NORA ROBERTS
TANIEC MARZEŃ
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kot wylegiwał się w najlepsze; leżał na grzbiecie nieruchomo, z zamkniętymi oczami,
przedmie łapy opierając na białym brzuszku. Jego pomarańczowe futerko jaśniało w ostatnich
promieniach słońca, które padały skośnie przez długie pionowe żaluzje.
Nawet nie drgnął na dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Jedynie na moment,
słysząc głos swojej pani, zerknął, by natychmiast, gdy skonstatował, że nie jest sama, leniwie
zamknąć oczy. Znowu przyprowadziła do domu tego faceta, za którym kot nie przepadał.
Powrócił więc do swojej drzemki.
- Ależ Ruth, jest dopiero ósma. Jeszcze słońce świeci.
Rzucając klucze na wykwintny stolik w stylu angielskiego baroku, Ruth zwróciła się
do mężczyzny z uśmiechem:
- Donaldzie, uprzedzałam, że umawiamy się na wczesny wieczór. Kolacja była urocza.
Cieszę się, że mnie namówiłeś na wyjście z domu.
- W takim razie daj się namówić na przedłużenie wieczoru - odparł, biorąc ją w
ramiona wypróbowanym ruchem.
Ruth nie odmówiła mu pocałunku, ale gdy ją przyciągnął bliżej, odsunęła się.
- Donaldzie - powiedziała z takim samym niewzruszonym uśmiechem jak przed
pocałunkiem. - Naprawdę musisz już iść.
- Tylko małą szklaneczkę na pożegnanie - powiedział szeptem, całując ją znowu,
delikatnie i zachęcająco.
- Nie dzisiaj. Jutro wcześnie zaczynam, a poza zwykłymi lekcjami mam całą masę
prób i przymiarek. - To mówiąc, wysunęła się z jego ramion.
Pocałował ją w czoło.
- Wolałbym, żeby w grę wchodził inny facet, a nie twój a namiętność do tańca...
Wzruszył ramionami i z ociąganiem zaczął się zbierać do wyjścia. Czyżby jego dotyk
stracił swoją moc, nie przyciągał już jak magnes? Trzeba się nad tym zastanowić.
Ruth Bannion była pierwszą kobietą od ponad dziesięciu lat, która tak konsekwentnie i
skutecznie opierała się jego zalotom. Więc dlaczego wciąż do niej wraca, zapytywał siebie
samego. Otworzyła przed nim drzwi i posyłając mu ostatni przeciągły uśmiech, ponaglała do
wyjścia. Rzut oka na jej sylwetkę, gdy stała w przyćmionym świetle, zanim zamknęła drzwi,
wystarczył mu za odpowiedź. Była więcej niż piękna - była niepowtarzalna.
Nie przestając się uśmiechać, Ruth założyła łańcuch i zabezpieczyła drzwi. Ceniła
sobie towarzystwo Donalda Keysera. Był wysokim przystojnym brunetem, miał bezbłędny
gust i cięty dowcip. Krótko mówiąc, miał styl. Ceniła go też jako projektanta mody i nosiła
całą masę jego kreacji, mogła się też odprężyć w jego towarzystwie - jeżeli tylko znajdowała
czas. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z faktu, że Donald wolałby, aby ich znajomość
przybrała bardziej intymny charakter.
Dla Ruth ten problem nie istniał: czuła do Donalda sympatię i lubiła go. Ale to
wszystko, jeśli chodzi o emocje. Nie podniecał jej i nie poruszał. O ile wiedziała, że jest w
stanie ją rozśmieszyć i rozweselić, o tyle mocno powątpiewała, by mógł z niej wydobyć płacz
albo krzyk. Niemniej po jego wyjściu poczuła żal. Bolesne uczucie samotności spadło na nią
nagle i nieoczekiwanie.
Odwróciła się, by się sobie przyjrzeć. Prostokątne lustro w pozłacanych ramach było
jednym z jej pierwszych zakupów po wprowadzeniu się do tego mieszkania. Szkło było stare,
a kosztowało obłędnie drogo, pomimo czarnych plamek w okolicy górnego prawego
narożnika. Bardzo jej zależało, by je powiesić na ścianie własnego apartamentu, własnego
domu. Teraz, w holu, w zapadającym szybko mroku, wpatrywała się w swoje odbicie.
Rozpuszczone na wieczór włosy opadły jej na ramiona i sięgały poza łokcie.
Niecierpliwym ruchem odrzuciła je do tyłu. Gęste i czarne, podniosły się do góry i posłusznie
ułożyły na plecach. Twarz Ruth, podobnie jak jej cała sylwetka, była szczupła i delikatna, ale
rysy miała nieregularne. Pełne usta, mały, prosty nos, subtelnie zaznaczony podbródek i
dominujące, lekko skośne jak u kota, ogromne ciemnobrązowe oczy i ciemne, proste brwi.
Mówiono, że ma egzotyczną urodę. Nie uważała się za piękną, wiedziała tylko, że
przy odpowiednim makijażu i oświetleniu może fantastycznie wyglądać, ale to zupełnie co
innego. To było złudzenie, rola, nie zaś Ruth Bannion.
Westchnąwszy, odwróciła się od lustra i podeszła do obitej pluszem wiktoriańskiej
sofy. Wiedząc, że jest teraz sama, Niżyński przeciągnął się, ziewnął lubieżnie, po czym
przeszedł parę kroków i zwinął się w kłębek na jej kolanach.
Machinalnie podrapała swojego ulubieńca za uchem. Kim właściwie jest Ruth
Bannion? - zastanawiała się.
Przed pięcioma laty była jeszcze bardzo zieloną i bardzo gorliwą uczennicą,
rozpoczynającą nowy etap nauki w Nowym Jorku. Dzięki Lindsay, wspomniała z
rozrzewnieniem.
Lindsay Dunne - instruktorka, przyjaciółka, idol - najwspanialsza balerina tańca
klasycznego, jaką kiedykolwiek było jej dane oglądać. To ona nakłoniła wujaszka Setha, żeby
jej pozwolił tutaj przyjechać. Gdy pomyślała o nich - małżeństwie mieszkającym razem z
dziećmi w Domu na Klifach w Connecticut - od razu zrobiło jej się cieplej na sercu. Ilekroć
ich odwiedzała, miłość i szczęście towarzyszyły jej jeszcze przez parę tygodni po powrocie.
Nigdy nie spotkała dwojga ludzi tak idealnie pasujących do siebie i bardziej zakochanych.
Może z wyjątkiem własnych rodziców.
Jeszcze teraz, po sześciu latach, na myśl o rodzicach ogarniał ją bezgraniczny smutek
z powodu tragicznej straty dwojga wspaniałych, czułych ludzi. Paradoksalnie w ich śmierci
dopatrywała się przyczyny, dla której znalazła się tutaj, gdzie jest obecnie.
Seth Bannion został jej opiekunem, a przeprowadzka do nadmorskiego miasteczka w
Connecticut przywiodła ich oboje do Lindsay. Z kolei Lindsay przekonała Setha, że Ruth
musi intensywniej ćwiczyć. Ruth wiedziała, ile go kosztowało wyrażenie zgody na jej
przeniesienie się do Nowego Jorku. Przecież miała wówczas zaledwie siedemnaście lat.
Wprawdzie państwo Evanston, u których zamieszkała, chuchali na nią i dbali jak o
własne dziecko, ale Seth długo nie mógł się pogodzić z myślą o trudach i wyzwaniach życia,
jakie wybrała. Wahał się i wzbraniał, ponieważ ją kochał. Również podejmując ostateczną
decyzję, kierował się miłością. Jej życie zmieniło się radykalnie.
A może zmieniło się już wtedy, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg studia tańca
Lindsay? Tam po raz pierwszy zatańczyła przed Davidovem.
Jakże była przerażona! Stała przed obliczem mężczyzny okrzyczanego
najwspanialszym tancerzem dekady. Nikolai Davidov - mistrz i legenda, któremu
partnerowały tylko najbardziej utalentowane baleriny, włącznie z Lindsay Dunne. Co więcej,
przyjechał do Connecticut, by nakłonić Lindsay do powrotu do Nowego Jorku i zatańczenia w
balecie, który sam napisał.
Ruth czuła się oszołomiona i onieśmielona jego obecnością, i kiedy jej kazał
zatańczyć, była jak sparaliżowana. Ale był czarujący. Kładąc głowę na poduszkach,
uśmiechnęła się na tamto wspomnienie. Gdy chciał, potrafił był najbardziej uroczym
człowiekiem na świecie. Więc go posłuchała i już po chwili zatraciła się w tańcu i muzyce.
Wtedy to wypowiedział te proste, przyprawiające o zawrót głowy słowa:
- Kiedy będziesz w Nowym Jorku, zgłoś się do mnie...
Była bardzo młoda i święcie przekonana, że nazwisko Nikolaia Davidova powinno się
wymawiać z czcią i szeptem. Gdyby jej kazał zatańczyć boso na ulicach Broadwayu,
zrobiłaby to bez wahania.
Tyrała, by mu się przypodobać, drżała ze strachu, gdy wpadał w furię, ciężko
przeżywała lodowaty ton jego głosu, kiedy ją ganił. Zmuszał ją i dopingował. Był
nieustępliwy i nieludzko wymagający. Bywały noce, kiedy kuliła się w łóżku, zbyt
wyczerpana, żeby chociaż popłakać. Z kolei wystarczyło, by się uśmiechnął, rzucił jakiś
komplement, a wszelki ból i cierpienie znikały bez śladu.
Tańczyła z nim, walczyła z nim i kłóciła się, śmiała się z nim i obserwowała go, a
jednak, po tylu latach, nie rozszyfrowała jego jakże nieuchwytnej, zmiennej natury i
charakteru.
Pomyślała, że może w tym tkwi sekret jego powodzenia u kobiet: delikatna otoczka
tajemniczości, obcy akcent, a także powściągliwość, jeśli chodzi o przeszłość.
Uśmiechnęła się, wspominając, jak strasznie się w nim durzyła. Nawet tego nie
zauważył! Miała zaledwie osiemnaście lat. On miał prawie trzydzieści i otaczały go piękne
kobiety.
A właściwie ciągle go otaczają, pomyślała, uśmiechając się posępnie, po czym wstała
z kanapy, żeby się rozprostować. Kot, usunięty z jej kolan, obruszył się i przeniósł w inne
miejsce.
Zachowałam nienaruszone serce i nic mu nie zagraża, uznała Ruth. Może jest nawet aż
nazbyt bezpieczne. Pomyślała o Donaldzie. No cóż, trudno. Ziewnęła i przeciągnęła się
znowu. Jutro, z samego rana, zaczyna lekcje.
Ruth spływała potem. Choreografia „Czerwonej róży” autorstwa Nicka, jak zawsze
skomplikowana i zawiła, wymagała od tancerza maksymalnego wysiłku. Ruth zatrzymała się
przy drążku na krótki, niezbędny odpoczynek. Reszta obsady rozproszyła się po sali prób -
jedni tańczyli, stosując się do padających niestrudzenie z ust Nicka poleceń, inni, jak ona,
czekali, aż znowu zostaną przywołani.
Była dopiero jedenasta, ale Ruth ćwiczyła już od dwóch godzin. Długa, luźna
koszulka, którą włożyła na trykot, miała ciemne plamy od potu; kilka pasemek włosów
wysunęło się spod ciasnej opaski. Teraz jednak, obserwując demonstrowany przez Nicka
fragment tańca, zapomniała o całym zmęczeniu. Nick jest absolutnie fantastyczny.
Jako kierownik artystyczny zespołu i twórca baletów nie musiał już tańczyć, żeby być
na świeczniku. Tańczył, ponieważ był do tego stworzony. Miał nieco ponad - metr
siedemdziesiąt wzrostu, ale szczupła i sprężysta budowa sprawiała, że wydawał się wyższy.
Złociste i delikatne niczym mgiełka włosy wiły się niedbale wokół twarzy, która nigdy nie
utraciła chłopięcego wdzięku. Miał piękne usta - pełne, o finezyjnym wykroju. A kiedy się
uśmiechał...
Kiedy się uśmiechał, nie można mu było się oprzeć; delikatne wachlarzyki zmarszczek
rozchodziły się od jego oczu, których tęczówki stawały się niewiarygodnie niebieskie.
Patrząc, jak demonstruje obrót, Ruth mogła tylko dziękować losowi, że w wieku
trzydziestu trzech lat, przy wszystkich innych zawodowych obowiązkach, Nick Davidov
nadal jeszcze tańczy. I to jak! Szybkim, krótkim ruchem ręki dał znak pianiście, żeby przestał
grać.
- W porządku, dzieciaki - powiedział melodyjnie, z rosyjskim akcentem. - Mogło być
gorzej.
Takie zdanie w ustach Davidova brzmi jak najwyższa pochwała, pomyślała Ruth,
kryjąc ironiczny uśmiech.
- Ruth, pas de deux z pierwszego aktu. Niezwłocznie do niego podeszła; Nick był
humorzastą istotą - miewał zmienne, krańcowo różne i niczym niewytłumaczalne nastroje.
Dzisiaj robił wrażenie zaaferowanego bez reszty. Ruth umiała się do niego dostosować.
Stojąc twarzami do siebie, zbliżyli prawe ręce i złączyli dłonie. Bez słowa zaczęli.
Była to początkowa scena miłosna, raczej żartobliwy, zalotny pojedynek aniżeli wyraz
gorących uczuć. Ale tym razem Nick nie napisał bajki. Napisał balet o burzliwej i płomiennej
miłości. Głównymi postaciami są książę i Cyganka, postaci z krwi i kości, pełne
temperamentu. I dlatego tańce muszą tryskać życiem. Bohaterowie prowokują się nawzajem;
on prosi, ona odmawia. Odrzucona głowa, machnięcie ręką akcentują od czasu do czasu na-
strój.
Późne letnie słońce sączy się przez okna, rysuje wzory na posadzce. Niezauważone
krople potu spływają po plecach Ruth, która wślizguje się i wymyka z objęć Nicka. Charakter
Carlotty na przemian drażni i zachwyca księcia. Zmienna tonacja pojedynku ich serc ustala
się już podczas pierwszego spotkania.
Dawno temu, w takich momentach jak ten, tańcząc z Nickiem, Ruth zdała sobie
sprawę, że zawsze będzie go wielbić i czcić - jako tancerza i jako legendę. Partnerowanie mu
było najważniejszym wydarzeniem jej życia. To on sprawił, że przeszła samą siebie, że
przekroczyła własne, najśmielsze oczekiwania.
W drodze od uczennicy przez corps de ballet do głównej tancerki Ruth tańczyła z
wieloma partnerami, ale żaden z nich nie mógł się równać z Nickiem Davidovem - tak pod
względem błyskotliwości, jak i precyzji. A także wytrzymałości, pomyślała, krzywiąc się w
środku, gdy zarządził powtórzenie całego pas de deux.
Ponieważ pianista przewracał kartki nut, zyskała chwilę na złapanie oddechu. Nick
odwrócił się ku niej, podnosząc i zbliżając do niej dłoń.
- Gdzie się dzisiaj podziały twoja namiętność i pasja, maleńka? - zapytał.
Wiedział, że nie znosi, gdy ją wita w ten sposób. Skwitował uśmiechem jej wyniosłe
spojrzenie. Bez słowa złączyła z nim dłoń.
- No, Cyganko, wyraź ciałem i wzrokiem, żebym sobie poszedł do diabła. Jeszcze raz.
Zaczęli, ale tym razem Ruth już nie myślała o przyjemności tańczenia z Nickiem, ale
rywalizowała z nim - krok po kroku, skok za skokiem. Jej poirytowanie przynosiło dokładnie
taki efekt, o jaki mu chodziło.
Prowokowała go, by dał z siebie więcej. Gdy ją przyciągał, piorunowała go wzrokiem.
Zatrzymywała się w jego ramionach, by już po chwili wymknąć się z nich i wykonując grand
jęte, wyzwać go, by za nią podążył.
Skończyli tak, jak zaczęli, dłoń przy dłoni, z jej odrzuconą do tyłu głową. Śmiejąc się,
Nick przygarnął ją do siebie i entuzjastycznie pocałował w oba policzki.
- No właśnie, o to mi chodziło, byłaś cudowna! Gardzisz mną, nawet wtedy, kiedy
podajesz mi rękę.
Oddychała szybko. Jej wzrok nadal płonął gniewem. Kiedy spojrzała w jego oczy,
poczuła krótkie, idące od dołu wzdłuż kręgosłupa rozpraszające ją łaskotanie. Dostrzegła, że i
Nick zareagował podobnie. Zobaczyła to w jego oczach, poznała po uścisku palców, które
zatrzymał na jej plecach. Po chwili wszystko minęło i Nick odsunął ją od siebie.
- Pora na lunch - oznajmił, a zawtórował mu chór chętnych. Sala błyskawicznie
opustoszała. - Ruth, chciałbym z tobą porozmawiać. - Chwycił jej rękę, kiedy się odwracała,
by dołączyć do reszty.
- Po lunchu.
- Nie, teraz. Ściągnęła brwi.
- Nie jadłam śniadania.
- W lodówce na dole znajdziesz jogurt i butelkę wody perrier. - Puścił ją i podszedł do
fortepianu. Usiadł i zaczął improwizować. - I weź coś dla mnie.
Biorąc się pod boki, spiorunowała go wzrokiem. Jeszcze się nie zdarzyło, by nie
postawił na swoim! Czy mnie kiedykolwiek zapytał, jakie w danej chwili mam plany? Z góry
zakłada, że jak grzeczna dziewczynka będę spełniać każde jego życzenie!
- To jest nie do zniesienia - rzekła na głos. Nie przestając grać, popatrzył w jej stronę.
- Mówiłaś coś?
- Tak. Powiedziałam, że jesteś nie do zniesienia.
- Owszem, jestem! - Uśmiechnął się rozbrajająco.
Zaśmiała się wbrew sobie.
- Jaki smak? Jogurtu - przypomniała mu, gdy spojrzał na nią, jakby nie rozumiał, o co
jej chodzi. - Jaki ma być smak jogurtu, Davidov?
Po chwili wróciła obładowana kubeczkami jogurtów, łyżeczkami, szklankami i dużą
butelką wody. Dochodzący z kantyny na dole gwar mieszał się z dźwiękami fortepianu na
górze. Nick grał powolną, bluesową melodię. Była to jedna z jego własnych kompozycji. Nie,
nie kompozycji, poprawiła się, przystając w drzwiach i obserwując go. Kompozycję zapisuje
się, utrwala. Ta muzyka płynie prosto z serca, odzwierciedla stan duszy.
Promienie słońca padały na jego włosy i ręce - długie, wąskie dłonie o ruchliwych i
giętkich palcach, które gestem mogły wyrazić więcej niż niejedna osoba mową.
Wygląda, jakby był bardzo samotny!
To nagłe odkrycie wytrąciło ją z równowagi. Nie, to przez tę muzykę, pomyślała. Gra
taką smutną melodię. Podeszła do niego, a jej stopy w baletkach nie wydawały żadnego
dźwięku na drewnianej podłodze.
- Wyglądasz, jakbyś był bardzo samotny, Nick.
Sądząc po sposobie, w jaki poderwał głowę, domyśliła się, że wytrąciła go z głębokiej
zadumy, wtargnęła w intymne myśli. Przez chwilę patrzył na nią dziwnie, trzymając
zawieszone nieruchomo nad klawiaturą palce.
- Już nie jestem - odpowiedział. - Ale nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.
- Czyżby to miał być służbowy lunch? - skrzywiła się, stawiając kartoniki z jogurtem
na fortepianie.
- Nie. - Sięgnął po perriera, zdjął nakrętkę. - Jeszcze byśmy się posprzeczali, a to źle
działa na trawienie. Chodź, siadaj obok.
Ruth zajęła miejsce na ławeczce. Zachodziła w głowę, o jaką to ważną sprawę może
mu chodzić. Siedziała lekko spięta, nie wiedząc, czy będzie grzmiał, czy okaże się łaskawy.
Przebywanie z nim zawsze graniczyło z ryzykiem.
- W czym problem? - zapytała, sięgając po jogurt i łyżeczkę.
- To właśnie chciałbym usłyszeć od ciebie.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - Czując na sobie baczny wzrok, odwróciła głowę w
jego stronę.
- Dzwoniła Lindsay.
- I co? - spytała zaintrygowana i odrobinę zbita z tropu.
- Uważa, że nie jesteś szczęśliwa. - Od jego ustawicznego wpatrywania się w nią
zdrętwiał jej kark. Odwróciła się więc ponownie i napięcie zelżało. Nikt, tak jak on, nie
potrafił wytrącić jej z równowagi samym tylko spojrzeniem.
- Lindsay za bardzo się wszystkim przejmuje - odpowiedziała lekko, zanurzając
łyżeczkę w jogurcie.
- Jesteś nieszczęśliwa, Ruth? - Położył rękę na jej ramieniu, zmuszając, by zwróciła
głowę w jego stronę.
- Nie - odparła natychmiast, zgodnie z prawdą. Przesłała mu tak dla niej
charakterystyczny półuśmiech. - Nie.
Nadal badał jej twarz.
- Jesteś szczęśliwa?
Otworzyła usta, chcąc odpowiedzieć, po czym je zamknęła, wydając krótki, nerwowy
dźwięk. Czy musi tak na nią patrzeć, żądając uczciwej odpowiedzi? A przecież wiedziała, że
nie zbędzie go byle czym.
- A powinnam?
Zaczęła się podnosić, ale ją przytrzymał.
- Ruth... - Nie pozostało jej nic innego, jak znowu spojrzeć mu w oczy. - Czyż nie
jesteśmy przyjaciółmi?
Szukała słów. Zwykłe „tak” nie oddałoby chyba złożoności jej uczuć do niego, a tym
bardziej nierównej hierarchii ich wzajemnych stosunków.
- Czasami - odparła ostrożnie. - Czasami jesteśmy.
Nick zaakceptował odpowiedź, która, sądząc po błysku w oczach, nawet go trochę
rozbawiła.
- Dobrze to ujęłaś.
Nieoczekiwanie chwycił jej dłonie i podniósł do ust. A jego usta były jak szept na jej
skórze. Zajrzał jej głęboko w oczy.
- Powiesz mi, dlaczego nie jesteś szczęśliwa? Ostrożnie, spokojnie Ruth wysunęła
wreszcie dłonie. Niełatwo było zachować trzeźwość umysłu, gdy jej dotykał. Był żywą istotą,
mężczyzną z krwi i kości, i domagał się równie żywej reakcji z jej strony. Wstała i przeszła
do okna. W dole kipiało życie Manhattanu.
- Jeśli mam być szczera - zaczęła z namysłem - nie zastanawiałam się wiele nad
swoim szczęściem. Och, nie! - Roześmiała się i potrząsnęła głową - To brzmi pompatycznie.
Odwróciła się błyskawicznie ku niemu, ale na jego twarzy nie dostrzegła uśmiechu.
- Nick, chciałam tylko powiedzieć, że dopóki mnie nie zapytałeś, po prostu nie
myślałam, że jestem nieszczęśliwa.
Wzruszyła ramionami i stała nieruchomo oparta plecami o okno. Nick nalał trochę
gazowanej wody, wstał i podał jej.
- Lindsay martwi się o ciebie.
- Lindsay ma dość zmartwień na głowie: wujaszek Seth, dzieciaki, a także jej szkoła.
- Ona cię kocha - powiedział zwyczajnie.
- Tak, wiem, że mnie kocha.
- To cię dziwi? - Machinalnie nawinął na palec luźny kosmyk jej włosów. Delikatny
jak jedwab i odrobinę wilgotny.
- Jej wielkie serce zdumiewa mnie. I chyba już zawsze tak będzie. - Zatrzymała się na
chwilę, po czym szybko, w obawie, że zabraknie jej odwagi, zapytała: - Kochałeś się w niej
kiedykolwiek?
- Tak - odparł natychmiast, bez zakłopotania i żalu. - Dawno temu i krótko. -
Uśmiechnął się i poprawił wysuwające się spinki we włosach Ruth. - Po prostu zawsze była
dla mnie nieosiągalna. Po czym, zanim się zorientowałem, zostaliśmy przyjaciółmi.
- Dziwne - zauważyła po chwili. - Wprost nie mogę uwierzyć, że może być coś
nieosiągalnego dla ciebie.
Uśmiechnął się.
- Byłem bardzo młody, a dokładnie w twoim wieku. A poza tym rozmawiamy o tobie,
a nie o Lindsay. Obawia się, że może za wiele od ciebie wymagam, że cię zamęczam.
- Ty, Nikolai?
- No właśnie, byłem tym tak samo zdziwiony jak ty.
Podeszła do fortepianu i zamieniła wodę na jogurt.
- Mam się doskonale i chyba jej tak odpowiedziałeś. - Ponieważ milczał, odwróciła się
ku niemu z łyżeczką w ustach. - Nick?
- Pomyślałem, że może masz jakiś nieudany... związek.
- Sugerujesz, że mogę być nieszczęśliwa z powodu kochanka? - spytała zaskoczona.
- Widzę, że potrafisz nazwać rzecz po imieniu, malutka.
- Nie jestem dzieckiem - odparowała gniewnie. - I nie zamierzam...
- Nadal widujesz się z tym projektantem? - przerwał bezceremonialnie.
- Projektant ma imię i nazwisko - wtrąciła ostro. - Donald Keyser. Mówisz o nim tak,
jak gdyby był znakiem firmowym na ubraniu.
- Naprawdę? - Posłał jej najniewinniejszy z jego uśmiechów. - Ale wciąż nie
odpowiadasz na moje pytanie.
- Nie. - Sięgnęła po szklankę perriera, spokojnie ją wysączyła, i tylko jej oczy
zdradzały wzburzenie.
- Ruth, nadal się z nim widujesz?
- Nie twój interes. - Ton jej głosu był lekki i swobodny, ale tylko pozornie.
- Jesteś członkiem zespołu, którego ja jestem szefem.
- Czyżbyś dodatkowo podjął się jeszcze roli spowiednika? - odgryzła się Ruth. - Czy
twoi tancerze muszą uzyskiwać twoją aprobatę przy wyborze partnerów?
- Uważaj, nie prowokuj mnie - padło ostrzeżenie.
- Przed nikim, nawet przed tobą, nie będę się tłumaczyć z mojego prywatnego życia.
Przychodzę na zajęcia, punktualnie pojawiam się na próbach. Nie oszczędzam się w pracy,
Nick.
- Czy ktoś cię prosił, żebyś się usprawiedliwiała?
- Właściwie to nie. Ale odgrywasz rolę srogiego wujaszka, i to mnie męczy. -
Podeszła do niego. - Mam jednego, więc już ty nie musisz mnie kontrolować.
- Nie muszę? - Pociągnął wysuwającą się spinkę z jej włosów, zaczął ją obracać w
palcach, jednocześnie świdrując Ruth wzrokiem.
Rozwścieczył ją pobłażliwy ton jego głosu.
- Nie! Przestań mnie wreszcie traktować jak dziecko! - zawołała, odrzucając hardo
głowę.
Szybki, gwałtowny ruch, jakim ją chwycił za ramiona, zaskoczył ją. Przyciągnął ją do
siebie blisko, bardzo blisko - niemal się z nią stopił. Choć dobrze znała jego ciało, teraz było
inaczej. Wiedziała, że jest zdolny do nagłych wybuchów wściekłości i umiała sobie z nimi
radzić, ale teraz...
Zdumiała ją także reakcja własnego ciała. Ich serca biły w jednym rytmie. Czuła
wbijające się w ciało końce jego palców, ale to nie bolało. Zaciśnięte w pięści dłonie, które
podniosła, by go odepchnąć, zawisły w bezruchu.
Wpatrywał się w jej usta, a ją przeszył tęskny ból - ostrzejszy i słodszy od
wszystkiego, czego dotychczas doświadczyła. Była oszołomiona.
Powoli, wiedząc jedynie, że musi pamiętać o oddychaniu, Ruth pochyliła się naprzód,
zamknęła oczy i czekała na jego pocałunek. Rozchyliła wargi, czując na nich jego
niespokojny oddech. Rozmarzona, wypowiedziała jego imię.
I wtedy nagle szarpnął się i mrucząc rosyjskie przekleństwo, odsunął ją od siebie.
- Powinnaś mieć trochę rozumu w głowie i celowo mnie nie złościć.
- To właśnie poczułeś? - zapytała, dotknięta, że ją odepchnął.
- Nie przeciągaj struny - mruknął, zbywając ją wzruszeniem ramion. Był zły. -
Trzymaj się swojego projektanta mody - burknął na koniec spokojniejszym już tonem i wrócił
do fortepianu. - Skoro tak ci z nim dobrze idzie. Usiadł i zaczął grać.
ROZDZIAŁ DRUGI
Chyba to sobie wymyśliła.
Ruth na nowo przeżywała ten nagły przypływ wzmożonego pożądania, jakiego
doświadczyła w objęciach Nicka. Nie, coś mi się pomieszało, przekonywała siebie kolejny
raz. Trzymał mnie w ramionach niezliczoną ilość razy i nigdy, przenigdy nie czułam niczego
takiego. Podobnie zresztą później, gdy po przerwie trzymał mnie w ramionach jeszcze co
najmniej pięć razy, dumała, zmywając z siebie brud i znój z całego dnia.
A jednak nie da się ukryć, że coś było, jakby jakieś wyładowanie w powietrzu, gdy
parokrotnie powtarzali fragment baletu. Ale to raczej wynik ogólnego poirytowania i
napięcia.
Ostry strumień wody zmoczył jej włosy, które przylgnęły do gołych pleców. Teraz, w
samotności, próbowała ocenić swoją reakcję na zachowanie Nicka.
Była na wskroś fizyczna i szokująco impulsywna. Jako kontrast Ruth przywołała w
pamięci ciepłe i czułe pocałunki Donalda - łagodną, łatwą do opanowania pokusę. Stosował
wszystkie tradycyjne chwyty uwodzenia: kwiaty, świece, intymne kolacje. Przy nim było... -
szukała odpowiedniego słowa - przyjemnie. Och, oczywiście, że takie stwierdzenie nie
pochlebi żadnemu prawdziwemu mężczyźnie! Jednak poza przyjemnością nie oczekiwała
niczego, ani z Donaldem, ani z jakimkolwiek znanym jej mężczyzną.
Aż tu nagle wystarczyła jedna krótka chwila, żeby mężczyzna, z którym pracowała od
lat, mężczyzna, który jednym słowem doprowadzał ją do szału albo wzruszał swoim tańcem
do łez, wzniecił w niej taką burzę namiętności. Tego już nie można nazwać po prostu
przyjemnością.
Nigdy jej nie pocałował, dumała, ani też nie przytulił jak kochanek, ale...
Doszła do wniosku, że to był przypadek. Traf losu, pomyślała, zakręcając prysznic.
Ot, taka nieoczekiwana reakcja łańcuchowa, będąca następstwem namiętnego tańca oraz
irytującej wymiany zdań.
Goła i mokra, Ruth sięgnęła po ręcznik. Zaczęła się wycierać. Była drobna i delikatnie
zbudowana, szczupła, ale spełniająca kryteria tancerki i jak każda tancerka, dokładnie znająca
swoje ciało. Miała długie, zgrabne i gibkie kończyny. To właśnie ta jej budowa klasycznej
tancerki - a także wypadki losowe jej życia - przywiodły ją przed laty do Lindsay.
Lindsay. Na myśl o niej uśmiechnęła się. Miała żywo w pamięci jej ognisty taniec w
„Don Kichocie” - balecie, w którym Lindsay tańczyła główną partię kobiecą i który Ruth
podziwiała, zanim się jeszcze spotkały. A ich pierwsze spotkanie! Jakże była przejęta i
wzruszona, stojąc twarzą w twarz ze sławną primabaleriną! Wówczas to, przed laty, w
szkółce baletowej Lindsay, Ruth miała czelność oznajmić, że ona również pewnego dnia
zatańczy w „Don Kichocie”!
I dopięła swego. A na jej występ przybyli wujaszek Seth i Lindsay, która była w
ósmym miesiącu ciąży. Lindsay aż się popłakała, zaś Nick żartował, a nawet drażnił się z nią.
Wytarłszy się, zmięła ręcznik, rzuciła go byle gdzie i sięgnęła po szlafrok.
Westchnęła. Tylko Lindsay mogła się domyślić, że coś jest nie tak. Ruth zawiązała pasek
cienkiego szlafroczka w kolorze fuksji i wzięła szczotkę do włosów. Teraz, odtwarzając w
pamięci ich ostatnią rozmowę telefoniczną, przypomniała sobie, że mówiła jej o Donaldzie.
Mówiła jej także o cudownej skrzyneczce, którą wypatrzyła w Greenwich Village.
Paplały o dzieciach, a wujaszek Seth wręcz zaklinał ją, żeby ich odwiedziła w pierwszy
wolny weekend.
Na podstawie skrawków informacji i rodzinnych pogaduszek Lindsay wyczuła coś, z
czego sama Ruth nie zdawała sobie sprawy. Zafrasowała się. Chyba rzeczywiście nie jest
szczęśliwa. Nie nieszczęśliwa, pomyślała i delikatnie przeciągnęła szczotką po długich,
mokrych włosach. Po prostu nie usatysfakcjonowana.
Bzdura, żachnęła się. Ma wszystko, czego zawsze pragnęła. Jest główną tancerką w
znanym zespole i ma wyrobione nazwisko w świecie baletu. Wkrótce zatańczy główną żeńską
rolę w najnowszym balecie Davidova. Praca jest ciężka i wymagająca, ale Ruth wręcz za nią
przepada. Jest stworzona do takiego właśnie życia.
A jednak czasami ją kusi, żeby sprzeniewierzyć się zasadom, uciec w te pędy do
tamtego wędrownego życia, które poznała, będąc dzieckiem. Jakaż to była wolność, jaka
przygoda! Na samo wspomnienie pojaśniał jej wzrok. Narty w Szwajcarii, gdzie powietrze
było tak zimne i czyste, że przy oddychaniu bolało gardło. Zapachy i barwy Stambułu. Chude
dzieci z wielkimi oczami na Krecie; zabawny pokoik ze szklanymi gałkami u drzwi w ich
siedzibie w Bonn.
Przez te wszystkie lata podróżowała z rodzicami, którzy byli dziennikarzami. Czy
zabawili gdzieś dłużej niż trzy miesiące? W takich warunkach trudno było przywiązać się do
czegoś, poza samymi sobą. I poza tańcem.
Towarzyszył jej stale, podróżował z nią w jej wiecznie zmieniającym się otoczeniu.
Nauczyciele zwracali się do niej w różnych językach, z różnym akcentem, podczas gdy taniec
pozostawał jej wierny.
Lata spędzone w podróży przyspieszyły dojrzewanie Ruth; nie było mowy o
nieśmiałości, była natomiast samowystarczalność i rozwaga. A potem w jej życiu pojawił się
Seth, następnie Lindsay, wreszcie nastały lata spędzone w domu Evanstonów. I znowu
otworzyła się na świat, odzyskała ufność i zdolność okazywania uczuć. Żyła jednak w
nieuniknionej w tym zawodzie izolacji. Być może z tego powodu stała się namiętną
obserwatorką. Przyglądanie się ludziom, analizowanie ich stało się czymś więcej niż
nawykiem; weszło jej w krew.
I właśnie w tym tkwi przyczyna drażliwej sytuacji z Nickiem. Obserwowała go
tamtego popołudnia i doznała pewnego wstrząsu, ale nie potrafiła tego precyzyjnie nazwać.
Jego myśli i odczucia pozostawały tajemnicą. A ona nie przepadała za tajemniczością.
Dlatego pociąga mnie Donald, dumała z tym swoim półuśmieszkiem. Pobuszowała
wśród pudełeczek z pudrami i buteleczek z zapachami na toaletce. Jest taki
bezpretensjonalny, zwyczajny i taki... przewidywalny. Wszystko, co czuje i myśli, widać jak
na dłoni.
Żadnych niedomówień, żadnych podtekstów. Tymczasem z mężczyzną takim jak
Nick...
Nalała na rękę płyn po kąpieli i posmarowała ramiona. Mężczyzna taki jak Nick jest
absolutnie nieprzewidywalny, jest wiecznym źródłem niepokoju i zamętu. Zmienny,
nierozważny, męczący.
Żeby mu sprostać i dorównać, potrzeba Bóg wie jakiej wytrwałości. A jak trudno mu
dogodzić! Widziała wielu tancerzy, którzy wychodzili ze skóry, dawali z siebie wszystko,
żeby tylko sprostać jego oczekiwaniom. Sama wie o tym najlepiej. Więc co w nim jest
takiego fascynującego?
Pukanie do drzwi przerwało tok jej myślenia. Wzruszając ramionami, odwróciła się od
toaletki. Rozszyfrowywanie Nikolaia Davidova to po prostu daremny trud. Zapalając po
drodze światło, pospieszyła do drzwi frontowych. Zerknęła przez judasza i zdumiała się.
Zdjęła łańcuch.
- Donald, właśnie o tobie myślałam.
Porwał ją w ramiona, nim zdążyła mu ofiarować przyjacielski pocałunek.
- Hm, pachniesz cudownie.
Stłumił wargami jej śmiech. Pocałunek był przeciągły, nie taki, jakim zamierzała go
powitać. A jednak nie zaprotestowała, tylko jeszcze sama pobudzała go językiem. Chciała
poczuć, doświadczyć czegoś więcej niż zwykła przyjemność, do jakiej przywykła. Pragnęła
tego podniecenia, wywołującej uczucie mrowienia trwogi, jak wówczas, tamtego popołudnia,
w ramionach innego mężczyzny. Ale kiedy było po wszystkim, jej serce biło miarowo i nie
wrzała w niej krew.
- No, to jest powitanie - wyszeptał, wtulając głowę w jej szyję.
Pozostała przez chwilę w jego ramionach, doceniając jego wytrwałość i gotowość
roztaczania nad nią opieki.
- A także okazja do powiedzenia ci, że cieszę się na twój widok, choć, prawdę
mówiąc, nie wiem, co tutaj robisz? - odrzekła z uśmiechem, wysuwając się z jego ramion.
- Porywam cię. Ubierz się w najładniejszą suknię polecił, głaszcząc jej policzek. -
Którąś z moich, oczywiście. Idziemy na przyjęcie.
Ruth odgarnęła wilgotne włosy z twarzy.
- Na przyjęcie?
- Tak. - Donald zerknął na drzemiącego, rozwalonego na szklanym blacie małego
stołu i wyraźnie go ignorującego Niżyńskiego. - Przyjęcie u Germanie Jones - ciągnął. -
Pamiętasz ją? To ta projektantka, która lansuje krótkie, wzorzyste spódniczki i podkolanówki.
- Tak, pamiętam. - Mignęła jej w pamięci krótko ostrzyżona, podobna do chochlika
ruda głowa, o świdrujących zielonych oczach za firanką gęstych, brązowych rzęs. - Szkoda,
że najpierw nie zatelefonowałeś.
- Telefonowałem, a przynajmniej próbowałem. Ale o wszystkim dowiedziałem się w
ostatniej chwili. Naprawdę dzwoniłem, tyle że do sali prób. Nie zastałem cię, ponieważ byłaś
w drodze do domu - rzucił na swoje usprawiedliwienie i sięgnął po płaską, złotą papierośnicę.
- Germanie organizuje przyjęcie, wprawdzie w pośpiechu i na ostatnią chwilę, ale i tak będzie
tam sporo Uczących się osób. Rozszalała się w tym sezonie - zakończył z zadowoleniem.
Schował papierośnicę do wewnętrznej kieszeni marynarki świetnie skrojonego,
szytego na miarę garnituru w stalowym kolorze, po czym pstryknął zapalniczką.
- Dzisiaj nie dam rady.
Uniósłszy brwi, Donald wypuścił dym z papierosa.
- Dlaczego? - Popatrzył na jej mokre włosy i na przezroczysty szlafroczek. - Masz
jakieś inne plany?
Ruth aż korciło, żeby mu przytaknąć. Wolałaby, żeby jej nie traktował jak czegoś
gwarantowanego, murowanego!
- A gdyby nawet, to co?
- Oczywiście, że nic. - Uśmiechnął się do niej rozbrajająco. - A poza tym i tak bym ci
nie uwierzył. A teraz zachowuj się jak grzeczna dziewczynka i wrzuć tę zabójczą czerwoną
kreację. Germaine nie omieszka wystąpić w jakimś swoim zwariowanym zestawie. Przy tobie
będzie wyglądać jak postać z innej operetki.
Ruth popatrzyła na niego uważnie.
- Nie można powiedzieć, żebyś był miły, Donaldzie!
- W moim zawodzie nie zawsze bywa się miłym - zauważył, wzruszając elegancko
przyodzianym ramieniem.
Przełknęła to, co miała na języku. Nie wątpiła, że jest z niej dumny i że go pociąga,
zastanowiła się jednak, czy byłby równie dumny i wytrwały, gdyby jej nie traktował jako
cennej inwestycji, na której dobrze prezentują się jego kreacje.
- Przykro mi, Donaldzie, ale dzisiaj nie nadaj się na żadne przyjęcie.
- Och, daj spokój, Ruth. - Nerwowo strząsa popiół do popielniczki. - Wystarczy tylko,
że będziesz pięknie wyglądać i zamienisz parę słów z odpowiednimi ludźmi.
Narastała w niej złość. Donald nigdy nie zrozumie wymagań i rygorów jej zawodu!
- Donaldzie - zaczęła opanowanym głosem. Ćwiczyłam od ósmej rano. Jestem
śmiertelnie zmęczona. Jeżeli nie odpocznę jak należy, nie będę jutro w formie. Czuję się
odpowiedzialna wobec zespołu, wobec Nicka i wobec siebie.
Ostrożnie i skrupulatnie Donald zgasił papierosa. Dym zawisł w powietrzu, po czym
rozwiał się w otwartym oknie.
- Nie powiesz, że nie zamierzasz udzielać się towarzysko, Ruth. To absurd.
- Nie aż taki, ja ci się wydaje - odparowała podchodząc do niego. - Do wystawienia
baletu zostały niecałe trzy tygodnie. Przyjęcia mogą poczekać.
- A ja, Ruth? - Objął ją. Pod warstwą opanowania i ucywilizowanego wyglądu
wyczuła złość. Jak długo mam czekać?
- Nigdy ci niczego nie obiecywałam. Od początku wiedziałeś, że najważniejsza jest
moja praca. Podobnie jak twoja dla ciebie.
- Czy to oznacza że wyrzekasz się swojej kobiecości?
Oczy Ruth nie zmieniły wyrazu, ale ton głosu ochłódł.
- Nie sądzę, żeby mi to groziło.
- Jesteś tego pewna?
Przycisnął ją do siebie, jak Nick kilka godzin wcześniej. Potraktowała to jako
interesujące doświadczenia - jakże różne są jej reakcje na podobne zachowanie dwóch
różnych mężczyzn. Przy Nicku czuła słuszny gniew i gwałtowne, obezwładniające pożądanie.
Teraz tylko zniecierpliwienie połączone ze znużeniem.
- Donaldzie, musisz wiedzieć, że z trudem wyrzekam się swojej kobiecości, nie idąc z
tobą do łóżka.
- Choć wiesz, jak bardzo tego pragnę. - Przyciągnął ją jeszcze bliżej. - Ilekroć cię
dotykam, czuję, jakbyś odrobinę ustępowała. A potem to się nagle urywa, jakbym trafiał na
mur. - Jego ochrypły głos wyrażał frustrację. - Jak długo zamierzasz mnie trzymać na
dystans?
Ponieważ faktycznie tak było, poczuła się winna.
- Przykro mi, Donaldzie.
Wyczytał ubolewanie w jej oczach i zmienił taktykę. Trzymając ją tuż przy sobie,
przemawiał do niej łagodnie, patrzył głęboko w oczy.
- Wiesz, co do ciebie czuję, najdroższa. - Przywarł do jej warg, całując je delikatnie i
zachęcająco. - Możemy wyjść wcześniej z przyjęcia i wypić szampana u ciebie.
- Donaldzie. Nie...
Urwała, kiedy rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Roztargniona, nie zadała sobie
trudu, żeby spojrzeć przez judasza, i zdjęła łańcuch.
- Nick! - Wytrzeszczyła na niego oczy, czując kompletną pustkę w głowie.
- Każdemu otwierasz tak drzwi? - zapytał, łagodnie ją karcąc, i nie czekając na
zaproszenie, wszedł do środka. - Masz wilgotne włosy - dodał, biorąc w rękę pełną ich garść.
- I pachniesz jak pierwszy wiosenny deszcz.
Zachowywał się tak, jak gdyby między nimi nie doszło do ostrej wymiany słów, jak
gdyby z trudem powściągnięta namiętność nie była nigdy ich udziałem. Uśmiechał się do niej
i strzelał zawadiacko oczyma. Pochylił się i pocałował ją w nos.
Krzywiąc się, pospiesznie zbierała myśli.
- Nie spodziewałam się twojej wizyty.
