Ann Major
Dwa różne światy
Tłumaczyła Agnieszka Kotyńska
Rozdział pierwszy
Wzniesiona w górę siekiera i stos porąbanego drewna świadczyły o złym
humorze Jima Keitha Jonesa. Za sześć dni szczwana Kate Karlington zagarnie
kolejne nieruchomości, niewiele dla niej znaczące, a stanowiące jego własność. To
był kres marzeń. Przecież budował swoje małe imperium od początku, od podstaw,
działkę po działce, dom po domu. Wykonywał wszelkie prace. W nadchodzący
piątek Kate Karlington z miłym uśmiechem na twarzy pozbawi go wszystkiego,
skazując na powolną śmierć. Lecz on nie umrze. Znajdzie się ponownie w
rynsztoku, z którego wyszedł. Będzie żył z gorzką świadomością kolejnej porażki.
Wspomnienie
o Kate Karlington pogłębiło jego niewesoły nastrój. Parny,
majowy poranek w Houston przypominał mu dzień, kiedy trzy lata temu pochował
Mary.
Brudna koszulka Jima była zlana potem.
Kędzierzawe, czarne włosy przylepiły się do czoła. Ciemne oczy były
przekrw
ione z powodu wczorajszego pijaństwa. Poszarpane, wilgotne dżinsy
przywierały ściśle do umięśnionych ud. Jim uniósł powoli siekierę i wbił ją z
wściekłością w zbutwiały pień. Wykrzywił usta, słysząc zgrzyt ostrza. Ból
rozsadzał mu czaszkę. Nic dziwnego, przecież miał kaca. Wczoraj obchodził
trzecią rocznicę pogrzebu Mary. Kiedy nocą wrócił do domu, oglądał pamiątkowe
kasety wideo, wspominając żonę i pijąc aż do utraty świadomości. Kolejny raz w
ten sposób „świętował” ich dzień ślubu nagrany na kasecie, a także jej dzień
urodzin.
Tego ranka obudził się przed włączonym telewizorem, powlókł się do
lodówki i wypił piwo. Potem zaparzył kawę i usmażył jajecznicę. Wziął prysznic i
pojechał do domu swojej siostry Maggie. Zabrał stamtąd syna, mimo jego usilnych
próśb, aby pozwolił mu zostać. Bobby Lee miał już dziewięć lat, ale wolał spać lub
oglądać bajki, niż jechać z ojcem do pracy. Lecz Jim postawił na swoim.
Teraz ojciec i syn robili porządek w najgorszej posiadłości usytuowanej
niedaleko Eastex Freeway, w okolic
y zamieszkałej przez biedotę. Właściwie tylko
Jim pracował. Bobby nie kwapił się z pomocą. Jednak nawet fizyczny wysiłek nie
zagłuszał bolesnych wspomnień. Jim przypomniał sobie ostatnie chwile Mary,
kiedy prosiła go, aby się nie poddawał. Nie potrafił sprostać tej prośbie, chociaż
naprawdę się starał.
Jim podniósł siekierę i ponownie uderzył w pień. Wióry poleciały na ziemię.
Znowu powróciły wspomnienia z ostatnich trzech lat. Poczucie straszliwej
samotności, panowanie na siłę nad swoimi emocjami. I to, jak cały czas chciał
sprostać roli ojca i człowieka prowadzącego firmę. Ostatnie miesiące przed
śmiercią Mary przeżył jak w jakimś koszmarnym śnie. Tak bardzo pragnął ją
ocalić. Nie dbał o siebie ani o syna. Pożyczył pieniądze i zabrał Mary do Niemiec,
mając nadzieję, że właśnie tam znajdą cudowne lekarstwo na jej chorobę. Nie
myślał wówczas o tym, że jego ubezpieczenie nie pokryje kosztów leczenia.
Dlatego teraz był tak zadłużony. Pomimo oszczędnego trybu życia i ciężkiej pracy,
w nadchodzący piątek straci wszystko, nawet dach nad głową. Jego dorobek
przejdzie w posiadanie Karlingtonów.
Krach gospodarczy wszystkim dał się we znaki. Wartość akcji spadała.
Szanse na znalezienie pracy malały. A rachunki i podatki rosły. Ceny
nieruchomości w Houston dramatycznie spadały. Wiele budynków zostało
zburzonych, a ziemia sprzedana za bezcen. Dookoła była pustka. W ostatnich
dniach sytuacja zmieniała się na lepsze, ale dla niego było już za późno. Kryzys
ekonomiczny dotknął każdego, ale Jima dotknął szczególnie boleśnie. Był wrakiem
człowieka, przybitym śmiercią ukochanej żony. Wszystko będzie musiał sprzedać
po upokarzająco niskiej cenie. Nic nie mogło go uchronić od Kate Karlington,
nawet cud. Zresztą stracił wiarę w cuda, kiedy Mary umarła.
Swoistą terapią była dla Jima praca fizyczna. Ostrze siekiery po raz ostatni
wbiło się w pień. Drzewo runęło na zarośnięty trawnik. Odłożył narzędzie na
zachwaszczony kwietnik. Zastanowił się, gdzie jest syn. Zmarszczył brwi, kiedy
zobaczył pusty pojemnik na śmieci i otwarte drzwi do mieszkania. Przecież dwie
godziny temu kazał mu wynieść wszystko z domu. Nawet Bobby'emu ta praca nie
powinna zabrać więcej czasu niż pół godziny. Tymczasem syna nie było w pobliżu.
Wiedział, że Bobby jest zafascynowany samochodami, więc skierował się w stronę
parkingu. Pomyślał o lenistwie chłopca. Bobby wdał się w rodzinę Mary. Wszyscy
oni byli wygodni, leniwi, lekko podchodzili do życia. Kiedy uznawali, że mogą nie
dać sobie rady, po prostu zawierali odpowiednie związki małżeńskie.
Tylko Mary stanowiła wyjątek. Szła przez życie z uśmiechem. Jego słodka,
śliczna żona. Kochała go od dzieciństwa, a już w szkole średniej polowała na niego
uporczywie, co stanowiło przedmiot kpin kolegów. Pamiętał, jak czasami
wyłaniała się nagle zza jego ramienia, witając go radośnie. Udawała zaskoczoną
jego widokiem. Jednak zdradzały ją rumieńce i urywany oddech. Jej złote włosy
falowały na ramionach. Uśmiechała się niewinnie, a zarazem prowokująco.
Wiedziała, jak na niego zastawić pułapkę. A potem to on musiał ją zdobywać.
Pr
zypomniał sobie pewną noc, kiedy się pieścili. Pragnął jej tak bardzo, że
nie mógł już dłużej czekać. Powiedziała wtedy:
–
Jimmy, nie możesz mnie mieć przed ślubem.
– Czy to propozycja, kochanie?
–
Ależ oczywiście – zachichotała.
I wtedy Jim uruchomił samochód i rozpoczęła się szaleńcza jazda do
Meksyku. Na granicy pojazd się zepsuł. Musieli przejść przez most, a potem
poszukać urzędnika stanu cywilnego. Nie mieli nawet osiemnastu lat. Następnie
sprzedali samochód za bezcen i wrócili autostopem do Houston. Pierwszy czynsz
zapłacili za pieniądze uzyskane ze sprzedaży samochodu. Jim rzucił szkołę i zaczął
ciężko pracować. Mary to doceniała, a on wybaczał jej wszelkie niedociągnięcia.
Kochał ją. Boże, jak bardzo ją kochał! Przeżywali razem i piękne, i trudne chwile.
Było cudownie, aż do czasu, kiedy zachorowała. I przegrali z jej chorobą.
Postanowił, że nigdy więcej się nie zakocha. Śmierć Mary spowodowała, że
uświadomił sobie, z całą ostrością, gorzką cenę miłości.
Jim zachmurzył się, kiedy zobaczył, że parking jest pusty. Gdzie, do licha,
może być Bobby Lee? Obrócił się i zauważył błyszczące światła zielonego jaguara,
padające na sosny. Zamarł, gdy dostrzegł kobietę za kierownicą. Była to Kate
Karlington. Znał ją ze zdjęć w gazetach. Kate nie wiedziała, jak on wygląda. Skulił
się przy ścianie, podczas gdy ona spokojnie parkowała samochód pod topolą.
Pewna siebie, jak zwykle świadoma sukcesu. Jim zastanawiał się, czy naprawdę
jest tak sprytna, jeśli ryzykuje jazdę ekskluzywnym samochodem do tej dzielnicy,
w które
j roi się od złodziejaszków. Ona także musiała się denerwować. Jim miał ją
w garści. Starała się zwędzić jego projekty i niepokoiła jego menedżerów. Gdyby
wezwał policję, wsadziliby ją do więzienia.
Wyniośle wyglądająca Kate wysiadła z samochodu. W ręku trzymała
aktówkę.
Ironiczny uśmiech Jima pogłębił się. Ze złością obrzucił ją spojrzeniem. Był
zły, że jest taka piękna. Serce zaczęło mu żywiej bić. Atmosfera tego dusznego
dnia stawała się nie do wytrzymania. Odczuwał straszliwe pragnienie i nienawidził
Kate coraz bardziej.
Jego myśli powróciły do Mary. Była subtelna, piękna, miała charyzmatyczną
osobowość. I ta jej kusząca figura: bujne piersi, wąska talia, kształtne biodra i
długie nogi. Tryskała energią. W sypialni zachowywała się jak wulkan. Jim
zastano
wił się, dlaczego w tym momencie pomyślał o sypialni.
Kate ubrana była w zieloną jedwabną bluzkę i spodnie tego samego koloru.
Staranny makijaż podkreślał jej oczy i sprawiał, że wargi wydawały się pełniejsze.
Nie mógł oderwać od niej wzroku, aż znikła za budynkiem. Ta wredna żmija była
jego wrogiem. Jednak nie zadzwoni na policję. Nie pozbawi się przyjemności
widywania tej kobiety.
Jim, nie znalazłszy syna, powrócił do przerwanej pracy.
Rozdział drugi
Kate Karlington odziedziczyła po ojcu głowę do interesów. Była opanowana,
zawsze kontrolowała swoje reakcje. Kręcone rude włosy nosiła związane w kok.
Ubierała się z nienaganną elegancją. W teczce miała pedantycznie ułożone
dokumenty. Dokładnie planowała każdy dzień. Gdy była dzieckiem, jej surowy
ojciec i nauczyciele karali ją bardzo za wszelkie niedociągnięcia. Teraz to
zaowocowało.
Kiedy zatrzymała się na pełnym wybojów parkingu Jonesa, zdenerwowała
się. Obejrzała zdewastowane budynki. Nędza, którą ujrzała, przeraziła ją.
Zobaczyła przekrzywione rynny, farbę odpadającą ze ścian domów, dziury w
asfalcie. Właściwie współczuła ludziom takim jak Jim. Przecież on stracił
wszystko. Zastanowiła się chwilę, czy Jones uświadamia sobie bezmiar własnej
głupoty. To zaniedbanie obniżało przecież jego dochody. To ono powodowało, że
wielu mieszkańców po prostu odchodziło. Na pewno głupcy, tacy jak on, nie czują
się winni. Dlatego pewnie Jones postrzegał ją jako osobę bezduszną. A ona wcale
nie była pewna, czy tym razem dobrze zainwestuje swoje pieniądze. Ale szkoda jej
było ludzi, którzy musieli mieszkać w tych warunkach.
Dość często rozmyślała o sobie i swoim życiu. Teraz też przez chwilę
zastanawiała się nad sobą i swoim losem. Zawsze chciała, aby postrzegano ją jako
osobę chłodną i opanowaną. Sprytnie i z wdziękiem odgrywała rolę kobiety
sukcesu. Pragnęła, żeby wszyscy myśleli, że jest podobna do swojego stanowczego
ojca. Wiedziała, że jest znana z cotygodniowej kolumny towarzyskiej
zamieszczanej w lokalnej gazecie. Swoje prawdziwe uczucia skrywała pod maską
opa
nowania. A instynktownie tęskniła za odrobiną czułości i miłości.
Kiedy dorastała, ojciec nie pozwalał jej nawet na posiadanie przyjaciół. Nie
wytrzymywała chłodu panującego w domu, dlatego uciekła do ciotki. Ojciec
odmówił przyjęcia jej z powrotem. Wysłał ją do szkoły oddalonej od domu.
Rzadko przyjeżdżała do rodzinnego gniazda na wakacje. Wzrastała w całkowitej
izolacji. Czuła się wyobcowana i odrzucona. Nie cieszyły ją sukcesy w szkole.
Potem zakochała się w mężczyźnie, który tylko udawał, że ją kocha. Ich
związek nie trwał długo. Ojciec bezwzględnie zdemaskował wszystkie wady
Edwina. Jak się później okazało, Edwin ożenił się z Kate dla pieniędzy. Przez cały
czas miał inne kobiety, w końcu ją opuścił. Odkryła wtedy, że jest w odmiennym
stanie. Spotkała się z mężem i powiedziała mu o tym, ale jego to nie interesowało.
Podczas pierwszych miesięcy ciąży była szczęśliwa. Wyobrażała sobie, że wreszcie
będzie miała kogoś dla siebie, że będzie kochana. A potem niestety poroniła. To
był kres jej marzeń. Potrzebowała dużo czasu, aby zacząć żyć normalnie. Jednak
rany ciągle się nie goiły. Doświadczenia z tamtego okresu sprawiły, że wystrzegała
się mężczyzn. Mimo że im nie ufała, skrycie pragnęła mieć dziecko. Niedługo
miała skończyć trzydzieści lat! Nie mogła przejść obojętnie obok sklepów z
artykułami dziecięcymi. Przypominała sobie wtedy, z jaką radością czekała na
narodziny swojego maleństwa, jak kupowała mu wyprawkę. Pomyślała z rozpaczą,
że jeśli nie urodzi dziecka, to będzie skazana na życie w samotności.
Nagl
e dostrzegła małego, niechlujnie ubranego chłopca, leżącego pod
krzakiem, obok jej samochodu. Przestraszyła się, czy go nie potrąciła. Pochyliła się
nad nim, a wtedy usłyszała kilka ordynarnych słów. Była zszokowana jego
słownictwem, ale ucieszyła się, że malec nie jest ranny.
–
Cześć – powiedziała łagodnie.
Popatrzył na nią z przerażeniem, gramoląc się spod krzaków. Zamierzał
uciec, ale chwyciła go stanowczo za kołnierz. Pomimo brudu i niechlujnego
ubrania, widać było, że chłopiec jest bardzo urodziwy. Miał ciemne, kręcone włosy
i czarne, błyszczące oczy.
–
Nie chciałam cię przestraszyć – dodała spokojnie.
–
Nie przestraszyłem się. Nie jestem babą – odpowiedział.
–
Oczywiście, że nie jesteś. Powiedz mi, co tutaj robisz?
Chłopiec spoglądał gdzieś w dal.
– Czytam –
odburknął.
–
Tutaj? To chyba musi być jakaś dobra książka. Czy mogę ją zobaczyć?
– Nie!
Kate uniosła brwi i ze zdziwieniem spojrzała na malca.
–
To nie jest to, czym mogłabyś się zainteresować – powiedział
uprzejmiejszym tonem.
– Dopiero teraz zauwa
żyła leżący na ziemi kolorowy magazyn. Schyliła się,
chcąc go podnieść. Mały usiłował ją uprzedzić, lecz wiatr porwał pisemko.
Chłopiec krzyknął, starając się je pochwycić, była jednak szybsza.
–
Mój Boże – szepnęła, kiedy na okładce czasopisma zobaczyła nagą
kobietę.
Mały nicpoń uciekłby niechybnie, gdyby nie przytrzymała go za kołnierz.
Przez krótką chwilę oboje spoglądali na to pisemko. Kate opamiętała się szybko i
zabrała je sprzed oczu dziecka. To wyuzdane zdjęcie ją przeraziło. Nic dziwnego,
że chłopcy oglądający takie czasopisma wyrastają potem na mężczyzn
postrzegających kobiety wyłącznie jako obiekty seksualne. Bogaci faceci sądzą, że
wszystko można kupić. Zresztą, nie tylko bogaci. Przypomniała sobie Edwina,
używającego bezkarnie pieniędzy Karlingtonów, by zdób kolejną kobietę.
–
Skąd to wziąłeś, chłopcze?
–
Znalazłem.
– Gdzie?
– Nigdzie.
– Nieprawda! –
potrząsnęła nim delikatni
– Gdzie?
–
Pod łóżkiem. Robiłem porządki w mieszkaniu. Ojciec kazał mi wyrzucić
śmieci…
– Gdzie jest twoja matka?
–
Nie żyje.
Odpowiedź chłopca przypomniała jej własne smutne dzieciństwo bez matki.
–
Umarła, kiedy miałem sześć lat. – Mały pochylił głowę.
Kate była w tym samym wieku, gdy straci matkę. Gdyby ten śliczny chłopiec
był jej synem, nigdy nie pozwoliłaby mu sprzątać zabałaganionego mieszkania.
– Gdzie jest twój ojciec?
– Tam –
wskazał ręką. – Sprząta na podwórku.
Kate skrzywiła się. Czyżby jego ojciec był robotnikiem? Zdziwiła się. To
oznaczało, że Jones, niemal bankrut, zatrudniał pracownika.
–
Ale nie mów mu, że mnie tu znalazłaś – usłyszała żałosny głos chłopca. –
Tata nie czuje się dobrze i będzie zły, jak się dowie, że zaniedbałem się w pracy.
Kate spojrzała na małego ze współczucie rozumiejąc jego lęk przed ojcem.
–
Czy twój tatuś jest chory?
– Ma kaca.
Oczy Kat
e zwęziły się. Natychmiast wyobraziła sobie, że ten słodki aniołek
jest wychowywany przez brutalnego alkoholika, zaniedbującego go okropnie.
–
Nie pozwolę mu cię skrzywdzić – powiedziała stanowczo i poprowadziła
dziecko na podwórze.
Zobaczyła mężczyznę, stos porąbanego drewna, taczki i stertę ściętej trawy.
Podeszła do nieznajomego. Zignorował jej obecność i nadal pielił klomb.
Pomyślała, że może oceniła go zbyt pochopnie. Szanowała ludzi pracowitych i
energicznych. A on wyglądał właśnie na takiego człowieka. Teraz miała okazję
przyjrzeć mu się dokładnie. Strugi potu spływały po szyi i ramionach mężczyzny.
Odruchowo oblizała wargi. Poczuła dziwny ucisk w żołądku, gdy obserwowała
jego muskularne, opalone ciało. Próbowała opanować swoje emocje. Przecież
niejed
nokrotnie obiecywała sobie, że już nigdy więcej nie zaangażuje się w żaden
związek i dlatego nie powinien się jej podobać żaden mężczyzna. Przełknęła ślinę i
chwyciła głęboki oddech.
–
Dzień dobry – powiedziała z pozoru obojętnie, choć wewnątrz wszystko w
niej drżało. Nie chciała znaleźć się pod jego urokiem.
Mężczyzn dzieliła na dwie kategorie. Zamożni faceci z jej środowiska
przypominali Kate egoistycznego ojca. Gdy chcieli pozbyć się dziecka, płacili za
opiekę nad nim. Kiedy pragnęli kobiety, wiedzieli, jaka jest jej cena. Nie potrafili
angażować się emocjonalnie. Z kolei ci biedniejsi mężczyźni szanowali pieniądze,
ponieważ uważali, że mają one magiczną moc. Sferę uczuciową także pozostawiali
na boku. Do tej kategorii należał jej były mąż, Edwin. Udawał, że ją kocha, w
rzeczywistości pragnął jedynie posługiwać się jej pieniędzmi.
–
Dzień dobry – powtórzyła Kate, spoglądając na nieznajomego.
Jim znieruchomiał, jej głos go poraził.
A ona ciągle nie mogła oderwać wzroku od jego napiętych mięśni. Nagle
poczuła się dziwnie podekscytowana. Było to nawet zabawne uczucie, chociaż
zdumiewające.
Jim powoli podniósł się, strzepując źdźbła trawy z palców.
Prezentował się wspaniale. Zawsze podobali jej się wysocy mężczyźni. A ten
posiadał doskonałe, umięśnione ciało, przypominał jej greckiego boga. Jego
wygląd jeszcze dobitniej uświadomił Kate, że jest skazana na samotność. Przecież
taki mężczyzna nie mógł być z nią. Dzieliło ich pochodzenie, wykształcenie,
właściwie wszystko. Był z innego świata. A jednak jego spojrzenie rozpalało ją do
głębi.
Na pewno nie byli sobie przeznaczeni. Emocje wzięły jednak górę nad
rozsądkiem. Obserwowali się nawzajem i czuli narastające pożądanie.
Chłodna, wyniosła, inteligentna Kate Karlington nie mogła sobie pozwolić
na związek z umięśnionym prostakiem. Nagle poczuła zawrót głowy. Zaczęła się
obawiać, że może zemdleć.
–
Co się dzieje? – zadał jej pytanie ochrypłym głosem, który ją jeszcze
bardziej podekscytował.
–
Nic… Wszystko w porządku.
–
Trzęsiesz się jak osika.
– To tylko alergia – sk
łamała.
–
W porządku – odburknął.
Zapanowała nad sobą. Powiedziała po prostu:
–
Spotkałam na parkingu twojego syna… z pisemkiem w ręku.
Jim uśmiechnął się szeroko, w kącikach oczu pojawiły mu się zmarszczki.
Niewątpliwie miał poczucie humoru.
–
Coś podobnego? Bobby Lee czyta? – roześmiał się serdecznie. – To coś
nowego!
Poczuła zapach piwa. Jim przyglądał jej się uważnie. Zrobiła krok do tyłu,
jakby zamierzała uciec, ale w porę przypomniała sobie, po co tu przybyła.
–
Czy nie obchodzi cię, co on czyta? – zapytała podniesionym głosem.
–
Oczywiście, że obchodzi. Pokaż mi.
Kate podała mu magazyn. Wziął pismo z jej rąk i przeglądał je z widocznym
zainteresowaniem. Kate zaczerwieniła się, gdy zaczął ją ponownie obserwować,
jak gdyby porównując z dziewczyną z okładki. Poczuła się zawstydzona. Miała
ochotę uciec.
Jim spokojnie złożył pisemko i schował do kieszeni w dżinsach. Potem
przyklęknął przy synu i powiedział:
–
Porozmawiamy o tym wieczorem, kiedy będziemy sami, jak mężczyzna z
mężczyzną. A teraz wracaj do mieszkania i zrób porządek. Tylko przyłóż się do
pracy! Jeżeli tego nie zrobisz, będziesz wyrywał chwasty przez następną godzinę.
