Dnia 31. 10. 1925
Dzisiaj wieczorem od godziny za kwadrans szósta do siódmej znowu
eksplodowałem sześcioma pięknymi stronicami powieści pt. "Baron Werner".
Napisałem nawet scenę w parku miejskim, której uprzednio wcale nie pla-
nowałem. Styl przypomina mi powieść pt. "Olaf Hori" i mam przeczucie, że
będzie to rzetelna książka.
Dnia 13. 11. 1925
Moja powieść "Baron Werner" leży jak długa. Jestem znowu całkiem
rozklekotany, drżący i niespokojny. Nie potrafię nawet napisać pocztówki:
ciągle się mylę i tracę tok myśli. Życie stało się psio nędzne. Znikąd ani
grosza, ciągłe plajty, przymusowe kompromisy. Nawet takie wielkie fabryki
jak "Linke-Hoffmann-Lauchhammer" 1 mogą już tylko pracować przy pomocy
państwowych kredytów. Wystarczy cofnąć choćby część ich na jeden dzień i
duże przedsiębiorstwo splajtuje. Ale mimo to z kół narodowych nawołują do
rewanżu za przegraną wojnę! Idioci!
Dnia 24 listopada 1925
Świat, w którym obecnie żyjemy, podupadł wprost beznadziejnie. Mówiło
się zawsze, że będzie jeszcze gorzej, ale nikt nie spodziewał się, iż dojdzie do
tak kiepskiej sytuacji. Mimo to wielu nadal jeszcze radośniepodskakuje.
Jakimi durniami politycznymi są Niemcy, widać było choćby na przykładzie
minionego święta umarłych we Wrocławiu. Ofiary wojny uczczono na
czterech oddzielnych zgromadzeniach masowych! A wszystkie miały oblicze i
wydźwięk swojej partii. Nawoływano oczywiście znowu do rewanżu i w
salach ryczano pieśni wojenne, a czarne klechy, znowu to błogosławili -
dokładnie jak w latach 1914-1918. A więc: Niemiec niczego nie zapomniał i
niczego się nie nauczył! Zamiast wreszcie nie roztrząsać fatalnej wojny i
zapewnić sobie przyzwoite miejsce w koncercie narodów, stara się nadal oto,
żeby Niemiec pozostał mącicielem pokoju.
Dnia 24 grudnia 1925
Czas podsumować mijający rok - rychło można się z tym uporać: nie mogę
zapomnieć dawnego dobrobytu naszej rodziny, przyjaciółki z Dusznik, do
której jeździłem przed 11 laty, i wytwornej kurewki z Berlina, która dzisiaj
przystrojona w jedwabie puszcza się i świętuje chrześcijańsko-żydowskie Boże
Narodzenie.
Dnia 25 grudnia 1925
Oto co mnie wcale nie nęci. Wystarczyłoby, żebym mojemu przyjacielowi
Józefowi Hersteinowi i jego młodej' żonie powiedział "tak", i wnet miałbym 25
miliónów w gotówce wraz z kobietą z Krakowa, która chce mnie "tylko mieć".
Chodzi jej zapewne równiez o rozszerzenie interesów handlowych i o podporę
przedsiębiorstwa. Ale nic nie wiem o tej kobiecie. Oczywiście nic z tego nie
będzie. Wolę już raczej obracać kurewki berlińskie.
Dnia 27 grudnia 1925
Niektórzy ludzie,. a wśród nich moja anormalna "siostra" Ilsa, twierdzą, że
nie żyję aktualną rzeczywistością, lecz pędzę żywot wzięty z książki i brak mi
niezbędnej powagi. · A całujcież mnie w tyłek! Wobec anormalnych ludzi nie
można zachowywać niezbędnej powagi. Zaś utrzymywać powagę wobec tzw.
