background image

ANN MAJOR

Wakacje z duchem

The Barefooted Enchantress

Tłumaczyła: Maria Wanat

background image

PROLOG

Tamara Howard rozglądała się pośród członków zespołu filmowego. Nie 

mogła   pozbyć   się   wrażenia,   że   ktoś   ją   obserwuje.   Koń   wyczuł   niepokój   i 
nerwowo   przebierał   kopytami.   Aktorki   zawsze   są   dla   mężczyzn   łakomym 
kąskiem, a Tamara nie była tu wyjątkiem: rudowłosa, seksowna postać znana 
wszystkim   z   ekranów   kin,   w   dodatku   pochodząca   ze   zwariowanej   rodziny, 
której wielu członków miało szczególne zdolności parapsychologiczne.

Mężczyzna, którego Tamara  spotkała poprzedniego wieczora zachował 

się jeszcze gorzej niż faceci, do których wstrętnych manier zdążyła już nieco 
przywyknąć. Bardziej niż zwykle zdenerwowało ją to, że jeszcze jej nie znając, 
od   razu   wyrobił   sobie   o   niej   mylną   opinię.   Chociaż   Tamarę   powszechnie 
uznawano za filmową boginię seksu, zawsze czuła się zmieszana i zakłopotana 
podczas nagrywania scen miłosnych.

Poprzedniego wieczora, sądząc, że jest sama w dolinie, leżała na kocu, 

przygotowując się do zdjęć. Odgrywała właśnie pantomimę sceny miłosnej, gdy 
głęboki, męski głos oświadczył z aprobatą: „Bardzo pięknie”.

Twarz Tamary pokrył rumieniec. Poderwała się, zmięta spódnica opadła, 

ale nieznajomy i tak zdążył zobaczyć jej uda.

Miał czarne włosy i ciemne oczy, i był zaskakująco przystojny. Elegancki 

garnitur leżał idealnie na tym wysokim, silnie umięśnionym mężczyźnie. Z całej 
postaci   emanowała   specyficzna   elegancja,   nieco   arogancka,   a   zarazem 
arystokratyczna. Bosonoga Tamara poczuła się przy nim jak uboga wieśniaczka.

Kiedy jego pewne i uważne spojrzenie przesunęło się po jej całym ciele i 

zatrzymało na szczupłych, nagich stopach, poczuła, że serce bije jej jak młotem.

– A więc to ty jesteś aktoreczką, która okupuje mój zamek? – podniósł 

brwi do góry, a jego czarne oczy znów powędrowały po całym ciele Tamary, jak 
gdyby była przedmiotem, który zamierza kupić. – Może razem przećwiczymy tę 
scenę? – zaproponował głębokim, zmysłowym głosem.

Z ust Tamary wyrwał się okrzyk. Kiedy nieznajomy wyciągnął ku niej 

rękę, rzuciła się w popłochu do ucieczki, pozostawiając scenariusz, koc i buty. 
Ale dogonił ją jego pogardliwy głos:

– I tak cię dostanę, panno Howard. Niby czemu nie? Na pewno przede 

mną było wielu innych.

Wielu innych. Te słowa zraniły ją do żywego.
Następnego   dnia   rano   znalazła   scenariusz,   koc   i   buty   przed   drzwiami 

swojej sypialni. Nieznajomy wiedział, kim jest Tamara, podczas gdy ona nie 
miała pojęcia, z kim ma do czynienia.

Zamek Killiecraig, ze swoimi szarymi ścianami, wieżyczkami i dachem z 

ciemnego łupka krył się za gąszczem rododendronów. Tamara miała niejasne 

background image

uczucie, że poznany wczoraj mężczyzna jest teraz w zamczysku i stamtąd ją 
obserwuje.

Tacy   mężczyźni   zawsze   uważali   Tamarę   za   łatwy   kąsek.   Wszystko 

dlatego, że reżyserzy upierali się, by obsadzać ją w rolach seksownych kobiet, 
nie dbających zbytnio o swoją reputację. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej 
się denerwowała. Niecierpliwie szarpnęła sztywny pas sukni.

– Panno Howard, proszę tego nie ruszać – upomniała ją garderobiana. – 

Reżyser jest prawie gotowy.

–   Przepraszam.   –   Tamara   mocniej   ściągnęła   wodze,   żeby   opanować 

zaniepokojonego konia, który nerwowo przebierał kopytami. Nienawidziła koni, 
historycznych   kostiumów,   a   szczególnie   tej   głęboko   wyciętej   sukni,   której 
szeroki pas wypychał biust do góry, przez co brakowało jej tchu.

Rude włosy  Tamary  były  wysoko upięte, a do tej koszmarnej  fryzury 

przypięty był czepeczek, ozdobiony kwieciem wrzosu, do którego zleciały się 
wszystkie brzęczące owady z całej okolicy.

Operatorzy pochylili się nad kamerami. Asystenci rozbiegli się po planie. 

Garderobiana poprawiła sztywne fałdy jej sukni.

– Musisz się skoncentrować, kochanie – powiedział reżyser, Jack Brodie. 

Po raz dziesiąty przypomniał jej, że kręcą scenę finałową, w której pędzi konno 
przez wrzosowisko, by spotkać miłość swojego życia. Z trudem powstrzymała 
się, by nie powiedzieć mu, że zmęczyły ją już takie głupie role.

Jej ośmioletni synek, Will, podbiegł, by ją ucałować. W tej samej chwili z 

krzewu rododendronu wyleciała pszczoła i skierowała się prosto ku gałązkom 
wrzosu, którymi ozdobiony był czepeczek na głowie Tamary.

Zawsze panicznie bała się pszczół.
Puściła wodze i zaczęła się oganiać jak szalona.
– Will, uciekaj!
Koń, spłoszony krzykiem, ruszył z kopyta. Tamara z całych sił trzymała 

się staroświeckiego siodła i szorstkiej grzywy konia, a jej oszalały rumak pędził 
na oślep,  w stronę miejsca,  gdzie skały  ostro opadały aż do morza.  Później 
skręcił lekko w stronę lasu, zarośniętego gąszczem jeżyn.

Tamarze  udało  się  wreszcie   sięgnąć  do  wodzów  i mocno   je ściągnąć, 

jednak   rumak   ani   myślał   się   zatrzymać   i   dalej   galopował   ku   nadmorskiej 
skarpie.

O,   Boże.   Tamara   czuła,   że   opuszczają   ją   siły.   Jeżeli   nie   uda   jej   się 

zatrzymać   konia,   nim   dotrą   do   skarpy,   będzie   po   wszystkim.   Poczuła,   że 
omdlewa. Wydawało jej się, że słyszy za plecami tętent kopyt.

Wodze wysunęły się ze zdrętwiałych palców. Ogarnęła ją ciemność. W 

chwili, gdy poczuła, że spada, czyjeś silne ramiona przeniosły ją na drugiego 
konia. Bezpieczna w objęciach nieznanego jeźdźca straciła przytomność.

Kiedy otworzyła oczy, leżała pośród głębokiej trawy. Wokół panowała 

background image

cisza. Widziała szare ściany, kamienne łuki okien, błękitne niebo. Rozpoznała 
zrujnowane   opactwo.   Leżała   obok   bardzo   starego,   porośniętego   mchem 
nagrobka.

– Nie ruszaj się – wymruczał głęboki, męski głos.
Zadrżała na dźwięk tego dziwnie znajomego barytonu.
Dłoń   delikatnie   pieściła   jej   twarz,   a   dotyk   szorstkich   palców   był 

niezmiernie przyjemny.

W   jasnych   potokach   oślepiającego   słońca   Tamara   zauważyła,   że 

mężczyzna   jest  wysoki,  szeroki  w  ramionach,  ma  kruczoczarne  włosy  i  jest 
ubrany w kostium z tej samej epoki, co i ona.

Kiedy się nad nią pochylił, ujrzała, że jego oczy są czarne i błyszczące, 

skóra   ogorzała   od   słońca.   Miał   wysokie   kości   policzkowe   i   wydatny, 
zakrzywiony nos, który nadawał jego twarzy wyniosły i dumny wyraz.

Wyniosły.   Nagle   z   przerażeniem   stwierdziła,   że   wie,   kim   jest   ten 

człowiek. To ten sam arystokrata, który niepokoił ją poprzedniego wieczora. 
Tamara   uświadomiła   sobie,   że   jej   suknia   jest   bardzo   wydekoltowana   i 
bezskutecznie starała się zasłonić piersi rękoma.

– I po co? – spytał cynicznym tonem, biorąc ją za rękę. – Kobiety takie 

jak ty zapraszają mężczyznę, by nie tylko na nie patrzył, ale...

Poczuła, że ogarnia ją wściekłość i zamierzała ostro zaprotestować. Ale 

kiedy otworzyła usta, stwierdziła, że fiszbiny sukni cisną ją tak mocno, że nie 
może   złapać   tchu.   Mężczyzna   wolno   wyciągnął   z   ozdobnej   pochwy   sztylet. 
Ujrzała   błysk   ostrza   w   jego   dłoni.   Widziała,   że   znów   się   jej   przygląda, 
odsuwając na bok jej splątane włosy, ale była zbyt słaba, by reagować.

– Pięknie – wyszeptał melodyjnym głosem, który tak bardzo ją poruszał.
Poczuła cudowne, zapamiętałe zatracenie, gdy dotknął wargami jej ust. 

Chociaż był wstrętny i źle wychowany, umiał wspaniale całować.

– Nic ci nie jest – powiedział. – Ale ta suknia jest tak ciasna, że nie 

możesz oddychać. – Uniósł ją z murawy i jednym, pozornie niedbałym ruchem 
przeciął koronki i pas z tyłu sukni. Jedwabny materiał rozsunął się jak skórka na 
dojrzałym owocu.

Powoli pieścił nagą skórę jej pleców. Odwrócił Tamarę,  przyciągnął i 

znów   pocałował,   z   bezczelną   pewnością   siebie,   jaką   miewają   wprawni, 
doświadczeni kochankowie.

Za murem opactwa rozległ się tupot nóg i okrzyki.
– Za uratowanie ci życia należy  mi  się coś więcej niż tylko skromne 

pocałunki   –   powiedział   przekornym   tonem.   –   I   zamierzam   odebrać   swoją 
nagrodę.

Oddychała głęboko i czuła, jak umęczone płuca wypełniają się chłodnym, 

orzeźwiającym powietrzem. Kiedy znów otworzyła oczy, stali przy niej Will i 
Jack wraz z innymi członkami ekipy.

background image

Rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem tej ostro wyrzeźbionej twarzy.
– Mamusiu, nic ci nie jest? – zapytał przerażony Will. Jack pomógł jej 

usiąść i oprzeć się o nagrobek.

– Z konia zdjął mnie jakiś mężczyzna.
– Jaki mężczyzna? – spytał Jack. – Twój kostium jest w strzępach!
– Nie widziałeś go? Nikt go nie widział.
– Sir Ramsay MacIntyre. Ojej! To dopiero stary kamień! Ten facet umarł 

w   1587   roku!   –   zawołał   Will,   który   przez   dłuższą   chwilę   pracowicie 
odcyfrowywał napis na nagrobku.

Ktoś zaproponował, aby przenieść Tamarę do galerii zamku, żeby trochę 

odpoczęła   i   doszła   do   siebie.   Wkrótce   znalazła   się   w   przestronnym 
pomieszczeniu,   oświetlonym   przez   kilka   witrażowych   okien.   Pojedynczy 
promień   słońca   padał   wprost   na   portret   mężczyzny   w   stroju   z   epoki 
elżbietańskiej.

Przyglądała   mu   się   bez   słowa,   jak   zahipnotyzowana.   Tego   niezwykle 

przystojnego, niezwykle cynicznego, ciemnowłosego mężczyznę rozpoznałaby 
wszędzie, w każdym stroju. Gdy wpatrywała się w jego wyraziście zarysowane 
kości policzkowe, zakrzywiony nos i pełne, zmysłowe usta, poczuła, że ogarnia 
ją fala ciepła.

– To on! – wyszeptała do ucha synka.
– Kto?
– Ten mężczyzna na obrazie. To on mnie dziś uratował!
Will   podszedł   do   obrazu   i   przeczytał   małą   tabliczkę.   Obrzucił   matkę 

dziwnym spojrzeniem. Potem wyraz niedowierzania ustąpił miejsca głębokiemu 
podziwowi i szacunkowi.

– Mamo, to ten sam facet, którego nazwisko było na nagrobku. Widzisz, 

umarł w 1587 roku! Mamo!

–   To   musiał   być   sir   Ramsay,   sławny   duch   z   zamku   Killiecraig   – 

powiedziała dumnym tonem służąca ubrana w biały fartuszek i czepek. Podeszła 
bliżej chłopca i Will zauważył, że była starą kobietą.

A   więc   widziałam   ducha,   pomyślała   Tamara.   Mam   zdolności 

parapsychologiczne, jak cała reszta rodziny!

Nie! To niemożliwe! Przez całe życie tego właśnie się obawiała. Teraz 

czuła   się   podwójnie   zła   i   nieszczęśliwa   na   myśl,   że   pierwsza   zjawa,   jaką 
spotkała, musiała być akurat tak odrażająca i wstrętna.

– Ale z pani szczęściara – powiedziała z wyraźnym podziwem starsza 

kobieta. – Nie widziano go od prawie pięciu lat. Od czasu, gdy śmiertelnie 
przestraszył lady Katherine. Zaczęła uciekać i o mały włos nie wpadła do...

– Do czego?
– Ach, to w gruncie rzeczy nieważne. Ma pani bardzo dużo szczęścia, 

proszę pani. On jest sławny ze swych występków, a nie z heroicznych czynów. 

background image

Uwielbia wrzeszczeć na galerii albo robić krwawe plamy na dywanie w swoim 
pokoju,   dokładnie   w   rocznicę   dnia,   w   którym   jego   głowa   stoczyła   się   z 
katowskiego pieńka. Czasami rzuca butelkami albo napełnia gąsiory na wino 
atramentem. Kiedyś przerwał partię krykieta, tocząc przez trawnik swoją własną 
głowę.

– To brzmi... okropnie.
–   Okropny   duch   z   Killiecraig!   –   Will   zaczaj   podskakiwać   do   góry   z 

radości. – Mamo, czy ty go naprawdę widziałaś? Musisz opowiedzieć o tym 
babci! Będzie z ciebie taka dumna!

Tamara   natychmiast   się   zreflektowała.   Zawsze   była   czarną   owcą   w 

rodzinie, bo nie umiała  nawiązać kontaktu ze światem magii i czarów, a co 
najgorsze, wcale sobie tego nie życzyła. Niestety, Will nie podzielał jej awersji 
do zdarzeń nadprzyrodzonych. Wyglądał na szalenie podnieconego.

Potarła  czoło,  zdecydowana  przekonać  Willa, że  całe  to  zdarzenie  nie 

miało większego znaczenia.

– Z pewnością, spadając z konia, uderzyłam się w głowę mocniej, niż mi 

się   wydawało.   –   Wpatrywała   się   w   obraz   zakłopotanym   i   niepewnym 
spojrzeniem. – Powiedziała pani, że... że jest pochowany w starym opactwie?

–   Tak,   proszę   pani.   Był   niezłym   uwodzicielem,   zanim   się   ożenił. 

Zazwyczaj prześladuje kobiety.

Tamarę przebiegł dreszcz. Dlaczego musiał wybrać akurat ją? Położył ją 

obok swojego grobu. Pocałował ją. Co gorsza, jego pocałunek oszołomił ją i 
zachwycił jak dotąd żaden, pomimo  że uważała go za wyniosłą, obrzydliwą 
kreaturę.

– Kim była ta kobieta, której portret wisi obok?
– To jego żona, proszę pani. Pewnego dnia wybrała się na przejażdżkę 

konno i nigdy już nie wróciła. Mówi się, że to ona złamała mu serce. Dlatego 
nawet w grobie nie może zaznać spokoju. Ciągle jej szuka. Wszyscy mężczyźni 
z klanu MacIntyre bardzo się troszczyli o swoje kobiety – stwierdziła, i dodała: 
– Pani jest do niej nawet podobna.

– Nie! Ale moja suknia jest prawie taka... – Głos Tamary załamał się, gdy 

uświadomiła sobie, że jej kostium był wierną kopią sukni z tego okresu.

On przecież nie żyje!
Najlepiej   będzie,   jeśli   postara   się   zapomnieć   o   nim   i   jego   zaginionej 

damie. Nie powie przecież nikomu, że pocałował ją duch. I bez tego wszyscy 
znajomi są przekonani, że jest gotowa pójść za każdym napotkanym mężczyzną. 
No i pochodzi ze zwariowanej rodziny, w której wszyscy zajmują się magią. 
Nie!   Tamara   ponad   wszystko   pragnęła   być   normalna,   prowadzić   zwyczajne 
życie i być wreszcie traktowana serio.

Nagle   pożałowała,   że   zwierzyła   się   Willowi.   Niestety,   dzieciak 

odziedziczył rodzinną fascynację duchami, którą Tamara starała się za wszelką 

background image

cenę w nim zwalczyć.

Znów przebiegł ją dreszcz. Spojrzała na obraz i dotknęła dłonią miejsca 

na policzku, potem ust, które pocałował sir Ramsay.

– Myślę, że to wszystko tylko mi się zwidziało.
– Mamo! Powiedziałaś przecież, że go widziałaś!
– Nie, nie widziałam go. Przecież to niemożliwe! On nie żyje. Nie chcę o 

tym więcej słyszeć. Koniec, kropka.

Oczywiście,   nie   był   to   wcale   koniec.   Zaledwie   początek.   Od   strony 

schodów   dobiegł   głęboki,   chrapliwy   śmiech   mężczyzny,   a   potem   niski, 
tajemniczy szept.

– Co to było, mamo?
– To tylko wiatr – odparła Tamara, ale gdy przytuliła synka mocno do 

siebie,   żeby   nie   pobiegł   po   schodach   sprawdzić,   skąd   pochodziły   dziwne 
dźwięki, poczuła, że cała się trzęsie.

– To pewnie duch, proszę pani. Chyba wpadła mu pani w oko. – Stara 

kobieta przyglądała się jej w dziwny sposób.

Tamara   nie   wiedziała   już,   czy   drży   z   podniecenia,   czy   ze   strachu. 

Nieważne.   Była   zdecydowana   jak   najszybciej   opuścić   zamek   i   zapomnieć   o 
odrażającym duchu, który go zamieszkuje.

Następnego dnia po południu, tuż przed wyjazdem, odkryła w sklepie z 

upominkami pocztówkę, przedstawiającą portret sir Ramsaya. Znów wpatrzyła 
się w ostry, twardy kontur cynicznie wygiętych ust. Była ogromnie zawstydzona 
i upokorzona, ale za żadne skarby nie mogła się oprzeć pokusie jej kupna...

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wszyscy na przyjęciu świetnie się bawili. Wszyscy, oprócz Tamary, którą 

bolała głowa. Trzy piętra jej domu w Vail były pełne gości. Przez otwarte okna 
wpadało chłodne, wieczorne powietrze, ale w domu bardziej czuło się zapach 
dymu papierosowego, egzotycznych perfum i doskonałego jedzenia niż świeży 
zapach sosen i jodeł.

Na stołach stały tace z pysznymi  przystawkami. Szampan perlił się w 

kielichach. Hollywoodzkie towarzystwo przyleciało do tej małej miejscowości 
w   Górach   Skalistych   na   prywatny   pokaz   ostatniego   filmu   Tamary,   który 
wkrótce miał wejść na ekrany kin.

Matka   Tamary   i   Zenda,   jej   siostra,   obie   ubrane   w   czerwone   szale   i 

olbrzymie   cygańskie   kolczyki,   zjawiły   się   bez   zaproszenia.   Jak   twierdziły, 
chciały pożegnać się z Willem przed jego wyjazdem na trzytygodniowe wakacje 
z Tamarą.

– Wcale go do nas nie przywozisz – poskarżyła się matka.
– Bo rozwijacie w nim niewłaściwe skłonności, kochana mamo.
– Uzdolnienia parapsychologiczne należy rozwijać w młodym wieku – 

odparła matka Tamary zdecydowanym tonem i zabrała Willa na przyjacielską 
pogawędkę.

Głowa rozbolała ją jeszcze bardziej od zastanawiania się, co też Will i 

jego babcia mogą knuć za jej plecami.

Czemu   nie   mogłaby   mieć   normalnej   rodziny?   Naprawdę   do   nich   nie 

pasuje. Wcale sobie zresztą tego nie życzy. Ale Will uwielbia aurę tajemnicy, 
która otacza matkę i siostrę Tamary.

Na   wszelki   wypadek   Tamara   ani   słowem   nie   wspomniała   matce   o 

tajemniczej przygodzie w Szkocji, która pomimo upływu czasu wydawała jej się 
coraz   bardziej   realna.   Nosiła   w   torebce   pocztówkę   z   portretem   Ramsaya 
MacIntyre   i   co   jakiś   czas   pogrążała   się   w   kontemplacji   jego   cynicznego 
uśmiechu.

Na   szczęście   od   tamtej   pory   w   życiu   Tamary   nie   zaszły   żadne 

nadnaturalne   zdarzenia.   Roczny   urlop   od   filmowej   kariery   i   wyjazd   z   Los 
Angeles okazał się bardzo słusznym posunięciem.

Po upływie roku spędzonego w Vail Tamara czuła się tak wypoczęta, a 

Will tak szczęśliwy, że żadne z nich nie marzyło o powrocie do Hollywood. W 
odróżnieniu od wielu aktorów Tamara miała świetną głowę do interesów. Dzięki 
umiejętnym inwestycjom nigdy więcej nie będzie już musiała  martwić się o 
pieniądze.   Może   więc   nareszcie   przestać   kręcić   filmy   i   robić   to,   na   co   ma 
naprawdę ochotę. Może w pełni poświęcić czas swojemu synkowi. Może spełnić 
swoje największe marzenie: pisać scenariusze.

background image

Pierwszy   scenariusz  był  już gotowy,  ale  ilekroć  wspominała  o  tym w 

rozmowie   z   kimkolwiek   z   filmowego   światka,   wszyscy   traktowali   to   z 
przymrużeniem oka. Dawno temu uznano ją za miłą, seksowną kobietkę, nikt 
nie mógł dojrzeć w niej poważnej pisarki.

Jutro film wróci do Kalifornu, a Tamara z synkiem wyruszą na wspaniałe 

wakacje. Wystarczy tylko przetrwać do końca przyjęcia i nie martwić się, co też 
knuje Will i jego babcia.

Tamara przyłączyła się do gości zebranych w sali projekcyjnej w chwili, 

gdy   na   ekranie   pojawiła   się   jej   własna   postać,   ubrana   w   białą,   satynową 
sukienkę, pędząca konno przez zielone pola. Gdy zsiadła z konia i rzuciła się w 
ramiona swojego filmowego partnera, wszyscy w pokoju zaczęli bić brawo. Do 
tej właśnie sceny przygotowywała się w dolinie, gdy pojawił się sir Ramsay i 
zaoferował jej swą pomoc w próbach. Tamara przypomniała sobie, jak rozciął 
jej   suknię,   ratując   ją   przed   omdleniem   w   ruinach   starego   opactwa.   Na 
wspomnienie   palącego   dotyku   jego   ust   przebiegł   ją   dziwny   dreszcz.   Z 
najwyższym wysiłkiem opanowała się i uśmiechnęła do zbliżającego się Jacka.

– Kochanie, mam dla ciebie świetną propozycję. Film jakby stworzony 

dla   ciebie   –   powiedział,   obrzucając   ją   od   stóp   do   głowy   szacującym 
spojrzeniem, którego nienawidziła z całego serca.

– Nie przeczytałeś nawet mojego scenariusza?
– Maleńka, ty jesteś aktorką, gwiazdą. Pisarzy są tysiące. Twój scenariusz 

jest zbyt wygładzony. Brakuje w nim seksu i przemocy. Wiesz przecież, czego 
oczekują nasi zagraniczni kontrahenci – odparł Jack.

– Jack, ja nie mam zamiaru wracać do Hollywood.
– Kochanie, co się do diabła z tobą stało?
– Nic – odparła krótko, przygryzając wargę. – Po prostu przeniosłam się 

do Vail. Moja praca w filmie prowadziła donikąd.

– Akurat – zaprotestował Jack. – Jesteś największą gwiazdą.
– W kółko powtarzałam takie same role.
– Wszyscy to robią!
– Nie mogłam już znieść tego ciągłego napięcia – wyznała półgłosem, 

dotykając   jego   ramienia.   –   Kiedy   przyjechałam   do   Kalifornii,   byłam 
dzieciakiem,   który   lubi   się   bawić.   Uciekałam,   byle   jak   najdalej   od   mojego 
zwariowanego   domu.   Ale   wtedy   ciągle   się   śmiałam.   Poznałam   Adriana, 
pobraliśmy   się.   Mieliśmy   mnóstwo   marzeń.   Adrian   chciał   być   najlepszym 
ekspertem od efektów specjalnych w całym Hollywood, a ja seksowną, wesołą 
aktorką.   Niestety,   nie   umieliśmy   sobie   poradzić   z   tym,   że   moja   kariera 
przyćmiła   osiągnięcia   Adriana.   On   był   świetnym   specjalistą,   ja   grałam   w 
idiotycznych chałturach, ale to ja, a nie Adrian, zostałam gwiazdą. Kiedy mnie 
opuścił,   otoczyli   mnie   pochlebcy.   Taki   sukces   to   prawdziwe   przekleństwo. 
Zyskałam sławę i majątek, ale straciłam samą siebie. Mężczyźni, z którymi się 

background image

spotykałam, wcale się mną nie interesowali. Przyciągał ich symbol seksu, który 
zawsze grałam w filmach, tylko ten seks widzieli we mnie.

