background image

Dnia 31. 10. 1925 

Dzisiaj   wieczorem   od   godziny   za   kwadrans   szósta   do   siódmej   znowu 

eksplodowałem sześcioma pięknymi stronicami powieści pt. "Baron  Werner". 

Napisałem nawet scenę w parku miejskim,  której uprzednio wcale nie pla-

nowałem. Styl przypomina mi powieść pt. "Olaf Hori" i mam przeczucie, że 

będzie to rzetelna książka. 

Dnia 13. 11. 1925 

Moja   powieść   "Baron   Werner"   leży   jak   długa.   Jestem   znowu   całkiem 

rozklekotany,   drżący   i   niespokojny.   Nie   potrafię   nawet   napisać   pocztówki: 

ciągle   się   mylę   i   tracę   tok   myśli.   Życie   stało   się   psio   nędzne.   Znikąd   ani 

grosza, ciągłe plajty, przymusowe kompromisy. Nawet takie wielkie fabryki 

jak "Linke-Hoffmann-Lauchhammer" 1 mogą już tylko pracować przy pomocy 

państwowych kredytów. Wystarczy cofnąć choćby część ich na jeden dzień i 

duże przedsiębiorstwo splajtuje. Ale mimo to z kół narodowych nawołują do 

rewanżu za przegraną wojnę! Idioci! 

Dnia 24 listopada 1925 

Świat, w którym obecnie żyjemy, podupadł wprost beznadziejnie. Mówiło 

się zawsze, że będzie jeszcze gorzej, ale nikt nie spodziewał się, iż dojdzie do 

tak kiepskiej sytuacji. Mimo to wielu nadal jeszcze radośniepodskakuje. 

                 Jakimi durniami politycznymi są Niemcy, widać było choćby na przykładzie 

minionego   święta   umarłych   we   Wrocławiu.   Ofiary   wojny   uczczono   na 

czterech oddzielnych zgromadzeniach masowych! A wszystkie miały oblicze i 

wydźwięk   swojej   partii.   Nawoływano   oczywiście   znowu   do   rewanżu   i   w 

salach   ryczano   pieśni   wojenne,   a   czarne   klechy,   znowu   to   błogosławili   - 

dokładnie jak w latach 1914-1918. A więc: Niemiec niczego nie zapomniał i 

niczego   się   nie   nauczył!   Zamiast   wreszcie   nie   roztrząsać   fatalnej   wojny   i 

zapewnić sobie przyzwoite miejsce w koncercie narodów, stara się nadal oto, 

żeby Niemiec pozostał mącicielem pokoju. 

Dnia 24 grudnia 1925 

Czas podsumować mijający rok - rychło można się z tym uporać: nie mogę 

zapomnieć   dawnego   dobrobytu   naszej   rodziny,   przyjaciółki   z   Dusznik,   do 

której jeździłem przed 11 laty, i wytwornej kurewki z Berlina, która dzisiaj 

przystrojona w jedwabie puszcza się i świętuje chrześcijańsko-żydowskie Boże 

Narodzenie. 

Dnia 25 grudnia 1925 

Oto co mnie wcale nie nęci. Wystarczyłoby, żebym mojemu przyjacielowi 

Józefowi Hersteinowi i jego młodej' żonie powiedział "tak", i wnet miałbym 25 

miliónów w gotówce wraz z kobietą z Krakowa, która chce mnie "tylko mieć". 

background image

Chodzi jej zapewne równiez o rozszerzenie interesów handlowych i o podporę 

przedsiębiorstwa. Ale nic nie wiem o tej kobiecie. Oczywiście nic z tego nie 

będzie. Wolę już raczej obracać kurewki berlińskie. 

   Dnia 27 grudnia 1925 

Niektórzy ludzie,. a wśród nich moja anormalna "siostra" Ilsa, twierdzą, że 

nie żyję aktualną rzeczywistością, lecz pędzę żywot wzięty z książki i brak mi 

niezbędnej powagi. · A całujcież mnie w tyłek! Wobec anormalnych ludzi nie 

można zachowywać niezbędnej powagi. Zaś utrzymywać powagę wobec tzw. 

"rzeczywistości"   byłoby  jednoznaczne  ze  wstrzymaniem   się  od śmiechu   na 

spekta~   klu   komediowym.   Poważnym   można   być   tylko   tam,   gdzie 

rzeczywiście  idzie  o własne  przeżycia  oraz  o własne  życie.  Natomiast  gdy 

chodzi o kwestię "życia niby w książce", to w tym miejscu trzeba podkreślić 

wyższość   książek   buddyjskich   nad   wszystkimi   innymi.   Materia   bowiem 

wszystkich innych książek zawsze musi być budowana, ale to koniecznie, z 

elementów "rzeczywistości" tych ludzi. Ich święto to pieczone ptactwo\ ciasta, 

wina   i   likiery   oraz   dobre   ubranie,   prezenty,   kwiaty,   fidrygałki,   określone 

cygara,   papierosy,   tytoń,   perfumy,   mydło,   puder,   futra,   koronki,   teatr, 

znajomości   ze   śpiewaczkami   i   śpiewakami,   określone   cykle   koncertowe, 

stowarzyszenia   teatralne,   loże,   zrzeszenia,   podróże   o   każdej   porze   roku...  i 

czego tam jeszcze nie wymyślą! 

Ci sami ludzie są też, jeśli potrzeba, bardzo "pobożni" i latają w święta przez 

cały dzień z modlitewnikiem. Pod koniec dnia modlitewniki wracają do fute-

rałów, by lec gdzieś w szafie. Ludzie ci są też bardzo chciwi na dochody i żyją 

tylko pieniądzem i jego siłą nabywczą - skoro tylko mają za mało albo za dużo 

mamony, to zaraz dostają gorączki. 

Co   się   zaś   tyczy   panny   Ilsy,   umie   i   potrafi   ona   tylko   jedno,   ale   za   to 

bezkonkurencyjnie, od rana do wieczora,· o każdej porze i na każdym miejscu 

wadzić   się   i   spierać,   drzeć   pysk   i   poprzez   ustawiczne   kłótnie   robić   sobie 

wrogów oraz oszczerców. 

Całujcie mnie w tyłek! 

Dnia 30/31 stycznia 1926        

Coś o rodzinie. W Berlinie żyje 25-letni Walter Tausk, który jest "zagorzałym 
syjonistą". Jego dziadek, Benno Tausk, był stryjkiem mego ojca. A to 
wpadłem! Można się bowiem spodziewać, że jeżeli moja kurewska kuzynka 
pokuma się w Berlinie z tym syjonistą, to wielka draka gotowa. 

Wtorek, 3 sierpnia 1926 

Wygląda niestety na to, że los znowu złapał naszą rodzinę za gardło. 

Prawna   ochrona   lokatorów   została   ustawą   z   29   czerwca   br.   tak   dalece 

osłabiona, że nie ma już w ogóle żadnej obrony przed właścicielem domu. 

Nasz okaz gospodarza (niegdyś  handlarz bydła w Ostrowie Wielkopolskim, 

background image

typ tzw. niemieckiego Żyda ze Wschodu) od czasu nabycia domu, gdzie teraz 

mieszkamy   (a   więc   od   6   lat),   próbował   przy   pomocy   wszystkich 

niedozwolonych środków zmusić moich rodziców do opuszczenia mieszkania. 

Obecnie na skutek nowej ustawy sądzi, że posiada w ręku wszystkie atuty, i 

chce nas wszelkimi sposobami skłonić do przeprowadzki do jego mieszkania 

na Kreutzstrasse [obecna ul. Swiętokrzyska]. W tej okolicy jako przedstawiciel 

handlowy   specjalnych   artykułów   byłbym   zrujnowany   i   zmuszony   do 

włóczenia   się   po   mieście.   Gdy   trafiały   się   możliwości   wymiany   na   inne 

mieszkania, ten Żyd' stale to w ostatniej chwili udaremniał. 

Dzisiaj około 12 godziny w południe trafiłem akurat na to, jak ten Żyd znowu 

przypiął   się   do   mojej   starej   matki   i   usiłował   na   niej   wymusić   decyzję. 

Przeczekałem   chwilę   zupełnie   cicho   w   przedpokoju   i   przekonałem   się,   jak 

bardzo moja  matka  nie dorównuje temu  obłudnemu  łajdakowi. Gdy jednak 

usłyszałem słowa: "Jeżeli pani nie przeprowadzi się dobrowolnie, to zaskarżę 

panią do sądu i zmuszę do tego", kiedy' więc zagroził eksmisją, włączyłem się 

do dysputy ku wielkiemu zdumieniu mojej matki i tego łotra i wezwałem go do 

wytłumaczenia się. Wtedy łajdak przyznał, że od 6 lat próbował wszystkich 

sposobów   i   szukał   sprzyjających   sytuacji,   aby   nas   usunąć   z   aktualnego 

mieszkania.   Dałem   mu   właściwą   odprawę,   tak   że   matka   starała   się   nawet 

załagodzić moje zrozumiałe zdenerwowanie. Debata zakończyła  się tym,  że 

wyrzuciłem gospodarza stosując prawo mieszkaniowe, ponieważ odniósł się do 

mnie bezczelnie i obraził mój zawód. 

Schodził   na   dół   schodami   gadając   do   siebie:   "Czy   to   ja   jestem   idiotą?" 

Możliwe. Nie mogę uwierzyć, żeby poznanie siebie stało się u niego krokiem 

do   poprawy.   Dojdzie   naturalnie   do   nowych   bojów,   które   prowadzić   będę 

głównie dla starej matki. Ów niemiecki Żyd  ze Wschodu nie jest jednakże 

pierwszym oszustem, który ze mną zaczął i który został zagoniony we. własne 

łotrostwo i bezczelność. 

Gdyby   Budda   Gautama   znał   niemieckich   oraz   obcokrajowych   Żydów   ze 

Wschodu, tę cygańską bandę, która niby bakterie jest wszędzie, to uznałby ich 

za "rzeczy do omijania”.

Wschodni   Żydzi   -   niemieccy   również   -   są   okropną   hołotą,   stojącą   poza 

wszelką  moralnością  i obyczajowością ... Jedną sprawę załatwiają  idealnie: 

wytyczają kierunek ruchom antysemickim. 15 milionów Żydów wśród prawie 

1700  milionów   ludzi   całego   globu  zachowuje  się  tak,   jakby  do  nich  świat 

należał. Ten "naród wybrany" do dnia dzisiejszego - na przekór wszystkiemu - 

poszukuje swego getta ... Bo tylko pomiędzy swoimi Żyd czuje się dobrze... . 

Już widzę ten dzień, kiedy nie zważając na wszelkie następstwa ... opuszczę 

to stado całkowicie i na zawsze. 

8 sierpnia 1926 

Rozdział o żydowskim "szachrajstwie". Ilsa była zatrudniona w laboratorium 

szpitala żydowskiego przez półtora roku. U szczytu inflacji została zwolniona, 

"ponieważ   trzeba   było   źamknąć   połowę   szpitala",   .ale   obiecano   jej,że 

natychmiast   będzie   przyjęta   przy   ewentualnym   zapotrzebowaniu   na 

pracowników . 

... Tak więc siostra moja na kilka miesięcy znalazła się na bruku, a potem 

otrzymała posadę w lichym laboratorium prywatnym. U profesora W. 

Schellera, który około· kwietnia-maja 1933 popełnił samobójstwo. ( Przypisek 

background image

późniejszy). Tymczasem szpital żydowski znowu jest od dawna zapełniony i 

ma ogromnie dużo pracy.Laboratorium nie może nadążyć. Ale zamiast, jak 

obiecano, przyjąć  moją siostrę z. powrotem, zatrudnia się praktykantki - tylko 

bogate żydowskie dziewczyny, którym nie zarobek. jest potrzebny, lecz "dobry 

ożenek z lekarzem". (Sprzedające się nierządnice i nic więcej - tylko trochę 

lepiej aranżujące proceder). 

O tym, że moja siostra ma otrzymać posadę w miejskim szpitalu Wenzel-

Hanke (podług wszelkich przewidywań pracę tę otrzyma), dowiedziała się w 

jakiś sposób elita wrocławskich Żydów i podała w swojej brukowej gazecie - 

obok komunikatów o odstąpieniach i przystąpienhich do religii' żydowskiej . 

oraz   notatek   o   urodzinach   i   zgonach   -   komunikat,   że   Ilsa   Tausk   została 

zaangażowana tam i tam. 

Dlaczego? No bo Żydówka na magistrackiej posadzie! 

Banda gnojarzy! 

28 sierpnia 1926 

Gdy wczoraj sprzątałem mieszkanie, aby opróżnić wynajęty pokój, musiałem· 

też oczyścić starą sekreterę, w której znajdowała się masa papierów po ojcu: 

korespondencja   z   lat   wojny,   stare   notesy,   blankiety   wekslowe,   oferty 

parcelowe itd., jak również wiele ważnych dla nas. rzeczy z lat bankructwa 

finansowego.   Przeglądamy   je   ponownie   jeszcze   raz!,   aby   zachować 

ważniejsze. I znowu człowieka przerażenie ogarnia na widok sum, które po- 

siadaliśmy (w pieniądzach i inwestycjach). Ale najbardziej dławią zanotowane 

tysiące i tysiące pożyczone "klientom", spośród których tylko część zwróciła 

jakieś grosze. Pan Nicklaus, jeden z tych przyjaciół, winien był "tylko" 8 tys. 

marek,   z   których   zaledwie   połowę   spłacił   po   wielu   zachodach   -   reszta 

przepadła! 

Dlatego też nasza rodzina zeszła na psy, zubożała i nie ma prawie nadziei 

wydostania   się   na   wierzch,   aczkolwiek   zatrudnienie   Ilsy   na   magistrackiej 

posadzie,  jak się teraz  dowiedziałem,  wydaje się pewne (popierają ją tajny 

radca Drehwitz, wszyscy lekarze, a także dyrektor szpitala, a ja mam dobrą 

pozycję u radnego miejskiego Landsberga). 

Przy sprzątaniu i przeglądaniu rzeczy miałem okropne odczucia i myślałem, 

jak bardzo zmarły ojciec był przywiązany do swego Boga. Do tego samego, 

który   tak   cudownie   przeciwnym   uczuciem   obdarzał   ojca,   jego   żonę   i   jego 

dzieci. 

Środa, dnia 13 października 1926 

Po   wielu.   latach   byłem   wreszcie   znowu   w   poniedziałek   na   koncercie. 

Siedziałem tam jak jakieś obce ciało: 

"Gdy następuje zetknięcie się ucha z tonami, powstaje kontakt słuchowy itd." I 

trwało diabelnie długo, nim się człowiek trochę rozgrzał i - jak w dawnych 

latach poniesiony został przez muzykę. W sali koncertowej ujrzałem niejedną 

twarz widzianą tu co najmniej przed 15 laty. Jak i jej nosiciel zmieniła kształt, 

postarzała   się   i   już   nie   jest   tym,   czym   niegdyś   obiecywała   być.   Obcy 

przechodziłem przez tę chmarę ludzką. Tu i ówdzie pozdrawiałem jakiegoś 

starego znajomego, ale uczucia ciepła nie odczułem i trzymałem się od nich z 

daleka. To przęklęte zimne uczucie! Panuje ono szczególnie wtedy, kiedy we 

wspomnieniach wracają minione lata: straszliwa walka, straszliwa nędza i nic 

background image

poza tym. 

         braku środków pieniężnych oraz z braku rzetelnego zainteresowania się przez 

większość   spośród   naszych   100   europejskich   zwolenników   rozprzęga   się 

powoli,   ale   dokładnie.   To   hańba!   Mój   przyjaciel   Schloss   jest   zupełnie 

zmęczony   i   zrezygnowany.   "Przyjaciele"   go   wykorzystali,   a   następnie 

porzucili. I teraz brak prawdziwego przywódcy. 

21/11 1926 

Tomasz   Mann   nie   odpowiedział   mi.   Dlatego   moją   konkursową   pracę 

wysłałem wczoraj do "Fischer Verlag" z pełną świadomością, że potraktują 

mnie ze wzruszeniem ramion, ponieważ piszę o buddyzmie. Dzisiaj wybuchła 

nowa rzecz, którą ewentualnie także prześlę: 

"Elfrieda" . 

Piątek, 4/IV 1927 

Sprawy prywatne. Od dra Alfreda Doblina, Berlin O, Frankfurter Allee 340, 

współpracownika   pisma   "Literarische   Welt",   znanego   neurologa   i   pisarza, 

otrzymałem znakomitą ocenę powieści "Śmierć Olafa Rori" oraz zachętę do 

dalszego pisania! Tak, ale powieść "Bunke" nie rozrasta się i laicka w dużym 

stylu rozprawa o buddyzmie, która początkowo wprost eksplodowała, także się 

urwała.   I   nagle   nie   potrafię   konstruować.   To   musi   samo   przyjść.   "Bunke" 

ukaże  się we fragmentach  w  roku 1933 w  czasopiśmie  "Wiedergeburt  und 

Wirken" - dopisano dnia 11 maja 1933. [Uwaga na marginesie]. Nic z tego nie 

wyszło, ponieważ to pismo wychodziło tylko przez rok, potem pieniądze się 

skończyły - dopisano 16.08.1936. [Następna uwaga na marginesie]. 

Sroda, 14. 12. 1927 

Zżerają, nas kłopoty pieniężne. A to dlatego, że Herta ma tylko długi i robi 

długi.   Ciągle   zabiera   się-   do   rzeczy,   których   nie   powinna   robić,   a   potem 

oczywiście ich nie realizuje. Już od wielu miesięcy żyje tego typu interesami - 

mirażami.   Toteż   włazi   w   coraz   większe   długi,   a   roztrzepaniem   i 

bezplanowością bije na głowę nawet swego ojca. Rudolf Tausk pogrążył swoją 

rodzinę. Herta Tausk też to zrobi. Ale jej rodzeństwo, które samo musi ciężko 

walczyć  o życie,  po raz drugi  już nie  poświęci  siebie  i  tej  odrobiny życia 

osobistego. Dalej tak nie może być. Za sam czynsz jesteśmy winni już 250 

marek.  Herta nie daje ani feniga na czynsz,  na gaz, na służącą i na życie. 

Sprawę   tę   omija   niby   to   przez   swoje   histeryczne   roztrzepanie   i   kwituje 

frazesami. Tymczasem jeden nakaz płatniczy goni drugi! Nakazy przychodzą 

nawet z takich firm, dla których pracuję jako przedstawiciel handlowy. Cierpi 

na tym moja opinia, ale ten babsztyl tego nie dostrzega. 

To życie tak znędzniałe, choć tak wiele przecież mogło dać, najlepiej określa 

background image

słowo:   "spartolone".   A   jego   ostatnim   rozdziałem   będzie   rozdział 

"Samobójstwo".   Innej   możliwości   po   prostu   nie   widać.'   Morfina,   którą 

ukradłem   ojcu   tuż   przed   jego   śmiercią,   z   biegiem   czasu   straciła   swoje 

właściwości. Pozostaje zatem jeszcze rewolwer, zagłodzenie się na śmierć albo 

jakiś inny sposób odejścia. Muszę jednak poczekać, aż stara matka zostanie 

wykończona przez swoje córki. Wówczas bowiem obie rzucą się na ,mnie niby 

ścierwnice.   I   właśnie   wtedy   rozleci   się   do   reszty   niepotrzebnie   niegdyś 

założona rodzina. 

Dookoła   siebie   widzę   tylko   coraz   bardziej   z   każdym   dniem   widoczny 

rozkład i upadek. W tym jedyną okropnością i naj straszniejszą rzeczą jest już 

zaczęty rozkład pamięci, koncentracji, nerwów. 

30 lipca 1928 

Znowu   zadaję   sobie   pytanie,   dlaczego   nasza   rodzina   w   ogóle   powstała. 

Powód był realistyczny, ekonomiczny. 

N aszemu zmarłemu ojcu po rocznym pożyciu małżeńskim zmarła podczas 

porodu pierwsza żona wraz z dzieckiem. A Rudolf Tausk po prostu nie mógł 

zostawić swego domu  bez kobiety.  Oprócz tego potrzebował  pieniędzy dla 

spłacenia   pewnej   wierzytelności   swoim   pierwszym   teściom   (rodzina   B6hm 

musiała   być   szczególnym   rodzajem   ludzi),   o   ile   dobrze   wiem,   chodziło   o 

wypowiedzenie  hipoteki  albo o zwrot posagu. Tak więc znowu udał się w 

konkury. Ojciec miał wtedy 20 lat, matka była dwa lata starsza od niego. Do 

małżeństwa doszło tak, jak niestety w większości wypadków jeszcze i dzisiaj 

dochodzi:   nastąpUy   "oględziny",   a   resztę   rozwiązano   w   ramach   "utartych 

zwyczajów i obyczajów". 

Nie jest przypadkiem, że tak bardzo oczekiwany przez Rudolfa Tauska syn 

przyszedł na świat jako ostatnie dziecko i jest Ódtąd na szarym końcu rodziny. 

Nie jest przypadkiem, że ów syn utorował sobie sam drogę, 'gdyż został do 

tego zmuszony. Nie jest przypadkiem, iż temu synowi pojęcie "KOBIETA" 

otworzyło oczy na rzeczy świata tego. 

3 sierpnia 1928 

Szkoda, że dopiero' na wojnie zacząłem prowadzić mój dziennik i dlatego 

poprzednie   lata   opisałem   tylko   na   kilku   stronach.   Stanowią   one   zaledwie 

resume, gdy tymczasem potrzebny byłby cały ich przebieg. 

A   mój   pierwszy   dziennik,   który   zacząłem   prowadzić   w   wieku   16   lat, 

wrzuciłem   po   kilku   miesiącach   do   pieca,   ponieważ   nie   wiedziałem,   gdzie 

skutecznie ukryć przed innymi tę dla mnie najważniejszą' książkę. Najważniej 

szą,bo wiadomo, że w wieku 16 lat wchodzi się w okres "burzy i naporu". 

Pamiętam   do   dziś,   iż   w   moim   pierwszym   dzienniku   opisywałem   naszą 

ówczesną nędzę, moje wyizolowanie w obcym mi otoczeniu rodziny i walkę z 

tą   izolacją   oraz   szereg   myśli,   które   mogły   się   też   znaleźć   w   moich 

późniejszych książkach. Szkoda tej księgi. Szkoda całej straconej młodości. 

25.8.1928

background image

Ilsa Tausk wdała się w swoją zmarłą babcię Rosettę David i jej matkę - która 

była   warszawianką   -   gdy   chodzi   o   wygląd   i   charakter:   jest   pilna,   godna 

zaufania,   nieprzekupna   i   oszczędna.   Ale   zawsze   i   we   wszystkich 

okolicznościach  ma  gębę od ucha do ucha,   musi mieć  pierwsze i ostatnie 

słowo,   kłóci   się   i   wadzi,   pyskuje   i   dokucza   innym.   Duchowo   niezbyt 

interesująca, gdy jednak ma swój dzień, potrafi być wesoła i ma zawsze na 

końcu języka wyszukany i pieprzny dowcip. Kiedy ten bachor przychodził na 

świat, wrzeszczał z całych sil... Odbierający poród trzebnicki lekarz dr Korner 

miał wtedy powiedzieć: ,,0, wcześnie zaczyna!" 

Dnia 7. 9. 1928 

Oto największa troska matki przy naszym ubóstwie! 

Musimy nadchodzące 9 dni żydowskich świąt obchodzić możliwie uroczyście 

zgodnie   ze   wszystkimi   zasadami  chlając   i   żrąc   jak   w   dawno   minionych, 

dobrych dniach. Także latając do świątyni! Mnie tam nikt nie ujrzy. Nawet na 

zaproszenia, których zresztą już nie otrzymuję! Jehowa przecież właśnie naszej 

rodzinie dał tyle dowodów swego nieistnienia, że można by go już w końcu 

zwolnić i przebijać się przez życie samemu. A krocząc razem z nim, czyż nie 

dochodzi się do łajdactwa, jak wszyscy ci, których działalność Jehowa osłania i 

pozwala im być coraz bogatszymi i bogatszymi? 

Piątek, dnia 13. 10. 1928 

Ilsa Tausk ma nowy kłopot. Podczas jej nieobecności w pracy - z powodu 

żydowskiego święta Sądnego Dnia - w laboratorium szpitalnym zdarzyły się 

ostre   wypowiedzi   antysemickie  o  osobistym  charakterze   na temat  pewnego 

lekarza, które naturalnie nie pozostały tajemnicą. Sprawa nabrała rozgłosu i 

Ilsa   -   a   wiadomo,   że   ma   ona   jadaczkę   niby   starogreccy   bohaterowie   - 

przedstawiła do raportu za inne rzeczy pewną praktykantkę, która miała duży 

udział w tej sprawie. Teraz wmieszani w to i Żydzi, i chrześcijanie boją się, że 

wszystko dojdzie do prokuratora, że prasa wrocławska całą rzecz rozdmucha 

(szczególnie   socjaldemokratyczna   gazeta   "Volkswacht"),   że   sprawą 

zainteresuje   się   kuratorium   szpitala   i   magistrat   i   wyrzuci   niektórych 

pracowników, a wśród nich Ilsę Tausk. 

Dzień Pokutny, dnia 20. 11. 1928 

Pisane wieczorem. Własna nędza skłania do wędrówek po cichych ledwo 

oświetlonych uliczkach w środku miasta. Uliczkach nędzy, gdzie mieszkają 

biedacy, prostytutki, złodzieje itp. Ale po południu te ulice są ciche, prawie 

wymarłe. Tylko tu i ówdzie stoi ktoś przed drzwiami albo idzie chodnikiem. 

Nawet z mieszczących się tu licznych knajp dochodzi wyjątkowo mało hałasu 

na ulicę. Na Bliicherplatz [Plac Solny] publiczne nabo-,. żeństwo Armii 

Zbawienia: pewna kobieta wygłasza płomienne kazanie o ratowaniu duszy. Ale 

to też tylko nę dza, ta Armia Zbawienia: wzniosła, przedobrzona, umun-

durowana nędza, opromieniona religia. 

Kiedy człowiek tak włóczy się po mieście, jest podobny do cienia. Ale ten 

background image

cień   ma   niestety   świadomość   istnienia,   krwiobieg,   system   mięśniowy   i 

wszystko inne, co potrzebne żywemu organizmowi. Żal ogarnia człowieka - i 

nic   więcej.   Żal   Armii   Zbawienia,   żal   ludzi   wychodzących   z   kościoła,   żal 

robotników,   żal   kurew,   żal   złodziei,   żal   wytwornego   towarzystwa,   żal 

szczególnie gnębionych wschodnich Żydów, spotykanych na Antonienstrasse 

[ulica  Św.  Antoniego],   tych   niemal   błazeńsko   wyglądających   Żydów 

wschodnich z ich "przepisowymi" brodami, pejsami, czapeczkami, swoistym 

chodem itp. 

A potem znowu idę do domu, choć wcale nie wiem, po co. Ale wiem, że w 

dawniejszych latach - przed wojną - też często nie chciało mi się wracać do 

domu, niekiedy będąc już na schodach zawracałem do miasta i ciągle od nowa 

tęskniłem i walczyłem. 

_ Jestem przekonany, że owo wieczne napadanie kobiet na mężczyzn, sióstr 

na braci - aż do rozpadania się wzajemnych związków! - zawsze było i jest 

charakterystyczne dla żeńskiej linii Friedlanderów. Tę swarliwość wniosła do 

rodziny   jedna   Polka,   moja   prababka,   nieposkromiona   kłótnica.   To   było 

wówczas małżeństwo z miłości! Małżeństwo z piękności! 

Dnia 9/10/11 marca 1929 

Znowu wpadłem w agresywny nastrój i po raz drugi wszczynam batalię z 

moim "Olafem Rori". Wczoraj wysłałem egzemplarz do "Breslauer Zeitung", a 

dzisiaj do Waltera v. Molo (szyld pana Remarque'a). Oprócz tego przesłałem 

dokładne informacje i wyjaśnienia wydawnictwu "Bena re s Verlag" ... 

Wrzucając   dzisiaj   do   skrzynki   pocztowej   listy   do   Mola   i   wydawnictwa 

przystanąłem na chwilę zadumany i po myślałem: ;,Czy to jeszcze w ogóle ma 

sens?" Wtedy przemknęło tuż koło mnie - z lewa na prawo - szare auto z 

dużymi   obryzganymi   szybami   bocznymi.   Dopiero   od   tyłu   je   poznałem: 

karawan z trumną i licznymi wieńcami. A przecież w Saksonii powiadają: "Po 

lewicy zwłoki - na radość widoki". W stosunku do mnie ta przepowiednia do 

tej pory zawsze się sprawdzała. Miejmy nadzieję, że jest to i teraz dobry omen. 

Dnia 17. 4. 1929 

Dzisiaj   od   samego   rana   czułem   się   fizycznie   całkiem   rozbity,   ale   serce 

przepełniała mi radosna muzyka i byłem wyjątkowo ożywiony. Kiedy około 

pół do dwunastej wróciłem do domu,  czekał na mnie  list z wrocławskiego 

radia.   Zostałem   poinformowany,   że   moja   powieść   "Olaf   Hori"   zostanie 

omówiona, ale wyrażają pogląd, że gdy chodzi o "siłę obrazowania, to powieść 

ustępuje   wyraźnie   dziełom   Renna   i   Remarque'a"·   Na   podstawie   tej   opinii 

jestem zmuszony sądzić, iż w dziale literackim Radia Wrocław siedzą sami 

młodzi   idioci,   spośród   których   ani   jeden   nawet   się   nie   domyśla,   co   moja 

książka   znacz)".   Toteż   napisałem   do   nich   obszernie   na   ten   temat   i   mam 

nadzieję, że wreszcie skapują, o co chodzi. 

Wtorek, dnia 30 kwietnia 1929 

Niemcy są przytułkiem dla urzędników z partii socjaldemokratycznej i dla 

background image

bezrobotnych,   a   oprócz   tego  korytem   dla   wszystkich   innych   urzędników, 

którzy ""prawdzie biorą pieniądze od państwa, lecz przeciwko Iliemu działają 

(członkowie Stahlhelmu, narodowi socjaliści itp.). 

Nie mamy jeszcze odpowiedniego następcy Hindenburga. Nie mamy nawet na 

okres  po jego odejściu stosownego republikanina  do ewentualnej  dyktatury 

wojskowej względnie do dyktatury w ogóle, której konieczność nadchodzi. 

Niedziela, dnia 5 maja 1929 

"Żydowska   gazeta"   "Breslauer   Zeitung"   w   numerze   z   .30.   IV.   1929   r. 

załatwiła   moją   powieść   "Olaf   Rori"   dziesięcioma   wierszami,   które   kończy 

pytaniem,   po   co   ta   książka   w   ogóle   została   napisana.   To   omówienie   jest 

zamierzonym   pamfletem.   Wystosuję   odpowiedź,   gdy  tylko   ustalę   nazwisko 

krytyka: " ... hs". Doblin i Molo kontra "Breslauer Zeitung". To dopiero będzie 

taniec! 

Dnia 30 maja 1929 

Niespecjalnie zajęty, pracuję jednak co nieco - aczkolwiek prawie nic nie 

zarabiam, muszę się utrzymać. Teraz zdobyłem - choć niepełne 

-przedstawicielstwo firmy "Ensoplatten Vertriebs Gesellschaft m.b.R. Berlin" 

na 10% prowizji. Te płyty są coraz częściej używane w budownictwie, w 

teatrach, przez dekoratorów wystaw i stoisk targowych. W ten sposób stykam 

się częściej' z budowlanymi i z władzami, co wychodzi na dobre moim 

artykułom tapicerskim. Zdobyłem u swoich klientów uznanie i zaufanie - 

brakuje mi tylko tych przeklętych pieniędzy! 

Środa, dnia 5/6 1929 

Dzisiaj   wieczorem   w   Pipidówce   (trzy   panie   'Tausk!)   wielka   rewolucja, 

ponieważ w arcynacjonalistycznym dzienniku "Schlesische Tagespost" ukazał 

się mój arty- kuł! To ptawda. okazało się zreszt~, ze w redakcji zmieniono go 

trochę, ale w druku jest i tak ostrzejszy niż po napisaniu. W domu wielka 

rewolucja,   gdyż   wielu   znanych   i   eksponowanych   w   mieście   ludzi   uważa 

artykuł   za   "świetny,   słuszny,   bardzo   dobry"   i   propaguje   jego   myśli   dalej. 

Najbardziej   poruszona   jest   moja   matka,   bo   ci   panowie   w   rozmowach 

"podkreślają moją nieustraszoność, której nie można bluffować". Moją odwagę 

sam mogę sprawdzić - przy przepisywaniu na maszynie moich dzienników z 

czasów wojny. 

Dnia 12. 7. 1929 

Została założona Międzynarodowa Unia Buddystyczna. 

My wrocławianie mamy się do niej przyłączyć, a mnie osobiście założyciel 

zaproponował   stanowisko   konsula   na   Wrocław.   Niestety,   nie   znam 

angielskiego, a to jest warunkiem koniecznym. Ale tymczasowo obejmę chyba 

to stanowisko. Muszę najpierw dobrze poznać ludzi. Za dużo "amerykanizmu" 

w oprawie tej sprawy. 

background image

29. 5. 1930 

[Dwa opowiadania z cyklu pt. "Co mi się jeszcze z wojny przypomniało", 

nie włączonego przez autora do dzienników i stanowiącego osobno oprawioną 

całość. Opowiadania noszą powyższą datę]. 

Medyna 

Jako żołnierza frontowego - teraz zresztą też - nic mnie nie mierziło bardziej 

niż bezczelny ton żydowskich chłystków z Górnego Śląska i Poznańskiego, 

których   W   naszym   batalionie   (jak   i   w   innych   kompaniach!)   było   niestety 

bardzo wielu. Wszyscy zostali wcieleni do wojska jednego dnia w Brzegu nad 

Odrą, a potem trafili do naszego batalionu. 

Gdziekolwiek   się   zjawiali,   swoim   zachowaniem   i   ajwajowaniem 

natychmiast wywoływali antysemityzm. Wojnę traktowali niby swój prywatny 

geszeft i szachrowali wszędzie na wszelkie możliwe sposoby, aby się tylko 

uchylić   przed   ciężką,   brudną   albo   niebezpieczną   robotą!   Gdziekolwiek   się 

pojawiali,   zaraz  węszyli  za  współwyznawcami,   których   wnet  -  natarczywie 

niby prowincjonalni komiwojażerowie - przerabiali na swoje kopyto. Kto im 

się   nie   poddawał,   przeciw   temu   szczuto.   Na   ten   temat   mógłbym   niejedno 

wyśpiewać! 

Kiedy budowaliśmy drogę za wzgórzem 307-310 pod Verdun, dołączono do 

nas   z   batalionu   85   jedną   kompanię   pełną   takich   ludzi!   Przez   jakiś   czas 

rozglądali   się,   poszeptali   w   swoim   gronie   i   ...   zniknęli   w   pobliskim   lesie. 

Oburzył   nas   ten   brak   koleżeńskości,   wyciągnęliśmy   ich   zatem   stamtąd   i 

nagadaliśmy do słuchu. Ale oni znowu zwiali. 

Na nieszczęście w poszukiwaniu drzewa na opał natknąłem się na nich nos 

w nos w gęstwinie,  gdzie sobie właśnie urządzili  święto  lasu. Zawołali  do 

mnie. Bez słowa patrzyłem w te przebiegłe i bezczelne twarze. Raptem padło 

pytanie. 
- Nu, ty też z Medyny? 
- Nie, z Wrocławia. (Ogólny śmiech). 
- Nu, jeżeli ty nawet jesteś z Wrocławia, to i tak 

jeszcze możesz być z Medyny. 

- Nie znam takiej miejscowości. Gdzie ona leży? (Ogólne zdumienie). 

- Co, to ty nie jesteś z Medyny? To ty goj? 

~ Nie wiem, co to słowo oznacza. (Jeszcze większe zdumienie). 

- Nu, czyś ty chrześcijanin? 
- Tak. 

 

_ Ajaj, to przynajmniej nie mów nikomu o naszej rozmowie. A tu masz kilka 

papierosów. 

Papieros6w   nie   przyjąłem.   Sprowadziłem   tych   właśnie   wrocławiaków   z 

mojej   drużyny,   którzy   chętnie   deklarowali   antysemityzm,   pokazałem   im 

owych nicponi6w, a potem dobraliśmy się do nich, jak oni przedtem do nas: 

bez litości. Mając na uwadze niebezpieczeństwo  i nędzę, w jakiej wszyscy 

byliśmy, zagroziliśmy im soczystym donosem, jeżeli jeszcze raz uciekną. 

background image

W ostatnim dniu naszego wspólnego kwaterowania wróciłem do tej sprawy i 

oświadczyłem   im,   że   we   wszelkich   okolicznościach   chętnie   będę   się 

deklarował jako GOJ w takim towarzystwie jak oni, ponieważ pod rzetelnym 

niemiecko-żydowskim  duchem  żołnierskim   pojmuję  całkiem   inne  treści  niż 

oni, mianowicie ducha prawdziwego koleżeństwa i uczciwość wobec siebie w 

imię   wspólnej   sprawy.   Gdy   na   moje   słowa   zareagowali   po   kretyńsku, 

poradziłem im wyemigrować do syjonistycznej Palestyny, gdzie między sobą 

będą mogli robić, co im się spodoba. 

Aryjczyk z gwardii 

W Azannes przebywaliśmy jakiś czas na terenie dworcakolejowego razem z 

berlińczykami z oddziałów gwardyjskich. Mieli tam kuchnię wagonową, gdzie 

moja drużyna często i skutecznie żebrała, aby na miejscu napełnić żołądek. 

Dochodziło   oczywiście   do   licznych   rozmów   między   nami,   nie   tylko   z 

kucharzami, ale i z żołnierzami kwaterującymi w Douaumont i jego fortach. 

Wśród gwardzistów był wysoki, szczupły, jasny blondyn z twarzą o wprost 

idealnych rysach, ale pozbawioną jakichkolwiek śladów ducha. Oprócz tego 

bardzo pyskaty. Na żołnierzy zwykłych formacji· patrzył z góry i traktował nas 

obcesowo. Wrocławianie go wprost nie cierpieli. 

Pewnego   razu   jasny   blondyn   zaczął   pomstować   na   wszystko,   co   podług 

niego nie było "niemieckie, germańskie i rasowe". Pociągnęliśmy go za język i 

okazało   się,   że   to   na   wskroś   zacięty   wróg   katolików   oraz   Żydów,   który 

wszystko,   co   "niegermańskie"   ,   kwalifikuje   jako   "nieniemieckie   i 

obcokrajowe".  Na pytanie,  jak się  w  takim  razie  czuje  w  swojej   drużynie, 

odpowiedział: 

- Tam są sami Aryjczycy. Gwardia jest aryjska! 

- A jeżeli przydzielą do was innych ludzi? 

- Zostaną natychmiast oddaleni. 

Często ciągnęliśmy go za język i pewnego dnia usłyszeliśmy: 

- Gdybym wiedział, że obok mnie w szeregu stoi Żyd, i gdyby doszło do 

szturmu,   to   naprzód   przebiłbym   bagnetem   tego   Żyda,   dopiero   potem 

poszedłbym do ataku! 

Jasny blondyn z gwardii wdawał się często w ostre spory z wrocławiakami, 

którzy wszyscy, byli socjaldemokratami. Nieraz ich wspierałem w szermierce 

słownej. Gdy pewnego dnia zawołali mnie w sukurs, tak się odezwałem do 

blondyna: 

- Skoro jesteś takim Germaninem z przekonania, to musisz przede 

wszystkim wystąpić z kościoła. 

- Co? Ja, protestant, main wystąpić z 'kościoła? 

Z aryjskiego kościoła? Wykluczone. 

-   Musisz   wziąć   rozbrat   z   kościołem,   jeżeli   chcesz   być   prawdziwym 

Aryjczykiem. Ja to na przykład już dawno zrobiłem. 

- Tak? Dlaczego? 

- A to ty nie wiesz, że Chrystus pochodził z Żydów? 

Że jego matka była po prostu uwiedzioną żydowską dziewczyną? I o tym, że 

Chrystus był obrzezany? Ja nie będę przykładał ręki do takich zdrożności. Jako 

Niemiec z przekonania, nie będę, się przecież modlił do pół-Żyda. 

Blondyn szeroko rozdziawił gębę, zaś wrocławianie chóralnie oświadczyli, 

background image

że mam rację. Na tłumaczenie 

blondyna, że on o tym nic nie wiedział, wrocławianie okrutnie się zdziwili i 

orzekli, iż oni to wszystko mieli ba lekcjach religii w szkole. Blondyn osłupiał, 

nie mógł tego pojąć i prosił o wyjaśnienia. Długo trzeba mu było 

tłumaczyć różne zawiłości. N a koniec zdruzgotany opuś.eił swoją aryjską 

blond głowę i po chwili zaskomlał. 

- Mój Boże! To niemożliwe, nie, to niemożliwe. Ja uczestniczę w takim 

oszustwie! To nie może być! 
A my śmiejemy się po kryjomu. I radzimy wystąpić z· kościoła, bo myśmy to 

wszyscy już zrobili jako Aryjczycy       

 A gdzie należy zgłosić wystąpienie z kościoła? 

- O tym trzeba zameldować u sierżanta. A on przekaże dalej . 

.Po kilku dniach spotkaliśmy znowu tego szczególnego "świętego" z gwardii. 

Pozdrowił nas promieniejąc z radości, uścisnął nam ręce, poczęstował dobrymi 

papierosami i był uszczęśliwiony. Pytaliśmy: 

- Przebiłeś wreszcie bagnetem jakiegoś Żyda? A może dostałeś urlop? 

. - Nie, wystąpiłem z kościoła! 

Dnia 1. 1. 1931 

Nie wiem, co będę jutro robił. W obliczu nowego roku 

1.staję niemal bez zajęcia i pełen obaw. Czy stoję przed llim? Nie, już weń 

wszedłem i idę. Jak wówczas na froncie w kierunku Ornes. I jestem głęboko 

przekonany, że z "budową drogi przez własne życie" jest zupełnie tak 

2.samo,   jak   z   tamtymi   francuskimi   drogami,   ciągle   niszCzonymi   przez 

artylerię,   będącymi   zawsze   pod   ostrzałem,   kt6repermanentnie   musieliśmy 

naprawiać. Nawiasem mówiąc brakowało nam ciągle materiałów do remonto-

wania· dróg, przy których pracowaliśmy w ustawicznym ogniu i mgle! 

Że też człowiek tam nie zginął! A było tyle pięknych możliwości, by zostać 

podziurawionym niby sito albo załamać się nerwowo. Dlaczego ze wszystkich 

opresji wychodziłem cało, a przede wszystkim - po có? Tego też nie wiem. 

Wiem już tylko jedno: obecnie każda czynność w tym życiu jest po prostu 

bezcelowa. 

2. 1. 1931 

Nadszedł list od Józefa Hersteina, który przeprowadził się do Krakowa 2, 

Przed   nowym   rokiem   napisałem   do   niego   list   utrzymany   w   mojej   starej 

konwencji  stylistycznie   może   nawet   nie   taki   doskonały,   ale   duchowo   na 

wysokim   poziomie.   Mam   przyjechać   <;lo   Krakowa,   aby   pod   znanym   mi 

adresem "zrealizować swoje szczęście". Nie: "popróbować". 

Niedziela, dnia 18. 1. 1931 

Wszystkie perspektywy wewnątrzpolityczne są ponure. 

background image

To ewidentne, że najpóźniej w jesieni będziemy mieli wojnę domową, a wraz z 

tym upadek państwa. Chyba' że partie rządzące natychmiast znajdą jakiegoś 

Herkulesa albo stanie się jakiś cud (w co nie wierzę) i oczyści się tę stajnię 

Augiasza, czyli Niemcy 3. W każdym bądź razie Hitler nie przeprowadzi tej 

oczyszczającej akcji, bo jego program, usiłujący być na wskroś narodowym, 

jest w każdym calu mizerny, tępy i głupi. Jego program to sama fanfaronada i 

frazeologia, nie ma w nim ani k~ty myśli i uwzględnienia powiązań 

międzynarodowych i korzyści z nich płynących. Hitler zapatrzył się w gesty 

Mussoliniego, będące tylko dworską grzecznością i niczym więcej. W 

rzeczywistości Hitler jest grabarzem Niemiec. Dnia 26. 1. 1931 

. W sprawie Opalnicy [chodzi o oszustwo przy kupnie pałacu w Opalnicy pow. 

Ząbkowice   Śląskie,   w   co   wplątano   siostrę   autora   w   charakterze   architekta 

wnętrz] 

był dzisiaj pierwszy dzień rozprawy. Herta Tausk musiała zająć miejsce na 

ławie oskarżonych.  Pytano ją m. in. o jej artystyczne  wykształcenie, na co 

odpowie~ziała   (domyślam   się,   dlaczego)   wymieniając   z   nazwiska   tylko 

zmarłych   nauczycieli,   więc   w   Berlinie:   Corintha   i   DopIera,   zaś   żyjących 

określiła ogólnikowym pojęciem: 

"Akademia Sztuki we Wrocławiu". Podała też, że ma 46 lat. 

Według   zeznań   Herty   Tausk   oskarżony   Gembus   nie   jest   ani   idiotą,   ani 

oszustem.   Przeciwnie,   pracował   bez   zarzutu   i   może   każdy   interes 

udokumentować   bezspornymi   dowodami.   Oskarżony   Hirschberg   również 

postępował   zupełnie   prawidłowo,   a   wyliczone   w   oskarżeniu   oszustwa   etc. 

zostały popełnione przez stronę oskarżającą. 

Niedziela, dnia 1.2. 1931 

W tygodniku "Freiheit" pisano o "rotmistrzu" Hirschbergu, że działał "wraz 

ze swoim przyjacielem Gembusem oraz z rzemieślnikiem artystycznym, panną 

Tausk, która prowt;ldzi salon sztuki na Hofchenstrasse [ul. Zaolziańska], gdzie 

również mają się dziać różne nieprzyzwoite rzeczy - pracujące tam bowiem 

supernowoczesne   kobietki   i   damulki   uprawiają   także   na   innym   polu   arty-

styczną działalność w owych zacisznych pomieszczeniach"! 
Jeśli ktoś sprawę zna i obserwuje tak jak ja, tego zdumiewa kłamliwa 

zuchwałość, z jaką się taki artykuł . pisze i drukuje. Ale nade wszystko szaleje 

we mnie Wściekła furia, że - choć wcale z tą sprawą nie powiązany - muszę 

jednak też cierpieć (zawodowo i osobiście). Nadal potwierdzają się 

przepowiednie, które dałem tej starej pannie przed laty. Przyglądam się też z 

obawą, jak całkiem niewinna stara matka staje się coraz bardziej pomieszana, 

coraz obłędniej myśli' i mówi. W sprawie tego artykułu chce ustawicznie 

przeprowadzać głupie i nic nie dające rozmowy z redakcją.

Dnia 20. 3. 1931, godzina 9 wieczór 

background image

W   Reichstagu   była   już   wściekła   awantura   przeciwko   nazistom   i   ich 

opiekunom.   Dopiero   te'raz   rząd   zabrał   się   do   tego   zdecydowanie   -   przy 

zastosowaniu   środków   represji.   Partia   hitlerowska   "być   może"   zostanie 

rozwią-: zana. W tym celu trzeba by uprzednio wprowadzić stan wyjątkowy. 

Choćby   z   tego   względu,   aby   pod   jego   ochro:ną   zastosować   dalsze 

zabezpieczenia. Ale stan Wyjątkowy nie zostanie ogłoszony, tylko zaostrzone 

zostanie wykonawstwo ustaw już istniejących. To głupota. Przede wszystkim 

należy usunąć Hitlera! Ale na to nikt się, nie odważy! To stanowi największe 

tchórzostwo tego republikańskiego rządu! 

Wieczorem, dnia 13.4. 1931 

W niedzielę rozpędzono we Wrocławiu demonstrację Stahlhelmu. Oddziały 

ciągnęły Schweidnitzerstrasse [ul. Swidnicka], rycząc: "Precz!", "Zemsta!" i 

śpiew'ając ,,0 Deutschland hoch in Ehren", co kończy się słowami: 

"Wytrzymajcie w łoskocie burzy". W południe o godzinie wpół do pierwszej 

trafiłem   akurat   ha   moment,   gdy   policja   konna   "oczyszczała"   teren   od 

Tauentzienplatz [pl. Tadeusza Kościuszki] do Zwingerplatz [pl. Teatralny

Czwartek, dnia 16. 4. 1931 

. W związku z 41 urodzinami! Rozum drętwieje od zastanawiania się, czym i 

po co były te lata. Ale ja mam przecież dzienniki. Wczoraj przed pójściem spać 

przy 'Stearynowej świeczce otworzyłem na chybił trafił lipski dziennik: pod 

datą 25.7.1917, następnie jeszcze tu i tam. Wszędzie mogłem stwierdzić, że 

począwszy od notatek z lat wojny do dzisiaj nie działo się rzeczywiście nic 

więcej   od   wchodzenia   po   spróchniałych,   trzeszczących   i,zdewastowanych 

schodach, odnalezienia przez bagno l zawieruchę, od walki z ludźmi i mocami. 

Godne zapamiętania, że przy tym człowiekowi niewiele się stało. 

Jeżeli   w   dodatku   mam   się   naprawdę   mieć   na   baczności   przed   liczbami 

podzielnymi przez 4 i 8, to minione 40 lat ~tały się czymś więcej niż dowodem 

rzeczowym. 

Poniedziałek, dnia 4.5. 1931 

" O. egzystencji. Z firmą "Dreyfuss und Siegel" mam ślikie stosunki, że jestem 

tam przewidziany na obsadzenie przedstawicielstwa na Wrocław. Nastąpi to, 

gdy   przedstawicielstwo   zostanie   przywrócone.   Ze   względu   na   aktualnie 

kiepską sytuację placówkę zlikwidowano. Do ponownego otwarcia "mam mieć 

spokojną głowę". 

Firma   "Arno   Fuchs,   Ellefeld"   (fabryka   męskich   koszul,   ~amskich 

kołnierzyków i sportowych bluzek): sprawa nadal wygląda pomyślnie. 

Firma   "Dolat".   Gdyby   ci   ludzie   byli   nieco   tańsi,   dostarczali   towarów   w 

lepszych i ognistszych kolorach QJ:'az mieli sprawniej pracującą ekspedycję, 

miałbym w. ciągu roku ... samochodzik. A w tej sytuacji nawet oni ledwo dają 

sobie radę i człowiek zarabia fenigi! Mogę tylko mieć nadziej ę, że będzie 

lepiej i że ta firma będzie Podporą całej mojej tzw. egzystencji. 

background image

Sobota, 30 maja 1931 

Lata człowiek po mieście przy 30 stopniach spiekoty w cieniu (i to pod 

wieczór)!   U   "Wertheima"   oraz   w   hali   wre   robota   -   szczególnie,   że   od 

przedwczoraj   odbywa   się   we   Wrocławiu   "XII   Zjazd   Żołnierzy 

Frontowych"   (Stahlhelmu),   o   którym   nie   piszę,   bo   jest   on   wskroś   ant   y-

republikański i ze związkiem starych żołnierzy nie ma nic wspólnego. Jest to 

po prostu ochotnicza armia, absolutną większość członków stanowią ci, którzy 

nie byli na wojnie (nawet nie mają do tego odpowiedniego wieku), natomiast 

ich wyposażenie jest całkowicie frontowe - z wyjątkiem broni. Ta indiańska 

banda mimo wrzasków o pokoju pragnie jego odwrotności! 

Niedziela wieczór, 31. 5. 1931 

Przy tak pięknej pogodzie nie można przecież przez cały dzień siedzieć w 

domu i na zapas spać. Wyszedłem na ulicę skazany jak niegdyś w Lipsku na 

szwendanie   się   po   mieście.   Około   godziny   6   trafiłem   w   sam   środek 

zgrupowania Stahlhelmu, który właśnie gotował się do odmarszu na kwatery 

po wielkiej paradzie wojskowej na Osobowicach. Do Wrocławia zjechało się 

podobno 150 tys.  członków  Stahlhelmu.  Wszyscy gotowi do wyruszenia w 

pole,   tyle   że   bez   broni.   Ale   wielu   z   hełmami,   maskąmi   gazowymi, 

ładownicami, pochwami na bagnety oraz saperkami!!! 

Trzy czwarte tych ludzi wcale nie jest z roczników wojennych, lecz w wieku 

15-29 lat. Są to dobrowolni rekruci ochotniczej, niemiecko-narodowej armii, 

którą oblicza się na około miliona ludzi. Owa armia pragnie wojny z Polską. 

Manifestacja wrocławska była nastawiona na propagandę "wojny narodowej z 

Polską o granicę wschodnią"! 

Ci sami ludzie są jednak też przygotowani, by przy sympatii większej części 

społeczeństwa   i   widzów,   tworzących   szpalery,   na   ulicach,   rozprawić   się   z 

własnymi   ziomkami:   republikanami,   a   zwłaszcza   z   komunistami.   Czekają 

tylko na to! Prawie w tym samym czasie milion byłych uczestników walk na 

froncie francuskim wypowiedziało się zdecydowanie za utrzymaniem pokoju! 

Ergo: niemiecki nacjonalista prowadzi systematycznie propagandę wojenną i 

przygotowania wojenne. I znowu - jak w roku 1914 - rozpęta pewnego dnia 

nową wojnę, w której ponownie otrzyma baty. Może nawet jeszcze większe! 

W jednym z moich powojennych dzienników napisałem: "Pewnego dnia naród 

niemiecki  znowu rozpocznie  marsz".  Ale na razie  maszeruje  tylko  reakcja! 

Rozpoczęła ona ten marsz w interesie tych samych ludzi, dla których podczas 

ostatniej  wojny lud niemiecki się wykrwawił: dla dynastii Hohenzollernów, 

których przedstawiciel, książę Wilhelm z Oleśnicy 4, brał oczywiście udział w 

demonstracji! Konserwatyści przyjmowali go wprost euforycznie! 

Miałem   sposobność   stwierdzić,   że   wrocławscy   robotnicy   i   bezrobotni   po 

prostu kipieli ze złości. Dlatego też nastąpiły tu liczne krwawe starcia. Nocami 

komuniści   strzelali   nawet   do   oddziałów   Stahlhelmu.   Młodzi   bojowcy   tej 

organizacji   zachowywali   się   we   Wrocławiu   jak   we   wrogim   kraju   i   aż   do 

odjazdu wałęsali się po ulicach bezprawnie obnosząc mundury, które myśmy 

nosili. Najpierw powinni na nie zasłużyć na wojnie! 

Wczoraj dałem porządnie po nosie zarozumiałemu konserwatyście w wieku 

około 50 lat, który na ulicy głośno opowiadał się za nową wojną i za gotową na 

wszystko armią. 

background image

Dnia 29.6. 1931 

Nie mogę pozbyć się wrażenia, że moja rodzina stoi w obliczu rozkładu, 

ponieważ zubożenie ekonomiczne 
łącznie   z   długami   osiągnęło   taki   stan,   w   którym   przy   naszych   stosunkach 

liczyć można już tylko na katastrofę· Ja sam przy całej aktywności i handlowej 

ruchliwości,   którą   ciągle   inni   ludzie   podają   za   przykład,   jestem   życiowo 

całkowicie   zobojętniały   i   dosłownie   nie   wiem,   dlaczego   nadal   jeszcze   się 

obijam. Jest tak jak na wojnie, tylko że tu nie ma żadnej nadziei dostania się do 

lazaretu, a tym samym wylezienia z tych rzygowin albo dostania się pod darń. 

Dnia 31. 6. 1931 

Dzisiaj   mieliśmy   również   we   Wrocławiu   zamieszki   komunistyczne   w 

związku   z   kryzysem   żywnościowym.   W   okolicach   Nowego   Targu   chmary 

młodych   bezrobotnych   ciągnęły   do   sklepów   piekarniczych   i   rzeźnickich, 

żądając towarów za darmo. Dla zachowania spokoju dawano im chleb i mięso, 

ale na wszelki wypadek równocześnie zaalarmowano policję! 

Dnia 17.7. 1931 wieczorem 

Gdy chodzi o sprawy zawodowe, mogę przez cały tydzień spacerować. Ze 

względu na bankructwo banku DANAT i związane z tym międzynarodowe 

komplikacje   -   dla   nas,   przedstawicieli   handlowych,   ustał   cały   handel.   Dla 

moich zagranicznych firm nic nie mogę robić! Nastrój jak podczas inflacji! 

Dnia 27. 7. 1931 

Pomimo ładnej pogody siedziałem wczoraj przez cały dzień w domu. 

Opracowałem wreszcie moje listy z wojny. Przeglądając je znalazłem 

doskonałe fragmenty osobliwie w listach pisanych spod Verdun i traktujących 

o głupocie starszej siostry                                           

Józef Herstein chce mnie koniecznie sprowadzić do Krakowa, aby mnie tam 

dobrze   ożenić   (posag   w   dolarach).   Może   jednak   uczynię   ten   krok   z 

permanentnej rozpaczy? 

DZIENNIK NR 19 

W TRZECIEJ RZESZY 

zaczęte: 1. 2. 1933 skończone: 30. 6. 1933 

"Miałem niegdyś piękną ojczyznę! Był to sen!" 

                                                    (Henryk Heine) 

background image

Tak jak pod Verdun nie widziałem zwycięstwa Niemiec, a tylko gorzką klęskę, tak i 

dzisiaj   nie   widzę   ich   odrodzenia,   lecz   pogrążenie   w   chaosie,   w   barbarzyństwie   i   w 

średniowieczu   -   za   kanclerstwa   obcokrajowca   Adolfa   Hitlera,   którego   popychają   do 

przodu: wielki przemysł, junkrowie oraz zbankrutowana i zniedołężniała arystokracja. 

                                        13.2.1933 - W. TAUSK 

Środa rano 2.2.1933 

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że to, co obecnie w Niemczech przeżywamy, jest 

tylko reakcją na kiepsko przeprowadzoną rewolucję roku 1918, której prawie nie było. I 

reakcją na nieudolny bawarsko-niemiecki rząd, który w 1923 zostawił Hitlera przy życiu. 

Do tego jeszcze doszło rozczarowanie spowodowane przez SPD, która ogłoszonego 30 

lat   wcześniej   i   zapowiedzianego   w   listopadzie   1918   programu   nie   przeprowadziła   i 

dlatego przegapiła swoją szansę. 

4.2.1933 

O   wprowadzaniu   rządów   hitlerowskich.   Niemcy   moim   zdaniem   już   nie   mają 

"ponadpartyjnego rządu", lecz prawdziwie absolutystyczny, na który składają się: styl 

rządzenia   von   Papen,   program   partyjny   Adolfa   Hitlera   oraz   nienawiść   kół 

konserwatywnych i nazistowskich do wszystkiego, co nie do nich należy. W Niemczech 

władza aktualnie nie rządzi - władza tylko się mści i do tego używa całego aparatu 

państwowego. Doszło już do tego, że dymisjonuje się doświadczonych, wyśmienitych 

urzędników, na  których  miejsce  kieruje  się hitlerowców  o przestępczej  przeszłości  i 

fatalnej opinii. Tak więc odpowiedzialne stanowisko prezydenta policji w Berlinie ma 

otrzymać   hrabia   Helldorf,   który   stracił   cały   ma   jątek,   zupełnie   podupadł,   został 

hitlerowcem  z finansowych względów. Ale i tam nie zachował się fair i zasłynął  w 

ubiegłym   roku   z   napadów   na   Żydów   na   Kurfiirstendamm.   On   wówczas   ten   hałas 

organizował i nim dyrygował, a potem utrzymywał, że nie miał o tym pojęcia. Sąd go 

uwolnił. 