Chłopiec oddalił się błyskawicznie.
–
Ta groźba zawsze skutkuje – powiedział mężczyzna z szerokim
uśmiechem, odprowadzając spojrzeniem syna.
Kate była zdenerwowana.
–
Czy to wszystko, co zamierzasz zrobić? Co z ciebie za ojciec? Twoje
dziecko ogląda takie sprośności, a ty się tym nie przejmujesz? I każesz pracować…
takiemu małemu dziecku!
Jim spojrzał na nią ze złością.
–
Do diabła, a co cię to obchodzi! To jest moje dziecko, a nie twoje! Bardziej
mnie wkurza to, że wymiguje się od pracy niż to, że chłopak jest zainteresowany
seksem, co jest całkiem naturalne w jego wieku.
– W jego wieku? Naturalne zainteresowanie? Tak to nazywasz? I zaskakuje
cię, że jestem zdziwiona takimi metodami wychowawczymi? Uważam, że zupełnie
nie dbasz o jego moralność. Prawdopodobnie nawet nie wiesz, co to jest moralność.
Pewnie nie obchodzi cię również, że twój syn klnie.
Mężczyzna spochmurniał.
–
Ejże, pani się chyba zagalopowała. Kim, do licha, jesteś, że pozwalasz
sobie na krytykowanie mnie? To moja sprawa, jak wychowuję dziecko. Wszyscy
chłopcy w jego wieku trochę klną i oglądają właśnie takie obrazki.
Zaczął iść w jej kierunku, więc gwałtownie cofnęła się. Ramionami oparła
się o mur domu. A on podszedł tak blisko, że wprost przyparł ją do ściany. Jego
potężne ciało zagrodziło jej drogę ucieczki.
–
Gdzie ty się wychowałaś, w klasztorze?
Kate zbladła. Był bliski odkrycia prawdy.
–
To oczywiste, że jesteś damulką bez problemów, prawdopodobnie tak
cholernie bogatą, że nie przepracowałaś uczciwie ani jednego dnia w swoim życiu.
Po prostu kupujesz, co chcesz, za pieniądze możesz mieć wszystko, czego
pragniesz. Na pewno nie pobrudzisz sobie rączek brudną robotą. A ja zacząłem
pracować wcześniej niż mój syn, więc i jemu praca nie zaszkodzi. Ten magazyn
także krzywdy mu nie zrobi.
–
Dlaczego próbowałam z tobą rozmawiać? Przecież i tak nic nie
zrozumiesz! –
krzyknęła Kate.
Usiłowała się wyswobodzić, ale on oparł ręce na murze, nie pozwalając jej
uciec.
–
Następna sprawa, moja pani. Nie jestem przerażony, że Bobby interesuje
się seksem. I wcale to nie świadczy źle o mojej moralności. Przypuszczam, że
zachowuję się bardziej moralnie od ciebie. Wtrąciłaś się w moje życie i wkurzyłaś
mnie. Dlaczego, do diaska, taka piękna kobieta jak ty obawia się seksu? Przecież to
najlepsza rzecz, jaką życie nam oferuje.
–
Tylko mężczyźni mogą tak myśleć.
–
Większość kobiet, które znam, zgadza się z moim zdaniem.
– Bo jedynie takie zad
ają się z kimś tak prymitywnym jak ty.
–
Powinienem skręcić ci kark za te słowa.
– Przemoc pasuje do ciebie.
Jim zaczerpnął głęboko powietrze.
–
Nie jestem brutalem. Ożeniłem się z wielkiej miłości z moją pierwszą
dziewczyną. I zostałbym jej wierny do śmierci. Niestety, ona umarła… – Głos mu
się załamał, twarz poszarzała, spojrzał w dal. Nie mógł wybaczyć sobie, że zdradził
swoje najintymniejsze przeżycia. Pomyślał, że to wina kaca. Tylko na kacu
człowiek jest taki szczery, taki słaby, taki głupi.
Kate dost
rzegła cierpienie w jego oczach i wszystko, co ją przed chwilą
drażniło, poszło w niepamięć.
Zapadło niezręczne milczenie. Tak bardzo go rozumiała. Rozpacz tego
mężczyzny przypominała jej własny dramat. Wiedziona nagłym impulsem
delikatnie dotknęła jego ręki, opuszkami palców łagodnie pogładziła muskularne
ramię. Ich ciała nagle zetknęły się i poczuli niewiarygodną bliskość.
Przestraszyła się własnych odczuć, ponieważ przez moment straciła kontrolę
nad sobą. Zdarzyło się jej to po raz pierwszy w życiu. On jednak szybko cofnął
rękę.
–
Nie dotykaj mnie! Nigdy więcej nie kładź swoich białych rączek na mnie!
–
krzyknął.
–
Nie chciałam tego! To był przypadek!
–
Więc panuj nad sobą!
–
Zejdź mi z drogi, chcę odejść – powiedziała oschle.
–
Jeśli mi nie powiesz, co robisz w posiadłościach Jonesa, na pewno nie
pozwolę ci odejść. Mój szef powiedział mi o pewnej kobiecie… nazywa się
Karlington. Kazał mi wezwać gliny, gdyby się tu pojawiła.
–
Nie nazywam się Karlington.
–
Masz rude włosy, jak ona.
Jej oczy zrobiły się ogromne ze zdziwienia, na co on zareagował śmiechem.
–
Jeżeli mnie nie puścisz, będę krzyczała – zagroziła.
–
Naprawdę?
Szarpnęła się, chcąc odepchnąć się od muru, ale on nadal mocno ją
przytrzymywał.
– Nie dotykaj mnie! –
zawołała Kate. – Ja też sobie nie życzę, aby twoje
brudne ręce mnie dotykały! Słyszysz? Zabierz ręce i pozwól mi odejść.
Jim cofnął się, a ona nerwowo zaczęła strząsać wyimaginowany brud ze
swych spodni.
–
Jednak nie powiedziałaś mi, co tu robisz – stwierdził surowo.
–
Właśnie szukałam mieszkania.
– O, na pewno nie! –
Jego słowa brzmiały szorstko. – To nie jest sąsiedztwo
dla ciebie.
–
Niezupełnie dla mnie – odparła, starając się coś wymyśleć – dla kogoś, kto
dla mnie pracuje.
–
W porządku. Lady Wyniosła szuka mieszkania dla swojego lokaja? – Jim
roześmiał się cyniczne.
Kate z przykrością pomyślała, że uważa ją za snobkę. Mimo to nie mogła
przestać na niego patrzeć. Bez powodu nasunął się jej obraz pustego, zimnego
łóżka. Jej wzrok śledził ruch mięśni jego rąk. Przeszły ją ciarki. Uświadomiła
sobie, że mógłby w tej chwili ją posiąść, gdyby tylko chciał. Był tak silny, że nie
zdołałaby go powstrzymać. Na szczęście, zdawał się być nią zupełnie nie
zainteresowany. Nagle poczuła się rozpaczliwie samotna. Chciała uciec, zapomnieć
o Jonesie, jego lic
hych nieruchomościach i denerwującym pracowniku Jonesa.
„Pracownik Jonesa” niedbale wsunął rękę do kieszeni, wyjął klucz i rzucił w
jej kierunku.
Nie zdołała go złapać, schyliła się i poczuła na sobie bezczelne spojrzenie
mężczyzny.
–
Lokal numer piętnaście jest pusty, można go wynająć – powiedział
ochrypłym głosem. – Sam posprzątałem, naprawiłem sprzęty. Mam zręczne ręce –
stwierdził z kpiącym uśmiechem. – Jestem dobry w naprawianiu. Mieszkanie
składa się z salonu, kuchni, łazienki i oczywiście sypialni… – Ostatnie słowa
znacząco zaakcentował. – Możesz to sama sprawdzić.
Odetchnęła z ulgą.
–
Zrobię to.
–
Niezależna kobieta.
– Bingo.
–
Klucz możesz zostawić w drzwiach. Będę w pobliżu, jeśli będziesz mnie
potrzebowała… jestem do twojej dyspozycji.
Zrobiło jej się gorąco. Był okropny. Miała wrażenie, że jej nienawidzi i z
rozkoszą ją dręczy. Dlaczego podświadomie pragnęła, aby to właśnie on
wprowadził ją do tego mieszkania?
Odchodząc, usłyszała jego zduszony chichot. Lecz kiedy się odwróciła, na
jego twarzy dos
trzegła tylko uprzejmy uśmiech.
Do diabła z tym facetem!
Rozdział trzeci
Kate, stojąc przy drzwiach, zastanawiała się, jak wybrnąć z kłopotliwej
sytuacji. Walczyła z narastającą w niej fascynacją tym prostym człowiekiem.
Zdumiewało ją, iż pracował z tak niezwykłą godnością.
Mieszkanie, do którego weszła, było bardzo zadbane. Wszystkie wysłużone
urządzenia były sprawne i lśniły jak nowe. Możliwe, że jego szef nie był taki zły,
jeżeli oferował przyzwoity standard mieszkań, pomimo że wygląd zewnętrzny
budynk
ów pozostawiał wiele do życzenia.
Wyszła przed dom. Widok „pracownika Jonesa” ponownie ją zelektryzował.
W tej samej chwili usłyszała plusk wody w basenie. Przeraziła się, gdy
uświadomiła sobie, że chłopiec, który tam się bawił, nagle zniknął. Biegła do
ba
senu, zastanawiając się, czy mały umie pływać. Gdy zobaczyła ciemny kształt
chłopięcego ciała na dnie basenu, nagle potknęła się i przewróciła.
Upadając, uderzyła głową o krawędź basenu i wpadła do wody. W tym
samym czasie chłopiec, zupełnie nieświadomy wypadku, spokojnie wypłynął na
powierzchnię wody.
Gdy oprzytomniała, odczuła silny ból przy pierwszym oddechu. Jęknęła,
czyjeś mocne dłonie odgarniały jej z czoła wilgotne włosy. Głowa bolała ją
dotkliwie. Otworzyła oczy i wydała głośny okrzyk. Przez chwilę nie mogła
rozpoznać pochylającej się nad nią śniadej twarzy, ale sardoniczny uśmiech
mężczyzny przywrócił jej pamięć. Zakłopotana, rozejrzała się po pomieszczeniu.
Zobaczyła robocze buty stojące w kącie, krawat niedbale powieszony na klamce i
koszulę rzuconą na blat kredensu, który zapchany był gazetami i kolorowymi
pismami, a na wierzchu leżała powieść Balzaka.
Był bałaganiarzem i to jej nie zdziwiło. Jednak to, że czytał Balzaka, było
zdumiewające.
– Gdzie ja jestem? –
zapytała nerwowo.
–
W moim łóżku – odpowiedział niskim, zachrypniętym głosem.
–
To oczywiste! Pytam, jak się tu znalazłam? – szepnęła obolałym głosem,
usiłując przy tym usiąść.
–
Na twoim miejscu nie robiłbym tego – poradził. – Uspokój się, uderzyłaś
się w głowę, musisz pozostać w łóżku, inaczej…
– Nie zatrzymasz mnie tu z powodu jednego guza!
Gdy to mówiła, koc zsunął się, odsłaniając jej nagą pierś. Zarumieniona,
zakryła się. Zrozumiała, że musi pozostać w łóżku. Była zupełnie naga.
Jej zmieszanie rozbawiło go.
–
Rozebrałeś mnie – wyszeptała, podciągając koc do podbródka.
– Na polecenie lekarza –
uśmiechnął się irytująco.
Skronie jej pulsowały, chciała krzyczeć ze złości, ale opanowała się.
–
Założę się, że to cię bawi.
–
Byłaś przemoczona. Uderzyłaś głową o krawędź basenu, straciłaś
przytom
ność i wpadłaś do wody. Lekarz zalecił pozostanie w łóżku.
–
Czyli… rozumiem, że ty mnie ocaliłeś?
–
Masz rację, jestem twoim wybawcą. Udzieliłem ci rycerskiej pomocy.
Wyciągnąłem cię z basenu i wezwałem lekarza. – Każde zdanie sprawiało mu
złośliwą satysfakcję.
Słysząc to, coraz bardziej czuła się upokorzona tą krępującą sytuacją.
– Gdzie jest moje ubranie?
–
Założyłem się z Bobbym, że zachowasz się wyniośle i nawet nie
podziękujesz.
Wdzięczność była ostatnim uczuciem, które chciała mu okazać. Leżała naga,
uwięziona w jego łóżku i jeszcze musiała mu za to dziękować?
–
No cóż… Mimo wszystko dziękuję za ocalenie – oznajmiła zdawkowo i z
widoczną niechęcią. – A teraz bardzo cię proszę o przyniesienie ubrania. Chcę się
ubrać i odejść.
–
Uspokój się, nigdzie nie wyjdziesz bez pozwolenia lekarza. – Obserwował
ją z rosnącym zainteresowaniem.
–
Jestem pewna, że sprawiłam ci wystarczająco dużo kłopotu.
–
Nie martw się o to – odpowiedział stanowczo. – Od początku wiedziałem,
że będę miał z tobą problemy. Poza tym chciałem cię lepiej poznać.
Zdenerwowała się. Odnotował to z satysfakcją. Zauważył, że za wszelką
cenę próbowała się uspokoić.
–
Chyba przywykłeś do takich sytuacji – powiedziała zaczepnie.
–
Dlaczego mam wrażenie, że znowu poddajesz w wątpliwość moją
moralność? – zapytał z przekąsem.
–
Facet, taki jak ty, prawdopodobnie ciągle ma jakieś nagie kobiety w łóżku.
–
Aha, facet taki jak ja, powiadasz… A kim ja jestem dla ciebie? Kimś
gorszym od ciebie, tak? Otóż, przyjmij do wiadomości, że od czasu śmierci mojej
żony nikt nie był w moim łóżku. A już ty na pewno nie jesteś kobietą, którą
chciałbym mieć w swoim łóżku. Rozszyfrowałem cię, wielkopańska wiedźmo
Karlington. –
Ostatnie słowa wygłosił ironicznym tonem.
–
Skąd wiesz, jak się nazywam? – spytała wzburzona.
– Gd
y upadłaś i straciłaś przytomność, kazałem synowi poszukać twojego
prawa jazdy.
Czuła, że kłamał.
–
Z Bobbym wszystko w porządku? – zapytała słabym głosem.
–
On po prostu nurkował. Ma się dobrze.
–
Powinieneś lepiej go pilnować.
–
Jesteś ostatnią osobą, która mogłaby mi dawać tego rodzaju rady. Gdyby
nie moja pomoc, utopiłabyś się – powiedział surowo.
–
Jeżeli zaraz przyniesiesz mi ubranie, przyrzekam, że nie przysporzę ci już
więcej żadnych kłopotów.
–
Akurat w to uwierzę…
Serce zaczęło jej bić szybciej.
–
Nie martw się, nie mam na ciebie ochot mimo twego niewątpliwego uroku
– stwierdzi: –
Zostaniesz tu do czasu, aż będziesz zdrowa. Panno Karlington, mój
szef poinformował mnie że podobno przejmujesz wszystko, co on posiada. Zakazał
mi wpuszczania ciebie na
teren jego posiadłości bez aktu notarialnego. Zwolni
mnie, jeśli odkryje, że pozwoliłem ci tu węszyć.
–
Mam nadzieję, że cię wyrzuci. Zobaczysz, będziesz głodował. – Próbowała
żartować, ale nie była pewna, czy spodobało mu się jej poczucie humoru.
– Zawsze
byłaś tak bogata, że nigdy o nic się nie martwiłaś – zaśmiał się
gorzko. –
Nie obchodzi cię, że Bobby Lee straci dom.
–
Nie chcę skrzywdzić twojego syna. Mam żal tylko do ciebie, gdyż…
–
Ponieważ nie płaszczyłem się przed tobą ani twymi pieniędzmi –
powie
dział. – Po prostu bałem się o twoje zdrowie i miałem czelność rozebrać cię,
gdy byłaś nieprzytomna. Kochanie byłaś lodowata!
Ostatnie zdanie wzburzyło ją do głębi. Nie zwrócił na to uwagi i
kontynuował:
–
Jeżeli zostanę zwolniony z pracy, Bobby Lee również za to zapłaci.
Przecież jest zależny ode mnie. Czy naprawdę jesteś tak zimna i bezwzględna, jak
Jones mówi?
–
Dobrze, w porządku. Zobaczę się z lekarzem – odburknęła, nie
odpowiadając na jego pytanie. Nie chciała przyznać, że opinia Jonesa wcale nie jest
przesadzona.
Uniesione brwi mężczyzny świadczyły o jego niezadowoleniu.
–
Zostaję jedynie ze względu na twojego syna! Nie dla ciebie. Na pewno nic
nie powiem Jonesowi, by nie przysporzyć ci kłopotu. Mimo że jesteś bezczelny i
arogancki… i nie znasz swojego miejsca.
–
Lata świetlne dzielą mnie od ciebie – stwierdził krótko.
–
To ty powiedziałeś. Chcę zapłacić za lekarza. W portfelu mam pieniądze.
–
Ja zapłacę – warknął.
–
Nie bądź taki dumny! Prawdopodobnie nie możesz sobie na to pozwolić.
– Jones zwróci mi
koszty. Nie przyjąłby twoich pieniędzy.
–
Czyżby mnie nienawidził? – Zirytował ją fakt, że być może nastawi
przeciw niej swego pracodawcę.
–
Tak. A co, dziwisz się mu? – Gwałtownie przybliżył się do niej. – Co
prawda, nie miał niewątpliwej przyjemności poznania cię osobiście, ale…
Kate przekonywała siebie, że mężczyzna, z którym rozmawia, jest po prostu
niewykształconym grubianinem. Starała się nie myśleć o jego oczach, wyraźnie
pałających pożądaniem, o dotyku jego silnych rąk. Widziała, jak pożerał wzrokiem
jej wargi. Pochylił się nad nią i jego usta zbliżyły się niebezpiecznie do jej twarzy.
Kate bezwiednie poddała się urokowi chwili, zamknęła oczy, oczekując na
pocałunek. Jednak on nie uległ pokusie. Nagle poczuła podmuch zimnego
powietrza, usłyszała zduszony chichot i odgłos otwieranych drzwi. Gdy otworzyła
oczy, w pokoju, prócz niej, nie było nikogo.
W poniedziałkowy poranek Kate wchodziła do swojego biura, odczuwając
jeszcze silny ból w skroni. Rozsunęła zasłony i gabinet zalało słoneczne światło.
U
brana była z perfekcyjną elegancją: w białą bluzkę i ciemnopopielaty kostium.
Rude włosy miała spięte dużą klamrą.
Przez chwilę wyglądała przez okno, kontemplując panoramę miasta.
Czuła się bardzo zmęczona i wyczerpana. Świadomość, że obok niej życie
toczy
się normalnym trybem, że są szczęśliwe rodziny z dziećmi, potęgowała jej
samotność. Pogrążyła się w ponurych rozmyślaniach. Ojciec ostrzegał ją, że będzie
samotna, że mężczyzn będzie pociągać jedynie jej fortuna. Kate jednak nie mogła
się z tym pogodzić. Dość już miała nieustannej samokontroli i pilnowania się, żeby
nie okazać słabości. Nie chciała dłużej postępować w sposób narzucony jej przez
ojca.
Przypomniała sobie swoje pierwsze naiwne uczucie. Okrucieństwo Edwina
uzmysłowiło jej, że ojciec miał rację. Najbardziej upokorzona poczuła się wtedy,
gdy leżała po poronieniu w szpitalu, a jej mąż nawet nie pofatygował się, żeby ją
odwiedzić. Ojciec poinformował ją wtedy chłodno, ile zapłacił za ugodę
rozwodową. Była wstrząśnięta tym, że Edwin nie okazał żadnego ludzkiego
uczucia.
Kate westchnęła i odeszła od okna. Usiadła przy biurku, wyjęła z teczki
dokumenty Jonesa i zaczęła je uważnie przeglądać. Była przekonana, że Jones
powinien zwolnić tego okropnego pracownika, pomimo że starał się nią
zaopiekować. Potem jednak pomyślała o jego uroczym synku. Nie, dziecko nie
może odpowiadać za zachowanie ojca. Postanowiła, że porozmawia ze znajomymi
i może ktoś zgodzi się go zatrudnić. Widziała, że nie ociąga się w pracy, więc
zarekomenduje go, ale sama nie chce mieć z nim nic wspólnego. Przypomniała
sobie, jak w niedzielę weszła do wynajętego mieszkania i dostrzegła ze
zdumieniem, że wszystko jest doskonale uporządkowane.
Teraz czuła się zmęczona, samotna, ale jednocześnie zadowolona, że nie
potrzebuje do szczęścia żadnego mężczyzny… Nie, to nie była prawda.
Oszukiwała samą siebie. W pewnych sprawach mężczyźni są niezastąpieni. Nie
mogła wymazać z pamięci obrazu przystojnego robotnika zatrudnionego przez
Jonesa.
Nie tylko seks był powodem tych rozmyślań. Ponad wszystko pragnęła
dziecka, które by odwzajemniło jej miłość. Niestety, fatalne doświadczenia
małżeńskie upewniły ją, że nie powinna ufać mężczyznom. Nie chciała więcej
ryzykować… bała się.
Pamiętała ciągle uczucia radości i nadziei, kiedy była w ciąży.
Macierzyństwo wydawało jej się czymś cudownym. Powinien istnieć nie
sprawiający bólu automat do robienia dzieci. Automat do dziecka… Kate zamknęła
oczy i uśmiechnęła się, wyobrażając sobie, jak mógłby wyglądać taki automat.
Powinien to być robot o stalowych rękach i jasnych oczach. Akt zapłodnienia nie
byłby bolesny i nie wchodziłyby w grę żadne emocje… Nagle ta wizja nabrała
realnego kształtu. Jakby wbrew jej woli, przed oczami pojawił się obraz
ciemnowłosego mężczyzny o muskularnym ciele, którego sarkastyczny uśmiech
wywoływał w niej dreszcze. Pamiętała, jak naga leżała w jego miękkim łóżku…
Mimo woli dotknęła swych piersi i zakazane wspomnienie o pracowniku Jonesa
powróciło. Rozpamiętywała każdą chwilę spędzoną w jego towarzystwie. Jego
wzrok przeszywający ją do głębi. Mimowolny dotyk jego dłoni. Jego wzruszenie,
kiedy mówił o swej zmarłej żonie. Kate czuła że jest równie samotny jak ona.
