzymywał–
powiedziałcichymgłosem.–Niepodobamisięto,alezrobisz,
cozechcesz.
Tojeszczebardziejpogorszyłosytuację.
–Przestańbyćtakicholerniewyrozumiały.
–Proszębardzo:przestaję.
–Nowłaśnie!Itowłaśniejestcholernawyrozumiałość!
Rozdrażniona sięgnęła po kołdrę, by zakryć piersi. Już
przecieżsięnapatrzył.Tegocofnąćsięnieda.
W gruncie rzeczy chętnie by tu została, ale skoro Xavier nie
zna prawdy, to teraz każdy ruch będzie zły. Oto doskonała
receptanaporażkę.
–Niebyłaśprzekonananastoprocent,przychodzącdomnie
wieczorem,prawda?–zapytałbeznamiętnymtonem.
A więc nawet teraz nie jest w stanie wyprowadzić go
zrównowagi.
–Ależbyłam!Byłamcałkowicieprzekonana!
Mogłaby to powtarzać przez cały dzień. I bardzo zależało jej
na tym, by uwierzył, że ani przez chwilę nie czuła się do
niczegoprzymuszona.
Alejakmuwyjaśnić,dlaczegonaprawdęchcesięwymknąć?
–Zawszesamapodejmujędecyzję.Tylkoże…Samaniewiem.
–Ajawiem–oznajmił,ajejserceznowuzamarło.
–Wiesz?–Aleprzecieżtoniemożliwe.
Gdyby wiedział, po co tak naprawdę zgłosiła do fundacji, to
nie zapraszałby jej do domu i nie zaprosił do uczestnictwa
wuczcie.
O, jak bardzo chciała, by jednak powiedział: Okej, Laurel.
Podoba mi się, że masz zamiar zdemaskować nieuczciwych
pracowników mojej fundacji. Masz tu za to jeszcze jeden
orgazm.Albonawetdwa.
–Takmisięwydaje.Chciałaśpoprostusprawdzić,jaktojest
kochaćsięzemną.Ijużwiesz.Podobniejakwgalerii,kiedysię
ze mną całowałaś. – Jego cierpki uśmiech zranił ją jeszcze
bardziej dotkliwie. – W porządku. Moje ego może nieco
ucierpiało,alejakośtoprzeżyję.Podwarunkiem,żedobrzesię
sprawiłem,zaspokajająctwojąciekawość.
Był tak piekielnie cierpliwy i anielsko wyrozumiały, że nie
mogładopuścić,bytakmyślał.
– Wcale nie o to chodzi. Raczej o to, że mam za sobą kilka
spieprzonychsprawiwolałabymtegoniepowtarzać.
Ejże! Czy to nie jest zbyt dosadne ujawnianie własnej
podatności na porażkę? Sama obnaża się teraz bardziej, niż
kiedybyłarozebrana.Otodlategoniemożeodtańczyćtangana
dwie Laurel. Trudno z jednej strony udawać kobietę, która
dzielnie zabiera się za śledztwo, a z drugiej być kobietą, która
przeprowadzijejaknależy.
To chyba jednak nie jest najmocniejszy tekst tego wieczoru.
Mimo to Xavier pokiwał tylko głową i przeszedł nad tym do
porządkudziennego.
– Zapominasz, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. Ja też
nieznoszęporażek,więcrozumiem,ococichodzi.
Wziąłjądelikatniezarękęispojrzałnaichsplecionedłonie.
– Więc może powiedz mi, Laurel, co jest grane? Gdybym cię
poprosił, żebyś została, czy toby znaczyło, że działam za
szybko?Żewyprzedzamfakty?Jesteśmydorośli,jestmiztobą
dobrze. Odpowiada mi twoje towarzystwo. I tyle. Nie róbmy
ztegowiększejsprawy,niżnatozasługuje.
Wypuściła powietrze, a potem gwałtownie odetchnęła, bo
chwilęwcześniejnieświadomiewstrzymałaoddech.
– Przepraszam. Zachowuję się jak wariatka. To, co dzieje się
międzynami,niezaszłoażtakdaleko,żebymzachowywałajak
osobaniepoczytalna.
Wporządku.Odzyskujemypanowanienadsobą:oddech,puls
ibiciesercawracajądonormy.
– Niepoczytalna to jednak spora przesada – zauważył
z uśmiechem. – To ty zareagowałaś na moje idiotyczne
zachowanie, a nie odwrotnie. Dzisiejszy wieczór był niezwykły.
Bardziej niezwykły, niż się spodziewałem. I bardzo samolubnie
chciałbym,żebybyłotakichwieczorówwięcej.
– Może w kwestii romansów jestem trochę zbyt ostrożna.
Zpowodupewnychurazów.
Odchrząknąłipokręciłgłową.
–Kochanie,jesteśnajmniejostrożnądziewczyną,jakąmiałem
przyjemność rozbierać w łóżku. To jakieś kłamliwe bzdury,
maszjenatychmiastwymazaćzpamięci.
Nie mogła się nie roześmiać, bo dała się rozebrać w jego
włóżkutylkodlatego,żetejnocypostanowiłaniebyćsobą.No
iproszę,doczegotodoprowadziło.Małobrakowało,awszystko
byzepsuła.
–Łatwocimówić–odparła,zdającsobiesprawę,żestąpapo
cienkim lodzie, próbując być tą Laurel, którą widział w niej
Xavier,czyliosobą,którąpomógłjejbyć.
Lódwkażdejchwilimożesiępodniązałamać.
– Obawiam się, że będziesz musiał często mi o tym
przypominać–dodała.
– Może w takim razie będę cię tu trzymał nagą i będziemy
robićróżneświństwa.–Jegopsotnyuśmiechznowująrozbroił.
–Nie,nie.Jamówiępoważnie.Skorojesteśmypartnerami,to
alborobimytorazem,albonierobimywcale.
–Niezłyzciebiewyjadacz–rzuciłazudawanąironią–żetak
sięzgłaszasznaochotnika.Mamnieladaszczęście,żeudałomi
sięzyskaćpartnerazsamarytańskimzacięciem.
– O, dla mnie to chleb z masłem. W końcu prowadzę
organizację charytatywną i robię to dlatego, że znajduję
przyjemnośćwdzieleniusięzinnymi.
Wzruszyłdobrodusznieramionami,pociągnąłjądelikatnieza
rękę, a ona położyła się obok niego, opierając głowę na jego
ramieniu.
– A teraz, kiedy już załatwiliśmy kwestię twojego
przedwczesnego wyjścia, muszę wyznać, że pewien wątek tej
rozmowytrochęmnieniepokoi.
Ponieważ zostało ustalone, że nie ma się czego obawiać,
spróbowałazapanowaćnadswoimgłosem:
–Tak?
–Mówiłaśtamwgaleriioskakaniuwprzepaśćiodkrywaniu
tego,cojestzahoryzontem.Tomniebardzoporuszyło.
– Naprawdę? – Nie pamiętała nic oprócz smaku jego ust. –
Wcalesiędotegonieprzyznałeś.
– Próbowałem poukładać sobie w głowie różne sprawy –
wyznał. – Staram się nie wyciągać przedwczesnych wniosków.
Żeby rzucić się przed siebie, trzeba mieć nie byle jaki
temperament,
a
ja
wypracowałem
w
sobie
poczucie
ostrożności,którezdecydowanietemuniesprzyja.Terazusiłuję
sięgopozbyć.Naprzykładdziś.
No proszę! Całkiem nieźle. To zabrzmiało tak przekonująco,
że wróciła jej odwaga. Pogładziła go czule po imponującym
bicepsie.
–Cieszęsię,żemogłambyćczęściątwojegoeksperymentu.
–Niejesteśjegoczęścią,leczprzyczyną.
Aha! Teraz ona powoli zaczynała rozumieć, co jest grane.
Wygląda na to, że rozpoznali właśnie jeszcze jeden obszar
wzajemnegopodobieństwa.
–Chceszpowiedzieć,żetodziękimniestajeszsięodważny?
– W pewnym sensie tak. Ale wyczuwam również w tobie
wahanie,któremnieniepokoi.Chciałbymwejśćwtęrelacjędo
samegokońca,Laurel.Chcędoświadczyć,jaktojestprzeżywać
zkimśtakąnamiętność.Nienawidzętejswojejpowściągliwości,
wktórejsiędotychczasporuszałem.
– Posłuchaj, Xavier. To ty sprawiłeś, że nagle zapragnęłam
skoczyć przed siebie. Że znalazłam w sobie odwagę, żeby
zostawićzasobąwszystkiewątpliwości,lękiiobawy.
Szerokiuśmiechrozjaśniłjegotwarz,ajejodrazuzrobiłosię
cieplej.
– Czyli oboje odkrywamy, jak to na nas działa. Stanowimy
bardzozgranyzespół.
Ciężkizimnykamieńspadłjejwreszciezserca.
–Przecieżpowtarzamtoodsamegopoczątku.
Aterazwystarczytylkodotrzymaćsłowa.
Xavierchciałwidziećwniejkobietęodważnąizdecydowaną,
którą w gruncie rzeczy przecież była, więc nie ma się czego
obawiać.
Trzeba tylko uwierzyć, że znowu nie nawali. I ufać, że on
stanie przy niej, kiedy będzie na nowo stawać się prawdziwą
Laurel.
Bo najważniejsze odkrycie tego wieczoru polega na tym, że
nie ma żadnego rozdwojenia jaźni. Jest tylko jedna Laurel,
która zapomniała na chwilę o odwadze. A odważna Laurel
bierze,cochce.
TerazchceXaviera.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Weekend przeciągnął się do poniedziałku rano, Laurel nadal
przebywała u Xaviera. Był zachwycony. W sobotę zrobili
wspólniewielkiezakupy.
Byłotodlaniegocałkiemnowedoświadczenie,alenawetmu
siępodobało.
Kiedy w poniedziałek o piątej rano zadzwonił jego budzik,
Laurel nawet nie drgnęła. Przytulił się do niej, ale przesunęła
sięnaswojączęśćłóżka,obejmującrękamipoduszkętak,jakby
siębała,żemożejąstracić.
Patrzył na nią przez chwilę w bladym świetle nocnej lampki,
a potem postanowił jej nie budzić. Wstał i zabrał się do
porannychrytuałów.
Ćwiczył właśnie w siłowni na parterze, kiedy weszła do niej
zaspana. Rozrzucone w nieładzie długie włosy zasłaniały jej
twarz.Xavieruznał,żejesttojedenznajpiękniejszychwidoków
wjegożyciu.Wkrótkichspodenkachodpiżamyikusymbiałym
podkoszulkuwyglądałabardzoponętnie.
–Dzieńdobry–przywitałagosennymuśmiechem.–Niełatwo
ciętuznaleźć.
Oparłhantelnaudzieijużmiałgoodłożyć,byprzyciągnąćją
dosiebie,alewpadłnalepszypomysł.
–Niechciałemciębudzić.Aleskorojużzbudziłaśsięsama,to
dajmijeszczepięćminutnaostatnizestaw,apotemweźmiemy
razemprysznic.
–Dobrze–zgodziłasięzwahaniem.–Alebyłobymiło,gdybyś
zechciałpozbyćsięmnieprzedpracąiodwieźćmniedodomu.
–Adlaczego?
–Bopracownikomfundacjimożesięniepodobać,żesypiam
zszefem.
