KatCantrell
Miłośćnamwszystkoutrudni
Tłumaczenie:
JulitaMirska
@kasiul
ROZDZIAŁPIERWSZY
LeoReynoldsnajchętniejpoślubiłbyswojąasystentkę.NiestetypaniGordonbyła
mężatką,wdodatkudwukrotnieodniegostarszą.Ainnekobiety…cóż,zwijałyża-
gle, kiedy odkrywały, że pracuje sto godzin tygodniowo. Samotność to cena, jaką
płaciłzasukcesReynoldsCapital.
–Ratujeszmiżycie.–Uśmiechającsięzwdzięcznością,podpisałlist,któregosam
niezdołałwydrukować,bojegokomputerodmówiłwspółpracyzdrukarką,aktóry
zaniecałągodzinępowinientrafićdoGarrettEngineeringnadrugimkońcuDallas.
–Bezprzesady.–PaniGordonspojrzałanazegarek.–Szefie,jestpiątek.Zaproś
Jennędoklubualborestauracji,ajadostarczętepapieryGarrettowi.
–Jennatohistoria.Spotykasięzinnym–odparł.
Miał nadzieję, że w nowym związku będzie szczęśliwa. Zasługiwała na mężczy-
znę,którybędziepoświęcałjejczasiuwagę.Onniezdołałbyzaspokoićjejpotrzeb.
PaniGordonskrzyżowałaręcenapiersi.
–Tozkimpójdziesznaotwarciemuzeum?
Leojęknął.Całkiemotymzapomniał,aleiśćmusiał.Nowemuzeumdladziecino-
siłojegoimię,ponieważtoonprzekazałpieniądzenajegobudowę.
–Jesteśwolnawsobotę?
Asystentkawybuchnęłaśmiechem,jakbyusłyszaładobryżart.
–Uważaj,bojeszczesięzgodzę.–Poważniejączaś,dodała:–Rozejrzyjsię.Wo-
kółkręcisięmnóstwokobiet.
Toprawda.Iwszystkiechętniebysięznimumówiły,apotembyłybyrozczarowa-
ne,żewolipracę.
–Nienawidzęrandek–mruknął.Zabierałyzbytdużoczasuienergii.
–Todlatego,żezarzadkonaniechodzisz.
–Rozmawiałaśzmojąmatką?
–Parędnitemubyłyśmynalunchu.Prosiła,żebyciępozdrowić.
No tak, powinien zadzwonić do matki. I chodzić na randki. Problem polegał na
tym,żenietylkonienawidziłrandek,alenieznosiłrównieżsprawianiazawoduko-
bietom.Zdrugiejstronylubiłdamskietowarzystwo,niegardziłteżseksem.Gdyby
mógłmiećidealnąkobietę,którapozwalałabymuskupićsięnapracy!Ech…
–Późnojuż–rzekł,usiłujączmienićtemat.–Wracajdodomu,ajazawiozęlist.
WliścieoficjalniepotwierdzałchęćprzystąpieniadowspółpracyzGarrettEngi-
neering.WłaścicielGE,TommyGarrett,wpadłnarewolucyjnypomysłpozwalający
naznacznezmniejszeniezużyciapaliwawsamochodach,brakowałomujedyniepie-
niędzynarozpoczęcieprodukcji.Współpracabyłabyobustronniekorzystna.
–Jaksobieżyczysz–oznajmiłapaniGordon.–Dziśranonapełniłambakwtwoim
aucie.Mógłbyśczasemsprawdzać,czyniejedziesznarezerwie.
–Dzięki.Cojabymbezciebiezrobił?–Leoruszyłzaasystentkądojejpokoju.–
Jeszczejedno.ChciałbymwydaćprzyjęcienacześćGarretta.Mogłabyśjezaplano-
wać?
–Nie,kochany,tozajęciedlanarzeczonejlubżony.–PaniGordonzacisnęłausta,
jakbychciałacośdodać,leczbałasięgourazić.
–Słusznie,takierzeczyniewchodząwzakrestwoichobowiązków–przyznał.
Pani Gordon zajmowała się tysiącem spraw, które nie należały do obowiązków
asystentki.Umawiałagodofryzjera,kupowałaprezentynaurodzinyjegomatki,ale
tymrazemchybaprzesadził.
–Fakt.Istniejeinnerozwiązanie…
–Masznamyśliorganizatorkęprzyjęć?–Niebyłtogłupipomysł.Wprawdziena-
dalpotrzebowałbykogoś,ktobymutowarzyszyłnaotwarciumuzeum,ale…
–Narzeczoną.Przyjaciółkę.Anajlepiejżonę.Potrzebujeszkogośnastałe,ktoby
sprawdzał, czy masz dość benzyny, ładnie się uśmiechał do Garretta, grzał cię
wnocy…
Zamyśliłsię.Gdybydałosięwynająćżonę…Alejak?Gdzie?Niemiałochotyuma-
wiać się bez końca z kobietami, aż wreszcie trafi na taką, która mu się spodoba
i nie będzie narzekała na jego ciągłą nieobecność w domu. Przyjaciółka może
odejśćzdnianadzień,alenieżona.Żonatogwarancjastałości.
Miałby kogoś, kto wypełniłby pustkę, która czasem mu doskwierała, kogoś, na
kimmógłbypolegać,ktoniczegobynieudawałinieżywiłurazy,żeonstoprocent
czasupoświęcafirmie.Odpoczątkuregułybyłybyjasnookreślone,obojewiedzieli-
by,nacomogąliczyć:naspokój,stabilizację,poczuciebezpieczeństwa.
Wszystkoalbonic–takimiałcharakter.Jeślisięczemuśpoświęcał,tocałkowicie.
Niezadowoliłsiępierwszymmilionemnakoncie.Niezadowoliłpierwsząośmiocy-
frowąsumą.Zyskiprzeznaczałnakolejneinwestycje.Istarałsięniepopełniaćtych
samychbłędówcoojciec.
Miłośćczysukces…Naobierzeczyniebyłomiejscawjegożyciu.Dziękiciężkiej
pracyporzuciłubogądzielnicę,wktórejsięurodził.Bezprzerwyszedłdoprzodu.
Gdybymiałwyrozumiałążonę,jegopracaiżycieosobisteniemusiałybysięzazę-
biać.Aonnigdywięcejniemusiałbyumawiaćsięnadurnerandki,toczyćbanalnych
rozmówimiećwyrzutówsumienia,żeniesprawdzasięwrolipartnera.
WłożyłmarynarkęizawiózłlistdosiedzibyGE.Naraziefirmazajmowałaniedu-
żepomieszczenienaobrzeżachDallas,alewiedział,żetosięzmieni,kiedyGEwej-
dzienagiełdę.Potencjalnychinwestorównapewnobyłowielu,leczLeosięniezra-
żał.Wierzył,żeprzekonadosiebieGarretta,stądpomysłprzyjęcia.Żonazajmiesię
logistyką, a on rozmową z gościem honorowym, któremu wyjaśni, na czym polega
przewagaReynoldsCapitalnadinnymiinwestorami.Terminskładaniaofertupływał
zakilkatygodni.Dotegoczasupowinienznaleźćżonę.
Wróciwszy do biura, włączył komputer. Na pytanie, gdzie szukać żony, po kwa-
dransiemiałodpowiedź.Naportalurandkowymalbolepiej:wbiurzematrymonial-
nym.
Tak,toniegłupie.Zawszesądził,żekiedyśsięożeni.Kiedy?Gdyniebędziemusiał
całejenergiipoświęcaćpracy.Aleczasmijał,onskończyłtrzydzieścipięćlat,afir-
manadalpochłaniałagoodranadonocy.
Popatrzył na logo biura matrymonialnego, EA International. Strona internetowa
była gustowna, w spokojnych beżach, fachowo zaprojektowana. Dyskrecja zapew-
niona,zwrotpieniędzywrazieniezadowoleniaklienta.Motto:Zdajsięnanas,znaj-
dziemytwójideał.
Biuroprzeprowadzałorozmowyzkandydatkami,sprawdzałoichprzeszłość,wy-
łuskiwałotęnajbardziejodpowiednią.MiłościLeoniemógłnikomuzaoferować,ale
wprzeciwieństwiedoojcamógłzapewnićrodziniekomfortoweżycie.
Pomysłbyłgenialny.Żonazgórybędzieznałajegowymagania.Tymsposobemni-
gdyjejniezawiedzie.
Daniella White od dziecka marzyła o bajkowym weselu. Jako mała dziewczynka
pisałakredkamizaproszenianauroczystośćślubnąiowiniętawprześcieradłouda-
wała pannę młodą. Panem młodym był jej ukochany zmechacony miś. Wyobrażała
sobie,żekiedyśubranawślicznąsuknięzdelikatnejkoronkiisrebrneszpilkiwypo-
wiesakramentalne„tak”.Wyobrażałasobiepięknezaproszeniaitrzypiętrowytort
ozdobiony kwiatami, a także przystojnego młodego człowieka, który z czułym
uśmiechem czeka na nią przy ołtarzu. Wieczorem ona i jej ukochany wyruszają
w podróż na cudowną egzotyczną wyspę. Ich małżeństwo trwa aż po grób, a na-
miętnośćnigdyniewygasa.
Alemarzeniatojedno,arzeczywistośćtodrugie.Zakilkaminut,wdomuwłaści-
cielki EA International, w obecności zaledwie kilku osób, Dannie miała poślubić
mężczyznę,któregodotądniewidziała.
– I jak? – Uśmiechając się w lustrze do matki, poprawiła rękaw. Wolałaby brać
ślubwczymśbardziejstrojnymodgładkiejbeżowejsukienki.
ProgramkomputerowydobrałjąwparęzniejakimLeemReynoldsem,któryszu-
kałnażonęosobyeleganckiejikulturalnej.Danniespędziłaostatnimiesiącwdomu
EliseArundel,właścicielkiEAInternational,którazajęłasięjejedukacją.
–Wyglądaszślicznie–wycharczałamatkaDannie.Przyciskającdłońdopiersi,za-
niosłasiękaszlem.–Jestemzciebiedumna.
Dumna? Ja tylko odpowiedziałam na ogłoszenie, pomyślała Dannie. Podskoczyła
nerwowo,słyszącostrepukanie.DopokojuweszłaElise.
–Och,skarbie!–zawołałazzachwytem.–Prezentujeszsiędoskonale.
–Dziękitobie.
–Nie,totywybrałaśsuknię.Maszfantastycznewyczuciestylu.
–Zatonamakijażuzupełniesięnieznam.
Elisepowiodłakrytycznymwzrokiempotwarzyswojejpodopiecznej.
–Jestznakomicie.Leobędziepodwrażeniem.
Danniepoczuła,jaksercejejłomocze.Zlustrapatrzyłananiąobcaosoba,która
miałatensamkolorwłosówcoonaitakiesameoczy.Pozatymbyłycałkieminne.
CzyLeowispodobasiętadumniewyprostowana,przerażonakobietawbeżowejsu-
kience,zwłosamiupiętymiwkok?Ajeślinielubibrunetek?
Przestań,skarciłasięwduchu.Przecieżwidziałjejzdjęcie.Dwukrotnieteżroz-
mawialiprzeztelefon;omówilikilkaistotnychspraw,międzyinnymiustalili,żeda-
dząsobieczasnadotarciesię,atakże,żeżadneznichniemanicprzeciwkotemu,
abykiedyśwprzyszłościpowiększyćrodzinę.Skorowszystkobyłojasne,dlaczego
siędenerwowała?
Matkapogładziłająpogłowie.
– Już wkrótce zostaniesz panią Reynolds i spełnią się twoje marzenia. Będziesz
miałato,czegojaniemiałam:poczuciebezpieczeństwaimęża,którycięnieopuści.
Matkąponowniewstrząsnąłkaszel.Chorowałanaidiopatycznewłóknieniepłuc.
Danniezdecydowałasięnaślub,żebyjąratować.
Matkamiałarację.Dannieodnajmłodszychlatmarzyłaotym,bywyjśćzamąż
iurodzićdzieci.OnaiLeobylikompatybilni.Małżeństwoopartenazgodnościdą-
żeńicharakterówbędzietrwałe.Możezczasemstanąsięsobiebliscy?Możesię
zakochają?
Eliseotworzyłaszerzejdrzwi.
–Leoczekaprzykominku.Aototwójbukiet.Takijakprosiłaś:prostyigustowny,
zróżiorchidei.
Danniełzyzakręciłysięwoczach.
Wciążniemogłauwierzyć,żezgłosiłasiędoEAInternational.Zaryzykowała,bo
była zdesperowana. Matka potrzebowała drogiego leczenia, na które nie było ich
stać. Dannie robiła wszystko: woziła ją do lekarzy, gotowała, sprzątała. Niestety
pracodawcy krzywili się, kiedy ciągle brała wolne. Straciła jedną pracę, drugą,
trzecią. W bibliotecznym komputerze szukała zajęcia, które mogłaby wykonywać
w domu, albo pracy w nienormowanych godzinach. Zamierzała się poddać, kiedy
naglezauważyłareklamę.„Czykiedykolwiekmarzyłaśoinnejkarierze?”–przeczy-
tała.Obokwidniałozdjęciepannymłodej.Kliknęła.
EAInternationalzachęcałokobietyozdolnościachorganizacyjnych,pragnącesię
dalejkształcić,abyumiejętniekierowaćżyciemswojegomężczyzny,żebyzgłaszały
sięnakursdoskonalenia.
Dannie zdolności organizacyjne miała – musiała mieć, by non stop zajmować się
chorąmatką.Wysłałazgłoszenieiprzeżyłaszok,kiedydoniejzatelefonowano.
Elisewzięłająpodswojeskrzydła,uczyłaogłady,szlifowała,apotemznalazładla
niej mężczyznę, który szukał eleganckiej, dobrze ułożonej kobiety. W zamian za
prowadzenie domu i urządzanie przyjęć Dannie miałaby pieniądze, aby zapewnić
matcenajlepsząopiekęmedycznąpodsłońcem.Uznała,żetransakcjajejsięopła-
ca.
–Stworzyciedoskonałyzwiązek–rzekłaElise.–Jesteścieidealniedopasowani.
Dannieprzebiegłpoplecachdreszcz.Chciała,bymałżeństwospełniłojejoczeki-
wania.Czymążbędziepociągałjąfizycznie?Ajeślinie?Czywtedybędążyćplato-
nicznie?Możeszkoda,żenienalegałanaspotkanietwarząwtwarz.Teraztobez
znaczenia.Zresztąpociągfizycznyniebyłażtakistotny.Podejrzewała,żeprędzej
czypóźniejmiędzyniąamężemnawiążesięnićsympatii.
Wciągnęławnozdrzasłodkizapachróż.
–Mamypodobnecele.Myślę,żebędziemyrazembardzoszczęśliwi.
Leo miał mnóstwo pieniędzy. Wolałaby, by miał o połowę mniej. Onieśmielała ją
takwielkafortuna.AleElisepowtarzałajej,bysięniedenerwowała.Zajmieważne
miejscewżyciuLea,możekiedyśurodzidzieci.Bezwątpienianiebędziesiedziała
zzałożonymirękami.
–Napewno.–WłaścicielkabiurapoprawiłaDannienaszyjnik,złoteserduszkona
łańcuszku, które jej podarowała, gdy ta zgodziła się wyjść za Lea. – Mój program
komputerowynigdysięniemyli.
–Małżeństwaopartenakompatybilności,anieszalonymuczuciu,sąnajlepsze–
wtrąciłamatka.–Najtrwalsze.
Dannie skinęła głową. Przypomniała sobie Roba. Była w nim zakochana bez pa-
mięciiczymtosięskończyło?Złamanymsercem.Poichrozstaniuobiecałasobie,
żesięzmieni,takbyjużżadenmężczyznanienarzekałnajejobcesowośćiupór.
– To prawda – przyznała. – Poczucie bezpieczeństwa, spokój i przyjaźń. Czego
więcejmożnachcieć?
Tylko w bajkach oraz komediach romantycznych bohaterowie zakochiwali się
w sobie, po czym żyli długo i szczęśliwie. Biorąc głęboki oddech, Dannie opuściła
pokój, w którym mieszkała podczas kilkutygodniowej transformacji, i ruszyła ku
swemuprzeznaczeniu.Obysięzmężempolubili.Jeślisympatiaprzerodzisięwcoś
więcej,tymlepiej.
Przystanąwszyugóryschodów,popatrzyłanadół.Wjednejczęścisalonustałfo-
tograf, w drugiej, przy udekorowanym kwiatami kominku, siwy pastor, a po jego
prawejręceLeoReynolds.
Napotkałjejspojrzenie.Nażywobyłjeszczeprzystojniejszyniżnafotografii.Nie
potrafiłaoderwaćodniegooczu.Prosteciemnewłosy,klasycznerysytwarzy,szyty
namiaręgarniturokrywającyumięśnioneciało…Hm,bardziejAshleyniżRhett,po-
myślała.Idobrze,skoroonausiłowaławyplenićzsiebiecechyScarlett.
Niedość,żebyłbardzoprzystojny,tosprawiałwrażeniedobregoczłowieka,ta-
kiego, który pomógłby zanieść starszej pani zakupy do domu. Dannie prychnęła
wduchu.Niewierzyła,abyLeokiedykolwiekprzekroczyłprógsklepuspożywcze-
go.Niemiałczasunatakierzeczy;gdybymiał,niepotrzebowałbyżony.
Ciekawe, dlaczego ktoś tak bogaty i seksowny zgłasza się do agencji matrymo-
nialnej?LeoReynoldspowinienniemócsięopędzićodpięknychkobiet.
Zwyuczonąwprawą–ileżtorazyćwiczyłaschodzenienadziesięciocentymetro-
wychobcasach!–Danniezeszłaposchodach.Pochwilistanęłanawprostpanamło-
dego.Wszpilkachprawiedorównywałamuwzrostem.
Przyglądali się sobie w milczeniu. Co można powiedzieć do mężczyzny, którego
widzisięporazpierwszyizamomentmasięgopoślubić?
Ztrudempowściągnęłachichot.
–Cześć.
Uśmiechnąłsięwodpowiedzi.
Sercezabiłojejmocniej.Leoemanowałciepłeminiesamowitąsiłą.Wiedziała,że
wiążącsięznim,zyskazabezpieczeniefinansowe,aleniesądziła,żesamjegowi-
dokprzyprawijąozawrótgłowy.
Poruszyładyskretnieramionami,usiłującpozbyćsiękoszmarnegonapięcia.
–Zacznijmy–powiedziałpastor.
Żylastą ręką sięgnął po biblię, po czym zaczął recytować przysięgę. Na dobre
inazłe,wbogactwieiwbiedzie…Tonasniedotyczy,pomyślałaDannie.Tesłowa
przeznaczonesądlaludzi,którzypobierająsięzmiłości:wchwilachtrudnychpo-
winniprzypomniećsobie,coprzysięgalijednodrugiemu.
KątemokapróbowaładojrzećminęLea.Ciekawabyła,oczymmyśli.Szkoda,że
nieodbyliwięcejrozmów.Nienalegałananie;zawierzyłaElise,któraniepozwoli-
łaby jej poślubić drania. Zresztą program komputerowy nigdy dotąd nie zawiódł.
Danniewestchnęła.Ważne,byLeoniebyłprzestępcąlubdamskimbokserem,ato,
czymapoczuciehumoruiczylubifilmyhistoryczne,naprawdęniegraroli.
–Czyty,Daniello,bierzeszLeazamęża…?
–Tak.
Drżącąrękąwsunęłaplatynowąobrączkęnapalecmężczyzny.Araczejpróbowa-
ła wsunąć. Kiedy zbliżył drugą rękę, by jej pomóc, uniosła głowę i napotkała jego
błękitne oczy. Poczuła dreszcz. Miała wrażenie, jakby zobaczyła kogoś, kogo zna,
leczniewieskąd.
Pochwilirozległosiędrugie„tak”wypowiedzianesilnymzdecydowanymtonem.
Dannieutkwiławzrokwobrączce,oczarowanajejprostotąipięknem.
Rozwód nie wchodził w rachubę. Wypełniając kwestionariusz, oboje napisali, że
obietnicnależydotrzymywać.Byłatoteżjednazpierwszychspraw,jakieporuszyli
wrozmowietelefonicznej.Leoprzygotowałumowęprzedślubną,niezwykledlaniej
korzystną.Danniejednakuparłasięprzyjednympunkcie:wrazierozstaniaLeobę-
dziełożyłnadzieci,natomiastonaniedostanieanigrosza.Tymsposobemchciała
mupokazać,jakpoważnietraktujeichzwiązek.
Najważniejsze było poczucie bezpieczeństwa. W zamian zamierzała być taką
żoną, jakiej Leo potrzebuje. Zawierali małżeństwo z rozsądku, nie z miłości.
Wprzeciwieństwiedoojca,Leonigdyjejnieporzuci.Niemusiałasięmartwićoto,
żekiedyśmusięznudzialbożeprzestaniejąkochać.
–Możeciesiępocałować–zakończyłpastor.
Pocałować?Czemunie?Wkońcuwzięliślub.
Leoobróciłsię.Pochwiliichustasięzetknęły.Dreszczprzebiegłjejpokrzyżu.
Nagle Leo skrzywił się, jakby zjadł cytrynę. Pierwszy pocałunek. Szkoda, że taki
krótki.ChoćdlaLeanajwyraźniejzadługi.
EliseimatkaDanniepodeszłyuściskaćmłodąparęiżyczyćjejszczęściananowej
drodzeżycia.
Dannie westchnęła. Czego się spodziewała? Że jak za dotknięciem magicznej
różdżkiLeoprzeistoczysięwkrólewiczazbajki?Powinnasięcieszyć,żeprogram
wybrał dla niej idealnego męża, a nie marzyć o długim gorącym pocałunku i o ro-
mantycznejnocypoślubnej.
ROZDZIAŁDRUGI
Stała przy drzwiach, ręce miała splecione, wzrok spuszczony. Była skromna,
ajednocześnieelegancka,dokładnietaka,jaknapisałwkwestionariuszu.Zaskoczy-
łogotylkojedno:wyglądałainaczejniżnazdjęciu.
Spodziewałsiękogośwtypieładnejdziewczynyzsąsiedztwa.Kobieta,którąpo-
ślubił, emanowała energią i zmysłowością. Miał wrażenie, że z trudem poskramia
temperament.Zdjęcienieoddawałojejurody.NażywoDanielladosłowniezapiera-
ładech.
Nawetimięmiałapiękneiegzotyczne.Wodziłzaniąspojrzeniem.Wciążteżmy-
ślałoichkrótkimpocałunku.Samgoprzerwał,aletylkodlatego,żesięwystraszył.
Ranyboskie,coonnajlepszegozrobił?Jakwytrzymaztakąkobietąuboku?
–Jestemgotowa,Leo–oznajmiłacicho.
Dlaczego nie chciał jej wcześniej poznać? Nie musiał. Dopilnował szczegółów,
przynajmniej tak mu się wydawało. Rozmawiał z paroma klientami EA Internatio-
nal,którzyniemoglisięnachwalićElise,potemsamkilkakrotniesięzniąspotkał.
Uwierzył,żeznajdziemuodpowiedniąkandydatkę.
ZDanielląodbyłzetrzyrozmowyprzeztelefonipodjąłdecyzję.Pocoodkładać
ślub,skoromielipodobnezapatrywaniainieliczylinapłomienneuczucie?
Gdybymógłcofnąćczas,doswojejlistywymagańdodałbyjedno:bynieczułnajej
widokpodniecenia.DaniellaprzypominałamuCarmen,tyleżejużniebyłusychają-
cymztęsknotynastolatkiem,aonabyłajegożoną.Niechciałiśćwśladyojca,nie
chciałstracićgłowydlażadnejkobiety.
Wmałżeństwieszukałspokoju,wygody,anieszaleństwa.Wiedział,żeodpocząt-
kutrzebapostawićnaszczerość,wtedyunikniesięrozczarowań.
–PożegnałaśsięzmatkąipaniąArundel?
–Tak,jestemgotowadowyjścia.
Usiedlinatylnymsiedzeniu.Kierowcazamknąłdrzwi.Daniellaskrzyżowałanogi
wkostkach.Leooderwałwzrokodjejszczupłychud.
–Niebędzieciprzeszkadzało,jeśliwieczoremzajrządonasmoirodzice?
–Ależskąd.Dlaczegoichniezaprosiłeśnaślub?Winformacjiosobiepodałeś,że
rodzinajestdlaciebieważna.
Wzruszyłramionami,aleucieszyłsię,żetozapamiętała.
–Niesązachwycenimojądecyzją.Mamawolałaby,żebymożeniłsięzmiłości.
–Notak.–Położyłarękęnajegodłoni.–Alekażdysamwybiera,cojestdlaniego
najlepsze.
Miałaklasęistyl.Wprostniemógłuwierzyć,żedzieciństwospędziławtakiejsa-
mejjakonubogiejdzielnicy.Podziwiałjejsiłę,determinację,gotowośćpoświęcenia
siędladobramatki.Szkodatylko,żeemanowałatakązmysłowością.Liczyłjednak,
żezakilkadniuodpornisięnajejwdzięk.
Odprężyłsięzadowolony.Terazmożeskupićsięnapracy,asprawamidomowymi
zajmiesiężona,którejniebędziemusiałpoświęcaćuwagi.
–Daniello,pamiętaj,żezewszystkimmożeszsiędomniezwrócić,zkażdympro-
blemem.
–Tomiłeztwojejstrony.
Uśmiechnęłasięzwdzięcznością,aonpoczułsięniezręcznie,jakpaniwładca.
–Takjakmówiłemprzeztelefon,mammnóstwozobowiązańtowarzyskich.Ocze-
kuję, że zajmiesz się organizacją przyjęć. W razie jakichkolwiek wątpliwości mo-
żeszmnieowszystkopytać.
–Rozumiem.–Zamierzałacoświęcejpowiedzieć,alenajwyraźniejsięrozmyśliła.
Albowystraszyła.
– Daniello… – Zamilkł, niepewien, jak ją ośmielić. – Jestem twoim mężem. Nie
chciałbym,żebyśsięmniebała.
–Ależniebojęsię–oznajmiła.–Bardzocieszęsięznaszegoślubu.–Mocnozaci-
snęładłonie.
–Jateżjestemusatysfakcjonowany–rzekł.–Skorobędziemymieszkaćpodjed-
nym dachem, chciałbym, abyśmy czuli się z sobą swobodnie. Możesz o wszystkim
zemnąrozmawiać.Ofinansach,polityce,religii.–Iseksie…Tegoniepowiedziałna
głos,choćodparuminutusiłowałsobiewyobrazić,jakwyglądająjejuda.
Dannie zerknęła na męża i znów zadrżała. Czuła, jak przeskakują między nimi
iskry.Onchybateżtoczuł.
–Niemasznicprzeciwkotemu,żebyintymnastronanaszegozwiązkurozwijała
sięstopniowo?–spytał.
OChryste!Chciał,bysięodprężyła,alejaktakdalejpójdzie,biedaczkaucieknie
przerażona.
–Nie–odparła,patrzącmuwoczy.
Pociągfizycznyzajmowałjednozostatnichmiejscnaichliściepriorytetów.Onpo-
winienskupićsięnapracy.Onabyłajegogłównympriorytetem,aniesekszżoną.
–Poprostuchcę,żebyśmymielijasność.
– Oczywiście. Rozmawialiśmy o tym przez telefon. Nasze małżeństwo zacznie
ewoluowaćkufizycznejbliskości,kiedypoczujemy,żenadszedłwłaściwyczas–po-
wiedziała,niemaldokładniecytującjegosłowa.
Przezmomentkorciłogo,abyjeodszczekać.
–Naraziebędziemyspaćwoddzielnychsypialniach–oznajmił.–Takbędziele-
piej,prawda?Nicnasiłę.
Woddzielnychpokojachpoczująsiępewniej.Będąmogliprzyzwyczaićsiędono-
wejsytuacji,donowejosoby.Dreszczeustąpią,obojeskupiąsięnatym,coważne.
Apotem,pookresieaklimatyzacji,wsposóbnaturalnywprowadzązmianyizaczną
dzielićłoże.
Ciszę,jakanastała,przerwałmelodyjnydzwonek.Leozerknąłnawyświetlaczko-
mórki.Zokazjiślubuwziąłpółdniawolnego,pracownikomdałcałydzieńwolny,ale
oczywiścienonstopbyłpodtelefonem.
Przeczytałmejl.BiuroGarrettainformowałogo,żezofert,jakienadeszły,rozwa-
żanesądwie:ReynoldsCapitalorazMorenoPartners.Świetnie,pomyślałLeo.Pora
zorganizowaćprzyjęcie.
–Jeślimusiszzadzwonić,tomnąsięniekrępuj.
–Niemuszę,tobyłtylkomejl.
MożepowinienzmienićstrategięizacząćmyślećoDanniejakooswojejpracow-
nicy,anieżonie?Naraziemiałochotęspędzićzniąweekendwłóżku,całowaćją,
doprowadzaćdoorgazmu.Aniemógł.Potrzebowałskupieniaispokoju,byosiągać
kolejnesukcesy.
Sukces dawał gwarancję stabilizacji i bezpieczeństwa. To był najważniejszy cel
w jego życiu. Za rozwój Reynolds Capital gotów był zapłacić każdą cenę, nawet
cenęsamotności.
PrzezresztędrogidonowegodomuDanniesięnieodzywała.Najwyraźniejżadne
iskrymiędzyniminieprzeskoczyły.Leojasnodałdozrozumienia,żeniejestniąza-
interesowany.
Szkoda.Wciążczułanaustachsmakjegowarg.Nagleprzeraziłasię.Zotwarty-
mioczamiwstąpiliwzwiązekmałżeński,zawarliumowę,któramiałaobowiązywać
dokońcażycia,ale…WprawdzieLeoprzysięgał,żejestczłowiekiemodpowiedzial-
nym,którydotrzymujesłowa,aleczybędzietolerowałbłędy?
Niechciałazawieśćmatki,którananiąliczyła.Kiedyzgodziłasięnaślub,Leoza-
trudniłopiekunkęspecjalizującąsięwrehabilitacjiosóbzchorobamipłuc.Alecoje-
śliDannieniespełnioczekiwańmęża?
BezpieniędzyLeajejmatkaumrze,aonabędziebezradniepatrzyłanajejcier-
pienie.Wbiłapaznokciewpoduszeczkędłoniiniemalkrzyknęłazbólu.Jeszczejed-
na rzecz, do której musi przywyknąć. Elise twierdziła, że jako żona Lea powinna
miećpaznokciedługieipolakierowane.Niewystarczałzmysłorganizacyjnyiumie-
jętnośćprowadzeniazajmującejrozmowy,ważnybyłteżstrój,fryzuraimakijaż.
Wiedziała, na czym polega jej rola: ma być idealną panią domu, która wspiera
męża.Niepowinnawodzićzanimlubieżnymwzrokiemanibujaćwobłokach.
–Jesteśmynamiejscu.
Wyjrzała przez okno i wytrzeszczyła oczy. Mieszkały z mamą w dwupokojowej
klitce. Kiedy w rozmowie telefonicznej Leo wspomniał o dużym domu w Preston
Hollow, wyobraziła sobie piętrowy dom z salonem, czterema sypialniami i ogród-
kiemwcichejekskluzywnejdzielnicy.Aleczegośtakiegosięniespodziewała.
Bramazkutegożelazna otworzyłasięjakza sprawączarów.Kierowcawjechał
napodjazdzkocichłbów,wzdłużktóregorosłyogromnedrzewaczęściowozasła-
niające słońce. Pięknie utrzymany trawnik ciągnął się do samego domu. Do ich
domu.
Danniedoliczyłasięczterech…nie,pięciukominów.Boże,powinnabyłapoprosić
wcześniejozdjęcie.
–Podobacisię?
–Jestbardzo…yyy…
Oszołomionaniewiedziała,copowiedzieć.Przygryzławargę.Przypomniałasobie
czasspędzonyzElise,któracierpliwiejąwszystkiegouczyła:jaknakrywaćdosto-
łu,jakparzyćherbatę,jaksiadać,chodzić,przedstawiaćgości,jaksięczesać,malo-
wać,ubierać.Terazczekająpierwszapróba.Niemożezawieśćmentorki.
Biorącgłębokioddech,uśmiechnęłasiępromiennie.
–Jestbardzopiękny.
–Chodź,oprowadzęcię.–Pomógłjejwysiąśćzsamochoduiobejmującjąwpasie,
ruszyłposchodkachdodrzwi.–Torównieżtwójdom.Mówśmiało,jeżelicokolwiek
będzieszchciaławnimzmienić.