Ponad wszystko zapragnęła zobaczyć go znowu! Wyobraziła sobie, jak wyglądałby
w garniturze. Gdyby pochodził z jej klasy…
Marzenia Ka
te zostały nagle przerwane. Mahoniowe drzwi otworzyły się i
do gabinetu weszła jej sekretarka Ester Ayers ze swoją małą córeczką Hannah.
–
Przepraszam, Kate, ale moja matka musiała pójść do dentysty, więc
przyprowadziłam Hannah na godzinkę. Wiesz, wczoraj zabraliśmy mamę do
restauracji z okazji Dnia Matki i wyobraź sobie, że mama uszkodziła sobie ząb,
kiedy jadła ostrygi…
Dzień Matki kojarzył się ostatnio Kate przede wszystkim z bólem. W tym
dniu pamiętała jedynie o wizycie na cmentarzu. Odwiedzała grób matki i mogiłkę
swojego nie narodzonego dziecka. Nigdy nie obchodziła tego dnia ze swą mamą. A
sama prawdopodobnie nigdy nie będzie matką, więc był to dla niej zawsze smutny
dzień.
Kate wstała powoli zza biurka i wyciągnęła ręce do malutkiej Hannah.
Dziecko p
odbiegło i wtuliło się w nią.
–
Wiesz, że lubię, jak przyprowadzasz tu córkę – powiedziała miękko.
Delikatnie bawiła się złotymi loczkami dziewczynki. – Cześć, moje słodkie
kochanie. Ile świnek masz w rączce?
–
Nie mam świnek, Kate. Tylko paluszki. – Zapiszczała Hannah, chowając
wstydliwie buzię w jej bluzkę.
Sekretarka położyła na biurku teczkę z dokumentami.
–
Muszą być dzisiaj podpisane. Poza tym pan Jones dzwonił przez cały
ranek, koniecznie chce się z tobą zobaczyć.
– Moi prawnicy odradzali mi to spotkanie aj do dnia wydania orzeczenia.
–
Powinnaś spróbować mu to powiedzieć.
W chwili gdy Ester wypowiadała te słowa, zadzwonił telefon.
– To prawdopodobnie on –
stwierdziła sekretarka.
Kate uprzedziła Ester, podnosząc słuchawkę telefonu.
– Firma Karlington. Biuro pani Karlington –
powiedziała przymilnie,
naśladując głos sekretarki.
–
Kochanie, połącz mnie ze swoją szefową, a zabiorę cię na najwspanialszy
lunch w Houston.
Kate pomyślała, że Ester jest zbyt lojalna, by dać się przekupić temu
łajdakowi.
– Bardzo mi przykro, ale pani Karlington ma w tej chwili klienta –
odpowiedziała chłodno. To było takie nieszkodliwe kłamstwo.
–
W porządku, czyli jest u siebie. Zaraz tam będę.
–
Nie, to niemożliwe! Jej prawnicy odradzili to spotkanie.
–
Kochanie, w tym przeklętym kraju prawnicy uganiają się tylko za forsą.
–
Ona jest zbyt zajęta, żeby się z panem zobaczyć. Poza tym, jest pan
ostatnią osobą, z którą chce się widzieć.
–
Dlaczego więc w sobotę przyszła węszyć w mojej posiadłości? Powiedz
jej, że jeden z moich pracowników mówił, że zdjęła ubranie, wskoczyła mu do
łóżka i napastowała go seksualnie. To bardzo poważne zarzuty, będę się domagał
moralnego zadośćuczynienia.
–
Coś podobnego! Jestem pewna, że pani Karlington nie zrobiłaby czegoś
podobnego! To on ją rozebrał…
Kate przerwała, dostrzegając zdziwione spojrzenie Ester.
–
Próbowała uwieść go, skłonić do pocałunku – ciągnął głos w słuchawce.
Wściekła Kate dała znak ręką ciekawskiej sekretarce, aby opuściła gabinet.
–
Z pewnością tego nie zrobiła!
– Jes
tem zaskoczony, że pani Karlington aż tak dokładnie informuje
sekretarkę o swoim prywatnym życiu.
– Przy telefonie Kate Karlington –
powiedziała już swoim głosem Kate.
–
Wiedziałem o tym od początku.
–
I nadal nie chcę cię widzieć.
–
Ależ chcesz – powiedział miękko.
–
Chcesz tak samo jak ja. Kobiety polowały na mnie przez całe moje życie.
Wnioskując z opisu mego pracownika, ty nie będziesz wyjątkiem. Z
niecierpliwością czekam na spotkanie z tobą.
–
Jesteś tak samo niemożliwy, jak ten okropny mężczyzna, który pracuje dla
ciebie.
–
On i ja mamy ze sobą wiele wspólnego.
–
Nie chwaliłabym się tym na twoim miejscu.
–
Zabawne, powiedział mi, że w innych okolicznościach moglibyście się
zgodzić.
–
Co powiedział? – wykrzyknęła Kate.
Nie uzyskała odpowiedzi i uświadomiła sobie, że odłożył słuchawkę.
Prawdopodobnie był już w drodze do niej.
Rozdział czwarty
Kate zdenerwowała ta głupia, przekorna rozmowa telefoniczna. Nie miała
jednak czasu, żeby dłużej zastanawiać się nad dziwnymi słowami
wypowiedzianymi przez Jonesa,
ponieważ mała Hannah zaczęła uparcie domagać
się, żeby zabrać ją na lody do cukierni. Te ich wspólne wyprawy na lody stały się
już rytuałem, zawsze wychodziły razem, gdy dziewczynka odwiedzała ją w pracy.
Kate była nawet bardzo zadowolona z tego, że to nie ona, a Ester będzie musiała
użerać się z panem Jimem Jonesem.
Szybko wzięła małą za rączkę i wyszła z biura.
– Lody, lody! –
Hannah biegła przed Kate, wskazując na ogromny plakat z
różową krową liżącą czekoladowe, wspaniałe lody. Po chwili uwaga dziecka
skupiła się na człowieku za ladą, który podawał te słodkości.
–
Chcę wielkie lody!
– Hannah, kochanie, pan zaraz ci poda –
powiedziała łagodnie Kate.
– Czy da mi takie same jak na obrazku?
–
Dokładnie takie same.
Nagle drzwi cukierni otworzyły się i do środka wbiegł mały chłopiec. Stanął
przy ladzie.
–
Tatusiu, czy mogę dostać takie lody jak te? – Wskazał na ten sam plakat,
który przyciągnął uwagę Hannah.
–
Oczywiście, synu. Takie, jakie chcesz – odpowiedział głębokim barytonem
ojciec.
Kate odwróciła się gwałtownie, czarne oczy mężczyzny wpatrywały się w
nią. Nie mogła zapomnieć tego głosu. Serce zaczęło jej żywiej bić.
–
Kogo ja widzę? Przecież to piękna wiedźma Karlington – usłyszała
ironiczny głos.
Dałaby wszystko, żeby go już więcej nie spotkać. Tymczasem on nie był
zaskoczony, ani tym bardziej zmieszany. Kate przytrzymała się kurczowo lady,
podczas gdy sprzedawca podawał lody Hannah.
–
Nie jest taki duży jak ten na plakacie – poskarżyła się dziewczynka.
–
Wielu mężczyzn nie spełnia oczekiwań kobiet. Chociaż na mnie płeć
przeciwna się nie skarży. – Roześmiał się przyjaźnie ojciec chłopca.
Usłyszawszy te słowa, Kate z wściekłością obróciła się w kierunku
mężczyzny. Ośmielił się rozmawiać o niej ze swoim szefem! W ostatniej chwili
powstrzymała się przed powiedzeniem mu, co sądzi o takich aroganckich
zarozumialcach jak on.
Nie wyglądał na zwykłego robotnika, przynajmniej dzisiaj. Ktoś obdarzony
dobrym gustem musiał mu doradzić, jak się ubrać. Elegancki ciemny garnitur
dodawał mu uroku. W niczym nie przypominał niewykształconego człowieka,
przywykłego do fizycznej pracy. Tak wyglądający mężczyzna doskonale
pasowałby do jej świata. Emanowała od niego stanowczość, charakterystyczna dla
ludzi wydających polecenia.
–
Cóż za zbieg okoliczności – powiedział chrapliwie. – Znów się spotykamy.
Uśmiechał się bezczelnie, co zbiło Kate z tropu, ponieważ zrozumiała, że
spotkanie nie jest przypadkowe, ale zostało zaaranżowane.
–
Dziękuję ci, że powiedziałeś swojemu szefowi, co się stało. Czy przysłał
cię tu do wykonania jakiejś brudnej roboty? – zapytała.
–
Nie, to był mój pomysł – odpowiedział.
– Dlaczego?
–
Czy uwierzysz, jeśli powiem, że martwiłem się o ciebie i chciałem
wiedzieć, czy wszystko jest w porządku?
– Nie!
–
Aha, rozumiem. Przypuszczam więc, że wszystko, co zdarzyło się w
sobotę, obrócisz przeciwko mnie. – W jego głosie wyczuwało się smutek.
–
A ja przypuszczam, że nie będziemy mieli ze sobą nic wspólnego.
–
Naprawdę cieszę się, że czujesz się lepiej. – Dotknął jej skroni, odgarniając
włosy zasłaniające twarz. Nie mogła uwierzyć w jego troskę. – Uwikłaliśmy się
bardziej niż myślisz.
– Mój lód topnieje! –
zawołała niecierpliwie Hannah.
– Przepraszam, kochanie.
Kate odwróciła się od mężczyzny i podeszła z dzieckiem do stolika.
Jim dał synowi pieniądze i nie pytając o pozwolenie, przysiadł się do nich.
Wyglądał nieco śmiesznie, siedząc na małym stołeczku. Patrzył na Hannah, która
umazała się lodami. Dziewczynka uśmiechała się filuternie do nieznajomego
mężczyzny. Widać było, że się jej spodobał. Jim odpowiedział uśmiechem i
serwetką wytarł jej buzię. Postępował jak doświadczony ojciec.
–
Ma pani piękną córeczkę, pani Darlington – powiedział.
– To nie jest…
–
Mój szef przeczytał gdzieś, chyba w jakimś plotkarskim magazynie, że
twój mąż odszedł z młodszą kobietą.
– Rozw
iodłam się z nim i powróciłam do panieńskiego nazwiska. A Hannah
nie jest moją córką.
Wyczuł ból w jej głosie.
–
Ale chciałabyś, żeby była, prawda?
– Tak –
przyznała Kate, dziwiąc się, że on ją rozumie.
–
Może tak bardzo nie pragnęłabyś dziecka, gdybyś musiała się nim
zajmować przez całą dobę.
–
Mylisz się, bardzo się mylisz – zaprzeczyła Kate.
Bobby Lee przyłączył się do nich, siadając naprzeciwko Hannah.
–
Dlaczego naprawdę tutaj przyszedłeś? – Kate zadała pytanie mężczyźnie i
uśmiechnęła się do chłopca.
–
Powiedziałem ci, żeby się upewnić, że czujesz się dobrze.
–
Czuję się dobrze. Możesz już iść, chyba że masz jakiś inny powód.
– Faktycznie mam.
–
Zamieniam się w słuch.
–
Ponieważ zamierzasz kupić posiadłości Jonesa, a ja dla niego pracuję,
pomyślałem, że powinienem cię zapytać, co zrobisz z jego pracownikami. Mam na
myśli takich szeregowych facetów jak ja.
–
Zamierzam zatrzymać większość jego pracowników – zjeżyła się, nie
chcąc przyznać, że zdecydowała się pozbyć właśnie jego.
– Co za ulga.
Poczuła się winna.
–
A co ze mną? Czy zamierzasz mnie wyrzucić?
Wydawało się, że czyta w jej myślach. Usztywniła się.
–
Każdy będzie oceniany indywidualnie – mówiąc to, zbladła.
–
Obawiam się, że wywarłem bardzo złe wrażenie.
– Tak.
–
Zrobiłem to specjalnie.
– Dla
czego powiedziałeś swojemu szefowi o wszystkim, co się stało?
–
Jesteśmy ze sobą bardzo blisko… powiedziałbym nawet, że przyjaźnimy
się.
Nagle wziął w swoje dłonie jej rękę. Jego dotyk ją zelektryzował. Próbowała
uwolnić się z mocnego uścisku.
– Co robisz? –
zapytała.
–
To nie są przeprosiny, tylko próba wytłumaczenia. Nie lubię osób, które
depczą innych, wysługują się prawnikami, by legalnie okradać każdego, kto im się
nadarzy. Nawet jeśli są to kobiety tak piękne jak ty.
–
Domyślam się, że twój szef rozmawiał z tobą na ten temat całkiem
prywatnie, ale wierz mi, jego problemy nie mają nic wspólnego ze mną. Wszystko
zawdzięcza swojej własnej głupocie.
–
A czy twoje życie było zawsze pasmem sukcesów? Czy nigdy nie
popełniłaś błędu, którego byś później żałowała? – Palce mężczyzny wzmocniły
uścisk, usta zacisnęły się.
Siedziała w milczeniu, świadoma emanującej z niego siły. Przez chwilę
miała wrażenie, że całkowicie nią zawładnął.
–
Jeśli chcesz, możesz dla mnie pracować, nawet za dwa razy więcej niż
płaci ci Jones – powiedziała zdesperowana.
–
Jesteś bardziej hojna, niż mogłem się spodziewać. Nie przypuszczałem,
że… Ale o nic dla siebie nie proszę. Zjadłeś, Bobby Lee? No, to idziemy. Do
widzenia.
Hannah też właśnie skończyła jeść i uniosła główkę. Podbródek, usta i nosek
miała umazane lodami.
I tak zakończyła się ich rozmowa.
Kilka minut później Jim Keith Jones wkroczył do sekretariatu biura Kate
Karlington. Ester rozmawiała przez telefon, a jej mała córeczka śmiała się radośnie.
– Poczekaj tu na mnie, Bobby Lee –
powiedział
Jim, wskazując na krzesło stojące obok Hannah.
Chłopca nie trzeba było zachęcać, szybko podbiegł do dziewczynki i zaczął
się z nią bawić. Gdy Jim podchodził do drzwi gabinetu Kate, sekretarka głośno do
niego krzyknęła:
–
Proszę pana, czy był pan umówiony?
– Twoja szefowa mnie oczekuje.
–
Nie mam umówionego spotkania o dziesiątej czterdzieści pięć – Ester
dokładnie przejrzała grafik.
Jim podszedł szybko do jej biurka, pochylił się i wpisał swoje nazwisko
wielkimi drukowanymi literami.
–
Teraz już masz. Rozmawialiśmy dziś przez telefon.
– Jones? –
pisnęła Ester, usiłując rozszyfrować jego pismo. Zmierzyła go
wzrokiem od stóp do głów i zafascynowana czymś nieuchwytnym w jego
osobowości, zamilkła.
–
Ty też wyglądasz lepiej niż przypuszczałem, gdy rozmawiałem z tobą –
powiedział z uwodzicielskim uśmiechem i skierował się do drzwi gabinetu Kate.
Gdy wchodził, usłyszał, jak Ester krzyknęła:
–
To pan Jones! Nie mogłam go zatrzymać! Przykro mi, Kate!
–
Zawołaj ochronę – poleciła szorstko Kate.
Jim
podszedł do jej biurka i szybkim ruchem ręki zablokował telefon.
–
Dlaczego… To ty jesteś Jones? To nie jesteś tym okropnym robotnikiem?!
–
Kate zaczerwieniła się, jej oddech stał się szybszy.
–
Na pewno nie okropnym. Pomyśl o mnie jako o swoim rycerskim
wybawicielu –
powiedział z czarującym uśmiechem.
–
Powinieneś mi powiedzieć, kim naprawdę jesteś! W sobotę…
–
Czyż nie było to bardziej zabawne, że tego nie wiedziałaś?
–
Nie znoszę, jak ktoś robi ze mnie głupca. Zapłaci mi pan za ten głupi żart,
panie Jones.
–
Czym zapłacę? Przecież masz przejąć wszystko, co posiadam – powiedział
drwiąco.
–
Drań z takim nikczemnym poczuciem humoru zasługuje na to, żeby iść na
dno.
–
Tak bogata wiedźma jak ty pragnie deptać każdego, kto stanie na jej
drodze. Przecież zagarnęłaś nieruchomości także wielu innych nieszczęśników.
Czy oni wszyscy zasługiwali na to, żeby iść na dno?
– Ooo!
–
Dziecinko, od dawna wiem, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
Przybliżył się do biurka i chwycił dokumenty dotyczące przejęcia jego
pos
iadłości. Zaczął je starannie wertować.
–
Winszuję! – zagwizdał.
– Wiem wszystko o tobie, Jones.
–
Wszystko o moich finansowych kłopotach – wyjaśnił. – Ale niewiele o
mnie. Widzę, że jesteś bardzo dokładna – dodał ponuro.
Dziwne, ale nie ucieszyła się z tej pochwały. Jakoś nie mogła się
uśmiechnąć.
–
Umiem profesjonalnie prowadzić interesy.
–
Bezwzględnie! Masz mnie w ręku.
–
Tego chciałam.
–
Czy rzeczywiście? Jesteś tego pewna? – zapytał, drwiąco spoglądając na
nią.
Zarumieniła się, widocznie poczuła się upokorzona. Wzruszył go widok jej
smutnych, pełnych lęku oczu. Wyraźnie się bała. Na szczęście, zanim powiedział
głupstwo, do gabinetu wtargnęło dwóch ochroniarzy.
– Zabierzcie go –
rozkazała chłodno Kate.
–
Nie sądzisz, że w tamtą sobotę mogłem wezwać gliny – powiedział. –
Wiedziałem, kim jesteś. Powinienem pozwolić ci utonąć. Zamiast tego uratowałem
ci życie.
Nie odpowiedziała. Nawet na niego nie spojrzała. Ochroniarze chwycili go
pod ręce.
–
Wygrałaś – powiedział. – Przyszedłem tutaj, ponieważ naprawdę chciałem
z tobą porozmawiać.
Kate milczała. Zacisnęła ręce na piersi, opuściła głowę i tępo patrzyła na
biurko. Jim był zdziwiony, kiedy nagle cicho powiedziała do ochroniarzy:
–
Możecie odejść. Zawołam was, jeżeli będę potrzebowała.
Gdy zostali już sami, podeszła do okna, spoglądając w dal. Słoneczne światło
uwypukliło jej wdzięki. Jim przypomniał sobie, jak pięknie wyglądała, gdy leżała
naga w jego łóżku. Poczuł ból w lędźwiach. Atmosfera w biurze stała się gorąca.
Był podniecony, zaczął nerwowo bawić się krawatem.
–
O czym chciałeś porozmawiać? – pytanie Kate przywołało go do
rzeczywistości.
–
Potrzebuję więcej czasu, przynajmniej sześciu miesięcy – powiedział.
–
Obawiam się, że nie będę mogła się zgodzić.
–
Urodziłaś się bogata. Nie potrafisz mnie zrozumieć.
–
Nic o mnie nie wiesz. Moja matka umarła, a mój ojciec… Uciekłam z
domu, gdy byłam małym dzieckiem. Mieszkałam z ciotką. Po roku ojciec mnie
stamtąd zabrał i wysłał do szkoły z internatem. Prawie go nie widywałam – Kate
ciężko westchnęła.
Jim spos
trzegł łzy w jej oczach.
–
Na pewno ukończyłaś najlepsze szkoły. Czułaś się samotna, kończąc
Harvard? –
W tonie jego głosu pobrzmiewała ironiczna kpina.
–
Przeraźliwie samotna – kiwnęła głową.
–
Widzisz, ja urodziłem się w biednej rodzinie i musiałem walczyć o
wszystko, dziecinko. Poświęciłbym wiele, żeby zdobyć wykształcenie. Niestety,
było to niemożliwe.
–
Ach, więc miałam szczęście, że urodziłam się w zamożnej rodzinie –
skonstatowała ze smutkiem. – Słuchaj, mieliśmy rozmawiać o interesach. Nie mam
ochot
y wysłuchiwać żalów biednego, pokrzywdzonego i zazdrosnego chłopca.
–
Do diabła, to nie ma nic wspólnego z zazdrością. Nigdy nie chciałbym być
na twoim miejscu. Myślisz tylko o pieniądzach.
–
A o czym jeszcze powinnam myśleć?
–
Czy zdajesz sobie sprawę, że w piątek zabierzesz mi wszystko, czego się
dorobiłem?
– Wiem.
–
Ale czy wyobrażasz sobie, co czuję? Mój majątek na pewno nie dorównuje
twojemu, lecz zdobywałem go przez całe życie kosztem wielu wyrzeczeń. Znam
każdego człowieka, który dla mnie pracuje. Doglądałem wszystkich napraw, dużo
rzeczy zrobiłem własnymi rękami.
–
Ale okazałeś się słaby lub głupi. Trzy lata temu pożyczyłeś dużo pieniędzy
i przez to teraz twoje nieruchomości są zadłużone i strasznie zaniedbane. Co
zrobiłeś z tymi pieniędzmi? Przehulałeś je?
–
Przehulałem? – Na jego twarzy widać było ogromne zdumienie. – To nie
twoja sprawa. I tak tego nie zrozumiesz, dziecinko. –
Pogarda w jej głosie
zirytowała go.
Ta rozmowa o jego długach znowu przypomniała mu Mary, ukochaną żonę,
której nie mógł ocalić, mimo że tak bardzo się starał. Może nie powinien zabierać
jej do Niemiec? Ale przecież liczył na cud. Poświęcił wszystkie pieniądze, nie
myśląc o przyszłości. Czy to była jego słabość albo głupota? Z goryczą uświadomił
sobie, że teraz ta bogata wiedźma z lekceważeniem ocenia jego życie. Wściekłość
w nim narastała. Wiedział, że Kate go zniszczy. Piękna, bezwzględna Kate. Stała
teraz tuż obok niego z zarumienionymi policzkami i błyszczącymi włosami i nagle
wydała mu się bardziej powabna niż niegdyś jego łagodna, śliczna Mary.
Był wściekły na siebie za to, że krew w nim zawrzała z powodu tej nieczułej,
wyrachowanej kobiety. Stracił rozsądek i panowanie nad sobą. Jej władczy wygląd
wzbudził w nim pragnienie zemsty. Nagle, przez zaskoczenie, przycisnął ją mocno
do siebie i przytrzymał w żelaznym uścisku. Zaczął ją namiętnie całować. Język
wtargnął do jej rozchylonych ust, zmysłowo je penetrując. Smakował ją, pożądał.