"rzeczywistości" byłoby jednoznaczne ze wstrzymaniem się od śmiechu na
spekta~ klu komediowym. Poważnym można być tylko tam, gdzie
rzeczywiście idzie o własne przeżycia oraz o własne życie. Natomiast gdy
chodzi o kwestię "życia niby w książce", to w tym miejscu trzeba podkreślić
wyższość książek buddyjskich nad wszystkimi innymi. Materia bowiem
wszystkich innych książek zawsze musi być budowana, ale to koniecznie, z
elementów "rzeczywistości" tych ludzi. Ich święto to pieczone ptactwo\ ciasta,
wina i likiery oraz dobre ubranie, prezenty, kwiaty, fidrygałki, określone
cygara, papierosy, tytoń, perfumy, mydło, puder, futra, koronki, teatr,
znajomości ze śpiewaczkami i śpiewakami, określone cykle koncertowe,
stowarzyszenia teatralne, loże, zrzeszenia, podróże o każdej porze roku... i
czego tam jeszcze nie wymyślą!
Ci sami ludzie są też, jeśli potrzeba, bardzo "pobożni" i latają w święta przez
cały dzień z modlitewnikiem. Pod koniec dnia modlitewniki wracają do fute-
rałów, by lec gdzieś w szafie. Ludzie ci są też bardzo chciwi na dochody i żyją
tylko pieniądzem i jego siłą nabywczą - skoro tylko mają za mało albo za dużo
mamony, to zaraz dostają gorączki.
Co się zaś tyczy panny Ilsy, umie i potrafi ona tylko jedno, ale za to
bezkonkurencyjnie, od rana do wieczora,· o każdej porze i na każdym miejscu
wadzić się i spierać, drzeć pysk i poprzez ustawiczne kłótnie robić sobie
wrogów oraz oszczerców.
Całujcie mnie w tyłek!
Dnia 30/31 stycznia 1926
Coś o rodzinie. W Berlinie żyje 25-letni Walter Tausk, który jest "zagorzałym
syjonistą". Jego dziadek, Benno Tausk, był stryjkiem mego ojca. A to
wpadłem! Można się bowiem spodziewać, że jeżeli moja kurewska kuzynka
pokuma się w Berlinie z tym syjonistą, to wielka draka gotowa.
Wtorek, 3 sierpnia 1926
Wygląda niestety na to, że los znowu złapał naszą rodzinę za gardło.
Prawna ochrona lokatorów została ustawą z 29 czerwca br. tak dalece
osłabiona, że nie ma już w ogóle żadnej obrony przed właścicielem domu.
Nasz okaz gospodarza (niegdyś handlarz bydła w Ostrowie Wielkopolskim,
typ tzw. niemieckiego Żyda ze Wschodu) od czasu nabycia domu, gdzie teraz
mieszkamy (a więc od 6 lat), próbował przy pomocy wszystkich
niedozwolonych środków zmusić moich rodziców do opuszczenia mieszkania.
Obecnie na skutek nowej ustawy sądzi, że posiada w ręku wszystkie atuty, i
chce nas wszelkimi sposobami skłonić do przeprowadzki do jego mieszkania
na Kreutzstrasse [obecna ul. Swiętokrzyska]. W tej okolicy jako przedstawiciel
handlowy specjalnych artykułów byłbym zrujnowany i zmuszony do
włóczenia się po mieście. Gdy trafiały się możliwości wymiany na inne
mieszkania, ten Żyd' stale to w ostatniej chwili udaremniał.
Dzisiaj około 12 godziny w południe trafiłem akurat na to, jak ten Żyd znowu
przypiął się do mojej starej matki i usiłował na niej wymusić decyzję.
Przeczekałem chwilę zupełnie cicho w przedpokoju i przekonałem się, jak
bardzo moja matka nie dorównuje temu obłudnemu łajdakowi. Gdy jednak
usłyszałem słowa: "Jeżeli pani nie przeprowadzi się dobrowolnie, to zaskarżę
panią do sądu i zmuszę do tego", kiedy' więc zagroził eksmisją, włączyłem się
do dysputy ku wielkiemu zdumieniu mojej matki i tego łotra i wezwałem go do
wytłumaczenia się. Wtedy łajdak przyznał, że od 6 lat próbował wszystkich
sposobów i szukał sprzyjających sytuacji, aby nas usunąć z aktualnego
mieszkania. Dałem mu właściwą odprawę, tak że matka starała się nawet
załagodzić moje zrozumiałe zdenerwowanie. Debata zakończyła się tym, że
wyrzuciłem gospodarza stosując prawo mieszkaniowe, ponieważ odniósł się do
mnie bezczelnie i obraził mój zawód.