- Przechodziłem obok - wyjaśnił - i zobaczyłem światła.
Zwabiony jego głosem Niżyński zeskoczył ze stołu i okazując tancerzowi swoje
uwielbienie, bezceremonialnie ocierał się o jego nogi. Nick schylił się i pogłaskał go od karku
po ogon, śmiejąc się, gdy kot wspiął się na tylne łapy i w dowód szczerego oddania wskoczył
mu w ramiona. Z tym głośno mruczącym ładunkiem Nick wyprostował się powoli.
Dopiero teraz dostrzegł Donalda.
- Cześć. - W jego miłym, uprzejmym głosie nie zaszła widoczna zmiana.
- Poznałeś Donalda? - pospieszyła z pytaniem Ruth, czując się winna, że kompletnie
zapomniała o gościu.
- Oczywiście. - Nick nie przestawał drapać Niżyńskiego za uchem. Prychając, kot nie
spuszczał bursztynowych, na wpół zmrużonych oczu z Donalda. - Widziałem suknię
pańskiego projektu na Suzanne Boyer, naszej wspólnej przyjaciółce - oznajmił Nick,
błyskając zębami w uśmiechu. - Obie były śliczne.
- Dziękuję.
- Nie proponujesz mi drinka, Ruth? - rzucił Nick, nadal uśmiechając się grzecznie do
Donalda.
- Przepraszam - rzekła półgłosem i odwróciła się do barku, który urządziła na
narożnym stoliku z opuszczanym blatem. Sięgnęła po butelkę wódki.
- Donaldzie, a tobie?
- Szkocką - odparł krótko, próbując zachować pewien dystans wobec nadmiernej
poufałości Nicka.
Ruth podała mu szkocką i podeszła do Nicka.
- Dzięki. - Nick rozsiadł się z kieliszkiem w miękkim fotelu, a kot po wykonaniu kilku
zdecydowanych obrotów ułożył się do snu na jego kolanach. - Interes się kręci? - zapytał
Donalda.
- Tak, całkiem nieźle - odparł Donald. Stał w miejscu i sączył swoją whisky.
- W pańskiej najnowszej jesiennej kolekcji dominują szkockie kraty. - Jak przystało na
prawdziwego Rosjanina, Nick wypił duży haust nierozcieńczonej wódki.
- To prawda. - W dotychczas neutralnym głosie Donalda pojawiła się nuta
zainteresowania. - Nie przypuszczałem, że zwraca pan uwagę na damską modę.
- Zwracam uwagę na kobiety - zgrabnie odparował Nick. - Uwielbiam je.
Wypowiedziane w najbardziej naturalny sposób stwierdzenie nie miało żadnego
podtekstu erotycznego. Ruth wiedziała, że Nick miał do czynienia z wieloma kobietami, na
wielorakich płaszczyznach - od tkliwej, czystej przyjaźni, jak jego związek z Lindsay, po
płomienne przygody miłosne, jak ta z ich wspólną przyjaciółką Suzanne Boyer. Spekulacje na
temat jego romansów niemal nie schodziły z łamów żądnej sensacji prasy.
- Myślę - ciągnął Nick, przerywając rozważania Ruth - że i pan lubi kobiety, a to
sprawia, że wyglądają pięknie i interesująco. To widać w pańskich projektach.
- Pan mi pochlebia. - Donald odprężył się na tyle, by zająć miejsce na kanapie.
- Nie mam zwyczaju prawić komplementów - odparł Nick, uśmiechając się chytrze. -
To strata czasu i słów. Ruth panu powie, jak bardzo jestem powściągliwy.
- Powściągliwy? - Ruth uniosła brwi i wydęła wargi, jakby ważąc to słowo. - Nie.
Uważam, że po prostu jesteś egocentryczny.
- I pomyśleć, że to dziecko darzyło mnie kiedyś wielkim szacunkiem - skomentował
Nick, zaglądając w pusty kieliszek.
- Tak, ale wtedy naprawdę byłam dzieckiem - odcięła się. - I od tego czasu zdążyłam
cię już poznać.
Kiedy popatrzył na nią, w jego oczach coś błysnęło; irytacja, wyzwanie, wesołość -
może wszystko naraz. Nie była pewna. Przetrzymała jego spojrzenie.
- Tak sądzisz? - mruknął, po czym odstawił kieliszek. - Mogłaby okazywać więcej
respektu mężczyznom w naszym wieku - zwrócił się do Donalda.
- Donald nie oczekuje po mnie respektu. - Zauważyła, jak w obecności Nicka szybko
się rozpala. - Nie zależy mu także, żebym go uważała za starszego i mądrzejszego.
- Całe szczęście - uznał Nick, a żadne z nich nie zadało sobie fatygi, żeby choć
spojrzeć na mężczyznę, o którym była mowa. - Nie ma nic gorszego niż konflikt interesów. -
Delikatnie pogłaskał po grzbiecie Niżyńskiego. - A swoją drogą, stałaś się bardzo rezolutna!
- Tylko wobec niektórych - odbiła piłeczkę Ruth.
- Och! - Przechylając głowę, Nick przesłał jej rozbrajająco czarowny uśmiech. - Czy
mam to traktować jak komplement?
Niech go szlag trafi! Wściekła się i gwałtownie szukała odpowiedzi. Nie chciała, by
ostatnie słowo należało do niego.
Napuszona i najeżona, podniosła się z miejsca. Pod jedwabnym szlafroczkiem jej ciało
poruszało się płynnie i zgrabnie. Wzrok Donalda powędrował na dół, ale Nick nadal patrzył w
jej twarz.
- Uważam, i co do tego jesteśmy zgodni, że prawienie komplementów to strata czasu i
słów. A teraz muszę cię już przeprosić - powiedziała z chłodnym uśmiechem. - Wybieramy
się z Donaldem na przyjęcie. Muszę się ubrać.
Gdy odwracała się od niego i wychodziła z pokoju, odczuwała pewną satysfakcję.
Zdecydowanym ruchem zamknęła drzwi sypialni. Wyciągnęła z szafy czerwoną suknię, z
szuflady bieliznę i rzuciła to wszystko na łóżko. Zdjęła szlafroczek i już zamierzała go gdzieś
cisnąć, kiedy usłyszała przekręcaną w drzwiach gałkę. Instynktownie przycisnęła szlafrok do
piersi.
Zrobiła wielkie oczy, gdy do pokoju wkroczył Nick. Zamknął za sobą drzwi.
- Nie masz prawa tu wchodzić - zaczęła w pośpiechu, zbyt zdumiona, żeby się oburzać
czy wstydzić.
Nic sobie nie robiąc z jej protestu, wszedł dalej.
- Jestem już w środku.
- I co z tego? Wystarczy, żebyś wrócił tą samą drogą. - Podniosła wyżej szlafroczek,
świadoma swojej wyjątkowo niezręcznej sytuacji. - Jestem nie ubrana - zaznaczyła na wszelki
wypadek.
Nick, nie okazując większego zainteresowania, rzucił okiem w stronę jej gołych
ramion.
- Wydajesz się stosownie zakryta. - Zmierzyli się wzrokiem. - Dwanaście godzin
pracy i zajęć to dla ciebie jeszcze za mało, Ruth? O ósmej rano zaczynasz lekcję.
- Wiem, co i kiedy zaczynam - żachnęła się. Ostrożnie odjęła jedną rękę i odrzuciła nią
do tyłu włosy. - Nie musisz mi przypominać o moich obowiązkach, podobnie jak ja nie
potrzebuję twojej zgody na spędzenie wolnego czasu.
- Pod warunkiem, że to nie koliduje z twoją pracą dla mnie.
- Chyba ci nie daję powodów do narzekań?
- Na razie nie - zgodził się. - Ale chcę, żebyś dawała z siebie wszystko, a takie
przyjęcia są wyczerpujące.
- Zawsze daję z siebie wszystko, Nick - warknęła. - Ale tobie i tak wszystkiego będzie
za mało, prawda? - Już chciała się odwrócić, gdy w ostatniej chwili przypomniała sobie, że
szlafrok przykrywa ją tylko z przodu. Zapieniła się ze złości. - Nie zechciałbyś łaskawie stąd
wyjść?
- Biorę to, czego potrzebuję - odciął się, ponownie zbywając jej prośbę. - Jeszcze nie
tak dawno, zaledwie parę lat temu, miłaja, aż się rwałaś, żeby dać z siebie wszystko co
najlepsze.
- Postępujesz nie fair! - Dotknął ją do żywego. - Nadal tak jest. Kiedy pracuję, daję ci
z siebie wszystko! Ale moje prywatne życie pozostanie moim prywatnym życiem. Przestań
odgrywać rolę tatuśka, Nick. Jestem dorosła.
- I to ci wystarczy? - Jego wybuch wściekłości zdumiał ją i przeraził. Cofnęła się
odruchowo. - Że będziesz traktowana jak kobieta? To takie ważne dla ciebie?
- Robi mi się niedobrze, kiedy mnie traktujesz, jakbym miała siedemnaście lat i
musiała bić pokłony, gdy wkraczasz do sali. - Była równie wściekła jak on. - Jestem
odpowiedzialna i dorosła, i potrafię dopilnować własnych spraw.
- Odpowiedzialna i dorosła! - Niebezpiecznie zmrużył oczy. - Mam ci pokazać, jak
traktuję odpowiedzialne dorosłe osoby, które ponadto są kobietami?
- Nie!
Ledwo to wypowiedziała, gdy chwycił ją w ramiona i dosłownie wgniótł w siebie. To
nie był miażdżący pocałunek, jakiego mogłaby się spodziewać i przed którym mogłaby się
bronić. Całował ją tak, jak gdyby z góry znał jej reakcję, jak gdyby wiedział, że odpowie mu
równie żarliwie. To było zwarcie ust kobiety i mężczyzny, bez uciekania się do perswazji czy
do siły. Kiedy rozchylił wargi, ona zrobiła to samo. Ich języki się spotkały. Jej myśli, jej
ciało, jej świat skoncentrowały się wyłącznie na nim.
Między nimi unosił się zapach jej perfum. Podnosząc ręce, by go mocniej objąć, Ruth
upuściła szlafroczek. Spadł nie zauważony na podłogę. Nick pogłaskał jej gołe plecy,
podobnie jak robił to z kotem - jednym długim pociągnięciem. Mrucząc z rozkoszy,
przywarła do niego jeszcze bliżej.
A kiedy dotykał jej boków, zatrzymując się tam na dłużej, pocałunek stał się gorętszy,
a ona odpłynęła w nieznane.
Kiedy mierzwił jej włosy, odchyliła głowę, poddając się pieszczocie. Przyciągnęła go,
domagając, aby wziął wszystko, co ma mu do ofiarowania. To był tajemniczy, podniecający
świat, którego smaku jeszcze nie poznała, a do którego tęskniła. Gdy dotykał jej ciała, drżała
z pragnienia. A przecież robił to niezliczoną ilość razy w przeszłości, podtrzymując ją czy
podnosząc w tańcu.
Tylko że tym razem nie połączyła ich muzyka czy choreografia, a wyłącznie instynkt i
pożądanie.
Kiedy poczuła, że ją oddala od siebie, zaprotestowała, stawiła opór. Ale on twardo ujął
ją za ramiona i odsunął.
Stała przed nim naga, nie próbując się zakryć. Poznał jej duszę, więc nie było potrzeby
ukrywać ciała. Obejrzał ją całą, powoli, uważnie, jak gdyby utrwalał w pamięci każdy
centymetr. Po czym, gdy spojrzał jej w oczy, wzrok mu pociemniał.
Zobaczyła w nich wściekłość. Odwrócił się i wyszedł z pokoju bez słowa. Jeszcze
tylko usłyszała trzaśniecie frontowych drzwi.
ROZDZIAŁ TRZECI
I raz, i dwa, i trzy. Ruth poruszała się w takt komendy Nicka. Po godzinach tańca jej
ciało nie czuło już bólu. Była odrętwiała. Przerywany, czterogodzinny sen nie wystarczył, by
się zregenerować. Tylko złość i potrzeba buntu pozwoliły jej wytrwać aż do wczesnych
godzin rannych zgiełk i duszące opary dymu na przyjęciu. Zrobiła to świadomie, podobnie jak
teraz była świadoma faktu, że tańczy poniżej swoich możliwości.
Nick nie obrzucał jej złośliwościami, nie wybuchał gniewem. Wydawał tylko
komendy, jedną po drugiej. Nie wrzasnął, kiedy nie zmieściła się w czasie, ani nie zaklął,
kiedy nie wychodziły jej piruety. Gdy jej partnerował, nie droczył się z nią, nie ubliżał na
ucho.
Byłoby łatwiej, pomyślała, wyciągając się do powolnej arabeski, gdyby na nią
nakrzyczał i zmieszał z błotem za to, przed czym ją ostrzegał. Ale Nick robił po prostu swoje
i nie odzywał się słowem.
Gdyby krzyczał, mogłaby odpłacić tym samym i odreagować choć część tego
niesmaku, jaki czuła do siebie. Ale nie dał jej ku temu pretekstu, ani podczas lekcji, ani
podczas trwających wiele godzin prób. Ilekroć spotykali się wzrokiem, miała wrażenie, że
patrzy na wskroś niej. Była tylko ciałem, obiektem poruszającym się do jego muzyki.
Kiedy zarządził przerwę, przeszła na koniec sali, gdzie usiadła na podłodze,
podciągając pod brodę kolana i opierając na nich czoło. Miała skurcze w nogach, ale
brakowało jej energii, by je rozmasować. Kiedy ktoś owinął jej szyję ręcznikiem, podniosła
wzrok.
- Francie... - Z trudem zdobyła się na uśmiech.
- Wyglądasz na skonaną.
- Bo jestem skonana - odparła Ruth i wytarła ręcznikiem spoconą twarz.
Francie Myers była solistką, utalentowaną, urodzoną tancerką i jedną z pierwszych
przyjaźni Ruth zawartych w zespole. Była drobną i szczupłą dziewczyną, o miękkich,
płowych włosach i czarnych, przenikliwych oczach. Wiecznie zdobywała i traciła
kochanków, nie tracąc przy tym humoru. Ruth podziwiała jej absolutną szczerość i prawość, a
także optymizm.
- Źle się czujesz? - zapytała Francie, wsuwając do ust kawałek gumy do żucia.
Ruth oparła głowę o ścianę. Ktoś brzdąkał na fortepianie. W sali wrzało od rozmów.
- Sterczałam do trzeciej nad ranem na przygnębiająco tłocznym przyjęciu.
- Musiało być fajnie. - Francie wyprostowała nogę, podniosła do góry i dociągnęła do
ściany za sobą, a następnie wróciła do poprzedniej pozycji. Spojrzała na sińce pod oczami
Ruth. - Sądząc po wyglądzie, nie najlepiej się bawiłaś.
Ruth przytaknęła ruchem głowy.
- Nawet nie miałam ochoty tam pójść.
- No więc po co tam tkwiłaś?
- Na złość - mruknęła Ruth, patrząc ponuro na Nicka.
- To już nie brzmi zabawnie. - Wzrok Francie powędrował po sali i wylądował na
eleganckiej blondynce w jasnoniebieskim trykocie. - Leah zdążyła już skomentować twoje
dzisiejsze występy.
Ruth spojrzała w tamtym kierunku. Ściągnięte do tyłu złote włosy Leah uwydatniały
jej pięknie rzeźbione rysy i porcelanową cerę. Właśnie rozmawiała z Nickiem, żywo
gestykulując smukłymi, pełnymi gracji rękami.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej.
- Wiesz, jak jej strasznie zależy na głównej roli w tym balecie. Nie usatysfakcjonowała
jej nawet rola Aurory. Skoro Nick nie tańczy w „Śpiącej królewnie”...
- Współzawodnictwo ożywia zespół - wyrecytowała Ruth, patrząc, jak Nick uśmiecha
się i przytakuje głową Leah.
- Nie mówiąc o zazdrości - dodała Francie.
Ruth odwróciła ponownie głowę, zaglądając w ciemne, przenikliwe oczy przyjaciółki.
- Tak - przyznała po chwili. - Zazdrość też ożywia.
Pianista przerzucił się na romantyczną balladę, ktoś zaczął śpiewać.
- Odrobina zazdrości nigdy nie zaszkodzi. - Francie rytmicznie i na przemian kręciła
stopami. - To nawet zdrowe. Ale Leah... - Drobna, figlarna twarz Francie nagle spoważniała. -
To istna zaraza. Gdyby nie była tak wspaniałą tancerką, wolałabym ją widzieć w innym
zespole. Przyjrzyj się jej dokładnie - dodała, wstając z podłogi. - Gotowa jest zrobić wszystko
dla kariery. Chce być primabaleriną, a ty jej zawadzasz.
Kiedy Francie odeszła, Ruth tkwiła w miejscu i zastanawiała się. Rzadko się zdarza,
by Francie wyrażała się źle o innych! Może piła do czegoś, co powiedziała Leah. Ruth
wyczuwała zazdrość tej dziewczyny. W zespole zawsze ktoś komuś czegoś zazdrości, jak w
każdej rodzinie. Taka jest prawda, bo takie jest życie. Ruth wiedziała też, jak strasznie Leah
chciała dostać rolę Carlotty w nowym balecie Nicka.
Jeszcze gdy były w corps, rywalizowały o całą masę ról. I dostawały je albo nie.
Różniły się stylem, więc i role, które kreowały, były jedyne i niepowtarzalne.
Ruth była dynamiczną, ognistą tancerką. Leah była elegancka - klasyczna,
wyrafinowana, opanowana. Olśniewała gracją, którą Ruth ogromnie podziwiała, ale której
nigdy nie próbowała naśladować. Jej taniec płynął z serca, Leah z głowy. Ruth tańczyła w
„Don Kichocie”, podczas kiedy Leah występowała w „Giselle”. Ruth była Ognistym Ptakiem,
natomiast Leah księżniczką Aurorą. Nick obsadzał je najlepiej, jak można. I Ruth będzie jego
Carlottą.
Teraz, patrząc na Leah, Ruth zastanawiała się, czy jej zazdrość nie sięga głębiej, niż
się wydaje. Wprawdzie nigdy nie zostały przyjaciółkami, ale szanowały się na płaszczyźnie
zawodowej. Tymczasem w ostatnich tygodniach Ruth dostrzegła narastającą wrogość.
Wzruszyła ramionami, ściągnęła ręcznik z szyi. Nic na to nie poradzi. Wszyscy są tu
po to, żeby tańczyć.
- Ruth.
Na dźwięk głosu Nicka odwróciła się błyskawicznie. Patrzył na nią chłodnym,
pozbawionym wyrazu wzrokiem. Struchlała. Kiedy się kontrolował, potrafił być okrutny.
Wina była po jej stronie i chciała mu to powiedzieć.
- Nick... - zaczęła, gotowa ukorzyć się i przeprosić go.
- Idź do domu. Zmieszana, zamrugała oczami.
- Co?
- Idź do domu - powtórzył tym samym lodowatym tonem.
Nagle jej oczy stały się wielkie i wymowne.
- Och, nie, Nick, ja...
- Powiedziałem. - Jego słowa spadły jak topór. - Nie chcę cię tutaj widzieć.
Kiedy tak stała, wytrzeszczając oczy, była blada jak śmierć. Odsyłając ją do domu,
zranił ją najdotkliwiej, jak mógł. Chciała wykrzyczeć swoją złość i jednocześnie hamowała
napływające gwałtownie do oczu łzy. Z trudem się opanowała, po czym odwróciła się i
pomaszerowała przez salę. Chwytając torbę, podeszła do drzwi.
- Druga zmiana, proszę! - usłyszała wołanie Nicka, zanim zamknęła za sobą drzwi.
Spała od trzech godzin ze zwiniętym w kłębek na jej plecach Niżyńskim. Pozamykała
okiennice w sypialni i świeżo po prysznicu padła na zasłane łóżko. W pomieszczeniu panował
mrok, słychać było tylko ciche pochrapywanie kota. Obudziła się z bijącym sercem,
przekręciła z brzucha na plecy, a jej nagły ruch sprawił, że Niżyński spadł miękko na
podłogę. Oburzony, zajął się swoją toaletą.
Pierwsze, co do niej dotarło, to słowa Nicka, nad którymi zastanawiała się przed
zaśnięciem. Postąpiła źle i została ukarana. Ale też nikt nigdy nie postąpił z nią tak okrutnie
jak Nikolai Davidov. Poderwała się z łóżka, otworzyła okiennice, postanawiając zapomnieć o
najgorszym.
- Nie będziemy się wylegiwać w ciemności przez cały boży dzień - poinformowała
Niżyńskiego, po czym wskoczyła z powrotem do łóżka i zaczęła mu mierzwić futro.
Udawał niezadowolonego, ale pozwolił się pieścić i głaskać. W końcu postanowił
wybaczyć jej szorstkie zachowanie i zaczął się ocierać pyszczkiem o jej czoło. Natychmiast
pomyślała o Nicku.
- Dlaczego go tak lubisz? - zapytała kota, przekrzywiając mu głowę i zmuszając, by
spojrzał jej w oczy. - Co cię tak w nim pociąga? - kontynuowała, drapiąc go bezwiednie pod
brodą, zapatrzona w przestrzeń. - Może jego głos, ten jego melodyjny głos? A może sposób,
w jaki się porusza, z tą płynną, kontrolowaną gracją? A może to, jak się uśmiecha, wkładając
w to całą niemal duszę? A może to, jak cię dotyka, tymi tak pewnymi, wprawnymi dłońmi?
Powróciła myślami do wczorajszego wieczoru, gdy Nick trzymał ją nagą w
ramionach. Po raz pierwszy po tamtym żywiołowym, podniecającym pocałunku Ruth
pozwoliła sobie zastanowić się nad tym.
Kiedy się ubierała w pośpiechu i pędziła z Donaldem na przyjęcie, nie było ku temu
okazji. Wróciła do domu wyczerpana, a potem przez cały dzień walczyła ze zmęczeniem.
Teraz, gdy jej wypoczęty umysł pracował trzeźwo i sprawnie, mogła wnikliwie rozpatrzyć
przypadek Nicka Davidova. Jedno nie podlegało dyskusji: w jego oczach zobaczyła
pożądanie. Pragnął jej.
Pożądanie. Wczuła się w to słowo. Przyjrzała mu się ze wszystkich stron. Czy to, co
ujrzała w oczach Nicka, było pożądaniem? Wystarczyło, że o tym pomyślała, a już przebiegły
ją rozkoszne dreszcze, by zaraz potem, gdy wróciło wspomnienie dzisiejszego popołudnia i
wyrazu jego oczu, poczuć na sobie kubeł lodowatej wody. Dzisiaj po południu jego oczy nie
wyrażały pożądania ani złości, czy nawet dezaprobaty. Po prostu nie wyrażały nic.
Jeszcze na chwilę ukryła twarz w narzucie. Odprawił ją, a to bolało. Czuła się tak,
jakby unoszona na fali dryfowała w nieznane. Z kolei zdrowy rozum mówił, że jedna
spartaczona próba to jeszcze nie koniec świata, tak jak jeden pocałunek nie jest początkiem
niczego.
Jej uwagę przyciągnął wiszący na ścianie plakat. Dostała go od wuja przed
dziesięcioma laty. Widnieli na nim Lindsay i Nick w rolach Romea i Julii. Nie zastanawiając
się długo, Ruth wyciągnęła rękę, złapała telefon i wykręciła numer.
- Halo. - Głos był ciepły i czysty.
- Lindsay.
- Ruth! - Początkowe zdziwienie zastąpiła czułość. - Nie spodziewałam się, że
odezwiesz się przed weekendem. Dostałaś rysunek Justina?
- Tak. - Ruth uśmiechnęła się na myśl o śmiałych kolorach abstrakcyjnego obrazka,
który jej przysłał czteroletni kuzyn. - Jest śliczny.
- Oczywiście. To autoportret. - Lindsay roześmiała się tym swoim serdecznym,
zaraźliwym śmiechem. - Niestety, nie zastałaś Setha. Pojechał do miasta.
- Nic nie szkodzi. - Ruth ponownie spojrzała na plakat. - Prawdę mówiąc, chcę
porozmawiać z tobą. - Wiedziała, że może liczyć na zrozumienie Lindsay.
- Jakiś problem podczas dzisiejszej próby? Ruth roześmiała się. Podkurczyła pod
siebie nogi.
- Zgadza się. Skąd wiesz?
- Nic bardziej nie może zdołować tancerki.
- Teraz czuję się głupio. - Ruth zgarnęła włosy i przerzuciła je na plecy.
- Niepotrzebnie. Każdy ma swój zły dzień. Czy Nick wrzeszczał na ciebie? - W głosie
Lindsay wyczuwało się więcej radości niż współczucia; już to działało jak balsam.
- Nie. Gdyby to zrobił, byłoby mi o wiele łatwiej. Kazał mi iść do domu.
- A ciebie jakby ktoś uderzył taranem.
- A potem jeszcze poprawił i przejechał po mnie ciężarowym samochodem. - Ruth
uśmiechnęła się do słuchawki. - Wiedziałam, że mnie zrozumiesz. Najgorsze, że on ma rację.
- Zawsze, ma rację - odrzekła już na poważnie Lindsay. - To jedna z jego najbardziej
uroczych cech.
- Lindsay... - Ruth zawahała się, na chwilę zabrakło jej odwagi, po czym szybko, by
się nie rozmyślić, rzuciła się na oślep i zadała pytanie: - Czy kiedy byłaś w zespole, to Nick
kiedykolwiek cię pociągał, fascynował jako mężczyzna?
Tym razem po drugiej stronie zapadła trochę dłuższa cisza.
- Tak, oczywiście. Nie mogło być inaczej. To typ mężczyzny, który pociąga ludzi.
- Tak, ale... - Ruth zawahała się znowu, szukała odpowiednich słów. - Miałam na
myśli...
- Tak, wiem, co masz na myśli - odparła Lindsay. - A moja odpowiedź brzmi: tak, był
taki czas, kiedy mnie bardzo pociągał.
Ruth jeszcze raz rzuciła okiem na plakat, przyglądając się uważnie scenicznym
kochankom.
- Jesteś mu bliższa niż ktokolwiek.
- Możliwe. - Lindsay zastanowiła się chwilę, ważąc ton głosu Ruth i dobierając słowa.
- Nick jest bardzo skrytym człowiekiem.
Ruth pokiwała głową. To określenie trafiało w sedno sprawy. Nick mógł dawać z
siebie wszystko - zespołowi, na przyjęciach, prasie i swojej widowni. Mógł zaszczycić
człowieka szczególną atencją, ale był zadziwiająco powściągliwy, gdy chodzi o prywatne
życie.
Tak, był ostrożny wobec ludzi, których dopuszczał do siebie. Nagle Ruth poczuła się
samotna.
- Lindsay, proszę, przyjedźcie z wujaszkiem Sethem na premierę. Wiem, że to nie
będzie łatwe ze względu na dzieci, na szkołę i na pracę wuja, ale... potrzebuję was.
- Oczywiście - zgodziła się Lindsay bez wahania. - Przyjedziemy. Nie zostawimy cię
samej.
Po odłożeniu słuchawki Ruth doszła do wniosku, że czuje się lepiej. Wystarczyło, że
porozmawiała z Lindsay, nawiązała z nią kontakt. Ona jest kimś więcej niż rodziną, jest także
tancerką. I zna Nicka.
Lindsay była romantyczną ukochaną Julią Romea - Nicka. Ruth nigdy z nim nie
tańczyła w tym balecie. Partnerował jej Keil Lowell, błyskotliwy tancerz, który uwielbiał
sztubackie kawały. Ruth tańczyła z Nickiem w „Don Kichocie”, w „Ognistym Ptaku” i w jego
balecie „Ariel”, ale w jej świadomości Julia była niepodzielnie związana z Lindsay. Ruth
szukała roli dla siebie. Wierzyła, że ją znalazła w Carlotcie z „Czerwonej róży”.
To moja rola, pomyślała nagle. I nie wolno mi o tym zapominać. Wyskoczyła z łóżka,
wyciągnęła z szuflady trykot i zaczęła się pospiesznie ubierać.
Parę minut po siódmej, gdy Ruth przekroczyła próg starego siedmiopiętrowego
budynku, w którym zespół znalazł dach nad głową, tu i ówdzie kręcili się już niektórzy
członkowie grupy. Tym, którzy ją pozdrawiali, pomachała ręką, ale nie zatrzymała się. Nowsi
członkowie corps przyglądali się jej, gdy ich mijała. Może pewnego dnia... myśleli. Kiedy
indziej, gdyby jej nie było tak pilno, żeby zacząć, Ruth wyczułaby ich podążające w ślad za
nią marzenia.
Wjechała windą na górę, wymyślając w myśli ruchy, do których chciałaby zmusić
swoje ciało. Chciała pracować.
Usłyszała muzykę, zanim jeszcze otworzyła drzwi studia. Teraz, bez tancerzy,
wyglądało na większe i przestronniejsze. Stanęła przy drzwiach i przyglądała się w milczeniu.
Skoki Nikolaia Davidova nie miały sobie równych. Potrafił skoczyć jakby za sprawą
jakiejś magicznej siły. Jego ruchy były płynne jak wartki strumień, to znów ostre jak napięty
łuk. Musiał tylko wydać odpowiednią komendę, a ciało stawało się bezwzględnie mu
posłuszne. A ponadto, pomyślała, zahipnotyzowana jak wówczas, gdy oglądała go pierwszy
raz, ta precyzja, ta siła i wytrwałość! Nie mówiąc o tak niesłychanie ważnej w balecie zdol-
ności wcielania się w rolę.
Nick był maksymalnie skoncentrowany. Szukając niedociągnięć i błędów, wpatrywał
się w lustrzaną ścianę, doskonaląc i doprowadzając do perfekcji każdą pozycję. Pomimo
specjalnej opaski pot zalewał mu twarz. Poezja jego ruchów szła w parze z męskością.
Obserwując go uważnie, Ruth widziała drganie i naprężanie się mięśni jego nóg i ramion,
kiedy wyskakiwał i robił obrót w powietrzu, obracał się, po czym idealnie kontrolując każdy
najdrobniejszy ruch, lądował na parkiecie.
O Boże, pomyślała w szczerym zachwycie, zapominając o wszystkim.
Nick zatrzymał się i zaklął. Przez chwilę, pogrążony w swoim świecie, wymyślał
sobie do lustra. Kiedy wrócił do odtwarzacza CD, by powtórzyć wybrane fragmenty,
dostrzegł Ruth. Jego wzrok padł na torbę, którą trzymała na ramieniu.
- Widzę, że odpoczęłaś. - Było to proste stwierdzenie, bez śladu uszczypliwości.
- Tak - Wzięła głęboki oddech i popatrzyła mu w oczy. - Przepraszam za moje
dzisiejsze poranne partactwa. - Kiedy nie zareagował, podeszła do ławki, by zmienić pantofle.
- A więc przyszłaś z zamiarem szczerej poprawy? - powiedział z nutką wesołości w
głosie.
- Nie kpij ze mnie.
- Ja, z ciebie? - W kąciku jego ust zagościł uśmieszek.
Spuściła swoje wielkie, zranione jak u sarny oczy na atłasowe wstążki, które
krzyżowała na kostkach.
- Tak, czasami - mruknęła.
Poruszał się bezszelestnie. Dopiero gdy ukucnął obok niej, zdała sobie sprawę z jego
bliskości. Położył na jej kolanach ręce.
- Ruth. Ja nigdy z ciebie nie kpię - oznajmił bardzo poważnym głosem.
- A do tego tak często masz rację - westchnęła, krzywiąc się. - Nie poszłabym na to
przyjęcie, gdybyś mnie nie doprowadził do szału.
- Ach, tak! Więc to moja wina! - Wyszczerzył zęby w uśmiechu, poklepując ją
przyjaźnie po kolanie.
- Wolałabym, żeby była twoja. - Wyciągnęła z torby ręcznik i wytarta pot z jego
twarzy. - Za ciężko pracujesz, Davidov - oznajmiła.
- Troszczysz się o mnie, miłaja? - Delikatnie ujął jej nadgarstki. Zamyślił się, po
chwili podniósł na nią oczy.
Są takie niebieskie, pomyślała Ruth, jak morze w oddali albo jak niebo w lecie.
- Nigdy tego wcześniej nie robiłam - pomyślała na głos. - Byłoby chyba dziwne,
gdybym teraz zaczęła? Nie sądzę, żebyś potrzebował czyjejś troski.
Uśmiechnął się do niej oczami.
- A jednak to miłe i dobre uczucie, nie sądzisz?
- Nick... - Położyła rękę na jego ramieniu, kiedy zaczął się podnosić. Gdy już raz
zdobyła się na odwagę, wyrzucała z siebie słowa jak kulomiot. - Dlaczego mnie wczoraj
pocałowałeś?
Uniósł brwi, słysząc to pytanie, i choć nadal patrzył jej tylko w oczy, poczuła, że
płonie.
- Bo chciałem - powiedział w końcu. - To dobry i wystarczający powód. - Po czym
podniósł się, a ona podążyła za nim.
- Ale wcześniej nigdy nie chciałeś.
- Naprawdę? - spytał z rozbrajającym uśmiechem.
- No bo wcześniej nigdy mnie nie pocałowałeś, nie tak jak wczoraj. - Odwróciła się i
zaczęła ściągać koszulkę włożoną na trykot w cielistym kolorze.
Zapatrzył się na wdzięczną linię jej pleców.
- Uważasz, że powinienem robić wszystko, na co mam ochotę?
Żachnęła się. Jest tutaj po to, żeby tańczyć, a nie żeby prowadzić słowny pojedynek.
- Wydawało mi się, że dokładnie tak robisz - odparowała, podchodząc do drążka.
Wykonując głębokie plie, obejrzała się przez ramię. - Może nie?
Nie uśmiechnął się.
- Chcesz mnie sprowokować, czy tylko tak ci się to wymknęło, Ruth?
Usłyszała złość w jego głosie, ale nie przejęła się tym. Może rzeczywiście tego
chciała.
- Nieczęsto sięgam po tę broń. Choć, gdybym jej użyła, mogłoby być nawet całkiem
zabawnie - zażartowała.
- Uważaj. Nie posuwaj się za daleko - powiedział spokojnie. - To może być
niebezpieczne.
Roześmiała się.
- Bezpieczeństwo nie jest celem mojego życia, Nikolai. Zrozumiałbyś to, gdybyś znał
moich rodziców. Jestem urodzoną ryzykantką i poszukiwaczką przygód.
- Istnieją różne rodzaje niebezpieczeństwa - zauważył, podchodząc do odtwarzacza. -
Nie wszystkie muszą ci przypaść do gustu.
- Chcesz, żebym się ciebie bała? - zapytała. Odtwarzacz zaskrzeczał, kiedy Nick
nacisnął przycisk szybkiego cofania.
- Bałabyś się mnie - odparł - gdybym tego chciał.
Ich oczy spotkały się w lustrze. Ruth z największym wysiłkiem i koncentracją
dociągała nogę do maksymalnej wysokości. Tak, przyznała w duchu, nie spuszczając z niego
oczu. Bałabym się. Nie ma takiej emocji, której nie wydobyłby z człowieka. I to właśnie,
wraz z jego fenomenalną techniką, czyniło go wielkim tancerzem. Ale nie dam się zastraszyć.
Wykonała kolejny skłon, z idealnie prostymi plecami.
- Nie jestem strachliwa, Nick.
Mierzyli się wzrokiem. Potem on wcisnął przycisk, zatrzymując aparat. W sali
zapanowała cisza.
- Podejdź tu. - Ponownie włączył odtwarzacz.
Rozbrzmiała muzyka. Stając na środku, wyciągnął rękę. Ruth podeszła do niego i bez
słowa ustawili się do grandpas de deux. Nick nie tylko był genialnym tancerzem, był także
wymagającym nauczycielem. Każdy szczegół musiał być dopracowany, każdy ruch idealnie
precyzyjny. Parokrotnie powtarzali fragment, a on kilka razy go przerywał, korygując i
wprowadzając poprawki.
- Nie, pochyl inaczej głowę. O tak. - Tak długo kręcił jej głową, aż znalazł
najwłaściwsze ułożenie.
- Ręce tutaj, o tak. - I ustawiał ją wedle swojej koncepcji.
Wprawnymi rękami poprawił jej ramiona, delikatnie podtrzymywał ją w pasie, gdy
kręciła piruet, chwytał mocno, gdy ją podnosił. Lubiła być przez niego modelowana. A
przecież tak trudno było go zadowolić. Niecierpliwił się, irytował.
- Musisz na mnie patrzeć! - padła komenda, po której znów ją zatrzymał.
- Patrzyłam - skrzywiła się.
Rzucając rosyjskie przekleństwo, odszedł, żeby zatrzymać taśmę.
- Ale nie było w tym uczucia! Ty nic nie czujesz!
- Bo wciąż przerywasz - zaprotestowała.
- Bo ciągle jest źle. Spiorunowała go wzrokiem.
- W porządku - warknęła, ocierając pot z czoła.
- Więc co mam czuć?
- Masz być we mnie zakochana. Pragniesz mnie, ale jesteś dumna. Nie chcesz, żeby
cię zdobywano, rozumiesz? Albo partnerstwo, albo nic.
- Włączył muzykę, podszedł do niej, przygwoździł ją wzrokiem. - Ale też musi w tym
być pożądanie. Namiętność. Czuje się ją przez skórę. Poczuj to. Powiadasz, że jesteś kobietą,
nie dzieckiem. Więc zademonstruj to. No, jeszcze raz - powiedział, kładąc rękę na jej talii.
Tym razem Ruth dała upust wyobraźni. Była zakochaną w księciu Cyganką, dumną i
namiętną. Muzyka była szybka, budowała nastrój. Był to taniec erotyczny, wyrażający
zmysłowość krokami i w gestach. Wiele było w nim muśnięć i zbliżeń ciał, gry spojrzeń.
Poczuła przypływ prawdziwego pożądania. Zawrzała w niej krew.
Gorliwie i zapalczywie, jakby uciekając przed tym, co poczuła, wykonała
soubresauts, schwytana w pułapkę gdzieś między prawdą a fantazją. Naprawdę go pragnęła i
to, co czuła, nie było już wyłącznym przeżyciem Carlotty. Dotykał jej, przyciągał, a ona
wymykała się - nie uciekała przed nim, po prostu stawiała na swoim.
Muzyka narastała. Kręcili piruety, coraz bardziej się oddalali, wzbraniając się przed
bliskością i naturalnym wzajemnym przyciąganiem. Każde z osobna wykonało skok, po
czym, jakby to było od nich silniejsze, zaczęli powracać do siebie, zataczając szerokie koła.
Zeszli się, minęli, by po końcowym obrocie paść sobie w ramiona.
Ostatnie takty muzyki zastały ich splecionych, twarzą w twarz, serce przy sercu.
W pełnej napięcia ciszy, która nagle zapanowała, oszołomiona Ruth poczuła się jak
zawieszona między sobą a rolą. Po wyczerpującym tańcu oboje szybko oddychali. Czuła
gwałtownie bijące, złączone serca. Jej wzrok, gdy stała na pointach, znajdował się prawie na
jego wysokości.
Zajrzał jej w oczy, tak jak ona w jego - badawczo, z niedowierzaniem. A gdy
przywarli do siebie wargami, nie było już czasu na zadawanie pytań.
Tym razem była spragniona i niecierpliwa. On, przyciągając ją jak najbliżej do siebie,
poznając jej smak, nie mógł się nią nasycić. Jak szalony całował jej twarz i szyję, rozpalając
ją coraz bardziej. Ona, wędrując ustami, czuła piżmowy zapach jego potu, smakowała
słonawą wilgoć jego twarzy i szyi. Po chwili ich pożądające usta znowu się spotkały.
Szeptał coś, czego nie rozumiała. Nawet język, w jakim mówił, był jedną wielką
tajemnicą. Stali się jednym ciałem. Dzielił ich tylko cienki materiał jej trykotu. A jego dłonie
były wszędzie - przyciskały, dotykały, zatrzymywały się na chwilę i podniecały. Całował ją w
ucho, chwytał zębami i pociągał jego delikatny płatek. Szeptał do niej po rosyjsku, ale ona nie
musiała rozumieć, co do niej mówi.
I gdy znowu spotkali się ustami, pocałunek był jeszcze bardziej namiętny i jeszcze
intensywniejszy. Ruth dawała i brała z równym natężeniem, drżała z rozkoszy, gdy wsunął
rękę pod trykot i pieścił jej pierś, podczas gdy ona przywarła do niego ustami i chłonęła całą
sobą jego ciepło.
Już miał ją odsunąć, gdy ukryła twarz na jego ramieniu i wpiła się w niego. Nie była
przygotowana na tak gwałtowne emocje.
- Ruth...
Odsunął ją, a jego ręce stały się teraz delikatne. Popatrzył na nią, zajrzał w jej
zamglone oczy. Zbyt poruszona i zaabsorbowana tym, co dzieje się z jej ciałem, nie odczytała
wyrazu jego twarzy.
- Nie chciałem tego. Popatrzyła na niego zdumiona.
- Ale ja chciałam.
To takie proste. Uśmiechnęła się. Ale kiedy podniosła rękę do jego policzka, uchylił
się i chwycił ją za nadgarstek.
- Nie powinienem.
Patrzyła na niego. Stopniowo jej uśmiech gasnął, a oczy stawały się czujne.
- Dlaczego?
- Wystawiamy balet za niecałe trzy tygodnie. Nie czas na komplikacje - powiedział
trzeźwym głosem.
- Och, rozumiem. - Ruth odwróciła się. Wolała, żeby nie widział, jak bardzo ją zranił.
Powracając do ławki, zaczęła rozwiązywać tasiemki. - Jestem komplikacją.
- Jesteś - przyznał i podszedł do odtwarzacza.
- Nie mam czasu ani predyspozycji do spełniania twoich romantycznych zachcianek.
- Moje romantyczne zachcianki - powtórzyła cichym, pełnym niedowierzania głosem.
- Są kobiety, do których należy zalecać się przy świetle świec, kobiety potrzebujące
stosownej oprawy - ciągnął, stojąc do niej tyłem. - Jesteś jedną z nich. A ja nie mam na to
czasu.
- Rozumiem. Możesz sobie tylko pozwolić na bardziej elementarne, by nie rzec
prymitywne związki - powiedziała ostro, sznurując tenisówki drżącymi palcami. Jakże łatwo
udało mu się zrobić z niej idiotkę!
Odwrócił się i spojrzał jej w oczy.
- Tak.
- I są inne kobiety, które mogą ci to dać. Nieznacznie poruszył ramieniem.
- Tak. Przepraszam za to, co się stało. W tańcu można się łatwo zatracić.
- Och, daj spokój. - Wrzuciła baletki do torby.
- Nie musisz mnie przepraszać. Nie musisz spełniać moich romantycznych
zachcianek, Nick. Znam wielu podobnych do ciebie.
- Na przykład twój projektant?
- Choćby. Ale nie przejmuj się, nie nawalę więcej. Będziesz miał swój balet, Nick. -
Jej głos nabrzmiał od łez, ale nie była w stanie temu zapobiec.
- Ludzie będą szaleć, odniesiesz sukces, przysięgam. A ja zostanę najbardziej Uczącą
się primabaleriną w kraju. - Łzy spływały jej po policzkach. - A kiedy skończy się sezon,
nigdy więcej dla ciebie nie zatańczę. Nigdy!
Odwróciła się i wybiegła ze studia, nie dając mu okazji do odpowiedzi.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Kakofonia za kulisami wdzierała się przez zamknięte drzwi garderoby Ruth.
Zamknięte tylko z jednego powodu: żeby uniknąć Nicka.
Dwoił się i troił przed przedstawieniem - zaglądał do garderób, sprawdzał kostiumy i
makijaż, uspokajał stremowanych. Nic nie uszło jego uwagi. Każdy szczegół był ważny,
każdy najdrobniejszy problem musiał być rozwiązany. Angażował się bez reszty we
wszystko.
W przeszłości Ruth uwielbiała jego krótkie, żywiołowe wizyty. Energia Nicka działała
inspirująco, a jednocześnie koiła jej własne niepokoje. Teraz jednak zależało jej na
zachowaniu możliwie jak największego dystansu. W ostatnich tygodniach to było
niemożliwe, przynajmniej fizycznie, ale zdołała osiągnąć emocjonalny dystans.
Rozumowała słusznie, że choć Nick nic sobie nie robi z zamkniętych drzwi, to jednak
w tym przypadku uszanuje jej wolę. Niby nic, ale nawet ten niewiele znaczący gest sprawił jej
drobną satysfakcję.
W tym wewnętrznym zamęcie, pracując nad rolą Carlotty, Ruth dawała z siebie więcej
niż kiedykolwiek w swojej karierze. To nie miał być sukces, lecz bezprecedensowy triumf. To
było wyzwanie, zapowiedź niezależności. W tych dniach gwałtowny charakter Cyganki
idealnie pasował do nastroju Ruth.