Skinęła głową. Marzyła o tym, by mąż zgarnął ją w ramiona i przeniósł przez
próg.TakjakRhettprzeniósłScarlett.Jednakrękaspoczywającanajejtaliiozna-
czastabilizację,nienamiętność.Wporządku,pomyślała.Wystarczyjejmałżeństwo
oparte na szacunku i sympatii. Jest żoną Lea, a nie miłością jego życia. Powinna
otympamiętaćiniefantazjowaćbezsensu.
Wprowadził ją do holu. Pobieżne zwiedzanie trwało pół godziny. Kiedy w końcu
dotarlidokuchni,Danniemiałajednopragnienie:zdjąćbuty.
Oparłszysięogranitowyblatwyspy,Leosięgnąłpokomórkę.
–Todlaciebie.Wszystkomaszzapisane:numer,kodalarmu,koddostępudoin-
ternetu.
–Dziękuję.–Popatrzyłanalśniącywyświetlacz.Dotejporykorzystałaznajprost-
szego telefonu, takiego, z którego można tylko dzwonić i wysyłać esemesy. Podej-
rzewała,żerozpracowanienowegozajmiejejkilkagodzin.–Swójnumerteżwpisa-
łeś?
– Oczywiście. I numer mojej asystentki, pani Gordon, która bardzo chce cię po-
znać.
–Świetnie,napewnosięzniąskontaktuję.–Możeprzyokazjidowiesięczegoś
o swoim mężu. Na przykład jaką lubi kawę i czy rozmawiając przez telefon, woli
siedziećprzybiurkuczykrążyćpopokoju.
–Kierowcabędziedotwojejdyspozycji–ciągnąłLeo.–Aleradzęcikupićwłasne
auto.Niekierujsięceną.
Zakręciłosięjejwgłowie.Własnysamochód?Odlatkorzystałazkomunikacjipu-
blicznej.
–Dziękuję.Ja…
Jeszczenieskończył.
– Otworzyłem ci konto w banku. Będę je uzupełniał, ale daj znać, gdybyś miała
większewydatki.Pamiętaj,tosątwojepieniądze,niemusiszmnieonicpytać.–Wy-
ciągnąłzkieszeniczarnąkartękredytową.–Proszę.Bezlimitu.
–Leo…–szepnęła,usiłującpowstrzymaćłzywzruszenia.–Dlaczegotyledajesz
inicniechceszwzamian?
Ściągnąłbrwi.
–Chcę,itosporo.
–Wsypialni–doprecyzowała.
Zamarł.Chybazadalekosięposunęła,alenaBoga,dajejejzłotąkartębezlimitu
inieoczekujewspółżyciachoćbyrazwmiesiącu?Nicztegonierozumiała.
–Daniello…
Powinnaugryźćsięwjęzyk,niezadawaćgłupichpytań.
–Przepraszam–powiedziała.–Okazujeszmityledobroci.Niemamprawakwe-
stionowaćtwoichmotywów.
Potrząsnąłgłową.
–Chcęukładupartnerskiego.Musiszmiećwłasnepieniądzeibyćniezależna.
Mężczyzna,któregopoślubiła,byłnaprawdęniezwykły:hojny,troskliwy,mądry.
–Ażniewiem,copowiedzieć…
–Nic.–Uśmiechnąłsię.–Mnóstwoczasubędęspędzałwbiurze.Powinnaśzna-
leźćsobiejakieśhobbyalbozgłosićsięjakowolontariuszkadojakiejśfundacji.Sa-
mochódnapewnocisięprzyda.
–Atwojetowarzyskiezobowiązania?Myślałam,że…
Machnąłręką.
–Niebędziesznimizajętaodranadonocy.Zaczynamynowewspólneżycie.Roz-
wijajswojezainteresowania,wieczoramimożeszmiopowiadaćotym,cociekawe-
goporabiałaśwciągudnia.
Elisemówiłajej,żetoważne.Świetnie,będziećwiczyłazmężemsztukękonwer-
sacji,abypóźniejmóczabawiaćrozmowąjegoznajomych.
–Dobrze.
–Cieszęsię.–Ująłjązarękę,jakbytorobiłsetkirazywcześniej.–Chciałbym,
żebyśnieżałowałaswojejdecyzji.Dotychczastrudnomibyłopogodzićżyciezawo-
dowezosobistym.Kobiety,zktórymisięspotykałem,pragnęły,żebympoświęcałim
więcejczasu,niżbyłemwstanie.
–Iżadnaniebyłagotowazrezygnowaćzeswoichżądańwzamianzażyciewluk-
susie?–zdziwiłasię.
–Kilkabysięzgodziło,alemniezależałonawłaściwejkobiecie.
Dlatego udał się do biura. Jego poprzednie związki kończyły się porażką, a by
uniknąćkolejnegofiaska,poprostukupiłsobieżonę.Nicdziwnego,żetakmocno
nalegał,abyobiestronydotrzymałyumowy.Niechciał,byżonamuuciekła,kiedy
zorientujesię,żewiększośćczasubędziespędzaćsamotnie.
–Rozumiem.
–Daniello.–Utkwiłwniejspojrzenie,jakbyjąocośbłagał.–Obojebezzłudzeń
wkraczamywnoweżycieidlategonamsięuda.Doskonalewiem,cotoznaczynie
miećpoczuciabezpieczeństwa.Ichętniecijezapewnię.
Skinęłagłową,poczymoznajmiła,żechcesięrozpakować.Tak,poczuciebezpie-
czeństwabyłoważne.Poślubiłaprzyzwoitegoczłowieka,którynieporzucijej,tak
jakzrobiłtoojciec.Aleniespodziewałasię,żeopróczwdzięcznościpoczujedonie-
gocoświęcej.
ROZDZIAŁTRZECI
Samatychjedwabnychskrawkównapewnoniewłożyładowalizki.Wyjmującje,
spostrzegładołączonąkartkę.„Zżyczeniaminamiętnejnocypoślubnej,Elise”.
Dannie podniosła górną część kompletu: rozciętą z przodu haleczkę z czarnym
koronkowymstanikiemozdobionymczerwonymiserduszkami.Rozcięcieodsłaniało
malutkitrójkącikstringów.Idealnabieliznadlamłodejmężatki,aleniedlaniej.
Schowałaseksownykompleciknatyłszuflady.Musiałabymiećniepokoleiwgło-
wie,bysiętakwystroić.Gdybychociażmążjejpożądał.Albogdybydzieliliłóżko.
Zasunęłaszufladęisfrustrowanawróciładowalizki.Okej.Jeślimawieśćsamotne
życie,tenpokójidealniesiędotegonadaje.Nawetnafilmachniewidziałabardziej
luksusowejsypialni.Wogóleniemusijejopuszczać.Miałatubarek,małąświetnie
zaopatrzonąlodówkę,tablet…Podejrzewała,żezsetkamielektronicznychksiążek,
bowinformacjachosobiepodała,żelubiczytać.
Nawprostłóżkaznajdowałosiękinodomowe:telewizorzpięćdziesięciocalowym
płaskimekranem,dekoderzodtwarzaczeminagrywarką,głośniki,którychniepo-
wstydziłby się właściciel klubu. Na fotelu leżały instrukcje. Oczywiście. Leo
owszystkimpomyślał.
Ciekawe,gdzietrzymainstrukcjędoobsługiLeaReynoldsa?Botojąnajchętniej
byprzestudiowała.
Gdywyjęłazwalizkiostatniesztukiodzieży,zrobiłosiępóźno.RodziceLeamieli
wpaśćzapółgodziny.Danniezadzwoniładomatkispytać,jakjejsiępodobanowa
opiekunkaizuśmiechemwysłuchałarelacjiotym,jakobiepaniegrająwremika.
Zadowolona przeszła do łazienki, która była większa niż jej dawne mieszkanie.
Marmurowyblatobokumywalkizastawionybyłkosmetykami.Umieściławszystko
wszufladkachzprzegródkami.
Niewiedziała,wcosięubrać.Ponamyślezdecydowałasięnaprostąjasnofioleto-
wąspódnicęiszarąbluzkę.Jejniewielka,leczskoordynowanakolorystyczniegar-
derobabyłaprezentemodElise.Jeszczebuty,ostatniedrobnepoprawkimakijażu,
schowanieniesfornegokosmykai…
Kimbyłakobieta,którąwidziaławlustrze?
–DaniellaReynolds–szepnęła,apotempowtórzyłatogłośniej.Dotychczasjedy-
niebabciainatrętnitelemarketerzyzwracalisiędoniejperDaniella.
Zeszłanadół,tylkorazmylącdrogę,izaczęłaszukaćLea.Niebyłogoweleganc-
kourządzonymsalonieaniwkuchni,aniwkolejnychpokojach.Wreszciedostrzegła
jegociemnągłowępochylonąnadbiurkiemwgabinecie.
Pracował.Dlaczegoodrazunatoniewpadła,zamiastkrążyćpocałymparterze?
Przezchwilęprzyglądałamusięzukrycia.Siedziałlekkopotargany,bezmarynarki,
zpodwiniętymirękawamiiwyglądał…rozkosznie.
Podniósł głowę i lekko się uśmiechnął. Serce Dannie zabiło mocniej. Wyglądał
rozkosznie,alerównieżniesamowiciemęskoiseksownie.Takiejkombinacjitrudno
sięoprzeć.Scarlett,którąDanniewsobietłumiła,natychmiastpomyślałaozmysło-
wejbieliźnieierotycznychigraszkach.
–Zajęty?–spytałaochryple.
–Jużkończę–mruknął,zerkającnerwowonaekran,jakbywidniałynanimrzeczy
niemającenajmniejszegozwiązkuzpracą.
–Corobisz?OglądaszfilmikinaYouTubie?
– Nie. – Zamknął pokrywę laptopa. Kąciki warg mu zadrżały. – Udzielam porad
studentom.Właśniezjednymomawiałemjegobiznesplan.
–Och,wyobrażamsobieichradość,żemogąskonsultowaćswojepomysłyzkimś
takimjakty.Tojakwygrananaloterii.
–Pomagamanonimowo.
–Dlaczego?
–Bowświeciebiznesu…–Przeczesałpalcamiwłosy.–Konkurenciniezawahaliby
sięwykorzystaćmoichsłabości.Wolęniedawaćimokazji.
Pomaganiemłodszymkolegommogłobybyćuznanezaoznakęsłabości?Dziwne.
–RichardBransondoradzamłodzieży.Jemuwolno,atobienie?
– Branson to człowiek sukcesu – oznajmił Leo, po czym wstał, odwinął rękawy
iwłożyłmarynarkę.–Idziemy?–Zjegotonuwynikało,żetematuznałzazakończo-
ny.
Dannie zacisnęła wargi, przełykając dziesiątki pytań, które miała ochotę zadać.
PrzecieżLeoteżjestczłowiekiemsukcesu,alewyraźniesamtaknieuważał.
W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Leo przedstawił Dannie rodzi-
com,szpakowatemuojcuienergicznejczarnowłosejmatce.
–Miłomipaniąpoznać–powiedziałaDannie,wciągającwnozdrzaperfumyoza-
machuwaniliowym.
–Nie,kochanie,proszęmimówićpoimieniu.Susan.
–Ja…spodziewałamsiękogośznaczniestarszego.
Kobietazaśmiałasię.
–Chodź,pójdziemydo kuchniprzygotowaćdrinki,a panowieniechsobie poroz-
mawiają.
Zerknąwszy na Lea, Dannie ruszyła za jego matką. Susan zaczęła wyjmować
szklanki;usynaczułasięjakusiebie,wprzeciwieństwiedoDannie,któraniemiała
pojęcia,gdziesięcoznajduje.
–Przepraszam,żeniebyliśmyzmężemnawaszymślubie.–Starszakobietapo-
dałamłodszejfiliżankęherbaty.–Naszprotestbyłgłupiiniepotrzebny.Jestemzła
naLea,nienaciebie.Haruje,niemyśliotym,coważne.
–Otym,coważne?
–Ożyciu,omiłości,dzieciach,wnukach,sztuce.–Susanzmrużyłaoczy.–Mówił
ci,żerysuje?Nie?Nowłaśnie,wolałbyumrzeć,niżprzyznaćsiędotak„niepoważ-
nych” zamiłowań. Ma ogromny talent. Wszystko potrafi przenieść na papier lub
płótno:zwierzęta,pejzaże,mosty,budynki.Takjakjegoimiennik.
–Toznaczy?
–LeonardodaVinci.
Dannieomalsięniezakrztusiła.Noproszę.Natychmiastzapragnęłaobejrzećja-
kieśjegorysunki,alechciała,żebysamzaprosiłjądoswojegoświata.
Ciekawa była, co jeszcze ich łączy poza umiłowaniem książek i poczuciem obo-
wiązku.
– Daniello, wiem, że pobraliście się z rozsądku, że wasze małżeństwo jest kon-
traktem.Niebędędociekać,dlaczegonatoprzystałaś,aleLeopotrzebujekogoś,
kto by go kochał i kogo on mógłby obdarzyć uczuciem. Jeżeli nie jesteś właściwą
osobą,lepiej,abyśsięwycofała.
Danniezamyśliłasię.Owszem,jejzwiązekzLeembyłśrodkiemprowadzącymdo
celu. Nie o takim małżeństwie marzyła, ale zawarła je dobrowolnie. Leo szukał
żony,którapoprowadzimudom,zajmiesięorganizowaniemprzyjęć,oczarujejego
kontrahentów i partnerów biznesowych. Żony, która spełni jego oczekiwania. Był
wspaniałymczłowiekiemowielkimsercu,aleodgradzałsięodludzi.Jeżeliudajej
sięzburzyćmur,ichmałżeństwomaszansęrozkwitnąć,przekształcićsięwhistorię
miłosną.
–Ajeślijestemtąwłaściwąosobą?–spytała,patrzącteściowejwoczy.
Taobdarzyłająpromiennymuśmiechem.
–Wtedypowiem:witajwrodzinie.
Leozamknąłdrzwizarodzicami.Przezmomentsięnieruszał.Gdywreszciesię
odwrócił,Daniellawciążstałanieopodal,obserwującgouważnie.
Synowapodobałasięrodzicom.Dziękiożywionejrozmowie,jakąznimiprowadzi-
ła,niezauważyli,żeonwiększośćczasumilczy.Musiałprzyznać,żewypadłaznako-
micie.Byłafantastycznąpaniądomu,serdeczną,przyjacielską.Iseksowną.
Terazzostaliwedwoje.Dłużejniemógłmilczeć.
–Dziękuję,żetakmiłosięnimizajęłaś.
Popatrzyłananiegozdziwiona.
–Pototujestem.
–Oczymrozmawiałyściewkuchni?Cocimatkamówiła?
–Nictakiego.
Niewinnaminagoniezwiodła.
–Niesłuchajjej,Daniello.Mojamatkajestnieuleczalnąromantyczką.
–Dannie.
–Co?
Podeszłabliżej.Gdybyobojewzięligłębszyoddech,ichciałabysięzetknęły.
–Daniellabrzmizbytoficjalnie,niesądzisz?WszyscymówiądomnieDannie.
Pokręciłgłową.Imbardziejoficjalnie,tymlepiej.
–MniesiępodobaimięDaniella.Jestpiękne.Pasujedociebie.
Oczyjejzalśniły.
–Uważasz,żejestempiękna?
Takpowiedział?Miałmętlikwgłowie.
–Powiedziałem,żeimięmaszpiękne.–Widząc,jakblaskwjejoczachgaśnie,za-
kląłwduchu.Gdybyporozumiewałsięzżonąwyłączniedrogąmejlową,możezdo-
łałbyjejnieranić.–Aleoczywiścietyteżjesteśładna–dodałpospiesznie.
Ładna?Alesię,człowieku,wysiliłeś!Ładnybywakrajobrazzimowy.Lepiejzajmij
sięczymś,wczymjesteśdobry:pracą.
–Dobranoc–mruknął,niepatrzącnażonę.
–Leo…–Zanimjąminął,położyłarękęnajegoramieniu.–Prosiłam,żebyśmówił
Dannie,botakzwracająsiędomnieprzyjaciele.Tyija…będziemychybaprzyja-
ciółmi?
Urzekłogociepłowjejgłosie.Stałbezruchu.Czułnapięciewpowietrzu.Lekkim
naciskiemdłoniDannieodwróciłagotwarządosiebie;najwyraźniejniechciałaroz-
mawiaćzjegoplecami.Górneguzikibluzkimiałarozpięte.Zarysjejpiersisprawił,
żezrobiłomusięgorąco.
Dannie…Tobrzmizbytintymnie.Daniella…zbytintrygująco.Jakmasiędoniej
zwracać?Hej,ty?
Niepotrafiłjejzaszufladkować.
–Tak,będziemy–oznajmił.
Od dłuższego czasu pragnął mieć kogoś, kto zapełni pustkę w jego życiu. Teraz
ma,araczejbędziemiał.
–Przyjacielepomagająsobiesięzrelaksować.–Danniewolnorozluźniłamukra-
wat.
Naplecachpoczułmrowienie.Dobiegłgoteżtruskawkowyzapachbłyszczykado
ust.Ciekawe,czytruskawkowybyłtylkozapach,czyrównieżsmak?
–Dlaczegouważasz,żemuszęsięzrelaksować?
–Bojesteśspięty.
Stałatakblisko,żemogławyczućjegopodniecenie.Leoprzysunąłsięjeszczekil-
kacentymetrów.Ichbiodraotarłysięosiebie.Pochwilizgarnąłjąwramiona.
Dannieuniosłatwarz.Mógłbyzmiażdżyćjejustawpocałunku,prawdziwymina-
miętnym.Mógłbyobsypaćpocałunkamijejszyję,potemzejśćniżejdodekoltui…
Nie!Ustalili,żeniebędąsięspieszyć,żenarazieichzwiązekbędzieplatoniczny.
Aonmarzył,byjąrozebrać,rzucićnałóżko,pieścić,całować…
Opamiętawszy się, cofnął się o krok. Dannie opuściła rękę, którą trzymała przy
krawacie.Jeślitakreagujenajejbliskość,czekajągokłopoty.
– Jestem spięty, bo mam mnóstwo pracy – odrzekł, walcząc z pożądaniem. Musi
wprowadzićdystans,nieulegaćpokusie.–Słuchaj,odczasudoczasubędziemyspę-
dzaćrazemczas,alenapewnoniecodziennie.Jeżelitocinieodpowiada,możepo-
winniśmyanulowaćnaszemałżeństwo.
Zmrużyła oczy. Nie! Przecież chciała tylko rozluźnić mu krawat i wspomniała
oprzyjaźni.
–Ktocięzranił,Leo?Czegosięboisz?–spytałacicho,nieprzejmującsięjegowy-
buchem.
Dodiabła!Wolał,kiedyograniczałasiędo„tak”i„dziękuję”.
– Niczego. Nie mam nic przeciwko związkom czy miłości. Bez niej nie byłoby
mnienaświecie.Moirodzicewciążpatrząnasiebiemaślanymwzrokiem.Nieza-
uważyłaś?
–Sprawiająwrażeniebardzoszczęśliwych.Niechcesztegosamegodlasiebie?
OniDaniellanigdyniebędątakąparą.Niepowinnarobićsobienadziei.
– Owszem, są szczęśliwi. – Westchnął ciężko. – Ale mają tylko siebie, nic poza
tym.Żadnychpieniędzy,żadnychoszczędności.
Iodmawialiprzyjęcia„jałmużny”,jakjąnazywali,odsyna.Chciałsięnimizaopie-
kować,podarowaćimdom,samochód,opłacićurlop,aleniezgadzalisię.Najwyraź-
niejlubilimieszkaćwdzielnicypełnejbandziorówigraffitinamurach.Możemieli
krótką pamięć, ale Leo nie potrafił zapomnieć wymachującego gnatem złodzieja,
którywłamałsiędoichdomu.Strach,jakiwtedyprzeżył,zaważyłnacałymjegoży-
ciu.
–Maszżaldorodziców,żeniegoniązapieniędzmi?
– Nie. Ojciec świadomie wybrał nisko płatną pracę, żeby spędzać jak najwięcej
czasuzemnąizmatką.Jawolężyćinaczej.Niechcę,żebymojedzieckocieszyło
się z jednego marnego prezentu pod choinką. Nie chcę, żeby zostawało w domu,
kiedyresztaklasywybierasiędozoo,boniemogęmudaćpieniędzynabilet.
–Boże,Leo…
Nie szukał współczucia. Nie był już małym biednym chłopcem ze wschodniego
Dallas,gdzienawetwkościołachmontowanokratywoknach.
–Widziszto?–Wykonałrękątakiruch,jakbywskazywałnacałydom.–Niczego
nie dostałem za darmo. Podczas studiów pracowałem w trzech miejscach, żeby
opłacić czesne. Nie chciałem zaciągać pożyczki w banku. Ciężko haruję. Jeszcze
dalekomidocelu,jakisobiewyznaczyłem.Nieodpuszczam,niezwalniam,bowy-
starczychwilanieuwagi,żebywszystkoznikło.
Przyglądałamusiębezsłowa.Biustpodbluzkązachęcał,kusił.Leowiedział,że
niemożeulec.Musibyćtwardy.Innefirmyinwestycyjnewspierałystart-upy,apóź-
niejsprzedawałyjekonkurentomzamiliony.Właśniekutemudążył.Iosiągniecel,
jeśliniezboczyzdrogi.Poprostupowinienunikaćpokus.Tylkotyleiażtyle.
–Pracuję,Daniello–rzekł,wciągajączapachtruskawek.–Odranadowieczora.
Niemamczasuangażowaćsięwzwiązek.Chciałbym,żebyśmiałategopełnąświa-
domość.
Ulegającprzyjemnościom,tracisięzoczucel,atoprowadzidoupadku.Przeko-
nałsięotymzCarmen,któraniemalzniszczyłamużycie.Lepiejodpoczątkuomijać
pokusy.
ROZDZIAŁCZWARTY
Źlespałatejnocy.Łóżkobyłowygodne,ale…Teraz,gdywiedziała,jakwyglądają
oczyLea,kiedypłonązpożądania,niepotrafiłaprzestaćonichmyśleć.Niestetydał
jejdozrozumienia,żefirmastanowidlaniegopriorytet.
To,żeżonagopociąga,nieulegałowątpliwości,leczgotówbyłzdusićpopęd,aby
skupićsięnapracy.Ciekawe,jakmajązostaćprzyjaciółmi,awprzyszłościkochan-
kami?Postanowiłaobraćnowąstrategięinienarzucaćsię.Elisepokazałajej,jak
okiełznaćkrnąbrnąwojownicząScarlett.Leowięcdostanietakąkobietę,jakiejszu-
kał:dobrzeułożoną,doskonalezorganizowaną,którabłyszczywtowarzystwie.
Gosposiapoinformowałają,żeLeowyszedłjużdopracy.Wporządku,jutronasta-
wibudzikiwstaniewcześniej,byprzygotowaćmuśniadanie.
Ranekspędziłaproduktywnie:nauczyłasięobsługitelefonu,zapoznałazmarkami
ubrańLea,sprawdziła,jakmapoukładanerzeczywszafie,zapamiętałaumieszczo-
nynametkachsposóbpraniaposzczególnychsztukodzieży.
Po lunchu skontaktowała się z panią Gordon. Rozmawiały godzinę, potem asy-
stentka Lea, która okazała się skarbnicą wiedzy, przysłała jej jeszcze dziesiątki
mejlipełnychprzydatnychlinkówiinformacji.Wostatnimwspomniałaoprzyjęciu,
które miało się odbyć tego wieczoru, i zasugerowała, aby Dannie sama wpisała
przypomnieniedokalendarzamęża.
Dannie sięgnęła po smartfona. Wysłała przypomnienie, a gdy Leo podziękował,
odtańczyłataniecradości.Potemzobaczyła,żepomyliładatę,więcszybkosprosto-
wała błąd. Następnie zaczęła się zastanawiać, w czym powinna wystąpić, by nie
przynieśćmężowiwstydu.Zdecydowałasięnaeleganckąłososiowąsukniępodkre-
ślającąfigurę,dotegoszpilkiJimmy’egoChoo.
Leo wszedł do domu punktualnie o szóstej. Od razu zauważyła jego podkrążone
oczy, najwyraźniej też kiepsko spał. Korciło ją, by podejść, odgarnąć mu włosy
zczoła,pomasowaćskroń.
–Jakciminąłdzień?
–Dobrze.–Postawiłskórzanątorbęnakuchennejwyspie.–Atobie?
–Wspaniale.PrzyjęciejestwhoteluRenaissance.Kierowcaczeka.
Słowemniezająknąłsięojejsukni.Potraktowałatojakopozytywnąoznakę.Gdy-
bymiałzastrzeżenia,napewnobyjewyraził.
– Świetnie, tylko się przebiorę. – Ruszył na górę. – Aha, podczas przyjęcia mój
przyjacielodbierzenagrodę.Pouroczystościzabierzemygonakolację.
Acozrezerwacjąstolika?Gdzie?Naileosób?Zanimspytała,Leoznikł.Zadzwo-
niła do najdroższej restauracji, o jakiej słyszała, i zamówiła stolik dla czworga na
nazwiskoReynolds.PochwiliLeowróciłwsmokingu,ajejzaparłodechwpiersi.
–Gotowa?
W trakcie jazdy prowadził lekką rozmowę. Przypuszczalnie chciał złagodzić jej
zdenerwowanie.Niezdołał.
Ichwejściedozatłoczonejsalibalowejniepozostałoniezauważone.Ludzieobra-
cali się zaintrygowani kobietą u boku Lea, wymieniali szeptem uwagi. Dannie wy-
prostowałasiędumnie.Suknia,wktórejwystępowała,miałagłębokidekoltiwąskie
zsuwającesięramiączka.Psiakość,niedobrze!
Stanęliprzygrupcekobietimężczyzn.Danniestarałasięzapamiętaćimionaina-
zwiska.Dziękiczęstymzmianompracyniebałasięnowychsytuacji.
–AtoJennaCrisp.–Leowskazałolśniewającejurodyrudowłosąkobietę,którą
obejmowałjegoprzyjacielDaxWakefield.–Jenno,przedstawiamcimojążonęDa-
niellę.
Jennauścisnęłajejdłoń,aleniespuszczałaoczuzLea.Tenzdawałsiętegonieza-
uważać.
–Miłomiciępoznać,Jenno.OddawnaznaciesięzLeem?
JennaprzeniosłaspojrzenienaDannie.
–Owszem.Awyjaksiępoznaliście?
Danniezawahałasię:nieuzgodniliwersji.Nawszelkiwypadekuciekłasiędopół-
prawdy.
–Przezwspólnąznajomą.
–Ciekawe.–Kobietauśmiechnęłasię.NiekryłaniechęcidonowejżonyLea.–To
takjakjaiDax.Leonassobieprzedstawił.
–Pewnieucieszyłsię,żeprzypadliściesobiedogustu.
–Bojawiem?Wtymczasiesamsięzemnąspotykał.
Danniejęknęławduchu.Nicdziwnego,żeJennaniedarzyjejsympatią.
–Napijemysięszampana?–spytała,chcączmienićtemat.
–Chętnie–odparłaJenna,ujmującLeapodrękę,atymsamymwykluczającDan-
niezichgrupki.
Gryzącsięwjęzyk,Dannieskierowałasiędobaru.Właściwietorozumiaławro-
gość Jenny. Też byłaby zła, gdyby Leo scedował ją na kumpla, a sam ożenił się
zinną.
Swojądrogąmógłjąuprzedzić,żespotkająjegoeks.Mężczyźni!
Wróciwszy, podała jeden kieliszek Jennie, drugi mężowi. Uśmiechnął się
zwdzięcznością,ajejpoplecachprzebiegłdreszcz.
–SpotykałeśsięzJenną?–szepnęła,widząc,żeuwagęJennyzająłDax.
– Krótko. – W nozdrza uderzył ją zapach wody kolońskiej. – Powiedziała ci? Po-
winnabyćbardziejtaktowna.Przepraszam.
–Nicsięniestało.
–Niepotrafiłemspełnićjejoczekiwań,aDaxświatapozaniąniewidzi.
Notak,Leopotrzebowałżony,któraniewymagajegostałejobecności.Przypusz-
czalnieuprzedziłJennę,bysięnieangażowałaemocjonalnie.Kiedygonieposłucha-
ła,zerwałzwiązek.
Czyli ona powinna mieć się na baczności. To samo może ją czekać, jeśli popełni
tenbłąd.Aledobrzeonimświadczyło,żeprzedstawiłJennękomuś,ktobardziejdo
niejpasował.MożeLeojestpracoholikiem,alesercemapowłaściwejstronie.
Wpiłparęłykówszampana.Gdybywiedział,żeJennapostawisobiezapunktho-
noru,abywytrącićDaniellęzrównowagi,omijałbyjąszerokimłukiem.
PowinienzamienićsłowozMilesemBennettem,któryszykowałsiędowypuszcze-
nianaryneknowegoproduktu.AtakżezJohnemHu.Kilkaostatnichinwestycjinie
przyniosłomuspodziewanychzyskówiłaknąłnowejkrwi.Zamiastjednakruszyćna
poszukiwanieBennetta,udawał,żesłuchaDaxa,ajednocześniekątemokaobser-
wowałDaniellę.Czyczułasięniezręcznie,przebywającwtejsamejsalicoJenna?
Niesprawiałatakiegowrażenia.Niemógłoderwaćodniejwzroku.Miałanaso-
biezmysłowąsuknięzgłębokimdekoltem,ztyłuzapinanąnazamekbłyskawiczny.
Wystarczyłoby raz pociągnąć… Była najpiękniejszą kobietą na przyjęciu. Najbar-
dziejintrygującą,elegancką,pogodną.Nietylkoontakuważał.Rozmawiałaakurat
z dwoma klientami Reynolds Capital, dyskretnie poprawiając zsuwające się ra-
miączko.
Zatrzymałprzechodzącegoobokkelnera.Postawiłnatacypustykieliszek,chwy-
ciłpełnyiopróżniłgojednymhaustem.Niepomogło.
Daniellanapotkałajegospojrzenieiposłałamuuśmiech,zktóregowyczytał„póź-
niej”.Amożetylkomusiętakzdawało?Skarciłsięwduchu.Mielipowolibudować
relacjeintymne,niewskakiwaćdołóżkanazajutrzpoślubie.Jeszczesięniezaprzy-
jaźnili,aonjużfantazjowałonastępnymetapie.
ZamomentmiałanastąpićuroczystośćwręczeniaDaxowinagrody.Danniepode-
szła do męża, on obrócił się i ujął ją za łokieć, zahaczając guzikiem marynarki
osuknię.Danniepisnęłacichutko,usiłujączakryćodsłoniętąpierś.Zorientowawszy
się,cosięstało,Leoporwałżonęwobjęciaiprzytulił.
–Niktnicniewidział–szepnął.–Mogęsięjużodsunąć?
Dygotała.Amożetoondrżałzpodniecenia?
–Nie.–Wsunąwszyrękępomiędzyichciała,kilkarazymusnęłajegoczłonek.–
Niepotrafięsięuwolnić…
–Musimyprzejśćdoholu.Daszradęsięobrócić?
–Tak,alenieopuszczajramienia.
Złączeni niczym syjamskie bliźnięta wymknęli się do holu. Leo skierował się do
wnęki,wktórejstałaogromnarzeźbasyreny.Wsalibalowejrozpoczęłosięprze-
mówienie.
–Jesteśmyniewidoczni.
Cofnęłasiępółkroku,więcejniebyławstanie,ipochyliwszygłowę,zaczęłamani-
pulowaćprzyguziku.
–Nareszcie!–szepnęła.–Przepraszam.Niechciałamcięzawstydzać…
–Tymnie?Nieżartuj.–Ująłjązabrodę.–Tojaprzepraszam.Najpierwnarażam
cięnazłośliwościJenny,potemniemalzdzieramzciebieubranie.
–Niepowinnambyławkładaćtejsukni…
Pięćminuttemuskłonnybyłbyprzyznaćjejrację.Gdybyubrałasiębardziejma-
tronowato, może zdołałby porozmawiać z Johnem Hu. Ale zdecydowanie bardziej
wolałstaćzarzeźbązpółnagążoną.
–Wyglądaszwniejpięknie.
–Jesttrochęzaluźna…Niepomyślałamokonsekwencjach.
–Wywarłaśnawszystkichznakomitewrażenie.Moipartnerzybiznesowisątobą
zachwyceni.
–Naprawdę?–spytałazniedowierzaniem.