Schodził na dół schodami gadając do siebie: "Czy to ja jestem idiotą?"
Możliwe. Nie mogę uwierzyć, żeby poznanie siebie stało się u niego krokiem
do poprawy. Dojdzie naturalnie do nowych bojów, które prowadzić będę
głównie dla starej matki. Ów niemiecki Żyd ze Wschodu nie jest jednakże
pierwszym oszustem, który ze mną zaczął i który został zagoniony we. własne
łotrostwo i bezczelność.
Gdyby Budda Gautama znał niemieckich oraz obcokrajowych Żydów ze
Wschodu, tę cygańską bandę, która niby bakterie jest wszędzie, to uznałby ich
za "rzeczy do omijania”.
Wschodni Żydzi - niemieccy również - są okropną hołotą, stojącą poza
wszelką moralnością i obyczajowością ... Jedną sprawę załatwiają idealnie:
wytyczają kierunek ruchom antysemickim. 15 milionów Żydów wśród prawie
1700 milionów ludzi całego globu zachowuje się tak, jakby do nich świat
należał. Ten "naród wybrany" do dnia dzisiejszego - na przekór wszystkiemu -
poszukuje swego getta ... Bo tylko pomiędzy swoimi Żyd czuje się dobrze... .
Już widzę ten dzień, kiedy nie zważając na wszelkie następstwa ... opuszczę
to stado całkowicie i na zawsze.
8 sierpnia 1926
Rozdział o żydowskim "szachrajstwie". Ilsa była zatrudniona w laboratorium
szpitala żydowskiego przez półtora roku. U szczytu inflacji została zwolniona,
"ponieważ trzeba było źamknąć połowę szpitala", .ale obiecano jej,że
natychmiast będzie przyjęta przy ewentualnym zapotrzebowaniu na
pracowników .
... Tak więc siostra moja na kilka miesięcy znalazła się na bruku, a potem
otrzymała posadę w lichym laboratorium prywatnym. U profesora W.
Schellera, który około· kwietnia-maja 1933 popełnił samobójstwo. ( Przypisek
późniejszy). Tymczasem szpital żydowski znowu jest od dawna zapełniony i
ma ogromnie dużo pracy.Laboratorium nie może nadążyć. Ale zamiast, jak
obiecano, przyjąć moją siostrę z. powrotem, zatrudnia się praktykantki - tylko
bogate żydowskie dziewczyny, którym nie zarobek. jest potrzebny, lecz "dobry
ożenek z lekarzem". (Sprzedające się nierządnice i nic więcej - tylko trochę
lepiej aranżujące proceder).
O tym, że moja siostra ma otrzymać posadę w miejskim szpitalu Wenzel-
Hanke (podług wszelkich przewidywań pracę tę otrzyma), dowiedziała się w
jakiś sposób elita wrocławskich Żydów i podała w swojej brukowej gazecie -
obok komunikatów o odstąpieniach i przystąpienhich do religii' żydowskiej .
oraz notatek o urodzinach i zgonach - komunikat, że Ilsa Tausk została
zaangażowana tam i tam.
Dlaczego? No bo Żydówka na magistrackiej posadzie!
Banda gnojarzy!
.
28 sierpnia 1926
Gdy wczoraj sprzątałem mieszkanie, aby opróżnić wynajęty pokój, musiałem·
też oczyścić starą sekreterę, w której znajdowała się masa papierów po ojcu:
korespondencja z lat wojny, stare notesy, blankiety wekslowe, oferty
parcelowe itd., jak również wiele ważnych dla nas. rzeczy z lat bankructwa
finansowego. Przeglądamy je ponownie jeszcze raz!, aby zachować
ważniejsze. I znowu człowieka przerażenie ogarnia na widok sum, które po-
siadaliśmy (w pieniądzach i inwestycjach). Ale najbardziej dławią zanotowane
tysiące i tysiące pożyczone "klientom", spośród których tylko część zwróciła
jakieś grosze. Pan Nicklaus, jeden z tych przyjaciół, winien był "tylko" 8 tys.
marek, z których zaledwie połowę spłacił po wielu zachodach - reszta
przepadła!