Przez trzy tygodnie po jej ostatniej nieoficjalnej próbie z Nickiem ich relacje
ograniczały się wyłącznie do spraw zawodowych. Nie zawsze było to łatwe, biorąc pod
uwagę charakter ról, jakie odtwarzali, ale udało im się unikać wszelkich osobistych
wycieczek i tak dla nich typowego przekomarzania się.
Kiedy czuła na sobie jego wzrok, co zdarzyło się więcej niż jeden raz, robiła wszystko,
by spokojnie wytrzymać to spojrzenie. Kiedy czuła, że ją pociąga, przypominała sobie jego
ostatnie słowa. To wystarczało, by umocnić jej dumę. Przestała zgadywać, o czym w danej
chwili myśli. Powiedziała sobie, że nie musi wiedzieć, że nie chce wiedzieć. Liczył się tylko
taniec.
Teraz, ubrana w prosty biały aksamitny szlafrok, siedziała przy toaletce i przyszywała
do baletek atłasowe tasiemki. Ta nieskomplikowana czynność odprężała ją.
Ciepło bijące od jaskrawych, okrągłych żarówek okalających lustro rozgrzało jej
skórę. Miała już na sobie sceniczny makijaż, a włosy spadały jej na plecy. W pierwszym
akcie miały się unosić i fruwać - równie zuchwałe i nęcące jak jej charakter. Przyczerniona
oprawa oczu podkreślała ich kształt i wielkość, paznokcie były pomalowane na czerwono.
Bajecznie kolorowa suknia z rozkloszowaną spódnicą do pierwszej sceny wisiała na
wewnętrznej stronie drzwi. Zaczęły już napływać kwiaty i pokój był przesycony ich
zapachem. Obok niej, na stoliku, stał tuzin długich czerwonych róż od Donalda.
Uśmiechnęła się leciutko na myśl, że Donald będzie na widowni, a potem na
przyjęciu. Zachowa jego kwiaty w garderobie, póki nie zwiędną. Będą jej przypominać, że nie
wszyscy mężczyźni są zbyt zajęci i zaaferowani, by spełniać jej romantyczne zachcianki.
Zaklęła, gdy ukłuła się w palec. Podnosząc go do ust, pochwyciła w lustrze swój
własny wyzywający wzrok.
Dobrze ci tak, miałaś o nim nie myśleć, skarciła się. Spełniać moje romantyczne
zachcianki! Dobre sobie! Sięgnęła po drugi pantofelek. Powiedział to tak, jakbym miała
siedemnaście lat i domagała się stanika na szkolny bal!
Pukanie do drzwi przywołało ją do porządku. Odłożyła na bok szycie, wstała i
podeszła do drzwi. Jeżeli to Nick, woli go przyjąć na stojąco. Z podniesioną dumnie głową
przekręciła gałkę.
- Wujaszek Seth! Lindsay! - Rzuciła się w ramiona Setha, a następnie padła w objęcia
Lindsay.
- Och, tak się cieszę, że jesteście!
Powitanie wydało się Lindsay odrobinę desperackie, ale nic nie powiedziała.
Odwzajemniła uścisk i ponad głową Ruth wymieniła spojrzenie z mężem. Doskonale się
zrozumieli. Ruth jeszcze raz uściskała Setha.
- Fantastycznie wyglądacie! - wykrzyknęła, ciągnąc ich do środka.
Gdy Ruth była nastolatką, ona i Seth Bannion byli sobie bliscy. Wuj był bardzo
znanym architektem, mającym duże powodzenie kawalerem i obieżyświatem. Przyjął
kilkunastoletnią Ruth do swego domu, zmienił nawyki i zajmował się nią najlepiej, jak umiał.
Ruth go uwielbiała. Ale dopiero kiedy dorosła i usamodzielniła się, w pełni doceniła, ile dla
niej zrobił.
Teraz nie mogła od nich oderwać oczu.
- Jak pięknie wyglądasz, Lindsay! - rozpłynęła się w zachwycie, odwracając się, by
jeszcze raz ją objąć. - Wciąż mnie zadziwiasz.
Lindsay była nieduża i delikatnie zbudowana. Na tle jasnych włosów i porcelanowej
cery jej oczy robiły wrażenie jeszcze większych i bardziej niebieskich. Ruth nie znała drugiej
tak ciepłej i serdecznej osoby; kobiety niezwykle bogatej wewnętrznie, o nieograniczonych
pokładach uczuć. Była ubrana w lekko przejrzystą, popielatą jak mgiełka suknię, która ją
spowijała od ramion do stóp.
Lindsay zaśmiała się i chwyciła dłonie Ruth.
- To cudowny komplement. Musiałabym długo czekać, żeby usłyszeć coś podobnego
od Setha.
- Poza tym, że słyszysz to codziennie - oznajmił, uśmiechając się żonie w oczy.
- To ta sama garderoba, z której korzystałaś w „Arielu” - zauważył, rozglądając się
dookoła. - Nic się nie zmieniła.
- Nic dziwnego, że ją tak dobrze pamiętasz - odparła Lindsay. - Właśnie tutaj ci się
oświadczyłam.
- Tak było - uśmiechnął się szeroko.
- Nic o tym nie wiem, ukryliście to przede mną - poskarżyła się Ruth.
Lindsay roześmiała się znowu.
- Nie przywiązywałam do tradycji zbyt wielkiej wagi - powiedziała, jednocześnie
biorąc do ręki jeden z pantofelków Ruth. - A on nie poprosił mnie w porę o rękę.
Stojące rzędem na toaletce baletki pobudzały do wspomnień. Co za życie, pomyślała
Lindsay. Ale świat! Sama kiedyś do niego należała, podobnie jak teraz Ruth. Popatrzyła w
lustro i napotkała utkwione w nim odbicie ciemnych oczu.
- Zdenerwowana?
- Och, i to jak - westchnęła Ruth.
- To na pewno dobry balet - rzekła z przekonaniem Lindsay. Z góry zakładała, że
dzieło Nicka musi być wartościowe, a nawet nie mające sobie równych. Za długo go znała, by
sądzić, że może być inaczej.
- Jest cudowny. Ale... - Ruth potrząsnęła głową i wróciła na swoje krzesło. - W drugim
akcie jest fragment, w którym tańczę prawie bez przerwy. Mam zaledwie kilka sekund na
złapanie oddechu, po czym znowu jestem na scenie.
- Nick nie układa łatwych baletów.
- Nie. - Ruth sięgnęła po igłę i nici. - Jak tam dzieci?
Szybka zmiana tematu nie przeszła niezauważona. I znowu Lindsay i Seth wymienili
porozumiewawcze spojrzenie ponad głową Ruth.
- Justin to wcielony diabeł - stwierdził Seth z iście ojcowską dumą. - Doprowadza
Wortha do białej gorączki.
Ruth zaśmiała się.
- Czy Worth wciąż nosi się godnie i z wysoka?
- Jest niesłychany - wtrąciła Lindsay. - „Paniczu Justinie - zacytowała, naśladując
idealnie brytyjski akcent i intonację głosu nienagannego lokaja. - Nie powinno się przynosić
do kuchni ulubionej żaby, nawet jeżeli trzeba ją nakarmić”. - Lindsay roześmiała się,
obserwując, jak Ruth kończy przyszywać tasiemkę. - Oczywiście, przepada za Amandą,
chociaż udaje, że tak nie jest.
- A z niej jest taki sam diabeł jak z Justina! - dorzucił energicznie Seth.
- Z twojego opisu można by sądzić, że mamy okropne dzieci - zwróciła się do Setha
Lindsay.
- A kto wrzucił całą zawartość puszki karmy rybiej do kuli ze złotą rybką? - zapytał,
na co Lindsay uniosła brew.
- Chciała być tylko pożyteczna, miała najlepsze zamiary - zaprotestowała, z trudem
powstrzymując śmiech. - A kto zabrał je do ogrodu zoologicznego i nafaszerował hot dogami
i kukurydzą w karmelowej polewie?
- Chciałem być tylko pożyteczny, miałem najlepsze zamiary - odparował, patrząc na
nią zakochanym wzrokiem.
Obserwując ich, Ruth czuła zarówno spływające na nią ciepło, jak i przeszywającą
zazdrość. Jak to jest, kiedy się jest aż tak zakochanym? - zastanawiała się. Stale!
- Mamy się zmywać? - zapytała Lindsay. - Zostawić cię, żebyś się mogła
przygotować?
- Nie, proszę, zostańcie. Jeszcze jest czas. - Ruth nawijała na palec i rozwijała
tasiemkę.
Nerwy, pomyślała Lindsay, patrząc na nią.
- Będziecie na przyjęciu, prawda? - Spojrzała niemal błagalnie.
- Nie omieszkamy. - Lindsay podeszła i zaczęła masować ramiona Ruth. -
Przedstawisz nam Donalda?
- Donalda? - Ruth otrząsnęła się z własnych myśli. - Och, tak, on także będzie. Może
usiądziemy przy jednym stole? Spodoba się wam - ciągnęła, nie czekając na odpowiedź. - On
jest bardzo... miły.
- Lindsay!
W drzwiach stanął Nick. Radość malowała się na jego twarzy. Patrzył tylko na
Lindsay, która bez wahania rzuciła mu się w objęcia.
- Och, Nick, jak cudownie móc cię znów widzieć! Tak rzadko mamy okazję.
Ucałował ją w oba policzki, a potem w usta.
- Za każdym razem piękniejsza - powiedział półgłosem, wędrując oczami po jej
twarzy. - Pticzka, mój ptaszku - użył jej przezwiska, a potem jeszcze raz ją pocałował. - Ten
architekt, za którego wyszłaś - wyszczerzył zęby do Setha - wciąż cię uszczęśliwia?
- Stara się, jak może. - Lindsay ponownie uścisnęła Nicka. - Och, jakże się za tobą
stęskniłam. Dlaczego nas tak rzadko odwiedzasz?
- Żebym to ja miał czas! - Jedną ręką opasywał w talii Lindsay, drugą wyciągnął do
Setha. - Małżeństwo wam służy. Przyjemnie na was patrzeć.
Wymienili serdeczny uścisk dłoni. Seth wiedział, że dzieli dwie ukochane kobiety z
Rosjaninem. Część Lindsay należała do Nicka, jeszcze zanim ją poznał. Teraz z kolei Ruth
jest częścią jego świata.
- Szykujesz na dzisiaj kolejny wielki triumf? - zapytał Seth.
- A jakże. Nic innego nie robię - zaśmiał się Nick.
Lindsay czule go pogłaskała.
- Zawsze taki sam. - Na chwilę oparła głowę na jego ramieniu. - I chwała Bogu.
Ruth ani razu się nie odezwała. Była świadkiem czegoś rzadkiego i zupełnie
specjalnego między Lindsay i Nickiem. Emanowało to z nich w sposób tak żywy, że niemal
mogłaby tego dotknąć. Patrząc na nich, gdy tak stali objęci, przypominała sobie, jaką
doskonałą parę tworzyli na scenie. Ich harmonia, precyzja, porozumienie. Przestała słuchać, o
czym rozmawiają, zafascynowana ich wzajemnym stosunkiem.
Kiedy wzrok Nicka padł na nią, nie spuściła oczu, tylko patrzyła na niego jak
zahipnotyzowana. Zapomniała o wszystkim. Wiedziała tylko, że otworzyła się mimo woli, że
powróciła dawna tęsknota, a także ból. Miał takie niebieskie, sugestywne oczy, że nie była w
stanie przeszkodzić mu, gdy, zdzierając z niej kolejne warstwy, dotarł do jej duszy. Dopiero
po chwili zmobilizowała resztki sił i otrząsnęła się z tego dziwnego stanu, podobnego do
transu.
Ten krótki epizod nie mógł ujść uwagi Lindsay i Setha, którzy bez słowa, samym
tylko wzrokiem podzielili się swoim niepokojem.
- Czy Nadine będzie wieczorem? - Lindsay próbowała złagodzić to nagłe napięcie.
- Hm? - Nick powoli powracał do rzeczywistości. - Ach, tak, Nadine.
Zebrał myśli i zaczął szybko mówić.
- Oczywiście, będzie się chciała nacieszyć i ogrzać w blasku chwały, zanim uruchomi
fundusz na kolejne artystyczne przedsięwzięcie.
- Zawsze byłeś dla niej surowy - uśmiechnęła się Lindsay, wspominając częste
utarczki Nicka i Nadine Rothchild - założycielki i fundatorki zespołu.
- Skoro ona to znosi - rzucił Nick, wzruszając ramieniem. - Zobaczymy się na
przyjęciu?
- Tak. - Lindsay zdążyła zauważyć, jak jego wzrok wędruje z powrotem ku Ruth.
Nie powiedział do niej słowa, także Ruth nie odezwała się do niego. Porozumiewali
się tylko oczami. A kontakt ten trwał kilka długich sekund, zanim Nick zwrócił się ponownie
do Lindsay.
- Zobaczymy się po przedstawieniu - oznajmił. - Teraz muszę się przebrać. Do
swidanja.
Wyszedł, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na jego pożegnanie. Gdzieś z głębi
korytarza usłyszeli, jak ktoś woła go po imieniu.
Seth podszedł do Ruth, położył ręce na jej ramionach, schylił się i pocałował ją w
czubek głowy.
- Ty też powinnaś się przebrać. Ruth próbowała wziąć się w garść.
- Tak, występuję w pierwszej scenie.
- Będziesz wspaniała. - Pogłaskał jej ramiona.
- Chcę tego. - Podniosła oczy, spojrzała na niego, a następnie na Lindsay. - Muszę.
- Będziesz - zapewniła ją Lindsay. - Jesteś urodzoną tancerką, Ruth. A poza tym moją
najbardziej utalentowaną uczennicą.
Ruth odwróciła się i posłała Lindsay pierwszy uśmiech od momentu pojawienia się
Nicka. Nadstawiła ochoczo policzek i pozwoliła Lindsay pocałować się.
- Do swidanja! - powiedziała Lindsay, uśmiechając się i opuszczając wraz z Sethem
garderobę.
Ruth zamknęła drzwi. Przez chwilę kontemplowała kostium, który uczyni z niej
Carlottę. Była teraz Ruth Bannion, dziewczyną odrobinę niepewną własnych uczuć, odrobinę
przestraszoną tym, co ją dziś czeka. Nałożenie kostiumu równało się wejściu w rolę. Carlotta
ma moje słabości, dumała Ruth, dotykając materiału spódniczki, ale pokrywa je śmiałością i
zuchwalstwem. Ruth uśmiechnęła się. O tak, to rola dla mnie, pomyślała i zaczęła się ubierać.
Gdy po kwadransie wyszła z garderoby, dobiegły ją dźwięki dostrajającej się
orkiestry. Jej kostium, makijaż i fryzura - wszystko było dopracowane w najdrobniejszym
szczególe. Minęła w pośpiechu tancerzy rozgrzewających się do pierwszej sceny, a także
tych, którzy stali bezczynnie w oczekiwaniu na późniejszy występ. W kącie, na podłodze,
dostrzegła siedzącą po turecku Francie, walącą młotkiem w baletki.
Ruth podeszła do odpowiednio dużej skrzynki i używając jej jako drążka, przystąpiła
do rozgrzewki. Poczuła niemal na sobie pot i ujrzała światła sceny.
Jej mięśnie reagowały prawidłowo - naprężały się, rozciągały, rozluźniały na jej
komendę. Celowo skoncentrowała się na nich, stając tyłem do sceny, żeby móc lepiej skupić
się na własnym ciele. Każdy występ był dla niej ważny, ale ten był najważniejszy. Musi w
nim czegoś dowieść - Nickowi i sobie. Musi się zaprezentować z jak najlepszej strony, by
potwierdzić swój profesjonalizm. Zapomni o wszystkich dobrych i złych chwilach i
odczuciach do Nicka, i skoncentruje się tylko na interpretacji jego baletu. Da z siebie
wszystko.
Przeżyła trudną chwilę w garderobie, kiedy przyszpilił ją wzrokiem. Nagle coś w niej
zapragnęło stopić się z nim. Jednak duma, która pozwoliła jej przez ostatnie tygodnie trzymać
się od niego z daleka, także i tym razem zwyciężyła. On jej nie chce - nie w pełni i nie na
wyłączność - tak jak ona chce jego. Fakt, że tak łatwo się przyznał, iż bardzo wiele kobiet
może mu dać to, czego naprawdę potrzebuje, zabolał ją i dotknął do żywego.
Chmurząc się, Ruth zgięła nogę w kolanie, podciągnęła do góry i wyprostowała ją.
Najwyższy czas, żeby ktoś wreszcie dał nauczkę temu aroganckiemu Rosjaninowi! Za
wiele kobiet pada do jego stóp. A on tylko na to czeka, podobnie jak nie wyobraża sobie, by
jego tancerze nie dawali z siebie wszystkiego.
Ruth wyciągnęła szyję, uniosła podbródek i znów natknęła się na jego przyszpilający
wzrok.
Wyszedł z garderoby, ubrany w połyskującą, biało - złotą tunikę, w której miał
wystąpić w pierwszym akcie. Na widok Ruth zatrzymał się i tak stojąc, patrzył na nią.
Zastanawiał się, czy emanująca z jej twarzy pasja i namiętność należą do niej, czy, podobnie
jak kostium, do Carlotty.
Zauważył również, że w słabo oświetlonym korytarzu, w cygańskiej sukni i z
płomiennym wzrokiem, jeszcze nigdy nie wyglądała tak pociągająco. To właśnie w tym
momencie Ruth podniosła głowę i napotkała jego wzrok.
Każde z nich poczuło nagłe przyciąganie, a zarazem nagłą wrogość. Ruth odrzuciła
głowę, spojrzała na Nicka wyzywająco, a następnie odwróciła się gwałtownym ruchem i
potrząsając fałdami barwnej spódnicy, poszła w swoją stronę. Ucieszyło go i jednocześnie
rozbawiło to jej nieświadome wcielenie się w rolę.
W porządku, mała, pomyślał i uśmiechnął się niemal niedostrzegalnie. Zobaczymy,
kto będzie dzisiaj górą. Doszedł do wniosku, że chętnie podejmie wyzwanie.
Poszedł za nią aż do kulis, odprawiając z kwitkiem jedną czy dwie osoby, które go
chciały zatrzymać. Dogoniwszy ją, nie bacząc na ludzi, obrócił ją wkoło, chwycił w pasie i
mocno objął. Była na to kompletnie nie przygotowana. Zabrakło jej refleksu, by
zaakceptować albo odrzucić jego pocałunek, kiedy wpił się w jej usta, natarczywy, pewny
siebie, żądający.
Później jeszcze przez moment trzymał ręce na jej ramionach i arogancko się
uśmiechał.
- To cię powinno wprowadzić w odpowiedni nastrój - rzucił beztrosko i odszedł.
Była wzburzona i wściekła. Jej oczy płonęły. Po chwili, nie bacząc na pojedyncze
chichoty przypadkowych obserwatorów, zakręciła się na pięcie i szeleszcząc spódnicą, wyszła
na pustą, ciemną scenę.
Zaczekała, aż personel obsługujący scenę odsunie ciężką kurtynę. Zaczekała na
orkiestrę - tylko smyczki sygnalizowały rozpoczęcie. Zaczekała, aż znajdzie się w pełnym,
padającym tylko na nią świetle, i zaczęła tańczyć.
Jej otwierająca partia solowa była krótka, szybka i ognista. Kiedy skończyła, na scenie
zrobiło się widno i oczom widzów ukazał się cygański obóz.
Gdy corps i drugoplanowi tancerze wkroczyli do akcji, Ruth mogła złapać oddech.
Czekała, jednym uchem słuchając pochwał asystenta choreografa. Naprzeciwko, po drugiej
stronie sceny, widziała czekającego na swoje wejście Nicka.
Pokaż, co potrafisz, Davidov, mówiła w duchu.
Wiedziała, że jeszcze nigdy w życiu nie tańczyła lepiej. Jak gdyby słysząc to jej nieme
wyzwanie, Nick uśmiechnął się do niej szeroko, po czym wybiegł na scenę.
Biły od niego arogancja i duma; książę odwiedzający obóz cygański, by kupić tam
jakieś błyskotki. Niecierpliwym ruchem odrzucił koraliki, które mu pokazano. Dominował na
scenie swoją obecnością i talentem. Ruth nie mogła temu zaprzeczyć. Ale to jeszcze bardziej
ją zdopingowało. Czekała, gdy tymczasem on odrzucał jedną ofertę po drugiej, czekała, aż
stanie się jasne, że Cyganie nie mają nic, co by go zainteresowało. I wtedy, z wysoko unie-
sioną głową, pojawiła się na scenie. Z czerwoną różą za uchem.
Coś ich do siebie przyciąga od pierwszego spojrzenia. Zmiana oświetlenia i crescendo
orkiestry dodatkowo akcentują tę chwilę. Widząc porozrzucane skarby, Carlotta odwraca się
do niego plecami i dołącza do grupy swoich sióstr. Zaintrygowany książę zbliża się, by się jej
uważniej przyjrzeć.
Ruth i Nick znowu mierzą się wzrokiem. Gdy on ujmuje jej podbródek, ona odwraca
wyniośle głowę. Sposób, w jaki Nick uśmiecha się do niej, sprawia, że jej oczy płoną
gniewem. Tymczasem książę znalazł to, czego szukał. Gotów jest zapłacić za Carlottę złotem.
Ona protestuje. Jest dumna i wściekła. Nie jest na sprzedaż! Nie zostanie niczyją
własnością. Urągając mu i szydząc z niego, rozpala w nim namiętność. Za jego sakiewkę
złota Carlotta zgadza się sprzedać mu tylko swój taniec. On zaś, choć rozgniewany tą
propozycją, nie może się oprzeć i rzuca swoje złoto na stos odrzuconych przez siebie bły-
skotek. Rozpoczyna się ich pierwsze pas de deux - dłoń przy dłoni, kipiąca krew i zły wzrok.
Balet jest szybki, od początku do końca. Rywalizacja między nimi jest ostra, ponaglają
się, prześcigają w doskonałości. Nie rozmawiają między aktami, tylko jeden raz, podczas
tańca, Nick szepnie jej złośliwie do ucha, że jej ballottes wymagają dopracowania.
Podnosi ją do góry, a ona wygina się, odchyla do tyłu głowę. Trwa w tej niemal
odwróconej do góry nogami pozycji. Sześć, siedem, osiem powolnych, wytrzymanych taktów
i już w następnej chwili Ruth jak błyskawica podrywa się do arabeski. Kiedy długim skokiem
opuści scenę, pozostawiając go w solowej partii, przyciśnie ręką brzuch, z trudem łapiąc
oddech.
Jeszcze parę razy scena płonęła od jej ognistego tańca. Kiedy wreszcie nadszedł finał,
stojąc z nim i obejmując się nawzajem, zdążyła mu szepnąć:
- Nienawidzę cię, Davidov, nawet nie wiesz, jak bardzo.
- Nienawidź mnie, ile tylko zechcesz - odparł beznamiętnie pośród rozbrzmiewających
wiwatów i oklasków. - Bylebyś tańczyła.
- Och, o to się nie martw, jeszcze ci pokażę - zapewniła go zadyszana i z uśmiechem
na ustach złożyła przed publicznością głęboki, dworski ukłon.
I tylko dotarł do niej jego chichot, gdy podniósłszy z podłogi różę i skłaniając przed
nią głowę, wręczał ją Ruth.
- Moje ballottes były bezbłędne - syknęła przez zęby, kiedy ją całował w rękę.
- Porozmawiamy o tym podczas jutrzejszej próby. - Pochylił się przed nią i jeszcze raz
zaprezentował ją widowni.
- Idź do diabła, Davidov - powiedziała, uśmiechając się słodko w podziękowaniu za
brawa, którymi ich obsypywano.
- Po sezonie - zgodził się, odwracając się w stronę widowni i wykonując kolejny
ukłon.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Nick i Ruth byli wywoływani na scenę jedenaście razy. W godzinę po ostatnim
opadnięciu kurtyny, gdy w garderobie zrobiło się pusto, Ruth nareszcie mogła się przebrać.
Włożyła długą białą suknię z wąskimi rękawami i wysokim kołnierzykiem. Jedyną biżuterię
stanowiły połyskujące, złote długie kolczyki, które dostała od Lindsay i Setna na dwudzieste
pierwsze urodziny. Jej oczy błyszczały triumfalnie, wystarczyło dodać tylko odrobinę różu na
policzki. Włosy zostawiła rozpuszczone, tak jak nosiła je Carlotta.
- Bardzo ładnie - zauważył Donald, gdy spotkała się z nim w korytarzu.
Uśmiechnęła się, wiedząc, że ma na myśli suknię własnego projektu, nie zaś kobietę,
która ją nosi. Wzięła go pod rękę.
- Podoba ci się? - Popatrzyła na niego, a twarz jej promieniała. - Wypatrzyłam ją w
jednym z tych tanich odzieżowych sklepików, gdzie udzielają rabatu.
Za karę uszczypnął ją w brodę, a potem pocałował.
- Wiem, że się powtarzam, kochanie, ale byłaś cudowna.
- Och, nie krępuj się, mogę tego słuchać bez końca. - Śmiejąc się, ruszyła przodem w
stronę wyjścia dla aktorów. - Marzę o szampanie. O całym morzu szampana. Mogłabym się
nawet dzisiaj w nim wykąpać.
- Zobaczymy, czy to się da załatwić. Na zewnątrz czekał na nich samochód.
- Och, Donaldzie - ciągnęła, gdy tylko usiedli w środku. - Wszystko wypadło tak
dobrze. Wszystko razem. A muzyka? Była doskonała.
- Ty byłaś doskonała - stwierdził, włączając się w ruch uliczny na Manhattanie. - Z
twojego powodu gotowi byli pozrywać dekoracje.
Nie mogąc spokojnie usiedzieć, Ruth przesunęła się na sam brzeg fotela i odwróciła
do Donalda.
- Gdybym mogła utrwalić na zawsze jedną chwilę z jakiegoś przedstawienia, razem ze
wszystkimi doznaniami i emocjami, to właśnie z tego baletu. Dzisiaj. Z tego premierowego
wieczoru.
- Powtórzysz to jutro - odpowiedział.
- Tak, i zrobię to doskonale, wiem. Ale to nie będzie to samo. - Miała nadzieję, że ją
zrozumie. - Nawet nie jestem pewna, czy może być dokładnie tak samo, a nawet czy
powinno.
- Uważam, że możesz się czuć odrobinę znużona, tańcząc dzień w dzień przez parę
tygodni ten sam taniec.
Zahamował w zatoczce, a Ruth pokiwała głową. Dlaczego żąda od niego zrozumienia?
- zastanawiała się, podczas gdy portier pomagał jej wysiąść. Przy swoich wszystkich
twórczych talentach Donald stąpa twardo po ziemi. A ona dzisiejszego wieczoru była gotowa
unosić się w powietrzu i bujać w obłokach.
- To trudno wytłumaczyć. - Pozwoliła mu się wprowadzić przez wielkie przeszklone
drzwi do hotelowego holu. - To coś dzieje się z tobą w chwili, gdy zapalają się światła i
rozlegają pierwsze dźwięki muzyki. To jest coś specjalnego. Zawsze.
Sala bankietowa jarzyła się od świateł, było już pełno ludzi. W momencie, kiedy Ruth
stanęła w drzwiach, kamery zaczęły błyskać i pstrykać. Powitały ją oklaski.
- Ruth!
Z tłumu z pewnością kobiety, która dobrze wie, iż ludzie rozstąpią się przed nią,
wyszła Nadine. Była drobna, proporcjonalnie zbudowana i miała grację, która zdradzała, iż
jest wyszkoloną tancerką. Zgrabnie wymodelowane, jasnoblond włosy, cera gładka i różowa.
Za anielską twarzą krył się jasny i trzeźwy umysł. Dopiero teraz, gdy przestała być tancerką,
Nadine Rothshild, fundatorka zespołu, na dobre poświęciła się dla baletu.
Ruth ani się obejrzała, jak wylądowała w jej objęciach.
- Byłaś piękna - rzekła Nadine, w której ustach był to najwyższy komplement.
Odsuwając Ruth od siebie, Nadine przez kilka długich sekund patrzyła jej prosto w oczy. Taki
miała zwyczaj. - Jeszcze nigdy nie tańczyłaś tak dobrze jak dzisiaj.
- Dziękuję, Nadine.
- Wiem, że spieszno ci do Lindsay i Setha. - Poprowadziła Ruth przez salę, pozwalając
Donaldowi iść w ślad za nimi. - Jestem z ciebie taka dumna - dodała z przejęciem.
Seth trzymał ręce na ramionach żony i spoglądając na bratanicę, rzekł:
- Ilekroć oglądam twój występ, wydaje mi się, że już nigdy nie zatańczysz lepiej. I
zawsze się mylę.
Rozmarzona Ruth roześmiała się i nadstawiła policzek do pocałunku.
- To była najcudowniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek dane mi było zatańczyć -
stwierdziła, po czym odwróciła się i ujmując ramię Donalda, dokonała szybkiej prezentacji.
- Jestem wielką wielbicielką pańskich kreacji - wyznała Lindsay, uśmiechając się do
niego. - Ruth świetnie je nosi.
- To moja ulubiona klientka. Jestem przekonany, że pani bez trudu mogłaby pójść w
jej ślady - odwzajemnił komplement Donald. - Ma pani fantastyczną karnację.
- Dziękuję. - Lindsay z łatwością wychwyciła profesjonalny ton komplementu, który
ją raczej rozśmieszył, niż jej pochlebił. - Zasłużyłaś na szampana - powiedziała, zwracając się
do Ruth.
Wypatrywały kelnera, kiedy rozległy się oklaski, a w drzwiach ukazał się Nick. Ruth
nie musiała się odwracać. Wiedziała, że to on, bo tylko on mógł wzbudzić podobny entuzjazm
i ogólne ożywienie.
Był sam, co ją zdumiało. Tam, gdzie był Davidov, zwykle były też kobiety. Ruth
wiedziała, że odszukają wzrokiem.
Nick szybko odłączył się od tłumu i powolnym krokiem, z typową dla swojego
zawodu gracją, doskonale się kontrolując, szedł ku niej, trzymając w ręku długą czerwoną
różę, którą jej wręczył. Przyjęła ją, a on ujął jej drugą rękę i złożył na niej pocałunek. Nie
odezwał się, nie spuścił też z niej oczu, po czym odwrócił się i odszedł.
Istny cyrk, powiedziała do siebie w duchu, ale nie oparła się i powąchała różę. Tylko
Davidov potrafił tak świetnie zaaranżować scenę. Odszukała wzrokiem Lindsay. Wprawdzie
wyczytała w jej oczach zrozumienie, ale dostrzegła też niepokój. Omal nie potrząsnęła głową,
chcąc oddalić jakiekolwiek podejrzenie. Zmusiła się do promiennego uśmiechu.
- Co z tym szampanem? - zapytała Ruth dziobała widelcem po talerzu, zbyt przejęta,
by móc patrzeć na jedzenie. Lepiej nie mogła trafić siedziała przy stole z Nadine, o której w
zespole krążył żart, że ocenia tancerzy po ich wadze.
Krzywiąc się, Nadine rzuciła okiem na czekoladowy mus na talerzyku Lindsay.
- Powinnaś się wystrzegać takich kalorycznych deserów, kochanie.
Śmiejąc się, Lindsay pochyliła się i pocałowała Nadine.
- Podziwiam twoją konsekwencję, Nadine. Zwłaszcza w świecie, który jest tak bardzo
nieprzewidywalny.
- Nie da się tańczyć z bitą śmietaną w biodrach - zauważyła Nadine, sącząc szampana.
- Raz przyłapała mnie z torebką ziemniaczanych chipsów - pożaliła się Ruth. -
Przeżyłam wówczas jedną z najpotworniejszych chwil w życiu. - Przesłała Nadine uśmiech
od ucha do ucha i włożyła do ust pełną łyżeczkę musu. - Od tamtego czasu patrzę na nie ze
wstrętem.
- Moi tancerze mają wyglądać jak tancerze - stwierdziła kategorycznie Nadine. -
Przewaga kości i żadnych wybrzuszeń. Odpowiednia dieta jest równie ważna jak codzienna
próba.
- Codzienna próba jest równie ważna jak oddychanie - dokończyła ze śmiechem
Lindsay. - Czy to możliwe, że od ośmiu lat nie jestem już w zespole, czy tylko tak mi się
zdaje?
- Pozostawiłaś po sobie lukę. Niełatwo było cię zastąpić.
Nieoczekiwany komplement zaskoczył Lindsay. Nadine była pragmatyczną, trzeźwą
kobietą, dla której talent jej tancerzy był czymś absolutnie normalnym, wręcz
gwarantowanym. Uważała, że muszą być najlepsi, i z zasady ich nie chwaliła.
- No wiesz, dziękuję ci, Nadine.
- To nie był komplement, ale pretensja - natychmiast odparowała Nadine. - Za
wcześnie od nas odeszłaś. Mogłaś jeszcze tańczyć.
- Masz dość młodych talentów, Nadine. Twój corps de ballet wciąż jest najlepszy - z
uśmiechem zauważyła Lindsay.
- Oczywiście. Czy wyobrażasz sobie, ile Julii obejrzałam w moim życiu, Lindsay?
- Czy to podchwytliwe pytanie? - uśmiechnęła się Lindsay i zwróciła do Setha. - Bo
jeżeli powiem za dużo, będzie się skarżyć, że ją postarzam. A jak za mało, to że ją obrażam.
- Spróbuj odpowiedzieć „niemało” - zasugerował Seth, dolewając żonie wina.
- Dobry pomysł. Niemało - odparła Lindsay.
- Całkiem prawidłowo. - Nadine odstawiła kieliszek i położyła rękę na dłoni Lindsay.
Spojrzała na nią poważnie i jakby z bólem. - Byłaś najlepsza.
Najlepsza z najlepszych. Płakałam, kiedy nas opuściłaś.
Lindsay otworzyła usta i natychmiast je zamknęła, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Przepraszam was na chwilę - rzekła niemal szeptem, po czym wstała i pomknęła
przed siebie.
Dotarła do wielkich przeszklonych drzwi wychodzących na półkolisty balkon.
Otworzyła je i wyszła na zewnątrz. Oparta o balustradę wzięła głęboki oddech. Niebo było
czyste, gwiaździste, księżyc rozsiewał nad Manhattanem srebrzyste światło. Patrzyła, nic nie
widząc.
Po tylu latach, po tak długiej przerwie! - myślała. Dałabym sobie odrąbać rękę, żeby
usłyszeć to od niej dziesięć lat temu. Poczuła spływającą po policzku łzę i zamknęła oczy. O
Boże, jakże mi strasznie kiedyś zależało na dowiedzeniu się tego, co mi przed chwilą
powiedziała. A teraz...
Drgnęła, czując dotyk czyjejś ręki. Odwróciła się, lądując prosto w ramionach Nicka.
Przez chwilę milczała, opierając się na nim i wspominając. W tamtym życiu, w tamtym
świecie, do którego kiedyś należała, była jego Julią.
- Och, Nick - szepnęła. - Jacy my jesteśmy nieodporni i głupi.
- Głupi? - powtórzył i pocałował ją w czubek głowy. - Mów za siebie, pticzka.
Davidov nigdy nie jest głupi.
- Zapomniałam - zaśmiała się.
- Raczej zwariowany na twoim punkcie. - Znowu ją objął i podniósł na palce, tak że
muskali się policzkami.
- Nick, okazuje się, że można z tym nie mieć do czynienia przez długi czas, być jak
najdalej od tego, a mimo wszystko tkwić w tym nadal. Masz to nie tylko we krwi, masz to w
ciele, w mięśniach. - Westchnęła, wysunęła się z jego ramion i ponownie oparła o balustradę.
- Ilekroć tu powracam, mam wrażenie, że zaraz zadzwonię do kolegów z zespołu, że udam się
na lekcję. Tego się nie da wykorzenić.
- Brakuje ci tego, tęsknisz? - zapytał.
- Nie W tym rzecz. - Lindsay ściągnęła brwi, próbując przełożyć uczucia na słowa. -
To raczej jak odgrzebywanie wspomnień z lamusa. Szczerze mówiąc, kiedy jestem w domu,
nie myślę o zespole. Zajmuję się dziećmi i moimi uczniami. A Seth jest... - Urwała, a na jej
twarzy pojawił się jasny uśmiech. - Seth jest wszystkim. - Znowu się odwróciła, patrząc na
Nicka i na sylwetkę miasta. - Czasami, kiedy tu wracam, żeby popatrzeć na Ruth, ożywają
wspomnienia, a wszystko staje się takie nierealne.
- I robi ci się smutno?
- Troszeczkę - przyznała. - A równocześnie jest to miłe uczucie. Kiedy patrzę wstecz,
nie widzę w moim życiu niczego, co chciałabym zmienić. Jestem bardzo szczęśliwa. A Ruth...
- Ponownie się uśmiechnęła, zapatrzona w Nowy Jork. - Jestem z niej dumna i taka przejęta.
Ona jest taka dobra. Jest niewiarygodnie dobra. Czasami dzięki niej czuję, jakbym znowu
była częścią tego wszystkiego.
- Zawsze jesteś częścią tego, Lindsay. - Bawił się końcami jej włosów. - Taki talent
jak twój nigdy nie pójdzie w zapomnienie.
- Och, nie, dość już tych komplementów na dzisiaj. - Zaśmiała się drżącym ze
wzruszenia głosem.
- To było dobre, gdy zaczynałam. Bardzo mi pomagało. - Oddychając głęboko,
popatrzyła mu w oczy.
- Wiem, że byłam dobrą tancerką, Nick. Ciężko na to pracowałam. Cenię sobie jak
skarb lata spędzone w zespole, balety, w których tańczyłam z tobą. Moja matka wciąż
przechowuje album z fotografiami i wycinkami, a moje dzieci pewnego dnia będą go sobie
oglądały.
- Ilekroć myślę o tobie i dwójce twoich podrastających dzieci, nie posiadam się ze
zdumienia.
- Dlaczego?
- Ponieważ tak dobrze pamiętam ten pierwszy raz, kiedy cię zobaczyłem. Byłaś już
solistką, kiedy przyszedłem do zespołu. Oglądałem cię podczas próby „Śpiącej królewny”.
Byłaś wróżką kwiatów i byłaś niezadowolona ze swoich fouettes.
- I ty to zapamiętałeś?
- Bo moją pierwszą myślą było, jakby cię zdobyć i zaciągnąć do łóżka. Nie mogłem ci
tego powiedzieć wprost, bo w tym czasie mój angielski nie był za dobry.
Lindsay omal się nie zakrztusiła.
- Sądzę, że szybko nadrobiłeś zaległości. Chociaż, jeśli mnie pamięć nie myli, nigdy,
w żadnym języku, nie sugerowałeś, żebym z tobą poszła do łóżka.
- Czy to możliwe? - Patrząc na nią, przechylił głowę. - Nosiłem się z tym przez ponad
dziesięć lat.
Lindsay odczekała, aż uspokoi się jej serce. Dochodziły tu śmiechy z sali i stłumiony
warkot samochodów nisko w dole. Próbowała wczuć się w Lindsay Dunne sprzed dziesięciu
lat. W końcu dała sobie z tym spokój.
- Kto wie? Może tak jest lepiej.
Nick otoczył ją ramieniem, a ona oparła się na nim.
- Masz rację. Czasem jest lepiej nie wiedzieć. Zamilkli i każde podążyło tropem
własnych myśli.
- Donald Keyser sprawia miłe wrażenie - zauważyła półgłosem. Poczuła, choć trwało
to zaledwie ułamek sekundy, sztywniejące ramię Nicka.
- Tak.
- Ruth nie jest w nim zakochana, to widać, ale on też jej nie kocha. Myślę, że po
prostu dobrze się czują w swoim towarzystwie i są dobrymi kumplami. - Ponieważ się nie
odzywał, Lindsay przechyliła głowę i popatrzyła na niego. - Nick? Bez trudu odczytał jej
myśli.
- Ponosi cię wyobraźnia - mruknął.
- Znam ciebie. I znam Ruth.
- Bałbym się ją skrzywdzić.
- Też tak sobie pomyślałam - przyznała Lindsay. - Ale zaraz potem przyszło mi do
głowy, że to ona może cię zranić. Trudno jest, kiedy kocha się was oboje.
Starał się zbagatelizować sprawę; wzruszył ramieniem, wsunął ręce do kieszeni i
zaczął się przechadzać.
- Tańczymy razem, to wszystko.
- Akurat! - skwitowała Lindsay i nie bacząc na jego groźną minę, kontynuowała: - Nie
chcę przez to powiedzieć, że jesteście kochankami, nic mi też do tego, gdyby tak było. Ale
kiedy się na was patrzy, to jakby iskry leciały - dokończyła, pomimo że piorunował ją
wzrokiem.
- Więc czego chcesz? - zapytał. - Mam ci obiecać, że nie zaciągnę jej do łóżka?
- Nie. Nie chodzi mi o obietnice ani nie zamierzam udzielać ci rad. Myślałam tylko, że
ci pomogę, gdybyś tego potrzebował.
Szybko złagodniał.
- Ona jest dzieckiem - mruknął.
- Jest kobietą - poprawiła go Lindsay. - Ruth ledwo zdążyła być dzieckiem. Kiedy ją
poznałam, była dojrzała pod wieloma względami.
- Może byłoby bezpieczniej, gdybym ją uważał za dziecko.
- Posprzeczałeś się z nią! Roześmiał się i spojrzał Lindsay w oczy.
- Pticzka, przecież zawsze się kłócę z moimi partnerkami, czyż nie?
- To prawda - przyznała i postanowiła na tym poprzestać. Zamiast wywierać na nim
presję, wyciągnęła do niego rękę. - Sami przecież spieraliśmy się i prowadziliśmy rozmowy
na bardzo poważne tematy.
- Na najpoważniejsze. - Nick ujął w obie dłonie jej wyciągniętą rękę. - Chodź, pozwól,
że cię zabiorę do środka. Powinniśmy wspólnie świętować dzisiejszy dzień.
- Czy zdążyłam ci powiedzieć, jaki byłeś dzisiaj wspaniały i jak znakomity jest twój
balet?
- Tylko jeden raz. - Ofiarował jej swój olśniewający, czarujący uśmiech. - Stanowczo
za mało. Wiesz, jak bardzo wielkie jest moje ego. - Od uśmiechu aż mu się zrobiły na
policzkach bruzdy. - No więc powiedz, byłem cudowny?
- Tak cudowny, jak tylko cudowny potrafi być Davidov - roześmiała się Lindsay,
serdecznie go obejmując.
- Tak, to stosowny komplement - stwierdził - i nic lepszego nie mogłaś wymyślić.
Ucałowała go.
- Tak się cieszę, że się nie zmieniłeś. Odwrócili się oboje, kiedy otworzyły się drzwi i
stanął w nich Seth.
- No tak, przyłapał nas - stwierdził Nick, szczerząc zęby i nie wypuszczając z objęć
Lindsay. - Teraz twój architekt połamie mi obie nogi.
- Błagaj go zatem o litość - poradziła Lindsay, uśmiechając się do Setha.
- Davidov ma błagać o litość? - Nick wzniósł oczy do nieba i natychmiast puścił
Lindsay. - Ta kobieta jest szalona.
- Czasami jej się to zdarza - przyznał Seth - ale ja biorę to pod uwagę. - Lindsay
wzięła męża za rękę. - Ludzie dopytują się o ciebie - zwrócił się do Nicka.
- Jak długo się zatrzymacie? - zapytał Nick, rzucając szybkie spojrzenie w kierunku
sali.
- Tylko na noc - odparł Seth.
- Więc pożegnam się już teraz. - Wyciągnął rękę do Setha. - Do swidanja, prijatel. Jest
ci czego zazdrościć. Do swidanja, pticzka.
- Do zobaczenia, Nick.
Patrząc, jak wraca do sali, westchnęła tęsknie.
- Lepiej się czujesz? - zapytał Seth.
- Jak ty mnie dobrze znasz - rzekła półgłosem.
- A jak cię kocham! - wyszeptał, obejmując ją.
- Seth, to był uroczy wieczór.
- Nie żałujesz?
Wiedziała, że ma na myśli jej karierę, wybór, którego dokonała.
- Nie. Nie żałuję. - Uniosła twarz, a ich usta się spotkały. Pocałunek był długi i gorący.
Byli siebie złaknieni. Przyciągając ją do siebie, jęknął z rozkoszy. Objęła go, wpiła palce w
jego ramiona. Zawsze jest tak jak za pierwszym razem, pomyślała. Ilekroć mnie całuje, to
jakby to był pierwszy raz.
- Seth - zamruczała. - Jestem bardzo, za bardzo zmęczona, żeby zostać na przyjęciu.
- Hm. - Powędrował ustami w okolice jej ucha.
- To był długi dzień. Moglibyśmy się wymknąć do naszego pokoju i trochę odpocząć.
- Dobry pomysł - odparła. - Moglibyśmy zamówić butelkę szampana, żeby wznieść
toast za balet.
- Dwuipółlitrową butelkę - postanowił Seth. - W końcu to był doskonały balet.
