background image

NORA ROBERTS

TANIEC MARZEŃ

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kot wylegiwał się w najlepsze; leżał na grzbiecie nieruchomo, z zamkniętymi oczami, 

przedmie łapy opierając na białym brzuszku. Jego pomarańczowe futerko jaśniało w ostatnich 

promieniach słońca, które padały skośnie przez długie pionowe żaluzje.

Nawet nie drgnął na dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Jedynie na moment, 

słysząc głos swojej pani, zerknął, by natychmiast, gdy skonstatował, że nie jest sama, leniwie 

zamknąć oczy. Znowu przyprowadziła do domu tego faceta, za którym kot nie przepadał. 

Powrócił więc do swojej drzemki.

- Ależ Ruth, jest dopiero ósma. Jeszcze słońce świeci.

Rzucając klucze na wykwintny stolik w stylu angielskiego baroku, Ruth zwróciła się 

do mężczyzny z uśmiechem:

- Donaldzie, uprzedzałam, że umawiamy się na wczesny wieczór. Kolacja była urocza. 

Cieszę się, że mnie namówiłeś na wyjście z domu.

- W  takim razie  daj  się  namówić  na przedłużenie  wieczoru - odparł,  biorąc  ją w 

ramiona wypróbowanym ruchem.

Ruth nie odmówiła mu pocałunku, ale gdy ją przyciągnął bliżej, odsunęła się.

-   Donaldzie   -   powiedziała   z   takim   samym   niewzruszonym   uśmiechem   jak   przed 

pocałunkiem. - Naprawdę musisz już iść.

- Tylko  małą  szklaneczkę  na pożegnanie - powiedział  szeptem,  całując ją  znowu, 

delikatnie i zachęcająco.

- Nie dzisiaj. Jutro wcześnie zaczynam, a poza zwykłymi lekcjami mam całą masę 

prób i przymiarek. - To mówiąc, wysunęła się z jego ramion.

Pocałował ją w czoło.

- Wolałbym, żeby w grę wchodził inny facet, a nie twój a namiętność do tańca...

Wzruszył ramionami i z ociąganiem zaczął się zbierać do wyjścia. Czyżby jego dotyk 

stracił swoją moc, nie przyciągał już jak magnes? Trzeba się nad tym zastanowić.

Ruth Bannion była pierwszą kobietą od ponad dziesięciu lat, która tak konsekwentnie i 

skutecznie opierała się jego zalotom. Więc dlaczego wciąż do niej wraca, zapytywał siebie 

samego. Otworzyła przed nim drzwi i posyłając mu ostatni przeciągły uśmiech, ponaglała do 

wyjścia. Rzut oka na jej sylwetkę, gdy stała w przyćmionym świetle, zanim zamknęła drzwi, 

wystarczył mu za odpowiedź. Była więcej niż piękna - była niepowtarzalna.

Nie przestając się uśmiechać, Ruth założyła  łańcuch i zabezpieczyła  drzwi. Ceniła 

sobie towarzystwo Donalda Keysera. Był wysokim przystojnym brunetem, miał bezbłędny 

background image

gust i cięty dowcip. Krótko mówiąc, miał styl. Ceniła go też jako projektanta mody i nosiła 

całą masę jego kreacji, mogła się też odprężyć w jego towarzystwie - jeżeli tylko znajdowała 

czas.  Oczywiście,   zdawała   sobie  sprawę   z  faktu,   że  Donald   wolałby,  aby ich   znajomość 

przybrała bardziej intymny charakter.

Dla   Ruth   ten   problem   nie   istniał:   czuła   do   Donalda   sympatię   i   lubiła   go.   Ale   to 

wszystko, jeśli chodzi o emocje. Nie podniecał jej i nie poruszał. O ile wiedziała, że jest w 

stanie ją rozśmieszyć i rozweselić, o tyle mocno powątpiewała, by mógł z niej wydobyć płacz 

albo krzyk. Niemniej po jego wyjściu poczuła żal. Bolesne uczucie samotności spadło na nią 

nagle i nieoczekiwanie.

Odwróciła się, by się sobie przyjrzeć. Prostokątne lustro w pozłacanych ramach było 

jednym z jej pierwszych zakupów po wprowadzeniu się do tego mieszkania. Szkło było stare, 

a   kosztowało   obłędnie   drogo,   pomimo   czarnych   plamek   w   okolicy   górnego   prawego 

narożnika. Bardzo jej zależało, by je powiesić na ścianie własnego apartamentu, własnego 

domu. Teraz, w holu, w zapadającym szybko mroku, wpatrywała się w swoje odbicie.

Rozpuszczone   na   wieczór   włosy   opadły   jej   na   ramiona   i   sięgały   poza   łokcie. 

Niecierpliwym ruchem odrzuciła je do tyłu. Gęste i czarne, podniosły się do góry i posłusznie 

ułożyły na plecach. Twarz Ruth, podobnie jak jej cała sylwetka, była szczupła i delikatna, ale 

rysy   miała   nieregularne.   Pełne   usta,   mały,   prosty  nos,   subtelnie   zaznaczony   podbródek   i 

dominujące, lekko skośne jak u kota, ogromne ciemnobrązowe oczy i ciemne, proste brwi.

Mówiono, że ma egzotyczną urodę. Nie uważała się za piękną, wiedziała tylko, że 

przy odpowiednim makijażu i oświetleniu może fantastycznie wyglądać, ale to zupełnie co 

innego. To było złudzenie, rola, nie zaś Ruth Bannion.

Westchnąwszy, odwróciła się od lustra i podeszła do obitej pluszem wiktoriańskiej 

sofy.  Wiedząc,   że   jest   teraz   sama,   Niżyński   przeciągnął   się,   ziewnął   lubieżnie,   po   czym 

przeszedł parę kroków i zwinął się w kłębek na jej kolanach.

Machinalnie   podrapała   swojego   ulubieńca   za   uchem.   Kim   właściwie   jest   Ruth 

Bannion? - zastanawiała się.

Przed   pięcioma   laty   była   jeszcze   bardzo   zieloną   i   bardzo   gorliwą   uczennicą, 

rozpoczynającą   nowy   etap   nauki   w   Nowym   Jorku.   Dzięki   Lindsay,   wspomniała   z 

rozrzewnieniem.

Lindsay   Dunne   -   instruktorka,   przyjaciółka,   idol   -   najwspanialsza   balerina   tańca 

klasycznego, jaką kiedykolwiek było jej dane oglądać. To ona nakłoniła wujaszka Setha, żeby 

jej pozwolił tutaj przyjechać. Gdy pomyślała o nich - małżeństwie mieszkającym razem z 

dziećmi w Domu na Klifach w Connecticut - od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ilekroć 

background image

ich odwiedzała, miłość i szczęście towarzyszyły jej jeszcze przez parę tygodni po powrocie. 

Nigdy nie spotkała dwojga ludzi tak idealnie pasujących do siebie i bardziej zakochanych. 

Może z wyjątkiem własnych rodziców.

Jeszcze teraz, po sześciu latach, na myśl o rodzicach ogarniał ją bezgraniczny smutek 

z powodu tragicznej straty dwojga wspaniałych, czułych ludzi. Paradoksalnie w ich śmierci 

dopatrywała się przyczyny, dla której znalazła się tutaj, gdzie jest obecnie.

Seth Bannion został jej opiekunem, a przeprowadzka do nadmorskiego miasteczka w 

Connecticut przywiodła ich oboje do Lindsay. Z kolei Lindsay przekonała Setha, że Ruth 

musi   intensywniej   ćwiczyć.   Ruth   wiedziała,   ile   go   kosztowało   wyrażenie   zgody   na   jej 

przeniesienie się do Nowego Jorku. Przecież miała wówczas zaledwie siedemnaście lat.

Wprawdzie państwo Evanston, u których zamieszkała, chuchali na nią i dbali jak o 

własne dziecko, ale Seth długo nie mógł się pogodzić z myślą o trudach i wyzwaniach życia, 

jakie wybrała. Wahał się i wzbraniał, ponieważ ją kochał. Również podejmując ostateczną 

decyzję, kierował się miłością. Jej życie zmieniło się radykalnie.

A może zmieniło się już wtedy, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg studia tańca 

Lindsay? Tam po raz pierwszy zatańczyła przed Davidovem.

Jakże   była   przerażona!   Stała   przed   obliczem   mężczyzny   okrzyczanego 

najwspanialszym   tancerzem   dekady.   Nikolai   Davidov   -   mistrz   i   legenda,   któremu 

partnerowały tylko najbardziej utalentowane baleriny, włącznie z Lindsay Dunne. Co więcej, 

przyjechał do Connecticut, by nakłonić Lindsay do powrotu do Nowego Jorku i zatańczenia w 

balecie, który sam napisał.

Ruth   czuła   się   oszołomiona   i   onieśmielona   jego   obecnością,   i   kiedy   jej   kazał 

zatańczyć,   była   jak   sparaliżowana.   Ale   był   czarujący.   Kładąc   głowę   na   poduszkach, 

uśmiechnęła   się   na   tamto   wspomnienie.   Gdy   chciał,   potrafił   był   najbardziej   uroczym 

człowiekiem na świecie. Więc go posłuchała i już po chwili zatraciła się w tańcu i muzyce. 

Wtedy to wypowiedział te proste, przyprawiające o zawrót głowy słowa:

- Kiedy będziesz w Nowym Jorku, zgłoś się do mnie...

Była bardzo młoda i święcie przekonana, że nazwisko Nikolaia Davidova powinno się 

wymawiać   z   czcią   i   szeptem.   Gdyby   jej   kazał   zatańczyć   boso   na   ulicach   Broadwayu, 

zrobiłaby to bez wahania.

Tyrała,   by   mu   się   przypodobać,   drżała   ze   strachu,   gdy   wpadał   w   furię,   ciężko 

przeżywała   lodowaty   ton   jego   głosu,   kiedy   ją   ganił.   Zmuszał   ją   i   dopingował.   Był 

nieustępliwy   i   nieludzko   wymagający.   Bywały   noce,   kiedy   kuliła   się   w   łóżku,   zbyt 

wyczerpana,  żeby chociaż  popłakać.  Z kolei   wystarczyło,  by  się uśmiechnął,  rzucił  jakiś 

background image

komplement, a wszelki ból i cierpienie znikały bez śladu.

Tańczyła z nim, walczyła z nim i kłóciła się, śmiała się z nim i obserwowała go, a 

jednak,   po   tylu   latach,   nie   rozszyfrowała   jego   jakże   nieuchwytnej,   zmiennej   natury   i 

charakteru.

Pomyślała, że może w tym tkwi sekret jego powodzenia u kobiet: delikatna otoczka 

tajemniczości, obcy akcent, a także powściągliwość, jeśli chodzi o przeszłość.

Uśmiechnęła   się,   wspominając,   jak   strasznie   się   w   nim   durzyła.   Nawet   tego   nie 

zauważył! Miała zaledwie osiemnaście lat. On miał prawie trzydzieści i otaczały go piękne 

kobiety.

A właściwie ciągle go otaczają, pomyślała, uśmiechając się posępnie, po czym wstała 

z kanapy, żeby się rozprostować. Kot, usunięty z jej kolan, obruszył się i przeniósł w inne 

miejsce.

Zachowałam nienaruszone serce i nic mu nie zagraża, uznała Ruth. Może jest nawet aż 

nazbyt   bezpieczne.   Pomyślała   o   Donaldzie.   No   cóż,   trudno.   Ziewnęła   i   przeciągnęła   się 

znowu. Jutro, z samego rana, zaczyna lekcje.

Ruth spływała potem. Choreografia „Czerwonej róży” autorstwa Nicka, jak zawsze 

skomplikowana i zawiła, wymagała od tancerza maksymalnego wysiłku. Ruth zatrzymała się 

przy drążku na krótki, niezbędny odpoczynek. Reszta obsady rozproszyła się po sali prób - 

jedni tańczyli, stosując się do padających niestrudzenie z ust Nicka poleceń, inni, jak ona, 

czekali, aż znowu zostaną przywołani.

Była   dopiero   jedenasta,   ale   Ruth   ćwiczyła   już   od   dwóch   godzin.   Długa,   luźna 

koszulka,   którą   włożyła   na   trykot,   miała   ciemne   plamy   od   potu;   kilka   pasemek   włosów 

wysunęło  się spod ciasnej  opaski. Teraz  jednak, obserwując  demonstrowany przez  Nicka 

fragment tańca, zapomniała o całym zmęczeniu. Nick jest absolutnie fantastyczny.

Jako kierownik artystyczny zespołu i twórca baletów nie musiał już tańczyć, żeby być 

na   świeczniku.   Tańczył,   ponieważ   był   do   tego   stworzony.   Miał   nieco   ponad   -   metr 

siedemdziesiąt wzrostu, ale szczupła i sprężysta budowa sprawiała, że wydawał się wyższy. 

Złociste i delikatne niczym mgiełka włosy wiły się niedbale wokół twarzy, która nigdy nie 

utraciła chłopięcego wdzięku. Miał piękne usta - pełne, o finezyjnym wykroju. A kiedy się 

uśmiechał...

Kiedy się uśmiechał, nie można mu było się oprzeć; delikatne wachlarzyki zmarszczek 

rozchodziły się od jego oczu, których tęczówki stawały się niewiarygodnie niebieskie.

Patrząc,   jak   demonstruje   obrót,   Ruth   mogła   tylko   dziękować   losowi,   że   w   wieku 

trzydziestu   trzech   lat,   przy   wszystkich   innych   zawodowych   obowiązkach,   Nick   Davidov 

background image

nadal jeszcze tańczy. I to jak! Szybkim, krótkim ruchem ręki dał znak pianiście, żeby przestał 

grać.

- W porządku, dzieciaki - powiedział melodyjnie, z rosyjskim akcentem. - Mogło być 

gorzej.

Takie zdanie  w ustach  Davidova brzmi  jak  najwyższa  pochwała,  pomyślała  Ruth, 

kryjąc ironiczny uśmiech.

- Ruth,  pas de deux  z pierwszego aktu. Niezwłocznie do niego podeszła; Nick był 

humorzastą istotą - miewał zmienne, krańcowo różne i niczym niewytłumaczalne nastroje. 

Dzisiaj robił wrażenie zaaferowanego bez reszty. Ruth umiała się do niego dostosować.

Stojąc twarzami do siebie, zbliżyli prawe ręce i złączyli dłonie. Bez słowa zaczęli.

Była to początkowa scena miłosna, raczej żartobliwy, zalotny pojedynek aniżeli wyraz 

gorących uczuć. Ale tym razem Nick nie napisał bajki. Napisał balet o burzliwej i płomiennej 

miłości.   Głównymi   postaciami   są   książę   i   Cyganka,   postaci   z   krwi   i   kości,   pełne 

temperamentu. I dlatego tańce muszą tryskać życiem. Bohaterowie prowokują się nawzajem; 

on prosi, ona odmawia. Odrzucona głowa, machnięcie ręką akcentują od czasu do czasu na-

strój.

Późne letnie słońce sączy się przez okna, rysuje wzory na posadzce. Niezauważone 

krople potu spływają po plecach Ruth, która wślizguje się i wymyka z objęć Nicka. Charakter 

Carlotty na przemian drażni i zachwyca księcia. Zmienna tonacja pojedynku ich serc ustala 

się już podczas pierwszego spotkania.

Dawno   temu,   w   takich   momentach   jak   ten,   tańcząc   z   Nickiem,   Ruth   zdała   sobie 

sprawę, że zawsze będzie go wielbić i czcić - jako tancerza i jako legendę. Partnerowanie mu 

było   najważniejszym   wydarzeniem   jej   życia.   To   on   sprawił,   że   przeszła   samą   siebie,   że 

przekroczyła własne, najśmielsze oczekiwania.

W drodze od uczennicy przez  corps de ballet  do głównej tancerki Ruth tańczyła z 

wieloma partnerami, ale żaden z nich nie mógł się równać z Nickiem Davidovem - tak pod 

względem błyskotliwości, jak i precyzji. A także wytrzymałości, pomyślała, krzywiąc się w 

środku, gdy zarządził powtórzenie całego pas de deux.

Ponieważ pianista przewracał kartki nut, zyskała chwilę na złapanie oddechu. Nick 

odwrócił się ku niej, podnosząc i zbliżając do niej dłoń.

- Gdzie się dzisiaj podziały twoja namiętność i pasja, maleńka? - zapytał.

Wiedział, że nie znosi, gdy ją wita w ten sposób. Skwitował uśmiechem jej wyniosłe 

spojrzenie. Bez słowa złączyła z nim dłoń.

- No, Cyganko, wyraź ciałem i wzrokiem, żebym sobie poszedł do diabła. Jeszcze raz.

background image

Zaczęli, ale tym razem Ruth już nie myślała o przyjemności tańczenia z Nickiem, ale 

rywalizowała z nim - krok po kroku, skok za skokiem. Jej poirytowanie przynosiło dokładnie 

taki efekt, o jaki mu chodziło.

Prowokowała go, by dał z siebie więcej. Gdy ją przyciągał, piorunowała go wzrokiem. 

Zatrzymywała się w jego ramionach, by już po chwili wymknąć się z nich i wykonując grand 

jęte, wyzwać go, by za nią podążył.

Skończyli tak, jak zaczęli, dłoń przy dłoni, z jej odrzuconą do tyłu głową. Śmiejąc się, 

Nick przygarnął ją do siebie i entuzjastycznie pocałował w oba policzki.

- No właśnie, o to mi chodziło, byłaś cudowna! Gardzisz mną, nawet wtedy, kiedy 

podajesz mi rękę.

Oddychała szybko. Jej wzrok nadal płonął gniewem. Kiedy spojrzała w jego oczy, 

poczuła krótkie, idące od dołu wzdłuż kręgosłupa rozpraszające ją łaskotanie. Dostrzegła, że i 

Nick zareagował podobnie. Zobaczyła to w jego oczach, poznała po uścisku palców, które 

zatrzymał na jej plecach. Po chwili wszystko minęło i Nick odsunął ją od siebie.

-   Pora   na   lunch   -   oznajmił,   a   zawtórował   mu   chór   chętnych.   Sala   błyskawicznie 

opustoszała. - Ruth, chciałbym z tobą porozmawiać. - Chwycił jej rękę, kiedy się odwracała, 

by dołączyć do reszty.

- Po lunchu.

- Nie, teraz. Ściągnęła brwi.

- Nie jadłam śniadania.

- W lodówce na dole znajdziesz jogurt i butelkę wody perrier. - Puścił ją i podszedł do 

fortepianu. Usiadł i zaczął improwizować. - I weź coś dla mnie.

Biorąc   się pod  boki,  spiorunowała   go wzrokiem.  Jeszcze   się nie  zdarzyło,  by  nie 

postawił na swoim! Czy mnie kiedykolwiek zapytał, jakie w danej chwili mam plany? Z góry 

zakłada, że jak grzeczna dziewczynka będę spełniać każde jego życzenie!

- To jest nie do zniesienia - rzekła na głos. Nie przestając grać, popatrzył w jej stronę.

- Mówiłaś coś?

- Tak. Powiedziałam, że jesteś nie do zniesienia.

- Owszem, jestem! - Uśmiechnął się rozbrajająco.

Zaśmiała się wbrew sobie.

- Jaki smak? Jogurtu - przypomniała mu, gdy spojrzał na nią, jakby nie rozumiał, o co 

jej chodzi. - Jaki ma być smak jogurtu, Davidov?

Po chwili wróciła obładowana kubeczkami jogurtów, łyżeczkami, szklankami i dużą 

butelką wody. Dochodzący z kantyny na dole gwar mieszał się z dźwiękami fortepianu na 

background image

górze. Nick grał powolną, bluesową melodię. Była to jedna z jego własnych kompozycji. Nie, 

nie kompozycji, poprawiła się, przystając w drzwiach i obserwując go. Kompozycję zapisuje 

się, utrwala. Ta muzyka płynie prosto z serca, odzwierciedla stan duszy.

Promienie słońca padały na jego włosy i ręce - długie, wąskie dłonie o ruchliwych i 

giętkich palcach, które gestem mogły wyrazić więcej niż niejedna osoba mową.

Wygląda, jakby był bardzo samotny!

To nagłe odkrycie wytrąciło ją z równowagi. Nie, to przez tę muzykę, pomyślała. Gra 

taką smutną melodię.  Podeszła do niego, a jej stopy w baletkach nie wydawały żadnego 

dźwięku na drewnianej podłodze.

- Wyglądasz, jakbyś był bardzo samotny, Nick.

Sądząc po sposobie, w jaki poderwał głowę, domyśliła się, że wytrąciła go z głębokiej 

zadumy,   wtargnęła   w   intymne   myśli.   Przez   chwilę   patrzył   na   nią   dziwnie,   trzymając 

zawieszone nieruchomo nad klawiaturą palce.

- Już nie jestem - odpowiedział. - Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.

- Czyżby to miał być służbowy lunch? - skrzywiła się, stawiając kartoniki z jogurtem 

na fortepianie.

- Nie. - Sięgnął po perriera, zdjął nakrętkę. - Jeszcze byśmy się posprzeczali, a to źle 

działa na trawienie. Chodź, siadaj obok.

Ruth zajęła miejsce na ławeczce. Zachodziła w głowę, o jaką to ważną sprawę może 

mu chodzić. Siedziała lekko spięta, nie wiedząc, czy będzie grzmiał, czy okaże się łaskawy. 

Przebywanie z nim zawsze graniczyło z ryzykiem.

- W czym problem? - zapytała, sięgając po jogurt i łyżeczkę.

- To właśnie chciałbym usłyszeć od ciebie.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - Czując na sobie baczny wzrok, odwróciła głowę w 

jego stronę.

- Dzwoniła Lindsay.

- I co? - spytała zaintrygowana i odrobinę zbita z tropu.

- Uważa, że nie jesteś szczęśliwa. - Od jego ustawicznego wpatrywania się w nią 

zdrętwiał jej kark. Odwróciła się więc ponownie i napięcie zelżało. Nikt, tak jak on, nie 

potrafił wytrącić jej z równowagi samym tylko spojrzeniem.

-   Lindsay   za   bardzo   się   wszystkim   przejmuje   -   odpowiedziała   lekko,   zanurzając 

łyżeczkę w jogurcie.

- Jesteś nieszczęśliwa, Ruth? - Położył rękę na jej ramieniu, zmuszając, by zwróciła 

głowę w jego stronę.

background image

-   Nie   -   odparła   natychmiast,   zgodnie   z   prawdą.   Przesłała   mu   tak   dla   niej 

charakterystyczny półuśmiech. - Nie.

Nadal badał jej twarz.

- Jesteś szczęśliwa?

Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, po czym je zamknęła, wydając krótki, nerwowy 

dźwięk. Czy musi tak na nią patrzeć, żądając uczciwej odpowiedzi? A przecież wiedziała, że 

nie zbędzie go byle czym.

- A powinnam?

Zaczęła się podnosić, ale ją przytrzymał.

- Ruth... - Nie pozostało jej nic innego, jak znowu spojrzeć mu w oczy. - Czyż nie 

jesteśmy przyjaciółmi?

Szukała słów. Zwykłe „tak” nie oddałoby chyba złożoności jej uczuć do niego, a tym 

bardziej nierównej hierarchii ich wzajemnych stosunków.

- Czasami - odparła ostrożnie. - Czasami jesteśmy.

Nick zaakceptował odpowiedź, która, sądząc po błysku w oczach, nawet go trochę 

rozbawiła.

- Dobrze to ujęłaś.

Nieoczekiwanie chwycił jej dłonie i podniósł do ust. A jego usta były jak szept na jej 

skórze. Zajrzał jej głęboko w oczy.

- Powiesz mi, dlaczego nie jesteś szczęśliwa? Ostrożnie, spokojnie Ruth wysunęła 

wreszcie dłonie. Niełatwo było zachować trzeźwość umysłu, gdy jej dotykał. Był żywą istotą, 

mężczyzną z krwi i kości, i domagał się równie żywej reakcji z jej strony. Wstała i przeszła 

do okna. W dole kipiało życie Manhattanu.

- Jeśli mam być  szczera - zaczęła z namysłem  - nie zastanawiałam się wiele nad 

swoim szczęściem. Och, nie! - Roześmiała się i potrząsnęła głową - To brzmi pompatycznie.

Odwróciła się błyskawicznie ku niemu, ale na jego twarzy nie dostrzegła uśmiechu.

-   Nick,   chciałam   tylko   powiedzieć,   że   dopóki   mnie   nie   zapytałeś,   po   prostu   nie 

myślałam, że jestem nieszczęśliwa.

Wzruszyła ramionami i stała nieruchomo oparta plecami o okno. Nick nalał trochę 

gazowanej wody, wstał i podał jej.

- Lindsay martwi się o ciebie.

- Lindsay ma dość zmartwień na głowie: wujaszek Seth, dzieciaki, a także jej szkoła.

- Ona cię kocha - powiedział zwyczajnie.

- Tak, wiem, że mnie kocha.

background image

- To cię dziwi? - Machinalnie nawinął na palec luźny kosmyk jej włosów. Delikatny 

jak jedwab i odrobinę wilgotny.

- Jej wielkie serce zdumiewa mnie. I chyba już zawsze tak będzie. - Zatrzymała się na 

chwilę, po czym szybko, w obawie, że zabraknie jej odwagi, zapytała: - Kochałeś się w niej 

kiedykolwiek?

-   Tak   -   odparł   natychmiast,   bez   zakłopotania   i   żalu.   -   Dawno   temu   i   krótko.   - 

Uśmiechnął się i poprawił wysuwające się spinki we włosach Ruth. - Po prostu zawsze była 

dla mnie nieosiągalna. Po czym, zanim się zorientowałem, zostaliśmy przyjaciółmi.

-  Dziwne -  zauważyła   po chwili.   - Wprost  nie  mogę  uwierzyć,  że  może   być  coś 

nieosiągalnego dla ciebie.

Uśmiechnął się.

- Byłem bardzo młody, a dokładnie w twoim wieku. A poza tym rozmawiamy o tobie, 

a nie o Lindsay. Obawia się, że może za wiele od ciebie wymagam, że cię zamęczam.

- Ty, Nikolai?

- No właśnie, byłem tym tak samo zdziwiony jak ty.

Podeszła do fortepianu i zamieniła wodę na jogurt.

- Mam się doskonale i chyba jej tak odpowiedziałeś. - Ponieważ milczał, odwróciła się 

ku niemu z łyżeczką w ustach. - Nick?

- Pomyślałem, że może masz jakiś nieudany... związek.

- Sugerujesz, że mogę być nieszczęśliwa z powodu kochanka? - spytała zaskoczona.

- Widzę, że potrafisz nazwać rzecz po imieniu, malutka.

- Nie jestem dzieckiem - odparowała gniewnie. - I nie zamierzam...

- Nadal widujesz się z tym projektantem? - przerwał bezceremonialnie.

- Projektant ma imię i nazwisko - wtrąciła ostro. - Donald Keyser. Mówisz o nim tak, 

jak gdyby był znakiem firmowym na ubraniu.

-   Naprawdę?   -   Posłał   jej   najniewinniejszy   z   jego   uśmiechów.   -   Ale   wciąż   nie 

odpowiadasz na moje pytanie.

-   Nie.   -   Sięgnęła   po   szklankę   perriera,   spokojnie   ją   wysączyła,   i   tylko   jej   oczy 

zdradzały wzburzenie.

- Ruth, nadal się z nim widujesz?

- Nie twój interes. - Ton jej głosu był lekki i swobodny, ale tylko pozornie.

- Jesteś członkiem zespołu, którego ja jestem szefem.

- Czyżbyś dodatkowo podjął się jeszcze roli spowiednika? - odgryzła się Ruth. - Czy 

twoi tancerze muszą uzyskiwać twoją aprobatę przy wyborze partnerów?

background image

- Uważaj, nie prowokuj mnie - padło ostrzeżenie.

- Przed nikim, nawet przed tobą, nie będę się tłumaczyć z mojego prywatnego życia. 

Przychodzę na zajęcia, punktualnie pojawiam się na próbach. Nie oszczędzam się w pracy, 

Nick.

- Czy ktoś cię prosił, żebyś się usprawiedliwiała?

-   Właściwie   to   nie.   Ale   odgrywasz   rolę   srogiego   wujaszka,   i   to   mnie   męczy.   - 

Podeszła do niego. - Mam jednego, więc już ty nie musisz mnie kontrolować.

- Nie muszę? - Pociągnął wysuwającą się spinkę z jej włosów, zaczął ją obracać w 

palcach, jednocześnie świdrując Ruth wzrokiem.

Rozwścieczył ją pobłażliwy ton jego głosu.

- Nie! Przestań mnie wreszcie traktować jak dziecko! - zawołała, odrzucając hardo 

głowę.

Szybki, gwałtowny ruch, jakim ją chwycił za ramiona, zaskoczył ją. Przyciągnął ją do 

siebie blisko, bardzo blisko - niemal się z nią stopił. Choć dobrze znała jego ciało, teraz było 

inaczej. Wiedziała, że jest zdolny do nagłych wybuchów wściekłości i umiała sobie z nimi 

radzić, ale teraz...

Zdumiała  ją także reakcja własnego ciała. Ich serca biły w jednym  rytmie.  Czuła 

wbijające się w ciało końce jego palców, ale to nie bolało. Zaciśnięte w pięści dłonie, które 

podniosła, by go odepchnąć, zawisły w bezruchu.

Wpatrywał   się   w   jej   usta,   a   ją   przeszył   tęskny   ból   -   ostrzejszy   i   słodszy   od 

wszystkiego, czego dotychczas doświadczyła. Była oszołomiona.

Powoli, wiedząc jedynie, że musi pamiętać o oddychaniu, Ruth pochyliła się naprzód, 

zamknęła   oczy   i   czekała   na   jego   pocałunek.   Rozchyliła   wargi,   czując   na   nich   jego 

niespokojny oddech. Rozmarzona, wypowiedziała jego imię.

I wtedy nagle szarpnął się i mrucząc rosyjskie przekleństwo, odsunął ją od siebie.

- Powinnaś mieć trochę rozumu w głowie i celowo mnie nie złościć.

- To właśnie poczułeś? - zapytała, dotknięta, że ją odepchnął.

-   Nie   przeciągaj   struny   -   mruknął,   zbywając   ją   wzruszeniem   ramion.   Był   zły.   - 

Trzymaj się swojego projektanta mody - burknął na koniec spokojniejszym już tonem i wrócił 

do fortepianu. - Skoro tak ci z nim dobrze idzie. Usiadł i zaczął grać.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Chyba to sobie wymyśliła.

Ruth   na   nowo   przeżywała   ten   nagły   przypływ   wzmożonego   pożądania,   jakiego 

doświadczyła w objęciach Nicka. Nie, coś mi się pomieszało, przekonywała siebie kolejny 

raz. Trzymał mnie w ramionach niezliczoną ilość razy i nigdy, przenigdy nie czułam niczego 

takiego. Podobnie zresztą później, gdy po przerwie trzymał mnie w ramionach jeszcze co 

najmniej pięć razy, dumała, zmywając z siebie brud i znój z całego dnia.

A jednak nie da się ukryć, że coś było, jakby jakieś wyładowanie w powietrzu, gdy 

parokrotnie   powtarzali   fragment   baletu.   Ale   to   raczej   wynik   ogólnego   poirytowania   i 

napięcia.

Ostry strumień wody zmoczył jej włosy, które przylgnęły do gołych pleców. Teraz, w 

samotności, próbowała ocenić swoją reakcję na zachowanie Nicka.

Była na wskroś fizyczna i szokująco impulsywna. Jako kontrast Ruth przywołała w 

pamięci ciepłe i czułe pocałunki Donalda - łagodną, łatwą do opanowania pokusę. Stosował 

wszystkie tradycyjne chwyty uwodzenia: kwiaty, świece, intymne kolacje. Przy nim było... - 

szukała   odpowiedniego   słowa   -   przyjemnie.   Och,   oczywiście,   że   takie   stwierdzenie   nie 

pochlebi  żadnemu  prawdziwemu   mężczyźnie!   Jednak  poza   przyjemnością  nie   oczekiwała 

niczego, ani z Donaldem, ani z jakimkolwiek znanym jej mężczyzną.

Aż tu nagle wystarczyła jedna krótka chwila, żeby mężczyzna, z którym pracowała od 

lat, mężczyzna, który jednym słowem doprowadzał ją do szału albo wzruszał swoim tańcem 

do   łez,   wzniecił   w   niej   taką   burzę   namiętności.   Tego   już   nie   można   nazwać   po   prostu 

przyjemnością.

Nigdy jej nie pocałował, dumała, ani też nie przytulił jak kochanek, ale...

Doszła do wniosku, że to był przypadek. Traf losu, pomyślała, zakręcając prysznic. 

Ot,   taka   nieoczekiwana   reakcja   łańcuchowa,   będąca   następstwem   namiętnego   tańca   oraz 

irytującej wymiany zdań.

Goła i mokra, Ruth sięgnęła po ręcznik. Zaczęła się wycierać. Była drobna i delikatnie 

zbudowana, szczupła, ale spełniająca kryteria tancerki i jak każda tancerka, dokładnie znająca 

swoje ciało. Miała długie, zgrabne i gibkie kończyny. To właśnie ta jej budowa klasycznej 

tancerki - a także wypadki losowe jej życia - przywiodły ją przed laty do Lindsay.

Lindsay. Na myśl o niej uśmiechnęła się. Miała żywo w pamięci jej ognisty taniec w 

„Don Kichocie” - balecie, w którym Lindsay tańczyła główną partię kobiecą i który Ruth 

podziwiała,   zanim   się   jeszcze   spotkały.   A   ich   pierwsze   spotkanie!   Jakże   była   przejęta   i 

background image

wzruszona,   stojąc   twarzą   w   twarz   ze   sławną   primabaleriną!   Wówczas   to,   przed   laty,   w 

szkółce baletowej Lindsay, Ruth miała  czelność  oznajmić,  że ona również pewnego dnia 

zatańczy w „Don Kichocie”!

I dopięła swego. A na jej występ przybyli  wujaszek Seth i Lindsay,  która była  w 

ósmym miesiącu ciąży. Lindsay aż się popłakała, zaś Nick żartował, a nawet drażnił się z nią.

Wytarłszy   się,   zmięła   ręcznik,   rzuciła   go   byle   gdzie   i   sięgnęła   po   szlafrok. 

Westchnęła. Tylko Lindsay mogła się domyślić, że coś jest nie tak. Ruth zawiązała pasek 

cienkiego szlafroczka w kolorze fuksji i wzięła szczotkę do włosów. Teraz, odtwarzając w 

pamięci ich ostatnią rozmowę telefoniczną, przypomniała sobie, że mówiła jej o Donaldzie.

Mówiła jej także o cudownej skrzyneczce, którą wypatrzyła w Greenwich Village. 

Paplały o dzieciach, a wujaszek  Seth wręcz zaklinał ją, żeby ich odwiedziła w pierwszy 

wolny weekend.

Na podstawie skrawków informacji i rodzinnych pogaduszek Lindsay wyczuła coś, z 

czego sama Ruth nie zdawała sobie sprawy. Zafrasowała się. Chyba rzeczywiście nie jest 

szczęśliwa.   Nie   nieszczęśliwa,   pomyślała   i   delikatnie   przeciągnęła   szczotką   po   długich, 

mokrych włosach. Po prostu nie usatysfakcjonowana.

Bzdura, żachnęła się. Ma wszystko, czego zawsze pragnęła. Jest główną tancerką w 

znanym zespole i ma wyrobione nazwisko w świecie baletu. Wkrótce zatańczy główną żeńską 

rolę w najnowszym balecie Davidova. Praca jest ciężka i wymagająca, ale Ruth wręcz za nią 

przepada. Jest stworzona do takiego właśnie życia.

A jednak czasami ją kusi, żeby sprzeniewierzyć  się zasadom, uciec w te pędy do 

tamtego wędrownego życia, które poznała, będąc dzieckiem.  Jakaż to była  wolność, jaka 

przygoda! Na samo wspomnienie pojaśniał jej wzrok. Narty w Szwajcarii, gdzie powietrze 

było tak zimne i czyste, że przy oddychaniu bolało gardło. Zapachy i barwy Stambułu. Chude 

dzieci z wielkimi oczami na Krecie; zabawny pokoik ze szklanymi gałkami u drzwi w ich 

siedzibie w Bonn.

Przez te wszystkie  lata podróżowała z rodzicami, którzy byli  dziennikarzami. Czy 

zabawili gdzieś dłużej niż trzy miesiące? W takich warunkach trudno było przywiązać się do 

czegoś, poza samymi sobą. I poza tańcem.

Towarzyszył jej stale, podróżował z nią w jej wiecznie zmieniającym się otoczeniu. 

Nauczyciele zwracali się do niej w różnych językach, z różnym akcentem, podczas gdy taniec 

pozostawał jej wierny.

Lata   spędzone   w   podróży   przyspieszyły   dojrzewanie   Ruth;   nie   było   mowy   o 

nieśmiałości, była natomiast samowystarczalność i rozwaga. A potem w jej życiu pojawił się 

background image

Seth,   następnie   Lindsay,   wreszcie   nastały   lata   spędzone   w   domu   Evanstonów.   I   znowu 

otworzyła   się   na   świat,   odzyskała   ufność   i   zdolność   okazywania   uczuć.   Żyła   jednak   w 

nieuniknionej   w   tym   zawodzie   izolacji.   Być   może   z   tego   powodu   stała   się   namiętną 

obserwatorką.   Przyglądanie   się   ludziom,   analizowanie   ich   stało   się   czymś   więcej   niż 

nawykiem; weszło jej w krew.

I   właśnie   w   tym   tkwi   przyczyna   drażliwej   sytuacji   z   Nickiem.   Obserwowała   go 

tamtego popołudnia i doznała pewnego wstrząsu, ale nie potrafiła tego precyzyjnie nazwać. 

Jego myśli i odczucia pozostawały tajemnicą. A ona nie przepadała za tajemniczością.

Dlatego pociąga mnie Donald, dumała z tym swoim półuśmieszkiem. Pobuszowała 

wśród   pudełeczek   z   pudrami   i   buteleczek   z   zapachami   na   toaletce.   Jest   taki 

bezpretensjonalny, zwyczajny i taki... przewidywalny. Wszystko, co czuje i myśli, widać jak 

na dłoni.

Żadnych   niedomówień,   żadnych   podtekstów.   Tymczasem   z   mężczyzną   takim   jak 

Nick...

Nalała na rękę płyn po kąpieli i posmarowała ramiona. Mężczyzna taki jak Nick jest 

absolutnie   nieprzewidywalny,   jest   wiecznym   źródłem   niepokoju   i   zamętu.   Zmienny, 

nierozważny, męczący.

Żeby mu sprostać i dorównać, potrzeba Bóg wie jakiej wytrwałości. A jak trudno mu 

dogodzić! Widziała wielu tancerzy, którzy wychodzili ze skóry, dawali z siebie wszystko, 

żeby  tylko   sprostać  jego   oczekiwaniom.  Sama   wie  o  tym   najlepiej.   Więc  co  w   nim   jest 

takiego fascynującego?

Pukanie do drzwi przerwało tok jej myślenia. Wzruszając ramionami, odwróciła się od 

toaletki.   Rozszyfrowywanie   Nikolaia   Davidova   to   po   prostu   daremny   trud.   Zapalając   po 

drodze światło,  pospieszyła  do drzwi frontowych.  Zerknęła przez judasza i zdumiała  się. 

Zdjęła łańcuch.

- Donald, właśnie o tobie myślałam.

Porwał ją w ramiona, nim zdążyła mu ofiarować przyjacielski pocałunek.

- Hm, pachniesz cudownie.

Stłumił wargami jej śmiech. Pocałunek był przeciągły, nie taki, jakim zamierzała go 

powitać. A jednak nie zaprotestowała, tylko jeszcze sama pobudzała go językiem. Chciała 

poczuć, doświadczyć czegoś więcej niż zwykła przyjemność, do jakiej przywykła. Pragnęła 

tego podniecenia, wywołującej uczucie mrowienia trwogi, jak wówczas, tamtego popołudnia, 

w ramionach innego mężczyzny. Ale kiedy było po wszystkim, jej serce biło miarowo i nie 

wrzała w niej krew.

background image

- No, to jest powitanie - wyszeptał, wtulając głowę w jej szyję.

Pozostała przez chwilę w jego ramionach, doceniając jego wytrwałość i gotowość 

roztaczania nad nią opieki.

-   A   także   okazja   do   powiedzenia   ci,   że   cieszę   się   na   twój   widok,   choć,   prawdę 

mówiąc, nie wiem, co tutaj robisz? - odrzekła z uśmiechem, wysuwając się z jego ramion.

- Porywam cię. Ubierz się w najładniejszą suknię polecił, głaszcząc jej policzek. - 

Którąś z moich, oczywiście. Idziemy na przyjęcie.

Ruth odgarnęła wilgotne włosy z twarzy.

- Na przyjęcie?

- Tak. - Donald zerknął na drzemiącego, rozwalonego na szklanym  blacie małego 

stołu i wyraźnie go ignorującego Niżyńskiego. - Przyjęcie  u Germanie Jones - ciągnął. - 

Pamiętasz ją? To ta projektantka, która lansuje krótkie, wzorzyste spódniczki i podkolanówki.

- Tak, pamiętam. - Mignęła jej w pamięci krótko ostrzyżona, podobna do chochlika 

ruda głowa, o świdrujących zielonych oczach za firanką gęstych, brązowych rzęs. - Szkoda, 

że najpierw nie zatelefonowałeś.

- Telefonowałem, a przynajmniej próbowałem. Ale o wszystkim dowiedziałem się w 

ostatniej chwili. Naprawdę dzwoniłem, tyle że do sali prób. Nie zastałem cię, ponieważ byłaś 

w drodze do domu - rzucił na swoje usprawiedliwienie i sięgnął po płaską, złotą papierośnicę. 

- Germanie organizuje przyjęcie, wprawdzie w pośpiechu i na ostatnią chwilę, ale i tak będzie 

tam sporo Uczących się osób. Rozszalała się w tym sezonie - zakończył z zadowoleniem.

Schował   papierośnicę   do   wewnętrznej   kieszeni   marynarki   świetnie   skrojonego, 

szytego na miarę garnituru w stalowym kolorze, po czym pstryknął zapalniczką.

- Dzisiaj nie dam rady.

Uniósłszy brwi, Donald wypuścił dym z papierosa.

- Dlaczego? - Popatrzył na jej mokre włosy i na przezroczysty szlafroczek. - Masz 

jakieś inne plany?

Ruth aż korciło, żeby mu przytaknąć. Wolałaby, żeby jej nie traktował jak czegoś 

gwarantowanego, murowanego!

- A gdyby nawet, to co?

- Oczywiście, że nic. - Uśmiechnął się do niej rozbrajająco. - A poza tym i tak bym ci 

nie uwierzył. A teraz zachowuj się jak grzeczna dziewczynka i wrzuć tę zabójczą czerwoną 

kreację. Germaine nie omieszka wystąpić w jakimś swoim zwariowanym zestawie. Przy tobie 

będzie wyglądać jak postać z innej operetki.

Ruth popatrzyła na niego uważnie.

background image

- Nie można powiedzieć, żebyś był miły, Donaldzie!

- W moim zawodzie nie zawsze bywa się miłym - zauważył, wzruszając elegancko 

przyodzianym ramieniem.

Przełknęła to, co miała na języku. Nie wątpiła, że jest z niej dumny i że go pociąga, 

zastanowiła się jednak, czy byłby równie dumny i wytrwały, gdyby jej nie traktował jako 

cennej inwestycji, na której dobrze prezentują się jego kreacje.

- Przykro mi, Donaldzie, ale dzisiaj nie nadaj się na żadne przyjęcie.

- Och, daj spokój, Ruth. - Nerwowo strząsa popiół do popielniczki. - Wystarczy tylko, 

że będziesz pięknie wyglądać i zamienisz parę słów z odpowiednimi ludźmi.

Narastała w niej złość. Donald nigdy nie zrozumie wymagań i rygorów jej zawodu!

-   Donaldzie   -   zaczęła   opanowanym   głosem.   Ćwiczyłam   od   ósmej   rano.   Jestem 

śmiertelnie zmęczona. Jeżeli nie odpocznę jak należy, nie będę jutro w formie. Czuję się 

odpowiedzialna wobec zespołu, wobec Nicka i wobec siebie.

Ostrożnie i skrupulatnie Donald zgasił papierosa. Dym zawisł w powietrzu, po czym 

rozwiał się w otwartym oknie.

- Nie powiesz, że nie zamierzasz udzielać się towarzysko, Ruth. To absurd.

- Nie aż taki, ja ci się wydaje - odparowała podchodząc do niego. - Do wystawienia 

baletu zostały niecałe trzy tygodnie. Przyjęcia mogą poczekać.

-   A   ja,   Ruth?   -   Objął   ją.   Pod   warstwą   opanowania   i   ucywilizowanego   wyglądu 

wyczuła złość. Jak długo mam czekać?

- Nigdy ci niczego nie obiecywałam. Od początku wiedziałeś, że najważniejsza jest 

moja praca. Podobnie jak twoja dla ciebie.

- Czy to oznacza że wyrzekasz się swojej kobiecości?

Oczy Ruth nie zmieniły wyrazu, ale ton głosu ochłódł.

- Nie sądzę, żeby mi to groziło.

- Jesteś tego pewna?

Przycisnął   ją   do   siebie,   jak   Nick   kilka   godzin   wcześniej.   Potraktowała   to   jako 

interesujące   doświadczenia   -   jakże   różne   są   jej   reakcje   na   podobne   zachowanie   dwóch 

różnych mężczyzn. Przy Nicku czuła słuszny gniew i gwałtowne, obezwładniające pożądanie. 

Teraz tylko zniecierpliwienie połączone ze znużeniem.

- Donaldzie, musisz wiedzieć, że z trudem wyrzekam się swojej kobiecości, nie idąc z 

tobą do łóżka.

- Choć wiesz, jak bardzo tego pragnę. - Przyciągnął ją jeszcze bliżej. - Ilekroć cię 

dotykam, czuję, jakbyś odrobinę ustępowała. A potem to się nagle urywa, jakbym trafiał na 

background image

mur.   -   Jego   ochrypły   głos   wyrażał   frustrację.   -   Jak   długo   zamierzasz   mnie   trzymać   na 

dystans?

Ponieważ faktycznie tak było, poczuła się winna.

- Przykro mi, Donaldzie.

Wyczytał ubolewanie w jej oczach i zmienił taktykę. Trzymając ją tuż przy sobie, 

przemawiał do niej łagodnie, patrzył głęboko w oczy.

- Wiesz, co do ciebie czuję, najdroższa. - Przywarł do jej warg, całując je delikatnie i 

zachęcająco. - Możemy wyjść wcześniej z przyjęcia i wypić szampana u ciebie.

- Donaldzie. Nie...

Urwała, kiedy rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Roztargniona, nie zadała sobie 

trudu, żeby spojrzeć przez judasza, i zdjęła łańcuch.

- Nick! - Wytrzeszczyła na niego oczy, czując kompletną pustkę w głowie.

-   Każdemu   otwierasz   tak   drzwi?   -   zapytał,   łagodnie   ją   karcąc,   i   nie   czekając   na 

zaproszenie, wszedł do środka. - Masz wilgotne włosy - dodał, biorąc w rękę pełną ich garść. 

- I pachniesz jak pierwszy wiosenny deszcz.

Zachowywał się tak, jak gdyby między nimi nie doszło do ostrej wymiany słów, jak 

gdyby z trudem powściągnięta namiętność nie była nigdy ich udziałem. Uśmiechał się do niej 

i strzelał zawadiacko oczyma. Pochylił się i pocałował ją w nos.

