CaitlinCrews
Toskańskienoce
Tłumaczenie
NataliaWiśniewska
ROZDZIAŁPIERWSZY
–Albomamhalucynacje,alboniechBógmamniewopiece.
Paige Fielding nie słyszała tego głosu od lat, a teraz otulał ją i przeszywał na
wskroś.Wułamkusekundyzapomniałanietylkoomejlu,naktóregowłaśnieodpisy-
wała,aletakże,którybyłrokidzień.Przeszłośćwróciładoniejzprzerażającąsiłą
iuderzyłatam,gdziezabolałonajbardziej.
Tengłos.Jegogłos.Niezwyklemęski,władczyibardzoseksowny.Sprawił,żezro-
biłojejsięgorąco.Chciałazapaśćsiępodziemięalborozpłynąćwpowietrzu,ale
zamiasttegoobróciłasięnakrześle,dobrzewiedząc,kogozobaczywwejściupro-
wadzącymdowspaniałejposiadłościLaBellissima,nazwanejtaknacześćlegendy
kina, Violet Sutherlin. Właśnie tam, na wzniesieniach Hollywood Hills, w samym
sercu Bel Air musiała spotkać Giancarla Alessiego, jedynego mężczyznę, którego
kochałacałymswoimnaiwnymsercem–ijedynego,któregozdradziła.
Na wspomnienie tego, co zrobiła, rozbolał ją żołądek. Wtedy sądziła, że nie ma
wyboru,aleonpewnienieprzyjąłbytakiegowytłumaczenia.
–Mogęwszystkowyjaśnić–odezwałasięzdecydowaniezaszybkoizbytnerwo-
wo.Nawetniepamiętała,kiedyzdążyławstaćodstolikaipodejśćdoniego.Cogor-
szeniebyłapewna,czydługowytrzymanadrżącychnogach,kiedyspoglądałapro-
stowjegociemneoczywyrażającenieskrywanąwściekłość.
–Będzieszsiętłumaczyćochronie–warknąłgniewnie.–Nieinteresujemnie,co
tutajrobisz,Nicola.Maszstądzniknąć.
Skrzywiłasięnadźwiękimienia,którewymówiłznienawidzonegooddnia,wktó-
rymgostraciła.
–Janie…–Paigezabrakłosłów.Jakmogłabyopowiedziećotym,cowydarzyłosię
tamtegostrasznegodniadziesięćlattemu,kiedysprzedałagoizniszczyłaichobo-
je?Czywogólezostałocośdopowiedzenia?Nigdyniewyjawiłamucałejprawdy,
chociażmiałaszansę.Nieprzyznała,jakbardzobyłazepsuta,zjakiegowywodziła
sięśrodowiskaanijakichznałaludzi.–NiktniemówijużdomnieNicola.
Zamarłbezruchu,afuriawykrzywiającajegotwarznamomentustąpiłamiejsca
niedowierzaniu.
–Janigdy…–Czułasięokropnie,gorzej,niżtosobiewyobrażała.Piekłyjąoczy,
awgardleczułapotwornyucisk.Niezamierzałasięjednakrozpłakać.Wiedziała,
żeniezareagowałbynatodobrze.Itakmiałaszczęście,żewogólesiędoniejode-
zwał, zamiast od progu wezwać ochroniarzy Violet i polecić im wyrzucić ją za
drzwi.Mimowszystkoniemogłaprzestaćmówić,jakbywtensposóbmogłacokol-
wieknaprawić.–Właściwietomojedrugieimię.Było…JestemPaige.
– Ciekawe, że dokładnie tak samo nazywa się asystentka mojej matki. – Coś
wbrzmieniujegogłosuzdradziło,żejąprzejrzał.–Powiedzmi,proszę,żetoniety.
Przekonajmnie,żejesteśtylkozłymduchemzmojejprzeszłości.Żeniewkradłaś
sięwłaskimojejrodziny.Jeślicisięuda,pozwolęciodejśćwolnoiniewezwępoli-
cji.
Dziesięć lat temu uznałaby, że Giancarlo blefuje. Miałaby pewność, że prędzej
rzucisięzmostu,niżnaślenaniąstróżówporządku.Alestałprzedniącałkieminny
człowiekimogławinićzatowyłączniesiebie.
–Toja–odezwałasięsłabo,drżącnacałymciele.–PracujędlaVioletprawieod
trzechlat,alemusiszmiuwierzyć,żenigdy…
–Staizitto.
MimożePaigeniemówiłapowłosku,doskonalezrozumiałatenostryrozkaziza-
milkła.Obserwowałagotrwożnie,jakbysięobawiała,żeladamomentchwycijąza
gardło.
Zawszewiedziała,żetendzieńnadejdzie.Niełudziłasię,żetospokojnenoweży-
cie,którezapoczątkowałazupełnieprzypadkowo,masolidnefundamenty.Wkońcu
Giancarlo był synem Violet, jej jedynym dzieckiem – owocem baśniowego małżeń-
stwazwłoskimhrabią,którezzapartymtchemśledziłcałyświat.CzyzatemPaige
mogłaunikaćgownieskończoność?
Zaryzykowała jednak tamtego dnia, gdy poszła na rozmowę o pracę i zmierzyła
sięzpytaniamimenedżerówViolet.Znałanajlepszeodpowiedzi,ponieważwtrak-
ciezwiązkuzGiancarlemwysłuchaławieleopowieścioswojejprzyszłejszefowej.
Wiedziała,jakajestnaprawdę,gdyniepozujewświetlekamer,iczegomożeocze-
kiwać od swojej osobistej asystentki. Pewnie ktoś mógłby jej zarzucić brak etyki,
szczególniesamGiancarlo,alekierowałyniądobreintencje.
Igdykolejnedniprzeciągałysięwtygodnie,atewmiesiące,zaczęławierzyć,że
jej ukochany nigdy nie opuści Europy. Ukrywał się na wzgórzach Toskanii, gdzie
czuwałnadbudowąluksusowegokurortu.Poświęciłnatocałedziesięćlatoddnia,
gdytamtewstrętnezdjęciapojawiłysięwkażdymmożliwymbrukowcu,oczywiście
zjejwiny.Zyskaławięcfałszywepoczuciebezpieczeństwa.
Itojązgubiło.Byłategopewna,kiedypatrzyłananiego,rozmyślającotym,co
zniszczyła.Przezminionetrzylata,kiedypracowaławtymdomu,codziennieoglą-
dałajegozdjęcia.Nawszystkichprezentowałsięniezwyklewytwornieiurzekają-
co.Byłownimcośniezwykłego,coniewątpliwiezawdzięczałswoimarystokratycz-
nymprzodkom:wrodzonaelegancja,klasaiwyniosłość.
Wyglądałrówniedobrzejakwtedy,kiedyPaigewidziałagoporazostatni,amoże
nawetlepiej.Patrzyłananiegojakzahipnotyzowana,wsłuchującsięwbicieswoje-
gorozszalałegoserca.Podziwiałajegosmukłe,umięśnioneciało,chociażwiedziała,
żeniebędziemogładotknąćgonigdywięcej.Dałjejtojasnodozrozumienia.
Weźsięwgarść,upomniałasięwduchu.Nicniemogłonaprawićszkód,którewy-
rządziła.Niebyłodlaniejratunku.
–Przepraszam–wydusiła,hamującłzy,którezamierzałaronić,kiedyzostaniejuż
sama.–Bardzocięprzepraszam,Giancarlo.
Mężczyznadrgnąłgwałtownie,jakbywymierzyłamupoliczek,ająprzeszyłból.
–Nieobchodzimnie,dlaczegotutajjesteś–wypaliłszorstko.–Takjaknieobcho-
dząmnietwojegierki.Maszpięćminut,żebyopuścićtomiejsce.Jeśliniezrobisz
tegozwłasnejwoli,zprzyjemnościąosobiściewyrzucęcięzabramę.
–Giancarlo…–zaczęła,próbujączapanowaćnadgłosem.Nerwowymruchemwy-
gładziła dopasowaną spódnicę, a on mimowolnie powiódł wzrokiem za jej ręką.
Spojrzeniebyłegokochankapodziałałonaniąjaknajczulszapieszczota,rozpalając
jejzmysłydoczerwoności.
–Radzęci,zamilczidlawłasnegodobrawyjdźwtejchwili.Nieobchodząmnie
twojegierki.
–Jawnicniegram.Janie…–Paigeniedokończyła,ponieważwyjaśnieniamogła-
by się okazać zbyt skomplikowane. Powinna była lepiej to wszystko przemyśleć
iprzygotowaćsiędokonfrontacjizczłowiekiem,któryniewierzyłwżadnejejsło-
wo.–Wiem,żeniechceszzemnąrozmawiać,aletoniejesttak,jakmyślisz.Podob-
niejakwtedy.Naprawdę.
Jegooczybłysnęłytakgroźnie,żezapragnęłausiąść,zanimnogiodmówiąjejpo-
słuszeństwa.Ogarniałyjąstrachirozpacz,aletakżeżalitęsknotazatym,costra-
ciłabezpowrotnie.
–Wytłumaczmi–warknąłgniewnie,wykrzywiająctwarzwpotwornymgrymasie
–cotakiegobyłoinaczej,niżmisięwydaje.To,żeukradkiemzrobiłaśnamzdjęcia
podczas seksu? Czy to, że sprzedałaś je później brukowcom? – Zrobił krok w jej
stronę,zaciskającpięści.–Amożechceszmiwmówić,żeniepracujeszwdomumo-
jejmatki,abydalejżerowaćnamojejrodzinie?
–Ja…
– Powiem ci dokładnie, jak jest. Jesteś wyrachowaną zdzirą, co ustaliliśmy już
dziesięćlattemu.Dlategopowtórzętosamo,copowiedziałemwtedy.Nigdywięcej
niechcęnaciebiepatrzeć.
Paigeniebyłapewna,cozabolałobardziej:jegosłowaczyto,jaknaniąpatrzył.
Alezamiastpozbieraćswojerzeczyiuciecgdziepieprzrośnie,wyprostowałasię,
unosząc wysoko głowę. Znalazła w sobie siłę, żeby spojrzeć prosto w oczy, z któ-
rychwyzierałotylegniewuinienawiści.
–Kochamją.
Kiedytesłowaponiosłysięechem,zrozumiała,żeprawietosamopowiedziałamu
dziesięć lat temu, kiedy nie mogła już cofnąć zła, które wyrządziła. „Kocham cię,
Giancarlo”.
–Jakśmiesz?–syknąłzajadle.–Jakciniewstyd?
– To nie ma z tobą nic wspólnego. – Mówiła prawdę. Już dawno pogodziła się
z tym, że go straciła. Nie podjęła pracy u Violet, żeby go odzyskać. Nie śmiałaby
nawetpróbować.Chciałatylkospłacićdług.–Nigdyniemiało.
Gwałtowniepokręciłgłową,mrucząccośpowłosku.
– To jakiś koszmar. – Ponownie zaczął świdrować ją wzrokiem, jakby próbował
wydobyć z niej prawdę. – Ale koszmary się kończą. Dwa miesiące i mnóstwo nie-
dwuznacznychzdjęć…Popełniłembłąd,ufająctakiejkobieciejakty,alemamtojuż
zasobą.Dlaczegoniezostawiszmniewspokoju,Nicola?
–Paige.–Niemogłaznieśćdźwiękutegoimienia,któreprzypominałojejofatal-
nych wyborach i wszystkim, co poświęciła dla kogoś, kto okazał się tego niewart.
Dlategoskrzywiłasię,jakbypołknęłacytrynę.–Albowyrachowanazdzira,jeśliwo-
lisz.
– Nie obchodzi mnie, jak każesz się do siebie zwracać. – Chociaż nie krzyczał,
z każdym słowem coraz bardziej podnosił głos. – Po prostu stąd wyjdź. Zniknij.
Przestańzatruwaćżyciemnieimojejmatce.Niemogęuwierzyć,żespędziłaśznią
tyleczasubezmojejwiedzy.
–Przepraszam–powtórzyłakolejnyraz.–Bardziej,niżmożesztosobiewyobra-
zić.AleniemogęzostawićViolet.Obiecałam,żenigdyjejnieopuszczę.
KiedyGiancarlostanąłnadnią,kipiączezłości,Paigeomalnieupadła.Najchęt-
niejwzięłabynogizapas,aleniemiaławzwyczajuprzednikimuciekać.Niezrobiła
tego,kiedyprześladowalijąludzieznaczniegroźniejsiodGiancarlaAlessiego,więc
tymbardziejniezamierzałapostępowaćtakteraz.Inieważne,jakwielkibólwypeł-
niałjejserce.
–Tobiesięchybawydaje,żejażartuję–przemówiłłagodnieimponującymężczy-
zna.Itesłowapodziałałynaniącałkieminaczej,niżpowinny.Nieprzestraszyłasię,
ajedyniezadrżałazekscytacji.–Jeślitakjest,tosięmylisz.
–Rozumiem,żetodlaciebietrudneiniemaszzamiaruuwierzyćwmojedobrein-
tencje.–Paigestarałasię,żebyjejgłosbrzmiałkojąco.Wrzeczywistościpobrzmie-
waływnimpanikaigorycz.–Alepozostanęlojalnawobectwojejmatki.
–Czytywogólewiesz,coznaczy„lojalność”?
Paigezacisnęłazęby.
–Nietymniezatrudniłeś,tylkoona.
–Toniebędziemiałoznaczenia,kiedyuduszęcięgołymirękami–zagroziłGian-
carlo,aleonamunieuwierzyła.Nawetjeśliraniłjąsłowami,nigdyniepodniósłby
naniąręki.
Może się jednak myliła. Może nadal żyła w niej tamta niewyobrażalnie naiwna
dziewczyna,którasądziła,żemiłośćmożewszystkonaprawić–żenieliczyłosięnic
prócztegowspaniałegouczucia.Terazbyłamądrzejsza.Dostałanauczkęiwycią-
gnęławnioski.MimowszystkonadalwierzyławżyczliwośćGiancarla.Bezwzględu
nato,jakbardzosięzmienił,wgłębisercapozostałdobrymczłowiekiem.
–Maszrację–przyznałazachrypniętymgłosem.–Aletegoniezrobisz.
–Zapewniamcię,żegdybymtylkomógł,rozszarpałbymcięnastrzępy.
–Gdybyśtylkomógł–powiedziałaznaciskiem.–Aletytakiniejesteś.
–Człowiek,któregoznałaś,nieżyje,Nicola–zwróciłsiędoniej,używajączniena-
widzonego imienia, a Paige się cofnęła. – Zmarł dziesięć lat temu i nie zdołasz go
wskrzesićswoimiżałosnymibajeczkamiolojalnościikłamstewkami.Możeiwyglą-
damjakon,aleniełączynasnicwięcej.
Niemogłazrozumieć,dlaczegoogarniajątakwielkismutek.Przecieżwiedziała
towszystkooddawna.Miałakilkalatnauporaniesięzemocjami,amimotowciąż
żyłapogrążonawżałobie.
– Ponoszę pełną odpowiedzialność za to, co się wtedy wydarzyło – odezwała się
niespodziewanie.Niezamierzałajednakdodawaćnicwięcej.Zachowaładlasiebie,
że te dwa miesiące, które z nim spędziła, były najlepszym okresem w jej życiu. –
Inicnatonieporadzę.AleobiecałamViolet,żejejnieopuszczę.Ukarzmnie,jeśli
musisz,aleniekarzjej.
GiancarloAlessiznałswojewady,amiałichwiele,oczymdosadnieprzekonałsię
wminionejdekadzie,kiedyprzyszłomupłacićzawłasnągłupotę.Alekochałmatkę
–skomplikowaną,górnolotnągwiazdęfilmową,którauwielbiałagonaswójwłasny
sposób.Inieważne,jakczęstoVioletsprzedawałajegoprywatnośćdlawłasnychce-
lów:żebyuciszyćplotkiokryzysiewjejmałżeństwie,żebyodwrócićuwagępapa-
razziodjejromansówalbopoprawićswojenotowania.
Pogodziłsięztym,żekiedyjestsiędzieckiemtakwielkiejaktorkijakViolet,nie
możnauciecodświatełreflektorów.Ztegosamegopowoduobiecałsobie,żenigdy
niesprawijejwnuków,któremogłabywykorzystywaćtakjakdawniejjego.Żadne-
mudzieckunieżyczyłtakiegolosu.
Wybaczyłmatcewszystko,coprzezniąwycierpiał,izaakceptowałjątaką,jaka
była.Toniejejnienawidził,alekobiety,któranazawszepozostaniedlaniegoNico-
lą,nieważne,podjakimimieniembędziesięprezentować–architektkijegoupadku.
Ze wstydem musiał przyznać, że jak skończony dureń stracił głowę dla niewy-
obrażalniepięknejtancerki,przezktórąpóźniejsplamiłswójszlacheckitytułistra-
ciłszacuneknieżyjącegojużojca.Toprzebiegłe,pazernestworzenierobiłoznim,
cochciał,ażstałsiękimś,wkimnierozpoznawałsiebie.Itegoniezamierzałwyba-
czyć.
I ta kobieta, Paige – jak o sobie mówiła – stała teraz przed nim, wpatrując się
wniegooczami,któreniebyłyanizielone,aniniebieskie.Swojegęsteciemnewło-
sy,któredawniejfarbowałanarudo,zaplotławwarkocz,któryopadałteraznajed-
noniezwyklezgrabneramię.Żałował,żeniemógłjejuznaćzanieatrakcyjną,cho-
ciażniepodobałomusię,żezabardzoschudła,upodabniającsiędomieszkańców
LosAngeles,którzyuważali,żesławamożezastąpićdosłowniewszystko,nawetje-
dzenieipicie.
Znieruchomiała, kiedy wodził wzrokiem po jej ciele, więc kontynuował z tym
większążarliwością,wmawiającsobie,żenieobchodzigo,coonamyśliiczuje.Nie
dbałoto,ponieważdałamujasnodozrozumienia,żebezwzględunato,coichpo-
łączyło,jakczęstowykrzykiwałajegoimięwchwilachuniesienia,ijakbardzojąpo-
kochał,interesowałyjąwyłącznieksiążeczkaczekowaisławaViolet.
Mimowszystkodobrzesiętrzymała,coniezmierniegoirytowało.Zachowałafi-
guręiwdzięktancerki.Przyjrzałsięjejdrobnympiersiomukrytympodcienkątka-
ninąbiałejbluzkibezrękawówipełnymbiodromwopiętejspódnicy.Doskonalepa-
miętał,jakpieściłtekrągłościiobsypywałjepocałunkami.
Podtymczyinnymimieniemprezentowałasięzjawiskowo.Dziesięćlattemuwni-
czymnieprzypominałainnychdziewcząt,którezabiegałyojegowzględy.Przypomi-
nała żywy ogień tamtego dnia na planie teledysku, gdzie się poznali. Należała do
grupytancerzy,którzytworzylitłodlagwiazdpopuprężącychsięnapierwszympla-
nie.Ichociażonzasiadałwtedywfotelureżysera,całkowiciestraciłdlaniejgłowę.
Zamieniła wprawdzie kusy strój, w którym wtedy występowała, na eleganckie
ubranie odpowiednie dla sekretarki, nadal jednak przyciągała męskie spojrzenia –
niestetytakżejego.Chociażgardziłsobąztegopowodu,niepotrafiłstłumićpożą-
dania,którewnimrozbudzała,nawetpotymwszystkim,cozrobiła.
–Czyteraznadszedłczasnatwojąłzawąhistorię?–zapytałchłodno,rozkoszując
sięjejgwałtownąreakcjąnadźwiękjegogłosu.Drżałatak,jakbyonatakżeniepo-
trafiłazapanowaćnadtąniezwykłąsiłą,któraichdosiebieprzyciągała.–Możesz
wybieraćspośródtyluwymówek.
– Nie zamierzam płakać – odparła beznamiętnym głosem. – Ani się usprawiedli-
wiać.Poprostuchciałamcięprzeprosić.Tonietosamo.
– Nie. – Spojrzał na te usta, które tyle razy całował i z których usłyszał same
kłamstwa.–Muszęsięzastanowić,coztobązrobić.
Westchnęła, jakby odczuwała zniecierpliwienie, a on nie wiedział, czy się roze-
śmiać, czy ją udusić. To uczucie też pamiętał doskonale z czasów, kiedy przeszła
przezjegożycieniczymhuragan,zostawiającposobiesameszczątki.
– Piorunowanie mnie wzrokiem nie sprawi, że się rozpłaczę – powiedziała po
chwili, jakby w ogóle nie odczuwała emocji. – Może więc przestaniesz przeciągać
wnieskończonośćtękrępującąsytuacjęicośwkońcuzrobisz.
Roześmiałsięzłowieszczo.
–Niemogęuwierzyćwłasnymoczom–odparłsurowo.–Udajeszkogoś,kimnie
jesteś.AleHollywoodmatęmoc,prawda?Najobrzydliwsze,najpaskudniejszerze-
czyowijasiętutajwnajładniejszypapier.Nicwięcdziwnego,żewyglądajątakdo-
brze.
Pragnąłzadaćjejból.Pragnął,żebyjegosłowawywarłynaniejjakikolwiekefekt.
Niestety to mówiło mu o jego własnych uczuciach względem tej kobiety znacznie
więcej,niżchciałprzyznać.
ROZDZIAŁDRUGI
Giancarlozakochałsięwniejdoszaleństwainiepotrafiłsobietegowybaczyćani
otymzapomnieć,zwłaszczateraz,kiedyprzednimstała.Skandal,któryrozpętała,
zrujnowałjegopączkującąkarieręwbranżyfilmowejipołożyłsięcieniemnapry-
watnymżyciujegoniezwykleporządnegoojca.Wefekcieopuściłtoprzeklętemia-
sto,zostawiajączasobąwszystkiedemony.Aleilekroćspoglądałwprzeszłość,tyle-
kroćprzyznawał,żeniemożecałkowiciepotępićpostępowaniategomłodegomęż-
czyzny,którystraciłgłowędlapięknejdziewczyny.Wkońcudokładnietaksamoro-
zegrałasięhistoriajegorodziców.
Właściwieznajdowałsięwtedyokrokodpoproszeniajejorękę.Pragnąłuczynić
ją swoją hrabiną i zabrać ją do swojego rodzinnego domu we Włoszech – chociaż
wcześniej zarzekał się, że nigdy się nie ożeni. Na samą myśl o tym burzyła się
w nim krew. Podczas gdy on snuł plany weselne, ona negocjowała cenę za jego
ośmieszenie.
–Niemaszminicdopowiedzenia?–rzuciłwściekle.–Chybawyszłaśzwprawy,
Nicola. – Zauważył, że się wzdrygnęła, jakby naprawdę nie znosiła tego imienia,
więc postanowił wykorzystać tę amunicję. – Bardzo cię przepraszam. Paige. Tak
czyinaczej,wyglądanato,żezadużoczasuspędzaszzestarą,samotnąkobietą.
–Onanaprawdęjestsamotna–oświadczyłaPaigezespokojem,chociażjejpolicz-
kiodrobinępoczerwieniały.–Niesądziłam,żezostanętutajnadłużej.Zakładałam,
żewróciszdodomuipośleszmniedodiabłajużpomiesiącu.Aleminęłytrzylata.
Nieoczekiwanieogarnąłgowstyd,któregoniezamierzałzaakceptować.
– Prędzej słońce spadnie na ziemię, niż ja zacznę się przed tobą tłumaczyć –
warknął,próbujączrozumieć,jaktosięstało,żeupłynęłotyleczasu.Wciążbyłza-
jętypracą,wciążzażegnywałjakiśkryzysweWłoszech,wciążcośgozatrzymywa-
ło. Oczywiście, gdyby naprawdę chciał, nic nie powstrzymałoby go przed przyjaz-
demtutaj.Aleonsięprzedtymuchylał,przyokazjiraniącmatkę.
–Nieprosiłam,żebyśsiętłumaczył.–Wzruszyłajednymramieniem,bardzodeli-
katnymiładnieopalonym,conieuszłouwadzeGiancarla.–Poprostustwierdziłam
fakt.
–Przestańużywaćsłów,którychniepojmujesz.
Zamrugała gwałtownie, zanim ściągnęła łopatki, uniosła brodę i napotkała jego
spojrzenie.
– Może sporządzisz mi listę słownictwa dopuszczalnego w tym czasie, który mi
został,zanimwykopieszmniestądprostonaulicę?
Giancarlozapatrzyłsięnajejatramentowewłosy,którerozwiewałałagodnabry-
za,iniechętniezrozumiał,żetojegoszansa.Takobietaprzypominałamrocznycień
przysłaniającyjegożycie,alezamierzałztymskończyć.Wniczymnieprzypominał
jużmłodzieniaszka,któregoowinęławokółpalca,idoskonalezdawałsobiesprawę,
jakbardzoonaróżniłasięodwybrankijegoserca,któraistniaławyłączniewświe-
ciefantazji.Tadrugagodopełniała,miaławszystkoto,czegomubrakowało,izo-
staładlaniegostworzona.Wiedziałotym,wchwili,gdyujrzałjąporazpierwszy.
Wtedynieprzypuszczałtylko,żeoglądałprzedstawienie.
Tymrazemtoonzamierzałzagraćrolężycia,ponieważnadeszłaporanadrugi
akt.
–Czymojamatkawie,żetotypojawiłaśsięnatychwszystkichzdjęciach,które
dekadętemuobiegłyświat?–zapytał,wsuwającręcedokieszeniiobserwując,jak
dziewczynablednie.
–Oczywiście,żenie–szepnęła.
Giancarlo natychmiast podjął trop. Zaczął się zastanawiać, dlaczego tak bardzo
zależałojejnadobrejopiniiViolet.Jakietomiałodlaniejznaczenie?
– Powiem ci, co się wydarzy. – Mówił spokojnym, niewzruszonym głosem, ponie-
ważzrozumiał,żeznalazłsposób,abysięzemścić.–Niechcęniepokoićmatkire-
welacjaminatematjejulubionejasystentki.Przypuszczam,żeniespodobałabyjej
sięprawda.
–Znienawidziłabymniezato–przyznałaPaige.–Alemiałabytakżezłamaneser-
ce.Jeślitegochcesz,drogawolna.
–Tomnieprzypadarolazłoczyńcywtymscenariuszu?–roześmiałsię,tymrazem
szczerzerozbawiony.Przyokazjidostrzegłemocjeprzemykającepojejtwarzy,ale
niezamierzałsięzastanawiać,cojepowodowało.Dobrzewiedział,naczymmuza-
leży,itylkotosięliczyło.Musiałwięcskupićsięnacelu.–Chybawszystkocisiępo-
mieszało.
–Giancarlo…
–Jeszczedzisiajzłożyszwypowiedzenieiodejdziesz.
Uniosłazaciśniętepięści,poczymbezsilniezwiesiłaręce.Musiałprzyznać,żeta-
lentuaktorskiegojejniebrakowało.
–Niemogętegozrobić.
–Niemaszwyjścia.–Giancarloniepamiętał,kiedyostatniotakdobrzesiębawił.
–Nieprowadzimynegocjacji,Paige.
Jejpięknatwarzwykrzywiłasięwgrymasiedesperacji.
–Niemogę.
–Boniezdążyłaśjeszczeprzekonaćmojejmatkidoprzepisanianaciebiecałego
jejmajątku?–zapytałoschle.–Czyniepodmieniłaśjeszczewszystkichdziełsztuki
nafałszywki?JaknamójgustRembrandtwyglądatrochędziwnie,aletomożewina
oświetlenia.
–Bezwzględunato,coomniemyślisz–wychrypiała,jakbymówieniesprawiało
jejtrudność–bardzominaniejzależy.Niebierztegodosiebie,aleonamatylko
mnie.Tynieodwiedzałeśjejprzezlata.Zawsze,kiedyopuszczatęposiadłość,ze-
wsządzlatująsięsępy.Ufatylkomnie.
–Cóżzaironia.–Wzruszyłramionami.–Alemożeszprzestaćstrzępićsobieję-
zyk. Powinnaś raczej podziękować mi za możliwość rozegrania tego na własnych
warunkach.Gdybymbyłmniejpobłażliwy,kazałbymcięaresztować.
Przezmomentmusięprzyglądała.
–Niezmuszajmnie,żebymcięsprawdziła–powiedziałacicho.–Szczerzewątpię,
żezależycinakolejnymskandalu.
– Sugerujesz, że blefuję? – odciął się. – Myślisz, że nie szukałem kobiety, która
zrujnowałamiżycie?Żeniechciałemwidziećjejzakratami?–uśmiechnąłsięponu-
ro.–AleNicolaFieldingzniknęłazpowierzchniziemi.Idlategowiem,żetytakże
nieszukaszrozgłosu.Natwoimmiejscuzacząłbymsiępakować,cara.
Paigezrobiłagłębokiwdechiwolnowypuściłapowietrze,zanimponowniezabra-
łagłos.