- O, tak. Moglibyśmy już nie wracać na przyjęcie, jak sądzisz?
- Jakie przyjęcie? - zapytał. Wziął ją pod ramię i przeprowadził obok drzwi. - Po
wschodniej stronie jest jeszcze druga para drzwi.
Lindsay zaśmiała się.
- Architekci zawsze wszystko wiedzą najlepiej - powiedziała prawie szeptem.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Już z końcem pierwszego tygodnia było wiadomo, że „Czerwona róża” odniosła
sukces. Każde przedstawienie szło przy pełnej sali. Ruth czytała recenzje. Wiedziała, że jest
to punkt zwrotny w jej karierze. Udzieliła szeregu wywiadów, koncentrując się na promocji
baletu, zespołu i siebie. Zależało jej, żeby poświęcać jak najwięcej czasu na pracę i
wykonywać ją jak najlepiej. Wcale nie było łatwo uporać się z uczuciami, skoro co wieczór
tańczyła z Nickiem.
Ruth mówiła sobie, że to są uczucia Carlotty; że za bardzo wczuła się w tę rolę.
Zakochać się w Davidovie? To niemożliwe!
Jest zaabsorbowany baletem. Ona również. Interesują go wyłącznie przelotne fizyczne
kontakty. Ona pragnie uczuć - głębokich i trwałych. Przykład własnych rodziców, a także
Lindsay i Setha popsuł ją, a zarazem zniechęcił do byle jakiego związku. Nick był
wymagający, samolubny i nieznośny - żadna z tych cech nie kwalifikowała go w jej oczach
na kochanka. Uważał ją za głupią i romantyczną.
Musiała to sobie przypominać po każdym przedstawieniu, wtedy bowiem wrzała w
niej krew, a namiętność do niego rozpalała wnętrzności. Musiała to sobie przypominać w
czasie bezsennych nocy, kiedy jej umysł był aż zanadto rozbudzony.
Spotykali się niemal wyłącznie na scenie, więc gdy stawali ze sobą twarzą w twarz,
pokusa wejścia w role, które odtwarzali, była przemożna. Ilekroć Ruth czuła, że jest bliska
utraty tożsamości Carlotty i że z trudem dystansuje się w stosunku do Nicka, przywoływała
na pamięć wszystkie jego najgorsze wady. Miała swoje życiowe plany, zarówno zawodowe,
jak i osobiste. Wiedziała, że Nick jest jedynym mężczyzną, który może jej w tym prze-
szkodzić.
Uważała się za osobę samowystarczalną i niezależną. Nic dziwnego, skoro nie miała
normalnego domu i wiodła nietypowe życie, bez utrwalonych nawyków i niezbędnego
poczucia stabilności w dzieciństwie. Nie miała stałych towarzyszy zabaw dziecięcych,
nauczyła się nie przywiązywać do domów, które wynajmowali rodzice, ponieważ nigdy w
nich długo nie pozostawali. Jej mieszkanie w Nowym Jorku było pierwszym miejscem, do
którego świadomie się przywiązała. Było jej własne - kupione za pieniądze, które zarobiła,
wypełnione przedmiotami, które były dla niej ważne. Mieszkała tutaj od roku i już się
przekonała, że świetnie sobie sama radzi. Wierzyła w siebie - jako kobieta i jako tancerka.
Fakt, że Nick - jedyny na świecie - potrafi podkopać jej wiarę w siebie, doprowadzał ją do
białej gorączki.
Na płaszczyźnie zawodowej mógł ją sprowokować, i wówczas dawała z siebie
wszystko, jak również - doborem słów albo wyrazem twarzy - onieśmielić, wręcz
sparaliżować. Również prywatnie potrafił w niej wyzwolić najróżniejsze emocje.
Dziewczęce zadurzenia miała dawno za sobą. Od lat jej namiętności i pasje
koncentrowały się wokół tańca. Mężczyźni, z którymi się umawiała, byli towarzyszami,
przyjaciółmi. Nick był premier danseur, nauczycielem Ruth i partnerem w zawodzie. Aż
dziwne, że jej uczucia do niego zmieniły się i pogłębiły tak szybko.
Być może, zastanawiała się, byłoby prościej zakochać się w kimś zupełnie obcym, niż
poczuć nagle pociąg do mężczyzny, którego znała i z którym pracowała od lat.
Gdyby tylko chodziło o popęd fizyczny, dałaby sobie z tym radę. Ale w grę wchodziło
zaangażowanie emocjonalne, i to ją niepokoiło. Jej uczucia do Nicka były złożone i głębokie.
Podziwiała go, była nim zafascynowana, doprowadzał ją do szału i ufała mu bezgranicznie -
jeśli chodzi o taniec.
Prywatnie, o czym dobrze wiedziała, mógłby ją stłamsić i zniszczyć - samą swoją
osobowością. Nie odpowiadała jej rola ofiary. Bała się, że miłość oznacza zależność, a to z
kolei prowadzi do utraty kontroli.
- Daleko odpłynęłaś?
Ruth odwróciła się błyskawicznie i w drzwiach garderoby zobaczyła Francie.
- Och, całe mile stąd - przyznała, przyłapana na rozmyślaniach o Nicku. - Wejdź i
siadaj.
Ruth zaczęła sczesywać włosy do tyłu, żeby je ująć w koński ogon.
- Mmm - zaczęła dyplomatycznie. - Najdłuższe są piątki. Już na samą myśl o dwóch
występach w ciągu jednego dnia czuję skurcze w nogach.
- Siedem wywołań przed kurtynę na poranku to nie w kij dmuchał. - Francie
przycupnęła na pierwszym z brzegu krzesełku. - Biedny Nick udziela właśnie kolejnego
wywiadu, tym razem reporterowi z „New Trends”.
Ruth skwitowała to półuśmieszkiem.
- Będzie niebywale czarujący, a jego akcent coraz bardziej dziwaczny.
- Spasibo, czyli dziękuję - powiedziała Francie. - Jedno z nielicznych znanych mi
rosyjskich słów.
- Gdzieś się nauczyła?
- Och, trochę tego wkułam, sądząc, że oczaruję tym Nicka. Ale to było parę lat temu. -
Uśmiechając się szeroko, Francie wyjęła z kieszeni gumę do żucia. - Ale nic nie wskórałam.
Śmiał się i od czasu do czasu głaskał mnie po głowie. A ja, naiwna, liczyłam na orkiestrę
cygańską i na szał namiętności. Nick wydaje się zawsze zajęty, jeśli wiesz, co mam na myśli.
- Tak Nie wiedziałam, że interesujesz się Nickiem w taki sposób.
- Kochana. - Francie spojrzała z politowaniem na Ruth i uśmiechnęła się. - A która
kobieta powyżej dwunastu lat by się nim nie zainteresowała? A poza tym wszyscy wiemy, że
jestem nienasycona w tej dziedzinie. - Roześmiała się i wyciągnęła ramiona do sufitu. - Lubię
mężczyzn, i nie walczę z tym. - Opuściła ręce na kolana. - Właśnie skończyłam poważny
związek z dermatologiem.
- Och. Tak mi przykro!
- Niech ci nie będzie przykro. Mieliśmy doskonały ubaw. Zastanawiam się właśnie
nad nowym poważnym związkiem z aktorem, którego poznałam w zeszłym tygodniu. To
Price Reynolds z „A New Breed”. - Ponieważ Ruth nie zareagowała, Francie uściśliła: -
Mydlana opera.
- Nie widziałam.
- Jest wysoki, barczysty i ciemnowłosy, i ma senne spojrzenie. Może będzie tym
właściwym.
- Dlaczego tak uważasz?
- Pocą mi się dłonie. - Widząc zdumienie na twarzy Ruth, roześmiała się. - Kiedy to
prawda. Ale z tobą ten numer by nie przeszedł. Nie zadowoliłaby cię świadomość, że to może
być ten właściwy mężczyzna. Musiałabyś wiedzieć, że nim jest. W tym roku byłam już dwa
razy zakochana. W zeszłym co najmniej cztery albo nawet pięć. A ty ile razy byłaś
zakochana?
- Ja, prawdę mówiąc... - Nigdy, uświadomiła sobie Ruth. Ani razu.
- Nie łam się. Nie byłaś zakochana, ponieważ znasz tylko jedno znaczenie tego słowa.
Gdy to nastąpi, rozpoznasz to bezbłędnie. - Francie uśmiechnęła się przyjaźnie. - I dlatego
czujesz się bezpieczna. Nie to co ja! Wiesz, czego chcesz, czego pragniesz. Nie idziesz na
łatwiznę.
- Ty nie czujesz się bezpieczna? Boże, nigdy bym nie przypuszczała.
- Potrzebuję kogoś, kto będzie mi mówił, że jestem ładna, zdolna, kochana. A tobie to
niepotrzebne. - Złapała oddech. - Gdy byłyśmy w corps, wiedziałaś, że w nim nie zostaniesz.
Nie miałaś cienia wątpliwości. - Francie ponownie się uśmiechnęła. - Nikt w to nie wątpił. A
gdy spotkasz mężczyznę, który będzie dla ciebie znaczyć tyle co taniec, będziesz mieć
wszystko.
Ruth posmutniała.
- Ale taki mężczyzna musiałby czuć to samo co ja.
- Zawsze istnieje jakieś ryzyko. To tak jak z naciągniętym mięśniem. - Tym razem
Francie uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Boli jak cholera, ale nie przestajesz tańczyć.
Widać, że jeszcze sobie nie naciągnęłaś mięśnia.
- Masz dar do wynajdywania analogii.
- Filozofuję tylko z pustym żołądkiem - odparła Francie. - Zjesz lunch?
- Nie mogę. Umówiłam się z Donaldem. - Ruth zerknęła na zegarek. - I już jestem
spóźniona.
- Baw się dobrze. George porywa mnie po wieczornym przedstawieniu. Będziesz
mogła rzucić na niego okiem.
- George?
- George Middemeyer. - Wychodząc, Francie uśmiechnęła się szeroko przez ramię. -
To właśnie doktor Price Reynolds. Jest neurochirurgiem, jego małżeństwo się rozpada i ma
wyrozumiałą kochankę, która prawdopodobnie jest w ciąży. Oczywiście to dzieje się w
filmie. Obejrzyj sobie jutro.
To mówiąc, wyszła. Ruth roześmiała się i chwyciła torebkę.
Bar, w którym miała się spotkać z Donaldem, znajdował się dwie przecznice dalej.
Musiała się spieszyć. Była spóźniona dziesięć minut, a Donald na pewno przyjdzie
punktualnie.
Intensywne, ostre zapachy peklowanej wołowiny i koszernych marynat powitały ją od
progu. Ponieważ minęła już pora lunchu, w barze nie było tłoku. Zasiedziało się tylko parę
osób. Dwóch starszych panów przy odległym stoliku grało przy resztkach lunchu w szachy.
Ponad ich głowami wypatrzyła Donalda. Siedział tyłem do sali i palił. Lekko, pewnym
krokiem przeszła między rzędami malutkich stolików.
- Przepraszam za spóźnienie, Donaldzie. - Pochyliła się, żeby go pocałować na dzień
dobry. - Coś już zamówiłeś?
- Nie. - Strzasnął popiół z papierosa. - Czekałem na ciebie.
Wyczuła, że coś jest nie tak. Jednak znając Donalda, wolała się nie dopytywać. Jeśli
ma jej coś do powiedzenia, zrobi to w swoim czasie.
Rozejrzała się wokół, a stojący za kontuarem pękaty mężczyzna w białym fartuchu
poczłapał w ich kierunku.
- Co podać?
- Sałatkę owocową i herbatę, proszę - odpowiedziała Ruth, uśmiechając się do niego.
- Pstrąga i kawę - zamówił Donald, nie patrząc w jego stronę.
Pękaty mężczyzna, zanim poczłapał z powrotem, wydał ledwo słyszalny dźwięk,
przypominający parsknięcie. Uśmiechając się szeroko, Ruth odprowadziła go wzrokiem.
- Byłeś tu kiedyś w porze lunchu? - zapytała Donalda. - Istny dom wariatów. Szef
bierze na ten czas chłopca do pomocy, ale co z tego, skoro obaj ruszają się w tym samym
tempie? Adagio.
- Rzadko jadam w podobnych miejscach - zaznaczył Donald, zaciągając się ostatni
raz, zanim zgniótł papierosa w popielniczce.
Ruth znowu wyczuła jakiś podtekst, ale nadal czekała.
- Na nic lepszego nie znalazłabym dzisiaj czasu, Donaldzie. Ty też musisz mieć
zwariowany dzień i pewnie uwijasz się jak w ukropie, żeby zdążyć z pokazem i wieczornym
przyjęciem. - Powiesiła torebkę na oparciu krzesła, po czym, podparłszy się łokciami,
pochyliła się do przodu. - Jak idzie? W porządku?
- Chyba tak. Oczywiście, jak zawsze wszystko na ostatnią chwilę. Parę pokłutych w
pośpiechu osób. Gwałtowne sprzeczki między moim głównym krojczym i główną szwaczką.
Normalka.
- Ale ten pokaz jest dla ciebie dość ważny, nieprawda? - Przechyliła na bok głowę,
zdziwiona bezosobowym, prawie obojętnych tonem jego głosu.
- Tak, jest ważny. - Przykuł ją wzrokiem. - Dlatego chciałbym, żebyś tam ze mną była.
Ruth wytrzymała jego spojrzenie, milknąc, gdy z pewną typową dla tego miejsca
nonszalancją stawiano przed nimi jedzenie.
Niespiesznie podniosła łyżeczkę, lecz nie tknęła swojej sałatki.
- Wiesz, dlaczego nie mogę, Donaldzie. Już o tym rozmawialiśmy.
Wsypał do kawy kopiastą łyżkę cukru.
- Wiem również, że masz dublerkę. Mogłabyś opuścić jedno przedstawienie.
- Dublerka jest na wyjątkowe sytuacje. Nie mogę wziąć wolnego wieczora, dlatego że
chcę pójść na randkę.
- Ale tu nie chodzi o kino ani o pizzę - odparował.
- Wiem, Donaldzie. Przyszłabym, gdybym mogła.
- Nie zgodzę się, żebyś była nieobecna na otwarciu wieczoru.
- Zagrywasz nieczysto. - Ruth odstawiła filiżankę. Patrząc na chłodny, stanowczy
wyraz jego twarz, wiedziała, że już podjął decyzję. - Gdybyś ty miał pokaz, który by
kolidował z moim występem, nie zrezygnowałbyś z niego, a ja nie oczekiwałabym tego od
ciebie.
- Po prostu brak ci dobrej woli.
Ruth pomyślała o przyjęciach, w których uczestniczyła, i o obowiązkach, które
spełniała, ponieważ na to nalegał.
- Daję ci to, co mogę, Donaldzie. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, wiedziałeś, co jest
dla mnie najważniejsze.
Donald przestał mieszać kawę i odłożył łyżeczkę na stół.
- To nie wystarczy - powiedział tak zimnym tonem, że Ruth poczuła skurcz w
brzuchu. - Chcę, żebyś dzisiaj ze mną była.
- Czy to ultimatum?
- Tak.
- Przykro mi, Donaldzie. - powiedziała cicho, ale nie przepraszająco. - Nie mogę.
- Powiedz raczej, że nie chcesz - odrzekł.
- Nazwij to, jak wolisz - rzekła znużonym głosem.
- Zaproszę więc na dzisiejszy wieczór Germanie.
Ruth popatrzyła na niego. Jego wybór świadczył o pewnej przewrotności. Jego
największa konkurentka może się okazać bardziej pomocna niż jakaś tam tancerka.
- Ostatnio zapraszałem ją kilka razy - wyjaśnił. - Kiedy byłaś zajęta.
- Rozumiem - odpowiedziała dyplomatycznie, chociaż jego słowa zabolały ją.
- W ostatnim czasie coraz bardziej koncentrujesz się na sobie. Liczy się tylko twój
balet. W twoim życiu nie ma miejsca dla mnie, nie ma miejsca dla żadnego mężczyzny.
Bronisz się przed tym. Jesteś skażona egoizmem, Ruth. Lekcja za lekcją, a między tym próby
i występy. Pochłania cię taniec, na niczym innym ci nie zależy.
Początkowo była wstrząśnięta jego słowami, a potem zdruzgotana. Sięgnęła za siebie
po torebkę, ale Donald chwycił ją za ramię.
- Jeszcze nie skończyłem. - Przytrzymał ją. - Stoisz godzinami przed tymi lustrami i co
tam widzisz? Ciało, które czeka, aż choreograf mu powie, co ma robić. Czy zdarza ci się
wykonać jakiś spontaniczny, samodzielny ruch? Czy zdarza się, że odczuwasz coś, co nie
zostało zaprogramowane? Z czym zostajesz, kiedy kończy się taniec?
- Proszę cię. - Zagryzała z całej siły wargi, żeby powstrzymać łzy, ale na próżno. -
Dość tego.
Spojrzał na nią, jakby ją dopiero zobaczył. Na sekundę wstrzymał oddech, puścił jej
ramię.
- A niech to, Ruth, przepraszam.
- Nie. - Jak oszalała potrząsnęła głową, odsunęła się z krzesłem i poderwała. - Ani
słowa więcej. - Błyskawicznie wybiegła za drzwi.
Parne letnie powietrze uderzyło ją jak obuchem. Przez chwilę, oszołomiona,
rozglądała się na wszystkie strony, zanim skręciła w kierunku studia.
W dzikim pędzie minęła morze obcych ludzi. Przytyki Donalda wycelowane były w
najczulszy punkt - dotknęły ją do żywego. Czy rzeczywiście stała się automatem? Pustym
ciałem, kierowanym poleceniami choreografów i muzyków? Czy tak postrzegają ją ludzie z
zewnątrz - jak balerinę na pozytywce, kręcącą piruety, dopóki rozbrzmiewa muzyka?
Zastanawiała się, ile było prawdy w jego wypowiedzianych w złości słowach.
Kiedy znalazła się w środku, zamknęła drzwi garderoby i oparła się o nie. Trzęsła się
od stóp do głów. Kilka uwag Donalda pozbawiło ją cech ludzkich. Podeszła do lustra i
zapaliła wszystkie światła. Surowym, badawczym wzrokiem uważnie analizowała swoją
twarz.
Czy poświęcenie się ukochanemu tańcowi uczyniło z niej egoistkę, istotę
jednowymiarową? Czy rzeczywiście niezdolna jest do głębszych uczuć, do stałego związku?
Ruth przycisnęła dłonie do policzków. Skóra była delikatna, gładka, a zapach jej rąk
kobiecy. A ona sama? Zobaczyła przerażenie w oczach. W którym miejscu kończy się
tancerka, a zaczyna kobieta? Wzdrygnęła się i odwróciła od własnego odbicia.
Zbyt wiele luster, olśniło ją nagle. W jej życiu było zbyt wiele luster, straciła
orientację, co naprawdę odzwierciedlają. Jaka będzie za dziesięć lat, gdy stanie w obliczu
zmierzchu kariery? Czy pozostaną jej tylko wspomnienia i wycinki prasowe?
Zamykając oczy, zmusiła się do kilku głębokich oddechów. Nie ma czasu na
wałkowanie problemu. Spróbuje zastanowić się nad wszystkim po przedstawieniu.
Teraz postanowiła zjeść lunch. Zeszła na dół do kantyny, zamówiła jabłko i herbatę.
Panująca tu niemal rodzinna atmosfera podniosła ją trochę na duchu. Narzekano na
nadwerężone mięśnie, niemożliwe do zatańczenia kombinacje choreograficzne, węża w
kieszeni Nadine i na podejrzany stan rury na piątym piętrze. Gdy wracała do garderoby, czuła
się już znacznie pewniej.
- Ruth!
Z ręką na gałce drzwi odwróciła się przez ramię.
- Cześć, Leah. - Na widok eleganckiej blond tancerki wykrzesała z siebie odrobinę
entuzjazmu.
- Masz wspaniałe recenzje.
Gdy tylko Ruth otworzyła drzwi, nieproszona Leah wpakowała się do garderoby.
Masz ci los, przecież ta dziewczyna tylko miesza i judzi! Czy nie dość kłopotów jak na jeden
dzień? - zafrasowała się Ruth.
- Pochwały dotyczą całego baletu - zauważyła, siadając na krześle przed toaletką,
podczas gdy Leah rozsiadła się w fotelu. - Ale w tym chyba nie znajdziesz recenzji o balecie -
powiedziała, spoglądając na brukową prasę w ręku Leah.
- Nigdy nie wiadomo, z czym mogą nagle wyskoczyć. - Uśmiechnęła się do Ruth, a
następnie zaczęła kartkować gazetę. - Na przykład widziałam tu wzmiankę o twoim
przyjacielu. Zaraz, gdzie to było? - Urwała, przelatując wzrokiem artykuł. - O, jest. Donald
Keyser - zaczęła cytować - czołowy projektant, widywany ostatnio w towarzystwie swojej
głównej rywalki w zawodzie, Germaine Jones. Wtajemniczeni mówią, że jego
zainteresowanie baletem wyraźnie zmalało. - Leah podniosła wzrok, układając usta we
współczujący uśmieszek. - Jakie to świnie ci mężczyźni, no nie?
Ruth wykazała maksymalne opanowanie.
- Pewnie.
- A zostać zmieszanym z błotem przez taką prasę! Czy to nie poniżające?
Ruth nagle się wyprostowała. Poczerwieniały jej policzki.
- Mnie też obsmarowano - powiedziała ze spokojem graniczącym z determinacją - a
wcale się tym nie przejmuję.
- Ale on był tak cholernie przystojny - skomentowała Leah, skrupulatnie składając
gazetę. - Oczywiście, wkrótce pojawi się ktoś inny.
- Czyżbym ci nie mówiła o Teksańczyku? - Ruth zadziwiła samą siebie, ale
nieruchomy, tępy, a następnie zaciekawiony wyraz twarzy Leah skłonił ją do kontynuowania
mistyfikacji.
- Teksańczyk? Co za Teksańczyk?
- Och, staramy się z tym nie afiszować. - Ruth zręcznie improwizowała. - Nie może
ujawniać nazwiska, zwłaszcza w prasie, dopóki nie dostanie rozwodu. W grę wchodzą wielkie
pieniądze, a jego druga żona, jak się domyślasz, nie ułatwia mu sprawy. - Ruth zdobyła się na
niespieszny, porozumiewawczy uśmiech. - Nie uwierzyłabyś, ile go to kosztuje. Zostawił jej
willę na południu Włoch, ale ona chce jeszcze zatrzymać jego kolekcję dzieł sztuki. A chodzi
nie byle o co, bo o francuskich impresjonistów!
- Rozumiem. - Laeh zmrużyła oczy, aż stały się wąskie jak szparki u czającego się do
skoku drapieżnika. - No, no, że też udało ci się utrzymać to wszystko w tajemnicy!
- Jestem jak sfinks.
- Będziesz musiała uważać, żeby Nick za wiele nie odkrył - ostrzegła ją Leah,
przeciągając koniuszkiem języka wzdłuż górnej wargi. - On naprawdę nie znosi
dziennikarskich brudów. A teraz, kiedy finalizuje rozmowy na temat tego wielkiego programu
w telewizji kablowej, będzie szczególnie ostrożny.
- Programu? - powtórzyła jak echo Ruth.
- To ty nic nie wiesz? - Leah znowu wyglądała na zadowoloną. - Zaprezentują
oczywiście cały zespół, zwracając szczególną uwagę na głównych tancerzy. Oczywiście, ja
tańczę Aurorę, może w weselnej scenie. Podejrzewam, że Nick zechce pokazać pas de deux z
„Korsarza” i naturalnie jakiś fragment z „Czerwonej róży”. Jeszcze sobie nie wybrał
partnerek. - Celowo zrobiła przerwę i uśmiechnęła się. - Mamy bite dwie godziny transmisji.
Nick jest niesłychanie przejęty, chciałby je jak najlepiej wypełnić. - Patrząc na Ruth,
przechyliła głowę. - Dziwne, że ci o tym nie wspomniał. Może uważa, że po napięciach
ostatnich tygodni nie będziesz w formie.
Leah zaczęła się zbierać do wyjścia.
- Nie przejmuj się, kochanie, za parę dni ogłosi skład. Jestem pewna, że znajdzie coś
dla ciebie. - Rzuciła gazetę na fotel. - Więc na razie tańcz najlepiej, jak umiesz! - powiedziała
i wyszła, spokojnie zamykając za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Przez kilka długich minut Ruth siedziała bez ruchu i wpatrywała się w zamknięte
drzwi. Skąd Leah może wiedzieć o tak niesłychanie ważnym przedsięwzięciu, gdy tymczasem
ona sama jest ciemna jak tabaka w rogu? Chyba że Nick zamierza ją wykluczyć...
Mają swoje osobiste problemy, to prawda, ale od strony zawodowej... Rzeczywiście,
powiedziała mu, że po tym balecie nigdy już z nim nie zatańczy. Pamiętała własne słowa,
wypowiedziane świadomie w tamtej sytuacji. Ale czy to oznacza, że już nikomu nie będzie
partnerować? Czyżby Nick był aż tak mściwy?
Ruth wiedziała, że jest dobrą tancerką. Czy Nick mógłby ją odsunąć od występu z
przyczyn osobistych? Odgrażała się, owszem. Zamknęła oczy i starała się zapanować nad
sobą. Zbierało się jej na wymioty.
Od tamtego wieczoru prawie się do niej nie odzywał. Czy w taki właśnie sposób,
ponieważ stwierdziła, iż nie chce ani nie potrzebuje go jako partnera, chce ją ukarać? Czy
pozwoli, żeby kto inny tańczył Carlottę?
Nawet myśl o tym była nie do zniesienia. Niejednokrotnie mówiła sobie, że takie
przywiązanie się do roli jest czystym wariactwem. Jest wiele innych kobiet mogących się
wcielić w Carlottę; po prostu ona była tą pierwszą. Ale przecież, o czym dobrze wiedziała,
odcisnęła swe piętno w wykreowaniu tej roli, w nie mniejszym stopniu niż Nick. Włożyła w
to swoją duszę.
Kiedy otworzyła oczy, wzrok jej padł na pozostawiony na fotelu egzemplarz
„Keyhole”. Leah dopięła swego! Chciała ją dobić przed przedstawieniem, i chyba jej się
udało.
Tym bardziej że jeszcze brzmiały jej w uszach pretensje Donalda. Teraz doszła obawa,
że po wygaśnięciu angażu do „Czerwonej róży” Nick pozbędzie się jej z zespołu.
Na chwilę zakryła rękami twarz, starając się to wszystko oddalić od siebie. Czeka ją
występ, którego nic nie może zakłócić. Jest tancerką. Przynajmniej tego jej nie odbiorą.
Niecałą godzinę później wyszła z garderoby, by zrobić rozgrzewkę za kulisami. Wciąż
roztrzęsiona, próbowała zmobilizować całą zdolność koncentracji na odtwarzanej roli.
W innej sytuacji zostawiłaby Ruth Bannion za sobą, w garderobie. Ale nie tym razem.
Dzisiaj trudno jej będzie oddać żywiołową ufność i werwę Carlotty.
Automatycznie rozluźniła mięśnie, starając się zablokować na słowa Donalda i Leah,
które z uporem wdzierały się w jej myśli. Dźwięki dostrajającej się orkiestry przywołały ją do
rzeczywistości.
Wszystko było nie tak - kostium, oświetlenie, zawodzenie skrzypiec. Było jej zimno,
czuła się odrętwiała. Zapomniała, od czego ma zacząć występ, jakie ruchy wykonuje na
początku.
Z garderoby wyszedł Nick. Odszukał ją wzrokiem. Był to nawyk, którego nie mógł się
pozbyć i który go złościł. Denerwowała go nawet najmniejsza oznaka własnej słabości, a
Ruth Bannion stawała się jego słabością. Poza sceną była chłodna jak jesień, zaś na scenie
gorąca jak lato. Ta huśtawka emocji zżerała mu nerwy, a przecież nie mógł sobie na to
pozwolić.
Niełatwo sobie radzić z pragnieniem, którego temperatura nie maleje, zwłaszcza gdy
na co dzień Ruth okazywała mu obojętność, po czym, gdy znajdowali się na scenie,
prowokowała go i podniecała, kusząc swoim ciałem. Przy żadnej kobiecie nie przeżywał tylu
wzlotów i upadków naraz.
Choć nie widział jej twarzy, dostrzegł jej napięte plecy. Jakby jej ciało wołało o
pomoc.
- Ruth.
Na dźwięk jego głosu ramiona jej zesztywniały.
Powoli, starając się zachować naturalny wyraz twarzy, odwróciła się ku niemu.
- Coś się stało? - zapytał.
- Nic. - Miała nadzieję, że nie zauważy sztuczności jej głosu. Nie cofnęła się, gdy ujął
ją za podbródek i uważnie badał jej twarz. Pod makijażem jej skóra była blada, oczy
pociemniałe i pełne nieszczęścia.
- Jesteś chora? - Gdyby posłyszała troskę w jego głosie, zemdlałaby z wrażenia.
- Nie.
- Więc się otrząśnij. Zaraz wychodzisz na scenę. Jeżeli się pokłóciłaś ze swoim
przyjacielem, łzy odłóż na potem.
Usłyszał, jak gwałtownie wciąga powietrze, zobaczył, jak w jej oczach pojawia się
hardy wyraz.
- Zatańczę, nie martw się. Nikt, kogo wyznaczyłeś na moje miejsce, nigdy nie
zatańczy tej roli lepiej ode mnie.
- O czym ty mówisz? - Nick zmrużył oczy i zacisnął palce na jej ramieniu.
- Daj spokój. - Szarpnęła się i wyrwała. - Jestem już dostatecznie zdołowana, więc mi
nie dokładaj.
Gdy jeszcze w ostatniej chwili głos jej się załamał, sklęła samą siebie i podeszła do
kulisy, by zaczekać na swój sygnał. Wzięła długie, wyrównujące oddechy i, maksymalnie jak
mogła, zmusiła się, by przestać myśleć.
Taniec otwierający balet nie wypadł jej najlepiej. Stojąc znowu za kulisami, pocieszała
się tym, że jedynie najwytrawniejsze oko dopatrzy się usterek. Pod względem technicznym jej
ruchy były bez zarzutu, ale przecież doskonale wiedziała, że tancerz musi dać z siebie więcej
niż może ciało. Po prostu dzisiaj jej umysł i serce nie podążały za nią. Niemożność dania z
siebie wszystkiego wstrząsnęła nią bardziej, niż przypuszczała.
Wyszła po raz drugi i już po chwili tańczyła razem z Nickiem.
- Włóż w to odrobinę życia - zażądał cicho, kiedy kręciła podwójny piruet. Podniósł ją
do arabeski. - Tańczysz jak robot.
- Chyba tego właśnie chcesz - syknęła. Jęte, jęte, arabesque i powrót w jego ramiona.
- Złość się, wściekaj - szepnął, podnosząc ją znowu. - Nienawidź mnie, ale myśl o
mnie. O mnie.
Trudno było myśleć o czymś lub o kimś innym. Wystarczyło spojrzeć na wyraz jego
oczu. Nerwy Rum były napięte do granic wytrzymałości. Nie panowała nad emocjami.
Przestraszyła się, że może jest chora. Jeszcze nigdy nie modliła się w duchu, by dotrwać do
końca przedstawienia. Rozsadzało jej głowę, walczyła ze słabością. Kiedy kurtyna opadła,
Ruth dosłownie zawisła na Nicku.
- Powiedziałaś, że nic ci nie jest. - Przytrzymywał ją za ramiona. - Dasz radę wyjść do
publiczności?
- Tak. Oczywiście. - Próbowała wydostać się z jego uścisku. Udaremnił jej wysiłki, po
czym, gdy popatrzyła na niego, dając do zrozumienia, że jego zachowanie nie ma sensu,
puścił ją i wziął za rękę.
Ciężka kurtyna tłumiła oklaski. Nick skinął głową i technicy podnieśli zasłonę.
Rozległy się ogłuszające brawa. Dla Ruth hałas był nie do zniesienia. Kłaniała się,
podtrzymywana świadomością, że ten najdłuższy dzień wreszcie dobiega końca.
- Wystarczy - wydał krótką komendę Nick, kiedy z drugiej strony kurtyny rozległa się
seria kolejnych braw. Zaczął prowadzić Ruth w stronę lewej kulisy.
- Nick. - Zdezorientowana, chciała zaprotestować, albowiem jej garderoba mieściła się
po przeciwnej stronie.
- Panna Bannion jest chora - rzucił kierownikowi sceny, gdy go w pośpiechu mijali. -
Wraca do domu. Nikogo dzisiaj nie przyjmie.
- Nick, ja tak nie mogę - zaprotestowała. - Muszę się przebrać.
- Później. - Siłą wepchnął ją do windy. - Pojedziemy na górę, do mojego gabinetu. -
Wcisnął guzik i drzwi się zamknęły. - Musimy porozmawiać.
- Nie mogę. - Czuła narastającą panikę. - Nie chcę.
- Na razie się uspokój. Cała się trzęsiesz. Ponieważ wiedziała, że z nim nie wygra,
poddała się i gdy opuścili windę, pozwoliła mu się prowadzić. Na piętrze panował mrok, nie
było tu żywej duszy. Bezbłędnie zlokalizował drzwi swojego gabinetu. Popchnął ją do środka,
zapalił światła, po czym, zamykając drzwi, przekręcił zamek.
- Siadaj - rzucił zwięźle, podchodząc do niskiej, dekoracyjnej szafki, która służyła za
barek.
Ruth rzadko tutaj bywała. Gabinet ukazywał inny aspekt Nicolaia Davidova - tancerza
i choreografa. Tu była jego kwatera dowodzenia. Stąd pertraktował i zdobywał fundusze
niezbędne na utrzymanie zespołu. Bez trudu mogła sobie wyobrazić, jak siedzi za potężnym,
dębowym starym biurkiem i roztaczając wdzięk, wyczarowuje dolary od sponsorów. Czyż nie
słyszała na własne uszy uwagi Nadine, że Nick jest równie cenny dla zespołu za biurkiem, jak
na scenie?
Wdzięk. Charyzma. Ten szczodry, serdeczny uśmiech, któremu nie można się oprzeć i
powiedzieć „nie”. Tak, to jest wrodzony talent, podobnie jak talent do podwójnych obrotów w
powietrzu. A także styl. Czym bowiem byłby talent pozbawiony stylu? Davidov ma jedno i
drugie w nadmiarze.
Rozejrzała się po imponującym gabinecie, z zabytkowymi, gustownymi meblami i
głębokimi, skórzanymi fotelami. Ile tysięcy dolarów rozpoczęło swą podróż z tego
pomieszczenia? Wyjęte z wyłożonych jedwabiem kieszeni poszły na rekwizyty, kostiumy,
oświetlenie. Ile elegancki wielbiciel baletu zapłacił za jej kostium, który ma w tej chwili na
sobie?
- Powiedziałem: siadaj.
Krótkie polecenie Nicka przerwało tok jej myśli. Odwróciła się, ale nie zdążyła
powiedzieć słowa, gdy siłą posadził ją na sofie. I znowu wiedziała, że z nim nie wygra. Ani
się obejrzała, jak wetknął jej do ręki kieliszek wypełniony w jednej czwartej brandy.
- Pij - rozkazał i wrócił do barku, żeby nalać sobie, następnie usiadł obok niej i
patrzył. Uniesieniem brwi ponowił rozkaz. Ruth posłusznie umoczyła usta w trunku.
Trwał tak, nie spuszczając z niej oczu, a wokół panowała niczym niezmącona cisza.
Ruth wypiła kolejny łyczek, koncentrując całą uwagę na rysie w drewnie jego biurka.
- No więc mów - padła komenda.
- Nie mam nic do powiedzenia.
- Ruth, wiesz, że czasami jestem cierpliwym człowiekiem. Ale nie tym razem.
- Cieszę się, że mnie oświeciłeś. - Ruth dopiła brandy, po czym odstawiła kieliszek. -
W każdym razie, dziękuję za drinka. - Jeszcze nie zaczęła się podnosić, kiedy stalowymi
palcami chwycił ją za nadgarstek.
- Nie igraj z losem - ostrzegł ją delikatnie i nie puszczał, sącząc jednocześnie drinka. -
Odpowiedz. Teraz.
- Może mogłabym najpierw o coś zapytać? - Starała się zachować swobodny ton
głosu, ale zdradzał ją bijący pod jego palcami szybki i nierówny puls.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje?
- Wysiadłam trochę.
- Dlaczego?
- Mam podły nastrój. Czasami mi się to zdarza.
- Bez skutku próbowała uwolnić rękę. Łatwość, z jaką jej to uniemożliwił, była ze
wszech miar irytująca. - Czy już nie mam prawa do prywatności? - zapytała. - Do żadnych
osobistych przeżyć?
- Masz, pod warunkiem, że nie kolidują z twoją pracą.
- Nie mogę tańczyć jak automat. - Zapiekły żal i złość, nad którymi starała się
panować, dały o sobie znać. Błyszczały jej oczy. - Nie jestem tylko samym ciałem, które
tańczy, kiedy ktoś zagra. Och, wypuść mnie stąd! - Jeszcze raz szarpnęła rękę.
- Nie chcę z tobą rozmawiać.
Jakby tego nie słysząc, odstawił kieliszek.
- Kto ci to wszystko nakładł do głowy? - Wziął ją za ramiona i na wypadek, gdyby
chciała się odwrócić, przytrzymał twarzą do siebie. - Twój projektant?
Chociaż potrząsnęła przecząco głową, zdradził ją wyraz twarzy.
Nick rzucił cicho rosyjskie przekleństwo. Jeszcze mocniej ścisnął jej ramiona.
- Popatrz na mnie - wycedził. - Czy nie masz dość własnego rozumu, żeby odróżnić
mądrość od bzdury?
- Powiedział, że jestem pozbawiona uczuć - wyrzuciła z siebie, powstrzymując łzy, od
których zachrypł jej głos, a wzrok zaszedł mgłą. - Że moje życie, moje emocje złożyłam na
ołtarzu baletu, bez którego... - Urwała i potrząsnęła głową.
- Co on może wiedzieć? - obruszył się Nick. - Nie jest tancerzem. Skąd może
wiedzieć, co my czujemy? Czy wie, na czym polega różnica między skokiem a wybiciem? -
Tu padło kolejne, krótkie, lecz dosadne przekleństwo. - Jest zazdrosny. Chce cię usidlić.
- Chce więcej, niż mogę mu dać - sprostowała Ruth. - I ma do tego prawo. Mnie
naprawdę na nim zależy, ale... - Obiema rękami odgarnęła włosy z twarzy.
- Nie kochasz go - dokończył Nick.
- Nie. Nie kocham. Może po prostu nie jestem zdolna do tego rodzaju uczuć. Może on
ma rację, a ja...
- Przestań! - Potrząsnął nią znowu, mocniej niż przedtem. Podrywając się na równe
nogi, mrucząc coś po rosyjsku, wielkimi krokami zaczął przemierzać pokój. - Tylko ktoś
głupi może uwierzyć w podobne rzeczy. Czy dlatego, że nie kochasz tego mężczyzny,
pozwalasz sobie wmawiać, że nie jesteś prawdziwą kobietą? - Mruknął coś z niesmakiem i
zwrócił się w jej stronę. - Co się z tobą dzieje? Gdzie twój duch? Twój temperament? Gdybyś
ode mnie usłyszała coś podobnego, walczyłabyś, protestowała, nie godząc się z tym!
Ruth przycisnęła palcami skronie i jeszcze raz próbowała wszystko przemyśleć.
- Ale ty byś mi nigdy czegoś takiego nie powiedział.
- Nie - padła spokojna odpowiedź. Podszedł do niej. - Nie, ponieważ cię znam i
rozumiem, co w tobie tkwi. W nas wszystkich zresztą. - Ujął jej rękę i splótł z nią palce. - Ty
żyjesz w swoim świecie, a twój projektant w swoim. Gdyby między wami była miłość,
potrafiłabyś żyć w jednym i drugim.
Ruth chwilę milczała, analizując to, co usłyszała.
- Chciałabym - rzekła półgłosem. - Przynajmniej spróbowałabym, ale...
- Nie. Żadnych ale. One mnie męczą. - Opadł z powrotem na sofę. - Więc toczysz bój
ze swoim projektantem, a on wygaduje bzdury. Czy to dostateczny powód, żebyś była taka
blada i słaba?
- A jak mam się czuć, wiedząc, że mam już następczynię? - warknęła Ruth. - Mam się
nie przejmować, gdy na godzinę przed podniesieniem kurtyny ktoś mi macha przed nosem
egzemplarzem „Keyhole”, rozpisującym się o jego nowym związku?
- „Keyhole”? - Nick skrzywił się, gubiąc wątek. - Co to takiego „Keyhole”? Ach, -
przypomniał sobie, zanim Ruth go uświadomiła. - Ta idiotyczna gazeta z okropnymi
zdjęciami?
- Idiotyczna gazeta spekuluje, dlaczego Donald Keyser stracił zainteresowanie dla
baletu.
- Aha. I on ci to przyniósł do garderoby?
- Nie, nie on... - Ruth urwała, zaalarmowana groźnym wzrokiem Nicka, który z
sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej złowrogi. - Zresztą to nieważne; jestem głupia,
że tak tym się dałam zdołować.
- Zaczekaj. - Ten rozkaz aż ją zmroził. - Kto to taki? - Teraz dostała gęsiej skórki. -
Kto ci przyniósł gazetę przed występem?
- Nick, ja naprawdę...
- Zadałem ci pytanie. - Podniósł się z miejsca. - To karygodne, żeby członek zespołu
celowo wyprowadzał z równowagi inną osobę tuż przed występem. Nie pozwolę na to.
- I tak ci nie powiem. Nie, nie powiem - powtórzyła kategorycznie, widząc zapalające
się w jego oczach złe ogniki. - Sama powinnam z tym sobie poradzić. I tak zrobię w
przyszłości. W każdym razie był ktoś jeszcze poza Donaldem, kto mnie dzisiaj dobił.
Ruth nie chodziło o to, by za wszelką cenę chronić Leah, nie chciała tylko nikogo
narażać na niekontrolowany wybuch złości Davidova. Wiedziała, że potrafi być brutalny.
- Kto?
- Nie powiem ci. Nie mogę. Po prostu nie mogę - rzekła półgłosem, patrząc na niego
niemal błagalnym wzrokiem. - Jest coś znacznie ważniejszego, co musimy ustalić.
Niemal znieruchomiał. Kontrolował się, jego twarz prawie nic nie wyrażała.
Cokolwiek myślał, zachował to dla siebie. Czuła, że się wycofuje.
- Co takiego? - odezwał się w końcu, a serce Ruth zaczęło walić jak szalone.
- Chyba najpierw wypiję jeszcze jedną brandy - zdobyła się na odwagę.
Czekała, że może będzie zły, że odmówi zniecierpliwionym tonem, tymczasem po
chwili wahania sięgnął po oba kieliszki i podszedł z nimi do baru. W pokoju było cicho jak
makiem zasiał. Wzięła kieliszek, który jej podał, i wypiła łyczek. Nabrała dużo powietrza w
płuca.
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu? Kieliszek Nicka zatrzymał się w drodze
do jego ust.
- Coś ty powiedziała?
Tym razem zapytała bardziej stanowczym tonem:
- Czy zamierzasz pozbyć się mnie z zespołu?
- Czy wyglądam na idiotę? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
Jego głos brzmiał tak naturalnie i rozbrajająco, że uśmiechnęła się.
- Nie, Davidov.
- Choroszo. Dobrze, że choć raz się zgadzamy. - Machnął ręką ze złością. - A skoro,
jak ustaliliśmy, nie jestem idiotą, dlaczego miałbym zwalniać z zespołu moją najświetniejszą
balerinę?
Ruth osłupiała.
- Nigdy mi tego wcześniej nie mówiłeś - wyszeptała.
- Czego?
Niewiarygodne! I on jeszcze o to pyta?
- Odkąd sięgam pamięcią, chciałam tańczyć - zaczęła, tłumiąc nerwowy śmiech, po
którym przyszła kolej na łzy. - Przez te wszystkie lata wyciskałam z siebie siódme poty,
pracowałam ponad siły. Robiłam to dla siebie, dla tańca i dla ciebie. I nie usłyszałam od
ciebie ani jednego takiego słowa jak dzisiaj. - Westchnęła. - Po takim dniu, po tym nie-
udanym występie, stoisz tu sobie i jak gdyby nic mówisz, że jestem najświetniejszą baleriną,
jaką masz! - Otarła łzy. - Tylko ty, Nikolai, mogłeś wybrać taką chwilę.
Choć nie słyszała, kiedy do niej podszedł, nie zdziwiła się, gdy jego ręce spoczęły na
jej ramionach.
- Jeżeli nie powiedziałem tego wcześniej, to błąd. Ale przecież wiesz, że na ogół nie
przykładam większego znaczenia do słów.
Dotknął palcami jej włosów, patrząc, jak błyszczą w świetle.