Ręce Jima powoli zsunęły się ku jej pośladkom, pieszczotliwie je obejmując.
Pożądanie przezwyciężyło jego wściekłość. Twarda w interesach Kate zrzuciła swą
maskę i bez sprzeciwu poddała się pieszczotom. Wydawało się, że wtopiła się w
jego ciało. Z jej ust wyrwał się cichy jęk, wargi rozchyliły się szerzej, spragnione
większej rozkoszy. Zapragnął jej jeszcze mocniej. Nie panowała nad sobą,
namiętność wzięła górę nad jej wszystkimi zasadami.
–
Powinnam cię nienawidzić – wyszeptała przekornie, jednocześnie wtulając
w niego swe smukłe, drżące ciało.
–
Ja również – wymruczał, całując ją jeszcze goręcej.
Tym razem to jej język wpił się w jego usta. To wzmogło jego pożądanie,
przez chwilę stracił kontrolę nad sobą. Chciał wtopić się w nią, zawładnąć, dowieść
jej, że może należeć tylko do niego.
Ponownie powrócił obraz jej nagiego ciała i nagle zapragnął zedrzeć z niej
ubranie. Zdawał sobie jednak sprawę, że Kate jest jego wrogiem, a mimo to
właśnie przy tej kobiecie zapominał o Mary. Co za ironia losu! Zaczął więc znowu
wściekać się na siebie za to, że ta jedyna, której pragnie, uważa go za głupca. Było
t
o dla niego taką torturą, że nagle wypuścił ją z objęć, bez słowa wyjaśnienia.
Kate wymierzyła mu policzek. Wzburzona, oddychała z trudnością.
Spojrzała mu w oczy i cofnęła się do tyłu. Rozpięta jedwabna bluzka, potargane,
spływające na ramiona włosy świadczyły, że całkiem utraciła kontrolę nad sobą. Jej
piękna twarz, obrzmiała od pocałunków, wyglądała zmysłowo i bardzo
pociągająco.
–
Idź stąd – szepnęła. – Idź stąd – powtórzyła głośniej.
– Przepraszam –
wyszeptał ochryple. – Nie powinienem cię całować.
Chc
iałem ci udowodnić, że nie jestem tylko bankrutem, lecz żywym, czującym
mężczyzną. Ale nie obawiaj się, już nie będę cię winił za zrujnowanie mnie.
Spodziewał się, że ta wypowiedź ją rozzłości, jednak zareagowała spokojnie.
Drżącymi rękami zapinała bluzkę. Pomyślał, że może nie jest aż tak twardą i złą
kobietą. Żarliwie oddawane pocałunki świadczyły o potrzebie czułości. Czyżby
była tak samo samotna jak on? Tak samo zraniona przez życie? Czyżby byli do
siebie podobni?
–
Mylisz się co do mnie – powiedziała, spinając nerwowo włosy. –
Przepraszam, że cię uderzyłam. – Wspięła się na palce i delikatnie pogłaskała go po
policzku.
Dotyk chłodnej ręki przyniósł Jimowi ulgę. Przytrzymał jej dłoń i serce
znowu zaczęło mu szybciej bić. Ponownie zapragnął wziąć ją w ramiona i całować
aż do utraty tchu. Chyba postradał zmysły.
–
Wcale nie chcę natychmiast przejąć twoich posiadłości. Dałabym ci trochę
czasu, tylko po co? Co by to ci dało? Przecież ty potrzebujesz kapitału, którego nie
możesz zdobyć i czas tu nic nie zmieni – mówiła łagodnie, tak jakby jego los
naprawdę ją obchodził.
Nagle ogarnęła go irytacja. Pomyślał, że oszalał. Przecież ona naprawdę jest
jego wrogiem. Gwałtownie odtrącił jej szczupłą dłoń i cofnął się, mimo że coś tam
w głębi jego duszy wołało, by ją przytulił.
–
W porządku, masz dobre serduszko – powiedział ironicznie.
–
W takim razie zobaczymy się w piątek, po raz ostatni – wyszeptała, gdy
wychodził z gabinetu.
–
No, to do zobaczenia w ten szczęśliwy dzień – mruknął, ignorując jej
smutne spojrzenie.
Rozdział piąty
Jim Keith Jones z furią podpisał wszystkie dokumenty, zdając sobie sprawę,
że w tym momencie raz na zawsze przestał być właścicielem swoich posiadłości.
Zrzekał się ich na rzecz Kate Karlington. Potem rzucił pióro i wstał zza biurka, nie
pat
rząc na Kate. Był świadomy jej urody, ale to tylko jeszcze bardziej potęgowało
jego rozgoryczenie. Przez cały tydzień targały nim sprzeczne uczucia. I nienawidził
jej, i pragnął.
Po chwili jednak zerknął na Kate i od razu dostrzegł jej bladość i oznaki
wyc
zerpania na twarzy. Miała podkrążone oczy, schudła. Postanowił jednak nie
poddawać się jej urokowi. Wmawiał sobie, że Kate jest po prostu zepsuta
nadmiarem pieniędzy. Mógłby z łatwością ją skrzywdzić, lecz nie leżało to w jego
naturze, nigdy nie zranił żadnej kobiety.
Dostrzegł, że Kate jak zwykle jest bardzo starannie ubrana. Kremowa
bluzeczka zapięta pod szyję osłaniała dokładnie jej dekolt. Przypomniał sobie inną
jej bluzkę, rozpiętą, pomiętą jego niecierpliwymi dłońmi. Pamiętał, jak zmysłowo
wyglądała, zaczerwieniona od jego pocałunków… Nagle zapragnął jej dowieść, że
chociaż zabrała mu wszystko, co posiadał, jest w stanie ją zdobyć. Gdyby zostali
sami… Gdyby, prócz nich, nikogo nie było w gabinecie…
Zirytowany swoimi erotycznymi fantazjami, ze złością machnął ręką,
uznając, że jedyne, co powinien teraz zrobić, to natychmiast wyjść stąd i
zapomnieć o wszystkim.
Wziął teczkę i gdy podchodził do drzwi, usłyszał cichy głos Kate:
–
Zanim odejdziesz, chciałabym z tobą porozmawiać, ale bez świadków –
chociaż mówiła uprzejmie, zabrzmiało to jak rozkaz.
Jim zacisnął usta, walcząc ze sobą, a po chwili zapytał na pozór obojętnym
tonem:
–
A o czym mielibyśmy rozmawiać?
–
Mam dla ciebie propozycję.
Obrzucił ją ponurym spojrzeniem. Pomyślał, że mimo bladości i
wystud
iowanego spokoju wygląda piękniej niż kiedykolwiek dotąd.
– Przepraszam, ale nie jestem zainteresowany –
powiedział, otwierając
drzwi.
Zauważył, że zbladła i pomyślał, że pewnie poczuła się urażona jego
obraźliwym tonem. Nagle uświadomił sobie, że jej propozycja nie musi być
powodowana litością. Przejęcie jego posiadłości to tylko biznes, a teraz może mu
rzeczywiście zaoferować coś interesującego. Miał wyrzuty sumienia, że ją obraził
bez powodu. Kate, widząc jego wahanie, powtórzyła:
–
Naprawdę chciałabym z tobą porozmawiać.
– Dobrze, ale mów szybko. –
Przysunął ciężkie krzesło do biurka i usiadł.
Kate dała znak ręką, aby prawnicy obecni przy podpisywaniu dokumentów
opuścili pokój.
–
Czy zawsze wszyscy robią to, co im każesz? – zapytał.
Zignorowała to pytanie.
–
W ubiegłym tygodniu zapytałeś mnie, co zamierzam zrobić z ludźmi,
którzy pracowali dla ciebie. Czy siebie również miałeś na myśli? Powiedziałam…
–
Pamiętam, co powiedziałaś. Każde twoje słowo. Nie musisz tego
powtarzać. Wiem, że chcesz się mnie pozbyć, ja także nie chcę mieć nic do
czynienia z tobą.
–
Mylisz się. Chciałabym ci zaproponować pracę u mnie.
– Nie ma mowy.
–
Nawet nie usłyszałeś, co chcę ci zaproponować i za ile.
–
Zabrałaś mi wszystko. Czy ci to nie wystarczy? Chcesz mnie zrobić swoim
niewolnikiem?
– Nie…
–
Tak, chcesz. Od ukończenia szesnastego roku życia sam zarabiałem na
swoje utrzymanie. Imałem się różnych prac. Od wielu lat pracowałem na swój
rachunek. Nigdy żadna kobieta nie była moim pracodawcą. Nie będę twoim
posłusznym lokajem.
– N
ie oczekuję tego – powiedziała spokojnym głosem.
–
Jak mógłbym pracować dla ciebie w posiadłościach, które kiedyś były
moje?
– Wielu ludzi tak robi.
–
Ale nie ja. Poza tym, niby dlaczego miałaby? zatrudniać bankruta?
–
Tak bym tego nie nazwała.
Jej uprzejm
ość ujęła go, ale to nie zmieniało faktu, że nie marzył o pracy u
niej i dla niej.
Kate, nie zwracając uwagi na jego niechętną minę, kontynuowała:
–
Zorientowałam się, że z wyjątkiem jednej pożyczki, którą wziąłeś ponad
trzy lata temu, przez cały czas zarządzałeś majątkiem bez zarzutu. Ostatnio
przejęłam wiele nieruchomości i jestem wykończona. Oczywiście, nie finansowo…
Naprawdę potrzebuję kogoś zaufanego… Pomyślałam o tobie… – Zanotowała coś
na kartce papieru i podała mu ją. – To jest roczne wynagrodzenie, które ci oferuję.
Chciałabym móc zapłacić ci więcej, ale rynek nieruchomości nadal jest niepewny.
Nie mogę obiecywać więcej niż to możliwe. Co powiesz na to?
Popatrzył na ogromną sumę wypisaną na kartce, potem na Kate. Narastała w
nim wściekłość, gdyż wiedział, że rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy, tak hojnie w
tej chwili przez nią oferowanych. Pomyślał, że może to nie jest hojność, lecz cena,
jaką była skłonna zapłacić za niego. Jednak propozycja była bardzo kusząca,
podobnie jak kobieta, która ją złożyła.
–
Czy jest cokolwiek, czego pragnęłaś, ale nie byłaś w stanie tego kupić? –
zapytał z westchnieniem.
–
Zdziwiłbyś się, gdybym ci powiedziała.
Jim zamyślił się i zaczął całkiem poważnie zastanawiać się nad jej ofertą.
Nigdy nie udało mu się zarobić tyle w ciągu roku. To była bardzo dobra oferta.
–
Dlaczego sądzisz, że jestem wart aż takich pieniędzy?
–
Jestem pewna, że solidnie zapracujesz na swoją pensję.
Zastanawiał się, jak wiele od niego oczekuje. Nie zapytał o to, by jej nie
urazić. Jeśli podejmie tę pracę, sprzeda się, a jeśli nie, będzie głupcem. Wahał się.
Potrzebował pieniędzy, by w przyszłości móc pracować na własny rachunek.
Przecież Kate nie kupi go na zawsze.
–
Wiem, że mnie nie lubisz – stwierdziła – ale nie będziemy widywać się
często.
– Czy to obietnica?
–
Tak. Nie chcę, byś mnie znienawidził.
Ból w jej głosie wzbudził jego czułość, jednak przyznanie się do tego
przychodziło mu z trudem. Chciałby znienawidzić ją, ale pamiętał, jak troskliwie
zajęła się jego dzieckiem. Przypomniał sobie również ten moment, gdy wpadła do
basenu, pragnąc ratować jego syna. Powróciło wspomnienie chwil, gdy wyciągnął
ją z wody i przypomniał sobie, jaką wówczas poczuł wielką ulgę, gdy zaczęła
oddychać. I jak zachwycił się doskonałymi proporcjami jej ciała. Pragnął jej
gorących pocałunków, a nawet… więcej. Targały nim sprzeczne uczucia. Z jednej
strony był pod niewątpliwym urokiem tej kobiety, z drugiej – denerwowała go,
nieomal ją nienawidził.
Postanowił, że będzie dla niej pracował. Nie tylko dla pieniędzy… Zemści
się i wykreśli ją ze swego życia.
–
Jak mógłbym cię lubić? – odezwał się, nawiązując do jej wypowiedzi. –
Nazywasz się Karlington. Kupiłaś mnie, tak jak kupujesz wszystko, czego
pragniesz.
–
Czy zawsze musisz być dla mnie tak surowym sędzią?
– A dlaczego ni
e? Gdy poznasz mnie lepiej odkryjesz, że mam dużo więcej
wad.
–
Gdy lepiej cię poznam…?
–
Tak. Zdecydowałem się. Przyjmuję tę pracę. Zrobię wszystko, żeby cię
usatysfakcjonować, zresztą za twoje pieniądze. Kochanie, za tę kwotę… cały
jestem twój –
dodał ironicznie.
Spojrzała na niego zalęknionym wzrokiem, a jemu serce od razu zaczęło
żywiej bić. Popatrzył na nią i powoli, dobitnie powiedział:
–
Obiecuję ci, Kate, że dostaniesz więcej niż warte są twoje pieniądze.
Przez następne trzy miesiące Kate Karlington często przypominała sobie o
obietnicy Jima. Nigdy jeszcze nie miała tak wspaniałego pracownika. Odnosiła
wrażenie, że Jim stara się udowodnić swoją wartość. Nie widywała go jednak
często. Chyba specjalnie jej unikał, a ona tęskniła za nim, co zresztą było dla niej
zupełnie niezrozumiałe. Szukała różnych pretekstów, żeby go zobaczyć. Podczas
nielicznych spotkań był niezwykle uprzejmy, ale chłodny. W stosunku do innych
ludzi zachowywał się zupełnie inaczej – wesoło i beztrosko. Flirtował z jej
sekretarką, czasem nawet zabierał ją na lunch. Kate stała się zazdrosna, a jej
stosunki z Ester w ostatnich tygodniach uległy wyraźnemu ochłodzeniu. Ku jej
zaskoczeniu Jim nie miał w pracy najmniejszych konfliktów. Wspaniale
współpracował ze wszystkimi. Zatrudniając go, przypuszczała, że podoła on
zadaniom, lecz nie sądziła, że będzie aż tak dobry. Chętnie podejmował
przemyślane ryzyko, podczas gdy ona działała, unikając gwałtownych zmian. Nie
myśleli podobnie, ale mimo woli uzupełniali się w pracy.
Jim chronił ją. Zauważyła, że najtrudniejsze problemy rozwiązywał sam.
Doskonale dawał sobie radę z wrogo usposobionymi klientami. W związku z tym
Kate miała ostatnio więcej wolnego czasu. Zarządzanie nieruchomościami z
każdym dniem przynosiło coraz większy zysk.
W jednej s
prawie był nieugięty – nie chciał pomagać jej w przejmowaniu
posiadłości. Któregoś dnia poprosiła go o pomoc w takiej właśnie sprawie.
Wówczas zdecydowanie odmówił, wyjaśniając, że nawet dla „właścicielki jego
losu” nie będzie nikogo okradał.
Zdenerwowała ją ta odmowa.
–
Nie pozostawiasz mi więc wyboru… – odparła chłodno.
– W takim razie dlaczego mnie nie zwolnisz? –
zapytał, zbliżając się do niej.
Narastała w nim wściekłość.
Kate z przerażeniem popatrzyła na niego. Chociaż nie bała się Jima, jego
potężna postać z zaciśniętymi pięściami wyraźnie ją zaniepokoiła. Dlatego cofnęła
się o krok, nerwowo oblizując usta.
–
Dlaczego nie skończysz z tą farsą? – podniesionym głosem wykrzyknął
Jim –
Zwolnij mnie! Wreszcie obydwoje będziemy mieli spokój!
Stał jak głaz i przeszywał ją wzrokiem.
– Nie patrz na mnie w ten sposób.
– W jaki sposób… kochanie?
–
Jakbyś chciał mnie żywcem zjeść.
–
Może trudno mi się powstrzymać? – dodał drwiąco. – Szczególnie, że
odnoszę wrażenie, iż tego właśnie oczekujesz.
– Na pewno nie! –
zaprzeczyła gwałtownie.
–
Kłamiesz! Obydwoje o tym wiemy!
– Nieprawda.
–
Jeżeli nie podoba ci się to, co mówię, po prostu mnie zwolnij i będzie po
kłopocie – roześmiał się drwiąco.
Kate przez moment nie wiedziała, jak zareagować. Z jednej strony rozsądek
nakazywał rozstanie, z drugiej strony serce pragnęło jego bliskości.
–
Nie zwolnię cię… – powiedziała opanowanym tonem.
–
Pracujmy więc dalej – burknął. – Zawsze jestem do dyspozycji, nawet po
godzinach pracy.
–
Słucham?
–
Przecież kupiłaś mnie, zapomniałaś o tym? Możesz zatem dysponować
moim ciałem, ale nie duszą.
–
Tak to odbierasz? No cóż, masz prawo – szepnęła, upokorzona jego
niesprawiedliwym osądem.
Spojrzał na nią chłodno, a ona wyczuła wrogość w jego wzroku.
–
Bywasz bardzo niemiły, by nie powiedzieć wrogi i nieprzyjazny –
oznajmiła, z trudem łapiąc oddech. – Dlaczego ciągle mi nie ufasz?
–
Nie ufam nikomu i trzeba się bardzo starać, żeby zdobyć moje zaufanie.
Nie zamierzam płaszczyć się przed tobą ani prosić cię o cokolwiek. Oczekuję, że
sama zmienisz o mnie zdanie –
powiedział stanowczym tonem.
–
Jesteś szalony, jeśli sądzisz, że będę ubiegała się o twoje względy. Nigdy
tego nie zrobię!
–
Może… nie, a może… tak. Chociaż jestem przekonany, że tak właśnie
zrobisz –
uśmiechnął się przekornie.
– Ty zar
ozumiały potworze!… – Krzyknęła, ale nie dokończyła zdania.
Widział, że okropnie ją zdenerwował i natychmiast pożałował swoich słów.
Wyciągnął do niej rękę, jednak odtrąciła ją i szybko wybiegła z gabinetu.
Spieszyła się do domu, miała przygotować się do służbowego wyjazdu.
Jednak poczuła takie zmęczenie, że postanowiła odwołać podróż. W nocy spała
niespokojnie, a rano wstała z mocnym postanowieniem zwolnienia Jima.
Weszła do biura i spostrzegła leżącą na biurku czerwoną różę, a obok niej
kartkę z przeprosinami. Wiedziała, że napisał ją Jim. Przytuliła do serca i różę, i
kartkę.
Od tych wydarzeń upłynęło już sporo czasu, a Jim nadal starał się unikać
Kate. Jednak nie zawsze było to możliwe. Jego siostra Maggie, która często
opiekowała się Bobbym Lee, miała zwyczaj przyprowadzania go do biura po to,
żeby chłopiec miał częstszy kontakt z ojcem. Bobby zawsze reagował żywiołowo –
szybko biegł do gabinetu Kate i radośnie się z nią witał. Chłopiec czuł, że ona lubi
go i rozumie, więc z każdym dniem stawali się sobie coraz bliżsi. Kate otaczała go
czułością i troską, uczuciami, których sama nie zaznała w dzieciństwie.
Zaprzyjaźniła się także z Maggie.
Któregoś dnia Kate, bawiąc się z Bobbym, spostrzegła stojącego w drzwiach
gabinetu Jima. Zaskoczyła ją jego pochmurna mina. Pomyślała, że być może jest
zazdrosny o więź łączącą ją z chłopcem. Kate nie czuła się w porządku wobec
Jima, ponieważ często zdarzało się jej marzyć, że Bobby jest jej synem, że go
adoptowała…
Często myślała o tym, czego dowiedziała się o Jimie od Maggie, która często
jej opowiadała o bracie. Pochodzili z biednej, ale kochającej się rodziny. Jim ożenił
się bardzo młodo ze swoją pierwszą szkolną miłością. Podobno bardzo się kochali i
naprawdę byli szczęśliwi, gdy urodził im się synek. Szczęście, niestety, nie trwało
długo. Mary poważnie zachorowała i Jim, aby ją ratować, zaciągnął kredyt
hipoteczny.
Kate, myśląc o tym, często żałowała, że nie można cofnąć czasu.
Przypomniała sobie ten dzień, w którym przyszedł do niej i prosił o
sześciomiesięczną zwłokę w przejęciu dzierżawy. Gdyby wtedy wiedziała, na co
pożyczył te pieniądze, nie byłaby tak bezwzględna, a ich obecne kontakty byłyby
zupełnie inne. Odkąd poznała przyczynę jego bankructwa, starała się naprawić
wszystkie błędy, jednak dumna postawa Jima uniemożliwiała ocieplenie ich
stosunków. Poza tym zauważyła, że od jakiegoś czasu Jim spotyka się z jej
sekretarką, a gdy Ester to potwierdziła, Kate boleśnie odczuła swoją samotność.
Pomyślała, że straciła go, choć tak naprawdę nigdy go przecież nie miała. Musiała
też wybić sobie z głowy marzenie o usynowieniu chłopca, którego bardzo
pokochała.
Często powracało wspomnienie pocałunków Jima. W jego ramionach była
bezpieczna i tego właśnie pragnęła. Pomyślała, że niestety w jego oczach jest
jedynie oschłą szefową, kobietą, która go upokorzyła. Bała się bardzo chwili, gdy
Jim, zaoszczędziwszy potrzebną mu sumę pieniędzy, oznajmi jej, że odchodzi z
pracy. Był idealnym pracownikiem, dawał z siebie wszystko! Myślała o tym
nieustannie, a w nocy przeżywała dręczące ją koszmary senne.
Pewnego letniego wieczoru, gdy wychodziła z biura, zauważyła zapalone
światło w jego gabinecie. Zdziwiła się bardzo, ponieważ Jim raczej unikał
przebywania w tym budynku, jeżeli nie zmuszały go do tego obowiązki służbowe.
Jednak szybko
przypomniała sobie o planowanym przez Jima spotkaniu z panem
Stewartem. Był to wymagający i uciążliwy interesant, właściciel wielu dzierżaw,
które wymagały ogromnego nakładu pieniędzy. Kate wiedziona zawodową
intuicją, zawróciła i nieśmiało zapukała do drzwi gabinetu.
Otworzył jej Jim. I jak zwykle jedno spojrzenie na niego sprawiło, że serce
zaczęło jej żywiej bić.
– O, to ty, Kate –
powiedział chłodno, z wystudiowanym uśmiechem.