– W takim razie pracownicy fundacji mogą iść na drzewo –
warknął,chociażdobrzewiedział,żeLaurelmarację.
Wprawdzie to nie ich interes, ale do powrotu Vala trzeba
jakoś sterować tym okrętem, więc nie może sobie pozwolić na
wszystko,nacomaochotę.
–Maszrację–przyznał.–Personelmusiprzyzwyczaićsiędo
myśli, że jesteśmy z sobą. Ale to nie znaczy, że musimy to od
razuogłaszać.Podrzucęciędodomuwdrodzedofundacji.
– Kiedy będę miała własny samochód, będę jeździła w tę
i z powrotem od twojego domu do fundacji – oznajmiła
z uśmiechem. – Przez jakiś czas zachowajmy dyskrecję
ispróbujmysięzorientować,czytomożebyćdlaludziproblem.
Atymczasemcoztymprysznicem?Boniemogęsiędoczekać,
kiedy mnie wreszcie dotkniesz. Zajęcia pod prysznicem mogą
chwilępotrwać,aniepowinniśmyspóźniaćsiędopracyztego
powodu.
Nagle dostał tak silnej erekcji, że musiał się pochylić. Wziął
Laurel na ręce i zaniósł do najbliższej kabiny prysznicowej.
Rzucili się na siebie pod strumieniami gorącej wody i pod
wpływem nowych nieznanych pieszczot niemal natychmiast
przeżylirozkosz.
Niechętniepozwalałjejodejśćtegoranka.
W końcu jakoś się jednak wyśliznęła z samochodu,
przerywając pożegnalny pocałunek obietnicą, że w ciągu dnia
odwiedzigowbiurze.
To go ucieszyło. Z uśmiechem na ustach, czując nieustające
podniecenie, ruszył w stronę fundacji, z trudem przedzierając
sięprzezmiastozakorkowanezpowoduporannegoszczytu.
Jeśli sądził, że nasyci się porannym seksem pod prysznicem,
to się przeliczył. Pragnął Laurel nieustannie przez całą dobę
i zapewne będzie pragnął co najmniej przez następnych sześć
dniwtygodniu.
Dałamutylkogodzinęnato,byochłonął.
Kawa dawno już wystygła, bo ilekroć sięgał po kubek,
wydawało mu się, że słyszy za drzwiami czyjeś kroki i sądząc,
żetoLaurel,odchylałsięnafotelu,byjąprzywitać.
Atutakierozczarowanie.
Planował, że gdy tylko Laurel wejdzie, on natychmiast
zamkniedrzwiizaczniejąrozbierać.Dobitnieświadczyłotym
fakt, że odkąd przyszedł do biura, nie zrobił kompletnie nic.
Tymczasempowinienpracowaćnadprojektemkolejnejimprezy
charytatywnej, a nie fantazjować jak zakochany i niewyżyty
nastolatek.
Gdy Laurel stanęła wreszcie w drzwiach w obcisłej
limonkowej sukience, która kończyła się nad kolanami,
wszystkiejegoplanywzięływłeb.
–Noilemożnaczekać?Najwyższyczas!–mruknął.–Kolortej
sukienkidoskonalenadajesiędotego,comamciterazzamiar
zrobić.
Laurelzamknęładrzwiioparłasięoniezzaczepnąminą.
–Chceszzemniezrobićmargaritę?
– Chce cię raczej wycisnąć – odparł krótko i odsunął się
w fotelu od biurka. – Chodź tutaj. – Uderzył dłonią w blat. –
Sprawdzimy,czysmakujesztak,jakwyglądasz.
Laurelanidrgnęła,leczjejoczyzasnułamgłapodniecenia.
– Brzmi to jak recepta na powstrzymanie się od pracy
iniezałatwieniedzisiajżadnejsprawy.
–Właśnie.Tozresztąbyłodoprzewidzenia.
– W takim razie po co w ogóle przychodziliśmy do biura? –
zapytała z oszałamiająca szczerością. – Mogliśmy oboje iść na
choroboweispędzićcałydzieńwłóżku.
– Masz rację. – Dlaczego nie przyszło mu to do głowy? –
Zrobimytakjutro.
Onajednak,wciążuśmiechającsię,pokręciłagłową.
–Niemożemyspędzićdwóchdnizrzędunabzykaniu.
– A chcesz się założyć? – Bzykanie. Jakie to ładne określenie
seksu,zwłaszczawichwykonaniu.
Trzeba przyznać, że kilka razy rozgrzała go niemal do
czerwoności,sprowadzającprawiedostanuanimalnego.
– Właśnie tym zajmowaliśmy się przez ostatnie dwa dni
zrzędu.
–Nieprawda.Byliśmyprzecieżnazakupach.Ipamiętamteż,
żeposzliśmydokina.Ijeszczecośjedliśmy.
Dlaczego ona nie przestaje mówić, skoro zaprosił ją do
zabawynabiurku?Czyniewyraziłsiędośćjasno?Możeująćto
tak:
– Czy masz coś przeciwko temu, żebym w godzinach pracy
włożyłcigłowęmiędzynogi?
Omiotła go długim spojrzeniem i zatrzymała wzrok na jego
ustach.
–Tak.Właściwiemam.
–Czyżby?Bonatwarzymaszwypisanezupełniecoinnego.
– To, że się czegoś pragnienie, nie oznacza jeszcze, że to
dobry pomysł. – Splotła dłonie na brzuchu, napinając materiał
sukienkitak,żeuwydatniłysiępiersi.–Mamypilnezadaniedo
wykonania i coś mi się wydaje, że próbujesz się z niego
wymigaćpodpretekstemseksu.
No to wsadziła mu kij w szprychy. Jego podniecenie lekko
osłabło.Niemożnapuścićtegopłazem.
–Comasznamyśli?
– Aukcję dobroczynną. Ani razu się nad nią nawet nie
pochyliliśmy.Dlaczego?
Obojepatrzylinasiebie,alezmysłowawibracja,którajeszcze
przedchwiląwypełniałagabinet,jużpowoliwygasała.
– Bo mam takie wrażenie, że wolisz mnie w łóżku niż w sali
konferencyjnej.
O,tugozabolało.Odrazusięwyprostował.
–Chybażartujesz.Przecieżwiesz,żetonieprawda.
Jednak sam nie wierzył w to, co mówił. Nie wierzył
w przydatność umiejętności Laurel, jeśli chodzi o klauzulę
zapisanąwtestamencieojca.Imożewłaśniedlategojeszczejej
otymniepowiedział.Jeślionnierozumie,dlaczegojegowłasny
ojciecsięodniegoodwrócił,towjakisposóbrozpozna,żektoś
innyrobimutosamo?
KtośtakijakLaurel.
Uniosłabrwizdziwiona.
–Jeślitonieprawda,todlaczegowciążwydajemisię,żemnie
spławiasz, kiedy mówimy o partnerstwie, na które oboje się
zgodziliśmy.
Zasługiwałanawyjaśnienie,anawetwięcej.
–Dobrze.Porozmawiajmyotym.
Uśmiechnęła się pojednawczo, podeszła do biurka i usiadła
wfotelu.
– Czy rozmawiałeś już ze swoimi znajomymi na temat
przekazywaniaprzedmiotównaaukcję?
–Zkilkomaosobamitak.Alejakośniemogłemsięskupić.
Słabe wytłumaczenie, ale faktycznie był zajęty kobietą
w limonkowej sukience. Zanim zdążyła go za to skarcić,
podniósłręce.
– Miałem ciężki okres, jasne? Pomogłaś mi poukładać sobie
w głowie wiele rzeczy podczas tej rozmowy w sali
konferencyjnej, ale przyznaję, że potem już do tego nie
wracałem.
Spojrzałaznacząconajegotelefon.
–Wtakimrazieterazmamydoskonałymoment.
W geście dobrej woli podniósł telefon i otworzył listę
kontaktów.PodjejuważnymspojrzeniemwybrałnumerSimona
Perry,szefaMetroBanku.
Simonodebrałjużpodrugimsygnale.
– Dzień dobry, panie Perry – powitał go, próbując sobie
przypomnieć, jak zażyłe łączyły ich stosunki. – Mówi Xavier
LeBlanc.
– A to przyjemna niespodzianka – odparł Simon pogodnie. –
Syn wspominał, że spotkał pana w fundacji. Dziękuję za
umożliwienie mu uczestnictwa w dziele zmieniania świata na
lepsze.Tobardzoważnamisja,doktórejusiłujęgoprzekonać.
– Cała przyjemność po mojej stronie – zapewnił Xavier
irzeczywiściepoczułpewnezadowoleniezfaktu,żejestszefem
takiejfundacjijakLeBlancCharities.
Wprawdzie tymczasowym, ale ostatnio to zastrzeżenie
pojawiałosięcorazrzadziej.
Valwspominałnawetkiedyś,żeXaviermógłbybyćlepszyod
niego.
–Czymmogępanusłużyć?–zapytałSimon.
Xavier opowiedział mu o aukcji, a Simon zaoferował butelkę
Macallan whiskey, unikat, który, jak Xavier dobrze wiedział,
sprzeda się za co najmniej sto tysięcy dolarów. Była to więc
fenomenalna
dotacja,
czego
nie
omieszkał
powiedzieć
Simonowi.
Na koniec Simon obiecał przesłać kilka nazwisk swoich
znajomych, którzy mogliby być zainteresowani udziałem
waukcji.
– Doskonale. Gratuluję – pochwaliła go Laurel, kiedy się
rozłączył.–Możepowinieneśwykonaćjeszczeparępodobnych
telefonów, skoro tak dobrze ci idzie? – zaproponowała
żartobliwieidemonstracyjnieodsunęłasięodniego.
Tak, tak, jasne. Atmosfera staje się zbyt ckliwa. Zrozumiał
aluzję. Tym bardziej że Laurel już raz wytknęła mu taktykę
uników.
ROZDZIAŁDWUNASTY
Dzieńaukcjizacząłsiędlanichopiątejrano.
WsobotęXavierniewstawałzazwyczajotakwczesnejporze,
dziśjednakmielizLaureldługąlistęsprawdozałatwienia.
Xavier sam prowadził wynajętego pikapa. Laurel siedziała
obok i relacjonowała zmiany, jakie wprowadziła do jadłospisu
cateringowego.
Słuchał jej jednym uchem. Im bliżej było do imprezy, tym
bardziejsiędenerwował.
Za kilka godzin odbędzie się wielkie wydarzenie, które
planowali od wielu tygodni. A jeśli coś nie pójdzie zgodnie
z planem? Według szacunków wartość zebranych darowizn
wynosiładobrzeponadtrzymilionydolarów,aprzynajmniejna
tyleprzedmiotytezostałyubezpieczone.Leczwrzeczywistości
mogąnieosiągnąćnawetpołowytejkwoty.
Wszystkozależyodtego,czyzdołaliprzekonaćzaproszonych
gościdootwarciaportfeli.
Ajeślimusięnieuda?Ojciecbędziezacierałręcewgrobie.
– Czuję, że ogarnia cię panika – zauważyła Laurel, czytając
wjegomyślach.
–Panikatozamocnesłowo–odparłłagodnie.