- Jesteś dla mnie bardzo ważna. Nie puszczę cię. Serce Ruth na chwilę zamarło. Po
czym, nagle, jakby gdzieś uderzył piorun, zaczęło jej huczeć w uszach. Przecież mówimy o
zespole, uprzytomniła sobie. Wyłącznie o tańcu. Odwróciła się.
- Zastąpisz mnie kimś w Carlotcie w nagraniu dla telewizji?
- Dla telewizji? - powtórzył. Wytężał umysł, co mu się od czasu do czasu zdarzało,
gdy chciał sformułować myśl w poprawnej angielszczyźnie. - Chodzi ci o kablówkę? -
Odczytując odpowiedź w jej oczach, kontynuował: - Ależ to jeszcze nie jest sfinalizowane,
jak więc bym mógł... ? - Zatrzymał się. - A więc to to miałaś na myśli tuż przed występem. I,
jak sądzę, wiadomość pochodzi od tej samej osoby, która ci podrzuciła „Doorknob”?
- „Keyhole” - poprawiła, ale on tylko zaklął. Domyśliła się, że był to jakiś szczególnie
szkaradny rosyjski zwrot.
- To jest niedopuszczalne. Nie pozwolę, żeby moi tancerze dokuczali sobie i
podgryzali jeden drugiego! A teraz słuchaj: o tym, jakie mam plany i kogo zamierzam
obsadzić, ja sam zadecyduję! Jeżeli wybiorę ciebie do Carlotty, będziesz Carlottą.
- Powiedziałam, że nie zatańczę już z tobą - zaczęła Ruth. - Ale...
- Mało mnie obchodzi, co powiedziałaś - warknął. - Jeżeli powiem, że masz ze mną
tańczyć, to zatańczysz. Nie masz tu nic do gadania.
- Chyba mam prawo decydować o własnym życiu - warknęła, równie wściekła jak on.
- Możesz odejść albo zostać, to prawda - przyznał. - Ale jeśli zostaniesz, będziesz
robić to, co ja ci powiem.
- Jeszcze mi nic nie powiedziałeś - przypomniała mu. - Dowiaduję się o twoich
wielkich planach na niecałą godzinę przed podniesieniem kurtyny. Od tygodni ze mną nie
rozmawiasz.
- Bo nie miałem ci nic do powiedzenia. Nie mam czasu, by gadać po próżnicy.
- Jesteś arogancką, obrzydliwą świnią! Daję z siebie wszystko w tym balecie. Dla
ciebie wypruwam z siebie flaki. Jeśli więc sądzisz, że poddam się bez walki, że pozwolę, aby
kto inny zatańczył tę rolę, to bardzo się mylisz. Po prostu jesteś głupi! I mało mnie obchodzi,
czy to będzie dwuminutowe pas de deux, czy cały balet. On jest mój! To jest mój balet!
- Tak sądzisz, malutka? - Ton jego głosu był zwodniczo łagodny.
- Nie sądzę, tylko wiem - odwarknęła. - I nie nazywaj mnie malutką. Jestem kobietą, a
Carlotta jest moja, dopóki nie przestanę jej tańczyć. - Złapała trochę powietrza i ciągnęła: -
Będę tu jeszcze długo tańczyć, nawet gdy ty już przestaniesz być księciem Stefanem.
- Jesteś tego pewna? - Delikatnie ujął ręką jej szyję, lekko ją ściskając. Gest ten
uciszył nieco jej złość. - Czyżbyś zapomniała, miłaja, kto jest autorem baletu? Kto ułożył
choreografię i kto cię obsadził w roli Carlotty?
- Nie. A ty nie zapominaj, kto ją tańczy!
- Masz śliczną, smukłą szyję - powiedział szeptem. Dotykał jej palcami i pieścił. - Nie
prowokuj mnie, bo jeszcze ci ją złamię.
- Jestem zbyt wściekła, żebyś mógł mnie przestraszyć, Davidov. Chcę usłyszeć jasną
odpowiedź; Zatańczę Carlottę w telewizyjnym programie czy nie?
Wędrował wzrokiem po jej rozwścieczonej twarzy.
- Dowiesz się w swoim czasie. Jeszcze prawie przez tydzień tańczysz tę rolę na scenie.
O dalszych planach porozmawiamy później. - Kiedy ze złości prychnęła, uniósł tylko brew. -
Masz teraz dodatkową motywację. Może mi oddasz w tańcu serce i duszę!
- Że też ty zawsze potrafisz się wykpić! - Zaczęła się odwracać, ale ją zatrzymał.
Powoli, jakby z pewnym namysłem, pochylił się, a jego usta znalazły się tylko o kilka
centymetrów od jej ust. Po długiej, zapierającej dech w piersi chwili zbliżył się do nich
jeszcze bardziej. Słyszał, jak wciąga powietrze. Czuł pod ręką jej szybko bijący puls, ale nie
wpił się w nią i nie wywierał presji.
Pieszczotliwie wodził koniuszkiem języka po jej wargach, aż się rozchyliły i zaprosiły
go do środka. Wcześniej nie całował jej z taką uwagą i tęskną czułością. A czy takiej czułości
można się oprzeć? Wcześniej pocałunkowi towarzyszyły podniecenie i żar, a także odrobina
strachu. Teraz czuła jedynie beztroską przyjemność.
Skubnął zębami jej dolną wargę, zatrzymując się na krawędzi bólu, po czym zamiast
zębów posłużył się językiem. Poczuł silny zapach scenicznego makijażu, a także potu
zmieszanego ze smakiem brandy. Bezsilna i jakby w stanie nieważkości Ruth pozwoliła opaść
głowie do tyłu, zapraszając i jednocześnie wystawiając Nicka na pokusę.
Długo trwali w tym pocałunku, kiedy nagle zaczaj ją od siebie odsuwać. Otworzyła
ociężałe powieki i popatrzyła na niego. Wyczytał w jej oczach, że jest jego. Wystarczyło
tylko opuścić ją na sofę albo pociągnąć na podłogę. Byli sami, ona zaś była gotowa i
pragnąca. Mógłby ją nadal smakować, spijać tę błogą, nieskażoną słodycz, która go pod-
niecała.
- Malutka - powiedział szeptem, zdejmując rękę z jej szyi, żeby ją pogłaskać po
policzku. - Jadłaś coś dzisiaj?
- Jadłam? - powtórzyła bezmyślnie.
- Tak, pytam o jedzenie. - W jego głosie zabrzmiała nutka zniecierpliwienia. - Co
dzisiaj jadłaś? - wyartykułował.
- Ja... - W głowie miała kompletną pustkę. - Nie wiem...
- A kiedy ostatnio jadłaś stek?
- Stek? - Rum przeciągnęła ręką po włosach. - Przed laty - stwierdziła, śmiejąc się
nerwowo.
- Chodź, musisz zjeść coś solidnego. - Wyciągnął rękę. - Zabieram cię na kolację.
- Nick, ja nic z tego nie rozumiem. - Zdezorientowana, udała, że nie widzi jego
wyciągniętej ręki, aż ujął jej obie dłonie i pociągnął w stronę drzwi.
- Masz pięć minut na przebranie się.
- Nick. - Będąc przy drzwiach, zatrzymała się jeszcze i popatrzyła uważnie na niego. -
Czy kiedykolwiek cię zrozumiem?
Na to pytanie tylko uniósł i opuścił brwi.
- Jestem Davidov - oświadczył i uśmiechnął się szeroko. - Czy to nie wystarczy?
Zaśmiała się nerwowo.
- Aż nadto - odrzekła. - Aż nadto...
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kolacja z Davidovem była przyjemna, choć niewiele wyjaśniła. Patrząc wstecz, Ruth
doszła do wniosku, że w ogóle nie rozmawiali o balecie. Po szaleńczej jeździe taksówką przez
miasto, która najwyraźniej sprawiła mu radość, Nick odprowadził ją do drzwiami jej
mieszkania, pocałował w pośpiechu, choć namiętnie, i zostawił.
Spała do rana jak zabita i obudziła się dopiero na dzwonek budzika. Emocjonalna
huśtawka i obfite jedzenie okazały się doskonałym środkiem nasennym.
Dzień toczył się jak zwykle. Choć nie mogła doczekać się odpowiedzi na dręczące ją
pytania, na tyle znała Nicka, by wiedzieć, że szybko nie zaspokoi jej ciekawości. Im bardziej
będzie na niego naciskać, tym mniej wskóra.
Gdy zaprogramowany na dwa tygodnie cykl przedstawień „Czerwonej róży” dobiegł
końca, Ruth musiała się uporać z uczuciem zawieszenia w próżni, które następowało po
okresie intensywnej pracy i skończonym angażu. Znała ten stan, wiedziała również, że przez
jakiś czas, dopóki Nick nie wyznaczy jej innej roli, nie będzie sobie mogła znaleźć miejsca.
Po ostatnim przedstawieniu, żegnając się z kostiumem Carlotty, Ruth czuła się tak,
jakby utraciła jakąś część samej siebie. Nie miała ochoty na przyjęcie z udziałem całego
zespołu, choć wiedziała, że wypadałoby się tam choć na chwilę pokazać.
Towarzystwo będzie hałaśliwe, pomyślała. Żadnego szampana, podjęła szybką
decyzję, usuwając makijaż. Tylko duża szklanka mleka i cała torebka kruchych ciasteczek,
wyłącznie dla mnie. Najwyżej podzielę się z Niżyńskim. Wciągnęła dżinsy. Żadnego użalania
się nad sobą, wyłącznie obżarstwo!
- Proszę! - zawołała, słysząc pukanie do drzwi. Akurat wciągała podkoszulek, gdy
Francie wsunęła głowę do środka.
- Dlaczego się ukrywasz? - zapytała. - Towarzystwo jest już przy szampanie.
- Zamierzam się wymknąć - odparła Ruth, łapiąc torebkę.
- Och, nie, nie rób tego. - Francie była jeszcze w kostiumie i w scenicznym makijażu.
Odęła wargi. - Chcę, żebyś poznała mojego neurochirurga.
- Dzisiaj nie mogę. - Ruth posiała przyjaciółce szeroki uśmiech i mrugnęła
porozumiewawczo. - Mam bardzo poważne plany.
- Oho! - Francie ze zrozumieniem przeciągnęła słowo. - Dlaczego go nie
przyprowadzisz?
- Nie dzielę się z nikim - odpowiedziała jej Ruth. Westchnęła przeciągle, jakby
myślami była już daleko stąd. - Jest mój i tylko mój.
- No, no! - Zdumienie Francie nie miało granic. - Jaki on jest?
- Znakomity. - Ruth nie mogła się doczekać, kiedy znajdzie się za drzwiami. -
Absolutnie znakomity.
- Widziałam go? - zawołała Francie, na co Ruth tylko się zaśmiała i wypadła za drzwi.
Dwie godziny później siedziała w fotelu u siebie w salonie. Niżyński rozciągnął się
jak długi u jej stóp, brzuchem do góry, przednie łapy ułożone jak do walki, gotowe zadać
lewy sierpowy.
Ziewnęła. Wyświetlany w telewizji stary film nie przyciągnął jej uwagi. Mimo
wszystko była zadowolona, że wymknęła się z przyjęcia. Nie czułaby się tam dobrze. Tłok,
śmiechy i stale te same żarty, jak zawsze w zgranej grupie, jeszcze by ją tylko dobiły, podczas
gdy odrobina samotności podniosła ją na duchu. Pomyślała, że skorzysta z wolnego czasu i
jutro kupi sobie coś bezużytecznego. Poszpera w antykwariatach i może kupi nożyczki do
przycinania upalonego knota świecy albo jakieś stare pudełeczko.
Zamknęła oczy i przeciągnęła się zmysłowo. A może warto by urwać się na parę dni i
zobaczyć z Lindsay i z Sethem? Skrzywiła się, gdy jej myśli pobiegły ku Nickowi.
Jego spokojny, delikatny pocałunek rozbroił ją do reszty. Przez ostatnie dni starała się
nie myśleć o nim, koncentrując się na sprawach zawodowych. Mówiąc szczerze, nie poszła na
przyjęcie z jego powodu.
Chciała go. I choćby nie wiedzieć ile razy w ciągu ostatnich dni i tygodni odpędzała
od siebie tę myśl, nie zmieniło to w niczym faktu, że go pragnie. Ależ tak - pragnie go jeszcze
bardziej! Z tym pragnieniem i tęsknotą jeszcze jakoś sobie radziła, natomiast wszelkie
poważniejsze myśli powodowały zamęt w jej głowie.
- Jestem zanadto zmęczona, żeby o tym myśleć - powiedziała do kompletnie nie
zainteresowanego jej przeżyciami Niżyńskiego. - Idę do łóżka.
Kiedy nie drgnął i nie okazał cienia zainteresowanie jej pomysłem, przeszła nad nim,
by wyłączyć telewizor. Zostawiając okruszki ciasteczek na rano, w drodze do sypialni
pogasiła wszystkie światła.
Nick wpatrywał się w ciemne okna mieszkania Ruth. Jest pierwsza w nocy, więc na
pewno śpi. Gdybym miał trochę oleju w głowie, też bym spał, zgromił siebie.
Wsunął ręce do kieszeni i zaczął iść. Nie masz tu nic do roboty, Davidov, mruknął pod
nosem. Sam wiesz najlepiej. Dająca się we znaki chłodna noc przypominała o prawdziwym
początku jesieni. Chroniąc się, wtulił głowę w ramiona. Przychodząc tutaj, robi z siebie
idiotę. Co też, idąc do niej i mijając kolejne przecznice, powtarzał sobie niezliczoną ilość
razy.
Gdyby była na przyjęciu, mógłby choć na nią popatrzeć... O Boże, pomyślał z
desperacją, przecież już dawno minął czas, gdy wystarczało mu samo patrzenie. Najgorsze
były noce, kiedy bywał bliski szaleństwa, a żadna inna kobieta nie mogła mu jej zastąpić.
Pragnął Ruth.
He to już trwa? - zapytywał siebie, nie zwracając uwagi na mijające go w zawrotnym
tempie policyjne wozy i wyjące syreny. Miesiąc, rok? Pięć łat? Czy już wtedy, w studiu
Lindsay, kiedy po raz pierwszy zobaczył Ruth przy drążku? Przecież już wtedy skręcał się z
pożądania. Dobry Boże, miała wówczas zaledwie siedemnaście lat!
Skąd mógł wiedzieć, że kiedy ją pocałuje, zasmakuje w niej bez reszty? Albo że ona
zareaguje tak na niego? Jakby tylko na niego czekała! Skąd mógł wiedzieć, że widok tego
drobnego szczupłego ciała będzie go prześladować w dzień i w noc?
Nawet gdy z nią tańczył, myśl, by ją posiąść, stopić się z nią, nie dawała mu spokoju,
aż doszedł do wniosku, że chyba oszaleje. Zaczął się oddalać.
Zatrzymał się, odwrócił. Boże, jakże jej pragnie! Teraz, zaraz. W tę noc.
Dobijanie się w drzwi poderwało ją i sprawiło, że usiadła na łóżku jak automat. Co jej
się śniło? Nick? Potrząsnęła głową, żeby oprzytomnieć. Właśnie wyciągała rękę po budzik,
kiedy walenie zaczęło się od nowa. Spuściła nogi z łóżka i sięgnęła po szlafrok.
- Już idę! - zawołała, spiesząc się tym bardziej, im głośniej i natarczywiej stukano.
Narzucając po drodze szlafrok, przebiegła przez pogrążone w mroku mieszkanie. - Na miłość
boską, sąsiedzi się pobudzą! - Zerknęła przez judasza, zamrugała z niedowierzania i jeszcze
raz zerknęła. Zaczęła niezdarnie zdejmować łańcuch, gdy Nick znowu zastukał.
Kiedy otworzyła drzwi, popatrzyli na siebie zdumionym wzrokiem. Była
zdezorientowana śladami gniewu w jego oczach. Splątana masa jej włosów spadała na
narzucony w pośpiechu szlafrok. Miała zaróżowione od snu policzki i ciężkie powieki. Nick
postąpił krok naprzód, wiedząc, że wkracza na zakazany teren.
- Chcę ciebie.
Wystarczyły te dwa proste słowa, wypowiedziane spokojnie, choć szorstko, by serce
Ruth zamarło na chwilę. Zanim się zorientowała, co robi, wyciągnęła ku niemu ramiona.
Przywarli do siebie ciałami, ustami. Pożądanie było przemożne, a pocałunek żarliwy -
długi, desperacki. Jego granicząca z szaleństwem dzikość porwała Ruth. Poczuła, jak ręka
Nicka chwyta jej włosy i w jakiejś furii odciąga jej głowę do tyłu. Oderwał wargi, po to tylko,
by sięgnąć głębiej. Była w tym szczypta brutalności, tak jakby jednym pocałunkiem chciał
zaspokoić wszystkie pragnienia.
- Chcę ciebie. Boże, aż za bardzo!
Ruth tak kurczowo uchwyciła się jego swetra, że zabolały ją palce.
- Nie może być za bardzo - wyszeptała i wciągnęła go do środka.
Zamknęła drzwi i odwróciła się ku niemu. Z przejęcia zaschło jej w gardle; Dostrzegła
jego rozterkę i próbę zapanowania nad sobą. Nie tego od niego chciała! Nie dzisiaj! Chciała,
by go poniosło. Jakże silna i jednocześnie obezwładniająca była jej potrzeba poczucia na
sobie jego dotyku. Powoli, nie w pełni świadoma swoich reakcji, Ruth podniosła rękę, by
zsunąć z ramion szlafrok. Gdy upadł bezgłośnie na podłogę, stanęła przed Nickiem naga.
- Kochaj mnie - powiedziała półgłosem.
Nie mógł się jej oprzeć. Usłyszała tylko jego głuchy jęk, kiedy wziął ją w ramiona.
Usta miał gorące, a dłonie szorstkie i zaborcze. Czuła, jak bardzo jej pożąda.
Posuwając się w kierunku sypialni, Ruth zdarła z niego sweter. Gdzieś w korytarzu
ściągnęła mu go przez głowę i rzuciła na podłogę.
Gdy znaleźli się w drzwiach sypialni, niezdarnie szarpała zamek jego dżinsów. Gdy
wsunęła palce pod pasek, poczuła, jak wciąga brzuch i usłyszała chrapliwe, stłumione
rosyjskie słowa, gdy kąsał jej ramię. Miał szczupłe biodra i gorącą skórę. Kiedy go dotykała,
wpił palce w jej plecy.
- Mileńkaja - powiedział, śmiejąc się gardłowym głosem; - Pozwól mi zdjąć buty.
- Nie mogę. - Nie było czasu. Pożądanie było silniejsze. Już i tak długo czekała. -
Połóż się ze mną. - Pociągnęła go w stronę łóżka. - Weź mnie teraz, Nick. Oszaleję, jeśli tego
nie zrobisz.
Po chwili Nick leżał na niej. Słyszała, jak gwałtownie bije mu serce, jaki ma nierówny
oddech. Dotarło do niej również, że wchodząc w nią, drży. Przejęła inicjatywę. Jej ciało znało
swoje potrzeby, choć mózg nie ogarniał tego ogromu wrażeń. To czuła się silna, to słaba i
wyczerpana. Nick leżał na niej z twarzą w jej włosach.
- Słodki Boże, Ruth - szepnął, ciężko oddychając. - Nietknięta. Nietknięta, a ja cię
biorę jak zwierzę! - Zsunął się z niej, chwytając się za włosy. Kiedy usiadł, Ruth widziała
tylko zarys jego piersi i ramion, a także błysk jego oczu. - Powinienem mieć więcej oleju w
głowie. To niewybaczalne; Musiało cię boleć.
- Nie. - Czuła się zamroczona i oszołomiona, ale nie było w tym bólu. - Nie.
- Źle się stało.
- Chcesz powiedzieć, że żałujesz tego?
- Tak, na Boga!
Choć ją mocno zranił tą odpowiedzią, spokojnie zapytała:
- Dlaczego?
- To chyba oczywiste, prawda? - Wstał. - Przychodzę tutaj w środku nocy i zaciągam
cię do łóżka, nie okazując najmniejszego... - zawahał się, szukając słowa.
- Zaciągasz mnie do łóżka? - powtórzyła Ruth. - I oczywiście, ja nie mam z tym nic
wspólnego, nic do powiedzenia! - Uklękła na pościeli i odrzuciła do tyłu włosy. Dostrzegł
błysk gniewu w jej oczach. - Ty zarozumiały ośle! Kto kogo zaciągnął do łóżka? Wyjaśnijmy
sobie pewne fakty, Davidov. To ja otworzyłam drzwi, ja powiedziałam ci, czego pragnę, ja
cię rozebrałam. Więc nie zachowuj się tak, jakbyś to wszystko sam wymyślił. Jeśli żałujesz,
że kochałeś się ze mną, to zabieraj się stąd i znikaj. - Grzmiała tak, że nawet nie zdążył otwo-
rzyć ust. - Ale nie zasłaniaj się tym, że byłam dziewicą. Byłam dziewicą, ponieważ tak
chciałam. I sama wybrałam czas, żeby to zmienić. To ja ciebie uwiodłam, a nie ty mnie! -
zakończyła rozgorączkowana i wściekła.
- No, ładnie mnie załatwiłaś - odezwał się po dłuższej chwili.
Parsknęła śmiechem. Była zła i zraniona, i nadal dygotała.
- Skończmy już z tym.
Znowu podszedł do łóżka, dotknął jej włosów. Bywają sytuacje, pomyślał, kiedy
łatwiej mówić po rosyjsku. W rodzinnym języku potrafiłby precyzyjniej wyrazić to, co czuje.
- Ruth, czasami, gdy jestem wytrącony z równowagi, nie wyrażam się dość jasno. -
Przerwał na chwilę, szukając odpowiednich słów. - Nie żałuję, że kochałem się z tobą, bo
pragnąłem tego od bardzo dawna. Żałuję tylko i jest mi przykro, że twoje pierwsze
doświadczenie w miłości pozbawione było romantyzmu. - Ujął w dłonie jej twarz i podniósł
ją, by widzieć jej oczy. - W taki sposób nie wprowadza się niewinnej osoby w tajniki
rozkoszy, które kobieta i mężczyzna mogą razem przeżywać.
Patrzyła na niego uważnie. Teraz, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności,
widziała wyraźniej. Jego twarz była blada, ale oczy żywe i zapalczywe. Poczuła powracające
miłe ciepło. Uśmiechnęła się.
- Jest jakiś inny sposób? - zapytała przewrotnie.
Wodził palcem wzdłuż krawędzi jej policzków, podbródka.
- Bardzo wiele.
- Sądzę, że winien mi jesteś to pokazać. - Objęła go za szyję. - Teraz.
- Ruth...
- Teraz - powtórzyła i wpiła się w jego usta.
Wydał dźwięk podobny do jęku i ponownie zatopił się w jej smaku. Odwlekał
pocałunek, podniecając ją wargami, zębami, językiem. Ruth poczuła znowu, jak krew
zaczyna w niej szybko krążyć. Delikatnie ujął w dłonie jej piersi. Były małe, twarde i gładkie.
Ich czubeczki były naprężone, a on leciutko je muskał, aż usłyszał jej przyspieszony oddech.
Szeptał jej do ucha słowa, które dla niej nic nie znaczyły. Ale ich brzmienie i jego
nierówny, ciepły oddech obezwładniały. Wsunął rękę pod jej plecy, podtrzymując ją, gdy
klękała na łóżku. Drżała już, ale on nadal tylko podniecał ją wargami - czekając, wciąż
czekając. Powoli, z niespotykaną uwagą i czułością, zaczął rozniecać w niej ogień. Odkrył jej
najwrażliwsze miejsce - po wewnętrznej stronie ud. Powracał tam po wielekroć. Gdy
popieścił trójkąt między jej nogami, jej ciałem wstrząsnął dreszcz i mocniej przycisnęła jego
rękę. A po chwili pogrążyli się w pocałunku.
Jej oddech był niczym krzyk. Kiedy ją przygniótł swoim ciężarem, jęknęła i
wypowiedziała jego imię.
- To jeszcze nic, miłaja - wyszeptał, delektując się zapachem i smakiem jej szyi. -
Czeka nas jeszcze dużo, dużo więcej.
Kiedy pieścił jej pierś, na przemian traciła oddech i jęczała. Mocniej przycisnęła go do
siebie, nieświadoma pobudzającego rytmu, w jakim jej ciało poruszało się pod nim. Sięgnął
wargami po jej drugą pierś, tym razem porażając ją od stóp do głów. Wołała go, nieświadoma
niczego, pogrążona w cudownych, nieznanych doznaniach.
Wędrował ustami coraz niżej i niżej, a jego dłonie nadal dotykały jej piersi, jeszcze
ciągle gorących i wilgotnych od jego warg. Prowadził ją, kierował, jak niegdyś prowadził w
takt muzyki, ustalając tempo ich prywatnego pas de deux. I znów był twórcą, a ona tancerką,
poruszającą się zgodnie z jego wizją. Była pojętną uczennicą. Oddaną i podporządkowaną mu
bez reszty.
Otworzyła się na niego, a gdy w nią wszedł, łakomie sięgnął po jej usta. Poruszał się
w niej powoli, nie zważając na własne, trudne do opanowania potrzeby. Brał ją tak, jakby
przed sobą miał całe życie delektowania się tą najwyższą rozkoszą. Trwali tak złączeni, aż
oboje byli bliscy szaleństwa. Wówczas poprowadził ich na sam szczyt.
Wyczerpana, cudownie obolała, Ruth leżała wtopiona w niego, z głową na jego piersi.
Od czasu do czasu głaskał jej włosy, nawijając ich końce na palce. Pod jej uchem jego serce
biło mocno i miarowo. Zza okna nie wpadała nawet smuga światła. W pokoju było ciemno,
ciepło i cicho.
To jest to, na co czekałam, pomyślała sennie. Oto kres mojej izolacji. Poznał moje
wszystkie sekrety. Dałam mu dzisiaj wszystko, co dotąd przechowywałam w sobie.
Westchnęła.
- Nie odchodź teraz - wyszeptała, zamykając oczy. - Nie odejdziesz?
Przez chwilę panowała cisza, ich własna osobista cisza.
- Nie - powiedział czule. - Nie odejdę. Uszczęśliwiona Ruth wtuliła się w niego i
niemal natychmiast zasnęła.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Niżyński wskoczył na łóżko, domagając się swojego śniadania. Przez chwilę
wytrzeszczał zdumione ślepia na Nicka, po czym spokojnie rozpoczął wędrówkę po jego
nogach, brzuchu, aż zatrzymał się na klatce piersiowej. Czując ucisk, Nick poruszył się i
otworzył oczy prosto na kota.
Przyglądali się sobie w milczeniu. Nick wyciągnął rękę i usłużnie podrapał kota za
uchem.
- Jak się masz, prijatiel, zdaje się, że nie masz nic przeciwko mojej obecności?
Niżyński wyprężył grzbiet, przeciągnął się, a następnie wyciągnął jak długi na piersi
Nicka. Nie przestając drapać kota za uchem, Nick odwrócił głowę w stronę Ruth.
Spała wtulona w niego. Właściwie to on trzymał ją w takiej pozycji. Jej rozrzucone,
gęste włosy przykrywały niemal całą poduszkę. Oddech był równy i głęboki, wargi lekko
rozchylone. Wyglądała niewiarygodnie młodo - zbyt młodo jak na tę dziką namiętność, jaką
zademonstrowała. W y g l ą - dała jak śpiąca królewna, choć wiedział, że z temperamentu jest
bardziej Carlottą niż Aurorą. Bardziej pasował do niej ogień niż kwiat. Pochylił się, żeby ją
pocałować.
Obudziła się roznamiętniona, z ciałem gotowym do pieszczot. Westchnęła, przywarła
do niego, gdy wprawną i pewną ręką wyruszył w cudowną podróż po jej ciele.
Unieruchomiony między nimi Niżyński głośno wyraził swoją dezaprobatę.
Ruth zaśmiała się ochrypłym głosem, a Nick zaklął.
- Domaga się swojego śniadania - wyjaśniła Ruth.
Miała jeszcze zaspane oczy, kiedy uśmiechnęła się do Nicka. Tytułem próby podniosła
rękę i potarła jego podbródek.
- Zawsze chciałam to zrobić - wyjaśniła. - Z samego rana, po przebudzeniu, dotknąć
męskiego zarostu.
Nick przesunął rękę, żeby popieścić jej pierś.
- Wolę coś delikatniejszego. Twoje usta - uściślił, pochylając głowę i muskając je. - Są
takie delikatne i takie ciepłe.
Niżyński powędrował do góry i wsunął łeb między ich głowy. Nick popatrzył na
niego, złowrogo mrużąc oczy.
- Moja sympatia do tego stworzenia maleje z każdą chwilą.
- On dba o punktualność - wyjaśniła Ruth. - Zawsze mnie budzi, zanim budzik
zaczyna dzwonić. - Jakby na potwierdzenie jej słów rozległo się ciche i jednostajne
brzęczenie zegara. - Widzisz? - Roześmiała się, kiedy Nick sięgnął ponad nią i wcisnął
przycisk. - Co chcesz najpierw? - zapytała. - Prysznic czy kawę?
Ponownie pochylił się nad nią, a jego uśmiech był leniwy i kuszący.
- Co innego chodzi mi po głowie.
- Lekcja - przypomniała mu i szybko wymknęła się z łóżka.
Patrzył na nią, gdy naga podeszła do szafy i wyciągnęła szlafrok. Była szczupła i
smukła jak trzcina, o długich nogach, pozbawiona bioder - chłopięca figura przy bardzo
kobiecym sposobie poruszania się. Kiedy wsunęła rękę w głąb szafy, dostrzegł niewielki
rowek między jej piersiami. Szlafrok rozsunął się na niej, założyła więc poły i zawiązała
pasek. Odwróciła się do niego z uśmiechem.
- No więc? - zapytała, wyciągając długie włosy spod kołnierza szlafroka. - Chcesz
kawy?
- Jesteś śliczna - wyszeptał.
Ręce Ruth zawahały się na węźle paska. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek
przywyknie do tonu głosu Nicka i do wyrazu oczu. Wiedziała, co by było, gdyby wróciła do
łóżka. I znowu poczuła rozkoszne mrowienie, jak gdyby jego ręce już wędrowały po jej ciele.
Niżyński miauknął.
- Skoro wstałam pierwsza - powiedziała, patrząc z wyrzutem na kota - pierwsza
wezmę prysznic. Ty możesz przygotować kawę. - Mknąc do łazienki, zawołała jeszcze przez
ramię: - Nie zapomnij nakarmić kota.
Odkręciła kran i rozebrała się. Czy rzeczywiście powinno mi być tak dobrze? -
zapytywała samą siebie, związując włosy na czubku głowy. Czy to w porządku, że budząc się
przy nim, traktuję to jak coś naturalnego? Bez odrobiny onieśmielenia czy zażenowania?
Weszła do kabiny i odkręciła kran, lejąc na siebie gorący, mocny strumień.
Ale wiedziałam, że to będzie on. Jakoś zawsze to wiedziałam. Potrząsając głową,
sięgnęła po mydło. Chyba zwariowałam. Skąd mogłam to wiedzieć? Namydliła się i snuła
rozważania. Jedli razem posiłki między lekcjami i próbami. Bywali na tych samych
przyjęciach. Ale poza tym nigdy niczego nie planowali i nie umawiali się na konwencjonalne
randki.
Czy tak miało być? - zastanawiała się. Na pewno dzisiejsza noc nie była czymś
typowym w ich związku. Nick widywał ją ociekającą potem, przeklinającą i wściekłą,
widywał ją też płaczącą. Masował jej obolałe łydki i stopy. Ale znała go tylko na tyle, na ile
on sam jej pozwalał.
Zakręciła wodę. Jest jeszcze za wcześnie, doszła do wniosku, żeby się aż tak głęboko
zanurzać w swoich odczuciach. Wiedziała, że nie obejdzie się bez bólu, ale też nie zamierza
go szukać na siłę.
A Nick może jej zadać ból. O tym także zawsze wiedziała.
Wytarła się. szybko, włożyła z powrotem szlafrok i weszła do sypialni. Słyszała Nicka
rozmawiającego w kuchni z Niżyńskim. Uśmiechnęła się i sięgnęła do szafy po trykot i
rajtuzy. Było coś absolutnie naturalnego i prawidłowego w niosącym się po niedużym
mieszkaniu głosie Nicka. Wiedziała, że kot jest bardziej zajęty swoim śniadaniem niż kon-
wersacją, ale i tak więź między nimi została nawiązana. A przecież tyle razy, gdy go rano
karmiła i przemawiała doń czule, okazywał kompletny brak zainteresowania!
Nick wszedł do sypialni z dwoma parującymi kubkami w rękach. Był nagi. Miał
wspaniałe ciało - szczupłe i umięśnione od trudów swojego zawodu. Wmaszerował do
pokoju, jak gdyby nigdy nic. Inny mężczyzna wciągnąłby dżinsy, pomyślała Ruth. Ale nie
Davidov.
- Uważaj, jest gorąca - uprzedził, stawiając kubki na komodzie, a następnie biorąc w
ramiona Ruth. - Jak ładnie pachniesz - zamruczał, wąchając jej szyję. - Twój zapach
towarzyszy mi wszędzie.
Kłuł ją brodą. Zaśmiała się od tych łaskotek.
- Muszę się ogolić, tak?
- Tak - przytaknęła, odwracając głowę i domagając się pocałunku. - Nie przypominam
sobie, by kiedykolwiek Davidov pojawił się nieogolony na lekcji. - Pocałowali się znowu.
Powędrował rękami do jej bioder i przyciągnął ją bliżej.
- Masz brzytwę? - zapytał, zbliżając wargi do jej ucha.
- Hm, w szafce z lekarstwami. - Powędrowała palcami do góry, wzdłuż jego
kręgosłupa. Kiedy ją ugryzł w koniuszek ucha, wydała stłumiony pisk.
- Golenie może poczekać.
- Pójdziesz do domu po ubrania? - zapytała, gdy znikał w łazience.
- Mam trochę rzeczy w gabinecie. - Usłyszała lejącą się wodę. - I nową brzytwę.
Biorąc prysznic, śpiewał po rosyjsku. Kiedy weszła do łazienki, by umyć zęby,
przyłapała się na tym, że nuci mu do wtóru.
- Co to znaczy? - zapytała z pełnymi ustami pasty.
- To dawna pieśń. I tragiczna. Najlepsze rosyjskie pieśni są stare i tragiczne.
- Byłam kiedyś z rodzicami w Moskwie. - Ruth wypłukała zęby. - Było pięknie... stare
budowle, śnieg. Czasami musisz za tym tęsknić.
Nie zdążyła wrzasnąć, kiedy ją chwycił i wciągnął pod prysznic.
- Nick! - Oślepił ją strumień wody, próbowała się wyrwać. Wszystko, co miała na
sobie, kleiło się i oblepiało ją. - Zwariowałeś?
- Chciałem cię prosić, żebyś umyła mi plecy - wyjaśnił, przyciągając ją do siebie. - A
teraz chyba mam lepszy pomysł.
- Umyć ci plecy! - Zaczęła się z nim szarpać.
- Chyba zauważyłeś, że jestem już ubrana.
- Och, naprawdę? - Uśmiechnął się zniewalająco. - To nic. Poradzę sobie. - Zsunął z
jej ramion przemoczony trykot, unieruchamiając jej ręce.
- Już brałam prysznic. - Zaśmiała się, udając złość i nadal szarpiąc się z nim.
- Więc skorzystaj z mojego. Jak wiesz, jestem hojnym i wielkodusznym człowiekiem.
Wpił się w jej usta, a woda lała się na nich nieprzerwanie.
- Nick. - Wędrował po niej rękami, stopniowo zsuwając z niej ubranie. - Mamy lekcję.
- W końcu przestała walczyć.
- Mamy czas - wyszeptał, wzdychając głęboko, kiedy dotarł do jej piersi. - Nadrobimy
go.
Ściągnął z niej rajtuzy.
Arabesque, pirouette, arabesque, pirouette.
Ruth podniosła się z ławki i zaczęła ćwiczyć. Padały polecenia. Jak zawsze
obowiązywał surowy rygor. Pot lał się strumieniem. Codziennie, siedem razy w tygodniu,
przerabiali te same podstawowe kroki. Zawodowcy. Lekcje, w równym stopniu co baletki i
rajtuzy, stanowiły część życia zawodowego tancerza.
Od najwcześniejszych lat wbijano im do głowy najdrobniejsze szczegóły. Kto
dostrzeże dwa nieduże kroczki przed jęte ? Wyłącznie tancerz.
Trzeba nieustannie regulować i doprowadzać mięśnie do harmonii. Ciało musi być
zawsze gotowe do wykonania najbardziej karkołomnych fragmentów tańca. Piąta pozycja.
Plis. Nawet jeden dzień przerwy może spowodować, że ciało odmówi posłuszeństwa. Port de
bras. Ramiona i dłonie muszą wiedzieć, co robić. Nieprawidłowy czy niedopracowany ruch
może wybić z uderzenia, popsuć wrażenie. Attitude. Wytrzymać pozycję - raz, dwa, trzy,
cztery...
- Dziękuję.
Lekcja zespołu dobiegła końca. Ruth poszła po ręcznik. Wycierając pot z szyi,
marzyła o prysznicu.
- Ruth.
Podniosła wzrok na Nicka. On także był spocony. Wokół opaski na głowie wiły się
wilgotne włosy.
- Spotkamy się na dole. Za pięć minut.
- Za pięć minut? Coś się stało?
- Stało? - Uśmiechnął się, po czym nachylił się i pocałował ją, zapominając o innych
członkach zespołu. - Co mogłoby się stać?
- Chyba nic. - Odrobinę zakłopotana, popatrzyła na niego z niewyraźną miną. - Więc
co?
- Nie masz na dzisiaj żadnych planów,, - To było stwierdzenie, nie pytanie. -
Sprawdziłem, że i ja też nic nie mam. - Pochylił się bliżej. - Zabawimy się.
- Zabawimy?
- Nowy Jork jest bardzo rozrywkowym miastem, prawda?
- Tak słyszałam.
- Za pięć minut - powtórzył i odszedł. Patrząc za nim, Ruth zmrużyła oczy.
- Piętnaście.
- Dziesięć - zgodził się Nick, nie zatrzymując się.
Ruth złapała torbę i pomknęła pod prysznice.
Po niecałych dziesięciu minutach zeszła na dół odświeżona, ubrana w dżinsy i luźny,
fiołkoworóżowy sweter. Swobodnie puszczone włosy pasowały do jej nastroju. Nick już
czekał, niecierpliwił się, zabijając czas rozmową z dwoma solistami.
Widząc Ruth, odszedł od nich.
- Spóźniłaś się - rzekł z wyrzutem i zaczął ciągnąć ją w stronę drzwi.
- Ani trochę. Jestem punktualna co do minuty.
Na ulicy panował ogłuszający hałas. Gdzieś z lewej drogowcy zdzierali chodnik, a
świdrujący warkot potężnego pneumatycznego młota było słychać wszędzie. Tuż przed nim, z
potwornym piskiem, zahamowały dwie taksówki. Kierowcy odkręcili okna i klęli na czym
świat stoi. Strumień pieszych płynął obok, jak gdyby nigdy nic. Z okna po przeciwnej stronie
jezdni dochodziły ostre, drażniące ucho dźwięki punk rocka.
- Rozrywkowe miasto, nie ma co! - Wziął Ruth pod rękę i patrząc na nią, uśmiechał
się od ucha do ucha. - Dzisiaj należy do nas.
Ruth jakby nagle dech odjęło. Nic, ani całe lata ich znajomości, ani szalone,
przyprawiające o zawrót głowy kochanie się, nie zrobiło na niej tak oszałamiającego
wrażenia, jak to porozumiewawcze, skierowane tylko do niej, serdeczne spojrzenie.
- Dokąd... dokąd idziemy? - wykrztusiła, z trudem dochodząc do siebie.
- Gdziekolwiek bądź - odparł Nick i przyciągnął ją do siebie, by stopić się z nią w
pocałunku. - Wybieraj. - Ponieważ lekko się zachwiała, przytrzymał ją mocniej, a ona
roześmiała się.
- Tędy! - postanowiła, odrzucając głowę w prawo. Lato odeszło nagle, jakby z dnia na
dzień.
Chłodne powietrze ułatwiało chodzenie, a zdaniem Ruth przeszli wiele mil. Zaglądali
do galerii sztuki i do antykwariatów z książkami, szperając i tłocząc się tu i ówdzie, i nic nie
kupując. Usiedli na brzegu fontanny i obserwowali mijające ich tłumy, popijając gorącą
herbatę osłodzoną miodem.
W Central Parku przyglądali się wyciskającym z siebie siódme poty ludziom
uprawiającym jogging i karmili gołębie. Tyle było do zobaczenia!
U Saksa Ruth przymierzyła całą masę wspaniałych futer, a Nick siedział i
obserwował.
- Nie. - Potrząsnął głową, gdy pokazała się w długich do bioder niebieskich lisach. -
Niedobrze.
- Niedobrze? - Z błogim wyrazem twarzy przytknęła policzek do puszystego kołnierza
i otarła się o miękkie futro. - Mnie się podoba.
- Nie chodzi o futro - sprostował Nick. - O ciebie. - Rozśmieszył go widok
błyskawicznie uniesionych brwi Ruth. - Widziałaś kiedyś, żeby modelka wyrzucała tak nogi
na zewnątrz?
Ruth spojrzała na swoje nogi i uśmiechnęła się pełną buzią.
- Obawiam się, że lepiej się czuję w trykotach niż w futrach. - Wykonała szybkiego
pirueta, zwracając na siebie uwagę sprzedawczyni. - Poza tym na lekcji byłoby mi w tym za
gorąco. - Wyśliznęła się z futra, delektując się na koniec delikatną atłasową podszewką.
- Mam ci to kupić?
Zaczęła się śmiać, gdy zorientowała się, że Nick mówi to zupełnie poważnie.
- Nie wygłupiaj się.
- Ja się wygłupiam? - Nick podniósł się z miejsca, kiedy Ruth oddawała futro
sprzedawczyni. - Dlaczego to ma być głupie? Nie lubisz prezentów, malutka?
Wiedziała, że użył tego zwrotu, żeby ją sprowokować, ale doczekał się tylko jej
oziębłego spojrzenia.
- Życie bym za to oddała - powiedziała gardłowym głosem, na użytek sprzedawczyni.
- Ale jak mogę to przyjąć, skoro dopiero się poznaliśmy? - Posłała mu powłóczyste
spojrzenie, pogłaskała po policzku. - Co by powiedziała twoja żona?
- O pewnych sprawach żony nie muszą wiedzieć. - Nagle zaczął mówić z rosyjska. -
W moim kraju kobiety znają swoje miejsce.
- Mmm. - Ruth wzięła go pod rękę. - Więc może pokaż, gdzie jest moje.
- Z przyjemnością. - Niczym wilk, Nick wyszczerzył zęby do zbulwersowanej
sprzedawczyni. - Miłego dnia, madame - powiedział, porywając Ruth z iście kozacką fantazją
i wychodząc ze sklepu.
- Uwielbiam, kiedy jesteś Rosjaninem, Nikolai.
- Ja zawsze jestem Rosjaninem!
- Ale raz bardziej, a raz mniej. Kiedy chcesz, potrafisz być bardziej amerykański niż
farmer z Nebraski.
- Mówisz poważnie? Nigdy o tym tak nie myślałem.
- I to jest w tobie takie fascynujące - odparła Ruth. - Nie myślisz tak, ale jesteś taki. -
Idąc, splotła z nim palce. - Jestem ciekawa, czy myślisz po rosyjsku, a potem to tłumaczysz
na amerykański?
- Myślę po rosyjsku, kiedy jestem... - szukał odpowiedniego słowa - poruszony.
- To dość szerokie pojęcie. - Uśmiechnęła się. - A ty często bywasz poruszony.
- Jestem artystą - żachnął się. - Mamy do tego prawo. Kiedy jestem zły, rosyjski jest
łatwiejszy, a przekleństwa rosyjskie są bardziej soczyste niż amerykańskie.
- Często zastanawiałam się, co mówisz, kiedy jesteś wściekły. Notabene tej nocy
mówiłeś do mnie po rosyjsku. - Spojrzała na niego tak wymownie, że nie powstrzymał się od
śmiechu.
- Naprawdę? - Od samego jego spojrzenia serce podeszło jej do gardła. - Może byłem
poruszony.
- Ale to nie wyglądało na przekleństwa - droczyła się z nim dalej.
- Chcesz, żebym ci to przetłumaczył? - zapytał, obejmując ją i przyciągając do siebie.
- Nie teraz. - Ruth obliczyła odległość dzielącą ich od Piątej Alei do jej mieszkania. Za
daleko, pomyślała. - Weźmy autobus - roześmiała się, patrząc mu w oczy.
- Taksówkę - poprawił ją i pomachał ręką.
