Moning Karen Marie Immortal Highlander 7 8

background image

Rozdział 7

Gabby poszła do pracy.

Jadąc na braku snu i czystych nerwach, zasilana lodowatym prysznicem, dwiema

podwójnymi espresso ze Starbucks i potrzebą normalności, jakiejkolwiek normalności.

Może jej życie rozpadało się wokół niech, ale mogła udawać, że tak nie było.

Poza tym mimo jej wyczerpania, wiedziała, że nigdy nie byłaby w stanie zasnąć. Była za

bardzo na krawędzi, za bardzo bała się, co to zrobi dalej, bo nie miała wątpliwości, że to coś
zrobi. Gdyby została sama w domu, doprowadziłaby się do szaleństwa, jej nadmiernie aktywna
wyobraźnia wyczarowywała niekończącą się listę okropnych losów, jakie mogły ją spotkać.

Początkowo, gdy to zniknęło, rozważyła odwołanie się do swojego, pierwszego planu:

wskoczyć do samochodu i zwiewać, póki się dało. Ale w jakiś sposób po prostu wiedziała
głęboko w szpiku kości, że ucieczką nic by nie zyskała. Nie była pewna czy wierzyła w
twierdzenia tego, że nie miało innych mocy Wróżek poza zdolnością przenikania przestrzeni.
Z pewnością nie była na tyle głupia, żeby sądzić, iż biorąc pod uwagę, że była jedyną osobą,
która mogła to zobaczyć, to naprawdę odeszło i zamierzało zostawić ją w spokoju.

Nie, to nigdy nie zostawiłoby jej samej, gdyby nie było niezbicie pewne swojej zdolności

znalezienia jej ponownie. Co oznaczało, że ucieczka byłaby stratą czasu i energii, które
najlepiej zaoszczędzić na nadchodzącą bitwę. Poza tym, rozumowała, jeśli miała stać i walczyć,
była do tego lepiej wyposażona na znajomym terenie. Tutaj przynajmniej byli w jej świecie i
wiedziała, co jest czym.

Dlaczego to nie zrobiło jej krzywdy? Dlaczego nie użyło nadzwyczajnie wielkiej siły, żeby

ją zastraszyć, nagiąć ją do swojej woli? Tak łatwo mogło to zrobić. Była oszołomiona jego
reakcją, a raczej jej brakiem. Mogło jej zrobić, cokolwiek zechciało, gdy siedziała tam,
bezradnie przywiązana. Ale to nie wypowiedziało choćby jednej, podłej groźby.

Zniknęło. Zwyczajnie zniknęło. I uśmiechało się. I to sprawiło, że była głęboko, głęboko

niespokojna. Jakby miało dla niej zaplanowanego coś znacznie gorszego niż zwykła siła.

Co mogłoby być gorsze od siły?

Jak czekanie, aż coś się stanie, nie wiedząc, kiedy ani gdzie to nadejdzie.

— O’Callaghan, gdzie do diabła są pozwy Brighton? — Zażądał odpowiedzi jej szef, starszy

partner, Jeff Staller, stając nad jej maleńkim biurkiem w ciasnej klitce, zasłanym folderami i
książkami prawniczymi i zmiętymi kartkami prawnych wytycznych, które nie łączyły się ze
sobą. — Ta sprawa powinna być włączona do dokumentacji w zeszłym tygodniu. Teraz nigdy
nie dostaniemy daty przesłuchania we wrześniu.

background image

Głowa Gabby poderwała się w górę. Zaskoczona, prawie znokautowana czwartym espresso

w ciągu dnia, z mętnymi oczami, spojrzała na zegarek. Już była druga trzydzieści. — Będę je
miała dla pana do czwartej. — Obiecała.

— Powinnaś je mieć do czwartej wczoraj, ale nie zawracałaś sobie głowy powrotem do

pracy po lunchu. Masz jakiś powód?

Utrzymała oczy utkwione w zegarze, nie chcąc patrzeć mu w oczy, świadoma, że nie była

najbardziej przekonującym kłamcą. — Ja… uch, byłam chora. Naprawdę chora. Jadłam sushi
na lunch.

— Mówiłaś, że idziesz do Skyline na chili.

Niech cholera weźmie tego człowieka za umysł jak stalowe sidła. Czy on nie miał nic

lepszego do roboty niż pamiętać, gdzie mówiła, że idzie jeść? Rzeczywiście wymamrotała coś
o Skyline, gdy minęła go w drodze do wyjścia, nie chcąc by wiedział, że miała rozmowy o
pracę. Wiedząc, że kazałby jej za to pracować dziesięć razy ciężej. O ile firma, która prowadziła
staż nie uważała człowieka za przyszłego pracownika, robiła się całkowicie brutalna z nawałem
pracy.

— W ostatniej chwili zmieniłam zdanie. — Powiedziała gładko. — Przepraszam, że nie

zadzwoniłam, ale byłam tak chora, że ledwie mogłam się ruszać. Wie pan, jakie są zatrucia
jedzeniem. — Zmusiła się do uniesienia twarzy i spotkania piorunującego wzroku, wiedząc, że
wyglądała strasznie z braku snu i stresu i że ciemne kręgi pod oczami poprą jej kłamstwo.

Ja jestem kłamliwy i oszukańczy? — Wymruczał za nią głęboki, egzotycznie

akcentowany głos. — Sądzę, że mamy coś wspólnego, Irlandko.

Jej głowa obróciła się szybko. Więc to było to, coś się działo. Bezczelnie rozparty na szafce

z aktami za nią, siedział Adam Black, sama nadnaturalna beztroska i gracja. Zniknęły
seksownie sprane jeansy. Teraz to prezentowało czarne, skórzane spodnie i czarną, jedwabna
koszulę, dopełnione złotymi bransoletami nad łokciami i torquesem. I nowe, bardzo drogie buty
też, zauważyła, przelotnie rozproszona, zastanawiając się, gdzie/jak zdobyło swoje ubrania.
Prawdopodobnie po prostu ukradło, cokolwiek chciało, okryte féth fiada, pomyślała
pogardliwie.

20

Złodziej.

Jednak niemożliwe było niezauważanie, że on — to — wyglądało elegancko w stylu Starego

Świata i po prostu zabójczo. Uważaj, Gabby, to może być prorocze.

— My nie mamy niczego wspólnego. — Wysyczała.

— Co? — Powiedział pusto Jeff. — O’Callaghan, o czym ty mówisz?

20

Dlaczego od razu pogardliwie? Powiedzmy sobie szczerze, większość ludzi, mając okazję do kradzieży z

gwarancją braku konsekwencji, ukradłoby. Ja pewnie też. 

background image

Gabby skrzywiła się, odwracając się znów do swojego szefa. Marszczył czoło, jego wzrok

przeskakiwał od niej do szafki na akta. Chrząknęła. — Miałam na myśli ciebie i mnie. —
Wypaliła pospiesznie. — Chodziło mi o to, że pan prawdopodobnie nie miałby nawet mdłości,
ale mój układ trawienny jest naprawdę wrażliwy, zawsze był. Najdrobniejsza rzecz go
uruchamia, zwłaszcza surowa ryba, która nie została odpowiednio przygotowana i powinnam
wiedzieć lepiej, a nie ufać sushi od ulicznego sprzedawcy, ale byłam głodna, a ono wyglądało
dobrze i proszę posłuchać, naprawdę mi przykro, ale przysięgam, że będą na pana biurku do
czwartej. — Teraz oddychaj, Gabby. Odetchnęła i podkreśliła to najbardziej promiennym
uśmiechem, na jaki mogła się zdobyć, który nie tylko wydawał się bardziej jak grymas, ale
wyszedł też skrzywiony.

