DIANA PALMER
MÓJ CUDOWNY SZEF
Gdyby Dane si nie pilnowa , oszala by na punkcie Tess. Jego ukochana by a kobiet
z zasadami i on o tym wiedzia . Nie móg pój z ni do
ka, a potem o wszystkim
zapomnie . Pozosta o mu jedno wyj cie: st umi
dz i ukrywa prawdziwe uczucia.
Postanowi traktowa Tess tak, jak szef traktuje podw adn ...
PROLOG
Richard Dane Lassiter spogl da na panoram Houston z okna swego gabinetu w
eleganckim biurowcu. Patrzy nie widz cym wzrokiem na drobne krople deszczu sp ywaj ce
po szybie. W zapadaj cym zmroku l ni y neony i latarnie. Dane pod wiadomie usi owa
odwlec nieuchronn konfrontacj .
Lada chwila powinien przej z gabinetu do poczekalni agencji detektywistycznej.
Musia zbeszta sekretark , któr uwa
niemal za swoj krewn . Tess Meriwether by a
córk m czyzny zar czonego z jego matk . Nita Lassiter i Wyatt Meriwether zgin li
tragicznie na krótko przed lubem. Ich dzieci nie sta y si wprawdzie powinowatymi, lecz
mimo to Dane od paru lat czu si za Tess odpowiedzialny. Dlatego gdy dziewczyna straci a
ojca, zatrudni j u siebie i czuwa nad ni z daleka. Bolesne wspomnienia zawsze b
ich
dzieli , ale uczucie pozosta o.
Mo na by je nazwa mi
ci , gdyby nie to, e Dane za wszelk cen chcia zachowa
dystans i wiadomie zra
do siebie Tess. Mia za sob nieudane ma
stwo. Zosta równie
ci ko ranny, gdy jako teksaski stra nik tropi przest pców. Postrza , który omal nie okaza
si
miertelny, spowodowa w yciu Lassitera wielkie zmiany. Dane odszed z policji i
za
w asn agencj detektywistyczn .
Skaptowa do wspó pracy najlepszych miejscowych funkcjonariuszy. Jego firma od
pocz tku cieszy a si dobr opini i zaufaniem klientów. Znacznie gorzej uk ada o si
ycie
prywatne detektywa. Szczerze mówi c, w ogóle go nie mia . Zosta a mu jedynie Tess, która
unika a go jak ognia.
Lassiter odszed od okna. By wysoki i szczup y. Porusza si zwinnie i lekko; g ow
nosi wysoko i patrzy na ludzi z góry. Wygl d i postawa detektywa pozwala y si domy la ,
e w jego
ach p ynie hiszpa ska krew. Odziedziczy po przodkach czarne oczy i w osy
oraz ciemn karnacj . By przystojnym m czyzn , ale nie zdawa sobie z tego sprawy. Od lat
unika kobiet; nie obchodzi o go, czy mo e si podoba .
Matka znienawidzi a go, bo zbytnio przypomina ojca, który porzuci rodzin , kiedy
Dane by ma ym ch opcem. Pragn okaza matce, jak bardzo j kocha, ale Nita po prostu nie
mia a dla niego czasu. Oboj tno matki pozostawi a g bok skaz w jego osobowo ci.
eni si , gdy pracowa w policji Houston, jeszcze nim postanowi zosta teksaskim
stra nikiem. Jane po lubi a jednak nie cz owieka, tylko twarzowy uniform; to j w
narzeczonym najbardziej poci ga o. Wspólne ycie nie uk ada o si dobrze. Dane nie móg
da
onie tego, czego najbardziej pragn a. Szybko dosz a do wniosku, e pope ni a
niewybaczalny b d. Odsun a si od m a, nie chcia a z nim sypia , a w ko cu uzna a, e ma
go do . Gdy Dane zosta ranny, odesz a, zanim opu ci szpital. Gdyby nie Tess, musia by
samotnie zmaga si z tamtym koszmarem.
Na ironi losu zakrawa o, e Tess by a w nim zakochana. Dane my la o tym z
gorycz . Pozna j jako nastolatk ; w
nie sko czy a szko . Wyatt Meriwether zaniedbywa
córk , podobnie jak Nita Lassiter swego syna. Odda j babci na wychowanie, by mie czas
na liczne romanse. Niewinna i agodna Tess poci ga a Dane'a bardziej ni jakakolwiek inna
kobieta. Po dzi dzie wstyd mu by o, e tak le j potraktowa w czasie swojej
rekonwalescencji.
Si a uczu , jakie dla siebie ywili, z niczym nie da a si porówna . Dane usi owa
zdusi je w zarodku. Nie lubi kobiet i nie mia do nich zaufania. A jednak Tess znalaz a
drog do jego serca. Nikt go dot d tak nie kocha . Odrzuci ten dar, ulegaj c nag emu
wybuchowi nami tno ci; tak bardzo przestraszy Tess, e od tej pory trzyma a si od niego z
daleka.
Dane niecierpliwym gestem odgarn ciemne w osy. Do tych wspomnie . Nic
dobrego z nich nie wynika. ycie przynosi o nowe problemy. Tess umy li a sobie, e zostanie
prywatnym detektywem w jego agencji. Ta praca bywa a niebezpieczna. Dane niech tnie
przydziela ryzykowne zadania Nickowi oraz jego siostrze, Helen. Jednym z nich by a
zasadzka na gro nego przest pc , której Tess przez g upot i nieuwag omal nie udaremni a.
Trzeba jej za to porz dnie natrze uszu. Niewiele brakowa o, by zdekonspirowa a jego
agentów. Nie mo na ryzykowa kolejnej takiej wpadki. Poza tym Tess musi si po egna z
marzeniami o posadzie detektywa. Ryzyko by o zbyt wielkie. Helen uleg a pro bom
dziewczyny, nauczy a j chwytów skutecznych w samoobronie i pokaza a, jak obchodzi si z
broni , chocia Dane nie yczy sobie, by jego agencja przekszta ci a si w szkó
dla
pocz tkuj cych detektywów. Tess by a tak uparta, e w ko cu zrobi dla niej wyj tek. Dr
na sam my l, e mog aby wykonywa
ryzykown prac detektywa. W biurze by a
ca kiem bezpieczna. Gdyby zmieni a posad …
Na szcz cie nic nie wskazywa o na to, by do tego dosz o.
Nale
o jak najszybciej za atwi spraw niefortunnego zachowania si Tess podczas
zasadzki na podejrzanego.
Dane przypomnia sobie, jak po raz pierwszy ujrza Tess w restauracji, gdzie Nita i
Wyatt po zar czynach umówili si na spotkanie z dwójk doros ych dzieci. Dane udawa , e
poczu niech do jasnow osej nastolatki, która od pierwszej chwili poci ga a go jednak z
wielk si . Dla doros ego, onatego m czyzny by to powód do niepokoju. Jane przysz a z
nim na spotkanie, ale by a tak uszczypliwa i arogancka, e odes
j taksówk do domu. Tess
stanowi a jej przeciwie stwo. By a nie mia a, milcz ca i wyra nie nim zainteresowana.
Na sam my l o tym Dane machinalnie napi mi nie.
Od pierwszej chwili pragn Tess i mijaj ce lata tego nie zmieni y.
samotnie. Mia
wa ny powód, dla którego nie pragn trwa ego zwi zku, a tym bardziej ma
stwa. M ska
duma nie pozwala a mu rozpami tywa tej sprawy.
Skrzywi si i podszed do drzwi oddzielaj cych gabinet od sekretariatu i poczekalni.
Nie mo na w niesko czono odwleka tej rozmowy. To by by objaw tchórzostwa, a tego
nikt mu nie mia zarzuci . Obawia si jednak, e nie b dzie w stanie patrze na smutn
twarz bezlito nie karconej dziewczyny. Nie chcia , by znów przez niego cierpia a. Bóg jeden
wie, ilu zmartwie przysporzy jej przez te wszystkie lata.
Z drugiej strony jednak Tess powinna sobie u wiadomi , e w ich pracy obowi zuj
elazne zasady, których trzeba przestrzega . Je li raz przymknie oczy na jej g upi post pek,
kolejny b d mo e kosztowa j
ycie. Nie wolno ryzykowa .
Z ponur min po
d
na klamce i otworzy drzwi.
ROZDZIA PIERWSZY
Tess Meriwether westchn a ci ko. W napi ciu zerka a na drzwi, czekaj c, a
otrzyma zas
on kar . Dzisiejszy dzie trudno by o zaliczy do udanych. Po tym jak omal
nie zdekonspirowa a pary detektywów, szef traktowa j jak powietrze. Mia a nadziej , e
zdo a si wymkn ukradkiem, nim Dane wyjdzie z gabinetu, by zmy jej g ow .
Uporz dkowa a biurko, zerkn a na zegar cienny i z ulg si gn a po p aszcz. By to
szykowny trencz - idealny strój dla detektywa. By a uradowana i dumna, kiedy go kupi a.
Spe ni o si marzenie wielkiej mi
niczki krymina ów. Praca w agencji Dane'a by a
interesuj ca, mimo e Dane uparcie odmawia , ilekro chcia a pomóc w wykonaniu zlecenia.
Przysi
a sobie w duchu, e pewnego dnia zostanie detektywem mimo protestów
nadopieku czego szefa.
- Dok d si wybierasz? - us ysza a nagle znajomy g os. Dane niespodziewanie stan
w drzwiach. W trzycz ciowym garniturze wygl da jak g ówny bohater krymina u.
Niech tnie odwróci a wzrok. Wprawdzie przed trzema laty potraktowa j okropnie, ale wci
lubi a na niego patrze .
- Id do domu - odpar a. - Masz co przeciwko temu?
- Owszem. - W milczeniu da jej znak r
, by posz a za nim do gabinetu. Zamkn
drzwi i stan obok niej. Mimo woli spostrzeg , e napi a mi nie, jakby szykowa a si do
ucieczki. Ta reakcja by a atwa do przewidzenia. Zas
sobie na niech Tess, ale wyrzuty
sumienia nie agodzi y bólu.
- Zapowiedzia em ci, e podczas akcji masz si trzyma z daleka od naszych ludzi -
rzuci Dane tonem znacznie ostrzejszym, ni zamierza .
- Nie zrobi am tego umy lnie - odpar a Tess, nawijaj c na palec kosmyk jasnych
osów. - Zobaczy am Helen i pomacha am jej r
. Wiedzia am o planowanej zasadzce, ale
by am przekonana, e zaczaicie si na podejrzanych wczesnym rankiem w jakim ustronnym
miejscu. Nie przysz o mi do g owy, e para detektywów zaszy a si na ca e popo udnie w
sklepie z zabawkami. By am pewna, e Helen kupuje prezent bratankowi swego ch opaka. -
Tess zerkn a na Dane'a. Mia a du e szare oczy. - Nie zdradzi
mi adnych szczegó ów tej
akcji. Powiedzia
tylko, e nie wolno mi si do tego miesza . Mia am si trzyma z daleka.
Z daleka od czego? - perorowa a z irytacj . - Houston to du e miasto. Zwykli ludzie, w
przeciwie stwie do teksaskich stra ników, nie zastanawiaj si nad tym, e mo e co im
grozi . Trzeba jasno i wyra nie okre li , gdzie nie powinni chodzi !
Dane wys ucha tyrady swojej sekretarki z kamienn twarz . Nie odrywa od niej
ciemnych oczu. Nagle u miechn si prowokuj co. Stali nieruchomo. Rozleg o si ciche
pukanie. Przez uchylone drzwi do gabinetu zajrza a brunetka w eleganckim kostiumie. By a
to Helen Reed. Zerka a z obaw na szefa.
- Czy mog i do domu? - zapyta a cicho. Zapad o milczenie. Dziewczyna doda a
nie mia o: - Min a pi ta.
- We magnetofon i pomó bratu. Mo e co nagracie. Nick sam nie znajdzie dowodów
przeciwko niewiernemu m owi.
- Wykluczone! - odpar a Helen. - Nie zamierzam tkwi z moim braciszkiem pod
drzwiami pokoju wynaj tego na godziny, sk d b
do nas dochodzi j ki i okrzyki
wywo uj ce rumieniec na policzkach. Taka robota z Nickiem? Stanowczo odmawiam!
Kochany braciszek zbytnio dzia a mi na nerwy! Poza tym mam randk z Haroldem!
- Mia
u wiadomi tej m odej darnie - mrukn Dane, ruchem g owy wskazuj c
sekretark - gdzie zastawiacie pu apk na podejrzanego, eby si tam nie pl ta a.
- Moja wina! Przepraszam - j kn a rozpaczliwie Helen.
- Przeprosiny to za ma o. Pomó Nickowi. To b dzie pokuta. W przeciwnym razie
stracisz posad .
- Je li mnie zwolnisz - stwierdzi a nonszalancko Helen - zatrudni si w wydziale
komunikacji, a wówczas lepiej nie sk adaj wniosku o rejestracj auta, bo i tak niczego nie
za atwisz. Po moim trupie!
- Czy by zapomnia a, e dwa lata przepracowa em w miejscowej policji i mam tam
wielu znajomych?
Helen z
osnym westchnieniem podesz a bli ej, ostentacyjnie pad a na kolana i
pochyli a si , zamiataj c pod og d ugimi ciemnymi w osami. Zrobi a to z wdzi kiem
baletnicy. Nie na darmo bra a lekcje klasycznego ta ca.
- Na mi
bosk ! Przesta si wyg upia . Id do domu - rzuci zniecierpliwiony
Dane i doda m ciwie: - Mam nadziej , e Harold zafunduje ci pizz z tu czykiem.
- Dzi ki, szefie. Tak si sk ada, e uwielbiam tu czyka! - Helen z u miechem
pomacha a Lassiterowi na po egnanie. Znikn a za drzwiami, nie daj c mu czasu na zmian
decyzji.
- Có za arogancja! Wkrótce us ysz , e nale y jej si urlop na Bahamach. - Dane
niecierpliwym gestem odgarn w osy. Niesforny kosmyk opad mu na czo o. Tess pokr ci a
ow .
- Helen woli Jamajk . Wiem, bo pyta am.
Dane chodzi niespokojnie po gabinecie. Tess obserwowa a go ukradkiem. Mia
sylwetk kowboja - zwyci zcy rodeo: szerokie ramiona, w skie biodra, d ugie mocne nogi.
Gdy by zm czony, dawa y o sobie zna rany odniesione podczas strzelaniny sprzed trzech lat
i wówczas lekko utyka . Teraz wydawa si znu ony.
Po trzech latach znajomo ci Tess nadal troch si go obawia a, ale potrafi a ukry
k.
Wiedzia a, jak stawi czo o ukochanemu m czy nie. Raz jeden zapomnia si przy niej i to
wystarczy o, by straci a ochot na upojne sam na sam.
Poczu a na sobie uporczywe spojrzenie. Mia a wra enie, e Dane czyta w jej my lach.
Na policzki wyst pi y jej rumie ce.
- Zawstydzona? - rzuci ironicznie. Jego taksuj cy wzrok wprawia w zak opotanie
nawet starych policjantów.
- Zastanawia am si , co bym czu a, gdyby przysz o mi z apa na gor cym uczynku
niewiernego m a - sk ama a i mocniej cisn a torebk . - Musz ju i .
- Randka? Nie mo esz si doczeka , kiedy padniesz mu w ramiona? - rzuci oboj tnie.
Tess unika a m czyzn, ale nie chcia a, eby Dane o tym wiedzia . Z u miechem
wzruszy a ramionami i wysz a.
Zapad zmrok; by o ch odno. Blask ulicznych latarni w niewielkim stopniu rozprasza
mrok. Zimowy wieczór by mglisty, ponury i smutny. Tess zapi a p aszcz i powlok a si w
stron stoj cego na parkingu auta. Je dzi a ma ym importowanym samochodem. Dzisiejszy
wieczór b dzie taki sam jak inne. Mia a go sp dzi samotnie w mieszkanku zwanym szumnie
asnym domem. Urz dzi a je najlepiej, jak mog a: ma a kuchenka, azienka, pokój z
rozk adan kanap , stanowi cy zarazem salon i sypialni . Wieczorami ogl da a stare filmy, a
poczu a zm czenie; wtedy sz a do
ka. Kolejny wieczór b dzie taki sam jak poprzedni.
Zmieni si jedynie tytu filmu.
Do niedawna mog a ogl da ulubione starocie w towarzystwie Kit Morris,
przyjació ki i s siadki w jednej osobie, która pracowa a w pobli u agencji. Tak si jednak
o, e szef Kit wyjecha na dwa miesi ce w interesach, a sekretarka, ciesz ca si
ca kowitym zaufaniem, musia a towarzyszy szefowi; by a dyspozycyjna, co mia o znaczny
wp yw na wysoko jej pensji. Tess bardzo t skni a za nieco starsz od niej przyjació
.
Cz sto si spotyka y - tak e w pracy, bo agencja detektywistyczna Lassitera dostawa a od
szefa Kit wiele zlece , odk d za jej po rednictwem znaleziono matk milionera - szalon
kobiet sk onn do ryzykownych eskapad.
Po wyje dzie s siadki Tess by a osamotniona. Nie mia a si komu zwierzy . Lubi a
Helen i uwa
a j za przyjació
, ale nie mog a wyzna kole ance z pracy, e Dane Lassiter
ama jej serce.
Zarzuci a torb na rami i wsun a r ce do kieszeni p aszcza. Pomy la a, e jej ycie
przypomina t okropn noc: ch ód, pustka, samotno .
Gdy zamkn y si za ni drzwi wej ciowe biurowca, spostrzeg a dwóch elegancko
ubranych m czyzn rozmawiaj cych w blasku ulicznej latarni. Obserwowa a ich z
ciekawo ci , gdy dokonywali wymiany: otwarty neseser wype niony plastikowymi torebkami
z bia zawarto ci za gruby pakiet banknotów. Min a nieznajomych, u miechn a si z
roztargnieniem, skin a im g ow i posz a dalej. Nie zdawa a sobie spraw , e wprawi a obu
panów w os upienie. Zmierza a w stron parkingu.
- Widzia a? - zapyta jeden z m czyzn.
- O rany! Pewnie, e tak! Za ni !
Tess nie s ysza a tej rozmowy, ale zaniepokoi j dobiegaj cy z ty u odg os kroków.
Odwróci a si powoli i ujrza a biegn cych m czyzn. Mia a wra enie, e chc jej zrobi
krzywd . Krzyczeli co . Os upia a ze strachu. Nie by a w stanie zrobi kroku. Nagle blask
latarni zal ni na metalowym przedmiocie trzymanym przez jednego z biegn cych. Nim si
zorientowa a, e to wietlny refleks wypolerowanej lufy pistoletu, rozleg si g
ny trzask i
co uderzy o j w rami . Krzykn a, zachwia a si i upad a na asfalt.
- Zabi
j ! -krzykn jeden z m czyzn. - Ty idioto! Wsadz nas za morderstwo, a
nie za handel kokain !
- Zamknij si ! Daj pomy le ! Mo e nie zgin a na miejscu…
- Wiejmy st d! Na pewno kto us ysza strza y!
- O rany! Ta kobieta wysz a z budynku, w którym mie ci si agencja detektywistyczna
- j kn facet z pistoletem w d oni.
- Coraz lepiej! Wspania e miejsce na sfinalizowanie transakcji. Wiejmy! To syreny
radiowozów!
Przest pca si nie myli . Nadjecha patrol zaalarmowany przez wystraszonego
przechodnia. Radiowóz zablokowa wyjazd z parkingu. W wietle reflektorów policjanci
ujrzeli dwóch m czyzn pochylonych nad osob le
nieruchomo na asfalcie.
- O rany! - krzykn jeden z przest pców. - Wiejmy!
Tess jak przez mg s ysza a tupot kroków. By a w szoku. Daremnie próbowa a si
podnie . Asfalt pod jej policzkiem by wilgotny i chropowaty. Nic wi cej nie czu a.
- Kogo postrzelili! - dobieg j nieznany g os. - Trzeba ich zatrzyma !
Us ysza a kilka wystrza ów. Stopy w czarnych butach przemkn y obok jej twarzy.
Dwaj policjanci cigali eleganckich przechodniów.
- Tess!
W pierwszej chwili nie rozpozna a g osu Dane'a. Jej szef by zawsze opanowany i
ch odny. Rzadko si denerwowa i mówi g
no.
Ostro nym ruchem odwróci zszokowan dziewczyn . Patrzy a na niego nie
widz cym wzrokiem. Czu a, e jej rami staje si wilgotne, ci kie i gor ce. Chcia a
opowiedzie , co si sta o, ale nie by a w stanie wykrztusi s owa.
Dane od razu dostrzeg ciemn plam na r kawie p aszcza. Tkanina szybko nasi ka a
krwi , p yn
obficie z rany.
- Bo e! - j kn rozpaczliwie, ale zachowa kamienn twarz, nie ujawniaj c swych
obaw. Tylko oczy l ni ce od gniewu p on y jak dwie ciemne gwiazdy.
- Jest ranna? - zapyta jeden z policjantów, podbiegaj c z pistoletem w d oni do le cej
nieruchomo dziewczyny. Ukl
obok Tess.
- Tak. Niech pan wezwie karetk . - Dane na moment podniós wzrok. - Szybko.
Dziewczyna bardzo krwawi.
Policjant ruszy p dem do radiowozu.
Dane nie traci czasu. Zsun p aszcz z ramienia Tess. Skrzywi si , widz c rozdarty
pociskiem r kaw bluzki. Krew p yn a obficie. Lassiter zakl , oczy ci ran czyst
chusteczk do nosa i mocno ucisn , by zatrzyma krwawienie. Nie zwróci uwagi na okrzyk
bólu, który wyrwa si z ust rannej.
- Cicho - próbowa j uspokoi . - Nie ruszaj si , male ka. Jestem przy tobie. Wszystko
dzie dobrze.
Tess dr
a. zy sp ywa y jej po policzkach. Zacz a odczuwa ból dopiero, gdy Dane
zrobi prowizoryczny opatrunek. Bardzo cierpia a. Krzykn a, gdy owin ran chusteczk i
mocno zacisn opask . Lassiter zdj p aszcz i przykry dr
z zimna dziewczyn . Wsun
jej torb pod stopy, by zapobiec omdleniu. Potem zaj si obficie krwawi
ran . Tess
zdawa a sobie spraw , e jej stan jest powa ny, ale mia a wiadomo , e znajduje si w
dobrych r kach, i dlatego nie uleg a panice. Obecno Dane'a dodawa a jej otuchy. Bywa
okrutny, ale w potrzebie mog a na nim polega .
- Czy wykrwawi si na mier ? - zapyta a spokojnie.
- Wykluczone. - Dane spojrza na jad cy w ich kierunku radiowóz. Mamrota
przekle stwa, których Tess do tej pory nie s ysza a z jego ust. Zerwa si na równe nogi i
krzykn do policjanta: - Nie czekamy na karetk . Dziewczyna si wykrwawi, zanim lekarz tu
dojedzie. Niech mi pan pomo e umie ci j w aucie.
- Przed chwil dosta em wiadomo od kolegi. Z apa jednego z tych obuzów -
oznajmi policjant, wraz z Dane'em przenosz c rann na tylne siedzenie. - Je li nie zjawi si
tutaj, nim uruchomi silnik, b dzie musia piechot wróci na posterunek.
- Jasne. - Dane u
g ow Tess na swoich kolanach. - Ruszajmy.
Gdy rozleg si warkot silnika, na parking wbieg funkcjonariusz prowadz cy skutego
kajdankami m czyzn . Dane zacisn pi ci.
- Wezwa em patrol. Ju tu jad - zawo
siedz cy za kierownic policjant do kolegi. -
Mamy tu rann dziewczyn . Dasz sobie rad ?
- Pewnie! Zawie j do szpitala - us ysza w odpowiedzi.
Kierowca prowadzi z wyczuciem, którego Tess pewnie by mu pozazdro ci a, gdyby
nie cierpia a tak bardzo z powodu bólu i md
ci.
Po kilku minutach radiowóz zatrzyma si przed izb przyj szpitala miejskiego.
Ranna nie mia a o tym poj cia. Straci a przytomno .
Kiedy otworzy a oczy, by o ca kiem jasno. Zamruga a powiekami. By a lekko
oszo omiona. Ca kiem przyjemne uczucie. Bark i rami by y spuchni te i zbola e. Poruszy a
si i dopiero wówczas spostrzeg a, e jest pod czona do kroplówki i aparatury medycznej.
- Uwa aj - mrukn Dane siedz cy na krze le przy szpitalnym
ku. - Pod czanie
tych wszystkich rurek po raz drugi nie b dzie przyjemne.
- By o ciemno… - wymamrota a sennym g osem, odwracaj c g ow w jego stron . -
Gonili mnie tamci dwaj. Jeden z nich chyba mnie postrzeli .
- Zgadza si - odpar Dane. - To byli handlarze narkotyków. Co si w
ciwie sta o?
Wesz
przypadkiem mi dzy przest pców i policj ? By a jaka strzelanina?
- Nie - odpar a z wysi kiem. - Widzia am, jak tamci faceci finalizowali transakcj .
Wpadli w panik , a ja by am tak roztargniona, e pocz tkowo nie skojarzy am, co si dzieje.
Dopiero kiedy za mn pobiegli, dozna am ol nienia.
- Widzia
, jak wymieniali narkotyki i pieni dze? - Dane znieruchomia . Znu ona
pacjentka pokiwa a g ow .
- Obawiam si , e mia am t w tpliw przyjemno .
- Je li dobrze ci si przyjrzeli i rozpoznali budynek, z którego wysz
… - Dane
gwizdn cicho.
- Jeden zdo
uciec, prawda?
- Ten, który do ciebie strzela - odpar ponuro. - Drugiego policja nie mo e zbyt d ugo
przetrzymywa w areszcie. Zbyt ma o na niego maj . Z apali obuza, ale lada chwila wyjdzie
za kaucj . Je li zdecydujesz si zeznawa , pójdzie do pud a za handel narkotykami.
- Jego kumpel do mnie strzela - przypomnia a mu Tess. - To wspólnicy. Nie mo na
go oskar
o wspó udzia ?
- Kto wie? Trudna sprawa. Nie potrafi si w tym wszystkim rozezna .
- Na pewno sobie poradzisz - mrukn a sennym g osem. - Tylu przest pców
wpakowa
ju za kratki…
- Znam ich sposób my lenia - przyzna Dane, mru c ciemne oczy - ale tym razem nie
potrafi zebra my li, bo napadli na blisk mi osob .
Tess mia a wra enie, e ni. Czy by Dane si o ni martwi ? Bezsensowne mrzonki!
Przecie by do niej uprzedzony. I có z tego, e, kierowany lito ci , zatrudni niedosz
powinowat , gdy straci a ojca? Wyj tek potwierdza regu . By wrogo nastawiony do Tess,
wi c dlaczego mia by si o ni martwi ?
- Jak si dzisiaj czujesz? - zapyta , pochylaj c si nad pacjentk , która mimo woli
podziwia a gr jego mi ni pod cienk koszul .
- Lepiej ni ostatniej nocy. - Odruchowo dotkn a opatrunku. - Co ze mn robili
lekarze?
- Wyj li kul . Kaliber trzydzie ci osiem, - Wyci gn z kieszeni pocisk i pokaza go
Tess. - Pami tka. Mo esz go sobie umie ci w gablotce.
- Wola abym, eby policja umie ci a za kratkami faceta, który mnie postrzeli -
odpar a Tess. Dane kpi co uniós brwi.
- Przeka t odkrywcz uwag miejscowym funkcjonariuszom.
- Czy mog wróci do domu?
- Jeszcze za wcze nie. Najpierw musisz odzyska si y. Straci
du o krwi. Operowali
ci pod narkoz .
- Helen b dzie w ciek a, gdy si dowie o tej przygodzie - powiedzia a z wymuszonym
miechem. - Jest prywatnym detektywem i ci gle ryzykuje, a tymczasem bandyci wzi li na
cel zwyczajn sekretark .
- O, tak - przyzna Dane. - Nasza urocza kole anka pozielenieje z zazdro ci. - D ugo
nie odrywa zmru onych ciemnych oczu od bladej twarzy otoczonej wij cymi si jasnymi
osami.
- Pyta
, jak si czuj . Zapewniam, e ca kiem nie le, cho nie wiem, dlaczego ci to
interesuje. Przecie mnie nienawidzisz - powiedzia a sennym g osem, by przerwa milczenie.
Przymkn a powieki.
os Tess cich z wolna. Musia a odpocz . Dane pozostawi jej s owa bez
odpowiedzi, ale wyraz jego oczu dowodzi , e by by w rozpaczy, gdyby jedyna bliska mu
osoba straci a ycie.
Za wszelk cen stara si ukry swoje uczucia, a zatem trudno si dziwi , e Tess
przypisywa a mu nienawi . Udawa oboj tnego, gdy go unika a. Ratowa swoj dum
udaj c, e celowo robi jej przykro ci, eby wreszcie si od niego odczepi a.
Ciche pukanie do drzwi wyrwa o go z zadumy. Do separatki wesz a u miechni ta
piel gniarka. Sprawdza a odczyty na wska nikach aparatury medycznej.
- Mia a szcz cie, prawda? - rzuci a z roztargnieniem, spogl daj c na termometr. -
Gdyby kula posz a troch bardziej w bok, by oby po niej.
Ta przypadkowa uwaga ca kiem zbi a z tropu Dane'a. Mruga powiekami, spogl daj c
na pi
Tess. Gdyby jej zabrak o, zosta by na wiecie sam jak palec. Nie mia by nikogo.
Przera ony t my
, nie by w stanie usiedzie w jednym miejscu. Wymamrota jakie
usprawiedliwienie i wybieg ze szpitalnego pokoju. Ruszy w g b korytarza, patrz c przed
siebie niewidz cym wzrokiem. Stara si my le tylko o swoim bia ym mercedesie, który
Helen na pro
szefa zostawi a pod szpitalem, gdy Tess by a operowana. Przypomnia sobie,
e obieca wpa do biura i przekaza informacj o stanie zdrowia rannej kole anki. Spojrza
na zegarek; jego podw adni zapewne s ju w agencji. Potem zajrzy do siebie, eby wzi
prysznic i zmieni ubranie.
Wyszed z budynku i odnalaz auto. Westchn ci ko i wsiad . Nie od razu uruchomi
silnik. Jego wzrok przyku a czerwona plamka na r kawie marynarki. Krew Tess.
Poprzedniego wieczoru patrzy bezradnie, jak uchodzi z niej ycie. Niewiele brakowa o, by
Tess umar a w jego ramionach.
Do niedawna by a pogodn , zawsze u miechni
dziewczyn , która za wszelk cen
pragn a sprawi mu rado . Nie ulega o w tpliwo ci, e by a w nim zakochana. Dane
zacisn powieki. Sam zabi t mi
. Przerazi
miertelnie Tess, gdy jak ostatni gbur uleg
dzy silniejszej ni wszelkie skrupu y i próbowa zdoby t dziewczyn , nie zwa aj c na jej
opór. Chcia j mie ; nie próbowa zapanowa nad tym pragnieniem. Nie potrafi okaza
czu
ci i miertelnie przerazi Tess. Nie zrobi tego umy lnie, ale ca kiem mo liwe, e
ujawni si w ten sposób pod wiadomy l k przed dziewczyn , która mog a si sta
najwa niejsz osob w jego yciu. Usi owa zapobiec owemu uzale nieniu. Nieudane
ma
stwo sprawi o, e by nieufny jak skrzywdzone zwierz . Z gorycz wspomina
pierwsze spotkanie z Tess…
Po wieczorku zapoznawczym w restauracji, podczas którego ojciec Tess i matka
Dane'a czynili wysi ki, by stworzy pozory rodzinnego szcz cia, nastolatka i m ody policjant
widywali si tylko w wi ta. Dane i jego ona Jane byli coraz bardziej poró nieni. Nita, nie
bez z
liwej satysfakcji, oznajmi a synowi, e m odsza pani Lassiter romansuje z innym
czyzn . Mo na by pomy le , e niewierno Jane i cierpienie syna sprawi y jej osobliw
przyjemno .