Sypialnia tonęła w słońcu. Nawet nie zdążyli opuścić żaluzji. Leżeli spleceni i
uspokojeni po burzliwym kochaniu się. Ruth zasypiała i budziła się na przemian. Czuła pod
ręką unoszącą się i opadającą miarowo klatkę piersiową Nicka: wiedziała, że śpi.
Pomyślała, że mogłaby tak trwać w nieskończoność. Wtuliła się w niego, niechcący
trącając go w łydkę stopą.
- Stopa tancerza - mruknął, obudzony tym prawie nieznacznym ruchem. - Mocna i
brzydka.
- Wielkie dzięki. - Zębami skubnęła go w ramię.
- To komplement - zaprotestował, przekręcając się w jej stronę. Miał zaspane, na wpół
zamknięte oczy. - Wielcy tancerze mają brzydkie stopy.
Uśmiechnęła się na taką logikę.
- I to cię we mnie pociąga?
- Nie to. Wewnętrzna strona twoich kolan. Roześmiała się.
- A co w nich widzisz?
- Kiedy z tobą tańczę, masz delikatne ramiona, a ja zastanawiam się, jakie w dotyku są
twoje kolana po wewnętrznej stronie. - Nick podparł się na łokciu i spojrzał na nią. - Ile to
razy dotykałem twoich nóg - przy podnoszeniu, masując je, gdy łapał cię skurcz? Ale zawsze
były w rajtuzach. A jakie, zastanawiałem się, mogą być w dotyku?
Siadając, sięgnął po jej łydkę.
- O tutaj. - Pojechał palcem do góry, ku wewnętrznej stronie kolana. - I tu. - Kiedy
ucisnął to miejsce, zobaczył, jak ciemnieją jej oczy, poczuł, jak szybko bije jej serce. -
Prawdę mówiąc, jestem bliski szaleństwa od tego ciągłego zastanawiania się, czy ta miękkość
znajduje się wszędzie. Miękki głos, miękkie włosy, miękkie spojrzenie. Mówił cicho i
spokojnie.
- I trzymam cię w talii, żebyś zachowała równowagę, a pod palcami mam trykot i
kostium. A jaka jest jej skóra?
Powędrował w górę wzdłuż ud i brzucha, palcami zatoczył łuk wokół jej żeber i dotarł
do piersi.
- Nieduże piersi - szeptał, obserwując jej twarz. - Czułem je, kiedy przyciskały się do
mnie, widziałem, jak się wznoszą i opadają podczas oddychania. Ale jakie są w dotyku? Jaki
mają smak? - Zniżył usta i musnął je językiem.
Kończyny Ruth zdawały się ciążyć, jak po jakimś mocnym narkotyku. Leżała
nieruchomo, gdy tymczasem jego ręce i usta badały ją i odkrywały, wydając przy tym cichy
pomruk. Poruszał się rozkosznie powoli, dotykając i podniecając ją.
- Nawet na scenie, w świetle reflektorów i przy dźwiękach muzyki, myślałem, żeby
móc cię dotykać. O tutaj. - Palce ślizgały się po wewnętrznej stronie uda. - I smakować. O
tutaj. - Za palcami podążały usta. - Patrzyłaś na mnie. Takimi wielkimi oczami, jak u sowy.
Mogłem niemal czytać w twoich myślach, zastanawiając się, czy ty również możesz czytać w
moich. - Przywarł wargami do twardych mięśni jej brzucha i poczuł, jak reaguje drżeniem. - I
co byś zrobiła, miłaja, gdybyś wiedziała, ile jest we mnie tęsknoty?
Prześliznął się językiem po jej pępku. Jęknęła, poruszyła się pod nim. Nigdy nie
doznała takiej rozkoszy - mrocznej, upojnej rozkoszy, od której wszystko kipi i wrze, która
tak przysłania myśli, że i one stają się zmysłowymi doznaniami.
- Tak długo - szeptał. - Za długo.
Jego dłonie, choć nadal delikatne, stawały się bardziej natarczywe. Przerwały
błogostan, w jakim trwała. Nagle jej ciało ożyło ze zdwojoną siłą. Zdumiała ją wyostrzona
świadomość wszystkiego, co ją otacza: prześcieradła, na którym leży, malusieńkich pyłków
kurzu drżących w promieniach słońca, stłumionego gwaru i zgiełku za oknami. Wszystko wo-
kół było niesamowicie wyraźne. Po czym to wszystko zawirowało i pozostały tylko
wędrujące po jej ciele ręce i usta, które siały spustoszenie.
Mogłaby się znajdować na scenie, na pustyni, ale wszędzie czułaby tylko Nicka.
Słyszała jego oddech, cięższy niż po wyczerpującym tańcu. Stapiał się z jej oddechem.
Miażdżył jej usta, gryzł zębami wargi.
Pocałunek stawał się coraz gorętszy, podczas gdy jego dłonie wiodły ją dalej i dalej.
Przywarta do niego, zatraciła się w rozkoszy. Wtedy wszedł w nią, a ona przeniosła się w
rejony, o jakich jej się nie śniło.
- Liubownica. Spójrz na mnie.
Wstrząsana na przemian pożądaniem i rozkoszą, otworzyła ciężkie powieki.
- Mam cię - powiedział ledwo słyszalnym głosem. - I nadal cię pragnę.
Poszybowała, wzniosła się na niebotyczny szczyt. Nick zanurzył twarz w jej włosach.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
- Gdzieś tak nagle wczoraj zniknęła? - zapytała Francie, chwytając Ruth za ramię i
ciągnąc ją do drążka.
- Wczoraj? Och, oglądałam wystawy.
- Dobra, dobra. Kiedy mi go przedstawisz? - ciągnęła nie zrażona Francie, a gdy Ruth
zbyła ją krótkim śmiechem, szybko dodała: - Czy słyszałaś ostatnie nowiny?
Ruth wykonywała swoje plies, kiedy salę zaczęli zapełniać pozostali członkowie
zespołu. Daleko, po przeciwległej stronie, odnalazła wzrokiem Nicka w otoczeniu kilkorga
tancerzy z corps.
- Jakie nowiny?
- W sprawie telewizji. - Wpadając w rytm Ruth, Francie wzięła się energicznie się za
ćwiczenia. - Nic nie wiesz?
- Coś mi tam Leah wspomniała. - Na wspomnienie przykrej wizyty poprzedzającej
występ, Ruth odszukała wzrokiem blondynę. - Podobno to jeszcze nic pewnego.
- Dziecinko, już wszystko jest dograne. - Wreszcie Francie doczekała się
zainteresowania ze strony Ruth, która błyskawicznie odwróciła się do niej.
- Poważnie?
- Nadine dopięła swego. - Francie nachyliła się, żeby podciągnąć ocieplacze. -
Oczywiście, mając taki atut w ręku, mogła z nimi zrobić, co chciała.
Ruth domyśliła się, że chodzi o Nicka. I znów jej wzrok powędrował ku niemu.
Rozmawiał teraz z Leah. Pochylał się ku niej, a ona żywo gestykulowała.
- Co wywalczyła?
- Dwugodzinny program - prawie się zachłysnęła Francie. - W porze największej
oglądalności. A od strony artystycznej dali Nickowi wolną rękę. W końcu to on ma nazwisko,
i to nie tylko w świecie baletu. Nawet ludzie, którzy nie odróżniają plie od piruetu, wiedzą,
kim jest Davidov. Na dobrą sprawę jego program można kupić w ciemno. Czy zdajesz sobie
sprawę, jaka to szansa dla zespołu?
Francie wspięła się na palce.
- Wyobrażasz sobie, ilu ludzi obejrzy nas w ciągu dwóch godzin emisji w porównaniu
z całym sezonem na scenie? O Boże, mam nadzieję, że zatańczę jakiś kawałek! - Pochyliła się
w plie. - Żeby mieć taką szansę, mogłabym nawet wrócić do corps. Ty to zatańczysz w
„Czerwonej róży”. - Popatrzyła z zazdrością na Ruth.
Ta zaś z ulgą przyjęła fakt, że rozpoczęła się lekcja.
Trudno było się skoncentrować. Wprawdzie ciało posłusznie reagowało na komendy,
ale myśli krążyły i biegały we wszystkie strony. Dlaczego jej nie powiedział?
Zatrzymała rękę na poręczy, kiedy madame Maksimowa zaczęła z nimi ćwiczyć kroki.
Ruth wiedziała, że Nick stoi bezpośrednio za nią.
Spędzili wczoraj cały dzień razem - a także dzisiejszy ranek. I nie powiedział jednego
słowa! Czy z powodu tego, co jest między nimi?
Kiedy wraz z grupą przeszła do głównych ćwiczeń, postarała się rozumować
logicznie. Zaledwie przed tygodniem powiedział jej, że sprawa jeszcze nie jest załatwiona.
Wysiliła umysł, próbując sobie przypomnieć, co jeszcze powiedział i w jakim był nastroju.
Był zły, ponieważ jej taniec wypadł poniżej jej możliwości, był też zaniepokojony jej stanem.
Był także wściekły, bo nie chciała zdradzić imienia osoby, od której otrzymała wiadomość.
Co jeszcze zrobił? Machnął ręką, dając do zrozumienia, że właściwie nic go to nie
obchodzi. Tańczyła, jak jej zagrał. Jak zawsze. Ale dlaczego o wszystkim dowiaduje się
ostatnia? I po co jej mówi, że jest najwspanialszą baleriną w zespole, skoro potem nie zadaje
sobie trudu, żeby przekazać jej informację, która może się okazać najważniejsza dla zespołu
w tym roku?
Czy ktoś jest w stanie zrozumieć takiego człowieka? Bo ja nie, pomyślała. Odwróciła
się i popatrzyła mu prosto w oczy. To nie jest człowiek, to Davidov!
A jego spojrzenie było odrobinę zagadkowe, a nawet kpiarskie, ale po chwili tempo
przeszło z adagio w allegro i nie mogła mu poświęcić więcej uwagi.
- Dziękuję - powiedziała po trzydziestu minutach madame Maksimowa do grupy
ociekającej potem ciał.
Choć w Ameryce przebywa od czterdziestu lat, jej sposób mówienia i akcent są
jeszcze bardziej rosyjskie niż Nicka, mimochodem pomyślała Ruth.
- Za piętnaście minut chcę widzieć cały zespół na scenie.
Kiedy spojrzała do góry, ujrzała w lustrze podającego wiadomość Nicka. Od
spekulacji pękała jej głowa. Podekscytowani tancerze wychodzili w grupkach. Wielki
Davidov przemówił! Z torbą na ramieniu Ruth szykowała się, żeby do nich dołączyć.
- Jedną chwilę, Ruth. - Zatrzymała się posłusznie, kiedy ją zawołał. Taki panował
zwyczaj.
Zamienił jeszcze parę słów po rosyjsku z madame Maksimowa, która, co jej się
prawie nie zdarzało, nawet zachichotała. Po czym szybko skinęła głową i dużymi krokami
wymaszerowała z sali. Jej kości zdawały się o ćwierć wieku młodsze niż w rzeczywistości.
- Byłaś nieobecna myślami na dzisiejszej lekcji - odezwał się Nick, podchodząc do
Ruth.
- Naprawdę?
Znał już to jej badawcze spojrzenie, które, jak zawsze, wprawiło go w zakłopotanie.
- Poruszałaś się, ale oczami byłaś daleko stąd. Gdzie?
Ruth przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu, zastanawiając się, jak by tu zacząć.
Postanowiła walić wprost.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o telewizyjnych planach?
- A dlaczego miałbym coś mówić? - odpowiedział pytaniem, unosząc przy tym brew.
- Jestem główną tancerką w zespole.
- Tak - Odczekał chwilę. - Ale to nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Odnoszę wrażenie, że tylko ja jedna w całym zespole o niczym nie wiem -
wybuchnęła. - Jestem pewna, że wszyscy dyskutują o tym namiętnie, a niektórzy nawet
spekulują, jakby już dzielili skórę na niedźwiedziu.
- Niewykluczone - zgodził się. - To była prawie tajemnica, a o tajemnicach na ogół
dyskutuje się namiętnie.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć - uniosła się gniewem, dotknięta do żywego
wyniosłością jego tonu. - Pytałam cię o to parę dni temu.
- Wówczas to jeszcze nie było sfinalizowane.
- Z pewnością zostało sfinalizowane wczoraj, i też nie powiedziałeś ani słowa.
Zobaczyła jego opuszczające się powieki - niebezpieczny znak. Kiedy się odezwał,
jego głos zmienił intonację:
- Wczoraj byliśmy po prostu kobietą i mężczyzną. Czy uważasz, że skoro jesteśmy
kochankami, należy ci się szczególnie specjalne traktowanie jako balerinie?
- Oczywiście, że nie! - Autentycznie zdumiona jego pytaniem, otworzyła szeroko
oczy. Ani przez chwilę tak nie myślała. - Jak coś takiego mogło ci przyjść do głowy?
- Ach, tak? - Pokiwał ironicznie głową. - Rozumiem. Mam ci bezgranicznie wierzyć i
szanować twoją uczciwość i prawość, gdy tymczasem moja wydaje ci się podejrzana.
- Nic podobnego... - zaczęła, ale jej przerwał niecierpliwym machnięciem ręki.
- Idź pod prysznic. Zostało ci już tylko dziesięć minut. - Odszedł, pozostawiając ją z
wytrzeszczonymi oczami i szeroko otwartymi ustami.
Kiedy Ruth wpadła na widownię, inni członkowie zespołu rozsiedli się już na scenie
albo pozaszywali w grupkach po kątach. Zdyszana, usiadła obok Francie.
Nick zaszczycił ją przelotnym spojrzeniem.
- Zdaje się, że jesteśmy w komplecie - zaznaczył.
Stał na środku sceny, z rękami w kieszeniach szarych luźnych dresowych spodni.
Jeszcze miał wilgotne włosy po prysznicu. Wzrok wszystkich był skierowany na niego.
Nadine, ubrana w doskonale skrojony, stalowoniebieski kostium, zasiadła po jego prawej
stronie.
- Okazuje się, że większość z was słyszała o naszych planach współpracy z WNT -
TV. Teraz mamy już dla was więcej konkretów, o których powie Nadine. - W tym miejscu
zerknął na sponsorkę, która złożyła ręce i zaczęła:
- Zespół wystąpi w dwugodzinnym programie telewizyjnym. Będzie to rodzaj
składanki. Nagranie odbędzie się tutaj. Oczywiście, zamierzamy wykorzystać niektóre tańce z
dotychczasowego repertuaru. Program musi być atrakcyjny i przede wszystkim ambitny, o co
postaramy się z Nickiem, a także z Markiem i Marianną. - Zerknęła w stronę dwójki
choreografów. - Będziemy, co jest najzupełniej zrozumiałe, współpracować z reżyserem
telewizji i personelem technicznym. Nie muszę wam mówić, jak ważna jest ta propozycja dla
całego zespołu. Oczekuję także, że każde z was da z siebie wszystko i pokaże się z jak
najlepszej strony.
Nadine zamilkła. Nick odwrócił się i sięgnął po tablicę, którą uprzednio położył na
drewnianym pniu leśnej dekoracji do „Śpiącej królewny”.
- Próby zaczynamy od zaraz - oznajmił i zaczął wyczytywać listę tancerzy i ról, a
także sal, w których będą odbywać się próby.
Zdaniem Ruth program był bardzo zróżnicowany i urozmaicony. Od „Dziadka do
orzechów” Czajkowskiego - Francie pisnęła z radości, kiedy wyczytał jej nazwisko w roli
wróżki - po „Rodeo” Cecila de Mille'a. Było jasne, że Nick chce zaprezentować nie tylko
atrakcyjność, ale i uniwersalność baletu.
Wyznaczono choreografów, wyznaczono sceny. Ruth zwilżyła wargi. Leah była
Aurorą i Giselle, dwie efektowne role, ale w pełni usprawiedliwione. Keil Lowell miał
partnerować Leah zarówno jako Zaczarowany Książę i jako Albrecht. Młodziutka tancerka z
corps zaczęła cichutko płakać na wieść, że otrzymała swoją pierwszą solową rolę.
Nick czytał dalej i nie podnosił wzroku.
- Ruth, grandpas de deux z „Czerwonej róży” i pas de deaux z drugiego aktu
„Korszarza”. Będę jej partnerować. Jeżeli czas pozwoli, przygotujemy także scenę z
„Karnawału”.
Czytał dalej spokojnym, melodyjnym głosem, ale Ruth niewiele z tego słyszała.
Najchętniej rozpłakałaby się jak młodziutka tancerka z corps.
Oto zaowocowały blisko dwie dziesiątki lat wytężonego treningu. Jej praca nie poszła
na marne. Jedynie złość Nicka, którą wyczuwała przez skórę, mąciła jej radość.
On nie rozumie, pomyślała, sfrustrowana jego szybko zmieniającymi się nastrojami. A
poza tym, ponieważ jest dziko uparty, musiała stoczyć walkę, żeby mu wszystko wyjaśnić.
Podciągając kolana pod brodę, przyglądała mu się z uwagą.
To dziwne, dumała, że przy całym bogactwie ducha może być taki nieufny. Skrzywiła
się. Podobnie jak ja, pomyślała nagle. Oboje mamy ten sam problem. Oparła na kolanach
brodę. Jak to rozwiązać? - zastanawiała się.
Najbliższe tygodnie nie będą łatwe. Będą musieli z Nickiem ustalić, czego od siebie
oczekują i co mogą sobie nawzajem dać. Także od strony zawodowej czeka ich okres
wytężonej pracy. Nick jest już dostatecznie wymagający jako choreograf i kierownik
artystyczny, zaś jako partner bywa potworny. Liczy się tylko perfekcja wykonania, i nawet
najdrobniejsze potknięcie doprowadza go do wściekłości, której natychmiast daje wyraz.
Niemniej Ruth gotowa była stąpać po rozżarzonych węglach, byle tylko z nim tańczyć.
Próby będą wyczerpujące dla każdego. Czasu jest mało, a oczekiwania ogromne, tym
bardziej że jeszcze przez dwa tygodnie spora część zespołu tańczy co wieczór przed
publicznością „Śpiącą królewnę”. A więc zdenerwowanie i zmęczenie będą się kumulować i
tym bardziej dawać we znaki. Będą się dowlekać do domu późnym wieczorem, żeby moczyć
nogi w wannie z lodowatą albo wrzącą wodą. Będą sobie nawzajem nastawiać palce stóp i
masować łydki, żyjąc wyłącznie kawą i nerwami. Ale odniosą zwycięstwo; są tancerzami.
Kiedy Nick skończył, Ruth wraz z innymi podniosła się z miejsca. Widząc, że Nick
jest zajęty rozmową z Nadine, udała się do salki, którą jej wyznaczył na próby. Nie zamknęła
za sobą drzwi. Na korytarzu panował gwar - cieszono się, komentowano decyzje. Z sali w
głębi korytarza popłynęła już muzyka. Strawińskiego.
Ruth podeszła do ławki, by włożyć baletki. Spojrzała na nie mimochodem.
Wytrzymają jeszcze dwa lub trzy dni, choć mają zaledwie tydzień, pomyślała ze znużeniem.
Zastanawiała się, ile już par zużyła w tym roku. Nie mówiąc o dziesiątkach metrów tasiemki.
Skrzyżowała atłasowe wstążki nad kostką i podniosła głowę. Akurat w drzwiach pojawił się
Nick. Zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od muzyki i głosów.
- Zaczniemy od „Korsarza” - oznajmił, przemierzając salkę, by usiąść na ławce. - Na
początek bez akompaniatora. Są na umowie o dzieło, która jeszcze nie została spisana. -
Ściągnął dresowe spodnie, pozostając tylko w rajtuzach i w trykocie.
- Nick, chciałabym porozmawiać.
- Chcesz złożyć zażalenie? - Wciągnął ocieplacze na kostki.
- Nie, Nick.
- A więc jesteś zadowolona z tego, co ci przypadło. Zaczynamy. - Podniósł się. Ruth
stanęła na wprost niego.
- Nie zgrywaj się przede mną na premier danseur - powiedziała groźnym tonem.
Uniósł brwi i popatrzył na nią chłodno.
- Ja jestem premier danseur.
- Tak, ale jesteś też człowiekiem, ale nie o to mi chodzi. - Hamowała się, za wszelką
cenę nie chciała dać się ponieść złości.
- A o co ci chodzi? - zapytał nienaturalnie łagodnym głosem.
- Że to, co powiedziałam rano, nie miało nic wspólnego z obsadzeniem ról. - Wzięła
się pod boki, gotowa przebić mur, który Nick wzniósł między nimi.
- Nie? Więc z czym? I pospiesz się, ponieważ mam dużo spraw do załatwienia.
Złagodniały jej oczy. Złość trochę ustąpiła.
- Więc idź i załatw, co musisz. Poćwiczę sama.
- Odwróciła się, a on w ten samej niemal chwili zakręcił nią z powrotem.
- Powiedziałem, gdzie i z kim robisz próbę. - Oboje mieli jednakowo zawzięty wzrok.
- A teraz mów, co masz do powiedzenia, żebyśmy mogli zacząć.
- W porządku. - Wyrwała ramię z jego uścisku.
- Nie spodobało mi się, że nie dopuszczono mnie do tajemnicy. Uważam, że o
wszystkim powinnam była usłyszeć od ciebie. To, że jesteśmy kochankami, nie ma z tym nic
wspólnego. Jesteśmy partnerami w tańcu, partnerami w zawodzie. Skoro mogłeś o tym
powiedzieć połowie zespołu, dlaczego nie mnie? Nie chciałabym dowiadywać się o ważnych
dla mnie sprawach w formie plotek, najpierw od Leah, potem od...
- A więc to była Leah - przerwał jej tyradę. Żachnęła się. Z tej złości wypaplała coś,
czego nigdy nie zamierzała mu powiedzieć.
- To nie ma znaczenia - zaczęła, ale gdy machnął ręką, zamilkła.
- Nie udawaj głupiej. Wiesz dobrze, że nie ma usprawiedliwienia dla tancerza, który
celowo denerwuje drugiego, i to przed samym występem. Nie powiesz, że to nie było
zamierzone? - Czekał, obserwując jej twarz. Otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Kłamstwo
nie leżało w jej naturze. - Więc mi nie wmawiaj, że to nie ma znaczenia.
- No dobrze - ustąpiła wreszcie. - Ale to już się stało. Nie ma sensu tego odgrzewać,
zwłaszcza teraz.
Nick dumał przez chwilę. Widziała jego oczy - surowe i nieprzystępne. Wiedziała
doskonale, że jest zdolny wymierzyć karę.
- Chyba masz rację. Akurat teraz będzie mi potrzebna. Nie mamy nikogo, kto by tak
dobrze zatańczył Aurorę, ale...
Urwał, a Ruth wiedziała, że potrafi szybko myśleć. Równie dobrze może znaleźć
sposób na ukaranie Leah, nie odbierając jej roli Aurory. Wymierzyć cios w aksamitnej
rękawiczce. Oto cały Davidov.
- W każdym razie - ciągnęła, starając się odwrócić jego uwagę - nie chodzi także o
Leah.
- Więc powiedz wreszcie. - Tym razem była pewna, że rzeczywiście chce jej
wysłuchać.
- Dziś rano, kiedy usłyszałam, że wszystko zostało już załatwione, byłam rozstrojona.
Pomyślałam, że nie będzie dla mnie miejsca. Nie rozmawialiśmy poważnie i rzeczowo o
tańcu od czasu tamtego wieczora, gdy razem powtarzaliśmy „Czerwoną różę”. Byłam więc
zła i, jak mi się zdawało, miałam ku temu powody.
- Bo cię chciałem - odparł zwyczajnie Nick. - To było trudne.
- Dla nas obojga. Nigdy nie uważałam, że należą mi się szczególne względy w pracy i
że masz mnie traktować specjalnie, ponieważ jesteśmy kochankami. I zabolało mnie, że
mogłeś tak pomyśleć. Ale czekając na decyzję o obsadzie, byłam zdenerwowana. Nadal
jestem.
- Może postąpiłem niemądrze, nie mówiąc ci o tym.
Ruth uśmiechnęła się. Takie przyznanie się ze strony Davidova było bliskie
przeprosin, których się nie spodziewała.
- Może - powiedziała ironicznie.
- Widzę, że nadal nie umiesz okazać szacunku starszym.
- Jak to? - zapytała i wysunęła język.
- Kusicielka. - Pociągnął ją ku sobie i pocałował. Mocno i długo. - A teraz posłuchaj i
naucz się. - Choć ją odsunął, nadal trzymał ręce na jej ramionach. - Wybrałem cię na swoją
partnerkę, ponieważ tańczę z najlepszymi. Gdybyś była gorsza, wybrałbym kogoś innego. Ale
nadal bym cię pragnął w nocy.
Kamień spadł jej z serca. Była zadowolona, że Davidov chce jej dla niej samej i że z
nią tańczy, ponieważ ceni jej talent.
- Tylko w nocy? - mruknęła, podchodząc o krok bliżej.
Czule pogłaskał ją po ramieniu.
- Na razie, poza nocą, niewiele będziemy mieli czasu dla siebie. - Znowu ją pocałował,
krótko, szorstko, jak posiadacz. - A teraz tańczymy.
Przeszli na środek, stanęli twarzami do luster i zaczęli.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Mijały dni; długie, wyczerpujące dni pełne twórczego napięcia, a także rozczarowań.
Ruth pracowała z Nickiem, który zmienił trochę układ ich pas de deux w „Korsarzu”.
Choreografia musi współgrać z kamerą, mówił. Jeżeli taniec ma być rejestrowany przez
obiektyw, należy go wykonać pod obiektyw. Trochę to się różniło od tańca przed publicz-
nością. Nick był w tym lepszy, czego nie omieszkała zauważyć i poczuć na ich pierwszej
improwizowanej próbie. W końcu to on współpracował z reżyserem telewizji i ustalał z nim
ujęcia i sekwencje.
Dni Ruth wypełniały lekcje i próby, ale noce bywały często samotne i puste.
Obowiązki Nicka jako choreografa i dyrektora zespołu pochłaniały wiele czasu. Nadzorował
inne próby, przerabiał układy, miał zebrania w sprawach budżetu, zaś późno wieczorem
spotykał się jeszcze z ludźmi z telewizji.
W rezultacie pozostawało im niewiele czasu na wspólne próby. Pracowali jako
tancerze, dopracowywali choreografię, dostosowując ruchy do muzyki. Sprzeczali się,
uzgadniali. Z „Czerwoną różą” nie było problemu, mimo że Nick pozmieniał niektóre
szczegóły, dostosowując wybrane fragmenty do potrzeb nowego medium. Najwięcej czasu
zabierał im „Korsarz”. Rola ta idealnie odpowiadała Nickowi, osiągał w niej wyżyny twórcze,
a jego zapał dopingował Ruth. Ciężko pracowała, chcąc mu dorównać.
Krytykował drobne szczegóły, takie jak ułożenie palców, chwalił jej sposób trzymania
głowy i stawiał przed nią coraz trudniejsze zadania. Można by odnieść wrażenie, że jego siły
witalne regenerowały się nieustannie i samoczynnie. Dotrzymywała mu kroku albo
pozostawała w tyle.
Powiedział, że będą mieli dla siebie noce, ale jak dotąd jeszcze im się to nie zdarzyło.
Ruth po raz pierwszy, odkąd wprowadziła się do swojego mieszkania, czuła się samotna. A
przecież jeszcze tak niedawno lubiła własne towarzystwo. Podeszła do okna i podniosła
żaluzje, żeby popatrzeć w ciemną dal. Zadrżała.
I w tej samej chwili zaskoczyło ją pukanie do drzwi. Przemierzając pokój,
uświadomiła sobie, że to nie może być Nick. Miał jeszcze dwa zebrania. Zerknęła przez
judasza i zawahała się. Dopiero po wielu sekundach, biorąc głęboki oddech, otworzyła drzwi.
- Cześć, Donaldzie.
- Witaj, Ruth. Mogę wejść?
- Oczywiście.
Miał na sobie skórzaną kurtkę i spodnie w prążki. Jak zawsze w najlepszym stylu.
Uświadomiła sobie nagle, że przecież nie widzieli się od tygodni.
- Jak się masz? - zapytała, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Dobrze. Bardzo dobrze.
Pod powłoką pewności siebie i zadowolenia Ruth dopatrzyła się u niego pewnego
zakłopotania.
- Wejdź. Napijesz się czegoś?
- Chętnie. Szkocką, jeśli masz. - Donald usiadł w fotelu i obserwował, jak Ruth krząta
się przy barku. - Nie dotrzymasz mi towarzystwa?
- Nie. - Podała mu szklaneczkę i usiadła na sofie. - Dopiero piłam herbatę. -
Odruchowo położyła rękę na głowie Niżyńskiego.
- Słyszałem, że robicie coś dla telewizji.
- Wiadomości szybko się rozchodzą.
- Uszyją ci trochę nowych kostiumów - zauważył. - O tym też się mówi.
- Nie zastanawiałam się nad tym. - Podwinęła pod siebie nogi. - A twój interes się
kręci?
- Tak. W końcu miesiąca wybieram się do Paryża.
- Naprawdę? I długo tam zabawisz? - zapytała, uśmiechając się przyjaźnie.
- Ze dwa tygodnie. Ruth... - Zawahał się, odstawił szklankę. - Chciałbym cię
przeprosić za wszystko, co powiedziałem ostatnim razem.
- Przyjmuję przeprosiny. - Z zadowoleniem kiwnęła głową.
Donald poruszył się niespokojnie. Nie spodziewał się, że tak łatwo otrzyma
rozgrzeszenie.
- Stęskniłem się za twoim widokiem. Pomyślałem, że moglibyśmy się wybrać na
kolację.
- Nie, Donaldzie - odpowiedziała równie miłym jak dotychczas głosem.
Zauważyła, że się skrzywił.
- Ruth, byłem zdenerwowany i zły. Wiem, że powiedziałem ci wiele przykrych słów,
ale...
- Nie o to chodzi, Donaldzie.
Popatrzył na nią uważnie, po czym westchnął.
- Rozumiem. Powinienem się domyślić, że jest ktoś inny.
- Ty i ja, Donaldzie, byliśmy przyjaciółmi. - W jej głosie nie było ani przeprosin, ani
złości. - Nie widzę powodu, dla którego miałoby się to zmienić.
- Davidov? - Zaśmiał się na widok jej zdumionej miny.
- Tak, Davidov. Skąd wiesz?
- Mam oczy - odparł krótko. - Widziałem, jak na ciebie patrzy. - Wypił kolejny łyk
szkockiej. - Chyba pasujecie do siebie.
- Czy to komplement, czy obelga? - spytała z uśmiechem.
- Sam nie wiem. - Potrząsnął głową i wstał. Przez chwilę patrzył na nią. Wytrzymała
jego wzrok bez zmrużenia oka. - Żegnaj, Ruth.
- Żegnaj, Donaldzie. - Spoglądała za nim, kiedy przemierzał pokój i zamykał za sobą
drzwi.
Po pewnej chwili wzięła jego nie dopitą szklankę i udała się z nią do kuchni.
Wylewając szkocką do zlewu, wróciła myślami do wspólnie spędzonych chwil. Czuła się
przy nim szczęśliwa, nic więcej i nic mniej. Czy to prawda, że pewne kobiety są stworzone
tylko dla jednego mężczyzny? Czy jest jedną z nich?
Rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Ostatnia rzecz, jakiej by chciała, to ponownie
ujrzeć Donalda. Podeszła do drzwi z przyklejonym sztucznie uśmiechem.
- Nick!
Trzymał w rękach dwa kartony, jeden płaski, drugi wielki, i butelkę wina.
- Priviet, mileńkaja. - Przekroczył próg i wyciągając szyję, pocałował ją nad
pudełkami.
- Miałeś mieć dzisiaj spotkania. - Zamknęła drzwi, gdy tymczasem on stawiał pudełka
na stół.
- Odwołałem je. - Uśmiechnął się od ucha do ucha i przyciągnął ją do siebie. -
Mówiłem ci, że artyści miewają humory i zmienne nastroje. - Po pierwszym krótkim
pocałunku nastąpił długi i stęskniony. - Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
- Właściwie... Myślę, że mogę je zmienić, przy odpowiedniej zachęcie. - Było jej tak
dobrze w jego ramionach. - Co jest w tych pudełkach?
- Mmm. To i owo. - Odsunął ją od siebie. - To jest na później - powiedział, pokazując
na większe z nich. - A to na teraz. - Zamaszystym mchem zdjął wieko z płaskiego kartonu.
- Pizza!
Pochylił się i pociągnął nosem, zamykając przy tym oczy.
- Od samego zapachu można skonać! Szybko dawaj talerze, póki nie wystygło.
Ruth odwróciła się posłusznie.
- Wypocę to z ciebie na jutrzejszej próbie. - Sięgnął po wino. - Potrzebuję korkociągu.
- A co jest w drugim pudle? - zawołała, stukając naczyniami.
- Później. Teraz jestem głodny. - Kiedy wróciła obładowana talerzami i kieliszkami,
Nick pochylony witał się z Niżyńskim. - Dostaniesz swój przydział. - Patrząc na tę scenę,
zrobiło się jej radośnie na duszy.
- Tak się cieszę, że jesteś.
Nick wyprostował się i uśmiechnął.
- Dlaczego? - Wyjął jej z ręki korkociąg.
- Bo uwielbiam pizzę - odparła ze śmiertelnie poważną miną.
- A więc zdobywam twoje serce przez żołądek, czy tak? To stary rosyjski zwyczaj. -
Korek strzelił głucho.
- Oczywiście. - Ruth z namaszczeniem zajęła się przenoszeniem kawałków pizzy z
pudełka na talerze.
- Więc będziesz skakać po scenie jak mały klopsik. - Nick rozsiadł się naprzeciw niej i
nalał wina.
- W sam raz do „Karnawału”. Będziesz Kolombiną.
- Och, Nick! - Z pełnymi ustami pizzy, Ruth omal się nie udławiła, usiłując jak
najszybciej ją przełknąć i powiedzieć coś więcej.
- Dzięki dodatkowym próbom może nie obrośniesz sadełkiem.
- Sadełkiem?!
- Wolałbym sobie nie nadwerężyć krzyża, dźwigając taki ciężar. - Przesłał jej złośliwy
uśmieszek.
- A co z tobą? - zapytała słodziutko. - Myślisz, że ktoś zechce oglądać brzuchatego
Arlekina?
- Mój metabolizm nigdy do tego nie dopuści.
- Dosłownie pożarł pizzę i sięgnął po wino. - Oglądałem stare filmy - powiedział
nagle. - Fred Astaire, Gene Kelly. Co za ruch! Przy odpowiedniej pracy kamer można
wszystko zobaczyć i poznać prawdziwego tancerza. Kluczem do tego jest umiejętne ujęcie.
- Widziałeś ,Amerykanina w Paryżu”? - Ruth dokończyła swoją porcję i także sięgnęła
po wino.
- Chciałabym tak stepować!
- To inna grupa mięśni - zadumał się Nick, patrząc jakby na wskroś niej. - Byłoby to
nawet interesujące.
- O czym myślisz? Spojrzał na nią i skupił się.
- O nowym balecie z czymś typowo amerykańskim w ruchach. Ale odłóżmy to na bok.
- Pokiwał głową, jakby niechętnie rozstawał się z pomysłem. - No, to jeszcze po kawałku. -
Nałożył Ruth kolejną porcję. - Jeśli grzeszyć, to razem!
- Kolejny stary rosyjski zwyczaj? - zapytała z uśmiechem.
- A jak! - Nalał jej więcej wina.
Wykończyli pizzę, przekazując kotu cały kawałek na jego wyłączny użytek. Nick
poinformował Ruth o postępie prób, wtrącając od czasu do czasu jakąś ploteczkę, żeby ją
zabawić. Potem zaczął ją pytać o taneczne sekwencje w filmach, których nie widział, a Ruth
opisała mu je najlepiej, jak umiała.
- Chodzi ci po głowie nowy balet zrobiony specjalnie pod kątem telewizji? - zapytała,
kiedy zmywali naczynia.
- Być może - odparł wymijająco. - Nadine myśli także o filmie dokumentalnym
poświęconym zespołowi. Istnieje taka szansa. Nie bardzo się na tym znam, poza tym, czego
nauczyłem się podczas kręcenia „Ariela” i innych baletów, ale wtedy kamery stały zawsze
daleko. Tym razem będą wszędzie, a ten ich reżyser wie więcej o tańcu niż inni, z którymi
pracowałem. To zupełnie coś innego - uznał i uśmiechnął się, kiedy Ruth wręczyła mu talerz
do wytarcia. - Stęskniłem się za tobą.
Popatrzyła na niego. Choć spędzali razem po parę godzin codziennie, wiedziała, co ma
na myśli.
Teraz zaś to wspólne przebywanie w kuchni dawało jej poczucie równowagi i pewnej
trudno uchwytnej stabilizacji.
- Ja też się za tobą stęskniłam.
- Moglibyśmy sobie zrobić krótką przerwę przed nowymi próbami. Parę dni. -
Odstawił talerz i dotknął jej włosów. - Nie pojechałabyś ze mną do Kalifornii?
Jego dom w Malibu, pomyślała i uśmiechnęła się radośnie.
- Pojechałabym. - Zapominając o naczyniach, objęła go w pasie i mocno przytuliła.
Stali przez chwilę w milczeniu, a potem Nick pochylił się i pocałował ją w czubek głowy.
- Nie jesteś ciekawa, co jest w drugim pudełku? Ruth stęknęła.
- Już nic więcej nie zjem.
- Może trochę wina? - szepnął, muskając wargami jej skronie.
- Nie. Chcę tylko ciebie.
- Chodź. - Ujął ją za rękę. - Już za długo czekamy.
Po czym, gdy wyszli z kuchni, wzrok Ruth padł na zamknięte pudełko.
- Co jest w środku?
- Sądziłem, że nie jesteś zainteresowana. Wiedziona ciekawością, Ruth uniosło wieko.
Wytrzeszczyła oczy i nie wydała dźwięku.
Tam, gdzie spodziewała się ujrzeć jakiś starannie wypracowany, ozdobny wielki tort,
leżało mięciutkie, puszyste futro z lisa, które niedawno mierzyła u Saksa. Dotknęła go
koniuszkami palców i popatrzyła na Nicka.
- Od tego się nie tyje - zażartował.
- Nick... - Brakowało jej słów.
- Było ci w nim najładniej. A kolor harmonizuje z twoimi włosami. - Ujął garść
włosów Ruth i przepuścił je między palcami. - Są takie delikatne i miękkie. Jak ty.
- Nick. Nie mogę tego przyjąć.
- Czy nie mam prawa robić ci prezentów?
- Tak, chyba tak. Nie zastanawiałam się nad tym. - Ponieważ nie przestawał się do niej
uśmiechać, nie znalazła żadnego logicznego wytłumaczenia. - Ale nie takie jak ten.
- Kupiłem ci pizzę - zauważył i podniósł jej rękę do ust. - Nie miałaś nic przeciwko
temu.
- To nie to samo. - Jęknęła cichutko, kiedy całował jej nadgarstek. - A poza tym sam
zjadłeś połowę.
- To mi sprawia przyjemność - powiedział zwyczajnie - podobnie jak będę się cieszyć,
oglądając cię w tym futrze.
- To za drogi prezent.
- Rozumiem. Uważasz więc, że mogę ci kupować tylko tanie prezenty. - Podciągnął
jej rękaw i pocałował wewnętrzną stronę łokcia.
- Przestań, przez ciebie mówię same bzdury.
- Robisz to całkiem nieźle i bez mojej pomocy. - Zanim zdążyła zripostować, objął ją
z całych sił i uciszył. - A może to futro ci się nie podoba? - zapytał.
- Jeszcze jak! Jest cudowne - westchnęła, kładąc głowę na jego ramieniu. - Ale nie
musisz mi niczego kupować.
- Nie muszę? Oczywiście, że nie. - Przesunął rękę wzdłuż jej pleców ku wypukłości
biodra. - Wiem, co muszę, a na co mam ochotę. - Odsunął ją od siebie, uśmiechnął się. -
Chodź, przymierz je dla mnie.
Popatrzyła na niego uważnie. To był wspaniałomyślny gest, podyktowany impulsem.
Czy mogła go nie przyjąć?
- Dziękuję - powiedziała z taką powagą, że się roześmiał i uściskał ją z całej mocy.
- Znowu patrzysz na mnie jak sowa, bardzo rzeczowa i mądra sowa. Ale teraz się
pospiesz, żebym mógł zobaczyć, czy ci w nim ładnie. Proszę.
Jeżeli Ruth miała jeszcze jakieś obiekcje, to owo „proszę” odsunęło je na daleki plan.
Mogłaby policzyć na palcach jednej ręki, ile razy użył go wobec niej. Bez chwili wahania
dała nurka do pudła. Zatopiła palce z futrze.
- Jest wspaniałe, Nick. Naprawdę wspaniałe.
- Tylko nie na szlafrok, miłaja - oburzył się, gdy zaczęła je wkładać. - Nie nosi się
lisów do niebieskiego frotte.
Spiorunowała go wzrokiem, po czym rozwiązała pasek. Zdjęła szlafrok i szybko
zmieniła go na futro. Jej nagie ciało, które mu mignęło, przyprawiło go o skurcz żołądka. Jej
ciemne włosy spadały na niebieski odcień bieli; podekscytowane oczy błyszczały.
- Muszę się przejrzeć! - Ruth odwróciła się, chcąc jak najszybciej pomknąć do lustra w
sypialni.
- Kocham cię.
Stanęła jak wryta. Czuła, że brakuje jej tchu, jak po niefortunnym upadku na scenie.
Zamknęła oczy. Wbiła palce w futro. Aż ją zabolały. Nie mogła ich rozprostować. Bardzo
powoli odwróciła się w stronę Nicka. Miała ściśnięte gardło, więc wymówiła słowa
ochrypłym głosem.
- Co powiedziałeś?
- Kocham cię. Po angielsku. Powiedziałem to wcześniej po rosyjsku. Ja tiebia liubliu.
Ruth przypomniała sobie szeptane jej do ucha słowa - słowa, które utkwiły w jej
głowie, kiedy się kochali, kiedy ją trzymał blisko siebie, zanim zasnęła. Kolana pod nią
zadrżały.
- Nie wiedziałam, co znaczą. - Teraz już wiesz.
Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami i czuła, jak ogarnia ją drżenie.
- Boję się - wyszeptała. - Od dawna na to czekałam, a teraz się boję. Nick, chyba nogi
odmówiły, mi posłuszeństwa.
- A chcesz podejść czy odejść ode mnie?
To pytanie trochę ją uspokoiło. Być może on także się boi. Postąpiła krok do przodu.
Stając przed nim, czekała, aż odzyska normalny głos.
- A jak ja to powiem po rosyjsku? - zapytała. - Chcę to najpierw powiedzieć po
rosyjsku.
- Ja tiebia liubliu.
- Ja tiebia liubliu, Nikolai - wymówiła, kalecząc wymowę. Kiedy go obejmowała,
zobaczyła jego błyszczące, rozpromienione oczy. - Ja tiebia liubliu - powtórzyła. - Kocham
cię.
Całował jej włosy, policzki, powieki, a potem niemal rzucił się na nią.
- Ona moja - powiedział, mrucząc jak niedźwiedź. Futro zsunęło się na podłogę.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Ruth jeszcze nigdy tak ciężko nie pracowała. Zademonstrowanie przed publicznością
całego baletu nigdy nie było łatwe, ale tańczenie do czterech kamer było ze wszech miar
denerwujące i wyczerpujące. Powtarzane w nieskończoność krótkie sekwencje kombinacji
kroków wyprowadzały ją z równowagi. Przywykła do świateł reflektorów, ale specjalistyczne
kable i kamery to już było dla niej za wiele. Czuła się osaczona.
Od ciągłego rozpoczynania i przerywania miała skurcze nóg. Denerwował ją i
rozpraszał zbyt często jej zdaniem poprawiany specjalny makijaż do zbliżeń i bliskich ujęć.
Publiczność przed telewizorami nie może oglądać kropelek potu na twarzy eleganckiej
baleriny. Utrzymanie złudzenia, że taniec jest łatwy i że prawie nie wymaga wysiłku, było
możliwe jedynie z odległości, jaką stwarza scena. Natomiast kamery były bezlitosne.
Nie wiadomo już który raz powtarzali ten sam trudny układ soubresauts i piruetów.
Nick zdawał się niestrudzony. Fascynowała go praca przed kamerą. Nie okazywał nawet
odrobiny zniecierpliwienia podczas krótkich proceduralnych przerw, tylko przystawał,
rozmawiał z reżyserem, dopóki ekipa telewizyjna nie była gotowa do dalszej pracy. Po czym,
gdy powtarzał kroki, robił to jakby w przypływie nowej energii.
Nagrywali coś, co w ponad dwugodzinnym programie wypełni nie więcej niż trzy
minuty. Był to żywy, pełen werwy i ognia fragment większej kompozycji - specjalność Nicka.