Byłajegożoną,anieprzygodnąznajomą.Kuswemuzdumieniupragnął,bybyła
szczęśliwa.Kuswemujeszczewiększemuzdumieniuodkrył,żechcesięoniątrosz-
czyć. Zależało mu, by wiedziała, że zawsze może na nim polegać. Był tylko jeden
szkopuł.Niemiałdoświadczenia,jeślichodziopoważnedługotrwałezwiązki.
Skinąłgłową,zastanawiającsię,jakprzywrócićuśmiechnajejtwarz.
–Przynajmniejwsaliniebyłokamer.
Roześmiałasię,takjaktegochciał.Aonznowupoczułpożądanie,choćtegoaku-
ratniechciał.
–Dzięki,żemniewybawiłeśzkłopotu.Postąpiłeśbardzorycersko.
–Przecieżbymcięniezostawiłsamej.
–Guzik…–powiedziała,nieodrywającoczuodjegotwarzy.–Ledwosiętrzyma.
Ztrudemprzełknąłślinę.Płonął.
–Nieszkodzi,mamzapasowy.
Ciemne kosmyki opadały jej na policzki. Korciło go, by je odgarnąć. Na pewno
byłymiękkie…
–Wracamy?–spytała,zaskakującgoswojąodwagą.Niewielekobietpostriptizie
wróciłoby na salę. – Jeśli nie będę za bardzo gestykulowała, mój biust pozostanie
zakryty.
Leo odruchowo zniżył wzrok. Teraz, gdy wiedział, co się kryje pod sukienką…
Mógłbywyciągnąćrękę,przesunąćpalcamipojejpiersiach…
–Leo…–Wygładziładłoniąklapyjegomarynarki.
–Hm?
Dostrzegałzłocisteplamkinajejtęczówkach.
–Przyjęcie.
Przypomniał sobie, jak przywarł ustami do jej warg podczas ceremonii ślubnej.
Czyzadrugimrazempocałunekteżbyłbytaknamiętny?Możebardziej?Istniałtyl-
kojedensposób,żebysięotymprzekonać.
–Czyniepowinniśmywrócićdosali?–Przyglądałamusięspodrzęs,jakbyczyta-
ławjegomyślach.
Powinni.Naglewgłowiezakręciłomusięodlekkiejwonitruskawek.Niebyłpe-
wien,ktosięprzysunąłbliżej:onczyDaniella.Ichustasięzetknęły,zpoczątkulek-
ko i nieśmiało, a po chwili… Po chwili o niczym nie myślał. Całował żonę z pasją,
a ona, wsunąwszy ręce w jego włosy, z pasją odwzajemniała pocałunek. Byli jak
paranastolatków,podnieceni,napaleni.
Ocierałsiębiodramiojejbiodra,jakbychciaługasićogień,którygotrawił.Cały
czasmiałprzedoczamijejnagąpierś.Dotknij,śmiało,słyszałwewnętrznygłos.Ale
bałsię,żejeślitozrobi,niebędziejużodwrotu.
Moglibypojechaćdodomu,mieszkająwszakpodjednymdachem.Tammógłbyze-
drzećzniejubranie,rozkoszowaćsięróżnymikrągłościamiizakamarkami,których
jeszczeniewidział,alektóreczułprzezcienkimateriałsukni.Pocałunekstawałsię
corazbardziejnamiętny.Leoniemógłuwierzyć,żetaniesamowitakobieta,która
mruczyzmysłowo,jestjegożoną.
–Leo,czyniemusiszwrócić…?
Naglepoczułsiętak,jakbyoblanogokubłemzimnejwody.Opamiętałsię,opuścił
ręce,wziąłgłębokioddech.
–Muszę.
–Dokończymypóźniej?
Skupsię,Reynolds!Popatrzyłnapotarganąfryzurężony,najejnabrzmiałeusta.
Niecałe sto metrów dalej znajdowało się wejście do sali balowej. Powinien poroz-
mawiaćconajmniejzczteremaosobami.Jeślibędziemyślało„później”,niezdoła
skoncentrowaćsięnarozmowie.
Niemożesięrozpraszać.Jeśliulegnie,tobędziekoniec.Skoropojednympoca-
łunku ledwo nad sobą panuje… Cofnął się, czekając, aż ciało mu ostygnie. Ciało
iumysł.
– Przepraszam – rzekł. – Zachowałem się niestosownie. Idź do łazienki, popraw
fryzurę.Spotkamysięwsali.
–Jeżelitegochcesz.–Żarwjejoczachzgasł.
Niechciał,aleniemiałwyboru.
–Tojestprzyjęciebiznesowe.
–Oczywiście.
Wielebydał,abyniewznosićmiędzynimimuru,leczmusiał.Niemógłsobiepo-
zwolićnażadnerozpraszanie.Daniellabyłażoną,jakąsobiewymarzył.Zasługiwa-
łanaszczęśliweżyciewdostatkuorazstabilizację.Obiecałjejto,aniedotrzyma
słowa,jeślizapomnioswoichobowiązkachzawodowych.
Koniec z pocałunkami. Były zbyt niebezpieczne, zbyt rozpraszające. Ożenił się
zrozsądku,dlawygody.Musimyślećożoniejakoswojejpracownicy,nieprzekra-
czaćgranic,któresamwyznaczył.
ROZDZIAŁPIĄTY
Kiedy nazajutrz wyłoniła się z sypialni, Leo zdążył już wyjść. Nastawiła budzik,
mimotoonokazałsięszybszy.
Wczorajsięniepopisała.Całowalisięwhotelowymholu,namiętnie,bezopamię-
tania,inagleLeowcisnąłhamulec.Oczywiściepracajestpriorytetem,żonaniepo-
winnaotymzapominać,ale…Chryste,miałaudawać,żenicsięniestało?Przynaj-
mniejwdomu,przedwyjściemdobiura,Leomógłbytrochęwyluzować.
Okej, jutro nastawi budzik o pół godziny wcześniej. Może wtedy wypiją razem
kawę,pogadają,pośmiejąsię.Rozmowaiśmiechtonieodzowneelementyprzyjaźni
imałżeństwa.
NastępnegorankaznówniezastałaLea.Przeztydzieńnaniegopolowała.Mimo
czterechzaproszeń,któreodrzucił,niedomyśliłasięprawdy.Dopierogdyktóregoś
dniazobaczyłaranojegozdumionąminę,uświadomiłasobie,żecałyczasjejunikał.
–Dzieńdobry!–zawołałapogodnymtonem.
–Dobry–odparłiodrazuruszyłdodrzwi.
Zrobiło jej się przykro, ale postanowiła się nim nie przejmować. Przez godzinę
omawiałazesłużbątygodniowybudżet,następniezatrudniłanowąpokojówkę.Zaj-
mowaniesiędomemsprawiałojejsatysfakcję.Dobrzewywiązywałasięzobowiąz-
ków.CzegowięcejmógłbyLeochcieć?
O czwartej dostała esemesa od męża: „Wrócę późno. Nie czekaj”. Od tygodnia
zasiadaładostołusama.MimonamiętnegopocałunkuLeoutrzymywałdystans.
Wzdychając,zadzwoniładomatki izaprosiłająna kolację.SkoroLeo zatrudnia
kucharkę…Zjadłydoskonaleprzyrządzonązupękremzhomara,anadrugieżeber-
ka.Matceustasięniezamykały:chwaliłajedzenie,dopytywałaomałżeństwocórki,
zachwycałasięswojąnowąopiekunką.Dannieuśmiechałasię,alemyślamibyłada-
leko.
Matkaprzezcałeżyciedawałajejradynatematzwiązkówimiłości:„Mężczyźni
próbują zawrócić nam w głowie, ale zawsze odchodzą. Nie można im wierzyć”.
MałżeństwozLeemmiałouchronićDannieprzedbyciemsamotnąinieszczęśliwą.
Mimotowgłębisercapozostałaromantyczką.
Niemożliwe,tłumaczyłasobie,abywszyscyfacecibylitacyjakjejojciec.Leonie
próbowałzawrócićjejwgłowie,odpoczątkubyłzniąszczery.Wdodatkujeszcze
niktniecałowałjejtaknamiętnie.Nicdziwnego,żepragnęłaczegoświęcejniżoka-
zjonalnegoesemesa.
Jeślitakdalejpójdzie,nigdynieprzestanąbyćsobieobcy,aleprzykładJennypo-
kazywał,doczegomogąprowadzićnadmierneżądania.Zdrugiejstronychciałaod
czasudoczasuwidywaćmęża.Choćbygodzinędziennie.Choćbypółgodziny.
Jakmapomagaćmuwjegotowarzyskichzobowiązaniach,jeślijejunika?Odpro-
wadziwszymatkędosamochodu,usiadłanakanapieprzyschodach.Nieruszysię,
dopókiLeoniewróci.Musząporozmawiać.
Pogodziniezaczęłasięzastanawiać,czyLeoprzypadkiemniezamierzanocować
wbiurze.Możemajejdość?Odchyliwszygłowę,wbiławzrokwsufit.Niekłamał.
Faktyczniebyłpracoholikiem.
Minęła kolejna godzina. Nie, to bez sensu. Przecież sam powiedział, że będą
stopniowozacieśniaćwięzy.Alejak,skorogonigdyniema?
Okej, potrzeba nowej strategii. Szybko, zanim się rozmyśli, Dannie wysłała do
Leaesemesa:„Słyszałamhałas.Chybaktośtujest.Możeszprzyjechać?”.
Natychmiastnadeszłaodpowiedź:„Zadzwońnapolicjęiwciśnijalarm”.
Mężczyźni!Spojrzaławsufit.
„Bojęsię.Przyjedź,proszę”.
„Jużjadę”.
Odetchnęła z ulgą. Ryzyko się opłaciło. Dwadzieścia minut później Leo zajechał
przeddom.Danniewłączyłaświatłanawerandzieiwyszłanazewnątrz.
–Nicciniejest?–spytał,gotówstawićczołowłamywaczom.Sądzącpojegomi-
nie,niemielibyznimszansy.
–Nie,nic.
Wciemnymgarniturzewyglądałfantastycznie.Wojownik.Najegowidokpoczuła
podniecenie.
–Dzwoniłaśnapolicję?–Obejmującżonę,wprowadziłjądoholu.
–Nie.Hałasjużsięniepowtórzył.
Zasypałjąpytaniami.Odpowiadała,dopókinienabrałpewności,żesąbezpieczni.
–Następnymrazemwciśnijalarm.Potojest.
–Czy…przeszkodziłamciwczymśważnym?
Uśmiechnąłsię.
–Tak,alenieszkodzi.Ranodokończę.
PodobałjejsiętakiodprężonyLeo,wydawałsiębardziejprzystępny.Odwzajemni-
łauśmiech,poczympociągnęłagozarękaw.
–Usiądźnamoment–poprosiła.–Opowiedz,jakciminąłdzień.
Nieruszyłsięzmiejsca.
–Normalnie.Lećnagóręikładźsięspać.Jajeszczechwilęsiępokręcę,spraw-
dzę,czywszystkojestzamknięte.
Onie!–pomyślała.
–Niejestemśpiąca.Porozmawiajmy.
Zprzepraszającymuśmiechemwskazałnatorbę,którątrzymałwręce.
–Ranodokończysz.–Zabrałamutorbę,trochęzdziwiona,żeniezaoponował.–
Nierozmawialiśmyodczasuprzyjęciawhotelu.
Utkwił w niej wzrok. Ciekawe, zastanawiała się, czy rozmyśla o ich pocałunku?
Amożejużonimniepamięta?
–Niebezpowodu–oznajmiłwreszcie.
Czylimiałarację,żejejunika.
–Dlategochcę,żebyśmyporozmawiali.
–Myślałem,żechciałaśusłyszeć,jakmiminąłdzień.
–Toteż.Alepozatym…
–Możejutro–przerwałjej,sięgającpotorbę.
Zanimzdążyłodejść,Danniezastąpiłamudrogę.
– Powiedz, ale szczerze: żałujesz swojej decyzji? Plujesz sobie w brodę, że nie
wybrałeśJenny?
Torbawysunęłamusięzdłoniispadłazhukiemnapodłogę.
–Nieteraz,Daniello.
– To kiedy? Nigdy nie masz czasu. – Rozgniewana dźgnęła go palcem w tors.
Wcześniejszym taktem i uprzejmością niczego nie osiągnęła. – Unikasz mnie. Dla-
czego?Niespełniamtwoichoczekiwań?
– Nie unikam. – Westchnął. – Jestem w trakcie przygotowywania trzech ofert,
wartośćakcjijednejzmoichwiększychinwestycjispadławciągutygodniaoczter-
dzieściprocent,astart-up,którywsparłem,ogłosiłbankructwo.Starczy?Nieroz-
mawialiśmy,ponieważjestembardzozajęty.
WpatrywałasięwobrazMonetanaścianie.Koloryzaczęłysięrozmazywać.
–Przepraszam–szepnęłaskruszona.–Niepowinnambyłazawracaćcigłowyja-
kimiś hałasami. Po prostu chciałam… – Chciała zobaczyć się z mężem, posiedzieć
znim,porozmawiać.–Poprostusięwystraszyłam.
SpojrzenieLeazłagodniało.Zacisnąłrękęnaramieniużony.
–Niepotrzebnie.Kiedyzgodziłaśsięwyjśćzamnie,kazałemzainstalowaćnajlep-
szejjakościalarm.Niktsiętuniewłamie.Jesteśbezpieczna.
Patrzył na nią z autentycznym zatroskaniem. Zrobiło jej się ciepło na sercu.
Uświadomiła sobie, że Leo wiele rzeczy wykonywał po cichu, jakby nie chciał się
nimichwalić.Jakbyniechciał,abyktokolwiekdostrzegł,żetwardapowłokaskrywa
wrażliwegoczłowieka.
–Zależymi,żebyśdobrzesiętuczuła.
– Wiesz, co by mi pomogło? – Ośmielona troską w głosie męża kontynuowała: –
Gdybymwiedziała,cosiędziejewtwoimżyciu,alenaszedrogiprawienigdysięnie
schodzą.
–Jakto?–zaprotestował.–Tydzieńtemubyliśmyrazemnaprzyjęciu.
Czuła,żestąpapogrząskimgruncie.Trudno,niezamierzałamilczeć.Jeśliustąpi,
diabli wiedzą, kiedy znów spotka męża. Zresztą sam powiedział, że może go
owszystkopytać.
–Nowłaśnie.Iodtygodnianiezamieniliśmysłowa,nielicząc„dzieńdobry”.Jak
mamprowadzićcidomiorganizowaćżycie,skoronicotobieniewiem?Mamysię
mijaćjakparanieznajomych?
–Daniello.–Przycisnąłkciukdoskroni.–Czegoodemnieoczekujesz?
Patrzyłnanią,jakbywymagałaodniegoniewiadomojakichrzeczy.Jakbychciała,
byrzuciłsięnanią,ledwominiepróg.Ajejchodziłotylkoochwilęrozmowy,oto,
żebywspólniewypićkieliszekwina.
–ŻebyśmówiłdomnieDannie.Żebyśmybyliprzyjaciółmi.Tytegoniechcesz?
– Zależy, co rozumiesz przez przyjaźń. Ostatnim razem odniosłem wrażenie, że
masznamyśli…
–Seks?
–Tak.
Przełknęłaślinę.PrzypomniałasobiekłótnięzRobem.Obyznówwszystkiegonie
zepsuła. Ale Leo nie był człowiekiem słabym, który boi się prawdy. Zresztą jeżeli
ichmałżeństwomaprzetrwać,niemogąchowaćgłowywpiasek.
–Anieustaliliśmy,żezczasemnaszarelacjastaniesiębardziejintymna?Przez
„intymna”mamnamyślinietylkoseks.
Leozmrużyłoczy.
–Owszem,ustaliliśmy.Ikiedyśnadejdziedzień,żepójdziemyzsobądołóżka.
– Fantastycznie. Ale intymność rodzi się stopniowo. To proces, który polega na
przebywaniuzsobą,wymianiepoglądów.Chcęciępoznać,Leo.Chcęwiedzieć,co
czujesz,comyślisz,jakiemaszmarzenia.Sekszaczynasiętu.–Wskazałanagłowę.
–Pragnieszbyćuwodzona–stwierdziłkrótko.
–Jestemkobietą…
–Widzę–mruknął.
Widział?Ico?DziewczynanaobrazieMonetaznówstraciłaostrość.Danniewes-
tchnęłaciężko.
–AtwoimzdaniemjakprzechodzisięzpunktuAdoB?
–Akuratztymproblemówniemiałem–odparłznużonymtonem.–Problempoja-
wiałsię,kiedytraciłemzainteresowanie.
–Czyliniepoświęcałeśswoimzwiązkomwiększejuwagi?
Zapewnezmieniałkobietyjakrękawiczki,dożadnejsięnieprzywiązując.
–Niemamczasunazwiązki,Daniello–oznajmiłcicho,ponownieużywającjejpeł-
negoimienia.–Dlategopoślubiłemciebie.
Poczułapieczeniewgardle.Dlaczego?Odpoczątkubyłzniąszczery.Toonausi-
łowaładoszukaćsięczegośwjegozachowaniu,gestach,spojrzeniu,aleanigorący
pocałunek,anizamontowanywdomualarmoniczymnieświadczyły.
Leomówiprawdę,niechcesięangażować,poświęcaćczasunabudowanierela-
cji.Związkikosztujązbytwieleenergii,wiążąsięzniewiadomą.Kiedyśwprzyszło-
ścipójdziezniądołóżka.Aleniepotrzebowałprzyjaźni,bliskości.
– Rozumiem. – Pokiwała głową. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy, że samot-
nośćwmałżeństwiebywagorszaniżsamotnośćwpojedynkę.
Jaktomożliwe,żeprogramkomputerowydobrałichwparę?Okej,obojenapisali,
żeniewierząwmiłość,cowjejprzypadkuniedokońcabyłoprawdą,ale…
–Toświetnie.–NatwarzyLeaodmalowałasięulga.–Ajeślichodziowybórżony,
tolepszejniemógłbymsobiewymarzyć.Jennynawetniebrałempoduwagę.
Bodomagałasięwięcej,niżchciałimógłdać?
–Mamprośbę–dodał.–Chciałbymzaprosićdwadzieściaosóbnakolację,mniej
więcejzadwatygodnie.Zajmieszsiętym?
–Oczywiście.–Dwatygodnie?Przeraziłasię.Przyjęciedladwudziestuosób!Czy
zdąży?Musizdążyć.DlategozostałażonąLea.–Zprzyjemnościąwszystkozapla-
nuję.Prześleszmejlemlistęgości?
– Dobrze. Gościem honorowym będzie Tommy Garrett. Wybierz datę, która bę-
dzie mu odpowiadała. Nie ma sensu zapraszać innych, jeśli on nie będzie mógł
przyjść.Maszjakieśpytania?
–Narazienie–odparła.–Odranazacznędziałać.
Tobyłkluczdoichmałżeństwa:niczegonieanalizować,nieżebraćouczucia,nie
marzyćoprzyjaźni,tylkowykonywaćobowiązki.Byładorosła,wiedziała,nacosię
decyduje.
Leozrobił,codoniegonależy:zatrudniłopiekunkędlajejmatki.Obiemiałyza-
pewnionybyt,niemusiałysięmartwićoto,skądwziąćpieniądzenaleczenie.Czego
jeszczemożnachcieć?Życietoniebajka.Trzebatwardostąpaćpoziemi,niena-
rzekać.
Życzącmężowidobrejnocy,ruszyładosypialni.Podrodzerozmyślałaoprzyjęciu.
Dopierogdyprzytknęłagłowędopoduszki,przypomniałasobie,jakdziwnieLeona
niąpatrzył,kiedymówiłaoprzyjaźni,aonsądził,żemówioseksie.Skoroniewie-
rzywmiłość,skoroniezależymunapsychicznejbliskości,skorowystarczymusam
seks,dlaczegonieskorzystałzokazji?
Głowaopadłamunabiurko,nasamśrodekoferty,którąprzygotowywałdlaMile-
saBennetta.Togoobudziło.
Dlaczegonieposzedłdołóżka?Zegarwskazywałtrzecią.Otejporzenormalnilu-
dzieśpią,alenieon.Onie!Leoposiadałnadprzyrodzonemoce,którepozwalałymu
funkcjonować bez snu. Gdyby się położył, znów zostałby w tyle. Z Johnem Hu nie
porozmawiałnaprzyjęciuidziśHumainnegoinwestora,amógłnimbyćon,Leo.
Powinien się skupić na ważnych sprawach, nie marnować czasu na rozmyślanie
ociepłymuśmiechuswojejżony.
Snupotrzebująludziesłabi,młodsi.Młodsi?Zadwamiesiąceskończytrzydzieści
sześćlat.Niebyłstary,aleostatniocorazbardziejodczuwałwiek.Jeszczeniedaw-
nopotrafiłsiedziećdorana,przeglądająckontrakty,potemwypićdwiekawyizen-
tuzjazmem rozpocząć nowy dzień. A teraz? Teraz zasypia przy biurku. Z każdym
rokiem będzie coraz gorzej, dlatego musi wykorzystywać produktywnie każdy
dzień,pókijeszczemoże.Żadnychdystrakcji,żadnychprzyjaźni.
Możepowinienwięcejćwiczyć,zwiększyćwysiłekfizycznyzczterdziestupięciu
minutdogodzinydziennie?Iodżywiaćsięzdrowiej,nieopychaćsiębyleczym.
Znówsięzdrzemnął.Tymrazemobudziłgodotykrękinaramieniu.
–Leo…
Poderwałgłowę.PółprzytomnymwzrokiempopatrzyłnaDaniellę,potemnazega-
rek.Szóstatrzydzieści.Zwykleotejporzebyłjużwbiurze.
–Dziękizapobudkę–wychrypiał.–Nigdyniezasypiamprzypracy.Niewiem,co
sięstało.
Dannieuniosłabrwi.
–Możebyłeśzmęczony?
Miała na sobie zwiewną sukienkę w kwiatki, włosy rozpuszczone, prawie niewi-
docznymakijaż,bezbarwnybłyszczyknaustach.Ztrudemoderwałodniejwzrok.
–Owszem.–ZgarnąłzbiurkaofertędlaBennetta.Choćkusiłogo,abyznówzato-
pićwDanielliwzrok,powstrzymałsię.Jakimcudemwyglądatakrewelacyjnieotak
wczesnejporze?
–Zaparzęcikawy–zaproponowała,przysiadającnarogubiurka.
–Nie,muszępędzić.Jestemspóźniony.
Zacisnęłarękęnajegoprzedramieniu,tużponiżejpodwiniętegorękawakoszuli.
–Jestsobota,dziesięćminutcięniezbawi.
Mimożejąodtrącił,żewzniósłwokółsiebiemur,niezdołałjejzniechęcić.
–Dobrze,dzięki.Wskoczępodprysznicizachwilęspotkamysięwkuchni.
Strugiwodyoczyściłyjegoumysłzreszteksnu.Ubranywspodniekhakiikoszulę
zszedłnadół.Dotychczasnawetwsobotywkładałgarnitur,adziś…Hm.
W kuchni powitał go zapach świeżo zaparzonej kawy oraz promienny uśmiech
żony.
–Proszę.–Podałamukubek.
Usiadł przy okrągłym stoliku i wypił łyk. Kawa była przyrządzona tak, jak lubił.
Nawettogoniezdziwiło.
–Wyborna–pochwalił.
–Ćwiczenieczynimistrza.–Danniezajęłamiejscepodrugiejstroniestolika.
Cośwjejtoniegozaintrygowało.
–Odkiedyćwiczysz?
– Od ślubu. – Wzruszyła ramionami. – Codziennie usiłowałam wstać przed tobą
izrobićciranokawę.Wreszciedziśmisięudało.
Zmarszczyłczoło.Dlaczegotylewysiłkuwkładaławrzecztakbłahą?
–Wcaletegoniewymagam.Możeszspaćdopóźna.
– Zgodnie z naszą umową mam dbać o twoje samopoczucie. Skoro lubisz przed
pracąpijaćkawę,moimobowiązkiemjestjązaparzyć.
Jejobowiązkiem.Próbowałmyślećoichmałżeństwiejakokontrakcie,aoniejjak
oswojejpracownicy,niesądziłjednak,żeonateżtaktosobiewyobraża.
Nagle uzmysłowił sobie, że otrzymał wszystko, co mu biuro EA International
obiecało.Daniellaidealniewcieliłasięwrolężony.Służbająuwielbiała,słuchałajej
poleceń,aonodzyskałwolność:niemusiałnicuzgadniaćzkucharkąaniodpowia-
daćnapytaniaogrodnika.
Elisespisałasięfantastycznie.Daniellamiałatylkojednąwadę:byłazbytpiękna,
bypotrafiłjąignorować.Oczywiścietoniebyłajejwina,tobyłjegoproblem:cier-
piałnaprzypadłość„wszystkoalbonic”.Niczegonieumiałrobićpołowicznie.Dla-
tegoprzestałrysować.Bokiedybrałdorękiołówek,zapełniałcałynoteswidokami,
rysunkami ludzkich twarzy, sylwetek, a gdy dochodził do ostatniej strony, natych-
miastszukałkolejnegonotesu.
Podejrzewał,żegdybynienauczycielmatematyki,byłbydziśgłodującymartystą,
który bazgroli na marginesach książek, na serwetkach, i przeklina swą pierwszą
modelkę, a zarazem pierwszą kochankę. Rysował ją bez opamiętania. Matematyk
wziąłgonarozmowę;wspomniałocorazgorszychocenach,ozbliżającychsięeg-
zaminachiponurejprzyszłości,jakagoczeka,ożyciupodobnymdotego,jakiewio-
dąjegorodzice,jeżelinieprzyłożysiędonauki.MusizostawićCarmen.Naszczę-
ścieLeoposłuchał.Skupiłsięnalekcjach,apotemnaReynoldsCapital.Obiecałso-
bie,żejużnigdyniepozwoli,abycośgoopętało,pozadążeniemdosukcesu.
Znałsiebie,swojesłabeimocnestrony.Wiedział,żejeślijeszczerazzachłyśnie
sięDaniellą,tobędziekoniec.Naniczyminnymniebędziewstaniesięskupić.
–Dziękizakawę.Muszęlecieć.–Wstał.
Wbiławniegoswojepięknepiwneoczy.
–ChciałamcięspytaćokilkarzeczyzwiązanychzprzyjęciemdlaTommy’egoGar-
retta.
Opadłzpowrotemnaniewygodnemetalowekrzesełko.
–Okej,słucham.
Był to jedyny temat, któremu mógł i chciał poświęcić uwagę. Zależało mu, aby
przyjęciewypadłojaknajlepiej.Garrettodrzuciłwiększośćofert,zawężającwybór
dodwóch.Leozamierzałpokonaćrywala.
Dannieoparłałokcienastoleizmarszczyłaczoło.
–CzymzajmujesięGarrettEngineering?
Spodziewałsiępytańtypu:Którejzastawyużyć?Albo:Copodaćnaprzystawkę?
–Jakietomaznaczenie?
–Poprostujestemciekawa.Chciałabymwiedziećcośogościuhonorowym.Tomi
pomożewustaleniumenuorazprzygotowaniudekoracji.
Miała hipnotyczny głos. Mógłby słuchać jej godzinami, nawet gdyby czytała na-
zwiskainumeryzksiążkitelefonicznej.
–Natobymniewpadł.
–Odtegomaszmnie.–Uśmiechnęłasię.–Awięc?
–Tommytotakiecudownedziecko.Geniusz,któryprzychodzidopracywtramp-
kachibluziezkapturem.UkończyłYalejakojedenznajlepszychstudentów.Wymy-
ślił modyfikację do silników samochodowych, dzięki której na jednym baku paliwa
będziemożnaprzejechaćdwarazywiększąodległość.
–Lubiszgo.
–Tak–przyznał.
Zaskoczyło go to. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Podobał mu się
pomysł, to, że modyfikacja Tommy’ego wszystkim przyniesie zysk. Chciał mieć
w tym udział; chciał też, by Tommy był twarzą całego przedsięwzięcia. Facet był
dowcipny, energiczny i mimo bluz z kapturem wyznawał zasady, które Leo szano-
wał.
–Skądwiedziałaś?
–Bosłuchamoczami–odparłaześmiechem.–Obserwuję.Twarzwielezdradza.
Próbowałsięskrzywićlubchociażprzybraćobojętnąminę,aleniedałrady.
–Nieważne,żegolubię.Ważne,żeobajmożemysporozarobić.Przyjęcieodegra
istotnąrolę.Tommystoiprzeddecyzją,zkimzwiązaćswójlos:zReynoldsCapital
czyzmoimkonkurentem.Muszęgoprzekonać,abywybrałmnie.
–Ilemuzaoferowałeś?Poczytałamtrochęnatematfirminwestycyjnych–dodała,
widzączdziwieniewoczachmęża.–Żebycipomócwuzyskaniukontraktu,muszę
wiedzieć,oczymrozmawiacie.
–Sądziłem,żetyzajmieszsięprzyjęciem,ajaGarrettem.Alechybawprowadzę
poprawkędoswojegoplanu.
Podejrzewał,żeDaniellabeztruduzdołauwieśćswymwdziękiemTommy’ego.
–Wprowadź.Iopowiedzmicoświęcej.
Odprężyłsię.Miałacudownyuśmiechitoongosprowadziłnajejtwarz.Ćwicze-
nieczynimistrza?Możepowinienwięcejćwiczyć?
–WynalazekGarrettanietylkopasujedonowychsilników,alebędziegomożna
montowaćwwozach,którejużjeżdżąpodrogach.Słowem,jesttocoś,czympowin-
nizainteresowaćsięzarównokliencidetaliczni,jakiproducencisamochodów.Rów-
niedobrzeTommyGarrettmógłwymyślićmaszynkędodrukowaniapieniędzy.
–Czyliwierzyszwjegowynalazek.Niepojmuję,dlaczegoGarrettmiałbywybrać
innegoinwestora.
–Bobiznestobiznes.Liczysięsolidnybiznesplan,podejścieprzedsiębiorcy,jego
zaangażowanie…
–Zaangażowanie?Tyjednaktrzymaszsięnauboczu,zdalaodbłyskufleszy.
–Istamtądwszystkiegodoglądam.
–Alewielecięomija.
Odniósłwrażenie,jakbyjużnierozmawialioTommym,leczosprawachbardziej
osobistych.Poczułlekkiniepokój.
–Kawabyłapyszna.Teraznaprawdęmuszęjechać.–Spojrzałnazegarek.Pra-
wiewpółdoósmej.Wsobotęruchjestjednakmniejszy.–Jeślibędzieszmiałapyta-
niawsprawieprzyjęcia,niewahajsięzadzwonić.
– Miłego dnia. – Dannie ścisnęła go za rękę. – Zdradzę ci małą tajemnicę, Leo.
Właśnieodbyliśmyprzyjacielskąrozmowę.Iwidzisz,niezabiłacię.
Odwzajemniłuśmiech.Wsiadającdosamochodu,wciążwidziałgoprzedoczami.
Wskaźnikpaliwapokazywałpełnybak.Leoprzekręciłkluczykwstacyjce.Nigdyna
takierzeczyniezwracał uwagi.Odjechałsprzeddomu. Podrodzezamiast myśleć
opracyiprzyszłychinwestycjach,rozmyślałoDanielli.
Dannie.Możepowinientakdoniejmówić?Możetoteżgoniezabije?Dannie…
Nie. To zbyt poufałe, zbyt pieszczotliwe i intymne. Chciał ją trzymać na dystans,
leczczuł,żeonategoniechce.Psiakość,zawarlikontrakt,boichmałżeństwojest
kontraktem.Aletrudnoprzestrzegaćumowy,kiedymasiędoczynieniaztakąko-
bietą.
Umowęmożnarenegocjować.
Naraziebyłzadowolonyzmałżeństwa,miałwszystko,nacoliczył.Daniellajed-
nakpragniewięcej.Jeżelichce,bybyłazadowolona,wiedział,żemusizgodzićsię
nakompromis.Inaczejżonaodniegoodejdzie.Namyślotym,żemógłbyjąstracić,
zrobiłomusięniedobrze.
Przyjaźń?Tochybanicstrasznego.Chybazdołałbysięzaprzyjaźnićzosobą,któ-
rąpoślubił.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Nuciła, ustalając listę dań. Nuciła, czytając nazwiska gości, które Leo przesłał
mejlem.Zadrżała,kiedyzobaczyłasłowa:„Robiszfantastycznąkawę”.
Nuciła,gdyczekała,ażsekretarkaGarrettaodbierzetelefoninuciła,kiedyodha-
czałakolejnepozycjezlistyrzeczydozrobienia.Melodiabyłalekka,wesoła,aona
chodziła po domu radosna i uśmiechnięta. Cieszyła się, że zdołała porozmawiać
zmężem,nawiązaćznimjakiśkontakt.