– Taki jest Hollywood, dziecinko. I nie tylko Hollywood. – Spojrzał na 

nią w sposób, którego nie cierpiała. – Wierz mi, jesteś uosobieniem marzeń 
każdego faceta.

– To ostatnia rzecz, na której mogłoby mi zależeć. Will dorasta. Chcę mu 

stworzyć  normalny,  spokojny   dom,  nie  chcę  go znów  zostawiać   pod opieką 
obcych. A najbardziej zależy mi na tym, żeby mnie szanował. Nie jestem już 
dzieckiem. Mam inne marzenia. I nie wiem, co zrobić, żeby się spełniły. Nie 
wiem już nawet, kim naprawdę jestem. Ani kim chciałabym być. Ale myślę, że 
pragnę   po   prostu   normalnego,   zwyczajnego   życia.   Mężczyźni,   z   którymi 
spotykałam   się   od   rozstania   z   Adrianem,   chcieli   wykorzystać   mnie   jako 
szczebelek do swojej kariery. Więc przestałam się z nimi spotykać w ogóle. W 
Szkocji uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, kiedy śmiałam się po raz ostami.

– Zrobisz jak zechcesz, ale jeśli kiedykolwiek zapragniesz wrócić, daj mi 

znać, zanim zadzwonisz do kogokolwiek innego.

– Dobrze, Jack. Będziesz pierwszy.
Przyjęcie wciąż jeszcze trwało, ale Tamara przebrała się w stare dżinsy i 

bawełnianą bluzę, i stała nad otwartą walizką. Trudno było spakować rzeczy na 
wakacje, skoro nie wiedziała jeszcze, dokąd pojadą. Następnego dnia rano mieli 
po prostu wsiąść do samochodu i wyruszyć przed siebie, gdzie oczy poniosą.

O ile Will nie będzie miał nic przeciwko temu, Tamara chciała pojechać 

na południe. Wrzuciła do walizki kilka par szortów. W tej właśnie chwili Will 
wpadł z impetem do pokoju. W dłoni trzymał dużą, podejrzanie wyglądającą 
kopertę.

Uśmiechał   się   promiennie   w   sposób,   który   sugerował,   że   ma   niezbyt 

czyste sumienie. Podrapał się w ucho. Tamara miała najgorsze przeczucia. Coś 
się  szykowało.  Nie  powinna   była  zostawiać   go  na  tak  długo  sam  na  sam  z 
babcią.

– Mamo...
– Słucham, kochanie.
–   Mówiłaś...   –   zaczął   niepewnie,   drapiąc   się   w   ucho.   –   Mówiłaś,   że 

możemy pojechać... gdziekolwiek.

– Mam wrażenie, że coś mi chcesz powiedzieć – ponagliła go, czując 

coraz większy niepokój.

– Wygraliśmy wycieczkę! – zawołał Will.
– Wygraliśmy... Jaką wycieczkę?
– Wziąłem udział w konkursie. I wygrałem! To znaczy, my wygraliśmy! 

– Wcisnął jej do ręki kopertę. – Patrz, wycieczka do zamku,  w którym jest 
najwięcej duchów w całej Wielkiej Brytanii.

– I to cię tak bardzo cieszy?

background image

– To wspaniałe! Powiedziałaś, że wszystko jedno, dokąd pojedziemy. – 

Mówił bardzo szybko, żeby nie zdążyła mu przerwać. – Podałem daty, które 
ustaliłaś na wakacje. Tu są bilety na samolot, wszystko, co trzeba! Zaproszenia 
na   bal   maskowy.   Do   zamku   zabierze   nas   limuzyna.   Wracamy   do   zamku 
Killiecraig!

–   Zamek   Killiecraig!   –   dotknęła   biletów,   żeby   upewnić   się,   że   są 

prawdziwe.

Powróciły do niej wspomnienia wyniosłego arystokraty i jego pogróżki, 

że odbierze jeszcze swoją nagrodę. Nie! – zawołała, niemal rzucając bilety na 
ziemię. – To miały być wakacje. Mieliśmy pojechać gdzieś, gdzie jest ciepło. 
Gdzieś, gdzie jest plaża, gdzie mogłabym naprawdę odpocząć. Do Meksyku. 
Nie do Szkocji! Szkocja nie różni się wcale od Gór Skalistych, takie same góry, 
taka sama pogoda...

– Ale u nas nie ma duchów, mamo.
– Nienawidzę duchów! – zawołała Tamara.
– Tylko dlatego, że babcia tak bardzo je lubi.
– Ona też maczała w tym palce, prawda?
Will wpatrywał się w podłogę z bardzo zmieszaną miną.
–   Zaprosiłeś   ją   tutaj,   żeby   cię   poparła,   na   wypadek,   gdybym   się   nie 

zgodziła, prawda?

– Nie wiem. – Will był zdecydowany do niczego się nie przyznać.
– Zawsze tylko chciałam być normalna – zajęczała Tamara.
– Ale duchy są normalne, mamo. Są normalne dla ludzi takich jak my.
–   I   tak   nie   zdążymy   na   ten   samolot.   Musimy   się   przecież   jeszcze 

spakować – stwierdziła Tamara, czując, że stoi na przegranej pozycji. – Kto nas 
zawiezie do Denver?

– Moje walizki są gotowe, a babcia obiecała nas podwieźć.
– Powinnam się była tego spodziewać.
Will wziął Tamarę za rękę i zaciągnął ją do swojego pokoju. Panował tam 

niespotykany porządek. To też bez wątpienia część spisku. Tamara udawała, że 
niczego nie zauważyła.

– Babcia pomogła mi się spakować – Will wskazał z dumą na dziewięć 

walizek, ustawionych pod ścianą. Na jednej z walizek leżała książka „Poradnik 
łowcy duchów”.

– Skąd to masz? – spytała Tamara, biorąc ją do ręki.
– Od babci.
– Trzymałeś wygraną w tajemnicy przede mną. Dlaczego powiedziałeś o 

tym babci?

–   Bo   wiedziałem,   że   mnie   zrozumie.   Czekałem   na...   na   właściwy 

moment, żeby ci o tym powiedzieć. Tak bardzo chciałbym tam pojechać!

– Nie! W żadnym wypadku! Mam inne plany.

background image

– Niczego nie planowałaś, mamo. Sama mówiłaś, że plany wszystko by 

zepsuły.   To   jeszcze   jeden   powód,   dla   którego   nic   ci   nie   mówiłem.   Babcia 
uważa,   że   to   świetny   pomysł.   Mówi,   że   stare   zamki   są   idealne   dla   zjawisk 
parapsychologicznych.

– Idealne... – Tamara rzuciła książkę na podłogę. – Koniec dyskusji, Will, 

nie jedziemy tam. A twoja wścibska babcia natychmiast stąd wyjedzie. To jest 
moja ostateczna decyzja. Jedziemy do Meksyku.

Przed nimi wznosił się zamek Killiecraig, ciemny i posępny na tle błękitu 

morza i zielonych wzgórz.

– Przyjechaliśmy! Mamo, jesteśmy na miejscu!
Tamara pokiwała głową bez słowa. Biała limuzyna zatrzymała się obok 

wycieczkowego   autokaru.   Szofer   otworzył   drzwi.   Wysiadła,   spoglądając 
niepewnie w górę, w stronę ozdobnych zakończeń rynien nad łukiem drzwi. 
Przedstawiały   fantastyczne   smoki,   okrutne   bestie,   które   zdawały   się   ją 
ostrzegać, by trzymała się od zamku z daleka.

Spojrzała   wyżej,   na   wieże   zwieńczone   stanowiskami   strzelniczymi.   W 

maleńkim okienku jednej z nich przez chwilę zabłysło światło, potem wszystko 
ogarnął zapadający mrok. Tamarze wydawało się, że za firanką zauważyła w 
oknie jakiś tajemniczy cień. Szybko odwróciła wzrok, nie mogąc pozbyć się 
wrażenia,   że   ktoś   ją   obserwuje.   Czy   tym   kimś   może   być   duch?   Poczuła 
dreszczyk niepokoju. Pomimo ciepłego stroju zrobiło się jej chłodno. Żeby zająć 
myśli czymś innym, zaczęła rozmawiać z synkiem, który sprawdzał, czy nie 
brakuje żadnej walizki.

– Co w nich jest?
– Rzeczy. – Will znów zaczął drapać się w ucho.
– Czy to jest odpowiedź na moje pytanie?
–   Sprzęt   do   efektów   specjalnych,   który   pożyczyłem   od   tatusia,   żeby 

złapać tego twojego ducha, wiesz... I kilka rzeczy od babci.

– O, nie! – Na wzmiankę o matce Tamarę ogarnęła nagła panika. – Will, 

duchy nie istnieją.

– W takim razie dlaczego tak się bałaś tu przyjechać? Światło w oknie na 

wieży znów zabłysło, jak gdyby dawało jej tajemny znak. Tamara nawinęła na 
palec pasmo swoich rudych włosów i zmusiła się, by przez chwilę popatrzyć 
prosto w okno.

– Nie wierzę w duchy i wcale się nie boję.
Pomimo   tej   odważnej   deklaracji   aż   podskoczyła,   gdy   światło   znów 

zgasło.

– Co się stało?
– Nic.
– To chodźmy rzucić okiem na jego portret.

background image

– Nie. Powiedziałam, nie. Koniec dyskusji.
Po kolacji matka  z synkiem stali w galerii zamku  przed portretem sir 

Ramsaya.

Obraz był oświetlony, ale pozostała część galerii tonęła w ciemnościach. 

Tamara ze wszystkich sił starała się nie patrzeć na sir Ramsaya. Nie mogła nic 
na to poradzić, chociaż zdawała sobie doskonale sprawę, jak dziecinne jest jej 
zachowanie. Dlaczego miałaby obawiać się obrazu?

Gdy wyszli z jadalni, Tamara uświadomiła sobie, że wciąż jest ubrana w 

dżinsy i bawełnianą bluzę.

–   Czy   nie   sądzisz,   że   byliśmy   nieodpowiednio   ubrani   jak   na   taką 

wytworną kolację? – spytała, by uniknąć rozmowy na temat obrazu. – Wszyscy 
turyści byli ubrani bardzo elegancko.

– Starsze panie muszą  się stroić, a i tak nie wyglądają ani trochę tak 

pięknie jak ty – powiedział Will, odrywając wzrok od portretu i patrząc na nią z 
podziwem w oczach.

Komplement   ze   strony   syna   wzruszył   ją   tak   bardzo,   że   na   chwilę 

zapomniała   o   niebezpieczeństwach,   które   czyhają   w   zamku.   Jej   wzrok,   jak 
przyciągnięty   magnetyczną   siłą,   spoczął   na   portrecie.   Wpatrywała   się 
bezwstydnie w te diabelsko czarne oczy i czuła, jak ogarnia ją urok sir Ramsaya, 
niezwykle silny pomimo dzielących ich stuleci.

Uratował jej życie.
Nie. Był duchem. Nie! Nie był nawet duchem! Po prostu musiał jej się 

przywidzieć.

Nieproszone wspomnienia zmysłowych pocałunków i wymownych aluzji 

co   do   nagrody,   na   którą   sobie   zasłużył,   powróciły   do   niej   przemożną, 
nieopanowaną falą. Nagroda? Więcej zmyślonych, wyimaginowanych zdarzeń? 
Ale czy rzeczywiście nóż, którym przeciął jej suknię był tylko wytworem jej 
własnej wyobraźni?

Kimkolwiek by nie był, uosabia wszystko to, czego najbardziej w życiu 

nienawidziła.  Nie dość,   że jest  duchem,  a  więc  tworem,   z którym za  żadne 
skarby nie chciałaby mieć do czynienia, to jeszcze na domiar złego widzi w niej 
tylko i wyłącznie uosobienie męskich fantazji erotycznych.

A więc  czemu  fascynuje  ją  bardziej niż  jakikolwiek inny  mężczyzna? 

Zacisnęła   pięści.   Nienawiść   jest   uczuciem   bardzo   bliskim   fascynacji, 
powiedziała sobie w duchu.

W pobliżu rozległ się przenikliwy szept. Will i Tamara odwrócili się w 

miejscu, zaskoczeni.

Nie byli sami.
Wtem drzwi, nad którymi wisiał obraz, otworzyły się cichutko i stanęła w 

nich   niewyraźna,   ciemna   sylwetka.   Will   złapał   matkę   za   rękę.   Puścił   ją 
natychmiast,   rozpoznając   Selmę,   służącą,   która   podawała   im   tego   wieczoru 

background image

kolację, tę samą, która rok temu pokazała im po raz pierwszy ten obraz.

Selma wytarła ręce o biały fartuch.
–  Ten   pani  duch  bardzo  rozrabiał  przez  ostatni   tydzień  –  powiedziała 

Selma.

– To nie jest wcale mój duch – wykrztusiła z trudem Tamara.
– To cudownie! – wykrzyknął uszczęśliwiony Will.
–   Ukradł   wszystkie   klucze.   Na   dywanach   znów   pojawiły   się   plamy   z 

krwi.

Tamara   nie   chciała,   by   Will   słuchał   opowiadań   Selmy,   osoby 

niewątpliwie obdarzonej nadmiernie wybujałą wyobraźnią. Szybko powiedziała 
dobranoc i zaciągnęła synka na wyższe piętro, do dwu sąsiadujących ze sobą 
pokojów, które oddano im do dyspozycji. Gdy tylko znaleźli się sami, znów 
zaczęła swój wykład.

– Will, duchy nie istnieją.
Chłopiec skrzyżował ramiona na piersi i stał nieruchomo, w buńczucznej, 

pełnej uporu pozie.

– Ale babcia mówi, że...
– Will! Babcia nie ma racji. Przyjechaliśmy aż tutaj... po co? Po nic. Nie 

musimy tu zostać na całe wakacje. Możemy jutro pojechać na wycieczkę do 
Edynburga,  razem z  całą  grupą.  Tu  nie  ma  nic  do roboty. Nie  ma   żadnych 
dzieci. Zanudzisz się na śmierć.

– Wcale nie – upierał się Will. – Możesz sobie czytać swoje czasopisma i 

wcale się mną nie przejmować.

Podszedł   do   jednej   z   walizek   i   zaczął   ją   rozpakowywać,   starannie 

układając   wszystko   na   stole,   równie   metodycznie   i   dokładnie,   jak   zwykł   to 
czynić jego ojciec. Oczom Tamary ukazały się zwoje taśmy, nożyczki, worki z 
mąką, sznurki i kawałki grubej liny, szklane kulki, zestawy do charakteryzacji...

– Przygotowania zajmą mi trochę czasu – stwierdził rezolutnie Will.
– Przygotowania do czego? – spytała podejrzliwie.
– Do złapania twojego ducha.
– Przestań go tak nazywać!
Will usiadł na łóżku i zaczął wertować „Poradnik łowcy duchów”.
Kiedy Adrian wpadł na jakiś pomysł, nie było sposobu, by odwieść go od 

jego   realizacji.   Pod   tym   względem   Will   był   niezmiernie   podobny   do   ojca. 
Jedyne,   co   pozostaje,   to   znaleźć   metodę,   która   skłoni   go,   by   sam   porzucił 
bezsensowne działania.

Podczas gdy chłopiec czytał, robił różne obliczenia i przetrząsał wnętrze 

walizek,   Tamara   rozpakowała   torbę   i   przygotowała   się   do   snu.   Kiedy   brała 
prysznic, jej syn zamknął na klucz i zakleił taśmą wszystkie drzwi, po czym 
rozciągnął sznurki w jej sypialni, pomiędzy łóżkiem a drzwiami. Jedno z okien 
nie dawało się zamknąć, więc zabił je gwoździem. Zanim zamknął swoje drzwi, 

background image

rozsypał na korytarzu małe, szklane kulki. Potem zakleił drzwi taśmą. Pozwijał 
dywany i rozsypał mąkę na podłodze między łóżkami a drzwiami.

Kiedy   wreszcie   znalazł   się   w   łóżku,   wyjaśnił   matce   cel   wszystkich 

operacji.

– Jeżeli to nie jest prawdziwy duch, wejdzie przez drzwi i zostawi ślady 

stóp.

– To naprawdę pokrzepiające – odparła całując go na dobranoc.
– Ale jeśli to jest człowiek, złapię go dla ciebie.
– Wierz mi, wcale o tym nie marzę.
Will zamknął oczy i natychmiast zapadł w sen.
Tamara   powróciła   do   swojego   pokoju.   Ubrana   w   półprzezroczystą, 

powiewną   koszulę   nocną   podeszła   do   okna.   Miała   słabość   do   eleganckiej, 
kobiecej bielizny, pomimo że na co dzień najchętniej chodziła w dżinsach.

Doskonale utrzymany trawnik zbiegał w dół zbocza aż po nadmorskie 

skarpy.   W   oddali   widziała   ruiny   opactwa   i   kamienie   nagrobków,   które 
tajemniczo lśniły w świetle księżyca. Wbrew swej woli znów pomyślała o sir 
Ramsayu. Serce biło jej jak szalone. Miała dziwne wrażenie, że on jest gdzieś w 
pobliżu.

Szybko odeszła od okna i położyła się do łóżka. Zgasiła światło i pokój 

pogrążył się w ciemnościach.

Jeśli to człowiek...
Wspomnienie gorącego pocałunku powróciło nieproszone.
Jeśli tajemniczy duch jest człowiekiem, będzie go nienawidziła jeszcze 

bardziej niż wszystkich innych.

Pomimo tych niewesołych myśli, gdy usnęła, na jej twarzy malował się 

słodki, zachwycony uśmiech.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Srebrzysta   księżycowa   poświata   wpadała   do   pokoju   szerokim 

strumieniem. We śnie Tamara znów znalazła się pośród ruin. Wiało chłodem, 
jak z czeluści otwartego grobu. Drżała na całym ciele.

Nagle pojawił się duch. Zatrzymał się tuż obok, uklęknął i wziął ją w 

ramiona.   Wpiął   jej   we   włosy   przepiękny,   złocisty   kwiat   rododendronu. 
Jedwabiste płatki kwiatu dotknęły jej czoła. Czuła ciepło dłoni, która delikatnie 
gładziła jej policzek.

Westchnęła cichutko, rozkoszując się jego pieszczotą i marząc, by trwała 

jeszcze bardzo długo.

Szorstkim   czubkiem   palca   lekko   powiódł   wzdłuż   jej   szyi,   rozpalając 

zmysły.   Westchnęła   głęboko   i   oplotła   go   ramionami,   unosząc   twarz   do 
pocałunku.

Szarmancki   duch,   zawsze   gotów   spełnić   każde   jej   życzenie,   pochylił 

głowę.

–   Jesteś   właśnie   taka,   jaką   sobie   wyobrażałem.   A   nawet   jeszcze 

piękniejsza   –   wyszeptał   szorstkim,   lekko   wyzywającym   tonem,   który   tak 
doskonale pamiętała.

Jego muskularne ciało spoczywało całym ciężarem na delikatnym ciele 

Tamary. Doskonale do siebie pasowali. Obejmował ją mocno. Kiedy ich usta 
spotkały się w długim, zaborczym pocałunku, rozchyliła wargi... Pocałunki były 
cudowne, oszałamiająco namiętne i gorące. Wplotła palce w jego miękkie jak 
jedwab włosy i przyciągnęła bliżej siebie.

Cały ten sen wydawał się bardzo realny.
– Tamara... – Jego głos, zazwyczaj tak twardy i wyniosły, brzmiał teraz 

ciepło. Nikt nigdy nie wypowiedział jej imienia  w tak czarujący  i namiętny 
sposób. Na szyi czuła ciepło oddechu.

Powoli uniosła  senne powieki Nocny  gość odchylił jej głowę do tyłu, 

zmuszając, by na niego spojrzała. Popatrzyła w błyszczące, czarne, zaborcze 
oczy i zamarła z przerażenia.

To   był   on.   Bez   wątpienia   nie   był   postacią   ze   snu.   Wyglądał   jeszcze 

doskonalej niż przedtem. Twarz o zdecydowanych, regularnych rysach, mocno 
zarysowana szczęka i piękne, wyraziste usta.

Nagle w pokoju zrobiło się bardzo zimno. Tamara odwróciła głowę w 

bok. W świetle księżyca zobaczyła wszystkie pułapki, które Will zastawił na 
„jej” ducha. Taśma, którą zakleił drzwi nie była naruszona, a na posypanej mąką 
podłodze nie było śladów stóp.

Jej duch naprawdę istnieje!
– Odejdź – wyszeptała. – Nie masz prawa mnie tak prześladować! Nie 

background image

chcę mieć nic wspólnego z duchami! I nie zamierzam się z nimi zadawać! Idź i 
znajdź sobie kogoś innego.

Wygiął leciutko usta, ale nic nie odpowiedział. Tamara nie byłaby córką 

swojej   matki,   gdyby   oparła   się   ogromnej   chęci,   by   dotknąć   nocnej   zjawy. 
Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła ku niemu rękę.

Jej palce były zaledwie o centymetr od jego ust, gdy na korytarzu rozległ 

się przeraźliwy krzyk i odgłos ciężko padającego na podłogę ciała.

– Hurra! Mamo, złapałem twojego ducha! – zawołał z sąsiedniego pokoju 

Will.

Duch uśmiechnął się ironicznie.
– Will! Zostań w pokoju! – wyskoczyła z łóżka, a tupot bosych stóp za 

ścianą oznaczał, że Will, jak zwykle, nie posłuchał polecenia. Słyszała, jak z 
trudem odkleja taśmę z drzwi prowadzących na korytarz.

Nocny gość wstał i wolno wycofywał się w stronę ciemnego kąta pokoju. 

Szybko rozpłynął się w ciemnościach.

Tamara wpadła do pokoju Willa. Światło księżyca padało na puste łóżko. 

Zobaczyła   ślady   stóp   syna   na   rozsypanej   na   podłodze   mące,   otwarte   drzwi, 
ciemności korytarza.

– Will!
– Mamo, to tylko Selma – powiedział Will, głęboko rozczarowany swoim 

odkryciem.

Tamara wybiegła na korytarz. Selma leżała na podłodze, rozciągnięta jak 

długa wśród setek szklanych kulek.

– O, Boże,  tak mi  przykro. Obawiam się,  że to wszystko moja  wina. 

Pomogę pani wstać.

Selma z trudem podniosła się i zapaliła światło.
– Szklane kulki! – zawołała, podnosząc z podłogi błyszczącą kuleczkę w 

kolorze   agatu.   Spojrzała   gniewnie   na   przerażonego   Willa.   –   Ktoś   tu   nieźle 
narozrabiał i chyba wiem, kto to był.

–   Wcale   nie   rozrabiałem.   Chciałem   tylko   złapać   ducha   –   wyjaśnił 

niepewnie Will.

–   A   złapałeś   mnie,   młodzieńcze.   Mam   wrażenie,   że   jesteś   bardziej 

niebezpieczny niż jakakolwiek zjawa czy mara.

– Will, pozbieraj kulki – zarządziła łagodnie Tamara.
– Ale... ale jeśli on przyjdzie, to co?
–  Duch  po  prostu  nad  nimi   przepłynie  –  powiedziała  Selma.  –  Tylko 

człowiek może się pośliznąć i skręcić sobie kark. Czy ty naprawdę nie masz 
zielonego   pojęcia   o   duchach?   Możliwe,   że   teraz   tu   stoi,   niewidzialny,   i 
zaśmiewa się z nas do łez.

Will,   dotknięty   do   żywego   uwagami   Selmy,   zbierał   kulki   w   ponurym 

milczeniu. Kiedy wreszcie skończył, Tamara zapakowała go do łóżka i wróciła 

background image

do   swojej   sypialni.   Było   tam   wciąż   znacznie   chłodniej   niż   w   pokoju   obok. 
Zapaliła światło.

Na rozsypanej mące nie było żadnych śladów oprócz jej własnych stóp. 

Taśma   na   drzwiach   i   oknach   była   nie   tknięta,   lecz   w   pokoju   nadal   wiało 
lodowatym chłodem.

Czy sir Ramsay naprawdę do niej przyszedł? Czy może go sobie tylko 

wyobraziła? Ale czy ten ciepły, męski zapach, który wciąż czuje w powietrzu, 
może być tylko wytworem jej wyobraźni? Podeszła do łóżka, zdecydowana się 
położyć i jak najszybciej zasnąć. Z gardła wyrwał jej się krótki okrzyk.

