Znaleźliśmy częśd tupolewa. Czy będzie przełom w śledztwie?
W smoleoskim błocie, dokładnie w miejscu, gdzie miesiąc temu rozbił się prezydencki
samolot, nasi reporterzy odnaleźli ważną częśd tupolewa - wskaźnik podstawowego
urządzenia nawigacyjnego, zwanego radiokompasem.
– To może pomóc w ustaleniu przebiegu katastrofy – tłumaczy lotniczy ekspert Grzegorz
Sobczak, redaktor naczelny „Skrzydlatej Polski”. – Serdecznie dziękuję za to dziennikarzom
Faktu – mówi wyraźnie poruszony minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski (39 l.). –
To skandal, że rosyjscy śledczy tego wcześniej nie znaleźli – nie kryje oburzenia jeden z
polskich prokuratorów.
Jest 8 maja, wczesne popołudnie, miesiąc po katastrofie. Jesteśmy w Smoleosku już drugi
raz, sprawdzamy, czy Rosjanie rzeczywiście pilnują miejsca katastrofy. Milicjanci są, ale nie
reagują. Idziemy po zaoranym polu, wszędzie walają się szczątki wyposażenia samolotu,
fragmenty odzieży. Nagle w krzakach znajdujemy jakiś przełącznik. Widad rosyjskie litery,
kable.
Czujemy, że to nie zwykły kawałek blachy... Podchodzimy do grupy rosyjskich prokuratorów.
Przyjechali zaalarmowani przez dziennikarzy telewizji TVN, którzy znaleźli w błocie polskie
płyty CD i oficjalnie to zgłosili śledczym. Jeden z prokuratorów ogląda naszą częśd.
Nieruchomieje i z papierosem w ustach woła kolegę. Obaj są podekscytowani. – Niczego nie
ruszaliście, nie przekręcaliście przełączników? – dopytuje nas. – Nie – zapewniamy. – To
może byd ważna częśd dla śledztwa. Zbadamy to – mówią nam śledczy i zabierają znalezisko.
Przesyłamy zdjęcia do redakcji w Warszawie. Te trafiają od razu na biurka specjalistów,
wśród których jest pilot latający tupolewami. Na razie nieoficjalnie, by sprawdzili, co to za
częśd. Nagle rozdzwaniają się telefony. – Skąd to macie? Gdzie to było? – pyta nas
gorączkowo pilot. – Na miejscu katastrofy? Teraz? Niemożliwe! – mówi zaskoczony.
Zna tupolewy jak własną kieszeo, ale rozesłał zdjęcia do kolegów, nawigatorów, by się
upewnid. Naradzają się i po kilku godzinach wszystko wiedzą. – To nieprawdopodobne, ale
znaleźliście panel ze wskaźnikami samolotowego urządzenia nawigacyjnego SPU–7. To
samolotnoje pieregawornoje ustrojstwo, po prostu radiokompas – tłumaczy nam pilot.
Wyjaśnia, że dzięki radiokompasowi nawigator określa położenie samolotu względem
radiolatarni umieszczonych przy lotniskach. Na jego podstawie ustala i przekazuje pilotom
parametry prawidłowego lotu – wysokości i kierunku. To niezbędne urządzenie, zwłaszcza
przy kiepskiej widoczności.
– Nawigator wybiera i przełącza właśnie na takim wskaźniku komunikaty radiowe. Musi na
bieżąco wiedzied, jak maszyna leci względem radiolatarni. Komunikaty są mu wysyłane
alfabetem Morse’a. To są dwie litery, np. Okęcie ma AD – tłumaczy nam pilot.
Już wiemy, że to ważne urządzenie, ale czy może mied znaczenie dla wyjaśnienia przyczyn
katastrofy? – Na pewno na wyjaśnienie jej przebiegu – nie ma wątpliwości Grzegorz Sobczak
ze „Skrzydlatej Polski”.
Pilot, który widział nasze zdjęcia ze Smoleoska precyzuje: – Po przełącznikach widad będzie, z
kim nawigator usiłował się łączyd przed samą katastrofą i jakie komunikaty odbierał.
Zawiadamiamy o znalezisku polskich śledczych. Niedowierzają. Ale gdy widzą zdjęcia, nie
kryją zaskoczenia.
– To tabliczka abonencka z kompletu SPU–7, które było dośd powszechnie montowane na
samolotach produkcji rosyjskiej, także TU–154. Na podstawie miejsca odnalezienia można
wnioskowad, że jest wysoce prawdopodobne, że znajdowało się na pokładzie, lecz
potwierdzid to można tylko na podstawie numeru urządzenia – mówi Faktowi pułkownik
pilot Mirosław Grochowski, zastępca szefa polskiej rządowej komisji ds. badania wypadku w
Smoleosku. – W pobliżu lotniska znajdują się zakłady remontowe, które kiedyś dośd prężnie
działały. Ale nie sądzę, aby urządzenie ktoś sobie po prostu wyrzucił – dodaje.
– To skandal, że znaleźli to dziennikarze, a nie prokuratura i milicja rosyjska – nie kryje
wzburzenia jeden z polskich prokuratorów. Przypomina, że po katastrofie pasażerskiego
IŁA–62M w podwarszawskim Lesie Kabackim w 1987 roku fragmenty samolotu zbierali
zomowcy, którzy często przez głupotę lub dla zabawy przestawiali znalezione przełączniki –
to utrudniło potem śledczym wyjaśnienie przyczyn wypadku.
Na wieśd o znalezisku minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski podziękował
dziennikarzom Faktu. – Za to, że odnaleźli tę częśd i oddali ją rosyjskiej prokuraturze w takim
stanie, w jakim ją znaleźli. To bardzo ważne dla śledztwa.
http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,12252779,wiadomosc.html?ticaid=1a251