–SzczerzekochamViolet.–Szerokootworzyłaoczy,którewyrażałybłaganie,po-
twierdzając,żemająwgarści.–Przyznaję,żenapoczątkuupatrywałamwtejpra-
cydrogęwiodącąprostodociebie,aletosięzmieniło.Dawnotemu.Proszę.Musi
istniećinnerozwiązanietejsytuacji.
Rozkoszowałsiętąchwilą,dlategoprzeciągałjątakdługo,jakmógł.Podobnoze-
mstanajlepiejsmakowałanachłodno,aonmiałokazję,żebyodczućtonawłasnej
skórze.Minęłozbytwieleczasu,żebydziałaćimpulsywnieiwpośpiechu.Terazpo-
trafiłpanowaćnademocjami.
Oczywiścieniebyłzachwyconyfaktem,żePaigeuwikłaławichhistorięjegomat-
kę.Nigdyniepowinnabyłasiędotegoposuwać.
–Giancarlo–odezwałasię,wyrywającgozzamyślenia,podobniejaktamtegopo-
twornegodniarano,dziesięćlattemu,kiedywkońcuujrzałjejprawdziweoblicze.
Zanim porzucił ją i Los Angeles, i całą resztę hollywoodzkich machinacji, których
takbardzonienawidził.–Proszę.
Podszedłdoniej,poczymchwyciłjedenzlśniących,długichkosmykówiprzyjrzał
się, jak lśni w promieniach słońca. Usłyszał, że Paige gwałtownie nabiera powie-
trza,izapragnąłjejzcałąmocą.Tosięniezmieniło.
Nadszedłczas,żebysobiepofolgować.DotejporyGiancarlozyskałpewność,że
cokolwiekzamierzała,myślaławyłącznieokorzyściach,ignorującinstynktsamoza-
chowawczy.Dlategobyłałatwymcelem.
–Myślę,żecośwymyślimy–mruknął,wdychajączapachjejbalsamudociałaina-
pawając się zwycięstwem. – Wystarczy, że znajdziesz się pode mną i zostaniesz
tam,dopókiztobąnieskończę.
Przezkrótkąchwilęprzypominałaposąg.
–Słucham?
–Słyszałaś.
Spoglądała na niego tymi niesamowitymi oczami z obawą, a może nawet stra-
chem.Imożenawetpoczułbydosiebieniechęćzato,jakzniąpogrywał,gdybynie
wiedział, z kim ma do czynienia. Nie wolno mu było zapominać, że ta kobieta do
perfekcjiopanowałasztukęaktorskąiłgałajakznut.Dlategotylkopociągnąłdeli-
katniejejwarkoczipoczuł,jaknarastamiędzyniminapięcie.
Wiedział,żetymrazemonodniesiezwycięstwo,ponieważPaigeniepotrafiłakon-
trolowaćtego,coichdosiebieprzyciągało,aonprzestałwkońcumylićpożądanie
zmiłością.
–Chcęciędobrzezrozumieć.–Chrząknęła,zanimponowniesięodezwała:–Mam
ztobąsypiać,żebyzachowaćpracę?
Uśmiechnąłsięnawidokgęsiejskórkipokrywającejjejrękę.
–Dokładnietak.Częstoizentuzjazmem.Zawsze,kiedyprzyjdzieminatoocho-
ta.
–Chybaniemówiszpoważnie.
–Nieśmiałbymżartowaćwtakważnejdlanaskwestii.
JejustazadrżałyodrobinęiGiancarlomusiałprzyznać,żejąpodziwia,aleciałoją
zdradziło.Wyraźniewidziałsutkisterczącepodcienkąbluzkąiczułbijąceodniej
ciepło.Wiedział,żeniepotrafiłaztymwalczyćtaksamojakon.Imożewłaśniedla-
tegowszystkosięmiędzynimiskomplikowało.Możepoczątkowozagięłananiego
parolzewzględunatytułyjegoojcaipieniądzejegomatki,alepóźniejsięwtympo-
gubiła.Takczyinaczej,niezamierzałjejwspółczuć,aniprzezmoment.
– Giancarlo… – zamilkła, zanim dokończyła zdanie, chociaż nawet nie próbował
jejprzerwać.Wjejoczachzalśniłyłzy.
–Twojeszansemalejązkażdąminutą–przemówiłłagodnie,chociażniekrył,że
jejgrozi.–Terazmaszdwiemożliwości:alboodejdziesz,ajawyjawięmojejmatce
powodytwojejdecyzji,albozrobiszdokładnieto,cocikażę.
–Wtwoimłóżku–powiedziaładrżącymgłosem.
Jeśli sądziła, że zawstydzi go taką bezpośredniością, była znacznie głupsza, niż
sądził.Giancarlosięuśmiechnął.
–Powiedziałem:„zrobiszdokładnieto,cocikażę”.Kropka.–Wtedyjejdotknął.
Palcaminakreśliłkonturjejtwarzy,czując,jakprzyspieszamupuls.Ująłjejpodbró-
dekiprzytrzymałnieruchomo.–Będzieszpracowaładlamnie,Paige.Naplecach.
Nakolanach.Nabiurku.Gdziekolwiekzechcę,kiedykolwiekzechcę,jakkolwiekze-
chcę.
Drżałapodjegopalcami,aonsiętymupajał.
–Dlaczego?–szepnęła.–Przecieżtoja.Dlaczegomiałbyśchcieć…?
Kolejnyrazurwaławpołowiezdania,okazującsłabość.Jejzbrojazaczęłapękać,
dlategoGiancarlotriumfował.Pochyliłsięimusnąłustamijejusta.Smakowałydo-
kładnietaksamo,jakzapamiętał.
Płonącywnimogieńpodsycałonietylkopożądanie,aletakżerozpacz,wstydifu-
ria,któretrawiłygoprzeztewszystkielatatęsknoty.Taknaprawdęnigdynieprze-
bolałjejstraty.Brakowałomuekscytacji,którejniepotrafiławnimrozbudzićżadna
innakobieta.
–Dobrzewiem,kimjesteś–odezwałsięleniwymgłosem.Nieukrywał,jakwielka
ogarniałagoprzyjemność.–Najwyższyczas,żebyśzapłaciłazato,comizrobiłaś,
amusiszwiedzieć,żemamdoskonałąpamięć.
–Pożałujesztego.
– Żałuję od dziesięciu lat, cara – mruknął. – Kilka tygodni w tę czy w tamtą nie
zrobimiróżnicy.
Przyciągnąłjądosiebie,nieposiadającsięzradości.Itymrazemwiedział,zkim
ma do czynienia i czego się spodziewać. Nie zamierzał się zatracić ani planować
hucznegowesela.Chciałtylkozadaćjejpokutęiczerpaćztegosatysfakcję.
–Toniemasensu–odezwałasięzrozpaczona.–Tymnienienawidzisz!
– Nie nazwałbym tego nienawiścią – odparł z drapieżnym uśmiechem. – Ale ze-
mstą.
Paige obawiała się, że Giancarlo rzuci się na nią w momencie, gdy przystała na
jegowarunki,alezrobiłatodlaVioletSutherlin,którabyłajejmatkąbardziejodjej
własnejsamolubnejrodzicielki.Niemogłaporzucićjedynejbliskiejosoby.Niemo-
głajejzawieść.
Zamknęławięcoczyiczekałanaatak.AleGiancarlosięwycofał.Kazałjejczekać
trzydługiedniitrzyjeszczedłuższenoce.WtymczasiePaigepróbowałasięzacho-
wywaćjakgdybynigdyniciudawaćzachwytzpowodupowrotujedynegodziecka
starszejkobiety,którąsięopiekowała.Musiałazachowaćprofesjonalizm.Nieucie-
kaławięczakażdymrazem,kiedyGiancarlopojawiałsięwpobliżu.Wytrzymywała
jego towarzystwo, chociaż z trudem znosiła napiętą atmosferę, która jemu najwy-
raźniejanitrochęnieprzeszkadzała.
KażdejnocyzamykałasięwmałymdomkunaterenieposiadłościViolet,wktórym
mieszkała od trzech lat, i torturowała się do świtu. Wciąż na nowo przeżywała
wszystkiewspomnieniazwiązanezGiancarlem.Każdypocałunek.Każdąpieszczo-
tę.Każdygłośnyjęk,którywyrywałsięzjegoustwmomenciespełnienia.
Czwartegodniaranobyławrozsypce.
–Dobrzespałaś?–zapytał,unoszącciemnebrwi,kiedyspotkalisięnaschodach
wiodącychdogłównegobudynku.
PaigezmierzaławłaśnienaspotkaniezViolet,którajakcodzieńoczekiwałajej
wswoimpokojuwporześniadania.Giancarlostanąłtak,żemusiałabysięoboknie-
goprzeciskać,gdybychciałakontynuowaćwspinaczkę,aniemiałanatoochoty.
Najchętniej ograniczyłaby ich kontakty do minimum, chociaż drwiący głos w jej
głowiepodpowiadał,żetonieprawda.MądrakobietanajejmiejscuopuściłabyLos
Angelesdziesięćlattemuinigdyniewróciładotegomiasta,którekojarzyłosięwy-
łączniezcierpieniem.Mądrakobietanapewnoniezwiązałabysięzmatkąbyłego
kochanka,anawetgdybytozrobiła,zażadneskarbynieprzystałabynaukład,któ-
rykilkadniwcześniejzaproponowałjejGiancarlo.
–Jakniemowlę–odparłapochwili.
Niestetystanęłazbytbliskoniegoiniezdążyłasięcofnąć,kiedywyciągnąłrękę,
żebymusnąćpalcemcieńpodjejokiem.
–Kłamiesz–mruknął.–Aleniczegoinnegosiępotobieniespodziewam.
Paigenieodpowiedziała,mimożeogromniejąkorciło.Wiedziałajednak,żegdy
tylkootworzyusta,narobijeszczewiększegozamieszania,dlategopostanowiłamil-
czeć.Wszystkieuczuciawyraziłagniewnymspojrzeniem.
–Bądźgotowaoósmej–dodałbezcieniasympatii.
–Naco?
Giancarloprzesunąłsięwboknamarmurowymstopniu,zmniejszającdzielącąich
odległość.Nawidokszerokich,muskularnychbarkówipotężnegotorsutakblisko
swojej twarzy przypomniała sobie, co potrafił. Był jedynym mężczyzną, który do-
kładniewiedział,cosprawiałojejrozkosz.Czasamiwystarczyłonawetjednospoj-
rzenie,żebyrozpalićjądoczerwoności.
–Załóżcoś,podcobeztrudubędęmógłwsunąćręce–polecił,drapieżniewpa-
trującsięwjejusta.
Potemodszedł,zostawiającjąsamąwgmatwaninieuczuć,którychniepotrafiła,
czyteżniechciała,nazwać.
–Myślę,żejestpotworniesamotny–zawyrokowałaViolet.
Siedziały w jednym z ulubionych pokoi wielkiej legendy kina, bardzo jasnym
iprzestronnym,pełnymksiążekinajróżniejszychnagród.Nazywałagoswoimgabi-
netem. Kilka par drzwi balkonowych prowadziło z niego prosto do prywatnego
ogrodu.
Violet oparła się na szezlongu, spoglądając na miasto, które dumnie majaczyło
w oddali na tle kalifornijskiego nieba, i westchnęła. Na pewno doskonale zdawała
sobiesprawę,wjakisposóbłagodneświatłopodkreślałokonturjejtwarzy.Wyglą-
daławspanialezblondwłosamizaczesanymidotyłu,wswoimulubionymdomowym
strojuskładającymsięzmięciutkichdżinsów,którekosztowałyfortunę,iszmarag-
dowejbluzki,któradoskonalekomponowałasięzbłękitemjejoczu.Takwyglądała
gwiazdawswoimnaturalnymśrodowisku.
ZkoleiPaigesiedziałanaswoimzwykłymmiejscuprzyeleganckimfrancuskimse-
kretarzyku. Przed sobą miała laptop i rząd telefonów komórkowych swojej szefo-
wej,któremogłyrozdzwonićsięwkażdejchwili.
–Naprawdętakuważasz?–zapytałazdumiona,wspominającsławnegoreżysera,
októrymwłaśnierozmawiały.
Violet roześmiała się ochryple, jak to miała w zwyczaju. Ten śmiech był jej zna-
kiem firmowym, odkąd zagrała w pierwszym filmie w latach siedemdziesiątych,
iprzysporzyłjejrzeszewielbicieli.
–Oczywiście–odezwałasięchwilępóźniej.–Inieukryjątegonawetcałezastępy
młodych gwiazdeczek, przy których jak na ironię wygląda znacznie starzej niż
wrzeczywistości.Aleniechodziłomioniego,tylkooGiancarla.
–Dlaczegotakuważasz?–zapytałaPaige,ukrywającciekawość.
– Był samotnym dzieckiem – kontynuowała Violet. – Bardzo tego żałuję. Bardzo
mocnokochaliśmysięzjegoojcemiczasamiwnaszymzwiązkuniebyłomiejscana
nicinnego.
Oczywiście każdy znał tę historię o przeklętej miłości, która nie zakończyła się
happyendem.Przezwielelatżyliwseparacji,rzucającsięwramionakolejnychko-
chanków,alenigdyniezdecydowalisięnarozwód.PodczaspogrzebuhrabiegoVio-
letroniłarzewnełzy,apóźniejodmówiławszelkichkomentarzy.
–Niewydajesięsamotny–stwierdziłaPaige,czującnasobiewyczekującespoj-
rzenie starszej kobiety. Próbowała się nie wiercić ani nie robić głupich min, żeby
nie zdradzić, jak bardzo poruszyła ją ta rozmowa. – Sprawia wrażenie człowieka,
którywszystkoiwszystkichmapodkontrolą.
Violetuśmiechnęłasięsmutno.
–Jestdokładnietak,jakmówisz.Aletomuwniczymniepomaga.
Paigerozmyślałaotychsłowachjeszczekilkagodzinpóźniej,kiedyprzedlustrem
kończyła podkreślać oczy konturówką. Nagle usłyszała stanowcze pukanie do
drzwi.Spojrzałanazegar;właśnieminęłaósma.
Natychmiastrozbolałjążołądek,alezapanowałanadstrachemiposzłaotworzyć.
Na progu stał Giancarlo, ubrany w jeden z szytych na miarę garniturów, które
ostatniotakbardzolubił.Wniczymnieprzypominałtamtegobeztroskiegozawadia-
ki,któryspacerowałpoplażywpodartychdżinsachizdeskąsurfingowąpodpachą.
Całkowicieprzeobraziłsięwewłoskiegohrabiego.
Przyjrzałjejsięzminąkonesera,uważnieanalizująckucykzebranywysokoztyłu
imocnymakijaż,któregozamierzałaużywaćjakmaski.Uśmiechnąłsiępółgębkiem,
jakbydoskonalezdawałsobieztegosprawę,zanimpowędrowałwzrokiemjeszcze
niżej.Najwyraźniejsukienkanaramiączkach,ciasnoopinającapiersiispływająca
łagodnymifalamidoziemi,przypadłamudogustu,ponieważskinąłgłową.
–Bardzodobrze,cara – powiedział z satysfakcją. – Wygląda na to, że potrafisz
wykonywaćprostepolecenia,kiedycitopasuje.
–Wszyscywykonująpolecenia,kiedyimtopasuje–odcięłasię,chociażupominała
sięwcześniej,żebyniewchodzićznimwdyskusję.–Tosięnazywawalkaożycie.
–Znamkilkainnychtrafnychokreśleń–mruknąłponuro–aleniezamierzamza-
czynaćtegowieczoruodrzucaniawyzwiskami.Lepiejzachowaćsiłynapóźniej.
Paigespróbowałasięuspokoić,wmawiającsobie,żetotylkogra.Zamykaładrzwi
dłużej,niżtobyłokonieczne,zmagającsięznerwamiiniepokojem.PotemGiancar-
lo oparł rękę na jej plecach i ruszyli na spacer. Ich historia zdawała się odżywać
waksamitnymmrokunocy.
Nieodzywałsiędoniej.Wmilczeniupomógłjejwsiąśćdosportowegosamocho-
du,poczymzająłmiejscezakierownicą.Paigeniewiedziała,czegosięspodziewać.
Może zamierzał upokorzyć ją publicznie w jakiejś restauracji. Może kierowali się
dojednegoztychtanichmoteli,gdziemożnabyłowynająćpokójnagodziny,żeby
tam potraktować ją jak dziwkę, za którą ją uważał. Spodziewała się wszystkiego,
tylkonietego,żezatrzymasięnaskrajuklifunatotalnympustkowiu.
–Wysiadaj–rozkazał.
–Niemamochoty–odparła,spoglądajączprzerażeniemnastarą,drewnianąba-
rierkę.
–Niezrzucęcięnadół,nieważne,jakbardzokuszącewydajesiętakierozwiąza-
nie–odezwałsięrozbawiony.–Tobyłabyszybkaśmierć,ajachcę,żebyścierpiała.
Chociaż te słowa zadały jej ból, ukoiły nieco strach, więc wysiadła i czekała na
ciągdalszy.Giancarloniepatrzyłnanią.Właściwieaninamomentnieoderwałoczu
odświatełmiastamigoczącychwoddali.
–Podejdźdomnie.
Natoteżniemiałaochoty,aleobiecałamuposłuszeństwo.Stanęławięcoboknie-
go,agdyobjąłjązaszyjęiprzyciągnąłmocnodosiebie,zadrżała.Pogłaskałjejpoli-
czek,apotemnakreśliłlinięust.
Jegodotykparzył.Wciążmiałtakdoskonalewyrzeźbioneciało,jakzapamiętała.
Niekazałjejrozchylićust.Zrobiłatozwłasnejwoli.Wtedyonwsunąłkciukmiędzy
jejwargi.JegooczybłyszczałytaksamointensywniejakświatłaLosAngeles.
–Przypomnijmi,dlaczegostraciłemdlaciebiegłowę–mruknąłprzeciągle.–Inie
zapomnijużyćjęzyka.
Paigeniewiedziała,cowniąwstąpiło,aleujęłajegodłońobiemarękamiiwyko-
nała polecenie. Ssała jego palec, lizała go i całowała, wyobrażając sobie zupełnie
innączęśćjegociała.Niewiedziała,jakdługototrwało.Zekstazywyrwałjądopie-
rojegogłos.
–Nakolana,Paige.Iprzyłóżsięjeszczebardziej.
ROZDZIAŁTRZECI
PrzezmomentPaigesądziła,żesięprzesłyszała.Przecieżniemógłodniejwyma-
gać,żebyzrobiłacośtakiegonagołejziemitużprzydrodze,którąkażdymógłprze-
jeżdżać.AleGiancarlowpatrywałsięwniąwyczekująco,dającdozrozumienia,że
właśnietegoodniejoczekuje.
–Chybanietutaj–zaprotestowałasłabymgłosem.
–Gdziekolwiekzechcę.Jakkolwiekzechcę.Sądziłem,żewyraziłemsięjasno.
–Tak,ale…–chrząknęła.–Toznaczy,janie…
– Sprawiasz wrażenie zdezorientowanej. – Nadal jej dotykał, pogarszając sytu-
ację,akiedymusnąłpalcamijejnagieramiona,chciałakrzyczeć.–Jato,jatamto.
Tuniechodziociebie,aleomnie.
–Giancarlo.
–Powiedziałemci,comaszrobić–powiedziałozięble.–Icosięwydarzy,jeślimi
odmówisz.
Wyrwałasięzjegouściskuwprzypływiegniewu.Byławściekłanietylkonanie-
go,aletakżenasiebie.Zrozumiała,żepragnęłajegopowrotu,alejegopowrótnie
oznaczał,żegoodzyskała.Niebyłtymczłowiekiem,zaktórymtęskniła.
Przez pierwsze miesiące, a nawet lata nie opuszczała jej nadzieja, że ponownie
pojawi się w jej życiu. Sądziła, że odszuka ją, gdy tylko opadną emocje i ucichną
echaskandalu.Łudziłasię,żepodobniejakonabędziechciałdokończyćrozmowę,
którą zaczęli na progu jej mieszkania tamtego dnia, gdy zdjęcia obiegły świat. Bo
chociaż spędzili razem tylko dwa miesiące, Giancarlo zdążył poznać ją lepiej niż
ktokolwiek inny. Oczywiście szczegóły zachowała dla siebie, ponieważ nie chciała
dzielićsięnimiabsolutnieznikim,alerozumielisiębezsłów.
–Naprawdętegochcesz?–rzuciłazezłością,zapominającosamokontroli.–Wła-
śnietymsięstałeśpodziesięciulatach?
–Toprzezciebietakijestem–przypomniałjej.–Itak,naprawdętegochcę.
–Zmusićmniedorzeczy,naktóreniemamochoty?Dotego…do…
–Niezachowujsię,jakbyśbyławestalskądziewicą–syknął,aPaigezaczęłasię
zastanawiać,czyjużzapomniał,żewłaśnietakadoniegoprzyszładziesięćlattemu:
nietknięta.–Powiedziałem,żemaszspełniaćmojezachcianki,włóżkuipozanim.
–Żemuszęuprawiaćztobąseksalbozrezygnowaćzpracy–wycedziłaprzezza-
ciśniętezęby.
Niewzruszyłramionamianisięnieuśmiechnął.
–Dokładnietak.
–Niezostawiaszmiwyboru.
–Zawszejestjakiśwybór,Paige,nawetjeślicisięniepodoba.
–NiemogęzranićViolet.Czyonawogólecięnieobchodzi?–zapytałazniedo-
wierzaniem.
–Wszystkieczynymająswojekonsekwencje–odparłsurowo.–Jeszczesiętego
nienauczyłaś?Nierozumiesz,żechcędaćcinauczkę?Niezależyminatwoimdo-
brym samopoczuciu ani nie zamierzam dostarczać ci rozrywki. Chodzi wyłącznie
oto,żebyśzapamiętała,jaknienależypostępować.
Wpierwszejchwilichciała zerwaćsiędoucieczki, alemusiałabypokonać długą
drogę z góry na dół, a w butach na obcasach nie dotarłaby daleko. Właściwie nie
byłapewna,jakzdołałatakdługowytrwaćnawłasnychnogach,kiedywrzeczywi-
stościopadałazsił.Czułasiętak,jakbyladamomentmogłasięrozpaśćnamiliony
kawałków.
–Wytłumaczmiwięc–odezwałasię,gdytylkoodzyskałapanowanienadgłosem–
jak dokładnie wyobrażasz sobie tę lekcję. Twierdzisz, że do niczego nie będziesz
mniezmuszał,aleproponujeszrzeczy,którychniechcę.
– Poważnie? – Pokręcił głową, uśmiechając się kpiąco. – Na pewno znasz moje
zdanienatematkłamstw,Paige.Gdybymterazzadarłtwojąsukienkęidostałcisię
domajtek,czegobymsięotobiedowiedział?Żeniejesteśzainteresowana?
Oczywiścieniemogłasięztymkłócić.
–Nieotochodzi.Totylkobiologia.
–Pragnieszmnie?
Taknaprawdętoniebyłopytanie,aodpowiedziałamucisza.Paigeniemusiałanic
mówić.Byłapewna,żezdradziłyjąwypiekinatwarzy.ZresztąGiancarloznałjąna
tyledobrze,żebyibeztegowiedzieć,jakreagowałonaniegojejciało.
–Proszę–szepnęła,ztrudemwydobywającgłos.
– Dojdziemy do części z błaganiem – obiecał, patrząc na nią bez cienia litości.
Czuławielkiból,aprzytymtakżeogromnepożądanieinierozumiała,dlaczegotak
siędzieje.–Alenajpierwklęknijwtejchwiliiniekażmisiępowtarzać.
Niespodziewałsię,żeusłucha.
Stalinaprzeciwkosiebiewmroku,wystarczającoblisko,żebymógłobserwować
jej twarz. W pewnym sensie nawet liczył na to, że mu odmówi, odejdzie od niego
i położy kres temu szaleństwu, zanim pochłonie ich oboje. Tylko ona mogła to po-
wstrzymać,ponieważonjużniepotrafił.Straciłhamulce,gdytylkojąujrzał.Pędził
wdółstromejgórynazłamaniekarku,niedbającoto,cozniszczypodrodze.
Ale Paige nawet nie mrugnęła, chociaż zaciskała pięści. Sądził, że rzuci się do
ucieczki, ale ona poruszyła się z wielką gracją, którą dawniej tak wielbił. Zrobiła
dokładnieto,cojejkazał.Uklękła.
Ichociażpragnąłprzywołaćcałązłość,którazapewniałamuamunicjęwtymstar-
ciu,nieczułnicpodobnego,kiedywpatrywałasięwniegodużymioczami,delikatnie
rozchylającusta.Wtedyzrozumiał,żesięoszukiwał.Nietrzymałrękinapulsie.
Uznał jednak, że jak długo ona nie będzie miała o tym pojęcia, on nie wyjdzie
z roli mrocznego mściciela. Noc wydawała mu się teraz znacznie ciemniejsza niż
wrzeczywistości,ananiebiebłyszczałomniejgwiazdniżwtedy,kiedyspoglądałna
niewToskanii,gdziebyłjegodom.
Usłyszał,jakPaigegwałtownienabierapowietrza,ipoczuł,żewypełniagoznajo-
maniszczycielskasiła.Falagorącaprzetoczyłasięprzezjegociało,apotemstałsię
twardyjakgranit.
–Twojamatkauważa,żejesteśsamotny–odezwałasięniespodziewanie.
Nieodrazuzrozumiałjejsłowa,agdyjużdotarłdoniegoichsens,ogarnęłogo
silne uczucie. Wmówił sobie, że to złość. Ujął w dłoń jej twarz i przytrzymał tak,
żeby na niego spojrzała. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak trudno było mu nad
sobą zapanować. Ostatecznie zdołał jednak ujarzmić rozszalałe pożądanie, które
domagałosię,żebyposiadłjąbezdalszejzwłoki.
–Tosięnieuda–odparłłagodnie.
–Jatylkopowtarzamjejsłowa.
–Jeślichceszmiopowiedzieć,jaktozalewałasięłzaminadstarymialbumamipeł-
nymimoichzdjęćzdzieciństwa,odrazumożeszsobiedarować–ostrzegłzłowiesz-
czo.–Pozatymjakośniewierzę,żebyśnaglezaczęłasięprzejmowaćmoimstanem
emocjonalnym.
–Nawetgdybymsięprzejmowaławyłącznietwoimstanememocjonalnym,tyitak
miałbyśomniejaknajgorszezdanie–rzuciłaztakąbutą,jakbytoonklęczałprzed
nią.–Wtakimraziepowiedzmicośinnego.Iletopotrwa?
–Słucham?
–Kiedydaszmispokój?–Oblizaławargi,aGiancarloomalniejęknąłnatenwi-
dok.
–Kiedysięznudzę.
–Zakilkagodzin?
–Raczejniebędzieszmiałatyleszczęścia.–Pogłaskałjejpoliczek.–Miałemspo-
roczasu,żebyplanowaćdlaciebienajróżniejszetortury.Niewiem,ileupłyniecza-
su,zanimzastosujęjewszystkie.
–Możegdybyśporozmawiałzemnąwtedydłużejniżkilkasekundinie`przepadł
jakkamieńwwodęnadziesięćdługichlat,niemusiałbyśzaprzątaćsobiegłowyta-
kimirzeczami.
Poczułsiętak,jakbykopnęłagowbrzuch,kiedywspomniałdzień,wktórymwy-
korzystałagodokładnietaksamo,jakdawniejwykorzystywałagoViolet.
– Nie chciałem z tobą rozmawiać – warknął. – I teraz też nie chcę. To się nie
zmieni.
Kiedyminąłichsamochódnadługichświatłach,dostrzegłcośniepokojącegowjej
oczach.
–Wtakimrazielepiejzaczynajmyzrealizacjątwoichfantazjierotycznych–za-
szczebiotałapogodnie,zanimchwyciłazaklamręjegopaska.
Niespodziewaniedlasiebiepowstrzymałją.Pomógłjejwstać,uważnieobserwu-
jącjejtwarz.
– A już myślałam, że trafimy do aresztu za nieobyczajne zachowanie w miejscu
publicznym – szepnęła zachrypniętym głosem. – Skazaliby mnie za nagabywanie
iwszystkietwojemarzeniaziściłybysięwjedenwieczór.
– Byłoby cudownie – odparł, mocno ściskając jej ramię. – Ale tutaj nie chodzi
oczyny,cara.Niezasłużyłaśnatenprzywilej.Zależymiwyłącznienatym,żebycię
upokorzyć.Żebyśczołgałasięprzedemną,takjaknatozasłużyłaś.
Roześmiałsięponuro,poczymjąpuścił.Aleprzyszłomutotrudniej,niżpowinno.
