Jerzy Jarzębski
Bohater naszej krytyki
Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4-5 (28-29), 108-117
1976
Jerzy Jarzębski
Stan w ysoce
niepożądany
Bohater naszej krytyki
Pośród
rozm aity ch
dyskusji
przew ijających się przez naszą k ry ty k ę istn ieje jed
na, najdziw niejsza, dyskusja-w idm o o bohaterze m ło
dej prozy. In n e d y skusje m ają swój początek i ko
niec, m a ją okresy szczególnego nasilenia, an g ażu ją
sprzeczne stanow iska i poglądy; ona jed n a obyw a
się bez tego doskonale. Ta d y sk u sja stoi w m iejscu
od dziesięcioleci, ale — dziw nym tra fem — dalej
trw a. N ik t się w niej w łaściw ie z nikim nie spiera,
panuje w zruszająca zgoda co do dw u p rzyn ajm n iej
spraw : 1) m łoda lite ra tu ra (szczególnie proza, rzecz
jasna) nie k reu je bohaterów , którzy m ogliby posłu
żyć pokoleniu rów ieśników za zw ierciadło, w zorzec
postępow ania, m edium , pozw alające rozpoznać pod
staw ow e k o n flik ty ideow e i m oralne epoki; 2) je s t to
sta n w ysoce niepożądany, z którego generację m ło
dych p isarzy trz e b a n ieu sta n n ie rozliczać.
S p raw a b o h a te ra stała się a k tu a ln a zaraz po w ojnie,
w pierw szych dyskusjach o realizm ie, a potem po
w racała ja k bum erang. P o rów n ajm y kilka tek stó w
w y b ra n y c h n a chybił tra fił z półki:
109
B O H A T E R N A S Z E J K R Y T Y K I
Flaszen:
„Walka ze schematyzm em jest przede w szystkim walką
o pełnowartościowość bohatera literatury” (N o w y Zoil, czyli
0 schem atyzm ie, 1951).
A teraz, po dziesięcioleciu, Ja ce k Łukasiew icz:
„Stale szukamy bohatera, niezadowoleni z tych, których
mamy. Niezadowoleni ze skonw encjonalizowania zastanych
wzorców, nie chcem y tworzyć nowych ideałów. W każdym
razie nie powinny to być ideały bezwzględne; nie chodzi
nam o idealnych herosów, którzy by w iedzieli i potrafili
wszystko. Wystarczy, jeśli starym kanonom i starym praw
dom potrafią przeciwstawić nowe, jeśli postarają się zrozu
m ieć siebie w zm ienionym św iecie i świadom i w łasnej sy
tuacji, staną się mądrzejsi i silniejsi od innych, żyjących
w złudzeniu” (Szm aciarze i bohaterow ie, 1963).
1 w reszcie Maciąg:
„Niech się nam nie wydaje, że deprecjacja osobowości —
ow a problem atyczna zdobycz kultury w ieku — stała się
trwałym punktem dojścia; przekonaniem nie wym agającym
już rewizji. Tęsknota za w ybitnym bohaterem powróci, prze
m ówi w pew nym momencie, bo takie są obyczaje ludzkości.
C zytelnik zażąda od pisarza wyobraźni, w iedzy i mądrości.
Które w tej chw ili jak gdyby uleciały w inne, nieliterackie
regiony ducha” (Ż y w i i w spółcześni, 1972).
S ądy zbliżone m ożna by cytow ać jeszcze długo. Oczy
wiście, ró żn e są tu p u n k ty w yjścia, ale diagnoza i po
s tu la ty podobne.
I cóż z tego? — spytam y. Te p o stu laty brzm ią sym
patycznie, lite ra tu ra zawsze żyw otność sw ą opierała
n a k reacji w ielkich indyw idualności, sy n tetyzujących
dążenia i niepokoje społeczeństw a danej epoki. O ba
w ę budzi tylko porów nanie d a t: przez la t dw adzieścia
z górą k ry ty k a opiera swój ro zrach u n ek z lite ra tu rą
n a sprzeciw ie w obec jej aktualnego stanu. I rzecz
n ie w sam ym sprzeciw ie — zadaniem k ry ty k a nie
je s t w szak basow anie pisarzom — ale w tym , że
ów b u n t k ry ty k i się ustatecznił, uschem atyzow ał, że
ja k gdyby nic now ego w ty m w zględzie nie zacho
dzi — zarów no w prozie kolejnych m łodych roczni
ków, ja k i w tow arzyszących debiutom k rytycznych
Czytelnik
zażąda
J E R Z Y J A R Z Ę B S K I
1 1 0
om ówieniach. Niezgoda n a rzeczyw istość może b yć
w artością pozytyw ną, jeśli tę rzeczyw istość p o trafi
zm ieniać; w w y padku jednak, gdy obiektyw ne fak ty
z jednej a k ry ty k a z drugiej stro n y o bw arow ują na
stałe sw e pozycje, n asu w a się wniosek, że być m oże
nie k o n stru k ty w n y sprzeciw to — a raczej ignoro
w anie realiów .