Na poduszce leżał złocisty kwiat rododendronu.

Łagodny   blask   letniego   słońca   lśnił   na   wilgotnych   liściach 

rododendronów.   Pszczoły   pracowicie   krzątały   się   pośród   kwiatów   pełnych 
słodkiego nektaru. Tamara przed chwilą pożegnała się z grupą starszych pań, 
wczasowiczek   wyruszających   na   wycieczkę   do   Edynburga.   Will   siedział   w 
jadalni i wypytywał Selmę o wszystkie szczegóły dotyczące ducha.

Tamara   porównała   kwiat   znaleziony   w   nocy   na   poduszce   z   kiścią 

kwiatów na krzewie. Były identyczne.

Kiedy się nad tym zastanawiała, na dłoni usiadła jej pszczoła. Tamara 

zaczęła krzyczeć.

– Co się stało? Co to za hałasy? – rozległ się ostry, gniewny głos z drugiej 

strony żywopłotu.

Speszona,   obeszła   żywopłot   dookoła.   Nad   rabatką   kwiatową   klęczała 

dystyngowana starsza pani o śnieżnobiałych włosach.

– To pszczoła – wyjaśniła Tamara cichym głosem. – Śmiertelnie boję się 

pszczół.

– Moje dziecko, czyżbyś nigdy nie zajmowała się ogrodem?
– Niestety, nie.
–   Więc   musisz   się   tego   nauczyć.   Pszczoły   to   błogosławieństwo   dla 

każdego   ogrodu   –   powiedziała   siwowłosa   pani,   ubrana   w   błękitną   suknię, 
naszyjnik z pereł i specjalne rękawiczki z koźlej skóry. Jak na prace w ogrodzie 
był to strój niezbyt odpowiedni. Odłożyła szpadelek i podniosła się z wysiłkiem.

– Proszę, niech się panie nie fatyguje.
– Jestem lady Emma MacIntyre – przedstawiła się starsza pani.
– Bardzo mi miło panią poznać. – Tamara wyciągnęła ku niej rękę, w 

której trzymała kwiat.

–   Kochanie,   nie   powinnaś   nic   zrywać   w   ogrodzie   –   powiedziała   lady 

Emma, patrząc na nią z dezaprobatą.

– Wcale go nie zerwałam. Znalazłam go wczoraj na poduszce.
– Jak mógł się tam dostać?
– Sama się nad tym zastanawiam.

background image

– O, Boże. Nie cierpię, kiedy zdarzają się tu dziwne rzeczy. Służba, a 

szczególnie   Selma,   zawsze   zrzuca   całą   winę   na   naszego   ducha.   Selma   jest 
szczęśliwa,   że   duch   zamieszkuje   ten   zamek.   Ja   natomiast   lubię   spokojne, 
uporządkowane życie... takie, jak mój ogród.

– Tak, takie życie jest najpiękniejsze.
– To pani jest tą aktorką, prawda? – Lady Emma wcale nie sprawiała 

wrażenia   zachwyconej   tym   faktem.   –   Mój   syn,   Ramsay,   jest   pani   gorącym 
wielbicielem.

–   Wielbicielem?   –   Tamara   domyślała   się,   co   mogło   kryć   się   za   tym 

określeniem i poczuła, że się czerwieni. – Ramsay? Czy to przypadkiem nie 
imię tutejszego ducha?

– Tak. – Twarz lady Emmy spochmurniała na moment.
– Niestety, natura mojego Ramsaya nie jest ani trochę lepsza niż charakter 

przodka, po którym odziedziczył imię. W naszej rodzinie jest sporo duchów. A 
także sporo wybujałych ambicji, tragedii i... – przerwała. – Ale to na pewno 
panią nie interesuje.

– Wręcz przeciwnie.
– Mój pierwszy syn był naszym ulubieńcem.
–   Był?   –   spytała   Tamara,   myśląc   jednocześnie,   że   te   słowa   brzmią 

szczególnie okrutnie w stosunku do drugiego syna.

– Ian nie żyje. Miał wypadek podczas polowania. Ramsay przejął po nim 

zarządzanie   majątkiem.   Ciąży   na   nim   klątwa   czarnego   anioła.   Jest   nawet 
podobny   do   naszego   ducha.   Właśnie   dlatego   Selma   zawsze   go   uwielbiała. 
Rozpuściła go i oto rezultat: Ramsay to arogancki czort.

A   więc   istnieje   sir   Ramsay   MacIntyre   z   krwi   i   kości,   człowiek   tak 

zepsuty, że nawet jego własna matka nie potrafi powiedzieć o nim nic dobrego. 
Tamara wpatrywała się w kwiat trzymany w dłoni. Jej myśli zaprzątnięte były 
nowymi   pytaniami   i   zwariowanymi   domysłami.   Poczuła   coś   w   rodzaju 
współczucia dla czarnej owcy w tej szacownej rodzinie.

– A więc spodobał się pani nasz zamek? – spytała lady Emma, pochylając 

się nad grządką. – To miło, że znów tu pani przyjechała.

– Mój syn wygrał konkurs. Wakacje w Killiecraig były główną nagrodą.
– Nic mi nie wiadomo o żadnym konkursie – stwierdziła zaintrygowana 

lady Emma. – To musi być sprawka Ramsaya. Pomimo że jest zły i podstępny, 
muszę jednak przyznać, że umiejętnie zarządza majątkiem. Jest bardzo ambitny, 
a to nie zawsze jest wadą.

Tamara zmarszczyła brwi i popatrzyła na kwiat.
–   Kochanie,   musi   pani   przyjść   do   nas   na   podwieczorek.   Ramsay   i 

Caroline będą szczęśliwi, mogąc panią poznać.

– Caroline?
– Nasza urocza sąsiadka z Mount Woraig. Jest bardzo bliską przyjaciółką 

background image

Ramsaya. – Oczy lady Emmy zabłysły. – Ostatnio bez przerwy są razem.

– Sądzę, że jest pani z tego zadowolona.
– Tak. Zazwyczaj Ramsay wybierał sobie do towarzystwa całkiem inne 

kobiety. Ale  nie  warto  o tym  mówić!   Dorastali  razem.  Caroline  jest  bardzo 
piękna. No i świetnie zna się na uprawie ogrodu.

– To wspaniale!
– Caroline ma duży majątek. Być może właśnie dlatego Ramsay wreszcie 

zwrócił na nią uwagę. Jest szanowana. On natomiast posiada tytuł szlachecki. 
Caroline zawsze uwielbiała nasz zamek.

– Rozumiem. – Tamara w zamyśleniu spojrzała w górę. Poczuła, że na 

myśl o Ramsayu, człowieku z krwi i kości, czarnej owcy starego rodu, ogarnia 
ją smutek. Plany małżeńskie jego matki brzmiały równie mało romantycznie, jak 
najbardziej przyziemna handlowa umowa.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

W świetle zachodzącego słońca ruiny opactwa rzucały długie cienie. Do 

podwieczorku pozostała jeszcze godzina, więc Tamara wybrała się na spacer. 
Nogi same zaniosły ją w okolice opactwa, do pokrytych mchami i porostami 
murów i popękanych, przewróconych nagrobków. Nawet w świetle dnia ruiny 
wyglądały ponuro i groźnie.

Wpięła złocisty kwiat rododendronu we włosy, zdjęła sandały i brodząc 

po kostki w miękkiej, wilgotnej trawie podeszła do grobu sir Ramsaya. Płyta 
była   przechylona   na   bok,   a   wyryte   na   niej   litery   zatarte   przez   bezlitosne 
działanie czasu.

Za plecami usłyszała szelest. Na nagrobek padł długi cień.
Odwróciła się błyskawicznie.
Stał za nią czarnowłosy, czarnooki, przystojny mężczyzna o regularnych 

rysach twarzy i zmysłowych ustach. Odsłonił w uśmiechu śnieżnobiałe zęby. 
Przyglądał   jej   się   bezczelnym,   ognistym   spojrzeniem.   Tamara   poczuła,   że 
opuszcza ją odwaga.

–   Dzień   dobry   –   powiedział   głębokim,   melodyjnym   głosem.   – 

Przeszkodziłem ci w snuciu sentymentalnych wspomnień... o mnie?

– Nie! – zawołała odrobinę zbyt gwałtownie.
– Widzę, że potrafisz łgać w żywe oczy.
Tamara   zaczęła   się   cofać,   pragnąc   za   wszelką   cenę   znaleźć   się   jak 

najdalej od niego. Potknęła się o nagrobek sir Ramsaya i przewróciła jak długa. 
Miała wrażenie, że słowa wyryte na płycie nagrobka szydzą z niej. Poderwała 
się na równe nogi. Mężczyzna roześmiał się, widząc jej przerażenie.

Zaczęła   uciekać.   Złocisty   kwiat   i   sandały   upadły   na   trawę.   Jednak 

mężczyzna był od niej znacznie szybszy i zdążył zatarasować sobą wyjście z 
opactwa. Nie dotknął jej nawet, ale i tak czuła siłę emanującą z jego napiętych 
mięśni.

– Nie bój się – powiedział, ale jego ochrypły, namiętny głos wcale nie 

podziałał uspokajająco.

– Zaskoczyłeś mnie. – Serce biło jej jak oszalałe, ale starała się nie okazać 

swojego przerażenia.

– Widziałem, że idziesz w tę stronę.
Był   ubrany   w   zwykłą   tweedową   marynarkę.   Tamara   opanowała   się   i 

spokojnie stwierdziła:

– Jesteś prawdziwy.
– Najprawdziwszy.
– To znaczy... istniejesz naprawdę!
– Mam taką nadzieję – roześmiał się mężczyzna. Jego czarne oczy lśniły 

background image

niepokojąco.   W   tym   samym   momencie   oboje   pochylili   się,   by   podnieść 
upuszczone   sandały   Tamary.   Kiedy   dłoń   mężczyzny   dotknęła   jej   ramienia, 
Tamara poczuła mrowienie w żołądku.

– Wolałabyś, żebym był duchem?
– Nie – wyszeptała bez tchu. – Ale... ale ten duch? – spytała niepewnie.
– Głupie bajanie służby, które pomaga zwabić turystów i zaintrygować 

wścibskich, małych chłopców.

– Ale ty jesteś do niego podobny!
– Chyba nie myślałaś, że jestem duchem?
– Nie!... Oczywiście, że... że nie.
– Oj, chyba jednak tak! Czy twoja mama nie powiedziała ci nigdy, że 

duchy nie istnieją? – Skrzywił się w kpiącym uśmiechu.

–   Nie!...   To   znaczy,   oczywiście,   tak.   W   końcu   wszystkie   normalne 

matki...

– Kłamiesz, ale niezbyt przekonująco. – Mężczyzna roześmiał się z jej 

zmieszania.   –   Opowiedz   mi   o   swojej   matce,   która   nauczyła   cię   wierzyć   w 
duchy.   Powiedz   mi   –   przerwał,   obrzucając   uważnym   spojrzeniem   całą   jej 
sylwetkę  – jak to się dzieje,  że aktorka posiadająca  taki... taki talent jak ty 
czerwieni się równie łatwo jak mała dziewczynka?

– Moja matka ma zdolności parapsychologiczne. Ja nie. To był dla niej 

wielki   zawód   –   wyjaśniła   Tamara,   widząc,   że   ukrywanie   prawdy   byłoby 
bezcelowe. Cała drżała pod jego szacującym, przenikliwym spojrzeniem.

– Widzę, że jest coś, co nas łączy. Oboje mamy niezwykłe matki. Moja 

jest tytanem pracy w ogrodzie i najchętniej zaplanowałaby moje życie tak samo, 
jak planuje układ grządek. Srodze ją zawiodłem, bo nie jestem tak posłuszny jak 
jej kwiatki.

– Nietrudno w to uwierzyć.
– Cieszę się, że tu wróciłaś. – Znów się uśmiechnął.
– To był pomysł mojego syna. Wygrał...
– Tak, wygrał konkurs. – Spojrzenie sir Ramsaya znów przesunęło się po 

jej smukłej sylwetce. – Szczęściarz z niego.

– Niestety, podobnie jak reszta mojej rodziny, Will nadmiernie interesuje 

się zjawiskami nadnaturalnymi.

–   Powinno   mu   się   tu   podobać.   To   miejsce   ma   renomę   najbardziej 

uczęszczanego przez duchy w całej Wielkiej Brytanii.

– A więc to ty mnie uratowałeś, a nie żaden duch?
– Zobaczyłem, że twój koń poniósł. – Uśmiechnął się. – Każdy na moim 

miejscu zrobiłby to samo.

– Ale dlaczego udawałeś ducha?
– Wcale nie udawałem. Nic na to nie poradzę, że jestem podobny do sir 

Ramsaya na jednym z jego portretów.

background image

– Byłeś ubrany tak samo jak on.
– Jechałem na bal maskowy do Caroline.
– Twojej szczególnie bliskiej przyjaciółki?
– To określenie, którego używa moja matka.
– Caroline ma majątek, a ty tytuł szlachecki.
–   A   więc   rozmawiałaś   z   moją   matką.   –   Głos   mężczyzny   zabrzmiał 

ponuro. – Zaaranżowała moje pierwsze małżeństwo, a teraz zmierza do tego po 
raz wtóry. Uważa, że mam obowiązek poślubić odpowiednią, bogatą kobietę.

– Czy twoje pierwsze małżeństwo było udane?
– W pewnym sensie. – W jego głosie słychać było nutę goryczy. – Ale 

teraz jestem wdowcem.

–   Tak   mi   przykro   –   powiedziała   i   widząc,   że   Ramsay   nie   jest 

człowiekiem, który chętnie zwierza się ze swoich uczuć, szybko zmieniła temat: 
– Obawiam się, że Will będzie bardzo zawiedziony, kiedy powiem mu, że duch 
nie istnieje.

– Nie chciałbym, żeby którekolwiek z was było zawiedzione.
Tamara czuła, jak jego ciepły, głęboki głos uspokaja ją.
– Wczoraj w nocy przyszedłeś do mojego pokoju.
– Żeby się z tobą przywitać – roześmiał się cicho Ramsay.
– To było dosyć niekonwencjonalne powitanie.
– Wielce niekonwencjonalnej... damy.
Ironia   w   jego   słowach   była   tak   bliska   obelgi,   że   Tamara   znów   się 

zaczerwieniła.

–   Drzwi   były   zamknięte   –   powiedziała   szybko.   –   Jak   się   dostałeś   do 

środka?

– Chcesz znać wszystkie moje sekrety?
– Pocałowałeś mnie...
–   Najwyraźniej   nie   miałaś   nic   przeciwko   temu.   –   Znów   odsłonił   w 

uśmiechu bielusieńkie zęby.

– Dlaczego to zrobiłeś?
– Z tej samej przyczyny, dla której mam ochotę zrobić to teraz. Mój Boże, 

jesteś prześliczna. – Przysunął się bliżej. W oczach zapłonął mu ogień.

– Nie... – Starała się odsunąć.
– Jestem pewien, że zazwyczaj mówisz „tak”. – Roześmiał się, obejmując 

ją w talii.

– Wcale taka nie jestem!
– Ze mną nie musisz grać świętoszki. – Dłonie Ramsaya przytuliły ją 

mocno do piersi. – Lubię ten rodzaj kobiet i proste związki, jakie mnie z nimi 
łączą. – Pochylił głowę i pocałował ją zaborczo.

Przez krótką chwilę Tamara zapomniała, że powinna się bronić. Przytuliła 

się   do   niego,   rozchyliła   usta   i   spontanicznie   odwzajemniła   jego   pocałunek. 

background image

Gorące,   drżące   wargi   zdradziły,   że   siła   jej   namiętności   nie   ustępuje   jego 
pożądaniu.   Nagle   przypomniała   sobie,   gdzie   się   znajduje   i   kim   jest   ten 
mężczyzna.

Wyrwała mu się, a kwiat znów wysunął się z jej włosów.
– Muszę iść, bo spóźnię się na spotkanie z twoją matką... i Caroline... 

Zostałam zaproszona na podwieczorek.

– Takie rozrywki jak ta bardziej do nas pasują niż drętwe podwieczorki, 

moja miła – stwierdził, unosząc brwi. Wyciągnął ku niej ramiona, ale tym razem 
Tamarze udało się z nich wymknąć.

– Pomyśl o Caroline.
– W tej chwili to ostatnia osoba, o której mógłbym myśleć.
– Powinieneś się wstydzić.
– Łatwo kogoś osądzać, jeśli nie zna się faktów.
– Wiem wystarczająco wiele. Jestem pewna, że jesteś typem mężczyzny, 

który sypia z jedną kobietą, a poślubia inną.

– Jedyne, do czego mogę się przyznać, to to, że było mi z tobą bardzo, 

bardzo   przyjemnie.   Tobie   zresztą   też.   –   Jego   ciemne   oczy   zabłysły.   –   Czy 
sugerujesz, że gdybym się z tobą ożenił, nie miałabyś nic przeciwko temu, żeby 
się ze mną kochać?

– Ta rozmowa nie ma sensu.
– Świetnie. Wolałbym z tobą robić inne rzeczy zamiast tracić czas na 

rozmowy.

Tamara   rzuciła   się   do   panicznej   ucieczki,   upokorzona   i   zraniona   do 

żywego.

Ramsay nie gonił jej. Powoli podniósł złocisty kwiat i wpiął go sobie do 

butonierki.

– Panna Howard jest doprawdy bardzo sławna – powiedziała lady Emma, 

gdy Tamara złożyła na serwetce autograf dla Caroline.

Było już późne popołudnie i zrobiło się bardzo chłodno. W powietrzu 

czuło   się   zbliżającą   burzę.   Trzy   kobiety   siedziały   w   wiklinowych   fotelach, 
wyniesionych na wyłożony cegłami taras.

Caroline, blondynka o chłodnej urodzie, ubrana w doskonale  skrojony 

strój do konnej jazdy, wzięła do ręki serwetkę z autografem i włożyła ją do 
torebki.

– Moja służąca będzie zachwycona. Jest pani wielbicielką.
Tamara zaczynała serdecznie żałować, że przyjęła zaproszenie. Ugryzła 

się w język, żeby nie odpowiedzieć złośliwie na tę uwagę. Wciąż ubrana w 
dżinsy i sweter czuła się zupełnie nie na miejscu. Ani Ramsay, ani Will nie 
zjawili się punktualnie. Kobiety rozpoczęły rozmowę o ogrodzie, który stanowił 
ich ulubiony temat. Wyjaśniły Tamarze, że sekwoje i inne drzewa iglaste wokół 

background image

ogrodu   doskonale   chronią   rododendrony   i   inne   wrażliwe   rośliny   przed 
zimowymi wichurami.

Ogród był w istocie bardzo piękny. Surowa bryła zamku okolona była 

gąszczem pnących róż i słodko pachnących krzewów kapryfolium. Wszystkie 
ścieżki spotykały się dokładnie w jednym punkcie, obok zegara słonecznego, 
który   był   otoczony   kwietnym   dywanem   z   lawendy,   szałwi   i   bratków.   W 
powietrzu unosił się delikatny zapach palonego torfu, złocisty i dymny jak smak 
whisky.

Lady Emma wciąż opowiadała o ogrodzie, gdy podeszła do nich Selma, 

ubrana w sztywno nakrochmalony fartuch i czepek. Dźwigała olbrzymią tacę z 
błękitnymi  porcelanowymi  filiżankami i srebrną zastawą do herbaty. Tamara 
poderwała się, by pomóc Selmie, która po chwili powróciła z jeszcze cięższą 
tacą   pełną   talerzy   z   ciasteczkami,   chlebem,   masłem,   herbatnikami,   waflami, 
dżemem,   cieniutko   pokrojonymi   plasterkami   szynki,   maleńkimi,   złocistymi 
babeczkami i wykwintnymi kanapkami.

– To przecież wystarczyłoby, żeby nakarmić cały pułk wojska – zawołała 

Tamara, podrywając się znowu z miejsca.

– To dlatego, że ma przyjść Ramsay – powiedziała Caroline.
Tamara poczuła powiew chłodnego wiatru i zadrżała.
– Czy ktoś mnie wołał? – Mężczyzna pojawił się rzeczywiście jak na 

zawołanie. Szepnął coś do ucha Selmie, która uścisnęła go i śpiesznie odeszła.

Lady   Emma   i   Caroline   szybko   poderwały   się   z   miejsc.   Tamara 

skoncentrowała się na trzymanej w rękach tacy.

Ramsay   pocałował   matkę   i   Caroline   w   policzek.   Tamara   czuła,   że 

przygląda się jej zmaganiom z olbrzymią tacą. Nachylił się, by jej pomóc.

– Całkiem dobrze sobie radziłam – stwierdziła chłodno.
– Doprawdy? – W czarnych oczach Ramsaya zalśniła ironia. – Pomimo 

wszystko,   to   mój   obowiązek...   dżentelmena.   –   Ostatnie   słowo   zostało 
wypowiedziane z wyraźną drwiną.

– Po co udajesz dżentelmena – szepnęła Tamara – skoro oboje wiemy, że 

jesteś draniem? Roześmiał się pod nosem i wyjął jej tacę z rąk. Tamara usiadła, 
czując, że wzbiera w niej złość.

– Twoje szczęście, że nie jestem dżentelmenem. Tacy panowie są zbyt 

nadęci jak dla... damy, posiadającej twoje uzdolnienia.

Tamara poczuła, że dusi się z wściekłości. Lady Emma przedstawiła ich 

sobie.

– Bardzo mi miło – Ramsay pochylił się nad jej dłonią.
Tamara   wyrwała   dłoń   z   jego   rąk,   nim   zdążył   dotknąć   jej   ustami.   Na 

szczęście obie kobiety wpatrywały się tylko w Ramsaya i nie zauważyły jej 
gniewu.

–   Jak   już   mówiłam,   panno   Howard,   mój   syn   jest   pani   gorącym 

background image

wielbicielem.

– Jestem zachwycona – odparła lodowato Tamara.
– Cała przyjemność po mojej strome – odparował Ramsay.
– Skończyłam z kręceniem filmów – stwierdziła krótko.
– Czemu?
– Przez... – O mały włos nie powiedziała: przez facetów takich jak ty. 

Spojrzała   mu   w   oczy.   Ku   jej   zaskoczeniu   malowało   się   w   nich   szczere 
zainteresowanie. Dokończyła zdanie nieco łagodniejszym tonem. – Nigdy nie 
pasowałam do Hollywood. Życie aktorów jest zbyt niestabilne.

– Trudno mi w to uwierzyć.
– Chcę, żeby ludzie brali mnie na serio.
– Jest pani zbyt piękna, by traktowano panią poważnie.
– Pańskie poglądy na ten temat są bardzo popularne w kręgach mężczyzn 

posiadających  pieniądze   i  władzę.  Chcieli,  żebym  zawsze   była małą,   bystrą, 
rozkoszną dziewuszką. A ja już nie jestem w stanie grać takich ról. Widzi pan, 
w tym środowisku zapomniałam nawet, jak się śmiać.

Przystojna   twarz   Ramsaya   ożywiła   się.   Nim   jednak   zdążył   cokolwiek 

powiedzieć, Caroline wzięła go za rękę zaborczym gestem.

– A więc musimy zabawić naszego gościa, prawda, kochanie?
Ramsay nie cofnął dłoni, ale wpatrywał się w Tamarę.
– To prawda. Wymyślimy coś, co ją ucieszy.
Tamara   poczuła,   że   przyciąga   ją   do   niego   dziwna,   magnetyczna   siła. 

Przecież   to  odrażający  typ,  pomyślała,   bezczelnie   flirtuje  ze  mną  na  oczach 
swojej narzeczonej! Postanowiła pożegnać się z towarzystwem, kiedy na taras 
wpadł Will. Lady Emma przedstawiła go synowi i Caroline.

– Will, teraz już rozumiesz, że miałam rację, prawda? – spytała Tamara 

głosem pełnym słodyczy.

– Że niby co?
– Wcale nie widziałam ducha.
Oczy   Willa   otworzyły   się   szeroko.   Na   twarzy   malował   się   ogromny 

zawód.

– Uratował mnie pan Ramsay, syn lady Emmy. – Tamara spojrzała w jego 

stronę. – Był przebrany w taki sam strój jak sir Ramsay z portretu, bo jechał 
właśnie na bal maskowy.

Will przyjrzał się Ramsayowi i posmutniał.
W kilka minut później, gdy w powietrzu pojawiła się chłodna mgiełka, 

Will   podziękował   za   podwieczorek   i   pobiegł   do   sypialni.   Tamara   umknęła 
razem z nim.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Tamara siedziała na łóżku Willa i udawała, że jest po uszy pogrążona w 

studiowaniu   prospektu   o   inwestycjach.   Ukradkiem   obserwowała   syna,   który 
pakował walizki. Czuła cichą satysfakcję, że „Poradnik łowcy duchów” leży 
zapomniany w kącie.

–   Jesteś   pewien,   że   chcesz   jutro   wyjechać?   –   spytała   z   triumfującym 

wyrazem twarzy.

