background image

Dornberg Michaela 

 
 

Lena ze Słonecznego 

Wzgórza 15 

 
 
 

Początek czegoś nowego?

background image

W poprzednich tomach 
 
Lena pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny. Fahrenbachowie 

jednak tylko wydają się szczęśliwi. Matka dawno odeszła do 
innego  mężczyzny,  a  ojciec  właśnie  zmarł,  zostawiając  duży 
majątek.  Lena  ma  troje  rodzeństwa:  dwóch  braci,  Friedera  i 
Jórga, i siostrę Grit. Wszyscy mają już swoje rodziny. Mona 
jest żoną Friedera - odziedziczyli po ojcu dobrze prosperującą 
hurtownię  win.  Jórg  z  żoną  Doris  otrzymali  w  spadku 
wyremontowany  zamek  Dorleac  we  Francji  wraz  z 
przyległymi winnicami. Grit i jej mąż Holger dostali willę w 
mieście.  Lenie  przypadła  w  udziale  posiadłość  Słoneczne 
Wzgórze  w  miejscowości  Fahrenbach,  na  pierwszy  rzut  oka 
najmniej  intratna  część  spadku.  Za  dwa  lata  rodzina  ma  się 
ponownie  zebrać,  żeby  poznać  decyzje  w  sprawie  reszty 
majątku. 

Ze  wszystkich  obdarowanych  tylko  Lena  pozostaje  wierna 

tradycji  i  nie  sprzedaje  swojego  majątku.  Nie  zamierza 
dokonywać  także  żadnych  poważnych  rewolucji.  Tak  jak 
ojciec  planuje  się  zajmować  dystrybucją  alkoholi  i  dbać  o 
Słoneczne Wzgórze, żeby nie popadło w ruinę. Przeprowadza 
się  do  posiadłości  i  rozpoczyna  prace  remontowe  -  w 
przyległych do domu budynkach zamierza otworzyć pensjonat. 
Tymczasem  jej  rodzeństwo  podejmuje  kolejne  nieudane 
decyzje  finansowe.  Frieder  unowocześnia  hurtownię  i 
rezygnuje z dotychczasowych dostawców, ponosząc ogromne 
straty. Jórg wycofuje się z branży alkoholowej, a nowy pomysł 
na  agencję  eventową  pogrąża  go  finansowo.  Grit  sprzedaje 
willę, a uzyskane w ten sposób pieniądze inwestuje w siebie. 

Otrzymany spadek wydaje się całkowicie zmieniać kochającą 

się do tej pory rodzinę. Rozpada się związek Friedera i Mony, 
którzy  zaczynają  zaniedbywać  także  swojego  syna,  Linusa. 
Chłopiec  próbuje  popełnić  samobójstwo.  Jego  ojciec  wydaje 

background image

się jednak zupełnie tym nie przejmować. Ma nową, młodszą od 
żony  kobietę  i  wiedzie  dostatnie  życie,  w  którym  nie  ma 
miejsca  dla  rodziny.  Doris,  stęskniona  za  domem  i 
wyniszczona  nałogiem  alkoholowym  odchodzi  od  Jórga,  by 
zacząć  szczęśliwy  związek  z  innym  mężczyzną.  Małżeństwo 
Grit i Holgera też się nie układa. Holger ma dość rozrzutnej i 
egzaltowanej  żony,  która  zupełnie  zaniedbuje  dom  i  dzieci, 
Merit i Nielsa. Dlatego wyjeżdża do Kanady w nadziei, że żona 
wreszcie  się  opamięta.  Grit  jednak  nie  ma  najmniejszego 
zamiaru  rezygnować  z  atrakcyjnego  kochanka  i  wracać  do 
nudnego rodzinnego życia. Lena jako jedyna z Fahrenbachów 
nie porzuca dotychczasowych wartości, często odwiedza grób 
ojca i za żadne skarby nie zamierza sprzedawać ziemi, która od 
pokoleń należy do rodziny. W ten sposób zraża do siebie Frie-
dera, który stojąc  przed widmem bankructwa, liczy na  to, że 
ona odstąpi mu część odziedziczonych przez siebie gruntów. 

background image

Jeśli natomiast chodzi o samą Lenę... 
 
Jej największym, a wciąż niezrealizowanym marzeniem, jest 

ślub  z  Thomasem,  miłością  jej  życia,  która  wbrew 
przeciwnościom  losu  znów  ich  odnalazła.  Jednak  mimo 
ciągłych  obietnic  i  zapewnień  deklarujący  wielkie  uczucie 
Thomas  wciąż  odkłada  kolejne  wizyty  na  Słonecznym 
Wzgórzu  i  nie  chce  rozmawiać  o  swojej  aktualnej  sytuacji 
życiowej. Zakochana Lena obdarza go zaufaniem i wierzy, że 
w  Ameryce,  gdzie  mieszka  na  stałe,  pozostaje  jej  wierny. 
Swoje  życie  zamienia  w  czekanie  na  kolejny  telefon  od 
ukochanego i najmniejszy choćby dowód miłości. W czekaniu 
pomaga  jej  wytrwać  piękna  bransoletka  z  romantycznym 
napisem LOVE FOREVER - dowód miłości od Thomasa. Gdy 
jednak  ten  odwodzi  Lenę  od  pomysłu  odwiedzenia  go  w 
Ameryce,  dziewczyna  zaczyna  coraz  bardziej  wątpić  w  jego 
miłość. Przyczynia się do tego także pojawienie się Jana van 
Dahlena,  dziennikarza,  który  bez  pamięci  zakochuje  się  w 
ślicznej Lenie. Jego pocałunek wpędza ją w wyrzuty sumienia, 
ale nie zniechęca do walki o związek z Thomasem. Wolny czas 
Lena  poświęca  na  ciężką  pracę,  która  pozwala  jej  w  końcu 
zaistnieć w branży alkoholowej. Odnosi coraz większe sukcesy 
i  podpisuje  kontrakty  z  kolejnymi  dystrybutorami.  Część 
odremontowanej posiadłości zamienia w pensjonat. Ma nawet 
pierwszych gości - doktor von Orthen, która okazuje się byłą 
narzeczoną jej zmarłego ojca, i znaną aktorkę Isabelle Wood. 
Stara  się  również  dbać  o  mieszkańców  posesji,  którzy 
otrzymali  od  zmarłego  gospodarza  prawo  dożywotniego 
zamieszkiwania. Nie jest to trudne, bo bardzo ich kocha. To oni 
po śmierci ojca stali się jej najbliższą rodziną. Nicola, Daniel i 
Aleks też starają się jej pomagać tak, jak tylko potrafią. Nicola 
zajmuje się kuchnią, Daniel odnawia posiadłość, a Aleks po-
maga  w  kwestii  kontraktów  z  dystrybutorami  alkoholi.  Lena 

background image

umie  się  odwdzięczyć.  Obiecała  sobie,  że  odnajdzie  córkę 
Nicoli, którą ta przed laty, z powodu braku środków do życia, 
oddała do adopcji. Wydaje się, że właśnie wpadła na właściwy 
trop. 

Jej najbliżsi przyjaciele z Fahrenbach, Sylvia i Martin, wrócili 

z  podróży  poślubnej.  Lena  ich  uwielbia  i  życzy  im  jak 
najlepiej, ale intuicja podpowiada jej, że coś złego czyha na ich 
związek.  Wciąż  poszukuje  także  receptury  Fahrenbachówki, 
likieru, którego skład był znany jedynie jej ojcu. Tymczasem 
Aleks  informuje  Lenę  o  dziwacznym  odkryciu.  W  starej 
skrzyni 

znajduje 

kilka 

obrazów, 

które  wydają  się 

bezwartościowymi bohomazami. Lena jest jednak całkowicie 
pochłonięta  problemami  rodzinnymi,  do  których  straciła  już 
dystans. 

background image

Lena  została  zaproszona  przez  Isabellę  Wood  na  bal 

charytatywny do Herrenburga. Podczas imprezy aktorka miała 
wygłosić  laudację  w  zastępstwie  chorego  kolegi.  Co  prawda 
przed  rozpoczęciem  uroczystości  zaplanowano  jeszcze  kilka 
oficjalnych  konferencji,  ale  Isabella  w  przerwie  między 
jednym a drugim spotkaniem wygospodarowała godzinkę dla 
Leny. 

Miała w sobie niesamowitą naturalność. Aż trudno uwierzyć, 

że  to  sławna,  znana  na  całym  świecie  gwiazda  filmowa. 
Isabella  przede  wszystkim  chciała  poznać  nowiny  dotyczące 
Słonecznego Wzgórza oraz jego mieszkańców. Lena nie miała 
okazji, żeby spytać, co  u Jana. Zagadnie o niego, kiedy obie 
spotkają się na wieczornym balu. 

Hala miejska była położona w pobliżu hotelu Grand. Przybyły 

tłumy. W związku z tym trzeba 

 

background image

było się uzbroić w cierpliwość, żeby oddać płaszcz do szatni. 
Lena  okazała  zaproszenie  i  portier  zaprowadził  ją  do 

pierwszego rzędu. Na szczęście nie siedziała obok Isabelli, bo 
znowu trafiłaby na okładki gazet, na co nie miała ochoty. 

Przystanęła  przy  jednym  z  okien  i  obserwowała  ludzi. 

Czasami rozpoznawała osoby znane z mediów. Niektóre z nich 
w  dziwacznych  pozach  wyginały  się  przed  fotografami,  co 
wyglądało  dość  karykaturalnie.  Lena  nie  mogła  ukryć 
rozbawienia. Grit i Mona świetnie by się odnalazły wśród tego 
targowiska próżności - ludzi próbujących zabłysnąć za wszelką 
cenę. 

Przesunęła się lekko do przodu, żeby dokładnie się przyjrzeć 

jednej z pań. Pulchna kobieta ubrała się w szarą, bardzo obcisłą 
sukienkę. Żal było na nią patrzeć. Ledwie w nią się wcisnęła. 
Wyglądała jak baleron. Jak ona oddychała? Czy wytrzyma tak 
cały wieczór? Wystarczy, że złapie głębszy oddech, a sukienka 
pęknie w szwach! 

Nagle Lena poczuła, że ktoś stoi za jej plecami. Owionął ją 

subtelny  zapach  drewna  sandałowego,  cyprysu  i  limonki. 
Zamknęła oczy. Wiedziała, kto tak pachnie. 

 

background image

Jan... Jan tu był! 
Nagłe  ktoś  ją  objął.  Lena  rozluźniła  się,  zatapiając  się  w 

męskich  ramionach.  Czuła  się  nieopisanie  błogo,  ba,  wręcz 
niebiańsko, i tak bezpiecznie... 

Odpłynęła.  Przeniosła  się  w  inny  wymiar,  nie  docierały  do 

niej  żadne  odgłosy  z  zewnątrz,  poza  oddechem  mężczyzny 
stojącego za nią. 

Jan... 
Zupełnie straciła poczucie czasu. 
Wreszcie  powoli  się  odwróciła,  nadal  pozostając  w  jego 

ramionach. 

Otworzyła oczy i popatrzyła na niego. 
- Cześć, moja piękna - powiedział. 
Pochylił się nad nią i pocałował w usta. 
Trochę  jakby  nieświadomie,  ale  z  zaangażowaniem 

odwzajemniła jego namiętny pocałunek. 

Nagle  potrącił  ich  ktoś  przepychający  się  przez  tłum.  Lena 

ocknęła  się.  Jakby  obudziła  się  z  pięknego  snu  na  jawie. 
Docierały do niej gwar, błyski fleszy... 

Przyjechała  Isabella  i  tłum  gapiów  spieszył  się,  żeby  ją 

zobaczyć. 

Lena uwolniła się z objęć Jana i głęboko odetchnęła. Zerknęła 

na niego zakłopotana. Dlaczego dała się ponieść emocjom? 

 

background image

-  Wyglądasz  fantastycznie,  Leno  -  zagadnął  ją  beztrosko.  - 

Zaraz  się  zacznie.  Chodź,  zajmiemy  miejsca.  O  ile  mi 
wiadomo, siedzimy obok siebie. 

To pewnie sprawka Isabelli. Ona rezerwowała te miejsca. 
Lena  nerwowo  się  rozglądała.  Była  bardzo  zawstydzona  - 

pocałowała  Jana  przy  tylu  ludziach!  On  zaś  niczym  się  nie 
przejmował. 

- O Chryste, aleś ty piękna - szepnął jej na ucho. Jego bliskość 

sprawiła, że przeszły ją ciarki. 

Przełknęła  ślinę.  Nie  powinna  była  dopuścić  do  tego   

pocałunku. Przecież robiła mu złudne nadzieje. 

Choć, oczywiście, przyjemnie było się do niego przytulić. I 

ten pocałunek... Boski! 

Uroczystość  została  oficjalnie  rozpoczęta.  Lena  jednak  nie 

była w stanie się skoncentrować. 

Dygotała z podniecenia. Czuła na sobie wzrok Jana. 
On ją objął. Znów się nad nią pochylił. 

Lena,  nie  popełniliśmy  przestępstwa  na  skalę 

międzynarodową  -  szepnął  żartobliwie.  -  Tylko  się 
pocałowaliśmy. 

Zaczerwieniła się. Żenowało ją własne zachowanie. W końcu 

była dorosłą kobietą, a przytulanie i pocałunek jej się podobały. 

 

background image

Skupiła się na widowisku na scenie. A ponieważ sporo się tam 

działo, powoli odzyskiwała równowagę i trochę się rozluźniła. 

Na  scenę  weszła  Isabella.  Wygłosiła  laudację  dla  młodej 

skrzypaczki  uhonorowanej  nagrodą  Borisa  Adrimanowa. 
Zarówno o młodej artystce, jak i o Borisie, wypowiadała się w 
samych superlatywach. Swoją mową porwała publiczność. 

Ci, którzy ją znali, domyślali się, ile ją to musiało kosztować. 
Nic  dziwnego.  Adrimanow  był  jej  wielką  miłością.  Do  tej 

pory nie przebolała jego nagłej śmierci. 

- Ona cierpi - szepnęła Janowi na ucho. - Z zewnątrz tego nie 

widać, ale cała w środku drży. Rozdrapuje swoje rany... 

Pokiwał głową. 
- Tak, nie pogodziła się z utratą ukochanego, ale świetnie się 

maskuje. Czy nie wygląda olśniewająco? 

Po  zakończonej  mowie  Isabella  opuściła  halę  miejską, 

oczywiście  w  asyście  tłumu  fotoreporterów.  Uśmiechała  się, 
pomachała ręką na pożegnanie i wyraziła ubolewanie, że musi 
już iść, ale spieszy się na następną imprezę charytatywną. 

 

background image

Lena  domyśliła  się,  że  robi  dobrą  minę  do  złej  gry  i  zaraz 

gdzieś  się  zaszyje,  żeby  w  samotności  przeżywać  swoją 
rozpacz.  Oprócz  bycia  gwiazdą  była  przede  wszystkim 
człowiekiem. 

Dreszcz przebiegł  Lenie po plecach. Jan ponownie ją objął. 

Przez  cienki  jedwabny  szal  czuła  ciepło  jego  dłoni,  co  ją 
uspokoiło. 

Cudownie było siedzieć u jego boku. Aż westchnęła. Dawno 

nie czuła się tak wspaniale. 

Mieli  niemal  identyczny  gust  -  podobały  im  się  te  same 

rzeczy,  mieli  podobne  poczucie  humoru,

 

oglądali  te  same 

filmy, nawet słuchali podobnej muzyki... 

Jak fajnie, że Jan tu z nią był. 
Bez wstydu puściła wodze fantazji. 

background image

Lena  i  Jan  nie  poszli  na  wieczorny  bankiet.  Bez  żalu 

zrezygnowali z towarzystwa rozgorączkowanego tłumu. 

Spacerowali  ulicami  miasteczka  w  świetle  księżyca, 

trzymając  się  za  ręce.  Szli  do  hotelu  Grand,  w  którym  Jan 
również nocował. 

Otaczała  ich  magiczna  aura.  Milczeli.  Napawali  się  ciszą, 

wsłuchani w rytm swoich oddechów. Ich milczenie wyrażało 
harmonię, którą odzwierciedlały również stawiane przez nich 
kroki. 

Lena skrycie marzyła o tym, żeby Jan znów ją pocałował, a 

jednocześnie  ciągle  obawiała  się,  że  za  chwilę  poczuje  jego 
miękkie wargi na swoich ustach. 

Pociągał ją... 
Zaczynała  darzyć  go  prawdziwym  uczuciem  czy  to 

samotność kazała jej delektować się jego bliskością, ciepłem i 
czułością? 

 

background image

Jan jakby czytał w jej myślach. 
- Lena, nie zastanawiaj się, czy coś z tego wyjdzie. Nie snuj 

planów, co będzie dalej. Po prostu ciesz się chwilą... 

Zarumieniła  się.  Na  szczęście  w  ciemności  nie  było  tego 

widać. Przystanęła. 

- Ja... Tak... To znaczy nie... - plątała się, sama nie wiedząc, co 

chciała powiedzieć. 

Jan  ujął  jej  twarz,  zamykając  usta  pocałunkiem.  Lena 

oniemiała z rozkoszy. Serce waliło jej jak młotem. Poddała mu 
się  całkowicie,  po  prostu  odpłynęła...  Nasyceni  płomiennym 
pocałunkiem ruszyli dalej. 

-  Napijemy  się  jeszcze  czegoś  w  barze?  -  spytał  Jan,  gdy 

doszli do hotelu. 

Lena pokiwała głową. 
Zajęli miejsca przy jednym ze stolików, skąd mieli doskonały 

widok  na  pianistę.  Jan  podsunął  Lenie  krzesło  i  usiadł 
naprzeciwko. 

Pianista popatrzył na nich i zagrał „True love" Grace Kelly. 
Prawdziwa miłość... 
Wierzyła w nią przy Thomasie. I co? Czar prysł! 
 

background image

Zerknęła na Jana. Co wyniknie z ich znajomości? Nie da się 

zaprzeczyć,  że  coś  między  nimi  się  zaczynało.  Ale  jak  to 
nazwać? I czy była gotowa na nowy związek? 

-  Czego  się  napijesz?  -  Jego  głos  wyrwał  ją  z  zamyślenia.  - 

Szampana? 

Zanim odpowiedziała, do stolika podszedł kelner. 
- Co państwu podać? 
- Poproszę mojito - odezwali się niemal równocześnie. 
Popatrzyli  na  siebie  roziskrzonym  wzrokiem  i  wybuchnęli 

śmiechem. Spontanicznie oboje wybrali ten sam koktajl. Co za 
zgodność! 

-  Nie  przepadam  za  drinkami,  ale  w  hotelach  zwykle 

zamawiam  mojito.  Nie  gardzę  również  caipirinhą.  Bardziej 
jednak przemawia do mnie smak świeżej mięty. 

- Moja piękna... - Jan nachylił się nad nią. - Chyba czytasz w 

moich  myślach.  To  samo  chciałem  powiedzieć...  Pianista 
nieźle sobie radzi, choć pewnie miewał lepsze wieczory. 

Pokiwała głową. 
-  Odniosłam  takie  samo  wrażenie,  choć  piosenka  jest 

banalna... 

background image

- Banalna? Chodzi w niej o miłość z prawdziwego zdarzenia! 

- zareagował impulsywnie, chwytając jej dłonie. 

- Lena, rzeczywistość wokół nas się zmienia. Nasze uczucia 

także...  Nie  wzbraniaj  się  przed  nimi.  Tli  się  między  nami 
iskierka  miłości.  Pozwól  jej  zapłonąć.  Bądźmy  ze  sobą  i 
zobaczymy, czy nam się uda. Dajmy sobie szansę. Wierz mi, 
nie chcę zajmować miejsca pana Sibeliusa. Mam nadzieję, że 
zasłużyłem na własne miejsce w twoim sercu. 

- Dziękuję, Jan... 
Podano  im  drinki,  orzeszki  ziemne  i  chipsy.  Lena  upiła  łyk 

mojito, z przyjemnością smakując listek mięty. 

Jan uśmiechnął się do niej. 
-  Odpręż  się,  proszę.  Nie  przekroczę  granicy,  jeśli  nie 

będziesz tego chciała. Nie będę naciskał. Powtarzałem ci to już 
wielokrotnie. Czy kiedykolwiek nie dotrzymałem słowa? 

- Nie, zawsze dotrzymujesz... Jan uwielbiam cię, miło mi się 

spędza z tobą czas, zgadzamy się w wielu kwestiach, potrafimy 
się razem śmiać i rozmawiać na poważne tematy... Przy tobie 
czuję się bajecznie, cudownie... Rozkoszowałam się 

 

background image

każdą sekundą dzisiejszego wieczoru... - mówiła coraz ciszej. 

- I twoimi pocałunkami... Przeczesał palcami jej włosy. 

-  Super!  A  to  dopiero  początek.  Fantastycznie,  że  mogę  cię 

całować. 

Popatrzyła na Jana. Żartuje sobie z niej? 
- Lena, naprawdę się cieszę... 
Żeby pokryć zmieszanie, wzięła ze stolika mojito. Upiła spory 

łyk. Alkohol zapiekł ją w gardle. Szybko zagryzła go garścią 
orzeszków. 

-  Może  zamówię  jakiś  mały  posiłek  -  powiedział  Jan.  -  Nie 

przyszło mi do głowy, że jesteś głodna... 

- Nie trzeba, Jan. Nic już nie przełknę. - Skierowała rozmowę 

na inne tory. - Znowu się dokądś wybierasz? - spytała. 

-  Tak,  we  wtorek  lecę  do  Hongkongu.  Poleć  ze  mną.  To 

zjawiskowe  miasto  nad  Morzem  Południowochińskim. 
Roztaczają się tam nieziemskie widoki. 

- Brzmi kusząco. Ale nie mogę teraz wyjechać. 

 

- Nawet na tydzień? Nie wierzę. 
-  Serio.  Moja  przyjaciółka  Sylvia  w  każdej  chwili  może 

zacząć rodzić. A do tego spodziewa się bliźniaków. 

 

background image

- Gratuluję jej, ale co ty masz z tym wspólnego? Przecież ma 

męża.  Zazwyczaj  przyszli  tatusiowie  są  przy  narodzinach 
dzieci. 

- Masz rację, zazwyczaj. Sylvia już nie ma męża... 
Zrelacjonowała  mu  pokrótce  okoliczności,  w  jakich  Sylvia 

straciła ukochanego. Jan był wstrząśnięty. 

-  Straszne  -  stwierdził.  -  Faktycznie  lepiej,  żebyś  wsparła 

przyjaciółkę.  Wiesz,  moja  piękna,  wewnętrzny  głos 
podpowiada  mi,  że  przeżyjemy  jeszcze  niejedną  wspólną 
podróż... 

„To się okaże", pomyślała. 
- OK, musimy się powoli zbierać - powiedział Jan. - Jutro też 

jest dzień. 

Przywołał  kelnera,  uregulował  rachunek  i  na  odchodne 

wrzucił pokaźną sumę do puszki stojącej na pianinie. 

Kiedy weszli do windy, przyciągnął Lenę do siebie i ją objął. 
- Na którym piętrze mieszkasz? - zapytał. 
- Na piątym, pokój pięćset jedenaście, obok Isabelli... 
Nacisnął odpowiedni przycisk. 
- Ja mieszkam na czwartym. Odprowadzę cię. 
 

background image

Wjechali na górę w milczeniu. Tuż przed drzwiami jej pokoju 

Jan ponownie przyciągnął ją do siebie i czule pocałował. 

- Dobranoc, moja piękna. Kolorowych snów. Zobaczymy się 

rano na śniadaniu? 

- Uhm - mruknęła. 
- Zdzwonimy się jeszcze. 
Odczekał,  aż  drżącymi  dłońmi przesunie  kartę przez  zamek 

elektroniczny i odszedł. 

Lena  obejrzała  się.  Przez  myśl  jej  przemknęło,  żeby  go 

zawołać. Ale ostatecznie zrezygnowała i weszła do pokoju. 

Rzuciła się na łóżko i wpatrywała w sufit. 
Była skołowana. Dlaczego zachowywała się tak dziecinnie? 

Dlaczego nie zaprosiła Jana do środka? Porozmawialiby, może 
nawet by się całowali... Przecież nie muszą od razu lądować w 
łóżku.  A  jeśli  nawet,  to  co?!  Oboje  byli  dorośli,  wolni,  więc 
mogli robić, co im się podoba. 

Postukała  się  znacząco  w  czoło.  O  spaniu  ze  sobą  nie  było 

mowy. 

Frywolne  myśli  krążyły  jej  po  głowie.  Nagle  zdała  sobie 

sprawę, że Jan był nie tylko przyjacielem, odgrywał znacznie 
większą rolę w jej życiu. 

Zerwała się z łóżka i zaczęła rozbierać. 
 

background image

- Leno Fahrenbach, wpadłaś w sidła miłości - wymamrotała. - 

Niczego nie przyspieszaj. Co ma być, to będzie. 

Zachichotała. 
Jan  był  wspaniałym,  przystojnym  mężczyzną.  Bosko 

całował...  Zamknęła  oczy.  Rozmarzyła  się.  Nagle  zabrzęczał 
telefon. 

-  Lena,  nie  chciałbym,  żebyś  się  przypadkiem  przeze  mnie 

zadręczała. Dobrze jest, jak jest. Jeszcze raz dziękuję za uroczy 
wieczór. Myślę o tobie, kocham cię i zaczekam - oznajmił Jan. 

- Jan, ja... 
Nie dopuścił jej do słowa. 
- Nie musisz nic mówić. Śpij dobrze, moja piękna. Do jutra. 

Nie mogę się doczekać wspólnego śniadania. 

Rozłączył się. 
Lena zastygła ze słuchawką w ręku. 
„On  jest  tego  wart",  pomyślała.  Chciała  wreszcie  móc 

szczerze powiedzieć do niego „kocham cię"... 

Odwiesiła sukienkę, zdjęła buty i jak we śnie pomaszerowała 

do łazienki. Myjąc się, rozmyślała o Janie. 

background image

Lena  wróciła  na  Słoneczne  Wzgórze  rozpromieniona, 

roześmiana i pełna młodzieńczego wigoru. Spotkanie z Janem 
ją uskrzydliło. 

Dlatego  trochę  się  zirytowała,  kiedy  w  biurze  zastała 

markotnego Daniela. 

- Leno, muszę z tobą porozmawiać. 
- Stało się coś? 
- Chodzi o samochód... 
- Zepsuł się? Nie pasuje ci? 
-  Nie,  nie...  Jest  znakomity...  Tylko  nie  powinnaś 

obdarowywać  nas  piekielnie  drogimi  prezentami.  Aleks 
podziela  moje  zdanie.  No  niby  podreperowałaś  budżet 
sprzedażą  obrazów,  ale  musisz  odprowadzić  z  tego  podatek. 
Poza  tym  zwróciłaś  też  Thomasowi  pieniądze,  które 
zainwestował  w  uzbrojenie  działek.  To  mnóstwo  forsy.  Na 
dodatek wykładasz pieniądze za dostawców, licząc na to, że ci 
je szybko oddadzą. Wyliczać dalej? Lepiej 

 

background image

nie. Twój tata zapisał nam w spadku prawo do mieszkania na 

Słonecznym Wzgórzu, obdarował również sporą sumą. Pozwól 
nam zapłacić za te samochody. 

- Daniel, opamiętaj się. Nigdy nie kupilibyście takich drogich 

aut. 

- Racja. Ale już tu są. Nasze marzenia... 
- Które ja spełniłam - przerwała mu. - Zrozum, te pieniądze 

zjawiły się w moim życiu zupełnie nieoczekiwanie. Gdyby nie 
obrazy, nie dysponowałabym taką kwotą. 

- Lena, ale nie masz obowiązku rozdzielać jej między nas. 
- Obowiązku nie, ale chęć tak. Nie psuj mi radości. Daniel, nie 

mówmy już o tym. Nicola powiada w takich sytuacjach: „Jeśli 
czynisz  bezinteresownie  dobro,  ono  wraca  do  ciebie  ze 
zdwojoną mocą". I sprawdziło się. Mamy świetnych partnerów 
biznesowych, firma dobrze prosperuje... 

- Zgadza się, ale... 
- Żadnego „ale", Daniel. Nie denerwuj mnie i nie ględź więcej 

o samochodach. Zmykam do Dunkelów i  powiem im coś do 
słuchu.  Nie  było  mnie  ledwie  parę  dni,  a  oni  już  wymyślają 
jakieś głupoty... 

 

background image

Wybiegła z biura. 
Wybije  z  głowy  Nicoli  i  Aleksowi  poczucie  winy  oraz 

zawstydzenie  z  powodu  prezentów.  Nie  powinno  im  być 
głupio.  Przecież  tyle  dla  niej  zrobili.  Choć  w  małym  stopniu 
chciała się im odwdzięczyć. 

Daniel obserwował ją z okna. 
Lena  była  niezwykle  ciepłym,  serdecznym  i  uczynnym 

człowiekiem. Szkoda, że miała pecha do własnej rodziny. W 
miłości również jej się nie powiodło. Życzył jej, żeby wkrótce 
jakiś mężczyzna zawładnął jej sercem. 

W najśmielszych snach nie przypuszczał, że już ktoś powoli, 

ale skutecznie zabiega o jej względy. 

Odwrócił się i posegregował zamówienia. 
Właśnie włączył się faks. Zaświeciła zielona dioda. Daniel z 

zadowoleniem wyciągnął kartkę. 

Zlecenie na Finnemore Eleven, wyborną szkocką whisky. 
Lena się ucieszy. 

background image

Lena  przyrzekła  sobie,  że  nie  będzie  zanudzać  Sylvii 

prywatnymi  sprawami,  jednak  nie  wytrwała  w  tym 
postanowieniu. Musiała jej opowiedzieć o Janie. 

Sylvia była w swoim mieszkaniu na górze. Lena zastała ją w 

pokoju dziecięcym, gdzie układała, maskotki. 

- I jak było? - spytała Sylvia. 
-  Cudownie  -  odparła  Lena,  po  czym  zdała  jej  relację  z 

przebiegu uroczystości. 

- Ale to chyba nie wszystko, prawda, przyjaciółeczko? 
Lena zarumieniła się. 
-  No  nie...  Jan  van  Dahlen  też  tam  był.  Jest  przyjacielem 

Isabelli i ona często go zaprasza na swoje wystąpienia. 

-  Świetnie.  Jest  atrakcyjnym  i  skądinąd  interesującym 

mężczyzną. 

 

background image

Zapadła chwila wymownego milczenia. 
- Kochana Leno, nie każ się ciągnąć za język... Natychmiast 

opowiadaj, co się między wami wydarzyło! 

- Cóż... Całowaliśmy się i to więcej niż raz... 
- Super! Jeśli całuje tak, jak wygląda, to pewnie straciłaś grunt 

pod nogami i powoli uniosłaś się w przestworza... 

-  Całuje  obłędnie.  Stworzył  iście  romantyczny nastrój.  I  ani 

przez sekundę nie pomyślałam o Thomasie. 

-  Lena,  opamiętaj  się!  W  ramionach  takiego  przystojniaka 

chciałaś myśleć o innym facecie? 

- Sylvia,  nie  sądziłam, że tak  szybko  zainteresuję  się  innym 

mężczyzną. 

-  Co  ty  bredzisz?  Twój  związek  z  Thomasem  należy  do 

przeszłości.  Jana  już  trochę  znasz.  Wiesz,  że  cię  kocha  i  ma 
poważne zamiary. A pocałunek nie oznacza zaraz małżeństwa! 
Wyluzuj i idź za impulsem... 

-  Jan  uważa,  że  nic  nie  stoi  na  przeszkodzie,  żebyśmy  do 

siebie się zbliżyli... Powoli, bez zbędnego pośpiechu... 