– Kiedy zaczynasz mówić swoim starym tonem w stylu „nic
mnienierusza”,tojestwłaściweokreślenie.–Położyłamudłoń
naudzieiwgeściepocieszeniaizrozumienia.–Jeśliniechcesz,
żebym snuła domysły, to zawsze możesz mi powiedzieć, o co
chodzi.
Zatrzymał samochód na czerwonym świetle, zaczekał, aż
światło zmieni się na pomarańczowe i dopiero wtedy
odpowiedział.
– No dobra, panikuję – przyznał nachmurzony. – Sam nie
wiemdlaczego.
– Ponieważ to jest dla ciebie ważne wydarzenie. Nie ma
wtymniczłego.
–Alejestcośzłegowtym,żetonamnietakdziała.
–Niemartwsię.Damyradę.Zrobimytorazem.
–Alewłaściwiedlaczegotysięwtotakbardzoangażujesz?–
zapytał.–Przecieżtojestmojeprzedsięwzięcie.
Zdawał sobie sprawę, że marudzi. Zadał jej to pytanie tylko
po to, by zmienić temat. Teraz jednak, kiedy już wybrzmiało,
zauważył, że go to rzeczywiście intryguje. Pracowali po
dwanaście godzin dzień w dzień, nawet w weekendy. A Laurel
przecieżniemiaławtejgrzeżadnegointeresu.
–Właśniedlatego,głuptasie–odparłazuśmiechem,jakbyto
było całkiem naturalne. – Dlatego, że mnie potrzebujesz. I ta-
dam!Otojestem.
Nie zasługiwał na jej lojalność, tym bardziej że wciąż nie
potrafiłzdobyćsięnaotwartość.
– Ale ty nawet nie wiesz, dlaczego to jest dla mnie takie
ważne–wypaliłiodrazutegopożałował.
Laurelbyłazbytbystra,żebytoprzeoczyć.Warunekzawarty
w testamencie ojca stanowił puszkę Pandory, którą musi
otworzyć.Wspólnie,razemzLaurel.
Zaparkował przed hotelem, w którym wynajęli salę balową.
Aukcja miała się zacząć punktualnie o ósmej wieczorem, ale
mielijeszczemnóstwopracy.
Trzeba między innymi udekorować salę. Zamówili stroje
wizytowe, co znaczyło, że sami też muszą się kiedyś przebrać.
Xavier nie miał więc czasu, by wprowadzać Laurel teraz
w szczegóły klauzuli dziedziczenia. I wolałby nie wdawać się
w rozmowę o tym, dlaczego jeszcze o tym nawet nie
napomknął.
Laurelnastawiłaucha.
–Chceszpowiedzieć,żejestjakiśinnycel,ukryty?
–Taaak–odparłzwahaniem.
Laurelpewniezakłada,żezależymunadarowiznachjedynie
z powodów altruistycznych. Może lepiej nie wyprowadzać jej
ztegoprzekonania.
–Czymożemyporozmawiaćotympóźniej?
– Oczywiście – zgodziła się pospiesznie, a on poczuł się
jeszczegorzej.
Koniecznie musi wyznać jej prawdę. Choćby dlatego, że
jednak poświęcili mu swój czas i energię, a także w niego
wierzyła.Pozatym,jeżelirzeczywiściezamierzasprawdzić,jak
to jest, kiedy rezygnuje się z przesadnej ostrożności i pokazać
Laurel,żejejufa,totrudnoolepszydowódzaufania.
Powinien powiedzieć jej o wszystkim, nie szczędząc
najgorszego, i mieć nadzieję, że Laurel nie wyskoczy w biegu
zokrzykiemprzerażenia.
– Otóż… – ciągnął – testament mojego ojca jest… trochę
niekonwencjonalny, że tak powiem. Zawiera klauzulę, która
nakazuje nam z Valem zamienić się rolami. Jest to warunek
dziedziczeniaspadku.
–Ooo!–zawołała.–Itodlatego…
– Na tym nie koniec – przerwał jej, chociaż nienawidził
przerywania.
Uznał jednak, że jeśli od razu nie powie wszystkiego, to już
nigdytegozsiebieniewydusi.
– Muszę zebrać dziesięć milionów dolarów na rzecz fundacji
alboniedostanęwspadkuanicenta.
– Co? Przecież to śmieszne! – zawołała oburzona. – Spadek
nie powinien być opatrzony żadnymi warunkami. Po co ten
warunek? Czy ojciec chciał cię sprawdzić? Czy może
upokorzyć?
– Coś takiego. – Czy powinien poczuć ulgę, że pojęła to tak
szybko? Że oburzyła się na prawdziwego winowajcę, zamiast
czepiać się jego, Xaviera, za to, że jest tak płytki? – Bo ja się
znamnadiamentach,anienadobroczynności.
– Posłuchaj – rzekła poważnie, przeczesała mu włosy dłonią,
zsunęłarękęnakarkispojrzaławoczy.–Dobrzesobieradzisz
w fundacji, więc spełnisz ten warunek bez wysiłku. Zbierzemy
te dziesięć milionów, choćby się waliło i paliło. Jeżeli nie z tej
aukcji,toznastępnej.Będziemyrobićimprezy,ażzgromadzimy
całą kasę. Jestem gotowa harować w twoim imieniu i nie
odpuszczać.Rozumiesz?
–Itowszystko?–zapytałzniedowierzaniem.
Takiejreakcjisięniespodziewał.
– I nie chcesz się wycofać, wiedząc, że robię to wyłącznie
zpowodówmaterialnych?
Zbyłatopytanielekceważącymruchemręki,jakbyodganiała
natrętnąmuchę.
–Niewierzę,żerobisztowyłączniedlapieniędzy.Ojcieccię
upokorzył, a może nawet zranił. Rozumiem, że chcesz mu
pokazać,żeodniesieszsukces.
–Nomożerzeczywiściemaszrację–mruknąłoszołomiony.
I wtedy poczuł, jak coś ciężkiego zsuwa się z jego piersi,
ustępując miejsca Laurel, która tuli się do niego tak, jakby to
zawszebyłojejmiejsce.
W tej sytuacji nie mógł zrobić nic innego, jak ją pocałować,
aonazprzyjemnościątenpocałunekodwzajemniła.Gdybynie
siedzieli w kabinie pikapa, to natychmiast by ją rozebrał
iposiadł.Takwłaśnietakobietananiegodziałała.
Po raz pierwszy uwierzył, że będzie w stanie zdać ojcowski
egzaminzdziedziczenia.Laurelwytrwaprzynimtakdługo,jak
onbędzietrwałprzyniej.Czegowięcejmógłbypragnąć?
Aukcja okazała się oszałamiającym sukcesem od pierwszych
minut aż do końca. Nie mogło być inaczej przy pełnym
zaangażowaniu wszystkich pracowników i wolontariuszy
fundacji, którzy z radością i dumą przekazali na licytację
wykonanewłasnoręczniewyroby.
Xavier wyglądał bardzo godnie i sprawdził się znakomicie
w roli mistrza ceremonii. Laurel nie mogła oderwać od niego
oczuprzezcaływieczór.
Kiedygościerozeszlisię,odprawiłwolontariuszy.
–Wyszłolepiej,niżsięspodziewałem–przyznał,przyciągając
jądosiebietakblisko,żezabrakłojejtchu.
Na moment dała się unieść fali emocji, ale szybko wyzwoliła
sięzjegoobjęć.Zżalem.
Coraz trudniej było nie dotykać go bez względu na to, gdzie
sięznajdowali.
–Możemywracaćdodomu–dodał.
–Aniemamytujużnicdoroboty?–zapytała,mimożejego
spojrzeniezniewalałojątakjakdotyk.
–Jesttylkojednarzecz,naktórąmiałbymterazochotę.Inie
tomanicwspólnegozaukcją–oznajmił.
Niepamiętał,jakdotarlidodomu.
Już w progu sypialni ściągnął z niej sukienkę i upadli razem
na łóżko. Tam, ciasno spleceni, przenieśli się w inny wymiar,
oddając się nowym wzruszeniom ciała oraz duszy. Xavier
doprowadziłjąnaszczyty,którychnigdydotądniezdobyłaidał
tyle rozkoszy, że długo nie mogła wrócić do siebie. Kiedy on
osiągnął spełnienie, przywarła do niego z całych sił w obawie,
żeposzybujewyżej.
Imdłużejtoznimrobiła,tymmniejbyłapewna,żeudajejsię
zakończyć tę znajomość łagodnie i wyjść z niej bez szwanku.
Skoro jednak zgodziła się wspierać Xaviera w badaniu
głębszych uczuć, to nie mogła teraz, ot tak, po prostu zerwać
znimzdnianadzień.
Tym bardziej że zaczęła do tej relacji przywiązywać coraz
większąwagę.Znaczniewiększąniżpowinna.
Atowcaleniemiałbyćwstępdozwiązkunadłuższąmetę.Bo
być nie mógł. Wciąż nie przyznała mu się, kim jest naprawdę
i ani przez chwilę nie przypuszczała, że zmierzają do punktu,
w którym powinna się do tego przyznać. Sypiali z sobą, bo
obojgutoodpowiadałoisprawiałoprzyjemność.
Leczpewnegodniatosięskończy.
Xavier sam przecież powiedział, że pomagają sobie
wokazywaniuodwagi.
Poza tym właściwie już uznała ostatecznie, że nie będzie
żadnegomateriałuomalwersacjachfinansowych,ponieważnie
znalazła na nie żadnych dowodów. I to tyle, jeśli chodzi o tę
sprawę.
Tyle że… kiedy Xavier ją przytulał i głaskał jej włosy, wcale
nie wyglądało na to, że ich znajomość ma się ku końcowi.
Spędzalikolejnenocewjegołóżku,dotegowieletygodnipoza
łóżkiem,pracującnadaukcją,aonawcaleniezmęczyłasięjego
towarzystwem. To z pewnością o czymś świadczy. Ale o czym,
niemiałapojęcia.
Alboudawała,żeniema.
– Nie wiem, co chciał osiągnąć twój ojciec, sporządzając ten
zapiswtestamencie,alemożeszbyćpewien,żeniepozbawicię
wtensposóbnależnegospadku.
Mogła mu dać przynajmniej taką satysfakcję, zanim się
rozstaną.
– Jeśli aukcja przyniesie tyle, na ile liczyliśmy, to będę
całkiembliskotychdziesięciumilionów–zauważył.
– Mogę spotkać się w poniedziałek z Adelaide i kimś
zksięgowości,żebywstępniezorientowaćsięwwynikach.
– Dobrze, zrób to – mruknął Xavier, pokrywając drobnymi
pocałunkami jej szyję aż do ramienia, a potem jeszcze niżej.
Akiedyzacząłpieścićjejpiersi,zapomniałaoaukcji.
Dopiero w poniedziałek rano, siedząc z Adelaide i Michelle
w księgowości, przypomniała sobie, że o takim właśnie
stanowisku marzyła, starając się o pracę w fundacji:
o stanowisku na tyle godnym zaufania, by mieć dostęp do
dokumentów.
Przyspieszył jej puls na widok słupków, które dziewczyny jej
pokazały. Jednak nawet wiadomość, że zebrali zawrotną sumę
prawie dziesięciu milionów dolarów, nie była w stanie jej
uspokoić.