Krzywiąc się, pospiesznie zbierała myśli.

- Nie spodziewałam się twojej wizyty.

- Przechodziłem obok - wyjaśnił - i zobaczyłem światła.

Zwabiony   jego   głosem   Niżyński   zeskoczył   ze   stołu   i   okazując   tancerzowi   swoje 

uwielbienie, bezceremonialnie ocierał się o jego nogi. Nick schylił się i pogłaskał go od karku 

po ogon, śmiejąc się, gdy kot wspiął się na tylne łapy i w dowód szczerego oddania wskoczył 

mu w ramiona. Z tym głośno mruczącym ładunkiem Nick wyprostował się powoli.

Dopiero teraz dostrzegł Donalda.

- Cześć. - W jego miłym, uprzejmym głosie nie zaszła widoczna zmiana.

- Poznałeś Donalda? - pospieszyła z pytaniem Ruth, czując się winna, że kompletnie 

zapomniała o gościu.

- Oczywiście. - Nick nie przestawał drapać Niżyńskiego za uchem. Prychając, kot nie 

spuszczał   bursztynowych,   na   wpół   zmrużonych   oczu   z   Donalda.   -   Widziałem   suknię 

pańskiego   projektu   na   Suzanne   Boyer,   naszej   wspólnej   przyjaciółce   -   oznajmił   Nick, 

błyskając zębami w uśmiechu. - Obie były śliczne.

- Dziękuję.

background image

- Nie proponujesz mi drinka, Ruth? - rzucił Nick, nadal uśmiechając się grzecznie do 

Donalda.

-   Przepraszam   -   rzekła   półgłosem   i   odwróciła   się   do   barku,   który   urządziła   na 

narożnym stoliku z opuszczanym blatem. Sięgnęła po butelkę wódki.

- Donaldzie, a tobie?

-   Szkocką   -   odparł   krótko,   próbując   zachować   pewien   dystans   wobec   nadmiernej 

poufałości Nicka.

Ruth podała mu szkocką i podeszła do Nicka.

- Dzięki. - Nick rozsiadł się z kieliszkiem w miękkim fotelu, a kot po wykonaniu kilku 

zdecydowanych obrotów ułożył się do snu na jego kolanach. - Interes się kręci? - zapytał 

Donalda.

- Tak, całkiem nieźle - odparł Donald. Stał w miejscu i sączył swoją whisky.

- W pańskiej najnowszej jesiennej kolekcji dominują szkockie kraty. - Jak przystało na 

prawdziwego Rosjanina, Nick wypił duży haust nierozcieńczonej wódki.

-   To   prawda.   -   W   dotychczas   neutralnym   głosie   Donalda   pojawiła   się   nuta 

zainteresowania. - Nie przypuszczałem, że zwraca pan uwagę na damską modę.

- Zwracam uwagę na kobiety - zgrabnie odparował Nick. - Uwielbiam je.

Wypowiedziane   w   najbardziej   naturalny   sposób   stwierdzenie   nie   miało   żadnego 

podtekstu erotycznego. Ruth wiedziała, że Nick miał do czynienia z wieloma kobietami, na 

wielorakich płaszczyznach - od tkliwej, czystej przyjaźni, jak jego związek z Lindsay, po 

płomienne przygody miłosne, jak ta z ich wspólną przyjaciółką Suzanne Boyer. Spekulacje na 

temat jego romansów niemal nie schodziły z łamów żądnej sensacji prasy.

- Myślę - ciągnął Nick, przerywając rozważania Ruth - że i pan lubi kobiety, a to 

sprawia, że wyglądają pięknie i interesująco. To widać w pańskich projektach.

- Pan mi pochlebia. - Donald odprężył się na tyle, by zająć miejsce na kanapie.

- Nie mam zwyczaju prawić komplementów - odparł Nick, uśmiechając się chytrze. - 

To strata czasu i słów. Ruth panu powie, jak bardzo jestem powściągliwy.

- Powściągliwy? - Ruth uniosła brwi i wydęła wargi, jakby ważąc to słowo. - Nie. 

Uważam, że po prostu jesteś egocentryczny.

- I pomyśleć, że to dziecko darzyło mnie kiedyś wielkim szacunkiem - skomentował 

Nick, zaglądając w pusty kieliszek.

- Tak, ale wtedy naprawdę byłam dzieckiem - odcięła się. - I od tego czasu zdążyłam 

cię już poznać.

Kiedy popatrzył na nią, w jego oczach coś błysnęło; irytacja, wyzwanie, wesołość - 

background image

może wszystko naraz. Nie była pewna. Przetrzymała jego spojrzenie.

- Tak sądzisz? - mruknął, po czym odstawił kieliszek. - Mogłaby okazywać więcej 

respektu mężczyznom w naszym wieku - zwrócił się do Donalda.

- Donald nie oczekuje po mnie respektu. - Zauważyła, jak w obecności Nicka szybko 

się rozpala. - Nie zależy mu także, żebym go uważała za starszego i mądrzejszego.

- Całe  szczęście  - uznał  Nick, a  żadne z  nich nie  zadało sobie fatygi,  żeby choć 

spojrzeć na mężczyznę, o którym była mowa. - Nie ma nic gorszego niż konflikt interesów. - 

Delikatnie pogłaskał po grzbiecie Niżyńskiego. - A swoją drogą, stałaś się bardzo rezolutna!

- Tylko wobec niektórych - odbiła piłeczkę Ruth.

- Och! - Przechylając głowę, Nick przesłał jej rozbrajająco czarowny uśmiech. - Czy 

mam to traktować jak komplement?

Niech go szlag trafi! Wściekła się i gwałtownie szukała odpowiedzi. Nie chciała, by 

ostatnie słowo należało do niego.

Napuszona i najeżona, podniosła się z miejsca. Pod jedwabnym szlafroczkiem jej ciało 

poruszało się płynnie i zgrabnie. Wzrok Donalda powędrował na dół, ale Nick nadal patrzył w 

jej twarz.

- Uważam, i co do tego jesteśmy zgodni, że prawienie komplementów to strata czasu i 

słów. A teraz muszę cię już przeprosić - powiedziała z chłodnym uśmiechem. - Wybieramy 

się z Donaldem na przyjęcie. Muszę się ubrać.

Gdy odwracała się od niego i wychodziła z pokoju, odczuwała pewną satysfakcję. 

Zdecydowanym  ruchem zamknęła drzwi sypialni. Wyciągnęła z szafy czerwoną suknię, z 

szuflady bieliznę i rzuciła to wszystko na łóżko. Zdjęła szlafroczek i już zamierzała go gdzieś 

cisnąć, kiedy usłyszała przekręcaną w drzwiach gałkę. Instynktownie przycisnęła szlafrok do 

piersi.

Zrobiła wielkie oczy, gdy do pokoju wkroczył Nick. Zamknął za sobą drzwi.

- Nie masz prawa tu wchodzić - zaczęła w pośpiechu, zbyt zdumiona, żeby się oburzać 

czy wstydzić.

Nic sobie nie robiąc z jej protestu, wszedł dalej.

- Jestem już w środku.

- I co z tego? Wystarczy, żebyś wrócił tą samą drogą. - Podniosła wyżej szlafroczek, 

świadoma swojej wyjątkowo niezręcznej sytuacji. - Jestem nie ubrana - zaznaczyła na wszelki 

wypadek.

Nick,   nie   okazując   większego   zainteresowania,   rzucił   okiem   w   stronę   jej   gołych 

ramion.

background image

-  Wydajesz  się  stosownie  zakryta.  -  Zmierzyli  się  wzrokiem.  -  Dwanaście   godzin 

pracy i zajęć to dla ciebie jeszcze za mało, Ruth? O ósmej rano zaczynasz lekcję.

- Wiem, co i kiedy zaczynam - żachnęła się. Ostrożnie odjęła jedną rękę i odrzuciła nią 

do tyłu  włosy. - Nie musisz mi przypominać o moich obowiązkach, podobnie jak ja nie 

potrzebuję twojej zgody na spędzenie wolnego czasu.

- Pod warunkiem, że to nie koliduje z twoją pracą dla mnie.

- Chyba ci nie daję powodów do narzekań?

- Na razie  nie - zgodził się. - Ale chcę, żebyś dawała z siebie wszystko,  a takie 

przyjęcia są wyczerpujące.

- Zawsze daję z siebie wszystko, Nick - warknęła. - Ale tobie i tak wszystkiego będzie 

za mało, prawda? - Już chciała się odwrócić, gdy w ostatniej chwili przypomniała sobie, że 

szlafrok przykrywa ją tylko z przodu. Zapieniła się ze złości. - Nie zechciałbyś łaskawie stąd 

wyjść?

- Biorę to, czego potrzebuję - odciął się, ponownie zbywając jej prośbę. - Jeszcze nie 

tak dawno, zaledwie parę lat temu,  miłaja,  aż się rwałaś, żeby dać z siebie wszystko co 

najlepsze.

- Postępujesz nie fair! - Dotknął ją do żywego. - Nadal tak jest. Kiedy pracuję, daję ci 

z siebie wszystko! Ale moje prywatne życie pozostanie moim prywatnym życiem. Przestań 

odgrywać rolę tatuśka, Nick. Jestem dorosła.

- I to ci wystarczy? - Jego wybuch wściekłości zdumiał ją i przeraził. Cofnęła się 

odruchowo. - Że będziesz traktowana jak kobieta? To takie ważne dla ciebie?

-   Robi   mi   się   niedobrze,   kiedy   mnie   traktujesz,   jakbym   miała   siedemnaście   lat   i 

musiała   bić   pokłony,   gdy   wkraczasz   do   sali.   -   Była   równie   wściekła   jak   on.   -   Jestem 

odpowiedzialna i dorosła, i potrafię dopilnować własnych spraw.

- Odpowiedzialna i dorosła! - Niebezpiecznie zmrużył oczy. - Mam ci pokazać, jak 

traktuję odpowiedzialne dorosłe osoby, które ponadto są kobietami?

- Nie!

Ledwo to wypowiedziała, gdy chwycił ją w ramiona i dosłownie wgniótł w siebie. To 

nie był miażdżący pocałunek, jakiego mogłaby się spodziewać i przed którym mogłaby się 

bronić. Całował ją tak, jak gdyby z góry znał jej reakcję, jak gdyby wiedział, że odpowie mu 

równie żarliwie. To było zwarcie ust kobiety i mężczyzny, bez uciekania się do perswazji czy 

do siły. Kiedy rozchylił wargi, ona zrobiła to samo. Ich języki się spotkały. Jej myśli, jej 

ciało, jej świat skoncentrowały się wyłącznie na nim.

Między nimi unosił się zapach jej perfum. Podnosząc ręce, by go mocniej objąć, Ruth 

background image

upuściła   szlafroczek.   Spadł   nie   zauważony   na   podłogę.   Nick   pogłaskał   jej   gołe   plecy, 

podobnie   jak   robił   to   z   kotem   -   jednym   długim   pociągnięciem.   Mrucząc   z   rozkoszy, 

przywarła do niego jeszcze bliżej.

A kiedy dotykał jej boków, zatrzymując się tam na dłużej, pocałunek stał się gorętszy, 

a ona odpłynęła w nieznane.

Kiedy mierzwił jej włosy, odchyliła głowę, poddając się pieszczocie. Przyciągnęła go, 

domagając, aby wziął wszystko, co ma mu do ofiarowania. To był tajemniczy, podniecający 

świat, którego smaku jeszcze nie poznała, a do którego tęskniła. Gdy dotykał jej ciała, drżała 

z pragnienia. A przecież robił to niezliczoną ilość razy w przeszłości, podtrzymując ją czy 

podnosząc w tańcu.

Tylko że tym razem nie połączyła ich muzyka czy choreografia, a wyłącznie instynkt i 

pożądanie.

Kiedy poczuła, że ją oddala od siebie, zaprotestowała, stawiła opór. Ale on twardo ujął 

ją za ramiona i odsunął.

Stała przed nim naga, nie próbując się zakryć. Poznał jej duszę, więc nie było potrzeby 

ukrywać   ciała.   Obejrzał   ją   całą,   powoli,   uważnie,   jak   gdyby   utrwalał   w   pamięci   każdy 

centymetr. Po czym, gdy spojrzał jej w oczy, wzrok mu pociemniał.

Zobaczyła w nich wściekłość. Odwrócił się i wyszedł z pokoju bez słowa. Jeszcze 

tylko usłyszała trzaśniecie frontowych drzwi.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

I raz, i dwa, i trzy. Ruth poruszała się w takt komendy Nicka. Po godzinach tańca jej 

ciało nie czuło już bólu. Była odrętwiała. Przerywany, czterogodzinny sen nie wystarczył, by 

się  zregenerować.  Tylko   złość  i   potrzeba   buntu  pozwoliły  jej   wytrwać  aż   do  wczesnych 

godzin rannych zgiełk i duszące opary dymu na przyjęciu. Zrobiła to świadomie, podobnie jak 

teraz była świadoma faktu, że tańczy poniżej swoich możliwości.

Nick   nie   obrzucał   jej   złośliwościami,   nie   wybuchał   gniewem.   Wydawał   tylko 

komendy, jedną po drugiej. Nie wrzasnął, kiedy nie zmieściła się w czasie, ani nie zaklął, 

kiedy nie wychodziły jej piruety. Gdy jej partnerował, nie droczył się z nią, nie ubliżał na 

ucho.

Byłoby   łatwiej,   pomyślała,   wyciągając   się   do   powolnej   arabeski,   gdyby   na   nią 

nakrzyczał i zmieszał z błotem za to, przed czym ją ostrzegał. Ale Nick robił po prostu swoje 

i nie odzywał się słowem.

Gdyby   krzyczał,   mogłaby   odpłacić   tym   samym   i   odreagować   choć   część   tego 

niesmaku, jaki czuła do siebie. Ale nie dał jej ku temu pretekstu, ani podczas lekcji, ani 

podczas trwających wiele godzin prób. Ilekroć spotykali się wzrokiem, miała wrażenie, że 

patrzy na wskroś niej. Była tylko ciałem, obiektem poruszającym się do jego muzyki.

Kiedy   zarządził   przerwę,   przeszła   na   koniec   sali,   gdzie   usiadła   na   podłodze, 

podciągając   pod   brodę   kolana   i   opierając   na   nich   czoło.   Miała   skurcze   w   nogach,   ale 

brakowało jej energii, by je rozmasować. Kiedy ktoś owinął jej szyję ręcznikiem, podniosła 

wzrok.

- Francie... - Z trudem zdobyła się na uśmiech.

- Wyglądasz na skonaną.

- Bo jestem skonana - odparła Ruth i wytarła ręcznikiem spoconą twarz.

Francie Myers była solistką, utalentowaną, urodzoną tancerką i jedną z pierwszych 

przyjaźni   Ruth   zawartych   w   zespole.   Była   drobną   i   szczupłą   dziewczyną,   o   miękkich, 

płowych   włosach   i   czarnych,   przenikliwych   oczach.   Wiecznie   zdobywała   i   traciła 

kochanków, nie tracąc przy tym humoru. Ruth podziwiała jej absolutną szczerość i prawość, a 

także optymizm.

- Źle się czujesz? - zapytała Francie, wsuwając do ust kawałek gumy do żucia.

Ruth oparła głowę o ścianę. Ktoś brzdąkał na fortepianie. W sali wrzało od rozmów.

- Sterczałam do trzeciej nad ranem na przygnębiająco tłocznym przyjęciu.

- Musiało być fajnie. - Francie wyprostowała nogę, podniosła do góry i dociągnęła do 

background image

ściany za sobą, a następnie wróciła do poprzedniej pozycji. Spojrzała na sińce pod oczami 

Ruth. - Sądząc po wyglądzie, nie najlepiej się bawiłaś.

Ruth przytaknęła ruchem głowy.

- Nawet nie miałam ochoty tam pójść.

- No więc po co tam tkwiłaś?

- Na złość - mruknęła Ruth, patrząc ponuro na Nicka.

- To już nie brzmi zabawnie. - Wzrok Francie powędrował po sali i wylądował na 

eleganckiej blondynce w jasnoniebieskim trykocie. - Leah zdążyła już skomentować twoje 

dzisiejsze występy.

Ruth spojrzała w tamtym kierunku. Ściągnięte do tyłu złote włosy Leah uwydatniały 

jej   pięknie   rzeźbione   rysy   i   porcelanową   cerę.   Właśnie   rozmawiała   z   Nickiem,   żywo 

gestykulując smukłymi, pełnymi gracji rękami.

- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.

- Wiesz, jak jej strasznie zależy na głównej roli w tym balecie. Nie usatysfakcjonowała 

jej nawet rola Aurory. Skoro Nick nie tańczy w „Śpiącej królewnie”...

- Współzawodnictwo ożywia zespół - wyrecytowała Ruth, patrząc, jak Nick uśmiecha 

się i przytakuje głową Leah.

- Nie mówiąc o zazdrości - dodała Francie.

Ruth odwróciła ponownie głowę, zaglądając w ciemne, przenikliwe oczy przyjaciółki.

- Tak - przyznała po chwili. - Zazdrość też ożywia.

Pianista przerzucił się na romantyczną balladę, ktoś zaczął śpiewać.

- Odrobina zazdrości nigdy nie zaszkodzi. - Francie rytmicznie i na przemian kręciła 

stopami. - To nawet zdrowe. Ale Leah... - Drobna, figlarna twarz Francie nagle spoważniała. - 

To istna zaraza. Gdyby nie była  tak wspaniałą  tancerką, wolałabym  ją widzieć w innym 

zespole. Przyjrzyj się jej dokładnie - dodała, wstając z podłogi. - Gotowa jest zrobić wszystko 

dla kariery. Chce być primabaleriną, a ty jej zawadzasz.

Kiedy Francie odeszła, Ruth tkwiła w miejscu i zastanawiała się. Rzadko się zdarza, 

by  Francie   wyrażała   się  źle   o  innych!  Może  piła  do  czegoś,   co  powiedziała   Leah.   Ruth 

wyczuwała zazdrość tej dziewczyny. W zespole zawsze ktoś komuś czegoś zazdrości, jak w 

każdej rodzinie. Taka jest prawda, bo takie jest życie. Ruth wiedziała też, jak strasznie Leah 

chciała dostać rolę Carlotty w nowym balecie Nicka.

Jeszcze gdy były w  corps,  rywalizowały o całą masę ról. I dostawały je albo nie. 

Różniły się stylem, więc i role, które kreowały, były jedyne i niepowtarzalne.

Ruth   była   dynamiczną,   ognistą   tancerką.   Leah   była   elegancka   -   klasyczna, 

background image

wyrafinowana, opanowana. Olśniewała gracją, którą Ruth ogromnie podziwiała, ale której 

nigdy nie próbowała naśladować. Jej taniec płynął z serca, Leah z głowy. Ruth tańczyła w 

„Don Kichocie”, podczas kiedy Leah występowała w „Giselle”. Ruth była Ognistym Ptakiem, 

natomiast Leah księżniczką Aurorą. Nick obsadzał je najlepiej, jak można. I Ruth będzie jego 

Carlottą.

Teraz, patrząc na Leah, Ruth zastanawiała się, czy jej zazdrość nie sięga głębiej, niż 

się wydaje. Wprawdzie nigdy nie zostały przyjaciółkami, ale szanowały się na płaszczyźnie 

zawodowej. Tymczasem w ostatnich tygodniach Ruth dostrzegła narastającą wrogość.

Wzruszyła ramionami, ściągnęła ręcznik z szyi. Nic na to nie poradzi. Wszyscy są tu 

po to, żeby tańczyć.

- Ruth.

Na   dźwięk   głosu   Nicka   odwróciła   się   błyskawicznie.   Patrzył   na   nią   chłodnym, 

pozbawionym  wyrazu  wzrokiem.  Struchlała.  Kiedy  się  kontrolował,  potrafił  być   okrutny. 

Wina była po jej stronie i chciała mu to powiedzieć.

- Nick... - zaczęła, gotowa ukorzyć się i przeprosić go.

- Idź do domu. Zmieszana, zamrugała oczami.

- Co?

- Idź do domu - powtórzył tym samym lodowatym tonem.

Nagle jej oczy stały się wielkie i wymowne.

- Och, nie, Nick, ja...

- Powiedziałem. - Jego słowa spadły jak topór. - Nie chcę cię tutaj widzieć.

Kiedy tak stała, wytrzeszczając oczy, była blada jak śmierć. Odsyłając ją do domu, 

zranił ją najdotkliwiej, jak mógł. Chciała wykrzyczeć swoją złość i jednocześnie hamowała 

napływające  gwałtownie  do oczu  łzy.  Z  trudem  się opanowała,  po czym  odwróciła  się i 

pomaszerowała przez salę. Chwytając torbę, podeszła do drzwi.

- Druga zmiana, proszę! - usłyszała wołanie Nicka, zanim zamknęła za sobą drzwi.

Spała od trzech godzin ze zwiniętym w kłębek na jej plecach Niżyńskim. Pozamykała 

okiennice w sypialni i świeżo po prysznicu padła na zasłane łóżko. W pomieszczeniu panował 

mrok,   słychać   było   tylko   ciche   pochrapywanie   kota.   Obudziła   się   z   bijącym   sercem, 

przekręciła   z   brzucha   na   plecy,   a   jej   nagły   ruch   sprawił,   że   Niżyński   spadł   miękko   na 

podłogę. Oburzony, zajął się swoją toaletą.

Pierwsze,  co  do niej   dotarło,  to  słowa Nicka,  nad  którymi   zastanawiała  się  przed 

zaśnięciem. Postąpiła źle i została ukarana. Ale też nikt nigdy nie postąpił z nią tak okrutnie 

jak Nikolai Davidov. Poderwała się z łóżka, otworzyła okiennice, postanawiając zapomnieć o 

background image

najgorszym.

- Nie będziemy się wylegiwać w ciemności przez cały boży dzień - poinformowała 

Niżyńskiego, po czym wskoczyła z powrotem do łóżka i zaczęła mu mierzwić futro.

Udawał niezadowolonego, ale pozwolił się pieścić i głaskać. W końcu postanowił 

wybaczyć jej szorstkie zachowanie i zaczął się ocierać pyszczkiem o jej czoło. Natychmiast 

pomyślała o Nicku.

- Dlaczego go tak lubisz? - zapytała kota, przekrzywiając mu głowę i zmuszając, by 

spojrzał jej w oczy. - Co cię tak w nim pociąga? - kontynuowała, drapiąc go bezwiednie pod 

brodą, zapatrzona w przestrzeń. - Może jego głos, ten jego melodyjny głos? A może sposób, 

w jaki się porusza, z tą płynną, kontrolowaną gracją? A może to, jak się uśmiecha, wkładając 

w to całą niemal duszę? A może to, jak cię dotyka, tymi tak pewnymi, wprawnymi dłońmi?

Powróciła   myślami   do   wczorajszego   wieczoru,   gdy   Nick   trzymał   ją   nagą   w 

ramionach.   Po   raz   pierwszy   po   tamtym   żywiołowym,   podniecającym   pocałunku   Ruth 

pozwoliła sobie zastanowić się nad tym.

Kiedy się ubierała w pośpiechu i pędziła z Donaldem na przyjęcie, nie było ku temu 

okazji. Wróciła do domu wyczerpana, a potem przez cały dzień walczyła ze zmęczeniem. 

Teraz, gdy jej wypoczęty umysł pracował trzeźwo i sprawnie, mogła wnikliwie rozpatrzyć 

przypadek   Nicka   Davidova.   Jedno   nie   podlegało   dyskusji:   w   jego   oczach   zobaczyła 

pożądanie. Pragnął jej.

Pożądanie. Wczuła się w to słowo. Przyjrzała mu się ze wszystkich stron. Czy to, co 

ujrzała w oczach Nicka, było pożądaniem? Wystarczyło, że o tym pomyślała, a już przebiegły 

ją rozkoszne dreszcze, by zaraz potem, gdy wróciło wspomnienie dzisiejszego popołudnia i 

wyrazu jego oczu, poczuć na sobie kubeł lodowatej wody. Dzisiaj po południu jego oczy nie 

wyrażały pożądania ani złości, czy nawet dezaprobaty. Po prostu nie wyrażały nic.

Jeszcze na chwilę ukryła twarz w narzucie. Odprawił ją, a to bolało. Czuła się tak, 

jakby   unoszona   na   fali   dryfowała   w   nieznane.   Z   kolei   zdrowy   rozum   mówił,   że   jedna 

spartaczona próba to jeszcze nie koniec świata, tak jak jeden pocałunek nie jest początkiem 

niczego.

Jej   uwagę   przyciągnął   wiszący   na   ścianie   plakat.   Dostała   go   od   wuja   przed 

dziesięcioma laty. Widnieli na nim Lindsay i Nick w rolach Romea i Julii. Nie zastanawiając 

się długo, Ruth wyciągnęła rękę, złapała telefon i wykręciła numer.

- Halo. - Głos był ciepły i czysty.

- Lindsay.

-   Ruth!   -   Początkowe   zdziwienie   zastąpiła   czułość.   -   Nie   spodziewałam   się,   że 

background image

odezwiesz się przed weekendem. Dostałaś rysunek Justina?

- Tak. - Ruth uśmiechnęła się na myśl o śmiałych kolorach abstrakcyjnego obrazka, 

który jej przysłał czteroletni kuzyn. - Jest śliczny.

-   Oczywiście.   To   autoportret.   -   Lindsay   roześmiała   się   tym   swoim   serdecznym, 

zaraźliwym śmiechem. - Niestety, nie zastałaś Setha. Pojechał do miasta.

-   Nic   nie   szkodzi.   -   Ruth   ponownie   spojrzała   na   plakat.   -   Prawdę   mówiąc,   chcę 

porozmawiać z tobą. - Wiedziała, że może liczyć na zrozumienie Lindsay.

-   Jakiś   problem   podczas   dzisiejszej   próby?   Ruth   roześmiała   się.   Podkurczyła   pod 

siebie nogi.

- Zgadza się. Skąd wiesz?

- Nic bardziej nie może zdołować tancerki.

- Teraz czuję się głupio. - Ruth zgarnęła włosy i przerzuciła je na plecy.

- Niepotrzebnie. Każdy ma swój zły dzień. Czy Nick wrzeszczał na ciebie? - W głosie 

Lindsay wyczuwało się więcej radości niż współczucia; już to działało jak balsam.

- Nie. Gdyby to zrobił, byłoby mi o wiele łatwiej. Kazał mi iść do domu.

- A ciebie jakby ktoś uderzył taranem.

- A potem jeszcze poprawił i przejechał po mnie ciężarowym samochodem. - Ruth 

uśmiechnęła się do słuchawki. - Wiedziałam, że mnie zrozumiesz. Najgorsze, że on ma rację.

- Zawszema rację - odrzekła już na poważnie Lindsay. - To jedna z jego najbardziej 

uroczych cech.

- Lindsay... - Ruth zawahała się, na chwilę zabrakło jej odwagi, po czym szybko, by 

się nie rozmyślić, rzuciła się na oślep i zadała pytanie: - Czy kiedy byłaś w zespole, to Nick 

kiedykolwiek cię pociągał, fascynował jako mężczyzna?

Tym razem po drugiej stronie zapadła trochę dłuższa cisza.

- Tak, oczywiście. Nie mogło być inaczej. To typ mężczyzny, który pociąga ludzi.

- Tak, ale... - Ruth zawahała się znowu, szukała odpowiednich słów. - Miałam na 

myśli...

- Tak, wiem, co masz na myśli - odparła Lindsay. - A moja odpowiedź brzmi: tak, był 

taki czas, kiedy mnie bardzo pociągał.

Ruth   jeszcze   raz   rzuciła   okiem   na   plakat,   przyglądając   się   uważnie   scenicznym 

kochankom.

- Jesteś mu bliższa niż ktokolwiek.

- Możliwe. - Lindsay zastanowiła się chwilę, ważąc ton głosu Ruth i dobierając słowa. 

- Nick jest bardzo skrytym człowiekiem.

background image

Ruth pokiwała głową. To określenie trafiało w sedno sprawy. Nick mógł dawać z 

siebie   wszystko   -   zespołowi,   na   przyjęciach,   prasie   i   swojej   widowni.   Mógł   zaszczycić 

człowieka szczególną atencją, ale był  zadziwiająco powściągliwy, gdy chodzi o prywatne 

życie.

Tak, był ostrożny wobec ludzi, których dopuszczał do siebie. Nagle Ruth poczuła się 

samotna.

- Lindsay, proszę, przyjedźcie z wujaszkiem Sethem na premierę. Wiem, że to nie 

będzie łatwe ze względu na dzieci, na szkołę i na pracę wuja, ale... potrzebuję was.

- Oczywiście - zgodziła się Lindsay bez wahania. - Przyjedziemy. Nie zostawimy cię 

samej.

Po odłożeniu słuchawki Ruth doszła do wniosku, że czuje się lepiej. Wystarczyło, że 

porozmawiała z Lindsay, nawiązała z nią kontakt. Ona jest kimś więcej niż rodziną, jest także 

tancerką. I zna Nicka.

Lindsay  była   romantyczną   ukochaną   Julią   Romea   -   Nicka.   Ruth   nigdy  z   nim   nie 

tańczyła w tym balecie. Partnerował jej Keil Lowell, błyskotliwy tancerz, który uwielbiał 

sztubackie kawały. Ruth tańczyła z Nickiem w „Don Kichocie”, w „Ognistym Ptaku” i w jego 

balecie „Ariel”, ale w jej świadomości Julia była niepodzielnie związana z Lindsay. Ruth 

szukała roli dla siebie. Wierzyła, że ją znalazła w Carlotcie z „Czerwonej róży”.

To moja rola, pomyślała nagle. I nie wolno mi o tym zapominać. Wyskoczyła z łóżka, 

wyciągnęła z szuflady trykot i zaczęła się pospiesznie ubierać.

Parę   minut   po   siódmej,   gdy   Ruth   przekroczyła   próg   starego   siedmiopiętrowego 

budynku,  w którym  zespół znalazł dach nad głową, tu i ówdzie kręcili się już niektórzy 

członkowie grupy. Tym, którzy ją pozdrawiali, pomachała ręką, ale nie zatrzymała się. Nowsi 

członkowie  corps  przyglądali się jej, gdy ich mijała. Może pewnego dnia... myśleli. Kiedy 

indziej, gdyby jej nie było tak pilno, żeby zacząć, Ruth wyczułaby ich podążające w ślad za 

nią marzenia.

Wjechała windą na górę, wymyślając w myśli ruchy, do których chciałaby zmusić 

swoje ciało. Chciała pracować.

Usłyszała   muzykę,   zanim   jeszcze   otworzyła   drzwi   studia.   Teraz,   bez   tancerzy, 

wyglądało na większe i przestronniejsze. Stanęła przy drzwiach i przyglądała się w milczeniu.

Skoki Nikolaia Davidova nie miały sobie równych. Potrafił skoczyć jakby za sprawą 

jakiejś magicznej siły. Jego ruchy były płynne jak wartki strumień, to znów ostre jak napięty 

łuk.   Musiał   tylko   wydać   odpowiednią   komendę,   a   ciało   stawało   się   bezwzględnie   mu 

posłuszne. A ponadto, pomyślała, zahipnotyzowana jak wówczas, gdy oglądała go pierwszy 

background image

raz, ta precyzja, ta siła i wytrwałość! Nie mówiąc o tak niesłychanie ważnej w balecie zdol-

ności wcielania się w rolę.

Nick był maksymalnie skoncentrowany. Szukając niedociągnięć i błędów, wpatrywał 

się w  lustrzaną  ścianę,  doskonaląc  i doprowadzając  do perfekcji każdą  pozycję.  Pomimo 

specjalnej   opaski   pot   zalewał   mu   twarz.   Poezja   jego   ruchów   szła   w   parze   z   męskością. 

Obserwując go uważnie, Ruth widziała drganie i naprężanie się mięśni jego nóg i ramion, 

kiedy wyskakiwał i robił obrót w powietrzu, obracał się, po czym idealnie kontrolując każdy 

najdrobniejszy ruch, lądował na parkiecie.

O Boże, pomyślała w szczerym zachwycie, zapominając o wszystkim.

Nick zatrzymał  się i zaklął. Przez  chwilę, pogrążony w swoim świecie,  wymyślał 

sobie   do   lustra.   Kiedy   wrócił   do   odtwarzacza   CD,   by   powtórzyć   wybrane   fragmenty, 

dostrzegł Ruth. Jego wzrok padł na torbę, którą trzymała na ramieniu.

- Widzę, że odpoczęłaś. - Było to proste stwierdzenie, bez śladu uszczypliwości.

-   Tak   -   Wzięła   głęboki   oddech   i   popatrzyła   mu   w   oczy.   -   Przepraszam   za   moje 

dzisiejsze poranne partactwa. - Kiedy nie zareagował, podeszła do ławki, by zmienić pantofle.

- A więc przyszłaś z zamiarem szczerej poprawy? - powiedział z nutką wesołości w 

głosie.

- Nie kpij ze mnie.

- Ja, z ciebie? - W kąciku jego ust zagościł uśmieszek.

Spuściła   swoje   wielkie,   zranione   jak   u   sarny   oczy   na   atłasowe   wstążki,   które 

krzyżowała na kostkach.

- Tak, czasami - mruknęła.

Poruszał się bezszelestnie. Dopiero gdy ukucnął obok niej, zdała sobie sprawę z jego 

bliskości. Położył na jej kolanach ręce.

- Ruth. Ja nigdy z ciebie nie kpię - oznajmił bardzo poważnym głosem.

- A do tego tak często masz rację - westchnęła, krzywiąc się. - Nie poszłabym na to 

przyjęcie, gdybyś mnie nie doprowadził do szału.

-   Ach,   tak!   Więc   to   moja   wina!   -   Wyszczerzył   zęby   w   uśmiechu,   poklepując   ją 

przyjaźnie po kolanie.

- Wolałabym,  żeby była  twoja. - Wyciągnęła z torby ręcznik i wytarta pot z jego 

twarzy. - Za ciężko pracujesz, Davidov - oznajmiła.

- Troszczysz się o mnie,  miłaja?  - Delikatnie ujął jej nadgarstki. Zamyślił  się, po 

chwili podniósł na nią oczy.

Są takie niebieskie, pomyślała Ruth, jak morze w oddali albo jak niebo w lecie.

background image

- Nigdy tego wcześniej nie robiłam - pomyślała na głos. - Byłoby chyba  dziwne, 

gdybym teraz zaczęła? Nie sądzę, żebyś potrzebował czyjejś troski.

Uśmiechnął się do niej oczami.

- A jednak to miłe i dobre uczucie, nie sądzisz?

- Nick... - Położyła rękę na jego ramieniu, kiedy zaczął się podnosić. Gdy już raz 

zdobyła  się na odwagę, wyrzucała z siebie słowa jak kulomiot. - Dlaczego mnie wczoraj 

pocałowałeś?

Uniósł brwi, słysząc to pytanie, i choć nadal patrzył jej tylko w oczy, poczuła, że 

płonie.

- Bo chciałem - powiedział w końcu. - To dobry i wystarczający powód. - Po czym 

podniósł się, a ona podążyła za nim.

- Ale wcześniej nigdy nie chciałeś.

- Naprawdę? - spytał z rozbrajającym uśmiechem.

- No bo wcześniej nigdy mnie nie pocałowałeś, nie tak jak wczoraj. - Odwróciła się i 

zaczęła ściągać koszulkę włożoną na trykot w cielistym kolorze.

Zapatrzył się na wdzięczną linię jej pleców.

- Uważasz, że powinienem robić wszystko, na co mam ochotę?

Żachnęła się. Jest tutaj po to, żeby tańczyć, a nie żeby prowadzić słowny pojedynek.

- Wydawało mi się, że dokładnie tak robisz - odparowała, podchodząc do drążka. 

Wykonując głębokie plie, obejrzała się przez ramię. - Może nie?

Nie uśmiechnął się.

- Chcesz mnie sprowokować, czy tylko tak ci się to wymknęło, Ruth?

Usłyszała   złość   w   jego   głosie,   ale   nie   przejęła   się   tym.   Może   rzeczywiście   tego 

chciała.

- Nieczęsto sięgam po tę broń. Choć, gdybym jej użyła, mogłoby być nawet całkiem 

zabawnie - zażartowała.

-   Uważaj.   Nie   posuwaj   się   za   daleko   -   powiedział   spokojnie.   -   To   może   być 

niebezpieczne.

Roześmiała się.

- Bezpieczeństwo nie jest celem mojego życia, Nikolai. Zrozumiałbyś to, gdybyś znał 

moich rodziców. Jestem urodzoną ryzykantką i poszukiwaczką przygód.

- Istnieją różne rodzaje niebezpieczeństwa - zauważył, podchodząc do odtwarzacza. - 

Nie wszystkie muszą ci przypaść do gustu.

-   Chcesz,   żebym   się   ciebie   bała?   -   zapytała.   Odtwarzacz   zaskrzeczał,   kiedy   Nick 

background image

nacisnął przycisk szybkiego cofania.

- Bałabyś się mnie - odparł - gdybym tego chciał.

Ich   oczy   spotkały   się   w   lustrze.   Ruth   z   największym   wysiłkiem   i   koncentracją 

dociągała nogę do maksymalnej wysokości. Tak, przyznała w duchu, nie spuszczając z niego 

oczu. Bałabym się. Nie ma takiej emocji, której nie wydobyłby z człowieka. I to właśnie, 

wraz z jego fenomenalną techniką, czyniło go wielkim tancerzem. Ale nie dam się zastraszyć. 

Wykonała kolejny skłon, z idealnie prostymi plecami.

- Nie jestem strachliwa, Nick.

Mierzyli   się   wzrokiem.   Potem   on   wcisnął   przycisk,   zatrzymując   aparat.   W   sali 

zapanowała cisza.

- Podejdź tu. - Ponownie włączył odtwarzacz.

Rozbrzmiała muzyka. Stając na środku, wyciągnął rękę. Ruth podeszła do niego i bez 

słowa ustawili się do grandpas de deux. Nick nie tylko był genialnym tancerzem, był także 

wymagającym nauczycielem. Każdy szczegół musiał być dopracowany, każdy ruch idealnie 

precyzyjny.   Parokrotnie   powtarzali   fragment,   a   on   kilka   razy   go   przerywał,   korygując   i 

wprowadzając poprawki.

-   Nie,   pochyl   inaczej   głowę.   O   tak.   -   Tak   długo   kręcił   jej   głową,   aż   znalazł 

najwłaściwsze ułożenie.

- Ręce tutaj, o tak. - I ustawiał ją wedle swojej koncepcji.

Wprawnymi rękami poprawił jej ramiona, delikatnie podtrzymywał ją w pasie, gdy 

kręciła   piruet,   chwytał   mocno,   gdy   ją   podnosił.   Lubiła   być   przez   niego   modelowana.   A 

przecież tak trudno było go zadowolić. Niecierpliwił się, irytował.

- Musisz na mnie patrzeć! - padła komenda, po której znów ją zatrzymał.

- Patrzyłam - skrzywiła się.

Rzucając rosyjskie przekleństwo, odszedł, żeby zatrzymać taśmę.

- Ale nie było w tym uczucia! Ty nic nie czujesz!

- Bo wciąż przerywasz - zaprotestowała.

- Bo ciągle jest źle. Spiorunowała go wzrokiem.

- W porządku - warknęła, ocierając pot z czoła.

- Więc co mam czuć?

- Masz być we mnie zakochana. Pragniesz mnie, ale jesteś dumna. Nie chcesz, żeby 

cię zdobywano, rozumiesz? Albo partnerstwo, albo nic.

- Włączył muzykę, podszedł do niej, przygwoździł ją wzrokiem. - Ale też musi w tym 

być pożądanie. Namiętność. Czuje się ją przez skórę. Poczuj to. Powiadasz, że jesteś kobietą, 

background image

nie dzieckiem. Więc zademonstruj to. No, jeszcze raz - powiedział, kładąc rękę na jej talii.

Tym razem Ruth dała upust wyobraźni. Była zakochaną w księciu Cyganką, dumną i 

namiętną.   Muzyka   była   szybka,   budowała   nastrój.   Był   to   taniec   erotyczny,   wyrażający 

zmysłowość krokami i w gestach. Wiele było w nim muśnięć i zbliżeń ciał, gry spojrzeń. 

Poczuła przypływ prawdziwego pożądania. Zawrzała w niej krew.

Gorliwie   i   zapalczywie,   jakby   uciekając   przed   tym,   co   poczuła,   wykonała 

soubresauts, schwytana w pułapkę gdzieś między prawdą a fantazją. Naprawdę go pragnęła i 

to, co czuła, nie było już wyłącznym  przeżyciem Carlotty. Dotykał jej, przyciągał, a ona 

wymykała się - nie uciekała przed nim, po prostu stawiała na swoim.

Muzyka narastała. Kręcili piruety, coraz bardziej się oddalali, wzbraniając się przed 

bliskością   i   naturalnym   wzajemnym   przyciąganiem.   Każde   z   osobna   wykonało   skok,   po 

czym, jakby to było od nich silniejsze, zaczęli powracać do siebie, zataczając szerokie koła. 

Zeszli się, minęli, by po końcowym obrocie paść sobie w ramiona.

Ostatnie takty muzyki zastały ich splecionych, twarzą w twarz, serce przy sercu.

W pełnej napięcia ciszy, która nagle zapanowała, oszołomiona Ruth poczuła się jak 

zawieszona między sobą a rolą. Po wyczerpującym  tańcu oboje  szybko  oddychali.  Czuła 

gwałtownie bijące, złączone serca. Jej wzrok, gdy stała na pointach, znajdował się prawie na 

jego wysokości.

Zajrzał   jej   w   oczy,   tak   jak   ona   w   jego   -   badawczo,   z   niedowierzaniem.   A   gdy 

przywarli do siebie wargami, nie było już czasu na zadawanie pytań.

Tym razem była spragniona i niecierpliwa. On, przyciągając ją jak najbliżej do siebie, 

poznając jej smak, nie mógł się nią nasycić. Jak szalony całował jej twarz i szyję, rozpalając 

ją   coraz   bardziej.   Ona,   wędrując   ustami,   czuła   piżmowy   zapach   jego   potu,   smakowała 

słonawą wilgoć jego twarzy i szyi. Po chwili ich pożądające usta znowu się spotkały.

Szeptał  coś, czego  nie rozumiała.  Nawet język,  w jakim mówił, był jedną wielką 

tajemnicą. Stali się jednym ciałem. Dzielił ich tylko cienki materiał jej trykotu. A jego dłonie 

były wszędzie - przyciskały, dotykały, zatrzymywały się na chwilę i podniecały. Całował ją w 

ucho, chwytał zębami i pociągał jego delikatny płatek. Szeptał do niej po rosyjsku, ale ona nie 

musiała rozumieć, co do niej mówi.

I gdy znowu spotkali się ustami, pocałunek był jeszcze bardziej namiętny i jeszcze 

intensywniejszy. Ruth dawała i brała z równym natężeniem, drżała z rozkoszy, gdy wsunął 

rękę pod trykot i pieścił jej pierś, podczas gdy ona przywarła do niego ustami i chłonęła całą 

sobą jego ciepło.

Już miał ją odsunąć, gdy ukryła twarz na jego ramieniu i wpiła się w niego. Nie była 

background image

przygotowana na tak gwałtowne emocje.

- Ruth...

Odsunął   ją,   a   jego   ręce   stały   się   teraz   delikatne.   Popatrzył   na   nią,   zajrzał   w   jej 

zamglone oczy. Zbyt poruszona i zaabsorbowana tym, co dzieje się z jej ciałem, nie odczytała 

wyrazu jego twarzy.

- Nie chciałem tego. Popatrzyła na niego zdumiona.

- Ale ja chciałam.

To takie proste. Uśmiechnęła się. Ale kiedy podniosła rękę do jego policzka, uchylił 

się i chwycił ją za nadgarstek.

- Nie powinienem.

Patrzyła na niego. Stopniowo jej uśmiech gasnął, a oczy stawały się czujne.

- Dlaczego?

- Wystawiamy balet za niecałe trzy tygodnie. Nie czas na komplikacje - powiedział 

trzeźwym głosem.

- Och, rozumiem. - Ruth odwróciła się. Wolała, żeby nie widział, jak bardzo ją zranił. 

Powracając do ławki, zaczęła rozwiązywać tasiemki. - Jestem komplikacją.

- Jesteś - przyznał i podszedł do odtwarzacza.

- Nie mam czasu ani predyspozycji do spełniania twoich romantycznych zachcianek.

- Moje romantyczne zachcianki - powtórzyła cichym, pełnym niedowierzania głosem.

- Są kobiety, do których należy zalecać się przy świetle świec, kobiety potrzebujące 

stosownej oprawy - ciągnął, stojąc do niej tyłem. - Jesteś jedną z nich. A ja nie mam na to 

czasu.

-   Rozumiem.   Możesz   sobie   tylko   pozwolić   na   bardziej   elementarne,   by   nie   rzec 

prymitywne związki - powiedziała ostro, sznurując tenisówki drżącymi palcami. Jakże łatwo 

udało mu się zrobić z niej idiotkę!

Odwrócił się i spojrzał jej w oczy.

- Tak.

- I są inne kobiety, które mogą ci to dać. Nieznacznie poruszył ramieniem.

- Tak. Przepraszam za to, co się stało. W tańcu można się łatwo zatracić.

- Och, daj spokój. - Wrzuciła baletki do torby.

-   Nie   musisz   mnie   przepraszać.   Nie   musisz   spełniać   moich   romantycznych 

zachcianek, Nick. Znam wielu podobnych do ciebie.

- Na przykład twój projektant?

- Choćby. Ale nie przejmuj się, nie nawalę więcej. Będziesz miał swój balet, Nick. - 

background image

Jej głos nabrzmiał od łez, ale nie była w stanie temu zapobiec.

- Ludzie będą szaleć, odniesiesz sukces, przysięgam. A ja zostanę najbardziej Uczącą 

się primabaleriną w kraju. - Łzy spływały jej po policzkach. - A kiedy skończy się sezon, 

nigdy więcej dla ciebie nie zatańczę. Nigdy!

Odwróciła się i wybiegła ze studia, nie dając mu okazji do odpowiedzi.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Kakofonia   za   kulisami   wdzierała   się   przez   zamknięte   drzwi   garderoby   Ruth. 

Zamknięte tylko z jednego powodu: żeby uniknąć Nicka.

Dwoił się i troił przed przedstawieniem - zaglądał do garderób, sprawdzał kostiumy i 

makijaż, uspokajał  stremowanych.  Nic nie uszło jego uwagi. Każdy szczegół był ważny, 

każdy   najdrobniejszy   problem   musiał   być   rozwiązany.   Angażował   się   bez   reszty   we 

wszystko.

W przeszłości Ruth uwielbiała jego krótkie, żywiołowe wizyty. Energia Nicka działała 

inspirująco,   a   jednocześnie   koiła   jej   własne   niepokoje.   Teraz   jednak   zależało   jej   na 

zachowaniu   możliwie   jak   największego   dystansu.   W   ostatnich   tygodniach   to   było 

niemożliwe, przynajmniej fizycznie, ale zdołała osiągnąć emocjonalny dystans.

Rozumowała słusznie, że choć Nick nic sobie nie robi z zamkniętych drzwi, to jednak 

w tym przypadku uszanuje jej wolę. Niby nic, ale nawet ten niewiele znaczący gest sprawił jej 

drobną satysfakcję.