Z kamienną twarzą, niebędący pod wrażeniem jej wyjaśnienia, ani sposobu, w jaki udało jej

się okaleczyć uśmiech, warknął. — Za późno. Mam być w sądzie w ciągu dziesięciu minut i
nie wrócę na czas, żeby je wprowadzić. Lepiej, żeby to było na moim biurku, gdy przyjdę rano.
I sprawa Desny. I spory Elliota. Rozumiesz?

— Tak. — Powiedziała Gabby, zgrzytając zębami.

Gdy się odwrócił, strzeliła przez ramię wściekłym spojrzeniem, w kierunku Wróżki na

aktach. Mrugnęła i błysnęła do niej leniwym, seksownym uśmiechem.

— I O’Callaghan… — Głowa Gabby znów śmignęła do przodu.

— Gdy już przy tym jesteś, zobaczmy jaki precedens możesz ustalić dla sprawy Rollins. Na

moim biurku do poniedziałku rano.

Dopiero, gdy zniknął w swoim biurze, Gabby pozwoliła swoim ramionom opaść, a jej głowa

osunęła się na biurko z cichym stuknięciem.

— Dlaczego to robisz, Irlandko? — Dobiegł zza niej aksamitny pomruk. — Na zewnątrz

jest wspaniały dzień. Słońce świeci. Świat jest ogromną przygodą, czekającą na chwycenie.
Jednak ty siedzisz ściśnięta w tym, małym pudełku i przyjmujesz rozkazy. Dlaczego?

21

Nie chciało jej się podnosić głowy. Była po prostu zbyt zmęczona, żeby się dłużej bać.

Starach wymagał energii, a ona wyczerpała swoje rezerwy godziny temu. — Ponieważ muszę
płacić rachunki. Ponieważ nie wszyscy z nas mogą być wszechmocni. Ponieważ to jest życie.

— To nie jest życie. To piekło.

Gabby uniosła głowę i otwarła usta, żeby z tym dyskutować, a potem dobrze się rozejrzała.

Był czwartek. Resztę dnia zabierze jej skończenie arbitrażu Brighton. Całe jutro by załatwić
spory Desny i Elliot. A odgrzebanie precedensu do procesu Rollins? Cóż, równie dobrze mogła
po prostu zaciągnąć do biura łóżko polowe na weekend. Tak, pomyślała z rozpaczą. Życie w
Little & Staller było piekłem.

21

Pomyślmy… Bo nie wszyscy mogą po prostu wejść do sklepu i zabrać sobie, co chcą? Bo tylko mając miliony

człowiek może robić, co zechce i kiedy zechce?

background image

— Co tu robisz? — Zapytała ze znużeniem. — Przyszedłeś mnie torturować? Zmusić do

posłuszeństwa? Po prostu zrób to, czym to się kończy, dobra? Zabij mnie. Wybaw mnie od
mojego nieszczęścia. Albo nie. Mam pracę do zrobienia. — Westchnieniem zdmuchnęła
grzywkę z oczy, nie chcąc na to patrzeć.

— Brutalność jest azylem słabego umysłu, ka-lyrra. Tylko głupiec podbija to, co może

uwieść.

— Wspaniale. Wróżka, która czyta Voltaire’a.

22

— Wymamrotała. — Odejdź.

— Wróżka, która znała Voltaire’a. — Poprawiło łagodnie. — I nie rozumiesz tego,

Gabrielle? Jestem teraz trwałą częścią twojego życia. Będziemy wszystko robić razem. Nigdy
nie odejdę.

23

*****

Poprzedniego dnia na schodach, widziałam człowieka, którego tam nie było. Dziś znów go

nie było, jakbym chciała by sobie poszedł!

Ten nonsensowny wierszyk zapętlony szaleńczo w jej mózgu, był tym, którego nauczyła się

od babci, jako małe dziecko. Nigdy nie sądziła, że pewnego dnia będzie go przeżywać.
Uwięziona w nim. Zmuszona do koegzystencji z istotą, której nie mógł zobaczyć nikt poza nią.

Ale była. I bała się, że już połowa jej współpracowników myśli, że była rąbnięta. Pomimo

jej wysiłków by ignorować Adama Blacka, przy zbyt wielu okazjach Wróżka sprowokowała ją
do reakcji i nie przeoczyła dziwnych spojrzeń, które inni stażyści rzucali w jej stronę.

Północ. Była w łóżku, całkowicie ubrana, z kocami naciągniętymi do podbródka,

zaciśniętymi mocno w małych pięściach. Bała się spać ze strachu, że obudzi się i znajdzie go
w łóżku razem z nią. Albo gorzej, nie obudzi się na czas. W ten sposób, doszła do wniosku,
przynajmniej, będzie musiało ją rozebrać zanim uczyni zadość tym gorącym, erotycznym
spojrzeniom, którymi obrzucał ją cały dzień i to z pewnością wyrwie ją ze snu zanim to posunie
się za daleko.

Chodziło za nią jak pies przez całe popołudnie. Obserwowało wszystko, co robiła (Cóż,

prawie wszystko. Było wystarczająco kulturalne, żeby zostać poza łazienką, gdy odwróciła się
i wyszczerzyła na to zęby zanim zatrzasnęła mu drzwi przed twarzą.) Kpiło, prowokowało,
ocierało swoje duże, twarde ciało o jej przy każdej okazji i ogólnie wylegiwało się w pobliżu
jak epicko napalona Wróżka, której reputację miało, mroczne i grzesznie, przyprawiająco o
dreszcz seksualne. Została w biurze długo po tym jak wszyscy inni poszli do domu, aż do

22

Właściwie Francois Marie Arouet (1694-1778) – francuski pisarz, filozof i historyk. Jego wszechstronna

twórczość przeniknięta była ideami racjonalizmu, tolerancji i poszanowania człowieka, wymierzona przeciw
fanatyzmowi religijnemu, dogmatom i wszelkiemu uciskowi.

23

Najwyraźniej liczy, że ona mu pomoże tylko po to, żeby się w końcu od niej odwalił.

background image

dziewiątej, próbując ogarnąć jej nawał spraw, tak zmęczona i rozproszona, że wszystko
zajmowało jej dziesięć razy tyle, ile powinno.

I mogłaby zostać dłużej, gdyby Adam Black nie zniknął by pojawić się ponownie z

wyszukanym obiadem, podwędzonym z Jean-Robert na Pigall’s, ze wszystkich, możliwych
miejsc. Oczywiście, to miało doskonały gust w kwestii jedzenia. I dlaczego nie, skoro mogło
ukraść wszystko, co chciało? Sama chciałaby nosić féth fiada, wystarczająco długo na kilka
godzin szaleńczej, wolnej od kary kradzieży sklepowej w Saks Fifth Avenue, może przejść się
do Tiffany’ego.

