background image

PROLOG 
- Nie jestem detektywem. Nie chcę być detektywem i nigdy mi się nie 
śniło odgrywać Jemme Jatale 
W szpiegowskiej powieści. Co więcej, nie mam zamiaru psuć sobie 
dobrze zasłużonych wakacji z 
powodu widzimisię paru tajniaków. 
Philip Levy, prokurator okręgowy, odchylił się do tyłu razem z krzesłem 
i zmęczonym gestem 
potarł czoło. Osiągnął swoje stanowisko dzięki prawości, a teraz z 
trudnością powstrzymywał się 
od przeklinania. Naprzeciwko niego, w eleganckim letnim kostiumie, 
pokazując długie nogi, 
siedziała jego zastępczyni Megan Worth. Phil hamował się dlatego, że 
Megan była jednym z 
najlepszych zastępców, jakich kiedykolwiek miał. Poza tym z całego 
serca zgadzał się z jej zdaniem 
na temat marnowania czasu i pieniędzy podatników. 
- Megan, ci panowie nie proszą, byś zamieniła dyplom prawnika na 
maszynę do szyfrów. Proszą 
jedynie, byś nieco zmodyfIkowała swoje plany urlopowe. Zamiast jechać 
na Cape Cod, gdzie 
zresztą leje od dwóch tygodni, poleciałabyś na Bahamy i wylegiwałabyś 
się w słońcu. Czy to takie 
okropne? 
Megan postukiwała długimi, wymanikiurowanymi paznokciami w 
drewnianą poręcz krzesła. 
- Owszem, jeśli nie wiem, dlaczego miałabym to zrobić. Poza tym 
zarezerwowałam już i opłaciłam 
ten dom na Cape Cod. A jak dobrze wiesz, zastępcy prokuratora 
okręgowego nie tarZają się w 
pieniądzach. 
Phil wiedział doskonale, że Megan mogłaby kupić i sprzedać połowę 
posiadłości na Cape Cod, 
wymieniając tylko nazwisko swego ojca, ale uśmiechnął się ze 
zrozumieniem. 

background image

- Nie wątpię, że ci panowie z wydziału skarbowego są gotowi nie tylko 
zwrócić ci pieniądze za nie 
wykorzystany dom na Cape Cod, ale również pokryć wszystkie twoje 
wydatki we Freeport. 
Panowie, czy mam rację? 
Jeden z trzech nieznajomych, niski mężczyzna w ciemnym garniturze, 
podszedł bliżej. Ponuro 
przyjmił się zarówno lekko rozbawionemu Levy'emu, jak i wyniosłej 
blondynce, która najwyraźniej 
pragnęła zatruć mu resztę dnia papierkową robotą. 
- Oczywiście. W zamian za pani współpracę jesteśmy gotowi wszystko 
załatwić. 
Megan przyjrzała się niskiemu człowieczkowi. Karta identyfIkacyjna na 
jego piersi informowała, 
że jest to star¬szy agent w wydziale skarbowym, ale wyglądem i 
sposobem zachowania się 
przypominał jej raczej członka brygady deratyzacyjnej. Był niski, miał 
małe świńskie oczka, 
zmniejszone jeszcze przez grube okulary w drucianej oprawce, a 
zaczerwieniony nos zdradzał 
chroniczny katar. Gdy na powitanie ścisnął jej dłoń, wydawało jej się, że 
dotyka czegoś lepkiego. 
Założyia nogę na nogę i zdjęła nitkę, która przyczepiła się do mankietu 
bluzki. . 
_ Nie usłyszałam jeszcze, dlaczego powinnam z panem współpracować. 
Powiedział pan, że 
mogłabym pomóc w wyjaśnieniu sprawy, którą pana wydział zajmuje się 
od dwóch lat, a która 
utknęła w martwym punkcie. Nie wyjaśnił pan jednak, o co właściwie 
chodzi. 
Agent Abner Homsby uśmiechnął się kwaśno. Skinął na jednego z 
towarzyszących mu mężczyzn, 
który posłusznie podszedł i podał Hornsby'emu dużą brązową kopertę. 
- Może zacznę od odświeżenia pani pamięci. 
Hornsby otworzył kopertę i wyjął z niej kilka błyszczących 

background image

czarno-białych fotografIi. Pierwsza z 
nich ukazywała czterech mężczyzn. Dwie pozostałe były 
powiększeniami twarzy. 
- Vmcent Giancarlo - mruknęła Megan, rozpoznając centralną postać na 
fotografIi. - Zdaje się" że w 
zeszłym roku miał sprawę o oszustwa podatkowe? 
_ Ma pani znakomitą pamięć. Tak, miał sprawę. Niestety, oskarżenie 
było, jak zwykle, nie poparte 
dowodami i udało mu się wywinąć. Na razie, tylko na razie, zapewniam 
panią, bo prędzej czy 
później uda mi się go wsadzić za kratki. 
Nie pan jeden miałby na to ochotę - pomyślała Megan z ironią. 
Giancarlo był domniemanym 
szefem syndykatu, a jego ,,rodzina" należała do tych, którym patronował 
Don Carlos Vannini, jeden 
z, jak twierdzono, najbardziej znaczących "ojców" mafIi w kraju. Don 
Vannini przekroczył już 
osiemdziesiątkę. Jeśli wierzyć plotkom, przez ostatnie dziesięciolecie 
usiłował odciąć się od 
nielegalnych sposobów wzbogacania się i udowodnić, że można 
zbudować i zachować fortunę, 
działając całkowicie lub niemal w zgodzie z prawem ... 
Vincent Giancarlo należał do tych nielicznych, którzy ciągle sądzili 
inaczej. Jego dochody wciąż 
pochodziły głównie z hazardu i przemytu narkotyków. Co więcej, 
podejrzewano, że osobiście 
kontrolował prowadzone na Wschodnim Wybrzeżu operacje prania 
brudnych pieniędzy. 
- Kilka miesięcy temu widziała pani już te zdjęcia. Zgadza się? - spytał 
Homsby. 
Megan rzuciła spojrzenie na Phila Levy'ego, ale ten tylko wzruszył 
ramionami. 
- Oglądam w pracy bard,zo dużo zdjęć, proszę pana. Skoro pan twierdzi, 
że już je widziałam, to 
zapewne tak było. 

background image

- Więc proszę mi zrobić przyjemność i przyjrzeć się twarzy mężczyzny 
stojącego jako drugi od 
lewej. 
Zrobić mu przyjemność? - pomyślała z irytacją. Znów zerknęła na Phila, 
wyratllie dając do 
zrozumienia, że nie podoba się jej sprawianie przyjemności agentowi 
Hornsby'emu. 
- No dobrze - powiedziała. - Przyglądam się. I co mam zobaczyć? 
Jakość zdjęcia była mama. Zrobiono je z dużej odległości. Powiększenia 
były jeszcze gorsze, 
rozmazane i ciemne. Twarz mężczyzny była niemal niewidoczna. 
Identyfikację dodatkowo 
utrudniał fakt, że mężczyzna zwrócony był do obiektywu półprofilem - 
można było wyraźnie 
rozpoznać jedynie mocną szczękę i rozwiane wiatrem ciemne, dość 
długie włosy. 
- Przykro. mi, ale ja nie ... - Nagle poczuła lodowaty dreszcz, 
przebiegający wzdłuż kręgosłupa. 
- Słucham, co pani mówi? - Agent Homsby przysunął się bliżej. 
Najwyraźniej na obiad jadł czosnek 
ijego oddech skutecznie odgonił wszystkie skojarzenia. 
Megan potrząsnęła głową. Zimny dreszcz minął, zostawiając jedynie 
niechętną ciekawość. 
- Czy pomogłoby to pani, gdybym przytoczył, co pani powiedziała, gdy 
pierwszy raz widziała te 
zdjęcia? 
- Nie sądzę, ale mam wrażenie, że pan i tak mi powie. 
- Dokładne pani słowa, zanotowane przez jednego z naszych agentów, 
brzmiały: "Kim jest ten 
człowiek? 
Chyba mi kogoś przypomina". 
- No i co? - ponagliła go niecierpliwie.,... I kim on jest? 
- Wówczas nic na jego temat nie wiedzieliśmy. Zdjęcia zrobiono w 
Miami, a nasi agenci nie 
interesowali się nim specjalnie, nie uważając go za ważną postać. 

background image

Koncentrowali się jak zwykle na 
Giancarlu. Więc pan Michael Vallaincourt miał pełną swobodę ruchów. 
- Michael Vallaincourt? - Nazwisko nic jej nie mówiło. 
- Więc kim on jest? 
- Właścicielem bardzo dużego i ekskluzywnego hotelu z kasynem na 
Bahamach. Nazywa się to 
,,Privateer's Paradise". Początkowo nie mieliśmy żadnych podstaw, by 
go podejrzewać o 
powiązania czy to z Vmcentem Giancarlo, czy z Don Carlosem 
Vanninim, więc jego nazwisko i 
zdjęcie wprowadziliśmy do kartoteki jedynie z pobieżnym raportem. 
- Rozumiem, że coś się stało, skoro zmieniliście zdanie na jego temat? 
- Znowu pojawiał się w Miami. Cztery razy w ciągu trzech tygodni. 
- To rzeczywiście niewybaczalne z jego strony - skomentowała sucho. 
- A dwa tygodnie temu przyjechał do Miami późno wieczorem i przez 
kilka dni siedział zamknięty z 
Vincem Giancarlo. 
- Wciąż nie rozumiem, co to ma wspólnego ze mną. Dla większego 
efektu agent Hornsby na chwilę 
zawiesił głos .. 
- Uznaliśmy, że należy się nim bliżej zainteresować. 
Proszę sobie wyobrazić nasze zdumienie, gdy odkryliśmy, że tajemniczy 
pan Vallaincourt ... nie ma 
przeszłości. Nazwisko, wyraźnie francuskie, jest fałszywe. Nie byliśmy 
w stanie go zidentyfikować. 
Nie udało nam się zrobić mu lepszej fotografii. Urządzenia alarmowe w 
jego kasynie 
uniemożliwiają robienie zdjęć. Mieszka w hotelu i bezskutecznie 
próbowaliśmy go wyśledzić w 
jakimś innym miejscu. Krótko mówiąc, to człowiek bez nazwiska, bez 
twarzy i bez przeszłości. 
Dość niebezpieczne zestawienie niewiadomych, szczególnie jeśli się 
weźmie pod uwagę 
upodobanie Giancarla do przesadnej dyskrecji. 
Megan spojrzała na Hornsby'ego, który najwyraźniej oczekiwał od niej 

background image

jakiegoś komentarza. 
- Może on i Giancarlo są po prostu przyjaciółmi? _ Wzruszyła 
ramionami. 
- Tacy ludzie jak Vincent Giancarlo nie mają przyjaciół. Mają jedynie 
rywali i wrogów. 
- No więc wasz pan Vallaincourt jest rzeczywiście zagadką• Powinniście 
się cieszyć, że przez 
najbliższe miesiące będziecie mieli coś do roboty. 
- lo to chodzi - przerwał jej Hornsby, wyraźnie urażony jej ironią. - 
Straciliśmy już zbyt wiele czasu 
na Vincenta Giancarlo, a rezultaty są mizerne. Jeśli ma zamiar przenieść 
część swoich interesów ze 
stałego lądu na wyspy, powinniśmy o tym wiedzieć jak najwcześniej. 
Jeśli, jak podejrzewamy, 
kasyno ma służyć do prania pieniędzy syndykatu, to koniecznie musimy 
wiedzieć, co łączy 
Giancarla z Michaelem Vallaincourtem. Nawet najbardziej nikła 
nadzieja, że będzie pani w stanie 
zidentyfikować Vallaincourta, uzasadnia naszą prośbę o spędzenie 
płatnego urlopu na Bahamach. 
- Skoro powiedziałam, że mi kogoś przypomina, to pewnie tylko dlatego, 
że... - machnęła ręką, 
zastanawiając się, jak sformułować to, co jej cAodzi po głowie - no, że 
przypomina. To znaczy, 
wygląda tak samo jak tysiące mężczyzn, których codziennie mijam na 
ulicy. Mogłam go widzieć 
gdziekolwiek. 
Agent Hornsby próbował się opanować, ale przemawiał coraz bardziej 
piskliwym ze 
zdenerwow;lOia głosem. Poprosił, żeby jeszcze raz przyjrzała się 
zdjęciom. 
- Nie muszę się im więcej przyglądać - oznajmiła Megan lodowatym 
tonem. - Nie rozpoznaję ani 
twarzy, ani nazwiska. Doceniam pańskie wysiłki, ale naprawdę uważam, 
że powinniście tam wysłać 

background image

wykwalifikowanego agenta. 
- Oczywiście, moglibyśmy to zrobić. Zresztą nasz człowiek będzie tam 
także. Ale stałą placówkę 
przygotowuje się tygodniami, nawet miesiącami. 
Hornsby ze złością wpatrywał się w Megan. 
Najwyraźniej nie robiło to na niej wrażenia. Wzrok kobiety był teraz 
spokojny i zimny, ale Hornsby 
był niemal pewien, że gdy pierwszy raź spojrzała na zdjęcie Michaela 
Vallaincourta, jej zielone 
oczy błysnęły. Nie miał podstaw do podejrzewania jej o ukrywanie 
informacji. Ostatecznie była 
protegowaną Levy' ego, który przygotowywał ją do przejęcia jego 
stanowiska. Poza, tym 
pochodziła z bogatej i wpływowej rodziny. Jej ojciec zasiadał w Sądzie 
Najwyższym, starsi bracia 
byli politykami. Sama Megan wyrastała w środowisku prawniczym. W 
jej przeszłości nie było 
śladu jakichkolwiek kontaktów z kimś spoza jej sfery. Królowa Sopel 
Lodu była absolutnie czysta, 
a jednak ... 
- Nie miałem zamiaru przesadzać ani pani straszyć. 
Chodzi tylko o pomoc w zidentyfIkowaniu człowieka. Jeśli boi się pani o 
własne bezpieczeństwo ... 
--Boję się jedynie, że będę marnować tak swój, jak i pański czas - 
przerwała mu żgryźliwym tonem. 
- Zaryzykujemy. Wydatki na ten cel już zaaprobowano. 
Pani zdaniem jest to strata czasu i pieniędzy, ale jeśli istnieje nawet 
najmniejsza szansa, że uda się 
cokolwiek wyjaśnić, musimy ją wykorzystać. 
Megan zwróciła się do Philipa Levy'ego. 
- Phil, to śmieszne. Czy nie możesz czegoś zrobić? 
- Szczerze mówiąc, ja też uważam, że to strata czasu - odpowiedział Phi! 
zmęczonym głosem. - Ale 
ta prośba została poparta przez Biuro Prokuratora Generalnego. Nie 
mamy żadnych dowodów, że 

background image

Giancarlo chce rozszerzyć pole działania. Z drugiej strony wiemy, że 
pierze pieniądze syndykatu w 
Miami. A jeśli przenosi część tego mi Bahamy? - Phil skrzywił wargi. - 
Uważam, że to bzdura. Nie 
chodzi mi o to, że ten łajdak czegoś nie kombinuje, ale wyprowadzać się 
z Miami? Nie. Wie, że 
Vannini już długo nie pożyje. Nie będzie likwidował czegoś, co budował 
całe życie, tylko dlatego, 
że jakiś staruch chce umrzeć z czy¬stym sumieniem. Ale o to będziemy 
się martwić później. Jak na 
razie, te gryzipiórki chcą tylko zidentyfIkowania Vallaincourta. W 
najlepszym wypadku zobaczysz 
go z bliska i doniesiesz, że przypomina ci Myszkę Miki. W najgorszym - 
ty i twoja kuzynka 
spędżicie dwutygodniowy opłacony urlop w pięciogwiazdkowym hotelu 
na Bahamach. Proszę cię - 
złożył ręce jak do modlitwy - zrób przyjemność staremu człowiekowi. 
Za dziesięć miesięcy 
odchodzę na emeryturę. Weź urlop. Weź urządzenie do szyfrowania 
tekstów i naucz się, jak pisać 
brzydkie słowa w alfabecie Morse'a. Nic ci się nie stanie z tego powodu, 
a moje wrzody żołądka 
może się uspokoją. A właśnie, gdzie, do diabła, położyłem swoje 
lekarstwa? 
Gdy Phil grzebał w szufladzie, Megan wyglądała przez okno. Na dworze 
rozszalała się burza. 
Zacinał deszcz i hulał wiatr. Właściwie nie miała wyboru. 
- Załóżmy ... tylko załóżmy, że zgodzę się na tę bzdurę i rzeczywiście 
rozpoznam Michaela 
Vallaincourta. Co wtedy? 
- Wtedy? - Hornsby był wyraźnie uszczęśliwiony. ¬Wtedy po prostu 
przekaże pani tę informację 
jednemu z naszych agentów, a sama będzie dalej wypoczywać, jak 
gdyby nigdy nic. Niech się pani 
nie martwi - dodał protekcjonalnym tonem - będzie pani całkiem 

background image

bezpieczna. "Privateer's Paradise" 
jest jednym z najbardziej ekskluzywnych hoteli na wyspach. Bez 
względu na wszystko, pan 
Vallaincourt nie jest typem człowiekiem, który ubrałby gościa hotelu w 
betonowe buty. 
Megan opanowała chęć gwałtownego potrząśnięcia agentem Homsbym. 
- A to urządzenie do szyfrowania ... ? 
_ Ach, no właśnie. Agent, którego posyłamy jako pani łącznika, będzie 
mial przykazane, by pod 
żadnym pozorem nie ujawniać się, póki pani sama nie nawiąże kontaktu. 
Ponieważ nie jesteśmy 
pewni, z czym właściwie mamy do czynienia, proszę, żeby 
skomunikowała się pani z nim dopiero 
wtedy, gdy będzie pani miała jakąś konkretną informację. 
- A jak mam się z nim porozumieć? Wywiesić prześcieradło przez okno 
sypialni? 
Agent Hornsby zaczerwienił się, a Phil Levy zachichotał. 
- Nie możemy oczywiście ufać telefonom, więc, jeśli będzie pani miała 
jakieś wiadomości, proszę 
po prostu włożyć tę bransoletkę. - Skinął na pomocnika, który podał mu 
zwyczajne złote kółko. - 
Nasz agent będzie wiedział, jak pani wygląda. Gdy zobaczy bransoletkę 
na pani ręce, sam się 
zgłosi. I to wszystko. 
I to wszystko - powtórzyła w myśli. Jakoś nie mogła w to uwierzyć. 
- Macie bilety? 
Trzeci agent szybko wręczył jej wypchaną kopertę. 
- Bilety lotnicze i potwierdzenia rezerwacji w "Pńvateer's Paradise" - 
powiedział. - Dla pani i pani 
... Stevenson, prawda? Jako dodatkowe zabezpieczenie, rezerwacja jest 
na nazwisko pani byłego 
męża. Mam nadzieję, że nie ma pani nam tego za złe. 
Megan wciągnęła powietrze i westchnęła. Co Shań poriie na to 
wszystko? 
Shań Stevenson była nie tylko jej kuzynką, ale również najbliższą 

background image

przyjaciółką. Od miesięcy 
nalegała na wspólny urlop, a ostatnio telefonowała co wieczór, prośbą i 
groźbą usiłując nie 
dopuścić, by Megan się wycofała. 
Będzie musiała w jakiś dyplomatyczny sposób poinformować Shań o 
zmianie planów. Na Bahamy 
nie można dostać się ani samochodem, ani pociągiem, a Shań potwornie 
boi się latania. 
Przekonanie ją do wejścia na pokład samolotu jest zadaniem, przy 
którym blakną wszystkie inne. 
ROZDZIAŁ l 
Śledząc spojrzeniem srebrną kulkę, obiegającą koło ruletki, Megan 
zastanawiała się, jak może 
odczuwać zarazem podniecenie i absurdalność sytuacji. Nonsensem było 
przypuszczać, że kulka 
wpadnie w przedziałek koła odpowiadający numerowi na wybranym 
przez nią kwadraciku. 
Podniecające było to, że jednak, w jakiś magiczny sposób, było to 
możliwe. 
Rozsądek podpowiadał jej, że marnuje pięć dolarów, ale wizja 
czerwononosego człowieczka w 
ciemnym garniturze o nazwisku Hornsby wywołała najej twarzy pełen 
mściwości uśmiech. 
Położyła szton na czarnej siódemce. 
Niemal natychmiast duża, upstrzona piegami dłoń wysunęła się 
gwałtownie i ustawiła sztony na 
kwadratach otaczających jej siódemkę. 
Megan wpatrzyła się w barykadę z czerwonych krążków, by po chwili 
przenieść wzrok na 
właściciela dłoni, zwalistego i piegowatego Teksańczyka. 
- Czasem to działa, dziewczyno, a czasem nie - powiedział z szerokim 
uśmiechem. 
- Dzisiaj najwyraźniej nie działa zbyt dobrze - odrzekła Megan, mając 
irracjonalne poczucie winy, 
że tak mamie obstawia. Już pięć razy kładła pięciodolarowy szton na 

background image

wybranym kwadracie, a 
Teksańczyk obudowywał go swoimi studolarowymi. Megan uważała, że 
mógł sobie znaleźć lepszy 
system, choć twierdził, że zdarzało mu się odnosić w ten sposób spore 
sukcesy. 
- To wszystko zależy od aury - wytłumaczył jej poważnie. - Pani aura 
jest jasna i świecąca. To 
znaczy, że zdarzy się coś dobrego. Niespodziewanego. Coś 
szczęśliwego. _ Pochylił się bliżej, 
mrugając konspiracyjnie. - Absolutnie nie jestem przesądny ani nic 
takiego - dorzucił, prostując się 
- ale szczęście lubi się powtarzać, więc dlaczego nie miałoby 
przypadkiem trafić obok, na mnie? 
Megan podobał się Teksańczyk. Jego entuzjazm był zaraźliwy. 
Głębokim, pełnym kpiny głosem 
zwracał się do innych graczy. Miał miły, udzielający się uśmiech i 
jasnoniebieskie oczy, które 
śledziły każdą parę przechodzących obok zgrabnych nóg. Mógłby 
stanowić uosobienie kochanego 
dziadunia, gdyby nie złote ozdoby noszone na palcach, przegubach i pod 
szyją - oraz uczepiona 
jego ramienia, uśmiechająca się sennie ślicznotka. 
Przedstawił się jako Dallas, nie precyzując, czy jest to jego imię, 
nazwisko, czy miasto, z którego 
pochodził. Ale był bezpośredni, hałaśliwy i zabawny - odpowiednie 
towarzystwo dla Megan, dla 
której nie było nic gorszego, niż samotne siedzenie przy barze i 
przepuszczanie kolejnych 
pięciodolarówek. 
Istniała jeszcze gorsza rzecz - przyznawała w duchu Megan. Było to jej 
poczucie winy w stosunku 
do biednej 
Shari, która, trzęsąca się i zielona na twarzy, pozostała w domku, dzieląc 
swój czas między 
siedzenie na toalecie a pochylanie się nad nią. Strach przed lataniem 

background image

samolotem w połączeniu z 
nadII\iarem rumu, który zaaplikowała sobie przed wejściem na pokład 
samolotu, w efekcie zmusiły 
Shari do pozostania w pokoju przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. 
Kuzynka heroicznie nalegała, by Megan oddała się rozkoszom urlopu w 
tropikach, wypoczywając, 
jedząc na obiad owoce morza i pochłaniając rozliczne drinki. Nie miała 
nawet siły, by unieść brwi, 
gdy Megan wspomniała, że zapewne pod wieczór zajrzy do kasyna. Gry 
nigdy nie pasjonowały 
Megan i gdyby Shari była w pełni sił, niewątpliwie zainteresowałaby się 
tym niespodziewanym 
pociągiem przyjaciółki do hazardu. 
Megan była zadowolona, że tak się nie stało. Doszła do wniosku, że 
lepiej nie mówić Shari o 
agencie Homsbym i jego idiotycznych pomysłach. Znając Shari 
obawiała się, że kuzynka 
natychmiast kupi dla nich obu trencze i kapelusze z szerokim rondem i 
przez dwa tygodnie będzie 
czyhała w ciemnych kątach, mając nadzieję na pasjonujące odkrycia. 
Megan wolała zrobić to, do czego się zobowiązała, pozbyć się kłopotu i 
cieszyć wakacjami. W 
gruncie rzeczy jasne słońce i cudownie błękitne niebo sprawiły, że 
niemal udało jej się zapomnieć o 
całej sprawie. Piasek na plaży był niemal ceglasty, woda mieniła się 
wszystkimi odcieniami błękitu: 
od najjaśniejszego turkusu do głębokiego szafiru. Było pięknie i 
spokojnie. Zbyt pięknie i 
spokojnie, by przejmować się pomysłami jakiegoś mamie opłacanego 
rządowego gryzipiórka. 
Dlatego też, rozluźniona i lekko oszołomiona słońcem, Megan znalazła 
się na wysokim stołku przy 
ruletce, mając nadzieję, że tajemniczy pan Vallaincourt pojawi się, 
zanim coraz bardziej 
dopominający się o swoje prawa żołądek wygoni ją do przepełnionej 

background image

restauracji. 
"Privateer's Paradise" był jednym z najbardziej luksusowych hoteli na 
Bahamach. Składał się z 
dwustu pięćdziesięciu wytwornych apartamentów, pięciogwiazdkowej 
restauracji oraz kasyna. Za 
głównym budynkiem, w półkolu, stały małe domki, z których każdy był 
wyposażony w 
wychodzący na morze taras. Hotel oferował zorganizowane podwodne 
polowania, nurkowanie, 
żeglowanie oraz wycieczki krajoznawcze. Gość mógł również 
wyciągnąć się na jednym z 
niezliczonych leżaków i poświęcić wyłącznie opalaniu. 
Kasyno było hałaśliwe i zatłoczone. Ci sami turyści, którzy w dzień snuli 
się po plaży w obciętych 
dżinsach i klapkach, wieczorem ciągnęli do kasyna jak piranie, które 
poczuły świeżą krew. Bogaci. 
i mniej bogaci próbowali szczęścia przy ruletce, faro, kościach i pokerze. 
Kobiety w wieczorowych 
toaletach siedziały ramię w ramię z kobietami w plażowych sukienkach i 
wszystkie wydawały się 
być na swoim miejscu. 
Ogromne wnętrze miało szkarłatne ściany i złocone ozdoby. Rozliczne 
maszyny do gier, 
przystosowane do połykania wszelkiego bilonu, wbudowano w nisze 
wzdłuż ścian. Zawieszone pod 
sufitem og'romne wentylatory uzupełniały klimatyzację i pomagały 
usuwać nieświeże i zadymione 
powietrze. 
Nieomal czuło się zapach wygranych i przegranych pieniędzy. Drinki, 
podawane przez dziewczęta 
w jedwabnych strojach kobiet z haremu, pito jak wodę. Brak okien i 
zegarów nie pozwalał 
stwierdzić, czy na dworze panuje noc, czy dzień. Zegarek Megan stanął 
wkrótce po przyjściu. 
Mając w pamięci uwagi Homsby'ego na temat systemów alarmowych, 

background image

zastanawiała się, czy 
zainstalowano tu również jakieś pole magnetyczne, które uniemożliwiało 
troskę o mijający czas. 
Megan weszła do kasyna, gdy pierwsi goście kolacyjni zaczynali zbierać 
się w holu. Wydawało jej 
się, że od tego czasu minęły co najmniej dwie godziny. 
W ciąż nie zauważyła nikogo, kto choćby w przybliżeniu przypominał 
człowieka z fotografii. Z 
drugiej strony, po dwóch godzinach przyglądania się twarzom 
wszystkich przechodzących obok 
mężczyzn, mogłaby przysiąc, że każdy z nich był w jakiś sposób 
podobny do tamtego rozmazanego 
profilu. 
_ Faites vos jeux, mesdames et messieurs. Faites vos jeux. 
Megan przeliczyła swój stosik sztonów. Wyznaczyła sobie sto dolarów 
jako granicę wytrzymałości 
agenta Homsby'ego. Teraz zdała sobie sprawę, że połowę już 
przepuściła. Nie chciała również 
rozczarowywać Dallasa i przedłu¬żać jego męki, więc nonszalanckim 
gestem postawiła wszystkie 
pozostałe sztony razem na jednym kwadracie. 
Czemu nie, pomyślała. Jej żołądek coraz wyraźniej domagał się jedzenia. 
Vallaincourta nie było 
widać. Może jutro ... 
Uwagę Megan przyciągnął wybuch entuzjazmu przy sąsiednim stoliku. 
Coś jeszcze, dreszcz czy 
szósty zmysł, kazało jej odwrócić powoli głowę i utkwić wzrok w 
mężczyźnie, który właśnie 
zatrzymał się w głównym wejściu do kasyna. 
Była świadoma, że jej oczy rozszerzają się, a puls gwałtownie 
przyspiesza. To był on, mężczyzna z 
fotografii. Mimo fatalnej jakości zdjęcia, nie można było nie rozpoznać 
szczupłej twarzy i mocno 
zarysowanej szczęki. Co więcej, ta twarz rzeczywiście była jej znajoma. 
Boleśnie znajoma. Tylko 

background image

że kiedy znała tego człowieka, nazywał się Michael Antonacci, nie 
Vallaincourt, a ona była w nim 
tak beznadziejnie zakochana, jak tylko nastolatka potrafi. 
Ostatni raz widziała Michaela Antonacciego piętnaście lat temu, ale 
wydawało jej się, jakby to było 
wczoraj. Krew zatętniła jej w uszach, policzki zaczęły płonąć, a żołądek 
dał o sobie znać ostrym 
skurczem. Wargi stały się suche, a ciało pokryła gęsia skórka. 
Najmniejszy ruch wydawał się nie do 
pomyślenia. Megan zamarła. 
Michael Antonacci. 
Elegancki frak zastąpił sprane dżinsy i skórzaną kurtkę, ale wypełniało 
go to samo szczupłe, twarde 
ciało. Gęste, czarne włosy były tak samo długie jak dawniej; kiedyś jej 
serce miękło na ten widok, a 
palce pragnęły zagłębić się w tej czuprynie. I te oczy ... Błyszczące, 
szaroniebieskie, podkreślone 
nieprzyzwoicie długimi rzęsami, obserwowały i oceniały otoczenie z 
tym samym, co piętnaście lat 
temu, wyrazem przyjaznej obojętności. Michael Antonacci był dość 
przystojnym nastolatkiem, ale 
teraz, jako trzydziestoparoletni mężczyzna, był po prostu wspaniały. 
Megan podniosła odruchowo rękę i przesunęła dłonią po włosach 
uczesanych jak zwykle w kok, 
który podkreślał owal jej twarzy i wdzięcznie Wygiętą szyję. Jej policzki 
zaróżowiły się od zbyt 
dużej dawki słońca i wspomnień. Wciąż nosiła ten sam rozmiar ubrań, 
co w szkole średniej. Mimo 
długich godzin spędzanych na sali sądowej, odżywiania się głównie w 
pośpiechu zjadanymi 
kanapkami i litrami czarnej kawy, jej cera była bez zarzutu, a sylwetka 
przyciągała spojrzenia 
przechodniów. 
Z wysiłkiem opuściła wzrok na srebrną kulkę, toczącą się po obrzeżu 
koła ruletki. 

background image

Michael Antonacci w kasynie na Bahamach. Wspaniale. 
Absolutnie cudownie. 
- Dix-huit noir, dix-huit noir - powtarzał krupier. ¬Osiemnaście, czarne. 
Pani wygrała. 
- Do cholery, dziewczyno, to pani! - wykrzyknął Dallas, z entuzjazmem 
łapiąc Megan za ramię tak 
mocno, że omal nie jęknęła. 
Zdumiona Megan patrzyła, jak krupier przesuwa w jej stronę stosik 
sztonów, dołączając je do tych, 
które położyła na czarnej osiemnastce. Nieprzytomnie odpowiadała na 
słowa podnieconego 
Dallasa. Gdy znów podniosła wzrok, na wyłożonych czerwonym 
chodnikiem schodach nie było już 
nikogo. 
Zamrugała kilkakrotnie, zastanawiając się, czy widok mężczyzny nie był 
po prostu wytworem jej 
wyobraini. Odetchnęła głębiej i poczuła, jak rośnie w niej podniece¬nie. 
Może to wcale nie był 
Michael An!onacci, tylko ktoś bardzo do niego podobny? A nawet jeśli 
to rzeczywiście Michael, to 
co ma począć? 
Wielkie nieba, jak ma postąpić? Homsby przysłał ją tu na koszt rządu w 
nadziei, że rozpozna 
człowieka ze zdję¬cia. Jedno jej słowo, a spuści ze smyczy swoje psy 
gończe. 
Michael. Po tylu latach. Był pierwszym i jedynym prawdziwym 
buntownikiem, jakiego znała. Syn 
włoskiego imigranta, urodził się i wychował we włoskiej dzielnicy na 
Manhattanie. Zwykły 
przypadek - czy też fatalny zbieg okoliczności, jak grzmiał póiniej jej 
ojciec - zwróci! na niego 
uwagę miejscowego proboszcza, który uznał, że Michael ma ogromne 
zdolności, ale w dzielnicy 
doków poprostu nie będzie w stanie ich właściwie rozwinąć i wyrwać się 
z biedy. Proboszcz 

background image

postarał się, by Michaela przyjęto do dobrej szkoły, tej samej, do której 
chodziła Megan. 
Na początku widok Michaela wjeżdżającego z rykiem na szkolny 
parking na starym harleyu 
davidsonie prowokował pogardliwe komentarze i pełne wyższości 
traktowanie. Był nie do przyjęcia 
dla dziewcząt, które zaliczały się do nowojorskiej elity i które wkładały 
kapelusze i białe 
rękawiczki na niedzielną Wyprawę do kościoła. A jednak było VI nim 
coś fascynującego, 
podniecającego i zmysłowego. To samo "coś", co prowokuje człowieka, 
by zbliżył się do 
zamkniętego w klatce tygrysa. 
Megan i Michael Antonacci różnili się od siebie jak ogień i woda. Mimo 
to zwrócili na siebie 
uwagę od samego początku, całymi tygodniami rzucając ukradkowe 
spojrzenia i ostrożnie 
obchodząc się z daleka. W końcu Michael zdobył się na odwagę i 
zaproponował jej randkę. 
Jedna randka. 
To wszystko, co mieli, ale wystarczyło, by Megan się beznadziejnie, 
naiwnie zakochała. 
Wszystko w jej życiu, od faktu planowanego poczęcia po dyplom z 
wyróżnieniem, uzyskany na 
wydziale prawa na Harvardzie, było ustalone, oczekiwane i osiągane bez 
trudności i protestu z jej 
strony. Nawet jej małżeństwo było rezultatem raczej politycznego i 
towarzyskiego układu między 
dwoma rodzinami niż prawdziwego uczucia. 
Spotkanie Michaela było jeaynym zakłóceniem zawsze gładkiego toku 
wydarzeń. Pamiętny jeden 
jedyny wieczór, podczas którego czuła, że jej kolana miękną, a krew 
płynie w żyłach. Jeden 
wieczór - po tylu innych, w czasie których marzyła o niemożliwym - a 
potem ... potem on po prostu 

background image

zniknął. Bez słowa. Przestał przychodzić do szkoły i nigdy nie 
dowiedziała się, co się z nim stało. 
- Trente-trois rouge, trente-trois rouge. Trzydzieści trzy, czerwone. Pani 
znów wygrywa. 
Krupier przesunął w jej stronę imponujący stos sztonów, dołączając te, 
które bezmyślnie położyła 
na wygrywającym kwadracie. 
- Do diabła - mruknął z podziwem Dallas, marszcząc brwi, gdy jego 
własne sztony podsunięto 
Megan. - Lucy, kochanie, może powinnaś wypróbować system tej pani. 
Zapatrz się na jakiegoś 
przystojniaka, a twoje palce niech same trafią na właściwy numer. 
Uszczypnął towarzyszącą mu brunetkę żartobliwie w ramię i mrugnął do 
Megan. Otworzyła usta, 
by wyjaśnić swoje roztargnienie, ale cień nad ramieniem Dallasa 
sprawił, że słowa zamarły jej na 
wargach. 
Tygrys podszedł bliżej ... Tak blisko, że wystarczyło wyciągnąć rękę, by 
go dotknąć. 
Michael Antonacci stał ledwie metr od niej. Przyłączył się do dwóch 
innych mężczyzn, z których 
jednego znał na tyle, by kiwnąć mu głową, a drugiego najwyrainiej 
pragnął oczarować. 
To był Michael, na pewno. Patrząc z bliska, Megan widziała, że wcale 
się nie zmienił. W kącikach 
oczu przybyło kilka zmarszczek, może .w czarnych włosach na 
skroniach pojawiło się kilka 
srebrnych nitek. Ale poza tym lata dodały tylko wyrazu jego rysom. 
Ramiona miał szersze, mięśnie 
bardziej wyrobione, biodra szczupłe jak sportowiec. 
Usłyszała jego miękki baryton. 
- Chyba się pan już dobrze przyjrzał.! co pan o nas sądzi? 
Niski, tęgi mężczyzna rozejrzał się z podziwem po kasynie. 
- Jestem pod wrażeniem. Widzę, że bardzo się pan tu zaangażował. 
- Zmieniłem tylko drobiazgi. Kasyno właściwie działa samo. 

background image

- Ale zyskownie, jak sądzę. 
- Nie uskarżamy się - uśmiechnął się Michael. 
- Pan Romani był uprzejmy mnie oprowadzić. - Nieznajomy odwrócił się 
w stronę trzeciego 
członka grupki, ogromnego mężczyzny, któremu nie sięgał nawet do 
ramienia. 
- Gino jest znany ze swojej uprzejmości, choć nie z poczucia humoru. 
Mam nadzieję, że nie 
zanudzał pana szcze¬gółami. 
- Zawsze fascynuje mnie działanie dobrze naoliwionych trybów, a 
pańskie wydają się szczególnie 
gładko dzia¬łać. Uważam, że bez trudu wprowadzi pan naszą nową ... 
technologię w istniejący 
system. 
- Cieszę się, że pan tak uważa. Będę lepiej spał, mając pańską aprobatę. 
Niski człowieczek pozwolił sobie na uśmiech. 
- W takim razie zatelefonuję, gdzie trzeba, i poinformuję pana o 
ostatecznych szczegółach 
dotyczących dostarczenia przesyłki. Rozumie pan wszystkie warunki 
sprzedaży? 
Michael skrzywił wargi z niemal niedostrzegalną pogardą. 
- Rozumiem warunki działania woIriej konkurencji, panie Samosa, ale 
liczby, jakie mi pan ostatnio 
pokazał, były nieco ... zbyt wygórowane. Ja sam też będę musiał 
zatelefonować tu i ówdzie, zanim 
cokolwiek zagwarantuję. 
Samosa zesztywniał. 
- Jeśli mówi pan o mojej prowizji, to od początku stawiałem sprawę 
jasno. Jeśli coś się panu nie 
podoba, może przemyśli pan to przez kilka godzin, zatelefonuje, gdzie 
chce, i porozumie się ze mną 
przed moim odlotem rano. Oczywiście zainwestowaliśmy w to tyle czasu 
i wysiłków, że szkoda 
byłoby szukać innego kupca, ale zapewniam pana, że to da się zrobić. 
Ukłonił się sztywno i odszedł. Czwarty mężczyzna, który dotychczas 

background image

trzymał się na uboczu, 
natychmiast ruszył za nim, rzucając ostrożne spojrzenie na Michaela i 
Gina Romaniego. 
- No, no, no ~ niemal gwizdnął Gino. - Bezczelny łajdak. Myślisz, że 
mówi seńo? 
- Myślę, że blefuje, i to nie najlepiej. Gdzieś między Wenezuelą a nami 
zaokrąglił sobie prowizję. I 
to chyba on spędzi kilka gorących godzin, rozważając stan swego 
zdrowia. 
Michael sięgnął do wewnętrznej kieszeni fraka i wyciągnął cygaro. 
- Nie mogę się doczekać, kiedy to się skończy. Nie podoba mi się ani 
Samosa, ani jego kolumbijscy 
kumple. I nie lubię, gdy ktoś zmusza mnie do gry kartami znaczonymi na 
moich oczach. 
- Takie jest życie, Mikey - odrzekł Gino, wyjmując zapalniczkę. - 
Trzymaj nerwy na wodzy, 
zwłaszcza że jesteśmy już blisko celu. 
Megan wpatrywała się w rękę Gina, gdy chował zapalniczkę. Rozpięte 
poły jego marynarki 
poruszyły się po raz drugi i znów dostrzegła to samo, co przed chwilą: 
Gino miał broń. 
Kabura była niewielka i schowana pod pachą, ale niewątpliwie tam była, 
razem z niewielkim 
pistoletem. Ten widok natychmiast postawił wszystkie zmysły Megan w 
stan alarmu. Nic dziwnego, 
że nie potrafiła już w ogóle zareagować, gdy poczuła, że szaroniębieskie 
oczy, obserwujące 
wypełniający kasyno tłum, zaczynają kierować się w jej stronę. 
- Cinquante-deux, rouge. Cinquante-deux, rouge. Pięćdziesiąt dwa, 
czerwone - zawołał krupier. - 
Jeszcze raz pani wygrywa! 
- Jak rany, moja droga! Cholera, znowu to samo! _ Siwe brwi 
Teksańczyka skoczyły w górę, gdy 
klepnął Megan po ramieniu tak serdecznie, że poleciała naprzód, 
przewracając szklaneczkę ze 

background image

swoim koktajlem. Zawartość spadającej na podłogę szklanki chlusnęła 
jej na suknię. 
- O, do diabła, kochanie, tak mi przykro! Co ja narobiłem! Niech pani 
pozwoli ... 
- Nie! Nie, proszę, to tylko woda ze stopionego lodu. _ Megan 
zatrzymała Dallasa, zanim 
wyciągnął wielką chustkę, w którą przez cały wieczór wycierał nos. - 
Poza tym to moja wina. 
Postawiłam szklankę zbyt blisko brzegu i nie zwracałam uwagi na to, co 
robię. 
- No, jak na kogoś, kto nie zwraca uwagi na to, co robi, wspaniale typuje 
pani numery. Trzy razy z 
rzędu, do diaska ... ! . 
Megan uśmiechnęła się słabo i wytarła kilka kropli wody z sukienki. 
Większość zawartości 
szklaneczki wylądowała na dywanie. Najgorsze było to, że incydent 
przyciągnął uwagę wielu osób 
- nie wyłączając Michaela VaIlaincourta. 
Gdy wyciągnęła dłoń po szklankę, wyprzedziła ją czyjaś ręka. Megan 
czuła, jak rumieniec 
zakłopotania zalewa jej policzki. 
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w szklankę, usiłu¬jąc opanować się 
na tyle, by spojrzeć 
Michaelowi w twarz. 
W końcu zdobyła się na stopniowe, tchórzliwe podniesienie wzroku - 
rękaw, ramię, szyja, szczęka 
... 
W twarzy Michaela Antonacciego zawsze było coś mrocznego i 
niebezpiecznego: uśmiech, który 
nie całkiem był uśmiechem; szczęka zbyt kwadratowa jak na 
przyzwoitego człowieka; zęby tak 
białe i równe, że mógłby reklamować pastę do zębów. Każda z tych cech 
wystarczyła, by zrobić 
wrażenie na kobietach, a jeśli dodało się do tego uwodzicielski błękit 
jego oczu ... 