– Tu nie ma nic do roboty – odparł Will.
– Bo nie ma duchów, co?
– Mamo! Obiecałaś, że nie będziesz się ze mnie wyśmiewać!
– Nie mogę? Ani troszeczkę?
Tamara   wręcz   żałowała,   że   nie   ma   tu   jej   matki.   To   było   prawdziwe 

zwycięstwo   nad   nonsensownymi   przekonaniami   babci   Willa,   a   także   nad 
pewnym niesympatycznym facetem.

Zjedli   kolację   w   pokoju,   ponieważ   Tamara   nie   chciała   ryzykować 

ponownego spotkania z Ramsayem. Teraz nie czuła już do niego takiej niechęci 
jak podczas podwieczorku. Była pewna, że uda się jej stąd wyrwać, i czuła, że 
stać ją na wielkoduszność w stosunku do wszystkich mieszkańców zamku, z 
Ramsayem włącznie.

Nagle rozległo się głośne pukanie.
– To na pewno Selma – stwierdziła Tamara, otwierając drzwi. Ubrana 

była jedynie w cienką, powiewną koszulkę nocną.

– Proszę wejść – powiedziała, odwracając się na pięcie.
– Nie sądziłem, że to powiesz.
Na   dźwięk   znajomego   głosu   Tamara   zamarła.   Pospiesznie   otuliła   się 

leżącym na łóżku szlafrokiem.

– Brakowało nam was przy kolacji – powiedział Ramsay, przyglądając się 

jej nerwowym poczynaniom. – Brakowało mi ciebie – dodał ciszej.

– Byliśmy zmęczeni. Jutro czeka nas długa droga.
– A więc wyjeżdżacie?
–   Sam  zobacz.   –   Triumfalnie   poprowadziła   go   do   pokoju,   gdzie   Will 

pakował swoje walizki.

– Ale mieliście zostać trzy tygodnie.
– Will jest bardzo zawiedziony, że nie ma  tu ducha, więc zgodził się 

pojechać w jakieś cieplejsze miejsce, na przykład do Hiszpanii. A teraz, jeśli 
pozwolisz, zabiorę się za pakowanie. Nareszcie zaczną się prawdziwe wakacje.

– Jeśli szukasz ciepła, mogę ci je dać – powiedział Ramsay. Chwycił ją za 

rękę i przyciągnął do siebie. Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że przez 
chwilę zastygła w bezruchu, jak zahipnotyzowana. Potem poczuła jego usta na 

background image

swoich wargach.

Pocałunek trwał króciutko. Kiedy ją puścił, odsunęła się, drżąc lekko na 

całym ciele. Serce biło jej jak oszalałe, czuła, jak ogarnia ją całą ciepło tego 
pocałunku.

– Nie wyjeżdżaj – poprosił. – Nie mieliśmy dosyć czasu, by się poznać.
– Tym lepiej.
– Skąd wiesz?
– Znałam zbyt wielu mężczyzn, którzy myśleli o mnie w taki sam sposób 

jak ty.

–   Nie   wątpię.   –   Jego   spojrzenie   powędrowało   po   jej   zaróżowionych 

policzkach, rudych włosach, obfitych piersiach.

– Rozumiesz więc, o co mi chodzi.
– A co niby miałbym o tobie myśleć?
– Twoje postępowanie uświadamia mi, dlaczego jestem sama i dlaczego 

od tak dawna żyję samotnie.

– Samotnie? Ty?
–   Widzisz,   jesteś   zaskoczony.   Sam   ton   twojego   głosu   jest   obraźliwy. 

Sposób, w jaki na mnie patrzysz...

– Jesteś amerykańską boginią seksu.
– To moja filmowa rola, a nie prawdziwe życie! To nie ja. Mam swój 

rozum, osobowość. Nie jestem tylko kawałkiem kształtnego ciała! Przestań tak 
na mnie patrzyć.

– Patrzę na ciebie, bo bardzo cię pragnę.
– Czego niby pragniesz? Ja nie potrafię... angażować się tak łatwo, jak ci 

się wydaje.

–   Nawet   jeśli   sama   tego   chcesz?   –   Wziął   ją   za   nadgarstek   i   wyczuł 

galopujący puls.

–   Przyznaję,   że...   coś   szalonego   ciągnie   mnie   ku   tobie   –   odparła, 

wyrywając rękę. – Ale w prawdziwym związku szukam czegoś innego, znacznie 
poważniejszego.

– Czego?
– Chcę być kochana.
– Miłość! – Wzruszył ramionami. – To tylko puste słowo!
–   Mylisz   się   –   powiedziała   łagodnym   głosem.   –   Miłość   to   związek 

dwojga ludzi, których łączą te same sprawy, którzy wyznają te same wartości, 
dzielą ze sobą życie.

– Więc zostań i naucz mnie tego – wyszeptał. – Być może nie jest jeszcze 

za późno.

–   Nie   sądzę,   żebyś   był   chętnym   i   pilnym   uczniem.   Myślę,   że   raczej 

próbowałbyś udzielić mi własnych lekcji.

– Jak wiele innych osób, ty także osądziłaś mnie, zanim jeszcze zdążyłaś 

background image

poznać – odparł sucho.

Jak wiele innych osób. Czy Ramsay cierpi z tego samego powodu co i 

ona? Zaintrygowana przyjrzała się uważniej jego ciemnej, przystojnej twarzy. 
Nie był ulubieńcem swojej matki.

Czy   jego   wyniosła   arogancja   to   tylko   obrona   przed   światem?   Jest 

ambitny, męski, inteligentny. Pomimo że narzucał się jej bezczelnie i natrętnie, 
Tamara   nie   mogła   pozbyć   się   myśli,   że   pod   maską   arogancji   kryje   głębsze 
uczucia i myśli.

– Proszę... nie wyjeżdżaj.
W oczach Ramsaya zabłysło ciepłe uczucie. Szybko nad nim zapanował. 

Tamara czuła, że pcha ją ku niemu jakaś tajemnicza siła. Ale w chwili, gdy 
delikatnie objął jej ramiona, do pokoju wpadł Will.

– Decyzja należy do Willa – powiedziała, czerwieniąc się i odwracając od 

Ramsaya.

Ramsay zaczął przekonywać Willa. Wszystkie próby spełzły jednak na 

niczym. Bez duchów zamek był nic niewart.

W końcu Ramsay się poddał. Tamarze wydało się dziwne, że tak łatwo 

uznał argumenty Willa.

Kiedy się żegnali, zapragnęła, by wziął ją w ramiona i całował tak długo, 

aż przekona ją, że nie powinna wyjeżdżać.

Powróciła do pakowania. Dziwne, ale nagle poczuła się bardzo samotna i 

opuszczona. Niemal żałowała, że zrzucił maskę ponętnego, seksownego ducha.

W oddali zegar bił północ. Przy dwunastym uderzeniu w pokoju Willa 

rozległo się mrożące krew w żyłach wycie. Tamara wyskoczyła z łóżka.

– Will! – Zamek był pogrążony w tak głębokiej ciszy, że wycie zdawało 

się   tylko   sennym   urojeniem.   Wtem   rozległo   się   znowu.   Kiedy   jego   echo 
zamilkło w rozległych korytarzach, wszędzie zapanowała śmiertelna cisza.

O, Boże! Will! Tamara popędziła w stronę pokoju synka. Zderzyła się z 

nim w drzwiach.

– Mamo! Mamo! – Chłopiec rzucił się jej w ramiona. Tamara zauważyła, 

że w pokoju panuje przenikliwy chłód. Will był zbyt przejęty i podniecony, by 
wytrzymać długo w jej objęciach. Odsunął się i zapalił światło. Pokój był pusty.

– Widziałaś?
– Ale co?
– Ducha!
–   Wydawało   mi   się,   że   wspólnie   ustaliliśmy,   że   duchów   nie   ma   – 

powiedziała łagodnie. – Nikogo tu nie ma, oprócz nas.

– Ale on tu był! – Will nie mógł zapanować nad podnieceniem. – Zielony, 

bez głowy, strasznie wył! Pojawił się znikąd i rozwiał się w powietrzu!

– Will, miałeś po prostu zły sen.
– Nie! Widziałem go! Zresztą sama czujesz, jak tu jest zimno. Lodowate 

background image

powietrze z grobu!

– Will, proszę, uspokój się.
Ktoś głośno zastukał do drzwi. Jednym skokiem Will znalazł się znowu w 

jej ramionach. Klamka poruszyła się powoli.

– Zamknąłem zasuwę od środka – wyjaśnił Will.
Trzymali   się   mocno   w   objęciach,   sparaliżowani   strachem,   jak   gdyby 

spodziewali się, że za chwilę przez zamknięte drzwi przeniknie jakaś zjawa. 
Tamara opamiętała się pierwsza. Podeszła do drzwi i odsunęła zasuwę.

Gdy ujrzała, że w drzwiach stoi Ramsay, uświadomiła sobie, że znowu 

ma  na sobie tylko koszulę nocną. Pobiegła do sypialni po szlafrok. Ramsay 
wszedł tam za nią.

– Wydawało mi się, że coś słyszałem – powiedział poważnym tonem. – 

Czy coś się stało?

– Nie, nic się nie stało – odparła roztrzęsiona Tamara.
– Nieprawda! – zawołał Will. – On znów przyszedł!
– Kto?
– Duch! Przyszedł do mojego pokoju!
– Jesteś tego pewien? – Głos Ramsaya był opanowany i cichy.
– Był cały zielony i okropnie wył!
– To naprawdę okropne – stwierdził Ramsay łagodnym, uspokajającym 

tonem.

– Nie, był wspaniały! Widziałem ducha! Babcia też widuje duchy! Nawet 

mama go słyszała.

– Musi być na to jakieś rozsądne wytłumaczenie – stwierdziła Tamara.
– Z pewnością – zgodził się Ramsay.
W słabo oświetlonym pokoju nie była w stanie niczego odczytać z wyrazu 

jego   twarzy.   Czy   jej   się   wydaje,   czy   w   głosie   Ramsaya   brzmi   lekka   nutka 
rozbawienia?

– Nie! – stwierdził zdecydowanie Will.
– To wszystko twoja wina! – Tamara zwróciła się do Ramsaya.
– Niby co? – Wydawał się zaskoczony.
– Gdybyś mi powiedział, kim jesteś, wtedy, kiedy mnie uratowałeś...
– Nie mogłem, bo zemdlałaś. – Na jego twarzy widoczny był wyraz ulgi.
– To najgorsze, co mogło nam się przytrafić.
– Nie, to wspaniałe – zaprzeczył Will. – Babcia mówiła, że to świetne 

miejsce, żeby rozwijać zdolności parapsychologiczne.

– Nienawidzę pańskich duchów i rodzinnych legend, panie MacIntyre. 

Teraz trudno będzie przekonać Willa, że musimy jutro wyjechać – powiedziała z 
wściekłością w głosie Tamara.

– Nie ma mowy. Zostajemy!
– Will, nie mamy żadnych zdolności nadprzyrodzonych i nie ma żadnych 

background image

duchów! Koniec, kropka!

– Nigdy  nie przypuszczałem,  że będę  kiedykolwiek wdzięczny  za coś 

naszemu sławnemu duchowi – stwierdził Ramsay. – Ale jeśli jego pojawienie 
się   w   tym   pokoju   sprawi,   że   zostaniecie   tu   na   dłużej,   być   może,   że   mu 
podziękuję. Jesteś bardzo dzielnym chłopcem, Will. Musisz dbać o swoją mamę. 
Jak większość kobiet, panicznie boi się bezgłowych duchów.

– Wcale się nie boję! – zawołała Tamara. – Po prostu w nie nie wierzę!
– Pomimo  wszystko  my,  mężczyźni, musimy  się o ciebie  troszczyć – 

powiedział Ramsay konspiracyjnym tonem.

–   Nie   potrzebuję   pańskiej   opieki   ani   pomocy,   panie   MacIntyre!   Chcę 

tylko, żeby zostawił mnie pan w spokoju!

– A tego właśnie wcale nie zamierzam zrobić – stwierdził Ramsay cicho, 

odwracając głowę w jej stronę. Oczy pociemniały mu z pożądania. Tamara nie 
miała odwagi dłużej w nie patrzeć.

Do pokoju Willa wpadało wesołe słoneczne światło. Tamara z wysiłkiem 

zwinęła ciężki dywan, żeby poszukać pod nim ukrytych drzwiczek lub zapadni 
w podłodze.

Niestety, nie znalazła niczego, co wzbudziłoby jakiekolwiek podejrzenia. 

Gorzko rozczarowana usiadła i wpatrywała się w kamienne ściany.

Pewnej   nocy   Ramsay   wszedł   do   jej   pokoju,   nie   korzystając   z   drzwi 

wejściowych. To samo zrobiła bezgłowa zjawa. Tamara zastanawiała się, czy te 
dwa zdarzenia nie były dziełem jednej i tej samej osoby, zupełnie pozbawionej 
skrupułów. Nie zamierzała zwierzać się nikomu ze swoich podejrzeń. Jeszcze 
nie   teraz.   Nie   mogła   przecież   przyznać   się   Willowi,   że   Ramsay   był   w   jej 
sypialni i że pozwoliła mu się pocałować. A jeśli chodzi o Ramsaya, wiedziała 
doskonale,   że   najlepiej   będzie   trzymać   go   w   nieświadomości   co   do   jej 
podejrzeń.

Była tak pogrążona w rozmyślaniach, że nie usłyszała, jak Ramsay uchyla 

drzwi do sypialni.

– Co robisz? – spytał, wchodząc do pokoju.
–   Och...   nic   –   powiedziała   zmieszana,   patrząc   na   niego   niepewnie. 

Zaczęła rozwijać dywan.

–   Jestem   pewien,   że   szukałaś   ukrytych   drzwiczek   albo   czegoś   w   tym 

rodzaju.

– Nnie...
– Nie ma tu nic takiego – oświadczył z naciskiem. Tamara poczuła, że 

wzbiera   w   niej   gniew.   Ramsay   chciał,   żeby   tu   została.   Czy   ośmielił   się 
wykorzystać jej syna po to tylko, żeby ją zatrzymać?

– Jestem pewna, że znasz wszystkie sekrety tego zamku.
– Szczerze mówiąc, to prawda.

background image

– Chcę wiedzieć, w jaki sposób to coś czy ktoś dostało się do pokoju 

Willa. – Tamara przełknęła z trudem ślinę.

– Więc jednak wierzysz, że to zdarzyło się naprawdę?
– Sama słyszałam – stwierdziła krótko.
– Może to Will...
–   Cooo?   –   Tym   razem   nie   udało   jej   się   zapanować   nad   gniewem.   – 

Myślisz, że nie rozpoznałabym krzyku własnego syna?

–   Wygląda   na   dziecko   obdarzone   olbrzymią   wyobraźnią.   Dzieciom 

przecież   często   zdarza   się   widzieć   rzeczy,   które   nie   istnieją,   tworzyć   sobie 
wyimaginowanych przyjaciół.

– Nie nazwałabym przyjacielem obrzydliwego, zielonego potwora, który 

świeci w ciemnościach i wyje jak potępieniec. Ja też słyszałam ten krzyk i z 
pewnością nie był to głos Willa. Powietrze w jego pokoju było lodowate. Jeżeli 
pojawiło się tam coś albo ktoś, musi być na to jakieś logiczne wyjaśnienie. Nie 
podoba mi się, że ktoś próbuje nastraszyć Willa.

– Rozumiem cię. Żadna matka nie chciałaby, żeby jej syna straszono. Ale 

Will nie był przerażony. Był przejęty.

–   Do   głosu   Ramsaya   zakradła   się   łagodniejsza   nutka.   –   Nic   mu   nie 

groziło. Przysięgam ci, że tu jest bezpieczny.

– Skąd ta pewność?
– Po prostu wiem. Możesz mi zaufać – odparł cicho.
–   Czy   przypuszczasz,   ze   pozwoliłbym   na   to,   żeby   cokolwiek 

przestraszyło   twoje   dziecko   albo   mu   zagroziło?   Coś   w   jego   spokojnym 
spojrzeniu   sprawiło,   że   przestała   się   denerwować.   Ramsay   był   ostatnim 
człowiekiem, któremu powinna zaufać. A jednak mu wierzyła.

– Will chciał zobaczyć ducha – ciągnął Ramsay.
– Nie chcę, żeby interesował się takimi zjawiskami.
– Ale jeśli go to bawi...
– Nie wszystko, co zabawne, musi być koniecznie dobre.
– A więc nasze poglądy na ten temat są krańcowo odmienne – stwierdził 

Ramsay, czule przesuwając wzrokiem po sylwetce Tamary.

– Chociaż raz mogę się z tobą w pełni zgodzić.
– Być może, gdybyśmy się lepiej poznali, mogłabyś dojść do wniosku, że 

zgadzamy się nie tylko w tej jednej sprawie. – Podniósł jedno z jej czasopism. – 
Na przykład podzielam twoje zainteresowanie rozsądnymi inwestycjami.

Rzucił jej ciepłe, pieszczotliwe spojrzenie. Zadrżała, odczuwając ulotną 

rozkosz tej czułości.

– Och, nie... – zaczęła.
–   Ależ   tak.   –   Jego   glos   byt   teraz   cichy   i   lekko   ochrypły.   –   Nie 

przyszedłem tu w poszukiwaniu ducha.

– Jestem tego pewna. – Nie mogła się nie uśmiechnąć.

background image

–   Przyszedłem   zapytać,   czy   zgodziłabyś   się   wybrać   ze   mną   na 

przejażdżkę samochodem. Skoro i tak tu zostajecie, nic nie stoi na przeszkodzie, 
żebyś i ty miała z tego trochę przyjemności. Pokażę ci miasteczko. Możemy 
zrobić sobie piknik.

–   Nie.   –   Błyskawicznie   zmobilizowała   wszystkie   siły.   –   W   żadnym 

wypadku.

– Dlaczego?
– A Caroline? Mogłaby nas spotkać razem.
– Wtedy dowiedziałaby się, kto mnie naprawdę interesuje. Jeśli chcesz, 

wyjaśnię ci mój związek z Caroline.

– Nie mogę zostawić Willa samego.
– Przecież  wcale nie  jest sam.  Całe grono starszych pań bez przerwy 

wysłuchuje jego opowieści o duchu. Odmówiły nawet wyjazdu na wycieczkę. 
W tej chwili siedzi z nimi w ogrodzie. Moja matka opowiada im historię zamku 
i   różne   rodzinne   legendy.   Podejrzewam,   że   zamierzają   spędzić   ten   dzień 
szukając zjawy.

– Masz zawsze gotową odpowiedź na każdy mój argument.
– Rok temu uratowałem ci życie. Jeśli teraz ze mną pojedziesz, mogę 

uznać, że to jest moja... nagroda.

–   To   jest   szantaż.   Czasami   myślę,   że   nic   nie   powstrzyma   cię   przed 

zrobieniem czegoś, czego bardzo pragniesz.

–   Rozumiesz   mnie   lepiej,   niż   ci   się   wydaje.   –   Uśmiechnął   się   z 

wdziękiem.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Ramsay   na   widok   Tamary   zacisnął   dłonie   na   kierownicy   sportowego 

samochodu. Był niezwykle podekscytowany. Figura Tamary, jej pełne piersi i 
wąskie   biodra   idealnie   odpowiadały   jego   gustom.   To   kobieta   doskonała   w 
każdym   calu,   ale   dlaczego   tak   uparcie   go   odrzuca?   Dziś   jednak   to   bolesne 
oczekiwanie musi się skończyć. Bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnął 
kochać się z Tamarą. To jedyny sposób, żeby pozbyć się tej obsesji, która od 
roku nie pozwala mu myśleć ani marzyć o niczym innym. Pozbyć się raz na 
zawsze.

Wysiadł z samochodu, by otworzyć jej drzwi. Przez ułamek sekundy ich 

oczy się spotkały. Tamara ujrzała w jego wzroku pożądanie i szybko opuściła 
głowę, czerwieniąc się jak pensjonarka.

Cholera. Wciąż zamierza grać niewiniątko!
– Nie byłem pewien, czy przyjdziesz.
Tamara wsiadła do samochodu w milczeniu, z ociąganiem.
– Nie denerwuj się – wyszeptał.
– Jak mam się nie denerwować, skoro widzę, że nie możesz już doczekać 

się chwili, kiedy mnie wreszcie dostaniesz?

–   Powinnaś   chyba   przywyknąć   do   tego   typu   reakcji   u   mężczyzn.   – 

Ramsay uśmiechnął się leniwie.

– Co wcale nie oznacza, że to lubię. – Tamara przeczesała palcami włosy, 

które lśniły w promieniach słońca jak miedź.

Zachowanie Tamary było tak naturalne i przekonujące, że Ramsay przez 

chwilę niemal zaczął wątpić, że to tylko gra.

– Uratowałeś mi życie. Jadę z tobą na wycieczkę i piknik. I to wszystko. – 

Z trudem zmusiła się do lekkiego uśmiechu. – A potem nic już nie będę ci 
winna.

– Oczywiście. – Był wściekły. Nienawidził głupich gier, nie cierpiał tracić 

choćby jednej minuty cennego czasu.

– To zresztą i tak nie jest w porządku. Caroline...
– Do diabła z Caroline! – Odwrócił się w stronę Tamary. – Posłuchaj, 

Caroline nic dla mnie nie znaczy. Nie dam się zmusić do kolejnego małżeństwa. 
Dałem, się już nakłonić do zbyt wielu rzeczy, a potem płaciłem za to słoną cenę.

Tamara   pobladła   usłyszawszy   te   surowe,   szorstkie   słowa.   Samochód 

pomknął   jak   strzała.   Jechali   szybko,   o   wiele   za   szybko.   Wyzwanie,   jakie 
stawiała przed Ramsayem kręta, górska droga pozwalało mu choć przez chwilę 
nie   myśleć   o   pięknej,   milczącej   kobiecie,   której   rude   włosy   dotykały   jego 
ramienia.

Widział,   że   Tamara   się   boi.   Kurczowo   trzymała   się   fotela   i   kuliła   za 

background image

każdym razem, gdy opony piszczały na ostrych zakrętach. Raz nawet chwyciła 
go za ramię, ale szybko zreflektowała się, uświadamiając sobie, że bardziej boi 
się Ramsaya niż tego, jak prowadzi samochód.

Nareszcie samochód zwolnił. Ramsay czuł się winny. Przecież obiecał 

sobie, że nigdy więcej nie będzie prowadził w taki sposób. Tamara odprężyła się 
na tyle, żeby móc podziwiać przepiękne widoki. Niemal zapomniała, że jest na 
niego wściekła.

Po jednej stronie drogi rozciągały się zielone zbocza i otulone chmurami 

szczyty gór. Po drugiej stronie nagie skały spadały ostro w dół, ku wielkim 
kamiennym blokom i spienionym morskim falom. Samochód zwalniał nieco, 
gdy mijali maleńkie wioski ze świeżo pobielonymi domkami.

Wreszcie dotarli do miejsca, w którym znajdowały się tylko opuszczone 

chatki   i   zdziczałe   pastwiska.   To   było   ulubione   miejsce   Ramsaya.   Zbocza, 
porosłe   gęsto   paprociami   i   wrzosem,   zbiegały   w   dół   aż   do   morza.   Tamara, 
zachwycona wspaniałym widokiem, zapomniała, że musi mieć się na baczności 
i   znów   dotknęła   ramienia   Ramsaya,   wskazując   w   stronę   zamku   Killiecraig, 
widocznego na przeciwległym zboczu doliny.

– Tu jest tak pięknie – westchnęła.
Było mu niezwykle przyjemnie, że Tamarze podoba się to miejsce.
Słońce prażyło mocno, ale Ramsay celowo nie zaparkował samochodu w 

cieniu drzewa. Kiedy wyjął kluczyki ze stacyjki, oczy Tamary rozszerzyły się ze 
zdziwienia.

– Dlaczego wysiadasz?
–   Mieliśmy   zrobić   sobie   piknik   –   wymruczał,   chowając   kluczyki   do 

kieszeni.

– Czy mogę zostać w samochodzie?
–   Jak   uważasz   –   powiedział   Ramsay,   starając   się   ukryć   swój   gniew. 

Wysiadł, wyjął z bagażnika przenośną lodówkę i kosz z wiktuałami. Rozłożył 
koc na wrzosach, które porastały zacienione miejsce pod drzewami.

Odkorkował butelkę szampana  i nalał go sobie do kieliszka.  Tak, bez 

wątpienia jego upór może się równać z uporem Tamary. Ułożył się wygodnie. 
Wysączył   pierwszy   kieliszek   i   nalał   sobie   drugi.   Przymknął   leniwie   oczy. 
Pozwoli   jej   trochę   posmażyć   się   na   słońcu.   Niedługo   trwało,   nim   usłyszał 
niepewne kroki Tamary.

– Co tu robisz? – spytała, wzdychając cicho.
Otworzył powoli oczy. Serce zabiło mu mocniej na widok jej zgrabnej 

figury, podświetlonej od tyłu promieniami słońca. Tyle razy marzył o tym, że 
znajdzie się kiedyś w jego objęciach. Będzie jego.