Dlatego też nasza rodzina zeszła na psy, zubożała i nie ma prawie nadziei
wydostania się na wierzch, aczkolwiek zatrudnienie Ilsy na magistrackiej
posadzie, jak się teraz dowiedziałem, wydaje się pewne (popierają ją tajny
radca Drehwitz, wszyscy lekarze, a także dyrektor szpitala, a ja mam dobrą
pozycję u radnego miejskiego Landsberga).
Przy sprzątaniu i przeglądaniu rzeczy miałem okropne odczucia i myślałem,
jak bardzo zmarły ojciec był przywiązany do swego Boga. Do tego samego,
który tak cudownie przeciwnym uczuciem obdarzał ojca, jego żonę i jego
dzieci.
Środa, dnia 13 października 1926
Po wielu. latach byłem wreszcie znowu w poniedziałek na koncercie.
Siedziałem tam jak jakieś obce ciało:
"Gdy następuje zetknięcie się ucha z tonami, powstaje kontakt słuchowy itd." I
trwało diabelnie długo, nim się człowiek trochę rozgrzał i - jak w dawnych
latach poniesiony został przez muzykę. W sali koncertowej ujrzałem niejedną
twarz widzianą tu co najmniej przed 15 laty. Jak i jej nosiciel zmieniła kształt,
postarzała się i już nie jest tym, czym niegdyś obiecywała być. Obcy
przechodziłem przez tę chmarę ludzką. Tu i ówdzie pozdrawiałem jakiegoś
starego znajomego, ale uczucia ciepła nie odczułem i trzymałem się od nich z
daleka. To przęklęte zimne uczucie! Panuje ono szczególnie wtedy, kiedy we
wspomnieniach wracają minione lata: straszliwa walka, straszliwa nędza i nic
poza tym.
braku środków pieniężnych oraz z braku rzetelnego zainteresowania się przez
większość spośród naszych 100 europejskich zwolenników rozprzęga się
powoli, ale dokładnie. To hańba! Mój przyjaciel Schloss jest zupełnie
zmęczony i zrezygnowany. "Przyjaciele" go wykorzystali, a następnie
porzucili. I teraz brak prawdziwego przywódcy.
21/11 1926
Tomasz Mann nie odpowiedział mi. Dlatego moją konkursową pracę
wysłałem wczoraj do "Fischer Verlag" z pełną świadomością, że potraktują
mnie ze wzruszeniem ramion, ponieważ piszę o buddyzmie. Dzisiaj wybuchła
nowa rzecz, którą ewentualnie także prześlę:
"Elfrieda" .
Piątek, 4/IV 1927
Sprawy prywatne. Od dra Alfreda Doblina, Berlin O, Frankfurter Allee 340,
współpracownika pisma "Literarische Welt", znanego neurologa i pisarza,
otrzymałem znakomitą ocenę powieści "Śmierć Olafa Rori" oraz zachętę do
dalszego pisania! Tak, ale powieść "Bunke" nie rozrasta się i laicka w dużym
stylu rozprawa o buddyzmie, która początkowo wprost eksplodowała, także się
urwała. I nagle nie potrafię konstruować. To musi samo przyjść. "Bunke"
ukaże się we fragmentach w roku 1933 w czasopiśmie "Wiedergeburt und
Wirken" - dopisano dnia 11 maja 1933. [Uwaga na marginesie]. Nic z tego nie
wyszło, ponieważ to pismo wychodziło tylko przez rok, potem pieniądze się
skończyły - dopisano 16.08.1936. [Następna uwaga na marginesie].