background image

Nie bądź śmieszna, upomniała się surowo. Jesteś już dorosłą kobietą, a 
nie zakochaną nastolatką. 
Masz za sobą małżeństwo i rozwód, spotykałaś przez lata wielu 
przystojnych mężczyzn i nigdy nie 
poddawałaś się ich urokowi. 
Nagle zdała sobie sprawę, że Michael coś do niej mówi. 
- Proszę pozwolić mi zamówić sobie następny koktajl. 
Szkoda byłoby przerywać dobrą passę z powodu kilku kropel wody. 
- Dziękuję, ale nie - wyjąkała. - I tak chciałam już wyjść. 
- Byłby to pierwszy przypadek w historii kasyna, że dobra passa 
odgoniła kogoś od stolika. 
Błyszczące oczy, ocienione długimi rzęsami, przesunęły się z plamy na 
sukience Megan w górę, na 
jej pokrytą ciemnym rumieńcem twarz. Megan odniosła wrażenie, że 
dostrzegł i ocenił każdy 
kawałek jej ciała pod bursztynowym materiałem sukienki. 
- Czy jest pani gościem hotelu? - spytał uprzejmie, niemal 
niedostrzegalnie marszcząc brwi. 
- Tak, mieszkam tu. 
Nie rozpoznawaj mnie teraz - modliła się w duchu. Szybko odwróciła 
głowę i pokryła nagłą 
niezręczność, . zgarniając zdumiewająco wielki stos wygranych sztonów. 
- Więc przynajmniej proszę pozwolić mi pokryć koszt czyszczenia 
sukienki. 
- Ależ to był przypadek. A właściwie wina mojej własnej niezdarności. 
Stał pan przecież daleko ... - 
przerwała, dostrzegając uśmieszek, którym skwitował jej mimowolne 
przyznanie się, że zauważyła 
go już wcześniej. 
Tego jej było trzeba. Żołądek uspokoił się nagle, ręce przestały drżeć, 
powróciło opanowanie. 
Wrzuciła resztę sztonów do niewielkiej plastikowej torebki, którą podał 
jej krupier, i zawiesiła ją 
sobie na ramieniu. 
- Jest pan bardzo uprzejmy, ale nie ma takiej potrzeby. To była tylko 

background image

woda. 
- Podważa pani moją reputację jako gospodarza _ ostrzegł ją miękko. - 
Michael Val1aincourt - 
przedstawił się, wyciągając rękę. 
- Thomas. 
- Jestem właścicielem ,,Privateer's Paradise". 
- Tak, wiem - wymknęło jej się. - Ja ... 
Jego uwagę na chwilę przyciągnął wybuch śmiechu przy sąsiednim 
stoliku, ale natychmiast spojrzał 
na nią znowu. 
- Słucham? 
- Nie, nic - powiedziała szybko. - Zupełnie nic. Proszę mi wybaczyć, ale 
chciałabym już pójść. To 
był długi dzień. 
Uprzejmie pochylił głowę i przesunął się, pozwalając jej przejść. 
- Mam nadzieję, że pani będzie dobrze się tu bawić. 
Jeśli by coś było pani potrzeba albo mógłbym czymś służyć, proszę bez 
wahania do, mnie przyjść. 
Świadoma wielu wpatrzonych w nią oczu - także rozbawionych oczu 
Dallasa - Megan 
podziękowała i pospiesznie opuściła kasyno. Jej dłoń, a właściwie cała 
ręka wciąż drżała od uścisku 
dłoni Michaela. Niemal nieprzytomnie przeszła przez marmurowy hol i 
korytarz prowadzący do 
wyjścia na zewnątrz. Za. nią i powyżej wznosił się ogromny taras 
restauracji, mieniąc się rdzawymi 
błyskami w czerwonym świetle zachodzącego słońca. Zduszony 
odległością dźwięk muzyki ścigał 
ją wzdłuż basenu i dalej, wyłożoną kamieniami ścieżką. Gdyby się 
odwróciła i spojrzała za siebie, 
zapewne dostrzegłaby wysoką, ubraną we frak postać mężczyzny, który 
podszedł do barierki tarasu 
i teraz stał tam, patrząc za nią z namysłem. 
ROZDZIAŁ 2 
- Co to za wielka tajemnica? - spytała powątpiewająco Shari, 

background image

przytrzymując głowę obiema dłońmi, 
jakby się bała, że pęknie. - Wiele osób zmienia nazwiska, przenosząc się 
z miejsca na miejsce. 
- A jeszcze więcej osób przeprowadza się bez zmieniania nazwiska, 
chyba że mają po temu jakiś 
szczególny powód. 
- W porządku, więc go zastrzel. Najwyraźniej jest winien wszystkich 
możliwych zbrodni. 
- Jego rodzina miała.", powiązania ... jeśli rozumiesz, o co mi chodzi. 
- Tak samo, jak połowa Włochów w Nowym Jorku. Dlaczego cię to 
dziwi? 
- W szkole krążyła plotka, że jego brat siedzi w więzieniu za 
morderstwo. Nic nie wiem o 
Michaelu, może być zaplątany w podobne sprawy! Zniknął dwa miesiące 
przed końcem roku 
szkolnego. 
- Może po prostu nie mógł wytrzymać w szkole. A może i tak nie miał 
szans na zakończenie nauki. 
- Miał, był całkiem zdolny - stwierdziła Megan, marszcząc brwi. - Nie 
wysilał się, rozumiesz? 
Nigdy nie kuł jak my, nie poświęcał czaSu nauce. Chyba nawet nie 
otworzył żadnego podręcznika. 
- W takim razie musi być winien - skomentowała Shari sucho. - Zastrzel 
łajdaka. 
Megan wbiła wzrok w małą bibułkową parasolkę, która dekorowała 
szklankę z koktajlem. Zmięła 
ozdobę w palcach. Na sukience wciąż było znać ślady wody. Po raz 
kolejny zaczęła myśleć o 
spotkaniu w kasynie. Była tak wstrząśnięta po powrocie do domku, że 
nawet Shari, mimo 
wycieńczenia, zorientowała się, że coś jest nie Vi porządku, i zażądała 
wyjaśnień. Megan 
postanowiła w miarę możliwości nie rozmijać się z prawdą, powiedziała 
więc, że ujrzała ducha z 
przeszłości. To wyjaśnienie musi Shari wystarczyć do chwili, gdy 

background image

postanowi, co ma dalej zrobić. 
Właściwie powinna wyjąć bransoletkę, którą dał jej Hornsby, założyć ją 
i czekać, aż ktoś ją 
odnajdzie. Następnie podać agentowi wydziału skarbowego prawdziwe 
nazwisko Michaela i 
pozostawić rozwiązywanie zagadek tym, którym za to płacono i którzy 
byli lepiej przygotowani na 
nieprzyjemne niespodzianki. A wydawało się całkiem możliwe, że 
niespodzianka będzie naprawdę 
nieprzyjemna. Michael Antonacci był bystry. Umiał wyczuć 
niebezpieczeństwo i trzymać nerwy na 
wodzy. Sam fakt, że stał się właścicielem jednego z naj wspanialszych 
hoteli na wyspach, budził 
różne domysły na temat jego przeszłości. 
Shari westchnęła i przeczesała palcami swoją krótką, kędzierzawą rudą 
czuprynkę. Powiedziała, 
jakby czytając w myślach Megan: 
- Dajże spokój, nie przejmuj się tak. Nie jest przecież biegającym z 
siekierą maniakiem. Nie 
posiadałby takiego wspaniałego hotelu na Bahamach. Z drugiej strony, 
skoro go posiada, musi być 
bardzo sprytnym przestępcą. 
- Ale mnie uspokoiłaś! 
- Bo ty się za bardzo wszystkim przejmujesz. Od tak dawna masz do 
czynienia ze złodziejami i 
oszustami, że nie rozpoznałabyś uczciwego przedsiębiorcy, nawet gdyby 
ci go podano na półmisku. 
Może ten Michael miał burzliwą młodość, ale kto jej nie ma? W każdej 
szkole był taki dyżurny 
buntownik w dżinsach i skórzanej kurtce, który uważał, że "Ojciec 
chrzestny" to film 
instruktażowy. Ale to nie znaczy, że oni wszyscy dołączyli do świata 
przestępczego. Większość z 
nich się pewnie roztyła, łysieje i co niedzielę gra w piłkę z tuzinem 
swoich dzieci. Dlatego właśnie 

background image

nigdy nie chodzę na żadne szkolne spotkania. Nie lubię, jak ktoś 
rozwiewa moje złudzenia. 
Cholera! - Shari umościła się wygodniej wśród całej góry poduszek i 
przykryła czoło wilgotną 
chusteczką. - Czuję się okropnie. Czy w tym termosie jest jeszcze jakaś 
herbata? 
- Pewnie całkiem zimna - powiedziała Megan, przeciągając się i wstając. 
- Chcesz, żebym 
zadzwoniła i zamówiła świeżą? 
Shari otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale zamiast tego zrobiła 
dziwną minę i przełknęła 
powietrze. Jej świeża cera była teraz woskowobiała, a ruda czuprynka 
gładko przylegała do głowy. 
Oczy, zwykle błyszczące i niebieskie, były zaczerwienione i 
podpuchnięte. 
- Nie mogę w to uwierzyć - jęknęła. - Dwa tygodnie na Bahamach. Dwa 
tygodnie słońca i plaży, 
kiedy największym wysiłkiem powinno być smarowanie się olejkiem. A 
co ja robię? Ledwo żyję i 
wiszę nad pięciogwiazdkowym sedesem. 
- Cały problem tkwi w twojej wyobraźni. 
- Rzeczywiście, w każdym razie już nie w moim żołądku - zgodziła się 
Shari. 
- Ostrzegałam cię, że rum nie złagodzi stresu. Założę się, że przyczyną 
tego wszystkiego jest 
właśnie rum, a nie sam lot. 
Shari pokazała jej język, a Megan roześmiała się. 
- Wierz mi lub nie, ale wyglądasz teraz lepiej niż rano. Wyśpij się 
porządnie, a jutro będziesz znów 
sobą. 
- Nienawidzę latania - jęknęła Shari, przewracając się wśród poduszek. - 
Wiesz o tym dobrze. Nie 
mogłaś znaleźć jakiegoś innego sposobu, by mme torturować? Szpilki 
pod paznokciami, wata 
szklana w mojej bieliźnie ... ? 

background image

- Chciałabyś, żebym odrzuciła propozycję darmowych wakacji? 
- Podejrzanie darmowych wakacji, moja droga. Nie myśl nawet przez 
chwilę, że nie uda mi się 
wyciągnąć w końcu z ciebie lepszego wyjaśnienia niż to, że ,,ktoś z biura 
miał wszystko załatwione 
i nie mógł skorzystać". Dotychczas oszczędzałam cię tylko dlatego, że 
zajmowałam się 
wymyślaniem, jak zemszczę się na moim psychoanalityku. Triumf ducha 
nad materią, szlag by to 
trafił. Powinnam pojechać do niego prosto z lotniska i umrzeć mu na 
rękach. Bo przecież z 
powrotem też musimy lecieć samolotem! 
- Przeżyjesz. - Megan podeszła do toaletki i zmarszczyła nos z 
obrzydzeniem, otwierając termos z 
herbatą• ¬Chyba że będziesz piła to świństwo. Mam zamówić świeżą 
czy nie? 
- Daj spokój, nie warto. I tak zobaczyłabym ją znów za godzinę w 
jeszcze gorszym stanie. Usiądź i 
porozmawiaj ze mną przez chwilę. Wzięłam niedawno proszki i wydaje 
mi się - tylko wydaje, jak 
na razie - że ta karuzela w mojej głowie przestaje wirować. Powiedz mi, 
co dziś robiłaś. Znudzenie 
w twoim głosie powinno mnie uśpić. 
- Spędziłam spokojny, wypoczynkowy dzień. 
- Wspaniale. A teraz powtórz to, nie zgrzytając zębami. 
- Kiedy naprawdę spędziłam miły dzień. Zjadłam śniadanie na naszym 
wspaniale zacisznym tarasie, 
a potellł rozłożyłam się na plaży i czytałam dość interesujący romans. 
Jedno zaczerwienione oko otwarło się ostrożnie. 
- Romans? Od kiedy to czytujesz romanse? 
- Jeszcze nie jestem całkiem sparaliżowana od pasa w dół, moja droga. I 
czytuję czasem coś poza 
aktami spraw i książkami prawniczymi. Poza tym uznałam, że 
powinnam się w końcu dowiedzieć, 
jak właściwie zarabiasz na życie. 

background image

Shari spłonęła ciemnym rumieńcem. 
- Skąd się dowiedziałaś? 
- Drogą dedukcji, droga Shari. 
- Melvin Pimble - westchnęła Shari dramatycznie. - Powinnam była 
wiedzieć, że nie należy cię 
pytać o nazwisko dobrego prawnika. Co się stało z zasadami 
zawodowymi? Czy tajemnice klienta 
kancelarii już nie są chronione? 
- Mel nie wiedział, że twoje zajęcie jest tajemnicą. 
Podziękował mi tylko, że skierowałam do niego znaną powieściopisarkę. 
Ach, i prosił, żeby ci 
powiedzieć, iż jego żona uwielbia twoje książki. .. Szczególnie tę o ... 
poczekaj, muszę zacytować 
dokładnie ... o pochodzącej z dobrej rodziny dziewczynie, która zostaje 
zastępcą prokuratora 
okręgowcgo, jest okropnie niedotykalska, ale w końcu zakochajc się na 
śmierć i życie w kierowcy 
ciężarówki. Mel zastanawiał się, czy wymodelowałaś swoją bohaterkę na 
wzór kogoś rzeczywiście 
istniejącego. 
Shari z trudem przełknęła ślinę. Wciąż była czerwona. 
- Niedotykalska? - mruknęła Megan. 
- No... potrzebny był mi prawdziwy, silny konflikt 
między moimi postaciami. Potrzebowałam kontrastu. 
- Zrobiłaś ze mnie zimną, zakompleksioną starą pannę. A ten bohater! 
Obleśny neandertalczyk, 
który nie potrafi utrzymać zapiętego rozporka! . 
Shari uniosła wysoko brwi. 
- To ten romans zaczęłaś czytać? 
- "Serce z kamienia", autorka: Constance Fairbreast. 
Shari opadła na poduszki. 
- To dlatego zabrałaś mnie tutaj ze sobą. No dalej, skończ z tym. Połam 
mi ręce, nogi czy co chcesz. 
Ale najpierw powinnaś wiedzieć, że "Serce z kamienia" było dziesięć 
tygodni na liście bestsellerów, 

background image

a mój agent zainteresował książką pewnego producenta filmowego. 
- Zaskarżę cię. 
- Na jakiej podstawie? Bohaterka jest piękna i inteligentna - to nie jest 
obraźliwy opis. Ma za sobą 
paskudne małżeństwo i jeszcze paskudniejszy rozwód - o tych faktach 
można było przeczytać na 
kolumnach towarzyskich w wielu gazetach. Nawet trochę złagodziłam tę 
historię. Bohaterka 
całkowicie pogrążyła się w pracy i przez pięć lat trzymała na odległość 
kija każdego mężczyznę, 
który próbował się do niej zbliżyć. A ty jesteś rozwiedziona od ośmiu i 
dajesz wszem i wobec do 
zrozumienia, że twoje prywatne życie należy tylko do ciebie. 
- Bo tak jest. I mam wielu znajomych. 
- Akurat. Klientów, prawników i polityków. Niezwykle pobudzają twoje 
zmysły, co? 
- Jestem nieco za stara, żeby uganiać się za złotymi młodzieńcami. 
- No jasne, trzydzieści dwa lata to już z górki. A Richard nie był złotym 
młodzieńcem, tylko 
szoferem. - Oczy Shari błysnęły. 
- A gdzie jest teraz? 
- Był swobodnym duchem. I nie podoba mi się, że bohatera "Serca z 
kamienia" nazywasz 
neandertalczykiem. Był duży i postawny, i bardzo owłosiony na 
piersiach, ale mnie akurat to się w 
mężczyznach podoba. Powinni być silni. Małomówni. Zdecydowani. 
Westchnęła tęsknie, a Megan pokręciła głową. 
- Jesteś beznadziejnym przypadkiem. 
- A co z tym twoim dawnym chłopakiem? - spytała 
Shari, mrużąc oczy. 
- Najwyraźniej obudził twoje zmysły, a nikomu innemu dotychczas to 
się nie udało. 
- Michael nigdy nie był moim chłopakiem. Umówiliśmy się jeden jedyny 
raz i to wszystko. 
- Wszystko? 

background image

- Poszliśmy razem na prywatkę. Było tam tyle ludzi, że nawet trudno 
nazwać to randką. 
- Aha! I wciąż ci jeszcze żal, że nigdy nie byliście sami! 
- Nie - jęknęła Megan. - Co ty wygadujesz! 
- Ależ tak! - Shari podciągnęła się nieco w górę i usiadła, odrzucając 
mokrą ściereczkę. - A teraz, 
piętnaście lat później, spotykasz go tu, a on proponuje ci powrót do 
dawnego uczucia. 
- Zaoferował, że pokryje koszty prania sukienki. Nawet mnie nie poznał. 
Megan podeszła do szklanych drzwi, wychodzących na Illlnl;. Shari 
przyglądała się kuzynce, 
stojącej na tle zachodzącego słońca. Każdy złoty włos był dokładnie na 
swoim miejscu. Piękne 
ciało, marzenie tylu mężczyzn, było wyprostowane, postawa idealna. 
Wyglądała na kobietę 
sukcesu, ale Shari nie dawała się nabrać. Zbyt długo znała Megan, by nie 
zauważyć jej niepokoju. 
Chciała, żeby wszyscy uważali ją za 'szczęśliwą i zadowoloną z życia, 
ale wcale taka nie była. 
Czegoś jej brakowało, a Shari, doświadczona swatka, uznała, że wie 
czego. 
- Nie poznał cię - stwierdziła mimochodem - ale to przecież można łatwo 
naprawić ... 
- Nie waż się, Constance - ostrzegła Megan, rzucając jej ostre spojrzenie. 
- Nie jestem 
zainteresowana rozpoczynaniem czegokolwiek z Michaelem 
Antonaccim... czy Vallaincourtem ... 
czy też jak on się naprawdę nazywa. Co więcej, mam zamiar go unikać 
przez resztę naszego tu 
pobytu. A jeśli nie chcesz spędzić następnych dwunastu miesięcy 
przywiązana do siedzenia 
dwusilnikowej cessny, to też dasz temu spokój. 
- Czy nie jesteś w ogóle ciekawa, co się z nim działo? 
Co robił po szkole, jak się tu znalazł, skąd ma takie pieniądze? 
- Nie - ucięła Megan, mając przed oczyma pistolet, który towarzysz 

background image

Michaela nosił pod pachą. - Nic 
mnie to nie obchodzi. 
Shari parsknęła i opadła znowu na poduszki. 
- Uważaj, bo ci uwierzę. Właśnie dlatego tak świetnie nadawałaś się na 
bohaterkę mojej książki. 
ROZDZIAŁ 3 
Nie ciekawość, lecz głód wygnał Megan w godzinę później do 
restauracji. Lekarstwa, które wzięła 
Shari, w końcu poskutkowały, więc Megan zgasiła światła i zawiesiła na 
drzwiach kartkę ,,Nie 
przeszkadzać". Cichutko wyszła z domku i skierowała się przez 
pachnącą ciemność w stronę 
jaśniejszych świateł hotelu. 
Zajęła mały stolik na tarasie, przy rzeźbionej balustradzie, skąd miała 
widok na basen, domki, plażę 
i zatokę. Liście palm kołysały się poruszane lekką bryzą, zapach słońca i 
upału wciąż tkwił w 
budynkach i ziemi, nadając wieczornemu powietrzu szczególny aromat. 
Nad tarasem rozwieszono 
tysiące małych lampek, a na każdym stoliku stała zapalona świeczka, 
osłonięta szklanym 
kapturkiem. Mcgan mieszkała w Nowym Jorku. Przywykła do zmian pór 
roku, ale było coś 
niewątpliwie zmysłowego w piciu winu pod wschodzącym, tropikalnym 
księżycem. 
Pozwoliła myślom powrócić do Michaela Antonacciego. Dlatego też 
mało nie wyskoczyła ze skóry, 
gdyodwróciła się i dostrzegła go stojącego w cieniu tuż obok. 
- Bardzo przepraszam, nie chciałem pani wystraszyć. 
- Jak długo ... to znaczy ... skąd się pan tu wziął? Jeszcze przed chwilą 
nie dostrzegłam tu nikogo. 
- Siedziałem w środku, przy barze..,. powiedział. - I nie mogłem nie 
zauważyć, gdy prowadzono 
panią do stolika. 
Tętno Megan biło coraz szybciej i wzmogło się jeszcze, gdy Michael 

background image

objął wzrokiem jej figurę. 
Poplamioną sukienkę zmieniła na inną, białą, ściśle przylegającą do 
ciała. Czy sukienka była nieco 
zbyt dopasowana, czy też to jej skóra tak napinała się pod jego 
spojrzeniem ... ? 
Podniosła wzrok, niechętnie przyznając, że po raz drugi tego wieczoru 
Michael ją zaskoczył. Co 
gorsza, gdy wysunął się z cienia w światło lampek, po kręgosłupie 
Megan przebiegł dreszcz 
podniecenia. 
- Megan Worth - powiedział cicho. - To ty, prawda? Nie było sensu 
zaprzeczać, więc u$miechnęła 
się tylko przepraszająco i przytaknęła. 
- W kasynie wydawało mi się, że mnie nie rozpoznałeś. I uznałam, że nie 
jest to ani właściwe 
miejsce, ani chwila do odświeżania starych znajomości. 
Uśmiechnął się szerzej i usadowił wygodnie na krześle po drugiej stronie 
stolika. 
~ Nie rozpoznałem - w każdym razie nie od razu. Twoje włosy ... - 
Machnął ręką i zmarszczył brwi. 
- Dawniej nie upinałaś ich w kok. I nazwisko się nie zgadzało, ale 
sprawdziłem w rejestrze 
hotelowym i przeczytałem, że panie Megan Thomas i Sharon Stevenson 
mieszkają w domku numer 
cztery. Chyba imię Megan sprawiło, że uświadomiłem sobie, kim jesteś. 
- Czy zawsze starasz się dopasować nazwisko do twarzy? 
- Tak, jeśli wiem, że przez tę twarz nie będę mógł zasnąć. - Zerknął na 
pojedyncze nakrycie. - Czy 
będziesz jadła kolację sama? 
- Tak. Moja kuzynka nie czuje się zbyt dobrze. 
- Mam nadzieję, że to nic poważnego? Mamy tu stałego lekarza. Może 
powinien zajść do niej i 
zbadać ... ? 
- Nie ma takiej potrzeby, chyba że ma jakieś cudowne lekarstwo na kaca 
- odpowiedziała ze 

background image

śmiechem. - Shari potwornie boi się latać, więc usiłuje zwalczyć strach 
metodami pozamedycznymi 
- i w rezultacie cierpi dwa razy gorzej. Musi się po prostu wyspać, a rano 
wszystko będzie w 
porządku. Na razie więc sama zwiedzam okolice. Mówiłeś, że jesteś 
właścicielem ,,Privateer's 
Paradise"? To piękne miejsce. Naprawdę jestem pod wrażeniem. 
- A więc osiągnęliśmy cel - zawsze staramy się robić wrażenie. A jeśli 
mam być szczery - westchnął 
ponuro - to do mnie należy tylko bardzo mały procent udziałów. W 
gruncie rzeczy minimalny. Ale 
mówię, że jestem właścicielem, bo to zaoszczędza wielu wyjaśnień. Jak 
długo masz zamiar tu 
zostać? 
- Dwa tygodnie. To chyba nie był dobry pomysł, żeby przyjeżdżać tu w 
połowie czerwca. 
PowiImam była odłożyć tę podróż na styczeń albo luty. 
- Ach, właśnie, rozkosze zimy i tak dalej. Na szczęście niemal już 
zapomniałem, jak wygląda śnieg. 
- Od jak dawna tu mieszkasz? 
- Tutaj od dwóch lat, ale jeszcze jakieś osiem spędziłem w innych 
tropikalnych rajach. 
- Biedaku, i nigdy nie tęskniłeś za zadymkami, mrozami i 
przyjemnościami oblodzonych 
chodników? 
- Gdy mam taki atak, biorę aspirynę i kładę się do łóżka, aż mi przejdzie. 
A ty wciąż mieszkasz w 
Nowym Jorku? 
- Tak. Chyba jestem typową miejską dziewczyną. 
- No, zobaczymy. Mieliśmy już tu kilka nawróceń. Zdaje mi się, że jeden 
taki neofita właśnie 
nadchodzi. 
Z cienia wynurzyła się wysoka postać, w której Megfill rozpoznała 
mężczyznę towarzyszącego 
Michaelowi w kasynie. Przepraszając za przerwanie rozmowy, Gino 

background image

Romani nachylił się do 
Michaela i szepnął mu coś do ucha. Przez cały ten czas Michael nie 
spuszczał z Megan wzroku. 
_ Jasne - odezwał się w końcu. - Tylko dopilnuj, żeby podpisał czek na 
twoich oczach. Gino, poznaj 
moją dawną znajomą, Megan Worth. Rośliśmy w tej samej okolicy, choć 
dzieliła nas przepaść. 
Megan, to jest Gino Romani. Jest szefem ochrony hotelu i kasyna. 
Gino uśmiechnął się niczym łagodny niedźwiedź i uścisnął jej rękę. 
- Gdyby miała pani jakieś problemy, po prostu proszę krzyknąć - 
powiedział. - Dobra, Mikey, 
muszę wracać. Czy nie powinieneś już być w drodze do George'a? 
- Gdyby ktoś się pytał, to wyjechałem dziesięć minut temu. 
- Jasne. Cieszę się, że panią poznałem. Życzę dobrego odpoczynku. 
- Dziękuję - odpowiedziała Megan, czując równocześnie zażenowanie i 
ulgę. Skoro Gino jest 
szefem ochrony, to nic dziwnego, że nosi broń. Wyjaśnienie było tak 
proste, że mało nie roześmiała 
się na głos. 
- Mikey - Gino podniósł palec, jakby napominając niegrzecznego 
chłopca - wróć przed północą, 
dobrze? I pozdrów ode mnie George' a. 
Michael pokiwał głową. Gdy Gino odszedł, jeszcze przez chwilę 
wpatrywał się w Megan, aż w 
końcu niechęt¬nie wstał i niecierpliwym gestem, który wciąż był 
boleśnie znajomy, przeczesał 
palcami włosy. 
- Słuchaj, muszę gdzieś pojechać ... 
- Ależ rozumiem ... - zaczęła, ale przerwała, czując dotyk ręki Michaela 
na ramieniu. 
- Powiedziałaś, że nie masz planów na resztę wieczoru. 
Może dotrzymasz mi towarzystwa przy kolacji i powspominamy naszą 
nieszczęsną młodość? 
- Przecież mówiłeś, że musisz gdzieś pojechać ... ? 
- Bo tak jest. Tylko że to miejsce, gdzie mam być, to 

background image

przypadkiem najlepsza knajpa na wyspach. - Lepsza niż twoja 
restauracja? 
- No jasne! Ceny u mnie są nieprzyzwoite. Mam trzech 
francuskich szefów kuchni, którzy całymi dniami wymyślają, jak 
połączyć śmietanę, masło i jajka 
w coś, co by jak najszybciej zapychało wszystkie żyły cholesterolem. 
-I Zamówiłam już to coś, co chyba właśnie to zrobi. 
~ Żaden problem. Odwołamy zamówienie wychodząc. - Tak, ale ... 
- Żadnych ale - przerwał i chwycił ją za rękę. Zdumiona Megan 
stwierdziła, że stoi już na nogach, 
pociągnięta do góry przez Michaela, który właśnie dawał znaki 
kelnerowi. Megan próbowała 
jeszcze protestować, ale Michael nie zwrócił na to uwagi. 
- Dopiero za parę godzin skończą się ostatnie.występy kabaretów i do 
kasyna przyjdą prawdziwi 
hazardziści. Lubię ten czas spędzać gdzieś, gdzie mogę rozluźnić krawat 
i zdjąć buty, i gdzie nikt na 
mnie krzywo za to nie patrzy. Oczywiście musisz przysiąc, że nikomu 
nie zdradzisz mojej 
kryjówki. I tak trudno znaleźć miejsce do parkowania u Gcorge'a. 
Poczuła rozczarowanie, gdy puścił jej dłoń, ale natychmiast wyraźnie 
zdała sobie sprawę, że oczy 
wszystkich kobiet w restauracji śledzą ją z zazdrością. Przecież kilka 
minut temu restauracja 
wydawała się pusta? 
- Pierwszy kabaret musiał się już skończyć - wyjaśnił Michael, 
prowadząc ją przez kłębiący się przy 
wejściu tłum ludzi, wzdłuż wykładanego marmurem holu i korytarza. 
Wkrótce Megan miała nowy 
problem: jak zgrabnie zgiąć się, by umieścić ciało w fotelu bardzo nisko 
zawieszonego czerwonego 
ferrari. 
- Co się stało z harleyem? - spytała. Michael roześmiał się. 
- Jeśli chcesz, sprowadzę go jutro. 
- Wciąż go masz? 

background image

- Nieco nowocześniejszą wersję tego, na czym szalałem po ulicach 
Bronxu, ale tak, mam. Wciąż od 
czasu do czasu lubię poczuć w ustach smak pyłu. 
W jakiś niewytłumaczalny sposób myśl o Michaelu pielęgnującym swój 
obraz buntownika pomogła 
Megan przemóc napięcie. Z pewną pomocą udało jej się zająć fotel. 
Michael, który miał metr 
dziewięćdziesiąt wzrostu, wsunął się na swoje siedzenie bez 
najmniejszego wysiłku. W sadził 
kluczyk do stacyjki, sprawdził, czy pas bezpieczeństwa Megan jest 
właściwie zapięty i włączył 
motor, rozrywając pachnącą nocną ciszę nagłym wyciem potężnego 
silnika. Samochód ruszył ostro 
z parkingu na główną ulicę. 
Po obu stronach drogi przechadzali się liczni turyści. 
Niektórzy wołali i machali do przejeżdżającego ferrari; dwóch nawet 
uniosło aparaty fotograficzne, 
by zrobić zdjęcie. Megan zauważyła, że w obu przypadkach Michael 
odwrócił głowę, chroniąc się 
przed błyskiem flesza, i zmarszczył czoło z irytacją. 
Czy nie chciał, by oślepiały go lampy błyskowe, czy po prostu nie lubił, 
gdy go fotografowano? 
I co się działo z ludźmi Hornsby' ego, którzy nie potrafili wyśledzić 
człowieka jeżdżącego po 
Freeport czerwonym ferrari? 
- Wiesz, może to wcale nie jest taki dobry pomysł ¬zaczęła Megan. - 
Czuję się winna, że tak po 
prostu sobie odjechałam, nie wstępując nawet do domku, żeby 
sprawdzić, czy z Shari wszystko w 
porządku. 
- Powiedziałaś, że śpi. 
- Spała, gdy wychodziłam, ale i tak nie powinnam była odjechać bez 
słowa. Zwykle tak nie 
postępuję. 
Michael zerknął na nią spod oka. 

background image

- Pochlebia mi, że wciąż mam na ciebie taki zły wpływ. 
Nie martw się, przed północą dostarczę cię z powrotem. Nawet nie 
zauważy, że cię nie ma. 
Nikt nie wie, że wyjechałam, pomyślała Megan. Ani dokąd. Czy policje 
całego świata nie 
ostrzegają zawsze przed takim właśnie postępowaniem? A co ja robię? 
Daleko od domu, w obcym 
kraju, przyjmuję zaproszenie na kolację od człowieka, którego nie 
widziałam od piętnastu lat. 
Człowieka, którego prokuratura pragnie zidentyfIkować. 
Oczyma duszy ujrzała złotą bransoletkę, schowaną w szufladce w 
sypialni, i przygryzła wargę. 
- Jeśli cię to tak dręczy - dodał Michael- to zadzwonimy do hotelu i 
zostawimy twojej kuzynce 
wiadomość w recepcji. Albo jeszcze lepiej ... - Podniósł słuchawkę 
telefonu komórkowego i 
nacisnął kilka guzików. 
- Suzie? Moja sekretarka już chyba wyszła, więc możesz oddać mi 
przysługę? Znajdi Gina i 
powiedz mu, żeby zajrzał do pani zajmująccj domek numer cztery. Po 
południu nie czuła się zbyt 
dobrze i jej przyjaciółka niepokoi się o nią. Powiedz Ginowi, że 
porwałem panią Thomas, a on ma 
się zająć panią Stevenson aż do naszego powrotu. To wszystko, dzięki. 
- Dziękuję ci. - mruknęła Megan. Czuła się głupio. ¬Nie chciałam 
sprawiać nikomu kłopotu. 
Głośniejsza praca silnika przyciągnęła jej uwagę. Zjechali z głównej 
ulicy na brukowaną drogę, 
prowadzącą poza miasto. Hałas, lampy, bogactwo i błyszczące światłami 
hotele pozostały za nimi, a 
ferrań pędziło coraz szyb¬ciej. Silnik wył tak głośno, że jakakolwiek 
rozmowa była niemożliwa. 
Megan próbowała dojrzeć coś po bokach, ale gdy tylko miasto zniknęło 
za horyzontem, po obu 
stronach drogi zapanowała ciemność, przełamana jedynie światłem 

background image

silnych reflektorów samochodu. 
I te zapęty! Droga wiła się jak wąż, ale Michael prowadził tak, jakby ani 
on, ani jego samochód 
nigdy nie słyszeli o sile ciężkości. 
Gdy nareszcie zaczęła się rozluiniać i dostosowywać do odbierającej 
dech prędkości jazdy, 
samochód nagle zwolnił i zjechał na szutrową ścieżkę. Sto metrów dalej 
ścieżka rozszerzyła się, 
tworząc parking. Żwirowa płaszczyzna, z jednej strony schodząca aż do 
morza, otaczała 
rozpadającą się drewnianą budowlę, która robiła wrażenie, że powoli, ale 
nieuchronnie zagłębia się 
w zatokę. 
Michael zaparkował koło jedynego innego pojazdu ¬przerdzewiałej 
furgonetki, powiązanej w kilku 
miejscach drutem - i wyłączył silnik. Zanim umilkł warkot motoru, a 
Megan doszła do siebie po 
szaleńczej jeidzie, Michael wyskoczył już z samochodu i otworzył drzwi 
po jej stronie. Wciąż nieco 
oszołomiona tempem i hałasem, pozwoliła, by . odpiął jej pas, a 
następnie chwycił za ręce i 
wyciągnął z fotela. 
Zachwiała się lekko i instynktownie oparła o silną pierś mężczyzny, by 
odzyskać równowagę. 
Kosmyki włosów wysunęły się jej z koka. Wydało się całkiem naturalne, 
że Michael odgarnął 
rozwiane wiatrem loczki z twarzy i szyi. W równie naturalny sposób 
przesunął opuszkami palców 
wzdłuż linii jej podbródka, unosząc jej twarz ku swojej. 
Jego wargi musnęły jej usta, jakby sprawdzając, czy spotkają się z 
oporem. Megan wiedziała, że 
powinna zareagować, odsunąć się ze śmiechem albo dowcipną uwagą, 
by pokryć swoje zmieszanie 
- ale była w stanie jedynie leciutko westchnąć. 
Dłonie Michaela mocniej ujęły jej twarz, usta bardziej zdecydowanie 

background image

przywarły do jej warg. Nie 
była w stanie go odepchnąć. Zamiast tego przesunęła dłonie wyżej po 
jego piersi, chwytając 
jedwabne klapy fraka. Całym ciałem przycisnął ją po samochodu, aż 
poczuła silne mięśnie jego 
torsu, brzucha i ud. 
Pocałunek skończył się tak powoli, jak się zaczął. W ciąż ją obejmował i 
patrzył jej w oczy. Megan 
czuła absolutną pustkę w głowie. 
- Marzyłem o tym od chwili, gdy zobaczyłem cię w kasynie - mruknął 
cicho. 
- Powiedziałeś, że nie ... że nie rozpoznałeś mnie w kasynie ... 
- Czy muszę osobiście znać każdą piękną kobietę, żeby mieć ochotę ją 
pocałować? Poza tym teraz, 
kiedy już znam ... to znaczy, kiedy wiem, kim jesteś ... przypominam 
sobie, że w czasie naszej 
jedynej randki zostałem pozbawiony więcej niż jednego pocałunku. A 
nigdy nie lubiłem, kiedy mi 
się coś zabiera. 
Jego wargi znów objęły jej usta, a Megan czuła, jak przez jej ciało 
przebiegają na przemian fale 
zimna i gorąca. Dłonie Michaela zsunęły się z jej szyi w dół i objęły w 
talii, przyciągając jeszcze 
mocniej. 
Pamiętała ... 
Wrócili z prywatki i rozmawiali na ganku przed domem. 
Michael po raz pierwszy zachowywał się niepewnie, niemal nieśmiało. 
Gdy wydawało jej się, że 
już się tego nie doczeka, objął ją i pocałował. 
Nigdy nie zapomniała tych kilku cudownych, przepojonych uczuciem 
chwil. Nikt jej nigdy tak nie 
całował, ani przedtem, ani potem, i zawsze zastanawiała się, czy temu 
pięknemu wspomnieniu 
upływ czasu nie dodał przypadkiem czaru, jakiego nie miał sam 
pocałunek. 

