Kto milczy, zezwala na zło. Rozmawiają Jacek i Michał Karnowscy z biskupem Wiesławem Meringiem.
-K
sięże biskupie, rozmawiamy w Pałacu Biskupim
we Włocławku, gdzie od 600 lat mieszkają i pracują
ordynariusze. Diecezja włocławska należy do
najstarszych w Polsce. Ta perspektywa skłania do
pytania o przyszłość Kościoła w Polsce, o zagrożenia,
jakie przed n
im stoją dzisiaj, kiedy środowiska lewicowe
prowadzą brutalną antykościelną ofensywę.
Często o tej historii myślę. Dla zrozumienia całości,
teraźniejszości, człowiek musi wiedzieć, skąd wyrasta,
jakie są jego korzenie. To wyjątkowe miejsce. Już w XII
w. papież pisze do „biskupa, który jest we Włocławku".
A z tego wynika, że wszystko zaczęło się dużo
wcześniej. Słynna czara włocławska, góra kielicha
znaleziona w okolicy i pochodząca z IX-X w., jest tu
wyraźnym znakiem i dowodem. Chrześcijaństwo we
Włocławku jest starsze niż oficjalne przyjęcie go w
naszym państwie.
-Z kolei w 1920 r. po przeciwnej stronie Wisty stali
bolszewicy.
Tak, i zniszczyli ciężkim ostrzałem Pałac Biskupów
odbudowany kilka lat później. Bo to symbol trwałości,
niezmienności, bycia jak skała w świecie, który podlega
nieustannym rewolucjom.
-
No właśnie, czy jak skała? Jeździ ksiądz biskup dużo po świecie i widzi, jak zlaicyzowany jest świat
Zachodu, ile świątyń chrześcijańskich zamieniono w magazyny, mieszkania, kluby zabaw. Do tego
spadek powołań. To dotknęło Francję, pierwszą córę Kościoła, Hiszpanię, jeszcze niedawno z ducha
katolicką.
Byłem w przepięknym kościele gotyckim we Francji, wykupionym przez artystę malarza, który
urządził tam pracownię, dzieląc wnętrze w poziomie na dwa piętra. Smutny widok. Podobne miejsca
spotykałem w Belgii, Niemczech. To zatem prawda, że chrześcijaństwo w Europie traci oddech.
Warto jednak pamiętać, że w innych regionach - jak Afryka, Azja - przeżywa ogromny, dynamiczny
rozwój. I to pomimo prześladowań, jak w Sudanie, północnej Afryce, gdzie o swobodzie wyznania
nie kraj ma mowy. Tam jest przyszłość Kościoła.
-
A w Europie? Dlaczego Stary Kontynent jest tak zmęczony, zgorzkniały, tak lekką ręką odrzucający,
ba, nienawidzący często, swoją chrześcijańską tożsamość, całą historię?
W latach 70. jako młody ksiądz polski pojechałem na stypendium rządu francuskiego do Strasburga.
I wtedy po raz pierwszy zetknąłem się w tym niedużym wówczas mieście, jeszcze bez tej unijnej
otoczki, z tym wszystkim, co później eksplodowało na Zachodzie, z nurtami, które potem tam
buzowały, tak osłabiając Kościół. Mówiłem potem przez ponad 20 lat nauczania w seminariach, że to
może przyjść i do nas. Było dla mnie jasne, że nie jesteśmy od tego zagrożenia wolni.
-
Zastanawia! się ksiądz biskup, czym jest ten wirus obezwładniający ludzi wiary, powodujący, że
porzucają tak łatwo tożsamość, obyczaje i wyznanie poprzednich pokoleń?
Tak. Moim zdaniem kluczowe były dwa czynniki - dobrobyt i swoboda moralna. To były dwa haczyki,
na które złapano chrześcijan. To miało decydujący wpływ. Nie wielkie idee, choćby najgłupsze,
choćby najbardziej błyskotliwe z pozoru. Nie. Najważniejsza była obietnica życia zabawowego, na
dodatek rzekomo bez żadnych konsekwencji. To obietnica świata, w którym każdy sam ustala sobie
reguły.
-
A Kościół staje się przeszkodą, nawet jeśli jest tylko znakiem sprzeciwu, przypomnieniem o innym
wymiarze świata?