Co gorsza, rów nolegle do głosu k ry ty k i pow ażnej
pojaw ia się m asa w ypow iedzi tuzinkow ych recenzen
tów lub zgoła całkiem przypadkow ych „napraw iaczy
lite ra tu ry ”, któ rzy z całą pow agą grom ią, radzą, po
uczają, w ykorzy stu jąc czysto w e rb a ln ą szatę tam tej,
am bitniejszej dyskusji. I oni także życzą sobie „bo
h a te ra ” , ale to słowo, n ad u żyte i naciągnięte do róż
n y ch celów, traci precy zy jny sens i w zm aga ty lk o
bałagan w śród pojęć.
Czego bow iem żąda k ry ty k a od m łodej lite ra tu ry ?
Je d n i chcą bohatera-w zorca czy b o h a te ra pozy ty w -
Trzy
postulaty
nego, k tó ry pełniłby rolę zdecydow anie w ychow aw
czą; d rudzy w olą m ówić o bohaterze, w k tó ry m m ło
de pokolenie u jrzałoby siebie, sw oje tro ski i p roble
m y; in n i jeszcze — o bo haterze ucieleśniającym n ie
pokoje epoki, w ym ierzającym spraw iedliw ość św iatu.
W dyskusjach n a d e r często łączy się lu b w ręcz utoż
sam ia te trzy postulaty, nie pam iętając, że pierw szy
m ówi o podporządkow aniu k reacji b o h a te ra społecz
nem u ideałow i obyw atela lub n a w e t w zorcow i pro
pagow anem u przez ośrodki kierow nicze; drugi —
o ukształtow aniu go podług „w izeru nk u w łasnego” ,
funkcjonującego w świadom ości p rzeciętnej jedn o
stki, o dopasow aniu go — w pew nej p rzyn ajm n iej
m ierze — do św iatopoglądow ego stereo ty p u ; n a ko
niec trzeci — o m aksym alnej w ierności wobec rz e
czyw istej sytuacji historyczno-społecznej.
Z tego b rak u precyzji w y n ik a ją dalsze konsekw en
cje: co innego bowiem b o hater-po stać literacka, k tó
ry służy jak iejś ponadczasow ej, często n ie u św iada
m ianej jeszcze „praw dzie epoki” , co innego n a to
m iast b o h ater n a żołdzie współczesnego społeczeń-
11.1
B O H A T E R N A S Z E J K R Y T Y K I
stw a, pełniący rolę w zorca lu b „zw ierciadła” . T en
ostatni, by mógł pełnić swe funkcje, m usi zostać po
w szechnie zaakceptow any, a to oznacza zw y k le: skon
kretyzow any,
n iejako w y ab strah o w an y
z dzieła
i w prow adzony w in te rsu b ie k ty w n ą sferę św iado
mości społecznej. W okulskiem u fu n d u je się sklep n a
K rakow skim Przedm ieściu, szerm ierze w alczą o „Sza
blę W ołodyjow skiego”, a S herlock Holm es odbiera
nadal jeszcze listy w m ieszkaniu p rzy B aker S treet.
N asuw a się więc w niosek, że postać literack a jest
niejako „bo haterem in p o ten tia ”, właściwego boha
tera czyni z niej dopiero a k ty w n a w spółpraca środo
w iska odbiorczego, k tó re w y b ie ra pew ne sylw etki,
by je następ n ie
przym ierzyć do w łasnego
św iata
i zmitologizować.