Udała, że nie zauważyła grubiutkiej sylwetki pana Stewarta, gramolącego się
niezgrabnie i usiłującego wstać z krzesła.
–
Przepraszam, jeśli przeszkadzam – zaczęła.
– Przeciwnie, nie przeszkadza pani –
powiedział pan Stewart.
Jim podsunął jej krzesło, aby mogła na nim usiąść.
–
Skoro już jesteś tutaj, może przekonasz pana Stewarta do inwestowania we
własną dzierżawę, w przeciwnym razie może stracić dużo pieniędzy. Spróbuj mu to
wytłumaczyć.
Obydwoje usilnie starali się skłonić Stewarta do przyznania im racji. Starania
przyniosły pozytywny efekt. Stewart w końcu wręczył Jimowi czek na sporą sumę i
obiecał przekazać jeszcze więcej pieniędzy. Następnie pożegnał się i wyszedł, a
Kate nagle pozostała sam na sam z mężczyzną, o którym skrycie marzyła.
–
Byłaś bardzo przekonująca – powiedział spokojnie Jim, spoglądając w
sposób, który przypr
awiał ją o dreszcze.
–
Ty również – wyszeptała, nieprzyzwyczajona do jego pochwał i poczuła
ogarniającą ją falę ciepła.
Bardzo chciała zapomnieć o wypowiedzianych kiedyś przez niego
obraźliwych słowach. Jednak złe wspomnienia powracały. Peszyła ją jego ironia,
pewność siebie i to przekonanie, że ona będzie zabiegać o jego względy. Milczała.
Jim, nieświadomy jej myśli, wstał i sięgnął po marynarkę. Kate, pogrążona w
ponurych rozmyślaniach, podeszła do okna. W duchu stawiała sobie pytanie, czy
może rzeczywiście powinna zacząć go zdobywać, postępować tak, jak dyktuje jej
serce?
Jim wyłączył światło i cały pokój utonął w ciemnościach. Za oknem świeciły
gwiazdy, księżyc srebrnym blaskiem rozpraszał mroki nocy. Był piątkowy wieczór,
pora, którą kochający się ludzie zazwyczaj spędzają razem. A ona znowu będzie
samotna…
Nagle żołądek Kate zaburczał mało romantycznie.
–
Wydaje mi się, że ktoś w tym pokoju ma ogromny apetyt – przyjaźnie
odezwał się Jim.
–
Rzeczywiście jestem głodna – przyznała, nieśmiało patrząc mu w oczy.
Uświadomiła sobie, że bardzo pragnie spędzić ten wieczór w jego towarzystwie.
–
Więc chodźmy już stąd – zaproponował Jim, niedbale wkładając ręce do
kieszeni.
– Jest taka cudowna noc –
wyszeptała rozmarzonym głosem.
–
Gorąca i wilgotna – powiedział, otwierając drzwi gabinetu.
–
Jak pięknie musi być na dworze. Co robisz w piątkowe wieczory? –
zapytała.
– Nic specjalnego –
odpowiedział krótko.
–
Czy jesteś dzisiaj z kimś umówiony?
– A ty?
– Jeszcze nie –
odparła.
–
Coś sugerujesz?
–
Mogłabym postawić ci kolację – kusząco zaproponowała.
–
Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – zaoponował.
Kate pomyślała, że chyba musi zaakceptować fakt, że mężczyźni na ogół
odrzucają jej propozycje. Tak postępował jej ojciec, który nigdy nie chciał spędzać
z nią wolnego czasu. Pewnie nie umiała przyjaźnić się z mężczyznami. A jednak
teraz ośmieliła się poprosić Jima o to, by spędził z nią ten wieczór. Postanowiła
ponowić swoją propozycję. Zapewne znowu spotka się z odmową. Powinna wyjść,
udać urażoną, lecz… nie potrafiła.
–
Wiem, że jesteś wciąż obrażony za to, co zrobiłam trzy miesiące temu…
– Nieprawda –
przerwał.
–
Jest mi naprawdę przykro, wtedy nic nie wiedziałam o twojej żonie –
kontynuowała z uporem.
–
Skąd o niej wiesz? Nigdy nie opowiadałem ci o Mary – mówił już
spokojniej.
–
Nie mam pretensji o twoją niechęć, ale…
Jim podszedł do drzwi i nie patrząc na nią, przepuścił ją przed sobą. Kate,
wychodząc, niechcący otarła się o niego. To zelektryzowało ich oboje.
–
Nie uwierzysz, ale ja również zdaję sobie sprawę, co znaczy stracić
wszystko… przegrać – powiedziała.
–
Masz rację. Nie uwierzę.
Zobaczyła, że przekręca klucz w drzwiach. Dałaby wszystko, żeby wiedzieć,
co on teraz myśli i czuje. Zastanawiała się, czy wie, jak jest jej ciężko. Zawsze
pragnęła miłości, ciepła i zainteresowania i nigdy nie była pewna, czy na to
zasługuje.
Jej rozmyślania przerwał głos Jima:
–
No, to co? Idziemy na tę kolację czy nie?
–
Słucham? – spytała z niedowierzaniem.
– Ja zapraszam. Chyba mi nie odmówisz, co? –
Jim śmiejąc się, ujął jej
dr
żącą rękę.
–
Wybierz restaurację – szepnęła.
–
Nie ma problemu. Ale pod jednym warunkiem. Ja płacę, Kate.
–
Nie musisz, przecież to ja mam ciebie zdobywać – powiedziała
żartobliwym tonem i jednocześnie uśmiechnęła się figlarnie.
–
Jesteś pewna? – rzucił jej zdziwione spojrzenie.
– Bardzo pewna.
Przez moment się zawahał, po czym objął ją i oprowadził do windy.
Rozdział szósty
Jim był rozdrażniony. Siedział w zatłoczonej restauracji, obserwując Kate
witającą się ze znajomymi. Czuł na sobie zdziwione spojrzenia jej koleżanek. Był
pewien, że Kate musi odpowiadać na kłopotliwe pytania dotyczące jego osoby. Na
pewno uważały go za kogoś gorszego. Nie należał do ich sfery. Poczuł, że robi mu
się gorąco. Sięgnął po piwo. Zastanawiał się, dlaczego przystał na tę propozycję
spędzenia wspólnego wieczoru z Kate. Przecież mógł znaleźć wymówkę,
powiedzieć, że spędza ten wieczór z synem. Przeczuwał, że po tej zwykłej kolacji
wydarzy się coś niezwykłego. Już w drodze do restauracji ogarniało go pragnienie,
żeby zatrzymać samochód i wziąć ją w ramiona. Nie obchodziło go, że pochodzą z
dwóch różnych światów. Myślał tylko o jej słowach, wręcz marzył o tym, że to ona
będzie go „zdobywać”. Podczas krótkiej drogi do restauracji Kate była spięta i
milcząca, jak gdyby żałowała swojej odważnej propozycji. Włączyła radio, z
głośników popłynęła rockowa muzyka. Atmosfera stawała się coraz bardziej
napięta. Gdy wreszcie zatrzymali się przed restauracją, Kate nie była w stanie
odpiąć pasów. Cała drżała. Pomógł jej wysiąść z samochodu. Tuż przed wejściem
do restauracji zapytał, czy na pewno nie chce zrezygnować ze wspólnej kolacji. I
wtedy Kate mimowolnie dotknęła policzka Jima, a potem oparła głowę na jego
ramieniu. Odruchowo przytulił ją do siebie. Była taką bezbronną, emanującą
ciepłem kobietą.
Jim nagle zrozumiał, że rozpoczęli bardzo niebezpieczną grę. Nie wiedział,
dokąd ich to doprowadzi. Już nie postrzegał Kate jako zimnej, bezwzględnej,
pozbawionej ludzkich uczuć kobiety. Przestał ją winić. Uświadomił sobie, że w
głębi duszy jest to głęboko nieszczęśliwa istota, uważająca, iż nie zasługuje na
miłość. Dostrzegł pozytywne cechy jej charakteru. Nie okazywała mu wyższości.
Doceniała jego pracę. Kochała dzieci i wspaniale czuła się w ich towarzystwie.
Nawet bywał zazdrosny o jej relacje z Bobbym Lee.
Obecność Kate łagodziła ból po stracie Mary. Była pierwszą kobietą, której
zapragnął od śmierci żony. Jednak nie chciał, czy też nie umiał tego okazać.
Postępował wbrew temu, co nakazywało mu serce. Kiedyś nawet sprowokował
ostrą wymianę zdań, mając nadzieję, że Kate zwolni go z pracy. Nie zrobiła tego, a
on nadal udawał obojętność, umiejętnie skrywając swoje rzeczywiste uczucia i
pragnienia. Był świadomy dzielących ich różnic. Drażnił go fakt, że Kate jest jego
szefow
ą.
Zdawał sobie sprawę, że swoim męskim urokiem przyciąga kobiety, ona nie
była wyjątkiem. Czuł jednak, że Kate nie była świadoma własnego powabu. Nigdy
nie flirtowała. W rozmowach z mężczyznami traciła pewność siebie, a w nim nadal
budziła sprzeczne uczucia. Jednak schlebiało mu zainteresowanie jego osobą.
Pragnął jej dowieść, że jest tego wart. Wiedział, że Kate obawia się jego, tak samo
jak innych mężczyzn. Wywnioskował to z rozmowy z Ester, która opowiedziała
mu o smutnym dzieciństwie Kate. Podobno jako mała dziewczynka nie zaznała
żadnych ciepłych uczuć. Ester opowiedziała mu także o jej nieszczęśliwym
małżeństwie i ogromnej samotności w czasie ciąży. Najbardziej jednak wstrząsnęła
nim wiadomość o poronieniu i okrucieństwie Edwina.
Jim doskonale znał smak samotności, dlatego żałował wszystkich
wypowiedzianych w gniewie słów. Jakże musiało zaboleć ją stwierdzenie, że
sprzedał się jej za pieniądze. Teraz zapewne była przekonana, że jakąś biedną
kobietą nigdy by się nie zainteresował.
Rozmyślania Jima przerwało nadejście Kate. Uśmiechała się nieśmiało.
Patrzył na jej piękne usta, przypominając sobie ich słodki smak. Czuł, że znowu
ogarnia go fala pożądania. Podniósł do ust stojącą przed nim butelkę z piwem i
zaczął łapczywie pić, by ochłonąć z emocji. Coraz trudniej mu było zapanować nad
sobą.
Powoli wstał z ławki. Ona, jak w transie, zbliżyła się do niego. Ulegli
nastrojowi chwili, nie mogli dłużej udawać obojętności. Przyciemnione światło,
melancholijna muzyka płynąca z głośników sprawiły, że stało się to, czego pragnęli
od dawna. Wtuleni w siebie zaczęli tańczyć. Kate wspięła się na palce, zarzuciła
mu na ramiona szczupłe ręce, emanowało od niej ciepło i namiętność. Rozpaliło to
Jima do granic wytrzymałości.
– Kate –
powiedział ostrzegawczym tonem.
–
Proszę cię, przytul mnie mocniej – wyszeptała, delikatnie gładząc jego
kark.
–
Z rozkoszą – odpowiedział, obejmując ją mocno.
Kontynuowali niebezpieczną, rozpoczętą już dawno grę.
Jim nie mógł dłużej się bronić. Trzymał ją w ramionach, serce biło mu
mocno. Blisk
ość Kate sprawiła, że stracił kontrolę nad sobą. Zaczął z czułością
przesuwać palcami po jej szyi, muskać włosy i delikatnie gładzić ją po plecach.
Czuł, jak mięknie pod wpływem pieszczot i jak twardnieją jej sutki. Wydawało się,
że obydwoje zapamiętali się w słodkim szaleństwie. Tańczyli harmonijne, jakby
byli stworzeni dla siebie. Poza nimi nie istniało już nic.
Nagle Jim gwałtownie oderwał się od niej.
Spojrzała ze zdziwieniem. Gęste, rude włosy spływające w nieładzie na
ramiona, roziskrzone oczy, zmysłowe, oczekujące pocałunków usta sprawiały, że
wyglądała piękniej niż kiedykolwiek.
–
Czy coś się stało? – zapytała niewinnie.
–
Albo wyjdziemy stąd i zabiorę cię do łóżka, albo usiądziemy przy stoliku i
zamówimy kolację – to było wszystko, co mógł powiedzieć.
Kate pospieszyła do stolika. Wolnym krokiem podążył za nią. Podszedł
kelner i złożyli zamówienie.
Alkohol rozwiązał mu język. Odczuł potrzebę zwierzenia się Kate.
Zapomniał o dzielącej ich różnicy, zaczął opowiadać o Mary. Mówił, jak bardzo
byli szczęśliwi, mimo że nie mieli pieniędzy. Jak bardzo czuł się winny, nie mogąc
jej ocalić. Jak chciał razem z nią umrzeć. Musiał jednak nadal żyć, przede
wszystkim dla swojego syna. Potem poznanie Kate uzmysłowiło mu, że życie ma
sens.
Kate słuchała go bardzo uważnie. Wzruszał ją sposób, w jaki opowiadał o
zmarłej żonie. Cały czas czule gładziła jego rękę, doskonale rozumiejąc ból Jima.
Zwierzył się jej, iż po odejściu Mary jego niedobrym zwyczajem stało się
wspominanie rocznic ślubu z butelką w ręku. Opowiedział o swoim fatalnym
samopoczuciu w dniu, gdy ją poznał. Miało to miejsce właśnie po takiej rocznicy.
Starał się usprawiedliwić swoje obcesowe zachowanie. Tym bardziej że czuł się
winny, ponieważ poznanie Kate jakby trochę zmniejszyło ból po stracie Mary.
Im dłużej mówił, tym stawali się sobie bliżsi. Odniósł wrażenie, że Kate mu
ufa. Wreszcie nawiązała się między nimi nić porozumienia.
Po skończonej kolacji Jim zadzwonił do Maggie, żeby upewnić się, czy
Bobby Lee nie sprawia kłopotów.
Potem pojechali razem do G
alveston, spacerowali piaszczystą plażą, nadal
rozmawiając. Było im ze sobą dobrze. Nie chcieli kończyć jeszcze tego cudownego
wieczoru. Udali się do nocnego klubu na tańce. A później znaleźli się w
eleganckim mieszkaniu Kate. Poddali się szaleństwu zmysłów, zaczęli namiętnie
się całować. Zdawała się wtapiać w niego, niecierpliwie oczekując spełnienia.
Po chwili byli już w sypialni. Jak w transie zaczął rozbierać Kate,
jednocześnie nie przestając jej pieścić. Ona żarliwie odwzajemniała jego
pieszczoty. Oplo
tła go nogami, całowała zmysłowo. Wreszcie stało się to, o czym
marzył od długiego czasu. Kate całkowicie straciła kontrolę nad sobą, jęczała z
rozkoszy, wiła się pod nim. Trzymał ją mocno w ramionach, podczas gdy ona
niecierpliwie zmierzała do finału. Pieścił ją delikatnie i już był gotowy zanurzyć się
w niej, gdy nagle przypomniał sobie o konieczności zabezpieczenia się.
–
Chwileczkę, kochanie – powiedział przytłumionym głosem i delikatnie
uwolnił się z jej objęć.
Serce biło mu mocno. Sięgnął do swojego portfela, wyjął prezerwatywę i już
miał ją założyć, ale powstrzymały go od tego ciche słowa Kate:
–
Jim, nie musisz tego robić.
Ciepłymi, wilgotnymi ustami całowała jego szyję, pieściła całe ciało, aż
dotarła do najintymniejszego miejsca. Jim zapomniał o całym świecie, zapragnął
natychmiast wejść w nią. Zadrżał z rozkoszy, poczuł, że może eksplodować, jeśli
zaraz jej nie posiądzie. Rozchyliła nogi, oczekując go. Jednak poczucie
odpowiedzialności nakazało mu pohamować swą namiętność.
– Bierzesz p
igułki? – zapytał.
– Nie. Ale to bez znaczenia, kochanie –
wyszeptała, próbując nakłonić go do
zbliżenia.
Jim nie chciał do tego dopuścić, nie mógł pozwolić sobie na żaden
nierozważny krok. Nagle uświadomił sobie, że ona oczekuje od niego czegoś
więcej niż zwykłego seksu, być może pragnie dziecka. Delikatnie wyswobodził
ręce, wyzwalając się z jej uścisku. Zawiedziona jęknęła. Jim wyskoczył z łóżka i
podszedł do okna.
–
Co się stało? – zapytała zdenerwowana.
– Chyba wiesz!
–
Nie wiem, naprawdę nie wiem.
– Pr
zynajmniej nie kłam. Wszystko obmyśliłaś, a ja po prostu chcę wiedzieć,
co jest grane. Dlaczego mnie tutaj zaprosiłaś? Czego ty naprawdę chcesz?
– Ciebie.
Ta odpowiedź trafiła mu do przekonania, mimo to roześmiał się gorzko.
–
Czyżbyś tak rozpaczliwie pragnęła mieć męża, że zaciągnęłaś mnie do
swej sypialni, żebym zrobił ci dziecko, a potem poślubił?
Zaprzeczyła i łzy pociekły jej po policzkach.
–
To najlepszy sposób, żeby zastawić pułapkę na mężczyznę.
–
Nigdy nie chciałam zastawiać żadnej pułapki, po prostu pragnę… – Nie
dokończyła, wiedząc, że nie może powiedzieć wszystkiego.
Jim poczuł się oszukany. Tak naprawdę nigdy go nie pragnęła. Od początku
widziała w nim życiowego bankruta. Człowieka pozbawionego wyższych uczuć.
Został kupiony! Dlaczego miałaby go szanować? Po prostu polowała na niego, a on
dał się wciągnąć w tę grę. Poczuł się tym wszystkim mocno zraniony i upokorzony.
–
Chciałaś dziecka? Byłem ci potrzebny tylko do tego?
Kate szlochała.
– Mojego dziecka? Dziecka bankruta? –
kontynuował swoje okrutne pytania.
–
Nie przemyślałam tego.
–
Na pewno ci nie uwierzę. Gdybyś zaszła w ciążę, nawet byś mnie o tym
nie powiadomiła. Nie powiedziałabyś mi o tym, mam rację? No, powiedz!
Płakała bezgłośnie. Jim zabrał ubranie i wściekły wyszedł z sypialni.
To zdum
iewające! Ta z pozoru łagodna Kate potrafiła realizować swe
zamysły tak bezwzględnie. Nurtowała go myśl, czy nie zasługuje na takie
traktowanie. Rozsądek podpowiadał mu, żeby wykreślić ją z życia raz na zawsze.
W gniewnym nastroju opuścił eleganckie mieszkanie Kate.
Rozdział siódmy
Tydzień, który upłynął od ich burzliwego rozstania, był bardzo pracowity dla
Kate. Jim nie przychodził do pracy przez trzy dni, a po powrocie przystąpił do
wykonywania obowiązków ze zdwojoną siłą. Utrzymywał chłodny dystans. Nigdy
w rozmowach nie powrócił do wydarzeń tamtej nocy. Kate rozumiała, że poczuł się
urażony. Jednocześnie dostrzegła, że jest równie przygnębiony jak ona. Była
gotowa go przeprosić, ale nie miała odwagi. To, co zaszło między nimi,
uświadomiło jej, że pragnie Jima rozpaczliwie i marzy o tym, żeby właśnie z nim
mieć dziecko. Tego romansu nie traktowała jako jednorazowej przygody, dlatego
nie myślała o żadnych zabezpieczeniach. Niestety, Jim fałszywie zinterpretował jej
postępowanie. Przypomniała sobie ojca i Edwina, którzy nie potrafili budować
trwałych związków. Ze smutkiem pomyślała, że Jim aż tak bardzo nie różni się od
nich.
Zawsze, gdy patrzyła na Jima, przypominała sobie noc, którą spędzili razem.
Pamiętała jego szaleńczą namiętność, narastające w nich pożądanie. Wiedziała, że
nadal jej pragnie i pewnie dlatego tak konsekwentnie unika spotkania z nią sam na
sam. Napięcie panujące między nimi udzieliło się również personelowi, dlatego
atmosfera w biurze stawała się coraz bardziej nie do zniesienia.
Pewnego deszczowego piątkowego popołudnia do gabinetu Kate wkroczyła
Ester, informując, że jedna z klientek została napadnięta i okradziona z pieniędzy
za czynsz. Kate popatrzyła na sekretarkę nieprzyjaźnie.
– Po co mi o tym wszystkim mówisz? Masz
pretekst, żeby pójść do Jima i
uciąć sobie z nim długą pogawędkę za zamkniętymi drzwiami.
–
Posłuchaj, Kate, próbowałam się z nim porozumieć. Nie z powodu, o
którym myślisz. Niestety, nie dodzwoniłam się do niego. Prawdopodobnie jest w
Spring, na terenie
posiadłości pana Stewarta, ale Stewart mówił, że jeszcze go nie
widział.
–
W takim razie pojadę tam – powiedziała Kate, szybko wstając zza biurka.
–
Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. On na pewno nie chce, żebyś tam się
pojawiła, zwłaszcza w takiej dzielnicy – odparła Ester, pamiętając, że jest to ta
sama posiadłość, na terenie której Jim poznał swoją przyszłą szefową.
–
Nie obchodzi mnie, czego on chce! Mam go dosyć i jego męskiego
szowinizmu również!
–
Kate, czy ty tego nie widzisz, że Jim od zeszłego piątku zachowuje się
bardzo dziwnie?
–
O, nawet ty to zauważyłaś!?
–
Takiego zachowania trudno nie zauważyć.
–
Masz rację.
Kate nie była już tak bojowo nastawiona, gdy dotarła do nieruchomości
Stewarta. Był późny wieczór, padał deszcz i w panujących tu ciemnościach miejsce
wyglądało ponuro, wręcz złowieszczo, zupełnie inaczej niż w dniu, w którym
poznała Jima.
Zaparkowała jaguara i wysiadając z samochodu, spostrzegła postacie dwóch
mężczyzn, stojących w bramie budynku. Gasili właśnie papierosy, kiedy ją
spos
trzegli. W wyższym mężczyźnie natychmiast rozpoznała Jima.
Nie spodziewał się jej tutaj. Podbiegł szybko do niej, nie bacząc na deszcz.
–
Do diabła, co ty tu robisz?! – krzyknął.
–
Dowiedziałam się o kradzieży i napadzie…
Ujął mocno jej rękę i zdecydowanie poprowadził w kierunku samochodu.
–
Wszystkim już się zająłem. Klientka została odwieziona do szpitala,
zapewniłem ją także, że nie będzie musiała płacić czynszu przez dwa miesiące.