Tak. Ale na coś jeszcze warto zwrócić uwagę. Spotykałem w latach 70. prawie samych księży
socjalistów. Do dzisiaj tacy pozostają, nie zmieniają swoich poglądów. Wiem, bo widuję się z nimi już jako
biskup. Kiedy mówiłem im, że Związek Sowiecki, który wychwalali jako przykład sprawiedliwego systemu,
ma nieskończone bogactwa, a swoim obywatelom zapewnia tylko głód i nędzę, nie wierzyli mi. Dlaczego
o tym mówię? Bo musimy pamiętać, że to księża zaczęli, niestety jako pierwsi, relatywizować
chrześcijaństwo. Było to niezamierzonym, ale jednak efektem Soboru Watykańskiego II.
-
Kiedy rozmawialiśmy o tych sprawach z arcybiskupem Józefem Michalikiem, powiedział, że
odpowiedzią na zagrożenia dla Kościoła jest droga wskazana przez prymasa kardynała Stefana
Wyszyńskiego. Nawiasem mówiąc, często nocował on w tym pałacu, widzieliśmy jego pokój, w którym
przyjął śluby kapłańskie w tutejszej katedrze.
Błogosławię codziennie temu, co robił, kim był kardynał Wyszyński. Widziałem też na Katolickim
Uniwersytecie Lubelskim jako student sporą grupę księży, którzy byli w pewnej kontestacji wobec
niego. Ale my, świeccy, byliśmy nim zafascynowani. Kiedy przejeżdżał przez Lublin, wracając z
konsekracji biskupa Tokarczuka, biegliśmy na stację całą grupą. Tam zebrało się kilka tysięcy ludzi.
Prymas wyszedł.
Kościoła inteligenckiego i ludowego esbecji nie udało się podzielić. To w wolnej Polsce
ludowy zaczął być lekceważony przez „otwarty"
Podbiegliśmy do niego, ucałowaliśmy go w rękę. Dla nas
był największym autorytetem w ówczesnym Kościele, ówczesnym państwie. A gdzie była największa
krytyka? Muszę powiedzieć wprost - na ówczesnym KUL, wśród profesorów, księży.
-
W podobnym nurcie znalazł się później „Tygodnik Powszechny", któremu w polowie lat 90.
Jan Paweł II wysłał publiczny, bardzo krytyczny list, stwierdzający, iż redakcji zabrakło wtedy, po
upadku komunizmu,
miłości do Kościoła.
Wszyscy wiemy, że Ojciec Święty sprzyjał „Tygodnikowi Powszechnemu", ochraniał go wcześniej,
gdy był krakowskim metropolitą. Ale uznał, że linia tygodnika gdzieś zeszła na pobocze, że
konieczne jest upomnienie. Warto przy okazji podkreślić, że dwóch nurtów Kościoła, inteligenckiego i
ludowego, nigdy nie udało się podzielić. Chociaż esbecja za komuny pracowała nad tym ciężko.
To się udało dopiero w wolnej Polsce. Wtedy kościół ludowy zaczął być lekceważony przez ten,
który z taką satysfakcją nazwał się otwartym.
-
A to o tyle bolesne, że chrześcijanie stają się ostatnio ulubioną ofiarą wszelkich blużnierstw,
prowokacji, szyderstw. Różni panowie redaktorzy bawią się najświętszymi motywami krzyża, Matki
Bożej. Kościół to dostrzega?
Zdecydowanie tak. Mówi o tym głośno papież Benedykt XVI. Nazywa to agresją, fobią
antychrześcijańską w Europie. Ojciec Święty, głowa chrześcijaństwa, stara się je ocalić, zdaje sobie
sprawę z zagrożeń, jakie niesie współczesna kultura. Oczywiście, nie wszystko w niej jest złe. Ale są
nurty zdecydowanie przeciwne chrześcijaństwu, a zwłaszcza katolicyzmowi. To jest to, o czym
wspomniałem na początku. Oferuje się chrześcijanom rzekomo łatwe życie, łapie się ich na
rozluźnienie moralne i niejednoznaczność dogmatyczną. Temu służą wypowiedzi znanej pani etyk,
która mówi: „Nie wiem, co to są wartości chrześcijańskie". Naprawdę nie wie?
-
Może nie chce wiedzieć, bo dzisiaj to etycy mają zastępować księży, decydować o tym, co dobre, a co
złe.