background image

Teraz wiedziała. Nic nie dodał. 
Czuła, jak budzi się w niej namiętność. Była świadoma rosnącego, 
naglącego pragnienia, które 
sprawiało, że jej ciało wydawało się nagle składać wyłącznie z 
końcówek nerwów. Skóra na 
piersiach napięła się w oczekiwaniu rozkoszy. Całe ciało drżało, 
powodowane emocjami, których 
nie rozumiała i nie była w stanie kontrolować. 
Oderwała wargi od ust Michaela i gwałtownie zaczerpnęła powietrza. 
Przez kilka sekund 
doświadczała pożądania tak silnego, że czuła się jak sparaliżowana. 
Zamknęła oczy, pragnąc 
udawać, że nic takiego się nie dzieje, ale jego ramiona wciąż tuliły ją 
mocno, a jego ciało reagowało 
tak jak jej ciało. 
- Podoba mi się sposób, w jaki spłacasz długi - powiedział cicho, lekko 
drżącym głosem. - Teraz 
żałuję, że twój ojciec nie wypadł na ganek dziesięć minut później. 
Megan pochyliła głowę, opierając czoło na brodzie Michaela. Jej ojciec 
rzeczywiście przerwał im 
zbyt szybko, zapalając światła na ganku i wypadając na dwór jak burza. 
Rzucił tylko okiem na 
ułożenie ich rąk i ciał, a jego wrzask niemal obudził wszystkich 
sąsiadów. 
- On i mama czekali na mnie p6ł nocy - szepnęła, czując teraz takie samo 
zażenowanie, jak 
piętnaście lat temu. - Był wściekły, że pozwalam, by moje nazwisko 
łączono z ... kimś takim jak ty. 
- Kimś takim jak j,a? 
- No ... słyszałr6żne rzeczy. 
Michael zn6w uni6sł lekko jej twarz. 
- Nie trzeba wierzyć we wszystko, co się słyszy. A czasami nawet coś, 
co się widzi na własne oczy, 
może prowadzić do błędnych wniosk6w. 
Opuścił ręce i zrobił krok do tyłu. Wzruszył ramionami i uśmiechając się 

background image

szeroko, machnął ręką w 
kierunku restauracji. 
- Spójrz na przykład na to miejsce. Straszna spelunka, prawda? Żaden 
turysta by tu nie wszedł, 
nawet gdyby tuż obok złapał gumę. Ale spr6buj tego, co George potrafi 
zrobić z wrzącej wody i 
kilku przypraw. 
- Często tu bywasz? . 
- Nie tak często, jak bym chciał. Mam nadzieję, że jesteś głodna. George 
nie uznaje małych porcji 
ani wybrednych gustów. 
- Nie rozczaruję go. Umieram z głodu. - Puls Megan wrócił już niemal 
do normy i uznała, że chyba 
uda jej się zrobić parę kroków bez potykania się o własne nogi. 
Michael i tak: chwycił ją za rękę i poprowadził, omijając głębokie dziury 
w żwirze parkingu, kt6re 
najwyraźniej wyjeżdżono tu dawno temu, ale których nikomu nie chciało 
się naprawić. Przytrzymał 
skrzypiące drzwi, by mogła wejść. 
Jeśli to nie jest spelunka, to chciałabym zobaczyć, co Michael uważa za 
spelunkę, pomyślała 
Megan. Ściany były z drewna, pomalowanego na zielono w różnych 
odcieniach. Najwyraźniej 
malarz robił sobie mniej więcej dwuletnie przerwy między jednym 
kawałkiem ściany a drugim. 
Podłogę wyłożono białymi i czarnymi kafelkami, popękanymi i 
wyszczerbionymi, które 
znakomicie pasowały do nigdy chyba jeszcze nie mytych okien i 
oderwanych płytek sufitu. Stały 
tam tylko cztery stoliki, każdy inny, otoczone zestawem różnorodnych 
krzeseł. Po drugiej stronie 
sali kontuar oddzielał część restauracyjną od kuchni. Drzwi wypełniała 
zasłonka z drewnianych 
kulek, oddzielająca pierwsze pomieszczenie od ciemnego kbrytarzyka, 
prowadzącego na tył 

background image

budynku i do pojedynczej, niebezpiecznie wyglądającej toalety. 
Mimo że na parkingu stał tylko jeden samochód, restauracja była pełna 
ludzi. Wokół wszystkich 
czterech stolików zgromadzili się klienci, wszyscy brązowi, 
pomarszczeni i tak: różni, jak krzesła, 
na których siedzieli. Na Michaela ledwo spojrzeli, natomiast widok 
Megan spowodował, że kilka 
brwi uniosło się w górę. 
Niemal natychmiast zza kontuaru wychylił się mężczyzna o czarnej, 
pomarszczonej twarzy. Na 
widok Michaela rozpromienił się. 
- Ja cię kręcę! Aleśmy się dziś wysztafirowali! 
Michael roześmiał się, przeprowadził Megan przez zasłonkę z 
drewnianych kulek i przedstawił jej 
właściciela restauracji pana George'a Samsona. 
- Jaki tam znowu pan Samson - wtrącił George z przyjacielskim 
mrugnięciem. - Przyjaciele mówią 
mi George. - A moi mówią mi Meg - uśmiechnęła się Megan, wycofując 
rękę ze zdumiewająco 
silnego uścisku. 
Nawet w ostrzejszym świetle żarówek w kuchni Megan nie była w stanie 
określić wieku George'a, 
ale wydawał jej się bardzo stary. Na głowie zostało mu niewiele włosów, 
a i te były siwe. Ciało 
miał chude i żylaste, odziane w koszulę i o kilka numerów za duże 
spodnie. 
George zerknął na Michaela i podrapał się w porośnięty rzadką szczeciną 
policzek. 
- Coś mi się zdaje, że przylazłeś tu poleniuchować, co? 
Czy ci twoi fikuśni kucharze nie potrafią zrobić przyzwoitego jedzenia? 
- Chciałem zrobić wrażenie na Megan i pokazać jej wyspiarską 
gościnność. 
- No to przyszedłeś w dobre miejsce - zachichotał George. - Wszystko 
gra. 
Wciąż chichocąc, przeprowadził ich przez kuchnię i drugie drzwi, w 

background image

których Michael musiał się 
schylić, by nie zawadzić głową. Z tyłu budynku duża weranda wisiała 
niepewnie nad czarną wodą 
zatoki. Przy cienkiej balustradzie stał st6ł z czterema krzesłami. 
George usunął dwa krzesła i połą koszuli wytarł stół. 
Weranda chwiała się alarmująco nawet pod jego ciężarem, a jeszcze 
bardziej, gdy Michael i Megan 
podeszli do stołu, by zająć miejsca. Megan poczuła nagle, że woda 
chlapnęła jej na nogi i z 
przerażeniem stwierdziła, że morze jest tuż, tuż. 
- Czy to bezpieczne? - spytała szeptem, gdy George oddalił się do 
kuchni. - Umiesz pływać? 
- Jasne. 
- No to jesteś bezpieczna - odpowiedział wesoło. - Przychodzę tu od 
dwóch lat i nigdy nie 
słyszałem, żeby jakiś klient George'a posłużył rekinom za kolację. 
- Rekinom? - Megan odsunęła się od balustrady. - Tu są rekiny? 
- Głównie ryby-młoty, ale nie przejmuj się nimi. O tej porze na ogół nie 
polują. 
- A co, mają zegarki? I stałe godziny śniadań, obiadów i kolacji? 
Michael odchylił się na krześle i wyciągnął swoje długie nogi. Sięgnął 
do wewnętrznej kieszeni 
marynarki i wyciągnął cygaro. 
- Czy masz coś przeciwko temu, żebym zapalił? Zazwyczaj Megan 
przeszkadzało palenie 
czegokolwiek - papierosów, fajek, a szczególnie cygar. Ale jakoś tutaj,na 
zrujnowanej werandzie 
wyspiarskiej knajpki, gdzie ocean obmywał jej stopy, a naprzeciwko 
siedział przystojny mężczyzna 
we fraku ... - wydawało się całkiem na miejscu. 
- Co się z tobą działo przez te wszystkie lata, Michael? - spytała. 
- Starałem się przeżyć. A ty? 
- Tak samo. 
Spojrzał na jej dłonie. 
- Ponieważ o mało nie zgwałciłem cię na parkingu, powinienem chyba 

background image

zapytać, czy istnieje również 
pan Thomas? 
- Istniał. .. przez jakiś czas. - Okręciła na palcu szeroką złotą obrączkę. - 
Noszę ją z 
przyzwyczajenia. I dlatego, że w wielu sytuacjach oszczędza mi 
niepotrzebnych pytań i wyjaśnień. 
A co z tobą? 
- Już dawno stwierdziłem, że nie nadaję się do małżeństwa. - Zapalił 
cygaro. Zmieszany zapach 
tytoniu, rumu i liści laurowych przesycił powietrze i Megan stwierdziła, 
że tak właśnie pachnie 
skóra i ubranie Michaela. - Masz dzieci? 
Megan podniosła wzrok. 
- Nie. 
- Rozumiem, że kariera prawnicza pochłonęła cię całkowicie. 
- Skąd wiesz, że jestem prawnikiem? 
- Zgadłem -. roześmiał się. - Twój ojciec, dziadek i stryjowie byli 
prawnikami, nie mówiąc już o 
braciach. Wciąż zajmują się polityką? 
- Anthony jest w Kongresie, a Ryan chce kandydować do senatu. 
Michael gwizdnął cicho .. 
- Ojciec musi być bardzo dumny. 
- Ojciec ... to ojciec. Po prostu założył, że moi bracia zdobędą to, co 
właśnie osiągają. Nigdy nie 
miał najmniejszych wątpliwości na temat któregokolwiek z nas. 
- Tak długo, jak długo trzymaliście się wyznaczonej drogi. To znaczy, 
pewnie nie. byłby 
zadowolony, gdybyś postanowiła na przykład ... no, na przykład 
prowadzić kwiaciarnię. 
- Chciał, żebyśmy odnieśli sukces. Nie ma w tym nic złego - powiedziała 
cicho. 
- Ależ nic - przytaknął, ale ironia w jego głosie była wyraźna. 
Zanim Megan zdążyła odpowiedzieć, w drzwiach pojawił się George, 
niosąc tacę zastawioną 
szklankami i butelką wina. Postawił ją na stole i gestem prawdziwego 

background image

kelnera wyciągnął korkociąg 
z jednej z niezliczonych kieszeni, położył go na stole i zniknął w kuchni, 
zostawiając Michaelowi 
otworzenie butelki. 
Michael nalał wina do szklanek, podniósł swoją i zaproponował toast. 
- Za nie dokończone sprawy. 
- Nie dokończone? 
- Pewnie o tym nie wiedziałaś, ale całymi miesiącami nie mogłem się 
zdobyć na odwagę, by 
poprosić cię o spotkanie. Ty byłaś tą złotą dziewczyną. Nietykalną. 
Nieosiągalną. Zbyt słodką i 
czystą, by mógł ją dotknąć ... ktoś taki jak ja. Poza tym miałaś dobrze 
ułożone w głowie. No L. 
klasę. Dzięki temu odstawałaś od reszty, nawet gdy pociłaś się na sali 
gimnastycznej w 
pogniecionych spodenkach, z włosami opadającymi na twarz. 
Przypominam sobie, że kiedyś 
przegrałem spory ząJdad. Twierdziłem, że ty się nie pocisz. 
- Byłam taka okropna? - skrzywiła się Megan. 
- Na początku? Jeszcze gorsza. I spotykałaś się z takim wielkim blond 
skurczybykiem - kapitanem 
drużyny futbolowej czy coś w tym rodzaju. Naprawdę zastanawiałem 
się, czy go nie udusić, jeśli 
nie przejrzysz na oczy i nie zostawisz go w cholerę, zanim ja ... no, 
zanim skończy się szkoła. - 
Przerwał i uśmiechnął się chytrze. - Pamiętasz takiego chłopaka, który 
nazywał się Skinner? Miał 
nos, który sięgał mu aż do brody, i opinię, że inną część ciała ma równie 
długą? 
Nazwisko wydawało się znajome, ale dźwięk głosu Michaela rozpraszał 
Megan tak dalece, że nie 
potrafiła w pełni skupić się na treści jego słów. 
- Zapłaciłem mu dwadzieścia doków, żeby przedstawił twojemu 
kapitanowi Biuściastą Betty. 
Miałem nadzieję, że naturalne męskie potrzeby wezmą górę. 

background image

Megan otworzyła szeroko oczy. Przezwisko Biuściastej Betty dobrze 
odpowiadało rzeczywistości. 
Jej nagłe zainteresowanie chłopakiem Megan było wodą na młyn 
szkolnych plotek przez długie 
miesiące. Dopiero pojawienie się na prywatce Megan w towarzystwie 
Michaela Antonacciego 
dostarczyło nowego tematu.• 
- Ty naprawdę to zrobiłeś?! Zaaranżowałeś moje rozstanie z Billem 
Caulderem?! 
- Chciałem sob!e oczyścić pole. 
- Czy zawsze dostajesz to, czego chcesz? - spytała, zirytowana tymi 
manipulacjami, mimo że 
zdarzyły się tak dawno temu. 
- Przeważnie. - Jego białe zęby błysnęły w uśmiechu. 
- Czemu się złościsz? Powinno ci pochlebiać, że zadałem sobie tyle 
trudu. 
- Pochlebiać?! Przez ciebie nie miałam z kim pójść na bal maturalny. 
Przez ciebie nie miałam z kim 
się umawiać, wysłuchiwałam tylko opowieści o tym, jak Bill i Betty 
świetnie się bawią na 
niezliczonych prywatkach. Co się z tobą stało? Gdzieś ty zniknął? I 
czemu zostawiłeś szkołę tuż 
przed maturą? 
Michael spoważniał. Zaciągnął się cygarem, by zyskać chwilę na 
uporządkowanie myśli. 
- Chodziło o sprawy rodzinne. Już od miesięcy odkładałem wtedy 
podjęcie pewnych decyzji. No i 
po prostu nie mogłem już dłużej czekać. 
- Przecież twoja rodzina na pewno by zrozumiała ... 
- Wykształcenie nigdy nie było dla nich ważne. Nawet nie podziękowali 
księdzu Joemu za 
załatwienie mi dobrej szkoły. Ale mogę cię uspokoić, że nie tylko 
skończyłem szkołę średnią, ale 
również uniwersytet, ściślej wydział organizacji i zarządzania. 
Oczywiście, jeśli komukolwiek o 

background image

tym powiesz, zaprzeczę. Tacy liberalni kapitaliści jak ja nie chwalą się 
takimi rzeczami. 
Megan uniosła brwi. 
- Uspokoiłabym się jeszcze bardziej, gdybyś mi wyjaśnił, czemu 
przedstawiłeś się jako Michael 
Vallaincourt, a nie Antonacci. 
- Vallaincourt to nazwisko panieńskie mojej matki. 
Wydawało mi się, że lepiej pasuje do mojego zajęcia i tych wysp niż 
nazwisko włoskie. 
- Twoja matka była Francuzką? 
- Tak, urodziła się i mieszkała w Paryżu. Ona i tata poznali się w czasie 
wojny, ale pobrali dopiero 
w kilka lat później. Umarła, kiedy miałem sześć lat. No, nareszcie mamy 
jedzenie! 
Zgasił cygaro. George kopnął drzwi i przesunął się przez nie, niosąc pod 
pachą stos złożonych 
gazet, a w rękach dymiący garnek. Michael pomógł mu rozłożyć gazety 
na stole, ostrzegł Megan, 
żeby przytrzymała szklanki, po czym skinął ręką na George'a. 
George wysypał na gazety zawartość garnka - grube i soczyste nogi 
krabów. Jeden z pozostałych 
klientów, zwerbowany do pomocy, podszedł z serwetkami, szczypcami i 
szpikulcami. Położył je na 
stole, mamrocząc, że nikt mu nie płaci za podawanie do stołu. Doniósł 
jeszcze dwie miseczki z 
sosami. 
- Ten sos - ostrzegł ją Michael, stukając skorupą kraba w jedną z 
miseczek - jest tak ostry, że może 
przepalić cię na wylot. Ten drugi nie jest o wiele łagodniejszy, ale jednak 
będziesz potem w stanie 
pamiętać, jak się chodzi i jak się mówi. Mam nadzieję, że lubisz kraby? 
Megan roześmiała się, przyglądając się Michaelowi,. który wetknął 
koniec serwetki za kołnierzyk 
niezwykle kosztownej koszuli. Sprzeczności w jego charakterze i 
sposobie zachowania się budziły 

background image

zakłopotanie. Wyglądał, mówił i zachowywał się jak człowiek, który 
przywykł do wszelkich 
luksusów, a przecież wiedziała, że wychowywał się w dwupokojowym 
mieszkanku nad sklepem 
warzywnym. Szybkie samochody, jedwabne fraki ... - to pasowało do 
mężczyzny, który 
przedstawiał się jako Michael Vallaincourt. A jednak siedział tu na 
rozwalającej się werandzie, 
rozbijając skorupy krabów na gazecie i oblizując palce jak zwykły rybak. 
Nie odważyła się zerknąć 
pod stół, ale przypuszczała, że zdjął buty. 
Rozmawiało im się łatwo. Przywoływali wspomnienia i anegdotki, co 
chwila wybuchając 
serdecznym śmiechem. George przyniósł następną butelkę wina. Choć 
Michael napełniał swój 
kieliszek równie często jak kieliszek Megan, czuł się bardziej 
oszołomiony. Tak działała na niego 
jej delikatna uroda. Przyglądał się jej, gdy mówiła, przenosząc spojrzenie 
z warg na niezwykłe 
zielone oczy. 
Z wysiłkiem powstrzymywał się, by nie sięgnąć przez stół i nie odgarnąć 
z jej twarzy złotego 
kosmyka. Jesz«ze chętniej machnąłby ręką na wszystkie konwenanse i 
wyciągnął szpilki, kt6re 
przytrzymywały włosy. Wyobrażał sobie, jak wyglądałyby opadające na 
ramiona złote fale. 
Delikatne światło podkreślało zmysłowe kształty ciała Megan, 
przyciągając jego wzrok, jakby 
wyzywając, żeby znalazł coś niedoskonałego. Ale wszystko było 
doskonałe. Jej piersi były wysokie 
i jędrne, a ich kształt i prześwieca¬jące ciemniejsze punkty zdradzały, że 
ni,e nosiła stanika. Szyja 
wyginała się wdzięcznym łukiem, talia była szczu¬pła, a nogi wydawały 
się nie mieć końca. 
Nie miała makijażu, co było przyjemną odmianą po kobietach, z jakimi 

background image

zwykle miał do czynienia ... 
- Hej? Jesteś tu jeszcze? 
Michael zmprugał, nagle przywołany do rzeczywistości. 
- Przepraszam. Zamyśliłem się. 
- Tak, to dziwne ... tak siedzieć razem po tylu latach. 
Pokręcił głową. 
- Mnie się to wydaje najbardziej naturalną rzeczą pod słońcem. Zupełnie 
się nie zmieniłaś - tak 
samo wyglądasz, tak samo się śmiejesz, tak samo przechylasz na bok 
głowę, gdy sądzisz, że ktoś 
cię oszukuje. 
Megan wyprostowała się nagle. 
_ Wiesz, ty też nie jesteś ani gruby, ani łysy. Ale zanim zaczniesz pękać 
z dumy... na skroniach to 
rzeczywiście siwe włosy? 
_ Może podejdziemy do lampy, żebyś mogła mi się przyjrzeć? A jak tam 
u ciebie? 
- U mnie nie znajdziesz siwych włosów! 
_ Nigdzie? Takiemu wyzwaniu zdrowy mężczyzna nie potrafi się oprzeć. 
Mogę przynieść sobie 
najpierw okulary? 
Megan zarumieniła się. 
- Nie o to mi chodziło. Nosisz okulary? 
_ Nie - roześmiał się. - Ale w niektórych sytuacjach krótkowidz ma 
przewagę. 
Megan wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym podniosła w g6rę 
ręce gestem rezygnacji. 
_ No i znowu to samo, czuję to. Powiedz - czy ja się rumienię? 
- Tak, i bardzo ci z tym do twarzy. 
_ Nie rumieniłam się od ... - Przeniosła wzrok na zatokę. - Nie 
rumieniłam się od tego dnia, gdy 
odebrałam telefon i usłyszałam twój głos, zapraszający mnie na 
prywatkę. Całymi dniami mam do 
czynienia z prawnikami i klientami, i nigdy nie czuję się zdenerwowana, 
zakłopotana, zawstydzona, 

background image

wytrącona z równowagi. Nigdy nie czuję się tak ... bezbronna. - 
Spojrzała znów na Michaela, kt6ry 
nie spuszczał z niej wzroku. - Więc dlaczego jest inaczej, gdy jestem z 
tobą? Tak czułam się 
piętnaście lat temu i, do cholery jasnej, tak czuję się teraz. 
_ Nie wiem dlaczego, Meg - powiedział łagodnie. - Może dlatego, że 
nigdy nie mogliśmy skończyć 
tego, co zaczęliśmy. 
To samo uczucie, które tak niespodziewanie odebrało jej siły na 
parkingu, opanowało ją teraz, 
utrudniając oddychanie i wywołując drżenie. 
- A może dlatego, że symbolizowałeś to wszystko, czego nie mogłam 
mieć - szepnęła. - Byłeś 
przysłowiowym złym chłopakiem. Nie bałeś się mówić ludziom, żeby 
sobie poszli do diabła. Nie 
robiłeś niczego, na co nie miałeś ochoty. Należałeś tylko do siebie, 
odpowiadałeś tylko przed sobą. 
I chyba to, że życie cię nie zmieniło, jest. .. intrygujące. Nie roztyłeś się, 
nie łysiejesz, nie 
zadowalasz się gra¬niem w piłkę z tuzinem dzieci w niedzielne 
popołudnie. 
- Tuzinem dzieci? 
- Nieważne - powiedziała. - Chodzi o to, że choć dołączyłeś do tak 
zwanej klasy posiadającej, 
dysponujesz pieniędzmi i wpływami - to jednak się nie zmieniłeś. I 
nawet wciąż masz harleya. 
- Trzyma mnie przy ziemi. 
- Jesteśniebezpieczny, Michael. Niebezpieczny i onieśmielający dla 
kogoś, kto ma całe życie 
zaplanowane. 
Pochylił głowę, by zerknąć pod stół. - Nie widzę żadnych kajdanów. 
- Ale tam są. Zawsze były. A czasami wpijały mi się. w ciało tak 
boleśnie, że ledwo mogłam 
oddychać. 
Michael skrzyżował nonszalancko ramiona, ale w jego spojrzeniu nie 

background image

było nic lekceważącego. 
Przyglądał jej się w milczeniu. Megan pragnęła, by przestał jej się 
przyglądać, by zapomniał o jej 
niepowodzeniach i tęsknotach ... ale wiedziała, że tak się nie stanie. 
- A twój mąż? Czy on ci nie pom6gł się wyzwolić? 
- Mój mąż? Ożenił się ze mną tylko po to, żeby dostać się do rodzinnej 
kancelarii prawniczej. 
Znalazł sobie kochankę w tydzień po naszym powrocie z podróży 
poślubnej. 
- Idiota - skomentował Michael. . 
- Ja też byłam idiotką. Ale tylko ten jeden jedyny raz. Nigdy więcej. 
Michael dostrzegł, że zmieszanie Megan zmienia się w gniew. 
Wewnętrzny głos ostrzegał go, żeby 
postępował ostrożnie i powoli. Została już raz boleśnie zraniona i było 
jasne, że nie chce, aby 
zdarzyło się to znowu .. 
Ucieszył się, że nie darzy uczuciem byłego męża. Może nigdy nie 
darzyła. Było to intrygujące: 
Megan Worth, symbol męskich marzeń o pięknie i namiętności, nigdy tej 
namiętności nie 
doświadczyła. A przecież, jak odkrył, wystarczyło ją pocałować, by 
obudzić jej pragnienia. 
Czego trzeba - zastanawiał się - żeby rozpalić tę iskrę w wysoki 
płomień? Jaka będzie jej 
namiętność i jak mocno zachwieje jego spokojem ducha? 
ROZDZIAŁ 4 
- Już jest prawie północ - szepnęła Megan. - Myślę, że powinniśmy 
wracać. 
Michael wziął się w garść. 
- Obawiam się, że masz rację. Jeśli nie pojawię się na czas, Gino znów 
złoży mi wymówienie. 
- Znów? A już to robił? 
- Przynajmniej raz na tydzień - pokiwał głową Michael. - Pamiętasz, 
mówiłem ci, że są ludzie, 
którzy po przyjeździe chcą tutaj zostać na zawsze? Gino na pewno do 

background image

nich nie należy. Tęskni za 
śniegiem i samobójczymi wyścigami z nowojorskimi taksówkarzami. 
- Od dawna się przyjaźnicie? 
Chwila wahania była niemal niezauważalna. 
- Od dawna. 
Megan zsunęła pasek torebki z oparcia krzesła i wstała. 
Bez zdziwienia przyjęła fakt, że Michael stanął tak blisko, e ich ciała 
niemal się stykały. 
- Czy ty i twoja kuzynka macie jakieś plany? 
- Najbardziej skomplikowany plan w wykonaniu Shari zakłada, że 
kiedyś trzeba się obudzić - 
powiedziała z uśmiechem. 
- Świetnie. Więc nie będzie jej przeszkadzać, jeśli jutro wieczór znów 
porwę cię na kolację. 
- No ... nie wiem. Zależy, jak się będzie czuła. 
- Mógłbym wsypać środek nasenny do jej popołudniowego drinka. 
Megan roześmiała się. 
- Nie mogę nic obiecywać, Michael. Zobaczymy, jak potoczy się 
jutrzejszy dzień. 
- W porządku - powiedział i wziął ją pod rękę. Przeszli przez pełną pary 
kuchnię i zatrzymali się 
przed kontuarem. George przyglądał się Megan, gdy chwaliła kolację, 
jakby sprawdzając, czy jej 
zachwyt jest szczery. Stwierdził widocznie, że Megan nie udaje, bo 
rozpromienił się i zaprosił, by 
wpadła kiedyś na steki z rekina. 
Michael wyciągnął portfel, a z niego zwitek banknotów. 
Megan zwróciła uwagę na fakt, że banknoty były studolarowe i musiało 
ich być co najmniej 
dziesięć. Błyskawicznie zniknęły w jednej z ogromnych kieszeni 
George'a. 
- Dzięki, George - powiedział Michael. - Sos mógł być nieco ostrzejszy, 
ale ogólnie nie było źle. 
- Nie było źle - parsknął George. - Następnym razem, człowieku, podam 
ci ten, który robię dla 

background image

siebie. Zobaczymy, czy uda'ci się go przeijmąć nie płacząc. 
Śmiech George'a towarzyszył im, gdy przechodzili przez restaurację. 
Megan była wciąż pod wrażeniem ilości pieniędzy, jakie przeszły z ręki 
do ręki. Dlatego nie od razu 
poczuła nagłe napięcie Michaela. Palce mężczyzny wbiły się w jej ramię. 
Obok ferrari Michaela 
parkował teraz czarny mercedes. 
- Dobry wieczór, panie Vallaincourt - odezwał się głos w ciemnościach. 
- Recepcjonistka w pana 
hotelu była tak miła, że powiedziała nam, gdzie pan jest. 
Było ich trzech. Mężczyźni w ciemnych garniturach znajdowali się od 
siebie w pewnej odległości, 
tak jakby rozmyślnie zajęli dogodne pozycje, aby kontrolować sytuację. 
Najbliższy, ten, który 
mówił, wysunął się naprzód. Żwir pod jego nogami leciutko zachrzęścił. 
Zatrzymał się w plamie 
§.viatła, padającej przez drzwi, i Megan rozpoznała człowieka z kasyna. 
- Pan Samosa chciałby się z panem spotkać. 
- Czy to nie może zaczekać do rana? - spytał Michael lodowatym tonem. 
Mężczyzna wzruszył ramionami i rozsunął poły marynarki, ukazując 
pistolet przypięty do paska. 
- Pan Samosa postanowił wracać do Wenezueli jeszcze dziś w nocy i 
chciałby przed odlotem 
porozmawiać z panem. 
Zimne spojrzenie Michaela przesunęło się po wszystkich trzech 
mężczyznach. Jego ciało było 
spięte, a dłoń zaciskała się na ramieniu Megan. Dziewczyna domyśliła 
się, że znał tych ludzi, nie 
lubił ich, nie ufał im i nie podobał mu się pomysł towarzyszenia im 
gdziekolwiek w środku nocy. 
- Chyba mogę mu poświęcić dziesięć minut. Nie macie nic przeciwko 
temu, żeby ta pani wróciła do 
hotelu? 
Obcy spojrzał na Megan bez zainteresowania i znowu wzruszył 
ramionami. 

background image

- Powiedzcie sobie dobranoc. Ach, i. .. - Wyciągnął rękę, gdy Michael 
ruszył, by przejść koło niego, 
i oparł 
dłoń na jego szerokim torsie. Uśmiechając się, wsunął dłoń pod 
marynarkę i wyjął niewielki, 
groźnie wyglądający pistolet. - Zatrzymamy to dla pana. Zwrócimy 
później. 
Mięśnie policzków Michaela napięły się, gdy mocno zacisnął zęby. Minę 
miał ponurą. Skierował 
Megan do Ferrari. 
- Michael, co to za ludzie? Czego od ciebie chcą? Dlaczego miałeś przy 
sobie broń? - Przy ostatnim 
pytaniu uświadomiła sobie, że miał broń przez cały czas. 
- Umiesz prowadzić samochód bez automatycznej skrzyni biegów? 
- Tak, ale ... 
- To dobrze. Jedź z powrotem do hotelu. Chyba trafisz? 
Skręć w lewo na głównej szosie i jedź aż do Freeport. Tam już nie 
powinnaś mieć problemów. 
Każdy pokaże ci drogę do hotelu. 
- Michael .. Nie mogę prowadzić twojego samochodu! 
- Nie masz wyboru - powiedział wprost. - Nie martw się, dasz sobie radę. 
- Michael, kim są ci ludzie? Dokąd cię zabierają? Czy powinnam 
zadzwonić na policję? 
Odetchnął głęboko, pragnąc się uspokoić, ale wyglądał, jakby chciał nią 
dobrze potrząsnąć. 
- Nie. Nie chcę, żebyś dzwoniła na policję. Nie chcę, żebyś robiła 
cokolwiek. Po prostu wsiądź do 
samochodu i wróć do hotelu. Znam tych ludzi. Pracują dla faceta, z 
którym prowadzę interesy, a 
który sypia w dzień, a pracuje w nocy. Wszystko jest w porządku. Ci 
trzej - machnął ręką do tyłu - 
są dobrze opłacani, żeby wyglądali i zachowywali się jak tępaki. 
- Ale Michael ... 
Pocałował ją szybko i mocno, i otworzył drzwiczki samochodu. 
- Michael! 

background image

- Wsiadaj. Wracaj do hotelu, idź prosto do domku i dobrze się wyśpij. 
Przyjdę rano i zjemy razem 
śniadanie. 
Megan spojrzała przez ramię Michaela. Trzej mężczyźni stali teraz przy 
mercedesie. Ten, który z 
nimi rozmawiał, zabawiał się oglądaniem pistoletu Michaela. Musiał 
wyczuć jej wzrok, bo spojrzał 
i wyszczerzył zęby w uśmiechu, a nieprzyjemny wyraz jego twarzy 
spowodował, że Megan cała 
zadrżała. Michael wyczuł jej reakcję i jeszcze bardziej spochmurniał. 
- Jutro wszystko wyjaśnię - obiecał i pomógł jej wsiąść do samochodu. 
Zapiął pas, wsunął kluczyk 
do stacyjki i nacisnął kilka przycisków, zapalając światła. 
- Czy ... czy nie powinnam przynajmniej odnaleźć Gi¬na i powiedzieć 
mu, co się stało? 
Michael przyglądał się przez chwilę jej twarzy, po czym pochylił się, by 
jeszcze raz ją pocałować. 
- Zrób dokładnie to, co ci powiedziałem - zamruczał tuż przy jej ustach. - 
Wróć do domku, zamknij 
drzwi• i zostań tam aż do rana. 
Megan zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła jego twarz do swojej, w 
pocałunku przekazując 
cały swój niepokój i desperację. Gdy Michael wyprostował się w końcu, 
w jego szaroniebieskich 
oczach dostrzegła obietnicę, potwierdzoną szeptem, ledwo dosłyszalnym 
poprzez warkot silnika. 
- Jutro. 
- Michael, proszę ... 
- Jedź już. Chcę zobaczyć, jak odjeżdżasz. 
Megan oparła dłoń na dźwigni skrzyni biegów, lewą stopą znalazła 
sprzęgło i wrzuciła wsteczny 
bieg. 
- Nie bój się go - powiedział Michael. - Traktuj jak kochanka - 
delikatnie, lecz zdecydowanie. Dasz 
sobie radę. 

background image

Wrzucając pierwszy bieg dodała za dużo gazu, ale wkrótce zaczęła 
wyczuwać, jak prowadzić. 
Znalazła się na głównej drodze. Michael mignął jej jeszcze przez chwilę 
w lusterku wstecznym. 
Stał tam, gdzie go zostawiła, z rękami w kieszeniach, oświetlony lekko 
tylnymi, czerwonymi 
światłami ferrari. 
ROZDZIAŁ 5 
Megan była bliska paniki, gdy w końcu zaparkowała przed hotelem. W 
głowie kłębiło się jej kilka 
różnych scenariuszy wydarzeń. Przez całą drogę biła się z myślami, czy 
nie powinna natychmiast 
powiadomić policji o tym, co się stało. 
Uzbrojeni mężczyźni zabrali z sobą Michaela. Usiłował uspokoić ją. 
Mówił, że człowiek, z którym 
prowadzi inte¬resy ma, co prawda, nieco dziwne obyczaje, ale że nic się 
za tym nie kryje. Megan 
nie dała się zwieść pozorom. Wyczuwała w Michaelu napięcie i 
mroczny, niebezpieczny gniew. 
Taki gniew zbyt często widywała wypisany na twarzach ludzi, z którymi 
spotykała się na sali 
sądowej, by go zlekceważyć. 
Kim był Samosa i czemu nalegał na tak późne spotkanie? Przebiegła 
myślą fragmenty rozmowy, 
które dotarły do jej uszu w kasynie, i przypomniała sobie, że Michael był 
wściekły o jakąś 
rozbieżność w wysokości prowizji - ale prowizji od czego? Co Samosa 
sprzedawał, kto był 
kupcem? Obie strony sugerowały, że ostateczne decyzje mogą zapaść 
dopiero po porozumieniu się 
z klientami. Czy zatem byli tylko pośrednikami, a klientem Michaela był 
Vincent Giancarlo? 
Czy podejrzenia Homsby' ego miały zatem jakąś podstawę, czy po 
prostu puszczam wodze 
fantazji? - zastanawiała się Megan. 

background image

Niestety nie trzeba było mieć specjalnie bujnej wyobraźni, by zrozumieć, 
że w kasynie można z 
łatwością przeprowadzić operację prania brudnych pieniędzy. Przez 
kasyno przechodziły 
codzien'nie tysiące dolarów, miliony w . ciągu roku. Pieniądze z 
dowolnego źródła mogły tu wejść 
jednymi drzwiap1i, a wyjść drugimi, czyściutkie i nie dające się 
wyśledzić. 
I jeszcze jedno niewygodne pytanie: kim jest George Samson i dlaczego 
Michael dał mu taką 
sumę? 
Megan ocknęła się i zdała sobie sprawę, że wciąż siedzi w 
zaparkowanym samochodzie. Zegar na 
tablicy kontrolnej wskazywał piętnaście minut po północy - czyli 
kwadrans po terminie, w którym 
Gino Romani spodziewał się powrotu Michaela. 
Co powinna zrobić? 
Mimo nalegań Michaela, by zamknęła się w domku i poszła spać, Megan 
wiedziała, że nie może go 
posłuchać. I choć było to sprzeczne z jej zasadami, zdawała sobie 
również sprawę, że nie może 
zawiadomić policji. Wszystko jedno, w co Michael jest wplątany, 
miejscowi policjanci nie będą w 
stanie mu pomóc. Poza tym wątpliwe, aby był zadowolony z ich 
mieszania się w swoje sprawy. 
Miała wjęc tylko jedno wyjście. 
Megan pospieszyła przez parking do holu hotelowego. Minęła recepcję i 
wzdłuż rzędu 
marmurowych kolumn dotarła do drzwi kasyna. Podeszła do pierwszego 
mężc?yzny, na którego 
piersi zauważyła plakietkę członka ochrony, i zapytała o Gina 
Romaniego. 
- Pan Romani? O północy skończył służbę. Może ja byłbyrń w stanie 
pomóc? 
- Skończył służbę? - Nie spodziewała się tego. Zamrugała bezradnie. 

background image

- Tak, proszę pani. A nawet wyszedł dziś nieco wcześniej. Ale będzie go 
pani mogła tu znaleźć jutro 
w południe. A jeśli pani sprawa nie może czekać ... 
Nie słyszała już dalszych słów ochroniarza. Odwróciła się i pobiegła na 
powrót przez hol, 
rozpychając gromadę podchmielonych mężczyzn, zdążających do 
kasyna. Klnąc pod nosem 
wypadła na dwór. Nad basenem siedziało kilka zakochanych par, ale nikt 
nie zwrócił na nią uwagi. 
Klucz do domku oczywiście zapodział się gdzieś na dnie torebki. Klnąc 
mało wytwornie, znalazła 
go w końcu i otworzyła drzwi. Stanęła na progu zaskoczona 
niespodziewanym widokiem. 
Shań sie,działa na kanapie. Miała umyte włosy i świeży makijaż. Ubrana 
była w należące do Megan 
jedwabne kimono, ułożone tak, by ukazywało znacznie więcej niż było 
to zamierzone przez krawca. 
- Megan, wróciłaś! Czy kolacja była dobra? Gino opowiadał mi o 
restauracji George'a i stwierdził, 
że koniecznie musimy tam pójść. Może w czwórkę. - Shań 
rozpromieni¬ła się i zatrzepotała 
rzęsami. 
Osłupiała Megan przenosiła wzrok z rozluźnionej, ożywionej Shari na 
Gina Romaniego, który 
zajmował przeciwległy koniec kanapy. 
- Mam nadzieję, że nie ma mi pani za złe - wyjąkał Gino, podnosząc się 
gwałtownie. - Zaszedłem tu 
wcześniej, by zobaczyć, czy z Sha... z panią Stevenson jest wszystko w 
porządku, no i zaczęliśmy 
rozmawiać, i. .. 
- ... i zaprosiłam go, żeby, wpadł na drinka, gdy skończy pracę. Nie miej 
takiej zgorszonej miny, 
Megan. Cały czas dzieliła nas szerokość stolika. 
- Jak się cieszę, że pan tu jest - Megan odzyskała głos. 
- Szukałam pana w kasynie, ale powiedziano mi, że będzie pan tam 

background image

dopiero jutro. 
- Szukała mnie pani? 
- Tak, ja ... - zawahała się, rzucając spojrzenie na Shari. 
- Czy możemy porozmawiać chwilę w cztery oczy? To ważne. 
Gino wyczuł niepokój w jej głosie. Złapał marynarkę, kiwnął głową 
siedzącej z otwartymi ustami 
Shari i wyszedł za Megan na oświetloną księżycem ścieżkę. 
- Uważam, że powinien pan wiedzieć ... - Megan odwróciła się i stanęła 
po paru zaledwie krokach. - 
Sądzę, że coś złego przytrafIło się Michaelowi. Wychodziliśmy od 
George' a, kiedy zatrzymali nas 
jacyś uzbrojeni mężczyźni. Michael też miał broń, ale odebrali mu ją i ... 
- Zaraz, zaraz! - przerwał Gino. - Proszę to powtórzyć, tylko wolniej. 
Trzech uzbrojonych facetów 
zaatakowało Michaela? 
- Właściwie nie zaatakow3ło. Czekali na nas, aż wyjdziemy z restauracji. 
Widziałam tylko jeden 
pistolet, ale wiem, że wszyscy trzej byli uzbrojeni. Wyglądali na 
uzbrojonych, jeśli pan wie, o co mi 
chodzi. 
- Wiem. Więc wychodziliście od George' a i zatrzymali was na 
parkingu? 
Czy ten facet był głuchy, czy tępy? 
- Tak, czekali na nas na parkingu. Chyba jednego z nich widziałam 
przedtem wieczorem w kasynie. 
Był z takim niskim Latynosem, z którym pan i Michael rozmawialiście .. 
Nazywa się bodajże 
Samosa. 
- Samosa? - Gino zastygł na moment, po czym zaklął pod nosem. - Co 
zrobił Michael? 
- Słucham? 
Gino przeformułował pytanie. 
-. Czy poszedł z nimi z własnej woli, czy najpierw rozwalił im nosy? 
- To wcale nie jest zabawne, proszę pana. Byłam tak zdenerwowana, że 
ledwo udało mi się 

background image

utrzymać ferrari na szosie! 
- Pozwolił pani prowadzić ferrari? - Gino otworzył w zdumieniu szeroko 
oczy. 
- Nie mieliśmy wyboru - stwierdziła zimno. - l co to za różnica, czy 
prowadziłam, czy nie? Czy nie 
powinien się pan raczej martwić o to, co stało się z Michaelem, a nie 
o ten cholerny samochód? 
Gino z namysłem podrapał się po brodzie. 
- Proszę pani... Gdyby Mikey nie znał tych facetów, albo nie miał ochoty 
z nimi pójść, to by ich 
rozwalił w drobny mak i byłby tu teraz z panią. 
- Ależ oni byli uzbrojeni! 
- Wszyscy na wyspach są uzbrojeni. Obawiać się trzeba tych, którzy nie 
noszą broni. Znam 
Samosę. Jest wart kilka dolców, więc wydaje mu się, że zawsze i 
wszędzie potrzebuje goryli. Płaci 
im, żeby wyglądali groźnie i mówili przez zęby. 
- To samo powiedział Michael - stwierdziła powoli Megan. 
- No widzi pani? Nie ma sprawy - roześmiał się. Wyglądał teraz jak 
duży, przyjazny, pluszowy 
niedźwiadek. ¬Co Michael powiedział, żeby pani zrobiła? Dokładnie? 
- Powiedział ... kazał mi wrócić do hotelu. 
- l? 
- I ... wyspać się. Obiecał wyjaśnić wszystko rano. 
- Nie mówił, żeby mnie pani szukała? 
- Nie. Zaproponowałam mu to, ale on ... 
- Powiedział, żeby wróciła pani do pokoju i niczym się nie przejmowała. 
- Tak, ale ... 
- Więc uważam, że właśnie tak powinna pani postąpić. Jeśli mówił, że 
rano wszystko wytłumaczy, 
to na pewno to zrobi. 
Megan nie czuła się przekonana. Kręciła w palcach cienki pasek torebki. 
- Proszę pani - powiedział łagodnie Gino. - Mikey jest dużym chłopcem. 
Sam daje sobie radę. Nie 
po raz pierwszy jego plany na wieczór trafia szlag. Taka jest specyfika 

background image

tej pracy. ,,Privateer's" nie 
jest jedynym kasynem na wyspie, a niektórzy z tych facetów pracują w 
dziwnych porach. Jedzą 
śniadanie po południu, obiad o czwartej nad ranem, a interesy załatwiają 
cały czas. Samosa kręci się 
tu od paru dni, działając wszystkim na nerwy, a Michaelowi szczególnie. 
- Położył uspokajająco 
rękę na ramieniu Megąn. ¬Niech się pani nie martwi. Jeśli umówił sięz 
panią na rano, to na pewno 
tu będzie. A ja, wygląda na to, powinienem wrócić do kasyna i 
popracować w nadgodzinach. Czy 
przeprosi pani w moim imieniu panią Stevenson? 
Megan kiwnęła głową, zbyt oszołomiona i rozgniewana, by mówić. 
Kilka minut później, gdy wróciła do domku, Shari wciąż siedziała na 
kanapie, ułożywszy kimono 
tak, by ukazywało jej zgrabne nogi. 
- Och ... - W jej głosie brzmiało rozczarowanie. - Nie wrócił z tobą? 
- Musiał pójść do kasyna, ale przesyła przeprosiny. 
- Do diabła! Czy on nie jest fantastyczny? Co za wspaniały kawał ciała. 
Takie ramiona ... i mięśnie! 
Megan opadła na kanapę w miejscu opuszczonym przez Gina. 
- Rozumiem, że czujesz się lepiej? 
- Zawsze mówiłam, że właściwy mężczyzna jest najlepszym lekarstwem 
na wszystkie bolączki. 
Megan odchyliła głowę na oparcie, ale kok przeszkadzał jej usiąść 
wygodnie. Wyciągnęła więc z 
włosow klamrę i szpilki, a złote fale rozsypały się na ramiona, opadając 
do połowy pleców. 
- Czy coś zepsuło twoją randkę z Michaelem? - zgadła Shari. 
- To nie była randka. Spotkaliśmy się przypadkiem w restauracji. 
Zaproponował, żebyśmy poszli 
coś zjeść. - Gdzie indziej niż w restauracji? Bardzo oryginalnie. 
- Miał coś do załatwienia. 
- U George'a? 
- Tak, u George'a - powtórzyła Megan cicho. Pomyślała o zwitku 