Dane'a czeka o wiele trudnych chwil. W dniu gdy Wyatt Meriwether i Nita Lassiter
og osili swoje zar czyny, zosta powa nie ranny w strzelaninie, do której dosz o podczas
napadu na bank. Jego ycie wisia o na w osku.
Tess przyjecha a do szpitala najszybciej, jak mog a. Przywióz j ojciec. Kiedy
zorientowa si , e Nita siedzi w domu, a Jane jest nieuchwytna, postanowi si ulotni .
Tess zosta a przez ca noc i nast pny dzie . Wyja ni a piel gniarkom, e wkrótce
dzie przybran siostr rannego, który nie ma innej rodziny. Pozwolono jej czuwa przy nim
na oddziale intensywnej terapii, Trzyma a go za r
, ociera a spocone czo o i z l kiem
obserwowa a gro ne rany na plecach, ramieniu i udzie. Kule przesz y na wylot przez cia o.
- B
chodzi ? - dopytywa si Dane zbola ym g osem, ledwie odzyska
przytomno .
- Oczywi cie - zapewni a z u miechem. Dotkn a jego policzka i odgarn a z czo a
potargane w osy. Czu a, e ma prawo do takich czu ych gestów. Ranny przymkn oczy.
- Gdzie jest moja matka? - j kn . Po chwili doda chrapliwym szeptem: - A Jane?
Tess milcza a, nie wiedz c, co odpowiedzie .
- Sypia z moim najbli szym wspó pracownikiem - powiedzia g ucho Dane, otwieraj c
szeroko czarne oczy roziskrzone nienawi ci . - Sam mi powiedzia …
Tess zmarszczy a brwi.
Ranny u miechn si z gorycz i ponownie zapad w sen.
Nast pne tygodnie przynios y wiele przykrych niespodzianek. Jane przysz a do
szpitala tylko raz. By a zak opotana, poniewa zjawi a si jedynie po to, by oznajmi , e
a pozew o rozwód. Zamierza a powtórnie wyj za m , gdy tylko rozprawa dobiegnie
ko ca. Matka rannego wpad a na moment. Uchyli a drzwi, zajrza a do pokoju i stwierdzi a, e
syn nie zamierza przenie si na tamten wiat. Uspokojona pojecha a eglowa z Wyattem.
Tess by a w ciek a na bliskich rannego; nie odst powa a od szpitalnego
ka.
Oboj tno rodziny nie by a ostatnim ciosem, jaki spad na Lassitera. Okaza o si , e
postrza w plecy b dzie mia trwa e skutki, a zatem Dane nie b dzie w stanie pracowa jako
policjant w pe nym wymiarze godzin.
Na wie o tym chory popad w g bokie przygn bienie.
- I có ci przyjdzie z tego, e b dziesz si zamartwia ? - t umaczy a cierpliwie Tess,
zaniepokojona wyrazem twarzy chorego. Ukl
a obok jego krzes a i przez kilka minut
mocno ciska a siln d
. - Nie wolno si poddawa , Dane - przekonywa a. - Nie jest wcale
przes dzone, e b dziesz musia odej z policji, chocia trzeba si liczy z tak mo liwo ci .
Nie daj sobie odebra nadziei.
- Jak? Najgorsze ju si sta o - odpar krótko i odwróci wzrok. - Po co tu ze mn
siedzisz? Szkoda czasu.
- Wkrótce staniemy si rodzin - przypomnia a mu. - Chc , eby wyzdrowia .
- Niepotrzebna mi smarkata siostrzyczka.
- B dziesz na mnie skazany, gdy nasi rodzice wezm
lub - odpar a z pob
liwym
miechem. - Do tych ponurych min. Przecie jeste twardzielem. Teksaski stra nik nie
poddaje si tak atwo. Przez jaki czas b dziesz w gorszej formie. I co z tego? Wierz mi,
Dane, z twoim do wiadczeniem w ciganiu przest pców na pewno znajdziesz ciekaw prac .
Los wyrzuca ci drzwiami? Trudno, wejdziesz oknem. Z pewno ci szybko wpadniesz na
dobry pomys , je li tylko zechcesz popatrze na swoj sytuacj w takim wietle.
Dane milcza , ale z uwag przys uchiwa si wywodom swojej opiekunki. Zmru
lekko powieki i popatrzy jej prosto w oczy.
- Nie lubi kobiet - oznajmi .
- Tak s dzi am. Musz przyzna , e nie mia
do nich szcz cia.
- O eni em si z Jane na z
matce. Nie b
si wypiera , e pragn em tej
dziewczyny. Ona chcia a mie dom i dzieci. To jej najwi ksze marzenie. - Odwróci twarz,
jakby wspomnienie o nieczu
ci Jane sprawia o mu ból. - Odejd , Tess. Do tej zabawy w
siostr mi osierdzia.
- Wykluczone. - Tess wzruszy a ramionami. - Je li odejd , kto ci wybije z g owy
sk onno do u alania si nad sob ?
- Id do cholery! - burkn i gro nie popatrzy jej w oczy. U miechn a si na dowód,
e trudno j przestraszy . By a uradowana, e otrz sn si z apatii, w któr popad , kiedy mu
powiedzia a, e chyba b dzie musia zrezygnowa z pracy.
- Znów jeste sob - rzuci a ironicznie. - Masz ochot na fili ank kawy?
Po chwili wahania z irytacj skin g ow , jakby mia do tej ci
ej troskliwo ci.
Tess zerwa a si skwapliwie i wybieg a z pokoju do korytarza, gdzie sta automat z kaw .
Do tej pory adna kobieta nie zachowywa a si tak wobec Lassitera. By zbity z tropu,
bo Tess postanowi a si nim zaopiekowa i okaza a mu trosk . Nit interesowa o jedynie to,
co syn mo e dla niej zrobi , Jane okaza a si jeszcze wi ksz egoistk . Tess by a ulepiona z
innej gliny. Dzieli o ich tak wiele, e Lassiter czu si zaniepokojony - tym bardziej e liczna
i mi a dziewczyna wkrad a si podst pnie do jego serca. Odczuwa wobec niej nie tylko
wdzi czno . Gdy ukradkiem zerka na zgrabn posta , po danie ogarnia o go z nie znan
dot d si . Pragn jej bardziej ni Jane, co mog o mu z czasem przysporzy k opotów. Tess
mia a zaledwie dziewi tna cie lat. Z drugiej strony jednak podobnie jak wi kszo jej
rówie niczek zapewne mia a ju za sob pierwsze do wiadczenia erotyczne. W dzisiejszych
czasach to niemal oczywiste. Dane przymkn oczy. Pomy li o tym jutro. Na wszystko
przyjdzie pora.
Pos ucha rady Tess i zastanawia si , co móg by robi w przysz
ci. Zagryz usta i
rozwa
kolejne warianty. U miechn si , gdy przyszed mu do g owy ciekawy pomys .
Przez kilka tygodni Tess przychodzi a regularnie. Przesiadywa a w jego separatce, a
pó niej w mieszkaniu, bawi c rekonwalescenta rozmow . Dane milcz co zgodzi si na te
odwiedziny i przesta si mie na baczno ci. Z wolna stawali si sobie bliscy. Dane walczy z
coraz silniejszym po daniem.
Nie móg si pochwali wielkimi sukcesami. Chroniczne napi cie usun o w cie
potrzeb ciep a i yczliwo ci. Pewnego dnia by wyj tkowo podminowany. Przewraca si w
ku z boku na bok.
- Znowu ty? Czego chcesz, do jasnej cholery? - zapyta lodowatym tonem, gdy Tess
wesz a do separatki.
- To proste. eby wyzdrowia - odpar a spokojnie. Przywyk a do wybuchów gniewu i
nag ych zmian nastroju Dane'a.
- Wyno si . - Dane opad na poduszk i zamkn oczy. - Uciekaj. Spó nisz si do
szko y.
- Zda am ju wszystkie egzaminy. Poza tym s wakacje.
- Id do pracy.
- Zapisa am si na kurs dla sekretarek.
- A w ci gu dnia pracujesz?
- W pewnym sensie.
- Jak to? - Zaciekawiony Dane odwróci g ow ku Tess.
- Tata powiedzia , e opieka nad tob to ci ka praca. Moim najwa niejszym
zadaniem jest teraz postawi ci na nogi.
Tess by a nie tylko dobr samarytank , lecz tak e zakochan dziewczyn . Uwielbia a
Lassitera. Odchudza a si i pracowa a nad swoim wygl dem w nadziei, e podczas d ugiej
rekonwalescencji zyska jego wzgl dy. Jej starania przynosi y marne efekty, ale nie traci a
nadziei, e pewnego dnia dopnie swego.
- Zapewne jeste dyplomowanym psychologiem z uprawnieniami terapeuty - rzuci
uszczypliwie Dane.
Tess nie zwraca a uwagi na jego z
liwo ci. Wiedzia a, e jej podopieczny bardzo
cierpi, znosi a wi c owe docinki ze stoickim spokojem. Od
a torebk i pochyli a si nad
chorym. D ugie w osy zwi zane w ko ski ogon sp yn y na szczup e rami .
- Mój ojciec po lubi wkrótce twoj matk . B dziemy rodzin . Musisz przywykn , e
si tob opiekowa - oznajmi a dziewczyna.
- Nie potrzebuj opieki. - Dane spojrza na ni wrogo.
- Wr cz przeciwnie - odpar a uprzejmie. Zmierzy a wymownym spojrzeniem blizny
na ramionach widoczne spod bia ej koszulki. Plecy Lassitera wygl da y jeszcze gorzej. Tess
widzia a je, gdy ranny spa , lecz wola a mu o tym nie wspomina .
- Wiem, e bardzo cierpisz - powiedzia a cicho i spojrza a na niego z czu
ci . -
Bardzo ci wspó czuj , Richardzie.
- Jestem Dane - burkn . - Nie u ywam pierwszego imienia.
- Rozumiem.
- Nie ycz sobie, by smarkata uczennica dorabia a sobie jako moja piel gniarka.
- Dlaczego matka tak rzadko ci odwiedza? - zapyta a Tess, zmieniaj c temat. Dane
odwróci wzrok.
- Nienawidzi mego ojca. Jestem do niego bardzo podobny.
- Ach, tak. - Podesz a bli ej. Po chwili doda a z przekonaniem, a zarazem troch
niepewnie: - Dobrze jest mie rodzin , prawda? Najbli sza by a mi babcia, lecz i ona
wychowywa a mnie tylko dlatego, e nie mia a innego wyj cia. Mama umar a, kiedy by am
ma dziewczynk . - Tata… - Wzruszy a ramionami. - Rodzina niewiele dla niego znaczy.
ciwie na nikim nie mog am polega . A ty… Wybacz, e o tym mówi , ale jeste chyba
w podobnej sytuacji. - Umilk a i obj a si ciasno ramionami. - Mogliby my wspiera si
nawzajem w trudnych chwilach.
- Nie potrzebuj
adnego wsparcia! - Dane zacisn z by i popatrzy na dziewczyn ze
ci . - Przesta si mn opiekowa !
- Przywykniesz - odpar a z wymuszonym u miechem, cho w g bi serca bardzo
prze ywa a okrutne s owa. To jasne, czemu Dane nie chcia mie z ni nic wspólnego. Takich
jak ona nikt nie potrzebuje.
Lassiter milcza uparcie. Nie zwraca uwagi na samozwa cz opiekunk , która ani
my la a zostawi go na pastw losu. Zjawia a si codziennie. Przynosi a ksi ki i ta my z
muzyk . Dokarmia a go domowym jedzeniem i d ugo z nim rozmawia a. K óci a si z
Dane'em i zach ca a go, by wiczy dla odzyskania pe nej sprawno ci. Z czasem zakocha a
si w nim na mier i ycie.
Nie zdawa a sobie sprawy, e tak jawnie okazuje uczucia. Trudno si by o nie
domy li prawdy, skoro dziewcz ca twarz promienia a na widok ukochanego. Tess nie
spostrzeg a, e Dane cz sto wodzi za ni po
dliwym spojrzeniem. W czasie
rekonwalescencji, mimo k ótni, bardzo si zbli yli. Przywyk do obecno ci swej opiekunki i
polubi mi e towarzystwo. Bardzo pragn Tess. Ró ni a si od kobiet znanych mu do tej
pory. By a agodna i kochaj ca, delikatna i wra liwa. Potrzebowa tej dziewczyny.
Pochlebia o mu jej zainteresowanie. Z niecierpliwo ci czeka na codzienne wizyty.
Mimo to z obaw my la , e zbytnio si przywi za do Tess. Po nieudanym
ma
stwie ba si trwa ego zwi zku jak diabe
wi conej wody. Po lubi Jane na z
matce, która nie pochwala a jego wyboru, ale pocz tkowo ona bardzo go poci ga a. By
przekonany, e go kocha. Takie sprawia a wra enie. Wkrótce po lubie zmieni a zdanie i nie
chcia a z nim sypia . Czara goryczy dope ni a si , gdy wyszed na jaw szalony romans Jane z
policjantem, który by dawniej najbli szym wspó pracownikiem Lassitera. Zem ci a si na
u, który nie spe ni jej oczekiwa . W nieudanym zwi zku Dane odniós rany znacznie
gro niejsze od gangsterskich postrza ów. By przekonany, e Tess zwodzi go, jak to czyni y
inne kobiety. Nie móg wykluczy , e sprytna ma olata chce go po prostu omota .
Wspó czucie i troska to rodek do celu. Po danie mia o go uczyni bezbronnym, zdanym na
ask i nie ask tej dziewczyny.
Podejrzliwo sprawi a, e Dane ulega zmiennym nastrojom; by wrogo nastawiony
wobec Tess. Przy ka dej sposobno ci odpycha j z ym s owem. Nie zra
a si jednak i nadal
wierzy a, e w g bi ducha pragnie jej towarzystwa.
Dane stan na w asnych nogach i zacz chodzi szybciej, ni oczekiwali lekarze.
Szybki powrót do zdrowia sprawi , e poczu si m czyzn , a w swojej opiekunce dostrzeg
pon tn kobiet , co mia o dla nich obojga fatalne nast pstwa.
Pewnego dnia oko o po udnia Tess w bia ej letniej sukience z t czowym paskiem
wesz a tanecznym krokiem do jego mieszkania. Przynios a domowe ciasto. Dane chodzi po
pokoju na bosaka; mia na sobie d insy i bia koszulk mokr od potu, bo przed chwil pilnie
wiczy , by odzyska form . Na widok Tess nogi si pod nim ugi y. Poczu dziwn s abo .
Pragn jej szale czo. Nie panowa nad dz . Od dawna nie mia kobiety. Dosy
wegetacji w dobrowolnym celibacie! Postanowi zdoby Tess. Nie mia w tpliwo ci, e i ona
go pragnie. Od dawna wodzi a za nim rozmarzonym wzrokiem.
Tess nie zorientowa a si , e Dane mierzy j taksuj cym spojrzeniem; jego oczy l ni y
jak w gor czce. Postawi a pude ko z ciastem na kuchennym blacie i zacz a je otwiera .
- Co tam masz? - dopytywa si zmys owym tonem, którego do tej pory nie u ywa w
ich rozmowach. Podszed bli ej.
- Ciasto - odpar a. Traci a g ow , ilekro si do niej zbli
. Krew coraz szybciej
pulsowa a jej w
ach. Tess z zachwytem wpatrywa a si w ukochanego.
- Pomy la am, e masz pewnie ochot na co s odkiego. Jak si czujesz? Wygl dasz…
lepiej. - Spu ci a oczy. By a uszcz liwiona i zak opotana.
Dane nie zaprz ta sobie wcze niej g owy jej yciem erotycznym. W przeciwnym
razie, jako bystry obserwator, domy li by si od razu, e Tess Meriwether jest wcieleniem
niewinno ci. Pragn tylko jak najszybciej zaspokoi po danie.
- No prosz , sama s odycz - odpar cicho. Podszed bli ej. Tess opar a si o kuchenn
szafk . Dane przylgn do niej ca ym cia em. - Oboje mamy na co ochot . Od dawna
po erasz mnie oczyma. Musia bym by
lepy, eby si nie zorientowa , co do mnie czujesz.
Tego pragniesz, Tess? - zapyta nami tnym szeptem i zuchwale otar si biodrami o jej
biodra, eby poczu a, jak bardzo jej pragnie.
Sp on a rumie cem, ale zaj ty sob Dane w ogóle tego nie zauwa
. Nie odrywa
wzroku od jej rozchylonych ust.
- Na lito bosk , pragn ci jak szaleniec!
Tess by a tak wstrz ni ta i przera ona, e na moment straci a zdolno logicznego
my lenia. Nim zdoby a si na odruch protestu, Dane zmia
jej usta nami tnym
poca unkiem. Mocne d onie unios y j wy ej, by poczu a, jak bardzo jej pragnie. Natarczywy
zyk w lizgn si mi dzy zaci ni te wargi. Nawet czysta i niewinna dziewczyna
zrozumia aby natychmiast, do czego zmierza oszo omiony po
daniem m czyzna.
Tess Meriwether ca owa a si tylko par razy - i to z ch opcami wiadomymi jej
zahamowa . Pieszczoty nami tnego m czyzny, jakim sta si nagle Dane, mog a
odwzajemni jedynie do wiadczona kobieta.
Tess zesztywnia a i próbowa a odepchn Lassitera, ale ten za lepiony dz nie
zwróci uwagi na jej wysi ki. D oni obj mocno pier dziewczyny, a kolano wsun mi dzy
jej nogi. By o oczywiste, do czego zmierza.
- Dane… nie! - j kn a przera ona. Zlekcewa
jej okrzyk.
- Tak - szepn dr
cym g osem, przyciskaj c j mocniej. - Na mi
bosk , tak,
tak… Pragniesz mnie, prawda, skarbie? - Poczu a gor ce wargi na obna onych ramionach,
szyi, ustach. Ca owa j mocno i zach annie. - Chc ci mie tu, natychmiast - j kn g ucho.
Silne d onie obj y jej uda, nagie pod sukienk . Dane uniós drobn dziewczyn wy ej, by
atwiej w ni wej .
Wstrzyma a oddech zaskoczona intensywno ci nami tnych pieszczot. J kn a
wystraszona zaborczymi poca unkami.
- Tutaj - szepta dr cym g osem Dane. - Wezm ci na stoj co. - Czu a jego gor ce i
natarczywe d onie. aden m czyzna nie dotyka jej w ten sposób. Po
danie ca kiem
zamroczy o Dane'a. Tess czu a si jak przedmiot, którym zamierza si pos
, by
zaspokoi swoje potrzeby.
Oddychaj c ci ko, uwolni j nagle z u cisku, a Tess dotkn a stopami pod ogi.
Uniós g ow . Oczy l ni y mu jak w gor czce. Dr
na ca ym ciele. Silne d onie o d ugich,
mocnych palcach cisn y piersi Tess. Poca owa j zach annie i j kn :
- Moje plecy. Kr gos up mi wysiada. Chod my do
ka, tam b dzie nam
wygodniej…
Tess zorientowa a si , e to jedyna szansa, by wyrwa si z m skich obj i uciec.
Odepchn a Dane'a i uskoczy a w bok. Na jej twarzy malowa si tak wielki strach, e nawet
oszo omiony dz Dane wreszcie to spostrzeg . Tess ba a si , e we mie j si , nie okazuj c
adnej czu
ci. P aka a. Urywany szloch rozbrzmiewa g
no w obszernym mieszkaniu.
Szeroko otwarte oczy by y pe ne ez.
- Nie podchod ! - krzykn a, gdy zrobi krok w jej stron . Rozpalone po
daniem
oczy nadal l ni y jak w gor czce. - Odczep si ode mnie!
Dane zrozumia wreszcie, e Tess si go boi. Do tej chwili by tak oszo omiony
poca unkami i nami tnymi pieszczotami, e nie zwraca uwagi na adne protesty. Westchn
boko, próbuj c nad sob zapanowa . Ca kiem si zapomnia . To niewybaczalne.
Obserwowa Tess pociemnia ymi ze z
ci oczyma. Jego twarz odzyskiwa a powoli
oboj tny wyraz.
- Sama tego chcia
- stwierdzi ostro, próbuj c odzyska spokój.
- Nie! - krzykn a z rozpacz .
- Pragn
mnie - powiedzia . - W przeciwnym razie po co by mnie nachodzi a?
- Ja ci kocham! - szlocha a, dygocz c na ca ym ciele. Obj a d
mi wstrz sane
kaniem ramiona, zas aniaj c piersi przed jego zach annym spojrzeniem.
- Ach, jest i mi
! - Czarne oczy ponownie zal ni y ogniem dzy. Smuk e, mocne
cia o przebieg dreszcz. Dane nadal by podniecony a do bólu. - Wszystko jasne. Skoro mnie
kochasz, chod tu i daj mi dowód, e nie rzucasz s ów na wiatr, ty ma a kusicielko.
- Nie mog . - Tess zrobi o si ci ko na sercu. zy p yn y jej po policzkach. Po
chwili milczenia doda a szeptem: - Przez ciebie wszystko mnie boli!
Jej obawy doprowadza y go do rozpaczy i w ciek
ci. Tak samo czu si , gdy Jane
przesta a z nim sypia ; kpinom i oskar eniom nie by o ko ca.
- Czy by? - powiedzia lodowatym tonem. - Skoro nie pójdziesz ze mn do
ka, to
id st d. Chcia em si z tob przespa . Na lito bosk ! - j kn , gdy Tess cofn a si
odruchowo. - Dlaczego ci si nie podobam? Czemu jestem gorszy od innych, z którymi
sypia
?
Tess otworzy a szeroko oczy i sp on a rumie cem. Przebieg j dreszcz. Dane poj
wreszcie, e nie by o w jej yciu innych m czyzn. Nie patrzy aby na niego w ten sposób,
gdyby mia a cho by jednego kochanka.
- Tess, jeste dziewic ? - zapyta , miertelnie przera ony w asn g upot .
Nie by a w stanie patrze w rozszerzone strachem czarne oczy. Chwyci a torebk i
wybieg a z mieszkania. Dane patrzy za ni . Nie pobieg za uciekinierk ; nie us ysza a od
niego przeprosin. Wmawia sobie, e to najlepsze wyj cie. Niech my li, e go to wcale nie
obesz o. Bardzo cierpia , ale có móg ofiarowa tej dziewczynie? Najwy ej odrobin
yczliwo ci. Wróci do kuchni. Ch ód cisn mu serce, a ciemne oczy spogl da y ponuro.
Obieca sobie, e nigdy wi cej nie zaufa kobiecie - nawet Tess. Istne wcielenie niewinno ci!
Sk d mia wiedzie ? Oby tylko dzisiejsze prze ycie szybko zatar o si w jej pami ci.
Do wspomnie , skarci si w duchu. Uruchomi mercedesa i pojecha do biura. Ca y
personel czeka na wie ci o zdrowiu kole anki. Dane wcale si nie dziwi . Tess by a ogromnie
lubiana.
- Co z ni ? Wyjdzie z tego? - Helen odezwa a si pierwsza. Patrzy a na niego z obaw .
- Czuje si lepiej - zapewni . - Nadal jest oszo omiona po narkozie, ale wkrótce
odzyska si y. Rana szybko si goi.
- Kiedy zostanie wypisana ze szpitala? - wypytywa a niecierpliwie Helen. - Mog aby
zamieszka u mnie. B
si ni opiekowa .
- Zabior j do siebie - oznajmi Dane. By zaskoczony w asn deklaracj . Jego
pracownicy nie kryli zdziwienia. - Pojedziemy na ranczo. Jose i Beryl mog si ni zaj ,
kiedy b
w agencji. - Zwróci si do Helen. - Potrzebujemy sekretarki. Znajdziesz jakie
zast pstwo?
- Ju o tym pomy la am. Ta dziewczyna wkrótce tu b dzie - odpar a. - Szybko pisze
na maszynie, znakomicie j stenografuje. Z referencji wynika, e potrafi trzyma j zyk za
bami.
- wietnie. - Dane mimo woli popatrzy na biurko, przy którym siedzia a zwykle Tess.
Dzi jej fotel by pusty.
- Orientujesz si w jej notatkach? - wypytywa zirytowany, rzucaj c Helen badawcze
spojrzenia. - Nie mam poj cia, co mnie dzisiaj czeka. Jestem z kim umówiony?
- Masz zje obiad z Harveyem Barrettem - przypomnia a Helen. - Chodzi o
wymuszenia. Po po udniu czeka ci spotkanie z ma
stwem poszukuj cym córki. Nazywaj
si Addisonowie. Potem rozmowa z facetem, który chce, eby my ledzili jego on .
- Mam co przed po udniem?
- Nic pilnego.
- Doskonale. Wst pi do siebie. Potem b
w szpitalu. Stamt d pojad na obiad z
klientem.
- S dzi am, e Tess czuje si lepiej. - Helen zmarszczy a brwi.
Dane bez s owa ruszy ku drzwiom.
- Je li to b dzie konieczne, szukajcie mnie telefonicznie w jej separatce. - Poda numer
do szpitalnego pokoju.
- Jasne, szefie. Powiedz tej biedulce, e za ni t sknimy.
Dane z roztargnieniem skin g ow . My lami by ju przy Tess.
ROZDZIA DRUGI
Tess nie wiadomie j kn a z bólu. Mia a dziwny sen. Powoli wraca a do
rzeczywisto ci. Zapewne ni a o ukochanym. Tylko on pojawia si w jej wizjach. To
mieszne, zwa ywszy, jak okrutnie j potraktowa .
Jaki d wi k wyrwa j z sennego odr twienia. Otworzy a oczy i ujrza a Dane'a
siedz cego na krze le przy
ku.
- Dlaczego wróci
? - zapyta a, odruchowo napinaj c mi nie. - Powiniene by w
pracy.
- Moja praca polega mi dzy innymi na zapewnieniu ci w
ciwej opieki - odpar z
kamienn twarz .
Na d wi k znajomych s ów powróci y wspomnienia sprzed kilku lat, kiedy to Dane
by ranny. Zbyt dobrze pami ta a, co si pó niej wydarzy o. Zamkn a oczy, by atwiej znie
ból.
- Odejd , prosz - szepn a.
Dane westchn g boko. Nie móg patrze na jej wykrzywion cierpieniem twarz.
- Nie masz nikogo prócz mnie.
Tak rzeczywi cie by o. Babcia Tess umar a przed rokiem.
- Jeste moim szefem, Dane - odpar a z pozornym spokojem. Mówi a cicho i patrzy a
mu prosto w oczy. - To wcale nie oznacza, e masz si mn opiekowa .
- Musz ci o co zapyta . - Dane usiad na brzegu krzes a i opar okcie na kolanach,
obserwuj c uwa nie chor . - Powinienem zrobi to ju dawno. Czy nadal cierpisz z
powodu… tamtego dnia? Jak bardzo to prze
?
- Nie wiem, o czym mówisz - odpar a ch odno. Zarumieni a si i odwróci a g ow .
- Czy by? - odpar z kpi cym u miechem. - Od trzech lat unikamy tego tematu. By
wobec mnie tak ch odna i oficjalna, e nie mog em z tob normalnie porozmawia , a nawet
przeprosi .
- Dlaczego mia by zaprz ta sobie tym g ow ? - powiedzia a. - Przecie chcia
si
ode mnie uwolni . Dopi
swego. Za adne skarby wiata nie b
próbowa a si do ciebie
zbli
.
- Innych m czyzn tak e b dziesz unika a - doda ponuro.
- Przesta mnie dr czy . Znajd sobie inn rozrywk . - Tess naci gn a wy ej ko dr i
utkwi a spojrzenie w okiennej szybie.
- Zabieram ci na ranczo. Tam szybko odzyskasz si y.
Tess poblad a. Unios a si na okciu i patrzy a na niego oczyma wielkimi jak spodki.
Twarz mia a nieruchom jak maska.
- O Bo e! - j kn Dane. - Nie patrz na mnie w ten sposób.
- Nie pojad - szepn a, ciskaj c dr cymi d
mi brzeg prze cierad a. - Nie chc u
ciebie mieszka . Wykluczone!
Dane zacisn powieki. Nie by w stanie patrze na wystraszon dziewczyn .
Poderwa si z krzes a i podszed do okna.
- Tamtego dnia… nie mia em poj cia, e jeste dziewic - rzuci ostro. -
Zorientowa em si poniewczasie, gdy by
ju
miertelnie przera ona. S dzisz, e nie wiem,
czemu w ogóle nie spotykasz si z m czyznami? - Odwróci g ow i popatrzy Tess prosto w
oczy. - Nie wa si my le , e jestem bez serca. Zapewniam, e mia em i nadal mam wyrzuty
sumienia.
- To przesz
… - Westchn a, przygl daj c si uporczywie swoim d oniom
zaci ni tym na po cieli.
- Nie dla mnie. Mam wra enie, jakby to by o wczoraj - odpar ponuro. - Na mi
bosk , nie odtr caj mnie!
- Wcale tego nie robi .
Dane natychmiast podszed do
ka. By równie blady jak ranna dziewczyna.
Popatrzy jej w oczy.
- Tess, zdaj sobie spraw , e odczuwasz l k, ilekro si do ciebie zbli am. Tylko
lepiec by tego nie dostrzeg . Zapewniam, e z mojej strony nic ci nie grozi. Chc tylko,
eby by a pod dobr opiek do czasu, a wyzdrowiejesz.. Gdy wyjad , Beryl si tob
zaopiekuje.
- Nie znam Beryl. Helen powiedzia a, e mog u niej zamieszka …
- Helen sp dza du o czasu w agencji, potem biegnie na lekcje ta ca, a gdy ma woln
chwil , umawia si z Haroldem na pizz . To oznacza, e ca ymi dniami b dziesz sama jak
palec.
- Nic nie szkodzi. Dam sobie rad .
- Pos uchaj mnie uwa nie - rzuci Dane przez zaci ni te z by. Podszed bli ej. Z
irytacj spostrzeg , e Tess skuli a si pod ko dr . - Widzia
, jak dosz o do sprzeda y
narkotyków. B dziesz musia a zeznawa . Policji przy transakcji nie by o, prawda? Maj tylko
poszlaki. Pami taj, e widzia
na w asne oczy tamto zdarzenie. Jeden z gangsterów wci
jest na wolno ci. Z pewno ci zd
si dowiedzie , kim jeste . Rozumiesz, co to oznacza?
- Chyba nie spodziewasz si najgorszego - powiedzia a z namys em Tess.
- Do cholery! Nie b
naiwna! Od dziesi ciu lat mam do czynienia z takimi
obuzami. Wiem, do czego s zdolni. B dziesz mog a czu si bezpieczna dopiero wtedy, gdy
obaj przest pcy trafi za kratki. Do zako czenia procesu trzeba ci chroni . Potrafi o to
zadba . Je li wyjad , na miejscu b dzie zarz dca rancza, który w latach czterdziestych sam
by teksaskim stra nikiem. Strzela niemal tak celnie jak ja.
Tess ukry a twarz w d oniach. Nie chcia a przysta na propozycj Lassitera. To dla
niej zbyt ci ka próba. Szczerze mówi c, atwiej by oby stan oko w oko z gangsterami.
- Mo esz traktowa mnie jak wroga, je eli ci to doda pewno ci siebie, tylko jed ze
mn . Nie ryzykuj w asnego ycia.
- A co ja mam za ycie? - mrukn a
nie Tess, odgarniaj c potargane w osy. -
Tylko praca i telewizja.
- Masz zaledwie dwadzie cia dwa lata - przypomnia Dane. - Za wcze nie na cynizm.
- Mia am dobrego nauczyciela - rzuci a drwi co i spojrza a mu w oczy. - Sam dawa
mi lekcje.
Wyraz twarzy Tess sprawi , e Dane poczu si winny.
