IMIANUEL WALLERSIEIN
Utopistyka
TEORIE OPORU
Siłą narzucony ideologiczny monopol, propagowany poprzez
szkoły, partie polityczne, sądownictwo, religię, serwisy
informacyjne, tradycyjną rodzinę itd., staje się codzienną
represją. Cykl „Teorie oporu” stanowi krytykę dominujących
sposobów myślenia na temat społecznych realiów. Utrwalany
podział społeczeństwa na mniejszość, która w swoim interesie
nadaje sens światu oraz milczącą resztę, w rzeczywistości nie
musi mieć miejsca. Istnieje międzynarodowy ruch, którego idee
nie odzwierciedlają interesów prywatnych bądź publicznych
instytucji, lecz potrzeby niedopuszczonych do głosu. Koncepcje
autorów prezentowanych w tej serii, nawiązują do tego ruchu
społecznego i są z nim ściśle związane. Ich prace są dowodem,
że realna krytyka jest niezależna od instytucji dominacji, a jej
odniesieniem pozostaje społeczny opór.
IMMANUEL
WALLERSTEIN
Utopistyka
Alternatywy historyczne dla XXI wieku
Z przedmową Andrzeja W. Nowaka
Poznań 2008
Przyszłość nie jest już tym,
czym była kiedyś
1
Wstęp
Immanuel Wallerstein, j ak wskazuj ą autorzy wstępu do jego książki Anali
za systemów-światów. Wprowadzenie
1
, jest jednym z najczęściej cytowanych
socjologów. Do niedawna w Polsce był postacią stosunkowo nieznanąi egzo
tyczną. Sytuacja zmieniła się po opublikowaniu jego kilku prac
3
. Obecność ta
jest jednak niepełna, wciąż czekamy na przetłumaczenie opus magnum jakim
jest trzytomowy Modern World-System
4
. Recepcja Wallersteina jest jednak
niejednoznaczna. Dobrze przyjęty przez środowiska skupione wokół pism Lewą
Nogą
5
, Le Monde Diplomatiąue oraz Recykling idei
6
, z trudem jest akcepto
wany przez środowisko akademickie, z którego pochodzi i do którego należy.
Jego prace wzbudziły też zainteresowanie i oddźwięk wśród środowisk rady
kalnych. Inspiracje Wallersteinem i Beverly J. Silver są widoczne w analizie
pracy w epoce globalnej dokonanej przez Jarosława Urbańskiego
7
. Zaintere
1
Tytuł zaczerpnięty ze ścieżki dialogowej filmu Harry Angel, (reż. Alan Parker,
1987), gdzie tytułową kwestię wypowiada jedna z postaci filmu (org. The futurę isn't
what it used to be).
2
Immanuel Wallerstein, Analiza systemów-światów. Wprowadzenie, tłum. K. Gaw-
licz, M. Starnawski, Warszawa 2007, s. I.
3
Dotychczas ukazały się w Polsce następujące książki: Immanuel Wallerstein, Ko
niec świata, jaki znamy, tłum. M. Bilewicz, A. W. Jelonek, K. Tyszka, Warszawa 2004,
Immanuel Wallerstein, Analiza systemów-światów. Wprowadzenie, tłum. K. Gawlicz,
M. Starnawski, Warszawa 2007, Immanuel Wallerstein, Europejski uniwersalizm. Reto
ryka władzy, Wydawnictwo Scholar, Warszawa 2007.
4
Od lat obecna jest trzytomowa pozycja Fernanda Braudela Kultura materialna,
gospodarka i kapitalizm XV - XVIII wiek, PIW, Warszawa 1992, stanowić ona może
uzupełnienie analiz Wallersteina.
5
Pismo to poświęciło Wallersteinowi sporo miejsca, szczególnie w numerze 13/01.
6
Warto zauważyć ogromny wpływ jaki dla rozpropagowania Wallersteina ma strona
Mariusza Turowskiego, Sprawiedliwa przemoc antysystemowy lament. An-archistyczne
forum filozofii politycznej i krytyki społecznej, http://www.uni.wroc.pl/~turowski/.
7
Jarosław Urbański, „Praca w dobie globalizacji - w poszukiwaniu alternatyw” [w:]
Zniewolony umysł 2. Neoliberalizm i jego krytyki, pod red. Ewy Majewskiej i Janka
Sowy, Korporacja Halart, Kraków 2007; Jarosław Urbański, „Siła Pracy”, Nowy Robot
6 Immanuel Wallerstein
sowanie ze strony środowisk alternatywnych jest związane także z faktem, iż
Wallerstein jest aktywnym uczestnikiem Światowego Forum Społecznego oraz
sympatykiem ruchu Zapatystów
8
.
Nikła obecność Wallersteina w polskim życiu akademickim jest szczególnie
dziwna, gdyż on sam wprost odwołuje się do polskiej tradycji socjologii histo
rycznej, szczególnie do prac Mariana Małowista
9
. Stan ten, choć osobliwy, wy
daje się symptomatyczny. Skromna obecność Wallersteina, a także teorii zależ
ności i ogólniej paradygmatu historyczno-systemowego, odsyła do ułomności
naszej autodiagnozy przemian Polski po 1989 r. Co ciekawe, na początku tych
przemian ukazała się praca zbiorowa Adama Czamoty, Andrzeja Zybertowicza,
Interpretacje wielkiej transformacji. Geneza kapitalizmu jako geneza współ
czesności
10
, odwołująca się do paradygmatu historyczno-systemowego i zawie
rająca tekst Wallersteina, nie została ona szerzej zauważona. Podobny los spo
tkał książkę Krzysztofa Krzysztofka, Marka S. Szczepańskiego, Andrzeja
Ziemilskiego Kultura a modernizacja społeczna
u
. Zachwyt nad naiwnie poj
mowaną teorią modernizacji
12
i zgoła religijna wiara w program neoliberalny,
wypaczyły i zahamowały polską refleksję teoretyczną'
3
.
nik nr 9(24)/2005, Beverly J. Silver, „Ruch robotniczy z globalnej perspektywy”, Nowy
Robotnik nr 9(24)/2005. Por. także Beverly J. Silver, Forces of Labor: Workers’ Move-
ments and Globalization Since 1870, Cambridge Studies in Comparative Politics, Cam
bridge University Press, 2003.
8
Immanuel Wallerstein, Marcin Starnawski (rozmowa), „Walka o przyszłość”, Re
cykling Idei nr 9 (wiosna/lato 2007), Immanuel Wallerstein, „Zapatyści: Etap drugi”,
http://www.recykling.uni.wroc.pl/index.php?section=7&article=121,
oryginał:
„The
Za-
patistas: The Second Stage”, Fernand Braudel Center, Binghamton University, Komen
tarz nr 165 z 15.07.2005.
9
Por. Marian Małowist, Wschód a Zachód Europy XIII - XVI wiek. Konfrontacja
struktur społeczno-gospodarczych, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2007, Ma
rian Małowist, Europa i jej ekspansja XIV - XVII, Wydawnictwo Naukowe PWN, War
szawa 1993. Dyskusje historyczne o genezie historycznej peryferyzacji Europy Środko
wo Wschodniej odtwarza Anna Sosnowska w książce: Zrozumieć zacofanie. Spory
historyków o Europą Wschodnią (1974-1994), Warszawa 2004.
10
Kolegium Otryckie, Warszawa 1988.
11
Instytut Kultury, Warszawa 1993.
12
Por. Stanisław L. Andreski, „Uboczne skutki rozkochania się w modelu”, [w:]
Krytyka rozumu socjologicznego, (red.) Stanisław Kozyr-Kowalski, Andrzej Przestal-
ski, Jan Włodarek, Zysk i s-ka, Poznań 1997.
13
Przykładem przełamania hegemonii jest książka Davida Osta Klęska solidarno
ści, masowość jej wydania pomogła zaistnieć innym lokalnym i starszym, od niej anali
zom. Idąc tropem Wallersteina to ciekawe, że Polska jako kraj półperyferyjny musiała
Przedmowa 7
Nieobecność Wallersteina nie jest jedynie problemem akademickim. Po
Gramscim jesteśmy świadomi, jaką wagę odgrywa hegemonia kulturowa. Pre
zentowana książka podąża tym tropem wskazując na wagę czynników instytu
cjonalnych, kulturowych i wreszcie wiedzy jako motorów zmiany społecznej.
Blokada w recepcji myślenia alternatywnego (np. Wallersteina i pokrewnych
mu myślicieli) była jednym z wielu czynników, które wpłynęły na przebieg
przemian społecznych po 1989 r. Warto zapytać czy daje się uzasadnić mocna
teza, iż nieobecność alternatywnego myślenia, uniemożliwiła inny przebieg
polskiej transformacji. Zważywszy jaką wagę Wallerstein przywiązuje do de
cyzji w okresach przełomów, nie należy niedoceniać owego pozornie „słabe
go” czynnika jakim jest namysł teoretyczny.
Wydanie Utopisty ki jest być może, symptomem rozchwiania, utraty stabil
ności hegemoni kulturowej definiowanej przez pojęcia: neoliberalizm, teoria
modernizacji, „wolny rynek”. Późna twórczość Wallersteina, a do niej należy
prezentowana książka, to próba wskazania wagi myślenia teoretycznego. Wal
lerstein nie popada przy tym w akademickie złudzenia i pychę. Nie jest posta
cią spod znaku „kanapowych rewolucjonistów”, gdzie myślenie akademickie
uzurpuje sobie rolę rewolucyjnego podmiotu. Jego propozycje mają charakter
reform strukturalnych, podparte są drobiazgową analizą historyczną i stano
wią konkretną propozycję zmiany
14
. Pytanie brzmi czy namysł nad struktura
mi wiedzy proponowany przez autora Utopistyki, zostanie podjęty przez ro
dzime środowisko akademickie. Jest o tyle ważne, iż Wallerstein stara się
czekać na głos opisujący jej sytuacje z centrum, nawet jeżeli jest to głos „antysystemo-
wy”. Analogicznie „amerykański” Wallerstein pozwala zaistnieć lokalnym analizom,
przedwcześnie wypchniętym poza obieg intelektualny i medialny. Analogiczną sytuację
możemy zaobserwować dzięki pojawieniu się książki Elizabeth Dunn, Prywatyzując
Polskę. Głos w obronie polskich robotników staje się słyszalny dopiero wtedy, kiedy
wypowiada go ktoś z centrum (rdzenia) nowoczesnego systemu-świata, choć drobiazgo
we i wnikliwe analizy polskiego świata pracy były formułowane dużo wcześniej na przy
kład w ramach aktywności Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracow
nicza”. Problem naszego półperyferyjnego statusu „przebija” się ostatnimi czasy do
świadomości publicznej, por. Magdalena Nowicka, „Rzeczpospolita postkolonialna”, Wie
dza i życie, nr 9/2007.
14
Tym co wartościowe w twórczości Wallersteina i całej szkoły systemowo-histo-
rycznej jest drobiazgowa analiza zjawisk społecznych, ekonomicznych i politycznych.
W odróżnieniu od zwolenników teorii modernizacji czy „wolnego rynku” w stylu Davi-
da Landesa, prace Wallersteina i jego szkoły, wolne są od ahistorycznego teoretyzowa
nia. Przykłady tego znajdziemy na przykład m.in. na stronie internetowej Journal of
World-System Research, http://jwsr.ucr.edu/.
8 Immanuel Wallerstein
zrealizować szalenie trudne zadanie. Na gruncie polskim przedsięwzięcie ta
kie jest cenne z dwóch powodów. Po pierwsze nie daje on zgody, na pozornie
neutralną aksjologicznie naukę zredukowaną do technokratycznej funkcji ad
ministrowania społeczeństwem. Pozwala to, na przywrócenie pojęcia nauki
„zaangażowanej” w problemy społeczne. Taka wizja nauki po 1989 r. została
skutecznie wyrugowana z murów uniwersytetów. Z drugiej strony, przestrze
ga on przed mitem fałszywej awangardy. Wallerstein nie stroniąc od odwołań
do współczesnych nurtów myślowych i politycznych, jak feminizm, postkolo-
nializm, współczesna socjologia wiedzy (Bruno Latour), nie daje się równo
cześnie łatwo zamknąć w potrzasku fałszywie zdefiniowanego sporu pomię
dzy starą lewicą (ekonomiczną) a „nową” lewicą (kulturową)
15
.
Widzimy zatem, że przyswojenie Wallersteina na gruncie polskim jest za
daniem niezwykle potrzebnym. Poza argumentami przytoczonymi powyżej,
konieczne jest ono, jeszcze z kilku powodów. Po pierwsze, zarówno Waller
stein, jak i rozwijająca się wokół niego szkoła, dostarcza wyjątkowego oraz
rozwiniętego aparatu teoretycznego przydatnego do analizy zjawisk określa
nych dziś modnym mianem „globalizacji”. Po drugie, prezentując alternatyw
ny sposób opisu transformacji kapitalistycznego świata, równocześnie wska
zuje na transformację systemów wiedzy o tym świecie. Po trzecie, późny
Wallerstein to wyjątkowy myśliciel, który potrafi równolegle prowadzić ana
lizę historyczną, polityczną i wskazywać na własne historyczne, społeczne
i polityczne uwikłanie badacza. Związek pomiędzy socjologią wiedzy, episte
mologią oraz analizą konkretnych systemów historycznych nie jest, jak wska
zywałem wyżej jedynie akademicką zabawą. Wallerstein podkreśla, iż jest on
kluczowy dla praktyki społecznej i politycznej. Prezentowana książka jest
właśnie poświęcona owemu swoistemu splotowi wiedzy, władzy i praktyki.
Prezentację książki Wallersteina Utopistyka. Alternatywy historyczne dla
XXI wieku wypada rozpocząć od wyjaśnienia zagadkowego sformułowania
w tytule: utopistyka (utopistics). Najpierw dokonać musimy rozróżnienia na
dwa pojęcia: utopia i eutopia. Oba są zbliżone w swym znaczeniu i etymolo
gii. Pojęcie „utopia” pochodzi od gr. outopos oznacza nie-miejsce, miejsce
nieistniejące, pojęcie eutopia oznacza dobre miejsce i pochodzi od greckiego
eutopos. Wprowadzony przez Wallersteina termin „utopistyka” wydaje się bliż
l5
Ciekawą próbą zmierzenia się z tym sporem na gruncie filozoficznym jest książka
Nancy Fraser, Axel Honneth, Redystrybucja czy uznanie? Debatą polityczno-filozoficz
na), tłum. Monika Bobako i Tomasz Dominiak, Wydawnictwo Naukowe Dolnośląskiej
Szkoły Wyższej Edukacji TWP we Wrocławiu, Wrocław 2005.
Przedmowa 9
szy drugiemu z przedstawionych pojęć, akcentując, iż ma na myśli rozwiąza
nia alternatywne ale realistyczne.
Wallerstein jest krytyczny wobec projektów utopijnych, zdaje się jednak nie
wątpić, iż warto myśleć o eutopii, czyli o projektach realnych, lepszych, niż
istniejący świat. Określa on utopistykę, jako analizę alternatyw, które stojąprzed
danymi, historycznie istniejącymi systemami historycznymi. Ma to być, jego
zdaniem, próba rzetelnej oceny tego, co może ulec zmianie, próba znalezienia
przestrzeni otwartych możliwości. Nim przejdę do szerszej charakterystyki uto-
pistyki, przybliżę krótko samąksiążkę. Utopistyka to zapis serii wykładów, składa
się ona z trzech części. Pierwszy rozdział zatytułowany Koniec marzeń czyli
Raj utracony, to krótkie, sprawne i błyskotliwe przedstawienie historii nowo
czesnego systemu-świata. Wallerstein kreśli obraz 500 lat trwania systemu ka
pitalistycznego, kształtowanie się nieegalitarnego społeczeństwa, wskazuje
wreszcie na dynamikę oporu i przyczyny dla których zawiodły tradycyjne ruchy
anty systemowe. Rozdział drugi nosi „pokrzepiający” tytuł Trudny okres przej
ściowy czyli Piekło na Ziemi. Wallerstein stoi na stanowisku, iż w wyniku wy
czerpania się pewnych mechanizmów systemowych, zbiegu faz cykli Kondra-
tiewa system kapitalistyczny znajduje się w fazie rozchwiania. Taka sytuacja
owocować może wzrostem przemocy, wojnami, rozpadem dotychczasowych
struktur, ale z drugiej strony, może ona przynieść realną perspektywę transfor
macji w inny system. Nadzieje swe Wallerstein wiąże z możliwością iż system
ten okaże się bardziej sprawiedliwy, egalitarny i demokratyczny, niż istniejący
dziś. Możliwości wpłynięcia na system w okresie przejścia, transformacji tak,
aby zmiany przebiegały w pożądanym przez nas kierunku, porusza autor w trze
cim - końcowym rozdziale książki, zatytułowanym Materialnie racjonalny świat
czyli czy można odzyskać raj? Rozdział ten, przedstawia próbę wytyczenia kie
runku, osiągnięcia owego lepszego i możliwego zarazem świata. Nie będę szcze
gółowo omawiał treści książki, myślę jednak, że warto wypunktować trzy głów
ne występujące w niej motywy. Nie sposób bowiem zrozumieć konceptu utopistyki
bez zrozumienia relacji trzech występujących w teorii Wallersteina elementów:
specyficznej ontologii społecznej, problemu podmiotowego sprawstwa i roli ru
chów antysystemowych w jego pojmowaniu, związków pomiędzy wiedząa prak
tyką społeczno-polityczną
Dialektyka i samoorganizacja - o ontologii społecznej Wallersteina
Program utopistyki można zrozumieć jedynie wtedy, gdy przedstawimy sto-
jącąu jego podłoża wizję ontologii społecznej. Wallerstein niestety, zbyt czę
sto odwołuje się do niej, jako założonego horyzontu własnej myśli, a stosun
10 Immanuel Wallerstein
kowo rzadko artykułuje ją wprost. Najważniejszymi elementami jego ontolo-
gii społecznej są dwa pojęcia: samoorganizacja i dialektyczna wizja przemian.
To właśnie przywiązanie do dialektycznej samoorganizującej się wizji przyro
dy i społeczeństwa decyduje o innych elementach teorii. Wallerstein przyzna
je, iż wiele zawdzięcza pracom belgijskiego chemika i fizyka, laureata Nagro
dy Nobla Ilyi Prigogine'a
,ć
. Odwołanie do Prigogine'a pozwala Wallersteinowi,
z jednej strony, stworzyć holistyczną wizję społeczeństwa, z drugiej, udaje mu
się, uniknąć naiwnego determinizmu historycznego, zakorzenionego w pozy
tywizmie socjalizmu naukowego. Wallerstein tak tłumaczy potrzebę owego
odwołania: „Proszę zwrócić uwagę, że stosuję tu model Prigogine'a i innych,
którzy widzą w tych nielineamych procesach wyjaśnienie niekumulatywnych,
niezdeterminowanych radykalnych transformacji. Idea, że procesy zachodzą
ce we wszechświecie można wyjaśniać i ostatecznie traktować jako uporząd
kowane, stanowi najbardziej interesujący wkład nauk przyrodniczych do na
szej wiedzy w ostatnich dekadach, i stanowi radykalną rewizję dotychczas
dominujących poglądów naukowych. Jest również można powiedzieć, najbar
dziej obiecującym potwierdzeniem, tego, że we wszechświecie możliwa jest
kreatywność, w tym oczywiście kreatywność człowieka”
17
.
Odwołanie do Prigogine'a, pozwala Wallersteinowi, na lepsze wyartykuło
wanie pozornej sprzeczności, jaka tkwi w kluczowym, dla niego, pojęciu sys-
temu-świata, jako systemu historycznego. Z jednej strony wzorem, współcze
snej humanistyki i nauk społecznych podkreśla historyczne uwarunkowanie
naszej wiedzy. Wallerstein odcina się od naiwnej, nomotetycznej wiary, jaka
patronowała, choćby klasykom socjologii. Wiara w „wielkie narracje”, możli
wość skonstruowania uniwersalnych praw historii i społeczeństwa, paradok
salnie, łączyła tak różne obozy, jak marksiści i teoretycy modernizacji w stylu
Parsonsa. Wallerstein stara się wykazać ograniczoność modeli nomotetycz-
nych, ale z drugiej strony używa świadomie pojęcia „system”, aby przestrzec
nas, iż nie możemy wzorem postmodernistów skupić się na „pianie” faktów.
Koncepcja Prigogine'a ma umożliwić mu to zadanie. Ontologia społeczna
16
Prigoine jest w Polsce obecny, ukazały się jego dwie książki: Ilya Prigogine, Isa-
belle Stengert, Z chaosu ku porządkowi, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa
1990, oraz Ilya Prigogine, Kres pewności Wydawnictwo W.A.B. i CiS, Warszawa 2000.
17
Immanuel Wallerstein, „Zmiana społeczna? Zmiana jest bezustanna. Nic nigdy
nie ulega zmianie”, [w:] Immanuel Wallerstein Koniec świata jaki znamy, Wydawnictwo
Naukowe Scholar, Warszawa 2004, s. 165.
Przedmowa 11
Wallersteina próbuje zatem uciec od naiwnej wiary w wolny podmiot libera
łów, a z drugiej strony, nie popada w bezsilną wiarę w prawa historii
18
.
Według teorii Prigogine'a, różnorako pojmowane całości (a są nimi także
całe społeczeństwa), zachowują swą wewnętrzną dynamikę przez dłuższy okres
czasu. Zmiana w tym okresie jest ledwo zauważalna, spowodowanie jej wy
maga dużych nakładów energii, a efekty są zgodne z „logiką” systemu (np.
nieskuteczność rewolucji w rozwiniętym systemie kapitalistycznym). Jednak
taka, stabilna faza rozwoju jest stanem przejściowym, następuje moment wy
czerpania się wzoru rozwoju danego systemu. Pojawia się sytuacja niestabil
na. Klasyczna racjonalność (newtonowska), odpowiednia dla stabilnych faz
ewolucji, zawodzi. W fazach niestabilnych, zwanych też chaotycznymi, nawet
najmniejsze czynniki spowodować mogą ewolucje danej całości w nieprzewi
dywalnym kierunku. Punkty, w których system jest niestabilny zwane są punk
tami bifurkacji. Stąd Wallerstein określając nasz okres historyczny, jego zda
niem, będący kresem struktur nowoczesnego systemu-świata, woli używać
pojęcia przejścia (transition), niż modnego terminu „globalizacja”
19
.
Materia w dialektycznej wizji przyrody Prigogine'a, oprócz powszechnego
w przyrodzie rozpadu, podleganiu zjawisku entropii, potrafi także spontanicz
nie wytwarzać zorganizowany porządek. W wielu procesach przyrodniczych
(ale także społecznych) Prigogine zaobserwował ciekawe zjawisko. W pozor
nie chaotycznym układzie zmiennych mogą pojawić się procesy, które spowo
dują iż nastąpi samoorganizacja materii. Z chaotycznych fluktuacji rodzi się
l8
Taka nowatorska wizja ontologii społecznej niesie za sobą ryzyko mylnej interpre
tacji. Wallerstein w myśl takiego ujęcia jawił by się jako kolejny prorok „żelaznych
praw historii”. Przykładem takiej interpretacji jest recenzja książki Koniec świata jaki
znamy pióra Tomasza Żuradzkiego, („Nędza alterglobalizmu”, Gazeta Wyborcza, 17 wrze
śnia 2004). Przytoczmy charakterystyczny cytat: „Autor Końca świata, jaki znamy w naj
lepsze operuje kategoriami: klasa, postęp, wyzysk, podziela też naiwną - pochodzącą
jeszcze od Augusta Comte'a - wiarę, że przedstawiciele nauk społecznych mogą wyja
śnić, co nas czeka w przyszłości. Ignoruje tym samym dobrze znane argumenty, że przy
szłość zależy przede wszystkim od stanu naszej wiedzy - a jej rozwoju przewidzieć nie
sposób”. Tomasz Żuradzki posługuje się tu popperowską figurą z jego pracy Społeczeń
stwo otwarte i jego wrogowie. Zważywszy na konsekwencje teorii Prigogine'a i jej inde-
terminizm takie odczytanie może zaskakiwać. Recenzję Żuradzkiego w błyskotliwy spo
sób skomentował Maciej Wiśniewski w tekście „Polski problem z Wallersteinem,
zamieszczonym” w Le Monde diplomatique - edycja polska, 2007, wrzesień, nr 9 (19),
s. 22-23.
19
Immanuel Wallerstein, Globalization or TheAge of Transition? A Long-Term View
of the Trajectory of the World-System, http://www.binghamton.edu/fbc/iwtrajws.htm.
12 Immanuel Wallerstein
nowy porządek, który trwa, osiąga swe optimum, po czym obumiera, dając
początek nowej fazie chaotycznych oscylacji. Odkrycie to pokazuje, iż można
pogodzić racjonalność nauki z zagadnieniami złożoności i nieprzewidywalno-
ści świata. „To, co było zarezerwowane dla poetów i filozofów, czyli opis
niestabilności i ulotności, możliwe jest w kategoriach naukowych”
20
.
Prigogine podkreśla, iż dla jego teorii ważna jest zależność pomiędzy po
ziomem mikro a poziomem makro. Zmiany makroskopowe sąprzedstawione,
jako o wiele łatwiejsze do dokonania, niż ma to miejsce w modelach bardziej
tradycyjnych
21
. W teorii Prigogine'a o wiele trafniej możemy wyjaśnić w jaki
sposób proste mikrooperacje przeradzają się w makro konsekwencje. Pojawia
się zatem możliwość zrozumienia, w jaki sposób zmiany społeczne, rewolu
cyjne, obejmujące całe społeczeństwo, mogą zostać powiązane z relatywnie
małymi przyczynami początkowymi (np. grupa rewolucjonistów). Dla Prigo-
gine'a, społeczeństwa ludzkie są w wystarczającym stopniu systemami daleki
mi od równowagi i są one systemami wystarczająco otwartymi, aby spełniały
warunki, w których może zaistnieć porządkowanie przez fluktuację, czy też
bifurkacje. Oczywiste jest dla niego, iż zależności społeczne są nieliniowe,
oraz, że spowodowane jest to, samą istotą ludzkich działań i ich przygodności.
Zdaniem Wallersteina, model ewolucji układów niestabilnych doskonale
odzwierciedla dynamikę nowoczesnego systemu-świata. W okresie upadku feu-
dalizmu (faza niestabilna) wiele drobnych zmian zapoczątkowało ewolucję
świata w kierunku nowoczesnego systemu-świata
22
. Wizja Prigogine'a i Wal
lersteina to także swoista wizja porządku. Z jednej strony, wskazują oni na
możliwość rodzenia się struktur z chaotycznych przemian, oscylacji. Potwier
dzają oni zatem anarchistyczne intuicje, iż oddolne, samorzutne inicjatywy
nie muszą utożsamiane być z chaosem, ale mogą stanowić źródło uporządko
20
Immanuel Wallerstein, „Nauki społeczne a poszukiwanie sprawiedliwego społe
czeństwa”, Kultura i społeczeństwo, rok XLI, nr 2, 1997 s. 17 tłum. M. Ziółkowski.
21
Na polskim rynku ukazało się kilka książek omawiających, podobną do Pirogine'a,
ontologię społeczną i podobnie, jak w jego przypadku stanowią one próbę swoistej „fi
zyki społecznej”. Por. Edwin Bendyk, Antymatrix czyli człowiek w sieci Wydawnictwo
W.A.B. Warszawa 2004, Malcolm Gladwell, Punkt przełomowy. O małych przyczynach
wielkich zmian, Wydawnictwo: Świat Książki, Warszawa 2005, Philip Bali, Masa kry
tyczna, tłum. Witold Turopolski, wyd. Insignis, Kraków 2007.
22
Na gruncie polskim możemy wskazać analogię pomiędzy teorią Prigogine'a, a kon
cepcją kaskady historycznej zaproponowanej przez Leszka Nowaka i rozwijanej przez
Krzysztofa Brzechczyna. Por. Odrębność historyczna Europy Środkowej. Studium meto
dologiczne, Wydawnictwo Humaniora, Poznań 1998.