background image

kilkuset dolarów. Czy coś 
przegapiła w czasie obiadu? Jakąś wymianę zdań? Nie. Przez cały czas 
Michael był z nią. 
Zauważyłaby, gdyby jakaś paczuszka przewędrowała z jednej kieszeni 
do drugiej. 
- Jak na kogoś, kto nie lubi towarzystwa, całkiem sporo się kręcisz - 
zauważyła Shariironicznie. - A 
może Gino to też dawny kumpel ze szkoły? ! 
- Co? - Megan przetarła oczy zmęczonym gestem. - Ach, nie. Michael 
przedstawił nas sobie 
wcześniej. Musiałam z kimś porozmawiać i był pierwszą osobą, która mi 
przyszła do głowy. 
- Aja to co niby jestem - gotowana kapusta? 
- Chodziło mi o kogoś związanego z hotelem. Przepraszam, że 
przerwałam wasze tete-a-tete. 
Shari miała zamiar obruić się, ale dała spokój, widząc, że Megan jest 
naprawdę zdenerwowana. 
- Co dwie głowy to nie jedna, wiesz o tym? Może nie zostanę nigdy 
prokuratorem generalnym, ale 
coś wiem o rozwiązywaniu zagadek i rozplątywaniu wątków. A 
ponieważ mój mózg pracuje na 
ogół zupełnie inaczej niż twój, to może uda mi się pomóc ci. 
Megan w zamyśleniu przygryzła wargę. Zdawała sobie sprawę, że 
kiedyś będzie musiała 
opowiedzieć kuzynce całą historię, ale chyba na razie wystarczy 
wyjaśnić wydarzenia dzisiejszego 
wieczoru. 
- No dobrze, Shari... a może raczej Constance? 
Wyobrai sobie, że twoi bohaterowie jedzą miłą kolację w restauracji nad 
brzegiem morza ... 
Opowiedziała Shari o jedzeniu, o lekkiej rozmowie, o wspólnych 
wspomnieniach. Reakcja Shari na 
wzmiankę o studolarówkach była taka sama jak Megan - zdumienie. Ale 
wnioski, jakie wyciągnęła 
z obecności trzech uzbrojonych mężczyzn na parkingu, były zbliżone do 

background image

rozumowania Gina. 
- Musiał ich znać, skoro zdecydował się z nimi pójść. 
- Mieli broń! Czy rzeczywiście zmuszanie ludzi bronią do robienia 
czegoś, na co nie mają ochoty, 
jest zwyczajnym sposobem postępowania? Nie mówiąc już o tym, że jest 
sprzeczne z prawem? 
- Odezwał się w tobie prawnik, moja droga. Nie bez znaczenia jest fakt, 
że mieszkasz w eleganckiej 
części Manhattanu, gdzie pistolet jest przedmiotem co najmniej w złym 
guście. A wracając do 
Michaela, to gdyby rzeczywiście chodziło o coś paskudnego i 
kryminalnego, czy ci bandyci - to 
twoje określenie - pozwoliliby ci wrócić tutaj? Dwaj zakładnicy są lepsi 
niż jeden, a jeśli nie chcieli 
cię mieć w charakterze zakładniczki, to na pewno tym bardziej nie 
chcieliby cię w charakterze 
naocznego świadka. Najwyrainiej nie obchodziłaś ich, więc uważam, że 
po prostu pragnęli uniknąć 
dodatkowej pary uszu i oczu przy omawianiu jakiejś sprawy. Czy mówię 
rozsądnie? 
Megan potarła skronie. W gruncie rzeczy rozumowanie Shari było 
poprawne. Jeśli ci ludzie mieli 
zamiar zrobić Michaelowi krzywdę, to na pewno nie pozwoliliby jej tak 
po prostu odjechać. No 
cóż, może rzeczywiście chodziło o interesy. 
- Czujesz się rozczarowana? 
- Nie czuję się rozczarowana - zaprzecżyła Megan ponuro. 
- Czy spotkasz się z nim rano? 
- Chyba będę musiała. Mam jego kluczyki od samochodu. 
- A czy zjesz z nim jutro wieczorem kolację, jeśli cię zaprosi? 
Megan gwałtownie podniosła głowę. 
- To wykluczone! 
- Nawet jeśli jego wyjaśnienia będą prozaiczne i wiarogodne? 
- Nawet jeśli nie będę mogła oddychać z przejęcia. 
- Gdybym przez jakiegoś faceta nie mogła oddychać, nie skreślałabym 

background image

go tak szybko. Nawiasem 
mówiąc - Shari zerknęła na kieliszek wina, który Gino zostawił na 
stoliku - Gino powiedział mi, że 
jutro w wielkiej sali balowej odbędzie się uroczyste przyjęcie, i spytał ... 
no, chciał wiedzieć, czy 
tam będę. Ma grać zespół rockandrollowy, a wiesz, że ja to lubię mniej 
więcej tak samo, jak 
suszone śliwki, ale jeśli masz zamiar być taka ponura ... 
- Nie jestem ponura. Jestem zdenerwowana, mimo twoich 
uspokajających wniosków. A jeśli chodzi 
o Gina, to nie jestem twoją przyzw.oitką. Możesz robić, co chcesz i z 
kim chcesz. . 
- Mhm. Rozpoznaję ten ton głosu. Tak przemawIasz do przysięgłych, 
gdy żądasz kary śmierci. 
- Nie masz pojęcia, jak przemawiam, gdy żądam kary śmierci - odparła 
Megan podnie~ionym. 
głosem. - I nie próbuję cię do niczego namawiać. Jestem zmęczona. 
Przez ostatnią godzinę 
przeżyłam piekło, więc przykro mi, jeśli jestem nieprzyjemna. 
Shari obserwowała, jak twarz jej kuzynki znów przybiera wyraz 
zatroskania. 
- Nic mu nie będzie, Meg. Zobaczysz go rano, a on. ci wszystko 
wytłumaczy, jak obiecał. 
Oczywiście mam nadzieję, że p6iniej ty wyjaśnisz wszystko mnie. Coś 
mi się wydaje, że to świetny 
prolog do romantycznej powidci grozy. 
- Niech to zostanie w twoich snach, Constance - zagroziła jej Megan. 
- No, niestety, tylko tam spotykam moich najbardziej uwodzicielskich 
bohaterów. A przynajmniej 
tak było dotychczas. Moim zdaniem, obecna sytuacja może rozwinąć się 
na kilka interesujących 
sposobów. Naprawdę bardzo interesujących. 
ROZDZIAŁ 6 
Przez całą noc Megan przewracała się z boku na bok nie mogąc zasnąć. 
Gdy świtało, zapadła w 

background image

niespokojną drzemkę, ale obudziła się dwie godziny później zmęczona, z 
bolącą głową i całkowicie 
roztrzęsiona. Budzik wskazywał kwadrans po ósmej. 
Nie chciała już dłużej pozostawać w łóżku. Wstała i naciągnęła cienki 
szlafroczek. Otworzyła 
drzwi, wpuszczając do pokoju mocne już słońce. 
Taras rozciągał się na szerokość domku i zamknięty był półkolem 
karłowatych palm. Dalej 
znajdowała się szeroka plaża, częściowo ocieniona wysokimi palmami. 
Odsłonięte miejsca na 
piasku zachęcały do opalania. Kilka osób pływało i nurkowało w 
kryształowo czystej zatoce. 
Rozciągające się aż po horyzont wody dceanu były lodowate. 
Megan oparła się o futrynę i nie wiadomo który raz zastanawiała się, co 
tu właściwie robi i I 
dlaczego dała się namówić Homsby' emu na tę eskapadę. Dlaczego to 
akurat ona ma ujawniać 
nazwisko Michaela Departamentowi Sprawiedliwości? I gdzie on jest? 
Co się stało ostatniej nocy? 
Dokąd go zabrano? W co jest zamieszany i jak głęboko w tym tkwi? . 
Ruch na plaży przyciągnął uwagę Megan. Mały chłopiec płakał, bo 
przewrócił się i uderzył w 
palec. Co więcej, wypadły mu gazety. Mężczyzna w szortach i 
podkoszulku pomógł chłopcu wstać, 
otrzepał piasek z brązowych nóg i delikatnie masował bolący palec, aż 
szloch chłopca ustąpił 
szerokiemu uśmiechowi. Mężczyzna i chłopiec razem pozbierali 
rozsypane gazety. Jeszcze krótka 
wymiana zdań i srebrna moneta zniknęła w kieszonce szortów chłopca, a 
mężczyzna wetknął sobie 
gazetę pod pachę i ruszył przez drzewa palmowe w kierunku patio 
Megan. 
To był Michael. Żywy i zdrowy, wyglądający, jakby sfrunął z kart pisma 
dla kulturystów. 
Włosy miał wciąż wilgotne od porMIlego prysznica, sczesane z czoła do 

background image

tyłu. Podkoszulek był tak 
czerwony, jak jego ferrari, i podkreślał głęboką opaleniznę ramion. 
Megan złapała się na tym, że 
przygląda się Michaelowi z zapartym tchem. 
- Dzień dobry - zawołał. Zdjął ciemne okulary i rzucił okiem na niebo. - 
Wygląda na to, że 
będziemy mieli jesz¬cze jeden piekielny dzień w raju. 
- Dzień dobry - odpowiedziała spokojnie Megan. ¬Sądzę, że przyszedłeś 
po kluczyki od 
samochodu? 
Zawahał się na chwilę, po czym się uśmiechnął. 
- Właściwie nie. Ale o ile dobrze pamiętam, umówiliśmy się na wspólne 
śniadanie. Masz tu gazetę, 
a kaWa! będzie za moment. 
Nie wyciągnęła ręki, żeby odebrać od niego gazetę, i nie odpowiedziała 
uśmiechem na jego 
uśmiech. Jednakże jej wyraźny chłód nie zmieszał Michaela, wręcz 
przeciwnie, wywołał jeszcze 
szerszy uśmiech. Oczy mu błyszczały, gdy przesuwał wzrokiem po 
kształtach jej ciała, dobrze 
widocznych pod rozwiewanym przez wiatr szlafroczkiem. Rozpuszczone 
włosy spływały jej na 
ramiona dokładnie tak, jak Michael to sobie wyobrażał poprzedniego 
wieczoru, i niewątpliwie 
pobudzały jego zmysły. 
- Wiem, że to mało oryginalne - powiedział rozmarzonym tonem - ale 
czy wiesz, że jak się złościsz, 
jesteś jeszcze piękniejsza? 
- Nie złoszczę się. Dlaczego miałabym się złościć? 
- Ach ... mogę tylko zgadywać, ale ... powiedzmy, że jesteś nieco 
rozdrażniona tym, co stało się 
wczoraj w nocy. - Według ciebie i wszystkich pozostałych, nic się nie 
stało. I nie byłam 
rozdrażniona. Byłam cholernie zaniepokojona. 
- Nie powinnaś. Mówiłem ci, że nie ma się czym przejmować. To było 

background image

tylko spotkanie w 
interesach, rzeczywiście zorganizowane w dość niecodzienny sposób, ale 
w mojej branży ma się do 
czynienia z dość niezwykłymi osobnikami. 
- Ajaka właściwie jest ta twoja branża, Michael? Błękitne oczy zwęziły 
się lekko. 
- Przedsiębiorczość i zgniły kapitalizm. Czy to niele¬galne, pani 
mecenas? 
- Nie, jeśli tylko tym się zajmujesz - rzuciła ironicznie bez 
zastanowienia. Była niewyspana i 
zirytowana beztroską Michaela. - Z mojego doświadczenia wynika, że 
ludzie, którzy załatwiają 
interesy w asyście wymachujących bronią goryli, zazwyczaj nie 
prowadzą transakcji, o których 
można by przeczytać w "Wall Street Journal". 
Przyglądał się jej w skupieniu. 
_ Rozumiem. A zatem wyciągnęłaś wniosek, że ja też jestem jednym z 
tych wymachujących bronią 
goryli? 
- Uderz w stół.. . 
Bardzo powoli i z namysłem Michael złożył swoje ciemne okulary i 
zawiesił na wycięciu 
podkoszulka. 
- Mam niejasne wrażenie - powiedział spokojnie - że mnie o coś 
oskarżasz. 
- Przykro mi, jeśli to tak zabrzmiało. Nadmierna podejrzliwość wynika z 
charakteru mojej pracy. 
Trudno się pozbyć złych nawyków, nawet jak się jest na wakacjach. 
- A ty rzeczywiście jesteś na wakacjach? 
Megan poczuła, że się gwałtownie rumieni. Policzki znaczyły czerwone 
plamy. Ten widok na 
moment wytrącił Michaela z równowagi. Strzelał na oślep i nie 
spodziewał się, że będzie to celny 
strzał. 
Zmiana, która zaszła na jego twarzy, była jedną z najbardziej 

background image

nieprzyjemnych rzeczy, jakie Megan 
kiedykowiek widziała. Zniknęło całe ciepło i beztroska. W jego oczach 
dostrzegła lodowate błyski, 
a wargi zacisnęły się, tworząc cienką, surową linię. Domyśliła się, że 
przypomina sobie całą ich 
wczorajszą rozmowę, szukając błędów, jakie być może popełnił i 
sygnałów, kt9re być może 
przegapił. 
- Jeśli ... jeżeli poczekasz chwilę, przyniosę ci kluczyki - wyjąkała 
Megan, pragnąc uciec przed tym 
zimnym spojrzeniem. 
- Daj spokój - uciął. - Możesz je po prostu zostawić w recepcji. 
Oboje wzdrygnęli się na odgłos zbliżających się szybko kroków, ale to 
tylko chłopiec, któremu 
Michael przedtem pomógł, niósł tacę ze śniadaniem. 
- Oto Rickey z twoją kawą. Wybacz, że się nie przyłączę. Kiedy piję 
kawę za wcześnie, w ciągu 
dnia nie dopisuje mi humor. 
Michael odmaszerował zdecydowanym krokiem, który zastąpił lekki, 
sprężysty chód sprzed paru 
minut. W ciągu kilku sekund mężczyzna zniknął z jej pola widzenia. 
Głębokie zakłopotanie ustąpiło miejsca zniechęceniu. 
Megan rzuciła okiem na chłopca, który ustawiał tacę na stoliku w patio. 
Nie odpowiedziała na jego 
wesołe powitanie i szybko odesłała go na plażę. Sama weszła do pokoju 
i zatrzasnęła za sobą drzwi. 
Podeszła do komódki i wysunęła górną szufladę. W pudełku 
zawierającym kilka sztuk biżuterii 
leżała złota bransoletka, którą otrzymała od Homsby'ego. 
Podniosła bransoletkę i trzymając ją na otwartej dłoni porównywała 
wagę wyrzutów sumienia i 
uczuć. Piętnaście lat to długi szmat czasu. Ludzie się zmieniają. Michael 
najwyrainiej nie był już 
tym chłopakiem, który tak gorączkowo usiłował ją przekonać, że jest 
inny niż środowisko, z 

background image

którego wyszedł. Kim był teraz? Bandytą? Kryminalistą? 
Łatwo jest dać się złapać w sieć władzy, ambicji i pieniędzy. 
Szczególnie kiedy jest się 
zbuntowanym młodzieńcem, urodzonym w określonej dzielnicy. 
Megan przypomniała sobie nagle ojca Michaela. 
Na początku lat sześćdziesiątych Nickolaus Antonacci był miejscowym 
przywódcą związku 
zawodowego transportowców. I sam związek, i wszyscy jego działacze 
jeszcze od czasów 
prohibicji związani byli z organizacjami przestępczymi. Antonacciego 
zastrzelono pewnego 
wieczoru w jakimś zaułku, i choć ta historia nie zasługiwała na specjalną 
uwagę prasy, jego 
następca - Vincent Giancarlo - zajął się znacznie poważniejszymi 
rzeczami. 
Chyba można przypuszczać, że Giancarlo traktował syna swego 
najbliższe go przyjaciela jak kogoś 
z rodziny? A wobec kogo Michael poczuwał się do lojalności - wobec 
systemu, który traktował go 
jak buntownika i wyrzutka, czy wobec środowiska, które jego 
inteligencję i odwagę przyjęłoby z 
otwartymi ramionami? 
Megan w zamyśleniu gładziła powierzchnię bransoletki. 
Czy Michael był w coś wplątany czy nie, winien jakiegoś przestępstwa 
czy nie, to nie jej sprawa. 
On już dokonał wyboru i wydawał się z niego zadowolony. Ona nie 
miała takiego szczęścia. 
Nie miała żadnego wyboru. 
ROZDZIAŁ 7 
- Zdecyduj się wreszcie:.... nalegała Shari. - Albo obie idziemy na to 
przyjęcie, albo obie zostajemy 
tutaj i zajmujemy się liczeniem kwiatków na tapecie. 
- Nie chcę iść - stwierdziła spokojnie Megan. - Nie mam nastroju. 
- "Ale będą grali stare przeboje rockandrollowe! Będzie zabawnie! 
- Myślałam, że nienawidzisz rock and rolla. 

background image

- To nie jest moja ulubiona" muzyka - przyznała Shari. 
- Ale mówić, że jej nienawidzę, to przesada. 
- Porównałaś ją do suszonych śliwek. - Śliwki są czasami konieczne. 
- Więc idź i baw się dobrze. Nie zatrzymuję cię. 
Shari skrzyżowała ramiona na piersi i spojrzała niechętnie. 
- No jasne. Chcesz mi zepsuć całe wakacje. 
- Jesteśmy tu dopiero dwa dni. To początek wakacji. 
- Nie dla mnie. Jeden z tych dni spędziłam w łazience, zamiast poznawać 
uroki nocnych rozrywek 
z siedzenia czerwonego ferrari. 
Megan poszukała aspiryny. 
- Czy nie poszłam dziś rano z tobą na targ? Czy nie jadłam z tobą 
owoców morza? Czy nie spaliłam 
sobie skó¬ry na nosie, siedząc z tobą na plaży? Czy nie byłyśmy właśnie 
na wystawnej kolacji? O 
co ci jeszcze chodzi? Zdawało mi się, że jesteś umówiona z Ginem. 
- Nie jestem umÓWIona. No, właściwie nie. Wspomniał tylko, że będzie 
na sali balowej, i że jeśli 
wpadnę, to znajdzie czas, żeby postawić mi drinka. 
Megan łyknęła dwie aspiryny i rzuciła Shari spojrzenie znad szklanki z 
wodą. 
- Więc do czego ci jestem potrzebna? Na pewno nie będziesz podpierać 
ściany. 
- Nie zamierzam iść sama - upierała się Shari. - Nie chcę, żeby myślał, iż 
nie mam nic innego do 
roboty, jak tylko siedzieć i czekać na niego. 
- A co z tymi ludźmi, których poznałaś dzisiaj na plaży? - jęknęła 
Megan. - Czy oni nie idą? 
- Nie może to wyglądać tak, jakbym przyszła z własnym towarzystwem! 
- Shari była przerażona 
tym pomysłem. ~ Poza tym ci ludzie nie zaprosili mnie. Chyba się bali, 
że i ty mogłabyś się 
pojawić. Naprawdę, byłaś dziś nie do zniesienia. Wściekasz się o to, co 
Michael powiedział czy nie 
powiedział, co ci się spodobało czy nie spodobało. Ale nie musiałaś 

background image

wyładowywać się na nas, 
warcząc i gry¬ząc, gdy tylko ktoś ośmielił się do ciebie zbliżyć! 
- Nie warczałam i nie gryzłam. I wcale się nie wściekam. 
- Świetnie. Więc idziesz? 
Megan otwarła usta, by sprzeczać się dalej, ale szybko je zamknęła. 
Łatwiej będzie po prostu się 
zgodzić i pójść na to cholerne przyjęcie, zostać na tyle długo, by Shari 
nawiązała jakieś znajomości, 
a potem ulotnić się dyskretnie. 
- No dobrze, jeśli ma cię to uszczęśliwiĆ, to pójdę. Ale za to dotrzymasz 
mi jutro towarzystwa na 
wycieczce wzdłuż rafy. 
Wyraz triumfu na twarzy Shań wyraźnie osłabł. Pływanie lubiła niemal 
tak samo jak latanie. Jednak 
w porę przy¬pomniała sobie męski wdzięk Gina Romaniego. Szybko 
podjęła decyzję. 
- W porządku. Za pięć minut jestem gotowa. 
Megan przebierała się z mniejszym entuzjazmem. Klnąc pod nosem, 
wybrała sukienkę. 
Zdecydowała się na bladozieloną kreację z cieniutkimi' ramiączkami. 
Gdy spojrzała do lustra, złota 
bransoletka na' jej przegubie zajaśniała, odbijając światło. 
Odrobina lakieru do włosów przytrzymała kilka kosmyków, które 
wymknęły się z koka. Odrobina 
perfum dodała jej odwagi na tyle, że. usmiechając się dołączyła do 
niecierpliwie czekającej Shari. 
Shań włożyła pasującą do kolorytu wysp sukienkę w różowe kwiaty, na 
szyi zawiesiła kilka 
łańcuchów muszelek, a w rudą czuprynę wpięła dwa grzebienie. Z 
ironicznym wyrazem twarzy 
przyjrzała się chłodnej elegancji Megan. 
- Wyglądasz, jakbyś wybierała się na szaleństwa do filharmonii. 
- Uważaj, jesz,:ze mogę przebrać się w szlafrok ¬ostrzegła ją Megan. 
Roześmiały się obie i razem dotarły do głównego budynku. Tuż przed 
wahadłowymi drzwiami 

background image

przed Megan 
wysunęła się duża, pokryta piegami ręka, która schwyciła klamkę. 
- Dobry wieczór, pani Megan - powiedział jowialnie Dallas. - Będzie 
pani znów próbować 
szczęścia? 
- Chyba nie - uśmiechnęła się Megan. - Myślę, że wyczerpałam wczoraj 
cały m6j wakacyjny 
przydział szczęścia. 
- Ale tam! Zmieni pani zdanie, zanim te dwa tygodnie upłyną ... bo 
zostaje pani dwa tygodnie, 
prawda? No, to ma pani jeszcze czas. Jeśli się pani zdecyduje, wie pani, 
gdzie mnie znaleźć. To 
samo miejsce, ten sam st6ł. 
Ale nie ta sama maskotka, pomyślała Megan, spoglądając na długono.gą 
blondynkę, uwieszoną u 
jego ramienia. 
Dallas zostawił je przed drzwiami do windy. Główna sala balowa była na 
pierwszym piętrze. 
Megan patrzyła jeszcze za nim, gdy drzwi windy otwarły się i tłum 
czekających popchnął je do 
środka. 
- Całkiem fajny, jeśli ktoś lubi starych rozpustników - mruknęła Shari. - 
Starych bogatych 
rozpustnik6w. Widziałaś ten kamień w jego sygnecie?! 
Megan uśmiechnęła się, bawiąc się złotą bransoletką na przegubie. 
Zauważyła wzrok kilku 
mężczyzn w holu. Przyglądali jej się także na plaży. Czy właściwa osoba 
zauważyła bransoletkę i 
nawiąże kontakt? Nosiła bransoletkę cały dzień i w miarę upływu czasu 
wydawała się jej ona coraz 
cięższa. Postanowiła już, że jak tylko spełni swoje zadanie, razem z Shań 
wyprowadzą się z hotelu. 
Zapewne nie uda jej się tak szybko wsadzić Shań znowu do samolotu, 
ale na pewno wymyśli jakiś 
pretekst, żeby przeprowadzić się na drugą stronę wyspy. 

background image

Sala balowa nie była tak wielka i przestronna jak kasyno. Z sufitu 
zwieszała się obowiązkowa 
lustrzana kula, a na estradzie występowały różne zespoły muzyczne. 
Ogromny parkiet otaczały 
stoliki. Większość z nich była zajęta, a siedzący przyglądali się parom 
tańczącym stary przebój 
Chubby Checkera. 
- Czy nie jest wspaniale! - entuzjazmowała się Shari. 
- Wspaniale - mruknęła Megan. 
Znalazły wolny stolik, który, ku zadowoleniu Megan, stał blisko wyjścia, 
i zamówiły drinki. Po 
chwili kelnerka . pojawiła się ze szklaneczkami, ale nie przyjęła zapłaty. 
- Szef powiedział, że to na koszt fIrmy. 
Megan spojrzała w stronę wskazaną przez kelnerkę. Nagle poczuła ucisk 
w gardle. 
Michael stał w drzwiach wejściowych. Wyglądał dokładnie tak samo, 
jak poprzedniego wieczoru. 
Czarny frak wyróżniał go w gromadzie mężczyzn ubranych w kolorowe 
koszule i białe spodnie. 
- To jest Michael? - Shari aż się zachłysnęła. Złapała Megan za ramię. - 
To jest Michael? Cholera, 
on jest cudowny! 
Megan szybko odwróciła głowę. Nie miała zamiaru z nim rozmawiać. 
Nie chciała pozwolić, by 
bliskość Michaela zachwiała jej równowagą i jasnością myślenia. 
Rozpaczliwie zmierzyła 
wzrokiem odległość między stolikiem a wyjściem. 
- Idzie tutaj - ostrzegła Shari. - Rusza się bosko! 
Megan wstała, w zdenerwowaniu zrzucając na podłogę torebkę. 
Zameczek się otworzył i zawartość 
rozsypała się wokół. 
- Szlag by to trafIł - mruknęła pod nosem. Na oślep łapała okulary, 
pieniądze, chusteczki i 
wszystkie inne drobiazgi. 
Gdy się wyprostowała, zachwycony wyraz twarzy Shari świadczył o 

background image

tym, że śpieszyła się na 
próżno. 
- Dobry wieczór paniom. Mam nadzieję, że panie dobrze się bawią? - 
Spojrzenie Michaela spoczęło 
na Shari. ¬Pani jest zapewne panią Stevenson. Megan mówiła mi 
wczoraj, że nie najlepiej się pani 
czuje, ale widzę, że udało się pani dzisiaj złapać trochę słońca. 
Shari zarumieniła się po korzonki włosów, ale zdołała odpowiedzieć na 
jego uśmiech . 
- Tak, dziękuję, spędziłyśmy miły dzień. Pana hotel jest fantastyczny. 
Michel schylił głowę w podziękowaniu za komplement. - Czy nie 
miałaby pani nic przeciwko temu, 
żebym zabrał Megan na jeden taniec? Udało mi się na chwilę wymknąć z 
kasyna, ale lada moment 
ktoś mnie znowu dopadnie. 
Shari machnęła ręką. 
- Ależ proszę bardzo. Może pan ją zabrać nawet na cały wieczór, 
siedziałam tu tylko po to, żeby 
dotrzymać jej towarzystwa, ale właściwie czekam na przyjaciół... O, 
właśnie się zjawili! . 
- Shari! - Megan nie wierzyła własnym uszom. 
Nie zwracając na nią uwagi, Shari wstała, pomachała do kogoś przez 
całą szerokość sali, po czym 
złapała torebkę i drinka - i już jej nie było. 
Megan patrzyła bezsilnie, jak ruda czupryna znika w tłumie. Gdy 
zwróciła się znów do Michaela, w 
jego oczach dostrzegła rozbawienie. Zanim zdążyła zaprotestować, ujął 
ją lekko za ramię i 
delikatnie przyciągnął do siebie, obejmując, gdy zespół zaczął grać nową 
melodię. 
Megan była oszołomiona. Przez pierwszą połowę piosenki udało jej się 
zachowywać sztywno i 
nieprzyjainie, 
ale potem melodia i słowa "Unchained Melody", w połączeniu z ciepłem 
promieniującym z ciała 

background image

Michaela, sprawiły, że zaczęła się rozluźniać. 
- Nie gra pan fair, panie Vallaincourt - powiedziała oskarżycielsko. 
- Jeśli mam wybierać między grą fair a zwycięstwem, zawsze wolę to 
drugie. 
Był zbyt blisko i pachniał zbyt podniecająco - ciepłą, oszałamiającą 
mieszaniną męskości, słońca i 
aromatycznego tytoniu. Jego dłoń mocno obejmowała ją w talii. Serce 
biło mocno tuż przy jej 
sercu. 
- Chciałem cię przeprosić za moje poranne zachowanie - zaczął cicho. - 
Byłem nieuprzejmy i nie 
mam nic na 
swoje usprawiedliwienie. 
- Nie masz za co przepraszać - sprzeciwiła się. - To raczej ja muszę cię 
przeprosić. Powiedziałam 
rzeczy, których nie powinnam była mówić. Byłam byłam zła i 
zdenerwowana, i. .. no, nie 
powinnam była . 
- Nie, nie powinnaś była brać na siebie roli sędziego. Ale miałaś prawo 
być zła. Byłem ci winien 
bardziej szczegółowe wyjaśnienie. 
Megan zamknęła oczy, pragnąc, by jego twarz nie była tak blisko. 
- Nie ... nie jesteś mi nic winien - szepnęła. 
- Jestem. 
Objął ją mocniej i Megan westchnęła, próbując opanować słabość. 
Usiłowała skupić się na innych 
tańczących, ale to nic nie pomogło. Uniosła wzrok na drżące światło; 
odbijające się od lustrzanej 
kuli, ale zbyt przypominało ono drżenie jej własnego Ciała. Im bardziej 
walczyła z zalewającą ją 
falą gorąca, tym bardziej dawała ona o sobie znać. Im bardziej starała się 
ignorować sygnały 
zmysłów, tym bardziej stawały śię one natarczywe. 
Michael domyślił się jej stanu i bezwstydnie go wykorzystał. Uniósł jej 
dłoń i dotknął wargami 

background image

miejsca, gdzie szaleńczo bił puls. Usłyszał, jak gwałtownie złapała 
oddech i obrócił nieco głowę, by 
przykryć jej usta swoimi. Przyciągnął ją mocniej, tak że ich ciała 
przywarły do siebie. Megan 
poczuła, że Michael jej pragnie. 
Jego wargi były śmiałe i nieustępliwe, a pocałunek tak elektryzujący, jak 
rozbrzmiewająca wokół 
muzyka. A jednak wydawało jej się, że równie dobrze mogliby być sami 
na parkiecie. I gdy 
pocałunek się skończył, jej usta, serce, jej całe ciało drżało z 
namiętności, której nie doświadczała 
przez lata. 
- Megan ... ? 
Zmusiła się, by otworzyć oczy i spojrzeć na niego. 
- Megan, jeśli poproszę cię, żebyś poszła ze mną do domu, to pójdziesz? 
- Do domu? - powtórzyła niewyraźnie. Nie miała już sił. 
- Megan ... Obiecuję, że odpowiem na wszystkie twoje pytania, że 
wszystko ci wytłumaczę ... Ale 
nie dzisiaj. Dzisiaj w ogóle nie chcę nic mówić. 
Megan jęknęła cicho, gdy jego usta znowu dotknęły jej warg. Objęła 
Michaela mocniej za szyję, 
bojąc się, że nogi odmówią jej posłuszeństwa. Wiedziała, że zachowuje 
się bezwstydnie, że samo 
dotknięcie jego ciała rozbraja ją całkowicie, ale było jej wszystko jedno. 
Nie chciała spędzić całego 
życia jako Królowa Sppel Lodu. Była kobietą z krwi i kości. Rano 
będzie się martwić wyrzutami 
sumienia i poczuciem winy. Ale teraz ... Teraz tego chciała. Pragnęła 
Michaela. Chciała jego żaru i 
jego pożądania, i ma 
rzyła, by nauczył ją, jak ma zaspokoić swój żar i swoje pożądanie. 
Michael zsunął dłoń z jej talii w dół, na biodro i udo. 
- Powiedz tak - szepnął. - Powiedz, że pójdziesz ze mną. W przeciwnym 
razie nie odpowiadam za 
siebie. 

background image

- Tak - szepnęła bez tchu. - Tak, Michael, tak. Wpatrzył się uważnie w 
jej twarz, sprawdzając, czy 
nie żartuje, ale dostrzegł jej rozgorączkowanie. Sam z trudem I 
panował nad pożądaniem. 
Muzyka umilkła. Michael odsunął ją na długość ramienia. Była nieco 
zaskoczona, że znaleźli się 
tuż przy wyjściu. 
- Powiem tylko Shari ... Potrząsnął głową. 
- Nie. Tym razem porwę cię we właściwy sposób. Może za parę godzin 
pozwolę ci skorzystać z 
telefonu ... - spojrzał na jej wilgotne, nabrzmiałe wargi - ... a może nie. 
- A ty? Co z kasynem? 
- Kasyno poradzi sobie beze mnie. 
Ujął jej dłoń, rzucił spojrzenie przez ramię i wyprowadził ją przez drzwi. 
To, co robi - co oboje robią - to szaleństwo! Całkowite i zupełne 
szaleństwo! DzielIło ich piętnaście 
lat oraz zupełnie odmienne życie i praca, ale Megan było wszystko 
jedno. Nie była zdolna myśleć 
teraz o minionym czasie i o swoich wątpliwościach. 
Wsiadła do ferrari, pijana wolnością. Niewyraźnie docierał do niej hałas 
i ruch na ulicach Freetown. 
Gdy opuścili miasto, nie wiedziała, czy pokonali jedną milę czy 
dwadzieścia, czy upłynęła godzina 
czy dziesięć minut, aż w końcu samochód zwolnił i wtoczył się na długi, 
kręty, żwirowany podjazd. 
Z ciemności wynurzył się niewielki, pomalowany na biało domek, 
stojący tuż przy plaży. Światła 
samochodu odbiły się w jego szybach. 
- Moje schronienie - powiedział Michael. - Pamiętaj, że mieszkam sam, 
więc jeśli jesteś pedantką, 
lepiej zamknij oczy. 
Wyłączył silnik i światła. Domek znów zniknął w ciemnościach. Megan 
słyszała szelest liści 
palmowych i szmer fal rozbijających się o piasek plaży. 
Z pomocą Michaela wysiadła z samochodu i stwierdziła ze zdumieniem, 

background image

że nadal ma nogi jak z 
waty. Była wdzięczna za ramię, obejmujące ją w pasie i za ciemność, 
która skryła jej rumieniec. 
- Dwa schodki - ostrzegł, szukając klucza i otwierając drzwi. 
Gdy zapalił światło, Megan przyjrzała się ze zdumieniem wnętrzu. 
Domek był mały i urządzony 
byle jak, meb• le nie pasowały dO siebie i najwyraźniej znalazły się tu 
dla wygody, a nie ze 
względów estetycznych. 
- Ostrzegałem cię - uśmiechnął się na widok jej miny. 
- Myślałam, że mieszkasz w hotelu. 
- Mam tam apartament, ale mieszkam tutaj. Gotuję, jeśli jestem głodny - 
wskazał na niewielką 
kuchenkę ¬sprzątam, jeśli nie mam już nic czystego - objął gestem 
wnętrze pokoju z 
porozrzucanym ubraniem - i mówię wszystkim, żeby poszli do diabła. 
Przeprowadził Megan przez pokój na szeroką drewnianą werandę z tyłu 
domu. Przed nią rozciągał 
się cudowny widok skąpanej w księżycowym świetle laguny. Dalej, na 
horyzoncie, laguna 
przechodziła w otwarte morze, a miliony gwiazd migotały nad 
spokojnym krajobrazem. 
- Jak tu pięknie - szepnęła. 
- Cieszę się, że ci się podoba. Gdy muszę coś pr,zemyśleć, przyjeżdżam 
tu w taką noc. - Stanął za 
nią i objął ją ramionami. - Gwiazdy migocą, delfmy dotrzymują mi 
towarzystwa ... - Przycisnął 
wargi do zagłębienia w jej ramieniu. - A przede wszystkim nie mam tu 
blisko sąsiadów, więc mogę 
odpoczywać bez skrępowania. 
Megan zamknęła oczy. Michael wyciągał spinki przytrzymujące jej kok i 
odrzucał na bok. Gdy już 
uwolnił jej włosy, rozczesał palcami długie, złote loki, rozkładając jo na 
ramionach. 
- To była jedna z tych rzeczy, które wtedy, dawno temu, doprowadzały 

background image

mnie do szału. Nie mogłem 
spać w nocy, zastanawiając się, jak wyglądałyby twoje włosy rozrzucone 
na poduszce. 
Megan zadrżała i mocniej uchwyciła drewnianą balustradę. Jego wargi 
wędrowały po delikatnej 
skórze jej karku. Dłonie zsuwały cienkie ramiączka sukienki. 
- Drżysz - zamruczał. 
- Jestem przerażona - przyznała z bolesną szczerością. 
- Ja już dawno ... Nie jestem pewna, czy pamiętam, co należy robić i 
mówić. 
Znieruchomiał na chwilę. 
- Nic nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. A robić ... zostaw to mnie. 
Chyba że masz jakieś 
zastrzeżenia ... ? 
- Nie mam żadnych. 
- Rozsądna kobieta - zamruczał z uznaniem, znów dotykając wargami jej 
skóry. 
- Och, Michael- Megan obróciła się w jego ramionach i spojrzała mu w 
oczy - właśnie tym nie chcę 
dziś być. Nie chcę być rozsądna - szepnęła. 
- Nie musisz być niczym, czym nie chcesz - powtórzył. - Nie tutaj. Nie 
ze mną. 
Światło księżyca odbiło się we łzach, które pojawiły się w jej oczach. 
Ręce Michaela drżały, 
zdradzając przepełniające go uczucia. Ich usta się spotkały, języki i 
oddechy zmieszały. Wplątał 
palce w miękką falę jej włosów. 
Westchnienia i szepty wypełniły ciszę nocy, gdy żar w ich ciałach 
rozpalił się aż do bólu. Szarpali 
za oddzielające ich ubranie; na zmianę przytulając się i rozłączając, a 
dłonie, wargi, języki z 
niecierpliwością przesuwały się po nagiej skórze. 
Michael uniósł Megan w ramionach i wniósł do sypialni. Jego ciało było 
gorące i twarde. Szedł 
pewnie i miękko. Był napięty, ale zdecydowany przedłużać mękę i 

background image

rozkosz oczekiwania. Położył. ją 
na łóżku i uklęknął nad nią na chwilę, a jego wspaniałe męskie ciało 
całkowicie wypełniło myśli 
Megan, usuwając ostatnie wątpliwości. 
Wyciągnęła do niego ramiona i krzyknęła cicho, czując żar jego ciała 
przy swoim. Jego wargi 
spijały dźwięki z jej ust, ręce rozpalały skórę. 
Złote włosy Megan rozsypały się na poduszce. Na ten widok serce 
Michaela zabiło jeszcze mocniej. 
Przesuwał usta od zagłębienia ramienia do napiętych koniuszków piersi, 
pieszcząc je wargami i 
językiem. 
Powoli nasunął się na nią, a Megan z radością i pragnieniem uniosła 
biodra, wychodząc mu 
naprzeciw i z niedo¬wierzaniem niemal przyjmując jego siłę i 
pożądanie. 
Michael krzyknął z radości, czując, jak jej ciało żamyka się wokół niego. 
Odchylił do tyłu głowę, 
usztywnił ramio¬na, mięśnie piersi i rąk napiął w wysiłku zachowania 
kontroli. Nierówny oddech 
Megan nie pomagał mu się opano¬wać. Jej szczupłe, wyprężone, 
wilgotne ciało doprowadzało go 
do utraty zmysłów. 
Raz i drugi zesztywniała pod nim i krzyknęła, a dłonie Michaela 
ześlizgnęły się na jej biodra, 
unosząc je i przytrzymując, gdy wnikał coraz głębiej, szukając źródła 
szaleńczego pulsowania i 
żądając jeszcze więcej. 
Megan nie mogła uwierzyć, że może być więcej, ale czuła, jak rośnie w 
niej oślepiająca 
namiętność. Wykrzyczała imię Michaela, uchwyciła go i przylgnęła do 
niego w chwili, gdy na 
moment osiągnęli próg niebytu. 
Szaleńcze uniesienie Megan ustąpiło powoli miejsca cudownemu 
znużeniu. Otworzyła oczy i 

background image

utkwiła niewidzący wzrok w tańczącym na suficie świetle księżyca. 
Michael leżał ciężko w jej 
ramionach, wspaniale zmęczony. Czuła na szyi jego oddech i wiedziała 
instynktownie, że także i on 
nigdy dotychczas nie doświadczył czegoś tak całkowicie 
pochłaniającego. Czuła go wciąż w sobie i 
pragnęła na zawsze pozostać zamknięta w jego ramionac)l. Chciała 
śmiać się, płakać, głośno 
wykrzyczeć swoją radość ... 
Michael poruszył się i oparł na łokciach. Światło księżyca zaledwie 
pozwalało rozróżniać kontury 
rzeczy i Megan żałowała, że nie widzi jego twarzy, oczu, że nie może z 
nich odczytać jego myśli. 
- Marszczysz brwi - zamruczał. - Czyżbym cię rozczarował? 
- Próżność przez ciebie przemawia. Przecież znasz odpowiedź. 
Schylił głowę i pocałował ją tak, że jej ciało znów zaczęło się budzić. 
- Zapewniam cię, że to nie była próżność - powiedział cicho. -Raczej lęk 
... Mówiłem cijuż u 
George'a, że jesteś piękną kobietą. Tą, która była poza zasięgiem. Tą, 
która, jak sądziłem, nie 
pozwoli mi dotknąć jednego włosa na swojej głowie. Nigdy nie 
marzyłem, że ... - zawiesił głos, 
jakby nie mógł znaleźć właściwych słów. 
- Kto kogo oskarża teraz o pr6żność - zaprotestowała słabo. Z 
niezrozumiałych przyczyn była 
bliska łez i przyznania się do uczuć, które, jak sądziła, umarły w niej 
dawno temu. 
- Nigdy nie byłaś próżna - sprzeciwił się. - Tylko czasami ... zbyt 
ostrożna. 
~ W dwadzieścia cztery godziny po powtórnym spotkaniu jestem w 
twoim łóżku, a ty to nazywasz 
ostrożnością? 
Poruszył się lekko i dotknął ustami jej warg. - A jak ty byś to nazwała? - 
spytał szeptem. 
Megan słyszała pytanie i byłaby może w stanie na nie . odpowiedzieć, 

background image

gdyby lekki ruch jego bioder 
nie odwracał jej uwagi. Michael przywarł wargami do gwahownie 
pulsującego miejsca na jej szyi. 
- Bo ja - zamruczał - nazywam to spełnieniem marze¬nia, które 
towarzyszyło mi przez piętnaście 
lat. I jeśli chce pani zaprotestować, pani mecenas, to ma pani jakieś dwie 
sekundy, zanim spełnię 
następne. 
- Następne? 
Zamiast odpowiedzi zsunął się niżej na łóżku. Gorący nacisk jego ust 
znowu rozbudził jej piersi, po 
czym przesunął się łapczywie w dół, na jej brzuch, biodra i uda. 
- Och ... ! Nie ... ! 
- Za późno - zamruczał, gdy jego wargi dotarły do jedwabistej, delikatnej 
zdobyczy. 
Megan poczuła się zmieszana. Chciała być spokojna i rozsądna, wiedząc, 
że to głupio czuć wstyd, 
ale miała już trzydzieści dwa lata i nigdy dotychczas ... Żaden 
mężczyzna nigdy... . 
- Och ... - jęknęła słabo, a jej dłonie zacisnęły się na pościeli. - Michael. 
.. ! 
Ale on nie słuchał. A po kilku chwilach to i tak nie miało znaczenia, bo 
nie protestowała już więcej, 
lecz błagała, by nie przestawał. 
ROZDZIAŁ 8 
Megan budziła się powoli, czując czysty, świeży zapach morskiego 
powietrza. Uniosła nieco 
powieki, ale oślepiona wpadającym przez okno słońcem zamknęła je 
znowu i wtuliła głowę w 
miękką poduszkę, 
Była sama w pomiętej pościeli. Niejasno przypominała sobie chwilę, w 
której Michael wstał, ale 
zaraz póiniej zapadła znów w głęboki sen, zaś Michael najwyrainiej 
uznał, że należy jej się 
odpoczynek. Nic dziwnego. W nocy drzemali jedynie od czasu do czasu. 