WkolejnymtygodniudlaPaigestałosięjasne,żeGiancarlowcaleniezamierzał
jejzmuszaćdoseksu,nawetjeślitaktwierdził.Jegoplanokazałsięznaczniebar-
dziejdiaboliczny.Chciałutrzymywaćjąwstanieciągłejpaniki.Pragnął,żebymyśla-
ławyłącznieonim.Idoprowadzałjąwtensposóbdoszaleństwa.
PewnegodniaprzyszedłdoprzepastnejgarderobyViolet,gdziewłaśniewybierała
strojeodpowiednienawydarzenie,wktórymgwiazdamiaławziąćudziałwieczoro-
wąporą.
–Podciągnijspódnicę,zdejmijmajtkiipodajmije.Oczywiście,jeślibyłaśnatyle
głupia,żebyjezałożyć–rozkazałGiancarlobezżadnychwstępów.
ZaskoczonaPaigepodskoczyłaniczymrażonaprądem,wracającdorzeczywisto-
ścizjegodomuwMalibu,gdziedziesięćlatwcześniejspędziliwieleupojnychnocy.
– Słucham? – zapytała nerwowo, chociaż zrozumiała go doskonale. Sam dźwięk
jegogłosuwystarczył,żebyrozbudzićwniejpożądanie,nawetwtejniezbytprzy-
jemnejdlaniejsytuacji.
–Czytotwojastrategia,cara?Zamierzaszudawaćgłuchązakażdymrazem,kie-
dysiędociebieodezwę?–Stałwdrzwiach,niezwyklemęskiiseksowny.Tymra-
zem garnitur zamienił na strój sportowy i znacznie bardziej przypominał mężczy-
znę,któregokiedyśkochała.–Tozaczynamniemęczyć.
Stała nieruchomo przy znajdującej się na środku pomieszczenia gablocie z nie-
zwykłą kolekcją biżuterii Violet, w ostrym świetle lamp wiszących nad jej głową.
Zwyczajnieniemogłasięruszyć.
–Próbowałamcięostrzec,żeprędzejczypóźniejsięznudzisz.
OczyGiancarlapociemniały.
– Udowodnij, że potrafisz wykonywać polecenia – mruknął, krzyżując ręce na
piersi.Oparłsięramieniemoframugę,przyjmujączrelaksowanąpozę,alePaigenie
dałasięzwieść.Miaładoczynieniazdrapieżnikiemzdolnymdoatakuwkażdejse-
kundzie.–Natwoimmiejscuniekazałbymmiczekać.
–Wciążtylkomigrozisz–zauważyłacichymgłosem.–Jestemnieżywazestrachu
ikiedydudnimiserce,ciężkomiusłyszećcokolwiekinnego,wtymtakżetwojein-
strukcje.
–Obojewiemy,żetoniestrach–skwitował,uśmiechającsięwymownie.
Paigeniemogłaztymdyskutować.Zerknęławdółnaswojąkusąspódnicę,pod
którąniemiałaabsolutnienic,izdałasobiesprawę,żegrała,jakjejzagrał.Wkoń-
cutoonkazałjejubieraćsiętak,żebymiećdoniejłatwydostęp,aonausłuchała.
Kiedyponownienaniegospojrzała,napotkałajegoświdrującespojrzenie.Uśmie-
chałsięszeroko,zadowolonyzsiebie,jakbydokładniewiedział,oczymmyślała.Ru-
chemgłowypokazał,żebyuniosłaspódnicę,ichociażjejzdradzieckieciałochciało
usłuchać,niezrobiłatego.
–Chodźtutajisamsięprzekonaj,jeślitakbardzocizależy–rzuciłazuchwale.
Giancarlopokręciłgłową,jakbyogarnąłgosmutek.
–Kolejnyrazłamieszzasadygry,cara. Przestań się ze mną droczyć i pokaż, co
maszpodspodem…Alboczegotamniemasz.
Paige wiedziała, że mówi poważnie. Wytłumaczyła sobie, że to nie ma żadnego
znaczenia.Wkońcuwidziałjąjużnago,wdodatkuwznaczniebardziejintymnych
momentach.Zdawałasobiejednaksprawę,wcozniąpogrywał.Chciał,żebyzapa-
łaładoniegonienawiścią.
Roześmiała się więc niczym bezwstydnica, którą nigdy nie była. Wyszła zza ga-
bloty,obserwując,jakjegotwarztężeje,apotembardzowolnouniosłaspódnicęna
wysokośćbioder.
–Zadowolony?–zapytała,stojącprzednimobnażona.
Giancarlopatrzyłnaniądługoiprzeciągle,ażjejtwarzpoczerwieniałaodrobinę.
Dostrzegłaznajomybłyskwjegociemnychoczach.Wiedziała,coznaczył.Wkońcu
znałagorówniedobrzejakonją.
–Chodźdomnie–rozkazałochrypłymgłosem,któryprzyciągałjąjakmagnes.
Usłuchała.Iniebyłaztegopowodunieszczęśliwa.Podeszładoniego,czując,jak
krewzaczynajejszybciejkrążyćwżyłach.Giancarlomógłnazywaćtozemstą,ale
jejprzypominałototamtoszaleństwosprzedlat,którecałkowicienimizawładnęło.
Kiedysięprzednimzatrzymała,chwyciłjązanadgarstkiiodciągnąłjejręcedo
tyłu.Spódnicanatychmiastopadła,zasłaniającdoniedawnaodkryteczęścirozpalo-
negociała.Wtedyogarnęłająpanika.
Zanimjednakzdążyłaprzeanalizowaćwszystkiemożliwescenariusze,pocałował
jątaknamiętnie,jakrobiłtozwyklepodczasseksu.Paigeodwzajemniłapocałunek,
przywierającdoniegocałymciałem,zapominającojegogroźbach,brakuzaufania,
zdradzieigniewie.Nieobchodziłojej,czegoodniejchciałanijakzamierzałjązra-
nić.Liczyłosiętylkotuiteraz.
WpewnejchwiliGiancarlopuściłjejręce,aonazarzuciłamujenaszyję.Tuliła
siędoniegotakmocno,jakbychciałasięznimzespolić,takjakotymmarzyła.Ina-
glepoczuła,żecośsięzmieniło.Gniewzamieniłsięwnamiętność,aoniponownie
stalisiętamtymimłodymikochankami,którzysięwsobiezatracili.
Onteżtopoczuł.Zrozumiałatowchwili,gdynaprężyłcałeciałoijąodepchnął.
Przezmomenttylkosięnasiebiepatrzyli,oddychającszybko.Paigestraciłarówno-
wagę,aleonniepozwoliłjejupaść.
–Dziękuję–powiedziałacicho.–Terazjużwiem,gdziemojemiejsce.Tenkażący
pocałunekwszystkomiwyjaśnił.
Wyraz jego twarzy zadał jej znacznie większy ból niż wszystkie słowa, którymi
próbowałjązranić.
–Doskonale–odparłponuro.–Możeodtądbędzieszbardziejusłużna.
Niepowinienbyłjejcałować.Popełniłogromnybłąd.
Giancarlo biegł tak długo, aż płuca zaczęły go palić, a nogi zaczęły się pod nim
uginać,amimotonadalczułjejsmak.Niepotrafiłsięgopozbyć.Byłodokładnietak
samojakdekadęwcześniej,aletymrazemniemógłudawać,żezostałotumaniony.
Tymrazemwszedłwtenukładzwłasnejwoli.
Samamyślotym,żemógłbyzacząćwtymmiejscu,gdziekiedyśskończyli,wyda-
wałasięzbytkusząca,bymógłjązignorować.Sytuacjawymykałamusięspodkon-
troli.Zapominał,zkimmadoczynienia.
AprzecieżwciążmiałdoczynieniazNicolą.Mogłazmienićimięi`wygląd,aleto
ciąglebyłaona.Tasamakobieta,któragozniszczyła.
Mimowszystkowracałdostarychnawyków,któretakdługopróbowałwyplenić.
WeWłoszechczekałonaniegomnóstwopracy,aonbiegałsobiepowzgórzachBel
Airtaksamojakwtedy,kiedymiałszesnaścielatipróbowałuwolnićsięodnapięcia.
Śniłoniejcałąnoc.Obudziłsię,myśląconiej.Byłodniejuzależniony.Inaczejnie
dałosięopisaćtegostanu.Pragnąłjąupokorzyćisprawić,żebypoczułasięrównie
potwornie jak on tamtego dnia, kiedy odkrył, że jego nagie zdjęcia obiegły świat.
Musiałacierpieć.
Giancarlo wyprostował się, odgarniając włosy z czoła. Przeszłość napierała na
niegozezbytwielkąmocą.Pamiętałjązbytwyraźnie.Wspominałnietylkoseks,ale
takżeto,jakgorozśmieszała,jakpaplałaprzeztelefonijaksiędoniegouśmiecha-
ła.
Niestetywjegowspomnieniachniezatarłosiętakżeto,conastąpiłopotem.Kiedy
zrozumiał,żeukochanakobietagozdradziła,ipojechałdoWłochnaspotkanieze
swoimojcem.
Tenleciwyjużwtedymężczyznauważał,żedżinsnadajesięwyłączniedlaplebe-
juszy,ajedynąrzeczążałośniejsząodeuropejskiejarystokracjijestbrytyjskarodzi-
nakrólewska,zewszystkimiswoimirozwodamiipublicznympraniembrudów.Hra-
biaAlessimógłuczyćdobregowychowaniaimanierchoćbywżeńskimklasztorze.
Byłłagodnyiszlachetny.Dumniereprezentowałswójwymierającygatunek.
– To nie twoja wina – powiedział, kiedy spotkali się z Giancarlem po wybuchu
skandalu.Uściskałswojegojedynegosynaipowitałgociepło.Jegociałowydawało
sięprzerażającosłabeikruche.–Kiedyożeniłemsięztwojąmatką,doskonalewie-
działem,nacosiędecyduję.Naiwniewierzyłemjednak,żewedwojemożemywy-
chowaćsynazdalaodwścibskichspojrzeń.Wrzeczywistościcośtakiegomusiało
sięwydarzyćprędzejczypóźniej.
ByćmożerozczarowanieojcajegoosobądotknęłoGiancarlabardziej,ponieważ
byłospodziewane.Nietowarzyszyłymusmutekanizłość.Niebyłosięocospierać.
Starajsięzewszystkichsiłczynićdobro,powtarzałsynowirazzarazem.Nigdy
nieróbwidowiskazsiebieanizinnych.Iunikajnieprawychorazhaniebnychczy-
nów,któreidązesobąwparze.
Giancarlozawiódłnacałejlinii.Przyokazjiutwierdziłsięwprzekonaniu,żenigdy
nie zawrze związku małżeńskiego. Bo niby skąd mógł mieć pewność, że jego wy-
branka będzie się interesowała wyłącznie nim, a nie pieniędzmi i tytułami? Poza
tymżadnegodzieckanieskazałbynaswójlos.
TylkoprzeklętaPaigezdołałanamomentzamącićmuwgłowie,aledrugiraznie
mogłosięjejudać.ZtąmyśląGiancarlopobiegłdalej.
ROZDZIAŁCZWARTY
Podługim,gorącymprysznicuiprzywołaniusiędoporządkuGiancarlowyszedłna
korytarz, napędzany gniewem. La Bellissima wyglądała dokładnie tak samo jak
wczasachjegodzieciństwa.Oszałamiałabogactwemiprzepychem.Najwspanialsze
dziełasztukizdobiłyściany.Drobnedetale,widocznetuitam,przypominałyopraw-
dziwej naturze Violet Sutherlin, która urodziła się pod innym imieniem w kolebce
artystów,Berkley.BlaskdawnegoHollywoodmieszałsiętutajzurokiemnowocze-
snościiwszystkowjakiścudownysposóbdosiebiepasowało.
Tendombyłtakisamjakjegowłaścicielka,którawlatachsiedemdziesiątychza-
czynała karierę jako seksowny kociak wydymający usteczka, a wkrótce stała się
prawdziwąlwicą,trzęsącąbranżąfilmową.
Pewnegorazuujawniłalaurki,którerobiłdlaniejjakomałychłopiec,pełnedekla-
racjimiłościioddania.Wszkoleniebyłopotemdziecka,któreniedrwiłobyzniego
ztegopowodu.Późniejpodczasjednegozwywiadówopowiedziała,jakprzyłapała
gowłóżkuzjegopierwsządziewczyną.CzternastoletniwówczasGiancarloczułsię
ogromnieupokorzony.
Znałkażdyzakamarekwtymdomu,amimotonigdynieczułsiętutajjakusiebie.
Był tylko jedną z wielu ozdób, którymi otaczała się Violet. Ale kochał ją mimo
wszystko.
Kierowałsięprostodojejgabinetu,ponieważwiedział,jakbardzolubiłaspędzać
tamdługiegodziny,podziwiającwidoknamiasto.Wdzieciństwieczęstowspinałsię
najejszezlongikładłustóp,podczasgdyonaćwiczyłaróżneakcentyipozypozwa-
lającejejprzemienićsięwkogośinnego.Ogromniegowtedyfascynowała.Itosię
chyba nie zmieniło. Lepiej było podziwiać Violet, niż na niej polegać. Odkąd się
ztympogodził,obojgużyłosięznacznielepiej.
Przystanąłprzeddrzwiami,gdydojegouszudoleciałsłynnyśmiechmatki.Stała
przydrzwiachbalkonowychskąpanawpromieniachsłońca,trzymającwrękutele-
fon komórkowy. Kiedy już się zorientował w sytuacji, szybko odszukał wzrokiem
drugąkobietę.
Paigesiedziałaprzywymyślnymsekretarzykuustawionymwroguipisałacośna
komputerze.Chociażwydawałasięskupionanaklawiaturze,nieuszłojejuwadze,
kiedy Violet przewróciła oczami, spoglądając na nią, i od razu zrobiła stosowną
minę.Wyrażaławspółczucieipomyślałby,żejestszczera,gdybynieznałprawdy.
Na niego też często patrzyła w ten sposób. Wtedy jeszcze sądził, że go kocha,
równiemocno,jakonkochałją.Aletamtakobietanigdynieistniała.Byłaułudą–
zjawąznajgorszychkoszmarów.
Giancarlonadalniemógłuwierzyć,żetakbardzosiępomylił.Cogorsze,tęsknił
zaNicolą.Pragnął,żebywróciła.Iwłaśniedlategozdawałsobiesprawę,wjakim
wielkim znajdował się niebezpieczeństwie. Musiał się mieć na baczności, żeby hi-
storianiepowtórzyłasięnigdywięcej.
–Najdroższy–powitałagomatkazuśmiechem,gdytylkoodłożyłatelefon.–Nie
skradajsiępoddrzwiami.Trzebabyłowejść.Tenczłowiek,którydzwonił,totylko
mójagent.Niemiłosierniegłupi,aleitaklepszyodpozostałych.
GiancarlonapotkałspojrzeniePaige,któranapowrótskoncentrowałasięnatek-
ście,którywłaśniepisała.Zauważył,żeściągnęłałopatkiiuniosłagłowę.
–MuszęwracaćdoWłoch–oświadczyłzwięźle.
– Nie możesz wyjechać – zaprotestowała Violet, a palce Paige zaczęły szybciej
śmigaćpoklawiszach.–Dopieroprzyjechałeś.
–Przyjechałem,boniewidzieliśmysięprzesadniedługo,matko–odparłłagodnie.
–Nigdyniezamierzałemzostaćnadłużej,alemamdlaciebiepropozycję.
–ChceszwrócićdoLosAngeles?–zapytałastarszakobietatakimgłosem,jakby
jużnawstępiewtoniewierzyła.–Tocudownie.DomwMalibujestzbytładny,żeby
rzucićgonapastwęnajemcom.
–Nicpodobnego.–WolałbyobserwowaćPaigeniżwłasnąmatkę,alesięnatonie
odważył. – Chcę natomiast, żebyś odwiedziła mnie we Włoszech. Zabierz ze sobą
swojąasystentkęispędźzemnąresztęlata.
Przez moment Violet sprawiała wrażenie zaskoczonej, ale ostatecznie powścią-
gnęłaemocjeinadałatwarzywyglądmaski.Takąkochałająpubliczność,aGiancar-
lomusiałprzyznać,żejemutakżebardziejodpowiadałatawersja.Niebyłpewien,
jaktoonimświadczyło,alelepiejradziłsobiezgwiazdąniżzprawdziwąVioletSu-
therlin,któraudawała,żemacierzyństwostanowidlaniejpriorytet.
– Najdroższy, znasz mój stosunek do Włoch. Kocham je całym sercem. Ale oba-
wiamsię,żepochowałamtosercerazemztwoimojcem.
–AlejazapraszamciędonowychWłoch–dodałGiancarlozuśmiechem.–Moich.
–Stworzyłeśsobiewłasne?–Violetroześmiałasięgłośno.–Wtakimraziejużro-
zumiem,cozajmowałociętakdługo.
– Całkowicie przebudowałem posiadłość – wyjaśnił cichym głosem. – Wiem, że
wiele razy ci o tym opowiadałem, ale chcę, żebyś się przekonała na własne oczy.
Myślę,żeojciecbyłbyzemniedumny.
–Jestemotymprzekonana–zapewniłagożarliwie.WtedyGiancarlozrozumiał,
żejąskusił.ZrozumiałatotakżePaige,któraznieruchomiałaprzyswoimkompute-
rze.–Nodobrze,najdroższy.ZwielkąochotęodwiedzęznowuToskanię.
Paige przez całe życia marzyła o wyprawie do Włoch. Jako dziecko wykradała
książkizbibliotekiiprzemycałajedoponurejprzyczepyswojejmatkiwpiekącym
słońcuArizony.Czekała,ażArleenstraciprzytomność,poczymsięgałaponieima-
rzyła.Wyobrażałasobiecyprysywytyczającegranicefalujących,zielonychpól,po-
mniki dawno zapomnianych bogów i pozostałości cywilizacji, które zniknęły z po-
wierzchniziemicałewiekiprzedjejurodzeniem.
Potem poznała Giancarla, który wniósł do jej życia odrobinę tego wspaniałego
kraju,ijejmarzenianabrałybardziejrealnychkształtów.Nawetwtedy,kiedybar-
dziejzależałomunaświatłachHollywoodniżnaswojejspuściźnie,opowiadałoty-
siącachakrównależącychdojegoojca.Naiwniesądziławtedy,żepewnegodniaza-
mieszkajątamrazem.
Alekiedywkońcumiaładotrzećdotegomiejsca,ogarniałjąbólnamyśl,żenigdy
niebędziemogłanazywaćgodomem.RozległaposiadłośćwpięknejToskaniinale-
żaładoroduAlessichodczasówśredniowiecza.Byłausianastarymiwiejskimicha-
tami, które Giancarlo poddał starannej renowacji z myślą o wyjątkowej klienteli:
oludziachtakbogatychjakjegomatkaitakuczulonychnanaruszanieichprywat-
nościjakjegoojciec.
WśródnichgórowałCastelloAlessi,otoczonypagórkami,gajamioliwnymiiwinni-
cami,atakżewiekowymdębowymlasem.TegoPaigedowiedziałasięzestronyin-
ternetowej,którąprzeczytałzestorazyjeszczenapokładziesamolotu,abyupew-
nićsię,żenieśni.
Po całonocnym locie osiedli na prywatnym lądowisku w dolinie. Był ciepły pora-
nek. Wszędzie dookoła rosły żółte kwiaty, a błękitu nieba nie mąciła nawet naj-
mniejszachmura.Wszystkowyglądałodokładnietak,jakPaigesobiewyobrażała.
Violet ulokowała się w cudownie odnowionym zamku z kamiennym dziedzińcem,
z którego rozpościerał się zapierający dech widok. Poza tym miała do dyspozycji
prywatnespaisłużbęgotowąnakażdejejskinienie.
Dla Paige Giancarlo przygotował inne atrakcje. Wsadził ją do jeepa i wywiózł
wgłąbposiadłościnaszczytpobliskiegowzniesienia,gdzieznajdowałsięsamotny
dom.
–Chceszmnietutajporzucićzakarę?–zapytała,gdydotarłodoniej,żeniejadą
dookazałegobudynku,aledochatkiprzycupniętejwdolinie.Robiła,comogła,żeby
naniegoniepatrzećwobawie,żewzbierającewniejemocjesprowokująjądopła-
czu.–Niesądzisz,żetosięmożewydawaćdziwne?
–Odpowiedniowyszkolonypersonelbędzieskakałdookołamojejmatkidwadzie-
ściaczterygodzinynadobę–odparłodrobinęzniecierpliwiony.–Jeślijednakzja-
kiegoś powodu uzna, że potrzebuje twojej obecności między kolejnymi zabiegami
wspa,poprostuwyśledociebiemejl.MamytutajdoskonałeWi-Fi.
– Czyli odpowiedź brzmi „tak” – skwitowała Paige, kiedy zatrzymali się przed
chatką.Giancarloprzekręciłkluczykisilnikzgasł.Nagłaciszawydałasięcudowna
iprzerażającajednocześnie.–Tomojakara.
Niechciałasięrozglądać,dlategospojrzałananiego,corównieżnieokazałosię
dobrympomysłem.Czułasięsłabaibezbronna.
–Sądzisz,żeniewiem,dlaczegomnietutajsprowadziłeś?–roześmiałasięgorz-
ko.–Chceszmiećpewność,żebymniemiaładokąduciec.Nieuważasz,żetojedna
znajbardziejoczywistychtortur?
–Nieobchodzimnie,comyślisz.
Paigewystrzeliłazjeepajakzprocy,aonodczekałchwilęiniespieszniewysiadł
nazewnątrz.Zastanawiałasię,czyzniąpogrywa.Możeprezentowałprologdojed-
nejzwieluwyreżyserowanychprzezsiebiescen.Niepewnatego,cosięzarazwy-
darzy,wsunęłaręcedokieszenidżinsów.Przyokazjipróbowałasobiewmówić,że
kiepskiesamopoczuciejestwyłącznieefektemzmęczeniapodługiejpodróżysamo-
lotem.Alewrzeczywistościnieczułasięzbytniozmęczona.
–Jakdługobędzieszmnietutajtrzymał?–zapytałagłosem,któryniebrzmiałjak
jejwłasny.
Giancarlo wyciągnął jej torby z bagażnika, zarzucił je na ramię i zniknął za
drzwiamichatki.AlePaigesięnieruszyła.Stała,spoglądającnafalującą,zielonąli-
nięhoryzontu.Byłotakjakwjejsnach,ztąróżnicą,żetopięknemiejscemiałosię
staćjejwięzieniem.Jednocześnieniemogłasięoprzećwrażeniu,żewkońcuodna-
lazładom.
–Takdługo,jakzechcę–odparł,pojawiającsięnaprogu.–Muszępoczućsatys-
fakcję,cara.Twojeuczuciasąmiobojętne.
– Ale przecież twoim zdaniem ja nie mam uczuć. – Nie zamierzała powiedzieć
tegotakimwyzywającymtonem.Spojrzałanapięknywidok,rozmyślającotym,że
nigdyniemiałaprawdziwegodomuinigdyjużtakiegomiećniebędzie.Tęsknotaza
takimmiejscemokazałasiędlaniejwiększątorturąodtych,któreGiancarlomógł
dlaniejwymyślić.–Jestemtylkowyrachowanązdzirą,którajużrazcięzniszczyła,
a teraz próbuje tego samego. Kłamliwą prześladowczynią, która zakradła się na
łonotwojejrodziny.
–Widzę,żedoskonalesięrozumiemy–mruknąłprzeciągle.–Tylkonierozumiem,
pocotendramatyzm,skorowszystkojestjasne.
Pokręciła głową, cierpiąc katusze. Sny były nieszkodliwe. Nie przetrwałaby bez
nich w tym okropnym, nędznym miejscu, w którym dorastała u boki matki alkoho-
liczki,któraczęstowykorzystywałają,żebysięutrzymać,taksamojakdziesięćlat
temu.Alemarzeniaprzysparzałykłopotów,azwiązekzGiancarlempozwoliłjejma-
rzyć.Więcejniezamierzałapopełnićtegobłędu.
–Wiem,żeniechceszmiwierzyć–odezwałasięmimowszystko,ponieważnigdy
niepotrafiłasięprzednimbronić.Kiedygopoznała,cieszyłsięsławąnienasycone-
godonżuana,aleonaitakzakochałasięwnimbezpamięci.Dlategotakbardzoza-
leżało jej teraz, żeby chociaż przez chwilę widział prawdziwą ją. – Zrobiłabym
wszystkodlatwojejmatki.Ztysiącaróżnychpowodów.Międzyinnymidlatego,że
byładlamnielepszaniżmojawłasna.
– A już myślałem, że wyrosłaś z paskudnych kłamstw – odparł jedwabistym gło-
sem. Niemniej przyjrzał jej się uważnie, jakby dotarło do niego, że Paige bardzo
rzadkowspominałakobietę,któradałajejżycie.Ostateczniejednaktylkowzruszył
ramionami,dającjasnodozrozumienia,żeniezamierzasięnadtymzastanawiać.–
PrzezostatnielatanieunikałemViolet,alemiasta,wktórymmieszka.Jateżzrobił-
bymdlaniejwszystko.Itakiwłaśniemamzamiar.
Ostatniezdaniezabrzmiałojakgroźba–alboobietnica.Patrzyłnaniąprzytym
taksurowo,żeledwiemogłatoznieść,niszczącwszystkiemarzeniaodomu,omiej-
scu,wktórymmogłapoczućsiębezpiecznaikochana.
–Kochałammojąmatkę,Giancarlo–kontynuowałaPaige,chociażwiedziała,żeon
jejniezrozumie.Niemógłwiedzieć,jaktojest,kiedyczłowiekłapiesięochłapów
miłości,bonieznanicinnego.Onawłaśnietakpostępowała,zanimpoznałajego.–
Wzamianotrzymałammnóstwosiniakówizłamaneserce.DlategodoceniamViolet.
Wiem,naczympolegaróżnica.
Podszedłdoniejiwszystkostałosiębardziejskomplikowane,ajednocześnieła-
twiejsze.Paigeniepotrafiłastwierdzić,czypoczułasięlepiej,czygorzej.Uczucia
się ze sobą mieszały, granice zacierały, a ona traciła rozeznanie. Zielone drzewa,
zapachlawendyprzesycającypowietrzeijegomrocznespojrzeniesprawiały,żejej
sercebiłomocniej,akrewpłynęłaszybciejniżzazwyczaj.
–Odwołujeszsiędolepszejstronymojejnatury?–zapytałłagodnie.–Wciążcipo-
wtarzam,żetamtenmężczyznanieżyje.Zginąłztwoichrąk.Napewnomusiszzda-
waćsobieztegosprawę.
–Zdaję–zapewniłago,unoszącgłowęwnadziei,żeniezorientujesięwjejpraw-
dziwychuczuciach.Czułasięzagubiona.–Atymaszmnienawidelcu.Wyobraźso-
bietewszystkiestrasznerzeczy,któremożeszmizrobić…
Nie rozpoznała uczuć, które przemknęły po jego twarzy. Wyciągnął rękę, jakby
nadniąniepanował,poczymmusnąłpalcamijejpoliczek,bardzodelikatnie,alePa-
igeniepotraktowałategogestujakooznakiczułości.Prawdziweuczuciakryłysię
bowiem w jego spojrzeniu i mocno zaciśniętych ustach. I tej bolesnej prawdy nie
mogłozmienićnic,comiałamudopowiedzenia.
–Szczerzemówiąc–szepnął–miałemnamyślicośtrochęinnego.
Paigemyślała,żejąpocałuje.Właściwieogromnietegopragnęła,niczymskończo-
na masochistka, którą być może była. Bez względu na to, jak jej kazał płacić za
chwile rozkoszy, była gotowa uregulować rachunek. Podeszła więc do niego, roz-
chylającusta.
Aleontylkozakląłpodnosemisięcofnął.Patrzyłprzytymnaniątak,jakbyujrzał
ducha,czyteżraczejdemonarodemzpiekła,wysłanego,bysiaćzniszczenie.
–Sugeruję,żebyśodpoczęła–oświadczyłzwięźle,ponowniesiadajączakierowni-
cą.–Kolacjazostaniepodanaozachodziesłońca.Dotegoczasupowinnaśdojśćdo
siebiepodługimlocie.
–Wzamku?–zapytała,kiedypochyliłsię,żebyzamknąćdrzwiodstronypasaże-
ra.–Totrochędalekostąd.Jechaliśmyconajmniejdwadzieściaminut,ajamamdo
dyspozycjiwyłączniewłasnenogi.
–Wdomunawzgórzu–wyjaśnił,wskazującgłowąwłaściwykierunek.–Wystar-
czysięwspiąć.ChybażetodlaciebiezbytdużywysiłekpowygodnymżyciuwBel
Air,naktóreniezasłużyłaś.
Paigezignorowałaprzykrykomentarz.
–Wszystkozależyodtego,ktotammieszka–odparłapogodnymtonem,którynie-
łatwobyłozachować.–Troll?Włoskiestraszydło?Wielkizływilkzpotwornymikła-
mi?