W tym wewnętrznym zamęcie, pracując nad rolą Carlotty, Ruth dawała z siebie więcej 

niż kiedykolwiek w swojej karierze. To nie miał być sukces, lecz bezprecedensowy triumf. To 

było   wyzwanie,   zapowiedź   niezależności.   W   tych   dniach   gwałtowny   charakter   Cyganki 

idealnie pasował do nastroju Ruth.

Przez   trzy   tygodnie   po   jej   ostatniej   nieoficjalnej   próbie   z   Nickiem   ich   relacje 

ograniczały   się   wyłącznie  do   spraw   zawodowych.   Nie  zawsze   było   to   łatwe,   biorąc   pod 

uwagę   charakter   ról,   jakie   odtwarzali,   ale   udało   im   się   unikać   wszelkich   osobistych 

wycieczek i tak dla nich typowego przekomarzania się.

Kiedy czuła na sobie jego wzrok, co zdarzyło się więcej niż jeden raz, robiła wszystko, 

by spokojnie wytrzymać to spojrzenie. Kiedy czuła, że ją pociąga, przypominała sobie jego 

ostatnie słowa. To wystarczało, by umocnić jej dumę. Przestała zgadywać, o czym w danej 

chwili myśli. Powiedziała sobie, że nie musi wiedzieć, że nie chce wiedzieć. Liczył się tylko 

taniec.

Teraz, ubrana w prosty biały aksamitny szlafrok, siedziała przy toaletce i przyszywała 

do baletek atłasowe tasiemki. Ta nieskomplikowana czynność odprężała ją.

Ciepło   bijące   od   jaskrawych,   okrągłych   żarówek   okalających   lustro   rozgrzało   jej 

skórę. Miała już na sobie sceniczny makijaż, a włosy spadały jej na plecy. W pierwszym 

akcie miały się unosić i fruwać - równie zuchwałe i nęcące jak jej charakter. Przyczerniona 

oprawa oczu podkreślała ich kształt i wielkość, paznokcie były pomalowane na czerwono. 

background image

Bajecznie   kolorowa   suknia   z   rozkloszowaną   spódnicą   do   pierwszej   sceny   wisiała   na 

wewnętrznej   stronie   drzwi.   Zaczęły   już   napływać   kwiaty   i   pokój   był   przesycony   ich 

zapachem. Obok niej, na stoliku, stał tuzin długich czerwonych róż od Donalda.

Uśmiechnęła   się   leciutko   na   myśl,   że   Donald   będzie   na   widowni,   a   potem   na 

przyjęciu. Zachowa jego kwiaty w garderobie, póki nie zwiędną. Będą jej przypominać, że nie 

wszyscy mężczyźni są zbyt zajęci i zaaferowani, by spełniać jej romantyczne zachcianki.

Zaklęła, gdy ukłuła się w palec. Podnosząc go do ust, pochwyciła w lustrze swój 

własny wyzywający wzrok.

Dobrze  ci  tak,  miałaś   o nim  nie   myśleć,   skarciła  się.  Spełniać   moje  romantyczne 

zachcianki!   Dobre   sobie!   Sięgnęła   po   drugi   pantofelek.   Powiedział   to   tak,   jakbym   miała 

siedemnaście lat i domagała się stanika na szkolny bal!

Pukanie   do   drzwi   przywołało   ją   do   porządku.   Odłożyła   na   bok   szycie,   wstała   i 

podeszła do drzwi. Jeżeli to Nick, woli go przyjąć na stojąco. Z podniesioną dumnie głową 

przekręciła gałkę.

- Wujaszek Seth! Lindsay! - Rzuciła się w ramiona Setha, a następnie padła w objęcia 

Lindsay.

- Och, tak się cieszę, że jesteście!

Powitanie   wydało   się   Lindsay   odrobinę   desperackie,   ale   nic   nie   powiedziała. 

Odwzajemniła  uścisk i ponad głową Ruth wymieniła  spojrzenie  z mężem.  Doskonale się 

zrozumieli. Ruth jeszcze raz uściskała Setha.

- Fantastycznie wyglądacie! - wykrzyknęła, ciągnąc ich do środka.

Gdy   Ruth   była   nastolatką,   ona   i   Seth   Bannion   byli   sobie   bliscy.   Wuj   był   bardzo 

znanym   architektem,   mającym   duże   powodzenie   kawalerem   i   obieżyświatem.   Przyjął 

kilkunastoletnią Ruth do swego domu, zmienił nawyki i zajmował się nią najlepiej, jak umiał. 

Ruth go uwielbiała. Ale dopiero kiedy dorosła i usamodzielniła się, w pełni doceniła, ile dla 

niej zrobił.

Teraz nie mogła od nich oderwać oczu.

- Jak pięknie wyglądasz, Lindsay! - rozpłynęła się w zachwycie, odwracając się, by 

jeszcze raz ją objąć. - Wciąż mnie zadziwiasz.

Lindsay była nieduża i delikatnie zbudowana. Na tle jasnych włosów i porcelanowej 

cery jej oczy robiły wrażenie jeszcze większych i bardziej niebieskich. Ruth nie znała drugiej 

tak ciepłej i serdecznej osoby; kobiety niezwykle bogatej wewnętrznie, o nieograniczonych 

pokładach uczuć. Była ubrana w lekko przejrzystą, popielatą jak mgiełka suknię, która ją 

spowijała od ramion do stóp.

background image

Lindsay zaśmiała się i chwyciła dłonie Ruth.

- To cudowny komplement. Musiałabym długo czekać, żeby usłyszeć coś podobnego 

od Setha.

- Poza tym, że słyszysz to codziennie - oznajmił, uśmiechając się żonie w oczy.

- To ta sama garderoba, z której korzystałaś w „Arielu” - zauważył, rozglądając się 

dookoła. - Nic się nie zmieniła.

- Nic dziwnego, że ją tak dobrze pamiętasz - odparła Lindsay. - Właśnie tutaj ci się 

oświadczyłam.

- Tak było - uśmiechnął się szeroko.

- Nic o tym nie wiem, ukryliście to przede mną - poskarżyła się Ruth.

Lindsay roześmiała się znowu.

-  Nie  przywiązywałam   do tradycji  zbyt wielkiej  wagi  - powiedziała,   jednocześnie 

biorąc do ręki jeden z pantofelków Ruth. - A on nie poprosił mnie w porę o rękę.

Stojące rzędem na toaletce baletki pobudzały do wspomnień. Co za życie, pomyślała 

Lindsay. Ale świat! Sama kiedyś do niego należała, podobnie jak teraz Ruth. Popatrzyła w 

lustro i napotkała utkwione w nim odbicie ciemnych oczu.

- Zdenerwowana?

- Och, i to jak - westchnęła Ruth.

- To na pewno dobry balet - rzekła z przekonaniem Lindsay. Z góry zakładała, że 

dzieło Nicka musi być wartościowe, a nawet nie mające sobie równych. Za długo go znała, by 

sądzić, że może być inaczej.

- Jest cudowny. Ale... - Ruth potrząsnęła głową i wróciła na swoje krzesło. - W drugim 

akcie jest fragment, w którym tańczę prawie bez przerwy. Mam zaledwie kilka sekund na 

złapanie oddechu, po czym znowu jestem na scenie.

- Nick nie układa łatwych baletów.

- Nie. - Ruth sięgnęła po igłę i nici. - Jak tam dzieci?

Szybka zmiana tematu nie przeszła niezauważona. I znowu Lindsay i Seth wymienili 

porozumiewawcze spojrzenie ponad głową Ruth.

- Justin to wcielony diabeł - stwierdził Seth z iście ojcowską dumą. - Doprowadza 

Wortha do białej gorączki.

Ruth zaśmiała się.

- Czy Worth wciąż nosi się godnie i z wysoka?

- Jest niesłychany - wtrąciła Lindsay. - „Paniczu Justinie - zacytowała, naśladując 

idealnie brytyjski akcent i intonację głosu nienagannego lokaja. - Nie powinno się przynosić 

background image

do   kuchni   ulubionej   żaby,   nawet   jeżeli   trzeba   ją   nakarmić”.   -   Lindsay   roześmiała   się, 

obserwując,   jak   Ruth   kończy   przyszywać   tasiemkę.   -   Oczywiście,   przepada   za   Amandą, 

chociaż udaje, że tak nie jest.

- A z niej jest taki sam diabeł jak z Justina! - dorzucił energicznie Seth.

- Z twojego opisu można by sądzić, że mamy okropne dzieci - zwróciła się do Setha 

Lindsay.

- A kto wrzucił całą zawartość puszki karmy rybiej do kuli ze złotą rybką? - zapytał, 

na co Lindsay uniosła brew.

- Chciała być tylko pożyteczna, miała najlepsze zamiary - zaprotestowała, z trudem 

powstrzymując śmiech. - A kto zabrał je do ogrodu zoologicznego i nafaszerował hot dogami 

i kukurydzą w karmelowej polewie?

- Chciałem być tylko pożyteczny, miałem najlepsze zamiary - odparował, patrząc na 

nią zakochanym wzrokiem.

Obserwując ich, Ruth czuła zarówno spływające na nią ciepło, jak i przeszywającą 

zazdrość. Jak to jest, kiedy się jest aż tak zakochanym? - zastanawiała się. Stale!

-   Mamy   się   zmywać?   -   zapytała   Lindsay.   -   Zostawić   cię,   żebyś   się   mogła 

przygotować?

-   Nie,   proszę,   zostańcie.   Jeszcze   jest   czas.   -   Ruth   nawijała   na   palec   i   rozwijała 

tasiemkę.

Nerwy, pomyślała Lindsay, patrząc na nią.

- Będziecie na przyjęciu, prawda? - Spojrzała niemal błagalnie.

-   Nie   omieszkamy.   -   Lindsay   podeszła   i   zaczęła   masować   ramiona   Ruth.   - 

Przedstawisz nam Donalda?

- Donalda? - Ruth otrząsnęła się z własnych myśli. - Och, tak, on także będzie. Może 

usiądziemy przy jednym stole? Spodoba się wam - ciągnęła, nie czekając na odpowiedź. - On 

jest bardzo... miły.

- Lindsay!

W   drzwiach   stanął   Nick.   Radość   malowała   się   na   jego   twarzy.   Patrzył   tylko   na 

Lindsay, która bez wahania rzuciła mu się w objęcia.

- Och, Nick, jak cudownie móc cię znów widzieć! Tak rzadko mamy okazję.

Ucałował ją w oba policzki, a potem w usta.

-   Za   każdym   razem   piękniejsza   -   powiedział   półgłosem,   wędrując   oczami   po   jej 

twarzy. - Pticzka, mój ptaszku - użył jej przezwiska, a potem jeszcze raz ją pocałował. - Ten 

architekt, za którego wyszłaś - wyszczerzył zęby do Setha - wciąż cię uszczęśliwia?

background image

- Stara się, jak może. - Lindsay ponownie uścisnęła Nicka. - Och, jakże się za tobą 

stęskniłam. Dlaczego nas tak rzadko odwiedzasz?

- Żebym to ja miał czas! - Jedną ręką opasywał w talii Lindsay, drugą wyciągnął do 

Setha. - Małżeństwo wam służy. Przyjemnie na was patrzeć.

Wymienili serdeczny uścisk dłoni. Seth wiedział, że dzieli dwie ukochane kobiety z 

Rosjaninem. Część Lindsay należała do Nicka, jeszcze zanim ją poznał. Teraz z kolei Ruth 

jest częścią jego świata.

- Szykujesz na dzisiaj kolejny wielki triumf? - zapytał Seth.

- A jakże. Nic innego nie robię - zaśmiał się Nick.

Lindsay czule go pogłaskała.

- Zawsze taki sam. - Na chwilę oparła głowę na jego ramieniu. - I chwała Bogu.

Ruth   ani   razu   się   nie   odezwała.   Była   świadkiem   czegoś   rzadkiego   i   zupełnie 

specjalnego między Lindsay i Nickiem. Emanowało to z nich w sposób tak żywy, że niemal 

mogłaby   tego   dotknąć.   Patrząc   na   nich,   gdy   tak   stali   objęci,   przypominała   sobie,   jaką 

doskonałą parę tworzyli na scenie. Ich harmonia, precyzja, porozumienie. Przestała słuchać, o 

czym rozmawiają, zafascynowana ich wzajemnym stosunkiem.

Kiedy   wzrok   Nicka   padł   na   nią,   nie   spuściła   oczu,   tylko   patrzyła   na   niego   jak 

zahipnotyzowana. Zapomniała o wszystkim. Wiedziała tylko, że otworzyła się mimo woli, że 

powróciła dawna tęsknota, a także ból. Miał takie niebieskie, sugestywne oczy, że nie była w 

stanie przeszkodzić mu, gdy, zdzierając z niej kolejne warstwy, dotarł do jej duszy. Dopiero 

po chwili zmobilizowała resztki sił i otrząsnęła się z tego dziwnego stanu, podobnego do 

transu.

Ten krótki epizod nie mógł ujść uwagi Lindsay i Setha, którzy bez słowa, samym 

tylko wzrokiem podzielili się swoim niepokojem.

- Czy Nadine będzie wieczorem? - Lindsay próbowała złagodzić to nagłe napięcie.

- Hm? - Nick powoli powracał do rzeczywistości. - Ach, tak, Nadine.

Zebrał myśli i zaczął szybko mówić.

- Oczywiście, będzie się chciała nacieszyć i ogrzać w blasku chwały, zanim uruchomi 

fundusz na kolejne artystyczne przedsięwzięcie.

-   Zawsze   byłeś   dla   niej   surowy   -   uśmiechnęła   się   Lindsay,   wspominając   częste 

utarczki Nicka i Nadine Rothchild - założycielki i fundatorki zespołu.

-   Skoro   ona   to   znosi   -   rzucił   Nick,   wzruszając   ramieniem.   -   Zobaczymy   się   na 

przyjęciu?

- Tak. - Lindsay zdążyła zauważyć, jak jego wzrok wędruje z powrotem ku Ruth.

background image

Nie powiedział do niej słowa, także Ruth nie odezwała się do niego. Porozumiewali 

się tylko oczami. A kontakt ten trwał kilka długich sekund, zanim Nick zwrócił się ponownie 

do Lindsay.

-   Zobaczymy   się   po   przedstawieniu   -   oznajmił.   -   Teraz   muszę   się   przebrać.  Do 

swidanja.

Wyszedł, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na jego pożegnanie. Gdzieś z głębi 

korytarza usłyszeli, jak ktoś woła go po imieniu.

Seth podszedł do Ruth, położył ręce na jej ramionach, schylił się i pocałował ją w 

czubek głowy.

- Ty też powinnaś się przebrać. Ruth próbowała wziąć się w garść.

- Tak, występuję w pierwszej scenie.

- Będziesz wspaniała. - Pogłaskał jej ramiona.

- Chcę tego. - Podniosła oczy, spojrzała na niego, a następnie na Lindsay. - Muszę.

- Będziesz - zapewniła ją Lindsay. - Jesteś urodzoną tancerką, Ruth. A poza tym moją 

najbardziej utalentowaną uczennicą.

Ruth odwróciła się i posłała Lindsay pierwszy uśmiech od momentu pojawienia się 

Nicka. Nadstawiła ochoczo policzek i pozwoliła Lindsay pocałować się.

Do swidanja! - powiedziała Lindsay, uśmiechając się i opuszczając wraz z Sethem 

garderobę.

Ruth   zamknęła   drzwi.   Przez   chwilę   kontemplowała   kostium,   który   uczyni   z   niej 

Carlottę. Była teraz Ruth Bannion, dziewczyną odrobinę niepewną własnych uczuć, odrobinę 

przestraszoną tym, co ją dziś czeka. Nałożenie kostiumu równało się wejściu w rolę. Carlotta 

ma moje słabości, dumała Ruth, dotykając materiału spódniczki, ale pokrywa je śmiałością i 

zuchwalstwem. Ruth uśmiechnęła się. O tak, to rola dla mnie, pomyślała i zaczęła się ubierać.

Gdy   po   kwadransie   wyszła   z   garderoby,   dobiegły   ją   dźwięki   dostrajającej   się 

orkiestry. Jej kostium, makijaż i fryzura - wszystko było dopracowane w najdrobniejszym 

szczególe. Minęła w pośpiechu tancerzy rozgrzewających  się do pierwszej sceny, a także 

tych, którzy stali bezczynnie w oczekiwaniu na późniejszy występ. W kącie, na podłodze, 

dostrzegła siedzącą po turecku Francie, walącą młotkiem w baletki.

Ruth podeszła do odpowiednio dużej skrzynki i używając jej jako drążka, przystąpiła 

do rozgrzewki. Poczuła niemal na sobie pot i ujrzała światła sceny.

Jej   mięśnie   reagowały   prawidłowo   -   naprężały   się,   rozciągały,   rozluźniały   na   jej 

komendę. Celowo skoncentrowała się na nich, stając tyłem do sceny, żeby móc lepiej skupić 

się na własnym ciele. Każdy występ był dla niej ważny, ale ten był najważniejszy. Musi w 

background image

nim czegoś dowieść - Nickowi i sobie. Musi się zaprezentować z jak najlepszej strony, by 

potwierdzić   swój   profesjonalizm.   Zapomni   o   wszystkich   dobrych   i   złych   chwilach   i 

odczuciach   do   Nicka,   i   skoncentruje   się   tylko   na   interpretacji   jego   baletu.   Da   z   siebie 

wszystko.

Przeżyła trudną chwilę w garderobie, kiedy przyszpilił ją wzrokiem. Nagle coś w niej 

zapragnęło stopić się z nim. Jednak duma, która pozwoliła jej przez ostatnie tygodnie trzymać 

się od niego z daleka, także i tym razem zwyciężyła. On jej nie chce - nie w pełni i nie na 

wyłączność - tak jak ona chce jego. Fakt, że tak łatwo się przyznał, iż bardzo wiele kobiet 

może mu dać to, czego naprawdę potrzebuje, zabolał ją i dotknął do żywego.

Chmurząc się, Ruth zgięła nogę w kolanie, podciągnęła do góry i wyprostowała ją.

Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie dał nauczkę temu aroganckiemu Rosjaninowi! Za 

wiele kobiet pada do jego stóp. A on tylko na to czeka, podobnie jak nie wyobraża sobie, by 

jego tancerze nie dawali z siebie wszystkiego.

Ruth wyciągnęła szyję, uniosła podbródek i znów natknęła się na jego przyszpilający 

wzrok.

Wyszedł   z   garderoby,   ubrany   w   połyskującą,   biało   -   złotą   tunikę,   w   której   miał 

wystąpić   w   pierwszym   akcie.   Na   widok   Ruth   zatrzymał   się   i   tak   stojąc,   patrzył   na   nią. 

Zastanawiał się, czy emanująca z jej twarzy pasja i namiętność należą do niej, czy, podobnie 

jak kostium, do Carlotty.

Zauważył   również,   że   w   słabo   oświetlonym   korytarzu,   w   cygańskiej   sukni   i   z 

płomiennym   wzrokiem,   jeszcze   nigdy   nie   wyglądała   tak   pociągająco.   To   właśnie   w   tym 

momencie Ruth podniosła głowę i napotkała jego wzrok.

Każde z nich poczuło nagłe przyciąganie, a zarazem nagłą wrogość. Ruth odrzuciła 

głowę, spojrzała na Nicka wyzywająco,  a następnie  odwróciła  się gwałtownym  ruchem i 

potrząsając fałdami barwnej spódnicy, poszła w swoją stronę. Ucieszyło go i jednocześnie 

rozbawiło to jej nieświadome wcielenie się w rolę.

W porządku, mała, pomyślał i uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie. Zobaczymy, 

kto będzie dzisiaj górą. Doszedł do wniosku, że chętnie podejmie wyzwanie.

Poszedł za nią aż do kulis, odprawiając z kwitkiem jedną czy dwie osoby, które go 

chciały zatrzymać. Dogoniwszy ją, nie bacząc na ludzi, obrócił ją wkoło, chwycił w pasie i 

mocno   objął.   Była   na   to   kompletnie   nie   przygotowana.   Zabrakło   jej   refleksu,   by 

zaakceptować albo odrzucić jego pocałunek, kiedy wpił się w jej usta, natarczywy, pewny 

siebie, żądający.

Później   jeszcze   przez   moment   trzymał   ręce   na   jej   ramionach   i   arogancko   się 

background image

uśmiechał.

- To cię powinno wprowadzić w odpowiedni nastrój - rzucił beztrosko i odszedł.

Była wzburzona i wściekła. Jej oczy płonęły. Po chwili, nie bacząc na pojedyncze 

chichoty przypadkowych obserwatorów, zakręciła się na pięcie i szeleszcząc spódnicą, wyszła 

na pustą, ciemną scenę.

Zaczekała,   aż   personel   obsługujący   scenę   odsunie   ciężką   kurtynę.   Zaczekała   na 

orkiestrę - tylko smyczki sygnalizowały rozpoczęcie. Zaczekała, aż znajdzie się w pełnym, 

padającym tylko na nią świetle, i zaczęła tańczyć.

Jej otwierająca partia solowa była krótka, szybka i ognista. Kiedy skończyła, na scenie 

zrobiło się widno i oczom widzów ukazał się cygański obóz.

Gdy  corps  i drugoplanowi tancerze wkroczyli do akcji, Ruth mogła złapać oddech. 

Czekała, jednym uchem słuchając pochwał asystenta choreografa. Naprzeciwko, po drugiej 

stronie sceny, widziała czekającego na swoje wejście Nicka.

Pokaż, co potrafisz, Davidov, mówiła w duchu.

Wiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie tańczyła lepiej. Jak gdyby słysząc to jej nieme 

wyzwanie, Nick uśmiechnął się do niej szeroko, po czym wybiegł na scenę.

Biły od niego arogancja i duma; książę odwiedzający obóz cygański, by kupić tam 

jakieś błyskotki. Niecierpliwym ruchem odrzucił koraliki, które mu pokazano. Dominował na 

scenie swoją obecnością i talentem. Ruth nie mogła temu zaprzeczyć. Ale to jeszcze bardziej 

ją zdopingowało. Czekała, gdy tymczasem on odrzucał jedną ofertę po drugiej, czekała, aż 

stanie się jasne, że Cyganie nie mają nic, co by go zainteresowało. I wtedy, z wysoko unie-

sioną głową, pojawiła się na scenie. Z czerwoną różą za uchem.

Coś ich do siebie przyciąga od pierwszego spojrzenia. Zmiana oświetlenia i crescendo 

orkiestry dodatkowo akcentują tę chwilę. Widząc porozrzucane skarby, Carlotta odwraca się 

do niego plecami i dołącza do grupy swoich sióstr. Zaintrygowany książę zbliża się, by się jej 

uważniej przyjrzeć.

Ruth i Nick znowu mierzą się wzrokiem. Gdy on ujmuje jej podbródek, ona odwraca 

wyniośle   głowę.   Sposób,   w   jaki   Nick   uśmiecha   się   do   niej,   sprawia,   że   jej   oczy   płoną 

gniewem. Tymczasem książę znalazł to, czego szukał. Gotów jest zapłacić za Carlottę złotem.

Ona protestuje.  Jest dumna i wściekła. Nie jest na sprzedaż! Nie zostanie  niczyją 

własnością. Urągając mu i szydząc z niego, rozpala w nim namiętność. Za jego sakiewkę 

złota   Carlotta   zgadza   się   sprzedać   mu   tylko   swój   taniec.   On   zaś,   choć   rozgniewany   tą 

propozycją, nie może się oprzeć i rzuca swoje złoto na stos odrzuconych przez siebie bły-

skotek. Rozpoczyna się ich pierwsze pas de deux - dłoń przy dłoni, kipiąca krew i zły wzrok.

background image

Balet jest szybki, od początku do końca. Rywalizacja między nimi jest ostra, ponaglają 

się, prześcigają w doskonałości. Nie rozmawiają między aktami, tylko jeden raz, podczas 

tańca, Nick szepnie jej złośliwie do ucha, że jej ballottes wymagają dopracowania.

Podnosi ją do góry, a ona wygina się, odchyla  do tyłu  głowę. Trwa w tej niemal 

odwróconej do góry nogami pozycji. Sześć, siedem, osiem powolnych, wytrzymanych taktów 

i już w następnej chwili Ruth jak błyskawica podrywa się do arabeski. Kiedy długim skokiem 

opuści scenę, pozostawiając go w solowej partii, przyciśnie ręką brzuch, z trudem łapiąc 

oddech.

Jeszcze parę razy scena płonęła od jej ognistego tańca. Kiedy wreszcie nadszedł finał, 

stojąc z nim i obejmując się nawzajem, zdążyła mu szepnąć:

- Nienawidzę cię, Davidov, nawet nie wiesz, jak bardzo.

- Nienawidź mnie, ile tylko zechcesz - odparł beznamiętnie pośród rozbrzmiewających 

wiwatów i oklasków. - Bylebyś tańczyła.

- Och, o to się nie martw, jeszcze ci pokażę - zapewniła go zadyszana i z uśmiechem 

na ustach złożyła przed publicznością głęboki, dworski ukłon.

I tylko dotarł do niej jego chichot, gdy podniósłszy z podłogi różę i skłaniając przed 

nią głowę, wręczał ją Ruth.

- Moje ballottes były bezbłędne - syknęła przez zęby, kiedy ją całował w rękę.

- Porozmawiamy o tym podczas jutrzejszej próby. - Pochylił się przed nią i jeszcze raz 

zaprezentował ją widowni.

- Idź do diabła, Davidov - powiedziała, uśmiechając się słodko w podziękowaniu za 

brawa, którymi ich obsypywano.

- Po sezonie - zgodził się, odwracając się w stronę widowni i wykonując  kolejny 

ukłon.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Nick   i   Ruth   byli   wywoływani   na   scenę   jedenaście   razy.   W   godzinę   po   ostatnim 

opadnięciu kurtyny, gdy w garderobie zrobiło się pusto, Ruth nareszcie mogła się przebrać. 

Włożyła długą białą suknię z wąskimi rękawami i wysokim kołnierzykiem. Jedyną biżuterię 

stanowiły połyskujące, złote długie kolczyki, które dostała od Lindsay i Setna na dwudzieste 

pierwsze urodziny. Jej oczy błyszczały triumfalnie, wystarczyło dodać tylko odrobinę różu na 

policzki. Włosy zostawiła rozpuszczone, tak jak nosiła je Carlotta.

- Bardzo ładnie - zauważył Donald, gdy spotkała się z nim w korytarzu.

Uśmiechnęła się, wiedząc, że ma na myśli suknię własnego projektu, nie zaś kobietę, 

która ją nosi. Wzięła go pod rękę.

- Podoba ci się? - Popatrzyła na niego, a twarz jej promieniała. - Wypatrzyłam ją w 

jednym z tych tanich odzieżowych sklepików, gdzie udzielają rabatu.

Za karę uszczypnął ją w brodę, a potem pocałował.

- Wiem, że się powtarzam, kochanie, ale byłaś cudowna.

- Och, nie krępuj się, mogę tego słuchać bez końca. - Śmiejąc się, ruszyła przodem w 

stronę wyjścia dla aktorów. - Marzę o szampanie. O całym morzu szampana. Mogłabym się 

nawet dzisiaj w nim wykąpać.

- Zobaczymy, czy to się da załatwić. Na zewnątrz czekał na nich samochód.

- Och, Donaldzie - ciągnęła, gdy tylko usiedli w środku. - Wszystko wypadło tak 

dobrze. Wszystko razem. A muzyka? Była doskonała.

- Ty byłaś doskonała - stwierdził, włączając się w ruch uliczny na Manhattanie. - Z 

twojego powodu gotowi byli pozrywać dekoracje.

Nie mogąc spokojnie usiedzieć, Ruth przesunęła się na sam brzeg fotela i odwróciła 

do Donalda.

- Gdybym mogła utrwalić na zawsze jedną chwilę z jakiegoś przedstawienia, razem ze 

wszystkimi doznaniami i emocjami, to właśnie z tego baletu. Dzisiaj. Z tego premierowego 

wieczoru.

- Powtórzysz to jutro - odpowiedział.

- Tak, i zrobię to doskonale, wiem. Ale to nie będzie to samo. - Miała nadzieję, że ją 

zrozumie.   -   Nawet   nie   jestem   pewna,   czy   może   być   dokładnie   tak   samo,   a   nawet   czy 

powinno.

- Uważam, że możesz się czuć odrobinę znużona, tańcząc dzień w dzień przez parę 

tygodni ten sam taniec.

background image

Zahamował w zatoczce, a Ruth pokiwała głową. Dlaczego żąda od niego zrozumienia? 

-   zastanawiała   się,   podczas   gdy   portier   pomagał   jej   wysiąść.   Przy   swoich   wszystkich 

twórczych talentach Donald stąpa twardo po ziemi. A ona dzisiejszego wieczoru była gotowa 

unosić się w powietrzu i bujać w obłokach.

- To trudno wytłumaczyć. - Pozwoliła mu się wprowadzić przez wielkie przeszklone 

drzwi do hotelowego holu. - To coś dzieje się z tobą w chwili, gdy zapalają się światła i 

rozlegają pierwsze dźwięki muzyki. To jest coś specjalnego. Zawsze.

Sala bankietowa jarzyła się od świateł, było już pełno ludzi. W momencie, kiedy Ruth 

stanęła w drzwiach, kamery zaczęły błyskać i pstrykać. Powitały ją oklaski.

- Ruth!

Z tłumu z pewnością kobiety,  która dobrze wie, iż ludzie rozstąpią się przed nią, 

wyszła Nadine. Była drobna, proporcjonalnie zbudowana i miała grację, która zdradzała, iż 

jest wyszkoloną tancerką. Zgrabnie wymodelowane, jasnoblond włosy, cera gładka i różowa. 

Za anielską twarzą krył się jasny i trzeźwy umysł. Dopiero teraz, gdy przestała być tancerką, 

Nadine Rothshild, fundatorka zespołu, na dobre poświęciła się dla baletu.

Ruth ani się obejrzała, jak wylądowała w jej objęciach.

-   Byłaś   piękna   -   rzekła   Nadine,   w   której   ustach   był   to   najwyższy   komplement. 

Odsuwając Ruth od siebie, Nadine przez kilka długich sekund patrzyła jej prosto w oczy. Taki 

miała zwyczaj. - Jeszcze nigdy nie tańczyłaś tak dobrze jak dzisiaj.

- Dziękuję, Nadine.

- Wiem, że spieszno ci do Lindsay i Setha. - Poprowadziła Ruth przez salę, pozwalając 

Donaldowi iść w ślad za nimi. - Jestem z ciebie taka dumna - dodała z przejęciem.

Seth trzymał ręce na ramionach żony i spoglądając na bratanicę, rzekł:

- Ilekroć oglądam twój występ, wydaje mi się, że już nigdy nie zatańczysz lepiej. I 

zawsze się mylę.

Rozmarzona Ruth roześmiała się i nadstawiła policzek do pocałunku.

-   To   była   najcudowniejsza   rzecz,   jaką   kiedykolwiek   dane   mi   było   zatańczyć   - 

stwierdziła, po czym odwróciła się i ujmując ramię Donalda, dokonała szybkiej prezentacji.

- Jestem wielką wielbicielką pańskich kreacji - wyznała Lindsay, uśmiechając się do 

niego. - Ruth świetnie je nosi.

- To moja ulubiona klientka. Jestem przekonany, że pani bez trudu mogłaby pójść w 

jej ślady - odwzajemnił komplement Donald. - Ma pani fantastyczną karnację.

- Dziękuję. - Lindsay z łatwością wychwyciła profesjonalny ton komplementu, który 

ją raczej rozśmieszył, niż jej pochlebił. - Zasłużyłaś na szampana - powiedziała, zwracając się 

background image

do Ruth.

Wypatrywały kelnera, kiedy rozległy się oklaski, a w drzwiach ukazał się Nick. Ruth 

nie musiała się odwracać. Wiedziała, że to on, bo tylko on mógł wzbudzić podobny entuzjazm 

i ogólne ożywienie.

Był sam, co ją zdumiało. Tam, gdzie był Davidov, zwykle były też kobiety. Ruth 

wiedziała, że odszukają wzrokiem.

Nick   szybko   odłączył   się   od   tłumu   i   powolnym   krokiem,   z   typową   dla   swojego 

zawodu gracją, doskonale się kontrolując, szedł ku niej, trzymając w ręku długą czerwoną 

różę, którą jej wręczył. Przyjęła ją, a on ujął jej drugą rękę i złożył na niej pocałunek. Nie 

odezwał się, nie spuścił też z niej oczu, po czym odwrócił się i odszedł.

Istny cyrk, powiedziała do siebie w duchu, ale nie oparła się i powąchała różę. Tylko 

Davidov potrafił tak świetnie zaaranżować scenę. Odszukała wzrokiem Lindsay. Wprawdzie 

wyczytała w jej oczach zrozumienie, ale dostrzegła też niepokój. Omal nie potrząsnęła głową, 

chcąc oddalić jakiekolwiek podejrzenie. Zmusiła się do promiennego uśmiechu.

- Co z tym szampanem? - zapytała Ruth dziobała widelcem po talerzu, zbyt przejęta, 

by móc patrzeć na jedzenie. Lepiej nie mogła trafić siedziała przy stole z Nadine, o której w 

zespole krążył żart, że ocenia tancerzy po ich wadze.

Krzywiąc się, Nadine rzuciła okiem na czekoladowy mus na talerzyku Lindsay.

- Powinnaś się wystrzegać takich kalorycznych deserów, kochanie.

Śmiejąc się, Lindsay pochyliła się i pocałowała Nadine.

- Podziwiam twoją konsekwencję, Nadine. Zwłaszcza w świecie, który jest tak bardzo 

nieprzewidywalny.

- Nie da się tańczyć z bitą śmietaną w biodrach - zauważyła Nadine, sącząc szampana.

-   Raz   przyłapała   mnie   z   torebką   ziemniaczanych   chipsów   -   pożaliła   się   Ruth.   - 

Przeżyłam wówczas jedną z najpotworniejszych chwil w życiu. - Przesłała Nadine uśmiech 

od ucha do ucha i włożyła do ust pełną łyżeczkę musu. - Od tamtego czasu patrzę na nie ze 

wstrętem.

-   Moi   tancerze   mają   wyglądać   jak   tancerze   -   stwierdziła   kategorycznie   Nadine.   - 

Przewaga kości i żadnych wybrzuszeń. Odpowiednia dieta jest równie ważna jak codzienna 

próba.

-   Codzienna   próba   jest   równie   ważna   jak   oddychanie   -   dokończyła   ze   śmiechem 

Lindsay. - Czy to możliwe, że od ośmiu lat nie jestem już w zespole, czy tylko tak mi się 

zdaje?

- Pozostawiłaś po sobie lukę. Niełatwo było cię zastąpić.

background image

Nieoczekiwany komplement zaskoczył Lindsay. Nadine była pragmatyczną, trzeźwą 

kobietą,   dla   której   talent   jej   tancerzy   był   czymś   absolutnie   normalnym,   wręcz 

gwarantowanym. Uważała, że muszą być najlepsi, i z zasady ich nie chwaliła.

- No wiesz, dziękuję ci, Nadine.

-   To   nie   był   komplement,   ale   pretensja   -   natychmiast   odparowała   Nadine.   -   Za 

wcześnie od nas odeszłaś. Mogłaś jeszcze tańczyć.

- Masz dość młodych talentów, Nadine. Twój corps de ballet wciąż jest najlepszy - z 

uśmiechem zauważyła Lindsay.

- Oczywiście. Czy wyobrażasz sobie, ile Julii obejrzałam w moim życiu, Lindsay?

- Czy to podchwytliwe pytanie? - uśmiechnęła się Lindsay i zwróciła do Setha. - Bo 

jeżeli powiem za dużo, będzie się skarżyć, że ją postarzam. A jak za mało, to że ją obrażam.

- Spróbuj odpowiedzieć „niemało” - zasugerował Seth, dolewając żonie wina.

- Dobry pomysł. Niemało - odparła Lindsay.

- Całkiem prawidłowo. - Nadine odstawiła kieliszek i położyła rękę na dłoni Lindsay. 

Spojrzała na nią poważnie i jakby z bólem. - Byłaś najlepsza.

Najlepsza z najlepszych. Płakałam, kiedy nas opuściłaś.

Lindsay otworzyła usta i natychmiast je zamknęła, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.

- Przepraszam was na chwilę - rzekła niemal szeptem, po czym wstała i pomknęła 

przed siebie.

Dotarła   do   wielkich   przeszklonych   drzwi   wychodzących   na   półkolisty   balkon. 

Otworzyła je i wyszła na zewnątrz. Oparta o balustradę wzięła głęboki oddech. Niebo było 

czyste, gwiaździste, księżyc rozsiewał nad Manhattanem srebrzyste światło. Patrzyła, nic nie 

widząc.

Po tylu latach, po tak długiej przerwie! - myślała. Dałabym sobie odrąbać rękę, żeby 

usłyszeć to od niej dziesięć lat temu. Poczuła spływającą po policzku łzę i zamknęła oczy. O 

Boże,   jakże   mi   strasznie   kiedyś   zależało   na   dowiedzeniu   się   tego,   co   mi   przed   chwilą 

powiedziała. A teraz...

Drgnęła, czując dotyk czyjejś ręki. Odwróciła się, lądując prosto w ramionach Nicka. 

Przez chwilę milczała,  opierając się na nim i wspominając. W tamtym  życiu,  w tamtym 

świecie, do którego kiedyś należała, była jego Julią.

- Och, Nick - szepnęła. - Jacy my jesteśmy nieodporni i głupi.

-   Głupi?   -   powtórzył   i   pocałował   ją   w   czubek   głowy.   -   Mów   za   siebie,  pticzka. 

Davidov nigdy nie jest głupi.

- Zapomniałam - zaśmiała się.

background image

- Raczej zwariowany na twoim punkcie. - Znowu ją objął i podniósł na palce, tak że 

muskali się policzkami.

- Nick, okazuje się, że można z tym nie mieć do czynienia przez długi czas, być jak 

najdalej od tego, a mimo wszystko tkwić w tym nadal. Masz to nie tylko we krwi, masz to w 

ciele, w mięśniach. - Westchnęła, wysunęła się z jego ramion i ponownie oparła o balustradę. 

- Ilekroć tu powracam, mam wrażenie, że zaraz zadzwonię do kolegów z zespołu, że udam się 

na lekcję. Tego się nie da wykorzenić.

- Brakuje ci tego, tęsknisz? - zapytał.

- Nie W tym rzecz. - Lindsay ściągnęła brwi, próbując przełożyć uczucia na słowa. - 

To raczej jak odgrzebywanie wspomnień z lamusa. Szczerze mówiąc, kiedy jestem w domu, 

nie myślę o zespole. Zajmuję się dziećmi i moimi uczniami. A Seth jest... - Urwała, a na jej 

twarzy pojawił się jasny uśmiech. - Seth jest wszystkim. - Znowu się odwróciła, patrząc na 

Nicka i na sylwetkę miasta. - Czasami, kiedy tu wracam, żeby popatrzeć na Ruth, ożywają 

wspomnienia, a wszystko staje się takie nierealne.

- I robi ci się smutno?

- Troszeczkę - przyznała. - A równocześnie jest to miłe uczucie. Kiedy patrzę wstecz, 

nie widzę w moim życiu niczego, co chciałabym zmienić. Jestem bardzo szczęśliwa. A Ruth... 

- Ponownie się uśmiechnęła, zapatrzona w Nowy Jork. - Jestem z niej dumna i taka przejęta. 

Ona jest taka dobra. Jest niewiarygodnie dobra. Czasami dzięki niej czuję, jakbym znowu 

była częścią tego wszystkiego.

- Zawsze jesteś częścią tego, Lindsay. - Bawił się końcami jej włosów. - Taki talent 

jak twój nigdy nie pójdzie w zapomnienie.

-   Och,   nie,   dość   już   tych   komplementów   na   dzisiaj.   -   Zaśmiała   się   drżącym   ze 

wzruszenia głosem.

-   To   było   dobre,   gdy   zaczynałam.   Bardzo   mi   pomagało.   -   Oddychając   głęboko, 

popatrzyła mu w oczy.

- Wiem, że byłam dobrą tancerką, Nick. Ciężko na to pracowałam. Cenię sobie jak 

skarb   lata   spędzone   w   zespole,   balety,   w   których   tańczyłam   z   tobą.   Moja   matka   wciąż 

przechowuje album z fotografiami i wycinkami, a moje dzieci pewnego dnia będą go sobie 

oglądały.

- Ilekroć myślę o tobie i dwójce twoich podrastających dzieci, nie posiadam się ze 

zdumienia.

- Dlaczego?

- Ponieważ tak dobrze pamiętam ten pierwszy raz, kiedy cię zobaczyłem. Byłaś już 

background image

solistką, kiedy przyszedłem do zespołu. Oglądałem cię podczas próby „Śpiącej królewny”. 

Byłaś wróżką kwiatów i byłaś niezadowolona ze swoich fouettes.

- I ty to zapamiętałeś?

- Bo moją pierwszą myślą było, jakby cię zdobyć i zaciągnąć do łóżka. Nie mogłem ci 

tego powiedzieć wprost, bo w tym czasie mój angielski nie był za dobry.

Lindsay omal się nie zakrztusiła.

- Sądzę, że szybko nadrobiłeś zaległości. Chociaż, jeśli mnie pamięć nie myli, nigdy, 

w żadnym języku, nie sugerowałeś, żebym z tobą poszła do łóżka.

- Czy to możliwe? - Patrząc na nią, przechylił głowę. - Nosiłem się z tym przez ponad 

dziesięć lat.

Lindsay odczekała, aż uspokoi się jej serce. Dochodziły tu śmiechy z sali i stłumiony 

warkot samochodów nisko w dole. Próbowała wczuć się w Lindsay Dunne sprzed dziesięciu 

lat. W końcu dała sobie z tym spokój.

- Kto wie? Może tak jest lepiej.

Nick otoczył ją ramieniem, a ona oparła się na nim.

-   Masz   rację.   Czasem   jest   lepiej   nie   wiedzieć.   Zamilkli   i   każde   podążyło   tropem 

własnych myśli.

- Donald Keyser sprawia miłe wrażenie - zauważyła półgłosem. Poczuła, choć trwało 

to zaledwie ułamek sekundy, sztywniejące ramię Nicka.

- Tak.

- Ruth nie jest w nim zakochana, to widać, ale on też jej nie kocha. Myślę, że po 

prostu dobrze się czują w swoim towarzystwie i są dobrymi kumplami. - Ponieważ się nie 

odzywał, Lindsay przechyliła głowę i popatrzyła na niego. - Nick? Bez trudu odczytał jej 

myśli.

- Ponosi cię wyobraźnia - mruknął.

- Znam ciebie. I znam Ruth.

- Bałbym się ją skrzywdzić.

- Też tak sobie pomyślałam - przyznała Lindsay. - Ale zaraz potem przyszło mi do 

głowy, że to ona może cię zranić. Trudno jest, kiedy kocha się was oboje.

Starał   się   zbagatelizować   sprawę;   wzruszył   ramieniem,   wsunął   ręce   do   kieszeni   i 

zaczął się przechadzać.

- Tańczymy razem, to wszystko.

- Akurat! - skwitowała Lindsay i nie bacząc na jego groźną minę, kontynuowała: - Nie 

chcę przez to powiedzieć, że jesteście kochankami, nic mi też do tego, gdyby tak było. Ale 

background image

kiedy   się   na   was   patrzy,   to   jakby  iskry   leciały   -   dokończyła,   pomimo   że   piorunował   ją 

wzrokiem.

- Więc czego chcesz? - zapytał. - Mam ci obiecać, że nie zaciągnę jej do łóżka?

- Nie. Nie chodzi mi o obietnice ani nie zamierzam udzielać ci rad. Myślałam tylko, że 

ci pomogę, gdybyś tego potrzebował.

Szybko złagodniał.

- Ona jest dzieckiem - mruknął.

- Jest kobietą - poprawiła go Lindsay. - Ruth ledwo zdążyła być dzieckiem. Kiedy ją 

poznałam, była dojrzała pod wieloma względami.

- Może byłoby bezpieczniej, gdybym ją uważał za dziecko.

- Posprzeczałeś się z nią! Roześmiał się i spojrzał Lindsay w oczy.

Pticzka, przecież zawsze się kłócę z moimi partnerkami, czyż nie?

- To prawda - przyznała i postanowiła na tym poprzestać. Zamiast wywierać na nim 

presję, wyciągnęła do niego rękę. - Sami przecież spieraliśmy się i prowadziliśmy rozmowy 

na bardzo poważne tematy.

- Na najpoważniejsze. - Nick ujął w obie dłonie jej wyciągniętą rękę. - Chodź, pozwól, 

że cię zabiorę do środka. Powinniśmy wspólnie świętować dzisiejszy dzień.

- Czy zdążyłam ci powiedzieć, jaki byłeś dzisiaj wspaniały i jak znakomity jest twój 

balet?

- Tylko jeden raz. - Ofiarował jej swój olśniewający, czarujący uśmiech. - Stanowczo 

za mało.  Wiesz,  jak  bardzo wielkie  jest  moje  ego. - Od  uśmiechu  aż  mu się  zrobiły na 

policzkach bruzdy. - No więc powiedz, byłem cudowny?

- Tak cudowny, jak tylko  cudowny potrafi być  Davidov - roześmiała się Lindsay, 

serdecznie go obejmując.

- Tak, to stosowny komplement - stwierdził - i nic lepszego nie mogłaś wymyślić.

Ucałowała go.

- Tak się cieszę, że się nie zmieniłeś. Odwrócili się oboje, kiedy otworzyły się drzwi i 

stanął w nich Seth.

- No tak, przyłapał nas - stwierdził Nick, szczerząc zęby i nie wypuszczając z objęć 

Lindsay. - Teraz twój architekt połamie mi obie nogi.

- Błagaj go zatem o litość - poradziła Lindsay, uśmiechając się do Setha.

- Davidov ma błagać o litość? - Nick wzniósł oczy do nieba i natychmiast puścił 

Lindsay. - Ta kobieta jest szalona.

- Czasami jej się to zdarza - przyznał Seth - ale ja biorę to pod uwagę. - Lindsay 

background image

wzięła męża za rękę. - Ludzie dopytują się o ciebie - zwrócił się do Nicka.

- Jak długo się zatrzymacie? - zapytał Nick, rzucając szybkie spojrzenie w kierunku 

sali.

- Tylko na noc - odparł Seth.

- Więc pożegnam się już teraz. - Wyciągnął rękę do Setha. - Do swidanja, prijatel. Jest 

ci czego zazdrościć. Do swidanja, pticzka.

- Do zobaczenia, Nick.

Patrząc, jak wraca do sali, westchnęła tęsknie.

- Lepiej się czujesz? - zapytał Seth.

- Jak ty mnie dobrze znasz - rzekła półgłosem.

- A jak cię kocham! - wyszeptał, obejmując ją.

- Seth, to był uroczy wieczór.

- Nie żałujesz?

Wiedziała, że ma na myśli jej karierę, wybór, którego dokonała.

- Nie. Nie żałuję. - Uniosła twarz, a ich usta się spotkały. Pocałunek był długi i gorący. 

Byli siebie złaknieni. Przyciągając ją do siebie, jęknął z rozkoszy. Objęła go, wpiła palce w 

jego ramiona. Zawsze jest tak jak za pierwszym razem, pomyślała. Ilekroć mnie całuje, to 

jakby to był pierwszy raz.

- Seth - zamruczała. - Jestem bardzo, za bardzo zmęczona, żeby zostać na przyjęciu.

- Hm. - Powędrował ustami w okolice jej ucha.