background image

Westchnienie, ruch ręki 
lub czułe .słówko wystarczyły, by wywołać odzew. Podejrzewała, że tej 
nocy Michael zrealizował 
wszystkie wcześniejsze marzenia - a nawet te, które przedtem nie 
przyszły mu do głowy. 
Uśmiechnęła się do siebie, czując, jak jej twarz i szyję oblewa rumieniec. 
Zawsze uważała się za 
osobę konserwatywną i opanowaną, ale ostatnia noc nieodwołalnie 
zniszczyła te wyobrażenia. 
Michael kochał ją bez zahamowań i spontanicznie, a ona nie tylko tak 
samo mu odpowiadała, ale 
czyniła to z radością i chęcią. Po raz pierwszy od piętnastu lat czuła się 
tak wspaniale. 
Ostatniej nocy Michael spytał ją o jej małżeństwo z Craigiem 
Thomasem. Odpowiedziała mu 
szczerze. Craig pojawił się w takim momencie jej życia, gdy rodzina 
szczególnie mocno dawała jej 
odczuć, czego od niej oczekuje. Porzuciła pracę w biurze obrońcy z 
urzędu, którą naprawdę lubiła, i 
dołączyła do rodzinnej kancelarii. 
- Musisz myśleć o swojej przyszłości, Megan - stwierdził wtedy surowo 
ojciec. Czy kiedykolwiek 
mówił inaczej? - Musisz się zastanowić, jak najlepiej zrealizować cele, 
które sobie postawiłaś. 
Cele, które postawiła? 
Wówczas na scenie pojawił się Craig Thomas - przystojny, wyniosły i 
pewny siebie. Thomasowie 
byli zamożni i cieszyli się szacunkiem w świecie polityki. Małżeństwo z 
Craigiem mogło jej pomóc 
w karIerze. 
Rozwód powinien był mieć przeciwny skutek. Ale gdy rozpustny tryb 
życia Craiga i jego 
uzależnienie od narkotyków stały się powszechnie znane, Megan 
rozwodząc się z nim zyskała tylko 
sympatię i uznanie. Trzy lata później zaproponowano jej pracę zastępcy 

background image

prokuratora okręgowego. 
Małżeństwo nie trwało nawet dwóch lat. Megan nie pamiętała ani jednej 
nocy, w której żądania 
seksualne jej męża nie budziłyby w niej pragnienia, by jak najszybciej 
przez to przejść. Był 
samolubnym kochankiem i jego potrzeba udowadniania swoich 
zdolności wykluczała jakąkolwiek 
czułość czy wspólną przyjemność. 
Michael był jego przeciwieństwem. Grał na jej ciele jak na czułym 
instrumencie, czerpiąc radość z 
doprowadzania jej do ekstazy tak samo, jak z osiągania własnej. żaden 
skrawek jej ciała nie został 
pominięty w pieszczotach. Ona z kolei odkryła, że badanie tajemnic jego 
ciała sprawia jej rozkosz, 
której wspomnienie jeszcze teraz wywoływało na jej twarzy uśmiech i 
rumieniec. 
Megan przeciągnęła się i położyła na plecach. Co by powiedziała jej 
rodzina i przyjaciele, widząc ją 
teraz? Sztywni i ponurzy, niewątpliwie byliby zgorszeni, wręcz 
zszokowani widokiem jej nagiego 
ciała, rozciągniętego w słońcu, wciąż czekającego na dotknięcia 
mężczyzny ... Mężczyzny, którego 
powinna starać się zaprowadzić na salę sądową, a nie do sypialni. 
Uśmiech Megan zbladł. 
Usilnie starała się przegnać nieprzyjemne myśli, ale podejrzenia zaczęły 
wracać z pełną mocą. 
Michael mieszkał na Bahamach pod panieńskim nazwiskiem matki - 
dlaczego? Dlatego że, jak 
powiedział, lepiej brzmiało, czy dlatego, że nie moźna.go było w ten 
sposób zidentyfIkować? 
Śledztwo prowadzone przez wydział skarbowy skupiło się na Michaelu. 
Czy, jak twierdził, 
zarządzał tylko hotelem i kasynem, czy prowadził operację prania 
brudnych pieniędzy dla 
syndykatu? Jak doszedł do takiej władzy? Kim byli ludzie, którzy pod 

background image

bronią zawieźli go na 
spotkanie? I w jakiego rodzaju interesach mogą brać udział 
Kolumbijczycy? 
Megan przycisnęła dłonie do skroni, usiłując zapomnieć o pytaniach i 
narzucających się wnioskach. 
Błysk złota na przegubie zwrócił jej uwagę. Z głuchym jękiem ściągnęła 
bransoletkę i cisnęła przed 
siebie. 
- Hej! - zawołał Michael, cofając się gwałtownie, gdy bransoletka 
przeleciała tuż koło jego 
policzka. - Mam nadzieję, że to nie było wymierzone we mnie. 
- Michael! 
Uniósł jedną brew i podniósł bransoletkę 
- Czyżbyś oczekiwała kogoś innego? 
- Nie. Oczywiście, że nie - powiedziała zmieszana. - Tylko że ... 
obudziłam się, a ciebie nie było i. .. 
i. .. 
- I zatęskniłaś za mną? - Uśmiechnął się i przyjrzał się znacząco jej 
rozciągniętemu na łóżku ciału. - 
Co znaczy, że wróciłem z porannego pływania w samą porę. 
Jego czarne włosy były mokre, skóra wilgotna i błyszcząca. Rzucił na 
ziemię ręcznik, który 
spowijał mu biodra i podszedł do łóżka. Miała cichą nadzieję, że 
przyłączy się do niej, ale otworzył 
tylko stojącą obok szafkę. Pogrzebał w niej, wyciągnął szorty i 
podkoszulek. Podałje Megan. 
- Powinny pasować. Jeśli o mnie chodzi, to twój obecny strój całkiem mi 
odpowiada, ale niektórym 
moim sąsiadom oczy wyszłyby na wierzch, gdyby cię tak zobaczyli na 
żaglówce. 
- Na żaglówce? - Złapała ubranie i przycisnęła do siebie, przyglądając 
'się, jak Michael zakłada 
obcięte dżinsy. 
- Nazwij to piknikiem. Albo nazwij mnie leniwym łotrem, który nie 
posiada nawet garnka. W 

background image

każdym razie ¬pochylił się, by pocałować ją w czubek nosa - znam takie 
. ustronne miejsce, gdzie 
nie trzeba mieć krawata ani długiej sukni. 
Znów ją pocałował, tym razem w czoło. 
- Akurat masz czas na szybki prysznic, zanim będziesz potrzebna 
na.pokładzie. 
- Tak jest, kapitanie. Pańskie życzenie jest dla mnie rozkazem. 
Michael zatrzymał się w połowie drogi do drzwi i obejrzał. 
- Uważaj, co mówisz - ostrżegłją cicho. - Mogłoby mi się to spodobać. 
I zniknął. Megan zdała sobie sprawę, że przez chwilę wstrzymywała 
oddech. Co takiego było w 
jego spojrzeniu, gdy się obejrzał? Czy to był zalążek uczucia? Ostatniej 
nocy powtarzał, jaka jest 
piękna. Czy spełniał jedynie swoje dawne marzenia, czy może 
powodowały nim te same emocje, 
które ubiegłej nocy kazały Megan sięgać po niego raz za razem? 
A co ona właściwie czuła? Była pełna życia, jakby przebudziła się po 
długim śnie. Od lat nie czuła 
się tak bardzo " kobietą, jak teraz. Pod koniec małżeństwa widok 
nagiego ciała męża budził w niej 
wręcz odrazę, a dotyk jego rąk zmieniał ją w sopel lodu. Co więcej, w 
ciągu ośmiu lat, jakie 
upłynęły od rozwodu, nawet uścisk dłoni każdego mężczyzny 
wywoływał te same reakcje. Bała się, 
że jej serce już nigdy nie zabije żywiej na widok mężczyzny, że nie 
będzie zdolna do uczucia. 
Michael dowiódł, że tak nie jest - ale za jaką cenę? Przez te osiem lat 
Megan całkiem dobrze 
dawała sobie radę. Pogrążyła się w wirze zajęć zawodowych, odsuwając 
wszystkie sprawy osobiste 
na dalszy plan. Wówczas nie chciała pogrążać się w zawiłościach 
emocjonalnych. Teraz także nie 
zamierzała komplikować sobie życia. Czy to się uda, skoro sam zapach 
ciała Michaela wprowadzał 
ją w stan podekscytowania? 

background image

Jest silna i niezależna, sumienna i pracowita. W pełni nadaje się do tego, 
by przejąć po Philu Levym 
jego stanowisko. Ta perspektywa wywoływała łzy dumy w oczach jej 
ojca. Nie widzi u swojego 
boku miejsca dla żadnego Michaela Vallaincourta. Nie życzy sobie 
komplikacji i pokus - ani teraz, 
ani nigdy! 
Megan weszła pod prysznic i odkręciła kran, odchylając głowę tak, aby 
silny strumień wody zmył z 
jej twarzy łzy. 
Nic z tego. Musi powiedzieć Michaelowi, po co przyjechała do Freeport 
i jakie jest jej zadanie. 
Obawiała się jego reakcji. Na pewno będzie zły, że go oszukała. Będzie 
nią pogardzać, może nawet 
znienawidzi. 
Ale będzie jeszcźe gorzej, jeśli nic nie powie, jeśli wybierze się z nim na 
żaglówkę jak gdyby nigdy 
nic, jeśli znowu pozwoli mu się kochać, dotykać w sposób, od którego 
miękną jej kolana, a serce 
zaczyna szaleńczo bić ... 
Zakrztusiła się i odwróciła gwałtownie, oślepiona wodą. 
- Domyśliłem się, gdzie jesteś i co robisz - powiedział Michael, 
wchodząc nago do kabiny 
prysznicowej - i doszedłem do wniosku, że jako dobry gospodarz 
powinienem umyć ci plecy. 
Przysunął się bliżej i odsunął z jej piersi mokre włosy. 
Jego dłonie objęły jej ciało, a palce tańczyły lekko po śliskiej od wody 
skórze. Zanim zdążyła 
zaprotestować, sięgnął po mydło. 
- Poza tym - dodał, mydląc ręce - przypomniało mi się jeszcze jedno 
marzenie. 
- Michael, ja ... 
- Ciii ... To jest moje marzenie. Bądź grzeczna i odwróć się. 
Obrócił ją tyłem i powoli, zdecydowanymi ruchami zaczął namydlać jej 
plecy i ramiona, masując 

background image

wzdłuż kręgosłupa. Zajął się dokładnie łukami jej bioder i ud, aż musiała 
przygryźć wargi, by nie 
krzyknąć głośno. 
Woda opływała oba ciała, napełniając kabinę gorącą parą i tworząc wiry 
u ich stóp. 
Dłonie Michaela z czułością przesunęły się pod jej ramionami i objęły 
piersi. Delikatne koniuszki 
stwardniały i ściemniały pod pieszczotą. Megan zaczęła oddychać 
nie¬równo. Oparła się o niego i 
wyciągnęła rękę, by dotknąć jego twarzy. Czuła, jak napiera na nią 
twardymi biodrami i 
odpowiedziała na prowokację, poruszając się lekko i rytmicznie. 
Przyjął wyzwanie ze zmysłowym śmiechem i przesunął dłonie niżej, 
dotykając palcami jej brzucha 
i tworząc białe góry piany w gąszcżu jasnych włosów. Całe ciało Megan 
drżało z rozkoszy. 
Obróciła głowę, próbując dosięgnąć jego ust, ale oślepiła go tylko 
mokrymi włosami. 
Podniecona do granic możliwości, pozwoliła Michaelowi obrócić się i 
oprzeć o mokre kafelki. 
Woda spływała na nich, gdy Michael. pocałował ją i uniósł, by 
umożliwić połączenie. Megan objęła 
go nogami, już ruszając biodrami, już stawiając żądania. Odrzucając do 
tyłu głowę i chwytając ją 
silniej, wnikał w nią coraz szybciej i głębiej, aż ich wspólna potrzeba 
spełnienia zniweczył\i resztki 
samokontroli Michaela i rozpłynęła się w ekstazie. 
Dopiero gdy ustało drżenie ciał, Michael rozluźnił uścisk i opuścił 
Megan, by mogła stanąć na 
własnych nogach. Trzymał ją jednak dalej blisko, pieścił i całował, aż 
poczuł, że na plecy zaczyna 
mu spływać zimna woda. 
Megan pozwoliła się zawinąć w gruby ręcznik i wytrzeć do sucha. Gdy 
przyszła kolej na nią, tyle 
uwagi poświęcała szczupłym, twardym liniom jego ciała, że nie 

background image

wiadomo, co byłoby dalej, gdyby 
nie przerwał jej dzwonek do drzwi. 
- To nasz obiad - zamruczał Michael, delikatnie głaszcząc ją po policzku. 
- Ale wrócimy do tego 
później. 
Megan patrzyła za nim, gdy wychodził z łazienki. Jej spojrzenie padło na 
lustro i z 
niedowierzaniem wpatrzyła 
się we własne odbicie. Oczy wydawały się niezwykle wielkie i ciemne, 
wargi opuchnięte, a ciało ... 
Zamknęła oczy i westchnęła. Nie powiedziała mu. Nie oparła mu się. 
Nie miała nawet siły, by 
martwić się, że mydelniczka zostawiła siniak na jej biodrze. 
Uśmiechając się i kręcąc z politowaniem głową, Megan ubrała się i 
wyszła z łazienki, w chwili gdy 
Michael podawał kilka banknotów chłopcu, który przyniósł wielki kosz z 
jedzeniem. Chłopiec 
zerknął na napiwek i rozpromienił się. 
- Dziękuję panu! Życzę miłego dnia! 
- Na pewno będzie miły. 
- Jak możesz żyć, nie mając w domu w ogóle nic do jedzenia? - spytała 
Megan jakiś czas później, 
gdy płynęli żaglówką Michaela. 
- Nie mówiłem, że nie mam nic do jedzenia - sprostował Michael. - 
Pomyślałem tylko, że przyda 
nam się coś poza piwem i precelkami. 
Rozluźniona Megan przyglądała się, jak przeprowadza żaglówkę przez 
wąskie wyjście z laguny na 
otwarte morze. Woda miała czysty, turkusowy kolor, a niebo było 
intensywnie niebieskie. Wyraziste 
rysy ~ichaela doskonale pasowały do tego tła. Megan z łatwością 
wyobraziła go sobie jako pirata, 
ze związanymi włosami, kolczykiem w uchu i rapierem w dłoni. 
Lekka łódź pruła fale i po krótkiej chwili Michael skierował ją na płytsze 
wody wokół malutkiej 

background image

wysepki z kępą palm pośrodku. 
Było to wspaniałe miejsce na piknik i Megan znowu z łatwością udało 
się zapomnieć o reszcie 
świata. Wyciągnęli z koszyka salatkę z krewetek i kalmarów, świeże 
francuskie bułeczki, owoce i 
sery. W koszyku były również dwie butelki wina, z których jedną wypili 
do posiłku, a drugą 
Michael zostawił w wodzie, by była chłodna. 
Gdy już nic nie zostało do jedzenia, Michael położył się w cieniu palm, 
zamykając oczy i 
wystawiając twarz na delikatną morską bryzę. Zapalił cygaro i wyglądał 
na człowieka, który nie ma 
żadnych zmartwień. 
Megan nie mogła się oprzeć, aby nie wyciągnąć ręki i nie przeczesać 
palcami jego czarnej 
czupryny. Uśmiechnął się i nie otwierając oczu objął ją i przyciągnął do 
siebie. Jego skóra była 
ciepła, a bicie serca wprawiało ją w stan podniecenia znacznie bardziej 
niż wypite właśnie wino. 
Wplątała palce we włosy porastające jego pierś i zamknęła oczy, 
uśmiechając się leniwie i z 
zadowoleniem, gdy głaskał ją lekko po karku. 
- Kusi mnie, by odciąć kotwicę i pozwolić łodzi dryfować.,.. powiedział. 
- Wspaniale. Jak długo musieliby nas szukać? 
- Och, jakąś godzinę - roześmiał się, wskazując liczne żaglówki, 
pływajllce przy większej wyspie. 
- Szkoda - mruknęła Megan, układając się wygodnie w zagłębieniu 
ramienia Michaela. - Chyba 
mogłabym to polubić. 
Jego palce zatrzymały się na chwilę. Michael uniósł lekko jej twarz ku 
swojej. 
- Naprawdę mogłabyś? 
- Naprawdę bym mogła co? - spytała sennym głosem. 
- Naprawdę mogłabyś to wszystko porzucić? Wspaniałych klientów, 
ogromne biuro, litery przy 

background image

twoim nazwisku? Odważyłabyś się rozczarować swoją rodzinę i 
przyjaciół, nie spełniając ich 
oczekiwań? 
Megan przyjrzała mu się, zaskoczona pytaniami i poważnym wyrazem 
jego twarzy. 
- A ty? - zapytała. 
- Już nie pamiętasz, że moją największą ambicją była wyprawa przez 
cały kraj harleyem i 
znalezienie sobie bogatej wdowy? 
Megan zmrużyła oczy. 
- Nie. To znaczy, mówiłeś o wyprawie na harleyu, ale tylko dlatego, że 
nie chciałeś wiązać się ani z 
żadnym miejscem, ani z żadną osobą. 
- No popatrz, jak się człowiek zmienia z wiekiem. 
- Prawda? Jesteś przecież związany z ,,Privateer's Paradise". 
Twarz Michaela rozjaśnił uśmiech. 
- Zdziwiłabyś się, gdybyś wiedziała, jak szybko mogę się od tego 
uwolnić. 
- Od kasyna, ferrari, pięknych kobiet, podniecającego życia? - I 
niebezpieczeństwa, pomyślała. I 
zobowiązań wobec tego, kto sprowadził go na Bahamy. 
- Zarządzanie kasynem to po prostu praca. Ferrari jest ładne, ale to tylko 
samochód. A ekscytujące 
życie? Pijani turyści i hazardziści, którzy usiłują oszukiwać, to nie jest 
mój ideał ciekawego życia. 
- Więc czemu tu tkwisz? 
Błysk w jego oku znikł. Zastąpił go chytry uśmieszek. 
- Z powodu pięknych kobiet, oczywiście. 
- Oczywiście - mruknęła. 
- Ale przyznaję, że kusi mnie, żeby rzucić to wszystko w diabły, osiąść 
na jakiejś bezludnej wyspie 
z właściwą kobietą u boku, spać na ziemi i patrzeć w gwiazdy. Jak by ci 
się to podobało? 
- A z czego byś żył? - spytała, rzucając spojrzenie na piknikowy koszyk. 
- Jadłbyś surową rybę i 

background image

orzechy kokosowe? 
Michael zachichotał. 
- No, tak długo, jak bym mógł. Potem chyba musiałbym poszukać tej 
bogatej wdowy. A może 
bogatej rozwódki - dodał i przykrył jej usta swoimi. Po chwili uniósł 
głowę i wpatrzył się w jej 
zarl,lmienioną twarz. 
- Coś mi przychodzi do głowy - powiedział z namysłem. 
- Co? 
- Czy porwanie to przestępstwo? 
- Tak, ale ... Były okoliczności łagodzące - odrzekła, z trudem łapiąc 
powietrze, gdy jego dłoń 
wślizgnęła się pod jej podkoszulek. 
- A jdli popełnię następne? 
Jej usta zadrżały, gdy jego palce dotarły do sztywnego koniuszka piersi. 
- Ja ... jakie? 
- Trzymając cię przez kilka dni jako zakładniczkę. Jest kilka rzeczy, 
które powinienem zrobić przy 
domku. Mogłabyś mi pomóc albo po prostu bawić się na plaży. 
- Nie możemy! Ja nie mogę! 
- Dlaczego? Sama mówiłaś, że nie masz żadnych konkretnych planów. 
- Tak, ale ... 
- Ale co? 
Megan odwróciła wzrok. 
- Shari pomyśli, że całkiem zwariowałam. 
Michael wpatrywał się w grę promieni słonecznych na jej rozburzonych, 
splątanych włosach. Nie 
tylko Megan groziło, że straci poczucie rzeczywistości. Piętnaście lat 
zniknęło - wydawało się, 
jakby się nigdy nie rozstawali, nie prowadzili życia na własną rękę, nie 
mieli mnóstwa osobnych 
wspomnień. 
Przypływ dawnego, buntowniczego ducha sprawił, że przycisnął ją do 
piasku. 
- Chcę, żebyś parę dni spędziła ze mną. Zgadzasz się? 

background image

- Parę dni? Ależ ja ... Przecież nie mogę tak po prostu zostawić Shari. 
- Shari wygląda na dziewczynę, która da sobie sama radę. Poza tym 
podejrzewam, że Gino 
zaopiekuje się nią z radością. 
- Ale moje ubrania, moje rzeczy ... 
- Obiecuję ci - mruknął, rozwiązując węzeł podkoszulka - że będę cię 
ogrzewał przez wszystkie 
chwile wszystkich godzin wszystkich dni, aż nie będziesz miała siły stać, 
nie mówiąc już o 
martwieniu się o ubrania. 
Oczy Megan rozszerzyły się gwałtownie, gdy poczuła głodne usta 
Michaela na swoich piersiach. 
Wplotła palce w jego włosy i poddała się zalewającej ją fali radości. 
Głos sumienia umilkł, 
stłumiony namiętnością. 
ROZDZIAŁ 9 
Megan nie byłaby zdziwiona, gdyby klucz do domku 
numer cztery już nie pasował. Czuła się, jakby minęły trzy lata, a nie trzy 
dni. 
Była ubrana w rzeczy Michaela: związany w pasie na węzeł podkoszulek 
i spodenki gimnastyczne. 
Sukienka, którą miała na sobie na balu, a która kosztowała miesięczną 
pensję, spoczywała w 
charakterze zgniecionego gałganka na dnie plastikowej torby, razem z 
butami. Megan była nie 
uczesana, nie umalowana, ale bardzo szczęśliwa. 
Otworzyła drzwi, rzuciła w kąt torbę i przekręciła kontakt. Usłyszała 
gwałtowne westchnienie, a 
nad oparciem kanapy pojawiły się dwie rozczochrane głowy. 
- Megan! - Shari zamrugała w ostrym świetle. - Wróciłaś! 
Megan przeniosła rozbawiony wzrok z zaczerwienionej twarzy Shari na 
ciemniejsze, południowe 
rysy Gina Romaniego. Kilka sztuk ubrania leżało na ziemi. Było jasne, 
że przerwała im w 
najbardziej nieodpowiednim momencie. 

background image

- E ... ja ... no ... to ja jeszcze sobie wyjdę - wyjąkała Megan, usiłując 
ukryć uśmiech. - Nie 
przejmujcie się mną. Posiedzę nad basenem. 
Wciąż się uśmiechając, wycofała się po wysypanej białym żwirem 
ścieżce i opadła na leżak. Słońce 
już zaszło i na dworze wypoczywało niewiele osób. Większość zapewne 
jadła kolację lub 
znajdowała się w kasynie. 
Megan odprężyła się i odetchnęła głęboko. Na ustach wciąż czuła smak 
skóry Michaela. Te trzy dni 
były rajem. Spali do późna, jedli śniadanie nad laguną, godzinami 
spacerowali po plaży, 
rozmawiając swobodnie i kłócąc się jedynie o to, gdzie i co jeść. Megan 
zaproponowała, żeby 
zapomnieli o cywilizacji i spróbowali nie korzystać z pobliskich 
delikatesów. Michael łapał kraby i 
homary, które gotował nad ogniskiem. Wdrapał się nawet na palmę, by 
strącić kilkanaście 
dojrzałych orzechów kokosowych. 
Codziennie pływali na małą wysepkę i kochali się w cieniu palm. 
Przywierali do siebie w wodzie 
laguny, dostosowując rytm swych ciał do rytmu fal. W nocy, nasyceni, 
zasypiali w swoich 
ramionach, wiedząc, że obudzą się rano w objęciach. 
Michael niewiele zrobił przy domku. Przybił obluzowaną deskę na 
werandzie i tyle. Jak psotny 
chłopiec, wziął ją za rękę i zaprowadził do składziku za domem. Stał tam 
jego harley, wielka, 
czarna maszyna. Zabrał Megan na szaleńczą przejażdżkę wokół wyspy. 
Po powrocie kochali się tak 
samo szaleńczo i bez tchu. 
Megan uniosła powieki. Drzwi domku numer cztery otwarły się, 
przecinając ciemność strugą 
światła. Stanął w nich Gino, poprawiając koszulę, a obok pojawiła się 
Shari, której głowa ledwo 

background image

sięgała piersi mężczyzny. Bez wysiłku Gino uniósł Shari jednym 
ramieniem, pocałował, szepnął 
kilka słów i zniknął w mroku, kierując się w stro,nę hotelu. 
Shań wpatrywała się w ciemność, po czym odetchnęła głęboko i 
dołączyła do Megan. 
Przez długą chwilę siedziały w milczeniu, nie ośmielając się nawet na 
siebie spojrzeć, ale w końcu 
ich oczy spotkały się i obie kobiety wybuchnęły głośnym śmiechem. 
- Ale z nas przyzwoitki - wykrztusiła Shań, nie przestając się śmiać. - 
Och, jak ja się cudownie 
bawię. Kto w ogóle wymyślił ten urlop? Czy naprawdę musimy w 
przyszłym tygodniu wracać do 
domu? 
- Rozumiem, że nie tęskniłaś za mną - stwierdziła Megan. 
- Ani trochę - oświadczyła Shari. - Och, Meg ... Meg, on jest cudowny! 
Jest niezdarny i śmieszny. 
Tak bardzo starał się być dobrze wychowany, że ledwo udało mi się 
zwabić go do pokoju! No i 
kiedy w końcu się tam 
znaleźliśmy, naprawdę blisko - zachichotała _ to kto się zjawia? 
- Przepraszam, skąd miałam wiedzieć? 
- Nie szkodzi. Nie uda mu się tak łatwo ode mnie uwolnić - westchnęła 
Shari z zadowoleniem i 
rozparła się na poduszkach. Jej uśmiech stał się jeszcze szerszy, gdy 
spojrzała na Megan. 
- Ty też chyba miło spędziłaś.ostatnie dni. 
- Owszem - przyznała Megan. 
Shań usiadła prosto i dokładnie przyjrzała się kuzynce. 
Dostrzegła nietypowy dla Megan niedbały ubiór, rozczochrane włosy, 
równą opaleniznę, ale przede 
wszystkim jasny, wyraźny błysk zielonych oczu. Zniknęły ślady 
zmęczenia i napięcia, a na ich 
miejsce pojawiło się rozluźnienie, którego Shari nie widziała u Megan 
od lat. 
- Boże drogi - szepnęła. - Jesteś zakochana. 

background image

- Nie bądź śmieszna - zaprotestowała Megan, o chwilę za późno, o ton za 
cicho. 
- Nie jestem. Zakochałaś się! To widać w twoich oczach. Czy on wie? 
Czy podziela twoje uczucia? 
Czy prosił cię ... 
- O nic mnie nie prosił - przerwała Megan. - I zanim pani zacznie snuć 
intrygę, Constance 
Fairbreast, niech pani przyjmie do wiadomości, że nic nie powiedział, 
nic nie wie, a jeśli o mnie 
chodzi, to nie ma co wiedzieć, pytać czy mówić. Więc zostawmy ten 
temat! 
- Ależ,Meg ... 
- Słuchaj, czy możemy spędzić resztę wakacji nie komplikując sobie 
więcej życia? Lubię Michaela. 
Dobrze nam razem. Odpoczywam w jego towarzystwie. Zakochałam się 
po uszy w piasku i 
palmach, ale to wszystko. Gdy minie mój urlop, wrócę do Nowego 
Jorku, a Michael będzie dalej 
prowadził kasyno. 
- Mogłabyś to zrobić? Po prostu wyjechać stąd i żyć dalej jak gdyby 
nigdy nic? 
- A mam jakiś wybór? 
- Zawsze jest jakiś wybór. Możesz wycofać się, zanim cię ktoś zepchnie. 
Możesz wrócić do tego, co 
zawsze chciałaś robić - prowadzić małą, prywatną kancelarię. Przecież 
najszczęśliwsza byłaś w tym 
ciasnym biurze obrońców z urzędu, zajmując się ludźmi, którzy nie mieli 
grosza przy duszy! Byłaś 
szczęśliwa, Meg, bez sukienek od Yves St. Laurenta i butów od 
Gucciego. Jesteś doskonałym 
prawnikiem i możesz się świetnie obejść bez ojca i braci. Zawsze robiłaś 
to, czego oni od ciebie 
oczekiwali - dlaczego dla odmiany nie zrobisz czegoś, na co sama masz 
ochotę? 
- To nie takie proste. 

background image

- Czemu nie? Tysiące ludzi robi to codziennie. Jeśli nadstawisz ucha, 
usłyszysz, jak się śmieją i 
bawią. To nie grzech, Meg. To nie przestępstwo, jeśli nie chce się 
zaakceptować czegoś; co ktoś 
inny uważa za najlepsze. 
Megan odwróciła głowę. Co mogła odpowiedzieć - że Shari nie ma 
racji? Megan rzeczywiście 
kochała pełne kurzu i papierów biuro pomocy prawnej, nieporadnie 
pisane listy i butelki domowego 
wina, które dostawała w podzięce od klientów. Jej rodzina godziła się z 
tym zajęciem, póki 
uważała, że Megan chodzi tylko o zyskanie doświadczenia. Ale gdy 
nadeszła propozycja pracy w 
biurze prokuratora okręgowego, ojciec zamówił szampana i 
zorganizował przyjęcie, nie pytając się 
nawet, czy zgadza się przyjąć ofertę. 
Nie, nie była szczęśliwa, ale była zupełnie zadowolona. 
Mimo wszystko zawdzięczała swoją pozycję własnej pracy. Ale czy 
zadowolenie to wszystko, na co 
może liczyć? Czy to rzeczywiście wystarczy? 
A co z Michaelem? Był ciepły, czuły i kochający, i to właśnie podbiło jej 
serce. A ta mroczna strona 
jego życia? Obiecał, że jej wszystko wyjaśni, ale przez całe trzy dni nie 
poruszył tego tematu, a ona 
nie pytała. Ta s,prawa stała między nimi jak mur, tak samo jak pamięć 
jego lodowatego spojrzenia 
tego poranka, gdy rozmawiali w patio. Co go wtedy tak rozgniewało - 
oskarżenie, że jest 
zamieszany w nielegalne działania, czy podejrzenie, że jej wakacje tu nie 
były całkiem 
przypadkowe? Obie te sprawy niewątpli¬wie nurtują Michaela tak samo, 
jak ją podejrzenia i 
wątpliwości. 
Szczególnie jeśli rzeczywiście coś ukrywa. 
Zakochana w Michaelu? Tak, była zakochana. Szczęśliwa? Absolutnie 

background image

nie. 
- Megan, nie słyszałaś ani słowa z tego, co mówiłam - stwierdziła Shań 
oskarżycielsko. - Chyba nie. 
- No? I co zrobisz? 
- Co zrobię? - westchnęła Megan. - Przede wszystkim wezmę zaraz 
długą, gorącą kąpiel. Potem 
położę się z miłą, nudną książką - na przykład z poradnikiem ,,Jak sobie 
radzić ze wścibskimi 
współlokatorkami" - i prześpię spokojnie całą noc. 
Shari zmarszczyła brwi i spojrzała ponad ramieniem Megan. 
- Jesteś pewna, że nie miałaś innych planów? 
Megan odwróciła się i poczuła znajomy ucisk w żołądku na widok 
ubranego we frak Michaela, 
który zbliżał się w ich stronę. Niedbały plażowicz przemienił się niczym 
kameleon w przystojnego, 
eleganckiego właściciela hotelu. 
Shari poderwała głowę i przyjrzała mu się tak badawczo, że powinien 
właściwie ukryć się w mysiej 
dziurze. 
- Dobry wieczór pani - uśmiechnął się do Shari. - Mam nadzieję, że nie 
popsułem panl wakacji, 
zatrzymując Megan tak długo. 
- Popsuł je pan, przywożąc ją z powrotem - odpowiedziała szczerze. - 
Gino i ja właśnie zaczęliśmy 
się lepiej poznawać ... jeśli pan rozumie, o co mi chodzi. 
- Zastanawiałem się właśnie, dlaczego minął mnie jak burza - zaśmiał się 
Michael. - Mimo że taki 
duży, jest bardzo nieśmiały, gdy chodzi o kobiety. Musiała pani zrobić 
na nim ogromne wrażenie. 
- Mogłabym to samo powiedzieć o kimś jeszcze - zauważyła Shari 
celnie. - Megan oczywiście tego 
nie przyzna, ale w Nowym Jorku wiedzie żywot samotniczki. Właśnie jej 
mówiłam, że szkoda 
byłoby wracać już w przyszłym tygodniu. Przecież nie musimy się 
śpieszyć. Megan od lat nie brała 

background image

urlopu, a ja jestem swoim własnym szefem. 
- Tak, Megan mówiła mi, że pani pisze książki ¬powiedział Michael, 
udając, że nie zauważa, jak 
Megan trąca Shari w ramię. 
Shań odsunęła się. 
- Piszę romanse. Podobno całkiem dobre. Jeśli to pana interesuje, Megan 
ma egzemplarz mojej 
ostatniej książki "Serce z kamienia". Na początku Megan kręciła nosem 
na główny wątek, ale teraz 
chyba przyzna, że i akcja, i psychologia bohaterów są całkiem 
wiarogodne. No cóż - przeniosła 
wzrok z rozbawionej twarzy Michaela na wściekłą minę Megan - chyba 
pójdę się przejść po plaży. 
Wybaczcie mi, proszę ... 
Megan i Michael spoglądali za Shari, która zniknęła wśród drzew 
palmowych ciągnących się 
wzdłuż plaży. Policzki Megan płonęły, ale na Michaelu tak wyraźne 
aluzje nie zrobiły żadnego 
wrażenia. 
- Ciekaw jestem, czy Gino wie, że jego los jest już 
przesądzony - mruknął Michael. 
- Chętnie mu pomogę się wyzwolić. 
- Jest dużym chłopcem. Wie, co robi. 
- A ja jestem dużą dziewczynką - powiediiała cicho - ale nie mam 
pojęcia, co robię, Michael. Nie 
mam pojęcia, co oboje robimy. A ty? 
Michael objął ją łagodnie. W jej głosie dźwięczała panika, zbyt wyraźna, 
by zbyć ją żartem. 
Przycisnął więc tylko usta do włosów Megan i tulił ją, dając jej czas na 
wzięcie się w garść. 
- Wiem, że obiecałem ci spokojny, samotny wieczór ¬powiedział w 
końcu, unosząc jej głowę. - Ale 
rzuciłem tylko okiem na stos papierów i notatek na moim biurku i 
uznałem, że befsztyki we dwoje 
są znacznie bardziej pociągające. Miałem nadzieję, że też tak pomyślisz. 

background image

- Nie wiem, Michael, nie wiem ... 
Pochylił się, by ją pocałować. Pocałunek, początkowo uspokajający i 
łagodny, szybko zmienił się w 
gwałtowny. Gdy w końcu uniósł głowę, zatopił w jej oczach spojrzenie, 
w którym po raz pierwszy 
mogła jasno i wyraźnie odczytać jego uczucia. 
- Mamy kilka spraw do omówienia, Megan. Nie, nie wiem, co robimy i 
dokąd nas to zaprowadzi, 
ale wiem, że po dziesięciu minutach od rozstania z tobą byłem gotów 
oszaleć z tęsknoty. Są sprawy 
... rzeczy, o których powinnaś się dowiedzieć, o których powinienem był 
ci powiedzieć wcześniej, i 
które teraz też mnie prześladują. - Zerknął na zegarek i zaklął pod 
nosem. - Muszę zajrzeć do 
kasyna, ale to nie potrwa długo. Słuchaj - wcisnął jej w rękę kawałek 
zimnego metalu - to klucz do 
mojego apartamentu. Zamówiłem już kolację. Spotkajmy się tam ... 
powiedzmy za godzinę, 
dobrze? 
- Za godzinę - szepnęła. - Dobrze. Znów ją pocałował, po czym wsunął 
ręce do kieszeni i się cofnął. 
- Przez dziesięć minut mało nie zwariowałem. Za godzinę będę się 
nadawał do pokoju bez klamek. 
Nie spóźnij się. 
Megan wróciła do domku jak we śnie. 
To chyba niemożliwe ... Przecież Michael nie mógł się w niej zakochać 
... A może? 
Zanurzyła się w gorącej kąpieli, mając nadzieję, że to ją uspokoi i 
pozwoli rozproszyć niektóre 
wątpliwości, ale ponieważ cały czas zerkała na zegarek, nie mogła się 
skoncentrować. Pół godziny 
zajęła jej toaleta, drugie półzastanawianie się, co powinna na siebie 
włożyć. 
Przeszukała szuflady komody i w końcu zdecydowała się na 
przezroczysty staniczek i równie 

background image

przezroczyste figi. Sukienka mini miała głęboki dekolt i przylegała do jej 
ciała tak kusząco, że 
niewątpliwie pomoże Michaelowi zapomnieć o rozciągniętych 
podkoszulkach i zbyt dużych 
szortach. Nie chodziło o to, żeby go uwieść, ależ skąd, ale jeśli jest 
szansa ... najmniej sza szansa ... 
Ktoś zapukał do drzwi. Shari nie wróciła jeszcze ze spaceru i Megan 
podejrzewała, że zapomniała 
wziąć klucza. 
- Jeszcze chwila i już byś mnie nie zastała - zaczęła, otwierając drzwi, 
ale głos zamarł jej w gardle 
na widok osoby, która stała w progu. 
ROZDZIAŁ 10 
- Dobry wieczór pani. Nie przeszkadzam? 
Na progu stał Dallas. 
Wysoki, siwowłosy Teksańczyk trzymał w ręku kapelusz, a na twarzy 
miał głupawy uśmieszek. 
Zmierzył Megan wzrokiem i gwizdnął cicho. 
- No, no, no ... Ale się zrobiłaś na bóstwo, dziewczyno. 
- Właśnie ... właśnie wychodzę na kolację. 
- Szczęściarz z tego faceta, kimkolwiek jest. Nie zatrzymam pani długo, 
ale chciałbym zamienić z 
panią kilka słów na osobności. 
Zdziwiona Megan otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła go do środka. 
- Usiłowałem panią złapać przez ostatnie dwa dni ¬powiedział. - Była 
pani na wycieczce? 
- Spędziłam parę dni po drugiej stronie wyspy - wyjaśniła. - Czy szukał 
mnie pan z jakiegoś 
konkretnego powodu? 
Dallas z namysłem podrapał się po brodzie i uniósł krzaczastą brew. 
- No, w gruncie rzeczy myślałem, że to pani szuka mnie. 
- Ja pana? Nie rozumiem. Czy ktoś panu powiedział, że pana szukam? 
- Sama mi to powiedziałaś, dziewczyno. - Nie zmieniając wyrazu 
twarzy, Dallas sięgnął do kieszeni 
marynarki i wyciągnął portfel. Światło padło na legitymację, 

background image

identyfikującą go jako agenta 
wydziału skarbowego. Megan była kompletnie zaskoczona. 
Dallas był agentem przysłanym przez Hornsby'ego! Został 
poinformowany o przyjeździe Megan i 
to on miał się z nią skontaktować, gdyby włożyła złotą bransoletkę. 
Ale miała bransoletkę na ręku tylko przez pół dnia, spędzonego niemal 
całkowicie na 
odosobnionym kawałku plaży! Nie widziała Dallasa ani nad wodą, ani w 
restauracji. 
- Wyglądasz, jakbyś się miała zaraz udławić. Dobrze się czujesz? 
- Tak, wszystko w porządku. Zupełnie w porządku. ¬Przypomniała 
sobie. Spotkała go przecież w 
drodze do sali balowej. Kilka minut wcześniej, a zniknąłby w tłumie 
hazardzistów. Kilka minut 
później, a wyszłaby z Michaelem. 
- Może mi powiesz, co masz do powiedzenia, żebyśmy się mogli oboje 
zająć swoimi sprawami? 
Megan otworzyła usta i bezgłośnie zamknęła je znowu 
. - To dziwne, wiesz? - powiedział, z namysłem mrużąc oczy. - Tego 
Vallaincourta też nigdzie nie 
było paez parę ostatnich dni. Spytałem mimochodem jego sekretarkę, 
gdzie się podziewa, a ona 
powiedziała, że pojechał na ryby. Wyobraź sobie. Na ryby. 
Megan podeszła do drzwi prowadzących na patio. Księżyc nie pokazał 
się jeszcze nad horyzontem, 
ale niebo było usiane tysiącami gwiazd. Ktoś najwyrainiej zorganizował 
przyjęcie na plaży, bo 
płonęło tam wielkie ognisko. 
- To nie moja rzecz, w jaki sposób odnawiasz stare znajomości. Ale 
muszę się dowiedzieć, czy coś, 
co wiesz o tej starej znajomości, może nam pomóc w dochodzeniu. - 
Oczy Dallasa przypominały 
teraz małe punkciki. - Abner Homsby powiedział mi, że jesteś bystrą 
dziewczyną. Zbyt bystrą, żeby 
włożyć to ~iecidełko przez pomyłkę albo zapomnieć, po co je miałaś 

background image

włożyć. A zatem jesteś chyba 
również nazbyt inteligentna, by zapomnieć, dlaczego cię tu w ogóle 
przysłano. 
Megan zamknęła oczy, ale tak byłojeszcze gorzej. Natychmiast ujrzała 
przed sobą twarz Michaela i 
usłyszała jego głos. 
"Mamy kilka spraw do omówienia ... Rzeczy, o których powinienem był 
ci powiedzieć wcześniej ... 