Cieszyła się też, że wreszcie ma konkretne zajęcie. Kiedy dorastała, z zapałem
oglądałastarefilmywtelewizjiizawszemarzyłaotym,byprowadzićtakidomjak
gwiazdynasrebrnymekranie.Jejmarzeniesięspełniło.Naprośbęmężaszykowała
przyjęcie, decydowała o potrawach, dekoracjach, i sprawiało jej to ogromną przy-
jemność.Byławswoimżywiole.
GdyoszóstejLeowróciłzpracy,uśmiechającsięłobuzersko,przezmomentnie
byławstaniezaczerpnąćtchu.
–Pomyślałem,żezjemyrazemkolację–powiedział.–Toznaczy,jeśliniemaszin-
nychplanównawieczór.
Kolację?Razem?
–Nie…niemam–odparłaiszybkowzięłakilkagłębokichoddechów.–Poproszę
kucharkę,żebycośprzygotowała.
Muszę się przebrać, przemknęło jej przez myśl, kiedy szła do kuchni. Przebrać
i może otworzyć butelkę wina. Zahaczyła czubkiem buta o chodnik na schodach.
Zwolnij!Chceszzłamaćnogę?
Po raz pierwszy od ślubu zasiądą razem do posiłku. Czuła się niemal tak, jakby
wybierałasięnarandkę.WdodatkupomysłwyszedłodLea!Miałanadzieję,żespę-
dząrazemtakprzyjemnywieczór,żebędziechciałgojaknajszybciejpowtórzyć.
Otworzyłaszafęipowiodławzrokiemposwojejniedużej,leczstaranniedobranej
kolekcjiubrań.Nigdydotądniemiałatakpięknychsukienek,bluzekibutów.Uwiel-
białasięprzebierać.Pochwilizdecydowałasięnaczarnąsukienkękoktajlowązde-
koltemwkształcieliteryVorazseksowneszpilkiodLouboutina.Stanąwszyprzed
lustrem,skrzywiłasięnawidokfryzury.Przeciągnęłaszczotkąpowłosach,poczym
upięłajeweleganckikok.
Okej,pokiwałazzadowoleniem.Dotakiejżonymężczyznapowinienchętniewra-
caćzpracy.Ostrożnie,bysięniepotknąćnawysokichobcasach,zeszłanadół.Kil-
ka minut spędziła w piwniczce, czytając etykiety na winach. Wybrała białe, które
chwalonow„WineSpectator”.
Włożyłabutelkędokubełkazlodemizostawiławjadalni,niechsięchłodzi.Kola-
cja, jak ją poinformowała kucharka, będzie gotowa za kilka minut. Chcąc zająć
czymś myśli, Dannie zaczęła nakrywać do stołu. Przesuwała sztućce o milimetr
wjednąstronę,omilimetrwdrugą,niemogącsięzdecydować,jakjestlepiej.Nie
panikuj,skarciłasię.
Kiedykucharkaoznajmiła,żemożepodawaćdostołu,Dannieudałasięnaposzu-
kiwaniamęża.Oczywiściesiedziałwgabinecie,zewzrokiemwbitymwekranlapto-
pa.Marynarkępowiesiłnaoparciufotela,rękawypodwinął,krawatzdjął.Wyglądał
bosko.
Oparłszysięoframugę,obserwowała,jakuderzawklawisze,potemnachwilęza-
mieraiznówcośpisze.Przypuszczalnieudzielałkomuśwskazówek.Niechciałamu
przeszkadzać,ale…
–Kolacjaczeka.
Zerknąłnaniąspodoka,prawieniepodnoszącgłowy,ająprzeszyłdreszczpod-
niecenia.
–Już?
–Szkodabybyło,gdybywystygła.
Jeszcze przez moment uderzał w klawisze, po czym zamknął pokrywę laptopa
iwstałodbiurka.
–Niemożemynatopozwolić–odrzekł.
Nieruszającsięzmiejsca,Danniepatrzyła,jakLeosięzbliża.Ciekawabyła,co
zrobi,kiedydojdziedodrzwi,któresobąblokowała.
–Niemożemy.
Zorientowawszysię,żeżonaniezamierzasięodsunąć,przystanął.
–Cieszęsięnamyślodomowymjedzeniu.Zadużoostatniozamawiamdańgoto-
wych.
–Atowarzystwocięniecieszy?
–Cieszy,oczywiście–odparłzbłyskiemwoku.
Przez dłuższą chwilę przyglądali się sobie w milczeniu. Leo nie podszedł bliżej,
aleisięniecofnął.Wreszciewskazałrękąwstronęjadalni.
–Zapraszam,paniReynolds.
Poczułagęsiąskórkę.PaniReynolds…hm,fajnietozabrzmiało,takintymnie.
Uśmiechnąłsię,obejmującjąwpasie.Jegodotykniemalparzył.Cośsięzmieniło
wzachowaniuLea.Czyżbyażtakposmakowałamuporannakawa?
W jadalni odsunął krzesło od stołu, poczekał, aż ona usiądzie, po czym wsunął
krzesłonamiejsce.Następnienalałwinadokieliszków,doobutakąsamąilość.
Dannie zastanawiała się, czy może przyznać się mężowi, jak bardzo ją pociąga.
Czy jednak takim wyznaniem przekroczyłaby granicę, której nie powinna w tym
małżeństwieprzekraczać?
Postawiwszy przed nią kieliszek, Leo usiadł po jej prawej ręce, zamiast naprze-
ciwko.
–Byłbymzadaleko–wyjaśnił,widzącjejzdziwionespojrzenie.
Drobnegesty,leczjakżemiłe.Naprawdęsiędzisiajstarał.Możedoszedłdownio-
sku,żewartosięzaprzyjaźnić?Amoże…
Nie,niebędziezgadywałaanipróbowaładoszukaćsięukrytychpobudek.Wkoń-
cutotylkokolacja.Jedzącgreckąsałatkę,zaczęłaopowiadać,coustaliławkwestii
przyjęcia.Przydrugimkieliszkuwinaobojebyliznaczniebardziejodprężeni.
Wpołowiegłównegodaniaporuszyłatemat,któryoddniaślubuniedawałjejspo-
koju.
–Nadalrysujesz?
Leozastygłzwidelcemuniesionymnadgrillowanącukinią.
–Skądwieszorysowaniu?
–OdSusan.
Skrzywiłsię.
– Mogłem się domyślić. Matka przechowuje każdy skrawek papieru, który do-
tknąłemołówkiem.
Zauważyła,żenieodpowiedziałnajejpytanie.
–Czytodrażliwytemat?
–Nie.
Odkroiłkawałekryby.Jadłwolno.Widaćbyło,żeniemaochotyciągnąćrozmowy.
–Taktylkospytałam.–Danniewzruszyłaramionami.Nienaciskała,niechciała,
by się zamknął. – A powiedz, dlaczego zostałeś inwestorem kapitałowym. Co cię
wtympociąga?
Ożywiłsię.
–To,żejeślijesteśwtymdobryimasznosa,możeszzbićfortunę.Trzebatylko
wyczućokazję.
–Atyjesteśwtymdobry?
Znałaodpowiedź,aleciekawabyłajegozdaniaofirmie,którązbudowałodpod-
staw.Wszystkiejejinformacjenatematkapitałuwysokiegoryzykapochodziłyzar-
tykułów,jakieczytałaoReynoldsCapital,zanimpierwszyrazrozmawiałazmężem
przeztelefon.
–Jestemkompetentny,alewielebłędówpodrodzepopełniłem.
Jakbytobyłpowóddowstydu!
–Każdypopełniabłędy–oznajmiła.–Typoswoichszybkosiępodniosłeś,wycią-
gnąłeśwnioski.ReynoldsCapitalcieszysiędoskonałąopinią.
Skinąłzzadowoleniemgłową.
–Firmawciążsięrozwija.
Dannie dopiła wino i podparła ręką brodę. Właśnie tak wyobrażała sobie przy-
jaźń:wspólnekolacje,rozmowy…
–Poczymrozpoznajeszwłaściwą„okazję”?
Kucharkazabrałazestołunaczyniaipochwiliprzyniosładeser:smażonebanany
z lodami polane rumem. Potarła zapałkę, zbliżyła płomień do talerzyków. Kiedy
ogieńzgasł,znikłazadrzwiami.
Leonabrałodrobinęlodównałyżeczkęiażzamruczałzrozkoszy.
–Poczym?Niewiem.Polegamnadoświadczeniu,naintuicji.Czasemtrzebabyć
wodpowiednimczasiewodpowiednimmiejscu.Ważnyjestupór,wytrwałość.
– Uważasz swoją pracę za twórczą? – Dannie przysunęła bliżej swój talerzyk.
Cieszyłasię,żemężowismakujedeser,aleniezamierzałapozwolić,abyskupiłsię
najedzeniuizapomniałorozmowie.
Leozmarszczyłznamysłemczoło.
–Dopewnegostopnia.Gdybynieinwestorzy,pomysłyiwynalazkiwieluutalento-
wanychludzinieujrzałybyświatładziennego.Dziękimnieinnirozwijająskrzydła.
Dzięki niemu Dannie też miała możliwość rozwinięcia skrzydeł, spełnienia ma-
rzeń.Chciałabyćżonąizostałanią.Chciałabliższychrelacjizmężem…Ktowie,
możetorównieżbyłowjejzasięgu.
–Jesteśjakmarionetkarz,poruszaszsznurkami…
– Dysponuję pieniędzmi, nie talentem. Daję kapitał, ale do niczego się nie wtrą-
cam.
–Przecieżmasztalent!
Spochmurniał.
–Niewidziałaśmoichrysunków.
–Chodzimioto,żemasztalentdowyławianiatwórczychjednostek,dowyszuki-
wania właściwych okazji. – Uśmiechnęła się. – Choć podejrzewam, że talent arty-
stycznyteżmasz.Narysujeszmicoś?
Niepowinnanaciskać,alechciałagolepiejpoznać.Ciekawabyłajegozdolności
artystycznych.
–Oddawnasiętymniezajmuję–oznajmiłostrymtonem.
Czyliniesąnatylezaprzyjaźnieni,abyspełniłjejżyczenie.Alemożekiedyśotwo-
rzysię,wyjawi,comuwduszygra.Odsunąłkrzesłoodstołu.
–Dziękizakolację.Iprzepraszam,alemuszęwracaćdopracy.
Uciekł.Danniewestchnęła,zastanawiającsię,czyotworzyćkolejnąbutelkęwina,
abyuczcićmiłąkolacjęwedwojeczyżebypocieszyćsiępotym,jakmążznówją
zostawiłsamą.Raczejtodrugie:utopismutkiwalkoholu.
Znalazła butelkę czerwonego wina, które bardziej pasowało do jej nastroju niż
białe,inalałapełnykieliszek,poczymzadzwoniładomatki.Chciałaporozmawiać
zkimś,ktojąkochabezwzględunato,cozrobi.
–Dannie!–zawołałamatka.–Louisewłaśniemipowiedziała.Dziękuję,kochanie!
Dannieuśmiechnęłasię.Matkabłyskawiczniezaprzyjaźniłasięzeswojąopiekun-
ką.Kobietyowszystkimsobieopowiadały.
–Zaco,mamo?
– Za rejs, głuptasku. Za Bahamy. Jestem taka podekscytowana. A ty się słowem
niezdradziłaś!
Kieliszekbyłjużwpołowiepusty,aleDannieniewypiłanatyledużo,byniekoja-
rzyć,najakimżyjeświecie.
–Jakirejs?Oczymtymówisz?
–PodobnoLeokupiłmnieiLouisebiletynatygodniowyrejs.WypływamyzGalve-
ston.Wprzyszłymtygodniu.Myślałam,żetotwójpomysł.Wkażdymraziepodzię-
kujodemnieswojemumężowi.
Dannie słuchała matki, która wychwalała Lea pod niebiosa. Rzeczywiście był
wielkoduszny.Aledlaczegojejoniczymniewspomniał?Czyżbyjegoszlachetnygest
świadczył o uczuciach, jakimi ją darzy, lecz do których nie chce się przyznać? Co
nimkierowało?Czyproponującwspólnąkolację,liczyłnaprzyjaźńczynacoświę-
cej?
Nieulegawątpliwości,żecośsięzmieniło.Postanowiłatosprawdzić,alejak?Na
pewno nie należało robić podchodów. Lepiej spytać wprost, pozwolić swej we-
wnętrznejScarlettprzejąćkontrolę.
Trzykieliszkiwinapomogłyjejzebraćsięnaodwagę.Rozłączywszysięzmatką,
ponownieskierowałasiędogabinetumęża.Weszłabezpukania.
Leopodniósłgłowę,zaskoczony.
–Słyszałamorejsie–oznajmiła,przewiercającgowzrokiem.Zbliżywszysię,ob-
róciłafotel,takbyLeopatrzyłjejwtwarz.–Miałeśzamiarmnieotympoinformo-
wać?
–Oczywiście.
Obojeczulibliskośćdrugiejosoby.
–Toładnygest.Mamajestniesamowicieprzejęta.Dziękuję.
Odchyliłsięnafotelu,jakbypróbowałzwiększyćmiędzynimiodległość.
–Tyteżwydajeszsięprzejęta.Pobudzona.
– Owszem. – Wsunęła się pomiędzy jego uda. – Bo nie rozumiem, dlaczego nie
przyznajeszsiędotychwszystkichwspaniałychrzeczy,którerobisz.
Powolizmierzyłjąwzrokiem.
–Nielubięsięchwalić.
Danniepokręciłagłowąidotknęłajegopiersi.
– Masz wielkie serce, a zachowujesz się tak, jakbyś nie chciał, żeby ktoś o tym
wiedział.Alemnienieoszukasz,przejrzałamcię!
Ściskającjejpalec,odsunąłgoodsiebie,leczniepuścił.Czułabijąceodniegocie-
pło.Porazkolejnyprzypomniałasobieichpocałunekiznówzrobiłojejsięgorąco.
Wciąż nie potrafiła określić relacji, która ich łączy. Kim są dla siebie? Mężem
iżoną?Przyjaciółmi?Przyszłymikochankami?Jeślionanieugasiognia,którywniej
płonie,czyLeobędziejejunikał,dopókisamniezapragnieseksu?Amożeichzbli-
żeniedapoczątekczemuśnowemu?
–Maszzbytbujnąwyobraźnię.
Odwróciłaoczy,byniczegoznichniewyczytał.
– Jasne. Bo jesteś zimnym bezdusznym biznesmenem, który wolałby zginąć, niż
przyznać się, że pomaga paru studentom. Co mam zrobić, żebyś nie stał z boku?
Żebyśotwarcieuczestniczyłwżyciu,którecięotacza?
Musisprawić,byzacząłokazywaćemocje.Gdybydopuściłjądosiebie,zobaczył-
by,jakdobrzemożeimbyćrazem.Żelepszy,bardziejsatysfakcjonującyjestzwią-
zek oparty na przyjaźni niż na samym rozsądku. Chciała mu to jakoś uzmysłowić,
leczonwciążsiębronił.
Powolidźwignąłsięzfotela,zajmującsobąwolnąprzestrzeń.
–Lubięstaćzboku.
Odległośćmiędzynimigwałtowniesięskurczyła.Niemalsięstykali.
–Dlaczegozafundowałeśmojejmatcerejs?
Wzruszyłramionami.
–Uznałem,żewycieczkapoKaraibachsięjejspodoba.
–Aletoniejedynypowód.Zrobiłeśtodlamnie,prawda?–Byłapewna,żemara-
cję.
Utkwiłspojrzeniewjejoczach.
–Jeślinawet,toco?
Serce zabiło jej mocniej. Najpierw kawa, potem kolacja, a teraz jeszcze rejs?
Hm,ciekawe,coLeochceosiągnąć.
–Nic.Dziwimnie,żesięprzyznałeś.Jaktakdalejpójdzie,wkrótcebędziemyso-
biekupowaćkartkiurodzinoweiwyjeżdżaćrazemnaurlop.Jakprawdziwapara.
Tylkodlatego,żeżadneznichnieliczynamiłośćdogrobowejdeski,nieznaczy,
żezczasemniemogąsięwsobiezakochać.Poczuciebezpieczeństwa?Największe
dajeświadomość,żejestsięzkimś,ktonaskocha.
Leouniósłrękę.
–Chybazabardzowybiegaszwprzyszłość.
Danniepostąpiłanaprzód,przyciskającdłońmężadoswojegodekoltu.Pragnęła
byćznim,zespolićsięwjedno,dotrzećzpunktuAdopunktuBiprzekonaćsię,jak
bytomogłobyć.
–Zabardzo?Niesądzę.
–Nawszystkomaszodpowiedź?
–Jakcitoprzeszkadza–szepnęła–możeszzamknąćmiusta.
Wsunąłpalecwrowekmiędzyjejpiersiami.Zmrużywszyoczy,obserwowałreak-
cję Dannie. Po chwili przyciągnął ją do siebie i gorąco pocałował. O tym marzyła,
odkądweszładogabinetu.Anawetdużowcześniej.Pragnęłaczegoświęcej,nietyl-
kocałowaćsięzmężem,leczkochaćsięznim.Naraziejednakmusiałyjejwystar-
czyćjegogorącewargi.Mrucząccicho,odchyliłagłowęirozwarłausta.Ichjęzyki
siędotknęły.
Leo zacisnął wokół niej ramiona, niemal zgniatając ją w objęciach. Kiedy przy-
tknąłbiodradojejbioder,poczułajegopodniecenie,apotemrękęzakradającąsię
podjejsukienkę,gładzącąjąpoudach.Gdybyktośpotrzebowałlekcjiuwodzenia,
Leobyłmistrzem.
Jejręcewędrowałypojegociele,wspanialeumięśnionym,natylesilnym,byczuła
sięprzynimbezpieczna,natyletwardym,abydawałosatysfakcję.
Pocałunek przybierał na intensywności, ręka na udzie przesuwała się coraz wy-
żej.Dannieporuszyłabiodrami,zachęcającLea,abysięniewahał.
Znieruchomiał,poczymobróciłjątwarządościany,asamprzywarłciałemdojej
pleców.
–Daniello–szepnąłjejdoucha–zarazwszystkozciebiezedrę,będęcięcałował,
pieściłdonieprzytomności.Czytegochcesz?
Przeszyłjądreszczpodniecenia.
–Jeśliwtrakciebędzieszmówił„Dannie”…
–Niemogę…
Nie uciekaj, błagała go w myślach. Obróciwszy głowę, wskazała oczami na wy-
brzuszeniewjegospodniach.
–Takniecałujesiękogoś,ktojestciobojętny.
–Wtymproblem.–Westchnął.–Pragnieszczegośinnegoniżja.Niechcęcięza-
wieść,abędzieszzawiedziona,boseksniczegoniezmieni.Jutroznówzaszyjęsię
wpracynaszesnaściegodzin.Pojutrzeteż.Jeśliniemożesztegozaakceptować,le-
piejodejdź.
Zamykałsięprzednią,aletojejnieprzeszkadzało.Nieczułasięodtrącona.Wie-
działa,ocomuchodzi:żeniechcetraktowaćjejjakjednorazowejprzygody.
–Dobrze.–Potrzebowaławyciszyćemocje,przemyślećwszystkonaspokojnie.
Obeszłabiurkoizatrzymałasięnaśrodkupokoju.Przeczesawszyrękąwłosy,Leo
opadłnafotel.
–Dobranoc,Daniello.
–Dziękuję.Tobyłanajlepszarandkawmoimżyciu.
Zniknęłazadrzwiami,pozostawiającLeazestosamipapierów.Byłapewna,żeto
tylkokwestiaczasu,żeznajdziekluczdosercamęża.Sądził,żeodkładająseksna
później,domomentuażonapogodzisięzmyślą,żenicichniełączypozaurzędową
pieczęcią. Ale to nie była prawda, Leo darzył ją uczuciem, inaczej nie myślałby
otym,żemożejąskrzywdzić.
Czekająnieladawyzwanie.Musiuzbroićsięwcierpliwość,abypokonaćkonku-
rencjęizdobyćupragnionycel.Wiedziała,żerywalka,którejnaimięPraca,stano-
wipoważnezagrożenie,alesukcesbyłwartwysiłku.
ROZDZIAŁSIÓDMY
Wspomnienie jedwabistego uda Danielli prześladowało Lea przez kolejne dni.
Kiedyztrudemsięodniegouwalniał,natychmiastpojawiałosięwspomnieniegorą-
cegopocałunku.Wypełniałarkuszekalkulacyjne,słuchałinformacjionowychprzed-
sięwzięciach,spałwbiurze,boniemiałsiływracaćdodomu,wktórymmieszkała
Daniella. Zresztą trudno mówić o spaniu, kiedy żona raz po raz nawiedzała jego
sny.
Nicniepomagało.Niepotrafiłsobieporadzićzchaosemwewłasnejgłowie.
Nie widział Danielli od czterech dni, a truskawkowy zapach wszędzie mu towa-
rzyszył.Jakbystałsięjegonieodłącznączęścią.
Nagleczyjeśpalcepstryknęłymuprzedtwarzą.Ocknąłsię.PaniGordonprzyglą-
dałamusięznadzsuniętychnaczubeknosaokularów.
–Czteryrazypowtarzałam„Leo”,atynic.
–Przepraszam.Kiepskospałem.
Asystentka popatrzyła na część gabinetu, gdzie pod oknem, z którego rozciągał
sięwidoknacentrumDallas,stałskórzanykompletwypoczynkowy.
–Botakanapajestzakrótkanatakiegomłodegosilnegodrągala.
–Podrywaszmnie?
–Dobra,dobra.Maszkłopotywdomu?–PaniGordonuniosłapytającobrwi.
–Kłopoty?Dlaczego?Myślisz,żeżonawyrzuciłamniezadrzwi?
Niebyłzsiebiezadowolony,postąpiłjaktchórz.Niesądził,żezaprzyjaźnieniesię
z Daniellą okaże się tak trudne, ale… Psiakość, była zbyt seksowna, w dodatku
umiałaprzejrzećgonawylot.
–Niekłam.Wszystkomaszwypisanenatwarzy.
–Etam.–Potarłbrodę,jakbypodświadomieusiłowałzetrzećzniejśladywiny.
–Zapomniałeśojejurodzinach,prawda?
Przypomniał sobie słowa: wkrótce będziemy kupować sobie kartki urodzinowe.
Aleprzecieżnieznałdatyjejurodzin.
–Nienatympoleganaszemałżeństwo–burknął.
–Jasne.–Asystentkapokiwałagłową.–Cośmisięjednakzdaje,żemacieodmien-
nepoglądywtejkwestii.
Leowestchnął,czującbolesnyuciskwpiersi.
–DzwonilizbiuraTommy’egoGarretta?
–Niezmieniajtematu.Gdybydzwonili,tobymcipowiedziała.Akłopotywdomu
lepiej rozwiązać, niż czekać, aż się same rozwiążą. Dobrze ci radzę: kup żonie
kwiatyiśpijdziśwswoimłóżku.
Leo zmarszczył czoło. Pani Gordon najwyraźniej sądziła, że on i Daniella dzielą
łoże.Niewyprowadziłjejzbłędu,boipoco?Jakwytłumaczyćkomuś,żeniemoże
kochaćsięzżoną?Żeboisię,boonapragnieintymności,którejonniemożejejdać.
Sądził,żewystarczyimprzyjaźń,aleprzyjacieledzieląsięzsobąmyślami,przeży-
ciami,anatoteżniebyłgotów,zwłaszczanapokazywanieswoichrysunków.Ryso-
waniewiązałosięzobsesją,nadktórąstarałsiępanować.
JakdługoDanniebędzieczekać,zanimznajdziekogoś,ktozaspokoijejpotrzeby?
Kobiety,zktórymisięspotykał,zwyklepodwóchmiesiącachmiałydość.
Przedtem nic sobie z tego nie robił, a teraz… Na myśl, że Daniella mogłaby od
niegoodejść,zmartwiał.
O dziewiątej wieczorem ledwo trzymał się na nogach. Pani Gordon miała rację:
powinien się porządnie wyspać. Zerknął na kanapę, lecz nie mógł się zmusić, aby
wykonaćwjejstronęchoćbyjedenkrok.
Co właściwie chciał osiągnąć, unikając żony? Kiedy kazał jej opuścić gabinet po
tym,jakniemalzdarłzniejubranie,posłusznieskierowałasiękudrzwiom.Bezpy-
tań,bezawantur,bezhisterii.
Tonieonastanowiproblem,tylkoon.
Zamiast skupić się na biznesie, wolałby cały dzień wodzić ołówkiem po kartce,
awieczoremwodzićrękamiijęzykiempocieleswojejżony.Kolejnydzieńteżchęt-
niebynatopoświęcił,ijeszczekolejny.Dlafantastycznegoseksuikilkurysunków
bezżaluporzuciłbyReynoldsCapital.Jużraztozrobił,obawiałsięjednak,żetym
razemkonsekwencjebyłybyznaczniepoważniejsze.
Skorozdołałoprzećsiępokusierysowania,zdołarównieżoprzećsięHelenieTro-
jańskiej,którąpoślubił.Niewolnomusiętylkodoniejzbliżać,dotykaćjej,całować.
Leczczynapewnotegochce?
Wrócił do domu, który kupił za własne pieniądze, do domu, w którym stworzył
bezpiecznyazyl,dodomu,wktórymzawszepaliłysięświatłaiwktórymbojlerza-
wszepodgrzewałwodę.Nigdywięcejniechciałmieszkaćwmiejscuciemnymizim-
nym.
Daniellabyłanagórze.Świetnie.Miałnadzieję,żejużśpiiniespotkajejwdro-
dzedosypialni.
Mijającgabinet,przypomniałsobiewczorajszysen,wktórymwcalenieprzerywa
pocałunku,leczprzewracaDaniellęnabiurko,podciągajejsukienkę,apotemgwał-
townie się z nią kocha. Okej, od dziś gabinet to teren zakazany. Jutro kupi nowe
biurko,postawijekołołóżkaitambędziepracował.
Zmęczony,wszedłnagórę.Nacisnąłklamkę.Światłaniezapalał,pocomagora-
zićwoczy?
Nagleocośsiępotknąłistraciłrównowagę.Przeklinającpodnosem,wyciągnął
rękę,byzłagodzićupadek.Pstryk!Zapaliłasięlampkanaszafcenocnej.
–Niccisięniestało?–zapytałaDaniella.
Zaskoczonypoderwałgłowę.
–Coturobisz?Dlaczegoleżyszwmoimłóżku?
Włosy miała spięte w koński ogon, oczy opuchnięte od snu. Przyglądała mu się,
trzymająckołdrępodbrodą.
–Teraztorównieżmojełóżko.Przeniosłamsiędotegopokoju–odparła.–Gdy-
byśczasempojawiałsięwdomu,wiedziałbyś,żezrobiłammałeprzemeblowanie.
Usiłowałrozmasowaćbolącekolano.
–Niemiałaś…Niemiałaśprawa.
Przezchwilępatrzyłananiegowmilczeniu.Bezmakijażubyłanieziemskopięk-
na.
–Powiedziałeś,żebymczułasiętujakusiebie.Żemammówić,gdybymcokolwiek
chciałazmienić.
–Nowłaśnie:miałaśmówić.
Pewniegdybybywałwdomu,tobypowiedziała…
–Ojej,krewcileci.–Odrzuciłanabokkołdrę,wstałaikucnęłaprzynim.
Miałanasobiezawieszoneniskonabiodrachspodnieodpiżamyorazobcisłąko-
szulkęnacienkichramiączkach,spodktórejwystawałkawałekbrzucha.Wtejsytu-
acjikrewbyłanajmniejszymzjegoproblemów.
–Zmarzniesz–rzekł,odrywającoczyodwidocznychpodkoszulkąsutków.
Zapóźno.Poczuł,jakczłonekmusztywnieje.Psiakrew,czyniemogławłożyćcze-
gośbardziejneutralnego?Naprzykładzbroi?
–Nicminiebędzie.–Pociągnęłagozarękę.–Chodźdołazienki.Przyklejęcipla-
ster.
–Nietrzeba.Wracajdołóżka,ajasięprześpięnadole–oznajmił.Podejrzewał,
żedorananiezmrużyoka.
Adrenalinamuskoczyła.Kusiłogo,byszarpnąćtasiemkęprzytrzymującąspodnie
odpiżamy.Wystarczyjedenmałyruch…
Poruszyłrękę,próbującsięuwolnić.Daniellaniepuściła.
–Leo,proszęcię.–Piersiuniosłysięjejiopadły.–Tomojawina,żeupadłeś.
Jejwinąbyłoto,żemiałerekcję,alenieponosiławinyzato,żeodparudninie
wracałdodomuinieznałzmienionegorozkładuswejsypialni.
Pokuśtykałzażonądołazienki,gdziezprzerażeniemujrzałtonydamskichkosme-
tyków.Daniellaobmyłaranęiwytarłajądosucha.Bosobyłasporoodniegoniższa.
Wcześniej podobała mu się na seksownych kilkunastocentymetrowych szpilkach,
aterazpodobałamusiętakadrobna.Miałcorazwiększymętlikwgłowie.Myślimu
się plątały i przez moment nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego spanie razem
wjednymłóżkutozłypomysł.
–Już,gotowe.
Schyliłasię,byschowaćplastrydoszafkipodumywalką.Spodnieopinałyjejpupę,
któraznajdowałasięzdziesięćcentymetrówodjegoprzyrodzenia.
–Słuchaj,jeślichodziosypialnię…–zaczął.
Otarłasiębiodremojegoczłonek.Leopodskoczył.Napotkaławlustrzejegospoj-
rzenie.
–Wyrzuciszmnie?–spytała.–Czyrozważymyinnemożliwości?
–Jakie?–Psiakość!Niepowiniensięodzywać.Byłsenny,zmęczony,stałobokpół-
nagiejżony…nicdobregoztegoniewyniknie.
– Pracujesz sto godzin tygodniowo. W tej sytuacji tylko tu – wskazała głową za
siebie–naszedrogimająszansęsięzejść.Obojedostaniemyto,czegopragniemy.
–Itywiesz,czegojapragnę?
–Tak–odparła.–Mnie.–Odwróciłasiędoniegotwarzą.–Twierdzisz,żeniein-
teresującięuczucia,żezawarłeśmałżeństwozrozsądkuidlawygody.Alejacinie
wierzę.Gdybytakbyło,tamtegowieczorupokolacjizerwałbyśzemniesukienkę.
Wspólnasypialniapozwolicizastanowićsięnadtym,dlaczegotegoniezrobiłeś.Ni-
czego nie żądam, możesz dalej pracować, ile chcesz. Po prostu będziemy się cza-
semwidywać,adziękitemułatwiejnambędziesięzaprzyjaźnić.
–Zaraz,zaraz.Niechodzicioseks?Mamybyćwspółlokatorami?
–Ojej,jesteśzawiedziony?Maszinnąpropozycję?
–Doprowadzaszmniedobiałejgorączki.–Przycisnąłpalcedoskroni,jakbyusiło-
wałuspokoićwirującemyśli.
– Ale co? Spróbujemy? Jeśli po tygodniu uznasz, że to bez sensu, przeniosę się
zpowrotemdosiebie.Iobiecuję,żerączkibędętrzymaćprzysobie.–Chcąctoza-
demonstrować,zacisnęłajenapośladkach.
Leozaklął.Tosamozrobiławjednymzjegosnów.
–Oczywiściejeślityobiecaszmitosamo–dodała.
Czułbolesnepulsowaniewlędźwiach.
–Mówiszserio?Żemamyplatoniczniedzielićłóżko?
–Tak.Zobaczymy,coztegowyniknie.Jakożonapracoholika,któregociąglenie
mawdomu,muszęszukaćniekonwencjonalnychrozwiązań.
Zamyśliłsię.Pomysłfaktyczniebyłniekonwencjonalny.Alejeślichce,byDaniella
byłaszczęśliwawmałżeństwie,musiiśćnakompromis.
Patrzyłananiegozuwodzicielskimbłyskiemwoczach.
–Leo?Spróbujemy?–spytałatakimtonem,jakbytoontrzymałwręcewszystkie
atuty.Jakbywystarczyłojednojegosłowo,małeskinienie,abyposłuszniezrobiła,co
jejkaże.Żebytobyłotakieproste!
–No,Leo?Czymryzykujesz?
Westchnął.Ledwosiętrzymałnanogachpokilkunieprzespanychnocach.
–Niewiem.Wkrótcesięprzekonamy.