Przedmowa 13
wania. Porządek ów, co ważne, nie musi być definiowany poprzez wizję su-
werena na wzór Hobbesowskiego „Lewiatana”. Z drugiej jednak strony, onto-
logia społeczna Wallersteina i Prigogine'a może stanowić punkt wyjścia do
krytyki liberałów ekonomicznych. Samoorganizacja, wyłanianie się porządku
z chaosu przypadkowych zmian, wbrew dogmatyce „wolnego rynku”, nie musi
prowadzić do zmian optymalnych. Z faktu, iż jakiś oddolny porządek się wy
łoni, nie oznacza, iż jest to porządek zgodny z naszymi oczekiwaniami. Z cha
osu, rozpadu struktur Związku Radzieckiego wyłoniły się nowe formy porząd
ku jakimi były mafie, niestety w tym wypadku to one zdominowały społeczną
samoorganizację, a nie samorządne spółdzielnie niezależnych pracowników.
Taki przebieg przemian historycznych, nie jest jednakże dowodem na istnienie
„żelaznych” praw historycznego rozwoju społecznego oraz tego, że inna moż
liwość nie istniała. Podążając za teoretykami modernizacji ulegamy pewnemu
złudzeniu. Polega ono na pomieszaniu wypowiedzi i spostrzeżeń dotyczących
naszych operacji poznawczych z wypowiedziami na temat struktury społecz
nej. Proces racjonalizacji naszych wyborów zostaje przedstawiony jako pra
wa historyczne czy społeczne.
Podsumowując, wymieńmy cechy świata społecznego wyłaniające się z ujęć
Prigogine'a i Wallersteina:
- po pierwsze, byt społeczny jest ściśle związany z pojęciem stawania się,
czas jako cecha każdej struktury społecznej jest obecny na każdym poziomie.
-po drugie, ma on naturę dialektyczną. Występują okresy stabilne systemu
i momenty dalekie od stanu równowagi, momenty niestabilne. W owych mo
mentach pojawiają się możliwości nowej ewolucji systemu.
- po trzecie, obie teorie postulują (choć w innych aparatach pojęciowych),
intrygującą wizję porządku. Ma to być stan pośredni pomiędzy uporządkowa
niem na wzór kryształu a kompletnym chaosem. Odrzucenie zatem wizji po
rządku na wzór zdeterminowanych struktur, nie oznacza automatycznie akce
su do anarchicznej i chaotycznej wizji porządku społecznego.
- po czwarte, proponowana ontologia społeczna wskazuje, jak kładąc na
cisk na oddolną samoorganizację społeczeństwa można uniknąć metafor „wol
norynkowych”, oraz jak będąc przywiązanym do idei porządku społecznego
można uniknąć figury suwerena.
Ambiwalencja ruchów antysystemowych
Standartowym zarzutem wobec teorii Wallersteina, jak i całego paradyg
matu systemowo-historycznego, jest oskarżenie go o negowanie aspektu pod
miotowego działania. Taki obraz sugerują sami badacze skupiając uwagę na
14 Immanuel Wallerstein
poziomie makrostruktur. Obraz ten jest fałszywy
23
. Wallerstein w odróżnieniu
od swojego nauczyciela Fernanda Braudela, nie pozostaje jedynie na poziomie
analizy „ludzi bez historii”, czyli owego bezimiennego działania zwyczaj
nych ludzi, którzy w codziennych czynnościach swojego życia, nieustannie
kształtująhistorię. Dla Wallersteina, kluczowe jest zrozumienie podmiotowe
go działania, jako splecionego z masowymi ruchami społecznymi, narodowy
mi, etnicznymi, ogólnie nazywanymi przez niego ruchami anty systemowymi
24
.
Podejmuje się on także próby opisu takich działań ludzkich, które pojawiają
się na tradycyjnie pojmowanej scenie historii. Ten wyraz ludzkiego sprawstwa
utożsamia z pojęciem ruchów antysystemowych. Pojęcie ruchu antysystemo-
wego nie jest precyzyjnie przez Wallersteina określone. Warren W. Wagar,
stwierdza: „Podoba mi się wyrażenie 'ruchy antysystemowe' (antisystemic
movements), które pojawiło się w często cytowanym dziele z 1989 r. pod tym
samym tytułem, współautorstwa moich kolegów z Binghamton: Giovanni Ar-
righi'ego, Terry Hopkinsa i Immanuela Wallersteina. Nie zgadzam się jednak
ze sposobem, w który oni używają tego terminu. Myślę, że są rozrzutni, zbyt
rozrzutni. Wśród starych ruchów antysystemowych wymieniają socjaldemo
krację, komunizm, związki zawodowe i ruchy na rzecz wyzwolenia narodo
wego. Mówią też o 'nowych' antysystemowych ruchach społecznych, do któ
rych należą ruchy pokojowe, zielonych oraz New Age, ruchy kobiece i działania
na rzecz praw mniejszości”
25
.
Podzielając powyższe wątpliwości, można stwierdzić, iż Wallerstein nie
rozdziela ruchów antysystemowych na ekonomiczne, polityczne, kulturowe.
Ujęcie Wallersteina, mimo iż zarzuca mu się ekonomizm, ewoluowało. W ostat
nich latach pogłębione studia nad funkcjonowaniem i historią nauki europej
23
Por. Christopher Chase-Dunn, Barry Gills, Fale globalizacji i oporu w kapitali
stycznym systemie(-)światowym. Ruchy społeczne a krytyczne studia nad globalizacją,
http://www.uni.wroc.pl/~turowski/chase-dunn-gills.htm.
24
W Polsce pojawiło się kilka tekstów dotyczących ruchów antysystemowych w uję
ciu Wallersteina: Immanuel Wallerstein, „Ruchy masowe. Czym jest ruch antysystemo-
wy dzisiaj?”, Polski Przegląd Dyplomatyczny, Issue no.4 (20) /2004; Immanuel Waller
stein, Aleksandr Buzgalin, „System do wzięcia. Rozmowa o ruchu alterglobalistycznym
i kryzysie kapitalizmu”, Recykling Idei nr 2/2004; Immanuel Wallerstein, Marcin Star
nawski (rozmowa), „Walka o przyszłość”, Recykling Idei, nr 9 (wiosna/lato 2007).
25
Warren W. Wagar, Ruchy antysystemowe, prawdziwe i zmyślone, w perspektywie
historycznej, wystąpienie z dnia 11 sierpnia 1997 Toronto, Ontario, Kanada, Civitas
Mundi W. Warren Wagar, Wydział historii, Binghamton University, cytuję za stroną in
Przedmowa 15
skiej pozwoliły Wallersteinowi dokonać „gramsciańskiej” korekty swojego my
ślenia. Dlatego też utożsamianie ruchu antysystemowego, jedynie z manife-
stacjąniezadowolenia jakiejś grapy z jej materialnego położenia jest na grun
cie teorii Wallersteina mylące
26
. Ruch antysystemowy, to najogólniej, jakaś
lorma mobilizacji społecznej, która pragnie zmienić położenie uczestników
owego ruchu. Mobilizacja ta, może mieć wieloraki charakter, różnie może być
przyłożony akcent oporu, może to być mobilizacja zasobów ekonomicznych
(tzw. rewolucja mieszczańska wobec arystokracji), zasobów politycznych
(robotnicy i „klasy niebezpieczne”, ruchy narodowo wyzwoleńcze), zasobów
symbolicznych (feminizm, postkolonializm). Ważnym jest, aby zauważyć, iż
mobilizacja ta, jest strukturalną cechą samego systemu. Ruchy antysystemowe
nie są czymś pozasystemowym. Ruchy antysystemowe, ruchy społeczne, są
w sposób oczywisty częścią systemowych zależności. Cechuje je swoisty me
chanizm, ruchy antysystemowe wygrywały swoją sprawę kiedy „przegrywa
ły”, natomiast kiedy odnosiły „zwycięstwo” przegrywały. Co to oznacza?
W przypadku zwycięstwa, elity ruchu antysystemowego w łatwy sposób osią
gały władzę, stawały się one jej częścią. Wallerstein stwierdza, iż się „biuro
kratyzowały”. Miało to kilka skutków. Po pierwsze, osłabiało wewnętrzną spój
ność samego ruchu, po drugie wygaszało najbardziej aktywne jednostki i grupy
interesów, wreszcie, po trzecie, kompromitowało ideologiczną podstawę ru
chu. Przyjrzyjmy się tej ostatniej konsekwencji. Zdaniem Wallersteina, dla
tych ruchów kluczowa, była ideologiczna podstawa, która pozwalała formuło
wać roszczenia, wskazywała ona fakt niedoli i opresji. Dlatego, według niego,
to nadzieje i obietnice roztoczone przez Oświecenie i rewolucję francuską wy
znaczały ideologiczne ramy nowoczesnej geokultury. Wallerstein, analizując
rewolucję francuską nie zawaha się stwierdzić, iż w gruncie rzeczy niewiele
wpłynęła ona na samą Francję, w większym stopniu rewolucja ta zmieniła,
całą geokulturę systemu światowego
27
. Stało się tak dzięki „wynalazkom”,
26
Szczególnie ważne w tej kwestii było spotkanie Wallersteina z Afryką i uwraż
liwienie, dzięki takim autorom jak Frantz Fanon, czy 01iver Cromwell Cox na kwe
stie rasy i dziedzictwa, tradycji na procesy kształtowania się zależności systemowo-
historycznych. Por. Immanuel Wallerstein, „Afrykański Kongres Narodowy i Afryka
Południowa. Przeszłość i przyszłość ruchów wyzwoleńczych w systemie światowym”,
[w:] Koniec świata jaki znamy, op.cit. s. 46-61.
27
Zagadnieniu temu Wallerstein poświęcił rozdział „The French Revolution as a
World-Historical Event swej pracy Unthinking Social Science”, [w:] Immanuel Waller
stein Unthinking Social Science: The Limits of Nineteenth Century Paradigm, Cambrid
ge; Polity Press 1991.
16 Immanuel Wallerstein
które ze sobą przyniosła. Wymieńmy podstawowe: po pierwsze, zdaniem Wal
lersteina, pojawiło się pojęcie „ludu”, kolektywna świadomość, która pozwa
lała formułować żądania i roszczenia polityczne. Po drugie, uwierzono, iż
zmiana społeczna i polityczna jest nie tylko możliwa, ale nawet nieunikniona.
W stosunku do idei, które patronowały średniowieczu, nowoczesne pojęcie
zmiany społecznej było czymś niepojętym w swym rewolucjonizmie. Potrzeba
demokratyzacji, zmiany, ewolucji, wiara w mit postępu, składały się zdaniem
Wallersteina na „mit nowoczesności”. Ideologia nowoczesności była kluczo
wa do artykulacji żądań ze strony ruchów, w tym tych które same nazywały
siebie antynowoczesnymi
28
. Po trzecie, zdaniem Wallersteina, rewolucja fran
cuska zrodziła trzy główne ideologie geokultury nowoczesnego systemu-świata:
konserwatyzm, liberalizm i radykalizm (socjalizm). Wszystkie te ideologie
fundują swą tożsamość poprzez odniesienie wobec, przytoczonego wyżej, dzie
dzictwa rewolucji francuskiej. Po pierwsze, muszą one rozwiązać problem
zmiany społecznej, po drugie ustosunkować się do egalitarnej, wolnościowej
obietnicy. W przypadku zmagania się z pierwszym wyzwaniem, konserwa
tyzm negował ową zmianę, pragnął odwrócenia kierunku, liberałowie to ci,
którzy zasadniczo „płynęli” z nurtem przemian, wreszcie radykałowie to ci,
którzy z owego tempa zadowoleni nie byli. W zmaganiu się z drugim wyzwa
niem jakim jest demokratyczny i egalitarny ideał „ludu”, konserwatyści nawo
ływali do powrotu do przednowoczesnej różnicy „reakcyjnej”, liberałowie za
dowoli się formalną równością praw, wreszcie radykałowie walczyli o realną
substancjalną równość. Wallerstein wskazuje, iż te trzy ideologie wyznaczały
także możliwość aktywności ruchów antysystemowych. Niestety, brak tutaj
miejsca na dokładne prześledzenie owych ruchów, częściowo czyni to sam
Wallerstein w tekście Utopistyki.
Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na związek pomiędzy nowoczesną ide
ologią zmiany, postępu a dynamiką ruchów antysystemowych. Obserwujemy
ciekawe zjawisko, zwycięstwo ruchu antysystemowego okazywało się zawsze
pozorne, gdyż było ono szkodliwe dla samej, napędzającej go, ideologii. W imię
tej nowoczesnej ideologii mobilizowano masy, dokonywano aktów oporu
i sprzeciwu. Pozorna wygrana i wymiana elit pokazywała, iż owo złudzenie
28
Polska prawica często nie zauważa, jak funkcjonalny jest jej tradycjonalny protest
wobec neoliberalnego kapitalizmu. Dobrym przykładem jest walka z „konsumeryzmem”,
jako cechą utożsamianą z liberalizmem światopoglądowym, a nie z kapitalizmem, in
nym przykładem jest szukanie źródeł upadku tradycyjnej rodziny (np. upadek roli ojca)
w przyczynach natury światopoglądowej zamiast odnajdywania jej w kapitalizmie.
Przedmowa 17
potrzebne jest jedynie do umocnienia władzy centrum systemu. Skompromito
wana ideologia korodowała, słabła, traciła moc jednoczenia ludzi i podrywa
nia do walki o swoje prawa. Inaczej sprawa wygląda w przypadku ruchów
przegranych. Przegrana ruchu antysystemowego ma kilka konsekwencji. „Sys
tem” osiągnął swą wygraną często dużym kosztem, zmobilizowane masy wciąż
pozostają w opozycji do systemu. Ideologia, która napędza dany ruch społecz
ny nie tylko się nie skompromitowała, ale często właśnie dzięki przegranej
zaczęła oddziaływać. Paradoksalnie bowiem, przegrywający ruch zmieniał
system o wiele głębiej, niż w przypadku wygranej. Szczególnie ważna była tu
rola ideologii nowoczesności, aby osłabić jej wpływ (jak wiemy upadek ruchu
wzmocnił ją a nie skompromitował) władza („system”) musiała poczynić ustęp
stwa. Charakter tych ustępstw dyktowała sama ideologia. Taki charakter mia
ła, zdaniem Wallersteina, ewolucja kapitalizmu na Zachodzie. Robotnicy w tych
krajach nie dokonali rewolucji, w pewnym sensie przegrali jako klasa, ale zre
formowali system daleko bardziej, niż miało to miejsce na Wschodzie.
Robotnicy w Związku Radzieckim, jego zdaniem, nie tylko nie zmienili syste
mu kapitalistycznego, ale nawet go umocnili, zamiast jednej jego postaci (pro-
to-wolnorynkowej), wprowadzili system kapitalizmu państwowego.
W tym miejscu możemy wrócić do prezentowej książki. Utopistyka jest
analizą kryzysu współczesnego kapitalizmu, jest opisem świata w przeddzień
rozpadu jego kluczowych i podstawowych struktur. Rozpad taki musi dopro
wadzić do redefinicji wszystkich elementów składowych systemu historycz
nego, nie może to też ominąć ruchów antysystemowych. Kryzys nowoczesne
go systemu-świata ma zdaniem Wallersteina, kilka przyczyn, z których główne
to: kres możliwości podboju nowych obszarów (w tym wchłaniania ludności
wiejskiej i czynienia z niej klasy wyzyskiwanej), „zatarcie” mechanizmu eks-
temalizacji kosztów. Najważniejsza jest jednak potencjalna możliwość wy
czerpania się siły ideologii nowoczesności. Wyczerpanie tej siły wiąże się z wy
darzeniem jakim była globalna rewolucja 1968 r.
29
. Upadek wiary w państwo
narodowe, nowoczesną narrację, wzmocnione paradoksalnie przez upadek
Związku Radzieckiego, to ważny czynnik wyznaczający nową rolę ruchów
antysystemowych.
Rozpad Związku Radzieckiego, pozorne zwycięstwo Zachodu spowodo
wały utratę siły przez narrację nowoczesności w dwojakim sensie. Pierwszą
29
Immanuel Wallerstein, „Szaron Zukin, 1968 - rewolucja w systemie światowym”,
Krytyka Polityczna Nr 6 (2004), s. 112-125.
18 Immanuel Wallerstein
przyczynąjej kompromitacji był rozkład komunizmu zarówno jako realnego
projektu polityczno-społecznego jak i na poziomie idei. Wiara w możliwość
zaistnienia alternatywnej nowoczesności, nawet tak niedoskonałej jak ZSRR,
utraciła swój przedmiot. Obwieszczenie „końca historii”, na Zachodzie do
prowadziło do tego, iż idea nowoczesności i postępu przestała mieć siłę wy
starczającą, aby poderwać masy. Kryzys współczesny objawia się zatem po
przez zanik mechanizmu regulacji za pomocą kryzysów spowodowanych przez
ruchy antysystemowe. Stoimy zatem, zdaniem Wallersteina, przed dwiema
możliwościami: albo powstanie nowa ideologia, która będzie bodźcem dla ru
chów antysystemowych (które są mechanizmem ewolucji systemu), albo grozi
nam kompletna dezintegracja struktur systemu światowego. Brak ideologii,
która organizowała ruchy spowoduje, iż niezadowolenie mas zamiast przy
nieść reformę systemu, rozbije go.
Widzimy zatem, że po 1968 r. ruchy takie, jak te skupione w Porto Allegre
wokół hasła „inny świat jest możliwy”, mają do odegrania inną niż „stare”
ruchy antysystemowe (np. partie socjaldemokratyczne) rolę
30
. Owo nowe za
danie wynika z faktu, iż wchodzimy w okres 25-50-letniej transformacji sys
temu. Jak wspominaliśmy wyżej, system staje się podatny na zmianę, a tej
mogą dokonać ruchy antysystemowe. Pytanie kluczowe zatem brzmi: jak do
konać tej zmiany, w oparciu o jaką wiedzę możemy stwierdzić, iż system jest
w fazie niestabilnej, w jaki sposób rozpoznać zdołamy obszary, które mogą
zostać zmienione? W tym momencie dochodzimy do trzeciego, kluczowego
podstawowego dla projektu „utopistyki”, zagadnienia - świata wiedzy
31
.
Utopistyka, czyli poszukiwanie racjonalności materialnej
32
Kluczowym w takim razie zagadnieniem jest kwestia, w jaki sposób doko
nuje się zmiana trajektorii systemu historycznego w ramach aktywności spo
30
Immanuel Wallerstein, „New Revolt Against The System”, New Left Review 18,
Nov, Dec 2002, s. 29-39.
31
Temu zagadnieniu poświecona jest także książka Wallersteina zatytułowana Unthin-
king Social Science The Limits of Nineteenth Century Paradigm, Cambridge; Polity
Press 1991, oraz druga część wydanej po polsku książki Koniec świata jaki znamy, Wy
dawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2004.
32
Pojęcie racjonalność materialna (lub substancjalna) jest nieoczywiste, Wallerstein
zakłada, iż ma być ona rodzajem społecznej mądrości praktycznej. Jego zdaniem celem
nauki powinno być konstruowanie wiedzy, która będzie reflektować nie tylko nad dobo
rem środków do celów (jak klasyczna instrumentalna racjonalność) ale obejmie także
sposoby wyznaczania celów.
Przedmowa 19
łecznej, mobilizacji mas i ruchów społecznych? Czy ruchy społeczne są przy
padkowym wynikiem zbiegu przypadkowych interesów, czy są one jednak kie
rowane? Czy aktywność ruchu jest tylko manifestacją woli mocy, czy jest jed
nak kierowana przez jakiś rodzaj racjonalności i rozumności? I wreszcie, czy
uczestnicy ruchu niejako „ślepo” próbują zmienić system, czy może majądo-
stęp do wiedzy o ontologii społecznej, a więc naturze owego systemu? Szcze
gólnie ważne jest ostatnie pytanie, jak wskazywałem wyżej, system można
zmienić łatwiej w punktach bifurkacji, wysiłek włożony w zmianę w fazie
stabilnej jest nieskuteczny, niepotrzebny Skąd zatem wiadomo kiedy system
jest niestabilny? Te wszystkie pytania odsyłają nas do zagadnień, które Wal
lerstein rozwija w późnym okresie swej twórczości, a które są kluczowe dla
zrozumienia prezentowanej książki. Wallerstein opracowuje rodzaj historycz
nej socjologii wiedzy. Od kiedy, w latach 1994-1998, został przewodniczą
cym Międzynarodowego Towarzystwa Socjologicznego, nie ustaje on w wy
siłkach na rzecz instytucjonalnego przeobrażenia nauk społecznych
33
. Nauki
społeczne, stają się dla niego momentem samo wiedzy społeczeństwa, podob
nie jak Habermas dopatruje się swoistego interesu konstytuującego poznanie.
Program dla nauk społecznych, mający na celu przywrócenie ich zaintereso
wania racjonalnością materialną substancjalną aksjologiczną to jeden z pod
stawowych celów zadania, które w prezentowanej książce nazywa utopistyką.
W ramach swojej metodologii stoi na stanowisku radykalnej socjologii wiedzy.
Za kształt wiedzy odpowiedzialna jest, poza oczywistym kontekstem ekonomicz
nym i miejscem w strukturze nowoczesnego systemu-świata, m.in. strukturalna
organizacja uczelni wyższych, socjologiczne mechanizmy przekazywania wie
dzy, oraz panujące systemy władzy. Program utopistyki aby się powiódł, zda
niem Wallersteina, wymaga nie tylko przemian instytucjonalnych, stawia on także
zadanie, to nie tylko przemiany instytucjonalne, to także zadanie przekroczenia
podziału na dwie kultury
34
: na nauki przyrodnicze z jednej, a nomotetyczne na
uki społeczne i ideograficzne nauki humanistyczne z drugiej strony. Podział ten,
zdaniem Wallersteina, petryfikuje istniejące układy władzy i panowania. Przy
padkowe, historyczne sojusze władzy i wiedzy, zaowocowały tym, iż pewne
obszary świata uznajemy za opisywane i podlegające prawom, inne zaś zapod-
33
Owocem tej pracy jest Raport Komisji im. Gulbekiana, wydany po polsku pod
tytułem Wyzwania wobec nauk. społecznych u progu XXI wieku, (red.) Andrzej Flis,
Universitas, Kraków 1998.
34
Charles R Snow, Dwie kultury, tłum. Tadeusz Baszniak, Prószyński i S-ka, War
szawa 1999.
20 Immanuel Wallerstein
ległe wolnej woli. Odpowiednio delegujemy do ich badania nauki nomotetyczne
i idiograficzne. Zauważmy, że taki niewinny zabieg ma daleko posunięte konse
kwencje polityczne. Analogicznie jak w figurze marksowskiej reifikacji, nauki
nomotetyczne „zapominają” o podmiotowym komponencie badanej przez siebie
rzeczywistości społecznej. Najlepszym przykładem jest tu ekonomia. Jeżeli
zdefiniujemy jakiś obszar, jako zdeterminowany, to nasza praca jako etyków,
polityków, działaczy antysystemowych jest skończona. Nasza aktywność ma
sens gdy uznamy i wskażemy obszary w których wolność, podmiotowe działa
nie może się realizować
35
.
Krytyka „wielkich narracji”, to wskazanie przez Wallersteina, iż ich deter-
minizm jest pozorny, prawa bowiem mają historycznie ograniczony zasięg.
Jego zdaniem należy zdać sobie sprawę z historycznego uwarunkowania uni
wersalizmu (i formułowanych w jego ramach praw). Związane jest to ściśle
z jego teorią systemów społecznych. Twierdzenia formowane mogą być tylko
w ramach danego systemu-świata, ich uniwersalność nie przekracza granic
danego systemu. Poziom wiedzy, która jest ważna ponad danymi systemami-
światami, to tylko wiedza o formalnych wzorcach funkcjonowania systemów.
Ponadto Wallerstein, stawia mocną tezę, iż każdy uniwersalizm okazuje
się zawsze zakamuflowaną formą tego, co partykularne. Każdy uniwersalizm
(roszczenie do twierdzeń o uniwersalnej ważności) jest wynikiem hegemo-
nicznej gry o władzę i uznanie, toczonej w imieniu różnych partykularnych
propozycji. Historyczny zwycięzca w tej grze „bierze wszystko”, jego wizja
świata staje się obowiązującą przez jakiś okres czasu formą tego, co uniwer
salne
36
. Uniwersalizm jest przez niego krytykowany za to, iż nie dostrzega
tego, że wraz z kresem pewnej formacji historyczno-społecznej, kończy się
zakres prawomocności formułowanych „wewnątrz” takiego systemu-świata
sądów. Poświęcam tak wiele miejsca relacji pomiędzy uniwersalizmem a par
tykularyzmem, gdyż propozycja Wallersteina, sformułowana m.in. w Utopi-
styce, wydaje się jedną z nielicznych w dzisiejszych naukach społecznych,
35
Por. Andrzej W. Nowak, „Methodenstreit, podmiot, phronesis. Wpływ sposobu
interpretacji opozycji humanistyka a przyrodoznawstwo, na rozumienie etyki, polityki
i podmiotu”, [w:] Filozofia i etyka interpretacji, (red.), Andrzej Szahaj, Adam Kola,
Wydawnictwo Universitas, Kraków 2007.
36
W tym sensie, co oczywiste na gruncie jego teorii, Wallerstein postuluje, aby trak
tować dzisiejszy świat jako jedną geokulturę. Nie możemy mówić o „mocnym” relatywi
zmie kulturowym, gdy nie ma odrębnych systemów-światów, a rozpowszechniona wraz
z rozwojem nowoczesnego systemu światowego europejska nauka i technologia, kapita
listyczny sposób organizacji gospodarki są obecne wszędzie.
Przedmowa 21
próbą ocalenia tego, co cenne w programie Oświecenia wraz jego obietnicami,
przy równoczesnej wrażliwości na jego negatywne strony. Wallerstein przedsta
wia to zagadnienie następująco: „Jednak z drugiej strony, jest również prawdą,
że możemy poznawać świat tylko poprzez nasze jego wyobrażenie, które nie
wątpliwie jest zbiorowym wyobrażeniem społecznym, niemniej jednak wyobra
żeniem ludzkim. I jest to oczywiście równie prawdziwe odnośnie do naszego
wyobrażenia świata fizycznego, jak i świata społecznego. W tym sensie wszy
scy zależymy od okularów, przez które patrzymy na świat: od organizujących
mitów (owszem, wielkich narracji), które William McNeill nazywa 'mitohisto-
rią' - bez nich nie jesteśmy w stanie powiedzieć czegokolwiek. Z tych ograni
czeń wynika, że nie ma poj ęć, które nie zakładałyby liczby mnogiej (that are not
plural) że wszystkie uniwersalia są cząstkowe; i że istnieje wielość uniwersa-
liów. Wynika z tego także to, że wszystkie czasowniki musimy pisać w czasie
przeszłym. Teraźniejszość bowiem przemija, zanim zdołamy jąwypowiedzieć,
a wszystkie wypowiedzi trzeba umieszczać w ich kontekście historycznym. Po
kusa nomotetyczna jest tak samo groźna jak pokusa idiograficzna, i stanowi
pułapkę, w którą kultura socjologii zbyt wielu z nas wpędza”
37
.
Rozwiązaniem jest radykalny namysł nad kondycjąnauk społecznych i próba
przezwyciężenia naszych nawyków myślowych. Program ten nazywa odmy-
śleniem (unthinking) naszej dotychczasowej wiedzy, jest on kluczowy dla zro
zumienia tego, jak ma funkcjonować utopistyka jako testowanie alternatyw
historycznych, projektowanie dróg, a w ostateczności poszukiwanie racjonal
ności materialnej, swego rodzaju mądrości praktycznej. Oddajmy głos autoro
wi: „Pierwsząrzeczą którą musimy zrobić jest 'odmyślenie' kategorii związa
nych z naukami społecznymi, które zostały nam narzucone przez istniejący
system-świat i które tak bardzo ograniczają nasze analizy nie tylko aktualnej
sytuacji, ale też możliwych alternatyw, które w stosunku do niej moglibyśmy
zaproponować. Pierwszym krokiem jest uznanie istnienia wielu teraźniejszo
ści, uniwersalizmów i partykularyzmów. Oczywiście musimy wykonać o wie
le większą pracę, niż proste stwierdzenie faktu ich istnienia. Musimy zacząć
rozumieć, w jaki sposób dopasować je do siebie, jaki jest optymalny stan ich
wymieszania i w jakich warunkach takie wymieszanie może się dokonać. To
zadanie związane z poważną rekonstrukcją naszego systemu wiedzy”
38
.