W milczeniu wysoka, umięśniona, odziana w skórę Wróżka rozłożyła na jej biurku

kradziony obrus, ustawiła posiłek z pieczonego łososia, duszonego w niebiańsko pachnącym
sosie, dekadenckie danie serowo ziemniaczane, przystawkę z pieczonych warzyw, chrupki
chleb z masłem i miodem, i nie mniej niż trzy desery. To zamaszyście wyciągnęło pojedynczy,
aksamitny kwiat w połyskującym wazonie i nalało wina do kryształowego kieliszka.

— Jedz, Gabrielle. — Powiedziało miękko, ruszając by stanąć za nią, przelotnie kładąc ręce

na jej ramionach. Potem jedna, wielka dłoń prześlizgnęła się w górę, obejmując jej czaszkę,
podczas, gdy druga zaczęła delikatnie masować jej kark. Przez zdradziecki moment prawie
roztopiła się w magii tych rąk.

Przyklejając na wargi dziki grymas, uniosła głowę, żeby to opieprzyć, powiedzieć temu

dokładnie, gdzie mogło sobie wetknąć swoje, skradzione dobra, ale znów zniknęło. Nie
widziała go od tamtej pory.

Teraz wiedziała, co to planowało jej zrobić i to było znacznie okrutniejsze od siły. Będzie w

jej życiu każdego dnia, doprowadzając ją do szału, prowokując, wyczerpując ją. To nie będzie
okrutne i brutalne, ale łagodne, drażniące i uwodzicielskie, prawie, jakby w jakiś sposób znało
jej sekretną obsesję na punkcie Wróżek. A gdy będzie w stanie osłabienia, to zrzuci na nią
swoje uwodzenie, mając nadzieję skierować ją na jego cel.

Nie, to nie użyje siły, powinna widzieć, że to nadciąga. Czy Księga o Sin Siriche Du nie

wyrażała się jasno, że ta istota żyła by uwodzić i manipulować? Przypuszczała, że brutalna siła
była rzeczą, którą nieśmiertelna, wszechmocna Wróżka zmęczyła się kilka stuleci temu. Po
prostu mogła usłyszeć to, mówiące: Zbyt łatwe, gdzie w tym zabawa?

Z siłą mogłaby sobie poradzić. To zmusiłoby ją do walki, gniewu, być może nawet śmierci,

sprzeciwiając się temu. Siła dawałaby paliwo jej nienawiści i czyniła ją bardziej upartą.

Ale uwodzenie seksownej, mrocznej Wróżki?

Była w świecie kłopotów i wiedziała o tym.

Smutną rzeczą było, że to nie musiało nawet szukać bardzo daleko słabości do

wykorzystania. Lubiła miłe rzeczy. Rzadko była w stanie je mieć, przy jej mizernym dochodzie,
ledwie pokrywającym jej najbardziej podstawowe wydatki i czesne. Uwielbiała dobre jedzenie,
piękne kwiaty i drogie wino tak samo, jak każda, inna dziewczyna. Choć karciła się przez cały

background image

czas, jednak zjadła bajeczny posiłek po odejściu Adama, wiedząc, że ona sama nigdy nie byłaby
w stanie pozwolić sobie na Jean-Robert na Pigall’s. Po skończeniu ostatniego, soczystego kęsa
truflowego placka z czekolada i orzechami makadamii w bitej śmietanie, była tak zdegustowana
sobą, że poddała się i poszła do domu.

I miała straszne podejrzenie, że to dopiero się rozgrzewało.

Świat jest ogromną przygodą, czekającą na chwycenie, powiedziało, gdy ona siedziała w

swojej szarej klitce, otoczona przez mnóstwo innych, szarych klitek w szarym budynku biura,
popychając papiery, a raczej będąc popychaną przez papiery, które codziennie kradły więcej
jej życia. Rzadko widywała już słońce, ponieważ jeszcze nie wstało, gdy szła do pracy i często
zachodziło do czasu, gdy dotarła do domu.

Ogromna przygoda… Czy kiedykolwiek czuła się w ten sposób, podekscytowana

wszystkimi możliwościami, jakie mogło nieść życie?

Nie. Zawsze czuła się skłaniana, zmuszana do bycia odpowiedzialną. Żeby dostawać

najlepsze stopnie. Żeby mieć szanowaną karierę. Żeby wyróżniać się we wspomnianej karierze.
Być uprzejmą dla dzieci, starszych ludzi i zwierząt. Robić wszystko właściwie. Nie musisz
niczego udowodnić, Gabby
, babcia powiedziała jej lata temu. Jesteś idealna dokładnie taka,
jaka jesteś
.

Pewnie. To, dlatego jej mama odeszła. Bo była taka idealna. Gdyby była, choć trochę

bardziej idealna, babcia też mogłaby odejść.

Z jękiem irytacji Gabby walnęła swoją poduszkę i obróciła się. Jej dres się skręcił, drut

stanika wżynał się w skórę, a koszula podwinęła się. Jedna skarpetka była irytująco, w połowie
naciągnięta, a w połowie nie, okropne, przygnębiające uczucie. Nigdy nie spała w ubraniach i
pomimo otwartych okien i rytmicznie młócącego wentylatora na suficie, w jej sypialni na wieży
było gorąco. Pot spływał między jej piersiami, a jej włosy przylgnęły wilgotno do jej szyi.

Zabiję cię, Adamie Blacku. — Wymamrotała ze zmęczeniem, zamykając oczy.

Potem znów otwarła je szeroko, zelektryzowana przez tę myśl.

To było w swojej, śmiertelnej postaci.

Jasna cholera.

Mogło być zabite.

I czy to nie rozwiązałoby jej wszystkich problemów?

*****

background image

— Chcę tylko czterech z was. — Powiedział Darroc, ledwie ukrywając swoją odrazę. Nie

wiedział, dlaczego w ogóle zawracał sobie głowę ukrywaniem tego, Łowcy Unseelie byli o
wiele zbyt barbarzyńscy, zbyt prymitywni, żeby ich to obeszło.

— Dziesięciu z nas znajdzie go szybciej, Darrocu. — Powiedział Bastion. Najstarszy i

najpotężniejszy z Łowców,

24

poruszył skórzastymi skrzydłami, rozglądając się zachłannie po

bujnych, falistych polach.

Darroc obserwował nozdrza Bastiona, drgające na zapach ludzkiego królestwa. Zdecydował

się uwolnić Łowcę z lodowego więzienia — tego ponurego, piekielnego królestwa Wróżek, na
które zostali skazani Unseelie — i zabrać go na Wzgórze Tara by przypomnieć mu o wszystkim,
co stracili Unseelie. Także by upewnić się, że Król Unseelie, który czasami popierał Aoibheal,
a innym razem nie (i nikt nigdy nie potrafił przewidzieć, kiedy, nawet ona) nie podsłuchał.
Choć Król Mroku rzadko wychodził ze swojej, ciemnej fortecy w najczarniejszych ostępach
jego królestwa cieni i lodu, Darroc nie pragnął przyciągnąć uwagi tego przerażającego…
stwora.

— Pośpiech nie jest problemem, skrytość jest. Dziesiątka z was w ludzkim królestwie jest

zbyt ryzykowna i nasze plany mogłyby nigdy się nie ziścić. Czy znów chcesz wolny
przemierzać ziemię, Łowco, jak robiłeś to przed Porozumieniami?