Także i Reichswehra jest na najlepszej drodze do upolitycznienia. Potem przyjdzie 

kolej na policję. 

10.2.1933 

Notuje się pierwsze reakcje wobec nowego gabinetu. 

background image

"Żelazny   Front"   8   umieścił   wczoraj   we   Wrocławiu   na   wszystkich   słupach 

ogłoszeniowych   wielkie,   czerwone   plakaty   (które   jeszcze   do   tej   pory   nie   zostały 

zalepione).   Domagają   się   od   hitlerowców   realizacji   wszystkich   socjalnyC!h   i 

politycznych obietnic, których część miała być spełniona "w ciągu· dwunastu godzin od 

przejęcia władzy". Gęste tłumy ludzi stoją wokół słupów i śmieją się. 

SA i SS (ale przede wszystkim SA) szaleją w Niemczech, a szczególnie na Śląsku, 

okrutniej   niżeli   hordy   z   czasów   wojny   trzydziestoletniej.   Przy   użyciu   łańcuchów, 

pejczów,   stalowych   prętów,   kijów,   rewolwerów,   pasów   i   jeszcze   innego   "oręża 

duchowego"   maltretuje   się   ludność   na   wsiach,   w   małych   miasteczkach,   na   przed-

mieściach   oraz   w   dzielnicach   robotniczych.   Przy   okazji   obrywają   też   "cywilni" 

zwolennicy hitleryzmu. I mimo wszystkie zarządzenia nadal nie zabrania się tej gwardii 

działać. To niemal cud, gdy ktoś gruppenfiihrera albo innego bohaterskiego oficera SA 

zaprowadzi   osobiście   na   posterunek   i   zaskarży.   Na   Śląsku   prowadzi   bandytów   do 

szturmu sam gruppenfiihrer Heines 7. Od kilku dni ta hołota kwestuje na ulicach na SA. 

Głupkowate niemieckie kołtuństwo daje. 

Naśladując Mussoliniego i zabezpieczając swoją pozycję Hitler pragnie, żebyj SA do 5 

marca 1933 . osiągnęla 800 tys. członków, aby była umundurowana i gotowa do akcji. 

We Wrocławiu rozwieszono juz plakaty wzywające do "mobilizacji SA" oraz werbujące 

do   "Standarte   nr  11"   8.  Naród   stoi  przed   nimi,   gapi   się   niemądrze,   przygląda   sobie 

nawzajem   i   spokojnie   aprobuje   tworzenie   partyjnej   armii.   Zaś   odpowiednie   organy 

władzy milczą,  gdyz  Hitler  czarami  skłonił  je do milczenia  i poniewaz jego kumple 

częściowo juz siedzą na róznych szczeblach tej władzy. 

Niedziela, 12.2. 1933 

Dzisiaj przezywaliśmy tu od godziny 9 do 14 "propagandowy przemarsz" SA, SS i 

Stahlhelmu.   Zorganizowano   równiez   kwestę   uliczną   na   SS   i   jej   "zranionych   boha"" 

terów"  9. Według mojej  oceny w  kolumnie  przemaszerowało  5 tys.  ludzi, jezeli  nie 

więcej. I muszę obiektywnie powiedzieć, ze według moich obserwacji, w odróznieniu od 

postawy i oblicza ludzi ze Stahlhelmu, członkowie SA i SS mieli całkiem bandyckie 

oblicza   o   podłym   albo   mętnym   wyrazie.   Robili   wrazenienajgorszych   mętów   i 

nikczemników, nie zadnych tam "muszkieterów dawnych czasów". Podzieleni byli na 

piechotę bez broni, saperów z długimi szpadlami i oddziały broni maszynowej z atrapami 

z   drewna   (?)   i   z   imitacjami   taśm   nabojowych.   W   takt   muzyki   wojskowej   i   jeszcze 

głośniejszych ryków, między innymi pieśni antysemickich, toczyła się ta gwardia Hitlera 

o kiepskiej  postawie  i źle  wymusztrowana  (w  przeciwieństwie  do Stahlhelmu)  przez 

Kaiser Wilhelm Strasse [ul. Powstańców Sląskich], dając wyobrazenie o Trzeciej Rzeszy. 

Ten pokaz przeekonuje, że jeżeli Hitler rzeczywiście uzyska nie ograniczoną władzę, to 

jego idea narodowa będzie jedynie naj gorszą brutalnością, jarzmem i przemocą czynioną 

przez opłacanych zbirów, a przede wszystkim będzie wojną domową. 

24.2.1933 

Począwszy od dnia 13 lutego każdego dnia punktualnie o godzinie 8.30 hitlerowcy 

zajmują miejsca na eksponowanych skrzyżowaniach i placach Wrocławia. Zaopatrzeni w 

duże   flagi,   plansze,   a   zwłaszcza   w   skarbonki,   agitują   hałaśliwie   do   późnych   godzin 

wieczornych i zbierają pieniądze na fundusz wyborczy. Żadna inna partia tego nie robi. 

A kołtuństwo płaci. Jakaż przeto uboga musi być ta partia pyskaczy. 

Jeżeli ma się odbyć  pogrzeb komunisty zabitego przez SA, to każda demonstracja 

przeciw   mordercom,   każda   czerwona   wstęga   itp.   jest   zabroniona.   Jeżeli   zaś   mają 

pochować obszarpańca hitlerowskiego, który poniósł śmierć w "wojnie domowej", to 

background image

robi  się  z   tego  prawdziwy teatr   na  koszt  państwa  oraz   wprawia   w   ruch  żądną   krwi 

propagandę przeciw marksizmowi. 

25.2.1933 

Dzisiaj Goring w mowie przedwyborczej w Dortmundzie twierdził, że "na Wschodzie 

(Rosja)   cały   naród   złożony   z   na   wskroś   zdrowych   ludzi   ugrzązł   i   przepadł   w 

marksizmie". To czyste kłamstwo, przedwyborcze kłamstwo. Właśnie w czasach caratu 

Rosjanin   był   niczym   i   Rosja   była   niczym.   Dopiero   marksizm   (czyli   komunizm) 

przemienił   rosyjskiego   mużyka   w   człowieka,   któremu   umożliwiono   naukę   czytania, 

pisania, rachowania, myślenia· i zawodu. I dopiero dzięki marksizmowi dźwignęła się 

Rosja gospodarczo i zaczyna być światowym mocarstwem, bogatym krajem. 

Wieczorem 3. 3. 1933 

Po   dwóch   latach   przerwy   kupiłem   sobie   znowu   trochę   tytoniu   fajkowego   -   paczkę 

prawdziwego tureckiego  za 30 fenigów. Są to wprawdzie odpady,  ale jednak czysty 

tytoń, który łagodnie i znakomicie pachnie. Siedzę teraz przy maszynie i powoli pykam. 

Zupełnie jak podczas wojny, kiedy prowadziłem dziennik. Obecnie notuję co nieco o 

"drugiej niemieckiej rewolucji", czyli o kontrrewolucji wobec 9 listopada 1918 r.

10

, którą 

już wtedy się widziało. 

Cywilny stan wyjątkowy ograniczył nam wolność wypowiedzi i prasy oraz narzucił 

cenzurę listów, telefonów i telegramów. Cała prasa KPD 11 została zakazana na okres 6 

tygodni, a prasa SPD na okres 4 tygodni. W wydawanych jeszcze gazetach nie ma prawie 

wcale   przedruków   z   pism   zagranicznych.   We   Wrocławiu   już   nie   można   dostać 

zagrariicznych gazet. 

Prasa jeszcze się ukazująca nie może pisać prawdy. 

I   dlatego   tzw.   prasa   rządowa   ma   wszelkie   możliwości   otumaniania   społeczeństwa 

niesamowitymi  bajeczkami. Tak więc opowiada się o berlińskim Domu Karola Lieb-

knechta - który jest teraz zamknięty i nad którym powiewa hitlerowska flaga - że odkryto 

w nim katakumby i różne wyrafinowane zabezpieczenia. 

We Wrocławiu naziści robią wiele "circenses", lecz żadnego "panem". Co dzień i co 

wieczór czynią wrzask, hałas i szum - zbiórki, marsze z pochodniami, wiece. Radio jest 

tym ludziom całkowicie zaprzedane. Wszędzie flagi, uroczyste ogniska na wierzchołkach 

gór i temu podobne czarowanie, mamienie i kaptowanie tłumów. Natomiast KPD, SAP 

12   i   SPD   zabrania   się   jakiejkolwiek   działalności   -   nie   wolno   im   nawet   wywieszać 

sztandaru czarno-czerwono-złotego. Barwami Rzeszy są znowu czerń, biel, czerwień. 

W całym kraju gorliwie węszy się za składami broni i amunicji KPD, SAP, SPD i ciągle 

odkrywa się rzekomo takie składy (przeważnie zawsze w katakumbach). Natomiast nie 

słyszy   się   zupełnie   o   znajdowaniu   składów   broni   SA,   SS   i   Stahlhelmu;   co   jest   tym 

bardziej dziw ne, że np. w dzisiejszym Wrocławiu widzi się całe pochody członków SAz 

hełmami na głowach. Są to stare hełmy z wojny, na których z przodu namalowano białe 

swastyki. Osłaniają one zdecydowanie bydlęce gęby, z których wyziera jedynie chętka do 

bijatyki. Inne oddziały są wy'posażone (do broni włącznie) na wymarsz w pole. Jako 

spokojny obywatel pytam zdumiony: po co? 

Nie szkodzi, że terrorem chcą wyrwać z korzeniami Komunistyczną Partię Niemiec. 

Inna   już   sprawa,   czy   KPD   zdołają   zniszczyć   jako   poglądy.   Zmyślone   okropności 

opowiadane ostatnio' narodowi to tylko szalbierstwo wyborcze. Przecież nawet zwykły 

członek Komunistycznej Partii Niemiec jest systematycznie szkolony ideowo i czyniony 

pełnowartościowym   członkiem   społeczności.   Poza   tym   do   KPD   nie   przyjmują   ani 

mężczyzn, ani kobiet chorych wenerycznie, karanych, pijaków, anormalnych seksualnie 

background image

albo chorych w jakiś inny sposób. 

W przeciwieństwie do załganych bajeczek o komunistach ta wiadomość jest faktem: 

pewien   oficer   z   Berlina,   przywódca   młodzieżowego   Stahlhelmu,   oficjalnie   rozpo-

wszechnia podpisane przez siebie ulotki, w których nawołuje, aby chrześcijanie dobrze 

pilnowali swoich dzieci, ponieważ Żydzi rychło będą mieli święta wielkanocne, kiedy to 

zabijają dzie~i chrześcijan, gdyż ich krwi potrzebują do macy wielkanocnej. To zaiste 

głębokie niemieckie średniowiecze. 

Ostatnio w SA rozdają kartki z tekstem: "Każda idąca samotnie nocą żydowska kobieta 

lub dziewczyna jest dla SS wyjęta spod prawa i może być  zgwałcona". Poniżej tego 

tekstu pisze jeszcze: "Ja także pokrywam - Goring". Tenże jest ministrem. 

Niedziela 5. 3. 1933 

Opowiedziałem się podczas dzisiejszych wyborów za socjalizmem, jak sądzę, najlepiej 

reprezentowanym  przez Socjaldemokratyczną Partię Niemiec - choć wcale nie jestem 

socjaldemokratą. Ta partia ma takie samo prawo do przekonan narodowych, jak i liczne 

"bataliony   dzieci   wojny"   Hitlera   i   Seldtego   13.   Głosowałem   dzisiaj   znowu   za   SPD, 

ponieważ zarzuca się jej w nikczemny sposób takie rzeczy, których wcale nie załiniła i 

którym nawet chciała przeszkodzić. 

7.3.1933 

Dzisiaj na budynkach panstwowych, sądowych i policyjnych wywieszono starą flagę 

czarno-biało-czerwoną i flagi hitlerowskie w czasie defilady oddziałów SA i Stahlhelmu i 

ogromnego harmideru. Z tej okazji oświadczył pod ratuszem gruppenfiihrer SA, Heines 

(by'ły porucznik, a u Hitlera - morderca, pederasta, organizator bojówek, jednym słowem 

- ogólnie znany przestępca): "Te sztandary nigdy już nie zostaną zwinięte". Niedawno 

Heines został skazany na 6 miesięcy więzienia za "nakłanianie i współudział w 

morderstwie". Ale nie odsiedzi tej kary. Owo indywiduum po morderstwie dokonanym w 

Monachium na swoim młodocianym partnerze homose~ualnym zostało swego czasu 

przez Hitlera przenie- . sione na Dolny Śląsk ... 

Ja osobiście, który w wieku lat 18 chciałem emigrować i zostać Anglikiem, stałem się 

teraz zgodnie z przemówieniem Goringa Niemcem obcego pochodzenia, "którego życie i 

własność będą lojalnie ochraniane, któryspokojnie może wykonywać swoją pracę, ale 

którego nie powinna zaprzątać działalność rządu". Całe szczęście, że nie mam żony ani 

dzieci. Całe nieszczęście, iż nie mam pieniędzy, bo pokazałbym plecy temu krajowi, a 

oprócz   tego   wystąpiłbym   z   kościoła   żydowskiego,   ponieważ   nie   mam   ochoty   i 

obowiązku cierpieć za grzechy innych. 

9. 3. 1933 to nocy 

Wczoraj krótko przed godziną 8. rano 250-osobowa kolumna SA, "maszerująca 

przypadkowo koło Domu Związków Zawodowych", została z niego rzekomo ostrzelana. 

W odwet dom zdobyto szturmem i obsadzono przez SA, a potem policję oraz 

przeprowadzono w nim rewizję. Nie obyło się bez zabitych i rannych tak wśród 

napadających, jak i napadniętych. Nie wierzyłem w to, ale dzisiejsza prasa pisze, że we 

wtorek wieczorem, jak też w środę ra- . no w wielu rriiastach oddziały SA zgodnie z 

rozkazem atakowały domy związków zawodowych i domy partyjne SPD. W czasie walk 

były oczywiście ofiary. "Zgodnie z rozkazem" - to brzmi przekonywająco. 

We Wrocławiu duże oddziały SA maszerują codziennie ulicami z głośnym tra-ta-ta-ta. 

background image

Całe kompanie l8-letnich gówniarzy .w hełmach. Każdy z nich ma saperkę  straszliwą 

broń w walce wręcz –i spluwę w kieszeni. 

Pozajmowano domy związków zawodowych, aby rozbić tę organizację i opanować 

punkty zbiorcze ewentualnej kontrofensywy. Robotnicy kipią z wściekłości i jednolity 

front KPD i SPD (który ta pierwsza ciągle udaremniała 14) coraz bardziej się zacieśnia. 

Nawet bez prasy i zebrań. 

Liczni   fabrykanci,   szczególnie   w   Saksonii,   zwalniają   swoich   przedstawicieli 

handlowych i komiwojażerów pochodzenia żydowskiego i angażują "panów Niemców". 

Doszło do tego, że nawet Wertheim (zatrudniający wprawdzie więcej chrześcijan niż 

Żydów,   ale   pracujący   na   amerykańskich   kapitałach)   bywa   przez   wielu   dostawców 

zapytywany,   czy   można   mu   rekomendować   "niemieckich"   agentów   handlowych. 

Indagowany o to samo Meyerzakazał mieszania się w te sprawy. Ale pod tymi naciskami 

Wertheim nie może już wysyłać  w różnych interesach do Saksonii swoich .zdolnych 

żydowskich pracowników, bo ich tam po prostu ignorują. 

· Meyet powiedział do mnie podczas rozmowy: "Pan nie jest przecież kupcem i wygląda 

tak, jakby nim wcale nie chciał być. Wygląda pan na człowieka, który chciał studiować, 

studiował   albo   jeszcze   studiuje".   I   tak   gadaliśmy   sobie   bardzo   mile,   chociaż   w 

przedpokoju czekali na niego inni panowie. Meyer powiedział mi jeszcze: 

"Z   całą   pewnością   będę   pamiętał   o   panu.   Dla   wielu   już   załatwiłem   dobre 

przedstawicielstwa i panu też takie znajdę. Czasy są cholernie ciężkie, wiemy o tym obaj, 

ale nie zapomnę o panu. Często mnie pytają w tych sprawach, zwłaszcza teraz". 

Będę przeto czekał. Lecz mam dziwne przeczucie, że jeżeli brunatny rząd nie nabierze 

ogłady i przyzwoitości, jeśli pozwoli SA na panowanie (co teraz właśnie czyni), wtedy 

wszystko źle się skończy. Również i ze mną. 

10.3.1933 

We Wrocławiu rzuca się w oczy wielka liczba młodych nazi-łobuzów (z SA) w wieku 

18-20 lat. Przy pasach noszą gumowe pałki, mimo że nie należą do policji pomocniczej. 

Łobuzy   te   atakują   na   przedmieściach   kobiety   i   dziewczęta,   które   posądzają   o 

przynależność do SPD i KPD. Od dłuższego już czasu w śródmieściu biją na chybił trafił 

w biały dzień. Policja nic nie widzi! 

Sobota 11. 3. 1933 

W   dniach   "przejmowania   władzy"   grupy   6-8   uzbrojonych   w   pistolety   SA-manów 

chodziły   ze   sporządzonymi   listami   po   mieszkaniach   bogatych   Żydów   i   wymuszały 

pieniądze: kwoty do 2000 marek. Właściciel cukierni, Seelig, przyjechał akurat autem do 

domu,   gdy   taka   grupa   opuściwszy   jego   mieszkanie   schodziła   po   schodach   na   d6ł. 

Wymusili   na   jego   żonie,   która   była   santa   w   domu,   700   marek.   Seelig   pojechał 

natychmiast   do   Brunatnego   Domu   na   Neudorferstrasse   [ul.   Komandorska],   gdzie   za-

meldował o zdarzeniu, zabrał dyżurnego "oficera" do swego auta, pojechał z nim do 

innych Brunatnych Domów i nakrył towarzystwo w jednym z nich. Szantażyści przyznali 

się,   pokazali   przełożonemu   odpowiednie   spisy   i   ściągnięte   kwoty   twierdząc,   że 

"postępowali zupełnie słusznie". Seelig otrzymał z powrotem swoje 700 marek wraz z 

background image

zapewnieniem "oficera", iż podobne praktyki nie będą tolerowane, a inni poszkodowani 

też otrzymają swoje pieniądze. Ale nic o tym nie słychać. 

Wczoraj we Wrocławiu widziało się różne sceny. Firma ,;Blasse" (sprzedawała tylko 

pośledni~ towary, jej klienci to przeważnie ubożsi ludzie, wieśniacy, robotnicy, drobni 

urzędnicy i urzędniczki, firma niesłychanie tania!!!) właśnie wczoraj po południu została 

zajęta przez SA. Jeszcze i dzisiaj obok drzwi wejściowych szwendają się tam ważniacy 

w rynsztunku bojowym z saperkami, bykowcami, karabinami i rewolwerami. Nie można 

nawet wejść do ludzi mieszkających w tym budynku. 

W południe o wpół do dwunastej mojemu klientowi o, nazwisku Gruschka (bardzo 

przyzwoitemu i uczciwemu człowiekowi, ale niestety Żydowi), który handluje starymi i 

nowymi rzeczami i ubiera wszystkie organizacje począwszy od Hitlera, a skończywszy 

na Thalmannie, zabrano ze sklepu mundury feldgrau. Naturalnie SA. Biedny Gruschka 

musiał jeszcze wszystkie mundury zanieść do Prezydium policji. Przechodziłem tamtędy, 

widziałem całe zbiegowisko i wypytałem nazistowskiego gazeciarza. 

Przybyła policja i zrobiła porządek. Potem poszedłem do znajomego właściciela sklepu, 

Juliusburgera. Kiedyśmy rozmawiali, przeszedł obok nas członek Stahlhelmu, idący od 

strony   sklepu   Gruschki.   Podchodził   on   do   wielu   żydowskich   właścicieli   sklepów   i 

rozmawiał   z   nimi   bar   dzo   uprzejmie.   Dowiedzieliśmy   się:   "W   przyszłym   tygodniu 

żydowskie przedsiębiorstwa powinny uważać na siebie". 

Poszedłem   dalej   i   nasłuchiwałem.   Wszędzie   stały   grupki   osób:   prości   ludzie, 

chrześcijanie. Wszyscy pienili się od jadu i nienawiści przeciwko G6ringowi, Hitlerowi i 

jego SA, przeciwko wszystkim "zdrajcom", którzy "pozwolili tym lumpom pójść w górę 

i lecą za nimi". 

Kiedy szedłem do domu, ujrzałem, że Wertheim jest też zamknięty. Stało się to wtedy, 

gdy szwendałem się po Ohlauerstrasse [ul. Oławska]. I koło Wertheima dowiedziałem 

się, że w całym mieście SA pozamykało domy towarowe i magazyny jednolitych cen. 

Przed Wertheimem paradowali członkowie SA i policji bezpieczeństwa z karabinami. A 

Wertheim jest przedsiębiorstwem amerykańskim! 

Po   południu   około   godziny   3:   wszystkie   domy   towarowe   i   firmy   jednolitych   cen 

zostały   otwarte   i   przedsiębiorstwa   pracują   dalej.   Jeszcze   tylko   stoją   przed   drzwiami 

zdwojone posterunki policji bezpieczeństwa! SA zniknęło! 

Dowiedziałem   się,   że   SA   wymusiło   na   właścicielach   zamykanych   sklepów,   aby 

podpisali zobowiązanie, iż będą sprzedawali tylko niemieckie towary. Jedynie pod tym 

warunkiem   pozwolono   im   ponownie   otworzyć   sklepy.   Dokąd   nas   zaprowadzi   takie 

kupiectwo? My, Niemcy, nie możemy przecież żyć bez zagranicznych towarów. Cały 

nasz przemysł pozbawiony importu będzie musiał zamknąć kramik. 

Niemcy kompromitują się nadal. A tymczasem dowiedziałem się, iż Polska w wielkiej 

tajemnicy obsadza Gdańsk - liczne oddziały wojskowe, kawaleria, piechota i plutony 

karabinów maszynowych wyładowano po kryjomu na Westerplatte 15. Jeżeli Polska ma 

Gdańsk, to ma otwartą drogę do Prus Wschodnich, a to dla hitlerowskiego rządu oznacza 

wojnę. 

12.3.1933 

To, co teraz widzę, przepowiedział niegdyś, co do roku i dnia, mój przyjaciel Erich 

Spelling. Dzisiaj ganiała  po Wrocławiu gwardia hitlerowska wyposażona  po wojsko-

wemu i wcielała spontanicznie w życie - na podstawie własnych pełnomocnictw - liczne 

obiecanki   swego   wodza.   Występowała   przeciw   sklepom   i   życiu   gospodarczemu,   a 

wczoraj   przepędziła   z   wrocławskich   sądów   sędziów   i   adwokatów   żydowskich,   bez 

względu na odbywające się rozprawy. Niektórych nawet poturbowano. Dręczono także 

background image

ewangelickich i katolickich prawników, którzy się przeciwstawili tej hotentockiej szajce. 

Hitlerowska   gwardia  w  gmachu   giełdy  rewidowała   żydowskich   giełdziarzy,   szukając 

broni. Chrześcijan nawołujących do rozsądku potraktowano przy tym jak parobków. I 

Stahlhelm,   "Związek   Frontowych   Żołnierzy",   współdziała   z   nimi.   "Mamy   rozkaz   od 

swego zwierzchnictwa i mamy czarną listę, na której podstawie pracujemy". 

Również i Stahlhelm wystąpił teraz w "blaszanych garnkach" (jak nazywaliśmy hełmy 

stalowe), z bagnetami i rewolwerami. Każdy członek SA, SS i Stahlhelmu ma też u pasa 

pałkę gumową albo kij z ołowianym końcem. To nie jest faszyzm, lecz wytęskniona, 

prawdziwa anarchia. A fiihrer może tę sforę zawrócić jednym gwizdnięciem. 

Konserwatywne oraz mniej albo więcej przez konserwatystówinfiltrowane koła w całej 

Rzeszy widzą już, jaki idiotyzm popełniły. Teraz za późno zawrócić. Ich faworyt dorwał 

się do władzy i ustąpi tylko przed przemocą· 

Moja niemal 81-letnia matka, Rosa Tausk, nie zdaje sobie sprawy z tych wydarzeń. Albo 

ich w ogóle nie rozumie, albo rozumie źle. Niekiedy egzaltuje się nadmiernie i potem 

cały   boży   dzień   krzyczy   na   antysemitów.   Przy   okazji   nawet   przy   obcych   ludziach 

politykuje i piorunuje. Dlatego nie może sama chodzić do hal targowych, dokąd teraz 

towarzyszy jej służąca. Staruszka długo w noc słucha radiowych przemówień mężów 

stanu i gorączkuje się ciągle od nowa, a nawet śni się jej o tym. 

Poniedziałek 13. 3. 1933 

Nastroje są we Wrocławiu bardzo przygnębiające. Oddziały SA ponownie wtargnęły 

do   sądów,   skąd   wyrzuciły   wszystkich   żydowskich   adwokatów   (ponoć   dlatego,   że 

żydowscy adwokaci powsadzali ich kumpli do więzienia). Potem wokół gmachu sądu 

krajowego ustawiono ciężko uzbrojone silne posterunki i zamknięto doń dostęp. I znowu 

można było stwierdzić głupotę owych "żołnierzy III Rzeszy", Do sądu można bowiem 

było   dostać   się   swobodnie   przez   budynek   adwokatury   -   osobiście   sprawdziłem   to 

przejście nie natrafiając na przeszkody. 

Ludność przechodzi obojętnie oboK "żołnierzy III Rzeszy". Mają po 18-20 lat, twarze 

ich   są   blade.   Większość   spośród   nich   wygląda   na   autentycznych   pomocników   kata. 

Braki. w wychowaniu nadrabiają butną miną i "twardym krokiem", gdy nadciągają. Ale 

przede   wszystkim   są   niesłychanie   dumni   ze   zwisających   u   pasów   rewolwerów,   z 

pistoletów maszynowych i karabinów oraz gumowych pałek. Bawią się w wojnę i są 

okropnie   ważni.   Śmierdzą   przy   tym   straszliwie   komiśniakiem   i   robią   wrażenie 

zbydlęconego tłumu, z którego niewiele można wykrzesać. Kiedy pytać ich o cokolwiek 

- a wielokrotnie z całkowitym spokojem to czyniłem, wówczas prostują się, naprężają 

mięśnie   i   odpowiadają   urywaną   wojskową   mową.   Są   bezdennie   głupi,   oprócz 

otrzymanych rozkazów nic nie wiedzą. 

To istny teatr, nic więcej. Organizuje się narodowi na.,. puszone widowiska: podzięka dla 

nowego rządu. Działania zaś nowego rządu przyniosą rozczarowanie. Zażąda on jeszcze 

takich czynów od współobywateli, że będą one niemożliwe do wykonania przez naród o 

wysokiej kulturze, jakim Niemcy są jeszcze jednak nadal. Nawet konstytucja zostanie 

zmieniona. Już w przyszłym tygodniu przed społeczeństwem niemieckim staną takie wy-

magania, że po prostu osłupieje. I będzie gorzej niż podczas czterech lat minionej wojny. 

Gdy   chodzi   o   mnie,   to   przygotowuję   się   do   ostatecznego   pogrzebania 

moichzagranicznych   przedstawicielstw   handlowych.   A   być   może   trzeba   będzie 

całkowicie zaprzestać pracy. Nie robię sobie żadnych złudzeń. 

14.3.1933 

background image

W niedzielę SA i SS zostały drogą radiową siedem razy przywołane do rozumu przez 

ich fiihrera, a skutek tego był taki, że ci Hotentoci w poniedziałek dnia 13.3 ponownie 

we   Wrocławiu   "oblegali"   i   "strzegli"   budynków   sądowych   i   samowolnie   przerwali 

wszystkie' rozprawy. Wczoraj policja musiała ich wyrzucić z lokalu "Leonhard Tieze". 

Nasi wrocławscy sędziowie i adwokaci - chrześcijanie wystosowali ostre pismo do 

ministra   sprawiedliwości.   A   to   jest   najlepszym.   dowodem,   jak   idiotyczne   było   po-

stępowanie przeciwko' żydowskim "panom kolegom" i"prawu jako takiemu". 

Dowiedziałem   się   dzisiaj   od   niektórych   moich   hitlerowskich   klientów,   że 

przedsięwzięte zostaną represje bez względu na przynależność wyznaniową i partyjną 

przeciwko   tym   wszystkim   firmom,   które   wzbogaciły   się   albo   bogacą   "kosztem 

kupujących". W Niemczech mają tylko pozostać Żydzi od dawna tu zamieszkali oraz 

zagraniczni (czyli wschodni) Żydzi przybyli  tu przed woj.ną.Natomiast imigranci po 

roku 1918 - wschodni Żydzi i wszyscy inni "uciążliwi cudzoziemcy" - mają opuścić 

Niemcy. A cudzoziemiec Adolf Hitler?

 

16.   3.   1933   Jeszcze   więcej   słyszy   się   od   znajomych   konserwatystów.   Pod   koniec 

ubiegłego   tygodnia   odbyły   się   w   konserwatywnych   domach   wyższych   urzędników 

wrocławskich   liczne   przyjęcia   z   okazji   "zwycięstwa   nad   marksizmem",   na   które 

zaproszono również hitlerowców i członków Stahlhelmu. Większość spośród nich stawiła 

się w mundurach i przy wszystkich orderach. Podczas przyjęcia drapali się ustawicznie w 

głowę. Po ich wyjściu gospodarze odetchnęli z ulgą: "Inaczej doszłoby· niechybnie do 

bijatyk,  tak zażarcie  kłócono  się między sobą, i my konserwatyści  mamy Hitlera  po 

dziurki w nosie. Dojdzie jeszcze do krachu w Reichstagu i rządzie Rzeszy". 

Nadto   słyszałem,   że   konserwatyści   już   pokrzyżowali   i   uniemożliwili   hitlerowcom 

liczne pociągnięcia. Tak więc m. in. nie dopuszczono do tego, aby prezydentem policji 

we   Wrocławiu   został   Heines,   od   urodzenia   anormalny   człowiek   o   na   wskroś 

przestępczych skłonności.:' ch, które zresztą uprawia. Oprócz tego skrytobójca. Terro-

ryzuje on ze swoim SA nie tylko Wrocław, ale całą prowincję! 

Z Polską sprawy także nie układają się gładko. Polska musi wprawdzie wycofać swoje 

posiłki z Gdańska, ale czyni  to powoli i opornie. W poniedziałek lub wtorek w tym 

tygodniu  rozgłośnia warszawska nadała  rodzaj oświadczenia  rządowego w związku z 

wypędzeniem   Żydów   polskich   postulowanym   przez   obecnych   możnowładców 

niemieckich.   Polska   nie   zna   pojęcia   "wschodni   Żyd",   bo   każdy   polski   Żyd   jest 

obywatelem polskim ochranianym przez swój rząd. Tym oświadczeniem dano do zro-

zumienia, iż wysiedlając Polaków - bez względu na wyznanie -- narażają Niemcy na ten 

sam los niemiecką mniejszość w Polsce. Z jednej strony chodzi tu o około 30 tysięcy 

ludzi w Niemczech, a z drugiej strony o 3 mi- 

liony ludzi w Polsce. 

17. 3. 1933 

Nasze miasto zajmuje w obecnych wydarzeniach zupełnie wyjątkowe miejsce. Jeżeli w 

świecie słychać coś o Wrocławiu, jest to zawsze wieść niezwykła i jedyna w swoim 

rodzaju,   pachnąca   z   daleka   "głuchym   Podolem"   ("Hinterpodolien").   Tak   jest   i   teraz, 

bowiem w żadnym innym mieście niemieckim, włącznie z zupełnie małymi dziurami, 

oddziały hitlerowskie nie obsadziły gmachów sądowych - tylko we Wrocławiu. Zarządził 

to gruppenfiihrer Heines ze swoją Standarte 11, na podstawie własnych pełnomocnictw. 

Wyrzucił przy tym wszystkich żydowskich adwokatów i sędziów. 

Sprawa ma ciąg dalszy. Wobec wyraźnych rozkazów fiihrera z Berlina, które ostatniej 

niedzieli siedem razy podawano przez radio, w poniedziałek owa gwardia "oczyściła" 

background image

sądy i od 15 bm. (tego dnia wszczęto rozprawy) do budynków pilnowanych tylko przez 

policję nie wpuszcza się żydowskich adwokatów, sędziów i urzędników sądowych. 

Standarte 11 przesłała przed paroma dniami do wymienionych ludzi pisma okólne takiej 

treści: "Standarte 11 nie życzy sobie, aby pan nadal sprawował urząd jako ... , i zakazuje 

wstępu do... takdługo, aż na to ponownie zezwoli". A więc średniowiecze w XX stuleciu. 

25. 3. 1933 

Nazistowski   rwetes   we   Wrocławiu   był   zamówioną   przez   rząd   berliński   akcją 

przygotowawczą.   Heines   otrzymał   rozkaz   "stworzenia   takiego   nastroju,   aby   rządowi 

łatwiej było  przeprowadzić różnorakie zmiany itp." I Heines rzeczywiście wytworzył 

cudowny nastrój. Między innymi sam pomaszerował w takt orkiestry na czele dużego 

oddziału przed koszary kirasjerów, wywołał kapitana i zażądał, aby wywieszono flagę ze 

swastyką . 

Kapitan przepędził tego "bohatera III Rzeszy;' na ulicę licząc do trzech i grożąc, że w 

przeciwnym razie "sprzątnie" Heinesa i jego ludzi. Ach, żeby to zrobił! 

17 marca 1813 r. we Wrocławiu zrodziła się sławetna "Odezwa do mojego narodu". 

Żyję we Wrocławiu od roku 1892 i przez ten czas nie przeżyłem ani jednej uroczystości 

z   tej   okazji   -   nawet   w   100   rocznicę   tego   faktu!   A   oto   minęło   120   lat,   mamy   rząd 

"ponadnarodowy" i natychmiast duże święto z wielką pompą. Do Wrocławia specjalnie 

przyjechał von Papen. Na historycznym placu 16 zrobiono wielki szum: capstrzyk i po-

chód z pochodniami, który przeszedł również przez nasze skrzyżowanie Hofchenstrasse 

[ul. Tadeusza Zielińskiego] i Tauenzienstrasse[ul. Tadeusza Kościuszki]. Już o godzinie 4 

rozpoczęły   się   zbiórki   oddziałów   i   ich   wymarsze.   Jednym   słowem:   znany   nastrój 

odurzenia, jak podczas wojny światowej po zdobyciu na nieprzyjacielu jednej armaty. W 

takt dawnych marszów  wojskowych, pieśni wolnościowych z okresu napoleońskiego, 

dzikich okrzyków "Heil!" i "Niemcy, przebudźcie się!", skandowania: 

"Gdzie   są   komuniści?   W   piwnicy!   Co   tam   robią?   Hu!   hu!",   przeciągał   ten   pochód 

liczący jakieś 20-25 tysięcy ludzi. 

W Poczdamie otwarto nowy Reichstag. Słuchałem niektórych transmisji radiowych z 

uroczystości. Wyobraziłem sobie taki obrazek: sędziwy, wielki Hindenburg i obok niego 

mizerna   zadzierająca   głowę   do   góry   kreatura,   Adolf   Hitler,   o   którego   rzekomym 

posłannictwie   bzdurzył   spiker   radiowy,   baron   von   Medem.   Kiedy   batalion   wojska 

garnizonu poczdamskiego maszerował w takt marsza: "Gloria, Victoria", tenże baron von 

Medem obwieszczał, że przy dźwiękach tego marsza wojska niemieckie szły ze swych 

kwater w wielki, wspaniały, piekielny bój pod Verdun i z tym marszem wracały po nim 

do kwater. Mnie, staremu uczestnikowi bitwy pod Verdun, rozum się przewracał i brała 

mnie wściekłość na ten prostacki szwindel, rozpowszechniany drogą radiową na cały 

świat przez owego rzekomego  żołnierza  spod Verdun! oto jak oficjalnie  fałszuje się 

historię,   oszukuje   naród   i   produkuje   odpowiednie   nastroje.   Kosztem   świadków   tych 

wydarzeń. W 1916 r. pod Verdun żadne oddziały nie miały orkiestry! Czyż dziś naród 

znowu nie jest prowadzony do "wielkiej, wspaniałej, piekielnej bitwy"? 

Przed   tygodniem   otrzymałem   próbny   numer   nowego   czasopisma   buddyjskiego, 

wydawanegoprzez   dra   Schumachera,   byłego   współpracownika   Schlossa.   Tak   się 

ucieszyłem,   że   zaprenumerowałem   je   i   jednocześnie   ogólnikowo   zaproponowałem 

współpracę, przesławszy moją pracę pt. "Nieco o buddyzmie". Dzisiaj dowiedziałem się, 

że została przyjęta do druku i będzie - bez honorarium - publikowana w odcinkach. Tym 

samym   w   czasie   obecnego   sabatu   czarownic   stoję   ponownie   tam,   gdzie   przynależę 

duchowo, i znowu w pierwszym szeregu - wraz ze swoim nazwiskiem i poglądami. W 

moim życiu zwyciężył Budda. 

background image

Niedziela 26. 3. 1933 

Jeżeli   na   Śląsku   do   tej   pory   jeszcze   nie   wiedziano,   że   niemiecki   kołtun   wraz   ze 

zrujnowaną iłasą na honory szlachtą, że stara reakcja i niektórzy awanturnicy będą winni, 

jeżeli   zawiodą   ich   nadzieje   pokładane   w   Hitlerzeto   dzisiaj   w   gazetach   znaleźliśmy 

najlepszy na to dowód. Heines - morderca kapturowy, pederasta, podżegacz do mordów, 

urodzony przestępca, ale wiernyHitlerowi - został prezydentem policji takiego miasta jak 

Wrocław! 

Do   piastowania   tego   stanowiska   nie   ma   żadnego   przygotowania.   Poszedł   na   front   z 

"wojenną maturą" i nie ma teraz więcej niż 36 lat! Przed kilku laty został uzna...; ny 

przez   profesora   kliniki   uniwersyteckiej   we   Wrocławiu   za   ciężkiego   psychopatę! 

Briickner 17, niedokończony akademik, który potem już nie studiował, tylko uprawiał na 

Śląsku hitlerowską propagandę, został mianowany nadprezydentem .Dolnego Śląska! Zaś 

doświadczeni urzędnicy (jak np. burmistrz Wagner, którego "urlopowano" po 25 latach 

działalności) musieli odejść i opróżnić stanowiska takim indywiduom. 

Ci ludzie mają nie tylko reprezentować swoje instytucje, do czego zresztą wcale nie są 

przydatni,   ale   także   prowadzić   bardzo   odpowiedzialną   pracę   administracyjną   w 

nowoczesnym, skomplikowanym państwie, czego również nie potrafią, dlatego że brak 

im wykształcenia, a duża liczba fachowych  urzędników została zwolniona. Potępiana 

SPD   strzeliła   dużo   byków,   lecz   tego   nie!   Hitler   i   jego   kompani   nazywają   takie 

postępowanie   "oczyszczaniem   państwa   z   brudnych   elementów".   Tak,   a   na   miejsce 

zwalnianych przychodzą ludzie kompletnie zawszawieni. 

28. 3. 1933 

Ponieważ szykanami przeciwko demokratom, socjalistom i Żydom skompromitowano 

się przed światową opinią publiczną, trzeba było poszukać kozła ofiarnego. 

Tym kozłem Hitler i Goebbels proklamowali żydowskich kupców (jak podaje dzisiejszy 

"Volkischer Beobachter"), przeciwko którym "dla zwalczania propagandy. o rzekomych 

okrucieństwach" zarządzono sankcje gospodarcze: bojkot gospodarczy, numerus clausus 

dla żydowskich lekarzy (wczoraj po południu z hukiem i trzaskiem musieli zrezygnować 

z pracy w ubezpieczalniach) oraz numerus clausus dla żydowskich adwokatów. 

We Wrocławiu zabroniono wczoraj również żydowskiego uboju bydła (ale rabini za 

pomocą wielu tysięcy marek wytargowali jeszcze jeden rytualny ubój, żeby można było 

przygotować   mięso   na   Wielkanoc!).   Ten   zakaz   też   ma   być   sankcją   karną   przeciw 

propagandzie o. rzekomych okrucieństwach, którą w rzeczywistości od 14 lat uprawiają 

właśnie naziści za wiedzą Hitlera (który obecnie, jak jakiś święty, wynoszony jest pod 

niebiosa!). 

Ale   to   nie   jest   żaden   pogrom!   Gazety   zagraniczne   zapełnione   są   autentycznymi 

doniesieniami niemieckich uciekinieró~ wszystkich wyznań. Sprawozdania te zamieniają 

rządowe dementi w kłamstwa. Legalna anarchia! Legalne średniowiecze! 

29. 3. 1933 

Teraz kolej na bojkot Żydów propagowany i realizowany przez partię nazistów pod 

wodzą Hitlera i Goebbeloo, pomyślany jako obrona przed wystąpieniami zagranicznych 

Żydów   na   rzecz   ich   niemieckich   współ:wyznawców.   Kto   tu   ma   rację,   a   kto   nie? 

Jak do tej pory,  zagraniczni Żydzi skompromitowali się wprost nieśmiertelnie. Jeżeli 

bowiem chcieli  coś  osiągnąć, to powinni stanąć  za rządami  swoich  państw i działać 

background image

poprzez nie albo poprzez Ligę Narodów. To by Poskutkowało. Lecz oni wystąpili na 

swój histeryczny ~pos6b po prostu jako Żydzi, bez oglądania się na swoją część SA 

wypowiadają się nawet otwarcie o nominacjach Heinesa, Briicknera i wielu innych jako 

o "całkowicie chybionych". Ale nic nie mogą zrobić, bo przecież sami niedawno darli 

się:   "Cała   władza   Adolfowi   Hitlerowi!"   A   ten   jej   teraz   nadużywa,   nie   wykazując 

jednocześnie ani śladu konstruktywnej działalności! 

Pisałem  już  o  moim   szczęśliwym   powrocie  do  kościoła  buddyjskiego.   Tak,  na   moje 

szczęście wróciłem doń i zostanę mu wierny. Nigdy nie żywiłem sympatii do Zydów i 

teraz   jeszcze   bardziej   umocniłem   się   w   tym   przekonaniu.   Powinni   zamknąć   gębę   i 

podporządkować się, stać się i pozostać rzedywistymi obywatelami krajów, w któ- 

rych mieszkają i gdzie mają swe prawa oraz ochronę ze strony państwa. Jeżeli jednak w 

każdym   wypadku   występują   jako   "Zydzi",   a   ich   przywódcy   zawsze   noszą   "ściśle 

koszerne,   wschodniożydowskie"   nazwiska,   to   nie   powinni   być   źli,   że   spotyka   ich 

niepowodzenie. 

Mimo przeżytych  wydarzeń mój zamiar, aby nie umrzeć jako Zyd, nie uległ zmianie 

noszę to przekonanie w sobie bardzo głęboko ... W moim życiu zwyciężył Budda. 

Czwartek 30. 3. 1933 

Co zawdzięczamy tak zwanym współwyznawcom? 

Dnia 27 tego miesiąca powiedział mi pewien żydowski wolnomyśliciel: "Jestem na 

wylocie, emigruję, niech pan nie będzie głupi, trzeba zrobić pieniądze albo szybko 

sprzedać kosztowności, niech pan jedzie ze mną, wkrótce. zostaną odebrane paszporty". 

Nie zgadzałem się: "Dlaczego mają zabrać paszporty ludziom nie poczuwającym się do 

jakiejkolwiek winy?" On: "Proszę mi wierzyć, granice będą zamknięte dla wszystkich 

Niemców!" Ja: 

"Ba,   gdybym   byJ   sam!   Przecież   nie   mogę   robić   takich   eksperymentów   z   81-letnią 

matką". I każdy z nas poszedł w swoją stronę.

Do zapisu z 30.3. 1933 dodane 25. 11. 1934: Moim rozmówcą był przyjaciel z lat 
młodzieńczych, Giinther Cohn, któremu umyślnie kazałem swego czasu występować w 
3 osobie. Przez zawistnych kolegów o przekonaniach nazistowskich, z którymi od lat nie 
był w zgodzie, C. został oskarżony jako "podej:rzany o komunizm" i musiał uciekać. W 
ostatniej chwili uratowało go engagement do teatru niemieckiego w Pradze. Do którego 
uprzednio ja mu napisałem podanie!!! Dnia 28 marca 1933 r. dosłownie uciekł, 
ponieważ w Niemczech jego życie było w niebezpieczeństwie. Uciekł z 50 markami w 
kieszeni. Więcej nie wolno zabierać!!! Kiedy przyszedł do mnie, był absolutnie 
zgnębiony, roztrzęsiony i zrozpaczony. Nic bowiem jeszcze nie wiedział wtedy o angażu 
do praskiego teatru! Troskał się o starych rodziców, którym też nie szło dobrze, i 
koniecznie chciał mnie pociągnąć ze sobą. "Na wszelki wypadek lepiej coś sobie znaleźć 
na obczyźnie niż tutaj stracić wszystko i żyć w niepewności" - mówił. Na początku 
listopada 1934 r. dał znać o sobie kartą pocztową! Od jego matki dowiedziałem się, że 
powodzi mu się lepiej niż w Niemczech, pracuje jako kupiec i w swoim zawodzie. 

Tymczasem zarządzono bojkot "dla odparcia protestu Żydów zagranicznych". Ukazały 

się również soczyste protesty niemieckich kupców chrześcijańskich i żydowskich, 

urzędników, Żydów-żołnierzy frontowych etc. przeciwko grożącemu bojkotowi, od 

którego firmy chrześcijańskie· cierpią w 100 procentach (jak to dziś stwierdziłem u 

własnych klientów), ponieważ cały handel popada w zastój zamiast się rozwijać. Dzisiaj 

w południe nadano przez radio komunikat otakiej treści: w odwet za bojkoty wywołane 

background image

przez zagranicznych Żydów wszyscy wrocławscy Żydzi mają do 3 kwietnia br. - pod 

groźbą kar pieniężnych - zdać paszporty we właściwych biurach urzędów policyjnych. 

Niepodejrzani Żydzi otrzymają je z. w>wrotem. Co za wspaniałomyślność! Jak w 

carskiej Rosji. Przez tę zawszawioną f koszerną bandę zagraniczną, z którą człowiek nie 

ma absolutnie żadnej wspólnoty duchowej i myślowej, jest się "obywatelem drugiej 

kategorii", i "więźniem" 18, któremu ewentualnie będzie można przyznać wolność 

poruszania się, jeżeli nie będzie przeciwko niemu jakichś podejrzeń. A kto będzie 

ustalał, czy i o co się ma podejrzewać? To są niesłychanie dzikie szykany; przy tym w 

stosunku do ludzi stojących na uboczu i chcących tam nadal pozostać. Te represje wcale 

nie 

. spowodują sympatii dla koszernych Żydów zagranicznych. 

"Rozporządzenie"   wydał   nowy   prezydent   policji,   Heines,   na   mocy   osobistych 

uprawnień. On także podczas zorganizowanej przez siebie uroczystości nazistowskiej 

przed ratuszem oświadczył w biały dzień, że "Żydzi są śmiertelnym jadem narodu" (co 

wydrukowały   gazety   i   przekazały   historii).   Tenże   Heines   jako   17-letni   chłopak 

wyruszył na front ze skróconą maturą i dalej uczył się już tylko militaryzmu w jego naj 

gorszej formie, 

krzykactwa, pozerstwa i chełpliwości. 

Czyż to nie skandal? To koniec! 

A teraz o czymś,  co mógłbym  zatytułować zarówno "Karma" 19, jak i "Tragizm". 

Przed wielu laty pewna kobieta wywróżyła mi z ręki (a przedtem inna podczas wojny, w 

Lipsku); "Pana plany na przyszłość nie spełnią się, wszystko skończy się źle, los uwziął 

się na pana. Na początku lata, w maju, zmieni pan zawód i sposób życia. Nie zostanie 

pan na zawsze w Niemczech, wywędruje pan daleko". 

Wprawdzie nie jestem jeszcze zupełnie przekonany,  ale mam przeczucie, iż jestem 

bliski   takiego   rozwiązania.   Bowiem   mój   przyjaciel   Arno   chce   wyjechać   do   Azji 

Wschodniej, aby wstąpić do klasztoru, a ja mam pojechać wraz z nim i uczynię to (nawet 

bez paszportu, skoro inaczej nie będzie można). 

Ostatnio we Wrocławiu wypowiedziano pracę --'- z terminem 8 kwietnia względnie 30 

czerwca - wszystkim żydowskim i niegdyś żydowskim lekarzom szpitali miejskich. Są 

wśród nich i tacy,  których już nawet rodzice byli chrześcijanami, m. in. światowej - 

sławy specjalista 

chorób   przemiany   materii,   prof.   dr   Frank,   naczelny   lekarz   oddziału   wewnętrznego 

szpitala Wenzel-Hancke, czyli szef mojej siostry Ilsy Tausk. 

Piątek 31.3. 1933 

Złakniony informacji chodzę niekiedy do serdecznego przyjaciela Ericha S., który jest 

nazistą.   Słyszałem   od   niego,'   że   we   wrocławskiej   cywilnej   i   umundurowanej   partii 

NSDAP panuje bezgraniczne zamieszanie i wzburzenie, ponieważ "akurat taki facet jak 

Heines został pre~ydentem policji, absolutnie niewłaściwy człowiek na to stanowisko, 

który   tylko   siać   będzie   zamieszanie,   głupotę,   nieszczęścia,   rozgoryczenie   i   który 

możliwie szybko i dyskretnie powinien zniknąć. Partia niestety nic nie może zrobić, ma 

związane ręce". 

Mój   przyjaciel   skarżył   się   do   mnie:   "Bardzo   wielu   członków   partii   hitlerowskiej 

podobnych jest do Żydów czystej rasy, mimo że już od pokoleń są chrześcijanami. Ja 

sam   należę   do   teJ   kategorii   -   z   ciemną   cerą,   kruczymi   włosami   i   potężnym 

background image

zakrzywionym  nosem. W partii prześladuje się i śledzi tych wykapanych  Żydów  (ze 

szczególnym   uprzykrzeniem   w   lokalach,   gdy   siedzą   po   cywilnemu   sami   lub   w 

towarzystwie partyjnych koleżków). A gdy rzekomy Żyd po cywilnemu siedzi razem z 

przyjacielem partyjnym w mundurze, to ten drugi· podejrzewany jest o filosemityzm". W 

tym   szaleństwie   jest   metoda,   mianowicie   metoda   14-letniego   podszczuwania 

społeczeństwa przez Adolfa Hitlera. 

Głupota zaszła tak daleko, że w Berlinie - ale także już we Wrocławiu - członkowie 

SA zabierają z żydowskich szpitali pacjentów-chrześcijan i przenoszą iCh (bez względu 

na stan zdrowia) do szpitali "niemieckich". 

Obok firmy "Blasse" stały wczoraj  wzmocnione  p'bsterunki SA spisujące nazwiska i 

adresy   wszystkich   wcho   dzących   do   sklepu.   Teraz   stoi   dwóch   policjantów   przed 

sklepem,   który   jest   całkowicie   zapchany   przez   ubogą   chrześcijańską   klientelę,   zaś   8 

nazistów   (częściowo   umundurowanych,   z   obliczami   "rasowych"   kundli)   krąży   niby 

drapieżnicy po chodniku przed sklepem. Już bez listy i ołówka! 

31. 3 wieczorem 

Dzisiejszego   popołudnia   pierwsze   nazistowskie   "ryczące   komanda"   stanęły   przed 

niektórymi   domami   towarowymi   i   innymi   firmami,   ale   właśnie   te   sklepy   w   mig 

zapełniały się kupującymi, niektóre musiały nawet na pewien czas pozamykać drzwi, 

wywieszając napis "Towar wyprzedany". Nikt nie zwracał uwagi na "ryczące komanda" - 

chrześcijanie najwyżej kpili sobie z nich! Indywidualnie panują nastroje beznadziejności, 

ale zbiorowo jest taka atmosfera, jak gdyby beczka z prochem przybliżała się powoli do 

ognia. Powątpiewa się w istnienie Hind~nburga. Bo Hindenburg postawiłby veto!!! 

Sobota 1 kwietnia 1933 

Nowoczesny pogrom z 1. 4. 1933. To, co opiszę, nie jest kawałem primaaprilisowym!... 

Najpierw   poszedłem   na   Wallstrasse   [ul.   Pawła   Włodkawka]   i   trafiłem   akurat   na 

moment,  gdy  12 nazistów  obsadzało  gmach   giełdy.  Pewien  starszy pan-chrześcijanin 

zaczepił mnie pytając, czy to też sklep. Kiedy dowiedział się, że to giełda, powiedział: 

"Teraz rozumiem. Uważam to wszystko za idiotyczne, ale wcale się nie martwię, bo bez 

woli boskiej nic się nie stanie - nic dobrego ani nic złego". 

Na   Graupenstrasse   [ul.   Krupnicza]   tłumy   prostych   ludzi,   a   w   firmie   "Blasse"   , 

blokowanej nadal przez bo jówki, odL'ywa :;ię normalna sprzedaż. Ludzie tłoczą się do 

sklepu i nie zwracają nawet uwagi na nazistów pool. wieszanych ogromnymi plakatami 

propagandowymi! 
Okna   wystawcwe   we   wszystkich   żydowskich   firmach   zasmarowano   białymi   literami 

wielkości 501.-80 cm: 

ŻYD   ..   Obok   naklejono   albo   właśnie   nakleja   się   małe   czerwone   kartki   z   napisem: 

NIEMIEC NIE KUPUJE U ŻYDÓW! Ani jeden żydowski sklep nie został pominięty. 

Ale   sklepy   są   czynne   (z   bardzo   małymi   wyjątkami)   i   chrześcijański   personel   stoi 

wszędzie za drzwiami sklepów albo w otwartych drzwiach: smutny, lecz i pe- 

Jen milczącej wściekłości na nazistowskie bojówki. 
Tu i ówdzie grupki ludzi żywo komentują wydarzenia - przeważnie krytycznie wobec 

bojkotu!   To   zapamiętać:   chrześcijanie   nie   godzą   się!   I   co   się   słyszy  począwszy   od 

zwykłych ludzi aż do burżuazji, wszyscy powiadają: "A my nadal kupujemy u tego i 

tego". 

background image

Potem   poszedłem   do   również   obsmarowanego   sklepu   mojego   klienta,   do   składu 

płóciennego   "Bielschowsky   GmbH".   Najchętniej   bym   to   sfotografował.   A   tu   chcę 

przedstawić   teraz   przykład   niemieckiej   głupoty!   Sklep   był   właśnie   blokowany   przez 

nosicieli plakatów i "podoficerów" SA. Wokoło stało wiele ludzi, nikt nie odważył się 

ruszyć do przodu. Wówczas Walter Tausk poszedł w stronę wejścia po prawej stronie, 

gdzie stał plakaciarz wrzeszczący: "Niemiec kupuje tylko u Niemców!" Kiedy chciał mi 

zastąpić drogę, wyciągnąłem wizytówkę firmy "Henry Chanee Paris" i bez słowa przy-

trzymałem ją przed nosem "podoficera". Bez słowa! Ten trzasnął obcasami, otworzył mi 

drzwi i już byłem w sklepie. 
Tymczasem  podszedł  jeszcze  jeden  i krzyknął:  "Dlaczego  go  wpuściłeś?" Na  co  ten 

idiota odpowiedział: "Bo przyjechał z Paryża!" 
U Bielschowskiego jakby wszystko wymarło! Uszczuplony personel robi porządki. W 

tym sklepie znają mnie 

bardzo dobrze, kierownik działu na parterze pyta mnie: 

"Jak się pan dostał, przednim czy tylnym wejściem?" Kiedy im opowiedziałem, czterech 

panów uśmiało się do rozpuku. Potem pojechałem windą do działu firanek - tylko celem 

odwiedzin. Windziarz dostał ataku śmiechu. 

W   dziale   firanek   bałagan.   Towary   jeszcze   od   wczoraj   nie   zostały   ułożone. 

Zmniejszony   personel,   pracujący   dzisiaj   na   zmianę,   po   prostu   odpcczywa.   Byłem 

jedynym interesantem od samego rana do południa i dlatego oglądano mnie jak eksponat. 

Jeszcze raz opowiedziałem, jak się do nich dostałem, i owi tak bardzo przygnębieni lu-

dzie wpadli również w wesoły nastrój. 

Gdy wychodziłem ze sklepu, około 100 ludzi gapiło się na mnie: oto ten z Paryża! 

Na Schweidnitzerstrasse [ul.  Swidnicka] panował świąteczny nastrój, ogromny ruch. 

Spacerowicze zdziwieni tym nowoczesnym pogromem oglądali wystawy' obmalowanych 

firm i nigdzie nie wchodzili. Ani do Żydów, ani do chrześcijan! Tylko u Woolwortha 

ruch jak zwykle! 

Jeżeli się uważnie przysłuchiwać: ta sama nieprzychylna krytyka wśród chrześcijan, to 

samo   postanowienie   dalszego   kupowania   u   Żydów.   Bardzo   rzadko   słyszy   się   inny 

pogląd. Tyle zabawy w tym poważnym okresie! 

Ulice patroluje policja bezpieczeństwa, policja pomocnicza oraz nielegalne oddziały 

hitlerowskie:  bękarty najgorszego gatunku, lecz w hełmach  i przy broni. I kiedy tak 

łaziłem z miejsca na miejsce, odnosiłem wrażenie, iż wystarczy jedna iskra i wszystkie 

ulice zamienią się w morze krwi. Jak bardzo mało brakuje, aby ten "nakazany spokój" 

zamienić jednym zamachem w walkę uliczną. Jeśli znajdzie się odpowiedni przywódca. 

Lecz zapewne nie byłoby ani zwycięzcy, ani zwyciężonegojedynie policja i Reichswehra 

narzuciłyby swą wolę. Chciałem odwiedzić firmę "Leipziger i Koessler" i natknąłem się 

akurat   na   wielkie   zł::iegowisko.   Chrześcijański   współwłaściciel   sklepu,   Steinbauer, 

obcokrajowiec, prowadził ożywioną wymianę zdań z kilkoma nazistami, którzy chcieli 

obsmarować   jego   sklep.   Steinbauer   oświadczył   im,   że   jego   nie   ma   na   liście 

bojkotowanych i wyprasza sobie takie postępowanie. Ale zezwierzęceni członkowie SA 

powoływali się na zarządzenie rządowe. Ostatecznie razem udali się do trybunału! W 

ówczas   inni   faceci   wysmarowali   okna   wystawowe.   Wśliznąłem   się   do   sklepu,   gdzie 

zastałem   wyłącznie   chrześcijański   personel   bardzo   wzburzony.   Nie  było   ani   jednego 

klienta. Sprzedawcy kipieli ze złości. Ktoś przyniósł szmatę do wytarcia, ale właśnie 

weszło dwóch nazistów o przestępczych gębach i jeden z nieh oświadczył: "Żeby mi nikt 

szyb nie ruszał. Wszystko niech zostanie tak, jak jest, aż sprawa zostanie rozstrzygnięta". 