Sroda, 14. 12. 1927
Zżerają, nas kłopoty pieniężne. A to dlatego, że Herta ma tylko długi i robi
długi. Ciągle zabiera się- do rzeczy, których nie powinna robić, a potem
oczywiście ich nie realizuje. Już od wielu miesięcy żyje tego typu interesami -
mirażami. Toteż włazi w coraz większe długi, a roztrzepaniem i
bezplanowością bije na głowę nawet swego ojca. Rudolf Tausk pogrążył swoją
rodzinę. Herta Tausk też to zrobi. Ale jej rodzeństwo, które samo musi ciężko
walczyć o życie, po raz drugi już nie poświęci siebie i tej odrobiny życia
osobistego. Dalej tak nie może być. Za sam czynsz jesteśmy winni już 250
marek. Herta nie daje ani feniga na czynsz, na gaz, na służącą i na życie.
Sprawę tę omija niby to przez swoje histeryczne roztrzepanie i kwituje
frazesami. Tymczasem jeden nakaz płatniczy goni drugi! Nakazy przychodzą
nawet z takich firm, dla których pracuję jako przedstawiciel handlowy. Cierpi
na tym moja opinia, ale ten babsztyl tego nie dostrzega.
To życie tak znędzniałe, choć tak wiele przecież mogło dać, najlepiej określa
słowo: "spartolone". A jego ostatnim rozdziałem będzie rozdział
"Samobójstwo". Innej możliwości po prostu nie widać.' Morfina, którą
ukradłem ojcu tuż przed jego śmiercią, z biegiem czasu straciła swoje
właściwości. Pozostaje zatem jeszcze rewolwer, zagłodzenie się na śmierć albo
jakiś inny sposób odejścia. Muszę jednak poczekać, aż stara matka zostanie
wykończona przez swoje córki. Wówczas bowiem obie rzucą się na ,mnie niby
ścierwnice. I właśnie wtedy rozleci się do reszty niepotrzebnie niegdyś
założona rodzina.
Dookoła siebie widzę tylko coraz bardziej z każdym dniem widoczny
rozkład i upadek. W tym jedyną okropnością i naj straszniejszą rzeczą jest już
zaczęty rozkład pamięci, koncentracji, nerwów.
30 lipca 1928
Znowu zadaję sobie pytanie, dlaczego nasza rodzina w ogóle powstała.
Powód był realistyczny, ekonomiczny.
N aszemu zmarłemu ojcu po rocznym pożyciu małżeńskim zmarła podczas
porodu pierwsza żona wraz z dzieckiem. A Rudolf Tausk po prostu nie mógł
zostawić swego domu bez kobiety. Oprócz tego potrzebował pieniędzy dla
spłacenia pewnej wierzytelności swoim pierwszym teściom (rodzina B6hm
musiała być szczególnym rodzajem ludzi), o ile dobrze wiem, chodziło o
wypowiedzenie hipoteki albo o zwrot posagu. Tak więc znowu udał się w
konkury. Ojciec miał wtedy 20 lat, matka była dwa lata starsza od niego. Do
małżeństwa doszło tak, jak niestety w większości wypadków jeszcze i dzisiaj
dochodzi: nastąpUy "oględziny", a resztę rozwiązano w ramach "utartych
zwyczajów i obyczajów".
Nie jest przypadkiem, że tak bardzo oczekiwany przez Rudolfa Tauska syn
przyszedł na świat jako ostatnie dziecko i jest Ódtąd na szarym końcu rodziny.
Nie jest przypadkiem, że ów syn utorował sobie sam drogę, 'gdyż został do
tego zmuszony. Nie jest przypadkiem, iż temu synowi pojęcie "KOBIETA"
otworzyło oczy na rzeczy świata tego.
3 sierpnia 1928
Szkoda, że dopiero' na wojnie zacząłem prowadzić mój dziennik i dlatego
poprzednie lata opisałem tylko na kilku stronach. Stanowią one zaledwie
resume, gdy tymczasem potrzebny byłby cały ich przebieg.