Skoro wystarczy urządzić jeszcze jedną równie skuteczną
imprezę i cel zostanie osiągnięty, to znaczy, że wkrótce
przestanie być potrzebna. W takiej sytuacji trudno udawać, że
wszystko jest w porządku. Zbliża się punkt kulminacyjny i nie
wiadomo,cobędziedalej.
Zapytała Michelle, kiedy zamkną bilans aukcji i zanotowała
kilka pomysłów Adelaide na kolejną imprezę. Pogawędziły
jeszcze chwilę, po czym Michelle i Adelaide zajęły się jakimś
innymtematem,tymrazemzwiązanymzusługamistołówki.
Laurel słuchała tego jednym uchem, notując swoje uwagi na
tematpomysłówAdelaide.
Skoro aukcja tak dobrze się powiodła dzięki zaangażowaniu
całego personelu, to nie ma powodu, by to zmieniać. Dlatego
zamierzała
posunąć
się
o
krok
dalej
i
wciągnąć
wprzedsięwzięcierównieżrodzinypracownikówfundacji.
–Jenniferrobitojużodtakdawna,żeniktniezwracanato
uwagi – oznajmiła nagle Michelle, zwracając się do Adelaide
ipokazująccośnaekraniekomputera.
– Tak, tak, zauważyłam. – Adelaide przewróciła oczami
wgrymasiezniecierpliwienia.–Marjorienarzekałananiądwa
razywmiesiącu:najpierwkiedyprzedstawiałabudżet,apotem
kiedy rozliczała wydatki. Nie mam pojęcia, dlaczego ona
wogólesiętymzajmuje.
– Bo ją do tego zmuszam – powiedziała Michelle
zsarkastycznymuśmiechem.–Chybabymzwariowała,gdybym
miała dopasowywać jej wydatki do budżetu. Całe szczęście, że
Valwziąłtonasiebie.
Laurel zamarła. Poczuła mrowienie w kręgosłupie. Słyszała
każde słowo. Instynkt śledczy i doświadczenie mówiły jej, że
sprawasięgaznaczniegłębiej.
– Czy to Val zatwierdza wszystkie rachunki z działu usług
żywieniowych? A nie ktoś z księgowości? – zapytała niby
mimochodem.
– Tak – odparła Michelle. – To znaczy zatwierdzał, bo teraz
robi to Xavier. Obowiązuje tu zasada, że rachunki powyżej
pewnejkwotywymagająakceptacjiszefa.
Co było całkowicie zrozumiałe. Dlaczego jednak nikt nie
porównywałwydatkówzkwotązałożonąwbudżecie?
Ani nie sygnalizował przekroczeń budżetu, do czego musiało
dochodzić od dawna, skoro uczestniczyli w tym i Marjorie,
iVal?
Laurel postanowiła na razie zachować tę informację dla
siebie i nie naciskać na Michelle, ponieważ nadal nie miała
dowodówpopełnieniaprzestępstwa.
Niemogłajednakprzestaćotymmyśleć.
Jej
pierwotne
źródło
informacyjne
wspominało
onieprawidłowościachwksięgowaniudostawimagazynowaniu
produktów, a nie w samym dziale żywieniowym, ale skąd
wiadomo,żenieprawidłowościniewystępowałytakżewinnych
działach?
Tak czy owak, najwyższy czas, by włączyć w to Xaviera, co
przecieżobiecałasobiezrobić,jeślicośwyjdzienajaw.Byłbyto
nieladatestjegoprawdziwychzamiarów,testwykazujący,czy
ich znajomość rozwija się w kierunku czegoś lepszego
i głębszego, czy też zmierza ku gorszemu. Na co była też
przygotowana.
Wreszciebyłobywiadomo,ocotaknaprawdęimchodzi.
ROZDZIAŁTRZYNASTY
Kiedy Xavier po długiej porannej rozłące ujrzał Laurel
w drzwiach swojego gabinetu, po jej minie zorientował się, że
nie myślała o nim tak jak on o niej, czyli w sposób nie mający
nicwspólnegozpracą.
Z żalem zrezygnował więc z pierwotnego zamiaru, by
zaprosićjąnabiurkoizajrzećjejpodsukienkę.
– Czy to jest wizyta służbowa? – upewnił się na wszelki
wypadek,poważniejąc.
Kiwnęłagłowąizamknęładrzwi.Xavierzamknąłlaptop.
– Przed chwilą rozmawiałam z Michelle z księgowości –
zaczęłaisięzawahała.
Poczuł ucisk w żołądku, bo przypomniał sobie, że miała
sprawdzićwynikiaukcji.
– Nie masz radosnej miny. Chyba nie mogłem pomylić się
owięcejniżjedenczydwamiliony.
– Tak, tak. Ale nie chodzi o aukcję. – Machnęła ręką, jakby
aukcja nawet nie przeszła jej przez głowę. – Miałeś rację
i niewiele się pomyliłeś. Wystarczy jeszcze jedna udana akcja
charytatywna i jesteśmy w domu. Spisałyśmy już z Adelaide
kilkawstępnychpomysłów.Kiedyścijeprzedstawię.
–Todlaczegonieczujęsięlepiej?
Uśmiechnęła się krótko, ale tak ładnie, że znowu się
rozchmurzył. Dopóki Laurel tak się uśmiecha, nie ma powodu
dozmartwienia.
– Podczas rozmowy z Michelle wyszło na jaw coś innego.
Sprawa dotyczy księgowania w dziale usług żywieniowych. –
Wykrzywiła twarz w grymasie zakłopotania. – Nie chcę
spekulować,więcpowiemcitylko,cowiemodniej,żebyśsam
wyciągnąłwnioski.Otóżpofundacjikrążypogłoska,żeszefowa
tegodziałuprzekraczazaplanowanewydatki,aleniktjejnigdy
otoniepytaaninieprosiowyjaśnienie.
–Podejrzewaszjakieśoszustwo?
– Nie wiem – odparła. – Nic oprócz tego, że dotychczas
Michelle osobiście zatwierdzała wydatki tego działu, a teraz
należytodotwoichdyrektorskichkompetencji.
– Rozumiem. Chcesz powiedzieć, że to mój bałagan i sam
muszęgouprzątnąć.
Supeł w żołądku zacisnął się jeszcze mocniej, bo Laurel nie
zareagowała natychmiastowym protestem. Ani stwierdzeniem,
żetoichwspólnyproblem.
Nie pochyliła się też gwałtownie nad biurkiem z ogniem
w oczach i z żądaniem, by powierzył jej misję czyścicielki. Tak
czy inaczej, w fundacji jątrzy się jakiś wrzód, który stanowi
poważne zagrożenie dla firmy i dla niego osobiście. Jeśli ktoś
okradafundacjępodjegookiem,tobezzwłocznietrzebasiętym
zająć.
Dopiero potem można się zastanawiać, dlaczego Laurel
gdzieśmusięwymyka.
Powielugodzinachwyczerpującychanaliz,wtrakciektórych
XavierzMichelleprzejrzeliwielesegregatorów,doszliobojedo
wniosku,żedotknęlitylkowierzchołkagórylodowej.
Michelleniemiałaszczęśliwejminy.PodobniejakXavier.
– Późno już – stwierdził, spoglądając na zegarek. – Powinnaś
wracać do domu. Jutro rano zadzwonię do firmy audytorskiej
izlecęimprzekopanietegonaszegobałaganu.
Mówiąc„nasz”wiedział,comanamyśli.Zdążyłjużpodpisać
wielezdecydowaniezawyżonychfakturibyłświadomy,żemusi
tojakośwyprostować.
– Dziękuję ci, że mnie nie zwolniłeś – powiedziała cicho
Michelle. – Ta sprawa powinna była wyjść na jaw już dawno
temu.
– To nie tylko twoja wina. Mają w tym swój udział Marjorie
iVal.
Nie mówiąc o Jennifer Sanders, szefowej działu usług
żywieniowych, która, jak wiele na to wskazywało, już od
dłuższegoczasuskubałafundacjębezżenady.
–Proszęcię–dodał–żebyśnaraziezatrzymałatodlasiebie,
dopókiniezbierzemydowodów,żebypostawićjejzarzuty.
I był to prawdziwy powód, dla którego nikogo jeszcze nie
wylał. Zanim zacznie działać, trzeba zebrać fakty. Nie można
ulecnarastającejwściekłości.
Dopóki nie otrzyma od niezależnych audytorów dowodów
potwierdzającychoszukańczyproceder,którysiętutajodbywa,
nie wolno mu nikogo stawiać w stan oskarżenia. Chociaż na
aktualnym etapie na czele listy podejrzanych stoi jego własny
brat,Val.
Michellewłożyłapłaszcziwyszławchłodnązimowąaurę,nie
obdarzającgospojrzeniem.
Xavierczułsięjednaknadalzbytspięty,bywracaćdodomu,
gdzie zapewne czeka na niego Laurel. Wysłał jej tylko
zwięzłegoesemesa:„Nieczekajzkolacją”.
Oszustwowfirmiewzbudziłownimgniewiniepokój.Jednak
jeszcze większy niepokój budziło w nim nagłe i niezrozumiałe
wycofaniesięLaurel.
Dlaczegozostawiłagosamnasamztymproblemem?Czyto
znaczy,żejejrolawjegożyciubyłatymczasowaimasięjużku
końcowi?
A może zastanawia się, czy powinna się angażować? Wcale
nie oczekiwał, że będzie go wyręczać w rozwiązywaniu tej
sprawy. Ale liczył na to, że w tym także będą partnerami.
Ichciałzniąotymporozmawiać.Możejestzawcześnie?Może
niepowiniensięspieszyćiwyprzedzaćwypadków.
Postanowiłwięcnajpierwodwiedzićbrata.
Jadąc do Vala, znalazł się nagle nie wiedzieć czemu
w dzielnicy North Shore nad oceanem i zatrzymał się przed
domemmatki.Dozorcaotworzyłmubramę.
Nie odwiedzał matki od roku i raczej go nie oczekiwała. Ale
jeśli ktokolwiek mógł udzielić mu rady, jak potraktować
problemwfundacji,towłaśniejegozałożycielka.
Matkaotworzyłamu,zanimzdążyłzadzwonić.
–Cotyturobisz,Xavier?–zapytałazniepokojemwgłosie.–
Czycośsięstało?
PatriceLeBlancwyglądałanaczterdzieścipięćlat,itoprzez
całą dobę. Jej fryzura upięta z włosów o platynowej barwie
miała styl ponadczasowy, którego zazdrościła jej większość
rówieśniczek.
Xavier przez chwilę przyglądał się matce uważnie. Przez
wiele lat prowadziła fundację samodzielnie, zanim dołączył do
niejVal.Uświadomiłsobie,żedotejporyniedoceniałwysiłku,
jakiegotoodniejwymagało.
–Cześć,mamo.Chciałbymztobąoczymśporozmawiać.
Uniosła brwi i bez słowa wprowadziła go do swego
ulubionego salonu. Zawsze podkreślała, że kolor żółty
o odcieniu słońca poprawia jej nastrój. Tym razem jednak
usiadłanajednejzciemniejszychbrokatowychkanap.
– Niepokoisz mnie, kochanie – przyznała w końcu, kiedy
Xavier usiadł w skórzanym fotelu obok kanapy, chociaż
wiedział,żematkawolałaby,byusiadłobokniej.
Nigdyniebylisobiebardzobliscy.Onodnajmłodszychlatbył
raczej
synkiem
tatusia,
podczas
gdy
matka
otwarcie
faworyzowałaVala.