Wymknąłem się znowu na ulicę i poszedłem do sklepu mojego klienta Józefa Hirscha, 

którego blokowano już od 10 rano. Nazista przed drzwiami zagrodził wejście prawą ręką: 

"Wstęp   wzbroniony".   Znowu   wyciągnąłem   tę   samą   wizytówkę   i   powiedziałem   po 

background image

francusku: "Pan wybaczy, przybywam z Paryża". Nazista dosłownie osłupiał: "Podróż? 

Podróż?" Otworzył mi drzwi i wszedłem do środka. Ponieważ nazista zaglądał do środka, 

jeszcze   raz   wyciągnąłem   wizytówkę.   Wyjaśniłem   mój   manewrmimo   powagi   sytuacji 

śmiano się i tu serdecznie. 

Jaki   wniosek?   Nie   wolno   dać   się   zaskoczyć.   W   kraju   Kanta,   Goethego,   Schillera, 

Wagnera, Steina, Gutenberga i Lutra kwitnie głupota. To przecież państwo kapitana z 

Kopeniek, jedynie w nim możliwa jest kariera Adolfa Hitlera i jego kompanów! 

Przed zwykłą wizytówką bez stempla skapitulował nazistowski kordon, nie pytając o· 

żaden inny dowód. A miałem przy sobie tylko stare papiery wojskowe to zauważyłem 

dopiero w domu - które w razie czego by mi nie pomogły! Nadto muszę chyba diabelnie 

"po niemiecku" wyglądać, a nie jak "obcy rasowo". 

Do Wertheima nikogo nie wpuszczają. Stał tam duży kordon. Miałem wielką ochotę 

również i tam wejść, ale nie chciałem w tym gigantycznym budynku zjawić się niby fata 

morgana i dałem spokój. Teraz żałuję, że tego zaniechałem. 

Popsuło mi się "e" w maszynie do pisania. Jest mi ona tak bliska sercu, że natychmiast 

o wpół do czwartej poszedłem po nową czcionkę i naprawiłem maszynę. Przy okazji 

stwierdziłem,   że   bojkot   mocno   osłabł:   w   firmie   "Leipzig   i   Koessler"   wszystkie 

obsmarowania usunięto, przeciwnie jak u Wertheima, gdzie brzydko zabazgrano szyby 

wystawowe,   dom   towarowy   jest   zamknięty,   personel   właśnie   wychodził   do   domu. 

Wszędzie dockoła stoją ludzie i rozmawiają. Nikt nie zwraca uwagi na zacnych bękartów 

z SA (wybitnie przestępcze gęby) 

Do naszego gospodarza, u którego mieszkamy, vzyszedł wczoraj wieczorem tuż przed 

godziną 7 nazista celem przeprowadzenia rewizji w poszukiwani u broni. Nie był nawet 

członkiem   policji   pomocniczej!   Wpuszczono   go   do   mieszkania,   grzebał   kijem   pod 

łóżkami   i   szafami   w   poszukiwaniu   broni!   Potem   strudzony   "bohaterskim   czynem"   . 

poszedł sobie. A "akcje indywidualne są przez rząd i kierownictwo partii zabronione". Po 

południu naszemu gospodarzowi zamalowano oba okna sklepu obuwniczego wielkimi 

napisami:   ŻYD.   Domyślam   się   tu   aktu   zemsty   jakiegoś   źle   obsłużonego   klienta. 

Ewentualnie   stoi   za   tym   młody,   ale   niewymownie   głupi   osobnik   z   oficyny   (Vogel 

junior), bezrobotny, ale od niedawna w SS. 

Poniedziałek 3. 4. 1933 

Wczoraj   po   południu   i   dzisiaj   chrześcijanie   opowiadali,   że   na   całym   Śląsku   bojkot 

zamienił się w krwawe porachunki SA-manów, którzy otwarcie plądrowali. gwał cili, 

mścili się. Nie respektowano przy tym wcale rozkazów rządu i kierownictwa bojkotu. 

Oświadczano wręcz: 

"Sramy na to, co mówi rząd w Berlinie, robimy tylko to, czego od nas wymaga nasze 

śląskie kierownictwo". A więc anarchia! 

We wrocławskiej firmie "Louis Lewy jun." bojówkarze SA włazili aż na strych w 

poszukiwaniu szefa. W innej żydowskiej firmie "J. J. Beier" na Antonienstrasse 2/4 [ul. 

Sw. Antoniego] SA przewróciło cały sklep do góry nogami w poszukiwaniu różnych 

materiałów w kolorze brązowym. Żydowski personel musiał je wygrzebywać, podczas 

gdy chrześcijańscy pracownicy stali 

.   z   boku.   Znalezione   materiały   musieli   Żydzi   potem   własnoręcznie   odnieść   do 

Brunatnego   Domu.   Firma   "Phillipsborn"   (robiąca   tylko   zielone   i   szare   koszule 

podróżne)   została   także   przetrzebiona   w   poszukiwaniu   brunatnych   materiałów, 

następnie bohaterowie Hitlera odeszli. Apteka "Hohenzollern" na Alexanderstrasse [ul. 

S~ndomierska]   została   obsmarowana   na   zewnątrz   i   wewnątrz.   Jakiś   drab   z   SA 

uniemożliwił nawet chrześcijańskiej kobiecie w ciąży wejście do apteki, skąd chciała 

odebrać swoje lekarstwo. 

background image

W Oleśnicy dwie bojówki SA grasowały w mieszkaniu i sklepie właściciela fabryki, 

Tokusa, i pobiły ciężko pałkami gumowymi część jego rodziny. W Brunatnym Domu na 

Neudorferstrasse [ul. Komandorska] ka,żdego wieczoru i co noc odbywa się "chłosta" 

pałkami gumowymi. Skazani muszą się rozebrać do naga i położyć na pryczy. Obok stoi 

bandyta i wydaje komendę do chłosty, a potem woła: "Uwaga! Nie zabić!" Ale i tak są 

ofiary, które się potem "usuwa". 

Patrole SA i SS przeszukują co lepsze kawiarnie i cukiernie i legitymują wszystkich 

gości. Tych, co wyglądają na Żydów (nawet nieraz chrześcijan podobnych do Żydów), 

wyrzucają z lokali. Jeżeli ludzie podobni do Żydów siedzą razem z chrześcijanami 

ewentualnie z chrześcijańskimi dziewczętami luh damami, to zabiera się ich do 

Brunatnego Domu, gdzie zostają "przesłuchani" i po "pouczeniu" wypuszczeni albo też 

co nieco przetrzepani. 

Niemiecki kołtun zrobił jota w jotę to samo, co zawsze, a przed czym szczególnie teraz 

powinien był się strzec: pogonił mianowicie za mirażem i dał się namówić, daje się nadal 

namawiać i upoważnił tego ględziarza (Hitlera) do wydawania ustaw. Hitler może robić, 

co mu się podoba! A teraz musi cierpieć cały naród! 

Wrocławska znakomitość, światowej sławy profesor Forster, naczelny lekarz oddziału 

neurologicznego w szpitalu Wenzel - Hancke, oświadczył niedawno (jako katolik!), że 

ustąpi   natychmiast   ze   swojego   stanowiska,   jeżeli   zabierze   mu   się   jego   żydowskiego 

asystenta, Guttmana. 

Co jeszcze dzisiaj słyszałem i widziałem? "Rdzenni" Niemcy nadal chodzą kupować 

do Wertheima i do Żydów! Ale ruch na ulicach i w sklepach jest bardzo mały. Nawet 

niebo jest szare i pogoda deszczowa. Nastrój kiepski. Wrocławscy Żydzi rzeczywiście 

dostarczyli zagranicy opisów okrucieństw. Słyszałem o tym u Bielschowskiego. Ustalono 

nazwiska tych  ludzi i zostaną oni pociągnięci do' odpowiedzialności. Młodzi naziści, 

szwendający   się   dzisiaj   znowu   "bez   roboty"   po   ulicach,   opowiadają   o   swoich 

"bohaterskich   czynach".   Są   niezmiernie   dumni   z   tego,   że   mogli   Żydów   porządnie 

przetrzepać. Wreszcie! 

Tak   zwani   oświeceni   naziści   powiadają,   że   "bojkot   był   konieczny'   dla   zwalczenia 

komunizmu", ale nie potrafią wyjaśnić, co ma wspólnego jedno z drugim! Zaprzeczają 

również temu, iż w Brunatnym Domu na Neudorferstrasse [ul. Komandorska] stacjonuje 

specjalny oddział przeznaczony do chłostania, że przesłuchuje się tam podejrzanych itd. 

Mówią: "Absolutnie wykluczone!" Poza tym głoszą, że "podczas narodowej rewolucji 

nie da się uniknąć pewnego rodzaju surowości". Nie da się, na pew no nie - szczególnie 

wtedy, gdy te surowości przewidziano w programie partii i gdy się je realizuje z wielką 

dokładnością! 

VVtorek 4. 4. 1933 

Wynikiem bojkotu (jak się słyszy) jest, że nikt nie wie, czy jutro o godzinie 10 przed 

południem ta "nowoczesna heca żydowska" będzie kontynuowana, czy nie. Hamuje to 

handel i ruch we Wrocławiu (a zapewne i w innych  miastach).  Nadchodzą już takie 

wieści od chrześcijan przybywających z małych prowincjonalnych miast (np. :że Środy 

Śląskiej, 6 tys. mieszkańców). Część tych chrześcijan nawet głosowała na hitlerowców. 

W   małych   miasteczkach   była   w   ogóle   całkowita   anarchia.   Wpadano   do   żydowskich 

domów, uprowadzano mężczyzn wedle widzimisię, aresztowano ich, siedzą jeszcze do 

tej   pory.   Na   przykład   w   Środzie   Śląskiej   w   niedzielę   2   kwietnia,   która   była   dniem 

handlowym, nadal wbrew rozkazom kierownictwa bojkotu pikietowano sklepy, lekarzy, 

background image

adwokatów itp. 

W   Katowicach   odbyły   się   masowe   demonstracje   studentów   przeciwko   Rzeszy 

niemieckiej i jej rządowi. W obronie niemieckich Żydów! I to dzieje się w Polsce! 

7. 4. 1933 

Zaszliśmy daleko w drugie niemieckie średniowiecze, czego ilustracją może być "casus 
Margoniner" . Margoniner jest handlarzem bydła na dużą skalę. Podczas bojkotu wpadł 
w ręce SA, Uprowadzono go do Brunatnego Domu, bito pałkami gumowymi tak 
strasznie, że został ciężko okaleczony, ścięto mu włosy, a na plecach wycięto ranę w 
kształcie swastyki, ranę natarto solą, włożono do niej ścięte przedtem włosy i zaszyto. W 
półżywym  stanie doslarczono Margoninera do Szpitala Żydowskiego, dokąd prymariusz 
prof. dr Gottstein zaprosił prezydenta policji Heinesa, aby mu pokazać tego półtrupa. Co 
Heines powiedział, nie wiadomo. W szpitalu biedaka sfotografowano. Jest nadzieja 
utrzymania go przy życiu. A Hitler nadal łże: "W Niemczech żadnemu Żydowi nie 
spadnie włos z głowy!" 

8 kwietnia 1933 

Dzisiejszej nocy odbyła się we Wrocławiu wielka obława policyjna na komunistów. 

Objęła   ona   przede   wszystkim   ulice   Brigittenthal   [ul.  Górnickiego],   Engelsburg 

[Łazienna], Weissgerberstrasse [Białoskórnicza], Biittnerstrasse [Rzeźnicza] i inne. W 

obławie wzięło udział ponad 1000 SA i SS-manów. Szedłem akurat przez Bliicherplatz 

[plac   Solny],   gdy'   zbierali   się   bojówkarze   i   Schupo.   Nie   miałem   pojęcia,   co   się   we 

Wrocławiu   dzieje.   Zapytałem   przechodnia,   ale   ten   bez   słowa   poszedł   dalej.   Powoli 

domyśliłem się, o co chodzi. U SA-ma nów pod hełmami widziałem (w przeciwieństwie 

do tych bez hełmów) oblicza drapieżnych zwierząt: ci sami oprawcy, którzy niedawno 

obstawiali sądy i pikietowali zamknięte sklepy. Na miłość boską! To mają być Aryjczycy 

czystej wody! 

Wielki Piątek 14. 4. 1933 

O  wynikach   współczesnego   pogromu.   Młodego żydowskiego  subiekta  sklepowego, 

zamieszkałego   na   Zimmetstrasse   [ul.  Joachima   Lelewela],   z.awlekli   naziści   do   Bru-

natnego   Domu,   zbili   pałkami   gumowymi   prawie   do   nieprzytomności,   a   potem   ciało 

oczyścili końskim zgrzebłem. Chłopiec leży w szpitalu w stanie beznadziejnym!  Ten 

przypadek zostanie opisany w polskiej "Brunatnej Księdze"! 

  Coraz   więcej   jest   przecieków   o   tamtym   dniu   i   o   jego   następstwach,   ale   ponieważ 

wiadomości te nie mogą dostać się do gazet, więc je niniejszym przekazuję potomności. 

W   Warszawie   odbyła   się   konferencja   wszystkich   wy   __   znań   (nawet   kościoła 

greckiego i ormiańskiego) oraz związków zawodowych, na której postanowiono dalej 

bojkotować niemieckie towary, prasę i inne wyroby z Niemiec aż do czasu odzyskania 

równouprawnienia przez Żydów niemieckich 20. To dzieje się w Polsce! Opracowują 

tam   również   "Brunatną   Księgę",   która   ma   zawierać   teksty   i   zdjęcia   ilustrujące 

okrucieństwo   hitlerowskich   bandytów,   ich   nazwiska   i   adresy.   Ta   księga   zostanie 

przedstawiona   na   najbliższej   konferencji   Ligi   Narodów   przez   wzgląd   na   problem 

background image

mniejszości narodowych oraz ich równouprawnienia. W Katowicach nie sprzedaje się nic 

Niemcom w sklepach polskich i żydowskich! 

Do tej pory Adolf Hitler niszczył wszystko, co wartościowe, a cokolwiek z wielkim 

krzykiem   wprowadza,   jest   wyrazem   drobnomieszczańskiej   kultury   i   wychowania. 

Żydowskich   lekarzy   i   profesorów   uniwersyteckich   pozbawionych   pracy   rychło 

zatrudniono   w   Sofii,   Zurychu,   Paryżu   i   innych   miastach.   Jednocześnie   pustoszeją 

niemieckie uniwersytety i szpitale, a zagraniczni studenci opuszczają niemieckie wyższe 

uczelnie. 

Na   niemieckich   wyższych   uczelniach   najważniejszą   rzeczą   jest   to,   że   ponownie 

wprowadzono   burszowskie   pojedynki   .-   pokiereszowana   gęba   jest   więcej   warta   niż 

wiedza! 

15. 4. 1933 

DOjdzie   jeszcze   do   tego,   że   kulturalne   państwa   przejlllą   opiekę   nad   niemieckimi 

Żydami pozbawionymi praw. 

A jeżeli tak· się stanie, będę mógł z dumą oświadczyć: osobiście współpracowałem nad 

tą inicjatywą, wystąpiłem bowiem z takim wnioskiem, z własnej woli i przekonania, do 

tutejszego konsulatu polskiego. Naturalnie pod innym nazwiskiem. 

Piszę te słowa w wigilię moich 43 urodzin i jest mi smutno na duszy. Mocno żałuję, że 

mając   18   i   pół   roku   nie   wyemigrowałem   do   Anglii,   jak   tego   chciano,   aby   stać   się 

Anglikiem   i   pozostać   za   granicą!   Dzisiaj   jestem   piekielnie   ubOgi.   Nawet   gdybym 

wszystko sprzedał, nie zebrałbym więcej niż 5 tys. marek, a z takim kapitałem nie warto 

ryzykować! 

Wielkanoc 16 kwietnia 1933 

Dzisiejszej wielkanocnej niedzieli, będącej zarazem dniem moich urodzin, doszedłem 

do   wniosku,   że   chociaż   starszy   cieleśnie   oraz   mniej   produktywny   duchowo,   jestem 

jednak   nadal   jeszcze   cholernie   rześki,   spragniony   swobody,   kochają~y   niezależność, 

trzeźwy. Gdybym tylko posiadał trochę kapitału (nie nędzne 5 tys. marek), wyjechałbym 

z Niemiec. Albowiem będzie tu jeszcze gorzej niż teraz. Sytuacja polepszy się tylko w 

tym wypadku, gdy obce państwa zrobią w Niemczech porządek. 

Niedziela 23. 4. 1933 

Podczas gdy w całych Niemczech na ogół zaprowadzono już ponownie spokój i 

porządek, we Wrocławiu oraz na całym Śląsku trwa w dalszym ciągu zamęt. Pan 

Edmund Heines, który właśnie niedawno ochrzcił swoim imieniem ulicę Am Anger 

[Łąkowa], jako prezydent wrocławskiej policji i gruppenfiihrer śląskiej SA terroryzuje 

nadal żydowską ludność i traktuje ją na równi z przestępcami. Heinesa kompani, m. in. 

nadprezydent Helmut Briickner, dzielnie mu sekundują. 

Jak dotychczas, nowy rząd zapewnił narodowi jedynie wielkie uroczystości: święta 

narodowe   z   kolorowym   napuszonym   sztafażem   i   krzykliwymi   mowami   do   ludu. 

Obecnie   nazistowski   program   przewiduje   na   1   maja   obchody   "narodowego   święta 

pracy".  Początkowo naziści planawali  likwidację pierwszomajawega święta robotni-

ków.   Ale   tak   samo   jak   kiedyś   kościół   katolicki   przejmował   pogańskie   święta, 

background image

wykorzystując je do własnych celów dla ugłaskania mas, tak teraz Hitler przejął mię-

dzynarodowe święta pierwszomajowe, ba przecież jego  partia ta "socjalistyczna partia 

robotników"  .  Ja jednak myślę,  że  robotnicy  o rzeczywiście  socjalistycznych   prze-

konaniach   nie   skapitulują   wewnętrznie,   mima   że   ich   prasa   jest   w   dalszym   ciągu 

zakazana i unicestwiana na dłuższy czas. 

Ludzi dziwuje, skąd się biorą pieniądze na owe wielkie uroczystości, przypaminające 

igrzyska w rzymskiej starożytności. Wobec tych olbrzymich sum tak bardzo zwalczani 

"marksiści" byli nadzwyczaj oszczędni, ba, skąpi. Nie mażna im zarzucić, że na swoje 

uroczystości 

. wyrzucali pieniądze na ulicę . 

  Partia   hitlerowska   organizuje   obecnie   "szturmówki   marynarskie"   i   caraz   bardziej 

militaryzuje   SA   i   SS.   To   już   nie   tylko   milicja,   choć   oddziały   nie   są   skoszarowane. 

Wyraźnie widać, jak po wojskowmu są wyposażeni,
  gdy ustawiają się w szyku: formacje bojowe, kompanie saperów, oddziały łączności, 

oddziały karabinów maszynowych itd. Ponieważ "marksizm" już zastał pokanany, a po 

pogramie   gospadarczym   nie   należy   się   również   obawiać   600   tys.   zrujnowanych 

niemieckich Żydów i okoła miliona ludzi pochodzenia żydowskiega (jeśli nie więcej), 

wygląda na ta, że naziści nie zbroją się dla wewnętrznych potrzeb, ale dla zagranicznej 

próby sił. I rzeczywiście znowu mówi się stale odzyskaniu 

zagrabionych   terytoriów".   Posuwają   się   nawet   dość   daleko.   We   wrocławskim 

dowództwie okręgu wojskowego zorganizowano np. "Wystawę Niemców Sudeckich". 

Przy wejściu umieszczono mapę Niemiec i Czechosłowacji, na której Sudety i wszystkie 

tereny   czeski€   zamieszkane   przez   ludność   niemiecką   oznaczono   takim   samymczer-

wonym   kolorem,   jak   terytorium   Rzeszy.   W   dodatku   napisano:   NIEMIECKIE. 

TERYTORIUM  BEZPRAWNIE  ZAJĘTE  PRZEZ   CZECHÓW. Istotnie,   zajęte  przez 

Czechów - ale od wielu stuleci, a myślę, że bez przerwy, w każdym razie ziemie te nigdy 

nie należały do Niemiec. 

Ludziom rządzącym obecnie Niemcami wydaje się, że pracują "dla stuleci". Racja! 

Dla stuleci, które zrywać będą boki od śmiechu na samo wspomnienie tych rządów! 

Niejako dla kontroli dalej będę' prowadził mój dziennik. 

25 kwietnia 1933 

Ogólnie rzecz biorąc nastroje we Wrocławiu są prawie takie jak w roku 1914, kiedy to 

spodziewaliśmy się wkroczenia Rosjan na Śląsk. Począwszy od najmniejszego kramarza 

warzywnego, skończywszy na wielkich hurtownikach, handel zupełnie ustał, z bardzb 

małymi wyjątkami, jak np. konfekcja. I jak w 1914 szła tylko produkcja dla wojska, tak 

obecnie idzie produkcja dla • SA i SS. W godzinach szczytu komunikacyjnego widuje się 

w śródmieściu tylu członków SA i SS w pełnej gali, ilu przedtem, w czasach· 

pokojowych, żołnierzy. Rzuca się też w oczy duża ilość ich "oficerów". Wszyscy chodzą 

w nieskazitelnych mundurach prosto spod igły, ze wszystkimi orderami i oficerską 

bronią, koalicyjką. N aprawdę wygląda tak, jakbyśmy znowu mieli wojnę 

i Wrocław wyznaczono głównym arseIlałern Piątek 28.4.1933 

Poprzedniego tygodnia wrocławscy studenci-nacjonaliści rewidowali wszystkie lepsze 

wypożyczalnie książek i czytelnie konfiskowali wszelkie "nieniemieckie" książki, m. in. 

background image

dzieła pisarzy światowej sławy, jak Zweiga, Hauptmanna i jego brata oraz obu Mannów. 

W pewnej księgarni skonfiskowano wszystkie książki wydrukowane w wydawnictwie 

Fischera. Kiedy księgarz powiedział: "Rujnujecie moją egzystencję, zaskarżę was o 

odszkodowanie", smarkacze odpowiedzieli mu: "Musi pan zwrócić się do wydawcy, z 

którym pan współpracuje". Te łobuzy nie ma.ją urzędowego zezwolenia na takie 

postępowanie! Ale za. nimi stoi partia hitlerowska. W gazetach nie było o tym ani słowa. 

29.4.1933 

Nastroje są bardzo mierne. W całym społeczeństwie. 

Naród ma już zupełnie dosyć ustawicznego świętowania! Mimo to 1 maja rząd ogłosił 

narodowym świętem pracy. Oprawa będzie jak się czyta o innych miastach i jak to 

tutaj widać - wprost bombastyczna, zważywszy na zubożenie ludu. Na Tauenzienplatz 

[pl.  Tadeusza   Kościuszki],   odgrywającym   teraz   rolę   placu   triumfalnego,   widzia-

łemdzisiaj, jak bez skrupułów ścinano pełne pąków gałęzie do wysokości 4 metrów 

dużych dobrze rozrośniętych drzew, ponieważ przeszkadzały wysokim masztom fla-

gowym! 

Wygląda niemal na dowcip, gdy minister "reklamy", G~ebbels, oświadcza, że w dniu 

święta pierwszomajowego Zydom nie wolno nosić swastyk ani innych odznaczeń partif 

nacjonalistycznych. Nie wolno im też wywieszać flag ze swastyką i brać udziału w 

oficjalnych uro~ czystościach. Pytam się: kto ze współczesnych ludzi o zdrowym 

rozsądku mieszałby się w ogóle do takich igrzysk ludowych, bez względu na ich nazwę? 

Teraz o grabarzu naszej rodziny, Hercie Tausk. Nasza bieda spowodowana przez H.T. 

jest   gigantyczna!   Prawdopodobnie   jutro   względnie   w   środę   na   podstawie   "pa-

ragrafówaryjskich" nsa Tausk zostanie zwolniona z pracy. Wtedy Rosa Tausk i Herta 

Tausk pozostaną bez środków do życia. Dlatego Rosa Tausk spytała wczoraj wieczorem 

starszą córkę: "Co się stanie, gdy Ilsa po 7 latach pracy straci posadę?" Córka spojrzała 

na matkę zza okularów - jak stetryczała belferka - i powiedziała: "Wówczas będziemy 

musieli wynająć jeszcze jeden pokój". Rosa Tausk: "Który?" Herta z bardzo głupią miną: 

"Ach, ty będziesz spała z Ilsą, a ja w środkowym pokoju". Rosa Tausk: "A co dalej?" 

Odpowiedzi już nie było, bo Herta wsadziła nos w ulubioną gazetę! 

Ta łajdaczka stała się tak wygodna i leniwa, że nie wykazuje zupełnie ochoty do pracy'. 

Pozwala się utrzymywać przez innych i tylko mądrzy się do utraty ludzkiej cierpliwości. 

Młodsza siostra ustawicznie jej obiecuje spoliczkowanie, ale tego nie robi. Ja natomiast 

dam jej kiedyś po gębie bez czczych obiecanek. 

N a dzień 1 maja przygotowałem - na złość okolicznym hitlerowcom - dużą pruską 

flagę z doskonałego szwajcarskiego batystu. Uszyła mi ją Rosa Tausk. Umocowałem ją u 

okna   mojego   pokoju,   bo  jestem   i   Prusakiem,   i   uczestnikiem   walk   frontowych,   i   nie 

pozwolę narzucić sobie przekonań (zwłaszcza Goebbelsowi, skończonemu piecuchowi, 

który nie był nawet żołnierzem ze względu na młody wiek i cielesne cherlactwo, ale 

który mimo to nas, żołnierzy frontowych, publicznie wyszydził w ~eichstagu). 

Herta Tausk w bezwstydny sposób zaraz piorunowała na tę flagę i w ogóle na każdą 

inną w naszym mieszkaniu i tak się zachowywała, że zasłużyła na baty po gołym tyłku! 

background image

Nie przerwałem pracy i wywiesiłem flagę 

ku   szczerej   radości   służącej   z   przeciwka   (Czeszki).   Ale   przede   wszystkim   naszemu 

sublokatorowi chciałem pokazać, że wcale nie jestem gorszy od niego i jego partyjnych 

kompanów! 

Mimo pyskowania H.T. flaga została zrobiona i dzisiaj wywieszona, i to akurat wtedy, 

gdy naziści z przeciwka dekorowali swoje okna i wywieszali flagi! Moja pruska flaga 

była   oczywiście   jedyna   w   tej   części   ulicy.   Ładnie   falowała   na   wietrze   i   zwracała 

powszechną uwagę. 

Po południu przytwierdziłem jeszcze do drzewca flagi jedwabne wstążki w kolorze 

białym, żółtym i czerwonym, czyli w barwach Śląska i Wrocławia, co jeszcze weselej 

wyglądało. Na to z miejsca oburzyła się nasza 48-letnia dziewica i poczęła krzyczeć na 

matkę oraz na mnie, że wnet przyjdzie SA i zdemoluje całe mieszkanie, że zameldują o 

tym policji, ponieważ to nie jest kolor żółty, tylko złoty - zakazany przez władze (zaś SA 

zamelduje o tym w szpitalu Wenzel-Hancke i Ilsa Tausk zostanie zwolniona z pracy), że 

ja, Walter Tausk, skretyniałem do sz.czętu itd. 

1 maja 1933 

W Polsce trwają nadal zebrania protestacyjne. Gminy żydowskie postanowiły jeden 

procent swojego budżetu przeznaczać na pomoc dla niemieckich Zydów. Rząd Polski jest 

na wskroś filosemicki i to mówi samo za siebie 21. 

Oskar S. napisał list do Arno i do mnie. Pod koniec tego roku wyjeżdża na Cejlon, aby 

przyjąć   buddyzm.   Powinniśmy   obaj   z   nim   pojechać.   Chętnie   byśmy   to   Uczynili, 

gdybyśmy tylko byli wolni. Lecz Arno i tak nosi się z poważnym zamiarem wyjazdu. 

Potem kolej na mnie. Tutaj siedzi się jak w zasypanym schronie i gnuśnieje duchowo. 

Zycie tu i jego wymogi żadnemu 

z nas się nie podobają, ani Arno, ani mnie, wiemy bowiem, że istnieje Jeszcze na świecie 

wolność wyższego rzędu. 

Nie pociąga· mnie nawet to, że na przykład w Berlinie codziennie zdarzają się wypadki 

deklarowania przez Żydów w gminach wyznaniowych ustnie i pisemnie swego powrotu 

na łono kościoła żydowskiego i chęć działania dla gminy. Dla mnie są to tylko "dzieje 

współczesne".   "Historia   drugiego   niemieckiego   średniowiecza".   W   moim 

życiu ?:wyciężył Budda. 

3 maja 1933 

We   Wrocławiu   zwalniano   profesorów   wyższych   uczelni   nawet   podczas 

egzaminowania   studentów.   Niektórych   zwalniano   albo   urlopowano   po   prostu 

telefonicznie. Nauczycielom miejscowych szkół podstawowych wysyłano 30 kwietnia 

listy ekspresowe tej treści: od 1 maja nie przychodźcie do szkoły, zostaliście zwolnieni z 

pracy. 

Doszło   nawet   do   tego,   że   i   stowarzyszenia   przedstawicieli   handlowych   też   już 

zglajchszaltowano. Nazistowscy przedstawiciele firm oczerniają na wszystkie sposoby 

swoich   żydowskich   kolegów   przed   fabrykantami,   aby   zająć   ich   miejsce   (niektórzy 

spośród   oczernianych   pracują   ponad   30   lat,   a   nawet   pozakładali   swoje   przedsta-

wicielstwa). Powołują się przy tym na "procentowy udział nie-Aryjczyków, szczególnie 

Żydów" w tej dziedzinie w Niemczech. Podłość nie do porównania, w której oczywiście 

współuczestniczy część fabrykantów. 

background image

4. 5. 1933 

Dzisiaj rano na słupach ogłoszeniowych wisiały czerwone plakaty,  z których krzyczą 

napisy: PUBLICZNE PALENIE. Naturalnie ludzie podchodzą czytać, bez słowa stoją 

przed tymi  plakatami,  bez słowa czytają, bez słowa odchodzą. Zrzeszenie Studentów 

Uniwersytetu   wzywa   wszystkich   Niemców   do   publicznego   palenia   książek 

"marksistowsko-żydowskich" względnie dzieł autorów żydowskich. Ma się to odbyć 10 

maja między godziną 11 a 12 w nocy, w pobliżu naszego domu, tuż za fosą miejską, w 

obecności oddziałów SA, SS, Stahlhelmu i nacjonalistycznych studentów. Niemcy mają 

u siebi~ i u swoich znajomych przejrzeć półki z książkami, a następnie dostarczyć owe 

tomy do określonych domów akademickich albo też zgłosić je do odtransportowania. 

Komitet powołany do tej akcji przezornie przygotował listę tych książek. 

Dnia 7 maja w nocy na tych  czerwonych  plakatach naklejono żółte kartki z takim 

napisem:   NIE   ZAPOMINAJCIEO   BIBLII,   ONA   TAKŻE   JEST   WYTWOREM 

ŻYDOWSKIEGO DUCHA - Dopisane: niedziela 7 maja 1933. 

5.5.1933 

Ludność wiejska oburza się na codzienne prześladowania przez SA-manów, którzy 

nadal biją. Zjawiają się oni we wsiach wczesnym rankiem albo nocą, zabierają mężczyzn 

oskarżonych w donosach, wywożą autami do oddalonych miejscowości (na przykład ze 

wsi z okolic Strachocina do Osobowic), tam ich biją, trzymają całą noc, a potem odwożą 

albo każą iść pieszo do domu. Przed wypuszczeniem nakazują wszystkim, żeby "pyski 

pozamykali na kłódki"! 

Od sklepu do sklepu (ściślej biorąc - od sprzedawcy do sprzedawcy, od kasy do kasy!) 

znowu   chodzą   członkowie   SA   z   listami   i   skarbonkami   i   zbierają   pieniądze!   Kwoty 

wpisują na listy! Kupcy i subiekci, którzy sami 

ledwo mogą wyżyć, są wściekli, ale nic nie mogą zrobić, gdyż władze rządowe aprobują 

tę grabież. 

W środowisku urzędników także wre. Ani jeden bowiem urząd już nie może porządnie 

pracować, ponieważ przeprowadzono rzekomo konieczne "czystki" i różne stanowiska 

obsadzono ludźmi nie mającymi żadnych kwalifikacji, są nimi przeważnie niewydarzeni 

smarkacze (wśród nich również karani i prowadzący niemoralny tryb życia). Urzędnicy 

powiadają: to się długo nie utrzyma i cały ten bałagan runie. 

We   wrocławskim   Prezydium   policji   utworzono   teraz   "referat   żydowski",   którego 

kierownikiem został radca policyjny EHe, "postrach Żydów" (jak sam się określa). 

W   szkołach   trwa   nadal   akcja   "urlopowania".   Dochodzi   już   do   tego,   iż   uczniowie 

"jednogłośnie" postanawiają i zarządzają odwoływanie nauczycieli i kierowników szkół, 

gdyż nie są dla nich sympatyczni! Uczniowie zmieniają również nazwy swoich szkół! 

My uczyliśmy się, natomiast dzisiaj uprawia się w szkole politykę i już w przedszkolu 

zaraża się polityką. 

Obecnie   w   szkołach   trwa   proces   oddzielania   w   poszczególnych   klasach   dzieci 

"niearyjskich" , a więc żydowskich, od aryjskich! Nawet w klasach, gdzie była przewaga 

dzieci "niearyjskich" , a bardzo mało aryjskich. Częściowo tego podziału zażądały same 

dzieci   aryjskie.   Znalazły   one   poparcie   w   oficjalnych   podłościach   nauczycieli!   Na 

przykład   we   wrocławskiej   szkole   im.   Cesarzowej   Augusty   nauczyciele   wyłączyli 

żydowskich   uczniów   z   lekcji   historii,   ponieważ   "nie   pojmują   przecież   niemieckiej 

historii i nie interesują się nią". 

background image

Niedziela 7.5. 1933 

Brunatni nazi-studenci buszują we Wrocławiu po salach wykładowych i pracowniach 

naukowych, na przykład na Wydziale Medycyny oraz w klinikach uni wersyteckich, i 

znieważają "niearyjskich" docentów i studentów. 

Niektórzy starzy bojowcy partii nazistowskiej, jak na przykład mój przyjaciel Erich 

Spelling, znajdują się już. w oficjalnej opozycji wobec tzw. kierownictwa, które wcale 

nie oczyszcza partyjnych szeregów i zamiast po prostu angażować dobre siły, obsadza 

różne stanowiska brudnymi nieudolnymi osobnikami pchającymi się do żłobu i posadek. 

Właśni   ludzie   już   nie   wykonują   tak   w   100   procentach   rozkazów   swoich   władz,   na 

przykład nie prześladują Żydów - doszli bowiem do wniosku, że to nie ma sensu i jest 

szkodliwe. Dobrych niemieckich Żydów powinno się raczej przyjąć do partii i uznać za 

pełnoprawnych rodaków. Taka jest opinia! 

Środa wieczór, 10. 5. 1933 

Ku uciesze moich  "aryjskich"  przyjaciół  (oraz ku uciesze mojej  matki),  którzy nie 

mieli na to odwagi, poszedłem wczoraj na Annegasse [ul. Sw. Anny] i przyniosłem sobie 

"czarną listę"  książek  przeznaczonych  do spalenia. Nikt mnie  nie zaczepił.  I oto dla 

potomności   przedkładam   tu   ową   listę.   Kiedy   wchodziłem   po   schodach   domu   na 

Annegasse   la,   schodziły   akurat   dwie   "aryjskie"   młode   panie   z   wyższych   sfer,   które 

czytając listę tych książek głośno się śmiały. I rzeczywiście mimo wszystkie zmartwienia 

są powody do śmiechu. 

Dzisiaj opowiadano, że we Wrocławiu-Kowale na poligonie 600 SA-manów odbywa 

ćwiczenia polowe oraz ostre strzelanie. Mają oni potem być  przeniesieni nad pOlską 

granicę, "która w całości zostanie obsadzona przez wyszkolonych SA-manów". Ciekawe, 

czy będzie się o tym mówiło w Genewie. Jeżeli to prawda, Polacy nie zostaną Niemcom 

dłużni. 

Polska:   panują   tu   antyniemieckie   nastroje   wojenne   22,   granica   jest   od   a   do   zet 

zabezpieczona wojskowo. Warszawska Izba Handlowa uchwaliła, że bojkot niemieckich 

towarów ustanie dopiero wtedy, gdy niemieccy Żydzi otrzymają z powrotem wszystkie 

utracone   prawa   i   będą   jak   przedtem   równouprawnieni.   Po   ostatnim   środowym 

przemówieniu Hitlera Polska - jako jedyne państwo - oświadczyła: "Hitler wystąpił w 

nowej roli", ale "lepiej, żeby się wykazał czynami, niż przemawiał" 23. 

22 maja 1933, poniedziałek 

Dzień ten stał się kolejnym przełomowym dniem rodziny Rudolfa Tauska. Mianowicie 

po siedmiu latach pracy na etacie magistrackim nsa Tausk otrzymała "niebieski list" w 

związku z glajchszaltyzacją i zostanie zwolniona z pracy z dniem 1 lipca br. Jeszcze 

niedawno w dyrekcji szpitala Wenzel-Hancke' uważano to za niemożliwe i nie brano tego 

pod uwagę. Nic nie można tu już zaradzić. 

Wtorek 23. 5. 1933 

Dnia   30   czerwca   ze   szpitala   Wenzel-Hancke   ma   także   odejść   prymariusz   prof.   dr 

Frank. Tym samym upadnie bez reszty naukowe znaczenie i międzynarodowa sława tego 

zakładu. Ale skoro odchodzi również dłu.goletnia pracownica laboratoriów, właśnie nsa 

background image

Tausk, której nie ma kto zastąpić - nie licząc zupełnie młodych, niedojrzałych dziewcząt 

-   to   przestanie   istnieć   cały   oddział   wewnętrzny,   ponieważ   żaden   lekarz   ani   siostra 

oddziałowa nie będą mogli prawidłowo pracować. 

:Na skutek przeprowadzonego zgiajchszaitowania rÓwnież we Wrocławiu zdarzyło 

się, że  ważniejsze  oddziały Szpitala  Wszystkich  Świętych  po redukcji "niearyjskich" 

lekarzy   po   prostu   zaprzestały   działalności,   bo   nie   ma   komu   zajmować   się   chorymi, 

brakuje odpowiednio wykształconych i kompetentnych sił. Chorzy muszą zatem leczyć 

się prywatnie. 

Teraz znowu słyszałem o zamiarze przeforsowania zasady, iż w szpitalach nie należy 

zwalniać żydowskich prymariuszy, ponieważ w ten sposób stracono już wielu lekarzy 

światowej  sławy,  którzy  zaraz   otrzymali   kontrakty  za  granicą.  Być   może  pozostanie 

Frank, ale tylko pod tym warunkiem (jak powiedział to dzisiaj w cztery oczy do I. T.), że 

sam sobie dobierze najważniejszy personel, gdyż  tylko  wtedy wziąć może całkowitą 

odpowiedzialność za instytucję, jeżeli pracować będzie z długoletnimi, doświadczonymi 

współpracownikami. Nowo zaangażowane i mało wyuczone siły nie dają gwarancji. 

W każdym bądź razie dyrektor szpitala wystosował dzisiaj prośbę, w której stwierdza, 

że   zwolnienie   I.   T.   jest   niemożliwe,   ponieważ   "ustanie   praca   laboratorium   i   całego 

zakładu". 

24. 5. 1933 

W szpitalu Wenzel-Hancke ogólna rebelia lekarzy z powodu wypowiedzenia pracy l. 

T.: "To po prostu niemożliwe, wykluczone, co stanie się z naszym laboratorium i naszą 

pracą? Trzeba koniecznie interweniować!" Warto zaznaczyć, iż ową rebelię rozpoczęli 

aryjscy le- . karze, pomiędzy którymi są liczni naziści! 

Wniebowstąpienie, 25 maja 1933 

Polsko-żydowski kupiec Bernheimer z Bytomia wystosował do Ligi Narodów skargę 

na traktowanie Żydów 

 w Niemczech i w sprawie "ochrony mniejszoscl naro~ dowych na niemieckim Górnym 

Śląsku"   (której   gwarantem   jest   Liga   Narodów).   Stąd   duże   zdenerwowanie   prasy 

hitlerowskiej. 

Napisałem   dzisiaj   dwa   listy:   pierwszy   do   Oskara   Schlossa,   drugi   do   wikarego 

Johannesa   Thomasa.   W   pierwszym   oświadczyłem   gotowość   wyjazdu   na   Cejlon   po 

wyklarowaniu   się   spraw   finansowych.   W   drugim   prosiłem   o   informacje   (również   w 

imieniu Arno Miillera) dotyczące różnych zakonów - karmelitów, paulinów i trapistów. 

W dalszym ciągu, jak długo to tylko będzie możliwe, będę pracował jako przedstawiciel 

handlowy,   ale   jednocześnie  nie   stracę   z  oczu  ostatecznego   celu,   którym  jest  Cejlon, 

ewentualnie Syjam lub Birma. 

Zielone Świątki, 4. 6. 1933 

Jaskrawe słońce i ciepło wypędziły mnie z łóżka już o godzinie 6 rano, ale jestem 

uwięziony jak ptak w klatce. Ani nie mam pieniędzy, żeby pojechać na wycieczkę, ani 

nie mam odpowiedniego ubioru, aby wybrać się gdzieś pieszo i uwalić w trawie. Sprawy 

finansowe   idą   bardzo   kiepsko.   Tak   więc   umyłem   się,   poszedłem   na   pocztę, 

przeglądnąłem gazetę w poszukiwaniu przedstawicielstw handlowych, a teraz siedzę od 

godziny 8.45 na czczo przy maszynie do pisania. 

background image

7. 6. 1933 

W Lidze Narodów rozpatrywana jest kwestia żydowska. Sprawę referował przedstawiciel 

Polski. Debata zaczęła się 6.6. 1933. Delegat niemiecki chciał się wymigać z tej kabały' i 

przekonywał, że Bernheimer jako obcokrajowiec nie miał prawa wystąpić do Ligi z pet y 

ślały jednak inaczej, a Polska ustami swego delegata oświadczyła: "Polskę interesują nie 

tylko   Żydzi   zamieszkali   we   wschodniej   części   Górnego   Śląska   (a   tym   samym 

podpadający pod konwencję genewską), ale wszyscy Żydzi niemieccy. Do Ligi Narodów 

należy ustalenie, czy Żydzi niemieccy są mniejszością". 
"Humanitarne" traktowanie więźniów politycznych wygląda we Wrocławiu następująco: 

Zmarły przed niedawnym czasem w domu dla obłąkanych dr nauk prawnych Eckstein, 

który  z   SPD   wyłonił   Socjalistyczną   Partię   Robotników,   został   tak   zmaltretowany   na 
policji i w więzieniu, że w przeddzień  wysłania go do obozu koncentracyjnego przy 
Strehlener 

- Chaussee [ul. Strzelińska] usiłował popełnić samobójstwo. Zbito go za to do 

nieprzytomności i odbito mu 

nerki. Aresztowano go wyłącznie z powodu przekonań marksistowskich. Z tego samego 

powodu aresztowano i osadzono w obozie poprzedniti!go burmistrza Wrocławia, Macha, 

pierwszego   po   wojnie   prezydenta   policjiVoita   oraz   znanego   z   demokratycznych 

przekonań pastora Moeringa. Pastorowi nałożono na głowę błazeńską czapkę z papieru i 

tak wprowadzono go do obozu wraz z innymi aresztantami. 
W tym obozie "ma" rzekomo dominować humanitarny ton, ale strażnikami są b. jeńcy 

wojenni, obecnie naziści, a więc: można sobie wyobrazić ów "humanitarny ton". Pewien 

wrocławski adwokat nie-Aryjczyk przesłał Ecksteinowi do obozu papierosy z pobudek 

czysto  ludzkich,  gdyż  przedtem  go nawet nie znał.  Za karę pozbawiono go praktyki 

adwokackiej.   Bezpodstawne   i   bezzasadne   nagłe   aresztowania   trwają   nadal.   Nawet 

odwiedzając więźnia w obozie można się już narazić, mimo że odwiedziny są dozwolone, 

a nawet "chętnie widziane". 

Piątek 9. 6. 1933 

W niektórych szkołach dla dzieci "aryjskich" uczniowie z konserwatywnych rodzin nie 

śpiewają   wraz   z   innymi   "Horst   Wessel   Lied".   Ciągle   też   odmawiają   podnoszenia 

prawego ramienia podczas śpiewania tej pieśni. 

Niedziela 11. 6. 1933 

Na   podstawie   petycji   Bernheimera   na   terenach   niemieckiego   Górnego   Śląska, 

podlegających   konwencji   genewskiej,   "niearyjscy"   (a   więc   żydowscy)   adwokaci   i 

lekarze odzyskali prawo praktyki zawodowej. Wkrótce nastąpi to z sędziami. Niebawem 

więc "nie-Aryjczycy" staną się znowu pełnoprawnymi obywatelami. Doszło już nawet 

do tego, że wśród niemieckich Żydów zrodziła się poważna tendencja do wyrobienia 

sobie   w   Niemczech   statusu   mniejszości   narodowej.   Ale   ta   droga   jest   fałszywa. 

Wystarczy bowiem to, co osiągnięto do tej pory. Teraz większość niemieckich Żydów 

powinna zadbać o to, żeby Liga Narodów dopilnowała, aby Żydzi żyjący w Niemczech i 

zasiedziali   tu   od   dawna   nadal   pozostawali   "obywatelami   niemieckimi   wyznania 

żydowskiego".   Chodzi   o   utrzymanie   pełnoprawnego   obywatelstwa   bez   ustaw 

wyjątkowych. Deklaracje mniejszości narodowych doprowadzą tylko do zdegradowania 

Żydów do rzędu "uciążliwych cudzoziemców". 

background image

23. 6. 1933 

.   Bojkot   firm   żydowskich   trwa   nadal   w   naszej   prowincji.   Im   mniejsze   miasto   z 

żydowskimi sklepami, tym głośniej rozlega się okrzyk bojowy: "Niemcy, kupujcie tyJko 

u Niemców!" Część żydowskich interesów jest obecnie zamkniętych, część sprzedano, a 

ich   właściciele   wyprowadzają   się!   Natomiast   pozostałe   na   miejscu   sklepy   "aryjskie" 

kupują dalej towary Od żydowskich firm i komiwojażerów. Jednakże bez świadków. A 

gdy ktoś wchodzi do sklepu, chrześcijański kupiec krzyczy na pokaz do żydowskiego 

komiwojażera:   "Już   panu   mówiłem,   że   nic   nie   potrzebuję!"   Zaprasza   się   również 

żydowskich przedstawicieli handlowych do prywatnych mieszkań (jeżeli one się łączą ze 

sklepem) i tam pracują bez przeszkód wyraziwszy stereotypową uwagę: "Pan przecież 

wie, że nie można inaczej". 

Niedziela 25. 6. 1933 

Narodowa rewolucja obdarowała nas także ochotniczą obroną przeciwlotniczą, rychło 

zamienioną   w   Związek   Obrony   Przeciwlotniczej   Rzeszy   -   naturalnie   ze   stosownym 

uniformem   w   kolorze   niebieskim,   podobnym   do   marynarskiego,   i   odpowiednimi 

odznakami.   Wnet   ruszyła   reklama   i   propaganda   masek   gazowych,   schronów   przed 

wgazowych,   sprzątania   strychów,   przygotowywania   środków   przeciwpożarowych   i 

przeciwgazowych   itp.   A   ponieważ   niejedna   firma   chciała   dobrze   zarobić,   podczas 

ostatnich tygodni wytworzono iście wojenną psychozę pod hasłem: "Polska zamierza 

znienacka   zaatakować  Wrocław  z  powietrza"   (który w   ostateczności   jest  jej  o  wiele 

milszy nie zniszczony!) oraz "Musimy mieć własne lotnicze siły zbrojne i przeforsować 

to na konferencji rozbrojeniowej" . 

Tak oto Wrocław postawiony został w ciągu ostatnich tygodni w stan pogotowia. Gazety 

przynosiły długie artykuły, świadczące o całkowitym zamęcie u naszych kierowniczych 

głów. Na budynkach  publicznych,  na dachach  elektrycznie  napędzane syreny ryczały 

ustawicznie na różne tony i z różną siłą na alarm dzień w dzień od po niedziałku. W 

czwartek   wieczorem   zaczęły   się   wreszcie   "wielkie   ćwiczenia"   w   zachodniej   części 

Wrocławia, trwały prawie całą noc, były kontynuowane w piątek w śródmieściu. Główny 

nacisk położono na jak największy hałas łącznie z wystrzałami z moździerzy i wyciem 

syren oraz na pośpieszną gonitwę kurierów, sygnalistów, samochodów, straży pożarnej i 

na "starcia zbrojne" wielu SA i SS-manów, którzy' byli do tego odkomenderowani i za-

chowywali się niezdarnie i głupio niby rekruci pozbawieni raptem dowództwa. Teatr i nic 

więcej. Ludność  prze"" klęła  to  zakłócanie  spokoju nocnego. Wieści  o nadlatywaniu 

"czerwonych, nieprzyjacielskich samolotów" były nazistowskim chwytem reklamowym 

jarmarcznego krzykacza - Goebbelsa. Przypominało to podpalenie Reichstagu. Był  to 

zuchwały trick nazistów  dążących  do zbrojeń lotniczych.  Są jeszcze  dwie rozgłośnie 

radiowe szerzące tylko prawdę o Niemczech, dlatego hitlerowcy ich nie cierpią: Praga i 

Moskwa. 

I co na to wszystko powiada dobry Pan Bóg? Sędziwy ojciec w niebiesiech już od 1 

sierpnia 1914 r. ma "permanentny urlop aż do czasu zwolnienia", jak mawialiśmy na 

froncie!  Rzeczywiście   na  to  wygląda.   A  poza   tym   wydaje   się,  że  Pan  Bóg  nie   jest 

Aryjczykiem, bo nie ma nic do powiedzenia w hitlerowskich Niemczech. Mam nadzieję, 

że obecnie powstają liczne dzienniki notujące całą prawdę, aby przyszłe pokolenia miały 

jasny obraz tego olbrzymiego wybryku historii, którego musieliśmy być świadkami - 

drugiego niemieckiego średniowiecza. 

background image

Piątek 30. 6. 1933 

We Wrocławiu pomiędzy członkami SA panują ostatnio takie nastroje: starsi spośród 

nich,   a   przede   wszystkim   ludzie   żonaci,   mają   już   powyżej   uszu   tych   ciągłych 

przemarszów   w   dni   powszednie   i   niedziele   i   jak   powiadają,   są   "zmęczeni,   chcą   też 

niekiedy rozprostować kości jak inni". Wcale im nie odpowiada wypędzanie z łóżek na 

ćwiczenia   nocne   i   ostre   strzelanie,   odbywające   się   tylko   w   porze   nocnej.   Strzelanie 

odbywa   się   regularnie   pod   murami   Wrocławia   i   bardzo   przeszkadza   mieszkańcom 

pobliskich ulic. Atmosfera jest niemal wojenna. Myślę, że czyni się tak tylko po to, żeby 

zabezpieczyć hitlerowski system przed niespodzianymi wystąpieniami własnego narodu. 

Jest to taka musztra przed wojną domową. Ale w Genewie na konferencji rozbrojeniowej 

delegacja niemiecka jest uosobieniem umiłowania pokoju! 

Równocześnie - właśnie dzisiaj - agituje się za stworzeniem "zapory lotniczej przeciw 

Polakom".   Nie   stroni   się   przy   tym   wcale   od   prostackich,   sfingowanych   chwy:..   tów 

propagandowych w rodzaju: "Polskie samoloty zwiadowcze docierają w głąb Pomorza". 

Ponieważ   do   obozów   koncentracyjnych   dostaje   się   coraz   więcej   niegdyś   wysoko 

postawionych osobistości (burmistrze, nadprezydenci, oficerowie i inni nie godzący się 

na   dalszą   współpracę   z   Hitlerem),   potomność   musi   się   dowiedzieć,   jak   w   ubiegłym 

tygodniu wprowadzono do obozu na Tarnogaju byłego nadprezydenta Dolnego Śląska, 

socjaldemokratę Liidemanna 24, po jego aresztowaniu w Berlinie. 

Akt I. Liidemann żostał zaprowadzony przed Heinesa, który go w wyszukanej formie 

obrzydliwie   zbeształ,   kończąc   słowami:   "Więzień   Liidemann,   w   tył   zwrot,   odma-

szerować!" 

Akt II. W triumfalnym pochodzie nazistów ulicami: 

Schweidnitzer   Stadtgraben   [Podwale   Swidnickie],   Graupenstrasse   [Krupnicza], 

Rossmarkt   [Karola   Szajnochy],   Bliicherplatz   [plac   Solny],   Rynek   i   Ohlauerstrasse 

[Oławska] został Liidemann zaprowadzony z Prezydium policji do swojego dawnego 

biura w Nadprezydium, gdzie musiał przejść przez cały gmach. Na ulicy przed nim, 

obok niego i za nim szli w pochodzie bojówkarze SA. Na przedzie krzyczano: "Precz z 

marksizmem!" Środkowi ubliżali Liidemannowi i rzekomo ochraniali go przed z góry 

zamówionymi wrogami, czyniąc wrażenie, że gdyby nie SA, doszłoby do samosądu nad 

aresztowanym.   Ci  na końcu  darli  się:  "Niech  żyje  Hitler!"   Pochód zamykał  sadysta 

Edmund Heines w swoim samochodzie. 

Akt.   III.   Przemarsz   od   budynku   Nadprezydium   przez   ulice   Albrechtstrasse   [Wita 

Stwosza], Schweidnitzerstrasse [Swidnicka] do pomnika cesarza Wilhelma, gdzie "kon-

certowała" orkiestra dęta SA. Tu Heines zarządził postój i publicznie przemówił do ludu, 

znowu   ubliżając   Liidemannowi,   który   roztropnie   zacisnął   ~zczęki   i   wcale   się   nie 

odzywał! 

Akt IV. Kontynuowanie pochodu aż do obozu na Tarnogaju. 

Akt V. W obozie ustawiono wszystkich więźniów w szeregu i przedstawiono im 

Liidemanna, potem prze. brano go w obozowy strój, w nowym stroju ponownie go 

przedstawiono, jeszcze raz Heines go zwymyślał i wreszcie dał mu spokój. 

Na   koniec   Heines   wielkodusznie   oświadczył,   że   w   zamian   za   uwięzienie   wysokiego 

dostojnika   daruje   wolność   10   zwykłym   socjaldemokratom.   To   wszystko   wraz   ze 

zdjęciami   ukazało   się   tłustym   drukiem   następnego   dnia   w   gazecie   "Schlesische 

Tagespost",   czołowym   organie   nazistów   wrocławskich.   Potem   przez   strażników 

obozowych   doszła   wieść,   że   chorujący   Liidemann   odmówił   pracy   przy   robotach 

ziemnych, za co potraktowano go jak psa, m. in. bito go jak wszystkich pozostałych 

więźniów. 
 

Poniedziałek 3. 7. 1933 

background image

W. T. jest w całej rodzinie jedyną osobą, która aktualnie jeszcze zarabia, jeżeli to można 

nazwać zarobkiem. Właśnie dzisiaj się dziwił, że nie otrzymał do tej pory ani jednego 

wypowiedzenia, mimo iż niektóre przedstawicielstwa zupełnie leżą od miesięcy. W. T. 

jest głęboko przekonany, że będzie jeszcze znacznie gorzej, gdyż rząd hitlerowski chce 

całkowicie zniszczyć także żydowskich rzemieślników i istniejące jeszcze resztki handlu. 

Lecz ja, jako były żołnierz frontowy, należę do ,,2ydów wziętych pod ochronę". A jeżeli 

przyjdą po mnie te łotry, to pokażę im zęby. Trzeba jednak hamować język, bo można się 

dostać do obozu koncentracyjnego  na Tarnogaju, o którym  wieść gminna  niesie taki 

dwuwiersz: 

Bym milczał, Boże sił dodaj, żebym się nie dostał na Tarnogaj. 

W. T. w dalszym ciągu uważany jest przez ludzi (na ulicach, w firmach i urzędach) za 

urzędnika   albo   za   byłego   urzędnika   i   za   Aryjczyka,   co   w   dzisiejszych   czasach   jest 

cudem! Najosobliwsze jest to, że należę do ludzi, przed którymi ()twierają się ludzkie 

dusze, gdyż  sprawiam wrażenie godnego zaufania: a zdolność mimikry jest dzisiaj w 

cenie. 

W.   T.   zaproponowano   wyjazd   do   Palestyny   w   charakterze   przyuczonego   stolarza, 

ponieważ właśnie stolarzy szuka się tam ze świecą i powodzi im się dobrze. Nie jestem 

syjonistą,   nie   mam   krzty   sympatii   dla   żydostwa,   z   którego   powodu   odbywa   się   w 

dzisiejszych Niemczeeh bezkrwawa wojna wyniszczająca, która przypomina pogromy 

Ormian podczas wojny światowej i po jej zakończeniu. Mimo to zainteresowałem się 

propozycją   i   dowiadywałem   w   miejskiej   szkole   rzemieślniczej,   czy   prowadzą 

wieczorowe kursy, chcę bowiem praktycznie opanować wszystkie nowoczesne meteody, 

a przede wszyst kim stolarkę maszynową, bez której stolarze dzisiaj nie mogą się obyć. 

Wieczorami są oczywiście tylko kursy teoretyczne i rysunki. Może jednak znajdę sobie 

gdzieś stolarnię, gdzie można wieczorami praktykować. Stara dama jeszcze nic o tym nie 

wie. W każdym  bądź razie przed południem trzeba będzie robić pieniądze, żeby tym 

chętniej stawać przy warsztacie. 

H. T. ma także swego rodzaju "plan palestyński". 

Z   Wrocławia   do   Palestyny   wywędrowały   mianowicie   liczne   rodziny   'żydowskie,   w 

których mężczyźni pozbawieni zostali pracy w instytucjach medycznych i prawniczych. 