- Świetnie. Nie zastanawiaj się, idź na całość. Co ma być, to 

będzie. 

 

background image

- A nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, że ja z Janem...? 
- Leno Fahrenbach, przywołuję cię do porządku. Jesteś osobą, 

która  z  niebywałą  łatwością  rozkręciła  firmę,  przebudowała 
czworaki  na  apartamenty  wypoczynkowe,  ponosi  ogromną 
odpowiedzialność  za  równie  ogromną  posiadłość,  a 
emocjonalnie zatrzymałaś się na etapie niemowlęctwa. Niczym 
się  nie  przejmuj.  Wymaż  wszelkie  wątpliwości  i  posłuchaj 
głosu  serca.  Czerp  z  życia  pełnymi  garściami.  Naciesz  się 
bliskością  Jana.  Pozwól  mu  się  wykazać.  Czas  pokaże,  co  z 
tego  wyniknie.  Thomas  mieszka  w  Ameryce  i  zapewne  tam 
zostanie, skoro się rozstaliście. 

-  Tak,  ze  swoją  Nancy.  Teraz  całkowicie  może  się  jej 

poświęcić. Nie musi kombinować, jak przylecieć na parę dni 
do Niemiec. 

-  Lena,  nie  bądź  zjadliwa.  Thomas  cię  kochał.  Popełnił 

karygodny błąd, że nie powiedział ci o żonie. Ale nie wywlekaj 
tego za każdym razem, bo ranisz i jego, i siebie. 

-  Jak  się  miewają  nasze  maluszki?  -  zmieniła  temat  nieco 

zawstydzona Lena. 

Sylvia pogłaskała się po brzuchu. 
 

background image

-  Wierzgają  nóżkami  we  wszystkie  strony,  szczególnie  w 

nocy  się  uaktywniają.  Nie  ukrywam,  że  coraz  gorzej  znoszę 
trudy  ciąży.  Nie  mogę  się  doczekać,  kiedy będę  bujała  je  na 
rękach. Oby urodziły się zdrowe. 

-  Przecież  badania  nie  wykazały  niczego  niepokojącego. 

Teraz ty się nie nakręcaj. 

-  W  ostatniej  fazie  mogą  wystąpić  komplikacje...  O  Boże, 

padnę na zawał, jeśli dzieciom będzie coś dolegać. Najpierw 
Martin, a... 

-  Stop!  Żadnego  czarnowidztwa!  Wszystko  będzie  dobrze. 

Uwierz mi, kochana. Uspokoi cię to, jeśli u ciebie zanocuję? 

- Może od przyszłego tygodnia. Nie sądzę, żeby dzieciaki w 

najbliższych  dniach  wyskoczyły  mi  z  brzucha.  Ale  tak, 
obecność bliskich mi osób na pewno mnie uspokoi. 

- Jesteś pewna, że mam się przenieść do ciebie od następnego 

tygodnia? 

- Absolutnie. Podgoń obowiązki, bo tuż po porodzie będę cię 

potrzebowała.  Nie  wiem,  jak  się  obrobię  przy  dwójce 
brzdąców. Martin... 

Przerwała. Łzy płynęły jej po policzkach. 
- Nicola aż się pali do tego, żeby ci pomóc. Chce się nawet 

wprowadzić do ciebie na jakiś czas. 

 

background image

Uzgodniłyśmy,  że  znajdziemy  kogoś  na  zastępstwo  do 

czworaków. Sylvia otarła łzy. 

- Co ja bym bez was zrobiła... 
-  Słońce,  od  tego  ma  się  przyjaciół  -  oznajmiła  Lena.  - 

Zmykam  do  siebie.  Zdzwonimy  się,  kochanie.  Dziękuję,  że 
mnie wysłuchałaś. 

- W końcu od tego ma się przyjaciół - zachichotała Sylvia. 
Zamieniły  ze  sobą  jeszcze  parę  słów  i  pożegnały  się 

serdecznie. 

Lena nie pojechała prosto do domu. Skręciła na cmentarz i do 

kapliczki. Odczuwała wewnętrzną potrzebę odwiedzenia grobu 
ojca  i  zapalenia  kliku  symbolicznych  świeczek  w  ramach 
modlitwy dziękczynnej za Sylvię, Amalię, Fryderyka i... siebie 
oraz Jana. 

Przystanęła na środku drogi. 
Czy rzeczywiście tego chciała? 
Tak! 
Tak, chciała dać sobie i Janowi szansę, tym bardziej że on na 

nią nie naciskał i do niczego jej nie zmuszał. 

Tylko on mógł uwolnić ją od samotności. Spodobałby się jej 

ojcu. 

 

background image

Jan van Dahlen... 
Chyba  ostatnio  poświęca  mu  zbyt  wiele  uwagi!  Tak, 

zdecydowanie  przesadza  z  ciągłym  rozstrząsaniem  tego,  co 
dzieje się miedzy nią a Janem. 

background image

Na parkingu dostrzegła obcy samochód. Dziwne. Nicola nic 

nie wspominała o żadnych gościach. Skręciła za róg. 

Zauważyła swoją bratową Doris. Przywitały się serdecznie. 
- Co za niespodzianka - zagadnęła Lena. - Nie w Dubaju? 
-  Wróciłam  wczoraj...  Muszę  pilnie  porozmawiać  z  tobą  i 

Markusem. 

-  Chcesz  mu  oznajmić,  że  zadurzyłaś  się  w  innym 

mężczyźnie? 

- Nie. 
-  A  twój  towarzysz  podróży?  Przecież  nie  poleciałaś  do 

Dubaju sama. 

- Racja, jednak nic nas nie łączy poza sprawami służbowymi. 
- Pan Hansen wziął cię ze sobą tak po prostu? 
 

background image

- Tak, w zasadzie mógł zabrać tam całą rodzinę. Zaproszenie 

zawierało dopisek „z rodziną". 

- To dlaczego padło na ciebie? Doris, proszę, nie zrozum mnie 

źle. Nie chcę się wtrącać do twojego życia. Masz prawo robić 
to,  na  co  tylko  masz  ochotę.  Ale  czy  nie  nadałaś  mu  zbyt 
szybkiego  tempa?  Markus  siedzi  tu  zrozpaczony  i  czeka  w 
kolejce. Aha, poinformowałam go o twojej rzekomej podróży 
służbowej.  Łyknął  to.  Drugi  raz  go  nie  okłamię.  On  nie 
zasłużył na takie traktowanie. 

- Zgadzam się z tobą w stu procentach. Lena, musimy stać na 

tym zimnie? Bagaże odstawiłam już do twojego domu. Wciąż 
mam do niego klucz. 

Lena zaśmiała się. 
-  Przepraszam.  Rzeczywiście,  mogłyśmy  od  razu  wejść. 

Zaparzę herbatę. 

- Świetny pomysł. 
Parę  minut  później  siedziały  w  przytulnej  kuchni,  grzejąc 

dłonie przy kubku gorącej herbaty. 

W sumie szkoda, że Doris nie mieszkała już na Słonecznym 

Wzgórzu. 

- Arne Hansen jest twoją nową zdobyczą? - spytała Lena bez 

ogródek. 

 

background image

-  Nie.  Lubimy  się  i  tyle.  Nic  między  nami  nie  ma.  Nie 

obejmujemy się, nie całujemy... Ale podróż z nim wywarła na 
mnie niesamowite wrażenie. Dobrze się ze sobą dogadujemy i 
z  całą  pewnością  od  czasu  do  czasu  będziemy  się  spotykać. 
Jeśli  nasza  znajomość  miałaby  się  przerodzić  w  coś 
poważniejszego... Cóż, jestem otwarta. Podoba mi się, ale nie 
zakochałam się w nim. Jeszcze. 

- A Markus? 
- On wiele dla mnie znaczy, bardzo wiele. Być może nawet go 

kocham. Jednak wiem, że nie mogę spędzić z nim reszty życia. 

-Dlaczego? 
- Problem nie tkwi w Markusie. Gdyby zamieszkał ze mną w 

mieście, natychmiast stanęłabym z nim na ślubnym kobiercu. 
Przecież wiesz, że mnie wiejska idylla nie pociąga. Ja jestem 
typowym  mieszczuchem.  Wmawiałam  sobie,  że  byłabym  w 
stanie na stałe osiąść na Słonecznym Wzgórzu, ale na pewno 
bym  się  męczyła.  We  Francji  do  szału  doprowadzały  mnie 
cisza,  spokój,  stagnacja...  Miasto  sprawia, że  oddycham,  try-
skam  energią  i  normalnie  funkcjonuję.  Daje  mi  wolność  i 
swobodę. 

 

background image

-  Doris,  jeśli  się  chce,  można  zmienić  przyzwyczajenia.  Ja 

również większość życia spędziłam w mieście, ale odnalazłam 
się  na  Słonecznym  Wzgórzu.  Nie  wyobrażam  sobie,  że 
mogłabym się stąd wyprowadzić. 

Doris pociągnęła łyk herbaty. 
- Nie porównuj nas. W tobie płynie krew Fahrenbachów, rodu 

wywodzącego  się  z  terenów  wiejskich.  Markus  także  ma  tu 
korzenie. Nie wytrzymałby bez pracy w tartaku. No i przyjrzyj 
się  Sylvii.  Czy ona  porzuciłaby  gospodę?  Nie! A  mnie  cisza 
tłamsi. Duszę się na wsi. W mieście człowiek czuje, że żyje. 
Wszystko  znajduje  się  w  zasięgu  ręki.  A  tu?  Jeśli  czegoś 
potrzebujesz,  musisz  wsiąść  do  samochodu  i  jechać  do 
najbliższego sklepiku. 

- Hm, cóż mogę powiedzieć... 
- Zaakceptuj moją decyzję, Leno. Markus jest wartościowym 

człowiekiem,  dlatego  zasłużył  na  kobietę,  która  spełni  jego 
oczekiwania. Ja nią nie jestem. 

- I co dalej zamierzasz, Doris? Wzruszyła ramionami. 
-  Nie  wiem.  Na  razie  pracuję  u  Brodersena.  Daje  mi  to 

ogromną  satysfakcję  i  napawa  dumą.  Wreszcie  mam  własne 
pieniądze. Na razie mieszkam 

 

background image

w  apartamencie  firmowym,  ale  rozglądam  się  za  jakimś 

mieszkankiem. Zaczęłam kurs angielskiego. Zachichotała. 

-  Naukę  francuskiego  zawiesiłam  na  czas  nieokreślony.  Do 

Francji  raczej  się  nie  wybieram.  Jórg  nie  zawróci  mi  już  w 
głowie. Boże, co mi odbiło, że chciałam polecieć za nim aż do 
Nowej  Zelandii?  Ale  zostaniemy  przyjaciółmi.  W  końcu 
rozstaliśmy się w zgodzie. 

-  Bo  do  niczego  nie  rościłaś  sobie  praw.  Zrezygnowałaś  ze 

wszystkich  ewentualnych  przywilejów.  Szkoda,  że  nie 
sprowadzisz  się  na  Słoneczne  Wzgórze.  Bardzo  się  z  tego 
cieszyłam. 

-  Ja  również.  Uwierz  mi,  proszę.  Tyle  że  nie  ma  sensu 

zmuszać się do czegoś, co cię ogranicza. Natury nie oszukasz. 
Leno,  jesteś  dla  mnie  najważniejszą  osobą.  Ty  mnie  zawsze 
wspierałaś,  radziłaś  mi,  dodawałaś  otuchy...  Nie  martw  się  o 
Markusa. Porozmawiam z nim. Wytłumaczę mu na spokojnie 
mój punkt widzenia. Zrozumie mnie. Może nie od razu, ale z 
czasem... Kiedyś trafi na tę właściwą kobietę. Lena, jakoś nam 
się ułoży. Kto wie, być może Arne jest mi przeznaczony? Twój 
rycerz z bajki też pewnie niedługo zajedzie do ciebie na karym 
koniu. 

 

background image

Lena poczerwieniała. 
-  Już  zajechał  -  odparła,  po  czym  opowiedziała  bratowej  o 

niezwykłym spotkaniu z Janem. 

Nalała bratowej i sobie herbaty, po czym zwróciła się do niej: 
- Teraz już wszystko wiesz o Janie - powiedziała i westchnęła. 
-  Brzmi  nieźle  -  odparła  Doris.  -  Zdaje  się,  że  ten  [an  jest 

interesującym  mężczyzną  i  ma  na  ciebie  dobry  wpływ. 
Kochasz go? 

Lena  mieszała  herbatę,  chociaż  nie  było  takiej  potrzeby. 

Przecież nie słodziła. 

Zastanawiała się nad pytaniem bratowej. Między nią a Janem 

coś się zmieniło, zbliżyli się do siebie, całowali i to niejeden 
raz. 

Czy to miłość? 
Lena wzruszyła ramionami. 
- Bardzo... bardzo go lubię. 
- Nie o to pytałam. Pytałam, czy go kochasz. 
- Moją wielką miłością był Thomas. Gdybyś o niego zapytała, 

odpowiedziałabym  ci  bez  wahania.  Z  Janem  jest  inaczej.  To 
zupełnie inny mężczyzna niż Thomas. Nie da się ich porównać. 
Może  dlatego  moje  uczucie  do  Jana  jest  inne.  Zresztą  Jan 
zachowuje się wobec mnie zupełnie 

 

background image

inaczej  niż  Tom...  Ach,  Doris,  to  wszystko  jest  takie 

pokręcone,  ale  w  jego  obecności  czuję  się  bardzo  dobrze  i 
bezpiecznie. Wie o Thomasie, nie naciska, nie pogania. Uważa, 
że powinniśmy zbliżać się do siebie małymi kroczkami. I na 
takim właśnie jesteśmy etapie. 

Doris napiła się herbaty. 
- Chcesz poznać moje zdanie? 
- Tak, jasne. 
- Myślę, że Jan jest dla ciebie lepszym parterem niż Thomas. 

Wie, czego chce, jasno mówi o swoich uczuciach. 

- Thomas też mówił - zaprzeczyła Lena. 
- Oczywiście, powiedział ci, że cię kocha, ale nic konkretnego 

z tego nie wynikło. 

- Bo, jak sama wiesz, jest żonaty. 
-  Tak,  co  zresztą  zataił  przed  tobą...  Nie  przeczę,  że  cię 

kochał. Przypuszczalnie nadal kocha. Tylko widzisz, to nie był 
ten  rodzaj  uczucia,  na  którym  można  budować  normalny 
związek. Kiedyś czytałam ciekawy artykuł o wyidealizowanej 
miłości.  Partnerzy  wmawiają  coś  sobie,  każde  z  nich  tworzy 
obraz drugiej osoby, tyle że jest to obraz idealny, wymyślony 
przez nich i niemający nic wspólnego z rzeczywistością, a co 
więcej, 

 

background image

nieprzystający  do  normalnego  życia.  Tak  było  z  tobą  i 

Thomasem.  Zapewnialiście  się  o  uczuciach,  wyznawaliście 
miłość,  ale  tak  naprawdę  nic  o  sobie  nie  wiedzieliście,  nie 
zasmakowaliście prozy dnia codziennego. 

- Nie było jak, bo przecież Thomas mieszka w Stanach. 
- Co nie znaczy, że nie mógł tego zmienić. Nikt mu nie bronił 

wyjechać  ze  Stanów  i  zamieszkać  w  Niemczech.  A  on  co? 
Nawet  nie  dał  ci  do  zrozumienia,  że chce  to zrobić...  Wiesz, 
Leno,  ta  sytuacja,  o  której  czytałam,  idealnie  do  was  pasuje. 
To,  co  was  łączyło,  to  młodzieńcza  miłość.  Przez  intrygę 
twojej matki nie widzieliście się dziesięć lat i każde z was na 
swój sposób pielęgnowało tę miłość w sercu. Kiedy potem się 
spotkaliście, żyliście dawnymi uczuciami. Zanurzyliście się w 
znanym wam uczuciu, ale to był niewypał. Obydwoje byliście 
już  dorosłymi  ludźmi,  każde  z  was  miało  własne  życie,  a 
Thomas  nawet  żonę.  Myślę,  że  nie  mieliście  szans.  To  nie 
mogło  się  udać.  Tę  miłość  zabiłaby  codzienność,  bo  każdy 
dzień kruszyłby wasze wyidealizowane uczucia. 

Wszystko, co mówiła Doris, miało sens. Rzeczywiście Leny i 

Thomasa nie łączyły problemy 

 

background image

dnia codziennego, nawet o nich nie rozmawiali. Jaki jest sens 

teraz  się  nad  tym  zastanawiać?  Przecież  między  nią  a 
Thomasem wszystko skończone. Nigdy nie zapomni tej chwili, 
gdy  daremnie  próbowała  się  z  nim  skontaktować  po  śmierci 
Martina...  A  potem  w  słuchawce  usłyszała  głos  Nancy,  jego 
żony. To było coś więcej niż policzek. Jej świat runął. Czuła się 
jak  ktoś,  kogo  wypędzono  z  raju.  Sposób,  w  jaki  się 
dowiedziała, że Thomas jest żonaty, był okropny, ale jeszcze 
gorsze było to, że jej nic nie powiedział. Zrozumiałaby go. W 
końcu nie widzieli się ponad dziesięć lat. Ale tak ją oszukać, 
tak podejść... Nie, z tym się nie pogodziła i nigdy nie pogodzi! 
Thomas  dzwonił  do  niej  tyle  razy,  ale  nie  mogła  z  nim 
rozmawiać, już nie, nie po tym, czego się dowiedziała. Zdaje 
się, że zrozumiał, iż nie chce z nim rozmawiać. Już nie próbuje 
się  z  nią  skontaktować.  I  tak  jest  dobrze.  W  jej  sercu  wciąż 
płonie miłość, ale ona mu nie ufa. A co ważniejsze, nie chce 
wciąż  na  niego  czekać,  nie  chce  być  druga  w  kolejce  mimo 
uczucia, jakim go darzy. 

-  Leno,  nie  myśl  już  o  nim  -  dotarł  do  niej  głos  bratowej.  - 

Skup się lepiej na Janie. To, co między wami się zaczęło, jest 
rzeczywiste i ma szansę. 

 

background image

- Może masz rację... 
-  Nie  tylko  „może".  Takie  są  fakty.  Koniec  i  kropka. 

Zrozumiałam,  że  tak  jest  również  w  stosunku  do  mnie  i 
Markusa.  To  cudowny  człowiek.  Darzę  go  uczuciem  i  to 
silnym.  To  dlatego  tak  się  zagalopowałam  i  wymyśliłam,  że 
będę umiała żyć w Fahrenbach u jego boku. To skończyłoby się 
klapą.  Po  kilku  tygodniach  miłosnego  uniesienia  byłabym 
śmiertelnie  nieszczęśliwa,  a  na  dodatek  unieszczęśliwiłabym 
Markusa.  Wiesz,  Leno,  Jórg  zjawił  się  we  właściwym 
momencie. Ustrzegł nas przed popełnieniem głupstwa. 

- Już nic nie rozumiem. Możesz mi to jakoś wyjaśnić. 
- Dzisiaj już wiem, że mój pomysł wyjazdu z byłym mężem 

do Nowej Zelandii nie miał nic wspólnego z Jórgiem. Myślę, 
że podjęłam tę decyzję zupełnie podświadomie, żeby stąd się 
wyrwać. Czułam, że na dłuższą metę nie wytrzymam na wsi i 
nie  będę  umiała  żyć  bez  miasta.  Kiedy  stąd  wyjechałam, 
uświadomiłam to sobie na dobre. 

-  Powiedz  szczerze,  twój  plan  rozstania  się  z  Markusem 

naprawdę  nie  ma  nic  wspólnego  z  Arne  Hansenem,  któremu 
towarzyszyłaś w podróży do Dubaju? 

 

background image

-  Nie,  kompletnie  nic.  Wierz  mi,  nic  mnie  z  nim  nie  łączy. 

Powiedziałabym ci, gdyby było inaczej. Leno, można mi wiele 
zarzucić, ale nie brak szczerości. 

- To prawda. Ale sama powiedziałaś, że Markus to najlepsze, 

co  ci  się  przydarzyło  w  życiu,  a  mimo  wszystko  chcesz  od 
niego odejść. Tak po prostu. 

-  Nie  tak  po  prostu.  Długo  się  nad  tym  zastanawiałam. 

Najwidoczniej jest tak, że w związku wszystko musi grać. Na 
samej miłości nie można polegać. Szczęśliwe życie we dwoje 
trzeba budować na czymś więcej. Wiele czynników wchodzi w 
rachubę,  a  jednym  z  tych  ważniejszych  jest  niewątpliwe 
miejsce,  gdzie  dwoje  ludzi  chce  spędzić  wspólne  życie  i 
obydwoje  będą  szczęśliwi.  Fahrenbach  jest  dla  mnie 
cudownym miejscem na urlop, ale nie mogłabym mieszkać tu 
na  stałe  i  być  szczęśliwa.  Wmawiałam  to  sobie  i  bardzo 
chciałam w to uwierzyć, ale to nie jest dobre rozwiązanie. - Do-
ris  podniosła  się.  -  Pojadę  teraz  do  niego  i  spróbuję  mu  to 
wyjaśnić. 

Postawa  i  myślenie  bratowej  zadziwiły  Lenę.  Zdaje  się,  że 

Doris ma bardziej praktyczne podejście do życia, a także lepiej 
niż ona rozumie, 

background image

na  czym  budować  wspólną  egzystencję.  Ale  mimo 

wszystko... 

- Jesteś pewna, że chcesz  się rozstać z  Markusem? Przecież 

coś do niego czujesz. 

- Leno, nie mam wyboru. Nie będę umiała żyć w Fahrenbach, 

a Markus jest cząstką tej ziemi, tu są jego korzenie. 

Jaką  ona  podjęłaby  decyzję,  gdyby  Thomas  postawiłby  ją 

przed  wyborem:  życie  z  nim  w  Ameryce  albo  bez  niego  w 
Fahrenbach? 

Czuła,  jak  robi  jej  się  na  przemian  zimno  i  gorąco.  Co  za 

szczęście,  że  nie  musiała  podejmować  takiej  decyzji.  Nie 
wiedziała,  co  by  postanowiła,  gdyby  znalazła  się  w  takiej 
sytuacji. 

-  Trzymaj  kciuki,  żeby  rozmowa  z  Markusem  nie  była 

nieprzyjemna - poprosiła Doris. - Na pewno nie będzie łatwa, 
to wiem. Biedny Markus. To będzie dla niego cios. 

Odstawiła filiżankę i spojrzała na Lenę. 
- Dla mnie to też nie jest bułka z masłem. Ale muszę przez to 

przejść.  Nie  mogę  oszukiwać  Markusa.  Muszę  mu  wyjaśnić, 
dlaczego  mimo  mojego  uczucia  do  niego  nie  ma  dla  nas 
wspólnej  przyszłości...  A  tak  zmieniając  temat,  to  mogę  u 
ciebie przenocować? 

 

background image

- Co za pytanie? Oczywiście... Przecież zawsze jesteś tu mile 

widziana.  Cieszę  się,  że  spędzimy  razem  wieczór.  Będę 
trzymała  kciuki,  żebyś  znalazła  właściwe  słowa  i  żebyście 
mimo wszystko zostali przyjaciółmi. 

Doris westchnęła. 
- Byłoby pięknie... Na razie! 
Doris wyszła. Lena siedziała jeszcze przez chwilę przy starym 

drewnianym  stole  kuchennym.  To  było  jej  ulubione  miejsce. 
Żałowała, że Doris i Markusowi nie wyszło. Ale po wysłucha-
niu argumentów bratowej zrozumiała, że ten związek nie ma 
przyszłości. Trzeba zakończyć tę znajomość. 

Wstała i zaczęła wstawiać brudne naczynia do zmywarki. 
Zawsze  zakładała,  że  Thomas  przeprowadzi  się  do  niej  do 

posiadłości. Skąd ta  pewność? Dlatego że Thomas spędził w 
Fahrenbach dzieciństwo i pierwsze młodzieńcze lata? 

Do  diabła!  Dlaczego  wciąż  o  nim  myśli?!  Thomas  to 

przeszłość.  Jeśli  już  chce  o  czymś  myśleć,  to  trzeba  się 
zastanowić, co dalej z nią i Janem. Jest kosmopolitą, wszędzie 
czuje  się  jak  w  domu.  Jan  i  posiadłość  Fahrenbach?  Czy 
możliwe jest takie 

background image

połączenie?  A  może  to  ona  wyjedzie  za  nim  w  jakieś  inne 

miejsce na Ziemi? 

Dziwnie jej się zrobiło na myśl o wyprowadzce z Fahrenbach. 

Szybko sobie wmówiła, że ten temat absolutnie nie ma teraz 
żadnego znaczenia. 

Wie, że Jan ją kocha. Poza pocałunkami do niczego więcej nie 

doszło.  To  za  mało,  żeby  się  zastanawiać  nad  wspólną 
przyszłością.  Poza  tym  nie  jest  jeszcze  gotowa  na  nowy 
związek. 

Lena upewniła się, że w kuchni wszystko jest w porządku, i 

poszła  naszykować  pokój  dla  Doris.  Naprawdę  się  cieszy  na 
wspólny wieczór z bratową. Bardzo ją lubi. Nie zmienił tego 
fakt, że Jórg i Doris nie są już małżeństwem. 

Jej stosunek do Holgera też się nie zmieni, gdy będą z Grit po 

rozwodzie. Lubi go i nie zamierza zrywać z nim kontaktu. 

Rozwód  Holgera  i  Grit  jest  w  toku.  Gdyby  miała  jakąś 

czarodziejską różdżkę i mogła temu zapobiec, zrobiłaby to bez 
wahania.  Przede  wszystkim  ze  względu  na  siostrę.  Związek 
Grit i tego Włocha, Robertino, jak go nazywa Grit, to zamek na 
piasku, a piasek nie jest dobrym fundamentem. Nie trzeba być 
jasnowidzem, żeby wiedzieć, jak to się skończy. Wystarczy, że 
na horyzoncie pojawi się 

 

background image

jakaś inna kobieta, bogatsza, może młodsza, w każdym razie 

taka, która da mu więcej, a Robertino zwinie żagle. 

Co się wtedy stanie z Grit? 
Będzie  potwornie  samotna.  Dla  Robertino  zrezygnowała 

nawet z własnych dzieci i pozwoliła, żeby się przeprowadziły 
do ojca do Vancouver. Zostanie sama jak palec. 

Drogo ją kosztuje ta niby wielka miłość. Co za głupota! Nic, 

tylko płakać. Każdy widzi, z kim Grit się związała i jak szybko 
przeminie ta pozorna miłość. Tylko Grit nie chce tego dostrzec. 
Dlatego nie można jej pomóc. 

background image

Lena  naszykowała  pokój  dla  Doris  i  zajęła  się  układaniem 

drewna w kominku w bibliotece. Spędzi z bratową przyjemny 
wieczór przy trzaskającym ogniu. Nagle zadzwonił telefon. 

Odebrała.  Była  zaskoczona,  gdy  rozpoznała  głos  w 

słuchawce.  Nie  spodziewała  się,  że  o  tej  porze  zadzwoni  do 
niej Marcel Clermond, zarządca zamku Dorleac. Kiedy miał z 
nią coś do omówienia, dzwonił rano i tylko do jej biura. 

Fakt,  że  Marcel  dzwoni  na  numer  domowy,  nie  wróżył  nic 

dobrego.  Lena  czuła  to,  zanim  jeszcze  zaczęła  z  nim 
rozmawiać. Nie myliła się. 

- Witaj, Marcel, co za niespodzianka! - zawołała wesoło. 
Marcel nie zareagował na jej radosny ton. 
- Leno, przepraszam, że dzwonię na twój prywatny numer, ale 

nie mogę już wytrzymać. 

- Co się dzieje? 
 

background image

- Chodzi o twojego brata. 
- Jórg się odezwał? Gdzie się teraz zatrzymał? 
- Nie chodzi o Jórga, tylko o Friedera. 
- O Friedera? 
Co Marcel ma wspólnego z Friederem? Właściwie nic poza 

tym, że wina z zamku wysyłane są do hurtowni Fahrenbach... 
Nagle Lena nabrała podejrzeń. 

- Tak, o Friedera. Nie mogę już dłużej brać odpowiedzialności 

za  jego  postępowanie.  Znowu  zamówił  dużą  dostawę  win, 
naszych najlepszych i najdroższych, a od miesięcy nie zapłacił 
ani  jednego  rachunku.  Na  upomnienia  nie  reaguje.  Twój  brat 
jest naszym najbardziej opornym płatnikiem, jest nam winny 
ponad sto tysięcy euro, a obecne zamówienie opiewa na około 
czterdzieści. Takich wierzytelności nie możemy tolerować. Nie 
stać nas na to. Sama wiesz, że winnice są w trudnym położeniu, 
to,  powiedzmy,  zasługa  Jórga  i  tych  jego  festiwali.  Pomału 
wychodzimy  na  prostą...  Nie  chcę  sam  decydować,  chociaż 
mam od Jórga wszelkie pełnomocnictwa, ale tobie też je dał. 
Jednym słowem, decyduj, czy mam wysłać towar do hurtowni 
Fahrenbach, czy nie. Jeśli chcesz usłyszeć moje zdanie, to nie, 
nie i jeszcze raz nie. 

background image

Nasze wspaniałe wina możemy sprzedawać tylko tym, którzy 

płacą. 

Lena  wzięła  głęboki  oddech.  Co  ten  Frieder  znowu 

wyprawia? Co robi z szanowaną, stabilną finansowo i dobrze 
prosperującą firmą ich ojca? Zewsząd tylko złe wieści. Zraża 
do  siebie  dostawców,  rezygnuje  z  nich  albo  oni  od  niego 
uciekają. Odbiorcy są też niezadowoleni i skreślają go z listy 
dostawców.  Nie  płaci  rachunków  albo  płaci  z  opóźnieniem. 
Nie może tak być. Takie wieści rozchodzą się w branży lotem 
błyskawicy. 

Zamek  Dorleac  nie  jest  sklepem  samoobsługowym.  Czy 

Frieder nie rozumie, że działa na szkodę własnego brata? Co za 
podłość nie płacić za towar, a zamawiać najlepsze wina! 

- Dziękuję, że do mnie zadzwoniłeś. To jasne, że dostawa nie 

wyjdzie do Friedera. Albo Frieder ureguluje wszystkie zaległe 
rachunki,  albo...  dostanie  towar  za  pobraniem  lub  zapłaci  z 
góry. Skoro potrzebny jest mu towar dla klientów, to szybko 
dostanie od nich pieniądze i część z nich może przeznaczyć na 
uregulowanie zaległych rachunków. 

-  Jestem  tego  samego  zdania.  Za  nic  innego  nie  wziąłbym 

odpowiedzialności... Poinformuję 

 

background image

Friedera. Mogę wspomnieć, że to nasza wspólna decyzja? Jest 

szansa, że potraktuje sprawę poważnie. Frieder Fahrenbach nie 
będzie się liczył z kimś takim jak ja. 

-  Oczywiście,  możesz  zaznaczyć,  że  to  nasza  wspólna 

decyzja. W końcu tak właśnie jest. Dopóki nie ma Jórga, nie 
zrobimy niczego, co zaszkodzi winnicom. 

- Masz rację. Miałaś może jakieś wieści od Jórga? 
- Nie, wiem tyle, co ty. Pewnie włóczy się jeszcze po Nowej 

Zelandii,  ale  równie  dobrze  może  już  być  gdzie  indziej.  Nie 
mam zielonego pojęcia^ gdzie w tej chwili jest. 