Tak, to oni mają być kapłanami w świecie, w którym wszystko jest względne.
-
No dobrze, widział ksiądz biskup zaczątki tego wszystkiego na Zachodzie, widział potem, jakie to
przynosi skutki. I widzi teraz, że to samo próbuje się przeszczepić do Polski. Mamy więc pewne
doświadczenia, możemy wyciągnąć wnioski, zastanowić się, jakich błędów nie wolno popełnić.
Odpowiedzieć muszą na to nie tylko księża. Proszę mi powiedzieć, na ilu ludzi przyznających się do
wiary może liczyć w swojej parafii ksiądz? Na ilu może liczyć biskup? To zawsze jest mniejszość.
Musimy być świadomi tego, co próbuje się zrobić. Wiedzieć, że cała agresja wobec Kościoła, z jaką
mamy dzisiaj do czynienia, jest żywcem przeniesiona z Francji, Belgii i innych krajów z lat 70. Tak
jakby było to sterowane. Ich cel zawsze jest ruchomy. A na końcu jest nie żadna, jak twierdzą,
naprawa instytucji, ale wypędzenie chrześcijaństwa z przestrzeni publicznej. I tu zaczyna się rola
świeckich.
-
To prawda i naszą odpowiedzią jest przekonanie, że bez mediów tożsamościowych, silnych, zdolnych
do powiedzenia „stop" zalewowi wulgarności, nie uda się tego zatrzymać. A odpowiedź Kościoła?
Skupienie nauczania na przestrzeganiu przed wyborem pieniądza, konsumpcji. Pokazywanie, że to
ma swoje konsekwencje dla rodziny, starości, życia. Że za to płaci się ogromną, choć czasami
odroczoną w czasie cenę. Poza tym bez względu na wszystko musimy głosić Ewangelię. Na
Zachodzie potworzyły się grupy, wspólnoty, żyjące wiarą i w zgodzie z wiarą. To ci, o których mówił
Chrystus: rodzynki w cieście. Ale i drożdże, z których wyrośnie większe ciasto.
-
Oby. Na razie w Polsce jesteśmy na etapie, w którym porwanie i lżenie Biblii, wzywanie, by
„chrześcijan rzucić do lwów" wielu akceptuje. Sądy, Krajowa Rada Radiofonii, telewizja publiczna,
większość mediów. Te wszystkie instytucje organizują i pochwalają promocję człowieka, który tego
się dopuszcza.
Widzę to nie tylko na poziomie stosunku do chrześcijaństwa, ale także szacunku do człowieka i jego
relacji z Bogiem. A więc jednej z podstawowych wartości każdej kultury. To jest szalenie intymne.
Więź każdego człowieka z Bogiem jest sprawą, której nie można brukać. Często zastanawiam się,
jak to jest możliwe, że ten człowiek, zwany Nergalem, a tak naprawdę chłopak z Kaszub, z Gdyni
może tak postępować? Jak mógł targnąć się na coś tak świętego, ważnego dla tylu ludzi jak Pismo
Święte? I jeszcze znajduje obrończynię w pani etyk, która mówi, że ona też by podarła Biblię?! Dla
mnie to niepojęte. To brak elementarnego szacunku dla kultury, wiary, nawet jeśli nie jest nasza.
-
Dlatego ksiądz biskup zareagował?
Tak, nie mogłem milczeć, nie mogłem nie wyrazić sprzeciwu. Bo to nie tylko antychrześcijańskie, to
po prostu nieludzkie.
-
Najbardziej szokujący był poklask, jaki tym zdobył.
Tak, także w tych wielu e-mailach i listach, które otrzymałem, były takie głosy, w tym groźby, że źle
skończę, obelgi.
-
Jak można odczytywać cel tej promocji satanizmu? Chodzi o zrównanie satanizmu z
chrześcijaństwem? Zła z dobrem? Przecież obrazki, którymi epatuje ten człowiek, powinny razić ludzi
wszelkich wyznań, a także niewierzących. To po prostu czyste zło - zaszywanie ust dzieciom,
wyjadanie wnętrzności, wezwania do przemocy itp. A im to się podoba. Nie możemy tego pojąć.