- Nie mia em w yciu nikogo bliskiego - t umaczy . - Kiedy ojciec postanowi odej ,
by em jeszcze ch opcem. Uwielbia em tat . Matka nie mog a na mnie patrze , poniewa
by em do niego podobny. Jane zaraz po lubie twierdzi a, e mnie kocha, a potem zmieni a
zdanie i odesz a. - Pochyli si nad Tess, która spojrza a w czarne l ni ce oczy. - Szczerze i
otwarcie wyzna
mi swoj mi
, a ja ci odepchn em. Cierpia
przeze mnie,
odczuwa
strach. Rozumiesz, do czego zmierzam, male ka? Ja po prostu nie wiem, czym
jest prawdziwa mi
!
Umilk widz c, e Tess mimo woli spogl da na niego z czu
ci . Po chwili zapyta
mia o:
- Czy na mój widok odczuwasz jedynie l k? - Popatrzy na usta Tess, które rozchyli y
si lekko pod jego uporczywym spojrzeniem. Delikatnie musn kciukiem ró owe wargi.
Pieszczota by a tak agodna i czu a, e Tess wstrzyma a oddech. - A mo e pomimo z ych
do wiadcze sprzed lat nadal co do mnie czujesz?
Dziewczyna odsun a si na bezpieczn odleg
. Zdawa a si nie s ysze ostatnich
ów Dane' a. Za wszelk cen musia a przerwa czu e dotkni cie, które przyprawia o j o
zawrót g owy. Oczy mia a szeroko otwarte; serce ko ata o niespokojnie.
Dane popatrzy jej w oczy. Oddycha z trudem. Nie musia a niczego t umaczy . Strach
nie zabi uczucia, które do niego ywi a. Poczu ulg ; daremnie próbowa a ukry zmieszanie
wywo ane niewinn pieszczot . Dane mia wprawdzie a trzydzie ci cztery lata, ale po raz
pierwszy w yciu dotkn kobiety tak czule i agodnie.
- Przyznaj si . L k to nie wszystko, prawda?
- Dane…
- Lekarz powiedzia , e wypisz ci rano. Nie przestrasz si , je li zobaczysz pod
drzwiami umundurowanego funkcjonariusza. B dzie ci pilnowa , póki nic wyjdziesz ze
szpitala.
Tess popatrzy a z obaw na Dane'a, który d ugo obserwowa j w milczeniu.
- Dla ciebie chc by czu y i delikatny. To du y post p - wyzna cicho. - Je li si
postaram, mo e z czasem pozwolisz, ebym ci dotkn .
- Nie - odpar a pospiesznie. Zimny dreszcz przebieg jej po plecach. - Z pewno ci nie
zgodz si , aby mnie potraktowa tak… jak kiedy .
- Zrozum, male ka. Nie zna em do tej pory dziewczyny takiej jak ty. Jeste czysta i
niewinna - powiedzia , z trudem dobieraj c s owa. - Czu
by a mi obca, ale to nie
usprawiedliwia tamtego post pku. Zachowa em si jak dzikus i bardzo tego
uj .
- Nie chc o tym rozmawia , Dane - o wiadczy a, spogl daj c na splecione d onie.
Sprawia a wra enie znacznie starszej ni w rzeczywisto ci, - Zostaw mnie w spokoju, Dane.
Nie mam si na sprzeczki.
Czemu nie domy li si od razu, co dr czy Tess? Po wielu latach znajomo ci w ogóle
jej nie zna . To oczywiste, e poczu a si odrzucona, gdy ojciec odda j babci na
wychowanie, by mie czas na niezliczone romanse. lub z matk Dane’a z pewno ci
spowodowa dalsze rozlu nienie wi zów mi dzy ojcem i córk . Tess pragn a obdarzy
kogo uczuciem i wybra a fatalnie; trafi a na cz owieka, który niewiele wiedzia o mi
ci,
chowa w sercu urazy i uprzedzenia, mia za sob nieudane ma
stwo, a jego cia o
poznaczone by o niezliczonymi bliznami.
Dane skrzywi si , gdy ujrza wyraz twarzy Tess. Mia wra enie, e ponosi win za
wszystkie jej cierpienia. Z pewno ci cz sto przez niego p aka a.
- Lubisz konie? - zapyta .
- Zawsze si ich ba am.
- Zapewne dlatego, e ma o o nich wiesz. Gdy wyzdrowiejesz, naucz ci je dzi
konno.
- Nie trzeba - odpar a Tess dr cym g osem. - Daj spokój. Nie potrzebuj lito ci.
Dane chcia odpowiedzie , lecz daremnie szuka w
ciwych s ów. Westchn
boko.
- Wpadn do ciebie jutro - rzuci na odchodnym. - Odpoczywaj.
Tess skin a g ow . Przymkn a oczy. Chcia a o nim zapomnie - cho by na krótko.
Nie pozwoli, by znów j omota . Tym razem zdo a si uchroni przed niebezpiecznym
urokiem tego m czyzny.
ROZDZIA TRZECI
Na swoim ranczu Lassiter hodowa rasowe byd o. Jose Dominguez dogl da zwierz t,
Hardy by kucharzem. Dan, m Beryl, pracowa jako zarz dca; mia do dyspozycji sze ciu
kowbojów oraz kilku fachowców niezb dnych do sprawnego dzia ania farmy.
Tess nie chcia a opuszcza szpitala i jecha na ranczo szefa, ale brak o jej si , by z nim
walczy . Dane porozumia si z lekarzem i z pomoc Helen spakowa wcze niej rzeczy
chorej. Walizk mia w baga niku, gdy zajecha pod szpital. Dopilnowa , by wypisano Tess,
zaprowadzi j do mercedesa i ruszy prosto do Branntville.
Tess z obaw my la a o nadchodz cych dniach, które mia a sp dzi w towarzystwie
szefa. Dane zachowywa si dziwnie. Niepokoi a si bardziej ni zwykle.
Lassiter by na co dzie do milcz cy. Jedynie podczas rozmów z klientami o ywia
si troch . Przez ca drog do Branntville w aucie panowa a martwa cisza. Pogr ona w
zadumie Tess spogl da a w okno. Od czasu do czasu krzywi a si , czuj c ból w ramieniu.
- To ju ranczo? - zapyta a, gdy wyjechali z miasteczka i ujrzeli bia y p ot okalaj cy
posiad
a po horyzont.
Na bramie widnia znak farmy: stylizowana czarna ostroga. Dane o ywi si nieco i
zacz opowiada Tess o zamo nych rodzinach z s siedztwa. By o w ród nich dwoje m odych
ludzi, którzy wyra nie mieli si ku sobie.
- Pewnie wezm
lub i po cz dwie fortuny. Oby yli d ugo i szcz liwie - stwierdzi a
Tess.
- S jeszcze bardzo m odzi. Poza tym ma
stwo wcale nie gwarantuje szcz cia -
odpar z gorycz .
- Moim zdaniem ludzi decyduj cych si na trwa y zwi zek wiele musi czy .
- Na przyk ad? - zapyta zerkaj c na Tess.
- Wzajemny szacunek, podobne zainteresowania i do wiadczenie yciowe.
- A
ko?
- Bez tego nie by oby potomstwa… - Tess poruszy a si niespokojnie i utkwi a
spojrzenie w przedniej szybie.
- Bywa, e ludzie nie mog mie dzieci. Czy to znaczy, e nie powinni razem sypia ?
- odrzek ponuro Dane.
- Ale nie. - Tess ogl da a w asne d onie. - Silne wi zi erotyczne to dla wielu osób
rzecz ca kiem naturalna.
- Tess… - Dane szuka odpowiednich s ów. - Chyba nie masz poj cia, na czym
polegaj te sprawy.
- Tak s dzisz? - Tess sp on a rumie cem.
Zerkn na jej profil i krew zacz a szybciej kr
w jego
ach. Tess nie mia a
poj cia, jak to jest mi dzy kobiet i m czyzn . Przez niego nabawi a si owych zahamowa .
Skrzywdzi j i przestraszy . Szkoda, e tak si sta o. Gdyby potrafi zdoby si na odrobin
czu
ci… cudownie by oby le
, trzymaj c w obj ciach liczn kochank i dzieli rozkosz
jak tysi ce innych par. Mi nie Lassitera spr
y si natychmiast pod wp ywem tej wizji.
Gdyby Tess nadal go kocha a…
St umi j k. Pochopnie odrzuci bezcenny dar. Có za ironia losu! Przed laty narobi
upstw, gdy po niebezpiecznym postrzale odzyskiwa zdrowie. Trzeba by o kolejnego
nieszcz cia, by u wiadomi sobie bezsens w asnego post powania.
- Jeste my na ranczu.
miechn si mimo woli. Zbli ali si do obszernego parterowego budynku
wzniesionego z drewna i pomalowanego na bia o. Otacza y go kwietne rabaty i wysokie
drzewa.
- Jak tu pi knie! - wykrzykn a Tess.
- Posiad
nale
a do mojego dziadka - wyja ni Dane. - Zapisa mi j w
testamencie.
- Cudowne miejsce - zachwyca a si Tess. Ze wzruszenia brak o jej tchu. - Jakie
pi kne rabaty! Id o zak ad, e wiosn masz tu istny dywan z kwiatów.
- To zas uga Beryl. Wie, jak upi kszy otoczenie. Je li zechcesz, poka e ci ca y ogród.
- Uwielbiam ro liny - wyzna a Tess. - Nie mam ich gdzie uprawia . Zastawi am
doniczkami wszystkie parapety w moim mieszkaniu. Gdy mieszka am u babci, zajmowa am
si ogrodem.
- Widzisz? Nic o tobie nie wiem. - Dane podjecha do schodów prowadz cych na
werand , wy czy silnik i obrzuci Tess badawczym spojrzeniem. - Nie mam poj cia, kim
naprawd jeste .
- Dlaczego mia oby ci to interesowa ? - odpar a wymijaj co. - Spójrz! To Beryl,
prawda? - Na schody wybieg a niska, siwow osa kobieta.
- Zgad
.
- Nareszcie jeste ! - gdera a starsza pani. - Jak zwykle spó niony. To ona? - Beryl
zmierzy a Tess taksuj cym spojrzeniem. - Blada i wychudzona, biedactwo. Musz j
odkarmi . Jak rami , dziecinko? Wci boli?
- Znacznie mniej ni . przedtem. - Tess od razu poczu a si na farmie jak u siebie w
domu.
- Do gadania - wtr ci Dane. - Trzeba zaprowadzi pacjentk do pokoju. Je li d
ej
tu postoimy, na pewno si przezi bi.
- Wcale nie jest ch odno - stwierdzi a Beryl. - Nim up ynie miesi c, wszystko tu
zakwitnie!
Tess potrafi a sobie wyobrazi ten widok. Z alem pomy la a, e go nie zobaczy, bo
wkrótce wyjedzie. Pozwoli a, by Dane obj j ramieniem i wprowadzi po schodach, ale
napi a mi nie, jakby zamierza a uciec.
- Nie bój si - mrukn , gdy Beryl ruszy a przodem, wskazuj c drog do jednego z
pokoi go cinnych. - Nie mam z ych zamiarów.
- Dane… - Tess zarumieni a si mimo woli. Jej zak opotanie wprawi o Lassitera w
irytacj .
- Przesta by taka spi ta. Jeste w ród przyjació .
- Siebie równie do nich zaliczasz? - odpar a ch odno.
- Sko czy em trzydzie ci cztery lata - mrukn , gdy szli korytarzem. - Nie przysz o ci
do g owy, e mam dosy samotno ci? Pami tasz, jak powiedzia
, e oboje jeste my
osamotnieni. Nie mamy bliskich.
- Twierdzi
, e nikt ci nie jest potrzebny.
- Od czternastu lat jestem glin . - Dane wzruszy ramionami. - Ludzie mego pokroju z
trudem zmieniaj pogl dy.
Na sam my l o ryzykownym zaj ciu Dane'a Tess ogarn niepokój. Stan li jej przed
oczyma handlarze narkotyków, których przy apa a na gor cym uczynku. Do tej pory nie
my la a o przestrogach Lassitera, który u wiadomi jej, e jest w sprawie nielegalnej
transakcji jedynym wiadkiem.
- Co si sta o? - wypytywa Dane.
- Przypomnia am sobie, jak zosta am ranna. Tamci m czy ni…
- Tu jeste bezpieczna - oznajmi stanowczo. - Nic ci nie grozi.
- Jasne - odpar a z wymuszonym u miechem.
Beryl pomog a go ciowi rozpakowa walizk . Dane poszed obejrze ciel , które
urodzi o si po ich przyje dzie. Znikn na kilka godzin. W tym czasie Beryl i Tess zd
y
si zaprzyja ni . Gdy ponownie zajrza do go cinnego pokoju, Tess ledwie go pozna a.
Mia na sobie roboczy strój kowboja - koszul w niebieskie paski z d ugimi r kawami,
zapinanymi na metalowe guziki, wyp owia e niebieskie d insy, d ugie skórzane ochraniacze
podtrzymywane szerokim paskiem ze srebrn klamr , czarne wysokie buty wyszywane
yszcz ce nici i stary kapelusz z szerokim rondem w
ony na bakier. Tess patrzy a na
niego jak urzeczona. Nie widzia a go nigdy w takim stroju.
- Wygl dasz, jakby ugania si za cielakami po zaro lach - gdera a Beryl.
- Strza w dziesi tk - odpar Dane. - Musieli my wyp oszy stadko krów z zagajnika.
Sama wiesz, e to nie jest atwa robota. - Zwróci si do Tess: - Rozpakowana?
Tess skin a g ow .
- Czemu tak mi si przygl dasz? - Dane uniós brwi.
- Wygl dasz… inaczej - odpar a, daremnie szukaj c w
ciwego s owa na okre lenie
zmiany, która w nim zasz a.
- Tutaj nie musz grad uk adnego cz owieka interesów - powiedzia , u miechaj c si
lekko. - Jestem u siebie. To mój dom.
Tess odwróci a wzrok. Dom… Mia a w asne mieszkanie, ale nie istnia o na tym
wiecie miejsce, gdzie czu aby si ca kiem swobodnie. U babci by o adnie i wytwornie, ale
liczy si tylko efekt, a nie domowe ciep o.
- Co jest na obiad? - Dane popatrzy na Beryl. Zirytowa si wyra nie, gdy Tess
popad a w zamy lenie i przesta a zwraca na niego uwag .
- Wo owina - odpar a Beryl i doda a z u miechem: - I ziemniaki. A czego si
spodziewa
?
- Mnie to wystarczy. Zmieni ciuchy.
Tess obserwowa a go ukradkiem. Jej oczy zdradza y wi cej, ni s dzi a. Wspomina a,
jak wybi brutalnie z jej g owy uwielbienie dla wy nionego bohatera. Kocha a go ca ym
sercem, ale odrzuci t mi
. Teraz próbowa wszystko naprawi . Czy by nie rozumia , e
jest za pó no? Min o tyle lat.
- Ty si go boisz! - mrukn a Beryl, spogl daj c na Tess z niedowierzaniem. Przez
chwil obserwowa a j uwa nie. - Kochanie, przecie Dane nawet muchy by nie skrzywdzi !
Zapewne, pomy la a z gorycz Tess. Cierpia a przez niego, ale za nic w wiecie nie
wyzna aby starszej pani, co si sta o.
- Nie przepada za moim ojcem - odpar a wymijaj co. - Si rzeczy ja równie nie
ciesz si jego sympati . Bardzo mi pomóg , gdy zosta am ranna, lecz mimo to wola abym
mieszka na przeciwleg ym skraju miasta i spotyka mego szefa tylko w biurze.
- W takim razie s abo go znasz. - Beryl nie dawa a za wygran . - Przyznaj , e bywa
szorstki i niecierpliwy, ale nigdy m ciwy. Matka zatru a mu ycie, gdy m j opu ci .
Stara am si opiekowa ma ym najlepiej, jak umia am, bo Nita go zaniedbywa a.
- Mój ojciec mia t sam wad - oznajmi a Tess.
- Widzisz! Co was czy.
- Jasne. Oboje jeste my lud mi.
Tess szybko oswoi a si z warunkami ycia na ranczu. Wszystko j ciekawi o.
Odzyska a spokój i poczucie wewn trznej równowagi. Ch tnie i cz sto pomaga a Beryl.
Rami bola o j czasami, ale wyja ni a starszej kobiecie, e nale y je koniecznie rozrusza ,
bo w przeciwnym razie nie odzyska dawnej sprawno ci. Nakrywa a do sto u i stara a si
odci
Beryl. Szybko zyska a sympati pracowników farmy.
Dane by rozczarowany, bo trzyma a si od niego z daleka. Zawsze mia a jaki powód,
by wyj z pokoju, gdy on tam wchodzi . Je eli po obiedzie przesiadywa w salonie, a nie w
swoim gabinecie, Tess wymyka a si do swego pokoju.
W biurze agencji utrzymywali wy cznie kontakty s
bowe. Tess stenografowa a,
czy a rozmowy telefoniczne i pilnowa a, by wszystko sz o wed ug planu. Teraz sytuacja si
zmieni a. Ranczo stanowi o naturalne rodowisko Lassitera; sta si tam innym cz owiekiem.
Tess nie umia a sobie z tym poradzi . Nawet wówczas, gdy by ranny, post powa wed ug
ci le okre lonych zasad. Raz tylko - w swoim mieszkaniu - ca kiem si zapomnia . Ranczo
by o jego azylem. Ma o kto móg je odwiedzi . Tess nie mia a poj cia o istnieniu posiad
ci.
Tu, z dala od miasta, Dane odzyskiwa spokój i pewno siebie. Nie musia stale mie
si na baczno ci. Utyka nieco z powodu ci kiej pracy. Cz ciej ni w biurze dawa o o sobie
zna jego wybuchowe usposobienie, a mimo to wydawa si bardziej zrównowa ony i
otwarty. Tess nie by a tym zachwycona. Odczuwa a zak opotanie, bo nikt si nimi nie
interesowa . Beryl zachowywa a dystans; reszta pracowników zajmowa a si w asnymi
sprawami. Tess by a zdana na towarzystwo Lassitera, co oznacza o, e ma powody do
niepokoju.
Dane szybko si zorientowa , e Tess go unika; by na ni z y. Gdy po trzech dniach
nic si nie zmienia o, postanowi z ni powa nie porozmawia . Wszed do obory, gdzie Tess
karmi a osierocone ciel .
- Przesta mnie unika - powiedzia bez adnych wst pów.
Tess spogl da a na niego z obaw . Mia a na sobie d insy, niebiesk bluzk i d insow
kurtk . W osy zaplot a w warkocz. Nawet bez makija u wygl da a bardzo adnie. Dane od
razu to zauwa
.
- Musz nakarmi to biedactwo - oznajmi a, by zyska na czasie. Wskaza a trzyman
w r ku butelk . Ciel pi o z niej, trzymaj c ebek na kolanach Tess.
- Nie zmieniaj tematu. - Dane pospiesznie zdj kapelusz i ukl
obok niej. Popatrzy
w szare oczy. - Od paru dni usi uj ci powiedzie , e strasznie
uj wszystkiego, co
zrobi em… tamtego dnia.
Tess natychmiast si zarumieni a. Serce ko ata o w jej piersi coraz szybciej. Wola a
nie pyta , czemu tak si dzieje.
- Gdybym wiedzia , e by
niewinna, z pewno ci nie rzuci bym si na ciebie jak
dzikus.
- Ju mi to mówi
- wykrztusi a.
- Wtedy nie chcia
mnie s ucha . - Nerwowym ruchem odgarn g st wilgotn
czupryn . - Wiem, e kr ci si wokó ciebie paru facetów. Chyba ju wiesz, e czu e sam na
sam nie jest regu . Kochankowie bywaj gwa towni.
Tess w milczeniu patrzy a na cielaczka.
- I có ? - Delikatnie uniós jej twarz i zmusi , by spojrza a mu w oczy. - Powiedz co .
- Ja z nikim… - odpar a wreszcie. - Nigdy…
Lassiter d ugo milcza .
- Na adnej kobiecie nie zale
o mi tak bardzo, abym troszczy si o jej uczucia i
potrzeby - wyzna szczerze. - Pragn em Jane. By em przekonany, e mnie kocha, uzna em
wi c, e nie musz za ka dym razem gra roli czu ego uwodziciela.
Tess westchn a. Z nikim si dot d nie kocha a, ale o erotyce wiedzia a chyba
znacznie wi cej ni Dane.
- Nie mo esz tak… - Zarumieni a si i doko czy a odwa nie: - Musisz zrozumie , e
potrzeby kobiet i m czyzn s ró ne. My potrzebujemy czasu i pieszczot.
- Sk d wiesz? - zapyta . - Przed chwil da
mi do zrozumienia, e nie straci
jeszcze dziewictwa.
- To wcale nie oznacza, e jestem t
idiotk - odpar a, rumieni c si jeszcze
bardziej. Spojrza a mu w oczy. - Ogl dam filmy, czytam ksi ki. Orientuj si , w czym rzecz,
i wiem, co mo e odczuwa kobieta w ramionach ukochanego m czyzny.
- Kocha
mnie - stwierdzi ponuro - a mimo to czu
jedynie strach.
- To nie by a mi
, tylko fatalne zauroczenie - wtr ci a, nie mog c sobie darowa , e
tak jawnie okazywa a uczucia. Jako dziewi tnastolatka nie mia a poj cia, e nale y ukrywa
tajemnice swego serca. - Cierpia am z twego powodu… i nie chodzi o jedynie o zranion
dum .
- Nie zdawa em sobie z tego sprawy. Pragn em ci jak szaleniec - odpar z wahaniem.
Mo na by pomy le , e odczuwa ból. - By
taka czu a i kochaj ca. Pomy la em… - Zakl
cicho i popatrzy jej w oczy. - Czy to ma znaczenie? I tak mnie nie chcia
.
- By
zbyt natarczywy - szepn a.
Dane zacisn w pi
r
le
na kolanie.
- Nie potrafi inaczej post powa z kobietami! - odpar g ucho. Zmru
powieki i
spogl da w szare oczy Tess. - Pó no zacz em. To chyba wina matki. Nienawidzi a mnie i
dlatego straci em pewno siebie. Unika em dziewczyn. Sta em si m czyzn dopiero jako
ody glina. Zapewne si domy lasz, e kobiety, jakie spotyka em w miejskiej d ungli, by y
równie twarde i pozbawione sentymentów jak faceci. Bra em je szybko, bez mi
ci. - Patrzy
na Tess z niepokojem, jakby oczekiwa wyroku. - Rzuci em si na ciebie tak zach annie… bo
inaczej nie potrafi .
- Biedny Dane - szepn a Tess, nie kryj c wspó czucia. - Bardzo mi ciebie al.
- Prosz ? - mrukn z roztargnieniem, nie rozumiej c, o co jej chodzi.
Tess nie by a pewna, czy Dane ma wiadomo , jak wiele swych tajemnic zdradzi jej
tym wyznaniem. Po raz pierwszy od wielu miesi cy mia o wyci gn a r
i pog aska a go
po policzku. Palce mia a zimne.
- Nie lituj si nade mn , kochanie - mrukn i odsun si nagle. Oczy l ni y mu
dziwnym blaskiem. - adnej kobiecie nie pozwol si nade mn u ala .
Wsta i ci kim krokiem ruszy ku drzwiom. Zdumiona Tess odprowadzi a go
wzrokiem.
Przez nast pne dwa dni z kolei Lassiter unika Tess, jakby czu si zak opotany nazbyt
szczerym wyznaniem. Dziewczyna by a znacznie mniej nerwowa od chwili, gdy poj a, e
jego nastawienie wobec kobiet usun o w cie potrzeb czu
ci. Z zadowoleniem pomy la a,
e wyniesiona z lektur wiedza teoretyczna o zwi zkach m czyzn i kobiet przyda jej si teraz
w yciu. Dane nie zazna czu
ci i dlatego nie potrafi jej okaza , ale to mo na zmieni .
Dane przerwa jej te rozwa ania. Oznajmi , e pora wróci do agencji. Nie móg d
ej
zaniedbywa swojej firmy. Tess postanowi a z nim jecha ; odzyska a si y, a rami prawie ju
nie bola o.
Dane pospiesznie spakowa walizk i po egna si z Beryl. W drodze do Houston by
milcz cy i nieprzyst pny.
- B dziesz mia a ochroniarza. Ma wsz dzie za tob chodzie - stwierdzi ch odno, gdy
po godzinnej podró y odniós walizk do mieszkania Tess.
- Nie potrzebuj takiego anio a stró a - odpar a buntowniczo. - W razie potrzeby mog
zadzwoni na policj .
- O ile zd ysz - odpar krótko. - Nie masz poj cia, w co si wpakowa
.
- Drogi panie superglino - powiedzia a, rzucaj c mu drwi ce spojrzenie. - Gotowa
jestem si za
, e nawet w czasie urlopu trzymasz spluw pod poduszk , by móc o ka dej
porze dnia i nocy stawi czo o przest pcom.
- Nie ukrywam, e lubi swoj prac - przyzna Dane z u miechem, który przyprawi
Tess o dr enie serca. - Tylko w akcji i na ranczu naprawd jestem sob . Przej cie z policji do
agencji detektywistycznej niewiele zmieni o, bo charakter pracy jest podobny, szczególnie
gdy mam do czynienia z kryminalistami.
- Adrenalina do krwi… i od razu czujesz si lepiej - mrukn a Tess. - Jeste
uzale niony od ryzyka.
- Naprawd ?
- Dlatego nadal sam bierzesz najtrudniejsze sprawy, cho móg by je zleci
podw adnym. Szukasz mocnych wra
. - Spojrzenie szarych oczu przesun o si po
muskularnej postaci. Tess pami ta a o bliznach na skórze okrytej ubraniem.
- To niezbyt przyjemny widok. Lepiej ci go oszcz dz . W przeciwnym razie
nabierzesz do mnie odrazy. - Dane by przenikliwym obserwatorem. Od razu wiedzia , co j
trapi.
- My la am o wypadku, a nie o twoim wygl dzie - oznajmi a stanowczo i popatrzy a
mu w oczy.
Ta uwaga troch go uspokoi a, ale nadal by napr
ony niczym struna. Zawsze chodzi
prosto, jakby kij po kn . Nigdy sienie garbi i z góry patrzy na ludzi. Jego postawa i
charakter odznacza y si pewn wynios
ci . By prostolinijny i bezkompromisowy.
- Mniejsza z tym. I tak nie ma co marzy , by kto mi zaproponowa pikantn
rozk adówk w „ wierszczyku” dla pa - odpar z u miechem. - Zreszt przed wypadkiem
równie daleko mi by o do supermana.
- Nie mia am okazji zobaczy ci w spodenkach k pielowych - odpar a, wpatruj c si
w niego jak w obraz.
- Nie paraduj w takim stroju, zw aszcza w miejscach publicznych. - Dane nie
odrywa spojrzenia od szarych oczu. Sta bez ruchu, z trudem chwytaj c powietrze. - Chyba
nie mia bym nic przeciwko temu, eby na mnie popatrzy a. Nikomu innemu na to nie
pozwol .
- Dlaczego ja? - zapyta a cicho.
- Bo nie próbujesz mnie upokorzy - odpar szczerze. - Wiele kobiet ch tnie poni a
swoich partnerów. To im daje poczucie wy szo ci. Gdy facet pozwoli sobie wobec kobiety na
podobne zachowanie, od razu jest nazywany m sk szowinistyczn
wini . Nie ma
sprawiedliwo ci na tym wiecie.
- W ród pa te bywaj rozmaite charaktery.
Dane zrobi krok w jej stron , wsun palce w jasne w osy, obj palcami szczup y
kark i uton spojrzeniem w szarych oczach.
- Naucz mnie - szepn g ucho.
- Czego? - spyta a. Oddycha a ci ko. Rozchyli a usta. Z bij cym sercem wpatrywa a
si w Dane'a, który pochyli si i po era j wzrokiem.
- Naucz mnie delikatno ci - szepn z wargami przy jej ustach. Zdr twia a, gdy zacz
ca owa . Wdycha a zapach wody kolo skiej, czu a si muskularnego torsu, który niemal
dotyka jej cia a. Usta Dane’a musn y jej wargi. - Dobrze ci, Tess? - szepn . - Powiedz mi.
- Dane, nie powinni my - odpar a dr cym g osem. Po
a d onie na jego piersi
okrytej bia koszul , wsun a je pod tweedow marynark . Czu a ciep o jego skóry i mi kkie
osy porastaj ce szerok klatk piersiow . Mimo woli rozchyli a wargi, oszo omiona
poca unkami. Nogi si pod ni ugi y.
- Przecie … mnie nienawidzisz - odpar a cicho.
- Mylisz si . Nienawidzi em matki - szepta , wsuwaj c palce w jasne w osy. -
Znienawidzi em moj by
on . W cieka em si na ca y wiat, ale do ciebie nigdy nie
czu em nienawi ci. - Zmarszczy ciemne brwi, jakby go co zabola o. - Wierz mi, Tess.
Zadr
i poca owa j zach annie. Zamkn si wokó nich kr g ciszy nabrzmia ej
czu
ci i po
daniem.
Przez chwil Tess mia a wra enie, e czas si cofn , ale tym razem nie czu a l ku,
gdy wzi j w ramiona. Pieszczoty silnych d oni by y delikatne. Dane panowa nad sob , nie
spieszy si wcale i nie pop dza Tess, która doceni a to i zaufa a mu ca kowicie. Wiedzia a o
nim znacznie wi cej ni przed laty i to przes dzi o o jej decyzji. Odda a poca unek.
Poznawa a smak zach annych warg. W naj mielszych marzeniach nie oczekiwa a takiej
przyjemno ci. Zmys owe usta Dane'a mia y smak kawy. To by o cudowne. By a tak
oszo omiona, e nogi si pod ni ugi y. By a jak w gor czce.
- Dane… - j kn a spazmatycznie. M czyzna obj j mocniej, wsun j zyk mi dzy
rozchylone wargi. Pie ci j coraz mielej, ca owa coraz bardziej niecierpliwie.
Uniós g ow , ws uchuj c si w g
ne uderzenia swojego serca. D ugo patrzy w
zamglone szare oczy, uradowany tym, co w nich zobaczy . Tess si go nie ba a; uda o mu si
rozbudzi jej u pione zmys y. Nie mie ci o mu si w g owie, e czu
tyle mi dzy nimi
zmieni a. Odczuwa rozkosz poca unku silniej ni kiedykolwiek.
Przytuli mocno Tess, szepcz c jej do ucha, o czym marzy. Krzykn a podniecona
tymi s owami, unios a ramiona i zarzuci a mu je na szyj . Niespodziewanie zadzwoni
telefon. Tess odsun a si nieco. Poczu a ból w zranionym ramieniu. Dane j kn , uniós
ow i popatrzy w rozgor czkowane szare oczy. Tess dr
a, ale nie odepchn a go, tylko
przytuli a si znowu. By a podniecona. Ta wiadomo sprawi a, e serce mocniej zabi o mu
w piersiach.
Tess ledwie sta a. Kolana si pod ni ugi y.
- Bez obaw, kochanie - szepn Dane, tul c j w ramionach. - Trzymam ci mocno.
Wzi Tess na r ce, podszed do fotela i usiad , bior c j na kolana. Podniós
uchawk ha
liwego telefonu.
- Tak, wróci a. Czuje si nie le. Nie mo esz teraz z ni rozmawia . Powiem, eby do
ciebie zadzwoni a - rzuci oschle i zako czy rozmow .
- Helen - mrukn , spogl daj c w zamglone oczy. - Chcia a sprawdzi , czy jeste do
domu.
- Mi o z jej strony.
- Owszem, ale zadzwoni a nie w por - oznajmi zmys owym szeptem i musn
wargami jej usta. - Ciesz si , e mnie pragniesz, Tess. Uda o mi si obudzi twoje zmys y.
- Jeste zarozumia y…
Nie pozwoli jej doko czy . Ca owa rozchylone wargi. Przywar a do niego,
spragniona zmys owej pieszczoty. Gdy w ko cu podniós g ow , d ugo wpatrywa si w Tess,
która sp on a rumie cem i przytuli a twarz do jego szyi. Z czarnych oczu wyziera a czu
i
dza.