Marcel nie odpowiedział. 
Czyżby połączenie zostało przerwane? 
- Halo, Marcel, jesteś tam? 
- Tak, tak... Tylko mnie zatkało. Ale nie tylko to, że się nie 

odzywa.  Kiedy  pomyślę,  z  jaką  niefrasobliwością  twój  brat 
idzie przez życie... Przecież nie jest właścicielem jakieś budy z 
frytkami, chociaż  nawet  za taki interes trzeba  umieć  być  od-
powiedzialnym.  Posiadłość  Dorleac  to  olbrzymie  winnice, 
zamek, wartościowe budynki, olbrzymi teren... Jórg zachowuje 
się tak, jakby go to nie 

background image

dotyczyło.  Najpierw  doprowadza  posiadłość  na  skraj 

bankructwa, potem pakuje plecak i wyrusza w świat, bo nagle 
zapragnął podróżować. Kiedy on wreszcie zrozumie, że wasz 
ojciec zostawił mu prawdziwy klejnot? 

Lena nic nie odpowiedziała. Marcel wściekłby się, gdyby mu 

powiedziała, że Jórg nosi się z zamiarem sprzedania zamku i 
winnic. 

- Mam nadzieję, że kiedyś się opamięta. 
- Ja też - odpowiedział Marcel. - Mam też dobrą wiadomość. 

Nasze  wejście  na  rynek  z  nowymi  winami  to  był  strzał  w 
dziesiątkę.  Wino  świetnie  się  sprzedaje.  Myślę,  że  pomału 
zaczniemy  wychodzić  z  długów...  Leno,  nie  masz  ochoty  na 
krótką wizytę w zamku? Marie ucieszyłaby się, gdyby mogła 
cię rozpieszczać swoją kuchnią. Wiesz, jak bardzo cię lubi, a 
teraz  nie  ma  nikogo, dla kogo mogłaby gotować, oczywiście 
poza nami. Szanuję Jórga i doceniam to, że nie zwolnił nikogo 
z personelu. Chłopak ma jednak dobre serce... 

- Tak, Jórg nie jest złym człowiekiem. Jednak myślę, że fakt, 

iż  nikogo  nie  zwolnił,  nie  ma  nic  wspólnego  z  jego  dobrym 
sercem. Wynika raczej z  jego  niechlujności  i obojętności. W 
tym przypadku nawet nie mam mu tego za złe. Dobrze, 

 

background image

że  personel  został.  Zastanawiałam  się,  na  czym  można  by 

zaoszczędzić lub dodatkowo zarobić. Mam pewien pomysł. Do 
winnicy 

przychodzą 

też 

zwykli 

kupujący. 

Obok 

pomieszczenia,  gdzie  sprzedajecie  wino,  jest  duży  pawilon. 
Można by go wykorzystać i zorganizować tam sprzedaż innych 
artykułów  poza  winem,  na  przykład  wspaniałych  wypieków 
Marie.  Poza  tym  moglibyście  sprzedawać  powidła  domowej 
roboty,  wyroby  mięsne,  ryby,  warzywa,  pasztet...  Marie 
miałaby  zajęcie,  czułaby  się  potrzebna,  miałaby  radość  ze 
sprzedaży, no i pieniądze wpływałyby do kasy... Może nie jest 
to najlepsza pora roku, ale... 

Marcel jej przerwał. Był zachwycony pomysłem Leny. 
- Że też sam na to nie wpadłem... Możemy rozszerzyć ofertę i 

wprowadzić  te  delikatesy  do  katalogów...  Leno,  koniecznie 
musisz  przyjechać.  Trzeba  to  omówić  z  Marie.  Świetny 
pomysł. Jestem przekonany, że to będzie wielki sukces. Robisz 
coś takiego u siebie w posiadłości? 

- Nie, chociaż myślałam o tym, ale teraz nie mam na to czasu. 

To byłoby łapanie kilku srok za ogon. Poza tym nasi klienci nie 
przychodzą do posiadłości. Moją egzystencję chcę zbudować 

background image

na  handlu  alkoholem  i  wynajmie  apartamentów.  A  to  już 

wymaga  ode  mnie  czasu,  siły  i  poświęcenia...  U  was  jest 
inaczej. Dorleac to znane winnice. Dlatego można  poszerzyć 
aktualną działalność o sprzedaż własnych wyrobów. 

-  Masz  rację.  Tu  dużo  lepsze  niż  niesamowicie  kosztowne 

festiwale - powiedział Marcel. 

Chyba nigdy nie wybaczy Jórgowi, że swoim nierozważnym 

postępowaniem  doprowadził  dobrze  prosperującą  winnicę  na 
skraj bankructwa. 

- Marcel, było, minęło. Nie ma sensu do tego wracać. Mam 

nadzieję,  że  Jórg  zmądrzeje  w  czasie  swojej  włóczęgi  po 
świecie i uświadomi sobie, że dziedzicząc posiadłość Dorleac, 
wszedł w posiadanie prawdziwego skarbu i okaże się godnym 
tego spadku. 

- Oby tak się stało, Leno. Brat nie jest człowiekiem twojego 

formatu. Już ci kiedyś powiedziałem, że wasz ojciec powinien 
tobie przekazać zamek i winnice... Interes by kwitł. 

Lena się roześmiała. 
Marcel chyba nigdy nie da za wygraną i będzie to powtarzał 

do znudzenia. 

-  Mój  drogi,  tyle  razy  ci  mówiłam,  że  jestem  absolutnie 

zadowolona z mojej części spadku. 

 

background image

Posiadłość Fahrenbach jest moim rajem i  nie zamieniłabym 

jej  nawet  na  Pałac  Buckingham  ani  na  wszystkie  zamki  na 
Loarą. 

-  Szkoda...  Ale  jeśli  możesz  i  znajdziesz  czas,  pomyśl  o 

dodatkowym  zajęciu  dla  nas.  Koniecznie  musisz  do  nas 
przyjechać i wypróbować nowe wino. Zawsze jesteś u nas mile 
widziana. Porządny z ciebie człowiek. Wdałaś się w ojca. Był 
wspaniałą osobą, pracowitą, zacną... 

Jeśli  teraz  pozwoli,  żeby  Marcel  śpiewał  hymny  pochwalne 

na cześć jej ojca, rozmowa nigdy się nie skończy. Słyszała to 
już wiele razy. Nie ma ochoty słuchać po raz setny. 

-  Tak,  tata  był  rzeczywiście  cudownym  człowiekiem... 

Marcel,  przepraszam,  muszę  jeszcze  coś  załatwić.  Zaraz 
przyjedzie Doris. 

Niepotrzebnie o niej wspomniała. 
- Doris? Co u niej słychać? Nadal tyle pije? 
-  W  ogóle  nie  pije...  Wszystko  u  niej  w  porządku.  Kiedy 

indziej  o  tym  porozmawiamy...  Najważniejsze,  żebyś  wysłał 
Friederowi  wezwanie  do  zapłaty.  Albo  ureguluje  wszystkie 
zaległe  rachunki,  albo  nową  dostawę  towaru  dostanie  za 
pobraniem.  Informuj  mnie  na  bieżąco  i  pozdrów  wszystkich 
ode mnie, a szczególnie Marie. Powiedz 

background image

jej o naszym pomyśle. Jestem ciekawa, co o nim sądzi. 
-  Będzie  zachwycona.  Wiem  to  na  pewno.  Nie  chcę  cię  już 

dłużej zatrzymywać. Pozdrów Doris. Miła z niej kobieta, ale 
Francja nie jest chyba jej miejscem na Ziemi. 

- To prawda. Pożegnali się. 
Fajnie  było  porozmawiać  z  Marcelem.  Jest  lojalnym  i 

wiernym  pracownikiem,  zaangażowanym  tak,  jakby  winnice 
były jego  własną  firmą.  Wiadomość,  jaką  jej  przekazał,  była 
wstrząsająca. Frieder nie płaci nawet bratu. Nie pomyślał, że w 
ten sposób mu szkodzi. 

Lena  nie  łudziła  się,  że  Frieder  odezwie  się  do  niej,  kiedy 

tylko  się  dowie,  że  jest  współautorką  pomysłu  wstrzymania 
dostaw  do  czasu  uregulowania  zaległych  rachunków.  Ale  to 
była jedyna słuszna decyzja. Nie może postąpić inaczej. 

Dopóki Jórg jest w podróży, a ona odpowiada za winnice, nie 

podejmie  żadnego  kroku,  który  mógłby  im  zaszkodzić.  Jeśli 
Jórg  po  powrocie  nadal  będzie  chciał  wysyłać  Friederowi 
towar  bez  zapłaty,  to  już  zupełnie  inna  sprawa.  Wtedy  na 
pewno nie będzie się wtrącać. 

 

background image

Postępowanie  Friedera  jest  kompletnie  niezrozumiałe. 

Wszystko,  czego  się  tknie,  robi  źle.  Traci  kontrolę  nad 
hurtownią.  Z  pewnością  zaszkodziła  mu  też  zmiana  jej 
wizerunku.  Ale  gdyby  uczciwie  i  solidnie  postępował  z 
dostawcami,  przymknęliby  oko  na  zmianę  wizerunku. 
Najpierw  pozbył  się  produktów  Brodersena.  Rzekomo  nie 
pasowały  do  nowego  profilu  firmy.  Co  za  głupota!  Nie  re-
zygnuje  się  z  czegoś,  co  przynosi  pieniądze.  Potem  ten 
niewypał  z  Dalimonem,  gorzką  wódką,  sezonowym  hitem. 
Ostrzegała  go,  ale  zlekceważył  jej  słowa.  I  jak  to  się 
skończyło?  Zainwestował  mnóstwo  pieniędzy,  a  wódka 
zniknęła  z  rynku  jeszcze  przed  końcem  sezonu,  bo  firma 
zbankrutowała.  Mona,  żona  Friedera,  nie  zna  umiaru  w 
wydawaniu  pieniędzy.  Kupuje  modne  ciuchy,  funduje  sobie 
kosztowne operacje plastyczne. Nic jej to nie pomogło. Frieder 
zabawia się kochanką, która wygląda tak, jak młodszy model 
Mony. Mimo że młoda, też już przeszła operacje plastyczne. A 
to porsche 911, które brat kupił zaraz na samym początku, jak 
tylko przejął hurtownię... Wypasiony, drogi samochód. Czy to 
było potrzebne? Jest wiele rzeczy, które jej się nie podobają. 
Złości ją postępowanie Friedera. Nie ma sensu o tym myśleć. 

background image

Gdyby  zaczęła  wyliczać  wszystkie  przykrości,  jakie  ją 

spotkały z jego strony, po pierwsze, zmarnowałaby dużo czasu, 
a po drugie, popadłaby w depresję. Zachowanie Friedera było 
wprost niewyobrażalne. Jak brat może tak traktować siostrę? 

Spadek wbił się klinem między nich. Ale to nie tylko to. Jej 

rodzeństwo zmieniło się i to bardzo. Pieniądze nie posłużyły 
ani  Friederowi,  ani  Grit,  a  i  Jórgowi  nie  wyszły  na  dobre, 
chociaż trzeba przyznać, że on najmniej się zmienił. Nie potrafi 
zarządzać  pieniędzmi,  trwoni  je  bezsensownie,  jakby  nie 
wiedział, że nie rosną na drzewach, tylko trzeba na nie ciężko 
zapracować. 

Ciekawe, gdzie teraz jest? Mógłby się odezwać i powiedzieć, 

co  u  niego.  Czy  nie  oczekuje  zbyt  wiele?  Jórg  nie  dzwonił, 
nawet wtedy, gdy był we Francji, no chyba że się paliło, a Lena 
miała robić za straż pożarną i gasić pożar. Przynajmniej nie jest 
złośliwy i bezczelny, tylko trochę powierzchowny i beztroski. 
Może ta podróż dobrze mu zrobi i wreszcie wydorośleje? Oby 
tak było! 

Lena  poszła  do  biblioteki.  Rozpaliła  w  kominku,  potem 

wcisnęła się w ulubiony fotel. 

 

background image

Przyglądała się, jak płomienie wgryzają się w suche polana. 
Myślała o Janie. Po ich spotkaniu tylko raz rozmawiali przez 

telefon. Był miły, podziękował jej za wspólne spędzony czas i 
marzył o kolejnym spotkaniu. 

Jest  naprawdę  sympatyczny,  zawsze  nienagannie  się 

zachowuje,  nic  na  siłę,  u  niego  nie  ma  pośpiechu  i 
gwałtownych  reakcji.  Do  tej  pory  odpowiadało  jej  to 
zachowanie, ale nagle przestało jej to wystarczać. Dlaczego? 
Chce czegoś więcej? 

Sama  nie  wiedziała,  co  o  tym  sądzić.  Sięgnęła  po  otwartą 

książkę leżącą na małym stoliku. To była ciekawa, fascynująca 
powieść, ale czytała ją i nic nie rozumiała. Myślami była gdzie 
indziej.  Zaznaczyła  zakładką,  gdzie  skończyła  czytać,  za-
mknęła  książkę  i  ją  odłożyła.  Tak  właśnie  należy  odkładać 
książki,  a  nie  kłaść  otwarte,  gdzie  podpadnie.  To  wcale  nie 
pasuje do jej charakteru. 

Kiedy wróci Doris? 
Jak się potoczy jej rozmowa z Markusem i jaka będzie jego 

reakcja? Dla Markusa sprawa jest prosta. Uważał, że on i Doris 
są dla siebie stworzeni, więc  na  pewno będą  razem. Decyzja 
Doris będzie dla niego wielkim szokiem. Lenie zrobiło się go 

background image

szkoda. Rozstania zawsze są czymś okropnym. Doświadczyła 

tego na własnej skórze. 

Kiedy  odkryła,  że  Thomas  ukrywa  przed  nią  fakt,  że  jest 

żonaty, serce o mało jej nie pękło z bólu i rozpaczy. Z biegiem 
czasu ból będzie coraz mniejszy. Nie na darmo mówi się, że 
czas  leczy  rany.  Ale  w  głębi  duszy  człowiek  zawsze  będzie 
opłakiwać utraconą miłość. 

Wstała,  żeby  przynieść  coś  do  picia.  Nie  chciała  myśleć  o 

Thomasie. Jeśli już ma myśleć o jakimś mężczyźnie, to niech 
to będzie Jan. W jego obecności czuje się dobrze i bezpiecznie. 
On ją kocha i niczego przed nią nie ukrywa, a już na pewno 
tego, że jest żonaty. W jego życiu nie było i nie ma żony. 

background image

Żeby odwrócić myśli od Thomasa i skrócić czas oczekiwania 

na  Doris,  włączyła  telewizor.  Najpierw  długo  przerzucała 
kanały, w końcu zatrzymała się na jakimś programie na temat 
ochrony  zwierząt  w  jednym  z  parków  narodowych  w 
Indonezji.  Chodziło  o  orangutany  z  Sumatry,  które  przez 
dłuższy czas były przetrzymywane w klatkach i właśnie miały 
być wypuszczone na wolność. Ciekawie mówiono o tym, jak 
umożliwić  tym  zwierzętom  powrót  na  łono  natury.  Lena 
dowiedziała  się  wielu  ciekawostek  z  życia  orangutanów  i 
poznała etymologię nazwy tych zwierząt. Do tej pory nie miała 
pojęcia,  że  wyraz  „orangutan"  pochodzi  z  malajskiego  i 
oznacza leśnego człowieka. Trafne określenie. 

Była tak zainteresowana programem, że nie usłyszała, kiedy 

weszła  Doris.  Nie  spodziewała  się,  że  będzie  tak  szybko  z 
powrotem. 

background image

- Już wróciłaś? - zapytała i wyłączyła telewizor. 
- Jak poszło? 
-  Fatalnie!  -  powiedziała  Doris  i  wybuchła  płaczem.  -  Było 

okropnie. 

Lena  chciała  wstać  i  przytulić  Doris,  ale  powstrzymała  się. 

Siedziała w fotelu i spokojnie czekała. 

Po jakimś czasie Doris uspokoiła się. 
-  Nie  było  z  nim  żadnej  rozmowy.  Nakrzyczał  na  mnie  i 

zarzucił  mi,  że  się  nim  bawiłam,  że  był  dla  mnie tylko  tanią 
rozrywką dla zabicia czasu. 

- Spojrzała na nią oczami pełnymi smutku. 
- Leno, Markus nie zrozumiał, że moja decyzja o rozstaniu nie 

ma nic wspólnego z moimi uczuciami do niego, tylko z faktem, 
że  nie  ma  dla  nas  wspólnej  przyszłości,  bo  ja  nie  chcę  i  nie 
potrafię  żyć  w  Fahrenbach.  Nie  dał  sobie  nic  wyjaśnić.  Nie 
chciał  mnie  słuchać,  tylko  wstał  i  poprosił  mnie,  żebym 
wyszła.  Był  taki...  taki  nieprzejednany,  taki  zawzięty.  Nie 
znałam go od tej strony. 

-  Doris,  Markus  poczuł  się  urażony.  Musi  się  otrząsnąć. 

Zrozumie,  że  postąpiłaś  uczciwie  i  szlachetnie,  mówiąc  mu 
prawdę, że nie zwodzisz go i nie robisz złudnych nadziei. Ale 
potrzebuje na to trochę czasu. 

 

background image

- Też tak myślę... Ale teraz nie chciał mnie w ogóle słuchać. 

Wybuchł gniewem, był taki zimny i nieubłagany. 

-  Doris,  nie  zapominaj,  że  ty  poszłaś  na  tę  rozmowę 

przygotowana. Wiedziałaś, w jakim celu do niego idziesz, że 
chcesz się z nim rozstać. On się niczego nie spodziewał. Twoja 
decyzja  kompletne  go  zaskoczyła.  Pewnie  dlatego  tak 
zareagował. Znam Markusa, przejdzie mu. 

- Byłoby lepiej, gdybym do niego napisała.. Skrzywdziłam go 

i jest mi z tym źle. Ale nie mogę go przecież oszukiwać, nie 
mogę go zwodzić, skoro wiem, że nie chcę mieszkać na wsi. 

- Doris, nie rób sobie wyrzutów. Zachowałaś się właściwie i 

Markus  to  zrozumie.  Ale  daj  mu  trochę  czasu.  Zaczekaj,  aż 
gniew minie, a rozczarowanie zniknie. Nie martw się i nie myśl 
już  o  tym.  Napijesz  się  czegoś?  Wina?  A  może  coś 
mocniejszego? 

Doris pokręciła głową. 
- Nie, dziękuję. Wiesz, Leno, najchętniej pojechałabym już do 

siebie.  Pójdę  jutro  do  pracy.  Nie  będę  brała  wolnego.  Pan 
Brodersen był tak dobry i dał mi wolne, żebym mogła polecieć 
z Arne do Dubaju. Nie chcę nadużywać jego uprzejmości. 

background image

- Chcesz teraz wsiąść w samochód  i  jechać trzy godziny do 

domu?  Teraz,  po  nieprzyjemnej  rozmowie  z  Markusem?  Nie 
wiem, czy to dobry pomysł. Jesteś zbyt roztrzęsiona. 

- Jazda samochodem mnie uspokaja. Wiesz, ile razy jeździłam 

nocą  z  zamku  do  Bordeaux?  Kiedy  nie  mogłam  spać, 
wsiadałam w samochód i jechałam przed siebie. Tylko w ten 
sposób mogłam się wyciszyć. 

Kiedy zobaczyła przerażenie w oczach Leny, roześmiała się. 
- Wiem, co pomyślałaś... Leno, nie jeździłam pod wpływem 

alkoholu.  We  Francji  piłam  alkohol  jak  oranżadę,  to  prawda, 
ale  nie  od  samego  początku,  potem  też  nie  piłam  przez  cały 
czas...  Nigdy  nie  usiadłam  za  kierownicą  pijana,  nigdy  nie 
byłam  aż  tak  nietrzeźwa,  żeby  stracić  kontrolę  nad  sobą. 
Pojadę,  tak  będzie  lepiej.  Jeśli  zostanę,  będę  się  czuła  jak 
tygrys  w  klatce,  zamknięta  w  moich  myślach.  Jadąc 
samochodem,  będę  musiała  się  skoncentrować  na  ruchu  na 
drodze i nie będę myślała o Markusie i o tym, jak strasznie go 
zraniłam. 

- Szkoda, cieszyłam się na wspólny wieczór. Przygotowałam 

też pokój. 

 

background image

- Leno, innym razem. Napiję się jeszcze wody i jadę. Wierz 

mi, tak będzie lepiej. Dzisiaj nie miałabyś ze mnie pożytku. 

-  Rób,  co  uważasz  za  stosowne.  Ale  proszę,  nie  miej 

wyrzutów  sumienia  w  stosunku  do  Markusa.  Już  mówiłam, 
postąpiłaś  słusznie.  Markus  to  zrozumie.  Nie  od  razu,  ale 
kiedyś  zrozumie.  Zobaczysz,  jeszcze  będziecie  przyjaciółmi. 
Od przyjaźni zaczęliście... 

- Obyś miała rację, Leno. Dziękuję. - Z a  co? 
-  Za  wyrozumiałość...  Niejedno  już  ze  mną  przeszłaś.  Mam 

nadzieję, że będę miała okazję jakoś ci się odwdzięczyć. 

Lena podniosła się z fotela i objęła Doris. 
-  Jesteś  moją  przyjaciółką  i  częścią  mojej  rodziny.  Nic  tego 

nie  zmieni.  Nie  musisz  mi  się  za  nic  odwdzięczać.  Przyjaźń 
polega  na  bezinteresowności.  To  nie  jest  transakcja  wiązana. 
Pomogłam ci, więc teraz ty pomóż mi. 

Doris przytuliła się do wyższej o głowę Leny. 
- Mimo wszystko jeszcze raz dziękuję. Również za te ostatnie 

słowa. Sama wiesz, jak to jest. Przyjaciele i rodzina nie zawsze 
pochwalają  twoje  zachowanie.  Ale  ty,  Leno,  jesteś 
wyjątkowym 

 

background image

człowiekiem.  Mam  nadzieję,  że  dobry  Bóg  to  widzi  i 

pewnego dnia wynagrodzi cię za to miłością i szczęściem. 

- Nie musi, już to zrobił. Skoro Bóg pozwolił, żeby wydarzyła 

się ta historia z Thomasem, to miał w tym jakiś cel. Bóg zsyła 
na nas tylko tyle, ile możemy wytrzymać, z czym damy sobie 
radę. Jestem o tym święcie przekonana. 

„Tak? A niby czemu ma służyć jej rozstanie z Thomasem, jej 

wielką miłością", odezwał się w jej głowie jakiś wewnętrzny 
głos. 

Nie  znała  odpowiedzi  na  to  pytanie  i  od  razu  uciszyła 

przekorny głos. 

- Chodź, odprowadzę cię do samochodu - powiedziała, kiedy 

zauważyła, że bratowa zbiera się już do wyjścia. 

background image

Doris odjechała, a Lena została sama. Co robić?  Zadzwonić 

do Markusa i zapytać, czy ma ochotę na spotkanie? Od razu 
porzuciła tę myśl. Nie powinna się teraz wtrącać. Markus sam 
musi się uporać z faktem, że odeszła do niego kobieta, z którą 
chciał spędzić życie, dla której rozpoczął przebudowę domu... 

Nie  będzie  mu  się  narzucać.  Jeśli  zechce  porozmawiać, 

przyjdzie do niej łub zadzwoni. Od czego ma się przyjaciół? 

Jej  dziwne  samopoczucie  nie  było  spowodowane  jedynie 

rozstaniem Doris i Markusa. Nie, to nie tylko to. 

Na  nowo  odżyły  w  niej  uczucia,  które  starannie  tłumiła. 

Znowu  poczuła  ból  rozstania  z  Thomasem.  Nie  chciała 
powrotu do stanu sprzed kilku tygodni. 

Stop! Nie! 

background image

Nie ma i już nie będzie w jej życiu Thomasa Sibeliusa. To się 

skończyło raz na zawsze. 

Związek bez zaufania nie opiera się na żadnym fundamencie. 
Podświadomie sięgnęła po telefon i wybrała numer Jana. 
Ucieszyła  się,  kiedy  usłyszała  w  słuchawce  jego  głos,  ale 

szybko się zorientowała, że to tylko nagranie na automatycznej 
sekretarce. 

-  Jan  van  Dahlen.  Dzień  dobry.  Niestety,  to  tylko 

automatyczna  sekretarka.  Proszę  się  nie  rozłączać,  tylko 
zostawić wiadomość. Oddzwonię. Dziękuję. 

Lena  miała  ochotę  odłożyć  słuchawkę,  ale  powstrzymała  ją 

przed tym miła zapowiedź. 

-  Cześć,  Jan,  mówi  Lena.  Szkoda...  Szkoda,  że...  że  cię  nie 

zastałam...  Chętnie...  chętnie  bym  z  tobą...  porozmawiała, 
usłyszała  twój  głos.  Ale...  cóż...  Nie  tym  razem.  Zatem... 
Cześć. 

Rozłączyła  się.  Bała  się,  że  zrobi  z  siebie  jeszcze  większą 

idiotkę. Kiedy Jan odsłucha jej wiadomość, pomyśli, że brak 
jej  piątej  klepki  albo  że  się  upiła.  Nie  była  w  stanie 
wypowiedzieć  jednego normalnego  zdania. Ciągle się jąkała, 
co w zasadzie nigdy się jej nie zdarza. 

 

background image

No dobrze, z Janem też nie pogada. Na rozmowę z Dunkelami 

nie ma ochoty ani na wspólny wieczór przy kartach lub jakiejś 
innej grze, co zwykle bardzo lubiła. 

Poszła  do  kuchni  i zaparzyła  sobie rumianek. Wzięła  go  na 

górę do łazienki. Napuściła wodę do wanny. Kąpiel to jest to! 
Odpręży  się,  zrelaksuje...  Wlała  do  wanny  olejek  do  kąpieli; 
Łazienkę wypełnił ładny zapach. 

Kiedy już weszła do wanny, przypomniała sobie, że zostawiła 

na dole telefon. Wyjść z wanny i przynieść go? Ale właściwie 
po co? Przecież nie zadzwoni do niej Robert Redford, a jeśli 
nawet,'to  może  zadzwonić  drugi  raz,  jeśli  koniecznie  będzie 
chciał z nią porozmawiać. 

Oparła głowę o brzeg wanny i zamknęła oczy. 
To śmieszne, ale kiedy kobiety myślą o kimś nieosiągalnym, 

to  od  razu  przed  oczami  pojawia  się  im  Robert  Redford, 
chociaż aktor najlepsze lata ma już za sobą. 

Ale  ten  taniec  w  buszu,  ten  walc  z  Meryl  Streep  w  filmie 

„Pożegnanie  z  Afryką",  ach...  Ta  scena  jest  taka  piękna,  że 
zapamiętuje ją chyba każda kobieta, nieważne, czy stara, czy 
młoda. 

background image

Upiorne  światło  afrykańskiej  nocy,  muzyka  i  taniec...  Lena 

westchnęła.  Dlaczego  nic  takiego  się  nie  zdarza  w 
prawdziwym życiu? 

Może dlatego, że nikt nie zniesie takiej dawki romantycznych 

uniesień.  Poza  tym  życie  to  nie  taniec.  Zresztą  film  źle  się 
skończył. Główny bohater rozbił się swoim samolotem, a jego 
ukochana na zawsze wyjechała z afrykańskiego raju i już nigdy 
tam nie wróciła. 

Lena roześmiała się i otworzyła oczy. Tyle razy widziała ten 

film, że z powodzeniem sama mogłaby w nim zagrać. Nikomu 
tego nie powie, to jej słodka tajemnica, podobnie jak olbrzymi 
plakat, który przywieźli jej znajomi z Ameryki. 

Co za głupota myśleć teraz o „Pożegnaniu z Afryką". 
Dlaczego  w  ogóle  zaczęła  o  nim  myśleć?  Bo  ogarnęła  ją 

tęsknota i czuła się samotna? 

Nieważne. Kąpiel wcale jej nie zrelaksowała, dlatego wyszła 

z wanny i energicznym ruchem wyciągnęła zatyczkę. Woda z 
bulgotem znikała w odpływie. 

Lena  wytarła  się  i  wskoczyła  w  wygodne  ciuchy.  A  jednak 

skończy się na wieczorze u Dunkelów... Może zagrają w karty 
lub coś innego. To 

 

background image

na pewno odwróci jej uwagę od dziwnych myśli, a jak będzie 

miała szczęście, to wróci do domu jako zwyciężczyni. Zeszła 
na dół. 

W telefonie migało światełko. Ktoś zostawił jej wiadomość. 
Jak się okazało, niejedną. Pierwsza wiadomość była od Doris. 

Chciała  jedynie  powiedzieć,  że  wszystko  jest  w  porządku  i 
Lena nie musi się o nią martwić. 

Druga  była  od  Jana.  Lena  wściekła  się,  że  przegapiła  jego 

telefon. 

- Witaj, moja piękna. Teraz ciebie nie ma w domu. Szkoda, bo 

tak bardzo chciałbym usłyszeć twój głos. Dziękuję za telefon. 
Odezwę się jutro. Za  chwilę idę na  kilkugodzinne  spotkanie. 
Leno, muszę ci coś powiedzieć. Cieszę się, że jesteś. Do jutra! 
Kolorowych snów... Może o mnie... O nas? Ciao, Bella. 

Szkoda, że nie było jej na dole. Miała taką ochotę na rozmowę 

z nim. Tak ładnie powiedział: „Cieszę się, że jesteś"... 

Tak,  ona  też  się  cieszy,  że  Jan  pojawił  się  w  jej  życiu.  To 

naprawdę  niesamowicie  miły  mężczyzna.  Serce  zaczęło  jej 
mocniej bić. Kto wie...   

background image

Była jeszcze jedna wiadomość. 
Kiedy usłyszała głos rozmówcy, nogi się pod nią ugięły i aż 

przysiadła. 

Dzwonił  jej  bratanek  Linus,  syn  Friedera.  Żył  w  ukryciu, 

uciekł  od  rygorystycznych  metod  wychowawczych,  jakie 
zaserwowali mu rodzice. Frieder i Mona nie zauważyli, że coś 
niedobrego  dzieje  się  z  ich  synem.  Woleli  umieścić  go  w 
internacie,  gdzie  panowały  dyscyplina  i  wojskowy  dryl. 
Uważali, że tak będzie dla niego lepiej. Byli na tyle ślepi, żeby 
nie  widzieć,  iż  ich  syn  potrzebuje  czegoś  zupełnie  innego. 
Zignorowali jego próbę samobójczą, kolejne wołanie o pomoc. 

Linus uciekł z internatu i mieszka gdzieś z grupą przyjaciół. 

Kiedy będzie pełnoletni, przestanie się ukrywać. Ale to jeszcze 
trochę  potrwa.  Z  całej  rodziny  Linus  kontaktuje  się  tylko  z 
Leną, ale bardzo rzadko. Boi  się, że rodzice wpadną na jego 
trop.  Żeby  nie  stawiać  ciotki  w  kłopotliwej  sytuacji,  nie 
powiedział jej, gdzie się zatrzymał. 

Lena była na siebie wściekła. Leżała w wannie i przegapiła 

tyle ważnych telefonów. 

-  Ciociu,  co  za  pech,  że  nie  ma  cię  w  domu.  Chciałem  ci 

powiedzieć, że wreszcie zajarzyłem, że nauka jest ważna. Mam 
teraz świetne wyniki. 

background image

Byłabyś  ze  mnie  dumna.  Wiesz,  zmienił  się  mój  gust 

muzyczny.  Stellband  nie  robi  już  na  mnie  takiego  wrażenia. 
Podobają mi się piosenki Amy Winehouse, chociaż ona sama 
jest trochę stuknięta... Ciociu, muszę już kończyć. Nie martw 
się o mnie. Bardzo cię lubię. Jak już będę pełnoletni i ci ludzie, 
no  wiesz,  o  kim  mówię,  nie  będą  już  o  mnie  i  za  mnie 
decydować, przyjadę do ciebie. 