Mówiłem ci, żebyś trzymała się z daleka od tej dzielnicy!
–
Czyżbyś zapomniał, że to ja jestem właścicielką, a ty pracownikiem tej
firmy?
–
Wyobraź sobie, że nie. Nawet przez chwilę o tym nie zapomniałem.
–
A jednak sprawiasz wrażenie, jakbyś zapomniał, że ja jestem szefową.
–
Chyba już niedługo będziesz moją szefową. Nie chcę pracować dla kogoś,
kto popełnia takie głupie błędy i naraża się na kłopoty.
–
Nie sądzę, żeby to cię naprawdę obchodziło – powiedziała Kate
spokojniejszym już tonem.
–
Co masz na myśli? – spytał, ściskając ją za ramię.
–
Wiesz… Po naszym piątkowym spotkaniu… – nie dokończyła. Spojrzała
na niego oczami przepełnionymi bólem.
Jego twarz była nieodgadniona.
–
Jeśli uważasz, że pozwolę ci jeździć po tej posiadłości eleganckim
samochodem, gdy zaczyna się ściemniać i jest tu niebezpiecznie, to jesteś w
błędzie.
Kate zrobiło się przyjemnie na myśl, że jednak troszczy się o nią. I od razu
przestał ją urażać jego zdenerwowany ton.
–
Wracaj do samochodu, odwiozę cię do domu – polecił.
–
A co będzie z twoim samochodem?
–
Wrócę po niego później.
–
Nie chcę sprawiać ci kłopotu.
–
Kochanie, nigdy nie robiłaś nic innego – powiedział ironicznie, ale już
łagodniejszym tonem.
–
Przepraszam za piątek, Jim – wyszeptała, zdobywając się na odwagę.
–
Ja także, skarbie. – Delikatnie dotknął jej wilgotnego policzka. To lekkie
muśnięcie wywołało w nim falę czułych wspomnień. – Wolałbym, żebyśmy
spotkali się w innych okolicznościach. Chciałbym, abyś była zwyczajną
dziewczyną albo… żebym był tak bogaty jak ty. Ale nie jestem. Przypomniałaś mi
właśnie, że utraciłem wszystko, a ty jesteś moim szefem. I to jest to. – Otworzył
drzwi. – Wsiadaj, bo zmokniesz.
–
Rozumiem, że to koniec – wyszeptała.
–
Wiesz równie dobrze jak ja, że nie możemy być ze sobą. Jesteś diabelnie
bogata, a ja diabelnie dumny.
Ze smutkiem pokiwała głową.
– Ale ja nie mo
gę zapomnieć tamtej cudownej nocy – powiedziała cicho.
Jim prowadził samochód bardzo szybko, nie zważając na ciężkie krople
deszczu, padające na szyby. Odniosła wrażenie, że chce rozstać się z nią jak
najszybciej.
– Zapomnisz –
stwierdził oschle. – Obydwoje musimy zapomnieć, mimo że
było tak wspaniale. Wiesz, Ester opowiadała mi o Edwinie i dziecku, które
straciłaś… Jest mi bardzo przykro.
–
Nie uświadamiałam sobie, że moje pragnienie posiadania dziecka jest tak
silne…
–
Domyślałem się tego, kochanie – odpowiedział łagodnie.
–
Byłam taka szczęśliwa w ciąży, jakbym znała już to dziecko i kochałam je.
Może wszystkie matki tak czują, nie wiem. Nigdy nie miałam kogoś tak bliskiego,
tak własnego, tylko dla siebie…
–
Następnym razem znajdź bogatego gościa. Z nim miej to dziecko.
–
Nie chciałam cię wykorzystać. Nawet nie pomyślałam o zajściu w ciążę,
dopóki ty…
–
W porządku. Przypuśćmy, że w to wierzę.
–
Myślałam, że ty także będziesz miał coś z tego spotkania…
–
Przecież nie po to idziesz z jakimś facetem do łóżka, żeby od razu mieć z
nim dziecko –
powiedział oschle, parkując samochód na oznaczonym miejscu i
gasząc reflektory.
–
Nie traktuję cię jak faceta na jedną noc. Chcę mieć dziecko, czy to coś
złego, Jim?
–
Tak! Pomyśl o dziecku. Powinnaś najpierw wyjść za mąż. Dziecko
potrzebuje również ojca.
Kate była pewna, że nie takiego ojca, jakiego miała ona. Popatrzyła na Jima i
poczuła ogarniającą ją falę czułości. Tak bardzo dbał o swego syna. Przecież
niektórzy mężczyźni doskonale sprawdzali się w roli ojców i Jim należał do takich
właśnie mężczyzn.
Było już bardzo ciemno, widziała tylko zarys jego twarzy. To ją ośmieliło i
zdecydowała się na zadanie nurtującego ją pytania.
–
Uważasz, że powinnam wyjść za mąż? Czy może to propozycja z twojej
strony?
– Do diaska, nie!
–
Czy mam się upokorzyć i błagać cię, żebyś mi się oświadczył?
–
Słucham?!
–
Proszę, żebyś mnie poślubił, wielki i piękny chłopcze – powiedziała,
zdumiona własną odwagą. Dotknęła delikatnie jego policzka i przybliżyła usta do
jego warg. Jim objął ją ramieniem i zaczęli namiętnie się całować, coraz bardziej
ulegając ogarniającym ich pragnieniom.
–
O, Boże… Kate, co ty ze mną robisz? – szepnął, nie panując nad sobą.
–
Zapewniam cię, Jim, że moje intencje są szlachetne.
Kilka minut później znaleźli się sami w jej mieszkaniu. Jim pił kolejnego
drinka, zastanawiając się nad złożoną mu propozycją. Niewątpliwie była bardzo
kusząca, nawet bardziej niż ta sprzed trzech miesięcy. Jednak przemyślał wszystko
i uznał, że nie może się zgodzić.
–
Kate, jesteś szalona, w żadnym wypadku nie możemy tego zrobić! Nie
kochasz mnie i ja cię również nie kocham. Nie zwiążemy się ze sobą na całe życie
tylko po to, żebyś miała dziecko.
–
Stwierdziłeś przecież, że dziecko potrzebuje matki i ojca. Zrozumiałam to
jako propozycję małżeństwa. Jeśli chodzi o mnie, to wolałabym mieć dziecko
niezależnie od tego, czy jestem mężatką, czy też nie. Nie muszę być w uświęconym
związku, żeby mieć dziecko – tłumaczyła mu gorączkowo.
–
To nie byłoby w porządku w stosunku do naszego dziecka.
– Dobrze. Z
gadzam się z twoim punktem widzenia. Kiedyś zarzuciłeś mi, że
jestem mniej moralna od ciebie –
powiedziała ze słodkim uśmiechem, nalewając
mu kolejnego drinka. –
Wtedy nie uwierzyłam ci, ale teraz zaczynam rozumieć, jak
bardzo się myliłam w ocenach.
–
Jeżeli próbujesz mnie upić, nie uda ci się to – szepnął, nie wierząc ani
sobie, ani jej.
– Wiem.
–
Czy byłoby to fair z mojej lub z twojej strony, gdybyśmy się pobrali, jeśli
tak naprawdę oboje nie chcemy tego małżeństwa?
–
A gdyby małżeństwo dało nam to, czego w głębi duszy naprawdę
pragniemy? Nawet gdyby miało trwać tylko rok?
–
Słucham?
–
Może nawet krócej niż rok. Dlaczego to miałoby być nie fair, jeśli
doprowadziłoby do obopólnego zadowolenia? Wiem, że ci się podobam i ty mnie
również… – przekonywała dalej.
–
Ty mały głuptasku, to niewystarczające, aby zawrzeć małżeństwo. –
Poczuł niespodziewany dreszcz podniecenia.
–
A jeśli ja tego pragnę… Czy nie możesz ustąpić?
Roześmiał się, niejako wbrew sobie.
–
Przypuśćmy, że zgodzę się zniszczyć dokumenty dotyczące twoich
nieruchomości, rozłożę ci raty na, powiedzmy, pięć lat, pod warunkiem, że ożenisz
się ze mną w tym roku… – usiłowała go skusić.
–
Posuwasz się za daleko… – powiedział niezbyt stanowczo.
–
Pragnę dziecka ponad wszystko. Twojego dziecka. Gdy będę już w ciąży,
zgodzę się na rozwód. Z powrotem będziesz posiadaczem swoich nieruchomości.
Wszystkie prawa zostawię dziecku.
Jim nagle zrozumiał, że ona rzeczywiście pragnie tylko jego dziecka. A on
ma potem zniknąć. Nic się nie zmieniło! Whisky zaczęła niespodziewanie palić go
w gardle.
–
Uważasz, że to tak proste, jak wszystkie twoje interesy – mówił tak cicho,
że w pierwszej chwili nie zwróciła uwagi na groźny ton jego głosu. Ręka drgnęła
mu nerwowo, uniósł szklankę z nie wypitym do końca drinkiem i rzucił nią o
ścianę tak mocno, aż rozprysła się na tysiące kawałków. – Dlaczego traktujesz
mnie jak człowieka gorszej kategorii? Zawsze tak o mnie myślałaś, prawda?
Sądzisz, że jeśli zawłaszczyłaś moje nieruchomości, możesz wziąć już wszystko,
nawet moją godność?
–
Jim, nie miałam tego na myśli – szepnęła wystraszona.
–
Żegnaj, Kate. Będę robił wszystko, co w mojej mocy, aby odzyskać moje
posiadłości. Nigdy jednak nie zniżę się do tego, by kupczyć własnym dzieckiem.
Nie mogła pozwolić mu odejść, zagrodziła więc drogę do drzwi.
–
Dobrze, już dobrze. Naprawdę nie spodziewałam się takiej reakcji.
–
Dlaczego, do diabła, nie? Czy jestem aż tak prymitywny?
Chciał ją odepchnąć i odejść raz na zawsze. Jednak zrozpaczony wyraz
twarzy Kate powstrzymał go.
–
Jim, myślę, że w niczym nie przypominasz mężczyzn, z którymi byłam
związana. Ani mojego ojca, ani Edwina… Ich nie obchodziło nic, co dotyczyło
rodziny… dzieci…
Zawahał się przez chwilę. Zastanowiły go te słowa. Piękne oczy Kate były
przepełnione ogromnym bólem. Mimo to postanowił ją opuścić. Nie miał siły
dłużej słuchać jej wyjaśnień. Zdecydowanym ruchem odsunął ją od siebie, lecz ona
mocno chwyciła go za rękę.
–
Zachowaj siłę dla następnego kandydata, który zgodzi się na odegranie
roli… automatu do zrobienia ci dziecka! –
krzyknął z wściekłością.
Jednak sama myśl, że inny mężczyzna miałby ją dotykać była nie do
zniesienia.
–
Nie wyobrażam sobie żadnych innych kandydatów poza tobą –
powiedziała miękko.
Jim objął ją i popatrzył jej głęboko w oczy.
–
Dlaczego wybrałaś mnie, ty mała wiedźmo? – zapytał, a ona natychmiast
wtuliła się w niego.
Czuła bicie jego serca.
– Nie jestem pewna dlaczego, ale –
mówiła szybko – przede wszystkim ufam
ci. Szanuję cię. Zarobiłeś uczciwie pieniądze, które ci zapłaciłam. Nie
wykorzystałeś okazji, żeby się ze mną przespać. Nie udajesz, że żywisz do mnie
gorące uczucie.
–
Może gdybym tak postępował, domyśliłabyś się, że gram.
–
Jim, przez całe życie byłam bardzo samotna, a tak panicznie boję się
samotności – wyszeptała.
–
Gdy byłam w internacie, wszystkie moje koleżanki wyjeżdżały na
weekendy do swoich domów, a mój ojciec mi na to nie pozwalał. Zawsze
pragnęłam mieć kogoś, chciałam kochać i być kochana. Niestety, wiem, że
większość mężczyzn, z którymi mogłabym się związać, poślubiłoby mnie tylko dla
moich pieniędzy, a nie dla mnie samej… Naprawdę nie chciałabym małżeństwa na
niby… Przyrzekam ci, że będę czułą matką. Nigdy nie będę próbowała ograniczyć
twoich kontaktów z dzieckiem. Będziesz mógł je widywać, kiedy tylko zechcesz.
Nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.
–
Kate, miła moja, nawet nie wiesz, jak bardzo cię rozumiem.
Pomyślał, że Kate rzeczywiście ma wszystko, poza miłością. Może właśnie
on jest w stanie sprawić, że będzie szczęśliwa. Wiedziony impulsem, przytulił ją
mocno do siebie.
Zadrżała, gdy jego wargi musnęły delikatnie jej policzek.
–
Muszę być chyba tak samo szalony jak ty – wyszeptał. – Moja odpowiedź
brzmi: tak.
I w tym momencie oboje już całkiem przestali panować nad sobą i zaczęli
namiętnie się całować. Te pocałunki sprawiały im nie tylko fizyczną przyjemność,
ale stanowiły jakby duchowe zespolenie. Prawie równocześnie pomyśleli: „To
chyba miłość”.
Gdy Jim przestał ją całować, Kate nadal nie otwierała oczu, wydawała się
być pogrążona w słodkich rozmyślaniach. Ciągle trzymał ją w objęciach i był tak
samo wzruszony jak ona.
– Kate?
–
Jesteś taki przystojny i taki męski – powiedziała rozmarzona, powoli
otwierając oczy.
–
Ożenię się z tobą, lecz na moich warunkach. Nie twoich.
Wydawało się, że go nie słyszy. Myślała o niedawnych pieszczotach. Do
rzeczywistości przywrócił ją głos Jima.
–
Kate, czy rozumiesz, co mówię do ciebie? Po pierwsze, Bobby Lee
zamieszka z Maggie. Będę mieszkał z tobą w ciągu tygodnia, ale weekendy będę
spędzał z synem.
–
Ale przecież on może zamieszkać z nami. Bardzo tego pragnę.
–
Nie zgadzam się, Kate. On słabo pamięta Mary, a ciebie już teraz traktuje
prawie jak matkę. Nie chcę, żeby się do ciebie przywiązał, zapewne zbyt krótko
będziesz obecna w jego życiu.
Zranił ją tymi słowami. On, z którym wiązała tak duże nadzieje, znowu
sprawił jej ból.
Jim, nawet nie domyślając się, że ją uraził, mówił dalej:
–
To nie wszystko. Zajmę się swoimi byłymi nieruchomościami i twoją firmą
przez ten rok, kiedy będziemy małżeństwem. Gdy będziesz już w ciąży, zostaniesz
w domu i zajmiesz się sobą, a ja będę pracował. I pozostaniemy w formalnym
związku do chwili, gdy dziecko ukończy trzy miesiące.
–
Męski szowinizm…
–
Jeżeli już zdecydowaliśmy się na ten szalony krok, nie mogę narażać ciebie
na niebezpieczeństwo. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak ciężko pracujesz.
Wiem również, że bardzo przeżyłaś poronienie i na pewno zostawiło to trwałe
ślady w twojej psychice. Dlatego przecież wpadłaś na pomysł ślubu ze mną.
Kate wiedziała, że wszystko, co mówił, było zgodne z prawdą.
–
Gdy już będziemy rozwiedzeni, oczywiście będę płacił na dziecko. Chcę
mieć również prawo do wizyt.
– Czy to wszystko?
Przytaknął. Nawet nie zdenerwowała się warunkami postawionymi przez
niego. Przypomniała sobie Edwina, który w ogóle nie interesował się jej zdrowiem,
a tym bardziej ciążą.
–
W porządku, zgadzam się – powiedziała. – Tylko teraz mnie pocałuj.
–
Przypominam ci, że to właśnie pocałunek spowodował nasze kłopoty.
–
Ale teraz jesteśmy formalnie zaręczeni – zaprotestowała. – Zostań na noc –
poprosiła, rozluźniając mu krawat.
– Nie, Kate.
–
Dlaczego nie? Przecież niedługo się pobierzemy.
Wstał i odsunął ją od siebie.
–
Nie chcę, byś przed ślubem zaszła w ciążę. Drugi raz nie mogę
wszystkiego stracić, w tym i praw do dziecka.
– Jes
teś okrutny.
–
Tak samo jak ty. Prawdopodobnie układ ze mną jest dla ciebie tylko
interesem. A ja ryzykuję wszystko.
Wyszedł.
Kate poczuła się rozpaczliwie samotna. Położyła się do łóżka, wspominając
dotyk jego rąk, jego czułe oczy, rozpalone usta. Nagle zrodziło się w niej
przekonanie, że jednak zajęła ważne miejsce w jego życiu.
Rozdział ósmy
–
Już pora, żebyś odkrył prawdziwe motywy swojego postępowania –
powiedziała łagodnie Kate, próbując zapanować nad swoim podnieceniem. Szybko
zamknęła szufladę biurka, w której miała lusterko i kosmetyki. Nie chciała, żeby
Jim zorientował się, jak bardzo chce mu się przypodobać. – Rozmawiałam z
sekretarką i wiem, że intercyza jest już gotowa. Sądziłam, że zmienisz zdanie i
może rozpoczniesz jakąś grę.
Jim obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem.
– Nie, moja droga –
powiedział tonem, który ją przestraszył.
Przypatrywał się uważnie Kate.
Była ciekawa, co on teraz myśli i czuje.
–
Tu są papiery – zaczęła mówić, sięgając do biurka, aby mu podać
dokumenty.
–
Mogą poczekać – mruknął, odkładając je z powrotem.
Kilka białych kartek upadło na podłogę.
Chciała je podnieść, lecz Jim wziął ją za ręce i mocno przytulił do siebie.
Poczuła ogarniającą ją falę gorąca.
–
Wyglądasz dzisiaj wyjątkowo pięknie, trudno jest mi skoncentrować się na
formalnych aspektach naszego małżeństwa – powiedział.
Kate ubrała się rzeczywiście z niezwykłą starannością. Była szczęśliwa, że to
dostrzegł. Pasja, z jaką mówił, potęgowała w niej nieokreśloną tęsknotę. Sprawiała,
że traciła pewność siebie.
– Jim
, nie musisz prawić mi komplementów ani starać się o moje względy –
zaprotestowała.
–
A może po prostu chcę – szepnął.
–
Naprawdę nie musisz. To tylko interes – powiedziała, odwracając się od
niego, żeby nie spostrzegł bolesnego grymasu na jej twarzy.
– Ku
piłem coś dla ciebie – oznajmił i podał jej małe aksamitne pudełko.
Otworzyła je i nie mogła stłumić uśmiechu, gdy zobaczyła maleńki,
błyszczący brylant. Była zaskoczona romantycznym gestem Jima. Jednocześnie
czuła się szczęśliwa, że pomyślał o ofiarowaniu jej prezentu.
–
Czy podoba ci się? – zapytał. – Wiem, że nie jest okazały, ale…
Pierścionek, który otrzymała od niego wydał się jej bardziej wartościowy niż
wszystko, co dotychczas dostała.
–
Nie powinieneś tego robić… Przecież nie możesz pozwolić sobie na
wydawanie pieniędzy. Naprawdę nie musiałeś… – szepnęła. – Wiesz, że to nie
będzie prawdziwe małżeństwo – powiedziała z wyczuwalnym smutkiem w głosie.
–
Zapewniam cię, że cały czas zdaję sobie z tego sprawę. Może mógłbym
nawet zapomnieć o tym, gdybyś mi ciągle nie przypominała – powiedział,
przytulając ją do siebie.
Nie czekając na jej odpowiedź, zaczął ją namiętnie całować. Odwzajemniła
się żarliwym pocałunkiem i cicho westchnęła. Oderwał od niej usta i trzymając ją
nadal w ramionach, zapytał:
–
Czy ciągle zamierzasz przypominać mi o moim ubóstwie? Czy nie możesz
traktować mnie jak partnera?
Kate zbladła i zadrżała. Nie umiała wyjaśnić, dlaczego tak bardzo obawia się
tego związku. Przecież marzyła o ich wspólnym szczęściu, a nie chciała się do tego
przyzna
ć.
– Przepraszam –
powiedział cicho, gdy nie doczekał się odpowiedzi. – Nie
powinienem zadawać takich pytań. Podałaś swoje warunki, a ja się na nie
zgodziłem. To rzeczywiście tylko interes. Przecież nie pragniesz mnie. Chcesz
tylko dziecka. Pozostawmy ten temat.
Wypuścił ją z objęć i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Została sama. Przez długą chwilę przyglądała się ze smutkiem pierścionkowi
na swoim palcu. Nienawidziła siebie za to, że zachowała się tak niezręcznie.
Znowu zepsuła wszystko, mimo że Jim zachował się nienagannie. Spodziewała się,
że wróci. Pozostały jeszcze do załatwienia ważne przedślubne formalności.
Niestety po kilku minutach w gabinecie pojawiła się sekretarka, prosząc o
dokumenty dla Jima.
Po chwili podpisana intercyza leżała na biurku Kate. Popatrzyła na jego
podpis i przypomniała sobie dzień, kiedy formalnie zrzekał się swoich
nieruchomości. Nagle poczuła się znowu ogromnie samotna i przerażona podjętą
decyzją.
Nie miała czasu, żeby długo zastanawiać się nad ich wzajemnymi relacjami.
Jim chciał, żeby ślub odbył się szybko i tydzień później byli już małżeństwem.
Ceremonia ślubna była bardzo uroczysta, a przyjęcie niesłychanie wytworne. Kate
pragnęła udowodnić wszystkim zaproszonym, że jest szczęśliwą panną młodą. Nie
zdawała sobie sprawy, że mąż może czuć się zmęczony przydługą ceremonią
ślubną i wystawnym weselem. Rzeczywiście wydało mu się nudne i
pretensjonalne. Był znużony długą sesją fotograficzną i przyjmowaniem życzeń od
krewnych Kate. W trakcie przyjęcia jej rodzina nawet nie próbowała ukryć oznak
niechęci. Czuł wyraźnie ich pełne dezaprobaty spojrzenia, kiedy siedział przy
weselnym stole. W głębi duszy dziękował Bogu, że jego wujek John próbuje
rubasznym śmiechem rozładować sztywną atmosferę. Bobby Lee bawił się ze
swoimi nowymi
kuzynami, co chyba nie bardzo podobało się Karlingtonom. Jim
chciał przerwać te wspólne zabawy, lecz Kate zaoponowała. Pragnęła, aby Bobby
Lee był szczęśliwy w tym dniu.