Kiedyśzazdrościłbratutychłatwychrelacjizmatką.Przeszło
mu,kiedyjegooddaniewobecojcastałosięgłębokie.Iproszę,
doczegogotodoprowadziło.
–Przepraszam,żewpadłemtakbezzapowiedzi.
– Przestań, Xavier. Przecież wiesz, że możesz wpadać kiedy
zachcesz,okażdejporzedniainocy.
Wiedział, ale nie pamiętał, kiedy czuł się w domu rodziców
jakusiebie.
Poniekądsambyłsobiewinien,bopośmierciojcaniestarał
się nawiązać więzi z matką. Wybrał samotne cierpienie
z powodu klauzuli umieszczonej przez ojca w testamencie.
Możenadszedłczas,bytozmienić.
–Ajaksięmiewasz,mamo?
Roześmiałasięnerwowo.
–No,teraztodopieromniezmartwiłeś.
Faktycznie,niemiałzwyczajupytaćjejozdrowie,więctrochę
sięzawstydził.
–Zastanawiamsię,jakznosiszsamotnośćpośmierciojca.
– To miło z twojej strony, że o tym pomyślałeś. – Pokiwała
głową. – Byliśmy razem ponad trzydzieści pięć lat. Samotność
jest trudna, jednak jakoś daję sobie radę. Ale po co tak
naprawdęprzychodzisz?
Rozbawiła go ta bezpośredniość, która nie wiedzieć czemu
przypomniałamuojca.Nigdynieprzypuszczał,żesądosiebie
podobni.
Jednak kiedyś nie powiedziałby tego także o sobie i Laurel.
Terazwiedział,żeniemiałbyracji.
– Natknąłem się na pewne nieprawidłowości w księgowości
fundacji. Wygląda na to, że ktoś nas okrada przy pomocy
fałszywychrachunkówifaktur.
Na twarzy matki pojawiła się złość, która po chwili stała się
widocznawjejciele.
– Opowiedz mi o wszystkim – zażądała. – Wprawdzie jestem
naemeryturze,alenadalnoszęnazwiskoLeBlanc.
Uśmiechnął się mimo powagi sytuacji. Zrelacjonował swoje
odkrycie, dodając, że nawiązał kontakt z firmą audytorską
specjalizującasięwksięgowościorganizacjipozarządowych.
Matkapokiwałagłowąistwierdziła,żepowinienniezwłocznie
poinformowaćotymVala.
– Doceniam, że przyszedłeś z tym najpierw do mnie –
przyznała. – To świadczy o zmianie, jaka w tobie zaszła po
przeczytaniu testamentu ojca. Byłam przeciwna tej zamianie
stanowiskmiędzywami,aleojciecmniewkońcuprzekonał.
– Ale wytłumacz mi, czemu to miałoby służyć? – zapytał
ostrymtonem.–Jakątomiałoprzynieśćkorzyśćikomu?
– Posłuchaj, kochanie. – Pokręciła głową, dziwiąc się, że
jeszczetegoniezrozumiał.–Czytooszustwowyszłobynajaw,
gdybyśniezaangażowałsięwsprawyfundacji?Czyzapukałbyś
kiedyśdomoichdrzwi?Ojciecobawiałsię,żezabardzosiędo
niego upodabniasz, i postanowił uchronić cię przed tym. Nie
chciał,żebyśpodkoniecżyciażałowałtegosamegocoon.
Żałował? Czego miałby żałować? Że zbudował firmę wartą
miliarddolarów?
Cośtuniegra.
–Chceszpowiedzieć,żezrobiłtodlatego,żeczegośżałował?
Ale jeszcze zanim matka zaczęła kiwać głową, odniósł
wrażenie,żeprzestajebyćzłynaojca.
Bomatkamiałachybarację.
To wszystko, włączając Laurel, nigdy by mu się nie
przydarzyło, gdyby nadal siedział zamknięty w swoim biurze
wLeBlancJewelers.
– Oczywiście, że żałował. Żałował, że nie poświęcał więcej
czasutwojemubratu,żenauczyłciębyćtakimtwardzielem,że
nie zabierał mnie w swoje podróże po świecie. Żałował wielu
rzeczy.
–Nodobrze.Jeślinawetojcieczrobiłtodlamnie,tojakajest
wtymrolaVala?
– Val ma swoje własne wyzwania. Na przykład to, że za
bardzo się wszystkim przejmuje. Musi się więc nauczyć, jak
łączyć odruchy serca z obiektywizmem. Ojciec uznał, że mogą
na tym skorzystać Val oraz LeBlanc Jewelers. I sądzę, że miał
rację.
Zamiast pojechać do brata, Xavier wrócił jednak do domu.
Wdrodzepróbowałuporządkowaćmyśli.
Jeśli wierzyć matce, testament nie był bezdusznym
narzędziem,któremiałozrujnowaćjegożycieiprzemodelować
życie Vala. A Xavier wierzył matce. Co znaczy, że przestał być
nieufnyrównieżwobecczłonkówwłasnejrodziny.
I nie powinien trzymać Laurel na dystans. Ani też nie może
pozwolić jej odejść. Bo już najwyższy czas, by przyznał sam
przedsobą,żesięwniejzakochał.
Ledwo więc dopadł do drzwi sypialni, porwał Laurel
w ramiona i nim zdążyła krzyknąć, wpił się w jej usta
najbardziej żarliwym pocałunkiem, na jaki go było stać.
Zanurzył ręce w jej włosach, objął ją i wtulił się w nią tak
mocno,jakbyjużnigdyniemielisięrozdzielić.
Aprzecieżobojebyliubrani.
WtejsytuacjiLaureluznała,żeniebędziegopytaćowyniki
spotkania z Michelle. Nie zapytała też, czy coś jadł oraz skąd
ten nagły przypływ pożądania. Pozwoliła unosić się na tej fali,
dopókinieochłonął.
Wreszcieoparłgłowęnajejczole.
–Stęskniłemsięzatobą–wyznał.
Onateżsięzanimstęskniła!
Całymi godzinami nerwowo przemierzała jego gabinet od
ściany do ściany. Potem ruszyła na górę do sypialni i wtuliła
twarzwpoduszkę.
Noicowtymstrasznego,żenieprześpiąrazemjednejnocy?
Zwłaszcza kiedy on zmaga się tam z tą księgowością. Tylko że
od tygodni spędzali z sobą całe dnie, nie rozstając się ani na
chwilę.
Kiedyniebyłogowpobliżuczuła,szukałaczegoś,cobyjejgo
przypominało.
No i wystarczyło, by wrócił, a od razu ją poczuła się lepiej
dziękikilkuzwyczajnymibanalnymsłowom.
–Trochęsiętegodomyślałam–przyznała.–Mamnadzieję,że
nie masz nic przeciwko temu, że czekałam tu na ciebie.
Uciebie.
– Dokładnie tego się spodziewałem. Właściwie to chciałbym,
żebyśjużtuzostała.–Ująłjąrękąpodbrodę,gładząckciukiem
jej wargi. – Wprowadź się do mnie. Choćby jutro. Niech to
będzieoficjalne–dodał.
Tak, tak, tak! Tak dla kochania go bez ograniczeń. Tak, by
zbadać,czymobojemogąbyćdlasiebie.Takdla…
Alenie…Nie!
Poczuła ucisk w gardle, zrobiło jej się ciemno przed oczami.
Poczuła, że robi się jej duszno. Zaczęła uwalniać się z objęć
Xaviera.
Przecież to jest niemożliwe, jeśli nie powie mu prawdy.
W końcu wypuścił ją z ramion i spojrzał jej w oczy zdziwiony.
Zakłopotanygładziłsiępokarku.
–Co?Żetozaszybko?Jeszczenieteraz?–pytałzniepewnym
uśmiechem. – W drodze od matki ułożyłem sobie tekst, ale się
pospieszyłemijakośsamomisiętopowiedziało.Przepraszam,
chybawszystkopopsułem.
–Jakto?Byłeśuswojejmatki?
Xavierposzedłdomatki?Poco?Żebysięporadzić.Czywtej,
czywjakiejśinnejsprawie?
Zakręciłojejsięwgłowie.
–Niczegoniezepsułeś,Xavier.Aleocociwłaściwiechodzi?
–Chodzimioto,Laurel,żechybasięwtobiezakochałem.
I to jedno krótkie zdanie, którym Xavier LeBlanc wyznał jej
miłość, sprawiło, że zawalił się jej świat. A razem z nim
rozsypała się w drobny mak jej dusza, wyparował rozum oraz
rozleciaływszystkiedotychczasoweplany.
–Niemożeszmitegozrobić…–wyszeptała.–Wkażdymrazie
nieteraz.
– Kiedy w takim razie? – zapytał wciąż zdezorientowany. –
I czy mi się wydaje, czy rzeczywiście nie powiedziałaś, że coś
domnieczujesz?Amożecośstoinaprzeszkodzie?
Notak,prawda.Stoi.
– To, że nie wiesz, kim naprawdę jestem – wyszeptała przez
ściśniętegardło.Tonietakmiałobyć.
Cofnął się o krok. Na jego twarzy malowało się tyle różnych
emocji,żeniepotrafiłaichokreślić.
–Oczymtymówisz?
– Zaraz spróbuję ci to wyjaśnić. Daj mi tylko chwilę, żebym
ochłonęła.
Wzięłagłębokioddech,alenictoniepomogło.
Nadalniemiałapomysłu,jakpoprowadzićtęrozmowę.Może
powiedziećmuwszystkoprostozmostu,liczącnato,żezanim
skoczy w przepaść, Xavier chwyci ją za rękę i będą spadać
razem.
Proszęcię,Boże,niechtaksięwłaśniestanie.
Pragnęłategofacetabardziejniżpowietrza.Iczuła,żemago
na odległość ramienia. Chyba że się myli. Że wszystko
zaprzepaściła już wcześniej, przychodząc do fundacji pod
fałszywympretekstem,nieujawniającprawdziwegoceluswojej
obecności.
– Jestem dziennikarką śledczą – oznajmiła w końcu. –
Zgłosiłam się do pracy w fundacji, żeby odkryć w niej
malwersacje,októrychmniepoinformowano.Przepraszamcię.
Powinnamcibyłapowiedziećotymwcześniej.
–Aleniepowiedziałaś–odparłpowoli.–Dlaczego?
–Próbowałam!Naprzykładwtedy,wpokojukonferencyjnym.
Przerwałeśmiconajmniejczteryrazy…
–Ipotemzakneblowałemciusta,tak?
– Nie miałam pojęcia, że to się tak potoczy, Xavier. Że nasza
znajomość rozwinie się w coś tak poważnego. Skąd miałabym
wiedzieć?Naszaznajomośćzaszładalej,niżmyślałam.Miałam
zamiar ci powiedzieć o tych przekrętach, ale aż do dzisiaj nie
miałamżadnychsolidnychdowodów.
Wtejsytuacjirzeczywiściesiępospieszył.Aleitakbyłojużza
późno,więcniemogłamiećdoniegopretensji.Tymbardziejże
itakbyłatojejwina.
– Wyjaśnijmy to sobie. – Dotknął nasady nosa, zmarszczył
czoło i zmrużył oczy w grymasie udawanego niedowierzania. –
Czyli nie jesteś specjalistką od imprez charytatywnych i przez
całyczassięmnąbawiłaś.Tak?