Lena  nie  skasowała  tej  wiadomości.  Będzie  jej  słuchać, 

ilekroć będzie miała ochotę usłyszeć głos bratanka. 

Teraz była naprawdę nieszczęśliwa. Nie dość, że przegapiła 

telefon  Jana,  to  jeszcze  przeszła  jej  koło  nosa  okazja 
porozmawiania z Linusem. 

Jeszcze raz odsłuchała wiadomość. 
- Ci ludzie, no wiesz, o kim mówię, nie będą już o mnie i za 

mnie decydować. 

Linus miał na myśli Friedera i Monę. 
Stosunki  między  Linusem  a  jego  rodzicami  nie  były 

najlepsze.  Prawdę  mówiąc,  były  fatalne.  Nie  da  się  już  ich 
naprawić. Za dużo się wydarzyło. 

Lena głęboko westchnęła. 
W  innych  okolicznościach  złapałaby  za  telefon,  zadzwoniła 

do brata i pełna euforii oznajmiła, że u Linusa wszystko jest w 
porządku, że się uczy, 

background image

ma  dobre  oceny,  że  się  ustatkował  i  nie  wylądował  w 

rynsztoku,  jak  wróżył  mu  ojciec.  Ale  telefon  do  brata 
spowodowałby  tylko  katastrofę.  Nie  wiadomo,  do  czego 
Frieder jest zdolny, jak zareaguje, kiedy się dowie, że Lena ma 
kontakt  z  Linusem,  wprawdzie  sporadyczny,  ale  zawsze. 
Adwokat  Friedera  zabronił  jej  przecież  jakichkolwiek  kon-
taktów z bratankiem. 

Po raz trzeci osłuchała wiadomość od swojego bratanka. 
Tak  bardzo  go  lubi.  Nie  od  razu  miała  z  nim  taki  dobry 

kontakt, jak z dziećmi Grit. Ale to nie jej wina. Frieder i Mona 
trzymali syna z daleka od całej rodziny. 

Już jej tata się skarżył, że widuje wnuka jedynie przy okazji 

uroczystości rodzinnych, a i to nie zawsze, bo Mona i Frieder 
często wyjeżdżali, żeby uniknąć rodzinnych spotkań. 

Tyle rzeczy poszło nie tak. Pocieszający jest jedynie fakt, że 

Linus ma do niej zaufanie. 

Chciała po raz czwarty odsłuchać wiadomość, ale dała sobie 

spokój. 

W każdym razie jej nie skasuje. 
Chyba jego głos brzmiał poważniej... Wręcz dorośle... 
 

background image

Może  tak,  może  nie.  Co  tam,  najważniejsze,  że  u  Linusa 

wszystko w porządku. Na razie musi to jej wystarczyć. 

Pójdzie teraz do Dunkelów. Zanim wyszła z domu, wsadziła 

do kieszeni kilka smakołyków dla Hektora i Lady. Dzisiaj nie 
widziała jeszcze psów. Zaraz będzie gorące powitanie, a za to 
należy im się nagroda. 

Uśmiechając się, wyszła z domu. 

background image

Kolejne  dni  minęły  bez  jakichś  szczególnych  wydarzeń.  W 

firmie  nie  było  żadnych  wielkich  zadań  do  wykonania,  a  w 
czworakach gości. Wynajem apartamentów nie szedł tak, jak 
Lena  sobie  wyobrażała.  To  dlatego  zwlekała  z  rozbudową 
szopy. 

Jednak  zdawała  sobie  sprawę,  że  nie  poświęciła 

apartamentom  wystarczająco  dużo  uwagi  i  energii.  Zawsze 
ważniejsze było rozkręcenie handlu alkoholem. 

Najwyższa pora zająć się apartamentami. W posiadłości są też 

inne budynki, które trzeba jakoś zagospodarować. 

W  pierwszej  kolejności  szopę,  którą  Aleks  już  uprzątnął 

prawie w całości. 

Lena przyglądała się właśnie witrynie, którą Aleks odnowił. 

Stała  tak  i  podziwiała  jego  dzieło.  Nagle  wystraszył  ją  czyjś 
głos. 

 

background image

- Halo, jest tu kto? Halo... - rozległo się głośnie wołanie. 
Lena  od  razu  rozpoznała  ten  głos.  Wesoły,  może  nieco 

piskliwy. Lisa, Elizabeth Joost! 

Skąd się tu wzięła? Nie kontaktowały się od dłuższego czasu. 
Lena  wyszła  z  pomieszczenia,  w  którym  Aleks  urządził 

pracownię. 

-  Tu  jestem  -  zawołała  i  szybkim  krokiem  przemierzała 

przestronną halę. - Co za niespodzianka! 

Lisa  też  przyspieszyła  kroku  i  już  po  chwili  padły  sobie  w 

objęcia. Kiedy pierwszy raz spotkały się nad jeziorem, od razu 
poczuły  do  siebie  sympatię.  To  dlatego  Lena  bez  wahania 
pozwoliła Lisie i jej chłopakowi korzystać z ogrodzonej działki 
na  jeziorem,  stanicy  i  łodzi.  Lisa  i  Torsten  wyglądali  na 
szczęśliwych i zakochanych. Przypominali ją i Thomasa, kiedy 
byli w ich wieku. Miłość Lisy i Torstena nie przetrwała nawet 
lata.  Chłopak  nie  potrafił  zrozumieć,  że  Lisa  jako  dobrze 
zapowiadająca się malarka potrzebuje swobody i przestrzeni. 

- Mam coś do załatwienia w Bad Helmbach. Właściciel galerii 

szykuje wystawę i tak się dobrze 

background image

złożyło,  że  właśnie  tu  niedaleko...  Leno,  jakie  to  wspaniałe 

pomieszczenie. Ono nie może stać tak bezużytecznie... 

-  Nie  będzie.  Zamierzam  tu  urządzić  apartamenty,  jak  w 

czworakach. 

- Na miłość boską, nie! Nie możesz tego zrobić. Nie wolno ci 

niszczyć  tej  niesamowitej  przestrzeni  i  atmosfery.  Zepsujesz 
cały  urok.  Rozbuduj  szopę  i  zacznij  ją  wynajmować  na... 
wystawy, wesela, jubileusze... Będziesz miała wielu chętnych. 
To wspaniałe pomieszczenie, pałce lizać. I jeszcze te wzgórza, 
ta  posiadłość,  ten  raj  Fahrenbachów!  Ludzie  szukają  czegoś 
takiego,  to  zostaje  we  wspomnieniach...  Leno,  ja  sama 
zrobiłabym tu wystawę. To jest wymarzone miejsce. 

Lisa  z  takim  zapałem  przekonywała  Lenę,  że  zupełnie 

zapomniała, iż nie przyszła do niej sama. 

Dopiero  wtedy,  gdy  za  jej  plecami  ktoś  cicho  zakasłał, 

odwróciła się i roześmiała. 

-  Sorry,  darling  -  zwróciła  się  po  angielsku  do  wysokiego 

ciemnowłosego  mężczyzny.  -  Na  moment  o  tobie 
zapomniałam.  Ale  sam  powiedz,  czy  to  nie  jest  wspaniałe 
pomieszczenie? 

Mężczyzna pokiwał głową. 
 

background image

- Cudowne, naprawdę cudowne - zachwycał się nieustannie. 
Już  chciał  ruszyć  na  obchód  po  pomieszczeniu,  ale  Lisa  go 

przytrzymała. 

- Leno, chciałam ci kogoś przedstawić. Andrew Mac Lean, a 

to Lena Fahrenbach, o której ci tyle opowiadałam. 

Andrew mocno uścisnął rękę Leny. Bardzo zainteresowały go 

meble odrestaurowane przez Aleksa. 

-  Andrew  też  maluje  -  wyjaśniła  jej  Lisa.  -  Ale  renowacja 

starych  mebli  to  jego  hobby.  To,  co  tu  widzi,  to  dla  niego 
prawdziwe Eldorado. 

- Musimy go poznać z Aleksem - stwierdziła Lena. 
Była bardzo zadowolona z niespodziewanej wizyty Lisy. Cała 

ona - spontaniczna, niekonwencjonalna, a jednocześnie gotowa 
do pomocy i skuteczna w działaniu. 

Kiedy  Lena  znalazła  obrazy  Aegidiusa  Patta,  a  prawdę 

mówiąc,  Aleks  znalazł  je  w  starej  skrzyni,  Lisa  pomogła  jej 
zrobić z nich użytek. Wszystkim się zajęła, a Lena ma teraz na 
koncie niemałą sumkę z ich sprzedaży, dzięki czemu nie jest 
już w dołku finansowym. 

 

background image

- Andre w słabo mówi po niemiecku - powiedziała Lisa. 
- A Aleks słabo po angielsku, ale myślę, że mimo wszystko 

świetnie się dogadają. 

- A my będziemy miały czas na pogawędkę. Jak znam mojego 

Andy ego, ciągle będzie mu mało. 

- „Mojego Andyego"? - powtórzyła Lena. Lisa zaczerwieniła 

się. 

-  Tak,  nie  przesłyszałaś  się.  Opowiem  ci  przy  kawie  lub 

herbacie. Napijemy się u ciebie w domu? 

Lena  pokiwała  głową.  Potem  obydwie  poznały  Andyego  z 

Aleksem. Szybko opowiedziały Aleksowi o zainteresowaniach 
gościa i stwierdziły, że nie muszą się o nich martwić. Aleks i 
Andy od razu się zrozumieli, a już po chwili Andy biegał od 
jednego mebla do drugiego. 

Lena nie była pewna, czy usłyszał, kiedy mu mówiła, gdzie 

ma  potem  przyjść.  Ale  to  żaden  problem.  Aleks  go 
przyprowadzi. 

Lena  pociągnęła  za  sobą  Lisę.  Była  strasznie  ciekawa,  jaką 

rolę odgrywa ten sympatyczny chłopak w życiu Lisy. Trudno 
nie zauważyć, że Lisa i Andrew się w sobie zakochani. 

 

background image

Kiedy  później  siedziały  naprzeciwko  siebie,  Lena  nie 

wytrzymała. 

- No, mów, siedzę jak na szpilkach. 
Lisa wzięła kilka łyków herbaty. Zamiast kawy wolała jednak 

herbatę. 

-  W  zasadzie  to  żadna  szczególna  historia.  Znałam  Andrew 

jeszcze przed Torstenem. Spotykaliśmy się w Akademii Sztuk 
Pięknych.  Czasem  chodziliśmy  razem  na  kawę  i 
prowadziliśmy  fachowe  dyskusje.  Ale  jak  to  w  życiu  bywa, 
człowiek czasem się pogubi. Szukasz daleko, a szczęście masz 
w zasięgu ręki. Widocznie tak miało być. Musiałam się sparzyć 
na  Torstenie,  żeby  się  przekonać,  że  Andrew  jest  tym 
właściwym. 

- Ale Torsten i ty byliście w sobie tacy zakochani, jak papużki 

nierozłączki... 

- Jasne, na urlopie. Tylko że życie to nie urlop, więcej w nim 

dnia  powszedniego  niż  świątecznego.  Nasza  miłość  nie 
sprawdziła  się  w  zwykłej  codzienności.  Za  bardzo  się 
różniliśmy  podejściem  do  życia.  Niby  się  mówi,  że 
przeciwieństwa się przyciągają, ale myślę, że do prawdziwego 
życia  pasuje  powiedzenie,  że  ciągnie  sw

7

ój  do  swego.  To 

pozwoli  uniknąć  przykrych  niespodzianek.  Kiedy  mam 
twórczą fazę, Andrew zostawia mnie 

 

background image

w  spokoju,  a  Torsten  obrażał  się  i  zarzucał  mi,  że 

przedkładam pracę nad naszą miłość. Miłość i  praca to  dwie 
różne sfery, a Torsten nie chciał tego zrozumieć. 

Lisa dolała sobie herbaty. 
-  Nie  każdą  miłość  da  się  porównać  do  miłości  twojej  i 

Thomasa.  Ta  miłość  unosi  was  nad  chmurami.  Ja  i  Andrew 
raczej twardo stąpamy po ziemi. Wiemy, czego możemy się po 
sobie spodziewać, jedno rozumie potrzeby drugiego, możemy 
na sobie polegać. Może powiało trochę nudą, ale ja wolę taki 
spokojny  związek...  Sztuka  daje  mi  satysfakcję  i  wypełnia 
mnie  bez  reszty,  więc  potrzebuję  partnera,  który  zrozumie 
mnie  i  moją  pasję.  Na  szczęście  Andrew  też  jest  artystą  i  to 
bardzo  ambitnym.  Myślę,  że  kiedyś  się  pobierzemy  -  za-
chichotała. - Ale jeśli już, to tylko w waszej pięknej kapliczce. 
Nie  nastąpi  to  tak  szybko  i  ty  będziesz  pewnie  pierwsza.  To 
kiedy wreszcie ta uroczystość? 

Lena przełknęła głośno ślinę. 
- Nigdy. Przynajmniej nie z Thomasem... 
Zaskoczona  Lisa  energicznym ruchem odstawiła herbatę, aż 

trochę  wylało  się  na  spodeczek.  Otworzyła  szeroko  oczy  i 
wpatrywała się w Lenę. 

 

background image

- Słucham? Chyba się przesłyszałam. 
- Nie, nie przesłyszałaś się. Nasza miłość już nas nie unosi nad 

chmurami,  jak  to  określiłaś.  Skończyła  się  twardym 
lądowaniem. 

-  Nie  rozumiem...  -  wyjąkała  zaskoczona Lisa.  -  Co  takiego 

się stało? 

Lena przejechała palcem po bocznym szwie kanapy. 
Potem  podniosła  głowę.  Dlaczego  tak  trudno  jej  o  tym 

mówić? 

-  Thomas  ma  żonę  w  Stanach.  Dowiedziałam  się  o  tym  w 

zasadzie przez przypadek. 

Lisa uderzyła ręką w stół. 
-  A  ty  czekałaś  tu  na  niego!  To  niesłychane...  Jak  ci  to 

wytłumaczył? 

- Nie musiał. Nie dałam mu okazji. Po co? Straciłam do niego 

zaufanie. Powinien był powiedzieć mi o tym... Wybaczyłabym 
mu, że jest żonaty, ale nie wybaczę, że mi nic nie powiedział, 
że  tak  zadrwił  z  naszej  miłości.  Wiesz,  gdyby  nie  było  tego 
kłamstwa,  Thomas  byłby  tym  mężczyzną,  z  którym 
chciałabym  spędzić  resztę  życia.  Ale  co  tam!  Są  gorsze 
nieszczęścia  niż  utracona  miłość.  Sama  to  przerabiałaś. 
Zobacz,  wyleczyłaś  się  z  bólu  po  rozstaniu  z  Torstenem  i 
pokochałaś Andrew. 

background image

Jesteś z nim do tego stopnia szczęśliwa, że rozważasz nawet 

małżeństwo. 

- Leno, ty też kogoś znajdziesz. Jesteś wspaniałą kobietą. 
Lena wahała się przez moment. 
-  Liso,  jest  ktoś...  Poznałam  go  jeszcze,  kiedy  byłam  z 

Thomasem,  to  znaczy  kiedy  wydawało  mi  się,  że  jestem  z 
Thomasem - poprawiła się. - To miły, bardzo miły człowiek... 
Nawet więcej niż miły... Jan mógłby... - urwała nagle. 

- To dobrze. Jest stąd? 
-  Nie,  poznałam  go  co  prawda  w  Bad  Helmbach,  ale 

odwiedzał tam tylko swoją ciotkę. Jest dziennikarzem i lata po 
całym świecie. 

-  Poznałam  kiedyś  w  Londynie  na  wernisażu  dziennikarza, 

który  miał  na  imię  Jan.  Niesamowity  mężczyzna,  ale  nie 
miałam  u  niego  żadnych  szans.  Dowcipny,  rozmowy,  ale 
trzymał  dystans.  Innym  kobietom  też  nie  udało  się  go 
poderwać. Wierz mi, niejedna próbowała. Ale Jan van Dahlen 
był nieugięty. No cóż, może ma żonę i dzieci, i rodzina jest dla 
niego rzeczą świętą... 

Lena  słuchała  z  dużym  zainteresowaniem.  To  niemożliwe. 

Jak ten świat mały... 

- Liso, ten Jan van Dahlen jest... 
 

background image

-  Nie?!  -  Lisa  piszczała  z  zachwytu.  -  Nie  chcesz  mi  chyba 

powiedzieć,  że  twój  Jan...  Ależ  tak,  przecież  nie  może  być 
dwóch  dziennikarzy,  którzy  nazywają  się  Jan  van  Dahlen  i 
pochodzę  z  Niemiec...  Leno,  to  niesamowite!  Ty  i  Jan  van 
Dahlen...  Mój  Boże,  ale  ci  zazdroszczę.  Trzymaj  go  dwoma 
rękami, a jeśli to za mało, to łap go jeszcze nogami. Leno, ten 
facet jest boski! 

Lena była trochę zmieszana, kiedy Lisa z takim zachwytem 

mówiła o Janie. Do tej pory jakoś się nad tym nie zastanawiała, 
że  Jan  to  rzeczywiście  bardzo  atrakcyjny  mężczyzna  i  inne 
kobiety mogą się nim interesować. Ale przecież nawet Sylvia, 
po  uszy  zakochana  w  Martinie,  powiedziała,  że  Jan  jest 
nadzwyczaj atrakcyjny. 

- Liso, Jan zakochał się  we  mnie  od pierwszego wejrzenia i 

chciał się ze mną spotykać, ale wiedział, że w moim życiu jest 
Thomas.  Trzymał  się  z  boku  i  nie  naciskał,  nie  narzucał  się. 
Chociaż wiedział wcześniej niż ja, że Thomas jest żonaty, nie 
wykorzystał tego. Nic mi nie powiedział. 

-  Bo  jest  dżentelmenem.  Może  podobnie  jak  ja  musiałaś 

najpierw trafić w ramiona innego, żeby się przekonać, że Jan 
jest tym właściwym. 

Lena machnęła ręką. 

background image

-  Sprawy  nie  zaszły  jeszcze  tak  daleko,  ale  lubię,  kiedy 

jesteśmy razem i jest blisko mnie... 

- To już coś, mały krok, ale we właściwym kierunku. Wiesz... 
Lisa nie  dokończyła. W tym samym momencie rozległy się 

pukanie i dzwonek do drzwi. 

-  Cały  Andrew...  -  powiedziała  Lisa  i  zerwała  się  na  równe 

nogi. - Gdybyś miała jeszcze bęben przed drzwiami, w niego 
też by walił. Wpuszczę 

Już po chwili Lisa wróciła razem z Andrew. Mężczyzna był 

pod wrażeniem tego, co zobaczył. Nie mógł nachwalić Aleksa, 
który udzielił mu kilku cennych rad. 

Zachwycał się też szopą. 
-  Wspaniałe  pomieszczenie.  Liso,  musisz  tu  przywieźć  tego 

człowieka,  który  organizuje  twoje  wystawy.  Tu  jest  taki 
wyjątkowy  nastrój.  Dużo  lepszy  niż  w  tym  surowym 
pomieszczeniu w Bad Helmbach. Liso, jeśli się pobierzemy, to 
nasze  wesele  powinno  się  odbyć  właśnie  tu,  w  tej  starej,  ale 
jakże uroczej szopie... 

- Kochanie, żeby urządzić wesele w szopie, trzeba jeszcze to i 

owo odnowić. Ale mamy jeszcze czas... Masz rację, szopa jest 
wyjątkowym 

 

background image

pomieszczeniem  na  wyjątkowe  okazje.  Leno,  już  ci  to 

mówiłam. 

Lena  spoglądała  niepewnie  raz  na  jedno,  raz  na  drugie.  Ich 

zachwyt nie był udawany, a przecież oboje są artystami, więc 
znają się na rzeczy. 

Czy  takie  ma  być  przeznaczenie  szopy?  Zrobić  z  niej 

pomieszczenie wynajmowane na różne okazje? 

- Prawdę mówiąc, chciałam tam urządzić apartamenty jak w 

czworakach. 

Lisa machnęła ręką. 
- Na miłość boską, nie! 
-  To  byłoby  bluźnierstwo!  -  zapalił  się  Andrew.  -  To  jest 

naprawdę wspaniałe pomieszczenie. Zobaczysz, szybko znajdą 
się  chętni,  żeby  je  wynająć.  Będą  tu  przyjeżdżać  z  różnych 
stron. Na dodatek ta wspaniała posiadłość, istny raj... Lisa nie 
przesadzała, kiedy opowiadała mi o Słonecznym Wzgórzu. 

-  Możecie  tu  przenocować  -  zaproponowała  Lena.  - 

Wszystkie apartamenty są wolne. 

-  Nie  da  rady  -  ubolewała  Lisa.  -  Zatrzymaliśmy  się  u 

właściciela galerii. Byłby śmiertelnie obrażony, gdybyśmy się 
przenieśli do Fahrenbach. Innym razem. 

 

background image

- Ja już się piszę na następny raz - potwierdził Andrew. 
Lisa spojrzała na zegarek. 
- O Boże, już tak późno? Andrew, kochanie, musimy jechać. 

Inaczej awantura murowana. 

- Wpadniecie jutro? , 
- Nie, jutro lecimy do Anglii. Mam teraz na głowie nie tylko 

mój wernisaż, lecz również sesję egzaminacyjną. Jeszcze dwa 
miesiące i koniec mordęgi. Nareszcie bez reszty będę mogła się 
poświęcić sztuce. 

-  W  takim  razie  przyjedź  na  jakiś  czas  do  posiadłości.  W 

jednym z budynków zrobimy dla ciebie atelier. 

Andrew spojrzał na Lisę. Ona złapała go za rękę. 
- Nie patrz tak, my dear, nie zrobię tego. Zamieszkam z tobą. 
Na jego twarzy pojawił się wyraz ulgi. Lisa zwróciła się do 

Leny: 

-  Jeśli  poszerzysz  ofertę  o  stanicę  nad  jeziorem,  to  chętnie 

przyjedziemy  tu  latem  na  dwa,  trzy  tygodnie.  W  stanicy  też 
można przenocować. 

- Gotować też - dodała Lena. - Serdecznie was zapraszam. 
 

background image

„Lisa jest twarda", pomyślała Lena, ale sama nie wiedziała, co 

o tym sądzić. Pojechać z nową miłością dokładnie tam, gdzie 
było się ze starą i spędziło niezapomniane chwile... Lena nie 
miałaby  tyle  odwagi.  Właściwie  dlaczego  nie?  Przecież  nie 
można  zmieniać  miejsca  zamieszkania  z  powodu  każdej 
utraconej miłości. Nie można przecież unikać pięknych miejsc, 
którymi po prostu wiążą się wspomnienia. 

-  Dziękuję,  Leno  -  odezwała  się  Lisa.  -  Na  pewno 

skorzystamy z twojej oferty. Proszę, zastanów się nad tym, co 
mówiliśmy o szopie... I pozdrów ode mnie Pana van Dahlena, 
chociaż  pewnie  nie  będzie  mnie  pamiętał.  Powiedz  mu,  że 
jestem  jedną  z  tych,  które  w  Londynie  u  Hackbartha 
bezwstydnie go podrywały. 

- Na pewno będzie cię pamiętał - powiedziała Lena. - Jesteś 

jedyna w swoim rodzaju. 

Lisa  triumfującym  wzrokiem  spojrzała  na  przyjaciela. 

Andrew podniósł się z miejsca, niechętnie, ale nie miał innego 
wyboru. 

-  Słyszałeś,  skarbie?  Jestem  jedyna  w  swoim  rodzaju. 

Zapamiętaj to sobie raz na zawsze. 

Andrew spojrzał na nią ciepłym i zakochanym wzrokiem. 

background image

- Skarbie, to nic nowego, wiem to już od dawna, od samego 

początku. 

Lisa okrążyła stół i rzuciła się mu na szyję. 
-  Kochanie,  już  nic  dzisiaj  nie  mów.  Nic  piękniejszego  nie 

mogłabym usłyszeć z twoich ust. 

Andrew roześmiał się i przytulił Lisę. 
- Nie doceniasz mnie. Jeśli chodzi o ciebie, mogę pobić nawet 

samego siebie. 

Kiedy się patrzyło na tych dwoje, aż serce się radowało. Byli 

tacy  zakochani  i  czuli  wobec  siebie.  Lena  chętnie  by  z  nimi 
jeszcze porozmawiała, chociażby o szopie. 

- Naprawdę nie możecie zostać? - zapytała z żalem. 
Lisa pokręciła głową. 
- Niestety, nie. Zdzwonimy się i obiecuję, że przyjedziemy tu 

najpóźniej latem. 

-  Z  pewnością  wcześniej  -  zaprzeczył  Andrew.  -  Mam 

przecież trochę rzeczy do obgadania z Aleksem. Dobry z niego 
człowiek i świetny fachowiec. 

Lena pokiwała głową. 
- Tak, to prawda. Dla mnie jest prawdziwym artystą. Niektóre 

meble były naprawdę w opłakanym stanie i, prawdę mówiąc, 
miałam ochotę je 

 

background image

wyrzucić. Aleks nie chciał o tym słyszeć i wszystkie odnowił. 

I to jak! 

- Jest kimś więcej niż artystą - odpowiedział Andrew. - Kocha 

to robić. Jeśli ktoś z takim zapałem podchodzi do pracy, to nie 
ma dla niego żadnej przeszkody, nie ma rzeczy niemożliwych. 
Wymyśla  dla  siebie  nowe  zadania  i  podejmuje  nowe 
wyzwania.  Mało  tego,  przy  każdym  kolejnym  wyzwaniu 
powtarza, że jeśli coś jest niemożliwe, to właśnie to. 

Andrew  właściwie  ocenił  Aleksa.  Rzeczywiście  tak  długo 

zajmował się jakąś rzeczą, aż wreszcie osiągał swój cel. 

Lena odprowadziła gości do drzwi i niechętnie się pożegnali. 
Kiedy  ich  samochód  zniknął  z  pola  widzenia,  wróciła  do 

domu. 

Dzięki  ich  wizycie  otworzyły  się  przed  nią  nowe 

perspektywy.  Musi  się  nad  wszystkim  zastanowić  i  omówić 
pomysł  z  trójką  domowników,  no  i  oczywiście  z  Klausem, 
chłopakiem z rodziny Aleksa, architektem, który pomagał im 
w rozbudowie czworaków. Lena wciąż się wahała, czy zacząć 
rozbudowę  i  przebudowę  szopy.  Ciągle  odkładała  decyzję. 
Najpierw, bo nie miała na to 

 

background image

pieniędzy,  a  potem,  kiedy już  miała  pieniądze ze  sprzedaży 

obrazów, nadal była niepewna. 

Jak to się mówi, na wszystko przyjdzie czas. Może właśnie 

potrzebna była wizyta Lisy i Andrew, ich zapał i zachwyt, żeby 
poddać Lenie inny pomysł? 

Szopa  jako  miejsce  imprez?  Dlaczego  by  nie?  Może  dzięki 

temu uda się też zapełnić czworaki gośćmi. 

Koniecznie  musi  o  tym  porozmawiać  ze  swoimi 

domownikami. 

Poszła  do  kuchni.  Brudne  naczynia  wstawiła  do  zmywarki. 

Cały czas myślała o propozycji przyjaciół. Im dłużej się  nad 
tym  zastanawiała,  tym  bardziej  podobał  jej  się  ten  pomysł. 
Andrew  też  jej  się  podobał.  Nie  spędziła  z  nim  zbyt  wiele 
czasu, ale od razu poczuła do niego sympatię. Lisa i Andrew 
pasują do siebie. Tak, tym razem Lisie się uda! 

„Ciągnie  swój  do  swego",  powiedziała  Lisa.  Czy  ona  i 

Thomas  ciągnęli  jak  swój  do  swego?  Lena  nie  umiała 
odpowiedzieć na to pytanie. Przeciwieństwa się przyciągają... 
Nie, to zupełnie nie pasuje do niej i Thomasa. 

A jak jest z Janem? 
 

background image

Są  rzeczy,  w  których  się  zgadzają.  Mają  zbliżony  gust 

muzyczny,  czytają  te  same  książki,  podobają  im  się  te  same 
filmy... 

Może z Thomasem też by tak było, gdyby żyli codziennością. 
Najpierw byli za młodzi, potem nie widzieli się przez ponad 

dziesięć lat, a w końcu nie spędzali ze sobą aż tak dużo czasu, 
żeby rozmawiać o filmach czy książkach. Mieli lepsze zajęcie. 

Cieszyli się, że są razem. Napawali się swoją miłością. 
Lena  była  na  siebie  wściekła.  Ze  złością  trzasnęła 

drzwiczkami od zmywarki. 

Nie chce już myśleć o Thomasie! Nie wolno jej o nim myśleć! 

To  przeszłość.  Po  co  się  zastanawiać,  jakie  Thomas  czyta 
książki  lub  jakie  ogląda  filmy?  Myślenie  o  tym  jest  jej 
potrzebne jak dziura w moście. 

Kiedy wreszcie wyrzuci Thomasa ze swojego serca? 
Dlaczego  nie  umie  postępować  jak  Lisa?  Koniec  to  koniec. 

Ona  nie  widzi  nawet  przeszkód,  żeby  pójść  z  Andrew  nad 
jezioro, na którym spędziła cudowne chwile z Torstenem. 

Powinna brać z niej przykład. 

background image

Lena  już  chciała  wyjść  z  kuchni,  kiedy  pod  dom  z  piskiem 

opon zajechał jakiś samochód. 

Czyżby Lisa i Andrew wrócili? Nie, oni nie podjechaliby pod 

sam budynek. Jak wszyscy zostawiliby samochód na parkingu. 
Każdy tak robi, poza Grit. 

Siostra zawsze podjeżdża pod sam dom i jedzie samochodem 

przez  całą  posiadłość.  Kiedyś  niewiele  brakowało,  a 
wjechałaby  pod  jabłonkę,  gdzie  stał  stół,  przy  którym  latem 
jadali śniadanie. 

Lena  zaciekawiona,  kto  przyjechał,  podbiegła  do  drzwi, 

otworzyła je i zamarła. 

Tuż przed domem stało czarne porsche 911. Serce zaczęło jej 

walić  jak  młotem.  Nie  spodziewała  się,  że  Frieder  kiedyś  ją 
odwiedzi. Bo to właśnie Frieder we własnej osobie wysiadł z 
samochodu.  Była  tak  zaskoczona,  że  płaczliwym  głosem 
wyjąkała jedynie krótkie: „Frieder". 

background image

Brat nie spodziewał się niczego więcej. Trzasnął drzwiami i 

podbiegł do niej. Lena wzięła się w garść. 

-  Cześć,  Frieder,  miło  cię  widzieć  -  zabrzmiało  to  prawie 

normalnie. 

Machnął ręką. 
- Oszczędź sobie. Co ty sobie wyobrażasz?! 
- Nie wiem, o co chodzi... Może wejdziesz? 
- Nie, od razu załatwię sprawę, z którą tu przyjechałem. Nie 

udawaj  świętoszki.  Nie  oszukasz  mnie.  Nie  dam  się  nabrać, 
chociaż nadal udajesz niewiniątko. Lepiej powiedz, co chciałaś 
przez to osiągnąć... 

Lena była skołowana. Nie bardzo wiedziała, o co mu chodzi. 
- Frieder... 
- Pomogę ci odzyskać pamięć. Jak Marcel może mi odmówić 

dostawy wina? Na dodatek również w twoim imieniu. Dostanę 
towar, jak wpłacę zaliczkę lub za pobraniem, tak mi napisał. 