Jedną z przyczyn, z powodu których nie naciskała na Michaela, aby 
zdradził jej więcej szczegółów 
na temat swojej pracy, był' strach, że jej najgorsze podejrzenia się 
potwierdzą. Gdyby rzeczywiście 
odkryła nieprzyjemną prawdę o Michaelu Antonaccim- Vallaincourcie, 
stałaby przed straszliwym 
dylematem, Co zrobić. 
Prawnicza przysięga zobowiązywała ją do złóżenia doniesienia o 
wszystkich przestępstwach i 
nielegalnych działaniach. Miłość do człowieka, który je popełnił, nie 
zwolniłaby jej od oskarżenia o 
pomaganie przestępcy. Kochanek nie stawał się automatycznie klientem, 
którego zwierzenia 
mogłaby zachować w tajemnicy. 
- Nie chciałbym, żeby karierę takiej ładnej dziewczyny zniszczył jeden 
głupi błąd - powiedział 
spokojnie Dallas. 
Megan odwróciła się i spotkała jego wzrok. To dziwne, że przedtem nie 
zauważyła, jak bardzo 
szeroka twarz i zwalista budowa Dallasa upodabnia go do jej ojca. 
Wyraz twarzy dobrotliwego 
dziadka, który tak spodobał jej się pierwszej nocy w kasynie, zniknął 
razem ze zmarszczkami w 
kącikach oczu. Dallas był teraz symbolem władzy. Władzy, którą Megan 
nauczyła się szanować na 
długo przed wstąpieniem na studia prawnicze. 

background image

- Hej, żadne z nas nie młodnieje przez to czekanie, aż się zdecydujesz 
coś powiedzieć. Może 
ułatwię sprawę wyjaśniając, czego dowiedzieliśmy się w ciągu tych paru 
dni, gdy cię nie było. 
Najwyraźniej twój kumpel nie mówi wszystkiego. Nie jest wcale 
właścicielem tego tu hotelu. 
Prowadzi go tylko, tak jak prowadził wiele spraw Vi ciągu ostatnich 
dziesięciu lat ... Dla swego 
szefa ... Vincenta Giancarlo. 
ROZDZIAŁ 11 
Megan pomyślała, że teraz wie, jak czuje się człowiek skazany na 
śmierć. Ścierpła jej skóra, serce 
podeszło do gardła, ręce były zimne i lepkie. Szła powoli i sztywno jak 
na ścięcie. 
Apartament Michaela znajdował się na najwyższym piętrze. Czekanie na 
windę trwało całą 
wieczność. Zaciskała zęby tak mocno, że rozbolała ją szczęka. 
Megan miała klucz w ręku, ale -zapukała do drzwi. Była znacznie 
spóźniona, więc miała nadzieję, 
że Michael jest już w środku i czeka na nią. 
Ale nie było go. Pomieszczenie tonęło w delikatnym świetle, w wazonie 
stały świeże kwiaty, a na 
balkonie _ nakryty do kolacji stół. Apartament składał się z sześciu 
dostatnio wyposażonych pokoi, 
ale Megan nie zainteresowała się bliżej umeblowaniem. Zajrzała do 
wszystkich zakamarków, po 
czym następne pół godziny spędziła spacerując nerwowo po salonie. W 
końcu postanowiła 
poszukać Michaela. 
Zjechała windą z powrotem do holu i skierowała się do kasyna. Rzut oka 
na zatłoczoną salę nic jej 
nie dał - przy automatach do gry kłębił się tłum, stoliki były oblężone, 
ale 
Michaela tam nie było. . 
- Przepraszam - zagadnęła jednego ze strażników - czy nie widział pan 

background image

pana Vallaincourta? 
Strażnik z uznaniem otaksował figurę Megan, podkreśloną krótką, 
obcisłą sukienką. 
- Chyba mignął mi jakiś czas temu, ale ... - wzruszył ramionami z 
przepraszającym uśmiechem. - 
Niech pani zajrzy do biura. 
Megan podziękowała i wróciła do zatłoczonego i hała¬śliwego holu. 
Minęła recepcję, kierując się 
do umieszczonych z tyłu biur. Na trzech wielkich dębowych drzwiach 
widniały tabliczki z 
nazwiskami i stanowiskami osób z zarządu. Pełna mieszanych uczuć, 
zarazem przestraszona i 
zakłopotana, Megan zapukała do drzwi z napisem "Dyrektor". 
Nikt nie odpowiedział na jej pukanie. 
Spojrzała przez ramię, ale recepcjonistka była zajęta nowo przybyłą 
grupą turystów. Nacisnęła więc 
klamkę i ze zdziwieniem stwierdziła; że drzwi ustępują. Megan najpierw 
zajrzała, a potem weszła 
do pokoju, który najwyraźniej był sekretariatem, i zamknęła za sobą 
drzwi. Nikt jej nie zatrzymał, 
nikt na nią nie zwrócił uwagi. 
Duże biurko strzegło dostępu do drugiej pary wysokich dębowych drzwi. 
Jedno ich skrzydło było 
nieco uchylone. Megan dostrzegła Michaela. 
Ruszyła w tamtą stronę, ale zatrzymała się znowu, czując, jak serce 
podchodzi jej do gardła. W 
świetle stojącej na biurku lampy z zielonym abażurem Michael wydawał 
się niezwykle przystojny. 
Dlaczego wygląda tak czarująco i beztrosko? Dlaczego nie postarzał się, 
nie roztył, nie wyłysiał? 
Wcale nie wyglądał na prawą rękę Vincenta Giancarlo. A jednak, jak 
twierdził Dallas, taką właśnie 
pełnił funkcję w przestępczym światku. 
Teksańczyk niemal mruczał głośno z zadowolenia, gdy podała mu 
prawdziwe nazwisko Michaela, a 

background image

raczej gdy go zdradziła. Ale czy miała inne wyjście? Włożyła tę 
przeklętą bransoletkę w przypływie 
gniewu. Miała pecha, że Dallas spotkał ją akurat w tym momencie w 
holu. Kłamstwa na temat 
Michaela nie pomogłyby ani jemu, ani jej uniknąć' kłopotów. Mogła 
tylko mieć nadzieję, że 
Michael zrozumie, dlaczego musiała tak postąpić i nie znienawidzi jej 
całkowicie. Może da jej 
szansę, by go spróbowała z tego wyplątać ... jeśli jeszcze nie jest za 
późno. 
Michael pochylał się nad biurkiem, marszcząc brwi, co podkreślało jego 
zdecydowane rysy. Nie 
mogła oderwać wzroku od mocnej szczęki, pełnych, zmysłowych ust, 
oczu ocienionych długimi 
rzęsami. Wspomnienie ich połączonych nagich ciał, wspaniałych 
wspólnych przeżyć nieomal 
obezwładniło Megan. Otrząsnęła się. Zdała sobie sprawę, że musi 
działać szybko, bez 
zastanowienia, nie pozwalając sobie na rozważania, co mogłoby się 
zdarzyć w innych warunkach. 
Megan pchnęła drzwi i weszła do biura energicznym krokiem. Michael 
podniósł głowę, 
najwyraźniej zaskoczony. 
- Megan ... ? 
- Michael, muszę z tobą porozmawiać, choćby przez parę minut. Jest coś 
ważnego, o czym 
powinieneś się dowiedzieć. 
- Megan, ja ... 
_ Nie, proszę, pozwól mi mówić. Pozwól mi to z siebie wyrzucić, póki 
jeszcze trzymam się w 
garści. Potem mo¬żesz ze mną zrobić, co będziesz chciał. 
- Megan! Bardzo bym chciał z tobą porozmawiać, ale jak widzisz - w tej 
chwili jestem zajęty• 
Wzrok Megan pobiegł za jego spojrzeniem. Oniemiała. 
Michael nie był sam. Na kanapie w rogu pokoju tkwił Kolumbijczyk, 

background image

którego widziała już w 
kasynie. Obok niego siedział Vincent Giancarlo, który wyglądał równie 
groźnie, jak półtora roku 
temu w sądzie. 
Po obu ich stronach stali ponuro spoglądający ludzie z obstawy, a 
naprzeciwko Gino Romani, z 
twarzą tak samo wypraną z wszelkiego wyrazu jak twarz Michaela. 
Przerażona Megan patrzyła, jak Vincent Giancarlo podnosi się ze swego 
miejsca. Wydawało się, że 
trwa to bardzo długo, a kiedy w końcu wyprostował się, wypełnił sobą 
cały pokój. Było to tylko 
pierwsze wrażenie, bo w rzeczywistości był znacznie niższy od Michaela 
i nie tak mocno 
zbudowany. Jego ciemne, głęboko osadzone oczy wydawały się 
przenikać Megan na wylot. Gdyby 
nogi nagle nie odmówiły jej posłuszeństwa, uciekłaby natychmiast. 
_ Michael- rozległ się niski, gardłowy głos - widzę, że coś przede mną 
ukrywałeś. 
Megan zauważyła, że mięśnie policzków Michaela napięły się na 
moment, ale zaraz rozluźniły w 
uśmiechu. 
- Pani Thomas i ja jesteśmy starymi przyjaciółmi. Chodziliśmy razem do 
szkoły. Przyjechała tu na 
dwutygodniowy urlop. 
Giancarlo podszedł do Megan. 
- Każdy powinien mieć tak uroczych przyjaciół. Teraz rozumiem, 
dlaczego człowiek, który przez 
rok nie wziął 
nawet jednego wolnego popołudnia, nagle znika na trzy dni. - Duże 
brązowe oczy zwróciły się w 
stronę Michaela. - Popieram, chłopcze, popieram. 
- Ja ... ja... przepraszam - wyjąkała Megan. - Nie chciałam przeszkadzać 
... 
- Nonsens. - Giancarlo ujął ją za rękę. - Takie przeszkody sprawiają, że 
krew szybciej krąży w 

background image

żyłach. To pani musi nam wybaczyć. Najwyraźniej mieliście na ten 
wieczór wspólne plany, a 
myśmy wam przeszkodzili. 
Megan wstrzymała oddech, gdy Giancarlo powoli przesunął wzrokiem 
po jej figurze. Sukienka 
wydała się jej nagle za krótka, zbyt obcisła, za bardzo podkreślająca 
figurę. PrzekIinała się w 
duchu. 
- Naprawdę - szepnęła bez tchu - to nic ważnego. Mieliśmy po prostu 
zjeść razem kolację. 
- Po prostu kolację? - Miękki głos Giancarla zdradzał niedowierzanie. - 
Droga pani, gdyby moja 
żona ubierała się tak do kolacji, miałbym teraz z tuzin synów i ważył z 
dziesięć kilo mniej. Michael, 
powinieneś był nam powiedzieć. 
- Powinieneś był mnie zawiadomić o swoim przyjeździe, Vince - 
wytknął Michael. 
- Ach, touche. Sam nie wiedziałem o tym jeszcze kilka godzin temu. 
Poza tym wolę przyjeżdżać i 
odjeżdżać bez zapowiedzi. Wszyscy się wtedy bardziej starają ... 
Prawda, Eduardo? 
Mały Kolumbijczyk usiłował wtopić się w kanapę. Na dźwięk swego 
imienia poruszył się 
niezręcznie i potwierdził, co wywołało wybuch śmiechu Sycylijczyka. 
- Niektórzy nie lubią niespodzianek. Michael, nie będę ci przeszkadzać. 
Nie wybaczyłbym sobie, 
gdyby tak urocza dama miała być głodna z powodu nudnych interesów. 
Poza tym - rzucił okiem na 
zegarek i zmarszczył brwi - wydaje mi się, że ostatni raz jadłem o 
świcie. Czy ten zwariowany 
Alzatczyk wciąż jest tu kucharzem? Ten, który miesza pół kilo 
topionego masła z pół kilo sera i 
robi z tego sos do makaronu? 
- Rene - powiedział Michael. - Tak, wciąż tu pracuje. 
- To świetnie. Eduardo i ja popróbujemy dzieł Rene i pokłócimy się o 

background image

wyniki meczów piłki nożnej, 
a ty i pani Thomas ... spróbujecie się nie kłócić - stwierdził Giancarlo, 
puszczając do Megan oko. 
- Vmce ... 
- Nie, nie, Michael. Naprawdę. Zapewniłeś mnie już, że wszystko jest 
przygotowane jak trzeba. 
Możemy tylko czekać. Naprawdę czułbym się zaniepokojony stanem 
twojego umysłu, mój drogi, 
gdybyś wolał spędzić ten czas z nami, a nie z piękną kobietą. 
Może Michael i był zdenerwowany, ale nie pokazał tego po sobie. 
- Jesteś pewien, że nie będę wam potrzebny? Giancarlo oderwał oczy od 
Megan. 
- Oczywiście, że będziesz. Choćby po to, by zatelefonować do kuchni i 
zamówić mi wielki 
befsztyk. I makaron. Całe góry makaronu. I kalmary, i rybę ... Gdy 
naprawdę będę cię potrzebować, 
przyślę Gina. Na razie odpręż się i baw dobrze. 
Michael nie robił wrażenia odprężonego, ale po krótkim wahaniu 
odwrocił się i podszedł do 
stojącego na biurku telefonu. 
Tym samym odsłonił Megan, która do tej pory pozostawała praktycznie 
w cieniu. Teraz ostrzejsze 
światło wydobyło jej rysy i zdumiewającą, szmaragdową zieleń jej oczu. 
Giancarlo przerwał w pół 
zdania i utkwił w niej wzrok. 
- Proszę mi wybaczyć, ale czy myśmy się już gdzieś nie spotkali? 
Megan z trudem trzymała nerwy na wodzy. Serce znowu podeszło jej do 
gardła. Przypomniała 
sobie, jak pewnego dnia wiele miesięcy temu wślizgnęła się na salę 
sądową, by śledzić przebieg 
wstępnego procesu przeciwko Vincentowi Giancarlo. W niecałe 
dwadzieścia minut jego prawnicy 
obalili oskarżenie. Triumfujący Oinacarlo w drodze do wyjścia 
zatrzymał się w pobliżu miejsca, 
gdzie siedziała. Co gorsza, czekał na niego tłum reporterów, więc 

background image

obstawa przez chwilę musiała 
opróżniać przejście. Trwało to sekun¬dy, ale wystarczyło, by Oiancarlo, 
który swoje kochanki 
liczył na pęczki, zauważył jej utkwiony w niego wzrok. 
Niemożliwe, by przypomniał sobie to spotkanie po blisko dwóch latach. 
- Nie ... nie wydaje mi się, proszę pana ... Giancarlo jakby obudził się i 
ujął jej rękę. 
- Ach, jak niegrzecznie z naszej strony! Michael jest dla mnie prawie 
synem, ale jego maniery są 
czasami ... ¬Pokręcił głową w parodii rozpaczy. 
Michael usłyszał jego słowa. Przytrzymał słuchawkę telefonu, 
przykrywając ją dłonią. Przez 
moment wpatrywał się w Megan, po czym przeprosił. 
- Pani Megan Thomas ... Vincent Oiancarlo. Giancarlo rozpromienił się. 
- Cała przyjemność po mojej stronie. Ale muszę panią ostrzec, że nie 
zapominam twarzy. Jeśli już 
się gdzieś spotkaliśmy, to w końcu sobie przypomnę. 
- Wszystko gotowe - powiedział Michael, odkładając słuchawkę. 
Obszedł biurko, obrzucając Gina 
spojrzeniem. - Rene obiecał, że przejdzie samego siebie. Stolik czeka. 
Gino pójdzie z tobą, Vince, i 
upewni się, czy masz wszystko. 
- Znakomicie. Znakomicie. No chodź, Eduardo. Mój żołądek dopomina 
się o swoje prawa. 
Kolumbijczyka nie trzeba było ponaglać. Wstał i ruszył do drzwi. Oino i 
obstawa wyszli za nim 
razem z Giancarlem. 
- Mam nadzieję, że jeszcze panią zobaczę. Uśmiechnęła się z wysiłkiem 
i wyjąkała jakieś 
pożegnalne słowa. Michael odprowadził ich aż do drzwi do holu i 
czekał, by upewnić się, że poszli 
w stronę restauracji. zanim wrócił, Megan podeszła do okna i wyglądała 
teraz na ruchliwą ulicę. 
Słyszała, jak Michael zamyka drzwi i przekręca w nich klucz. 
Jego sylwetka odbijała się w szybie. Wyglądał na rozgniewanego, nawet 

background image

wściekłego. Przygotowała 
się do nieuniknionej konfrontacji. Puściła firankę, ale nie była w stanie 
odwrócić się i spojrzeć na 
niego. Jeszcze nie. 
- Bardzo mi przykro. Nie wiedziałam, że jesteś zajęty. 
- To moja wina. Powinienem był przeczytać wiadomości, które czekały 
na mnie w recepcji. 
Przepraszam cię 
jeszcze na chwilę - muszę zadzwonić. . 
Jego głos był zimny i oficjalny, zupełnie niepodobny do tego, kiedy 
prosił ją, by nie spóźniła się na 
spotkanie. 
Nacisnął.kilka przycisków na tarczy telefonu i powiedział coś cicho do 
słuchawki. Zbyt cicho, by 
Megan mogła dokładnie usłyszeć. Zrozumiała tylko, że mówił coś o 
gościach i rezerwacji ... 
W końcu odłożył słuchawkę. Nadal tkwił przy biurku. Megan rzuciła mu 
szybkie spojrzenie, ale 
odwróciła wzrok natychmiast, gdy poczuła, że Michael patrzy na nią. 
Zamknęła oczy. 
- MichaeL .. Departament Sprawiedliwości wie wszystko o interesach 
Vincenta Giancarlo. Wie, że 
to on jest właścicielem kasyna, a ty dla niego pracujesz ... - Głos ją 
zawiódł i umilkła. 
- Czy to właśnie chciałaś mi przekazać? 
- Nie tylko. 
Czekając wpatrywał się w nią, a Megan pożałowała, że kiedykolwiek 
spotkała Abnera Homsby'ego. 
- Tamtego ranka, na plaży ... kiedy kłóciliśmy się ... spytałeś, czy jestem 
tu po prostu na urlopie. Nie 
odpowie¬działam ci. Nie mogłam. Bo widzisz, tak naprawdę ... tak 
naprawdę to nie jest zwykły 
urlop. A ja nie jestem takim zwykłym prawnikiem. To znaczy, jestem 
prawnikiem, ale pracuję w 
Biurze Prokuratora Okręgowego, i to oni mnie tu przysłali. To znaczy ... 

background image

właściwie nie przysłali, to 
była tylko prośba z Wydziału Skarbowego, od takiego obrzydliwego 
agenta, który nazywa się 
Homsby. Pokazał mi twoje zdjęcie z Giancarlem, zrobione parę miesięcy 
temu. Zdjęcie było 
niewyraźne i nie rozpoznałam cię, ale on uważał, że tak, więc ... więc 
przysłał mnie tutaj, żebym 
mogła ci się przyjrzeć osobiście. 
Pojedyncza łza wymknęła się jej z kącika oka i spłynęła aż na brodę. 
- Widzisz, oni znali cię tylkó jako Vallaincourta i dostali szału, kiedy się 
okazało, że człowiek o tym 
nazwisku nie ma żadnej przeszłości. 
Michael nabrał w płuca powietrza i wypuścił je powoli. 
- Rozumiem, że to niedopatrzenie zostało już naprawione? 
Megan odwróciła się i odważyła spojrzeć mu w oczy. 
- Nie miałam wyboru. Nie mogłam nagle zmienić zdania i odmówić 
współpracy, skoro już tu 
przyjechałam. I nie mogłam kłamać. Mimo że bardzo chciałam, bo 
zacząłeś tyle dla mnie znaczyć, 
nie mogłam kłamać! I tak wiedzieliby, że coś jest nie w porządku, i 
oboje mielibyśmy kłopoty. A 
tak ... a tak przynajmniej wszystko jest jasne i mogę ci pomóc. 
Cokolwiek to jest, Michael, w 
cokolwiek jesteś zamieszany, mogę ci pomóc. Nie jesteś taki jak oni, 
nigdy nie byłeś. Zrobię 
wszystko, co zechcesz, co tylko jestem w stanie zrobić, by pomóc ci się 
wyplątać. O ile ... o ile nie 
każesz mi kłamać. 
Michael wpatrywał się w nią w milczeniu, najwyraźniej dokładnie 
zastanawiając się nad tym, co 
przed chwilą powiedziała. Zaciskał i rozprostowywał palce. 
- Aha - mruknął. - Więc chcesz mi pomóc. Megan wstrzymała oddech. 
- Przyjechałaś tutaj z misją, na prośbę- jak się nazywa ten twój szef 
Hornsby? 
- Nie jest moim szefem. Zrobiłam mu grzeczność. W ogóle nie chciałam 

background image

tu przyjeżdżać! 
Planowałam spokojny urlop na Cape Cod, ale ... ale ... 
- Ale namówiono cię, byś zrobiła tę grzeczność Hornsby'emu? - Wydął 
wargi. - A potem, gdy już 
wykonałaś zadanie, z jakiegoś powodu czułaś się zmuszona przyjść tutaj 
i zaproponować mi 
pomocną dłoń? 
- Chcę ci pomóc, Michael - szepnęła ledwodosłyszalnie. - Jeśli mi 
pozwolisz. Ale me będę mogła, 
jeśli mi nie powiesz, w co jesteś zamieszany ... I jeśli chodzi o narkotyki. 
- Cóż za szlachetne rozróżnienie - zakpił gorzko. - Myślałem, że 
przestępstwo to przestępstwo. 
Zrobił dwa kroki w jej stronę. 
- Ale ty nie wierzysz, że to narkotyki, prawda? 
- Nie wiem, w co wierzyć. Narkotyki to naj gorsza rzecz, jaka 
przychodzi mi do głowy ... A Samosa 
jest Kolumbijczykiem, prawda? Kolumbijczycy często są zamieszani w 
handel narkotykami. A 
przecież Giancarlo nie robi żadnych szlachetnych rozróżnień. W żadnej 
dziedzinie. 
- Raczej nie - uśmiechnął się krzywo Michael. 
Zbliżał się do niej. Megan cofała się, usiłując zachować bezpieczną 
odległość między sobą a 
Michaelem. 
- Trzeba było mnie spytać. Mogłaś mi powiedzieć, kim jesteś i co tu 
robisz, i po prostu spytać się 
mnie o wszystko, co chciałaś wiedzieć. 
- A ty byś mi odpowiedział? 
Spojrzenie Michaela ześlizgnęło się na zachęcająco głęboki dekolt jej 
sukienki. 
- Gdybyś dobrze wybrała moment, pewnie powiedziałbym ci wszystko, 
co tylko chciałabyś 
wiedzieć. 
Megan starała się nie wybuchnąć płaczem. Michael specjalnie 
zachowywał się tak okrutnie. 

background image

- To i tak nie miałoby znaczenia. Ty jesteś tym, kim jesteś i ja jestem 
tym, kim jestem. Nigdy by 
nam się nie udało, nawet gdybyśmy mogli być ze sobą szczerzy. 
- Wydaje mi się, że przez kilka ostatnich dni udawało nam się całkiem 
nieźle - odparł, marszcząc 
brwi i podchodząc do niej blisko. - Ale jak rozumiem, to też była tylko 
gra. 
- Gra? 
- Daj spokój, Megan, jesteśmy dorośli. Cieszyliśmy się swoim 
towarzystwem i swoimi ciałami. 
Muszę przyznać, że znakomicie grałaś swoją rolę. Twoja nieśmiałość 
była naprawdę przekonująca. 
O mało co znowu zrobiłbym z siebie głupca. 
Megan utkwiła w nim niedowierzający wzrok. 
- To nie była gra! Wszystko, co mówiłam czy robiłam, gdy byliśmy 
razem, było szczere. Nie 
miałam zamiaru się w tobie zakochać, ale to się stało i wcale tego nie 
żałuję. Jeśli naprawdę 
uważasz, że chciałam tylko pokonać twoją nieufność ... to jesteś 
cholernym głupcem! Mogłabym 
cię kochać przez całe życie, a ty... a ty ... a ty to po prostu odrzucasz! 
Usiłowała powstrzymać łzy, ale na próżno. Zaczęły spływać jej po 
policzkach strumieniem. Była 
wściekła, że płacze, i że on to widzi. Nie płakała w ten sposób od czasów 
dzieciństwa, ale to 
właśnie Michael sprawiał, że czuła się jak dziecko - bezbronna, 
opuszczona i zagubiona. 
Michael pobladł. Niepewnym gestem wyciągnął do niej ręce i choć 
próbowała go odepchnąć, ujął 
jej twarz w dlonie i zmusił, by spojrzała mu w oczy. 
- Zostaw mnie! - krzyknęła. 
Wpatrywał się w nią głodnym wzrokiem i nie puszczał. 
- Czy ty ... czy ty powiedziałaś, że mnie kochasz? 
- Nie, wcale nie, nie kocham cię - upierała się, choć żadne z nich w to 
nie wierzyło. 

background image

- No to chyba ja nie kocham ciebie - stwierdził spokojnie. - A skoro nie 
kocham cię teraz, to chyba 
nie kochałem cię także piętnaście lat temu. 
Megan zaprzestała walki i zamarła. Co on mówi? Co on, do diabła, 
mówi, że wtedy czuł to samo, 
co ona? 
- Ale to dziwne - mówił z namysłem. - Tak długo trwało, zanim mi 
przeszło. Musiałem wyjechać, 
wiedziałem, że powinienem o tobie zapomnieć, ale ... nigdy mi się to nie 
udało. Och, próbowałem. 
Jeszcze jak próbowałem. Miałem dziesiątki kobiet, ale zawsze było z 
nimi coś nie tak. Nawet nie 
wiedziałem, czego mi brak, póki nie spotkałem cię w kasynie. 
-Michael, proszę cię ... 
- Sama myśl, że jesteś podobna do mojego wspomnienia sprawiła, że 
przejrzałem książkę 
meldunkową. A kiedy stwierdziłem, że to ty, właśnie ty ... 
Megan spojrzała mu w oczy. Musiała znać prawdę. 
- Gdy pocałowałem cię na parkingu, trząsłem się jak smarkacz. Dziwne, 
że tego nie czułaś. A w sali 
balowej? Nie wiem, co bym zrobił, gdybyś ze mną nie wyszła ... Ale 
wyszłaś i znowu się w tobie 
zakochałem ... Jak idiota ... ¬dodał cicho. 
Megan zamrugała. Uniosła rękę i starła łzy gestem tak dziecinnym, że 
Michael niemal się 
uśmiechnął. 
- Jak możesz m6wić, że mnie kochasz? Zdradziłam cię. 
- Nie zdradziłaś mnie. Sam się zdradziłem. 
- To ja im o tobie powiedziałam. 
Westchnął i przesunął kciukiem po jej wargach. 
- Jestem pewien, że Hornsby i ci inni mogli się sami dowiedzieć. Po 
prostu cię wykorzystali. To 
nieładnie z ich strony. Może ja im w odwecie też uczynię coś 
niesympatycznego. 
Megan przestraszyła się. 

background image

- Och, nie, Michael, nie możesz ... 
Roześmiał się nagle i. odsunął na długość ramienia. 
- Czego nie mogę? Posłać kogoś, by przetrącił im kolana? Chyba 
oglądasz zbyt wiele filmów 
gangsterskich. W dzisiejszych czasach jesteśmy bardziej subtelni. 
- Nie o to mi chodziło - zaprotestowała zarumieniona Megan. 
- To dobrze, bo teraz zdarza nam się jedynie połamać komuś palce. I to 
niezbyt często. 
- Kpisz sobie ze mnie - powiedziała cicho. - A to wszystko wcale nie jest 
śmieszne. 
- Nie, nie jest - przytaknął, biorąc ją w objęcia. - Ale jeśli nie będę się 
śmiał, to się znowu wścieknę. 
I ani tobie, ani mnie nie będzie wesoło. 
Westchnęła i schowała twarz w zagłębieniu jego ramienia. 
- I tak jesteś wściekły. Czuję to. 
- No, w pewnym sensie zapędziłaś mnie w kozi róg. 
_ Michael- głos był stłumiony, ale słowa wyraźne - ja naprawdę mogę ci 
pomóc. Mogę zaraz 
zadzwonić do Nowego Jorku. Porozmawiam z prokuratorem 
okręgowym, Philem Levy. To dobry i 
sprawiedliwy człowiek. Będzie wiedział, co zrobić. Istnieje coś takiego, 
jak ochrona świadków ... 
- Ochrona świadków? 
- To jedyny spos6b, żeby naprawdę uwolnić się od różnych Abnerów 
Hornsbych ... i Vincentów 
Giancarlo. . Michael był niewytłumaczalnie rozbawiony. 
- Czy wiesz, ilu świadków przeżyło, by składać zeznania przeciwko 
Vincentowi Giancarlo? 
- Będziesz pod ochroną ... 
- Będę martwy - stwierdził sucho. - Poza tym dlaczego zakładasz, że w 
ogóle zgodzę się zeznawać? 
- Czy to znaczy, że nie? 
- Za żadne skarby, Megan. Przykro mi, jeśli niszczę twoje złudzenia na 
temat mojej szlachetności i 
honoru. Chodzi o to, że ja lubię żyć. Oddychać. Chodzić po ulicach nie 

background image

oglądając się nerwowo do 
tyłu, gdy tylko ktoś kichnie. A nie można tego robić, jeśli spoczywa się 
na dnie rzeki Hudson. 
- Czyli mamy problem - powiedziała spokojnie. 
- Na to wygląda. 
Cisza, która zapadła po tych słowach, zdawała się rosnąć i żyć własnym 
życiem. 
- Nie zapominaj, że jesteś dla mnie bardzo ważna, Megan. Ja naprawdę 
cię kocham i pewnie będę 
cię kochać całe życie. 
Megan wspięła się na palce i przycisnęła wargi do jego ust. 
- Ty tak samo jesteś dla mnie ważny, Michael. I nie mam zamiaru tak 
łatwo się poddać. 
- Wiedziałem, że twoja obecność oznacza kłopoty ¬zamruczał cicho. - 
Wiedziałem to u George'a i 
wiedziałem to na sali balowej ... Nie powinienem był cię w ogóle tknąć. 
Teraz też nie powinienem 
cię dotykać. 
Ale zamiast ją odepchnąć, przytulił ją jeszcze mocniej. 
Wyczuła jego pożądanie. Z gardła bezwiednie ,wyrwał jej się jęk. 
Zrozumiała, że nie jest w stanie 
panować nad swoją namiętnością. 
Oderwali się od siebie na moment, by spojrzeć sobie głęboko w oczy, i 
przywarli do siebie znowu. 
Dłonie Michaela wślizgnęły się pod sukienkę. Usłyszała, jak westchnął 
cicho, napotykając cienki 
skrawek jedwabiu. Poczuła przypływ rozkoszy, gdy jego palce wsunęły 
się pod brzeg z koronki. 
Doskonale wiedział, jak i gdzieją dotykać, by wywołać pierwsze, drżące 
westchnienie. 
- Michael. .. nie możemy. ~ie powinniśmy ... 
- Nie wiem, jak ty, ale ja mam dość słuchania, czego nie 
mogę i nie powinienem. Jeśli jest coś, czego absolutnie pragnę, to 
właśnie tego. 
Jego dłoń wsunęła się głębiej, a usta tłumiły jej okrzyki. 

background image

Opór Megan stopniał pod zdecydowanym dotykiem palców. 
Kolana ugięły się pod nią i nie protestowała, gdy Michael uniósł ją i 
położył na kanapie. Razem 
zagłębili się w miękkich poduszkach. Podciągnął do góry jej sukienkę. 
Na widok przezroczystego staniczka, który tak starannie' wybrała, jego 
oczy zalśniły, a usta wygięły 
w pełnym uznania uśmiechu. 
- Mam nadzieję, że włożyłaś to specjalnie dla mnie ¬zamruczał, rysując 
palcami koła wokół szybko 
twardniejących koniuszków piersi. Megan wygięła się w łuk, patrząc 
błagalnie na jego usta. 
Odczytując pragnienie odzwierciedlające jego własne, Michael schylił 
głowę i objął wargami 
nabrzmiały koniuszek. Megan wplątała palce w gęste włosy Michaela, 
podczas gdy on podsycał 
jeszcze rosnący w niej żar. Zsunął dłoń niżej, potęgując dreszcz 
oczekiwania, aż napotkał 
przezroczysty kawałek jedwabiu i koronki, ledwo zakrywający puszysty 
wzgórek między udami. 
- To nie Jair, pani mecenas - zamruczał. 
- Jeśli mam wybierać między grą Jair a zwycięstwem - szepnęła, cytując 
jego słowa - to zawsze 
wolę zwycię- stwo. 
Uniósł głowę, przez chwilę czując pokorę na widok błyszczącej w jej 
oczach miłości i dumy. 
Wpatrywał SIę w delikatny rumieniec, zdobiący jej policzki i w 
wilgotne, lekko rozchylone usta. 
Starał się zapamiętać ten widok, wiedząc, że będzie go przywoływał aż 
do ostatniego tchnienia. 
Chwycił za skrawek jedwabiu i niecierpliwie szarpnął. 
Megan wstrzymała oddech i oplotła go długimi, szczupłymi nogami, na 
pół się śmiejąc, na pół 
płacząc. 
Marynarka i koszula błyskawicznie znalazły się na podłodze, 
odkrywając muskularne ramiona i 

background image

tors. Ręce Michaela i Megan spotkały się przy pasku jego spodni, ale 
Megan była szybsza. 
Wypuścił cicho powietrze pod dotykiem jej chłodnej dłoni. Znów schylił 
głowę do jej piersi, ale 
tym razem ledwo zdołał nad sobą zapanować. Pijany zapachem jej sk6ry 
i włosów, uniósł biodra i 
spr6bował wsunąć się do wilgotnego, ciepłego raju. 
Megan wyprężyła się na jego spotkanie, ale miękkie poduszki pod nimi 
zapadły się, nie pozwalając 
na połączenie. Michael spróbował jeszcze raz, z podobnym skutkiem. 
Uniósł ją więc i trzymając 
mocno przy sobie, obrócił się na kanapie. Usiadł i opuścił ją powoli, aż 
objęła kolanami jego 
biodra. 
Megan instynktownie powstrzymywała się, czując jego podniecenie, ale 
w miarę jak się w niej 
zagłębiał; poddała się i zawierzyła jego rękom. Wypełniał ją powoli, aż 
w końcu ich ciała 
przylegały do siebie tak ciasno, jak to tylko możliwe. 
Megan trzymała się ramioą Michaela i z trudem powstrzymywała 
zbliżającą się ekstazę. 
Spr6bowała skupić się na szczupłej twarzy, ale tak było jeszcze gorzej, 
bo widziała, jaki wpływ 
wywiera na niego jej szaleńcze pożądanie. 
Wygięła się powoli do tyłu. Imię Michaela wymknęło się jej z ust razem 
z westchnieniem, gdy 
przywarł ustami do zagłębienia między jej piersiami. Słyszała jak przez 
mgłę, że westchnienie 
przechodzi w ochrypły krzyk, gdy jego dłonie zaczęły poruszać nią w 
rytm ich szaleńczo bijących 
serc. 
Michael czuł, jak Megan sztywnieje, a jej uda zaciskają wokół jego 
bioder. Początkowo udawało 
mu się jeszcze panować nad sobą, ale wkrótce fale gorąca przeniknęły 
jego zmysły, a jej ciało 

background image

wymknęło się z powstrzymujących je dłoni. ZaPomniał o opanowaniu i 
poddał się całkowicie 
gwałtownej namiętności. 
Dokładnie w chwili eksplozji rozkoszy Michael zdał sobie sprawę, że 
nigdy nie będzie miał dosyć. 
Zagłębiał się w nią chciwie, wiedząc, że tych kilka chwil 
niewiarygodnego szczęścia będzie mu 
musiało wystarczyć na całe życie. Raz już ją utracił - i ta strata tkwiła w 
nim przez piętnaście lat. Za 
kilka godzin prawdopodobnie utraci ją znowu - tym razem przez własną 
głupotę. 
Ale tu i teraz należała do niego. Z desperacją, niemal z gniewem, 
przeciągał jej drgania rozkoszy 
jak tylko potrafił najdłużej, chcąc pamiętać jedynie Megan - jej urodę, 
pasję, urywane okrzyki 
namiętności. Kochał ją tak, jak tylko mężczyzna jest w stanie kochać 
kobietę. Kusiło go, by z nią 
uciec, tak szybko i tak daleko, jak tylko się da. Ale wiedżiał, że to 
niemożliwe. Tak sarno, jak 
wiedział, że po dzisiejszej nocy nie może liczyć na żadną wspólną 
przyszłość z Megan Worth. 
. Po dzisiejszej nocy niewątpliwie znienawidzi go tak, jak tylko kobieta 
jest w stanie znienawidzić 
mężczyznę. 
ROZDZIAŁ 12 
Wciąż mocno zaróżowiona Megan na próżno usiłowała przywrócić do 
porządku fryzurę i ubranie. 
Bez grzebienia i szczotki jasna, potargana fala włosów nie dawała się 
ułożyć. Sukienka była 
pognieciona i powyciągana tak, że nie sposób było tego nie zauważyć. 
Michael zamarł w pół ruchu i przyglądał się, z jaką miną obracała w ręku 
rozdarte majteczk. 
- Nie możesz się tylko schylać, poza tym wszystko jest w porządku - 
pocieszył ją, ale ta próba 
wywołała tylko nową falę rumieńców na policzkach Megan. 

background image

- Czuję się naga - przyznala zażenowana. 
- Wyglądasz przepięknie. 
Megan odwróciła wzrok i obciągnęła sukienkę, na próżno usiłując 
przedłużyć ją o parę 
centymetrów. 
Michael nałożył marynarkę i podszedł do niej. Nie potrafił oprzeć się 
pragnieniu dotykania jej, 
objęcia ramionami. Delikatnie odgarnął kaskadę opadających na plecy 
włosów i pocałował ją w 
kark. 
- Przykro mi, jeśli jesteś zakłopotana. To wszystko moja wina. 
- Nie wszystko - poprawiła go z westchnieniem. ¬Gdybym chciała, 
potrafiłabym cię powstrzymać. 
- Naprawdę? Niby kiedy? 
Westchnęła znowu, bo jego wargi wciąż muskały jej szyję. Nie powinno 
jej dziwić, że wiedział, jak 
bezbronna czuje się w jego ramionach, więc czemu wciąż nie była w 
stanie tego pojąć? Z drugiej 
strony, ile razy w życiu była zakochana? Skąd mogła wiedzieć, jak się 
zachować i reagować? 
- Michael... I co my zrobimy? 
Jego usta przestały łaskotać delikatny meszek jej karku i wycisnęły 
pocałunek na czubku głowy. 
- To zależy. Czy mówiłaś serio, że zrobisz wszystko, o co cię poproszę? 
- Oczywiście - obruszyła się i chciała obrócić do niego twarzą, ale jej nie 
pozwolił. 
- A jeśli rzeczywiście o coś poproszę, to zrobisz to nie zadając żadnych 
pytań? 
Nagle poczuła zimny dreszcz. 
- To zależy ... o co mnie poprosisz. 
- O nic nielegalnego - zapewnił ją z kwaśnym uśmiechem. - Absolutnie 
nic kompromitującego. . 
Serce Megan zaczęło bić szybciej. 
- Więc czego ode mnie oczekujesz? 
- Po pierwsze powiedz mi, kto jest twoim łącznikiem tu, w hotelu. 