Uprzednio jednak wszystkie kobiety wyuczyły się praktycznych zawodów, żeby się w 

nowym kraju utrzymać na powierzchni i zarabiać. Uczyły się zatem rysunków, opieki 

nad dziećmi, krawiectwa, gotowania, księgowości itd. H.T. ze swoimi umiejętnościami 

rysowania, malowania, robót ręcznych mogłaby zrobić. złoty interes, gdyby udała się do 

Palestyny. Ale ona nigdy nie udała się dalej niż do stołu familijnego. Przy nim długo i 

szeroko rozwodzi się na te tematy, a potem kończy słowami: "W całym tym kraju jest 

przecież piekielnie gorąco, nie wiadomo, czy się w tym klimacie wytrzyma. A czy tam 

będzie kto chciał się uczyć rysuIlków albo czy są one w szkołach?" W ten sposób H.T. 

już trzy miesiące emigruje z Niemiec. 

Z Wrocławia do Palestyny wyjechały zupełnie młode 17-letnie dziewczyny, również z 

rodzin   chrześcijańskich   "pochodzenia   żydowskiego".   Część   z   nich   wyruszyła   w 

pojedynkę.   Pracują   tam   przy   dzieciach,   przy   zajęciach   domowych   i   w   biurach. 

Wszystkie pochodzą z najlepszych domów. Wiele z nich nie jest syjonistkami. 

Piątek 11. 7. 1933 

Moje   wspomnienia   kontynuuję   opisaniem   sprawy   nowych   paszportów   dla   .'Żydów. 

Mimo moich buddystycz nych przekonań także musiałem wyrobić paszport. Widziałem 

niejedną   wzburzoną   twarz   "byłego   Zyda",   który   również   otrzymał   swój   żydowski 

paszport.   Słyszałem   niejedno   uzasadnione   słowo   oburzenia,   że   w   małżeństwach 

background image

mieszanych druga strona mimo innego wyznania zostaje ostemplowana jako "niearyjska" 

, czyli żydowska. 

Zorganizowany obłęd, który faktycznie nie wie, czego właściwie chce, i który już w 

chwili. narodzin jest w agonii. 

Na wykazie żydowskich paszportów miałem numer 404. 

I tu odezwała się moja zabobonność, powiedziano mi kiedyś, żebym uważał na cyfry 4 i 

8 oraz na wszystkie dzielące się przez 4 i 8. 

Kiedy we Wrocławiu po raz pierwszy napadano na żydowskie sklepy - tego wcześniej 

również nie mogłem przewidzieć, gdyż wszystko wynikło, że tak powiem, spontanicznie 

- chciałem w imieniu lipskiej firmy futrzarskiej Friedricha Wimmera odwiedzić większe 

sklepy futrzarskie. To było w marcu w porze zakupów, 

Zacząłem od sklepu braci Breslauer, ale przed ich domem na Antonienstrasse 2/4 [Sw. 

Antoniego] zatrzymały mnie posterunki i poradziły, żeby "raczej jutro przyjść, bo dzisiaj 

jest to zbyt niebezpieczne". Poszedłem zatem do sklepu Pinkusa, mieszczącego się na 

piętrze tego budynku, gdzie na parterze prosperuje firma "Blasse" . Ten dom był również 

zablokowany i ta sama bzdura zaczęła się od nowa. Wtedy powiedziałem: "Nie mam nic 

wspólnego z firmą ~~Blasse», tylko z wytwórnią futer Pinkusa, do której udaję się w 

imieniu lipskiej firmy". Na szczęście miałem wizytówkę firmy, którą pokazałem. tv ów-

czas do rozmowy włączył się młodzieniaszek o typ.owo fanatycznej, bladej twarzy, w 

mundurze SA, który przedstawił się jako student i zapytał po obejrzeniu wizytówki, czy 

interes Pinkusa jest również żydowską firmą. A ja mu na to: "To nie powinno pana 

obchodzić,

ja   przybywam   w   imieniu   zamiejscowej   firmy,   nie   wolno   mi   przeszkadzać   w 

wykonywaniu obowiązków zawodowy'ch i chciałbym wiedzieć, co mam odpisać lipskiej 

firmie!"   Fanatyczne,   blade   oblicze   odpowiedziało   mi:   "Proszę   napisać,   że   stopniowo 

dobierzemy się do wszystkich żydowskich firm,. nie przepuścimy ani jednej". 

Na takie dictum miałem dosyć na ten dzień i poszedłem na miasto. Ale do mojej firmy 

nic nie napisałem; bo byłoby to przecież "szerzeniem wiadomości o okrucieństwach". 

Nie miałem też ochoty wylądować w obozie koncentracyjnym, my, ludzie urodzeni w 

kwietniu, kochamy' nade wszystko wolność. Ustępowałem przeto wydarzeniom z drogi, 

aby tylko uniknąć karambolu z rządzącym systemem. Lecz karambol sam do mnie przy-

szedł 11.7.1933 o godzinie 4 po południu. 

Tego   dnia   był   tropikalny   upał.   Mimo   lekkiego   ubrania   wróciłem   o   godzinie   1   w 

południe do domu mokrusieńki. Nie przeczuwałem niczego. Matka zatroskana i bliska 

płaczu   wyszła   naprzeciw.   Zaprowadziła   mnie   do   ostatniego   pokoju,   pozamykała 

wszystkie drzwi i opowiedziała, co następuje. 

Przed południem był urzędnik z p.olicji kryminalnej, aby przeprowadzić u nas rewizję, 

ponieważ należę do tajnego związku komunistycznego, odbywającego do późnej nocy 

zebrania   w   naszym   domu   albo   w   innych   miejsrach.   Protokoły   z   tych   zebrań   i   inne 

meldunki przesyłam do Anglii itp. Policjant powiedział jeszcze: "Pani syn ma chyba w 

tym domu miłych przyjaciół". 

Wprawdzie   nic   o   tych   sprawach   nie   wiedziałem,   ale   unik   jest   najlepszą   obroną, 

oskrzydlenie   najlepszym   atakiem,   a   ostrożność   największą   cnotą   żołnierską!   Miałem 

kilka godzin czasu. Wziąłem się do roboty. Z mojego biurka wywędrowały na strych 

wszystkie dzienniki, łącznie z tym ledwo zaczętym. Nikt mnie przy tej pracy nie mógł 

zobaczyć! W jednym dzienniku jedna strona została nawet częściowo usunięta, ponieważ 

znajdowała 

wojskowej: wojnę o Zagłębie Saary albo jeszcze wcześniej wkroczenie do Austrii. 

Poza   tym   zniszczyłem   też   trzy   nader   soczyste   kuplety   mojego   pióra   o   pederastii 

Heinesa i seksualnych  stosunkach w SA i hitlerowskiej  organizacji dziewcząt  BDM. 

background image

Teksty te mam w pamięci, być może, kiedyś je odtworzę. Zniszczyłem również list do 

mojego   duchowego   przyjaciela.   W   liście   tym   już   wtedy   przewidywałem   bałagan   w 

niemieckim   kościele.   Usunąłem   także   przedłożony   mojej   angielskiej   firmie   raport   o 

naszej   rzeczywistej   sytuacji,   łącznie   z   odpowiednią   korespondencją   i   własnym 

zapiskiem, "że mój list tam dotarł i zrobił całkiem uzasadnione wrażenie, że szef - senior 

chce   ze   mną   kontynuować   ten   temat   podczas   najbliższego   pobytu   w   Niemczech". 

Zniszczyłem   jeszcze   druzgocącą   wypowiedź   mojego   paryskiego   szefa,   P.   Dolata,   na 

temat   Hitlera   i   hitleryzmu,   dostarczoną   swego   czasu   ważnemu   dziennikowi 

niemieckiemu. 

Po tym wszystkim byłem, krótko mówiąc, absolutnie zmęczony, położyłem się tylko 

na 30 minut na sofie, zjadłem z apetytem obiad i oczekiwałem nadchodzących wydarzeń, 

o których w dalszym ciągu dziennika. 

O godzinie 4 po południu zjawił się urzędnik policji politycznej i powołał się na rozkaz 

prezydenta policji Heinesa, aby przeprowadzić u mnie rewizję. Ale do tego tak szybko 

nie doszło. Nie dałem się wyprowadzić z równowagi i zażądałem dowodu osobistego i 

nakazu rewizji na piśmie. Urzędnik poczuł się nieswojo i powoływał się kilka razy na to, 

że jest z policji politycznej (czy wiem, co to znaczy?) i działa na podstawie osobistego 

rozkazu prezydenta policji Heinesa. 

Dowodu i nakazu nie ujrzałem, ale los zesłał mi wprost idealnego świadka całego zajścia, 

który przyszedł do mnie zupełnie przypadkowo, ponieważ chciał tylko zobaczyć, co się 

właściwie ze mną dzieje, bo nie poka zywałem się od kilku tygodni. Tym świadkiem był 

Louis Herstein, obywatel polski. 

Wyjaśniając motywy rewizji policjant powiedział: 

"Mam 'rozkaz przeprowadzić rewizję i nie muszę mówić, o co chodzi. Pan koresponduje 

z Anglią i jest pan Żydem, a to. wystarcza, aby przeprowadzić dochodzenie. Jeżeli chodzi 

o kontakty z zagranicą i skoro dotyczy to Żyda, sprawa jest niebezpieczna", 

Jako świadek rewizji został . zaprotokołowany Louis Herstein, przy czym nie ujawnił 

swojej   narodowości.   To   duży   plus   dla   mnie,   bo   jeżeli   dojdzie   do   czegoś   i   zostanie 

wciągnięty on do sprawy, wtedy automatycznie włączy się konsulat polski, wszystko 

wyjdzie na jaw i Niemcy będą skompromitowane.· 

Wieczorem tego pamiętnego dnia mieliśmy międzynarodowe odwiedziny. Przyszła do 

nas panna Karpińska (urzędniczka magistracka z Gdańska) i historyk sztuki SteckeI albo 

St6ckel   z   University  of   Pensylvania   w   Filadelfii.   Amerykanina   poznała   Herta   Tausk 

przed.   południem   w   Akademii   Sztuki,   gdzie   bezowocnie   błądził   szukjąc   śladów 

Gerhardta Hauptmanna. Oprócz nich był także Louis Herstein. Można sobie wyobrazić, 

jakie wrażenie zrobiły na cudzoziemcach wydarzenia dnia. Oświadczyli: "Przekażemy o 

tych stosunkach dalej". 

16. 7. 1933 

Na początku minionego tygodnia odwiedził nas dr med. Bela Klein, który pracował w 
szpitalu Wenzel-Hancke, ale na skutek „ustaw aryjskich" wybierał się do Anglii, żeby się 
doskonalić w swojej specjalności. Klein zamierzał udać się do Londynu, ale nie znał tam 
nikogo, jak zresztą w całej Anglii, i dlatego chciał nawiązać kontakt z ludźmi .. 
mogącymi. mu posłużyć radą. Ponieważ mamy w Londynie. krewnycłij':t- którymi co 
prawda utrzymuje my tylko luźne więzi, daliśmy Kleinowi ich adresy i kazaliśmy mu 
robić wrażenie, że znamy się od dawna, aby go tam lepiej przyjęli. W liście do krewnych 
zapowiedzieliśmy jego przyjazd. Klein właśnie przyszedł obejrzeć nas po raz pierwszy i 

background image

ostatni w życiu, żeby przynajmniej wiedzieć, jak wyglądamy. Potem wyjechał - w 
ubiegłą środę 5 lipca 1933 roku. 

W przeszły czwartek, dnia 6 lipca, w późnych godzinach popołudniowych zjawili się u 

nas dwaj funkcjonariusze policji kryminalnej i chcieli mówić z "panem Tauskiem". Pytali 

mnie o pana Kleina, który u nas mieszka albo mieszkał. Zaprzeczyłem. Na to zdumieli 

się obaj panowie i zapytali raz jeszcze. Ponownieoświadczyłem: u nas nie mieszka i nie 

mieszkał pan Klein, mieści się tu biuro związku rolnego etc. Wtedy powiedzieli, że ten 

pan chorował albo przebywał w szpitalu Wenzel-Hancke. Z kolei ja oświadczyłem, iż nie 

mam ani handlowych; ani prywatnych stosunków z tym szpitalem i nie znam żadnego 

Kleina. Okazało się, że Klein oskarżony jest o wywiezienie do Anglii oszczerczych ma-

teriałów, które miał rzekomo otrzymać ode mnie. 

Ponieważ stwierdzono, iż Klein nigdy u nas nie mieszkał; sprawa została zawieszona 

na kołku. Tajniacy przeprosili i poszli do właściciela domu, w którym Klein mieszkał. 

[Późniejszy dopisek:} W niedzielę 6.8. 1933 dowiedzieliśmy się, że dr Klein dostał się 

bezpiecznie do Anglii, zaś 30. 9. 1933, że dochodzenie przeprowadzono na podstawie 

plotek   pani   Dambitsch.   Dr   Klein   mieszkał   u  małżeństwa   D.   i   pani   D.   była   o   niego 

zazdrosna!!! 

19. 7. 1933 

W pewnej wrocławskiej restauracji przy stoliku sie-działo dwóch panów. Jeden z nich 

opowiadał aktualne 

dowcipy, drugi kwitował je śmiechem. :Żaden nie zważał na otoczenie. Raptem przed 

restaurację z hukiem i wyciem zajechało pogotowie policyjne. W oka mgnieniu Schupo i 

policja pomocnicza wtargnęły do lokalu i aresztowały obu panów za lekceważenie rządu 

Rzeszy!   Przyczyna?   Przy   sąsiednim   stoliku   siedział   nieokrzesany   niemiecki   prostak, 

który nie potrafił zrozumieć dowcipów, pobiegł do telefonu i zaalarmował policję. To mi 

opowiedział Aryjczyk! 

W Nysie zmarł pewien :Żyd. Jak to w zwyczaju u pobożnych Żydów, przyszło 10 

mężczyzn, żeby się pomodlić. Modlili się do godziny 7 wieczór, poszli się pożywić, 

znowu przyszli, modlili się do późnej nocy, potem poszli i wrócili następnego dnia rano. 

Kiedy byli zatopieni w modlitwie, wpadła policja i przeszukała dom od piwnicy aż po 

dach. Dlaczego? Bo przechodzień zameldował, że do tego a tego domu komuniści ciągle 

wchodzą i wy~ chodzą, zatrzymują się do późnej nocy i odbywają tajne zebrania. 

W tych dniach we Wrocławiu wydarzyło się, co następuje: Pewien żydowski lekarz 

otrzymał ofertę z zagranicy, wystarał się o potrzebne papiery, otrzymał wizę i zezwolenie 

na wyjazd za granicę. Wszelako na Dworcu Głównym został aresztowany, gdyż ponoć 

tylko   po   to   wyjeżdżał   za   granicę,   aby   tam   szerzyć   wieści   o   prześladowaniach. 

Aresztowany siedzi już w obozie na Tarnogaju. 

31. 7. 1933 

W   związku   z   rewizją   w   moim   domu:   12   lipca   Louis   Herstein   był   u   polskiego 

wicekonsula i opowiedział munie podając mego nazwiska! - co u mnie przeżył, i chciał 

uzyskać informację, co czynić dalej. Wicekonsul powiedział mu: do niego (i do konsula) 

każdego dnia dochodzą wieści o różnych przypadkach, ale czegoś takiego jeszcze nie 

słyszał. Jego zdaniem ten przypadek zasługuje on postara się o to - aby go przekazać do 

background image

wiadomości   ludziom,   których   te   sprawy   obchodzą   (tzn.   instytucjom   krajowym   i 

zagranicznym   zainteresowanym   kwestią   żydowską,   m.   in.   konsulowi   angielskiemu). 

Herstein ma zapewnioną ochronę ze strony rządu polskiego!!! 

VVtorek 8.8.1933 

Wkrótce dojdzie do tego, że człowiek już tylko sam ze sobą bezpiecznie będzie mógł 

porozmawiać.   Dlatego   też   mój   dziennik   nabiera   coraz   większej   wartości:   bez   niego 

pozapominałbym, o co siebie zapytywałem i jak odpowiadałem. Pozapominałbym, jakie 

pytania stawia obecny czas - nie dając na nie odpowiedzi. Ten czas nie różni się prawie 

wcale' od lat 1914-1918, gdy chodzi 

3.niejasne sytuacje. 

Wyszło nowe rozporządzenie: "Każdy młody Zyd, który uwiedzie aryjską dziewczynę, 

zostanie skazany na śmierć". A co będzie: 1) z młodymi Aryjczykami, którzy uwiodą 

Żydówki?, 2) co stanie się z tymi aryjskimi dziewczętami, które mimo wszystko chcą 

zostać uwiedzione przez Żydów?, 3) co czeka te Aryjki, które już "uwiedzione" mają 

szczególne upodobanie do młodych Żydów??? 

Niemal każdego dnia pracuję teraz dla odprężenia nad dziennikami numer 7, 8 i 9. Siedzę 

nad nimi przeważnie wieczorem, przed udaniem się na spOCzynek, zupełnie nagusieńki, 

przy półotwartym oknie zawieszonym zasłoną, z fajką taniego orientalnego tytoniu w 

zębach. To jest moje "letnisko". Mamy teraz dni bardzo gorące,' duszne, ciężkie. Ale na 

każdym wręcz kroku stwierdzam dwie rzeczy. Mimo tylu nieszczęść zachowałem nadal' 

roztropną   głowę.   Poza   tym   zwyciężył   we   mnie   Budda>,   Do   tego   stopnia,   że   jeżeli 

zostanę zapytany o moje wyznanie, nie będę tego ukrywał, choćby mnie to miało dużo 

kosztować w tych zwariowanych czasach! 

Niedziela 13. 8. 1933 

Agonia naszej rodziny robi szybkie postępy, a jedyną winę za to ponosi Herta Tausk: 

ten   grabarz   kłopotliwych   resztek   familii   (jak   to   przewidziałem).   Magistracka   opieka 

społeczna odrzuciła jej podanie bez zbadania sprawy, ponieważ w ciągu ostatnich dwóch 

lat   nie   wpłacała   żadnych   składek   (ani   inwalidzkich,   ani   pracowniczych 

ubezpieczeniowych) i teraz zdana jest na żydowską opiekę społeczną· 

Rosę Tausk też spotkała odmowa, a to dlatego, że ma syna, który może zarabiać. 

Brawo! Ale ten syn od 1914 r .. nałykał się tyle żółci, że zdolny jest do oświadczenia: 

"Wobec mojego położenia ekonomicznego odrzucam wszelkie obowiązki 

alimentacyjne". 

We   Wrocławiu   jest   rzeczywiście   taki   ruch,   jakbyśmy   znowu   mieli   wojnę,   panuje 

powszechna   nerwowość.   I   trwać   to   będzie   tak   długo,   dopóki   Niemcy   istotnie   nie 

wmanewrują się w nową wojnę. Obok takich nastrojów stwierdza się jednak, iż rzekomo 

rozbici komuniści i członkowie SAP znowu zorganizowali się po cichu i podburzają - 

mimo prześladowań i aresztowań przez policję polityczną i SA. Począwszy od "prostych 

ludzi"   (uprzednio   warstw   średnich:   chłopów,   rzemieślników,   urzędników)   aż   po 

konserwatywne warstwy wyższe nadal groźnie wrze. 

Rząd jest dzisiaj właściwie rządem mniejszości, który ma za sobą już tylko dawne liczby 

wyborcze,   w   żadnym   razie   nie   tłumy,   na   które   przedtem   liczono.   Rząd   stracił   też 

przeważającą liczbę własnych zwolenników politycznych (ponieważ oni sami powiadają: 

tego nie chcieliśmy, o tym nie wiedzieliśmy, tego nie przeczuwaliśmy, chcemy dobrze 

background image

dla innych i dla nas). Rząd trzyma się tylko dzięki brutalnej, bezwzględnej przemocy. 

14.8.1933 

W ubiegłym tygodniu aresztowano we Wrocławiu wielu komunistów i członków SAP, 

rekwirując   im   jednocześnie.   maszyny   do   pisania,   maszyny   drukarskie   itd.   Minionej 

soboty   przemaszerowali   oni   obok   naszego   domu   do   obozu   koncentracyjnego   na 

Tarnogaju. 

Dzisiaj przed południem w Gospodzie Rzemieślników siadłem za stołem przy kuflu 

ciemnego piwa za 9 fenigów i słuchałem rozmowy dwóch prostych robotników, którzy 

stali   tuż   przy   mnie:   "Rano   wszyscy   przechodzili   tędy   do   Brunatnego   Domu   na 

Neudorferstrasse {Komandorska]. Na przedzie szedł jeden ze sztandarem, który właśnie 

u niego znaleźli. Przez całą drogę musiał go nieść, w dodatku nałożono mu coś na głowę, 

przypasano pałasz ciągnący się po ziemi. Idący za nim nieśli znalezione podczas rewizji 

książki, papiery i maszyny. Powiadam ci, było na co popatrzeć"! 

Takie teatralne pochody, wydaje się, są specjalnością wrocławskiej SA. 

Niedawno na Tempelhofer - Felde pod Berlinem nieznani sprawcy zniszczyli w nocy 

tzw. dąb Hindenburga. Sprawców nie ujęto, ale winni muszą się znaleźć, rząd oskarżył 

więc   o   to   komunistów   i   cofnięto   więźniom   komunistycznym   w   obozach 

koncentracyjnych po trzy obiady. Na to oświadczyli komuniści przebywający w obozie 

na Tarnogaju (którzy w miniony czwartek przeniesieni zostali do obozu w Osnabriick), 

że nie mieli z tym nic wspólnego, i zażądali swoich racji żywnościowych. Uznano to za 

bunt   i   w   ruch   poszły   pałki   gumowe.   Nadto   ukarano   więźniów   komunistycznych 

zlikwidowaniem jed nych niedzielnych odwiedzin przez rodziny, co wypada raz na dwa 

tygodnie. Dlatego też to "humanitarne traktowanie" doszło tak· późno do wiadomości 

publicznej. 

30 sierpnia 1933 

Hałas z Norymbergi swoją nadętością promieniuje aż na. Wrocław: pochody, lasy 

sztandarów,   maszerujące   kolumny   SA,   SS,   Stahlhelmu   (4000   ludzi),   które   zostaną 

załadowane do pociągów do Norymbergi (wraz z nimi około 200 policjantów). Wszyscy 

gotowi do wymarszu  w pole, mało  - gotowi do wojny:  z karabinami,  rewolwerami, 

saperkami, z ciężkimi tornistrami, lornetkami polowymi. I w getrach skórzanych wokół 

goleni (cał- 

kiem niepraktyczne w marszu). 

Widziałem   pochód   Górnoślązaków   maszerujących   od   Schiesswerder   [rejon   ul. 

Flisackiej   i   Łowieckiej]   do   Dworca   Głównego.   Pochód   tworzyła   orkiestra   40-50-

osobowa   i   2   oddziały   po   350

1

  ludzi   z   flagami   hitlerowskimi.   A   więc   700   ludzi   w 

poczwórnym  szyku,  a przed drugim oddziałem  również 40-50 muzykantów.  W obu 

wypadkach górnośląskie kapele górnicze. 

Kto przystanął albo właśnie przechodził, ten musiał przez cały czas dzierżyć w górze 

prawą przednią łapę! Mądrzejsi przyglądali się tej napuszonej scenie, robiącej wrażenie 

pochodu karnawałowego, ze znacznej odległości. Ja też. 

Od 1 sierpnia nie mamy już także służącej. Ostatnia wypowiedziała pracę. Chyba nie 

bez wpływu na to były znane zatargi z I.T., a do tego doszła obawa nieotrzymania 

wynagrodzenia, względnie zmniejszenia go. N a nową służącą już sobie nie możemy 

pozwolić. Prace domowe będą musiały przejąć obie córki. Kłótnie na ten temat 

background image

. już się zaczęły. Te stare pannice dopiero w trumnie nabiorą rozumu. Od dawna to 

przewidywałem. 

Koniec sierpnia 1933 

Kiedy   nastała   "Trzecia   Rzesza",   każdy   mógł   się   spodziewać,   że   któregoś   dnia   do 

mieszkania wejdzie policja, gestapo, policja pomocnicza (która miała zostać rozwiązana 

w całej Rzeszy z dniem 15 sierpnia, ale we Wrocławiu działała nadal po tym dniu, może 

do 20 sierpnia, po czym SA ją zastąpiło), SA lub zgoła fałszywi SA-mani. Pod byle 

pozorem robiono rewizję i - gdy ch~dzi o SA-manów - stosowano różne represje. W 

każdej chwili można było spodziewać się w mieszkaniu aresztowania, pobicia itp. Wiele 

tygodni panowały takie "wesołe stosunki". 

W tym czasie rozmawiałem z moim przyjacielem Arno 

4.krokach zapobiegawczych jeszcze możliwych vi tym groźnym okresie. Okazało się, że 
obaj byliśmy tej samej myśli (ja, bo pracowałem niegdyś dla magistratu i służyłem w 
wojsku). Ustaliliśmy,  że w  żadnej  sytuacji  nie  należy tracić  głowy,  trzeba  poza  tym 
zachowywać neutralność, nie dawać powodów do podejrzeń, żyć wyłącznie dla siebie i 
wydarzeniom schodzić na milę z drogi. Krótko mówiąc: jako buddyści z przekonania - 
nie czynić nic takiego, co wciągnęłoby do spraw i rzeczy, które mogłyby stać się dla nas 
"drogą do oderwania się". Pod tym terminem rozumieliśmy dostanie się do więzienia 
albo   do   obozu   koncentracyjnego.   Takie   obozy   urządzono   dla   różnego   rodzaju 
"aresztowanych   ochronnie".   Tych   ludzi   wtrącono   do   "aresztu   ochronnego"   rzekomo 
dlatego, żeby im się nic złego nie stało ze strony ich wrogów, czyli niby "wzburzonych 
ludzi"! 

Bardzo to ładnie pomyślano i powiedziano, ale nader szybko można było stwierdzić, iż 

wśród zamykanych  są przede wszystkim komuniści, socjaldemokraci, Żydzi, a nawet 

członkowie   prawicowych   partii,   których   nowy   rząd   chciał   mieć   pod   kluczem,   aby 

uniemożliwić Qbale nie władzy i wyłączyć ze społeczeństwa każdą "nieprawomyślną" 

opinię.   I   tak   do   obozów   koncentracyjnych   dostali   się   działacze   związkowi,   poeci, 

redaktorzy   (również   Paul   Lobe   25,   przewodniczący   Reichstagu,   dostał   się   do   obozu 

Wrocław - Tarnogaj, a potem do Osnabriick, a także Liidemann i inne znane na Śląsku 

osobistości),   adwokaci,   akademicy,   przewodniczący   gminy   żydowskiej   dr   Rechnitz 

(który rzekomo nielojalnie spełniał swoje obowiązki redaktora gazety żydowskiej). Do 

obozów   trafili   ludzie   wszystkich   wyznań,   zawodów   i   klas   społecznych.   Owych 

zamkniętych w "areszcie ochronnym" zatrudnia się przy pracach ziemnych, aby "znowu 

ich   uczynić   pożytecznymi   członkami   społeczeństwa",   aby   "marksistów   zawrócić   z 

fałszywej drogi" oraz wpoić im "ludzkiego" ducha nowych czasów i przemienić w przy-

zwOitych obywateli "nowych Niemiec". Do obozu koncentracyjnego można się dostać 

bardzo łatwo. Pobyt w nim ma trwać rzekomo "tylko.3 miesiące", ale wiele ludzi siedzi 

juź 6 miesięcy i prawdopodobnie pozostanie tam jeszcze dłużej. 

Tak więc i Wrocław otrzymał swój obóz koncentracyjny na Tarnogaju. Jest to były. obóz 

francuskich jeńców wojennych z wojny światowej, w którym do aktualnego użytku 

pozostały jedynie trzy baraki z blachy falistej. Obóz przywrócili do dawnego stanu byli 

jeńcy wojenni, którzy musieli wykorzystać własne doświadczenia w budowie ogrodzeń z 

drutu kolczastego itp. Potem umieszczono tam pierwszych więźniów - niestety, za-

pomniałem, którego dnia. Na początek ulokowano 120 ludzi. Gazety prześcigały się w 

długich opisach tego wydarzenia, jakby do miasta zjechał cyrk z dzikimi zwierzętami 

background image

albo jakbyśmy rzeczywiście mieli wojnę i do miasta przybyli jeńcy kolorowi względnie 

rosyjscy. W dniu otwarcia było w obozie już 20-30 ludzi, zaś resztę sprowadzono po 

południu z Prezydium policji. :Nigdy w zyciu nie zapomnę tego widoku, powinna też 

5.nim wiedzieć potomność. 

Około   godziny   12  musiałem   jeszcze   raz   wyjść   na  miasto.  Na   Eichbornstrasse   [ul. 

Druckiego-Lubeckiego]   zauważyłem   tłum   ludzi,   wiele   policji   i   masę   rowerzystów. 

Wszyscy gapili się na gmach policyjny, przede wszystkim na bramę. Wmieszałem się w 

tłum, udałem "obcego" i usłyszałem: "No, oni mają stąd wyjść - do obozu". Poszedłem 

dalej, w kierunku okropnych grzmotów dętej orkiestry - jak w wesołym miasteczku - me 

było w tym ani krzty muzyki, tylko dziki hałas. To na Schweidnitzer Stadtgraben [ul. 

Podwale Swidnickie] obok Prezydium policji kapela SA grała Heinesowi serenadę. Ten 

jarmarczny harmider w zestawieniu z niedolą więźniów, zebranych akurat na podwórzu 

Prezydium,   a   także   z   rozpaczą   ich   krewnych   czekających   w   tłumie,   zrobił   na   mnie 

przygnębiające wrażenie. Nie mogłem na to patrzeć i poszedłem dalej. 

Gdy około godziny 13 wracałem, orkiestry już nie było. Za to na Eichbornstrasse, na 

Museumplatz i na schodach synagogi stał szczelnie tłum ludzi. Policja z trudem torowała 

w nim drogę przy pomocy dużego auta policyjnego. Kiedy ukazał się pochód więźniów, 

stałem   jeszcze   w   tłumie.   Domyśliłem   się,   w   jakim   kierunku   idą   -   w   kierunku 

H6fchenstrasse [ul. Tadeusza Zielińskiego]. Ale naprzód biedaków skierowano na lewo, 

wokół gmachu Prezydium, aby wszyscy pracownicy na czele z panem Heinesem mogli 

więźniów obejrzeć. I defilowali tak przed Heinesem i policją. To sadyzm i wyrafinowane 

poniżenie. . 

Tymczasem   poszedłem   do   domu   i   zaalarmowałem   domowników.   Procesja   więźniów 

przesuwała   się   powoli,   jak   za   pogrzebem.   Obliczyłem,   że   na   około   100   więźniów 

przypadało 130 ciężko uzbrojonych policjantów i policji pomocniczej SA. Kolumna była 

konwojowana od przodu, tyłu oraz z boków, jak to oglądaliśmy na filmach o Rosjanach 

pędzonych   dawniej   na   Sybir.   Wszystko   czyniło   przygnębiające   wrażenie,   gdyż 

wiedzieliśmy   dokładnie,   że   tylko   niewielu   z   nich   jest   rzeczywiście   przestępcami. 

Większość prezentowała się dobrze i· była  dobrze ubrana. Byli  to przeważnie ludzie 

stanu   średniego,   jak   również   z   najlepszego   towarzystwa   wrocławskiego:   redaktorzy, 

urzędnicy, akademicy. Pochód przesuwał się milcząco, otoczony przez zwarty tłum ludzi. 

Pomiędzy  aresztowanymi  był  chromy  robotnik,   który z  trudem  szedł   kulejąc.  Widać 

było,   że   zorganizowano   przedstawienie   dla   postraszenia   ludzi,   ale   osiągnęło   ono   na 

pewno odwrotny efekt. Wiadomo, jaką walkę dzień i noc od siedmiu miesięcy prowadzi 

rząd Hitlera przeciwko KPD, nie. mogąc jej dotąd zniszczyć. 

Po   pewnym   czasie   podczas   jakiejś   ciepłej   niedzieli   odbyłem   pod   wieczór   pieszą 

pielgrzymkę,   żeby  bliżej   poznać  okolicę   Strehlener  Chaussee  [ul.  Strzelińska],  której 

przedtem wcale nie  znałem.  Idąc dość powoli, po 45 minutach  doszedłem do obozu 

koncentracyjnego, koło którego jednak nie przeszedłem, tylko zawróciłem z powrotem. 

Tej   pięknej,   letniej   niedzieli   zobaczyłem   przygnębiający   widok.   Obóz   wyglądał   jak 

żołnierski okop. Zasieki z drutu kolczastego jak pod Verdun. Przy szosie i za bramą 

chmara   policji   i   SA-manów   z   karabinami   i   rewolwerami,   stojących   na   warcie,   ale   i 

zażywających niedzieli. Trzy stare baraki z blachy falistej ustawione rzędem. Na dalszym 

planie tej o wiele za małej klatki widać było szare skupisko postaci - to więźniowie, 

którzy albo wypoczywali, albo odbywali "szkolenie". 

Pełen zgryzoty poszedłem do domu, z tylko jednym pragnieniem: nigdy nie dostać się 

do tej klatki. Przede wsżystkim postanowiłem nie mieć nic wspólnego z szermierzami III 

Rzeszy. I medytowałem też na wszelkie sposoby, jak się zachować na wypadek dostania 

się do "aresztu ochronnego". 

background image

· Niedziela 10. {J. 1{J33 

W  sprawach  zawodowych  mogę   powiedzieć,  że   w  tych   strasznych  czasach  należę 

jeszcze do ludzi mających jakieś zajęcie i trochę zarabiających. Mam naturalnie tylko 

część moich przedstawicielstw. "Toenges" nie idzie, "Dolat" również. Od czasu .do czasu 

musi   się   człowiek   pieklić   na   kiepskie   dostawy.   Ale   teraz   zakosiłem   wszystkich,   bo 

(dzięki   mojej   dyplomacji)   otrzymałem   przedstawicielstwo   znanej   firmy   "C. 

Schniewindsohn, Evingsen", rozprowadzającej artykuły szewskie, rymarskie itd. 

Wedle dzienników zagranicznych w obozach koncentracyjnych w Niemczech znajduje 

się okrągło milion ludzi 26! Każdego dnia przybywają nowi i każdego dnia więźniowie 

gi,ną, niektórzy "zastrzeleni podczas ucieczki". Wśród tych ostatnich znalazła się znana 

wrocławska osobistość, przywódca Reichsbanner, Alexander, kawaler Złotego Krzyża 

Zasługi Wojennej (wręczanego osobiście przez cesarza). Jest to najwyższe odznaczenie, 

jakie może otrzymać żołnierz (u oficerów: "Pour le merite"). Alexander został dnia 6 bm. 

pochowany   na   cmentarzu   żydowskim   Wrocław-Kozoniów   w   plombowanej   trumnie, 

nadesłanej z obozu koncentracyjnego w Osnabrtick. Trumny nie wolno było otworzyć 

(policja zabroniła). I chociaż w gazetach zamieszczono tylko krótkie notatki: 

"Przywódca organizacji Reichsbanner. Alexander, został zastrzelony podczas ucie~zki Z 

obozu koncentracyjnego w Osnabruck", tysiące ludzi przyszło na pogrzeb utrzymywany 

w   absolutnej   tajemnicy   (nekrologi   nie   zostały   przyjęte   przez   gazety,   jedyny 

wydrukowano dopiero dzisiaj w niedzielę w "Breslauer Zeitung"). Na cmentarzu odbyła 

się spontaniczna demonstracja, wznoszono okrzyki: "Niech żyje wolność!", "Prawdziwi 

chrześcijanie, szczerzy towarzysze z frontu i z Reichsbanner, zemsta!" To wiele mówi! 

Według   krążących   pogłosek   naziści   koniecznie   chcieli   dowiedzieć   się   od  Alexandra, 

gdzie   znajduje   się   kasa   organizacji   Reichsbanner,   którą   chcieli   zarekwirować.   Lecz 

Alexander   tego   nie   zdradził.   Został   on   aresztowany   we   Wrocławiu   jako   jeden   z 

pierwszych   po   dojściu   Hitlera   do   władzy.   Po   aresztowaniu   okrutnie   pobity   trafił   do 

Szpitala   Wszystkich   Świętych,   gdzie   dzień   i   noc   pilnowało   go   dwóch   SA-manów. 

Dopiero   potem  trochę  podreperowany  trafił  do  obozu   w  Osnabriick,   gdzie   go  "dalej 

leczono", to znaczy uśmiercono. 

Wtorek 12. 9. 1933 

Narodowa rewolucja widzi już w perspektywie swoje bankructwo. Ja sam czytam i słyszę 

(to ostatnie jest dla mnie ważniejsze) od moich klientów i ich pracowników oraz od 

starych kolegów frontowych (z którymi nadal jestem na "ty" i "kolego"), że urzędnicy 

(również członkowie NSDAP) wyrażają się oficjalnie w następujący sposób: "MY (tzn. 

państwo) NIE możemy zrezygnować ze współpracy z PRZYZWOITYMI niemieckimi 

Żydami, z dawien dawna tu zasiedziałymi. My ich bardzo potrzebujemy ... Nie możemy 

naszych (!) niemieckich Żydów wrzucać do jednego worka z Polaczkami 27 

z   Goldene   Radegasse   [ul.  Złote   Koło]   i   Antonienstrasse   [ul.  Sw.   Antoniego],   którzy 

ponoszą   pełną   winę,   że   wprowadzono   prawa   wyjątkowe,   i   którym   pozwala   się   tu 

pozostać, podczas gdy NASI (!), niemieccy Żydzi emigrują". 
Racja, tak dalej nie może być i nie będzie. Musi nastąpić złagodzenie aktualnej sytuacji. 
Prowadzi się intensywną propagandę za zakładaniem  rodzin i płodzeniem dzieci  (jak 

Anno   1914).   W   kinach   pokazują   na   rozliczne   sposoby,   jakim   to   szczęściem   jest 

małżeństwo i ewentualnie już wcześniejsze dzieci - i to dużo dzieci! Fiihrerzy, kt6rzy to 

propagują, są kawalerami, wdowcami, homoseksualistami. I tylko nieliczna ich część jest 

background image

ożeniona (jak Goebbels) i ma jedno lub dwoje dzieci jako błogosławieństwo małżeńskie. 

Niedziela 17. 9. 1933 

Gospodarcze gnębienie Żydów trwa nadal! Rząd zaś w dalszym ciągu łże twierdząc, że 

to nieprawda. Zagranica nie wierzy już Niemcom ani za grosz i z małymi wyjątkami staje 

po stronie Żydów. W .Wilnie zwierzchnik tamtejszego kościoła katolickiego oficjalnie 

zabronił polskim katolikom, z narodowych i religijnyeh względów, włączania się do fali 

nienawiści antyżydowskiej. 

30. 9. 1933 

Na uroczystości  do Norymbergi  pojechali  również  hitlerowcy z dzielnicy Szczytniki. 

Wieczorem   zebrali   się   w   asyście   sześciu   kapel   na   Maxstrasse   [ul.  Karola   Mar-

cinkowskiego],   gdzie   znajdują   się   kliniki   uniwersyteckie.   W   sześciu   punktach   ulicy 

stanęło tych sześć orkiestr i rozpoczęło koncerty, wcale nie zwracając uwagi na otocze-

nie. Na dodatek chmary ludzi wszczynały hałas różnego rodzaju. Dyżurni lekarze nie 

wytrzymali tej wrzawy i o godzinie 23 (godzina policyjna) wysłano pielęgniarkę, która w 

imieniu   ordynatora   poprosiła   dowódcę   oddziału,   aby   przestano   grać,   ponieważ   w 

klinikach   przebywa   wielu   cięż~o   chorych,   a   nawet   umierających   ludzi.   Dowódca 

odpowiedział: "To nas nie obchodzi! Proszę powiedzieć lekarzowi, aby umierających 

przeniósł do tylnych pomieszczeń"! ,Muzyka i wrzawa trwały więc do godziny 3 w nocy, 

następnie cała banda pociągnęła na Dworzec Główny, oczywiście w takt marsza. 

Niestworzone   rzeczy   działy   się   w   firmie   Bielschowskiego.   Prasa   podała: 

"Otrzymaliśmy' wiadomość, że na drzwiach i ścianach kantyny znaleziono napisy. bez-

przykładnie oczerniające fiihrera i ruch narodowosocjalistyczny. Funkcjonariusze policji 

zarekwirowali te drzwi i zabrali je samochodem". 

Notuję dalsze wiadomości o tym, jak było naprawdę. 

Napisy te znalazły się w ustępach już przed ostatnimi wyborami i zięć pana B. (Simon) 

kilkakrotnie upominał inspektora gospodarczego, by ściany oczyszczono., Aresztowano 9 

subiektów,   między   którymi   było   3   albo   4   Aryjczyków.   Zabrano   ich   w   święto 

żydowskiego Nowego Roku. Młodego pracownika nazwiskiem Briick wzięto prosto z 

bóżnicy   na   Friedrichstrasse   [ul.   Legnicka],   gdzie   akurat   śpiewał   w   chórze.   Briick   i 

Warschkow   dostali   szoku   nerwowego.   Musiano   ich   wypuścić   wraz   z   Simonem, 

Stormerem i innymi, ponieważ dosłownie nic nie można im było udowodnić. U starego 

Bielschowskiego w willi była "rewizja w związku z wrogimi knowaniami w jego firmie". 

Niedziela 8. 10. 1933 

Pomimo zapewnień, że bojkot został zakończony, na Schweidnitzerstrasse [Swidnicka] w 

żydowskich  sklepach  D. Schlesingera  juniora, Weisbeina  i innych  czy tać  można  na 

szybach wystawowych takie napisy: "To jest sklep żydowski. Kto tu kupuje, jest zdrajcą 

Niemiec!" 

11.10.1933 

W   nocy   z   9   na   10   października   śniłem   taki   sen.   Po   moim   ciele   łaziło   mnóstwo 

robactwa - muchy, chrząszcze, pająki. Jeden pająk był szczególnie obrzydliwy - wielki, 

background image

okrągły,   wypukły   odwłok   z   niebieskim   grzbietem.   Swoim   kształtem   przypominał 

przycisk dzwonka. Oplótł się on dookoła mych nóg, był jak z gumy i nie można go było 

uśmiercić, nawet gdy nożycami uciąłem mu dwie nogi. Potem roztarłem go podeszwą 

buta i w ten sam sposób zabiłem jeszcze wiele innych insektów. I wtedy dopiero miałem 

spokój. 

A teraz od snu do jawy. 7.10 br. otrzymałem list od firmy OZITE GmbH. Berliński 

przedstawiciel generalny chce mi odebrać i wziąć sobie okręg śląski. 

Piątek 20. 10. 1933 

Jeszcze trochę o cyfrach 4 i 8. Nigdy dotąd nie przeglądałem uważnie moich papierów 

wojskowych i nie przechowywałem "jako pamiątkę". Teraz zaglądałem do nich, bo 

nareszcie wykonano odznakę dla żołnierzy frontowych (którą uczestnikom wojny 

obiecywało państwo cesarskie już podczas wojny, osobny medal dla frontowców i 

osobny dla służby tyłów i zaplecza). Pamiątkowe odznaki otrzymują tylko żołnierze 

mogący udowodnić swój udział w walkach dokumentami wojskowymi, więc i ja 

powyciągałem swoje papiery i zamówiłem tę ważną odznakę. Przy' tej okazji 

stwierdziłem, że mój dokument ma numer 880, zaś w spisie batalionu 21 ujęty zostałem 

pod numerem 496, a w batalionie 85 miałem numer 828. 

Dlatego też nie można się dziwić, że mimo moich starań nie awansowałem w wojsku. 

Pisałem zresztą na ten temat w dziennikach z lat wojennych. Teraz potwierdziły to liczby 

- bez przesądów. 

21.10.1933 

Matka nareszcie wyraziła zgodę na mój wyjazd za granicę! Teraz mam 43 lata i brak 

mi   pieniędzy!   Będę   się   jednak   rozglądał.   Już   w   roku   1915,   kiedyśmy   "zwyciężali 

śmierć", małe dzieci francuskie w Foulcray mówiły do nas: "Deutschland kaputt". I nie 

wolno nam ich było tknąć. Te dzieci mówiły prawdę. 

Niedziela 28. 10. 1933 

W swojej klinice siedział nad mikroskopem znany profesor Prausnitz. W pewnej chwili 
laborant (ze wszystkimi odznakami NSDAP) podsunął mu pod nos małą kartkę takiej 
treści: "Panie profesorze, jutro mamy nasz budynek udekorować flagami". P. nie 
podniósłszy nawet oczu odpowiedział: "No, pięknie, niech pan dekoruje", po czym 
wrzucił karteczkę do kosza. Laborant zaraz zameldował władzom, że "P. odniósł się 
pogardliwie do rządu". W wyniku tego P. dostał się do obozu koncentracyjnego! Wraz z 
nim jego równie sławny asystent, dr Lubinski (ciężko ranny na wojnie), ponieważ 
"rozmawiał z obcokrajowcem po hebrajsku w instytucji państwowej, co również 
świadczy o pogardliwym stosunku do państwa". W rzeczywistości L. oprowadzał w 
celach naukowych po zakładzie jakiegoś polskiego ministra czy innego dygnitarza i 
rozmawiał z nim po francusku, żeby się w ogóle porozumieć! Niedziela 12. 11. 1933 

Od   23   października   tego   roku   wyjeżdżam   na   prowincję   cztery   albo   pięć   razy   w 

tygodniu.   Wstaję   wtedy   prawie   zawsze   o   godzinie   4.45   i   wracam   potem   do   domu 

popołudniem   około   godziny   16-17   albo   pod   wieczór   i   pracuję   dalej.   To   zajęcie 

wymagające   treningu   i   dobrych   nerwów   (które   po   leczeniu   ambulatoryjnym   mam 

ostatnio we wprost cudownym stanie i które dalej takie będą, gdyż kontynuuję leczenie) 

background image

znowu mnie przekonało, że zupełnie nie jestem kupcem i nigdy nim nie będę. Zajęcie to 

jest dla mnie jedynie środkiem prowadzącym do właściwego celu - do rozwijania mego 

życia duchowego. Przy tej okazji znowu stwierdziłem, że moja słabość do gór i lasów, 

którą nabyłem jako chłopiec w Jeleniej Górze, jest nadal silna. Lasy i góry są nawet je-

szcze dzisiaj moim ideałem życiowym. 

Ząbkowice   Śląskie.   Byłem   tam   przy   pięknej   słonecznej   pogodzie   31   października. 

Ponieważ do odjazdu pociągu miałem dość dużo czasu, oglądałem średniowieczne mury 

przy promenadzie. Moim towarzyszem - jak i w Jeleniej Górze - była książka Dahlkego 

pt.   "Rozprawy   o   pojmowaniu   buddyzmu".   Gdy   stanąłem   pod   pomnikiem   poległych, 

nagle ukazał mi się cień Elfriedy. Wnet przypomniałem sobie, że Elfrieda przebywała 

kilka lat w szkole klasztornej w Ząbkowicach. Chciałem te myśli odgonić od siebie, ale 

ów cień by'! silniejszy i nie odszedł ode mnie. A przecież przed laty w Lipsku opuścił 

mnie. I poczułem się w Ząbkowicach jak w Lipsku pod koniec roku 1917. Szedłem sobie 

alejką   spacerową,   cień   E1friedy   przesuwał   się   obok   mnie,   półgłosem,   zupełnie   jak 

wówczas   w   Lipsku,   pytałem:   Powiedz,   czy   to   wszystko   było   potrzebne?   Czy   masz 

jeszcze   coś   do   powiedzenia?   Przykro   ci?   Czy   to   nie   wyłącznie   twoja   wina?   Nie 

otrzymałem   żadnej   odpowiedzi,   ujrzałem   tyl   ko   dwoje   duzych   Ciemnych   oczU,   . 

patrzących: na. mhie pytająco, milcząco, prosząco, z troską. Nie mogę i nie chcę wtrącać 

się do jej życia, ale pragnę się wreszcie wyzwolić od tej sprawy. Usiadłem w chłodnym 

jesiennym   wietrze   i   przesiedziałem   dobrą   godzinę   na   promenadzie   obok   stawu 

młyńskiego. Wiatr przenikał całe ciało, zwiędłe liście spadały z drzew i czytałem swego 

Dahlkego. I znowu oczy zachodziły mi łzami, bo przede mną stała E1frieda - milcząca, 

pytająca, prosząca, stroskana. 

W niedzielę dnia 5 listopada pojechałem do Berlina także w imieniu moich przyjaciół 

buddyjskich  z  Wrocławia,   aby  pożegnać  Oskara  Schlossa,  który  pod koniec   grudnia' 

wyrusza z Genui do Indii dla przeprowadzenia rozmów z miarodajnymi osobistościami 

kościoła   buddyjskiego,   poznania   kraju   i   ludzi   oraz   ewentualnego   Wstąpienia   do 

klasztoru.   Jeżeli   uzna,   że   nie   wszystko   jest   tak,   wróci   do   Locarno.   Ale   zarówno   w 

pierwszym, jak i w drugim przypadku ściągnie z biegiem czasu do siebie Arno Miillera i 

mnie.J eśli pozostanie w Indiach, wystara się dla mnie ,o pieniądze na podróż. 

20. 12. 1933 

Władze państwowe chcą, żeby każda rodzina miała co najmniej czworo dzieci (chodzi 

o mięso armatnie dla ich ponurych planów, o nic innego). Agitacja prowadzona jest przez 

organizacje kobiece. Ale nawet członkinie partii hitlerowskiej, jak się zdaje, nie chcą być 

maciorami rozpłodowymi i· królicami.·· Wiele też przekłada  dokładnie jak w "Norze" 

Ibsena - funkcje zapładniające nad funkcje rodzenia. Aby przeto te kobiety odpoWiednio 

nastawić,   we   wszystkich   stowarzyszeniach   kobiecych   zostaną   wyznaczone   specjalne 

"matki matek", 

którymi mogą być tylko takie kobiety, które mają co najmniej 5 dzieci oraz należą do 

kręgów wykształconych. I patrzcie. W większości okręgów Wrocławia nie mogą znaleźć 

tych "matek matek". Stwierdza się: im większe wykształcenie, tym mniej dzieci! 

Gdyby się NSDAP znała na biologii, toby wiedziała, że im szlachetniejsze stworzenie, 

tym mniej ma potomstwa! 

Niedziela 31. 12. 1933 

background image

Szef dowództwa armii, generał piechoty Freiherr von Hammerstein, zdecydował się 

prosić  o dymisję.  Ten  wysoki  oficer  wziął  sobie  do serca ostatnią  przestrogę  swego 

poprzednika,   generała   von   Seekta:   "Nie   pozwolić   na   zerwanie   więzów   z   Moskwą". 

Obecnie   von   Seekt   jest   w   Chinach   jako   reorganizator   armii   chińskiej,   a   Rosja   stoi 

przeciwko nam! W Chinach jest też były prezydent policji berlińskiej, dr Weiss ("Żyd 

Weiss", jak go nazywano i prześladowano), oraz jego współpracownik Grzesinski. Obaj 

reorganizują chińską policję. Uprzednio razem doprowadzili do bardzo wy'sokiego po-

ziomu pracę policji niemieckiej! 

lIsa   Tausk   jeszcze   otrzymuje   zapomogę.   Ponad   dwa   tygodnie   gadała   nam   o 

samobójstwie z dobrze znanym wyrazem twarzy'. Jednak dalej żyje i paple jak zwykle. 

Idea samobójcza zaświtała jej wtedy w głowie, gdy dowiedzieliśmy się o samobójczej 

śmierci naszej berlińskiej krewniaczki, dr med. Margarety Lewy, która odebrała sobie 

życie ani słowa nikomu nie mówiąc. Liczyła sobie 49 albo 50 lat, była niezwykle mądrą 

kobietą,   miała   dużo   pacjentów,   a   poza   tym   pracowała   w   szpitalu   oraz   dla   pewnego 

wydawnictwa medycznego, które wysyłało ją na wszystkie kongresy. Jej samobójstwo 

ma związek z glajchszaltyzacją. 

Niedziela 14. 1. 1934 

Zastępca   prezydenta   policji   we   Wrocławiu,   radca   dr   Patschowski,   poskarżył   się 

Briicknerowi, że Heines ciągle przychodzi do pracy pijany, że wdaje się w bijatyki, nie 

wykonuje   swoich   policyjnych   obowiązków,   wszystkie   sprawy   zwala   na   niego, 

Patschowskiego, zupełnie z nim nie można pracować. Do tego dochodzą takie fakty o 

Heinesie: niemal każdego wieczoru siedzi pijany w barze "Rybnym", wiele nocy spędza 

w hotelu "Savoy" (obok wymienionego baru); niczym książątko bałkańskie, a przy tym 

zachowuje się jak nieokrzesany komendant wojenny w obcym okupowanym kraju. W 

kasie policji brakuje wielu tysięcy marek będących do wyłącznej dyspozycji prezydenta 

policji. 

Wobec tego Briickner zaprosił swego towarzysza partyjnego do Nadprezydium, zrobił 

mu dużą awanturę, a w dodatku zameldował o wszystkim w Berlinie. I Heines przed 

trzema tygodniami zniknął z· Wrocławia 28, Jego obowiązki sprawuje zastępca, dr Engel 

(dobry   prawnik   i   przyzwoity   człowiek).   Heines   już   nie   powróci   na   poprzednie 

stanowisko, chociaż  oficjalnie  jest jeszcze tytułowany prezydentem  policji, obergrup-

penfiihrerem i staatsratem. Jedynie w SA wolno mu będzie jeszcze działać. 

Niedziela 21. 1. 1934 

Handel nigdy jeszcze tak nie "rozkwitał" jak pod rządami "Adolfa Jedynego". Oto dwa 

przykłady z własnego doświadczenia. Dla paryskiej firmy "Dolat" przez cały ubiegły rok 

nic   a   nic   nie   sprzedałem.   Natomiast   z   firmy   "Zinn,   Engels   i   Ska,   Oberbarmen" 

otrzymałem 17 bm. wieczorową pocztą przekaz prowizyjny za drugie półrocze 1932 roku 

na sumę: 1 marka 43 fenigi!. .. Ą firma ta jest światową firmą eksportową. , Między 

Niemcami" i Polską podpisano na 10 lat "układ przyjaźni", który ma uregulować "na 

drodze   pokojowej"   wszystkie   sporne   problemy   tych   odwieczn~ch   wrogów.   Do   jego 

podpisania doszło w trybie dość nagł~m, było to dla wszystkich dużym zaskoczeniem. 

Układ godzi przede wszystkim we. Francję. Służy on poza tym nazistom jako' środek 

propagandowy,   ponieważ   ostatnio   gwałtownie   potrzebowali   dla   siebie   nowych 

argumentów.   Układ   niemiecko-polski   jest   jednocześnie   niezbędnym   zabezpieczeniem 

tyłów dla rozgrywki Niemiec z Austrią, bo Hitler bezsprzecznie chce zagarnąć ten kraj 

29. 

Przy   końcu   tego   201   dziennika   wyrażam   jeszcze   nadzieję,'   że   nadal   będę   mógł 

background image

prowadzić   moje   zapiski  nie   dla   mnie,   lecz   dla   potomności.   Prawda   jest   obecnie 

niesamowicie uciskana, ludzie są szpiclowani i mają ograniczoną wolność. Dobrze, jeśli 

ktoś ma kilku rzeczywiście wiernych przyjaciół albo tyle doznań z siebie samego, że 

może byĆ "samowystarczalny". Diabelnie ciemno w "nowych Niemczech". Wszak tu i 

ówdzie rozproszone jest jeszcze nieco światła, które mimo "odgórnego zaciemniania" 

nadal się żarży, może mizernie, ale jednak żarzy się dalej i pewnego dnia stanie się ono 

pomostem świetlnym do czasów, w których rodziła' się teraz;niejszość 1933. Myślę, że 

okres roku 1914, okres wojny światowej, ponosi winę za nasze "dzisiaj", za aktualną 

sytuację   całego.   świata,   a   szczególnie   Niemiec.   Czyż   zatem   ubiegłoroczne   palenie 

książek   i   dalsze   "prześladowanie   literatury"   miałoby   zniszczyć   to   wszystko,   co 

przedstawia   prawdę   o   stosunkach   w   Niemczech?   Tu   i   ówdzie   żarzy   się   nadal   jakaś 

iskierka - jedną z nich jest także ten dziennik. 

 18 września 1935 

Parteitag norymberski zakończył się w niedzielę oczywiście posiedzeniem Reichstagu, 

który uchwalił m. in. ustawy żydowskie 30. Nastroje tu we Wrocławiu są z każdym 

dniem   coraz   bardziej   przygnębiające,   ludzie   coraz   bardziej   powściągliwi,   milczący   i 

maskujący wściekłość. Wśród służących, które w myśl nowej ustawy mają opuścić domy 

żydowskie do końca bieżącego roku, płacz i zgrzytanie  zębów, ale nie nienawiść do 

Żydów,   raczej   jawnie   wyrażana   nienawiść   do   tego   rządu.   Samym   Żydom   ustawa   w 

sprawie pracownic domowych w ogóle nie zaszkodziła. 

Niedziela 21.9. 1935 

Aryjskie służące, które do dnia 1 stycznia 1936 roku muszą opuścić żydowskie domy, 

buntują się otwarcie przeciwko temu zarządzeniu. Nawet dziewczyny, które były dotąd 

wiernymi nazistkami, deklarują przywiązanie do swoich państwa i powiadają, że tylko 

gwałtem   będzie   je   można   ruszyć   z   ich   miejsc.   We   Wrocławiu   znaczna   deputacja 

służących udała się do "Frontu Pracy" i zrobiła w tej sprawie awanturę. Dziewczynom 

powiedziano:   jesteście   niemieckimi   kobietami,   musicie   być   tego   świadome,   musicie 

zachowywać się jak kobiety niemieckie i złożyć, jak inne niemieckie kobiety, pewne 

ofiary państwu, za co przejdziecie do historii. 

Wówczas co rezolutniejsze dziewczyny oświadczyły, że akurat na to one s ... , one po 

prostu   żądają,   żeby   im   pozostawiono   ich   pracę,   ponieważ   właśnie   Żydzi   najlepiej 

traktują pomoc domową. 

Po Wrocławiu rozeszły się pogłoski, iż liczna rzesza dziewcząt, służących od wielu lat u 

tych samych ro g.zin, pragnie z własnej woli zostać Żydówkami, aby tylko nie utracić 

kontaktu ze swoimi prześladowanymi chlebodawcami. 

Niedziela 5. 10. 1935 

We wtorek dnia 1 października br. w godzinach 16-17 wszyscy żydowscy notariusze 

we   Wrocławiu   otrzymali   zawiadomienie,   aby   akta   notarialne   spraw   zakończyli   do 

background image

godziny 12 w południe następnego dnia, zaś akta spraw nie załatwionych mają przekazać 

sądom, ponieważ nie są już notariuszami - nawet wysłużeni notariusze i byli żołnierze 

frontowi!   Jednocześnie   od   dnia   1   października   "urlopowano   do   czasu   zwolnienia" 

urzędujących   jeszcze   tu   i   ówdzie   żydowskich   sędziów,   radców   sądowych   i   w   ogóle 

prawników 31. Można przyjąć, że za tymi sprawami kryje się pan Frank. 