To dlatego tu przyjechał. Powinna była się domyślić. 
-  Zanim  Jórg  wyjechał,  upoważnił  mnie  i  Marcela  do 

podejmowania  decyzji  w  jego  imieniu  w  sprawach  winnicy. 
Marcel nie wiedział, co ma 

background image

robić, więc zadzwonił do mnie. Wspólnie postanowiliśmy w 

interesie Jórga... 

Nie dał jej dokończyć. Jego twarz była czerwona ze złości. 
- Nie do wiary! Ty mała żmijo! Wszędzie się wciśniesz. Nie 

masz  żadnych  pełnomocnictw!  Jórg  nigdy  by  ci  ich  nie  dał. 
Jesteś  najmłodsza  i  najdalej  od  nas...  Oczywiście,  nie  pod 
względem  kilometrów...  Jesteś  ulepiona  z  innej  gliny!  Nie 
myślisz  jak  my...  Gdyby  Jórg  miał  komukolwiek  dać 
pełnomocnictwa,  to  ja  jestem  pierwszy  w  kolejności.  Jestem 
najstarszy. 

Co on sobie wyobraża? 
-  Wiek  nie  jest  żadnym  przywilejem.  Frieder,  proszę, 

wejdźmy do domu i spróbujmy normalnie porozmawiać. 

-  Z  tobą?  Nie  widzę  takiej  możliwości.  Jesteś  fałszywa  i 

podstępna.  Na  wszystkim  chcesz  położyć  swoją  łapę.  Na 
nikogo się nie oglądasz. 

Lena spojrzała na niego przerażona. 
-  Proszę,  nie  mów  tak.  To  nieprawda.  Powiedz,  na  czym 

według ciebie położyłam łapę, jak to mówisz. 

-  Jest  tego  tyle,  że  aż  trudno  zliczyć.  Ale  proszę,  podam  ci 

jeden przykład. Finnemore Eleven. 

 

background image

Sprzątnęłaś mi sprzed nosa licencję na dystrybucję tej whisky. 
Czy on oszalał? 
Co on wygaduje? 
Chyba nie wie, co mówi! 
- Frieder, nigdy nie było o tobie mowy jako o potencjalnym 

partnerze handlowym. Marjorie Ferguson nigdy nie dałaby ci 
licencji. 

-  Bo  ty  się  wepchnęłaś.  Kto  wie,  co  jej  o  mnie  nagadałaś. 

Jestem  właścicielem  hurtowni  Fahrenbach,  renomowanego 
przedsiębiorstwa  handlowego  o  ustalonej  pozycji  na  rynku. 
Nie  wmówisz  mi,  że  ktoś  pomija  taką  firmę  i  twojej  firmie 
krzak  tu,  na  tym  odludziu,  powierza  dystrybucję  trunku  o 
światowej  sławie.  Już  po  tym  można  poznać,  że  coś  tu 
śmierdzi. 

To  podłość  podejrzewać  ją  o  nieczyste  zagrania.  Owszem, 

hurtownia Fahrenbach ma renomę, ale odkąd Frieder stał się jej 
właścicielem, opinia jest mocno nadszarpnięta. 

- Marjorie zasięgnęła języka, jak działa hurtownia pod twoimi 

rządami, poza tym rozmawiała z panem Brodersenem, którego 
dobrze zna. Nigdy nie brała cię pod uwagę. Zanim ktoś inny na 
rym skorzystał, złożyłam jej moją ofertę, jak tylko 

background image

się dowiedziałam od pana Brodersena, że Marjorie Ferguson 

szuka nowego partnera handlowego. 

-  Brodersen,  ten  stary  osioł.  Co  mu  za  to  dałaś?  Czym 

zapłaciłaś? Poszłaś z nim do łóżka? 

Tego już było za wiele! 
-  Frieder,  dosyć!  Jak  możesz  tak  oczerniać  poważnego 

biznesmena i mnie, twoją siostrę! 

Wybuchł histerycznym śmiechem. 
-  Kiedyś  nabrałbym  się  na  te  twoje  sztuczki,  ty  dewotko! 

Zgrywasz niewiniątko. Dzisiaj już mnie nie nabierzesz! 

Po raz pierwszy odkąd przyjechał, spojrzał na nią. Przez jego 

twarz przebiegł grymas zaskoczenia. Potem jeszcze raz na nią 
spojrzał. 

-  Boże,  jak  ty  wyglądasz?  Nigdy  nie  byłaś  pięknością,  ale 

miałaś przynajmniej ładne  włosy. Teraz wyglądasz jak facet. 
Ale może właśnie coś takiego podoba się wiejskim kawalerom. 

Lena już tyle razy żałowała, że w przypływie emocji obcięła 

włosy Ta podła uwaga Friedera wyprowadziła ją z równowagi. 
Tego już było za wiele. 

-  Pohamuj  się,  Frieder.  Jeszcze  raz  cię  proszę,  wejdźmy  do 

domu.  Na  dworze  jest  za  zimno  na  rozmowę,  a  skoro  już  tu 
jesteś, to może chociaż 

background image

spróbujemy  wyjaśnić  sobie  kilka  spraw.  Jesteśmy 

rodzeństwem. Tak dalej być nie może. 

- Wcale nie musi. Tę wojnę można od razu zakończyć. Znasz 

moje warunki. 

-  Nie  mam  zamiaru  oddać  ci  gruntów  nad  jeziorem.  Zaraz 

wybudowałbyś  tam  luksusowy  hotel.  Odkąd  jezioro  jest 
własnością  rodu  Fahrenbachów,  przyroda  wokół  niego  na 
szczęście istnieje w nienaruszonym stanie. Tak jest od pięciu 
pokoleń i niech tak zostanie! 

- Do tej pory były tam łąki i pola. Teraz to działki budowlane. 

Sprawa  wygląda  już  zupełnie  inaczej.  Chyba  masz  nierówno 
pod  sufitem,  skoro  nie  rozumiesz,  że  można  na  tym  zarobić 
ogromne pieniądze. Spójrz na Bad Helmbach. To miasteczko 
tętni życiem. 

- Owszem, wszędzie same hotele i pensjonaty, a jezioro widać 

tylko  z  tarasu  restauracji.  I  to  ma  być  takie  wspaniałe?  Poza 
tym  tata  sprawiedliwie  podzielił  spadek,  każdy  dostał  to,  co 
chciał. Na początku wszyscy mnie żałowaliście, że przypadła 
mi w udziale posiadłość Fahrenbach. 

-  Ten  stary  lis  dobrze  wiedział,  że  zapisuje  ci  najlepszy 

kawałek tortu, że te pola staną się wkrótce drogimi działkami 
budowlanymi. 

background image

- Frieder, nie oczerniaj taty. I zrozum wreszcie, że nie oddam 

ci moich gruntów. Nie mogę i nie chcę. Działki nad jeziorem są 
częścią  mojego  spadku.  Ja  nie  przychodzę  do  ciebie  i  nie 
żądam niczego z twojej części. 

- Możemy się zamienić. 
Jasne,  teraz,  kiedy  doprowadził  hurtownię  na  skraj 

bankructwa. Od razu sprzedałby grunty razem z posiadłością i 
zabudowaniami.  Dla  niego  tradycja  się  nie  liczy.  Ważne  są 
tylko pieniądze. 

Nie zareagowała na jego propozycję. 
- Frieder, proszę, wejdźmy do domu - spróbowała jeszcze raz. 
Kolejny raz odmówił. 
-  Jeszcze  kiedy  przyjeżdżaliśmy  tu  na  wakacje,  odrzucało 

mnie  od  tej  budy.  Nic  się  w  tym  względzie  nie  zmieniło. 
Zresztą muszę już jechać. Przyjechałem tu tylko przy okazji. 
Masz zadzwonić do Marcela i wszystko odwołać. I nie waż się 
wtrącać  w  interesy  Jórga,  zrozumiano?  Wyraziłem  się  wy-
starczająco jasno? 

Nie uwierzył jej, że ma pełnomocnictwo Jórga. 
-  Nie  zadzwonię  do  Marcela  i  nie  zmienię  decyzji.  Albo 

płacisz, albo wstrzymujemy dostawę. Mówię ci, że ja i Marcel 
mamy pełnomocnictwa 

 

background image

Jórga. Do jego powrotu to my decydujemy, co jest dobre dla 

winnic, a co nie. Mam to na piśmie. Chodź do domu, pokażę ci 
dokumenty,  albo  jak  wolisz,  zaczekaj  na  dworze,  przyniosę 
dokumenty,  żebyś  się  przekonał  na  własne  oczy,  że  są 
oryginalne, a ja mówię prawdę. 

Poraził ją złowrogi błysk w oczach Friedera. Spojrzał na nią 

tak,  że  aż  się  wystraszyła.  Nawet  na  najgorszego  wroga  nie 
patrzy się takim wzrokiem. 

Chciała udobruchać brata, przekonać go, że to ona ma rację. 

Zrobiła  krok  w  jego  stronę,  chciała  mu  położyć  rękę  na 
ramieniu... 

- Frieder...   
Zrzucił jej dłoń jak obrzydliwego owada, a potem odepchnął 

ją z taką siłą, że poleciała na ścianę. Przewróciłaby się, gdyby 
w porę nie złapała się kraty w oknie. 

-  Ty  nędzna  kreaturo,  zapłacisz  mi  za  to!  Moi  adwokaci 

rozerwą  cię  na  strzępy,  zrobią  z  ciebie  zero,  absolutne  zero. 
Daję ci ostatnią szansę i nie zmarnuj jej, dobrze ci radzę. Jutro z 
Dorleac ma wyjść towar dla mnie... Słyszysz? Jutro! Chcę to 
mieć potwierdzone na piśmie albo... 

Nie powiedział, co się stanie. Wsiadł do samochodu i odjechał 

z piskiem opon. Słyszała, jak 

 

background image

pędził  po  drodze  jak  wariat.  Nie  można  było  tego  nazwać 

normalną jazdą. 

Taka kaskaderka  po wiejskiej  drodze  samochodem  o niskim 

zawieszeniu na pewno mu zaszkodzi. Ale co ją to obchodzi? 

Stała jak zamurowana. Ryk silnika już  dawno ucichł, a  ona 

marzyła o tym, żeby to, co przed chwilą się wydarzyło, było 
jedynie złym snem. Ogarnęła ją rozpacz. Po co się oszukiwać? 
To nie sen. Frieder nawrzeszczał na nią, zwyzywał ją i jeszcze 
jej zagroził... 

Trzęsła  się  z  zimna.  Kiedy  się  odsunęła  od  ściany  domu, 

poczuła ostry ból w prawym ramieniu. Pewnie zamortyzowała 
nim  uderzenie.  Ruszyła  w  stronę  domu.  Zdrętwiała  z  zimna. 
Próbowała sobie przypomnieć, co właściwie się stało. Nie była 
w  stanie.  Wszystko  jakby  zniknęło.  Jedno,  co  jej  utkwiło  w 
pamięci,  to  groźba  Friedera.  Napuści  na  nią  adwokatów.  W 
zasadzie  nie  miała  się  czego  obawiać,  bo  działa  zgodnie  z 
prawem,  ale  mimo  wszystko  bała  się  ataku  Friedera.  Sama 
sobie nie poradzi. Weźmie adwokata albo poprosi księgowego 
o  przekazanie  dokumentów  i  pełnomocnictw.  Pan  Fischer 
pracował jeszcze dla jej ojca. Kiedy Frieder bez powodu 

 

background image

nasłał  na  nią  policję  skarbową,  od  razu  zaoferował  swoją 

pomoc. 

Lena poszła do biblioteki. Wzięła miękki, ciepły koc, otuliła 

się  nim  i  usiadła  w  ulubionym  fotelu.  Wpatrywała  się  w 
starannie  poukładane  w  kominku  polana,  ale  nie  miała  siły, 
żeby  wstać  i  rozpalić  ogień,  chociaż  miło  byłoby  się  ogrzać 
jego ciepłem. 

Była jak sparaliżowana. Bolało ją ramię, którym uderzyła w 

ścianę  domu.  Oby  to  było  tylko  stłuczenie,  a  nie  złamanie. 
Tylko tego by jeszcze brakowało! 

Wprawdzie  ogień  w  kominku  się  nie  palił,  ale  w  bibliotece 

było ciepło. Mimo to Lena trzęsła się z zimna. Może jednak nie 
z zimna, tylko z emocji. 

Było  tak  pięknie.  Siedziała  z  Lisą  i  Andrew.  Rozmawiali  o 

nowych możliwościach wykorzystania szopy. 

Potem  wpadł  Frieder  i  rozpętał  burzę.  Szok,  jaki  przeżyła, 

początkowo  wymazał  z  pamięci  scenę  spotkania  z  bratem. 
Teraz wspomnienia wróciły. Lena już sama nie wiedziała, co ją 
bardziej  boli  -  ręka  czy  bezwzględność  i  okrucieństwo 
Friedera. Tak, inaczej nie można tego nazwać. Zranił jej duszę. 

 

background image

Lena zaczęła szlochać. Zarzuty Friedera były straszne. Wylał 

jej na głowę kubeł pomyj. Jest despotyczny. Rani i atakuje, ale 
sam  nie  potrafi  się  przyznać  do  błędu.  Nie  radzi  sobie  z 
porażką.  Wszystko,  co  jej  zarzucił,  jest  kłamstwem.  Dorobił 
sobie teorię, bo przecież nie mieściło mu się w głowie, że ktoś 
mógłby pominąć wspaniałego pana Friedera Fahrenbacha! 

Marjorie  Ferguson  nigdy  nie  podpisałaby  z  nim  umowy  na 

dystrybucję  Finnemore  Eleven.  W  ogóle  nie  brała  go  pod 
uwagę. To podłość oskarżyć ją o przespanie się dla korzyści z 
poważnym,  szanowanym  biznesmenem  o  nieposzlakowanej 
opinii,  panem  Brodersenem.  Ten  zarzut  bolał  ją  bardziej,  niż 
chciała to przyznać. 

Frieder zawsze był trudny i zawzięty, ale jakoś się dogadywali 

i szanowali. A może jedynie udawał zgodę i braterską miłość, 
dopóki żył ojciec, a po jego śmierci pokazał prawdziwą twarz? 
Ta  myśl  nie  jest  taka  niedorzeczna.  Przecież  pierwsze,  co 
zrobił,  jak  tylko  przejął  hurtownię,  to  na-      stępnego  dnia 
wyrzucił ją z pracy. 

Była  jedyną  z  rodzeństwa,  która  nie  tylko  z  wyglądu,  lecz 

również z charakteru była podobna do ojca. Może Frieder nie 
mógł znieść, że ciągle 

background image

przypomina mu ojca, który powinien być dla niego wzorem 

do naśladowania. 

Lena głęboko westchnęła. 
W  ogóle  nie  powinna  o  tym  wszystkim  myśleć  i  snuć 

domysłów. Ich ojciec załamałby się, gdyby widział, jak Frieder 
wbrew  wszelkiemu  rozsądkowi  w  krótkim  czasie  zrujnował 
szanowną, bogatą w tradycje firmę o mocnej pozycji na rynku. 

Lena zaczęła płakać jeszcze głośniej. 
Tak  strasznie  boli,  kiedy  jest  się  poniżanym  przez  kogoś  z 

rodziny.  Przecież  ma  już  tylko  rodzeństwo.  Serce  pęka  jej  z 
bólu,  kiedy  widzi,  jak  wszystko  się  wali.  Dzielą  ich  lata 
świetlne. 

Nicola skwitowałaby całą tę sytuację jednym powiedzeniem: 

„Spadek to rodziny upadek!". 

Jak to pasuje do Fahrenbachów. 
Frieder  i  Grit  już  stąpają  po  zgliszczach,  jedno  -  firmy,  a 

drugie  -  rodziny.  Sami  jeszcze  się  nie  poranili,  ale  zranili 
bliskich, Frieder - syna Linusa, a Grit - męża i dzieci. 

Kiedy  zadzwonił  telefon,  ze  strachu  aż  podskoczyła.  W 

pierwszym  momencie  chciała  zignorować  dzwonek  i  nie 
odebrać. Ale może to Doris chce jej coś przekazać? Odebrała. 
Zrezygnowanym głosem powiedziała: 

 

background image

- Fahrenbach... 
- Cześć! Co jest? Płakałaś? 
Dzwonił  Jan.  Lenie  zrobiło  się  głupio,  że  ją  przyłapał. 

Zignorowała pytanie. ; 

- Cześć, Jan. Cieszę się, że dzwonisz. Nie kłamała. Naprawdę 

się cieszyła. 

- Leno, nie odpowiedziałaś na moje pytanie. 
Jasne,  Jan  jest  dziennikarzem,  dlatego  wypytywanie  ma  we 

krwi.  Nie  da  się  zbyć  byle  czym.  Nie  ma  sensu  szukać 
wymówek  lub  nie  odpowiadać.  On  nie  odpuści.  Zresztą 
dlaczego  ma  milczeć?  Z  Janem,  w  przeciwieństwie  do 
Thomasa,  może  rozmawiać  o  swoich  codziennych  sprawach. 
W  rozmowie  z  Thomasem  unikała  przyziemnych  spraw  i 
problemów dnia codziennego. 

- Frieder był u mnie. To nie było miłe spotkanie - powiedziała 

szeptem. 

Pokrótce opowiedziała Janowi, co takiego się wydarzyło. 
- A teraz siedzisz i się zastanawiasz, czy postąpiłaś słusznie... 

Jesteś smutna i czujesz się bezgranicznie samotna... Leno, nie 
jesteś sama. Masz mnie, na mnie zawsze możesz polegać. A co 
się  tyczy  twojego  brata...  Nie  zmienisz  go,  a  zgoda  możliwa 
jest tylko wtedy, gdy obydwie strony tego 

 

background image

chcą.  Twój  brat  jest  egoistą  i  przecie  wszystkich  chce 

zaspokoić  własne  potrzeby.  Jeśli  dobrze  pamiętam  to,  co 
opowiadałaś,  zawsze  tak  było.  Nie  musisz  płakać  z  jego 
powodu. Nie jest wart ani jednej twojej łzy. Niech robi to, co 
chce. Nie zważaj na to. 

- Jest moim bratem... 
-  Tak,  ale  z  tego  nie  wynika,  że  należy  mu  się  jakaś  taryfa 

ulgowa. 

-  Masz  rację,  ale  to  tak  bardzo  boli.  Po  każdej  takiej  akcji 

powtarzam, że nie chcę mieć z nim więcej do czynienia. Ale 
moje drugie „ja" karci mnie za to i przypomina mi, że jest... 

Jan jej przerwał. 
-  To  nie  ma  sensu...  W  takim  stanie  nie  możesz  być  sama. 

Posłuchaj, odwołam spotkanie i za trzy godziny będę u ciebie. 
Wytrzymasz tyle sama? 

Co  on  powiedział?  Za  trzy  godziny?  Przecież  jest  co 

najmniej... Zastanawiała się gorączkowo, ile godzin jazdy ich 
dzieli. 

- Chcesz przylecieć? - zapytała i rozśmieszyła ją ta miła myśl. 
- Oczywiście, inaczej nie mógłbym być u ciebie tak szybko - 

odpowiedział  tak,  jakby  to  była  najbardziej  oczywista  rzecz 
pod słońcem. 

 

background image

- Jan... - zawahała się, bo nie wiedziała, co powiedzieć. - Jan, 

samoloty nie czekają na lotnisku, aż się ktoś zdecyduje dokądś 
polecieć. Jest plan lotów, wyznaczone godziny... 

Jan się roześmiał. 
- Wiem, ale są też prywatne samoloty, które' o każdej porze 

można wyczarterować. 

Chyba oszalał. 
-  Posłuchaj,  czuję  się  już  lepiej.  Wyrzuciłam  z  siebie 

wszystko,  co  mnie  dręczyło,  i  już  mi  zdecydowanie  lepiej... 
Porozmawiajmy  jeszcze  chwilę,  a  jutro...  Jutro  znowu  się 
zdzwonimy i obiecuję ci, że nie będę już płakać. Wybacz mi, 
proszę, że przeze mnie wpadłeś na tak szalony pomysł. Taka 
akcja z powodu zwykłego małego spięcia rodzinnego... 

-  Najdroższa  Leno,  ten  szalony  pomysł  bardzo  mi  się 

spodobał  i  nic  mnie  od  niego  nie  odwiedzie.  Jeśli  cię  to 
uspokoi, to dodam jeszcze, że nie przyjadę cię pocieszać, tylko 
cię zobaczyć. Bardzo za tobą tęsknię. 

-  Jan,  możemy  się  umówić  inaczej.  Nie  musisz  z  mojego 

powodu wynajmować prywatnego samolotu. Czy ty wiesz, ile 
to kosztuje? 

Znowu się roześmiał. 
 

background image

- Domyślam się, że niemało. Z mojej pensji dziennikarza nie 

mógłbym  sobie  pozwolić  na  taką  ekstrawagancję,  ale  na 
szczęście  dostałem  w  spadku  mnóstwo  pieniędzy.  Nie 
przykładam do tego żadnej wagi, ale wydać coś z tego, żeby cię 
ujrzeć...  To  wspaniały  pomysł  i  dlatego  skończmy  już  tę 
rozmowę. Im wcześniej wylecę, tym prędzej będę u ciebie. Już 
się cieszę na nasze spotkanie, moja piękna. Na razie! 

- Jan, ja... - urwała, kiedy zorientowała się, że się rozłączył. 
Serce waliło jej jak młotem, kiedy odkładała słuchawkę. 
Dopiero  teraz  dotarło  do  niej,  co  Jan  zamierza.  To  istne 

szaleństwo. Nie powinna była do tego dopuścić. 

Wróciły jej siły. 
Ponownie chwyciła za telefon. Musiała mu wyperswadować 

ten szalony pomysł. To wariactwo wydawać majątek tylko po 
to,  żeby  ją  zobaczyć,  ponieważ  ona  jest  w  tym  momencie 
nieszczęśliwa i trochę popłakała... 

No dobrze, nie trochę, ale mimo wszystko to nie jest powód, 

żeby wszystko rzucać i do niej przyjeżdżać. 

 

background image

Lena  wybrała  numer  Jana,  ale  wyłączył  komórkę. 

Prawdopodobnie  przypuszczał,  że  będzie  próbowała  odwieść 
go od tego pomysłu. 

Już nic nie mogła zrobić. Jan jest w drodze. Oszalał, naprawdę 

oszalał,  ale  to  nie  zmienia  faktu,  że  ogromnie  się  cieszy  na 
niespodziewane spotkanie z nim. 

Od  razu  rozpoznał,  że  płakała.  Wystarczyło,  że  smutnym 

głosem  wypowiedziała  swoje  nazwisko.  Tylko  ktoś,  kto  całą 
swoją uwagę poświęca drugiej osobie, kto kocha, jest w stanie 
tak szybko się zorientować, że coś jest nie tak. 

Jan naprawdę ją kocha. Wiedziała, że zrobi wszystko, żeby ją 

uszczęśliwić. 

Zakręciło się jej w głowie. Naprawdę nie musiał wynajmować 

prywatnego samolotu, żeby do niej przylecieć i ją pocieszyć. 

Jan jest szalony, naprawdę szalony. To równie spontaniczny i 

zwariowany  pomysł,  jak  wtedy,  gdy  Thomas  wynajął 
helikopter  i  zrzucił  z  niego  setki  róż  nad  posiadłością 
Fahrenbach. 

Jan... Thomas... 
Jak dla zwykłej wiejskiej dziewczyny, wieśniacy, jak nazywa 

ją rodzeństwo, mężczyźni w jej życiu zadziwiająco wiele dla 
niej robią. 

 

background image

Ale  Thomasa  już  nie  ma.  W  jej  życiu  nie  ma  dla  niego 

miejsca. W sercu, niestety, wciąż jest. Choć bardzo się stara, 
nie umie go wyrzucić z pamięci. 

Jan... 
Tak  bardzo  pragnęła,  żeby  Janowi  udało  się  wyrzucić 

Thomasa z jej serca. Jest cudownym człowiekiem. Zasłużył na 
miłość taką, jaką sam był w stanie komuś podarować. 

Lena zamknęła oczy. Słyszała, jak bije jej serce. 
Jan przyjedzie! 
Bardzo się z tego cieszy, ale jest też trochę niespokojna. 
Nie  widzieli  się  od  czasu  zaproszenia  Isabelli  Wood,  kiedy 

namiętnie się całowali. Czasem tylko dzwonili do siebie. 

Jak  się  ma  zachować?  Powinna  być  czuła  i  nawiązać 

zachowaniem do tego, co między nimi wtedy zaszło, czy też 
może ma być opanowana i spokojna? 

Myśli  kłębiły  się  w  jej  głowie.  Wreszcie  przywołała  się  do 

porządku. 

To  głupota  planować,  co  i  kiedy  się  stanie,  a  może  mieć 

jeszcze plan awaryjny. 

Kiedy przyjedzie Jan i staną naprzeciwko siebie, problem sam 

się rozwiąże. 

 

background image

Lena podniosła się z fotela. Ma jeszcze dużo czasu, ale chce 

się trochę przyszykować. Nie może stanąć przed nim jak jakiś 
zapłakany Kopciuszek. 

background image

Lena nie musiała czekać trzech godzin, chociaż nastawiła się 

na długie czekanie. Kiedy szła otworzyć drzwi, wzięła głęboki 
oddech i usiłowała ukryć zdenerwowanie. 

Po długim zastanawianiu i kilku przymiarkach zdecydowała 

się  założyć  ciemnobrązowe  dżinsy*  i  brązowy  sweter  z 
kaszmiru. 

Wiele osób uważa brąz za smutny kolor, ale Lena wiedziała, 

że  do  twarzy  jej  w  tym  kolorze,  poza  tym  dobrze  się  w  nim 
czuła. A to przecież najważniejsze. Musi się czuć dobrze. Nie 
chce z siebie zrobić przebierańca tylko po to, żeby się komuś 
przypodobać. 

Otworzyła drzwi i spojrzała w błyszczące oczy Jana. 
-  Witaj,  moja  piękna.  Jestem  -  powiedział  i  wziął  ją  w

7

 

ramiona. 

Pocałował ją czule i delikatnie. 

background image

Lenę opuściły wszystkie wcześniejsze wątpliwości. Czuła się 

niewyobrażalnie dobrze. 

Bez zastanowienia oddała się jego pocałunkom i uściskom. 
Trwało  to  dość  długo,  zanim  spostrzegli,  że  wciąż  stoją  w 

drzwiach. 

Jan puścił ją i zaśmiał się cicho. 
- Mogę wejść? - zapytał i powiedział: - Boże. jakaś ty piękna. 
Zaczerwieniła  się  i  spuściła  wzrok.  Potem  odezwała  się 

szeptem: 

- Cieszę się, że jesteś. Wejdź do środka, zanim zamarzniemy 

na zewnątrz. 

Nie  musiała  tego  powtarzać.  Poszedł  za  nią,  rzucił  torbę 

podróżną i ponownie wziął ją w ramiona. 

-  Jak  wspaniale  trzymać  cię  w  ramionach,  czuć  twoją 

bliskość. 

-  Wspaniale,  że  przyjechałeś.  To  niesamowite.  Trochę 

popłakałam,  a  ty  wynajmujesz  prywatny  samolot,  żeby 
przylecieć  do  mnie.  To  naprawdę  niesamowite.  Nie  mogę 
nikomu o tym powiedzieć, bo i tak nikt mi nie uwierzy. 

Jan przycisnął ją mocniej do siebie. Lena wtuliła się w niego. 
 

background image

-  Nadzwyczajne  okoliczności  wymagają  nadzwyczajnych 

środków - powiedział. - Byłaś przez telefon taka nieszczęśliwa, 
taka samotna. Nie mogłem cię zostawić w takim stanie. 

- Nie jestem przyzwyczajona do takiej wielkiej troski. 
- Już czas to zmienić - zaśmiał się i znowu ją pocałował. 
Lena długo się zastanawiała, jak to będzie, kiedy się spotkają. 

Przemyślała  chyba  wszystkie  scenariusze,  a  było  zupełnie 
inaczej.  Było  pięknie,  niezwykle  pięknie...  Cieszyła  się  jego 
bliskością  i  po  raz  pierwszy,  odkąd  się  znali,  poddała  się, 
uczuciom, jakie do niego żywiła. Czyżby się w nim zakochała? 

Ta myśl ją oszołomiła. Wyswobodziła się z jego objęć. 
-  Chodźmy  do  biblioteki.  Rozpaliłam  w  kominku.  Tam  jest 

przytulniej.  I  naszykowałam...  Nie,  Nicola  naszykowała  dla 
nas  coś  dobrego  do  jedzenia.  Czego  się  napijesz?  Wina? 
Szampana? 

Jan znowu wziął ją w ramiona. 
- To wszystko brzmi kusząco, ale zaczekajmy jeszcze, moje 

serce. 

Znowu ją pocałował. 

background image

„Powiedział »moje serce«", pomyślała Lena. Pierwszy raz tak 

ją  nazwał.  Zaraz  przestała  o  tym  myśleć,  bo  jego  pocałunki 
były piękniejsze niż słowa, chociaż i te brzmiały wspaniale. 

Jakie to cudowne uczucie, kiedy Jan ją całuje. Niesamowite. 

Lena  myślała,  że  to  niemożliwe,  żeby  jakiś  inny  mężczyzna 
oprócz  Thomasa  mógł  wzbudzić  w  niej  takie  radosne 
uniesienie i cudowne doznania. 

„Nuże więc, żegnaj i ozdrowiej, serce...", przypomniała sobie 

ostatni wers pięknego wiersza Hermanna Hessego. To Jan jej 
go przysłał... 

Napisał  wiersz  na  pięknym  papierze  i  oprawił  w  srebrną 

ramkę. Lena postawiła go na biurku i ciągle czytała. Idealnie 
do niej pasował. Pewnie nie tylko do niej, może do wielu osób. 

Życie niesie ze sobą nieustanne zmiany, z którymi trzeba się 

pogodzić  i  przyjąć  je  z  pokorą.  A  ona?  Pogodziła  się  już  i 
przyjęła je z pokorą? Czy nadszedł wreszcie moment, gdy jej 
serce musi się pożegnać z Thomasem i zwrócić ku Janowi? 

Tego jeszcze nie wiedziała, ale zdawała sobie sprawę, że nie 

może  i  nie  chce  dłużej  zamykać  się  na  uczucie  Jana.  Jego 
bliskość tak dobrze na nią wpływała. 

 

background image

Przyjechał,  bo  zauważył,  że  jest  w  złym  nastroju.  To  może 

być tylko miłość! 

-  U  ciebie  jest  tak  cudownie  -  powiedział  Jan,  kiedy  usiadł 

wreszcie na kanapie i przyciągnął ją do siebie. 

Lena miała wprawdzie ulubiony fotel, ale siedzieć obok Jana 

to  było  coś  więcej.  Nie  broniła się, z  łatwością rezygnując z 
fotela. 

- Kocham moją posiadłość. To mój raj. 
-  To  rzeczywiście  raj.  Tu  można  nabrać  dystansu, 

zrelaksować się, oddać marzeniom, wyciszyć... 

Lena  spojrzała  na  niego  zaskoczona.  Jan  to  mówi?  On? 

Człowiek, który wszędzie czuje się jak w domu? 

Roześmiała się. 
- Dlaczego się śmiejesz? - zapytał. 
- Te słowa brzmią w twoich ustach trochę dziwnie. Ktoś taki 

jak ty, który jeździ po całym świecie... Nie spodziewałam się z 
twoich  ust  takich  słów,  jak  „wyciszenie",  „zrelaksowanie", 
„marzenia".. 