P y ta ją c o b o h a te ra m łodej lite ra tu ry , pow inniśm y
pytać rów nocześnie o k u ltu ro w ą sytuację, w a ru n k u
jącą taki w spółudział społeczeństw a w k reacji. I tu
poczynają wchodzić w grę czynniki odległe od tych,
które w ym ienia najczęściej k ry ty k a (siła artystycznej
wizji, w arsztato w a spraw ność autora). To m ianow i
cie: a) techniczne w a ru n k i szerokiego rozpow szech
n ien ia dzieła, b) „m im etyczna spraw ność” danego ga
tu n k u (tak nazw ałbym — zależną nie od tw órcy, ale
od tw orzyw a dzieła — możliwość kształto w ania m a
k sym alnie w iern ej iluzji rzeczyw istości). Robiąc w y
cieczkę w przeszłość lite ra tu ry zauw ażym y, że do
początków X X w. ona jed y n ie zdolna b y ła tw orzyć
dynam iczną rep lik ę
rzeczyw istości — statyczność
sztuk plastycznych n ie sp rzy jała id en ty fik acji odbior
cy z przedstaw ionym i postaciam i i sytuacjam i. Zdol
ność w ytw arzan ia w yrazisty ch sy lw etek bohaterów ,
pełniących określone społeczne role, zależała w ty m
w y padku przede w szystkim od spraw ności kanału
przekazu.
I tak w okresach, kiedy rozpow szechnienie tekstów
pisanych było niew ielkie (z uw agi tyleż n a w aru n k i
techniczne, co sto p ień ed u k acji społeczeństw a) p rze
w agę w dziedzinie k reacji b o h ateró w zdobyw ały for
Sytuacja
kulturowa
J E R Z Y J A R Z Ę B S K I
112
U warunkowa
nia techniczne
m y literack ie przenoszone u stn ie (epos i d ra m a t sta -
rogrecki, średniow ieczna epika b o h atersk a i żyw oty
św iętych — kolportow ane poprzez am bonę, wreszcie
d ram a t elżbietański), kiedy zaś przew ażała k u ltu ra
słowa drukow anego — zyskiw ały na znaczeniu p o sta
cie kreow ane przez prozatorów (tak w okresie re n e
sansu: po w ynalezien iu druku, a przed w ykształce
niem się form współczesnego te a tru , n a stęp n ie —
w m iarę technicznego udoskonalania produkcji ksią
żek i w zrastającego odsetka ludzi piśm ienn y ch —
w w ieku X V III i XIX).
Oczywiście, d ziałają tu jeszcze inne czynniki, ja k np.
„państw ow y” k u lt boh aterów w staro ży tn y m R zy
mie, w spółdziałanie m itologii i religii (starożytna
G recja i średniow ieczna Europa) lub inne, lokalne
w zględy (m otyw ujące np. k arierę boh ateró w epickiej
poezji i d ram a tu rom antycznego w Polsce); ogólnie
jed n a k zależność m iędzy „technicznym u zbrojen iem ”
lite ra tu ry a zdolnością tw orzenia społecznie nośnych
postaci-w zorców w y d aje się bezsporna.
W iek XX, k tó ry przyniósł ogrom ny rozwój n a jp ie rw
film u, potem ra d ia i telew izji, stw arza zupełnie n o
w ą k u ltu ro w ą sy tu ację lite ra tu ry . Nie m oże ona ko n
kurow ać z now ym i technikam i przekazu zarów no co
do zmysłowego bogactw a kreow anej rzeczyw istości,
jak i co do m asowości odbioru. Nowy b o h a te r film o
w y czy b o h a te r telew izyjnego serialu zdobyw a d ru z
gocącą przew agę tech n iczn ą ; szczególnie te n o sta t
ni — w yśw ietlenie bow iem serialu oglądanego jed n o
cześnie przez m iliony w idzów jest ju ż doniosłym fak
tem społecznym , z dnia n a dzień może obudzić w ie l
ką „narodow ą” dyskusję. Rodzi się zresztą nie znana
uprzednio form a „ b o h a te ra ” na poły realnego, n a po
ły fikcyjnego: to aktor, k tó ry ucieleśniał jak iś ty p lub
ideał i którego nie da się już rozdzielić na osobowość
rzeczyw istą i w iązkę realizow anych ról. T ak było
w p rzy p ad k u C haplina, Bogarta, Deana, M arylin
113
B O H A T E R N A S Z E J K R Y T Y K I
M onroe lub D aniela O lbrychskiego — współczesnego
polskiego „b o h atera rom antycznego” .