background image

- Moim łącznikiem? 
Poczuł, jak zesztywniała. 
- Jestem pewien, że Wydział Skarbowy nie przysłał cię tu samej. A 
pytam tylko dlatego, że chcę 
wiedzieć, czy ten łącznik jest w stanie dziś w nocy wywieźć ciebie i 
twoją kuzynkę z wyspy. 
- Wywieźć ... ?! - Obróciła się, mimo że usiłował ją przytrzymać. - 
Dlaczego miałybyśmy opuścić 
wyspę? 
- Megan, przyrzekłaś, że nie będziesz zadawać żad¬nych pytań - 
przypomniał. - Jeśli zbyt wiele 
będziesz wiedziała, będziesz tak jak ja między młotem a kowadłem. 
Megan z napięciem przyglądała się twarzy Michaela. 
Przed czymś ją chronił. .. Może przed oskarżeniem o po¬moc przestępcy 
... A skoro chciał się jej 
pozbyć z wyspy już tej nocy, to znaczy, że ma to coś wspólnego z 
nagłym pojawieniem się 
Giancarla. 
- Nie wyjadę. 
- Wyjedziesz. 
- Nie - potrząsnęła głową. - Nie wyjadę. 
Michael zacisnął zęby i wbił w nią groźny wzrok, ale udało mu się ją 
tylko rozzłościć. 
- Poza tym nie podoba mi się sposób, w jaki usiłujesz się mnie pozbyć. 
Zupełnie jakbym była 
absolutnie bezużyteczna, niekompetentna i niezdolna do radzenia sobie 
w trudnej sytuacji. 
- Megan ... Prosiłem cię, byś mi zaufała. Obiecałaś. 
- Ufam ci. Ale także cię kocham i mam nadzieję, że nie 
zaciemni to calkowicie jasności mojego umysłu. 
Westchnął głęboko. 
- Megan, daję ci słowo, że rano wszystkiego się dowiesz. Nie będzie już 
żadnych sekretów i 
tajemnic. 
Megan zmarszcżyła brwi, ale uznała, że nie uda jej się uzyskać nic 

background image

więcej. Obiecywał wszystko 
wyjaśnić i musiała mu wierzyć. Tym razem musi mu wierzyć - i 
dopilnować, by dotrzymał słowa. 
- Ale z wyspy i tak nie wyjadę. Michael na moment zacisnął powieki. 
- To przynajmniej wyprowadź się z tego hotelu i znajdź dla siebie i 
kuzynki jakiś inny, najlepiej na 
drugim końcu miasta. 
- Dlaczego? 
- Bo cię o to proszę, do jasnej cholery! I proszę cię jeszcze raz o 
nazwisko twego łącznika. 
Megan niechętnie skapitulowała. 
- Nazywa się Dallas. A w każdym razie tak się przedstawia. Nie wiem, 
czy to jego imię, nazwisko, 
czy przezwisko. Znam go tylko jako Dallasa. 
- Jak się z nim kontaktujesz? 
Megan znowu się zawahała. Nie mogła się zrnusić, by mu powiedzieć o 
bransoletce. Już gdy ją 
wkładała, czuła się głupio. Michaelowi będzie się to wydawać jakby 
żywcem wzięte z opowieści o 
Jamesie Bondzie. 
- Nie kontaktuję się. To znaczy ... To on się ze mną skontaktował. 
Michael zmrużył oczy. 
- Jak wygląda? Opisz go. 
- Wysoki, tęgi, siwowłosy. Mówi z wyraźnym teksaskim akcentem, a na 
dłoniach i szyi nosi pół 
wystawy sklepu jubilera. 
- Wiem, o kim mówisz. Jesteś pewna, że jest prawdziwy? 
- Tak. Ale dlaczego tak się martwisz o moje bezpieczeństwo? Nic mi nie 
grozi. 
- Nie bezpośrednio. Ale mnie może grozić. Twoja obecność stanowi 
bezpośrednie zagrożenie dla 
mnie. 
- Dla ciebie?! 
- Pierwszą rzeczą, jakiej się uczysz w tym świecie, to umiejętność 
skrywania słabości. Giancarlo 

background image

widział cię i wie, że jesteś moim słabym punktem. Druga, równie ważna 
zasada mówi, by nigdy 
niczego nie przyjmować za pewnik. Fakt, że w momencie wejścia tu 
wiedziałaś, kim jest Giancarlo, 
stwarza podwójne zagrożenie - dla ciebie, bo będziesz w stanie go 
zidentyfIkować i dla mnie, bo 
spędzam czas z zastępcą prokuratora okręgowego. 
- Ale on nie wie ... 
- Nie łudź się - do rana sobie przypomni. Widziałem, jak na ciebie 
patrzył, a on nie przepuści żadnej 
pięknej kobiecie. 
Megan przypomniała sobie uwagę Giancarla: 
,,Nie zapominam twarzy. Jeśli już gdzieś się spotkaliśmy, w końcu sobie 
przypomnę". 
- Do diabła, Megan, daj mi trochę luzu. 
- Co takiego? 
- Nie przywykłem do tego poczucia odpowiedzialności, jakie we mnie 
budzisz. Nie zwykłem 
martwić się o kogokolwiek poza samym sobą. 
- A martwisz się? - spytała poważnie. - I nie chodzi mi o mnie. 
- Bardzo się martwię- zamruczał, ujmując w dłonie jej twarz. - Martwię 
się, co się może za chwilę 
stać, jeśli nie przestaniesz tak na mnie patrzeć. Zapomniałaś, że pod 
spodem nie masz niczego? 
Megan poddała się pocałunkowi, niepewna, czy poprawia, czy pogarsza 
jej samopoczucie. 
- Nie dam się tak łatwo zbyć, Michael - ostrzegła go cicho. - Jeśli sobie 
życzysz, przeprowadzę się 
gdzie indziej, ale nie uda ci się już na zawsze trzymać mnie na odległość. 
Wrócę i razem 
znajdziemy jakiś sposób, żeby się z tego wykaraskać. 
Nie czekając na odpowiedź odwróciła się i podeszła do biurka, dumna, 
że udało jej się nie załamać. 
Czuła, że śledzi ją gorącym spojrzeniem. Wiedziała, że nie będzie to 
takie łatwe, jak można by 

background image

sądzić z jej słów. Mimo wszystko między nimi była przepaść 
oddzielająca dwa światy, ten, 
rządzący się swoimi prawaml i ten, w którym obowiązywało prawo. 
Wyciągnęła pantofelki spod biurka. Zerknęła na Michaela i stwierdziła, 
że stracił nieco pewności 
siebie. 
Rano, gdy już wszystko się wyjaśni, on z kolei będzie musiał jej zaufać. 
Była naprawdę dobrym 
prawnikiem i znajdzie w tej ścianie jakąś szczelinę. Jeśli Phil czy 
ktokolwiek inny w biurze będzie 
miał wątpliwości co do zasad jej postępowania w sprawie Michaela 
Vallaincourta, to mogą sobie 
wziąć swoją pracę i swoje zasady i. .. 
Z sekretariatu dobiegł nagle jakiś odgłos. Michael gwałtownie poderwał 
głowę i ostrzegawczo 
uniósł rękę. Ktoś tam był. Przez wąski pasek światła pod drzwiami 
przesunął się cień. Ktoś 
poruszył ostrożnie klamką, jakby próbując, czy drzwi są zamknięte na 
klucz. 
Michael błyskawicznie podszedł do biurka i wysunął środkową szufladę. 
Sięgał właśnie po lśniącą 
dziewięciomilimetrową berettę, gdy rozległo się lekkie pukanie. 
- Mikey, jesteś tam? - rozległ się głos Gina. 
Michael rozluźnił się i zamknął szufladę. 
- Chwileczkę. - Napotkał zaskoczone spojrzenie Me¬gan. Widziała 
pistolet i zmienione rysy jego 
twarzy. Zmienione tak samo, jak tamtego ranka na plaży - w jednej 
chwili urok i dobry humor 
ustąpił chłodowi i żelaznej dyscyplinie. 
Podszedł do drzwi i otworzył. 
- O co chodzi? 
Gino przechylił lekko głowę, by zajrzeć do środka nad ramieniem 
Michaela. 
- Skończyli jeść kolację. Vince chce się z tobą widzieć. Michael zaklął 
pod nosem, rzucił okiem na 

background image

zegarek i zaklął znowu. 
- Dobra. Odprowadzę Megan i. .. 
- Hmm ... To chyba nie jest dobry pomysł. Bardzo mu się śpieszy. Nie 
jest zbyt zadowolony z kilku 
rzeczy, których dowiedział się w czasie kolacji, więc jeśli masz trochę 
oleju w głowie, poświęcisz tę 
chwilę na wymyślenie paru dobrych odpowiedzi. 
- Jakich rzeczy? Co się stało? - wykrztusiła Megan. 
W oczach Michaela mignęło niezadowolenie. Sądziła, że Gino jest 
przyjacielem Michaela, ale 
przecież zatrudniał go Vincent Giancarlo. Jego lojalność należała się w 
pierwszym rzędzie 
Giancarlowi, usuwając w cień wszelkie przyjacielskie uczucia, jakie być 
może żywił do Michaela. 
Z minuty na minutę wszystko coraz bardziej się komplikowało. Musiała 
pomyśleć. Musiała mieć 
trochę czasu, żeby samej wszystko przemyśleć. 
Sięgnęła po torebkę i objęła spojrzeniem pokój, sprawdzając, czy 
niczego nie zapomniała. W 
ostatniej chwili zdała sobie sprawę, że w dłoni ściska rozdartą jedwabną 
szmatkę. Rumieniąc się z 
zażenowaniem, wsunęła ją do torebki. 
- Nie przejmuj się mną, Michael. Trafię do swego pokoju. 
- Przepraszam cię, Megan. Przyjdę, jak tylko będę mógł. 
- Najpierw interesy, potem przyjemność - powiedziała lekko, 
uśmiechając się na rachunek Gina. 
Minęła już niemaI obu mężczyzn, gdy Michael złapał ją za ramię i ruszył 
u jej boku. Nie obejrzał 
się, ale Megan czuła, że zdaje sobie sprawę z obecności Gina. 
- Nie rób nic, póki się z tobą nie porozumiem - mruknął cicho. 
Megan zatrzymała się przy drzwiach. Uniosła wzrok ku jego szczupłej, 
przystojnej twarzy i 
uśmiechnęła się niemal szczerze. 
- Wiesz, że będę czekać tak długo, jak będzie trzeba. Pocałowała go, 
ignorując utkwiony w nich 

background image

wzrok Gina, i szybko wyszła, zanim opuściła ją odwaga. Tym razem 
cieszyła się, że hol jest 
zapchany ludimi. Przecięła go na ukos, nie zwracając uwagi na 
zdumione spojrzenia. Wiedziała, że 
Michael stoi przy drzwiach i patrzy za nią. Pragnęła jak najszybciej 
poczuć na skórze świeże nocne 
powietrze. 
Sąsiednie domki rozbrzmiewały muzyką i śmiechem. 
Także na plaży przyjęcie było w toku. 
Wsunęła rękę w torebkę; szukając klucza. Żarówka nad drzwiami 
musiała się przepalić, bo na 
małej, obrośniętej winem werandzie panowały absolutne ciemności. 
Namacała klucz, ale jeszcze 
przez chwilę walczyła z zamkiem. 
Ze środka dobiegł ją stłumiony odgłos jakby szarpaniny, a potem 
niewyraźny okrzyk. Zanim 
zdążyła zareagować, drzwi gwałtownie otwarto. Megan utkwiła wzrok w 
wymierzonej w nią lufie 
pistoletu. 
ROZDZIAŁ 13 
- Proszę wejść, proszę wejść, droga pani Thomasa może powinienem 
powiedzieć Worth? Proszę 
wejść i przyłączyć się do nas - powiedział Vincent Giancarlo, nie 
ruszając się z kanapy. Ochroniarz, 
którego Megan widziała już w biurze Michaela, stał z pistoletem przy 
drzwiach. Drugi człowiek z 
obstawy usiłował unieruchomić kopiącą i wyrywającą się z jego rąk 
Shari. 
- No niechże pani wejdzie, pani Megan Worth, zastępca prokuratora 
okręgu Manhattan. No, no, no, 
chyba smakowała pani dzisiaj kolacja. Szkoda, że musiała się tak 
gwałtownie zakończyć. 
Megan zignorowała obleśne spojrzenie, którym obrzucił jej pogniecioną 
sukienkę i rozburzone 
włosy. Za wszelką cenę usiłowała zachować spokój. Kosztowało ją to 

background image

niemało wysiłku i nie 
zostawiało już miejsca na myśli o Michaelu. 
- Co pan tu robi? - spytała. - Czego pan chce? 
- Oj ... to chyba ja powinienem zadać pani te pytania, nie? 
- Nie rozumiem, o co panu chodzi. 
- Niech pani da spokój. Może udało się pani nabrać 
Michaela na te wielkie zielone oczy, ale mnie? Nie toleruję żadnych 
przypadków. 
- A ja nie mam zamiaru tolerować pańskiej obecności. 
A teraz czy mógłby pan powiedzieć temu typowi, żeby trzymał łapy z 
daleka od mojej kuzynki? 
Giancarlo wyglądał na rozbawionego. 
- Jego łapy zostaną tam, gdzie są, póki nie otrzymam odpowiedzi na 
kilka pytań. A jeśli te 
odpowiedzi mi się nie spodobają, to ... - Uniósł rękę i Shari gwałtownie 
złapała powietrze, 
zaprzestając walki. Ochroniarz objął ją w pasie i przyciskał do drugiego 
ramienia. Z łatwością mógł 
jej złamać kręgosłup. 
- Zostawcie ją w spokoju! - krzyknęła przerażona Megan. - Ona nie ma z 
tym nic wspólnego. 
- A pani ma z tym coś wspólnego? To pani sugeruje? 
- Nic nie sugeruję - zaprzeczyła gorąco. - I protestuję przeciwko temu 
wtargnięciu. Włamanie i 
zatrzymywanie wbrew woli to przestępstwo. 
Giancarlo odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się. 
- Rozumiem, dlaczego spodobała się pani Michaelowi. Ma pani poczucie 
humoru i nie traci pani 
głowy w trudnej sytuacji. To niezwykle ważne w dzisiejszych czasach. A 
ja lubię opanowane 
kobiety. Zazwyczaj potrafią ocenić od razu sytuację i wiedzą, co jest dla 
nich najlepsze. Czy pani 
wie, co jest dla pani najlepsze? 
- Czemu mi pan sam nie powie? - rzuciła ostro. 
- Prawda, droga pani. Prawda, tylko prawda i nic oprócz prawdy - czy 

background image

tak się to mówi? - Jego 
uśmiech 
stawał się coraz szerszy. Podrapał się po nosie. - Mówiłem pani, że 
nigdy nie zapominam twarzy. 
Szczególnie pięknej twarzy. A na pewno nie takiej, w której lśnią oczy 
jak szmaragdy. To właśnie 
zwróciło moją uwagę w sądzie, pani zastępco prokuratora okręgowego. 
Takie oczy i ciało jak 
stworzone dla przyjemności ... Proszę sobie wyobrazić moje 
rozczarowanie, gdy dowiedziałem się, 
że pani jest z prokuratury. Miałem nadzieję, że może jest pani reporterką, 
która zechciałaby 
przeprowadzić ze mną wywiad ... 
- I sądzi pan, że to powinno mi pochlebiać? - spytała zimno. . 
- A co pani szkodzi sprawić nieco radości staremu człowiekowi? 
- Czego pan chce? 
- Już powiedziałem - prawdy. Po co pani tu przyjechała? 
Przez chwilę Megan zastanawiała się nad odpowiedzią, ale rzut oka na 
przerażoną twarz Shari 
przekonał ją, że rzeczywiście musi mu powiedzieć prawdę. 
- Przyjechałam, by zidentyftkować Michaela. 
- ZidentyfIkować Michaela?! Co to znaczy - zidentyfIkować Michaela? 
Najwyraźniej Giancarlo nie tego oczekiwał. Z zadowoleniem ujrzała, że 
na moment wytrąciła go z 
równowagi. 
- Nikt w Departamencie Sprawiedliwości nie wiedział, kim jest Michael 
Vallaincourt. Z jakichś 
przyczyn sądzili, że rozpoznałam go na niewyraźnej fotografIi, więc 
żeby przyspieszyć 
dochodzenie, przysłali mnie tu, bym spróbowała go zidentyfIkować. - 
Megan czuła, jak powoii 
zaczyna ogarniać ją spokój, jak coraz skuteczniej jest w stanie opanować 
swoje emocje, tak jak to 
robiła na sali sądowej. - Nazwisko Vallaincourt - dodała nieco 
ironicznym tonem - nic im nie 

background image

mówiło. Powinien pan przewidzieć, że twarz bez nazwiska prędzej czy 
później zwróci czyjąś 
uwagę. 
To wyjaśnienie było tak proste, że aż niewiary godne. Giancarlo splótł 
palce i oparł na nich brodę. 
- Rozumiem. A ponieważ byliście starymi kumplami ze szkoły - co, jak 
sądzę, jest prawdą - 
rozpoznała pani Michaela pod jego prawdziwym nazwiskiem Antonacci. 
Przyjechała pani, 
zobaczyła i podała fotografom nazwisko do kartoteki. Czego jeszcze 
miała się pani dowiedzieć? 
- Niczego. Chodziło tylko o to. 
- Nic innego? Żadnych innych przyczyn, dla których wepchnęli mu 
panią do łóżka? 
Megan zaczerwieniła się z gniewu. 
- Nikt mi nie kazał iść z nim do łóżka. 
- Czyżby to nie była część pani zadania? Nie miała pani zdobyć jego 
zaufania i wyciągnąć 
informacje o matrycach? 
- Matrycach? Jakich matrycach? 
- Nie kłamie pani zbyt przekonująco. I nie chce pani współpracować. 
Podniósł rękę, by kiwnąć na trzymającego Shari mężczyznę, ale 
powstrzymały go słowa, które 
padły zza ramienia Megan. 
- Mówi prawdę. Nic nie wie o matrycach. 
Dźwięk spokojnego głosu Michaela sprawił, że Megan podskoczyła i 
odwróciła się. Stał tuż przy 
drzwiach, z rękoma w kieszeniach, opierając się nonszalancko o ścianę. 
Niemożliwe, by Giancarlo 
go wcześniej nie zauważył ¬stali dokładnie naprzeciwko siebie. 
- Mówisz, że nic nie wie - powiedział Giancarlo. ¬A czy ... przypadkiem 
... twoja ocena nie jest w 
tej chwili nieco subiektywna? 
- Moja jest prawidłowa - stwierdził Michael. - Natomiast twoja chyba nie 
bardzo, skoro wyciągasz 

background image

pochopne wnioski. 
Oczy Giancarla błysnęły groźnie. 
- Wiesz, Michael, że nie lubię niespodzianek. Dlaczego mi nie 
powiedziałeś, kim ona jest i co tu 
robi? 
- Bo jeszcze godzinę temu sam nie wiedziałem. Wiedziałem tylko, że 
jest prawnikiem, spędzającym 
tu wakacje. 
- A teraz? Co wiesz teraz? 
- Wiem, że gdybyś najpierw porozmawiał ze mną, powiedziałbym ci, że 
ona nic nie wie i nie mamy 
się o co martwić. 
Giancarlo wstał. Założył ręce z tyłu i w zamyśleniu przespacerował się 
przez pokój tam i z 
powrotem. Potem . odwrócił się i spojrzał niechętnie najpierw na 
Michaela, potem na Megan. 
- Kto panią tu przysłał? Kto był taki ciekawy, kim jest Michael? 
Megan wciąż była zdezorientowana nagłym pojawieniem się Michaela i 
jego dziwnym 
zachowaniem. Robił wrażenie człowieka, który wrócił właśnie po 
wykonaniu nieprzyjemnego, ale 
koniecznego obowiązku. Nie była pewna, co powinna mówić i czy w 
ogóle powinna się odzywać. 
- Powiedziała mi, że to twój stary przyjaciel z Wydziału Skarbowego - 
stwierdził sucho Michael, a 
zdumiona Megan znów utkwiła w nim wzrok. - Abner Homsby. 
- Hornsby! Ta glista? 
- Może glista, ale z niezwykłym wyczuciem czasu, nie? 
Giancarlo uderzył pięścią o dłoń drugiej ręki. 
- Psiakrew! Musiał się jakoś dowiedzieć, że dzisiaj odbieramy towar! 
- Nie sądzę. - Michael pokręcił głową. - Mam wrażenie, że uderza na 
ślepo. 
Ciemne oczy Giancarla przesunęły się z Michaela na Megan i z 
powrotem. 
- Czy to intuicja, czy wiesz to na pewno? 

background image

- No, powiecizmy, że po tej ostatniej spędzonej wspólnie godzinie nie 
sądzę, by pani mecenas miała 
jeszcze przede mną jakieś sekrety ... Co, laleczko? 
Megan cofnęła się z obrzydzeniem, gdy Michael wyciągnął rękę w 
stronę jej policzka. Wpatrywała 
się w niego oszołomiona jego zachowaniem. Wyglądało na to, .że jej 
reakcja go bawi. Uśmiechał 
się - naprawdę uśmiechał się, wchodząc do pokoju . 
Giancarlo pokręcił głową i zachichotał. 
- Ach, Michael, Michael. Gdybym był dwadzieścia lat młodszy i tak 
pewny siebie, nie mówiąc już o 
tym niezwykłym darze perswazji. .. Musiałeś być tym razem wyjątkowo 
przekonujący. Przecież ta 
biedna dziewczyna uwierzyła, że masz naprawdę ludzkie odruchy. 
Michael wzruszył ramionami. 
- Miała cały czas oczy szeroko otwarte. No, powiedzmy, większość 
czasu. 
Uśmiech Giancarla zmienił się w złośliwy grymas. 
- Może powinienem był zostawić was dwoje razem jeszcze trochę 
dłużej? 
- O rany, nie. I tak co najmniej przez miesiąc będę czuł w ustach smak 
tej całej słodyczy i 
cierpliwości. 
Megan czuła, jak robi jej się słabo, więc oparła się o ścianę. Czy to 
możliwe, że Michael cały czas 
grał? Te wyznania miłości, czułe słówka, obietnice ... Czy Michael po 
prostu wykorzystywał swój 
urok, aby dowiedzieć się, co Departament Sprawiedliwości właściwie 
wie? 
- Uspokoiłeś się? - pytał teraz Giancarla. - Możesz się odprężyć? 
- Nigdy się nie odprężam. Dlatego właśnie jeszcze tu jestem, podczas 
gdy inni są albo za kratkami, 
albo dwa metry pod ziemią. Ale skoro twierdzisz, że nie ma się czym 
przejmować, to wierzę ci. 
Powiedz mi jeszcze... Dowiedziałeś się, czy jest sama, czy są tu jeszcze 

background image

jacyś inni ciekawscy? 
Megan spojrzała na Michaela, ale jej ostatni promyk nadziel zgasł na 
widok jego pogardliwego 
uśmieszku. 
- Zna tylko jednego. Ciekawski nazwiskiem Dallas. Widziałem go - nie 
ma się czym przejmować. 
- Ciągle to powtarzasz, ale ja się jednak przejmuję, Michael- powiedział 
Giancarlo, napinając 
mięśnie policzków. - Bardzo długo czekałem, żeby położyć rękę na tym 
towarze. Zbyt długo, by 
lekceważyć nawet takie zero jak Abner Homsby. 
Michael wzruszył ramionami. 
- Skoro tak cię to męczy, powiem Gino, żeby się nim zajął. 
- Nie, nie Gino. Sam się nim zajmij, Michael. Nie chcę więcej żadnych 
przykrych niespodzianek. 
- Gino to dobry facet. Nigdy dotąd nie podawałeś w wątpliwość jego 
zdolności. 
- Bo nigdy nie miałem przy sobie dziesięciu milionów dolarów. Może 
dlatego jestem taki nerwowy. 
Może dlatego wszyscy jesteśmy tacy nerwowi. 
Megan myślała szybko. Dziesięć milionów dolarów! Co może być warte 
tyle pieniędzy? Usiłowała 
przypomnieć sobie wszystko, co mówił Homsby, ale wciąż huczało jej w 
głowie polecenie 
Giancarla, który kazał Michaelowi ,,zająć się" Dallasem. 
Robiło jej się niedobrze, gdy patrzyła na Michaela. Uświadomiła sobie w 
pełni znaczenie słów 
kochanka. Przez cały czas, gdy się z nią kochał, nic nie czuł. Udawał. 
Stała w podartym i pomiętym 
ubraniu, a on się z niej wyśmiewał, patrząc zimnym, obojętnym 
wzrokiem. 
Giancarlo przerwał w końcu pełną napięcia ciszę. 
- Mamy być na lotnisku o trzeciej rano. Teraz musimy zająć się jeszcze 
dwiema drobnymi 
sprawami. 

background image

- Żadna z nich nie wie nic, co mogłoby nam zaszkodzić 
- stwierdził Michael. - Możemy je tu potrzymać pod strażą 
przez kilka godzin, a potem wsadzić rano do pierwszego z brzegu 
samolotu. 
- To jest jakieś rozwiązanie - przytaknął Giancarlo. ¬Wtedy i tak nas już 
tu nie będzie, więć 
wszystko jedno, na czyim ramieniu będą się wypłakiwać. Niemniej - 
wskazał palcem na Megan - 
chyba chciałbym wziąć ją z nami. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z 
planem, to najwyżej 
przespaceruje się z powrotem do domu. Z drugiej strony, jeśli zdarzy się 
coś ... nieprzewidzianego, 
to lepiej będziemy się czuć z dodatkowym ubezpieczeniem. 
- Nie masz do mnie zaufania? - spytał spokojnie Michael. 
- Powierzam ci moje życie - upierał się Giancarlo. ¬I, co jeszcze 
ważniejsze, campadre, powierzam 
ci twoje własne życie. Ale żeby nie drażnić niczyjej dumy, powiedzmy 
po prostu, że pragnę jeszcze 
jakiś czas spędzić w towarzystwie panny Worth. 
Przez chwilę wydawało się, że Michael chce się dalej sprzeciwiać. W 
Megan znów odżyła nadzieja. 
Ale Michael wzruszył tylko ramionami i sięgnął do kieszeni po cygaro. 
- Ty tu rządzisz - powiedział. 
Shari, która dotąd była zbyt przerażona, żeby się odezwać, nagle 
wybuchnęła. Wiercąc się 
energicznie, wyzwoliła się z ramion trzymającego ją ochroniarza i 
rzuciła przez pokój. 
- Ty bydlaku! - krzyczała. - Ty nieczuły, zimny, bez serca ... 
Resztę słów zdusiła wielka dłoń, która opadła na jej usta. 
W odpowiedzi na niechętne spojrzenie Giancarla, ochroniarz uniósł 
walczącą wciąż Shari i podążył 
w stronę sypialni. 
- Co macie zamiar z nią zrobić? - krzyknęła Megan, rzucając się za nimi 
w panice .. 
Jeden ruch ręki Giancarla - i drugi ochroniarz zablokował jej drogę. 

background image

- Pani przyjaciółka zostanie po prostu związana mocnym sznurkiem - 
rzekł sucho Giancarlo. - Ale 
poza tym nic jej nie będzie, zapewniam panią. Natomiast pani radziłbym 
się przebrać w coś 
bardziej ... odpowiedniego, chyba że ma pani ochotę na 
trzydziestokilometrowy spacer w szpilkach. 
Mój człowiek Pauli pójdzie z panią, by służyć wszelką pomocą i 
dopilnować, by nie zrobiła pani 
nic głupiego. 
Jej łokieć znalazł się w stalowym uścisku. Mężczyzna popchnął ją w 
kierunku sypialni. Megan 
przestała się opierać, ale gdy znalazła się przed Michaelem, nie mogła 
się powstrzymać, by nie 
przystanąć i nie wpatrzyć w jego twarz szukając czegoś ... czegokolwiek 
... 
- Dlaczego? - spytała cicho. - Powiedz mi tylko, dlaczego? 
Jego oczy były puste i bez wyrazu jak dwa niebieskie szkiełka. 
- Lepiej ubierz się ciepło. To będzie długa noc. 
Pauli pooiągnął ją za sobą, ale Megan wyrwała łokieć z jego uścisku i 
sama pomaszerowała do 
sypialni. 
Przez chwilę stała w mroku, zbyt wściekła, obolała i niepewna, by 
zdobyć się na jakikolwiek ruch. 
Z całej siły walczyła ze łzami. Nie rozumiała, co się dzieje. Nie 
rozumiała, w którym momencie 
popełniła błąd. Była tak pewna, że ją kocha. Tak wyraźnie widziała to w 
jego oczach ... 
- Pośpiesz się - warknął Pauli. - Nie mamy dużo czasu. 
Oszołomiona Megan znalazła w szufladzie dres, skarpetki i sportowe 
buty. Próba zamknięcia się w 
łazience została udaremniona. 
Zaciskając zęby w nowym przypływie wściekłości, Megan odwróciła się 
tyłem do uchylonych 
drzwi i szybko ściągnęła pogniecioną sukienkę. Miała ochotę na gorący 
prysznic i wyszorowanie 

background image

ciała ostrą szczotką, ale wątpiła, czy nawet wtedy poczułaby się 
czystsza. Przynajmniej w dresie 
było jej cieplej, a kilka ruchów szczotki do włosów sprawiło, że zrobiło 
jej się lepiej. 
Dopiero przelotne spojrzenie w lustro zatrzymało ją na moment. 
Przyjrzała się sobie dokładniej. 
Pod opalenizną była blada, oczy miały czerwone obwódki, wargi 
popękały od stałego ich 
przygryzania, a palce drżały wyraźnie, gdy uniosła je do twarzy. Jakże 
różniła się od kobiety, którą 
oglądała w lustrze zaledwie parę dni temu! 
Spróbowała wziąć się w garść. Tak bardzo rozczulała się nad sobą, że 
zapomniała, kim jest i kim 
być powinna. Najwyraźniej dzisiejszej nocy działo się coś wielkiego, 
przerastającego nawet 
podejrzenia Homsby'ego. Jeśli Michael cały czas mijał się z prawdą, to 
mógł także kłamać, gdy 
zapewniał, że nie chodzi o narkotyki. Ale Giancarlo wspomniał o 
matrycach. Jakie matryce mogą 
być warte dziesięć milionów dolarów i mieć takie znaczenie, by 
Giancarlo ściągnął tu osobiście? 
- No dobra, Miss America - ponury Pauli zajrzał do środka - nie mamy 
już czasu. 
Megan spojrzała na niego z niechęcią. Ciężkie rysy, ciało najwyraźniej 
nie znające dezodorantu - 
znakomicie pasowałby do starego filmu z Jamesem Cagneyem. 
Prześlizgnęła się koło niego z 
nowym przypływem energii i wróciła do dużego pokoju. 
Giancarlo stał przy drzwiach prowadzących na patio. 
Michaelajuż nie było - w powietrzu pozostał tylko zapach jego cygara. 
- Bardzo praktycznie - zaaprobował jej strój Giancarlo. 
-l szybko, co jest naprawdę zdumiewające u kobiety. Możemy iść? 
Megan skrzyżowała ramiona na piersi. 
- Nie mam zamiaru nigdzie z panem iść, póki nie porozmawiam z 
kuzynką i nie upewnię się, czy 

background image

wszystko z nią w porządku. 
Pauli warknął coś i wyciągnął rękę, by siłą wyprowadzić ją z pokoju, ale 
Giancarlo go 
powstrzymał. 
- Nie, to rozsądna prośba. l, jeśli oszczędzi nam to konieczności noszenia 
jej tam, gdzie idziemy, to 
warto poświęcić na to minutkę. - Zerknął na zegarek. - Jedna minuta, 
droga pani. Dokładnie. 
Megan pragnęła rzucić się biegiem, ale zmusiła się do spokojnego 
przejścia przez pokój i do 
sypialni. 
Shari związano ręce i nogi i rzucono ją na łóżko. Usta miała zaklejone, a 
oczy pod rudą 
zmierzwioną czuprynką wydawały się dwa razy większe. Megan czuła 
tuż obok obecność Pauliego, 
więc niewiele mogła powiedzieć czy zrobić, poza próbą uspokojenia 
Shari. 
- Nic ci się nie stanie - obiecała Megan. - l mnie też nie. Nic nie zyskają, 
robiąc którejś z nas 
krzywdę. 
Shari zamrugała, chyba usiłując powstrzymać łzy, i Megan uśmiechnęła 
się, chcąc jej dodać 
odwagi. 
- Pomyśl lepiej, jak to wykorzystać w następnej książce. 
Wielka dłoń znów zamknęła się na jej łokciu i pociągnęła do drzwi. 
Mimo że postanowiła myśleć, 
obserwować i słuchać, wykorzystując wszystkie umiejętności zdobyte w 
pracy, Megan trzęsła się w 
środku. Każdy krok oddalał ją od domku i zmniejszał poczucie 
bezpieczeństwa. Ogarnęło ją 
przeczucie, że stanie się coś strasznego. 
ROZDZIAŁ 14 
Godzinę później trzy czarne limuzyny opuściły parking przy hotelu i 
ruszyły ciemną autostradą w 
kierunku małej wioski West End. Za wioską - jeśli cztery sklepy i rząd 

background image

rozpadających się domków 
zasługują na to miano - znajdowało się zbudowane w czasie II wojny 
światowej lotnisko, położone 
na szerokim, długim półwyspie. W tamtych cza¬sach tą drogą 
zaopatrywano bazę lotniczą, 
położoną milę dalej, na północnym wybrzeżu wyspy. Bazę zamknięto 
pod koniec lat 
pięćdziesiątych. 
Lotnisko również popadło w ruinę, nie używane i Wystawione na 
działanie niesionego wiatrem 
piasku i wody. Pas startowy był dziurawy, a jego brzegi wyszczerbione 
przez czas i atakującą 
zewsząd naturę. Z jednej strony ocean uderzał bezlitośnie w kamienny 
mur oporowy, a 
przelewające się fale rozpływały po asfalcie. Na drugim końcu, 
odległym o niecałą milę, szkielet 
dawnej wieży kontrolnej nikł wśród bujnie rozrosłych drzew. 
Tylko albo bardzo dobry, albo zdesperowany pilot odważyłby się tam 
lądować nawet w pełnym 
świetle dnia. W smolistej ciemności, rozświetlonej jedynie cienkim 
pasemkiem reflektorów, 
lądowanie graniczyło z szaleństwem. 
Sam fakt, że reflektory działały, wskazywał, że lotnisko nie było tak 
opuszczone, jak się wydawało. 
W rzeczywistości od czasu do czasu było to jedno z najbardziej 
ruchliwych miejsc na wyspie, gdzie 
głównie nocami przeładowywano pewien określony typ towaru. Raj dla 
przemytników, nie 
kontrolowany przez dobrze opłacaną miejscową policję• 
Trzy mercedesy zatrzymały się w pobliżu drzew. Megan jechała w 
ostatnim samochodzie, 
zmuszona do znoszenia obecności spiętego, milczącego Michaela i 
trzech członków obstawy. Gino 
Romanijechał z Giancarlem i jego osobistą ochroną, a Kolumbijczyk 
Eduardo Samosa i jego ludzie 

background image

zajmowali trzeci samochód. 
Przy mercedesie, w którym siedziała Megan, zostawiono jednego 
strażnika. Pozostali rozstawili się 
wzdłuż pasa startowego, ledwo widoczni w panujących ciemnościach. 
Megan była nieco zdziwiona, ale cieszyła się, że zostawiono ją sarną. 
Wszystko działo się zbyt 
szybko. Potrzebowała chwili odosobnienia, chwili ciszy, w której nie 
słyszałaby nic poza biciem 
własnego serca. 
Dała już spokój próbom przypomnienia sobie, czy w zachowaniu 
Michaela, w jego nastrojach i 
reakcjach cokolwiek zapowiadało to, co się stało. Nic nie zapowiadało. 
Zakochała się w nim tak 
samo jak piętnaście lat temu i tak samo nie była przygotowana na nagłe 
uczucie pustki. 
Jak jego ręce i usta mogły ją tak sprytnie zwieść? Jak jego oczy mogły 
błyszczeć prawdziwym 
uczuciem w jednej chwili, a w następnej zdradzać tylko pustkę i chłód? 
Jak mógł ją kochać tak 
namiętnie, a potem porzucić, jakby była jedynie brudną ścierką? 
Nie była w stanie tego pojąć. 
Michael znowu zapalił cygaro. Gino stał w pobliżu, opierając się o 
maskę mercedesa. Samosa i 
Giancarlo byli pogrążeni w rozmowie - raczej jednostronnej, sądząc po 
gestach tego ostatniego i 
częstych wybuchach śmiechu. 
Megan oparła czoło o chłodną szybę okna, nie mogąc się powstrzymać 
przed zerkaniem w stronę 
Michaela. 
Nie wiedziała, ani która jest godzina, ani jak długo czekali tu w ciszy i 
ciemności. Chętnie 
opuściłaby szybę, ale otwieranie drzwi i okien było sterowane centralnie. 
Tylko okno koło kierowcy 
było lekko opuszczone. Przez szparę napływało nieco świeżego 
powietrza. Dały się też słyszeć 

background image

fragmenty rozmów. 
Znalazła się w trudnej i groźnej sytuacji, ale nie mogła zapomnieć o 
Shari, leżącej bezradnie w 
domku, związanej i zakneblowanej. Miała nadzieję, że Giancarlo 
dotrzymuje słowa. Czy Shań 
kiedykolwiek wybaczy jej, że od początku nie znała prawdy? Czy ona 
sama sobie będzie w stanie 
wybaczyć narażenie Shari na takie niebezpieczeńśiwo? 
I Dallas. Jaka była cena jej lekkomyślności? 
Po wyjściu z domku zaprowadzono ją do apartamentu Giancarla i 
zostawiono pod ścisłą strażą. 
Przez blisko godzinę nie ujrzała ani Michaela, ani Gina. Niewątpliwie 
zdążyli w tym czasie znaleźć 
Dallasa i. .. zająć się nim. Nie była w stanie spojrzeć Michaelowi w 
oczy, gdy się wreszcie pojawił. 
W końcu zerknęła, chcąc sprawdzić, czy popatrzy w jej kierunku. Nie 
uczynił tego. 
Lekki nerwowy ruch w grupie stojących mężczyzn sprawił, że Megan 
wstrzymała oddech i zaczęła 
nasłuchiwać. 
Słabiutki, bardzo jeszcze odległy warkot zwiastował zbliżanie się 
oczekiwanego samolotu. Ktoś 
przekręcił wyłącznik i obie strony pasa startowego rozbłysły światłem 
równomiernie rozstawionych 
reflektorów. 
Dopiero po kilku następnych minutach do uszu Megan wyraźnie dotarł 
huk silników, a po chwili 
ujrzała światła schodzącej do lądowania cessny. Huk rósł w miarę 
zbliżania się maszyny, po czym 
ścichł do głuchego warkotu, gdy wyłączono zasilanie. Samolot zatrzymał 
się w odległości około 
czterdziestu metrów od zaparkowanych samochodów. 
W kabinie mignęło czerwone światełko. Samosa pospiesznie ruszył w 
kierunku samolotu. Megan 
zauważyła, że Michael zaciągnął się cygarem po raz ostatni i rzucił je na 

background image

ziemię. 
Gino nie opierał się już o maskę samochodu. Wyprostowany i skupiony, 
nie spuszczał z oczu 
samoiotu. 
Megan szybko wytarła zamgloną jej oddechem szybę. 
Nie mogła pozbyć się złych przeczuć. Nagle stało się bardzo ważne, by 
mogła wszystko słyszeć i 
widzieć. 
Otwarto drzwi cessny i opuszczono na asfalt wąskie schodki, po których 
zeszli trzej mężczyźni. 
Sarnosa powitał wylewnie jednego z nich i po krótkiej wymianie zdań 
podprowadził bliżej do 
samochodów. Ochrona została z tyłu, demonstracyjnie trzymając w 
pogotowiu karabiny 
maszynowe. 
- Mam nadzieję, że podróż minęła spokojnie? - spytał Giancarlo. - 
Pański pilot nie miał problemów 
ze znalezieniem lotniska? 
- To dobry fachowiec - odpowiedział przybysz. - Ma pan pieniądze? 
Umówioną sumę? 
Giancarlo roześmiał się. 
- Ach, Mendoza, prawdziwy człowiek interesu. Zawsze zmierza prosto 
do celu. 
- Nie widzę powodu, by zostawać tu dłużej, niż trzeba. 
- Ma pan absolutną rację. Michael? 
Michael skinął głową i podszedł do bagażnika samochodu, z którego 
wyjął dwie duże metalowe 
walizki. Postawił je na masce, w miejscu, gdzie Gino zainstalował 
przenośny, silny reflektor. 
Ustawił kombinację zamk6w szyfrowych, otworzył walizki i dyskretnie 
odsunął się na bok. 
- Um6wili§my się na dziesięć milionów dolarów - powiedział Giancarlo, 
gestem zapraszając 
Mendozę bliżej. _ Proszę przeliczyć, jeśli pan sobie życzy. 
Oczy Mendozy błysnęły chciwością. Wyciągnął rękę do walizki, ale 

background image

Giancarlo go zatrzymał. 
- Oczywiście najpierw chciałbym obejrzeć matryce i sprawdzić ich 
jakość. 
Mężczyzna wyciągnął z teczki podłużne skórzane etui i podał 
Giancarlowi. Po otwarciu ukazały się 
dwie miękko wyścielone przegrodki, zabezpieczone grubą warstwą 
gąbki. 
- Nie mamy tu oczywiście najlepszych warunków do sprawdzenia 
jakości wykonania, ale osobiśćie 
pana zapewniam, że matryce są doskonałe. Drukowane na nich banknoty 
- jak zresztą pan widział 
po dostarczonej przez nas próbce - można rozpoznać jedynie badając je 
pod niezwykle czułym 
mikroskopem. Jeśli dysponuje pan odpowiednimi materiałami, to koszt 
matryc zwróci pan sobie w 
ciągu zaledwie paru tygodni. 
Megan ściskała oparcie przedniego siedzenia, nie zdając sobie sprawy, 
jak daleko się wychyliła. 
Matryce! Fałszywe matryce do drukowania fałszywych banknotów! Gdy 
Hornsby kręcił się w 
kółko, uganiając za drobnymi operacjami Giancarla w Miami, ten 
rozkręcał interesy na znacznie 
większą skalę. 
A Michael odgrywał w nich dużą rolę. 
Była tak zajęta obserwowaniem Giancarla, że zapomniała zupełnie o 
Michaelu. Ale on wciąż tam 
był, stał razem z innymi, zerkając nad ramieniem Giancarla, gdy 
wykonywano próbne odbitki na 
papierze. 
W tym właśnie momencie zaskoczona Megan dokonała nowego 
odkrycia. Wychyliła się tak daleko 
do przodu, że dostrzegła błysk metalu wystającego z boku kierownicy. 
W stacyjce mercedesa tkwił kluczyk! 
Nie wiedziała jeszcze, jak uda jej się wykorzystać ten fakt, ale sam 
widok kluczyka sprawił, że jej 

background image

serce zn6w mocniej zabiło. Siedzenia miały wysokie oparcia i zanim 
przedostałaby się do przodu i 
usiadła na miejscu kierowcy, na pewno zauważono by ten manewr. 
Mimo to miała teraz czym zająć 
myśli i mogła na chwilę zapomnieć o oczywistej prawdzie, że stała się 
absolutnie niepożądanym 
świadkiem. 
Nie była naiwna. Giancarlo nie może przecież dopuścić, by zastępca 
prokuratora okręgowego był 
naocznym świadkiem zakupu fałszywych matryc. Jeśli rzeczywiście są 
takie znakomite, będzie się 
starał jak najdłużej utrzymać ich istnienie w tajemnicy przed rządem. Ta 
tajemnica może być dla 
niego warta setki milion6w dolarów - i na pewnó jest warta ryzyka 
dochodzenia w sprawie 
"przypadkowej" śmierci prokuratora na urlopie. 
Megan skoncentrowała się na kluczyku i sposobach ucieczki z pułapki. 
Całą siłą przyciśniętych do 
ust dłoni stłumiła okrzyk, gdy zdała sobie sprawę, że to Michael 
prowadził mercedesa. To on 
zostawił uchylone okno, umożliwiając jej przysłuchiwanie się 
wszystkiemu, co się dzieje. 
Zanim zdążyła cokolwiek postanowić, ruch w stojącej przed nią grupie 
sprawił, że zamarła. 
Zobaczyła, jak Michael wyjął pistolet z kieszeni marynarki. Podszedł od 
tyłu do Giancarla i wbijał 
właśnie lufę beretty w gardło Sycylijczyka. 
Pochylony nad matrycami Giancarlo zesztywniał. Nikt jeszcte nie 
zauważył ani pistoletu, ani 
zagrożenia, więc wszyscy z zaskoczeniem unieśli głowy, słysząc okrzyk 
bólu. 
- Jeśli nie będziecie się ruszać, nic się nikomu nie stanie - ostrzegł 
spokojnie Michael. 
Dłonie Mendozy . zamarły na stosach pieniędzy. Gino instynktownie 
sięgnął po noszoną pod 

background image

ramieniem broń. 
- Nie rób tego, Gino - ostrzegł go Michael. - Ty i Vince przejdziecie do 
historii, zanim zdążysz 
wystrzelić. 
- Michael. .. - zduszony szept Giancarla przeciął ciszę - co ty, do diabła, 
wyrabiasz? 
- Zajmuję się pewną nie dokończoną sprawą, szefie.- Michael objął go 
ramieniem za szyję, 
zmuszając do wyprostowania się i odsunięcia od samochodu. - Mendoza, 
włóż matryce do etui i 
zamknij w walizce. A potem powoli ¬powoli, powtarzam - popchnij 
vyszystko w moją stronę. 
Twarz Giancarla. nabiegła krwią. 
- Michael, psiakrew, dlaczego?! Dlaczego to robisz? Byłeś dla mnie jak 
syn. Czy nie traktowałem 
cię jak krew z mojej krwi i kość z mojej kości? 
- Traktowałeś. A czy ja nie byłem zawsze tak lojalny i wdzięczny, jak 
oczekiwałeś? 
- Więc dlaczego? 
- Do niedawna uważałem, że zająłeś się mną z powodu przywiązania do 
mego ojca, dlatego że 
wyrośliście razem, że byliście bardziej braćmi niż przyjaciółmi. Więc 
naprawdę trudno mi było 
uwierzyć, że to ty kazałeś go zabić. 
_ Zabić! - Giancarlo usiłował obrócić głowę. Megan dostrzegła drobne 
kropelki potu, pokrywające 
jego czoło. ¬Nie wiesz, co mówisz! 
_ Wręcz przeciwnie. W ciągu kilku ostatnich miesięcy' dowiedziałem się 
aż zbyt wiele. Pomyśl, 
Vince. Pamiętasz mojego brata Franka? 
_ Franka? Franka?! A co on ma z tym wspólnego? 
_ Poszedł do pudła za kogoś, kto był dla ciebie ważniejszy niż taki 
dzieciak jak Frank. Wciąż byłby 
w więzieniu, odsiadując dwudziestoletni wyrok, gdyby ktoś nie wsadził 
mu w celi noża pod żebra. 