Objął ją i przyciągnął do siebie. 
-  Widzisz,  jak  pozory  mylą...  Wiesz,  Leno,  jestem  bardzo, 

bardzo  szczęśliwy,  że  pozwoliłaś  mi  się  do  siebie  zbliżyć. 
Kocham cię i niczego 

 

background image

bardziej  nie  pragnę,  niż  tego,  żebyś  kiedyś  odwzajemniła 

moje  uczucia.  Jeśli  tak  się  stanie,  to  zamieszkam  z  tobą  w 
posiadłości. 

Serce  zaczęło  jej  mocniej  bić.  Thomas  nigdy  jej  tego  nie 

powiedział,  a  może  było  to  dla  niego  tak  oczywiste,  że  po 
prostu o tym nie mówił? 

- A twoja praca? Przecież jest dla ciebie bardzo ważna. 
Nie od razu odpowiedział. 
-  Nie  taka  ważna  jak  ty.  Nie  przestrasz  się  tego,  co  teraz 

powiem.  To  jeszcze  melodia  przyszłości.  Ale  mógłbym  tu 
wieść  spokojne  życie  u  twojego  boku,  jeździć  konno, 
żeglować... 

-  Nie  wystarczyłoby  ci  to,  bo  jesteś  zbyt  aktywnym, 

pracowitym i ruchliwym człowiekiem - podsumowała Lena. 

Nie  wierzyła  własnym  uszom,  że  powiedział  coś  takiego. 

Dokładnie to, o czym marzyła. Żyć w posiadłości z mężczyzną, 
któremu wystarczy bycie z nią w Fahrenbach i który nie będzie 
się tu nudził. 

Teraz Jan się roześmiał. 
- Wcale nie jestem aż taki ruchliwy i niespokojny. Po prostu 

jestem  ciekawy.  Mógłbym  tu  żyć  i  wreszcie  zacząć  pisać 
książki, co planuję od 

 

background image

bardzo dawna. Sama powiedz, czy jest jakieś lepsze miejsce 

do pisania książek niż ta bajeczna posiadłość? 

To było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Zresztą sam 

powiedział, że to melodia przyszłości. Lena nie wiedziała, co 
się  z  nią  dzieje.  Czuła  się  jak  łupinka  orzecha  pośrodku 
szalejącego oceanu. 

Coś się zmieniło między nią a Janem. 
Nawet  dużo...  Ale...  Tak,  jest  jeszcze  jedno  małe  „ale".  Ma 

nadzieję, że wkrótce się go pozbędzie i bez żadnych zastrzeżeń 
otworzy się na uczucie Jana. 

Zdaje się, że odgadł jej myśli. Pochylił się lekko do przodu i 

powiedział: 

- Nie mogę  się już  dłużej oprzeć tym smakołykom na  stole. 

Może czerwone wino do tego? Pasowałoby idealnie. 

-  Oczywiście.  Mogę  ci  zaproponować  doskonałe  wino  z 

naszych  francuskich  winnic...  W  zasadzie  już  nie  naszych  - 
poprawiła się. - To winnice Jórga. Dostał je w spadku. 

-  Ale  ty  wciąż  się  z  nimi  identyfikujesz  i  czujesz  się  za  nie 

odpowiedzialna. 

Została przyłapana na gorącym uczynku. 
 

background image

- Tak, ale tylko dopóki  Jórg jest w podróży... A jeśli  potem 

będzie mnie potrzebował, to chętnie mu pomogę. 

- On tobie też? Lepiej nie odpowiadać na to pytanie. Zresztą 
nie ma na nie odpowiedzi. 
-  Pójdę  po  wino  i  kieliszki  -  powiedziała  i  zerwała  się  na 

równe nogi. 

Jan też wstał. 
- Nie musisz się wstydzić, moje serce, że zawsze starasz się 

pomóc  innym.  Gotowość  do  niesienia  pomocy  to  wspaniała 
cecha twojego charakteru. Dlatego nie musisz się z tym kryć. 
Tylko nie wolno ci się dać wykorzystywać, a myślę, że twoje 
rodzeństwo bezwstydnie to robi, zgodnie z przysłowiem „Dać 
palec, a wezmą całą rękę". 

Lena westchnęła. 
Doskonale ją przejrzał. Ona już chyba się nie zmieni. Ale nie 

chce o tym rozmawiać. Szkoda czasu. 

-  Widziałeś  już  film  „Samotność  liczb  pierwszych"?  - 

zmieniła temat. 

Jan wybuchł głośnym śmiechem. 
-  Nie,  jeszcze  nie.  Nie  jestem  jednak  pewien,  czy  chcę  go 

oglądać. Mimo kilku nominacji nie 

 

background image

zdobył  żadnej  nagrody,  a  i  krytycy  nie  zachwycają  się  nim 

szczególnie. Ale zrozumiałem. Wcale nie chcesz rozmawiać o 
filmie,  chcesz  po  prostu  zmienić  temat.  Nie  ma  sprawy. 
Mówiłem ci już, że jesteś piękna? 

Owszem, powiedział jej to wiele razy, ale Lena jakoś w to nie 

wierzyła. Jest ładna, tyle sama może o sobie powiedzieć, ale 
piękna? Piękne są niektóre aktorki, ale ona? Lena Fahrenbach? 

Spojrzała  na  niego  z  powątpiewaniem.  Znowu  odgadł  jej 

myśli. Przyciągnął ją do siebie. 

- Dla mnie jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie... I zanim 

zaprotestujesz, moje serce, po- . wiem, że jesteś piękna nawet z 
krótkimi włosami. 

Nie czekał na jej odpowiedź, tylko się nachylił, żeby zamknąć 

jej usta pocałunkiem. 

Lena  zamknęła  oczy  i  poddała  się  mu  całkowicie.  Tak, 

wspaniale jest czuć jego bliskość, jego ramiona i pocałunki. 

background image

Im  dłużej  byli  razem,  tym  lepiej  się  czuła.  I  to  wcale  nie  z 

powodu czerwonego wina, które popijali. 

Po  prostu  mieli  sobie  dużo  do  powiedzenia.  Łączyły  ich 

wspólne zainteresowania, zgadzali się w wielu sprawach, a co 
najważniejsze, umieli rozmawiać o wydarzeniach i problemach 
dnia codziennego. 

Dlaczego  z  Thomasem  nie  było  to  możliwe?  Nie,  nie,  nie! 

Znowu  Thomas.  Ten  mężczyzna  nie  może  błąkać  się  w  jej 
myślach jak duch. To nieważne, jaki był, co myślał... Duchy 
przeszłości muszą zniknąć z jej życia. Raz na zawsze. 

- Co jest, kochana? - zaniepokoił się Jan. 
Nic  nie  umknie  jego  uwadze.  Przecież  nie  może  mu 

powiedzieć, że myślała właśnie o Thomasie i tym, jak bardzo 
ich miłość nie przystawała do codziennego życia. 

 

background image

- Jestem... trochę zmęczona - powiedziała, bo nic lepszego nie 

przyszło jej do głowy, a to też nie była najlepsza wymówka. 

Jan zerknął na zegarek. 
- O rany! Druga w nocy. Nic dziwnego, że jesteś zmęczona. 

Wybacz proszę, że nie kontrolowałem czasu... Już pora spać. 

Nawet  gdyby  zaprotestowała,  że  chce  jeszcze  trochę 

posiedzieć, Jan by się nie zgodził. 

Niespełna pięć minut później szli na górę. 
Jan zaniósł swoją torbę podróżną do pokoju gościnnego, który 

przygotowała wcześniej dla Doris. 

Ale... 
Lena była tak zdenerwowana, że potknęła się i gdyby nie Jan, 

pewnie by się przewróciła. Miała nadzieję, że za dnia Jan nie 
zauważy jej ciągłego rozkojarzenia. 

Co będzie dalej? Objął ją i namiętnie całował. 
Pójdzie z nią do sypialni? Czy spędzą razem tę noc? Będą... 

będą... będą... się kochać? 

Te myśli pojawiały się w jej głowie niczym błyskawice. 
Chce tego? Tak, właściwie tak. Ale czy nie za wcześnie? 
 

background image

Nie  chce  się  rzucać  w  wir  poplątanych  uczuć  i  zrobić  coś, 

czego  potem  będzie  żałować.  Nie  jest  kobietą,  która  od  razu 
idzie z facetem do łóżka, bo okoliczności temu sprzyjają. 

Chce... 
Sama  nie  wie,  czego  chce!  Są  teraz  razem.  Musi  się 

zdecydować, co za chwilę się wydarzy... 

Lena była tak rozkojarzona, że cała zaczęła drżeć. Zupełnie 

oszalała! 

Zachowuje się jak dziewczyna, która pierwszy raz spędzi noc 

z mężczyzną. 

Pierwsza noc... Z Janem to będzie pierwsza noc, jeśli pójdzie 

z nią do jej sypialni. Chyba go nie wyrzuci? 

Pod drzwiami jej sypialni zatrzymali się. 
Jan wziął ją w ramiona, przeczesał ręką jej króciutkie włosy i 

czule pocałował ją w czoło. 

- Dobranoc, moje serce, śpij dobrze. Niech ci się przyśni coś 

pięknego. 

Uśmiechnął się do niej słodko. 
Potem puścił ją i poszedł do pokoju, w którym miał spędzić 

noc. 

Zatrzymał się na chwilę pod drzwiami, odwrócił i pomachał 

jej na pożegnanie, po czym zniknął w środku. 

 

background image

Lena wciąż stała pod drzwiami swojej sypialni. 
Niewiele brakowało, a wybuchłaby histerycznym śmiechem. 
Ona o mało nie dostała zawału, podejrzewając, że Jan będzie 

chciał spędzić z nią noc, a on wcale nie miał takiego zamiaru. 
Nie podjął nawet najmniejszej próby. 

Nagłe  zrobiło  jej  się  przykro,  że  została  sama.  To  znaczy, 

chyba było jej przykro. Pobiegła do łazienki, szybko się umyła, 
wróciła  do  sypialni  i  wskoczyła  do  łóżka.  Nasłuchiwała 
odgłosów zza drzwi. 

Usłyszała trzaśnięcie drzwi, potem kroki na korytarzu. 
Serce zaczęło jej bić jak szalone. Teraz? 
Nie, Jan poszedł do łazienki, słyszała szum wody, po chwili 

znowu jego kroki na korytarzu. Może się waha? Zatrzymał się? 

 

Wstrzymała oddech i nasłuchiwała. 
Nie, poszedł dalej. Znowu usłyszała trzaśnięcie drzwi, potem 

zrobiło się cicho. Za cicho jak na jej gust. 

Gdyby  się  nie  zachowała  tak  dziecinnie,  Jan  byłby  teraz  u 

niej, leżałaby w jego ramionach i... 

 

background image

Nie!   
  Dobrze się stało. 
Chciała  czuć  jego  bliskość  tylko  po  to,  żeby  uciec  od 

samotności. To za mało. Musi pragnąć jego bliskości z miłości 
do niego, a nie żeby zapomnieć o cierpieniu. Wtedy niczego 
nie będzie żałować. 

Czy to przypadkiem nie jest jej kolejny wymysł? Przepis na 

życie? 

Dlaczego zawsze jest taka ostrożna? Dlaczego wciąż się boi, 

że ktoś ją zrani? Normalnie nie jest taka. W interesach potrafi 
zaryzykować i postawić na swoim. 

Ta  emocjonalna  niepewność  musi  mieć  związek  z  jej 

dzieciństwem,  brakiem  matczynej  miłości.  Ale  ta  trauma  z 
dzieciństwa nie może jej towarzyszyć przez całe życie. Ojciec 
ją kochał, kochał za obydwoje rodziców. To prawda, ale za jej 
niepewnością musi się kryć coś więcej. To przede wszystkim 
strach  przed  opuszczeniem.  Opuściła  ją  matka,  która  dla 
pieniędzy wyjechała za mężczyzną do Ameryki Południowej, a 
własną  rodzinę  nie  tylko  zostawiła,  lecz  wręcz  wyrzuciła  ze 
swojego życia. 

Thomas... 
 

background image

Nie, on jej nie zostawił. To ona skończyła ich związek, kiedy 

odkryła, że ma żonę. Gdyby nie zerwała z nim definitywnie, 
nie próbując nawet słuchać jego wyjaśnień, pewnie dalej by ją 
zwodził, a ona czekałaby na niego... 

Lena odwróciła się na bok. 
Jan jest inny. Od początku grał w otwarte karty. Powiedział, 

że ją kocha i będzie na nią czekać. Nie zdradził, że Thomas jest 
żonaty, chociaż o tym wiedział. Mógłby z tego skorzystać, ale 
tak nie postąpił. Może Jan jest na nią zły? 

Pożegnał się z nią właściwie po bratersku. Pocałował w czoło 

i pogłaskał po głowie. Może sję zorientował, że sama nie wie, 
czego chce. Że chce i nie chce spędzić z nim nocy. 

Może powinna do niego pójść i powiedzieć mu... No właśnie, 

co ma mu powiedzieć? Że chce się z nim przespać? Naprawdę 
tego chce?! 

Zerwała się z łóżka, rozsunęła zasłony i otworzyła okno. 
Na dworze było strasznie zimno. 
Spojrzała  na  posiadłość.  Światła  wszędzie  pogaszone.  Nie 

świeci się ani u Dunkelów, ani u Daniela, ani w czworakach. 
Nic dziwnego, że w czworakach jest ciemno. Nikt tam teraz nie 
mieszka. 

 

background image

Lena  pomyślała  o  doktor  Christinie  von  Orthen,  jej 

pierwszym gościu. U niej świeciło się często do późna w nocy. 
Pani doktor często stała w oknie i wpatrywała się w przestrzeń, 
bo nie mogła spać. Wtedy Lenie wydawało się to dziwne, ale 
jeszcze  nie  wiedziała,  że  ta  kobieta  jest  ostatnią  miłością  jej 
ojca  i  przyjechała  tu,  żeby  się  pożegnać  z  ukochanym 
mężczyzną i z marzeniami o wspólnej przyszłości. Śmierć ojca 
Leny pokrzyżowała ich plany. 

Również  marzenie  Sylvii  o  szczęściu  legło  w  gruzach.  W 

najstraszniejszym śnie nie wyobrażała sobie, że w tak młodym 
wieku  zostanie  wdową  i  w  taki  okrutny  sposób  straci 
największą  miłość  życia.  Martin  wyszedł  z  domu  zdrowy  i 
pogodny. Nie  przypuszczał,  że  nigdy już  do  niego  nie  wróci. 
Los? Przeznaczenie? 

Niezależnie od tego, jak to nazwać, można z tego wyciągnąć 

tylko jedną naukę. Trzeba żyć i korzystać z chwili, bo koniec 
może nastąpić tak szybko. 

Lena  zmarzła  i  zamknęła  okno.  Nie  zaciągnęła  zasłon,  bo 

lubiła spoglądać w noc i cieszyć oczy księżycem, gwiazdami i 
chmurami pędzonymi przez wiatr. 

 

background image

Latem  cieszyła  ją  każda  spadająca  gwiazda.  Wtedy  szybko 

wymyślała  jakieś  życzenie.  Jakie?  Oczywiście  związane  z 
Thomasem. 

Wróciła do łóżka i nakryła się kołdrą pod samą brodę. 
Następnym  razem  odważy  się  spędzić  z  Janem  noc,  ale 

jeszcze nie dziś. 

To,  co  ich łączy,  nie  jest  wyidealizowaną  miłością,  o  jakiej 

mówiła Doris. 

Mają ze sobą wiele wspólnego, a to dobrze wróży na wspólną 

przyszłość.  Jan  nie  ma  też  problemu  z  zamieszkaniem  w 
posiadłości.  Lena  lubi  być  z  nim,  dobrze  się  z  nim  czuje, 
uwielbia jego pocałunki, umie się z nim śmiać i żartować. Po 
prostu być razem. 

Szkoda,  że  teraz  nie  spada  żadna  gwiazda.  Gdyby  teraz  ją 

zobaczyła, pomyślałaby, że chce... Tak, że chce być z Janem. 

Położyła się na boku. 
Ale  ona  jest  dziecinna.  Nie  potrzebuje  spadającej  gwiazdy, 

żeby jej marzenie się spełniło. Wystarczy, że powie „tak". 

Jan van Dahlen kocha ją i pragnie, żeby zostali parą. 
Lena zamknęła oczy. 
 

background image

Następnym  razem  powie  „tak".  Tak,  następnym  razem  na 

pewno. Jan i ona mają szansę na wspólną przyszłość. I szansę 
na szczęście. 

Na jej ustach zagościł uśmiech. 
Nie do wiary. Jan przyjechał tylko dlatego, że była smutna. 

Tak po prostu, nie zważając na trudy dalekiej podróży i koszty. 
Coś takiego może zrobić jedynie człowiek, który kocha. 

Jan  van  Dahlen.  Tak,  jest  wyjątkowym  człowiekiem,  a  na 

dodatek 

niesamowicie 

przystojnym. 

Nawet 

Lisa 

to 

potwierdziła. 

I ten mężczyzna ją kocha. To cudowne, po prostu cudowne. 
Zasnęła. 

background image

Chociaż  Lena  spała  tylko  kilka  godzin,  rano  obudziła  się 

bardzo wcześnie. 

Cieszyła się, że zaraz zobaczy Jana i zjedzą razem śniadanie. 

Niestety, po wspólnym posiłku Jan będzie musiał jechać. 

Wstała,  założyła  jedwabny  kremowy  szlafrok  i  cichutko 

otworzyła drzwi. 

Czy Jan już się obudził? 
Wyszła na korytarz i poczuła kuszący zapach kawy. 
Pewnie przyszła Nicola i szykuje im śniadanie. Można było 

się tego po niej spodziewać. 

Lena zbiegła ze schodów i zajrzała do kuchni. Zamurowało ją. 
Jan, już ubrany, stał przy kuchence i smażył jajka na bekonie. 
Stół był nakryty, kawa gotowa i pachnąca, grzanki w tosterze. 
 

background image

-  Dzień  dobry,  moje  serce...  Chwileczkę  -  powiedział  i 

odstawił patelnię. 

Podszedł do Leny, wziął ją w ramiona i czule pocałował. 
- Dobrze spałaś? - zapytał. 
Lena  nie  wierzyła  własnym  oczom.  Nie  pomyślała,  że  Jan 

wstanie tak wcześnie i wszystko naszykuje. 

- Tak - odpowiedziała nieco oszołomiona. Jan roześmiał się. 
- To  dopiero początek. Następnym razem ugotuję  dla ciebie 

obiad. Smażona sola w moim wydaniu jest nie do pobicia. To 
tylko jedno z moich popisowych dań. 

- Jan... - wydusiła z siebie. 
Zabrzmiało  to  może  infantylnie,  ale  Lena  nie  była  w  stanie 

wykrztusić z siebie więcej. 

Nie  znała  go  od  tej  strony.  Był  dla  niej  mężczyzną 

podróżującym  po  całym  świecie,  znającym  wpływowych 
ludzi, a teraz stoi w jej kuchni i po prostu szykuje śniadanie! 

Jeszcze raz ją pocałował. 
-  Siadaj...  Wycisnąłem  też  sok  z  pomarańczy.  Wystarczyło 

akurat na dwie szklanki. Nie masz zbyt dużych zapasów. 

 

background image

Lena usiadła. Jan nalał jej kawy. 
-  Masz  rację,  ale  dla  mnie  jednej  nie  opłaca  się  ich  robić. 

Zresztą  Nicola  zajmuje  się  jedzeniem.  Przyzwyczaiłam  się 
chodzić  do  nich  na  posiłki,  skoro  i  tak  gotuje  dla  męża  i 
Daniela. Poza tym Nicola jest w tym świetna. 

- Wiem - powiedział i postawił przed nią talerz ze smażonymi 

jajkami  i  z  chrupiącym  bekonem.  -  Isabella  też  była 
zachwycona jej kuchnią. 

Lena zaczęła jeść. 
- Doskonałe, jesteś poważną konkurencją dla Nicoli. 
- Dziękuję. Leno... Tak mi przykro, że niedługo będę musiał 

się  zbierać.  Wolałbym  oczywiście  zostać  z  tobą,  ale  niestety 
nie  mogę.  Nie  teraz.  Ale  to  się  zmieni.  Zrobię,  co  mam  do 
zrobienia, a potem przystopuję, jak już wczoraj mówiłem. 

-1 co potem? 
- Zajmę się pisaniem książki i będę spędzał z tobą dużo czasu, 

żebyśmy się lepiej poznali i żebyś się przekonała, że szczerze 
cię kocham i jestem właściwym facetem. 

Lena  nic  nie  odpowiedziała.  Sięgnęła  po  filiżankę  kawy  i 

trochę się napiła. 

 

background image

- Kiedyś się o tym przekonasz - kontynuował. - Mam czas i 

jestem cierpliwy. I tak się cieszę, że jeszcze nie skoczyłaś mi 
do  gardła  lub  nie  uciekłaś  ode  mnie.  A  to  już  duży  postęp, 
prawda? 

Lena pokiwała głową. 
-  W  nocy  zastanawiałam  się  nad  tym.  Myślę...  Myślę,  że 

mogłoby  nam  się  udać.  Ale  potrzebuję  jeszcze  czasu.  Chcę 
mieć  pewność.  O  ile  w  przypadku  uczuć  można  mówić  o 
jakiejś pewności... 

- Skąd takie myśli? 
- No cóż, Thomas też mówił, że... 
-  Serce  moje,  ja  nie  jestem  Thomasem.  To  ja,  Jan.  I  mam 

zupełnie inne zdanie. Wierzę w pewność uczuć... Nie chcę cię 
poganiać ani naciskać. Jestem szczęśliwy, że cię spotkałem, i 
cieszę się każdą chwilą, którą mogę z tobą spędzić. Leno, jesteś 
tak cudowną kobietą, że aż nie mogę uwierzyć w to, że dałaś mi 
szansę zdobyć twoje serce. 

Spojrzała na niego i wydawało jej się, że go kocha. To uczucie 

otworzyło jej serce, ale jednocześnie trochę ją wystraszyło. 

Tak bardzo chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydobyć z 

siebie głosu. Była jak sparaliżowana jego słowami i uczuciem, 
które ją wypełniało, ale którego jeszcze nie potrafiła nazwać. 

 

background image

Miłość? 
Tak, może to miłość, ale Lena była jeszcze zbyt ostrożna, by 

właściwie  nazwać  tę  delikatną  roślinkę,  która  nagle  w  niej 
wykiełkowała. Będzie ją chronić i pielęgnować, żeby wyrósł z 
niej płomienny kwiat miłości. 

Jan jest inny niż Thomas. Inaczej całuje i ją obejmuje. Ale jej 

się to bardzo podoba... 

Spojrzała na niego promiennym wzrokiem. 
- Jan, nieistotne są argumenty za ani przeciw, nieważne, czy 

się  to  komuś  podoba,  czy  nie...  Chcę  spróbować  być  z  tobą, 
poznać cię i... - chciała dodać „nauczyć się cię kochać", ale nie 
powiedziała tego. 

Może już go kocha, tylko jeszcze tego po prostu nie wie. 
Jan  spojrzał  na  nią.  W  jego  wzroku  było  tyle  radości,  tyle 

szczęścia... Jej słowa niezmiernie go ucieszyły. 

- Podoba mi się to! To wspaniale, Leno... 
Nie  wytrzymała.  Zerwała  się,  chciała  podejść  do  Jana,  on 

wstał w tym samym momencie, spotkali się więc w pół drogi. 
Jan wziął ją w ramiona. 

-  Kocham  cię  -  szeptał.  -  Nawet  nie  wiesz,  jak  bardzo  cię 

kocham. 

 

background image

Potem zaczął ją całować. Nagle świat się skurczył. Byli tylko 

oni. Wszystko wystygło: kawa, jajka, bekon i tosty. Ale jakie to 
miało znaczenie? Liczyła się tylko ta chwila niewyobrażalnej 
czułości i miłości. 

background image

Kiedy Jan wyjechał, do Leny nagle dotarło, ile naprawdę dla 

niej znaczy. 

Z jednej strony była szczęśliwa, że coś wspaniałego rozwija 

się między nimi, z drugiej strony zaś smutna, że wyjechał. 

Zastanawiała się, czy od razu iść do destylarni, czy najpierw 

do Nicoli. Nagle rozległo się pukanie ?do drzwi. 

To nie może być Jan. Jaki miałby powód, żeby wrócić? Chce 

jeszcze raz wyznać jej miłość? Przecież zrobił to już tyle razy. 
Poza tym wraca normalnym liniowym rejsem, a nie prywatnym 
samolotem. Wprawdzie ma dużo pieniędzy, ale jest rozsądny, 
co Lenie bardzo się podobało. Nie afiszuje się z pieniędzmi ani 
ich nie trwoni. Jak to dobrze, że są tacy ludzie jak Jan. Gdyby 
Frieder  był  na  jego  miejscu,  nie  tylko  bez  przerwy  wynaj-
mowałby prywatne samoloty... Nie, on od razu 

 

background image

kupiłby samolot, jacht oczywiście też, a jego platynowa karta 

kredytowa  rozgrzałaby  się  do  czerwoności  od  ciągłego 
używania. Lena otworzyła drzwi. 

W  progu  stał  Markus.  Był  blady  i  zmęczony.  Nietrudno 

zrozumieć,  dlaczego  tak  wygląda.  Ból  po  rozstaniu  z 
ukochanym  człowiekiem  nie  przechodzi  tak  szybko  jak 
wiosenny katar. 

- Cześć... Masz chwilkę? - zapytał. - Czy... Doris jest jeszcze 

u ciebie? 

Lena pokręciła głową. 
-  Nie,  wyjechała  zaraz  po  rozmowie  z  tobą.  Wejdź,  proszę. 

Masz ochotę na kawę? 

- Nie, dziękuję. Muszę zaraz iść. Mam spotkanie z  ważnym 

klientem.  Gdyby  nie  on,  zrobiłbym  sobie  wolne.  Jestem  taki 
skołowany... Doris zerwała ze mną, wyjechała, a ja zostałem 
sam na gruzach mojego życia. 

Usiadł w fotelu, wpatrywał się w stół i wziął z niego kartkę. 
- Jakiś list - powiedział Markus. 
Lena też go zauważyła. Wzięła od Markusa kartkę, złożyła ją i 

schowała  do  kieszeni.  Nie  chciała  czytać  listu  w  obecności 
Markusa. Po piśmie poznała, że to od Jana. 

 

background image

Usiadła. 
- Doris mówiła, że wściekłeś się na nią. 
- Chyba miałem powód, nie sądzisz? - uniósł się. - Najpierw 

udaje uczucia, a potem posyła mnie do diabła. Ciekaw jestem, 
jak  ty  byś  się  zachowała.  Biłabyś  brawo,  dziękowała  za 
zniszczone marzenia? Kochałem ją, nadal ją kocham... 

-  Markus,  posłuchaj,  ona  też  cię  kocha,  ale  nie  umie  żyć  w 

naszym  spokojnym  Fahrenbach.  To  chyba  lepiej,  że 
powiedziała  ci  prawdę,  była  szczera  i  podjęła  decyzję,  jeśli 
nawet ta decyzja była bolesna. Postąpiła uczciwie i wierz mi, ja 
wolałabym, żeby postępowano wobec mnie uczciwie. Pomyśl, 
co zrobił Thomas? Udawał wielką miłość, a był żonaty! Gdyby 
nie  przypadek,  nie  dowiedziałabym  się  o  Nancy  i  dalej  bym 
czekała  i  łudziła  się,  że  kiedyś  na  zawsze  przyjedzie  do 
Niemiec. 

-  Masz  rację,  to  nie  było  eleganckie.  Ale  nie  zapominaj,  że 

chciał  z  tobą  porozmawiać  i  wszystko  ci  wyjaśnić.  Nie 
pozwoliłaś mu na to. 

-  Powinien  mi  był  to  powiedzieć  od  razu!  Przecież  Nancy 

istnieje, jest jego żoną. Niby co chciał z nią zrobić? Wytrzeć ją 
gumką  ze  swojego  życia  czy  też  może  chciał  żyć  z  dwoma 
kobietami naraz? - Lena machnęła ręką. - Zresztą nie mówmy 

 

background image

o  Thomasie. To  już  przeszłość. Chciałam  ci jedynie  dać  do 

zrozumienia, że Doris postąpiła uczciwie i szlachetnie. Kocha 
cię,  a  jednak  zwraca  ci  wolność,  bo  nie  chce  cię 
unieszczęśliwić. 

-  Gdyby  mnie  naprawdę  kochała,  przyzwyczaiłaby  się  do 

życia w Fahrenbach. 

- Powiedz, przeprowadziłbyś się do miasta? Spojrzał na nią z 

oburzeniem. 

-  Oszalałaś?  Nie  mógłbym.  Tu  jest  moje  miejsce.  Nawet 

gdybym  nie  miał  tartaku,  nie  mógłbym  na  stałe  mieszkać  w 
mieście. 

- Ale od Doris wymagasz, żeby się przyzwyczaiła do życia na 

wsi! 

-  To  nic  trudnego.  Każdy  może się  przyzwyczaić.  Tobie  się 

udało,  chociaż  większość  życia  spędziłaś  w  mieście. 
Przyjechałaś  tu  dopiero  wtedy,  gdy  dostałaś  posiadłość  w 
spadku. Chcesz się stąd wyprowadzić? 

- Nie. Ale nie porównuj mnie z Doris. Tu są moje korzenie. 

Już jako dziecko kochałam Fahrenbach i posiadłość. 

- Doris mogłaby... Lena mu przerwała. 
-  Nie,  Markusie,  nie  wmawiaj  sobie.  Doris  zawsze  żyła  w 

mieście. To, że źle się czuła we Francji 

 

background image

i  nie wytrzymała na zamku, nie było  spowodowane  jedynie 

tym, że nie zna francuskiego. Może zabrzmi to głupio, ale ona 
nie  może  znieść  ciszy  i  spokoju.  Na  szczęście  w  porę  się 
zorientowała, zanim unieszczęśliwiła i ciebie, i siebie. Myślę, 
że pewnego dnia ją zrozumiesz i zaakceptujesz jej decyzję, a 
wtedy  będziecie  się  mogli  spotykać  i  rozmawiać  jak  dwoje 
dorosłych  ludzi.  Doris  jest  moją  przyjaciółką.  Będzie  tu  od 
czasu do czasu przyjeżdżać.    Markus wstał. 

- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Lepiej już pójdę...   
Lena była pewna, że Markus oczekiwał od niej czegoś innego. 

Na pewno miał nadzieję, że będzie miała takie samo zdanie jak 
on i będzie wściekła na Doris. 

-  Wierz  mi,  wolałabym,  żebyście  się  pobrali  i  na  zawsze 

zostali  w  Fahrenbach.  Bardzo  lubię  Doris.  Ale  jest  jak  jest. 
Szanuję jej decyzję i wiem, że zaoszczędzi to wam wielu trosk. 
Spróbuj ją po prostu zrozumieć. 

Markus poklepał Lenę po ramieniu. 
-  Nie  miej  mi  tego  za  złe.  Dziękuję,  że  mnie  wysłuchałaś. 

Zdzwonimy się kiedyś... 

 

background image

Lena chciała coś powiedzieć, ale Markus ruszył już w stronę 

drzwi. 

W progu odwrócił się i powiedział: - Wiesz, Leno, nie muszę 

skakać z wieży kościelnej, żeby się przekonać, co to jest ból. 
Tak teraz się czuję. 