- To był długi dzień. Moglibyśmy się wymknąć do naszego pokoju i trochę odpocząć.

- Dobry pomysł - odparła. - Moglibyśmy zamówić butelkę szampana, żeby wznieść 

toast za balet.

- Dwuipółlitrową butelkę - postanowił Seth. - W końcu to był doskonały balet.

- O, tak. Moglibyśmy już nie wracać na przyjęcie, jak sądzisz?

- Jakie przyjęcie? - zapytał. Wziął ją pod ramię i przeprowadził obok drzwi. - Po 

wschodniej stronie jest jeszcze druga para drzwi.

Lindsay zaśmiała się.

- Architekci zawsze wszystko wiedzą najlepiej - powiedziała prawie szeptem.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Już   z   końcem   pierwszego   tygodnia   było   wiadomo,   że   „Czerwona   róża”   odniosła 

sukces. Każde przedstawienie szło przy pełnej sali. Ruth czytała recenzje. Wiedziała, że jest 

to punkt zwrotny w jej karierze. Udzieliła szeregu wywiadów, koncentrując się na promocji 

baletu,   zespołu   i   siebie.   Zależało   jej,   żeby   poświęcać   jak   najwięcej   czasu   na   pracę   i 

wykonywać ją jak najlepiej. Wcale nie było łatwo uporać się z uczuciami, skoro co wieczór 

tańczyła z Nickiem.

Ruth mówiła sobie, że to są uczucia Carlotty; że za bardzo wczuła się w tę rolę. 

Zakochać się w Davidovie? To niemożliwe!

Jest zaabsorbowany baletem. Ona również. Interesują go wyłącznie przelotne fizyczne 

kontakty. Ona pragnie uczuć - głębokich i trwałych. Przykład własnych rodziców, a także 

Lindsay   i   Setha   popsuł   ją,   a   zarazem   zniechęcił   do   byle   jakiego   związku.   Nick   był 

wymagający, samolubny i nieznośny - żadna z tych cech nie kwalifikowała go w jej oczach 

na kochanka. Uważał ją za głupią i romantyczną.

Musiała to sobie przypominać po każdym przedstawieniu, wtedy bowiem wrzała w 

niej krew, a namiętność do niego rozpalała wnętrzności. Musiała to sobie przypominać w 

czasie bezsennych nocy, kiedy jej umysł był aż zanadto rozbudzony.

Spotykali się niemal wyłącznie na scenie, więc gdy stawali ze sobą twarzą w twarz, 

pokusa wejścia w role, które odtwarzali, była przemożna. Ilekroć Ruth czuła, że jest bliska 

utraty tożsamości Carlotty i że z trudem dystansuje się w stosunku do Nicka, przywoływała 

na pamięć wszystkie jego najgorsze wady. Miała swoje życiowe plany, zarówno zawodowe, 

jak i osobiste. Wiedziała,  że Nick jest jedynym  mężczyzną,  który może jej  w  tym  prze-

szkodzić.

Uważała się za osobę samowystarczalną i niezależną. Nic dziwnego, skoro nie miała 

normalnego   domu   i   wiodła   nietypowe   życie,   bez   utrwalonych   nawyków   i   niezbędnego 

poczucia   stabilności   w   dzieciństwie.   Nie   miała   stałych   towarzyszy   zabaw   dziecięcych, 

nauczyła się nie przywiązywać do domów, które wynajmowali rodzice, ponieważ nigdy w 

nich długo nie pozostawali. Jej mieszkanie w Nowym Jorku było pierwszym miejscem, do 

którego świadomie się przywiązała. Było jej własne - kupione za pieniądze, które zarobiła, 

wypełnione   przedmiotami,   które   były   dla   niej   ważne.   Mieszkała   tutaj   od   roku   i   już   się 

przekonała, że świetnie sobie sama radzi. Wierzyła w siebie - jako kobieta i jako tancerka. 

Fakt, że Nick - jedyny na świecie - potrafi podkopać jej wiarę w siebie, doprowadzał ją do 

białej gorączki.

background image

Na   płaszczyźnie   zawodowej   mógł   ją   sprowokować,   i   wówczas   dawała   z   siebie 

wszystko,   jak   również   -   doborem   słów   albo   wyrazem   twarzy   -   onieśmielić,   wręcz 

sparaliżować. Również prywatnie potrafił w niej wyzwolić najróżniejsze emocje.

Dziewczęce   zadurzenia   miała   dawno   za   sobą.   Od   lat   jej   namiętności   i   pasje 

koncentrowały   się   wokół   tańca.   Mężczyźni,   z   którymi   się   umawiała,   byli   towarzyszami, 

przyjaciółmi. Nick był  premier  danseur,  nauczycielem  Ruth i partnerem w zawodzie. Aż 

dziwne, że jej uczucia do niego zmieniły się i pogłębiły tak szybko.

Być może, zastanawiała się, byłoby prościej zakochać się w kimś zupełnie obcym, niż 

poczuć nagle pociąg do mężczyzny, którego znała i z którym pracowała od lat.

Gdyby tylko chodziło o popęd fizyczny, dałaby sobie z tym radę. Ale w grę wchodziło 

zaangażowanie emocjonalne, i to ją niepokoiło. Jej uczucia do Nicka były złożone i głębokie. 

Podziwiała go, była nim zafascynowana, doprowadzał ją do szału i ufała mu bezgranicznie - 

jeśli chodzi o taniec.

Prywatnie, o czym dobrze wiedziała, mógłby ją stłamsić i zniszczyć - samą swoją 

osobowością. Nie odpowiadała jej rola ofiary. Bała się, że miłość oznacza zależność, a to z 

kolei prowadzi do utraty kontroli.

- Daleko odpłynęłaś?

Ruth odwróciła się błyskawicznie i w drzwiach garderoby zobaczyła Francie.

- Och, całe mile stąd - przyznała, przyłapana na rozmyślaniach o Nicku. - Wejdź i 

siadaj.

Ruth zaczęła sczesywać włosy do tyłu, żeby je ująć w koński ogon.

- Mmm - zaczęła dyplomatycznie. - Najdłuższe są piątki. Już na samą myśl o dwóch 

występach w ciągu jednego dnia czuję skurcze w nogach.

-   Siedem   wywołań   przed   kurtynę   na   poranku   to   nie   w   kij   dmuchał.   -   Francie 

przycupnęła   na  pierwszym   z  brzegu   krzesełku.   -  Biedny  Nick   udziela   właśnie   kolejnego 

wywiadu, tym razem reporterowi z „New Trends”.

Ruth skwitowała to półuśmieszkiem.

- Będzie niebywale czarujący, a jego akcent coraz bardziej dziwaczny.

-  Spasibo,  czyli dziękuję - powiedziała Francie. - Jedno z nielicznych  znanych mi 

rosyjskich słów.

- Gdzieś się nauczyła?

- Och, trochę tego wkułam, sądząc, że oczaruję tym Nicka. Ale to było parę lat temu. - 

Uśmiechając się szeroko, Francie wyjęła z kieszeni gumę do żucia. - Ale nic nie wskórałam. 

Śmiał się i od czasu do czasu głaskał mnie po głowie. A ja, naiwna, liczyłam na orkiestrę 

background image

cygańską i na szał namiętności. Nick wydaje się zawsze zajęty, jeśli wiesz, co mam na myśli.

- Tak Nie wiedziałam, że interesujesz się Nickiem w taki sposób.

- Kochana. - Francie spojrzała z politowaniem na Ruth i uśmiechnęła się. - A która 

kobieta powyżej dwunastu lat by się nim nie zainteresowała? A poza tym wszyscy wiemy, że 

jestem nienasycona w tej dziedzinie. - Roześmiała się i wyciągnęła ramiona do sufitu. - Lubię 

mężczyzn, i nie walczę z tym. - Opuściła ręce na kolana. - Właśnie skończyłam poważny 

związek z dermatologiem.

- Och. Tak mi przykro!

- Niech ci nie będzie przykro. Mieliśmy doskonały ubaw. Zastanawiam się właśnie 

nad nowym poważnym  związkiem z aktorem, którego poznałam w zeszłym tygodniu. To 

Price Reynolds  z „A New Breed”. - Ponieważ Ruth nie zareagowała, Francie uściśliła: - 

Mydlana opera.

- Nie widziałam.

- Jest wysoki, barczysty  i ciemnowłosy, i ma  senne spojrzenie.  Może będzie tym 

właściwym.

- Dlaczego tak uważasz?

- Pocą mi się dłonie. - Widząc zdumienie na twarzy Ruth, roześmiała się. - Kiedy to 

prawda. Ale z tobą ten numer by nie przeszedł. Nie zadowoliłaby cię świadomość, że to może 

być ten właściwy mężczyzna. Musiałabyś wiedzieć, że nim jest. W tym roku byłam już dwa 

razy   zakochana.   W   zeszłym   co   najmniej   cztery   albo   nawet   pięć.   A   ty   ile   razy   byłaś 

zakochana?

- Ja, prawdę mówiąc... - Nigdy, uświadomiła sobie Ruth. Ani razu.

- Nie łam się. Nie byłaś zakochana, ponieważ znasz tylko jedno znaczenie tego słowa. 

Gdy to nastąpi, rozpoznasz to bezbłędnie. - Francie uśmiechnęła się przyjaźnie. - I dlatego 

czujesz się bezpieczna. Nie to co ja! Wiesz, czego chcesz, czego pragniesz. Nie idziesz na 

łatwiznę.

- Ty nie czujesz się bezpieczna? Boże, nigdy bym nie przypuszczała.

- Potrzebuję kogoś, kto będzie mi mówił, że jestem ładna, zdolna, kochana. A tobie to 

niepotrzebne. - Złapała oddech. - Gdy byłyśmy w corps, wiedziałaś, że w nim nie zostaniesz. 

Nie miałaś cienia wątpliwości. - Francie ponownie się uśmiechnęła. - Nikt w to nie wątpił. A 

gdy   spotkasz   mężczyznę,   który   będzie   dla   ciebie   znaczyć   tyle   co   taniec,   będziesz   mieć 

wszystko.

Ruth posmutniała.

- Ale taki mężczyzna musiałby czuć to samo co ja.

background image

- Zawsze istnieje jakieś ryzyko. To tak jak z naciągniętym mięśniem. - Tym razem 

Francie uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Boli jak cholera, ale nie przestajesz tańczyć. 

Widać, że jeszcze sobie nie naciągnęłaś mięśnia.

- Masz dar do wynajdywania analogii.

- Filozofuję tylko z pustym żołądkiem - odparła Francie. - Zjesz lunch?

- Nie mogę. Umówiłam się z Donaldem. - Ruth zerknęła na zegarek. - I już jestem 

spóźniona.

-   Baw  się   dobrze.   George   porywa   mnie   po   wieczornym   przedstawieniu.   Będziesz 

mogła rzucić na niego okiem.

- George?

- George Middemeyer. - Wychodząc, Francie uśmiechnęła się szeroko przez ramię. - 

To właśnie doktor Price Reynolds. Jest neurochirurgiem, jego małżeństwo się rozpada i ma 

wyrozumiałą   kochankę,   która   prawdopodobnie   jest   w   ciąży.   Oczywiście   to   dzieje   się   w 

filmie. Obejrzyj sobie jutro.

To mówiąc, wyszła. Ruth roześmiała się i chwyciła torebkę.

Bar, w którym miała się spotkać z Donaldem, znajdował się dwie przecznice dalej. 

Musiała   się   spieszyć.   Była   spóźniona   dziesięć   minut,   a   Donald   na   pewno   przyjdzie 

punktualnie.

Intensywne, ostre zapachy peklowanej wołowiny i koszernych marynat powitały ją od 

progu. Ponieważ minęła już pora lunchu, w barze nie było tłoku. Zasiedziało się tylko parę 

osób. Dwóch starszych panów przy odległym stoliku grało przy resztkach lunchu w szachy.

Ponad ich głowami wypatrzyła Donalda. Siedział tyłem do sali i palił. Lekko, pewnym 

krokiem przeszła między rzędami malutkich stolików.

- Przepraszam za spóźnienie, Donaldzie. - Pochyliła się, żeby go pocałować na dzień 

dobry. - Coś już zamówiłeś?

- Nie. - Strzasnął popiół z papierosa. - Czekałem na ciebie.

Wyczuła, że coś jest nie tak. Jednak znając Donalda, wolała się nie dopytywać. Jeśli 

ma jej coś do powiedzenia, zrobi to w swoim czasie.

Rozejrzała się wokół, a stojący za kontuarem pękaty mężczyzna w białym fartuchu 

poczłapał w ich kierunku.

- Co podać?

- Sałatkę owocową i herbatę, proszę - odpowiedziała Ruth, uśmiechając się do niego.

- Pstrąga i kawę - zamówił Donald, nie patrząc w jego stronę.

Pękaty   mężczyzna,   zanim   poczłapał   z   powrotem,   wydał   ledwo   słyszalny   dźwięk, 

background image

przypominający parsknięcie. Uśmiechając się szeroko, Ruth odprowadziła go wzrokiem.

- Byłeś tu kiedyś w porze lunchu? - zapytała Donalda. - Istny dom wariatów. Szef 

bierze na ten czas chłopca do pomocy, ale co z tego, skoro obaj ruszają się w tym samym 

tempie? Adagio.

- Rzadko jadam w podobnych miejscach - zaznaczył Donald, zaciągając się ostatni 

raz, zanim zgniótł papierosa w popielniczce.

Ruth znowu wyczuła jakiś podtekst, ale nadal czekała.

-   Na   nic   lepszego   nie   znalazłabym   dzisiaj   czasu,   Donaldzie.   Ty   też   musisz   mieć 

zwariowany dzień i pewnie uwijasz się jak w ukropie, żeby zdążyć z pokazem i wieczornym 

przyjęciem.   -   Powiesiła   torebkę   na   oparciu   krzesła,   po   czym,   podparłszy   się   łokciami, 

pochyliła się do przodu. - Jak idzie? W porządku?

- Chyba tak. Oczywiście, jak zawsze wszystko na ostatnią chwilę. Parę pokłutych w 

pośpiechu osób. Gwałtowne sprzeczki między moim głównym krojczym i główną szwaczką. 

Normalka.

- Ale ten pokaz jest dla ciebie dość ważny, nieprawda? - Przechyliła na bok głowę, 

zdziwiona bezosobowym, prawie obojętnych tonem jego głosu.

- Tak, jest ważny. - Przykuł ją wzrokiem. - Dlatego chciałbym, żebyś tam ze mną była.

Ruth  wytrzymała  jego  spojrzenie,  milknąc,  gdy z pewną  typową  dla tego  miejsca 

nonszalancją stawiano przed nimi jedzenie.

Niespiesznie podniosła łyżeczkę, lecz nie tknęła swojej sałatki.

- Wiesz, dlaczego nie mogę, Donaldzie. Już o tym rozmawialiśmy.

Wsypał do kawy kopiastą łyżkę cukru.

- Wiem również, że masz dublerkę. Mogłabyś opuścić jedno przedstawienie.

- Dublerka jest na wyjątkowe sytuacje. Nie mogę wziąć wolnego wieczora, dlatego że 

chcę pójść na randkę.

- Ale tu nie chodzi o kino ani o pizzę - odparował.

- Wiem, Donaldzie. Przyszłabym, gdybym mogła.

- Nie zgodzę się, żebyś była nieobecna na otwarciu wieczoru.

- Zagrywasz  nieczysto.  - Ruth odstawiła  filiżankę.  Patrząc  na chłodny, stanowczy 

wyraz   jego   twarz,   wiedziała,   że   już   podjął   decyzję.   -   Gdybyś   ty   miał   pokaz,   który   by 

kolidował z moim występem, nie zrezygnowałbyś z niego, a ja nie oczekiwałabym tego od 

ciebie.

- Po prostu brak ci dobrej woli.

Ruth   pomyślała   o   przyjęciach,   w   których   uczestniczyła,   i   o   obowiązkach,   które 

background image

spełniała, ponieważ na to nalegał.

- Daję ci to, co mogę, Donaldzie. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, wiedziałeś, co jest 

dla mnie najważniejsze.

Donald przestał mieszać kawę i odłożył łyżeczkę na stół.

-   To   nie   wystarczy   -   powiedział   tak   zimnym   tonem,   że   Ruth   poczuła   skurcz   w 

brzuchu. - Chcę, żebyś dzisiaj ze mną była.

- Czy to ultimatum?

- Tak.

- Przykro mi, Donaldzie. - powiedziała cicho, ale nie przepraszająco. - Nie mogę.

- Powiedz raczej, że nie chcesz - odrzekł.

- Nazwij to, jak wolisz - rzekła znużonym głosem.

- Zaproszę więc na dzisiejszy wieczór Germanie.

Ruth   popatrzyła   na   niego.   Jego   wybór   świadczył   o   pewnej   przewrotności.   Jego 

największa konkurentka może się okazać bardziej pomocna niż jakaś tam tancerka.

- Ostatnio zapraszałem ją kilka razy - wyjaśnił. - Kiedy byłaś zajęta.

- Rozumiem - odpowiedziała dyplomatycznie, chociaż jego słowa zabolały ją.

- W ostatnim czasie coraz bardziej koncentrujesz się na sobie. Liczy się tylko twój 

balet. W twoim życiu nie ma miejsca dla mnie, nie ma miejsca dla żadnego mężczyzny. 

Bronisz się przed tym. Jesteś skażona egoizmem, Ruth. Lekcja za lekcją, a między tym próby 

i występy. Pochłania cię taniec, na niczym innym ci nie zależy.

Początkowo była wstrząśnięta jego słowami, a potem zdruzgotana. Sięgnęła za siebie 

po torebkę, ale Donald chwycił ją za ramię.

- Jeszcze nie skończyłem. - Przytrzymał ją. - Stoisz godzinami przed tymi lustrami i co 

tam widzisz? Ciało, które czeka, aż choreograf mu powie, co ma robić. Czy zdarza ci się 

wykonać jakiś spontaniczny, samodzielny ruch? Czy zdarza się, że odczuwasz coś, co nie 

zostało zaprogramowane? Z czym zostajesz, kiedy kończy się taniec?

- Proszę cię. - Zagryzała z całej siły wargi, żeby powstrzymać łzy, ale na próżno. - 

Dość tego.

Spojrzał na nią, jakby ją dopiero zobaczył. Na sekundę wstrzymał oddech, puścił jej 

ramię.

- A niech to, Ruth, przepraszam.

- Nie. - Jak oszalała potrząsnęła głową, odsunęła się z krzesłem i poderwała. - Ani 

słowa więcej. - Błyskawicznie wybiegła za drzwi.

Parne   letnie   powietrze   uderzyło   ją   jak   obuchem.   Przez   chwilę,   oszołomiona, 

background image

rozglądała się na wszystkie strony, zanim skręciła w kierunku studia.

W dzikim pędzie minęła morze obcych ludzi. Przytyki Donalda wycelowane były w 

najczulszy punkt - dotknęły ją do żywego. Czy rzeczywiście stała się automatem? Pustym 

ciałem, kierowanym poleceniami choreografów i muzyków? Czy tak postrzegają ją ludzie z 

zewnątrz - jak balerinę na pozytywce, kręcącą piruety, dopóki rozbrzmiewa muzyka?

Zastanawiała się, ile było prawdy w jego wypowiedzianych w złości słowach.

Kiedy znalazła się w środku, zamknęła drzwi garderoby i oparła się o nie. Trzęsła się 

od stóp  do głów.  Kilka  uwag Donalda  pozbawiło   ją  cech  ludzkich.  Podeszła  do  lustra  i 

zapaliła   wszystkie   światła.   Surowym,   badawczym   wzrokiem   uważnie   analizowała   swoją 

twarz.

Czy   poświęcenie   się   ukochanemu   tańcowi   uczyniło   z   niej   egoistkę,   istotę 

jednowymiarową? Czy rzeczywiście niezdolna jest do głębszych uczuć, do stałego związku?

Ruth przycisnęła dłonie do policzków. Skóra była delikatna, gładka, a zapach jej rąk 

kobiecy.   A   ona   sama?   Zobaczyła   przerażenie   w   oczach.   W   którym   miejscu   kończy   się 

tancerka, a zaczyna kobieta? Wzdrygnęła się i odwróciła od własnego odbicia.

Zbyt   wiele   luster,   olśniło   ją   nagle.   W   jej   życiu   było   zbyt   wiele   luster,   straciła 

orientację, co naprawdę odzwierciedlają. Jaka będzie za dziesięć lat, gdy stanie w obliczu 

zmierzchu kariery? Czy pozostaną jej tylko wspomnienia i wycinki prasowe?

Zamykając   oczy,   zmusiła   się   do   kilku   głębokich   oddechów.   Nie   ma   czasu   na 

wałkowanie problemu. Spróbuje zastanowić się nad wszystkim po przedstawieniu.

Teraz postanowiła zjeść lunch. Zeszła na dół do kantyny, zamówiła jabłko i herbatę. 

Panująca   tu   niemal   rodzinna   atmosfera   podniosła   ją   trochę   na   duchu.   Narzekano   na 

nadwerężone   mięśnie,   niemożliwe   do   zatańczenia   kombinacje   choreograficzne,   węża   w 

kieszeni Nadine i na podejrzany stan rury na piątym piętrze. Gdy wracała do garderoby, czuła 

się już znacznie pewniej.

- Ruth!

Z ręką na gałce drzwi odwróciła się przez ramię.

- Cześć, Leah. - Na widok eleganckiej blond tancerki wykrzesała z siebie odrobinę 

entuzjazmu.

- Masz wspaniałe recenzje.

Gdy   tylko   Ruth  otworzyła   drzwi,   nieproszona   Leah   wpakowała   się   do  garderoby. 

Masz ci los, przecież ta dziewczyna tylko miesza i judzi! Czy nie dość kłopotów jak na jeden 

dzień? - zafrasowała się Ruth.

- Pochwały dotyczą  całego baletu - zauważyła,  siadając na krześle przed toaletką, 

background image

podczas gdy Leah rozsiadła się w fotelu. - Ale w tym chyba nie znajdziesz recenzji o balecie - 

powiedziała, spoglądając na brukową prasę w ręku Leah.

- Nigdy nie wiadomo, z czym mogą nagle wyskoczyć. - Uśmiechnęła się do Ruth, a 

następnie   zaczęła   kartkować   gazetę.   -   Na   przykład   widziałam   tu   wzmiankę   o   twoim 

przyjacielu. Zaraz, gdzie to było? - Urwała, przelatując wzrokiem artykuł. - O, jest. Donald 

Keyser - zaczęła cytować - czołowy projektant, widywany ostatnio w towarzystwie swojej 

głównej   rywalki   w   zawodzie,   Germaine   Jones.   Wtajemniczeni   mówią,   że   jego 

zainteresowanie   baletem   wyraźnie   zmalało.   -   Leah   podniosła   wzrok,   układając   usta   we 

współczujący uśmieszek. - Jakie to świnie ci mężczyźni, no nie?

Ruth wykazała maksymalne opanowanie.

- Pewnie.

- A zostać zmieszanym z błotem przez taką prasę! Czy to nie poniżające?

Ruth nagle się wyprostowała. Poczerwieniały jej policzki.

- Mnie też obsmarowano - powiedziała ze spokojem graniczącym z determinacją - a 

wcale się tym nie przejmuję.

- Ale on był tak cholernie przystojny - skomentowała Leah, skrupulatnie składając 

gazetę. - Oczywiście, wkrótce pojawi się ktoś inny.

-   Czyżbym   ci   nie   mówiła   o   Teksańczyku?   -   Ruth   zadziwiła   samą   siebie,   ale 

nieruchomy, tępy, a następnie zaciekawiony wyraz twarzy Leah skłonił ją do kontynuowania 

mistyfikacji.

- Teksańczyk? Co za Teksańczyk?

- Och, staramy się z tym nie afiszować. - Ruth zręcznie improwizowała. - Nie może 

ujawniać nazwiska, zwłaszcza w prasie, dopóki nie dostanie rozwodu. W grę wchodzą wielkie 

pieniądze, a jego druga żona, jak się domyślasz, nie ułatwia mu sprawy. - Ruth zdobyła się na 

niespieszny, porozumiewawczy uśmiech. - Nie uwierzyłabyś, ile go to kosztuje. Zostawił jej 

willę na południu Włoch, ale ona chce jeszcze zatrzymać jego kolekcję dzieł sztuki. A chodzi 

nie byle o co, bo o francuskich impresjonistów!

- Rozumiem. - Laeh zmrużyła oczy, aż stały się wąskie jak szparki u czającego się do 

skoku drapieżnika. - No, no, że też udało ci się utrzymać to wszystko w tajemnicy!

- Jestem jak sfinks.

-   Będziesz   musiała   uważać,   żeby   Nick   za   wiele   nie   odkrył   -   ostrzegła   ją   Leah, 

przeciągając   koniuszkiem   języka   wzdłuż   górnej   wargi.   -   On   naprawdę   nie   znosi 

dziennikarskich brudów. A teraz, kiedy finalizuje rozmowy na temat tego wielkiego programu 

w telewizji kablowej, będzie szczególnie ostrożny.

background image

- Programu? - powtórzyła jak echo Ruth.

-   To   ty   nic   nie   wiesz?   -   Leah   znowu   wyglądała   na   zadowoloną.   -   Zaprezentują 

oczywiście cały zespół, zwracając szczególną uwagę na głównych tancerzy. Oczywiście, ja 

tańczę Aurorę, może w weselnej scenie. Podejrzewam, że Nick zechce pokazać pas de deux 

„Korsarza”   i   naturalnie   jakiś   fragment   z   „Czerwonej   róży”.   Jeszcze   sobie   nie   wybrał 

partnerek. - Celowo zrobiła przerwę i uśmiechnęła się. - Mamy bite dwie godziny transmisji. 

Nick   jest   niesłychanie   przejęty,   chciałby   je   jak   najlepiej   wypełnić.   -   Patrząc   na   Ruth, 

przechyliła głowę. - Dziwne, że ci o tym nie wspomniał. Może uważa, że po napięciach 

ostatnich tygodni nie będziesz w formie.

Leah zaczęła się zbierać do wyjścia.

- Nie przejmuj się, kochanie, za parę dni ogłosi skład. Jestem pewna, że znajdzie coś 

dla ciebie. - Rzuciła gazetę na fotel. - Więc na razie tańcz najlepiej, jak umiesz! - powiedziała 

i wyszła, spokojnie zamykając za sobą drzwi.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Przez kilka długich minut Ruth siedziała bez ruchu i wpatrywała się w zamknięte 

drzwi. Skąd Leah może wiedzieć o tak niesłychanie ważnym przedsięwzięciu, gdy tymczasem 

ona sama jest ciemna jak tabaka w rogu? Chyba że Nick zamierza ją wykluczyć...

Mają swoje osobiste problemy, to prawda, ale od strony zawodowej... Rzeczywiście, 

powiedziała mu, że po tym balecie nigdy już z nim nie zatańczy. Pamiętała własne słowa, 

wypowiedziane świadomie w tamtej sytuacji. Ale czy to oznacza, że już nikomu nie będzie 

partnerować? Czyżby Nick był aż tak mściwy?

Ruth wiedziała, że jest dobrą tancerką. Czy Nick mógłby ją odsunąć od występu z 

przyczyn  osobistych? Odgrażała się, owszem. Zamknęła oczy i starała się zapanować nad 

sobą. Zbierało się jej na wymioty.

Od tamtego wieczoru prawie się do niej nie odzywał. Czy w taki właśnie sposób, 

ponieważ stwierdziła, iż nie chce ani nie potrzebuje go jako partnera, chce ją ukarać? Czy 

pozwoli, żeby kto inny tańczył Carlottę?

Nawet myśl  o tym była  nie do zniesienia. Niejednokrotnie mówiła sobie, że takie 

przywiązanie się do roli jest czystym  wariactwem. Jest wiele innych kobiet mogących się 

wcielić w Carlottę; po prostu ona była tą pierwszą. Ale przecież, o czym dobrze wiedziała, 

odcisnęła swe piętno w wykreowaniu tej roli, w nie mniejszym stopniu niż Nick. Włożyła w 

to swoją duszę.

Kiedy   otworzyła   oczy,   wzrok   jej   padł   na   pozostawiony   na   fotelu   egzemplarz 

„Keyhole”.  Leah dopięła swego! Chciała ją dobić przed przedstawieniem, i chyba  jej się 

udało.

Tym bardziej że jeszcze brzmiały jej w uszach pretensje Donalda. Teraz doszła obawa, 

że po wygaśnięciu angażu do „Czerwonej róży” Nick pozbędzie się jej z zespołu.

Na chwilę zakryła rękami twarz, starając się to wszystko oddalić od siebie. Czeka ją 

występ, którego nic nie może zakłócić. Jest tancerką. Przynajmniej tego jej nie odbiorą.

Niecałą godzinę później wyszła z garderoby, by zrobić rozgrzewkę za kulisami. Wciąż 

roztrzęsiona, próbowała zmobilizować całą zdolność koncentracji na odtwarzanej roli.

W innej sytuacji zostawiłaby Ruth Bannion za sobą, w garderobie. Ale nie tym razem. 

Dzisiaj trudno jej będzie oddać żywiołową ufność i werwę Carlotty.

Automatycznie rozluźniła mięśnie, starając się zablokować na słowa Donalda i Leah, 

które z uporem wdzierały się w jej myśli. Dźwięki dostrajającej się orkiestry przywołały ją do 

rzeczywistości.

background image

Wszystko było nie tak - kostium, oświetlenie, zawodzenie skrzypiec. Było jej zimno, 

czuła się  odrętwiała.  Zapomniała,   od czego  ma  zacząć  występ,  jakie  ruchy  wykonuje   na 

początku.

Z garderoby wyszedł Nick. Odszukał ją wzrokiem. Był to nawyk, którego nie mógł się 

pozbyć i który go złościł. Denerwowała go nawet najmniejsza oznaka własnej słabości, a 

Ruth Bannion stawała się jego słabością. Poza sceną była chłodna jak jesień, zaś na scenie 

gorąca jak lato.  Ta huśtawka emocji zżerała mu nerwy, a przecież nie mógł sobie na to 

pozwolić.

Niełatwo sobie radzić z pragnieniem, którego temperatura nie maleje, zwłaszcza gdy 

na   co   dzień   Ruth   okazywała   mu   obojętność,   po   czym,   gdy   znajdowali   się   na   scenie, 

prowokowała go i podniecała, kusząc swoim ciałem. Przy żadnej kobiecie nie przeżywał tylu 

wzlotów i upadków naraz.

Choć  nie  widział   jej  twarzy, dostrzegł   jej  napięte  plecy. Jakby  jej  ciało  wołało   o 

pomoc.

- Ruth.

Na dźwięk jego głosu ramiona jej zesztywniały.

Powoli, starając się zachować naturalny wyraz twarzy, odwróciła się ku niemu.

- Coś się stało? - zapytał.

- Nic. - Miała nadzieję, że nie zauważy sztuczności jej głosu. Nie cofnęła się, gdy ujął 

ją   za   podbródek   i   uważnie   badał   jej   twarz.   Pod   makijażem   jej   skóra   była   blada,   oczy 

pociemniałe i pełne nieszczęścia.

- Jesteś chora? - Gdyby posłyszała troskę w jego głosie, zemdlałaby z wrażenia.

- Nie.

-   Więc   się   otrząśnij.   Zaraz   wychodzisz   na   scenę.   Jeżeli   się   pokłóciłaś   ze   swoim 

przyjacielem, łzy odłóż na potem.

Usłyszał, jak gwałtownie wciąga powietrze, zobaczył, jak w jej oczach pojawia się 

hardy wyraz.

-   Zatańczę,   nie   martw   się.   Nikt,   kogo   wyznaczyłeś   na   moje   miejsce,   nigdy   nie 

zatańczy tej roli lepiej ode mnie.

- O czym ty mówisz? - Nick zmrużył oczy i zacisnął palce na jej ramieniu.

- Daj spokój. - Szarpnęła się i wyrwała. - Jestem już dostatecznie zdołowana, więc mi 

nie dokładaj.

Gdy jeszcze w ostatniej chwili głos jej się załamał, sklęła samą siebie i podeszła do 

kulisy, by zaczekać na swój sygnał. Wzięła długie, wyrównujące oddechy i, maksymalnie jak 

background image

mogła, zmusiła się, by przestać myśleć.

Taniec otwierający balet nie wypadł jej najlepiej. Stojąc znowu za kulisami, pocieszała 

się tym, że jedynie najwytrawniejsze oko dopatrzy się usterek. Pod względem technicznym jej 

ruchy były bez zarzutu, ale przecież doskonale wiedziała, że tancerz musi dać z siebie więcej 

niż może ciało. Po prostu dzisiaj jej umysł i serce nie podążały za nią. Niemożność dania z 

siebie wszystkiego wstrząsnęła nią bardziej, niż przypuszczała.

Wyszła po raz drugi i już po chwili tańczyła razem z Nickiem.

- Włóż w to odrobinę życia - zażądał cicho, kiedy kręciła podwójny piruet. Podniósł ją 

do arabeski. - Tańczysz jak robot.

- Chyba tego właśnie chcesz - syknęła. Jęte, jęte, arabesque i powrót w jego ramiona.

- Złość się, wściekaj - szepnął, podnosząc ją znowu. - Nienawidź mnie, ale myśl o 

mnie. O mnie.

Trudno było myśleć o czymś lub o kimś innym. Wystarczyło spojrzeć na wyraz jego 

oczu.   Nerwy   Rum   były   napięte   do   granic   wytrzymałości.   Nie   panowała   nad   emocjami. 

Przestraszyła się, że może jest chora. Jeszcze nigdy nie modliła się w duchu, by dotrwać do 

końca przedstawienia. Rozsadzało jej głowę, walczyła ze słabością. Kiedy kurtyna opadła, 

Ruth dosłownie zawisła na Nicku.

- Powiedziałaś, że nic ci nie jest. - Przytrzymywał ją za ramiona. - Dasz radę wyjść do 

publiczności?

- Tak. Oczywiście. - Próbowała wydostać się z jego uścisku. Udaremnił jej wysiłki, po 

czym,  gdy popatrzyła  na niego, dając do zrozumienia, że jego zachowanie nie ma sensu, 

puścił ją i wziął za rękę.

Ciężka   kurtyna   tłumiła   oklaski.   Nick   skinął   głową   i   technicy   podnieśli   zasłonę. 

Rozległy   się   ogłuszające   brawa.   Dla   Ruth   hałas   był   nie   do   zniesienia.   Kłaniała   się, 

podtrzymywana świadomością, że ten najdłuższy dzień wreszcie dobiega końca.

- Wystarczy - wydał krótką komendę Nick, kiedy z drugiej strony kurtyny rozległa się 

seria kolejnych braw. Zaczął prowadzić Ruth w stronę lewej kulisy.

- Nick. - Zdezorientowana, chciała zaprotestować, albowiem jej garderoba mieściła się 

po przeciwnej stronie.

- Panna Bannion jest chora - rzucił kierownikowi sceny, gdy go w pośpiechu mijali. - 

Wraca do domu. Nikogo dzisiaj nie przyjmie.

- Nick, ja tak nie mogę - zaprotestowała. - Muszę się przebrać.

- Później. - Siłą wepchnął ją do windy. - Pojedziemy na górę, do mojego gabinetu. - 

Wcisnął guzik i drzwi się zamknęły. - Musimy porozmawiać.

background image

- Nie mogę. - Czuła narastającą panikę. - Nie chcę.

- Na razie się uspokój. Cała się trzęsiesz. Ponieważ wiedziała, że z nim nie wygra, 

poddała się i gdy opuścili windę, pozwoliła mu się prowadzić. Na piętrze panował mrok, nie 

było tu żywej duszy. Bezbłędnie zlokalizował drzwi swojego gabinetu. Popchnął ją do środka, 

zapalił światła, po czym, zamykając drzwi, przekręcił zamek.

- Siadaj - rzucił zwięźle, podchodząc do niskiej, dekoracyjnej szafki, która służyła za 

barek.

Ruth rzadko tutaj bywała. Gabinet ukazywał inny aspekt Nicolaia Davidova - tancerza 

i choreografa. Tu była  jego kwatera  dowodzenia.  Stąd pertraktował  i zdobywał  fundusze 

niezbędne na utrzymanie zespołu. Bez trudu mogła sobie wyobrazić, jak siedzi za potężnym, 

dębowym starym biurkiem i roztaczając wdzięk, wyczarowuje dolary od sponsorów. Czyż nie 

słyszała na własne uszy uwagi Nadine, że Nick jest równie cenny dla zespołu za biurkiem, jak 

na scenie?

Wdzięk. Charyzma. Ten szczodry, serdeczny uśmiech, któremu nie można się oprzeć i 

powiedzieć „nie”. Tak, to jest wrodzony talent, podobnie jak talent do podwójnych obrotów w 

powietrzu. A także styl. Czym bowiem byłby talent pozbawiony stylu? Davidov ma jedno i 

drugie w nadmiarze.

Rozejrzała się po imponującym  gabinecie, z zabytkowymi,  gustownymi  meblami i 

głębokimi,   skórzanymi   fotelami.   Ile   tysięcy   dolarów   rozpoczęło   swą   podróż   z   tego 

pomieszczenia? Wyjęte z wyłożonych jedwabiem kieszeni poszły na rekwizyty, kostiumy, 

oświetlenie. Ile elegancki wielbiciel baletu zapłacił za jej kostium, który ma w tej chwili na 

sobie?

- Powiedziałem: siadaj.

Krótkie   polecenie   Nicka   przerwało   tok   jej   myśli.   Odwróciła   się,   ale   nie   zdążyła 

powiedzieć słowa, gdy siłą posadził ją na sofie. I znowu wiedziała, że z nim nie wygra. Ani 

się obejrzała, jak wetknął jej do ręki kieliszek wypełniony w jednej czwartej brandy.

- Pij  - rozkazał i wrócił  do barku, żeby nalać sobie,  następnie  usiadł  obok niej  i 

patrzył. Uniesieniem brwi ponowił rozkaz. Ruth posłusznie umoczyła usta w trunku.

Trwał tak, nie spuszczając z niej oczu, a wokół panowała niczym niezmącona cisza. 

Ruth wypiła kolejny łyczek, koncentrując całą uwagę na rysie w drewnie jego biurka.

- No więc mów - padła komenda.

- Nie mam nic do powiedzenia.

- Ruth, wiesz, że czasami jestem cierpliwym człowiekiem. Ale nie tym razem.

- Cieszę się, że mnie oświeciłeś. - Ruth dopiła brandy, po czym odstawiła kieliszek. - 

background image

W każdym razie, dziękuję za drinka. - Jeszcze nie zaczęła się podnosić, kiedy stalowymi 

palcami chwycił ją za nadgarstek.

- Nie igraj z losem - ostrzegł ją delikatnie i nie puszczał, sącząc jednocześnie drinka. - 

Odpowiedz. Teraz.

- Może mogłabym  najpierw  o coś zapytać?  - Starała  się zachować  swobodny ton 

głosu, ale zdradzał ją bijący pod jego palcami szybki i nierówny puls.

- Co się z tobą dzisiaj dzieje?

- Wysiadłam trochę.

- Dlaczego?

- Mam podły nastrój. Czasami mi się to zdarza.

- Bez skutku próbowała uwolnić rękę. Łatwość, z jaką jej to uniemożliwił, była ze 

wszech miar irytująca. - Czy już nie mam prawa do prywatności? - zapytała. - Do żadnych 

osobistych przeżyć?

- Masz, pod warunkiem, że nie kolidują z twoją pracą.

-   Nie   mogę   tańczyć   jak   automat.   -   Zapiekły   żal   i   złość,   nad   którymi   starała   się 

panować, dały o sobie znać. Błyszczały jej oczy. - Nie jestem tylko samym ciałem, które 

tańczy, kiedy ktoś zagra. Och, wypuść mnie stąd! - Jeszcze raz szarpnęła rękę.

- Nie chcę z tobą rozmawiać.

Jakby tego nie słysząc, odstawił kieliszek.

- Kto ci to wszystko nakładł do głowy? - Wziął ją za ramiona i na wypadek, gdyby 

chciała się odwrócić, przytrzymał twarzą do siebie. - Twój projektant?

Chociaż potrząsnęła przecząco głową, zdradził ją wyraz twarzy.

Nick rzucił cicho rosyjskie przekleństwo. Jeszcze mocniej ścisnął jej ramiona.

- Popatrz na mnie - wycedził. - Czy nie masz dość własnego rozumu, żeby odróżnić 

mądrość od bzdury?

- Powiedział, że jestem pozbawiona uczuć - wyrzuciła z siebie, powstrzymując łzy, od 

których zachrypł jej głos, a wzrok zaszedł mgłą. - Że moje życie, moje emocje złożyłam na 

ołtarzu baletu, bez którego... - Urwała i potrząsnęła głową.

-   Co   on   może   wiedzieć?   -   obruszył   się   Nick.   -   Nie   jest   tancerzem.   Skąd   może 

wiedzieć, co my czujemy? Czy wie, na czym polega różnica między skokiem a wybiciem? - 

Tu padło kolejne, krótkie, lecz dosadne przekleństwo. - Jest zazdrosny. Chce cię usidlić.

- Chce więcej, niż mogę mu dać - sprostowała Ruth. - I ma do tego prawo. Mnie 

naprawdę na nim zależy, ale... - Obiema rękami odgarnęła włosy z twarzy.

- Nie kochasz go - dokończył Nick.

background image

- Nie. Nie kocham. Może po prostu nie jestem zdolna do tego rodzaju uczuć. Może on 

ma rację, a ja...

- Przestań! - Potrząsnął nią znowu, mocniej niż przedtem. Podrywając się na równe 

nogi, mrucząc coś po rosyjsku, wielkimi krokami zaczął przemierzać pokój. - Tylko ktoś 

głupi   może   uwierzyć   w   podobne   rzeczy.   Czy   dlatego,   że   nie   kochasz   tego   mężczyzny, 

pozwalasz sobie wmawiać, że nie jesteś prawdziwą kobietą? - Mruknął coś z niesmakiem i 

zwrócił się w jej stronę. - Co się z tobą dzieje? Gdzie twój duch? Twój temperament? Gdybyś 

ode mnie usłyszała coś podobnego, walczyłabyś, protestowała, nie godząc się z tym!

Ruth przycisnęła palcami skronie i jeszcze raz próbowała wszystko przemyśleć.

- Ale ty byś mi nigdy czegoś takiego nie powiedział.

- Nie - padła spokojna odpowiedź. Podszedł do niej.  - Nie, ponieważ cię  znam i 

rozumiem, co w tobie tkwi. W nas wszystkich zresztą. - Ujął jej rękę i splótł z nią palce. - Ty 

żyjesz   w   swoim   świecie,   a   twój   projektant   w   swoim.   Gdyby   między   wami   była   miłość, 

potrafiłabyś żyć w jednym i drugim.

Ruth chwilę milczała, analizując to, co usłyszała.

- Chciałabym - rzekła półgłosem. - Przynajmniej spróbowałabym, ale...

- Nie. Żadnych ale. One mnie męczą. - Opadł z powrotem na sofę. - Więc toczysz bój 

ze swoim projektantem, a on wygaduje bzdury. Czy to dostateczny powód, żebyś była taka 

blada i słaba?

- A jak mam się czuć, wiedząc, że mam już następczynię? - warknęła Ruth. - Mam się 

nie przejmować, gdy na godzinę przed podniesieniem kurtyny ktoś mi macha przed nosem 

egzemplarzem „Keyhole”, rozpisującym się o jego nowym związku?

- „Keyhole”? - Nick skrzywił się, gubiąc wątek. - Co to takiego „Keyhole”? Ach, - 

przypomniał   sobie,   zanim   Ruth   go   uświadomiła.   -   Ta   idiotyczna   gazeta   z   okropnymi 

zdjęciami?

- Idiotyczna  gazeta spekuluje,  dlaczego Donald Keyser  stracił  zainteresowanie  dla 

baletu.

- Aha. I on ci to przyniósł do garderoby?

-   Nie,   nie   on...   -   Ruth   urwała,   zaalarmowana   groźnym   wzrokiem   Nicka,   który   z 

sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej złowrogi. - Zresztą to nieważne; jestem głupia, 

że tak tym się dałam zdołować.

- Zaczekaj. - Ten rozkaz aż ją zmroził. - Kto to taki? - Teraz dostała gęsiej skórki. - 

Kto ci przyniósł gazetę przed występem?

- Nick, ja naprawdę...

background image

- Zadałem ci pytanie. - Podniósł się z miejsca. - To karygodne, żeby członek zespołu 

celowo wyprowadzał z równowagi inną osobę tuż przed występem. Nie pozwolę na to.

- I tak ci nie powiem. Nie, nie powiem - powtórzyła kategorycznie, widząc zapalające 

się   w   jego   oczach   złe   ogniki.   -   Sama   powinnam   z   tym   sobie   poradzić.   I   tak   zrobię   w 

przyszłości. W każdym razie był ktoś jeszcze poza Donaldem, kto mnie dzisiaj dobił.

Ruth nie chodziło o to, by za wszelką cenę chronić Leah, nie chciała tylko nikogo 

narażać na niekontrolowany wybuch złości Davidova. Wiedziała, że potrafi być brutalny.

- Kto?

- Nie powiem ci. Nie mogę. Po prostu nie mogę - rzekła półgłosem, patrząc na niego 

niemal błagalnym wzrokiem. - Jest coś znacznie ważniejszego, co musimy ustalić.

Niemal   znieruchomiał.   Kontrolował   się,   jego   twarz   prawie   nic   nie   wyrażała. 

Cokolwiek myślał, zachował to dla siebie. Czuła, że się wycofuje.

- Co takiego? - odezwał się w końcu, a serce Ruth zaczęło walić jak szalone.

- Chyba najpierw wypiję jeszcze jedną brandy - zdobyła się na odwagę.

Czekała, że może będzie zły, że odmówi zniecierpliwionym  tonem, tymczasem po 

chwili wahania sięgnął po oba kieliszki i podszedł z nimi do baru. W pokoju było cicho jak 

makiem zasiał. Wzięła kieliszek, który jej podał, i wypiła łyczek. Nabrała dużo powietrza w 

płuca.

- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu? Kieliszek Nicka zatrzymał się w drodze 

do jego ust.

- Coś ty powiedziała?

Tym razem zapytała bardziej stanowczym tonem:

- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu?

- Czy wyglądam na idiotę? - odpowiedział pytaniem na pytanie.

Jego głos brzmiał tak naturalnie i rozbrajająco, że uśmiechnęła się.

- Nie, Davidov.

Choroszo. Dobrze, że choć raz się zgadzamy. - Machnął ręką ze złością. - A skoro, 

jak ustaliliśmy, nie jestem idiotą, dlaczego miałbym zwalniać z zespołu moją najświetniejszą 

balerinę?

Ruth osłupiała.

- Nigdy mi tego wcześniej nie mówiłeś - wyszeptała.

- Czego?

Niewiarygodne! I on jeszcze o to pyta?

- Odkąd sięgam pamięcią, chciałam tańczyć - zaczęła, tłumiąc nerwowy śmiech, po 

background image

którym przyszła kolej na łzy. - Przez te wszystkie lata wyciskałam z siebie siódme poty, 

pracowałam ponad siły. Robiłam to dla siebie, dla tańca i dla ciebie. I nie usłyszałam od 

ciebie ani jednego takiego słowa jak dzisiaj. - Westchnęła. - Po takim dniu, po tym nie-

udanym występie, stoisz tu sobie i jak gdyby nic mówisz, że jestem najświetniejszą baleriną, 

jaką masz! - Otarła łzy. - Tylko ty, Nikolai, mogłeś wybrać taką chwilę.