Giancarlowykrzywiłtwarzwgrymasie.
–Rozumiem,żemówiszomnie–skomentowałzespokojem.–Będęczekał.
Podługiejdrzemceiszybkim,gorącymprysznicuPaigeczułasięjaknowonaro-
dzona.Wcześniejbyłazbytzmęczonaismutna,żebyrozejrzećsiępochatce,którą
przeznaczył dla niej Giancarlo, dlatego odziana w miękki szlafrok, który znalazła
wsypialni,wybrałasięnazwiedzanie.Byłabosoimiałamokrewłosy.
Dwupiętrowybudynekzzewnątrzprzypominałzabytkowepomieszczeniegospo-
darcze.Natomiastwśrodkuokazałsięniezwykleprzestronnyijasnydziękiwyso-
kimoknomciągnącymsięnawszystkichścianach.Podsufitemwidaćbyłoodsłonię-
tebelkistropowe,akamienneschodyprowadziłyzparterunapiętro,gdziemieściły
sięsypialniazniezwyklewygodnymłóżkiem,luksusowourządzonałazienkainiedu-
żypokójzwyjściemnabalkon.
Niższypoziomtworzyły:kuchniazwypchanąpobrzegilodówką,przytulnysalon
zmiękkimisofamiustawionymiwokółpaleniskainiedużajadalniapołączonazpa-
tiem,któreprowadziłoprostodoniedużegoogrodu.Wszędzie,gdzietylkospojrza-
ła,otaczałyjąnajcudowniejszetoskańskiekrajobrazy.Mimowolniekolejnyrazpo-
czułasięjakwdomu.
Wieczórkładłsięcieniemnadolinę,tworzącprawdziwedziełosztukizzielonych
cyprysówiłagodnychpagórków.Droga,któradłużyłajejsięnieznośniepodczaspo-
dróży z Giancarlem, obecnie przypominała piękną wstęgę niknącą w oddali. Paige
stałaprzyokniedochwili,ażchłodnepowietrzeowiałojejramiona.Dopierowtedy
dotarło do niej, że od dawna nie czuła się taka spokojna ani nie oddychała pełną
piersią.
Niestetyczarprysł,kiedyprzypomniałasobie,żewkrótceopuścitomiejsce.Nie-
chętnie powlokła się na górę, wysuszyła włosy i założyła białe spodnie oraz luźną
tunikę. Na koniec wsunęła stopy w sandały, przejrzała się w lustrze i uznała, że
efektkońcowyjązadowala.
Przed wyjściem sprawdziła jeszcze wiadomości na smartfonie, rozmyślając nad
swoimsmutnymlosem.Właściwiejejżycienigdynieprzypominałosielanki.Odnaj-
młodszych lat o wszystko musiała walczyć w tym chaosie, który zafundowała jej
matka.Itylkoprzezdwamiesiącebyłanaprawdęszczęśliwa.
PokręciłagłowąiczymprędzejwybrałanumerprywatnejliniiViolet.Pokrótkim
wstępieprzeprosiłazato,żezniknęłabezsłowaiposzłaspać,zanimsięzniąskon-
taktowała.
–Nalitośćboską,Paige–skarciłająViolet.–TosąWłochy.Trzebazanurzyćsię
wladolcevita,zwłaszczapotakmęczącymlociejaknasz.Zamierzamspędzićcały
wieczórwmoimcudownymzameczku,opychającsięlokalnymispecjałami.Itobie
radzętosamo.
Paigechętnieskorzystałabyztejrady,gdybyniemusiałapłacićzaswojegrzechy.
Dlategopospiesznieopuściłachatkęirozpoczęławspinaczkę,kierującsięnamiej-
sceegzekucji.
Giancarloczekałnaniąnaszczyciewzniesienia.Ubranywlnianespodnieibeżo-
wą sportową marynarkę w każdym calu przypominał arystokratę. Jego widok po-
działałnaniąrównieorzeźwiającojakfiliżankamocnegoespresso.
Zatrzymała się kilka kroków od niego i odwróciła, żeby spojrzeć w dół. Wydała
stłumionyokrzyk,gdyjejoczomukazałsięzamekwpromieniachsłońcazachodzą-
cegozawzgórzami.Nigdywcześniejniewidziałaniczegotakdoskonałego,dlatego
przezmomenttrwałanieruchomo,chłonąckażdyszczegółtegozjawiskowegoobra-
zu.
–Towszystkowydajesięnierealne–wyszeptaławzachwycie.
–Mójojciecpowtarzał,żetaziemiadajenamsiłę–odparłGiancarlo.–Zapewnia
namschronienie.Ikiedyoniądbamy,odwdzięczasięnam.Czasamimyślę,żebył
prostym rolnikiem ukrytym w ciele arystokraty. – Odszukał wzrokiem jej twarz,
zwróconąkuniknącemusłońcu.–Atenzachódprzypominami,żemiałrację.Pięk-
nozawszejestwarteswojejceny.Topokarmdladuszy.
–Tesłowabrzmią,jakbynapisałjepoeta.
–Mójojciecnimniebył.RodowiAlessichzawszeprzyświecaływyższecele.Zie-
miabyładlanichnajważniejsza.Stądniekończącesiędługiizobowiązania.
–Gdybymmiałatakidom,zrobiłabymwszystko,żebygozachować–wyznałaPa-
ige.
Wydałojejsię,żedostrzegłanikłyuśmiechnatwarzyGiancarla,alezanimzdąży-
łalepiejsięprzyjrzeć,powróciłzwykłychłód.
–Chodź–powiedział,podającjejrękę,aPaigezrozumiała,żegdytylkojąujmie,
całejejżyciezostaniepodzielonenato,cowydarzyłosięprzedtem,ito,coczekają
potem.
ROZDZIAŁPIĄTY
–Taksmakujetwojazemsta?–zapytałaPaigezironią,chociażjejspojrzeniebyło
nieodgadnione.–Jakczerwonewino?
Giancarlouznał,żepowinienjakośzareagować,kiedypatrzył,jaktairytującako-
bieta przechadza się z gracją po parterze jego świeżo wyremontowanego domu.
Nadalstąpałalekkojaktancerka.Jejruchybyłyprawdziwąpoezjądlaoczu.Nigdy
niepotrafiłzrozumieć,jakktośtakdelikatnymożebyćtakzepsuty.Tozwyczajnie
niemieściłomusięwgłowie.
Alekiedystalina dworzewpromieniachzachodzącego słońca,cośsię zmieniło,
chociaż nie mógł dokładnie stwierdzić co. Co więcej, nie był pewien, czy chciał to
wiedzieć.
–Przygotujsięnadługąnoc,cara–odparłponuro,dolewającsobiewinapocho-
dzącegozlokalnychwinnic.–Todopieropoczątek.
–Cywilizowanejwersjizemsty…–mruknęła,przesuwającdługiepalcepodrew-
nianymblacieantycznegostołu,którywyznaczałcentralnypunktjegoogromnejja-
dalni.
Zasłużyłsobienatedrwiny.Doskonalezdawałsobiesprawę,żenietaknależysię
mścić. On jedynie pogrążał się we wspomnieniach o wspólnie spędzonych wieczo-
rach w Malibu dekadę temu. Powracały do niego z wielką mocą, wydobywając na
powierzchnięgłębokozagrzebaneuczucia.Właściwieczułsiętak,jakgdybynigdy
nieopuściłLosAngeles.
Alewydarzyłosięmiędzynimizbytwielezłego,żebydałosiętokiedykolwiekna-
prawić.Coniezmieniałofaktu,żewtowarzystwiePaigezawszezachowywałsięjak
skończonygłupiec.
Wcześniej,kiedystałnadziedzińcucastellorazemzViolet,wznosząctoastzajej
powrót do Włoch po ośmiu latach, ogarnęło go wrażenie, że wszystko wróciło na
swojemiejsce.Towłaśnietewzgórzabyłyświadkaminajszczęśliwszychmomentów
jegodzieciństwa,kiedyjegorodzicejeszczetakmocnosiękochali.
– Spisałeś się doskonale, najdroższy – pochwaliła go matka, uśmiechając się nie
tylkodoniego,aletakżedoprzepięknegowidoku.
–Pamiętamtakiedni,kiedyniemogliśmywyjechaćpozabramyBelAirbezwalki
zfotografami–odparł,podziwiającswojewłości.–Tylkopoto,żebymnaczasdo-
tarłdoszkoły.
– Brukowce dają i odbierają – skwitowała jak zawsze elegancka Violet. – Nigdy
niedawałamsięłatwowyśledzić,aleonizawszepodejmowalitrop.Amożesamasię
oszukuję…
–Chcęuczynićztegomiejscaazyl–wyjaśniłpospiesznie.–Znajdujesiętrzydzie-
ścikilometrówodgłównejdrogi.Todoskonałemiejscedlatych,którzyniemogąsię
ukryćnigdzieindziej.
Starszakobietaskosztowaławina,poczymponownienaniegospojrzała,aonnie
byłpewien,czykolejnyrazprzyjęładramatycznąpozę,czypoprostuzmagałasię
z emocjami. Nawet po tylu latach pozostała dla niego tajemnicą i tak pewnie już
miałozostać.Musiałsięztympogodzić.
–Bardzomisiętutajpodoba.Zawszemisiępodobało.Pewniemogłabymosiąść
tutajnastałeizamienićsięwjednąztychkorpulentnychekspatriantekzwariowa-
nychnapunkcieWłoch.–Uniosłabrwi.–Alektóreznastaknaprawdępotrzebuje
kryjówki,Giancarlo?Tyczyja?
– Bez obaw, matko – odezwał się bezbarwnym głosem. – Nie zamierzam zostać
ojcem, więc nie będę mieć powodów, żeby się chować. I kto wie? Może ja także
rozkwitnęwświatłachreflektorów.
Uśmiechnęłasiędoniegoenigmatycznie,jakbywogóleniemiałamuzazłetego,
copowiedział.Dlaczegospodziewałsięinnejreakcji?
–Prywatnośćbywaprzereklamowana,mójdrogichłopcze.Zwłaszczawtedy,kie-
dyzaczynaprzypominaćwięzienie.
Aterazstałwdomu,którywyremontowałwłasnymirękami,iobserwowałswoją
dawnąmiłość.Naglezrozumiał,żewyszykowałgodlaniej,ipoczułsięjakrażony
piorunem.
–Zawszelubiłamtwojefilmy–odezwałasięPaigeniespodziewanie,rozglądając
sięuważniepostarannieurządzonymwnętrzu.–Odznaczająsiędbałościąoszcze-
góły.Dlategoniedziwimnie,żetutajteżsięotopostarałeś.
–Mojefilmymożnawnajlepszymrazienazwaćmarnymiwytworamipróżności.
–Mniesiępodobają.
–Podobniejakamatorskiezdjęciapornograficzne?
Uśmiechnęła się do niego zagadkowo, po czym mocniej ścisnęła kieliszek i deli-
katniepotrząsnęłagłową,wprawiającwruchczarnejakatramentkosmykiopada-
jącejejnaplecy.Przygryzładolnąwargę,spoglądającnajedenzobrazówzdobią-
cychścianę,poczymponownieskupiłananimuwagę.
–Nierozumiem,cojatutajrobię–odezwałasięniezwyklecicho.–Wyglądana
to, że osiągnęłaś swój cel. Odseparowałeś mnie od Violet. Tylko po co ściągnąłeś
mnieażtutaj?MogłamzostaćwKaliforniiiwyszłobynatosamo.Tymczasemumie-
ściłeś mnie w ślicznej chatce, którą trudno nazwać celą. Mogą upłynąć całe tygo-
dnie,zanimzdamsobiesprawę,żemnietutajwięzisz.
Powiódłwzrokiempojejciele,takjakpragnąłtozrobićzapomocąrąk.
–Zapominaszonajważniejszym.
–Oczywiście,oseksie–odparłaPaige.Niewydawałasięszczególniezaniepoko-
jona ani zniechęcona, czy chociażby wściekła, tak jak wtedy w Los Angeles. – Na
rozkaz.
Giancarlo uśmiechnął się, a potem wypił łyk doskonałego trunku, zanim minął
otwartenaościeższklanedrzwiprowadzącedologgii.Zerknąłnaniąprzezramię
iskinąłgłową,dającdozrozumienia,żemaiśćzanim.Kiedyruszyła,zauważył,że
idzieodrobinęzbytsztywno,jakbyjejodprężonapostawabyłatylkoiluzją,mającą
odciągnąćuwagęodtego,conaprawdędziałosięwjejgłowie.
Wstydprzyznać,alewgłębiduszyniczegoniepragnąłbardziejodtego,żebyjej
buta okazała się pozorna. Chciał widzieć ją przerażoną i drżącą. Ponieważ wtedy
miałby dowód, że kobieta, którą kiedyś kochał, istnieje naprawdę – że to, co się
międzynimiwydarzyło,miałojakieśznaczenie.
Nazewnątrzczekałnanichsutozastawionystół.Wblaskuświecdumnieprezen-
towałysięregionalneprzysmakiiwykwintnedaniaprzyrządzoneprzeznajlepszych
kucharzy. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak sobie zażyczył. Rozgwieżdżone
niebozdawałosięspoczywaćnaszczytachpobliskichwzgórzimożnabyłouleczłu-
dzeniu,żeprócznichnacałymświecieniemaabsolutnienikogo.
Odsunąłdlaniejkrzesło,udającdżentelmena,którymtaknaprawdęnigdyniebył,
a kiedy usiadła, odczekał moment, aby nasycić się jej zapachem. Tego wieczoru
pachniaławaniliąimorelami.
–Tendompopadałwruinę,kiedyzacząłemsięnimzajmować–odezwałsięwol-
no.Nadalstałzanią,boniebyłpewien,cowyrażajegotwarz,aniezamierzałpo-
kazywać jej swoich prawdziwych uczuć. Przeczesał palcami jej włosy, którymi go
dawniejokrywała,kiedyleżelirazemwogromnymłóżkuwMalibu.Nasamowspo-
mnienie tamtych chwil Giancarla ogarnęło pożądanie. – Zachowałem stare funda-
menty, ale poza tym zmieniłem tutaj wszystko. Tylko ściany przetrwały stulecia.
Wystrój to wyłącznie moja zasługa. Z daleka konstrukcja może wydawać się taka
samajakdawniej,alewśrodkuwszystkowyglądainaczej.
–Doceniammetaforę–odparłaPaigeodrobinęzgryźliwie.
– W takim razie mam nadzieję, że spodoba ci się również kolejna – powiedział,
okrążającstół.Zająłmiejscenaprzeciwkoniej,zanimrozprostowałnogi.–Znajdu-
jemysięnawłoskiejwsi.Wszystko,conasotacza,należydomnie.Mogłabyśkrzy-
czeć całymi dniami, a i tak nikt by cię nie usłyszał. Mogłabyś spróbować uciec,
oczywiściejeśliwwolnymczasiebiegaszwmaratonach,aleopadłabyśzsił,zanim
dotarłabyśdonajbliższejdrogi.WLosAngelesobiecywałaśposłuszeństwo,ponie-
ważtakbyłociwygodnie.Zależałocinapracybardziejniżnautracieszacunkudo
samejsiebie.Atutaj?–Wzruszyłramionami,poczymnapełniłichkieliszki,obser-
wującjejtwarz.–Niemaszwyboru.
–Przerażające–skomentowałaPaigewyraźnierozbawiona.–Alezapominasz,że
tojajestemczarnymcharakteremwtymscenariuszu.
Giancarlosięroześmiał.
–Nieobchodzimnie,czysięboisz,chociażmoimzdaniemnieczujeszsiękomfor-
towo.
–Kolejnyrazpowtarzam,żeznamskuteczniejszeformyrewanżuodromantycz-
nej kolacji dla dwojga, podanej pod rozgwieżdżonym niebem na tarasie skąpanym
wblaskuświec.–Rozejrzałasiędlapodkreśleniawagiswoichsłów.–Chybacośro-
biszźle.
–Och,Paige–mruknąłłagodnie.–Brakujeciwyobraźni.Romantycznaatmosfera
tylkododapikanteriimojemuscenariuszowi,kiedykażęcisięrozebraćijeśćnago.
Albokiedyrozkażęcizaspokoićmnieustami,podczasgdyjabędęsięrozkoszował
widokiem.Myślę,żemożebyćciekawie.
Przezmomentsprawiaławrażenieoszołomionej,aleostateczniejejtwarzzabar-
wiłatęsknota.Natenwidokomalniestraciłpanowaniainieporwałjejwramiona.
Jakimścudemzdołałsięjednakopanować.Musiałwytrzymaćjeszczetrochędłużej.
Paigezamrugała,chrząknęłaizłożyłaobieręcenakolanach.
–Mówisztak,jakbyśjużtowcześniejrobił.–Jejzachrypniętygłoszdradzał,że
trafiławczułypunkt.–Wieleczasupoświęcasznafantazjowanieozemście,Gian-
carlo? Czy to kolejny z twoich wielu ukrytych talentów? Tak jak projektowanie
wnętrz?
– Po studiach zrobiłem kurs na wydziale architektury – wyjaśnił, zdumiony, że
musitorobić.Czytomożliwe,żebynigdyjejosobienieopowiedział?Czydziesięć
lat temu tylko przed nią udawał, dokładnie tak samo jak ona przed nim? Czy tak
bardzopochłonęłaichnamiętność,żeniemieliczasunanicinnego?Czytoonare-
alizowała swój plan, czy może on samolubnie rozgrywał własny scenariusz? Czym
prędzejodepchnąłodsiebiepodobniewątpliwości.–Alepóźniejuznałem,żewolę
wykorzystaćpozycjęsynawielkiejgwiazdyfilmowej.Itonieskończyłosiędobrze
dlażadnegoznas.–Zdjąłsrebrnąpokrywkęzjejtalerza,odsłaniającdoskonałyze-
stawprzekąsek,agdydostrzegłzdumieniemalującesięnajejtwarzy,uśmiechnął
się.–Polecamzwłaszczasalsiccedicinghiale.Iradzęcisięnajeść.Czekanasdłu-
ganoc.
Spodziewałsię,żeskorzystazjegorady,aleonasięnieruszyła.Siedziaławnie-
zmienionejpozycji,jakskamieniała.
–Czywyraziłemsięniejasno?–zapytałGiancarlo,unoszącjednąbrew.
–Doceniamcałytendramatyzminapięcie–odezwałasięPaigepochwili–aleaż
dotejporyniezdawałamsobiesprawy,jakbardzoprzypominaszswojąmatkę.Mó-
więtojakokomplement–dodałapospiesznie,kiedyzmrużyłoczy.–Mimowszystko
muszęodmówić.
–Niemaszwyboru.–Wzruszyłramionami.–Przestańsięupierać,żewszystko,
cosiętutajdzieje,jestgrą,botonieprawda.
–Cozamierzasz?–zapytałałagodnie.–Zmusiszmniedopłaczu?Wyrzuciszstąd,
żebymprzezwieledniszukałanajbliższejdrogi?Czybędzieszmnieprzetrzymywał
wtejmałejślicznejchatcenadole?
–Mogęteżwezwaćmojąmatkęiwyznaćjejprawdęotobie–przypomniał.
AlePaigetylkopokręciłagłową,nieodrywającodniegooczu.Toutwierdziłogo
wprzekonaniu,żenigdyniekontrolowałtejkobiety,nawetkiedytwierdziła,żemu
natopozwala.
–Myślę,żegdybyśrzeczywiściemiałtakizamiar,zrobiłbyśtodawnotemu.Nie
kazałbyśmileciećprzezpółświata,apotemniepodejmowałbyśmniewinemido-
skonałymjedzeniem.
Roześmiałsię.
–Naprawdęchceszsięprzekonać,czytwojateoriajestsłuszna?
Kiedypochyliłasięwjegostronę,uśmiechzniknąłzjegotwarzy.Wszystkostało
się nagle niezwykle wyraziste. Gwiazdy w górze, owiewająca go delikatna bryza
ijejodurzającyzapach.
–Istotniemampewnąteorię–przyznała.
–Zamieniamsięwsłuch.Opowiedzmiswojąłzawąhistoryjkę.Spodziewałemsię,
żeprędzejczypóźniejmijąprzedstawisz.
Aleonatylkosięuśmiechnęła,ajejoczyprzybrałyodcieńzieleniprzywodzącyna
myśltoskańskiepola.Wyglądaładumnieiniezłomnie,aonmusiałwalczyć,żebynie
paśćjejdostóp.
– Tak naprawdę nie zależy ci na zemście, a jedynie na seksie. Nie chcesz tego
przyznać,zważywszynato,cowydarzyłosięostatnimrazem,kiedykierowałonami
pożądanie.–Wyprostowałasię,unoszącgłowę.–Poprostuchciałeśściągnąćmnie
tam,gdzieniemakamer.Zależałocinaizolacji.Anazywasztozemstą,boniemo-
żeszsiępogodzićztym,żenadalmniepragniesz.
–Nazywajto,jakchcesz–odparłochryple,próbujączdusićpodniecenie.
Paigedelikatniewzruszyłaramionami.
–Nazwajesttutajbezznaczenia,boczegokolwiekpragniesz,jateżtegochcę.
–Słucham?–GłosGiancarlaledwieprzypominałszept.
Paige nie była pewna, czemu właściwie powiedziała coś podobnego. Nie mogła
zrzucić winy na czerwone wino, którego wypiła zaledwie kilka łyków, ani na zmę-
czenie po podróży, ponieważ zdążyła je odespać. Ale bez względu na to, co ją do
tegoskłoniło,niemogłasięterazwycofać.
Oczywiściemogłabyspróbowaćsięroześmiać,wyjaśnić,żeżartowała,albowmó-
wićmu,żeźlejązrozumiał.Alegdytylkootworzyłausta,Giancarlopowstrzymałją
gestem ręki. Wyglądała naprawdę cudownie. Właściwie był taki piękny, że drżała
zrozkoszynasamjegowidok.
– Chyba nie jestem już tak łatwowierny jak dawniej – odezwał się, chociaż nie
brzmiałprzekonująco.–Dlategopotrzebujędowodu.
–Dowodu?–zdziwiłasięPaige,nieodrywającwzrokuodjegodoskonalewykrojo-
nychwarg.
–Musiszmnieprzekonać,żenieprowadziszkolejnejzeswoichbrudnychgierek,
któramożeznaleźćfinałnapierwszychstronachbrukowców.–Rozsiadłsięwygod-
nienakrześle.Jegospojrzeniepaliło.–Jestempewien,żerozumiesz,skądwemnie
tylesceptycyzmu.
–Rozumiem,żemojezapewnienianiewystarczą?
–Niestetynie–przyznałzudawanymsmutkiemwgłosie.
Paigemilczałachwilę,zanimponowniezabrałagłos.
–Znamtęminę.–Chociażsądziła,żetoniemożliwe,zaczynałasiędobrzebawić.
–Wyrażazłośliwąsatysfakcję.
Giancarlosięuśmiechnął.
–Ciekawedlaczego…
Nocnepowietrzewydawałosięnaelektryzowane,aciepłyblaskświecotulałich
kokonemwgęstymmroku.Paigewiedziała,żepowinnatoprzerwać,zanimbędzie
zapóźno,alewrzeczywistościniczegoniepragnęłabardziej,niżkontynuować.
–Rozbierzsię–rozkazałgłosemnieznoszącymsprzeciwu.
–Tutaj?
–Dokładnietutaj.Chybażeznajdzieszkolejnypowód,żebymiodmówić.
–Pozafaktem,żeznajdujemysięnadworze,gdziekażdymożenaszobaczyć?Są-
dziłam,żenielubiszwystępowaćprzezszersząpublicznością.
–Przecieżtotymaszzrobićstriptiz,anieja–odparłznaciskiem,spoglądającna
niąintensywnie.–Pozatymcałyświatwidziałnasjużwakcji.Nieprzychodzimina
myślnic,czymmoglibyśmygojeszczezaszokować.Chybażenauczyłaśsięnowych
sztuczekodnaszegoostatniegospotkania?
– Przykro mi, ale nie – odparła, opędzając się od wspomnień, które mąciły jej
umysł. Najwyraźniej nic nie mogło ostudzić jej pożądania do tego aroganckiego
mężczyzny.Możewięcnaprawdębyłamasochistką.–Czywtejsytuacjimamzostać
wubraniu?
–Zdecydowanienie.
–Wtakimraziechybaniemamwyjścia.Muszęokazaćciposłuszeństwo,takjak
obiecywałam–szepnęła.–Alezanimtozrobię,powiedzmi,proszę,cowydarzysię
potem. Chyba nie pozwolisz, żebym tkwiła naga pośrodku tarasu, całkiem sama?
Amożewłaśnietakijestplan?
–Najpierwsprawdzimy,czynieprzemyciłaśpodubraniemżadnegosprzętuszpie-
gowskiego–powiedziałtakchłodno,żegdybygonieznała,uwierzyłabywjegoobo-
jętność. Ale żar wyzierający z jego oczu zdradzał, że gdzieś pod tą warstwą lodu
ukrywał się namiętny kochanek, którego pragnęła. – Dopiero potem zastanowimy
się,jaknajlepiejwykorzystaćtwojeciało.
– Jak sobie życzysz, hrabio Alessi – odparła spolegliwie i została nagrodzona ci-
chympomrukiemwyrażającymaprobatę.
Nietańczyłaoddziesięciulat,aletoniemiałoznaczenia,podobniejakbrakmu-
zyki.Czułagowswoimciele.Pulsowałpodjejskórą,dyktowałkażdyjejruch.My-
ślałatylkoonimiporuszałasiętylkodlaniego.
Zsunęłasandałyistanęłabosymistopaminagładkichkamieniach,którepamiętały
jeszczeciepłesłońceminionegodnia.Poruszyłabiodrami,wyciągnęłaręcewysoko
wgóręipoddałasięmagiichwili.WsłuchującsięwoddechGiancarla,poruszałasię
zmysłowo. Niespiesznie pozbyła się spodni, zanim zmniejszyła dzielącą ich odle-
głość,idopierotużprzednimwyswobodziłasięztuniki.
Wkrótcerozpięłastanikiupuściłagonaziemię,prezentującpiersi.Uśmiechnęła
się,gdyporuszyłsięniespokojnienakrześle,apotemkontynuowałaekstatycznyta-
niec, który wyrażał jej żal i skruchę. Każdym ruchem opowiadała o swojej miłości
i popełnionych błędach, o zniszczonych nadziejach i bezsilności. Oddawała cześć
dawnymmarzeniom,któreległywgruzach,kiedydziesięćlattemuprzyjęłatennie-
szczęsny czek, a jej poświęcenie nie zostało nawet docenione. I mogłaby tak tań-
czyćcałąnoc,gdybyGiancarlonieporwałjejwobjęciainieprzyciągnąłmocnodo
swojejmuskularnejpiersi.Poczułanasobiejegogorąceustainapastliwedłonie.
Ogarnęła ją niewysłowiona rozkosz, kiedy tak na nią napierał, zwiastując jej ry-
chłyupadek.Pociągnąłjąwgóręiposadziłsobienabiodrach,aonaoplotłagono-
gami.Pochwilijednakpodszedłdojednegozleżakówrozstawionychdookołabase-
nu,wktórymodbijałysięsetkigwiazd.Spojrzałananiego,gdyoderwałodniejusta.
Nawetsięniezorientowała,kiedyzrzuciłmarynarkę.Wyglądałnarówniepodnie-
conegojakona,amimotosięnieporuszył.
–Giancarlo–szepnęła–nieprzestawaj.
–Tojawydajętutajpolecenia–mruknął,zanimponowniejąpocałował.
Smakowałją,jakbybyłajednymzwybornychdańprzygotowanychprzezjegosze-
fakuchni,aonaczułasięniemalidealnie.Takdługotęskniłazajegodotykiem,że
niemogłaterazmyślećoniczyminnym.Wpośpiechurozpięłajegokoszulęizsunęła
muzramion.
Kiedy całował ją jak oszalały, mruczał coś włosku. Paige nic nie rozumiała, ale
wcalejejtonieprzeszkadzało.Tymrazemniechodziłoosłowa,aleoichciała.Dla-
tegowyprężyłasięniczymstruna,prezentującmudumnieswojenabrzmiałepiersi,
aonprzyjąłtendar.Całował,lizałikąsałjejsutki,nagradzającjąikarzącjedno-
cześnie,ażzaczęłagobłagać,żebyprzestał.Aleontylkosięroześmiał.
– Te tortury okazują się znacznie bardziej skuteczne, niż się spodziewałem –
mruknąłseksownie,nachylającsięnadjejuchem.–Ażtrudnomiuwierzyć,żezapo-
mniałaś,doczegojestemzdolny.
–Dziękujęzakolejnątrudnąlekcję,hrabioAlessi–odparłazszacunkiem,chociaż
drżałazpodniecenia.–Czymogęprosićojeszczejedną?
Potemobojesięroześmiali,zanimponowniepoddalisięnamiętności.