Teraz   stała   przed   nim   taka,   jaką   zapamiętał   z   zeszłego   roku.   Piękna, 

doskonała istota, pełna ciepła, miłości i światła, która aż prowokuje, by wziąć ją 
w ramiona.

background image

Poczuł, że robi mu się gorąco.
– Co tu robię? Czekam na ciebie – stwierdził lekko.
– Jest mi gorąco. – Jej delikatne, piękne usta zacisnęły się gniewnie.
– To twoja wina, nie moja. – Podłożył pod głowę skrzyżowane ramiona. – 

Mnie tu wcale nie jest gorąco.

– Chcę wracać.
– Zgodziłaś się na piknik.
– Czekałam spokojnie, aż go skończysz.
–   Marzyłem   o   tobie.   Jesteś   piękną   kobietą.   –   Przesunął   spojrzeniem 

wzdłuż jej ciała. – Piękno, które nie daje rozkoszy, to piękno stracone.

– Nie zaczynaj od nowa.
– A może napiłabyś się szampana? – spytał, nie zważając na jej szorstki 

ton.

– Nie. Obawiam się, że próbowałbyś wykorzystać sytuację.
– Jeśli o to chodzi, nie zamierzam cię do niczego zmuszać.
Patrzyła na niego wzrokiem pełnym powątpiewania.
– A jeśli obiecam, że nawet cię nie dotknę, chyba że zrobisz to pierwsza? 

– spytał.

– Obiecasz?
Ramsay   pomyślał,   że   to   okropnie   głupi   pomysł.   Powinien   wziąć   tę 

kobietę tu, natychmiast, i mieć to wreszcie z głowy.

–   Tak   –   burknął.   Usiadł,   wyjął   butelkę   z   lodówki   i   nalał   Tamarze 

szampana. Podał jej kieliszek. – To bardzo dobry rocznik – dodał.

– No, skoro obiecałeś... – Tamara z ociąganiem wzięła kieliszek i powoli 

usiadła na kocu, jak najdalej od Ramsaya.

Wystarczająco   blisko   jednak,   by   czuł   jej   oszałamiający   zapach. 

Dostatecznie blisko, żeby bez ustanku męczyła go pokusa. Chciał dotknąć jej 
jedwabistej skóry, wpleść palce w jej płomienne, jedwabiste włosy, zdjąć z niej 
tę bawełnianą sukienkę, okrywającą złociste ramiona. Z trudem oderwał wzrok 
od jej piersi, szczupłej talii, bioder. Przełknął ślinę. Przecież obiecał.

– W samochodzie było gorąco – poskarżyła się. – Za gorąco. Dlaczego 

nie zaparkowałeś w cieniu?

– Bo wtedy byś z niego nie wysiadła.
– Czy zawsze jesteś taki wyrachowany? – spytała, podnosząc kieliszek do 

ust.

– Zawsze, kiedy mi na czymś bardzo zależy.
– Możesz sobie dać spokój, jeśli o mnie chodzi. – Piła szampana małymi 

łyczkami. – Nigdy się nie poddaję.

– Naprawdę? Tym razem musisz.
Bardzo   chciało   jej   się   pić,   więc   wkrótce   opróżniła   drugi   kieliszek. 

Zaróżowiły się jej policzki, a nastrój znacznie poprawił. Jednak Ramsay złożył 

background image

tę nieszczęsną obietnicę, nie mógł pozwolić sobie na żaden fałszywy krok.

– Ciekawe, czy twój pradziadek też tu przyjeżdżał na piknik? Trudno mi 

sobie wyobrazić, jak to jest być spadkobiercą tak długiej rodowej tradycji.

– To bywa okropne.
– Dlaczego?
– Ponieważ nigdy nie możesz uwolnić się od przeszłości.
– W Ameryce, a zwłaszcza w Hollywood, wszystko jest zbyt ulotne i 

niestałe.

– Ale jest w tym swoboda i wolność.
– To znaczy?
–   Wolność   wyboru.   Możesz   być   tym,   kim   zechcesz.   Na   przykład   ty. 

Jesteś aktorką. Czytałem, że próbujesz pisać scenariusze, że zarobiłaś majątek i 
umiejętnie go zainwestowałaś.

– Wierz mi, stałam się kimś zupełnie innym, niż zamierzałam. – Głos 

Tamary posmutniał. – Nie wierzę, że ktokolwiek może ułożyć sobie życie wedle 
własnych życzeń.

– Nie... Ale jesteś sławna, jesteś gwiazdą. Możesz poślubić kogo tylko 

zechcesz.

– I co mi z tego przyszło? – spytała zamyślona. – Mój mąż mnie opuścił.
– Bez  trudu mogłabyś  sobie znaleźć  innego. – Głos  Ramsaya  stał się 

twardy.   –   Ja   natomiast   urodziłem   się   chyba   tylko   po   to,   by   przestrzegać 
odwiecznych   tradycji.   Jeden   fałszywy   krok   wystarczy,   by   na   zawsze   zostać 
wyrzutkiem  rodziny.  W  mojej  sferze   wciąż  istnieją   prawa,   które  ingerują  w 
prywatne życie.

– Na przykład? – Piękne oczy Tamary wpatrywały się w niego uważnie.
– Chciałem być inżynierem.
– Co mogło stanąć temu na przeszkodzie?
– Kiedy umarł mój brat, musiałem przejąć po nim zarządzanie majątkiem, 

opiekę nad zamkiem...

– Ale z pewnością...
– Jak ktoś taki jak ty, do kogo należy cały świat, mógłby zrozumieć, co to 

znaczy być skazanym na życie na jednym małym skrawku ziemi? – wyrzucił z 
siebie  gwałtownie.  – Zrozumieć,  co  to znaczy  być zmuszonym do  pewnych 
działań z poczucia obowiązku... z poczucia winy!

– Ale ja wcale nie chcę całego świata. Chcę tylko prowadzić normalne, 

zwykłe życie. Chcę mieć męża, dzieci, dom...

Zawsze myślał o niej jak o kobiecie, prowadzącej lekkie, swobodne życie, 

kobiecie, do której mężczyznę przyciąga krótkotrwała namiętność, a nie głębsze 
uczucie.   Jego   uważne   spojrzenie   badało   jej   twarz,   patrzył   na   włosy,   które 
zdawały się płonąć żywym ogniem. Wciąż sądził, że Tamara jest kobietą tego 
właśnie rodzaju. Ale dlaczego jej głos był pełen tęsknoty, kiedy mówiła o domu, 

background image

dzieciach, mężu?

– Jakoś nie mogę uwierzyć, że takie życie mogłoby cię w pełni zaspokoić 

– stwierdził sucho.

– To, co mówisz, jest bardzo niesprawiedliwe.
Jak to się stało, że w ogóle z nią rozmawia? Przecież przywiózł ją tutaj w 

całkiem innym celu. A jednak nie mógł przestać mówić, widząc jej uważne, 
ciemne,   pełne   współczucia   oczy.   Po   tych   zwierzeniach   czuł   się   dziwnie 
spokojny i odprężony.

– Dla moich rodziców to było równie trudne jak dla mnie – wrócił do 

swojej opowieści. – Wcale nie chcieli mnie tu widzieć, a ja pragnąłem uciec stąd 
jak najdalej... tam, gdzie pieprz rośnie.

– Jak możesz tak mówić!
– Byłem tak zwanym złem koniecznym. Kiedy okazało się, że mam talent 

do zarządzania majątkiem, wszyscy byli ogromnie zaskoczeni.

– Ale dlaczego?
– Byłem dziki, nieodpowiedzialny. – Ramsaya ogarniało znowu dawne 

rozdrażnienie.

– Byłeś młody – brzmiała łagodna, wyrozumiała odpowiedź.
–   Ian   zawsze   był   ich   ulubieńcem.   Sądzę,   że   zachowywałem   się   jak 

najgorzej po to tylko, by zwrócić na siebie ich uwagę.

– Czy Ian to twój brat? Ramsay przytaknął bez słowa.
– Kiedy zginął na polowaniu, zostałem im tylko ja. Niektórzy winili mnie 

za śmierć Iana. Ale nikt nie winił mnie tak bardzo jak ja sam.

– Co się stało? – spytała łagodnie.
– Polowaliśmy razem. Położył strzelbę, żeby wspiąć się na niski murek. 

Spadł   na   strzelbę,   która   wypaliła.   –   Ramsay   zacisnął   dłonie   i   przez   chwilę 
wpatrywał się w nie w milczeniu. – Kiedy do niego dotarłem, już nie żył.

– Śmierć twojego brata to był wypadek.
–   Dzięki   temu   zostałem   jedynym   spadkobiercą.   Ja   żyję,   a   on   nie. 

Wolałbym być na jego miejscu.

– Nie wolno ci pozwolić, by to zniszczyło twoje życie – powiedziała 

znowu łagodnym tonem. Jej oczy były pełne smutku.

–   W   końcu   plotki   ucichły   –   ciągnął   ponurym   tonem   –   ale   wszystko 

zostało znów wyciągnięte na światło dzienne, kiedy dwa lata temu zginęła moja 
żona.

– Dlaczego?
–   To   ja   prowadziłem   samochód.   Padało,   szosa   była   śliska.   Pijany 

kierowca wypadł na nas zza zakrętu... – Ramsay przełknął z trudem ślinę. – Nie 
mogłem zatrzymać wozu. Była w ciąży... Wkrótce miał się urodzić nasz syn.

W ciszy, która zapadła po tych słowach, Ramsayowi zdawało się, że waży 

się los jego duszy, że wszystko zależy od reakcji Tamary.

background image

–   Jakie   to   straszne   –   wyszeptała,   a   w   jej   oczach   malowało   się 

współczucie, nie odraza.

– Znowu odziedziczyłem majątek, i znów z powodu czyjejś śmierci. Była 

spadkobierczynią wielkiej fortuny, nasze małżeństwo zostało uzgodnione przez 
rodziców. Wszyscy wiedzieli, że jej nie kocham... Na początku byliśmy bardzo 
nieszczęśliwi.   Potem   jakoś   doszliśmy   do   porozumienia,   udało   mi   się   nawet 
pozbyć tego okropnego poczucia winy z powodu śmierci Iana... Kiedy umarła, 
wszystko powróciło. Przez jakiś czas nie wierzyłem, że będę mógł dalej żyć. A 
pewnego dnia... – Popatrzył na Tamarę i przypomniał sobie chwilę, gdy spotkał 
ją   po   raz   pierwszy.   –   Uważam,   że   wszystko,   co   się   stało,   to   moja   wina   – 
stwierdził z wielką goryczą w głosie.

–   Nie   powinieneś   tak   mówić.   Okrutne   i   bolesne   przeżycia   mogą   się 

zdarzyć   każdemu.   –   W   jej   głosie   nie   było   cienia   niechęci   czy   pogardy,   ale 
współczucie i zrozumienie.

A więc go nie potępiła. Ramsay  poczuł niezmierną ulgę i uświadomił 

sobie, że teraz Tamara ma dla niego chyba więcej sympatii niż przedtem.

– Nie mogę sobie wyobrazić, by bolesne i złe wydarzenia mogły spotkać 

ciebie – stwierdził smutnym tonem.

– Ależ oczywiście, że i mnie spotkały. Moje życie wcale nie było usłane 

różami. Kiedy Adrian się ze mną ożenił, myślałam,  że nasze małżeństwo to 
bajka, że będziemy żyli długo i szczęśliwie. Ale opuścił mnie z powodu moich 
sukcesów   zawodowych.   Nie   mógł   znieść   mojego   filmowego   wizerunku. 
Mężczyźni zazwyczaj wcale nie widzą mnie takiej, jaka jestem. Widzą to, co 
sobie sami wyobrazili. – Wyciągnęła rękę i bardzo delikatnie dotknęła twarzy 
Ramsaya. Przykrył dłonią jej palce i popatrzył jej głęboko w oczy.

– Czasem trudno jest odróżnić prawdę od pozorów.
– Wiesz jednak, że ból i cierpienie są prawdziwe.
Jej szczupła  dłoń była  dla  Ramsaya  w tej chwili jedyną prawdą, jaka 

może istnieć. Przyciągnął ją bliżej i zaczął gładzić jej włosy.

– Tak, cierpienia są prawdziwe.
– I samotność.
– Cóż ty możesz wiedzieć o samotności?
– Wszystko – wyszeptała. – Nie jestem taka, jaką sobie wyobraziłeś. – 

Przytuliła   policzek   do   jego   piersi.   –   Wszyscy   myślą,   że   jestem   jakimś   tam 
symbolem seksu, boginią... ale to nieprawda.

– Więc kim jesteś?
– Po prostu zwykłą kobietą – powiedziała niskim, głębokim głosem.
Wciągnął w nozdrza jej cudowny zapach. Czuł jej ciepłe ciało. Ogarnęła 

go gorąca fala uczucia.

– Jesteś czymś znacznie więcej niż zwykłą kobietą. Marzył o niej jak 

szalony   przez   cały   ostatni   rok.   Uważał,   że   jest   najpiękniejszą,   najbardziej 

background image

zmysłową kobietą na świecie. Wierzył, że zostanie jego kochanką, jednocześnie 
nie zmuszając go do wiązania się z nią w poważniejszy sposób. Wierzył też, że 
jeśli się z nią prześpi, będzie mógł wreszcie o niej zapomnieć.

Teraz   zaczynał   jednak   wątpić,   czy   to   naprawdę   wszystko,   co   do   niej 

czuje.

– Mam wrażenie, że coś knujesz. – Tamara roześmiała się, a jej gardłowy 

śmiech poruszył go do głębi.

–   Może   już   zapomniałaś   o   naszej   umowie,   ale   to   ty   pierwsza   mnie 

dotknęłaś,   a   więc   mogę   zapomnieć   o   złożonej   obietnicy   –   wyszeptał   z 
uśmiechem. Musnął ustami policzek Tamary.

– Nie! – Odepchnęła go z całej siły.
Poczuł na skórze jej gorący oddech, który sprawił, że przeszył go dreszcz 

pożądania.

– Przecież chcesz... – Chwycił ją za ramiona, przyciągnął.
Całował   ją   bardzo   delikatnie.   Powoli   jej   opór   zaczął   słabnąć,   a   ciało 

rozpaliła  namiętność.  Tamara  rozchyliła  usta,  a  Ramsay  leciutko  całował  ją, 
kojąc   jej   obawy   czułymi   pieszczotami,   mrucząc   słodkie   słówka,   aż   Tamara 
zamknęła oczy i pozwoliła, aby położył ją na kocu.

Leżała w silnych ramionach Ramsaya, cudownie reagując na każdy jego 

dotyk i pieszczotę. Wtem w pobliżu rozległo się rżenie konia. Otworzyła oczy i 
rozejrzała się wokoło sennym wzrokiem. Zwierzę pasło się pod drzewem.

Ramsay znów zaczął ją całować, ale Tamara położyła mu dłoń na ustach.
– Nie... nie... Jak to się stało, wszystko tak szybko wymknęło mi się spod 

kontroli! Co ty sobie o mnie teraz myślisz?

– Myślałem właśnie, że jesteś cudowna, kochanie.
– Nie mogę uwierzyć, że o mały włos, a pozwoliłabym ci...
Ramsay  zaklął w duchu. Rozmarzone oczy Tamary powoli trzeźwiały. 

Usiadła i dotknęła dłonią splątanych włosów. Wbiła wzrok w ziemię. Nie miała 
odwagi na niego spojrzeć.

– Nie zamierzam być kolejną kobietą, którą dzięki odrobinie szampana 

uwiedziesz na łożu z białego wrzosu.

– W takim razie kim chciałabyś być? – Ramsay poczuł, że znów budzi się 

w nim wściekłość.

– Kimś znacznie ważniejszym. – Tamara wygładziła pomiętą sukienkę. – 

A ty chcesz mieć ze mną jedynie przelotny romans.

– Czy romans ze mną naprawdę napawa cię taką odrazą?
– Prawdę powiedziawszy... tak.
– Pragnę ciebie.
– Na jak długo?
– Czy to ważne?
Wyraz bólu na twarzy Tamary ranił jego serce.

background image

–   Dla   mnie   tak   –   wyznała   cicho.   –   Być   może   wyglądam   na   lekką 

dziewczynę, reżyserzy chętnie obsadzają mnie w takich rolach. Ale nie bawią 
mnie przelotne romanse. Jeśli tylko o to panu chodzi, będzie pan musiał znaleźć 
sobie inną kobietę, która będzie z panem jeździła na pikniki i da się panu chętnie 
uwieść.   Jeśli   ma   pan   trochę   rozsądku,   odwoła   pan   ducha   i   pozwoli   nam 
wyjechać.

–   Ducha?   A   co   ja   mam   z   nim   wspólnego?   –   Ramsay   poczuł   gniew, 

słysząc kolejne oskarżenie.

–   Ostrzegam,   że   jeśli   nie   przestaniesz   straszyć   Willa,   gorzko   tego 

pożałujesz.

Ciemne oczy Ramsaya zwęziły się, były znowu pełne gniewu.
– Jesteś zła, bo gdyby nie napatoczyła się tu ta klacz i nie narobiła hałasu, 

uwiedzenie ciebie nie wymagałoby wiele wysiłku i starań. Lubisz seks tak samo 
jak ja. Dałabyś mi wszystko, czego bym tylko sobie zażyczył, i prosiłabyś o 
więcej.

– Wcale nie jestem taka! Tylko przy tobie... Mylisz się! Osądzasz mnie 

zbyt   pochopnie.   –   Policzki   Tamary   płonęły.   Jego   szyderstwo   zraniło   ją   do 
żywego.

– Doprawdy? – Roześmiał się i sięgnął ręką do jej włosów.
Poderwała się do ucieczki, ale zahaczyła paskiem torebki o wystający 

korzeń wrzosu. Cała zawartość torby wysypała się na ziemię. Rzuciła się, by 
pozbierać swoje drobiazgi.

Portmonetka, szminka, klucze leżały w nieładzie na trawie.
Najpierw   jednak   wyciągnęła   rękę   po   wymiętą   pocztówkę.   Ramsay 

schwycił   ją,   zanim   zdążyła   jej   dotknąć,   ciekawy,   czemu   ma   dla   niej   takie 
znaczenie.

Spojrzał na pocztówkę i wybuchnął śmiechem. Natychmiast rozpoznała 

wyniosły, niepohamowany śmiech potomka sir Ramsaya.

– A więc to jest twój skarb!
Tamara wyrwała mu z ręki pocztówkę i podarła ją na strzępy.
–   To   mi   niezmiernie   pochlebia   –   powiedział   leniwym,   gardłowym 

głosem. – Czy nosiłaś ją przy sobie przez cały rok, tylko dlatego, że facet na 
portrecie jest do mnie podobny?

– Ty sukinsynu! – Tamara wrzucała w pośpiechu wszystkie rzeczy do 

torebki.

– To nie najlepiej dobrana obelga. Nie zapominaj, że moi przodkowie 

mieszkają tu od niemal tysiąca lat. – Nagle Ramsay roześmiał się swobodnym, 
głośnym   śmiechem.   Znowu   świetnie   się   bawił.   Walka   i   kłótnia   z   Tamarą 
sprawiały mu niemal taką samą przyjemność, jak jej pieszczoty.

Wstał powoli z koca. Wciąż czuł jej smak. Wciąż jej pragnął, mocniej niż 

kiedykolwiek przedtem.

background image

Lubił   z   nią   rozmawiać,   całować   ją,   złościć,   no   i   kłócić   się   z   nią. 

Wszystko, co robili razem, było niezwykle przyjemne.

Powiedziała: Wcale nie jestem taka! Tylko przy tobie.
Jej obraz prześladuje go już od roku.
A ona przez ten czas nosiła przy sobie jego podobiznę.
Co to wszystko może znaczyć? Wiedział jedno: nie może pozwolić na to, 

by znów zniknęła z jego życia.

Jeszcze nie. Najpierw musi ją mieć.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Wściekła,   upokorzona   i   zraniona   Tamara   zdarła   z   siebie   miękką 

bawełnianą sukienkę i rzuciła ją na łóżko.

Była   już   prawie   dziewiąta   wieczorem,   ale   słońce   wciąż   wisiało   nad 

horyzontem, jakby wcale nie zamierzało zajść. Tamara założyła czarny sweter i 
przykryła włosy ciemną chustką. Przez cały czas stał jej przed oczami natrętny 
obraz Ramsaya.

Jest taki sam jak wszyscy mężczyźni. Pragnie jej w ten sam sposób, w 

jaki   pożądali   jej   wszyscy   reżyserzy   i   producenci.   Najpierw   proponowali   jej 
poważną rolę, a potem zapraszali do pokoju, gdzie przesłuchiwano kandydatki i 
gdzie składali jej całkiem inną propozycję. Udało jej się odejść z Hollywood, 
zanim straciła do siebie szacunek. W równie godny sposób zamierzała opuścić 
zamek Killiecraig. Ale najpierw da zdrową nauczkę pewnemu aroganckiemu, 
bezczelnemu typowi.

Jakby na przekór tym postanowieniom, po policzku Tamary stoczyła się 

łza. Otarła ją szybkim, gniewnym ruchem.

Nie, nie będzie płakała z jego powodu.
To może głupie, ale nie chce opuszczać Ramsaya, pomimo że jest dumny, 

uparty i niezwykle bezczelny. Pomimo że pragnie wyłącznie jej ciała... Kiedy 
powiedział jej o śmierci brata i żony, kiedy zwierzył się, że wszyscy uważają, że 
to   on   ponosi   za   to   odpowiedzialność,   odczuwała   jego   ból,   serdecznie   mu 
współczuła. Nie wierzyła, aby nawet wybujała ambicja mogła skłonić go do 
popełnienia tak okropnych czynów.

Z niejasnych przyczyn Ramsay wywoływał w niej reakcje, jakich nigdy 

nie   doświadczyła   w   towarzystwie   innego   mężczyzny.   Tamara   pragnęła   jego 
czułości, a nie tylko płomiennego  zapamiętania.  A ponad wszystko pragnęła 
rzeczy niemożliwej. Chciała, by ją szanował.

Ale   jak   to   osiągnąć,   skoro   Ramsay   jest   zasugerowany   obrazem 

namiętnych scen, jakie grała w filmach? Widzi tylko jej piersi, szczupłą talię, 
długie nogi i złocistą skórę, ciało, które może dać krótką, fizyczną rozkosz. 
Patrzy   na   nią   jak   na   zmysłową   istotę   o   mało   skomplikowanych   zasadach 
moralnych.

Będzie musiała o nim zapomnieć. To wszystko. Ale skoro posunął się do 

tego, by wykorzystać wiarę Willa w istnienie duchów, po to tylko, by zatrzymać 
ją w zamku, zamierzała zdemaskować jego podstęp. Dziś w nocy, jeżeli Ramsay 
odważy się pojawić w stroju bezgłowego ducha, Tamara będzie czuwać, by go 
na tym przyłapać.

Księżyc lśnił jak srebrna moneta na tle granatowego nieba. Tamara spała 

w fotelu ustawionym w kącie pokoju Willa. Podczas nocnego dyżuru zmorzył ją 

background image

sen.

Rozległ się  stłumiony  zgrzyt kamieni.  Powietrze w pokoju zrobiło się 

nagle lodowate. Gdy zegar na wieży zaczął bić północ, na łóżko Willa padł 
długi cień.

Tamara obudziła się i ujrzała upiorną postać, która stała przy łóżku jej 

synka. Podniosła dłoń do ust, by stłumić krzyk przerażenia.

Zjawa była jeszcze bardziej odrażająca, niż opisywał ją Will. Emanowała 

z niej tajemnicza poświata. W kościstych dłoniach trzymała obrzydliwą, zieloną 
głowę.

Przez   krótką,   koszmarną   chwilę   Tamara   patrzyła   na   zjawę   jak 

zahipnotyzowana. Wreszcie zerwała się na równe nogi.

Zjawa odskoczyła od łóżka, popędziła w stronę ściany, Tamara biegła za 

nią, ale zjawa rozpłynęła się w ciemnościach.

Nagle coś zaskrzypiało i ściana zatrzasnęła się za Tamarą, zamykając ją w 

lodowatych  ciemnościach.  Odwróciła  się  przerażona,  próbując  znaleźć  drogę 
powrotu, ale kamienie ani drgnęły.

Była   w   pułapce,   zamknięta   w   tajnym,   lodowato   zimnym   przejściu. 

Zielona zjawa zniknęła. Tamara była sama.

– Will! – Uderzyła pięścią w kamienną ścianę. – Will! – Jej głos odbijał 

się groźnym, ponurym echem, jak gdyby znajdowała się w jaskini. Nikt nie 
odpowiedział na jej wołanie.

Ciemności otoczyły ją lodowatym całunem. Zmusiła się do przesunięcia 

stopą po podłodze i stwierdziła, że stoi u szczytu stromych, krętych schodów. 
Bardzo ostrożnie zaczęła schodzić w dół, z nadzieją, że schody prowadzą do 
jakichś drzwi.