- adnej kobiety nie ca owa em w ten sposób - szepn po chwili milczenia.
- Dla mnie to równie ca kowite zaskoczenie. - Zarumieni a si jeszcze bardziej. -
owa, które szepta
mi do ucha…
- Rozpali y ci tak, e krzykn
- powiedzia . Oczy l ni y mu gor czkowym
blaskiem. - Innym kobietom tego nie mówi em. Z tob wszystko jest inaczej.
- Obejmowa
mnie delikatnie. Nie czu am bólu.
Dane zacisn z by. Jak urzeczony wpatrywa si w rozchylone usta Tess. Pragn jej i
cierpia w milczeniu. Trzeba wzi si gar i rozumowa trze wo, póki jeszcze potrafi nad
sob zapanowa .
- Oczywi cie. Nie chc , eby cierpia a z mego powodu - odrzek . Do tej pory nie
przysz o mu nawet do g owy, e pieszczoty mog by delikatne i zmys owe. Dopiero Tess
otworzy a mu oczy. Przy niej zdoby si na agodno , któr do tej pory uwa
za objaw
abo ci. - Nie móg bym ci skrzywdzi . To mi si nie mie ci w g owie.
Przyci gn j do siebie i na moment przytuli twarz do jej policzka. By a w tej
pieszczocie desperacka i zaborcza tkliwo . Potem odsun si .
- Lepiej ju pójd . Zamknij starannie drzwi. Odpoczywaj. Jutro w biurze omówimy
plan pracy, o ile b dziesz si czu a na si ach podj wszystkie obowi zki.
- Jasne - wykrztusi a. W osy mia a potargane, a usta nabrzmia e od poca unków.
Wpatrywa a si w Dane'a, który dr
cymi r koma poprawia krawat. Po chwili zapyta a: -
Dlaczego…
- Mo e próbuj si zrehabilitowa ? - odpar nie czekaj c, a sko czy. U miechn si
drwi co.
- Ach, tak. - Tess by a zawiedziona i smutna. Dane cierpia przez to równie mocno, jak
z powodu nie zaspokojonego po
dania.
- Do diab a! - Wybuchn gorzkim miechem, westchn g boko i powiedzia ze
ci : - Pami taj, e jestem samotnikiem. Nie zmieni pogl dów z dnia na dzie . Pragn em
si przekona , czy potrafi rozpali w tobie nami tno . Chcia em, eby przesta a si mnie
ba . Rozumiesz?
- I to wszystko?
- O, nie! Przecie wiesz… musisz wiedzie , jak bardzo ci pragn . To ponad moje
si y. Przez wzgl d na w asne dobro nie pozwalaj mi wi cej na tak poufa
. - Odwróci si
do niej plecami. - Nie ma dla nas przysz
ci. Chcia em sprawdzi , czy warto by czu ym.
Teraz wiem, e to si op aca.
- Czy by?
Dane przystan w progu. Nie odpowiedzia na pytanie. Z rozpacz popatrzy na
zasmucon dziewczyn .
- Tess, jeste kobiet z zasadami. Nie b dziesz mia a adnego po ytku z takiego gbura
i brutala. Taki jestem. Do ko ca ycia b
ci pragn , lecz nie chc si wi za na sta e. Nie
daj si uwie . Dobrze ci radz , zachowaj dystans.
Tess z trudem zdoby a si na u miech. Docenia a uczciwo Lassitera. Mia a nadziej ,
e kilka starych ran w jego sercu zabli ni si nareszcie po tym, co dzi prze yli.
- Rozumiem. Dzi ki za pomoc i trosk . By
przy mnie, kiedy tego potrzebowa am.
- Zawsze mo esz na mnie liczy , skarbie - odpar cicho.
Niefortunne zdrobnienie sprawi o, e Tess poczu a si zak opotana. Nie potrafi a tego
ukry .
- Przypomnia
sobie, e tak ci nazwa em tamtego dnia, prawda? - powiedzia cicho
i doda z brutaln szczero ci : - Ca owa em ci dzi delikatnie i czule, ale w
ku jestem
gwa towny i niecierpliwy. Trudno mi poj , czego pragnie i potrzebuje niewinna dziewczyna.
Nie jestem dla ciebie odpowiedni. - Westchn z alem i skrzywi si ponuro. - Dajmy sobie z
tym spokój. Dobranoc, Tess.
Wyszed i zamkn drzwi. Tess podesz a do nich i musn a klamk opuszkami palców,
jakby metal zachowa ciep o jego d oni. Dzi po raz drugi wzi j w ramiona, ale tym razem
w ogóle si nie ba a. Mimo woli powróci a na dawne cie ki ycia i pow drowa a w g b
tajemniczej krainy, której na imi mi
.
ROZDZIA CZWARTY
Dane by nieust pliwy w kwestii ochroniarza dla Tess. Adams wspó pracuj cy lu no z
agencj podj si ch tnie tego zadania.
Gdy Tess pojawi a si w biurze, Helen powita a j u miechem i z niewinn mink
zanuci a pierwsze takty piosenki zatytu owanej „Ja i mój cie ”.
- Zamknij si , potworze - mrukn a Tess. - Dane ma obsesj . Jego zdaniem gangsterzy
mog dokona na mnie zamachu w bia y dzie .
- Nie mo e ryzykowa - odpar a Helen przyciszonym g osem, znacz co unosz c brwi.
- Pomy l tylko, jak ucierpia aby reputacja jego firmy, gdyby zatrudniaj c tylu znakomitych
detektywów, nie potrafi upilnowa w asnej sekretarki.
- Ca kiem ci odbi o, - Tess wybuchn a miechem i u ciska a serdecznie kole ank . -
Mi o znów by tu z wami.
- T sknili my za tob - zapewni a Helen.
- Opowiesz mi, co si tu dzia o? Musz nadrobi zaleg
ci. - Tess w czy a komputer.
- Znikn am na kilka dni, a mam wra enie, jakby up yn miesi c.
- Sprawy tocz si szybko. Jak rami ?
- Troch dokucza. - Tess u miechn a si do kole anki. - Nie ma powodu do obaw.
Jeste my przecie zawodowcami. Nawet kula gangstera nas nie zmo e.
- Cholera jasna! - zirytowa a si Helen. - W tym biurze wszyscy prócz mnie maj
zaszczytne blizny od postrza u. Nawet sekretarce si uda o, a ja chodz po wiecie g adka jak
ty eczek niemowlaka.
- Nic na to nie poradz . - Tess bezradnie unios a ramiona. - My lisz, e
sprowokowa am tych facetów do wyci gni cia spluw, bo chcia am ci pogn bi ?
- Oczywi cie! - Helen z komiczn min wzi a si pod boki. - Zawsze mi zazdro ci
.
Sekretarki maj to we krwi.
- Nie p ac wam za plotkowanie! - dobieg je niski g os. Drzwi gabinetu Lassitera
otworzy y si niespodziewanie. Szef spogl da z wyrzutem na podw adne. - Bierzcie si do
roboty.
- S ucham i jestem pos uszna - oznajmi a z udawan pokor Helen.
Tess odwróci a wzrok i usiad a przy biurku.
- Helen zamierza a mi w
nie opowiedzie , co si tu dzia o, gdy wraca am do
zdrowia.
- To niech mówi, byle nie b aznowa a - rzuci oschle Dane.
- le wygl dasz.
- Marnie spa em. - Nerwowym ruchem odgarn ciemn czupryn . - Gdy zadzwoni
Andrews, umów mnie z nim przed obiadem. Mam dla niego spraw . Id do sali
konferencyjnej. Zaplanowa em narad z detektywami. Nie cz adnych telefonów.
- Jasne, szefie.
Dane zmierzy taksuj cym spojrzeniem zgrabn sylwetk w kremowym kostiumie i
czerwonej bluzce z niewielkim dekoltem. Tess mia a dyskretny makija i w osy upi te w kok.
- Jeste dzisiaj bardzo elegancka. Masz randk po pracy?
- Nie - odpar a, stukaj c w klawiatur . - Dosz am do wniosku, e mój ochroniarz nie
powinien si wstydzi . Pilnowanie szarej myszki to adna przyjemno . W przebraniu Maty
Hari wygl dam znacznie bardziej interesuj co.
- Mylisz poj cia - kpi Dane, unosz c brwi. - Tu jest agencja detektywistyczna. Mata
Hari by a szpiegiem.
- Gdybym w
a stary trencz i wymi ty kapelusz w stylu Indiany Jonesa,
wygl da abym fatalnie.
- Czy by? - Dane wcisn r ce do kieszeni i z roztargnieniem popatrzy na Tess, która
od razu spostrzeg a, e szef jest zmartwiony.
- Co si sta o?
- Schwytany gangster wyszed z aresztu za kaucj . Rzecz jasna, natychmiast zaszy si
w jakiej kryjówce. Gliniarze nie wiedz , gdzie szuka tego drania.
- Adams od rana nie spuszcza mnie z oka - przypomnia a Tess. Poczu a dziwny ch ód.
- Jest najlepszy w bran y - stwierdzi Dane, w zadumie kiwaj c g ow . - Problem w
tym, e nie b dzie ci pilnowa przez dwadzie cia cztery godziny na dob . Trudno wymaga ,
eby u ciebie zamieszka .
- Daj mi pistolet, naucz mnie strzela .
- To si na nic nie zda. Trzeba mie spore umiej tno ci, by poradzi sobie z broni w
chwili zagro enia - t umaczy cierpliwie Lassiter. Wiedzia , co mówi. Tess wierzy a mu na
owo.
- Mog abym przenie si do Helen - powtórzy a sugesti sprzed kilku dni.
Dane wyj r ce z kieszeni, opar je na biurku i pochyli si ku Tess, eby nikt ze
wspó pracowników nie us ysza jego s ów. Przygl da si z uwag zaskoczonej dziewczynie.
- Nie zrozum mnie le. To nie jest wcale niemoralna propozycja. Chc , eby
wprowadzi a si do mnie. Wrócisz do siebie, gdy obaj gangsterzy zostan osadzeni w
areszcie.
- Mam z tob zamieszka ? - powtórzy a z wahaniem.
Dane skin g ow .
- To najlepsze rozwi zanie. Zadbam o twoje bezpiecze stwo. Nie mo esz wprowadzi
si do Adamsa, bo jego dziewczyna zatru aby ci ycie - stwierdzi
artobliwie, próbuj c
zbagatelizowa spraw .
Waha a si , nie wiedz c, jak post pi .
- Tess - doda przyciszonym g osem - je eli s dzisz, e zachowam si tak samo jak
wczoraj wieczorem, to jeste w b dzie. Wyrzek em si sta ego zwi zku. Nie b
próbowa
ci uwie . Chyba nie wierzysz, e móg bym wzi ci si .
- Jasne, ale twoja propozycja jest dla mnie… kr puj ca - powiedzia a cicho i
przygryz a warg .
- Zadbam o twoj reputacj . Tylko nasi pracownicy b
wiedzieli, gdzie mieszkasz.
Oni rozumiej , w czym rzecz. Przecie nie proponuj ci ognistego romansu.
- Wiem. - Tess ogl da a ró owe paznokcie. Kciuk by obgryziony. Schowa a go
nerwowym ruchem. Dane delikatnie uniós jej twarz.
- Przysi gam, e w czasie twojego pobytu nie b
paradowa nago po mieszkaniu ani
ogl da rozgrywek sportowych w telewizji.
- Jeste kibicem i nudyst ? - U miechn a si mimo woli. Dane pokr ci g ow .
- Na szcz cie sport ma o mnie obchodzi, ale z chodzeniem nago po mieszkaniu to
prawda. Obiecuj kupi pi am i szlafrok. Niech strac .
- Lubi spa w pi amce.
- Przyjad po ciebie o siódmej. Zmieni Adamsa.
Dzie min spokojnie. Tess wysz a z agencji o pi tej. Adams nie odst powa jej na
krok. Po powrocie do domu zapakowa a do walizki rzeczy potrzebne na kilka dni. Bez
entuzjazmu odnios a si do przeprowadzki, ale nie mia a innego wyj cia.
Punktualnie o siódmej Dane zadzwoni do drzwi Tess i wys
Adamsa do domu.
- Jeste gotowa? - zapyta .
- W
tylko p aszcz - odpar a, rozgl daj c si po mieszkaniu. W przedpokoju sta a
walizka.
Zeszli na dó i wsiedli do mercedesa.
- Ta afera ma swoje dobre strony. Nabieram do wiadczenia. Mam nadziej , e
pozwolisz mi wreszcie robi to, na co mam ochot . Lubi ryzyko.
Dane doskonale wiedzia , e Tess pragnie zosta detektywem, ale udawa , e nie
rozumie.
- Do czego zmierzasz? Czy by chcia a ze mn sypia ?
- Milcz, pysza ku! - rzuci a z oburzeniem.
Dane u miechn si che pliwie.
- Pragniesz mnie. To pewne.
- Masz zielone wiat o - odrzek a, odwracaj c wzrok.
- Zmieniasz temat, moja droga - stwierdzi , ruszaj c i doda z komiczn powag : -
Ostrzegam ci . Trzymaj si noc z da a od mojego
ka. Nie ulegn , cho by mnie b aga a
na kolanach. Zamkn si w sypialni na klucz, wi c nie próbuj mnie uwie .
Tess gapi a si na szefa z niedowierzaniem. Od kiedy powa ny detektyw gada takie
bzdury?
- B dziesz rozczarowana - perorowa Lassiter, unosz c brwi - ale zapami taj sobie, e
nie mam zwyczaju romansowa .
- Dane, czy ty si dobrze czujesz?
- Oczywi cie! Nie próbuj si do mnie przysun , udaj c, e chcesz sprawdzi , czy
mam gor czk - rzuci ostrzegawczym tonem. - R ce przy sobie, moja droga. I zabierz d
z
mego kolana. Nie jestem atwy.
Tess parskn a miechem, s ysz c te wywody. Nie s dzi a, e Lassiter ma poczucie
humoru. Zapewne ukrywa je przed lud mi od lat.
- Czuj si jak niebezpieczna kusicielka - odrzek a Tess.
- Przeczucie mnie nie omyli o. Przed kobietami zawsze nale y si mie na baczno ci -
powiedzia Dane. - Niewinne panienki spragnione mocnych wra
to szczególne zagro enie.
- Nie szukam mocnych wra
! - oburzy a si Tess.
- Sk d ta pewno ? - Lassiter wjecha na parking obok kamienicy, w której mieszka .
Zatrzyma samochód i rzuci Tess oskar ycielskie spojrzenie. - Wszystkie kobiety skrywaj w
sercu zdro ne pragnienia. Na pewno nie jeste wyj tkiem. Nie dam sobie zamydli oczu.
Wiesz, jak to bywa: zarumieniona i p ochliwa dzieweczka zmienia si jak za dotkni ciem
czarodziejskiej ró
ki, dyszy nami tnie i zdziera ubranie z przyzwoitego m czyzny.
- Przysi gam, e b
si stara a zapanowa nad… zdro nymi pragnieniami - obieca a
Tess. W szarych oczach rozb ys y weso e iskierki.
- Doskonale. Trzymam ci za s owo. Nie wa si mnie podgl da , gdy b
w k pieli
- doda ponuro.
Zabawna paplanina Dane'a sprawi a, e Tess przesta a si obawia . Gdy sz a po
schodach na pierwsze pi tro, by a ju ca kiem spokojna.
Pokój wskazany Tess przez Lassitera urz dzony by na niebiesko; tapeta, dywan,
zas ony - wszystko w ró nych odcieniach tego koloru. Tess od razu poczu a si tam jak u
siebie. Podobnie by o na farmie. Brakowa o tylko wiecznie zatroskanej Beryl.
- Je li chcesz, zajm si gotowaniem - zaproponowa a.
- Doskona y pomys - odpar skwapliwie. - Umiem gotowa , ale tego nie lubi .
Tess otworzy a zamra ark . Znalaz a w niej mnóstwo zapasów. Lodówka tak e by a
wype niona jedzeniem.
- Czas przygotowa kolacj . Proponuj stek i sa atk . Zgoda?
- Jasne. - Dane zdj buty, rozpi marynark i opad na kanap .
Tess posz a do swego pokoju, by si przebra w d insy i bawe nian koszulk .
a grube skarpetki. Lubi a chodzi po mieszkaniu bez kapci. Dane mia chyba podobne
upodobania.
Gdy wróci a do salonu, okaza o si , e Dane poszed za jej przyk adem. Prezentowa
si doskonale w spranych d insach i bia ym podkoszulku.
- Mo e napijesz si kawy? - zapyta z u miechem. Jej zachwycone spojrzenie sprawi o
mu wielk przyjemno .
- Tak.
- Zaraz przygotuj .
Kuchenka by a zbyt ma a dla dwu krz taj cych si osób. Tym zapewne mo na
wyt umaczy fakt, e parz c obiecan kaw , Dane ociera si raz po raz o Tess.
Szybko zrobi swoje, ale nie wyszed z kuchni. Trzyma si blisko tymczasowej
lokatorki. By od niej znacznie wy szy. Sportowe ubranie podkre la o muskularn sylwetk .
- Jeste zak opotana - mrukn .
Chcia a zaprzeczy , ale po namy le zmieni a zdanie. Dane nie atwo dawa za
wygran ; zmusi by j do powiedzenia prawdy.
- Tak - odpar a szczerze.
Dane opar si plecami o kuchenny blat, chwyci d
mi jego brzeg i popatrzy na
Tess tak czule, e z wra enia nogi si pod ni ugi y.
- Chod do mnie. Razem co na to poradzimy - kusi zmys owo.
- Dane - rzuci a ostrzegawczym tonem. Nie odwróci a wzroku.
- Widz , e dr ysz - szepn . Zmru one oczy spogl da y na ni po dliwie, - Tracisz
oddech. - Popatrzy znacz co na jej piersi stercz ce pod bluzk . - Wyobra sobie, co by
czu a, gdybym uniós brzeg koszulki i ca owa nag skór , obj wargami sutki i pie ci , a
nabrzmia e i twarde.
- Dane!
Dygota a jak w gor czce. Niemal umkn o jej uwagi, e Lassiter wy czy kuchenk i
odstawi patelni , na której sma
a mi so. Uj Tess za r
i przyci gn do siebie. Obj
szczup tali i wsun d onie pod cienk bawe
. Patrzyli sobie w oczy.
- Powoli, cal po calu - szepta nami tnie Dane, unosz c koszulk . - Bez po piechu.
Chc dotkn twojej nagiej skóry…
Tess czu a, e lada chwila zemdleje od nadmiaru wra
.
- Przytul si do mnie, eby nie upad a - szepn . Pochyli g ow i dotkn wilgotnymi
ustami nagiej skóry pod elastyczn ta
biustonosza. Tess poczu a delikatn pieszczot
ciep ego j zyka. Zacisn a d onie na muskularnych ramionach, by utrzyma równowag . By a
tak oszo omiona rozkosz , e zy stan y jej w oczach.
Marzy a, by pie ci j dalej. By a uleg a i ch tna. Czeka a…
- Tess! - rozleg si w ciszy g
ny okrzyk. Dane wypu ci j z obj , podniós g ow i
odetchn g boko. - Na mi
bosk , wybacz mi…
Obci gn podwini
koszulk i wyszed z kuchni, nie ogl daj c si za siebie. Tess
zamar a w bezruchu, wsparta o kuchenny blat. Mia a wra enie, e dobiega j szum wody, ale
ysza a go jak przez mg . Po chwili mog a ju sta o w asnych si ach. Zajrza a pod
pokrywk . Steki by y usma one jak nale y. Co za szcz cie, e nie spali a ich na w giel.
Opanowa a si na tyle, by nakry do sto u. Poda a kolacj i przela a kaw do dzbanka.
Gdy wszystko by o przygotowane, wróci Dane. By w koszuli zapi tej po szyj . W osy mia
wilgotne, jakby przed chwil wzi prysznic. Zapewne tak w
nie by o. Tess sama ch tnie
wskoczy aby na chwil pod strumie zimnej wody. Nadal trawi j p omie
dzy. Nie mog a
si temu nadziwi . Jeszcze przed kilkoma dniami odczuwa a l k przed m czyzn , którego
teraz pragn a.
- Wszystko w porz dku - powiedzia cicho, gdy w czasie kolacji spostrzeg , e Tess
unika jego wzroku. - Nic si nie sta o.
Nic? Ma o brakowa o, eby krzykn a to na g os. Nie mog a spokojnie patrze na
Dane'a zaj tego posi kiem.
- Doskona y stek - oznajmi , przerywaj c milczenie. - Nie potrafi tak usma
mi sa.
Wychodzi mi na pó surowe albo przypalone.
- Najwa niejsza jest temperatura oleju - odrzek a. - Trzeba go rozgrza , nim
przyst pisz do sma enia.
- Mog aby nauczy mnie gotowa , kiedy b dziesz tu mieszka .
- Ch tnie.
- Czemu jeste taka zak opotana, Tess? - zapyta , spogl daj c jej w oczy. By smutny.
- Ledwie ci dotkn em.
- Twoje s owa by y mielsze ni d onie.
- Straci em kontrol . Sprawy zasz y za daleko. Troch z ciebie zakpi em - przyzna z
bolesn szczero ci . Trudno by o okre li wyraz jego twarzy. - Niespodziewanie pad
mi w
ramiona i…
- Rozumiem - wtr ci a z pozoru oboj tnie, jakby w ogóle jej to nie obesz o, mimo e
czu a si oszukana i odepchni ta. Podnios a wzrok. Zdziwi j nieodgadniony wyraz jego
twarzy. - Czuj si wspó winna.
- I s usznie. - Usiad wygodnie na krze le i doda , nie owijaj c w bawe
: - Jedno ci
powiem, Tess, nim zaczniesz sobie wyobra
Bóg wie co. Straci em panowanie nad sob ,
poniewa zbyt d ugo yj , w dobrowolnym celibacie. Od wypadku nie mia em kobiety.
Jestem bardziej wyposzczony, ni s dzi em.
A wi c tak si sprawy maj . Trudno zabi nadziej , niemniej jednak Dane jasno i
wyra nie da Tess do zrozumienia, e nie jest w niej szale czo zakochany. By a
przygn biona, ale ciekawo nie dawa a jej spokoju.
- Dlaczego unikasz kobiet? – zapyta a.
- Z powodu moich blizn - odpar szczerze, zaskoczony jej bezpo rednio ci .
- Nadal odczuwasz ból?
- Chodzi o to, jak wygl dam; Takie blizny budz odraz . - Zmarszczy brwi, popatrzy
jej w oczy i doda z oci ganiem: - A tak e przez ciebie. Seks straci dla mnie wszelki urok po
tym, jak uciek
tamtego dnia. Chyba przesta em wierzy w siebie.
- Wtedy by
zupe nie inny - odpar a z wahaniem Tess. - Dzisiaj… Nie ba am si
ciebie.
- Zauwa
em - stwierdzi krótko. Wpatrywa si w ni tak uporczywie, e. sp on a
rumie cem. - Nie powinna mi ufa , Tess. B
z tob szczery, Gdybym dotkn twoich
piersi i zacz je ca owa , nie wiem, czym, by si to sko czy o. Rozumiesz, do czego
zmierzam, male ka? Pragn ci . Szalej za tob !
- Gdyby nie mój brak do wiadczenia…
- Dawno zostaliby my kochankami - doko czy ponuro. Zakl pó
osem i ukry
twarz w d oniach. Oddycha z trudem. - Wychodz . Musz si przewietrzy !
Tess odprowadzi a go wzrokiem, dr c z po dania, które wybuch o nag ym
omieniem. Nie mie ci o jej si w g owie, e Dane tak bardzo jej pragnie. Od paru lat
udawa , e jest do niej wrogo nastawiony i trzyma si od niej z daleka. Nagle dozna a
ol nienia: Dane by wobec niej szorstki, bo próbowa ukry , co naprawd czuje. Zale
o mu
na niej. I to bardzo. Ba si mi
ci, ale by zakochany. Tess wstrzyma a oddech,
wiadomiwszy sobie, e Dane bardzo j kocha. Dlatego tak si o ni troszczy … dlatego
próbowa wzbudzi w sobie nie znan dot d czu
. To by o jedyne wyt umaczenie.
Dane wróci do mieszkania kilka minut pó niej. Przybra oboj tny wyraz twarzy. Tess
postanowi a udawa , e niczego si nie domy la.
- Napijesz si kawy? - zapyta a uprzejmie.
- Bardzo ch tnie.
Dane walczy z samym sob , próbuj c zabi wielk mi
. Gdyby si nie pilnowa ,
oszala by na punkcie Tess. Nie móg do tego dopu ci . Jego ukochana by a kobiet z
zasadami. Mia a staro wieckie pogl dy na ycie i m czyzn. Podziela a opinie babci, która j
wychowa a. Nie móg pój z Tess do
ka, a potem zapomnie , co ich czy o. Pozosta o
mu jedno wyj cie: st umi
dz i ukrywa prawdziwe uczucia. Serce mu krwawi o, ale
musia odepchn Tess, eby nie odkry a prawdy.
Obserwowa j z t sknot , ale gdy podnios a oczy, odwróci wzrok, by si nie
zdradzi . Postanowi traktowa Tess tak, jak szef traktuje podw adn . Uzna , e potrafi si na
to zdoby .
ROZDZIA PI TY
Pobyt u Lassitera sprawi Tess wielk przyjemno . Nie przypuszcza a, e tak mi o
dzie ogl da z nim wieczorami telewizj . Lubi przesiadywa w salonie i ogl da stare
filmy. Rozparty w fotelu, ubrany w bia koszulk , d insy i grube skarpetki wolno s czy
piwo. Odk d u wiadomi a sobie, co do niej czuje, przesta a si go obawia . Lubi a agodne i
tkliwe spojrzenie czarnych oczu, kiedy si do niej u miecha .
Z natury by odludkiem ukrywaj cym wiele zahamowa . Czu si zak opotany, gdy
mówi o w asnych uczuciach. W rozmowach z Tess starannie unika owych tematów.
Omawiali sprawy s
bowe, plotkowali, dyskutowali o rozmaitych problemach, unikaj c na
mocy niepisanej umowy wszystkiego, co dotyczy o ich znajomo ci.
Kilka dni po przeprowadzce Tess ogl da a samotnie program o ci y i porodzie. Dane
pracowa w gabinecie. Niespodziewanie stan w drzwiach. Zerkn na ekran.
Sprawia wra enie zak opotanego. Gdy ujrza ludzki embrion, odwróci si , jakby
chcia wróci do siebie. Tess od razu to zauwa
a i powiedzia a skwapliwie:
- Je li chcesz, zmieni kana i poszukam innego programu.
Zawaha si i z oci ganiem spojrza ponownie na ekran.
Kolejne fazy porodu sfilmowane zosta y bez upi ksze , z reportersk dok adno ci .
- Nie musz tego ogl da . - Tess za pomoc pilota wy czy a telewizor i doda a
szczerze: - By am ciekawa, jak to wygl da. Ma o wiem o sprawach p ci. W domu si o tym
nie mówi o, a informacje wyniesione ze szko y s dosy ogólnikowe. Chcia am uzupe ni
swoj wiedz o tym… sk d si bior dzieci.
- Powiedzia bym raczej… jak si je robi - poprawi Dane, nie odrywaj c spojrzenia od
zarumienionej dziewcz cej twarzy. - Pewnie tego nie pokazali, co?
- Zgadza si - szepn a Tess.
- Mam w bibliotece ksi
na ten temat - odpar cicho. - Pewnie nie zechcesz
przegl da jej ze mn . Radz przeczyta . Jest bardzo ciekawa. Autor pisze o seksie taktownie,
bez niepotrzebnych emocji.
- Nie s dzi am, e m czyzn interesuj takie lektury. - Tess uwa nie obserwowa a
swego rozmówc , który nagle odwróci g ow . - Czy by chcia si czego dowiedzie ?
My la am, e masz spore do wiadczenie.
- Wiem, co to seks - odpar . - Nie mam poj cia, jak si kocha . Zmie my temat. Ta
rozmowa nie ma sensu.
- Ju si ciebie nie boj - powiedzia a nagle Tess cichym g osem. - Jeste ogromnie
poci gaj cy. Gdy mnie ca owa
w kuchni, wcale nie chcia am, eby przerwa .
- To ryzykowne wyznanie - szepn Dane. Serce bi o mu coraz mocniej. - Wiesz, jak
to si mo e sko czy .
- Dane, czy chcia by mie dziecko? - zapyta a cicho, patrz c z uwielbieniem na
ukochanego. M czyzna poczerwienia i gwa townym ruchem odwróci g ow .
- Nie - odpar krótko.
- Naprawd ? - Tess nie dawa a za wygran .
- W
ciwie nie ma powodu, ebym to przed tob ukrywa - stwierdzi po chwili
milczenia. Spojrza z wahaniem na dziewczyn . - Jestem bezp odny.
W pierwszej chwili nie poj a, o co mu chodzi. Znaczenie us yszanych s ów w ogóle
do niej nie dotar o.
- Jane bardzo chcia a zaj w ci
- mówi z oci ganiem. - Mia a na tym punkcie
obsesj . By mo e dlatego w
ku nie potrafi em zdoby si wobec niej na delikatno .
Robi a mi awantury, bo nie potrafi em jej zap odni . Czu em si przy niej jak wykastrowany
byk. W ko cu postawi a na mnie krzy yk i nie chcia a dalej próbowa . - Westchn ci ko. -
Nie mog em da jej dziecka. Dosz o do tego, e zbli enia dla nas obojga sta y si koszmarem.
- Dane popatrzy na Tess z rozpacz . - Moja chwilowa gwa towno spowodowa a znaczne
spustoszenia w twojej psychice, a zatem mo esz sobie wyobrazi , jakie zahamowania
spowodowa o u mnie tamto cierpienie.
Odwróci si . Tess wsta a z kanapy podesz a do niego.
- Wiele jest powodów, dla których kobieta nie mo e zaj w ci
.
- Jane urodzi a dziecko w dziesi miesi cy po lubie z drugim m em - stwierdzi
krótko.
W milczeniu zmierzy taksuj cym spojrzeniem szczup posta dziewczyny w
insach i obszernej zielonej koszuli zapi tej pod sam szyj . Wygl da a licznie z w osami
niedbale zwi zanymi w ko ski ogon.
- Nie igraj z ogniem - szepn Dane, gdy Tess podesz a jeszcze bli ej. - Je li ciebie
dotkn , strac panowanie nad sob . Wiesz, czym si to sko czy.
- Tak, Dane - odpar a cicho, patrz c mu w oczy. By a zarumieniona. Jego s owa i
spojrzenie podnieca y j równie mocno jak poca unki.
Dane zacisn z by. Oddycha nieregularnie.
Tess zmierzy a go spojrzeniem. To wystarczy o, by straci kontrol nad w asnym
cia em, chocia za wszelk cen próbowa j zachowa . Tess nie odwróci a wzroku. Z
zachwytem obserwowa a ukochanego. wiadczy o tym wyraz jej twarzy. Spojrza a mu w
oczy, wiadoma w asnych odczu i pragnie . By a pewna, e Dane j kocha. Gdyby
przekona si , jak cudowne mo e by mi osne zbli enie dwojga zakochanych, na pewno
zapragn by trwa ego zwi zku.
Dane szybko straci g ow i podda si nami tno ci, która ogarn a go niczym
omie . Wzi Tess na r ce i u
na kanapie. Wyci gni te nad g ow ramiona dziewczyny
spoczywa y bezw adnie na be owym obiciu. Usta by y rozchylone, oczy zamglone
po
daniem, cia o cudownie odpr one i uleg e.
- B dzie troch bo
o - ostrzeg Dane.
- Wiem - szepn a.
ce mu dr
y, gdy zdejmowa bawe nian koszulk . Rzuci j na pod og . Na
moment zamar w bezruchu, staraj c si zapanowa nad po
daniem.
- Chyba rozumiesz, e gdy ci dotkn , b dzie za pó no, aby si wycofa . Przestan
nad sob panowa .