Półprzytomnyrozebrałsiędobokserekipodkoszulka,poczymwyciągnąłnałóż-
kuobokkobiety,którejsamwidokprzyprawiałgoodreszczpodniecenia.Obokko-
biety,którejobiecałniedotykać.
Spróbujeprzezkilkadni.Udowodnisobie,żeniejestżadnymsłabeuszem.
Sekundępotym,jakprzyłożyłgłowędopoduszki,zasnąłkamiennymsnem.
Dannieobudziłasięzadowolona,aleniecozesztywniała:całąnocleżałanaskraju
łóżka,uważając,abynieprzetoczyćsięnadrugąpołowę.Niechciałanarażaćbied-
negoLeanawięcejtortur.
Trudnojejbyłozachowaćwstrzemięźliwość,kiedymążspałobok,nawyciągnię-
cieręki.Naszczęściezdołała.
Mniejwięcejgodzinętemuzabrzęczałbudzikwkomórce.Leonawetniedrgnął.
Niechśpi,pomyślała.Dobrażonapowinnadbaćowypoczynekmęża.
Najejdecyzjęniemaływpływmiałwidok,jakisięprzedniąroztaczał.Leowyglą-
dałfantastycznie;niemogłaoderwaćoczuoddługichrzęsocieniającychpoliczki,od
potarganych włosów. Przekonała go, aby spali w jednym łóżku bez dotykania się.
Platonicznie. Sądziła, że się na nią wścieknie, a potem wyrzuci ją z sypialni. A on
bezwiększychprotestówprzystałnajejpropozycję.
Ucieszyłasię.Tobyłpierwszykrok.Jeżeliwszystkopójdziepojejmyśli,wkrótce
zacznązsobąnormalnierozmawiać,śmiaćsię,oglądającserialkomediowy.Budzić
się razem. Może za jakiś czas Leo zrozumie, czego tak naprawdę chce? Może
uświadomisobie,żedarzyżonęuczuciem?
Krok po kroku osiągną intymność, fizyczną i psychiczną. Nie mogła się tego do-
czekać.
Wstałaiwzięłaprysznic.Stojącwstrugachwody,fantazjowałaopieszczotach,ja-
kimiLeojąobdarzy,kiedywkońcuprzerwiecelibat.Botozrobi,niemiałacienia
wątpliwości. I czuła, że gdy wreszcie dojdzie między nimi do zbliżenia, ziemia się
zatrzęsie.
Kiedywyłoniłasięzłazienki,Leosiedziałnałóżku,pocierająckark.NawetwT-
shircieemanowałmęskością.
–Dzieńdobry–powiedziałapogodnie.
–Cozbudzikiem?–warknął.–Niedzwonił?
–Dzwonił.Podziesięciuminutachgowyłączyłam.
–Dlaczegomnienieobudziłaś?
–Próbowałam–skłamała,trzepoczącrzęsami.–Czynastępnymrazemmamwy-
kazaćsięwiększąinwencją?
–Nie.–Skrzywiłsię,mylnieinterpretującjejpytanie.
–Miałamnamyślichluśnięciewodąwtwarz.Amyślałeś,żeoczymmówię?
Pokręciłzwestchnieniemgłową.
–Taksięzachowująwspółlokatorzy?
–Tak,dopókinieuznają,żeczaszmienićregułygry.
Uśmiechając się figlarnie, zbiegła do salonu, by zająć się ostatnimi przygotowa-
niamidoprzyjęcianacześćTommy’egoGarretta.Choćbysięwaliłoipaliło,zapla-
nowana na jutro kolacja będzie wielkim sukcesem. Leo zszedł kilka minut później
ipożegnawszysię,pojechałdobiura.
Kiedywieczoremzjawiłsięwsypialni,zmierzyłżonęuważnymspojrzeniem.
–Przeszkadzam?
Dannieodłożyłaelektronicznyczytnikiskrzyżowałaręcenapiersi.Zadrżała,bo
Leo przyglądał się jej z taką miną, jakby miała na sobie czerwoną bieliznę, którą
Elisesprezentowałajejnanocpoślubną.
–Nie.Aha,odebrałamzpral…
–Todobrze.
Rzucił torbę na stojącą w rogu wiktoriańską sofę i ponownie utkwił w żonie
wzrok. Zrobiło jej się gorąco. Usiłowała sobie przypomnieć, o czym mówiła. Nie
byławstanie.Leozdjąłmarynarkęirozwiązałkrawat.
–Wczorajmniezaskoczyłaś.Miałemmnóstwoinnychsprawnagłowie,więcnie
dopytałemokilkaistotnychkwestiidotyczącychnaszegospania.
–Naprzykład?–spytałacienkimgłosem,patrząc,jakLeościągaspodnie,potem
wolnorozpinabiałąkoszulę.Zastanawiałasię,czymsobiezasłużyłanaprywatnego
striptizera?Chętniepoznałabyodpowiedź,byzasłużyćnatoponowniejutro,ipoju-
trze,ipopojutrze.
–Naprzykładco,jeślinieutrzymamrąkprzysobie?
Koszula opadła na podłogę. Dannie wstrzymała oddech. Wiedziała, że mąż jest
fantastyczniezbudowany,ależebyażtak?Uniósłkołdręiwsamychslipachwsunął
siędołóżka.Dannieprzeniosławzrokzpiękniewyrzeźbionejpiersinatwarzmęża.
Uśmiechałsięironicznie,jakbyzgadł,wjakimkierunkupodążająjejmyśli.
–Wtedy…damcipołapach–odparła.
Leoułożyłsięwygodnie,zrękamipodgłową,jakbynastawiałsięnadłuższąroz-
mowę.
–Bo…bozłamałbyśzasady.
–Jasne.–Przeciągnąłsię,kołdrazsunęłasięniżej.–Ajeślitynieutrzymaszrąk
przysobie?
Drażniłsięznią,sprawdzał,czyonazamierzadochowaćślubuczystości.Bobył-
bywpełniusprawiedliwiony,gdybyona…
Ogarnęła ją radość. Rozmawiali. Wiedziała jednak, że musi mu wyjaśnić pewne
rzeczy.Chodziłooichmałżeństwo.Stalinarozstajudrógiodniegozależało,wktó-
rąstronępójdą.
–Źlepowiedziałam,niemazasadanikar.Możemybyćwspółlokatorami,możesz
mniewyrzucićdodrugiegopokoju,możeszzedrzećzemniepiżamę.Twojadecyzja.
To ty się otoczyłeś murem. Kiedy całowaliśmy się, ni stąd, ni zowąd kazałeś mi
odejść,więcposzłamnagórę,aleanitytegoniechciałeś,anija.
–Hm?–Obrysowywałpalcemjejramię.–Acobyśwtedywolałausłyszeć?
–Nieinteresująmniegierki,Leo.–Popatrzyłamuprostowtwarz.–Chciałabym,
żebyśmysięzaprzyjaźnili.Iprzyznajębezbicia,żeciępragnę.Chcęczućnasobie
twojeusta.O,tutaj…–Odchylającdotyłuplecy,zakreśliłapalcemsutek.–Takbar-
dzotegochcę,żeażmnieboli.
Zobaczyła,jakspojrzeniemężastajesiępochmurne.
–Nieinteresującięgierki?–spytałochryple.–Ato,coterazrobisz,to…
Westchnęła.Kawanaławętonajlepszyruch.Opuściłarękęnamaterac.
–Jeślimniepragniesz,pokażmito.Obnażsięnietylkofizycznie,aleiemocjonal-
nie.Przekonajmysię,jaknambędziezsobą.
Spiąłsię.Znówzacząłwznosićmur.
–Niezawieleżądasz?
–Jaknie,tonie.Niemusimynawiązywaćgłębszychrelacji.Awracającdotwoje-
gopytania:cobędzie,jeślinieutrzymaszrąkprzysobie?Nicniebędzie.–Oparła
sięopoduszkęiwyrzuciłanabokramiona.–Chceszseksu?Proszębardzo.Jatam
niebędęnarzekać.Seksjestfajny.Poseksieświetniesięśpi.
Leonieruszyłsięzmiejsca.
–Noco?–spytałazaczepnie.–Sekstoseks.Tunietrzebasięzastanawiać,my-
śleć.Niekażmiczekać.Jestemnaciebienapalona.
–Przestańsięwygłupiać.Toniejestśmieszne.
Wytrzeszczyłaoczy.
– Uważasz, że się wygłupiam? Bynajmniej. Jesteśmy dwojgiem dorosłych ludzi,
wdodatkumałżeństwem.Japożądamciebie,atymnie.Prędzejczypóźniejdojdzie
dozbliżenia.Kiedyijaktonastąpi,zależyodciebie.
Przeczesałrękąwłosy.
–Dlaczegoodemnie?
Pokręciła głową. Sam musiał znaleźć odpowiedź. To on się bał, wstrzymywał od
seksu.Powinienopuścićgardę,niebronićsięprzeduczuciem,któregopodświado-
miepragnął.Oczywiściezamierzałamupomóc,bointuicjajejpodpowiadała,żeEli-
seijejprogramkomputerowyniepomylilisię,dobierającichwparę.
ROZDZIAŁÓSMY
Przyjęcietrwałownajlepsze.WszyscybylizadowoleniopróczLea,którywciągu
ostatniej godziny może dwa słowa powiedział do żony. Dannie starała się tym nie
przejmować.Krążyłaposalonie,sprawdzając,czywszyscymającopić.Gościezja-
wilisięwkomplecie,wsumiedwadzieściapięćosób.Zsufituzwisałybarwnechiń-
skie latawce, które wprowadzały trochę koloru do minimalistycznie urządzonego
wnętrza.Nastolestałsmokzpapier-mâché,którywregularnychodstępachczasu
plułogniem,podgrzewającrondelzfondue.
Sekretarka Tommy’ego wspomniała, że jej szef uwielbia Orient, stąd te dekora-
cje.Kilkorogościzachwyciłosięnimi,aleoczywiścieniepochwałybyływażne,lecz
podpisGarrettanakontrakcie.
Z drugiej strony, pomyślała Dannie, miło byłoby usłyszeć komplement od męża.
Miałanasobiedługączarnąsuknię,którąznalazładopieropodczastrzeciejwypra-
wynazakupy.Sukniabyłapięknaiświetniewniejwyglądała,tyleżenikttegonie
dostrzegał.Notrudno.Dannieuśmiechnęłasiędogrupkigości.Postawiłasobieza
celbyćfantastycznąpaniądomu.
Kilkarazyczułanasobieczyjeśspojrzenie.Gdyoglądałasięprzezramię,zakaż-
dymrazemnapotykałaświdrującywzrokLea.
Pomysłzewspólnąsypialniąokazałsięchybiony.Leobyłwściekły.Napewnostąd
tajegoskrzywionamina.Oczywiścieniczegonastoprocentniewiedziała,boznów
otoczyłsięmurem.Możeczekał,ażprzyjęciesięzakończy,bywręczyćjejpapiery
rozwodowe?
Starającsięskupićnaczymśinnym,ponowniezaczęłakrążyćmiędzygośćmi.Na-
glezobaczyłaDaxaWakefielda.
–Dobrzesiębawisz?–zapytała.
–Owszem–odparłuprzejmie.–Jedzeniejestwyśmienite.
Jejwewnętrznyradaruchwyciłchłódwjegogłosie.Zauważyłateż,żeDaxowinie
towarzyszy żadna kobieta. Tak przystojny mężczyzna nie mógł narzekać na brak
powodzenia,czylijegosamotnośćprzypuszczalniebyłaświadomymwyborem.Czyż-
byrozstałsięzJenną?AmożeLeopoprosiłgo,abyprzyszedłsam?
– Cieszę się – powiedziała, obdarzając go uśmiechem, którego nie odwzajemnił.
Może był zdystansowany z natury? – Jeszcze raz gratuluję ci niedawnej nagrody.
Leotwierdzi,żewpełninaniązasłużyłeś.
–Dziękuję.–Skinąłgłową.–TrochędłużejmusiałemnaniąpracowaćniżLeo,no
alenaszedziedzinykompletniesięróżnią.
Ocomuchodzi?Niepotrafiłafacetarozgryźć,aleczuła,żeniedarzyjejsympa-
tią.
–Stworzyłeświelkieimperiummedialne.Leoijastaleoglądamytwójkanałinfor-
macyjny.
Niedokońcabyłatoprawda.WczorajLeowpatrywałsięwcenyakcjinapasku
udołuekranu,onazaśudawała,żeśpi.Daxwyszczerzyłzęby,ająprzeniknąłchłód.
Jeśli Leo chciał, aby ludzie widzieli w nim bezwzględnego biznesmena, powinien
wziąćparęlekcjiodswojegokumpla.
Kiedyjedenzkelnerówdyskretniedałznać,żejestpotrzebna,Dannieskwapliwie
skorzystałazokazji,abysięulotnić.
–Przepraszam,obowiązkiwzywają…
–Jasne–burknął,poczymwdałsięwrozmowęzMilesemBennettemodrużynie
DallasCowboys.
W kuchni, oznajmił kelner, zdarzył się wypadek: stłuczono skrzynkę szampana.
Danniebłyskawicznierozwiązałaproblem:kazałaprzynieśćzpiwnicykilkabutelek
Meunier&Cie.Byłtodoskonałyszampan,tyleżeróżowy,awiększośćgościstano-
wilimężczyźni.Nocóż…
Nalawszy dwa kieliszki różowych bąbelków, udała się na poszukiwanie Tom-
my’egoGarretta.Cośjejmówiło–możefioletowetrampki,którewłożyłdosmokin-
gu?–żeznajdziewnimsprzymierzeńca.Stałsamotnieprzyschodach.
–Tommy…–Podałamukieliszek.–Wyświadczmiprzysługęiwypijto.Wiem,że
woliszpiwo,ale…alenapewnojesteśspragniony.
Garrettodgarnąłztwarzysięgająceramion,spłowiałeodsłońcawłosy.
–Czytaszwmoichmyślach.Rozmowyzgarniakamisąpotworniemęczące.
Jednymhaustemopróżniłpołowękieliszka.Niewzdrygnąłsię.Dannierozejrzała
się po salonie. Nie zauważyła, aby ktokolwiek wylewał szampana do doniczek
zkwiatami.Kryzyszażegnany.
–Boże,pięknekobietyzawszemnieonieśmielają.
Dannieroześmiałasię.
–Takipodrywbywaskuteczny?
–Naogół,alecośmisięzdaje,żedziśmójurokniezadziała.–Westchnąłteatral-
nieiporuszajączabawniebrwiami,szepnąłdojejucha:–Alemożekiedyśzechcesz
obejrzećmojąmuskulaturę?
Dannieponowniesięzaśmiała.OdpierwszejchwilipolubiłaGarretta.Niemalża-
łowała,żenajejeleganckieprzyjęcienieprzyszedłwbluziezkapturem.
–Uwodziszmężatkę?Wstydźsię,młodzieńcze.
–Etam,przecieżwiem,żeniezostawiłabyśLea,nawetgdybymofiarowałcipry-
watnąwyspę.Niemamszansy,prawda?–spytałdlapewności.
– Żadnej – odparła stanowczo. – Lubię dojrzałych mężczyzn. Ale nie zniechęcaj
się,ćwiczdalej.Możezczasemnauczyszsięsztukiflirtowania.
Przyłożyłrękędoserca,jakbysprawiłamuwielkiból.
–Och,jakażpanijestokrutna!
PoczułaznajomemrowieniedosłowniesekundęprzedpojawieniemsięLea.Mąż
objąłjąwpasie,aonazcałejsiłypróbowałapowstrzymaćdreszcz;niechciała,by
zorientował się, jak działa na nią jego niewinny dotyk. Chryste, dlaczego włożyła
sukniębezpleców?
– Cześć, Leo. – Tommy uniósł pusty kieliszek, jakby wznosił toast. – Wspaniałe
przyjęcie.WłaśnierozmawialiśmyzDannieomuskulaturze.
–Ach,tak?
Danniepotrząsnęłaześmiechemgłową.Woczachmężadostrzegłagroźnybłysk.
–Nieomuskulaturze,tylkoosile–powiedziała.–Osilnychmężczyznach,którzy
zawszeosiągającel.Takjakty,kochanie–zwróciłasiędomęża,poczymponownie
utkwiłaspojrzeniewTommym.–Powinieneśskorzystaćzjegodoświadczenia.Rey-
noldsCapitaldłużejfunkcjonujenarynkuodMorenoPartners.
Tommyzmrużyłoczy.
–Morenomisiępodoba.Odpowiadamiichstyl.
–Och,nie!–zaoponowałaDannie.ChybaLeonieobrazisię,żewtrącasięwjego
sprawy?–ZReynoldsCapitalodniesieszznaczniewiększekorzyści.Leodłużejzaj-
mujesięinwestycjamiodMorena.Makoneksje,znajomości,fachowąwiedzę.
RękaLeaprzesunęłasięniżej.Danniezakręciłosięwgłowie.Takwielechciała
jeszczepowiedzieć–żemążmadyplomzinżynieriiibiznesu–alestraciławątek.
– Daniello, mogłabyś zająć się panią Ross? – poprosił cicho. – Spaceruje przy
szklanychdrzwiach,ajabojęsię,czyniewpadniedobasenu.
–Oczywiście.–Uśmiechnęłasiędomężczyzniposłusznieoddaliła.
UjąwszypaniąRosspodłokieć,skierowałasiędozastawionegojedzeniemstołu.
Śmiałasięzanegdotek,którestarszapaniopowiadała,leczcoruszzerkałanapo-
grążonychwrozmowiemężczyzn.SpojrzenieLeajużniebyłotakostre.
Odprowadziłaostatnichgościdodrzwi,następniespędziłapółgodzinyzpracow-
nikami firmy cateringowej, których wynajęła do obsługi przyjęcia. Leo był niewi-
doczny,przypuszczalniezajmowałsięwłasnymisprawami.
Okołopółnocyzbutelkąszampanadotarładosypialni.Miałanadzieję,żeopijąra-
zemsukces,jakimbyłodzisiejszeprzyjęcie.
Wsypialnipanowałmrok.
PostawiłabutelkęikieliszkinatoaletceiprzeszładostojącejwrogulampyTiffa-
ny’ego.Zapaliłaświatłoiprzytrzymującsięjednąrękąściany,drugązaczęłaodpi-
naćpaseczekprzybutach.
–Zostańwnich–usłyszałagrubygłos.
Okręciłasię.Leosiedziałnasofie,krawatmiałrozwiązany,trzygórneguzikiko-
szuliodpięte.Nieżebyliczyła!
–Dlaczegosiedziszpociemku?
–Mrokpasujedomojegonastroju.
Zabrzmiało to groźnie. Na wypadek gdyby musiała się rzucić biegiem do drzwi,
zsunęładrugibut.
–Wolisz,żebymzgasiłalampę?
Przezchwilęprzyglądałsięjejwmilczeniu.
–Czywciemnościłatwiejcibędziewyobrazićsobie,żejestemTommymGarret-
tem?
Parsknęłaśmiechem.Sięgnąwszyposzampana,wypiłasporyhaustzbutelki,po-
temwierzchemdłoniwytarłausta.
–Jesteśzazdrosny?Oj,Leo,totakiebanalne.
Zmierzyłjąspojrzeniem,wkońcuzatrzymałwzroknajejdekolcie.
–Acopowinienemczuć,widząc,jakmojażonaflirtujezinnymmężczyzną?
–Możewdzięczność?Urabiałamgodlaciebie.
Prychnąłpogardliwie.
–Mamponiegozadzwonić?Możebyłbyzainteresowanytrójkątem?
Przeraziłasię.Sytuacjawymykałasięspodkontroli.Leonietylkobyłniezadowo-
lonyzprzyjęcia,alewdodatkuprzeistoczyłsięwurażonegozazdrośnika.
–Upiłeśsię.
Może ona też powinna? Gdyby opróżniła całą butelkę, może zrozumiałaby, o co
mężowichodzi.Albomniejbysięprzejęłatym,co,jakpodejrzewała,niechybniena-
stąpi.Bądźcobądźalkoholprzytępiazmysły.
– Wolałbym być bardziej pijany – mruknął, a głośniej dodał: – Skoro jesteś dziś
takawielkoduszna,tomamprośbę.
Zmrużyłaoczy.
–Jaką?
–Pokaż,comaszpodsukienką.
Tegosięniespodziewała.Ponowniewypiłakilkałyków,poczymodstawiłabutelkę
natoaletkę.
–Dlaczego?Bojesteśzazdrosny?Tominiewystarcza.
Kącikiustmuzadrżały.
–Acobyśchciaładostać?
–Diamenty.WycieczkęnaBora-Bora.Jaguara.–Wzruszyłaramionami.–Drobia-
zgi,jakiemilionerdajeswejutrzymance.
– A gdybym zwrócił się do ciebie „Dannie”? – spytał zmysłowym głosem, który
przyprawił ją o dreszcz. – To pierwszy krok do intymności, prawda? Pozwoliłaś,
żebyTommytakdociebiemówił.
Zaklęłapodnosem.OnoskarżająoflirtzTommym,aona,głupia,drżyzpodnie-
cenia!
–Namiłośćboską,Leo!Facetmadwadzieściaczterylata.Mogłabymbyćjego…
starsząsiostrą.
–Tylkotocięhamuje?Jegowiek?–Dźwignąłsięnanogiipowolizacząłsięzbli-
żać.–ADax?Matylelatcoja.Możebardziejbyciodpowiadał?
–Leo,ococichodzi?–Odważniepatrzyłamuwtwarz.Zamierzałapokonaćba-
riery, jakie wznosił, i dotrzeć do prawdy. – Cały wieczór zachowujesz się dziwnie.
Wyłóżkartynastół.Jeślicościprzeszkadza,poprostumiotympowiedz.Skończ-
myzudawaniem.
Zatrzymałsiętużprzednią.Nagleniemiałaczymoddychać,jakbywyssałzpoko-
jucałepowietrze.
–Owszem,przeszkadza.–Powiódłponiejwzrokiem.–To,żewciążjesteśubra-
na.
Zdumionaprzechyliłanabokgłowę.Cośprzedniąukrywał,aonaniebyławsta-
nieodgadnąćco.Iwtemjąolśniło.Leonaprawdęjestzazdrosny.Widział,żepodo-
basięinnymmężczyznom,żeznimiflirtuje,aonsamsobienarzuciłcelibat.Przy-
glądała mu się badawczo. Toczył walkę. Zaciskał i rozprostowywał palce, jakby
chciałjejdotknąć,leczniemógł.
Zrobiłojejsięgożal.Wprowadziłasiędojegodomu,dojegosypialni,dojegołóż-
ka.Żądała,abysięprzedniąotworzył,zacząłokazywaćemocje…
Czekała,abysprostałjejniejasnymwymaganiom.Bezsensu.Postanowiłazmienić
zasady.Obojewyjdąnatymlepiej.Niespuszczającoczuztwarzymęża,sięgnęłaza
szyję,abyodpiąćsuknię.
Zachowujesięjakidiota.Przezcaływieczórobserwowałżonę,starającsięstłu-
mić pożądanie. Widok Danielli uśmiechającej się do innych mężczyzn wywoływał
wnimzłość.
Był wściekły na siebie. Zależało mu na kontrakcie z Tommym Garrettem. Tyle
czasuienergiipoświęciłtejsprawieizamiastterazskorzystaćzokazji,jakkretyn
skręcałsięzzazdrości.Naszczęściejegożonapamiętała,ktojestgościemhonoro-
wym.Chryste,jaktomożliwe,abyjednakobietamiałatylezaletiwad?
Możekolejnaszklankawhiskyprzytępiłabyjegozmysły,możeprzestałbyczućza-
pachtruskawek,możeprzestałbychcieć?Chociażwątpił.StojąctakbliskoDanielli,
całymsobąbyłświadomjejseksapilu.
Uniosłaręcezaszyję.Kiedyzrozumiał,wjakimcelu,poczułuciskwsercu.Zanim
zdążył zaprotestować, czarna suknia zaczęła się zsuwać. Wstrzymał oddech, gdy
zahaczyłaoczubkipiersi.Pochwiliopadłanapodłogę.
Miał przed oczami piękną rozebraną kobietę. Patrzył na nią, trawiony ogniem.
Byłaniczymbogini.Pragnąłpaśćprzedniąnakolana.
–Co…–Odchrząknął.–Daniello,corobisz?
Przecieżwiedziałco.To,cojejkazał,to,ocoprosił.Spodziewałsięinnejreakcji.
Myślał,żegospoliczkuje,żeoburzonawybiegniezpokoju,zatrzaskującdrzwi,albo
że powie mu coś do słuchu. Tak, gdyby go ukarała za to, że jest idiotą, czułby się
znacznielepiej.
Aona…Zdrugiejstronyktowie,czytoniejestnajbardziejodpowiedniakara?
–Eliminujęprzeszkody–odparła.–Wszystkiepokolei.
Zmrużyłoczy.
–Ubierzsię.Janie…
Niewiedział,czegochceaniprzeciwkoczemuprotestuje.Zaskoczyłago.Emano-
wałaniesamowitąsiłą,energią,zmysłowością.Zacisnąłpowieki.Bałsię.Przerażała
gojejodwagaideterminacja.Intuicyjnieczuł,żedzisiejszywieczórnieskończysię
dobrze.Daniellapragnieczegoś,czegoniemógłjejdać.Znałsiebie.Jeśliulegnie,
niebędzieodwrotu,niebędzieumiałnaniczymsięskupić,napracy,nafinansach.
Stracipęddodziałania.
–Leo…Otwórzoczy,spójrznamnie.
Posłuchał.Niepotrafiłsięoprzeć.
–Nigdybymcięniezdradziła.Znikim,ajużzwłaszczaztwoimprzyjacielemczy
partnerembiznesowym.Zabardzocięszanuję.Iprzepraszam,jeślimojezachowa-
niesprawiło,żezwątpiłeśwemnie.
Jejsłowanimwstrząsnęły.Caływieczórnieładniejątraktował,niemającpowodu,
aonagoprzeprasza.
–Niczłegoniezrobiłaś.Poprostuchciałaśbyćdobrągospodynią.Ibyłaś.
Dobrągospodynią?Słabykomplement,zważywszynato,jakfantastyczniezorga-
nizowałaprzyjęcie.Zasługiwałanasamepochwały,anienapretensjezustzazdro-
snegomęża,którywdodatkutrzymająnadystans.
–Naprawdętakuważasz?–Uśmiechnęłasię.–Przysięgam,jesteśjedynymmęż-
czyzną,jakiegopragnę.
Poczuł, jak ciepło rozchodzi się po jego ciele. Nie interesowały go romantyczne
uniesienia;poto,byichuniknąć,wybrałsiędoEAInternational.Aleczyniedostał
tego,czegoszukał?Przecieżzależałomunawiernościioddaniu.
Comapocząć?Znią,znimi?
–Aty?Niepragnieszmnie?–spytałazmysłowymszeptem.
– Pragnę znacznie bardziej, niż powinienem. – Psiakość, niepotrzebnie się przy-
znał.
–Pokażmi.Udowodnij.
Nieruszyłsięzmiejsca.Nogimiałprzyklejonedopodłogi.Tuniechodziłoosam
seks. Seks mógł uprawiać z kimkolwiek, a Daniella była jego żoną. Seks z żoną,
skonsumowaniemałżeństwa,tokrok,któryzaważynaichdalszymżyciu.
Wgłębiduszymiałochotępognaćnadół,przyssaćsiędobutelkiwhiskyipić,do-
pókiniezapomnioDanielli,aprzynajmniejdopókinieprzestaniejejpragnąć.
– Czyli moratorium na kontakt fizyczny odwołane? A może zamierzasz wprowa-
dzićnowezasady?–spytał.
Najwyraźniejwciążtkwiławnimzłość.Przyszłomudogłowy,żejeślirozgniewa
Daniellę,sytuacjawrócidopoprzedniegostanu.Aleniechciałpoprzedniegostanu,
niechciałdłużejchłoduiobojętności.
–Niczegoniezamierzamwprowadzać.Poprostuczekam…–Rozpostarłaramio-
naiwypięłapiersi.–Stojęwstringach,drżęzpodniecenia.Mógłbyśmniepocało-
wać?
–Wstringach?–Byłtakskupionynabiuście,podbrzuszuiwzgórkuprzysłoniętym
jedwabnymtrójkątem,żeniezastanawiałsię,jakwyglądatył.
Dannieobróciłasię,demonstrujączalotniegołypośladek.
–Specjalniejewłożyłam.Miałamnadzieję,żedzisiejszejnocynaprawdęstaniemy
sięmężemiżoną.
Pożądaniesprawiło,żeledwobyłwstanieoddychać.Niemówiącjużoprzejściu
parukroków.Mimopodniecenianadalodczuwałstrach.
Dannie uśmiechnęła się szelmowsko. Przyłożywszy ręce do talii, przesunęła je
wdół,zmysłowymiruchamigładziłapośladkiiuda.
–Skoroniechcesz,tosamabędęsiępieścić…
Czubkiempalcazaczęławodzićpobrodawce.Wzdychająccicho,przymknęłapo-
wieki.Leozakląłsiarczyście.Najwyraźniejnieżartowała.Pragnęłago.
Było za późno, by zastanawiać się nad konsekwencjami, myśleć o tym, czy i jak
sekszmieniichrelacje.Zapóźnonaucieczkę.Zresztąnigdzieuciekaćniechciał.
ZnalazłsięprzyDanniewdwóchsusach,zgarnąłjąwramionaiprzywarłustamido
jejwarg.Dłużejniemógłtłumićpożądania.Caływieczórmarzyłotejchwili.Nie,
nieprawda,marzyłotym,odkądujrzałDaniellęugóryschodówwdniuichślubu.
Rozchyliławargi.Ichjęzykisięsplotły.Wsuwałswójcorazgłębiej,dotykałpodnie-
bienia…
Będąrazem,przeżyjąorgazm,agdybędziepowszystkim,odzyskarównowagę,
ponownieskupisięnasprawachzawodowych,przestaniebujaćwobłokach.
Wbrew temu, co myślał, jej dotyk i pocałunki nie odbierały mu siły. Przeciwnie,
zkażdąsekundączułwiększąmoc.Wiedział,żezdołazadowolićDaniellę,kochać
sięzniądorana.Aletylkodziś,tylkotejjednejnocy.Ranowstanieiwszystkowróci
dopoprzedniegostanu.Takmusibyć.
Przerywającnamomentpocałunek,wziąłjąnaręce,przeniósłdołóżkaipołożył
nakołdrze.Przezchwilęklęczałnadnią,podziwiającjejciało,delikatniegładzącjej
ramiona,wklęsłościiwypukłości.Akiedyzobaczyłbłogośćnajejtwarzy,ciśnienie
gwałtowniemuskoczyło.
–Zimnoci?–zapytał,gdyzadrżała.
Potrząsnęła głową, po czym uniosła się na kolana i ściągnęła mu krawat z szyi.
Następniezsunęłamuzramionmarynarkęiprzystąpiładorozpinaniakoszuli.Je-
denguzik,drugi…
Wreszciebyłnagi.ObejmującDannie,wyciągnąłsięnamateracuiwróciłdoprze-
rwanego pocałunku. Leżeli zwarci w uścisku, najbliżej jak tylko można. Stanowili
jedność.Prawiezapomniałostringach.Wędrującrękąpoplecachibiodrachżony,
naglewyczułcieniutkijedwabnypaseczek.Uśmiechnąłsię.Włożyłastringispecjal-
niedlaniego.Gdybyotymwiedział,przyjęcieskończyłobysiędużowcześniej.
Zaczęłaodwzajemniaćpieszczoty.Nie,niemógłnatopozwolić.Chciałdawać,nie
brać.Jeślibędziemuzadobrze,nigdyniezdołaopuścićłóżka.Musiwszystkowy-
ważyć, odnaleźć delikatną równowagę. Było to trudne, bo wbrew swym twierdze-
niomDannieoczekiwała,żesekszbliżyichpsychicznie.
Jemuwystarczyłozbliżeniefizyczne.
Zerwał z niej stringi, po czym zaczął obsypywać pocałunkami jej dekolt, piersi,
brzuch.WreszciedotarłdowzgórkaWenery,rozchyliłuda…
–Leo…–jęknęła,cogojeszczebardziejpodnieciło.
– Smakujesz bosko. – Zacisnął wargi na jej łechtaczce, wodził po niej językiem,
razszybciej,razwolniej.
Daniellawiłasię,pojękująccicho.