37
Immanuel
Wallerstein,
„Dziedzictwo
socjologii,
obietnica
nauki
społecznej”,
[w:] Immanuel Wallerstein Koniec świata jaki znamy, Wydawnictwo Scholar, Warszawa
2004, s. 299.
38
Immanuel Wallerstein, Konflikt kultur. Kim jesteśmy My kim są oni, Wykład z se
rii Y.K. Pao Distinguished Chair Lecture, wygłoszony w Center for Cultural Studies,
22 Immanuel Wallerstein
Propozycja ta ma wymiar nie tylko teoretyczny, Wallerstein był przewod
niczącym Komisji Gulbekiana Na Rzecz Restrukturyzacji Nauk Społecznych,
która została utworzona w 1993 r. Jej owocem jest raport Open The Social
Sciences, w Polsce wydany jako Wyzwania wobec nauk społecznych u progu
XXI wieku, raport ten chce zaproponować model unifikacji nauk społecznych,
chce przekroczyć bariery pomiędzy dyscyplinami (socjologią, politologią, fi
lozofią), by skuteczniej rozwiązywać problemy naszych czasów. Raport, ko
rzystając z myśli Wallersteina, proponuje by skończyć z dotychczasowym „pań-
stwocentrycznym” nastawieniem nauk społecznych. Zaleca nastawienie na
badania multidyscyplinarne skierowane na rozwiązanie konkretnych proble
mów (np. sprawiedliwość społeczna a rozwój ekonomiczny), a nie na „wier
ność” przykazaniom metodologicznych dekalogów poszczególnych dyscyplin.
Jak wskazywałem wyżej dla zrozumienia programu „utopistyki” koniecz
ne jest zrozumienie trzech elementów teorii Wallersteina: jego wizji ontologii
społecznej, problemu podmiotowego sprawstwa (m.in. ruchów antysystemo
wych) i zagadnień związanych z wytwarzaniem wiedzy. Wallerstein podsu
mowuje splot tych zagadnień następująco: „Analiza struktur nie ogranicza ja
kiegokolwiek istniejącego podmiotowego sprawstwa. Rzeczywiście jedynie
wtedy, kiedy opanujemy struktury i wymyślimy 'podstawowe systemy opisu'
[master narratives], możemy zacząć wydawać sądy związane z pojęciem pod
miotowego sprawstwa. W przeciwnym razie nasze tzw. podmiotowe spraw
stwo jest ślepe, a jeżeli jest ślepe, to jest manipulowane, jeśli nie bezpośred
nio, to pośrednio. Widzimy postaci w Platońskiej pieczarze i myślimy, że
możemy na nie wpływać”
39
.
Ten splot to rdzeń prezentowanej książki, jej celem jest przedstawienie mą
drości praktycznej, która nazwana została „utopistyką”
40
. O potrzebie utopi
styki świadczyć może choćby postulat sformułowany przez polskiego socjolo
gia Waldemara Czajkowskiego: „Powiedziałbym więc, krótko: potrzebujemy
teorii (wszystkich) możliwych światów społecznych, czyli (wszystkich) moż
liwych historii ludzkości. I dodałbym, nawiązując do 'starego Lukacsa' (autora
Ontologii bytu społecznego), że tym, czego nam (...) potrzeba, jest kompłek-
Hong Kong University of Science and Technology. 20 września 2000 tłum. Mariusz
Turowski, http://wrww.uni.wroc.pl/~turowski/wallerstein_we.htm.
39
Immanuel Wallerstein, „Nauki społeczne a poszukiwanie sprawiedliwego społe
czeństwa”, Kultura i społeczeństwo, rok XLI, nr 2, 1997, s. 18.
40
Immanuel Wallerstein, Utopistyka. Alternatywy historyczne dla XXI wieku, Po
znań 2008.
Przedmowa 23
sowa i systematyczna teoria reprodukcji bytu społecznego: opisująca różne
stopnie ciągłości i nieciągłości, cząstkowości i totalności, żywiołowości i pla
nowości, reprodukcji i wzajemnych związków między tymi (i jeszcze innymi)
jej parametrami”
41
.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, iż zarówno Utopistyka jak i całość teo
rii Wallersteina (i jego współpracowników) spełniają sformułowane przez Czaj
kowskiego oczekiwania z naddatkiem.
Wyjaśniając termin utopistyka Wallerstein zauważa, iż utopie poza swym
religijnym charakterem są także poważnym mechanizmem mobilizacji mas ludz
kich
42
. Wykorzystywane jednak jako narzędzie do owej mobilizacji sąbardzo
niebezpieczne, majątendencję do przeradzania się w najgorsze koszmary. Dla
tego pragnie on dokonać pewnej korekty, którą symbolizuje ów neologizm
„utopistyka”.
„Utopistyka to poważna ocena alternatyw historycznych, ocena według ma
terialnej racjonalności alternatywnych i możliwych systemów historycznych.
Jest to trzeźwe, racjonalne i realistyczne oszacowanie systemów społecznych,
narzucanych przez nie ograniczeń oraz obszarów otwartych na ludzką kre
atywność”
43
.
Cóż to oznacza? Mają one być tą specyficzną formą kultury, aktywnością
społeczną która jest laboratorium. Eksperymenty społeczne nie mogą być do
konywane „na żywym” ciele społecznym. Tu konserwatyści ze swym zdro
wym sceptycyzmem słusznie pouczali nas o niebezpieczeństwach takich za
biegów. Wallerstein, mimo swych oczywistych, radykalnie lewicowych
sympatii, rozumie ryzyko przewrotów, rewolucji itd. Nauki społeczne mają
być terenem, na którym przeprowadzać się będzie analizy, ukazywać alterna
tywy. Wallerstein nie wierzy w prawa uniwersalnie determinujące przebieg
historii, ale wierzy, iż ludzka aktywność może wpływać na trajektorię nawet
takich makroskopowych tworów jak systemy-światy. Wystrzega się, jak już
wskazywałem wcześniej naiwnej wiary w prawa historii. Wie j ednak, że przy
szłość pojawia się w dużej mierze dzięki warunkom jakie zostały przygotowa
ne na jej nadejście. „Nie chodzi o doskonałą (i nieuchronną) przyszłość, ale
41
Waldemar Czajkowski, „O pewnych poznawczych pożytkach płynących z wielo
znaczności słowa rewolucja”, [w:] Krzysztof Brzechczyn, Marek Nowak, O rewolucji.
Obrazy radykalnej zmiany społecznej, Wydawnictwo Naukowe Instytutu Filozofii UAM,
Poznań 2007, s. 36.
42
Immanuel Wallerstein, Utopistyka, s. 33.
43
Tamże, s. 33.
24 Immanuel Wallerstein
o przyszłość alternatywną, miarodajnie lepszą i historycznie możliwą. Jest to
więc zadanie związane jednocześnie z nauką polityką i etyką”
44
. Tak, jak
nasze moralne kodeksy pozwalają nam wytyczać najlepsze cele, polityka zaś
pozwala nam te cele realizować, tak zdaniem Wallersteina: „W utopistyce cho
dzi o uzgodnienie tego, co mówią nam nauka, etyka i polityka, jeśli chodzi
o nasze cele - cele ogólne, a nie wtórne i podporządkowane, które nazywamy
środkami”
4S
.
Wallerstein nawołuje tu do odnowienia krytycznego i hermeneutycznego
potencjału nauk społecznych
46
. Jak pamiętamy, ontologia społeczna w jego
teorii, ufundowana jest na dialektycznej zasadzie - zmiana możliwa jest tylko
w momentach, w których struktury dalekie są od stabilności. Rozpoznawanie
tych punktów to mądrość praktyczna, roztropność która pozwala działać sku
tecznie. Nauki społeczne mająbyć miejscem, w którym nieustannie poddawać
będziemy testom nasze wyobrażenia świata. Od nich bowiem zależą nasze
potencjalne działania. Wallerstein proponuje abyśmy poprzez testowanie al
ternatyw poznawali możliwości jakie odsłania przede nami rzeczywistość, która
jak chcą tego radykalni konstruktywiści pozostaje nieznana. Poprzez ciągłe
budowanie nowych teorii, ale również poprzez ich dekonstrukcję (aby unie
możliwić im przyjęcie formy dogmatycznej), mamy szansę odkrywać regular
ności rządzące światem (społecznym). Ponadto, dokonania nauk społecznych
mogą stanowić fundament do budowania ideologii, w sensie opisanym przeze
mnie powyżej. Ideologie, zdaniem Wallersteina, pełnić mogąpozytywnąrolę,
mogą przynosić nadzieję i motywować do działania. Stanowią one, jak wska
zywałem wyżej, główny motor napędowy ruchów antysystemowych
47
.
Wallerstein w Utopistyce zdaje sobie sprawę z koszmaru jakimi są rewo
lucje, ale dodaje, iż powstają one często z chęci zaspokojenia nadziei tych,
którzy sąpoza nawiasem przedrewolucyjnego porządku. Ironicznie, to często
oni tracą jak we wspomnianym przykładzie wygranych (choć faktycznie prze
granych, robotników na Zachodzie) i przegranych zwycięzców rewolucji paź
dziernikowej. Wallerstein zauważa jednak, iż akceptacja stanu rzeczy, to
44
Tamże, s. 33.
45
Tamże, ss. 33-34.
46
Jurgen Habermas, „Interesy konstytuujące poznanie”, Colloąuia Communia 2: 1985,
s.157-169.
47
Immanuel Wallerstein, „Rozkwit i przyszły koniec analizy systemów światowych”,
[w:] Immanuel Wallerstein, Koniec świata jaki znamy, Wydawnictwo Naukowe Scholar,
Warszawa 2004, s. 240-241.
Przedmowa 25
w oczywisty sposób popieranie aktualnego układu sił, stosunków władzy i pa
nowania
48
. W takim wypadku opisany wcześniej przejaw sprawczości jakim
jest ruch antysystemowy staje się konieczny. Ciekawie rysuje Wallerstein po
zycje tych, którzy korzystają na danym układzie władzy i panowania. Wybór
przed jakim stająnazywa on Lampedusiańskim, od stwierdzenia hrabiego Lam-
pedusy, iż „jeśli chcemy by wszystko zostało tak jak jest, wszystko musi się
zmienić”
49
. Wallerstein wskazuje, iż ten Lampedusiański moment, to także
możliwość dla ruchów antysystemowych. Jeżeli zmiany związane z globali
zacją neoliberalną możemy utożsamić z obroną interesów najsilniejszych, to
szkice alternatywnych rozwiązań możemy nazwać próbą rozszerzenia tych
rozwiązań, które sprawdziły się w państwach kompromisu socjalnego. Po to,
aby ocalić zarówno ów „opiekuńczy” model państwa, jak i pożytki jakie wią
zały się z jego istnieniem, należy dokonać radykalnych zmian, które pogrzebią
owo państwo, jako instytucję kapitalistycznego porządku systemu-świata.
Wallerstein nie daje klarownych recept, wiemy jednak jedno - bierne przypa
trywanie się ewolucji i trajektorii systemu światowego, oznacza przyzwolenie
na to, iż globalizacja neoliberalna (globalizm) zmieni oblicze świata pod swe
dyktando.
Kreślone przez Wallersteina wizje przejścia, okresu zamętu, mogą się wy
dawać przesadnymi proroctwami. Warto się jednak zastanowić, czy coś traci
my jeżeli przyjrzymy się światu z tych pozycji. W najgorszym wypadku Wal
lerstein okaże się daremnym prorokiem, wtedy nie tracimy wiele. Z drugiej
strony jeżeli nie weźmiemy jego przewidywań pod uwagę, możemy stracić
możliwość wpłynięcia na ewolucję systemu w kierunku bardziej sprawiedli
wego, demokratycznego społeczeństwa. W tym momencie warto dodać, że dla
Wallersteina demokratyczna równość, aby mówienie o niej miało jakikolwiek
sens, wymaga nie tylko równości politycznej, czy prawnej, ale realnej równo
ści w możliwie wielu dziedzinach życia, a szczególnie dotyczy to egalitar
nych, równych relacji ekonomicznych. Projekt przedstawiany w końcowych
partiach książki wydawać się może skromny.
48
„Problem z takim uczciwym konserwatyzmem polega na tym, że reprezentuje on
stanowisko (i interesy) tych, którzy są w lepszej sytuacji w danym momencie, jeśli chodzi
0 położenie ekonomiczne i społecznepraz inne sprawy związane z jakością życia.” Imma
nuel Wallerstein, Utopistyka. Alternatywy historyczne dla XXI wieku, Poznań 2008. s. 36
49
Giuseppe Tomasi di
LampediJsa
Lampart, Seria Koliber Wydawnictwo Książka
1 Wiedza, 1988.
j
26 Immanuel Wallerstein
Podobnie niepozorny, wydawał się polskim komentatorom plon obrad Ko
misji im. Gulbekiana, gdzie jednym z postulatów było podwójne mianowanie
profesorów, adiunktów i doktorantów w naukach społecznych. Przykładowo
każdy z filozofów musiałby także być instytucjonalnie przypisany do innej
dziedziny np. socjologii, politologii itd. Polscy uczeni nie docenili, jakie rewo
lucyjne zmiany ten skromny projekt, przyniósłby w „długim trwaniu” instytu
cji uniwersytetu, a w efekcie zaowocowałoby to zmianą całości struktury wie
dzy. Czytając końcowe partie Utopistyki warto o tym pamiętać, małe zmiany,
skromne zdawałoby się postulaty, mogąw długim okresie, zaowocować ogrom
nymi zmianami
50
. Wallerstein wskazuje na kilka zasadniczych momentów, które
winny być zmienione.
Pierwsze, to rozdzielnie gratyfikacji finansowej i pracy. Jego celem jest
wskazanie na możliwość oddzielenia pracy od jej urynkowienia, oprócz wy
nagrodzenia wskazuje na takie formy gratyfikacji jak: zwiększona kontrola
nad własnąpracą prestiż itd. Innym pytaniem jest przemyślenie na nowo fety
szu wydajności. Ów fetysz ma swój dzisiejszy sens, kiedy jest połączony z za
sadą nieograniczonej akumulacji kapitału. Czy wprowadzenie zasady non-profit
z konieczności godzi w efektywność i wydajność? Pamiętajmy, że Wallerstein
nie j est wrogiem rynku, podobnie j ak Braudel wierzy on, iż zdecentralizowany
handel jest (i był historycznie), skutecznym sposobem efektywnej wymiany
dóbr. Nie oznacza to jednak, iż mamy popadać w mrzonki liberałów ekono
micznych. Odejście od sztywnych reguł planowania centralnego, nie oznacza,
iż wyrzec się mamy wszelkiego planowania. Może wystarczą jakieś formy
sterowania warunkami brzegowymi. Przykładowo, wspólnie planować będzie
my przebieg linii komunikacyjnych, lotnisk, strategicznych zakładów przemy
słowych, pozostawiając na „żywioł” samoorganizacji pewne rozstrzygnięcia
lokalne.
Wallerstein nie proponuje gotowych rozwiązań, pragnie nas tylko uczulić
na konieczność dyskusji o przyszłości i ojej kjształcie. Po rewolucji 1968 r., po
przemianach roku 1989, wyczerpaniu, jego zjdaniem, uległa nowoczesna nar
50
Paradoksalnie, zrozumieli to, bardzo dobrze liberałowie ekonomiczni. Susan
George w swej analizie świetnie pokazuje w jajci sposób zmiany instytucjonalne,
drobne zdawałoby się przemieszczenia akcentów, praca na rzecz promowania pew
nych
opcji
teoretycznych, zaowocowały uznanien neoliberalizmu za jedyny, „sen
sowny” i „naturalny” pogląd ekonomiczny. Por. jSusan George, „Jak wygrać wojnę
idei: czytając Gramsci'ego”, Dissent, Summer ^7, Volume 44, Nr 3, tłumaczenie
polskie: http://www.uni. wroc.pl/~turowski/georgę2.htm.
Przedmowa 27
racja, która na dobre i na złe, napędzała zarówno rozwój systemu jak i ak
tywność ruchów antysystemowych. Zadaniem na dziś nie jest ani postmo
dernistyczny sceptycyzm, konserwatywny kwietyzm, ślepe trzymanie się nie
istniejącej wizji przyszłości przez „stare” ruchy takie jak ruchy narodowo
wyzwoleńcze czy komunistyczne. Zadaniem na dziś jest uświadomienie so
bie, iż przyszłość nie jest już tym czym była kiedyś i jak wskazują Christo-
pher Chase-Dunn i Barry Gills: „Najlepszym sposobem na przewidzenie
przyszłości j est j ej stworzenie”
51
.
Andrzej W. Nowak
51
Christopher Chase-Dunn, Barry Gills, Fale globalizacji i oporu w kapitali
stycznym
systemie(-)światowym.
Ruchy
społeczne
a
krytyczne
studia
nad
globali
zacją, http://www.uni.wroc.pl/~turowski/chase-dunn-gills.htm
Nota edytorska
Niniejsza książka jest poprawioną wersją wykładów z serii The Sir Do
uglas Robb Lectures wygłoszonych na Uniwersytecie Auckland w No
wej Zelandii 16,22 i 23 października 1997 r. Jestem wdzięczny Uniwer
sytetowi za zaproszenie i umożliwienie rozwinięcia tez zawartych w tej
pracy. Fragment rozdziału drugiego został opublikowany w Canadian
Journal ofSociology w 1998 r.
I
Koniec marzeń czyli
Raj utracony
Utopia? Utopistyka? Czy to zabawa słowami? Moim zdaniem - nie. Utopia,
jak wiadomo, to określenie Sir Tomasza Morusa i oznacza „miejsce, które nie
istnieje”. Problem ze wszystkimi utopiami, z którego zdaję sobie sprawę, po
lega nie tylko na tym, że jak dotychczas „nie istniały”, ale i na tym, że wydają
się zarówno mnie, jak i innym, marzeniami o raju, który nie mógłby powstać
na Ziemi
1
.
Utopie spełniają funkcje religijne, a czasem mogą być mechanizmami mo
bilizacji politycznej. Jednak mogą mieć negatywne skutki polityczne. Utopie
są bowiem rozsadnikami iluzji, a zatem nieuchronnie również rozczarowań.
Mogą też być (i były) usprawiedliwieniem wielkich nadużyć. Ostatnia rzecz,
jakiej potrzebujemy, to kolejne utopijne wizje.
Stworzone przeze mnie zastępcze określenie „utopistyka” oznacza coś in
nego. Utopistyka to poważna ocena alternatyw historycznych, ocena według
materialnej racjonalności alternatywnych i możliwych systemów historycz
nych. Jest to trzeźwe, racjonalne i realistyczne oszacowanie systemów spo
łecznych, narzucanych przez nie ograniczeń oraz obszarów otwartych na ludzką
kreatywność. Nie chodzi o doskonałą (i nieuchronną) przyszłość, ale o przy
szłość alternatywną miarodajnie lepszą i historycznie możliwą. Jest to więc
zadanie związane jednocześnie z nauką, polityką i etyką. Gdyby ścisły zwią
zek między nimi wydał się komuś sprzeczny z duchem współczesnej nauki,
chciałbym zwrócić uwagę na to, co o nauce powiedział Durkheim: „Jeśli na
uka nie może nam pomóc w wybraniu naj lepszego celu, j akże więc może nam
wskazać, która z dróg jest najlepsza? Dlaczego miałaby nam zalecać drogę
raczej szybką niż ekonomiczną raczej pewną niż prostą a nie odwrotnie?
Jeżeli nie może ona kierować nami przy określaniu celów wyższych, jest tak
samo bezradna, kiedy chodzi o te cele wtórne i podporządkowane, które nazy
wa się środkami”
2
.
Oczywiście nasze zasady moralne również powinny nam wskazywać naj
lepsze cele. Natomiast w polityce chodzi o osiąganie tych celów, a przynaj
mniej takie ma ona aspiracje. W utopistyce chodzi o uzgodnienie tego, co mówią
1
Analizowałem funkcje społeczne
i
ograniczenia utopii w „Marxism and utopias:
Evolving Ideologies” [w:] Unthinking Social Science: The Limits ofNineteenth-Century
Paradigms, Cambridge 1991, s. 170-184. Artykuł jest porównaniem koncepcji utopii
Morusa, Engelsa i Mannheima.
2
Emile Durkheim Zasady metody socjologicznej przeł. J. Szacki, Warszawa 2000.
s. 79.
34 Immanuel Wallerstein
nam nauka, etyka i polityka, jeśli chodzi o nasze cele - cele ogólne, a nie
wtórne i podporządkowane, które nazywamy środkami. Te ostatnie też sąrzecz
jasna ważne, ale dotyczą one problemów okresu normalnego działania syste
mu historycznego. Zazwyczaj skuteczne ustalenie celów ogólnych jest dość
trudne. Dopiero w momentach bifurkacji systemu, w historycznym okresie przej
ściowym, ta możliwość staje się realna. To wtedy, w czymś, co określam mia
nem transformacyjnej czasoprzestrzeni
3
, utopistyka jest nie tylko ważna, ale
ma pierwszorzędne znaczenie. Żyjemy w takim momencie.
Nasze rozważania obracają się wokół pojęcia materialnej racjonalności,
sformułowanego przez Maxa Webera w przeciwstawieniu do racjonalności
formalnej. Pojęcie to miało oznaczać wybór celów, w którym kryterium są
„postulaty wartościujące” {wertende Postulate). Weber mówi, że jest to poję
cie „całkowicie wieloznaczne” oraz że „liczba możliwych tu, i w tym sensie
racjonalnych, kryteriów wartości jest zasadniczo nieograniczona”. W tym zna
czeniu „sam termin 'materialny'jest (...) abstrakcyjnym pojęciem gatunko
wym”
4
. Te wartości, jak wskazuje określenie Webera, są „postulatami”, a co
do postulatów oczywiście możemy się nie zgadzać. W istocie niemal na pew
no nie będziemy się zgadzać. W ten sposób nasze moralne preferencje pro
wadzą do walki politycznej.
Jak ma się do tego nauka? W jaki sposób wiedza społeczna pomaga nam
dokonywać tych wyborów etycznych i politycznych? Na arenie politycznej,
w szerokim tego słowa znaczeniu, nie podejmuj e się tak po prostu decyzj i po
litycznych. Przynajmniej we współczesnym świecie musimy szukać zwolen
ników dla naszych poglądów, poza tymi, którzy mają dokładnie takie same
bezpośrednie interesy i preferencje. Stąd kwestia legitymizacji. Legitymizacja
to wynik długofalowego procesu, którego głównym elementem jest przekona
nie tych, którym nie żyje się najlepiej dziś, że będzie im się żyło lepiej, nawet
o wiele lepiej, w dłuższej perspektywie czasu, z uwagi na strukturę systemu.
To właśnie, dlatego powinni poprzeć ten system oraz jego procedury decyzyj
ne. To właśnie utrata legitymacji jest moim zdaniem głównym czynnikiem kry
5
Zob. moje rozważania w „Invention of Time Space Realities: Towards an Under-
standing of Our Historical Systems” [w:] Unthinking Social Science: The Limits ofNi-
neteenth-Century Paradigms, Cambridge 1991, s. 135-148.
4
Max Weber Gospodarka i społeczeństwo, przeł. D. Lachowska, Warszawa 2002,
s. 61. Zob. moje omówienie tego pojęcia w „Social Science and Contemporary Society:
The Vanishing Guarantees of Rationality” [w:] International Sociology, XI, 1 marca
1996, s. 7-26.
Koniec marzeń czyli Raj utracony 35
zysu systemowego, z jakim mamy obecnie do czynienia. Stworzenie ustroju
społecznego to kwestia nie tylko zbudowania alternatywnego systemu, ale w du
żej mierze jego legitymizacji.
Legitymizować jakiś system można poprzez odwołanie się do autorytetu
albo mistycznej prawdy (i po części wciąż to robimy). Obecnie jednak docho
dzimy do tego głównie dzięki tzw. racjonalnym argumentom. Te argumenty
wysuwa się w dyskursie naukowym i są ugruntowane w akceptowanej wiedzy
naukowej. Oczywiście nie wszystko, co naukowcy uznająza prawdziwe, jest
prawdziwe faktycznie. Jeszcze większe wątpliwości budzi prawomocność wnio
sków, jakie ludzie na arenie politycznej wyciągają z faktów, które, jak sądzą,
zostały naukowo udowodnione. Prawomocność naszej zbiorowej wiedzy,
a szczególnie wniosków, jakie z niej wyciągamy na temat naszych systemów
historycznych, jest zatem centralną kwestią w zmaganiach z problemem mate
rialnej racjonalności. Utopistyka wymaga więc analizy struktur wiedzy oraz
tego, co naprawdę wiemy o funkcjonowaniu świata społecznego.
Wydaje się, że odkąd mamy marzenia - wielkie marzenia, marzenia poli
tyczne - mamy też rozczarowania. Rewolucja francuska porwała za sobą mi
liony ludzi i zadziwiła wszystkich, którzy brali w niej udział. Wydawała się
świtem nowej ery. Niedługo potem jeden z jej pierwszych zwolenników, Wil
liam Wordsworth, napisał pełen goryczy poemat Preludium o strasznych spu
stoszeniach, jakie spowodowała. Rewolucja rosyjska, która zaczęła się jako
Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem, stała się dla wielu w następnym po
koleniu, Bogiem, który zawiódł. Historia ta, tak wyraźna w przypadku rewo
lucji francuskiej i rewolucji rosyjskiej, powtarza się bez przerwy przy innych
współczesnych wydarzeniach politycznych, które nazywamy „rewolucjami”.
Dla konserwatywnych myślicieli począwszy od Burke'a i De Maistre'a,
taki jest efekt inżynierii społecznej. Twierdzą też, że im większe ambicje, tym
większe szkody. W centrum konserwatyzmu jako współczesnej ideologii leży
przekonanie, że w przypadku świadomych prób zmian w istniejących struktu
rach społecznych, które powoli ewoluowały, ryzyko jest bardzo duże. Ich zda
niem w najlepszym przypadku można w nich dokonać niedużych zmian, prze
prowadzanych z największą uwagą i tylko tam, gdzie jest to absolutnie
konieczne. A nawet wówczas powinny być ostrożne i ograniczone. Ta konser
watywna doktryna jest mieszaniną teologicznych wątpliwości dotyczących
interwencji ludzi w świat stworzony przez Boga oraz sceptycyzmu wobec
mądrości człowieka, czy raczej jego zdolności do podejmowania mądrych, ra
cjonalnych i zbiorowych decyzji.