Sobota 12. 10. 1935 

W   poprzednią   niedzielę   odbyły   się   dożynki.   Tego   samego   dnia   kontrolowano 

wszystkie  samochody wjeżdżające do miasta  od strony południowej  w poszukiwaniu 

masła, jak w latach 1917-1918 podczas wojny. Kto miał ze sobą trochę więcej masła, 

musiał   się   z   tego   wytłumaczyć.   A   jeszcze   na   początku   tygodnia   gazety   drukowały 

obszerne opracowania na tematy gospodarcze, gdzie pisano m. in., że wszystko można 

kupić,   nie   ma   trudności   z  artykułami   żywnościowymi,   były   tylko   przejściowe   braki. 

Natomiast na rynku stwierdza się niedobory, nie ma przede wszystkim wieprzowiny, a 

słoninę  i smalec  sprzedają tylko  po l/s  funta.  Aryjczycy  klną  na wszystkie  sposoby. 

Masło sprzedaje się 

po 1/8 i 1/

2

 funta. Ale w przemówieniach wszystko idzie świetnie i wszędzie się 

przelewa! 

Goebbels powiedział w przemówieniu do SA: "Tu nie chodzi o masło i tłuszcz, tu 

chodzi o historię". 

Niedziela 13. 10. 1935 

"Raymond" , zdobył się nareszcie na odpowiedź w sprawie mojego wynalazku! Ci 

opieszalcy powiadomili mnie, iż "w dzisiejszych czasach nie chcą inwestować w nowe 

urządzenia". Na to zaproponowałem im: 

"Niech panowie nie czynią nic więcej, lecz jedynie zgłosz.ą moje wynalazki we Francji 

do   opatentowania,   wykładając   ,na   to   pieniądze,   w   zamian   za   co   staną   się   panowie 

właścicielami 50 proc. praw patentowych ... przede wszystkim niech sprzedają panowie 

licencje,   a   każdy   nabywca   licencji   musi   się   zobowiązać   wszystkie   potrzebne   części 

metalowe kupować w firmie «Raymond» w Grenoble. W ten sposób wszystkie koszty 

produkcji zostaną zabezpieczone. Jeśli ktoś będzie chciał sam produkować części, niech 

płaci wyższą licencję. Jeżeli Niemcy będą chcieli nabyć licencję, to niech ją sobie kupią 

we Francji". Przecież nawet głupi handlowiec potrafi to zrozumieć! 

W firmie ,,,Zinn" , o, tam są inne facety! Od razu złapali i trzYl,llają kurczowo mój 

wynalazek napisów świetlnych. Od 8 bm. leży już w Urzędzie Patentowym nowe 

podanie. Mój rzecznik patentowy jest mocny w słowach, ale nie w technice! Do Urzędu 

Patentowego w Berlinie powinien pojechać ktoś z firmy "Zinn" albo ja sam - i 

porozmawiać. Od nich powinien ktoś pojechać do Berlina, żeby wynalazek osobiście 

przedstawić w niektórych ministerstwach (armii, 17. 10. 1935 

Idą już tak daleko, że od 1 stycznia 1936 r. zaślubieni pracownicy muszą na kartach 

podatkowych   zaznaczyć   wyznanie   współmałżonka,   żeby   tą   drogą   ustalać   mieszane 

małżeństwa i naturalnie wyłączyć "nie-Aryj,czyków" w "ważnych" zawodach, jak np. w 

wydawnictwach prasowych (stanowiących dobra kultury). W każdym razie gospodarka 

background image

nadal umiera. Na przykład handel futrami, jak widać, przenosi się z Lipska do Londynu. 

Niedziela 25. 10. 1935 

Czwartek dnia 17 października pochowaliśmy kolegę z naszego "koła orientalnego", jak 
się sami nazywamy. ,J est to wąskie grono chińskich studentów i ludzi interesujących się 
życiem duchowym Wschodu, którzy skupiii się niegdyś we Wrocławiu wokół byłego 
lektora języka 'chińskiego w uniwersytecie wrocławskim, nazwiskiem Pung Fai Tao, 
który obecnie przebywa w Berlinie. Owym zmarłym był Gerhardt von Gronefeld Ritter 
und Edler von Ottberger: lat 31, kawaler, cand. jur. (oczekiwał aplikacji), człowiek 
bardzo predestynowany do, kariery dyplomatycznej, który obok doskonale opanowanego 
języka chińskiego i angielskiego władał dobrże perskim, trochę hindu i hebrajskim. 
Wyrobiony towarzysko, obyty w świecie, obieżyświat. Lotnik w jednostce lotniczej SA, 
świetny automobilista i motocyklista. Jednym słowem: wspaniała natura, o wielkiej 
ludzkiej prostocie, prawdziwy arystokrata z hanowerskiej szlachty rodowej. marynarce, 
lotnictwie). Niedziela 3. 11. 1935 

Donosicielstwo   kwitnie.   Usłyszana   na   ulicy   przez   przechodnia   czyjaś   wypowiedź 

może być podstawą aresztowania na miejscu. Aresztują nawet wtedy, gdy przez czysty 

przypadek   albo   zapomnienie   zegnie   się   rękę   w   łokciu   i   zaciśnie   pięść   (tak   jak 

pozdrawiają się komuniści). 

Ostatnio z całą  powagą wmawia  się robotnikom,  że "kawa ziarnista  jest luksusem 

(ponieważ sprowadza się ją z zagranicy!),  że robotnicy powinni zrezygnować z tego 

zagranicznego produktu" - ponieważ nie ma pieniędzy na import, o czym się jednak nie 

mówil Robotnicy są tym zirytowani i głośno dowcipkują. 

Niedziela 10. 11. 1935 

Zachodnioniemiecka firma tkanin ściennych i meblarskich "Barmen", której materiały 

wprawdzie na Śląsku nie idą dobrze, bo mają dziwaczne wzory, a której ładne kapy teraz 

wprowadziłem na rynek, oświadczyła mi korespondencyjnie: "Zaangażowaliśmy nowego 

przedstawiciela handlowego, który będzie objeżdżał Śląsk z naszymi wyrobami, prosimy 

o zwrócenie nam do poniedziałku próbek naszych towarów". 

Wystarałem   się   natomiast   o   przedstawicielstwo   fabryki   wyściełanych   krzeseł   i 

tapczanów, która do tej pory produkowała i eksportowała meble wyplatane. I tak skacze 

się   ustawicznie   z   jednego   konia   na   drugiego,   nie   posuwając   się   naprzód,   nie   robiąc 

pieniędzy, pracując tylko po to, aby ręka miała co do gęby włożyć. 

Niedziela 17. 11. 1935 

Dnia   15   listopada   ukazały   się   przepisy   wykonawcze   do   norymberskich   ustaw 

żydowskich. Jestem przeto z dniem 15. 11. 1935 r. uznany za Żyda czystej rasy w myśl 

tych   przepisów   wykonawczych.   Ale   przez   to   Żydzi   wcale   mi   się   nie   stali 

sympatyczniejsi... Nie jestem już także "obywatelem Rzeszy" ani "rodakiem" ... Jestem 

już tylko "mieszkańcem", który powinien omijać z daleka wydarzenia w Niemczech, co 

też chętnie czyni. Z tego narodu nic już nie będzie! Zagubił on dwie zasadnicze rzeczy: 

własną godność i wielkość oraz godność w oczach innych narodów. 

Zrobiło mi się naprawdę ciasno w tym kraju. Naturalnie nie mam ochoty stać się dla 

tych ludzi nawozem pod ich kulturę. Ale jak się stąd wydostać bez pieniędzy, zostawiając 

na pastwę losu 83-letnią matkę, która dla jej obydwu córek, tych starych pudeł, jest tylko 

background image

Kopciuszkiem? A te córki? Stare histeryczne d ... i nic więcej. 

Dzień Pokutny 21. 11. 1935 

w   piątek   wokoło   800   sklepach   detalicznych   pojawiły   się   nagle   na   drzwiach   na 

wysokości   oczu   białe   tabliczki   (30   X   12   cm):   ŻYDOWSCY   PRZEDSTAWICIELE 

FIRM   NIEPOŻĄDANI.   Między   innymi   widziano   je   także   w   sklepach   założonych 

niegdyś przez Żydów i przez nich doprowadzonych do rozkwitu. Znane nazwiska: 

M. Fischoff, Goldstein i Rettig, Skład Płótna Bielschowsky itd. Mnóstwo tych napisów 

zniknęło w sobotę, ale ostatnie usunięto prawdopodobnie dopiero wczoraj po południu. 

W śródmieściu osobiście widziałem kilka jeszcze w godzinach południowych. 

Żydowscy   przedstawiciele   handlowi   oczywiście   nadal   odwiedzali   tych   swoich 

klientów, do których mieli interes, tylko że wchodzili od tyłu i byli witani śmiechem 

przez personel, którego właśnie głupota tak ubawiła. Ja w owych dniach nie miałem 

potrzeby odwiedzania tych sklepów. Lecz jeszcze bardziej odeszła mi ochota dalszego 

życia i cierpienia w tym nędznym państwie. 

Jak dalece naród żyjący w XX wieku musi utracić poczucie własnej godności wobec 

innych   narodów,   jeżeli   może   go   szachować   i   mu   rozkazywać   garstka   nikczemnych 

indywiduów? 

Niedziela Umarłych 24. 11. 1935 

Myślałem przez cały dzień i doszedłem do wniosku, że, tylko jedna rzecz może mnie 

jeszcze uratować - wynalazek szyldów świetlnych. Nawet w krytycznych dniach byłem 

dobrej myśli. Pani Maria Brand z Lipska powiedziała mi kiedyś dosłownie: "Pan wykona 

coś, co się uda; Pote;m będzie się panu już dobrze powodziło. Trudno mi powiedzieć, co 

to będzie, może pan coś napisze. Na po~ czątek będą wydatki w związku z tym, ale 

potem zwalą się tysiące za jednym zamachem". Wszystko, co ta kobieta mi powiedziała, 

sprawdziło się do tej pory. Teraz również wierzę jej słowom. 

Wtorek 26. 11. 1935 

"Zimny pogrom" trwa nadal! Przed trzema dniami zażądano od aryjskich adwokatów 

współpracujących z adwokatami żydowskimi, aby przerwali swoje powiązania z tYmi 

ostatnimi "w najbliższym czasie", jeżeli tego do tej pory jeszcze nie uczynili. 

Wywieszki o treści: ŻYDOWSCY PRZEDSTAWICIELE FIRM NIEPOŻĄDANI nie 

zniknęły jeszcze z Wrocławia. W niektórych firmach zdjęt6' je tylko z okien i drzwi i 

powieszono wewnątrz pomieszczeń! 

Mimo   to   firmy   są   nadal   odwiedzane   przez   od   dawna   pracujących   żydowskich 

przedstawicieli.   Zainteresowani   właściciele   firm   piszą   nawet   do   przedsiębiorstw 

dostawczych oraz do ich żydowskich przedstawicieli w niezwyk le prawym duchu, że 

"nadal chcą pracować z odnośnymi panami (nawet: życzą sobie tego) i proszą o ich 

dalsze   wizyty".   W   cztery   oczy   wypowiadają   się   następnie:   przeciwko   takiemu 

sabotowaniu   handlu,   przeciwko   całej   obmierzłej   hecy,   przeciwko   tej   nazistowskiej 

dżumie. 

Sobota 21. 12. 1935 

background image

Czas podsumować rok 1935. Firma "Raymond" ostatecznie odrzuciła mój wynalazek. 

Jak z tego wynika, 

. Francuzi nie są dobrymi handlowcami. Firma "Zinn, Engels i Ska" oraz mój rzecznik 

patentowy   są   piekielnie   zainteresowani   moim   wynalazkiem   i   chcą   go   koniecznie 

opatentować! Sprawa ruszy naprzód 14 stycznia roku 1936. Teraz jest problem: patent 

czy ochrona wzorca. Trzeciego wyjścia nie ma. No, ten wy'nalazek mam z głowy. Już 

dzisiaj wiem o tym. 

Moja żydowska krew według nowych ustaw rasowych została potraktowana na równi 

z "krwią innych pośledniejszych ras - murzyńską i cygańską". Lecz w rzeczywistości 

moja krew jest szlachecka. Mój ojciec miał stryjka, Mendla Tauska, który zmarł przed 

dwoma laty w USA. Jego zięć Niemiec o nazwisku Courant, który również wyjechał do 

USA   i  mieszka  w   Brooklynie,   przeprowadził  badania  i   ustalił,   że  rodzina  Tausków 

zjawiła się według dokumentów około roku 1500 w· Wiedniu (mam nadzieję, że ustalę 

dokładną datę), gdzie została nobilitowana w okresie 1550-1600 (to też dokładnie usta-

lę) i posiadała własny herb rodowy. Coraz jaśniej wokół pochodzenia naszej rodziny. Ci, 

którzy się obecnie w Niemczech wywyższają, w rzeczywistości powinni mnie całować 

w d ... 

Z całą tą kwestią żydowską większość ludności się nie zgadza i zakupy - także teraz 

przed Bożym N arocizeniem - są robione "u Żyda", przynajmniej tak jest we Wrocławiu. 

W   tymże   Wrocławiu   (jako   centralnym   punkcie   kultury   niemieckiej   na   Wschodzie) 

widuje   się   nadal   w   niektórych   sklepach   takie   tabliczki:   NIEMIECKI!   SKLEP 

NIEMIECKI!   ŻYDOWSCY   PRZEDSTAWICIELE   FIRM   NIEP02ĄDANI! 

PRZEDSIĘBIORSTWO   ARYJSKIE!   PRZEDSIĘBIORSTWO   OPARTE   TYLKO   NA 

NIEMIECKIM KAPITALE! 

I to się nazywa kultura XX wieku w państwie zamierzającym w ten sposób istnieć 

rzekomo 1000 lat! 

Niedziela 29. 12. 1935 

Wczoraj wieczorem nadszedł list od firmy "Zinn, Engels i Ska" w sprawie patentu. 

Najważniejszy   jego   ustęp   brzmi:   "Informujemy   pana,   że   z   naszej   strony   przedsię-

wzięliśmy także w Ministerstwie Lotnictwa kroki, po których możemy oczekiwać tylko 

dobrych rezultatów". 

A oto "lista ofiarna" firm, które utraciłem w ciągu ostatnich 3 lat względnie które mam 

tylko na papierze, bez możliwości zarobienia czegokolwiek. Na papierze: "Dolat i Cie, 

Paryż",   "The   Rosebank   Fabrics,   Ramsbottom".   Utraciłem   w   1934:   "Ozite,   Roth 

k/Norymbergi",   "Vereinigte   Werkstatten   fur   Kunst   und   Handwerk,   Monachium". 

Utraciłem   w   1935:   "Toenges,   Eberfeld",   "C.   A.   Delius   und   SOhne,   Bielefeld", 

"Westdeutsche Wand- und M6belstoff-Weberei W. Barmen". 

Wtorek 7. 1. 1936 

Wczoraj po południu o godzinie punkt 16 naszedł mnie gwałtowny niepokój, którego 

ostatnio nie odczuwałem. Całe ciało mi wibrowało, serce waliło wariacko nierytmicznie, 

byłem kompletnie wykończony, nic nie mogłem robić. Nie polepszyło mi się nawet po 

filiżance mocnej 

kawy,  którą zaparzyłem dla chorej matki i dla siebie. Potem położyłem  się spać, ale 

mimo wprost krańcowego zmęczenia tylko drzemałem. Ten stan trwał do godziny wpół 

background image

do 8 wieczorem, po kolacji zrobiło mi się trochę lepiej. 

Dopiero   o   wpół   do   10   ożywiłem   się,   ale   w   nocy   nie   mogłem   zasnąć.   Kiedy   już 

zapadłem w sen, śniło! mi  się, że płonącą głownią tępiłem  w pokoju pluskwy,  takie 

"flądry   tapetowe",   wielkie   jak   fenigi,   trzykrotnie   przysmażałem   je   ogniem,   aż 

wyniszczyłem. 

Teraz przy wiosennej pogodzie siedzę przed południem w domu! Wyszedłem na ulicę, 

ale zagnało mnie do domu. Znowu jestem dziwnie niespokojny, nie mam pojęcia, skąd 

się to bierze. Domyślam się tylko: gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię, prześladuje 

mnie myśl, że stoję w centrum zainteresowania, że jestem ciągłym przedmiotem rozmów. 

Ten niepokój nie tyle unieszczęśliwia, ile bardzo męczy i obezwładnia. Jeżeli dzwonek u 

drzwi tylko zabrzęczy, człowiek napręża się wewnętrznie i serce mocniej mu wali. 

Niedziela 12. 1. 1936 

Według   nowych   ustaw   rasowych   mieszkający   w   Niemczech   Żydzi   niemieccy   są 

mniejszością narodową, nie państwową. Aby owi pozbawieni praw Żydzi mogli uzyskać 

status   mniejszości   państwowej,   rząd   niemiecki   pilnie   "zaleca"   Anglii   utworzenie 

samodzielnego państwa żydowskiego w Palestynie. 

Dobra   myśl!   Można   za   jednym   zamachem   wszystkich   Żydów   zamieszkałych   w 

Niemczech ogłosić Palestyńczykami, a więc można będzie ich spławić, nawet wydalić 

(co najchętniej by uczyniono) i podrzucić te 400 tys. ludzi innemu państwu, które w 

przewidzianym czasie nie miałoby możności ich wyżywić, a w wypadku nędzy pomóc. 

'Niemcy próbują w najważniejszym aktualnie miejscu podminować imperium brytyjskie. 

Prowadzona   wśród   Arabów   propaganda   podburza   .ich   do   występowania   przeciw 

utworzeniu   samoistnego  państwa   żydowskiego,  a  więc   do  masakrowania   Anglików   i 

Żydów 32. Niemcy w swoich ciemnych machinacjach idą nawet tak daleko, że wspierają 

rewizjonistów żydowskich: są nimi wśród syjonistów "faszyści żydowscy", którzy chcą 

zająć całą Palestynę wyłącznie dla Żydów po wypędzeniu z niej Arabów i Anglików! 

Ten rodzaj Żydów, zamieszkałych przeważnie na Górnym Śląsku oraz we Włoszech, 

stawia   na   militarne   wyszkolenie   Żyd.ów!   Włosi   popierają   tych   ludzi   i   szkolą   w 

specjalnych   formacjach   na   marynarzy.   Chodzi   o   osłabienie   Anglii   na   Wschodzie,   a 

konkretniej mówiąc: w Palestynie. Naturalnie Mussolini trzymałby "dla ochrony" łapę 

nad takim państwem żydowskim. 

Niedziela 16.2. 1936 

Osobliwemu człowiekowi W. T. nadal idzie kiepsko. 

Moje przedstawicielstwa handlowe żadnych zysków nie przynoszą, a nowych nie można 

zdobyć, bo jest się "nie-Aryjczykiem". Zbieram jednocześnie ładne doświadczenia, które 

trzeba będzie przekazać jakiejś zagranicznej gazecie, żeby za granicą wiedzieli, jakie 

stosunki   panują   w   Trzeciej   Rzeszy   i   jak   w   rzeczywistości   wygląda   stwier-

dzenie"wyższych   czynników   niemieckich",   że   "Żydzi   mogą   dalej   wykonywać   ,swoją 

pracę".   Przeczuwam,   iż   wszystko   źle   się   skończy.   Jedyna   nadzieja   w   świecących 

szyldach. W przeciwnym razie: emigracja. 

3.3.1936 

Dzisiejszej nocy nie spałem dobrze, bo leżałem przeważnie na lewym boku, co się u 

mnie   zawsze   kończy  mę   czącymi   snami.   Tak   było   i   tym   razem.   Całkiem   na   golasa 

background image

szedłem przy wilgotnej i zimnej pogodzie przez· Kaiser Wilhelm Strasse, Moritzstrasse i 

Kronprinzstrasse [ul. Powstańców Sląskich, Wybickiego i Gwiaździsta], przy.,. legając 

mocno do frontonów domów i ogrodzeń. Smutny i biedny. 

Ulice były prawie puste, nieliczm przechodnie wcale nie zwracali na mnie uwagi. N a 

Elsasserstrasse   [Zaolziańska]   minąłem   dobrze   ubranego   pana   idącego   z   młodą 

dziewczyną.   Dziewczyna   krzyknęła:   "Nagi   mężczyzna!"   Pan   odpowiedział:   "Nawet 

panowie w czarnych jedwabiach bywają nadzy". To przygnębiło mnie jeszcze bardziej. 

Więc  bardziej  szczelnie  przywierałem  do parkanów, chwyciłem  gęsty krzew  wierzby 

płaczącej,   przeszedłem   kawał   ulicy   pod   jego   osłoną,   a   kiedy   wyszedłem   spod 

opadających  gałęzi,  zauważyłem  raptem,  że  jestem  starcem  ponad  70-letnim  z  długą 

zmierzwioną brodą, ubranym w długi do połowy łydek surdut ze starych worków, a na 

wierzchu   w   stary   spłowiały   płaszcz.   Surdut   i   portki   były   o   wiele   za   duże,   materiał 

zabrud~ony, buty stare, twarde i ~niekształcone, w kolorze szarozielonym. Na głowie 

miałem   kaptur   z   worka,   a   w   ręku   kawał   sfatygowanego   kija.   Jakiś   młody   człowiek 

zapytał, czy nie jest mi zimno; odpowiedziałem mu: "Kiedyś powodziło mi się lepiej!" I 

tak żeśmy się rozeszli. Chód mój stawał się coraz cięższy, wolniejszy, po chwili stanąłem 

zupełnie i już nie mogłem ruszyć z miejsca! 

Piątek 6. 3. 1936 

Wieczorem   otrzymałem   list   od   firmy   "Zirin,   Engels   i   Ska".   Co   do   tych   szyldów 

świecących, zawiadariliają, że kontynuują starania w sprawie mego· wynalazku, ±e nie 

ustępują   i   jak   przedtem   mają   nadzieję   doprowadzić   do   produkcji   tego   towaru. 

Zainwestują· też każdą potrzebną sumę. Ale aby niezbędne rozmowy doprówadzić do 

pozytywnego   zakończenia,   także   z   politycznymi   i   narodowymi   placówkami,   muszą 

wziąć pod uwagę aktualne stosunki polityczne w Niemczech. Ponieważ jednak nie jestem 

Aryjczykiem,   a  mam   połowę  praw  do  patentu,  przewidują  pewne  trudności.  Dlatego 

właśnie proszą o rezygnację z mego nazwiska, z tym, że zostaną potwierdzone notarialnie 

moje prawa patentowe, aby nie mogło dojść do ich uszczuplenia. 

Zgodziłem   się   na   to,   ale   tylko   w   odniesieniu   do   Niemiec,   zaś   za   granicą   będę 

występował oficjalnie jako wynalazca. A wszystko stąd, że współczesne Niemcy' to istny 

dom wariatów. 

Sobota 7. 3. 1936 

Z głową pełną trosk spowodowanych dalszymi trudnościami zawodowymi, zwłaszcza 

że   załatwiłem   już   korespondencję,   zasiadłem   dzisiaj   przed   południem   znowu   nad 

dziennikiem i powiadam: "Bliźni i potomni mogą mnie na podstawie moich dzienników 

uznać za całkiem zwariowanego! Jedno tylko mogę powiedzieć: moje życie było i jest 

przygodą,   w   której   różnorakie   fakty   (także,   a   nawet   przede   wszystkim   najbardziej 

nieprawdopodobne)   składały   się   na   jednolitą   osnowę   z   obrazem   wynikłym   ze 

współdziałania tych właśnie faktów. 

Niedziela 22. 3. 1936 

ON jeździ teraz od jednej do drugiej stolicy prowincji czy kraju i wygłasza oracje 

przedwyborcze. Do Wrocławia przyleci dzisiaj samolotem, nie pociągiem. Zeby"nowy 

Mesjasz" mógł się bezpiecznie poruszać między "swoim ukochanym ludem", zjawił się 

background image

dzisiaj we Wrocławiu batalion gwardii przybocznej, mnóstwo policii. 

postawiono na nogi całą miejscową SS (nikogo z SA!!!) 
oraz oddziały SS z innych miast śląskich. Tymi ludźmi   mają być obstawione wszystkie 

ulice, którymi poruszać      się będzie ta licha kreatura 

. A do tego dochodzi wprost 

chorobliwa bojaźń przed żydostwem, która podyktowa- 

ła tej kreaturze takie dyspozycje, aby SA doręczyło do- 

zorcom   domów   leżących   na   trasie   przejazdu   instrukcje,   jak   mają   się   zachowywać 

mieszkańcy podczas przejazdu tego orszaku. Najpiękniejsze i naj osobliwsze jest to, że 

Żydom-lokatorom u Aryjczyków i aryjskim lokatorom u Żydów zabroniono otwierania 

okien, a do otwartych okien służba porządkowa ma prawo strzelać ostrymi nabojami. W 

tym czasie zabroniono również Żydom pokazywania się na ulicach, ten, kto wyjdzie z 

domu, zostanie natychmiast aresztowany. 

Czwartek 26. 3. 1936 

By   ON   mógł   się   bezpiecznie   poruszać   po   Wrocławiu,   w   celach   "ochronnych" 

wsadzono do aresztu od soboty wieczór do końca niedzieli różnych "marksistów działa-

jących   politycznie"!   Oprócz   nich   aresztowano   także   w   pobliżu   Kaiserbrucke   [most 

Grunwaldzki]   oraz   na   Scheitnigerstrasse   [Szczytnicka]   komunistów,   którzy   stosując 

zupełnie   fałszywą   taktykę   rozdawali   różnym   ciekawskim   kartki   i   ulotki.   Mimo   to 

znajdowano nawet w Prezydium policji, w sądach i innych miejscach nalepione małe 

kartki na temat wyborów. Jak słyszałem, pisało na" nich: 

DNIA   29   MARCA   GEFRAJTER   ADOLF   HITLER   MUSI   USTĄPIĆ!   DNIA   29 

MARCA 1936 POLICZYMY SIĘ Z MORDERCAMI Z 30 CZERWCA 1934! NIEMCY 

POWINNY   SIĘ   WRESZCIE   OCKNĄĆ   OD   TAKICH   ADOLFÓW!   WYNIKI 

WYBORÓW LEŻĄ JUŻ GOTOWE 

W SZUFLADZIE GOEBBELSA! 29.3.1936 POLICZYMY SIĘ Z HITLEREM ZA 

HEINESA! Itd. 

Od domu do domu chodzą członkowie partii z wykazami i ustalają, kto posiada prawa 

wyborcze. Obok "nie-Aryjczyków i Żydów" stawiają krzyżyki! Im nie wolno głosować. 

Ci są nawet z tego bardzo zadowoleni. W takich "wyborach", które w rzeczywistości nie 

są wyborami, niech biorą na siebie odpowiedzialność tylk~ "czyści rasowo". Wyborcy 

zostaną do urn wyborczych regularnie zapędzeni niby bydło. Kto o wyznaczonej godzinie 

nie   stawi   się   w   lokalu   wyborczym,   zostanie   sprowadzony   siłą.   Chorych   do   urn 

wyborczych  będą zwoziły karetki  pogotowia. Krótko mówiąc:  wyborcy przeżyją  pod 

każdym  względem chorobliwe  wariactwo. I nigdy nie zostanie ujawniona prawdziwa 

ilość głosów za i przeciw. Chyba przez zagranicę na skutek "zdrady". 

Niedziela wyborcza 29 marca 1936 

Wczoraj   ON   jeszcze   raz   przemawiał   w   Kolonii.   Podczas   wieczornego   spaceru 

słyszałem ten wrzask na ulicy: zawsze to samo! Pod zainstalowanymi' głośnikami było 

mało ludzi! Uwaga wszystkich zwrócona bowiem była na okazały capl:itrzyk, pomyślany 

jako   święto   przed   zwycięstwem   wyborczym,   który   zaczął   się   o   9.45   potężnym 

background image

przemarszem   związków   po1itycznych.   Był   toostatni   spęd   bydła   wyborczego   we 

Wrocławiu! A dzisiaj rano i,wielkie budzenie". Dzisiaj skapituluje· suwerenny niegdyś 

naród przed obskurnym, zagranicznym awanturnikiem. Jutro niemieckie społeczeństwo 

zbierze plony tej kapitulacji: jeszcze bardziej ostre wędzidło w pysku. Tą "ludowe bydło" 

(nie   było   inteligencji!),   ktpre   widziałem   wczoraj   przeciągające   ulicami   Wroch~y.ria, 

znowtJ jest gotowe iść za "swój'" rząd na beznadziejną wojnę, za "swój" rząd to znaczy 

za NIEGO! 

Poniedziałek 30 marca 1936 

I naród niemiecki skapitulował. Na NIEGO głosowało rzekomo 98,8 proc. wyborców, 

czyli tylko trochę ponad 500 tys. ludzi było przeciwko NIEMU albo oddało nieważne 

głosy. Ja oraz wiele innych ludzi nie wierzymy w to. Wybory zostały sfałszowane. Są na 

to liczne dowody. Ogłoszono na przykład oficjalnie, że w miejscowości Zórawina koło 

Wrocławia oraz w okolicznych wsiach wyborcy głosowali w 100 procentach za NIM. 

Tymczasem wielu tamtejszych mieszkańców opowiada, ze napisali na swoich kartkach 

wyborczych słowo "nie", aby wykluczyć wszelkie pomyłki. 

Wielki Piątek 10 kwietnia 1936 

Jestem   tak   dalece   zrujnowany,   że   17   marca   wniosłem   do   żydowskiej   pomocy 

społecznej,   do   której   prawnie   przynależę,   podanie   o   przydział   ubrania   zimowego!   Z 

dniem 31 marca akcja pomocy zimowej została zakończona, a ja do dzisiejszego dnia nie 

otrzymałem  odpowiedzi,  mimo  monitu.  Może   Zydzi  po  prostu  liczą   podług  swojego 

żydowskiego kalendarza, może mnie za mało znają. Nie wiem, o co chodzi. w każdym 

bądź   razie   potrzebuję   ciepłego   ubrania   i   nie   mogę   go  sobie   kupić   ani   zrobić.   Może 

otrzymam je od tej instytucji następnej zimy. 

Zeby wyemigrować, trzeba mieć pieniądze. Naprzód bowiem trzeba ciało doprowadzić 

do porządku, wyleczyć  zęby,  oczy,  ewentualnie  usunąć wyrostek robaczkowy itp. W 

moim wieku wyjeżdżając do kraju o innym klimacie należy się liczyć z takimi sprawami. 

A to wszystko kosztuje dużo pieniędzy. Będę je miał, jeżeli sfinalizowany zostanie mój 

wynalazek napisów świetlnych. 

Oto dalsze fakty z prześladowania Żydów w Niem czech. Żydowski chirurg (albo inny 

lekarz) może operować Aryjczyka tylko w obecności aryjskiego chirurga! Żydowskim 

weterynarzom zabroniono prowadzenia praktyki. Prawdopodobnie i zwierzęta również 

należą do rasy aryjskiej. Aryjczykom ubezpieczonym. na wypadek choroby nie wolno się 

leczyć  w żydowskich szpitalach. Zydowskim właścicielom domów oraz różnych firm 

nakazano sprzedaż lub wydzierżawienie nieruchomości. Zydowscy aptekarze muszą do 

dnia 31 grudnia tego roku swoje apteki sprzedać lub wydzierżawić Aryjczykom. 

21.4.1936 

W   dniu   moich   46   urodzin,   dnia   17   kwietnia,   jeszcze   nigdy   nie   czułem   się   tak 

przygnębiony, tak niepotrzebny. A wszystko przez triumf kłamstwa w Niemczech. 

W dniu 17 bm. przed południem zawładnęło mną murowane przeczucie, że mnie ktoś 

odwiedzi,   tylko   nie   wiedziałem,   kto.   O   godzinie   wpół   do   trzeciej   położyłem   się 

zdrzemnąć,   a   punktualnie   o   trzeciej   zabrzmiał   dzwonek.   Gazeta?   Zerwałem   się, 

wyszedłem w przydeptanych kapciach i bez marynarki - przede mną stała Elfrieda! 

Już od wielu miesięcy nie miałem o niej żadnej wiadomości, martwiło mnie to nawet. 

background image

Teraz stała przede mną żywa i świeża i pytała: "Może napijemy się kawy?" Zeby się nie 
zdradzić, szeptaliśmy do godziny wpół do piątej, a potem byliśmy ze sobą jeszcze do 
wpół do dziesiątej. Ta spryciara przyjechała do Wrocławia w różnych swoich sprawach i 
wygospodarowała dla nas całe popołudnie. Było uroczo! Było po prostu tak jak niegdyś, 
a mimo to odczuwaliśmy wzajemnie skrywany smutek. Nie będę się na ten temat 
rozpisywał, tyle tylko: oboje jesteśmy pogodzeni z losem i wiemy dziś bardzo dobrze, co 
jedno do drugiego czuło oraz czuje. Mimo to nigdy już się nie połączymy. 28 kwietnia 
1936 

Aby być zupełnie uczciwym wobec siebie, trzeba powiedzieć: żyje się z dnia na dzień, 

dość obojętnie, bez próżnych rozmyślań nad swoją tzw. dalszą egzystencją w charakterze 

przedstawiciela   handlowego.   Chwilami   nie   myśli   się   nawet   o   nowych   zadaniach 

stojących przed człowiekiem. Czekam na wygaśnięcie umów, a potem zobaczymy. Przy 

tym pamiętam jednak zawsze, że z końcem maja będę skończony finansowo i po tym 

terminie nie będę mógł zdobyć żadnych dalszych pieniędzy. 

Podczas   konsultacji.   lekarskiej   przed   10   dniami   moje   nerwy   zostały   określone   jako 

"całkowicie   wyczerpane   niby   u   kobiety   w   okresie   klimakterium",   jak   mi   powiedział 

lekarz. Toteż zostaną one wzmocnione wapnem i fosforem. Poza tym nic mi nie brakuje. 

Ale nerwy są w dzisiejszych czasach zasadniczym czynnikiem. 

15 maja 

Żydzi   i   Arabowie   oskarżają   się   wzajemnie   przed   angielskim   Wysokim   Komisarzem, 

który im grozi ostrymi sankcjami, jeżeli się nie uspokoją 33. Wśród Żydów znowu rej 

wodzą " 100-procentowi Żydzi ze wschodniej Europy", przede wszystkim polscy Żydzi, 

ci   nadsyjoniści,   którzy   wszędzie   na   całej   kuli   ziemskiej   wytwarzają   antysemityzm. 

Anglia wzmacnia swoją załogę w Palestynie i pewnego dnia rozpocznie się taniec "przed 

obliczem Boga", którego nie ma. Gdyby istniał, byłby z rozumnymi. Napisałem o tym 

powieść pt. "Ruth Baruch". 

Sobota 16 maja 1936 

Moje nerwy są całkowicie wykończone! Lekarz żąda ode mnie dużo spokoju i 

oszczędzania się. Ale ekonomicznie też jestem skończony. Pozostało mi już tylko jedno 

wyjście: rzucić zawód nie dający kawałka chleba, opuścić na razie organizację 

zawodową, przedstawicielstwa "Zinna" i "Raymonda" prowadzić nadal ewentualnie 

udać się po "zapomogę" jak wielu innych. Przez maj przejdę jeszcze ledwo-ledwo, 

przez czerwiec .,.-- z pustą portmonetką, a potem? Potem musi nastąpić przełom. 

Wniebowstąpienie, czwartek 21. 5. 1936 

Na wszelki wypadek zameldowałem się w żydowskim U rzędzie Pracy i w niedzielę 

mam się tam udać na rozmowę. Ktoś mi może zarzucić: dlaczego raptem zwracasz się 

akurat do 2ydów? Bo w Trzeciej Rzeszy zostałem do nich "rasowo" zaliczony, bo jeszcze 

z nimi nie zerwałem, bo im częściowo zawdzięczam obecne moje położenie, bo jak się 

okazało, wśród nich właśnie są inteligenci. A także z konieczności. 

background image

7. 6. 1936 (niedziela) 

Około godziny 12 byłem w Stowarzyszeniu Pomocy, aby się zorientować w 
problemach emigracyjnych. Nie ma już innego wyjścia. Stowarzyszenie poszukuje fa-
chowców wszelakiego rodzaju do Argentyny. Moje podanie zostanie przesłane do 
berlińskiego komitetu emigracyjnego i jeżeli będę miał szczęście, zwrócą się do mnie w 
tej sprawie. Jestem zatem ujęty na liście rzemieślników żydowskich chcących 
emigrować do Argentyny. Szukają ludzi do wybudowania dużego osiedla w tym kraju: 
osiedla barona Hirscha "Avigdor", w zdrowym klimacie, 700 km od Buenos Aires. 
Pragną tam zatrudnić od 500 do 1000 rodzin żydowskich z Niemiec. Piątek wieczór 12. 
6. 1936 

Jestem zameldowany w żydowskim biurze pośrednictwa pracy i biegam tam w każdą 

środę po południu na kontrolę, jak prostytutka ze swoją żółtą kartą. Niczego sobie nie 

obiecuję po tym pośrednictwie, ale mam za to na wszelki wypadek argument, że robiłem 

wszystko, co mogłem, żeby otrzymać pracę. 

Niedziela 5. 7. 1936 

Tylko po to, żeby zdobyć pieniądze, nie zaś dla sławy, posłałem do redakcji pisma 

"Morgen"   pierwszą   część   powieści   pt.   "Ruth   Baruch".   Jest   to   aktualnie   najlepsze 

żydowskie   wydawnictwo   w   Niemczech.   W   pierwotnym   tekście   zmieniłem   albo 

skreśliłem tylko niektóre słowa. Przy poprawianiu powieści płakałem w tych samych 

miejscach co i niegdyś przy pisaniu. Niedobrze. Bardzo niedobrze. 

Niedziela 23. 8. 1936 

Zaprzyjaźniony   handlowiec   powiedział   do   mnie   niedawno:   "Niemcy   są   takimi 

głupcami i tchórzami, że pod kierunkiem Adolfa Hitlera zjedzą nawet własne g ... , skoro 

je   tylko   zachwalą   jako   smakowite".   Autorem   tych   słów   był   Aryjczyk!   Mam   wszak 

nadzieję, że Niemcy oprzytomnieją choć na 48 godzin przed wybuchem wojny, do której 

ich "wódz" nieuchronnie prowadzi. 

Niedziela 11. 9. 1938 

Po   południu   napisałem   na   7   kartkach   równej   wielkości   po   jednej   spośród 

następujących   nazw:   USA,   Afryka,   Fidżi,   San   Domingo,   Honolulu,   Nepal,   Kaszmir. 

Kartkę numer 8 pozostawiłem pustą. Wszystkie papierki złożyłem w ten sam sposób, 

umieściłem w pudle i tak długo mieszałem, aż jedna wypadła. Pisało na niej - Fidżi! Ten 

pomysł być może nie jest mądry, ale poczekajmy. W każdej głupocie jest nieco mądrości. 

Piątek 16. 9. 1938 

Widać, że Hitler dąży do wojny. Od niedzieli nieprzerwanie, od godziny 7 rano do 8 

wieczorem, trwają prace przy umocnieniach na granicy śląskiej, dokąd sprowadza się 

coraz więcej robotników. Dlatego też praca większych  przedsiębiorstw  jest poważnie 

zakłócona.  Od 11 dni  toczą  się działa  na  stanowiska na granicy czeskiej. Wszystkie 

roczniki do 45 roku życia powołano na trzy- i czterodniowe ćwiczenia. Cały garnizon 

background image

wrocławski łącznie z wartami i rezerwistami na ćwiczeniach wymaszerował w okolice 

Ząbkowic Śląskich na rzekome "manewry". Utrzymuje się przekonanie, że dzisiaj albo 

jutro wojska niemieckie wkroczą do Czech. A to będzie nową wojną światową, ponieważ 

Rosja natychmiast wypowie wojnę 34. 

Niedziela 18. 9. 1938 

Wojna z Czechosłowacją jest tuż, tuż. Niemcy sudeccy na hasło Henleina 35 utworzyli 

Sudecko-Niemiecki   Korpus   Ochotniczy.   Ale   nawet   mało   wtajemniczeni   wiedzą,   że 

"korpus   ochotniczy"   został   zorganizowany   dosłownie   w   ostatnich   dniach,   m.   in.   w 

koszarach karłowickich podWro~ławiem. Poza tym od wielu tygodni regularne oddziały 

wojska niemieckiego przebywają w cywilnych przebraniach wśród Niemców sudeckich, 

żeby   przygotować   i   uczestniczyć   w   puczu   oraz   aby   w   razie   konieczności 

zdezorganizować obronę czechosłowacką. Przecież ten zamach na Czechosłowację - i to 

jest najważniejsze - został  w każdym  szczególe  dokładnie  omówiony przez Hitlera i 

Henleina   we   Wrocławiu   podczas   święta   gimnastycznego.   Już   wtedy   każdy   Niemiec 

sudecki przyznawał gorliwie, że "po żniwach się zacznie". 

f> Wezwanie: "Niemcy, przebudźcie się" jest dzisiaj jedynym wartościowym hasłem, ale 

owe   Niemcy   Trzeciej   Rzeszy   przebudzą   się   ...   dopiero   w   czerwonym   morzu   nowej 

wojny   światowej,   którą   uknuł   "gefrajter   Adolf   Schikelgruber,   adoptowany   Hitler",   z 

Braunau nad Innem. Uknuł i zorganizował na podstawie zestawionych w książce "Mein 

Kampf" fantazji o mocarstwowości niemieckiej w centralnej i wschodniej Europie, o 

bezwarunkowym priorytecie narodu niemieckiego. 

Polacy już widzą nieszczęście zbliżające się do ich kraju: po Czechach - Górny Śląsk, 

Poznań, Korytarz i Gdańsk. A potem dawne rosyjskie prowincje bałtyckie, a dzisiejsze 

państwa:   Litwa,   Łotwa,   Estonia   i   przez   Słowację   droga   do   Ukrainy   (tego 

niedorzecznego· marzenia samego Ludendorffa) jako kolonii, jeśli nie części Trzeciej 

Rzeszy. 

We Wrocławiu panuje nastrój dużego przygnębienia. 

Teraz widzi się, dokąd doprowadził hitleryzm, i ma się stracha przed awanturniczą 

wyprawą wojenną. 

VVtorek 20. 9. 1938 

W tym rozgardiaszu szukam swoich dróg emigracji. 

Napisałem do organizacji pomocy społecznej australijskich Żydów w Melbourne z 

zapytaniem, czy mi ktoś  

z nich może pożyczyć 50 funtów na wyjazd na Fidżi' albo w jakiś inny sposób pomóc w 

dostaniu się na wyspy mórz południowych. Zdecydowałem się jednak ostatecznie na ten 

zakątek świata. 

Sprawy finansowe wyglądają następująco. Do Kenii albo na Fidżi potrzebuję "tylko" 

501 funtów. Trzeba mieć na zakup dewiz do Kenii około 650 marek, na Fidżi około 500 

marek. O taką kwotę można się postarać. Ale ponieważ w Niemczech nie można nabyć 

dewiz,  trzeba  stosować  kurs   zagraniczny  marki  niemieckiej,  równy  8  fenigom.   A  tó 

wynosi do Kenii 5200 marek, na Fidłł 4000 marek. Lecz jEśli ktoś nie może uzyskać 

dewiz ani według pierwszego, ani według drugiego kursu, gdy nie uzyska się przydziału 

tych dewiz, wtedy wolno zabr~ ze sobą tylko ,,8 procent majątku osobistego", natomiast 

92 procent zabiera państwo niemieckie ... 

A więc bez konta bankowego za granicą albo bez zagranicznego dobroczyńcy z 50 

funtami   emigracja   jest   po   prostu   wykluczona.   Jednak   ten   i   ów   spośród   znajomych 

background image

emigruje i każdy wyjeżdża stąd na niepewny los szczęśliwy i wesoły. 

Piątek w południe 23 września 1938 

Wczoraj wieczorem Arno,sędzia, Danziger, Oppeln i ja byliśmy znowu w ~ naszym 

ulubionym lokalu na Strasse der SA [ul. Powstańców Sląskich]. Później przyszła doktor 

Ilsa   Abramczyk   z   wiadomością   radia   paryskiego   o   zmianie   gabinetu   w   Pradze,   co 

wszystkie  rozgłośnie niemieckie przemilczały i dopiero dzisiaj skąpo podały.  Gdy ta 

wiadomość doszła do naszego grona, jako jedyny utrzymywałem: "Teraz karta odwróci 

się przeciwko Schikelgruberowi". Nie zgadzano się ze mną. 

Wojna, chociaż jeszcze nie wypowiedziana, już się toczy. W tutejszym okręgu dzień i 

noc ćwiczy się alarmy 

lotnic~e.   Ale   o   entuzjazmie   wojennym   można   mówić   naj-wyżej   w   odniesieniu   do 

absolutnie obłąkanych zwolenników i sympatyków Schikelgrubera. Większa część wie 

zupełnie dokładnie: jedynym winowajcą jest ON. 

Poniedziałek 26. 9. 1938 

• 

Praga   przeprowadza   dalszą   mobilizację   i   całkowicie   zamyka   granicę,   ponieważ 

Niemcy "prawdopodobnie" ogłosiły mobilizację. Temu tutaj wprawdzie zaprzeczają, ale 

wczoraj na własne oczy zobaczyłem przed południem na Podwalu, a po południu na 

szosie   do   Sępolna"   a   więc   na   prawym   i   lewym   brzegu   Odry,   przemarsz   wyłącznie 

zmotoryzowanych   kolumn   z   Berlina   oraz   z   Brandenburgii   (częściowo   w 

zarekwirowanych omnibusach Berlińskiego Towarzystwa Komunikacyjnego i na prywat-

nych samochodach ciężarowych, a oficerowie w osobowych) udających się rzekomo na 

manewry   na   Górny   Sląsk.   Wnet   stwierdziłem   oczyma   wyszkolonego   żołnierza,   że 

wojska   te   nie   udają   się   na   ćwiczenia.   Lewym   brzegiem   Odry   w   szybkim   tempie 

posuwały się naprzód lekkie działa przeciwlotnicze z reflektorami, wozy bojowe różnego 

typu   wraz   ze   zmotoryzowaną   obsługą.   Prawym   brzegiem   Odry   ciągnęły,   również   w 

szybkim   tempie,   ciężkie   pojazdy   wojskowe   ze   sprzętem,   omnibusy   pełne   żołnierzy, 

artyleria - począwszy od dział polowych całkowicie zmotoryzowana. 

Wtorek 27. 9. 1938 

Wczoraj wieczorem nadano przez radio manifestację Wojenną. Najpierw mieszanina 

burzliwych   oklasków,   muzyki   i   skandowania.   Jako   pierwszy   przemówił   szef 

Ministerstwa Kłamstwa. Oto jego krótka charakterysty- 

ka. Podczas wojny Światowej boebbels wysiadywał szkolną ławkę, gdyż ciężki platfus 

zrobił go nie zdolnym do służby wojskowej, z czego młodzieniaszek się zresztą bardzo 

cieszył. W 1918 zrobił maturę, potem zaczął studiować historię sztuki. Z biegiem czasu z 

historii   sztuki   została   mu   już   tylko   sztuka   fałszowania   historii.   Wczoraj   swoim 

obrzydliwie  oleistym  głosem  i równie obmierzłą  dykćją,  manierycznie  przeciągając  i 

modulując  głoski  i słowa, pod koniec  przemówienia  wylał  na salę:  Fiihrer  rozkazał! 

Podążymy za nim! Potem kolejnemu mówcy wetknął żagiew do ręki krzycząc: Twój 

naród chce wojny! Ogłoś ją! 

Wtedy wszedł na podium Hitler. Jego głos jest naprzód stonowany, cichy, zmęczony, 

zgaszony,   powolny.   Potem   głos   ten   idzie   w   górę   ku   wrzaskowi,   jest   coraz   krótszy, 

background image

fistułowaty, przeskakujący, zahacza się gdzieś, urywa niezrozumiale, następuje krótka 

pauza,   chwilowe   złudzenie,   że   się   wykrzyczał,   a   potem   znowu   od   początku.   Treść 

przemówienia nie jest ważna, gdyż zawiera same kłamstwa i demagogię. Mowa Hitlera 

bywa  co rusz przerywana  skandowaniem publiczności  (odkomenderowanego na wiec 

bydła).   Całe   chóry  drą   się:   "Sieg   heil!"   nawet   tam,   gdzie   to   wcale   nie   pasuje.   Inny 

okrzyk: 

"Ein Reich, ein Volk, ein Fuhrer!" szczekany bywa allegrettissimo całymi niinutami raz 

po raz i wpada do ucha jako "wau, wau". Naturalnie nie obyło się bez hasła: 

Precz z Czechosłowacją! itp. Żydom, papieżowi i komunistom dano tym razem spokój. 

Piątek 30. 9. 1938 

Minionej nocy podpisano układ monachijski. Dzisiaj przed południem słyszałem na 

własne uszy, jak dwa babska niemieckie rozmawiały o konferencji monachijskiej. Jedna 

mówiła do drugiej: "Nasz Adolf znowu to 

wspaniale przeprowadził. Sam Bóg zesłał nam tego męża. Zydzi i bolszewicy nie chcieli 

takiego rozwiązania, gdyż oni dążyli do wojny, ale nasz Adolf jej zapobiegł. Teraz Zydzi 

i bolszewicy znowu się pochowają do dziur". W podobnym duchu mówili dzisiaj przez 

radio. 

Sobota 1. 10. 1938 

Wyjadę chyba jednak do USA. Wczoraj wieczorem nadeszła od Eugeniusza Tauska 

odpowiedź na mój krzyk rozpaczy. Będzie próbował mnie stąd wydostać i przyśle mi 

"affidavit". Ale gdy się tam dostanę, będę już wykończony i za stary do roboty, zdany 

jedynie   na   własną   głowę,   na   ewentualny   talent   pisarski,   na   wynalazek   przycisków 

elektrycznych (który zabiorę ze sobą, żeby go tam' razem z kuzynem doprowadzić do 

końca). Na wszelki wypadek napisałem do mojej starej firmy Berlinera w Amsterdamie 

w sprawie uzyskania przedstawicielstwa na Stany Zjednoczone. Lecz amerykański kon-

sulat generalny w Berlinie nie przyjmuje już żadnych podań do maja 1939 roku! Będę 

przeto zmuszony wyjechać jako turysta - drożej, ale za to szybciej. 

[Późniejszy dopisek} Z angielskiego biura paszportowego w Berlinie dowiedziałem się 

8. 10. 1938, że na wyspy Fidżi można się dostać tylko za gotówkę. Złote przedmioty 

wartościowe nie wchodzą w rachubę. Tak więc nie otrzymam wizy na Fidżi. 

Poniedziałek 3. 10. 1938 

"Zwycięstwo   bez   wojny"   odniesione   nad   Czechosłowacją   wzmogło   wśród 

rozbójników falę antysemityzmu w Niemczech. Dzisiaj o godzinie 8 rano powiedzieli 

przez radio: "Kwestia żydowska posunęła się tak daleko, że 

Zydów używać się teraz będzie tylko do rąbania drzewa i zamiatania ulic, aż im się nos 

wyciągnie i pot z nich kapać będzie, zabierze im się wszystko, co jeszcze posiadają, a 

potem zostaną wygonieni z Niemiec". Dla mnie nie są to "tylko słowa". 

Środa 5. 10. 1938 

background image

Dwie rzeczy stały się już całkiem jasne. Austria została tylko po to "wyzwolona", aby 

uzyskać   lepszą   sytuację   strategiczną   wobec   Czechosłowacji.   Niemców   sudeckich 

natomiast   "wyzwolono"   dlatego,   żeby   stworzyć   sobie   lepszą   pozycję   wyjściową   na 

wschód,   przeciwko   Związkowi   Radzieckiemu.   Już   dzisiaj   wiadomo   również,   że   w 

styczniu,   a   najpóźniej   w   lutym   roku   1939   "wyzwo-lona"   zostanie   podług   tej   samej 

recepty Kłajpeda; zaś za rok ma się zacząć "wielka wojna na Wschodzie". Warto tu 

podkreślić, że naród niemiecki  nie chce tej wojny,  ma  już dosyć  tego rządu i dosyć 

dalszych awantur. Ale naród "zamknął pysk" i pozwala się wykorzystywać. Owa "wielka 

wojna na Wschodzie" . będzie oczywiście skierowana także przeciwko Polsce! 

Poniedziałek 10 października 1938 

Jeszcze trochę o amoku antyczechosłowackim. Dzisiaj ma się zakończyć obsadzanie 

"nowo   zdobytych   terenów",   ale   faktycznie   stało   się   to   już   co   najmniej   wczoraj.   W 

każdym  razie w tym  celu uruchomiono potężny aparat, przesadnie rozbudowany (jak 

wszystko w Trzeciej Rzeszy) i właściwie do tego celu zupełnie niepotrzebny. Tak więc 

jeszcze w poniedziałek i wtorek ubiegłego tygodnia przejeżdżały tu olbrzymie kolumny z 

Brandenburgii i N adrenii. Wszyscy na zarekwirowanych potężnych 

samochodach   z   towarzystw   komunikacyjnych.   Ten   przejazd   nie   wzbudził   jednak   w 

mieś,cie zainteresowania ludności!!! 

10 października 1938 

Czeskie   umocnienia   graniczne   nie   mają   już   żadnego   znaczenia.   Prawie   wszystkie 

przejęli Niemcy w idealnym stanie. Okazałd się przy tym, ku ogromnemu zdumieniu 

Niemców, że nawet naj mniej szych bunkrów dla karabinów maszynowych nie sposób 

teraz zniszczyć. Ich konstrukcja z betonu i stali jest wprost doskonała i w Niemczech 

zupełnie   nie   znana.   Już   na   tych   pierwszych,   małych   umocnieniach   mogła   się   armia 

niemiecka porządnie wykrwawić. 

Wtorek 11. 10. 1938 

Nadeszła wiadomość od Berlinera z Amsterdamu. Otóż mogę oczywiście otrzymać 

przedstawicielstwo na Stany Zjednoczone. Poczynię przeto dalsze kroki celem wyjazdu. 

Akcje w każdym bądź razie stoją dobrze. Ale mimo wszystko najchętniej osiadłbym na 

wyspach mórz południowych. 

14. 10. 1938 

Anglia powinna za wszelką cenę zdobyć sympatię Arabów, gdyż w przeciwnym razie 

przejdą oni na stronę Hitlera i jego przyjaciela. To byłby koniec imperium brytyjskiego. 

Należy się liczyć z tym, że obaj kumple już wystąpili z ofertami wobec Arabów. Dlatego 

Anglia tym bardziej powinna być ostrożna. A "kochani Żydzi" 

167 

niechaj   zamkną   gębę.   Nigdy   nie   byłem   syjonistą.   Jestem   nawet   zaciętym   wrogiem 

syjonizmu, bo właśnie syjoniści współtworzą antysemityzm. To oni w Palestynie roz-

background image

winęli   antysemityzm   i   tym   samym   zamienili   swoją,   przez   ich   Boga   zapowiedzianą, 

ziemię obiecaną w ziemię przeklętą dla siebie. Najwięcej nagrzeszyli koniunkturaliści 

syjonistyczni, którzy przybyli tam z kapitałem, oraz Żydzi ze wschodniej Europy, wśród 

których   najgorszą   orientację   stanowią   rewizjoniści   dążący   do   zmiany   granic 

państwowych.   Palestyna   miała   tylko   jedną   szansę   -   utworzyć   państwo,   na   wzór 

Szwajcarii. Teraz zresztą i na to już za późno. 

Przed południem, o wpół do 11, udałem się do mojego najlepszego klienta, do firmy 

"Frost i Jiihnel". Współpracowałem z nimi już od zimy 1914, a z ich byłym i aktualnym 

gospodarzem   domu,   Alfredem   Stephanem,   służyłem   w   wojsku   i   jesteśmy   nadal 

kolegami. Gdy dzisiaj przedłożyłem im ofertę nowego wynalazku firm)" "Raymond", 

Floter (członek partii i SA), który dotąd zachowywał się nawet przyzwoicie, powiedział 

do mnie: 

"Nie   mamy   zapotrzebowania,   na   razie   w   ogóle   nie   ma   mowy".   Kiedy   na   te   słowa 

wyszedłem,   udał   się   za   mną   i   dodał   jeszcze   półgłosem:   "Niepotrzebnie   pan   do   nas 

przychodzi, niczego już nie potrzebujemy, nic już nie chcemy". W takiej sytuacji nie 

warto nawet odpowiadać, trzeba po prostu odejść bez słowa. Każda wypowiedź w takich 

przypadkach może być potraktowana jako zakłócenie spokoju domowego i z miejsca 

można zostać aresztowanym przez jakiegoś sprzedawcę, będącego członkiem NSDAP 

albo innej organizacji. Można już tylko wyrejestrować swoje rzemiosło, zgłosić się do 

Urzędu   Pracy   i   zostać   skierowanym   do   miejskiego   zakładu   rąbania   drzewa   na 

Glogauerstrasse [ul. Głogowska] albo na Niedergasse [ul. Dolna], gdzie pracuje się od 7 

do 4, piłując i rąbiąc drzewo za stawkę w wysokości zasiłku dla bezrobotnych. 

Sobota 15. lO, 1938 

Już od miesięcy męczyła mnie za dnia ustawiczna senność bez możliwości zaśnięcia, 

nocą budziłem się trzy i cztery razy. Do tego trapiły mnie koszmarne sny, zaś dniami 

stany   lękowe,   nagłe   wzrosty   temperatury,   skroniowe   bóle   głowy,   niekiedy   stany' 

kiepskiej   pamięci,   ogólne   roztargnienie,   silne   drgawki   i   wstrząsy   całego   korpusu, 

wzrastające pod koniec dnia. Wszystkie dolegliwości dobrze znam. Sprawiałem sobie 

ulgę zimnymi kąpielami nóg, unikaniem alkoholu, herbaty, kawy i wzruszeń, wcześnie 

chodziłem spać. Ale nie było mi lepiej. Na moje jeszcze nieszczęście wyjechali stąd 

ostatni żydowscy lekarze dobrze znający mój organizm. 

Ze względu na emigrację i naukę języka angielskiego chciałem dzisiaj dostać się do 

neurologa   dra   Sossinki,   którego   polecił   mi   ostatni   lekarz   ubezpieczalni   (dr   med. 

Saloschin, mój krewny) jako starszego człowieka, pobożnego katolika, nie antysemitę, 

wielkiego  kawalarza.  Udałem się do jego domu,  ale  na tablicy zobaczyłem  znajomy 

szyldzik: LEKARZ NIEMIECKI. Odwróciłem się na pięcie i odszedłem, bo ten rodzaj 

lekarzy może dzisiaj Żyda lekką ręką wysadzić w powietrze. 