–Nie!Namiłośćboską!Nicpodobnego!
Przerażona rzuciła się odruchowo w jego stronę, ale
zatrzymałasięiskuliła,gdygwałtownieodniejodskoczył.
– Dlaczego uważasz, że się tobą bawiłam? Zajmowałam się
przedtem pozyskiwaniem sponsorów. To akurat jest prawda.
Podobniejakto,codociebieczuję.Iwszystko,cowydarzyłosię
międzynami,jestprawdziwe.
– Nic, co dzieje się między nami, nie jest prawdziwe –
sprostowałostrymtonem.–Niewierzęterazwanijednotwoje
słowo.
– Xavier… – zaczęła i zamilkła, rezygnując ze wszystkich
komunałów,
którymi
mogła
próbować
udowodnić
swą
niewinność.
Boprzecieżjestwinna!
– Masz rację. Przepraszam cię. Nie powinnam była ukrywać
prawdziwego powodu, dla którego zatrudniłam się w fundacji.
Ale wcale nie chciałam upubliczniać informacji o tych
malwersacjach. Rozmyśliłam się. I dlatego ci powiedziałam
orozmowiemiędzyMichelleaAdelaide.
– Ach tak! Co za niebywała łaskawość! Bardzo dziękuję. –
rzucił sarkastycznie. – Sam wniosę sprawę przeciwko
domniemanemu sprawcy, kiedy zbiorę dowody. Gdybyś
opublikowała materiał wcześniej, osoba podejrzana mogłaby
mieć czas na zatarcie śladów. Tak więc mamy remis. Nie
zwolnię cię za podjęcie pracy pod fałszywym pretekstem, ale
jutroranosamazłożyszwypowiedzenienaręceAdelaide.
Boże!Onnaprawdęniemazamiarudaćjejszansy!Czuła,jak
powolipękajejserce.
–Itowszystko?–zapytałazniedowierzaniem.
Niemusiałaczekaćnapotwierdzenie.
– A co mam ci jeszcze powiedzieć? Widocznie nie doszło
między nami do niczego poważnego, a ja niewłaściwie
zinterpretowałemnasząrelację.
Powiedział to tonem, którego nie znosiła, który miał
oznaczać, że Xavier LeBlanc jest znowu ponad wszystko,
nieczułynaemocjeunoszącesięwtympomieszczeniu.
Inicgojużnierusza.
Chociażonaprzecieżwie…
– Chciałam, żeby to było na poważnie. Po prostu nie
wiedziałam…
Niemiałapojęcia,jakzakończyćtozdanie.
– Czego nie wiedziałaś? Nie wiedziałaś, że zasługuję na
szczerość? Na prawdę? Nie wiedziałaś, że się dowiem? Że się
tym przejmę? – Patrzył jej w oczy, i było to spojrzenie pełne
bólu.
–
Otóż
jak
widzisz,
zasługiwałem
na
prawdę,
dowiedziałemsięowszystkimisiętymprzejąłem.
Aha,czasprzeszły.Todoniejdotarłojednoznacznie.Terazjuż
Xaviersięnieprzejmuje.Skończyłznią.
Dokładnie w chwili, gdy pojęła, na czym zależy jej
najbardziej.Nanim.
–Wporządku.Rozumiem,żejesteśwściekły…
–Niejestemwściekły–przerwałjej,wzruszającramionami.–
W najlepszym razie targają mną sprzeczne uczucia. Możesz
zabraćswojerzeczyodowolnejporze.Mnietutajniebędzie.
Ztymisłowamiobróciłsięnapięcieiwyszedł,zostawiającją
pośrodku sypialni, zaskoczoną. Na skutek własnej głupoty za
jednym zamachem straciła wymarzony materiał do publikacji
ifacetażycia.
ROZDZIAŁCZTERNASTY
ZatrzymałsięwkońcuprzeddomemVala,botymrazemnie
bardzo miał dokąd jechać. Po drodze odzyskał swój dziwny
niebiański spokój. Spokój, którego nie lubił, którego zaczął się
obawiaćiunikać.
Terazjednak,pokilkutygodniachuleganiaróżnymemocjom,
nagle wydało mu się, że nie czuje nic. W gruncie rzeczy to
błogostan.
AwięcLaurelcośprzednimukrywała.Itoniebyleco.Była
oszustką.Wdodatkucałkiemzdolną.
Miał sobie za złe tę swoją nieufność, przypisując
testamentowi ojca winę za to, że obarczył go podejrzliwością,
którąpowinienprzezwyciężyć.
Tymczasem Laurel rzeczywiście działała pod przykrywką
i spiskowała w celu publicznego ujawnienia skandalu, którego
bohaterem miała być zarządzana przez Xaviera fundacja
LeBlancCharities.
Tak bardzo pragnął ją znielubić. Chciał nią pogardzać.
Analizować
liczne
i
w
pełni
uzasadnione
powody
natychmiastowego i całkowitego zerwania. Chciał o niej
zapomnieć, ale nie potrafił wycisnąć w sobie żadnego uczucia
opróczotępienia.
Dotarł pod dom Vala dobrze po północy. Może jednak nie
powinien go budzić? Zważywszy stan i nastrój, w jakim się
znajdował.Niemówiącotym,żeValtoostatniaosoba,zktórą
może rozmawiać, zanim wyjaśni się problem z Jennifer
Sanders.
Zanim jednak włączył silnik, by odjechać z podjazdu, Val
zapukałwokno.
Xavieropuściłszybę.
–Cojest?–zapytałdośćopryskliwie.
–DzwoniładomnieLaurel–poinformowałgoValrzeczowym
tonem.
Nie zapytał o powód opryskliwości, więc Xavier westchnął
tylko,uznając,żeLaurelwszystkojużwyjaśniła.Wysiadłjednak
zsamochodu,trzaskającgłośnodrzwiami.Wśrodkuwiększość
światełbyłapogaszona.
–Sabrinajużśpi–szepnąłVal.–Iniechtakzostanie,bośpi
terazzadwoje.
– Tak, tak. Jasne. – I po co Val macha mu przed nosem tym
swoim sielankowym życiem rodzinnym, podczas gdy on sypiał
nieświadomiezwrogiem?
Wszedłdosalonu,usiadłwfotelu,opuściłgłowęiukryłtwarz
w dłoniach. Musi się wziąć w garść i przestać rozmyślać
oLaurel.
PotarłczołoispojrzałspodełbanaVala.
–Notomów,cocipowiedziała.
– Wiem, że Jennifer nas skubie. I wiem o tym od wielu
miesięcy – oświadczył Val z nonszalanckim wzruszeniem
ramion.–Jejmążumieranaraka.Próbująopłacaćrachunkiza
leczenie, ale nie mają z czego. Sam wiesz, jak działają
ubezpieczenia.Wysokiekosztywłasneitakdalej.Niechceode
mnie pieniędzy, choć jej proponowałem. A co ty zrobiłbyś
wtakiejsytuacji?
– Na pewno nie to co ty – odparł Xavier. – Nie wolno
przymykać oczu na to, że pracownicy cię okradają. Ja bym ją
zwolnił.
Tak.Izapewnewłaśniedlategoojciecwymyśliłwtestamencie
tęzamianęról.
Przypomniałomusię,comówiłamatka,iażskuliłsięwsobie.
Możejednakniechcebyćażtakimtwardzielem…
–Tojestgównianaodpowiedź,synu…–odciąłsięValunosząc
brwi–jakpowiedziałbyojciec.Cobyśzrobiłnaprawdę?
– Nie wiem – mruknął Xavier, myśląc o matce, która siedzi
teraz sama, i o tym, jakie to straszne patrzeć, jak umiera mąż
iwiedzieć,żeniemożnazrobićnic,bytemuzapobiec.
– Nie podawaj jej do sądu ani nie zwalniaj, zanim znajdziesz
odpowiedź na to pytanie – odezwał się Val cicho. – Marjorie
znalazła furtkę, przez którą załatwiała te dysproporcje. Co
znaczy, że z księgowego punktu wiedzenia jesteśmy kryci.
Mogęprzekazaćciszczegóły.
I dlatego firma audytorska nic nie znajdzie. A Jennifer ma
ograniczoną możliwość oceny sytuacji i może jednak nie
zasługujenazwolnieniedyscyplinarne.
–Prześpięsięztym.
Oczywiście sam się prześpi. Przed oczami stanęło mu nagle
puste łóżko. Ogarnął go tak głęboki smutek, że ni stąd, ni
zowądwypalił:
–Zerwaliśmyzsobą,jaiLaurel.
Valpokiwałgłowązzakłopotanąminą.
–Wiem.Otymteżmipowiedziała.
Jakto?Otymteż?Czytuniemanicświętego?
– Wszystko ci powiedziała? I o tym, że te rzeczy, które nam
opowiadała,tosamekłamstwa?
– Tak. Wszystko. Łącznie z tym, jak bardzo pokochała pracę
wfundacjiiżechcerzucićdziennikarstwo.Pytała,czymógłbym
jej wybaczyć tę mistyfikację i czy widzę możliwość, żeby
pozostaławfirmie,kiedywróciszjużdoLeBlancJewelers.
Aha, więc zadzwoniła do Vala z nadzieją na zachowanie
miejsca pracy. Zapewne po to, by mu się przypodobać na
wypadek,gdybymiałaznimpracować.
– A ty się zgodziłeś – domyślił się Xavier ponuro. –
I podejrzewam, że powiedziałeś też, że może pracować także
wokresieprzejściowym.
Dlaczego nie? Byłoby zabawnie nadal z nią pracować,
przynajmniej z punktu widzenia Vala. Swoją drogą to był
przecież jego pomysł, by ją przyjąć. Wbrew zastrzeżeniom
Xaviera, któremu należy się medal za to, że mu teraz tego nie
wypomina.
–Tojużtwojasprawa.
– Rozumiem. Czyli to ja mam decydować o zwolnieniu lub
zatrzymaniu najlepszej fundraiserki w mieście, tak? I sam
muszę wybrać, czy chcę się czuć jak wypatroszony kapłon za
każdym razem, kiedy ją spotkam? Nic łatwiejszego. Muszę
jeszczetylkoprzestaćjąkochać–ironizowałXavierzkrzywym
uśmiechem.
Zdał sobie jednak sprawę, że czeka go dokładnie to, co
właśnieopisał.Ibardzomusiętoniespodobało.
Boażtakbardzowcaleniechciałsięodsłaniać.Znowupoczuł
wściekłość.
–Przykromi,bracie–mruknąłVal.–Wiem,coczujesz.
– A co ty o tym możesz wiedzieć? – mruknął Xavier,
wzdychającciężko.–Wybacz.Jestemwkompletnejrozsypce.
Valpokiwałgłowąipołożyłmurękęnaramieniu.
–Takistanakuratznamdobrze–odparłVal.–Chociażjasię
wpakowałem w trochę inną kabałę. Sabrina doznała kiedyś
krzywdyzmojegopowoduimusiałemtozałatwić.Naszczęście,
nie roztkliwiając się nad moimi wadami, szybko przyjęła
oświadczyny. W przeciwnym razie do dziś byłbym w czarnej
dziurze.
–Tak,aletozupełniecoinnego–zaoponowałXavier.