36 Immanuel Wallerstein
Bez wątpienia istnieją słuszne powody dla takiego sceptycyzmu. Można
dostrzec, jak inteligentni, nieobojętni ludzie wyciągająstąd wniosek, że lepiej
nie przesadzać ze zmianami politycznymi, żeby nie pogorszyć sytuacji. Pro
blem z takim uczciwym konserwatyzmem polega na tym, że reprezentuje on
stanowisko (i interesy) tych, którzy są, w danym momencie, w lepszej sytu
acji, jeśli chodzi o położenie ekonomiczne i społeczne oraz pozostałe sprawy
związane z jakością życia. Wszystkim tym, którzy są w gorszej sytuacji,
a zwłaszcza tym, którzy są w naprawdę złej sytuacji, pozostaje tylko cierpli
wie czekać i ewentualnie korzystać z doraźnej dobroczynności. Ponieważ jed
nak z uwagi na doktrynę konserwatyzmu ta cierpliwość jest nieograniczona
czasowo (a konserwatyści często lubiąmówić o nieuchronności hierarchii spo
łecznej, a tym samym o permanentnych nierównościach społecznych), dla więk
szości ludzi widoki na polepszenie sytuacji za ich życia, czy nawet życia ich
dzieci, są niewielkie
Geneza tzw. rewolucji we współczesnym świecie to trudny oraz dyskusyj
ny problem, byłbym gotów przyznać, że nie były one spontanicznymi zrywa
mi mas dążących do zmiany świata, ale raczej wykorzystaniem sytuacji - przy
najmniej początkowo - przez poszczególne grupy w momentach załamania się
porządku państwowego (w czym te grupy tylko czasami miały jakikolwiek
udział). Bez względu jednak na to, jak się rozpoczęły, zrywy, które trwały
dłużej, uzyskały znaczne poparcie społeczne. Sądzę, iż to poparcie po fakcie
daje się łatwo wyjaśnić. Cierpliwość, którą konserwatywni myśliciele dora
dzali biedniejszym, nigdy nie była rozpowszechniona ani głęboko i entuzja
stycznie akceptowana, a wiara takich grup w mądrość tradycyjnych struktur
i przywódców była dość ograniczona. Znosiły władzę uważając ją w najgor
szym razie za konieczność, a w najlepszym za trudną do zmiany, a tym bar
dziej obalenia. Rewolucje społeczeństwom, których miały być dziełem i któ
rych moralnego oraz politycznego poparcia szukały, przynosiły wielkie
oczekiwania, nagły przypływ nadziei (często wielkich nadziei), że wszystko
(a przynajmniej wiele) można zmienić i to zmienić szybko, tak by zapanowała
większa równość i demokratyzacja. Jeśli nie zrozumiemy, że ta nadzieja odno
sząca się do życia swojego i swoich dzieci łączy wszystkie panie Madame
Lafarge tego świata, gdy spadają głowy arystokratów, nie pojmiemy historii
politycznej ostatnich dwustu lat nowoczesnego systemu-świata.
Nie znaczy to, że zwykli ludzie pochwalali Terror i Gułagi. Niektórzy po
chwalali, ale wielu - nie. Niektórzy świadomie popierali Terror, niektórzy po
pierali rewolucję pomimo Terroru, a wielu przekonywało samych siebie, że
nic nie wiedziało o Terrorze. Jednak udzielali poparcia rewolucjom, przynaj
Koniec marzeń czyli Raj utracony 37
mniej przez dłuższy czas i było tak dlatego, że rewolucje budziły nadzieję
w sytuacji, która inaczej byłaby beznadziejna, beznadziejna nie tylko przed
rewolucjami, ale również w przyszłości, po jakiejkolwiek kontrrewolucji.
Oczywiście wszelkie rewolucje załamują się, zarówno z przyczyn zewnętrz
nych, jak i wewnętrznych. Sąostro zwalczane z zewnątrz. Wszystkie również
degenerowały się. Ludzie będący u władzy popadali w ostre konflikty, czę
ściowo w kwestii taktyki, ale w dużej mierze z powodu rywalizacji o władzę.
Rewolucje zaczynały pożerać własne dzieci i pokazywały swoje gorsze obli
cze, tracąc w ten sposób znaczną część poparcia, jakie udało im się wcześniej
zdobyć.
Obecnie często, choć nie zawsze, uznaje się, że rewolucja francuska nie
była rewolucją burżuazyjną, a rewolucja rosyjska nie była rewolucją proleta
riacką. Czym zatem były? I czy były rewolucjami? Oczywiście zależy to od
tego, co rozumie się przez rewolucję (politycznąlub społeczną). Współczesna
koncepcja rewolucji przyjmuje, że podstawą działań oraz analiz są państwa,
oraz że państwa są względnie autonomiczne w rozwoju. Zakłada, że państwa
we współczesnym świecie mogą być scharakteryzowane jako feudalne, kapi
talistyczne, socjalistyczne albo jakieś inne. Wynika stąd, że możemy mówić
o momentach przełomu wytyczających transformację danej struktury państwo
wej i że nazywamy takie momenty rewolucjami. Wynika również, że możemy
je celowo powodować (lub próbować powodować).
Takie są założenia koncepcji rewolucji i rewolucyjnych zmian. Oczywi
ście nie ma zgody co do kryteriów odróżniających tzw. zwykłe zmiany poli
tyczne (nawet gwałtowne) od tzw. rewolucyjnych przemian. Ten brak zgody
jednak nie ma wpływu na model, mówiący, że zasadnicze przemiany zachodzą
na poziomie państwa, oraz że w istocie mogą zachodzić wyłącznie na pozio
mie państwa. Tak uważa wielu, o ile nie wszyscy badacze. Przedstawię inny
model, pokazujący, że w państwach nowoczesnego systemu-świata* nie było
* Jest to jednostka analityczna obejmująca długie okresy trwania i duże obszary
geograficzne. Pomija znaczenie struktur politycznych (np. państw narodowych) na rzecz
ujęcia systemu gospodarczego w swoim ogóle. System-świat jest większą samowystar
czalną całością, opartą na wspólnych powiązaniach gospodarczych. W historii istniały
dwa rodzaje systemów-światów. Imperia-światy (np. Imperium Rzymskie) charaktery
zują się występowaniem jednego ośrodka władzy politycznej przy jednoczesnej różno
rodności kulturowej oraz gospodarki-światy, które nie posiadają jednolitej struktury
politycznej i kulturowej, obejmować mogą wiele państw bądź innych jednostek poli
tycznych. Jedność gospodarcza tych drugich wynika ze znacznej wymiany dóbr, przepły
wu pracy i kapitału. Przednowoczesne systemy-światy były ograniczone przestrzenie,
38 Immanuel Wallerstein
żadnych rewolucji i że nie mogło ich być, jeśli przez rewolucję rozumiemy
zmianę przekształcającą sposób funkcjonowania państwa i leżącą u podstaw
strukturę społecznąw kraju, w którym miała zajść rewolucja. Niemniej jednak
będę dowodził, że te tzw. rewolucje były bardzo istotnymi elementami rozwo
ju historycznego nowoczesnego systemu-świata, ponieważ zmieniły istotne
parametry jego ewolucji jako całości. W końcu będę dowodził, że wskutek
tego nieusprawiedliwione są zarówno iluzje Jak i rozczarowania i dlatego nie
są one racjonalnymi postawami wobec tych wydarzeń politycznych.
Nowoczesny system-świat, który jest kapitalistyczną gospodarką-światem,
istnieje od długiego XVI wieku. Pierwotnie obejmował tylko część świata,
większość terenów Europy i fragment półkuli zachodniej. W końcu rozszerzył
się, na skutek wewnętrznej dynamiki i stopniowo wchłonął inne rejony globu.
Nowoczesny system-świat stał się globalny dopiero w drugiej połowie XIX w.,
a bliższe i dalsze rejony globu zostały w niego w pełni włączone w drugiej
połowie XX w.
Stworzenie struktur państwowych (tzw. suwerennych państw działających
w ramach systemu międzypaństwowego) było koniecznym warunkiem powsta
nia kapitalistycznej gospodarki-świata ijej organizacji. Ewolucja struktur pań
stwowych, ich zdolność do stawania się coraz silniejszymi wewnętrznie i wo
bec innych państw systemu-świata, odzwierciedlała ewolucję nowoczesnego
systemu-świata jako integralnej całości. Państwa nigdy nie były autonomicz
nymi bytami, lecz raczej głównymi elementami instytucjonalnymi systemu-
świata. Miały władzę, ale nie władzę nieograniczoną; no i oczywiście niektóre
z nich miały jej więcej niż inne. Sposób produkcji to cecha systemu-świata
jako całości. Nowoczesny system-świat był i jest systemem kapitalistycznym,
tzn. systemem, w którego działaniu priorytetowa jest nieograniczona akumu
lacja kapitału dzięki ostatecznemu przekształceniu wszystkiego w towar.
Państwa wewnątrz tego systemu sąjego instytucjami, zatem bez względu
na poszczególne ich formy, są w pewien sposób podatne na tę kapitalistyczną
tendencję. Jeśli więc przez rewolucję rozumie się to, że państwo feudalne staje
się kapitalistyczne, albo państwo kapitalistyczne staje się socjalistyczne, nie
natomiast wraz z powstawaniem kapitalizmu (okres od 1450 do 1640 r.) mamy do czy
nienia z wyłonieniem się jednego kapitalistycznego systemu-świata, obejmującego cały
glob. Obecnie istniejący system-swiat jest globalną gospodarką kapitalistyczną opiera
jącą się na osiowym podziale pracy, z czego wynika występowanie w jego obrębie cen
trów i peryferii, (przyp. red.)
Koniec marzeń czyli Raj utracony 39
ma to operacyjnego znaczenia i jest złudnym opisem rzeczywistości. Oczywi
ście ustroje polityczne mogą się różnić i bez wątpienia istotnym pozostaje,
jaki jest ustrój państwa, w którym żyją konkretni ludzie. Różnice te jednak nie
zmieniają zasadniczego faktu, że wszystkie te ustroje są czynnymi elementa
mi nowoczesnego systemu-świata, tzn. kapitalistycznej gospodarki-świata.
Dlatego nie miało to zasadniczego znaczenia.
Już słyszę głosy sprzeciwu. Słyszałem je wiele razy. Jak można twierdzić,
że byłe państwa socjalistyczne (albo te, które są nadal rządzone przez partie
marksistowsko-leninowskie) były (lub są) kapitalistyczne? Jak można twier
dzić, że państwa wciąż rządzone przez tradycyjne hierarchie są kapitalistycz
ne? Tak nie twierdzę. Utrzymuję natomiast, że państwa te istnieją w ramach
systemu-świata funkcjonującego zgodnie z kapitalistyczną logiką i jeśli struk
tury polityczne albo państwowe przedsiębiorstwa lub biurokracje będąpodej-
mować decyzje według innej logiki (oczywiście często to robią), zapłacą za to
wysoką cenę. Albo więc zmienią sposób działania, albo stracą zdolność wy
wierania wpływu na system. Moim zdaniem tego właśnie możemy się nauczyć
z tzw. upadku komunizmu, aczkolwiek nie powiedziałbym, że to dopiero po
odsunięciu partii komunistycznych od władzy prymat prawa wartości zaczął
dominować w tych krajach.
Czasami wyrażane jest również przekonanie, że ustroje socjalistyczne były
nie do końca socjalistyczne, że zdradziły socjalizm. Tego poglądu również nie
popieram. Większość rewolucjonistów zamierzała być rewolucjonistami, przy
najmniej z początku. Większość ustrojów rewolucyjnych zamierzała zmienić
świat. One nie zdradzają swoich ideałów. Odkrywają jako jednostki i jako
ustroje, że są ograniczone strukturami systemu-świata, zmuszającymi do okre
ślonych zachowań w ramach pewnych parametrów, inaczej stracą wszelkie
możliwości bycia aktywnymi elementami tego systemu-świata. Zatem wcze
śniej czy później przystosowują się do tej sytuacji.
Chodzi o zrozumienie, w jaki sposób funkcjonują systemy. Systemy mają
granice, nawet jeśli są one zmienne. Systemy majązasady, nawet jeśli są ewo
luujące. Systemy mają wewnętrzne mechanizmy pozwalające wrócić do rów
nowagi, dlatego nawet relatywnie duże odchylenia od normy - celowe lub
przypadkowe - kończą się relatywnie niewielkimi średniookresowymi zmia
nami. Nie chodzi o to, że systemy są statyczne. Wręcz przeciwnie. Mają we
wnętrzne sprzeczności i w efekcie prób ich rozwiązania pojawiają się trendy
sekularne. W długim okresie odchodzą od stanu równowagi i nie są w stanie
już dłużej funkcjonować. Docierają do punktu bifurkacji i są przekształcane
albo zastępowane innymi systemami.
40 Immanuel Wallerstein
Kluczowa sprawa to rozróżnienie okresu normalnego toku rozwoju syste
mu oraz dwóch punktów, w których się on zmienia: początkowego i końcowe
go. Rewolucja francuska i rewolucja rosyjska oraz wszystkie inne rewolucje,
0 których była mowa, miały miejsce w okresie normalnego toku rozwoju kapi
talistycznej gospodarki-świata. Chociaż były dość dużymi odchyleniami od
normy, skończyły się względnie niewielkimi średniookresowymi zmianami.
Entuzjazm jednych i zawzięta wrogość innych wobec rewolucji były elemen
tem mechanizmów systemu. Jednym z nich jest kumulacja entuzjazmu, drugim
przechodzenie entuzjazmu w rozczarowanie. Te rewolucje nigdy nie były ta
kie, jak spodziewali się ich zwolennicy ani jak obawiali się przeciwnicy. Nie
znaczy to, że były bez znaczenia. W istocie powtarzające się schematy rewo
lucji były głównym czynnikiem pojawienia się pewnych trendów sekularnych
systemu, które odczuwamy dopiero dziś, po roku 1945 czy 1989.
Większość iluzji i rozczarowań dotyczących rewolucji francuskiej i rosyj
skiej (i większość prac na ich temat) jest związana z ich wpływem na Francję
1 Rosję, a w dyskusjach o tym, co właściwie się zdarzyło, ścierają się skrajnie
odmienne poglądy. Ja patrzę na nie, podobnie jak Tocqueville, z perspektywy
longue duree (długiego trwania). Jeśli porówna się sytuację w nich dwadzie
ścia lat przed i dwadzieścia lat po rewolucji, to nie można jasno stwierdzić,
czy zmiany w tych krajach są większe od zmian, jakie zaszły w innych kra
jach, w których nie było tzw. rewolucji. Jednakże jeśli spojrzy się na cały
system-świat, wyraźnie dostrzeże się coś innego. Można prześledzić zasadni
cze zmiany, przejawiające się w trendach sekularnych systemu jako całości,
jakie zaszły w wyniku tych dwóch rewolucji. Jest tak pomimo tego, że można
powiedzieć, iż rewolucje te „przegrały” - w tym sensie, że rządy rewolucyjne
(lub te, które po nich nastały i uważały się za ich sukcesorów) zostały obalone
przez kontrrewolucje.
Wszyscy znamy podstawowe poglądy rewolucjonistów francuskich. Sprze
ciwiali się dziedzicznym przywilejom. Głosili moralną i prawną równość
wszystkich ludzi. Opowiadali się za zasadą obywatelstwa, tzn. uczestnictwa
we wspólnocie nazywanej narodem, które z zasady dawało równe prawa na
arenie politycznej (przynajmniej wszystkim dorosłym mężczyznom). Bez wąt
pienia żądania te były wyrazem presji nie tylko osób, które przeprowadziły
rewolucję francuską. To jednak rewolucja francuska - swoją gwałtownością,
entuzjazmem i radykalizmem - sprawiła, że poglądy te przestały być margine
sowymi, niecywilizowanymi ideami, a stały się normalnymi, czy nawet oczy
wistymi elementami wszystkich systemów politycznych. Fakt, że żądania te
były później rozprzestrzeniane, co było bez wątpienia dość dwuznaczne, przez
Koniec marzeń czyli Raj utracony 41
napoleońskie podboje, odegrał niemałą rolę w ich zakorzenieniu się w mental
ności ludzi.
Znaczenie zmian widać po 1815 r., po restauracji. Między 1815 a 1848 r.
podstawowe koncepcje rewolucji francuskiej przenikały w szeroki wachlarz
akceptowanych i posiadających legitymację zasad działania politycznego.
W istocie taką legitymację uzyskały trzy koncepcje. Pierwsza mówiła, że zmia
na polityczna jest czymś trwałym i normalnym, a nie wyjątkowym i nieuza
sadnionym. Druga, że suwerenność dotyczy raczej ludu niż rządzącego albo
arystokracji. Trzecia głosiła, że ludzie zamieszkujący jakieś państwo tworzą
naród i uczestniczą w nim jako obywatele.
Oczywiście żadna z tych trzech koncepcji nie była akceptowana przez wła
dze państwowe w epoce postnapoleońskiej, przynajmniej nie od razu. Ideolo
gia Świętego Przymierza otwarcie przeciwstawiała się tym koncepcjom, wy
raźnie i energicznie głosząc jej bezprawność, a w istocie niemoralność. Były
one jednak wystarczająco silne, żeby sprowokować otwartą i racjonalną kry
tykę, a nie tylko brutalne represje, co samo w sobie było uznaniem ich siły.
W ten sposób powstała ideologia konserwatywna odrzucająca rewolucję fran
cuską stymulując z kolei rozwój ideologii liberalnej, która, chociaż była am
biwalentnie nastawiona co do części jej postulatów, zaakceptowała zasadni
cze koncepcje rewolucji francuskiej.
W rzeczywistości rewolucja francuska otworzyła puszkę Pandory i wy
zwoliła społeczne dążenia i nadzieje, których ustanowione po rewolucji wła
dze - zarówno konserwatywne, jak i liberalne - nie potrafiły powstrzymać.
Konserwatyści i liberałowie różnili się w swoich poglądach na to, jak po
wstrzymać potencjalne powstania ludowe. Konserwatyści liczyli na wzmac
nianie władzy tradycyjnych instytucji i symbolicznych przywódców, podkre
ślając szkody, jakie usankcjonowanie zmian mogło wyrządzić istniejącemu
porządkowi społecznemu. Toteż punktami wspólnymi były dla nich monar
chia, kościół, lokalni notable i patriarchalna rodzina.
Z kolei liberałowie dowodzili, że jest już za późno, żeby takie instytucje
mogły być skuteczne czy to w rządzeniu, czy uśmierzaniu niezadowolenia ludu.
Głosili ustępstwa wobec teoretycznych zasad sił ludowych: normalności zmian,
suwerenności ludu i obywatelstwa. Chcieli jednak sami zarządzać i kierować
tymi zmianami. Miały one być wprowadzane stopniowo pod kontrolą specjali
stów, którzy racjonalnie ocenialiby ich tempo i technikę tak, aby nie odsunęły
od władzy rządzących rodzin i grup. Krótko mówiąc liberałowie chcieli kon
trolowanych zmian i ustępowali tyle, ile było to konieczne dla zachowania
większości stanu posiadania. Niemniej jednak mówili oni, że pewne zmiany
42 Immanuel Wallerstein
są potrzebne w niedługim okresie czasu, podczas gdy konserwatyści pozwala
li, żeby ostrożność przyćmiła zdolność do oceny niepokojów lub byli skłonni
oprzeć się na represjach, które miały je spacyfikować.
Walka między konserwatystami a liberałami wewnątrz rządzących mniej
szości miała miej sce we wszystkich głównych państwach systemu-świata mię
dzy 1815 a 1848 r. Historia tych lat to ciągłe narastanie niepokojów społecz
nych w różnych miejscach i mających różne podłoże. Mimo to rewolucja
światowa (tudzież rewolucja w systemie-świecie) w 1848 r. nie została prze
widziana i była wstrząsem dla rządzących. Po pierwsze pokazała, że dwie
grupy są w stanie zmobilizować się na skalę, której nikt się nie spodziewał.
Z jednej strony byli to przemysłowi robotnicy miejscy, a z drugiej uciskane
narodowości/narody. Powstania zaczęły się we Francji jako rewolta społeczna
i szybko rozszerzyły na inne kraje, często w postaci rewolt narodowych. Wy
dawało się, że znowu rozpoczyna się rewolucja francuska, tym razem jednak
przeciwko nie tylko konserwatystom (tzn. zwolennikom ancien regime'u), ale
i liberalnym ideologom. Rewolucje 1848 r. były zatem momentem, w którym
pojawiła się trzecia ideologia, ideologia lewicowa, która zerwała z tym, co
było wtedy uznawane za centrowy liberalizm i opowiedziała się zarówno prze
ciwko niemu, jak i prawicowemu konserwatyzmowi. Ta lewicowa ideologia
nazywana była różnie, ale generalnie zaczęto określać ją mianem socjalizmu.
Rewolucję 1848 r. powinniśmy rozpatrywać w dwóch przedziałach czaso
wych: bezpośrednich zdarzeń i konsekwencji oraz długofalowych skutków.
Jako ciąg zdarzeń trwających kilka lat rozpaliła się bardzo gwałtownie i wy
paliła niemal równie szybko. We Francji na przykład najgorętszy okres trwał
tylko cztery miesiące. Powstania (również te mniej radykalne) zostały wszę
dzie stłumione przy pomocy siły, czemu radykalne nurty nie potrafiły się prze
ciwstawić. Niemniej jednak rządzący byli nimi raczej przerażeni, a ich strach
zaowocował połączeniem sił konserwatywnych i liberalnych w obronie istnie
jącego porządku. Z perspektywy czasu wygląda to na ciche porozumienie mię
dzy nimi. Konserwatyści mieli wyjść na swoje w krótkim okresie: umocniono
represyjną władzę i wyjęto spod prawa wszystkich radykałów. Liberałowie
wyszli na swoje w okresie średnim: wprowadzono szereg racjonalnych, stop
niowych reform, nie tylko ze wsparciem konserwatystów, ale wręcz ich próba
mi prześcignięcia liberałów na tym polu.
Na socjalistów, zwolenników trzeciej ideologii, rok 1848 wpłynął równie
mocno, jak na konserwatystów i liberałów. Podczas gdy protosocjaliści sprzed
1848 r. popadali albo w konspiracyjny insurekcjonizm (karbonariusze, Bla-
nqui), albo utopijne wycofanie się ze świata jako strategię (Owen, Cabet i in
Koniec marzeń czyli Raj utracony 43
ni), porażka 1848 r. (fakt, że spontaniczne powstania nie miały żadnych efek
tów politycznych) była zimnym prysznicem politycznego realizmu. Lewica
zwróciła się w stronę organizacji, strategii, która ostatecznie mogła przyjąć
tylko formę teorii etapowej działalności politycznej. Wiemy, jaką teorię socja
liści wypracowali w drugiej połowie XIX w. - etap pierwszy to zdobycie wła
dzy w poszczególnych suwerennych państwach; etap drugi to przekształcenie
ich społeczeństw dzięki tej władzy. Jeszcze później obóz socjalistyczny po
dzielił się co do taktyki etapu pierwszego - czy dążyć do przejęcia władzy
państwowej poprzez wybory, czy poprzez zaplanowane powstania (co na po
ziomie teorii różniło II i III Międzynarodówkę)?
Trzeba podkreślić, że socjalistyczna strategia zorganizowanego dążenia
do zdobycia władzy państwowej w długim okresie nie różniła się od liberalnej
strategii racjonalnych zmian kierowanych przez specjalistów, tyle, że byli to
specjaliści ze struktur partyjnych, a nie biurokracji. Zatem w okresie po 1848 r.
pojawiły się dwa wyraźne schematy: z jednej strony triada ideologii - konser
watyści, liberałowie i socjaliści - konkurujący ze sobąpolitycznie niemal wszę
dzie. Z drugiej strony centrowy liberalizm stał się ideologią dominującą, wła
śnie dlatego, że programy zarówno konserwatystów, jak i socjalistów były
tylko różnymi wariacjami reform zarządzanych na liberalną nutę. Oba sche
maty miały przetrwać nie tyle do 1917 r., co do 1968 r.
W rezultacie tego możemy stwierdzić, że długofalowym skutkiem rewolu-
cji francuskiej było to, iż poprzez legitymizację zbioru koncepcji, które wcze
śniej były marginalne, zrodziły się trzy ideologie zajmujące się tym, jak ogra
niczyć już uzasadnione ludowe dążenia do zmian. Z kolei konflikt polityczny
między tymi trzema ideologiami miał taki skutek, że jedna z nich - liberalizm
- stała się dominująca i mogła być geokulturą systemu-świata, ustanawiając
w ten sposób parametry działalności politycznej na ponad sto lat.
Ta ewolucja może być uważana za dialektykę procesów. Wyzwolenie dą
żeń ludowych, a zwłaszcza legitymizacja ludowych celów, zmusiło grupy rzą
dzące do poczynienia znacznych ustępstw w średnim okresie poprzez program
liberalizmu, z których najważniejsza była wolność polityczna (ostatecznie
powszechna) i częściowa redystrybucja ekonomiczna (państwo dobrobytu).
Ustępstwa były konsekwencją nacisków społecznych, napędzanych przez na
dzieje i oczekiwania, choć z kolei same rodziły nadzieje i oczekiwania. Na
skraju liberalnej tęczy wydawała się czekać wizja demokratycznego społe
czeństwa. Mimo tego nadzieje i oczekiwania sprawiły, że warstwy niższe sta
ły się znacznie bardziej cierpliwe i znacznie mniej buntownicze. Krótko mó
wiąc, liberalne ustępstwa doprowadziły do znaczącej demokratyzacji struktur
44 Immanuel Wallerstein
społeczno-politycznych (domniemanego celu rewolucji francuskiej), ale z dru
giej strony ograniczyły dążenia do bardziej zasadniczych zmian (domniema
nego postulatu tych, którzy sprzeciwiali się rewolucji francuskiej). W tym sensie
liberalizmowi jako ideologii udało się podtrzymać zasadniczy porządek poli
tyczny kapitalistycznej gospodarki-świata. Mimo tego rewolucja francuska rów
nież wywarła wpływ na strukturę i trendy sekularne nowoczesnego systemu-
świata.
Wiek XIX był nie tylko okresem ludowych dążeń do demokratyzacji oraz
rodzenia się dominacji ideologii liberalnej, jako najbardziej skutecznego spo
sobu utrzymania ich w ryzach. Był to również moment pojawienia się nacjo
nalizmu/przynależności etnicznej, rasizmu i seksizmu jako naczelnych moty
wów geokultury. Rzecz nie w tym, iż postawy i praktyki będące ich podłożem
pojawiły się wówczas po raz pierwszy, ale w tym, że stały się głoszonymi
otwarcie teoretycznymi elementami geokultury, zyskując w ten sposób nowe
znaczenie i stając się o wiele groźniejsze.
Na pierwszy rzut oka wszystkie trzy motywy wydają się bezpośrednio
sprzeczne z liberalizmem, co świadczyłoby przeciwko dominacji ideologii li
beralnej. W rzeczywistości jednak pozostają one w ukrytej z nim symbiozie.
Nacjonalizm ma dwie twarze. Jest oporem uciskanych wobec tych, którzy ich
uciskają. Ale jest również narzędziem używanym przez uciskających prze
ciwko uciskanym. Jest tak wszędzie. Co jest tego przyczyną? Otóż chodzi
0 jego związek z obywatelstwem. Obywatelstwo zostało stworzone jako kon
cepcja włączenia ludzi w sferę polityczną. Oznacza ono jednak także wyklu
czenie. Obywatelstwo to przywilej, a przywilej jest chroniony poprzez wyłą
czenie spod niego niektórych ludzi. Wykluczenie, zamiast być otwarcie klasowe,
stało się narodowe tudzież kiyptoklasowe.
To podwójne oblicze nacjonalizmu - inkluzja i wykluczenie - jest bardzo
istotne, jeśli chodzi o realizację liberalnego celu kierowania zmianami spo
łecznymi, ustępstw niepodważających systemu kapitalistycznego. Inkluzja
wszystkich uczyniłaby nieograniczoną akumulację kapitału niemożliwą bo
wiem wartość dodatkowa stałaby się o wiele za niska. Wykluczenie wszyst
kich, zachowanie ancien regime'u, uniemożliwiłoby także nieograniczoną aku
mulację kapitału, ponieważ doprowadziłoby do społecznego wybuchu
1 zniszczenia politycznej skorupy systemu. Pośrednie rozwiązanie związane
z obywatelstwem - inkluzja niektórych i wykluczenie innych - uspokajało wła
śnie najniebezpieczniejsze warstwy krajów centrum, klasy pracujące, wyklu
czając jednocześnie z podziału wartości dodatkowej i podejmowania decyzji
politycznych olbrzymią większość ludności świata.
Koniec marzeń czyli Raj utracony 45
Dlatego nacjonalizm w silnych krajach (takich jak Anglia/Wlk. Brytania
i Francja) pomagał zachować globalne status quo. To samo dotyczy jednak
nacjonalizmu narodów uciskanych, co w XIX w. dotyczyło głównie nacjonali
zmu uciskanych tzw. europejskich narodów historycznych oraz ich przekształ
cenia w państwa. W tym przypadku nacjonalizm oznaczał włączenie ich klas
średnich oraz, do pewnego stopnia miejskiej klasy robotniczej, w globalny
podział tortu. Jeżeli niektóre z tych narodów na raz uzyskałyby suwerenność
polityczną ich inkluzja nie spowodowałaby problemów większych niż wol
ność polityczna w już suwerennych, silnych krajach i byłoby to całkowicie
zgodne z globalnym programem liberalizmu. Oczywiście nacjonalizm to kon
cepcja, która nie ma granic geograficznych, co, jak zobaczymy, miało spowo
dować później pewne problemy.