Wyszedł szybko z domu, nie zamykając za sobą drzwi. 
Doskonale rozumiała ból i zawód, jaki odczuwał. Nie mogła 

mu pomóc. Musi przez to przejść sam. 

Oby wkrótce poznał jakąś kobietę, ale tym razem taką, która 

będzie gotowa zamieszkać z nim w wiejskiej idylli. 

Ona ma Jana. 
Przypomniała  jej  się  kartka,  którą  schowała  do  kieszeni. 

Wyjęła ją i rozłożyła. 

Najdroższa  Leno,  gdyby  szczęście  miało  imię,  to  nosiłoby 

twoje.  Dziękuję  za  wspaniale  chwile.  Dziękuję,  że  jesteś. 
Kocham cię. 

Twój Jan 
Westchnęła głośno i nie wstydziła się łez, który płynęły jej po 

policzkach. 

background image

Jan... Jak to dobrze, że jest. Dzięki niemu życie będzie miało 

sens, słońce znowu dla niej zaświeci. W sumie już świeci, nie 
tylko symbolicznie, ale tak naprawdę. 

Na dworze rzeczywiście świeciło słońce. Nie świeciło tak jak 

latem, ale na tyle mocno, że udało mu się przebić przez szare 
chmury na zimowym niebie. 

To na pewno dobry znak! 
Chciała  właśnie  zamknąć  drzwi,  kiedy  zza  rogu  wyszedł 

listonosz. 

- Ta wspinaczka na górę jest dość męcząca - zaśmiał się. - Ale 

wędrówka do posiadłości to mój poranny sport. Mam dla pani 
sporo  przesyłek.  Są  czasopisma  do  pani  Dunkel.  Mogę  je  u 
pani zostawić czy mam podjechać do Dunkelów? 

Lena wiedziała, że Nicola zawsze częstuje listonosza kawą i 

trochę plotkują o tym, co się dzieje we wsi. 

-  Wezmę  czasopisma,  ale  może  chce  się  pan  napić  kawy  z 

panią Dunkel. Ja, niestety, nie mogę  panu zaproponować tak 
wspaniałego napoju. 

Listonosz machnął ręką. 
-  Dzisiaj  nie.  I  tak  trochę  późno  do  państwa  przyjechałem. 

Zagadałem się z panią Gruber. 

 

background image

W  gospodzie  napiłem  się  kawy.  Biedna  pani  Gruber:  bez 

męża i w zaawansowanej ciąży... 

Listonosz  wiedział,  że  Lena  i  Sylvia  się  przyjaźnią,  i  miał 

nadzieję, że dowie się od Leny czegoś więcej, co będzie mógł 
przekazać  w  następnym  domu.  Lena  uważała  go  za 
sumiennego człowieka, ale jeśli chodzi o plotki, to źle trafił. 

- Pani Gruber sobie poradzi. To silna kobieta, no i ma jeszcze 

nas. 

Odebrała od niego pocztę, a kiedy listonosz zauważył, że nie 

dowie się od niej niczego ciekawego, pożegnał się, wsiadł na 
rower i odjechał. 

Lena wróciła do domu, żeby zostawić na komodzie prywatną 

korespondencję. Korespondencję firmową schowała do torby, 
potem złożyła czasopisma dla Nicoli. Przypadkowo jej wzrok 
padł  na  tytuł  jednego  z  artykułów:  „Szczęśliwe  zrządzenie 
losu. Matka i syn spotykają się po ponad trzydziestu latach". 

Przez chwilę zastanawiała się, czy nie schować przed Nicolą 

czasopisma. Ten artykuł złamie jej serce, znowu będzie płakać. 

Nicola  nigdy  nie  przeboleje,  że  tuż  po  narodzinach  musiała 

oddać do adopcji swoją córeczkę. Była sama, ojciec dziecka ją 
oszukał i zostawił, 

 

background image

bo  nie  miała  mieszkania  ani  pieniędzy.  Podobno  czas leczy 

rany. Ale nie w tym przypadku. 

Lena usiadła na chwilę. Nie po to, żeby przeczytać artykuł o 

krzykliwym  tytule.  Artykułem  w  ogóle  nie  była 
zainteresowana.  Pomyślała  o  córce  Nicoli,  którą  odnalazła 
mimo  przeciwności  losu.  Doktor  Yvonne  Wiedemann  była 
cenionym lekarzem pediatrą. Udało jej się nakłonić Yvonne do 
przyjazdu  do  posiadłości  i  zamieszkania  w  jednym  z 
apartamentów. Chciała, żeby kobieta przynajmniej przyjrzała 
się Nicoli i ją poznała. Lena miała nadzieję, że Nicola zrobi na 
niej dobre wrażenie i nic już nie stanie na drodze do pojednania 
matki i córki. Niestety, nie udało się. Yvonne przyjechała do 
posiadłości  z  przybranym  ojcem,  rozmawiała  z  Nicolą  i 
zasypywała  ją  najrozmaitszymi  pytaniami,  co  trochę 
denerwowało Nicolę. Ale nie nastąpiło to, o czym czyta się w 
powieściach.  Więzy  krwi  nie  dały  o  sobie  znać  i  Yvonne 
wyjechała z ojcem jeszcze tego samego dnia, którego przyje-
chała.  Potem zadzwoniła  do  Leny  i  powiedziała,  że  nie  chce 
mieć żadnego kontaktu z biologiczną matką. 

Lena pokonała tyle przeszkód, ale Yvonne zawiodła. Nicola 

nigdy się nie dowie, że ona jest jej 

 

background image

córką. Lena nie może jej tego powiedzieć, bo złamałaby jej 

serce. 

Kiedy  tak  siedziała  i  zastanawiała  się,  czy  oddać  Nicoli 

czasopismo, ta właśnie weszła do jej domu. 

Zniszczenie lub schowanie gazety nie wchodziło w rachubę. 
- Co tak siedzisz? - zaniepokoiła się Nicola. - Źle się czujesz? 
-  Skądże,  czuję  się  świetnie.  Sortowałam  pocztę.  Przyszły 

twoje czasopisma. 

- Dlatego tu jestem. Muszę przecież wiedzieć, co słychać na 

królewskich dworach. Dlaczego Michel sam nie przyniósł mi 
czasopism? Zawsze chętnie wpada na kawę. 

Lena usiłowała się roześmiać. 
- Wypił kawę u Sylvii. Dzisiaj jest chyba dzień plotek. Późno 

przyszedł. Zaczekaj na mnie. Idę z tobą. I tak muszę zajrzeć do 
destylarni. 

Poszły razem przez dziedziniec. 
- Leno, wiesz może, gdzie Daniel znika wieczorami? Często 

wychodzi i zawsze jest taki odstawiony. 

-  Nie  mam  pojęcia  -  powiedziała  Lena  zgodnie  z  prawdą.  - 

Ale uważam, że to dobrze, że ma 

 

background image

jakieś zajęcie. Przecież nie może ciągle siedzieć w domu albo 

przesiadywać u was. 

-  Masz  rację,  ja  też  się  cieszę,  że  ma  jakieś  zajęcie.  Po 

tragicznej śmierci Laury zupełnie się odizolował. Tylko dziwi 
mnie  jedno.  Zawsze  chętnie  mówił,  co  robi,  a  tym  razem 
milczy. Myślisz, że ma jakąś pannę? 

Lena zatrzymała się. 
- Daniel? 
- No co, dlaczego nie? Jest mężczyzną, nawet przystojnym i 

wcale  nie  tak  starym.  Dlaczego  nie  miałby  poznać  jakieś 
kobiety? Życzę mu tego z całego serca. Jest za młody na życie 
w samotności. Nie musi być ciągłe sam. 

Nicola  miała  rację.  Ale  Lena  nigdy  nie  widziała  w  nim 

mężczyzny, który ma  prawo kochać i być  kochanym. Daniel 
był po prostu Danielem. 

- Wiesz, gdyby tak było, to życzę mu jak najlepiej. Zasługuje 

na szczęście. Podpytać go trochę? 

Nicola pokręciła głową. 
-  Lepiej  nie.  Daniel  ma  swoje  zasady.  Jeśli  chce  o  czymś 

powiedzieć, to powie, ale wtedy, gdy sam uzna to za stosowne. 
Pomyśl, ile czasu potrzebował, żeby powiedzieć ci o Laurze i 
jej tragicznym losie. 

 

background image

Tak, to prawda. Rzeczywiście późno się o tym dowiedziała. 

Ale o takich sprawach trudno mówić. Nie chodzi tu o wstyd, 
tylko o ból, który chyba nigdy nie przeminie. To straszne, co 
Daniel przeżył - tuż przed ślubem wypadek Laury, w wyniku 
którego została sparaliżowana, potem jej samobójcza śmierć... 

-  Wiesz,  Nicola,  mam  nadzieję,  że  te  wieczorne  wyjścia 

Daniela to nie są wypady do kina czy coś podobnego, tylko że 
spotyka się z jakąś miłą kobietą. 

- Ja też. Ale teraz mam zamiar zaparzyć sobie kawę i zatopić 

się w lekturze. Jestem bardzo ciekawa, co słychać u pięknych i 
bogatych. 

„Biedna Nicola - pomyślała Lena. - Oby nie zaczęła od tego 

artykułu o matce i synu, bo będzie miała zmarnowany dzień". 

- Widzimy się później - powiedziała Lena. 
- Co dzisiaj na obiad? 
- Gołąbki i ziemniaki. Aleks tak sobie zażyczył. 
- Mniam, mniam. 
- Zawsze tak mówisz - zaśmiała się Nicola. 
- Tobie można wszystko podstawić pod nos. I tak się będziesz 

zajadać. 

Lena objęła okrąglutką i kochaną Nicolę. 
 

background image

- Bo świetna z ciebie kucharka, moja droga. Na razie... Gdyby 

coś, wiesz, gdzie mnie znaleźć. 

-  A  co  ma  być?  Poczytam  czasopisma  i  biorę  się  za  obiad. 

Niestety, nie mamy gości. No już, marsz do pracy. Zimno mi tu 
tak stać na dworze. Nie mam zamiaru się przeziębić. A ty też 
nie  powinnaś  biegać  ubrana  tak  lekko.  Zarzuć  na  siebie 
przynajmniej jakiś sweter. 

-  Pobiegnę  do  destylarni,  to  się  rozgrzeję.  Ale  obiecuję,  od 

jutra zakładam sweter. 

Lena odwróciła się  i ruszyła pędem do destylarni. Miała na 

sobie  jedynie  dżinsy  i  cienki  sweterek.  To  rzeczywiście  nie 
najlepszy pomysł tak cienko się ubierać o tej porze roku. 

Kiedy  dobiegła  do  destylarni,  od  razu  poszła  do  Daniela. 

Oczywiście o nic go nie będzie pytać, ale może zauważy jakąś 
zmianę. Do tej pory nic jej się nie rzuciło w oczy. 

Przywitała  się  z  nim  i  chyba  zbyt  natarczywie  niż  zwykle 

wpatrywała się w niego, bo z miejsca zapytał: 

- Co jest? 
- Nic, a co? 
- To co tak na mnie patrzysz? Musiała wziąć się w garść. 
 

background image

- Patrzę jak zawsze... - odparła i szybko zmieniła temat. - Są 

jakieś zamówienia? 

- Nic szczególnego. Ale wiesz, mam jakieś dziwne przeczucia 

co  do  tej  sieci  Grosik.  Zamawiają  i  zamawiają,  ale  nie  płacą 
rachunków.  Wstrzymałem  dostawę  i  poprosiłem  o  uregulo-
wanie zaległości. Myślę, że nie jesteś zła? 

-  Oczywiście,  że  nie.  Marcel  też  wstrzymał  dostawy 

Friederowi, bo nie płaci. 

-  Twój  brat  nikomu  nie  płaci,  a  ta  sieć  jeszcze  dwa-trzy 

miesiące  temu  płaciła  regularnie.  Teraz  nie  mogę  się 
skontaktować  z  nikim  kompetentnym.  Mam  dziwne 
przeczucia.  Zgadzasz  się,  żebym  ostro  zareagował  lub 
zasięgnął języka? 

- Danielu, nie strasz mnie... 
- Nie chcę cię straszyć, tylko naprawdę mam złe przeczucia. 

Ale  jeśli  nic  się  za  tym  nie  kryje,  to  zdenerwujemy  ich  i 
stracimy dobrego klienta. 

-  Zaraz  zadzwonię  do  biura  podatkowego.  Pan  Fischer  ma 

rozległe kontakty. Na pewno czegoś się dowie. 

- To dobry pomysł - powiedział. - Co było w poczcie? 
- Jeszcze nie sprawdziłam - odpowiedziała Lena i podała mu 

koperty. 

 

background image

Nie mogła mu przecież powiedzieć, że martwiła się o Nicolę i 

dlatego nawet nie spojrzała na nadawców. 

Daniel przeglądał koperty. Jedną zatrzymał. 
- Z kancelarii adwokackiej - powiedział. 
- Z reguły nie wróży to nic dobrego. 
Inne  listy  odłożył  na  bok  i  zajął  się  listem  z  kancelarii 

adwokackiej.  Otworzył  kopertę,  przeczytał  list  i  podał  go 
Lenie.  „Jeszcze  tylko  tego  mi  brakowało",  pomyślała, 
przeczytawszy list. 

Adwokaci  informują  ich  o  otwarciu  postępowania 

dotyczącego  upadłości  jednego  z  ich  klientów.  Firma  nie 
zapłaci już rachunków, których łączna wartość wynosi ponad 
dziesięć tysięcy euro. 

Masz  ci  los!  A  tak  pięknie  zaczął  się  ten  dzień,  od 

pocałunków Jana i wspólnego śniadania. 

- Wyobrażasz sobie? - zapytała przerażona. 
- Molders to przecież firma z tradycjami. 
-  Owszem,  ale  jednocześnie  jedna  z  tych,  które  sprzedają 

tylko  ekskluzywne  artykuły,  mające  oczywiście  swoją  cenę. 
Od nas brali głównie Finnemore Eleven. Ludzie nie mają już 
tak dużo pieniędzy. Coraz częściej zastanawiają się, czy kupić 
drogi alkohol w ekskluzywnym sklepie, 

 

background image

czy skorzystać z promocji u jakiegoś taniego dostawcy. Oby 

to nie był początek złej passy. 

- Oby nie, bo inaczej od razu możemy zwijać interes. 
- Hej, Leno, co to za reakcja? Zawsze jesteś pełna optymizmu, 

a  teraz?  Mam  nadzieję,  że  nie  popsułem  ci  humoru  moimi 
wątpliwościami co do Grosika. Teraz jeszcze ta wiadomość - 
powiedział i wskazał list z kancelarii adwokackiej. - Leno, nie 
damy się. Poza tym niewypłacalność nie oznacza bankructwa. 
Skontaktuj się z tymi adwokatami. Jeśli nasz towar jeszcze tam 
jest,  wycofamy  go.  Może  da  się  też  coś  wyciągnąć  z  masy 
upadłościowej, na której powetujemy stratę. 

- Danielu, mógłbyś to zrobić za mnie? 
- Nie ma sprawy. Jeśli trzeba, pojadę tam i zabiorę nasz towar. 
- Masz wolną rękę - stwierdziła i niemal uciekła z jego biura. 
Daniel  to  prawdziwy  skarb.  Jak  to  dobrze,  że  tu  jest.  Na 

dodatek  pracuje  tak  solidnie,  jakby  sam  był  właścicielem 
firmy. 

Lena poszła do swojego biura. Usiadła przy biurku i spojrzała 

na  zdjęcie  ojca,  a  potem  na  oprawiony  w  ramkę  wiersz 
„Stopnie". 

 

background image

Wcześniej na biurku stało zdjęcie Thomasa; 
Może postawić tu teraz zdjęcie Jana? 
Później, zrobi to później. 
Jan. Kto by pomyślał, że ona i Jan... 
Przeraźliwy  dźwięk  telefonu  wyrwał  ją  z  zamyślenia. 

Odebrała. Dzwonił Christian, jej przyrodni brat. 

-  Leno,  przepraszam,  że  przeszkadzam  ci  w  pracy  - 

powiedział, jak tylko się z nią przywitał. Słychać było, że jest 
przygnębiony. - Mówiłaś, że bez problemu mogę dzwonić na 
numer firmowy, więc skorzystałem z tego. Masz chwilkę? 

-  Oczywiście.  Co  się  stało?  Twój  głos  nie  brzmi 

entuzjastycznie. 

-  Fatalnie  się  czuję.  Specjalnie  wziąłem  urlop,  żeby  poznać 

matkę. Poleciałem do Londynu, gdzie się akurat zatrzymała, i 
godzinami czekałem w hotelu. W końcu udało mi się do niej 
dopchać.  Wcześniej  kazałem  jej  zanieść  karteczkę  z  infor-
macją, z której wynikało, kim jestem - przełknął głośno ślinę. - 
I wiesz, co się stało? 

Lena wyobraziła sobie reakcję matki, ale wolała nie mówić o 

tym głośno. 

- Stałem przed nią, a ona nawet mi nie zaproponowała, żebym 

usiadł. Tylko patrzyła na mnie 

 
 

background image

 
lodowatym wzrokiem. Tego spojrzenia nie zapomnę do końca 

życia.  Nagle  w  teatralnym  geście  podniosła  obydwie  ręce  z 
niezliczonymi  pierścionkami  i  zrobiła  taki  ruch,  jakby  się 
chciała  pozbyć  natrętnego  owada.  Kazała  mi  się  wynosić  i 
nigdy więcej jej nie nachodzić... Patrzyłem na nią i nie byłem w 
stanie  wydusić  z  siebie  słowa.  Potem  sięgnęła  po  telefon  i 
powiedziała,  że  jeśli  sam  nie  wyjdę,  to  każe  mnie 
wyprowadzić.  Nie  miałem  wyboru,  odwróciłem  się  i 
poszedłem, a ona krzyczała za mną, że ma już dwóch synów i 
w zupełności jej to  wystarczy, więc trzecim nie jest w ogóle 
zainteresowana. 

Lena  ostrzegała  go,  ale  nie  chciał  słuchać.  Nie  wierzył,  że 

kobieta,  która  jest  matką,  może  być  tak  okrutna.  Już  raz 
pokazała,  jak  okrutna  potrafi  być,  kiedy  podrzuciła 
pierworodnego  syna  siostrze  bliźniaczce  i  wyjechała,  nie 
martwiąc  się  o  swoje  dziecko.  Christian  nie  pasował  do  jej 
planu  na  życie,  który  sprowadzał  się  głównie  do  tego,  żeby 
złapać bogatego mężczyznę i odpowiednio się ustawić. Jej się 
udało, a to, że pokrzyżowała plany życiowe własnej siostry, nie 
miało najmniejszego znaczenia. 

- Christian, masz jeszcze kilka dni urlopu? 
 

background image

- Tak, pięć. 
- Mam pomysł. I tak zamierzałeś mnie odwiedzić, więc może 

przyjedziesz  teraz.  Mielibyśmy  okazję  lepiej  się  poznać. 
Myślę,  że  to  odpowiedni  moment...  Wsiadaj  w  samochód, 
pociąg  lub  samolot  i  przyjeżdżaj.  Sprawisz  mi  tym  ogromną 
radość. 

- Mówisz serio? 
- Oczywiście, inaczej bym tego powiedziała. Zastanawiał się 

przez moment. 

-  Dobrze,  przyjadę...  Samochodem.  Będę  u  ciebie  dzisiaj 

późnym  popołudniem.  Leno,  ale  przyjadę  pod  jednym 
warunkiem. Musisz tego naprawdę chcieć. 

Chyba  przez  spotkanie  z  matką  Christian  stracił  pewność 

siebie. 

- Chcę tego i już się cieszę na spotkanie z tóbą. Te słowa go 

uspokoiły. Pożegnali się. 

Lena  poczuła  narastające  przygnębienie.  Szkoda  jej  było 

Christiana.  Poznał  wreszcie  rodzinę  i  nikt  z  niej  nie  chciał  z 
nim  rozmawiać,  nie  chcieli  go  zaakceptować  jako  członka 
rodziny. 

Lena  to  jedyna  osoba,  która  nie  tylko  go  akceptuje,  lecz 

również  cieszy  się,  że  ma  jeszcze  jednego  brata  i  to  bardzo 
sympatycznego. 

 

background image

Nie mogła usiedzieć przy biurku. I tak nie umiałaby się skupić 

na żadnej pracy. Poza tym musi przyszykować pokój gościnny 
dla Christiana. Zwykle zajmuje się tym Nicola, ale dzisiaj Lena 
nie chce jej tym obarczać. Najpierw musi przeboleć ten artykuł 
o matce i synu. 

Poszła do biura Daniela, żeby go poinformować, że wraca do 

domu.  Żywo  dyskutował  przez  telefon  z  adwokatem.  Nie 
chciała  mu  przerywać,  więc  wyszła.  Powiadomi  go 
telefonicznie. 

Zrobiło się jakoś wietrznie i ciemna chmura przesłoniła blade 

słońce. Oby to nie był zły znak. 

Lena  skrzyżowała  ręce  na  ramionach,  żeby  choć  trochę 

ochronić się przed zimnem, i pobiegła do domu. 

background image

Christian przyjechał dopiero pod wieczór. Były korki i jakiś 

wypadek, więc nie mógł szybko jechać. Na szczęście był już na 
miejscu.  Lena  przywitała  go  serdecznie.  Spontanicznie  go 
objęła i ucałowała.   

-  Cieszę  się,  że  jesteś.  Wchodź  do  domu  -  powiedziała  i 

pociągnęła go do środka. 

Dzięki takiemu powitaniu Christian nabrał nieco pewności. 
- Dziękuję za zaproszenie. Leno, muszę ci coś powiedzieć. W 

drodze  miałem  dużo  czasu,  żeby  przemyśleć  wizytę  w 
Londynie. Postanowiłem wyrzucić Carlę z mojego życia. Raz 
na zawsze. Niczego od niej nie chciałem, tylko marzyłem, żeby 
ją  poznać.  To  był  błąd.  Byłoby  lepiej,  gdybym  to  sobie 
darował. 

- Jest jaka jest. Wierz mi, że najlepsze, co możesz zrobić, to o 

niej zapomnieć. Chodź, pokażę ci twój pokój. 

 

background image

Weszli na górę. 
„Co  za  szalone  dni  -  pomyślała  Lena.  -  Najpierw  cisza  i 

spokój, a teraz odwiedziny jedne po drugich". 

-  Jesteśmy  na  miejscu  -  powiedziała  i  otworzyła  drzwi  do 

pokoju gościnnego. 

Christian rozejrzał się. 
-  Jest  piękny  -  zachwycał  się.  -  Dziękuję.  Odstawił  swoją 

torbę podróżną. 

- Łazienka jest z przodu. Chodź, pokażę ci. Poszli razem do 

łazienki. 

- To twoje ręczniki - wyjaśniła i pokazała te leżące na krześle. 

- Łazienka jest do twojej dyspozycji. Ja będę korzystać z tej na 
dole. 

- Leno, to może ja z tej na dole... 
- Wykluczone - zaprotestowała. - Nie tylko klient to nasz pan, 

gość też... Chcesz się trochę odświeżyć? 

- W zasadzie tylko umyć ręce. 
- OK, zaczekam na ciebie przy schodach i pokażę ci z grubsza 

dom, żebyś wiedział, co i jak, a jutro dokładnie cię oprowadzę. 
Nicola,  już  ją  poznałeś,  naszykowała  nam  coś  do  jedzenia. 
Wystarczy podgrzać w mikrofalówce. 

Christian odwrócił się i objął Lenę. 
 

background image

-  Leno,  bardzo  ci  za  wszystko  dziękuję.  Potem  szybkim 

krokiem wszedł do łazienki. 

Po chwili wyszedł i dołączył do Leny. Zeszli na dół. 
- Jesteś już głodny? 
- Nie, jeszcze nie. 
- W takim razie możemy przejść do salonu albo do biblioteki z 

^kominkiem. 

-  Brzmi  zachęcająco.  Skoro  wolno  mi  wybrać,  to  wolę 

bibliotekę i kominek. Uwielbiam ogień w kominku. W domu 
matki,  to  znaczy  w  domu  Roberty,  też  mieliśmy  kominek. 
Często siedzieliśmy przy nim i rozmawialiśmy. Było tak przy-
jemnie... Rozmawialiśmy i wpatrywaliśmy się w ogień. 

-  Ja  też  to  lubię.  Dobrze,  już  ustalone,  gdzie  usiądziemy,  a 

teraz musimy zadecydować, co pijemy, panie doktorze Berger. 
Mogę  zaproponować  wino,  czerwone  lub  białe,  szampana, 
piwo, wodę, różne soki i oczywiście, alkohole z całego świata. 
W końcu je sprzedaję i mam dostęp do przeróżnych gatunków. 

- O matko! Zaopatrzenie jak w barze w luksusowym hotelu. 

Trudny  wybór.  Ale  najlepsze  będzie  chyba  wino.  Tak, 
poproszę czerwone wino. 

 

background image

- Świetnie, mój drogi, proponuję w takim razie wino chäteau 

dorleac. Zwali cię z nóg. 

- Skoro jest takie dobre, to muszę koniecznie spróbować. 
Rozmawiali  i  żartowali.  Christian  przestał  być  spięty  i 

zupełnie się wyluzował, co bardzo ucieszyło Lenę. 

Zajął się otwieraniem wina, a ona poszła po kieliszki. 
- Powinniśmy je najpierw poddać dekantacji, ale i tak będzie 

nam smakować. 

- Brakuje tylko ognia w kominku - powiedział Christian i już 

chciał się zająć rozpalaniem. 

-  Ja  się  tym  zajmę  -  oznajmiła  Lena.  W  tym  momencie 

zadzwonił telefon. Kto to może być? 

Lena spojrzała na zegarek. 
To nie może być Jan, bo jest jeszcze w pracy. Lena podniosła 

słuchawkę. 

Dzwoniła jedna z dziewczyn pracujących w gospodzie Sylvii. 
Była  przerażona.  Mówiła  tak  chaotycznie,  że  Lena 

początkowo w ogóle nie zrozumiała, o co chodzi. 

- Sylvia ma skurcze? - przerwała jej. 
 

background image

-Nie... 
- W takim razie co się stało? 
-  Pani  Fahrenbach  -  szlochała  dziewczyna.  -  Niech  pani 

natychmiast  przyjedzie.  Pani  Gruber  się  przewróciła.  Leży 
przy schodach i nie może się podnieść. 

Nie  było  sensu  pytać  o  szczegóły.  Dziewczyna  była  tak 

wstrząśnięta, że nie mogła nic więcej powiedzieć. 

- Już jadę - powiedziała. - Proszę zostać przy pani Gruber. 
Obiecała,  że  nie  ruszy  się  na  krok.  Lena  jeszcze  raz  ją 

upomniała, żeby pilnowała Sylvii, i odłożyła słuchawkę. 

- Co się stało? - zapytał Christian. Lena szybko wyjaśniła mu 

sytuację. 

- Myślę, że będzie lepiej, jeśli od razu zadzwonię po karetkę. 
-  Leno,  jestem  lekarzem.  Pojedziemy  razem  do  twojej 

przyjaciółki. To daleko stąd? 

- Nie, na dole, we wsi. 
- Tym bardziej. Jedziemy... 
-  Przykro  mi,  że  nie  uda  nam  się  spędzić  spokojnego 

wieczoru, na który zasłużyłeś po długiej podróży.   

 

background image

-  Nie  myśl  o  tym.  Mój  zawód  polega  na  niesieniu  pomocy. 

Teraz  ważniejsza  jest  twoja  przyjaciółka  niż  wieczór  przy 
kominku. 

Wsiedli do samochodu i ruszyli. Po drodze Lena opowiadała o 

Sylvii. 

- Boże, jak tragiczny los ją spotkał - odezwał się przejęty. - A 

ja rozpaczam, bo mamusia nie chce mnie znać. 

Lena jechała dość szybko, nawet trochę za szybko. Po kilku 

minutach  byli  już  pod  gospodą.  Zaparkowała.  Na  zewnątrz 
było dużo samochodów. To oznaczało, że w środku jest bardzo 
dużo gości. 

-  Wejdziemy  bocznym  wejściem  -  powiedziała  i  pociągnęła 

Christiana za sobą. 

Już  z  progu  zobaczyli  siedzącą  na  podłodze  Sylvię  z 

wykrzywioną  z  bólu  twarzą.  Odetchnęła  z  ulgą,  kiedy 
zobaczyła  Lenę.  Potem  jej  wzrok  powędrował  na  Christiana, 
który natychmiast  nachylił się  nad  nią i  delikatnie sprawdzał 
kostkę u prawej nogi. 

- Jestem lekarzem... Christian Berger - przedstawił się. 
- Mój brat Christian - wyjaśniła jednocześnie Lena. 
 

background image

Już wcześniej opowiadała Sylvii o nowym członku rodziny. 
-  Trzeba  zrobić  prześwietlenie  -  stwierdził.  -  Musi  pani 

pojechać do szpitala. 

- Czy to konieczne? 
- Niestety, tak. Trzeba wezwać karetkę.  Sylvia nie chciała o 

tym słyszeć. 

- Nie trzeba. Podnieście mnie trochę, wesprę się na was i na 

lewej nodze jakoś dokuśtykam do samochodu. Lewa noga jest 
w porządku. Nie mogę tylko wstać. . 

Lena znała upór Sylvii, dlatego powiedziała od razu: 
- Dobrze, możemy spróbować. 
Razem  z  Christianem  ostrożnie  podnieśli  Sylvię.  Kiedy  się 

upewnili, że może stać na jednej nodze, próbowali iść z nią do 
samochodu. 

- Jakoś dam radę - powiedziała Sylvia. - Od razu powie... - nie 

dokończyła. 

Zamiast tego wydała z siebie przeraźliwy krzyk, a jej twarz 

wykrzywiła się z bólu. Lena i Christian ledwo ją utrzymali. 

- Zaczęły się bóle - powiedział Christian, bo znał się na tym. - 

Musimy jak najszybciej dotrzeć do szpitala. 

 

background image

Doprowadzenie  Sylvii  do  samochodu  było  prawdziwym 

wyzwaniem. Wreszcie się udało. 

- Leno, ty prowadź, a ja usiądę z twoją przyjaciółką z tyłu. 
Zanim ruszyli, przybiegła kelnerka. Wymachiwała torbą. 
- Rzeczy pani Gruber. Będą jej potrzebne. 
-  Dziękuję  -  wydusiła  z  siebie  Sylvia.  -  Hildo,  proszę  nic 

nikomu  nie  mówić.  Słyszy  pani?  Nikomu...  Gospoda  musi 
dalej  pracować,  a  goście  mają  być  zadowoleni.  Ani  słowa  o 
chorobach, wypadkach i tym podobnym. 

-  Nic  nie  powiem  -  obiecała  wystraszona  dziewczyna.  - 

Dopiero, gdy pójdą goście, powiem personelowi. Pani Gruber, 
proszę się nie martwić, wszystkim się tu zajmiemy. 

- Dziękuję, Hildo - powiedziała Sylvia ostatkiem sił i opadła 

na siedzenie. 

Na  jej  czole  wystąpiły  kropelki potu.  Christian delikatnie  je 

wytarł. 

- Ruszaj - rzucił do siostry. 
Potem zajął się Sylvią. Trzymał ją za rękę. 
- Proszę się odprężyć i spokojnie oddychać... Ciepłym głosem 

ją instruował, co i jak ma robić. Jego obecność dobrze na nią 
wpływała. 

 

background image

Lena  znowu  jechała  za  szybko.  W  myślach  się  modliła. 