Kiedy   szedłem   po   schodach,   w   moim   prawym   kolanie   zacząłem   znów   odczuwać 

chroniczny   ból   stawowy,   Udałem   się   zatem   do   dra   P.   Kellera,   gorliwego   katolika, 

cieszącego się opinią wspaniałego lekarza i człowieka. Powiedziałem mu z miejsca, że 

chciałem  wejść do Sossinki, ale Keller  przerwał  mi  słowami:  "Ale pan jest przecież 

chory, proszę więc mówić, co panu dolega", Oto co mi powiedział lekarz: wszystkie 

moje dolegliwości mają swoje źródło w wadach serca, które mimo wszystko nie jest 

jednak niebezpiecznie chore, ciśnienie 170 nie jest zbyt wysokie, ale jest ono bardzo nie-

regularne, przyczyną tego stała się również wojna światowa, bo te objawy są typowe dla 

byłych frontowców 

w   moim   wieku,   na   wyspy   mórz   południowych   nie   nadaję   się,   tylko   do   USA   i   do 

background image

chłodnych   krajów,   powinienem   raczej   wyjechać   do   USA,   gdyż   ten   kraj   posiada 

wszystkie strefy klimatyczne naszego globu i dlatego jest dla mnie najzdrowszy. 

Piątek 21.'10.1938 

Kto  chce  emigrować,  ten   musi  posiadać   świadectwo  moralności  wystawione   przez 

Aryjczyka   i   nie-Aryjczyka.   Tego   ostatnio   żądają   władze   niemieckie.   Większość 

Aryjczyków obawia się jednak wypisywać Żydom takie świadectwa, ponieważ boją się o 

siebie - Aryjczykom przecież nie wolno obcować z Żydami, szczególnie członkom partii. 

Tych świadectw domagają się miejscowe władze. 

Moja skromna osoba zapisała się 14. 10. 1938 ponownie na listę Pomocy Zimowej. 

Oprócz tego zapisałem się na teoretyczny kurs dla stolarzy, cieśli i murarzy. Wystąpiłem 

do gminy, żeby mi przydzielono zapomogę na zęby, ponieważ z brakami uzębienia nie 

dostanę się ani do USA, ani gdziekolwiek indziej. Kasa wydaje tylko po 50 marek, zaś ja 

potrzebuję 13 zębów. 

Poniedziałek 24. 10. 1938 

Innym wyznaniom wcale nie dzieje się lepiej! Wprawdzie niszczy się ich kościoły, lecz 

rzadziej egzystencję wyznawców. Jednakże w dalszym ciągu zwalnia się ewangelickich 

duchownych i pozbawia ich rent i emerytur. Znany z procesu sądowego pastor Niemoller 

36 siedzi uwięziony w twierdzy kłodzkiej, a Hitler odrzucił ostatnio pośrednictwo Anglii 

w uwolnieniu tego odważnego człowieka. Kto odczytuje w kościołach listy

pasterskie,   ten   zostaje   pozbawiony   utrzymania   i   może   się   spodziewać   oskarżenia   o 

wrogość wobec panstwa. Nawet klasztory mają. być rozwiązane, zwłaszcza że wszędzie 

brakuje siły roboczej. Kościół katolicki zostanie zatem zrujnowany. Prawdą jest, że także 

już na Śląsku niektórzy zakonnicy i zakonnice rozglądają się za pracą. 

 

Czwartek 27. 10. 1938 

Jestem jednak prawdziwym dzieckiem kwietnia! Dzisiaj w południe zabrałem się do 

dziennika,   potem   powtarzałem   słówka   angielskie,   później   prałem   brudne   krawaty   i 

gawędziłem ze starą damą  na temat,  czy doczekamy lepszych  czasów. O godzinie 6 

wieczorem  nadszedł  polecony list z  Brooklynu,  zawierający "affidavit".  Tym  samym 

znowu rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu. Po przełożeniu na język niemiecki 

w   miejscowym   konsulacie   dokument   zostanie   natychmiast   wysłany   do   konsulatu 

generalnego w Berlinie. 

Niedziela 30. 10. 1938 

WYGNANIE POLSKICH ŻYDOW Z NIEMIEC 2729 PAŹDZIERNIKA. 

Prawdziwie   średniowieczne   ekscesy   antyżydowskie  osobliwie   przeciwko   polskim 

Żydom - w Wiedniu, a teraz na terenach zagrabionych Czechosłowacji spowodowały u 

polskich Żydów dużą falę powrotów do starej Ojczyzny 37. W Wiedniu było około 50 

tys. Żydów polskich nie posiadających paszportów. Tym sposobem NSDAP i władze 

Trzeciej  Rzeszy chciały wzmocnić antysemityzm  w Polsce, na Węgrzech i w innych 

krajach, dokąd Żydzi zaczęli wracać. 

background image

Ponieważ   tym   reemigrantom   z   ich   mienia   w   walucie,   papierach   wartościowych   i 

innych środkach płatniczych wolno zabierać jedynie do 60 marek, ich kraje ojczyste mają 

do czynienia z biednymi ludźmi nie mogącymi się nawet utrzymać. 

Oto jak postąpiono z polskimi Żydami. Tego, co teraz opiszę, częściowo sam byłem 

świadkiem u moich długoletnich pr~jaciół - rodziny Józefa Hersteina i O. Siissera na 

Brandenburgerstrasse 46 [ul. Lubuska], obok Hohenzollernplatz [pl. Jakuba Szeli]. Warto 

wyjaśnić, że równo przed 50 laty stary Herstein przyjechał z Krakowa do Wrocławia, 

gdzie ożenił się z miejscową panną, Henrietą Ehrenwert. 

W czwartek we wszystkich żydowskich lokalach, biurach gmin, synagogach i innych 

miejscach   modlitwy   szukano   polskich   Żydów.   Wszystkich   natychmiast   zabierano. 

Niemieckich Żydów nie zaczepiano, ale zagarniano wszystkich tych, którzy nie mieli 

dowodów, aby ustalić ich tożsamość i obywatelstwo. Nawet z biura gminy żydowskiej, 

gdzie   nie   zatrudnia   się   przecież   obcokrajowców,   zabrano   na   przykład   rabina   dra 

Vogelsteina. Niemieccy Żydzi zostali natychmiast wypuszczeni, zaś polscy Żydzi dostali 

się   naprzód   do   Prezydium   policji,   potem   częściowo   do   męskiego   więzienia   przy 

Graupenstrasse [ul.  Krupnicza],  a  kobiety do oddziału  kobiecego.  Tego samego dnia 

wszystkie   żyjące   tu   polsko-żydowskie   rodziny   i   osoby   samotne   otrzymały   nakaz 

natychmiastowego   opuszczenia   Niemiec.   W   licznych   wypadkach   w   czwartek   rano 

zabierała ich policja mundurowa. 

U moich przyjaciół - Siisser jest zięciem Hersteina i obie rodziny mieszkają razem - w 

czwartek wieczór zjawiło się 7 ludzi z Sipo (policja bezpieczeństwa) i zabrało panią 

Hannę Siisser z domu Herstein oraz mojego przyjaciela Józefa Hersteina. Pan Siisser 

wyjechał akurat w środę z dwojgiem dzieci do Polski. W mieszkaniu pozostawiono tylko 

głowę rodu, 70~letniego, ciężko chromego Izydora 

Hersteina,   poruszającego   się   o   kulach.   Aresztowanym   kazano   zabrać   ze   sobą   ciepłą 

bieliznę i trochę pieniędzy, po czym zaprowadzono ich do więzienia na Graupenstrasse 

[ul.   Krupnicza].   Józef   Herstein   trafił   stamtąd   dość   szybko   do   granicy   i   w   piątek   w 

południe był już w Katowicach. 
Parę słów o nim. Ma chyba 46 lat, jest absolwentem jednego z krakowskich gimnazjów 

humanistycznych,   zaliczył   kilka   semestrów   prawa.   W   czasie   wojny  światowej   służył 

warmii c. k. na froncie włoskim, wyszedł z wojny w stopniu porucznika. Po wojnie był 

handlowcem, ostatnio stał się współzałożycielem Ogólnoniemieckiego Związku Żydów 

Polskich oraz sekretarzem tego stowarzyszenia na miasto Wrocław. Jako człowiek - bez 

zarzutu. W ostatnich miesiącach ciężko cierpiał na dziedziczną podagrę, a na dodatek 

oczekiwał protezy. Obecnie na stałe mieszkał we Wrocławiu. Z ra~i swojej działalności 

społecznej słyszał coś niecoś o tej akcji i dlatego zamierzał ostatnią noc spędzić poza 

domem   i   (wraz   z   około   250   innymi   Polakami)   schronić   się   w   budynku   konsulatu 

polskiego. Potem jednak powiedział sobie, że jest przecież urzędnikiem i nic mu się nie 

stanie. I to był jego błąd. 
Jego siostra Hanna (prosta, energiczna i praktyczna kobieta, lat około 43) trzymana była 

w więzieniu z masą innych kobiet i dzieci, traktowanych jak zwierzęta. Wiele kobiet i 

dzieci mdlało. Wcale się nimi nie zajmowano albo wywlekano omdlałych na korytarz. 

Tak samo traktowano tych, którzy ulegli atakowi histerii (po prostu zwymyślano ich). 

Pewna kobieta w siódmym miesiącu ciąży do-· stała jednocześnie ataku histerii i bólów 

porodowych.   Zamknięto   ją   do   ciemnej   celi   bez   jakiejkolwiek   opieki.   Te   wszystkie 

skandaliczne przypadki przekazano w piątek konsulatowi polskiemu w protokole, pod 

którym podpisali się świadkowie. 
W więzieniu pani Siisser nie siedziała z załamanymi rękoma, tylko zaczęła krzyczeć: 

"Mój ojciedMój ojciec!", 

czyniąc całe państwo i urzędników policyjnych odpowiedzialnymi za wszystko, jeżeli jej 

background image

nie wypuszczą do chorego ojca. Wreszcie o godzinie 1 w nocy wypuścili ją, ale musiała 

się zobowiązać opuścić Niemcy do godzin południowych w piątek, ponieważ jej mąż 

otrzymał  27 października papiery na natychmiastowy wyjazd wraz z całą rodziną. W 

więzieniu nocą zabrano pani Siisserpaszport, który przepadł jak kamień w wodę. Ona bez 

paszportu nie chciała się w ogóle ruszyć. Urzędnik policyjny o nazwisku Rau (pracujący 

w Prezydium policji w pokoju numer 112, znany z obmierzłości) posłał ją do konsulatu 

polskiego   po   nowy  paszport.   Lecz   konsul   oświadczył   w   piątek   przed   południem,   że 

policja niemiecka musi oddać zabrany paszport. Pani Siisser powtórzyła na policji słowa 

konsula,   po   czym   Rauznowu   się   rozszalał   i   wypisał   nakaz   aresztowania   kłopotliwej 

petentki, która uparła się, żeby wyjechać z Wrocławia z paszportem. Jej głośne krzyki i ta 

cała komedia obliczone były na to, aby puszczono ją do ojca oraz aby jej nie wypchnięto 

bez paszportu przez zie- 

loną granicę. 

• 

Staremu   Hersteinowi   już   w   piątek   rano,   staraniem   zaalarmowanych   przyjaciół, 

przydzielono  do pomocy pielęgniarkę. Uwięzionych  w pierwszą noc Żydów  polskich 

wpakowano   na   ciężarowe   auta   i   zawieziono   na   dworzec   kolejowy,   gdzie   ich   zaraz 

załadowano, tak jak stali. 

W piątek przed południem poszedłem do starego Hersteina, aby się dowiedzieć, co u 

niego słychać, ale przedtem zorientowałem się jeszcze na ulicy o przebiegu ostatnich 

wydarzeń   i   o   wysiedleniu   rodziny   Siisserów.   Na   miejscu   wcale   nie   zastałem 

przerażonego starca, lecz nadzwyczaj spokojnego i panującego nad sytuacją człowieka 

(inny na jego miejscu byłby już po zawale). Ujrzałem mieszkanie, jakie tylko widywałem 

na wojnie. Usłyszałem też, że chociaż polskie zarządzenie o konieczności posiadania wiz 

przez   wszystkich   reemigrantów   dotyczy   wszystkich   w   ogóle   polskich   obywateli   bez 

względu na ich wyznanie, 

to jednak wzór doskonałego państwa - Trzecia Rzesza wydaliła tylko Żydów z polskim 

obywatelstwem, nikogo z innym wyznaniem. Wszyscy zostali albo zabrani na policję i 

deportowani siłą, albo ze względu na stany chorobowe dano im czas do wieczora 29 

października.   Pani   Hanna   miała   Nierncy   opuścić   do   soboty   do   południa,   gdyż   w 

przeciwnym razie objąłby ją nakaz aresztowania. 

Większość spośród żyjących we Wrocławiu około 3 tys. 

Żydów   polskich   policja   wyciągnęła   z   domów   w   czwartek   rano   i   odtransportowała. 

Tutejszy konsulat polski stał się . tymczasem bardzo aktywny i polecił Żydom polskim, 

jeszcze   tutaj   mieszkającym,   żeby   nie   opuszczali   swoich   mieszkań.   Klucze   od   nich 

powinni odnieść do konsulatu. Rozeszła się też wiadomość, że między Warszawą i Ber-

linem   trwają   konsultacje   i   w   piątek   ma   rzekomo   nastąpić   pewne   "złagodzenie" 

wytworzonej sytuacji, ponieważ Polska zagroziła, iż każde wydalenie Żyda polskiego z 

Trzeciej   Rzeszy   pociągnie   za   sobą   wydalenie   dwóch   Niemców   z   Polski.   .   Polska 

zażądała również, aby Niemcy pozwoliły każdemu żydowskiemu wygnańcowi zabrać 

swoje mienie albo jego pełną równowartość. 

Radziłem sędziwemu panu oraz jego córce, żeby jak najszybciej wyjechali. Pan 

Herstein chciał jeszcze czekać do soboty wieczór, zaś jego córka Hanna nie chciała wy-

jechać bez ojca i bez paszportu. Ojciec żądał, aby córka opuściła mieszkanie, bo wiedział 

o grożącym jej aresztowaniu, a córka nie chciała odejść od chorego ojca i powtarzała: 

"Zabrać mnie mogą, ale wsadzić mnie nie mogą". Ponieważ nic nie mogłem wskórać, 

postanowiłem przyjść . następnego dnia. 

Wczoraj'   w   drodze   do   Hersteinów   spotkałem   na   ulicy   jeszcze   jednego   wspólnego 

znajomego: Arno Oschinskiego. Poszliśmy razem do staruszka. Mieszkanie wyglądało 

jeszcze   rozpaczliwiej   niż   poprzedniego   dnia;   gdyż   przy   pomocy   zaprzyjaźnionego 

małżeństwa  popakowano  wszystko   w  nagłym  tempie.  Do  jedzenia   były:   stare  bułki, 

background image

czerstwy chleb, kawa i skondensowane mleko, mąka i inne rzeczy. Pomagałem trochę 

pakować,   ale   przede   wszystkim   namawiałem   pana   Hersteina,   żeby   wyjechał   już   w 

południe razem z córką, która poszła akurat w sprawie paszportu do konsulatu polskiego 

oraz na policję wojować z Rauem. 

Nadal pomagaliśmy pakować rzeczy,  a potem na wszelki wypadek  przygotowałem 

Hersteinowi dobrą kawę w termosie znalezionym w ostatniej chwili. Później na szczęście 

przyszła jeszcze jego wnuczka, Rosemarie Herstein (córka Ludwika, która pozostała we 

Wrocławiu, ponieważ chodzi tu do szkoły). Panienka przyniosła bułeczki i masło, a ja 

przygotowałem   jedzenie   i   zapakowałem   je   do   torby   podróżnej.   Rosemarie   udała   się 

nadto do urzędu dewizowego, gdzie złożyła nagły wniosek i rzeczywiście wydębiła 60 

marek, przyznawane dla emigrujących. 

Tymczasem przyszła pani Hanna (jej sprawozdanie już przytoczyłem) i powinna zaraz 

opuścić mieszkanie,. gdyż o godzinie 12 mieli przyjść z policji. Została jednak w domu, 

bo była bardzo zmęczona. Punktualnie o 12 przyszli po nią dwaj funkcjonariusze policji 

kryminalnej. Jeden miał wygląd ... lepiej nie mówić, drugi robił lepsze wrażenie i odnosił 

się   do   kolegi   trochę   nieufnie   (dzisiaj   tak   naprawdę   urzędnik   do   urzędnika   nie   ma 

zaufania). Właśnie ten bardziej powściągliwy miał nakaz aresztowania. O starca wcale 

się nie martwiono, o innych tam obecnych także nie. Zajęto się tylko panią S., ponieważ 

"była na liście". 

W obecności wielu świadków pani S. postawiła się hardo i przeprowadziła jeszcze 

rozmowę telefoniczną z konsulem polskim, a chociaż mówiła po polsku, jeden z poli-

cjantów, który zrobił się w tym czasie nerwowy, dobrze ją rozumiał i często przerywał 

rozmowę słowami: "Pani nie mówi o paszporcie, proszę przerwać rozmowę" itp. Ale 

pani S. nie straciła głowy i odpowiadała (częściowo do telefonu), że mówi po prostu o 

wszystkich sprawach 

łączących się ze sprawą paszportu, że konsul zakazał jej opuszczać mieszkanie, że tak 

długo, jak konsul sobie życzy i wymaga, będzie z nim rozmawiała, że Niemcy opuści 

tylko z paszportem w ręku, o co konsulat już się postara, że ona jako Polka słuchać może 

tylko polskiej władzy .. Treść tej rozmowy przekazał nam potem po niemiecku jeden ze 

świadków. 

W   sprawie   zachowania   obu   tajniaków   chcę   jeszcze   dodać,   że   ten   z   nakazem 

aresztowania po telefonie do konsula polskiego dzwonił na policję i przekazał sprawę. 

Debatowano tam na różnych szczeblach pnez dłuższy czas, czy panią S. zostawić na 

wolnej   stopie,   czy   nie   (przy   tej   okazji   pomiędzy   różnymi   nazwiskami   osobistości 

politycznych usłyszeliśmy także melodyjnie brzmiące nazwisko "Pampe"). Ostatecznie 

władze niemieckie zignorowały konsulat polski. Policjanci aresztowali panią Hannę. 

Pożegnanie córki ze starym ojcem było bardzo spokojne. Pani Siisser prosiła, żeby 

uprzedzić pana Amsterdama (adwokata) i żeby się o nią nie martwić. Prosiła też, aby 

zawiadomić konsulat lub adwokata Amsterdama, gdyby przez dłuższy czas nie było od 

niej wiadomości. 

W pewnej chwili odezwał się jej ojciec (który stał przez cały czas i ledwo się trzymał 

na kulach): "A co się ze mną stanie?" Policjant odpowiedział bardzo chłodno: "Pan tu 

może   pozostać,   pana   nie   ma   na   liście,   do   pana   nikt   nic   nie   ma,   pannie   podlega 

wysiedleniu i może tu pozostać". Na to stary, 70-letni człowiek wyprostował się i równie 

chłodno odpowiedział: "Jestem wolnym Polakiem i niczym nie zawiniłem ani w Polsce, 

ani tutaj w ciągu ostatnich 50 lat, które tu przeżyłem. Właśnie dziś w południe zdecy-

dowałem się dobrowolnie emigrować. Wasza pomoc, panowie, nie jest mi potrzebna. Ja 

mam dosyć Niemiec". 

Obu policjantom język stanął kołkiem. Bez słowa wyszli z mieszkania. My wszyscy w 

ogóle nie byliśmy nagabywani. Natomiast ładną scenkę odegrała Rosemarie. Razem 

weszliśmy do kuchni, aby się nie naprzykrzać po- 

background image

licjantom.   Potem   chcieliśmy   opuścić   mieszkanie.   Ale   ma   ono   dziwny   rozkład   i 

wychodząc z kuchni dostaliśmy się do przejściowego pokoju. I raptem spotkaliśmy się 

nos w nos z policjantami. Jeden z nich rzucił się od razu do Rosemarie: "Kim pani jest?" 

Młoda kuta na cztery nogi dziewczyna odpowiedziała: "Nie jestem z tego domu, przy-

szłam tylko coś załatwić" i poszła spokojnie ku wyjściu. Policjant poszedł za nią: "Ale ja 

się pytałem, kim pani jest?" Na to Rosemarie: "Już to panu powiedziałam", po czym 

zeszła   schodami   i·   poczekała   na   Hohenzollernplatz   [pl.   Jakuba   Szeli],   aż   policjanci 

opuścili dom. 

Później Arno Oschinsky i ja odprowadziliśmy starszego pana na dworzec kolejowy. 

Herstein nawet przez sekundę nie był zmieszany czy wzburzony. Opowiedział nam po 

drodze,   że   w   śląskich   miasteczkach   i   uzdrowiskach   wyrzucono   wszystkich   Żydów 

polskich w ciągu 2 godzin i że trwają poważne rozmowy między Warszawą a Berlinem. 

Na dworcu dowiedzieliśmy się, że pani Siisser odjedzie transportem o godzinie 2 minut 

24, co jeszcze bardziej uspokoiło starca. Znalazł też towarzystwo, z którym miał jechać 

do samego Krakowa (także wydaleni Żydzi, jadący z zachodnich Niemiec). 

Dzisiaj przed południem znowu spotkałem Oschinskiego i postanowiliśmy jeszcze raz 

pójść   do   mieszkania   Hersteinów   (które   pozostawili   oni   pod   opieką   znajomych),   aby 

odszukać karteczkę, którą pani S. chciała nam przekazać w obecności policjantów, ale 

którą była zmuszona upuścić na podłogę. Kiedyśmy weszli, usłyszeliśmy ku naszemu 

wielkiemu   zdumieniu:   "Jeżeli   poczekacie   panowie   parę   minut,   to   przyjdzie   tu   p. 

Siisser,dzwoniła właśnie przed chwilą, że wróciła z Bytomia i wolno jej pozostać we 

Wrocławiu". Bez słowa runęliśmy na krzesła. Za moment weszła pani Siisser. 

To, co opowiedziała, przekażą gazety tego skandalicznego "państwa kultury" zapewne w 
bardzo efektownym opakowaniu. Jednakże naj:ważniejsze jest to, co w tym ogólnym 
zamęcie podało radio wieczorem: "Otrzymaliśmy właśnie wiadomość, że akcja 
przeciwko obywatelom polskim (nie mówi się, że 2ydom!. została wstrzymana. Kto 
jeszcze nie przekroczył granicy, ten może pozostać w Niemczech, zaś kto już jest w 
Polsce, ten może wrócić dla uregulowania swoich interesów". Tyle oświadczenie rządu 
niemieckiego, a oto pokrótce wiadomości od pani Siisser. 
Dzieci, które nie były wpisane do paszportu rodziców, po prostu odłączano od nich jako 
osoby bez paszportów. 

A wszyscy bezpaszportowcy zostali przez urzędników niemieckich (SA i SS!) wypędzeni 

do Polski przez zieloną granicę. Gdy wyszło zarządzenie o wstrzymaniu akcji, niektórzy 

byli już za granicą, a pozostała część rodziny jeszcze w Niemczech. Tak więc zdarzało 

się, że rodzice byli już w Polsce, zaś dzieci jeszcze w Niemczech albo 

odwrotnie. W taki też sposób pozostał w Niemczech chłopiec lat 15 z pewnej rodziny 

zamieszkałej   we   Frankfurcie   nad   Menem,   który   smutny   oświadczył:   "Nie   zostawię 

naszego   dużego   mieszkania   na   pastwę   losu,   wrócę   do   domu   i   poczekam   na   powrót 

rodziców". Cała masa pracownic sklepowych z Hamburga, Frankfurtu, Wiesbaden itd., 

całkowicie pozbawionych środków materialnych, musi się· teraz przedostać z powrotem 

do swoich miast. Z Wrocławia deportowano przymusowo 84-letniego ślepego staruszka o 

nazwisku Blatt, teraz sam jak palec "może" wrócić i pozostać. 

W przeciwieństwie do ustawicznego ryku i fatalnego zachowania się skierowanych do 

tej   akcji   członków   SS   i   SA,   którzy   wprowadzali   tylko   okrutne   zamieszanie   do 

wielotysięcznego   tłumu   przygnębionych   i   bezradnych,   lamentujących,   krzyczących   i 

proszących ludzi, służba pomocnicza zorganizowana przez gminę żydowską w Bytomiu 

(chyba   przy   pomocy   innych   górnośląskich   gmin)   nie   pozwalała'   wyprowadzić   się   z 

równowagi. Spokojnie spełniała swoje obowiązki i wprowadzała porządek wśród 

6. 

olbrzymiego   tłumu,   który   się   ciągle   powiększał.   Teraz   raptem   dworzec   kolejowy   w 

background image

Bytomiu ma zostać opróżniony naj dalej do niedzieli rano!!! 

Jeśliby mnie ktoś zapytał, dlaczego to wszystko opisuję, odpowiem tak: Tu chodzi .o 

przyjaciół,  u których  byłem  świadkiem  spraw  kłamliwie  później  opisywanych.  Może 

moje obserwacje będą kiedyś potrzebne. Jeśli zdarzy się, że wyjadę za granicę, ktoś może 

mnie zapytać, czy to i tamto sam widziałem albo osobiście przeżyłem i czy mogę ręczyć, 

że tak właśnie było. Poza tym wydaje mi się, że obowiązkiem każdego, kto nie ma na 

oczach   bielma   Trzeciej   Rzeszy,   jest   przekazać   historii   te   sprawy   -   owo   głębokie, 

sadystyczne średniowiecze w XX wieku. 

Pani  S.  dokończyła   dziś  nam   swoją  opowieść.   W  Prezydium  policji   nie  obyło   się 

oczywiście bez nowych  korowodów w sprawie paszportu z panem Rauem. W końcu 

urzędnik zły jak wszyscy diabli wydał napisane kiepską niemczyzną zaświadczenie, że 

wysiedlonej "obywatelce polskiej" pani S. będzie w Bytomiu bezwzględnie doręczony 

paszport. Lecz również w Bytomiu nie było paszportu, a Polacy nie uznali ważności tego 

zaświadczenia.  Pani S. przywiozła  je i czytaliśmy wszyscy ten prawdziwy dokument 

Trzeciej Rzeszy. 

Straszny  zamęt  na   dworcu   bytomskim   wziął  się   stąd,  że  w  całych  Niemczech   już 

podczas   zabierania   Żydów   z   mieszkań   podzielono   rodziny   według   płci.   Mężczyźni 

osobno, kobiety osobno, z wyjątkiem małych dzieci, które wszędzie pozostawiano wraz z 

matkami, jeżeli mat.ka w ogóle była przy tym.  Dlatego też w punktach zbornych na 

granicy nie sposób było się odszukać, a każdy nowy "transport specjalny"  z Żydami 

powiększał jeszcze chaos. 

Później znowu łączono rodziny, wywołując je według paszportów. Naprzód zbierano 

rodziny z dziewięciorgiem  

7.

Poniedziałek 31. 10. 1938 

Młoda   Rosemarie   Herstein   w   tym   czasie,   gdy   nam   w   sobotę   pomagała,   była 

poszukiwana przez policję u gospodyni, która musiała zobowiązać się pod przysięgą, 

że jej już nie przyjmie, i musiała również pod przysięgą oświadczyć, iż nie wie, gdzie 

poszukiwana   aktualnie   przebywa.   Nieświadoma   niczego,   Rosemarie   wróciła   po 

południu   do   domu,   a   kiedy   się   o   wszystkim   dowiedziała,   spakowała   rzeczy   i 

wyjechała. Ale mimo posiadania ważnego paszportu nie dostała się już przez granicę, 

bo akcja została właśnie odwołana, toteż wróciła do Wrocławia. Lecz wczoraj rano 

mimo odwołania akcji policja szukała jej ponownie u gospodyni, pani Fischer. 

Wtorek 1. 11. 1938 

Teraz  dowiedziałem się - to zakrawa  na dowcip - że Rosemarie  po odwołaniu  akcji 

przeciwko   Żydom   polskim   ma   znowu   wszelkie   prawa   i   może   mieszkać   u   swojej 

gospodyni. Jest już tam zresztą z powrotem. . Oto kłamliwa wiadomość zamieszczona w 

"Breslauer   Zeitung":   "W   tych   dniach   na   ulicach   i   na   Dworcu   Głównym   Wrocławia 

widziało się wiele polskich, obcych postaci i twarzy. Wszyscy zadawali sobie pytanie, 

skąd oni się tu wzięli, a to Polacy udawali się do swojej ojczyzny". 

Niemiecka służba graniczna posuwała się tak daleko, że polskich Żydów (m. in. trzech 

wychowanków   seminarium   rabinackiego)   wygoniono   przez   zieloną   granicę   w   głąb 

terytorium Polski. To samo uczyniono z młodymi ludźmi 

w wieku 16-18 lat, którzy przebywali w pewnym majątku na Śląsku, gdzie uczyli się 

rolnictwa przed wyjazdem do Palestyny.  Wszystkich  załadowano wieczorem na auto 

ciężarowe, podwieziono do granicy i przegoniono, tak jak stali, na polską stronę. 

Podobno   w   Berlinie   sprowadzono   Żydów   polskich   do   Prezydium   policji,   tam 

background image

zatrzymano ich, nie mających pojęcia, o co chodzi, potem odstawiono do byłych koszar 

"Alexanderkaserne",   skąd   wyekspediowano   ich   jak   bydło.   Niemal·   we   wszystkich 

przypadkach mieszkania po- 

zostały otwarte. 

Według wiadomości z Anglii najlepiej sprawowały się konsulaty polskie w Lipsku i 

Berlinie,   które   wówczas   udzieliły   schronienia   prawie   całej   kolonii   polskiej   tam 

zamieszkałej. Szczególnie konsul w Lipsku nie pozwolił wyprowadzić się z równowagi i 

żadnemu Polakowi nic się tam nie stało. 

Problem powrotu wysiedlonych celem uregulowania swoich interesów wisi nadal w 

powietrzu! Dowiedziałem się o tym od mojego przyjaciela, Józefa Hersteina, sekretarza 

Ogólnoniemieckiego Związku Żydów Polskich. A więc w dwa tygodnie od wysiedlenia 

wszystkie   mieszkania,   sklepy   itd.   stoją   tak,   jak   je   opuszczono.   Tylko   gdzieniegdzie 

wyjeżdżający postarali się o opiekuna mieszkania albo wrócili do domu, jak pani Siisser. 

Natomiast bagaże Żydów polskich leżą częściowo na dworcach niemieckich, częściowo 

na polskich i w dalszym ciągu nie są wydawane właścicielom. 

Słyszałem też, iż majątek wypędżonych wraz z ich dobrami zostanie umieszczony' na 

zablokowanym koncie. Pani Siisser na przykład zablokowano dnia 2 listopada br. papiery 

wartościowe na sumę 460 marek, których właśnie teraz potrzebuje na życie. 

6. 11 dowiedziałem się również, że dlatego bagaże nie są wydawane przez władze 

niemieckie i polskie, ponieważ uciekinierzy nie porobili w tym pośpiechu spisów 

zawartości ani nawet o tym nie pomyśleli. A teraz żąda się takich wykazów. Gminy 

.zydów polskich starają się obecnie o mienie uciekinierów i wysiedlonych, którzy do 

tego w owym bałaganie potracili już na ziemi niemieckiej dowody frachtowe i kwity 

na bagaż. 

12. 11. 1938 

8.

Tak więc trzy dni po fakcie zdaję sobie dokładnie -sprawę z tego, że w środę 9 

listopada byłem na pewno po raz ostatni na bardzo istotnym dla mnie kursie ciesielki i 

murarki. Te kursy nigdy już nie będą wznowione. Stała się bowiem okropna rzecz, 

którą   tylko   można   porównać,   jeśli   chodzi   o   czasy   najnowsze,   do   podpalenia 

RE'ichstagu albo do mordu w Sarajewie w 1914, a mianowicie "sprawa Grynszpana". 

SPRAWA   GRYNSZPANA   I   JEJ   KATASTROFALNE   SKUTKI   DLA 

NIEMIECKICH   .zYD6W   -   .zYD6w   WIDZIANYCH   W   ŚWIETLE   USTAW 

NORYIMBERSKI CH Z 1935 R. - ANTy.zYDOWSKA HECA ORAZ 

-BURZENIE ŚWIĄTYŃ Z 9 NA 10 LISTOPADA 1938. 

W   poniedziałek   7.11.   1938   polski   .zyd,   ale   bezpaństwowiec,   młody,   17-letni 

Grynszpan, zamieszkały w Paryżu, udał się do ambasady niemieckiej, gdzie poprosił o 

rozmowę z którymkolwiek z radców. Zaprowadzono go do urzędującego akurat radcy 

Ratha (ok. 27 lat, przeniesiony ż Kalkuty do Paryża). Po krótkiej rozmowie GrynSZpan 

strzelił do Ratha, jedna kula utkwiła w okolicy 

_ barku, druga w śledzionie. Grynszpan został aresztowany i wyjaśniając motywy swego 

czynu powiedział, że , _ chciał się zemścić za swoich współwyznawców - .zydów 

polskich wygnanych z Niemiec, do których należał rów_ nież jego ojciec, także 

bezpaństwowiec. 

,.   Pierwszym   następstwem   tego   faktu   jest   za   powiedź   ostrych   represji   władz 

niemieckich wobec .zydów nie- 

mieckich   którzy   mają   odpokutować   za   haniebny   czyn.   Nie   ulega   wątpliwości,   że   to 

background image

zbrodnia   i   że   należy   ją   ukarać.   Ale   to   sprawa   rządu   francuskiego   i   polskiego   albo 

niemieckiego i polskiego. Bo motyw czynu jest sprawą ich obchodzącą. Co to wszystko 

obchodzi niemieckich Żydów? Większość spośród nich myśli tylko o tym, żeby przy 

pomocy morfiny lub cyjanku zejść z tego świata, gdyby tylko to mieli lub dostali. 

W środę 9.11 byłem więc na kursach, ale przez cały czas od godziny 7 do 9 męczyło 

mnie straszliwe przeczucie, które jeżeli nie mam skłamać, zdarzało mi się tylko czasem 

na froncie. To przeczucie, o którym mówiło się, że się ma "nosa na granaty", nigdy nas 

nie zawiodło. Charakteryzowało się ciężką i niespokojną głową, zmęczeniem w plecach 

(jak  od  dźwigania  ciężarów)  oraz   jakby  ściśnięciem  całego  ciała.   Każda  robota   szła 

wtedy niemrawo i tępo, a myśl podpowiadała: dalej, dalej, wyrywajmy stąd, póki czas. 

Chciałem nawet wstać i o tym niepokoju powiedzieć jak na froncie do kolegów: "Chło-

paki, skurczcie się, leci coś na nas w powietrzu". 

Toteż byłem szczęśliwy,  gdy doczekałem godziny 9 i mogłem zmęczony pójść do 

domu. Grzbiet najeżał mi się jednak z każdym krokiem i byłem przekonany, że znowu 

czyha na mnie jakieś niebezpieczeństwo. 

W czwartek rano wyszedłem z domu jak zwykle kwadrans przed dziewiątą, żeby 

spotkać listonosza. Potem miałem iść do dentysty. Listonosza spotykałem zazwyczaj 

kilka domów dalej, obok fabryki likierów Reichmanna. Dochodząc tam zauważyłem 

wzburzony tłum ludzi stojących przed sklepem. Obszedłem go więc dookoła! Sklep był 

zupełnie rozbity, a mozaika butelek i ich zawartości - nie do opisania. Domyśliłem się, 

że napadano na sklepy, potem zauważyłem listonosza. I on zobaczył mnie, zrobił 

zakłopotany gest i, omijając mnie daleko, poszedł swoją drogą. 

Wróciłem się i poszedłem ulicą Sadowastrasse (Swo· 

 

bodna]   w   kierunku   Teichstrasse   [Stawowa].   Po   drodze   usłyszałem   od   jakiegoś 

furmana: "Gdybym poszedł z nimi, własnymi rękoma pomógłbym wynosić stamtąd na 

pomoc Zimową!" Coraz wyraźniej uświadamiałem sobie, że po prostu napadano na 

sklepy żydowskie i je rabowano. Dowody tego znalazłem rychło na Teichstrasse, gdzie 

piekarnia   Hirschlika,   skład   żelazny   "Brauer   i   Syn"   oraz   mała   firma   konfekcyjna 

Cheimowitza były w stanie nie do poznania. Ramy okienne oczyszczono ze szkła do 

najmniejszych   cząstek,   zniszczono   szyldy.   N   a   ulicach   leżała   zawartość   wystaw 

sklepowych, które skrupulatnie splądrowano albo nadal rabowano. W małej aptece na 

Gartenstrasse   [Pilsudskiego],   tuż   za   rogiem,   wszystko   z   półek   było   powyrzucane, 

wszędzie leżały pudełka i flakony. Wiedziałem już wszystko. 

Grupy bardzo niedospanych wyrostków, chłopców i dziewcząt w wieku od 15 do 18 

lat, szwendały się tu i tam. Chłopaki przy wtórze głośnego wrzasku dziewczyn chwalili 

się swoimi wyczynami i oprowadzali "damy" od sklepu do sklepu. Poglądy starszej 

publiczności były podzielone, ale opinia większości była zdecydowanie przeciwna tym 

ekscesom. To wszystko w drodze do dentysty. 6w słyszał coś niecoś, ale nie wiedział 

nic dokładnego, a ja także udawałem, że nie wiem nic bliższego. 

Od   dentysty   musiałem   pójść   do   miasta.   Na   Garvestrasse   [Kujawska]   stało   4 

członków   Hitlerjugend.   Jeden   z   nich   powiedział:   "Musicie   jeszcze   obejrzeć 

szachrajską halę". "Szachrajska hala" to lansowane przez "Stiirmera" 38 określenie 

synagogi.   Wnet   przypomniały   mi   się   słowa   pieśni   chętnie   śpiewanej   przez 

Hitlerjugend: "Podpalcie synagogi". Poszedłem zatem, bo i tak musiałem Pójść, na 

Wallstrasse [ul. Włodkowica], w kierunku "szachrajskiej hali". 

Zrabowane sklepy z cygara

10.

w   których   urządzenia   sklepowe   leżały   potłuczone.   Sklepy   meblowe   z   meblami   na 

wystawach rozbitymi lub przynajmniej silnie porysowanymi (nawet przy pomocy szkła). 

W innych sklepach obrabowane półki albo zrzucone na kupę z towarem czy bez niego. 

background image

Ulice   nabite   ludźmi   gapiącymi   się   oraz   zawzięcie   dyskutującymi.   Część   tłumu   była 

wyraźnie zachwycona, począwszy od dzieci kończąc na starych ludziach. Ale mimo to 

widać było u wszystkich bojaźliwy niepokój: dla większości to nie było słuszne. Policja 

"regulowała ruch". Tu i ówdzie przed wejściami do sklepów i składów stali policjanci z 

paskami   pod   brodą.   Była   za   kwadrans   10,   kiedy   doszedłem   do   Schlossplatz   [pl.   W 

olności],   aby   skręcić   w   Wallstrasse.   "Szachrajska   hala"   -   znana   i   piękna   budowla   z 

romańską kopułą, dzieło von Opplera - była już tylko dymiącą ruiną. Kopuła była silnie 

przechylona i dlatego musiano ją po południu między 2 a 4 wysadzić w powietrze - 

mieszkańcy sąsiednich domów mieli opuścić swoje mieszkania. 
Wallstrasse   była   zamknięta.   Nie   mogłem   się   dostać   do   mojego   klienta   Katza, 

mieszkającego   pod   nrem   9   (w   domu   należącym   do   synagogi),   który   był   właśnie 

obstawiony przez policję. W sklepie Katza żaluzje były opuszczone, jak zawsze wtedy, 

gdy sklep jest zamknięty. Lecz w pobliskim "Pokoyhof" tłum nadal jeszcze plądrował 

znajdujące się tam hurtownie i sklepy fabryczne aż po dach. Policja "tylko regulowała 

ruch". 
Stamtąd musiałem się udać do urzędu podatkowego, żeby oddać podanie, i posługując się 

nim   jako   dowodem,   przeszedłem   przez   wszystkie   kontrole   w   zablokowanej   części 

miasta; od sądu do Tauentzienstrasse [ul. Kościuszki], po drodze dokładnie przysłuchując 

się i dowiadując. Podobno o godzinie 2 w nocy w całym państwie niemieckim naraz 

podpalono (podpalono ma rzekomo znaczyć, że uczynił to "naród niemiecki", czego ja 

bym   nie   powiedział),   a   więc   podpalono   wszystkie   dostępne   synagogi   (w   Berlinie   i 

Wiedniu  prawie  wszystkie),  w  "odwet  za  morderstwo  w Paryżu".  O tej  samej  porze 

przypuszczono   szturm   na   wszystkie,   ale   rzeczywiście   wszystkie,   przedsiębiorstwa 

żydowskie   (włącznie   z   domami   związkowymi,   stołówkami   itd.)   i   całkowicie   je 

zniszczono. Podawane w czwartek wieczorem komunikaty rządowe, że spontaniczny, nie 

do opanowania gniew ludu "nie przekroczył miary" i tylko powybijano szyby, są wie-

rutnym łgarstwem, jak wiele innych wieści od prawie 6 lat. Do tego jeszcze wrócę. Tam 

gdzie  nie  można  było  wyłamać  żelaznych  krat, przynajmniej  je powyginano  i w  ten 

sposób dostawano się do. sklepów. Tam gdzie sklepy były zbyt dobrze zabezpieczone, po 

drabinach włażono na piętra i stamtąd działano. Całkiem jak włamywacze. Do firmy 

"Centaver" na Schmiedebrucke [ul. Kuźnicza] nie można było dostać się od frontu, więc 

wzięto się do dzieła z tyłu, od Schuhbrucke [ul. Szewska]! 
Przepchałem się, nie nagabywany, przez gęsto stojący i spacerujący tłum, przyglądający 

się "szachrajskiej hali". Tylko tu i ówdzie spotykałem przyzwoitych obywateli, którzy 

b'ardzo wzburzeni porozumiewali się oczyma. Widziałem całe mnóstwo dzieci - samych i 

pod   opieką   rodziców   -   klaszczących   z   radości   w   ręce.   Byłem   w   samym   środku 

głębokiego   średniowiecza.   Bliżej   Prezydium   policji   zobaczyłem   szybko   mknące 

samochody pogotowia policyjnego, które nadjeżdżały na głośnych sygnałach od strony 

południowego Wrocławia i wiozły aresztowanych mężczyzn żydowskich. Zbite szpalery 

ludzi   na   skrzyżowaniu   Tauentzienstrasse   i   H6fchenstrasse   [ut.   Zielińskiego   i   ul. 

Kościuszki] ryczały przy każdym aucie: "Powiesić!" Z moim katolickim wyglądem i "po-

stawą   tajniaka"   wszędzie   mogłem   dotrzeć   i   szczęśliwie   Wróciłem   do   domu,   ale   kto 

wyglądał na Żyda, tego upodlono albo zgoła zawleczono na policję! 
Około godziny 11 wróciłem do domu przygnębiony i całkowicie wykończony. Ale nie 

oczekiwał mnie tam 

spokój! Bowiem podczas  mojej  nieobecności wpadła do nas  bez tchu pewna aryjska 

dama, która raczyła nas znać W dalszym ciągu, i powiedziała do siostry: "Pani brat (czyli 

ja) musi natychmiast uciekać, ponieważ wszyscy :Żydzi zostaną aresztowani". Gdyby 

owa   pani   jeszcze   dodała,   dokąd   mam   się   udać,   rada   byłaby   całkiem   do   rzeczy.   Ze 

background image

względu na starą matkę i na absolutną nieodpowiedzialność "sióstr" w wypadkach, gdzie 

trzeba mieć zimną i przytomną głowę - udałem się zaraz do mojego przyjaciela Arno, aby 

go jako jedynego o wszystkim powiadomić, na wypadek, gdyby mi się coś zdarzyło, i 

żeby się z nim pożegnać. Ten świetny facet był  na uniwersytecie. Jego matka, którą 

poinformowała już o wszystkim służąca (była ona świadkiem nocnych wydarzeń), a którą 

w mojej sprawie zdążyła już zdezorientować Herta Tausk (ona, jak potem stwierdziłem, 

również poleciała do Arno podczas mojej nieobecności w domu), zobaczywszy mnie 

przestała się denerwować. Pozostawiwszy odpowiednie wiadomości poszedłem do domu. 

:Żeby nie wzgląd na starą damę, wszedłbym z całą pewnością do najbliższego klasztoru 

katolickiego' i poprosiłbym 

11.ochronę przez najbliższe dni. 

Później w domu dowiedziałem się, że aresztowania :Żydów przez policję, SS i policję 

pomocniczą zaczęły się już we wczesnych godzinach rannych. Całe chmary i oddzielnie 

eskortowane osoby sprowadzano do Prezydium policji albo do komisariatów. Inne 

oddziały SS chodziły od domu do domu, pytając, "czy tu mieszkają jeszcze :Żydzi", i 

zabierając po prostu każdego ze sobą. W naszym domu nie aresztowano nikogo, ale w 

sąsiednim, przyszli po dentystę, dra Freunda, którego nie byłO w domu. Niektórych 

zaraz zwolniono z aresztu. Krótko mówiąc - straszna gmatwanina. Pomiędzy aresztowa-

nymi znaleźli się też rabini i panowie pod osiemdziesiątkę! Przekonywałem siebie, że 

przecież nie postępują całkiem bezplanowo. Naprzód chyba zabiorą właścicieli 

splądrowanych   firm   oraz   ich   p~rSóhei,   aby   nie   tiprawiali   "propagandy   o 

okrucieństwach" i nie występowali o odszkodowanie, potem prawdopodobnie przyjdzie 

kolej   na   już   karanych   osobników   i   na   ludzi   znajdujących   się   w   obecnej   dobie   na 

eksponowanych stanowiskach, aby się nie stali "niebezpiecznymi". Na koniec zabiorą 

się do wszystkich czołowych działaczy organizacji i stowarzyszeń, żeby się wszystko 

rozleciało. Ja czekałem po prostu na swój los i do dziś pozostałem niepodejrzany. Mimo 

wszystko jestem spokojny, lecz równocześnie na wskroś przemęczony, tak dalece, że 

mój lekarz, dr Keller, nie był dzisiaj ze mnie zadowolony. 

Ludzi   aresztowanych   w   ciągu   tych   dwóch   dni   goniono   i   wleczono   wieczorem 

triumfalnie   przez  miasto   (między  nimi   nawet  bardzo  chorych   i  słabych   pod osiem-

dziesiątkę, którzy z jakichś tam powodów nie zameldowali o swoich chorobach, bo w 

takich wypadkach zwalniano aresztowanych do domu i nie trzymano ich na policji). 

Wielkimi   gromadami   popędzono   ich   potem   na   stację   przeładunkową   Wrocław 

Wschodni oraz Wrocław Południowy, gdzie ich załadowano. i wywieziono do róż- 

, nych obozów. Naoczni świadkowie stojący w ciasnych szpalerach utrzymują, iż było 

ich   znacznie   ponad   4   tysiące.   A   wczoraj   dowiedziałem   się,   że   brano   przeważnie 

akademików (medyków) i co ważniejsze osobistości. Wzięto także chłopców w wieku 

od   14   do   16   lat!   Wszystkich   załadowano   do   bydlęcych   wagonów.   Ze   Szpitala 

Żydowskiego wraz z lekarzami zabrano i chorych. 

Niedziela 13. 11 

się   dziwnym   sposobem   wydostać   spod   nawały   ogniowej,   depczącej   po   piętach   na 

beznadziejnej szosie OrnesBezonvaux i podczas odwrotu przez bagnistą "łąkę piekielną", 

pełną głębokich lejów przed zbawczym nasypem kolejowym. 

Wielu spośród aresztowanych Żydów zmarło juz na atak serca i inne nagłe przypadki. 

Właśnie   dzisiaj   dowiedziałem   się   o   śmiertelnym   ataku   serca,   .   jakiego   doznał   na· 

posterunku policji 66-letni Alfred Oschinsky, ojciec mego znajomego Arno. Obaj do 

niedawna   posiadali   we   Wrocławiu   pierwszorzędne   przedstawicielstwo   meblowe, 

powstałe   przed   około   40   laty.   Pan   Oschinsky   wrócił   przed   14   dniami   z   USA,   skąd 

background image

osobiście przywiózł "affidavit" dla syna Arno i owdowiałej córki wraz z małym synem. 

Można   przyjąć,   że   każde   miasto   i   prowincja   w   Niemczech   musiały   dostarczyć 

określoną liczbę  takich  aresztantów, żeby zapełnić  różne obozy koncentracyjne  i  za-

pewnić   siłę   roboczą   planowi   4-letniemu,   czyli   pracom   fortecznym   na   starej   i   nowej 

granicy. Część ofiar trafiła prawdopodobnie do Buchenwaldu koło Weimaru, zaś inni nad 

granicę zachodnią. 

We Włoszech "wierny" kompan "wyrównał krok" i m. in. wydalił Żydów z armii. 

Pamięta się jednak, żę dwaj wielcy przyjaciele dyktatora to Żydzi: generał Italo Balbo 

jest czystej rasy Żydem oraz znany poeta Rappaport z Galicji, znany powszechnie jako 

Gabriel d'Annunzio 39, zmarły na początku tego roku, zdobywca Triestu. 

Kontynuuję moje chaotyczne zapiski. Niemal wszyst· kim Żydom wyłączono telefony. 

Łapano wszystkich Żydów udających się w podróż. Każdy podróżny był pytany przy 

kasie albo przy wejściu na peron, czy jest Żydem. Aresztowano też Żydów będących w 

trakcie podróży. Było to więc polowanie na Żydów i prześladowanie ich, jak nigdy dotąd 

w historii. Aresztowano Ży- 

dów odbierających korespondencję z poczty albo ze skrytek pocztowych. Nie łączono 

Żydów telefonicznie z innymi miejscowościami, a tylko tutaj, w samym Wrocławiu. W 

małych   miasteczkach   śląskich,   gdzie   było   niewiele   sklepów   żydowskich   i   Żydów, 

wdzierano się do mieszkań i demolowano je. Lokatorów bito i uprowadzano. W pewnym 

miasteczku tłum chciał podpalić duży spichlerz zbożowy należący do firmy żydowskiej. 

Na szczęście policja przybyła- na czas, ale przed ratowaniem drogocennego spichlerza 

musiała złoić "lud". W Bytomiu zaprowadzono Żydów pod płonącą synagogę, ustawiono 

ich w szeregu, a części z nich kazano klęczeć z odkrytą głową· 

Teraz   chcę   powiedzieć   o   policji.   Nie   ulega   wątpliwości,   że   na   to   "spontaniczne 

powstanie ludu" sprowadzono przedtem z Berlina (tylko do Wrocławia) 500 funkcjo-

nariuszy policyjnych dla przeprowadzenia aresztowań. Zarazem ściągnięto już przedtem 

duży oddział ze szkoły policyjnej w Ząbkowicach Śląskich. A w środę wieczorem od 

godziny 6 na wszystkich ważniejszych skrzyżowaniach, tam gdzie. przedtem był jeden 

policjant   albo   zgoła   żaden,   stanęły   podwójne   posterunki.   Wszystkie   miały   ochraniać 

"lud". Stwierdzono bez wątpliwości,  że część policji wspierała  "lud" w jego robocie 

rabunkowej. Ów "lud" naoczni  świadkowie rozpoznawali  jako SS, które wspomagali 

współwyznawcy i niebezpieczne podrostki (do których również należał Grynszpan). Cała 

akcja   była   dziełem   SS,   przygotowywano   ją   przez   wiele   miesięcy   i   drobiazgowo 

rozpracowano.   Czekano   tylko   na   stosowny   moment.   To   samo   SS   we   Wrocławiu 

przeszkadzało zaalarmowanej straży pożarnej w gaszeniu płonącej synagogi. Pozwalano 

jedynie lać wodę na sąsiednie budynki i drzewa, aby ogień się nie rozprzestrzenił. Syna-

goga spaliła się od bomb zapalających, do tego użyto jeszcze nafty. Aryjski odźwierny, 

staruszek Peters, zamieszkały w nowym domu gminy żydowskiej, został 

background image

 

obudzony   o   2   w   nocy   i   musiał   otworzyć   synagogę   gniewnemu   "ludowi".   Peters 

spazmatycznie płacząc uczynił to. Nic nie zdołano uratować. Rabinowi gminy, Vogelstei-

nowi, o wpół do 3 w nocy, a kantorowi Wartenbergowi o 8 rano nie pozwolono nawet 

wejść do płonącego domu, by ratować księgi kościelne. To, co zostało z domu, oglą·· 

dają przeciągające tędy tłumy Aryjczyków, którzy przychodzą tu wiedzeni ciekawością i 

z szyderczym uśmiechem, a odchodzą bladzi i milczący. Z całego budynku pozostały już 

tylko   masywne   mury   zewnętrzne   i   niektóre   wieżyczki.   Na   pewno   wysadzą   to   w 

powietrze, bo nie da się tego utrzymać i mają inne plany. 

Tymczasem jest już poniedziałek 14. 11. Stwierdziłem, iż z nie znanych mi powodów 

jestem   jedynym   pozostałym   przy   życiu   spośród   małego   grona   czysto   żydowskich 

znajomych   i   przyjaciół   w   moim   wieku.   Jeszcze   raz   podkreślam,   że   aby   oddać   stan 

mojego ducha, jestem zmuszony sięgnąć do okresu wojny. Zostałem ogarnięty nagłym 

niebezpieczeństwem, tkwiłem w jego centrum, przeszedłem przez nie i teraz stoję w 

szczerym polu, wypompowany, zadyszany i absolutnie skończony. Albo może padłem 

gdzieś, gdzie się dało, i oglądam się za siebie. Nie! Nawet już nie patrzę. Oczy mam 

gdzieś tam skierowane, ale żadne wrażenia wzrokowe do mnie nie docierają. Dosłownie 

już nie wiadomo, czy się jeszcze żyje i kimś się jest. Macam się, a nawet szczypię po to, 

abY stwierdzić, czy jeszcze coś czuję, czy siebie czuję, żeby potwierdzić swoje istnienie. 

Dlatego też odważnie odwiedzam moich znajomych i pytam ich o samopoczucie. Oni 

oglądają   mnie   jak   zjawę   z   innego   świata   i   pytają:   "Pan   jeszcze   żyje?   Jest   pan   na 

wolności?" Potem dotykają mnie bez słowa. 

Słyszałem o aresztowaniach przeprowadzanych w czwartek i piątek rano za kwadrans 

szósta. Słyszałem, że SS i policja kryminalna przeszukują mieszkania kilka razy dziennie 

w poszukiwaniu mężczyzn, których po 

12.

13.

prostu zabierają ze sobą. W pewnej rodzinie SS zjawiło się już o godzinie 4 rano. W 

czwartek rano aresztowano na ulicy Żydów udających się do pracy, po prostu dlatego, że 

są   Żydami.   Słyszałem,   że   ci   łapacze   zatrzymywali   na   ulicy   każdego,   kto   nie   miał 

aryjskiego   wyglądu,   i   pytali:   "Jest   pan   Aryjczykiem?"   Negatywna   odpowiedź 

wystarczała,   by   być   aresztowanym.   Celowo   nie   wymieniam   nazwisk   moich 

informatorów.   Moje   zapiski   są   tylko   komentarzem   do   ich   osobistych   przeżyć   i 

przekazów.   Tylko   w   ten   sposób   mogę   im   się   odwdzięczyć   w   dzisiejszych   czasach, 

których porównać się nie da z żadnym z dotychczasowych tysiącleci prehistorii i historii. 

background image

Dalej o przebiegu wydarzeń! W czwartek wieczorem akcja została wstrzymana, ale 

aresztowania trwały do piątkowego wieczoru, a jak się słyszy, trwają one w tajemnicy 

dalej. Lecz obecnie zabiera się już tylko ludzi między 19 a 45 rokiem życia, ponieważ 

wśród aresztowanych w starszym wieku były liczne śmiertelne wypadki na tle chorób 

serca, płuc, cukrzycy ... 

Aresztowano między innymi ży'dowskich żałobników i grabarzy, setki pozbawionych 

pracy   żydowskich   przedstawicieli   handlowych,   komiwojażerów   i   pracowników 

sklepowych, którzy byli zatrudnieni w miejskim zakładzie rąbania drzewa (13 tygodni 

obowiązkowej pracy) i których zabrano z pracy i wywieziono. Aresztowano na ulicy 

niezliczone   setki   Aryjczyków   czyniących   jakieś   krytyczne   uwagi.   Aresztowano 

chrześcijańskich duchownych  wszystkich  wyznań,  którzy wznosili modły błagalne za 

Żydów. 

Moim zdaniem rok 1938 jest "rokiem amoku".  Ale jest on też widomym  znakiem 

nieuchronnej katastrofy, w którą wciągnięto cały naród niemiecki, i to bez nadziei na 

ratunek, jeżeli to trwać będzie dalej. 

Na tym chciałem zakończyć własne przeżycia i opis· tej "nocy świętego Bartłomieja", 

ale we wtorek 15. 11 POStanowiłem jednak dalej notować. Rozejrzałem się mia- 

nowicle po Wrocławiu za mieszkającymi tu krewnymi i stwierdziłem: 

Martin Fuchs, lat 50, został zabrany w czwartek w południe, Harry Brodziak, w tymże 

wieku, aresztowany w czwartek rano. Jego szwagra, dra med. Nathana Saloschina (od 

którego właśnie wróciłem), dwaj tajniacy wyciągnęli z łóżka również w czwartek rano o 

godzinie 6. Ma on już przeszło 60 lat i oprócz innych chorób cierpi na ciężką kolkę 

nerkową.   Trzymano   go   na   nogach   przez   11   godzin   razem   z   około   500-60'0 

aresztowanymi w wieku od 16 do powyżej 70 lat na obu podwórzach więziennych w 

gmachu Prezydium policji. Kazano im zabijać ręce dla rozgrzewki i chodzić w kółko (co 

zupełnie nie było możliwe ze względu na ciasnotę). Były tam tylko dwa małe klozety. 

Dopiero   wieczorem   dano   uwięzionym   coś   niecoś   do   zjedzenia.   Mój   krewniak 

dwukrotnie   zgłosił   się   jako   chory,   lecz   rychło   stwierdził   bezcelowość   tego.   Kiedy 

wieczorem   o   godzinie   8   na   większym   podwórzu   zgromadzono   więźniów   celem   ich 

wywiezienia,   wyszedł   po   prostu   z   drugiego   szeregu   przed   front.   Wtedy   wystąpili   z 

szeregu również i inni: pół-Żydzi i chorzy. Ten śmiały krok przywrócił mu wolność, a z 

nim i innym. 

Tymczasem stwierdziliśmy,  że także  z rodziny Heppnerów, z którą wprawdzie nie 

utrzymujemy żadnych  stosunków, aresztowani zostali: Leopold Heppner, jego żonaty 

młodszy brat Izydor oraz Izydora żonaty syn z pierwszego małżeństwa, Heinz Heppner. 

Nie   wiemy,   czy   również   aresztowano   jego   syna   lat   16--17   z   drugiego   małżeństwa. 

Mieszkał on u matki, a oboje nie utrzymywali kontaktów z Izydorem H. Jestem więc 

rzeczywiście "ostatnim mężczyzną" w rodzinie. 