W pewnej chwili, gdy Jim właśnie sięgał do półmiska, usłyszał swoje imię
wypowiedzian
e pogardliwym tonem. Odwrócił się, ale nikogo nie zobaczył. Przez
moment miał wrażenie, że się przesłyszał. I w tym momencie dotarło do jego uszu:
–
Jej ojciec musi przewracać się w grobie.
Był to kobiecy głos.
Rozmowa dobiegała gdzieś zza szpaleru gęsto ustawionych wazonów z
różami.
–
Jak mogła poślubić kogoś takiego? Przecież jest biedniejszy od jej
pierwszego męża – drwiąco odezwała się jakaś inna dama.
–
Sądzę, że jest przystojniejszy od Edwina – do konwersacji włączyła się
trzecia kobieta. – A jego synek jest rozkosznym dzieckiem.
–
Oczywiście, Matyldo, ty zawsze jesteś gotowa popierać każdego
atrakcyjnego mężczyznę! On jest zwykłym poszukiwaczem skarbów. Powinnaś
wiedzieć o tym doskonale na podstawie własnych małżeńskich doświadczeń. A
jego dzieciak je
st po prostu źle wychowany. Jest zbyt hałaśliwy…
Jim jednym haustem wychylił szampana z kieliszka. Wstał i podszedł do
rozmawiających dam. Najokazalsza z nich o mało z wrażenia nie wypuściła
szklanki z rąk. Zręcznie podtrzymał szklankę, uśmiechając się do niej uprzejmie.
–
Dziękuję bardzo – powiedziała z kwaśną miną.
–
Ależ proszę, miłe panie.
Zaczerwieniły się jak małe dziewczynki. Jim roześmiał się ironicznie i
wzniósł swój kieliszek.
–
Za pannę młodą… Za jej pomyślność i szczęśliwe pożycie ze mną. –
Zachęcił do toastu. – Czy nie mówiłyście właśnie, że jestem szczęśliwym
facetem?
Dama, której udzielił pomocy, zaniemówiła.
–
Nie chciałem przerywać interesującej konwersacji – powiedział.
–
Nie rozmawiałyśmy o niczym ważnym – burknęła jedna z nich.
– Niew
ątpliwie – mruknął, łagodniejąc, ponieważ podeszła do niego Kate,
nieśmiało ujmując jego rękę.
–
Właśnie wspominałyśmy twój piękny ślub, kochanie – szybko powiedziała
Matylda.
–
Ciesz się razem ze mną, ciociu Matyldo – szepnęła Kate, zerkając na męża.
– Je
stem bardzo szczęśliwa.
Twarze kobiet wyrażały zdumienie. Były przekonane, że jest to małżeństwo
zawarte jedynie dla pieniędzy.
–
Ja także jestem szczęśliwy – powiedział czule, obejmując żonę.
Pocałował ją i poczuł, jak bardzo jej pragnie. Wreszcie należała do niego i
był tym usatysfakcjonowany. Nikt, prócz niego, nie znał prawdy. To, że ją poślubił,
nie miało nic wspólnego z jej majątkiem ani z próbą odzyskania posiadłości. Była
piękną, godną pożądania kobietą. Pragnął jej tylko dla niej samej. Nikt nie
do
myślał się, że podpisałby nawet cyrograf z diabłem, by ją zdobyć. Jego marzenia
właśnie się spełniły.
Miesiąc miodowy spędzali w ekskluzywnym, letniskowym domu, obok
plaży na wyspie Bolivar. Był on własnością jednego z bogatych krewnych Kate.
Jim stał na piętrze domu i obserwował srebrne fale bijące o brzeg. Pomyślał
o swoim letniskowym domku, który znajdował się na tej samej wyspie. Widok był
ten sam, ten sam piasek i księżyc i wiatr, ale jego siedlisko było o wiele
skromniejsze. Tak, pochodził z innego świata! Kate słuchała Ravela, delektowała
się homarem, podczas gdy on z przyjemnością jadłby hamburgery i słuchał muzyki
country. Do posiłku podawała mu wspaniałe francuskie wino, a przecież jemu
wystarczało po prostu piwo. Jim zastanawiał się, czy uda im się przełamać dzielące
ich bariery. Kate była wykształcona, zwiedziła wiele krajów. Jego życiem
kierowały nieskomplikowane zasady. Nagle otrząsnął się. Dość tych wątpliwości!
Ona kupiła go, by spełnił jej potrzebę posiadania dziecka. Potem najzwyczajniej w
świecie rozstaną się. Kate w uprzejmy sposób każe mu odejść.
Jim przerwał te niewesołe rozmyślania i powoli skierował się do sypialni.
Czekała na niego. Rozbawił go jej widok. Siedziała na łóżku i pisała coś w
skupieniu. Usta miała zaciśnięte, brwi uniesione, widać było, że nad czymś
intensywnie myśli. Przyjrzał się jej dokładnie. Przypuszczał, że będzie ubrana w
elegancką bieliznę, tymczasem dostrzegł jej nagie ramiona wyłaniające się spod
osłaniającego ją prześcieradła. W przyćmionym świetle wyglądała pięknie,
niezwykle świeżo i niewinnie. Pomyślał, że jeśli nawet prawdą jest to, że
potrzebuje go tylko do jednego, konkretnego celu, mimo wszystko nie potrafi jej za
to znienawidzić.
Kate poruszyła się i prześcieradło zsunęło się, ukazując kształtne piersi.
Poczuł narastające pożądanie. Był gotowy, by ją posiąść. Od dawna nie miał
kobiety. Zamknął drzwi do sypialni. Spojrzała na niego z wahaniem, nerwowo
przygryzając wargę. Odłożyła notatki, a gdy zaczął się rozbierać, szybko zgasiła
światło.
Jim dopiero ter
az uświadomił sobie, że jest przecież mężem tej cudownej
istoty i że naprawdę chce spełnić wszystkie jej oczekiwania.
Podszedł do Kate i poczuł odurzający zapach perfum. Zakrywała się
wstydliwie prześcieradłem. Ponownie pomyślał o uczuciach. Wziął ją w ramiona,
przylgnęła do niego całym ciałem. Zaczął ją pieścić, czule gładził jej płaski brzuch.
Objęła go mocniej. Ich wargi złączyły się w namiętnym pocałunku. Delikatnie
głaskał ją po włosach. Czuł słodki zapach jej skóry. Jęknęła z rozkoszy, gdy
obsypując pocałunkami jej ciało, dotarł do kwintesencji kobiecości. Nie panowała
już nad sobą.
Kochali się bez opamiętania, łamiąc wszelkie bariery. Stopili się w jedno,
zatracili w słodkim szaleństwie.
Byli szczęśliwi. Gdy zaczęli się kochać, obydwoje wiedzieli, że są sobie
przeznaczeni. Dzika pasja, która ich ogarnęła, była rekompensatą za tak długi okres
oczekiwania.
Po pierwszym razie odpoczęli krótko, potem Jim wziął ją znowu. Tym razem
wolniej, delektując się jej ciałem. Żarliwie oddawała mu wszystkie pieszczoty. Bez
oporów pieściła go całego, zmysłowo całując każdy kawałek jego ciała.
Oboje odnieśli wrażenie, że odkryli nowy, dotąd im nieznany, świat uczuć.
Gdy po długim czasie powrócili do rzeczywistości, Jim przestraszył się
własnych uczuć. Tak bardzo chciał, żeby oboje zapomnieli, że to tylko chwilowy
związek. Pragnął, by go kochała. Natrętnie jednak powracała myśl, że Kate
oczekiwała od niego jedynie dziecka, a ich związek ma charakter tymczasowy.
Dlatego wstał z łóżka, ubrał się szybko i opuścił sypialnię, nic nie mówiąc.
Musiał jeszcze raz wszystko przemyśleć. Potrzebował samotności, zaczął więc iść
w stronę plaży. Nagle usłyszał głos Kate, dochodzący z balkonu. Poczuł, że jeszcze
chwila, a wyzna jej swoje prawdziwe uczucia, a ona… okaże mu pogardę. Nie
odwr
ócił się więc, nie zareagował, biegł, stopy zapadały mu się w grząskim piachu.
Pragnął uciec jak najdalej od niej. Nie wiedział, czy znajdzie w sobie
wystarczająco dużo siły na spokojną rozmowę z Kate. Z przerażeniem uświadomił
sobie, że to małżeństwo może być największym błędem jego życia.
Rozdział dziewiąty
Kate obserwowała Jima biegnącego po plaży. Zawołała go, ale nie zatrzymał
się. Po chwili jego sylwetka rozpłynęła się w mroku nocy. Wróciła do łóżka i leżąc
w ciemnościach, nadsłuchiwała, czy nie usłyszy odgłosu jego kroków. Czuła się
rozpaczliwie samotna i nieszczęśliwa. Nie rozumiała, dlaczego Jim opuścił ją tak
nagle, bez słowa wyjaśnienia. Przecież nie ukrywała przed nim swoich
prawdziwych uczuć, zachowywała się naturalnie, nie odgrywała żadnej komedii.
Pomyślała, że prawdopodobnie nie odpowiadała mu jako kochanka i teraz on na
pewno zniknie z jej życia. Nawet nadzieja na to, że być może za kilka miesięcy
zostanie matką, nie rozproszyła jej smutku. Mijały godziny, a ukochany nie wracał.
Nawet nie w
iedziała, kiedy zapadła w niespokojny sen.
Słońce świeciło pełnym blaskiem, gdy ocknęła się. Jima nadal nie było. Nie
wrócił. Powoli poszła do łazienki, spojrzała w lustro i przeraził ją widok własnej
twarzy. Z rozpaczą w sercu pomyślała, że przecież mieli spędzić na wyspie cały
tydzień, tymczasem była to tylko jedna noc.
Nie chciała wracać do Houston, narażać się na ciekawskie pytania swojej
rodziny. Została w domu, a czas płynął powoli.
Wieczorem wyszła na taras, obserwowała zachód słońca i fale bijące o brzeg.
Pragnęła przestać myśleć o nim, odzyskać kontrolę nad sobą. Jednak nie potrafiła.
Zadrżała z zimna, gdy słońce znikło za horyzontem. Popatrzyła ze smutkiem na
ciemniejące wody oceanu. Po chwili księżyc rozświetlił mroki nocy. Jego łagodny
blask nasu
nął Kate wspomnienie minionego wieczoru, kiedy Jim czule pieścił jej
piersi i rozpalał ją zmysłowymi pocałunkami. Jej udręka wzmogła się. Chciała
krzyczeć. Chciała przestać myśleć. Umrzeć!
Spojrzała ponownie na plażę i zauważyła biegnącą postać. Serce zaczęło jej
żywiej bić. Pomyślała, że to tylko złudzenie. Przecież Jim odszedł. Jednak nie
mogła oderwać wzroku od zmierzającej w kierunku domu sylwetki. Było w niej
coś znajomego, ten sam wzrost, szerokie ramiona, ciemne włosy, błyszczące w
świetle księżyca…
Przymknęła oczy, a gdy je otworzyła, zobaczyła przed sobą ukochanego
mężczyznę, na którego powrót tak bardzo czekała.
Powoli wchodził na górę. Zatrzymał się kilka kroków od niej.
– O, Jim –
powiedziała cicho, opierając się o ścianę domu i usiłując
zapanowa
ć nad swymi emocjami.
– Przebacz mi –
wyszeptał ochryple.
–
Dlaczego odszedłeś? – zapytała drżącym głosem.
–
Nie pomyślałem, że moje odejście może cię… zranić. – Głos mu się
załamywał, twarz miał naznaczoną cierpieniem.
–
Nie czuję się…. – nie zdołała skończyć, słowa uwięzły jej w gardle.
–
Nie musisz nic mówić. Bardzo się obawiałem, że już nie zastanę cię tutaj –
powiedział cicho, obejmując ją ramionami. – Zachowałem się okrutnie. Przebacz
mi. Zasługujesz na kogoś lepszego.
Ten dumny mężczyzna prosił ją o wybaczenie. Natychmiast przytuliła się do
niego. Przygarnął ją do siebie i znowu wszystko wymknęło im się spod kontroli.
Jego gorące usta były słone i wilgotne, a jednodniowy zarost spowodował, że
zaczęła palić ją skóra. Nie było to jednak dla niej nieprzyjemne odczucie. Z
rozkoszą poddała się pocałunkom, oczekując niecierpliwie, kiedy znów oboje
znajdą się w łóżku. Po chwili Jim wziął ją na ręce, oplotła go delikatnie nogami, a
on zaniósł ją do sypialni.
Zrzucili pośpiesznie ubrania i zaczęli kochać się na puszystym dywanie, tuż
przy płonącym kominku. Srebrna poświata księżyca towarzyszyła ich miłości. Jim
kochał ją zachłannie, doprowadzając do ekstazy, jakiej jeszcze nigdy nie zaznała.
Nie mogła opanować rozkosznego drżenia, gdy było już po wszystkim. A on
zrozumiał, że nareszcie należy do niego. Z czułością zaniósł ją do łóżka, przytulił
mocno do siebie i tak ściśle połączeni zasnęli. Obudzili się późnym rankiem i
spragnieni siebie znowu zaczęli się kochać.
Powrócili do Houston. Jim nie powiedział jej, gdzie był tamtej nocy, a ona,
mimo że była zaniepokojona, nie pytała. Bała się, że mogłoby to zakłócić cudowną
atmosferę, jaka towarzyszyła ich miłości. Lecz lęk mocno zakorzenił się w jej
sercu. Przecież jeśli raz opuścił ją bez słowa, sytuacja może się powtórzyć.
Pomimo narastającej obawy rozkoszowała się każdą chwilą szczęścia. Nigdy dotąd
nikt tak wiele jej nie ofiarował. Zaakceptowała jego drobne wady. Nie
denerwowała się już, gdy zastawała bałagan w łazience czy opakowanie po
gazetach niedbale rzucone na
dywan. Wiedziała także, że przed poranną kawą Jim
miewa zły humor, a po pracy potrzebuje chwili samotności. Zdecydowanie nie był
pedantem, swoje rzeczy zostawiał wszędzie i nawet nie potrafił włączyć zmywarki
do naczyń. Jednak jego czułość rekompensowała Kate te drobne niedogodności.
Radość sprawiało jej obserwowanie Jima, gdy gotował potrawy, śpiewając przy
tym i fałszując niemiłosiernie.
Szczęśliwe pożycie powoli stawało się codziennością. Jim odwoził żonę do
biura i wynajdował preteksty, żeby być blisko niej. Pracowali wspólnie z wielkim
entuzjazmem. Razem podejmowali ważne decyzje dotyczące nieruchomości.
Jednak Jim przejął na siebie wiele obowiązków, które do tej pory spoczywały
wyłącznie na jej barkach.
Kate z niecierpliwością oczekiwała końca każdego dnia pracy. Lubiła wracać
do domu w towarzystwie męża. Cieszyła ją obecność ukochanego mężczyzny. Po
raz pierwszy miała wrażenie, że ktoś należy do niej. Obydwoje lubili razem
przygotowywać posiłki, a potem zasiadać do kolacji. Prowadzili długie rozmowy.
Gdy Kate miała odmienne zdanie i starała się dowieść swych racji, Jim zamykał
pocałunkiem jej usta. Codziennie zasypiała wtulona w jego ramiona. Czasami tylko
wspominała tę straszną noc, gdy opuścił ją bez słowa. I nadal obawiała się, że
sytuacja może się powtórzyć. A już nie wyobrażała sobie życia bez niego. Lecz nie
mogła być pewna przyszłości. Bolało ją również to, że poza krótkimi chwilami,
gdy Maggie przyprowadzała Bobby'ego Lee do pracy, prawie nie widywała
chłopca. W sobotnie i niedzielne wieczory czuła się rozpaczliwie samotna,
ponieważ Jim przebywał wtedy z synem. Bardzo tęskniła za nimi, a nic niestety nie
mogła zrobić.
Pewnej niedzieli Jim wrócił do domu wcześniej niż zazwyczaj i zaskoczył ją
pytaniem, czy Bobby Lee mógłby spędzić z nimi piątkowy wieczór. Ucieszyła się
bardzo i zaczęła planować wspólną kolację. Jednak syn Jima wolał pójść do baru i
zjeść hamburgera. Przystała na to z radością i spędzili w trójkę wspaniały wieczór.
Bobby Lee uprosił ojca, żeby pozwolił mu zostać z nimi przez cały weekend. Kate
w towarzystwie męża i jego synka czuła się bardzo szczęśliwa. Coraz częściej
marzyła o tym, że Jim pokocha ją i staną się prawdziwą rodziną.
Jim zachowywał się szarmancko, wyraźnie ją uwodził. Jednak nigdy nie
powiedział, że ją kocha. Czasami nawet obawiała się, że jej zajście w ciążę może
raptownie zakończyć ich związek. Gdzieś tam w głębi serca skrywała nadzieję, że z
czasem Jim zacznie jednak darzyć ją głębszym uczuciem.
Pewnego poniedziałku Kate weszła do kuchni i poczuła zapach smażącego
si
ę bekonu. Zrobiło się jej niedobrze, podeszła do okna, chciała zaczerpnąć
powietrza, lecz nie mogła złapać oddechu. Ponownie chwyciły ją mdłości. Pobiegła
szybko do łazienki. Po chwili poczuła się trochę lepiej. Była jednak bardzo
osłabiona.
Jim był świadkiem tej jej słabości.
–
Będziemy mieli dziecko? – zapytał, z poszarzałą nagle twarzą.
– Tak przypuszczam.
Spojrzała na niego ze smutkiem, a on wziął ją w ramiona i mocno przytulił.
Trwali tak przez chwilę, Jim delikatnie gładził jej włosy, a ona marzyła, że
pozostaną ze sobą na zawsze. Gdy wypuścił ją z objęć, usłyszała jego przepełniony
bólem głos:
–
Wszystko przebiega zgodnie z planem, tak jak chciałaś.
–
Myślę, że również zgodnie z twoimi oczekiwaniami.
–
To był twój pomysł, nie pamiętasz? – zapytał z goryczą w głosie.
–
Tak, oczywiście.
Jim milczał. Po chwili wyszedł z kuchni. Poczuła się bardzo samotna.
Rozdział dziesiąty
Jim, gdy dowiedział się o ciąży, zmienił swoje postępowanie.
Niepostrzeżenie w ich związek wdarł się chłód, chociaż nadal opiekował się Kate,
woził ją do lekarza na badania kontrolne i cierpliwie znosił jej zły nastrój,
towarzyszący porannym mdłościom. Przejął większość domowych obowiązków.
Jednak wyglądał na wyczerpanego. Nie śmiał się spontanicznie tak jak kiedyś.
Mimo że nie nalegał, żeby przestała pracować, Kate jednak postanowiła powierzyć
mu niektóre swoje obowiązki zawodowe.
Niestety, z każdym dniem odsuwał się od niej coraz bardziej. Wracał późno
do domu. Unikał rozmów z nią, starał się nawet na nią nie patrzeć. Niewidzialny
mu
r wyrastał między nimi.
Jedynie w nocy, gdy leżeli już w łóżku, myślała, że są dla siebie stworzeni.
Jednak odnosiła wrażenie, że przytula ją, walcząc ze sobą. Czasami udawało się jej
przełamać ten dystans. Stapiali się w jedno, pieszcząc się czule. Po chwilach
uniesień, nastawał czas obojętności. A ona leżała w ciemności, czując, że go traci.
Zastanawiała się, co powinna zrobić, aby zrozumiał, że jest dla niej bardzo ważny,
że naprawdę go kocha. Analizowała swoje postępowanie, szukając przyczyn tych
jego c
zęstych zmian nastroju. Przypomniała sobie Edwina, który poślubił ją dla
pieniędzy. Tak samo zresztą jak i Jim. Jednak musiała przyznać, że ten mąż nie
oszukiwał jej i nigdy nie twierdził, że ją kocha.
Najgorsze były dla niej weekendy, które spędzała samotnie. W każdy sobotni
poranek jej rozpacz nasilała się. Nie skarżyła się jednak, aż do fatalnej soboty, na
tydzień przed terminem porodu. Rankiem obudziła się w bardzo złym nastroju.
Była poirytowana, bo czuła się nie najlepiej. Podążyła za Jimem do salonu,
chwyciła go za ręce i zaczęła prosić, żeby nie zostawiał jej samej. Pragnęła
pojechać z nim.
–
Zrozum, nie lubię, gdy pozostajesz sama przez cały dzień, szczególnie
teraz, ale przecież masz mój numer telefonu… – powiedział spokojnie Jim.
–
Twój numer? Myślisz, że to wystarczy? – Starała się zapanować nad
głosem, choć była na granicy histerii.
Patrzyła na niego z nachmurzoną miną. Powoli traciła kontrolę nad swoimi
emocjami. Nie rozumiała, dlaczego Jim zachowuje się tak spokojnie i jest tak
opanowany. Dopro
wadzała ją do szaleństwa świadomość, że jej życie tak
diametralnie się zmienia, a on postępuje jakby nigdy nic, jedynie poprawnie,
według wcześniej ustalonych reguł. Nagle zapragnęła wykrzyczeć mu wszystko w
twarz i zapłakać nad sobą. Usta jej zadrżał)', przygryzła je nerwowo.
–
Mój numer telefonu musi ci wystarczyć – spokojnie odparł Jim i dodał: –
Sama widzisz, że urodzenie przez ciebie dziecka skomplikuje naszą i tak niełatwą
sytuację.
–
Niełatwą sytuację? – krzyknęła, czując, że skrzywdził ją swoją
wypo
wiedzią. – Tak postrzegasz nasze małżeństwo? Jak sobie to wszystko
wyobrażasz? – Płakała, nie mogąc się opanować.
–
A jak ty sobie to wyobrażasz, Kate? – powiedział głośno, tracąc
cierpliwość. – Często się nad tym zastanawiałem. Przecież nie chciałaś
prawd
ziwego małżeństwa. Zawsze byłaś taka chłodna, zawsze kontrolowałaś swoje
reakcje… może jedynie poza chwilami spędzanymi w łóżku… Lepiej już pójdę.
Nie chcę powiedzieć nic, czego obydwoje potem będziemy żałować… – przerwał
swoją wypowiedź.
– A jednak powied
z to, Jim! Co może być gorszego niż torturowanie mnie
takimi słowami! Proszę, powiedz, co naprawdę czujesz i myślisz!