— Wiesz, że chcę. — Warknął Bastion.

— Rób, co powiem, a to się stanie. Bądź mi nieposłuszny, a to nigdy się nie wydarzy.

— Łowcy nie są posłuszni nikomu. — Ciemne skrzydła zaszeleściły gniewnie.

Wszyscy jesteśmy posłuszni, Bastion i byliśmy, odkąd zostały przypieczętowane

Porozumienia. — Powiedział Darroc, usiłując zachować cierpliwość. Unseelie testowali jego
cierpliwość w najlepszych chwilach, a te takie nie były. To były niebezpieczne czasy i nie
potrzebował zwiększenia niebezpieczeństwa przez drańskich Łowców, którzy odmawiali
słuchania jego rozkazów. — Rzecz, która próbuję zmienić. Będziecie wykonywać moje
polecenia czy mam założyć, że jesteście zadowoleni ze swojego królestwa? Uwięzieni.
Trzymani w stajni jak ulubione zwierzątka.

Z wargami odciągniętymi w grymasie Bastion sztywno kiwnął raz głową. — Bardzo dobrze.

Czterech z nas, nie więcej. Masz, jakiekolwiek pojęcie, gdzie on jest?

— Jeszcze nie. Aoibheal zakazała choćby wymawiać jego imię na dworze, a przez to moi

szpiedzy nie byli w stanie nic mi powiedzieć. Idź najpierw do Szkocji, na pogórze. Kiedyś miał
tam syna. — Niestety Darroc nie wiedział poza tym dużo więcej. Nie miał pojęcia czy to
dziecko choćby dożyło dorosłości. Co Tuatha Dé, których Adam mógł liczyć, jako przyjaciół,
nigdy nie byli przyjaciółmi Darroca, a Aoibheal trzymała swoje plany dla siebie, gdy chodziło
o księcia, którym tak lubiła się rozkoszować. Gdyby nie Mael, nie wiedziałby niczego o losie
Adama. On — pieprzony Starszy jej Wysokiej Rady — utrzymywany w niewiedzy. Jednak

24

Oczywiście oprócz prywatnego Ferrari Króla Unseelie, czyli K’Vrucka.

background image

wielu z jego rasy nie było widzianych przez kilka miesięcy śmiertelników, co zbiegało się w
czasie, krótko po wygnaniu Adama do królestwa ludzi. Nie miał wątpliwości, że wkrótce
znajdzie jednego ze swych braci, wiedzącego dokładnie, gdzie był Adam, jeśli Łowcy nie
znajdą go prędzej.

— A gdy go znajdziemy?

Darroc uśmiechnął się. Mógł wyczuć niecierpliwość Łowcy, jego pragnienie powrotu do

dawnych czasów i dawnych zwyczajów. Odzwierciedlało jego własne. Czuł się dokładnie tak
samo w klatce na Wyspie Wróżek Morar jak łowcy w ich świecie-więzieniu. — Możecie go
zabić, ale — Z siłą położył dłoń na ramieniu Bastiona. — musicie sprawić, żeby to wyglądało
na wypadek. Jakby zmarł ze śmiertelnych powodów. Usunięcie Adama Blacka jest tylko
pierwszym krokiem w moim planie i królowa nie może nabrać podejrzeń. To oznacza żadnego
śladu czegokolwiek, choćby odlegle związanego z Wróżkami w pobliżu jego zwłok. Tylko
ludzkie obrażenia. Rozumiesz?

— Tak.

— Potrafisz sprawić, żeby pozostała trójka zrozumiała i posłuchała cię?

— Wybiorę dobrze. — Bastion poruszył się niecierpliwie.

— Więc nazwij swą trójkę, a ja ich tu sprowadzę. — Powiedział Darroc.

Płomieniste oczy Bastiona rozbłysły, gdy wymienił swoich Łowców.

background image

Rozdział 8

Gabby obudziła się tuż przed świtem. Przez błogi moment jej ciało było obudzone, ale umysł

nadal był rozkosznie owinięty w sny i myślała, że to dzień jak każdy inny. Normalny, spokojny,
wypełniony trywialnymi sprawami i możliwymi do rozwiązania zmartwieniami.

Potem szast-prast! Wspomnienia zbombardowały ją: Spieprzyła rozmowę o pracę, zdradziła

się przed Wróżką, miała dziś do zrobienia pracę na cały tydzień, a jej życie było piekłem na
ziemi.

Jęcząc, przetoczyła się, desperacko próbując znowu zasnąć, żeby nie musieć jeszcze stawiać

temu wszystkiemu czoła.

Bez takiego szczęścia.

Adam Black był pod prysznicem.

Mogła słyszeć go — to — chlapiącego się tam.

Tylko dziesięć kroków korytarzem od jej sypialni. Wysoka, mroczna, seksowna i bardzo

naga Wróżka. Dokładnie tam, w jej domu. W jej prysznicu. Używająca jej mydła i ręczników.

I śpiewało. Seksownym głosem z tym obcym, celtyckim akcentem. Nie mniej niż stara

piosenkę Sophie B. Hawking: Cholera, chciałbym być twoim kochankiem. Kołysałbym cię, aż
do świtu

Założę się, że tak, westchnął marzycielsko nastoletni głos w jej umyśle.

*****

— Potrzebuję pistoletu. — Wyszeptała Gabby.

— Potrzebuję pistoletu. — Gabby powiedziała do Jay’a, gdy weszła do swojego boksu.

Kładąc kubek z kawą na swoim biurku, wepchnęła torebkę do szuflady, opadła na krzesło i

wygładziła spódnicę na biodrach, a potem obróciła się w kierunku przejścia. — Gdzie człowiek
może kupić broń, Jay?

Jay Landry, kolejny stażysta, zajmujący boks naprzeciw jej, powoli obrócił swoje krzesło i

spojrzał na nią badawczo. — Gabby, dobrze się czujesz? Jeff mówił, że byłaś chora. Jesteś
pewna, że czujesz się lepiej? Dziwnie się zachowywałaś.

— Nic mi nie jest. — Powiedziała Gabby z nogami skrzyżowanymi i jedną stopą

postukującą w powietrzu. — Po prostu zastanawiałam się, gdzie można kupić pistolet.

background image

— Do czego go potrzebujesz? — Wykręcił się.

— Nie czuję się bezpiecznie, mieszkając tam, gdzie mieszkam. — Skłamała

bezceremonialnie. To nie było tak, że istniała możliwość, żeby została złapana i osądzona za
to, co planowała zrobić, zapewniła samą siebie. Żeby zarzucić morderstwo, trzeba było mieć
nie tylko broń, ale też ciało. A skoro nikt poza nią nie mógłby naprawdę zobaczyć przyszłego
ciała, voila — nie ma zbrodni. Poza tym, tak czy inaczej to była samoobrona.

— Zapisz się na kurs karate.

Przewróciła oczami. — A co zrobię przez te ile tam trzeba lat zanim uda mi się stać choć

trochę w tym biegłą?

Wzruszył ramionami. — Zmuś swojego chłopaka, żeby się wprowadził.

— Już nie mam chłopaka. — Powiedziała cierpko.