Nacjonalizm/przynależność etniczna były z kolei związane z rasizmem.
Rasizm, otwarte przekształcenie supremacji białej rasy czy Aryjczyków w teo
rię, pojawił się w XIX w. na północy i zachodzie Europy, a także w krajach
opanowanych przez europejskich osadników. Na czym się opierał? Rzecz
w tym, że inkluzja w liberalną sferę polityczną oznaczała coś w rodzaju su-
perobywatelstwa, obywatelstwa w grupie silnych państw i wykluczenia ludzi
z innych miejsc na świecie, łącznie z ludźmi pochodzącymi z innych części
globu, ale mieszkającymi w krajach silnych, jak również rdzennymi miesz
kańcami krajów skolonizowanych przez Białych. Nacjonalizm plus rasizm
składały się na ideologiczne uzasadnienie imperializmu i zupełnie nie wsty
dzono się otwarcie głosić tych poglądów.
Elementem tego obrazu był również seksizm. Seksizm jako otwarta ide
ologia pociągał za sobą stworzenie i usankcjonowanie koncepcji gospodyni
domowej. Kobiety pracowały zawsze, a większość gospodarstw domowych
była z historycznego punktu widzenia patriarchalna. W XIX w. pojawiło się
jednak coś nowego. Była to poważna próba wykluczenia kobiet z tego, co
arbitralnie nazwano pracą przynoszącą dochody. Po jednej stronie była gospo
dyni domowa, po drugiej mężczyzna pracujący zarobkowo na utrzymanie ro
dziny. W rezultacie kobiety nie tyle pracowały mniej, co ich praca była syste
matycznie dewaluowana.
Czemu mogło to służyć? Powinniśmy pamiętać, że działo się to w czasie,
gdy klasa robotnicza dążyła do inkluzji - politycznej, ekonomicznej i spo
łecznej - a klasy rządzące do spacyfikowania tych żądań poprzez ograni
czoną inkluzję, a jednocześnie zachowania większości przywilejów dzięki
zmniejszeniu jej zakresu. Koncepcja gospodyni domowej służyła temu na
trzy sposoby.
46 Immanuel Wallerstein
Po pierwsze, zaciemniła to, ile wartości dodatkowej faktycznie trafia do
klas pracujących. Mogło się wydawać, że pracujący zarobkowo mężczyzna
ma większe dochody dzięki wykluczeniu kobiet (i dzieci) jako konkurentów
na rynku pracy, jednak w rzeczywistości część dochodów rodziny była zasila
na przez gospodynię domową i dlatego łączne realne dochody rodziny mogły
pozostać zupełnie w tyle za wzrostem poziomu akumulacji kapitału. Zatem
w kategoriach materialnych kończyło się na dawaniu niebezpiecznym klasom
jedną ręką a odbieraniu drugą.
Po drugie, chodziło o efekt społeczno-psychologiczny. Wartość inkluzji pod
skoczyła wraz z wykluczeniem dużej grupy. Białe kobiety dołączyły po prostu
do niebiałego świata grup wykluczonych i z całą pewnością sprawiło to, że
wyzwolenie polityczne mężczyzn oraz ich praca zarobkowa w silnych pań
stwach wydawały się bardziej satysfakcjonujące, a sytuacja mężczyzn z klas
pracujących przynajmniej nie wydawała się już tak poniżająca (dlatego ich
potencjalny zapał rewolucyjny nie był już tak silny).
Po trzecie, nie zapominajmy o tym, że jedną z kluczowych cech państw
liberalnych stworzonych w XIX w. pozostawało to, iż konsekwencją obywa
telstwa była służba wojskowa (w niektórych krajach stała, w innych tylko
w czasie wojny). Umiarkowana atrakcyjność takiej służby ewidentnie wzro
sła, gdy uczyniono z niej kluczowy atrybut obywatela-mężczyzny, patriotycz
ne machismo. Jest wątpliwe, czy masowe armie zmobilizowane po obu stro
nach w I i II wojnie światowej można by tak łatwo sformować bez tego elementu
ideologicznego.
Ideologia liberalna oferowała ochronę rzekomo podstawowych praw czło
wieka, ale w rzeczywistości tylko dla mniejszej części ludności świata. W an
cien regime uprzywilejowana warstwa była niewielką grupą. Państwa liberal
ne uznały, w ślad za rewolucją francuską, że przywileje powinny zostać
zniesione. Chodziło im jednakże o to, że przywileje (a przynajmniej niektóre
z nich) powinny zostać rozszerzone na większą grupę nazywaną obywatela
mi, wciąż jednak grupę mniejszościową Kombinacja nacjonalizmu, rasizmu
i seksizmu determinowała, kto ma być włączony, a kto wykluczony.
Rewolucja rosyjska to kolejny punkt zwrotny w tej historii. Nie był to jed
nak punkt zwrotny w takim sensie, o jakim mówiąjej zwolennicy i przeciwni
cy. Bolszewizm pierwotnie opierał się na krytyce ruchów socjalistycznych za
kryptoliberalizm. Proponowane przez niego rozwiązanie polegało na powro
cie do prawdziwego socjalizmu poprzez stworzenie kadrowej partii poświęca
jącej się antysystemowej rewolucji. Rewolucja rosyjska, jak wiemy, nie była
efektem planowego powstania bolszewików, ale raczej tego, że bolszewicy
Koniec marzeń czyli Raj utracony 47
byli lepiej przygotowani do wykorzystania załamania się porządku politycz
nego w Rosji, będącego rezultatem poważnych klęsk na froncie i głodu wśród
ludności. Wiemy również, że bolszewicy natychmiast po dojściu do władzy
czekali na rewolucję w Niemczech, jako że skłaniało ich do tego ich stanowi
sko polityczne i uważali j ą za potrzebną dla ich własnej rewolucj i narodowej.
Rewolucji niemieckiej nie było i bolszewicy musieli przystosować się do
tej sytuacji. Rezultatem tego był socjalizm w jednym kraju - stalinizm, gułagi,
potem Chruszczów i Gorbaczow, a w końcu upadek ZSRR i Komunistycznej
Partii Związku Radzieckiego w 1991 r. W tym sensie rewolucja rosyjska, tak
samo jak rewolucja francuska, wydaje się nieudana, ponieważ jeśli porówna
my Rosję dwadzieścia lat przed i dwadzieścia lat po rewolucji, to jest wątpli
we, czy możemy stwierdzić, że w Rosji zmieniło się więcej niż w porówny
walnych krajach, w których rewolucji nie było. Niemniej jednak powiedziałbym,
że rewolucja rosyjska wywarła na geokulturę poważny wpływ, inny jednak niż
według teorii bolszewickiej.
Przesłanie rewolucji rosyjskiej miało inny wpływ na świat silnych krajów,
które możemy skrótowo nazwać światem paneuropejskim, a inny na świat po
zaeuropejski. Z perspektywy czasu nie ulega raczej wątpliwości, że zagroże
nie w postaci bardziej bojowej klasy robotniczej w silnych krajach, zagroże
nie symbolizowane przez światowy ruch komunistyczny, zmusiło klasy rządzące
tych krajów do działania. Cena uspokojenia klas pracujących paneuropejskich
krajów znacznie wzrosła. W szczególności doprowadziło to do znacznego roz
szerzenia elementu programu liberalnego związanego ze świadczeniami so
cjalnymi, zwłaszcza w okresie po II wojnie światowej, kiedy siła militarna
i polityczna ZSRR spędzała niektórym sen z powiek. Świat bez rewolucji ro
syjskiej byłby raczej światem bez paneuropejskiego keynesizmu, z jakim mie
liśmy do czynienia.
Bez względu na to, jak poważny był to wpływ, a sądzę, że był dość istotny,
to blednie on w porównaniu z wpływem, jaki rewolucja rosyjska wywarła na
świat pozaeuropejski. Wizja bolszewików pierwotnie nie obejmowała świata
pozaeuropejskiego, a Sułtan Galijew stał się ofiarą czystki, gdy próbował go
w nią włączyć. Już jednak od zjazdu w Baku w 1920 r. bolszewicy zaczęli
uświadamiać sobie nieoczekiwanąpopulamość rewolucji rosyjskiej w świecie
pozaeuropejskim i dążyć do skanalizowania energii politycznej, która stąd się
brała - dodajmy, że bez powodzenia.
W istocie, bolszewickie działania były spóźnione, jeśli chodzi o świat eu
ropejski. Paneuropejskie niebezpieczne klasy zostały już w dużej mierze po
skromione dzięki liberalnemu kompromisowi, a bolszewickie zagrożenie przy
48 Immanuel Wallerstein
spieszyło ten proces poprzez wzmocnienie siły przetargowej paneuropejskich
klas pracujących. Tymczasem wirus nacjonalizmu rozprzestrzenił się poza
europejskie „narody historyczne”. Od początku XX w. ruchy i powstania na
rodowe pojawiały się nie tylko w trzech imperialnych strukturach, które się
ostały - Austro-Węgrach, Rosj i i Imperium Otomańskim - ale zaczęły się roz-
wijać w Azji (np. w Chinach, Indiach i na Filipinach), Środkowym Wschodzie
(np. Afganistanie, Persji, Egipcie), Afryce (południowoafrykańscy Czarni) oraz
Ameryce Łacińskiej (np. Meksyku).
Lekcją, którą te wszystkie ruchy wyniosły z rewolucji rosyjskiej było to, że
pozaeuropejski kraj (za który wszystkie te ruchy uważały Rosję) może się
wyzwolić spod kontroli Europy, przeprowadzić industrializację i zdobyć siłę
militarną (co było szczególnie wyraźne po II wojnie światowej). Podczas gdy
rewolucja francuska wzbudziła nadzieję, oczekiwania i coraz większe aspira
cje w niebezpiecznych klasach świata paneuropejskiego, rewolucja rosyjska
wzbudziła je w niebezpiecznych klasach świata pozaeuropejskiego.
Ruch dwudziestowieczny miał te same dwuznaczne skutki, co dziewiętna
stowieczny. Mobilizacja tego, co nazwano ruchami wyzwolenia narodowego
w Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej oznaczała, że ideologia liberalna musi
zostać zaprowadzona globalnie, podobnie jak jej ustępstwa. Globalny libera
lizm przyjął formę samostanowienia narodów (dekolonizacji) i projektu roz
woju ekonomicznego krajów słabiej rozwiniętych (coś w rodzaju globalnego
państwa dobrobytu). W pewien sposób program ten był tak samo istotny i sku
teczny, co dziewiętnastowieczny program paneuropejski. Tak, jak powszechne
wyzwolenie polityczne stało się normą, tak samo zakończyła się formalna ko
lonizacja. Tak, jak wydawało się, że paneuropejskie klasy pracujące porzuciły
ostatecznie wszelkie myśli o powstaniu, tak samo zdawało się, że państwa
pozaeuropejskie porzuciły myśli o globalnej wojnie domowej. Krótko mówiąc,
liberalny cel zorganizowania porządku politycznego tak, by pomimo ograni
czonych ustępstw nie poświęcić zasadniczego priorytetu nieograniczonej aku
mulacji kapitału, wydawał się zrealizowany.
Wydawał się zrealizowany do czasu światowej rewolucji 1968 r., która
odegrała rolę podobną do roli rewolucji 1848 r., jeśli chodzi o wpływ na geo-
kulturę. Światowa rewolucja 1968 r. była z jednej strony nawiązaniem do du
cha rewolucji rosyjskiej, a z drugiej jego modyfikacją, tak samo jak rok 1848
wobec rewolucji francuskiej. Skutki były jednak odwrotne. Podczas gdy w wy
niku światowej rewolucji 1848 r. liberalizm stał się fundamentem geokultury
systemu-świata, światowa rewolucja 1968 r. doprowadziła do pozbawienia go
tej roli.
Koniec marzeń czyli Raj utracony 49
Przede wszystkim uczestnicy wydarzeń 1968 r. krytykowali leninizm za
kryptoliberalizm, tak jak leninizm krytykował socjaldemokrację. W dodatku
uderzali właśnie w dominującą rolę liberalizmu w geokulturze i dążyli do po
zbawienia go tej pozycji. Rewolucja 1968 r., podobnie jak rok 1848, powinna
być analizowana w dwóch przedziałach czasowych: bezpośrednich zdarzeń
i konsekwencji oraz długofalowych skutków. Jako ciąg zdarzeń trwający kilka
lat, również rozpaliła się bardzo gwałtownie (i oczywiście bardziej globalnie
niż w 1848 r.) i wypaliła niemal tak samo szybko. Ale w długim okresie jej
efekty były niszczące dla systemu.
Detronizacja liberalizmu jako samooczywistego metajęzyka systemu-
świata doprowadziła do wyswobodzenia się od ideologii liberalnej zarówno
konserwatystów, jak i radykałów. Świat powrócił do potrójnego podziału
ideologicznego. Odtworzona prawica, którą czasem nazywa się neokonser-
watystami, a czasem (co jest raczej mylące) neoliberałami, opowiadała się
za bardzo tradycyjnym konserwatyzmem społecznym - centralną społecz-
no-moralną rolą kościoła, lokalnych notabli, wspólnoty oraz patriarchalnym
gospodarstwem domowym - i skrajnym antywelfaryzmem, co mogłoby od
powiadać konserwatystom sprzed 1848 r., powierzchownie połączonymi z na
iwną wolnorynkową retoryką, która z kolei zaszokowałaby ich konserwa
tywnych poprzedników. Rola odgrywana wcześniej przez liberalne centrum
została częściowo przejęta przez partie wciąż nazywające się socjaldemo
kratycznymi, które w znacznej mierze wyrzekły się wszelkich pozostałości
swojej historycznej opozycji wobec kapitalizmu jako systemu i otwarcie uzna
ły benthamowsko-millowską tradycję reform kierowanych przez specjalistów,
łącząc to z lekko „społeczną” gospodarką.
Co z radykałami? Okres trzydziestu lat po światowej rewolucji 1968 r. był
okresem rosnącego zamętu. Dla różnych maoistowskich sekt z pierwszej po
łowy lat 70. rok 1968 był raczej nawiązaniem do 1917, sekty te szybko jednak
zniknęły. Ruchy tzw. Nowej Lewicy były zainteresowane raczej modyfikacją.
Zaangażowały się jednak w ostre walki wewnętrzne, dzieląc się na tych, któ
rzy dążyli do nowych apokaliptycznych zmian oraz tych, którzy byli zaintere
sowani głównie powrotem do reformistycznych planów polityki państwowej.
Ci ostatni zaczęli przeważać.
Ktoś, kto koncentruje się na wewnętrznej polityce tych „nowych” ruchów,
nie widzi lasu zza drzew. Najistotniejszą rzeczą jaka wydarzyła się w trzy
dziestoleciu po 1968 r. było wycofanie społecznego poparcia dla tradycyjnych
ruchów antysystemowych (tzw. Starej Lewicy) we wszystkich częściach świata,
gdzie były u władzy, co w latach 70. oznaczało bardzo wiele miejsc na świe-
50 Immanuel Wallerstein
cie. Większość obszarów azjatyckich i afrykańskich była rządzona przez ru
chy wyzwolenia narodowego. Większość obszarów Ameryki Łacińskiej była
rządzona przez populistyczne rządy. W tzw. bloku socjalistycznym rządziły
partie marksistowsko-leninowskie. W Europie Zachodniej, Ameryce Północ
nej i Australazji partie o tradycjach socjaldemokratycznych (jeśli uzna się de
mokratycznych zwolenników Nowego Ładu w USA za wariant tej tradycji).
Kluczową przyczyną odwrócenia się od tych partii było rozczarowanie,
poczucie, że miały już one swoją historyczną szansę, że otrzymały poparcie
dla swojej dwustopniowej strategii zmian (zdobycie władzy państwowej, po
tem przemiany) i że nie spełniły swoich obietnic. Wielu ludzi na świecie wy
raźnie czuło, że przepaść między bogatymi a biednymi bynajmniej się nie
zmniejszyła, a przeciwnie - pogłębia się. Po 100-200 latach ciągłej walki.
Było to coś więcej niż chwilowe rozczarowanie działaniami takiego czy inne
go rządu. Była to utrata wiary i nadziei. Jej kulminacjąbył spektakularny (i bez
krwawy) upadek komunizmów we Wschodniej i Środkowej Europie oraz by
łym ZSRR.
Utarta nadziei była odbiciem poważnych wątpliwości, czy polaryzacja ist
niejącego systemu-świata jest w jakikolwiek sposób samokorekcyjna lub czy
można jej przeciwdziałać za pomocą reformistycznych działań państwa. Była
to utrata wiary w zdolność struktur państwowych do realizacji idei wspólnego
dobra. Efektem był szeroko rozpowszechniony i niesprecyzowany antyetatyzm,
nieznany w długim okresie między 1789 a 1968 r. Pozbawiał on sił oraz wy
wołał zarówno lęk, jak i niepewność.
Społeczny antyetatyzm był ambiwalentny. Z jednej strony pociągał za sobą
ogólną delegitymizację struktur państwowych i zwrot w stronę pozapaństwo
wych instytucji solidarności i pragmatycznej samoobrony. Odrodzony ruch
konserwatywny starał się wykorzystać te nastroje w celu likwidacji zasad pań
stwa dobrobytu i napotkał na opór niższych warst próbujących utrzymać swo
je zdobycze oraz sprzeciwiających się metodom, które w rzeczywistości jesz
cze bardziej obniżyłyby ich realne dochody Wszędzie tam, gdzie neoliberalne
programy wprowadzano zbyt intensywnie, następowała reakcja wyborcza,
czasem dość radykalna. Mimo tego te reakcje wyborcze to tylko działania
obronne, a nie triumfalne chwile nowych przemian społecznych. Entuzjazmu
nie ma. Brak nadziei i brak wiary jest trwały i ma destrukcyjne skutki.
Ten trwały antyetatyzm, nie będący bynajmniej triumfem liberalizmu, a tym
bardziej nowego konserwatyzmu, delegityzmizując struktury państwowe pod
ważył fundament nowoczesnego systemu-świata, bez którego akumulacja ka
pitału jest niemożliwa. Ideologiczne peany na cześć tzw. globalizacji to łabę
Koniec marzeń czyli Raj utracony 51
dzi śpiew naszego systemu. Weszliśmy w fazę jego kryzysu. Utrata nadziei
i towarzyszący jej lęk należą zarówno do przyczyn, jak i symptomów tego
kryzysu.
Epoka rozwoju narodowego jako możliwego celu zakończyła się. Oczeki
wania, że możemy zrealizować cele rewolucji francuskiej czy rosyjskiej po
przez zmianę dotyczącą tego, kto kontroluje struktury państwa, napotykają
teraz na szeroko rozpowszechniony sceptycyzm, który, jak pokazała historia,
jest uzasadniony. Fakt, że większość ludzi nie patrzy już optymistycznie w przy
szłość i wykazuje tym samym większą cierpliwość co do teraźniejszości, nie
znaczy jednak, że zrezygnowali oni z dążeń do świata lepszego, niż obecny.
Te pragnienia są silniejsze niż kiedykolwiek, co sprawia, że brak nadziei i wiary
jest tym bardziej rozpaczliwy. Świadczy to o tym, że wchodzimy w okres przej
ściowy. Świadczy również o tym, że będzie to czas problemów, czarny okres,
który będzie trwał tak długo, jak potrwa to przejście.
sa
irodny okres przejściowy
czyli Piekło na Ziemi
Żyjemy w okresie przejściowym między obecnym systemem-światem, kapita
listyczną gospodarką-światem, a innym systemem-światem (lub systemami).
Nie wiemy, czy ten system będzie lepszy, czy gorszy Nie dowiemy się tego,
póki nie nastanie, co potrwa jakieś pięćdziesiąt lat. Wiemy, że będzie to okres
trudny dla wszystkich. Będzie trudny dla wpływowych, będzie trudny dla zwy
kłych ludzi. Będzie to okres konfliktów i chaosu, który wielu ludzi będzie
odczuwało jako załamanie się systemów moralnych. Będzie to jednak okres,
co wcałe nie jest paradoksalne, w którym czynnik „wolnej woli” osiągnie mak
simum, co znaczy, że indywidualne i zbiorowe działania będą wywierać więk
szy wpływ na przyszłą organizację świata niż w bardziej „normalnych” cza
sach, tzn. w okresie zwykłego toku rozwoju systemu historycznego. Powiem
kolejno o trudnościach ludzi wpływowych i trudnościach zwykłych ludzi.
Zacznijmy od tego, co wydaje się dzisiaj najsilniejszym elementem nowo
czesnego systemu-świata, a co w rzeczywistości jest jego najsłabszym ogni
wem: ciągłej żywotności kapitalistycznego sposobu produkcji. Kapitalizm jest
systemem, który umożliwia i ułatwia nieograniczoną akumulację kapitału. Robił
to skutecznie przez ostatnie 400-500 lat. Oczywiście, żeby taki system trwał,
kapitaliści (a przynajmniej niektórzy z nich) muszą osiągać wielkie zyski.
Osiągnięcie wielkich zysków jest trudniejsze, niż to się wydaje. Przede wszyst
kim nie sprzyja temu konkurencja, ponieważ konkurenci obniżają ceny, a za
tem również marżę zysku.
Produkcja towaru kosztuje X i jest on sprzedawany za cenę Y. Zatem
Y - X = zysk. Wynika stąd, że im wyższe Y i niższe X, tym większy zysk.
W jakim stopniu kapitalistyczna firma kontroluje X lub Y? Do pewnego stop
nia, ale nie całkowicie. Ta częściowa kontrola rodzi podstawowe dylematy
działalności kapitalistycznej, zarówno indywidualne, jak i zbiorowe. Można
powiedzieć, że „ręka” kierująca podażą i popytem, kosztami i ceną nie jest
ani całkiem niewidzialna, ani całkiem widzialna. Jest umiejscowiona w pogrą
żonym w cieniu obszarze, który Fernand Braudel określił mianem „nieprzej
rzystych stref’ kapitalizmu.
Na cenę, jak twierdzi teoria kapitalizmu, ma wpływ przede wszystkim kon
kurencja. Wynika stąd, że im bardziej rynek, do którego mają dostęp określeni
producenci, jest monopolistyczny, tym wyższą cenę może wyznaczyć sprzeda
jący, w granicach elastyczności popytu. Oczywiście każdy indywidualny ka
pitalista dąży do zwiększenia swojego udziału w rynku, nie tylko dlatego, że
zwiększa to całkowity zysk (zgodnie z bieżącą stopą zysku), ale również
przyszłą stopę zysku. Jest równie oczywiste, że stopień, do jakiego indywidu
56 Immanuel Wallerstein
alny kapitalista może zmonopolizować dany rynek, zależy w dużej mierze od
działań państwa, które może usankcjonować monopol wymuszając go albo
nadając licencje i patenty, które chronią monopole. Te działania państwa mogą
być albo bezpośrednie (i nazywane „politycznymi”), albo długofalowe i po
średnie. Przykładem tych drugich mogą być próby narzucenia określonego ję
zyka lub waluty na rynku światowym. Takie działania czasem nazywa się efek
tami kulturowymi albo niewidzialną ręką światowego rynku, ale ich państwowe
podłoże można zauważyć bez trudu.
Krótko mówiąc, ceny to w dużej mierze polityczne konstrukty (z pewną
poprawką z uwagi na fakt, że żadne pojedyncze państwo nie jest w stanie
totalnie kontrolować rynku światowego), co oznacza, iż zakres, w którym muszą
mieścić się ceny, jest kształtowany społecznie (choć jest dość szeroki). Pań
stwa są więc istotne dla dążeń kapitalistów do zwiększenia Y, ceny sprzedaży.
Nie dowolne państwa, ale państwa silne, w których mają odpowiednią pozycję
i wpływy. Japońscy kapitaliści polegają głownie na państwie japońskim, ale
nie tylko. Mogąrównież polegać (w mniejszym lub większym stopniu) na np.
Indonezji lub USA. Chodzi o dwie sprawy. Wszyscy kapitaliści potrzebują
jakiegoś państwa lub państw. Ich konkurenci mogą polegać na innych pań
stwach. Geopolityka jest ważnym elementem w określaniu tego, jak poszcze
gólni producenci mogą zwiększać swoje ceny sprzedaży.
Kapitalistyczni teoretycy, począwszy od Adama Smitha, potępiają „mie
szanie się” państwa w gospodarkę i twierdzą, że ta ingerencja ma negatywny
wpływ na stopy zysku. Ponieważ kapitalistyczni przedsiębiorcy zupełnie nie
zawracają sobie głowy tą teorią (za wyjątkiem momentów, gdy przekonują, że
teoria ta wpłynęłaby negatywnie na ich bezpośrednich konkurentów), myślę,
że możemy spokojnie przyjąć, iż chodzi o zamydlenie nam oczu.
Ceny sprzedaży sąjednak funkcjądwóch elementów: nie tylko stopnia mo
nopolizacji możliwego rynku, ale również efektywnego popytu na tym rynku.
Powoduje to kolejny dylemat - napięcie między wypłacaniem płac, co zwięk
sza światową konsumpcję, a niewypłacaniem, co zwiększa oszczędności/in
westycje. Im wyższa konsumpcja, tym wyższy bieżący efektywny popyt; im
większe oszczędności/inwestycje, tym większa akumulacja kapitału. To czę
ściowo problem celów w różnych okresach, a częściowo doraźnych interesów
różnych grup kapitalistów. Bez wątpienia jest to stary problem, ale dzisiaj stał
się szczególnie dotkliwy z uwagi na jego wpływ na koszty produkcji. Osta
tecznie efektywny popyt jest funkcją łącznych wydatków na płace, ponieważ
na końcu każdego łańcucha towarowego są zawsze indywidualni konsumenci.
Wynika stąd paradoks, że im wyższe koszty wynagrodzeń ogółem, tym wy
Trudny okres przejściowy czyli Piekto na Ziemi 57
ższe potencjalne zyski, a im niższe koszty wynagrodzeń ogółem, tym wyższe
doraźne zyski. Pierwsze stwierdzenie jest prawdą dla gospodarki-świata jako
całości, drugie dla indywidualnych firm.
Przyjrzyjmy się X, kosztom produkcji. Można je podzielić na trzy ogólne
elementy: koszty wynagrodzeń, podatki i opłaty oraz zakup maszyn i nakłady.
Koszty zakupu maszyn i nakładów oczywiście skłaniają producentów do szu
kania technologii je obniżającej. Przeciwstawiają jednak również daną grupę
kapitalistycznych producentów wszystkim innym. Im niższy Y innych, tym
niższy X tej grupy. Częściowo ma na to wpływ polityczna aktywność danej
grupy producentów, którzy są skłonni przeciwstawiać się tym działaniom pań
stwa, które podwyższają ceny sprzedaży u innych grup producentów. Obniża
nie kosztów nakładów nie musi jednak prowadzić do zwiększenia zysków,
ponieważ dzięki konkurencji rynkowej może zaledwie obniżyć ceny sprzeda
ży, pozostawiając marżę zysku niezmienioną lub prawie niezmienioną.
Kapitalistyczni producenci poświęcają wiele wysiłku próbom obniżenia
kosztów wynagrodzeń oraz tych związanych z podatkami i opłatami. To kolej
ny dylemat. Jeśli koszty wynagrodzeń spadłyby do zera, marża zysku bez wąt
pienia poszybowałaby w górę, ale średniookresowy wpływ na efektywny po
pyt byłby katastrofalny. To samo dotyczy podatków i opłat. Podatki to wydatki
na usługi, których potrzebują producenci, łącznie z działaniami państwa na
kierowanymi na zapewnienie częściowej monopolizacji rynków, służącymi ich
określonej grupie. Zatem zbyt niska stopa podatkowa miałaby również nega
tywne skutki. Z drugiej strony wzrost kosztów wynagrodzeń oraz podatków
i opłat uderza w marżę zysku. Producenci muszą lawirować między Scyllą
i Harybdą*. W istocie jest to sprawdzian sukcesu, gra, w której wygrywa naj
lepiej przystosowany i/lub ktoś, kto ma najlepsze znajomości polityczne.