We Wrocławiu - a zapewne i w innych miastach - akcję z trudem zahamowano. A już 

przeradzała się w szturmowanie mieszkań, lincze, mordy. Przykładem może być moje 

rodzinne  miasto  Trzebnica.  Nasz dawny dom zbudowany w stylu  empire  stoi blisko 

rynku,'po lewej stro- 

nie. Jego aktualny właściciei (fabrykant  likierÓw) oraż część rodziny zostali nocą 

wyciągnięci z łóżek. Jemu na szyję założono stryczek, zaś rodzinę skrępowano po-

wrozami.   Wszystkich   zagoniono   pod   płonącą   synagogę,   gdzie   już   oczekiwało 

pozostałych   siedmiu   jeszcze   mieszkających   w   Trzebnicy   Zydów.   Oprócz   kobiet 

background image

wszyscy zostali ciasno skrępowani powrozami. Przed płonącą synagogą ostrzyżono 

im włosy, a potem przepędzono przez miasto i wywieziono. Kobiety' puszczono. 

Poza tym we Wrocławiu dużą liczbę dziewcząt, kobiet i mężczyzn wyglądających 

na Zydów, ale będących Aryjczykami, pobito i na wpół żywych zabrano na policję. 

Rodziny   złożyły   meldunki   o   wielu   zaginionych   i   dopiero   teraz   wszystko   się 

wyjaśniło. 

Trzeba jeszcze dodać, że w Trzebnicy ustawiono aresztowanych pod ścianą, opluto 

im twarze, oblano ich wodą z motopompy i kazano krzyczeć:' "Jesteśmy Zydami! 

Jesteśmy   zdrajcami!   Jesteśmy   przestępcami!"   Mała   synagoga   została   tam   przez 

gimnazjalistów zdemolowana i spalona. Tak też było w Głubczycach. W Obornikach 

Śląskich 20 osobników napadło na dom "Willa Frey"  i rozbiło wszystkie  sprzęty. 

Potem   jeszcze   raz   zadzwoniono   do   drzwi.   Starsza   dama,   która   otworzyła   drzwi, 

dostała ciężkim kamieniem w bok i teraz choruje na nerki. W Nysie zdewastowano 

wszystkie mieszkania żydowskie. W sumie: pogrom, jakiego domagano się już w paź-

dzierniku-listopadzie 1923 r., a który zaplanowano 

14.4. 1933 roku. 

Mój kuzyn Saloschin i jego stara gospodyni. potraktowali mnie jak zjawę z tamtego 

świata   -   dziś   jeszcze   bardziej   niż   wczoraj   -   i   nie   rt:logli   wprost   uwierzyć,   że 

przychodzę z domu. Nie mogło im się również zmieścić 

domu. Gospodyni - pobożna katoliczka - była tym wszystkim tak Skonsternowana,. że 

Powiedziała mi: "Pan musi być pod specjalną opieką, 

która panu towarzyszy krok za krokiem". Mój kuzyn zaś tylko milczał. Dopiero później 

oboje wyrazili przypuszczenie: "Oni chyba zapomnieli, że jeszcze jeden pozostał". Co 

jest   prawdą?   Nie   ma   co   długo   rozmyślać,   można   tylko   powiedzieć:   "Tak   było,   nie 

inaczej". 

We   Wrocławiu   SS   tak   dalece   pogubiło   się,   że   zniszczyło   również   sklepy   Żydów 

polskich, co państwo będzie musiało wynagrodzić co do feniga. Na Graupenstrasse [ul. 

Krupnicza] np. zdewastowano sklep z lodami włoskimi. 

Tak   zwany   "lud"   jest   zły   jak   wszyscy   diabli,   że   w   czasie   gdy   na   każdym   kroku 

wprowadza się oszczędności, esesowcy podczas pogromu tratowali butami masło, sery, 

jaja, wyroby cukiernicze, czekoladę, cukierki itp., nie pomyśiawszy nawet przez chwilę o 

biednych   ludziach.   SS   wraz   z   pomocnikami   z   SA   i   policji   nabijali   najwyżej   własne 

kieszenie, za co niektórych nawet spotkała kara, ponieważ nie wolno było rabować, a tyl-

ko   niszczyć   wszystko,   co   żydowskie.   Naród   jest   wściekły,   bo   całe   góry   artykułów, 

których   nigdzie   już   nie   można   dostać,   które   przedstawiają   obecnie   dużą   wartość   - 

zniszczono,  spalono,  zeświniono,  pocięto szkłem.  Zamiast  te rzeczy choćby sprzedać 

albo po prostu rozdać pomiędzy ludzi. W każdym bądź razie można było w jakiś inny, 

użyteczniejszy   sposób   dokonać   tego   zniszczenia   żydowskiego,   zgubnego   kapitału   i 

żydowskiej konkurencji. "Lud" jest właśnie takiego zdania i mówi otwarcie na ulicy, że 

poniszczono dobra narodu nie pytając w~ale o jego zdanie na ten temat. 

Nie   można   się   już   nawet   zdobyć   na   szyderczy   śmiech   wobec   dzisiaj   ogłoszonych 

zarządzeń, 1) że od piątku znowu mogą się ukazywać żydowskie gazety, 2) że mogą być 

otwarte żydowskie szkoły i stowarzyszenia kulturalne, 3) że mają być otwarte żydowskie 

księgarnie, aby utrzymać "wartości kulturalne" itp.40 Ale jak to zrobić? Z owych zgliszcz 

i rumowisk walających się 

16.

17.

Wszędzie? Z książek i innych dóbr kulturalnych wyrzuconych na ulicę i 

stratowanych? 

Nie zwrócono uwagi także na fakt, że owego dnia podoficerowie i inne szarże z 

garnizonu wrocławskiego, którzy niczego nie przeczuwając jechali przez miasto na 

służbę,   widząc   rozbite   sklepy   i   słysząc   o   wydarzeniach,   bledli   i   "z   zaciśniętym 

gardłem szli na służbę, tam nie mogli pracować, meldowali się jako chorzy i szli do 

background image

domu   albo   opuszczali   wcześniej   służbę,   a   w   domu   zastawali   żony   wzburzone, 

płaczące i bezradne. Sami nie mogli ani jeść, ani pić, ani mówić, tylko pięściami bili 

w stół, by ulżyć sercu w tej hańbie". 

Cóż więc... Wy, żołnierze, jesteście naj szlachetniejszymi w narodzie, przed wami 

owego dnia stali inni, zwykli żołnierze tak samo śmiejąc się szyderczo jak widziani 

na   ulicy   muszkieterzy.   W   tym   roku   "zdobyliście"   i   "oswobodziliście"   Austrię   i 

Sudety.   Więc   idźcie   i   oswobodźcie   Niemcy   od   tej   hańby.   Wtedy   będziecie   naj 

szlachetniejszymi w narodzie i będziecie prawdziwymi żoł~ierzami. W przeciwnym 

razie właśnie wy będziecie najbardziej współwinni. Takie jest przynajmniej moje 

osobiste zdanie jako byłego żołnierza frontowego, który był w polu nie po to, aby 

taką przyszłość dla was budować i torować drogę takim stosunkom. 

Ktoś może mnie zapytać: "Po co te notatki, po co ten wysiłek włożony w moje 

oburzenie, pewnego dnia przestaniesz przecież istnieć, pewnego dnia zostaniesz tak 

samo dokładnie zapomniany (w tych szybko przeżywanych czasach) jak wydarzenia 

ubiegłego tygodnia. I co . wtedy wart będzie twój sąd?" Całkowita zgoda! Ale ja 

piszę, ponieważ inaczej już nie potrafię. 

Niejeden   wierzący   stracił   w   tych   dniach   bez   reszty   swoją   wiarę.   Niektórzy 

niemieccy Aryjczycy stracili swoją ojczyznę i wiarę. W owych dniach wielu graba-

rZy-chrześcijan   zakopywało   we   Wrocławiu   z   "miłości   bliźniego"   żydowskich 

zmarłych (żydowscy grabarze zo- 

197 

stali przecież aresztowani!), a przy tym mieli okazję się przekonać (jeżeli tego uprzednio 

nie   wiedzieli),   że   jeden   człowiek   nie   jest   więcej   wart   od   drugiego.   Podczas   tych 

burzliwych dni widziało się, jakich półzwierzaków może zrobić odpoWiednia tresura z 

tłumu niedojrzałego politycznie i duchowo, dla którego wszystkim jest mundur i tzw. 

"bohaterstwo", nie mającego jednocześnie pojęcia o bohaterstwie prawdziwym. Ujrzano 

również, jak poniżej stanu człowieczego i zwierzęcego znaleźć się może naród, którego 

życie duchowe zbankrutowało całkowicie po kilkuletniej inflacji ducha. Ale przynajmniej 

w niektórych głowach poczęło świtać i wielu już zostało wyleczonych z osobliwych nauk 

jeszcze osobliwszego "Heil-Landu". 

Czwartek 18. 11. 1938 

Kopuła i dach nowej synagogi zostały przez saperów wysadzone w powietrze, gdyż 

pozostałe   resztki   .groziły   zawaleniem.   Tak   zwana   szkoła   starogłogowska   na   Gar-

tenstrasse [ul. Swierczewskiego], naprzeciwko domu, gdzie mieści się sala koncertowa, 

jest własnością gminy polsko-żydowskiej we Wrocławiu i po ostatnich zniszczeniach 

musi   być   odbudowana   na   koszt   państwa.   Firma   "Centaver"   na   Schmiedebrucke   [ul. 

Kuźnicza], gdy ją demolowano, była już w przeddzień zakładem aryjskim! Znana stara 

firma   branży   stolarskiej   Richarda   Standfussa   (kupowałem   w   niej   już   jako   chłopiec 

pierwsze   narzędzia   do   majsterkowania,   a  potem,   przed   30  laty,   jako   uczeń   stolarski 

wykonywałem zamówienia dla firmy meblarskiej mojego szefa Ignacego Walscha) pod 

koniec   ubiegłego   tygodnia   nalepiła   na   tymczasowym   oszalowaniu   okien   w   miejsce 

powybijanych   szyb   wystawowych   duże   plakaty   z   napisami:   FIRMA   ARYJSKA. 

OTWARCIE W NAJBLIŻSZYCH DNIACH.   

18.

19.

20.

21.

Na rogu Junkerstrasse i Schweidnitzerstrasse. [ulice: Ofiar Oświęcimskich i Swidnicka] w 

znanym  magazynie  obuwniczym  Speiera zdemolowano całkowicie  pięć dużych  okien 

wystawowych  oraz jedno okrągłe narożne. Towary z wystaw  zostały rozkradzione, a 

background image

wnętrze   sklepu   zniszczone.   Pod   koniec   tamtego   tygodnia   na   prowizorycznym 

oszalowaniu okien paradowały duże napisy: 

FIRMA ZNAJDUJE SIĘ POD ARYJSKIM ZARZĄDEM KOMISARYCZNYM. 

W   ubiegły   piątek   chodzili   policjanci   od   mieszkania   do   mieszkania   ograbionych   i 

aresztowanych kupców i wręczali małe białe kartki z zawiadomieniem, że nie wolno im 

ponownie otwierać sklepów. W środę, w Dzień Pokutny, ci sami adresaci otrzymali już 

inne instrukcje - tym razem pocztą: że mają z powrotem otworzyć  sklepy od dnia 1 

stycznia 1939 i dalej je prowadzić. Oczywiście będą musieli płacić pensję personelowi. 

W tym szaleństwie jest metoda! Ale ile czasu musi trwać usuwanie śladów dewastacji? 

W licznych firmach całe miesiące. I co tu sprzedawać w splądrowanych sklepach? Co 

wart jest pozostawiony gdzieniegdzie towar w obecnym  stanie? A gdzie się znajdują 

aresztowani   szefowie   zakładóyv?   Do   dzisiejszego   dnia   tylko   o   znikomej   części 

wywiezionych wiadomo, gdzie są trzymani: w Neuhammer, w Buchenwaldzie. 
Zydowski kupiec Chaimowitz, którego również obrabowano i uwięziono, kupił sobie 
jeszcze przedtem na listopad bilet miesięczny ważny na cały' okręg kolejowy i korzystał 
z niego tylko trzy albo cztery dni. Potem przyszło nieszczęście. Jego żona udała się z 
biletem miesięcznym na kolej z reklamacją jego reszty, ponieważ "mąż na skutek 
aresztowania nie może podróżować". Odnośny urząd kolejowy chciał kobiecie pomóc, 
ale potrzebował zaświadczenia o aresztowaniu. Chaimo.. witzowa poszła na policję w tej 
sprawie. Starszy urzędnik odprowadził ją tam na bok i powiedział: "Kochana 

pani, myśmy. męża nie aresztowali, jak więc możemy wystawić takie zaświadczenie". 

Pani Chaimowitzowa oświadczyła wtedy, że jej męża przecież zabrano na posterunek 

policji, zatem tu powinien być  ten przypadek znany,  poza tym  przyaresztowaniu był 

obecny   funkcjonariusz   policji.   Urzędnik   na   to:   "Kochana   pani,   mogę   tylko   tyle 

powiedzieć: myśmy tego rabanu nie zrobili, ale zobaczę, jak można pani pomóc". 

z tymi zapiskami nie może być końca, więc na niedzielę 201.11. 1938 tylko parę 

wiadomości. 

Na ulicy można się pokazywać tylko z wielką ostrożnością, gdyż zazdrość Zydówek, 

których   mężów   aresztowano,   wobec   każdego   mężczyzny   żyjącego   na   wolnej   stopie 

przyjmuje   potworne   formy   -   wydawania   ich   i   denuncjowania.   Do   tego   dochodzą 

szczególnie "dobrzy" przyjaciele, których się miewa i którzy chcą coś niecoś zarobić. 

W   całej   obecnej   Rzeszy   aresztowano   około   75-80   tys.   mężczyzn.   Na   ogół   nie 

wiadomo, gdzie oni przebywają. Ich żony (tych, którzy są żonaci) mają rzekomo iść do 

rąbania drzewa na opał. Stwierdzono, że owej środowej nocy aresztowania odbywały się 

w   taki   sposób:   funkcjonariusze   policji   kryminalnej   wdzierali   się   do   mieszkań   przy 

pomocy   wytrychów   i   w   środku   nocy   stawali   nad   łóżkami   określonych   ludzi   jak 

włamywacze. Tak było na przykład u dermatologa dra Sternberga i dra Eisnera. Ten 

ostatni jest tak zapalonym syjonistą, że swojej córce dał na imię Aviva (od nazwy miasta 

Tel Aviv). Z rodzicami dra Sternberga (jego ojciec był radcą prawnym) mieszkaliśmy na 

Freiburgerstrasse 16 [ul. Swiebodzka] w jednym domu, kiedyśmy w roku 1892 przy-

jechali do Wrocławia. 

Ostatnio   trwa  we  Wrocławiu  inna   akcja.  Mianowicie  śledzi   się,  gdzie  w   wieczory 

piątkowe palą się świece, aby tą drogą ustalać mieszkania żydowskie. Aresztowania w 

tajemnicy trwają prawdopodobnie dalej. 

Gdy to piszę, spojrzenie moje pada na miniaturkę Krzyża Zasługi Wojennej, którą 

noszę w klapie. Na co mi ten krzyż? Zimą roku 1915 zostałem wytypowany razem z 29 

kolegami do medalu Fryderyka Augusta i do Krzyża :Żelaznego II klasy za ochotniczy 

background image

wypad nocny na wysuniętą placówkę pod Coudrexon. Ale nikt wówczas nie otrzymał 

zasłużonego orderu, ponieważ było nas wytypowanych 24 Prusaków i tylko 5 Sasów w 

oddziale   saskim.   Tylko   Sasi   otrzymaliby   medale   Fryderyka   Augusta,   a   to   byłoby 

"niehonorowe". 

Wszystkie ławki na promenadach przy Hindenburgplatz [pl. Powstańców Slqskich], w 

Parku Południowym oraz na innych skwerach i alejach zaczęto zaopatrywać w napisy: 

:ŻYDOM   SIADAĆ   NIE   WOLNO.   "Tylko   gdzieniegdzie   pominięto   niektóre 

podniszczone   ławki.   Napis   jest   czarny   na   brązowym   tle,   a   że   większość   ławek   ma 

zniszczoną farbę, napis jest niekiedy prawie nieczyteIny. 

Czwartek 24. 11. 1938 

22.

Od tamtych wydarzeń minęło 14 dni, ale ja jeszcze nie uspokoiłem się. Rząd wie 

bardzo dobrze, że szerokie rzesze robotników, także we własnej partii i SA, prote-

stowały przeciw czynieniu ich jako "lud" odpowiedzial- 

nymi za te napady na bezbronnych oraz że robotnicy trzymają się z dala od tych spraw, 

jak również nie chcą być odpowiedzialni za straty poniesione przez kraj i na- 

ród. "Lud"  wie,  iż  każde  słowo wypowiedziane   na  ten  temat   grozi  aresztowaniem, 

uwięzieniem i ewentualnie 

"rozstrzelaniem.   Są   wieści,   że   starzy,   zahartowani   funkcjonariusze   policji   w   obliczu 

przeżywanego okrucieństwa załamywali się, mówili, co mają na sercu, i szli  do łóżka 

chorować. 

 

W   całej   Rzeszy   akcja   zaczęła   się   nagle   a   gadzinie   2   w   nacy   i   abjęto   nią   nawet 

najbardziej addalane wsie, tam gdzie byli jeszcze żydawscy właściciele ziemscy. I do 

nich przypuszczana szturm, niszczona ich dabytek, ich samych aresztowana i wleczOono 

da więzienia, jeżeli nie zastrzelili się sami na oczach napastników, jak uczy:.. nili to 

Feige, Rux spod Trzebnicy i inni. Zdemolawano również wszystkie żydawskie majątki 

szkolne, a uczniów wywieziono. Ta samo spatkało majątek pana Rohra, który na swoje 

nieszczęście jest Palakiem. 

Padczas   nagonki   na   Żydów   zawleczono   też   do   abozów   takich   ludzi,   którzy,   choć 

urodzeni   jako   Żydzi,   od   wczesnega   dzieciństwa   byli   ochrzczeni   i   patem   ażenieni   z 

chrześcijankami,   jak   na   przykład   inżynier   rolnik   Giinther   Gr~tze   (ojciec   jego   był 

właścicielem majątku), którego znam od dziesiątków lat. 

27.11. 1938 

W niektórych wypadkach wzięta pod uwagę podeszły wiek oraz choraby i kalectwa 

aresztowanych.  Tuż przed odtransportowaniem  chciano  uwolnić pana Biebersteina ze 

względu na ciężkie rany, jakich doznał na wojnie, i wysokie odznaczenia (wśród nich 

wysokie   odznaczenie   rzadko   przyznawane   szeregowym).   Na   to   Bieberstein   (według 

bezspornych wiadamości) oświadczył krótko: "Na wojnie nie znałem, co to strach, i nie 

opuściłem moich towarzyszy, teraz też dobrawolnie zastaję z moimi towarzyszami". I nie 

pozwalił się odstawić na bok. Tak samo postąpił aresztowany rabin (ortodoksyjny) dr 

Haffmann,   który   gdy   mu   pozwolono   odejść   do   domu,   powiedział,   że   pozostanie   w 

areszcie dopóty, dopóki "ostatni Żyd nie zastanie zwolniony". 

Piękne zaiste przykłady, ale nie można mieć .żadnych złudzeń - klawisze więzienni 

takich właśnie ludzi szykanują i będą szykanować ze szczególnym upodobaniem. 

23.

24.

25.

background image

Lekarze   z   Wrocławia   podobno   przebywają   w   Weimarze.   Także   i   tu   nie   wszystkich 

pozostawiono w spokoju, jak np. dra Miodowskiego i okulistę dra Bendera. Aresztowano 

nawet   "przechrztę"   dra   Gradenwitza,   jednego   z   bardziej   lubianych   lekarzy,   który 

zastrzelił   się   na   oczach   policjantów.   Jego   pogrzeb   na   cmentarzu   komunalnym   na 

Grabiszynku   mógł   się   odbyć   dopiero   po   godzinie   5   po   południu,   czyli   gdy   zapadł 

zmierzch, ale i tak zjawiło się gestapo i aresztowało jedynego mężczyznę spośród grona 

żałobników,   który   odważył   się   wziąć   udział   w   uroczystości   pogrzebowej!   Potem   go 

wypuszczono, bo miał już 75 lat! 

W owych dniach karawanowi żydowskiemu nie wolno było przejeżdżać przez miasto. 

Toteż wiele kłopotów sprawiało dostarczanie ofiar tych średniowiecznych ekscesów na 

cmentarze przy Lohestrasse [ul. Slężna] czy na Kozoniowie. W pogrzebach uczestniczyły 

tylko żony i córki, żaden męski członek rodziny!!! Także żadne synowe i kuzynki. 

Już dawno przestałem wierzyć w Boga według dogmatów religijnych. Owej nocy, gdy 

burzono świątynie, nie rozszalał się wiatr, który by zniszczył domy i ludzi wroga (jak to 

wyczytać można w Biblii), nigdzie również nie rozstąpiła się ziemia. 

24. 11. 1938 i później ludzie, z których  części zupełnie nie znałem, mówili o mnie: 

"Owego dnia musiał mu towarzyszyć anioł, nic bowiem złego mu się nie stało". Chcę 

jednak dla siebie samego zanotować, z jaką szaleńczą odwagą, żeby już nie powiedzieć: 

nieostrożnością, przeszedłem przez miasto. 
Przede wszystkim zdałem się na mój iście katolicki . wygląd i postać przypominającą 

urzędnika. Miałem w kieszeni podanie do urzędu podatkowego. Z tym Podaniem prosto, 

jakby mi się bardzo spieszyło, wsze. dłem na kordon policyjny ustawiony między Sądem 

KraI, jowym a Prezydium. Zostałem oczywiście zatrzymany, 

 

wylegitymowałem się podaniem, przy czym młody policjant musiał zobaczyć i 

przeczytać dobrze widoczny, duży, zielony stempel z moim nazwiskiem, ale nie zapytał 

mnie o "aryjskość" i mogłem pójść dalej. Najbardziej wariacki moment nastąpił wtedy, 

gdy musiałem przedostać się przez część Hofchenstrasse [ul. Tadeusza Zielińskiego], 

pomiędzy Tauentzienstrasse [ul. Kościuszki] i Gartenstrasse [ul. Swierczewskiego], gdzie 

przecież mieszkaliśmy od jesieni 1917 do jesieni 1937 pod numerem 10 i gdzie mnie 

oczywiście wszyscy mieszkańcy dobrze znają. Zresztą znają mnie tam nie tylko ludzie z 

naszego domu, oglądający wtedy akurat zdemolowany sklep obuwniczy naszego byłego 

gospodarza, Alberta Seidla, oraz przemykające obok samochody, ale również inni ludzie, 

m.in. mleczarka, tapicer spod ósemki, aptekarz Bathe i (jakże mógłbym zapomnieć!) 

osobliwa ulubienica całej ulicy, pani Schlagsen, handlarka dziczyzną, która zaglądała 

nam niegdyś przez lornetkę do mieszkania, jak również właściciel składu komisowego z 

domu pod numerem 12. Wszyscy oni stali na ulicy i powinni byli mnie zobaczyć, 

szczególnie przed domem numer 10. Podczas gdy na skrzyżowaniu musiałem pe-' wien 

czas poczekać, kilka kroków na lewo ode mnie zatrzYmywano przechodniów podobnych 

do Żydów. Tworzyło się zbiegowisko. Jakiegoś przechodnia zabrano. Na 

niebezpiecznym dla mnie skrzyżowaniu ulicy Sadowastrasse [ul. Swobodna] i Strasse der 

SA [ul. Powstańców Sląskich], gdzie był piekielny ruch, także nie stało mi się nic złego. 

Na dodatek w narożnym domu mieści się nasz komisariat policji! Na naszej ulicy też był 

duży ruch i ktokolwiek się po niej poruszał - oprócz Aryjczyków - miał błędny wzrok 

oraz zapłakaną i przerażoną twarz. 

Utrwalając na piśmie obecne czasy i wydarzenia nie mogę zapomnieć o mojej starej 

matce i pragnę jej poświęcić kilka słów. Ta 86-letnia, nieraz ciężko przez 

26.

27.

28.

życie doświadczana kobieta ma ogromną świeżość ducha, niezłomność, dobrą pamięć i 

bystrość umysłu, a przede wszystkim spokój w postępowaniu, tak że każde jej słowo, 

każda myśl, każde przedsięwzięcie są słuszne i nie mogą być słuszniejsze. 

background image

Śniło   mi   się   trzęsienie   ziemi.   Sen   zaczyna   się   już   sprawdzać.   Stany   Zjednoczone 

zmieniły  bowiem  i  złagodziły  przepisy  o imigracji   Żydów  niemieckich.  Świta  zatem 

nadzieja niepozostawania tu dłużej. Wprawdzie nie stać mnie na wyjazd w charakterze 

turysty (gdyż w tym celu potrzebowałbym 500 dolarów), ale teraz wolno tam przebywać 

przez okres jednego roku i w tym czasie rozglądać się za możliwością otrzymania oby-

watelstwa albo stałej wizy. 

Niezależnie   od   tego   prosiłem   dzisiaj   w   Poradni   Emigracyjnej   przy   Stowarzyszeniu 

Pomocy,  aby mnie  także zaproponowali na wyjazd  do Gujany Brytyjskiej. Chcą tam 

założyć dużą kolonię Żydów - uciekinierów z Niemiec i poszukują - z uwagi na charakter 

kraju przede wszystkim ludzi obeznanych z obróbką drewna. 

Sobota 3. 12. 1938 

Dzisiaj odbywa się we Wrocławiu Dzień Solidarności Niemieckiej (jak mogliśmy się 

dowiedzieć z ulotki wrzuconej wczoraj do naszej skrzynki listowej). Dlatego Żydzi mają 

od   godziny   12   do   20   areszt   domowy   -   w   myśl   zarządzenia   z   początku   minionego 

tygodnia - i nie wolno im opuszczać mieszkań, ponieważ "w niemieckiej solidarności nie 

uczestniczą".   Nie   jest   jeszcze   wcale   źle,   dopóki   dają   człowiekowi   spokój.   Nawet   w 

lepszych kręgach mieszczaństwa aryjskiego, jak w ogóle u wszystkich tych, którym oczy 

otwarły się 9. 11. 1938, postanowiono nie wychodzić dzisiaj na ulicę, gdyż "mamy już 

tylko rządy motłochu, gorsze niż w czasach Rewolucji Francuskiej". I mają rację. 

205- 

Do tej pory okropność goni okropność. Ten kraj Gutenberga, Lutra, Kanta, Beethovena 

i in. pogrąża się coraz więcej w średniowieczu. Teraz wprowadzi się nowe zarządzenie 

dla Żydów i ustali, gdzie nie będą mogli się pokazywać. Wszystko zostanie uregulowane 

podług miejscowości. 

Moja osoba chyba jednak nieprędko zagości w USA. 

Większe   szanse,   moim   zdaniem,   ma   wybuch   wojny   światowej,   a   największe   - 

samobójstwo, które 9.11. 1938 wielu wybrało na oczach policji. Nie mam żadnej ochoty, 

aby mnie traktowano niby dziką zwierzynę łowną. Jeśli mam umrzeć, sam chcę o tym 

zadecydować. 

Podczas   hecy   antyżydowskiej   we   Wrocławiu   nie   powstrzymano   się   nawet   przed 

niszczeniem   zabytków   sztuki   i   historii.   W   od   dawna   znanym   zajeździe   handlowym 

"Pokoyhof"   (nowocześnie   odbudowanym   przed   kilkoma   dziesiątkami   lat)   z   cennego 

fresku   majolikowego   wyrwano   wszystkie   kafle   ze   scenami   średniowiecznymi   oraz   z 

czasów fryderycjańskich, na których byli przedstawieni polscy i średniowieczni Żydzi! 

Nikt nie wie, gdzie się podziały te kafle. 

Dowiedziałem się o traktowaniu internowanych Żydów, że przed południem stoją 4 

godziny, ręce wzdłuż ciała albo lekko spoczywające na ramionach poprzednika. Każde 

poruszenie ręką, ciałem, głową jest natychmiast karane knutem. Po południu 3 godziny 

tego   samego.   W   południe   wolno   im   przez   3   godziny   siedzieć,   ale   też   zupełnie 

nieruchomo. 

Niektóre kobiety we Wrocławiu do tej chwili jeszcze nie wiedzą, gdzie znajdują się ich 

mężowie albo synowie! 

Niedziela 11.12. 1938 

Przed czterema tygodniami nie było tak spokojnie jak dzisiaj, ale i tak wiadomo, że pod 

tą spokojną powierzchnią kotłuje się burzliwe morze. Bo szaleństwo tego "rzą-  du" widzi 

się coraz wyraźniej z każdym niemal dniem. Obecnie chcą wiosną uderzyć na Polskę i 

background image

Litwę 41 i nastawia się pilnie armię na "rozstrzygnięcie naWschodzie". 

Z wściekłości już nie wiedzą, jak dać ujście swej nienawiści do Żydów, i czynią to w 

radio   w   prawdziwie   nikczemny   sposób.   W   przerwach   pomiędzy   programami   - 

szczególnie rano i w południe - odczytuje się takie na przykład wierszyki: 

"Wieśniak pracuje, Żyd oszukuje". 

albo 

"Murarz buduje, Żyd kombinuje". 

Moja  osoba  obecnie   tak  wygląda.   Do  tej  pory  dawano mi,   podobnie  jak  i  innym, 

spokój.   W   Urzędzie   Pracy   już   się   pisemnie   wymeldowałem,   ponieważ   w   wypadku 

zwrócenia się o zapomogę groziło mi dostanie się do obozu pracy. Z dniem 31. 12 br. 

stracę   ustawowo   swoją   pracę   przedstawiciela   handlowego.   W   ciągu   najbliższych 

miesięcy otrzymam tylko 175-185 marek prowizji. I to już wszystko. Wtedy będę już 

całkiem "gotowy do drogi", to znaczy do jakiegoś urządzenia się, gdyby'  na wizę do 

Stanów   Zjednoczonych   trzeba   było  jeszcze  długo  czekać.   Najlepszym  rozwiązaniem, 

gdyby  się   żyło  dalej,  byłby   Cejlon.   Ale  na  to  trzeba  być   niezależnym   człowiekiem. 

Prawdopodobnie   zwrócę   się   też   o   pomoc   do   zagranicznych   komitetów   katolickich   i 

kwakierskich. 

Od   więźniów   wypuszczonych   z   Buchenwaldu   koło   Weimaru   słyszałem   o   trzech 

sprawach: 1) jedzenie było podobno dobre, 2) pół litra wody kosztowało 2 marki, 3) 

najgorsze były pierwsze trzy dni, kto ten okres przetrzymał nerwowo (a byli do tego 

zdolni przeważnie tylko dawni frontowcy), ten przeszedł przez wszystko inne. Dalsze 

informacje są całkowicie rozbieżne. Jedni m6wią, 

że   więźniów   bito   pejczami,   drudzy,   że   traktowano   ich   humanitarnie,   inni,   że 

rozstrzeliwano - i tak w kółko. Powiadają też, iż załoga obozowa sprowokowała pewnego 

razu   rewoltę   ciężko   znieważając   więźniów   i   ich   uczucia   religijne   podczas   jednej   z 

nocnych orgii znęcania się nad więźniami. Zastrzelono wówczas wielu więźniów. Oprócz 

tego zginęło i popełniło  samobójstwo około 300 więźniów. Szczególnie  wstrząsający 

przebieg   miało   samobójstwo   wrocławskiego   stomatologa   Aschkowitza,   który   był 

również znakomitym wiolonczelistą. Najpierw chciał się z rozpaczy rzucić na będące pod 

wysokim napięciem ogrodzenie z drutu kolczastego. Z wielkim trudem powstrzymali go 

współwięźniowie, którzy bali się jednocześnie o własne życie. Potem Aschkowitz pchnął 

się nożem w serce i zmarł. 

Więźniowie   przez   pIerwsze   36   godzin   pobytu   za   drutami   nie   otrzymali   żadnego 

pożywienia ani picia. Kto miał pieniądze, ten mógł sobie zakupić żywność i wodę w 

otwartej po niedługim czasie kantynie. 

Napadnięto na wszystkie syjonistyczne majątki szkolne, na przykła<;ł: Gross Bresen k. 

Berlina,   Skiba   k.   Nysy,   i   zniszczono   je.   Wszystkich   mieszkańców,   chłopców   i 

dziewczęta pobito, jeden esesman trzymał ofiarę, a drugi bił tak długo, aż dana osoba już 

się nie mogła podnieść. Na noc zamknięto wszystkich do więzienia. Następnego dnia 

dziewczęta i chłopców wysłano do domów. Męską obsługę majątków, od 14 lat wzwyż, 

aresztowano. 

Wrocławski rynek w nocy na 9 listopada został zamknięty o godzinie kwadrans przed 

drugą. Zatrzymy-. wano wszystkich wracających do domu z uroczystości poświęconych 

pamiętnej rocznicy 9 listopada 1923 i zabierano ze sobą mężczyzn wbrew ich woli w 

charakterze oddziałów posiłkowych do rozpoczynających się o godzinie 2 w nocy 

napadów na sklepy. Ten i ów naturalnie wyniósł się cichaczem i zrobił alarm w swojej 

okolicy. 
W piątek 16. 12. 1938, po około 10 dniach od wypuszczenia z Buchenwaldu, zmarł w 
szpitalu żydowskim, w następstwie przywiezionego z obozu ciężkiego przeziębienia 

background image

i zapalenia płuc, znany i ceniony architekt wrocławski Heinrich Tischler, który, 
aczkolwiek nie zamieszczony na liście, został owego czwartku aresztowany i 
wywieziony do Buchenwaldu. W jego osobie społeczeństwo straciło znakomitego artystę 
o rzadko spotykanej uczciwości. Był on uczniem prof. P6lziga i miał otrzymać profesurę. 
To zupełnie niezrozumiałe, że ten człowiek po roku 1933 pozostał w Niemczech. Przez 
długie lata łączyły' mnie z nim zawodowe powiązania. 

29. 12. 1938 

Z   obozu   w   Buchenwaldzie,   gdzie   znajduje   się   albo   znajdowała   większość 

aresztowanych Żydów wrocławskich, wróciło najpierw około 160, a w niedzielę wieczo-

rem albo w nocy przyjechało dalszych około 200 Żydów. Wczoraj rano, mniej więcej o 

wpół do 5, przyjechali między innymi dr Lion-Lewy oraz adwokat dr Markowitz, ten 

ostatni   chory,   z   kilkoma   złamanymi   żebrami.   Obecnie   leży   on   w   szpitalu   w 

beznadziejnym  stanie. Rabin dr Hoffmann przebywa  prawdopodobnie w weimarskim 

szpitalu z nogą złamaną w Buchenwaldzie. 

Stany Zjednoczone zdenerwowały się, ponieważ we .Wrocławiu w czasie pamiętnych 

wydarzeń   dnia   9   listopada   naziści   złapali   dziennikarza   amerykańskiego   robiącego 

zdjęcia. Chcieli  go wrzucić do fosy miejskiej. W ostatniej chwili uratował go patrol 

policji i zabrał do Prezydium. 

20. 1. 1939 

Naprzód śniłem przez kilka nocy o Zwierzątkach oraz o dużej wodzie, wej'scie do 

jakiegoś pomieszczenia.

małych, czarnych utrudniającej mi 

l)   Kościół   francuski  poinformował  mnie,  że   wprawdzie   przyjęto   mnie   do  niego  w 

sensie   "ideowym",   ale   trzeba   poczekać,   póki   nie   nastąpi   "międzynarodowe   ure-

gulowanie" żydowskiej emigracji do innych krajów, toteż nie wygląda na to, aby zdołali 

załatwić mi wizę. Mimo to będę się przez nich dalej starał. 

2) Projekt dr Ilsy Abramczyk  osiedlenia  się w  południowej  Francji  dopiero wtedy 

może zostać zrealizowany, gdy ona jako inicjatorka pomysłu zjawi się tam na miejscu. 

Na razie jest ona jednak zbyt chora, żeby to załatwić. Otrzymanie wizy jest teraz sprawą 

bardzo trudną ... 

mojego położenia" i przekazał mnie instytucji "Woburn-House" w Londynie, która na 

moje pismo sprzed kilku miesięcy nawet nie raczyła odpowiedzieć. Zwątpienie rośnie we 

mnie coraz bardziej... Ponieważ moje życie wydaje się łańcuchem 

 

Życie jest coraz bardziej pokręcone! Wczoraj rano, gdy 
wybierałem się do dentysty, otrzyma.łem dwie przesyłki. W pierwszej pisało, że mam 

szybko  nadesłać  moje  pa~.  piery  i   "affidavit",  gdyż  chcą  mnie  wytypować  do  fran-

cuskiego majątku rolnego. To byłoby w tej chwili jeszcze najlepsze, choć dostałbym się 

w zupełnie nie znane mi warunki itd. Druga przesyłka. wzywała mnie na jutro ~ rano 

między 8 a 8.45 do gestapo w sprawie absolutnie ~. mi nie wiadomej. Pismo miało 

symbol "B.-NR. II E", zaś 

pokój   określano   jako   "II/456".   Jak   się   tymczasem   dowiedziałem,   muszą   się   tam 

meldować na okresowe kontrole aresztowani w listopadzie. Niczego mi nie oszczędzono. 

Środa 25. 1. 1939 

W pokoju 456 oświadczono  mi  dnia 23.1. 39, że muszę  zniknąć z Niemiec  do dnia 

background image

15.2.39,   bo   w   przeciwnym   razie   "skończy   pan   w   Dachau   albo   w   Buchenwaldzie". 

Dokładny opis zrobię w spokojniejszym czasie (?) przy pełnej świadomości. 

Dzień był bardzo duszny, ale ponieważ nie wiedziałem, co się ze mną stanie, ubrałem się 

grubo, czyli o wiele za ciężko jak na moje dolegliwości sercowe i rozstrojone nerwy. 

Włożyłem długi zimowy podkoszulek, grube zimowe kalesony, stary płaszcz zimowy 

(niegdyś ojca płaszcz podróżny) i stare wojskowe buty. Wziąłem ze sobą kilka kanapek, 

termos z gęstym kakao, posiadane papiery emigracyjne, wszystkie pieniądze (4 marki) 

oraz 

 

jeśli kiepsko pójdzie). 

Duszna pogoda i zbyt gruby ubiór sprawiły, że na miejsce doszedłem wypompowany, 

zziajany i z łomocącym sercem (do czego przyczyniły się również schody). Wprawdzie 

byłem  spokojny,  ale jednak zmartwiony.  Kręciło mi  się lekko w głowie, jak zawsze 

wtedy, gdy jestem za grubo ubrany i kiedy mi duszno. Łapałem powietrze w otwarte usta 

i miałem trudności z oddechem. 

Urzędnik   policji   o   nazwisku   Ertel   -   ciemnooki,   krótko   ostrzyżony   brunet   mojego 

wzrostu, ale młodszy ode mnie, o przenikliwym wzroku i twarzy ludożercy - na:skoczył 

na mnie z miejsca: "Czekać na korytarzu, aż zawołam!" Zatoczyłem się pod ścianę, lecz 

ławki nie znalazłem. Kiedy mnie wezwano, bez tchu upadłem na krzesło obok biurka. 

Moje serce było  gotowe. Prawa ręka :stała się sinoczerwona i nagle unieruchomił ją 

kurcz tak mocny, że jej wcale nie czułem. Po chwili urzędnik zafukał: "Niech pan tu 

napisze swoje personalia". To okazało się prawie niemożliwe - moje pismo było bowiem 

bardzo   nieczytelne.   Do   kontrowersji   doszło   wtedy,   kiedy   zapytałem,   czy   do   mojego 

imienia mam dopisać dodatkowe imię Izrael. Odburknięto mi: "Nie nazywa się pan Hase 

i czyta pan chyba prasę". Pomyślałem sobie, że po takim dictum wcale nie stałem się 

mądrzejszy, ale dopisałem przezwisko Izrael. 

Ledwo to skończyłem, ponownie skoczył na mnie: 
- Co pan tak sapie? Nie może pan spokojnie oddy- 

chać? 

- Jestem chory i leczę się. 
- Bzdury! Każdy przychodzący tu Żyd jest chory! 
- Mam zaświadczenie, które mogę przedstawić. 

Sięgnąłem spokojnie po pismo dra Kellera. Na to zapadła cisza jak w lesie. Potem 

Ertel wyciągnął z przeźroczystej koperty karteczkę, przeczytał ją i położył przede mną 

mówiąc: "Co pan na to?" Była to karteczka 

31.

32.

z tekstem maszynowym, chyba z marca 1937, o takiej treści: "Zagranica poszukuje w 

niemieckich kołach emigracyjnych i wśród niepodejrzanych uciekinierów politycznych 

panów   oraz   panie   -   pierwszorzędnych   fachowców   dla   założenia   dużego   zakładu 

konfekcyjnego. Zwracać się do panny Ahrendt z fabryki damskich płaszczy Braci Peiser, 

najlepiej za pośrednictwem pana albo pani Peiser. Powołać się na Waltera Tauska". 

Właśnie chciałem zacząć wyjaśnianie, kiedy drzwi do sąsiedniego pokoju (tuż obok 

mojego krzesła) gwałtownie się otworzyły i długonogi chudy urzędnik - nieprzyjemny, 

typowy przedwojenny oficer z potężnymi wąsami, też pewien rodzaj ludożercy - wpadł 

do pokoju, złapał za moje krzesło i wrzasnął:  "Przesunąć się dalej!" Umieściłem się 

zatem z boku. "Nie! Tutaj!" Przesunąłem się jeszcze dalej i trafiłem prawie pod drugie 

drzwi. "Nie tam! Tutaj!" I znów pchnął moje krzesło. Wówczas ociężale się uniosłem, z 

prawie znieruchomiałym  sercem, i ustawiłem moje krzesło na środku pokoju. Wtedy 

ludożerca znikł. 

A przesłuchanie potoczyło się dalej. Przedtem jednak zażyłem jeszcze w całkowitym 

spokoju zabrane ze sobą lekarstwo "Sympatol", gdyż inaczej dostałbym zawału serca i 

konieczny byłby lekarz. Byłem wprawdzie wykończony, lecz "Sympatol" postawił mnie 

background image

na nogi. 

Ertel miał jeszcze przed sobą maszynopis dokumentu urzędowego, który ciągle czytał 

od nowa. Co tam pisało, tego się nie dowiedziałem. 

Teraz o przesłuchaniu. - Co pan na to? 

- Na ten temat wówczas powszechnie mówiono, pra- 

sa o tym również pisała. 

- A ponieważ o tym ogólnie mówiono, więc pan przekazywał dalej takie kartki? 
- Stało się to z inicjatywy i polecenia panny Ahrendt. 
- Jak pan trafił do panny Ahrendt? 

33.

- Między innymi  w firmie Braci Peiser miałem złożyć  ofertę handlową i 

natrafiłem przy tym na pannę A., która uprzednio zatrudniona była u mojego 

klienta. 

- Jak trafiła panna A. do Braci Peiser? 
- Pewnego dnia nie zastałem jej w pracy u B. i Fr., 

to mogło być przed dwoma laty. Dokąd wtedy poszła, nie wiedzieliśmy. 

- Dlaczego pan Pusch otrzymał kartkę? 
- Ponieważ był majstrem u B. i Fr. 

Z którą firmą prowadzi pan interesy od około 1920 r. i co ona robi? 

- Specjalne zatrzaski, których nie ma w żadnej innej fi:r,-mie. 
- Dlaczego pan mu w ogóle podał kartkę? 
- Panna A., która jak mi wiadomo, emigrowała i za 

granicą chciała otworzyć zakład konfekcyjny, powierzyła mi to zadanie, kiedy 

ją ponownie spotkałem. Również kilka dni później, gdyśmy 'Się spotkali na 

ulicy, była o tym mowa. Między innymi miałem zapytać pana Puscha, czy on 

nie zna jakichś mężczyzn Żydów - bo u B. i Fr. przewija się wielu młodych 

żydowskich   przedstawicieli   handlowych   i   innych   kupców   z   branży  którzy 

pragną emigrować, nie mają zdecydowanych perspektyw zawodowych i radzą 

się   pana   Puscha,   jak   mają   zaczynać.   Panna   A.   chciała   takim   panom 

ewentualnie pomóc. 

- Dla kogo odwiedzał pan firmę "Peiser"? 
- Dla wytwórni futer "Dolat" (tę nazwę zapisał sobie 

nie pytając o miejscowość) oraz dla lipskiej firmy tej samej  branży,  której 

nazwy zapomniałem, ale nazywa się ona Schurz albo Kurt, nie byłem długo jej 

przedstawicielem. 

- Dlaczego miano się zwracać do właściciela i powoływać na pana? 

- Aby móc rozmawiać z panną A. W żadnej firmie nie ma zwyczaju, aby 

każdy obcy zwyczajnie sobie wcho- 

dził i rozmawiał z jakimś pracownikiem. Trzeba zameldować się u szefa, inaczej można 

zostać odprawionym przez pierwszego lepszego pracownika. Oprócz tego byłem znany 

szefowi i pannie A., tak więc można było wiedzieć, 

34.jaką sprawę chodzi. 

- Dokąd wyemigrowała panna A.? 
- O ile wiem, do Australii. 
- Tak, a dlaczego akurat pan tym się zajął? 
- Ponieważ przez pewien czas zamierzałem przenieść 

się do konfekcji. Zaniechałem jednak tego, gdyŻ" jestem z zupełnie innej branży. 

- Chce więc pan emigrować? 

background image

- Tak jest. 
- (Ze sztyletującym spojrzeniem i z iście sadystycz- 

nym uśmieszkiem) Jeśli pan w okresie 3 tygodni nie opuści Niemiec, skończy pan w 

Dachau albo w Buchenwaldzie. Czy pan Reiser jest jeszcze w Niemczech? 

- Tego nie wiem. 
- Można odejść. 
Ciężko   się   dźwignąłem,   na   podłogę   spadł   mi   kapelusz,   teczka   i   laska.   Z   wielkim 

trudem schyliłem się po te rzeczy, a serce prawie przestało bić. Tylko głowę miałem 

niezmąconą. Kiedy już wszystko szczęśliwie, ale mozolnie pozbierałem - nie byłem w 

stanie   postawić   krzesła   na   swoje   miejsce   -   i   z   trudem   poczłapałem   do   drzwi,   Ertel 

zawołał za mną: "Tylko żeby pan znowu nie dostał zawału"! I pobiegł za mną głośny 

śmiech. 

Stenotypistka,   również   czarnowłosa   i   w   typie   "zmysłowo-żydowskim",   ale   Aryjka, 

musiała  chyba  notować  dyskusję,  bo potem  wyciągnęła   arkusz z  bezgłośnie   piszącej 

maszyny i położyła go obok. 

Kilka dni po tym  zajściu dowiedziałem się, że pokój 456 Wraz z pokojem 460 w 

gestapo   cieszą   się   złą   sławą.   Tam   odbywają   się,   względnie   odbywały,   indywidualne 

odprawy Żydów, którzy stali się ofiarami 9 listopada 

35.

1938 i odtąd w określonych terminach musieli się meldować i nadal muszą, jeśli nie 

wyemigrowali. 

Na   podstawie   moich   niedbale   rzuconych   dokumentów,   wśród   których   brakowało 

nowego kwestionariusza z fotografią, pan Pollack stwierdził, że w sprawie mojej emi-

gracji   nic   dotąd   nie   uczyniono.   Teraz   będą   próbowali   wysłać   mnie   do   Szanghaju 

ewentualnie do jakiegoś obozu przejściowego. 

Myślę, że dnia 14.2.39 Walter Tausk dobrowolnie pozbawi się życia - najpóźniej dnia 

15. 2. Powiedziałem to wyraźnie w Stowarzyszeniu Pomocy. 

Wtorek 31. 1. 1939 

W minionym  tygodniu  przechodziłem  cztery załamania nerwowe. Dwa w urzędzie 

emigracyjnym,   jedno   na   klatce   schodowej   urzędu   finansowego   i   jedno   w   sobotę   na 

poczcie. Bardzo przygnębiony szedłem przed siebie, gdy podszedł do mnie członek SA i 

zaczął   agitować,   żebym   kupił   znaczek   Pomocy   Zimowej.   Począłem   spazmatycznie 

płakać, prosiłem, aby "mnie na miejscu zasztyletował albo stąd zabrał", ponieważ z wielu 

przyczyn jestem wykończony. Na to on powiedział: "Tak, to smutne" i poszedł dalej. 

Niedziela 5. 2. 1939 

Może ostatnia niedziela mego życia! Nadal nie wiem dokąd! Stowarzyszenie Pomocy 

milczy jak grób. Zydowska Opieka nad Robotnikam'1 chce jutro wystosować ponaglenie. 

Francuski projekt (wobec sprawy hiszpańskiej, nadzwyczajnego napływu hiszpańskich 

uciekinierów do Francji) odłożono na wiele miesięcy! Człowiek oczyszcza swe sprawy i 

pakuje się, zrywa za sobą mosty. Wczoraj 

 

niby jakiś desperat zwróciłem się do katolickiego komitetu emigracyjnego. W sumie jest 

wokół mnie ponuro, a wszystkie przepowiednie życiowe sprawdziły się do tej pory. 

background image

Niedziela 12. 2. 1939 

Nawet w najpiekielniejszych godzinach wojny nie byłem tak skończony jak teraz, gdy 

człowiek mniej znaczy od zwierzyny lownej. Trzeba tylko żyć  nadzieją, że może się 

jednak uda wydostać z tego piekła, jak to niegdyś człowiekowi przepowiedziano, i że ma 

się   jeszcze   przed   sobą   naprawdę   spokojne   lata,   radosne   pracą,   twórczością.   Kiedy 

podczas minionych tygodni choć na chwilę przymykałem oczy, widziałem tylko jeden 

obraz: gołą celę o gładkich cementowych ścianach. W niej stoję ja, w czarnej czapce 

(tzw.   spluwaczce),   w   wyblakłym   brązowawym   stroju   więziennym   skrojonym   jak 

drelichy wojskowe, materiał w prążki, czarne mocne buty wojskowe na nogach. Tak oto 

stoję bez ruchu. 

Rozstrój nerwowy? Symbol perspektywy człowieczej na wypadek niewydostania się z 

piekła? Dopiero od środy zniknęły owe widziadła i wróciło poczucie wolności, którą 

trzeba sobie wywalczyć. 

25.2.1939 

W   poprzednim   tygodniu   z   pomocą   robotnika   zbiłem   z   desek   szafy   dwie   mocne 

skrzynie, teraz naprawiam garderobę i powoli przygotowuję wszystko do podróży. Ale 

nic mi się jeszcze nie udało sprzedać z rzeczy na to przeznaczonych, dlatego kwestia 

finansowa   jest   nadal   nie   wyjaśniona.   Stowarzyszenie   Pomocy   chce   dopiero   wtedy 

pomóc,   gdy   wszystkie   papiery   na   wyjazd   będą   w   całkowitym   porządku,   co   potrwa 

jeszcze około 3 tygodni. 

36.

30. 3. 1939, czwartek 

Ten miesiąc spędziłem samotniej niż sama samotność. W ramach planu 4-letniego 

zabrano Żydom złoto, srebro, platynę oraz perły i szlachetne kamienie zgodnie z zasadą 

"uruchamiania majątku żydowskiego". Każdy Żyd mógł sobie zatrzymać dwa 

czteroosobowe komplety srebra stołowego. oraz pięć przedmiotów do 40 gramów każdy. 

Dotyczy to również emigrujących Żydów, którym zezwala się na zabranie złotego 

zegarka. Poza tym ze złota wolno Żydom zatrzymać jedynie obrączki. 
Podobnego   wandalizmu   świat   nie   znał.   Łamano   bowiem   i   rzucano   w   kąt   na   kupę 

przedmioty bez względu na ich artystyczną i historyczną wartość jako dzieł sztuki, na 

przykład   srebrne   świeczniki.   Większość   spośród   nich   pochodziła   z   okresu   rokoka, 

empiru, biedermeieru czy baroku!!! Tak samo obchodzono się z zabytkowymi zegarami. 

Niedziela 2. 4. 1939 

Nareszcie otrzymałem numer kolejny czekania na USA, zarejestrowany z datą 14.2.1939. 

Gdybym w ubiegłym roku wiedział (wraz z wielu innymi), że oprócz "affidavitu" należy 

wypełnić także specjalny formularz rejestracyjny, miałbym swój znacznie niższy numer 

już w połowie grudnia tamtego roku. Teraz przyjdzie mi czekać do roku 1941. 

Poniedziałek 3. 4. 1939 

background image

Musiałem się rozstać ze swoją piękną barokową szafą, którą cieszyłem się od Bożego 

Narodzenia roku 1908. Nie wolno bowiem "emigrującym Żydom zabierać ze 

37.

sobą   niemieckich   dóbr   kultury".   Sporządziłem   odpowiednie   szkice   i   dobre   zdjęcia   - 

przede wszystkim pewnych detali - z nadzieją, że w przyszłości odtworzę ten antyk. 

Drogą tej transakcji uzyskałem środki finansowe na wyjazd za granicę. 

Sobota 22/4 1939 

Otrzymałem   dzisiaj   wiadomość,   iż   nie   mogę   wyjechać   do   Anglii   bez   fotokopii 

"affidavitu"!   A   więc   znowu   muszę   zaczynać   od   samego   początku   i   stracić   przez   to 

jeszcze jeden cenny kwartał tego roku. Tymczasem wybuch nowej wojny, która będzie 

"wojną  totalną",  jest  coraz  bliższy.   Właściwie   wojna już jest -  tylko  jeszcze   się  nie 

strzela. 

Sobota 6 maja 1939 

Dzisiaj rano otrzymałem zaproszenie do złożenia wizyty w gestapo w pokoju 434 .o 

godzinie   9.   Ponieważ   jednak   poczta   doszła   do   mnie   po   dziewiątej,   musiałem   się 

spieszyć.   Urzędnicy   byli   poniekąd   ludzcy,   ale   oświadczyli,   że   już   dłużej   nie   mogę 

zwlekać i muszę jak najszybciej wyjechać za granicę, nie upierając się przy wyjeździe do 

Anglii czy USA, lecz udać się tam, dokąd otrzymam paszport (ich zdaniem więc do 

Szanghaju). Ale środki musi mi zapewnić Stowarzyszenie Pomocy. Powiedziano mi też, 

że jeżeli dalej będę zwlekał z wyjazdem, to zostanę zamknięty w areszcie policyjnym, że 

wszystkie dotychczasowe papiery emigracyjne nie są dla nich żadnymi dowodami, oni 

chcą "po prostu zobaczyć paszport" . 

Muszę się przyznać: byłem zdumiony, że nie muszę się meldować i że nie mają mi nic 

do zarzucenia. Ale to wcale nie znaczy, iż widzę świat na różowo, zwłaszcza 

ze   konsulat   Stanów   Zjednoczonych   nadal   nie   przysyła   mi   fotokopii   "affidavitu". 

Opuściły mnie już chyba wszystkie dobre duchy - o ludziach w ogóle już nawet nie 

wspominam. I tak ścigam się z nieszczęściem po diabelnie kamienistej i pełnej wybojów 

drodze. Dokąd, po co, jak długo jeszcze? 

Sobota 13. 5. 1939 

Dzisiaj jest sobota i właśnie przed chwilą przypomnieli się moi kochani Żydzi z tak 

zwanego Stowarzyszenia Pomocy pismem z dnia 10 maja, podług którego mam &ię udać 

do   Szanghaju,   co   jest   aktualnie   jedyną   możliwością.   Wszystkie   moje   osobiste   plany 

emigracyjne  są nierealne. Wystosowałem do nich odpowiedź. Jest do przeczytania w 

teczce: "Sprawy emigracji". 

Czwartek 1 czerwca 1939 

Można oszaleć. Doszła do mnie dzisiaj wiadomość, którą dr Ilsa Abramczyk znała już 

od 13 maja, ale przez roztargnienie nie przekazała mi, że w Paryżu przypuszczają, iż 

jestem już od dawna w Anglii, i dlatego nie starali się o mój wyjazd z Niemiec. Ponieważ 

background image

dr   A.   znajduje   się   akurat   w   podróży,   osobiście   napisałem   do   madame   Hallenstein-

Candiani list w języku angielskim i przedstawiłem moją sprawę. 

Sobota 24. 6. 1939 

Widzę groźne objawy bliskiej nowej wojny światowej, która wybuchnąć musi najdalej 

we wrześniu (pragnie jej Trzecia Rzesza, ale przyczyniają się do tego "demokra- 

38.

tyczne"   kraje   oraz   międzynarodowe   żydostwo).   Widzę   całkowitą   ruinę   i   upadek 

Trzeciej Rzeszy, która nieuchronnie dąży do swojej katastrofy. 

Sam o sobie piszę te słowa: Nieraz jestem w takim nastroju, jakbym już dawno nie 

żył i odbywał wędrówkę ku nowemu życiu. W tej wędrówce otacza mnie błoto, gnój i 

smród - NICOŚC (jeśli się dobrze przypatrzeć). Jeżeli dobrze dostrzegam, chciałbym 

rzeczywiście i już na zawsze umrzeć. To byłoby najlepsze. 

Niedziela 2 lipca 1939 

Resztki własnej mojej osoby podsumowały - raz jeszcze! - swoje życie. Nie mam 

żadnej nadziei na odmianę obecnego położenia. Minęło przecież znowu 8 tygodni, a z 

Aid Committee w Londynie w ogóle nie otrzymałem odpowiedzi. Mój kuzyn również 

milczy. Minęło już także 6 tygodni, odkąd wniosłem podanie w sprawie osiedlenia 

się w Camp Richborough. Siedzę tu zatem pozbawiony jakichkolwiek możliwości 

zarobkowania oraz czynienia przygotowań do wyjazdu. 

Poniedziałek 17 lipca 1939 

o godzinie 7 wieczorem nadszedł telegram: "Home Office udziela zezwolenia". A 

więc najpóźniej za 6 tygodni wyjeżdżam,  jeżeli nie wybuchnie  wojna. Wszystkie 

trudności związane z fotokopią "affidavitu" - jak to się teraz okazało - spowodowane 

zostały   jedynie   przez   German   Jewish   Aid   Committee,   gdzie   ponad   5   miesięcy 

siedziano na moich aktach! 

Następnie   zgłosił   się   do   mnie   stary   przyjaciel   buddysta,   Hans   Rosenthal, 

zamieszkały   obecnie   w   Berlinie-Charlottenburg.   Jest   on   generalnym   dostawcą   i 

kierowni- 

 

kiem   europejskiego   biura   cejlońskiej   firmy   imporlowóeksportowej   oraz   jednocześnie 

sekretarzem zagranicznym nowo założonej cejlońskiej wytwórni filmowej "Talkies Ltd.", 

która   będzie   nakręcała   tylko   buddystyczne   filmy.   Stary   przyjaciel   chce   mi   pomóc 

poprzez swoją firmę filmową· 

Niedziela 6. 8. 1939 

Mój "dywan życia" wzbogacił się o dalszy interesujący wzór. Na skutek guzdralstwa 

Żydów londyńskich los zetknął mnie ponownie we właściwym czasie z Hansem 

Rosenthalem, który -chce mnie handlowo wykorzystać w Londynie i pertraktuje w tej 

sprawie ze swoją firmą. ' Na wszelki wypadek zarezerwował mnie też do pracy w 

wytwórni filmowej, gdzie wolno zatrudniać jedynie buddystów i tylko nielicznych 

background image

Europejczyków jako pomocników przy sprawach produkcyjnych, propagandowych, 

handlowych i zagranicznych. N a dłuższą metę osiądę więc chyba w Londynie, później, 

być może, w Stanach Zjednoczonych. Najlepiej jednak byłoby, żeby mi dali pracę 

stosownie do moich zainteresowań: przy projektowaniu i urządzaniu wnętrz, przy 

ekipach filmowych, przy ekspedycjach archeologicznych albo jako pomocniczego 

scenarzysty. I tak oto miałbym dwa kanarki w garści. 