Wcale nie wyglądał na zaskoczonego. — Prawdopodobnie dlatego, że pracujesz tak dużo,

Gabby. Założę się, że zrobiło mu się niedobrze od ciebie, zamężnej ze swoją pracą. Tak by było
ze mną. Wiesz, co — Rozejrzał się i ostrożnie obniżył głos. — Jeff nie popychałby cię tak,
gdyby nie wiedział, że to przyjmiesz. Wie, że spędzisz cały weekend wyszukując akta do
sprawy Rollins. Wie, że urobisz się po łokcie, próbując się sprawdzić. I pytasz, co on planuje
na ten weekend? Powiem ci. Podsłuchałem jak dzisiaj rano robił plany spotkania jakichś kumpli
i spędzenia weekendu w Hilton Head, grając w golfa. Będzie na zewnątrz, łapiąc trochę słońca
i popijając piwo. Podczas, gdy ty siedzisz tutaj w swoim —

— Już w porządku. — Najeżyła się Gabby, wkurzając się. Ale wszystko po kolei: jedna,

łotrowska Wróżka z drogi, potem zajmie się Jeffem Stallerem i jego podstępnymi, golfowymi
planami. — Ti nie chodzi o mnie czy mojego eks-chłopaka, czy naszego szefa. Chodzi tylko o
to, gdzie mogę dostać pistolet.

— Przerażasz mnie. I nie powiem ci. — Jay obrócił się, wlepiając nos w ekran swojego

komputera.

— Och, na miłość boską. Po prostu sprawdzę w książce telefonicznej, jeśli mi nie pomożesz.

— Świetnie. Wtedy nie będę mógł być oskarżony o jakiekolwiek współuczestnictwo.

Studenci prawa mogli być takimi marudami, jeśli chodziło o problemy odpowiedzialności

karnej, pomyślała Gabby, pociągając nosem, gdy obróciła się z powrotem do swojego biurka.

I zazgrzytała zębami. Adam Black przysiadł na niskiej półściance jej klitki, znów ubrany w

skórzane spodnie — te ciemnografitowe i wyglądające na całkowicie miękkie jak masło, a jej
wzrok utknął na nich na moment — białą koszulkę rozciągającą się na jego masywnej klacie i
jeszcze jedną parę drogo wyglądających, łupkowo szarych, zamszowych półbutów. W swojej
wielkiej dłoni trzymał Żółte Strony.

25

Jego czarne włosy rozlały się połyskującym wodospadem

25

Książka telefoniczna ze spisem firm na stronach w kolorze żółtym, stąd określenie.

background image

jedwabiu do jego pasa, z warkoczem zwisającym z każdej skroni. Samo patrzenie na niego
sprawiało, że jej usta wyschły, a dłonie się pociły. Sprawiało, że każdy hormon w jej ciele
skakał do stanu drżącej, zachwyconej uwagi.

— Więc to wojna między nami, ka-lyrra? — Powiedział miękko.

Wyrywając książkę telefoniczną z jego ręki, syknęła. — Już jest. Była od chwili, gdy

najechałeś moje życie.

— Co? — Powiedział za nią Jay.

— Nic. — Rzuciła przez ramię.

— Tak nie musi być, Irlandko. Sprawy między nami mogłyby być dobre. — Z nadal

wyciągniętą ręką, chwycił jedwabisty kosmyk jej włosów, przesuwając go między palcami.
Jego oczy zmrużyły się, ciemniejąc z pożądania. — Lubię twoje włosy rozpuszczone. Powinnaś
nosić je tak dużo częściej. Masy jedwabistości, w której mężczyzna może zanurzyć dłonie. —
Wydał miękki, mruczący dźwięk z głębi gardła, który był tak erotyczny, że jej sutki napięły się.
Zeskakując ze swojego miejsca na półściance, usiadł na krawędzi jej biurka, twarzą do niej, z
nogami rozłożonymi po obu stronach jej krzesła. To umieściło ją na poziomie oczu z jego
pachwiną, z mocno nabrzmiałą, okrytą skórą wypukłością, której zwyczajnie nie można było
przegapić.

Podrywając spojrzenie do jego twarzy, wysyczała. — Nie jesteś mężczyzną, jesteś rzeczą.

Och, kogo ona próbowała przekonać?

To po prostu nie było w ludzkiej mocy by kobieta patrzyła na Adama Blacka i nazwała go

„tym.” To próbowanie ją wyczerpywało. Odwracało jej uwagę od większych problemów, jak
wymyślenie, jak się go pozbyć. Daj sobie z tym spokój, O’Callaghan. Powiedziała sobie
rozdrażniona. To ledwie warte wysiłku, biorąc pod uwagę jak stale zawodzisz. Poświęć ten
wysiłek na lepsze cele. Cele, w których możesz odnieść sukces
.

— I są rozpuszczone tylko dlatego — Ciągnęła lodowato, nie zamierzając przegapić okazji

do wyrażenia swoich, wstrzymywanych żali, to był taki do dupy poranek. — że zawłaszczyłeś
sobie łazienkę na górze i nie mogłam wziąć mojej suszarki do włosów ani żadnych spinek. Nie
mogłam nawet zabrać szczoteczki do zębów. I wyczerpałeś mi gorącą wodę. — Wzięła
prysznic na dole (pospiesznie i przy zamkniętych drzwiach — jakby to była wielka bariera
przed istotą, która mogła „przenikać miejsce” — jednak to dało jej iluzje bezpieczeństwa, a
Gabby była chętna zadowolić się iluzją, skoro rzeczywistość była tak dołująca) w wodzie, która
spowodowała gęsią skórkę na całym jej ciele. Potem naciągnęła rajstopy i kostium, niechętnie
pominęła śniadanie i wypadła na zewnątrz, zdeterminowana unikać go tak długo, jak to
możliwe.

— Gabby? — Głos Jay’a brzmiał na autentycznie zmartwiony.

Bez oglądania się za siebie Gabby warknęła. — Rozmawiam przez telefon, Jay, mam

założone słuchawki.

background image

— Och. Przepraszam. — Ulga w jego głosie była oczywista.

— Naprawdę, Irlandko, przysięgam, że kłamiesz bardziej niż — i prawie równie gładko jak

— ja. I knujesz morderstwo? To mnie zatrzymuje, sprawia, że zastanawiał się, z jakim rodzajem
niegodziwego człowieka się zadałem.

— Oooch, jak śmiesz zachowywać się, jakbym to ja była tą —

Ale nie udało jej się nawet w najmniejszym stopniu mu wygarnąć, bo piekielna Wróżka

znów zniknęła.

Jeżąc się, Gabby odrzuciła Żółte Strony na bok (nie było wielkiego sensu w kupowaniu

pistoletu teraz, gdy był zawczasu ostrzeżony, poza tym wątpiła, żeby miała odwagę wycelować
broń w coś, co wyglądało tak ludzko i pociągnąć za spust, nie wspominając o pozbyciu się ciała.
Choć nikt inny nie mógł tego zobaczyć, nie bardzo mogłaby zostawić jego ciało leżące w jej
domu albo biurze — błe) i wyciągnęła sprawę Desny. Równie dobrze mogła wykonać tyle
pracy, ile było możliwe, ponieważ wiedziała, że Adam Black wróci.