Poza tym cokolwiek Val zrobił Sabrinie, nie mogło to być
nawet w połowie tak potworne jak to, co zrobiła Laurel. Jego
bratbyłświęty:sprawnieprowadziłfundację,troszczącsięprzy
tym, by pracownica, której mąż był śmiertelnie chory, mogła
pokryćkosztyjegoleczeniabezutratymiejscapracyigodności.
–Acojejzrobiłeś?–zapytał.
–Skrzywdziłemją.–Valzamknąłoczy,jakbytowspomnienie
sprawiało mu ból. – Chodziliśmy z sobą, ale nie na poważnie.
InagleSabrinazaszławciążę.Ajaniezmieniłemnastawienia
do naszej relacji, chociaż powinienem. Nigdy przedtem nie
byłemwpoważnymzwiązkuzkobietą.Mamwielkieszczęście,
że mi wybaczyła. I powiem ci, że właśnie na tym polega
prawdziwysekretmałżeństwa.Nigdynieprzestajeszpopełniać
błędów, bo ciągle dzieje się coś nowego. Ale jeśli wchodzisz
w to z gotowością do przebaczenia, to wszystko działa jak
należy.
– A kto tu mówił o małżeństwie? – zaniepokoił się Xavier,
nieco oszołomiony nagłymi zwierzeniami brata. – Dopiero co
zaproponowałem,żebysiędomniewprowadziła.
Valzmarszczyłczołownamyśle.
–Możenatymwłaśniepolegatwójproblem.Traktowałeśten
związek lekko, jak przelotną niezobowiązującą znajomość. Aż
nagle poczułeś, że jesteś gotów iść dalej. I nie ostrzegłeś jej
w porę, żeby ona też mogła zmienić stosunek do waszej
znajomości.
–Czywłaśnietocipowiedziała?
Co jest z nim nie tak, że zabiega o strzępy informacji na
tematLaurel,zamiastwymazaćjązeświadomości?Jednakchoć
próbował to zrobić, wciąż widział jej twarz nachylającą się do
pocałunku. Albo uśmiech, od którego ściskało go w dołku.
Laurelbyławszędzie.
Odsamegopoczątkubyłajegopartnerkądosprawdrobnych
orazważnych.
– Nie – odparł Val. – Powiedziała, że straciła najlepsze, co
przytrafiło jej się w życiu. I nie chce tego zrobić drugi raz.
Zadzwoniładomniewnadziei,żeuratujepracęwfundacji.Bo
uważa,żeciebiejużstraciła.
–Mnie?–Xavierzamrugał.–Jajestemtonajlepsze,cojejsię
przytrafiło?
–Rozumiemcię.Jateżsiędziwię–przyznałVal,uśmiechając
się kpiąco. – Dlatego nadeszła właśnie chwila, w której
wsiadasz do swojej bryki i jedziesz do niej, żeby sama ci się
tłumaczyła.
Niewiele brakowało, a Xavier pokiwałby głową i zrobił, jak
radził brat. Zdołał się jednak opanować, kiedy przywołał
bolesnewspomnieniehaniebnejzdradyLaurel.
– Nie ma dla mnie znaczenia, jak będzie się tłumaczyć.
Pewnychsprawsięniewybacza.
–Jaknaprzykładkradzieży?–rzuciłValizamilkł,dającbratu
chwilę na zastanowienie. – Jeśli wyjmiesz określone działanie
z kontekstu, to owszem. Ale mam nadzieję, że kontakt z tymi,
dla których los okazał się mniej łaskawy, pozwolił ci dostrzec,
że ludzkie motywacje bywają złożone. Ludzie popełniają błędy,
czasemnasnawetranią.Możnapróbowaćwznieśćsięponadto
albopozostaćsamotnym.Wybórnależydociebie.
– Gdzie i kiedy stałeś się taki przenikliwy? – zapytał Xavier
zironią.
Udawaną,bowszystkozrozumiał.
Valtylkosięroześmiał.
– Powiem ci – dodał po chwili – że siadając u szczytu stołu
w sali konferencyjnej LeBlanc Jewelers często czuję się w tym
szacownym gronie jak głupiec. Kiedy skutecznie zarządzasz
tym na co dzień, to wydaje się, że to jest bardzo łatwe. Chcę
powiedzieć, że każdy z nas ma swoje zalety. I ojciec chyba
chciał,żebyśmyumielijełączyć.
Jeśli to prawda, że dzięki ojcu – i Laurel – stał się lepszym
człowiekiem, to może zrozumie powody, dla których nie
powiedziałamuodrazuprawdy.
–Przyjmijmojąbraterskąradę.–Valszarpnąłbratazaramię,
zmuszając go, by podniósł się z fotela. – Jedź. Porozmawiaj
znią.Niepozwól,żebycokolwiekstanęłowamnadrodze.
Xavierniebyłpewien,czypowinienskorzystaćzporadbrata.
W sensie akademickim rozumiał racje Vala, ale to wcale nie
zmniejszałojegocierpienia.
Zresztądlaczegoonpowinienzrobićpierwszykrok?Przecież
toLaurelpostąpiłaniewłaściwie.
Widoczniebyłategosamegozdania,bopopowrociedodomu
zastałjąwswojejsypialni.Siedziałanabrzegułóżka,jakbycały
czascierpliwienaniegoczekała.
Jeślibędzietrzeba,todosamegorana.
–Cotyturobisz?–zapytałszorstko,mimożejejzakłopotana
twarzwzbudziławnimfalęczułości,którąopanowałztrudem.
– Próbuję uniknąć kolejnego błędu – oznajmiła łamiącym się
głosem,któryporuszyłwnimnajgłębszestruny.–Spieprzyłam
sprawę, nie mówiąc ci prawdy w odpowiednim czasie, i nie
mamzamiaruspieprzyćjejporazdrugi.
–Wtakimraziemyślę,żepowinnaśwyjść…
– Nie. – Zsunęła się z łóżka, stanęła przed nim z rękami
zwieszonymiwzdłużciałaispojrzałamuwoczy.–Chciałabym,
żebyśmniewysłuchał.
Skrzyżował ręce na piersi, by nie wziąć jej w ramiona, bo
stała bardzo blisko. Można było tego wszystkiego uniknąć,
gdyby opuściła jego dom wcześniej. Albo gdyby jej nie zaufał,
gdyby nie była taka zniewalająco cudowna, gdyby nie było mu
z nią tak dobrze i gdyby nie tysiące innych sprzyjających
okoliczności.
Nie wyszła i chyba nie wyjdzie z jego domu, zanim nie
dopuścijejdogłosu.
–Dobrze.Niechbędzie.Słucham.
Wbiławniegoprzejmującespojrzenieszarychoczu.
–Xavier,jateżsięwtobiezakochałam.
Serce podskoczyło mu do gardła, wstrzymał oddech i ziemia
siępodnimporuszyła.
Laurelzacisnęłapieści,wbijającpaznokciewdłonie,aonstał
ze spuszczona głową, wpatrzony w podłogę, jakby odkrył tam
jakiś magiczny wzór. Albo jakby nie mógł znieść jej spojrzenia
anisekundędłużej.Takczyowak,próbaspaliłanapanewce.
To już koniec. Wytłumaczyła się. Przeprosiła. Przyznała, że
jestwnimzakochana.Otworzyłasięprzednim,dokonałaaktu
pełnejuległości.
Aletoniewystarczyło.
WkońcujednakXavierpodniósłwzrok.Czyżbymiałwoczach
łzy?
Awięcchociażgozraniła,onpozwalajejterazbyćświadkiem
swojegocierpienia.Icomaztympocząć?
–Powtórzto–zażądał.
–Zakochałamsięwtobie–odezwałasięzdezorientowana,ale
szczęśliwa, że może to wyznać jeszcze raz. – Nigdy przedtem
niebyłamzakochana.Niespodziewałamsię,żemnietoażtak
wystraszy.Idlategorobiłamróżnegłupstwa,którychniemogę
cofnąć.
Pokiwałgłową.
– Rozumiem. Czyli jesteśmy do siebie podobni bardziej, niż
namsięwydaje.
Łzynapłynęłyjejdooczu.Niemogłapowstrzymaćuśmiechu,
słysząc zdanie, które tyle razy sobie powtarzali. Xavier chyba
niejestażtakwściekły,skoropozwalasobienażarty.
Awięcjestjeszczejakaśiskierkanadziei.
–Wjakimsensie?
– Ja też nigdy przedtem nie byłem zakochany. I dlatego też
robiłemróżnegłupstwa.Międzyinnymito,żecizaufałem.
–Posłuchaj,tonietak!Kochanie,nie!–zawołałapospiesznie.
–Niewolnocibraćwinynasiebie.Tojestwyłączniemojawina.
To, że mi zaufałeś, nie było wcale głupie z twojej strony. Masz
wszelkiepowody,żebybyćnamniewściekły.Ija…
– Największym błędem, który świadomie popełniam, jest to,
żeciwybaczam–przerwał,czymtakjązaskoczył,żezamilkła.–
Nie wiem dlaczego, ale wolę wysłuchać twoich wyjaśnień niż
pozostaćsamotnymczłowiekiem,którymarację.
Patrzyłananiegozdumiona.Jakto?Onjejwybacza?Czyliże
chcezniąbyć?
Toprzecieżniemasensu.
–Nierozumiem.
– Więc pozwól, że ci wytłumaczę. Ja cię kocham, Laurel.
Przestańgadaćipodejdźtudomnie,tocitopokażę.Słyszysz?
Kochamcię!
Podeszła do niego posłusznie, oszołomiona, nie rozumiejąc,
dlaczego trafia w gorące objęcia Xaviera bez konieczności
odbyciasiedmioletniejpokutyzapopełnionegrzechy.
– Ale jak ty możesz mi przebaczyć ot tak, nie przejmując się
tym,żetakobrzydliwiecięzwodziłam?
– Przejmuję się, kochanie – wyszeptał, wtulając twarz w jej
włosy. – I właśnie dlatego, że się tym przejmuję, chcę ci dać
jeszcze jedną szansę. Gdybym się nie przejmował, to
pozwoliłbym ci odejść i sam ruszyłbym w swoją stronę.
Zdarzałomisiętowielerazy.Alemamjużtegodość.Chcęcię
pokochaćtak,żekiedymiędzynamicośsiępopsuje,tomnieto
zaboli. I o to cię proszę w zamian. Postaraj się już niczego nie
popsuć. Jeśli jednak znowu coś schrzanisz, to zapewniam cię,
że znowu ci wybaczę. Dopóki chcesz być ze mną, towarzyszyć
miprzezcałeżycie.
Po
jej
policzkach
popłynęły
łzy
szczęścia,
radości
iwzruszenia.
– Jesteś bardzo wspaniałomyślny. Powinieneś tego uczyć na
tychswoichszkoleniach.
–Wezmętopoduwagę.Chociażwolałbymraczejzaprosićcię
dołóżka,jeżeliniemasznicprzeciwkotemu.
Kiwnęła głową i pisnęła głośno, udając przerażenie, kiedy
poderwałjądogóry,przeniósłkilkakroków,poczymrzuciłna
łóżkoiprzycisnąłswoimciałemtak,żeniemogłasięruszyć.