Prosiła  Boga,  żeby  dzieci  nie  urodziły  się  w  samochodzie,  i 
dziękowała,  że  Christian  jest  z  nimi.  Przyjechał  w 
odpowiednim momencie, a teraz tak umiejętnie zajmował się 
Sylvią!  Jest  naprawdę  wspaniałym  lekarzem,  jednym  z  tych, 
dla których pacjent jest najważniejszy. 

Z  piskiem  opon  zajechali  przed  oświetlone  wejście  do 

szpitala. 

Lena odetchnęła z ulgą. Zdążyli! 

background image

Lenie kamień spadł z serca. Udało się... Dowiozła Sylvię do 

kliniki na czas. Jej modlitwy zostały wysłuchane. Bliźniaki nie 
przyszły na świat w samochodzie. 

Siedziała  jak  sparaliżowana  z  dłońmi  przyklejonymi  do 

kierownicy. 

Dopiero  pojękiwania  Sylvii  wytrąciły  ją  z  zamyślenia. 

Ocknęła się. 

Christian  wyskoczył  z  samochodu.  Kiedy  zobaczył 

wystraszoną minę Sylvii, powiedział łagodnym tonem: 

-  Już  nic  złego  nie  może  się  stać.  Jest  pani  dzielna.  Proszę 

wytrzymać jeszcze chwileczkę. Zaraz do pani wrócę. 

Wbiegł  schodami  na  górę  i  zniknął  za  drzwiami  jasno 

oświetlonego budynku. 

- Dzięki, Lena - szepnęła Sylvia. 
- Dzięki? Za co? 
 

background image

- No, że tak szybko przyjechałaś i wzięłaś ze sobą brata. Nie 

wiem, jak to się dzieje, ale jego stoicki spokój dodaje mi sił. 

- Cieszy mnie to, Sylvia. Nie znałam Christiana z tej strony, to 

znaczy nie widziałam go w akcji jako lekarza. Wydaje mi się, 
że dobrze wykonuje swój zawód. 

- Na pewno, a j  a... 
Nie mogła nic więcej powiedzieć, ponieważ nadeszła kolejna 

fala skurczy. 

Christian podbiegł do nich ze szpitalnym wózkiem. 
- Leno, pomożesz mi? 
Razem posadzili Sylvię na wózku, co wcale nie było łatwe. W 

końcu  rodziła  bliźniaki!  Nie  mogła  nawet  się  wdrapać,  a  o 
normalnym  chodzeniu  w  jej  stanie  w  ogóle  nie  było  mowy, 
gdyż było to niebezpieczne. 

Ułożyli  ją  w  odpowiedniej  pozycji  i  przesunęli  wózek  na 

rampę wjazdową. 

- Zaparkuję samochód i znajdę was! - zawołała Lena. 
Ostatnim razem, gdy znalazła się w szpitalu, Sylvia również 

była  u  jej  boku.  Do  kliniki  przywiódł  je  wówczas  bardzo 
smutny powód. Martin, 

 

background image

ukochany mąż Sylvii, został tam przywieziony po tragicznym 

wypadku  samochodowym.  Znalazł  się  w  niewłaściwym 
miejscu o niewłaściwej porze. Westchnęła. 

Ku  jej  uciesze  dziś  trafiły  do  innego  szpitala  i  z  innego, 

znacznie przyjemniejszego powodu. 

Sylvia  urodzi  bliźniaki.  Ten  radosny  moment  pozwoli  jej 

zapomnieć o bólu wywołanym kontuzją stopy. 

Lena  rozglądała  się  za  wolnym  miejscem  parkingowym. 

Nadaremnie. 

Nie  pozostało  jej  nic  innego,  tylko  czekać,  aż  ktoś  opuści 

szpital, tyle że jej się spieszyło. Najważniejsze, że Christian był 
przy Sylvii. On się nią zaopiekuje. W końcu jest kompetentną 
osobą. 

Dziwny zbieg okoliczności. Christian zjawił się akurat wtedy, 

gdy  był  potrzebny.  Wprawdzie  to  kardiolog  i  internista,  ale 
wyglądało  na  to,  że  wiedział,  jak  należy  się  obchodzić  z 
ciężarną i jak uspokoić podenerwowaną pacjentkę. 

Lenę zdumiał fakt, że Sylvia od razu obdarzyła go zaufaniem. 
Być  może  wynikało  to  z  faktu,  że  ona  i  Martin  z  detalami 

zaplanowali  poród,  który  -  co  naturalne  -  chcieli  przeżyć 
razem. 

 

background image

Podświadomie  Sylvia  scedowała  jego  rolę  na  Christiana, 

który prawdopodobnie robił to, co zrobiłby Martin: działał na 
nią kojąco. 

Oby tylko Sylvia nie załamała się po konfrontacji z brutalną 

rzeczywistością,  kiedy  dotrze  do  niej,  że  za  rękę  trzymał  ją 
obcy mężczyzna, bo jej męża już nie ma... 

Po  śmierci  Martina  zagryzała  wargi  i  nie  poddawała  się 

depresyjnym nastrojom. Jednak po narodzinach dzieci trudniej 
jej będzie utrzymać nerwy na wodzy. 

Ktoś zapukał w szybę. Lena wzdrygnęła się. 
-  Szuka  pani  wolnego  miejsca?  -  zapytał  mężczyzna  w 

średnim wieku. - Przejadę bardziej do tyłu. 

Wskazał  kierunek  swojego  miejsca  parkingowego.  Lena 

podziękowała mu i włączyła silnik. 

Kilka minut później weszła do szpitala i zapytała, gdzie jest 

oddział położniczy. 

Wjechała  windą  na  czwarte  piętro.  Znajdowały  się  tam 

porodówka oraz oddział ginekologiczny. 

W pokoju pielęgniarek spytała o Sylvię. 
-  Ach,  ta  nowo  przyjęta  -  odezwała  się  młoda  i  miła 

pielęgniarka. - Pani Gruber bardzo się spieszyło. Zabrali ją na 
salę porodową. Nasz profesor 

 

background image

jest  przy  niej...  No  i  jej  mąż  -  zachichotała.  -  Stanął  na 

wysokości zadania. 

Sylvia  zgodziła  się,  żeby  Christian  był  przy  narodzinach  jej 

dzieci? 

Właściwie ona powinna tam czuwać, ale w sumie pasowało 

jej, że Christian ją zastąpił. 

Nie wyprowadziła pielęgniarki z błędu. Nie powiedziała, że 

Christian nie jest mężem Sylvii. Bo i po co? 

- Proszę usiąść w poczekalni... Tam z tyłu, za rogiem, mamy 

automat  z  napojami.  Kawa  smakuje  całkiem  nieźle,  ale 
poleciłabym  pani  kakao.  Pychota.  Sprezentuję  pani  dwa 
żetony.  Kto  wie,  ile  będzie  pani  musiała  tu  czekać.  Różnie 
bywa. Niektóre kobiety rodzą godzinami. 

Pielęgniarka obiecała, że zawoła Lenę, gdy bliźniaki pojawią 

się na świecie, po czym schowała nos w dokumentach. 

Lena powoli poczłapała do automatu. 
Ten  oddział  różnił  się  od  pozostałych  w  szpitalu.  Przede 

wszystkim  królowały  tam  jasne  i  przyjazne  kolory.  Ściany 
zdobiły  kolorowe  obrazki,  a  na  wielkiej  tablicy  korkowej 
wisiały  zdjęcia  noworodków  oraz  podziękowania  od 
szczęśliwych rodziców. 

 

background image

Lena z zaciekawieniem przystanęła przy nich. Rozchmurzyła 

się, przyglądając się słodkim fotografiom. Nie mogła się na nie 
napatrzeć.  Obudził  się  w  niej  instynkt  macierzyński. 
Zapragnęła  mieć  własne  dzieci.  Co  najmniej  trójkę!  !               
Marzyła, żeby Thomas był ich ojcem. Z nim i     chciała założyć 
rodzinę. Ciekawe, czy on i jego  żona Nancy mieli dzieci? 

Cóż, rozstali się... Teraz stworzyła zalążek związku z Janem. 

Co prawda za wcześnie jeszcze na snucie planów o wspólnej 
przyszłości. Powoli I    budowali miłosną relację. Nie naciskali na 
siebie...  Łzy  napłynęły  jej  do  oczu.  Odwróciła  się,  ponieważ 
ktoś  delikatnie  dotknął  jej  ramienia.  Oparła  się  o  nią  młoda 
kobieta  w zaawansowanej  ciąży.  Widać,  że  rozwiązanie  było 
blisko. 

  -  Straciła  pani  dziecko?  -  spytała,  błędnie  interpretując 

smutek Leny. - Niech pani lepiej nie ogląda tych zdjęć, i        Lena 
otarła łzy. 

  -  Nie  mam  dzieci  -  wymamrotała.  Młoda  kobieta 

zaczerwieniła się. - O Boże, ale mi głupio... Przepraszam. Pani   
płakała, więc... 

 

background image

- Ach, rozczuliłam się. Pewnie cudownie jest mieć dzieci... A 

ja nawet nie mam męża... 

- Niestety, on nie gwarantuje szczęścia - odparła zduszonym 

głosem kobieta. 

Lena wzruszyła ramionami. 
-  Przykro  mi...  Nie  wiem,  co  powiedzieć,  ale  gdyby  chciała 

pani o tym porozmawiać, chętnie pani wysłucham. 

Kobieta popatrzyła na nią z wahaniem. 
- Pewnie zanudziłabym panią. Mnóstwo jest takich historii... 
-  Mam  czas,  proszę  się  nie  krępować  -  stwierdziła  Lena.  - 

Moja  przyjaciółka  jest  na  sali  porodowej.  Będzie  miała 
bliźniaki i nie wiem, ile czasu to zajmie... Usiądźmy w tamtej 
wnęce.  Fotele  wyglądają  na  wygodne.  Mam  dwa  żetony  na 
napoje. Podobno kakao jest pyszne. 

Młoda kobieta uśmiechnęła się. 
-  Zgadza  się.  Ale  jeśli  będzie  miała  pani  dość,  proszę  mi 

powiedzieć, dobrze? 

-Dobrze. 
Podeszły  do  automatu  z  napojami.  Lena  wrzuciła  żetony, 

nacisnęła  odpowiedni  przycisk,  podała  jeden  z  kubków 
kobiecie i usiadły wygodnie w fotelach. 

 

background image

Zapadła cisza. 
- Kogo pani się spodziewa? - zagadnęła Lena. - Chłopca czy 

dziewczynki? 

- Dziewczynki. Właściwie tak chciałam... 
- Właściwie? 
- Mój mąż odszedł ode mnie właśnie z tego powodu. Podobno 

wolałby chłopca. 

- Słucham? - mknęła z niedowierzaniem Lena. Młoda kobieta 

przebierała nerwowo palcami. 

- Mąż od dawna prowadzał się z kochanką. Żeby tego mało, 

zrobił nam dzieci niemal w tym samym czasie. Ona urodziła 
syna. Spełniła jego marzenie, więc wybrał ją, a ja poszłam w 
odstawkę. Przegrałam w tej grze... 

-  Tak,  ale...  -  Lena  aż  się  zapowietrzyła.  -  Tu  nie  chodzi  o 

żadną grę, jakieś przestawianie pionków na planszy... Pani jest 
jego żoną, a córka powinna go uskrzydlić. 

Kobieta machnęła ręką. 
- Nie warto się pieklić i mazgaić. Już się wypłakałam. Teraz 

muszę patrzeć w przyszłość, a nie patrzeć za siebie... Prędzej 
czy później rozszedłby się ze mną. Nie wystarczałam mu. W 
przeciwnym razie nie przygruchałby sobie kochanki. - Zrobiła 
krótką przerwę. - Cieszę się, że urodzę. Jakoś 

 

background image

sobie poradzę. Wiara czyni cuda. Po burzy zawsze jest słońce. 
- Podziwiam pani siłę, pani... 
- Oj, przepraszam, wywnętrzam się przed panią, a nawet się 

nie  przedstawiłam.  Nazywam  się  Babette...  Babette 
Hagemann. Córeczkę nazwę Marie. 

- A ja jestem Lena Fahrenbach. 
- Fahrenbach? Coś mi to mówi... 
- W pobliżu jest wioska Fahrenbach. 
-  Tak,  wiem,  tam  jest  posiadłość  Słoneczne  Wzgórze. 

Podobno  mają  tam  piękne  apartamenty  wczasowe.  Gdybym 
dysponowała  większą  sumą  pieniędzy,  z  chęcią  bym  się  tam 
wybrała. - Westchnęła. - Trochę potrwa, zanim będzie mnie na 
coś  takiego  stać...  Jestem  zdana  głównie  na  alimenty  od 
mojego  jeszcze  męża...  Poszłabym  do  pracy,  ale  co  zrobię  z 
dzieckiem? Przepraszam, obarczam panią moimi prywatnymi 
sprawami...  Wie  pani,  zwykle  nie  bywam  taka  gadatliwa  i 
wylewna, ale czasami trzeba wyrzucić z siebie emocje. 

- Ale ja z miłą chęcią zostanę pani duszpasterzem. Szczerze. 
- Dziękuję. 
 

background image

- Nie musi pani dziękować. A, i Słoneczne Wzgórze należy do 

mnie.  Jeśli  pani  chce,  może  mnie  pani  odwiedzić  z  Marie. 
Serdecznie zapraszam. Babette wytrzeszczyła oczy. 

- Naprawdę? 
- Uhm. Inaczej bym tego nie mówiła. 
- Przecież pani mnie w ogóle nie zna... 
- Polubiłam panią, nawet bardzo... Możemy się lepiej poznać, 

prawda? 

Babette pokiwała głową. 
- Chciałabym panią odwiedzić... U pani musi być pięknie. 
-  Nie  widziałam  piękniejszego  miejsca.  Słoneczne  Wzgórze 

jest dla mnie rajem. 

Przyszła pielęgniarka. 
- Tu się pani ukryła. Wszędzie pani szukałam. Może się pani 

zobaczyć z przyjaciółką. Urodziła. 

Zwróciła się do młodej kobiety. 
- Pani Hagemann, pani powinna się położyć. 
-  Dobrze  się  czuję  -  oznajmiła  Babette.  -  Ale  skoro  pani 

Fahrenbach już idzie, nie mam ochoty tu zostawać. 

-OK. 
Lena  podała  swojej  rozmówczyni  rękę  na  pożegnanie  i  się 

uśmiechnęła. 

 

background image

-  Miło  było  panią  poznać...  -  Zwlekała  chwileczkę.  -  Mogę 

panią odwiedzać, dopóki będzie pani w szpitalu? 

- Przyszłaby pani do mnie? 
- Tak. 
-  Ojej,  będę  zaszczycona...  Moja  Marie  przyjdzie  na  świat 

dziś albo jutro. 

Pielęgniarka niecierpliwiła się. 
- Idzie pani? - ponagliła Lenę. 
-  Tak,  tak.  Babette,  trzymam  za  panią  kciuki.  Podążyła  za 

pielęgniarką. ; 

Serce  waliło  jej  jak  młotem.  Zaraz  zobaczy  Amalię  i 

Fryderyka.  Do  kogo  są  podobni?  Do  Martina  czy  Sylvii?  A 
może  u  noworodków  nie  da  się  tego  stwierdzić?  Ach, 
obojętne... Najważniejsze, że Sylvia szybko i bez komplikacji 
uporała się z porodem. 

background image

Kiedy  Lena  weszła  do  pokoju,  jedna  z  pielęgniarek  bujała 

jednego z noworodków na rękach, inna zaś, w asyście dwóch 
lekarzy, zniknęła za drzwiami z drugim maluchem. 

-  Czego  pani  tu  szuka?  Proszę  stąd  wyjść!  -  ofuknął  Lenę 

mężczyzna. 

„Na miłość boską, co się stało?", pomyślała Lena. 
- Ja jestem... 
-  Proszę  opuścić  to  pomieszczenie!  -  krzyknął  lekarz, 

prawdopodobnie profesor. 

Lena  popatrzyła  na  szlochającą  Sylvię,  która  jej  nie 

zauważyła, po czym wyszła z sali. Christian wybiegł za nią. 

- Christian, dobrze, że tu jesteś. Co się dzieje? Coś nie tak z 

dzieckiem?  Widziałam,  jak  je  wynieśli.  Dlaczego  Sylvia 
płacze? 

Christian położył rękę na jej ramieniu. 
 

background image

- Nie jest tak źle, jak się wydaje. 
- Mów wreszcie, co się stało! 
- Dziewczynka jest niedotleniona. 
- Czy ona jest... będzie... Czy Amalia umrze? 
-  Ależ  skąd!  Potrzebuje  po  prostu  tlenu.  Właśnie  go  jej 

podają. Za dwa-trzy dni wszystko będzie w porządku. 

Lena odetchnęła z ulgą. 
- Czy z Sylvią wszystko OK? Była jakaś zamroczona... 
- Gdy matka dowiaduje się, że jej dziecku coś dolega, wpada 

w panikę... U twojej przyjaciółki dodatkowy wstrząs wywołały 
wspomnienia. Zaaplikowaliśmy jej środki uspokajające. Zaraz 
zaśnie. Lena, będzie lepiej, jeśli pojedziesz teraz do domu. I tak 
nic nie pomożesz. Przyjedź jutro. 

- A  ty? 
-  Ja  zostanę.  Wydaje  mi  się,  że  moja  obecność  pozytywnie 

oddziałuje  na  twoją  przyjaciółkę.  Lekarze  przeniosą  ją  do 
innego pokoju. Dosuną mi tam drugie łóżko, żebym był przy 
niej, kiedy się obudzi. 

- A Fryderyk? 
- Pierwszą noc spędzi w sali noworodków. Musimy najpierw 

ustabilizować stan emocjonalny 

 

background image

twojej  przyjaciółki.  Odżyły  traumatyczne  przeżycia.  Śmierć 

męża nadal odciska na niej piętno. 

- Dobrze, że tu jesteś, Christian - stwierdziła Lena. - Sylvia ci 

ufa. 

- No dobrze... Jutro świat nabierze kolorów... I wrócę z tobą 

na Słoneczne Wzgórze. Mamy sobie sporo do opowiedzenia. 

Lena uśmiechnęła się. 
-  Racja.  Jestem  dumna,  że  jesteś  moim  bratem.  Przytulił  ją 

mocno. 

- Zawsze marzyłem o takiej siostrze jak ty. Lena oparła głowę 

na jego ramieniu. Że też 

matka  z  zimną  krwią  wykreśliła  takiego  wartościowego 

człowieka ze swojego życia. 

Za nimi otworzyły się drzwi. Przeszła przez nie pielęgniarka. 
-  Doktorze  Berger,  pacjentka  pana  prosi.  Christian  puścił 

Lenę. 

- Już idę... Do jutra, siostrzyczko. 
- Do jutra. Pozdrów ode mnie Sylvię. 
- OK. 
Lena wyszła ze szpitala ze spuszczoną głową. 
Jej myśli krążyły wokół Sylvii. Prosiła w duchu Boga, żeby 

uchronił przyjaciółkę przed depresją poporodową. 

 

background image

Zanim  wsiadła  do  samochodu,  spojrzała  jesz  cze  raz  na 

szpitalną fasadę. W jednej z tych sal leżała Sylvia. 

Wsiadła i przekręciła kluczyk w stacyjce. 
Na szczęście Christian się nią zaopiekował. 

background image

Następnego  ranka  Lena  zastała  Sylvię  w  dobrym  nastroju. 

Albo  znowu  podano  jej  środki  uspokajające,  albo  umiejętnie 
się kontrolowała. 

-  Gratuluję  -  powiedziała  Lena,  ściskając  serdecznie 

przyjaciółkę. 

Christian wziął od niej bukiet kwiatów i poszedł po wazon. 
Lena pochyliła się nad łóżeczkiem stojącym obok Sylvii. 
- O Boże, jaki on jest słodziutki! - krzyknęła. Mały Fryderyk 

miał gęste, ciemne włoski. 

-  Cały  Martin  -  wymamrotała  Sylvia.  Fryderyk  był 

prześliczny ale Lena nie potrafiła 

ocenić, do kogo był podobny. Nagle Sylvia zaczęła płakać. 
-  Martin  byłby  szczęśliwy.  Dlaczego  życie  jest  takie 

niesprawiedliwe? Dlaczego zginął? Przecież nikomu nic złego 
nie zrobił. 

 

background image

Lena przytuliła przyjaciółkę. 
- Sylvia, kochanie, cichutko... Nie zmienisz tego, nie cofniesz 

czasu. Niezbadane są wyroki boskie. 

Do  środka  wszedł  Christian.  Odstawił  wazon  na  szafkę  i 

stanął przy Sylvii. 

- Pani Gruber - zagadnął. - Obiecała mi pani, że nie będzie się 

denerwować i płakać. 

Zaszlochała spazmatycznie. 
-  Wiem,  ale  łatwiej  to  powiedzieć,  niż  zrobić.  Wciąż 

wspominam Martina. Byłby dumny ze swoich dzieci. 

Pogładził ją po włosach.   
- Z pewnością i... 
W tym momencie Fryderyk wydarł się na całe gardło.  Albo 

dostał kolki, albo po prostu był głodny. 

Sylvia odruchowo pochyliła się nad łóżeczkiem, wyjęła go i 

pobujała na rękach. Uciszył się. 

„Może coś mu się przyśniło", przeszło Lenie przez myśl. 
Wzruszający obrazek: Sylvia i jej synek. 
-  Lena,  chcesz  zobaczyć  Amalię?  Oczywiście,  że  chciała. 

Opuściła pokój razem z Christianem. 

 

background image

-  Z  Sylvią  nie  jest  najlepiej,  prawda?  -  spytała  na  zewnątrz 

Lena. 

-  Fizycznie  czuje  się  znakomicie.  Świetnie  zniosła  trudy 

porodu.  Gorzej  z  formą  psychiczną.  Powinno  się  ją  otoczyć 
opieką psychologiczną, bo inaczej może sobie nie poradzić. 

-  W  Portugalii,  dokąd  pojechała  rozsypać  prochy  Martina, 

poznała parę psychologów. Zatroszczyli się o nią... 

-  Uzyskała  od  nich  doraźną  pomoc,  ale  potrzebuje  dłuższej 

terapii. 

-  Christian,  zapomnij.  Wiadomo,  że  nie  wyrazi  zgody  na 

terapię, a poza tym nie ma na nią czasu. Zapewne zaraz rzuci 
się  w  wir  pracy,  a  poza  tym  dzieci  również  będą  ją 
absorbowały.  Nie  jestem  zwolenniczką  maksymy,  że  czas 
leczy rany. 

Dotarli  do  oddziału,  gdzie  Amalię  podłączono  do  tlenu. 

Założyli  na  siebie  fartuchy  ochronne  i  przystanęli  przy 
łóżeczku. 

Dziewczynka była dużo mniejsza niż jej cudowny braciszek. 
-  Ojej,  jaka  ona  chudziutka!  -  zawołała  Lena.  -  Podobna  do 

ojca... Wąski nosek, pociągła twarz... 

Christian zachichotał. 
 

background image

- Twoja przyjaciółka mówiła tak o synku, a chyba przyznasz, 

że dzieci nie są identyczne. 

Lena wybuchła śmiechem. 
- Masz rację. Wmawiamy sobie coś, czego nie widać. Słodka 

jest. Jak długo tu poleży? 

- Dwa, no, maksymalnie trzy dni. Nie powiem ci dokładnie, 

bo nie jestem pediatrą. 

-  Ale  masz  ogólne  rozeznanie.  Podziwiam  twoją  wiedzę 

ogólną.  Ze  świecą  szukać  takich  lekarzy.  Dla  mnie  jesteś 
znakomitym  doktorem,  obdarzonym  nadludzką  empatią... 
Christian, bardzo pomogłeś Sylvii. Mnie zresztą też. 

-  Wykonywałem  jedynie  moje  obowiązki  -  odparł  i 

jednocześnie  się  zarumienił.  -  Twoja  przyjaciółka  jest 
nadzwyczajną kobietą. 

Lena popatrzyła na niego ze zdumieniem. 
Czyżby  Christian  i  Sylvia?  Dlaczego  nie?  Oboje  przypadli 

sobie do gustu... 

Nie!  Chryste  Panie!  Nie  powinna  wybiegać  myślami  tak 

daleko  w  przyszłość.  ,  Odwróciła  głowę  do  Amalii,  która 
drobniutką dłonią drapała się po skroni. 

Odwiedzę  szybko  jedną  pacjentkę  -  oznajmiła 

niespodziewanie. - A potem zajrzę do Sylvii. Idziesz ze mną? 

 

background image

- Porozmawiam tylko z kolegą. 
- OK, zaraz się widzimy. 
Lena zrzuciła z siebie fartuch i zapytała w dyżurce, gdzie leży 

Babette. 

Umieszczono  ją  na  drugim  końcu  korytarza,  w  pokoju 

dwuosobowym. 

Lena zapukała i weszła do środka. Obca kobieta spojrzała na 

nią od góry do dołu. 

- Przepraszam, ja do pani Hagemann. 
- Właśnie rodzi albo już urodziła. 
- Szkoda... 
Na stoliku spostrzegła notes i długopis. 
- Czyj to notes? - zapytała. 
- Mój - odparła kobieta. - Jeśli chce pani zostawić wiadomość 

dla pani Hagemann, proszę wyrwać sobie kartkę. 

- Dziękuję. 
Lena usiadła przy stole i napisała krótki liścik. 
Witam, chciałam panią odwiedzić... Ale nie szkodzi. Przyjdę 

jeszcze  raz.  Wszystkiego  dobrego.  Pozdrawiam,  Lena 
Fahrenbach 

Położyła kartkę na łóżku Babette i wyszła. 
 

background image

- Już jestem - zawołała, przekraczając próg sali przyjaciółki. 
Sylvia  trzymała  synka  na  rękach,  a  Christian  siedział  obok 

nich na krześle. 

Tworzyli piękną i zgraną parę. Bardzo do siebie pasowali. 
-  Mogę  wziąć  małego?  -  spytała  Lena.  Sylvia  bez  oporów 

podała jej swojego synka. Lenę przeszył ciepły dreszcz, zalała 
ją wielka 

fala czułości. 
Fryderyk  spał,  przyciskając  malutkie  piąsteczki  do 

twarzyczki.  Uśmiechał  się  beztrosko.  Oby  los  oszczędził  mu 
przykrych niespodzianek i ten błogi uśmieszek towarzyszył mu 
bezustannie,  a  przynajmniej  tak  długo,  jak  to  tylko  możliwe. 
Życie składa się ze wzlotów i z upadków. Tych ostatnich Lena 
życzyła mu jak najmniej, choć wiedziała, że go nie ominą. Jeśli 
nawet jego mama roztoczy nad nim parasol ochronny. 

Lena musnęła koniuszkiem palca jego główkę. Wzruszyła się. 
Fryderyk skrzywił się. Lena od razu zaczęła go bujać. 
- Fryderyk, mały Fryderyk - szeptała czule. - Super, że do nas 

dołączyłeś. 

 

background image

- Daj mi go - poprosiła Sylvia, wyciągając ręce. 
Lena  ostrożnie  podała  jej  synka.  Sylvia  przysunęła  go 

delikatnie do piersi i popatrzyła na przyjaciółkę. 

- A jak ci się podoba Amalia? - spytała. 
- Śliczna jest. Podobna do Martina - odpowiedziała Lena. 
- Tak sądzisz? - zapytała niepewnie Sylvia. 
- Fryderyk wygląda jak Martin. 
-  Oboje  są  do  niego  podobni...  Tyle  że  chłopiec  ma  dużo 

ciemnych włosów. 

Sylvia rozpromieniła się. 
-  Faktycznie.  Ach,  co  za  szczęście,  że  są  istną  podobizną 

Martina. Bardzo chciałam, żeby tak było.   

Łzy napłynęły jej do oczu. 
Christian chwycił jej dłoń. Pogłaskał ją. 
Sylvia w ramach podziękowania posłała mu 
promienny uśmiech. 
Lena poczuła się jak piąte koło u wozu. 
- Wpadnę do ciebie po południu - stwierdziła. 
- Christian, idziesz ze mną? Wtedy Sylvia popatrzyła na niego 

błagalnym wzrokiem. 

 

background image

-  Zostanę  jeszcze  chwilę  -  odparł.  -  Po  południu  mnie  stąd 

odbierzesz. Po wizycie  u  Sylvii umówiłem się na  rozmowę z 
kolegą. 

- Dziękuję - wymamrotała Sylvia. Lena pokiwała głową. 
- Więc do popołudnia... Sylvia, mogę przyprowadzić Nicolę? 
- Jasne. 
Lena wyszła ze szpitala, zostawiając przyjaciółkę w dobrych 

rękach. 

Zastanowiła  się  przez  sekundę,  czy  nie  pójść  do  pokoju 

Babette, ale odpuściła sobie. 

Pojedzie  na  Słoneczne  Wzgórze,  zda  relację  z  narodzin 

bliźniaków,  a  po  południu  przywiezie  Nicolę  do  szpitala. 
Trochę  się  tego  obawiała.  Nie  wiedziała,  jak  zareaguje  na 
noworodki.  Naturalnie  się  ucieszy.  Jednak  widok  tych 
maleństw może jej przypomnieć o córce, którą ze względu na 
trudną sytuację materialną musiała oddać do adopcji. 

Lena postanowiła, że wbrew woli Yvonne spróbuje się z nią 

jeszcze  raz  skontaktować.  Nie  będzie  do  niej  dzwonić,  bo 
zapewne natychmiast się rozłączy. Napisze do niej i poprosi ją, 
żeby  dała  swojej  biologicznej  matce  szansę,  żeby  jej  nie 
skreślała, bo przecież Nicola nie była zbrodniarką, lecz 

background image

ciepłym,  dobrodusznym  człowiekiem.  Nie  pozbyła  się 

dziecka, bo było dla niej ciężarem. Życie ją do tego zmusiło. 

Prawo  nawet  mordercom  pozwala  na  nowo  włączyć  się  do 

społeczeństwa... 

Nicola  nie  powinna  do  końca  życia  pokutować  za  błędy 

przeszłości. 

Żeby odpędzić od siebie myśli o ewentualnym związku Sylvii 

i Christiana, Lena włączyła radio. Wiadomości... Nie, nie miała 
ochoty  na  durne  komentarze  wydarzeń  politycznych. 
Zmieniała stacje, szukając czegoś interesującego, i już chciała 
włożyć  płytę  CD,  gdy  w  jednej  z  rozgłośni  znalazła  audycję 
wspomnieniową o Johnnym Cashu. 

Lubiła  go.  Przypomniał  się  jej  wieczór  u  Sylvii,  na  którym 

ona i Thomas znowu się zeszli. 

-  Oh,  what  a  dream  -  śpiewał  wówczas  swoim 

charakterystycznym głosem. 

Tańczyła wtedy z Thomasem na tarasie, pod gołym niebem, 

całowali się... 

Lena pogrążyła się we wspomnieniach. 
Nagle ocknęła się z marzeń na jawie. 
Jakaś dziewczynka popchnięta przez drugą wpadła znienacka 

na ulicę, prosto pod koła jej samochodu. 

background image

Lena  wcisnęła  gwałtownie  hamulec  i  skręciła  w  bok. 

Zatrzymała się dosłownie o milimetry od dziewczynki. O mały 
włos  jej  nie  potrąciła!  Dzieciak  z  przerażeniem  wskoczył  z 
powrotem na chodnik. Ta druga ponownie ją zaatakowała. 

Stojący na przystanku ludzie przyglądali się obojętnie całemu 

zdarzeniu. Nikt się nie ruszył, żeby interweniować. 

Lenę  ogarnęła  złość.  Paranoja!  Tylu  gapiów,  a  nikt  nie 

pomógł tej dziewczynce, na którą najwyraźniej napadła jakaś 
łobuzica... 

Przecież mogła ją przejechać!