Musi być miło, gotowała się, być w stanie po prostu „wyparować” gdy nie ma się ochoty na

kontynuowanie dyskusji. Znała mnóstwo mężczyzn, którzy oddaliby prawą rękę za ten
unikalny talent.

Włączając swój komputer, mentalnie odsunęła morderstwo jako ostatnią opcję. Jeśli sprawy

zrobią się naprawdę złe, zmusi się do znalezienia odwagi, żeby zrobić to, co musiała. (To, że
już nie uważała spraw za „naprawdę złe” powinno uruchomić więcej niż kilka alarmów, ale jej
umysł powędrował już do innych zmartwień.)

Otwierając folder z aktami, przygotowała się do odświeżenia sobie tej sprawy. I zamarła,

mrugając na w pełni wypełnione pozwy. Czyżby skończyła je zeszłej nocy i była po prostu tak
zmęczona, że zapomniała?

Nie ma mowy. Nie była tak dobra, gdy była zmęczona. Spojrzała. To nawet nie było jej

pismo. Miała okropne bazgroły, a to było piękne pismo ręczne, uderzające, śmiałe, płynne.

Właściwie aroganckie, jeśli można było tak określić pismo ręczne. Nic niezdecydowanego

w tym pochyłym, pewnym tekście. Marszcząc czoło, zaczęła czytać.

Kilka minut później nadal czytała, mamrocząc. „Po prostu w to, cholera nie wierzę.” pod

nosem.

*****

background image

Wyglądało na to, że gdy rzeczywiście chciała go zobaczyć, zostawił ją samą. Trzymał się z

dala przez większość dnia. Sprawiając, że zastanawiała się, jakie nikczemne czyny zamierzał.
Biuro znów było puste, do czasu, gdy pojawił się około wpół do ósmej, tuż za nią, tak blisko,
że praktycznie na niej, niosąc torby z — o Boże, nie — na moment zamknęła oczy, proszę nie.

Maisonette. Nie mniej niż pięciogwiazdkowa kolacja.

Ale Gabby tym razem się przygotowała. Przez cały dzień podjadała cukierki (nic trudnego)

tylko po to by mieć pewność, że nie będzie głodna i kuszona przez nic, co on mógłby
zaoferować.

Jednak Maisonette? Grr. Szorstko pokręciła głową i odmówiła choćby patrzenia na torby,

odmówiła zastanawiania się, jakie czaiły się w nich skradzione pyszności.

Pospiesznie się od niego odsunęła. Gdy położył torby na jej biurku, złapała gruby, zamykany

na gumkę folder o rzuciła nim w niego, trafiając prosto w pierś. — Jak? — Zażądała
odpowiedzi.

— Jak, co, ka-lyrra? — Łapiąc folder, położył go delikatnie na jej biurku.

— Jak wykonałeś moja pracę? Kiedy wykonałeś moją pracę?

Wzruszył ramionami, potężne ramię zafalowało. — Nie potrzebuję tak dużo snu, jak ty.

— Więc mówisz mi, że w ciągu kilku godzin zeszłej nocy osobiście napisałeś pozwy do

siedmiu moich spraw?

— Dziewięciu. Potem zdałem sobie sprawę, że dwie nie są twoje, więc je wyrzuciłem.

— Skąd wiesz dość o tym, czym się zajmuję, żeby chociaż dyskutować o odpowiedzialności

karnej?

— Och, proszę. — Brzmiał na mocno obrażonego. — Żyję od tysięcy lat i obserwuję ludzi

przez większość tego czasu. Przeczytałem kilka innych, twoich spraw. Wpasowanie ich w
odpowiedni wzór było łatwe. Ludzkie prawo jest proste: winicie wszystko poza wami samymi.
Ja zaledwie oskarżyłem wszystkich i wszystko, obecne w aktach, poza osobą, którą
reprezentujesz i poparłem to każdym dowodem, jaki mogłem przekręcić, żeby poprzeć moje
zarzuty.

Gabby próbowała się nie śmiać. Naprawdę. Próbowała mocno. Ale on wygłosił swój

subtelny przytyk z tak neutralną miną i tak dokładnie podsumował to, czego nienawidziła w
zajmowaniu się cywilnymi pozwami o uszkodzenia ciała, tylko po kilku godzinach pracy nad
nimi, że nie mogła się powstrzymać. Uciekło jej lekkie parsknięcie. I zmieniło się w śmiech. I
mogłaby kontynuować śmianie się, tylko, że powolny uśmiech wygiął jego wargi, a jego oczy
błysnęły. Podszedł do niej, chwycił jej talię wielkimi dłońmi i wpatrywał się w nią.

— To pierwszy raz, gdy widziałem, że się śmiejesz, Gabrielle. Jesteś jeszcze piękniejsza,

gdy się śmiejesz. Nie myślałem, że to możliwe.

background image

Jej śmiech zamarł gwałtownie i wyszarpnęła się mu. Ale było za późno, jego ręce już

zostawiły swój ognisty odcisk na jej ciele, jak rozpalone, erotyczne piętno. — Nie pochlebiaj
mi. Nie bądź dla mnie miły. — Zazgrzytała zębami. — I nie rób żadnej więcej pracy za mnie.

— Próbowałem tylko pomóc. Ostatniej nocy wyglądałaś na tak znużoną.

— Jakby cię to obchodziło. Trzymaj się z dala od mojego życia.

— Nie mogę tego zrobić.

— Bo odmawiam poświęcenia całego, mojego świata tylko po to, żeby pomóc ci odzyskać

twój. — Warknęła z goryczą.

— Nie. — Powiedział spokojnie, mrużąc oczy. — Ponieważ nie lubię twojego szefa. Nie

podoba mi się jak na ciebie patrzy. Nie podoba mi się sposób, w jaki cię traktuje. I kurewsko
nie lubię jednej, cholernej rzeczy w tym dupku. A gdy znów będę sobą, poprawię tę sytuację.

Gabby znieruchomiała. Adam Black wyglądał i brzmiał na wściekłego. Autentycznie

wściekłego. Przez to jak była traktowana. Jego twarz była ponura i burzowa, oczy strzelały
złotymi iskrami.

Och, to było zabójcze. To było okrutne. Zachowywanie się, jakby miał uczucia. Jakby nie

miał tego gdzieś. Zwłaszcza, gdy ona naprawdę nie miała w życiu kogokolwiek, kto by dbał.
Wyraźnie zrobiłby wszystko, żeby uwieść ją do jego celu — nawet naśladował emocje i udawał
zmartwienie. W końcu, czy nie, dlatego nazywano to uwodzeniem? Ponieważ ofiara była
uśpiona do fałszywego poczucia bezpieczeństwa i dobrego samopoczucia? I jak to mogło być
osiągnięte, jeśli nie przez udawanie troski?

Brak duszy. Brak serca. A stąd brak emocji. Przypomniała sobie.

Chwytając torebkę, wyłączyła komputer i wymaszerowała z boksu.

*****

To nawet były bardzo dobre pozwy, nadal rozmyślała z irytacją półtora godziny później, gdy

wysypała kosz na pranie na łóżko i zaczęła sortować ubrania. Zanurzanie się w rutynie
pomagało jej udawać, że sin siriche du nie był aktualnie w kuchni na dole, pijąc jednosłodową
szkocką prosto z butelki (nie mniej niż pięćdziesięcioletniego Macallana) i wklepując coś na
jej laptopie, surfując po necie.