Schodzenie   po   nierównych   schodach   było   niebezpieczne.   Z   każdym 

stopniem Tamara bała się coraz bardziej. A jeśli nie ma stąd wyjścia? Schody 
zdawały się nie mieć końca. Nagle stopa Tamary natrafiła na pustkę.

Ostatnim dźwiękiem, jaki zapamiętała, spadając w otchłań ciemności było 

echo jej własnego krzyku. Potem ogarnęła ją zimna, czarna cisza.

– Tamara...
Głos   Ramsaya,   który   ją   wzywał,   zdawał   się   dobiegać   z   wielkiej 

odległości.

Tamara powoli odzyskiwała przytomność. Ciągle zdawało jej się, że tonie 

w czarnej, miękkiej pustce, w której ścigają ją zielone, świecące straszydła.

Otworzyła oczy i zobaczyła, że leży w olbrzymim łożu z baldachimem. 

Podniosła głowę i ujrzała Ramsaya. Ich spojrzenia spotkały się.

Ramsay   wydał   okrzyk   radości   i   ulgi.   Jego   silne   ramiona   uniosły   ją   i 

przygarnęły mocno do piersi. Chociaż czuła się jeszcze bardzo słaba, przytuliła 
się do niego z całych sił.

background image

– Gdyby ci się stało coś złego... – szeptał głosem pełnym gniewu i złości 

na samego  siebie, przygarniając ją mocniej.  – Moje  kochanie. Moje  śliczne, 
odważne, szalone kochanie.

Czy to o niej mowa? Kochanie? Tamara poczuła, że jeszcze chwila, a 

rozpłacze się ze szczęścia.

Całował jej włosy, czoło, policzki, włosy, jakby była dla niego czymś 

niezmiernie cennym. Tamara uświadamiała sobie powoli, jak wielka jest jego 
radość.

Była bezpieczna. W jego ramionach.
– Pobiegłam za tym zielonym potworem i zatrzasnęło mnie  w  jakimś 

okropnym lochu – szeptała bez ładu i składu.

–   Moje   głupiutkie   kochanie   –   powiedział   ciepło,   odgarniając   czule 

pasemko włosów, które zasłaniało jej oczy.

– Bardzo się bałam – wyszeptała drżącym głosem.
– Byłaś bardzo dzielna – stwierdził łagodnie, a w jego głosie zabrzmiała 

nutka   podziwu.   –   I   odważna.   Najdzielniejsza   i   najodważniejsza   kobieta   na 
świecie.

– Myślałam, że to ty byłeś tą zjawą, ale skoro mnie przed nią uratowałeś... 

Powiedz mi prawdę... Jak to zrobiłeś, Ramsay?

Odwrócił   lekko   głowę   i   spojrzał   w   głąb   sypialni.   Tamara   zobaczyła 

Selmę, która siedziała w fotelu z bardzo zakłopotanym wyrazem twarzy.

– Prawdę? No cóż, marny ze mnie bohater. Kiedy oskarżyłaś mnie o to, 

że sam odgrywam rolę ducha, zacząłem się zastanawiać. Widzisz, już wcześniej 
podejrzewałem,   że   Selma   pomaga   naszemu   duchowi   w   organizowaniu   jego 
widowiskowych wyczynów, ale udawałem, że nic o tym nie wiem. Takie rzeczy 
przyciągają więcej turystów.

– Ramsay...
– Kiedy zrozumiałem, jak bardzo przejmujesz się tym, co przytrafiło się 

poprzedniej nocy Willowi – ciągnął Ramsay, pochylając głowę i nie patrząc jej 
w oczy – postanowiłem przekonać się raz na zawsze, czy moje podejrzenia są 
słuszne. Śledziłem Selmę. Powinienem był ją zatrzymać, gdy tylko zobaczyłem, 
że zakrada się do tajnego przejścia, ale chciałem przekonać się, jakie ma plany. 
Szedłem za nią, widziałem, jak wchodzi do pokoju Willa, ale nie zauważyłem, 
że za nią wybiegłaś. – Jego cichy głos zabarwiła nutka pogardy dla samego 
siebie. – Jak zwykle, za jednym zamachem odegrałem rolę bohatera i łotra. Na 
szczęście usłyszałem krzyk i wróciłem po ciebie.

– A więc ty też ścigałeś ducha? – Tamara wpatrywała się w niego szeroko 

otwartymi, pełnymi niepewności oczami.

–   Tak.   Ale   gdy   tylko   dowiedziałem   się   prawdy   o   nocnych   zjawach, 

powinienem był w pierwszym rzędzie uspokoić ciebie – przyznał niechętnie, ze 
zmieszaną miną. – Gdybym wcześniej zareagował, nic by ci się nie stało. O 

background image

mały włos nie spowodowałem kolejnego strasznego wypadku...

Widać było, że męczą go potworne wyrzuty sumienia.
– Przestań... – wyszeptała.
Wziął   jej   twarz   w   dłonie   i   odchylił   do   tyłu.   Pieszczotliwie   obwiódł 

palcem łagodny łuk jej ust.

– Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby przeze mnie  stało ci się coś 

złego.

– Nie martw się, nic mi nie jest.
Tamara przypomniała sobie ich dzisiejszą przykrą rozmowę. Czemu więc 

dotknęła teraz jego ust równie czule, jak on dotykał jej twarzy? Chciała  go 
przecież   zdemaskować,   udowodnić   Willowi,   że   duchy   nie   istnieją,   pokazać 
Ramsayowi,   że   wie   doskonale,   jaki   z   niego   niegodziwiec   i   oszust.   Potem 
zamierzała opuścić go na zawsze.

Duch nie istnieje. Udało się tego dowieść ponad wszelką wątpliwość. Ale 

jeśli Ramsay nie był bohaterem, z pewnością nie był też draniem, za jakiego go 
uważała.

Ramsay   wstał   i   przyprowadził   Selmę   bliżej   łóżka.   Starsza   kobieta   z 

zawstydzoną miną pokazała zieloną, fosforyzującą suknię i odrażającą głowę, 
którą zjawa trzymała w rękach.

– To specjalna farba, proszę pani – wyjaśniła zmieszana i pełna skruchy. 

– Bardzo panią przepraszam, ale Will tak bardzo pragnął zobaczyć ducha...

– Rozumiem, Selmo.
–   Pan   Ramsay   nie   miał   z   tym   nic   wspólnego...   Tak   mało   szczęścia 

spotkało go do tej pory w życiu, że chciałam mu pomóc. To niedobrze, że jego 
rodzice faworyzowali Iana. Zawsze winili Ramsaya za... Kiedy zrozumiałam, co 
do pani czuje, postanowiłam, że muszę zrobić wszystko, żeby mój Ramsay nie 
został znów sam. Nie przypuszczałam, że to się tak skończy.

Ramsay objął Selmę, starając się ją uspokoić. Starsza kobieta otarła oczy i 

skierowała   się   ku   drzwiom.   Tamara   opadła   na   poduszki,   kompletnie 
oszołomiona.

– A więc znaleźliśmy ducha – stwierdził półgłosem Ramsay.
Tamara spojrzała na niego. Czuła, że czeka ją znacznie bardziej doniosłe 

odkrycie.

–   Masz   prawo   mnie   nienawidzić   –   wyszeptał   Ramsay.   –   Gdybym 

wcześniej sprawdził, czy moje podejrzenia w stosunku do Selmy są słuszne, nic 
by ci się nie stało.

To był naprawdę inny Ramsay. Ramsay, który wyraża skruchę i patrzy na 

nią jak na kogoś niezwykle ważnego.

–  Myślę,   że   to,  co   robiła   Selma   jest   istotnie   częściowo   twoją   winą  – 

zgodziła się Tamara. Ale kiedy Ramsay wziął jej rękę w dłonie i ucałował, nie 
zaprotestowała.   –  A  ponieważ  wiedziałeś  doskonale,   ze  nie  chcę   utwierdzać 

background image

Willa   w   jego   wierze   w   duchy,   mogłeś   przynajmniej   wspomnieć   o   swoich 
podejrzeniach.

–   Nie   byłem   tego   pewien...   Nie   chciałem   rzucać   na   nikogo   oskarżeń, 

szczególnie na Selmę. – Ramsay pochylił głowę.

–   Will!   –   Tamara   błyskawicznie   usiadła   na   łóżku   i   odrzuciła   kołdrę 

jednym ruchem. – Taka jestem przejęta, że całkiem o nim zapomniałam. Na 
pewno jest przerażony.

Ramsay   wziął  ją   za   rękę   i   przyciągnął   bliżej   siebie.   Dotyk   jego  ciała 

sprawił, że Tamarę przeszył dreszcz.

– Will jest niezwykle przejęty i podekscytowany – uspokoił ją szybko. – 

Jest z nim moja matka. On wie, że nic ci się nie stało. Jest bardzo dumny, że tak 
odważnie ścigałaś zjawę.

– Muszę mu powiedzieć prawdę.
– Tak. – Ramsay ścisnął jej dłoń. – Właściwie to cieszę się z tego, co 

zdarzyło   się   dziś   w   nocy.   Gdyby   nie   ten   wypadek,   nigdy   bym   się   nie 
dowiedział...

– Czego? – wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami.
– To nieważne. – Odwrócił głowę z niepewnym wyrazem twarzy.
– Proszę, powiedz mi.
– Sam jeszcze nie jestem tego pewny – przyznał z ociąganiem. – Kiedy 

jesteś   blisko   mnie,   wszystko   dzieje   się   tak   szybko.   Wiem   tylko   jedno.   W 
zeszłym roku, kiedy cię uratowałem, poczułem coś, czego nigdy przedtem do 
nikogo nie czułem.

Ja też, pomyślała Tamara.
–   Myślałem,   że   to   po   prostu   bardzo   silne   zmysłowe   zauroczenie...   i 

wydawało mi się, że będę umiał o tobie zapomnieć – ciągnął przytłumionym 
głosem. – Ale dzisiaj...

– Ja też chciałam o tobie zapomnieć – przyznała Tamara.
–   Nie   mogłem   wymazać   z   pamięci   twojego   obrazu.   Oglądałem   twoje 

filmy i coraz bardziej ciebie pragnąłem. Czytałem wszystkie artykuły, w których 
była o tobie mowa. Będąc w Londynie, nigdy nie mogłem się powstrzymać, 
żeby nie pójść na twój film. Ale nie mogłem znieść scen miłosnych, nie mogłem 
po prostu na nie patrzyć... – urwał.

– Ja też mam z tym trudności. – Tamara zaczerwieniła się po koniuszki 

włosów.

– Myśl o tym, że jakiś mężczyzna całuje cię i kocha się z tobą, nawet na 

ekranie, była dla mnie nie do zniesienia.

–   W   moim   życiu   nie   ma   żadnego   mężczyzny   –   powiedziała   Tamara, 

dotykając leciutko jego twarzy.

– Wprawdzie to nie ja byłem duchem, ale muszę przyznać się do innej 

sztuczki. Kiedyś przygotowałem broszurę, informującą o konkursie, i wysłałem 

background image

ją   do   Willa.   Był   oczywiście   jedynym   uczestnikiem   konkursu.   Nie   bardzo 
wierzyłem, że zechcesz tu przyjechać, ale kiedy się zgodziłaś, zacząłem mieć 
nadzieję na to, że może przeżyjemy jakąś szaloną przygodę we dwoje.

– Skąd wziąłeś nasz adres?
– Od producenta, który wynajął ode mnie zamek na zdjęcia.
– A więc wszystko było z góry ukartowane?
– Nie widziałem innego wyjścia. Musiałem cię zdobyć, inaczej nigdy nie 

umiałbym o tobie zapomnieć i odzyskać spokoju.

– Prawdziwy z ciebie drań.
– Masz rację – przytaknął. – Ale na przestrzeni wieków niejeden taki drań 

mądrze i dobrze rządził zamkiem w Killiecraig.

– Powinnam uciekać stąd jak najszybciej.
Ramsay  uniósł jej dłoń do ust i delikatnie pocałował. Tamara poczuła 

elektryzujący dreszczyk.

– Z całego serca właśnie to bym ci odradzał – wymruczał, nie przestając 

jej całować.

– Chcesz się ze mną kochać po to tylko, żeby móc o mnie zapomnieć. To 

najbardziej   nieromantyczne   wyznanie,   jakie   kiedykolwiek   zdarzyło   mi   się 
słyszeć z ust mężczyzny... – urwała nagle. – Ale w takim razie dlaczego...?

– Co dlaczego, kochanie? – Ramsay wpatrywał się w jej usta z napięciem.
– Dlaczego więc chcę zostać tu z tobą?
– Na to pytanie sama musisz sobie odpowiedzieć.
–   Być   może   –   zaczęła   Tamara   cichym   głosem   –   być   może   chcę   ci 

udowodnić,   że   naprawdę   jestem   boginią...   że   jeśli   raz   mnie   poznasz,   to   już 
zawsze będziesz mnie czcił, tak jak bohaterowie moich filmów.

Ramsay   miękko   objął   dłonią   wysmukły   kark   Tamary   i   przyciągnął   ją 

bliżej. Przesunął ustami po jej wargach, skubiąc je leciutko, a potem pocałował 
głęboko, namiętnie.

– Pewnie rano będę tego żałowała – wyszeptała Tamara.
–   Być   może   –   zgodził   się   Ramsay.   –   Ale   najpiękniejsze   noce   to   te, 

których rano najbardziej żałujemy... dlatego, że się skończyły.

Ramsay nie jest właściwym partnerem, tłumaczyła sobie. To przecież nie 

filmowa rola, tylko prawdziwe życie. Szukała przecież mężczyzny, który będzie 
chciał poznać ją całą, a nie tylko jej ciało, który będzie ją szanował. Jednak 
Ramsay  obudził w niej ukryte, nie znane dotąd pragnienia, których istnienia 
nawet się nie domyślała. Obudził potrzeby tak gwałtowne i niespokojne, że nie 
umiała ich w sobie stłumić.

– Oto filozofia życiowa drania z szacownego rodu – wymruczała Tamara, 

podnosząc twarz do pocałunku.

Później słowa przestały się liczyć. Jedyne, co istniało, to dzika, pierwotna 

eksplozja, która wstrząsnęła obojgiem. Lata małżeństwa wcale nie przygotowały 

background image

Tamary na spotkanie z ustami, które rozpalały jej całe ciało, z dłońmi, które 
doprowadzały ją do zapamiętałej ekstazy.

Nic, co  do  tej pory  przeżyła,  nie  przygotowało  jej  na przyjęcie  takiej 

rozkoszy, jaką  dał jej Ramsay.  Jego  silne, zaborcze usta  budziły w niej tak 
wspaniałe   odczucia.   Zdawało   jej   się,   że   rozpłynie   się   jak   woskowa   świeca 
trawiona ogniem jego namiętności. Tego cudownego napięcia, które narastało 
pomiędzy nimi, nie opisano w żadnym filmowym scenariuszu.

Nie minęło nawet kilka sekund, a już oboje byli nadzy, a ich pospiesznie 

zerwane ubrania leżały w nieładzie na dywanie. A kiedy Ramsay wszedł w nią, 
prowadząc na szczyt ekstazy, Tamara czuła, że panuje nie tylko nad jej ciałem, 
ale także nad duszą, sercem, każdą najmniejszą nawet cząstką jej osoby.

Później, gdy leżała zmęczona i bezwolna w jego ramionach, poczuła, że 

coś się w niej zmieniło, nagle i nieodwracalnie. Dzięki Ramsayowi przeżyła 
namiętność   i   ekstazę,   którą   tyle   razy   grała   na   planie   filmowym.   Było   to 
nieporównanie   piękniejsze,   niż   umiała   sobie   kiedykolwiek   wyobrazić. 
Zastanawiała się, jak w ogóle mogła do tej pory żyć. Jak udało jej się przetrwać 
bez  niego tyle  lat?  Dzięki  Ramsayowi  stała  się  w  pełni kobietą.  Gdyby  nie 
zmusił jej podstępem do przyjazdu tu, do Szkocji...

Nagle rozpłakała się. Sama nie rozumiała, czemu płacze, skoro czuje w 

sobie tak ogromny, wszechogarniający spokój.

– To ze szczęścia czy ze smutku? – spytał, całując ją delikatnie.
– Ze szczęścia – wyjąkała przez łzy i roześmiała się nagle.
– Ja też czuję się bardzo szczęśliwy – wyznał Ramsay, odgarniając z jej 

czoła mokry kosmyk włosów.

– Nigdy przedtem nie miałam romansu – powiedziała, patrząc mu prosto 

w oczy. – De czasu potrzebujesz, żeby o mnie zapomnieć?

Rzucił   na   nią   ciepłe   spojrzenie.   Gwałtownym   ruchem   przyciągnął   ją 

bliżej i wtulił twarz w zagłębienie jej szyi.

– Jesteś inna, niż sądziłem. Zupełnie inna.
– Czy to znaczy, że jesteś zawiedziony? – wymruczała, przytulając twarz 

do jego piersi.

– Jesteś tak słodka, że aż trudno w to uwierzyć. I cudownie namiętna. 

Rozpalasz we mnie prawdziwy ogień.

– Jak przystało na boginię seksu – roześmiała się Tamara.
Całował ją delikatnie i znów miała wrażenie, że jej ciało budzi się pod 

elektryzującym   dotykiem   jego   ust.   Kochali   się   znowu,   w   sposób   jeszcze 
doskonalszy niż poprzednio. Tamara nie mogła wprost uwierzyć, że Ramsay 
może dawać jej tak niewiarygodnie wielką radość. Później objął ją i mocno 
przytulił. Zasypiając w jego ramionach wiedziała już, że pragnie pozostać tu na 
zawsze.

Słońce wpadało radośnie przez grube, oprawione w ołów szybki. Tamara 

background image

obudziła się wtulona w Ramsaya. Na wspomnienie szalonej nocy zaczerwieniła 
się i leciutko dotknęła pulsującej żyłki na jego szyi, by upewnić się, że to nie 
sen.

Pod palcami poczuła mocne, regularne uderzenia tętna. Ramsay otworzył 

oczy.

– Kocham cię – powiedziała Tamara. – Wiem, że nie powinnam ci tego 

mówić, skoro chcesz szybko o mnie zapomnieć.

–   Pewnie   nie   powinnaś   –   zgodził   się   bez   namysłu.   Poranne   słońce 

rozpalało złote ogniki w jej włosach.

– Boże, jesteś taka piękna – wyszeptał i przytulił ją mocno do siebie.
–   Wczoraj   w   nocy   powiedziałaś,   że   jestem   pierwszym   mężczyzną,   z 

którym masz romans. Czy to prawda? – spytał po długiej chwili milczenia.

– Tak.
–   W   takim   razie   zamierzam   być   nie   tylko   twoim   pierwszym,   ale   i 

ostatnim kochankiem. – Ramsay pocałował leciutko jej złociste loki.

– Co?
– Czy mówiłaś serio, że chciałabyś założyć rodzinę, mieć więcej dzieci, 

przestać grać w filmach i zacząć pisać?

– Ale o czym ty mówisz?  – spytała, potakując jednocześnie  głową. – 

Myślałam, że chciałeś po prostu pozbyć się obsesji na moim punkcie...

– Do diabła, zapomnij o tym.
Tamara   pokiwała   posłusznie   głową.   Delikatnymi,   smukłymi   palcami 

zaczęła pieścić jego muskularny tors.

–   Ramsay,   zmieniasz   zdanie   tak   szybko,   że   trudno   mi   się   w   tym 

wszystkim połapać.

– Ależ mój mały głuptasku, czy nie rozumiesz, że teraz wszystko wygląda 

inaczej?

A więc i on widzi teraz ich związek w innym świetle.
– Mogłabyś pisać książki tutaj, prawda? – spytał, pozornie zmieniając 

temat.

– Nie jestem pewna – westchnęła. – Męskie towarzystwo bardzo mnie 

rozprasza...

– O tak! – wykrzyknął, obejmując ją zaborczo.
– Ramsay, czy ty mnie prosisz o rękę?
– Jeżeli zechciałabyś mnie poślubić – przyznał desperackim tonem.
–   Jeżeli...   –   Tamara   poczuła   niezmierną,   niepohamowaną   radość   i 

obsypała Ramsaya pełnymi zachwytu pocałunkami.

– Rozumiem, że to oznacza: tak – wyszeptał Ramsay.
– Ale mówiłeś przecież, że nie wierzysz w miłość – przekomarzała się 

Tamara.

– Ale nie mogę nie wierzyć w to, co czułem wczoraj w nocy i w to, co 

background image

czuję teraz. – Jego czarne oczy wpatrywały się w nią z namiętnym wyrazem 
pożądania.

Seks. Czy wciąż tylko to się dla niego liczy? Czy potrafi być dla tego 

mężczyzny   tylko   i   wyłącznie   kochanką?   Do   oczu,   Tamary   napłynęły   łzy. 
Ramsay jej nie kocha. Ceni w niej tylko urodę i ciało.

Odwróciła się szybko, żeby nie okazać, jak bardzo ją zranił. Starała się 

opanować,   wykorzystując   przy   tym   wszystkie   swoje   aktorskie   umiejętności. 
Ramsay pragnie jej wystarczająco mocno, by zaproponować jej małżeństwo. I to 
będzie   musiało   jej   wystarczyć.   Kocha   go   tak   bardzo,   że   nie   odważy   się 
zaryzykować   jego   utraty.   Jeśli   go   poślubi,   będzie   miała   przynajmniej   jakąś 
szansę, że kiedyś Ramsay też ją pokocha.

Wewnętrzny głos powiedział jej, że takie rozumowanie jest bardzo głupie. 

To przecież nie film. Kiedy jego namiętność się wypali, w jaki sposób zatrzyma 
go przy sobie?

– Wyjdę za ciebie za mąż, bo nie wyobrażam sobie życia bez ciebie – 

wyznała, odwracając się do niego i dotykając koniuszkami palców jego ust.

– Jesteś taka słodka, taka cudowna – wyszeptał i znów ją mocno przytulił, 

na długą, rozkoszną chwilę.

Cały ten dzień był jednym z najszczęśliwszych w życiu Tamary. Piękny 

pierścionek ze szmaragdem, który dostała od Ramsaya na znak ich zaręczyn, 
idealnie pasował do jej dłoni. Ramsay ze skupieniem wsunął go na jej palec.

–   Ten   pierścionek   jest   w   naszej   rodzinie   od   wieków   –   powiedział   z 

powagą.

Kiedy pokazali Willowi pierścionek i powiedzieli mu, że zamierzają się 

pobrać, chłopiec nie posiadał się z radości. Najbardziej cieszyła go perspektywa 
pozostania na zawsze w zamczysku pełnym duchów i zjaw. Nawet lady Emma 
wyglądała na pogodzoną z nową sytuacją. Kiedy Ramsay wyjechał z zamku, by 
poinformować o swoich zaręczynach Caroline, lady Emma przyszła do Tamary, 
by omówić z nią szczegóły ślubu.

–   Myślę,   że   wspaniale   byłoby   urządzić   całą   ceremonię   w   ogrodzie   – 

zaczęła lady Emma.

Wciąż jeszcze rozmawiały, spacerując pośród nieskazitelnych grządek i 

kwiatów,   gdy   Ramsay   wrócił   do   zamku.   Powiedział,   że   Caroline   okazała 
zrozumienie   i   pogratulowała   mu   szczęścia.   Co   więcej,   zaproponowała,   by 
zaręczyny   zostały   ogłoszone   podczas   balu   maskowego,   który   miała   wkrótce 
organizować.

Później, gdy znaleźli się sam na sam, Tamara wyznała Ramsayowi, że nie 

przywiozła nic, w co mogłaby ubrać się na bal. – Wyglądałabyś pięknie jako 
Ewa w raju – uśmiechnął się złośliwie.

– Serio, poradź mi, w co się ubrać.
– Mówię jak najbardziej serio. – Ramsay dotknął jej ramienia i Tamara 

background image

poczuła, że przeszywa ją rozkoszny dreszcz.

– Jesteś pod wysokim napięciem – wymruczał, przyciągając ją do siebie.
– Ty też. – Jego pocałunek na nowo obudził całe jej ciało. – To będzie 

niewiarygodne małżeństwo.

– Mówiliśmy o strojach.
– Ale to jest o wiele ciekawsze. – Ramiona Ramsaya objęły ją mocniej.
– Nie, żadnego całowania, dopóki... dopóki nie skończymy rozmowy. – 

Tamara odepchnęła go.

– W takim razie... Na strychu jest mnóstwo starych ubrań. Pójdziemy na 

bal jako sir Ramsay i jego dama. Wepniesz we włosy białe kwiecie wrzosu.

– Ale żadnych pszczół!
– Żadnych pszczół – zgodził się Ramsay. – I pojedziemy samochodem, a 

nie konno.

–   Biedny   Will   –   westchnęła   Tamara.   –   Obawiam   się,   że   teraz,   kiedy 

bezgłowa zjawa przestanie się pojawiać w jego sypialni, będzie się śmiertelnie 
nudził.