W tej sy tu acji lite ra tu ra ja k gdyby w y cofu je się
z teren ó w zagrożonych k onkurencją, szuka w sobie
w artości sw oistych, n ie do podrobienia. K to wie,
w ja k dużym sto p n iu te n now y sta n rzeczy w p ły
n ął n a w y p arcie tradycyjnego, w szechw iedzącego n a r
ra to ra przez n a rra to ra z określoną, ściśle personalną
perspektyw ą, w y raźn ie zaprezentow anego w tekście.
Proza operu jąca n a rra c ją „przezroczystą” d aje się
zw ykle bez większego tru d u przenieść n a ek ran ;
środki film ow e zawodzą jed n a k w p rzy p ad k u np.
Sanatorium pod klepsydrą, P am iętnika z pow stania
w arszaw skiego lub książek Buczkowskiego. Proza
ucieka w sty listy czn y czy fa b u la rn y e k sp ery m en t a l
bo w subiektyw izm . N ajw ażniejszym b o h aterem lite -
Bohaterem staje
ra tu ry s ta je się w coraz w iększym sto p n iu sam a u to r-
się autor
-m an ipulato r, jaw n ie odsłaniający sznurki, za k tó re
pociągając — porusza b ohatera. Postacie literackie
nie tylko więc tra c ą zdolność życia poza dziełem —
w ch arak terze w yrazistych, akceptow anych społecz
nie sylw etek-w zorców , ale do tego odsłaniają w łasn ą
sztuczność, m ają — ja k Schulzow skie m an ek iny —
tę tylko stronę, k tó rą zw racają k u odbiorcy, k tó ra
potrzebna je st autorow i do k o n struk cji ucieleśnionego
w akcji logicznego w yw odu czy m aterialn ej replik i
w łasnego sta n u ducha.
Czy to źle, czy dobrze? Z dania m ogą być podzielone;
w każdym razie oparcie n a „kw estii b o h a te ra ” diag
nozy n a tem a t k ry zy su w polskiej prozie współcze
snej w y d aje się pochopne, a prócz tego sygnalizuje
niechęć k ry ty k i do podjęcia dyskusji o litera tu rz e
n a tle szerszego ko n tek stu sp ra w zw iązanych z a k tu
alnym stanem k u ltu ry . Takiej dyskusji bardzo po
trzeba i kto wie, jak ie m ogłyby być jej rezultaty .
Bo — być może — żadnego k ry zy su nie m a — tylko
z upływ em la t k u ltu ro w a sy tu acja lite ra tu ry zmie
niła się (niepostrzeżenie dla k ry ty k i, zajętej profesjo
nalnym i spraw am i) i te ra z in n e n am ju ż w yp ad a przy-
8
J E R Z Y J A R Z Ę B S K I
114
„Krytyka
im m anentna”
kładać m iary do prozy? P ow tarzam : n ie wiem, ale
też dowiedzieć się tego nie sposób z recenzji i b ila n
sów m ielących bez przerw y te sam e zawodowe pro
blem y.
D yskusja o realizm ie w ypaliła się, a po p aździerniku
przyszedł w k ry ty c e okres spokojnego liberalizm u.
W łaśnie: spokojnego. W ydaje się, że pluralizm tw ó r
czych i k ry tyczn y ch w arsztatów n a tere n ie prozy nie
przyniósł w iększych korzyści, poniew aż nie doszło
w łaściw ie do żadnej pow ażniejszej dyskusji pom iędzy
w spółistniej ącymi artysty czny m i k ieru nkam i i stan o
w iskam i. Takie dyskusje m iały m iejsce w śród poe
tów, prozaicy tylko — pisali książki, k ry ty cy —
zdaw kow o je recenzow ali. N astępu je
paradoksalny
m ariaż m iędzy prześw iadczeniem o niem ocy lite ra tu
ry w zakresie rozstrzygania ideow ych problem ów
epoki a zw ulgaryzow aną
m etodologią
stru k tu ra li-
stycznego opisu dzieła; oba te czynniki sp rz y ja ją
k ry ty ce im m anentnej, rozp atru jącej u tw ó r bez od
niesienia do szeroko rozum ianej sy tuacji k u ltu ro w ej,
u tw ó r ja k o estetyczny przedm iot, m ający tak ą lu b in
n ą w ew n ętrzn ą stru k tu rę , m niej lu b bardziej sp ra w
nie w ykonany. N a tym tle doszło do stryw ializow ania
problem u bohatera, k tó ry m ógł sprow okow ać isto tn ie
w ażki spór n a tem a t now ej kulturo w ej roli prozy,
n a tem a t w aru n kó w realizm u, socjologii twórczości
i odbioru lite ra tu ry itd. — w rzeczyw istości p rze
rodził się w problem ja k gdyby w arsztato w y: pisa
rzom radzi się bez u stanku, ja k w yprodukow ać idola,
wzorzec, „zw ierciadło” — ta k jak b y w szystkie po
zostałe kw estie były bądź niew ażne, bądź rozw iązane.