Do czasu, gdy dotarła do domu, już tam był, ze sceną hojnie rozstawioną na jego następne

uwiedzenie. Pięciogwiazdkowy obiad rozłożony na stole w jadalni, wazon róż na długich
łodygach, aromatyzujących powietrze, zaciągnięte zasłony i zapalone świece. Doskonały
kryształ połyskiwał na stole, kryształ, którego, jak wiedziała, nie posiadała. Sztućce, których
wcześniej nie widziała i wysokiej jakości porcelana.

background image

Uniosła nos i zaczęła przechodzić obok niego w kierunku schodów. Wszedł jej w drogę,

muskając swoim ciałem o jej. Potem złapał ją za rękę.

Obrócił ją twarzą do niego i tylko patrzył na nią przez długi czas zanim w końcu szybko ją

puścił. Nie powiedziała niczego, nie mając zamiaru ustąpić o cal. Nawet wtedy, gdy opuścił
swoją, ciemną, wyrzeźbioną twarz, aż jego wargi były ledwie oddech od jej, używając swojej,
krzykliwej męskości w próbie zastraszenia jej. Stoicko opierając się przytłaczającej pokusie
oblizania warg w ponadczasowym zaproszeniu, utrzymała pozycję, spokojnie spotykając jego
mroczny wzrok, odmawiając uwierzenia, że w jego oczach mogło być cokolwiek poza
zimnokrwistą kalkulacją. A jeśli przez chwilę sądziła, że zobaczyła ślad człowieczeństwa,
męskiej frustracji, autentycznego pożądania, poskromionej niecierpliwości w ich złocisto
plamkowanych głębiach, to był trik migoczącego światła świecy.

Nic więcej.

Jego prawne wytyczne były lepsze niż cokolwiek, co kiedykolwiek napisała. Błyskotliwe,

charyzmatycznie przekonujące, przenikliwe. Nie miała wątpliwości, że wygrałaby każdy
proces, który napisał. Była zazdrosna, czytając je, pragnąc pomyśleć o takim argumencie czy
zauważyć taki subtelny, zręczny wykręt. Dwie sprawy, którymi się zajął, były takimi, w których
wiedziała, że osoba, którą reprezentowała w pięćdziesięciu jeden procentach była winna
zaniedbania (zostały przyjęte ponieważ byli „przyjaciółmi przyjaciół,” a jej przymilny szef
wisiał ludziom kilka przysług — prawdopodobnie w zamian za przywileje golfowe w jakimś
ekskluzywnym klubie) jednak po przeczytaniu argumentacji Adama, nawet ona
zdecydowałaby na korzyść jej winnego klienta.

Był tak dobry.

Żyłem tysiące lat, powiedział. Zadrżała. Starożytny, Adam Black był starożytny. I

prawdopodobnie zrobił wszystko, co było do zrobienia przynajmniej raz. Dlaczego powinno ją
dziwić, że potrafił tak dobrze wykonać jej pracę? Był istota, która podróżowała przez czas i
przestrzeń. Może nie miał duszy i serca, ale miał cholernie budzący szacunek intelekt za tymi
ciemnymi, migotliwymi, intensywnie żywymi oczami.

Automatycznie sortowała swoje pranie, ręce poruszały się, mózg wirował. Białe. Jasne.

Ciemne. Ciemne. Ciemne. Ciemne. Jasne. Ciemne. Białe — zaraz!

Jego T-shirt?

Naprawdę miał jaja wrzucać swoją, brudną koszulkę do jej kosza na pranie? Ściskając ja w

pięści, odwróciła się by pójść, powiedzieć mu, co dokładnie mógł zrobić ze swoimi, brudnymi
ubraniami. Potem zatrzymała się.

Potem znów Ruszyła. I zatrzymała się.

Skubiąc wargę, przeprowadziła z sobą krótką i bardzo burzliwą kłótnię.

Ze zirytowanym westchnieniem uniosła jego koszulę do nosa i zaciągnęła się głęboko,

zamykając oczy.

background image

Czy mężczyzna mógłby pachnieć bardziej jak grzech?

Nuta jaśminu i drzewa sandałowego, i rozprysk nocnej fali morskiej. Zapach ciemności i

przypraw, i seksu. Zakazane rzeczy, nieświęte rzeczy, rzeczy, o których mówiły modlitwy w
tej części i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego.

Nigdy nie założy tego T-shirtu z powrotem.

*****

Znacznie później, po tym jak Gabby poszła do łóżka, Adam wetknął głowę do jej sypialni

w wieżyczce. Smacznie spała. Dobrze. Mała ka-lyrra pracowała zbyt ciężko. Pozwalała, żeby
inni zrzucali na nią swoje obowiązki. On to zakończy. Życie śmiertelników i tak było
wystarczająco krótkie. Nie powinni tyle pracować. Więcej się bawić. Nauczy ją zabawy. Gdy
już znów będzie nieśmiertelny, nigdy nie będzie pracowała, chciała czegokolwiek.

Wszystkie okna były otwarte i wonny, nocny wietrzyk wpadał do środka, marszcząc cienkie

prześcieradło pod którym spała. Światło księżyca rozlewało się na łóżko, barwiąc jej długie
włosy srebrem, a śpiące rysy ciepłą perłą.

Całkowicie ubrana, zauważył z drwiącym uśmiechem. Mądra kobieta. Gdyby była

wystarczająco głupia by spać nago, nie zadowoliłby się pomniejszą misją, z którą tu przyszedł.
Sama myśl o niej, nagiej pod prześcieradłami… ach, miał na jej punkcie seksualną obsesję. Z
jej pełnymi, okrągłymi piersiami, nieskończoną pokusą jej miękkiego, kobiecego tyłka,
bujnych, zmysłowych warg, włosami, oczami, dłońmi. Jej ogniem.

Nawet jej dziewictwo go podniecało.

26

Wypełniała go pierwotna zaborczością, wiedza, że

będzie pierwszym mężczyzną, który w nią wejdzie, wypełni ją, dotknie ją na wszystkie te
mroczne, rozpalone, intymne sposoby. Uwiedzie ją tak dogłębnie, że ona nie będzie w stanie
pojmować siebie samej, oddzielnie od niego, będzie jego do wzięcia, kiedy zechce,
gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób zdecyduje ją wziąć, niezdolna odmówić mu niczego.

27

Wiedział, że oczekiwała od niego siły. Widział to w jej oczach, gdy była wczoraj

przywiązana do krzesła, tak buntowniczo mówiąc mu „nie.”

Jak mało zrozumiała z tego, co miał dla niej zaplanowane.