– A jakby tak zostawić ducha na jego stanowisku?
– Nie rozumiem.
– To nie w porządku, że my możemy cieszyć się sobą nawzajem w każdej 

chwili, a biedny Will w tym czasie musi nudzić się jak mops. Jeżeli przejmiemy 
na siebie obowiązki Selmy i zaczniemy w nocy straszyć w zamku, Will będzie 
ciągle   miał   coś   do   roboty,   będzie   obmyślał   i  zastawiał   swoje   pułapki.  –   W 
oczach Ramsaya płonął ognik rozbawienia.

– Panie MacIntyre, jest pan niepoprawny!
– Ale jak ci się podoba mój pomysł?
–   Czułabym   się   winna   wobec   Willa   –   To   będzie   dla   nas   wszystkich 

świetna zabawa, możesz mi wierzyć – przekonywał Ramsay.

– Ale to byłoby oszustwo.
– Odwołamy ducha po ślubie. Wtedy wszystko wyjaśnimy.
– To jednak paskudny podstęp.
– Czy wolisz spędzać czas zabawiając Willa, czy... mnie? – Na twarzy 

Ramsaya pojawił się zmysłowy uśmieszek.

– Podaj mi swoją definicję zabawiania – zażądała łamiącym się głosem.
– Z największą przyjemnością. – Ramsay wziął Tamarę w ramiona, w 

sposób poglądowy demonstrując znaczenie tego słowa.

– Ramsay... – wyszeptała słabym głosem. Poczuła, że zalewa ją znajoma 

fala ciepła. – Naprawdę, nie sądzę...

Jego   oczy   pociemniały,   spojrzenie   nabrało   ciepła   i   słodyczy.   Ustami 

poszukał jej warg.

– Myślę, że to Willowi naprawdę nie zaszkodzi... I pocałował ją.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Tamara wybiegła do ogrodu i z ulgą oparła się o kolumnę. Olbrzymi dom 

Caroline otaczała chłodna, morska mgła, tak gęsta, że większa część ogrodu 
była całkiem niewidoczna.

W sali balowej goście wirowali w tańcu. Damy w strojnych kapeluszach 

tańczyły   z   ubranymi   w   pióropusze   Indianami,   kowboje   bawili   się   razem   z 
sędziami w pelerynach i togach.

Wiadomość o zaręczynach Tamary i Ramsaya powitano huczną owacją. 

Teraz Ramsay tańczył z piękną kobietą, przebraną za Kleopatrę, która podeszła, 
by mu pogratulować.

Z miejsca, w którym stała, Tamara widziała jasno oświetlone wnętrze sali 

balowej.   Wszędzie   stały   wazony   z   kameliami,   różami   i   mocno   pachnącymi 
egzotycznymi kwiatami. Na stołach błyszczały srebrne nakrycia i kryształowe 
kieliszki.

Wtem   z   sali   wyszły   do   ogrodu   dwie   eleganckie   damy.   Tamara   nie 

pragnęła towarzystwa, więc wcisnęła się głębiej w kąt pod tarasem.

Głosy kobiet dobiegały z niedużej odległości.
– Łatwo zrozumieć, co w niej widzi – stwierdziła jedna. – Z pewnością 

nie chodzi  mu   o intelekt.  Ale zawsze   potrafił   zaspokajać  swoje   apetyty  bez 
wplątywania   się   w   małżeństwo.   Zawsze   działał   w   starannie   przemyślany 
sposób.   Dziwię   się,   że   tym  razem   nie   postawił   dobra   rodziny   i   majątku   na 
pierwszym miejscu.

Drugi głos należał do Caroline.
–   Ależ   właśnie   tak   postąpił!   Lady   Emma   wyjaśniła   mi,   że   ta   jego 

aktoreczka jest bardzo bogata. Znacznie bogatsza niż ja.

–   Takie   mezalianse   rzadko   kiedy   wychodzą   komukolwiek   na   dobre. 

Szybko się nią znudzi, moja droga.

–   Będzie   miał   jej   pieniądze,   żeby   się   pocieszyć.   Tamara   poczuła,   że 

zalewa ją fala gorąca. Serce biło jej szybko, mocno, boleśnie. Kobiety powróciły 
do sali balowej.

Nigdy   nie   przyszło   jej   do   głowy,   że   Ramsay   mógłby   poślubić   ją   dla 

pieniędzy. Nie miała powodu wątpić w jego szczerość. Przecież przyznał się 
otwarcie,   że   chce   się   z   nią   kochać   po   to   tylko,   żeby   móc   wreszcie   o   niej 
zapomnieć. Spędzona razem noc dała im obojgu rozkosz, o jakiej nie śmieli 
nawet   przedtem   marzyć.   Tamara   niemal   pogodziła   się   z   myślą,   że   jedyną 
przyczyną, dla której Ramsay chce ją poślubić jest ich wzajemna namiętność. 
Zaczęła się nawet zastanawiać, czy motywacja Ramsaya rzeczywiście jest tak 
płytka i niska, jak sam to przedstawiał.

Przeżył przecież już nieraz szaloną namiętność do innych kobiet, a jednak 

background image

z żadną z nich się nie ożenił.

Tamara   rozpaczliwie   potrzebowała   chwili   samotności,   by   to   wszystko 

dokładnie   przemyśleć,   ale   walc   właśnie   się   skończył   i   do   ogrodu   wyszedł 
Ramsay. Kiedy zawołał, wymawiając jej imię szorstkim, namiętnym głosem, 
Tamara poczuła, że coś ściska ją w gardle i ukryła się głębiej w cieniu. Szybko 
ją odnalazł.

– A więc tu się schowałaś! Serce Tamary biło jak oszalałe.
Czy radość i czułość, które słyszała w jego głosie, to tylko wytwory jej 

wyobraźni? Czy można podejrzewać go o obłudę? Wyszła z cienia i stanęła w 
plamie światła.

– Bardzo cię przepraszam – wyszeptał, przytulając ją mocno do siebie. – 

Nie chciałem cię zostawiać samej.

– Ja... ja byłam trochę zmęczona tańcem – wyjąkała Tamara.
Króciutkie zetknięcie ich ust sprawiło, ze przez całe jej ciało przebiegł 

elektryzujący dreszcz. Opuściła oczy i starała się wymknąć z jego ramion.

– Jeśli jesteś zmęczona, możemy zaraz wrócić do domu.
– W głosie Ramsaya brzmiała troska.
Nie. Tamara nie chciała znaleźć się z nim teraz sam na sam.
– Nie – zaprotestowała lekko. – Jest jeszcze przed północą.
–   Ulubiona   pora   zielonej   zjawy,   która   straszy   Willa   –   roześmiał   się 

głośno.

– Wiesz, że czuję się z tego powodu naprawdę winna.
– Powiemy mu całą prawdę, zaraz po ślubie. – Przyciągnął ją bliżej i 

czule pocałował w oczy, nos i usta.

Po ślubie... te słowa znów przywiodły jej na myśl wszystkie wątpliwości.
–   Chcę   tańczyć   –   powiedziała   nagle   z   desperackim   przekonaniem   i 

wbiegła po schodkach do sali balowej.

Kiedy czekali, aż orkiestra znów zacznie grać, Ramsay uniósł jej głowę 

ku górze i popatrzył uważnie w oczy.

– Mówiłaś, że jesteś zmęczona.
– Już nie. – Z trudem udawało jej się wytrzymać jego spojrzenie. – Chcę 

tańczyć. I tańczyć. Bez końca.

– Jesteś w bardzo dziwnym nastroju – wymruczał. Muzyka znów zaczęła 

grać i pary zawirowały w tańcu. Odrzuciła głowę do tyłu, popatrzyła na niego 
spod długich rzęs, jak gdyby grała scenę w filmie.

– Doprawdy? – spytała lekkim, afektowanym, zalotnym tonem.
Zmarszczył tylko brwi i przycisnął ją mocniej do siebie.
W drodze do domu Tamara siedziała w milczeniu, obracając na palcu 

zaręczynowy pierścionek.

– Podobało ci się? – spytał Ramsay ostrożnie.
– Było wspaniale – stwierdziła sztywno, jakby rozmawiała z całkiem obcą 

background image

osobą.

–   Też   tak   uważam.   –   Dłonie   Ramsaya   zacisnęły   się   mocniej   na 

kierownicy.

Oboje zamilkli. Samochód pędził przez gęstą mgłę. Na którymś kolejnym 

niebezpiecznym zakręcie rozległ się pisk opon.

–   Utrzymanie   zamku   musi   mnóstwo   kosztować   –   stwierdziła   nagle 

Tamara, jakby od niechcenia.

Rzucił jej krótkie, zdziwione spojrzenie.
– Tak, to prawda.
– Twoja matka mówiła mi, że bardzo umiejętnie zajmujesz się rodzinnym 

majątkiem.

– To rzadki przypadek, kiedy mówi o mnie coś dobrego – odparł krótko.
– A... jak dużą wagę przywiązujesz do pieniędzy?
– Pieniądze są bardzo ważne. Nie tylko dla mnie, ale dla każdego. – Do 

jego głosu wdarła się twarda nutka.

Przypomniała   sobie   o   wszystkich   producentach,   którzy   usiłowali   ją 

wykorzystać, aby odnieść finansowy sukces. Czy Ramsay jest taki sam? Czy 
jest dla niego tylko lukratywną inwestycją?

– Masz rację. – Poczuła pod powiekami palące łzy.
–   Staram   się   mądrze   inwestować   swój   kapitał.   Tak   samo   jak   i   ty.   – 

Spojrzał na nią uważnie.

– Jak ja? – Głos Tamary był słaby i zduszony.
–  Czytałem   o  tobie,   przecież  ci   o  tym  mówiłem.   Wiem,   że   odniosłaś 

finansowy sukces. Czemu pytasz?

– Och... tak sobie.
Samochód pomknął naprzód tak szybko, że Tamarę aż szarpnęło do tyłu.
– Świetnie! Ot, tak sobie! – Gwałtownie zahamował tuż przed wejściem 

do zamku. Samochód zakołysał się na boki i znieruchomiał. Ramsay odwrócił 
się w jej stronę.

Tamara skuliła się na siedzeniu.
– Coś się stało – powiedział szorstko, biorąc ją w objęcia.
– Po prostu jestem zmęczona. – Wysunęła się z jego ramion.
– Czy na balu coś się wydarzyło?
– Nie...
– Coś, co cię zmartwiło i zdenerwowało.
– Powiedziałam ci już...
– Jeśli myślisz, że zamierzam uwierzyć w twoje wykręty...
Przysunął   się   niebezpiecznie   blisko   i   Tamara   poczuła   jego   wyrazisty, 

męski zapach. Krew zaczęła jej szybciej krążyć w żyłach, ale rozum nakazywał 
zachować dystans.

– Muszę iść... spać – wyszeptała z determinacją.

background image

– Akurat. – Przysunął się bliżej. – Chcesz ode mnie uciec.
Patrzyła   mu   w   oczy   jak   zahipnotyzowana.   Czuła,   że   przyciąga   ją 

nieodparta,   magnetyczna   siła.   Serce   zaczęło   jej   bić   bardzo   mocno.   Kiedy 
przybliżył   twarz   do   pocałunku,   ogarnęło   ją   niespokojne,   słodkie,   żarliwe 
pożądanie.

Pozwoliła, by uniósł jej twarz do góry. Jego silne, namiętne usta spotkały 

jej rozchylone wargi.

Pocałunek   był   ciepły   i   słodki.   Ramsay   leciutko   dotknął   jej   ramienia 

koniuszkami   palców,   rozpalając   drobne   płomyczki   namiętności.   Tak   bardzo 
pragnęła znów doznać tej cudownej, niezrównanej rozkoszy, którą potrafił jej 
dać   tylko   Ramsay!   No   tak,   jeden   pocałunek,   a   wszystkie   jej   wątpliwości 
rozwieją się jak mgła. Nie! Zamknęła oczy i przygryzła mocno wargę. Jedyne, 
co mogła zrobić, to odepchnąć go od siebie z całych sił.

–   Mówiłam   ci,   jestem   zmęczona   –   stwierdziła   chłodno.   Odsunął   się, 

czując, że wrze w nim wściekłość. Zacisnął pięści. Zamknął oczy, jakby sam jej 
widok sprawiał mu przykrość, i cicho zaklął pod nosem.

Serce biło jej mocno. Tak bardzo chciała przesunąć teraz dłonią po jego 

ramieniu.   Tak   bardzo   tęskniła   za   jego   pocałunkami,   za   szaleństwem,   które 
prowadziło do najwyższej ekstazy, za spokojem, który czuła, zasypiając potem 
w jego ramionach.

Pomyślała, że ta noc bez Ramsaya będzie bardzo długa i samotna. Całe 

przyszłe życie może stać się nieskończoną pustką samotnych dni i nocy.

Wreszcie Ramsay otrząsnął się.
– Jesteś zbyt zmęczona, żeby trochę pobawić się w straszenie na zamku? 

Zbyt   zmęczona,   by   potem  przyjść   do   mojej   sypialni?   –   mówił   z   wyraźnym 
wysiłkiem.

Spojrzała   na   twardy,   zmysłowy   zarys   jego   zaciśniętych   ust   i   znów   z 

całego serca zapragnęła roztopić się w jego pocałunkach i pieszczotach.

– Chcę być po prostu sama – powiedziała.
– I to wszystko?! – Ramsay wykrzywił gniewnie usta. Opuściła wzrok w 

upartym milczeniu.

– Do diabła! – Ramsay z trudem hamował wściekłość. – Popatrz na mnie! 

– zażądał.

Odwróciła głowę w drugą stronę. Wciągnął głęboki oddech. Bez słowa 

pochylił się i otworzył drzwi z jej strony.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Serce Tamary było przepełnione po brzegi głupim, bolesnym żalem.
Z wielkim wysiłkiem powstrzymywała się od płaczu.
– Zamknij  walizkę  i  wsuń  ją pod  łóżko –  rozkazała   szeptem  małemu 

potworkowi. Sama była przebrana za koszmarną nocną marę.

Mały   potworek   podskakiwał   z   radości   przed   lustrem,   podziwiając 

mrożące krew w żyłach efekty, jakie osiągnął za pomocą pudru do twarzy, masy 
papierowej   i   peruki.   Podrapał   się   w   ucho   i   zachichotał,   zachwycony   swoim 
wyglądem.

– Tato byłby ze mnie dumny! To pomysł z jego filmu.
– Will!
Mały potworek opuścił ręce i posłusznie wepchnął walizkę pod łóżko. 

Spodnie domkniętego wieka wypadła para plastykowych oczu, czaszka i trzy 
peruki.

Will   zgarnął   z   komódki   kilka   gumowych   nietoperzy,   odwrócił   się   w 

stronę matki i zapytał:

– Zabrałaś petardy?
– No pewnie! – przytaknęła ponuro, dotykając wypchanej kieszeni.
Zręcznie nacisnęła ukryty przycisk w kamiennej ścianie. Ściana rozstąpiła 

się   i   przed   nimi   otworzyła   się   lodowata   czeluść,   prowadząca   w   dół,   aż   do 
podziemi zamku.

Tamara   starała   się   za   wszelką   cenę   zapomnieć   o   wyrazie   tęsknoty   i 

pożądania, który widziała w oczach Ramsaya.

Przez chwilę wahała się, czy zemsta na Ramsayu rzeczywiście jest warta 

całego tego zachodu.

– Ojej! Tu jest... tu jest bardzo ciemno! – Will cofnął się o krok. – Jesteś 

pewna, że musimy to robić?

– Pokazałam ci przecież, że potrafię otwierać te drzwi, i to z obu stron. 

Nie masz się czego bać – oświadczyła Tamara.

– Ale czy jesteś pewna, że powinniśmy go straszyć? Wiesz, on jest już 

stary. Może dostać zawału albo czegoś takiego.

Tamara przypomniała  sobie wyczyny Ramsaya, którymi  udowodnił jej 

swoją świetną kondycję. Całe szczęście, że pod grubym makijażem nie widać, 
jak bardzo się zaczerwieniła.

– Nie jest aż taki stary! No i cieszy się doskonałym zdrowiem. Poza tym 

wcale mu nie zaszkodzi, jeśli naje się trochę strachu. W końcu straszył cię co 
noc, prawda?

– I ty też.
– Proszę, nie przypominaj mi o tym. – Skrzywiła się. – Będę się tego 

background image

wstydzić aż do śmierci.

– Bardzo ładnie wyglądałaś w tym kostiumie upiornej zakonnicy. Babci 

by się podobało.

– Ani mi się waż pisnąć jej choć słówko!
– A które z was zrobiło te krwawe plamy pod portretem w galerii? Były 

świetne! Czego użyliście jako farby?

– Pożyczyłam od ciebie trochę sztucznej krwi. Kamienna ściana zamknęła 

się za nimi powoli.

–   A   kto   nalał   atramentu   do   ponczu,   którym   poczęstowano   panie 

wczasowiczki? To też było świetne!

To był akurat pomysł Ramsaya. Na samą myśl o tym, jak doskonale się 

razem   bawili,   serce   Tamary   zaczęło   bić   mocno   i   boleśnie.   Światło   latarki 
błądziło po schodach.

– Will! Musimy się skoncentrować!
Ramsay,   ubrany   w   zielony   strój   bezgłowej   zjawy,   szybko   wbiegał   po 

ukrytych schodach. Była już niemal północ i trzeba było się śpieszyć, żeby mara 
zdążyła pojawić się w pokoju Willa na czas.

Co,   do   licha,   ugryzło   Tamarę?   Na   początku   wszystko   było   dobrze. 

Wyglądała prześlicznie. Za każdym razem, gdy na nią patrzył, w jej oczach 
rozpalał się na nowo ognik szczęścia. Ale potem, w samochodzie, to nie była już 
ta sama kobieta, ale jakaś nieznajoma, która mroziła go spojrzeniem i odsuwała 
się, gdy próbował jej dotknąć. Usiłował sobie przypomnieć, kiedy dokładnie 
nastąpiła zmiana nastroju.

Wszystko było świetnie, póki nie zostawił jej samej, żeby zatańczyć z 

Julią.   Kiedy   ją   odnalazł   w   ogrodzie,   radosny   nastrój   zniknął   jak   sen.   Czy 
Tamara jest zazdrosna? O Julię? To przecież całkiem bez sensu.

Cholera. Kobiety! Czemu nie mogą postępować jak mężczyźni, otwarcie 

powiedzieć, co je męczy.

Tak   czy   inaczej,   nie   zamierzał   żyć   w   niepewności.   Wydusi   z   niej 

odpowiedź, musi mu powiedzieć, co się stało. Jeśli mu się nie uda, wtedy nie ma 
co marzyć o wspólnej nocy. Ramsay postanowił iść prosto do jej pokoju, ale 
wpierw powinien trochę postraszyć Willa.

Był   całkowicie   pogrążony   w   niewesołych  myślach,   kiedy   z   ciemności 

nagle wyłoniły się dwa purpurowe potwory. Z paskudnych pysków kapała im 
czarna   krew.   W   mroku   rozbłysły   petardy.   Na   Ramsaya   spadło   całe   stado 
nietoperzy.

Krzyknął ze strachu, potknął się  i potoczył w dół schodów, a za nim 

zielona, fosforyzująca głowa.

Spadając w kamienną pustkę pomyślał: czyżby ten cholerny zamek był 

naprawdę nawiedzony?

Kiedy   oprzytomniał,   leżał   na   zimnych,   wilgotnych   schodach,   których 

background image

ostre krawędzie boleśnie wbijały mu się w plecy i w kark.

Usłyszał przytłumione głosy i ostrożnie uchylił powieki. Jakieś straszydła 

pochylały   się   nad   nim   i   coś   mówiły   zaniepokojonym   tonem.   Ramsay, 
śmiertelnie przerażony, zamknął  oczy i starał się nie ruszać,  przekonany, że 
właśnie dostał się do piekła.

– Mamo, przecież ci mówiłem, że on jest stary i może dostać zawału.
Powieki Ramsaya drgnęły. Stary? Kogo ten czerwono-głowy potworek 

śmie nazywać starym? Nagle zrozumiał, że jednak żyje, i że te dwie dziwaczne 
postacie są mu doskonale znane. Z niejasnych przyczyn Tamara i Will zmienili 
układ w ich grze i nastraszyli na odmianę jego.

Z trudem powstrzymał się, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
– Wcale nie dostał zawału – powiedziała Tamara. – Po prostu pośliznął 

się   i   uderzył   w   głowę.   Pewnie   stracił   przytomność.   Prosiłam   cię   o   petardy 
świetlne, a nie te z prochem – dodała tonem matczynej nagany.

– Myślałem, że takie będą lepsze.
– Dzieci powinny robić to, co każą starsi. Mógł sobie skręcić kark.
– Powinnaś się cieszyć, przecież udała ci się zemsta.
–   Will   –   zaczęła   smutnym   głosem   Tamara.   –   Wiesz   przecież,   że   nie 

chciałam mu zrobić krzywdy...

– Mamo, powiedziałaś...
–   Chciałam   mu   tylko   odpłacić   pięknym   za   nadobne,   nim   jutro   stąd 

wyjedziemy.

Wyjedziemy?  Jutro? O czym ona mówi?  Dokąd i po co miałaby  stąd 

wyjeżdżać? Nie ma mowy. Nie wyjedzie stąd. Ramsay nie zamierzał spędzić 
bez niej ani jednego dnia więcej.

W końcu ma w zanadrzu jeszcze jeden atut. Zajęczał boleśnie i otworzył 

oczy.

– Ramsay, to ja – wyszeptała Tamara, biorąc go za rękę. Zmrużył oczy i 

zajęczał znowu, udając, że nie może znieść światła latarki.

– Will! Połóż latarkę na ziemi. Musimy  mu pomóc wejść do twojego 

pokoju. Wtedy zawołamy kogoś na pomoc. – Odwróciła się w stronę Ramsaya i 
dodała łagodniejszym tonem: – Ramsay, kochanie, musisz spróbować wstać.

Leżał nieruchomo, zamknął oczy i udawał, że nic nie słyszy.
– Ramsay! Ani drgnął.
– O, Boże! – Głos Tamary był pełen przerażenia. Zrozpaczona, przytuliła 

głowę do jego piersi. – Żyje – odetchnęła z ulgą. – Ramsay, kochanie...

Była   tak   szczerze   zmartwiona   i   zawstydzona,   że   Ramsay   postanowił 

trochę ją pocieszyć. Ale tylko troszeczkę. Otworzył oczy i uśmiechnął się słabo.

– Ramsay, kochanie, musimy cię zaprowadzić do pokoju Willa.
Kiedy   się   nad   nim   pochyliła,   poczuł   dotyk   jej   pełnych   piersi,   który 

obudził   znany,   ale   chwilowo   niepożądany   dreszczyk.   Zmełł   w   ustach 

background image

przekleństwo,   które   Tamara   złożyła   na   karb   wysiłku,   jaki   kosztowało   go 
podniesienie się na nogi.

– Wiem, że to musi boleć – powiedziała głosem pełnym współczucia.
Ramsay,   zachwycony   jej  troską,   bezwstydnie   zajęczał   jeszcze   bardziej 

żałośnie. Oparł się o nią mocno, rozkoszując się ciepłym dotykiem jej ciała. 
Wędrówka po schodach w tej miłej bliskości zajęła im sporo czasu.

Nareszcie znaleźli się w sypialni Willa.
Ramsay   zdawał   się   drzemać.   Tamara   stała   obok   lady   Emmy.   Była 

wdzięczna losowi, że nic poważnego mu się nie stało. Lekarz poinformował 
Tamarę i lady Emmę, że jedna z nich powinna zostać z nim aż do rana.

–   To   zupełnie   do   niego   niepodobne   –   powiedziała   lady   Emma 

podejrzliwym głosem, otulając syna kołdrą. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że ma 
wstrząs mózgu. Wydaje mi się, że on coś knuje. Zazwyczaj jest zdrowy jak koń. 
– Odwróciła się w stronę Tamary. – A więc przebraliście się za straszydła?

Tamara pokiwała twierdząco głową, czując się bardzo winna.
– Doprawdy, kochanie, nie powinnaś się o nic obwiniać. Nie wydaje mi 

się,   żeby   cokolwiek   mogło   przestraszyć   Ramsaya,   nawet   sam   diabeł.   Ma   w 
sobie więcej odwagi niż rozumu. Jak wszyscy mężczyźni z rodu MacIntyre. Ta 
skądinąd wspaniała cecha charakteru wielekroć o mały włos nie spowodowała 
wygaśnięcia całego rodu.

–   Obawiam   się,   że   jako   straszydła   byliśmy   naprawdę   przekonujący   – 

wyznała zawstydzona Tamara.

–   Z   pewnością,   kochanie.   Tyle   tylko,   że   Ramsay   jest   taki   twardy   i 

opanowany,   nigdy   nie   traci   zimnej   krwi,   że   trudno   mi   uwierzyć,   żeby   dwa 
straszydła w ciemnym korytarzu mogły zrobić na nim jakiekolwiek wrażenie.

Usta chorego wygięły się leciutko, ale na szczęście żadna z nich tego nie 

zauważyła.

–   Chyba   nie   jest   aż   tak   opanowany...   Potrafi   być   bardzo...   czarujący, 

kiedy przyjdzie mu na to ochota.