Nie interesująnas tutaj mechanizmy, dzięki którym poszczególni kapitali
ści starają się odnieść większe sukcesy niż inni w tej trudnej grze, ale ogólne
trendy historyczne. W ostatnich 10-20 latach byliśmy świadkami zmasowane
go ataku ideologicznego, którego celem było obniżenie kosztów, a ponieważ
atak ten wydaje się być skuteczny, zapominamy o fakcie, że niedawny spadek
płac, podatków i opłat jest krótkookresowy i nieduży na tle długiego okresu,
ich trwałego, historycznego, globalnego wzrostu i to z przyczyn struktural
nych.
*
Potwory z mitologii greckiej czyhające na żeglarzy po obu stronach cieśniny, w oko
licach przylądka Skylla w północno zachodniej Grecji, (przyp. red.)
58 Immanuel Wallerstein
Część wartości dodatkowej, która trafia do indywidualnych pracowników
w formie płac przekraczających ich społecznie definiowane koszty reproduk
cji to wynik walki klasowej toczonej w miejscu pracy i na arenie politycznej.
Schemat jest następujący. Lokalna grupa pracowników organizuje się albo
w miejscu pracy albo na arenie politycznej, albo w obu tych sferach, oraz spra
wia, że dla producenta koszty niepodniesienia płac są wyższe niż koszty ich
podniesienia, przynajmniej w krótkim okresie. Oczywiście wzrost kosztów
wynagrodzeń oznacza zwiększenie efektywnego popytu, a zatem sprzyja pew
nej grupie producentów, ale niekoniecznie tej, która podnosi płace. Jeśli ta
zwyżka zaczyna być dla danej grupy producentów zbyt uciążliwa i nie potra
fią przeciwstawić się jej politycznie, mogą próbować przenieść część lub ca
łość produkcji do rejonów, w których płace są niższe, co oznacza, że z jakichś
powodów pracownicy są tam politycznie słabsi.
Koszty pracy w rej onie, do którego przenoszona jest produkcj a, muszą być
znacznie niższe, ponieważ producent ponosi nie tylko koszty zmiany lokaliza-
cji (koszt jednorazowy), ale niemal na pewno także wyższe koszty transakcji
(koszty długofalowe). Dlatego właśnie produkcja jest przenoszona (co ma
miejsce zwłaszcza w cyklicznych okresach spadkowych) do najbliższych re
jonów, w których pracownicy sąpolitycznie słabi, docierając w końcu do tych,
w których są najsłabsi. Z historycznego punktu widzenia najsłabsza grupa pra
cowników to ci, którzy niedawno trafili do miejskich ośrodków produkcji
(a przynajmniej takich, gdzie dochody są wyższe) z obszarów wiejskich oraz
tych, gdzie dochody są niższe. Powody początkowej słabości politycznej są
zarówno kulturowe, jak i ekonomiczne. Jeśli chodzi o kulturę, ma miejsce pewna
dezorientacja i dezorganizacja będąca skutkiem migracji siły roboczej; w do
datku pracownicy ci są niezorientowani w lokalnej polityce albo nie mają wpły
wów politycznych. Jeśli chodzi o przyczyny ekonomiczne, ich płace w miej
skich ośrodkach produkcji, które według ogólnych standardów są bardzo niskie,
są wyższe niż wcześniejsze dochody na terenach wiejskich albo dochody do
stępne ze względów politycznych.
Żadna z przyczyn słabości politycznej nie jest długotrwała. Można zaryzy
kować stwierdzenie, że dowolna grupa pracowników w takiej sytuacji jest
w stanie poradzić sobie z nimi w okresie 30-50 lat, a obecnie jeszcze szybciej.
Oznacza to, że z punktu widzenia producentów przenoszących produkcję ko
rzyści są tylko chwilowe i jeśli mają potrwać dłużej, trzeba brać pod uwagę
średniookresowe przenoszenie produkcji. W istocie dzieje się tak w kapitali
stycznym systemie-świecie od 500 lat. Mimo tego krzywa przedstawiająca
procent obszarów na świecie, do których można przenieść produkcję, osiąga
Trudny okres przejściowy czyli Piekło na Ziemi 59
asymptotę, tak jak wiele innych krzywych obrazujących trendy systemowe.
Takich obszarów jest coraz mniej. Nazywa się to procesem deruralizacji, a
jego tempo jest oszałamiające. Natomiast miarę, jak zmniejsza się ilość tych
obszarów, ogólnoświatowa siła przetargowa pracowników rośnie. Rezultatem
jest globalny trend wzrostu kosztów wynagrodzeń. Gdyby ceny mogły rosnąć
dowolnie, nie byłby to problem. Tak jednak nie jest z uwagi na ograniczenia
narzucane przez konkurencję i zdolność państw do narzucania monopolizacji.
O
kosztach pracy często mówi się w kategoriach czegoś, co określa się
mianem wydajności produkcji. Czym jest wydajność? Częściowo chodzi
0 lepszą technologię, ale częściowo także o chęć pracowników do wykonywa
nia pracy w odpowiednio szybkim tempie. Jakie powinno być to tempo? Dok
tryna tayloryzmu mówiła, że maksymalne - na tyle, na ile to fizycznie możli
we. Tempo to nie powinno jednak powodować szkód w organizmie pracownika.
Jeśli je powoduje, to takie krótkookresowe przyspieszenie tempa powoduje
długookresowe obniżenie zdolności organizmu do przeżycia. Nawet w kate
goriach krótkookresowych kosztów ekonomicznych i z punktu widzenia pra
codawcy, maksymalne tempo pracy na godzinę może nie być optymalne na
tydzień czy miesiąc. W tym miejscu pojawia się jednakże konflikt wartości:
np. wartość psychicznej przyjemności z „czasu wolnego” dla pracownika w opo
zycji do potrzeb pracodawcy. Pracodawca może mieć nadzieję, że wzbudzi
w pracowniku (jako zachętę) psychicznąprzyjemność, „satysfakcję z pracy”,
ale musi być skłonny organizować pracę tak, żeby jej wykonywanie dostar
czało jakiejś „satysfakcji”. Problem staje się więc polityczny i jest rozwiązy
wany dzięki sile przetargowej. Zatem wydajność prowadzi nas z powrotem do
politycznej siły pracy.
Ten sam problem asymptoty ograniczającej trend widzimy w przypadku
podatków i opłat. Podstawowa przyczyna historycznego trendu wzrostu kosz
tów związanych z podatkami i opłatami to zbieg dwóch rodzajów presji: kapi
taliści żądają od państwa coraz większej ilości usług i redystrybucji finanso
wej, a z drugiej strony cała reszta ludności wysuwa żądania, które możemy
objąć wspólną kategorią „demokratyzacji”. Przejawia się ona m.in. jako żąda
nia coraz większej ilości usług i redystrybucji finansowej. Krótko mówiąc,
wszyscy chcą, żeby państwa wydawały więcej - nie tylko pracownicy, ale
1 kapitaliści. Jeśli państwa mają wydawać więcej, podatki i opłaty muszą być
wyższe. W rezultacie mamy wyraźną sprzeczność: jako odbiorcy państwo
wych wydatków podatnicy żądaj ą więcej, j ako źródło dochodów państwa chcą
płacić mniej, co narasta w miarę, jak rośnie procent podatku nałożonego na ich
60 Immanuel Wallerstein
dochody. Presja na państwo, by wydawało więcej, a jednocześnie obniżało
podatki, to problem znany jako „kryzys finansów państwa”.
Jest też trzecia krzywa, która osiąga asymptotę. To krzywa zaniku warun
ków możliwych do życia. Żądania przeciwdziałania niszczeniu środowiska
stały się w ostatnich dziesięcioleciach bardzo głośne. Jest tak nie dlatego, że
nowoczesny system-świat stał się nagle destruktywny, ale dlatego, że „roz
wój” jest większy i stąd więcej zniszczeń, a także dlatego, że zniszczenia te
osiągnęły po raz pierwszy dwie asymptoty: przekroczyły granicę poważnych
(w niektórych przypadkach nieodwracalnych) szkód oraz wyczerpania się za
sobów, ale nie tyle ekonomicznych, co społecznych. Zatrzymajmy się przy tej
drugiej asymptocie. Gdyby wszystkie drzewa na planecie zostały wycięte,
możliwe byłoby zastąpienie produktów drzewnych ich sztucznymi substytuta
mi, ale ich wartość estetyczna jako elementu naszego otoczenia, tzn. dobro
społeczne, nie zostałaby w ten sposób odzyskana.
Głównym powodem tego, że kapitalizm jako system jest tak destruktywny
dla biosfery jest fakt, iż dla producentów, którzy osiągają zyski powodując
szkody, nie tylko nie są one częścią kosztów produkcji, ale przeciwnie, ozna
czają obniżenie kosztów. Jeśli na przykład producent wyrzuca odpady do rze
ki, zanieczyszczając ją w ten sposób, oszczędza na bezpieczniejszych dla śro
dowiska, ale bardziej kosztownych formach pozbywania się odpadów.
Producenci robią to od 500 lat, a skala tego zjawiska rośnie wraz z rozwojem
gospodarki. W neoklasycznej ekonomii nazywa się to ekstemalizacją kosz
tów. Zwykle twierdzi się, że dzięki temu wytwarzane są dobra publiczne, ale
faktycznie „wytwarzane” są raczej szkody społeczne, a nie dobra. Ekstemali-
zacja kosztów to po prostu ich przeniesienie albo na państwo, albo na „społe
czeństwo”, co znacząco zwiększa stopę zysku producenta.
Obecnie, kiedy proces ten stał się jednym z głównych problemów politycz
nych, państwa znalazły się pod presją, jeśli weźmiemy pod uwagę kwestię
ochrony środowiska. Sęk w tym, że każde rozwiązanie problemu musi znaczą
co zwiększyć koszty producentów - albo bezpośrednio, poprzez zmuszenie
ich do internalizacji kosztów, albo pośrednio, poprzez podniesienie podatków
i opłat, dzięki którym państwa mogą usuwać szkody - albo też, co jest najbar
dziej prawdopodobne, przez kombinację obu metod. Gdyby środki potrzebne
na usuwanie szkód i zapobieganie im były niewielkie, moglibyśmy uznać je za
jeszcze jeden pomniejszy koszt związany ze świadczeniami socjalnymi, na
rzucony kapitalistycznym producentom. Takjednak nie jest, są one gigantycz
ne i ciągle rosną. Co więcej, zwiększają zarówno presję na zyski producen
tów, jak i pogłębiają kryzys finansów państwa, chociaż trzeba dodać, że jak
Trudny okres przejściowy czyli Piekło na Ziemi 61
dotąd problemami ekologicznymi jeszcze poważnie się nie zajęto. Jeśli opinia
publiczna zostanie poruszona jakimś bardziej palącym problemem, np. szyb
szym powiększaniem się dziury ozonowej, wymagającym większych wydat
ków, możemy się spodziewać poważnego wzrostu presji na zyski i kryzysu
finansów państwa.
Powtórzmy - istnieje długookresowy, ogólnoświatowy trend wzrostu kosz
tów wynagrodzeń producentów, biorący się z długookresowego zwiększania
się siły przetargowej pracowników (co jest głównie konsekwencją procesu de-
ruralizacji świata). Istnieje ogólnoświatowy trend wzrostu wydatków państwa
będący efektem presji ze strony zarówno kapitalistycznych producentów, jak
i pracowników, co zwiększa koszty związane z podatkami i opłatami produ
centów. Istnieje ogólnoświatowy trend rosnącej presji na naprawę szkód eko
logicznych i ochronę środowiska, co może zwiększyć podatki i opłaty oraz
inne koszty działalności gospodarczej. Oczywiście tym, czego potrzebują ka
pitaliści, jest osłabienie pozycji przetargowej pracowników, obniżenie podat
ków i opłat bez ograniczenia usług (bezpośrednich i pośrednich) dostarcza
nych przez państwo oraz ograniczenie internalizacji kosztów. Rzecz jasna, to
jest właśnie program neoliberalizmu, który odnosił sukcesy w ostatnim dzie
sięcioleciu.
Ma on jednak dwa poważne ograniczenia. Umacnianie się pozycji przetar
gowej pracowników to trend długookresowy oraz strukturalny i musi prowa
dzić -już prowadzi - do poważnego zwrotu przeciwko neoliberalizmowi na
poziomie politycznych działań państw. Po drugie, co jest o wiele ważniejsze,
kapitalistyczni producenci potrzebują państwa o wiele bardziej niż pracowni
cy, a ich głównym długofalowym problemem nie będzie zbytnia siła struktur
państwowych, ale ich załamywanie się, po raz pierwszy od 500 lat. Bez sil
nych państw nie będzie relatywnych monopoli, a kapitaliści będą odczuwać
negatywne skutki konkurencyjnego rynku. Bez silnych państw nie będzie prze
pływu finansów do producentów, w którym pośredniczy państwo, ani sankcjo
nowanej przez państwo ekstemalizacji kosztów.
Z jakich względów jednak państwa stają się coraz słabsze? Obserwatorzy
twierdzą, że dlatego, iż korporacje ponadnarodowe są teraz naprawdę global
ne i mogą im się przeciwstawić. Ponadnarodowy charakter firm nie jest jednak
niczym nowym, tyle że mówi się o nim więcej. Ponadto zakłada się, że korpo
racje ponadnarodowe chcą osłabienia państw, co jest po prostu nieprawdą. Nie
przetrwałyby bez silnych struktur państwowych, a zwłaszcza silnych struktur
państwowych w krajach centrum. Silne państwa są ich gwarantem oraz klu
czowym czynnikiem w osiąganiu wysokich zysków. Państwa słabną nie dzięki
62 Immanuel Wallerstein
sile ideologii liberalizmu i korporacji ponadnarodwych, ale wskutek załama
nia się ideologii liberalizmu i słabości korporacji, czego przyczyny zostały
omówione wcześniej. Ideologia liberalizmu była globalną geokulturą od poło
wy XIX w. Dopiero w ostatnich 20 latach przestała być zdolna do legitymizo
wania struktur państwowych, a to właśnie ta zdolność hamowała presję ze
strony pracowników przez ponad 100 lat. Globalny liberalizm oferował refor
my, polepszenie sytuacji oraz zmniejszenie polaryzacji społecznej i ekono
micznej kapitalistycznego systemu-świata. Stracił swój urok dlatego, że w ciągu
ostatnich 20 lat uświadomiono sobie, że nie tylko nie zmniejszył tej polaryza
cji, ale że historia ostatnich 125 lat (a w istocie ostatnich 500), to historia
stałego zwiększania się polaryzacji na poziomie globalnym, która nadal szyb
ko się powiększa
5
.
Skutki globalnej presji na zyski dałoby się być może niwelować dzięki
interwencji silnych państw. To jednak żadna pociecha dla kapitalistycznych
producentów, ponieważ władza państw (i wola) zanika. Zewsząd słyszymy
głosy na rzecz antyetatyzmu. Neoliberalny anty etatyzm jest, moim zdaniem,
częściowo obłudny, a częściowo autodestruktywny. Konserwatywny antyeta-
tyzm ma na celu osłabienie siły przetargowej światowej siły roboczej. Naj
ważniejszy jest jednak antyetatyzm samego świata pracy, będący skutkiem
rozczarowania reformistycznym programem państw liberalnych (przybierają
cym postać umiarkowanego zachodniego modelu „społecznej gospodarki ryn
kowej”, albo obecnie zdyskredytowanego modelu sowieckiego, albo trzecio-
światowego modelu „rozwojowego”).
Słabość korporacji ponadnarodowych bierze się z coraz większej demo
kratyzacji świata i związanej z nią delegitymizacji państw. Świat pracy oczy
wiście nadal będzie walczył o zachowanie korzyści z redystrybucji prowadzo
nej przez państwa. Ale nie legitymizuje już państw, ani nie oczekuje od nich
reform, które prowadziłyby do zmniejszenia ogólnoświatowej polaryzacji.
Właśnie, dlatego wchodzimy w okres problemów, czy też okres przejściowy
systemu-świata.
Oprócz neoliberalizmu istnieje też inny program będący odpowiedzią na
presję na zyski: rozpowszechnianie się mafijności. Mafie nie są dwudziesto
wiecznym wynalazkiem. Zawsze były nieodłącznym elementem nowoczesne
go systemu-świata. Mówiąc „mafia”, mam na myśli tych, którzy dążą do osią
5
Omówienie historycznej roli liberalizmu oraz jego obecnej sytuacji znajduje się
w pracy After Liberalism, Nowy Jork 1995.
Trudny okres przejściowy czyli Piekto na Ziemi 63
gnięcia zysków dzięki uchylaniu się od przepisów prawnych i podatkowych
albo wymuszeniom, i którzy są gotowi używać przemocy, łapówek i korupcji
w strukturach państwowych na dużą skalę, żeby zapewnić sobie akumulację
kapitału. Granica między mafiami a tymi, których w XIX w. nazywano „reki
nami finansjery” jest niezbyt wyraźna. Możemy tylko stwierdzić, że mafie
należą do głównych podmiotów akumulujących kapitał oraz że czołowi „aku-
mulatorzy”, mafijni albo legalni, z technicznego punktu widzenia, zawsze ak
tywnie dążą do usankcjonowania swojego bogactwa, szczególnie w drugim
pokoleniu.
Oczywiście silne państwa są dla mafii ograniczeniem, dlatego starają się je
osłabić. Zazwyczaj po upływie pewnego czasu osiągano pewną równowagę,
w której mafie pozostawały na marginesie procesu akumulacji kapitału i ule
gały samolikwidacji poprzez indywidualne przechodzenie mafiosów, którzy
odnieśli sukces (albo ich potomków) na pozycje usankcjonowanego bogactwa
i władzy - choć oczywiście mafie zawsze odtwarzały się w innej części go-
spodarki-świata.
Obecnie sytuacja się zmieniła, dlatego właśnie globalne media są pełne
dyskusji na temat mafii. Biurokracje i politycy słabych państw (a w pewnym
stopniu także silnych), słabnących jeszcze bardziej i tracących legitymację
społeczną (co powoduje, że znika też społeczna kontrola), w wielu przypad
kach łączą swoje interesy z interesami pozapaństwowych mafii. Czasem roz
różnianie tych dwóch grup może nie mieć po prostu sensu. To wymieszanie się
ról może chwilowo rozwiązać problem presji na zyski, ale jeszcze bardziej
delegitymizuje państwa.
Na razie przeanalizowaliśmy problemy wpływowych. Co natomiast ze zwy
kłymi ludźmi? Na początku trzeba zauważyć, że „zwykli ludzie” to niejedno
rodna kategoria. Są to ludzie z różnych kontynentów i kultur, mający różny
poziom dochodów. Nie jest to bynajmniej hegemoniczna grupa. Główną być
może jedyną rzeczą która ich łączy, jest to, że pojedynczo nie są silni, tzn. nie
są w stanie wygrywać w konfliktach z ludźmi wpływowymi, korzystając z ukła
dów niewidocznych dla opinii publicznej, długów, które inni są im winni oraz
stosowania różnego rodzaju gróźb zmuszających innych do podejmowania
decyzji na ich korzyść. Wpływowi mająwładzę, to właśnie czyni ich wpływo
wymi.
Zwykli ludzie polegają albo na zbiorowych wpływach poprzez mechani
zmy państwowe, albo na klientelizmie wobec wpływowych, albo tworzeniu
pozapaństwowych struktur samoobrony. Zwracając się przeciwko państwu, co
jest rezultatem rozczarowania jego nieefektywnością jeśli chodzi o realizację
64 Immanuel Wallerstein
ich interesów, zmniejszają jego zdolność do spełniania ich żądań. To błędne
koło. Oznacza to, że zamiast polegać na zmienianiu decyzji politycznych, zwykli
ludzie będą musieli polegać na indywidualnym klientelizmie albo pozapań
stwowej samoobronie, tudzież kombinacji obu. Chcę zwrócić uwagę, że jest to
odwrócenie trendu sekularnego, którym przez prawie 500 lat było redukowa
nie roli kłientelizmu i pozapaństwowej samoobrony jako sposobów, dzięki któ
rym zwykli ludzie mogą chronić swoje interesy. W istocie ideologowie nowo
czesności wychwalali ten proces i często mierzyli efektywność poszczególnych
państw stopniem, do którego są w stanie zredukować klientelizm i pozapań
stwowe mechanizmy w obrębie swoich granic. Brzmi to dzisiaj fałszywie, kie
dy ten trend ulega odwróceniu.
Dla zwykłych ludzi największym i najbardziej bezpośrednim skutkiem końca
legitymacji państwa jest lęk - lęk o środki do życia, o osobiste bezpieczeń
stwo, o przyszłość swoją i swoich dzieci. Strach, jak wiemy, często nie jest
mądrym doradcą. Widzimy objawy tego lęku w przypadku dwóch spraw, o któ
rych media informują nas regularnie: przestępczości i tzw. konfliktów etnicz
nych. Przyjrzyjmy się im obu.
Dosłownie wszędzie, na ile jestem w stanie to stwierdzić, mówi się o ro
snącej liczbie przestępstw i ich coraz większej brutalności. Częściowo jest to
prawdopodobnie trafną obserwacją empiryczną, ale chodzi głównie o nasta
wienie ludzi. Jak dawno temu stwierdzili Thomasowie: „Jeśli ludzie uważają
jakąś sytuację za realną, jest realna, jeśli chodzi o konsekwencje”. Kiedy w prze
konaniu ludzi następuje wzrost liczby przestępstw wtedy, działajądo tego od
powiednio, co zazwyczaj oznacza trzy rzeczy. Unikają miejsc uważanych za
opanowane przez przestępczość, co w rezultacie rzeczywiście sprawia, że te
miejsca opanowuje przestępczość. Naciskają na państwa, żeby nasiliły dzia
łania represyjne i penalizacyjne, co w końcu przeciąża system, zarówno w ka
tegoriach legitymizacji, jak i finansów, a to w długim okresie jest czynnikiem
raczej zwiększającym niż ograniczającym przestępczość. Zaczynająteż chro
nić się sami. Kupująbroń, organizują patrole obywatelskie, budują ogrodze
nia. Te działania, nawet jeśli nieco zmniejszają bezpośrednie zagrożenie, zmie-
niająjakość życia wszystkich i podważają poczucie wspólnoty.
To wszystko dzieje się w krajach bogatych i w krajach biednych. Być może
są jakieś wyjątki, ale jest to jedna z kluczowych kwestii ostatniego trzydzie
stolecia. I znowu-popatrzmy, jak zmienia to trend. Koncepcja sił policyjnych
sięga początków XIX w. Cały pomysł polegał na skończeniu z atmosferą stra
chu prowadzącą do indywidualnego zapewniania sobie ochrony. Koncepcja
rozprzestrzeniła się na system-świat i sięgnęła szczytu prawdopodobnie w dwu-
Trudny okres przejściowy czyli Piekło na Ziemi 65
dziestopięcioleciu po II wojnie światowej. Obecnie ten trend wyraźnie zmie
nia kierunek.
Szerzenie się przestępczości, drobnej i poważnej, osłabia państwa, nie
z uwagi na same przestępcze działania, ale raczej społeczne reakcje na nie.
Przejawiają się one w zniecierpliwieniu nieudolnością państw w tym wzglę
dzie. Co więcej, jeśli ludzie inwestująw pozapaństwową samoobronę, nie widzą
większego sensu w płaceniu podatków, które miałyby być przeznaczane na
ochronę zapewnianą przez państwo. Kolejne błędne koło.
Pojawia się też inny problem - w miarę, jak rośnie przestępczość i rozwija
się pozapaństwowa samoobrona, siły policyjne reagują coraz bardziej brutal
nie. Granica pomiędzy nielegalnymi działaniami przestępców a nielegalnymi
działaniami policji staje się coraz mniej wyraźna, zarówno faktycznie, jak
i w odbiorze społecznym. W miarę jak coraz więcej ludzi jest represjonowa
nych i karanych, działania policji dotykają coraz większej liczby rodzin. Daw
niej niewielka mniejszość osób kryminalizowanych, dziś stała się mniejszo
ścią sporą, podczas gdy grupy, które niegdyś legitymizowały działania policji,
stają się coraz bardziej sceptyczne, o ile nie wrogie. Przyjazny stróż prawa
zapewniający ochronę zmienia się w stanowiącego zagrożenie i działającego
samowolnie policjanta.
Dobrym przykładem jest Federalne Biuro Śledcze (FBI) w Stanach Zjed
noczonych. Kiedyś idealizowane jako heroiczny pogromca gangsterów, potem
uważane za obrońcę przed rzekomym komunistycznym zagrożeniem, ostatnio
stało się instytucją atakowaną za łamanie prawa i niekompetencję, w jeszcze
większym stopniu ze strony prawicy niż lewicy. Nie chodzi o to, że FBI działa
teraz inaczej. Chodzi o to, że jest inaczej postrzegane.
Głośny problem narkotyków, jest realny, jeśli rozumiemy go w tym sensie,
że wielu ludzi na całym świecie używa różnych nielegalnych środków odurza
jących (oczywiście ktoś je produkuje i rozprowadza). Nie chodzi o to, czy
wina (albo wytłumaczenie) leży po stronie konsumentów czy producentów.
Używanie narkotyków to z pewnością jeszcze jeden objaw anomii i załamania
społecznego, bądź też buntu czy delegitymizacji istniejącego systemu histo
rycznego. Przemysł narkotykowy jest obecnie jednym z najlepiej opłacalnych
rodzajów biznesu; zajmuje się nim mafia, która oczywiście korumpuje urzęd
ników państwowych na masową skalę. Faktem jest, że po trzydziestu latach
powszechnego zainteresowania rządów tym problemem zyski są wyższe, a uży
wanie narkotyków rozpowszechnione bardziej niż kiedykolwiek.
Przestępczość, także narkotykowa, blednie przy tzw. konfliktach etnicz
nych, które zostały na nowo odkryte jako jeden z głównych problemów współ
66 Immanuel Wallerstein
czesnego świata. „Na nowo odkryte”, ponieważ do niedawna (jakieś 15 lat
temu) mówiło się, że konflikty etniczne to przeszłość, pozostałość z czasów
przednowoczesnych, a zatem zjawisko wygasające. Dzisiaj staje się jasne, że
to nie pozostałości przeszłości, ale zjawisko stworzone przez nowoczesny sys-
tem-świat, oraz że czymkolwiek by nie było, będzie w przyszłości narastać.
Kiedy wybucha wojna między dwiema lub więcej grupami, które definiują
same siebie i są definiowane przez innych w pewnych określonych katego
riach (religijnych, językowych, rzekomego wspólnego pochodzenia itp.) - jak
w głośnych przypadkach Libanu, Bośni, Afganistanu, Somalii, Ruandy i oczy
wiście Ulsteru (żeby wymienić tylko te, o których media informowały najczę
ściej) - mówi się, że to odwieczne konflikty. Oczywiście nie wyjaśnia to abso
lutnie niczego. Zadawnione konflikty to często współczesny wymysł. Nawet
jeśli nie, to wytłumaczyć trzeba nie obecny konflikt, ale to, dlaczego w tak
długich okresach się on nie przejawiał. Przecież nie tak dawno temu zarówno
Somalia, jak i Jugosławia wychwalane były jako modelowe przykłady braku
konfliktów etnicznych. Oczywiście istniejąteż inne obszary zamieszkane przez
zróżnicowaną etnicznie ludność, w których takie konflikty się nie pojawiają.
Przede wszystkim musimy zauważyć, że tożsamość „etniczna” nie jest
czymś wiecznym albo czymś samym w sobie. Jest to tożsamość potwierdzana
w ramach nowoczesnej struktury państwowej, stale formowana, zarówno przez
samą grupę, jak i dzięki uznaniu innych, że taka tożsamość istnieje. Same
nazwy podlegają procesom historycznym. Dzielą łączą a często po prostu
znikają. Historia etniczności jest ściśle związana z ewolucją struktur władzy
i klas poszczególnych państw oraz z liniami podziału w nowoczesnym syste-
mie-świecie jako całości. Nie ma wielkiego sensu rekonstruowanie dawnych
sporów jako wyjaśnienie obecnych. Takie próby przynależą raczej do procesu
mobilizacji etnicznej i mitotwórstwa niż analiz naukowych czy politycznych.