–Mocniej!–zawołałanagle.–Jajuż…zachwilę…
Słyszącto,samomałonieeksplodował.Ztrudemodzyskałkontrolę.Wsunąłpa-
lecwjejpochwę,dołączyłdrugi.Daniellawygięłaplecy,jejciałemwstrząsnęłaseria
dreszczy.Uniósłsięnałokciach,chciałpopatrzećjejwoczy,zobaczyćwnichbłysk
zadowolenia.Daćjejczasnazłapanietchu.Aleniezadużoczasu.Kiedyoddychała
jużspokojniej,przesunąłjejręcedowezgłowia.
–Trzymaj–powiedział,zaciskającjejpalcenaporęczy.Wolał,bygoniedotykała.
Rozchylił jej uda i wszedł w nią. Zawładnęła jego zmysłami, jego wyobraźnią.
Wchodziłwniąrazporaz,corazmocniej,corazszybciej.Zbliżałsię,ale…jeszcze
niemógł.Czekałnanią,nakolejnyorgazm.Musiałsobieudowodnić,żewciążma
wszystkopodkontrolą.
–Daniello–szepnął.
Widziałwjejoczachzaproszenie,zachętę,abysięniewstrzymywał,abyoniczym
niemyślał,abypoprostuczuł.
Ipoczuł.
– Dannie… – szepnął błagalnie i odleciał. Daleko i wysoko. Zatracił się. Pragnął
wniejpozostaćnazawsze.
Wiedział,żetakbędzie,żerazmuniewystarczy,żebędziepragnąłwięcej.
Aletosięwięcejniepowtórzy.Bowtedy,takjakzesztuką,zrysowaniem,pasja
zamienisięwobsesję.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Obudziła się o świcie w objęciach śpiącego męża; już nie byli białym małżeń-
stwem. Mięśnie miała obolałe, marzyła o tym, by się przeciągnąć, ale najbardziej
otym,abyznówusłyszeć„Dannie”wyszeptaneniskim,pełnymżarugłosem.
Pomysłwspólnejsypialniokazałsięstrzałemwdziesiątkę.
Leotuliłjądosiebie.Jejplecyprzylegałydojegopiersi.Dziwne,zważywszyżeod
początku upierał się, by zachować między nimi dystans. Jednak jego śpiące ciało
mówiłorzeczy,którychustaniebyływstaniewypowiedzieć.
Pragnął związku, prawdziwego związku. Tęsknił za uczuciem. Widoczne to było
wjegozachowaniu,wuczynkach,któryminigdysięniechwalił,aktóreświadczyły
ojegowielkimsercuizaangażowaniu.Problempolegałnatym,żeniepotrafiłsię
otworzyć,wyciągnąćręki.
Aleonamuwtympomoże.Nauczygo.Powoli,cierpliwie,damuto,czegopotrze-
bował. To, co sprawia mu przyjemność. Nagrodą będzie wspaniałe małżeństwo,
któreobojguprzyniesieradośćisatysfakcję.
NiechciałabudzićLea,alewiedziała,żejegoczłonekniedajejzasnąć.Napierał
najejplecy.Wstrzymałaoddech,poczympochyliwszysię,wypięłalekkopośladki.
Poruszyłasięnapróbęwprzódiwtył,pozwalając,abyLeowsunąłsiępomiędzyjej
złączoneuda.O,takbyłodobrze.NagleciałoLeazesztywniało.Jegoręcezacisnęły
sięnajejbiodrach,powstrzymującruchy,jakiewykonywała.Najwyraźniejniemiał
ochotynaporannąrundęseksu.
Danniewygięłasię,usiłującgozachęcić.
–Daniello,przestań–poprosiłochryple.–Zapomniałemnastawićbudzik.Muszę
jechaćdopracy.
–Wiem.–Zakołysałabiodrami,wciskającpośladkiwjegobrzuch.–Jeszczemo-
ment,dziesięćminut…Jestemtakapodniecona…
Owiałojąchłodnepowietrze.Leobezsłowaprzewróciłsięnadrugibok,spuścił
nogizłóżkairuszyłdołazienki.Pochwilizzaścianydoleciałszumprysznica.
Serce ścisnęło jej się z bólu. Czyli wczorajszy wieczór niczego nie zmienił. Leo
gotówbyłjącałować,pieścić,kochaćsięzniąpółnocy,aprzezresztędniasiędo
niejnieodzywać.
Ostrzegałją,żetakbędzie,aonaponocyseksumiałanadzieję,żemążstracidla
niejgłowę,aich związekprzemienisięw cudownąromantycznąbajkę. Wykonała
striptiziwnagrodęwzbiłasięwprzestworza.Dostaładawkęfantastycznegosek-
su.
Czegojeszczechciała?
Zakryłasięponoskołdrąileżała,dopókiLeoniewyszedłzłazienki,apotemzsy-
pialni.Oczywiścienawetsięniepożegnał.Oczyjąpiekły,alepowstrzymywałałzy.
Obiecałasobie,żeniebędziepłakać.
Inagleciszęprzerwałamelodyjkawydobywającasięztelefonu.Jejpierwsząmy-
śląbyło:Leo!
Chwyciłakomórkę.Napewnodzwoni,żebyjąprzeprosić,powiedzieć„dzieńdo-
bry”.Żebypochwalićjązaprzygotowaniewczorajszegoprzyjęcia.Żeby…
Minajejzrzedła,kiedynawyświetlaczuzobaczyłasłowo„Mama”.Wcisnęłaprzy-
cisk.
–Cz…cześć–powiedziała.
–Kochanie,cocijest?
Świetnie.Tylkotegobrakuje,bymatkasięniepokoiła.
–Nic,mamo–skłamała,silącsięnapogodnyton.–Jestemwłóżku.Jeszczeniedo
końcasięobudziłam.Couciebie?Jaksięczujesz?
– Dobrze – odparła matka. Atak kaszlu zadał kłam jej słowom. – Zjemy dzisiaj
lunch?
Danniepotrząsnęłagłową.Najpierwmusidojśćdoładuzsamąsobą.Matkana-
tychmiastbyjąprzejrzała.
–Och,dziśniemogę,mammnóstwozajęć.Możejutro?
–Jutrowypływamwrejs.Zapomniałaś?Chciałamsięztobązobaczyćprzedwy-
jazdem.
Tak,rzeczywiściezapomniała.Zrobiłojejsięwstyd.Matkajestważniejszaniżjej
urażonaduma.
–Wieszco?Przesunęswojespotkaniaiwpadnępociebiekołojedenastej.Pasuje?
–Doskonale.Czekam.
Wzdychając ciężko, rozłączyła się, po czym skierowała się do łazienki, by zmyć
zsiebieśladyLea.Gdybyrówniełatwoumiałapozbyćsięgozmyśliiserca!Jego
obecnośćbyławyczuwalnawcałymdomu,wkażdympokoju.
Wdrodzedomatki przezdwadzieściaminutwalczyła zełzami,które napływały
jejdooczu.
Kierowca zatrzymał samochód na chodniku przed domem. Na widok obłażącej
farbyiporośniętegochwastamitrawnikaDanniezmarszczyłaczoło.Wcześniejta-
kie rzeczy jej nie przeszkadzały, nawet ich nie zauważała, a teraz… Jakie to nie-
sprawiedliwe, pomyślała; ona mieszka w luksusie, a chora matka w tak nędznych
warunkach.
Alecomożenatoporadzić?Niemawłasnychpieniędzy;wszystkonależydoLea.
Zdrugiejstronymógłbywpodzięcezawczorajsząnoc…
Nie, przestań! Uciszyła wewnętrzny głos. Leo od początku uprzedzał ją, czego
oczekujeinaczymbędziepolegałoichmałżeństwo.Toniejegowina,żeonawoli
snućfantazjeoromantycznejmiłości.
Matkawsiadładosamochoduiuśmiechnęłasiędocórki.Wyglądałaznakomicie.
Widaćbyło,żetowarzystwoopiekunkiicodziennarehabilitacjapomagają.
–Jakmiłocięwidzieć,skarbie.
Kierowcaopuściłszybęmiędzyprzedniąatylnączęściąsamochoduiwłączyłsię
wruch.Danniecmoknęłamatkęwpoliczek.
–Teżsięcieszę,mamo.
Przy matce wszelkie jej problemy zawsze znikały. Przynajmniej dotychczas tak
było.Terazjednakpoczułaszczypaniepodpowiekami.
Matkaujęławpalcejejbrodę.
–Mów.Cosięstało?
Psiakość,mogłasiętegospodziewać.Oswobodziwszysię,Danniewyjrzałaprzez
okno.
–Nictakiego.Leoija…mieliśmymałenieporozumienie.
Waucienastałacisza.PochwiliDanniezerknęłanamatkę,któraprzyglądałajej
sięzmarsowąminą.
–Mamnadzieję,żetonicpoważnego.
Dannieroześmiałasię.
–Jegozdaniemnie.
Oddychajączulgą,matkaoparłasięosiedzenie.
–Todobrze.
–Niesądzę,żebyplanowałsięzemnąrozwieść,jeślitegosięobawiasz.
Przynajmniejjeszczenie.Jejrozpaczliwepróbywprowadzeniazmiandoichmał-
żeństwajużdawnomogłyzakończyćsiękatastrofą,czyliwręczeniemjejpapierów
rozwodowych.AjednakLeonigdysłowemniewspomniałorozwodzie,więcnajwy-
raźniejzjakichśpowodównadalbyłamupotrzebna.
–Oczywiście,żesięobawiam.–Matkaścisnęładłońcórki.–Naszczęściepoślu-
biłaśporządnego,wzbudzającegorespektmężczyznę,którywierzywtrwałezwiąz-
ki.Podjęłaśbardzomądrądecyzję.Nigdyniewylądujeszsama,jakja,izezłama-
nymsercem.
Tak,takibyłceltegomałżeństwa.Niechodziłoowielkąnamiętnośćanimiłośćdo
grobowej deski. Została żoną, to była jej rola i praca. Powinna o tym pamiętać
izdusićwzarodkuwszelkieuczuciadomęża.
–Maszrację,mamo.Leotodobryczłowiek.
W powietrzu rozległo się przytłumione wycie karetki, która mknęła w przeciw-
nymkierunku.Dannieprzeszyłdreszcz.Niedawnojechaławidentycznej,jakopasa-
żerka, towarzysząc przypiętej do noszy matce, która z trudem oddychała. Kiedy
nadszedł rachunek ze szpitala, natychmiast pobiegła do biblioteki szukać sposobu
nadorobieniepieniędzy.
Terazsiedziaławewspółczesnymodpowiednikuzaprzęgniętegowkoniepowozu,
powozuzklimatyzacjąiskórzanymisiedzeniami.
Leouratowałje,zapewniłbezpieczeństwofinansowe.Niewolnojejotymzapomi-
nać. Oboje podjęli zobowiązanie, on dotrzymał umowy. Czas najwyższy, aby ona
zrobiła to samo i przestała marzyć o wielkim uczuciu, którego nikt jej nigdy nie
obiecywał.
Nie wszystkim przydarza się dozgonna miłość. Nigdzie nie jest powiedziane, że
jejsięprzydarzy.
–Towaszenieporozumieniechybaniedotyczyłodzieci,co?
Dannie pokręciła niepewnie głową. Nie użyli prezerwatywy. Teoretycznie mogła
zajśćwciążę.Zalałająfalaciepła.Gdybyurodziładziecko,łatwiejbyłobyjejznieść
ciągłą nieobecność męża w domu. Matka wychowała ją bez niczyjej pomocy. Ona
teżdałabyradęsamotniewychowaćdziecko.
Dziwne, że wczoraj w ogóle o tym nie pomyślała. Dziś wiedziała ponad wszelką
wątpliwość,żeichmałżeństwopozostaniekontraktem.Trudno.Zuwaginamatkę
przywołałauśmiechnatwarz.
–Opowiedzmioswoimrejsie.
Podczaslunchumatceustasięniezamykały,Dannieteżzabierałagłos,alenawet
gdybyktośdawałjejmiliondolarów,niebyłabywstaniepowiedzieć,oczymrozma-
wiały.Naszczęścietematmężaimałżeństwaniewrócił:tobynapewnozapamięta-
ła.
Leo nie zadzwonił ani nie przyjechał do domu na kolację. Wszedł do sypialni
odziesiątej,kiedyDannieszykowałasiędosnu.Przyjrzałamusięuważnie,ztęsk-
notąwoczach,szukającwjegotwarzyiruchachwskazówekzdradzających,wja-
kimjesthumorze.
–Cześć–powiedziała,gasząctelewizor,wktórytępowpatrywałasięodgodziny.
–Jakciminąłdzień?
–Dobrze.Mamcośdlaciebie.
Podszedłdołóżkaiwręczyłjejniedużąsrebrnątorebkę.Danniewyjęłaześrodka
małekwadratowepudełeczko.Uniosłapokrywkę.Natlegranatowegoaksamitupo-
łyskiwałybrylantowekolczyki.
Ogarnęłajązłość.Miaławrażenie,żepudełeczkoparzyjąwdłoń.Niewielemy-
śląc,rzuciłajenaszafkęnocną.
–PodziękujodemniepaniGordon.Madoskonałygust.
TwarzLeastężała.
–Samjeprzezgodzinęwybierałem.Sąpodziękowaniemzaprzyjęcie.Spisałaśsię
fantastycznie.Powinienembyłcitowcześniejpowiedzieć.
–Przepraszam–szepnęłagłosempełnymskruchy.Ostatnioplotła,cojejślinana
język przyniesie. Gdzie się podziała uprzejma kulturalna młoda dama, którą Elise
stworzyła?–Tobyłopodłezmojejstrony.
–Aleusprawiedliwione.–Leonieodrywałodniejwzroku.–Przepraszamzaswo-
jeporannezachowanie.Byłoowielebardziejpodłe.
Zaniemówiła. I dobrze, bo zamierzała go spytać, dlaczego wybiegł. Ale gdyby
chciał,tosambyjejpowiedział.Nieważne.Grunt,żeprzeprosił.Małotego,kupił
prezent.
Sięgnąłpopudełeczkoijeszczerazjejwręczył.
–Będzieszjenosiła?Jeślicisięniepodobają,oddamjedosklepu.
Najegotwarzypojawiłsięwyraztkliwości.Dająckolczyki,Leochciałjąprzepro-
sić,ajednocześniepodziękować.Chciałsprawićjejprzyjemność.Znówzamąciłjej
wgłowie.
–Bardzomisiępodobają.–Wpięłajedouszu.–Ico?Ładnie?
–Przepięknie.–Powiódłspojrzeniempojejciele.Nauszynawetniespojrzał.
Widziała płomień w jego oczach. Pragnął jej. Hm, powiedział, że sam wybierał
kolczyki.Ciekawe,cosięzatymkryło?Pewniesamniewiedział.
Odrzuciłakołdręizaczęłaprzesuwaćsięwjegokierunku.Patrzyłnanią,gotów
doucieczki.Zanimsięnaniązdecydował,chwyciłagozaklapymarynarki.Bezsło-
waściągnęłamujązramion,poczymzabrałasiędorozwiązywaniakrawata.
–Daniello…–zaprotestowałcichoicofnąłsięcentymetrlubdwa.–Tekolczykito
nie…Janie…
–Ciii,wiem–szepnęła,dotykającbiustemjegotorsu.
Pokręciłgłową.
–Nieoczekujęseksuwzamianzabiżuterię.
–Ajanieoczekujębrylantówwzamianzaseks–odrzekła.–Skorotoustaliliśmy,
przytulmnie.Pocałuj.
Zamknąłoczyiztrudemprzełknąłślinę.Odczytałatojakoodpowiedźtwierdzą-
cą: tak, ma na nią ochotę. Więcej nie było jej trzeba. Bez zbędnych słów zdarła
zniegoubranie.Onściągnąłzniejpiżamę.Spleceniwuściskuopadlinałóżko.Ca-
łował ją długo i namiętnie. Tak, to był ten mężczyzna, który tulił ją podczas snu.
Ten,którychwilęprzedwytryskiemwyszeptał„Dannie”.
Aniprzezmomentniewątpiła,żetakbędzie,żeichciałaigestywyrażąwięcej,
niżonimoglibywyrazićsłowami.CiałoLeamówiłoodobroci,owrażliwości,opra-
gnieniubliskości.
Patrzącwbłękitneoczymęża,poczuładziwneukłuciewbrzuchu.Starałasięje
zignorować,leczonorazporazwracało.NaglezobaczyładzieckoLeawswoimło-
nie.Zobaczyła,zjakączułościąLeonaniespogląda.
Przeraziłasię.Cobędzie,jeślisięzakocha,aoncałeżyciebędziechciałspędzić
wpancerzupracoholika?
Puk,puk,puk.
Leo zamrugał i podniósł wzrok. Wskazując głową na ekran laptopa, na którym
widniałyinformacjedotyczącefirmyMastermindMedia,Daxjeszczekilkarazypo-
stukałdługopisemwblatstołu.
–Stary,skupsię–poprosił,marszczącbrwi.–Przedłużylitermindopółnocy.Czas
płynie.Miałeśpowiedzieć,cocisięniepodobawparagrafiedrugim.
To,żemuszętusiedziećzamiastbyćwłóżkuzmojążoną,odparłwmyślachLeo.
Od wpół do piątej, z krótką przerwą na kurczaka po chińsku, rozkładali ofertę na
czynnikipierwsze,analizującjązdaniepozdaniu.
Leospojrzałukradkiemnazegarek.Dochodziładziewiąta.Gdybywyszedłzbiu-
ra, mógłby być w domu już za dwadzieścia minut. Za szesnaście, gdyby nie prze-
strzegał ograniczeń prędkości. Po drodze mógłby wysłać Danielli esemesa, że już
jedzie.Możepowitałabygoubranajedyniewkolczykizbrylantem.
Tymprezentemchciałjejtylkopodziękować,alecośsięstało.Samdokońcanie
wiedziałco.Niezamierzałznówsięzniąkochać,aprzynajmniejnietakszybkopo
ostatnim razie. Wciąż usiłował odzyskać nad sobą kontrolę, jakoś zapanować nad
sytuacją.
WręczyłDaniellipodarunek.Otworzyłapudełeczkoizaczęławpinaćkolczykido
uszu.Apotem,zanimsięzorientował…Wspomnieniazeszłejnocyponownienimza-
władnęły.Właściwiecałydzieńniemógłsięodnichuwolnić.
–Paragrafdrugijestokej.–Nieprawda.Leopotarłbrodę,próbującsięskoncen-
trować.–Toznaczybędzieokej.Trzebatylkowprowadzićdrobnąpoprawkęcodo
oczekiwańmarketingowych.
Daxznówzacząłwybijaćrytm.Pochwiliodłożyłdługopisnabok.
– Leo… – Pochylił się do przodu, oplótł dłońmi kolano i utkwił wzrok w hebano-
wym blacie. Na jego czole pojawiły się poziome zmarszczki. – Odnoszę wrażenie,
żeniechcesz,żebyśmypodpisalitęumowę.
–Co?–Leopodskoczył.Znówbujałwobłokach!Chryste,cosięznimdzieje?–
Spędziłemnadtymprojektemsześćdziesiątgodzin.Uważam,żetosolidnaoferta.
–Więcocochodzi?–Przyjacielpopatrzyłnaniegozzatroskaniem.–Odmiesięcy
przyglądamysięMastermindMedia.Jeżeliboiszsiępodjąćzemnąwspółpracę,mo-
głeśwcześniejpowiedzieć.
Leozawahałsię.Znalisięponadpiętnaścielat,odstudiów.Daxbyłjedynąosobą,
którapotrafiłaprzywołaćgodoporządku,kiedyzabardzoodpływałmyślami.
–Niewtymrzecz.
–Awczym?Wfinansach?–Daxzmarszczyłczoło.–Chybanieplanowałeśużyć
własnychpieniędzy?
–Nieżartuj!–Firmytypuventurecapitalzawszeobracająpieniędzmiinnych.
–Notoniewiem.Mów.Albojasięwycofuję.
Leowestchnął.Psiakrew!Małomubyło,żestraciłJohnaHujakoklienta?
–Przepraszam,jestemrozkojarzony.Niechodzioofertę,tylkoosprawyosobiste.
Osprawyosobiste,zktórymimusisięuporać.Odnajmłodszychlatszczyciłsięsil-
nąwolą.Jaktomożliwe,żeDaniellatakłatwosobiezniąporadziła?
Daxwykrzywiłwuśmiechuwargi.
–Powinienembyłsiędomyśleć.Jesteśinny,odkądpoślubiłeśtękobietę.
Nieprawda,pomyślałLeo.
–Uważaj,comówisz–warknął.
NawetprzyjacielniemiałprawanazywaćDanielli„tąkobietą”,zupełniejakbypo-
ślubiłpalącąpapierosazapapierosemcizięwbotkachzakolanaiszortachledwo
zakrywającychpośladki.Aonspecjalniewybrałeleganckąkobietęzklasą.
Daxwestchnąłteatralnie.
–Uwodziliśmyrazemwielelasek.Czymtaróżnisięodpoprzednich?
–Ztąsięożeniłem–odparłLeo.
Niechciałsiętłumaczyćanizwierzać.Zresztąmałżeństwoniczegoniezmieniało.
NiepotrafiłprzestaćmyślećoDanielli.Otym,jakwspanialeporadziłasobiezprzy-
jęciem.Ojejśmiechu.Otym,jakowszystkodbała.Jaksięoniegotroszczyła.Kiedy
siękochali,cośsięwnimprzestawiło.Jegostosunekdożycia,spojrzenienarzeczy-
wistość.
Wzruszywszyramionami,Daxwskazałbrodąnaustawionypomiędzynimilaptop.
–Icoztego?Przecieżsięniezakochałeś.Sammówiłeś,żeonajestśrodkiemdo
celu.
Leo ugryzł się w język. Dlaczego chciał zaprotestować? Dax ma rację. Daniella
faktyczniebyłaśrodkiemdoceluion,Leo,istotnietakpowiedział.Aletostwierdze-
niewustachprzyjacielabrzmiałotakjakośzimno.
–Daniellatomojażona,aniejakaśprzypadkowaznajoma.Zależymi,żebybyła
szczęśliwa.
–Boco?Bocięrzuci?Puknijsięwgłowę,stary.Niegryziesięręki,któraciękar-
mi.
WLeawstąpiłazłość.
–Daniellaniejestżadnąwyrachowanąmaterialistką.Tomałżeństwoobojunam
przynosi korzyści i dobrze o tym wiesz. Chyba nie sądzisz, że byłaby ze mną dla
moichpieniędzy,gdybymniąpomiatał?–Pokręciłzdegustowanygłową.
Nagle poczuł ucisk w brzuchu. Niepotrzebnie zjadł tego kurczaka. Chyba że
uciskbrałsięzwyrzutówsumienia.
Jegohistoriazkobietamiprzedstawiaładośćponuryobraz.LeoReynoldsnapew-
noniedostałbymedaluzaczułość,troskęczyzaangażowanie.Pozatyminnymko-
bietom też kupował prezenty. Może chciał im w ten sposób wynagrodzić swoje
wady?
–Wrócimydotejrozmowy,kiedysamsięożenisz.
–Nie„jeśli”,tylko„kiedy”?–Daxparsknąłśmiechem.–Twojeniedoczekanie,sta-
ry.Babysłużądojednego:dająnampowód,żebysięupić.
Leoskorzystałszybkozokazji,abyzmienićtemat.
–NieukładacisięzJenną?
Szkodabybyło.Daxpotrzebowałkogoś,ktobymupomógłuporaćsięzparoma
ważnymirzeczamiwżyciu.TyleżeJennaitakkiepskosiędotegonadawała.
– Co ty gadasz? Dziewczyna jest świetna, zwłaszcza w łóżku. – Dax poruszył
brwiami.–Samwiesz.
Notak,przyjacielowichodziłooto,żenajpierwonumawiałsięzJenną.Psiakrew,
czyzawszetaklekkoinonszalanckotraktowałkobiety?
Nie, nie zawsze. Daniella była wyjątkowa, ożenił się z nią. Zresztą od początku
zachowywałsięwobecniejuprzejmie,zszacunkiem.
Pochyliwszysięnadkomputerem,Daxwprowadziłkilkapoprawekdooferty.
–Sądzącpotym,jakwodziłeśzaniąwzrokiem,tatwojaDaniellamusibyćpraw-
dziwąkocicą.Dajznać,jaksięniąznudzisz.
Krzesłozaszurałoostroopodłogę:Leopoderwałsięnanogi.Skrzyżowałręcena
piersi,bynierozkwasićprzyjacielowinosa.
–Zamknijsię,bopożałujesz.
–Chryste,Leo,uspokójsię.Totylkolaska.
–Atyjesteśtylkokumplem.–Leozmierzyłprzyjacielawściekłymspojrzeniem.–
Wkażdejchwilimożeszprzestaćnimbyć.
Daxpowolidźwignąłsię.Zmrużyłoczy.
–Niechcemisięwierzyć,żebyśpozwolił,abyporóżniłanaskobieta,szczególnie
taka, którą znalazłeś przez biuro matrymonialne. – Skrzywił się, wypowiadając
ostatnie dwa słowa. – W porządku, niech termin umowy z Mastermind wygaśnie.
Kiedyprzestanieszbujaćwobłokachizrozumiesz,costraciłeśprzezgłupiąfascy-
nacjędamskimbiustem,pomogęciznówstanąćnanogi.Zbytdługosięprzyjaźnimy,
żebymsięodciebieodwrócił.
Daxcofnąłsięokrok.Leotrzymałręcewzdłużciała,zwiniętewpięści,ztrudem
sięhamując,byniezmasakrowaćprzyjacielowijegoładnejbuźki.
–Słusznie.Lepiejżebyśmynarazienierobilirazeminteresów.
–Jedźdożony–rzuciłprzezramięDax,zabierająctorbę,komórkęorazkubek
termiczny.–Mamnadzieję,żewjejobjęciachzdołaszzapomnieć,ileforsywłaśnie
ciprzeszłokołonosa.–Nieoglądającsięzasiebie,opuściłsalękonferencyjną.
Osunąwszysięnanajbliższyfotel,Leowyjrzałprzezoknonazieloneświatłazdo-
biące budynek Bank of America Plaza, w którym mieściło się imperium medialne
DaxaWakefielda.Tak,straciłmnóstwoforsy.Straciłrównieżprzyjaciela.
Podejrzewał,żeniełatwoimbędzienaprawićrelacje.Niezpowoduzdrady,jaką
odczuwał,iniezpowoduokropnychrzeczy,jakieDaxmówiłoDanielli.Aledlatego,
żeDaxmiałrację.Zmieniłsiępoślubie.Niechciałdłużejbyćtakimfacetem,oja-
kimDaxmówił,takim,którytraktujekobietyprzedmiotowoiżebyzagłuszyćsumie-
nie,kupujeimdrogocennebłyskotki.Takim,któryznudziwszysiękobietą,przeka-
zujejąprzyjacielowi.
Daxowi najwyraźniej takie zachowanie nie przeszkadzało, sam tak postępował.
Leo nie zamierzał dalej przyjaźnić się z człowiekiem, który pogardzał kobietami.
Dlaczegowcześniejniezwróciłnatouwagi?Icomiałzrobić,byDaxdostrzegłpro-
blem?MożenamówićgonawizytęwEAInternational?SkoroElisepotrafiłajemu
znaleźćidealnąkobietę,tokażdemuzdoła.
Utrataprzyjacielabolała.Fakt,żepozwolił,abyminąłterminskładaniaofertdo
Mastermind Media, bolał jeszcze bardziej. Podczas całej kariery ani razu się nie
poddał,niemachnąłnacośręką.Jednosięniezmieniłoinigdysięniezmieni:nie
miałzamiarubyćfacetem,któryprzegrywa.Zwłaszczazpowodukobiety,któranon
stopzaprzątajegomyśli.
StraciłkontraktzJohnemHu.TerazzMastermind.Czynastępnywkolejcebę-
dzieTommyGarrett?
Niedopuścidotego.MusiuwolnićsięodDanielli,itonatychmiast.Próbowałją
ignorować.Próbowałsypiaćwbiurze.Próbowałjąsobienawetdawkowaćwieczo-
rami,kiedywracałzpracy.Nicniedziałało.Musispróbowaćczegośinnego.
Matylkojednowyjście:spędzizniąnamiętnyweekendwłóżku.Doponiedziałku
powinienodczućprzesyt.Uwolnisięodżony,przestanieoniejmyśleć,znówbędzie
skoncentrowanyiskupionynapracy.
Musisięudać.Pracowałciężko,byzbudowaćsolidnąprężnąfirmę.Zrobiwszyst-
ko,abyprzetrwaławdobrymstanie.ZrobitodlaDanielli.Obiecałsięoniątrosz-
czyć. Gotów był szorować podłogi w więzieniu stanowym, by tylko jego żona nie
cierpiałabiedy.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Dannie usiadła z czytnikiem na kanapie, licząc, że Leo wkrótce wróci do domu,
aledochodziładziesiąta,ajegowciążniebyło.Książkazaśwciągałajątaksamojak
poprzednia,czyliwcale.
Okej,jeszczejednastrona.Jeślinicsięniepoprawi,udasięnagórę.BudzikLea
zadzwoniłprzedświtem,nicdziwnego,żejestśpiąca.
Nagle wyczuła w powietrzu zmianę. Podniósłszy głowę, zobaczyła Lea opartego
oframugę.Trzymającbukietczerwonychróż,przyglądałsięjejgłodnymwzrokiem.
Czytnikwysunąłsięjejzrękinadywan.
–Róże?Dlamnie?–spytaładrżącymgłosem.
–Wpewnymsensie.–Zbliżywszysiędokanapy,Leowyciągnąłdłoń.–Chodźze
mną.
Wstała zaintrygowana i ruszyła za mężem. Weszli do łazienki. Leo przyciemnił
światło,odkręciłwodę.
–Jakwiesz,dużopracujęiniewielemamczasunazwykłeprzyjemności.Chcęci
towynagrodzić,tymbardziejżeciągleotobiefantazjuję…–Trzymająckwiatynad
wanną,zacząłzrywaćznichpłatki.–Jeśliniemaszinnychplanów,możemyspędzić
razemcaływeekend.Urządzićsobieminimiesiącmiodowy.
Caływeekendrazem?Danniezmrużyłaoczy.
–KimtyjesteśicozrobiłeśzLeemReynoldsem?
Uśmiechnąłsiępodnosem.
–Zrozumiałemważnąrzecz.Żemuszęniecozmienićswojezwyczaje.Dlaciebie,
bonatozasługujesz.Jesteśwspaniałążoną.
Wzruszenie odebrało jej głos. Leo chce się zmienić, chce spędzać z nią więcej
czasu,takjakprosiła.Łzyzapiekłyjąpodpowiekami.Nierozpłaczęsię,powtarzała
wduchu.Nierozpłaczęsię.
–Opowiedzmiotychswoichfantazjach–poprosiła.Jeszczeniedokońcawierzy-
ławswojeszczęście.–Cownichrobię?
Przysiadłszynastopniuprzedwanną,Leoskinąłgłową.
– Podejdź tu. – Przyciągnął ją pomiędzy swoje uda, po czym zacisnął je, aby nie
mogłamuuciec.–Nawetniemaszpojęcia,jakajesteśseksowna.Jakmniepodnie-
casz.Zarazcitoudowodnię.
Kolanamiałajakzwaty.Jakimcudemjeszczestoi?
Powolizacząłrozpinaćjejbluzkę,guzikpoguziku.
–Mojefantazjeblednąwporównaniuzrzeczywistością.–Przyłożyłwargidojej
piersi tuż nad stanikiem, po czym wsuwając język pod materiał, odnalazł sutki.
PrzytrzymującsięramionLea,Danniepowtarzałaszeptemjegoimię.Wyjąłjejpier-
sizmiseczek.Naparłabiustemnajegoustaiprzymknęłaoczy,rozkoszującsiędo-
tykiemjęzykaorazzębów.
–Daniella…
Odsunąłsię.Niemaljęknęłazżalu.Pochwilijednakściągnąłzniejstanikifigi.
–Chryste!Jakajesteśpiękna.Awdodatkumoja.
Pochylającsięlekkodoprzodu,całowałjąpobrzuchu,wodziłpalcamipojejpo-
śladkachiudach.
–Leo…
–Chodź.
Pomógłjejwejśćdowannyiułożyćsięwśródpłatkówróż.Zacząłpocieraćnimi
jejpiersi,uda.
–Konieczabawy–oznajmiła,chwytającgozakrawat.–Chodźdomnie.
Ubranialądowałynapodłodze.Zawolno!Dannieniespuszczałaoczuzmęża,po-
dziwiałajegociało.
Leozanurzyłsięwwodzie.Pieściłżonę,tulącjądosiebieiszepczącjejdoucha
różnebezeceństwa.Zacisnęłapalcenajegoczłonku.Pochwiliwszedłwnią.