– A więc dlaczego oddałaś mu pierścionek? – Starsza pani wpatrywała się 

w Tamarę z zainteresowaniem.

– Dlatego, że... że nie jestem dla niego właściwą żoną. On pochodzi z 

rodu...

– Z rodu rozbójników i łotrów – dokończyła lady Emma. – Nie dorasta ci 

do pięt.

–   Ja   pochodzę   z   takiej...   troszeczkę   szalonej   rodziny   i   nakręciłam   te 

wszystkie głupie filmy.

– Ramsay uwielbia twoje filmy, a jeśli reszta twojej rodziny jest równie 

czarująca jak ty, to nie mogę się doczekać dnia, w którym ich nareszcie poznam.

– Obawiam się, że oni wszyscy są... – Tamara zawahała się, czy wyznać 

całą prawdę. – Twierdzą, że mają zdolności parapsychologiczne.

background image

– To naprawdę cudowne! Od dawna pragnęłam porozmawiać ze zmarłym 

ojcem Ramsaya!

– W tej okolicy nikt nie uzna mnie za odpowiednią żonę dla Ramsaya. 

Nie będą mnie szanowali. Caroline...

– Nonsens – przerwała jej lady Emma. – Co cię obchodzi, co myślą sobie 

inni? My ciebie szanujemy i poważamy.

– Naprawdę?
– Ależ oczywiście. Jesteś wspaniała. Chociaż nie od razu tak myślałam. Z 

natury nie ufam ludziom, którzy nie kochają kwiatów, ogrodu.

– Czy nie myśli pani, że Ramsay szybko się mną znudzi?
–   Wierz   mi,   kochanie,   Ramsay   z   pewnością   dokładnie   to   przemyślał, 

inaczej nie prosiłby cię o rękę. Rządzi nim rozsądek, a nie emocje.

Tamara zamarła. A więc miała rację! Ramsay zamierzał poślubić ją dla 

pieniędzy, to wszystko zostało zaplanowane!

–   Będziesz   musiała   sporo   nauczyć   się   o   uprawie   ogrodu,   kochanie. 

Pomogę ci.

–   Na   pewno   jest   pani   bardzo   zmęczona,   lady   Emmo   –   powiedziała 

Tamara,   biorąc   matkę   Ramsaya   za   rękę   i   prowadząc   ją   w   stronę   drzwi.   – 
Wypadek zdarzył się z mojej winy, a więc to ja zostanę tu do rana.

– To bardzo miło z twojej strony, kochanie.
– Ale kiedy Ramsay wyzdrowieje – ciągnęła Tamara – nie zostanę w 

zamku. Nasz związek jest już skończony.

Lady Emma posmutniała i mocniej ścisnęła dłoń Tamary. Od strony łóżka 

dobiegł przejmujący jęk i Tamara podbiegła do chorego.

– Skończony? Czyżby? – powiedziała lady Emma lekko drwiącym tonem 

i   uśmiechnęła   się   pobłażliwie.   Odgadła   taktykę   syna.   –   Nie   sądzę   –   dodała 
półgłosem. Wyszła z pokoju i zamknęła starannie drzwi, zostawiając Ramsaya 
sam na sam z Tamarą.

– Kiedy jesteś blisko, mniej mnie boli – wymruczał.
– Czy czegoś potrzebujesz? – spytała zaniepokojona. Ramsay wysunął 

dłoń spod kołdry, palce jego silnie oplotły szczupłą dłoń Tamary.

–   Nie,   mam   wszystko,   czego   mi   potrzeba   –   powiedział   z   uśmiechem 

zadowolenia.

– Przepraszam, że cię tak nastraszyliśmy.
– Wybaczam ci – odparł łaskawie.
Upłynęły dwa dni, lecz stan zdrowia Ramsaya nie poprawiał się. Leżał w 

łóżku jęcząc i majacząc, a czuł się lepiej tylko wówczas, kiedy była przy nim 
Tamara.

Tamara zamartwiała się o niego. Poczucie winy powodowało, że niemal 

bez przerwy tkwiła przy jego łóżku. Czytała mu  książki, pozwalała Willowi 
zabawiać chorego sztuczkami. Czuła ulgę tylko wtedy, gdy Ramsay uśmiechał 

background image

się do niej słabo, udając, że czuje się lepiej.

– Czy ciągle jesteś na niego wściekła? – spytał Will trzeciego dnia rano, 

kiedy Tamara kończyła makijaż i wybierała się na dół po tacę ze śniadaniem dla 
Ramsaya.

– Oczywiście.
– To dlaczego zachowujesz się tak, jakbyś go uwielbiała? Nigdy nie byłaś 

dla mnie taka dobra, kiedy byłem chory.

– Will, ja go wcale nie uwielbiam. Wyjedziemy stąd, jak tylko trochę 

lepiej się poczuje – dodała upartym tonem.

– Och, mamo! Ja bardzo lubię to miejsce. I Ramsaya. Nawet kiedy jest 

chory.

– Ja też – przyznała Tamara.
–   Babcia   powiedziała,   że   to   najbardziej   romantyczna   historia,   jaką 

kiedykolwiek słyszała.

– Powiedziałeś jej! Kiedy?
– Dzwoniła. Powiedziała, że powinnaś wyjść za niego za mąż.
– No pewnie! – zawołała Tamara z niesmakiem.
Czwartego dnia rano Tamara przyszła do pokoju Ramsaya wcześniej niż 

zazwyczaj. Ze zdziwieniem stwierdziła, że łóżko jest puste.

Wpatrywała się w zmiętą pościel, zaniepokojona. Obawiała się, że mogło 

mu się przytrafić coś złego. Nie powinna była zostawiać go samego.

Wtem   z   łazienki   doleciało   ją   radosne   pogwizdywanie.   Drzwi   były 

uchylone. Ramsay zakręcił wodę i zaczął się wycierać, śpiewając na cały głos 
sprośną szkocką balladę.

Tamara schowała się za zasłoną.
Ramsay   wszedł   do   sypialni,   owinięty   tylko   ręcznikiem.   Mięśnie   jego 

smukłego ciała rysowały się wyraźnie pod gładką skórą. Jego postać emanowała 
siłą i pewnością siebie. Tamara wpatrywała się w jego wilgotne barki i czuła 
dojmującą tęsknotę i pożądanie.

Doskonale pamiętała wspaniałe uczucie, gdy te ramiona obejmowały ją i 

przytulały. Przez cztery długie noce była tak bardzo samotna... Stał koło okna, 
przeciągając się z rozkoszą. Tamara niemal czuła ciepło jego ciała.

Ale przecież on wcale nie utyka! Jest zdrów jak koń. A więc ją oszukał. 

Znowu ją oszukał!

– Ty oszuście! – Tamara wypadła ze swojej kryjówki.
Na jej widok Ramsay  miał  bardzo zaskoczoną  i niepewną minę.  Jego 

czarne oczy przesunęły się po jej twarzy i zatrzymały na pełnych ustach.

– Dzień dobry.
– Nic ci nie jest!
– Jesteś doskonałą pielęgniarką. – Uśmiechnął się szeroko.
– Wcale nie byłeś chory – stwierdziła chłodno.

background image

– Czemu ty nigdy mi nie wierzysz?
– Mam dosyć tych twoich gierek.
– Ja też. – Podszedł bliżej.
– Czemu udawałeś, że jesteś chory?
– Żeby cię tu zatrzymać.
– A więc udało ci się mnie oszukać, ale to już naprawdę ostatni raz.
– Zgoda. Musimy porozmawiać jak normalni ludzie.
– Nie. Zostawiam cię, wyjeżdżam i to już koniec.
– Dlaczego?
– Bo gdybym tu została, złamałbyś mi serce. Willowi też.
– Poprosiłem cię o rękę, bo potrzebuję ciebie, nigdy jakiejkolwiek innej 

kobiety tak bardzo...

Czy   to   może   być   prawda,   że   chciał   ją   poślubić   ze   względu   na   jej 

pieniądze? Życie w Hollywood nauczyło ją jednak, że mężczyźni potrafią robić 
różne rzeczy z wyrachowania i zachłanności.

– Nie wątpię w to. Ale mnie nie kochasz.
– Może jednak powinienem się przyznać, że...
–   Widzę,   że   jesteś   gotów   powiedzieć   cokolwiek,   byle   mnie   tutaj 

zatrzymać – stwierdziła.

Ramsay podszedł bliżej i delikatnie uniósł jej głowę do góry. Przez długą 

chwilę wpatrywał się w smutne oczy, pełne tęsknoty i bólu.

– Tak – powiedział. – Kocham cię. I wiem, że pokocham także Willa. 

Straciłem swojego syna...

Poczuła   ostry   ból   w   sercu.   Usta   jej   zadrżały.   Nienawidziła   go   teraz 

bardziej niż kiedykolwiek przedtem, nienawidziła go za tę czułą chwilę, za to, 
że żeruje na jej uczuciach, bawi się nią, a najbardziej za to, że sama tak bardzo 
pragnie mu uwierzyć.

–   Do   diabła   –   wyszeptała   ze   złością.   –   Jesteś   niezły,   nie   gorszy   od 

aktorów w Hollywood.

– Nie odchodź – poprosił.
– Nie zamierzam  zmienić  postanowienia.  Jak mam uwierzyć w to, co 

mówisz?   Sfałszowałeś   konkurs,   potrafiłeś   nawet   udawać,   że   masz   wstrząs 
mózgu!

– Bo... bo cię kocham.
– Mówisz tak tylko dlatego, że wiesz, jak bardzo pragnę to usłyszeć.
– Nie. Kocham cię.
Słuchała jego słów jak zaczarowana, z całych sił pragnąc w nie uwierzyć.
–   Ja...   ja   nie   sądzę,   że   to   prawda.   Jesteś   zimny   i   wyrachowany. 

Powiedziałeś swojej matce, że jestem bogata...

– A skąd ty o tym wiesz? – spytał ponuro.
– Caroline tak powiedziała.

background image

– A więc to cię gryzie!
–   Oczywiście,   że   tak.   Wielu   już   mężczyzn   chciało   być   ze   mną   dla 

różnych materialnych korzyści, które związek ze mną mógł im przynieść. Na 
przykład marzyło im się wejście w świat filmu...

–   Ależ,   głuptasku,   ja   wcale   nie   dlatego   cię   pragnę   –   stwierdził, 

wyciągając ku niej ręce. – Tamaro, posłuchaj mnie. – Objął jej twarz dłońmi. – 
Świetnie sobie radziłem z zarządzaniem majątkiem, i to na długo, zanim cię 
poznałem. To prawda, muszę pieniądze wydawać ostrożnie. Sama wiesz, że to 
ciągła walka o przetrwanie. Tamara milczała.

– Nie chcę cię stracić – ciągnął. – Nie zniósłbym tego. Jeżeli odejdziesz, 

stracę wszystko jeszcze raz. Tyle tylko, że tym razem ból będzie silniejszy niż 
kiedykolwiek przedtem.

– Będziesz musiał znaleźć sobie jakąś bogatą księżniczkę – wyszeptała 

Tamara, czując, że cała drży pod dotykiem jego dłoni. – Bo mnie już straciłeś.

Determinacja w jej głosie mogła się równać tylko z rozpaczą, którą czuła 

w sercu.  Ostatni  promyk  nadziei  w  oczach  Ramsaya   zgasł  pod  jej twardym 
spojrzeniem. Powoli, niechętnie, opuścił ramiona.

Tamara wciągnęła z trudem powietrze i wybiegła z jego pokoju.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Zamek Killiecraig stał ciemny i wyniosły na tle szarego, zimnego morza i 

aksamitnych,   zielonych   wzgórz.   Przed   wejściem   czekała   zaparkowana 
limuzyna. Gdy Tamara wybiegła na dwór, pociągając smutno nosem, wszystkie 
walizy Willa były otwarte, a ich zawartość porozrzucana w wysokiej trawie. 
Chłopiec stanowczo odmówił zamknięcia walizek, które szofer chciał włożyć do 
bagażnika.

Tamara   była   zbyt   smutna   i   rozczarowana,   żeby   podejmować   walkę   z 

synkiem. Wsiadła do samochodu, oparła się wygodnie o skórzane siedzenie i 
zamknęła oczy. Drżała z zimna i rozpaczy.

Ledwie jednak zdążyła przymknąć powieki, gdy z zamyślenia wyrwało ją 

gwałtowne stukanie w szybę.

Szofer był czerwony z wściekłości. Miał przekrzywioną czapkę, a jego 

strój był w kompletnym nieładzie.

– Mamo! – Will przycisnął piegowaty nos do szyby. Tamara niechętnie 

otworzyła okno.

–   Proszę   pani,   Will   nie   chce   zamknąć   swoich   walizek!   –   wykrzyknął 

zdesperowany szofer.

– Bo nie mogę jej znaleźć! – zawołał jeszcze głośniej Will.
– A czego szukasz? – spytała łagodnie Tamara.
– Tej książki, którą dostałem od babci, „Poradnika łowcy duchów”.
– Will, wsiadaj do samochodu. Kupię ci nową.
– Ale w tej była dedykacja.
– Babcia napisze ci nową dedykację.
– To nie będzie to samo.
– Will, jedziemy! Wsiadaj!
–   Bez   tej   książki   nigdzie   nie   jadę   –   oświadczył   chłopiec,   krzyżując 

ramiona na piersi. Wyglądał jak miniaturowy Napoleon.

Tamara pomyślała, że rola matki nie jest łatwa. W tej chwili nie miała siły 

ani ochoty, żeby sprzeczać się z synkiem.

– Will, bardzo cię proszę...
Will bez słowa podniósł głowę do góry.
– Will. Wsiadaj do samochodu. Mówię jak najbardziej serio.

Tamara wbiegała po schodach zamku. Poddała się w końcu i postanowiła 

sama poszukać książki.

Otworzyła drzwi do pokoju i natychmiast cofnęła się o krok na widok 

Ramsaya, który siedział przy oknie, w pozie pełnej rezygnacji. Na jego twarzy 
malował   się   bezbrzeżny   smutek.   W   jednej   ręce   trzymał   „Poradnik   łowcy 

background image

duchów”, w drugiej zaś zdjęcie Tamary.

Powinna zejść na dół i kazać Willowi przyjść tu po książkę, ale z jakiegoś 

trudnego do wyjaśnienia powodu nie mogła się zmusić, by stąd wyjść. Ramsay 
MacIntyre wyglądał na bardzo nieszczęśliwego i opuszczonego.

Ale dlaczego? Czyżby rozpaczał tak bardzo tylko dlatego, że nie udało 

mu się zdobyć jej majątku? Stała w progu, pełna wątpliwości i wahania. Czy 
myliła   się   w   ocenie   jego   intencji?   Poczuła,   że   do   oczu   napływają   jej   łzy. 
Westchnęła cicho i na ten dźwięk Ramsay odwrócił się w jej stronę.

– Tamaro...
– Ramsay...
W pierwszej chwili widziała w jego oczach tylko rozpacz i bezgraniczny 

ból. Powoli wyraz jego twarzy złagodniał.

Tamara uśmiechnęła się niepewnie przez łzy.
– Wróciłaś – wyszeptał. – Wróciłaś do mnie. – Radość, która zalśniła w 

jego czarnych oczach oślepiła Tamarę.

–   Nie!   –   powiedziała,   chociaż   z   trudem   powstrzymywała   się,   by   nie 

podbiec do niego i nie rzucić mu  się w ramiona.  Kobieca duma  jednak nie 
pozwalała na takie zachowanie. – Wróciłam tu tylko po książkę Willa – odparta 
wyniośle.

Coś w oczach Tamary musiało zdradzić jej uczucia, ponieważ Ramsay 

wstał z krzesła, odłożył książkę i szybko podszedł do niej.

– Nie, wróciłaś do mnie – stwierdził spokojnie.
– Musiałabym być szalona, żeby cię pokochać...
– Zgadza się. A ponieważ jesteś szalona, więc mogę mieć nadzieję? – 

spytał z leciutką drwiną, biorąc ją w ramiona.

– To prawda. Jestem szalona – przyznała Tamara, unosząc głowę i patrząc 

na niego spojrzeniem pełnym miłości.

– Nie. Nie jesteś szalona. Jesteś najpiękniejszą i najbardziej wspaniałą 

kobietą, jaką znam. Uwielbiam cię i podziwiam. A co najważniejsze... bardzo 
cię szanuję.

– Mówisz tak, bo wiesz, jak bardzo chcę to usłyszeć.
– Mówię tak, bo po raz pierwszy w życiu jestem zakochany.
– Gdybyś tylko...
–   Kochanie,   proszę,   nie   miej   już   żadnych   wątpliwości.   Spełniły   się 

wszystkie twoje marzenia... i moje też.

– A więc nie zależało ci na moich pieniądzach?
– Moja miła, jestem człowiekiem praktycznym.
– Nie chcę, żebyś mnie kochał dla pieniędzy.
Natychmiast przestał się z nią przekomarzać. Leciutko, delikatnie dotknął 

jej czoła, jak gdyby była dla niego czymś niezmiernie cennym i delikatnym.

–   Kocham   cię   za   to,   że   jesteś   sobą.   Jestem   tego   zupełnie   pewny.   I 

background image

zamierzam ci to udowodnić raz na zawsze – wyszeptał i mocno ją przytulił.

Potem wziął ją na ręce i zaniósł po schodach do swojego pokoju.
Stali przy jego olbrzymim łożu z jedwabnymi zasłonami.
– Kocham cię, Tamaro – powiedział Ramsay cicho, ale wyraźnie. Zaczął 

delikatnie rozpinać guziczki jej bluzki. – Czy wiesz, że kiedy znałem cię tylko z 
filmów, byłem przekonany, że nie nadajesz się na moją żonę? Gdybym szukał 
pieniędzy,   ożeniłbym   się   z   Caroline.   Pragnę   ciebie,   a   nie   twoich   pieniędzy. 
Byłaś taka dobra i okazałaś mi tyle współczucia. Ujrzałem cię w zupełnie innym 
świetle. Kiedy pobiegłaś za Selmą, żeby złapać ducha, kiedy stanęłaś w obronie 
Willa, byłaś niezwykle odważna. A kiedy zobaczyłem, jak leżysz nieprzytomna 
na schodach, zrozumiałem, że umarłbym z rozpaczy, gdyby ci się przytrafiło coś 
złego.

– A tamtej nocy, kiedy cię nastraszyłam...
– Wcale się nie przestraszyłem.
– A właśnie, że tak. Po prostu twoja męska duma nie pozwala ci się do 

tego przyznać.

– Moja rodzina od wielu stuleci żyje w zgodzie z tym duchem. Nikt z nas 

nigdy się go nie bał...

Tamara   roześmiała   się   z   niedowierzaniem.   –   Zresztą   mamy   mnóstwo 

czasu, by się o to spierać – wyszeptał. – Aż do końca życia. Teraz jednak chcę 
cię przekonać, jak bardzo cię potrzebuję, jak bardzo cię kocham i pragnę.

Zdjął jej bluzkę, a jego spojrzenie roznieciło w niej pożądanie.
– A jak chcesz mnie o tym przekonać? – spytała, kładąc się na łóżku.
Ramsay   położył   się   obok   niej,   a   jego   usta   natychmiast   odnalazły   jej 

wargi.

I znowu odczuła narastającą ekstazę, którą umiała przeżywać tylko w jego 

ramionach.

– Jesteś z każdym dniem coraz bardziej cudowna – wyszeptał, przytulając 

się do niej całym ciałem.

–   Nie   mów   nic   –   poprosiła,   zamykając   oczy.   Poczuła,   że   cały   świat 

wiruje,   że   niesie   ją   wysoka   fala   pożądania   i   nienasyconej   tęsknoty   za   jego 
pieszczotą.

Nie mogła się nim nacieszyć. To, że znów trzyma go w ramionach, że 

może całować jego usta, oczy, włosy, że może pieścić całe jego piękne ciało, 
wydawało jej się cudem,  w który wciąż nie mogła w pełni uwierzyć. Może 
spędzić z nim najbardziej szaloną noc, a Ramsay będzie ją nadal szanował i 
kochał. Wspaniale było wiedzieć, że ich wzajemne pożądanie rodzi się z ich 
miłości, że nie jest tylko ulotną, cielesną tęsknotą. Ramsay jest jej mężczyzną. 
Na zawsze.

Wtulił się w nią mocno i ich ciała połączyły się. Wszelkie myśli pierzchły 

jak sen.

background image

Ramsay ją kocha.
A ona kocha go całym ciałem i całą duszą. Na zawsze. Nic i nikt tego nie 

zmieni.

background image

EPILOG

Pomimo że dzień był pochmurny i chłodny, ślub Tamary i Ramsaya był 

piękną uroczystością. Tamara była ubrana w białą suknię, a we włosy wpięła 
gałązki   białego   wrzosu.   Ramsay   wodził   za   nią   wszędzie   zachwyconym 
spojrzeniem.

Matka   Tamary   przyleciała   do   Szkocji,   żeby   pomóc   lady   Emmie 

zaopiekować  się Willem,  gdy Tamara  i Ramsay  będą spędzali  swój  miesiąc 
miodowy we Włoszech.

Chociaż   jedna   teściowa   była   ubrana   w   elegancką,   granatową   suknię   i 

naszyjnik z pereł, a druga w jaskrawoczerwoną cygańską spódnicę i ciężkie, 
miedziane bransolety, obie kobiety z miejsca przypadły sobie do gustu.

– Pojedziemy gdzieś, gdzie jest ciepło – zadecydował Ramsay. – Nasz 

miesiąc   miodowy   musi   być  dla  ciebie   najpiękniejszymi  w  życiu  wakacjami. 
Pamiętam, że przecież wcale nie chciałaś przyjeżdżać do deszczowej Szkocji.

– Ale to i tak były naprawdę wakacje spełnionych marzeń – powiedziała 

Tamara, leciutko całując go w usta.

Wszystko   wydawało   się   wreszcie   układać   po   myśli   Tamary,   kiedy   w 

pewnym momencie usłyszała, jak jej matka mówi do lady Emmy:

– Z pewnością żadna z nas nie poradziłaby sobie z Willem sama. Dobrze, 

że znam doskonały sposób, by go zająć. Ten duch... Widziałam go, naprawdę – 
wyznała matka Tamary teatralnym szeptem.

– Kogo? – spytała Tamara, z przykrym przeczuciem, że z góry zna już 

odpowiedź na to pytanie.

– Widziałam go, jak wyszedł ze swojego portretu.
– Kto wyszedł i skąd? – Tamara zacisnęła mocno usta.
– Wspaniały, cudowny duch. Jest bardzo podobny do twojego Ramsaya. 

Powiedział mi, że za życia był z niego niesamowity drań i łobuz... No i dla 
twojego dobra złożyłam mu pewną obietnicę...

– Dla mojego dobra nie powinnaś była zwracać na niego wcale uwagi.
– Nie mogłam tego zrobić. Wiem, jak bardzo nienawidzisz duchów. Więc 

obiecałam mu, że przez ten miesiąc, kiedy będziemy się opiekować Willem, 
znajdziemy   jego  damę   i   nareszcie   będzie   mógł   spocząć   w  grobie   i  przestać 
straszyć ludzi. W ten sposób pozbędziesz się go na zawsze.

– Ależ mamo! – Tamara była przerażona.
– Ach, to cudownie! – Will nie posiadał się z radości. – Babciu, czy będę 

mógł ci pomóc?

–  Ależ   oczywiście,   młody   człowieku.   Najwyższy   czas,   żebyś   się   tego 

nauczył. Twoja matka była tak zajęta sir Ramsayem, że nie miała czasu na nic, 
co   chłopiec   w   twoim  wieku   mógłby   uznać   za   pożyteczny   sposób   spędzenia 

background image

czasu,   jak   na   przykład   obłaskawienie   ducha   i   zapewnienie   mu   wiecznego 
spokoju.

– Babciu,  Selma   nam  pomoże!   Ona  zna wszystkie  ukryte  przejścia   w 

zamku!

– Może lepiej nigdzie nie jedźmy. Powinnam chyba zająć się Willem. – 

Tamara bezradnie spojrzała na Ramsaya.

–   Nic   mu   nie   będzie   –   stwierdził   i   pociągnął   ją   za   rękę   w   stronę 

czekającej na nich limuzyny. – To dobrze, że będzie miał zapewnioną rozrywkę 
– dodał szeptem i pocałował ją.

– Wcale mi się to nie podoba. Dobrze wiesz, że nie chcę, żeby wierzył w 

te bzdury o duchach i zjawach.

– Zaufaj mi. – Ramsay delikatnie obwiódł jej usta palcem. – Will musi się 

nauczyć, co jest prawdą, a co fantazją. Jak każde dziecko.

W   czarnych   oczach   Ramsaya   zapłonęło   ciepłe   światło.   Popatrzył   z 

czułością na swoją świeżo poślubioną żonę.

– Ufam ci. We wszystkim – powiedziała poważnie. Zapanowała długa 

cisza, nie zmącona żadnym słowem, bo Ramsay znów przytulił ją mocno do 
siebie.


Document Outline