–
Do licha, Kate! Chcesz wiedzieć, co naprawdę czuję i myślę? Otóż, nie
jestem tylko automatem do robienia dzieci, chociaż właśnie tego chciałaś i tylko
tego ode mnie oczekiwałaś. Zrozum, ja też jestem człowiekiem, mam prawo do
własnych uczuć. Czuję się zmęczony twoimi gierkami. Sądzisz, że jesteś
właścicielką świata… że również mnie posiadasz na własność. Pamiętasz,
opowiadałaś mi kiedyś o swoim ojcu, który kupował miłość kobiet. Jak myślisz,
czy ty bardzo się od niego różnisz?
–
Jak możesz tak mówić?
–
Kate, naprawdę nie wiem, czy wytrzymam kolejne cztery miesiące… – Jim
odwrócił się, zmierzając do wyjścia.
– Wychodzisz? Tak po prostu?
– Krok po kroczku, kochanie.
–
Jak ja cię nienawidzę!
– Tak to czujesz? –
Jim zmrużył oczy.
Nie zaprzeczyła, na jej twarzy malowało się cierpienie.
–
Nienawidzę cię, słyszysz?!
Twarz mu spochmurniała.
–
W porządku, uspokój się. Wkrótce się mnie pozbędziesz. Ja również żałuję
tego małżeństwa, podobnie jak ty – powiedział spokojnie i wyszedł z domu, nie
zamykając drzwi.
Pobiegła za nim i szybko je zatrzasnęła. Potem znowu je otworzyła. Chciała
zawołać go, powiedzieć, że nie mogłaby go nienawidzić, że zraniło ją jego
oskarżenie. To oskarżenie o podobieństwie do ojca. Pragnęła wyznać mu całą
prawdę. Powiedzieć, że go kocha i nie wyobraża sobie życia bez niego. Nie mogła
jednak tego uczynić, bo nagle przeszył ją ból. Pochyliła się, jęknęła raz i drugi i
zac
zęła go cicho wołać. Już było za późno na jakiekolwiek wyjaśnienia. Ponownie
przeszył ją bolesny skurcz.
–
Boże, ratuj moje dziecko – wyszeptała.
Starała się wyprostować, lecz nie mogła. Położyła się na podłodze, usiłując
złapać oddech. Próbowała się opanować, spokojnie oddychać, ale bóle wciąż się
nasilały. Była przerażona, że nie zdąży na czas do szpitala.
Widocznie usłyszał jej słabe jęki, bo powrócił. Z niepokojem pochylił się
nad Kate.
–
Jim… przepraszam… nie chciałam… – głos uwiązł jej w gardle.
– Ja
także, kochanie – usłyszała jego słowa, dochodzące jakby z oddali.
Po chwili objął ją swymi mocnymi rękoma i przytulił do siebie. Spojrzała na
niego z czułością. W tym momencie była już pewna, że jest on jedyną, największą
miłością jej życia. Próbowała mu to powiedzieć, lecz nasilające się bóle
wykrzywiły jej twarz.
– Nic nie mów –
wyszeptał, biorąc ją na ręce.
–
Zabieram cię do szpitala.
Ściany sali porodowej były białe. Wszyscy nosili niebieskie uniformy i
nawet Jim był ubrany na niebiesko.
Nagle ciszę szpitalnej sali zakłócił głośny okrzyk położnej:
–
Doktorze, nie słyszę tętna dziecka!
–
Nie, błagam, to nie może być prawda! – zapłakała Kate, kurczowo
trzymając męża za rękę.
Atmosfera nerwowości udzieliła się wszystkim.
–
Musimy zrobić cesarskie cięcie.
Z
a chwilę jej twarz przykryto plastikową maską. Próbowała pozbyć się jej,
ale usłyszała głos mówiący stanowczo:
–
Zacznij mówić alfabet, bądź dobrą dziewczynką.
Gdy dotarła do litery c, twarz Jima zaczęła się jej zamazywać. Zdążyła
pomyśleć, że nie powiedziała mu, jak bardzo go kocha. Lecz już nie mogła
wydobyć głosu. A potem zapadła się w ciemność….
–
Panie Jones, musi pan już wyjść stąd – stwierdziła pielęgniarka.
Jim skinął głową, nadal trzymając bezwładną rękę żony. Czuł się winny.
Stracił panowanie nad sobą i doprowadził do tej okropnej kłótni, która mogła
skończyć się śmiercią Kate i dziecka. Przyrzekł sobie, że jeśli będzie żyła, już
nigdy nie wywoła żadnej sprzeczki. Zastosuje się do jej niemądrych zasad, chociaż
będzie go to dużo kosztowało.
– Uratuj
cie ją- wyszeptał, przypominając sobie wszystko, co przeżywał w
trakcie choroby Mary. –
Nie pozwólcie jej umrzeć! Proszę, nie pozwólcie jej
umrzeć!
–
Wszystko będzie w porządku, panie Jones.
Chciał w to wierzyć. Pochylił się nad Kate i pocałował jej blady policzek.
–
Ona nie może umrzeć, ponieważ bardzo ją kocham – powtórzył.
Kobieta, która oddałaby wszystko, żeby usłyszeć te słowa, leżała pogrążona
we śnie.
Rozdział jedenasty
–
Gdzie położyłaś moją walizkę? – zawołał Jim z salonu.
Pytanie, któ
rego od dawna oczekiwała, spadło na nią jednak jak grom z
jasnego nieba. Kate pochyliła się do lustra, nerwowo przeczesując włosy szczotką.
Przez chwilę siedziała jak sparaliżowana. Drżące palce wypuściły szczotkę, która
uderzyła o blat toaletki, uszkadzając lśniącą powierzchnię mebla.
Czyżby właśnie w tym dniu miał odejść z jej życia na zawsze? Heidi miała
cztery miesiące. Kate obawiała się tej chwili każdego dnia, odkąd mąż przywiózł ją
ze szpitala. Jej lęk narastał aż do okropnego dnia, w którym ich córka skończyła
trzy miesiące. Jednak przerażająca data minęła i chociaż przez cały ten dzień
napięcie wzrastało, a ona histerycznie traciła panowanie nad sobą, Jim nic nie
powiedział i nic nie zrobił. Bała się spytać go, dlaczego tak postępuje. Pytanie to
mog
łoby sprowokować reakcję, której się obawiała. Trzy dni później Jim z
czułością ofiarował jej czerwone róże na Dzień Matki. A teraz nagle ją opuszcza…
Przez dłuższą chwilę nie ufała sobie, że odpowie chłodno i uprzejmie. Od
czasu gdy zaszła w ciążę, ten sposób wypowiedzi stał się ich zwyczajem.
Płacz Heidi przerwał rozmyślania Kate. Dzięki Bogu! Pospieszyła do córki,
unikając odpowiedzi na pytanie.
Niestety, spostrzegła, że Jim ją uprzedził.
Zatrzymała się przy drzwiach.
–
Niedawno ją nakarmiłam i zmieniłam pieluchę. Nie wiem, czego chce…
Jej przytłumiony, obco brzmiący głos dochodził do niego jakby z daleka.
Nieobecny myślami, skinął głową, a potem uśmiechnął się do małej istotki, którą
trzymał w ramionach.
–
Dobrze, już dobrze, moje słodkie kochanie – mówił do dziecka ciepłym
tonem, którego nigdy nie używał w stosunku do żony, może z wyjątkiem chwil,
gdy kochali się w ciemności.
Trzymał swoją małą córeczkę w objęciach i szeptał coś uspokajającym
tonem. Kiedy Heidi zaczęła gaworzyć, zwrócił się do Kate:
– Ni
e sądzę, żeby ona potrzebowała czegokolwiek, poza miłością.
Dobry Boże. Kate próbowała uśmiechnąć się do niego w taki sam sposób, w
jaki on się do niej uśmiechał, lecz usta jej drżały i czuła, jak serce rozpada się jej na
drobne kawałki. Słynne opanowanie Karlingtonów, zawsze dotąd chroniące ją
przed okazywaniem bólu i rozpaczy, gdzieś nagle zniknęło.
On jakby nie dostrzegał tego, co się z nią dzieje. Całą swoją uwagę skupił na
córce, która małymi paluszkami objęła jego palec.
Kate nie była zazdrosna o jego uczucia do Heidi, ale nie mniej niż ich mała
córeczka pragnęła miłości Jima. Obraz wspaniałego, czułego ojca z miłością
pochylającego się nad dzieckiem uświadamiał jej z całą ostrością obojętność
ukochanego męża wobec niej.
Od czasu gdy przywiózł je ze szpitala do domu, obchodził się z nią tak
ostrożnie jak z jajkiem. Jakby była obcą osobą, z którą jest zmuszony żyć i
prowadzić uprzejme rozmowy. A ona pilnowała się, by nie ujawnić potrzeby
czułości. Nie, to nieprawda, że nie był wspaniały jako mąż. W pierwszych
tygodniach, gdy czuła się osłabiona po porodzie, robił praktycznie wszystko dla
niej i dla dziecka. Pozwolił Bobby'mu Lee na częstsze wizyty u siostry. Kiedy Kate
stawała się przesadnie niespokojna o niemowlę – Heidi była przecież jej pierwszym
dzieckiem –
on, jako bardziej doświadczony rodzic, był pewny siebie, spokojny.
Każdy upływający dzień utwierdzał Kate w przekonaniu, że zawsze może polegać
na jego pomocy, solidności i sile. Z dnia na dzień coraz bardziej pragnęła jego
miłości.
–
Trudno mi będzie nie widywać córeczki codziennie – szepnął Jim.
Jego chłodny, uprzejmy głos przeszył ją bólem. A jakie to będzie straszne,
ciebie nie widzieć codziennie, pomyślała.
–
Przyniosę twoją walizkę – wyszeptała.
Weszła powoli na górę i skierowała się do swojej szafy w holu. Wiele
miesięcy temu starannie schowała tam walizkę Jima. Teraz zaczęła z furią
wyjmować pudła z załadowanych półek, aż ją znalazła. Zdesperowana zrzuciła
znienawidzoną walizkę na podłogę.
Walizka odbiła się od szczytu schodów, przechyliła i spadała schodek po
schodku, robiąc ogromny hałas.
Z rozpaczą obserwowała Jima wychodzącego z pokoju córki. A on spokojnie
schylił się po neseser i podniósł go.
–
Dziękuję. Sądzę, że przedłużyłem swój pobyt ponad miarę – powiedział,
nie patrząc na nią.
Boże, co on mówi, myślała zrozpaczona. Dziękuje mi? Za co? Za to, że
żyliśmy ze sobą ponad rok? Idź, idź, jeśli jestem ci obojętna! Chciała krzyczeć na
niego. Chciała zbiec w dół po schodach i wyrzucić go razem z tą okropną walizką.
Była zdeterminowana i gotowa na wszystko, jednak opanowała się i postanowiła
uniknąć równie upokarzającej sceny, jak ta, która doprowadziła do przedwczesnego
porodu. Pamiętała, jak wtedy Jim stwierdził chłodno, że żałuje tej ich komedii
małżeńskiej.
Kate, wiedząc, że jest na granicy wytrzymałości, pobiegła do łazienki i
zamknęła drzwi. Nie chciała, by zauważył jej rozpacz. Przytrzymała się ściany i
płakała bezgłośnie, domyślając się, że on teraz pakuje swoje rzeczy. Łzy płynęły jej
po policzkach, mimo to usiłowała wmówić w siebie, że wreszcie osiągnie spokój.
Nagle uświadomiła sobie, że nieustanne napięcie między nimi było już nie do
zniesienia. Jak długo można grać w takiej farsie? Jak długo można godzić się na
udawanie obojętności?
W chwilę później usłyszała stłumione przekleństwo, a potem odgłos kroków
męża zmierzającego na górę. Wstrzymała oddech, próbując się opanować. On
jakby zwlekał z otwarciem drzwi. Po czasie, który wydał się jej wiecznością,
usłyszała delikatne pukanie.
– Kate.
–
Idź stąd!
–
Chciałem powiedzieć… do widzenia.
–
W porządku. Do widzenia. Idź już sobie!
Jim jednak nie odchodził. Jakaś nieokreślona siła trzymała go przy tej
kobiecie.
–
To ty mówiłaś, że oczekujesz ode mnie jedynie dziecka.
– Tak –
wyszeptała, słaniając się na nogach, umierając z rozpaczy,
zastanawiając się, czy potrafi żyć bez niego.
–
To wszystko, czego potrzebowałaś, prawda? Pragniesz z powrotem swego
spokojnego, doskonale poukładanego życia?
Stłumiła szloch.
–
Tak, tak, idź już – powiedziała zamierającym głosem.
– Kate… – wyczu
ła wahanie w jego głosie, a potem usłyszała jego
oddalające się, ciężkie kroki.
W chwilę później trzasnęły drzwi, a ona wybiegła z łazienki.
Na półpiętrze leżały porozrzucane pudła i wieszaki. Cisza panująca w domu
potęgowała uczucie samotności. Brakowało Jima, jego ubrań rzucanych zazwyczaj
niedbale na kanapę, jego śmiechu, jego obecności. Jej wzrok zatrzymał się z
czułością na plastikowym stojaku na gazety, który leżał przewrócony na podłodze.
Gorące łzy znów napłynęły do oczu. Ten stojak stał się najdroższą rzeczą w tym
pokoju, wypełnionym antykami. Nagle zupełnie jasno uświadomiła sobie, że bez
Jima dziecko, którego pragnęła tak rozpaczliwie, nigdy jej nie wystarczy. Pieniądze
Karlingtonów nie znaczyły nic. Nie chciała odejścia męża! Zawsze będzie go
pra
gnęła. Tak jak kiedyś dziecka. Dlaczego nie przełamała się i nie błagała, żeby
został? Nieważne stało się stwierdzenie Jima: „Żałuję tej małżeńskiej komedii”.
Kochała go wystarczająco mocno, aby wybaczyć mu wszystkie złe słowa. Jednak
nie chciała posługiwać się dzieckiem, żeby zmusić go do pozostania. Ale miała
pieniądze Karlingtonów. Mogła powierzyć mężowi pewien kapitał, który dawałby
mu poczucie męskiej władzy. To utrwaliłoby ich małżeństwo. Dlaczego tego nie
zrobiła?
Pomyślała o nocach, które spędzali razem. O wzajemnej czułości. O jego
poszukujących ustach, delikatnych pieszczotach, żarliwym pożądaniu. I o uczuciu,
które w niej rozkwitło. Lecz czy takie zachowanie świadczyło o miłości? Czyż nie
powiedział jej, że może zawsze mieć jego ciało, ale nigdy nie dostanie duszy? A
ona rozpaczliwie pragnęła go całego. Chciała być z nim na zawsze!
Dotarł do jej uszu płacz dziecka. Pomyślała, że już nigdy więcej nie
pobiegną razem do pokoju dziecka, aby wspólnie cieszyć się córeczką.
Kate zbiegła ze schodów, a gdy otworzyła drzwi pokoju dziecinnego, ujrzała
stojącego tam Jima. Zaskoczyło ją to. Niepewnym głosem zapytała:
– Co tu robisz?
Zauważyła, że zmienił się na twarzy. Dostrzegła głęboką udrękę w jego
czarnych oczach. Patrzył przenikliwie na jej zapłakaną twarz.
–
Dlaczego płaczesz? – spytał łagodnym, współczującym tonem.
–
Ja… nie… płaczę – przerywane słowa przeczyły tej wypowiedzi. – Nie
chcę… żebyś mi współczuł.
W następnej chwili jego ramiona oplotły ją, zachłanne usta całowały gorąco,
żarliwie.
–
Boże, Kate, próbowałem cię opuścić.
Usłyszała gaworzenie Heidi.
– Co z dzieckiem? –
wyszeptała załamującym się głosem, kiedy popchnął ją
do holu i zatrzasnął drzwi.
–
Dziecko ma się dobrze. Obydwoje ją rozpuściliśmy i tyle!
–
Nie rozumiem… Dlaczego… jesteś tutaj?
–
Ponieważ, niech to diabli porwą, nie jestem wielkopańskim Karlingtonem,
który może powiedzieć ci do widzenia przez zamknięte drzwi. Nie potrafię już
dłużej postępować według reguł, które oboje sobie narzuciliśmy – powiedział
poirytowany, załamującym się głosem. – Za bardzo cię pragnę, bym odszedł bez
walki. Nie obchodzi mnie, co myślisz o moim ubóstwie. Nie interesuje mnie twój
majątek ani to, że twoja rodzina uważa mnie za łowcę posagu. Zrozum, nawet nie
obchodzi mnie to, iż myślisz, że jestem nieudacznikiem, bankrutem i że… mnie
kupiłaś…
–
Nie, na pewno nie myślę tak o tobie! Nigdy nie pogardzałam tobą.
Ustaliłam te wszystkie głupie zasady, aby chronić siebie… ponieważ wcześniej
zostałam zraniona. Sądziłam, że żałujesz małżeństwa ze mną…
Wyglądał tak, jakby jej nie słuchał. Mówił dalej:
–
Chcę ci pomóc wychować Heidi. Czułbym się jak ostatni łajdak,
zostawiając cię samą. Nie opuszczę matki mojego dziecka. Nie chcę, żeby
wychowywało się jak półsierota. Nawet wbrew naszym wcześniejszym ustaleniom!
– Nie musi
sz odchodzić – pospiesznie powiedziała. – Nigdy tego nie
chciałam.
–
Sądziłem, że potrzebujesz jedynie automatu do zrobienia dziecka. Gdy ci
to zarzuciłem, nie zaprzeczyłaś.
–
Nie, ale kocham cię, Jim. Zawsze cię kochałam. Właśnie dlatego
pragnęłam twojego dziecka już tej pierwszej nocy. Dlatego prosiłam, byś mnie
poślubił. I dlatego, że cię od dawna kocham, narobiłam tyle głupstw.
–
Boże, nareszcie jestem szczęśliwy! Ja również cię kocham – powiedział po
prostu. – Kocham od dawna.
–
Czy jesteś pewien, że chcesz mnie… dla mnie samej i nie obchodzą cię
moje pieniądze?
–
Niech diabli porwą twój majątek, twojego ojca i Edwina za wmówienie ci,
iż pieniądze to wszystko. Chciałbym, byś była biedna. Wtedy bylibyśmy równi.
–
Jesteśmy równi – wyszeptała. – Więcej niż równi. Sądzę, że ty jesteś
wprost wspaniały, na pewno lepszy ode mnie…
Ucałował jej usta delikatnie.
–
Kocham cię dla ciebie samej, takiej, jaką jesteś, a jesteś dla mnie
wszystkim.
Po długiej chwili, wypełnionej żarliwymi pocałunkami, Kate zadała pytanie:
–
Jeśli kochasz mnie tak bardzo, dlaczego nigdy przedtem mi tego nie
powiedziałeś?
–
Ponieważ trzymałem się ustalonych zasad. Cierpiałem z tego powodu.
Byłem wściekły, gdy uświadomiłem sobie fikcyjność naszego małżeństwa. A
potem… kiedy się załamałem, nastąpiła ta okropna kłótnia i niemal w chwilę
potem poród. Tak bardzo się obawiałem, że mogłaś umrzeć… że dziecko mogło
umrzeć… i że będzie to moja wina… Dlatego stosowałem twoje głupie reguły i
czekałem, kiedy każesz mi odejść. Robiłem to dla ciebie. Nie chciałem cię ranić, a
jednocześnie nie chciałem cię zmuszać do pozostania ze mną w tym narzuconym
sobie związku.
–
Kochanie, a ja sądziłam, że liczysz dni do odejścia…
–
Po tym, jak zaszłaś w ciążę, bałem się każdego dnia i każdej nocy, które
zbliżały nas do rozstania. Czas był wrogiem! Kiedy Heidi skończyła trzy miesiące,
a ty mnie nie wyrzuciłaś, zacząłem mieć nadzieję, że również czujesz coś do mnie.
Lecz nigdy tego nie powiedziałaś. Nawet wtedy, gdy dałem ci róże na Dzień Matki.
Byłaś wyniosła, uprzejma, chłodna.
–
Ty też nic nie mówiłeś. Niczym się nie zdradziłeś. Dlaczego dzisiaj
chciałeś odejść?
– Dzisiaj? –
zmierzwił włosy. – Nie mogłem już dłużej tego znosić. Tej
niepewności… Nie mogłem żyć z tobą, kochać cię i chcieć, byś mnie kochała, a
jednocześnie obawiać się tego, co będzie jutro. Widziałem cierpienie w oczach
Bobby'ego Lee. Gdy przyjeżdżał, zawsze pragnął zostać z nami. Ciągle czuł się
odrzucony…
–
Przecież wiesz, że kocham go, od początku kochałam was obu. Pragnęłam,
byśmy żyli razem, we trójkę. Jednak obawiałam się o tym mówić… zwłaszcza
kiedy bez wyjaśnień zniknąłeś na tyle godzin po nocy poślubnej. Co ja wówczas
przeżyłam! Ile czyniłam sobie wyrzutów. Potępiałam swoją zaborczość i
niecierpliwość…
–
Uciekłem, bo przeraziłem się swojej szaleńczej miłości. Nie wiedziałem,
czy potrafię żyć obok ciebie, ciągle udając obojętność. Musiałem się opanować.
Wszystko przemyśleć. Jednak życie bez ciebie wydało mi się koszmarem, dlatego
wróciłem. I dzisiaj podjąłem ponownie próbę zerwania naszego związku, ale jak
widzisz… znowu nie miałem siły odejść.
–
To wszystko przeze mnie. To moja duma nie pozwalała mi wyznać ci
miłość. A przecież z takim uporem, tak bezwstydnie zastawiałam na ciebie sidła.
–
Kochanie, lubię ten twój bezwstyd. Pragnę, byś przez resztę życia uganiała
się za mną.
Cudowne ciepło w jego głosie zapaliło w niej małą iskierkę szczęścia, która
wkrótce przemieniła się w płomień namiętności, wymykający się spod kontroli. Po
raz pierwszy od dłuższego czasu kochali się w środku dnia, w słonecznym świetle
wpadającym przez wysokie okna. Stracili poczucie rzeczywistości, nie
kontrolowali swych reakcji, pogrążyli się w morzu rozkoszy, bardziej żarliwie niż
kiedykolwiek przedtem.
Nasyceni, pełni wzajemnego ciepła, leżeli przytuleni do siebie. Uśmiechnięta
promiennie Kate przekomarzała się z mężem tak długo, aż przyznał, że posiadła nie
tylko jego ciało, ale zawładnęła także jego duszą.
Jima przepełniało uczucie wielkiej miłości do Kate. Była najwspanialszą
matką jego dzieci. Ukochaną żoną. Wymarzoną kochanką.
Płynął czas. Mijały godziny. Zapadła noc. A nad ich domem zabłysła
szczęśliwa gwiazda miłości.