M nożą się więc techniczne w skazów ki i recep tu ry ,
a w śród czytelników rozpisuje się an k iety i w ciąż n a
now o respondenci odpow iadają n a bałam u tn ie sfor
m ułow ane pytania.
„Jaki b o h a te r je s t po trzebn y w spółczesnem u poko
len iu ? ” — tak ie hasło rzuciła nastolatkom w zeszłym
roku red a k c ja „Życia L iterackiego” . I nasto latk i od
pow iedziały po prostu, ja k sobie w y o b rażają ideał
115
B O H A T E R N A S Z E J K R Y T Y K I
człow ieka współczesnego. W yniki an k iety są klasycz
n y m przyk ład em zniekształcenia w yn ik ó w bad ań po
przez z góry zaw artą w p y ta n iu sugestię. L au reat
pierw szej nagrody, zapew ne w ie m y czytelnik prasy
literack iej, w ie doskonale, jak i po w in ien być idealny
obyw atel naszych czasów, w ie z drugiej strony, że
b o h a te r literack i m usi być postacią k o n flik to w ą —
inaczej powieść um rze przed narodzeniem . A nkieto
w e pytanie, dość dw uznaczne, sugeruje, że k reacja
w zorca osobowego je st w łaśnie sp raw ą lite ra tu ry .
R espondent w ik ła się w najlepszej w ierze w sprzecz
ności, m iesza co chw ila rzeczyw istość z litera c k ą fik
cją, w zorzec obyw atela — z b o h aterem powieści. Po
w sta je re c e p tu ra groteskow a w swej drobiazgowości,
ucho igielne, przez k tó re nie prześlizgnęłaby się żad
n a w ażniejsza postać z dzieł przeszłości — od A n ty
gony do M aćka Chełmickiego. W te n sposób do zm i-
styfikow anego problem u dodaje się sztuczną dysku
sję: v o x populi głosi to, co m u podsunie an k ieter.
Lat tem u kilka, n a jednej z łódzkich W iosen P oety c
kich, K rzysztof G ąsiorow ski m ów ił o stan ie kry zy su
jako „sposobie bycia” w spółczesnej poezji. W w ięk
szym m oże stopniu m ożna odnieść to sform ułow anie
do m łodej prozy. Ale kryzys poezji, zdaniem Gąsio-
row skiego, w y n ik ający z ciągle now ych p rete n sji k ry
tyki, n a k tó re poeci
sukcesyw nie
„odpow iadają”,
m iał być m otorem jej dynam icznego rozw oju. Tym
czasem stan d yskusji o najm łodszych fab u lato rach —
od la t podobny — pozw alał sądzić, że jed n i i d rudzy
— pisarze i k ry ty c y — w ym ościli sobie w ygodne
gniazdko w tej „kryzysow ej sy tu a c ji” , m ało tego,
m etodą ankiet, o k tó ry ch w yżej m ówiłem , w y k ształ
cili ju ż sw oistą „publiczność” spraw y kryzysu, od
pow iadającą zawsze podobnie, bez zastanow ienia, n a
pytanie, co dolega m łodej prozie.