Ruth po raz kolejny wykonała potrójny piruet, gdy nagle przeszywający ból powalił ją z nóg.
Natychmiast Nick ukucnął przy niej.
- To tylko skurcz - wymówiła, z trudem chwytając powietrze.
- Tu? - Dotknął jej łydki, wyczuł zgrubienie mięśnia i zaczął masować.
Ból był nieznośny. Przycisnęła czoło do kolan i zamknęła oczy.
- Proszę o dziesięć minut przerwy - usłyszała głos Nicka. - Czy oprócz tego coś cię
jeszcze boli? - zapytał, ugniatając mięsień. Ruth potrząsnęła przecząco głową. - Za dobrze to
nie wygląda - skrzywił się.
- Ja już nie mogę! - Nagle Ruth zaczęła walić pięścią o podłogę sceny. - Po prostu nie
mogę!
- Co za absurd! - rzucił, mrużąc gniewnie oczy.
- To nie żaden absurd. Ja już nie mogę - syknęła. - To nie do zniesienia. Do tyłu, do
przodu, i tak w kółko. Jak mogę coś czuć, kiedy nie ma w tym ciągłości ani nastroju?
Dookoła pełno ludzi, praktycznie wchodzą mi na głowę, więc jak mogę przygotować się do
skoku?
- Nie zwracaj na nich uwagi i tańcz - powiedział kategorycznie. - To jest nieuniknione
i konieczne.
- Konieczne? - cisnęła się. - Powiem ci, co jest konieczne. Koniecznie trzeba się pocić.
Ale nawet i tego mi nie wolno. Jeżeli ten człowiek posypie mnie jeszcze raz pudrem, zacznę
wrzeszczeć. - Gdy w drugiej nodze chwycił ją skurcz, wstrzymała oddech. Ból w obu nogach
przekraczał granice wytrzymałości. Znów opuściła głowę. - Och, Nick, jestem taka zmęczona.
- Więc co zamierzasz? Odejść? - Głos miał szorstki, gdy zaczął masować jej drugą
nogę. - Potrzebuję partnerki, nie zaś uskarżającego się dziecka.
- Nie jestem dzieckiem. Ale też nie jestem maszyną!
- Jesteś tancerką. - Wyczuł pod palcami, że mięsień rozluźnia się. - Więc tańcz.
Spiorunowała go wzrokiem.
- Dziękuję za wyrozumiałość. - Odepchnęła jego rękę, choć uginały się pod nią nogi, i
podniosła się o własnych siłach.
- Może gdzie indziej jest miejsce na wyrozumiałość. - Nick wstał z podłogi. - Ale nie
tutaj.
Tutaj wykonujesz konkretną pracę. A teraz pozwól, żeby ci przypudrowano twarz.
Przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, następnie odwróciła się i bez słowa
opuściła scenę.
Nick zaklął pod nosem, po czym zabrał się za masowanie własnych nóg.
- Twardy z ciebie człowiek, Davidov - usłyszał z oddali.
Podniósł oczy i zobaczył wstającą z fotela na widowni Nadine.
- Tak. - Wrócił do masowania nogi. - Już mi to kiedyś mówiłaś.
- Takim cię lubię. - Podeszła do bocznego skrzydła sceny i zaczęła wchodzić po
stopniach. - Ale mimo wszystko nie zapominaj, że ona jest młoda.
Nadine uklękła obok Nicka. Wzięła się za fachowe masowanie jego nogi.
- Dobre stopy, cudowne nogi, bardzo muzykalna. - Uśmiechnęła się do Nicka. -
Jeszcze nie stwardniała tak jak my.
- Tym lepiej dla niej.
- Tym trudniej dla ciebie, ponieważ ją kochasz. - Nick ze zdziwienia aż uniósł brwi. -
Wiem wszystko o moich tancerzach, przede mną nic się nie ukryje. Często wiem wcześniej
niż oni sami. Już od dawna jesteś w niej zakochany.
- I co z tego wynika?
- Tancerze często łączą się między sobą w pary. Mówią tym samym językiem, mają te
same problemy. - Nadine przesiadła się na drugi bok. - Ale gdy dotyczy to mojego premier
danseur i dyrektora artystycznego w jednej osobie oraz mojej najlepszej baleriny, jestem
zaniepokojona.
- Nie ma powodu, Nadine - powiedział łagodnym tonem, choć był najwyraźniej
poirytowany.
- Romanse mogą przybierać różne formy - skomentowała Nadine. - Wierz mi, że dużo
o tym wiem. - Tym razem uśmiechnęła się posępnie. - Tancerze to osobnicy kierujący się
emocjami, Nick. Nie chcę stracić żadnego z was, jeżeli będziecie musieli się rozstać. Jej
przeznaczeniem jest zostać prima ballerina absolutta.
- Czyżbyś sugerowała, że mam się przestać widywać z Ruth? - zapytał lodowatym
tonem i podniósł się z podłogi.
- Jak długo się znamy, Davidov? - zapytała, zaglądając mu głęboko w oczy.
- Lepiej nie pytaj, to by nas tylko oboje postarzyło - odpowiedział, zdobywając się na
uśmiech.
Przytaknęła mu ruchem głowy, po czym wyciągnęła do góry rękę. Nick podniósł ją
lekko z podłogi.
- Długo. Bardzo długo. Wystarczy, żeby wiedzieć, co ci zasugerować. - Na jej twarzy
pojawił się grymas. - Przez całe lata obserwowałam paradę twoich kobiet.
- Spasibo.
- Nie ma się czym chwalić - skontrowała. - To było tylko stwierdzenie. Bannion jest
inna.
- Tak - przyznał jej rację. - Ruth jest inna.
- Uważaj, Davidov. Dla tancerzy upadki bywają groźne. - Odwróciła się, kiedy na
scenę zaczęli powracać członkowie ekipy telewizyjnej. - Przez jakiś czas będzie cię
nienawidzić.
- Jakoś sobie z tym poradzę.
- Oczywiście - odparła, nie oczekując żadnego innego oświadczenia.
Prosta jak struna, z nieprzeniknioną, spokojną twarzą, Ruth wyszła zza kulisy. Kiedy
jej poprawiano makijaż, wszystkie myśli skoncentrowała tylko na jednym - na tańcu, który
ma wykonać. Później przyjdzie czas na emocje. Podeszła do Nicka.
- Jestem gotowa.
Popatrzył na nią. Chciał ją zapytać, czy nadal ją boli, chciał powiedzieć, że ją kocha.
- Świetnie, więc zaczynamy - rzucił jej zamiast tego.
Gdy dwie godziny później stała pod prysznicem, była odrętwiała z bólu. Ze zmęczenia
mąciło się jej w głowie. Tylko dwie rzeczy były pewne: nie znosi tańczyć do kamery i gdy raz
naprawdę potrzebowała Nicka, on odwrócił się od niej. Przemawiał do niej tak, jakby miał do
czynienia z opieszałą, leniwą i słabą istotą. A potem, w obecności innych, straciła panowanie
nad sobą i poniżyła się. To przez te jego lodowate słowa.
Zawsze była dumna ze swojej siły i wytrwałości. Dzisiejszy upadek, potłuczenie się i
drobna kontuzja były dla niej potężnym wstrząsem. Pragnęła pocieszenia, a spotkała się z
lekceważeniem, a nawet z pogardą.
Gdy wyszła spod prysznica i owinęła się ręcznikiem, zjawiła się Leah. Gotowa do
wyjścia, ubrana jak spod igiełki, oparła się o umywalkę i uśmiechnęła.
- Cześć. - Z uwagą wpatrywała się w bladą, wyczerpaną twarz Ruth. - Parszywy
dzień?
- Dość parszywy. - Ruth sięgnęła do torby po sweter.
- Słyszałam, że miałaś dzisiaj jakieś kłopoty. Ruth, wciągając sweter przez głowę,
zdążyła przybrać opanowany wyraz twarzy.
- Nic poważnego - odrzekła ze spokojem, choć ten luz wiele ją kosztował. -
Nagrywanie „Korsarza” zostało zakończone.
- Nie mogę się doczekać, kiedy to obejrzę. Nie przestając się uśmiechać, Leah wyjęła
szczotkę i w zwolnionym tempie pociągnęła nią po swoich jedwabistych włosach.
- Jesteś blada - zauważyła, kiedy Ruth wciągała dżinsy. - Całe szczęście, że masz parę
dni na odpoczynek, zanim zaczną nagrywać „Czerwoną różę”.
- Widzę, że śledzisz grafik.
- Mam w tym swój interes. Muszę wiedzieć o wszystkich poczynaniach każdego w
zespole.
- A o co ci chodzi?
- O Nicka - odparła bez namysłu. Widząc błysk w oczach Ruth, uśmiechnęła się
jeszcze szerzej. - Nie, nie w tym sensie, choć byłoby to może interesujące. Podobno bycie
jego kochanką ma swoje korzyści.
Ruth najchętniej zdzieliłaby Leah butem prosto w tę jej uśmiechniętą twarz. Zamiast
tego, kipiąc w środku, wsunęła go na stopę.
- To, co jest między Nickiem i mną, jest czysto osobistą sprawą i nikogo nie powinno
obchodzić. - Gotując się coraz bardziej, Ruth podniosła się z ławki.
- Och, ależ to wszystko łączy się w jedną całość! - Leah wyciągnęła rękę, chcąc
dotknąć ramienia Ruth, jakby się obawiała, że może jej umknąć.
- Co takiego?
Leah przysiadła na brzegu blatu wokół umywalki i skrzyżowała nogi w kostkach.
- Zamierzam zostać prima ballerina absolutta.
- Czy to informacje z ostatniej chwili? - zapytała ironicznie Ruth.
- Wiem, że aby to osiągnąć i pozostać w tym zespole, muszę mieć za partnera Nicka -
gładko wyrecytowała Leah.
- Z tym będzie pewien problem - zgodnie z prawdą odparła Ruth. - Nick jest moim
partnerem.
- Na razie - zgodziła się szybko Leah. - Ale gdy znudzi się tobą w łóżku, z pewnością
cię rzuci.
- A to już mój problem - rzekła Ruth słodkim głosem.
- Miłostki Nicka nigdy nie trwają długo. Na przestrzeni lat wszyscy byliśmy
świadkami różnych jego wzlotów i upadków. Pamiętasz tę prawniczkę sprzed sześciu czy
ośmiu miesięcy? Bardzo elegancka. A przed nią była jakaś modelka. Zwykle Nick wystrzega
się podrywania kogoś z zespołu. Bardzo wybredny jest ten nasz Nikolai.
- Mój Nikolai. I radzę ci, żebyś poprzestała na partnerach, których ci wyznaczono. -
Ruth sięgnęła po torbę.
- On i tak nie potańczy dłużej niż dwa lata. Zresztą już teraz znaczną część czasu
poświęca choreografii. A mnie wystarczą dwa lata.
- Dwa lata! - zaśmiała się Ruth, przerzucając torbę przez ramię. - Za pół roku ja będę
prima ballerina absolutta. - Wypowiadając te słowa, dała upust wściekłości. - Po ukazaniu się
widowiska w telewizji cały kraj dowie się, kim jestem. Jeżeli obawiasz się konkurencji, może
lepiej znajdź sobie inny zespół.
- Konkurencja! - Oczy Leah zwęziły się jak u kota. - Z trudem przebrniesz przez
pierwszy kawałek. - Po raz kolejny przesłała Ruth promienny uśmiech. - Pozostałe dwa Nick
może ci odebrać i dać je komuś, kto ma trochę więcej wytrwałości od ciebie.
- Na przykład tobie!
- Oczywiście.
- Po moim trupie - powiedziała słodko Ruth, po czym odsuwając Leah na bok,
opuściła łazienkę.
Choć ostatni gest trochę jej pomógł, nerwy miała napięte do granic wytrzymałości.
Utarczka odwróciła jej uwagę od ciała, schodziła więc ze schodów nieświadoma bólu w
łydkach. Kipiąc z oburzenia, kierowała się ku wyjściu na ulicę.
- Ruth! - Ponieważ nie odpowiedziała na pierwsze wołanie, Nick ją dogonił i ujął jej
ramię. - Dokąd się wybierasz?
- Do domu - rzuciła krótko.
- Świetnie. - Zauważył jej rozpaloną twarz. - Pojedziemy razem.
- Znam drogę. - Odwróciła się w stronę drzwi, ale uchwyt jego ręki okazał się
silniejszy.
- Powiedziałem, że pojedziemy razem.
- Oczywiście. - Wzruszyła ramionami. - Rób, jak ci wygodniej.
- Zwykle tak robię - odpowiedział chłodnym tonem, wyciągając ją na zewnątrz i
wsadzając do taksówki.
Zajęła miejsce w rogu, trzymając sztywno torbę na kolanach. Nick, oparty plecami o
siedzenie, nie podejmował rozmowy. Wydawał się całkowicie pochłonięty własnymi
myślami. Upór nie pozwolił Ruth wypowiedzieć słowa.
Na nowo przeżywała i analizowała dzisiejszą scysję z Nickiem, a potem scenę z Leah.
Złość Ruth przybrała formę lodowatego milczenia.
Kiedy taksówka zatrzymała się przed jej domem, wysunęła się z niej, gotowa rzucić
Nickowi chłodne „do widzenia”. Tymczasem on wysiadł od strony jezdni, obszedł samochód
i znowu ujął ją pod ramię. Uścisk był lekki, ale nie podlegający dyskusji. Nie komentując
tego, Ruth weszła z Nickiem do budynku.
Była gotowa do walki. Wystarczyłaby jakakolwiek prowokacja z jego strony. Pieniła
się ze złości. Otworzyła drzwi i wbiegła do środka, zostawiając Nickowi wolny wybór - mógł
wejść albo odejść.
Z sofy podniósł się Niżyński, wyprężył grzbiet, po czym bezszmerowo zeskoczył na
podłogę. Spełnił swój obowiązek, okrążając kostki nóg Ruth, i niezwłocznie przeszedł do
Nicka. Usłyszała, jak Nick szepcze coś kotu na powitanie. Bez słowa udała się do sypialni,
żeby rozpakować torbę.
Celowo zwlekała. Z drugiego pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Starannie ułożyła
w szafie baletki. Skrupulatnie wyjęła spinki z włosów i pozwoliła im opaść. Uwalniając je,
pozbyła się też lekkiego bólu głowy. Rozczesywała włosy energicznymi, długimi
pociągnięciami szczotki. W mieszkaniu nadal panowała absolutna cisza.
Spędziła w sypialni bite dziesięć minut, wymyślając dziesiątki drobnych,
niepotrzebnych czynności. Znowu nerwy zaczęły dawać się jej we znaki. Dochodząc do
wniosku, że powinna coś zjeść, związała włosy wstążką i opuściła sypialnię.
Na kanapie Nick spał jak zabity. Leżał na wznak z mruczącym Niżyńskim, zwiniętym
w kłębek na jego piersi. Nick oddychał wolno i równo. Natychmiast ulotniła się jej cała
niechęć i żal.
Uświadomiła sobie, jak bardzo jest wyczerpany. Widać to było po jego twarzy.
Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej? Ponieważ za bardzo była przejęta własnymi
doznaniami, pomyślała z poczuciem winy.
Głębokie bruzdy żłobiły jego policzki. Pod oczami dostrzegła lekko fioletowe cienie.
Westchnęła. Najchętniej by się rozpłakała. Żadnych łez, nakazała sobie twardo.
Wzięła z oparcia fotela moherowy szal i przykryła Nicka. Nie drgnął. Niżyński
otworzył jedno oko, posłał jej przepraszające spojrzenie i ponownie zasnął. Ruth usiadła w
fotelu i podwinęła pod siebie nogi. Spoglądała na śpiącego z czułością.
Kiedy się obudził, było już ciemno. Nieprzytomny, przycisnął palcami oczy. Na piersi
poczuł jakiś ciężar. Odkrył tam ciepłą futrzaną kulę. Stęknął, gdy Niżyński, tytułem
eksperymentu, wpił się w niego pazurami. Klnąc pod nosem, spędził kota i usiadł. Spod
kuchennych drzwi padał strumień światła. Nick siedział jeszcze przez chwilę, zanim wstał i
ruszył w tamtą stronę.
Ruth krzątała się przy kuchni. Ponieważ ściągnęła do tyłu włosy, dokładnie widział jej
profil: delikatne kości, ładnie zarysowany podbródek, lekko skośne oczy. Zaabsorbowana
pracą rozchyliła wargi - miękkie, pełne wargi, których smak poczuł już na sam ich widok.
Smukła, wysklepiona szyja klasycznej baleriny. Dokładnie znał miejsce, gdzie ta skóra jest
najbardziej wrażliwa.
W ostrym kuchennym świetle wyglądała bardzo młodo, prawie jak wówczas, kiedy ją
zobaczył pierwszy raz - w oślepiającym słońcu na śniegu na parkingu szkółki Lindsay. Czując
na sobie jego wzrok, Ruth odwróciła się gwałtownie. Ich oczy się spotkały.
Zwilżyła wargi.
- Pomyślałam, że będziesz głodny. Co powiesz na omlet?
- Hm. Świetnie.
Gdy powróciła do swoich zajęć, oparł się o framugę drzwi. Rzucił okiem na zegarek,
stwierdzając, że jest dopiero dziewiąta. Spał nie więcej niż dwie godziny, a czuł się
zregenerowany i odświeżony, jakby przespał całą noc.
- Pomóc ci?
Ruth nie spuszczała oczu z patelni, na której robiła omlety.
- Możesz wyjąć talerze. Już prawie skończyłam. - Obok, na blacie, zaczynała pykać
kawa w maszynce. Nick wyjął talerze i filiżanki. - Będziesz miał jeszcze na coś ochotę? -
zapytała Ruth, zdegustowana swoim zbyt uprzejmym głosem.
- Nie. To wystarczy.
Fachowym ruchem przerzuciła pierwszy omlet z patelni ha talerz.
- Idź i zaczynaj. Za chwilę dołączę. - Kolejne rozbite jajka zaskwierczały na patelni. -
Przyniosę kawę.
Nick zabrał talerz do jadalni. Ruth kontynuowała smażenie. Kawa pykała coraz
żywiej. Zsunęła jajka z patelni. Wyłączyła maszynkę z kawą i wyniosła ją do jadalni.
Kiedy weszła, Nick podniósł znad talerza wzrok.
- Smakuje? - zapytała, stawiając swój talerz i nalewając kawę do filiżanek.
- Bardzo. - Wziął na widelec kolejny kęs. Ruth unikała jego wzroku. Ustawiła
maszynkę na trójkątnej podstawce. Usiadła naprzeciwko niego i zaczęła jeść.
- Chciałem ci podziękować, że pozwoliłaś mi pospać. - Obserwował ją, jak zmusza się
do jedzenia i dziobie swój omlet. - Potrzebowałem tego. I tego też. - Wskazał na talerz.
- Wyglądałeś na zmęczonego - mruknęła. - Nigdy nie przyszło mi na myśl, że i dla
ciebie praca bywa ponad siły.
- No tak - powiedział lekko rozbawiony. - Davidov jest niezniszczalny.
- Zawsze za takiego cię miałam. Chyba podobnie jak my wszyscy - odparła.
- Ale ty nie jesteś wszystkimi - powiedział, patrząc na nią z powagą. Jej oczy były
nabrzmiałe od łez. Poczuł skurcz żołądka. - Lepiej jedz - powiedział, udając, że niczego nie
zauważa. - Mamy za sobą długi dzień.
Sięgając po kawę, Ruth starała się zachować spokój. Miała dość scen na dzisiaj.
- Naprawdę nie jestem głodna.
Nick wzruszył ramieniem i wrócił do swojego jedzenia.
- Coś się przypala - zauważył.
Ruth z krzykiem zerwała się od stołu i pobiegła do kuchni. Słup dymu unosił się nad
patelnią, której powierzchnia pękała od żaru. Klnąc na czym świat stoi, zgasiła ogień, o
którym zapomniała, zdejmując omlety, i ze złością kopnęła piecyk.
- Ostrożnie - powiedział Nick od progu. - Nie będę miał pożytku z partnerki ze
złamanymi palcami u nogi.
Zakręciła się na pięcie, by wyładować na nim złość. Tymczasem on się uśmiechał. I
nagle wszystko puściło.
- Och, Nick! - Rzuciła mu się w ramiona. - Byłam dzisiaj potworna. I tańczyłam
okropnie.
- Nie - zaprzeczył, całując jej włosy. - Tańczyłaś pięknie, a zwłaszcza po tym, jak się
na mnie wściekłaś.
Odrzuciła do tyłu głowę i popatrzyła na niego. Wiedziała z całą pewnością, że nie
uciekłby się do kłamstwa, byle ją tylko pocieszyć.
- Nie powinnam się na ciebie złościć. Zasklepiłam się w sobie i w tym, jak się czuję, i
nawet nie pomyślałam, że tobie też może być trudno. Sprawiasz wrażenie, jakby cię nigdy nic
nie kosztowało i jakbyś wszystko robił bez wysiłku.
- Nie lubisz kamery.
- Nienawidzę. Ohyda.
- Ale ile ma możliwości!
- Wiem. Wiem o tym. - Cofnęła się i stanęła obok. - Czuję do siebie wstręt po tym, jak
się zachowałam, płacząc i wrzeszcząc przy wszystkich, wściekając się na ciebie.
- Jesteś artystką i, już ci to mówiłem, takie zachowanie nikogo nie dziwi.
- Nie cierpię ekshibicjonizmu. A zwłaszcza brzydzi mnie mój egoizm i nieliczenie się
z innymi.
- Jesteś zbyt surowa dla siebie, Ruth. Kobieta, którą kocham, nie jest egoistką ani
osobą nie liczącą się z innymi.
- Ale dzisiaj taka byłam. Cały czas, dopóki nie zobaczyłam cię śpiącego i tak skrajnie
wyczerpanego, myślałam tylko o sobie. A przecież powinnam pamiętać, jak ciężko pracujesz!
Ale ja skoncentrowałam się tylko na tych denerwujących mnie, porozstawianych na każdym
kroku kamerach i na tym, jak bardzo bolą mnie nogi. - Wzdrygnęła się. - To przykre, że
można być tak małostkowym, tak jednowymiarowym. A właśnie tak opisał mnie Donald.
- Och, przestań! - żachnął się i jeszcze mocniej ją objął. - Przecież musimy od czasu
do czasu pomyśleć o sobie i o własnym ciele. Inaczej byśmy nie przetrwali. Byłabyś
niemądra, gdybyś uwierzyła, że stajesz się przez to mniej wartościowym człowiekiem. To
prawda, że różnimy się od innych. Po prostu tacy jesteśmy.
- Egoistyczni?
- Czy trzeba to nazywać? - Potrząsnął nią lekko, po czym znowu przyciągnął do
siebie. - Tak, egoistyczni, jeśli już koniecznie musisz nadać temu jakąś etykietę. Zapaleni.
Obsesyjni. Jakie to ma znaczenie? Czy stajesz się przez to inna? Albo czy ja staję się inny? -
To mówiąc, zaczął ją całować.
Ruth zdążyła tylko jęknąć. Czekała na ten pocałunek. Jego wargi były delikatne i
czułe, a zarazem zaborcze. Przyciskał ją coraz bliżej i mocniej, aż wtopili się w siebie.
- Tak właśnie chciałem cię pocałować, kiedy siedziałaś na scenie zła i zraniona. Czy
bardzo mnie nie lubisz, ponieważ tego nie zrobiłem?
- Nie. Nie, ale chciałam, żebyś to zrobił.
- Gdybym cię pocieszył, nie zdobyłabyś się na wysiłek i nie skończyłabyś tańca. -
Odchylił jej głowę do tyłu. Ich oczy się spotkały. - Wiedziałem o tym, ponieważ cię znam.
Czy przez to jestem zimnym egoistą?
- Przez to jesteś Davidovem - westchnęła i uśmiechnęła się do niego. - I niczego
innego nie pragnę.
- A ty jesteś Bannion. - Pochylił się do jej ust. - I niczego innego nie pragnę.
- To brzmi tak prosto. Ale czy tak jest?
- Tej nocy na pewno. - Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
Ruth zasiadła w szóstym rzędzie i przyglądała się nagrywaniu. Trzy odcinki z jej
udziałem zostały już ukończone. I pomyśleć, że trzy dni wytężonej pracy zostaną
zredukowane do dziewięciu, najwyżej dziesięciu minut antenowego czasu!
Nauczyła się występować przed kamerą, a nawet ją tolerować. Wiedziała jednak, że
nie podzieli nigdy zachwytu i entuzjazmu Nicka. Wezwał ją do współzawodnictwa, zachęcał,
żeby go prześcignęła w ich pas de deux z „Karnawału”. Przeszedł samego siebie w masce i
kostiumie Arlekina. Jego przekomarzająca się i niczym nie skrępowana dusza przydała jej
Kolombinie tyle ognia i werwy, o jakich nawet nie śniła.
On po prostu tryska energią, zadumała się, obserwując go na scenie. Nawet kiedy sam
nie tańczy.
Corps tańczył scenę z „Rodeo”. Nick, w płowym dresie, po którym już z daleka
można go było poznać, stał pośród tancerzy w kowbojskich kapeluszach i kraciastych
bawełnianych koszulach i wydawał im polecenia. Nawet gdyby był ubrany w srebro czy
złoto, nie przyciągałby większej uwagi.
Wiedziała, jak rzadko w ostatnich tygodniach pozwalał sobie na odpoczynek. A
jednak, choć było to już ostatnie szlifowanie tancerzy, witalność i werwa Nicka były na miarę
młodego chłopaka. Jak on to robi? - zachodziła w głowę Ruth.
Pomyślała o tym, co usłyszała od Leah: czy rzeczywiście Nick przestanie tańczyć w
ciągu najbliższych dwóch lat? Wygląda tak młodo. Przecież prawie w każdym innym
zawodzie uchodziłby za młodego człowieka. Jako kierownik artystyczny, choreograf czy
kompozytor może ciągnąć w nieskończoność. Ale jako danseur noble czas ma policzony.
On o tym oczywiście wie. Jak się z tym czuje? Nigdy z nią na ten temat nie rozmawia.
Podobnie jak o wielu innych sprawach. Na przykład, ilekroć chciała dowiedzieć się czegoś o
jego życiu w Rosji, gładko i szybko zmieniał temat. A przecież nie powodowała nią zwykła
ciekawość!
Czuła się zawiedziona, że zamyka się przed nią. Sama bardzo ceniła i szanowała
prywatność, ale kochając całym sercem Nicka, czuła potrzebę głębszego poznania go.
Tymczasem on unikał wszelkich pytań i rozmów o swojej przeszłości i karierze tancerza w
swoim kraju. Podobnie jak nie mówił, co czuje w związku ze zbliżającym się końcem wy-
stępów na scenie.
Doszła do wniosku, że zbyt często traktuje ją jak małą dziewczynkę. Jak go
przekonać, że jest zdolna dzielić jego problemy, podobnie jak dzieli z nim radości?
Muzyka rozbrzmiewała; szybka, hałaśliwa westernowa muzyka, która porywa do
tańca. Nick obserwował corps zza pleców kamerzysty, opierając ręce na biodrach. Patrząc na
niego, Ruth aż wstrzymała oddech.
Czy zawsze tak będzie? - zastanawiała się. Czy zawsze będzie mnie poruszać i
olśniewać? To przerażające zakochać się w legendzie. Nawet w tak. krótkim czasie, odkąd są
razem, ciężar obowiązków zawodowych odciskał się na nich obojgu. Balet to zarówno
zobowiązanie, jak i ciągłe napięcie. Czas spędzany razem u niej w mieszkaniu należał do in-
nego wymiaru. Tam mogli być kobietą i mężczyzną. Ale muzyka i światła reflektorów
przywoływały ich z powrotem. A tutaj, w świecie, który pochłaniał większą część ich życia,
on był Davidovem - mistrzem.
- Nieźle sobie z tym wszystkim poradził. Jak zawsze. - Na krzesło obok Ruth cicho
wśliznęła się Nadine.
Muzyka umilkła.
Nick znowu dyskutował z tancerzami, gdy tymczasem reżyser w słuchawkach na
uszach mówił coś do jakiegoś niewidocznego technika.
- Tak, na to wygląda.
- Jak chłopczyk, który dostał nową kolejkę. Cały skład.
Ruth rzuciła Nadine pytające spojrzenie.
- Kolejkę?
- Nowa podnieta, entuzjazm, zapał - wyjaśniła, wykonując zamaszysty ruch ręką. - On
to uwielbia.
- Tak. - Ruth znowu spojrzała na Nicka. - Nie da się ukryć.
- Twoje tańce wypadły dobrze. - Nadine przeszła do porządku nad śmiechem Ruth,
wyrażającym powątpiewanie. - Och, wiem, że musiałaś jeszcze to i owo poprawić. Takie jest
życie.
- Oglądałaś to?
- Zawsze oglądam.
- Zwykle nie bywasz taka łaskawa, Nadine - zauważyła Ruth.
- Moja droga, ja nigdy nie jestem łaskawa. Nie stać mnie na to. - Znowu rozległa się
muzyka i chociaż Nadine patrzyła na scenę, mówiła do Ruth. - Oni naprawdę są dobrzy. A
nagranie jest wyśmienite. Program powinien spełnić nasze oczekiwania. Przyznam szczerze,
że już od dość dawna nie widziałam niczego tak doskonałego jak wasz taniec z Nickiem.
Nigdy nie sądziłam, że znajdzie partnerkę, która dorówna Lindsay. Oczywiście, różnicie się
stylem, nawet bardzo. Lindsay unosiła się w powietrzu, jakby stanowiła jego część, bez
wysiłku, z jakąś dozą mistycyzmu. Ty mu rzucasz wyzwanie, jakbyś się buntowała przeciwko
prawu grawitacji.
Ruth zainteresował taki opis. Zastanawiała się nad jego trafnością.
- Lindsay była najpiękniejszą baleriną, jaką kiedykolwiek widziałam.
- Straciliśmy ją, bo nad taniec przedłożyła prywatne życie. Wielka szkoda.
- Nie miała wyjścia - obruszyła się Ruth. - Jej ojciec zginął w wypadku, a matka była
w bardzo ciężkim stanie.
- Sami dokonujemy wyboru. - Nadine zwróciła się twarzą ku Ruth. - Nie wierzę w
przeznaczenie. To my wpływamy na bieg zdarzeń.
- Lindsay zrobiła to, co musiała.
- To, co wybrała - sprostowała Nadine. - Wszyscy to robimy. Osobiście przyświecał
mi w życiu tylko jeden cel. I byłoby dobrze, gdyby było podobnie z moimi tancerzami, ale tak
nie jest. Ty masz talent, młodość, napęd, jednym słowem masz wszystko, żeby zdobyć sławę
w świecie baletu. Lindsay była na najlepszej drodze do tego, kiedy odeszła. Nie chciałabym
stracić także ciebie.
- Dlaczego miałabyś mnie stracić? - Ruth wycedziła te słowa, nie spuszczając oczu z
Nadine. Przestała zwracać uwagę na to, co dzieje się na scenie.
- Tancerze są bardzo pobudliwi i humorzaści.
- Tak mi mówiono - zauważyła oschle Ruth. - Ale nie odpowiedziałaś na moje
pytanie.
- Potrzebuję zarówno ciebie, jak i Nicka, ale jego potrzebuję bardziej. - Zrobiła krótką
pauzę, czekając, aż jej słowa zrobią na Ruth odpowiednie wrażenie. - Jeżeli między wami coś
się... popsuje i nie będziecie mogli albo chcieli ze sobą pracować, będę musiała dokonać
wyboru. Zespół nie może sobie pozwolić na stratę Nicka.
- Rozumiem.
- Od dawna nosiłam się z zamiarem odbycia z tobą rozmowy. Wolę, żebyś znała moje
stanowisko.
- Rozmawiałaś o tym z Nickiem?
- Nie wprost. Zrobię to, oczywiście, gdyby zaszła taka potrzeba. Mam jednak nadzieję,
że do tego nie dojdzie.
- Spora liczba tancerzy w zespole łączy się w pary - zauważyła Ruth. - Niektórzy
nawet się żenią. Czy zamierzasz wprowadzić zwyczaj wtrącania się w cudze sprawy?
- Zawsze podejrzewałam, że za twoimi nienagannymi manierami kryją się pasje. -
Nadine uśmiechnęła się blado. - Miło było cię widzieć. - Zamilkła na chwilę. - Dopóki nic nie
koliduje z pracą zespołu, nie ma powodu do robienia dramatu. - Ponownie spojrzała Ruth
prosto w oczy. - Ale Nick jest nie tylko jednym z moich tancerzy. Obie o tym wiemy.
- Nie sądzę, żeby to, co jest między mną i Nickiem, miało kolidować z pracą zespołu
czy z naszym tańcem. - Ruth poprawiła się sztywno na krześle.
- Nie, jeszcze nie. Lubię cię, Ruth, i dlatego musiałam ci o tym powiedzieć. A teraz
muszę wycisnąć trochę dolarów z pewnego sponsora. - Nadine wstała, ruszyła ciemnym
przejściem między rzędami i opuściła widownię.
Na scenie Nick uważnie przyglądał się swoim tancerzom. Postrzegał każdego
indywidualnie, a także jako grupę. Tutaj ramię nie tworzy ładnego łuku, tam z kolei
ustawienie stóp jest idealne. Obserwował bacznie corps. Planował w niedalekiej przyszłości
uczynić dwoje z nich solistami. Jedną była młoda, zaledwie osiemnastoletnia dziewczyna,
której się przyglądał ze szczególnym zainteresowaniem. Miała eteryczną, nieziemską urodę i
niesamowitą siłę. Przypominała mu trochę Lindsay. Widziałby ją w roli Carli w „Dziadku do
orzechów” w nadchodzącym roku. Będzie musiał przekonać madame Maksimową, żeby z nią
indywidualnie popracowała.
Reżyser zatrzymał taśmę i Nick wszedł na środek sceny, żeby skorygować parę
szczegółów. Pracowali już od blisko dwóch godzin, a rozgrzane reflektory świeciły
bezlitośnie.
Gdy znowu zaczęli, pomyślał o Nadine i jej próbach z corps. Nadine jest jak jastrząb
polujący na kurczęta. Biedne dzieciaki; czy w ogóle zdają sobie sprawę, jaką harówką jest
taniec? Tylko nieliczni z nich wyjdą poza corps. Ponownie spojrzał na młodą dziewczynę,
gdy kręciła pirueta. Tej jednej się uda. Za dwa lata będzie deptać po piętach Ruth.
Uśmiechnął się na wspomnienie początków Ruth. Była taka młoda i tak strasznie
zamknięta. Jedynie tańcząc, odzyskiwała wiarę w siebie. Nawet wtedy - tak, nawet wtedy -
pragnął jej, wprawiając siebie samego w zakłopotanie. Był świadkiem jej rozwoju, kiedy to z
miesiąca na miesiąc stawała się bardziej zrównoważona i otwarta. Był też świadkiem
rozkwitu jej talentu.
Pięć lat, pomyślał. Pięć lat, i teraz w końcu ją ma. Ale stanowczo za mało. Bywają
wieczory, gdy obowiązki trzymają go do późna i gdy zmuszony jest wracać do siebie, do
własnego, pustego mieszkania, wiedząc, że Ruth śpi daleko od niego, w innym łóżku.
Zastanawiał się, czy teraz, ponieważ tak długo na nią czekał, nie stał się bardziej
niecierpliwy. Codziennie musiał z sobą walczyć, żeby jej nie ponaglać do zamieszkania
razem. Nawet nie zamierzał jej mówić, że ją kocha, a już na pewno nie w tak bezbarwny,
wyzuty z wdzięku i niczym nie ubarwiony sposób, w jaki to w końcu zrobił. Paraliżował go
strach, jeszcze zanim odwzajemniła mu miłość. A strach był dla niego czymś zupełnie
nowym.
Jakaś część jego istoty buntowała się przeciwko władzy, jaką nad nim miała. Dotąd
żadna kobieta nie absorbowała tak bez reszty jego myśli. A i tak do części jej osobowości nie
miał dostępu. Zadręczał się i wściekał.
Chciał ją mieć bez ograniczeń, bez żadnych tajemnic. Im dłużej trwał ich związek,
tym trudniej mu było nie wywierać na nią presji i nie żądać od niej więcej. Nawet teraz, choć
był zajęty pracą, wiedział, że siedzi w zaciemnionej części widowni. Czuł jej obecność.
Gdy wreszcie nagrywanie dobiegło końca, odbył jeszcze krótką rozmowę z reżyserem.
Tancerze opuszczali scenę. Ruth podniosła się z miejsca i podeszła bliżej. Muzycy
rozmawiali między sobą, prostowali i rozciągali obolałe plecy.
- Za godzinę proszę z powrotem - zawołał do nich Nick, słysząc w odpowiedzi
pomruk niezadowolenia.
Kamerzyści wyłączyli lampy o wielkiej mocy i temperatura wyraźnie opadła. Ekipa
rozmawiała o pobliskim włoskim barze i o sandwiczach z pieczenia. Nick uchylił się od
propozycji dołączenia do nich. Z kolei jego propozycja zjedzenia jogurtu w kantynie spotkała
się z ich zdecydowanym i jednogłośnym protestem.
- No jak? - Objął Ruth, gdy tylko weszła na scenę. - Co o tym sądzisz?
- To było wspaniałe - odpowiedziała szczerze. Starała się nie myśleć o rozmowie z
Nadine. - Masz wyraźną smykałkę do tego, co amerykańskie.
- Zawsze wiedziałem, że byłbym świetnym kowbojem. - Wyszczerzył zęby w
uśmiechu i chwycił porzucony kowbojski kapelusz. Zamaszystym ruchem nasadził go sobie
na głowę. - Jeszcze tylko potrzebuję kolta.
Ruth roześmiała się.
- Dobrze w tym wyglądasz - stwierdziła, nasuwając mu kapelusz bardziej na czoło, -
Czy w Rosji mają kowbojów?
- Kozaków - odparł. - To niezupełnie to samo. - Uśmiechnął się. - Jesteś głodna.
Mamy godzinę przerwy.
- Dobrze.
- Wezmę coś i pójdziemy z tym do mnie na górę. Chcę pobyć z tobą sam na sam.
Nie minęło dziesięć minut, jak Nick zamknął za nimi drzwi gabinetu.
- Nie sądzisz, że do tak wyrafinowanego jedzenia przydałaby się muzyka? - Podszedł
do stereo.
Ruth odstawiła ich miseczki z owocową sałatką, czekając, aż nastawi cicho Rimskiego
- Korsakowa.
- Zaczniemy od tego. - Nick wziął ją w ramiona. Złakniona, podniosła głowę, czekając
na pocałunek.
Już to oczekiwanie na nią rozpaliło w nim ogień. Pomrukując, zanurzył palce w jej
włosach i niemal rzucił się na nią. Jej usta był spragnione, prawie agresywne. Drżała z
pożądania. Wsunęła ręce pod jego bluzę, a on jak oszalały całował jej twarz; wygięła ku
niemu wargi.
- Pocałuj mnie - zażądała.
Pocałunek był gwałtowny. Jak gdyby w to jednorazowe spotkanie warg przelał swoje
wszystkie pragnienia. Kiedy oderwał się od niej, była bez tchu i chciała więcej. Złapał zębami
jej wargę, aż jęknęła z rozkoszy. Potem całował ją coraz goręcej, aż do utraty przytomności.
Ruth mruczała coś bez składu, czekając, aż zacznie jej dotykać.
Jakby czytając w jej myślach, położył rękę na jej piersi. Wzdrygnęła się, gdy szorstki
materiał bawełnianej bluzki podrażnił jej skórę. Jednym ruchem ręki Nick wyszarpnął bluzkę
spod paska jej dżinsów. Powędrował palcami do góry i dotknął nagiej skóry. Oboje
wstrzymali oddech.
Kiedy zadzwonił telefon, Nick rzucił całą wiązankę przekleństw. Odwrócił się
błyskawicznie i niemal szarpnął słuchawkę.
- O co chodzi?
Ruth westchnęła i usiadła. Drżały jej kolana.
- Nie mogę się z nim teraz zobaczyć. - Słyszała wcześniej ten ostry, niecierpliwy ton i
lekko współczuła rozmówcy. - Nie, to on może zaczekać. Jestem zajęty, Nadine.
Ruth drgnęła. Nikt nigdy nie odważyłby się rozmawiać w taki sposób z Nadine. Nikt,
poza Davidovem.
- Tak, wiem o tym. No więc za dwadzieścia minut. Nie, za dwadzieścia. - Odłożył
słuchawkę z niechęcią. Kiedy odwrócił się do Ruth, miał jeszcze złe spojrzenie. - Ktoś chce
sypnąć pieniędzmi i moja obecność jest niezbędna. - Zaklął i wsunął ręce do kieszeni. -
Czasami te sprawy pieniężne doprowadzają mnie do szału. Trzeba się przymilać, żeby
wydrzeć trochę grosza. Kiedyś wystarczyło tylko tańczyć. Teraz to za mało. Mamy niewiele
czasu, Ruth.
- Siadaj i jedz - powiedziała, chcąc, żeby się uspokoił. - Dwadzieścia minut to dość
dużo.
- Nie mówię wyłącznie o dniu dzisiejszym! - Narosła w nim złość. - Chciałem być
razem z tobą wczoraj wieczorem i nic z tego nie wyszło! Potrzebuję więcej, więcej niż kilka
chwil w ciągu dnia i kilka nocy w tygodniu.
- Nick... - zaczęła, ale jej przerwał.
- Chcę, żebyś się do mnie przeprowadziła. Zamieszkała ze mną.
Cokolwiek chciała powiedzieć, uciekło jej z głowy. Stał nad nią, wściekły i żądający.
- Przeprowadzić się do ciebie? - powtórzyła bezmyślnie.
- Tak. Dzisiaj. Wieczorem. Była zupełnie skołowana.
- Do twojego mieszkania?
- Tak. - Pociągnął ją niecierpliwym gestem i postawił na nogi. - Ja nie mogę... nie
będę... nie zniosę powrotów do pustego domu. - Chwycił ją w objęcia. - Chcę cię mieć u
siebie.
- Zamieszkać z tobą - powtórzyła znowu, pilnując się, żeby jej nie poniosło. - Moje
rzeczy...
- Zabierz swoje rzeczy. - Potrząsnął nią. - Żaden problem.
Ruth wsunęła między nich rękę i odsunęła się.
- Musisz mi dać czas do namysłu.
- Do licha, nad czym tu się namyślać? - Zdradzał objawy poważnego wzburzenia,
klnąc po angielsku. Nawet tego nie odnotowała, tak bardzo była oszołomiona. Powinien ją
przygotować, zanim poprosi, by podjęła tak ważny krok, a już na pewno nie była
przygotowana, że podniesie na nią głos.
- Odczuwam taką potrzebę - odparowała. - Chcesz, żebym zmieniła życie,
zrezygnowała z jedynego własnego domu, jaki kiedykolwiek miałam.
- Proszę, żebyś dzieliła ze mną dom. Nie mogę tak żyć, kradnąc przypadkowe, krótkie
chwile, żeby być razem z tobą.
- Ty nie możesz, ty nie chcesz! Czy nie przyszło ci do głowy, że ostatnie słowo w
sprawie mojego życia należy do mnie? Nie będę działać pod przymusem! Nikt nie będzie na
mnie wywierał presji!
- Presji? Do diabła! - Nick rzucił się w stronę okna, by zaraz do niej wrócić. - I ty
mówisz o presji? Pięć lat, od pięciu lat czekam na ciebie. Pragnąłem dziecka i musiałem
czekać, aż z dziecka wyrośnie kobieta. - Zaczynał mieć trudności z angielskim.
Ruth zrobiła wielkie oczy.
- Chcesz powiedzieć, że czułeś... że żywisz do mnie uczucia od... od początku, i nigdy
mi tego nie powiedziałeś?
- Co ci miałem mówić? Miałaś zaledwie siedemnaście łat - rzucił jej z furią.
- Nie miałeś prawa decydować za mnie! - Odrzuciła do tyłu włosy i patrzyła na niego
rozognionym wzrokiem.
- Dałem ci możliwość wyboru, kiedy przyszedł na to czas.
- Dałeś mi! - parsknęła. Omal nie udławiła się z oburzenia. - Kierujesz zespołem,
Davidov, nie moim życiem. Jak śmiesz rościć sobie prawo do decydowania za mnie?
- To także dotyczy mojego życia - przypomniał jej. - A może 0 tym zapomniałaś?
- Traktowałeś mnie zawsze jak dziecko. - Kipiała, puszczając mimo uszu jego pytanie.
- Nigdy nie pomyślałeś, że byłam dorosła, zanim cię spotkałam. A ty mi mówisz, że odebrałeś
mi coś na całe lata, i to dla mojego własnego dobra! I każesz mi się spakować i wprowadzić
do siebie bez zastanowienia.
- Nie sądziłem, że aż tak cię urażę tym pomysłem - powiedział lodowatym tonem.