- Kocham ci , Richardzie - szepn a, u ywaj c imienia, którym nikt poza ni si nie
pos ugiwa . - Kocham ca ym sercem. Nawet l k nie zniszczy tej mi
ci.
- Tess…! - j kn Dane.
- B
moim przewodnikiem i nauczycielem. Kochaj mnie - prosi a szeptem.
- Nie powinienem. - Przymkn oczy, dr c na ca ym ciele. Zacisn d onie w pi ci. -
Na mi
bosk , przecie ty nigdy…
- Kocham ci - szepn a znowu.
- Nie potrafi odwzajemni tego uczucia, Tess - wyzna z gorycz , obejmuj c d
mi
jej twarz.
Po
a mu palec na ustach. Wiedzia a, e to wyznanie podyktowane jest strachem
przed wielk mi
ci . Wahanie i ostro no wi cej ni s owa mówi y o jego prawdziwych
uczuciach.
Pochyli si , by j poca owa . Wargi mu dr
y. Rozchyli je lekko i obj palcami
smuk y kark, unosz c g ow Tess, która podda a si pieszczocie ust i j zyka.
miechn a si , czuj c agodne dotkni cie. Dane obsypywa poca unkami jej twarz,
jakby dopiero poznawa delikatne rysy. Tess zrobi o si ciep o na sercu.
Dane po
si obok dziewczyny i przyci gn j do siebie. Wsun kolano mi dzy
smuk e uda. Jego poca unki stawa y si coraz bardziej zaborcze.
Tess wsun a palce w ciemne w osy. Poczu a, e m skie d onie w lizguj si pod jej
koszul i g adz nagie plecy. Ca owa ch tne usta tak d ugo, a nabrzmia y od poca unków.
Bez po piechu zdj dziewczynie koszul i biustonosz, by pie ci obna one piersi. Pociera
mi nabrzmia e sutki. Tess oddycha a nierówno. By a jak w gor czce.
- Nie patrzy em na ciebie, gdy ci po raz pierwszy dotyka em - szepn Dane. - Teraz
mog nadrobi zaleg
ci.
Usiedli naprzeciwko siebie. Lassiter obejmowa Tess, wolno przesuwaj c wierzchem
oni po jej sutkach. Dziewczyna dr
a.
- To cudowne uczucie - wykrztusi Dane, patrz c jej w oczy. - Nie wiedzia em, e
mo e tak by .
- Ja równie - odpar a szczerze.
- Chc ca owa twoje piersi, Tess - szepn zd awionym g osem i pochyli g ow .
Wygi a si w uk, gdy wilgotne usta obj y jej sutki. Mia a wra enie, e unosi si w
powietrzu. P omie trawi jej wn trzno ci. Krzykn a, ow adni ta nag rozkosz .
- Tak - powtarza , ca uj c jej piersi. - Tak, male ka. Jeste najpi kniejsz istot , jak
kiedykolwiek widzia em.
- Ty równie - odpar a szeptem.
Rozebrali si pospiesznie. Wkrótce le eli obok siebie na kanapie. Po latach
dobrowolnego celibatu Dane dygota z niecierpliwo ci. G aska i okrywa poca unkami
smuk e cia o.
- Pragn ci , skarbie - powtarza raz po raz, czuj c, jak Tess dr y z po dania,
rozpalona jego pieszczotami.
Wsun si na ni . Delikatnie ca owa nabrzmia e usta i ociera si o Tess, by
wiedzia a, jak bardzo jest podniecony.
- Otwórz usta - szepn , muskaj c ustami jej wargi. Oszo omi o j nami tne dotkni cie
zyka. - Teraz!
Wszed w ni i poczu a ból. Nie zwa
a na to. Z trudem mie ci o jej si w g owie, e
mo na tak bardzo pragn m czyzny…
Silne d onie obj y uda dziewczyny i unios y j nieco.
Ból powróci , ale nie zwraca a na to uwagi, oszo omiona nami tnym poca unkiem.
- Wybacz, e musz ci sprawi ból - szepn , muskaj c oddechem jej usta. Podniós
ow i popatrzy na Tess oczyma p on cymi jak w gor czce.
- Chc widzie , jak stajesz si kobiet - szepn , wpatruj c si w ni i poruszaj c
rytmicznie biodrami.
kn a. Oczy mia a pe ne ez. Dane sca owa je delikatnie. Nagle ból ust pi . Poczu a
na twarzy dotkni cie szorstkiego policzka, a potem agodny poca unek wilgotnych ust.
Ws uchiwa a si w s odkie s ówka szeptane lekko schrypni tym g osem. Otworzy a d onie
zaci ni te na muskularnych ramionach.
- Teraz mo emy si kocha , Tess - powiedzia cicho. - Nie b dzie bola o.
Kobieca intuicja podpowiedzia a jej, e i dla niego to w pewnym sensie pierwszy raz.
Z adn kobiet nie kocha si dot d tak jak z ni . Przylgn a do ukochanego, kaj c z
rozkoszy. Obieca jej cudowne prze ycie i dotrzyma s owa. B aga a, eby posiad j
ca kowicie. Dane podda si nami tno ci, zapomnia o skrupu ach i obawach. Patrzy z
miechem na Tess, a obezw adniaj ca rozkosz za mi a mu wzrok i zmusi a do krzyku.
Gdy nieco och on li, przytuli j mocniej. Ca owa za zawione oczy delikatnie i czule,
aska dr ce cia o. Potem wsta i przyniós z lodówki sch odzone piwo, które wypili na
spó
. Nie my la o jutrze, jakby mieli dla siebie jedynie t noc. Tylko dzi mogli dzieli
rozkosz, prze ywa cudowne chwile i po s odkiej udr ce pieszczot zmierza do ca kowitego
spe nienia.
- B dziemy si kocha raz jeszcze - szepn , le c mi dzy jej rozsuni tymi udami. -
dzie ci tak dobrze, e zaczniesz krzycze , tak jak ja przed chwil .
- Kocham ci - szepta a jak w transie. Ich cia a zdawa y si stworzone dla siebie.
Ledwie w ni wszed , krzykn a z rozkoszy.
- Teraz? - zapyta , poruszaj c si rytmicznie.
- Tak - j kn a. - Tak, tak, tak...
Dane nie prze
dotychczas równie wielkiego uniesienia. Zapomnia o ca ym wiecie,
gdy spazmatyczny dreszcz wstrz sn cia em Tess, a z jej spierzchni tych warg wyrwa si
k zachwytu. Us ysza go po raz drugi, trzeci… Nie móg si nadziwi , e sta go na taki
wyczyn. Jego m skie si y by y chyba niewyczerpalne. W ko cu jednak os ab . Zasn , nim
dotkn g ow poduszki.
Rano Tess obudzi a go poca unkiem. Otworzy oczy i ujrza rozpromienion twarz
dziewczyny. J kn cicho, delikatnie po
Tess na pos aniu i przylgn do niej ca ym
cia em.
- Nie - szepn a pospiesznie. Jego po
dliwe spojrzenie sprawi o, e si zarumieni a.
Po chwili doda a, nie kryj c rozczarowania: - Przykro mi. Troch boli.
Dane odetchn g boko. Powoli odzyska panowanie nad sob . Obj d oni jej pier .
- Wzi em ci cztery razy - szepn , zagl daj c Tess w oczy. - To chyba nie by o
przyjemne.
- Mylisz si - odpar a, energicznie potrz saj c g ow . - Nie czu am bólu. Tylko za
pierwszym razem…
- Ale gdyby my si teraz kochali, by oby inaczej?
- Obawiam si , e tak.
- Powinienem by to przewidzie . - Dane westchn i po
si na plecach. - Jeszcze
si chyba nie obudzi em. Pijemy kaw ?
- Ch tnie j zaparz .
Podnios a si z
ka, spostrzeg a, e jest naga, i wstydliwie okry a biust
prze cierad em.
Nie usz o uwagi Dane'a, e Tess zerka na niego, próbuj c ukry zak opotanie.
Mrukn co niewyra nie, siad na
ku, bez skr powania w
slipy, d insy i skarpetki.
Tess uwa nie go obserwowa a.
- Id si ogoli . Mo esz spokojnie w
ubranie - rzuci , nie patrz c jej w oczy.
Odprowadzi a go wzrokiem. W jej spojrzeniu by a czu
. Chcia a powiedzie , e go
kocha, ale zdawa a sobie spraw , e nie us yszy w odpowiedzi podobnych s ów, mimo e w
nocy pie ci j z wielk pasj i oddaniem. Nie mia a w tpliwo ci, e jest w niej zakochany.
Patrzy a na niego z uwielbieniem.
- Pospiesz si - rzuci na odchodnym. - Wkrótce musimy jecha do agencji.
- Ach, tak. Racja.
Ani s owa wi cej o tym, co mi dzy nimi zasz o. Dane zachowywa si jak zatroskany
szef powa nej firmy.
Tess przeczuwa a, e Dane zamknie si w sobie. Uwa
, e niebezpiecznie jest
zdradza prawdziwe uczucia - nawet wobec niej. Wcale nie by a tym ura ona.
Szybko przygotowali si do wyj cia. Gdy podczas niadania pad a jaka wzmianka na
temat minionej nocy, Dane natychmiast zapomnia o rezerwie i ostro no ci. Wyobra nia
ata a mu figle. Spogl da po
dliwie na Tess. Przestraszony t reakcj , zerwa si na równe
nogi i rzuci serwetk na stó .
- Pora jecha - powiedzia ostro.
Posz a za nim bez s owa. Marzy a o szcz liwej przysz
ci, bo czu a si kochana.
Wiedzia a, e Dane b dzie próbowa zachowa dystans. Przewidzia a takie zachowanie. Nie
móg si jednak opiera w niesko czono ; wobec mi
ci by równie bezbronny jak Tess.
Postanowi a da czas ukochanemu. Nie zamierza a go pop dza . Trzeba zdoby si na
cierpliwo . Stawk by o jej szcz cie.
owa a tylko, e nie mog mie dziecka zrodzonego z cudownych prze
wspólnych nocy. Kocha aby je nad ycie.
Gdy zjawili si w biurze, natychmiast wci gn ich wir codziennych spraw. Dane
przyj to z ulg . Znikn za drzwiami gabinetu, nie patrz c na Tess, która od razu zaj a si
przegl daniem notesu i potwierdzaniem jego roboczych spotka .
Kilka ostatnich dni min o Tess niepostrze enie. W agencji wrza o jak w ulu.
Dziewczyna niemal zapomnia a o feralnym wieczorze. Rami prawie nie bola o, lecz ostatniej
nocy troch je sforsowa a. Zarumieni a si , wspominaj c z u miechem, jak Dane ca owa jej
blizny. Z równ delikatno ci wodzi a opuszkami palców po jego ramieniu i udzie. Gdy si
kochali, szepta a mu do ucha, e to blizny godne walecznego
nierza. Te s owa wzmaga y
odczuwan przez niego rozkosz. Wspomina a krzyk przechodz cy niemal w kanie i
bezsilno wyczerpanego m czyzny, który po wysi ku opada bezw adnie na pos anie.
Nadesz a pora obiadu. Detektywi wychodzili jeden po drugim. Tess po egna a
miechem znikaj
za drzwiami Helen. Dane wcze niej poszed co zje . Tess zosta a w
biurze ca kiem sama. Zaaferowany szef prawdopodobnie tego nie przewidzia , gdy odmówi
pro bie Helen, która chcia a zabra Tess do restauracji. Opuszczona przez wszystkich
sekretarka postanowi a wyskoczy do kafeterii po drugiej stronie ulicy i kupi porcj
pieczonego kurczaka. To lepsze ni przymieranie g odem.
a p aszcz, wysz a z biura i zamkn a drzwi na klucz. By a roztargniona, bo
nieustannie my la a o ukochanym. Nagle kto zatka jej r
usta. Znieruchomia a, nie
wiedz c, co si dzieje.
- Mam ci , licznotko - rzuci chrapliwie nieznajomy. - Uda o si . Za atwimy ci . Nie
dziesz wiadczy przeciwko nam.
ROZDZIA SZÓSTY
Tess by a przera ona. Nigdy w yciu tak si nie ba a. Napastnik wykr ci jej r
. Szli
wolno ku frontowym drzwiom budynku, gdzie wspólnik gangstera czeka w samochodzie z
czonym silnikiem.
To chyba jaki koszmar, powtarza a w duchu dziewczyna. Takie sceny zdarzaj si
tylko w filmach sensacyjnych. Wystarczy o, e poczu a nó pod ebrami, aby uwierzy a w
realno niebezpiecze stwa. Pozna a cierpki smak panicznego l ku. mier zagl da a jej w
oczy.
Je li pozwoli napastnikowi, by wepchn j do auta, z pewno ci nie wyjdzie z opresji.
Dane przewidzia , e co takiego mo e nast pi . Poniewczasie przyzna a mu racj .
yskawicznie oceni a swoje po
enie. Nik e mia a szanse na wyrwanie si z r k
bandyty, ale sytuacja nie by a wcale beznadziejna. Kiedy gangster podejdzie do frontowych
drzwi, b dzie musia si gn do klamki t sam r
, w której trzyma nó . Je li Tess
zachowa przytomno umys u i b dzie dzia
szybko, mo e zdo a uciec.
Nie stawia a oporu przest pcy, który popycha j ku wyj ciu. Z oczyma pe nymi ez
aga a, by j pu ci . Mia a nadziej , e wygl da na typow ofiar przemocy. W takim
wypadku dra j zlekcewa y i przestanie si mie na baczno ci. W my li powtarza a
sekwencj gestów, które powinna wykona , gdy nadejdzie odpowiednia chwila.
Sta o si . R ka uzbrojona w nó si gn a klamki. Tess uderzy a okciem w splot
oneczny napastnika. Gdy facet zgi si wpó , unios a kolano i kopn a go w nos; poczu a
ciep krew. Energicznym szarpni ciem wyrwa a si z morderczego u cisku i wybieg a na
ulic . By o wczesne popo udnie. Chodnikami sz o mnóstwo ludzi. Bogu dzi ki! Gangsterzy
nie odwa si chyba ciga jej w takim t umie. Bieg a dysz c ci ko.
Wmiesza a si w grup przechodniów czekaj cych na zielone wiat o. K tem oka
dostrzeg a samochód jad cy szybko w jej kierunku. Nie odwa si , my la a gor czkowo.
Wykluczone…
- Tess!
Podnios a wzrok. To by mercedes. Za kierownic siedzia jej szef.
- Dane! - Przebieg a przez ulic , wskoczy a do auta i rzuci a si w ramiona
ukochanego.
Obj j mocno, zapominaj c na moment o ca ym wiecie. By wstrz ni ty. Spieszy
si bardzo, eby wróci do biura przed wyj ciem detektywów. Nagle ujrza zdyszan Tess i
oddalaj ce si auto. Musia zdecydowa , co jest wa niejsze - bezpiecze stwo dziewczyny czy
ciganie uciekinierów. Od razu wiedzia , jak podejmie decyzje.
Poca owa Tess zach annie. Niech tnie oderwa wargi od jej ust, uruchomi silnik i
czy si do ruchu. Auta jecha y wolno zat oczon ulic . Lassiter my la o Tess. Nic wi cej
go nie obchodzi o.
- Niewiele brakowa o i by oby po mnie - powiedzia a, oddychaj c z trudem. - Da am
si zaskoczy , gdy wychodzi am z biura. Przy
mi nó do pleców…
- O Bo e! - j kn Lassiter i uj r
Tess.
- Helen pokaza a mi, jak si broni , gdy napastnik atakuje od ty u. Zapami ta am sobie
jej nauki. Uda o mi si obezw adni faceta i uciec. - Gdy min o poczucie zagro enia, Tess
spojrza a na ca spraw nieco inaczej. - To by o niesamowite prze ycie. Teraz rozumiem,
dlaczego… Dane?
Lassiter zjecha na parking i zatrzyma samochód. By blady jak ciana. Dr cymi
koma trzyma kierownic . Utkwi wzrok w przedniej szybie.
- Wszystko si dobrze sko czy o - powiedzia a cicho Tess. Przysun a si i obj a
mi jego twarz. Ca owa a usta, nos i przymkni te oczy ukochanego. Potem obj a go i
mocno si przytuli a. - Przesta siebie wini . Zapomnia
po prostu, e nie wychodz z
Helen. Nie pozwoli
nam i razem na obiad.
- Wcale o tym nie zapomnia em - odpar dr cym g osem. - S dzi em, e wróc , nim
biuro opustoszeje. Niestety, utkn em w korku.
- Dane - szepn a.
- Przytul mnie, Tess - poprosi zbola ym g osem. - Nic nie mów. Obejmij mnie tylko.
Popatrzy a na niego oczyma pe nymi mi
ci i t sknoty.
Dane napotka jej spojrzenie i poczu si zak opotany. Rzadko ujawnia s abo ci. Pora
wzi si w gar . Tess nie powinna go widzie w takim stanie ani robi sobie powa nych
nadziei z powodu jego gwa townej reakcji. To bezsensowne. Z drugiej strony jednak…
Pochyli g ow i poca owa j czule.
- Od tej chwili, ilekro b
wychodzi z biura, upewni si najpierw, z kim
zostaniesz. Wybacz mi, Tess.
- Ju ci mówi am, eby przesta si obwinia . Lepiej mnie poca uj.
- Za du o tu ludzi - mrukn i odsun si nieco. Wskaza przechodniów mijaj cych
auto.
- W takim razie jed my do ciebie. Co ty na to?
- Lepiej nie. Po pierwsze: musisz doj do siebie po szale stwach poprzedniej nocy -
odpar cicho i doda z ponur min : - Po drugie: od dzi
pisz we w asnym
ku. Nie
dziemy dzieli sypialni. Tamto nie mo e si powtórzy .
- Dlaczego? - zapyta a. Dane pog aska kciukiem jej policzek. Mia smutn min .
- Nie zamierzam si wi za na sta e. Nie pragn wielkich uczu - przypomnia . -
Zawsze b
pami ta , co czu em, b
c twoim pierwszym m czyzn . Problem w tym, e
szukasz partnera na ca e ycie. Ja straci em z udzenia.
- Postaram si na ciebie wp yn . Przy mnie stare rany si zabli ni .
- Ju wiele dla mnie zrobi
. Mimo to nie mog si z tob o eni - odpar , nie
owijaj c niczego w bawe
. - Pos uchaj uwa nie, Tess. Jeste przekonana, e mnie kochasz,
poniewa brak ci w tych sprawach do wiadczenia. Wszystkiego, co wiesz o erotyce,
nauczy
si ode mnie. Pewnego dnia seks przestanie ci wystarcza . Zapragniesz dziecka.
- Kocham ci , Dane - odpar a, nie sil c si na inne argumenty.
Na policzki Lassitera wyst pi y ciemne rumie ce. Oczy rozja ni mu dziwny blask.
- Nie wiesz, czym jest mi
- szepn , daremnie próbuj c udawa , e jej s owa nie
zrobi y na nim wra enia. - S dzisz, e to rozkosz i fizyczna blisko .
- Nas dwoje czy znacznie wi cej ni tylko chwilowa przyjemno . My si
kochali my, Dane. Dzisiejsze prze ycia by y tak cudowne, e w tpi , abym kiedykolwiek
pozwoli a si dotkn innemu m czy nie.
Lassiter przymkn oczy. Jego odczucia by y takie same, ale ba si do tego przyzna .
Jaki wewn trzny g os nakaza mu zachowa je tylko dla siebie.
- To by a cudowna noc - stwierdzi ch odno. Popatrzy w oczy Tess z udawan
oboj tno ci . - Masz szcz cie, e jestem bezp odny. W przeciwnym razie mog aby mie
opoty.
- Tak bym tego nie nazwa a - odpar a z u miechem.
- Nie warto si teraz nad tym rozwodzi - odpar ze wzrokiem utkwionym w przedni
szyb . Uruchomi silnik auta. - Musimy jecha na posterunek policji i z
zeznanie.
Czynna napa i usi owanie morderstwa. Tak to wygl da. Nie spoczn , a tamci… - Dane
kilku dosadnych okre le , jakimi ch tnie pos ugiwali si teksascy stra nicy - …wyl duj
za kratkami. Powinni si tam znale
przed zachodem s
ca. Tym razem nie dopuszcz , by
wyszli za kaucj . Mam w tym mie cie troch znajomo ci. Moi przyjaciele przekonaj kogo
trzeba!
Helen puszy a si jak paw, gdy us ysza a, e Tess ocala a dzi ki kilku lekcjom
samoobrony, których jej udzieli a. Dane mia ponur min , ale zdoby si na podzi kowanie i
kilka mi ych s ów. Nie przestawa my le o handlarzach narkotykami. Ch tnie udusi by ich
go ymi r kami. Po raz pierwszy w yciu ogarn a go dza odwetu.
Poleci Adamsowi, eby wspó pracowa z policj . Sam nie odst powa Tess. Gdy po
cz cym dniu wrócili do jego mieszkania, natychmiast zdj marynark . Tess nie odrywa a
od niego wzroku. Spostrzeg , e poblad a.
- Co si sta o? - zapyta cicho.
- Kiedy gangsterzy trafi do aresztu, natychmiast si wyprowadz .
Dane zmarszczy brwi. Nie chcia si nad tym zastanawia . Na sam my l o odej ciu
Tess czu wewn trzn pustk . Dni sp dzone we dwoje przypomina y cudown ba - nie
tylko dlatego, e zostali wreszcie kochankami. Dane lubi przebywa z Tess.
- Z pewno ci ucieszy a ci ta nowina - doda a z wymuszonym u miechem. - Nie
dzie damskiej bielizny susz cej si na sznurku w twojej azience ani czó enek pod
kanap …
- Nie masz racji - przerwa . - B dzie mi ciebie brakowa o. S dz , e ty równie
dziesz za mn t skni . Problem w tym, e oboje przywykli my do samotno ci.
Tess obj a go i przytuli a twarz do muskularnego torsu. Przez bia e p ótno koszuli
czu a ciep o jego skóry. Nie odpowiedzia a, bo s owa niczego by nie zmieni y. Westchn a,
ciesz c si jego blisko ci . Chcia a zachowa pi kne wspomnienia.
- Czy mog abym dzisiaj spa z tob ?
- Bardzo tego pragn - odpar g ucho - ale nie mog si na to zgodzi . Je li za bardzo
si do ciebie przywi
, rozstanie b dzie udr
.
- Przypominasz mi kierowc , który rezygnuje z prowadzenia samochodu, bo na sam
my l o awarii ogarnia go niepokój.
- Chyba masz racj - przyzna , mimo woli parskaj c miechem. Po chwili spowa nia i
doda : - Umacnianie tej wi zi adnemu z nas nie wyjdzie na dobre. I tak b dziemy bardzo
cierpie . - Tess chcia a co powiedzie , ale Lassiter dotkn palcem jej ust, nakazuj c
milczenie.
- Jeste g boko przekonana, e mnie kochasz. Wiem o tym doskonale. Mimo to
dz , e zmienisz zdanie, gdy wrócisz do swego mieszkania i zaczniesz normalnie
.
Wszystko, co si teraz dzieje, uznasz za koszmarny sen.
- Z wyj tkiem ostatniej nocy - wtr ci a.
- Owszem. - Z czu
ci poca owa j w czo o. - To by a tylko jedyna noc. Z czasem o
niej zapomnisz.
- A ty?
Wypu ci j z obj i przeci gn si , udaj c, e nie s yszy pytania.
- Kto przygotowuje kolacj ? Co jemy? - zapyta . - Mam ochot na hamburgera, a
ciwie na kilka hamburgerów.
- Zaraz je usma - zaofiarowa a si Tess.
- Za du o czasu sp dzasz w kuchni. To niesprawiedliwe.
- Wol sama przygotowa jedzenie. Twoje hamburgery… Spu my na to zas on
mi osierdzia. Lepiej trzymaj si z daleka od patelni - mrukn a, id c do kuchni.
- Przecie istnieje równouprawnienie!
- Dziwnie interpretujesz to poj cie.
Lassiter, zirytowany jawn krytyk , westchn ci ko i powlók si do sypialni, by
zmieni ubranie.
Wkrótce usiedli do kolacji.
- Czy mo emy pojecha na ranczo pod koniec tygodnia? - zapyta a Tess, nie robi c
sobie wielkich nadziei.
- Lepiej nie ryzykujmy - stwierdzi Dane obrzucaj c Tess pe nym niepokoju
spojrzeniem.
- Rozumiem. Chodzi o gangsterów. - Dziewczyna pokiwa a g ow .
- Nie, Tess - odpar cicho. - Problem w tym, e zostali my kochankami. Beryl nie jest
lepa. Od razu si zorientuje. Wystarczy, e na nas popatrzy.
- Ach, tak…
- Beryl przestrzega pewnych zasad. - Skrzywi si , widz c rumieniec na policzkach
Tess. - Wiem, wiem, ty równie . W pewnym sensie podzielam wasze przekonania.
Zapad o k opotliwe milczenie. Dane w czy telewizor. Z zainteresowaniem obejrzeli
razem film przyrodniczy firmowany przez National Geographic. Okaza o si , e oboje
mnóstwo wiedz o zwierz tach.
- Bardzo chcia bym objecha z tob ca e ranczo - wyzna z alem, spogl daj c na ni
czule. - Problem w tym, e Beryl mo e ci dokucza .
- Czy w dzisiejszych czasach istniej jeszcze pary yj ce razem d ugo i szcz liwie? -
zapyta a z gorycz .
Dane wpatrywa si uporczywie w pusty talerz.
- Zapewne tak. Niestety, trudno mi zapomnie , e moje ma
stwo okaza o si
pomy
. Mo e od pocz tku co by o w nim nie tak? Zaraz po lubie oboje z Jane byli my
przekonani, e czeka nas wietlana przysz
. Z czasem przesta o nam na sobie zale
. Nie
sposób przewidzie , jak si sprawy potocz . Gdybym móg da ci dziecko, mo e zmieni bym
zdanie. Niestety, jest inaczej. Nie s dz , eby si nam uda o. Zrozum… to ogromne ryzyko.
- Uwa asz po prostu, e jestem dla ciebie za m oda - westchn a Tess, spogl daj c
nie mia o na ukochanego. - Sama nie wiem, czy to mi y komplement, czy te ukryta
zniewaga. Pokocha am ci jako dziewi tnastolatka. Moje uczucie przetrwa o prób czasu. -
miechn a si smutno. - Czy znasz lekarstwo na mi
, Dane?
Nie odpowiedzia . Zapad o milczenie.
- Tess, przyjd tu na chwil - poprosi Dane nast pnego ranka, gestem d oni
zapraszaj c Tess do swego gabinetu.
Siedzia tam wysoki, przystojny blondyn nazwiskiem Nick Reed, brat Helen, by y
agent FBI, którego uda o si Lassiterowi skaptowa do swojej agencji. Nick u miechn si
do Tess, która usiad a na kanapie. Oboje czekali, a Dane zamknie drzwi i powie, o co chodzi.
- Musimy przej inicjatyw - stwierdzi nagle Dane. - Nick skontaktowa si z
paroma osobami. Zdoby informacje, które mog si nam przyda . Szykujemy zasadzk na
gangsterów, którzy ci postrzelili, a potem napadli. Opowiedzia em Nickowi, jak wygl da
twój plan dnia. Zostaniesz przyn
, skarbie. Nasi ludzie b
ci obserwowa z ukrycia.
- Pi kna perspektywa - odpar a z westchnieniem. - A ja, g upia, my la am, e kochasz
mnie nad ycie i gotów jeste strzec swojej wybranki jak renicy oka.
Nick parskn
miechem, jakby us ysza dobry art. Dane zachowa kamienn twarz.
- Zadbamy o twoje bezpiecze stwo - t umaczy . - B
ci pilnowa detektywi z
agencji i dwaj policjanci, którzy zgodzili si wesprze nas po s
bie. Czas przej inicjatyw
i wykorzysta element zaskoczenia. Nie warto siedzie i czeka , a ci znów napadn . To
zbyt niebezpieczne.
- Co mam robi ? - zapyta a spokojnie.
Dane przedstawi w ogólnych zarysach plan zasadzki. Tess by a zdenerwowana i pe na
obaw, ale powtarza a sobie raz po raz, e podczas napadu, mimo ogromnego zdenerwowania,
da a sobie rad . To dowód, e w trudnej sytuacji potrafi zachowa zimn krew. Ta
wiadomo doda a jej odwagi. Wszystko pójdzie jak z p atka.
W sobot rano Dane snu si po mieszkaniu z k ta w k t, nie mog c sobie znale
miejsca. Telewizja go nudzi a.
- Trzeba si przewietrzy - powiedzia nagle. - Wk adaj ciuchy.
- Jestem ubrana - odpar a Tess, wzruszaj c ramionami. Mia a na sobie d insy i
bawe nian koszulk .
- Narzu na siebie kurtk i w
sportowe buty. Mam ochot na ma przeja
.
- Dok d wyruszamy?
- Na ranczo - mrukn . Widz c jej rumieniec, doda pospiesznie: - Beryl ma dzi
wolne. Je li chodzi o innych, Helen nie wiadomie dostarczy a nam alibi. Poprosi a mnie,
ebym przesta ci tyranizowa i zadba o twoje samopoczucie. Jest przekonana, e cierpisz tu
katusze.
- Co w tym jest - odrzek a zaczepnie.
- Idziemy. - Dane odwróci si i ruszy ku drzwiom. - Je li b dziemy tu siedzie jak w
klatce, nic dobrego z tego nie wyniknie.
Tess chwyci a d insow kurtk , w
a buty i pobieg a za Lassiterem.
Dzie by ch odny i ciep e okrycie bardzo si przyda o, gdy obje
ali farm . Dane z
miechem obserwowa Tess w czasie pierwszej lekcji jazdy konnej. Dziewczyna zerka a
ukradkiem na roze mian twarz ukochanego. Wkrótce dosz a do porozumienia ze swoim
wierzchowcem; wiekowa, cierpliwa klacz niejedno ju w yciu widzia a. Jazda konna okaza a
si znacznie przyjemniejsza, ni s dzi a wcze niej pocz tkuj ca amazonka. Przyjemnie by o
patrze na wiat z wysoko ci ko skiego grzbietu.
Z oddali dobieg t tent kopyt. Dane zmru
oczy ukryte w cieniu szerokiego ronda.
- Mamy towarzystwo. Nale
o si tego spodziewa - mrukn , obserwuj c dwóch
postawnych je
ców.
- Co to za jedni? - zapyta a Tess, os aniaj c d oni oczy.
- W
ciciele farm s siaduj cych z moj , Cole Everett i King Brannt - odpar z
miechem Dane. Domy li si , e widzieli go z Tess i szukali pretekstu, by si jej bli ej
przyjrze . Wiedzieli, e Lassiter nie ma zwyczaju przywozi kobiet na ranczo.
- adny dzie - zagadn Cole Everett, starszy z je
ców. Spogl da badawczo na
zarumienion Tess.
- Mamy dobr pogod - wtr ci King Brannt.
- To jest Teresa Meriwether - powiedzia Dane, nie trac c opanowania. - Znajomi
mówi do niej Tess. Jej ojciec zamierza si o eni z moj matk . Jak wiecie, oboje zgin li w
wypadku na krótko przed lubem. Tess i ja w pewnym sensie jeste my rodzin . Pracuje jako
sekretarka w mojej agencji detektywistycznej.
- Niez a gadka - rzuci pó
osem Cole Everett, zsuwaj c na ty g owy jasny kapelusz
z szerokim rondem. - Mi o pozna - doda g
no z szerokim u miechem, w którym nie by o
ani cienia z
liwo ci.
- Mog si pod tym podpisa - wtr ci King Brannet. By uprzejmy, ale troch
onie miela Tess.
- Mog zapyta , w jakim celu si fatygowali cie a tutaj? - zapyta Dane, mierz c
wzrokiem s siadów.
- Chcieli my ci prosi o wypo yczenie byka-medalisty. Ju o tym rozmawiali my -
przypomnia Cole i u miechn si do Tess. - Oczywi cie, mo emy poczeka kilka dni.
Dane zachichota . Bezczelno w cibskich s siadów ca kiem go rozbroi a.