Choć nie słyszała, kiedy do niej podszedł, nie zdziwiła się, gdy jego ręce spoczęły na 

jej ramionach.

- Jeżeli nie powiedziałem tego wcześniej, to błąd. Ale przecież wiesz, że na ogół nie 

przykładam większego znaczenia do słów.

Dotknął palcami jej włosów, patrząc, jak błyszczą w świetle.

- Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie puszczę cię. Serce Ruth na chwilę zamarło. Po 

czym, nagle, jakby gdzieś uderzył piorun, zaczęło jej huczeć w uszach. Przecież mówimy o 

zespole, uprzytomniła sobie. Wyłącznie o tańcu. Odwróciła się.

- Zastąpisz mnie kimś w Carlotcie w nagraniu dla telewizji?

- Dla telewizji? - powtórzył. Wytężał umysł, co mu się od czasu do czasu zdarzało, 

gdy   chciał   sformułować   myśl   w   poprawnej   angielszczyźnie.   -   Chodzi   ci   o   kablówkę?   - 

Odczytując odpowiedź w jej oczach, kontynuował: - Ależ to jeszcze nie jest sfinalizowane, 

jak więc bym mógł... ? - Zatrzymał się. - A więc to to miałaś na myśli tuż przed występem. I, 

jak sądzę, wiadomość pochodzi od tej samej osoby, która ci podrzuciła „Doorknob”?

- „Keyhole” - poprawiła, ale on tylko zaklął. Domyśliła się, że był to jakiś szczególnie 

szkaradny rosyjski zwrot.

-   To   jest   niedopuszczalne.   Nie   pozwolę,   żeby   moi   tancerze   dokuczali   sobie   i 

podgryzali   jeden   drugiego!   A   teraz   słuchaj:   o   tym,   jakie   mam   plany   i   kogo   zamierzam 

obsadzić, ja sam zadecyduję! Jeżeli wybiorę ciebie do Carlotty, będziesz Carlottą.

- Powiedziałam, że nie zatańczę już z tobą - zaczęła Ruth. - Ale...

- Mało mnie obchodzi, co powiedziałaś - warknął. - Jeżeli powiem, że masz ze mną 

tańczyć, to zatańczysz. Nie masz tu nic do gadania.

- Chyba mam prawo decydować o własnym życiu - warknęła, równie wściekła jak on.

- Możesz odejść albo zostać, to prawda - przyznał. - Ale jeśli zostaniesz, będziesz 

robić to, co ja ci powiem.

-   Jeszcze   mi   nic   nie   powiedziałeś   -   przypomniała   mu.   -   Dowiaduję   się   o   twoich 

wielkich planach na niecałą godzinę przed podniesieniem kurtyny. Od tygodni ze mną nie 

rozmawiasz.

- Bo nie miałem ci nic do powiedzenia. Nie mam czasu, by gadać po próżnicy.

background image

- Jesteś arogancką, obrzydliwą świnią! Daję z siebie wszystko w tym balecie. Dla 

ciebie wypruwam z siebie flaki. Jeśli więc sądzisz, że poddam się bez walki, że pozwolę, aby 

kto inny zatańczył tę rolę, to bardzo się mylisz. Po prostu jesteś głupi! I mało mnie obchodzi, 

czy to będzie dwuminutowe pas de deux, czy cały balet. On jest mój! To jest mój balet!

- Tak sądzisz, malutka? - Ton jego głosu był zwodniczo łagodny.

- Nie sądzę, tylko wiem - odwarknęła. - I nie nazywaj mnie malutką. Jestem kobietą, a 

Carlotta jest moja, dopóki nie przestanę jej tańczyć. - Złapała trochę powietrza i ciągnęła: - 

Będę tu jeszcze długo tańczyć, nawet gdy ty już przestaniesz być księciem Stefanem.

- Jesteś  tego  pewna?  - Delikatnie  ujął  ręką jej  szyję, lekko ją  ściskając.  Gest  ten 

uciszył nieco jej złość. - Czyżbyś zapomniała,  miłaja,  kto jest autorem baletu? Kto ułożył 

choreografię i kto cię obsadził w roli Carlotty?

- Nie. A ty nie zapominaj, kto ją tańczy!

- Masz śliczną, smukłą szyję - powiedział szeptem. Dotykał jej palcami i pieścił. - Nie 

prowokuj mnie, bo jeszcze ci ją złamię.

- Jestem zbyt wściekła, żebyś mógł mnie przestraszyć, Davidov. Chcę usłyszeć jasną 

odpowiedź; Zatańczę Carlottę w telewizyjnym programie czy nie?

Wędrował wzrokiem po jej rozwścieczonej twarzy.

- Dowiesz się w swoim czasie. Jeszcze prawie przez tydzień tańczysz tę rolę na scenie. 

O dalszych planach porozmawiamy później. - Kiedy ze złości prychnęła, uniósł tylko brew. - 

Masz teraz dodatkową motywację. Może mi oddasz w tańcu serce i duszę!

- Że też ty zawsze potrafisz się wykpić! - Zaczęła się odwracać, ale ją zatrzymał.

Powoli, jakby z pewnym namysłem, pochylił się, a jego usta znalazły się tylko o kilka 

centymetrów  od jej  ust. Po długiej, zapierającej dech w  piersi chwili zbliżył się do nich 

jeszcze bardziej. Słyszał, jak wciąga powietrze. Czuł pod ręką jej szybko bijący puls, ale nie 

wpił się w nią i nie wywierał presji.

Pieszczotliwie wodził koniuszkiem języka po jej wargach, aż się rozchyliły i zaprosiły 

go do środka. Wcześniej nie całował jej z taką uwagą i tęskną czułością. A czy takiej czułości 

można się oprzeć? Wcześniej pocałunkowi towarzyszyły podniecenie i żar, a także odrobina 

strachu. Teraz czuła jedynie beztroską przyjemność.

Skubnął zębami jej dolną wargę, zatrzymując się na krawędzi bólu, po czym zamiast 

zębów   posłużył   się   językiem.   Poczuł   silny   zapach   scenicznego   makijażu,   a   także   potu 

zmieszanego ze smakiem brandy. Bezsilna i jakby w stanie nieważkości Ruth pozwoliła opaść 

głowie do tyłu, zapraszając i jednocześnie wystawiając Nicka na pokusę.

Długo trwali w tym pocałunku, kiedy nagle zaczaj ją od siebie odsuwać. Otworzyła 

background image

ociężałe powieki i popatrzyła na niego. Wyczytał w jej oczach, że jest jego. Wystarczyło 

tylko   opuścić   ją   na   sofę   albo   pociągnąć   na   podłogę.   Byli   sami,   ona   zaś   była   gotowa   i 

pragnąca. Mógłby ją nadal smakować, spijać tę błogą, nieskażoną słodycz, która go pod-

niecała.

-  Malutka  -  powiedział   szeptem,   zdejmując   rękę  z  jej  szyi,  żeby  ją   pogłaskać  po 

policzku. - Jadłaś coś dzisiaj?

- Jadłam? - powtórzyła bezmyślnie.

- Tak, pytam o jedzenie. - W jego głosie zabrzmiała nutka zniecierpliwienia. - Co 

dzisiaj jadłaś? - wyartykułował.

- Ja... - W głowie miała kompletną pustkę. - Nie wiem...

- A kiedy ostatnio jadłaś stek?

- Stek? - Rum przeciągnęła ręką po włosach. - Przed laty - stwierdziła, śmiejąc się 

nerwowo.

- Chodź, musisz zjeść coś solidnego. - Wyciągnął rękę. - Zabieram cię na kolację.

-  Nick,   ja  nic   z  tego   nie  rozumiem.   -  Zdezorientowana,  udała,  że   nie  widzi   jego 

wyciągniętej ręki, aż ujął jej obie dłonie i pociągnął w stronę drzwi.

- Masz pięć minut na przebranie się.

- Nick. - Będąc przy drzwiach, zatrzymała się jeszcze i popatrzyła uważnie na niego. - 

Czy kiedykolwiek cię zrozumiem?

Na to pytanie tylko uniósł i opuścił brwi.

- Jestem Davidov - oświadczył i uśmiechnął się szeroko. - Czy to nie wystarczy?

Zaśmiała się nerwowo.

- Aż nadto - odrzekła. - Aż nadto...

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Kolacja z Davidovem była przyjemna, choć niewiele wyjaśniła. Patrząc wstecz, Ruth 

doszła do wniosku, że w ogóle nie rozmawiali o balecie. Po szaleńczej jeździe taksówką przez 

miasto,   która   najwyraźniej   sprawiła   mu   radość,   Nick   odprowadził   ją   do   drzwiami   jej 

mieszkania, pocałował w pośpiechu, choć namiętnie, i zostawił.

Spała do rana jak zabita i obudziła się dopiero na dzwonek budzika. Emocjonalna 

huśtawka i obfite jedzenie okazały się doskonałym środkiem nasennym.

Dzień toczył się jak zwykle. Choć nie mogła doczekać się odpowiedzi na dręczące ją 

pytania, na tyle znała Nicka, by wiedzieć, że szybko nie zaspokoi jej ciekawości. Im bardziej 

będzie na niego naciskać, tym mniej wskóra.

Gdy zaprogramowany na dwa tygodnie cykl przedstawień „Czerwonej róży” dobiegł 

końca, Ruth musiała się uporać z uczuciem zawieszenia w próżni, które następowało  po 

okresie intensywnej pracy i skończonym angażu. Znała ten stan, wiedziała również, że przez 

jakiś czas, dopóki Nick nie wyznaczy jej innej roli, nie będzie sobie mogła znaleźć miejsca.

Po ostatnim przedstawieniu, żegnając się z kostiumem Carlotty, Ruth czuła się tak, 

jakby utraciła jakąś część samej siebie. Nie miała ochoty na przyjęcie z udziałem całego 

zespołu, choć wiedziała, że wypadałoby się tam choć na chwilę pokazać.

Towarzystwo   będzie   hałaśliwe,   pomyślała.   Żadnego   szampana,   podjęła   szybką 

decyzję, usuwając makijaż. Tylko duża szklanka mleka i cała torebka kruchych ciasteczek, 

wyłącznie dla mnie. Najwyżej podzielę się z Niżyńskim. Wciągnęła dżinsy. Żadnego użalania 

się nad sobą, wyłącznie obżarstwo!

- Proszę! - zawołała, słysząc pukanie do drzwi. Akurat wciągała podkoszulek, gdy 

Francie wsunęła głowę do środka.

- Dlaczego się ukrywasz? - zapytała. - Towarzystwo jest już przy szampanie.

- Zamierzam się wymknąć - odparła Ruth, łapiąc torebkę.

- Och, nie, nie rób tego. - Francie była jeszcze w kostiumie i w scenicznym makijażu. 

Odęła wargi. - Chcę, żebyś poznała mojego neurochirurga.

-   Dzisiaj   nie   mogę.   -   Ruth   posiała   przyjaciółce   szeroki   uśmiech   i   mrugnęła 

porozumiewawczo. - Mam bardzo poważne plany.

-   Oho!   -   Francie   ze   zrozumieniem   przeciągnęła   słowo.   -   Dlaczego   go   nie 

przyprowadzisz?

-   Nie   dzielę   się   z   nikim   -   odpowiedziała   jej   Ruth.   Westchnęła   przeciągle,   jakby 

myślami była już daleko stąd. - Jest mój i tylko mój.

background image

- No, no! - Zdumienie Francie nie miało granic. - Jaki on jest?

-   Znakomity.   -   Ruth   nie   mogła   się   doczekać,   kiedy   znajdzie   się   za   drzwiami.   - 

Absolutnie znakomity.

- Widziałam go? - zawołała Francie, na co Ruth tylko się zaśmiała i wypadła za drzwi.

Dwie godziny później siedziała w fotelu u siebie w salonie. Niżyński rozciągnął się 

jak długi u jej stóp, brzuchem do góry, przednie łapy ułożone jak do walki, gotowe zadać 

lewy sierpowy.

Ziewnęła.   Wyświetlany   w   telewizji   stary   film   nie   przyciągnął   jej   uwagi.   Mimo 

wszystko była zadowolona, że wymknęła się z przyjęcia. Nie czułaby się tam dobrze. Tłok, 

śmiechy i stale te same żarty, jak zawsze w zgranej grupie, jeszcze by ją tylko dobiły, podczas 

gdy odrobina samotności podniosła ją na duchu. Pomyślała, że skorzysta z wolnego czasu i 

jutro kupi sobie coś bezużytecznego. Poszpera w antykwariatach i może kupi nożyczki do 

przycinania upalonego knota świecy albo jakieś stare pudełeczko.

Zamknęła oczy i przeciągnęła się zmysłowo. A może warto by urwać się na parę dni i 

zobaczyć z Lindsay i z Sethem? Skrzywiła się, gdy jej myśli pobiegły ku Nickowi.

Jego spokojny, delikatny pocałunek rozbroił ją do reszty. Przez ostatnie dni starała się 

nie myśleć o nim, koncentrując się na sprawach zawodowych. Mówiąc szczerze, nie poszła na 

przyjęcie z jego powodu.

Chciała go. I choćby nie wiedzieć ile razy w ciągu ostatnich dni i tygodni odpędzała 

od siebie tę myśl, nie zmieniło to w niczym faktu, że go pragnie. Ależ tak - pragnie go jeszcze 

bardziej!   Z   tym   pragnieniem   i   tęsknotą   jeszcze   jakoś   sobie   radziła,   natomiast   wszelkie 

poważniejsze myśli powodowały zamęt w jej głowie.

-   Jestem   zanadto  zmęczona,   żeby  o   tym   myśleć   -   powiedziała   do   kompletnie   nie 

zainteresowanego jej przeżyciami Niżyńskiego. - Idę do łóżka.

Kiedy nie drgnął i nie okazał cienia zainteresowanie jej pomysłem, przeszła nad nim, 

by   wyłączyć   telewizor.   Zostawiając   okruszki   ciasteczek   na   rano,   w   drodze   do   sypialni 

pogasiła wszystkie światła.

Nick wpatrywał się w ciemne okna mieszkania Ruth. Jest pierwsza w nocy, więc na 

pewno śpi. Gdybym miał trochę oleju w głowie, też bym spał, zgromił siebie.

Wsunął ręce do kieszeni i zaczął iść. Nie masz tu nic do roboty, Davidov, mruknął pod 

nosem. Sam wiesz najlepiej. Dająca się we znaki chłodna noc przypominała o prawdziwym 

początku  jesieni.   Chroniąc   się,   wtulił   głowę  w   ramiona.  Przychodząc   tutaj,  robi   z   siebie 

idiotę. Co też, idąc do niej i mijając kolejne przecznice, powtarzał sobie niezliczoną ilość 

razy.

background image

Gdyby   była   na   przyjęciu,   mógłby   choć   na   nią   popatrzeć...   O   Boże,   pomyślał   z 

desperacją, przecież już dawno minął czas, gdy wystarczało mu samo patrzenie. Najgorsze 

były noce, kiedy bywał bliski szaleństwa, a żadna inna kobieta nie mogła mu jej zastąpić. 

Pragnął Ruth.

He to już trwa? - zapytywał siebie, nie zwracając uwagi na mijające go w zawrotnym 

tempie policyjne  wozy i wyjące syreny.  Miesiąc, rok? Pięć łat? Czy już wtedy, w studiu 

Lindsay, kiedy po raz pierwszy zobaczył Ruth przy drążku? Przecież już wtedy skręcał się z 

pożądania. Dobry Boże, miała wówczas zaledwie siedemnaście lat!

Skąd mógł wiedzieć, że kiedy ją pocałuje, zasmakuje w niej bez reszty? Albo że ona 

zareaguje tak na niego? Jakby tylko na niego czekała! Skąd mógł wiedzieć, że widok tego 

drobnego szczupłego ciała będzie go prześladować w dzień i w noc?

Nawet gdy z nią tańczył, myśl, by ją posiąść, stopić się z nią, nie dawała mu spokoju, 

aż doszedł do wniosku, że chyba oszaleje. Zaczął się oddalać.

Zatrzymał się, odwrócił. Boże, jakże jej pragnie! Teraz, zaraz. W tę noc.

Dobijanie się w drzwi poderwało ją i sprawiło, że usiadła na łóżku jak automat. Co jej 

się śniło? Nick? Potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć. Właśnie wyciągała rękę po budzik, 

kiedy walenie zaczęło się od nowa. Spuściła nogi z łóżka i sięgnęła po szlafrok.

- Już idę! - zawołała, spiesząc się tym bardziej, im głośniej i natarczywiej stukano. 

Narzucając po drodze szlafrok, przebiegła przez pogrążone w mroku mieszkanie. - Na miłość 

boską, sąsiedzi się pobudzą! - Zerknęła przez judasza, zamrugała z niedowierzania i jeszcze 

raz zerknęła. Zaczęła niezdarnie zdejmować łańcuch, gdy Nick znowu zastukał.

Kiedy   otworzyła   drzwi,   popatrzyli   na   siebie   zdumionym   wzrokiem.   Była 

zdezorientowana   śladami   gniewu   w   jego   oczach.   Splątana   masa   jej   włosów   spadała   na 

narzucony w pośpiechu szlafrok. Miała zaróżowione od snu policzki i ciężkie powieki. Nick 

postąpił krok naprzód, wiedząc, że wkracza na zakazany teren.

- Chcę ciebie.

Wystarczyły te dwa proste słowa, wypowiedziane spokojnie, choć szorstko, by serce 

Ruth zamarło na chwilę. Zanim się zorientowała, co robi, wyciągnęła ku niemu ramiona.

Przywarli do siebie ciałami, ustami. Pożądanie było przemożne, a pocałunek żarliwy - 

długi, desperacki. Jego granicząca z szaleństwem dzikość porwała Ruth. Poczuła, jak ręka 

Nicka chwyta jej włosy i w jakiejś furii odciąga jej głowę do tyłu. Oderwał wargi, po to tylko, 

by sięgnąć głębiej. Była w tym szczypta brutalności, tak jakby jednym pocałunkiem chciał 

zaspokoić wszystkie pragnienia.

- Chcę ciebie. Boże, aż za bardzo!

background image

Ruth tak kurczowo uchwyciła się jego swetra, że zabolały ją palce.

- Nie może być za bardzo - wyszeptała i wciągnęła go do środka.

Zamknęła drzwi i odwróciła się ku niemu. Z przejęcia zaschło jej w gardle; Dostrzegła 

jego rozterkę i próbę zapanowania nad sobą. Nie tego od niego chciała! Nie dzisiaj! Chciała, 

by go poniosło. Jakże silna i jednocześnie obezwładniająca była  jej potrzeba poczucia na 

sobie jego dotyku. Powoli, nie w pełni świadoma swoich reakcji, Ruth podniosła rękę, by 

zsunąć z ramion szlafrok. Gdy upadł bezgłośnie na podłogę, stanęła przed Nickiem naga.

- Kochaj mnie - powiedziała półgłosem.

Nie mógł się jej oprzeć. Usłyszała tylko jego głuchy jęk, kiedy wziął ją w ramiona. 

Usta miał gorące, a dłonie szorstkie i zaborcze. Czuła, jak bardzo jej pożąda.

Posuwając się w kierunku sypialni, Ruth zdarła z niego sweter. Gdzieś w korytarzu 

ściągnęła mu go przez głowę i rzuciła na podłogę.

Gdy znaleźli się w drzwiach sypialni, niezdarnie szarpała zamek jego dżinsów. Gdy 

wsunęła   palce   pod   pasek,   poczuła,   jak   wciąga   brzuch   i   usłyszała   chrapliwe,   stłumione 

rosyjskie słowa, gdy kąsał jej ramię. Miał szczupłe biodra i gorącą skórę. Kiedy go dotykała, 

wpił palce w jej plecy.

Mileńkaja - powiedział, śmiejąc się gardłowym głosem; - Pozwól mi zdjąć buty.

- Nie mogę. - Nie było czasu. Pożądanie było silniejsze. Już i tak długo czekała. - 

Połóż się ze mną. - Pociągnęła go w stronę łóżka. - Weź mnie teraz, Nick. Oszaleję, jeśli tego 

nie zrobisz.

Po chwili Nick leżał na niej. Słyszała, jak gwałtownie bije mu serce, jaki ma nierówny 

oddech. Dotarło do niej również, że wchodząc w nią, drży. Przejęła inicjatywę. Jej ciało znało 

swoje potrzeby, choć mózg nie ogarniał tego ogromu wrażeń. To czuła się silna, to słaba i 

wyczerpana. Nick leżał na niej z twarzą w jej włosach.

- Słodki Boże, Ruth - szepnął, ciężko oddychając. - Nietknięta. Nietknięta, a ja cię 

biorę jak zwierzę! - Zsunął się z niej, chwytając się za włosy. Kiedy usiadł, Ruth widziała 

tylko zarys jego piersi i ramion, a także błysk jego oczu. - Powinienem mieć więcej oleju w 

głowie. To niewybaczalne; Musiało cię boleć.

- Nie. - Czuła się zamroczona i oszołomiona, ale nie było w tym bólu. - Nie.

- Źle się stało.

- Chcesz powiedzieć, że żałujesz tego?

- Tak, na Boga!

Choć ją mocno zranił tą odpowiedzią, spokojnie zapytała:

- Dlaczego?

background image

- To chyba oczywiste, prawda? - Wstał. - Przychodzę tutaj w środku nocy i zaciągam 

cię do łóżka, nie okazując najmniejszego... - zawahał się, szukając słowa.

- Zaciągasz mnie do łóżka? - powtórzyła Ruth. - I oczywiście, ja nie mam z tym nic 

wspólnego, nic do powiedzenia! - Uklękła na pościeli i odrzuciła do tyłu włosy. Dostrzegł 

błysk gniewu w jej oczach. - Ty zarozumiały ośle! Kto kogo zaciągnął do łóżka? Wyjaśnijmy 

sobie pewne fakty, Davidov. To ja otworzyłam drzwi, ja powiedziałam ci, czego pragnę, ja 

cię rozebrałam. Więc nie zachowuj się tak, jakbyś to wszystko sam wymyślił. Jeśli żałujesz, 

że kochałeś się ze mną, to zabieraj się stąd i znikaj. - Grzmiała tak, że nawet nie zdążył otwo-

rzyć  ust. - Ale  nie zasłaniaj  się tym,  że byłam  dziewicą. Byłam  dziewicą,  ponieważ tak 

chciałam. I sama wybrałam czas, żeby to zmienić. To ja ciebie uwiodłam, a nie ty mnie! - 

zakończyła rozgorączkowana i wściekła.

- No, ładnie mnie załatwiłaś - odezwał się po dłuższej chwili.

Parsknęła śmiechem. Była zła i zraniona, i nadal dygotała.

- Skończmy już z tym.

Znowu   podszedł   do   łóżka,   dotknął   jej   włosów.   Bywają   sytuacje,   pomyślał,   kiedy 

łatwiej mówić po rosyjsku. W rodzinnym języku potrafiłby precyzyjniej wyrazić to, co czuje.

- Ruth, czasami, gdy jestem wytrącony z równowagi, nie wyrażam się dość jasno. - 

Przerwał na chwilę, szukając odpowiednich słów. - Nie żałuję, że kochałem się z tobą, bo 

pragnąłem   tego   od   bardzo   dawna.   Żałuję   tylko   i   jest   mi   przykro,   że   twoje   pierwsze 

doświadczenie w miłości pozbawione było romantyzmu. - Ujął w dłonie jej twarz i podniósł 

ją,   by   widzieć   jej   oczy.   -   W   taki   sposób   nie   wprowadza   się   niewinnej   osoby   w   tajniki 

rozkoszy, które kobieta i mężczyzna mogą razem przeżywać.

Patrzyła   na   niego   uważnie.   Teraz,   gdy   jej   wzrok   przyzwyczaił   się   do   ciemności, 

widziała wyraźniej. Jego twarz była blada, ale oczy żywe i zapalczywe. Poczuła powracające 

miłe ciepło. Uśmiechnęła się.

- Jest jakiś inny sposób? - zapytała przewrotnie.

Wodził palcem wzdłuż krawędzi jej policzków, podbródka.

- Bardzo wiele.

- Sądzę, że winien mi jesteś to pokazać. - Objęła go za szyję. - Teraz.

- Ruth...

- Teraz - powtórzyła i wpiła się w jego usta.

Wydał   dźwięk   podobny   do   jęku   i   ponownie   zatopił   się   w   jej   smaku.   Odwlekał 

pocałunek,   podniecając   ją   wargami,   zębami,   językiem.   Ruth   poczuła   znowu,   jak   krew 

zaczyna w niej szybko krążyć. Delikatnie ujął w dłonie jej piersi. Były małe, twarde i gładkie. 

background image

Ich czubeczki były naprężone, a on leciutko je muskał, aż usłyszał jej przyspieszony oddech.

Szeptał jej do ucha słowa, które dla niej nic nie znaczyły. Ale ich brzmienie i jego 

nierówny, ciepły oddech obezwładniały. Wsunął rękę pod jej plecy, podtrzymując ją, gdy 

klękała na łóżku.  Drżała  już, ale on nadal tylko  podniecał ją wargami  - czekając, wciąż 

czekając. Powoli, z niespotykaną uwagą i czułością, zaczął rozniecać w niej ogień. Odkrył jej 

najwrażliwsze   miejsce   -   po   wewnętrznej   stronie   ud.   Powracał   tam   po   wielekroć.   Gdy 

popieścił trójkąt między jej nogami, jej ciałem wstrząsnął dreszcz i mocniej przycisnęła jego 

rękę. A po chwili pogrążyli się w pocałunku.

Jej   oddech   był   niczym   krzyk.   Kiedy   ją   przygniótł   swoim   ciężarem,   jęknęła   i 

wypowiedziała jego imię.

- To jeszcze nic,  miłaja  - wyszeptał, delektując się zapachem i smakiem jej szyi. - 

Czeka nas jeszcze dużo, dużo więcej.

Kiedy pieścił jej pierś, na przemian traciła oddech i jęczała. Mocniej przycisnęła go do 

siebie, nieświadoma pobudzającego rytmu, w jakim jej ciało poruszało się pod nim. Sięgnął 

wargami po jej drugą pierś, tym razem porażając ją od stóp do głów. Wołała go, nieświadoma 

niczego, pogrążona w cudownych, nieznanych doznaniach.

Wędrował ustami coraz niżej i niżej, a jego dłonie nadal dotykały jej piersi, jeszcze 

ciągle gorących i wilgotnych od jego warg. Prowadził ją, kierował, jak niegdyś prowadził w 

takt muzyki, ustalając tempo ich prywatnego pas de deux. I znów był twórcą, a ona tancerką, 

poruszającą się zgodnie z jego wizją. Była pojętną uczennicą. Oddaną i podporządkowaną mu 

bez reszty.

Otworzyła się na niego, a gdy w nią wszedł, łakomie sięgnął po jej usta. Poruszał się 

w niej powoli, nie zważając na własne, trudne do opanowania potrzeby. Brał ją tak, jakby 

przed sobą miał całe życie delektowania się tą najwyższą rozkoszą. Trwali tak złączeni, aż 

oboje byli bliscy szaleństwa. Wówczas poprowadził ich na sam szczyt.

Wyczerpana, cudownie obolała, Ruth leżała wtopiona w niego, z głową na jego piersi. 

Od czasu do czasu głaskał jej włosy, nawijając ich końce na palce. Pod jej uchem jego serce 

biło mocno i miarowo. Zza okna nie wpadała nawet smuga światła. W pokoju było ciemno, 

ciepło i cicho.

To jest to, na co czekałam, pomyślała sennie. Oto kres mojej izolacji. Poznał moje 

wszystkie sekrety. Dałam mu dzisiaj wszystko, co dotąd przechowywałam w sobie.

Westchnęła.

- Nie odchodź teraz - wyszeptała, zamykając oczy. - Nie odejdziesz?

Przez chwilę panowała cisza, ich własna osobista cisza.

background image

- Nie - powiedział czule. - Nie odejdę. Uszczęśliwiona Ruth wtuliła się w niego i 

niemal natychmiast zasnęła.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Niżyński   wskoczył   na   łóżko,   domagając   się   swojego   śniadania.   Przez   chwilę 

wytrzeszczał zdumione ślepia na Nicka, po czym  spokojnie  rozpoczął wędrówkę po jego 

nogach, brzuchu, aż zatrzymał się na klatce piersiowej. Czując ucisk, Nick poruszył się i 

otworzył oczy prosto na kota.

Przyglądali się sobie w milczeniu. Nick wyciągnął rękę i usłużnie podrapał kota za 

uchem.

- Jak się masz, prijatiel, zdaje się, że nie masz nic przeciwko mojej obecności?

Niżyński wyprężył grzbiet, przeciągnął się, a następnie wyciągnął jak długi na piersi 

Nicka. Nie przestając drapać kota za uchem, Nick odwrócił głowę w stronę Ruth.

Spała wtulona w niego. Właściwie to on trzymał ją w takiej pozycji. Jej rozrzucone, 

gęste włosy przykrywały niemal całą poduszkę. Oddech był równy i głęboki, wargi lekko 

rozchylone. Wyglądała niewiarygodnie młodo - zbyt młodo jak na tę dziką namiętność, jaką 

zademonstrowała. W y g l ą - dała jak śpiąca królewna, choć wiedział, że z temperamentu jest 

bardziej Carlottą niż Aurorą. Bardziej pasował do niej ogień niż kwiat. Pochylił się, żeby ją 

pocałować.

Obudziła się roznamiętniona, z ciałem gotowym do pieszczot. Westchnęła, przywarła 

do   niego,   gdy   wprawną   i   pewną   ręką   wyruszył   w   cudowną   podróż   po   jej   ciele. 

Unieruchomiony między nimi Niżyński głośno wyraził swoją dezaprobatę.

Ruth zaśmiała się ochrypłym głosem, a Nick zaklął.

- Domaga się swojego śniadania - wyjaśniła Ruth.

Miała jeszcze zaspane oczy, kiedy uśmiechnęła się do Nicka. Tytułem próby podniosła 

rękę i potarła jego podbródek.

- Zawsze chciałam to zrobić - wyjaśniła. - Z samego rana, po przebudzeniu, dotknąć 

męskiego zarostu.

Nick przesunął rękę, żeby popieścić jej pierś.

- Wolę coś delikatniejszego. Twoje usta - uściślił, pochylając głowę i muskając je. - Są 

takie delikatne i takie ciepłe.

Niżyński  powędrował do góry i wsunął łeb między ich głowy.  Nick popatrzył na 

niego, złowrogo mrużąc oczy.

- Moja sympatia do tego stworzenia maleje z każdą chwilą.

-   On   dba   o   punktualność   -   wyjaśniła   Ruth.   -   Zawsze   mnie   budzi,   zanim   budzik 

zaczyna   dzwonić.   -   Jakby   na   potwierdzenie   jej   słów   rozległo   się   ciche   i   jednostajne 

background image

brzęczenie   zegara.   -  Widzisz?   -  Roześmiała   się,  kiedy  Nick   sięgnął   ponad  nią   i   wcisnął 

przycisk. - Co chcesz najpierw? - zapytała. - Prysznic czy kawę?

Ponownie pochylił się nad nią, a jego uśmiech był leniwy i kuszący.

- Co innego chodzi mi po głowie.

- Lekcja - przypomniała mu i szybko wymknęła się z łóżka.

Patrzył na nią, gdy naga podeszła do szafy i wyciągnęła szlafrok. Była  szczupła i 

smukła  jak  trzcina,  o  długich  nogach,  pozbawiona  bioder  -  chłopięca  figura  przy  bardzo 

kobiecym  sposobie poruszania się. Kiedy wsunęła rękę w głąb szafy, dostrzegł niewielki 

rowek między jej piersiami. Szlafrok rozsunął się na niej, założyła więc poły i zawiązała 

pasek. Odwróciła się do niego z uśmiechem.

- No więc? - zapytała, wyciągając długie włosy spod kołnierza szlafroka. - Chcesz 

kawy?

- Jesteś śliczna - wyszeptał.

Ręce   Ruth   zawahały   się   na   węźle   paska.   Zastanawiała   się,   czy   kiedykolwiek 

przywyknie do tonu głosu Nicka i do wyrazu oczu. Wiedziała, co by było, gdyby wróciła do 

łóżka. I znowu poczuła rozkoszne mrowienie, jak gdyby jego ręce już wędrowały po jej ciele. 

Niżyński miauknął.

-   Skoro   wstałam   pierwsza   -   powiedziała,   patrząc   z   wyrzutem   na   kota   -   pierwsza 

wezmę prysznic. Ty możesz przygotować kawę. - Mknąc do łazienki, zawołała jeszcze przez 

ramię: - Nie zapomnij nakarmić kota.

Odkręciła   kran   i   rozebrała   się.   Czy   rzeczywiście   powinno   mi   być   tak   dobrze?   - 

zapytywała samą siebie, związując włosy na czubku głowy. Czy to w porządku, że budząc się 

przy nim, traktuję to jak coś naturalnego? Bez odrobiny onieśmielenia czy zażenowania?

Weszła do kabiny i odkręciła kran, lejąc na siebie gorący, mocny strumień.

Ale wiedziałam, że to będzie on. Jakoś zawsze to wiedziałam. Potrząsając głową, 

sięgnęła po mydło. Chyba zwariowałam. Skąd mogłam to wiedzieć? Namydliła się i snuła 

rozważania.   Jedli   razem   posiłki   między   lekcjami   i   próbami.   Bywali   na   tych   samych 

przyjęciach. Ale poza tym nigdy niczego nie planowali i nie umawiali się na konwencjonalne 

randki.

Czy   tak   miało   być?   -   zastanawiała   się.   Na   pewno   dzisiejsza   noc   nie   była   czymś 

typowym   w   ich   związku.   Nick   widywał   ją   ociekającą   potem,   przeklinającą   i   wściekłą, 

widywał ją też płaczącą. Masował jej obolałe łydki i stopy. Ale znała go tylko na tyle, na ile 

on sam jej pozwalał.

Zakręciła wodę. Jest jeszcze za wcześnie, doszła do wniosku, żeby się aż tak głęboko 

background image

zanurzać w swoich odczuciach. Wiedziała, że nie obejdzie się bez bólu, ale też nie zamierza 

go szukać na siłę.

A Nick może jej zadać ból. O tym także zawsze wiedziała.

Wytarła się. szybko, włożyła z powrotem szlafrok i weszła do sypialni. Słyszała Nicka 

rozmawiającego w kuchni  z Niżyńskim.  Uśmiechnęła  się i  sięgnęła  do szafy po trykot  i 

rajtuzy.   Było   coś   absolutnie   naturalnego   i   prawidłowego   w   niosącym   się   po   niedużym 

mieszkaniu głosie Nicka. Wiedziała, że kot jest bardziej zajęty swoim śniadaniem niż kon-

wersacją, ale i tak więź między nimi została nawiązana. A przecież tyle razy, gdy go rano 

karmiła i przemawiała doń czule, okazywał kompletny brak zainteresowania!

Nick  wszedł  do sypialni  z dwoma parującymi  kubkami  w rękach.  Był nagi. Miał 

wspaniałe   ciało   -   szczupłe   i   umięśnione   od   trudów   swojego   zawodu.   Wmaszerował   do 

pokoju, jak gdyby nigdy nic. Inny mężczyzna wciągnąłby dżinsy, pomyślała Ruth. Ale nie 

Davidov.

- Uważaj, jest gorąca - uprzedził, stawiając kubki na komodzie, a następnie biorąc w 

ramiona   Ruth.   -   Jak   ładnie   pachniesz   -   zamruczał,   wąchając   jej   szyję.   -   Twój   zapach 

towarzyszy mi wszędzie.

Kłuł ją brodą. Zaśmiała się od tych łaskotek.

- Muszę się ogolić, tak?

- Tak - przytaknęła, odwracając głowę i domagając się pocałunku. - Nie przypominam 

sobie, by kiedykolwiek Davidov pojawił się nieogolony na lekcji. - Pocałowali się znowu. 

Powędrował rękami do jej bioder i przyciągnął ją bliżej.

- Masz brzytwę? - zapytał, zbliżając wargi do jej ucha.

-   Hm,   w   szafce   z   lekarstwami.   -   Powędrowała   palcami   do   góry,   wzdłuż   jego 

kręgosłupa. Kiedy ją ugryzł w koniuszek ucha, wydała stłumiony pisk.

- Golenie może poczekać.

- Pójdziesz do domu po ubrania? - zapytała, gdy znikał w łazience.

- Mam trochę rzeczy w gabinecie. - Usłyszała lejącą się wodę. - I nową brzytwę.

Biorąc   prysznic,   śpiewał   po   rosyjsku.   Kiedy   weszła   do   łazienki,   by   umyć   zęby, 

przyłapała się na tym, że nuci mu do wtóru.

- Co to znaczy? - zapytała z pełnymi ustami pasty.

- To dawna pieśń. I tragiczna. Najlepsze rosyjskie pieśni są stare i tragiczne.

- Byłam kiedyś z rodzicami w Moskwie. - Ruth wypłukała zęby. - Było pięknie... stare 

budowle, śnieg. Czasami musisz za tym tęsknić.

Nie zdążyła wrzasnąć, kiedy ją chwycił i wciągnął pod prysznic.

background image

- Nick! - Oślepił ją strumień wody, próbowała się wyrwać. Wszystko, co miała na 

sobie, kleiło się i oblepiało ją. - Zwariowałeś?

- Chciałem cię prosić, żebyś umyła mi plecy - wyjaśnił, przyciągając ją do siebie. - A 

teraz chyba mam lepszy pomysł.

- Umyć ci plecy! - Zaczęła się z nim szarpać.

- Chyba zauważyłeś, że jestem już ubrana.

- Och, naprawdę? - Uśmiechnął się zniewalająco. - To nic. Poradzę sobie. - Zsunął z 

jej ramion przemoczony trykot, unieruchamiając jej ręce.

- Już brałam prysznic. - Zaśmiała się, udając złość i nadal szarpiąc się z nim.

- Więc skorzystaj z mojego. Jak wiesz, jestem hojnym i wielkodusznym człowiekiem.

Wpił się w jej usta, a woda lała się na nich nieprzerwanie.

- Nick. - Wędrował po niej rękami, stopniowo zsuwając z niej ubranie. - Mamy lekcję. 

- W końcu przestała walczyć.

- Mamy czas - wyszeptał, wzdychając głęboko, kiedy dotarł do jej piersi. - Nadrobimy 

go.

Ściągnął z niej rajtuzy.

Arabesque, pirouette, arabesque, pirouette.

Ruth   podniosła   się   z   ławki   i   zaczęła   ćwiczyć.   Padały   polecenia.   Jak   zawsze 

obowiązywał surowy rygor. Pot lał się strumieniem. Codziennie, siedem razy w tygodniu, 

przerabiali te same podstawowe kroki. Zawodowcy. Lekcje, w równym stopniu co baletki i 

rajtuzy, stanowiły część życia zawodowego tancerza.

Od   najwcześniejszych   lat   wbijano   im   do   głowy   najdrobniejsze   szczegóły.   Kto 

dostrzeże dwa nieduże kroczki przed jęte ? Wyłącznie tancerz.

Trzeba nieustannie regulować i doprowadzać mięśnie do harmonii. Ciało musi być 

zawsze gotowe do wykonania najbardziej karkołomnych fragmentów tańca. Piąta pozycja. 

Plis. Nawet jeden dzień przerwy może spowodować, że ciało odmówi posłuszeństwa. Port de 

bras. Ramiona i dłonie muszą wiedzieć, co robić. Nieprawidłowy czy niedopracowany ruch 

może wybić z uderzenia, popsuć wrażenie.  Attitude.  Wytrzymać  pozycję - raz, dwa, trzy, 

cztery...

- Dziękuję.

Lekcja   zespołu   dobiegła   końca.   Ruth   poszła   po   ręcznik.   Wycierając   pot   z   szyi, 

marzyła o prysznicu.

- Ruth.

Podniosła wzrok na Nicka. On także był spocony. Wokół opaski na głowie wiły się 

background image

wilgotne włosy.

- Spotkamy się na dole. Za pięć minut.

- Za pięć minut? Coś się stało?

- Stało? - Uśmiechnął się, po czym nachylił się i pocałował ją, zapominając o innych 

członkach zespołu. - Co mogłoby się stać?

- Chyba nic. - Odrobinę zakłopotana, popatrzyła na niego z niewyraźną miną. - Więc 

co?

-   Nie   masz   na   dzisiaj   żadnych   planów,,   -   To   było   stwierdzenie,   nie   pytanie.   - 

Sprawdziłem, że i ja też nic nie mam. - Pochylił się bliżej. - Zabawimy się.

- Zabawimy?

- Nowy Jork jest bardzo rozrywkowym miastem, prawda?

- Tak słyszałam.

- Za pięć minut - powtórzył i odszedł. Patrząc za nim, Ruth zmrużyła oczy.

- Piętnaście.

- Dziesięć - zgodził się Nick, nie zatrzymując się.

Ruth złapała torbę i pomknęła pod prysznice.

Po niecałych dziesięciu minutach zeszła na dół odświeżona, ubrana w dżinsy i luźny, 

fiołkoworóżowy   sweter.   Swobodnie   puszczone   włosy   pasowały   do   jej   nastroju.   Nick   już 

czekał, niecierpliwił się, zabijając czas rozmową z dwoma solistami.

Widząc Ruth, odszedł od nich.

- Spóźniłaś się - rzekł z wyrzutem i zaczął ciągnąć ją w stronę drzwi.

- Ani trochę. Jestem punktualna co do minuty.

Na ulicy panował ogłuszający hałas. Gdzieś z lewej drogowcy zdzierali chodnik, a 

świdrujący warkot potężnego pneumatycznego młota było słychać wszędzie. Tuż przed nim, z 

potwornym piskiem, zahamowały dwie taksówki. Kierowcy odkręcili okna i klęli na czym 

świat stoi. Strumień pieszych płynął obok, jak gdyby nigdy nic. Z okna po przeciwnej stronie 

jezdni dochodziły ostre, drażniące ucho dźwięki punk rocka.

- Rozrywkowe miasto, nie ma co! - Wziął Ruth pod rękę i patrząc na nią, uśmiechał 

się od ucha do ucha. - Dzisiaj należy do nas.

Ruth   jakby   nagle   dech   odjęło.   Nic,   ani   całe   lata   ich   znajomości,   ani   szalone, 

przyprawiające   o   zawrót   głowy   kochanie   się,   nie   zrobiło   na   niej   tak   oszałamiającego 

wrażenia, jak to porozumiewawcze, skierowane tylko do niej, serdeczne spojrzenie.

- Dokąd... dokąd idziemy? - wykrztusiła, z trudem dochodząc do siebie.

- Gdziekolwiek bądź - odparł Nick i przyciągnął ją do siebie, by stopić się z nią w 

background image

pocałunku.   -   Wybieraj.   -   Ponieważ   lekko   się   zachwiała,   przytrzymał   ją   mocniej,   a   ona 

roześmiała się.

- Tędy! - postanowiła, odrzucając głowę w prawo. Lato odeszło nagle, jakby z dnia na 

dzień.

Chłodne powietrze ułatwiało chodzenie, a zdaniem Ruth przeszli wiele mil. Zaglądali 

do galerii sztuki i do antykwariatów z książkami, szperając i tłocząc się tu i ówdzie, i nic nie 

kupując.   Usiedli   na   brzegu   fontanny   i   obserwowali   mijające   ich   tłumy,   popijając   gorącą 

herbatę osłodzoną miodem.

W   Central   Parku   przyglądali   się   wyciskającym   z   siebie   siódme   poty   ludziom 

uprawiającym jogging i karmili gołębie. Tyle było do zobaczenia!

U   Saksa   Ruth   przymierzyła   całą   masę   wspaniałych   futer,   a   Nick   siedział   i 

obserwował.

- Nie. - Potrząsnął głową, gdy pokazała się w długich do bioder niebieskich lisach. - 

Niedobrze.

- Niedobrze? - Z błogim wyrazem twarzy przytknęła policzek do puszystego kołnierza 

i otarła się o miękkie futro. - Mnie się podoba.

-   Nie   chodzi   o   futro   -   sprostował   Nick.   -   O   ciebie.   -   Rozśmieszył   go   widok 

błyskawicznie uniesionych brwi Ruth. - Widziałaś kiedyś, żeby modelka wyrzucała tak nogi 

na zewnątrz?

Ruth spojrzała na swoje nogi i uśmiechnęła się pełną buzią.

- Obawiam się, że lepiej się czuję w trykotach niż w futrach. - Wykonała szybkiego 

pirueta, zwracając na siebie uwagę sprzedawczyni. - Poza tym na lekcji byłoby mi w tym za 

gorąco. - Wyśliznęła się z futra, delektując się na koniec delikatną atłasową podszewką.

- Mam ci to kupić?

Zaczęła się śmiać, gdy zorientowała się, że Nick mówi to zupełnie poważnie.

- Nie wygłupiaj się.

-   Ja   się   wygłupiam?   -   Nick   podniósł   się   z   miejsca,   kiedy   Ruth   oddawała   futro 

sprzedawczyni. - Dlaczego to ma być głupie? Nie lubisz prezentów, malutka?

Wiedziała,   że   użył   tego   zwrotu,   żeby   ją   sprowokować,   ale   doczekał   się   tylko   jej 

oziębłego spojrzenia.

- Życie bym za to oddała - powiedziała gardłowym głosem, na użytek sprzedawczyni. 

-   Ale   jak   mogę   to   przyjąć,   skoro   dopiero   się   poznaliśmy?   -   Posłała   mu   powłóczyste 

spojrzenie, pogłaskała po policzku. - Co by powiedziała twoja żona?

- O pewnych sprawach żony nie muszą wiedzieć. - Nagle zaczął mówić z rosyjska. - 

background image

W moim kraju kobiety znają swoje miejsce.

- Mmm. - Ruth wzięła go pod rękę. - Więc może pokaż, gdzie jest moje.

-   Z   przyjemnością.   -   Niczym   wilk,   Nick   wyszczerzył   zęby   do   zbulwersowanej 

sprzedawczyni. - Miłego dnia, madame - powiedział, porywając Ruth z iście kozacką fantazją 

i wychodząc ze sklepu.

- Uwielbiam, kiedy jesteś Rosjaninem, Nikolai.

- Ja zawsze jestem Rosjaninem!

- Ale raz bardziej, a raz mniej. Kiedy chcesz, potrafisz być bardziej amerykański niż 

farmer z Nebraski.

- Mówisz poważnie? Nigdy o tym tak nie myślałem.

- I to jest w tobie takie fascynujące - odparła Ruth. - Nie myślisz tak, ale jesteś taki. - 

Idąc, splotła z nim palce. - Jestem ciekawa, czy myślisz po rosyjsku, a potem to tłumaczysz 

na amerykański?

- Myślę po rosyjsku, kiedy jestem... - szukał odpowiedniego słowa - poruszony.

- To dość szerokie pojęcie. - Uśmiechnęła się. - A ty często bywasz poruszony.

- Jestem artystą - żachnął się. - Mamy do tego prawo. Kiedy jestem zły, rosyjski jest 

łatwiejszy, a przekleństwa rosyjskie są bardziej soczyste niż amerykańskie.

-  Często   zastanawiałam   się,  co  mówisz,   kiedy  jesteś   wściekły.  Notabene  tej   nocy 

mówiłeś do mnie po rosyjsku. - Spojrzała na niego tak wymownie, że nie powstrzymał się od 

śmiechu.

- Naprawdę? - Od samego jego spojrzenia serce podeszło jej do gardła. - Może byłem 

poruszony.