- Pomysłem? - powtórzyła. - To był rozkaz. A ja nie chcę, żeby mi nakazywano
zamieszkać z tobą.
- Świetnie, jak sobie życzysz. Mam teraz spotkanie.
Otworzyła szeroko oczy, gdy ruszył w stronę drzwi, i znowu się wściekła.
- Biorę sobie wolne - powiedziała z rozpędu. Nick przystanął z ręką na klamce i
odwrócił się ku niej.
- Próby zaczynają się za siedem dni - oznajmił ze śmiertelną powagą. - Wrócisz albo
zostaniesz wylana. Wybór pozostawiam tobie.
Wyszedł, nie zadając sobie trudu, by zamknąć za sobą drzwi.
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Lindsay dźwignęła Amandę i posadziła ją sobie na biodrze. W tym czasie Justin
jeździł samochodzikiem po drewnianej podłodze.
- Za dziesięć minut kolacja, młody człowieku - uprzedziła malca, przechodząc
ostrożnie między mocno nadwerężonymi, parkującymi autkami. - Umyj ręce.
- Mam czyste. - Justin pochylił jasną główkę nad maleńkim, połyskującym rajdowym
samochodzikiem, udając, że go naprawia.
Kiedy Amanda z piskiem próbowała jej się w y - rwać, Lindsay zmrużyła oczy.
- Worth może być innego zdania - zwróciła małej uwagę. To była jej ostateczna broń.
Justin wsunął ferrari do kieszeni i wstał z podłogi. Z ciężkim westchnieniem
znudzonego światowca wymaszerował z pokoju.
Patrząc za nim, Lindsay uśmiechnęła się. Justin czuł respekt przed wymagającym
brytyjskim lokajem. Wsłuchiwała się w skrzypienie drewna, gdy jej synek wspinał się po
schodach. Mógł skorzystać z łazienki na dole, ale gdy Justin Bannion występował w roli
męczennika, robił to jak należy.
Ilekroć zdarzało się jej o tym pomyśleć, Lindsay dziwiła się, że jej synek ma cztery
lata, że już wyrósł z etapu grubiutkiego berbecia i jest teraz smukły jak charcik. Pomyślała
też, nie bez dumy, że odziedziczył po swojej mamie włosy i oczy. Rozglądając się po pokoju,
skrzywiła się na widok złomowiska samochodzików i budowli z klocków. A także, niestety,
jej brak organizacji.
- Nie to, co ty, prawda? - Zanurzyła twarz za uszkiem córki, a mała zachichotała.
Amanda była ciemna, podobna do ojca. I podobnie jak Seth, była dokładna i
skrupulatna. I tak właśnie była ułożona cała armia lalek w jej pokoju. Okazywała wręcz
komiczną zręczność w konstruowaniu z klocków całych budowli. Charakter odziedziczyła
chyba po obojgu rodzicach, potrafiła bowiem, zapominając, że powinna zachowywać się jak
dama, dać bratu kuksańca, gdy ten wkraczał na jej terytorium.
Wraz z ostatnim pocałunkiem Lindsay zdjęła Amandę z biodra i przystąpiła do
zbierania kosmicznego ulicznego korka. Z samochodzikiem w ręku zatrzymała się na
moment, spoglądając porozumiewawczo na córkę.
- Tatuś nie byłby zachwycony, że to zbieram.
- Justin jest flejtuchem - oznajmiła pogardliwie Amanda. Jako dwulatka miała
skłonność do formułowania kategorycznych opinii.
- Nie ulega wątpliwości - przyznała jej rację Lindsay. - Najwyższy czas, żeby się
nauczył porządku, bo gdyby tu wszedł Worth... - Zawiesiła głos, ważąc, na czyją dezaprobatę
lepiej się narazić. Wygrał Worth. Teraz już szybko zaczęła zbierać dowody winy Justina. -
Porozmawiam z twoim bratem. Nie musimy o tym mówić tatusiowi.
- O czym nie chcecie mówić tatusiowi? - zapytał Seth, stając w progu drzwi.
- Hm. - Lindsay najpierw wzniosła oczy do sufitu, po czym obejrzała się przez ramię. -
Sądziłam, że pracujesz.
- Właśnie skończyłem. - W mig rozeznał się w sytuacji. - Znowu kryjesz tego małego
szatana?
- Posłałam go na górę, żeby umył ręce. - Lindsay odgarnęła włosy, które jej spadły na
oczy, i trwała tak na czworakach.
Amanda podeszła do ojca i objęła go za nogę. Teraz oboje spoglądali na nią z
milczącą dezaprobatą.
- Och, błagam! - roześmiała się Lindsay i usiadła na podłodze. - Zdaję się na łaskę
Wysokiego Sądu.
- Przychylamy się do prośby. - Seth położył rękę na głowie córki. - Jaka powinna być
kara, Amando?
- Nie możemy zbić mamy na kwaśne jabłko.
- Nie? - Seth posłał Lindsay figlarny uśmiech. Podszedł do niej, pociągnął za rękę i
postawił na nogi. - Być może, żeby sprawiedliwości stało się zadość, trzeba jej będzie
wymierzyć surową karę. - Dał jej lekkiego całusa.
- Czy nie przyjęlibyście łapówki? - zapytała Lindsay, wznosząc oczy do nieba.
- Zawsze - odpowiedział, mocniej przywierając do niej wargami.
Justin przebiegł przez próg, trzymając przed sobą świeżo wyszorowane ręce. Skrzywił
się na widok rodziców, spojrzał też na siostrę.
- Myślałem, że mamy jeść.
Godzinę później Lindsay zbiegła ze schodów, spiesząc się na wieczorną lekcję baletu.
Tuż przy ostatnim stopniu zauważyła jeszcze jeden samochodzik. Podniosła go i wcisnęła do
torby.
- Skaranie boskie! - mruknęła i otworzyła frontowe drzwi. - Ruth! - Aż ją zamurowało.
- Cześć. Nie znalazłby się tu na tydzień jakiś pokój dla zbiegłej tancerki i lekko
przekarmionego kota?
- Ach, oczywiście! - Wciągnęła Ruth przez próg i mocno objęła. Niżyński wyczołgał
się spomiędzy nich, zeskoczył na podłogę i odszedł dostojnym krokiem. Nie był miłośnikiem
podróży. - Jak to cudownie, że cię widzę! Ale Seth i dzieciaki się zdziwią!
W uścisku Ruth, pod warstwą pierwszej, spontanicznej radości, Lindsay wyczuła
kompletną rozpacz. Pociągnęła ją za sobą i uważnie przyjrzała się jej twarzy. Nie musiała się
trudzić, żeby dostrzec nieszczęście.
- Co ci jest?
- Nic, ale... - mruknęła Ruth. - Potrzebuję trochę luzu.
- Jasne. - Lindsay chwyciła torbę Ruth i zamknęła za nimi drzwi. - Twój pokój jest
tam gdzie zawsze. Idź na górę i zrób niespodziankę Sethowi i dzieciakom. Wracam za dwie
godziny.
- Dzięki.
Gdy Lindsay wybiegła z domu, Ruth nabrała dużo powietrza w płuca i poczuła ulgę.
Dwa dni później siedziała na kanapie, mając po jednej stronie Justina, po drugiej
Amandę. Czytała na głos jedną z książeczek Justina. Niżyński drzemał w smudze słońca na
podłodze. Czuła się znacznie lepiej.
Powinna była wiedzieć, że w Domu na Klifach zawsze znajdzie to, czego potrzebuje.
Nie będzie żadnych pytań, żadnego cackania się. Wystarczyło, żeby Lindsay otworzyła drzwi,
a odnalazła akceptację i miłość.
Po opuszczeniu gabinetu Nicka Ruth wróciła do siebie, spakowała się i udała prosto
do Cliffside. Nawet się nie zastanawiała. Zrobiła po prostu to, co jej podpowiedział instynkt.
Teraz, po dwóch dniach, wiedziała, że instynkt jej nie zawiódł. Bywają chwile, kiedy tylko
rodzina może wygoić rany.
- Musiałaś je chyba związać i zakneblować im usta - stwierdził Seth, wchodząc do
pokoju. - Zwykle nie są takie spokojne, chyba że śpią.
- To anioły, wujaszku. - Rozczulił ją widok wuja, obejmującego dwójkę swych dzieci.
- Powinieneś się wstydzić, szkalując ich dobre imię.
- Nie jestem w tym odosobniony. - Pociągnął Amandę za włosy. - Worth oświadczył,
że w czyimś łóżku znalazł dziś rano w połowie niedojedzonego lizaka.
- Miałem go dokończyć wieczorem - oznajmił Justin, spoglądając poważnie na ojca. -
Chyba go nie wyrzucił?
- Obawiam się, że tak.
- Świrus.
- Miał parę pikantnych uwag na temat stanu pościeli - oględnie zauważył Seth.
Justin wydął wargi.
- Znowu mam go przepraszać?
- Sądzę, że tak.
- Chcę być przy tym. - Amanda, ciesząc się z góry na to, czego może być świadkiem,
gramoliła się już z kanapy.
- Nic, tylko przepraszam - mruknął zdegustowany Justin. Wymaszerował z pokoju z
drepczącą za nim Amandą.
- Wiesz, oczywiście, że Worth je uwielbia - zaczęła Ruth.
- Tak, ale byłby wściekły, gdyby to się wydało.
- Zawsze mnie przerażał. - Ruth odłożyła książkę na bok. - Przez wszystkie miesiące,
kiedy mieszkałam tu z tobą, nigdy się do niego nie przyzwyczaiłam.
- Nikt tak sobie dobrze z nim nie radzi jak Lindsay. Nawet się nie domyśla, że jest
manipulowany.
- Nie ma takiej drugiej istoty jak Lindsay - zadumała się Ruth.
- To prawda - przyznał Seth. - Nie ma takiej drugiej.
- Czy zakochanie się w kimś takim... szczególnym może przerażać?
Domyślił się, co ma na myśli.
- Miłość, jeżeli jest poważna, zawsze przeraża. Miłość do kogoś wyjątkowego tylko
zwiększa ten strach. Bałem się Lindsay śmiertelnie.
- Jakie to dziwne. Zawsze sądziłam, że jesteś nieustraszony.
- W miłości wszyscy okazujemy się tchórzami, Ruth. - Powróciły wspomnienia jego
pierwszych miesięcy z Lindsay, jeszcze przed ślubem. - Raz omal jej nie straciłem. Wówczas
najbardziej się bałem.
- Obserwuję was od pięciu lat. Wasza miłość jest taka sama jak na początku.
- Nie. Kocham ją bardziej, nieporównywalnie bardziej. Mam zatem więcej do
stracenia.
Oboje usłyszeli, jak Lindsay wbiega do domu.
- Boże, uchowaj mnie od matek, które po pięciu lekcjach chcą mieć Pawłowa.
- Oto cała ona - oświadczył z czułością Seth.
- Pani Fitzwalter - zaczęła z mety Lindsay, gdy jak burza wpadła do pokoju - chce,
żeby jej Mitzie przeszła do tej samej klasy co Janet Conner. Nieważne, że Janet uczy się już
od dwóch lat, a Mitzie zaczęła dopiero przed dwoma tygodniami. - Lindsay klapnęła na fotel i
ciskała pioruny. - Nieważne, że Janet ma talent, a Mitzie ma ołów w nogach. Mitzie chce
przejść do klasy, w której jest jej najlepsza przyjaciółka, a pani Fitzwalter chce uczestniczyć
w dowożeniu ich na lekcje.
- A ty, oczywiście, załatwiłaś to dyplomatycznie. - Seth pokiwał głową.
- To był z mojej strony szczyt dyplomacji. Brałam lekcje u Wortha. - Zwróciła się ku
Ruth. - Mitzie ma dziesięć funtów nadwagi i nawet nie może wykonać pierwszej pozycji.
Janet stawała na palcach po dwóch miesiącach.
- Możesz znaleźć inną dowożącą - zasugerowała Ruth.
- Tak zrobiłam - uśmiechnęła się zadowolona z siebie Lindsay. Uśmiech zniknął, gdy
Lindsay odnotowała nienaturalny spokój. - Gdzie są dzieci?
- Przepraszają - odpowiedział jej Seth.
- O rany, znowu? - Lindsay westchnęła i ponownie się uśmiechnęła. Wstała i podeszła
do Setna. - Witaj. - Schyliła się i pocałowała go. - Udało ci się rozwiązać problem wspornika?
- Prawie - odparł i przyciągnął ją z powrotem na bardziej satysfakcjonujący
pocałunek.
- Jesteś taki bystry! - Usiadła na oparciu jego fotela.
- Oczywiście.
- I pracujesz zbyt ciężko. Zagrzebany w pracowni nawet w soboty. - Wsunęła rękę w
jego dłoń. - Chodźmy całą trójką pospacerować po plaży.
Seth już wyrażał zgodę, ale się zatrzymał.
- Idźcie we dwie. Dzieci muszą się przespać. Myślę, że do nich dołączę.
Lindsay spojrzała zdumiona. Od kiedy to Seth udaje się na drzemkę w piękne sobotnie
popołudnie? Pojęła jednak w mig, o co chodzi, i nie tracąc refleksu, zwróciła się do Ruth:
- Tak, chodźmy. Muszę koniecznie zaczerpnąć trochę powietrza po dusznej
atmosferze z panią Fitzwater.
- Świetnie. Mam wziąć kurtkę?
- Jakąś lekką.
Po jej wyjściu Lindsay zwróciła się znowu do Setha:
- Czy już ci dzisiaj mówiłam, jaki jesteś wspaniały i jak cię uwielbiam?
- Nie przypominam sobie. Powtórz, na wszelki wypadek.
- Jesteś wspaniały i uwielbiam cię. - Pocałowała go ponownie i wstała. - Powinnam
cię ostrzec, że wczoraj Justin mi zakomunikował, iż jest już za duży na poobiednie drzemki.
- Przedyskutujemy to.
- Dyplomatycznie? - zapytała, uśmiechając się przez ramię i opuszczając pokój.
Powietrze pachniało morzem. Ruth już prawie zapomniała, jak czysty i ostry jest ten
zapach. Plaża była szeroka i skalista, a morze hałaśliwe. Pojedynczy liść zawędrował tutaj z
ogrodowej alejki i usadowił się na skałce. Inny podrygiwał na piasku i umykał przed nimi.
- Uwielbiam tę scenerię. - Lindsay wsunęła ręce do głębokich kieszeni kurtki.
- A ja jej nienawidziłam na początku - zadumała się Ruth. - Domu, odgłosów,
wszystkiego.
- Wiem o tym.
- Nawet nie zauważyłam, kiedy to się zmieniło. Chyba po prostu obudziłam się
pewnego dnia i stwierdziłam, że jestem w domu. Wujaszek Seth miał dla mnie tyle
cierpliwości.
- Rzeczywiście jest cierpliwy! - roześmiała się Lindsay. - Chwilami aż można oszaleć.
Ja wygłaszam tyrady i pieklę się, a on spokojnie wygrywa bitwy. Jego opanowanie może
człowieka rozwścieczyć. - Popatrzyła uważnie na profil Ruth. - Odziedziczyłaś wiele jego
cech.
- Naprawdę? - Ruth zastanawiała się nad tym przez chwilę. - Nie powiem, żebym w
ostatnim okresie grzeszyła nadmiarem cierpliwości.
- Jemu to się też zdarza. - Lindsay sięgnęła po kamyk i swoim zwyczajem wsunęła go
do kieszeni.
- Nie zapytałaś, dlaczego tak nagle przyjechałam i jak długo zamierzam zostać.
- To twój dom, Ruth. Nie musisz niczego tłumaczyć.
- Powiedziałam wujaszkowi Sethowi, że nie ma takiej drugiej kobiety jak ty.
- Tak uważasz? - Lindsay uśmiechnęła się, odgarniając z czoła kilka pasemek włosów.
- To najlepszy rodzaj komplementu, jak sądzę.
- Chodzi o Nicka - powiedziała nagle Ruth.
- Domyślam się.
- Kocham go, Lindsay. I potwornie się boję.
- Znam to uczucie. Wyobrażam sobie, jak mocowałaś się z sobą!
- Och, jeszcze jak! - Nagle w głosie Ruth rozbrzmiała nuta zawiedzionej namiętności.
- Próbowałam to jakoś rozgryźć, Zrozumieć, ale do niczego mądrego nie doszłam.
- Kiedy się jest zakochanym, trudno o racjonalne wnioski. To pierwsza zasada. -
Podeszły do grupy skał i Lindsay usiadła.
Właśnie tutaj stała tamtego dnia z Sethem. Pamięta to dokładnie, jakby to było dziś.
Była zakochana i przerażona. Ruth wyszła z domu i zeszła na plażę z kotem pod kurtką.
Miała siedemnaście lat i była nieufna. Może nadal taka pozostała, pomyślała Lindsay,
oglądając się za siebie i patrząc na dziewczynę.
- Chcesz o tym porozmawiać? Ruth nie zastanawiała się długo.
- Tak.
- Więc siadaj i zaczynaj od początku.
Kiedy się raz zacznie, dalej idzie już łatwo. Ruth opowiedziała jej o ich
nieoczekiwanym zbliżeniu po tylu latach wspólnej pracy. Opowiedziała, jakim przeżyciem
było dla niej odkrycie, że jest przez niego kochana, i jak nie mogła pogodzić się z faktem, że
mają tak mało czasu dla siebie. Niczego nie ukrywała: opowiedziała o scenach z Leah, o na-
głych zmianach nastroju Nicka, o swoich własnych niepewnościach.
- Po czym w dniu, w którym wyjechałam, miałam rozmowę z Nadine. Powiedziała mi
wprost, że jeśli Nick i ja zerwiemy ze sobą i przestaniemy razem pracować, będzie mnie
musiała odprawić. Byłam wściekła, że nawet nie możemy zachować dla siebie tego, co
między nami jest.
Poczuła bezsilną złość.
- Nie zdążyłam jeszcze dojść do siebie - ciągnęła - gdy Nick zażądał, żebym
zrezygnowała z mojego mieszkania i przeprowadziła się do niego. Ot tak, po prostu - dodała,
odwracając się ku Lindsay. - Żądając tego. Był wściekły, kiedy tak stał i wykrzykiwał do
mnie, czego to on sobie życzy. Rzucił mi mimochodem, że pragnie mnie od pięciu lat, ale że
nie uznał za słuszne powiedzieć mi o tym wcześniej. Wprost nie do wiary! Co za buta!
Na chwilę się zatrzymała. Musiała się uporać z nowym przypływem wściekłości.
- Myśl, że on chce panować nad moim życiem, była dla mnie nie do przyjęcia.
Zachowywał się niedorzecznie i z każdą chwilą stawał się coraz bardziej rosyjski. Miałam
spakować swoje rzeczy i bez zastanowienia przeprowadzić się do niego. Nawet mnie nie
poprosił; rozkazywał, zupełnie jakby wystawiał na scenie swój najnowszy balet. Nie - po-
prawiła się i wstała, nie mogąc usiedzieć dłużej - na scenie jest bardziej ludzki. Ani razu mnie
nie zapytał o moje odczucia. Po prostu rzucił mi to zaraz po mojej drobnej scysji z Nadine i
po tym upiornym tygodniu nagrań.
Niezdolna zrobić kroku, Ruth usiadła z powrotem.
- Lindsay, jeszcze nigdy w życiu nie czułam się taka pogubiona.
Lindsay machinalnie obracała kamyk w kieszeni. Wysłuchała Ruth, ani razu jej nie
przerywając.
- No cóż - powiedziała wreszcie - zwykle trzymam się twardo zasady, żeby nie
udzielać rad. Ale zasady są po to, żeby je łamać. Czy dobrze znasz Nicka?
- Nie tak dobrze jak ty - odparła Ruth bez zastanowienia. - Był w tobie zakochany -
powiedziała wcześniej, niż pomyślała.
- To prawda. - Lindsay zadumała się na chwilę, po czym zwróciła się twarzą do Ruth.
- Kiedy po raz pierwszy znalazłam się w zespole, Nadine walczyła o jego przetrwanie.
Pojawienie się Nicka było jak dar z nieba, ale nie znikły problemy wewnętrzne ani kłopoty
finansowe, z czego mało kto zdawał sobie sprawę. Wiem, że uważasz Nadine za twardą, a
nawet bezwzględną osobę, i masz rację, ale zespół jest jej oczkiem w głowie i dla niego jest
zdolna wszystko poświęcić. Teraz, kiedy patrzę na to z dystansem, łatwiej mi to zrozumieć.
Choć nie zawsze tak było.
W każdym razie - ciągnęła - pojawienie się Nicka w zespole stało się punktem
zwrotnym. Był bardzo młody, kiedy spłynęła na niego sława w obcym kraju. Prawie nie
mówił po angielsku. Władał francuskim, włoskim, trochę niemieckim, ale angielskiego
musiał się uczyć od podstaw. Był pod każdym względem outsiderem. Postaraj się wczuć w
człowieka, który znajduje się w obcym kraju, którego zwyczaje są mu zupełnie obce. Trzeba
być wyjątkowo odpornym i silnym.
- Tak - przyznała cicho Ruth. - Mogę to sobie wyobrazić.
- To dobrze. Teraz wyobraź sobie dwudziestolatka, który podjął najważniejszą decyzję
w życiu. Opuścił swój kraj, przyjaciół, rodzinę. Tak, on ma rodzinę - wyjaśniła Lindsay,
widząc zdumienie Ruth. - Nie było mu łatwo, a przez pierwsze lata musiał być bardzo
ostrożny. Wielu chciało go wykorzystać - jego historię, jego przeszłość, okoliczności
przyjazdu, i tak dalej. Musiał na użytek zewnętrzny jakby na nowo się stworzyć. Kiedy go po-
znałam, był już Davidovem, i to pisanym z dużych liter.
Przez chwilę Lindsay przyglądała się przybrzeżnym falom podchodzącym do skał.
- Tak, pociągał mnie, bardzo mnie pociągał. Może przez chwilę byłam w nim nawet
trochę zakochana. Podobnie mogło być z nim. Byliśmy tancerzami, byliśmy młodzi i ambitni.
Być może, gdyby nie wypadek moich rodziców, gdybym została w zespole, coś by się między
nami zawiązało. Nie wiem. Spotkałam Setha.
Lindsay uśmiechnęła się, odwróciła i popatrzyła na Dom na Klifach.
- Jedno co naprawdę wiem, to że gdyby między mną i Nickiem do czegoś doszło, nie
byłby to właściwy wybór dla żadnego z nas. Dla mnie istnieje tylko Seth. Teraz i na zawsze.
- Lindsay, ja nie miałam zamiaru wściubiać nosa w wasze sprawy.
- Nie wściubiasz. Jesteśmy w to wszyscy zaangażowani. Dlatego właśnie łamię moją
zasadę. - Znowu zrobiła krótką pauzę. - Nick rozmawiał ze mną w ostatnim okresie, ponieważ
potrzebował kogoś. Niewiele było takich osób, którym potrafił zaufać. Uznał, że mnie może.
Jeżeli są jakieś sprawy, o których z tobą nie rozmawia, to tylko dlatego, że nie lubi wracać
pamięcią do przeszłości. Należy do ludzi, którzy patrzą przed siebie. Ale on czuje i przeżywa,
Ruth. Nie myśl, że jest inaczej.
- Ja wiem - odparła spokojnie Ruth. - Chciałam tylko, żeby podzielił się tym ze mną.
- Kiedy będzie gotów, zrobi to - odrzekła zwyczajnie Lindsay. - Nick uczynił z baletu
najważniejszą sprawę swojego życia, z wyboru czy z konieczności. Wybierz, co wolisz. Z
tego, co mówisz, wynika, że ktoś inny zaczyna przejmować ster. Wyobrażam sobie, że on
śmiertelnie się tego boi.
- Tak. - Ruth przypomniała sobie słowa wuja. - Nie myślałam, że będzie to odbierać w
taki sposób.
- Kiedy mężczyzna, zwłaszcza artysta wyczulony na słowa i znający się na
inscenizacji, w tak nieporadny sposób prosi kobietę, żeby z nim zamieszkała, należy sądzić,
że trzęsie się ze strachu od stóp do głów. - Uśmiechnęła się lekko i dotknęła ręki Ruth. - Co
się zaś tyczy tej Leah i całej tej bzdury, jakoby twój związek miał kolidować z waszą karierą
albo vice versa, sądzę, że sama wiesz najlepiej. Po pięciu latach pracy w zespole powinnaś
umieć rozpoznać zwyczajną zazdrość.
- Wcześniej jakoś zawsze umiałam - westchnęła Ruth.
- Tym razem chodzi o wyższą stawkę. Miłość potrafi zaślepić.
Przez chwilę patrzyła z uwagą na Ruth.
- A jak wiele jesteś skłonna mu dać? Ruth otworzyła usta, by szybko je zamknąć.
- Nie za wiele - przyznała. - Ja również się boję. Nick jest tak silną indywidualnością,
Lindsay; jego osobowość mnie przytłacza. Nie chciałabym się zatracić.
Popatrzyła na Lindsay, szukając odpowiedzi.
- Czy to źle?
- Nie. Gdybyś była słaba i ulegała mu we wszystkim, nie zakochałby się w tobie. -
Pogłaskała Ruth po ręku. - Nick potrzebuje partnerki, Ruth, nie wielbicielki.
- Potrafi być taki arogancki. Taki niemożliwy.
- Tak, i chwała mu za to.
Ruth roześmiała się i uścisnęła Lindsay.
- Sama widzisz, że musiałam przyjechać do domu - powiedziała weselszym głosem.
- I dobrze, że przyjechałaś. - Lindsay odwzajemniła uścisk. - Kochasz go?
- Tak. Tak, kocham go.
- Więc pakuj się i jedź do niego. Nie trać czasu. Nick jest w Kalifornii. - Uśmiechnęła
się na widok zaintrygowanej twarzy Ruth. - Zadzwoniłam rano do Nadine. Jak widzisz, już
wcześniej postanowiłam złamać zasadę.
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
Stopy Nicka grzęzły w piasku. Pokonywał już trzecią milę. Słońce wstawało powoli,
rzucając różowo - złote błyski na wodę oceanu. Kiedy rozpoczął bieg, świt wstał blady i
szary. Był sam i plaża należała tylko do niego. Było jeszcze za wcześnie nawet dla najbardziej
zagorzałych zwolenników joggingu.
Uwielbiał bezludną, ciągnącą się w nieskończoność plażę, której piasek słońce
zamieniało w złoto, uwielbiał krzyki mew nad głową i szum fal obok.
Tutaj jedynym przymusem był ten, który sam narzucał swojemu ciału. Bieganie, tak
jak taniec, mogło być pojedynczym wyzwaniem. Tutaj mógł się także oderwać od swoich
myśli i zapomnieć o bólu. Dzisiaj, jeżeli pobiegnie dość ostro, wystarczająco daleko, może
zdoła przestać myśleć o Ruth.
Jak mógł być aż tak głupi? Klnąc w duchu, przyspieszył kroku. Ale sobie wybrał
chwilę! I do tego ten styl! Chciał jej dać więcej czasu, chciał poczekać na lepszy moment. A
wszystko wypadło odwrotnie, niż zamierzał. Czy rzeczywiście kazał się jej spakować? Co go
naszło? Złość, frustracja, pragnienie. Strach. Choreografia, którą z taką precyzją układał,
wypadła jak jedno wielkie faux pas.
Chciał, by oswoiła się z myślą, że zamieszkają razem. Chciał, by się oswoiła z nową
sytuacją, zanim poprosi ją o rękę. I wszystko to zaprzepaścił. Poniosło go.
Kiedy już raz zaczął, nie mógł się zatrzymać. A jak ona na niego patrzyła! Najpierw
była zdumiona, a potem wściekła. Skąd taka niezręczność, taka arogancja?
W życiu miał wiele kobiet i żadnego problemu z wyrażeniem tego, co czuje. Znał
wiele języków miłości. Więc dlaczego w najważniejszej sprawie zachował się jak idiota?
Zresztą, czy tylko jeden raz? Przecież odkąd zaczął się do niej zalecać, nic innego nie robił!
Ładne zaloty! Zbeształ się w duchu i biegł dalej, a słońce wznosiło się coraz wyżej. Za
karę narzucił sobie szybsze tempo. I co to były za zaloty? Posiadł ją jak jakiś oszalały
prawiczek, a gdy jej powiedział, że ją kocha, czy zdobył się choćby na krztynę finezji?
Pierwszy z brzegu uczniak zrobiłby to lepiej!
Trysnęła woda i w powietrze wyskoczyła grupa delfinów: piękny, doskonały
choreograficznie wodny balet. Nick zwolnił biegu.
Ona nie wróci, zasępił się. I zaraz potem ta zdesperowana myśl: dobry Boże, co ja bez
niej zrobię? Czy bez reszty poświęcę się zespołowi, jak biedna Nadine? Czy temu służyły te
wszystkie lata? Ilekroć będę tańczył, ona tam będzie, ale nieosiągalna. Może przejdzie do
innego zespołu, będzie tańczyć z Mitchellem albo Kirminovem. Co to, to nie! Jeszcze czego!
Ściągnę ją z powrotem. Zreflektował się. Jest taka młoda! Jakim prawem miałbym ją
zmuszać do powrotu? Zresztą nie o prawo tu chodzi; mężczyzna nie ściąga kobiety, gdy ona
go opuści. To kwestia dumy. Nie zrobię tego.
Do licha, nie zrobię, pomyślał nagle i pobiegł w stronę domu. Nie zwolnił tempa. Do
licha, nie zrobię tego.
Ruth zatrzymała się przed domem i siedziała w wynajętym samochodzie, pracującym
na wolnych obrotach. Piętrowy dom zbudowany był z cedrowego drewna, spatynowanego
teraz przez wiatr i sól, i miał dużo lśniących szyb. Robi wrażenie, wujaszku, pomyślała,
podziwiając czyste, ostre linie i niemal nieograniczoną otwartą przestrzeń, jaką Seth
zaprojektował dla tego domu.
Przełknęła ślinę, zastanawiając się po raz setny, od czego powinna zacząć. Wszystkie
zgrabne przemówienia, które sobie powtarzała w samolocie, wydawały się beznadziejnie
gładkie albo sztywne.
- Nick, chyba powinniśmy porozmawiać - spróbowała na głos i już po chwili położyła
głowę na kierownicy. Okropne. A może po prostu: - Cześć, Nick, właśnie przejeżdżałam,
więc wpadłam. - Cholernie oryginalne.
Zrób to zwyczajnie, powiedziała sobie. Podejdź i zapukaj, i niech się dzieje, co chce.
Szybko więc wyłączyła silnik i wysunęła się z auta. Prowadzące do frontowych drzwi schody
wydawały się strasznie wysokie. Biorąc głęboki oddech, jak to po wielekroć robiła za
kulisami przed jęte, weszła na górę.
Teraz zapukaj. Podnieś tylko rękę, zaciśnij ją i zapukaj, wydawała sobie kolejne
polecenia. Wszystko to zajęło jej co najmniej minutę. Czekała, wstrzymując oddech. Żadnej
odpowiedzi. Zdobyła się na odwagę i zapukała mocniej. I znowu czekała.
Nie wytrzymując dłużej napięcia, położyła rękę na gałce i przekręciła ją. Aż
odskoczyła, kiedy drzwi się otworzyły, jakby bez jej udziału. Zamki i zasuwy w jej
manhattańskim mieszkaniu były bardziej swojskie.
Pokój dzienny zdawał się zajmować cały parter. Tylna ściana była ze szkła i
ukazywała zapierającą dech panoramę Pacyfiku. Na krótką chwilę Ruth zapomniała o
zdenerwowaniu. Widziała inne budynki zaprojektowane przez wuja, ale ten był arcydziełem.
Drewnianą podłogę zdobiło kilka krwistoczerwonych dywanów. Wystarczająco
wymownym dziełem sztuki był sam ocean. Z niewielkiej ilości dekoracyjnych przedmiotów
jeden wzięła do ręki - cudownej roboty mosiężny pojemnik z pokrywką na zawiasach i z
rączką, służący do opróżniania popielniczek i zbierania okruszków. Zachwyciła się nim.
Wznosiła się tu również konstrukcja z półkami, przed którymi stały w rzędzie szklane
naczynia o najróżniejszych barwach i kształtach. Na przepastnej, pokrytej grubą materią sofie
leżało mnóstwo poduszek. W głębi pokoju stał fortepian z połyskującego mahoniu, z
podniesionym wierzchem. Podeszła bliżej i wzięła do ręki kartkę papieru.
Była upstrzona nutami i opatrzona na marginesie starannie wykaligrafowanymi
uwagami Nicka. Pismo rosyjskie było dla niej nieczytelne, ale zaczęła jednym palcem
wystukiwać melodię na fortepianie.
Jego nowy balet? Wsłuchiwała się uważnie w nieznajomą sobie muzykę. Uśmiechnęła
się i odłożyła kartkę na miejsce. Jest zdumiewający, doszła do wniosku. Nie znała nikogo tak
pracowitego jak Davidov.
Ale gdzie on jest?
Znowu wodziła wzrokiem po pokoju. Czy to możliwe, żeby wrócił do Nowego Jorku?
Nie, przecież nie zostawiłby otwartych drzwi i nut nowego baletu na fortepianie! Rzuciła
okiem na zegarek i nagle sobie uświadomiła: przecież go nie przestawiła na tutejszy czas!
G Boże, pomyślała, błyskawicznie przeliczając godziny. Jest bardzo wcześnie! Pewnie
jeszcze śpi.
Podeszła powoli do schodów i zerknęła na górę.
Nie mogę tam pójść. Zacisnęła wargi. Nie zawołam go przecież. Otworzyła usta i
natychmiast je zamknęła, wydając pomruk zakłopotania. I co mu powiem? Hop, hop, Nick,
czy nie czas wstawać? Podniosła palce do ust, tłumiąc nerwowy chichot.
Nabierając dużo powietrza w płuca, z ręką na poręczy, zaczęła wchodzić na górę.
Nick otworzył przeszklone podwójne drzwi prowadzące do pokoju dziennego od
strony plaży. Oddychał ciężko. Dres miał mokre plamy od dekoltu aż po ściągacz na dole.
Wysiłek przyniósł oczekiwany rezultat. Zrzucił z siebie trochę ciężaru, a także myślał
trzeźwiej. Pójdzie na górę, weźmie prysznic, a potem popracuje nad nowym baletem. Plan
jazdy na wschodnie wybrzeże i ściągnięcia jej tutaj, do siebie, był pomysłem szalonego
człowieka.
Przystanął w połowie drogi. Poraził go zapach dziko rosnących kwiatów. Dobry Boże!
Czy już nigdy się od niej nie uwolni?
Jakim prawem ściga go na każdym kroku? Do diabła, pomyślał z wściekłością. Mam
tego dość!
Podszedł do telefonu i wystukał nowojorski numer Ruth. Nie wiedząc nawet, co chce
jej powiedzieć, czekał, nieprzytomny z wściekłości, że nie odbiera. Rzucając kolejne
przekleństwo, odłożył słuchawkę. Gdzie ją, do diabła, wyniosło? Na lekcję? Nie. Lindsay.
Oczywiście, gdzie indziej mogłaby się udać?
Ponownie podniósł słuchawkę, wcisnął cztery numery, kiedy jakiś dźwięk przyciągnął
jego uwagę. Krzywiąc się, rzucił okiem na schody. Z nie mniej skrzywioną twarzą schodziła z
nich Ruth.
Natychmiast spotkali się wzrokiem.
- A jednak jesteś - powiedziała z nadzieją, że te słowa nie zabrzmiały zbyt głupio. -
Szukałam cię.
- Tak?
Chociaż tej odpowiedzi daleko było do uprzejmości, Ruth zeszła z pozostałych stopni.
- Tak Drzwi były otwarte. Chyba nie masz mi za złe, że weszłam do środka.
- Nie.
Ze zdenerwowania nie mogła znaleźć sobie miejsca. Całą siłę woli skoncentrowała na
uśmiechu.
- Zauważyłam, że pracujesz nad nowym baletem.
- Tak, zacząłem - odparł, wyraźnie artykułując słowa i nie spuszczając z niej wzroku.
Nie mogąc znieść takiego kontaktu, Ruth odwróciła się.
- Śliczne miejsce. Teraz rozumiem, dlaczego urywasz się tutaj, ilekroć nadarzy się
okazja. Zawsze lubiłam ocean. Kiedyś mieszkaliśmy nad Pacyfikiem w Japonii.
Zaczęła chodzić po pokoju. Nick w milczeniu spoglądał na jej plecy, gdy stanęła
zapatrzona w morze.
Starał się rozluźnić napięte mięśnie. Nie słyszał ani jednego jej słowa.
- Przyjechałaś, żeby podziwiać widok?
- Przyjechałam, żeby się z tobą zobaczyć - odparła. - Mam ci coś do powiedzenia.
- Doskonale. - Kiwnął głową. - Więc mów. Ton jego głosu i nieświadomy, gwałtowny
ruch głową usztywniły ją.
- Właśnie zamierzam. Usiądź.
Choć zabrzmiało to prawie jak rozkaz, po chwili wahania podszedł do sofy.
- Siedzę.
- Czy dlatego jesteś nieznośny, że postawiłeś to sobie za punkt honoru, czy może to
twój wrodzony talent?
Nick odczekał chwilę, po czym usiadł wygodnie i oparł się na poduszkach.
- Przejechałaś trzy tysiące mil, żeby mnie o to zapytać?
- Nie tylko po to - warknęła. - Nie chcę być przez ciebie tłamszona, ani prywatnie, ani
zawodowo. Najpierw porozmawiamy o tańcu.
- Proszę cię bardzo.
- Jestem dobrą tancerką i niezależnie od tego, czy będziesz mi partnerować, czy nie,
nadal będą dobrą tancerką. Kiedy jesteśmy w zespole, możesz mi kazać tańczyć do utraty
tchu, a ja wykonam każde twoje polecenie. Jesteś dyrektorem.
- Jestem tego świadomy.
- Ale na tym twoje dyrygowanie się kończy. Cokolwiek robię w życiu prywatnym,
robię to z własnego wyboru i ponoszę za to odpowiedzialność. Jeżeli postanowię mieć tuzin
kochanków albo żyć jak pustelnik, nie twoja sprawa.
- Tak sądzisz? - Jego chłodnym słowom i ostentacyjnie nonszalanckiej pozie
towarzyszyły złe błyski w oczach.
- Za dobrze cię znam. - Zrobiła krok w jego stronę. - Dopóki jestem wolna, dopóki
sama decyduję, z kim się wiążę, nikt nie ma prawa wywierać na mnie presji i dyktować mi, co
mam robić i jak żyć. W twoje życie nikt się nie wtrąca i nikt nie ma zastrzeżeń do tego, co i
jak robisz, Davidov. Nie pozwoliłbyś na to. Więc wyobraź sobie, że ja też nie pozwalam.
Podparła się pod boki.
- Jeżeli więc sądzisz, że na twoje zawołanie pobiegnę jak mała dziewczynka i spakuję
rzeczy, to grubo się mylisz, ponieważ nie jestem małą dziewczynką i nikt mi nie będzie
narzucać swojej woli. Wybór należy do mnie.
Podeszła do niego.
- Przyzwyczaiłeś się, że wszyscy ci ulegają i ochoczo spełniają każde twoje życzenie -
ciągnęła, pieniąc się ze złości. - A każdy sprzeciw wywołuje w tobie szok. Nie zamierzam
być twoją uległą sługą. Tylko partnerstwo, Davidov, w pełnym znaczeniu tego słowa. I nie
zamieszkam z tobą; to mi nie wystarcza. Jeżeli mnie chcesz, będziesz się musiał ze mną
ożenić. Ot co!
Nick prostował się powoli, po czym, zwlekając jeszcze chwilę, wstał.
- Czy to ultimatum?
- Na to wygląda.
- Rozumiem. - Przyglądał się jej z uwagą. - Z tego wynika, że nie mam wyboru. Czy
chcesz wziąć ślub w Nowym Jorku?
Ruth otworzyła szeroko usta, a kiedy nie padło więcej żadne słowo, odchrząknęła.
- No cóż, tak... Chyba tak.
- Przewidujesz skromną uroczystość czy raczej coś większego?
Kiedy minęło pierwsze oszołomienie, wytrzeszczyła na niego oczy.
- Ja nie wiem... nie zastanawiałam się...
- Nie szkodzi, będziesz się mogła zastanowić w samolocie, prawda? - Uśmiechnął się
do niej dziwnie. - Czy mam dokonać rezerwacji?
- Tak. Nie - powiedziała, kiedy odwrócił się do telefonu. Przechylił głowę i czekał. -
W porządku, tak, dzwoń.
Podeszła do okna i zapatrzyła się w dal. Miała wrażenie, że coś tutaj nie gra.
- Ruth. - Zaczekał, aż popatrzy w jego stronę. - Powiedziałem ci, że cię kocham, i te
same słowa powiedziałem kobietom, których nawet nie pamiętam. Słowa niewiele znaczą.
Przełknęła ślinę i poczuła powracający ból. Dzieliła ich cała długość pokoju.
- Nie okazałem ci tego tak, jak chciałem, w sposób, w jaki to czułem. Przy tobie
stałem się nietaktowny i niezręczny. Gdyby nie to, powiedziałbym ci, że moje życie bez
ciebie nie jest już moim życiem. Powiedziałbym ci, że jesteś jego sercem, mięśniem,
kośćcem. Powiedziałbym ci, że bez ciebie jest tylko pustka i ból. Powiedziałbym ci, że pragnę
być twoim partnerem, twoim mężem, twoim kochankiem. Ale... - Poruszył głową. - Uczyniłaś
ze mnie niezdarę i prawie niemowę, więc powiem tylko, że cię kocham i że mam nadzieję, że
to wystarczy.
- Nick! - Podbiegła do niego, a on ją pochwycił, nim przebyła połowę dzielącej ich
odległości.
Trzymał ją mocno, przepełniony radością z ponownego obejmowania jej.
- Kiedy cię zobaczyłem na tych schodach, pomyślałem, że to sen. Pomyślałem, że
wariuję.
- Myślałam, że jeszcze śpisz.
- Śpię? Nie sądzę, żebym w ogóle spał, odkąd mnie opuściłaś. - Odsunął ją lekko. -
Nigdy więcej - rzekł surowo. - Możesz mnie nienawidzić, krzyczeć na mnie, ale nigdy mnie
więcej nie opuszczaj.
- Pochylił się i wargami stłumił jej słowa.
Jej odpowiedź była równie dzika i namiętna jak jego prośba. Zanurzyła palce w jego
włosach, przywierając do niego mocno. Pożądanie spłynęło lawiną kolejnych doznań: jego
smaku, jego zapachu, miękkości jego gęstych włosów pod jej palcami.
- Kocham cię. - Usta Ruth układały się w słowa, nie wydając dźwięku. - Pragnę cię.
Poczuła, jak rozsuwa jej zamek na plecach, a suknia spływa na podłogę. A gdy jej
dotknął i przesunął ręce wzdłuż ciała, jęknął głucho.
- Jesteś taka drobna, liubownica. Zawsze się boję, że cię skrzywdzę.
- Jestem tancerką - przypomniała mu, oszołomiona i drżąca, gdy dotykał cienkiego
jedwabiu jej koszulki. - Silną jak wół. - Opuścili się na sofę i leżeli spleceni. - Bałam się -
rzekła półgłosem, zamykając oczy, gdy jego ręce delikatnieją podniecał)'. - Bałam się ci
zaufać, bałam się cię pokochać, bałam się cię utracić.
- Zupełnie jak ja. - Przyciągnął ją bliżej. - Ale to mamy za sobą.
Ruth wsunęła rękę pod jego koszulę, zatrzymując ją na sercu. Davidov, pomyślała. Ile
to lat modliłam się do legendy? A teraz on jest mój. A ja jego.
Dotykała jego serca i była tego pewna. Uśmiechając się, przylgnęła wargami do jego
szyi i tak trwała.
- Davidov?
- Hm?
- Naprawdę przyjmujesz moje ultimatum? Dotknął jej piersi.
- Przemyślałem to sobie i uważam, że to najlepsze rozwiązanie. Byłaś strasznie
zawzięta i nieprzejednana. Mam nadzieję, że cię udobrucham.
- Tak uważasz?
- Tak, ale nie zgadzam się, żebyś miała tuzin kochanków, chyba że to będę zawsze ja.
- Wyruszył w podróż ustami, pieszcząc i łaskocząc jej szyję.
- Już ja się postaram, żebyś była jak najczęściej zajęta.
- Niezły pomysł - odpowiedziała, a gdy zaczął zsuwać ramiączka jej koszulki,
westchnęła rozkosznie.
- Będę bardzo zazdrosnym mężem - ostrzegł zdławionym głosem, nadal ją całując. -
Niedorzecznym, może gwałtownym. - Uniósł głowę i uśmiechnął się.
- Bardzo trudnym w pożyciu. Nadal chcesz, żebym zarezerwował samolot?
Ruth uśmiechnęła się i głęboko spojrzała mu w oczy.
- Tak. Jutro.