background image

Giancarlo na próżno usiłował przełknąć ślinę. - Michael... 
Lufa beretty wbiła się mocniej w miękki podbródek, boleśnie uciskając 
nerwy. 
_ Strażnik więzienny powiedział, że nie wiadomo, kto jest 
odpowiedzialny za śmierć Franka. Ale w 
końcu forsa, którą sypnąłeś, zaczęła się kończyć i jeden z jego 
współwięźniów puścił nieco farby. 
Nic takiego. Podał tylko nazwisko. A było to nazwisko człowieka, który 
siedzi za zamordowanie 
Nikolausa Antonacciego. I wiesz, czego jeszcze się dowiedziałem? Ze 
ten człowiek opływa we 
wszelkie dostatki... Pieniądze, narkotyki, wszystko, na co ma ochotę. A 
wiesz dlaczego? 
Giancarlo wydyszał przekleństwo. 
_ Dlatego, że jest pod twoją ochroną, Vince. Był twoim człowiekiem. 
Kupiłeś go i zapłaciłeś mu. 
Załatwił mego ojca, a gdy wydawało się, że Frank zaczyna docierać do 
prawdy, kazałeś mu 
załatwić także i jego. 
- Nie! Nie, Michael! Kochałem twego ojca. Byliśmy famiglia. Nigdy 
bym nie zrobił tego, o co 
mnie oskarżasz, nigdy! Nie twojemu ojcu, nie Frankowi! 
- Chyba że stanęliby ci na drodze - stwierdził Michael lodowatym tonem. 
- A mój ojciec stał ci na 
drodze, może nie? Rządził związkami i był zbyt silny, miał zbyt mocne 
powiązania. 
- Michael możemy o tym pogadać. Kiedy się uspokoisz i spojrzysz na 
wszystko z dystansem, wtedy 
o tym porozmawiamy. 
- Nie. Ja już skończyłem z gadaniem ... Może jeszcze tylko 
porozmawiam z Don Vanninim. On 
chyba nie wie o tej drobnej transakcji, co? Nie wie, że jeden z jego capo 
jest tak chciwy, że myśli o 
kontrolowaniu całej rodziny. Dzięki tym matrycom wydrukowałbyś dużo 
pieniędzy, za, które 

background image

kupiłbyś sobie poparcie. 
Giancarlo zamrugał, bo pot z czoła spływał mu do oczu. 
Zbyt dobrze znał Michaela, by wątpić w jego gniew i zdecydowanie. . 
Z drugiej strony samochodu rozległ się niski głos Gina. 
- Nie uda ci się tak łatwo wywinąć, Mikey. Rozejrzyj się. Co najmniej 
kilkanaście luf jest 
wymierzonych w twoje serce. 
- Ale tylko ta jedna się liczy - ódrzekł Michael, głębiej wbijając lufę w 
szyję Giancarla. - A teraz 
zrób, co powiedziałem. Włóż matryce do walizki i popchnij ją w tę 
stronę. 
Przerażonej Megan, śledzącej całą scenę z ciemnego wnętrza 
samochodu, wydawało się, że 
następujące później wydarzenia rozgrywały się jakby w zwolriionym 
tempie. Zobaczyła, że Gino 
podchodzi, wkłada matryce w przegródki etui, zamyka je i kładzie na 
banknotach w jednej z 
walizek. Następnie pochylił się, by opuścić wieko walizki. W ten sposób 
walizka przez moment 
zakryła go przed wzrokiem Michaela. Wykorzystał ten moment, sięgnął 
pod pachę i wyszarpnął 
broń. 
Michael zareagował na strzał odrywając lufę beretty od szyi Giancarla i 
kierując ją w stronę 
bliższego niebezpieczeństwa. Druga runda strzałów spowodowała, że 
obaj mężczyźni zostali 
odrzuceni do tyłu - Gino poleciał łukiem i ciężko padł na piasek, 
Michael obrócił się wokół swojej 
osi pod wpływem dwóch trafień i rozciągnął się twarzą w dół na asfalcie. 
W chwilę później Megan została oślepiona przeraźliwie ostrym"białym 
światłem. Światło padało 
zewsząd, żalewając samochody i pas startowy, wydobyWając wszystkie 
sylwetki. 
Równocześnie rozległy się strzały. Długie serie odezwa,. ły się od strony 
cessny, gdzie dwaj 

background image

ochroniarze strzelali na oślep w kierunku świateł. Rozstawiona wzdłuż 
pasa obstawa celowała w 
ciemność, ale jedyną odpowiedzią był głęboki, donośny głos, 
przemawiający przez megafon: 
- Rzućcie broń! Tu policja! Jesteście otoczeni! Natychmiast rzućcie 
broń! 
Szybki jak kot Vmcent Giancarlo złapał walizkę zawierającą matryce. 
Zatrzymał się jedynie na 
ułamek sekundy, by spojrzeć na ciało Michaela i rosnącą wokół niego 
kałużę krwi, ale trwało to o 
ten ułamek sekundy za długo. Czterej mężczyźni, od stóp do głów ubrani 
na czarno;wyskoczyli z 
ciemności i wymierzyli karabiny maszynowe w jego pierś. 
Pilot cessny włączył silniki, ale również spóźnił się, bo w tej samej 
chwili został oświetlony 
reflektorami dwóch helikopterów, które pojawiły się nagle na niebie i 
zablokowały drogę ucieczki. 
Ktoś krzyczał. 
Megan zakryła uszy rękoma, ale krzyk wciąż do niej docierał i odbijał 
się echem w dusznym 
wnętrzu samocho¬du. Złapała za klamkę, zapominając, że drzwi są 
zamknięte. Waliła pięściami w 
okna, ale nikt nie zwracał na nią uwagi. Wśród samochodów kręciło się 
już' kilkunastu ubranych na 
czarno mężczyzn, kt6rzy rozbrajali i pilnowali Giancarla i jego obstawę. 
Ostry dźwięk rozległ się na pasie startowym, a widok migającego 
czerwono światła sprawił, że 
Megan spróbowała odzyskać nad sobą kontrolę i wydostać się z 
samochodu. Udało jej się 
przechylić do przodu między siedzeniami i przekręcić kluczyk. 
Kontrolka zamków drzwiowych 
znajdowała się na tablicy rozdzielczej. Megan naciskała kolejno 
wszystkie guziki, aż wreszcie 
usłyszała metalowy szczęk ustępujących zapadek. 
Szlochając, pchnęła drzwi i wypadła z samochodu. Nad nieruchornym 

background image

ciałem Michaela pochylali 
się ludzie w białych kitlach. Dwóch przepychało się między 
samochodami do Gina Romaniego. 
- Michael .. ! - Jej krzyk był zaledwie ochrypłym szeptem, a nogi 
odmówiły jej posłuszeństwa. 
- Co, do diabła ... ! Kim jest ta kobieta? - wykrzyknął głos, należący do 
niewyraźnej czarnej 
sylwetki, kt6ra za¬rzymała się przed nią, zasłaniając widok. - Kim, do 
cholery, pani jest? 
- Proszę - jęknęła. - On jest ranny. Muszę do niego pójŚć. 
Mocna, zdecydowana dłoń chwyciła ją za ramię i przytrzymała, zanim 
Megan zdołała zrobić dwa 
kroki w stronę lekarzy gorączkowo kręcących się wokół Michaela. 
- Spokojnie, moja pani. Nigdzie pani nie p6jdzie, póki nie dowiem się, 
kim pani jest i co pani tu 
robi. 
- Proszę! Pan nie rozumie! 
- Nie, do diabła, nie rozumiem, więc może na początek powie mi pani 
swoje nazwisko. Ma pani 
jakieś nazwisko, nie? 
Megan zacisnęła dłonie w pięści i przycisnęła do ust Michael był ranny, 
może umierał, a oni nie 
pozwalali jej go zobaczyć. Drugi ciemny kształt pojawił się obok niej, 
przecinając promień światła 
z reflektora i pokazując coś trzymającemu ją mężczyźnie. Pierwszy cień 
odszedł, a drugi stanął koło 
Megan. Mocny uścisk pierwszego policjanta został zastąpiony 
łagodniejszym uściskiem drugiego. 
Policjant przemawiał do niej uspokajająco, jakby mówił do córki albo do 
cierpiącego dziecka. 
- On tylko robi, co do niego należy. Może odsuniemy się na bok, żeby 
nie przeszkadzać. 
- Muszę ... muszę pomóc Michaelowi! - zawołała. 
- Będzie pani tylko zawadzać lekarzowi. Chyba nie o to pani chodzi, co? 
Megan podniosła głowę, by spojrzeć policjantowi w twarz, ale światło 

background image

reflektor6w i łzy niemal ją 
oślepiały. Zamiast tego utkwiła więc wzrok w małej plakietce 
identyfIkacyjnej, którą przedtem 
pokazał temu pierwszemu, a teraz przypinał do kieszeni na piersiach. 
Widniało na niej jego 
nazwisko - George Madison - zdjęcie i numer identyfIkacyjny. Na górze 
plakietki wyraźnie 
napisano: POLICJA. 
ROZDZIAŁ 15 
Bliska szoku Megan trzęsła się na całym ciele. 
- Czy pani dobrze się czuje? Nie jest pani ranna? 
- George? - wyszeptała. Wytarła oczy zaciśniętymi w pięści dłońmi, ale 
wciąż nie była w stanie 
pojąć tego, co się stało. Przed nią stał George Samson. Ten sam George 
Samson, którego poznała w 
podejrzanej knajpce na wybrzeżu w czasie pierwszego wieczoru 
spędzonego z Michaelem ... Tylko 
że teraz na plakietce widniało nazwisko Madison. Dobrodusznego 
restauratora zastąpił 
doświadczony policjant. 
- George? - powtórzyła, całkowicie oszołomiona. - Co tu się dzieje? 
Skąd się wzięli ci wszyscy 
ludzie? Skąd ty się tu wziąłeś? 
Z jego miny wywnioskowała, że nie ma ochoty odpowiadać na pytania. 
Nie był pewien, ile wie i ile 
chciałaby wiedzieć. Co więcej, nie potrafił jej pocieszyć i nie mógł 
patrzeć na jej rozpacz i łzy. Z 
trudem ją rozpoznał, tak 
bardzo nie przypominała szczupłej, eleganckiej, pięknej i zadbanej 
kobiety, którą Vallaincourt 
przyprowadził na kolację. Włosy wysunęły jej się z niedbale związanego 
końskiego ogona, twarz 
miała pobrudzoną, a ubranie zmięte. 
- Może pójdziemy do ciężarówki. Mamy tam koce i kawę .. 
- Nie chcę kawy!- Chcę wiedzieć, co tu się stało! Chcę zobaczyć 

background image

Michaela! 
- Nie - odmówił zdecydowanie. - Zostanie pani tutaj. Niech się pani 
tylko ruszy czy zacznie się 
wtrącać, a siłą wepchnę panią do ciężarówki. Rozumie pani? 
Megan zatrzęsła się z gniewu i bezsilności, ale w końcu potaknęła. 
- Nię będę ... nie będę przeszkadzać. 
- To dobrze. - George skinął na stojącego w pobliżu policjanta. - Ona w 
tym nie brała udziału, w 
każdym razie nie z własnej woli, ale lepiej spisz jej zeznania. No dobra, 
chłopcy - podniósł głos, 
idąc w kierunku centrum wydarzeń - wezwijcie przez radio ciężarówki i 
zacznijcie odstawiać tych 
przyjemniaczków do komendy. Trzymajcie ich osobno, nie chcemy, by 
ich histońe brzmiały zbyt 
podobnie. No no no, co też my tutaj mamy? 
Zatrzymał się i pochylił nad otwartymi walizkami. 
Związane paczki banknotów zaszczycił jedynie przelotnym spojrzeniem, 
ale na widok matryc 
zagwizdał przeciągle. 
Wyjął jedną z matryc z miękkiej przegródki, by dokładniej jej się 
przyjrzeć i rzucił spojrzenie na 
Giancarla, unosząc brwi. 
- To chyba wyjaśnia, dlaczego chciałeś osobiście dopilnować akurat tej 
transakcji. Prawdziwe 
cacka, nie? Mendoza odwalił kawał dobrej roboty w tej Brazylii. Szkoda 
tylko, że działał pod 
czujnym okiem jednego z naszych ludzi. 
Ręce Giancarla były skute kajdankami, ale zaciśnięte pięści wskazywały, 
że słowa George' a go 
poruszyły. 
I George zerknął na poplamione krwią prześcieradło, naciągnięte na 
ciało Gina Romaniego, po 
czym przeniósł wzrok na nagle znieruchomiałą grupkę ludzi 
otaczających drugą, leżącą na asfalcie 
postać. 

background image

- Może chciałbyś nam dokładniej opowiedzieć, co się tu działo, co? 
- Ich się spytaj - warknął Giancarlo. 
George skrzywił się, widząc, że lekarze zaczęli zwijać środki 
opatrunkowe i usuwać torby z 
kroplówkami. Złapał spojrzenie jednego z pielęgniarzy, który pokręcił 
przecząco głową nad ciałem 
Michaela. Giancarlo też zauważył ten gest. 
- Zemsta, przyjacielu - powiedział George z obrzydzeniem. - Bardzo 
silny motyw działania. 
Musiałeś mu chyba naprawdę dopiec do żywego. Nazywał się 
Vallaincourt, nie? 
Giancarlo wypluł z siebie przekleństwo i odwrócił się. 
- Hej, niech się pan tak nie złości, panie GiancarIo. Psuje pan radosny 
nastrój. 
- Ciesz się, póki możesz, stary, bo to - Giancarlo uniósł w górę skute 
dłonie i parsknął pogardliwie - 
zniknie, zanim skończysz wypełniać papiery. 
George uśmiechnął się. 
- No, ja na twoim miejscu jeszcze bym nie liczył pieniędzy na kaucję. 
Przede wszystkim masz dość 
atramentu na palcach, by samemu powypełniać papiery, nie mówiąc już 
o zapewnieniu roboty na 
całą noc naszym specom od daktyloskopii. Strasznie niechlujnie to 
załatwiłeś, Vince. 
Będziesz znacznie starszy niż ja teraz, zanim twoim prawnikom uda się 
coś wymyślić, by cię 
wydostać z pudła. Zakładając, oczywiście, że w ogóle będziesz chciał się 
stamtąd wydostać, gdy 
Carlos Vannini usłyszy, jaki numer próbowałeś wykręcić. Jest może 
stary, ale wciąż bystry. 
Giancarlo spojrzał wściekle i wyrzucił z siebie serię włoskich 
przekleństw. 
- Tak, jasne, myślę, że to dotyczy także i twojej matki. 
- George skinął na jednego ze swoich ludzi. - Zabierz stąd tego śmiecia. 
Gdy już ostatni pojazd z aresztowanymi odjechał po szutrowej drodze, 

background image

George kazał wygasić część 
świateł. Zatrzymał się przy karetce, by zamienić kilka słów z lekarzami, 
po czym klęknął przy ciele 
Michaela. Raz czy dwa pokręcił głową i podrapał się w łysinę. 
Ze zmarszczonymi brwiami wrócił do miejsca, gdzie Megan nerwowo 
chodziła w kółko, trzymając 
w dłoni nietknięty kubek z kawą. Ramiona młodej kobiety przykrywał 
wełniany koc. 
- Powinienem był już dawno przejść na emeryturę ¬mruczał George. - 
Żadnych wrzodów żołądka. 
żadnych telefonów wyciągających mnie z łóżka o drugiej nad ranem. 
Żadnych więcej bzdur. 
Wlepił wzrok w twarz Megan, najwyraźniej niezbyt szczęśliwy z 
powodu tego, co miał jej do 
powiedzenia. Megan nastawiła się na najgorsze. Była zbyt otępiała, by 
płakać, by usiłować 
zrozumieć, co się stało. Michael kochał ją, potem ją zdradził, ale w 
końcu ... 
- Próbował mi pomóc - powiedziała citho. - Zostawił kluczyki w 
samochodzie, żebym mogła 
skorzystać z zamieszania i uciec. Czy myśli pan, że to znaczy ... 
Że ją kochał? Czy też, jeśli miłość jest zbyt wielkim słowem, że mu na 
niej zależało? Nawet jeśli 
tylko odrobinę, tylko pod koniec? Nie wiedziała, czy odpowiedź na to 
pytanie pomoże jej znieść 
przyniesione przez George'a informacje. 
Megan zauważyła już, że lekarze odstąpili od ciała Michaela i nie 
potrzebowała czytać 
potwierdzenia w twarzy George'a. Mężczyzna, którego kochała ... 
nienawidziła ... kochała ... nie 
żył, a ona znowu została sama. Wszystkie jej wątpliwości, cały stoczony 
ze sobą pojedynek, były 
na nic. Zmarnowane. Mogła być dumna, że nie sprzeniewierzyła się 
wyznawanym zasadom ... Ale 
Michael nie żył, a ona została sama, więc co była warta moralna 

background image

satysfakcja? 
- W którym miejscu popełniliśmy błąd? - spytała na głos. 
George podrapał się w głowę i mruknął coś pod nosem. 
- Proszę pani, nie uważam, żeby to było rozsądne, ale wygląda na to, że 
on mi nie daje wyboru. 
Mogę wam dać pięć minut. Nie więcej. Musimy wywieźć go z wyspy, 
zanim ktoś zacznie węszyć i 
zadawać za dużo pytań. 
- Nie rozumiem ... 
George odsunął się na bok, by Megan miała wyraźny widok na otoczenie 
karetki. Ciało Michaela 
nie leżało już na asfalcie. Lekarze wciąż tam stali, śmiejąc się z czegoś, 
ale ich pacjent zniknął. 
- Michael .. ? 
Kącikiem oka dostrzegła jakiś ruch w ciemnościach za mercedesem. Nic 
nie rozumiejąc, odwróciła 
się i wpatrzyła w dwóch wyłaniających się z mroku mężczyzn. Michael 
zwolnił i zatrzymał się. 
Gino Romani odczepił spod koszuli pękniętą torbę z lawią i też zamarł 
na miejscu. 
Koc zsunął się z ramion Megan, zapomniany kubek z kawą wypadł z jej 
bezwładnych dłoni i 
uderzył o ziemię. Megan przycisnęła dłonie do ust. 
Gino i Michael wymienili spłoszone spojrzenia, po czym Gino odwrócił 
się i dołączył do George'a 
stojącego daleko z tyłu. 
Michael zrobił niepewny krok do przodu. Potem drugi. 
- Przepraszam cię. Nie było innego sposobu. 
Megan nie mogła oderwać oczu od czarnej czupryny, odsuniętej z czoła 
niecierpliwą dłonią. Od 
czerwonej plamy obejmującej cały przód białej koszuli, skąd krew wciąż 
kapała na ziemię. 
. Michael pobiegł za jej wzrokiem i zaklął. 
- Mówiłem im, że to ma wyglądać przekonująco, ale nie sądziłem, że 
zrobią z tego taki lawawy 

background image

western. 
Megan zamrugała niedowierzająco. 
- Nie jesteś ... ranny? 
- Nie. - Rozerwał koszulę, by pokazać, że wyposażono go w taką samą 
torbę, jak Gina. - Naboje 
były ślepe, ale musieliśmy spowodować coś więcej, niż sam hałas i 
zamieszanie, by Vmce uwierzył 
w naszą śmierć. 
Jego niepewny uśmiech zbladł, gdy Megan nie zareagowała na te słowa. 
Zrobił jeszcze jeden 
ostrożny krok w jej stronę. 
- Może ulży ci wiadomość, że nabiłem sobie niezłego guza, kiedy 
upadłem na asfalt. 
Megan niechętnie podniosła wzrok na siną opuchliznę na jego skroni. 
Dostrzegła również napięte 
żyły karku. I było coś jeszcze - coś w jego oczach, od czego przeszedł ją 
dreszcz i co sprawiło, że 
powstrzymała się od obrócenia na pięcie i odejścia w ciemność. W 
oczach Michaela czaił się strach 
- prawdziwy strach przed jej gniewem i odtrąceniem. 
I miał się czego obawiać; 
- A co byś zrobił, gdyby zaczęli strzelać naprawdę? ¬spytała, wciąż 
walcząc z szokiem. 
- Hmtnm ... Dałbym za to wycisk Gino. To był jego pomysł. 
- Jego pomysł? 
Michael przytaknął. 
- Jego i George'a. Zaaranżowali to wszystko, gdy do-. wiedzieli się, że 
Giancarlo zamówił u 
Mendozy fałszywe matryce. Doszli do wniosku, że powinni mieć u 
Giancarla swojego człowieka. 
Kogoś, komu Vince ufał. Kilka miesięcy temu przyszli do mnie z 
informacjami na temat śmierci 
mojego brata. Ja oczywiście chciałem od razu zabić Giancarla, a potem 
zastanawiać się nad 
konsekwencjami, ale Gino przekonał mnie, że jest lepszy sposób. 

background image

- Taki? - spytała Megan, szerokim gestem obejmując chaos panujący na 
pasie startowym. 
- To pozwalało zrealizować oba nasze cele. George, tak samo jak twój 
Homsby, od dawna usiłował 
przyłapać Giancarla. Wiedział, że matryce są na tyle istotną sprawą, że 
Vmce osobiście się tym 
zajmie. Szczególnie gdy zobaczył, jak znakomicie podrobione są te 
studolarówki. 
- Tego wieczoru w restauracji - powiedziała powoli. ¬Wydawało mi się, 
że zapłaciłeś jakąś 
nieprawdopodobną sumę za garnek krabów. 
- Nie sądziłem, że to zauważyłaś - zmarszczył brwi. ¬Widocznie schodzę 
na psy. Albo w ogóle nie 
byłem w stanie myśleć. 
Megan poczuła przypływ oburzenia. 
- I najwyraźniej nie ceniłeś zbyt wysoko moiich umiejętności 
zawodowych. Czy uznałeś, że po 
kilku dniach 
seksu i słońca stanę się ślepa, głucha i niema? Dlaczego mi nie zaufałeś? 
- Prosiłaś mnie, bym ci nie kłamał - odrzekł niepewnie. - Ale prawda 
mogła być dla ciebie 
niebezpieczna, więc powiedziałem ci najmniej, jak tylko mogłem. 
Ich oczy spotkały się i na chwilę zapadło napięte milczenie. Oboje 
zastanawiali SIę nad 
popełnionymi błędami. 
- Myślałam, że nie żyjesz - powiedziała cicho. - Stałam tutaj, litując się 
nad sobą, czując się 
zdradzona i oszukana, i... litując się także nad tobą, że umarłeś nie 
wiedząc ... - Na moment 
zabrakło jej słów. Musiała odwrócić wzrok, by wyrwać się spod władzy 
jego oczu. Po chwili udało 
jej się zapomnieć o bliskości jego ciała. 
- Jesteś bardzo dobrym aktorem, Michael. Byłeś znakomity w obu 
odgrywanych rolach. Właściwie 
trzech, jeśli doliczyć tę ostatnią scenę. Chciałabym wiedzieć, czy teraz 

background image

pora na twoje czwarte 
wcielenie? 
- Megan ... 
- Bo jeśli tak, to wolałabym tego nie oglądać. Nie sądzę, bym była w 
stanie znieść jeszcze więcej. 
Michael pochylił głowę. 
- Zasłużyłem sobie na to. Zasłużyłem i nie mam ci za złe, że to mówisz. 
Nie powinienem był 
pozwolić, byś przez to przechodziła. 
- Nie, nie powinieneś. 
- To chyba ... To chyba wynikło z włoskiej strony mojej natury. 
- Co takiego?! 
- Mówi się, że włoska krew płynie od szyi w górę, francuska w dół. 
Niestety, ta włoska krew 
sprawia, że mężczyzna czasem myśli, że ... no ... 
- Że mężczyzna to mężczyzna, a kobieta to kobieta i powinna znać swoje 
miejsce w świecie 
rządzonym przez mężczyzn? Mój Boże, jakie to staroświeckie. 
- Nie powiedziałem, że tak czuję. I nigdy, nawet przez chwilę, w to nie 
wierzyłem. 
- To dobrze - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Bo nie wiem, czy 
powstrzymałabym się przed 
nabiciem ci drugiego guza. 
Przez moment Michael wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili wyraz 
ulgi w jego oczach stał się 
tak widoczny, że Megan z trudem powstrzymała się od uśmiechu. 
- No i co dalej? - spytała sucho. 
- Dalej ... ? Miejmy nadzieję, że pan Vincent Giancarlo spędzi długie, 
długie lata za kratkami. 
Ponieważ złapano go z matrycami na gorącym uczynku, mój udział tu 
się kończy. Mogę sobie pójść 
jako stosunkowo wolny człowiek. 
- Stosunkowo? 
- Zgodziłem się jedynie dać im Giancarla. I póki się tego będę trzymać i 
unikać zbyt zaludnionych 

background image

miejsc, to sądzę, że uda mi się normalnie gdzieś żyć, nie wpadając w 
panikę za każdym razem, gdy 
strzeli rura wydechowa w czyimś samochodzie. Ale oczywiście zawsze 
istnieje możliwość, że mnie 
ktoś gdzieś rozpozna. Muszę być na to przygotowany. 
Nie chciała teraz zagłębiać się w rozważania o tym, co powiedział. Jej 
wzrok zsunął się na 
czerwone plamy na koszuli. 
- Kiedy to wszystko przygotowaliście? 
- Po wyjściu z twojego domku. Miałem pójść i znaleźć Dallasa - co 
zresztą zrobiłem. Możesz się 
uspokoić pod tym względem. Powiedziałem mu, żeby uwolnił twoją 
kuzynkę, gdy tylko będzie 
mógł to zrobić bezpiecznie. 
Oczy Megan zwęziły się. 
_ Czy wiedziałeś, że Giancarlo czeka na mnie w domku? 
Przez chwilę nie odpowiadał i odwrócił głowę. W końcu westchnął, 
przeczesał palcami włosy. 
_ Gino przyszedł mnie ostrzec, że Vince czeka na nas oboje. 
Przypomniał sobie, kim jesteś, ale nie 
wiedział, po co przyjechałaś. Nie spodobało mu się, że ukryłem przed 
nim tę infonnację. Ghciałem 
cię dogonić i zatrzymać, ale w ten sposób podejrzenia Vince'a jeszcze by 
wzrosły. Gino ... i ja ... 
uznaliśmy, że dasz sobie radę. I dałaś. 
_ że dam sobie radę? Byłam śmiertelnie przerażona! A Shari? Bóg jeden 
wie, jak ona to wszystko 
przeżyła. 
Michael znów zrobił krok do przodu, ale opanował się i stanął. 
_ Nie rozumiesz, że nie miałem wyboru? Musiałem z nim współdziałać. 
I musiałem pozwolić ci 
uwierzyć, że jestem bydlę, aby on nie domyślił się, ile dla mnie 
znaczysz. Ani przez chwilę nie 
przyszło mi do głowy, że cię zabierze razem z nami. Cholera, nie 
wiedziałem przecież nawet, czy 

background image

uda nam się przeprowadzić całą akcję i wyjść z tego bez szwanku. A 
gdyby coś się nie powiodło, to 
bez względu na to, czy Vince'a by złapano czy nie, uwięziono czy nie, 
wziąłby odwet na wszystkich 
i wszystkim, co uznałby za cenne dla mnie. Nie mogłem podjąć takiego 
ryzyka, Megan. Musiałem 
sprawić, by uwierzył, że nic dla mnie nie znaczysz. A to z kolei 
oznaczało, że musisz mnie 
naprawdę znienawidzić. 
_ I tak się stało - przyznała cicho. - Po prostu nie mogłam pojąć, że mnie 
oszukiwałeś ... że przez 
cały czas 
kłamałeś. 
Michael z wysiłkiem odwrócił wzrok. 
_ Niewątpliwie w ostatnim tygodniu nie powiedziałem 
ci prawdy o kilku rzeczach. Ale nigdy nie kłamałem ci na temat swoich 
uczuć. A dzisiaj? 
Zachowałem sięjak bydlak, ałe musiałem być pewien, że ty będziesz 
bezpieczna, gdy to się 
skończy. Musiałem być pewien, że nie staniesz się celem. Wciąż 
martwię się o twoje 
bezpieczeństwo - dodał. 
Cały gniew i uraza opuściły Megan, gdy zrozumiała, co Michael mówi. 
Nic się nie zmieniło. Wciąż 
miał zamiar odejść z jej życia i zostawić ją samą. 
- Ale ja ... ja nie chcę cię stracić, Michael. Nie w ten sposób. Nie teraz, 
gdy mamy szansę, żeby być 
razem. 
Michael utkwił wzrok w ziemi. 
- Masz swoje życie i pracę, to wystarczy. Nie mógłbym cię prosić, żebyś 
zostawiła dla mnie to 
wszystko, czym do tej pory żyłaś. - Podniósł głowę, a wyraz jego twarzy 
był spokojny i opanowany. 
- Jeśli dobrze to rozegrasz, to tobie przypadnie zasługa za to, co się tu 
dzisiaj stało. Rozgłos z 

background image

powodu wsadzenia Giancarla za kratki pomoże ci szybko dojść na sam 
szczyt. 
- Ajeśli powiem, że wcałe tego nie chcę? Jeśli powiem, że to mnie już 
nic nie obchodzi, że nic nie 
ma dla mnie znaczenia bez ciebie? 
Michael uśmiechnął się smutno. 
- Musiałbym uznać, że wciąż jesteś w szoku i nie myślisz zbyt jasno. . 
- Myślę zupełnie jasno, a szokować mnie może jedynie to, że 
najwyrairuej uważasz moją miłość do 
ciebie za mniej silną, mniej ważną niż swoją do mnie. To bardżo 
szlachetnie z twojej strony, 
poświęcać się dla mojej kańery, ale nic z tego nie będzie. To nie jest 
poświęcenie, które chciałabym 
przyjąć. 
Michael wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej policzka. 
Przez moment wydawało jej się, że wygrała, ałe w następnej chwili 
ujrzała, jak rysy jego twarzy 
tężeją. 
- No i kto tu jest teraz taki szlachetny? 
Megan złapała go za przegub i przytrzymała jego dłoń przy swoim 
policzku, nie pozwalając mu 
cofnąć ręki. 
- Psiakrew, wcale nie jestem szlachetna. Powiedziałam ci wcześniej, że 
zrobię wszystko, o co mnie 
poprosisz. Nie zdawałam sobie sprawy, co może oznaczać "wszystko", 
póki nie zobaczyłam, jak 
tam leżysz na ziemi. Kocham cię, Michael. To nie jest uczucie, które 
minie, o którym zapomnę, 
albo które przemogę, zagłębiając się w pracy za wodowej. Odnoszę 
sukcesy, to prawda, i pewnie z 
czasem stałabym się właśnie tym kimś, kogo chce ze mnie zrobić moja 
rodzina - zimną, samotną 
kobietą, wyschniętą w środku, twardą i bezkompromisową na zewnątrz. 
Na takie tycie mnie 
skazujesz, Michael. Taka jest ta moja przyszłość, której twoja duma nie 

background image

chce pozwolić mi porzucić. 
Pałące niebieskie spojrzenie utkwiło w jejtwarzy. Czuła drżenie ręki 
Michaela. Zrozumiała, że 
walczy w nim rozsądek z uczuciem. Pojedynek trwał dłużej, niż Mcgan 
była w stanie znieść, więc z 
pełnym desperacji westchnieniem uniosła ręce i objęła Michaela za 
szyję, przyciągając w dół do 
siebie jego głowę, at jego wargi znalazły sięo centymetr od jej ust. 
- Powiedz mi, że mnie nie kochasz - oświadczyła sucho. - Powiedz mi, 
żebym zniknęła raz na 
zawsze z twego życia, a pójdę sobie. 
Widziała, jak napiął mięśnie policzków. 
_ Gdybyś miała odrobinę rozsądku, to byś ode mni czym prędzej 
uciekła. 
_ Więc powiedz mi, żebym odeszła. Powiedz mi, że nie będziesz za mną 
tęsknić, myśleć o mnie, że 
nie bedziesz miał wyrzutów sumienia z powodu złamania jedynej 
obietnicy, jaką mi kiedykolwiek 
dałeś. 
Zmarszczył brwi, wpatrzony w jej wargi. - Jakiej obietnicy? 
- Tej o wszystkich chwilach wszystkich godzin wszystkich dni, póki nie 
będziemy już mieli siły 
utrzymać się na nogach. 
Wolno podniósł wzrok. Przytuliła się do niego i poczuła, jak ochrypłym 
szeptem wymawia jej imię. 
- Nie mam ci nic do zaoferowania. Nie wiem nawet, dokąd pojadę. 
- Znajdziemy razem jakieś miejsce. Coś niewielkiego i odosobnionego, 
gdzie będę mogła siedzieć 
na plaży i patrzeć, jak straszysz mewy na harleyu. 
- To nudne - zaprotestował, ale jego ręce powoli otaczały jej talię. 
- To cudowne - szepnęła - Pozbędziemy się ubrań, a ty nauczysz mnie 
łowić ryby ... 
Czuła jego uśmiech, gdy przycisnęła usta do jego warg. 
Słyszała jego zamierający gardłowy śmiech, gdy złożył na jej ustach 
długi, namiętny pocałunek. 

background image

Objął ją mocno, jakby już nigdy nie miał zamiaru wypuścić jej ze swoich 
ramion. 
- MichaeL.? Ehm, przepraszam ... Michael? 
Żadne z nich nie zauważyło zbliżającego się George'a Madisona. Na 
jego twarzy malowało się 
zatroskanie, gdy obserwował splecionych w uścisku kochanków. 
Odchrząknął i jeszcze raz zawołał. Tym razem Michael uwolnił usta 
Megan, ale nie odsunął się 
nawet na milimetr. 
- Helikopter czeka, Michael. Powinieneś wyruszać. 
Błyszczące niebieskie oczy nie odrywały się od twarzy Megan. 
_ Czy znajdzie się tam miejsce dla jeszcze jednego pasażera? 
Serce Megan rozśpiewało się z radości. Znów sięgnęła do jego ust. 
George wpatrywał się w nich, 
jakby oboje oszaleli. 
- Co takiego? Coś ty powiedział? 
Michael z trudem podniósł głowę. 
_ Słyszałeś. Megan jedzie ze mną• 
George wyrwał z ust cygaro i cisnął nim o ziemię. 
_ Czyś ty zwariował?! Co ty sobie myślisz, że co my tu mamy - 
przedsiębiorstwo taksówkowe?! 
Mówiłem ci, że to zły pomysł. Mówiłem ci, żebyś dał spokój, ale nie. 
Nie, musiałeś z nią 
porozmawiać. Po prostu musiałeś z nią porozmawiać. Czy ty w ogóle 
wiesz, co robisz, człowieku?! 
Czy któreś z was wie, co robi?! 
_ Mamy ogólne pojęcie - stwierdził spokojnie Michael. _ Ale ty już 
jesteś od dawna żonaty, George, 
więc może udzielisz nam kilku rad na wszelki wypadek. 
_ Żonaty?! - Oczy George'a mało nie wyskoczyły z orbit. - Czy wy się 
chcecie pobrać?! 
_ Tak ... jeśli Megan mnie zechce. 
George jęknął i zwrócił się do Gina, mając nadzieję, że usłyszy głos 
rozsądku. Ale Gino miał swój 
własny problem. Nadjeżdżający samochód zahamował właśnie 

background image

gwałtownie, wzniecając chmurę 
pyłu i żwiru. Kobieta o krótkich rudych włosach wyskoczyła z auta, 
zostawiając Dallasa, by sam 
biedził się z zaparkowaniem ferrari. 
_ Nie wierzę własnym oczom - rozpaczał George. - To cyrk. 
Zafundowałem sobie cyrk! 
Michael zwrócił się na powrót do Megan, ignorując George' a, który 
wybuchnął litanią próśb, 
protestów i pogróżek. 
- No więc jak? - spytał miękko. - Czy wyjdziesz za mnie? 
Megan oparła czoło o jego ramię. 
- Pod warunkiem, że to na zawsze. 
- Możliwe, że ,,na zawsze" będzie dla mnie trwało za krótko - 
uśmiechnął się Michael. - Ale 
możemy sprobować, jak uważasz?