Było to bardzo przyjemne uczucie. Seks na zgodę? Proszę
bardzo!Możetylkozwyjątkiem…
– Jednego nie rozumiem – zaczęła, powstrzymując się
z trudem od pieszczot, na które miała większą ochotę niż na
rozdrapywanie ran. – Jak to się stało, że zaszła w tobie taka
zmiana? Wybiegłeś stąd jak szalony, a wróciłeś łagodny jak
baranek.
– Pamiętam, jak mnie wsparłaś, kiedy opowiedziałem ci
w końcu o tej klauzuli w testamencie – odparł po chwili
milczenia, czerwieniąc się lekko. – Nie mówiłem o tym
wcześniej,bomiałemswojepowody.Aletyniezwróciłaśnato
uwagiiniezadającżadnychpytań,odrazuzaproponowałaś,że
pomożesz mi zebrać te pieniądze. Doszedłem do wniosku, że
zachowałem się jak despota, odrzucając wszystko, co zaszło
między nami, tylko dlatego, że nie wyjawiłaś mi swojego
sekretuwewłaściwymczasie.Izatocięprzepraszam.
– Zaraz, zaraz. Czy ja dobrze słyszę, że mnie właśnie
przerosiłeś? – Laurel prychnęła śmiechem. – Przecież to ja
zawaliłamsprawę.
–Ciii.Zawaliłaśiprzeprosiłaś.
Pogłaskałjapotwarzy,jakbytądelikatnąpieszczotąodsuwał
wszystkowniepamięć.
– Dla mnie na tym właśnie polega zaufanie. I tak muszę
jeszczenadtympopracować.Mamnadzieję,żeztwojąpomocą.
Alewiedz,żewewnętrznieprzestałemsiętakopierać.
–Jakmożesztakmówić?Agdybymkłamaławtysiącuinnych
spraw?
– Nie zapominaj, jak dobrze potrafimy odczytywać swoje
intencje.–Pocałowałjączulewczubeknosa.Taczułośćrozlała
siępojejcałymciele.–Bojesteśmydosiebiebardzopodobni.
Jasięniemartwię.Jestempewien,żetyteżmiwybaczysz,jeśli
kiedyś zawiodę twoje zaufanie. Pracujmy nad tym oboje. Jak
partnerzy…
Chłonęłajegosłowa.Uwielbiałasłuchać,kiedywyznawałjej,
jak wielki miała na niego wpływ. Uwielbiała to, że ufał jej tak
bezgranicznie. I uwielbiała jego samego. Czym zasłużyła sobie
nato,bygospotkać?
– Jeżeli potrafisz odczytywać moje intencje, to powiedz,
oczymterazmyślę–zapytałażartobliwie,zwracająckuniemu
twarzrozświetlonąszczęściem.
–OprzejażdżcenadjezioroMichigan?–zażartowałiprzytulił
jąmocniej.
Prychnęła.
–Próbujdalej!
Zamiast zgadywać, pocałował ją w usta, i była to bardzo
dobraodpowiedź.Rzeczywiściepotrafiłczytaćwjejmyślach.
Jakimścudemdałjejdrugąszansę,októrejzawszemarzyła,
choć nigdy przedtem nie miała okazji jej doświadczyć. Odtąd
nie musi się już martwić, że popełni jakiś błąd. Bo Xavier jest
tuż obok i trzyma ją za rękę, kiedy skaczą przed siebie
wnieznane.Razem.
EPILOG
Charytatywny pokaz mody zorganizowany przez Xaviera
i Laurel przy pomocy Vala i Sabriny zaczął się wielkim bum.
Dosłownie, bo nagle rozległ się wystrzał armatni i scenę
spowiłachmurabłyszczącychbrokatowychgwiazdek.
Ztejchmurywyłoniłasięmodelkawlśniącejbiżuteriiznowej
kolekcjifirmyLeBlancJewelers.
Tym razem Xavier nie okazywał zdenerwowania. W każdym
razieniezpowodupokazu,którymiałnaceluzarównozbiórkę
funduszydlaFundacjiLBC,jakteżprezentacjękolekcji.
Zaskakująco trafne i twórcze połączenie przedsięwzięć obu
braci wyraźnie przysłużyło się atrakcyjności i popularności
imprezy.
AutorkamipomysłubyłyLaureliSabrina,którezaprzyjaźniły
się i spędziły kilka długich wieczorów na opracowaniu
programu. Xavier był pełen uznania i podziwu dla ich
pracowitościorazstarań.
On i Laurel starali się teraz robić wszystko wspólnie,
włączniezespaniem,braniemprysznicaizakupami.
Xavier nigdy nie czuł się tak szczęśliwy. Ona czuła to samo.
Skądotymwiedział?Bojejdziałaniazawszemówiływięcejniż
słowa.Chociażsłówteżniebrakowało.Wciążpowtarzała,żego
kocha.
Mógłbysłuchaćtegocodziennie,dokońcażycia.
Miał nadzieję, że właśnie tego wieczoru będzie miał okazję
wykuć te słowa w kamieniu. W szlachetnym kamieniu, a ściśle
mówiąc,wbrylancie.
– Masz pierścionek? – wyszeptał mu Val do ucha, kiedy
obserwowalipokazzzasceny.–Nieźlesięnagimnastykowałem,
żebyzdążylinaczas.
Xavier przeczesywał wzrokiem tłum gości, z satysfakcją
odnotowującobecnośćwielucelebrytów.
Wodpowiedzinapytaniebratapoklepałsiępokieszeni,gdzie
w aksamitnym pudełeczku spoczywał unikatowy pierścionek
zbrylantem.
–Chętniebymznimspał,gdybynieto,żetoniespodzianka.
Laureluwielbianiespodzianki–dodał.
– Mówiłeś to już tysiąc razy – zauważył Val z uśmiechem
udawanegopolitowania.
Xavier był zaskoczony pomysłem, by oświadczyć się
publicznie, podczas imprezy. Ale w końcu się zgodził, chociaż
wizjamałżeństwanadalgoprzerażała.
–Dziwiszsię?Pierwszyrazmamprosićkobietęoto,żebyza
mniewyszła.
Powtarzanie tego na głos bynajmniej nie zmniejszało stresu.
Mimo radosnego podniecenia raz po raz ogarniało go
przerażenie,żeLaureljednakmożepowiedziećnie.
Valpoklepałgopoplecach.
–Dziwięsię,żeniezrobiłanatobiewrażeniawiadomość,że
do końca kwartału przychody LeBlanc Jewelers powinny
przekroczyćmiliarddolarów.
Xavier spojrzał na brata i wyszczerzył zęby w prawdziwie
radosnymuśmiechu.
–Awięcjednakcisięudało.Gratulacje,braciszku!
– Obu nam się udało – skorygował Val. – Ty ustawiłeś kostki
domina, a ja wprawiłem je w ruch. Stanowimy zgrany zespół
i dlatego zbiórka z tej imprezy też przekroczy zamierzony
pułap. W ten sposób obaj mamy w kieszeni swoje części
spadku.
JednaknawetmyślosukcesieniecieszyłaXavieratakbardzo
jakwidokLaurel,którakrążyławśródgości.
Obserwował, jak swobodnie zagaduje kogoś w drodze na
scenę, gdzie ma ogłosić zasady nabywania eksponowanej na
modelach biżuterii tak, by zysk ze sprzedaży zasilił konto
fundacji. Testament Edwarda LeBlanca zawierał klauzulę
zakazującą Xavierowi wypisywania czeków na pokrycie
funduszu na rzecz LBC, lecz nie mógł zakazać firmie LeBlanc
Jewelersprzekazywaniadarowizn.
InatymwłaśniepolegałpomysłLaurel.
Weszła właśnie na scenę. Za chwilę podbije serca
publiczności.
To
najlepszy
moment,
by
wystąpić
zniespodzianką.Itakibyłplan.
Ale Xavier zastygł nagle i nie mógł się poruszyć. A jeśli się
myli? Jeśli okaże się, że Laurel nie jest zainteresowana
małżeństwem?Cowtedy?
–Przestańsięnamyślać,tylkoruszajnascenę–syknąłValza
plecami. – Gwarantuję ci, że będzie zachwycona tym
pierścionkiem.
– Tak, tak – powiedział Xavier nieprzytomnie i zmusił się do
wejścianascenę.
Laurel nieco się zdziwiła, widząc go obok siebie, ale płynnie
dokończyłaswąwypowiedź,poczymspojrzałananiegoztaką
czułością,żenatychmiastzapomniałowątpliwościach.
Podszedłdoniejiwziąłjązarękę.
–Laurel…–zacząłizamilkł.
Patrzyła na niego, uśmiechając się niepewnie, zaskoczona.
Xavierodchrząknął.
– Zanim cię spotkałem, sądziłem, że aby prowadzić firmę,
trzeba mieć czysty umysł i trzymać się z daleka od ludzi. Ty
przekonałaś mnie, że samemu nie da się zrobić niczego.
Apotempomogłaśmizrozumieć,żeniechcęjużbyćsam.
Łzypopłynęłyjejzoczu,alemunieprzerywała.Nieodezwała
sięrównieżwtedy,gdywyjąłzkieszeniaksamitnepudełkoije
otworzył, pokazując niezwykły pierścionek z przydymionym
brylantemobarwiejejoczu.
– Dlatego klękając tu przed tobą – ciągnął Xavier – proszę,
żebyś podała mi rękę i żebyś skoczyła w przyszłość razem ze
mną.
Kiedy uniosła brwi zdziwiona, zorientował się, że zapomniał
uklęknąć.Więcpadłzłomotemnascenęnaobakolana.
Publicznośćwybuchnęłagłośnymśmiechem,aLaurelopadła
przednimnakolana.
Przecieżstanowiązespół.Sąpartnerami.
– Tak, zgoda – powiedziała do przypiętego do sukni
mikrofonu. – Wyjdę za ciebie, ale pod jednym warunkiem.
Mianowicie kupisz mi w prezencie naszyjnik Jada Nessa
z nowej kolekcji. Musicie przyznać – zwróciła się do
publiczności–żejestabsolutnierewelacyjny!
Copowiedziawszy,rzuciłamusięwramionaipocałowałago
gorąco.Rozległysięgromkiebrawa,radosneokrzykiiwiwaty.
– Pomnażasz w ten sprytny sposób darowiznę LeBlanc
Jewelers – zauważył z uśmiechem, kiedy zdyszani opuszczali
scenę.
Posłałamufiglarnespojrzenie.
–Czyktośopróczciebiepotrafimnieprzejrzeć?
Czy taką kobietę można porównywać ze spadkiem po ojcu?
Wykluczone.
Alechybawłaśnietoojciecchciałmuprzekazać:Nicniejest
wartewięcejniżludzie,którychzapraszaszdoudziałuwswoim
życiu.
Tytułoryginału:PlayingMr.Right
Pierwszewydanie:HarlequinDesire,2018
Redaktorserii:EwaGodycka
©2018byKatCantrell
©forthePolisheditionbyHarperCollinsPolskasp.zo.o.,Warszawa2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie
prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł
wjakiejkolwiekformie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób
rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin
i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin
Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest
zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak
niemogąbyćwykorzystanebezzgodywłaściciela.
IlustracjanaokładcewykorzystanazazgodąHarlequinBooksS.A.
Wszystkieprawazastrzeżone.
HarperCollinssp.zo.o.
02-516Warszawa,ul.Starościńska1Blokal24-25
ISBN9788327646712