–Tylkopamiętaj,żeprzestanędopierowtedy,kiedyjabędęmiałdość–ostrzegł
jąjeszcze,zbliżającdoniejusta.
Wodpowiedzipolizałajegowargi.Wkrótceichjęzykisplotłysięzesobąwdzikim
tańcu,gdyobojepłonęlizpożądania.WpewnejchwiliGiancarlochwyciłjązabio-
draipochyliłsię,wsuwającgłowęmiędzyjejuda.Trawionarozkoszą,uczepiłasię
jegogęstych,ciemnychwłosów.Wykrzyczałajegoimięwotchłańnocy,czując,jak
rozpadasięnamilionykawałków.
Aleonnieprzestawał.Smakowałjądalej,jakbyniepotrafiłsięnasycić,chociaż
onajużbyłaspełniona.Inawetkiedysięodniejodsunął,niedałjejchwiliwytchnie-
nia.Odrazuwsunąłwniąpalce,kolejnyrazdoprowadzającjądoszaleństwa.Nie
zauważyłanawet,kiedyzdążyłsięrozebrać.
Wpewnejchwiliuniósłjąiposadziłsobienabiodrach,asamwygodnieułożyłsię
należaku.
–Chcęnaciebiepatrzeć–powiedziałgłosemociekającympożądaniem.
Potemprzyciągnąłjądosiebie,takjaktorobiłsetkirazywcześniej,aPaigepo-
czułagowsobie,chociażdoostatnichsekundwątpiła,żetosięnaprawdęwydarzy.
ROZDZIAŁSZÓSTY
Giancarlo czuł się wspaniale, znacznie lepiej niż w wyblakłych wspomnieniach
sprzeddekady.Znalazłsiędokładnietam,gdziechciał,więcniezamierzałsięspie-
szyć. Rozkoszował się ciepłem, słodyczą i delikatnością Paige. Chłonął jej obraz,
zwłosaminakrywającymijąniczymczarnypłaszczisterczącymidrobnymipiersia-
mi.Jęknąłcicho,kiedyzmieniłapozycję,pochylającsiędoprzoduiopierającdłonie
najegopiersi.
Ująłwdłoniejejrozkoszniekrągłepośladki,poddającsięjejpieszczotom.Paso-
waładoniegoidealnie,jakbyzostaładlaniegostworzona.Wciąguminionejdekady
zdołałsiebieprzekonać,żetonieprawda,aleterazwszystkostałosięjasne.
Paigespojrzałananiegozagadkowo,zanimponowniezaczęłasięporuszać.Kiedy
dziesięćlatwcześniejpatrzył,jaktańczy,pragnąłjejdoszaleństwa,alenawetwpo-
łowie nie tak bardzo jak tej nocy, kiedy występowała tylko dla niego. Wyznaczała
biodramirytm,doktóregodostosowałsięzprzyjemnością.
Zapomniałoswojejzemścieioprzeszłości.Zapomniałojejzdradzieiswoichna-
iwnychmarzeniach.Iwszystkichtychpotwornychkłamstwach,któredozniszczyły.
–Przyłóżsię–mruknął,patrząc,jakprzygryzadolnąwargę.–Spraw,żebymbył
zadowolony.
–Twojeżyczeniejestdlamnierozkazem,hrabio–odparładrwiąco,zanimwyko-
nałatakiruch,którysprawił,żecałyświatstanąłwpłomieniach.
Niemiałpojęcia,ileczasuminęło,zanimznówmógłtrzeźwomyśleć.Paigenadal
nanimleżała,opierającgłowęnajegopiersi.Niechciałmyślećotym,jakdobrze
byłotulićjąwramionach.Skupiłsięwięcnawyrównaniuoddechu,spoglądającnad
jejgłowąnamajaczącewoddalizarysypagórków.
Żałował,żeniepotrafizapomniećoprzeszłości.Niczegoniepragnąłbardziej,niż
zaufać jej tak jak dawniej, ale nie mógł. Znał prawdziwe oblicze tej kobiety. Wie-
dział,czegosięponiejspodziewać.Jużrazsięsparzył,kiedyoddałjejswojeserce,
i nie zamierzał powtórzyć tego błędu. I nie miało znaczenia, że kiedy trzymał ją
wramionach,czułsiętak,jakbypodługiejtułaczcewkońcuwróciłdodomu.
Będziemusiałżyćbezniej,takjakprzedtem.
Kiedyporuszyłasiędelikatnie,poczułnaskórzedotykjejust,alewmówiłsobie,
żetapieszczotajestwyłączniewynikiemchłodnejkalkulacji.Niebyłosensuwspo-
minaćtychwspólnychpopołudni,którespędzaliwjegodomuwMalibu.Kiedyobsy-
pywałapocałunkamicałejegociałoztakimoddaniem,jakbychciałamuudowodnić,
żejejuczuciasąrównieniezmiennejakmorze,którewidzieliprzezokna.Tobyła
tylkogra,zarównowtedy,jakiteraz.Imusiałotympamiętać.
Conieznaczyło,żeprzedstawieniemusięniepodobało.
–Widzę,żeniewyszłaśzwprawy–powiedział,próbującprzypomniećobojgu,że
niecofnęlisiędoprzeszłości.–Musiałaśdużoćwiczyć.
Poczuł,jakjejciałosięnapręża.Mimoto,kiedysiępodniosła,niedostrzegłnajej
twarzynicpróczwystudiowanejbeztroski.Uśmiechnęłasięnawetodrobinę,kiedy
naniegospojrzała.
–Zamierzałampowiedziećcidokładnietosamo–odezwałasięfiglarnie.–Miałeś
chybaztysiąckochanek,bospisałeśsięnamedal.Mojegratulacje!Zwłaszczaże
wpromieniuwielukilometrównieuświadczyszanijednejżywejduszy.
–Bardzozabawne–skwitowałzuśmiechem.–Ajeślijużmusiszwiedzieć,wysyła-
łemponieodrzutowiecdoRzymu.
– Oczywiście. – Zmarszczyła nos, tak jak to robiła dawniej, przypominając mu
owszystkichtychrzeczach,którychniemógłmieć.–Zdajeszsobiesprawę,żejeśli
będzieszsiętakdalejprowadził,ludziemogązacząćciętraktowaćjakskończonego
playboya.
–Otosięniemartw.
–Boimtegozabronisz?–Pokręciłagłową,przyglądającmusięzpowagą.–Oba-
wiamsię,żetataktykadziałatylkowstosunkudomnieitoteżnienajlepiej.
–Bonieobnoszęsięzeswoimipodbojami.Takdługo,jakludzieniemająpojęcia,
corobięwewłasnychczterechścianach,niemogąwydawaćomniesądów.Tosię
nazywaprywatność.
Zauważył,jakPaigeintensywniewpatrujesięwjegousta,ipodobałomusięto.
Kolejnyrazogarnęłogopodniecenie.
– Liczą się wszystkie nasze czyny – szepnęła zduszonym głosem, bez wątpienia
czując,cosięznimdzieje.–Nietylkoteupublicznione.
– Skoro tak mówisz – skwitował, wsuwając palce we włosy swojej kochanki. –
Amówiącpoważnie,przyznaj,ilumężczyznrozgrzewałotwojełóżkowciąguostat-
nichdziesięciulat.
–Mniejniżtwójtysiąc–odparłacicho,napierającnaniegobiodrami.
Giancarlojęknąłcicho,zanimuniósłjąipołożyłnaplecach.WtedyPaigeoplotła
gonogami,jakbychciałagouwięzić,aleonsięwyswobodziłistanąłwtakiejodle-
głości,żebyczułajedyniekoniuszekjegonabrzmiałejmęskości.
–Ilu?–zapytał,trzymającjąnawyciągnięcieręki.Dlaczegowogólegotointere-
sowało?Przecieżtoniczegomiędzyniminiezmieniało.Mimowszystkomusiałwie-
dzieć.–Mów.
Napotkałajegospojrzenie.Tymrazemjejoczywydawałysięniebieskie.
–Jakietomaznaczenie?Bezwzględunato,coodpowiem,tyitakwieszlepiej.
Myśliszomniewszystko,conajgorsze.
–Chcęusłyszećodciebieprawdę–dodałznaciskiem.–Takdlaodmiany.
–Anijeden–wyznała,spoglądającnaniegotrwożnie,jakbysiębała,żejązrani.
–Chybasobieżartujesz?–syknął.
Wjejoczachdostrzegłcośmrocznego,czegoniepotrafiłnazwać.
–Oczywiście–odparłaponuro.–Świetnydowcip.Setniesięubawiłam.Chciałam
powiedziećdziesięciu.Niezaczekaj,dwudziestu.Ilucipasuje,Giancarlo?Jakalicz-
bapotwierdzi,żeniemyliszsięcodomnie?
Głossięjejzałamał,ciałozastygłowbezruchu,aonniechciałmyślećotym,coto
znaczy.Zamiasttegozanurzyłsięwjejcudownymciepleipoczułsięjeszczelepiej
niżpoprzednio.Oparłczołoojejczoło,mruczącpodnosemwłoskieprzekleństwa.
Samniewiedział,czywtensposóbpróbujejąprzeprosić.
–Toitakniemadlamnieznaczenia–skłamał,ucinającrozmowę.
Chciałzapomniećotychwszystkichobrazach,którymitorturowałsięprzezlata,
anaktórychonaobejmowałainnychmężczyzn.Czasamiwpadałwobsesjęiprze-
czesywał internet w poszukiwaniu dowodów na to, że jego była kochanka uwodzi
kolejnychnaiwniaków,takjakdawniejjego.Niedawałomutospokoju.
Pozbywając się natrętnych myśli, zwiększył tempo. Wkrótce ich ciała zapłonęły
żywymogniem,agdyjęknęłacicho,zamykającoczy,Giancarloroześmiałsię,tuląc
twarzdojejramienia.Tylkowtakichmomentach,gdypożądanieodbierałomuro-
zum,mógłniemyślećotym,czegosięwłaśniedowiedział.Tylkokiedysięwniejza-
tracał,potrafiłoniejzapomnieć.
–Violetociebiepytała–poinformowałGiancarlo.
Paige już wcześniej słyszała ryk silnika jego jeepa, kiedy zjeżdżał ze wzgórza,
a potem trzaśnięcie drzwi tuż przed jej chatką. Później głośne kroki zwiastowały
jego nadejście, kiedy przemierzał cały parter w kierunku szklanych drzwi prowa-
dzącychnataras,gdzieczytała,zwiniętawkłębekpodstarymdębem.
–Tozabrzmiałojakoskarżenie–odparłaspokojnie,odkładającksiążkęnabok.–
Niewidzęwtymnicdziwnego.Wkońcujestemjejasystentką.Nawetjeślionama
wakacje,japracuję.
–Mojamatkamusisięnauczyćwiększejsamodzielności–stwierdziłzdezaproba-
tą.
Paigewstała,poprawiłaspódnicęipodeszładoniego.Zawsze,kiedybyłtakbli-
skoniej,ztrudempanowałanadpożądaniem.Czasamiwydawałojejsięnawet,że
toniemożliwe.
–Możeitak–przyznała,próbującskoncentrowaćsięnapotrzebachswojejszefo-
wej,żebychoćprzezchwilęniemyślećouroku,którynaniąrzuciłGiancarlo.–Ale
jajejwtymniepomogę.
Jejsercezabiłomocniej,chociażoddawnaniepowinnobyłoreagowaćwtenspo-
sób. Po tygodniu spędzonym w jego towarzystwie, powinno się było na niego uod-
pornić,tymbardziejżeniktniemiałzłudzeńcodofinałutejhistorii.Inaczejniżpo-
przednio,kiedymiałastuprocentowąpewność,żeczekajądługie,szczęśliweżycie
u boku ukochanego, tym razem oczekiwała najgorszego. Złamanego serca, łez
iwiecznejrozłąki.
Podeszła do niego, a on przyciągnął ją do siebie i pocałował, jakby chciał w ten
sposób odcisnąć na niej swoje piętno. Odwzajemniła pocałunek, upajając się jego
zapachem,ażpoczuła,żekolejnyrazjestnaniegogotowa.
–Później–mruknął,jakbytoonatozaczęła,aonmusiałjąpowstrzymywać.
Wciąguostatnichdninauczyłasiębraćwszystko,codawałjejtenmężczyzna,po-
nieważ wiedziała, że nie dostanie nic więcej. Chciwie rzucała się więc na każdy
ochłap, nie dbając o przyzwoitość i szacunek dla samej siebie. Nie obchodziło jej,
jaktooniejświadczyło.
–Późniejmogębyćzajęta–odparławyniośle,aonuśmiechnąłsiędoniejszeroko.
–Chybajednakzaryzykuję.
Oczywiście Paige wiedziała, że bez względu na to, co będzie wtedy robić, rzuci
wszystko,żebyznimbyć.Iniezrobitegonarozkazaninawetpodwpływempożą-
dania.Miałainnepowodyidoskonalezdawałasobiesprawę,żetowłaśnieonedo-
prowadząjądozguby.Chwilowojednakniezamierzałasiętymprzejmować.
Wkońcuczekałyjądługie,samotnelata,kiedybędziemogławspominaćianalizo-
waćdowoli.NiktniemógłzastąpićmiejscaGiancarla,aonzkoleinieplanowałsię
zniąożenić,dlategownioskibyłyoczywiste.Cowięcej,przypuszczała,żeprzyjdzie
jejszukaćnowejpracy,ponieważonnigdysięniezgodzi,abydalejpracowałauVio-
letispędzałazniączas.
Okrążyła go i weszła do środka, uciekając przed jego spojrzeniem. Nie chciała,
żebydostrzegłnajejtwarzygłębokoskrywaneemocje.Ibeztegoczułasięwystar-
czającoupokorzona.GdybyGiancarlowiedział,nacoliczyławskrytościducha,chy-
baumarłbyześmiechu.
Krzywiącsięnamyślowłasnejgłupocie,chwyciłatorbęiprzewiesiłająprzezra-
mię, zanim ruszyła do samochodu. Gdy tylko zapięła pasy, Giancarlo zajął miejsce
kierowcyiruszyłkrętądrogąwkierunkucastello.
Byłkolejnysłonecznydzień.Słońcepieściłoczulegajeoliwneiwinnicewidoczne
napobliskichzboczach.Paigenasycałaoczytymwidokiem,wmawiającsobie,żeto
jej wystarczy. Przecież wcześniej nawet przez myśl jej nie przeszło, że kiedykol-
wiekodwiedziToskanię.Niedość,żetutajdotarła,tojeszczemiałazatowarzysza
swojegowspaniałegokochanka.
Niestety wciąż pragnęła więcej. Stawała się coraz bardziej pazerna. Z każdym
dniemrósłjejapetyt.Chciałamiećgonawłasność–całego,nietylkomarneochła-
py.
Kiedyobudziłasięranowjegołóżkupopierwszejwspólnejnocy,byłasama.Zo-
stawiłjąbezsłowa.Chociażniepowinnobyłojejtodziwić,czułasięzraniona.Od
razuprzywołałasiędoporządkuiwytłumaczyłasobie,żeitakpowinnasięcieszyć.
Wkońcumógłwyrzucićjązadrzwiobrzasku,takjakjąPanBógstworzył.
Dlategopodczasschodzeniazeszczytudoswojejchatkinakazałasobieprzewar-
tościować priorytety. Ptaki świergotały radośnie wśród drzew, promienie słońca
ogrzewały jej twarz, zewsząd otaczała ją piękna włoska wieś, a Giancarlo kochał
sięzniąprzezcałąnoc.Mógłjąnazywać,jakchciałtakdługo,jakdługopozwalał
jejzostać.
Gdybyodesłałjądodomu,zostałabycałkiemsama.Takjakzapewniałagowcze-
śniej,niemiałanikogo.Nigdyniedotknąłjejinnymężczyzna.Napoczątkuzabar-
dzocierpiała,żebyumawiaćsięnarandki.Mogłamyślećtylkooutraconejmiłości.
Potem zaczęła pracować u Violet i Giancarlo kolejny raz stał się centralnym ele-
mentemjejżycia,skorootaczałyjąjegozdjęciaihistorieopowiadaneonimprzez
jegomatkę.Dlategosamamyślospotkaniuzinnymmężczyznąurastaławjejwy-
obraźnidorangzdrady.Oczywiściezachowywałasięabsurdalnie,alenicniepotra-
fiłanatoporadzić.
Dlategopodziesięciulatachlistajejkochankówwyglądaładokładnietaksamojak
wtedy,kiedysiępoznali.Znajdowałsięnaniejtylkojedenmężczyzna.Rozmyślała
otymprzezcałydzień,awieczoremczekałająniespodzianka.
Giancarlostanąłnajejprogu.Wyglądałtak,jakbystoczyłzesobąciężkąbitwę,
aleniezamierzałjejopowiadać,cowygrał,acoprzegrał.Zaprowadziłjąnagórę,
rzucił na łóżko i nie opuścił aż do świtu. Tylko tym razem używał prezerwatyw,
októrychniepomyślelipoprzedniejnocy.Itaksamojakdziesięćlatwcześniejnie
rozmawializbytwiele.
Liczyłysiętylkouciechycielesneijedzenie.Takczęstouprawialiseks,żePaige
nauczyłasięjegociałanapamięć.Znałajegosmakizapach.Potrafiłarozpoznaćgo
podotyku.
I jakby tego było mało, większość dni spędzała na tańcu. Nie powiedziała mu
otym,aletamtenpierwszytaniec,któregoodniejzażądał,wyzwoliłją.Nierozu-
miała, jak bardzo czuła się zagubiona, dopóki nie znalazła się na polu nieopodal
swojejchatkiizaczęłatańczyćztwarząwilgotnąodłez,wyciągającręcewstronę
słońca.
Inawetkiedywiózłjąswoimjeepemdozamku,nieporuszyłaznimżadnegoznie-
wygodnychtematów.Uznałabowiem,żeontakżewolałżyćwichbajkowymświe-
cie,nieoglądającsięnarzeczywistość.
– Co robiłaś przez cały ten czas? – zapytała Violet, mierząc Paige wzrokiem ze
swojejwygodnejkanapy.NakolanachtrzymałaiPada,ajejgłoswyrażałjedyniede-
likatnądezaprobatę.–Jużmyślałam,żezaginęłaśwjednymztychgajówoliwnych
iwięcejcięniezobaczę.
– Mogłaś mnie poinformować, że jestem ci potrzebna! – wykrzyknęła Paige, za-
miast zwyczajnie odpowiedzieć na pytanie. Zareagowała w ten sposób, ponieważ
wpadała w panikę, że Violet pozna prawdę o relacjach łączących jej asystentkę
zGiancarlem.–Sądziłam,żepotrzebujeszczasudlasiebie!
–Mojadroga–odparłastarszakobietarozbawionymgłosem–gdybympotrzebo-
wałaczasudlasiebie,wybrałabymzupełnieinneżycie.
PaigeczułanasobiespojrzenieGiancarla,którystałwmilczeniupodrugiejstro-
nie salonu, opierając się o masywny kamienny kominek. Chociaż udawał, że prze-
glądawiadomościwtelefonie,nieustannienaniązerkał.Inapewnonieuroniłani
słowazrozmowydwóchkobiet.
–Naszczęściesięodnalazłam–oświadczyłaznaciskiem,próbującskupićsięna
potrzebachViolet,którazawszeokazywałajejdobroć.Oczywiścieniezachowywa-
łaby się w ten sposób, gdyby znała prawdę. Na szczęście chwilowo trwała w nie-
świadomości.
–Wtakimraziemamdociebiedwapytania.Popierwsze,czypotrafiszobsługi-
waćręcznąskrzyniębiegów?
–Potrafię–odparłazaskoczonaPaige.
Tobyłajednazniewielurzeczy,którychnauczyłająmatka.Oczywiścieniezrobiła
tegozdobrociserca,leczwyłączniepoto,żebycórkaodbierałajązprzydrożnych
barów,pijanąiagresywną.
–CzyzechceszzawieźćmniedoLukki?–dodałaViolet,poczymuśmiechnęłasię
szeroko,kiedyGiancarloprychnąłniezadowolony.–Jeślimniepamięćniemyli,mają
tamcudownesklepy.Ajajestemwnastrojunaprzygodę.
–Naprzygodęwświetlekamerczybeznich?–zapytałaPaige,czującpismono-
sem.
–Bez–wtrąciłGiancarlotakszorstko,żePaigesięwzdrygnęła.
– Nic podobnego, najdroższy – sprostowała Violet. – Nikt nie zabiegał o moje
względyprzezdługitydzień,ajawymagamuwagi,takjakroślinypotrzebująsłoń-
ca.Tomójprzepisnawiecznąmłodość.
Powiedziałatotak,jakbyżartowała,aleniezostawiłamiejscanaprotesty.Paige
itakniezamierzałasięzniąkłócić,alejejsynmiałinnezdanie.
–Jesteśjednąznajsławniejszychkobietnaświecie–przypominałzupełnieinnym
głosemniżwtedy,kiedyzwracałsiędoniej.Znaczniebardziejoficjalnym.–Niebę-
dzieszbezpieczna,wałęsającsięsamotniepoulicachmiasta.
–Niebędęsama.Paigedotrzymamitowarzystwa–odparłaViolet.
–AnibyjakpomożeciPaige,kiedyzostanieszotoczona?Alboktośzaczniecięna-
pastować?–Giancarloprzewróciłoczami.–Jakporadziciesobiezszalejącymtłu-
mem?Zapomocąjakiejśbłyskotliwejuwagi?
–Todawnedzieje–przemówiłałagodnieViolet,ztakądoząwspółczucia,żePaige
stanęłajakwryta,aGiancarlodrgnąłgwałtownie,jakbyotrzymałpoliczek.–Byłam
wtedy głupiutką młodą kobietą. Nie doceniałam mocy zainteresowania opinii pu-
blicznejnietylkomoją,aletakżetwojąosobą.Twójojciecszalałzgniewu.–Przez
moment przyglądała się synowi, zanim wstała i uśmiechnęła się blado do Paige. –
PojechaliśmynapołudnieFrancji,ajauznałamsamotnąwyprawęnazakupyzacu-
downypomysł.Giancarlomiałczterylata.Byłprzerażony,kiedyotoczyłnastłum.
–Wezwanopolicję–dodałzajadległównyzainteresowany.–Musielicięratować
uzbrojenifunkcjonariusze.Potemjużnigdywięcejniewyszłaśnigdziebezochronia-
rzy,zresztąpodobniejakja.Mamnadzieję,żekiedyopowiadałaśtęhistorięprzez
całeżycie,nierobiłaśzemnieprzewrażliwionegodziecka,którewywołałozamie-
szanie z byle powodu. Pod moim łóżkiem nie mieszkały potwory, ale wrzeszczący
dziennikarzezmikrofonamiikamerzyści.
–Miałeśwtedyczterylata,najdroższy–podsumowałaVioletcicho.–Aterazje-
steś dorosły. I chociaż pochlebia mi myśl, że nadal coś znaczę, jestem tylko starą
kobietą,zaktórąpaparazzinieuganiająsięoddłuższegoczasu.Mogęspędzićmiłe
popołudniezeswojąasystentkąi,jeślibędzieszsięupierał,jednymkierowcą.
–Itysięzastanawiasz,dlaczegoniechcęmiećdzieci–powiedziałGiancarlozbo-
lałymgłosem,wprawiającPaigewosłupienie.–Prędzejumrę,zanimnarażękolejną
niewinnąistotęnakontaktztwoimabsurdalnymświatem.
– Wcale się nad tym nie zastanawiam. Ja to wiem. Miałam jednak nadzieję, że
ztegowyrośniesz.
–Mamo…
–Nielubiębyćwięzionawewłoskichzamkach,Giancarlo–przerwałamuostro,
chociażuśmiechniezniknąłzjejtwarzy.Tymrazemniewypowiadałasięjakomat-
ka,alegwiazdawydającapolecenia.–Jeślidobrzeposzukaszwpamięci,znajdziesz
natoniejedendowód.
Atmosferastałasięnapięta.IchociażPaigeniechciaławzbudzićpodejrzeńswo-
jej szefowej, posłała mężczyźnie kojące spojrzenie, jakby mogła coś tym zmienić.
Aleonpopatrzyłnaniątak,jakbypoczęściponosiławinęzato,zczymmusiałsię
zmagać.Ioczywiściemiałrację.
Naglezrozumiała,jakbardzogoskrzywdziła,izapragnęławyznaćmucałąpraw-
dę:odługuswojejmatki,któraznalazłasięnarównipochyłej,ogroźbachprzeraża-
jącegoDenny’ego,ostrachuipanicetowarzyszącychjejprzezcałeżycie.Chciała,
żebyzrozumiał,dlaczegorzuciłagonapożarcieopiniipublicznej.Byławpotrzasku
isądziła,żeniemawyboru.
Aletoniebyłonajlepszemiejscenatakiewyznania.Pozatymonitakniechciałby
tego słuchać. Zależało mu tylko na zemście. Dlatego z trudem wytrzymała jego
spojrzenieijakimścudemnieupadła,gdyugięłysiępodniąnogi.Patrzyłananiego
tak,jakbynigdyniezłamałamuserca,żałując,żetonieprawda.
– Bez obaw – zwrócił się cicho do swojej matki, chociaż Paige wiedziała, że nie
tylkodoniej.–Pamiętamwszystkodoskonale.
ROZDZIAŁSIÓDMY
ZabytkowemuryobronneotaczałyLukkę,którabardziejprzypominałaterazmia-
sto handlowe niż fortecę. Paige posłusznie kroczyła za Violet między dachami
zczerwonejdachówki,chłonącatmosferętegowiekowegomiejsca.Ulicetętniłyży-
ciemifeeriąbarw,aleonaniepotrafiłasięcieszyć.Zostawiłasercezmężczyzną,
którynieopuściłswojejkryjówkiwśródzielonychwzgórz.
Iimbardziejaktorkasięociągała,tymczęściejPaigesięzastanawiała,czyrobiła
tocelowo,ponieważwiedziała,cosiędziejemiędzyjejasystentkąasynem.Takczy
inaczej,odwiedziłaniezliczonesklepy,zrobiłasobiedziesiątkizdjęćzprzechodnia-
mi,którzyjązaczepili,iwstąpiłananiezwykledługąkolacjędorestauracji,której
właścicielśpiewałdlaniejserenady.
WkońcuPaigewytłumaczyłasobie,żeVioletniemogłasięniczegodomyślać.Nie
zdradzilisięprzedniąwżadensposób.Niepowiedzielinicniestosownegoanina-
wetanirazunie stanęlizbytbliskosiebie. Najwyraźniejwyrzutysumienia płatały
jejfigleipodsycałyniedorzecznefantazje.
Musiała jednak przyznać, że ogromnie tęskniła za swoim kochankiem. Przez
ostatniesiedemdninieustannieznajdowałsięnawyciągnięcieręki,akiedywkońcu
gozabrakło,czułasięniepełna.Zprzerażeniemodkryła,żewłaśnietakmogławy-
glądaćresztajejżycia.
–Icowtymdziwnego?–mruknęłapodnosem,wsiadającdosamochoduzarazza
swoją szefową. Musiała wyrwać drzwi z ręki nadgorliwego fana, żeby móc je za-
mknąć.
–Słucham?–zapytałaViolet.
Paigeuśmiechnęłasięuprzejmie.
–Czujeszsięmilepołechtana?Przezcałetozainteresowanie?
–Oczywiście.–Violetwyjrzałaprzezokno.–Giancarlototypsamotnika.Niero-
zumie,żeniektórzyludzieładująbaterieinaczejniżon.Niekażdemupotrzebado
szczęściahektarówpustychpól.
Paigezamrugała,zaskoczonasłowamiViolet,któraterazpatrzyłananiąspokoj-
nie.
–Jesteśekstrawertyczką–odezwałasięniepewnie.–Ontonapewnowie.Podob-
niejakzdajesobiesprawę,żewaszepotrzebysięróżnią.
–Możnabysiętegospodziewać–przyznałaVioletlekkimtonem,któryniepowi-
nien był przyprawić Paige o gęsią skórkę. – Ale w końcu najbardziej interesujący
mężczyźniniezawszeorientująsię,czegoimtrzebadoszczęścia.
Przez resztę drogi aktorka nie odzywała się wiele, a mimo to Paige czuła ucisk
wgardleażdochwili,gdyzjechalizgłównejdrogiiruszylikrętąścieżkąwiodącą
prosto na podjazd castello. Nigdy wcześniej nie zachowywała się tak nerwowo
wobecnościstarszejkobiety,aletymrazemniepotrafiłazapanowaćnademocjami,
nawetkiedypomagałajejwysiąśćzsamochoduipilnowałapracownikówGiancarla,
którzynosilizakupygwiazdydojejapartamentu.
Dopierokiedywkońcukierowcawiózłjądojejdomu,Paigezrozumiała,zczym
się zmagała przez cały dzień – co takiego chwytało ją za gardło i sprawiało, że
chciałakrzyczećnaśrodkuantycznegorynku.Poczuciewinyspotęgowanenarasta-
jącąpaniką.