- Ale to nie wyglądało na przekleństwa - droczyła się z nim dalej.

- Chcesz, żebym ci to przetłumaczył? - zapytał, obejmując ją i przyciągając do siebie.

- Nie teraz. - Ruth obliczyła odległość dzielącą ich od Piątej Alei do jej mieszkania. Za 

daleko, pomyślała. - Weźmy autobus - roześmiała się, patrząc mu w oczy.

- Taksówkę - poprawił ją i pomachał ręką.

Sypialnia   tonęła   w   słońcu.   Nawet   nie   zdążyli   opuścić   żaluzji.   Leżeli   spleceni   i 

uspokojeni po burzliwym kochaniu się. Ruth zasypiała i budziła się na przemian. Czuła pod 

ręką unoszącą się i opadającą miarowo klatkę piersiową Nicka: wiedziała, że śpi.

Pomyślała, że mogłaby tak trwać w nieskończoność. Wtuliła się w niego, niechcący 

trącając go w łydkę stopą.

- Stopa tancerza - mruknął, obudzony tym prawie nieznacznym ruchem. - Mocna i 

brzydka.

background image

- Wielkie dzięki. - Zębami skubnęła go w ramię.

- To komplement - zaprotestował, przekręcając się w jej stronę. Miał zaspane, na wpół 

zamknięte oczy. - Wielcy tancerze mają brzydkie stopy.

Uśmiechnęła się na taką logikę.

- I to cię we mnie pociąga?

- Nie to. Wewnętrzna strona twoich kolan. Roześmiała się.

- A co w nich widzisz?

- Kiedy z tobą tańczę, masz delikatne ramiona, a ja zastanawiam się, jakie w dotyku są 

twoje kolana po wewnętrznej stronie. - Nick podparł się na łokciu i spojrzał na nią. - Ile to 

razy dotykałem twoich nóg - przy podnoszeniu, masując je, gdy łapał cię skurcz? Ale zawsze 

były w rajtuzach. A jakie, zastanawiałem się, mogą być w dotyku?

Siadając, sięgnął po jej łydkę.

- O tutaj. - Pojechał palcem do góry, ku wewnętrznej stronie kolana. - I tu. - Kiedy 

ucisnął   to   miejsce,   zobaczył,   jak   ciemnieją   jej   oczy,  poczuł,   jak   szybko   bije   jej   serce.   - 

Prawdę mówiąc, jestem bliski szaleństwa od tego ciągłego zastanawiania się, czy ta miękkość 

znajduje   się   wszędzie.   Miękki   głos,   miękkie   włosy,   miękkie   spojrzenie.   Mówił   cicho   i 

spokojnie.

- I trzymam cię w talii, żebyś zachowała równowagę, a pod palcami mam trykot i 

kostium. A jaka jest jej skóra?

Powędrował w górę wzdłuż ud i brzucha, palcami zatoczył łuk wokół jej żeber i dotarł 

do piersi.

- Nieduże piersi - szeptał, obserwując jej twarz. - Czułem je, kiedy przyciskały się do 

mnie, widziałem, jak się wznoszą i opadają podczas oddychania. Ale jakie są w dotyku? Jaki 

mają smak? - Zniżył usta i musnął je językiem.

Kończyny   Ruth   zdawały   się   ciążyć,   jak   po   jakimś   mocnym   narkotyku.   Leżała 

nieruchomo, gdy tymczasem jego ręce i usta badały ją i odkrywały, wydając przy tym cichy 

pomruk. Poruszał się rozkosznie powoli, dotykając i podniecając ją.

- Nawet na scenie, w świetle reflektorów i przy dźwiękach muzyki, myślałem, żeby 

móc cię dotykać. O tutaj. - Palce ślizgały się po wewnętrznej stronie uda. - I smakować. O 

tutaj. - Za palcami podążały usta. - Patrzyłaś na mnie. Takimi wielkimi oczami, jak u sowy. 

Mogłem niemal czytać w twoich myślach, zastanawiając się, czy ty również możesz czytać w 

moich. - Przywarł wargami do twardych mięśni jej brzucha i poczuł, jak reaguje drżeniem. - I 

co byś zrobiła, miłaja, gdybyś wiedziała, ile jest we mnie tęsknoty?

Prześliznął   się  językiem   po  jej   pępku.  Jęknęła,   poruszyła  się  pod  nim.  Nigdy nie 

background image

doznała takiej rozkoszy - mrocznej, upojnej rozkoszy, od której wszystko kipi i wrze, która 

tak przysłania myśli, że i one stają się zmysłowymi doznaniami.

- Tak długo - szeptał. - Za długo.

Jego   dłonie,   choć   nadal   delikatne,   stawały   się   bardziej   natarczywe.   Przerwały 

błogostan, w jakim trwała. Nagle jej ciało ożyło ze zdwojoną siłą. Zdumiała ją wyostrzona 

świadomość wszystkiego, co ją otacza: prześcieradła, na którym leży, malusieńkich pyłków 

kurzu drżących w promieniach słońca, stłumionego gwaru i zgiełku za oknami. Wszystko wo-

kół   było   niesamowicie   wyraźne.   Po   czym   to   wszystko   zawirowało   i   pozostały   tylko 

wędrujące po jej ciele ręce i usta, które siały spustoszenie.

Mogłaby   się   znajdować   na   scenie,   na   pustyni,   ale   wszędzie   czułaby   tylko   Nicka. 

Słyszała   jego   oddech,   cięższy   niż   po   wyczerpującym   tańcu.   Stapiał   się   z   jej   oddechem. 

Miażdżył jej usta, gryzł zębami wargi.

Pocałunek stawał się coraz gorętszy, podczas gdy jego dłonie wiodły ją dalej i dalej. 

Przywarta do niego, zatraciła się w rozkoszy. Wtedy wszedł w nią, a ona przeniosła się w 

rejony, o jakich jej się nie śniło.

Liubownica. Spójrz na mnie.

Wstrząsana na przemian pożądaniem i rozkoszą, otworzyła ciężkie powieki.

- Mam cię - powiedział ledwo słyszalnym głosem. - I nadal cię pragnę.

Poszybowała, wzniosła się na niebotyczny szczyt. Nick zanurzył twarz w jej włosach.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

- Gdzieś tak nagle wczoraj zniknęła? - zapytała Francie, chwytając Ruth za ramię i 

ciągnąc ją do drążka.

- Wczoraj? Och, oglądałam wystawy.

- Dobra, dobra. Kiedy mi go przedstawisz? - ciągnęła nie zrażona Francie, a gdy Ruth 

zbyła ją krótkim śmiechem, szybko dodała: - Czy słyszałaś ostatnie nowiny?

Ruth   wykonywała   swoje  plies,  kiedy   salę   zaczęli   zapełniać   pozostali   członkowie 

zespołu. Daleko, po przeciwległej stronie, odnalazła wzrokiem Nicka w otoczeniu kilkorga 

tancerzy z corps.

- Jakie nowiny?

- W sprawie telewizji. - Wpadając w rytm Ruth, Francie wzięła się energicznie się za 

ćwiczenia. - Nic nie wiesz?

- Coś mi tam Leah wspomniała. - Na wspomnienie przykrej wizyty poprzedzającej 

występ, Ruth odszukała wzrokiem blondynę. - Podobno to jeszcze nic pewnego.

-   Dziecinko,   już   wszystko   jest   dograne.   -   Wreszcie   Francie   doczekała   się 

zainteresowania ze strony Ruth, która błyskawicznie odwróciła się do niej.

- Poważnie?

-   Nadine   dopięła   swego.   -   Francie   nachyliła   się,   żeby   podciągnąć   ocieplacze.   - 

Oczywiście, mając taki atut w ręku, mogła z nimi zrobić, co chciała.

Ruth   domyśliła   się,  że   chodzi  o  Nicka.   I  znów  jej   wzrok  powędrował   ku  niemu. 

Rozmawiał teraz z Leah. Pochylał się ku niej, a ona żywo gestykulowała.

- Co wywalczyła?

- Dwugodzinny  program  - prawie się  zachłysnęła  Francie.  - W porze  największej 

oglądalności. A od strony artystycznej dali Nickowi wolną rękę. W końcu to on ma nazwisko, 

i to nie tylko w świecie baletu. Nawet ludzie, którzy nie odróżniają plie od piruetu, wiedzą, 

kim jest Davidov. Na dobrą sprawę jego program można kupić w ciemno. Czy zdajesz sobie 

sprawę, jaka to szansa dla zespołu?

Francie wspięła się na palce.

- Wyobrażasz sobie, ilu ludzi obejrzy nas w ciągu dwóch godzin emisji w porównaniu 

z całym sezonem na scenie? O Boże, mam nadzieję, że zatańczę jakiś kawałek! - Pochyliła się 

w  plie.  - Żeby mieć taką szansę, mogłabym  nawet wrócić do  corps.  Ty to zatańczysz  w 

„Czerwonej róży”. - Popatrzyła z zazdrością na Ruth.

Ta zaś z ulgą przyjęła fakt, że rozpoczęła się lekcja.

background image

Trudno było się skoncentrować. Wprawdzie ciało posłusznie reagowało na komendy, 

ale myśli krążyły i biegały we wszystkie strony. Dlaczego jej nie powiedział?

Zatrzymała rękę na poręczy, kiedy madame Maksimowa zaczęła z nimi ćwiczyć kroki. 

Ruth wiedziała, że Nick stoi bezpośrednio za nią.

Spędzili wczoraj cały dzień razem - a także dzisiejszy ranek. I nie powiedział jednego 

słowa! Czy z powodu tego, co jest między nimi?

Kiedy   wraz   z   grupą   przeszła   do   głównych   ćwiczeń,   postarała   się   rozumować 

logicznie. Zaledwie przed tygodniem powiedział jej, że sprawa jeszcze nie jest załatwiona. 

Wysiliła umysł, próbując sobie przypomnieć, co jeszcze powiedział i w jakim był nastroju. 

Był zły, ponieważ jej taniec wypadł poniżej jej możliwości, był też zaniepokojony jej stanem. 

Był także wściekły, bo nie chciała zdradzić imienia osoby, od której otrzymała wiadomość.

Co jeszcze zrobił? Machnął ręką, dając do zrozumienia, że właściwie nic go to nie 

obchodzi. Tańczyła,  jak jej zagrał. Jak zawsze. Ale dlaczego o wszystkim dowiaduje się 

ostatnia? I po co jej mówi, że jest najwspanialszą baleriną w zespole, skoro potem nie zadaje 

sobie trudu, żeby przekazać jej informację, która może się okazać najważniejsza dla zespołu 

w tym roku?

Czy ktoś jest w stanie zrozumieć takiego człowieka? Bo ja nie, pomyślała. Odwróciła 

się i popatrzyła mu prosto w oczy. To nie jest człowiek, to Davidov!

A jego spojrzenie było odrobinę zagadkowe, a nawet kpiarskie, ale po chwili tempo 

przeszło z adagio allegro i nie mogła mu poświęcić więcej uwagi.

-   Dziękuję   -   powiedziała   po   trzydziestu   minutach   madame   Maksimowa   do   grupy 

ociekającej potem ciał.

Choć   w   Ameryce   przebywa   od   czterdziestu   lat,   jej   sposób   mówienia   i   akcent   są 

jeszcze bardziej rosyjskie niż Nicka, mimochodem pomyślała Ruth.

- Za piętnaście minut chcę widzieć cały zespół na scenie.

Kiedy   spojrzała   do   góry,   ujrzała   w   lustrze   podającego   wiadomość   Nicka.   Od 

spekulacji   pękała   jej   głowa.   Podekscytowani   tancerze   wychodzili   w   grupkach.   Wielki 

Davidov przemówił! Z torbą na ramieniu Ruth szykowała się, żeby do nich dołączyć.

- Jedną chwilę, Ruth. - Zatrzymała się posłusznie, kiedy ją zawołał. Taki panował 

zwyczaj.

Zamienił   jeszcze   parę   słów   po   rosyjsku   z   madame   Maksimowa,   która,   co   jej   się 

prawie nie zdarzało, nawet zachichotała. Po czym szybko skinęła głową i dużymi krokami 

wymaszerowała z sali. Jej kości zdawały się o ćwierć wieku młodsze niż w rzeczywistości.

- Byłaś nieobecna myślami na dzisiejszej lekcji - odezwał się Nick, podchodząc do 

background image

Ruth.

- Naprawdę?

Znał już to jej badawcze spojrzenie, które, jak zawsze, wprawiło go w zakłopotanie.

- Poruszałaś się, ale oczami byłaś daleko stąd. Gdzie?

Ruth przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając się, jak by tu zacząć. 

Postanowiła walić wprost.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś o telewizyjnych planach?

- A dlaczego miałbym coś mówić? - odpowiedział pytaniem, unosząc przy tym brew.

- Jestem główną tancerką w zespole.

- Tak - Odczekał chwilę. - Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

-   Odnoszę   wrażenie,   że   tylko   ja   jedna   w   całym   zespole   o   niczym   nie   wiem   - 

wybuchnęła.   -   Jestem   pewna,   że   wszyscy   dyskutują   o   tym   namiętnie,   a  niektórzy   nawet 

spekulują, jakby już dzielili skórę na niedźwiedziu.

- Niewykluczone - zgodził się. - To była prawie tajemnica, a o tajemnicach na ogół 

dyskutuje się namiętnie.

-   Mogłeś   mi   o   tym   powiedzieć   -   uniosła   się   gniewem,   dotknięta   do   żywego 

wyniosłością jego tonu. - Pytałam cię o to parę dni temu.

- Wówczas to jeszcze nie było sfinalizowane.

- Z pewnością zostało sfinalizowane wczoraj, i też nie powiedziałeś ani słowa.

Zobaczyła jego opuszczające się powieki - niebezpieczny znak. Kiedy się odezwał, 

jego głos zmienił intonację:

- Wczoraj byliśmy po prostu kobietą i mężczyzną. Czy uważasz, że skoro jesteśmy 

kochankami, należy ci się szczególnie specjalne traktowanie jako balerinie?

-  Oczywiście,   że  nie!  -  Autentycznie   zdumiona  jego  pytaniem,   otworzyła   szeroko 

oczy. Ani przez chwilę tak nie myślała. - Jak coś takiego mogło ci przyjść do głowy?

- Ach, tak? - Pokiwał ironicznie głową. - Rozumiem. Mam ci bezgranicznie wierzyć i 

szanować twoją uczciwość i prawość, gdy tymczasem moja wydaje ci się podejrzana.

- Nic podobnego... - zaczęła, ale jej przerwał niecierpliwym machnięciem ręki.

- Idź pod prysznic. Zostało ci już tylko dziesięć minut. - Odszedł, pozostawiając ją z 

wytrzeszczonymi oczami i szeroko otwartymi ustami.

Kiedy Ruth wpadła na widownię, inni członkowie zespołu rozsiedli się już na scenie 

albo pozaszywali w grupkach po kątach. Zdyszana, usiadła obok Francie.

Nick zaszczycił ją przelotnym spojrzeniem.

- Zdaje się, że jesteśmy w komplecie - zaznaczył.

background image

Stał na środku sceny, z rękami w kieszeniach szarych  luźnych  dresowych  spodni. 

Jeszcze   miał   wilgotne   włosy   po   prysznicu.   Wzrok   wszystkich   był   skierowany   na   niego. 

Nadine, ubrana w doskonale skrojony,  stalowoniebieski  kostium, zasiadła po jego prawej 

stronie.

- Okazuje się, że większość z was słyszała o naszych planach współpracy z WNT - 

TV. Teraz mamy już dla was więcej konkretów, o których powie Nadine. - W tym miejscu 

zerknął na sponsorkę, która złożyła ręce i zaczęła:

-   Zespół   wystąpi   w   dwugodzinnym   programie   telewizyjnym.   Będzie   to   rodzaj 

składanki. Nagranie odbędzie się tutaj. Oczywiście, zamierzamy wykorzystać niektóre tańce z 

dotychczasowego repertuaru. Program musi być atrakcyjny i przede wszystkim ambitny, o co 

postaramy   się   z   Nickiem,   a   także   z   Markiem   i   Marianną.   -   Zerknęła   w   stronę   dwójki 

choreografów.   -   Będziemy,   co   jest   najzupełniej   zrozumiałe,   współpracować   z   reżyserem 

telewizji i personelem technicznym. Nie muszę wam mówić, jak ważna jest ta propozycja dla 

całego zespołu. Oczekuję także, że każde z was da z siebie wszystko i pokaże się z jak 

najlepszej strony.

Nadine zamilkła. Nick odwrócił się i sięgnął po tablicę, którą uprzednio położył na 

drewnianym pniu leśnej dekoracji do „Śpiącej królewny”.

- Próby zaczynamy od zaraz - oznajmił i zaczął wyczytywać listę tancerzy i ról, a 

także sal, w których będą odbywać się próby.

Zdaniem Ruth program był  bardzo zróżnicowany i urozmaicony. Od „Dziadka do 

orzechów” Czajkowskiego - Francie pisnęła z radości, kiedy wyczytał jej nazwisko w roli 

wróżki - po „Rodeo” Cecila de Mille'a. Było jasne, że Nick chce zaprezentować nie tylko 

atrakcyjność, ale i uniwersalność baletu.

Wyznaczono   choreografów,   wyznaczono   sceny.   Ruth   zwilżyła   wargi.   Leah   była 

Aurorą   i   Giselle,   dwie   efektowne   role,   ale   w   pełni   usprawiedliwione.   Keil   Lowell   miał 

partnerować Leah zarówno jako Zaczarowany Książę i jako Albrecht. Młodziutka tancerka z 

corps zaczęła cichutko płakać na wieść, że otrzymała swoją pierwszą solową rolę.

Nick czytał dalej i nie podnosił wzroku.

-   Ruth,  grandpas   de   deux   z  „Czerwonej   róży”   i  pas   de   deaux   z  drugiego   aktu 

„Korszarza”.   Będę   jej   partnerować.   Jeżeli   czas   pozwoli,   przygotujemy   także   scenę   z 

„Karnawału”.

Czytał   dalej   spokojnym,   melodyjnym   głosem,   ale   Ruth   niewiele   z   tego   słyszała. 

Najchętniej rozpłakałaby się jak młodziutka tancerka z corps.

Oto zaowocowały blisko dwie dziesiątki lat wytężonego treningu. Jej praca nie poszła 

background image

na marne. Jedynie złość Nicka, którą wyczuwała przez skórę, mąciła jej radość.

On nie rozumie, pomyślała, sfrustrowana jego szybko zmieniającymi się nastrojami. A 

poza tym, ponieważ jest dziko uparty, musiała stoczyć walkę, żeby mu wszystko wyjaśnić. 

Podciągając kolana pod brodę, przyglądała mu się z uwagą.

To dziwne, dumała, że przy całym bogactwie ducha może być taki nieufny. Skrzywiła 

się. Podobnie jak ja, pomyślała nagle. Oboje mamy ten sam problem. Oparła na kolanach 

brodę. Jak to rozwiązać? - zastanawiała się.

Najbliższe tygodnie nie będą łatwe. Będą musieli z Nickiem ustalić, czego od siebie 

oczekują   i   co   mogą   sobie   nawzajem   dać.   Także   od   strony   zawodowej   czeka   ich   okres 

wytężonej   pracy.   Nick   jest   już   dostatecznie   wymagający   jako   choreograf   i   kierownik 

artystyczny, zaś jako partner bywa potworny. Liczy się tylko perfekcja wykonania, i nawet 

najdrobniejsze   potknięcie   doprowadza   go   do   wściekłości,   której   natychmiast   daje   wyraz. 

Niemniej Ruth gotowa była stąpać po rozżarzonych węglach, byle tylko z nim tańczyć.

Próby będą wyczerpujące dla każdego. Czasu jest mało, a oczekiwania ogromne, tym 

bardziej   że   jeszcze   przez   dwa   tygodnie   spora   część   zespołu   tańczy   co   wieczór   przed 

publicznością „Śpiącą królewnę”. A więc zdenerwowanie i zmęczenie będą się kumulować i 

tym bardziej dawać we znaki. Będą się dowlekać do domu późnym wieczorem, żeby moczyć 

nogi w wannie z lodowatą albo wrzącą wodą. Będą sobie nawzajem nastawiać palce stóp i 

masować łydki, żyjąc wyłącznie kawą i nerwami. Ale odniosą zwycięstwo; są tancerzami.

Kiedy Nick skończył, Ruth wraz z innymi podniosła się z miejsca. Widząc, że Nick 

jest zajęty rozmową z Nadine, udała się do salki, którą jej wyznaczył na próby. Nie zamknęła 

za sobą drzwi. Na korytarzu panował gwar - cieszono się, komentowano decyzje. Z sali w 

głębi korytarza popłynęła już muzyka. Strawińskiego.

Ruth   podeszła   do   ławki,   by   włożyć   baletki.   Spojrzała   na   nie   mimochodem. 

Wytrzymają jeszcze dwa lub trzy dni, choć mają zaledwie tydzień, pomyślała ze znużeniem. 

Zastanawiała się, ile już par zużyła w tym roku. Nie mówiąc o dziesiątkach metrów tasiemki. 

Skrzyżowała atłasowe wstążki nad kostką i podniosła głowę. Akurat w drzwiach pojawił się 

Nick. Zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od muzyki i głosów.

- Zaczniemy od „Korsarza” - oznajmił, przemierzając salkę, by usiąść na ławce. - Na 

początek bez akompaniatora.  Są na umowie o dzieło, która jeszcze nie została spisana. - 

Ściągnął dresowe spodnie, pozostając tylko w rajtuzach i w trykocie.

- Nick, chciałabym porozmawiać.

- Chcesz złożyć zażalenie? - Wciągnął ocieplacze na kostki.

- Nie, Nick.

background image

- A więc jesteś zadowolona z tego, co ci przypadło. Zaczynamy. - Podniósł się. Ruth 

stanęła na wprost niego.

- Nie zgrywaj się przede mną na premier danseur - powiedziała groźnym tonem.

Uniósł brwi i popatrzył na nią chłodno.

- Ja jestem premier danseur.

- Tak, ale jesteś też człowiekiem, ale nie o to mi chodzi. - Hamowała się, za wszelką 

cenę nie chciała dać się ponieść złości.

- A o co ci chodzi? - zapytał nienaturalnie łagodnym głosem.

- Że to, co powiedziałam rano, nie miało nic wspólnego z obsadzeniem ról. - Wzięła 

się pod boki, gotowa przebić mur, który Nick wzniósł między nimi.

- Nie? Więc z czym? I pospiesz się, ponieważ mam dużo spraw do załatwienia.

Złagodniały jej oczy. Złość trochę ustąpiła.

- Więc idź i załatw, co musisz. Poćwiczę sama.

- Odwróciła się, a on w ten samej niemal chwili zakręcił nią z powrotem.

- Powiedziałem, gdzie i z kim robisz próbę. - Oboje mieli jednakowo zawzięty wzrok. 

- A teraz mów, co masz do powiedzenia, żebyśmy mogli zacząć.

- W porządku. - Wyrwała ramię z jego uścisku.

-   Nie   spodobało   mi   się,   że   nie   dopuszczono   mnie   do   tajemnicy.   Uważam,   że   o 

wszystkim powinnam była usłyszeć od ciebie. To, że jesteśmy kochankami, nie ma z tym nic 

wspólnego.   Jesteśmy   partnerami   w   tańcu,   partnerami   w   zawodzie.   Skoro   mogłeś   o   tym 

powiedzieć połowie zespołu, dlaczego nie mnie? Nie chciałabym dowiadywać się o ważnych 

dla mnie sprawach w formie plotek, najpierw od Leah, potem od...

- A więc to była Leah - przerwał jej tyradę. Żachnęła się. Z tej złości wypaplała coś, 

czego nigdy nie zamierzała mu powiedzieć.

- To nie ma znaczenia - zaczęła, ale gdy machnął ręką, zamilkła.

- Nie udawaj głupiej. Wiesz dobrze, że nie ma usprawiedliwienia dla tancerza, który 

celowo   denerwuje   drugiego,   i   to   przed   samym   występem.   Nie   powiesz,   że   to   nie   było 

zamierzone? - Czekał, obserwując jej twarz. Otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Kłamstwo 

nie leżało w jej naturze. - Więc mi nie wmawiaj, że to nie ma znaczenia.

- No dobrze - ustąpiła wreszcie. - Ale to już się stało. Nie ma sensu tego odgrzewać, 

zwłaszcza teraz.

Nick dumał przez chwilę. Widziała jego oczy - surowe i nieprzystępne. Wiedziała 

doskonale, że jest zdolny wymierzyć karę.

- Chyba masz rację. Akurat teraz będzie mi potrzebna. Nie mamy nikogo, kto by tak 

background image

dobrze zatańczył Aurorę, ale...

Urwał,  a Ruth  wiedziała, że  potrafi  szybko  myśleć. Równie  dobrze może  znaleźć 

sposób   na   ukaranie   Leah,   nie   odbierając   jej   roli   Aurory.   Wymierzyć   cios   w   aksamitnej 

rękawiczce. Oto cały Davidov.

- W każdym razie - ciągnęła, starając się odwrócić jego uwagę - nie chodzi także o 

Leah.

-   Więc   powiedz   wreszcie.   -   Tym   razem   była   pewna,   że   rzeczywiście   chce   jej 

wysłuchać.

- Dziś rano, kiedy usłyszałam, że wszystko zostało już załatwione, byłam rozstrojona. 

Pomyślałam, że nie będzie dla mnie miejsca. Nie rozmawialiśmy poważnie i rzeczowo o 

tańcu od czasu tamtego wieczora, gdy razem powtarzaliśmy „Czerwoną różę”. Byłam więc 

zła i, jak mi się zdawało, miałam ku temu powody.

- Bo cię chciałem - odparł zwyczajnie Nick. - To było trudne.

- Dla nas obojga. Nigdy nie uważałam, że należą mi się szczególne względy w pracy i 

że   masz   mnie   traktować   specjalnie,   ponieważ   jesteśmy   kochankami.   I   zabolało   mnie,   że 

mogłeś   tak   pomyśleć.   Ale   czekając   na   decyzję   o   obsadzie,   byłam   zdenerwowana.   Nadal 

jestem.

- Może postąpiłem niemądrze, nie mówiąc ci o tym.

Ruth   uśmiechnęła   się.   Takie   przyznanie   się   ze   strony   Davidova   było   bliskie 

przeprosin, których się nie spodziewała.

- Może - powiedziała ironicznie.

- Widzę, że nadal nie umiesz okazać szacunku starszym.

- Jak to? - zapytała i wysunęła język.

- Kusicielka. - Pociągnął ją ku sobie i pocałował. Mocno i długo. - A teraz posłuchaj i 

naucz się. - Choć ją odsunął, nadal trzymał ręce na jej ramionach. - Wybrałem cię na swoją 

partnerkę, ponieważ tańczę z najlepszymi. Gdybyś była gorsza, wybrałbym kogoś innego. Ale 

nadal bym cię pragnął w nocy.

Kamień spadł jej z serca. Była zadowolona, że Davidov chce jej dla niej samej i że z 

nią tańczy, ponieważ ceni jej talent.

- Tylko w nocy? - mruknęła, podchodząc o krok bliżej.

Czule pogłaskał ją po ramieniu.

- Na razie, poza nocą, niewiele będziemy mieli czasu dla siebie. - Znowu ją pocałował, 

krótko, szorstko, jak posiadacz. - A teraz tańczymy.

Przeszli na środek, stanęli twarzami do luster i zaczęli.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Mijały dni; długie, wyczerpujące dni pełne twórczego napięcia, a także rozczarowań. 

Ruth   pracowała   z   Nickiem,   który   zmienił   trochę   układ   ich  pas   de   deux  w   „Korsarzu”. 

Choreografia   musi   współgrać   z   kamerą,   mówił.   Jeżeli   taniec   ma   być   rejestrowany  przez 

obiektyw, należy go wykonać pod obiektyw. Trochę to się różniło od tańca przed publicz-

nością. Nick był w tym lepszy, czego nie omieszkała zauważyć i poczuć na ich pierwszej 

improwizowanej próbie. W końcu to on współpracował z reżyserem telewizji i ustalał z nim 

ujęcia i sekwencje.

Dni   Ruth   wypełniały   lekcje   i   próby,   ale   noce   bywały   często   samotne   i   puste. 

Obowiązki Nicka jako choreografa i dyrektora zespołu pochłaniały wiele czasu. Nadzorował 

inne   próby,  przerabiał   układy,   miał   zebrania   w   sprawach   budżetu,   zaś   późno   wieczorem 

spotykał się jeszcze z ludźmi z telewizji.

W   rezultacie   pozostawało   im   niewiele   czasu   na   wspólne   próby.   Pracowali   jako 

tancerze,   dopracowywali   choreografię,   dostosowując   ruchy   do   muzyki.   Sprzeczali   się, 

uzgadniali.   Z   „Czerwoną   różą”   nie   było   problemu,   mimo   że   Nick   pozmieniał   niektóre 

szczegóły, dostosowując wybrane fragmenty do potrzeb nowego medium. Najwięcej czasu 

zabierał im „Korsarz”. Rola ta idealnie odpowiadała Nickowi, osiągał w niej wyżyny twórcze, 

a jego zapał dopingował Ruth. Ciężko pracowała, chcąc mu dorównać.

Krytykował drobne szczegóły, takie jak ułożenie palców, chwalił jej sposób trzymania 

głowy i stawiał przed nią coraz trudniejsze zadania. Można by odnieść wrażenie, że jego siły 

witalne   regenerowały   się   nieustannie   i   samoczynnie.   Dotrzymywała   mu   kroku   albo 

pozostawała w tyle.

Powiedział, że będą mieli dla siebie noce, ale jak dotąd jeszcze im się to nie zdarzyło. 

Ruth po raz pierwszy, odkąd wprowadziła się do swojego mieszkania, czuła się samotna. A 

przecież   jeszcze   tak   niedawno   lubiła   własne   towarzystwo.   Podeszła   do   okna   i   podniosła 

żaluzje, żeby popatrzeć w ciemną dal. Zadrżała.

I   w   tej   samej   chwili   zaskoczyło   ją   pukanie   do   drzwi.   Przemierzając   pokój, 

uświadomiła sobie, że to nie może być Nick. Miał jeszcze dwa zebrania. Zerknęła przez 

judasza i zawahała się. Dopiero po wielu sekundach, biorąc głęboki oddech, otworzyła drzwi.

- Cześć, Donaldzie.

- Witaj, Ruth. Mogę wejść?

- Oczywiście.

Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie w prążki. Jak zawsze w najlepszym stylu. 

background image

Uświadomiła sobie nagle, że przecież nie widzieli się od tygodni.

- Jak się masz? - zapytała, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.

- Dobrze. Bardzo dobrze.

Pod powłoką pewności siebie i zadowolenia Ruth dopatrzyła  się u niego pewnego 

zakłopotania.

- Wejdź. Napijesz się czegoś?

- Chętnie. Szkocką, jeśli masz. - Donald usiadł w fotelu i obserwował, jak Ruth krząta 

się przy barku. - Nie dotrzymasz mi towarzystwa?

-   Nie.   -   Podała   mu   szklaneczkę   i   usiadła   na   sofie.   -   Dopiero   piłam   herbatę.   - 

Odruchowo położyła rękę na głowie Niżyńskiego.

- Słyszałem, że robicie coś dla telewizji.

- Wiadomości szybko się rozchodzą.

- Uszyją ci trochę nowych kostiumów - zauważył. - O tym też się mówi.

- Nie zastanawiałam się nad tym. - Podwinęła pod siebie nogi. - A twój interes się 

kręci?

- Tak. W końcu miesiąca wybieram się do Paryża.

- Naprawdę? I długo tam zabawisz? - zapytała, uśmiechając się przyjaźnie.

-   Ze   dwa   tygodnie.   Ruth...   -   Zawahał   się,   odstawił   szklankę.   -   Chciałbym   cię 

przeprosić za wszystko, co powiedziałem ostatnim razem.

- Przyjmuję przeprosiny. - Z zadowoleniem kiwnęła głową.

Donald   poruszył   się   niespokojnie.   Nie   spodziewał   się,   że   tak   łatwo   otrzyma 

rozgrzeszenie.

-  Stęskniłem   się za  twoim  widokiem.  Pomyślałem,  że  moglibyśmy   się wybrać  na 

kolację.

- Nie, Donaldzie - odpowiedziała równie miłym jak dotychczas głosem.

Zauważyła, że się skrzywił.

- Ruth, byłem zdenerwowany i zły. Wiem, że powiedziałem ci wiele przykrych słów, 

ale...

- Nie o to chodzi, Donaldzie.

Popatrzył na nią uważnie, po czym westchnął.

- Rozumiem. Powinienem się domyślić, że jest ktoś inny.

- Ty i ja, Donaldzie, byliśmy przyjaciółmi. - W jej głosie nie było ani przeprosin, ani 

złości. - Nie widzę powodu, dla którego miałoby się to zmienić.

- Davidov? - Zaśmiał się na widok jej zdumionej miny.

background image

- Tak, Davidov. Skąd wiesz?

- Mam oczy - odparł krótko. - Widziałem, jak na ciebie patrzy. - Wypił kolejny łyk 

szkockiej. - Chyba pasujecie do siebie.

- Czy to komplement, czy obelga? - spytała z uśmiechem.

- Sam nie wiem. - Potrząsnął głową i wstał. Przez chwilę patrzył na nią. Wytrzymała 

jego wzrok bez zmrużenia oka. - Żegnaj, Ruth.

- Żegnaj, Donaldzie. - Spoglądała za nim, kiedy przemierzał pokój i zamykał za sobą 

drzwi.

Po   pewnej   chwili   wzięła   jego   nie   dopitą   szklankę   i   udała   się   z   nią   do   kuchni. 

Wylewając szkocką do zlewu, wróciła myślami do wspólnie spędzonych chwil. Czuła się 

przy nim szczęśliwa, nic więcej i nic mniej. Czy to prawda, że pewne kobiety są stworzone 

tylko dla jednego mężczyzny? Czy jest jedną z nich?

Rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Ostatnia rzecz, jakiej by chciała, to ponownie 

ujrzeć Donalda. Podeszła do drzwi z przyklejonym sztucznie uśmiechem.

- Nick!

Trzymał w rękach dwa kartony, jeden płaski, drugi wielki, i butelkę wina.

-  Priviet,   mileńkaja.  -   Przekroczył   próg   i   wyciągając   szyję,   pocałował   ją   nad 

pudełkami.

- Miałeś mieć dzisiaj spotkania. - Zamknęła drzwi, gdy tymczasem on stawiał pudełka 

na stół.

-   Odwołałem   je.   -   Uśmiechnął   się   od   ucha   do   ucha   i   przyciągnął   ją   do   siebie.   - 

Mówiłem   ci,   że   artyści   miewają   humory   i   zmienne   nastroje.   -   Po   pierwszym   krótkim 

pocałunku nastąpił długi i stęskniony. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?

- Właściwie... Myślę, że mogę je zmienić, przy odpowiedniej zachęcie. - Było jej tak 

dobrze w jego ramionach. - Co jest w tych pudełkach?

- Mmm. To i owo. - Odsunął ją od siebie. - To jest na później - powiedział, pokazując 

na większe z nich. - A to na teraz. - Zamaszystym mchem zdjął wieko z płaskiego kartonu.

- Pizza!

Pochylił się i pociągnął nosem, zamykając przy tym oczy.

- Od samego zapachu można skonać! Szybko dawaj talerze, póki nie wystygło.

Ruth odwróciła się posłusznie.

- Wypocę to z ciebie na jutrzejszej próbie. - Sięgnął po wino. - Potrzebuję korkociągu.

- A co jest w drugim pudle? - zawołała, stukając naczyniami.

- Później. Teraz jestem głodny. - Kiedy wróciła obładowana talerzami i kieliszkami, 

background image

Nick pochylony witał się z Niżyńskim. - Dostaniesz swój przydział. - Patrząc na tę scenę, 

zrobiło się jej radośnie na duszy.

- Tak się cieszę, że jesteś.

Nick wyprostował się i uśmiechnął.

- Dlaczego? - Wyjął jej z ręki korkociąg.

- Bo uwielbiam pizzę - odparła ze śmiertelnie poważną miną.

- A więc zdobywam twoje serce przez żołądek, czy tak? To stary rosyjski zwyczaj. - 

Korek strzelił głucho.

- Oczywiście. - Ruth z namaszczeniem zajęła się przenoszeniem kawałków pizzy z 

pudełka na talerze.

- Więc będziesz skakać po scenie jak mały klopsik. - Nick rozsiadł się naprzeciw niej i 

nalał wina.

- W sam raz do „Karnawału”. Będziesz Kolombiną.

-   Och,  Nick!   -  Z   pełnymi   ustami   pizzy,   Ruth   omal   się   nie   udławiła,   usiłując   jak 

najszybciej ją przełknąć i powiedzieć coś więcej.

- Dzięki dodatkowym próbom może nie obrośniesz sadełkiem.

- Sadełkiem?!

- Wolałbym sobie nie nadwerężyć krzyża, dźwigając taki ciężar. - Przesłał jej złośliwy 

uśmieszek.

- A co z tobą? - zapytała słodziutko. - Myślisz, że ktoś zechce oglądać brzuchatego 

Arlekina?

- Mój metabolizm nigdy do tego nie dopuści.

- Dosłownie pożarł pizzę i sięgnął po wino. - Oglądałem stare filmy - powiedział 

nagle.   -   Fred   Astaire,   Gene   Kelly.   Co   za   ruch!   Przy   odpowiedniej   pracy   kamer   można 

wszystko zobaczyć i poznać prawdziwego tancerza. Kluczem do tego jest umiejętne ujęcie.

- Widziałeś ,Amerykanina w Paryżu”? - Ruth dokończyła swoją porcję i także sięgnęła 

po wino.

- Chciałabym tak stepować!

- To inna grupa mięśni - zadumał się Nick, patrząc jakby na wskroś niej. - Byłoby to 

nawet interesujące.

- O czym myślisz? Spojrzał na nią i skupił się.

- O nowym balecie z czymś typowo amerykańskim w ruchach. Ale odłóżmy to na bok. 

- Pokiwał głową, jakby niechętnie rozstawał się z pomysłem. - No, to jeszcze po kawałku. - 

Nałożył Ruth kolejną porcję. - Jeśli grzeszyć, to razem!

background image

- Kolejny stary rosyjski zwyczaj? - zapytała z uśmiechem.

- A jak! - Nalał jej więcej wina.

Wykończyli  pizzę, przekazując  kotu cały kawałek na  jego wyłączny  użytek.  Nick 

poinformował Ruth o postępie prób, wtrącając od czasu do czasu jakąś ploteczkę, żeby ją 

zabawić. Potem zaczął ją pytać o taneczne sekwencje w filmach, których nie widział, a Ruth 

opisała mu je najlepiej, jak umiała.

- Chodzi ci po głowie nowy balet zrobiony specjalnie pod kątem telewizji? - zapytała, 

kiedy zmywali naczynia.

-   Być   może   -   odparł   wymijająco.   -   Nadine   myśli   także   o   filmie   dokumentalnym 

poświęconym zespołowi. Istnieje taka szansa. Nie bardzo się na tym znam, poza tym, czego 

nauczyłem się podczas kręcenia „Ariela” i innych baletów, ale wtedy kamery stały zawsze 

daleko. Tym razem będą wszędzie, a ten ich reżyser wie więcej o tańcu niż inni, z którymi 

pracowałem. To zupełnie coś innego - uznał i uśmiechnął się, kiedy Ruth wręczyła mu talerz 

do wytarcia. - Stęskniłem się za tobą.

Popatrzyła na niego. Choć spędzali razem po parę godzin codziennie, wiedziała, co ma 

na myśli.

Teraz zaś to wspólne przebywanie w kuchni dawało jej poczucie równowagi i pewnej 

trudno uchwytnej stabilizacji.

- Ja też się za tobą stęskniłam.

-   Moglibyśmy   sobie   zrobić   krótką   przerwę   przed   nowymi   próbami.   Parę   dni.   - 

Odstawił talerz i dotknął jej włosów. - Nie pojechałabyś ze mną do Kalifornii?

Jego dom w Malibu, pomyślała i uśmiechnęła się radośnie.

- Pojechałabym. - Zapominając o naczyniach, objęła go w pasie i mocno przytuliła. 

Stali przez chwilę w milczeniu, a potem Nick pochylił się i pocałował ją w czubek głowy.

- Nie jesteś ciekawa, co jest w drugim pudełku? Ruth stęknęła.

- Już nic więcej nie zjem.

- Może trochę wina? - szepnął, muskając wargami jej skronie.

- Nie. Chcę tylko ciebie.

- Chodź. - Ujął ją za rękę. - Już za długo czekamy.

Po czym, gdy wyszli z kuchni, wzrok Ruth padł na zamknięte pudełko.

- Co jest w środku?

- Sądziłem, że nie jesteś zainteresowana. Wiedziona ciekawością, Ruth uniosło wieko.

Wytrzeszczyła oczy i nie wydała dźwięku.

Tam, gdzie spodziewała się ujrzeć jakiś starannie wypracowany, ozdobny wielki tort, 

background image

leżało   mięciutkie,   puszyste   futro   z   lisa,   które   niedawno   mierzyła   u   Saksa.   Dotknęła   go 

koniuszkami palców i popatrzyła na Nicka.

- Od tego się nie tyje - zażartował.

- Nick... - Brakowało jej słów.

- Było  ci w nim najładniej.  A kolor harmonizuje z twoimi włosami.  - Ujął garść 

włosów Ruth i przepuścił je między palcami. - Są takie delikatne i miękkie. Jak ty.

- Nick. Nie mogę tego przyjąć.

- Czy nie mam prawa robić ci prezentów?

- Tak, chyba tak. Nie zastanawiałam się nad tym. - Ponieważ nie przestawał się do niej 

uśmiechać, nie znalazła żadnego logicznego wytłumaczenia. - Ale nie takie jak ten.

- Kupiłem ci pizzę - zauważył i podniósł jej rękę do ust. - Nie miałaś nic przeciwko 

temu.

- To nie to samo. - Jęknęła cichutko, kiedy całował jej nadgarstek. - A poza tym sam 

zjadłeś połowę.

- To mi sprawia przyjemność - powiedział zwyczajnie - podobnie jak będę się cieszyć, 

oglądając cię w tym futrze.

- To za drogi prezent.

- Rozumiem. Uważasz więc, że mogę ci kupować tylko tanie prezenty. - Podciągnął 

jej rękaw i pocałował wewnętrzną stronę łokcia.

- Przestań, przez ciebie mówię same bzdury.

- Robisz to całkiem nieźle i bez mojej pomocy. - Zanim zdążyła zripostować, objął ją 

z całych sił i uciszył. - A może to futro ci się nie podoba? - zapytał.

- Jeszcze jak! Jest cudowne - westchnęła, kładąc głowę na jego ramieniu. - Ale nie 

musisz mi niczego kupować.

- Nie muszę? Oczywiście, że nie. - Przesunął rękę wzdłuż jej pleców ku wypukłości 

biodra. - Wiem, co muszę, a na co mam ochotę. - Odsunął ją od siebie, uśmiechnął się. - 

Chodź, przymierz je dla mnie.

Popatrzyła na niego uważnie. To był wspaniałomyślny gest, podyktowany impulsem. 

Czy mogła go nie przyjąć?

- Dziękuję - powiedziała z taką powagą, że się roześmiał i uściskał ją z całej mocy.

- Znowu patrzysz na mnie jak sowa, bardzo rzeczowa i mądra sowa. Ale teraz się 

pospiesz, żebym mógł zobaczyć, czy ci w nim ładnie. Proszę.

Jeżeli Ruth miała jeszcze jakieś obiekcje, to owo „proszę” odsunęło je na daleki plan. 

Mogłaby policzyć na palcach jednej ręki, ile razy użył go wobec niej. Bez chwili wahania 

background image

dała nurka do pudła. Zatopiła palce z futrze.

- Jest wspaniałe, Nick. Naprawdę wspaniałe.

- Tylko nie na szlafrok,  miłaja  - oburzył się, gdy zaczęła je wkładać. - Nie nosi się 

lisów do niebieskiego frotte.

Spiorunowała   go   wzrokiem,   po   czym   rozwiązała   pasek.   Zdjęła   szlafrok   i   szybko 

zmieniła go na futro. Jej nagie ciało, które mu mignęło, przyprawiło go o skurcz żołądka. Jej 

ciemne włosy spadały na niebieski odcień bieli; podekscytowane oczy błyszczały.

- Muszę się przejrzeć! - Ruth odwróciła się, chcąc jak najszybciej pomknąć do lustra w 

sypialni.

- Kocham cię.

Stanęła jak wryta. Czuła, że brakuje jej tchu, jak po niefortunnym upadku na scenie. 

Zamknęła oczy. Wbiła palce w futro. Aż ją zabolały. Nie mogła ich rozprostować. Bardzo 

powoli   odwróciła   się   w   stronę   Nicka.   Miała   ściśnięte   gardło,   więc   wymówiła   słowa 

ochrypłym głosem.

- Co powiedziałeś?

- Kocham cię. Po angielsku. Powiedziałem to wcześniej po rosyjsku. Ja tiebia liubliu.

Ruth przypomniała sobie szeptane jej do ucha słowa - słowa, które utkwiły w jej 

głowie, kiedy się kochali, kiedy ją  trzymał  blisko siebie,  zanim zasnęła. Kolana pod nią 

zadrżały.

- Nie wiedziałam, co znaczą. - Teraz już wiesz.

Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami i czuła, jak ogarnia ją drżenie.

- Boję się - wyszeptała. - Od dawna na to czekałam, a teraz się boję. Nick, chyba nogi 

odmówiły, mi posłuszeństwa.

- A chcesz podejść czy odejść ode mnie?

To pytanie trochę ją uspokoiło. Być może on także się boi. Postąpiła krok do przodu. 

Stając przed nim, czekała, aż odzyska normalny głos.

- A jak ja to powiem po rosyjsku?  - zapytała.  - Chcę to najpierw  powiedzieć po 

rosyjsku.

Ja tiebia liubliu.

- Ja tiebia liubliu,  Nikolai - wymówiła, kalecząc wymowę. Kiedy go obejmowała, 

zobaczyła jego błyszczące, rozpromienione oczy. - Ja tiebia liubliu - powtórzyła. - Kocham 

cię.

Całował jej włosy, policzki, powieki, a potem niemal rzucił się na nią.

- Ona moja - powiedział, mrucząc jak niedźwiedź. Futro zsunęło się na podłogę.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Ruth jeszcze nigdy tak ciężko nie pracowała. Zademonstrowanie przed publicznością 

całego baletu nigdy nie było łatwe, ale tańczenie do czterech kamer było ze wszech miar 

denerwujące i wyczerpujące. Powtarzane w nieskończoność krótkie sekwencje kombinacji 

kroków wyprowadzały ją z równowagi. Przywykła do świateł reflektorów, ale specjalistyczne 

kable i kamery to już było dla niej za wiele. Czuła się osaczona.

Od   ciągłego   rozpoczynania   i   przerywania   miała   skurcze   nóg.   Denerwował   ją   i 

rozpraszał zbyt często jej zdaniem poprawiany specjalny makijaż do zbliżeń i bliskich ujęć. 

Publiczność   przed   telewizorami   nie   może   oglądać   kropelek   potu   na   twarzy   eleganckiej 

baleriny. Utrzymanie złudzenia, że taniec jest łatwy i że prawie nie wymaga wysiłku, było 

możliwe jedynie z odległości, jaką stwarza scena. Natomiast kamery były bezlitosne.