- Dobrze - odpar . - Przyjad za tydzie i wszystko ustalimy.
Dane s dzi , e do tego czasu gangsterzy b
ju za kratkami, a Tess wróci do swego
mieszkania. Na my l o tym zrobi o mu si smutno.
siedzi Lassitera wkrótce si po egnali. Dane przypomnia , by pozdrowili od niego
swoje ony. Tess odprowadzi a spojrzeniem dwóch postawnych je
ców. Dane opowiada z
ywieniem o ich rodzinach.
- S
onaci od lat. Ich dzieciaki to nastolatki. Dzieciaki… - Zacisn z by. - Wracajmy
- powiedzia cicho.
- Nie przejmuj si tak - szepn a Tess, k ad c mu d
na ramieniu. - Dzieci to nie
wszystko.
- Przeciwnie, zw aszcza je eli nie ma szansy na ich posiadanie - rzuci oschle.
Popatrzy na Tess z jawn niech ci i doda zaczepnie: - Nie próbuj mi wmówi , e
wyrzekniesz si dobrowolnie w asnego potomka.
Nie odpowiedzia a. Popatrzy a wspó czuj co na ukochanego. Zmarszczy a brwi, gdy
przypomnia a sobie o swoich l kach i obsesjach.
- Co si sta o? - wypytywa z niepokojem, widz c jej zmienion twarz.
- Pomy la am o zasadzce na gangsterów.
Dane by troch zaskoczony jej odpowiedzi . Sam unika rozmy la na ten temat, bo
wytr ca y go z równowagi. Teraz musia spojrze prawdzie w oczy. L ka si , e co pójdzie
nie tak. Westchn ci ko. D ugo milcza .
- Pami taj, e obaj z Nickiem dobrze znamy si na tej robocie - powiedzia w ko cu. -
Dopilnujemy, eby nic ci si nie sta o, male ka. Dopadniemy tych drani.
- Jasne. - Tess zdoby a si na blady u miech.
Nadal by a pe na obaw. Dane stara si o tym zapomnie . Nie móg pozwoli , by l k
zm ci mu umys . Wierzy , e plan u
ony wspólnie z Nickiem przyniesie spodziewane
rezultaty. Gdy przest pcy trafi do aresztu, trzeba b dzie ostatecznie rozmówi si z Tess.
Jednego by pewny: nie ma dla niej miejsca w jego yciu. Powinien jej to u wiadomi , póki
jest w stanie to zrobi . Opór s ab z dnia na dzie . Dla dobra Tess powinien jak najszybciej
si z ni rozsta . Za bardzo mu na niej zale
o, by przysta na ma
stwo bez przysz
ci.
Tess odejdzie, cho by mia umrze z rozpaczy.
ROZDZIA SIÓDMY
Ciemno za oknami wydawa a si przygn biaj ca. Zacz o m
. Na ulicy by o
wilgotno i zimno. Tess obj a si ciasno ramionami. Mia a na sobie ciemne spodnie, bluzk w
szaroniebieski dese i popielaty sweter, a mimo to odczuwa a ch ód. Stoj cy za jej plecami
Dane czeka na kolejne posuni cie ekipy detektywów.
Helen, Nick i Adams oraz dwaj najlepsi ludzie sier anta Gavesa z pobliskiego
komisariatu przyczaili si ju w swoich kryjówkach. Od pewnego czasu wiedzieli, e biuro
agencji jest obserwowane. Tego wieczoru postanowili zastawi na gangsterów pu apk . Tess i
Dane zachowywali si tak, jakby mieli pracowa w biurze do pó nej nocy. Reszta personelu
opu ci a budynek. Z pewno ci zauwa yli ich ukryci w pobli u obserwatorzy. Detektywi
odjechali na bezpieczn odleg
, zaparkowali auta, podkradli si bli ej i zaczaili w
umówionych miejscach, by w razie potrzeby s
pomoc pozosta ej w budynku pi tce
wspó pracowników.
Dane zerkn na zegarek. By niespokojny. Nie chcia tej akcji, ale konieczno
zmusi a go do jej przeprowadzenia. Tess nie powinna
w ci
ym strachu. Wkrótce od
niego odejdzie, ale b dzie mu atwiej
ze wiadomo ci , e jest bezpieczna.
- Boisz si ? - zapyta cicho.
- Okropnie - wyzna a, staj c twarz w twarz z szefem. - To chyba normalne, prawda?
Nie brak obaw, lecz umiej tno ich pokonywania czyni z ludzi bohaterów. Trzeba robi ,
swoje mimo parali uj cego strachu.
- Masz racj . Parokrotnie uczestniczy em w niebezpiecznych akcjach. Za ka dym
razem odczuwa em strach, ale nie splami em si ucieczk .
- Poczucie zagro enia powoduje dop yw adrenaliny do krwi, a to sprawia, e w
sytuacji zagro enia dzia amy szybko i skutecznie - przypomnia a Tess. - Energii wystarcza
jednak na krótko. Ledwie uda o mi si wyrwa z r k gangstera i uciec, opad am z si i ca kiem
si rozklei am.
- Pami taj, e ryzyko uzale nia jak narkotyk - odpar cicho Dane, patrz c na ni z
kiem. - W
nie dlatego nie zgadzam si , aby zosta a detektywem. Bez wahania
wystawiasz si na niebezpiecze stwo. Pewnie bra aby najtrudniejsze zlecenia.
- Sam tak robisz - odrzek a, patrz c mu prosto w oczy - i nie zamierzasz si wycofa .
- Po mnie nikt nie b dzie p aka - odpar z ponurym wyrazem twarzy. Tess mia a
ochot zaprotestowa . - To nie jest zaj cie dla onatych… ani dla m atek. wiadomo
ci
ego zagro enia mo e zniszczy najbardziej udany zwi zek. Jane by a w ciek a, e
pracuj jako teksaski stra nik. By em go ciem w domu.
- Dane - wtr ci a Tess, spogl daj c na niego czule - gdyby naprawd kocha
on ,
znalaz by sposób, eby sp dza z ni wi cej czasu, prawda?
- Pora zaczyna - stwierdzi Dane, spogl daj c na zegarek. Jego twarz niczego nie
wyra
a. Pomin milczeniem trudne pytanie. - Wiesz, co masz robi .
- Oczywi cie.
Lassiter wzi z biurka aktówk i podszed do Tess. Nie kry , e dr czy go l k.
- Unikaj ryzyka. Gdyby zasz o co nieprzewidzianego, krzycz, zbij szyb , rób co
chcesz, byle tylko zwróci na siebie uwag . Nie zamierzam si zbytnio oddala . Na pewno
us ysz .
- Jasne. - Tess mia a ci ni te gard o i mokre od potu d onie. Zrobi o jej si sucho w
ustach, a serce wali o jak m otem. Nie mog a wyzna Dane'owi, e okropnie si boi. To by
tylko pogorszy o spraw .
- B dziemy w pobli u. Jest nas spora gromadka - przypomnia jej Lassiter. - Wszystko
dzie dobrze. Wreszcie przestaniesz si ba .
- Mog ich znów wypu ci za kaucj …
- Tym razem nie. Je li nawet s dzia podejmie tak decyzj , dopilnuj , eby ustalono
niebotyczn kwot . Nie b
jej w stanie zap aci .
- Sytuacja si powtarza. Poza moim zeznaniem nie b dzie adnego dowodu ich winy.
- Nieprawda. My równie mo emy wiadczy . Poza tym sam napad wyka e, z kim
mamy do czynienia. - Dane musn palcem usta Tess. - G owa go góry, kochanie. - Poca owa
zach annie. Rozchyli a wargi, poddaj c si nami tno ci. Chcia a obj Dane'a, ale odsun
si i ruszy ku drzwiom.
Zosta a sama. W biurze zrobi o si nagle zimno i ponuro. Chodzi a nerwowo z k ta w
t. Dane potrzebowa kilku minut, by dotrze na parking, podej do auta i wrzuci aktówk
do baga nika. Potem mia ostentacyjnie zapali papierosa. Obserwator b dzie przekonany, e
szef wyszed si przewietrzy , ale wraca do agencji, bo pami ta o niebezpiecze stwie
gro
cym Tess i wie, e nie powinna zostawa sama na d
ej; kto móg by dokona na ni
zamachu.
Gangsterzy skwapliwie wykorzystali chwilow nieobecno Lassitera. Przed budynek
zajecha ciemnobr zowy sedan. Wysiedli z niego dwaj m czy ni. Kryj c si w cieniu,
podbiegli do drzwi wej ciowych. Rozgl dali si niespokojnie. Dane móg lada chwila wypali
papierosa i ruszy w stron budynku.
Nie mieli poj cia, e Lassiter od razu ich spostrzeg . Wróci tylnym wej ciem i
pobieg do windy dla personelu. W ski korytarz prowadzi z niej do pomieszcze agencji.
Wyci gn automatyczny pistolet, kaliber 45. Bro by a gotowa do strza u. Widzia , jak
gangsterzy podchodz do drzwi. Tess us ysza a cichy szcz k klamki; odwróci a si
natychmiast. Na widok wycelowanej w ni lufy pistoletu zamar a w bezruchu. Pomy la a o
ukochanym. Przemkn o jej przez g ow , e zginie z jego imieniem na ustach.
- Padnij!
Komenda rzucona tonem nie znosz cym sprzeciwu wyrwa a j z odr twienia. Tess
upad a na pod og , nim kanonada przerwa a krótkotrwa cisz .
Dane zrani w bark jednego z przest pców i sku go kajdankami. Drugi z gangsterów
zdo
uciec.
- ap go! - j kn a Tess.
- Nick si nim zajmie. - Dane wyci gn do niej r
i pomóg wsta .
- Wezwijcie lekarza, do jasnej cholery! - krzycza ranny. - To nieludzkie! Przecie si
wykrwawi !
- Teraz masz poj cie, jak cierpia a Tess - odpar Dane i doda kilka epitetów, które
sprawi y, e dziewczyna sp on a rumie cem.
- Zdrów i ca y? - wypytywa a niespokojnie, odruchowo dotykaj c jego torsu, jakby
szuka a ran. - Trafi ci ?
- Pó
ycia zesz o mi na unikaniu pocisków. - Dane rozchmurzy si nieco. Na jego
ustach pojawi si che pliwy u mieszek. - Za to mi p acili. A co z tob ? Dobrze si czujesz?
- Teraz ju tak - odpar a i wtuli a si w ramiona Dane’a. Po
a g ow na jego
ramieniu. K tem oka obserwowa a le cego na pod odze gangstera, który zwin si w k bek
i poj kiwa cicho. Marynarka eleganckiego garnituru pobrudzona by a krwi . Dane trzyma w
ku bro napastnika.
- Tess! - G os Helen odbi si echem w pustym biurze. Dziewczyna wybieg a z windy.
Nick depta jej po pi tach. - S ysza am odg os wystrza ów. - Umilk a, z niedowierzaniem
spogl daj c na kole ank i szefa. - Co si sta o?
- Nic. Wyszli my z tego bez szwanku. A co z jego kompanem? - zapyta Dane,
ruchem g owy wskazuj c rannego przest pc .
- Ludzie sier anta Gravesa ju si nim zaj li - wtr ci Nick, chowaj c bro do kabury.
- Wezwij karetk . Trzeba opatrzy tego drania - mrukn Dane do Helen. Poda jej
automatyczny pistolet maszynowy, z którego strzela przest pca.
- Nie dotykaj kolby - zrz dzi Nick; patrz c na siostr .
- S na niej odciski palców.
- Wiem, jak trzyma bro . Sam mnie tego nauczy
- odpar a z politowaniem Helen.
Zwróci a si do Tess: - Jak samopoczucie, kochanie?
- Nie le - us ysza a w odpowiedzi.
- Cholerni detektywi! - wymamrota ranny przest pca. Powtarza te s owa raz po raz.
- Wyno my si st d. - Dane uniós brwi i mocniej przytuli Tess.
Min o du o czasu, nim wrócili do domu. Tess musia a z
zeznania. Czeka a, a
zostan przepisane i przyniesione do podpisu. Ranny gangster pojecha karetk na opatrunek;
nast pnie odwieziono go do szpitala policyjnego. Drugi przest pca zosta przes uchany i
odes any do aresztu. Tess wreszcie odetchn a z ulg .
Wrócili do domu w rodku nocy. Dziewczyna zasn a jak kamie i nie mia a adnych
koszmarnych snów. Nie s ysza a budzika. Gdy wsta a, Dane ju wyszed , ale zostawi kartk .
Napisa , eby nie przychodzi a do pracy; radzi jej porz dnie wypocz .
Zapewne mia racj , ale Tess nie mia a czasu na odpoczynek. Z ponur min uzna a,
e czas si pakowa . Dane nie prosi jej, eby si wyprowadzi a; w ogóle niewiele mówi
poprzedniej nocy. By uprzejmy i opieku czy, ale osch y. Gdy wrócili do domu, kaza jej i
spa . Uzna , e Tess bardziej potrzebuje snu ni rozmowy.
Tess s dzi a, e Dane j kocha, ale b dzie próbowa zabi t mi
i pewnie mu si to
uda. Uzna a, e post pi m drze, usuwaj c si w cie na pewien czas. Nie warto wszczyna
sporu z m czyzn , który sam nie wie, czego chce. Pora odej ; niech Dane spokojnie
wszystko przemy li. Nie powinien odczuwa presji; zbyt silna jest w nim potrzeba wolno ci.
Z czasem nadarzy si okazja, by go przekona , e mimo przeszkód maj przed sob
wspania przysz
.
Spakowa a rzeczy i czeka a na powrót Dane'a. Siedzia a z opuszczon g ow na
kanapie, ubrana w szare spodnie i szeroki bia y sweter. W osy splot a w warkocz. P aszcz
le
na oparciu kanapy.
Us ysza a znajome kroki i podnios a wzrok. Dane zmarszczy brwi; patrzy z
niedowierzaniem na spakowane walizki.
- S dzi am, e takie rozwi zanie najbardziej ci odpowiada - powiedzia a cicho. -
adnych sporów. adnych k opotów. - Wsta a. - Czy móg by odwie mnie do domu?
Dane westchn ci ko. Uzna , e Tess ma racj . To najlepsze wyj cie. Z alem
odrzuci marzenia. udzi si , e zastanie Tess zwini
w k bek na kanapie i wpatrzon , jak
co wieczór, w ekran telewizora. Daremnie. Gdy u wiadomi sobie, e wraca do siebie, poczu
niemal fizyczny ból.
- Oczywi cie. Ruszajmy - odpar ch odno. Popatrzy na ni z góry. - Dzi ki.
a p aszcz i wysz a za nim z mieszkania, nie ogl daj c si ani razu. Gdyby
popatrzy a na znajome wn trze, p
oby jej serce.
Wkrótce dotarli na miejsce. Dane zapewni Tess, e nie ma powodu do obaw.
Przest pcy dzia ali na w asn r
i nie mieli dnych zemsty popleczników. Po chwili
milczenia Tess stwierdzi a:
- Wszystko ju zosta o powiedziane.
- Owszem - zgodzi si Dane. Przez chwil b dzi wzrokiem po niewielkim
mieszkaniu. Po chwili spojrza znów na Tess, ale natychmiast spu ci oczy. - Wpadn do
ciebie rano.
- Dobrze - odpar a, staraj c si powstrzyma
zy. Znieruchomia , s ysz c jej zduszony
szept, ale nie podniós wzroku. To by aby lekkomy lno .
- Dbaj o siebie.
- Jasne. Ty równie . - Zawaha a si na moment. - Dane?
- Tak?
- Dzi ki. Uratowa
mi ycie. Gdyby nie ty, ju by mnie nie by o na tym wiecie.
Przymkn oczy. Poczu md
ci. Nie by w stanie o tym my le . Cierpia jak
pot pieniec, ilekro przypomina sobie, e dwukrotnie niewiele brakowa o, by Tess straci a
ycie.
- Dobranoc - rzuci pospiesznie. Wybieg z mieszkania i zatrzasn drzwi. Gdy znalaz
si na ulicy, zimny wiatr och odzi rozpalone policzki. Md
ci z wolna ust powa y.
Dane wsiad do mercedesa i ruszy przed siebie w nocny mrok.
Tess liczy a si z tym, e ukochany b dzie j traktowa z rezerw , ale ca kowita
oboj tno by a dla niej sporym zaskoczeniem. Traktowa j niczym bezduszn maszyn
zaprogramowan na wykonywanie polece s
bowych. Domaga si od niej informacji,
przekazywa dane, a potem wychodzi z biura, nie zaszczycaj c swojej sekretarki
po egnalnym spojrzeniem. Poza prac przestawa a dla niego istnie .
Przez kilka tygodni Tess bardzo cierpia a. Zmartwienia podkopa y jej si y. Nabawi a
si niestrawno ci. By o jej niedobrze. Po pracy wróci a do domu i od razu si po
a.
Nast pnego ranka dosta a torsji. Zadzwoni a do biura i poprosi a o wolny dzie . Potem
wróci a do
ka. Zasn a, ws uchana w szum deszczu.
Dane wpad po pracy, eby sprawdzi , jak Tess si czuje. By a zdziwiona, e tak si
przej . Dotychczasowe zachowanie dowodzi o, e przesta sobie zaprz ta g ow jej
sprawami.
- Jak si czujesz? - zapyta bez wst pów, gdy otworzy a drzwi.
By a potargana i blada. Mia a na sobie znoszon koszul nocn i gruby czerwony
szlafrok si gaj cy do bosych stóp.
- To chyba jaki wirus. Adams mia ostatnio k opoty z
dkiem. Chyba si od niego
zarazi am. B
tak mi y i zastrzel tego drania. B
ci za to dozgonnie wdzi czna -
mamrota a, chwiej c si na nogach.
- Czego ci potrzeba? Ch tnie ci pomog .
- Dzi ki. - Tess pokr ci a g ow . - Mam w lodówce jogurt, który mnie trzyma przy
yciu.
- Mo e wezwa lekarza? - zapyta , marszcz c brwi.
- Nie warto. Samo przejdzie. - Lekcewa co machn a r
. Nadal stali w otwartych
drzwiach. - Dane, musz si po
. Mi o, e wpad
, ale nie ma si czym przejmowa . Za
kilka dni wyzdrowiej . Zorganizuj jakie zast pstwo.
- Mamy ju kogo na twoje miejsce - powiedzia z oci ganiem. - Idealna sekretarka.
Stenografuje i pisze niemal tak szybko jak ty.
- Je li sobie yczysz, ebym odesz a, wystarczy powiedzie - odpar a cicho i
popatrzy a mu w oczy. Wyraz twarzy szefa potwierdzi jej przeczucia. - Porozmawiaj z t
dziewczyn i dowiedz si , czy zechce pozosta w agencji na sta e. Je li si zgodzi, odejd
natychmiast…
- Musisz najpierw znale now posad - rzuci przez zaci ni te z by.
- Agencja detektywistyczna Shorta zatrudni mnie natychmiast.
Short by przystojnym wdowcem po czterdziestce; mia dobre maniery, nie brakowa o
mu pewno ci siebie. Dane popatrzy na Tess, mru c oczy; atwo mo na przewidzie , czym
by si sko czy a wspó praca tych dwojga.
- Nie wydaje mi si … - zacz .
- Dane, unikasz mnie - przerwa a z irytacj . - Do udawania. Odk d si ze mn
przespa
, chodzisz ponury jak chmura gradowa. Z trudem znosisz moj obecno .
Doskonale to rozumiem. Mnie równie trudno jest z tob pracowa , bo dobrze znam twoje
nastawienie. Pozwól mi odej . Dam sobie rad . - Opar a si o cian i mimo woli popatrzy a
na niego z czu
ci . - atwiej mi b dzie o tobie zapomnie , je li przestaniemy codziennie
widywa si w pracy.
- Wkrótce znajdziesz sobie kogo innego - mrukn niech tnie.
- Zapewne - odrzek a, by uspokoi jego sumienie, chocia wcale w to nie wierzy a.
Zdoby a si na s aby u miech. - Do widzenia, Dane.
- Skarbie, to nie mia o sensu - powiedzia tak czule i agodnie, e Tess zy zakr ci y
si w oczach. - Od pocz tku tak uwa
em. Przecie wiesz, e nie chc si
eni .
- Jasne - odpar a cicho. - Trudno.
- To wcale nie jest takie proste. - Dane westchn ci ko. - T skni za tob . Dokucza
mi samotno . Przy tobie bardzo si zmieni em.
- Prosz , id ju , bo zaczn p aka i wyjd na kompletn idiotk - b aga a Tess,
patrz c na niego przez zy.
- Wmówi
sobie tylko, e mnie kochasz! - j kn rozpaczliwie. - Nie rozumiesz? To
odzie cze zauroczenie. Podobam ci si i nic wi cej.
Nie by a w stanie wykrztusi s owa. Szare oczy w bladej twarzy by y smutne, niemal
tragiczne.
- Tak b dzie dla ciebie lepiej. Kiedy przyznasz mi racj . Wyjdziesz za m , urodzisz
dzieci… - Odwróci si i wyszed z obawy, e g os mu zadr y. Sama my l o Tess po lubionej
innemu m czy nie i otoczonej gromadk cudzych bachorów by a dla niego tortur . Na
odchodnym rzuci : - egnaj, male ka. Poprosz Helen, eby przynios a ci dokumenty i
pensj . Powiedz jej, e odchodzisz z agencji, poniewa biuro kojarzy ci si mimo woli z
koszmarnymi prze yciami ostatnich dni. To dobra wymówka.
- Owszem - wykrztusi a, zaklinaj c go w duchu, by wreszcie odszed i zostawi j
sam , zanim ca kiem si rozklei. W g owie mia a kompletny zam t.
- Gdyby potrzebowa a mojej pomocy…
- Dzi kuj . Dobranoc.
Wyszed , nie ogl daj c si ani razu. Mia wielk ochot raz jeszcze na ni popatrze ,
ale zdawa sobie spraw , e pope ni by niewybaczalne g upstwo.
Zza drzwi dobieg go szcz k zamka. Z rozdartym sercem opu ci Tess, ale musia tak
post pi . Nie móg jej ofiarowa takiego ycia, jakiego pragn a. Wmawia sobie, e jej
mi
to zwyk e urojenie. Podoba si tej dziewczynie; nic wi cej. Gdyby o eni si z Tess,
post pi by nieuczciwie. Powtarza ten argument przez ca drog do domu.
Na pró no. Gdy wszed do pustego mieszkania, zda sobie spraw , e jest na wiecie
sam jak palec.
ROZDZIA ÓSMY
Short bardzo si ucieszy , e Tess chce u niego pracowa . W poniedzia ek poczu a si
troch lepiej i posz a na rozmow z przysz ym szefem.
Wysoki, przystojny m czyzna przyj j w biurze, gdzie roi o si od pracowników.
Przypomina troch Lassitera. Mimo to, w porównaniu z rygorem panuj cym u Dane'a,
dyscyplina w agencji Shorta by a nieco rozlu niona. Tess nie podoba o si równie , e
detektywi Shorta zbyt cz sto zdaj si na przypadek. By a jednak zdumiona i uradowana,
kiedy si okaza o, e nowy szef ma dla niej etat detektywa, a nie sekretarki.
- Wspania a niespodzianka! - zawo
a.
- Doskonale pami tam, jak pani narzeka a u Lassitera - zachichota . - Zajmie si pani u
mnie szukaniem zaginionych. Niebezpiecze stwo jest znikome, a praca nie wymaga tyle
czasu co w przypadku innych specjalno ci; za to satysfakcja gwarantowana. Mam nadziej , e
dzie pani zadowolona.
- Nie wiem, jak si panu odwdzi czy za tyle yczliwo ci.
- Znam dobry sposób. Prosz solidnie wzi si do pracy i odnosi same sukcesy. -
Short wsta i u cisn d
nowej pracownicy. - Prosz zosta , je li ma pani czas. Mary
wszystko pani wyja ni i przedstawi wspó pracownikom. Do przysz ego poniedzia ku b dzie
si pani opiekowa . Tydzie to a nadto, by pozna sposób dzia ania naszej firmy i wdro
si do nowych obowi zków. Potem zacznie pani dzia
samodzielnie.
- Wspaniale - odpar a z u miechem Tess. - Ogromnie si ciesz . Z pewno ci nie
zawiod pa skich oczekiwa .
- Ciekawe, dlaczego Dane zgodzi si , by pani odesz a z jego firmy. Sporo was czy.
W pewnym sensie jeste cie rodzin - powiedzia Short, nie kryj c ciekawo ci.
- W ostatnim czasie dwukrotnie do mnie strzelano, raz przed budynkiem agencji, a
drugi w biurze. Koszmarne wspomnienia nie pozwalaj mi spokojnie pracowa . Gdy tam
wchodz , ca a si trz
- sk ama a Tess.
- Rozumiem. - Short od razu spowa nia , a potem u miechn si wspó czuj co. -
Postaramy si , eby nic podobnego pani tu nie spotka o.
- Dzi ki - odpar a cicho.
Mary Plummer ch tnie zaopiekowa a si now kole ank .
- Jeste bardzo blada - zauwa
a w czasie rozmowy. - S ysza am, e ostatnio
chorowa
. Czy aby na pewno czujesz si ju lepiej?
- Oczywi cie - zapewni a Tess.
Niestety, okaza a si nadmiern optymistk . Przez kilka tygodni Tess nie mog a doj
do siebie. W ko cu uzna a, e ma wrzód
dka. Nic dziwnego, je li wzi pod uwag , ile
ostatnio przesz a: postrza , napad, rozstanie z ukochanym, zmiana pracy. Ka dy by si
rozchorowa po takich prze yciach.
Helen ci gle do niej wydzwania a, prosz c o spotkanie. Tess odmawia a pod byle
pretekstem, ale w ko cu uzna a, e wszystko ma swoje granice, i umówi a si z kole ank na
obiad.
- Marnie wygl dasz - stwierdzi a Helen, nie owijaj c niczego w bawe
.
-
am ostatnio w ogromnym napi ciu - przypomnia a Tess. - Tak wiele si zmieni o
w moim yciu, i to w bardzo krótkim czasie.
- Schud
. Jeste blada jak ciana.
- To nerwy. Pan Short jest wspania ym szefem. Nie mog go zawie , a musz si
jeszcze wiele nauczy .
- To prawda. - Helen nie wygl da a na przekonan . Spogl da a podejrzliwie na
odsz kole ank . - Dane jest…
- Masz ochot na deser? Mo e lody? - rzuci a Tess, pospiesznie zmieniaj c temat.
Helen zamilk a. Wkrótce poj a, w czym rzecz.
- Jasne. Nie musisz niczego dodawa . Wszystko rozumiem. Niech b
lody. Mam
tylko jedn pro
. Id do lekarza. Zrób to dla starej przyjació ki.
Tess pos ucha a dobrej rady i nast pnego dnia z samego rana wybra a si na badania.
Doktor Reiner leczy j od dawna. Zbada pacjentk starannie i szybko zorientowa si , co jej
dolega.
- Musz zapyta , czy by a pani ostatnio blisko zwi zana z jakim m czyzn -
powiedzia spokojnie i dobitnie.
- Tak - odpar a pospiesznie Tess. Czu a niespokojne ko atanie serca. - Raz si …
Sp dzi am z nim noc.
- I sta o si - westchn lekarz.
- Ale on jest… bezp odny - wyj ka a. - Twierdzi , e nie mo e mie dzieci.
Nagle u wiadomi a sobie, e comiesi czna kobieca przypad
nie pojawi a si we
ciwym czasie. Powiedzia a o tym lekarzowi.
- Przeprowadzimy testy ci owe - stwierdzi lekarz. - Postawmy spraw jasno.
Prawdopodobnie jest pani w ci y. Na to wskazuj wszystkie symptomy.
Tess skuli a si , jakby zosta a uderzona prosto w splot s oneczny. Z obaw i
niedowierzaniem spogl da a na swój brzuch.
- Ci a to nie koniec wiata - pociesza j lekarz. - Jest wiele mo liwo ci…
- Nie! - Tess zblad a i os oni a brzuch r koma. - Prosz o tym nie mówi !
- A zatem chce pani urodzi dziecko?
- Oczywi cie - szepn a Tess. - To moje najwi ksze marzenie!
- Co z ojcem?
- Obawiam si , e nie uwierzy, gdy mu powiem - odpar a ze smutkiem. - Tak czy
inaczej jest przeciwnikiem ma
stwa, wi c nie b
zawraca mu g owy, przynajmniej na
razie, dopóki nie mam pewno ci. Kiedy otrzymam wyniki bada , podejm decyzj .
- Doskonale. Zaraz przyjdzie tu siostra Wallace i pomo e mi przeprowadzi badania.
Prosz si nie martwi . Wszystko b dzie dobrze.
Wyniki mia y by znane dopiero nast pnego dnia rano. Tess przez ca noc nie
zmru
a oka. Nie wspomnia a nikomu o podejrzeniach doktora Reinera. Siostra Wallach
zadzwoni a do biura. Tess omal nie zemdla a, s ysz c spokojny g os potwierdzaj cy, e
pacjentka jest w ci y. Wymamrota a podzi kowanie i od
a s uchawk . Zapomnia a
umówi si na kolejn wizyt i zapyta o adres dobrego ginekologa-po
nika. Uzna a, e
pomy li o tym innego dnia.
Pracownicy agencji, zaniepokojeni blado ci nowej kole anki, wypytywali, co si
sta o. Tess zby a ich uprzejmymi pó
ówkami i wsadzi a nos w papiery dotycz ce
prowadzonej w
nie sprawy. Chcia a spokojnie wszystko przemy le .
Ko o po udnia wyrwa j z zadumy g os szefa, który zatrzyma si przy biurku nowej
pani detektyw i zmierzy j badawczym spojrzeniem.
- Rzadko spotykam si z podw adnymi poza biurem, ale dla pani ch tnie zrobi
wyj tek. Mo e pójdziemy dzi razem na kolacj ?
Tess by a zbita z tropu nieoczekiwan propozycj . Rozsta a si z Dane'em, ale nosi a
pod sercem jego dziecko. Randka z innym m czyzn uchodzi a w jej oczach niemal za
cudzo óstwo.
- Dzi ki za zaproszenie - odpar a uprzejmie. - Mam nadziej , e nie poczuje si pan
dotkni ty, je li odmówi . Nie jestem w nastroju. Dochodz teraz do siebie po… wielkim
rozczarowaniu.
- Ach, tak. Rozumiem - odpar z u miechem. - Czas leczy rany. Ponowi zaproszenie.
Tess w milczeniu skin a g ow . adnej zach ty. Mia a w yciu do k opotów.
Tess chcia a zadzwoni do Dane'a i przekaza mu radosn nowin , ale nie mia a
odwagi. Jej ukochany ci gle powtarza , e nie chce trwa ego zwi zku i nie pragnie o eni si
powtórnie. Gdyby mu powiedzia a o dziecku, uzna by, e powinien j po lubi . Marzy o
potomstwie, lecz mimo to móg uzna jej telefon za prób moralnego szanta u. A je li -
uchowaj Bo e - stwierdzi, e to nie jego dziecko? Przecie uwa
si za bezp odnego. Gotów
powiedzie , e spa a z innym m czyzn .
Druga przyczyna, która sk oni a Tess do milczenia, dotyczy a stanu zdrowia.
Niepokoi y j uporczywe bóle i krwawienia. Lekarz by tego samego zdania i gdy tylko
opisa a mu objawy, umówi j z do wiadczonym po
nikiem. Skoro istnia o ryzyko
poronienia i utraty dziecka, wci ganie Dane'a w t spraw by oby niewybaczalnym b dem.
Odetchn a z ulg , gdy Kit wróci a do domu po kilku miesi cach nieobecno ci.
Wreszcie mia a bratni dusz . Umówi y si na obiad. Kit wybra a gwarn w osk restauracj ,
gdzie w dni powszednie ch tnie wpada y co zje . Tess, która ostatnimi czasy zwykle
przesiadywa a w domu, czeka a przy stoliku na kole ank , nerwowo rozgl daj c si po sali.