–Dannie…
Leżeli złączeni, spleceni w ciasnym uścisku. Po paru minutach, które wydawały
sięwiecznością,Leozacząłwsuwaćsięiwysuwać.
Dziśbyłoinaczej.Byłbardziejskupiony,nigdziesięniespieszył,pozwalałjejcie-
szyćsiękażdymmuśnięciem.
–Dannie…–zamruczał.
Odleciała wstrząsana orgazmem. Dzięki mężowi poznała smak raju. Zaczęło się
odbrylantów,askończyłonajedwabistychpłatkachróży.Nie,niejestokrokodza-
kochaniasię.Tosięjużdokonało.KochałaLeabezpamięci.
–Leo,ja…–Jakzareaguje,jeślimupowie?Chybadobrze.Chybajemuteżnaniej
zależy.Ichmałżeństwojestcałkieminne,niżzpoczątkuzakładali.
–Zabrakłocisłów?Tobie?–Roześmiałsię.–Niedowiary.
DannieprzypomniałasobielekcjeudzielanejejprzezEliseizdusiłaswojąScar-
lett. Nie wyznała mężowi miłości. Bądź co bądź Leo nie powiedział, że ją kocha.
Możezaichmiesiącemmiodowymkryłsięwyłącznieseks?Zdrugiejstronyjeślinie
chciał,bysięwnimzakochała,niepowinienbyćtakczułyiwspaniały.
Narzuciłnasiebieszlafrokiznikłzadrzwiami,apochwiliwróciłzbutelkąidwo-
makieliszkami.Piliwłóżkuszampana,rozmawiającowszystkimioniczym.
Zawsze marzyła o takim małżeństwie. Poślubiła człowieka, który dawał jej ra-
dość,ajejmatcezapewniałtroskliwąopiekę.Byłjakseksownydżinnspełniającyży-
czenia.Czekałanaodpowiednimoment,bymutowyznać.Aletenmomentnienad-
szedł. Leo nie rzucał jej pełnych miłości spojrzeń. Gdy wypili szampana, odstawił
kieliszkinabokiznówdoprowadziłjądofantastycznegoorgazmu,leczanirazunie
szepnął,żejąkocha.
Zasnął,aonależaławciemnościach.Objąłjąmocniejprzezsen,przytulił,alenic
niepowiedział.Wichwypadkumiłośćbyłajednostronna,przynajmniejnarazie.
Miał jeszcze jedną fantazję. Kiedy poranne promienie wpadające przez okno go
zbudziły,postanowiłjązrealizować.PrzyciągnąłDannie,takbyjejpośladkidotykały
jegoczłonka,następniezacząłdelikatniemasowaćjejpiersi.Zamruczałacicho.
–Leo…–Otworzyłaoczyiszybkojezamknęła.–Jestszóstadwadzieściatrzy.
–Wiem.–Potarłnosemjejszyję.–Zaspałem.
– Mówiłeś, że nie idziesz do pracy. – Poruszyła zmysłowo biodrami. – Że w ten
weekend…
Wsunąłsiępomiędzyjejpośladkiizamknąłpowieki.Wnozdrzauderzyłgozapach
róż. Wykonywali powolne jednostajne ruchy. Byli idealnie zgrani. Ona pierwsza
szczytowała,ontużponiej.
Spodobałomusięwagarowanie.Przedsobąmielijeszczedwapełnedni,dwadni
naerotycznezabawyifajerwerki.Zprzerażeniemmyślałoponiedziałku.Czyzdoła
skupićsięnapracy,niemyślećoDanielli?
Pojakimśczasiewstalizłóżka.Danniezaproponowała,żeprzyrządziśniadanie.
Puszystenaleśnikibyłyoniebolepszeodbatonikówproteinowych,którymizwykle
siężywił.Kawateżbyławyśmienita.Wspólniekawęnaśniadaniewypilitylkoraz,
aleDanniezawszeszykowałamudopracykubektermiczny.Opróżniałgopodro-
dze.Potempustykubekstałnabiurku,aonnajegowidoksięuśmiechał.
–Corobimyztympożyczonymczasem?–spytał,nabierającnawideleckawałek
naleśnika.
–Pożyczonym?–Przyjrzałamusięznadfiliżanki.
–Poniekąd.–Cośwjejnieruchomejpostawieuzmysłowiłomu,żestąpapogrzą-
skimgruncie.–Tewszystkieprojekty,którymisięzajmuję,niezniknęły.Odłożyłem
jedoponiedziałku.
–Rozumiem.
–Jesteśzawiedziona–stwierdził.Wielerzeczypotrafiłznieść,aleniewyrazroz-
czarowanianatwarzyDanielli.
Potrząsnęłagłową,włosyjejzafalowały.
–Nie,poprostu…Pożyczaniekojarzymisięzkoniecznościązwrotu.Czyliznów
będzieszzostawałwpracypogodzinach.
–Podjąłemdecyzję,żespędzęweekendztobą.
–Jesteśjakżongler,ajaczujęsięjakpiłeczka,którąakuratzłapałeś.
–Jakiemamwyjście?–Wzdychając,odsunąłtalerzzniedojedzonymnaleśnikiem.
–Prowadzęfirmę.Alestaramsię,caływeekendbędziemymielidlasiebie.
Porównaniezżonglerembyłotrafne.Tegosięzawszebał:żeupuścipiłkę.Gorzej,
żeupuściwszystkie.Niemiałpodzielnejuwagi.
–Wiem,alechybażadneznasnieprzepadazażonglerką.Naprawdęniemożesz
jakośtemuzaradzić?Ograniczyćliczbypiłek?Albozatrudnićdodatkowychpracow-
ników?
Zrobiłomusięsłabonamyśl,czymbytosięmogłoskończyć.Firmytypuventure
capital były niczym wieże z klocków: usunie się jeden niewłaściwy element i cała
konstrukcjasięzawala.
–Nieznamsięnatym–ciągnęłaDannie–alechybajakieśrozwiązanieistnieje.
Musisz je tylko znaleźć. A wtedy z twojego słownika zniknie pojęcie pożyczonego
czasu.
Czyżby? Na razie miał wrażenie, że zniknęła wyrozumiała żona, która wybacza
mężowi jego pracoholizm. Po to się ożenił, po to w biurze matrymonialnym podał
swojewymagania.Okazałosięjednak,żeDaniellaprzeszłanastronękobiet,zktó-
rymiwcześniejsięumawiał.
–ReynoldsCapitaltoja.Dziesięćlatbudowałemfirmę,zaczynającodzerai…–
urwał.Niemasensusiędenerwować.Dajkobieciepalec,aonaweźmiecałąrękę.
– Przepraszam, Leo. To ty powiedziałeś, że chcesz zmian, więc dlatego… –
Uśmiechnęła się, zaciskając rękę na jego dłoni. Ale go nie oszukała. Miała więcej
siływmałympaluszkuniżfaceciwbicepsach.–Chciałamjedyniezwrócićciuwagę
na fakt, że wszyscy codziennie dokonujemy wyboru. Nie musimy obstawać nie-
zmiennieprzyjednym.
–Jasne–mruknął.
–Zostawmytentematicieszmysięweekendem.Okej?
ZgodniezobietnicąLeoanirazuniezerknąłnatelefoniniewłączyłkomputera.
Czekał,ażpojawisięuniegodrżączka,jakunarkomana,któryniedostałdziałki.
Odziwo,nictakiegosięniestało.Zdrugiejstronybyłzbytzajętyinnymisprawami.
Bardzoprzyjemnymi.Naprzykładzabawąwjacuzzi.Zanurzyłsięwwodzieiwynu-
rzałdosłownienamoment,bynabraćpowietrza.
DlategozaskoczyłagoDaniella,kiedywieczoremusiadłobokniejnakanapie,by
wspólnieobejrzećfilm,aonaoznajmiła:
–PowinieneśzadzwonićdoTommy’egoGarretta.
– Do Tommy’ego? Co? Dlaczego? – Postawiwszy na stoliku butelkę wina, którą
przyniósłzpiwniczki,wyjąłzkieszenikorkociąg.
–Bocałydzieńusiłujesięztobąskontaktować.Wkońcuzadzwoniłnamojąko-
mórkęzapytać,czynietrafiłeśprzypadkiemdoszpitala.
Tysiącemyśliprzebiegłomuprzezgłowę.Zacząłodnajważniejszej:
–SkądTommymatwójnumertelefonu?–spytał,ztrudemtłumiączłość.
– Och, doprawdy, Leo! Jak miałby mnie poinformować, czy przyjdzie do nas na
przyjęcie,gdybymniepodałanazaproszeniuswojegonumeru?Przezposłańca?
Uspokoiłsię.Wyciągnąłkorekzbutelkiinapełniłkieliszki.
–Przepraszam.Niewiem,comnienapadło.
– W porządku. To miło, że ci na mnie zależy. – Uśmiechnęła się ciepło. – Film
możepoczekać.ZadzwońdoTommy’ego.
Mrucząccośpodnosem,Leoruszyłnaposzukiwanietelefonu.Znalazłgowkuch-
ninaszafce.Wszystkosięzgadza:Tommyusilniepróbowałsięznimskontaktować.
Dzwoniłdziesięćlubdwanaścierazyiprzysłałczteryesemesy,zczegojedenpisany
dużymiliterami.
Kręcącgłową,wcisnąłprzycisk„oddzwoń”.Ach,cimłodzi!
–Leo?Nareszcie!–zawołałGarrett.–Moiprawnicywkońcuuporządkowaliswój
bajzel.Słuchaj,wybieramciebie.Podpiszmykontraktiruszajmynapodbójświata.
Leowymacałprzywyspiestołekbarowy.Usiadł.
–Czyliprzyjmujeszmojąofertę?
– Tak powiedziałem. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? Całe szczęście, że udało
misięodszukaćnumerDannie.
Nadrugimkońculiniirozległsięodgłoschrupania.Tommyodżywiałsięgłównie
chipsami kukurydzianymi, które popijał red bullem. Jedno i drugie Leo trzymał na
wszelkiwypadekwbiurze.Będziemusiałuzupełnićzapasy.
–Postanowiłemwziąćparędniwolnego–odparł,czując,żemasuchowustach.
Tobyłoto,nacoczekał.Wkrótceprzekonasię,czyobstawiłzwycięzcę.Wkrótce,
aleniedziś.WeekendobiecałDanielli.
–Świetnie.Aletoco,pogadamyjutro?
–Wponiedziałek.–Słowaztrudemprzeszłymuprzezgardło.
–Poważnie?–Tommywestchnął.–Nodobra,wcalecisięniedziwię.Teżbymcię
olał, gdybym miał w domu tak wyjątkową kobietę jak Dannie. Wpadnę do ciebie
wponiedziałek.
Leougryzłsięwjęzyk.Comiałpowiedzieć?Żetak,właśniezpowoduDaniellinie
możezajmowaćsięwniedzielęinteresami?On,któryokażdejporzedniainocygo-
tówbyłrobićwszystko,abyfirmaReynoldsCapitalodnosiłacorazwiększesukce-
sy?
Rozłączywszy się, usiadł obok żony na kanapie. Korciło go, aby wycofać się
zobietnicyspędzeniazDannieweekendu.Mógłbyjąprzeprosić,powiedzieć,żewy-
padłomucośbardzoważnegoiprzyrzec,żewnastępnymtygodniunastoprocent
dotrzymasłowa.Niezrobiłtego.Akiedyspytała,czegochciałTommy,machnąłlek-
ceważącoręką.
Psiakrew, dlaczego mówił, że mogą być razem cały weekend? Ucieszyłaby się,
gdybypoświęciłjejsamąsobotę.Terazbyłojużzapóźno.Niemógłnistąd,nizo-
wądoznajmić,żejednakwybierapracę.
W trakcie oglądania filmu Dannie opróżniła niemal całą butelkę wina, następnie
kilkoma namiętnymi pocałunkami zaczęła wyrażać wdzięczność za wczorajszą ką-
piel w płatkach róży. Kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, Leo nie wie-
dział,jaksięnazywa.Daniellacałkiemzawróciłamuwgłowie.Jużnawetniepróbo-
wałudawać,żewziąłwolnedlażony.Nie,wziąłwolne,bozdalaodżonyczułnie-
malfizycznyból.
Niechciałstawaćprzedwyborem:pracaczydom.Ambicjaczykobieta.Niejakaś
tam kobieta, ale taka, o której myślał bez przerwy. I nie jakaś tam ambicja, lecz
szansanapozbyciesięmłodzieńczychlękówiosiągnięciawielkichsukcesów.
W niedzielę po długich pieszczotach i paru orgazmach Dannie wyciągnęła spod
łóżkapłaskiepudełko.
–Todlamnie?–zdziwiłsięipoczułukłucieradości,kiedyskinęłagłową.
Zerwałopakowanie.Jegooczomukazałsięoprawionyrysunek.
–DaVinci–wyjaśniła.–Alepewnietowiesz.
Owszem,wiedział.Byłatoreprodukcjajednegoznajwcześniejszychrysunkówmi-
strzaprzedstawiającadolinęrzekiArno.
–OryginałwisiwUffizi.Dziękuję.Aleskądpomysł…?
–DaVincibyłnietylkomalarzem.Byłwynalazcą,matematykiem.Rzeźbił,ryso-
wał.Robiłmnóstworzeczy.–Dannieodłożyłarysuneknamaterac,poczymścisnęła
dłońLea.–Leonardotonietylko„MonaLisa”,takjaktytonietylkoReynoldsCapi-
tal.
Nagleprezentnabrałnowegoznaczenia.Leoskrzywiłsię,niepewny,czypodoba
musię,wjakimkierunkurozmowazmierza.
–Próbujeszmnieprzekonać,abympokazałciktórąśzeswoichprac?
Niewyobrażałsobietego.Rysowałdlasiebie,niktniemiałwstępudotejczęści
jegoświata.
–Gdybyotomichodziło,poprosiłabymwprost.
–Więcococichodzi?
–Ajakmyślisz?–Uśmiechnęłasię.–Podarowałamcirysunek,ponieważcięko-
chamichciałamtowyrazićwnamacalnysposób.
Zastygł.Ponieważciękocham…
Słowa te niczym echo odbijały się w jego głowie. Kocham… Nikt nigdy mu tego
niemówił.No,pozamatką.
Boże!Gdybymatka,wielkaromantyczka,sięotymdowiedziała,chybazwariowa-
łaby ze szczęścia. Syn zawiera małżeństwo z rozsądku i nagle… Nagle żona się
wnimzakochuje!
Nerwowozastanawiałsię,comazrobić,jakzareagować.
–Niemożeszmiwyskakiwaćztakimwyznaniem…
–Nie?–Usiadła.Byłanaga,niepamiętałaotym,bysięzasłonić.–Trzebastop-
niowaćnapięcie?
–Nie,poprostuniemusiałaśtegomówić.Bo…Niejesteśmy…–Zacisnąłpalcena
grzebiecienosa.Bałsię,żezarazpowieDanielliprawdę:żejejwyznaniesprawiło
muniespodziewanąradość.–Nietaksięumawialiśmy,kiedybraliśmyślub.
Wzięłagłębokioddech,niezdołałajednakukryćwyrazubóluwoczach.
– Wiem, ale to niczego nie zmienia. Jesteś dobrym wspaniałomyślnym człowie-
kiem,zktórymczujęsięszczęśliwa.Spędziliśmyrazemromantycznyweekend,no
iwzruszyłamsię,kiedykazałeśTommy’emupoczekaćdoponiedziałku.Niewolisz,
żebymbyłaszczera?
Niekoniecznie,odparłwmyślach.Napewnoniewtedy,gdyrzeczdotyczyczegoś,
czego nie rozumiał: uczuć, które nim miotały. Miłość to nowe trudne zagadnienie,
któregojeszczeniezgłębił.Tosłabość,nałógogroźnychkonsekwencjach.
Pókinierozmawialiomiłości,mógłoniejniemyśleć.LeczDaniellawypowiedzia-
łatemagicznesłowa,więcniemógłdłużejchowaćgłowywpiasek.
– Skoro zależy ci na szczerości… Okej. Z powodu fantazjowania na twój temat
przeszło mi koło nosa kilka kontraktów. Postanowiłem spędzić z tobą weekend,
żebywponiedziałekmócznówskoncentrowaćsięnapracy.
Niechciałsprawiaćjejbólu.Chciałjązgarnąćwramiona,powiedziećjej,żeskła-
mał.Żenigdyniesłyszałpiękniejszychsłówod„kochamcię”.Żegotówjestspędzić
zniąwieletakichweekendówbezpracy,bezTommy’ego.Takbardzogotokusiło,
żeażsięwystraszył.
Zaciskającdłoniewpięści,powiedziałnajobrzydliwsząrzecz,jakaprzyszłamudo
głowy.
–Płatkiróżwykorzystałemniepoto,żebycięuwieść.Tomiałbyćegzorcyzm.
Egzorcyzmsięniepowiódł.Żonasięwnimzakochała.Widziałtowjejspojrzeniu,
czułwdotyku.Uświadomiłsobie,jakbardzogotocieszy.Alemusiałudawaćobojęt-
nego.Zawszemożebyćtakjakpodczastegoweekendu,słyszałwewnętrznygłos.
Zapomnijopracy,skupsięnażonie.
Wzdrygnąłsię.Miłośćtosiłaniszczycielska,zabieraspokój,poczuciebezpieczeń-
stwa,prowadzidoubóstwa.Nie,nieulegnieswymsłabościom.Niepójdziewślady
ojca.
–Naszzwiązekjestmałżeństwemzrozsądku,Daniello–oznajmiłwbrewsobie.–
Nielicznanicwięcej.
–Rozumiem–szepnęła,wpatrującsięwswojesplecionedłonie.
Niespoliczkowałago,niewybiegłazpokoju.Ulga,którejsięspodziewał,niepoja-
wiłasię.Zadanieżonglerskiestałosięznacznietrudniejsze.Odtądzezdwojonąsiłą
będziemusiałodpychaćDannie,byprzypadkiemznówniewyznałamumiłości.Nie
mógłznieśćbólumalującegosięnajejtwarzy,bólu,jakijejzadawał,wiedziałjed-
nak, że jeśli nieopatrznie przyzna się, że też ją kocha, skrzywdzi ją jeszcze bar-
dziej.
ROZDZIAŁJEDENASTY
Pigułkabyłamaleńka.Jakcośtakmałegomożezapobiecciąży?
Z trudem powstrzymując łzy, Dannie ją połknęła. Pigułka miała znaczenie prak-
tyczne oraz symboliczne. Decydując się na nią, świadomie rezygnowała zarówno
zmożliwościzajściawciążę,jakteżzmarzeńowielkimuczuciuinamiętności.
Nawetniewyobrażałasobie,żemogłabyurodzićdziecko.Nieteraz.Możekie-
dyś zdoła wyrzucić z głowy obraz Lea uśmiechającego się do ich córki lub syna,
ale…Nie,poprostuniechciała,abyjejdzieckobłagałoojcaomiłość.Żadnedziec-
koniezasługujenato,byspłodziłjefacet,któryniechceuczestniczyćwjegożyciu.
Ciążęnależywykreślićzlisty.Jeszczejednopoświęcenie,najakiemusisięzdo-
być.Wiedziała,żeniezawszemożnamiećto,oczymsięmarzy.Alejejniezostały
jużżadnemarzenia,zewszystkichzrezygnowała.
Miałacaływeekendnato,bypokazaćmężowi,jakwspanialemogłobywyglądać
ichmałżeństwo.Poniosłaporażkę.Niespodobałmusiępomysłotwarcianadrugą
osobę,dopuszczeniajejdosiebie.Idiotka!Myślała,żezczasempołączyichsympa-
tia,anawetmiłość.Możebędądochodzićdotegowróżnymtempie,alekiedyśdoj-
dą.Niesądziła,żemążmożeniedarzyćżonynajmniejszymuczuciem.
Byładlaniego…udogodnieniem.Nasamympoczątkujasnoprzedstawiłsytuację,
swoje wymagania i oczekiwania. Jej próby zbliżenia emocjonalnego spełzły na ni-
czym.
WponiedziałekLeowróciłdopracy,wktórejtakjakdawniejspędzałszesnaście
godzinnadobę.Gdyprzyjeżdżałdodomu,jużspała.Niepotrzebniestosowałapiguł-
ki;słowa„kochamcię”okazałysięskutecznąmetodąantykoncepcji.
Ciszęwłazienceprzerwałamelodiawydobywającasięzkomórki.Danniezerknę-
łanawyświetlacz.Elise?Czegóżmogłachcieć?
–Halo?
– Kochanie, tu Elise. Przepraszam, że przeszkadzam, ale jestem w kropce. Po-
trzebujętwojejpomocy.
–Oczywiście.Wiesz,żezawszemożesznamnieliczyć.
Mimo że Leo złamał jej serce, Dannie wszystko gotowa była zrobić dla kobiety,
któraodmieniłajejżycie.
–Dziękuję.Nowięcmamnowąkandydatkęnażonę,alebrakujemirąkdopracy.
Czybyłabyśtakmiłaizajęłasięnią,przynajmniejnawstępnymetapie?
–Chcesz,żebymuczyłakogoś,jaksięczesaćimalować?
Eliseroześmiałasięwesoło.
–Dlaczegotaksiędziwisz?Maszświetnekwalifikacje.
Świetne?Danniepokręciłagłową.Eliseniezdawałasobiesprawy,jakźlesiędzie-
jewjejmałżeństwie.
–Okej,mogępomóc,aletylkonatymwstępnymetapie.Zresztąniedamrady.
–Zapłacęci.
– Nie chodzi o pieniądze. – Nagle przyszło Dannie na myśl, że takie zajęcie to
znakomitaodskocznia;niebędziesnułasiępopustymdomu,dumającomężu.–Iza
darmocipomogę.
–Nie,absolutnienalegam.Słuchaj,naprawdęmogęnaciebieliczyć?Boniechcia-
łabym…
–Możesz–przerwałajejześmiechemDannie.–BędęwEAInternationalzapół
godziny.
Zakończyła rozmowę i szybko się ubrała. Przestała wstawać o świcie i parzyć
mężowikawę.Pewnienawettegoniezauważył.
Na widok pięknego piętrowego domu w willowej części miasta naszły Dannie
słodko-gorzkie wspomnienia. Tu, w tych murach, przeistoczyła się ze szczerej do
bólu,zdesperowanej,pozbawionejpieniędzyinadzieidziewczynywkobietędostoj-
ną,elegancką,którąkomputerwybrałnażonędlaLea.
Możeniezawszedostojną.CzasemScarlettwystawiałarogi,szczególniewtedy,
gdy Leo zdzierał z niej ubranie. Także wówczas, gdy ją złościł i kiedy się do niej
uśmiechał, i… Dannie westchnęła. Temperamentna Scarlett była nieodłączną czę-
ścią jej charakteru. Ale kiedy trzeba było, potrafiła ją ujarzmić, zorganizować
wspaniałeprzyjęciedlaTommy’egoGarretta,któryzdecydowałsiępodpisaćumowę
zReynoldsCapital.NajwyraźniejnaukiElisenieposzływlas.
EliseotworzyładrzwiipochwyciłaDanniewobjęcia.
–Ależcudniewyglądasz!Elegancko,zklasą!–Cmoknęłająwpoliczek.–Jeszcze
razbardzocidziękuję.Chodź,poznaszJuliet.
DannieruszyłazaElisedosalonu,wktórymodbyłsięjejślubzLeo.Miaławraże-
nie,żeodchwili,gdystałaprzykominku,powtarzającsłowaprzysięgi,minęływie-
ki. Kiedy Leo wsuwał jej na palec obrączkę, nie przypuszczała, że zakocha się
wmężu,atymbardziejżekiedymuotympowie,onodrzucijejmiłość.
Małożeodrzuci,będzieodprawiałegzorcyzmy.
Gdybywtedyotymwiedziała,czynadalzgodziłabysięgopoślubić?Ujrzałaprzed
oczami twarz matki. Tak, zgodziłaby się. Matka jest ważniejsza niż jej cierpiące
serce.
Zkanapynaprzeciwkokominkapodniosłasięmłodakobieta.
–JulietVillere–przedstawiłasię.Chociażmówiłabezobcegoakcentu,widaćbyło
pojejstroju,butach,fryzurze,żeniejestAmerykanką.
Uśmiechającsięserdecznie,Dannieuścisnęławyciągniętąnapowitaniedłoń.Le-
dwobyławstanieposkromićciekawość,dlaczegoJulietodpowiedziałanaogłosze-
nieEAInternational.
–Chcesz,żebyczarodziejkaEliseobsypałacięswoimmagicznympyłem,tak?
–Marzęotym.
Julietodwzajemniłauśmiech,alewjejoczachczaiłsięsmutek.Nicdziwnego,że
Elise przygarnęła dziewczynę, pomyślała Dannie. Sama miała ochotę okryć ją cie-
płymkocem,podaćjejkubekgorącejczekolady…
–Juliet,wedługwłasnychsłów,jesttypemchłopczycy–wyjaśniłaElise.–Zkolei
do ciebie, Dannie, najlepiej pasuje określenie: prawdziwa dama. Myślę, że wiele
możeszjąnauczyć.
Dannie zaczerwieniła się. Owszem, kiedy sytuacja tego wymagała, była damą.
Aotym,cosiędziałowsypialni,niktniemusiwiedzieć.ZresztąLeolubił,kiedyby-
wałaniegrzecznądziewczynką.Przynajmniejwtymbyładobra.
–Jestempaniogromniewdzięcznazapomoc,paniArundel–szepnęłaJuliet.–Nie
wiedziałam,dokogosięzwrócić.ChętniewyszłabymzamążzaAmerykanina.
–Elise,czykomputerjużkogośdlaniejznalazł?–spytałaDannie.
– Nie, najpierw metamorfoza, dopiero potem komputer. Wprawdzie komputera
nie interesuje wygląd kandydatki, ale z doświadczenia wiem, że po metamorfozie
kobietanabierapewnościsiebieiodpowiadanapytaniazkwestionariusza,kierując
sięsercem,anierozumem.
–Zaraz,zaraz.–Danniezbladła.–Mówisz,żedobierającludziwpary,komputer
wogóleniebierzepoduwagęcechzewnętrznych?
–Oczywiście,żenie.Miłośćniezależyodwyglądu.
–Ale…–Dannieusiadłanakanapie.–WybrałaśmniedlaLea,któryszukałwżo-
nieokreślonychcech.Chciał,żebybyładobrzezorganizowana,kulturalna,eleganc-
ka,żebypotrafiławydawaćprzyjęciairozmawiaćzludźmizwyższychsfer.
–Zgadzasię.Iztwoichodpowiedziwynikało,żetakajesteś,alepytańbyłowię-
cej.Dotyczyłypoglądównatematzwiązków,miłości,rodziny,seksu,konfliktów.Ty
iLeookazaliściesięwprostidealniedobrani.
–Niemożliwe.
–Aczymsięróżnicie?
–Mamycałkiemodmiennespojrzenienamiłość.Jawniąwierzę,onnie.
–Nieprawda.–Elisezmarszczyłaczoło.–Chybażeskłamałwkwestionariuszu.
Teoretyczniemógł,choćwtoniewierzę.
–Kwestionariuszniemożebyćwstuprocentachniezawodny–oznajmiłaDannie.
Dlaczegosiękłóci?Komputerdobrałichwparę,boobojestwierdzili,żemałżeń-
stwozrozsądkumasens.Żadneznichniewierzyłowmiłośćodpierwszegowejrze-
nia, a odpowiadając na pytania, ona kierowała się sercem, nie rozumem. Kochała
matkę, która dzięki jej ślubowi z Leem miała zapewnioną dobrą opiekę. Koniec
kropka.
–Maszrację–przyznałaElise.–Zatojanigdysięniemylę.
Julietpatrzyłatonajedną,tonadrugą,jakbyobserwowałamecztenisowy.
–Jednakcośsięniezgadza,inaczejnieprowadziłybyścietejdyskusji.
Mojawina,pomyślałaDannie.Poczuciebezpieczeństwanierodzisięwtedy,gdy
ludziesiękochają,leczwtedy,gdydotrzymująprzyrzeczeńizobowiązań.Powinna
byłapamiętać,wjakiwchodzizwiązek,wówczasuniknęłabyrozczarowań.
Elisewestchnęłacicho.
–Przepraszam.Czasemsięniepotrzebnieupieram.
–Nie,tomojawina.Wiedziałam,żeLeotopracoholik,alemyślałam,żezdołam
gozmienić.
ElisepoklepałaDannieporamieniu.
– Zdołasz, ale to wymaga czasu. Na razie spełniasz jego inne oczekiwania. Nie
traćnadziei,boemocjonalnieteżjesteściedopasowani.
Naprawdę? Czy rzeczywiście miała to, czego Leo potrzebował, czy tylko to, co
musięwydawało,żepotrzebuje?Przezcałyczassądziła,żewie,aleterazsamanie
byłapewna.
Zabrała Juliet na górę do pomieszczenia zwanego pokojem przemian, w którym
znajdowałosięwielkie,doskonaleoświetlonelustro,wieszakipełneubrańorazwię-
cejprzyrządówfryzjerskichikosmetycznychniżwgarderobiegirlaskizVegas.
– Ojej… – Juliet rozejrzała się oszołomiona. – Tyle tego wszystkiego. Boże, a to
co?
Dannieuśmiechnęłasię,słyszącprzerażeniewjejgłosie.
–Prostownicadowłosów.Niedenerwujsię.No,siadajizarazzaczynamy.Napi-
jeszsięczegoś?–Podeszładoniedużejlodówkipełnejbutelekzwodą,cytryn,ogór-
kóworazzimnychkompresów.
–Nie,dziękuję.
–Musiszpićdużowody.Świetnierobinacerę,pozatymzabijagłód.–Danniere-
cytowałazpamięciradyudzielanejejprzezElise.–Jeślinielubiszsamej,możesz
dodaćplasterekcytryny.
– Kocham wodę, ale wolałabym po niej żeglować. O, albo pływać. – Uśmiech na
twarzyJulietwciążograniczałsiędojejwarg.
–Skądpochodzisz?–spytałaDannie,włączającdokontaktususzarkę,prostowni-
cęilokówkę.
Jeszcze nie zdecydowała, w jakiej fryzurze Juliet będzie najlepiej, ale na pewno
należałobyodrobinęskrócićjejwłosy.Przydałabysięteżmaseczka…Robiącwgło-
wienotatki,naglezreflektowałasię,żenucipodnosem.Odwieludninieczułasię
takszczęśliwa.
–ZDelamernapołudniuFrancji–odparłaJulietiskrzywiłasię,jakbytobyławio-
skatrędowatych.
–Tammieszkarodzinaksiążęca.PodobnoksiążęAlainwkrótcebierześlub.Mam
nadzieję,żebędzietransmisjawtelewizji.
Dannierozmarzyłasię,aJulietwybuchnęłapłaczem.
–Cosięstało,kochanie?
–Spra…sprawysercowe…Ja…
–Dlategowyjechałaś?–DannieobjęłaJulietzaramię.–Jakiśmężczyznazłamałci
serce?
– Chcę o nim zapomnieć. – Pociągnąwszy nosem, Juliet oswobodziła się i otarła
łzy. – W Delamer byłoby to niemożliwe, wszędzie są jego zdjęcia. Jeśli poślubię
AmerykaninaizostanęwAmeryce,niebędęmusiałaichwięcejoglądać.
Danniepokiwałagłową;zrozumiała,ocochodzi.
–Toonzłamałciserce,tak?
DałabyJulietcośsłodkiegoikieliszekwinanapoprawęhumoru,alebyłojeszcze
zawcześnienalunch,aElisetakichrzeczynietrzymaławdomu.
– Wybuchł skandal… – szepnęła Juliet, obracając w ręku szczotkę do włosów. –
Alecóż,było,minęło.Zamknęłamzasobątenrozdział.Terazmuszęskupićsięna
przyszłości. To od czego zaczniemy? Jak powinna wyglądać kobieta, którą amery-
kańskimężczyznabędziechciałpojąćzażonę?
Danniepozwoliłajejnazmianętematu,potemprzezdwiegodzinycierpliwieuczy-
łająsztukimakijażuiukładaniawłosów.
–Ustasąnajmocniejszymakcentemwmakijażu.Jeżelikredkąotonciemniejszą
odszminkizaznaczyszkonturdolnejwargi,wydadząsiępełniejsze…–Mówiącto,
Danniesięgnęłapokonturówkę.
–Alepoco?Niebędęspaćwszmince,więcranomążitakzobaczy,jakiemam
usta.–Julietpopatrzyłanaswojeodbiciewlustrze.