Tu chodzi o - cytując Nietzschego - próbę totalnego przewartościowania wszelkich wartości. To
jest kontynuacja tego, co zaczęło się w renesansie, potem była ta ponura rewolucja francuska. I
kolejne rewolucje. One wszystkie były antychrześcijańskie, na sztandarach wybijały zarzut, że
Kościół rzekomo ogranicza człowieka, nie pozwala mu być panem świata. Ale co robiły, jaki los,
jakie piekło gotowały człowiekowi one same? Jak żyli ludzie w świecie, w którym wykreślano Boga?
Sami to niedawno przeżywaliśmy. Kościół o tym musi mówić. Nie może bez przerwy, jak to ma
miejsce po Soborze Watykańskim II, przepraszać. To nie jest właściwa droga. Nie można się bić
nieustannie w piersi.
-
Dziś najbardziej zbrodnicze cywilizacje, gdzie składano tysiące ofiar z ludzi, przedstawia się jako
raj.
A słyszeli panowie, a czy państwo czytali, żeby ktoś za zbrodnie Stalina, potwornego zbrodniarza,
przeprosił?
-
Nie. I nawet w sprawie Katynia każą się nam targować. Wróćmy do satanizmu. Wiele osób bardzo
zabolał ton, w jakim mówił o Nergalu w telewizji komercyjnej ksiądz Adam Boniecki. Lekceważąco, bez
zrozumienia obaw chrześcijan, za to ze zrozumieniem dla promotorów satanisty. Z deklaracjami, że
jako księdza porwanie Biblii go nie uraziło, a protestujący przeciw temu Nergała promują. Ksiądz
zareagował na to listem otwartym. Dlaczego?
Bo były to wypowiedzi księdza. Zabolało to wielu katolików, odebrałem wiele telefonów od osób
świeckich w tej sprawie. Oddaję szacunek księdzu Bonieckiemu za to, co kiedyś wnosił w swoich
książkach. Ale tu nie mogłem milczeć. Nergal nie potrzebuje obrony ze strony duchownych. On sobie
doskonale poradzi. Mówią, tak też twierdzi „Tygodnik Powszechny", że zrobiłem temu sataniście
reklamę, że dzięki nam zarobił pieniądze. Nie zgadzam się z tym poglądem. Bo gdyby nie nasze
głosy, wielu ludzi nie miałoby pojęcia, że Kościół mów „nie", że nie daje zgody na takie zachowania.
Stare powiedzenie, bardzo mądre, głosi: qui tacet, consentiré videtur.
-
Kto milczy, ten zdaje się zezwalać.
Tak. Nie chciałem, by tak to było odbierane. A jeszcze co do wypowiedzi księdza Adama nie sądzę,
by popierał coś tak strasznego dla chrześcijanina jak satanizm, ale musiał się bardzo, bardzo źle
wyrazić, bo wywołał niepokoje wśród ludzi.
-
Niektórzy twierdzą, że to, co robi Nergal na koncertach, to jego prywatna sprawa. W telewizyjnym
show zaś się uśmiecha i jest miły.
Absolutnie to odrzucam, takie stanowisko przyjął prezes
Telewizji Polskiej pan Juliusz Braun. Ten człowiek właśnie przez swoją muzykę, przez treści
zawarte w swoich piosenkach propaguje nienawiść. Próbuje też upokorzyć chrześcijan.
-
Mamy podobno rozdzielać te dwie role.
Nie da się. Zawsze człowiek reprezentuje to, w co wierzy, kim jest, co głosi.
-
Promując miłego Nergala, promują równocześnie złego?
Dokładnie tak. Jakby nie kombinować, to jest to promocja satanizmu.
-Albo satanizm w TVP, albo abonament?
Tak. Dopóki są te programy, dopóty powinniśmy działać jasno i zdecydowanie, nie przykładać ręki do
złego. Ale jak czytam, władze mediów publicznych podkreślają w tym kontekście, że abonament to
zaledwie 12 proc. budżetu telewizji. No, skoro tak, to w ogóle tego nie odczują, nie powinni więc mieć
do mnie pretensji. Przypominam też, że rządząca dzisiaj Platforma wzywała do niepłacenia
abonamentu, więc można powiedzieć, iż podnoszę ich postulat.
-
W tym wszystkim najbardziej zadziwiająca jest pogarda dla ludzi o katolickim światopoglądzie, ludzi
poważnych, nielubiących szargania tradycji i polskiej historii. A przecież to główna grupa widzów TVP.