K ry ty k a dzisiejsza żąda od p ro zaika jednocześnie
zbyt w iele i zb y t m ało: żąda od niego k reacji boha-
tera-w zorca o szerokim społecznym rezonansie, nie
dostrzegając, że fun k cję tę daw no p rzejęły bardziej
Groteskowa
receptura
J E R Z Y J A R Z Ę B S K I
116
Ostre widzenie
literatury
nośne środki kulturow ego
przekazu;
powieściowy
idol nie w y g ra z k ap itanem Klossem. Ta sam a k ry ty
k a rów nocześnie p ro p o n u je pisarzow i w achlarz go
tow ych problem ów , ju ż sform ułow anych dyskursyw -
nie przez nau k i społeczne, oczekując, ż e 'te n ubierze
podsunięty m ate ria ł w a rty sty czn ą form ę. I to m a
być w szystko, czego żąda się od prozaika? P raw d zi
w ie am b itna lite ra tu ra zawsze sam a staw iała p roble
m y — często n a w e t nieśw iadom ie — w dialogu
tw órcy i k ry ty k i, tw órcy i publiczności ulegały w e r
balizacji, w chodziły w społeczną świadom ość now e
treści św iatopoglądow - N a tym przecie polega „os
trość w idzenia”, a nie n a w arsztatow ej spraw ności
w odrysow yw aniu w cześniej sform ułow anych proble
mów. Jeśli z tak iej „ostrości” lite ra tu ra zrezygnu
je — straci rację bytu. P isarz tw orzy w ychylony
w przód, n iep ew n y rez u lta tó w swej diagnozy, tw orzy
niekiedy w drastycznej opozycji wobec św iatopoglą
du i prześw iadczeń sw oich w spółczesnych; p odejm uje
ryzyko arty sty czn eg o i ideow ego błędu, za k tóry
płaci, m usi płacić — ale jego zw ycięstw a, rzadkie,
są tym , co n a d a je ran g ę literatu rze.
Należałoby w ięc m oże życzyć pisarzow i, aby jego
b ohater, jego w iz ja św iata w y dały się czytelnikow i
w spółczesnem u obce, ab y ran iły jego poczucie za
dom ow ienia w rzeczyw istości, aby utożsam ienie z li
terack ą postacią w ym agało — może n a w e t bolesne
go — zerw an ia z dotychczasow ym i w yobrażeniam i.
W artość lite ra tu ry n ie polega przecież n a tym , by
lu stro pow ieściow ego św iata odbiło nam nasze w łasne
sądy o sobie i problem ach epoki, ale m oże bardziej
— n a tym , że owo lu stro zm usza do rew izji tych
sądów, zm usza — innym i słow y — do intelektualnego
w ysiłku. B o h ater m a czasem praw o do schem atyzm u
(ileż razy alegoria w ięcej i ciekaw iej m ów iła o w spół
czesności niż w ery sty czn a odbitka) — nie m a p raw a
być schem atyczną refleksja, k tó rą k o n ta k t z ow ym
bohaterem budzi w odbiorcy literackiego przekazu.
Więc w końcu — by uporać się z różnym i znaczenia
117
B O H A T E R N A S Z E J K R Y T Y K I
mi, nakładający m i się w pojęciu „ b o h a te ra ” : n ie m a
p roblem u „bohatera, w któ ry m czytelnik m ógłby od
naleźć siebie” — je st za to problem realizm u, będą
cego n ie w ie rn ą
odbitką
naszych
prześw iadczeń
o świecie, ale poszukiw aniem now ej w izji, n a d ą ża ją
cej za zm iennym tłem w a ru n k ó w społeczno-ekono
m icznych i kulturow ych. Nie m a p ro b lem u „boha-
tera-w zo rca” — je st n ato m iast p roblem dynam iki
k u ltu ry i w jej obrębie — zm iennej fu n k cji lite ra
tu ry . Nie m a w reszcie problem u „b o h atera-w y razi-
ciela niepokojów ideow ych epoki” — je s t problem
in telek tu aln ej i ideow ej zaw artości lite ra tu ry , dla
którego sp ra w a b o h atera je s t zawsze jed y n ie pochod
ną. Jeżeli więc k ry ty k a nie chce tylk o k onstatow ać
bezradnie kryzysu, n a .który nie m a ra d y (stąd by
w ynikało, że takiego m am y b ohatera, n a jakiego za
służyliśm y), m usi podjąć dysk usję p raw d ziw ą —
o n a p ra w d ę isto tn y ch problem ach. Od „p raw d y bo
h a te ra ” ileż w ażniejsza je s t „ p ra w d a a u to ra ”, od
u m iejętności
kreacji
osób — zdolność
staw ian ia
praw dziw ie w ażkich, ak tu aln y ch kw estii i p isarska
odw aga w procesie
w ym ierzan ia
spraw iedliw ości
św iatu. Życzę naszej k ry ty c e w p isan ia dy sk u sji o bo
h aterze w d y skusję o całej k u ltu rze i m iejscu w niej
lite ra tu ry .
Zupełnie inne
problemy