Wczoraj rano po tym jak poszła do pracy (co go nie zaskoczyło, jego nieustępliwa sidhe-

seer nie zrezygnowałaby z kontroli nad swoim światem bardziej niż on nad swoim) dokładnie
zaznajomił się z jej domem, dowiedział się o niej wszystkiego, co mógł. Sprawdził, jakie
rodzaje książek lubiła czytać, jaki rodzaj ubrań nosiła, jaka bielizna miała rozkosz obejmowania

26

Jak to było? Każdy facet chce dziewicy, która tylko dla niego będzie się zachowywała jak dziwka? Coś w tym

jest. Jakieś takie, typowo psie znaczenie terytorium. ;)

27

A ja mam nadzieję, że jeszcze do końca książki zdąży mu przestawić nos.

background image

jej piersi i ślizgania się miedzy krągłościami jej tyłka, jakie mydło i zapachy pieściły jej
jedwabistą skórę. Przestudiował fotografie, otworzył jej bagaż i sprawdził, jakie rzeczy uznała
za zbyt cenne, żeby je zostawić, gdy spakowała się do ucieczki. I każde odkrycie sprawiało, że
chciał jej bardziej, była lśniąca, promienna i dojrzała śmiertelnymi nadziejami i marzeniami.

Te Księgi Wróżek były śmiechu warte. Cóż, z wyjątkiem tomu, który tak krzywdząco go

oczernił. Ale naprawiał to.

Cienki tom robił z niego najpodlejszą z Wróżek. Przedstawił go, jako wytrawnego kłamcę,

naciągacza i oszusta, zimnokrwistego, aroganckiego uwodziciela, który nie dbał o nic poza
własna przyjemnością w danej chwili.

Nic dziwnego, że walczyła z nim tak zaciekle, nic dziwnego, że tak szybko odrzuciła jego

słowo. Sam Diabeł nie wypadł gorzej w historii literatury.

Jednak mógł poradzić sobie bez słów. Będzie mówił do swojej sidhe-seer własnymi

działaniami — starannie wybranymi. Dawno temu nauczył się, że to najmniejsze detale
uwodziły, najdelikatniejsze dotknięcia rzucały na kolana najpotężniejszych.

Jezu, pomyślała, wpatrując się w nią, musi jej być gorąco w tych wszystkich ubraniach. Jej

dom był zbyt ciepły, nawet na parterze, gdzie pracował w sieci. Kolejna rzecz, z którą coś dla
niej zrobi.

28

Nie miał szczęścia, szukając miejsca pobytu Circenna w tych bazach danych, które ludzie

tak lubili tworzyć, ale tak naprawdę tego nie oczekiwał. Jego syn, pół-Wróżka mógł być nie
tylko gdziekolwiek, ale kiedykolwiek. Było całkowicie możliwe, że zabrał swoją żonę i dziecko
z powrotem na Wyżynę Szkocką, do własnego stulecia i prostszego sposobu życia, gdzie mógł
pozostać przez nieokreśloną ilość czasu.

Ale to nie miało znaczenia. Circenn w końcu się pojawi.

A ten dzień był produktywny na inne sposoby. Zasiał wiele nasion, które już zapuszczały

korzenie. Nie najmniejszym z nich była zwyczajna koszula.

Dziś wieczorem robiła pranie, słyszał to.

Ale nie było wybuchu. Żadnych krzyków, żadnego upierania się, że to będzie zimny dzień

w piekle zanim wypierze jego ubrania. Nie, żeby to było jego zamiarem. Wyrzucał ubrania po
noszeniu i zabierał nowe.

Wchodząc głębiej do pokoju, cicho odsunął szufladę komody. Potem kolejną. I kolejną. Aż

był tam. Jego T-shirt. Starannie złożony w dolnej szufladzie, ukryty pod parą dresowych
spodni.

Uśmiech wygiął jego wargi.

28

Nie wiem, jak ona, ale mnie by wkurzyło, gdyby ktoś coś dla mnie zrobił nawet z najlepszymi intencjami, ale

nie pytając mnie o zdanie.

background image

Zamknął komodę i podszedł do jej szafy, otworzył ją i spojrzał na jej kosz na pranie. Tak,

jak myślał, nie wyprała tego, co nosiła dzisiaj. Para majtek zniknęła w jego kieszeni. — Coś za
coś, ka-lyrra. — Wymruczał cicho. — Ty dostajesz kawałek mnie, a ja dostaje kawałek ciebie.

Zamknął drzwi szafy i znów na nią popatrzył. Jego ciało było napięte z żądzy tak

intensywnej, że samo pragnienie jej było rzeczą, którą mógł się rozkoszować. Wszystkie jego
zmysły były w ogniu i nagle czuł rzeczy w ten sposób, w jaki jeśli kiedykolwiek w ogóle czuł,
to już dawno o tym zapomniał.

Na Danu, pomyślał ostro wciągając oddech, czuł się żywy. Intensywnie, mocno, być może

ktoś mógłby powiedzieć… namiętnie żywy. Najprostsze doświadczenia były nagle tak
rozkoszne, tak bogate w niuanse i kompleksowość. Samo wybieranie ubrań każdego ranka w
Stacks niosło dla niego nową fascynację, gdy wybierał je, mając na względzie jej reakcję, ucząc
się, co lubiła na nim widzieć. Co sprawiało, że jej oczy otwierały się szeroko, źrenice
rozszerzały się, a wargi odrobinę rozdzielały.

Skóra. Zdecydowanie lubiła skórę.

Wiedział, co zobaczy na niej, gdy już przygładzi ten jej kolczasty grzbiet.

Nic.

Jej sutki twarde i mokre, połyskujące od jego języka. Jej nagi tyłek objęty jego dłońmi, gdy

będzie ją unosił do swoich ust. Ten sam tyłek obrócony i uniesiony do —

Niskie warknięcie utworzyło się w jego gardle. Zaciskając zęby zmusił się do odejścia od

jej łóżka. Jeszcze nie.

Wkrótce ona zrozumie, że nie był tym, co o nim myślała. Że w Adamie Blacku było dużo

więcej niż utrzymywała ta pieprzona, bluźniercza, idiotyczna Księga o Sin Siriche Du, na dole.
Spędził dziś kilka godzin przepisując ją, wykreślając całe sekcje, zwyczajnie wyrywając strony
i wstawiając nowe.

Gdy wślizgiwał się do jej pokoju, przyszło mu do głowy, że zakładając, że Circenn nigdy

nie wróci, uwodzenie Gabrielle O’Callaghan mogło nie być nawet w połowie złym sposobem
na spędzenie śmiertelnego życia.

Przynajmniej do czasu, gdy Aoibheal wróci po niego i znów uczyni go nieśmiertelnym.

Zanim wyszedł, wyłączył jej budzik. Nie miał zamiaru pozwolić jej jutro pójść do pracy.


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Moning Karen Marie Immortal Highlander 9
Moning Karen Marie Immortal Highlander 1 2
Moning Karen Marie Immortal Highlander 13
Moning Karen Marie Immortal Highlander 11
Moning Karen Marie Immortal Highlander 10
Moning Karen Marie Immortal Highlander 12
Moning Karen Marie Immortal Highlander Prolog
Moning Karen Marie Immortal Highlander 5 6
Moning Karen Marie Immortal Highlander 3 4
Karen Marie Moning 06 The Immortal Highlander
Moning Karen Marie To Tame a Highland Warrior 12 17
Immortal Games 01 Betrayal
Evanescence My immortal
Evanescence My immortal
Brazil and Andean Highlands
osob-ref, ANALIZA KAREN HORNEY KONCEPCJI OSOBOWOŚĆI
Droga Ojca Jacquesa Verlinde, O. Joseph Marie Verlinde - SPECJALOSTA I ZNAWCA OKULTYZMU, o Joseph Ma

więcej podobnych podstron