Bo zainteresowanych rozrywką widzów już dawno przejęły stacje komercyjne lub Internet.
Przypomina mi się jedna z książek o rewolucji francuskiej, z której wynika jasno, że arystokracja
walcząca z królem nie wiedziała, iż podcina gałąź, na której siedzi. Tu jest dokładnie to samo.
Upokarzają, obrażają tych ludzi, którzy są ich najwierniejszymi widzami.
-
Pomimo słów księdza biskupa, tak odważnych i budzących podziw wielu chrześcijan, pomimo
oświadczeń innych księży biskupów nie udało się tego programu zatrzymać. Oświadczenie Krajowej
Rady Radiofonii i Telewizji było lekceważące dla głosów protestu.
Tak, było nie na poziomie.
-
Kościół dziś tak mało znaczy?
Pewnie dla niektórych środowisk faktycznie znaczymy mało. Każdy głos Kościoła powoduje
natychmiastowe oskarżenia o konserwatyzm, moherowość, brak zrozumienia współczesnego świata.
Ale Kościół nie może milczeć, gdy podważa się fundamenty własnej kultury, nie tylko polskiej, ale i
europejskiej. Kultury, która ma fundamenty chrześcijańskie. Otwarcie mówiła o tym Margaret
Thatcher: „Konserwatysta to jest ktoś, kto szanuje podstawowe zasady moralne. Zachowuje
najlepsze wzory i stopniowo ulepsza świat". I podkreśla, że prawa człowieka wynikają wprost z
chrześcijaństwa. I że nie ma demokratycznej Europy bez szacunku dla dziedzictwa.
-
Może celem całej tej afery z Nergalem jest pokazanie Kościołowi, gdzie jego miejsce?
Byłoby to bardzo złe, ale nie można tego wykluczyć. Już
wcześniej była przecież podobna sytuacja, kiedy Ministerstwo Spraw Zagranicznych podjęło
działania przeciw ojcu Tadeuszowi Rydzykowi. Wtedy Watykanowi, innemu państwu, zawracano
głowę wypowiedzią księdza.
-
Krzysztof Luft, członek Krajowej Rady Radiofonii, mówił, że Nergalowi należy się szacunek, a nie
„batożenie różańcem po plecach".
Zasmucające, bo ci ludzie powinni służyć wspólnocie, a nie obrażać chrześcijan. To jest dokładnie
ta sama stylistyka, co „dorżnąć watahy" czy „bydło", „PiS-owska dzicz". Mogliby więc wszyscy razem
podać sobie ręce.
-
A minister Nowak określił się jako „Ziomal Nergala".
Sobie dał świadectwo.
-
Jak zdaniem księdza biskupa powinna zakończyć się ta historia?
Gdyby to ode mnie zależało, po prostu bym przerwał emisję programu. Chcę powiedzieć prezesowi
Braunowi, żeby miał odwagę być wiernym tradycjom, z których wyrósł. Tradycjom swojej rodziny,
która nigdy nie miała wątpliwości, po której stronie należy się opowiedzieć. To wymaga pewnej
wielkości, żeby uznać swój błąd, powiedzieć, że zrobiło się źle, że muszę się poprawić. Ale nie
sądzę, żeby prezesa Brauna nie było na to stać. No, chyba że znaczenie pieniędzy, wygoda
zasłaniają inne wartości. Chociaż kolejne ekscesy pokazane przez prasę, kolejne szyderstwa z
wiary, ale także i z ludzi niepełnosprawnych na koncercie być może otrzeźwiły władze telewizji. Oby.
-Szatan istnieje?
Tak. Nie jest prawdą, jak głosi nasza ludowa tradycja, że to jest rogaty stwór z kopytami. To było
takie oswajanie szatana, w sumie jego zwycięstwo. To, że nie wierzy się w szatana, nie znaczy, że
jesteśmy od niego bezpieczni. Ludzie, jeśli odrzucą Boga, uwierzą we wszystko. We wróżki, w
amulety, przesądy, w szatana wreszcie. Obecność złego ducha jest tak przejmująca, tak potrafi
człowieka zniewolić, że cierpienie jest potem niewyobrażalne.
—rozmawiali Jacek i Michał Karnowscy
Źródło:Uwazamrze.pl