Obawia a si przypadkowego spotkania z Dane'em, mimo e do jego agencji by o st d do
daleko. Wreszcie ujrza a wysok , eleganck dziewczyn o g stych, ciemnych w osach,
twarzyczce elfa, b yszcz cych niebieskich oczach i d ugich rz sach. Tess by a do wysoka,
ale Kit górowa a nad ni wzrostem. By a tak e szczuplejsza; Tess zacz a ju ty .
- Ale ty pulchniutka! - mrukn a Kit, marszcz c brwi.
Ruchem g owy wskaza a szeroki bia y sweter Tess oraz jej szare spodnie, o dwa
numery wi ksze ni te, które Tess nosi a do tej pory. Przysz a matka nie mog a si ju
pochwali tali osy. Twarz mia a zaokr glon , a zarazem dziwnie promienn .
- Troch przyty am - wyzna a Tess. - W pobli u mojej agencji jest dobra w oska
restauracja. Sama rozumiesz…
- S ysza am, e pracujesz teraz jako detektyw. - Kit z zadowoleniem pokiwa a g ow . -
W ko cu odwa
si przeciwstawi Dane'owi. Gdyby nadal u niego pracowa a, nie
mia aby cienia szansy na awans. Ten facet jest nadopieku czy.
Tess z uwag przegl da a kart da . Kit rzuci a jej badawcze spojrzenie.
- Powiedz mi od razu, co si sta o. Wiesz, e i tak w ko cu to z ciebie wyci gn .
- Jestem w ci y - oznajmi a dr cym g osem Tess.
Kit znieruchomia a i wstrzyma a oddech.
- Dane? - zapyta a w ko cu i g
no westchn a.
- Tak.
- On zapewne o niczym nie wie - stwierdzi a z domy lnym u miechem Kit. Popatrzy a
wspó czuj co na przyjació
.
Tess skin a g ow , patrz c nie widz cym wzrokiem na menu. Kit pog aska a jej d
.
- W ko cu b dziesz zmuszona mu o tym powiedzie .
- Oczywi cie. Za jaki czas.
- Kiedy?
- Pojawi y si niepokoj ce dolegliwo ci. Jutro id do po
nika. - Tess skrzywi a si . -
Piel gniarka, z któr telefonicznie umawia am si na wizyt , by a wyra nie zaniepokojona
moimi objawami: Przegl da am równie encyklopedi medyczn . To si mo e sko czy
poronieniem. Kit, co mam robi ? Nie mog straci tego dziecka! Tylko ono mi pozosta o!
Kit uda o si po chwili uspokoi przyjació
. Tess opanowa a si i kontynuowa a
zwierzenia.
- Sama nie wiem, jak… - Urwa a w pó s owa i zamruga a powiekami. Poblad a,
spogl daj c ku drzwiom.
- Dane - rzuci a domy lnie Kit, odwracaj c si ku wyj ciu. Otworzy a szeroko oczy. -
Przecie on tu nie bywa!
Tym razem jednak przyszed . Co wi cej, lustrowa spojrzeniem go ci, jakby kogo
szuka . Wreszcie dostrzeg Kit i Tess. Z kamienn twarz ruszy w stron ich stolika.
- Nie - j kn a Tess. - Nie powinien…
Dane by innego zdania. Zatrzyma si obok Tess, patrz c zach annie na jej twarz,
jakby nie by w stanie oderwa od niej wzroku.
- Od kilku tygodni ci nie widuj - rzuci oschle. - Mia em nadziej , e nas
odwiedzisz, eby powiedzie , co u ciebie s ycha . Daremnie. Co z oczu, to z serca, prawda?
Dziwne pytanie w ustach m czyzny, który jeszcze niedawno traktowa j niczym
powietrze.
- Pracuj w odleg ej dzielnicy. Trudno mi si wyrwa .
- Tak. S ysza em, e dosta
posad detektywa.
- Owszem. To pasjonuj ce zaj cie. - Unios a dumnie g ow .
Dane patrzy uporczywie w szare oczy. Tess spostrzeg a, e jest smutny, ale nie
wiedzia a, czemu to przypisa .
- Uwa aj na siebie - mrukn .
- Obiecuj - powiedzia a Tess. Zmieni a temat. - Helen pewnie za mn t skni.
Dane zacisn z by. Jego d onie zwin y si w pi ci. Owszem, Helen czu a si w
agencji nieco osamotniona, gdy zabrak o m odszej kole anki, ale dla niego nieobecno Tess
by a prawdziw tortur . Najgorsza okaza a si zagadkowa oboj tno i uparte milczenie. Jak
mo esz, Tess, powtarza w duchu. Dlaczego jeste taka nieczu a? Ju zapomnia
o naszej
cudownej nocy?
By
wiadomy, e sam da Tess do zrozumienia, aby odesz a, ale to mu wcale nie
poprawi o humoru. Powtarza jej ci gle, e nie chce si wi za na sta e. Zmieni zdanie, gdy
przysz o mu stawi czo o samotno ci i
bez Tess. Nienawidzi powrotów do domu, bo jej
tam nie by o. Przeklina w asne ycie, poniewa zabrak o w nim najwa niejszej osoby.
Westchn i popatrzy z czu
ci na pochylon g ow dziewczyny, jakby chcia pog aska j
po w osach. Odepchn Tess; nie mo na cofn tamtych s ów. Czu si bezradny. Czy by
jego okrucie stwo zabi o mi
, jak do niego ywi a?
- Mo e chcesz si do nas przysi
, Dane? - zapyta a uprzejmie Kit, przerywaj c
opotliwe milczenie.
- Nie, dzi kuj - odpar z roztargnieniem. - Musz wraca do pracy. Tess?
- Tak? - Podnios a wzrok, ale nie da a si zwie pozornej serdeczno ci jego g osu.
- Jak si czujesz? - zapyta , patrz c z niepokojem w jej twarz. - Wygl dasz, jakby … -
Daremnie szuka w
ciwego s owa. Czy by chorowa a? Mo e co j trapi? - Masz k opoty ze
zdrowiem?
- Zim trudno unikn przezi bienia - odpar a wymijaj co. Poblad a i odwróci a
wzrok. Nie by a w stanie patrze d
ej na ukochanego. Nosi a pod sercem jego dziecko, ale
nie wiedzia a, jak mu o tym powiedzie , i dlatego cierpia a.
Wstrzyma a oddech, czuj c nag y ból. Nie po raz pierwszy. Dlatego w
nie
postanowi a odwiedzi ginekologa-po
nika.
- Tess!
Dane ukl
obok niej i chwyci jej d
. Patrzy na ni ciemnymi, pe nymi
przera enia oczyma.
- Co ci jest, male ka? - wypytywa niecierpliwie. - Jak si czujesz?
- Chyba mam wrzód
dka - odpar a z wahaniem, oszo omiona czu ym dotkni ciem.
Przebieg j cudowny dreszcz. Spojrza a w oczy Dane'a i czas si zatrzyma . Wpatrywa a si
w ukochanego z zachwytem, chocia z ama jej serce.
- Tess… - j kn bole nie. Wygl da jak cz owiek pora ony cierpieniem.
- Nic mi nie jest - szepn a. Westchn a ci ko. Z trudem opar a si pragnieniu, by
rzuci si w jego ramiona. - Ju przesz o. Naprawd , Dane.
Zapomnieli o ca ym wiecie. Kit siedzia a obok nich, jakby by a niewidzialna. Wolno
pi a kaw , nie przerywaj c dziwnej rozmowy.
- Id koniecznie do lekarza - powiedzia zd awionym g osem. - Nie wolno lekcewa
tych objawów.
- Oczywi cie - odrzek a cicho. - A co z tob ? Jak si czujesz?
- Jako leci - odpar nieco chrapliwie. Westchn g boko. Chcia poprosi Tess, eby
do niego wróci a, ale walczy z t pokus . - Chyba t skni za tob , male ka - doda z kpi cym
miechem.
- Nie do wiary! Chyba ni ! - odpar a pogodnie.
Dane wzruszy ramionami, nie wiedz c, co odpowiedzie .
- Wrócisz do mojej agencji, je li dam ci posad detektywa? - spyta z wahaniem.
- Daj spokój, Dane - odpar a po chwili namys u. - To nie jest dobry pomys .
Doskonale mi si wspó pracuje z panem Shortem.
Dane zmarszczy brwi i zacisn pi ci. Przemkn o mu przez my l, e Tess flirtuje z
Shortem i dlatego nie chce powróci do jego firmy.
Kit uzna a, e pora wzi sprawy w swoje r ce. Ta rozmowa atwo mog a si zmieni
w nieprzyjemn sprzeczk . Tess nie mia a na to si .
- Zrobi o si strasznie pó no - wtr ci a. - Musz wraca .
- Ja równie . Nie mog si spó ni - podchwyci a Tess, spogl daj c znacz co na
Lassitera, który wsta z kl czek, patrz c na ni wrogo.
Short i Tess! By w ciek y. Mia wielk ochot da komu po mordzie!
Kit uregulowa a rachunek. Tess podnios a si z krzes a i powiedzia a z wahaniem:
- Ciesz si z naszego spotkania.
Zirytowany Dane bez s owa zmierzy j taksuj cym spojrzeniem.
- Przyty
? - zapyta nagle.
- Troch - odpar a, unikaj c jego wzroku. - Jem za du o p czków.
- I dobrze. By
zbyt szczup a.
Rozmowa si urwa a. Do Lassitera podszed jaki znajomy. Dziewczyny wykorzysta y
moment, po egna y si i wysz y.
- Dane t skni za tob - powiedzia a Kit, gdy wsiada a do samochodu. - Nawet lepy by
to zauwa
.
- T sknota i mi
to dwie ró ne sprawy - westchn a Tess.
- W ka dym razie troch mu na tobie zale y. Mniejsza z tym. - Kit uzna a, e pora
zmieni temat. - Niepokoi mnie twój stan zdrowia. Podczas obiadu le si czu
. Obiecaj mi,
e pójdziesz do lekarza.
- Obiecuj . Dzi ki za trosk . Jeste moj najlepsz przyjació
.
- To samo mog powiedzie o tobie.
ROZDZIA DZIEWI TY
Tess przysz a do gabinetu doktora Boswicka pó godziny wcze niej. Prawie nie spa a
tej nocy. Atak bólu, który nast pi w restauracji, bardzo j przestraszy . Dane ogromnie jej
pomóg w trudnej chwili. Wzi j za r
i cierpienie min o szybciej ni zazwyczaj.
Niesamowite; zupe nie jakby dziecko pozna o g os rodzonego ojca i postanowi o walczy o
przetrwanie. Tess s dzi a, e medycy nie potwierdziliby owej teorii.
Doktor Boswick ju przyjmowa , wi c nie czeka a d ugo. Zbada pacjentk i postawi
niepokoj
diagnoz . Usiedli po przeciwnych stronach biurka. Lekarz przegl da wyniki
przeprowadzonych wcze niej bada .
- Czy bardzo pani zale y na urodzeniu tego dziecka? - zapyta , odsuwaj c plik
wydruków i spogl daj c na pacjentk znad okularów. - Wiem, e jest pani osob samotn i
utrzymuje si ze skromnej pensji. Prosz to rozwa
.
Tess nie rozumia a, co jej sytuacja osobista i finansowa ma wspólnego z ci
, nie
potrzebowa a jednak czasu do namys u.
- Zrobi wszystko, by urodzi to dziecko - odpar a spokojnie.
Lekarz nie ukrywa zadowolenia.
- To doskonale, e tak pani stawia spraw , bo ci a jest zagro ona. Nie ma pewno ci,
czy zdo amy j utrzyma . - Usiad na brzegu krzes a i po
d onie na blacie biurka. Nie
zwraca uwagi na przera on min pacjentki. - Bóle spowodowane s nietypowym
ustawieniem
yska. Mo e doj nawet do jego uszkodzenia. Powtarzaj ce si krwawienia
mog doprowadzi nawet do poronienia.
- Tylko nie to! - krzykn a Tess. - Jak mog temu zaradzi ? Czy istnieje jaki sposób?
- Tak. Prosz rzuci prac i siedzie w domu, póki ci a nie b dzie na tyle
zaawansowana, by przewidzie , jak ustawi si
ysko. Moim zdaniem w pani przypadku
nale y si maksymalnie oszcz dza a do porodu. Zak adam, e rozwi zanie nast pi w
sposób naturalny. Nie wykluczam jednak cesarskiego ci cia. Prosz jak najmniej chodzi .
Szczerze odradzam w drówki do pracy oraz biurow krz tanin . I jeszcze jedno: pod adnym
pozorem prosz nie za ywa aspiryny podczas ci
y.
- B
o tym pami ta . - Wyraz twarzy dobitnie wiadczy o determinacji Tess. Mia a
niewielkie oszcz dno ci. Dotychczas pensja umo liwia a regularne sp acanie rat. Lekarz
wyra nie da jej jednak do zrozumienia, e chodzenie do pracy mo e spowodowa
poronienie.
- Czy ojciec dziecka nie móg by si pani zaopiekowa ?
- On o niczym nie wie - odpar a po chwili wahania i pokr ci a g ow .
- Prosz mu powiedzie .
- Oczywi cie, panie doktorze. - Nie zamierza a tego robi , ale obieca a dla wi tego
spokoju.
- To mi si podoba. Prosz umówi si na kolejn wizyt . Siostra Bertha wpisze jej
termin do mego kalendarza. Musi mnie pani cz sto odwiedza . Prosz si nie martwi
rachunkami - doda z u miechem. - Mam do pani zaufanie. Znajdziemy wyj cie korzystne dla
obu stron. Zgoda?
- Tak, panie doktorze.
Tess zada a lekarzowi mnóstwo pyta , wychodz c z za
enia, e w trudnych
sytuacjach wiedza pop aca, natomiast ignorancja przysparza k opotów. Gdy wróci a do domu,
musia a najpierw odreagowa napi cie; p aka a tak d ugo, a nos i oczy zrobi y si czerwone.
- Dobrze, male stwo - powiedzia a wreszcie, k ad c r ce na brzuchu. - To sprawa
mi dzy tob i mn . Sama nie dam sobie rady. Musisz mi pomóc. Chc ci urodzi , gdy
nadejdzie pora - szepn a z czu
ci . - Bardzo tego pragn ! Postaraj si
. Zrób to dla
mnie.
Nast pnego dnia z
a wymówienie. Pan Short by zdumiony. Wyja ni a, e za rad
lekarza nas kilka miesi cy przerywa prac , by leczy wrzody
dka. By o jej przykro, e
musi oszukiwa
yczliwych ludzi. Szef okaza zrozumienie i przyzna jej spor premi .
Przez kilka nast pnych dni Tess porz dkowa a swoje sprawy. Przede wszystkim
znalaz a now prac . Telefonicznie zach ca a do kupowania rozmaitych towarów. Dochód
by skromny, ale regularny. Z posiadanych oszcz dno ci zap aci a raty za trzy miesi ce z
góry, by przez jaki czas mie
wi ty spokój i my le tylko o dziecku.
opoty i zmartwienia powodowa y, e traci a apetyt i chud a. Kit wpada a od czasu
do czasu z ró nymi pyszno ciami, by sk oni przysz matk do racjonalnego od ywiania si .
Tess kaza a jej przysi c, e nikomu nie wspomni o dziecku. Przesta a odbiera telefony, by
nie wygada si przypadkiem przed znajomymi z agencji Dane'a.
Daremnie si jednak udzi a, e w ten sposób uniknie pyta o przyczyny nag ego
odej cia z pracy. Gdy pewnego dnia wychodzi a z azienki os abiona porannymi md
ciami,
niespodziewanie zabrzmia dzwonek u drzwi. Na pasiast pi am narzuci a gruby czerwony
szlafrok. By a potargana; dawno powinna by a odwiedzi fryzjera. Wygl da a okropnie.
Dzwonek odzywa si raz po raz. Zirytowana, uchyli a drzwi i stan a twarz w twarz z
Dane'em.
- O Bo e! - wyj ka na jej widok.
- Dzi ki, je eli to mia by komplement - mrukn a. - Wejd i zamknij drzwi. Musz
si po
, bo inaczej zemdlej .
- Zanios ci do
ka.
Wzi j na r ce i mocno przytuli . Wszed do sypialni. Zaprotestowa a, gdy chcia
zdj jej szlafrok. Nie mog a pozwoli , by zobaczy jej zaokr glony brzuch.
- Zostaw. Jest mi zimno - wykrztusi a.
- Dobrze. - Okry j starannie i usiad na brzegu
ka. Ciemne oczy rzuca y pytaj ce
spojrzenia. - Short powiedzia , e odesz
z pracy. Bierzesz lekarstwa?
Tess s ucha a z roztargnieniem, wpatrzona w Dane'a, który wygl da bardzo
elegancko. Có za kontrast! Sama przypomina a zabiedzonego kota.
- Jakie lekarstwa? - powtórzy a niepewnie. Skrzywi a si . zy stan y jej w oczach. -
Po co? Lekarze zrobili ju wszystko, co si da o.
- Wrzód jest zaleczony?
- To nie wrzód - odpar a ponuro i przymkn a oczy.
- A co?
- Obawiam si , e na takie dolegliwo ci nie ma skutecznej pigu ki. Dane, zostaw mnie
w spokoju. Jestem zm czona…
- Jaka to choroba? - wypytywa z l kiem, którego nie potrafi ukry . Tess domy li a
si , co mu przysz o do g owy.
- Nie mam raka. Zapewniam, e mier mi nie grozi.
Dane odetchn z ulg .
- Okropnie mnie przestraszy
. Skoro to nie jest wrzód
dka, jak mam rozumie
twoje s owa? Co to znaczy, e na twoje dolegliwo ci nie ma lekarstwa?
Tess westchn a g boko i z oci ganiem popatrzy a mu w oczy.
- Dane… Jestem w ci y.
- S ucham? - wyj ka z niedowierzaniem.
- B
mia a dziecko.
Lassiter zmieni si na twarzy. Tess nie mog a na to patrze . Wygl da jak
rekonwalescent po ci kiej chorobie. Odwróci g ow i badawczym spojrzeniem zmierzy jej
posta . Wolno odsun ko dr , rozwi za pasek szlafroka i rozchyli jego po y. Nim zd
a
zaprotestowa , zsun nieco spodnie od pi amy, ods oni zaokr glony brzuch i patrzy jak
urzeczony na delikatn wypuk
.
- Nie powiedzia
mi - rzuci ostro.
- Gdy si rozstawali my, jeszcze o tym nie wiedzia am.
Po
na jej brzuchu silne, ciep e d onie. Ten gest wyra
szacunek i uwielbienie.
Dane wstrzyma oddech i spojrza Tess prosto w oczy. Twarz poczerwienia a mu z przej cia.
- Kiedy urodzisz?
- Za pi miesi cy.
Zastanawia a si , czy powiedzie mu ca prawd . Patrzy a z uwag na
rozpromienion twarz. Dane nie potrafi ukry rado ci; los zgotowa mu wspania
niespodziank . Tess nie mia a sumienia mówi ukochanemu, e ci a jest zagro ona. To nie
by odpowiedni moment. Dane odzyska niespodziewanie wiar w siebie. Niech si ni
nacieszy. Tess musia a jednak znale jak wymówk , by usprawiedliwi ca kowit
bezczynno i niech do wychodzenia z domu. Zagryz a wargi.
- Dane… - wykrztusi a. - Do czasu rozwi zania musz siedzie w domu. Nie mog
pracowa .
- Dlaczego? - zapyta krótko.
Zawaha a si i mimo woli spojrza a na ojca swego dziecka z uwielbieniem. Za bardzo
go kocha a, by przedwczesnym wyznaniem burzy wielk rado . Nie chcia a pochopnie
ujawnia ca ej prawdy. L k o potomka móg go doprowadzi do szale stwa.
- Mam wyj tkowo silne md
ci - wyja ni a.
- Rozumiem. - Dane odetchn z ulg .
Wsta z
ka, odwróci si i w zamy leniu pociera d oni kark. Nie widz cym
wzrokiem spogl da na wzorzyste tapety.
- Nie zaprz taj sobie tym g owy - oznajmi a Tess.
- Nie mów bzdur. To moje dziecko. - Odwróci si . Jego twarz roz wietla a rado . -
Moje dziecko - powtórzy , spogl daj c na jej brzuch z agodnym u miechem. Spojrza w
szare oczy i spochmurnia . - Cholera! Wygl da na to, e w ogóle nie zamierza
mi o tym
powiedzie !
Skuli a si , przestraszona ostrym tonem. Wybór mia a niewielki; mog a pozwoli , by
nadal w to wierzy albo ujawni ca prawd i martwi si razem z nim. Wspomina a yciowe
katastrofy, które w ostatnich latach dotkn y ukochanego: mier matki, gro ny postrza ,
rezygnacja z pracy w policji. Ogarn o j wspó czucie. Nie nale y wtajemnicza Dane'a.
Wystarczy, e ona si zamartwia. Podj a decyzj i to doda o jej si . Unios a dumnie g ow .
- Sam powiedzia
, e nie chcesz si wi za , pami tasz? - przypomnia a zimnym
tonem. - Chcia
, ebym usun a si z twego ycia. Gdybym wspomnia a o dziecku,
uzna by , e zastawiam na ciebie pu apk .
Dane poczu si winny. Tess nie mia a poj cia, co do niej czu .
- Wszystko si zmieni o - odpar spokojnie.
- Mam rozumie , e ja si nie licz , ale zale y ci na dziecku, tak?
Te s owa okropnie go rozz
ci y.
- Jasne - rzuci z przewrotnym u miechem.
Tess patrzy a na niego z kamienn twarz . Mia a z amane serce, ale nie da a po sobie
pozna , jak bardzo cierpi.
- Zamierza
mi powiedzie o dziecku? - Dane nie dawa za wygran .
- Tak - odpar a. - Pr dzej czy pó niej musia abym to zrobi .
- Kiedy? - rzuci oskar ycielskim tonem. - Gdy nasz potomek szed by do szko y? Nie
musisz odpowiada . - Dane wcisn r ce w kieszenie i bez s owa patrzy na Tess. Wzi si w
gar . Czu si oszukany, bo ukry a przed nim prawd , chocia wiedzia a, e bardzo cierpi z
powodu bezp odno ci. Sam nie by tak e bez winy, ale jeszcze za wcze nie na przebaczenie i
pojednanie. Móg za to wiele zrobi .
- Zabior ci na ranczo - my la g
no. - Beryl si tob zaopiekuje.
- Wykluczone - mrukn a, odwracaj c g ow . - Nie mog … tam jecha .
Dane zmarszczy brwi. Przypomnia sobie, co mówi Tess o starszej pani, która z
pewno ci nie pochwala a istnienia nie lubnych dzieci.
Lassiter rozpromieni si nagle. Mia powód, eby po lubi Tess, nie ujawniaj c
prawdziwych uczu . Niech s dzi, e zrobi to przez wzgl d na dziecko.
- Co wymy limy. - Mrugn do niej porozumiewawczo. Z roztargnieniem popatrzy
na zegarek. - Nied ugo wróc .
- Dane, musimy porozmawia .
- Pó niej.
Bez s owa wyja nienia opu ci sypialni . Na odchodnym rzuci jej zaborcze
spojrzenie. Gdy znikn za drzwiami, Tess opad a na poduszk . Zaskoczy j nag ym
znikni ciem. By a smutna, bo przyzna , e chodzi mu jedynie o dziecko. Czas po egna si z
nadziej , e Dane kochaj skrycie i pragnie jej powrotu. To zwyczajne mrzonki.
Tess by a zaskoczona, gdy rankiem stan li oko w oko na progu mieszkania. Trzy
godziny pó niej os upia a na widok Lassitera, który przyprowadzi do jej mieszkania jakiego
dziwnego jegomo cia, a nast pnie podsun jej pióro oraz zadrukowany arkusz papieru.
Wskaza miejsce, gdzie powinna z
podpis, ale nie da jej czasu na przeczytanie tekstu.
Rzuci dokumenty na stó , usiad obok Tess i wzi j za r
.
- Prosz zaczyna - zwróci si do tajemniczego osobnika.
czyzna wyci gn niewielki tomik i odczyta formu przysi gi ma
skiej. Tess
by a tak oszo omiona, e ledwie wykrztusi a sakramentalne „tak”, gdy m czyzna zwróci si
do niej. Poczu a, e ukochany wsuwa jej na palec obr czk , za du zreszt . Byli
ma
stwem.
- Dane! - krzykn a nagle.
Lassiter wsta , u cisn d
m czyzny, podsun mu papiery do podpisania, wr czy
umówion op at i odprowadzi do drzwi, dzi kuj c wylewnie za pomoc.
Gdy nieznajomy wyszed , Dane wróci do sypialni i popatrzy na Tess. Nale
a do
niego - ona i dziecko. Jego dziecko. By dumny jak paw.
Tess z niedowierzaniem popatrzy a na obr czk . Podnios a wzrok. Nie potrafi a
okre li miny Dane'a ani powiedzie , co oznacza jego badawcze spojrzenie.
- Trzeba co najmniej trzech… trzech dni, by za atwi przed lubne formalno ci.
- Wystarczy kilka godzin. Trzeba tylko przystawi urz dnikowi pistolet do g owy -
odpar che pliwie. - B
spokojna, za atwi em wszystko zgodnie z prawem. - Zmarszczy
brwi. - Istnieje jednak niebezpiecze stwo, e zostan oskar ony o porwanie.
- Co ty mówisz?
- Urz dnik, który przed chwil udzieli nam lubu, nie mia poj cia, po co tu jedzie.
Podst pnie zwabi em go do samochodu i przywioz em tutaj - wyja ni Dane.
Tess wybuchn a miechem, a potem si rozp aka a. Nie spodziewa a si po
ukochanym takiej spontaniczno ci. Lassiter zakl cicho i zacz si usprawiedliwia .
- Wybacz, e ci nie uprzedzi em, ale mia em nó na gardle - wymamrota . - Skoro
jedziemy dzi na ranczo, musimy si tam zjawi jako ma
stwo.
- Nie ma powodu, eby Beryl si o mnie troszczy a - szepn a Tess. - Ty równie nie
musisz by taki opieku czy.
- Nosisz pod sercem moje dziecko - przypomnia , spogl daj c jej g boko w oczy.
Musia zmobilizowa ca si woli, by wzi si w gar . Pragn obj ukochan i sca owa
zy z d ugich ciemnych rz s. - Najwa niejsze jest teraz nasze male stwo. Na nim trzeba si
skupi . - Po chwili milczenia doda : - Ubierz si . Spakuj twoje rzeczy i ruszamy. Mam
wra enie, e poranne md
ci bardzo ci m cz .
- Tak - odpar a wymijaj co. - Jestem ca kiem wyko czona. Zaraz si ubior , ale
najpierw musz wzi prysznic.
- Masz do si ?
- Nudno ci m cz mnie najbardziej z samego rana. Teraz czuj si lepiej.
- Poka , co chcesz zabra . Sam wszystko spakuj . Zawo aj mnie, gdyby
potrzebowa a pomocy.
Tess nie mog a si nadziwi , e Dane tak szybko i sprawnie przej kontrol nad jej
yciem. By o jej z tym dobrze. Nie musia a si o nic martwi . Nareszcie kto postanowi si
ni zaopiekowa . By a zbyt os abiona, by zebra my li i troszczy si o swoje sprawy. Wola a
nie pyta , dlaczego Dane sta si nagle taki opieku czy. Gdyby to zrobi a, pewnie by si
ca kiem za ama a.
Godzin pó niej gotowa do podró y Tess wsiada a do czarnego mercedesa. Walizki
przysz ej mamy le
y w baga niku. Dane zd
omówi z w
cicielem kamienicy warunki
zawieszenia umowy najmu. Ciekawe, jakich u
argumentów.
Tess zastanawia a si przez ca drog , jak przyjmie j Beryl. Dane zabawia
on
rozmow , opowiadaj c o agencji, Helen i reszcie pracowników. S ucha a go nieuwa nie. By a
przygn biona i cudze sprawy w ogóle jej nie obchodzi y.
Niepotrzebnie si martwi a. Gdy samochód stan przed domem, a pasa erowie
wysiedli, Beryl otworzy a szeroko ramiona.
- Jaka ty mizerna, dziecinko - gdera a niczym troskliwa matka, otwieraj c jej drzwi
wej ciowe. - Do zmartwie . Wszystko si u
y. Kiedy nie b dzie tu Dane'a, ja b
si
tob opiekowa . Nic z ego ci nie spotka.
Tego ju by o za wiele po tylu niezwyk ych prze yciach owego dnia. Tess rzuci a si
w obj cia Beryl i zacz a szlocha .
- Uspokój si , Tess - mrukn Dane po d
szej chwili. Przyci gn j do siebie i wzi
on na r ce. - Zanios ci do sypialni. Powinna odpocz . Mia
ci ki dzie .
- Podgrzej obiad. Fili anka gor cego bulionu postawi ci na nogi. Musisz by silna.
Pami taj o dziecku. - Beryl mrugn a porozumiewawczo do Tess i odesz a.
- Powiedzia
jej? - zapyta a Tess, spogl daj c na Dane'a.
- Tak - odpar , patrz c jej w oczy. - Wszystko b dzie dobrze. Przede wszystkim
musisz odpocz .
Skin a g ow , chocia zdawa a sobie spraw , e wspólne ycie wcale nie b dzie takie
proste. Znalaz a si w bardzo trudnej sytuacji. Ukochany m czyzna wydawa si tak bliski i
taki daleki zarazem, a upragnionemu dziecku grozi o wielkie niebezpiecze stwo. Tess
zadawa a sobie pytanie, czy takie zmartwienia mog przyprawi kobiet o szale stwo.
ROZDZIA DZIESI TY
Dane zjad popo udniowy posi ek w sypialni, gdzie Tess le
a wsparta na
poduszkach. Beryl pomog a jej zdj ubranie i przebra si w pi am . Zapakowa a
dziewczyn do
ka. By to stylowy mebel z filarami oraz baldachimem. Starsza pani
pociesza a Tess zapewniaj c, e poranne md
ci w ko cu przestan jej dokucza . Tess czu a
si winna, bo nie powiedzia a Beryl i Dane'owi ca ej prawdy, ale gdyby si im zwierzy a,
wszyscy mieliby ponure miny; wola a martwi si sama.
Nie zna a pokoju, do którego zaprowadzi a j Beryl. Jej dawna sypialnia le
a w innej
cz ci domu. Nie mia a odwagi zapyta , gdzie sypia Dane.
- Jedz - poleci Lassiter, widz c, e Tess bawi si
, nie podnosz c jej do ust.
- Przepraszam. Zapomnia am o jedzeniu. Co to za sypialnia?
- Moja - odpar krótko. Tess by a zaskoczona.
Dane pokiwa g ow .
- Wiele si zmieni o. B dziemy spa razem.
Popatrzy a na niego z obaw . Lekarz odradza wspó ycie. W jej stanie to zbyt du e
ryzyko. Jak powiedzie o tym Dane'owi, nie ujawniaj c prawdy o zagro onej ci y?
Prze kn a
roso u i zacz a niepewnie:
- Dane…
- Wiem, e w twoim stanie wielkie nami tno ci trac na znaczeniu. Nie b
nalega .
Twoje zdrowie jest teraz najwa niejsze. Nie chc zostawia ci samej na ca noc. B
na
wyci gni cie r ki, gdyby mnie potrzebowa a.
- Dzi ki - odpar a z ulg . By a wzruszona jego troskliwo ci , lecz z alem uzna a, e
jako kobieta przesta a by dla niego atrakcyjna. Dane równie mia ponur min , bo uzna , e
Tess ju go nie chce. Oboje ukrywali prawdziwe uczucia pod mask ch odnej uprzejmo ci.
- Jedz rosó - przypomnia .
Wkrótce zrobi o si ciemno. Tess odpoczywa a. Oboje byli zm czeni i postanowili
wcze nie i spa . Dane rozebra si przy zapalonym wietle. Tess obserwowa a go -
pocz tkowo ukradkiem, potem jawnie. Sp on a rumie cem, gdy napotka a jego spojrzenie.
miechn si lekko i zgasi lamp .