Tożsamość etniczna w swojej konfrontacyjnej formie jest przede wszyst
kim sposobem działania politycznego. Staje się ona konfrontacyjna dlatego, że
istniejąca struktura państwowa została zdelegitymizowana, jako niezdolna do
zapewnienia choćby minimum sprawiedliwości, oraz wtedy, gdy inne lijlie
podziału - prawdopodobnie bardziej akceptowane linie ideologicznych podzia
łów politycznych-wydają się być politycznie bez znaczenia. Narastanie kon
fliktów etnicznych to wskaźnik delegitymizacji państwa. Nie ma znaczenia,
że dość często pojawiają się wezwania do stworzenia nowej struktury pań
stwowej, czystej lub czystszej etnicznie, ponieważ nawet nowopowstałe i et
nicznie czyste władze mają bardzo wielkie trudności w uzyskaniu legitymacji
przywódcy.
Trudny okres przejściowy czyli Piekło na Ziemi 67
Konflikty etniczne, których jesteśmy świadkami od 20 lat są zupełnie nie
porównywalne do fali nacjonalizmu, jaka przetaczała się przez system-świat
od początku XIX w. do połowy XX. Tamte nacjonalizmy były w dużej mierze
skoncentrowane na państwie, terytorialne i tylko werbalnie „etniczne”, kiedy
chodziło o odróżnienie się od imperialistycznych władców. Przede wszystkim
były jednak świeckie, nastawione optymistycznie i świadomie modernistycz
ne. Odwoływały się do dziedzictwa rewolucji francuskiej i rosyjskiej. Tym
czasem obecni zwolennicy czystek etnicznych właśnie te tradycje odrzucają.
Nie są nastawieni optymistycznie, ale zdesperowani. Nie patrząw przyszłość
ku lepszemu jutru, ale ku minionej chwale, ku przeszłości, której nie da się
wskrzesić. Dlatego właśnie dzisiejsze konflikty są nie tylko niezwykle krwa
we, ale również niemożliwe do rozwiązania.
Nie jest to też zjawisko ograniczone do narodów biednych, jak czasem się
twierdzi, co w podtekście ma oznaczać - zacofanych, prymitywnych. Jest ra
czej jasne, że jesteśmy świadkami pojawiania się tego desperackiego konfliktu
w narodach bogatych, które uważają się za bardziej cywilizowane. Widać to
w przypadku załamania się mediacyjnych instytucji i legislacji, pojawiania się
otwartego rasizmu skoncentrowanego na rzekomej inwazji barbarzyńców,
nazywanych imigrantami, którzy przynoszą ze sobą przestępczość i degenera
cję. Znaliśmy to już wcześniej, ale wtedy system-świat zareagował na tę cho
robę, chociaż z opóźnieniem, i wyleczył się z faszyzmów. Proces leczenia był
jednak elementem walki o hegemonię między Stanami Zjednoczonymi aNiem-
cami, ze współudziałem ZSRR. Kto miałby to zrobić dzisiaj, gdy nowe dok
tryny czystości rasowej, propagowane w całej Ameryce Północnej, Europie
Zachodniej i Australazji przenosząsię z marginesu życia politycznego do jego
głównego nurtu?
Ten obraz ma jeszcze jeden element. Wraz z wkraczaniem w XXI w. bez
wątpienia wkroczymy w nowąkondratiewowską* fazę wzrostu, ekspansji pro
*
Nikołaj Kondratiew, radziecki ekonomista, wiceminister aprowizacji w rządzie
Kiereńskiego. Autor teorii długookresowych cykli koniunkturalnych mających miejsce
w globalnej gospodarce kapitalistycznej (nazwanych później cyklami Kondratiewa). Kon
dratiew analizując przebieg koniunktury w Anglii, Niemczech, Stanach Zjednoczonych
i Francji w latach 1780-1920 odkrył wiele analogii w procesach gospodarczych przybie
rających formę cyklu trwającego od 50 do 60 lat. Na cykl Kondratiewa składa się 5 faz:
ożywienie, szybki wzrost, dojrzałość, nasycenie, recesja. Gospodarka przechodzi fazę A
- wzrostu koniunktury i fazę B - spadku koniunktury. Od 1940 r. w Stanach Zjedno
czonych a od 1945 r. w Europie trwa czwarty długi cykl z fazą wzrostu trwającą do
końca lat 60. (przyp. red.)
68 Immanuel Wallerstein
dukcji i zatrudnienia w gospodarce-świecie, a zatem pojawią się też nowe
możliwości inwestycji i akumulacji kapitału. Stany Zjednoczone, Unia Euro
pejska i Japonia będą konkurować o korzyści z tej fazy wzrostu oraz o pozo
stanie centrum akumulacji kapitału. Taka konkurencja to nic nowego, a walka
będzie toczyć się tak, jak przedtem, z pewną zasadniczą różnicą. Świat jest
nie tylko spolaryzowany jak nigdy przedtem, ale, co więcej, następna faza
A cyklu Kondratiewa powinna tę przepaść jeszcze pogłębić. Biorąc pod uwa
gę skalę obecnego rozczarowania oraz brak starych ruchów antysystemowych,
które kanalizowały niezadowolenie i reformistyczne dążenia, okres ten bę
dzie, jak mówiłem, szczególnie burzliwy.
Burza ta przyjmie co najmniej trzy formy, z których żadna nie jest zupełnie
nowa, ale które stały się istotnymi czynnikami w toku rozwoju systemu i zazę
biają się z siłami ośrodkowymi obecnymi w czasie kryzysu strukturalnego,
w okresie bifurkacji. Pierwszy element to delegitymizacja ideologii nieuchron
nego postępu, będącej filarem stabilności świata od co najmniej 200 lat. Zoba
czymy silne ruchy - już je widzimy - szczególnie w strefach poza centrum
(czyli nie tylko w byłym Trzecim Świecie, ale i byłym bloku socjalistycznym),
odrzucające fundament kapitalistycznej gospodarki-świata, czyli nieograni
czoną akumulację kapitału jako naczelną zasadę organizacji społecznej.
Chodzi o sprzeciw silniejszy od marksistowskiej krytyki kapitalizmu, któ
ra twierdziła, że kapitalizm jest konieczną fazą historyczną na drodze do ko
munizmu, a zatem jest historycznie postępowy, a przynajmniej jego największą
zaletą jest postęp technologiczny. Argumenty, które słyszymy dzisiaj, odma
wiają obecnemu systemowi jakiejkolwiek postępowości, a więc nie istnieje
możliwości intelektualnego pogodzenia się z nim. Takie postawy, wyrażane
często w języku religijnym, przejawia wiele ruchów, które lekkomyślnie nazy
wamy „fundamentalistycznymi”.
Trzeba powiedzieć parę słów o tym zjawisku. Z pewnością nie ogranicza
się ono do świata islamu. Ma odmiany żydowskie, chrześcijańskie, hinduistycz
ne, buddyjskie i inne. Wspólne jest dla nich odrzucenie zachodniego moderni
zmu i etosu kapitalizmu. Szerokie poparcia dla nich, wynika z rozczarowania
klasycznymi ruchami antysystemowymi oraz stwarzanymi przez nie struktu
rami państwowymi, ponieważ uznano je za niezdolne do przezwyciężenia po
laryzacji cechującej obecny system-świat. Sprzeciwiają się one samej koncep
cji świeckiego państwa, dlatego propagują spotęgowany antyetatyzm. Ruchy
te nie mają żadnego interesu we wspomaganiu struktur systemu-świata w ra
dzeniu sobie z problemami. Są siłą dezintegrującą. Oczywiście poszczególne
ruchy pozostają stale wchłaniane i same w sobie nie spowodują zasadniczych
Trudny okres przejściowy czyli Piekto na Ziemi 69
zmian. Mimo tego w warunkach, w których działają - globalnej presji na zy
ski i globalnym rozczarowaniem reformistycznym liberalizmem - powodują
znaczne zniszczenia w jego strukturach.
Jeszcze poważniejszą siłą dezintegruj ącąjest demokratyzacja na polu uzbro
jenia. Rozwój broni, trwający kilka tysięcy lat, polega na tym, że silni wysu-
wająsię na czoło dzięki kosztownym innowacjom, w miarę jak słabi uzyskują
dostęp do poprzednich generacji broni. Chociaż jest tak nadal, to granica zdol
ności do wyrządzania szkód się przesunęła. Przestarzała broń atomowa może
wyrządzić niewyobrażalne szkody, a wojna bakteriologiczna nie jest proble
mem z technicznego punktu widzenia. Moim zdaniem rozprzestrzeniania się
broni jądrowej nie da się zatrzymać. Stany Zjednoczone robiły co mogły, żeby
spowolnić ten proces, co przyniosło pewne efekty, ale prawdopodobnie dwa
naście krajów, poza oficjalnymi sześcioma, ma lub może wkrótce wyproduko
wać broń atomową i pójdę o zakład, że w ciągu najbliższych 10 lat dołączy do
nich kolejnych dwadzieścia. Co więcej, broń atomowa może być (lub wkrótce
będzie) w rękach grup pozapaństwowych. Podobnie jest z bronią biologiczną
i chemiczną: Aum Shinrikyo* pokazała, jakie szkody może wyrządzić jakaś
grupa przy jej pomocy. Bez wątpienia potężne państwa są wciąż silniejsze do
słabszych, ale słabsze czy średnie są dziś wystarczająco silne, żeby wyrzą
dzić potężnym poważne szkody.
Wniosek jest prosty. Średnie kraje z obszarów poza centrum będą mogły
zmierzyć się z potężnymi, pojedynczo lub zbiorowo. Pokazał to Saddam Hus-
sein. Chociaż przegrał pierwszą rundę, wymagało to od Stanów Zjednoczo
nych wyjątkowej mobilizacji politycznej, czego być może nie będą w stanie
powtórzyć, jeśli trzeba będzie zmierzyć się z kilkoma takimi wyzwaniami jed
nocześnie. Sądzę, że w okresie następnych 25-50 lat będzie ich wiele.
W końcu największe wyzwanie nie jest gwałtowne, ale za to trudniej mu
sprostać - to indywidualna migracja z krajów biednych do krajów bogatych.
Proces ten trwa od 500 lat, a w czasie ostatnich 50 (wraz z rozwojem transpor
tu) niezwykle przyspieszył. Świat jest spolaryzowany nie tylko ekonomicznie
i społecznie, ale również demograficznie. Strefy centrum z pewnością potrze
bują pewnej ilości imigrantów, ale nie chcą wpuścić wszystkich, szczególnie
teraz, w kondratiewowskiej fazie spadkowej .'Zatem stawiają imigracji coraz
*
Sekta założona w Japonii, łącząca elementy buddyzmu z chrześcijaństwem. 20 marca
1995 r. uczestnicy sekty rozpylili w tokijskim metrze trujący gaz sarin. W wyniku zatru
cia gazem zmarło 11 osób a ok. 5 tys. zostało zatrutych, (przyp. red.)
70 Immanuel Wallerstein
bardziej nieprzyjemne, w miarę upływu czasu, przeszkody. Realnie jednak,
redukują one napływ ludzi w niewielkim stopniu.
Dlatego biały świat paneuropejski staje się de facto coraz mniej biały. Oczy
wiście nie wszyscy imigranci nie są biali, ale tak właśnie są definiowani spo
łecznie. Blok państw paneuropejskich najprawdopodobniej nie jest w stanie
powstrzymać napływu imigrantów oraz ich szybszego rozwoju demograficz
nego, ale może manipulować strukturami politycznymi tak, żeby nie mieli (lub
mieli mniej) praw politycznych i społecznych niż „obywatele” i z pewnością
tak, żeby mieli gorzej płatnąpracę. Służące temu przepisy prawne są wprowa
dzane w coraz to nowych państwach.
Tego rodzaju działania nie prowadzą do destabilizacji politycznej, jeśli grupy
definiowane jako imigranci (co często obejmuje drugie, trzecie czy nawet czwar
te pokolenie po faktycznych imigrantach) są relatywnie niewielkie. Kiedy jed
nak osiągają znaczne rozmiary, prowadzi to do konfliktu. Co więcej, imigran
ci (albo ci, który są tak definiowani społecznie) wyróżniający się wyglądem
zewnętrznym, będą mieć mocne poczucie tożsamości etnicznej i będą ścierać
się z rasistowskimi, prawicowymi szowinistami, dążącymi do czystki etnicz
nej. Ponieważ prawdopodobna jest również -segregacja w miejscu za
mieszkania, zorganizowanie obu stron nie będzie trudne. Ponieważ dosłownie
wszystkie państwa będą miały swoje punkty zapalne, każdy wybuch wrogości
może łatwo rozprzestrzenić się ponad granicami niczym pożar.
Nie mówimy już tutaj o fundamentalistach gdzieś daleko od krajów boga
tych albo gotowych do wojny w tzw. państwach zbójeckich, ale o głębokiej
niestabilności w samym sercu kapitalistycznej gospodarki-świata. Kapitali
styczni przedsiębiorcy będą musieli martwić się nie tylko o presję wywieraną
na zyski, ale też o osobiste bezpieczeństwo. Brak poczucia bezpieczeństwa
dziś obecny np. w Kolumbii - nie mówiąc już o ryzyku bycia bankierem w Rosji
- pojawi się, powiedzmy, w Kanadzie łub w Danii.
Nakreślony tutaj obraz nie jest przyjemny. Jest to scenariusz chaosu i nie
pewności. To obraz zasadniczych problemów strukturalnych, których nie tyl
ko nie da się łatwo rozwiązać, ale nawet złagodzić. Obraz wielkiego kryzysu
systemu historycznego. Niektórzy powiedzą że jestem pesymistą. Jeśli jest
się pewnym tego, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, to usłysze
nie, że zbliża się jego koniec, nie będzie przyjemne. Jeśli jednak ktoś ma choć
by niewielkie wątpliwości, będzie w stanie zachować zimną krew.
Jeśli chodzi o obecny i nadchodzący okres chaosu, zamętu i dezintegracji,
trzeba podkreślić trzy kwestie. Chociaż życie w nim będzie ciężkie, to nie
będzie trwać wiecznie. Wiemy, że sytuacje chaosu same z siebie stwarzają
Trudny okres przejściowy czyli Piekło na Ziemi 71
nowe, uporządkowane systemy. Może to być niewielka pociecha jeśli dodam,
że proces ten może potrwać do 50 lat. Druga sprawa o której powinniśmy
pamiętać to fakt, że wiedza o systemach złożonych mówi nam, iż wynik takie
go chaosu biorącego się z bifurkacji jest nieprzewidywalny. Nie wiemy - nie
możemy wiedzieć - jak się to skończy. Wiemy natomiast, że obecny system
nie przetrwa. Zastąpi go inny, albo inne. Może lepszy, może gorszy, może nie
różniący się od obecnego pod tym względem.
Istnieje też trzecia kwestia związana z sytuacjami chaosu, która jest dużo
bardziej optymistyczna. W obecnie trwających systemach historycznych, tak
jak we wszystkich systemach, nawet wielkie wahania mają relatywnie nie
wielkie skutki. Dlatego mówimy, że to systemy. System posiada mechanizmy,
które pozwalają mu powrócić (w pewnym stopniu) do równowagi. Dlatego
właśnie w długim okresie rewolucja francuska i rosyjska mogą być uważane
za „klęski”. Z pewnością osiągnęły mniej, jeśli chodzi o transformację spo
łeczną niż liczyli ich zwolennicy. Kiedy jednak systemy nie są w równowa
dze, kiedy ulegają bifurkacji, nawet niewielkie wahania mogą mieć poważne
skutki. Jest to jedna z głównych przyczyn tego, że wyniku zmian nie da się
przewidzieć. Nie jesteśmy nawet w stanie wyobrazić sobie wszystkich drob
nych czynników, które mogą okazać się kluczowe.
Przełożę ten schemat na język filozofii greckiej. Chodzi o to, że gdy syste
my funkcjonują normalnie, strukturalny determinizm przeważa nad jednost
kową i zbiorową wolną wolą. Natomiast w okresach kryzysowych i przejścio
wych wolna wola staje się czynnikiem decydującym. Świat w roku 2050 będzie
taki, jakim go stworzymy. To pole do popisu dla naszych działań, zaangażo
wania oraz ocen moralnych. Oznacza to również, że okres ten będzie momen
tem niezwykle ostrej walki politycznej, ponieważ stawka jest o wiele wyższa
niż w tzw. normalnych czasach. Zajmiemy się teraz problemami natury tej
walki i tego, o co będzie się działo.
III
Materialnie racjonalny
świat czyli Czy można
odzyskać raj?
Jeśli, jak twierdzę, jesteśmy w długim i trudnym okresie przejściowym pomię
dzy obecnym systemem-światem, a innym lub innymi, i jeśli jego wynik jest
niepewny, stojąprzed nami dwa poważne problemy: jakiego świata faktycznie
chcemy oraz jakimi sposobami czy drogami chcemy do niego doprowadzić.
Pytania te stawiano od dawna, a z pewnościąw ostatnich 200 latach. Pierwsze
z nich zwykle rozpatrywano w kategoriach utopii, ja natomiast chciałbym to
uczynić w kategoriach utopistyki, tzn. poważnego oszacowania alternatyw hi
storycznych, dokonywania ocen zgodnie z materialną racjonalnością możli
wych alternatywnych systemów historycznych. Drugie pytanie rozpatrywano
w kategoriach nieuchronności postępu, natomiast ja chciałbym to zrobić w ka
tegoriach końca pewności, możliwości postępu, a nie jego nieuchronności.
Wszyscy znamy główne twierdzenia dotyczące naszego systemu historycz
nego. Ci, którzy uważają go za najlepszy z możliwych światów, skłonni są
podkreślać jego trzy zalety: materialny dobrobyt i wygodę, istnienie liberal
nych struktur politycznych oraz wydłużenie przeciętnej długości życia. Po
równują go ze wszystkimi poprzednimi systemami historycznymi. Z drugiej
strony argumenty przeciwko naszemu systemowi historycznemu mówią coś
dokładnie odwrotnego. Tam, gdzie jego zwolennicy widzą dobrobyt i wygody,
krytycy widzągłębokie nierówności i polaryzację, twierdząc, że dobrobyt i wy
gody są tylko dla nielicznych. Tam, gdzie zwolennicy widzą liberalne struktu
ry polityczne, krytycy widzą brak uczestnictwa ludzi w podejmowaniu decy
zji. Tam, gdzie zwolennicy widzą zwiększoną długość życia, krytycy widzą
poważnie obniżoną j ego jakość.
To odwieczne spory, ale może warto przyjrzeć się argumentom krytycznym
w świetle pozytywnych założeń, aby zobaczyć, jakie wnioski można wycią
gnąć w kwestii tego, co musi powstać w dowolnym systemie alternatywnym.
W związku z tym, o czym pisałem wcześniej, powinno być jasne, że zaliczam
się do krytyków obecnego systemu-świata i nie uważam go za najlepszy z moż
liwych. Nie jestem nawet pewien, czy jest najlepszy z dotychczasowych. Nie
chciałbym jednak zagłębiać się w to tutaj
6
. Nie jest to potrzebne w celu wyka
zania tego, co uważam za ograniczenia naszego systemu-świata. Twierdzę, że
wystarczająca ilość ludzi uważa, że ma takie ograniczenia, iż nie jest w stanie
6
Omawiałem ten problem na wykładach z serii Wei Lun Lectures na Uniwersytecie
Chińskim w Hongkongu w 1992 r., zatytułowanych „Capitalism Civilisation”, które zo
stały opublikowane jako druga część książki Historical Capitalism, with Capitalism
Civiłisation, Londyn 1995.
76 Immanuel Wallerstein
przetrwać. Prawdziwy problem polega na tym, czym chcielibyśmy go zastą
pić. Zanim jednak do tego przejdę, trzeba wspomnieć o pewnej kwestii. Cho
dzi o nadużycia tego, co niektórzy zaczęli ostatnio nazywać „historycznym
socjalizmem”, odnosząc się głównie do szeregu marksistowsko-leninowskich
państw, kiedyś nazywanych „blokiem socjalistycznym”. Określa się jednak
tym mianem również wiele ruchów wyzwolenia narodowego czy nawet partie
socjaldemokratyczne w świecie paneuropejskim. Przyjrzyjmy się temu, ponie
waż sugeruje się czasem, że żadna alternatywa wobec tego systemu nie jest
realna, czy nawet pożądana. Trzy główne zarzuty wobec historycznego socja
lizmu to: (1) samowolne działania władzy państwowej (i partyjnej), a w naj
gorszym przypadku terror państwowy; (2) przywileje dla nomenklatury; (3)
poważna nieefektywność ekonomiczna biorąca się z zaangażowania państwa
w gospodarkę i skutkująca zahamowaniem wzrostu wartości społecznej.
Na początku trzeba powiedzieć, że jeśli chodzi o ustroje działające pod
egidą tych partii, to zarzuty są w dużej mierze słuszne, a przynajmniej pierw
sze dwa z nich. Trzeba jednak też natychmiast dodać, że również w wielu
innych ustrojach nie działających pod egidą tych partii, władza działała samo
wolnie czy nawet stosowała państwowy terror, przekazywano znaczne przy
wileje grupom związanym z władzą państwową lub przez nią faworyzowa
nym oraz panowała nieefektywność, bez wątpienia powodując zahamowanie
wzrostu wartości społecznej. Oczywiście stwierdzenie, że większość ustro
jów państwowych w historycznym rozwoju nowoczesnego systemu-świata
można skrytykować za to samo, nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla władz
tzw. krajów socjalistycznych. W istocie jednak tego rodzaju praktyki są tak
rozpowszechnione, że można się zastanawiać, czy problem nie leży w samym
systemie, a nie jego instytucjach (ustrojach państwowych). Czy obecny sys
tem nie tworzy podobnych ustrojów, gdy potrzebuje ich, aby sprawnie funk
cjonować?
Rzecz jasna można na to odpowiedzieć, że nie wszystkie państwa sątakie.
Ale nawet najlepsze z nich, w swoich najlepszych okresach, nie były wcale
niewinne, pod względem nadużyć. Co więcej, o ile pewne ustroje były (tudzież
wydawały się być) lepsze, to były to ustroje tzw. państw liberalnych. Wszyst
kie państwa liberalne to jednak niewielki fragment systemu-świata, obejmują
cy bogatsze obszary i istniejący od niedawna. Powody tego są dość proste
i zazwyczaj przywoływane: wielu mieszkańców tych krajów to warstwa śred
nia, grupa ta jest względnie zadowolona ze swojego udziału w globalnym tor
cie, rezultatem tego są „rządy prawa”, które chroniąją a do pewnego stopnia
również innych. Tyle, że wszystko to zależy od polaryzacji obecnego systemu-
Materialnie racjonalny świat czyli Czy można odzyskać raj? 77
świata. Twierdzenie, że przyczyny pojawienia się państw liberalnych były
wewnętrzne i „kulturowe” to błędne interpretowanie historii oraz ignorowanie
relatywnej siły różnych czynników mających wpływ na efekty globalne. W każ
dym razie, o czym mogliśmy się wiele razy przekonać, liberalizm państw libe
ralnych jest znacznie bardziej wątpliwy niż chcielibyśmy przyznać.
Niezależnie od wyjaśnienia ograniczeń tzw. państw socjalistycznych, po
winniśmy pamiętać, że nigdy nie były one autonomiczne i zawsze działały
w ramach kapitalistycznej gospodarki-świata, ograniczane przez system mię
dzypaństwowy, nie będąc - nie mogąc być - alternatywnym systemem histo
rycznym. Nie znaczy to, że zajmując się utopistyką, nie możemy się niczego
nauczyć z tych doświadczeń. Możemy wyciągnąć użyteczne wnioski dotyczą
ce działania określonych mechanizmów, które sąco najmniej pouczające inte
lektualnie.
Jeśli w nadchodzących 50 latach mamy dokonać zasadniczego wyboru hi
storycznego, pojawia się pytanie: pomiędzy czym? Oczywiście pomiędzy sys
temem (podobnym do obecnego w podstawowych sprawach), w którym nie
którzy mają o wiele większe przywileje niż inni, a systemem, który jest
relatywnie demokratyczny i egalitarny. Wszystkie znane systemy historyczne
należały do pierwszego rodzaju, chociaż niektóre z nich były pod tym wzglę
dem gorsze niż inne. W zasadzie powiedziałbym, że nasz obecny system mógłby
być pod tym względem najgorszy, ponieważ jest najbardziej spolaryzowany
i to z powodu jego rzekomej zalety - nieograniczonej ekspansji wytwarzania
wartości. Wartości wytwarza się o wiele, wiele więcej, ale różnice pomiędzy
najwyższą warstwą a resztą mogą być i są o wiele większe niż w innych sys
temach historycznych, nawet jeśli to prawda, że najwyższa warstwa w obec
nym systemie procentowo obejmuje większą liczbę ludzi niż w poprzednich.
Fakt, że wszystkie poprzednie systemy historyczne były nieegalitame i nie
demokratyczne nie jest żadnym argumentem przeciwko zastanawianiu się nad
takim, który byłby egalitarny i demokratyczny. Mówi się o tej możliwości od
dawna i jest ona dość atrakcyjna dla wielu ludzi. W naszym obecnym systemie
powodem braku realnej demokratycznej partycypacji w podejmowaniu decy
zji jest priorytet nieograniczonej akumulacji kapitału. Ludzie obawiają się jed
nak, że gdyby on zniknął, trzeba by również zrezygnować z albo relatywnej
efektywności, albo wolnego i otwartego społeczeństwa. Zobaczmy, czy któraś
z tych możliwości jest rzeczywiście nieuchronnie związana z wyeliminowa
niem priorytetu nieograniczonej akumulacji kapitału. Czy można stworzyć
strukturę, która dawałaby priorytet podniesieniu jakości życia wszystkich (do
mniemany pierwotny benthamowski ideał liberalny), jednocześnie ogranicza
78 Immanuel Wallęrstein
jąc i kontrolując środki zbiorowej przemocy tak, żeby wszyscy czuli się rela
tywnie bezpiecznie i mieli jak największy indywidualny wybór, nie zagraża
jąc życiu lub równym prawom innych (domniemany pierwotny ideał Johna
Stuarta Milla)? Można by to nazwać ogólnoświatową realizacją liberalnych
ideałów w warunkach systemu egalitarnego (tudzież, jak się to określa, demo
kracji), w odróżnieniu od zmodyfikowanych i ukrytych autokracji, które myl
nie nazywamy ustrojami demokratycznymi.
To za mało, żeby był to egalitarny i demokratyczny system. Oprócz tego
wszyscy powinni mieć możliwość wykonywania satysfakcjonującej pracy,
a w specjalnych i nieprzewidzianych wypadkach otrzymywać pomoc społeczną.
W końcu musimy być pewni, że zasoby biosfery są odpowiednio chronione,
tak żeby kolejne pokolenia nie były stratne i nie doszło do wyzysku międzypo
koleniowego.
Jak to zrobić? Zacznijmy od wynagrodzenia. Twierdzi się zazwyczaj, że
wynagrodzenie finansowe jest bodźcem do porządnej pracy. Przypuszczam,
że czasem tak jest. Czymś innym jest jednak wynagradzanie rzemieślnika za
dobre rzemiosło, a czymś innym dyrektora za zapewnienie korporacji dodat
kowych zysków. Różnice są dwie. Jest oczywiste, że dobre rzemiosło to po
rządna praca, ale zapewnienie dodatkowych zysków jest porządną pracą tylko
wtedy, gdy akceptuje się priorytet nieograniczonej akumulacji kapitału. Trud
no uzasadnić ją w jakiś inny sposób. Drugą różnicą jest wysokość wynagro
dzenia. Zwiększenie dochodów rzemieślnika za porządną pracę o 10% czy
nawet 25% to coś innego niż zwiększenie dochodów dyrektora o 100% czy
wręcz 1000%.