Nie wiadomo już który raz powtarzali ten sam trudny układ  soubresauts  i piruetów. 

Nick zdawał się niestrudzony. Fascynowała  go praca  przed kamerą. Nie okazywał  nawet 

odrobiny   zniecierpliwienia   podczas   krótkich   proceduralnych   przerw,   tylko   przystawał, 

rozmawiał z reżyserem, dopóki ekipa telewizyjna nie była gotowa do dalszej pracy. Po czym, 

gdy powtarzał kroki, robił to jakby w przypływie nowej energii.

Nagrywali coś, co w ponad dwugodzinnym programie wypełni nie więcej niż trzy 

minuty. Był to żywy, pełen werwy i ognia fragment większej kompozycji - specjalność Nicka. 

Ruth po raz kolejny wykonała potrójny piruet, gdy nagle przeszywający ból powalił ją z nóg. 

Natychmiast Nick ukucnął przy niej.

- To tylko skurcz - wymówiła, z trudem chwytając powietrze.

- Tu? - Dotknął jej łydki, wyczuł zgrubienie mięśnia i zaczął masować.

Ból był nieznośny. Przycisnęła czoło do kolan i zamknęła oczy.

- Proszę o dziesięć minut przerwy - usłyszała głos Nicka. - Czy oprócz tego coś cię 

jeszcze boli? - zapytał, ugniatając mięsień. Ruth potrząsnęła przecząco głową. - Za dobrze to 

nie wygląda - skrzywił się.

- Ja już nie mogę! - Nagle Ruth zaczęła walić pięścią o podłogę sceny. - Po prostu nie 

mogę!

- Co za absurd! - rzucił, mrużąc gniewnie oczy.

- To nie żaden absurd. Ja już nie mogę - syknęła. - To nie do zniesienia. Do tyłu, do 

przodu,   i  tak   w   kółko.  Jak   mogę   coś  czuć,   kiedy   nie   ma   w   tym   ciągłości   ani   nastroju? 

Dookoła pełno ludzi, praktycznie wchodzą mi na głowę, więc jak mogę przygotować się do 

skoku?

background image

- Nie zwracaj na nich uwagi i tańcz - powiedział kategorycznie. - To jest nieuniknione 

i konieczne.

- Konieczne? - cisnęła się. - Powiem ci, co jest konieczne. Koniecznie trzeba się pocić. 

Ale nawet i tego mi nie wolno. Jeżeli ten człowiek posypie mnie jeszcze raz pudrem, zacznę 

wrzeszczeć. - Gdy w drugiej nodze chwycił ją skurcz, wstrzymała oddech. Ból w obu nogach 

przekraczał granice wytrzymałości. Znów opuściła głowę. - Och, Nick, jestem taka zmęczona.

- Więc co zamierzasz? Odejść? - Głos miał szorstki, gdy zaczął masować jej drugą 

nogę. - Potrzebuję partnerki, nie zaś uskarżającego się dziecka.

- Nie jestem dzieckiem. Ale też nie jestem maszyną!

- Jesteś tancerką. - Wyczuł pod palcami, że mięsień rozluźnia się. - Więc tańcz.

Spiorunowała go wzrokiem.

- Dziękuję za wyrozumiałość. - Odepchnęła jego rękę, choć uginały się pod nią nogi, i 

podniosła się o własnych siłach.

- Może gdzie indziej jest miejsce na wyrozumiałość. - Nick wstał z podłogi. - Ale nie 

tutaj.

Tutaj wykonujesz konkretną pracę. A teraz pozwól, żeby ci przypudrowano twarz.

Przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, następnie odwróciła się i bez słowa 

opuściła scenę.

Nick zaklął pod nosem, po czym zabrał się za masowanie własnych nóg.

- Twardy z ciebie człowiek, Davidov - usłyszał z oddali.

Podniósł oczy i zobaczył wstającą z fotela na widowni Nadine.

- Tak. - Wrócił do masowania nogi. - Już mi to kiedyś mówiłaś.

- Takim cię lubię. - Podeszła  do bocznego  skrzydła  sceny i zaczęła wchodzić  po 

stopniach. - Ale mimo wszystko nie zapominaj, że ona jest młoda.

Nadine uklękła obok Nicka. Wzięła się za fachowe masowanie jego nogi.

-   Dobre   stopy,   cudowne   nogi,   bardzo   muzykalna.   -   Uśmiechnęła   się   do   Nicka.   - 

Jeszcze nie stwardniała tak jak my.

- Tym lepiej dla niej.

- Tym trudniej dla ciebie, ponieważ ją kochasz. - Nick ze zdziwienia aż uniósł brwi. - 

Wiem wszystko o moich tancerzach, przede mną nic się nie ukryje. Często wiem wcześniej 

niż oni sami. Już od dawna jesteś w niej zakochany.

- I co z tego wynika?

- Tancerze często łączą się między sobą w pary. Mówią tym samym językiem, mają te 

same problemy. - Nadine przesiadła się na drugi bok. - Ale gdy dotyczy to mojego premier 

background image

danseur  i dyrektora artystycznego w jednej osobie oraz mojej najlepszej baleriny,  jestem 

zaniepokojona.

-   Nie   ma   powodu,   Nadine   -   powiedział   łagodnym   tonem,   choć   był   najwyraźniej 

poirytowany.

- Romanse mogą przybierać różne formy - skomentowała Nadine. - Wierz mi, że dużo 

o tym wiem. - Tym razem uśmiechnęła się posępnie. - Tancerze to osobnicy kierujący się 

emocjami, Nick. Nie chcę stracić żadnego z was, jeżeli będziecie musieli się rozstać. Jej 

przeznaczeniem jest zostać prima ballerina absolutta.

- Czyżbyś sugerowała, że mam się przestać widywać z Ruth? - zapytał lodowatym 

tonem i podniósł się z podłogi.

- Jak długo się znamy, Davidov? - zapytała, zaglądając mu głęboko w oczy.

- Lepiej nie pytaj, to by nas tylko oboje postarzyło - odpowiedział, zdobywając się na 

uśmiech.

Przytaknęła mu ruchem głowy, po czym wyciągnęła do góry rękę. Nick podniósł ją 

lekko z podłogi.

- Długo. Bardzo długo. Wystarczy, żeby wiedzieć, co ci zasugerować. - Na jej twarzy 

pojawił się grymas. - Przez całe lata obserwowałam paradę twoich kobiet.

Spasibo.

- Nie ma się czym chwalić - skontrowała. - To było tylko stwierdzenie. Bannion jest 

inna.

- Tak - przyznał jej rację. - Ruth jest inna.

- Uważaj, Davidov. Dla tancerzy upadki bywają groźne. - Odwróciła się, kiedy na 

scenę   zaczęli   powracać   członkowie   ekipy   telewizyjnej.   -   Przez   jakiś   czas   będzie   cię 

nienawidzić.

- Jakoś sobie z tym poradzę.

- Oczywiście - odparła, nie oczekując żadnego innego oświadczenia.

Prosta jak struna, z nieprzeniknioną, spokojną twarzą, Ruth wyszła zza kulisy. Kiedy 

jej poprawiano makijaż, wszystkie myśli skoncentrowała tylko na jednym - na tańcu, który 

ma wykonać. Później przyjdzie czas na emocje. Podeszła do Nicka.

- Jestem gotowa.

Popatrzył na nią. Chciał ją zapytać, czy nadal ją boli, chciał powiedzieć, że ją kocha.

- Świetnie, więc zaczynamy - rzucił jej zamiast tego.

Gdy dwie godziny później stała pod prysznicem, była odrętwiała z bólu. Ze zmęczenia 

mąciło się jej w głowie. Tylko dwie rzeczy były pewne: nie znosi tańczyć do kamery i gdy raz 

background image

naprawdę potrzebowała Nicka, on odwrócił się od niej. Przemawiał do niej tak, jakby miał do 

czynienia z opieszałą, leniwą i słabą istotą. A potem, w obecności innych, straciła panowanie 

nad sobą i poniżyła się. To przez te jego lodowate słowa.

Zawsze była dumna ze swojej siły i wytrwałości. Dzisiejszy upadek, potłuczenie się i 

drobna kontuzja były dla niej potężnym wstrząsem. Pragnęła pocieszenia, a spotkała się z 

lekceważeniem, a nawet z pogardą.

Gdy wyszła spod prysznica i owinęła się ręcznikiem, zjawiła się Leah. Gotowa do 

wyjścia, ubrana jak spod igiełki, oparła się o umywalkę i uśmiechnęła.

- Cześć. - Z uwagą wpatrywała  się w bladą, wyczerpaną twarz Ruth. - Parszywy 

dzień?

- Dość parszywy. - Ruth sięgnęła do torby po sweter.

- Słyszałam, że miałaś dzisiaj jakieś kłopoty. Ruth, wciągając sweter przez głowę, 

zdążyła przybrać opanowany wyraz twarzy.

-   Nic   poważnego   -   odrzekła   ze   spokojem,   choć   ten   luz   wiele   ją   kosztował.   - 

Nagrywanie „Korsarza” zostało zakończone.

- Nie mogę się doczekać, kiedy to obejrzę. Nie przestając się uśmiechać, Leah wyjęła 

szczotkę i w zwolnionym tempie pociągnęła nią po swoich jedwabistych włosach.

- Jesteś blada - zauważyła, kiedy Ruth wciągała dżinsy. - Całe szczęście, że masz parę 

dni na odpoczynek, zanim zaczną nagrywać „Czerwoną różę”.

- Widzę, że śledzisz grafik.

- Mam w tym swój interes. Muszę wiedzieć o wszystkich poczynaniach każdego w 

zespole.

- A o co ci chodzi?

- O Nicka - odparła  bez namysłu.  Widząc błysk  w oczach  Ruth, uśmiechnęła  się 

jeszcze szerzej. - Nie, nie w tym sensie, choć byłoby to może interesujące. Podobno bycie 

jego kochanką ma swoje korzyści.

Ruth najchętniej zdzieliłaby Leah butem prosto w tę jej uśmiechniętą twarz. Zamiast 

tego, kipiąc w środku, wsunęła go na stopę.

- To, co jest między Nickiem i mną, jest czysto osobistą sprawą i nikogo nie powinno 

obchodzić. - Gotując się coraz bardziej, Ruth podniosła się z ławki.

- Och, ależ to wszystko  łączy się w jedną  całość! - Leah wyciągnęła  rękę, chcąc 

dotknąć ramienia Ruth, jakby się obawiała, że może jej umknąć.

- Co takiego?

Leah przysiadła na brzegu blatu wokół umywalki i skrzyżowała nogi w kostkach.

background image

- Zamierzam zostać prima ballerina absolutta.

- Czy to informacje z ostatniej chwili? - zapytała ironicznie Ruth.

- Wiem, że aby to osiągnąć i pozostać w tym zespole, muszę mieć za partnera Nicka - 

gładko wyrecytowała Leah.

- Z tym będzie pewien problem - zgodnie z prawdą odparła Ruth. - Nick jest moim 

partnerem.

- Na razie - zgodziła się szybko Leah. - Ale gdy znudzi się tobą w łóżku, z pewnością 

cię rzuci.

- A to już mój problem - rzekła Ruth słodkim głosem.

-   Miłostki   Nicka   nigdy   nie   trwają   długo.   Na   przestrzeni   lat   wszyscy   byliśmy 

świadkami różnych jego wzlotów i upadków. Pamiętasz tę prawniczkę sprzed sześciu czy 

ośmiu miesięcy? Bardzo elegancka. A przed nią była jakaś modelka. Zwykle Nick wystrzega 

się podrywania kogoś z zespołu. Bardzo wybredny jest ten nasz Nikolai.

- Mój Nikolai. I radzę ci, żebyś poprzestała na partnerach, których ci wyznaczono. - 

Ruth sięgnęła po torbę.

- On i tak nie potańczy dłużej niż dwa lata. Zresztą już teraz znaczną część czasu 

poświęca choreografii. A mnie wystarczą dwa lata.

- Dwa lata! - zaśmiała się Ruth, przerzucając torbę przez ramię. - Za pół roku ja będę 

prima ballerina absolutta. - Wypowiadając te słowa, dała upust wściekłości. - Po ukazaniu się 

widowiska w telewizji cały kraj dowie się, kim jestem. Jeżeli obawiasz się konkurencji, może 

lepiej znajdź sobie inny zespół.

- Konkurencja! - Oczy Leah zwęziły się jak u kota. - Z trudem przebrniesz przez 

pierwszy kawałek. - Po raz kolejny przesłała Ruth promienny uśmiech. - Pozostałe dwa Nick 

może ci odebrać i dać je komuś, kto ma trochę więcej wytrwałości od ciebie.

- Na przykład tobie!

- Oczywiście.

-   Po   moim   trupie   -   powiedziała   słodko   Ruth,   po   czym   odsuwając   Leah   na   bok, 

opuściła łazienkę.

Choć ostatni gest trochę jej pomógł, nerwy miała napięte do granic wytrzymałości. 

Utarczka odwróciła jej  uwagę od ciała, schodziła  więc ze schodów nieświadoma bólu w 

łydkach. Kipiąc z oburzenia, kierowała się ku wyjściu na ulicę.

- Ruth! - Ponieważ nie odpowiedziała na pierwsze wołanie, Nick ją dogonił i ujął jej 

ramię. - Dokąd się wybierasz?

- Do domu - rzuciła krótko.

background image

- Świetnie. - Zauważył jej rozpaloną twarz. - Pojedziemy razem.

-   Znam   drogę.   -   Odwróciła   się   w   stronę   drzwi,   ale   uchwyt   jego   ręki   okazał   się 

silniejszy.

- Powiedziałem, że pojedziemy razem.

- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Rób, jak ci wygodniej.

-  Zwykle   tak  robię  -  odpowiedział  chłodnym   tonem,  wyciągając  ją  na  zewnątrz   i 

wsadzając do taksówki.

Zajęła miejsce w rogu, trzymając sztywno torbę na kolanach. Nick, oparty plecami o 

siedzenie,   nie   podejmował   rozmowy.   Wydawał   się   całkowicie   pochłonięty   własnymi 

myślami. Upór nie pozwolił Ruth wypowiedzieć słowa.

Na nowo przeżywała i analizowała dzisiejszą scysję z Nickiem, a potem scenę z Leah. 

Złość Ruth przybrała formę lodowatego milczenia.

Kiedy taksówka zatrzymała się przed jej domem, wysunęła się z niej, gotowa rzucić 

Nickowi chłodne „do widzenia”. Tymczasem on wysiadł od strony jezdni, obszedł samochód 

i znowu ujął ją pod ramię. Uścisk był lekki, ale nie podlegający dyskusji. Nie komentując 

tego, Ruth weszła z Nickiem do budynku.

Była gotowa do walki. Wystarczyłaby jakakolwiek prowokacja z jego strony. Pieniła 

się ze złości. Otworzyła drzwi i wbiegła do środka, zostawiając Nickowi wolny wybór - mógł 

wejść albo odejść.

Z sofy podniósł się Niżyński, wyprężył grzbiet, po czym bezszmerowo zeskoczył na 

podłogę. Spełnił swój obowiązek, okrążając kostki nóg Ruth, i niezwłocznie przeszedł do 

Nicka. Usłyszała, jak Nick szepcze coś kotu na powitanie. Bez słowa udała się do sypialni, 

żeby rozpakować torbę.

Celowo zwlekała. Z drugiego pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Starannie ułożyła 

w szafie baletki. Skrupulatnie wyjęła spinki z włosów i pozwoliła im opaść. Uwalniając je, 

pozbyła   się   też   lekkiego   bólu   głowy.   Rozczesywała   włosy   energicznymi,   długimi 

pociągnięciami szczotki. W mieszkaniu nadal panowała absolutna cisza.

Spędziła   w   sypialni   bite   dziesięć   minut,   wymyślając   dziesiątki   drobnych, 

niepotrzebnych   czynności.   Znowu   nerwy   zaczęły   dawać   się   jej   we   znaki.   Dochodząc   do 

wniosku, że powinna coś zjeść, związała włosy wstążką i opuściła sypialnię.

Na kanapie Nick spał jak zabity. Leżał na wznak z mruczącym Niżyńskim, zwiniętym 

w kłębek na jego piersi. Nick oddychał wolno i równo. Natychmiast ulotniła się jej cała 

niechęć i żal.

Uświadomiła   sobie,   jak   bardzo   jest   wyczerpany.   Widać   to   było   po   jego   twarzy. 

background image

Dlaczego   nie   zauważyła   tego   wcześniej?   Ponieważ   za   bardzo   była   przejęta   własnymi 

doznaniami, pomyślała z poczuciem winy.

Głębokie bruzdy żłobiły jego policzki. Pod oczami dostrzegła lekko fioletowe cienie. 

Westchnęła. Najchętniej by się rozpłakała. Żadnych łez, nakazała sobie twardo.

Wzięła   z   oparcia   fotela   moherowy   szal   i   przykryła   Nicka.   Nie   drgnął.   Niżyński 

otworzył jedno oko, posłał jej przepraszające spojrzenie i ponownie zasnął. Ruth usiadła w 

fotelu i podwinęła pod siebie nogi. Spoglądała na śpiącego z czułością.

Kiedy się obudził, było już ciemno. Nieprzytomny, przycisnął palcami oczy. Na piersi 

poczuł   jakiś   ciężar.   Odkrył   tam   ciepłą   futrzaną   kulę.   Stęknął,   gdy   Niżyński,   tytułem 

eksperymentu,  wpił się w niego pazurami. Klnąc pod nosem, spędził kota i usiadł. Spod 

kuchennych drzwi padał strumień światła. Nick siedział jeszcze przez chwilę, zanim wstał i 

ruszył w tamtą stronę.

Ruth krzątała się przy kuchni. Ponieważ ściągnęła do tyłu włosy, dokładnie widział jej 

profil: delikatne kości, ładnie zarysowany podbródek, lekko skośne oczy.  Zaabsorbowana 

pracą rozchyliła wargi - miękkie, pełne wargi, których smak poczuł już na sam ich widok. 

Smukła, wysklepiona szyja klasycznej baleriny. Dokładnie znał miejsce, gdzie ta skóra jest 

najbardziej wrażliwa.

W ostrym kuchennym świetle wyglądała bardzo młodo, prawie jak wówczas, kiedy ją 

zobaczył pierwszy raz - w oślepiającym słońcu na śniegu na parkingu szkółki Lindsay. Czując 

na sobie jego wzrok, Ruth odwróciła się gwałtownie. Ich oczy się spotkały.

Zwilżyła wargi.

- Pomyślałam, że będziesz głodny. Co powiesz na omlet?

- Hm. Świetnie.

Gdy powróciła do swoich zajęć, oparł się o framugę drzwi. Rzucił okiem na zegarek, 

stwierdzając,   że   jest   dopiero   dziewiąta.   Spał   nie   więcej   niż   dwie   godziny,   a   czuł   się 

zregenerowany i odświeżony, jakby przespał całą noc.

- Pomóc ci?

Ruth nie spuszczała oczu z patelni, na której robiła omlety.

- Możesz wyjąć talerze. Już prawie skończyłam. - Obok, na blacie, zaczynała pykać 

kawa w maszynce. Nick wyjął talerze i filiżanki. - Będziesz miał jeszcze na coś ochotę? - 

zapytała Ruth, zdegustowana swoim zbyt uprzejmym głosem.

- Nie. To wystarczy.

Fachowym ruchem przerzuciła pierwszy omlet z patelni ha talerz.

- Idź i zaczynaj. Za chwilę dołączę. - Kolejne rozbite jajka zaskwierczały na patelni. - 

background image

Przyniosę kawę.

Nick   zabrał   talerz   do   jadalni.   Ruth   kontynuowała   smażenie.   Kawa   pykała   coraz 

żywiej. Zsunęła jajka z patelni. Wyłączyła maszynkę z kawą i wyniosła ją do jadalni.

Kiedy weszła, Nick podniósł znad talerza wzrok.

- Smakuje? - zapytała, stawiając swój talerz i nalewając kawę do filiżanek.

-   Bardzo.   -   Wziął   na   widelec   kolejny   kęs.   Ruth   unikała   jego   wzroku.   Ustawiła 

maszynkę na trójkątnej podstawce. Usiadła naprzeciwko niego i zaczęła jeść.

- Chciałem ci podziękować, że pozwoliłaś mi pospać. - Obserwował ją, jak zmusza się 

do jedzenia i dziobie swój omlet. - Potrzebowałem tego. I tego też. - Wskazał na talerz.

- Wyglądałeś na zmęczonego - mruknęła. - Nigdy nie przyszło mi na myśl, że i dla 

ciebie praca bywa ponad siły.

- No tak - powiedział lekko rozbawiony. - Davidov jest niezniszczalny.

- Zawsze za takiego cię miałam. Chyba podobnie jak my wszyscy - odparła.

- Ale ty nie jesteś wszystkimi - powiedział, patrząc na nią z powagą. Jej oczy były 

nabrzmiałe od łez. Poczuł skurcz żołądka. - Lepiej jedz - powiedział, udając, że niczego nie 

zauważa. - Mamy za sobą długi dzień.

Sięgając po kawę, Ruth starała się zachować spokój. Miała dość scen na dzisiaj.

- Naprawdę nie jestem głodna.

Nick wzruszył ramieniem i wrócił do swojego jedzenia.

- Coś się przypala - zauważył.

Ruth z krzykiem zerwała się od stołu i pobiegła do kuchni. Słup dymu unosił się nad 

patelnią, której powierzchnia pękała od żaru. Klnąc na czym  świat stoi, zgasiła  ogień, o 

którym zapomniała, zdejmując omlety, i ze złością kopnęła piecyk.

-   Ostrożnie   -   powiedział   Nick   od   progu.   -   Nie   będę   miał   pożytku   z   partnerki   ze 

złamanymi palcami u nogi.

Zakręciła się na pięcie, by wyładować na nim złość. Tymczasem on się uśmiechał. I 

nagle wszystko puściło.

- Och, Nick! - Rzuciła mu się w ramiona. - Byłam dzisiaj potworna. I tańczyłam 

okropnie.

- Nie - zaprzeczył, całując jej włosy. - Tańczyłaś pięknie, a zwłaszcza po tym, jak się 

na mnie wściekłaś.

Odrzuciła do tyłu głowę i popatrzyła na niego. Wiedziała z całą pewnością, że nie 

uciekłby się do kłamstwa, byle ją tylko pocieszyć.

- Nie powinnam się na ciebie złościć. Zasklepiłam się w sobie i w tym, jak się czuję, i 

background image

nawet nie pomyślałam, że tobie też może być trudno. Sprawiasz wrażenie, jakby cię nigdy nic 

nie kosztowało i jakbyś wszystko robił bez wysiłku.

- Nie lubisz kamery.

- Nienawidzę. Ohyda.

- Ale ile ma możliwości!

- Wiem. Wiem o tym. - Cofnęła się i stanęła obok. - Czuję do siebie wstręt po tym, jak 

się zachowałam, płacząc i wrzeszcząc przy wszystkich, wściekając się na ciebie.

- Jesteś artystką i, już ci to mówiłem, takie zachowanie nikogo nie dziwi.

- Nie cierpię ekshibicjonizmu. A zwłaszcza brzydzi mnie mój egoizm i nieliczenie się 

z innymi.

- Jesteś zbyt surowa dla siebie, Ruth. Kobieta, którą kocham, nie jest egoistką ani 

osobą nie liczącą się z innymi.

- Ale dzisiaj taka byłam. Cały czas, dopóki nie zobaczyłam cię śpiącego i tak skrajnie 

wyczerpanego, myślałam tylko o sobie. A przecież powinnam pamiętać, jak ciężko pracujesz! 

Ale ja skoncentrowałam się tylko na tych denerwujących mnie, porozstawianych na każdym 

kroku kamerach i na tym, jak bardzo bolą mnie nogi. - Wzdrygnęła się. - To przykre, że 

można być tak małostkowym, tak jednowymiarowym. A właśnie tak opisał mnie Donald.

- Och, przestań! - żachnął się i jeszcze mocniej ją objął. - Przecież musimy od czasu 

do   czasu   pomyśleć   o   sobie   i   o   własnym   ciele.   Inaczej   byśmy   nie   przetrwali.   Byłabyś 

niemądra, gdybyś uwierzyła, że stajesz się przez to mniej wartościowym człowiekiem. To 

prawda, że różnimy się od innych. Po prostu tacy jesteśmy.

- Egoistyczni?

- Czy trzeba to nazywać?  - Potrząsnął nią lekko, po czym  znowu przyciągnął  do 

siebie. - Tak, egoistyczni, jeśli już koniecznie musisz nadać temu jakąś etykietę. Zapaleni. 

Obsesyjni. Jakie to ma znaczenie? Czy stajesz się przez to inna? Albo czy ja staję się inny? - 

To mówiąc, zaczął ją całować.

Ruth zdążyła  tylko jęknąć. Czekała na ten pocałunek. Jego wargi były delikatne i 

czułe, a zarazem zaborcze. Przyciskał ją coraz bliżej i mocniej, aż wtopili się w siebie.

- Tak właśnie chciałem cię pocałować, kiedy siedziałaś na scenie zła i zraniona. Czy 

bardzo mnie nie lubisz, ponieważ tego nie zrobiłem?

- Nie. Nie, ale chciałam, żebyś to zrobił.

- Gdybym cię pocieszył, nie zdobyłabyś się na wysiłek i nie skończyłabyś tańca. - 

Odchylił jej głowę do tyłu. Ich oczy się spotkały. - Wiedziałem o tym, ponieważ cię znam. 

Czy przez to jestem zimnym egoistą?

background image

- Przez to jesteś Davidovem - westchnęła i uśmiechnęła się do niego. - I niczego 

innego nie pragnę.

- A ty jesteś Bannion. - Pochylił się do jej ust. - I niczego innego nie pragnę.

- To brzmi tak prosto. Ale czy tak jest?

- Tej nocy na pewno. - Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Ruth zasiadła w szóstym  rzędzie i przyglądała się nagrywaniu.  Trzy odcinki z jej 

udziałem   zostały   już   ukończone.   I   pomyśleć,   że   trzy   dni   wytężonej   pracy   zostaną 

zredukowane do dziewięciu, najwyżej dziesięciu minut antenowego czasu!

Nauczyła się występować przed kamerą, a nawet ją tolerować. Wiedziała jednak, że 

nie podzieli nigdy zachwytu i entuzjazmu Nicka. Wezwał ją do współzawodnictwa, zachęcał, 

żeby go prześcignęła w ich pas de deux z „Karnawału”. Przeszedł samego siebie w masce i 

kostiumie Arlekina. Jego przekomarzająca się i niczym nie skrępowana dusza przydała jej 

Kolombinie tyle ognia i werwy, o jakich nawet nie śniła.

On po prostu tryska energią, zadumała się, obserwując go na scenie. Nawet kiedy sam 

nie tańczy.

Corps  tańczył scenę  z „Rodeo”.  Nick, w  płowym  dresie, po którym  już  z daleka 

można   go   było   poznać,   stał   pośród   tancerzy   w   kowbojskich   kapeluszach   i   kraciastych 

bawełnianych  koszulach i wydawał im polecenia. Nawet gdyby był  ubrany w srebro czy 

złoto, nie przyciągałby większej uwagi.

Wiedziała,   jak   rzadko   w   ostatnich   tygodniach   pozwalał   sobie   na   odpoczynek.   A 

jednak, choć było to już ostatnie szlifowanie tancerzy, witalność i werwa Nicka były na miarę 

młodego chłopaka. Jak on to robi? - zachodziła w głowę Ruth.

Pomyślała o tym, co usłyszała od Leah: czy rzeczywiście Nick przestanie tańczyć w 

ciągu   najbliższych   dwóch   lat?   Wygląda   tak   młodo.   Przecież   prawie   w   każdym   innym 

zawodzie   uchodziłby   za   młodego   człowieka.   Jako   kierownik   artystyczny,   choreograf   czy 

kompozytor może ciągnąć w nieskończoność. Ale jako danseur noble czas ma policzony.

On o tym oczywiście wie. Jak się z tym czuje? Nigdy z nią na ten temat nie rozmawia. 

Podobnie jak o wielu innych sprawach. Na przykład, ilekroć chciała dowiedzieć się czegoś o 

jego życiu w Rosji, gładko i szybko zmieniał temat. A przecież nie powodowała nią zwykła 

ciekawość!

Czuła  się zawiedziona, że zamyka  się przed nią. Sama bardzo ceniła i szanowała 

prywatność,   ale   kochając   całym   sercem   Nicka,   czuła   potrzebę   głębszego   poznania   go. 

Tymczasem on unikał wszelkich pytań i rozmów o swojej przeszłości i karierze tancerza w 

swoim kraju. Podobnie jak nie mówił, co czuje w związku ze zbliżającym się końcem wy-

stępów na scenie.

Doszła   do   wniosku,   że   zbyt   często   traktuje   ją   jak   małą   dziewczynkę.   Jak   go 

przekonać, że jest zdolna dzielić jego problemy, podobnie jak dzieli z nim radości?

background image

Muzyka   rozbrzmiewała;   szybka,   hałaśliwa   westernowa   muzyka,   która   porywa   do 

tańca. Nick obserwował corps zza pleców kamerzysty, opierając ręce na biodrach. Patrząc na 

niego, Ruth aż wstrzymała oddech.

Czy   zawsze   tak   będzie?   -   zastanawiała   się.   Czy   zawsze   będzie   mnie   poruszać   i 

olśniewać? To przerażające zakochać się w legendzie. Nawet w tak. krótkim czasie, odkąd są 

razem,   ciężar   obowiązków   zawodowych   odciskał   się   na   nich   obojgu.   Balet   to   zarówno 

zobowiązanie, jak i ciągłe napięcie. Czas spędzany razem u niej w mieszkaniu należał do in-

nego   wymiaru.   Tam   mogli   być   kobietą   i   mężczyzną.   Ale   muzyka   i   światła   reflektorów 

przywoływały ich z powrotem. A tutaj, w świecie, który pochłaniał większą część ich życia, 

on był Davidovem - mistrzem.

- Nieźle sobie z tym wszystkim poradził. Jak zawsze. - Na krzesło obok Ruth cicho 

wśliznęła się Nadine.

Muzyka umilkła.

Nick   znowu   dyskutował   z   tancerzami,   gdy  tymczasem   reżyser   w   słuchawkach   na 

uszach mówił coś do jakiegoś niewidocznego technika.

- Tak, na to wygląda.

- Jak chłopczyk, który dostał nową kolejkę. Cały skład.

Ruth rzuciła Nadine pytające spojrzenie.

- Kolejkę?

- Nowa podnieta, entuzjazm, zapał - wyjaśniła, wykonując zamaszysty ruch ręką. - On 

to uwielbia.

- Tak. - Ruth znowu spojrzała na Nicka. - Nie da się ukryć.

- Twoje tańce wypadły dobrze. - Nadine przeszła do porządku nad śmiechem Ruth, 

wyrażającym powątpiewanie. - Och, wiem, że musiałaś jeszcze to i owo poprawić. Takie jest 

życie.

- Oglądałaś to?

- Zawsze oglądam.

- Zwykle nie bywasz taka łaskawa, Nadine - zauważyła Ruth.

- Moja droga, ja nigdy nie jestem łaskawa. Nie stać mnie na to. - Znowu rozległa się 

muzyka i chociaż Nadine patrzyła na scenę, mówiła do Ruth. - Oni naprawdę są dobrzy. A 

nagranie jest wyśmienite. Program powinien spełnić nasze oczekiwania. Przyznam szczerze, 

że już od dość dawna nie widziałam niczego tak doskonałego jak wasz taniec z Nickiem. 

Nigdy nie sądziłam, że znajdzie partnerkę, która dorówna Lindsay. Oczywiście, różnicie się 

stylem,   nawet   bardzo.   Lindsay  unosiła   się   w   powietrzu,   jakby   stanowiła   jego   część,   bez 

background image

wysiłku, z jakąś dozą mistycyzmu. Ty mu rzucasz wyzwanie, jakbyś się buntowała przeciwko 

prawu grawitacji.

Ruth zainteresował taki opis. Zastanawiała się nad jego trafnością.

- Lindsay była najpiękniejszą baleriną, jaką kiedykolwiek widziałam.

- Straciliśmy ją, bo nad taniec przedłożyła prywatne życie. Wielka szkoda.

- Nie miała wyjścia - obruszyła się Ruth. - Jej ojciec zginął w wypadku, a matka była 

w bardzo ciężkim stanie.

- Sami dokonujemy wyboru. - Nadine zwróciła się twarzą ku Ruth. - Nie wierzę w 

przeznaczenie. To my wpływamy na bieg zdarzeń.

- Lindsay zrobiła to, co musiała.

- To, co wybrała - sprostowała Nadine. - Wszyscy to robimy. Osobiście przyświecał 

mi w życiu tylko jeden cel. I byłoby dobrze, gdyby było podobnie z moimi tancerzami, ale tak 

nie jest. Ty masz talent, młodość, napęd, jednym słowem masz wszystko, żeby zdobyć sławę 

w świecie baletu. Lindsay była na najlepszej drodze do tego, kiedy odeszła. Nie chciałabym 

stracić także ciebie.

- Dlaczego miałabyś mnie stracić? - Ruth wycedziła te słowa, nie spuszczając oczu z 

Nadine. Przestała zwracać uwagę na to, co dzieje się na scenie.

- Tancerze są bardzo pobudliwi i humorzaści.

-   Tak   mi   mówiono   -   zauważyła   oschle   Ruth.   -   Ale   nie   odpowiedziałaś   na   moje 

pytanie.

- Potrzebuję zarówno ciebie, jak i Nicka, ale jego potrzebuję bardziej. - Zrobiła krótką 

pauzę, czekając, aż jej słowa zrobią na Ruth odpowiednie wrażenie. - Jeżeli między wami coś 

się... popsuje i nie będziecie mogli albo chcieli ze sobą pracować, będę musiała dokonać 

wyboru. Zespół nie może sobie pozwolić na stratę Nicka.

- Rozumiem.

- Od dawna nosiłam się z zamiarem odbycia z tobą rozmowy. Wolę, żebyś znała moje 

stanowisko.

- Rozmawiałaś o tym z Nickiem?

- Nie wprost. Zrobię to, oczywiście, gdyby zaszła taka potrzeba. Mam jednak nadzieję, 

że do tego nie dojdzie.

- Spora liczba tancerzy w zespole łączy się w pary - zauważyła Ruth. - Niektórzy 

nawet się żenią. Czy zamierzasz wprowadzić zwyczaj wtrącania się w cudze sprawy?

- Zawsze podejrzewałam, że za twoimi nienagannymi manierami kryją się pasje. - 

Nadine uśmiechnęła się blado. - Miło było cię widzieć. - Zamilkła na chwilę. - Dopóki nic nie 

background image

koliduje z pracą zespołu, nie ma powodu do robienia dramatu. - Ponownie spojrzała Ruth 

prosto w oczy. - Ale Nick jest nie tylko jednym z moich tancerzy. Obie o tym wiemy.

- Nie sądzę, żeby to, co jest między mną i Nickiem, miało kolidować z pracą zespołu 

czy z naszym tańcem. - Ruth poprawiła się sztywno na krześle.

- Nie, jeszcze nie. Lubię cię, Ruth, i dlatego musiałam ci o tym powiedzieć. A teraz 

muszę  wycisnąć   trochę   dolarów  z  pewnego  sponsora.   -  Nadine  wstała,   ruszyła  ciemnym 

przejściem między rzędami i opuściła widownię.

Na   scenie   Nick   uważnie   przyglądał   się   swoim   tancerzom.   Postrzegał   każdego 

indywidualnie,   a   także   jako   grupę.   Tutaj   ramię   nie   tworzy   ładnego   łuku,   tam   z   kolei 

ustawienie stóp jest idealne. Obserwował bacznie corps. Planował w niedalekiej przyszłości 

uczynić dwoje z nich solistami. Jedną była młoda, zaledwie osiemnastoletnia dziewczyna, 

której się przyglądał ze szczególnym zainteresowaniem. Miała eteryczną, nieziemską urodę i 

niesamowitą siłę. Przypominała mu trochę Lindsay. Widziałby ją w roli Carli w „Dziadku do 

orzechów” w nadchodzącym roku. Będzie musiał przekonać madame Maksimową, żeby z nią 

indywidualnie popracowała.

Reżyser   zatrzymał   taśmę   i   Nick   wszedł   na   środek   sceny,   żeby   skorygować   parę 

szczegółów.   Pracowali   już   od   blisko   dwóch   godzin,   a   rozgrzane   reflektory   świeciły 

bezlitośnie.

Gdy znowu zaczęli, pomyślał o Nadine i jej próbach z corps. Nadine jest jak jastrząb 

polujący na kurczęta. Biedne dzieciaki; czy w ogóle zdają sobie sprawę, jaką harówką jest 

taniec? Tylko nieliczni z nich wyjdą poza  corps.  Ponownie spojrzał na młodą dziewczynę, 

gdy kręciła pirueta. Tej jednej się uda. Za dwa lata będzie deptać po piętach Ruth.

Uśmiechnął  się na wspomnienie  początków Ruth. Była  taka młoda  i tak  strasznie 

zamknięta. Jedynie tańcząc, odzyskiwała wiarę w siebie. Nawet wtedy - tak, nawet wtedy - 

pragnął jej, wprawiając siebie samego w zakłopotanie. Był świadkiem jej rozwoju, kiedy to z 

miesiąca   na   miesiąc   stawała   się   bardziej   zrównoważona   i   otwarta.   Był   też   świadkiem 

rozkwitu jej talentu.

Pięć lat, pomyślał. Pięć lat, i teraz w końcu ją ma. Ale stanowczo za mało. Bywają 

wieczory, gdy obowiązki trzymają go do późna i gdy zmuszony jest wracać do siebie, do 

własnego, pustego mieszkania, wiedząc, że Ruth śpi daleko od niego, w innym łóżku.

Zastanawiał się, czy teraz, ponieważ tak długo na nią czekał, nie stał się bardziej 

niecierpliwy.   Codziennie   musiał   z   sobą   walczyć,   żeby   jej   nie   ponaglać   do   zamieszkania 

razem. Nawet nie zamierzał jej mówić, że ją kocha, a już na pewno nie w tak bezbarwny, 

wyzuty z wdzięku i niczym nie ubarwiony sposób, w jaki to w końcu zrobił. Paraliżował go 

background image

strach,   jeszcze   zanim   odwzajemniła   mu   miłość.   A   strach   był   dla   niego   czymś   zupełnie 

nowym.

Jakaś część jego istoty buntowała się przeciwko władzy, jaką nad nim miała. Dotąd 

żadna kobieta nie absorbowała tak bez reszty jego myśli. A i tak do części jej osobowości nie 

miał dostępu. Zadręczał się i wściekał.

Chciał ją mieć bez ograniczeń, bez żadnych tajemnic. Im dłużej trwał ich związek, 

tym trudniej mu było nie wywierać na nią presji i nie żądać od niej więcej. Nawet teraz, choć 

był zajęty pracą, wiedział, że siedzi w zaciemnionej części widowni. Czuł jej obecność.

Gdy wreszcie nagrywanie dobiegło końca, odbył jeszcze krótką rozmowę z reżyserem. 

Tancerze   opuszczali   scenę.   Ruth   podniosła   się   z   miejsca   i   podeszła   bliżej.   Muzycy 

rozmawiali między sobą, prostowali i rozciągali obolałe plecy.

-   Za   godzinę   proszę   z   powrotem   -   zawołał   do   nich   Nick,   słysząc   w   odpowiedzi 

pomruk niezadowolenia.

Kamerzyści wyłączyli lampy o wielkiej mocy i temperatura wyraźnie opadła. Ekipa 

rozmawiała o pobliskim włoskim barze i o sandwiczach z pieczenia. Nick uchylił  się od 

propozycji dołączenia do nich. Z kolei jego propozycja zjedzenia jogurtu w kantynie spotkała 

się z ich zdecydowanym i jednogłośnym protestem.

- No jak? - Objął Ruth, gdy tylko weszła na scenę. - Co o tym sądzisz?

- To było wspaniałe - odpowiedziała szczerze. Starała się nie myśleć o rozmowie z 

Nadine. - Masz wyraźną smykałkę do tego, co amerykańskie.

-   Zawsze   wiedziałem,   że   byłbym   świetnym   kowbojem.   -   Wyszczerzył   zęby   w 

uśmiechu i chwycił porzucony kowbojski kapelusz. Zamaszystym ruchem nasadził go sobie 

na głowę. - Jeszcze tylko potrzebuję kolta.

Ruth roześmiała się.

- Dobrze w tym wyglądasz - stwierdziła, nasuwając mu kapelusz bardziej na czoło, - 

Czy w Rosji mają kowbojów?

- Kozaków - odparł. - To niezupełnie to samo. - Uśmiechnął się. - Jesteś głodna. 

Mamy godzinę przerwy.

- Dobrze.

- Wezmę coś i pójdziemy z tym do mnie na górę. Chcę pobyć z tobą sam na sam.

Nie minęło dziesięć minut, jak Nick zamknął za nimi drzwi gabinetu.

- Nie sądzisz, że do tak wyrafinowanego jedzenia przydałaby się muzyka? - Podszedł 

do stereo.

Ruth odstawiła ich miseczki z owocową sałatką, czekając, aż nastawi cicho Rimskiego 

background image

- Korsakowa.

- Zaczniemy od tego. - Nick wziął ją w ramiona. Złakniona, podniosła głowę, czekając 

na pocałunek.

Już to oczekiwanie na nią rozpaliło w nim ogień. Pomrukując, zanurzył palce w jej 

włosach   i   niemal   rzucił   się   na  nią.   Jej   usta   był  spragnione,   prawie   agresywne.   Drżała   z 

pożądania. Wsunęła ręce pod jego bluzę, a on jak oszalały całował jej twarz; wygięła ku 

niemu wargi.

- Pocałuj mnie - zażądała.

Pocałunek był gwałtowny. Jak gdyby w to jednorazowe spotkanie warg przelał swoje 

wszystkie pragnienia. Kiedy oderwał się od niej, była bez tchu i chciała więcej. Złapał zębami 

jej wargę, aż jęknęła z rozkoszy. Potem całował ją coraz goręcej, aż do utraty przytomności. 

Ruth mruczała coś bez składu, czekając, aż zacznie jej dotykać.

Jakby czytając w jej myślach, położył rękę na jej piersi. Wzdrygnęła się, gdy szorstki 

materiał bawełnianej bluzki podrażnił jej skórę. Jednym ruchem ręki Nick wyszarpnął bluzkę 

spod   paska   jej   dżinsów.   Powędrował   palcami   do   góry   i   dotknął   nagiej   skóry.   Oboje 

wstrzymali oddech.

Kiedy   zadzwonił   telefon,   Nick   rzucił   całą   wiązankę   przekleństw.   Odwrócił   się 

błyskawicznie i niemal szarpnął słuchawkę.

- O co chodzi?

Ruth westchnęła i usiadła. Drżały jej kolana.

- Nie mogę się z nim teraz zobaczyć. - Słyszała wcześniej ten ostry, niecierpliwy ton i 

lekko współczuła rozmówcy. - Nie, to on może zaczekać. Jestem zajęty, Nadine.

Ruth drgnęła. Nikt nigdy nie odważyłby się rozmawiać w taki sposób z Nadine. Nikt, 

poza Davidovem.

- Tak, wiem o tym. No więc za dwadzieścia minut. Nie, za dwadzieścia. - Odłożył 

słuchawkę z niechęcią. Kiedy odwrócił się do Ruth, miał jeszcze złe spojrzenie. - Ktoś chce 

sypnąć  pieniędzmi  i moja obecność jest niezbędna. - Zaklął i wsunął ręce do kieszeni. - 

Czasami   te   sprawy   pieniężne   doprowadzają   mnie   do   szału.   Trzeba   się   przymilać,   żeby 

wydrzeć trochę grosza. Kiedyś wystarczyło tylko tańczyć. Teraz to za mało. Mamy niewiele 

czasu, Ruth.

- Siadaj i jedz - powiedziała, chcąc, żeby się uspokoił. - Dwadzieścia minut to dość 

dużo.

- Nie mówię wyłącznie o dniu dzisiejszym! - Narosła w nim złość. - Chciałem być 

razem z tobą wczoraj wieczorem i nic z tego nie wyszło! Potrzebuję więcej, więcej niż kilka 

background image

chwil w ciągu dnia i kilka nocy w tygodniu.

- Nick... - zaczęła, ale jej przerwał.

- Chcę, żebyś się do mnie przeprowadziła. Zamieszkała ze mną.

Cokolwiek chciała powiedzieć, uciekło jej z głowy. Stał nad nią, wściekły i żądający.

- Przeprowadzić się do ciebie? - powtórzyła bezmyślnie.

- Tak. Dzisiaj. Wieczorem. Była zupełnie skołowana.

- Do twojego mieszkania?

- Tak. - Pociągnął ją niecierpliwym gestem i postawił na nogi. - Ja nie mogę... nie 

będę... nie zniosę powrotów do pustego domu. - Chwycił ją w objęcia. - Chcę cię mieć u 

siebie.

- Zamieszkać z tobą - powtórzyła znowu, pilnując się, żeby jej nie poniosło. - Moje 

rzeczy...

- Zabierz swoje rzeczy. - Potrząsnął nią. - Żaden problem.

Ruth wsunęła między nich rękę i odsunęła się.

- Musisz mi dać czas do namysłu.

- Do licha, nad czym tu się namyślać? - Zdradzał objawy poważnego wzburzenia, 

klnąc po angielsku. Nawet tego nie odnotowała, tak bardzo była oszołomiona. Powinien ją 

przygotować,   zanim   poprosi,   by   podjęła   tak   ważny   krok,   a   już   na   pewno   nie   była 

przygotowana, że podniesie na nią głos.

-   Odczuwam   taką   potrzebę   -   odparowała.   -   Chcesz,   żebym   zmieniła   życie, 

zrezygnowała z jedynego własnego domu, jaki kiedykolwiek miałam.

- Proszę, żebyś dzieliła ze mną dom. Nie mogę tak żyć, kradnąc przypadkowe, krótkie 

chwile, żeby być razem z tobą.

- Ty nie możesz, ty nie chcesz! Czy nie przyszło ci do głowy, że ostatnie słowo w 

sprawie mojego życia należy do mnie? Nie będę działać pod przymusem! Nikt nie będzie na 

mnie wywierał presji!

- Presji? Do diabła! - Nick rzucił się w stronę okna, by zaraz do niej wrócić. - I ty 

mówisz o presji? Pięć lat, od pięciu lat czekam na ciebie. Pragnąłem dziecka i musiałem 

czekać, aż z dziecka wyrośnie kobieta. - Zaczynał mieć trudności z angielskim.

Ruth zrobiła wielkie oczy.

- Chcesz powiedzieć, że czułeś... że żywisz do mnie uczucia od... od początku, i nigdy 

mi tego nie powiedziałeś?

- Co ci miałem mówić? Miałaś zaledwie siedemnaście łat - rzucił jej z furią.

- Nie miałeś prawa decydować za mnie! - Odrzuciła do tyłu włosy i patrzyła na niego 

background image

rozognionym wzrokiem.

- Dałem ci możliwość wyboru, kiedy przyszedł na to czas.

- Dałeś mi! - parsknęła. Omal nie udławiła się z oburzenia. - Kierujesz zespołem, 

Davidov, nie moim życiem. Jak śmiesz rościć sobie prawo do decydowania za mnie?

- To także dotyczy mojego życia - przypomniał jej. - A może 0 tym zapomniałaś?

- Traktowałeś mnie zawsze jak dziecko. - Kipiała, puszczając mimo uszu jego pytanie. 