A NOWA WOJNA JEST JUŻ U DRZWI. Obok wielu innych jej objawów dwa są 

szczególnie znaczące: od 17 bm. zostaną zarekwirowane wszystkie prywatne samochody 

osobowe oraz omnibusy, do 25 bm. wszystkie pola i ogródki działkowe należy opróżnić 

z plonów, 

Ostatnio nie ma wołowiny, nie ma wieprzowiny, są natorniast tylko przygotowania 

wojenne, krzątanina o charakterze agresywnym przeciwko Gdańskowi i Polsce. 

39.

8.8.1939 

Dzisiaj   podano   w   porannych   wiadomościach   radiowych   że   od   jutra   wszystkie 

tutejsze"   szkoły   zostaną   zamknięte   na   okres   5   tygodni   i   zajęte   przez   wojsko   (80 

tysięcy'   ludzi).   Oprócz   tego   zapełnia   się   żołnierzami   kwatery   prywatne.   Już   w 

poprzednim   tygodniu   wiedziano,   że   w   północnej   i   wschodniej   części   Wrocławia 

wszystkie szkoły podstawowe zostały zajęte przez wojsko, a kwatermistrze udawali 

się   nawet   do   prywatnych   domów.   Oddziały   wojskowe,   które   stacjonują   we 

Wrocławiu,  wyruszając na "manewry"  musiały  opróżnić  swoje  szafy i odesłać  do 

domu wszelkie prywatne rzeczy.  To wszystko są przygotowania do wojny! Ale w 

gazetach czyta się tylko o polskich prowokacjach w Gańsku oraz o polskich przy-

gotowaniach do wojny. 

W czwartek otrzymam długo oczekiwane papiery emigracyjne, w piątek będę mógł 

złożyć wniosek o paszport i wreszcie otrzymam go w sobotę albo w poniedziałek. 

Właśnie dzisiaj konsulat angielski w Berlinie obiecał mi wizę. A wykaz bagaży będę 

mógł dopiero wtedy doręczyć, gdy uprzednio zamelduję się w Żydowskiej Pomocy 

Społecznej. Muszę także posiadać kartę podstemplowaną w Urzędzie Pracy. I znowu 

błędne koło. Po to, żeby się udać do Urzędu Pracy, trzeba mieć wizę, żeby człowieka 

nie   wysłali  na   roboty.  Wszystkie   bowiem  kobiety  i   mężczyźni  do  65  roku  życia, 

którzy tam są zamel- 

dowani, zostają po krótkim zbadaniu i stwierdzeniu przydatności wywożeni na wiele 

tygodni na "roboty publiczne"; mężczyźni do kamieniołomów, kobiety do wytwórni 

konserw. 

Czwartek 17. 8. 1939 

Dzisiaj   otrzymałem   angielską   wizę   oraz   wiadomość   "od   holenderskiego   konsula 

generalnego, że ta wiza i bilet do Londynu upoważniają mnie do przejazdu przez 

Holandię,   gdzie   wolno   mi   nawet   przebywać   do   8   dni!   Można   więc   stąd   ruszać, 

zwłaszcza że wojna jest coraz bliżej. Ale kilka spraw jest jeszcze do załatwienia. Na-

przód wyznaczony komornik musi sprawdzić . zawartość moich bagaży, a to może 

potrwać do 3 tygodni. Wykaz moich rzeczy, sporządzony przeze mnie już w lutym, 

jest nieważny. Wprowadzono nowy wzór wykazów. Na dodatek trzeba będzie jeszcze 

wydać co najmniej 20 marek na komornika. 

Niedziela 20/8 1939 

background image

Z mojego wyjazdu za granicę nic już chyba nie będzie, bo według dzisiejszych gazet 

wojna z Polską wybuchnie na pewno jeszcze w tym tygodniu. I będzie to wojna totalna. 

Już od początku lipca można było dzień i noc obserwować przemarsz wojska. Kierunek: 

Gdańsk,   Korytarz,   polski   Górny   Śląsk,   Poznań   i   nowy   polski   okręg   przemysłowy. 

Według gazet Niemcy są zupełnie bez winy i one wojny nie zaczną. 

25. 8. 1939 

Moja emigracja  odwlokła się z pewnością  na dłuższy okres  na skutek grożącej  w 

każdej chwili wojny, która będzie wojną światową. Ja mógłbym "uciekać", to znaczy 

wyjechać pozostawiając tu całe swoje mienie. Ale nikt mi przecież za granicą nic nie da i 

byłbym   tam   jeszcze   większym   żebrakiem   niż   tutaj   ze   swoimi   10   markami   (przy 

przeliczeniu: 3 fenigi za 1 markę). Gdybym przed czterema albo pięcioma tygodniami 

miał potrzebne pieniądze, mógłbym już być daleko za granicą. Ale nie miałem. 

A   co   słychać   we   Wrocławiu?   Na   naszej   ulicy   wyciągano   dzisiaj   w   nocy   z   łóżek 

rezerwistów, którzy mieli się 

zgłosić do wojska dopiero podczas mobiiizacji. Na własne oczy widziałem w trakcie 

krótkiego wieczornego spaceru w bocznych ulicach, na promenadach, ale i na głównych 

ulicach, pijanych żołnierzy służby czynnej i rezerwistów w grupach po trzech i czterech, 

wszyscy z zachodnich Niemiec, którzy interesowali się oczywiście każdą "dziewczynką" 

i wszystkimi ładnymi kobietami spacerującymi bez męskiego towarzystwa. Łaziłem za 

niektórymi  po wrocławskich uliczkach nierządu i stwierdziłem, że dziewczęta ulicy - 

przyzwyczajone   przecież   do   grubiańskiego   traktowania   -   wymykały   się,   uciekały   do 

domów i zamykały drzwi! 

Nastroje   są   bardzo   rozbieżne,   gdyż   ta   wojna   nie   znajduje   oddźwięku   w   narodzie, 

wszystkie   szlachetne   hasła   są   po   stronie   przeciwnej:   "Ostateczne   zniszczenie   wroga 

całego świata", "Walka o uratowanie zachodniej kultury i wszelkich wartości, walka z 

niemieckim barbarzyństwem". 

Sobota 26. 8. 1939 

° emigracji oczywiście nie ma co myśleć. Holandia zamknęła wszystkie porty przed 

obcymi okrętami wojennymi oraz wody terytorialne przed wszystkimi obcymi statkami. 

Holenderska granica lądowa jest prawdopodobnie już także zamknięta. Ja i kilku innych 

ludzi,   gdy   prosiliśmy   dzisiaj   w   biurze   żeglugowym   o   odpowiednie   informacje, 

otrzymaliśmy w odpowiedzi tylko wzruszenie ramion i zdenerwowanie w głosie. Nikt 

nas   nie  potrafił   o niczym   poinformować.  Do kolejowego  biura  podróży przyszedłem 

akurat   w   momencie,   gdy   urzędnik   przekazywał   taką   instrukcję:   "Wszystkim 

urlopowiczom,  nawet  tym  z prolongowanymi  kartami  urlopowymi,  należy umożliwić 

kontynuowanie podróży. Od jutra natomiast obowiązywać będą inne przepisy". 

Od jutra mianowicie będzie wojna!

Trzeba   zanotować,   że   w   ostatnich   dniach   prasa   niemiecka   była   zapełniona 

wiadomościami o okropnościach w Polsce, podjudzaniem i wszelkiego rodzaju niegodzi-

wościami;   wszystko  po  to, aby w  społeczeństwie  wytworzyć   nastroje  wojenne.  Lecz 

zagraniczne stacje radiowe, których obecnie prawie każdy słucha, podtrzymują, że są to 

w 90 procentach kłamstwa. 

28. 8. 1939 

background image

Nie ma żadnego śladu zapału, jeśli nie liczyć całkiem młodych albo całkiem głupich 

ludzi.   ..   Wojsko,   to,   które   nie   przemyka   na   samochodach,   przeciąga   ulicami   niby 

kondukty   pogrzebowe,   bez   jakiegokolwiek   ożywienia.   Przechodnie   na   ulicach   stoją 

również cicho albo odchodzą w milczeniu. 

Charakterystyczna jest wielka liczba esesmanów. 

Wszyscy   są   doskonale   wyczyszczeni,   odprasowani,   przystojni.   Ci   wypielęgnowani 

paniczykowie dobrze się prezentują. Przedtem ich tu nie było i nikt się nie domyśla, po 

co przybyli. Te lakierowane figurki z całą pewnością nie są przeznaczone na front. 

Rzucają się również w oczy liczne młodziutkie siostry Czerwonego Krzyża, część z 

nich   należąca   do   BDM   42.   Już   podczas   wojny   światowej   wyrobiliśmy   sobie.   odpo-

wiednią opinię o Czerwonym  Krzyżu  i o tak zwanych  siostrach. Nazywaliśmy je po 

prostu "materacami Hindenburga", "materacami frontowymi". Były to przeważnie lale. 

Obecne to lalunie. Biedna, zbałamucona, niczego nie przeczuwająca młodzież. 

29. 8. 1939 

"Nowa wojna zacznie się tak, jak skończyła się ostat..,' nia" - powtarzałem zawsze 

przyjaciołom. Z wyjątkiem,] 

oddziałów   artylerii,   gdzie   zawsze   byli   tzw.   lepsi   ludzie   "plujący"   ponad   innymi 

formacjami na wroga, we wszystkich innych oddziałach przeciągających przez Wrocław 

nie   widzi   się   ani   krzty   zapału.   Wszyscy   żołnierze   są   przygnębieni,   osowiali, 

niewojowniczy i "diablo wściekli na Adolfa". W tutejszych koszarach na Karłowicach 

całkiem młodzi żołnierze wyrażają się jak sta.., rzy rezerwiści: "On już powinien zwinąć 

manatki, my go już mamy dosyć". 

W   poniedziałek   wprowadzono   we   Wrocławiu   zakaz   sprzedaży   wódki,   żeby   "nie 

zakłócać  spokoju  publicznego  i  bezpieczeństwa".   Prawdziwe  tego   powody są  jednak 

następujące: 1) Wszystkie tutejsze małe knajpy i restauracje pełne są pijanych żołnierzy. 

Od minionego poniedziałku widziałem tu znacznie więcej pijanych żołnierzy niż przez 

wszystkie lata wojny. 2) W niedzielę wieczorem na Dworcu Głównym przeładowywano 

transporty wojskowe, wszyscy byli pijani. 

W   poniedziałek   odbył   się   we   Wrocławiu   prawdziwy   szturm   na   banki   i   kasy 

oszczędności, co widzi się również jeszcze dziś. Naród rozprawia otwarcie o sytuacji i na 

różne sposoby wyraża swoje niezadowolenie. 

Czwartek 31. 8. 1939 

Już nie ma wątpliwości, że się zacznie. Ewakuowany został cały żydowski szpital od 

góry'   do   dołu,   łącznie   z   ginekologią,   przytułkiem   dla   kalek   i   domem   starców,   aby 

zwolnić   380

1

  łóżek.   Podobnie   rygorystycznie   postąpiono   z   innymi   szpitalami 

wrocławskimi. Przy tym gestapo i wojsko zachowywały się wręcz nieludzko. Chorzy 

chwilowo   nie   gorączkujący   zostali   zwolnieni,   usunięci   na   ulicę   lub   podobnie 

"przekwaterowani" (częściowo do prywatnych domów, częściowo do pustych pokojów 

do domu gminy na Wallstrasse), ciężko chorych z różnych 

oddziałów   artylerii,   gdzie   zawsze   byli   tzw.   lepsi   ludzie   "plujący"   ponad   innymi 

formacjami na wroga, we wszystkich innych oddziałach przeciągających przez Wrocław 

background image

nie   widzi   się   ani   krzty   zapału.   Wszyscy   żołnierze   są   przygnębieni,   osowiali, 

niewojowniczy i "diablo wściekli na Adolfa". W tutejszych koszarach na Karłowicach 

całkiem młodzi żołnierze wyrażają się jak sta.., rzy rezerwiści: "On już powinien zwinąć 

manatki, my go już mamy dosyć". 

W   poniedziałek   wprowadzono   we   Wrocławiu   zakaz   sprzedaży   wódki,   żeby   "nie 

zakłócać   spokoju  publicznego  i   bezpieczeństwa".   Prawdziwe   tego   powody  są   jednak 

następujące: 1) Wszystkie tutejsze małe knajpy i restauracje pełne są pijanych żołnierzy. 

Od minionego poniedziałku widziałem tu znacznie więcej pijanych żołnierzy niż przez 

wszystkie lata wojny. 2) W niedzielę wieczorem na Dworcu Głównym przeładowywano 

transporty wojskowe, wszyscy byli pijani. 

W   poniedziałek   odbył   się   we   Wrocławiu   prawdziwy   szturm   na   banki   i   kasy 

oszczędności, co widzi się również jeszcze dziś. Naród rozprawia otwarcie o sytuacji i na 

różne sposoby wyraża swoje niezadowolenie. 

Czwartek 31. 8. 1939 

Już nie ma wątpliwości, że się zacznie. Ewakuowany został cały żydowski szpital od 

góry'   do   dołu,   łącznie   z   ginekologią,   przytułkiem   dla   kalek   i   domem   starców,   aby 

zwolnić   380

1

  łóżek.   Podobnie   rygorystycznie   postąpiono   z   innymi   szpitalami 

wrocławskimi. Przy tym gestapo i wojsko zachowywały się wręcz nieludzko. Chorzy 

chwilowo   nie   gorączkujący   zostali   zwolnieni,   usunięci   na   ulicę   lub   podobnie 

"przekwaterowani" (częściowo do prywatnych domów, częściowo do pustych pokojów 

do domu gminy na Wal1strasse), ciężko chorych z różnych                             oddziałów 

przeniesiono   na   ginekologię.   Ewakuowano   też   chorych   świeżo   operowanych   (np.   na 

wyrostek), którzy nie nadawali się jeszcze do transportowania. Wyrzucano ze wszystkim, 

co mieli, starych, ponad 80-letnich ludzi, którzy w mansardach szpitalnych oczekiwali 

końca   życia,   i   umieszczono   ich   razem   z   nieuleczalnie   chorymi.   Zwalniano   też 

obłąkanych i półobłąkanych. Na dodatek w samym środku rozgardiaszu ewakuacyjnego- 

po południu rozszalała się nad Wrocławiem potężna burza. 

Piątek 1. 9. 1939 

Z mojej emigracji wyszły nici. Zadecydowało to, że 17 sierpnia nie wypłacono mi 

potrzebnej  na ten cel sumy.  Jestem rzeczywiście  ofiarą "moich  kochanych  współwy-

znawców"   (przed   którymi   oby   mnie   Bóg   ochraniał)   oraz   ofiarą   własnego   ubóstwa. 

Kontakty pocztowe z Anglią są już obecnie niemożliwe. 

Dzisiaj  rano od godziny 4.45 do godziny 7 bez przerwy ciągnęły nad miastem  na 

wschód bombowce, myśliwce i inne samoloty. O godzinie wpół do 9 zjawiła się u nas 

administratorka   domu   z   obwieszczeniem   policji   nakazującym   przygotować   się   do 

zaciemniania okien, zadbać o wodę na wypadek nalotu nieprzyjacielskiego, utrzymywać 

schron przeciwlotniczy w dobrym stanie it~. 

Godzina   11   przed   południem.   Począwszy   od   godziny   10   słychać   przez   głośniki 

zainstalowane w pobliżu nas JEGO przemówienie transmitowane z Reichstagu. Od lat 

nic   nowego:   żaden   naród   i   żaden   mąż   stanu   nie   jest   tak   niewinny,   źle   rozumiany, 

zdradzany i oczerniany jak ON i jego "naród"; żaden naród i żaden mąż stanu nie miłuje 

tak pokoju itd. I głos: gardłowy, rzężący, zachłystujący się, trzęsący, skomlący, modlący, 

współczucie   wzbudzający,   potem   znowu   rozszalały,   żeby   ponownie   przygasnąć.   I 

wszystkiemu winien jest oczywiście Polak. 

40.

background image

Niedziela 3. 9. 1939 

"Odwetowa akcja przeciwko Polsce", bo ta napaść Niemiec na Polskę jest właśnie tak 

pięknie nazywana, prze·obraziła się w regularną wojnę z całym morzem krwi. Mimo 

całkowitego   milczenia   na   ten   temat   niemieckie   straty   są   w   istocie   ciężkie.   Gazety' 

drukują  tylko   "komunikaty  o  zwycięstwach".   "Zabroniono   pod  groźbą  więzienia":  1) 

słuchania   zagranicznych   audycji   radiowych,   2)   rozpowszechniania   usłyszanych   tam 

wiadomości, 3) "nieprzychylnego" wyrażania się o rządzie. 

Środa 6. 9. 1939 

A więc będę w Niemczech współuczestniczył w wojnie i nie tylko z braku zajęcia 

będę kontynuował dzienniki z lat wojny.  Dlaczegóż bym nie miał mych  dzienników 

zaczętych   podczas  jednej  wojny'   zakończyć  w   czasie  drugiej?  Przeczuwałem   to,  jak 

wiele innych rzeczy. 

Rząd   uprawia   wobec   Polski   przecudowną   oszczerczą   propagandę.   Cokolwiek   zaś 

mówi o sobie, otoczone jest wawrzynem zwycięstwa, lecz nie ogłasza się żadnych strat 

(rodziny   są   zawiadamiane   bezpośrednio   przez   jednostkę).   Nikt   nie   wie,   gdzie 

przebywają bliscy powołani do wojska, poczta polowa kierowana jest przez pocztowe 

centrale oznaczone numerami (liczby 5-cyfrowe). 

Wrocławskie   oddziały'   poniosły   duże   straty.   Polacy   są   dzielni   i   walczą   zacięcie. 

Wrocławscy lotnicy ponieśli również ciężkie straty. 

. Skoro tylko na froncie nastąpi zastój albo odwrót (czego oczywiście należy oczekiwać, 

gdy ruszy front na Zachodzie), upadnie morale wojska, które na razie zwycięża tylko 

dlatego, ponieważ jest liczniejsze i ma techniczną przewagę· nad armią polską. 

 41.

Tu we Wrocławiu dwa albo trzy dni p6 wprowadzeniu stałego zaciemniania okien na 

skrzynkach   listowych   umieszczano   małe   kartki   powielane   na   maszynie   do   pisania   z 

takim mniej więcej tekstem: CHCEMY ZNAĆ PRAWDĘ. MAMY DOSYĆ KŁAMSTW 

A.   MAMY   DOSYĆ   TEGO   RZĄDU.   OTRZĄŚNIJ   SIĘ   NARODZIE   I   WYBIERZ 

WŁAŚCIWY RZĄD itp. 

7. 9. 1939 

Wojna  jak  do  tej   pory  ma  dość  osobliwy  charakter,  gdyż   na  Zachodzie   -  nie  licząc 

pojedynczych lotów angielskiego lotnictwa z wyspy na kontynent - jest nadal zupełnie 

cicho. Tymczasem już pędzą transporty wojskowe ze wschodu na zachód. 

Wszystkie tereny zdobywane przez wojsko niemieckie na wschodzie uznaje się zaraz za 

praniemiecką ziemię albo podobnie (m. in. Kraków). Wystarczy przecież wziąć do ręki 

szkolny atlas historyczny, żeby się przekonać, jak wielkie to oszustwo. Lecz naród o tym 

nie wie i utrzymywany jest .w nieświadomości. 

Poniedziałek 11. 9. 1939 

Nowe prześladowania Żydów. Od około połowy czerwca wszystkie ławki na skwerach i 

w   parkach   wrocławskich   zaczęto   zaopatrywać   w   szablonowe   napisy':   ŻYDOM 

background image

ZAKAZANE. Ponieważ litery są czarne i umieszczone na środku oparcia - napis ma 

wymiary 5 x 35 cm często się zdarza, że tekst bywa nie zauważony. Szczególnie wtedy, 

gdy ktoś go zasłania albo kiedy ławka jest brudna· i zniszczona. Pechowi Żydzi, którzy 

przez   pomyłkę   usiądą   na   "aryjskiej"   ławce   (a   są   nimi   głównie   starsze   panie   i 

krótkowidze), są natychmiast aresztowani. 

 

42.

 

Można przecież było wybrać. biały napis. Ale nie w tym średniowieczu wszystko jest 

czarne. 

Ostatnio ulicą nie może iść razem więcej niż dwóch Żydów. Jeżeli zbliża się policjant, 

to muszą się natychmiast rozejść i iść oddzielnie - inaczej zostają z miejsca aresztowani. 
Tak samo, jeżeli stoją na rogu ulicy (to od ok. 20 sierpnia). 

Gestapo zakazało odprawiania nabożeństw podczas żydowskich świąt zaczynających 

się w środę świętem Nowego Roku. 

Coś   nowego   od   dzisiaj:   ŻYDOM   NIE   WOLNO   OPUSZCZAĆ   DOMÓW   PO 

GODZINIE   8   WIECZOREM.   To   brzmi   szczególnie   komicznie   wobec   nakazu 
permanentnego zaciemniania. A jak będzie z lekarzami i pers,?nelem służby zdrowia? 

"Aryjczycy" muszą przebywać w domach od godziny 9 wieczór, ale nie przestrzegają 

tego przepisu. Oto podstawa tego zarządzenia: wobec ciągłego zaciemniania doszło do 
zbiegowisk   ulicznych,   hałaśliwych   scen,   masowych   kradzieży   i   zaczepiania 
przechodniów. Ale przede wszystkim chodziło o to, że wprost przerażająco wzrosła ilość 
nalepianych   na   ścianach   małych   kartek   i   karteczek   będących   dziełem   lewicowych 
radykałów. 

14. 9. 1939 

Wczoraj wieczorem ogłoszono przez radio dalsze zarządzenie "z natychmiastową mocą 

działania",   które   jest   nie   tylko   szykanowaniem   Żydów,   ale   również   wielu   aryjskich 
kupców:   TAKŻE   WE   WROCŁAWIU   PRZYDZIELONO   ŻYDOM   OKREŚLONE 
SKLEPY MIĘSNE I KOLONIALNE Z USTALONYMI GODZINAMI SPRZEDAŻY: 
sklepy rzeźnicze tylko po południu godz. 5-6, a kolonialne od godziny 11 do wpół do 1. 

 

18 września 1939 

Wrocław robi wrażenie miasta od dawna oblężonego, gdzie panuje autentyczny głód. 

Różnego rodzaju konserwy rybne są tu od dawna dużą rzadkością. Można już tylko kupić 

solone śledzie i marne piklingi. Podobne trudności są z czekoladą (wolno kupować po 1/

funta), cukierkami, konfiturami i pieczywem. Zaczyna brakować herbaty i kawy. 

W   poniedziałek   przed   masarnią   Kokozynskiego   na   Augustastrasse   110   [ul. 

background image

Szczęśliwa], podczas sprzedaży wydzielonej dla Żydów, odbyła się demonstracja aryj-

skich drobnomieszczan pod hasłami: "ŻYDZI WCALE NIE POTRZEBUJĄ MIĘSA", 

"ŻYDZI  NIE  POTRZEBUJĄ  WIEPRZOWINY", "WIEPRZOWINA  NIE  JEST  DLA 

ŻYOOW, TYLKO DLA NASZYCH NIEMIECKICH RODAKÓW" itp. 

Gdziekolwiek się pójdzie, wszędzie słychać to samo. 

Wszyscy   kupcy,   wszyscy   pracownicy,   wszyscy   ze   sfer   handlowych   są   rozdrażnieni, 

nerwowi, roztargnieni, nie mogą sprostać codziennym zadaniom, mają już dość i pragną 

rychłego  zakończenia  wojny.  A  to dopiero  początek.  Drobiazgowy system  kartkowy, 

niedostatek towarów, niepewność co do wydarzeń frontowych, wszystko to wpływa na 

podkopanie i osłabienie morale u ludzi. Do tego dochodzi ogófna podejrzliwość jednego 

do drugiego. Wrocław czyni wrażenie długo obleganego miasta albo domu wariatów, 

gdzie istnieje obawa masowego wybuchu wariactwa. 

21.9. 1939 

Od przyszłego tygodnia chlEib będzie już tylko na kartki mimo rzekomych "dwóch 

rekordowych   żniw".   Dorośli   od   przyszłego   tygodnia   otrzymywać   będą   już   tylko 

odciągane mleko. 

Poszedłem wczoraj kupić mięso i stałem w kolejce od wpół do 4 do 5.45 po południu. 

Miałem   przy   tej   okazji   sposobność   stwierdzić   u   żydowskiego   proletariatu   i   stanu 

średniego całkowity brak dyscypliny, cywilizacji i zwykłej przyzwoitości. Porządek w 

tej bandzie nastał dopiero wtedy, gdy około godziny 5.15 zjawił się policjant i pogroził 

palcem.   Potem   policjant   został,   by   regulować   ruch.   Ale   ten   sposób   robienia   przez 

Żydów zakupów w okre- 

. ślonym czasie jest nie do zniesienia i dostarcza uciesznego widowiska "Aryjczykom" i 

ich gębom. Sredniowiecze w XX stuleciu. 

Niedziela 24. 9. 1939 

Najgorsze   przeżywali   jednak   Żydzi   wrocławscy   w   piątek   i   wczoraj.   W   piątek 

wieczorem zaczęło się żydowskie 

. święto nazywane  Sądnym  Dniem,  związane z 24-godzinnym  ścisłym  postem,  który 

niejedni   kontynuują   do   dnia   dzisiejszego.   W   tym   dniu   zabroniono   we   Wrocławiu 

wszelkich   uroczystości   religijnych   oprócz   nabożeństwa   dla   młodzieży   w   szkole 

Redigera oraz zamkniętego na.bożeństwa dla 150 nauczycieli i urzędników gminy ży-

dowskiej  na Wallstrasse  [ul.Wlodkowica].  Odbyło  się ono w  sali  obrad. Uczestnicy 

nabożeństwa zaopatrzeni zostali przez władze 'w specjalne imienne przepustki i musieli 

się w dodatku zobowiązać, że nie opuszczą budynku przed zakończeniem nabożeństwa. 

Nawet i chór 

.~ jak wszystko inne, o czym tu piszę - był zatwierdzony \,przez boskiego namiestnika 

Żydów w Niemczech - przez gestapo (skład chóru:.  30 chórzystów  i 8 głosów kobie-

cych). 

43.

Wtorek 26. 9. 1939 

Dalsze prześladowania Żydów: od kilku dni chodzą 'ieczorami patrole gestapo, które 

sprawdzają, czy Ży- 

dzi   po   godzinie   8   siedzą   w   domach.   Przy   tej   okazji   przeprowadzają   też   rewizje   i 

dochodzenia, czy Żydzi nie chomikują żywności. Czy "Aryjczycy" też zostali objęci tymi 

poszukiwaniami zapasów? 

background image

Od dzisia,j zabroniono Żydom jeżdżenia taksówkami!!! 

28/9 1939 

Wczoraj   rano   zjawiło   się   gestapo   we   wrocławskiej   gminie   żydowskiej   i 

zarekwirowało   cały   magazyn   z   bielizną,   odzieżą   i   obuwiem.   Magazyn   należał   do 

Żydowskiej   Pomocy   Społecznej   i   był   przeznaczony   dla   biednych   (podopiecznych   i 

korzystających   z   pomocy   zimowej,   a   także   emigrantów).   Właśnie   teraz   500 

bezrobotnych Żydów ma wyruszyć z Wrocławia do kampanii cukrowniczej i nie będą 

oni mogli otrzymać  wyposażenia z tego magazynu.  Oprócz tego gestapo chodzi do 

mieszkań rodzin żydowskich (szczególnie do wyjeżdżających), gdzie rekwiruje ręczniki 

i bieliznę pościelową "nadającą się jeszcze dla szpitali wojskowych", czyli nowe i dobre 

rzeczy. 

29. 9. 1939 

Biedni· polscy Żydzi poznają teraz od razu wszelkie błogosławieństwa nazizmu. To 

się już nawet zaczęło. Wprowadzono prześladowania ludności o iście średniowiecznym 

charakterze. Są one stosowane mniej przez dowództwo wojskowe niż przez SS oraz 

gestapo, postępujące tuż za armią dla celów "porządkowych". Z drugiej strony, wielu 

polskim   Żydom   zrobi   to   całkiem   dobrze,   jeżeli   wyciągnie   się   ich   wreszcie   z   nie 

uzasadnionych   żadnymi   regułami   religijnymi   obyczajów,   przyzwyczajeń,   dziwactw, 

wsteczności. Dla polskich Żydów świat na kilka stuleci zatrzymał się w miejscu, zaś po 

wojnie, szczególnie po roku 1933, pomagali wręcz cofać świat do epoki średniowiecza 

43. 

Nienawiść do polskich Żydów jest dlatego tak duża, ponieważ oni w sporach polsko-

niemiec.kich z powodów patriotycznych oraz z osobistego fanatyzmu brali udział l W 

walce przeciw Niemcom. 

Środa 4. 10. 1939 

Dnia   1   października   odwołano   wreszcie   we   Wrocławiu   zarządzenie   o   stałym 

zaciemnianiu. Ale zakazu opuszczania przez Zydów mieszkań w godzinach' wieczornych 

nie zniesiono. Cofnięto również zakaz tańczenia, co jednak wcale nie zostało przyjęte 

owacyjnie   przez   większość   społeczeństwa,   które   pragnie   mieć   z   powrotem   swych 

mężczyzn   i   które   jest   takie   obojętne   wobec   rzeczyWistości,   że   tylko   automatycznie 

wykonuje polecenie "siedmiodniowego wywieszania flag". 

6.10.1939 

44.

Codzienne   prześladowania   Żydów.   Wczoraj   wczesnym   rankiem   aresztowano   we 

Wrocławiu   i   wywieziono   do   Polski   około   50   polskich   Żydów   oraz   urodzonych   tam 

bezpaństwowców. 

Polscy Żydzi cierpią rzeczywiście jak w średniowieczu, a przede wszystkim ci, którzy 

nie   pozwalają   sobie   obcinać   bród.   Wedle   starego   orientalnego   zwyczaju   broda   jest 

symbolem wolnego człowieka. A w mniemaniu polskich Żydów broda i pejsy są wręcz 

elementami nakazanymi przez Biblię. 

Radio podszczuwa nadal do pogromu. Radiostacja wro- '; cławska podała: "Jak długo 

będą żyli Izraelici, tak długo jak będą trwały wojny i tak długo trwać będzie ta wojna".

background image

Sroda 18,1 

Czeka nas zaopatrzenie kartkowe w kartofle i. sól!!! l Tutejsi Żydzi jut od dłuższego 

czasu nie otrzymują mię- j sa wieprzowego, a małe sklepiki, gdzie jeszcze ewentual·' nie 

mogę kupować morskie i inne ryby, mają przeważnie puste półki. 

45.

Wygląda   na  to, że  nawet  prawdziwe  wiadomości   o działaniach  wojennych  też   już 

otrzYmać można tylko na kartki, wtedy gdy dotyczą niemieckich strat i niepowodzeń. 

Piątek 22. 10. 1939 

Wczoraj   rano   ukazało   się   nagle   zarządzenie,   że   należy   przedstawić   stare   kartki 

żywnościowe. Gdy to usłyszałem, zaraz pomyślałem: "Oni chcą sprawdzić, czy wszędzie 

dopisano dodatkowe imię, w przeciwnym razie będzie to kosztować 150 marek kary - 

zwłaszcza   że   kasy   są   puste".   Nie   wierzono   moim   przypuszczeniom,   ale   wieczorem 

wszystko było wiadome. 

Już wczesnym  przedpołudniem miały miejsce okropne sceny z powodu pominięcia 

imion   Sara   i   Izrael   (szczególnie   u   starych   i   niedołężnych   kobiet)   i   nakładano   kary 

pieniężne co najmniej 150-markowe. W wypadku niewypłacalności należność obciążała 

gminę   (albo   areszt???).   Było   przy   tym   dużo   głośnego   płaczu   i   lamentowania. 

Urzędnikom w gminie (którzy w hallu sprawdzali stare karty i przygotowywali nowe 

wykazy)   zabroniono   pod   groźbą   ostrych   kar   zwracania   uwagi   na   brak   dodatkowych 

imion. Tak więc ofiary wpadały same, a jeśli ktoś wyczuł niebezpieczeństwo i dopisał 

imię, to spotykały go nie do uwierzenia przykrości i wezwania do Prezydium policji i do 

gestapo z powodu "innego rodzaju atramentu", "uzupełniających poprawek", "wyskroby-

wania napisów". 

Okrągło tysiąc osób zapomniało o dodatkowych imionach, byli to przeważnie ludzie 

starsi i starzy. Wszyscy musieli się zameldować w gestapo, gdzie nałożono na nich 30 

marek   kary,   a   w   wypadku   niewypłacalności   odpowiedni   areszt.   Przypominają   się 

najciemniejsze czasy średniowiecza. Nawet "byli Żydzi" (również tacy, co już bardzo 

dawno nimi przestali być) muszą podawać dodat- 

kowe imiona, nawet pół-Żydzi wyznania żydowskiego. Od tego obowiązku zwolnieni są: 

Żydzi z Protektoratu i ze Słowacji oraz z terenów dawniej polskich, a teraz niemieckich. 

Dopisane w czwartek 11. 1. 1940 

Pewna biedna staruszka, samotna kobieta lat około 70, dostała nakaz zapłacenia 300 

marek kary "albo Dachau". Termin płatności upływał 9.1.19401. Uboga kobieta w swojej 

wstydliwości za późno zwróciła się do gminy, która nie mogłaby co prawda osiągnąć 

zredukowania lub umorzenia kary, ale spowodowałaby chociaż odroczenie płatności. Tak 

więc staruszka 8.1.40 próbowała popełnić samobójstwo i stąd ta wiadomość. Ale nawet 

wtedy kara nie została zredukowana czy zniesiona!!! 

Panuje regularne bestialstwo, które na przykład obecnie w Polsce prowadzi do 

całkowitego zagłodzenia Żydów. Ten i ów żołnierz, któremu "to już wyłazi gardłem i 

nie może się temu przyglądać", ukradkiem idzie "wer jować" do kuchni polowej i 

potem daje jedzenie biednym ludziom. A co ja robiłem w Blamont? To samo! 

background image

'0   tym,   jak   Żydzi   "emigrują".   Najpierw   o   Polsce   w   związku   z   wojną.   Od 

powracających  żołnierzy słyszy się: "Wśród leków zrobiliśmy porządek". lcek to per 

wszechnie przyjęte określenie polskich Żydów. To znaczy, że nie tylko rozstrzeliwano 

rzekomych i prawdziwych partyzantów, ale nadto wymordowano 100 tys. Żydów obojga 

płci.   Wbrew   niemieckim   komunikatom,   co   również   potwierdzają   Polacy,   ustalono 

jednoznacznie: kiedy niemieckie wojska wkroczyły do Katowic, padły skądś dwa-trzy 

strzały,   na   co   wojsko   spędziło   katowickich   Żydów   do   synagogi,   którą   następnie 

podpalono". Natomiast nie jest prawdą, jakoby sami Polacy podpalili synagogę przed 

wycofaniem   się   z   miasta,   a   Niemcy   już   tylko   "usunęli   zgliszcza",   jak   to   podawała 

tutejsza   prasa.   W   Krakowie   wkraczające   wojska   niemieckie   wysadziły   w   powietrze 

synagogę   zapełnioną   Żydami   i   tak   dalej,   zgodnie   ze   znanymi   i   historycznie 

potwierdzonymi wzorami 45. 

ON chce założyć "państwo żydowskie". Twierdzi się przy tym uporczywie, iż na ten 

cel została upatrzona Galicja. Ale Galicja wschodnia należy przecież do Rosji i Rosjanie 

zapewne nie będą chcieli ustąpić z tego terenu ze względu na złoża ropy naftowej ... 

25. 10. 1939 

ryb morskich. Sól: jeśli m~ się szczęście, można otrzymać 100 gram za 5 fenigów!!!

Piątek 27. 10. 1939 

Przy świecach piszę o nowościach. Na Zachodzie zanosi się na rychłą dużą ofensywę. 

Na   Wschodzie   rzeczywiście   planowane   jest   utworzenie   państwa   żydowskiego   pod 

niemieckim   protektoratem   jako   państwa   buforowego   46.   Doszła   do   nas   autentyczna 

wiadomość   z   Wiednia,   że   wysiedla   się   stamtąd   na   roboty   w   okolicach   Lublina 

wszystkich (powtarzam: wszystkich) Żydów w wieku od 15 do 55 lat (podobno mieli się 

przygotować do odjazdu w ciągu 24 godzin), a ich krewni mają się także przygotować do 

dołączenia do nich. 

Czy można przypuszczać, że chodzi tu tylko o polskich Żydów, których w Wiedniu 

żyje prawie 80 tysięcy?  41 Niemieckich Żydów chyba nie czeka lepszy los, jeżeli ta 

"epoka kultury" dłużej potrwa ... 

Niedziela 29. 10. 1939 

Żydzi  z  okręgu   gdańskiego,  tak   samo  jak  polscy  Żydzi   z  Wiednia,  zwożeni  są  w 

okolice Lublina, gdzie projektuje się założenie państwa żydowskiego. W jakim stopniu te 

deportacje obejmą niemieckich Żydów, tego jeszcze nikt nie wie. Słowo "Żyd" ma teraz 

w Niemczech zawsze wydźwięk rasowy i polityczny, nigdy zaś, jak do roku 1933, po 

prostu religijny. 

Niedziela 5. 11. 1939 

Przemilcza   się   tę   np.   we   Wrocławiu   nadal   uprawianą   nocną   propagandę 

komunistyczną przy pomocy napisów i kartek na słupach ogłoszeniowych. 

Niedziela 12.11. 1939 

Tajemniczy zamach w dniu 9.11. 39 w Monachium. 

Na   początku   listopada   intrygował   naród   niemiecki   problem:   "Co   zostanie 

background image

zainscenizowane 9 listopada? 48 N a pewno znowu coś się stanie. Ten dzień nie może się 

obyć bez teatru! Z Żydami przecież nie ma co zaczynać, załatwionQ się z nimi już w 

ubiegłym roku". 

Im bliżej było dnia 9 listopada, tym intensywniej naród zadawał sobie to pytanie i drżał 

ze strachu. A Żydzi? Pobożni - obchodzili akurat dzień żałoby na intencję spalonych 

synagog.  Liberalni  -  błagali   los   o  miłosierdzie   i  obawiali  się  nowych  prześladowań. 

Nastrój   ogółu   był   wprost   szubieniczny.   Co   się   zdarzyło,   opowiem   na   podstawie 

własnych .przeżyć. 

9. 11 zupełnie nic się nie działo. Pracowałem nad przepięknymi ciepłymi kapciami z 

ciemnoczerwonego pluszu dla starej damy.  10. 11 nadal siedziałem z tą robotą przy 

maszynie do szycia, gdy mnie nagle naszedł ten sam niepokój, co ubiegłego roku przed 

znanymi wydarzeniami. To zabawne, ale gwizdałem przy tym piosenkę "Postaw na stole 

pachnące rezedy". Gwizdałem cicho i w wolnym tempie, pracowałem prędko i sprawnie, 

lecz ciągle myślałem o straconym przyjacielu. O moim otoczeniu i o sobie nie myślałem 

zupełnie, nie myślałem też o tym, że ktoś może przyjść i mnie aresztować. Ta myśl się 

nawet nie pojawiła. Tylko strata przyjaciela męczyła mnie okropnie. 

Około godziny 1 w południe przyszła  do domu Herta, całkiem głupio i bez sensu 

szczerząc  zęby (tak  beznadziejnie  głupio uśmiechając  się i  przewracając oczyma,  co 

czyni zawsze, gdy chce być przebiegła), podetkała mi pod nos "Schlesische Zeitung" i 

powiedziała   słodkim   głosem:   "Czytaj!"   Ostatnio   prawie   nie   czytam   gazet.   Nadęta   i 

zakłamana   kolportowana   niemczyzna   Trzeciej   Rzeszy   jest   mi   dokładnie   tak   samo 

wstrętna, jak bru- 

  

kowe książki sprzedawane w latach mojej młodości po 10 fenigów. Szybkim spojrzeniem 

dostrzegłem tłusty na'" główek: ZAMACH W BDRGERBRAUKELLER. 7 ZABITYCH, 

60 RANNYCH. FDHRER NIE RANIONY itd. 

Aczkolwiek w dniach 9/10 listopada nic jeszcze nie można było ustalić, prasa podała 

już   wiadomości   będące   dla   wszystkich   jasno   myślących   ludzi   bajeczką:   za   tym 

nieudanym zamachem stoi Anglia, a mianowicie żydowsko-angielscy bankierzy, Secret 

Service i Intelligence Service. Rzecz została starannie przygotowana i ślady prowadzą za 

granicę. 

Wrocławscy   Żydzi   zaraz   oczywiście   dostali   swoją   porcję.   W   środę   opróżniono 

magazyn żywnościowy gminy (z jego zapasów zawsze wspierano w ramach opieki spo-

łecznej i pomocy zimowej), który uprzednio już przez trzy tygodnie był zarekwirowany, 

przy czym nie uwzględniono, że są tam produkty łatwo się psujące. W czwartek, piątek i 

wczoraj znowu nastąpiły aresztowania, ale o mniejszym zasięgu niż w ubiegłym roku. 

Według dotychczasowych wiadomości zabrano około 100 ludzi w wieku od 20 do 40 lat 

(jeżeli   ich   w   ogóle   pytano   o   wiek)   i   ofiary   tych   sadystycznych   czasów   zawieziono 

samochodami   policyjnymi   do   więzienia   na   Kletschkauerstrasse   [ul.   Klęczkowska]. 

Podobno (!!!) mają ich skierować do robót porządkowych w Polsce. Z zamachem nic 

wspólnego nie mieli. 

Czwartek 16. 11. 1939 

Akcja, której nie przeprowadzano np. w Berlinie czy w innych miastach, a która 

natomiast zajaśniała pełnym blaskiem na Śląsku - we Wrocławiu, Zgorzelcu, Bytomiu 

oraz w innych śląskich miejscowościach (w małych miejscowościach dochodziło m. 

in. do chłosty), narobiła we Wrocławiu wiele szkody. Urządzano polowania na ludzi. 

 

 

 

Aresztowani   siedzą   w   więzieniu   na   Kletschkauerstrasse   i   mają   tam   prawdopodobnie 

pozostać   "do   momentu   wyjazdu",   a   ich   krewnych   wzywano   na   policję   po   odbiór 

background image

zegarków. 

Zarówno ja, jak i moi  znajomi  jeszcze i tym  razem uniknęliśmy hekatomby.  Lecz 

wojna przecież potrwa parę lat, a prześladowania Żydów są kontynuowane, bo sytuacja 

jest   zła   i   trzeba   ją   zawoalować   widowiskami   dającymi   się   tylko   porównać   z 

prześladowaniami   chrześcijan   w   starożytnym   Rzymie,   z   polowaniami   włoskich 

kondotierów na ludzi, z inkwizycją, z amokiem mordowania i niszczenia i z polowaniami 

na głowy przez prymitywne szczepy. 

19. 11. 1939 

We Wrocławiu w ostatnich dniach aresztowano również wielu "rodaków", rzekomo po 

to,  aby "umocnić   front  wewnętrzny".  Ten   front  już  od  dawna  jest   niepewny.   Każde 

działanie przemocą czyni go coraz chwiejniejszym. 

Halo, komunizm! W ostatnich dniach któregoś poranka we wsi Pilsnitz [pilczyce] koło 

Wrocławia ludność przeżyła zaskoczenie. Zerwane były flagi ze swastyką, a zamiaRt 

nich wisiały pocięte worki od kartofli, na których białą farbą wymalowFlno sowiecką 

gwiazdę oraz sierp i młot. 

Wiadomości o hecy antyżydowskiej z 9. 11. 1939 i następnych dni. We Wrocławiu 

aresztowano około 120150 Żydów, niektórzy z nich już zmarli, ani jeden nie powrócił 

jeszcze do domu. Zabrano ich do Buchenwaldu. W wielu mniejszych miastach na Śląsku, 

np. we Wschowej, wszyscy bez wyjątku Żydzi zostali pobici do krwi i wsadzeni do 

więzienia. 

W "uwolńionej Polsce" uprawia się aktualnie innego rodzaju hece antyżydowskie. 

Wszyscy Żydzi zamieszkali na terenach będących niegdyś niemieckimi (Poznańskie, 

wschodni Górny Śląsk itd.), którzy w roku 1919 opowiedzieli się za Polską, a znaleźli 

się teraz z powrotem w granicach Rzeszy, są karnie przesiedlani w okolice Lublina dla 

odbudowywania kraju i mają tam pozostać w projektowanym "państwie żydowskim". 

Są oni na tu- . rainie bez środków do życia i wystawieni na wszystkie choroby, gdyż 

muszą mieszkać w ruinach i zgliszczach, narażeni na różne niebezpieczeństwa. W 

dodatku nadchodzi "polska zima". Rosja protestowała już przez radio i innymi drogami 

przeciwko temu. 

Niedziela 26. 11. 1939 

Przed   dwoma   tygodniami   poinformowano   mnie   z   Genui   o   nowym   projekcie 

emigracyjnym. Latem ubiegłego roku wyjechał tam z Wrocławia Max Lewin (który swe-

go czasu razem z moim ojcem założył tu Lożę im. Spinozy i którego zięciem jest brat 

mojego przyjaciela Józefa Hersteina), by później udać się do Anglii. Kiedy wyjeżdżał, 

powiedział,   że   pomyśli   również   o   mnie.   Oto   plan   emigracji:   holenderski   filantrop 

Gildemeester,   który   już   przedtem   sfinansował   dużą   grupę   uchodźców   żydowskich, 

otrzymał   teraz   od   rządu   włoskiego   zezwolenie   na   otwarcie   biura   emigracyjnego 

werbującego   ludzi   do   Włoskiej   Afryki   Wschodniej.   Pieniądze   na   wyjazd   nie   są 

potrzebne, rasowe względy nie będą brane pod uwagę. 

Poniedziałek 25. 12. 1939 

Gdańsk, "miasto niemieckie, które powróciło do Rzeszy", przechodzi obecnie duży 

kacenjamer, bo na skutek wyrównania cen pomiędzy Gdańskiem a Rzeszą wszystko jest 

background image

tam teraz droższe i bieda większa, ponieważ pensje 

 

47.

i   inne   dochody   nie   wzrosły.   Mieszkańcy   Gdańska   ze   słowiańskimi   nazwiskami 

(pomiędzy którymi znajdują się rody noszące je z dumą od stuleci) muszą teraz przyj-

mować nazwiska niemieckie. Gdańszczanie bardzo się oburzają na to, ale bezskutecznie. 
Polska - zarówno tereny anektowane, jak i tzw. Ge. neralna Gubernia - są germanizowane 

i faszyzowane 

(jak należałoby raczej powiedzieć). 

Żydzi są tam szykanowani w skandaliczny sposób. 
Polaków i Żydów oznaczają tam specjalnymi opaskami. Żydzi przebywający w obozach 

noszą na plecach żółte kółko. W średniowieczu takie kółka nosili na ubraniach na piersi. 
W polskich lasach tu i ówdzie siedzą jeszcze małe resztki wojska, które nadal się nie 

poddają i wcale nie myślą pogodzić z niewolą Polski. Prowadzą one w dalszym ciągu na 

własną rękę małą wojnę zasilane przez miejscową ludność i ochotników. 

Sobota 30. 12. 1939 

N ędzna resztka szpitala żydowskiego została wczoraj 

i dzisiaj ewakuowana. Zarekwirowano wszystkie łóżka 

i bieliznę pościelową oraz niedawno urządzony gabinet rentgenologiczny, który 

kosztował, około 20 mili,onów. Zabrano sprzęty kuchenne, naczynia, a nawet łóżka spe-

cjalne dla kalek i chorych leżących w gipsie (jak np. panna Breit, która już od 27 lat tak 

"żyje"). Chciano zatrzymać przynajmniej 40 łóżek i pertraktowano w tej sprawie z 

odnośną komisją wojskową. Odpowiedziano: 

"Potrzebujemy tych łóżek dla naszych chorych i ciężko rannych żołnierzy, którzy jeszcze 

do tej pory leżą na słomie. Wasi chorzy też mogą leżeć na słomie. Były już . przecież 

takie czasy". Chodzi w przeważającej mierze j,;, 
o starych, ułomnych, biednych ludzi, 

                                            Niedziela 21. 1. 1940 

Mamy niesłycbjpie mroźną i śnieżną zimę, mało ustępującą polarnej, przepowiadają, 

że  ma  być  jeszcze  zimniej,  aż do minus  40 stopni. Przez te  mrozy  nie odsłania  się 

zakopcowanych ziemniaków. Dlatego od około dwóch tygodni ludność jest pozbawiona 

tego podstawowego artykułu żywnościowego. Obecnie również Aryjczycy, jak słychać, 

nie będą otrzymywali strączkowych, jedynego źródła ciepła i siły przy tych mrozach. Do 

tej pory tylko Żydzi byli wyłączeni z przydziałów tych artykułów żywnościowych. 

Zaopatrzenie   w   węgiel   załamało   się   całkowicie.   Przez   dobrych   14   dni   -   właśnie 

podczas ostrych mrozów do minus 30° - niezliczone miejscowości prowincji (także małe 

miasta) były bez węgla, tak więc tu i ówdzie zdarzały się "rewolty węglowe". 

Poniedziałek 12. 2. 1940 

Trudności z zimą i węglem trwają. Na szczęście Aryjczykom wcale nie powodzi się 

lepiej   niż   Żydom.   Zimno   i   brak   węgla   doprowadziły   do   straszliwego   wzrostu 

śmiertelności...   A   ponieważ   ziemia   jest   zmarznięta   na   ponad   metr,   wielu   zmarłych 

oczekuje   w   trupiarniach   wszystkich   cmentarzy   na   pochówek.   Dopiero   przy   pomocy 

specjalnych piecyków koksowych, lutownic i oskardów można się wkopać w ziemię i 

background image

zmarłego "legalnie" pochować. Wszystkie szkoły mają ferie z powodu mrozów. Do tych 

trudności dołączył się teraz je,szcze brak tłuszczu oraz wysokokalorycznych produktów 

jak groch, fasola i soczewica. 

Na dodatek od 1. 2.1940 wprowadzono zakaz sprzedaży alkoholu: od godziny 12 w 

południe w każdy piątek i sobotę zabroniono wyszynku i sprzedaży likierów i wódek. 

Zakaz będzie obowiązywał do dnia 1. 2. 1950! W związku z tym usłyszałem w knajpce 

takie zdanie: 

"Teraz wiem juz przynajmniej, jak długo będzie trwała wojna, bo do tej pory nawet się 

nie domyślałem". 

25. 2. 1940 

W odpowiedzi na ustawiczne prześladowania Żydów zapisałem się 20 bm. takze na 

ewentualny   wyjazd   do   Palestyny,   z   równoczesnym   przekazaniem   sprawy   do   Urzędu 

Palestyńskiego,  który tę  akcję prowadzi łącznie  z palestyńską  placówką  powierniczą, 

której zadaniem jest finansowanie ludzi pozbawionych środków materialnych jak ja. 

Wtorek 27. 2. 1940 

Równocześnie   napisałem   jeszcze   raz   do   Schlossa,   prosząc   go,   aby   porozmawiał   z 

panem Fovindą (Hofmannem), zeby mnie stąd wydostał przy pomocy swego wysokiego 

protektora, maharadzy Sikkimu. 

Wtorek 5.3. 1940 

o nowych prześladowaniach Żydów we Wrocławiu. 

Moja litera alfabetu przypadła na 2 bm., a że nie otrzymałem "zaproszenia", musiałem 

tam pójść o godzinie l w południe i zostałem razem ze wszystkimi "nie zaproszonymi" 

wezwany na poniedziałek na godzinę 1. Więc wczoraj czekaliśmy najpierw ponad pół 

godziny na podwórzu (w chlapie godnej politowania), dokąd nas skierował odźwierny 

esesowiec   słowami:   "Na   podwórze!"   Potem   przyszedł   ten   sam   cerber,   rzucił:   "Jazda 

nagóre!

48.

49. i poszliśmy (około 120-130 ludzi) na pierwsze piętro. 

Odźwierny,   godny   sokratesowskiego   opisu:   dwunożne,   prosto   chodzące   zwierzę   z 

płonącymi  oczyma,  z   ochrypłym  głosem,  wysokiego   wzrostu,  w   czarnym   uniformie-

poszedł razem z nami i udawał trochę sierżanta. Gdyby był psem, to zapewne by tego lub 

oweg,o oszczał albo pogryzł. Na to wyglądał ten 30-latek. 

W korytarzu siedział cały rząd starych, chorych ludzi nie zwolnionych od osobistego 

stawiennictwa!   Staliśmy   bardzo   stłoczeni   i   dwie   damy   zemdlały,   co   urzędnikowi   z 

pokoju numer 17 dało powód do zbesztania nas, że powinniśmy pomóc. Na szczęście 

była między nami młoda pielęgniarka i dawna służąca rabina Vogelsteina (który miał 

niegdyś w tym domu swoje służbowe mieszkanie), która wiedziała, gdzie tu jest woda, 

podobnie jak Herta Tausk, też tu obecna, która była nauczycielką szkoły mieszczącej się 

w   tym   domu.   Ale   do   domu   nie   puszczono   omdlałych   ofiar   nowoczesnego   obłędu 

prześladowcze;go!!! Rejestracja przede wszystkim. 

Staliśmy tak do godziny 3! Wtedy przyszedł wspomniany już urzędnik i "pouczył" nas, 

że od tej chwili emigracja żydowska będzie nadzorowana, że dzisiaj sporządzone zostaną 

tylko   kartoteki,   że   na   trzy   dni   przed   wyjazdem   należy   w   pokoju   numer   17   składać 

background image

fotokopie trzech niezbędnych  dokumentów:  karty okrętowej,' trzech pierwszych  stron 

paszportu   i   oryginału   wymeldowania   się   na   policji.   W   tym   samym   miejscu   należy 

również meldować o każdej przeprowadzce, każdej zmianie miejsca pracy, o wszystkich 

zmianach w życiu rodzinnym i osobistym. Sublokatorzy muszą posiadać na drzwiach 

tabliczkę z nazwiskiem. Na podróż trzeba w przeddzień uzyskać zezwolenie, które będzie 

udzielane tylko w pilnych przypadkach. Wieczorem po godzinie 8 nie wolno przebywać 

na   ulicy.   Zabrania   się   korespondować   poprzez   państwa   neutralne   z   przyjaciółmi   i 

krewnymi   zamieszkałymi   "we   wrogich   krajach".   I   parę   innych   artykułów   stanu 

wojennego pod groźbą kary. 

Wreszcie się coś ruszyło. Wpuszczano po 5 ludzi, którzy musieli stawać przed stołem z 

kartoteką, przedkładać otwarte dowody tożsamości, a ci, którzy jeszcze nie mieli swojej 

karty   w   kartotece,   musieli   ją   sobie   założyć   w   pokoju   numer   24   (np.   Herta   Tausk). 

Zydów, którzy byli już w obozach, pytano, czy tam przebywali. 

Na to pytanie trzeba było odpowiedzieć twierdząco, to była tylko pułapka, ponieważ ci 

ludzie mieli i tak na

karcie   literę   "A",   co   oznaczało:   Żyd   objęty   akcją   z   listopada   1938!   Komu   licho 

podyktowało odpowiedź "nie", ten był j~ż stracony. Mnie nie pytano. Kto już miał kartę 

założoną,   temu   dwaj   gestapowcy   sporządzali   dwie   kopie   uaktualnionych   danych 

personalnych. Wtedy można było odejść. Za kwadrans 4 wydostałem się szczęśliwie na 

dwór. Moja litera ma się znowu zameldować dnia 15 maja. 

Można już tylko mieć nadzieję i życzyć sobie, by do t~go czasu nad ziemią niemiecką 

tonącą w mrocznym średniowieczu pojawiło się trochę światła. 

Mimo wszystkich dementi, z ok. 800 szczecińskimi Żydarni postąpiono następująco. 

Pewnego dnia zamknięto ich w pustym domu towarowym (gdzie było prżynajmniej 
centralne ogrzewanie). Później wypuszczono ich do domu. Następnie otrzymali rozkaz w 
ciągu 5 godzin przygotować się do wymarszu. Oprócz tych Zydów, którzy mieli już wizę 
na podróż, czyli na emigrację, w kieszeni, wszystkich pozostałych wywieziono gdzieś w 
okolice Lublina oraz częściowo Skalmierzyc(to się tak albo podobnie pisze). Mieszkania 
Zydów szczecińskich pozamykano, zaś pozostałe w domach mienie zwyczajnie 
sprzedano na licytacji. Właściciele tych mieszkań nie otrzymali naturalnie ani grosza! 

W Szczecinie rządzi bliski krewny Streichera. Całe Pomorze "odżydzono" w ten sam 

sposób. 

Na   terenach   Polski   wcielonych   do   Rzeszy   Żydzi   noszą   z   przodu   oraz   z   tyłu   na 

ubraniach żółtą gwiazdę Syjonu, zaś liczne sklepy itp. mają napis: POLAKOM I ZY-

DOM   WSTĘP   WZBRONIONY.   SS   i   NSKK,   zwłaszcza   jednak   SS,   przepędza   na 

tamtych terenach Zydów z jednego miejsca na drugie. 

Nie   lepiej   powodzi   się   w   tych   okręgach   inteligencji   polskiej.   Pragnie   się   ją 

zdziesiątkować, aby już nigdy nie mogła odgrywać roli politycznej. Natomiast "w Polsce 

Kongresowej - zarezerwowanej dla ludności polskiej i żydowskiej - zostanie zbudowane 

nowe państwo, nad czym już wspólnie pracują starsi gmin i miejscowościPolacy i Żydzi. 

Obie części ludności mogą swoją pracę, i to podobno każdą, spokojnie wykonywać i 

wolno im zawierać między sobą związki małżeńskie". Tak przynajmniej pisano w długim 

artykule zamieszczonym w "Schlesische Zei tung". 

Pominięto to tylko, co stamtąd przywieźli i nadal przywożą urlopowicze i pracownicy 
Czerwonego Krzyża: że Polska doprowadzona jest do takiego stanu, iż nawet 25 lat po 
wojnie nie będzie odbudowana i że na owych wschodnich terenach w "rezerwacie Polski 
Kongresowej" panuje wśród zupełnie zubożałych, stłoczonych ludzi nie do opisania 
nędza; nędza, o której się wie wszędzie, nawet w AfrycePołudniowej,  nie tylko u nas.