Czy menedżer będzie porządnie pracował tylko wtedy, gdy dostanie dodat
kowe korzyści, tak jak w obecnym systemie? Moim zdaniem to absurd. Jest
wiele przykładów różnych specjalistów (takich jak profesorowie uniwersytec
cy), dla których bodźcem do porządnej pracy nie jest głównie podnoszenie
wynagrodzenia finansowego, ale kombinacja prestiżu i zwiększonej kontroli
nad własną pracą. Ludzie nie dążą do zdobycia Nagrody Nobla dlatego, że
pcha ich do tego nieograniczona akumulacja kapitału. W obecnym systemie
jest wielu ludzi, w przypadku których bodźce głównie finansowe nie działają
Czy gdyby prestiż i zwiększona kontrola nad własną pracą były bardziej po
wszechne jako wynagrodzenie, nie byłoby tak, że o wiele więcej ludzi uważa
łoby je za satysfakcjonujące same w sobie?
Gdybyśmy dodali do tego zmienionego zbioru priorytetów społecznych
znacznie ulepszony system wyboru pracy, tak żeby znacznie większa liczba
ludzi mogła wykonywać pracę, którą z różnych powodów uważają za satys
Materialnie racjonalny świat czyli Czy można odzyskać raj? 79
fakcjonującą być może anomia zostałaby znacznie ograniczona. Gdybyśmy
jednak dopuścili, wspierali i organizowali wykonywanie pracy na różnorod
nych stanowiskach w obrębie roku i/lub sukcesywnie w miarę upływu czasu,
kto wie, przy pomocy jakich rozwiązań moglibyśmy zwiększyć ogólną satys
fakcję? Umożliwiłoby to w dodatku wyrównanie obowiązków rodzinnych,
o czym tyle się ostatnio mówi i, dodajmy, niewiele robi w tej sprawie.
Chciwość jest bardzo destruktywna, a obecny system jej sprzyja, dosłow
nie ją wielbi, ponieważ wynagradza za nią. Czy naprawdę chcemy twierdzić,
że żadne społeczeństwo nie może być wolne, jeśli odrzucamy chciwość z po
wodów moralnych, a nasze superego zawiera odmienne wartości? Niektórzy
twierdzą, że działalność charytatywna może zrównoważyć chciwość. Tyle, że
nie oznacza ona braku czy choćby ograniczenia chciwości. Jest naprawdę „cha
rytatywna” - czyli, jak mówi nam źródłosłów tego wyrażenia, związana
z czymś drogim, przywiązaniem, szacunkiem — tylko, jeśli robi się to na mocy
obowiązku wynikającego z zasady sprawiedliwości, a niejako coś, czym chce
się przebłagać bogów.
Wydajność to dobra rzecz, ale to tylko środek do pewnego celu. Co to za
cel? Czy możemy go zrealizować za pomocą innych środków? Jeśli na przy
kład podnosimy produkcję stali, komputerów, czy zboża - tzn. jeśli pokazuje
my, że możemy je produkować nie obniżając ich jakości po niższych kosztach
realnych nakładów - to czemu to robimy? Czy naprawdę można uznać, że
gdyby nie wynagradzano akumulacji kapitału, choć realne potrzeby byłyby
zaspokajane a dystrybucja rozszerzana, to ci, którzy by to robili, nie pracowa
liby wydajnie? Oczywiście, że by pracowali, inaczej nie byłby możliwy cały
szereg działań, które nazywamy fachową działalnością. Czy naprawdę jest
tak oczywiste, że dzisiejsi wielcy biznesmeni są średnio bardziej wydajni niż
małomiasteczkowi architekci lub mechanicy z przydomowych warsztatów?
Nie wiem, czemu miałoby tak być i przeczy to moim choćby pobieżnym obser
wacjom sfery społecznej. Gdyby wydajność w obszarze akumulacji kapitału
była jedyną rzeczą braną pod uwagę, to czy narkotykowi baronowie nie wy
stawiają wspaniałego świadectwa potencjału chciwości do stymulowania wy
dajności?
Czy większe struktury sąbardziej efektywne niż małe? To również zależy
od kryteriów. Skala z pewnością ma wpływ na koszty, ale niekoniecznie jest
między nimi prosta zależność. W każdym razie w obecnym systemie skala
działalności produkcyjnej ma związek nie tylko z wydajnościąprodukcji. Jest
związana z optymalizacją uchylania się od podatków lub przepisów albo ko
rzyściami z relatywnego monopolu w porównaniu z korzyściami z obniżenia
80 Immanuel Wallerstein
kosztów koordynacji, albo przesunięcia ryzyka w okresach światowego wzro
stu koniunktury i okresach jej światowego spadku. Wszystko to znika, jeśli
wyeliminuje się priorytet nieograniczonej akumulacji kapitału. Gdyby wziąć
pod uwagę samą efektywności prowadziłaby to prawdopodobnie do większe
go zróżnicowania skali działalności produkcyjnej. Ogromnych struktur było
by bez wątpienia mniej, za to więcej średnich, które zastąpiłyby coraz więk
sze molochy - światową koncentrację kapitału i tym samym własności oraz
struktur organizacyjnych - występujących w obecnym systemie.
Przypuśćmy, że wszystkie struktury ekonomiczne byłyby niedochodowe,
ale kontrola niepaństwowa byłaby możliwa czy nawet szeroko stosowana. Taki
system działa od wieków w przypadku szpitali non-profit. Czy są mniej efek
tywne i oferują niższą jakość usług medycznych niż szpitale państwowe albo
prywatne? O ile mi wiadomo, to nie. Wręcz przeciwnie. Dlaczego miałoby to
ograniczać się tylko do szpitali? Czy nie można by stworzyć firmy energetycz
nej na wzór takich szpitali? Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że obecny
trend, nawet w przypadku szpitali, prowadzi do tworzenia instytucji prywat
nych i opartych na zysku. Bez wątpienia, ale jest to rezultat utowarowienia
wszystkiego, co jest fundamentem naszego obecnego systemu. Czy zwiększa
to efektywność? Czy polepsza jakość usług medycznych? Głównym argumen
tem jego zwolenników jest to, że obniży koszty opieki zdrowotnej. Osobiście
w to wątpię. Raczej przeniesie środki, które dotychczas są przeznaczane na
opiekę zdrowotną na akumulację kapitału. Czy jest to potrzebne? Kto tego
potrzebuje?
Zatem pierwszy element strukturalny, który proponuję jako możliwą pod
stawę alternatywnego systemu, to zdecentralizowane jednostki gospodarcze
działające na zasadzie non-profit jako faktycznym sposobie produkcji syste
mu. Dostarczałyby takich samych bodźców do efektywności - być może
w większym stopniu - co obecny system. Nie trzeba byłoby bać się, że centra
lizacja, zwłaszcza państwowa, uniemożliwi eksperymentowanie i różnorod
ność oraz doprowadzi w miarę upływu czasu do autorytarnego podejmowania
decyzji i biurokratycznej niewydolności. Wciąż pozostaje jednak problem, jak
te jednostki będą ze sobą powiązane i na jakich zasadach, a także problem ich
wewnętrznej organizacji, którą możemy nazwać demokracją zakładową.
W jaki sposób różne niedochodowe zakłady byłyby ze sobą powiązane?
Być może tak, jak pokazuje teoretyczny model laissez-faire: poprzez rynek,-
prawdziwy rynek, a nie zmonopolizowany rynek światowy, jaki istnieje w obec
nym systemie. Czy potrzebujemy pewnych regulacji? Bez wątpienia niektó
rych tak, analogicznych do świateł na ruchliwym skrzyżowaniu. Niekoniecz-
Materialnie racjonalny świat czyli Czy można odzyskać raj? 81
nie oznacza to urzędy planujące produkcję. Regulacje mogą sprowadzać się
do przeciwdziałania oszustwom, wspomagać przepływ informacji oraz sygna
lizować nad- i podprodukcję.
Nie oznacza to też autorytarnego zarządzania jednostkami produkcyjnymi.
Interesy pracowników wciąż mogą różnić się od interesów kadry zarządzają
cej. Wciąż miałby znaczenie pewien rodzaj negocjacji, a związki lub inne tego
typu organizacje reprezentowałyby zbiorowe interesy pracowników. Wciąż
potrzebny byłby udział pracowników w podejmowaniu decyzji na najwyższym
poziomie. Potrzebna byłaby swoboda pracowników w przenoszeniu się mię
dzy miejscami pracy, z zachowaniem dożywotnich świadczeń (tzn. te świad
czenia powinny być zinstytucjonalizowane poza samąorganizacjąpracy). Trze
ba by też wprowadzić metody dostosowywania rozmiarów siły roboczej do
potrzeb produkcji, łącznie z jakimś rodzajem mechanizmu gwarantującego
pracownikom alternatywne, satysfakcjonujące zatrudnienie. W końcu potrzebny
byłby system przeciwdziałania faktycznej opieszałości i niekompetencji. Mo
glibyśmy długo dyskutować o szczegółach. Nawet po zdecydowaniu się na
jakieś metody realizacji tych potrzeb dyskusja trwałaby nadal. Chodzi o to, że
żaden z tych problemów nie jest nieprzezwyciężalną przeszkodą w systemie,
którego podstawą nie jest nieograniczona akumulacja kapitału.
Co ze sprawami, które w ostatnich latach budzą żywe zainteresowanie:
nierównościami rasowymi, między płciami i narodowościowymi? System-świat
nie będący znacząco lepszy od obecnego stanu rzeczy, nie byłby wart zabie
gów o jego stworzenie. Nie powiedziałbym, że wyeliminowanie priorytetu nie
ograniczonej akumulacji kapitału automatycznie przyniesie równość ras, płci
i narodów. Powiedziałbym natomiast, że usunie jedną z głównych przyczyn
nierówności. Dopiero wtedy, gdy zniknie ten hamulec, praca zacznie się na
prawdę. Być może wraz ze zniknięciem (lub przynajmniej zmniejszeniem) nie
pewności ekonomicznej zniknie przynajmniej ten zbrodniczy element.
Jedną z głównych kwestii pojawiających się w tej dyskusji jest to, jak
w obecnym systemie przydziela się stanowiska i wynagrodzenia. Miejsca
pracy i faktyczna jakość życia są w nim ściśle związane z rasą płcią i naro
dowością. Jego zwolennicy twierdzą że to skutek merytokracji i że jest to
sprawiedliwy sposób postępowania. Krytycy mówią że merytokracja ukry
wa zinstytucjonalizowaną dyskryminację, która wpływa na zdolność do
współzawodnictwa jeszcze zanim zawodnicy staną na starcie.
W istocie obie strony mająrację. Merytokracja to element demokratycznej
presji, ale jest również prawdą że w naszym obecnym systemie karty są zna
czone. Przyjrzyjmy się temu, co naprawdę oznacza merytokracja. Przypuść
82 Immanuel Wallerstein
my, że dajemy test, dowolny test, grapie 100 ludzi i podliczamy wyniki. Czy
osoba z wynikiem 38 w rankingu jest naprawdę i o wiele bardziej wykwalifi
kowana niż z wynikiem 39? To absurd. Powiedzielibyśmy natomiast, jeśli to
test kompetencji, że górne 10 osób jest dość dobrych, a dolne 10 osób kiep
skich, natomiast reszta jest przeciętna. Przypuśćmy więc, że mamy przydzie
lić 50 stanowisk według wyników takiego testu. Czy powinno je otrzymać
górne 50 osób? Inna możliwość to przyznanie 10 stanowisk górnej 10 osób,
nie branie pod uwagę dolnej 10 osób i rozdzielenie pozostałych 40 stanowisk
między pozostałe 80 osób. Oczywiście dobrałem procenty dowolnie, ale każ
dy test jest ograniczonym mechanizmem rozeznania się w kompetencjach
i z pewnością nie oznacza całkiem wiarygodnego uszeregowania ludzi. Nie
mniej faktem jest, że zawsze występuje pewna mniejszość o wyjątkowych kwa
lifikacjach i mniejszość o bardzo mizernych. Biorąc to pod uwagę i pamięta
jąc, że obie te kategorie są relatywnie niewielkie, możemy pozostałe stanowiska
rozdzielić losowo wśród reszty. Takie postępowanie ograniczyłoby do mini
mum zinstytucjonalizowany rasizm/seksizm.
Pamiętajmy, że nie proponuję utopii. Proponuję sposób osiągnięcia mate
rialnej racjonalności. Zminimalizowanie tych nierówności wymaga poważnych
zbiorowych starań. Niemniej jednak powinno być jak najbardziej możliwe
wyobrażenie sobie świata społecznego, w którym dyskryminacja jest margi
nalna, zamiast być nadal czymś zasadniczym dla funkcjonowania systemu hi
storycznego, jak w chwili obecnej. Jest ona wszechobecna. Dominuje w na
szej mentalności. Powoduje niewyobrażalne szkody, fizyczne i psychiczne,
nie tylko u tych, którzy należą do dyskryminowanych grup, ale i u tych, którzy
należą do dominujących. Sytuacja wcale się nie poprawia, a wręcz pogarsza.
Te nierówności są nie do zaakceptowania z moralnego punktu widzenia i nie
da się ich usunąć w ramach naszego obecnego systemu-świata. Na szczęście,
ten system ma się ku końcowi. Problem w tym, co nastąpi po nim.
Czy będziemy żyć w bezklasowym społeczeństwie? W to również wątpię,
ponieważ zlikwidowanie polaryzacji nie oznacza zlikwidowania różnic, w tym
różnic klasowych. Mimo tego tak, jak w przypadku różnic rasowych, narodo
wościowych i między płciami, oznacza ich zmianę z głęboko zakorzenionych
i destruktywnych w niewielkie i ograniczone, jeśli chodzi o ich skutki. Nie ma
przeszkód ku temu, żebyśmy przezwyciężyli trzy główne konsekwencje róż
nic klasowych: nierówny dostęp do edukacji, opieki zdrowotnej oraz do do
chodów przez całe życie na odpowiednim poziomie. Usunięcie ich poza ob
szar utowarowienia, dostarczanie ich poprzez niedochodowe instytucje
i zbiorowe pokrywanie ich kosztów nie powinno sprawiać szczególnych trud
Materialnie racjonalny świat czyli Czy można odzyskać raj? 83
ności. Robimy to obecnie w przypadku np. wodociągów, a w wielu krajach
bibliotek. Ktoś mógłby powiedzieć, że ogólnoświatowe koszty wymknęłyby
się spod kontroli. Mogłyby, ale problem podziału kosztów zbiorowych ma wiele
innych rozwiązań niż utowarowienie. To kwestia decyzji społecznych, któ
rych nie możemy uniknąć i których nie powinniśmy chcieć uniknąć.
Czy możemy zapobiec tworzeniu się nomenklatury? Służba publiczna nie
byłaby już jedyną szybką drogą zapewnienia sobie lepszego dostępu do edu
kacji, opieki zdrowotnej i minimalnych dochodów przez całe życie (bo byłyby
one ogólnodostępne), a struktury ekonomiczne nakierowane na zysk nie dzia
łałyby, toteż jaki byłby w tym sens? Możemy po raz pierwszy zrealizować
weberowski ideał bezinteresownej służby publicznej, w której ludzie pracują
dlatego, że sprawia im to satysfakcję, a nie z innych powodów, które skłaniają
ich do tego obecnie. Oczywiście decydującym czynnikiem uniemożliwiającym
pojawienie się nomenklatury byłyby demokratyczne instytucje polityczne. Tu
taj pomysł ograniczonego czasu urzędowania, tak łubiany przez dzisiejsze siły
konserwatywne, mógłby być użyteczny. Ludzie jednak przede wszystkim muszą
mieć poczucie dużego wpływu na decyzje polityczne, wpływu, który daleko
wykracza poza zwykłą możliwość głosowania przeciwko rządzącym raz na
kilka lat.
Dochodzimy tutaj do problemu szerokiej partycypacji ludzi, partycypacji,
która nie mogłaby być skanalizowana, a zatem i wypaczona, przez masowe
pompowanie pieniędzy w kampanie medialne. Znowu trudny problem, ale by
najmniej nie nierozwiązywalny. Przede wszystkim, skąd pochodzą te ogromne
sumy, jeśli nie z nieograniczonej akumulacji kapitału? Uwzględniając postęp
technologiczny w przepływie infonnacji, czy nie da się zrobić tak, żeby żaden
z konkurujących punktów widzenia nie był uprzywilejowany finansowo? Jest
to technicznie wykonalne. Nie wystarczy to, żeby zapewnić poczucie praw
dziwej demokracji, ale oznacza krok w dobrą stronę. Również w tym przypad
ku prawdziwa praca zaczyna się dopiero wraz ze stworzeniem takiego syste
mu historycznego.
Jeśli chodzi o ochronę biosfery, jest coś, co pozostaje proste, skuteczne
i konieczne. Trzeba wprowadzić internalizację kosztów wszystkich podmio
tów gospodarczych, łącznie z kosztami gwarantującymi, że ich działalność
nie będzie niszczyć ani wyczerpywać zasobów biosfery. Oznacza to, że bez
pośrednie koszty rekulty wacj i i/lub usuwania szkód byłyby integralną częścią
procesu produkcyjnego i kosztów produkcji. To samo w sobie oczywiście nie
wystarczy, ale zapewni przynajmniej, że szkody nie będą przypadkowe. Wciąż
będą różnice zdań co do tego, jak konkretna działalność produkcyjna wpływa
86 Immanuel Wallerstein
powinni po prostu dążyć do krótkoterminowych korzyści, póki system całkiem
się nie zawali? Czy też może zacisnąć zęby z złożeniem, że zaoszczędzi to
kłopotów w przyszłości? Sprawa jest tym bardziej skomplikowana, że chodzi
zarówno o superwpływowych, j ak i średnio uprzywilejowanych. Dla tych pierw
szych lepiej byłoby ponieść krótkoterminowe straty, żeby zachować długoter
minowe przywileje.
Największy problem uprzywilejowanych pojawi się wraz z uświadomie
niem sobie kryzysu systemowego, kiedy i jeśli w końcu do tego dojdzie oraz
gdy uwzględnią to w swoich planach. Jest dość prawdopodobne, że będą chcieli
zastosować zasadę di Lampedusy: zmienić wszystko (albo sprawić takie wra
żenie) po to, żeby nic się nie zmieniło (choć wydaje się, że to nastąpiło). To
sprytna sztuczka. Pierwszy problem to zaplanowanie zmian (trudniejsze i mniej
oczywiste niż można by sądzić). Drugi problem to zmylenie części swojego
własnego obozu. Trzeci problem to zmylenie przeciwników.
Jaką alternatywę mogą stworzyć? Nie mam pewności. Czy w piętnasto-
wiecznej Europie ktokolwiek mógł przewidywać, jaka alternatywę może stwo
rzyć upadająca warstwa feudalna, żeby się ocalić? Gdyby ktoś przewidywał,
na ile jest prawdopodobne, że przewidziałby właśnie naszą kapitalistyczną
gospodarkę-świat, która powstała w wyniku zastosowania zasady di Lampe
dusy, system kapitalistyczny, różniący się od feudalnego we wszystkim poza
jednym - jest nieegalitamy i to w dużej mierze na korzyść tej samej warstwy,
a przynajmniej przez kilka pierwszych stuleci? Na pewno nie będę wymyślać
rozwiązania za nich. Powiedziałbym jednak, że najlepsza metoda oznaczała
by również przejęcie języka niezadowolonych. Dwadzieścia lat temu powie
działbym, że program ten pojawi się pod przykrywką marksizmu, ale teraz
wydaje się to z wielu powodów mało prawdopodobne. Równie dobrze może to
być ekologia, multikulturalizm albo prawa kobiet. Nie chcę wcale wzbudzać
podejrzeń wobec dzisiejszych zwolenników tych różnych zagadnień, które
uważam za nieuchronne formy buntu przeciwko niesprawiedliwościom nasze
go obecnego systemu-świata. Język jednak da się wchłonąć, nawet jeśli ruchy
się temu opierają. A ruchy, które widzieliśmy w przeszłości, mają w miarę
upływu czasu trudności z opieraniem się pokusie podążenia z prądem, zwłasz
cza jeśli mogą w ten sposób zrealizować część swoich doraźnych celów.
Uprzywilejowani potrzebująjednak czegoś więcej niż tylko zaadoptowa
nia radykalnie innej retoryki. Muszą to wykorzystać do stworzenia radykalnie
innych instytucji. Mają kolejne dwa problemy. Jeden dotyczy ich Własnego
obozu i przybiera dwie formy. Pierwsza z nich polega na tym, że to, co może
być dobre dla całej światowej grupy, niekoniecznie jest dobre dla uprzywilej o-
Materialnie racjonalny świat czyli Czy można odzyskać raj? 87
wanych podgrup. Stratne podgrupy będą więc się opierać i to może doprowa
dzić do pokrzyżowania tych planów. Nie da się nawet spróbować przewidzieć
szczegółów.
Druga forma problemu dotyczącego obozu uprzywilejowanych stanowi jesz
cze większy dylemat. Załóżmy, że jakaś sprytna grupa wypracowuje skuteczną
strategię di Lampedusy. Większość ludzi z owego obozu może nie zrozumieć,
o co chodzi oraz politycznie (i finansowo) jej nie poprzeć. Co można z tym
zrobić? Jej zwolennicy mogą oczywiście wyłożyć wszystko czarno na białym,
ale to zburzyłoby całą strategię. Muszą robić to dyskretnie i nie wprost, co
może przeszkodzić w zebraniu sił.
To prowadzi nas do trzeciego rodzaju trudności: jak przekonać większość,
że brak zmian jest zmianą, że transformacja prowadzi do bardziej materialnie
racjonalnego świata, a nie nowej formy materialnej nieracjonalności? Sekret
zasady di Lampedusy polega na tym, żeby nie głosić jej zbyt otwarcie, i trzy
mać się strategii pozorów. Koncepcja Ayn Rand*, gloryfikacja prawa silnych
jednostek do czerpania większych zysków, według mojej wiedzy nigdy nie
funkcjonowała w praktyce. Dzisiaj jest to jeszcze mniej prawdopodobne, po
mimo tego, że chwilowe sukcesy neoliberalnego teoretyzowania mogą świad
czyć o czymś innym. Powiedziałbym, że społeczna reakcja na nie już się poja
wiła i to dość wyraźnie, oraz że im dalej w XXI w., tym mniej otwarcie będziemy
słyszeć neoliberalne argumenty. Niemniej jednak obóz uprzywilejowanych stąpa
po kruchym gruncie - musi wyjaśnić wystarczająco dużo własnej stronie, żeby
zebrać siły, ale nie aż tyle, żeby dać drugiej stronie powody do gwałtownego
oporu. Nie będzie to łatwe i jest to jeszcze jedna rzecz, w przypadku której
szczegółów absolutnie nie da się przewidzieć.
A co zrobiąnieuprzywilejowani? Mająco najmniej tyle samo problemów,
co uprzywilejowani. Uprzywilejowani są bezkształtną niejednorodną grupą
ale nieuprzywilejowani są nią jeszcze bardziej. W obozie uprzywilejowanych
istnieją różne interesy, również długookresowe, podobnie jest w obozie nie-
uprzywilejowanych. No i oczywiście w porównaniu z uprzywilejowanymi, mają
oni mniejszą siłę, słabszą organizację, mniej pieniędzy, żeby toczyć globalną
walkę polityczną. A zwłaszcza taką walkę, która jest prowadzona na tylu róż
nych płaszczyznach - otwartej przemocy, g«as;-politycznej płaszczyźnie wy
*
Amerykańska pisarka i filozof według, której najistotniejszą cnotą człowieczą po
winien być egoizm oznaczający ochronę indywidualnego interesu. Każdy człowiek jako
wyjątkowa jednostka powinien w pierwszym rzędzie dążyć do zaspokojenia swoich
osobistych potrzeb, a przez to do osiągnięcia szczęśliwości, (przyp. red.)
88 Immanuel Wallerstein
borczej i legislacyjnej, płaszczyźnie teorii w ramach struktur wiedzy, oraz od
woływania się do osobliwej, często zmodyfikowanej retoryki.
Naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć na ten temat więcej, poza tym,
że prawdopodobnie skuteczniejsza byłaby koncepcja szerokiej koalicji, tyle,
że jest ona zarazem najtrudniejsza do zrealizowania. Taktyka żądania, żeby
uprzywilejowani stosowali się w praktyce do swojej liberalnej retoryki bez
wątpienia może przynosić efekty, ale to również trudne. Oczywiście nie pro
ponuję tutaj programu. Mówię tylko o pewnych kwestiach, które powinny po
jawić się w dalszej dyskusji o programie - o tym, jak zinstytucjonalizować
bardziej materialnie racjonalny system historyczny oraz co zrobić w okresie
przejściowym, żeby ten cel osiągnąć. Propozycje te muszą być poddane dys
kusji, uzupełnione albo zastąpione lepszymi. Natomiast dyskusja musi być ogól
noświatowa.
Musimy teraz wrócić do twierdzeń dotyczących struktur systemu. Przypo
mnijmy schemat: struktury te powstają, długo funkcjonują według pewnych
zasad, w pewnym momencie wchodzą w okres kryzysu, pojawia się bifurkacja
i przekształcają się w inne. Ostatni okres, okres przejściowy, jest szczególnie
nieprzewidywalny, ale również szczególnie podatny na indywidualny i zbio
rowy wpływ, co nazwałem nasileniem czynnika wolnej woli. Jeśli chcemy wy
korzystać swoją szansę, a moim zdaniem jesteśmy do tego zobligowani moral
nie i politycznie, musimy najpierw zrozumieć, na czym ta szansa polega.
Wymaga to przebudowy ram wiedzy, w taki sposób żebyśmy zrozumieli natu
rę obecnego kryzysu strukturalnego, a tym samym nasze historyczne alterna
tywy dla XXI w. Kiedy to zrozumiemy, musimy być gotowi zaangażować się
w walkę bez żadnych gwarancji wygranej. To bardzo ważne, bo iluzje kończą
się tylko rozczarowaniami, a w rezultacie porzuceniem spraw politycznych.
W końcu nasza taktyka - nasze oceny teoretyczne, moralne i polityczne -
musi być otwarta i czytelna, przemyślana oraz średniookresowa. Powinniśmy
uważać na podstępy przeciwnika i wierzyć w dobrą wolę sojuszników, którzy
nie podzielająnaszych wszystkich poglądów, potrzeb, predyspozycji czy inte
resów. Może to zabrzmiało jak przepis dla jakiegoś rodzaju nadludzi. Myślę
jednak, że to przepis dla tych, którzy mają nadzieję stworzyć bardziej mate
rialnie racjonalny świat, lepszy niż ten, w którym teraz żyjemy.
Na koniec zostało jeszcze jedno zagadnienie. Czy ludzie będący u władzy
po prostu zrezygnująze swoich przywilejów? Rzecz jasna nie, nigdy tego nie
robią. Czasami rezygnują z części, żeby zachować większość z nich. Ludzie
sprawujący władzę jeszcze nigdy nie byli tak silni i bogaci jak obecnie. A lu
dzie nieposiadający władzy (przynajmniej wielu z nich) jeszcze nigdy nie byli
Materialnie racjonalny świat czyli Czy można odzyskać raj? 89
tak biedni, przynajmniej relatywnie, a do pewnego stopnia absolutnie. Polary
zacja jest głęboka jak nigdy, zatem szlachetne wyrzeczenie się przywilejów to
najmniej prawdopodobny scenariusz.
Nie ma to wpływu na moje tezy. Twierdziłem, że istnieją strukturalne ogra
niczenia procesu akumulacji kapitału, i że te ograniczenia stają się obecnie
coraz ważniejsze jako czynniki hamujące działanie systemu. Twierdziłem, że
ograniczenia strukturalne (które nazwałem asymptotami działających obecnie
mechanizmów) powodują strukturalny chaos, w którym zarówno trudno bę
dzie żyć, jak i przewidzieć dalszy rozwój sytuacji. W końcu twierdziłem, że w
przeciągu najbliższych 50 lat z tego chaosu wyłoni się nowy porządek, i że ten
nowy porządek będzie funkcją działań ludzi w tym okresie - ludzi będących
obecnie u władzy i tych, którzy władzy nie mają. Te twierdzenia nie są ani
optymistyczne, ani pesymistyczne, bo nie staram się przewidzieć - nie mogę
przewidzieć - czy rezultat będzie lepszy, czy gorszy. Są one realistyczne. Sta
ram się doprowadzić do dyskusji, jakie struktury byłyby dla nas lepsze i jaka
strategia mogłaby pomóc nam w ich stworzeniu. Zatem, jak mawiają we
Wschodniej Afryce - harambee!