Bałasię,odkąddotarłodoniej,żewchwili,gdyGiancarloprzejrzynaoczyizro-
zumie,żeto,cosięmiędzynimidziało,niemanicwspólnegozzemstąanizapłatą,
tak jak zaplanował, położy wszystkiemu kres. To będzie ich koniec. Dostrzegła to
wjegooczach,kiedysłuchałwynurzeńswojejmatki.
Namiejscudostrzegłaznakipotwierdzającejejobawy.Niedość,żekochaneknie
czekałnaniąwjejsypialni,tojeszczedomnaszczycietonąłwmroku.Zabardzo
siębała,żebyrozmyślaćotym,cobędzie,jeślisięniepomyliła–jeślitamtenpoca-
łunekpoddębembyłichostatnim.
Wpatrywała się w ciemne zbocze wzniesienia, jakby w ten sposób mogła go do
siebieprzyciągnąć,ależadneodgłosyniezmąciłyciszyłagodnej,letniejnocy.Kiedy
zrobiłosięchłodno,aGiancarlowciążniedałznakużycia,weszładośrodka.Jego
nieobecnośćokazałasięwiększąkarąniżcokolwiekztego,codlaniejprzygotował.
Paige wyobraziła sobie, jak wspina się pod górę i staje przed jego domem, ale
wprawdziwymświeciezabrakłojejodwagi.Dlategopowlokłasiędosypialni,ukryła
podkołdrąispróbowaławyobrazićsobieżycie,wktórymjegoniebędzie.
Obudziła się przerażona, kiedy czyjeś silne ręce objęły ją mocno. Dopiero po
chwilizrozumiała,żetoGiancarlopołożyłsięwjejłóżkuiwziąłjąwramiona.Jej
sercebiłojakszalone,aserceprzepełniały:radość,ulgaiekscytacja.Więcnieza-
mierzałsięjejpozbyć.Miałagodlasiebienakolejnąnoc.
– Dlaczego do mnie nie przyszłaś? – wycedził przez zaciśnięte zęby, tłumiąc
wściekłość i zniecierpliwienie. Potem delikatne ukąsił ją w szyję, przyprawiając
orozkosznedreszcze.
Paige odegnała lęki i wątpliwości. Liczyło się bowiem tylko to, że do niej przy-
szedłituliłjąmocno.Niemalzdołałazapomnieć,żenadejdzietakidzień,kiedygo
straci.
–Myślałam,żewcześniejposzedłeśspać–odparła,niecałkiemzgodniezprawdą.
–Pogasiłeśwszystkieświatła.Niechciałamciprzeszkadzać.
Zrobiłtakąminę,jakbyznałprawdziwypowód,dlaktóregonieodważyłasięgo
niepokoić.Alenawetjeślitakbyło,zachowałtodlasiebie.
–Spędziłaścudownydzieńzmojąmatką?–zapytałtonem,któryniewyrażałsym-
patiianinawetuprzejmości,ajegociemneoczyzalśniływblaskuksiężycazagląda-
jącego do nich przez okna. – W otoczeniu jej wielbicieli, dokładnie tak jak sobie
tegożyczyła?
– Oczywiście. – Paige pogłaskała jego twarz, a potem przesunęła dłonią po szyi,
jakbypróbowałaodcisnąćnaniejjegokształty.Jakbysięupewniała,żezachowaje
wewspomnieniachnazawsze.–KiedyVioletkażesiębawić,właśnietorobimy.Ża-
dentłumnieośmieliłbysięprzeciwstawićnajwiększemuklejnotowiwkoronieHol-
lywood.
Giancarlosięnieroześmiał.Zamiasttegocałysięnaprężyłiznieruchomiał.Zko-
lei Paige zapragnęła poczuć go w sobie kolejny raz, bez względu na to, jaki mrok
spowijał go tej nocy. Istniały słowa opisujące to, co się z nią działo, kiedy leżała
wjegoramionach–niewypowiadaneoddawnasłowa,októrychnigdyniezapomnia-
ła.Unikanieichnieoznaczało,żepewnegodniarozpłynąsięwpowietrzu.
Naszczęściedotkliwapustka,któramęczyłającałydzieńiwpędzaławpanikę,
zniknęła.Wypełniłyjąjegozapach,dotykibliskość.On.Giancarlo.Jedynymężczy-
zna,któregodotykała.Ijedyny,któregokochała.
Mogła mu to wyznać tylko w jeden sposób, za pomocą ciała. Dlatego zmieniała
pozycjęiwpuściłagodośrodka,zanimoplotłanogamijegobiodra.
–Możetoniezawszesięsprawdzało,kiedybyłeśdzieckiem–szepnęła,liczącna
to,żekochanekniewyczytazbytwielezjejtwarzy.–AlemojerelacjezVioletsą
znaczniemniejskomplikowane.Onapłaci,jaspełniamjejżyczeniaityle.
Giancarlo odcisnął rozgrzane usta na jej obojczyku, podczas gdy Paige wiła się
zrozkoszy,odchylającgłowęwtył.Pragnęładaćmuwszystko,czegotylkozapra-
gnie.Tymbardziejżetenromansniebędzietrwałwiecznie;niemiałacodotego
wątpliwości.Ichzwiązekzostałopatrzonyterminemprzydatności,któryzbliżałsię
nieubłaganie.
–Zasadniczo–odparłGiancarlozachrypniętymgłosem–każdarelacjaVioletwy-
glądapodobnie.
Jej uwadze nie uszły żal i napięcie, które wychwyciła w jego głosie także rano
wcastello.Aletymrazemniktnanichniepatrzył.Mogławięcchociażspróbować
go pocieszyć. Przeczesała palcami jego gęste włosy, uśmiechając się niczym naje-
dzonakotka.
–Przypuszczam,żeżyciesławyniejestłatwe–odezwałasiępochwili,głaszcząc
jedwabistekosmyki,któreczułapodpalcami.–Trzebasięzmierzyćzezbytwielo-
maoczekiwaniamiizbytdużąodpowiedzialnością,atakżezestrachem,żewkaż-
dejchwilimożnatowszystkostracić.Alepewniejeszczetrudniejjestbyćdzieckiem
takiejosoby.
Uniósłsięnałokciach,żebyprzyjrzećsięjejtwarzy.Mimotonadalczułagowso-
bie.
–Bezprzesady–powiedziałzrezygnacją,rozrywającjejserce.–Jeśliniezapomi-
nasz,żeonanigdyniewychodzizroli,możeszsięprzyzwyczaić.Wielkadamajako
dobrotliwamatka.Żywalegendajakowspółczującyrodzic.Wspaniałagwiazda,któ-
rej ulubioną rolą jest rola mamy. Kiedy była młodsza, dorzucała do tego zestawu
także inne wersje, ale zawsze obowiązywała ta sama zasada. Uczysz się tego
wszystkiego w dzieciństwie na tysiące bolesnych sposobów i, jeśli masz rozum,
przysięgasz,żenigdyniezrobiszniczegopodobnegokomuśinnemu.
PaigespróbowałasobiewyobrazićGiancarlajakomałegochłopcaizapłakałanad
nimwgłębiduszy.
–Takmiprzykro–szepnęła,chociażnaustacisnęłojejsięznaczniewięcejsłów.
Nieodważyłasiędodaćichwięcej,ponieważbrakowałojejpewności,jakiodniosła-
bywtensposóbskutek.
–Czytysięnademnąlitujesz,cara?Bojeślitak,tomożeszsobiedarować.
Niedrwiłzniej,chociażwykrzywiłtwarzwbrzydkimgrymasie.Paigeobjęłasię
rękami, ponieważ nie mogła zrobić nic więcej. Nie potrafiła się przed nim bronić
anichoćbyzaprotestować.Właściwieuważała,żepowinnawmilczeniuprzyjmować
każdyjegocios,ponieważnatozasłużyła.
–Czegonauczyłemsięodmojejmatki,wielkiejaktorki?–kontynuowałzprzeką-
sem.–Napewnotego,żejesttajemnicąnawetdlasiebiesamej.Nierozwikłanąza-
gadką.Enigmą.Ijej toodpowiada.Życiew odosobnieniuuważazaprzekleństwo,
ponieważniktjejwtedyniepodziwiainiemożnagouwiecznić.Prywatnośćstwarza
sytuacje,którychniedasięwyćwiczyćanipowtórzyć,dlategounikajejjakognia.
Paigeniebyłapewna,dlaczegoczułasiętak,jakbymówiłoniej,alezanimzyska-
łaszansę,żebysięnadtymzastanowić,onznówzacząłsięwniejporuszać.
–Pragnękobiety,którejmogęufać,Paige–wyznałto,cokiedyśmusiałausłyszeć.
Nawetniesprawiłjejtymwielkiegobólu.Byłagotowa.–Kobiety,którąbędęznał
nawylot.Kobiety,któraniebędzieniczegoprzedemnąukrywałaaniudawałakogoś
innegoniżwrzeczywistości.Którapragniepartnera,aniepubliczności.
–Giancarlo.–Czułasięrozdarta,chociażmocnotrzymałjąwramionach.–Pro-
szę.
Najgorszebyłoto,żedoskonalewiedział,corobi.Zdradzałygooczy,ciemneipo-
nure.Kiedywniespojrzała,zrozumiała,żejeszczezniąnieskończył.
–Pragnękobiety,którejmogęwierzyć,kiedymówi,żemniekocha–kontynuował,
raniącjącorazbardziej.–Dlategotonigdyniebędzieszty.
Paige pomyślała, że w przyszłości nieraz będzie odtwarzać w pamięci te słowa,
pogrążającsięwrozpaczyiżalu.Będziepłakałaprzezwieledniinocy,ażzabrak-
niejejłez.Aletejnocynieobchodziłojej,czynadaljąnienawidziłijakiemiałoniej
zdanie,aprzynajmniejtaksobiepowtarzała.Chciaławtowierzyć.
Nazamartwianiesiębędziemiałamnóstwoczasu–całąresztężycia.
–Giancarlo–powiedziaławięcznaciskiem.–Zamilczwreszcie.
Usłuchał jej. Napierał na nią z coraz większą siłą, rozniecając płomienie, które
ichtrawiły.APaigezrobiławszystkocowjejmocy,żebyobojemoglizapomnieć.
Minęły kolejne dwa tygodnie, leniwe i słodkie. Toskańskie lato zaczęło powoli
ustępować jesieni. Poranki były coraz chłodniejsze, a błękitne niebo zabarwiła
odrobina szarości. Ponadto Paige odniosła wrażenie, że napięcie panujące między
nią a Giancarlem nieco opadło, a żal stracił na wyrazistości. Albo może oboje na-
uczylisięignorowaćwszystkoto,comogłokłaśćsięcieniemnaichintymnerelacje.
Tak czy inaczej, coś się poprawiło. Paige nie spędzała już całych dni zamknięta
wswojejsamotni,gotowanakażdeskinienieswojegopanaiwładcy.Prawiekażdy
dzieńrozpoczynałaodspotkaniazViolet,apotemwspólnieplanowałyjejrozrywki.
Gwiazda filmowa ogromnie polubiła wyprawy do najróżniejszych włoskich miast,
gdziemogłaobcowaćzesztuką,kulturąimodą,atakżeswoimilokalnymiwielbicie-
lami. Dlatego też często pożyczały helikopter Giancarla, który miał lądowisko na
dachucastello,idocierałydonajodleglejszychmiejscItalii.
–Zawszelubiłamwielkiewejścia–mruknęłaVioletzuśmiechem,kiedypierwszy
razwzbiłysięśmigłowcemwysokoponadpolaToskanii.
Alekiedyniepodróżowały,Violetkorzystałazzaletprywatnegospaalbowygrze-
wałasięnabrzegubasenu.Niepotrzebowaławtedytowarzystwaasystentki,dlate-
goPaigespędzałaczas,jakchciała,czylinajczęściejwtowarzystwieGiancarla.
Pewnegodniazabrałjąnaprzejażdżkęswoimjeepem.Jechalitakdługo,ażpotęż-
na zamkowa wieża całkiem zniknęła im z oczu, a kiedy się zatrzymali, kochał się
z nią w samochodzie. Krzyczała wtedy tak głośno, że przepłoszyła ptaki ukryte
w koronach pobliskich drzew. Innym razem wybrali się nad jezioro znajdujące się
na terenie jego posiadłości, pływali nago w gorących promieniach słońca i jak za-
wszezatracalisięwsobie.
Zdarzałosięjednakitak,żerozmawiali.Onopowiadałjejohistoriitegomiejsca,
marzeniachojcaiswoichwłasnychplanachzwiązanychzziemiąroduAlessich.Po-
kazał jej etruskie ruiny, a także różne inne magiczne zakątki mieszczące się na
trzechtysiącachakrów.Znałtutajkażdyzakamarek,takjakznałkażdyzakamarek
jejciała.
Paigeniepotrafiłazdecydować,coceniłabardziej:jegociałoczysłowa.Groma-
dziłajeniczymnajcenniejszeskarbyipróbowałaniemyślećotym,żeniezasługi-
wałananie.
Podczas leniwego popołudnia, kiedy leżeli przytuleni do siebie, a wiatr owiewał
delikatnieichnagieciała,Paigespojrzałamuprostowoczy,aonuśmiechnąłsiędo
niejszeroko.Zapragnęławtedy,żebyczassięzatrzymał.
–Widziałempoprzedniejnocy,jaktańczyszwogrodzie–powiedział.
Poczuła,żesięczerwieni,chociażniemiałapowodudowstydu.
–Nietańczyłamoddawna–wyznała,wpatrującsięwniegojakzaklęta.Pogłaskał
ją po włosach, wolno i delikatnie, a ona przeraziła się tego, co mógł ujrzeć w jej
oczach.
–Dlaczego?
Paigeniewiedziała,jakmuodpowiedziećbezwkraczanianapoleminowe,które-
goostrożnieunikaliprzezminionetygodnie.Onpragnąłkobiety,którejmógłufać,
aonapragnęłaniąbyć.Skorojednakobojechcielinieosiągalnego,woleliprzemil-
czećpewnetematy.
–Byłamdobra–zaczęłaniepewnie,jaknajmniejmijającsięzprawdą–alenieby-
łamświetna.Talentemdorównywałomiwieletancerekionewprzeciwieństwiedo
mniemarzyłyowielkiejkarierze.Chybabrakowałomimotywacji.
Zwłaszczapotym,jakodniejodszedł,aonastraciłasercedotańca.Zaczęłapo-
strzegać swoje ciało jak narzędzie, które wykorzystała do zadania bólu jedynemu
człowiekowi,któryokazałjejżyczliwośćiobdarowałmiłością.Wybrałasiępóźniej
jeszczetylkonajedencastingiusłyszałaodswojegoagenta,żeruszasięjakmario-
netka.Dlategozrezygnowała.
Po rozstaniu z Giancarlem wszystko wydawało się pozbawione sensu. Jej matka
corazbardziejstaczałasięwotchłań,aPaigeniemiałasiły,żebywalczyćoswoje
marzenia.Jakiśczaspotemwpadłaprzypadkowonakobietę,którąpoznaładzięki
GiancarlowipodczasjednegozweekendówwMalibu.Okazałosię,żepotrzebowała
asystentki,ispodobałojejsię,żePaigebyławtamtymczasierozpoznawalna.Zko-
leiPaigedostrzegłaswojąszansę,żebyucieczmrocznegomiejsca,wktórymżyła
jejmatka.
Rokpóźniejpracowałajużdlapodstarzałejgwiazdytelewizyjnej,któraniemiała
pojęcia,żekompetentnaPaigeFieldingtotaknaprawdęNicolaznanazpierwszych
stronbrukowców.Popięciulatachmogłapochwalićsięjużtakimdoświadczeniem,
że dostała się do ekskluzywnej agencji obsługującej sławy największego formatu,
takiejakViolet.Wszystkieteetapywydawałyjejsięwtedyzupełnieprzypadkowe,
alegdywspominałajezperspektywyczasu,odnosiławrażenie,żeaninamoment
nieustaławdążeniachdozwiązaniaswojegolosuzGiancarlem.
Niechciałajednakotymmyśleć.Podobniejakniemiałaochotysięzastanawiać,
cozrobi,kiedyponowniegostraci.Jakzmienisięjejżycietymrazem?Jakiobierze
kurs?Wkogosięprzeistoczy?
Tak naprawdę nie pragnęła niczego poza tym, co miała teraz. Ale on marzył
o partnerce, której będzie mógł ufać, a ona go okłamała. Nie była kandydatką na
ukochaną,leczproblemem.
Giancarlonadaluśmiechałsiętak,jakbygawędzilinabłahetematy.
–Niespodziewałemsiętego–powiedziałzodrobinąuczucia,którenadałojego
twarzytamtenmłodzieńczy,beztroskiwygląd,zaktórymtakbardzotęskniła.–Są-
dziłem,żetaniectotwojapasja.
– Miałam dwadzieścia lat – odparła ze smutkiem. – Nie miałam pojęcia, czego
chcęodżycia.
„On się tobą bawi”, wykrzyczała kiedyś jej matka, kiedy Paige sądziła, że radzi
sobiedoskonale,utrzymujączwiązekzGiancarlem,zadowalającmatkęijejstrasz-
nychprzyjaciół,atakżespłacającwszystkiedługi.„Będziesiętobąbawił,ażmusię
znudzisz,awtedyodejdziedoinnejgłupiejdziwki.Przestańbyćtakanaiwna!”
Wyrazy twarzy mężczyzny uległ zmianie, a jego ręka znieruchomiała na jej gło-
wie.
–Zawszezapominam,żebyłaśwtedytakamłoda–odezwałsiępochwili,jakbyin-
formacjaojejwiekunimwstrząsnęła.–Cojasobiewtedymyślałem?Przecieżled-
wieodrosłaśodziemi.
Paigeroześmiałasięgłośno.
–ZanimprzyjechałamdoHollywood,życiemnienierozpieszczało–odparła,cho-
ciażnigdywcześniejnieopowiadałamuotymokresie.–Dziesięćminutpotym,jak
odebrałamdyplomukończenialiceum,wsiadłamdosamochodumatki,któraczekała
namniepodszkołą,iruszyłyśmyprostodoLosAngeles.–Pokręciłagłową.–Chyba
nawetniewiem,jakwyglądaprawdziwedzieciństwo.
Niedodała,żenigdyniedanojejszansybyćdzieckiem.Pamiętała,jakchodziłana
palcach,próbującwybadać,wjakimnastrojujestjejmatka,ilewypiłaiczegosiępo
niejspodziewać.Gdysięnadtymzastanowiła,doszładowniosku,żeprawdopodob-
nieniewielesiętoróżniłoodlawirowaniamiędzyhumoramiViolet.Zrozumiała,że
zamieniłajednąwymagającąmatkęnadrugą.
–Niewiem,czytomnietłumaczy–podjąłGiancarloześmiechem–alenigdynie
mogłemsięopanować,kiedyznajdowałaśsięwpobliżu.
–Totakjakja–powiedziała,spoglądającmuwoczy.
Oboje znieruchomieli. Być może jednocześnie zdali sobie sprawę, że za bardzo
zbliżylisiędotematów,którychniezamierzaliporuszać.Wkońcuistniałotakwiele
słów,którychsobieodmawiali.
Giancarlo długo przyglądał się jej twarzy, aż poczuła się całkowicie bezbronna.
Seks z nim był znacznie mniej skomplikowany. Wymagał jedynie udziału jej ciała.
Niezmuszałdorozważań.Dawałrozkosz.
Paigeodsunęłasięodniego,usiadłaipozbierałaswojerzeczy.Czymprędzejzało-
żyłakrótkąsukienkęnaramiączkach,jakbytkaninamogłazapewnićwystarczającą
ochronęprzedjegospojrzeniem,pełnymżaluipogardy.
–Czytowogólebyłoprawdziwe?–zapytałcicho.
Paigeniedociekała,comiałnamyśli.Zamiasttegoodwróciłasięodniegoispoj-
rzałanałagodnezboczaskąpanewpromieniachpopołudniowegosłońcaipołyskują-
ce w dole jezioro. Piękne toskańskie niebo przecinały pierzaste białe chmurki,
aonamogłamyślećtylkootym,jakbardzokrwawijejserce.
–Dlamnietak–odparłaszorstkoiponuro.–Nawetpodkoniec.
Niewiedziała,czegosięspodziewać.Niesądziłajednak,żeGiancarlościśniejej
dłoń,cowłaśnieuczynił.Potemontakżesięubrałiwmilczeniuruszyłdosamocho-
du.
Giancarloobserwowałjąweśnie,chociażwiedział,żetozłypomysł.Obudziłsię
naglewśrodkunocyiodrazuspojrzałwbok,żebysprawdzić,czyPaigeleżyujego
boku,takjakrobiłtoprzezminionelata.Śniłoniejtakczęsto,żezczasemstracił
rachubę. I w tych sennych marzeniach wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.
Ukochana kobieta nigdy go nie zdradziła i została jego żoną. Ale kiedy nie spał,
wpatrywałsięwsufitiżyczyłjejwszystkiegoconajgorsze,chociażtaknaprawdę
ogromniezaniątęsknił.
Tymrazemmiałjąprzysobie.Oddychałacichoispokojnie,zwiniętawkłębekpo
tejstroniełóżka,którazwykleziałapustkąichłodem.Tobybyłonatylewtemacie
twojejzemsty,drwiłzniegowewnętrznygłos,aletojużniemiałodlaniegoznacze-
nia.
Chciałtylkopodziwiaćjejpięknątwarz.Delikatniepogłaskałjejpoliczek,czując
siędokładnietaksamojakdziesięćlattemu.Imógłbyprzysiąc,żeichrozłąkabyła
tylkokoszmarem,którynareszciesięskończył.Oczywiścienadaltraktowałjązre-
zerwą,aleraczejzpowodugłupiejdumy,niżdlategożetegowłaśniechciał.Izkaż-
dymdniemprzychodziłomutocoraztrudniej.
Byławtedytakamłoda.Niemógłuwierzyć,żecałkiemotymzapomniał.Wwieku
dwudziestulatsampopełniałbłądzabłędem.StudiowałwtedynaStanford,dokazy-
wał,ilewlezie,irobiłzsiebieidiotęnakażdymkroku.Napewnoniemusiałsięwte-
dymartwić,zczegosięutrzymaanijakzapłacizaczynsz.Właściwiechybaniemy-
ślałnawetopodjęciupracy.ZkoleidwudziestoletniaVioletrozwodziłasięwświetle
kamerzdużostarszymproducentemfilmowym,któryzrobiłzniejgwiazdętrzylata
wcześniej.Niktnienazywałjejwtedywyrachowanązdzirą.Właściwiepodziwiano
jązasilnycharakteriśmiałewybory.
Może właśnie dlatego spędził ostatnią dekadę, wściekając się na Paige. Bo cho-
ciażbardzokochałswojąmatkę,pragnąłdlasiebieinnegożycia.Marzyłodziew-
czynie,którazamiastmyślećwyłącznieosobie,jegobędziestawiałanapierwszym
miejscu.Czyprzypuszczał,żePaigezrezygnujeztańca?Czyzakładał,żeskłonisię
kużyciu,którewiódłtutajwToskanii,ipoświęcisięusługiwaniumu?
Powiedziałjej,żepragniepartnerki,alenigdytegonieudowodnił.WtedywMali-
bu był zazdrosny o ten czas, który poświęcała na ćwiczenia i próby, ponieważ nie
byłojejwtedyprzynim.Tymrazemprzeszkadzałomuoddanie,zjakimtraktowała
jegomatkę.Naprawdęzależałomunapartnerce?Czymożeraczejnasłużącej?
TamtejnocyGiancarloniepróbowałodpowiedziećnatepytania.Wiedziałjednak,
że ma dość walki z uczuciami, dość trzymania jej na dystans, kiedy tak naprawdę
chciałmiećjąblisko.Zmęczyłogowznoszeniemurówobronnychinienawidziłsie-
biezakażdymrazem,kiedyjąranił.
„Wszyscymusimyrobićto,comówimy,jeślichcemycośosiągnąć”,mawiałjegooj-
ciec. „Kłopot polega na tym, że wszyscy jesteśmy znacznie lepsi w gadaniu niż
wsłuchaniu,nawetsamychsiebie”.
Tosięmusiałoskończyć.Onmusiałtozakończyć.Niemógłwymagaćodniejza-
ufania i jednocześnie odmawiać go jej ze swojej strony. Przyciągnął ją do siebie
iwtuliłtwarzwjejwłosy.Nadszedłczas,żebyprzyznaćto,cowiedziałodlat.Ko-
chał tylko ją, bez względu na to, jak się nazywała i skąd pochodziła. I nigdy nie
przestaniejejkochać.
–Comeseibella–szepnął,zachwycającsięjejurodą,zanimdodałpoangielsku:–
Kochamcię.
NastępnegodniaranoPaigejakzawszeobudziłasięnahejnał.Promieniesłońca
tańczyłynajejtwarzy,aobokniejleżałGiancarlo.Tuliłjąmocno.Uśmiechnęłasię
doswoichmyśli,dziękujączakolejnydzień.
Ipewniedalejleżałabyujegoboku,gdybyżołądekniepodszedłjejgwałtowniedo
gardła.Wystrzeliłazłóżkajaktorpedaipopędziładołazienki.
–Musiałamzjeśćcośnieświeżego–powiedziałapóźniej,kiedywróciładosypialni
inapotkałajegozaniepokojonespojrzenie.Skrzywiłasięodrobinę.–Twojamatka
uparła się, żebym skosztowała tych dziwnych kiełbasek, kiedy byłyśmy w Cinque
Terre.Chybapowinnamsprawdzićcouniej.
AleVioletczułasięwyśmienicie.
–Mamżołądekzestali,mojadroga–oświadczyła,kiedyPaigezadzwoniładoniej,
żebyskontrolowaćsytuację.–Cojestniezwykleprzydatne,kiedycałymitygodniami
jadasiętylkoto,codostarczyfirmacateringowawtymzakątkuświata,gdzieaktu-
alnieprzebywasz.
Niestetysytuacjapowtórzyłasięprzezkolejnedwadni.IkiedyPaigerozpoczęła
czwartądobęzrzęduwtoalecie,Giancarloprzyniósłjejniedużeopakowanie.Nie
odrazuzrozumiała,cokryjesięwśrodku,alegdytylkotodoniejdotarło,jejserce
zabiłomocniej.Patrzyłanatestciążowy.
–Zróbgo–poleciłtakimgłosem,żenieośmieliłasięspojrzećmuwtwarz.–Po-
temporozmawiamy.
ROZDZIAŁÓSMY
Paigedźwignęłasięwgóręnadrżącychnogachpotym,jakumilkłyodgłosyjego
kroków.Odkręciłakurekzzimnąwodąiobmyłatwarz,zanimwyjęłatestizapozna-
ła się z instrukcjami. Odczekała odpowiedni czas, wskazany na opakowaniu, po
czymspojrzałanaokienko,wktórymmiałsiępokazaćwynik.
Wjednejchwilijejloszostałprzypieczętowany.Ztąmyśląwpatrywałasięwbiały
patyczekzeznakiemplus,którypotwierdzałto,cosugerowałGiancarlo.Zalałają
fala najróżniejszych emocji: strachu, radości, paniki, ekscytacji i niedowierzania.
Jakmogłazostaćmatką,skorozawzórmiałakogośtakiegojakArleen?Jakmiała
wychowywać dziecko, kiedy nikt nie pokazał jej dobrych wzorów ani nie udzielił
rad,którychpotrzebowała?
Ściskającbrzegumywalki,próbowałazapanowaćnadłzaminapływającymijejdo
oczu.Oddychałaztrudem,anoginadalodmawiałyjejposłuszeństwa.Pamiętałajed-
nak,żeczekananiąGiancarlo.Obawiałasiętego,coodniegousłyszy,alemusiała
gowysłuchać.
Ubrała się starannie, zadowolona, że może okryć ciało czymś więcej niż tylko
kusą sukienką, którą miała na sobie poprzedniego dnia. Ściągnęła włosy w ciasny
węzełnakarku,poświęcającnatoznaczniewięcejczasu,niżistotniepotrzebowa-
ła.Dopierowtedyzeszłanadół,żebystawićczołotemuconienieuniknione.
Powtarzałasobie,żewszystkobędziedobrze,chociażbyłapewna,żezmierzana
spotkaniezkatem.Imimowszystkouczepiłasięwątłejnadziei,żeczekająmiłeza-
skoczenie.Wkońcusądorośli.Byćmożewspólnieznajdąrozwiązanie,którezado-
woliichoboje.
Giancarloczekałwotwartychdrzwiachprowadzącychnataras,cowydałosięPa-
igebardzosymboliczne,skorotowłaśnietampoczęlitodziecko.Stałzwróconyple-
camidoniejinawetnaniąniespojrzał,kiedystanęłatużzanim.Wyciągnąłtylko
rękę.