- Nigdy nie pomyślałeś, że byłam dorosła, zanim cię spotkałam. A ty mi mówisz, że odebrałeś 

mi coś na całe lata, i to dla mojego własnego dobra! I każesz mi się spakować i wprowadzić 

do siebie bez zastanowienia.

- Nie sądziłem, że aż tak cię urażę tym pomysłem - powiedział lodowatym tonem.

- Pomysłem?  - powtórzyła.  - To był rozkaz. A  ja nie chcę,  żeby mi nakazywano 

zamieszkać z tobą.

- Świetnie, jak sobie życzysz. Mam teraz spotkanie.

Otworzyła szeroko oczy, gdy ruszył w stronę drzwi, i znowu się wściekła.

- Biorę sobie wolne - powiedziała z rozpędu. Nick przystanął z ręką na klamce i 

odwrócił się ku niej.

- Próby zaczynają się za siedem dni - oznajmił ze śmiertelną powagą. - Wrócisz albo 

zostaniesz wylana. Wybór pozostawiam tobie.

Wyszedł, nie zadając sobie trudu, by zamknąć za sobą drzwi.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Lindsay  dźwignęła   Amandę   i   posadziła   ją   sobie   na   biodrze.   W   tym   czasie   Justin 

jeździł samochodzikiem po drewnianej podłodze.

-   Za   dziesięć   minut   kolacja,   młody   człowieku   -   uprzedziła   malca,   przechodząc 

ostrożnie między mocno nadwerężonymi, parkującymi autkami. - Umyj ręce.

- Mam czyste. - Justin pochylił jasną główkę nad maleńkim, połyskującym rajdowym 

samochodzikiem, udając, że go naprawia.

Kiedy Amanda z piskiem próbowała jej się w y - rwać, Lindsay zmrużyła oczy.

- Worth może być innego zdania - zwróciła małej uwagę. To była jej ostateczna broń.

Justin   wsunął   ferrari   do   kieszeni   i   wstał   z   podłogi.   Z   ciężkim   westchnieniem 

znudzonego światowca wymaszerował z pokoju.

Patrząc  za  nim,  Lindsay uśmiechnęła  się. Justin czuł  respekt przed  wymagającym 

brytyjskim lokajem. Wsłuchiwała się w skrzypienie drewna, gdy jej synek wspinał się po 

schodach. Mógł skorzystać z łazienki na dole, ale gdy Justin Bannion występował w roli 

męczennika, robił to jak należy.

Ilekroć zdarzało się jej o tym pomyśleć, Lindsay dziwiła się, że jej synek ma cztery 

lata, że już wyrósł z etapu grubiutkiego berbecia i jest teraz smukły jak charcik. Pomyślała 

też, nie bez dumy, że odziedziczył po swojej mamie włosy i oczy. Rozglądając się po pokoju, 

skrzywiła się na widok złomowiska samochodzików i budowli z klocków. A także, niestety, 

jej brak organizacji.

- Nie to, co ty, prawda? - Zanurzyła twarz za uszkiem córki, a mała zachichotała.

Amanda   była   ciemna,   podobna   do   ojca.   I   podobnie   jak   Seth,   była   dokładna   i 

skrupulatna. I tak właśnie była  ułożona cała armia lalek w jej pokoju. Okazywała wręcz 

komiczną zręczność w konstruowaniu z klocków całych budowli. Charakter odziedziczyła 

chyba po obojgu rodzicach, potrafiła bowiem, zapominając, że powinna zachowywać się jak 

dama, dać bratu kuksańca, gdy ten wkraczał na jej terytorium.

Wraz   z   ostatnim   pocałunkiem   Lindsay   zdjęła   Amandę   z   biodra   i   przystąpiła   do 

zbierania   kosmicznego   ulicznego   korka.   Z   samochodzikiem   w   ręku   zatrzymała   się   na 

moment, spoglądając porozumiewawczo na córkę.

- Tatuś nie byłby zachwycony, że to zbieram.

-   Justin   jest   flejtuchem   -   oznajmiła   pogardliwie   Amanda.   Jako   dwulatka   miała 

skłonność do formułowania kategorycznych opinii.

- Nie ulega wątpliwości - przyznała jej rację Lindsay. - Najwyższy czas, żeby się 

background image

nauczył porządku, bo gdyby tu wszedł Worth... - Zawiesiła głos, ważąc, na czyją dezaprobatę 

lepiej się narazić. Wygrał Worth. Teraz już szybko zaczęła zbierać dowody winy Justina. - 

Porozmawiam z twoim bratem. Nie musimy o tym mówić tatusiowi.

- O czym nie chcecie mówić tatusiowi? - zapytał Seth, stając w progu drzwi.

- Hm. - Lindsay najpierw wzniosła oczy do sufitu, po czym obejrzała się przez ramię. - 

Sądziłam, że pracujesz.

- Właśnie skończyłem. - W mig rozeznał się w sytuacji. - Znowu kryjesz tego małego 

szatana?

- Posłałam go na górę, żeby umył ręce. - Lindsay odgarnęła włosy, które jej spadły na 

oczy, i trwała tak na czworakach.

Amanda   podeszła   do   ojca   i   objęła   go   za   nogę.   Teraz   oboje   spoglądali   na   nią   z 

milczącą dezaprobatą.

- Och, błagam! - roześmiała się Lindsay i usiadła na podłodze. - Zdaję się na łaskę 

Wysokiego Sądu.

- Przychylamy się do prośby. - Seth położył rękę na głowie córki. - Jaka powinna być 

kara, Amando?

- Nie możemy zbić mamy na kwaśne jabłko.

- Nie? - Seth posłał Lindsay figlarny uśmiech. Podszedł do niej, pociągnął za rękę i 

postawił   na   nogi.   -   Być   może,   żeby   sprawiedliwości   stało   się   zadość,   trzeba   jej   będzie 

wymierzyć surową karę. - Dał jej lekkiego całusa.

- Czy nie przyjęlibyście łapówki? - zapytała Lindsay, wznosząc oczy do nieba.

- Zawsze - odpowiedział, mocniej przywierając do niej wargami.

Justin przebiegł przez próg, trzymając przed sobą świeżo wyszorowane ręce. Skrzywił 

się na widok rodziców, spojrzał też na siostrę.

- Myślałem, że mamy jeść.

Godzinę później Lindsay zbiegła ze schodów, spiesząc się na wieczorną lekcję baletu. 

Tuż przy ostatnim stopniu zauważyła jeszcze jeden samochodzik. Podniosła go i wcisnęła do 

torby.

- Skaranie boskie! - mruknęła i otworzyła frontowe drzwi. - Ruth! - Aż ją zamurowało.

- Cześć.  Nie znalazłby  się tu na tydzień  jakiś pokój  dla zbiegłej  tancerki i  lekko 

przekarmionego kota?

- Ach, oczywiście! - Wciągnęła Ruth przez próg i mocno objęła. Niżyński wyczołgał 

się spomiędzy nich, zeskoczył na podłogę i odszedł dostojnym krokiem. Nie był miłośnikiem 

podróży. - Jak to cudownie, że cię widzę! Ale Seth i dzieciaki się zdziwią!

background image

W   uścisku   Ruth,   pod   warstwą   pierwszej,   spontanicznej   radości,   Lindsay   wyczuła 

kompletną rozpacz. Pociągnęła ją za sobą i uważnie przyjrzała się jej twarzy. Nie musiała się 

trudzić, żeby dostrzec nieszczęście.

- Co ci jest?

- Nic, ale... - mruknęła Ruth. - Potrzebuję trochę luzu.

- Jasne. - Lindsay chwyciła torbę Ruth i zamknęła za nimi drzwi. - Twój pokój jest 

tam gdzie zawsze. Idź na górę i zrób niespodziankę Sethowi i dzieciakom. Wracam za dwie 

godziny.

- Dzięki.

Gdy Lindsay wybiegła z domu, Ruth nabrała dużo powietrza w płuca i poczuła ulgę.

Dwa dni później siedziała  na kanapie, mając po jednej stronie Justina, po drugiej 

Amandę. Czytała na głos jedną z książeczek Justina. Niżyński drzemał w smudze słońca na 

podłodze. Czuła się znacznie lepiej.

Powinna była wiedzieć, że w Domu na Klifach zawsze znajdzie to, czego potrzebuje. 

Nie będzie żadnych pytań, żadnego cackania się. Wystarczyło, żeby Lindsay otworzyła drzwi, 

a odnalazła akceptację i miłość.

Po opuszczeniu gabinetu Nicka Ruth wróciła do siebie, spakowała się i udała prosto 

do Cliffside. Nawet się nie zastanawiała. Zrobiła po prostu to, co jej podpowiedział instynkt. 

Teraz, po dwóch dniach, wiedziała, że instynkt jej nie zawiódł. Bywają chwile, kiedy tylko 

rodzina może wygoić rany.

- Musiałaś je chyba związać i zakneblować im usta - stwierdził Seth, wchodząc do 

pokoju. - Zwykle nie są takie spokojne, chyba że śpią.

- To anioły, wujaszku. - Rozczulił ją widok wuja, obejmującego dwójkę swych dzieci. 

- Powinieneś się wstydzić, szkalując ich dobre imię.

- Nie jestem w tym odosobniony. - Pociągnął Amandę za włosy. - Worth oświadczył, 

że w czyimś łóżku znalazł dziś rano w połowie niedojedzonego lizaka.

- Miałem go dokończyć wieczorem - oznajmił Justin, spoglądając poważnie na ojca. - 

Chyba go nie wyrzucił?

- Obawiam się, że tak.

- Świrus.

- Miał parę pikantnych uwag na temat stanu pościeli - oględnie zauważył Seth.

Justin wydął wargi.

- Znowu mam go przepraszać?

- Sądzę, że tak.

background image

- Chcę być przy tym. - Amanda, ciesząc się z góry na to, czego może być świadkiem, 

gramoliła się już z kanapy.

- Nic, tylko przepraszam - mruknął zdegustowany Justin. Wymaszerował z pokoju z 

drepczącą za nim Amandą.

- Wiesz, oczywiście, że Worth je uwielbia - zaczęła Ruth.

- Tak, ale byłby wściekły, gdyby to się wydało.

- Zawsze mnie przerażał. - Ruth odłożyła książkę na bok. - Przez wszystkie miesiące, 

kiedy mieszkałam tu z tobą, nigdy się do niego nie przyzwyczaiłam.

- Nikt tak sobie dobrze z nim nie radzi jak Lindsay. Nawet się nie domyśla, że jest 

manipulowany.

- Nie ma takiej drugiej istoty jak Lindsay - zadumała się Ruth.

- To prawda - przyznał Seth. - Nie ma takiej drugiej.

- Czy zakochanie się w kimś takim... szczególnym może przerażać?

Domyślił się, co ma na myśli.

- Miłość, jeżeli jest poważna, zawsze przeraża. Miłość do kogoś wyjątkowego tylko 

zwiększa ten strach. Bałem się Lindsay śmiertelnie.

- Jakie to dziwne. Zawsze sądziłam, że jesteś nieustraszony.

- W miłości wszyscy okazujemy się tchórzami, Ruth. - Powróciły wspomnienia jego 

pierwszych miesięcy z Lindsay, jeszcze przed ślubem. - Raz omal jej nie straciłem. Wówczas 

najbardziej się bałem.

- Obserwuję was od pięciu lat. Wasza miłość jest taka sama jak na początku.

-   Nie.   Kocham   ją   bardziej,   nieporównywalnie   bardziej.   Mam   zatem   więcej   do 

stracenia.

Oboje usłyszeli, jak Lindsay wbiega do domu.

- Boże, uchowaj mnie od matek, które po pięciu lekcjach chcą mieć Pawłowa.

- Oto cała ona - oświadczył z czułością Seth.

- Pani Fitzwalter - zaczęła z mety Lindsay, gdy jak burza wpadła do pokoju - chce, 

żeby jej Mitzie przeszła do tej samej klasy co Janet Conner. Nieważne, że Janet uczy się już 

od dwóch lat, a Mitzie zaczęła dopiero przed dwoma tygodniami. - Lindsay klapnęła na fotel i 

ciskała pioruny. - Nieważne, że Janet ma talent, a Mitzie ma ołów w nogach. Mitzie chce 

przejść do klasy, w której jest jej najlepsza przyjaciółka, a pani Fitzwalter chce uczestniczyć 

w dowożeniu ich na lekcje.

- A ty, oczywiście, załatwiłaś to dyplomatycznie. - Seth pokiwał głową.

- To był z mojej strony szczyt dyplomacji. Brałam lekcje u Wortha. - Zwróciła się ku 

background image

Ruth. - Mitzie ma dziesięć funtów nadwagi i nawet nie może wykonać pierwszej pozycji. 

Janet stawała na palcach po dwóch miesiącach.

- Możesz znaleźć inną dowożącą - zasugerowała Ruth.

- Tak zrobiłam - uśmiechnęła się zadowolona z siebie Lindsay. Uśmiech zniknął, gdy 

Lindsay odnotowała nienaturalny spokój. - Gdzie są dzieci?

- Przepraszają - odpowiedział jej Seth.

- O rany, znowu? - Lindsay westchnęła i ponownie się uśmiechnęła. Wstała i podeszła 

do Setna. - Witaj. - Schyliła się i pocałowała go. - Udało ci się rozwiązać problem wspornika?

-   Prawie   -   odparł   i   przyciągnął   ją   z   powrotem   na   bardziej   satysfakcjonujący 

pocałunek.

- Jesteś taki bystry! - Usiadła na oparciu jego fotela.

- Oczywiście.

- I pracujesz zbyt ciężko. Zagrzebany w pracowni nawet w soboty. - Wsunęła rękę w 

jego dłoń. - Chodźmy całą trójką pospacerować po plaży.

Seth już wyrażał zgodę, ale się zatrzymał.

- Idźcie we dwie. Dzieci muszą się przespać. Myślę, że do nich dołączę.

Lindsay spojrzała zdumiona. Od kiedy to Seth udaje się na drzemkę w piękne sobotnie 

popołudnie? Pojęła jednak w mig, o co chodzi, i nie tracąc refleksu, zwróciła się do Ruth:

-   Tak,   chodźmy.   Muszę   koniecznie   zaczerpnąć   trochę   powietrza   po   dusznej 

atmosferze z panią Fitzwater.

- Świetnie. Mam wziąć kurtkę?

- Jakąś lekką.

Po jej wyjściu Lindsay zwróciła się znowu do Setha:

- Czy już ci dzisiaj mówiłam, jaki jesteś wspaniały i jak cię uwielbiam?

- Nie przypominam sobie. Powtórz, na wszelki wypadek.

- Jesteś wspaniały i uwielbiam cię. - Pocałowała go ponownie i wstała. - Powinnam 

cię ostrzec, że wczoraj Justin mi zakomunikował, iż jest już za duży na poobiednie drzemki.

- Przedyskutujemy to.

- Dyplomatycznie? - zapytała, uśmiechając się przez ramię i opuszczając pokój.

Powietrze pachniało morzem. Ruth już prawie zapomniała, jak czysty i ostry jest ten 

zapach. Plaża była szeroka i skalista, a morze hałaśliwe. Pojedynczy liść zawędrował tutaj z 

ogrodowej alejki i usadowił się na skałce. Inny podrygiwał na piasku i umykał przed nimi.

- Uwielbiam tę scenerię. - Lindsay wsunęła ręce do głębokich kieszeni kurtki.

-   A   ja   jej   nienawidziłam   na   początku   -   zadumała   się   Ruth.   -   Domu,   odgłosów, 

background image

wszystkiego.

- Wiem o tym.

-   Nawet   nie   zauważyłam,   kiedy   to   się   zmieniło.   Chyba   po   prostu   obudziłam   się 

pewnego   dnia   i   stwierdziłam,   że   jestem   w   domu.   Wujaszek   Seth   miał   dla   mnie   tyle 

cierpliwości.

- Rzeczywiście jest cierpliwy! - roześmiała się Lindsay. - Chwilami aż można oszaleć. 

Ja wygłaszam tyrady i pieklę się, a on spokojnie wygrywa bitwy. Jego opanowanie może 

człowieka rozwścieczyć. - Popatrzyła uważnie na profil Ruth. - Odziedziczyłaś wiele jego 

cech.

- Naprawdę? - Ruth zastanawiała się nad tym przez chwilę. - Nie powiem, żebym w 

ostatnim okresie grzeszyła nadmiarem cierpliwości.

- Jemu to się też zdarza. - Lindsay sięgnęła po kamyk i swoim zwyczajem wsunęła go 

do kieszeni.

- Nie zapytałaś, dlaczego tak nagle przyjechałam i jak długo zamierzam zostać.

- To twój dom, Ruth. Nie musisz niczego tłumaczyć.

- Powiedziałam wujaszkowi Sethowi, że nie ma takiej drugiej kobiety jak ty.

- Tak uważasz? - Lindsay uśmiechnęła się, odgarniając z czoła kilka pasemek włosów. 

- To najlepszy rodzaj komplementu, jak sądzę.

- Chodzi o Nicka - powiedziała nagle Ruth.

- Domyślam się.

- Kocham go, Lindsay. I potwornie się boję.

- Znam to uczucie. Wyobrażam sobie, jak mocowałaś się z sobą!

- Och, jeszcze jak! - Nagle w głosie Ruth rozbrzmiała nuta zawiedzionej namiętności. 

- Próbowałam to jakoś rozgryźć, Zrozumieć, ale do niczego mądrego nie doszłam.

-  Kiedy  się jest  zakochanym,  trudno  o  racjonalne  wnioski.  To  pierwsza  zasada.  - 

Podeszły do grupy skał i Lindsay usiadła.

Właśnie tutaj stała tamtego dnia z Sethem. Pamięta to dokładnie, jakby to było dziś. 

Była zakochana i przerażona. Ruth wyszła z domu i zeszła na plażę z kotem pod kurtką. 

Miała   siedemnaście   lat   i   była   nieufna.   Może   nadal   taka   pozostała,   pomyślała   Lindsay, 

oglądając się za siebie i patrząc na dziewczynę.

- Chcesz o tym porozmawiać? Ruth nie zastanawiała się długo.

- Tak.

- Więc siadaj i zaczynaj od początku.

Kiedy   się   raz   zacznie,   dalej   idzie   już   łatwo.   Ruth   opowiedziała   jej   o   ich 

background image

nieoczekiwanym zbliżeniu po tylu latach wspólnej pracy. Opowiedziała, jakim przeżyciem 

było dla niej odkrycie, że jest przez niego kochana, i jak nie mogła pogodzić się z faktem, że 

mają tak mało czasu dla siebie. Niczego nie ukrywała: opowiedziała o scenach z Leah, o na-

głych zmianach nastroju Nicka, o swoich własnych niepewnościach.

- Po czym w dniu, w którym wyjechałam, miałam rozmowę z Nadine. Powiedziała mi 

wprost, że jeśli Nick i ja zerwiemy ze sobą i przestaniemy razem pracować, będzie mnie 

musiała   odprawić.   Byłam   wściekła,   że   nawet   nie   możemy   zachować   dla   siebie   tego,   co 

między nami jest.

Poczuła bezsilną złość.

-   Nie   zdążyłam   jeszcze   dojść   do   siebie   -   ciągnęła   -   gdy   Nick   zażądał,   żebym 

zrezygnowała z mojego mieszkania i przeprowadziła się do niego. Ot tak, po prostu - dodała, 

odwracając się ku Lindsay. - Żądając tego. Był wściekły, kiedy tak stał i wykrzykiwał do 

mnie, czego to on sobie życzy. Rzucił mi mimochodem, że pragnie mnie od pięciu lat, ale że 

nie uznał za słuszne powiedzieć mi o tym wcześniej. Wprost nie do wiary! Co za buta!

Na chwilę się zatrzymała. Musiała się uporać z nowym przypływem wściekłości.

-   Myśl,   że   on   chce   panować   nad   moim   życiem,   była   dla   mnie   nie   do   przyjęcia. 

Zachowywał się niedorzecznie i z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rosyjski. Miałam 

spakować swoje rzeczy i bez zastanowienia przeprowadzić się do niego. Nawet mnie nie 

poprosił; rozkazywał, zupełnie jakby wystawiał na scenie swój najnowszy balet. Nie - po-

prawiła się i wstała, nie mogąc usiedzieć dłużej - na scenie jest bardziej ludzki. Ani razu mnie 

nie zapytał o moje odczucia. Po prostu rzucił mi to zaraz po mojej drobnej scysji z Nadine i 

po tym upiornym tygodniu nagrań.

Niezdolna zrobić kroku, Ruth usiadła z powrotem.

- Lindsay, jeszcze nigdy w życiu nie czułam się taka pogubiona.

Lindsay machinalnie obracała kamyk w kieszeni. Wysłuchała Ruth, ani razu jej nie 

przerywając.

-   No   cóż   -   powiedziała   wreszcie   -   zwykle   trzymam   się   twardo   zasady,   żeby   nie 

udzielać rad. Ale zasady są po to, żeby je łamać. Czy dobrze znasz Nicka?

- Nie tak dobrze jak ty - odparła Ruth bez zastanowienia. - Był w tobie zakochany - 

powiedziała wcześniej, niż pomyślała.

- To prawda. - Lindsay zadumała się na chwilę, po czym zwróciła się twarzą do Ruth. 

-   Kiedy   po   raz   pierwszy   znalazłam   się   w   zespole,   Nadine   walczyła   o   jego   przetrwanie. 

Pojawienie się Nicka było jak dar z nieba, ale nie znikły problemy wewnętrzne ani kłopoty 

finansowe, z czego mało kto zdawał sobie sprawę. Wiem, że uważasz Nadine za twardą, a 

background image

nawet bezwzględną osobę, i masz rację, ale zespół jest jej oczkiem w głowie i dla niego jest 

zdolna wszystko poświęcić. Teraz, kiedy patrzę na to z dystansem, łatwiej mi to zrozumieć. 

Choć nie zawsze tak było.

W   każdym   razie   -   ciągnęła   -   pojawienie   się   Nicka   w   zespole   stało   się   punktem 

zwrotnym.  Był bardzo młody,  kiedy spłynęła na niego sława w obcym  kraju. Prawie nie 

mówił   po   angielsku.   Władał   francuskim,   włoskim,   trochę   niemieckim,   ale   angielskiego 

musiał się uczyć od podstaw. Był pod każdym względem outsiderem. Postaraj się wczuć w 

człowieka, który znajduje się w obcym kraju, którego zwyczaje są mu zupełnie obce. Trzeba 

być wyjątkowo odpornym i silnym.

- Tak - przyznała cicho Ruth. - Mogę to sobie wyobrazić.

- To dobrze. Teraz wyobraź sobie dwudziestolatka, który podjął najważniejszą decyzję 

w życiu. Opuścił swój kraj, przyjaciół, rodzinę. Tak, on ma rodzinę - wyjaśniła Lindsay, 

widząc   zdumienie   Ruth.   -   Nie   było   mu   łatwo,   a   przez   pierwsze   lata   musiał   być  bardzo 

ostrożny.   Wielu   chciało   go   wykorzystać   -   jego   historię,   jego   przeszłość,   okoliczności 

przyjazdu, i tak dalej. Musiał na użytek zewnętrzny jakby na nowo się stworzyć. Kiedy go po-

znałam, był już Davidovem, i to pisanym z dużych liter.

Przez chwilę Lindsay przyglądała się przybrzeżnym falom podchodzącym do skał.

- Tak, pociągał mnie, bardzo mnie pociągał. Może przez chwilę byłam w nim nawet 

trochę zakochana. Podobnie mogło być z nim. Byliśmy tancerzami, byliśmy młodzi i ambitni. 

Być może, gdyby nie wypadek moich rodziców, gdybym została w zespole, coś by się między 

nami zawiązało. Nie wiem. Spotkałam Setha.

Lindsay uśmiechnęła się, odwróciła i popatrzyła na Dom na Klifach.

- Jedno co naprawdę wiem, to że gdyby między mną i Nickiem do czegoś doszło, nie 

byłby to właściwy wybór dla żadnego z nas. Dla mnie istnieje tylko Seth. Teraz i na zawsze.

- Lindsay, ja nie miałam zamiaru wściubiać nosa w wasze sprawy.

- Nie wściubiasz. Jesteśmy w to wszyscy zaangażowani. Dlatego właśnie łamię moją 

zasadę. - Znowu zrobiła krótką pauzę. - Nick rozmawiał ze mną w ostatnim okresie, ponieważ 

potrzebował kogoś. Niewiele było takich osób, którym potrafił zaufać. Uznał, że mnie może. 

Jeżeli są jakieś sprawy, o których z tobą nie rozmawia, to tylko dlatego, że nie lubi wracać 

pamięcią do przeszłości. Należy do ludzi, którzy patrzą przed siebie. Ale on czuje i przeżywa, 

Ruth. Nie myśl, że jest inaczej.

- Ja wiem - odparła spokojnie Ruth. - Chciałam tylko, żeby podzielił się tym ze mną.

- Kiedy będzie gotów, zrobi to - odrzekła zwyczajnie Lindsay. - Nick uczynił z baletu 

najważniejszą sprawę swojego życia, z wyboru czy z konieczności. Wybierz, co wolisz. Z 

background image

tego, co mówisz, wynika, że ktoś inny zaczyna przejmować ster. Wyobrażam sobie, że on 

śmiertelnie się tego boi.

- Tak. - Ruth przypomniała sobie słowa wuja. - Nie myślałam, że będzie to odbierać w 

taki sposób.

-   Kiedy   mężczyzna,   zwłaszcza   artysta   wyczulony   na   słowa   i   znający   się   na 

inscenizacji, w tak nieporadny sposób prosi kobietę, żeby z nim zamieszkała, należy sądzić, 

że trzęsie się ze strachu od stóp do głów. - Uśmiechnęła się lekko i dotknęła ręki Ruth. - Co 

się zaś tyczy tej Leah i całej tej bzdury, jakoby twój związek miał kolidować z waszą karierą 

albo vice versa, sądzę, że sama wiesz najlepiej. Po pięciu latach pracy w zespole powinnaś 

umieć rozpoznać zwyczajną zazdrość.

- Wcześniej jakoś zawsze umiałam - westchnęła Ruth.

- Tym razem chodzi o wyższą stawkę. Miłość potrafi zaślepić.

Przez chwilę patrzyła z uwagą na Ruth.

- A jak wiele jesteś skłonna mu dać? Ruth otworzyła usta, by szybko je zamknąć.

- Nie za wiele - przyznała. - Ja również się boję. Nick jest tak silną indywidualnością, 

Lindsay; jego osobowość mnie przytłacza. Nie chciałabym się zatracić.

Popatrzyła na Lindsay, szukając odpowiedzi.

- Czy to źle?

- Nie. Gdybyś była słaba i ulegała mu we wszystkim, nie zakochałby się w tobie. - 

Pogłaskała Ruth po ręku. - Nick potrzebuje partnerki, Ruth, nie wielbicielki.

- Potrafi być taki arogancki. Taki niemożliwy.

- Tak, i chwała mu za to.

Ruth roześmiała się i uścisnęła Lindsay.

- Sama widzisz, że musiałam przyjechać do domu - powiedziała weselszym głosem.

- I dobrze, że przyjechałaś. - Lindsay odwzajemniła uścisk. - Kochasz go?

- Tak. Tak, kocham go.

- Więc pakuj się i jedź do niego. Nie trać czasu. Nick jest w Kalifornii. - Uśmiechnęła 

się na widok zaintrygowanej twarzy Ruth. - Zadzwoniłam rano do Nadine. Jak widzisz, już 

wcześniej postanowiłam złamać zasadę.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Stopy Nicka grzęzły w piasku. Pokonywał już trzecią milę. Słońce wstawało powoli, 

rzucając różowo - złote błyski na wodę oceanu. Kiedy rozpoczął bieg, świt wstał blady i 

szary. Był sam i plaża należała tylko do niego. Było jeszcze za wcześnie nawet dla najbardziej 

zagorzałych zwolenników joggingu.

Uwielbiał   bezludną,   ciągnącą   się   w   nieskończoność   plażę,   której   piasek   słońce 

zamieniało w złoto, uwielbiał krzyki mew nad głową i szum fal obok.

Tutaj jedynym przymusem był ten, który sam narzucał swojemu ciału. Bieganie, tak 

jak taniec, mogło być pojedynczym wyzwaniem. Tutaj mógł się także oderwać od swoich 

myśli i zapomnieć o bólu. Dzisiaj, jeżeli pobiegnie dość ostro, wystarczająco daleko, może 

zdoła przestać myśleć o Ruth.

Jak mógł być aż tak głupi? Klnąc w duchu, przyspieszył  kroku. Ale sobie wybrał 

chwilę! I do tego ten styl! Chciał jej dać więcej czasu, chciał poczekać na lepszy moment. A 

wszystko wypadło odwrotnie, niż zamierzał. Czy rzeczywiście kazał się jej spakować? Co go 

naszło?   Złość,  frustracja,  pragnienie.   Strach.  Choreografia,  którą   z  taką   precyzją  układał, 

wypadła jak jedno wielkie faux pas.

Chciał, by oswoiła się z myślą, że zamieszkają razem. Chciał, by się oswoiła z nową 

sytuacją, zanim poprosi ją o rękę. I wszystko to zaprzepaścił. Poniosło go.

Kiedy już raz zaczął, nie mógł się zatrzymać. A jak ona na niego patrzyła! Najpierw 

była zdumiona, a potem wściekła. Skąd taka niezręczność, taka arogancja?

W życiu miał wiele kobiet i żadnego problemu z wyrażeniem tego, co czuje. Znał 

wiele języków  miłości. Więc dlaczego w najważniejszej sprawie zachował się jak idiota? 

Zresztą, czy tylko jeden raz? Przecież odkąd zaczął się do niej zalecać, nic innego nie robił!

Ładne zaloty! Zbeształ się w duchu i biegł dalej, a słońce wznosiło się coraz wyżej. Za 

karę   narzucił   sobie   szybsze   tempo.   I   co   to   były   za   zaloty?   Posiadł   ją   jak   jakiś   oszalały 

prawiczek,  a gdy jej  powiedział, że  ją kocha,  czy zdobył się choćby na krztynę  finezji? 

Pierwszy z brzegu uczniak zrobiłby to lepiej!

Trysnęła   woda   i   w   powietrze   wyskoczyła   grupa   delfinów:   piękny,   doskonały 

choreograficznie wodny balet. Nick zwolnił biegu.

Ona nie wróci, zasępił się. I zaraz potem ta zdesperowana myśl: dobry Boże, co ja bez 

niej zrobię? Czy bez reszty poświęcę się zespołowi, jak biedna Nadine? Czy temu służyły te 

wszystkie lata? Ilekroć będę tańczył, ona tam będzie, ale nieosiągalna. Może przejdzie do 

innego zespołu, będzie tańczyć z Mitchellem albo Kirminovem. Co to, to nie! Jeszcze czego!

background image

Ściągnę ją z powrotem. Zreflektował się. Jest taka młoda! Jakim prawem miałbym ją 

zmuszać do powrotu? Zresztą nie o prawo tu chodzi; mężczyzna nie ściąga kobiety, gdy ona 

go opuści. To kwestia dumy. Nie zrobię tego.

Do licha, nie zrobię, pomyślał nagle i pobiegł w stronę domu. Nie zwolnił tempa. Do 

licha, nie zrobię tego.

Ruth zatrzymała się przed domem i siedziała w wynajętym samochodzie, pracującym 

na wolnych obrotach. Piętrowy dom zbudowany był z cedrowego drewna, spatynowanego 

teraz przez wiatr i sól, i miał dużo lśniących  szyb. Robi wrażenie, wujaszku, pomyślała, 

podziwiając   czyste,   ostre   linie   i   niemal   nieograniczoną   otwartą   przestrzeń,   jaką   Seth 

zaprojektował dla tego domu.

Przełknęła ślinę, zastanawiając się po raz setny, od czego powinna zacząć. Wszystkie 

zgrabne   przemówienia,   które   sobie   powtarzała   w   samolocie,   wydawały   się   beznadziejnie 

gładkie albo sztywne.

- Nick, chyba powinniśmy porozmawiać - spróbowała na głos i już po chwili położyła 

głowę na kierownicy. Okropne. A może po prostu: - Cześć, Nick, właśnie przejeżdżałam, 

więc wpadłam. - Cholernie oryginalne.

Zrób to zwyczajnie, powiedziała sobie. Podejdź i zapukaj, i niech się dzieje, co chce. 

Szybko więc wyłączyła silnik i wysunęła się z auta. Prowadzące do frontowych drzwi schody 

wydawały   się   strasznie   wysokie.   Biorąc   głęboki   oddech,   jak   to   po   wielekroć   robiła   za 

kulisami przed jęte, weszła na górę.

Teraz   zapukaj.   Podnieś   tylko   rękę,   zaciśnij   ją   i   zapukaj,   wydawała   sobie   kolejne 

polecenia. Wszystko to zajęło jej co najmniej minutę. Czekała, wstrzymując oddech. Żadnej 

odpowiedzi. Zdobyła się na odwagę i zapukała mocniej. I znowu czekała.

Nie   wytrzymując   dłużej   napięcia,   położyła   rękę   na   gałce   i   przekręciła   ją.   Aż 

odskoczyła,   kiedy   drzwi   się   otworzyły,   jakby   bez   jej   udziału.   Zamki   i   zasuwy   w   jej 

manhattańskim mieszkaniu były bardziej swojskie.

Pokój   dzienny   zdawał   się   zajmować   cały   parter.   Tylna   ściana   była   ze   szkła   i 

ukazywała   zapierającą   dech   panoramę   Pacyfiku.   Na   krótką   chwilę   Ruth   zapomniała   o 

zdenerwowaniu. Widziała inne budynki zaprojektowane przez wuja, ale ten był arcydziełem.

Drewnianą   podłogę   zdobiło   kilka   krwistoczerwonych   dywanów.   Wystarczająco 

wymownym dziełem sztuki był sam ocean. Z niewielkiej ilości dekoracyjnych przedmiotów 

jeden wzięła do ręki - cudownej roboty mosiężny pojemnik z pokrywką na zawiasach i z 

rączką, służący do opróżniania popielniczek i zbierania okruszków. Zachwyciła się nim.

Wznosiła się tu również konstrukcja z półkami, przed którymi stały w rzędzie szklane 

background image

naczynia o najróżniejszych barwach i kształtach. Na przepastnej, pokrytej grubą materią sofie 

leżało   mnóstwo   poduszek.   W   głębi   pokoju   stał   fortepian   z   połyskującego   mahoniu,   z 

podniesionym wierzchem. Podeszła bliżej i wzięła do ręki kartkę papieru.

Była   upstrzona   nutami   i   opatrzona   na   marginesie   starannie   wykaligrafowanymi 

uwagami   Nicka.   Pismo   rosyjskie   było   dla   niej   nieczytelne,   ale   zaczęła   jednym   palcem 

wystukiwać melodię na fortepianie.

Jego nowy balet? Wsłuchiwała się uważnie w nieznajomą sobie muzykę. Uśmiechnęła 

się i odłożyła kartkę na miejsce. Jest zdumiewający, doszła do wniosku. Nie znała nikogo tak 

pracowitego jak Davidov.

Ale gdzie on jest?

Znowu wodziła wzrokiem po pokoju. Czy to możliwe, żeby wrócił do Nowego Jorku? 

Nie, przecież nie zostawiłby otwartych drzwi i nut nowego baletu na fortepianie! Rzuciła 

okiem na zegarek i nagle sobie uświadomiła: przecież go nie przestawiła na tutejszy czas!

G Boże, pomyślała, błyskawicznie przeliczając godziny. Jest bardzo wcześnie! Pewnie 

jeszcze śpi.

Podeszła powoli do schodów i zerknęła na górę.

Nie mogę tam pójść. Zacisnęła wargi. Nie zawołam go przecież. Otworzyła  usta i 

natychmiast je zamknęła, wydając pomruk zakłopotania. I co mu powiem? Hop, hop, Nick, 

czy nie czas wstawać? Podniosła palce do ust, tłumiąc nerwowy chichot.

Nabierając dużo powietrza w płuca, z ręką na poręczy, zaczęła wchodzić na górę.

Nick   otworzył   przeszklone   podwójne   drzwi   prowadzące   do   pokoju   dziennego   od 

strony plaży. Oddychał ciężko. Dres miał mokre plamy od dekoltu aż po ściągacz na dole. 

Wysiłek   przyniósł   oczekiwany   rezultat.   Zrzucił   z   siebie   trochę   ciężaru,   a   także   myślał 

trzeźwiej. Pójdzie na górę, weźmie prysznic, a potem popracuje nad nowym baletem. Plan 

jazdy   na   wschodnie   wybrzeże   i   ściągnięcia   jej   tutaj,   do   siebie,   był   pomysłem   szalonego 

człowieka.

Przystanął w połowie drogi. Poraził go zapach dziko rosnących kwiatów. Dobry Boże! 

Czy już nigdy się od niej nie uwolni?

Jakim prawem ściga go na każdym kroku? Do diabła, pomyślał z wściekłością. Mam 

tego dość!

Podszedł do telefonu i wystukał nowojorski numer Ruth. Nie wiedząc nawet, co chce 

jej   powiedzieć,   czekał,   nieprzytomny   z   wściekłości,   że   nie   odbiera.   Rzucając   kolejne 

przekleństwo, odłożył słuchawkę. Gdzie ją, do diabła, wyniosło? Na lekcję? Nie. Lindsay. 

Oczywiście, gdzie indziej mogłaby się udać?

background image

Ponownie podniósł słuchawkę, wcisnął cztery numery, kiedy jakiś dźwięk przyciągnął 

jego uwagę. Krzywiąc się, rzucił okiem na schody. Z nie mniej skrzywioną twarzą schodziła z 

nich Ruth.

Natychmiast spotkali się wzrokiem.

- A jednak jesteś - powiedziała z nadzieją, że te słowa nie zabrzmiały zbyt głupio. - 

Szukałam cię.

- Tak?

Chociaż tej odpowiedzi daleko było do uprzejmości, Ruth zeszła z pozostałych stopni.

- Tak Drzwi były otwarte. Chyba nie masz mi za złe, że weszłam do środka.

- Nie.

Ze zdenerwowania nie mogła znaleźć sobie miejsca. Całą siłę woli skoncentrowała na 

uśmiechu.

- Zauważyłam, że pracujesz nad nowym baletem.

- Tak, zacząłem - odparł, wyraźnie artykułując słowa i nie spuszczając z niej wzroku.

Nie mogąc znieść takiego kontaktu, Ruth odwróciła się.

- Śliczne miejsce. Teraz rozumiem, dlaczego urywasz się tutaj, ilekroć nadarzy się 

okazja. Zawsze lubiłam ocean. Kiedyś mieszkaliśmy nad Pacyfikiem w Japonii.

Zaczęła  chodzić po pokoju. Nick w milczeniu spoglądał na jej  plecy, gdy stanęła 

zapatrzona w morze.

Starał się rozluźnić napięte mięśnie. Nie słyszał ani jednego jej słowa.

- Przyjechałaś, żeby podziwiać widok?

- Przyjechałam, żeby się z tobą zobaczyć - odparła. - Mam ci coś do powiedzenia.

- Doskonale. - Kiwnął głową. - Więc mów. Ton jego głosu i nieświadomy, gwałtowny 

ruch głową usztywniły ją.

- Właśnie zamierzam. Usiądź.

Choć zabrzmiało to prawie jak rozkaz, po chwili wahania podszedł do sofy.

- Siedzę.

- Czy dlatego jesteś nieznośny, że postawiłeś to sobie za punkt honoru, czy może to 

twój wrodzony talent?

Nick odczekał chwilę, po czym usiadł wygodnie i oparł się na poduszkach.

- Przejechałaś trzy tysiące mil, żeby mnie o to zapytać?

- Nie tylko po to - warknęła. - Nie chcę być przez ciebie tłamszona, ani prywatnie, ani 

zawodowo. Najpierw porozmawiamy o tańcu.

- Proszę cię bardzo.

background image

- Jestem dobrą tancerką i niezależnie od tego, czy będziesz mi partnerować, czy nie, 

nadal będą dobrą tancerką. Kiedy jesteśmy w zespole, możesz mi kazać tańczyć do utraty 

tchu, a ja wykonam każde twoje polecenie. Jesteś dyrektorem.

- Jestem tego świadomy.

- Ale na tym twoje dyrygowanie się kończy. Cokolwiek robię w życiu prywatnym, 

robię to z własnego wyboru i ponoszę za to odpowiedzialność. Jeżeli postanowię mieć tuzin 

kochanków albo żyć jak pustelnik, nie twoja sprawa.

-   Tak   sądzisz?   -   Jego   chłodnym   słowom   i   ostentacyjnie   nonszalanckiej   pozie 

towarzyszyły złe błyski w oczach.

- Za dobrze cię znam. - Zrobiła krok w jego stronę. - Dopóki jestem wolna, dopóki 

sama decyduję, z kim się wiążę, nikt nie ma prawa wywierać na mnie presji i dyktować mi, co 

mam robić i jak żyć. W twoje życie nikt się nie wtrąca i nikt nie ma zastrzeżeń do tego, co i 

jak robisz, Davidov. Nie pozwoliłbyś na to. Więc wyobraź sobie, że ja też nie pozwalam.

Podparła się pod boki.

- Jeżeli więc sądzisz, że na twoje zawołanie pobiegnę jak mała dziewczynka i spakuję 

rzeczy, to grubo się mylisz, ponieważ nie jestem małą dziewczynką  i nikt mi nie będzie 

narzucać swojej woli. Wybór należy do mnie.

Podeszła do niego.

- Przyzwyczaiłeś się, że wszyscy ci ulegają i ochoczo spełniają każde twoje życzenie - 

ciągnęła, pieniąc się ze złości. - A każdy sprzeciw wywołuje w tobie szok. Nie zamierzam 

być twoją uległą sługą. Tylko partnerstwo, Davidov, w pełnym znaczeniu tego słowa. I nie 

zamieszkam z tobą; to mi nie wystarcza. Jeżeli mnie chcesz, będziesz się musiał ze mną 

ożenić. Ot co!

Nick prostował się powoli, po czym, zwlekając jeszcze chwilę, wstał.

- Czy to ultimatum?

- Na to wygląda.

- Rozumiem. - Przyglądał się jej z uwagą. - Z tego wynika, że nie mam wyboru. Czy 

chcesz wziąć ślub w Nowym Jorku?

Ruth otworzyła szeroko usta, a kiedy nie padło więcej żadne słowo, odchrząknęła.

- No cóż, tak... Chyba tak.

- Przewidujesz skromną uroczystość czy raczej coś większego?

Kiedy minęło pierwsze oszołomienie, wytrzeszczyła na niego oczy.

- Ja nie wiem... nie zastanawiałam się...

- Nie szkodzi, będziesz się mogła zastanowić w samolocie, prawda? - Uśmiechnął się 

background image

do niej dziwnie. - Czy mam dokonać rezerwacji?

- Tak. Nie - powiedziała, kiedy odwrócił się do telefonu. Przechylił głowę i czekał. - 

W porządku, tak, dzwoń.

Podeszła do okna i zapatrzyła się w dal. Miała wrażenie, że coś tutaj nie gra.

- Ruth. - Zaczekał, aż popatrzy w jego stronę. - Powiedziałem ci, że cię kocham, i te 

same słowa powiedziałem kobietom, których nawet nie pamiętam. Słowa niewiele znaczą.

Przełknęła ślinę i poczuła powracający ból. Dzieliła ich cała długość pokoju.

- Nie okazałem ci tego tak, jak chciałem, w sposób, w jaki to czułem. Przy tobie 

stałem się nietaktowny i niezręczny. Gdyby nie to, powiedziałbym  ci, że moje życie  bez 

ciebie   nie   jest   już   moim   życiem.   Powiedziałbym   ci,   że   jesteś   jego   sercem,   mięśniem, 

kośćcem. Powiedziałbym ci, że bez ciebie jest tylko pustka i ból. Powiedziałbym ci, że pragnę 

być twoim partnerem, twoim mężem, twoim kochankiem. Ale... - Poruszył głową. - Uczyniłaś 

ze mnie niezdarę i prawie niemowę, więc powiem tylko, że cię kocham i że mam nadzieję, że 

to wystarczy.

- Nick! - Podbiegła do niego, a on ją pochwycił, nim przebyła połowę dzielącej ich 

odległości.

Trzymał ją mocno, przepełniony radością z ponownego obejmowania jej.

- Kiedy cię zobaczyłem na tych schodach, pomyślałem, że to sen. Pomyślałem, że 

wariuję.

- Myślałam, że jeszcze śpisz.

- Śpię? Nie sądzę, żebym w ogóle spał, odkąd mnie opuściłaś. - Odsunął ją lekko. - 

Nigdy więcej - rzekł surowo. - Możesz mnie nienawidzić, krzyczeć na mnie, ale nigdy mnie 

więcej nie opuszczaj.

- Pochylił się i wargami stłumił jej słowa.

Jej odpowiedź była równie dzika i namiętna jak jego prośba. Zanurzyła palce w jego 

włosach, przywierając do niego mocno. Pożądanie spłynęło lawiną kolejnych doznań: jego 

smaku, jego zapachu, miękkości jego gęstych włosów pod jej palcami.

- Kocham cię. - Usta Ruth układały się w słowa, nie wydając dźwięku. - Pragnę cię.

Poczuła, jak rozsuwa jej zamek na plecach, a suknia spływa na podłogę. A gdy jej 

dotknął i przesunął ręce wzdłuż ciała, jęknął głucho.

- Jesteś taka drobna, liubownica. Zawsze się boję, że cię skrzywdzę.

- Jestem tancerką - przypomniała mu, oszołomiona i drżąca, gdy dotykał cienkiego 

jedwabiu jej koszulki. - Silną jak wół. - Opuścili się na sofę i leżeli spleceni. - Bałam się - 

rzekła półgłosem, zamykając  oczy, gdy jego ręce delikatnieją  podniecał)'. - Bałam się ci 

background image

zaufać, bałam się cię pokochać, bałam się cię utracić.

- Zupełnie jak ja. - Przyciągnął ją bliżej. - Ale to mamy za sobą.

Ruth wsunęła rękę pod jego koszulę, zatrzymując ją na sercu. Davidov, pomyślała. Ile 

to lat modliłam się do legendy? A teraz on jest mój. A ja jego.

Dotykała jego serca i była tego pewna. Uśmiechając się, przylgnęła wargami do jego 

szyi i tak trwała.

- Davidov?

- Hm?

- Naprawdę przyjmujesz moje ultimatum? Dotknął jej piersi.

-   Przemyślałem   to   sobie   i   uważam,   że   to   najlepsze   rozwiązanie.   Byłaś   strasznie 

zawzięta i nieprzejednana. Mam nadzieję, że cię udobrucham.

- Tak uważasz?

- Tak, ale nie zgadzam się, żebyś miała tuzin kochanków, chyba że to będę zawsze ja. 

- Wyruszył w podróż ustami, pieszcząc i łaskocząc jej szyję.

- Już ja się postaram, żebyś była jak najczęściej zajęta.

-   Niezły   pomysł   -   odpowiedziała,   a   gdy   zaczął   zsuwać   ramiączka   jej   koszulki, 

westchnęła rozkosznie.

- Będę bardzo zazdrosnym mężem - ostrzegł zdławionym głosem, nadal ją całując. - 

Niedorzecznym, może gwałtownym. - Uniósł głowę i uśmiechnął się.

- Bardzo trudnym w pożyciu. Nadal chcesz, żebym zarezerwował samolot?

Ruth uśmiechnęła się i głęboko spojrzała mu w oczy.

- Tak. Jutro.