–Wymyśl,jakodwrócićjegouwagę–poradziłaDannieiprzeszładotechnikmalo-
waniaoczu.
Tak, Juliet zdecydowanie potrzebuje pomocy. Nie przesadziła, określając siebie
jako typ chłopczycy: nie nosiła makijażu, paznokcie miała obgryzione, opaleniznę
jakmarynarz,rozdwojonekońcówkiwłosów.Łzycośwniejodblokowały,botrajko-
tałajaknajęta,opowiadającoswoimżyciuwDelamer.Tylkooksięciuniemówiła.
Dannieonicniepytała,chociażciekawiłoją,jaktosięstało,żezwykładziewczy-
na,nawetniespecjalniezadbana,nietylkomiałakontaktzrodzinąksiążęcą,alenaj-
wyraźniejbyławzwiązkuzksięciem.
PojakimśczasiezajrzałaEliseizaproponowała,żezamówilunch.PolunchuDan-
niezabrałaJulietnazakupydogaleriihandlowejwpółnocnymDallas.Zanimwróci-
łydodomuElise,zdążyłysięzaprzyjaźnić.Obiepotrzebowałyprzyjaciółki.
–Dziękuję–powiedziałaElise,kiedyDannieszykowałasiędowyjścia.–Wykona-
łaśkawałświetnejroboty.Chętniebymcięzatrudniła,gdybyśkiedykolwiekszukała
pracy.
Dannieściągnęłabrwi.
–Mówiszserio?
–Absolutnie.Takie„szkolenie”zajmujesporoczasu,ajamamcorazwięcejzgło-
szeń od samotnych mężczyzn. Od mężczyzn, którzy odnoszą sukcesy zawodowe,
lecz nie potrafią znaleźć odpowiedniej kandydatki na żonę. Mój biznes kwitnie.
Gdybyśmiałaczas,twojapomocbyłabynieoceniona.
Dannieotworzyłausta,kiedyElisewymieniłasumę,którągotowabyłabypłacić.
–Zastanowięsię–obiecała.
Jej praca teraz polega na byciu żoną Lea Reynoldsa. Ale przecież tak nie musi
być,pomyślała.Mogłabyzarabiaćniezłepieniądzeisamatroszczyćsięomatkę.
Leoożenionybyłzeswąfirmą.Codzienniedoniejgnał.
Niechciałarozwodu.ChciałabyćpaniąReynoldsiwieśćszczęśliweżycie,aledo
małżeństwa potrzeba dwojga chętnych. Postanowiła, że zanim podejmie jakąkol-
wiekdecyzję,jeszczerazpostarasięwyjaśnićmężowi,czegojejbrakuje.
Możesamapowinnauciecsiędoegzorcyzmów?
Egzorcyzmyokazałysiętotalnymfiaskiem.Leoprzekonałsięteż,żewżadenspo-
sóbniemożezmyćzsiebiezapachutruskawek.Wypróbowałczteryrodzajemydła
iostrągąbkę,zdesperowanyrozważałnawetużyciepapieruściernego.Narozum
wiedział, że zapach nie może utrzymywać się tak długo, ale wąchał swoją skórę
iczułzapachDanielli.
Ściskając ołówek w dłoni, zmusił się, by oderwać wzrok od okna. Kosz za biur-
kiemwypełniałypomiętekartki.Dorzuciłkolejną.Spadłanapodłogę.Nojasne,nic
musięnieudaje.Maobjawyklasycznejblokadytwórczej.
Jaktakdalejpójdzie,wkrótceTommyGarrettbędzieplułsobiewbrodę,żepod-
pisałkontraktzReynoldsCapitalzamiastzMorenoPartners.Leomiałwnieśćwie-
dzę,doświadczenie,aodkilkudnibujałwobłokach,snującfantazjenatematżony,
którąświadomieodsiebieodsunął.Icomutodało?
Zacząłmazaćołówkiempopapierze.Bazgrołyułożyłysięwpostaćkobiety.Jęk-
nąłizamknąłoczy.Pochwilijeotworzył.Comadostracenia?Itakniejestwstanie
skupićsięnapracy.
Tłamszonaodlatwenanieśmiałobudziłasiędożycia.Postaćnapapierzeprzybie-
rałakształtyDanielli.Leopoczułbolesnyuciskwsercu.Bólrozprzestrzeniłsięna
całeciało,kroplepotuosiadłynaczoleiszyi,rękazdrętwiała.Mimotorysowałjak
wtransie,przelewającnapapiersweemocje.
Nagle podniósł głowę i w drzwiach gabinetu zobaczył Daniellę. Miał wrażenie,
jakby rysując, przywołał ją do siebie. Drżącą ręką zasłonił rysunek, a uwolnione
emocjeszybkoupchnąłzpowrotemnamiejsce,poczymspojrzałnazegarek.Ósma
trzydzieści.
Zaoknemniebobyłoczarne.
–Coturobisz?–Wstałodbiurka.Pięknepowitanie,idioto,zrugałsięwmyślach.
–Chciałamporozmawiać.Maszchwilę?–Weszła,jakbyodpowiedział„tak”.
Niewidzielisięodniedzieli,alejegociałozareagowałopodnieceniem.
– Może usiądziemy? – spytała, jakby to było jej królestwo, a on gościem, który
wpadłzniespodziewanąwizytą.
Usiadłnadrugiejkanapie.Niezadaleko,niezablisko.
–Jaksięmiewasz?
–Doskonale.Elisezaproponowałamidziśpracę.
Wygładziłaspódnicęizałożyłanogęnanogę.Obserwowałjąkątemoka.Pamiętał,
jaktenogioplatałygowpasie.
–Wjakimcharakterze?
–Nauczycielki.Chce,żebymdoradzałakobietom,jejklientkom,jaksięmalować,
czesać,ubierać.
–Byłabyśwtymświetna.Przyszłaśprosićmnieopozwolenie?Niemamnicprze-
ciwko…
– Nie, przyszłam zapytać, czy istnieje cień szansy, że mnie kiedykolwiek poko-
chasz?
Uciskwsercusięwzmógł.
–Daniello,jużotymrozmawialiśmy.
–Nieprawda.–Takmocnosplotłaręce,żekłykciejejzbielały.–Japowiedziałam,
żeciękocham,atyspanikowałeś.
–Posłuchaj,zdecydowaliśmysięnamałżeństwozrozsądku.Iniechtakzostanie.
–Nie,typosłuchaj.Ważnepowodysprawiły,żezrezygnowałamzmiłościwmał-
żeństwie.Iważnepowodysprawiły,żewszystkojeszczerazprzemyślałam.Kocham
cięichcębyćprzezciebiekochana.Muszęwiedzieć,czymogęnatoliczyć.
Kochamcię.Przyszyłgodreszcz.
–Toniejesttakieproste–rzekłochryple.
–Acowtymjestskomplikowanego?
–Chcesz,żebymwybrałmiędzytobąafirmą.
–Nieprawda.Nigdyniekazałabymcidokonywaćtakiegowyboru.Poprostuchcę
byćczęściątwojegożycia.
Znówmiałbywcielićsięwżonglera?Niepotrafił.Muszątosobieraznazawsze
wyjaśnić.
– Nie jestem tak skonstruowany. Niczego nie robię połowicznie, o czym chyba
mogłaś się przekonać w zeszły weekend. – Popatrzył na nią wymownie, a ona za-
czerwieniła się po uszy. – Wybrałem się do agencji matrymonialnej, żeby znaleźć
żonę, która za cenę stabilizacji finansowej byłaby gotowa przymknąć oczy na mój
pracoholizm.Bowpracęteżwkładamstoprocentenergii.
Innymisłowy,wszystkoalbonic.TyleżezDanielliniepotrafiłbyzrezygnować.
Utkwiławzrokwjegotwarzyidojrzaławniejwięcej,niżzamierzałzdradzić.
– Ale to nie znaczy, że jestem ci obojętna? Po prostu boisz się przyznać, że coś
naspołączyło.
–Nacoliczysz?–spytał,próbujączachowaćspokój.–Żepowiem:tak,maszra-
cję?
Wargajejzadrżała.
–Nie,żepowiesz,conaprawdęczujesz.Amożesięboisz?
Nicnierozumiała.Niemógłulecpragnieniom.Cenabyłazbytwysoka.
–Koniecrozmowy,Daniello.
Wstała.
–Poślubiłamciebie,żebymiećzabezpieczeniefinansowe.Tylkowtensposóbmo-
głampomócmojejmatce.AledziśElisezłożyłamipropozycję.Pensjawystarczyła-
byminazapewnieniematcegodziwegożycia.
Przeniknąłgochłód.
–Prosiszmnieorozwód?
Wiedział,żejeślijąstraci,sambędziesobiewinien.
Potrząsnęłagłową.
–Mówięci,żemamwybór.Każdyma.Wychodzączaciebie,złożyłamprzysięgę
izamierzamjejdotrzymać. Tyteżmaszwybór; możeszzdecydować,jakie będzie
nasze małżeństwo. Możemy się kochać i być szczęśliwi albo żyć obok siebie jak
dwojeobcychludzi,awtedyprzeniosęsiędoswojejsypialni.Cowolisz?
Spanikował. Daniella pragnęła czegoś gorszego od rozwodu, czegoś, czego za
żadnepieniądzeniemógłkupić:jego.Jegoczasu,uwagi,miłości.
–Tośmieszne!–warknął,agdysięuspokoił,dodał:–Odpoczątkuwszystkobyło
jasne,atychceszzmieniaćzasady.
Łzaspłynęłajejpopoliczku.Leomiałochotęzgarnąćżonęwobjęcia,aletozjego
powodupłakała.
– Wiem. – Spuściła głowę. – Moja mama… to fantastyczna kobieta, ale ma dość
wypaczony pogląd na małżeństwo, a ja jej uwierzyłam, że mogę być szczęśliwa
w związku bez miłości. I może byłabym, gdybym trafiła na innego mężczyznę, ale
ty…Leo,bądźmężem,jakiegopotrzebuję.Proszę.
Kiedypatrzyłananiegozmiłościąwoczach,gotówbyłjejwszystkoobiecać,speł-
nićkażdąprośbę.Lecztużobokstałkosznaśmiecipełenpomiętychkartek,aon
jużwiedział,cotoznaczy.Jeśliulegnie,niezdołaskoncentrowaćsięnapracy.Inne
firmy typu venture capital mają większą płynność aktywów, tym samym na więcej
mogąsobiepozwolić…
Nie,niemożespełnićprośbyDanielli.Sercewaliłomumłotem.Wiedział,żepo-
stępujesłusznie,tylkodlaczegotakpodlesięczuł?
–Przykromi.Niemogęangażowaćsięwzwiązek.Mamobsesyjnąnaturęitylko
wtensposób…Oczekuję,żebędziesztakążoną,jaksięumawialiśmy.
–Oczywiście–odparła,posępniejąc.–Będępilnowałatwoichterminów,urządzała
ciprzyjęciaizabawiałagości.Nocebędziemyspędzaćoddzielnieinigdywięcejnie
będęnarzekałanatwójpracoholizm.
Otomuchodziło,choćwgłębiduszypragnąłczegośwprostprzeciwnego.Przyci-
snąłpalcedoskroni.Bólrozsadzałmuczaszkę.
–Szkoda…–Skrzyżowałaręcenapiersi.–Miłośćnietylkodajepoczuciebezpie-
czeństwa,aleiuskrzydla.Szkoda,żetegoniewidzisz.Aleskorowolisz,żebymbyła
wyłącznie twoją asystentką… Pamiętaj jednak, że zarówno firma, jak i ja nosimy
twojenazwisko.
Potychsłowachwstałaistukającobcasamiopodłogę,znikłazadrzwiami,ajego
sercepękło.
ROZDZIAŁDWUNASTY
–Chipsa?–zaproponowałTommy.
Leopokręciłgłową.Chipsynapustyżołądek?Nie.Kawanapustyżołądekteżmu
niesmakowała.PaniGordonparzyłająjużczteryrazyizjejminywyczytał,żepiąty
raztegoniezrobi.
Odsunął kubek na skraj stołu, marząc o kawie Danielli, po czym potarł brodę.
Psiakrew,znówzapomniałsięogolić.
–Awięc,amigo…–Tommywskazałekrankomputera–dwukrotnietoprzerabia-
łem.Cocisięjeszczeniepodoba?
Wszystko mu się nie podobało. Miał potężną chandrę. Tęsknił do żony. Tak jak
obiecała,byłaidealną,choćniewidocznąasystentką,któradbałaokażdyszczegół
jegożycia,łącznieztym,abynigdymuniezabrakłopaliwawbaku.
Leoobróciłrysuneknaekranie.
–Trzebaprzyciąćtoojakieśdwacentymetrysześcienne,inaczejbędziezadro-
gieidystrybucjasiądzie.
Zabrzęczałtelefon:esemesodDanielli,krótki,rzeczowy,zprzypomnieniemter-
minuwizytyufryzjera.
– Nie wystarczy, że zaprojektowałem to ustrojstwo? – mruknął Tommy. – Jak je-
steśtakimądry,tosamresztęwykombinuj.
Leopoliczyłwmyślachdodziesięciu.Nieuspokoiłsię.
–Tyjesteśprojektantem.–Sięgnąłposkórzanąteczkę.Wśrodkuznajdowałsię
portretDanielli.–Mojezadaniepoleganaczymśinnym.Jużtoomawialiśmy.
Dlaczego ciągle musiał przypominać ludziom – Tommy’emu, Danielli – o tym, co
wcześniejustalili?
– Nie wiem, jak mam sprostać żądanym przez ciebie specyfikacjom! – Tommy
skrzywiłsięniczymkrnąbrnypięciolatek.–Próbowałem.Potrzebujętwojejpomocy.
–Alejajestemodfinansów.Ktocipowiedział,żemogępomóczprojektem?
– Dannie. Nie wprost, ale ona w ciebie wierzy. Uważa, że potrafisz chodzić po
wodzie,żejesteśbogiem.Pomagaszmłodymdojrzećswój,toznaczyichpotencjał…
–Bzdura!–burknąłLeo.
Byłzwykłymfacetem,którypopełniłwżyciumnóstwobłędów.Poczułsięjednak
mile połechtany. Czy Daniella naprawdę widzi w nim postać niezawodną? A może
chwaliłagotylkodlatego,żegrałarolęidealnejżony?Podejrzewał,żejednoidru-
gie,aonaniniebyłbogiem,aniniezasługiwałnaidealnążonę.
–Tak?–Tommyodgarnąłwłosyztwarzy.–Mamwrażenie,żeodgodzinyusiłu-
jeszmnienaprowadzićnawłaściwerozwiązanie,któregojawciążniewidzę.
Leowestchnął.Najchętniejcisnąłbyołówkiemwścianę.Zanimjednaktozrobił,
przysunął do siebie kartkę i narysował pierwszą kreskę. Tommy pochylił się nad
jegoramieniem.ZkażdąkolejnąkreskąLeotłumaczył,corobi,dlaczegomodyfika-
cjesąkonieczne,cooznaczają.OdczasudoczasuTommywtrącałuwagi,pytania,
sugestie.KilkaznichLeouwzględnił.
Pani Gordon dawno wyszła do domu. Po wielu godzinach, kilku kłótniach, kilku
burzliwych wymianach myśli i paru chwilach harmonijnej współpracy powstał pro-
jekt,zktóregoobajbylizadowoleni.
OstatnirazLeotakświetniesięczułpodczasweekenduzDaniellą.Kiedyzeska-
nowałrysunekdolaptopaiwyświetliłnaekraniedużegotelewizora,Tommygwizd-
nąłzzachwytu.
–Prawdziwedziełosztuki!Wdodatkuwykonaneołówkiem,zręki,bezużyciafa-
chowychnarzędzi!Cudo!
–Ołówkiemdobrzewychodzicieniowanie.–Leowzruszyłramionami.
–GdybympodpisałumowęzMorenoPartners,kwiczałbym.Ucałujodemnieswo-
jążonę.Madziewczynaczuja!
Leo zamyślił się. Ciekawe, jak by się układały ich relacje, jego i Danielli, gdyby
przezcałyczasmielioddzielnesypialnie?Czywiedziałby,cotraci?Pewnienie.Ona
odpoczątkudostrzegałapotencjałwichzwiązku,aonrobiłwszystko,byjądosie-
biezniechęcić.Naszczęściezamiastgorzucić,została.
–Czasemma–odparłcicho.
–Tak,Dannietoświetnababka!
Dannie?Leospiąłsię.LubiłTommy’ego,jegoentuzjazmitalent,alenaglepoczuł
ukłucie zazdrości. Ten młody geniusz w fioletowych trampkach, zajadający chipsy
ipopijającyredbulla,któryniebałsiędoDaniellimówićDannie,byłmłodszą,od-
ważniejsząwersjąjego,LeonardaReynoldsa.
–Zciebieteżjestświetnygość–dodałTommy,mnącpustątorbępochipsach.–
Niemaszpojęcia,jaksięcieszę,żeciępoznałem.
Leowybuchnąłszczerymśmiechem.
–Dzięki,pochlebco.
– Serio. Więcej się dziś od ciebie nauczyłem niż w trakcie czterech lat na Yale.
Czegomniejeszczemożesznauczyć?
Onie.Byliwspólnikamiwinteresach;umowajasnookreślałaichrole.Dotegopo-
winnyograniczaćsięichrelacje.Powinny…Leolubiłporządekwżyciuiwpracy,lu-
biłmiećwszystkoposzufladkowane,ale…
–Acochceszwiedzieć?
–Wszystko.–Tommywyszczerzyłzęby.
Przyjemnie dzielić się wiedzą i doświadczeniem, pomyślał Leo. Zrozumiał to,
oczymmówiłaDaniella:niedasiędokońcaoddzielićżyciaodpracy.Atakże:nale-
żydokonywaćwyborów.KontraktzMastermindwcalenieprzeszedłmukołonosa.
Po prostu dokonał wyboru: postanowił nie wchodzić w układ biznesowy z Daxem,
dlaktóregostraciłszacunek.
A z Daniellą… z Daniellą wciąż mają szansę. Mogli być szczęśliwi. Zamiast za-
zdrościćTommy’emuzapałuimłodości,powinienpostaraćsiębyćlepsząwersjąsie-
biesamego,zmienićsię,staćsięgodnymtakiejkobietyjakDaniellaReynolds.
Posępny nastrój znikł. Obiecawszy Tommy’emu, że poświęci mu dwa popołudnia
wtygodniu,Leowyrzuciłswegouczniazadrzwiiruszyłdodomu.
Zatrzymując się koło drzwi Danielli, jak co wieczór przyłożył do nich dłoń. Cza-
semwydawałomusię,żesłyszyjejoddech.Dziśodniósłwrażenie,żewholuczuje
zapachtruskawek.
Jegodombyłniczymtwierdzazapewniającastabilizację,którejtakbardzobrako-
wałomuwdzieciństwie.OdkądDaniellasięwprowadziła,niewyobrażałsobie,że
mogłobyjejtuniebyć.Ogarnęłygowyrzutysumienia.Zasługiwałanalepszylos,niż
jejzgotował.Powinnabyłagozostawić.
Wybory… Zastukał. W drugiej ręce trzymał pakunek. Przestępował nerwowo
znoginanogę.
Daniellaotworzyłaubranawkrótkąobcisłąkoszulkęodsłaniającąpępekiluźne
spodnieodpiżamy.Sercezabiłomuszybciej.
–Cześć–wydusił.
–Cześć.–Patrzyłananiegooczami,zktórychwyzierałomnóstwoemocji.
–Dlaciebie.–Podałjejpakunek.Ręcesplótłnaplecach,byniezgarnąćjejwra-
miona.Niebyłpewien,czybytegochciała.
–Coto?
–Gałązkaoliwna.–Uśmiechnąłsię.Wpowietrzuczułosięnapięcie.
–Widzę.Alecoonaoznacza?
Najwyraźniejniezamierzałamuniczegoułatwiać.Wcześniejpomagałamunawi-
gować,omijaćprzeszkody,mielizny.Lecznietymrazem.
–No…nic.Poprostu…Toniejestjakaśbanalnabiżuteria.Tocoświęcej.To…
Wpatrywałasięwniegobezsłowa.Nagleuświadomiłsobie,żewłaśniezdewalu-
ował prezent, który podarował jej z okazji pierwszego przyjęcia – kolczyki, które
lśniływjejuszach.
Cholera!Tonietakmiałowyglądać.Daniellamiałamusięrzucićwobjęciaipo-
wiedzieć,żeonateżniemożeznieśćichseparacji.
–Przepraszam.Wyszłoniezręcznie.
–Amiałowyjśćjak?
Psiakość,comógłbypowiedziećżoniefacet,któryzżadnąkobietąniebyłdłużej
niżkilkatygodni?
–Czegoodemnieoczekujesz?
–Domyślsię.Iwróć,kiedybędzieszwiedział.
Zamknęłamudrzwiprzednosem.Gałązkaoliwnaczykolczykizbrylantemnicze-
go nie zmieniały. Nadal nie dał jej tej jednej rzeczy, której tak bardzo pragnęła:
wszystkiego.
Jeżelichcezmienićichrole,ichrelacje,musisiębardziejpostarać.Poszukaćgłę-
biej.
Przywierając plecami do drzwi, osunęła się na podłogę i zapłakała. Dlaczego
wszystkojesttakietrudne?Mamamiałarację:niewartopobieraćsięzmiłości.To
zabardzoboli.Przecieżwystarczyło,byLeopowiedział:dajęciprezent,bocięko-
cham.
Starałsię,aleteraztojużzamało.Przedtemsądziła,żesiędobrzedobrali,bo
obojecenilistabilizację.Jednakcałkieminaczejdoniejdążyli.
Leobyłzamkniętywsobie,skupionynapracy.Susanuprzedzałają,żeżycieznim
ikochaniegobędziewyzwaniem.Ona,Dannie,zasłużyłanamedal.Susanrównież.
Nie mogła zasnąć. Ponownie spojrzała na budzik, pewna, że minęła co najmniej
godzina,odkądpatrzyłaostatniraz,aleupłynęłydopieroczteryminuty.Kwadrans
podrugiejpoddałasięiwłączyłatelewizor.Nadawanodokumentowojniesecesyj-
nej. Kobiety w krynolinach tańczyły kadryla… Potem generał Sherman uderzył na
Georgię i rozpoczął swój słynny „marsz ku morzu”. O ile jednak Scarlett O’Hara
wzniosłapięśćkuniebu,obiecując,żesięniepodda,otyleDanniebyłabliskaspa-
sowania.
Rozwódbyłbyprostszy.MogłabywprowadzićsiędoElise,samatroszczyćomat-
kęipróbowaćzapomniećomężu.Alezłożyłaprzysięgę.Niemiałapojęcia,coro-
bić:zostaćczyodejść.Alewiedziała,żedłużejtakniewytrzyma.
RanowzięłaprysznicispędziładzieńzJuliet.
–Ajeślikomputerdobierzecięwparęzczłowiekiem,wktórymniemogłabyśsię
zakochać? Poślubiłabyś go? – zapytała, pokazując swojej uczennicy, jak nakręcać
włosynawałki.Niektórymkobietomniezależałonamiłości.Niektóreczerpałyra-
dośćzwłasnychzainteresowańipasji.Jejtoniewystarczało.
– Poślubiłabym największego brzydala, gdybym dzięki niemu mogła pozostać
wStanach.WEuropiearanżowanemałżeństwanienależądorzadkości.Człowiek
uczysiękoegzystować.
–Aleczywartostawaćsiękimśinnym,żebyosiągnąćcel?
–Nadalbyłabymsobą,tyleżeuczesanaizpolakierowanymipaznokciami.
Danniezerknęłanaswojeodbicie.Przyzwyczaiłasięjużdoswojegoeleganckiego
wyglądu.Bazującnaotrzymanychinformacjach,komputerdobrałjąwparęzLeem.
Mieli idealnie do siebie pasować. Nie dlatego, że została poddana metamorfozie.
Wciążbyłasobą,tylkolepsząwersjąsamejsiebie.
Leo ją zaakceptował. Charakterologicznie do siebie pasowali. Oboje pragnęli
bezpieczeństwaiobojeotowalczyli,każdenaswójsposób.
PoprawiwszylokiJuliet,ujęławpalcewisiorekwkształcieserca,którydostałaod
Elise.Możewczorajbyłazbytsurowa?Julietwystarczykoegzystencja,aona,Dan-
nie,konieczniedomagasięuczucia.
WprowadziłasiędosypialniLea,myśląc,żewtensposóbzaspokoijegoniewypo-
wiedzianepotrzeby.Całyczasjednakignorowałapotrzeby,októrychmówiłwprost:
żepragnieżony,naktórejmożepolegać.
Najwyższyczas,byniązostała.
Kiedy wróciła do domu, samochód męża stał w garażu. Spojrzała na zegarek.
Byładopierotrzecia.Ktośumarł,tojednoprzyszłojejdogłowy.Wbiegładośrodka,
podrodzesprawdzająckomórkę.Gdybycośzłegospotkałojejmatkę,chybaktośby
jąpowiadomił?
–Leo!
Gdynieznalazłagowgabinecie,przeraziłasięnienażarty.Niebyłogorównież
nadbasenem,wkuchni,wpokojutelewizyjnymczywsiłowninadgarażem.Dosy-
pialnimężaniewchodziłaodczasupamiętnejrozmowy,terazjednakniezawahała
się:przecieżmógłtamleżećwkałużykrwi.
Zaciągnięte zasłony blokowały dostęp słońca. W pokoju paliła się pojedyncza
lampka.JejświatłopadałonaLea,którysiedziałnadywanie.Pochylonynadkartką
papieruściskałwpalcachołówekiszybkimiruchamicośrysował.
–Leo?Wszystkowporządku?
Podniósłgłowę.Połowętwarzymiałwcieniu.
–Nieumiemprzestać.Próbowałemcitopowiedzieć.
–Oczymmówisz?Czegoniepotrafiszprzestać?
–Rysować.
Wskazałprzedsiebie.NagleDanniespostrzegła,żepodłogazasłanajestkartka-
mi,setkamirysunków.NajwyraźniejLeonieprzesadzał,mówiąc,żeniczegoniepo-
trafirobićpołowicznie.
–Odkiedy…?
–Odwczoraj.
–Ranoniewidziałamtwojegosamochodu…
– Potrzebowałem temperówki. Czy już wystarczy? Popatrz na rysunki, Daniello,
ipowiedz,czyjużstarczy.
Sercezabiłojejmocniej.
–Chcesz,żebymjeobejrzała?
W odpowiedzi zgarnął kilka kartek z podłogi i wstał. Koszulę miał pogniecioną,
rozpiętą,wystającązespodni.Włosyleżałymunakołnierzyku.Nietylkoprzegapił
wizytęufryzjera,aleodwczorajsięniegolił.
Ostrożnie,jakbytrzymałwdłonirannepisklę,podałjejkartki.
–Toty…–szepnęła.
Wrysunkachwidaćbyłorękęmistrza,którydoskonaleznasiebieiniewstydzisię
obnażyćprzedświatem.Nawszystkichbyłnagi.
–Rozebrałemsię.Obnażyłememocjonalnie,fizycznieiduchowo.Niepotrafięci
powiedzieć, ile to mnie kosztowało, ale zrobiłem to. Dla ciebie. Błagam, powiedz,
żewystarczy.
–Leo…–Łzywzruszeniaścisnęłyjązagardło.–Tak,absolutnie…
Przycisnęłakartkidobrzucha.Byłyświadectwemmiłości,którejLeoniepotrafił
wyrazić słowami. Ale te rysunki mówiły za niego, wyrażały tęsknotę, pokazywały
wszystko,codotądpróbowałukryć.
Wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze, chwycił Dannie w ramiona i niemal
zmiażdżyłjąwuścisku.Zakręciłojejsięwgłowie.Rysunkisfrunęłynapodłogę,do-
łączającdoinnych.Całowałjążarliwie,namiętnie,jakbystarałsięnadrobićstraco-
nyczas.Icałując,cośmówił,lecznierozumiałaanisłowa.
Dopierogdyoderwałusta,usłyszała:
–Chcębyćmężem,jakiegopotrzebujesz.Jakiegosobiewymarzyłaś.
–Jesteś,kochanie–odparła.Byłotakodpierwszejchwili.
–Niezasługujęnatakwspaniałążonę.Alepragnęciędobólu.
–Jestemtwoja.Nawieki.
–Niechcętakdłużejżyć.Niechcężonypomocnicy,niechcęoddzielnychsypialni,
oddzielnychserc.–Przyłożyłrękędopiersi,jakbyskładałprzysięgę.–Mogłemza-
trudnićasystentkę,alezamiasttegowolałemposzukaćżony.Potrzebujękogoś,kto
pokochamniemimomoichwad.Chybaniejestzapóźno?
–Nie,Leo,ale…–Zmarszczyłaczoło.–Nieposzedłeśdziśdopracy?
–Wiem,jestemtakizmęczony.–Niewypuszczającjejręki,usiadłnapodłodze.–
ZReynoldsCapitalniezrezygnuję.Niemogę.Zciebieteżniemogę.
Danniepopatrzyłanasetkirozrzuconychpodywanierysunków.Oczymświadczy-
ły?
–Chcęspełniaćambicjezawodoweiwieśćszczęśliweżycierodzinne–ciągnął.–
Nieumiemjeszczeznaleźćkoniecznejrównowagi,alebędępróbował.
–Znajdziesz.Razemjąznajdziemy.Uwielbiamtwojezaangażowanie,twójzapał
dopracy.Leobiznesmen,Leoinwestortonieodłącznaczęśćciebie.Zniczegonie
musiszrezygnować.Kochamcię,całegociebie.
–Czyjeśliwsobotębędęmusiałiśćdobiura,zrobiszmikawę?
–Obiecuję.Znajdziemyrównowagę.
–Chyba…–Odchrząknął.–Chybatakjest,kiedysięmadziecko.Kochasięjeca-
łymsercem,potempojawiasiędrugieiokazujesię,żesercejestniesamowiciepo-
jemne.
Dzieci?Leomówiodzieciach?Dannienawetniepróbowałapowstrzymaćłez.
–Toprawda–szepnęła.
Znówprzywarłustamidojejwargicałującją,znówmruczałcośpodnosem.Tym
razemwiedziała,comówi:kochamcię.Dzisiejszegowieczoruzamierzaławyrzucić
pigułkiantykoncepcyjneiwłożyćdołóżkaseksownączerwonąbieliznę.
EPILOG
Leo Reynolds żałował, że nie może poślubić Danielli, ale byli już małżeństwem,
aonaniezgodziłasięrozwieśćznimtylkopoto,abyznówmógłsięjejoświadczyć.
–Naprawdęniechceszromantycznychoświadczyniwspaniałegowesela?–zapy-
tał,kiedyznajwyższegotarasuwieżyEifflapodziwialiParyż.
–Jestemwcudownejpodróżypoślubnejzmężczyznąmoichmarzeń.Czegowię-
cejmogępragnąć?
–Hm…–Wyjąłzkieszenipudełeczko.Wśrodkuznajdowałsiępierścionekzrzad-
kimczerwonymbrylantem.–Daniello,kochamciędoszaleństwa.Czyobiecasz,że
będzieszzemnądokońcażycia?
–Obiecałabymcitoibezpierścionka.Alemuszęprzyznać,żejestwyjątkowy.
–Takjakty.Takjaknaszemałżeństwoinaszamiłość.Ipomyśleć,żemogłemto
stracić!–Wyjąłpierścionekzpudełeczkaiwsunąłżonienapalecobokobrączki.Po
chwilirozciągnąłustawuśmiechu.–Wdodatkutaczerwieńpasujedotwojejsek-
sownejbielizny.
–Dziękuję–szepnęła,patrzączzachwytemnakamień.–Kiedytyznalazłeśczas
nałażeniepojubilerach?OdwielutygodniharowałeśzTommym…
–Tommyłaziłzemną.Uznałem,żeskorochcesięchłopakuczyćodemnie,niech
sięrównieżuczy,jakuszczęśliwiaćkobietę.
Leo z Tommym zostali wspólnikami. Ich firma Garrett-Reynolds Engineering
z miejsca okazała się sukcesem. Leo wiedział, że bez Danielli nie miałby odwagi
zdecydowaćsięnatenkrok.Dziękiniejprzeszedłwewnętrznąmetamorfozę.
–Atucosiędzieje?–Przyłożyłrękędobrzuchażony.Niemógłsiędoczekaćdo-
brychwieści.
–Jeszczeniejestemwciąży,alepróbujmydalej.
–Musimyzdwoićwysiłki–oznajmił,składającnajejustachdługiczułypocałunek.
@kasiul