To pokazywało, jak niewielkim darzył ją zaufaniem. Potrzebował dowodu, żeby
uwierzyć.Jejsłowabymuniewystarczyły.Nawetwtejsytuacjispodziewałsię,że
zostanieoszukany.
ZciężkimsercemPaigepodałamutest,aonwbiłwniegowzrok.Obserwowała,
jak odczytuje wynik. Jego twarz nie zmieniła wyrazu; przypominała kamienną ma-
skę.Wgłowieprzemykałyjejtysiącescenariuszy,wedługktórychmogłarozegrać
czekającąjąkonfrontację.Żadenjednakniewydawałsiędobry.
Czekała niecierpliwie, aż na nią spojrzy, aż się odezwie. Chciała usłyszeć, że to
niejejwina.Potrzebowałazapewnienia,żeobojeponosiliodpowiedzialność,alenie
mogłanatoliczyć.
–Sądziłem,żebierzeszpigułki.
Zamrugałagwałtownie,oszołomionaostrymtonemjegogłosu.
– Nieprawda. Gdyby tak było, nie zacząłbyś używać prezerwatyw kolejnej nocy.
Po co miałbyś się zabezpieczać, gdybyś uważał, że ja to robię? – Jego spojrzenie
wystarczyłozaodpowiedźiprzezmomentPaigeniemogłazłapaćoddechu.Ztru-
demnabrałapowietrza,czującpotwornyból.–Och!
–Powiedzmi–kontynuowałzzaciętościąiokrucieństwem,októrychzdążyłaza-
pomnieć w ciągu minionego miesiąca – jaki przyświecał ci cel, kiedy postanowiłaś
uprawiaćseksbezzabezpieczenia?
–Mogłabymzadaćcitosamopytanie.–Mówiłaztrudem,jakbyniepotrafiłaza-
panowaćnadjęzykiem,awgłowiemiałamętlik.Patrzyłnaniądokładnietaksamo
jakkiedyś.Ichociażtakbardzochciałasięmylić,wiedziała,cotoznaczy.–Niebra-
łamwtymudziałusama.
Czułasięprzerażona,bezsilnaizmęczona.
–Dawniejsięzabezpieczałaś–przypomniałjejznaciskiem.
–Wtedybyłoinaczej.–Niepotrafiłatrzeźwomyśleć.Mówiławięcwszystko,co
tylkoprzyszłojejdogłowy.Nieprzebieraławsłowachaninieupiększałaprawdy.–
Mojamatkaniemogłaznieśćmyśli,żemogłabymzajśćwciążęjakonastolatka,tak
jakkiedyśona,dlategopilnowała,żebybrałapigułki,odkądskończyłamszesnaście
lat.
–Inagleprzestałaś?–rzuciłzniedowierzaniem,aPaigeniepotrafiłazrozumieć,
dlaczegosądził,żeonatowszystkozaplanowała.Nawetgdybychciała,niemogłaby
municzegonarzucić.Możepowinnabyłacośpowiedziećtamtejnocy,kiedysięzo-
rientowała,żeGiancarloniezamierzaużyćprezerwatywy,alebyłazbytpodnieco-
na,abytrzeźwomyśleć.Pragnęławtedytylkojegoinieobchodziłojejnicpozatym.
–Poco,dodiabła,miałabyśtorobić?
–Jużcimówiłam–szepnęła,opierającsięplecamioframugę,żebynieosunąćsię
naziemię.–Niespałamznikimodnaszegorozstania,więczrezygnowałamześrod-
kówostrożności.Niepotrzebowałamich.–Wydałodgłos,któregoniepotrafiłazin-
terpretować,alebyłaprzekonana,żejestwstaniegoprzekonać.Czyimsiętopo-
dobało,czynie,zostanąrodzicami.Musiaławalczyćoswojedziecko.–Byłeśije-
steśmoimjedynymkochankiem,Giancarlo.
–Niepróbujwciskaćmitychbzdur,nieteraz–warknąłzajadle.–Niewierzyłem
w twoją bajeczkę o zachowaniu czystości nawet wtedy, kiedy jeszcze nie wiedzia-
łem,zkimmamdoczynienia.Alemuszęciprzyznać,żekłamieszdoskonale.Pamię-
taszwszystkienajdrobniejszedetaleinigdyniczegonieprzekręcasz.
– Co ty wygadujesz? – Paige pokręciła głową, próbując zapanować nad zgrozą
i smutkiem. – Po co miałabym kłamać, że jestem dziewicą? Jaka dwudziestolatka
wogólebysiędotegoprzyznała?
–Niemogęuwierzyć,żedałemcisięnabraćporazdrugi–rzuciłwściekle,wy-
krzywiając twarz w potwornym grymasie. – Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
Niech zgadnę, zaraz mi powiesz, że nigdy nie zastanawiałaś się nad macierzyń-
stwem,alewchwili,gdyodczytałaśwyniktestu,cośsięwtobiezmieniłoipoczułaś
siętakjaknigdywcześniej–roześmiałsięzajadle.–Mamrację?
–Chceszmiwmówić,żetowszystkozaplanowałam?!–krzyknęła.–Niktniezmu-
szałciędoseksuzemną!Iniktniekazałcizrezygnowaćzzabezpieczenia!
–Dobrajesteś–odparłtymsamym,strasznymgłosem,odktóregowywracałysię
jejwnętrzności.–Przyznaję.Wzięłaśmniezzaskoczenia.Sądziłem,żepotraktowa-
łemcięniesprawiedliwie.Właściwienawetzacząłemsięznówwtobiezakochiwać,
ale ostatecznie jesteś taka sama jak zawsze. Nigdy się nie zmienisz. A ja jestem
idiotą.
– Dla twojej wiadomości: nie zamierzam zatrzymać tego dziecka – wypaliła, po-
dejmującdesperackąpróbęnakłonieniagodotego,żebyspojrzałnaniąjaknaczło-
wieka,anienaśmiecianadwóchnogach.Dokładnietak,jakpatrzyłnaniądziesięć
lattemu,wymachującjejprzednosemgazetą,aonamarzyłatylkootym,żebyrzu-
ciłwniątymbrukowcem,bołatwiejbyłobyjejtoznieśćniżjegospojrzenie.
Aletymrazemniebyłoanitrochęlepiej,ajegosłowasączyłysięwjejciałokaż-
dymporem:„Zacząłemsięznówwtobiezakochiwać”.
– Czy ty mi grozisz? – zapytał niskim, bezbarwnym głosem, który przyprawiał
ociarki.Paigezadrżała,czując,jakwypełniającająpustkarośniewsiłę.–Brawo,
Nicola.–Toimiębyłogorszeodkwasu.Gdybyjąpobił,niezraniłbyjejbardziej.–
Większośćkobietrozegrałobytępartięwbiałychrękawiczkach.Aleniety!Tywa-
liszprostowmostu.
–Przedewszystkimciniegrożę–syknęła,gdyłzyzrosiłyjejpoliczki.–Iniczego
nieplanowałam.Niewiem,dlaczegowciążsięupierasz,żebymiećomniejaknaj-
gorszezdanie…
–Przestań–rozkazałostro.–Mamjużtegodość.Niebędęwięcejudawał,żeto,
co mówisz, cokolwiek znaczy. Zrobisz, jak zechcesz, Nicola. Tak jak zawsze. Nie
mam wątpliwości, że jakkolwiek potoczy się twoje życie, przetrwasz niczym lichy
karaluch.PrzypominaszmiVioletbardziej,niżpoczątkowosądziłem.
–Pocomiałabymwmanewrowaćcięwtęciążę?–zapytałagwałtownie.–Nopo
co?
–Możeuznałaś,żepoprzedniozamałosiędorobiłaśnamoimnieszczęściu.Może
chciałaśdopilnować,żebyVioletniepominęłacięwtestamencie.Możezamierzasz
sprzedawać gazetom tyle rewelacji, ile zdołasz. Bez trudu mogłabyś wywindować
sięnapozycjęjednejzcelebrytek,którewżadensposóbniezasłużyłynaswojąpo-
pularność.WnukVioletnapewnoogromniebyciwtympomógł.Niewspominając
odziedzictwieAlessich.Zapewnezdążyłaśsięjużzorientować,żeniepozbawiłbym
własnegodzieckatego,comusięnależy.
–Giancarlo…
Aleonwyprostowałsięgwałtownie,ajegobladatwarzzmieniławyraz.Paigeod-
niosławrażenie,żemężczyzna,któregoznała,zwyczajniezniknął.
– Jeśli postanowisz zachować to dziecko, skontaktuj się z moimi prawnikami –
oświadczył oficjalnym tonem, rozwiewając wszelkie jej wątpliwości. Kiedy na nią
patrzył,niewidziaławjegooczachnicpróczprzerażającejpustki,lodowatejiodpy-
chającej.–Zapłacękażdąkwotę,którejbędzieszpotrzebowałanajegowychowa-
nie. I dorzucę znacznie więcej, jeśli uchronisz moją prywatność. Ale nie spodzie-
wamsiętegopotobie.Napewnomaszinneplany,prawda?
– Proszę – zaczęła błagalnym głosem między kolejnymi szlochami, których zwy-
czajnieniepotrafiłastłumić.–Niemożesz…
–Niepróbujwięcejkontaktowaćsięzmojąmatką–dodałtakimgłosem,którynie
pozostawiałwątpliwości,żetogroźba.–Każęcięaresztowaćiwsadzićdowięzie-
nia,jeślitozrobisz,iżadensędziawżadnymkrajunieprzyznaprawadoopiekinie-
zrównoważonej psychicznie kobiecie z wyrokiem. Wyślesz do niej choćby jednego
esemesaimożeszsiępożegnaćzdzieckiem.
–Przestań–szepnęła.–Chybaniesądzisz…
–Kierowcaprzyjedziepociebiezagodzinę–powiedziałnazakończenie.Wyglą-
dałniczymmarmurowyposąg,bezdusznyinieczuły.–Niechcęciętutaj.Niezamie-
rzampatrzećnaciebienigdywięcej.Anizadziesięćminut,anizadziesięćlat.Nig-
dy.Zrozumiałaś?
Paigeniemogłaodpowiedzieć.Takbardzosiętrzęsła,żeztrudemtrzymałasię
nanogach,aonpatrzyłnaniąobojętnie,jakbybyłanieznajomą.
–Zrozumiałaś?–powtórzyłznaciskiem.
–Tak–wydusiłaPaigeztrudem.–Zrozumiałam.–Otarłatwarzdłońmi,nabrała
powietrzaipodjęłaostatniąpróbę.–Giancarlo…
Alejegojużniebyło.Zostawiłjąsamo.Wszystkosięskończyło.
Byłgrudniowywieczór,kiedyGiancarlomknąłswoimSUV-empozdradliwychśli-
skichdrogachprzyakompaniamenciewiatruwyjącegozaoknami,mijającszkielety
ogołoconychzliścidrzewNowejAnglii.Wjegosercupanowałnawetjeszczewięk-
szychłódniżnadworze.
Paskudny humor nie opuszczał go, odkąd wysiadł z samolotu na międzynarodo-
wymlotniskuwBostonieponaddwiegodzinytemu–agdybybyłzesobąszczery,
przyznałbynawet,żeodtrzechmiesięcy.
PoszukiwaniaPaigezawiodłygodomałego,sennegomiasteczkawMaine,oddalo-
nego o setki kilometrów od większych ośrodków cywilizacji. Świeży śnieg zasypał
wszystkowokółiskrzyłsięwświatłachlatarni,rozpędzającychmroknadchodzącej
nocy. Krążąc po wąskich uliczkach, przy których przycupnęły małe białe domki,
Giancarloczuł,jakprzyspieszamupuls.
Żebytutajdotrzeć,musiałzatrudnićkilkudetektywów.Przeczesalidlaniegopo-
łowę Zachodniego Wybrzeża i większą część Wschodniego. A ta mieścina była
ostatnim miejscem na ziemi, w którym przyszłoby mu do głowy jej szukać. Musiał
przyznać,żewybraładoskonałąkryjówkę.
Aletymrazemwiedział,żepodjąłwłaściwytrop.Widziałjejzdjęcie,którezostało
zrobioneprzedpołudniem.Przyglądałmusięuważnienaekranietelefonu,kiedylą-
dowałwBostoniepodługimlociezWłoch,alemusiałujrzećjąnawłasneoczy.
Rozglądającsiędookoła,uznał,żeniemożnaodmówićtemumiasteczkuuroku.To
odkrycieniepoprawiłomujednaknastrojunawetwnajmniejszymstopniu.Opatulił
sięciasnoszalikiem,zanimwysiadłzsamochodu.Śniegzaskrzypiałpodpodeszwa-
mibutów,któredotądnosiłjedyniepodczaswypadównanarty,wtakichkurortach
jak Vail czy St. Moritz. Przejażdżka z Bostonu do odległego stanu Maine przypo-
mniałamuoksiążkach, któreczytałpodczasnauki wamerykańskimliceum.Mijał
samotne stodoły na ogołoconych polach i nisko zawieszone szare niebo, posępne
igroźne.Odczasudoczasunahoryzonciewyłaniałosiędzikie,skalistewybrzeże
atlantyckie,zeswoimilatarniamirozbłyskującymiostrymświatłemwgęstniejącym
mroku.Krajobrazdoskonaleodzwierciedlałto,codziałosięwjegoduszy.
Giancarlo ruszył posypanym solą chodnikiem prosto w kierunku domu z desek
szalunkowych, na którego drzwiach widniała tablica z napisem „lekcje tańca”. Ze
środkadobiegałycichedźwiękipianina.Wspiąłsięposchodach,chwyciłzaklamkę
iznieruchomiał,walczączprzybierającyminasileemocjami.
UsłyszałjejgłospierwszyrazodtamtegopaskudnegoporankawToskanii,kiedy
wyrządził tyle złego. Każde jej słowo przebijało go niczym ostre sople zwisające
zdachunadjegogłową.
Pchnąłdrzwiiwszedłdośrodka.Naśrodkusalistałaprzednimkobieta,której
szukał.Widział,jakwstrzymujeoddechiszerokootwieraoczyzezdumienia.Jego
sercezabiłomocniej.
Zmusił się, żeby oderwać od niej wzrok, po czym przyjrzał się sali, zajmującej
całydolnypoziombudynku.Podłogętworzyłydrewnianedeski,asufitopierałsięna
kilkufilarach.Kobieta,którąoskarżyłotysiącenieczystychzagrań,nieleżałabez-
czynniewotoczeniusłużących,którzykarmilijącukierkami,aleuczyłatańcagrup-
kęmłodychdziewczątozaróżowionychtwarzach.
Przez moment stał w holu, mierzony spojrzeniami matek podziwiających swoje
córkizkanapikrzesełustawionychpodścianą.OczywiścieGiancarlowogólesię
niminieprzejmował.Niedlanichtutajprzyszedł.
Tymczasem Paige wolno wypuściła powietrze, po czym wróciła do prowadzenia
zajęć,co,jakprzypuszczał,wymagałoodniejniezwykłegowysiłkuwoli.Wydawała
poleceniaspokojnymgłosem,jakbyniktjejnieprzeszkodził–jakbywogólegotutaj
niebyło.
Aleonniezamierzałodejść,zwłaszczażeniewierzyłwjejobojętność.Zuwagą
obserwował,jakporuszasięprzedniezdarnymipodlotkami,zachęca,poprawiaiin-
struuje. Podkrążone oczy zdradzały, że nie sypiała za dobrze, ale jej włosy nadal
miały głęboki odcień czerni. Wszystkie ruchy wykonywała z taką samą gracją jak
wjegosnachistąpałataklekko,żemożnabyłouleczłudzeniu,żeunosisięwpo-
wietrzu.
Cowięcej,zachowałaszczupłąfigurę.Jedyniedelikatniezaokrąglonybrzuchpo-
wiedział mu to, czego nie był pewien aż do ostatniej chwili. Sama myśl o tym, że
mógłbystracićtonienarodzonedziecka,przerażałagotakbardzo,żeodchodziłod
zmysłów. Jakby tego było mało, Paige uała się w kierunku przeciwnym niż Bel Air
iuciekłamożliwiejaknajdalejodniego.
Naszczęściewszystkowskazywałonato,żepostanowiłaurodzićtodziecko.Jego
dziecko.
Giancarloniepotrafiłnazwaćwypełniającychgouczuć.Niebyłpewien,czysilniej
przeżywałulgę,czymożezłość.Wszystkiemroczneemocje,któredawniejrozbu-
dzała w nim ta kobieta, zamieniły się w coś zupełnie innego. Połączyły się jedno
znacznie silniejsze doznanie, skoro miał już pewność, że zostanie ojcem. To nowe
życiedawałomunadzieję.Byłodarem,naktóryniezasługiwał.
Wydawałomusię,żezanimzajęciadobiegłykońca,amatkizabrałyswojecórki,
minęłycałewieki.Niezwracałnanieuwagi,kiedyprzepychałysięobokniego,żeby
wydostaćsięnazewnątrz.PatrzyłtylkonaPaige,trzymającręceskrzyżowanena
piersi.
Wkońcuostatnianieznajomazniknęłazadrzwiamiiwsalizostalitylkoonidwoje,
alePaigenadalniechciałananiegospojrzeć.
–Postanowiłaśjezatrzymać.–Niewiedział,dlaczegowymówiłtesłowatakimni-
skimigniewnymgłosem,aleniemógłjużniczegozmienić.Znieruchomiałwięc,spo-
dziewającsięnajgorszego.
– Jeśli przyjechałeś, żeby usłyszeć ode mnie przeprosiny – odparła z naciskiem,
odwracającsięwjegostronę–możeszwtejchwilizabraćswoją…
–Niechcętwoichprzeprosin–przerwałjejpospiesznie,zprzerażeniemprzyglą-
dającsięjejpięknejtwarzywykrzywionejzłością.Jejoczypociemniałytakbardzo,
żewydawałysięniemalszare.Właściwiewyglądałatak,jakbybyłagotowaudusić
gogołymirękami,gdybytylkoośmieliłsiępodejśćzbytblisko.–Szukałemcięprzez
trzymiesiące,Paige.
Zmrużyłaoczy,patrzącnaniegonieufnie.
– Jesteś pewien, że właśnie tak chcesz mnie nazywać? – zapytała napastliwie. –
Wiemzdoświadczenia,żetobywadlaciebieproblematyczne.
Giancarlomocnozacisnąłzęby.
–Wiem,jaksięnazywasz.
–Nawetniewiesz,jakmnietocieszy.–Jejwojowniczynastrójotulałichobojeni-
czym mgła, gęsta i nieprzenikniona. Wydało mu się nawet, że w pewnej chwili na
niego warknęła. – Sprawiłbyś mi jeszcze większą przyjemność, gdybyś teraz wy-
szedłiudawał,żenigdysięniepoznaliśmy.Jadokładnietakpostępujęiodtrzech
miesięcymamsiędoskonale.
Wiedział,żenatozasłużył,ipróbowałsobiewmówić,żejejsłowanawetgonie
zabolały.
–Rozumiem…–zacząłostrożnie–że…
–Darujsobie–przerwałamugwałtownie.Niepamiętał,żebyzrobiłatokiedykol-
wiek wcześniej. Właściwie jak dotąd jedyną osobą, której uchodziło to na sucho,
byłajegomatka.–Nieobchodząmnietwojewyjaśnienia.Wnajmniejszymstopniu.
Stanęładoniegoplecami,aleGiancarlodostrzegłjejodbiciewlustrzanejtaflina
ścianie. Zobaczył tam Paige, którą znał. Starała się ze wszystkich sił zapanować
nademocjami.Itenwidoktchnąłwniegonadzieję.
Przemierzył salę, nie odrywając od niej wzroku. Była boso, ubrana w legginsy
iluźnątunikę,któraodsłaniałajednojejramię.Nigdywżyciuniewidziałpiękniej-
szegostworzeniaodniej.Pragnąłprzycisnąćwargidojejobnażonejskóryioprzeć
dłońnazaokrąglonymbrzuchu.
Wierzyłjej.Zajęłomutodłużej,niżpowinno,alewkońcudostrzegłprawdę.Wie-
rzyłjejodsamegopoczątku,alezabardzosiębał,żebytoprzyznać.Zdołałjednak
pokonaćstrach.Niebyłtylkopewien,czytojeszczemiałodlaniejjakiekolwiekzna-
czenie.
–Jakznalazłaśtomiejsce?–zapytał,podchodzącdoniej.–Ipocowogóletutaj
przyjechałaś?
–Nierozumiem,dlaczegopytasz?Dlaczegomiałobyciętointeresować?–Paige
pozbierałaswojerzeczyiwsunęłajedotorby.Ściskającjąwdłoniach,wyprostowa-
łasięjakstruna.–Szczerzewątpię,żebyśmiałsiętymprzejmować.Dlategolepiej
odrazumipowiedz,czegochcesz,Giancarlo.
– Sam nie wiem – skłamał, ponieważ nie potrafił wyrazić swoich uczuć słowami,
zwłaszczakiedymiotałaniąfuria.Nigdywcześniejniewidziałjejtakrozgniewanej
anitakoziębłej.Zawszeprzypominałażywyogień,kiedysięzniąkochałczydro-
czył.Bezwątpieniajednakzasłużyłsobienawszystko,codlaniegoprzygotowała.–
Możenajpierwspróbujsiętrochęuspokoić?
Paigezaśmiałasięgorzko,sprawiającmuból,aonniebyłpewien,ilejeszczezdo-
łaznieść.Takwielewycierpiałodtamtegodnia,kiedykazałjejwyjechaćzToskanii.
–Niebywałe–szepnęła,poczympokręciłagłową.–Mogęwymienićcałąlistępo-
wodów,dlaktórychniepowinnamsięuspokoić.Możewybioręjedenznich,takna
chybiłtrafił.Cotynato,Giancarlo?Powiedziałeś,żeniechceszmnienigdywięcej
widzieć. Uważam, że to najlepszy z twoich planów. Dlatego wracaj, proszę, tam,
skądprzyszedłeś.LećdoswoichWłochizajmijsięrujnowaniemżyciakogośinnego.
Zostawnaswspokoju.
Pragnąłwziąćjąwramiona,przytulićipocałować.Alezamiasttegotylkozwiesił
głowę. Potem jednak spojrzał na nią jeszcze raz, jakby się chciał upewnić, że nie
zniknie.
–Przepraszam–powiedziałspiętymgłosem.–Poprostunigdywcześniejniewi-
działemciętakiejwściekłej.Chybanawetnieprzypuszczałem,żepotrafiszsięzło-
ścić.
Paigezamrugała,ściskającmocniejpasekodtorby,którazwisałajejzramienia.
–Boniepotrafiłam–przyznała.–Zwłaszczaprzytobie.Aleokazujesię,żetakie
zachowanienikomuniewychodzinazdrowie.Zrozumiałam,żemuszęsięnauczyć
odmawiać. Kiedy tego nie robisz, ludzie cię wykorzystują Są nawet gotowi roze-
rwaćcięnastrzępy,jeślitylkoimnatopozwolisz.Dlategomówię:dość.
Spojrzałananiegowtakisposób,żeGiancarlopoczułsię,jakbygospoliczkowała.
Ponieważzrozumiał,żetoonzrobiłjejtestrasznerzeczy.Prawdasmakowałanie-
zwykle gorzko, ale musiał ją przetrawić. Traktował ją bardzo źle i nic tego nie
usprawiedliwiało.Zachowywałsiędokładnietakjakludzie,którymigardziłjegooj-
ciec. Zrozumienie tego okazało się niezwykle bolesne, a wysłuchanie było nie do
zniesienia.
–Mojedzieckoniezasługujenatakieżycie,Giancarlo–kontynuowałaPaigezaja-
dle.–Nie,jeślijamamcośwtejsprawiedopowiedzenia.–Przechyliłagłowę,jakby
sięspodziewałausłyszećsłowasprzeciwu.–Todzieckobędziemiałodom.Będzie
sięczułochcianeikochane.Todzieckonigdynieusłyszy,żejestbłędemalbopro-
blemem.Będziemiałoswojemiejsce,wmoimsercu.
To,żejeszczestał,graniczyłozcudem.Cios,którymuzadała,byłtaksilny,żele-
dwietrzymałsięnanogach.Ijakbytegobyłomało,Paigezaczęłaodniegoodcho-
dzić.
–Chodźzemnąkolację–poprosił.
–Nie.
–Tomożechociażnakawę.–Spojrzałnajejbrzuch,zanimsiępoprawił:–Czyco-
kolwiekterazpijesz.
–Nicztego.
– Paige. – Nie wiedział, co zrobić czy powiedzieć i nienawidził tej bezsilności
wrównymstopniu,jakrosnącegomiędzynimidystansu.–Totakżemojedziecko.
Obróciłasięnapięcietakszybko,żektośbezjejtalentunapewnoprzewróciłby
siępotakimpiruecie,apotemwymierzyławniegopalec.
–Onajestmoja!–krzyknęła.–Moja.Dowiedziałamsię,żenoszędzieckomężczy-
zny,którymnienienawidzi,dosłowniepięćminutprzedtym,jakrozerwałeśmniena
strzępyiporzuciłeśnapastwęlosu.Iuwierzmi,Giancarlo,żepamiętamkażdetwo-
jesłowo.Niechceszmiećzemnąnicwspólnego.Takjakniechceszmiećnicwspól-
negoztymdzieckiem.Ijatorozumiem…
–Nigdyniemówiłem,żeniechcęmiećnicwspólnegozdzieckiem–zaprotesto-
wał.–Wręczprzeciwnie…
–Wtakimrazieomówimytopojegonarodzinach–warknęła,ztrudemłapiącpo-
wietrze. – Czyli, jak wynika z moich obliczeń, za sześć miesięcy. Do tego czasu
mogęunikaćrozmówztobą.Iwłaśnietakzamierzamuczynić.
–Alejachcęztobąporozmawiać.–Chciał,żebyjegogłosbrzmiałprzepraszają-
co, ale zamiast tego każde jego słowo przypominało rozkaz. Nic go to jednak nie
obchodziło. Musiał się upewnić, czy jego ukochana kobieta naprawdę nie chce go
znać. – Jestem ciekaw, jak sobie radzisz. I potrzebuję twojej pomocy, żeby zrozu-
mieć,cosięwydarzyłomiędzynamiweWłoszech.
–Nieprawda.–TwarzPaigeponowniewykrzywiłasięwgrymasie,ajejwciąższa-
reoczyzapłonęłygniewnie.–Tyniechceszniczegozrozumieć.Tozawszetylkoja
musiałamrozumiećciebie.Rozumiałamcię,kiedybyłeśbardzozamożnym,dobrze
zapowiadającymsięreżyserem,któryniespodziewaniezainteresowałsięzwyczajną
tancerką. Rozumiałam, kiedy pozowałeś na szlachetnego syna broniącego matki
przezwariatką,któraprzeniknęładojejdomubeztwojejwiedzy.Rozumiałamcię
nawetwtedy,kiedywcieliłeśsięwrolęumęczonego,zdradzonegokochanka,który
uwikłał się w kolejny romans z przebiegłą kusicielką, o której nie potrafił zapo-
mnieć.Rozumiałamciędobólu.
Wciągnęłapowietrze,krzywiącsiętak,jakbyoddychaniesprawiałojejból.Zko-
leiGiancarlonamomentwstrzymałoddech.
– A potem – kontynuowała Paige mocnym, wyraźnym głosem – kiedy odeszłam,
zrozumiałam, że ty nigdy nawet nie próbowałeś zrozumieć mnie. Ani dziesięć lat
temu,aniostatniowToskanii.Nigdynieprzyszłocidogłowy,żebyzapytać,dlacze-
gosprzedałamnaszezdjęciaanicopoczułamnawieść,żezostanęmatką.Liczyłeś
siętylkoty.
–Paige.
Zignorowałago.
–Nigdymnieonicniepytałeś.Widziałeśwemniejedyniedzikąklacz,którątrze-
baujeździć.–Potrząsnęłagłową.–Jesteścholernymhuraganem,Giancarlo,alewi-
niszmniezadeszcz.–Oparłaręcenabrzuchu,jakbyuznała,żemusichronićprzed
nimtodziecko,aonpomyślał,żeniemogłabygozranićbardziej.–Chcęodciebie
tylkotego,cozawszemidawałeś.Twojegobrakuzainteresowania.
Całasalazawirowałamuprzedoczami.
–Powiedziałaś,żetoona–odezwałsięcicho.
–Słucham?
Giancarloniezdawałsobiesprawy,żewypowiedziałtesłowanagłos.Zbytmocno
koncentrował się na analizowaniu obrazu samego siebie, który właśnie przed nim
odmalowała.
–Wcześniejpowiedziałaśodziecku„ona”.
–Tak,toprawda.–Przezmoment,gdyomyłkowoopuściłagardę,sprawiaławra-
żenieogromniezmęczonej.–Wmajuurodzęcóreczkę.