- Wkrótce przywykniesz do tego widoku - powiedzia , udaj c, e nie dostrzega jej
zawstydzenia. - Gdy si przenios
do mego mieszkania, zacz em nosi pi am , eby ci nie
peszy . Teraz jeste my ma
stwem, wi c nie musz niczego przed tob ukrywa . Tak mi
dzie wygodniej. Od dzieci stwa sypiam nago.
- Nie mam nic przeciwko temu - odpar a Tess, gdy wsun si pod ko dr . - To
przecie twoja sypialnia.
Przyjemnie by o le
obok niego. Ju tak kiedy spali. Tamtej pami tnej nocy Tess
by a tak wyczerpana i oszo omiona, e natychmiast zasn a w ramionach kochanka. Teraz
czu a si niepewnie, le c w ciemno ci obok ukochanego, który dzieli z ni
e bez
wi kszego entuzjazmu, jakby z obowi zku.
Nagle poczu a na brzuchu jego d
. Zdr twia a ze strachu.
- Nie histeryzuj. Chcia em tylko sprawdzi , czy dziecko si porusza.
Tess mia a ci ni te gard o. Dotkni cie ciep ej d oni by o przyjemne i niepokoj ce
zarazem.
- Czasami si obraca. Wkrótce zacznie kopa - wykrztusi a z trudem.
- Chcesz karmi piersi , Tess?
Serce zabi o jej mocniej. Wiedzia a, e to zdrowe dla dziecka. Wiele o tym czyta a.
- Tak, je li tylko b
mia a pokarm.
Wstrzyma a oddech. Mia a nadziej , e Dane j przytuli.
Pragn a zasn w jego ramionach, uko ysana czu ym szeptem. Dane cofn d
i
przesun si na brzeg
ka. S ysza a, jak uk ada si na boku, odwrócony do niej plecami.
Wspólna przysz
nie wygl da a zbyt ró owo. Tess poczu a niepokój.
Dane zamkn oczy, westchn ci ko i zasn .
Dni p yn y wolno. Lassiter z niepokojem obserwowa
on .
- Za ma o si ruszasz - stwierdzi pewnego wieczoru po powrocie z agencji. - Wci
siedzisz. Powinna spacerowa . Zaczniesz od jutra. Nie warto protestowa - rzuci
pospiesznie, gdy chcia a wtr ci swoje trzy grosze. - Bezczynno mo e zaszkodzi dziecku.
Postaram si przyjecha wcze niej z pracy. Wybierzemy si na spacer po ranczo.
- Dane… - próbowa a go zmitygowa .
- Musz dzi wróci do miasta, bo planujemy ma zasadzk . Jeszcze o tym
porozmawiamy. Nie sied d ugo. To szkodzi dziecku.
Tess mia a ochot wrzeszcze na ca e gard o. Dane mówi tylko o dziecku. Czu a si
jak inkubator, w którym ro nie jego potomek. Martwi a si o upragnione male stwo, ale nie
chcia a by traktowana jak przedmiot. K amstwo ma krótkie nogi. Nie powiedzia a Dane'owi
prawdy, a teraz musia a s ucha jego wymówek. Jak mog a spacerowa , skoro wszelka
aktywno grozi a krwotokiem i utrat dziecka?
ledztwo prowadzone przez Dane'a ci gn o si w niesko czono . Tess odetchn a z
ulg ; zabrak o czasu na wspólne spacery. Dane rzuci si w wir pracy. Coraz krócej
przebywali razem. Je dzi po po udniu do miasta i wraca na ranczo pó
noc , gdy Tess ju
spa a. Zdarza y si im ostre sprzeczki. K amstwa i niedomówienia nie s
y m odemu
ma
stwu. Pada y niesprawiedliwe oskar enia i z
liwe komentarze.
Tess czu a si zaniedbywana. Dane za wszelk cen chcia ukry , jak bardzo mu na
niej zale y. Unika
ony, bo coraz trudniej by o mu zachowa pozory oboj tno ci. Ilekro
odwróci a g ow , wpatrywa si w ni jak urzeczony, a jego spojrzenie zdradza o g bi
uczucia.
- Dlaczego w ogóle si do mnie nie odzywasz? - Tess cz sto robi a mu wymówki. -
Coraz pó niej wracasz do domu. W ogóle ci nie widuj .
- A o czym mamy rozmawia ? - odpowiada wymijaj co. - Uwiod
mnie, pami tasz?
Nie protestowa em, bo te chcia em ci mie . To po danie, rozumiesz? Nic wi cej. Przesta
si nad sob roztkliwia . Teraz wa ne jest dziecko.
Tess podda a si bez walki. By a zm czona zabieganiem o jego wzgl dy.
- Tak. Masz racj . Doskonale to rozumiem.
Wysz a z pokoju. Oczy mia a pe ne ez. Daremnie si
udzi a. Dane jasno i wyra nie
da jej do zrozumienia, co czuje.
Mija y tygodnie i miesi ce. Dane i Tess yli obok siebie jak obcy ludzie, okazuj c
uprzejmo i odrobin troski. Lassiter namówi
on , by przenios a si do innej sypialni pod
pozorem, e nie chce jej budzi w rodku nocy, gdy wraca z miasta. Zgodzi a si bez s owa.
Jej milczenie i smutek coraz bardziej go niepokoi y.
Tess z trudem d wiga a du y brzuch. Stawa a si coraz bledsza. Po kolejnej wizycie u
lekarza by a tak wyczerpana, e po
a si do
ka. Dane przestraszony nie na arty
próbowa doj , co jej dolega.
- Jak si czujesz? - wypyta , gdy pó nym popo udniem dotar na ranczo.
- Dobrze - odpar a z kamienn twarz . Nauczy a si ukrywa obawy. Ostatnio znów
krwawi a. Doktor Boswick by powa nie zaniepokojony. Niewiele mówi , ale pozna a to po
jego minie. Strasznie si ba a. Postanowi a wyzna Dane'owi ca prawd , ale nie mia a si na
powa
rozmow .
- Jestem bardzo zm czona - doda a cicho. - Dodatkowe kilogramy daj mi si we
znaki.
- Uprzedza em, e stracisz form - t umaczy cierpliwie Dane. - Wci siedzisz albo
le ysz. Powinna si wi cej rusza . Zaraz nabra aby energii. Jestem pewny, e twój lekarz
mówi to samo.
Tess coraz cz ciej je dzi a na kontrolne wizyty. Beryl wozi a j do miasta. M oda
pani Lassiter mydli a oczy starszej kobiecie twierdz c, e nie warto zaprz ta tym g owy
Dane'owi, który i tak ma do k opotów z prowadzeniem agencji i farmy. Beryl przyzna a jej
racj . Tess cierpia a;, bo m okazywa jej tylko ch odn uprzejmo , lecz nadal wola a mu
oszcz dzi zgryzot. Wystarczy, e ona si martwi. Po co zadr cza si we dwoje? Niech
przynajmniej jedno z nich rado nie oczekuje narodzin dziecka. Wiedzia a, jak wa ne jest dla
Dane'a to male stwo. Doktor Boswick wspomnia ostatnio, e prawdopodobnie urodzi
ch opca. Dane by by dumny z syna.
a si wygodnie na poduszkach. W ósmym miesi cu ci y ka da kobieta
potrzebuje odpoczynku. Tess z u miechem popatrzy a na Dane’a i rzuci a pojednawczym
tonem:
- Jutro pójd na ma y spacer, o ile samopoczucie mi dopisze. Jestem strasznie oci
a.
Chodzenie bardzo m czy.
Czu a na sobie podejrzliwe spojrzenie czarnych oczu. Dane spogl da na ni z trosk i
poczuciem winy.
- Jak to si dziej , e w ogóle nie spacerujesz, gdy jestem na ranczo? - zapyta . -
Wygl da na to, e chodzisz po domu i ogrodzie jedynie wówczas, gdy nikt ci nie obserwuje.
Tess bez s owa odwróci a wzrok.
- Wiem, e d wigasz spory ci ar. Jeste zm czona, ale to nie usprawiedliwia lenistwa
- oznajmi stanowczo. - Mówi to dla twego dobra. Jutro musisz pospacerowa . Sam tego
dopilnuj .
- Nie - odpar a buntowniczo. Mia a do udawania. - Nie b
spacerowa . Dane,
musz ci o czym powiedzie . Nie zrobi am tego wcze niej… Och! - Wstrzyma a oddech,
pora ona bólem, który przeszy jej wn trzno ci.
Usiad a na
ku i zgi a si wpó . Krzykn a g
no.
- Dziecko! - zawo
chrapliwie. - Tess, rodzisz?
- Tak! - P aka a z bólu. Skurcze nast powa y jeden po drugim. Czu a, jak ciep y p yn
sp ywa mi dzy udami okrytymi ko dr . Zblad a jak chusta. - Wezwij… karetk ! Zawiadom
doktora Boswicka…
- To fa szywy alarm. Termin masz dopiero za miesi c. Pojedziemy moim
samochodem - oznajmi , nieco zirytowany histeryczn reakcj
ony. Bez po piechu odsun
ko dr .
Os upia na widok ciemnej plamy na prze cieradle. Zblad , a oczy zab ys y mu jak w
gor czce.
- Bo e mi osierny!
- Wezwij… karetk ! - krzykn a Tess.
Chwyci s uchawk , wiedz c, e czas nagli. Do sypialni wpad a Beryl, która us ysza a
krzyk Tess. Na pierwszy rzut oka zorientowa a si w sytuacji i pobieg a po r czniki.
Szcz liwym zbiegiem okoliczno ci jedna ze szpitalnych karetek znajdowa a si w
pobli u farmy Lassitera i mog a tam przyby za pi minut. Nieco uspokojony Dane wystuka
numer telefonu doktora Boswicka.
- Dzieje si co z ego. Tess ma bóle i obficie krwawi - oznajmi dr
cym g osem.
Stara si zachowa spokój. - Wezwa em karetk .
- K opoty z
yskiem - stwierdzi ponuro lekarz. - Bada em dzi pa sk
on i
uprzedzi em, e jej stan jest powa ny. Jest szansa, e dziecko prze yje, ale istnieje te realne
niebezpiecze stwo, e stracimy ich oboje. - Dane os upia . - Mam nadziej , e Tess po
a
si zaraz po powrocie do domu.
- Tak. - Dane zacisn d
na s uchawce.
- Bogu dzi ki! Nie musz panu chyba przypomina , e ona jest w powa nym
niebezpiecze stwie. Wszelki wysi ek stanowi dla niej wielkie zagro enie. Jad do szpitala.
czeka w izbie przyj . Przygotujemy wszystko do porodu i transfuzji. - Doktor w kilku
owach wyja ni Dane'owi, jak zatamowa krwotok i doda na koniec: - Prosz u wiadomi
sanitariuszom, e ka da chwila si liczy.
Dane od
s uchawk i przekaza Beryl uwagi lekarza. Popatrzy z obaw na Tess.
- Od pocz tku wiedzia
, e mog nast pi komplikacje, prawda? To nie poranne
md
ci sk oni y ci do rezygnacji z pracy - powiedzia zd awionym g osem.
Tess zagryz a wargi, by nie krzycze z bólu.
- Tak bardzo czeka
… na to dziecko - szepn a, oddychaj c z trudem. - Chcia am…
ci oszcz dzi zmartwie . Nie wi siebie!
- Postanowi
sama d wiga wielki ci ar, a ja ci tego nie u atwi em. By em pod y.
Och, Tess! - G os mu si za ama . Dr cymi palcami dotkn policzka ony, która p aka a z
bólu. - Gdzie ta cholerna karetka? - j kn zrozpaczony. W tej samej chwili us ysza
charakterystyczny d wi k. -Wytrzymaj jeszcze troch , male ka.
Skin na Beryl, która usiad a przy Tess. Wybieg z pokoju. By tak przera ony, e
dygota na ca ym ciele. Ledwie móg si porozumie z sanitariuszami.
Droga do szpitala nie trwa a d ugo. Gdy znale li si w izbie przyj , lekarze i
piel gniarki natychmiast zaj li si rodz
. Dane odci gn na bok doktora Boswicka i rzuci
pospiesznie:
- Ratujcie Tess. Przede wszystkim j - szepn z rozpacz . - Cokolwiek b dzie si
dzia o, ona jest najwa niejsza.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy - zapewni lekarz.
W chwil pó niej Tess by a ju w sali porodowej. Dziecku spieszy o si na wiat.
Oszo omiona i zbola a matka ledwie s ysza a krzyk potomka. Dane przez ca y czas trzyma
on za r
i podtrzymywa j na duchu.
- To ch opiec - szepn . - S yszysz mnie, najdro sza? Mamy synka.
Tess z trudem zrozumia a jego s owa.
- John Richard - szepn a ostatkiem si . Takie imi wybrali kiedy dla synka. By to
jeden z nielicznych wieczorów, który sp dzili na rozmowie. Dane ostro nie musn wargami
usta ony i powtórzy : - John Richard. Jak si czujesz, kochanie?
Nie wierzy a w asnym uszom. Czy to Dane przemawia do niej tak czule? Wyczerpanie
i rodki znieczulaj ce spowodowa y pewnie halucynacje.
- Boli - j kn a cicho.
- Zaraz dostaniesz zastrzyk - odpar Dane i doda dr cym g osem: - Nasz ch opczyk
jest liczny, Tess.
Mimo bólu otworzy a szeroko oczy i popatrzy a na m a.
- Kocham ci - powiedzia a z trudem. - Cokolwiek si stanie, pami taj o tym.
Mia
zy w oczach. Tess widzia a jego twarz jak przez mg , ale zd awiony g os
zdradza wzruszenie.
- Wyzdrowiejesz - zapewni schrypni tym g osem. - Tak powiedzieli lekarze. Nie
mów g upstw!
Powieki ci
y Tess jak o ów. Przymkn a oczy.
- Opiekuj si ma ym - szepn a. - Marzy
… o dziecku.
- Marz o tobie! - wyzna , dotykaj c wargami jej ucha. - Pos uchaj uwa nie, moja
upiutka dziewczynko. K ama em jak z nut. By em przekonany, e nie mog da ci dziecka.
Tylko dlatego nie chcia em si z tob o eni . W przeciwnym razie nie zastanawia bym si ani
minuty! Chcia em, eby odesz a, bo przy mnie nie mog aby
pe ni
ycia. Tak bardzo mi
na tobie zale
o. Na tobie! Bo e mi osierny, omal nie zwariowa em, gdy doktor Boswick
powiedzia mi prawd . Otwórz oczy, Tess. B agam ci , spójrz na mnie!
Jego wo anie brzmia o jak krzyk rozpaczy. Tess unios a ci kie powieki i popatrzy a
na blad niczym chusta twarz ukochanego.
- Nie wa si umiera ! - rzuci Dane przez zaci ni te z by. - Musisz
. Razem
wychowamy nasze dziecko. Bez ciebie moje ycie nie ma sensu! Nie znios kolejnego
rozstania! Ty stanowisz sens mego istnienia. Bez ciebie nic nie znacz !
- Marzy
tylko… o dziecku - szepn a z trudem.
- Nie.
Udr czona bólem Tess ledwie rozumia a, co si do niej mówi.
- Tak. Sam mówi
.
Dane poj , e jego s owa nie docieraj do wiadomo ci ony. Musia natychmiast
powiedzie jej ca prawd . Czas nagli .
- Popatrz na mnie, Tess. Otwórz szeroko oczy. Spójrz na mnie!
Ostatkiem si unios a powieki.
- Kocham ci - oznajmi Dane wolno i dobitnie. Oczy b yszcza y mu jak w gor czce. -
Kocham ci .
Jakie mi e s owa, przemkn o jej przez my l. Chcia a odpowiedzie , ale zapad a w
ciemn otch
. D wi ki zla y si w bezsensowny szum.
Tess zasn a.
ROZDZIA JEDENASTY
Dane nie spa przez ca noc. Czuwa przy
ku ony. Nie chcia jej zostawi ani na
chwil . Do synka postanowi zajrze rano.
Wpatrywa si uwa nie w blad twarz pi cej Tess. Biedactwo, tyle si nacierpia a.
Sk d mia a wiedzie , e jest mu taka bliska? Nie oszcz dza jej. Tyle nieprzyjemnych s ów od
niego us ysza a. Kto wie, czy zechce mu to wybaczy ? Najwa niejsze, by prze
a i wróci a
do zdrowia. Inaczej by nie mo e.
- Dane? - szepn a, unosz c powieki. - Moje dziecko…?
Dane wygl da okropnie - przemkn o jej przez my l. By nieogolony. Twarz mia
szar . Zm czenie i l k odcisn y na niej g bokie bruzdy.
- Chcesz zobaczy male stwo? - zapyta cicho, pochylaj c si nad on . - Zaraz
poprosz , eby siostra je przynios a.
Podniós s uchawk wewn trznego telefonu i powiedzia kilka s ów. Odpowiedzia mu
pogodny g os. Po chwili do pokoju wesz a dy urna piel gniarka z ma ym zawini tkiem w
obj ciach.
- Oto liczny synek pani Lassiter - oznajmi a pogodnie. - Nareszcie si pani obudzi a.
Wszyscy byli bardzo wystraszeni. Prosz spojrze na to male stwo.
Po
a dziecko obok Tess i odwin a rogi kocyka. Ukaza a si male ka twarzyczka.
Tess przez chwil obserwowa a uwa nie synka, a potem zerkn a na Dane'a.
- Jest podobny do mego m a - szepn a. - Dane, wygl da zupe nie jak ty!
Dane pochyli si nad
kiem i pog aska syna po g ówce.
- Ma twoje oczy, du e i agodne - oznajmi stanowczo.
- Pójd po butelk - wtr ci a piel gniarka.
- Nie - zaprotestowa a Tess i popatrzy a na ni b agalnie. - Chc go karmi piersi .
Doktor Boswick powiedzia …
- Ale oczywi cie - przerwa a z u miechem piel gniarka. - Moim zdaniem butelka
tak e si przyda. Jest pani bardzo os abiona. Straci a pani du o krwi. Mimo wszystko
przynios butelk . Nie wiadomo, czy b dzie do pokarmu dla tego maluszka.
Gdy piel gniarka wysz a, Dane pomóg Tess usi
na
ku. Wsparta plecami o
poduszk trzyma a dziecko w obj ciach. Wstrzyma a oddech, gdy zacz o ssa . Roze mia a
si cicho i popatrzy a na m a, który obserwowa j z rumie cami na policzkach. Zagryz
warg .
Tess nabra a otuchy. Wierzy a, e ojcostwo pomo e mu odzyska duchow
równowag i wiar w prawdziw mi
. Czu si zagubiony, ale szczerze kocha synka. Nie
by o w jego yciu innej kobiety, a zatem istnia a uzasadniona nadzieja, e pozostan
ma
stwem. Tess postanowi a wykorzysta t szans . Wierzy a, e pewnego dnia Dane j
pokocha.
Tess i ma y John sp dzili w szpitalu ca y tydzie . Helen i Kit przysz y odwiedzi
od matk i jej synka. Zachwytom nie by o ko ca. Tess puch a z dumy.
Dane wpada tak cz sto, jak to by o mo liwe. Musia wróci do pracy. Przekonuj co
gra rol idealnego ojca, ale nieufna ona wola a zachowa emocjonalny dystans.
Po tygodniu ca a rodzina wróci a na ranczo. Pewnego sobotniego popo udnia Tess
karmi a Johna w sypialni na górze. Dane wszed do holu, ciskaj c w d oni r kawice. Mia na
sobie roboczy strój. Szary kowbojski kapelusz jak zwykle w
na bakier. W agencji nic si
nie dzia o, móg wi c popracowa na ranczo. Gdy wszed do sypialni, wydawa si
zirytowany.
Stan w drzwiach i z wahaniem popatrzy na Tess, która siedzia a w bujanym fotelu z
synkiem przy piersi.
- Musimy porozmawia - rzuci krótko.
- Zaraz sko cz - odpar a.
Usiad na brzegu
ka, obserwuj c on i syna. Twarz z wolna mu si wypogadza a.
Przygl da im si z dum . Na jego wargach pojawi si radosny u miech.
- Móg bym na was patrze godzinami. Wydaje mi si , e to cudowny sen. Pi knie
razem wygl dacie.
- Zauwa
, jak ma y John szybko ro nie? - powiedzia a Tess, u miechaj c si
nie mia o.
- Tess, jak d ugo zamierzasz karmi go piersi ?
To zwyczajne pytanie bardzo j zaniepokoi o. Podnios a g ow . Machinalnie odsun a
niesforny kosmyk jasnych w osów. Wygl da a licznie. Mia a na sobie zielon sukienk w
kratk . By a taka delikatna i krucha.
- Jeszcze si nad tym nie zastanawia am - odpar a. - Dlaczego pytasz?
- Póki karmisz ma ego, nie mo ecie si rozstawa na d
ej ni kilka godzin - odpar z
wahaniem.
Tess poblad a. Spojrza a na m a szeroko otwartymi oczyma.
- Chcesz, ebym si st d wynios a? - wykrztusi a niepewnie. - Wola by , eby ma ego
wychowywa a nia ka? Dlatego pytasz, czy zamierzam go nadal karmi ?
Dane oniemia na moment, a potem krzykn :
- Na mi
bosk ! Nie!
Tess dr
a. Czu a jednocze nie ulg i obaw .
Dane na moment zacisn powieki. Otworzy szeroko oczy, wsta i podszed do okna.
Uderzy r kawicami o d
i gapi si ponuro na jesienny krajobraz.
- Z pewno ci masz podstawy, by s dzi , e zale
o mi tylko na dziecku… e ty si
nie liczysz. Nie rozumiem jednak, dlaczego uwa asz mnie za potwora zdolnego roz czy
matk i dziecko. Zapewniam ci , e nigdy bym tego nie zrobi .
- Wiem - odpar a krótko. Wstyd jej by o, e przez moment podejrzewa a go o tak
niegodziwo . Ma y John przesta ssa i przymkn oczka. Tess trzyma a go na r kach przez
sz chwil . Wreszcie podnios a si z fotela, po
a synka w
eczku ustawionym pod
cian i starannie okry a kocykiem. Posz a ku drzwiom i skin a na Dane'a.
- Tym razem nie pozwol ci uciec - powiedzia oschle i rzuci jej badawcze spojrzenie.
- Unikasz mnie, odk d wróci
do domu.
- Chcia abym posiedzie na werandzie - odpar a wymijaj co.
- Jest zbyt ch odno.
- Sk
e. Poprosz Beryl, eby dopilnowa a Johna.
- Dobrze.
Dane czeka , a kobiety ustal , co i jak. Po chwili Tess wysz a na werand , która
znajdowa a si na ty ach wielkiego domostwa. Dane ruszy za ni . Usiedli rami przy
ramieniu na kamiennych schodach nagrzanych promieniami s
ca.
- Tess, od paru dni próbuj znale odpowiedni moment, eby ci przeprosi .
Powiedzia em wiele niepotrzebnych s ów i by em wobec ciebie okrutny, zanim przyszed na
wiat nasz synek. Nie mog sobie tego darowa .
- Nie mia
poj cia, co mi jest - odpar a spokojnie. - Chcia am ci tego oszcz dzi .
Nasze dziecko by o dla ciebie cudown niespodziank . Tak bardzo si nim cieszy
.
Oszala by ze strachu, gdyby wiedzia , e ci a jest zagro ona.
- A ty, ma a g upia dziewczynko? By
przera ona, a na dodatek musia
wys uchiwa mojego gderania. Oskar
em ci o nieczu
i lenistwo. Kaza em ci
spacerowa ! - Dane zerwa z g owy kapelusz i rzuci go na schody. Nerwowym ruchem
przegania ciemn czupryn . - Dreszcz mnie przechodzi na my l, jaki by em dla ciebie pod y.
Przysporzy em ci tylko cierpie .
Tess spojrza a z czu
ci na m a, który patrzy na jesienny krajobraz.
- To nieprawda. Da
mi Johna.
Dane wolno odwróci g ow i spojrza jej prosto w oczy.
- Mylisz si , je li s dzisz, e zale
o mi wy cznie na dziecku - powiedzia cicho. -
Liczy
si przede wszystkim ty. Pragn em ci , chcia em by z tob i dlatego…
postanowi em w ko cu b aga , aby za mnie wysz a, cho by em przekonany, e nie mog
da ci dziecka. Kiedy odesz
, moje ycie straci o sens. Po powrocie do pustego mieszkania
zrozumia em, e w
nie pope ni em najwi ksze g upstwo w ca ym moim yciu. - Tamtej
nocy… Wcze niej nie wiedzia em, czym jest mi
. Ba em si tego uczucia. S dzi em, e to
zauroczenie, które szybko przeminie, ale tak si nie sta o. Moja mi
trwa i b dzie trwa a.
Do mierci nie przestan ci kocha , Tess.
Odwróci a wzrok. Nie mia a uwierzy w te zapewnienia. Dane agodnym ruchem
dotkn jej policzka. Chcia , by na niego popatrzy a.
- Kocham ci - powtórzy . - Na ile sposobów, jak cz sto b
musia ci to powtarza ,
nim zechcesz mi wreszcie uwierzy ?
Tess zamruga a powiekami. Nieufnie zmru
a oczy.
- To wcale nie musi by mi
.
- Jasne. Trudno czasem nazwa uczucia. Tym razem jednak nie masz racji i doskonale
o tym wiesz, ma y tchórzu. - Z obuzerskim u miechem pochyli g ow i agodnie musn
wargami usta ony. - Znajd sposób, eby ci o tym przekona .
Ca owa j delikatnie i czule, a zacz a oddawa mu poca unki w ciszy jesiennego
popo udnia. Wstrzyma oddech, gdy obj a go za szyj i mocno si przytuli a. Czu , jak dr y
w jego ramionach. Zapomnia a o l ku i podda a si pieszczotom. Rozchyli a usta i poczu a, e
ciep y je yk dotyka jej warg. J kn a i przywar a do m a jeszcze mocniej.
Otar si o ni biodrami, by wiedzia a, jak bardzo jej pragnie.
- Chc by z tob - szepn . - Mo esz?
- Och… tak - szepn a nami tnie wargami spuchni tymi od poca unków. Dane j kn .
- Ale gdzie? - Uniós g ow . By tak zdesperowany, e Tess omal nie wybuchn a
miechem. - Beryl jest na górze z ma ym.
Spojrza a znacz co na stodo . Pokr ci g ow .
- Nie - mrukn
ami cym si g osem. - To niezbyt rozs dne. Kurz, py , s oma…
- W powie ciach kochankowie nie zwracaj uwagi na takie drobiazgi.
- Czysta fikcja - szepn , tul c g ow do jej piersi. Potem zacz j znowu ca owa . -
Nie chc tarza si z tob na sianie przez krótk chwil . Uwielbiam ci . Pragn si z tob
kocha d ugo i czule.
- Ja równie - odpar a szeptem.
Przytuli j mocniej i ca owa zach annie. Dr
ogarni ty wielk nami tno ci .
- Tess… - szepta z ustami przy jej wargach. - Tess, bardzo ci kocham!
Drzwi otworzy y si nagle. Oboje podnie li g owy. Na werandzie sta a Beryl. Mia a na
sobie ciep y sweter.
- John zasn . Id z wizyt do pani Jewell. Chyba nie macie nic przeciwko temu.
Wróc za kilka godzin.
Tess mia a ochot u ciska starsz pani , która z pewno ci wiedzia a, e m odzi
ma onkowie ch tnie sp dziliby par chwil sam na sam. Male stwo pi ce w dziecinnym
eczku z pewno ci im nie przeszkodzi.
- Id , Beryl. Damy sobie rad - odpar a cicho Tess.
- Dzi ki. Pani Jewell z pewno ci si ucieszy, gdy wpadn . To b dzie mi e popo udnie
- stwierdzi a starsza pani i odesz a, u miechaj c si tajemniczo.
Poczekali, a Beryl wsi dzie do auta i odjedzie. Potem Dane w po piechu zaprowadzi
on do sypialni i zamkn drzwi na klucz.
Wzi Tess na r ce i zaniós do
ka.
- Musimy by cicho, eby nie obudzi ma ego. Kochana Beryl…
- Drzwi… - mrukn a znacz co.
- Ju zamkn em. Tess, tak d ugo czeka em! Prawie rok.
Ca owa j zach annie. P omie
dzy rozpali si w nich na dobre. Dane pospiesznie
zdj ubranie. Tess patrzy a na niego bez wstydu - z ciekawo ci i zachwytem. M sta si jej
idea em. By a nim oczarowana.
Dane rozebra j powoli, nie szcz dz c poca unków i pieszczot. Tuli a si do niego
niecierpliwie.
- Poczekaj - szepn . Si gn pod poduszk . Zerkn a ukradkiem na ma y pakiecik,
który trzyma w r ku. - Na razie wystarczy nam jedno dziecko. Po co ryzykowa ?
- Nie ma obawy - odpar a dr cym g osem. - Przytrafi a mi si bardzo rzadka
przypad
. To si chyba nie powtórzy.
- Pó niej o tym porozmawiamy. Nadal jeste os abiona. Za wcze nie na drugie
dziecko. Musz dba o swoj
on - szepn , ca uj c j czule. - Kocham ci do szale stwa.
Nie wolno mam teraz ryzykowa . Wszystko trzeba przemy le .
Przylgn mocno do Tess. Wszed w ni bez po piechu, uwa aj c, by nie sprawi jej
bólu.
By o wspaniale - tak samo jak tamtej nocy. Pora ona rozkosz Tess ka a w obj ciach
ukochanego, gdy poruszali si w rytmie, który zna a na pami . Znieruchomia a i wstrzyma a
oddech, gdy poczu a cudowny dreszcz. W tej samej chwili Dane krzykn . Otworzy a oczy
zdziwiona intensywno ci dozna . Ujrza a z bliska jego twarz, g ow odrzucon do ty u i
napi te mi nie ramion. Us ysza a w asny j k…
Prze yli rozkosz, która ich ca kiem wyczerpa a. Le eli bezw adnie, mocno przytuleni,
ws uchani w g
ne bicie serc i urywane oddechy.
ugo odpoczywali. Nagle dobieg ich p acz Johna. Ma y dar si wniebog osy.
Tess wsta a, narzuci a szlafrok i podesz a do
eczka. Okaza o si , e pora zmieni
pieluszk . Dane stan obok ony. Gdy sko czy a, u
synka na jednym ramieniu, a
drugim obj Tess. Patrzy z dum na dwie istoty, które wielbi ponad wszystko na wiecie.
- John naprawd jest do ciebie podobny - stwierdzi a Tess.
- Do nas obojga - poprawi i mrugn do niej porozumiewawczo. - Jeste szcz liwa?
- Nie s dzi am, e istnieje tak wielkie szcz cie. - Wspi a si na palce i poca owa a
go w policzek. - Nie
ujesz, e musia
si ze mn o eni ?
- B d w rozumowaniu - odpar , patrz c na ni z uwielbieniem. - Szuka em pretekstu,
eby ci po lubi , nie ujawniaj c prawdziwych uczu . ledzi em ci . Pami tasz spotkanie we
oskiej restauracji? By em zdecydowany prosi ci o r
. Niestety, spotka em znajomego,
który pokrzy owa mi szyki…
- Kocham ci - szepn a.
- Ja te ci kocham, male ka. Z ca ego serca.
Oboje popatrzyli na dziecko.
- Gdy John pójdzie do szko y, chcia abym wróci do pracy.
- Chcesz by detektywem u Shorta?
- Nie. U ciebie.
- Wszystko zostanie w rodzinie, co?
- Jasne. Pójd na emerytur , gdy ma y John przejmie agencj .
Dane przytuli
on i syna. Ch tnie by odmówi , ale Tess ju postanowi a. By o do
czasu, by j wszystkiego nauczy . Jako jej szef mia tak e wp yw na dobór zlece . O eni si
z kobiet o sporym poczuciu niezale no ci i potrafi j doceni . Z nadziej patrzy w
przysz
.