–Córka–powiedziałłagodniegłosemzabarwionymzachwyteminiewysłowionym
szczęściem.Jednocześniezauważył,żePaigezadrżałaizrozumiał,żeniewszystko
jeszczestracone.–Będziemymielicórkę.
–Zostawmnie,Giancarlo–szepnęłaledwiesłyszalnie,jakbystraciłacałąenergię
napędzanądotądadrenaliną.Mimotoonwychwyciłsmutnąnutę,którąnauczyłsię
rozpoznawaćwminionychmiesiącach.Iniczegoniepragnąłbardziejniżchronićją,
nawetprzedsamymsobą.
–Mogętozrobić–odezwałsięwkońcu.–Mogęodejść.Alewrócę,Paige.Będę
przychodziłdociebiecodziennie,ażwkońcuzgodziszsięnarozmowę.Potrafiębyć
bardzoprzekonujący.
– Czy to groźba? – Potarła kark ręką. – Bo jeśli tak, to przypominam, że to nie
twojaposiadłośćwToskanii,ajaniejestemtwoimwięźniem.
– Nie chcę nikogo więzić – zapewnił ją żarliwie, co nie do końca było zgodne
zprawdą.Upomniałsięjednakwduchu,żejestcywilizowanymmężczyzną,aprzy-
najmniejsynemtakiego.Ikiedysięnadtymzastanowił,stwierdził,żeostatniorze-
czywiściedorósłdostandardówswojegoojca.–Alechętniezabioręcięnakolację.
Zmierzyłagowzrokiem,niepewna,czegosięponimspodziewać.
–Tylkotyle?
–Mamcięokłamać?–zapytałcicho.–Totylkopoczątek.Pozwólmijakośzacząć.
Chociaż pokręciła głową, jej oczy odzyskały dawną barwę, na granicy zieleni
ibłękitu.Giancarlonatychmiastuznał,żetoznacznypostęp.Byćmożeznalazłwła-
ściwądrogę.
– A jeśli ja nie mam ochoty zaczynać od nowa? – zapytała niespodziewanie. –
Wciągudziesięciulatzaczynaliśmydwukrotnieiniebyłodobrze.Właściwiekażdy
miesiącprzyjemnościwnaszymprzypadkuoznaczałdługielataagonii.
Uśmiechnąłsię.
–Wtakimraziejesteśmyumówieni.Każdymusijeść,zwłaszczajeślijestciężarną
kobietą.
–Aleniewtwoimtowarzystwie–odparłanieustępliwie,choćtonjejgłosuuległ
drobnejzmianie.–Toniejesttegowarte.
Ponowniesięodniegoodwróciłairuszyładodrzwi.Itymrazemnaprawdęzamie-
rzałagozostawić.AleGiancarloniezamierzałjejnatopozwolić.Miałpółroku.Je-
śliwtymczasiepostarasięzewszystkichsił,napewnozdołająodzyskać.Musiał
spróbować,dlaswojejcórki.Inicniemogłomuwtymprzeszkodzić.
ROZDZIAŁDZIEWIĄTY
Późniejprzyjdzieczasnato,abyczućdosiebienienawiśćzato,żetylewysiłku
kosztowałojąodwróceniesięodniego.Późniejbędziemogłaczynićsobiewyrzuty,
że z tak wielkim trudem ruszyła do drzwi, za którymi czekały na nią nowy samo-
chódinoweżycie,jakiezaczęładlasiebietworzyć.Późniejbędzierozmyślaćotym,
cozniejzaczłowiek,skorochciałarzucićsięwramionamężczyzny,którytakbar-
dzojązranił.
AleterazPaigemusiałaprzedewszystkimdziałać.Nawetjeślipoczułaniewysło-
wionąulgęnawidokGiancarla,jedyne,copowinnaterazzrobić,toodejśćodniego.
Itakwłaśniezrobiła.
Zanimjednakzdążyłapokonaćkilkametrów,usłyszałagłośnekroki,achwilępóź-
niejpoczułanasobiejegoręce.Chwyciłjąwpasie,odwróciłtwarządosiebie,apo-
temwziąłnaręceiprzytulił.Trzymałjąmocnoprzypiersi,takżeniemogłasięru-
szyć, odurzona jego zapachem i siłą. Znalazła się zdecydowanie za blisko tego
wszystkiego,przedczympróbowałauciec.
–Postawmnienaziemi–powiedziałatakcicho,żeledwiebyłojąsłychać,icho-
ciażniepatrzyłamuwoczy,wiedziała,comogłabywnichujrzeć.Sytuacjazaczyna-
łasięwymykaćspodkontroli,gdyjejdeterminacjaustępowałamiejscainnymemo-
cjom,doktórychniechciałasięprzyznać.
–Popierwsze–odezwałsięGiancarlotymniskim,zachrypniętymgłosem,którym
zwyklejąuwodził–niejestprawdą,żecięnienawidzę.Nigdynieczułemdociebie
nienawiści.Przezdługielata próbowałemsobiewmówić,że jestinaczej,przez co
mojeżycieprzypominałopasmoudręk.
–Więctylkozachowywałeśsiętak,jakbyśmnienienawidził–wycedziłaprzezza-
ciśniętezęby,resztkamisiłpowstrzymującsięprzedoparciemgłowynajegoramie-
niuizarzuceniemmurąknaszyję.–Towszystkozmienia.Odrazumilepiej.
Zaniósł ją na jedną ze starych kanap ustawionych pod ścianą i posadził, zanim
przedniąuklęknął.PrzerażonaPaigeniewiedziała,jaksięzachować.Nieodrazu
zauważyła, że Giancarlo uwięził ją między swoimi rękami, które trzymał teraz po
obujejstronachnaoparciukanapy.
–Dlaczegosprzedałaśtezdjęciadogazet?–zapytałcicho,kierującciemneoczy
prostonajejtwarz.Napewnodostrzegłrumieńcenajejpoliczkach.
–Jakietomaterazznaczenie?
– Myślę, że masz rację w wielu sprawach – wyjaśnił ponuro. – Zwłaszcza w tej
jednej.Powinienembyłcięotozapytać.Więcpytam.
Problempolegałnatym,żegokochała.Taknaprawdęnigdynieprzestałagoko-
chać.Iczekałacałądekadę,ażpoprosijąowyjaśnienia.Gdybyzrobiłtowtedywe
Włoszech,pewnieosłodziłabyprawdę,aleterazwszystkobyłoinaczej.Rosłowniej
dziecko,dlaktóregomusiałastaćsięinnąkobietą,silnąiprawą.
–Mojamatkabyłaalkoholiczką–powiedziałabezbarwnymgłosem.–Jejmarze-
niaobogactwie,sławieiucieczceznaszegopaskudnegorodzinnegomiasteczkale-
gływgruzachwdniu,wktórymzaszławciążęjakonastolatka.Dlategouznała,że
powinnam tańczyć. W chwili, gdy odebrałam dyplom ukończenia liceum, wywiozła
mniedoLosAngeles.Kazałamiużywaćdrugiegoimieniajakopseudonimuscenicz-
nego,ponieważuznała,żejestbardziejwyszukaneinapewnoułatwimidrogędo
kariery.Doskonaleodnalazłasięwrolimojejmenedżerki,ograniczającsięgłównie
dozabieraniamipieniędzyiwrzeszczenia,żebymzdobyławięcej.
–TakwłaśniewyglądaHollywood–skomentowałoschleGiancarlo.
–PijanaArleenniebyładlamnienowością–kontynuowałaPaige,niczymrozpę-
dzonypociąg,któryniemożesięzatrzymać.–Alejakiśczasprzedtym,jakpozna-
łamciebie,matkanatknęłasięnadilerametamfetaminy.NazywałsięDennyimu-
szę przyznać, że traktował nas niezwykle miło. Niczym najlepszy przyjaciel na
świecie.–Wykrzywiłaustawgrymasie.–Miesiącpóźniejmatkamiałauniegodług
nakilkatysięcydolarów,aonzdecydowaniezmieniłdoniejstosunek.Dwamiesiące
później jej zadłużenie wzrosło do kilkuset tysięcy dolarów, więc wszyscy przestali
udawać, że Denny kiedykolwiek odzyska pieniądze. Próbował wyciągnąć je ode
mnie. – Spojrzała Giancarlowi prosto w oczy. – Mogłam odpracować wszystko na
plecachalbopozwolićmuzabićArleen.Albowyciągnąćpieniądzeodmojegonowe-
gobogategochłopaka.
– Paige. – Wymówił jej imię w taki sposób jak jedno ze swoich włoskich prze-
kleństw,czymożeraczejmodlitwę.Ująłjejdłonieipogłaskałczule.–Dlaczegomi
otymniepowiedziałaś?Czemuniepoprosiłaśopomoc?
– Bo się wstydziłam. – Mimo że głos się jej załamał, nie uciekła od niego wzro-
kiem.–TybyłeśsynemVioletSutherlin,ajacórkąćpunkiipijaczki,którasprzeda-
waławłasneciało,kiedybrakowałojejpieniędzy,akiedytoniewystarczyło,próbo-
wała sprzedać mnie. Jako dziewica byłam niezwykle cennym towarem, a przynaj-
mniejonataktwierdziła.
Giancarlopobladłnatwarzy,mocniejściskającjejręce.
–Tamtejpierwszejnocy,kiedysięztobąprzespałam,Arleenodrazuzorientowa-
łasięwsytuacji.–Mówiłagłosemwyzutymzemocji,boniczegonieżałowała.Tam-
tadługa,cudownanocbyławartanawettego,cowydarzyłosiępóźniej.–Kiedyna-
stępnego dnia wróciłam do domu, uderzyła mnie tak mocno, że ujrzałam gwiazdy.
Ale niewystarczająco, żeby nad sobą zapanować. W końcu zniszczyłam jej życie
wchwili,gdyprzyszłamnaświat.Mogłamwięcprzynajmniejpozwolićjejsprzedać
jedyną cenną rzecz, jaką posiadałam, czyli moją cnotę. Podobno zaplanowała
wszystkozjakimśznajomymDenny’ego.
–Jakmogłemtoprzegapić?–zdumiałsięGiancarlo,ajegogłosponiósłsięechem
poprzestronnejsali.
–Oniczymniewiedziałeś,bojatakzdecydowałam.Byłeśmojąodskocznią.Moim
azylem.Jedynądobrąrzecząwmoimżyciu.Iniemiałeśwobecmnieżadnychzobo-
wiązań.–Spuściłagłowęiprzyjrzałasięichzłączonymdłoniom.–Aleonabyłamoją
matką.
Mruknąłcośpowłosku.
–Myślę,żegdybymniepoznałaciebie–dodałaPaige,boterazjużniemogłasię
wycofać: skoro zaczęła opowiadać mu swoją prawdziwą historię, musiała ją skoń-
czyć. – Nawet gdybym miała innego chłopaka, to pewnie przespałabym się z tym,
kogowskazałbymiDenny,botakbyłobyłatwiej.
–Tosięnazywaprostytucja–skomentowałGiancarlozajadle,aletymrazemjego
gniewniebyłwymierzonywnią.
– A jakie by to miało znaczenie? – odparła, wzruszając ramionami. – Wtedy nie
znałaminnegożycia.Wieletancereksypiałozkimpopadnie.Niektóreoddawałysię
mężczyznomwzamianzautrzymanie.Nienazywałytegoprostytucją,tylkorandko-
waniemzkorzyściami.Możemnieteżbytonieprzeszkadzało,gdybymniemiałain-
nego punktu odniesienia. Ale poznałam ciebie. – Westchnęła ciężko, napotykając
jegospojrzenie.–Miałamdwadzieścialat,amojamatkapowtarzałamitysiącrazy
dziennie, że taki bogacz jak ty ma takich dziewczyn jak ja na pęczki. Mówiła, że
marnujęztobączas,boprędzejczypóźniejsięmnąznudzisz,amyzostaniemyzni-
czym.Aprzecieżjejsięcośodemnienależałozacałecierpienie.
–Anibycoonawycierpiała?–Jegolodowatytonporuszyłwniejjakąśczułąstru-
nę.
–Toniebyłmójpomysł–powiedziałaPaigecicho,przechodzącdosednasprawy.
–Dennysięupierał,żesekssięsprzedaje,ajasądziłam,żenaprawdęjestemjejcoś
winna.Wydawałomisię,żetakwyglądamiłość.Niemogłamzrujnowaćjejżycia,bo
byłamojąmatką.Kochałamjąimusiałamsięoniątroszczyć.
–Niemusiszdodawaćnicwięcej–przerwałjejgniewnieGiancarlo.–Jużwszyst-
korozumiem.
–Ciebieteżkochałam–szepnęłaPaige–alezArleenspędziłamdwadzieścialat,
aztobątylkodwamiesiące.Sądziłam,żeonajestmojąrzeczywistością,atytylko
pięknym snem. Poza tym uznałam, że jeśli to, co nas połączyło, jest prawdziwe,
spróbujeszmniezrozumieć.Niebyłamjednakzaskoczona,kiedystałosięinaczej.
Wolnowypuściłpowietrze.
–Bardzocięprzepraszam–odezwałsiępochwilimilczenia.–Żałuję,żenieprzy-
szłaśwtedydomnie.Żałuję,żeniewidziałem,cosiędziałopodmoimnosem.Iżału-
ję,żeniemiałempojęcia,zczymsięzmagałaś.
–Tojużniemaznaczenia.–Naprawdętakuważała.Aleniedobrnęłajeszczedo
końcaopowieści,dlategokontynuowała:–Zrobiłamto,comikazali.Dostałamzate
zdjęcia pół miliona dolarów i straciłam ciebie. Oddałam pieniądze matce. Wystar-
czyłonaspłatędługuuDenny’egoijeszczetrochęzostało.Byłamskończonąidiot-
ką.Sądziłam,żewszystkosięułoży.
–Iletotrwało?–zapytał,aonazrozumiała,doczegozmierzał.
–Pomiesiącuniebyłośladupopieniądzach.Arleenznowuwpadławdługi,aDen-
nyokazałsięjeszczemniejwyrozumiałyniżzapierwszymrazem,boniemiałamjuż
bogategochłopaka.Zostałamtylkoja,aonjasnosięwyraził,jakmogęsięprzydać.
Twierdził,żemamtylkojedentalent,ajaniemogłamztympolemizować.Wkońcu
całyświatwidziałmniewakcji.Znowustałamsiękartąprzetargową.
–MójBoże.
–NicniewiemnatematBoga,alenaszczęściepolicjadopadłaDenny’ego.Trafił
do więzienia na piętnaście lat. Matka straciła swojego dostawcę, a nieco później
takżerozum.Kiedywidziałamjąostatnimrazem,żyłanaulicy.Możenadalgdzieś
tamjest,amożejużnieżyje.Niemampojęcia.
–Niemożeszsięzatoobwiniać–zapewniłją,patrzącnaniązniedowierzaniem.
–Zrobiłaśdlaniejwszystko,comogłaś…anawetwięcej.Niemożeszuratowaćko-
goś,ktosamsięniszczy.
Paigekolejnyrazwzruszyłaramionami,jakzrzucałajakiśogromnyciężar.
–Coniezmieniafaktu,żetomojamatka.Nadalkocham…nawetjeślinieją,to
mojewyobrażenieoniej.
Giancarloprzyglądałjejsięprzezdłuższyczas,aonaniemogłaoderwaćodniego
oczu.
–Takmiprzykro–powiedziałwkońcuniskimgłosem.–Niemógłbymcięwinić,
gdybyś mnie znienawidziła. Właściwie nie rozumiem, dlaczego nie zrobiłaś tego
dziesięćlattemu.
–Bonigdywżyciunikogoniekochałamtakjakciebie,Giancarlo.Itylkotyjeden
odwzajemniłeśtęmiłość.
Znieruchomiał, zanim otarł łzy z jej oczu. Wtedy Paige przypomniała sobie, że
miałamunieulegać.Miałaznimwalczyć.Przeciwstawiaćmusię.Jejplanzakładał
całkowitenieposłuszeństwo,atymczasemkolejnyraztraktowałagotak,jakbybył
jejniezbędnydoszczęścia.
–Violetcięuwielbia–odezwałsię,zmieniająctemat.–Mogępowiedziećtosamo
jedynieogarstceludzi.Oczywiściekochawiwatującetłumy,aledoosobistejświty
przyjmuje tylko nielicznych. Niewielu ludzi zasłużyło na jej zaufanie, ale tobie się
udało.
Paigesięskrzywiła.
–Boniemapojęcia,kimnaprawdęjestem.
–Itusięmylisz–odparłGiancarlozuśmiechem.–Przyznała,żedoskonalewie-
działa,zkimmadoczynienia,odwaszegopierwszegospotkania.Wprzeciwnymra-
zienigdyniewciągnęłabyciętakgłębokownaszesprawyrodzinne.
–Nicztegonierozumiem.–Paigepokręciłagłową.–Pocomiałabytorobić?
– Bo mój ojciec był dobrym, szczodrym człowiekiem – wyjaśnił Giancarlo, głasz-
czącjejdłonie–leczniezwykleoziębłymipowściągliwym.Iwkrótcepotwoimwy-
jeździeVioletoświadczyła,żebyłkrótkiokreswmoimżyciu,kiedyniewidziaławe
mnieswojego…cytuję:niedostępnego,małomównegoinieznośnegomęża.Miałana
myślitenczas,któryspędziłemztobą.
–Więcwiedziała–szepnęłaPaige,próbującposkładaćswojemyśliwlogicznąca-
łość.–Dlategotakdobrzemnietraktowała?
–Międzyinnymidlatego–przyznałGiancarlo.–Bobezwzględunato,cociwmó-
wiono,wyzwalaszwludziachwszystkoconajlepsze.
–Natwoimprzykładzietegoraczejniewidać–zauważyła.
–Jajestemsamolubnym,aroganckimdupkiem–odparłztakąpowagą,żewybu-
chłaśmiechem.
–Pewnieużyłabyminnegosłowa,alezasadniczosięztobązgadzam.
–Matczynegeny–skwitował.–Odkołyskibyłembardzobogaty,miałemszlachec-
kiepochodzenieinajwyraźniejuwielbiałemsięnadsobąużalać.Potrzebowałemca-
łejgodziny,żebyzrozumieć,żetamtegodniawToskaniiźleciępotraktowałem.Tak
naprawdęniechodziłoociebie,Paige.Wściekałemsięzpowoduwłasnegodzieciń-
stwaitego,żezłamałemdanesobiesłowo,aletomnienietłumaczy.–Potrząsnął
głową,ściągającusta.–Wiem,żemnienieokłamałaś.Chciałemjechaćzatobąna
lotniskoiściągnąćcięzpowrotem,aleostatecznieuznałem,żemusiszodpocząćod
szaleńca,którynagadałcitylepotwornychrzeczy.Następnegodniapoleciałemdo
LosAngeles,aleciebietamniezastałem.Zdążyłaśsięspakowaćiwyjechać.
Paigekolejnyrazprzyłapałasięnatym,żeupajasięjegobliskością,zamiastwal-
czyćosiebieiomaleństwo,którewniejrosło.Musiałajednakprzyznać,żeodlat
nie czuła się taka lekka i beztroska jak teraz. Ale czy to cokolwiek między nimi
zmieniało?
Paige nie była pewna, na co sama zasługiwała, ale córce zamierzała zapewnić
wszystkoconajlepsze.Arleenbyłajejpunktemodniesienia.Wiedziała,żemusipo-
stępowaćcałkieminaczejniżona,atooznaczało,żeniewolnojejrzucaćsięnaszy-
jępierwszemulepszemumężczyźnie,nawetjeślitosamGiancarloAlessi.Niechcia-
ła, żeby jej dziecko musiało oglądać, jak kolejni mężczyźni pojawiają się w życiu
jegomatkiizniegoznikają.
–Jakmnieznalazłeś?–zapytała,trzymającnawodzynowenadziejeimarzenia.–
Icoważniejsze:dlaczego?
–Zacznęodłatwiejszegopytania.Przypomniałemsobie,jakmówiłaś,żechciała-
byśzobaczyćjesieńwVermont.
–Mówiłamcośtakiego?
–Kiedysiępoznaliśmy,wLosAngelespanowałagorąca,słonecznajesień.Wtedy
oświadczyłaś,żebrakujeciwidokukolorowychliściotejporzeroku.Potemdoda-
łaś, że chciałabyś mieszkać blisko morza i móc zimą lepić bałwana. Wszystkie te
elementyzawiodłymniedoNowejAnglii.Potemzrobiłemużytekzeswoichpienię-
dzyizapłaciłemodpowiednimludziom,żebycięwytropili.
–Giancarlo…
–Aterazodpowiemcidlaczego.–Sięgnąłdokieszeniiwyjąłpudełeczko.
–Nie–zaprotestowałaautomatycznie.
Giancarloniewydawałsięzbityztropu.
–Tenbrylantnależałdomojejbabki–powiedział,zanimuniósłwieczko.–Odda-
łemgodojubileraikazałemzrobićpierścionekdlaciebiejużdziesięćlattemu.
Paigezapiekłyoczyitymrazemniepowstrzymywałałez.
–Wszystko,coomniepowiedziałaś,toprawda–kontynuowałGiancarlo.–Nicze-
muniezaprzeczam.Alechcęcięzrozumieć,Paige.Chcępoświęcićkolejnedziesięć
lat na odkrywanie ciebie. Pragnę związku opartego na partnerstwie. Chcę, żebyś
namniewrzeszczałaisprowadzałamniedoporządkuzakażdymrazem,kiedynato
zasłużę.Chcępomócciuczyćnaszącórkę,żeniewolnoulegaćtakimstrasznymlu-
dziomjakjejojciec.Nigdy.
–Przestań–przerwałamu,ujmującwdłońjegopoliczek.–Nigdyniedałamcini-
czegowbrewwłasnejwoli.Musisztowiedzieć.Poprostuwiedziałam,żeczekanas
koniec.
–Nieprawda–szepnął.–Ostatniedziesięćlatpokazało,żeniepotrafimybezsie-
bieżyć,dlategoniemasensuwięcejpróbować.Kochamcię,Paige.Pozwólmiudo-
wodnićjakbardzo.
–Jateżciękocham–szepnęła,ponieważniewidziałapowodu,dlaktóregomiała-
bykłamać.–Alezaufanianiezbudujeszwoparciuoślicznypierścionek.Nazawsze
pozostanękobietą,któracięsprzedała.
– A ja na zawsze pozostanę mężczyzną, który powitał wieści o poczęciu swojej
córkijakskończonydrań–odparł.–Tylkodlatego,żeodżyływnimlękizczasów,
gdymiałczterylata.
–Tobrzmijakreceptanakatastrofę.
–Wiem.–Mimowszystkowyjąłpierścionekzpudełeczkaiwsunąłgojejnapalec,
aPaigenamomentzaparłodech.Jejoczyrozbłysły.Zrozumiała,żeniezamierzaod
niegoodejść.Jużnigdy.–Alezrobimywszystko,żebyzrobićzniejprzepisnaszczę-
ście.
ROZDZIAŁDZIESIĄTY
Kazałamuzapracowaćnazaufanie.Ikazałamuczekać.AleGiancarlowiedział,
żemożezatowinićtylkosiebie.
–Skądmammiećpewność,żeniechceszsięzemnąożenićtylkopoto,żebypo-
tem odebrać mi dziecko? – zapytała pierwszej nocy, którą spędzili razem po tym,
jakjąodnalazł.Leżałananimnagaizdyszana.
–Poddajmnietestom–odparłjejwtedy.–Wszystkiezdamśpiewająco.
Zastanawiałasięprzezdłuższąchwilę,zanimspojrzałananiegolśniącymiocza-
mi.
– Nie pytaj mnie o to więcej – powiedziała bardzo poważnym tonem. – Dam ci
znać,kiedybędęgotowa.
– Nie musisz się spieszyć – zapewnił ją wtedy, chociaż niczego nie pragnął bar-
dziej niż uczynić ją swoją żoną tak szybko, jak to tylko możliwe. – Chcę odzyskać
twojezaufanie.
–Ajatwoje–szepnęławodpowiedzi.
I z czasem rzeczywiście nauczyli się sobie ufać. On często latał do Włoch i nie
kłóciłsięznią,kiedyczasemniechciałamutowarzyszyć.Kiedymieszkaliwjejnie-
dużymmieszkaniuwzaśnieżonejNowejAnglii,nienarzekałnaciasnotęanichłód.
Odśnieżałchodnikiiposypywałjesolą.Zajmowałsięjejsamochodeminigdynanic
nienalegał.
Paige coraz częściej opowiadała mu o swoim dzieciństwie, które spędziła z tą
strasznąkobietąimieniemArleen,aonzwierzałsięzproblemówzwłasnąmatką,
którabyćmożeniebyłatakimpotworem,alektórejskomplikowanaosobowośćnie
czyniłażyciazniąłatwiejszym.Tulilisiędosiebieipocieszalisięnawzajem.Poznali
siętak,jakwcześniejniezdążyli.
Ażpewnegomarcowegodnia,kiedyGiancarlowróciłzToskanii,usłyszałodswo-
jejukochanej,żejeślizaproponujejejjakieślepszemiejscedożycia,byćmożeroz-
ważyprzeprowadzkę.
–Nicniewiemodomach–dodała,przeglądającalbumspoczywającynajejkola-
nach–aletymaszichkilka.
–Mójdomjesttam,gdziety,ilmioamore–zapewniłjążarliwie.–Bezciebieto
tylkoprojektyarchitektoniczne.
PotemzabrałjądoswojegodomuwMalibu,gdziespędzilicudownedwamiesią-
ce.Mielimorzeprzedsobą,góryzaplecamiisiebienawyciągnięcieręki.Giancar-
lonigdynieczułsięcudowniej.Dopełniszczęściabrakowałomutylkojednego.
–Dlaczegojeszczesięzniąnieożeniłeś?–pytałaVioletzakażdymrazem,kiedy
sięzniąspotykał,zwłaszczawobecnościPaige.Zawszewtakichsytuacjachogra-
niczałsiędospoglądanianawybrankęswojegosercaiczekanianajejodpowiedź.
–Niejestempewna,czygozatrzymam,Violet–rzucałaPaigebeztrosko,klepiąc
sięposwoimcorazwiększymbrzuchuiuśmiechajączagadkowo.–Niewykluczam
żadnejmożliwości.
–Inicdziwnego–mawiałaViolet,prychając.–Byłokropny.Aleteniewybaczalne
humory odziedziczył po swoim ojcu. Trzeba jednak przyznać, że hrabia Alessi był
najbardziej uprzejmym i najlepiej wychowanym człowiekiem, jakiego poznałam.
Pozatymmójsyntocałaja.
–Niktwtoniewątpi–kwitowałGiancarloiwszyscywybuchaliśmiechem.
Czasamidodawałzpoważnąminą:
–Jeślichociażjednozdjęciemojejcórkipojawisięwmediachbezmojejwyraźnej,
pisemnejzgody,niezobaczyszjejnigdywięcej.Rozumieszmnie,matko?
Wtakichchwilachwielkagwiazdakinaprzyglądałamusiędługoiuważnie,apo-
temwmilczeniukiwałagłową.Idlawszystkichbyłojasne,żerozumiałatodoskona-
le.
Pięćmiesięcyitrzytygodniepotym,jakGiancarloodnalazłPaigewMaine,kobie-
ta jego życia wyglądała jak pączek w maśle, gdy wypowiedziała sakramentalne
„tak”.SkromnaceremoniaodbyłasięnatarasieposiadłościwBelAir.Violetprze-
wodziła,apannamłodaiurzędnikpaństwowyszlochali.
Giancarlouśmiechałsięszerokozwielkąsatysfakcją.Wodpowiednimmomencie
pocałowałswojążonę.
–Nigdywięcejniepoddawajmnietakimtorturom–mruknął,przyciskającustado
jejwarg,kiedykierowcawiózłichdodomu.
–Napewnowiedziałeś,żewyjdęzaciebiezamąż–odparłarozbawionaPaige.–
Niekryłamsięztym,jakbardzociękocham.
–Niejestempewien,czynaciebiezasługuję–przyznałzpowagą.–Aleobiecuję,
żebędęsięstarałdogodzićcidokońcaswoichdni.Tobędziemójdożywotnipro-
jekt.
Uśmiechnęła się do niego przez łzy, zanim wyraz jej twarzy uległ gwałtownej
zmianieichwyciłagozarękę.
–Będziemyrealizowaliwieledożywotnichprojektów–zapewniłagoPaige,stęka-
jącprzytymzbólu.–Jestemotymprzekonana,bowłaśnieodeszłymiwody.
Nazwali córkę Violetta Grace, na cześć jej sławnej babki, która na to nalegała,
atakżetejznaczniemniejznanej,którazmarłaprzednarodzinamiPaige.Byłacu-
downa,wprostidealna.Idokońcaswychdniuczylijąnamilionróżnychsposobów,
czymjestszczęście.