A mój pierwszy dziennik, który zacząłem prowadzić w wieku 16 lat,
wrzuciłem po kilku miesiącach do pieca, ponieważ nie wiedziałem, gdzie
skutecznie ukryć przed innymi tę dla mnie najważniejszą' książkę. Najważniej
szą,bo wiadomo, że w wieku 16 lat wchodzi się w okres "burzy i naporu".
Pamiętam do dziś, iż w moim pierwszym dzienniku opisywałem naszą
ówczesną nędzę, moje wyizolowanie w obcym mi otoczeniu rodziny i walkę z
tą izolacją oraz szereg myśli, które mogły się też znaleźć w moich
późniejszych książkach. Szkoda tej księgi. Szkoda całej straconej młodości.
25.8.1928
Ilsa Tausk wdała się w swoją zmarłą babcię Rosettę David i jej matkę - która
była warszawianką - gdy chodzi o wygląd i charakter: jest pilna, godna
zaufania, nieprzekupna i oszczędna. Ale zawsze i we wszystkich
okolicznościach ma gębę od ucha do ucha, musi mieć pierwsze i ostatnie
słowo, kłóci się i wadzi, pyskuje i dokucza innym. Duchowo niezbyt
interesująca, gdy jednak ma swój dzień, potrafi być wesoła i ma zawsze na
końcu języka wyszukany i pieprzny dowcip. Kiedy ten bachor przychodził na
świat, wrzeszczał z całych sil... Odbierający poród trzebnicki lekarz dr Korner
miał wtedy powiedzieć: ,,0, wcześnie zaczyna!"
Dnia 7. 9. 1928
Oto największa troska matki przy naszym ubóstwie!
Musimy nadchodzące 9 dni żydowskich świąt obchodzić możliwie uroczyście
zgodnie ze wszystkimi zasadami chlając i żrąc jak w dawno minionych,
dobrych dniach. Także latając do świątyni! Mnie tam nikt nie ujrzy. Nawet na
zaproszenia, których zresztą już nie otrzymuję! Jehowa przecież właśnie naszej
rodzinie dał tyle dowodów swego nieistnienia, że można by go już w końcu
zwolnić i przebijać się przez życie samemu. A krocząc razem z nim, czyż nie
dochodzi się do łajdactwa, jak wszyscy ci, których działalność Jehowa osłania i
pozwala im być coraz bogatszymi i bogatszymi?
Piątek, dnia 13. 10. 1928
Ilsa Tausk ma nowy kłopot. Podczas jej nieobecności w pracy - z powodu
żydowskiego święta Sądnego Dnia - w laboratorium szpitalnym zdarzyły się
ostre wypowiedzi antysemickie o osobistym charakterze na temat pewnego
lekarza, które naturalnie nie pozostały tajemnicą. Sprawa nabrała rozgłosu i
Ilsa - a wiadomo, że ma ona jadaczkę niby starogreccy bohaterowie -
przedstawiła do raportu za inne rzeczy pewną praktykantkę, która miała duży
udział w tej sprawie. Teraz wmieszani w to i Żydzi, i chrześcijanie boją się, że
wszystko dojdzie do prokuratora, że prasa wrocławska całą rzecz rozdmucha
(szczególnie socjaldemokratyczna gazeta "Volkswacht"), że sprawą
zainteresuje się kuratorium szpitala i magistrat i wyrzuci niektórych
pracowników, a wśród nich Ilsę Tausk.
Dzień Pokutny, dnia 20. 11. 1928
Pisane wieczorem. Własna nędza skłania do wędrówek po cichych ledwo
oświetlonych uliczkach w środku miasta. Uliczkach nędzy, gdzie mieszkają
biedacy, prostytutki, złodzieje itp. Ale po południu te ulice są ciche, prawie
wymarłe. Tylko tu i ówdzie stoi ktoś przed drzwiami albo idzie chodnikiem.
Nawet z mieszczących się tu licznych knajp dochodzi wyjątkowo mało hałasu
na ulicę. Na Bliicherplatz [Plac Solny] publiczne nabo-,. żeństwo Armii
Zbawienia: pewna kobieta wygłasza płomienne kazanie o ratowaniu duszy. Ale
to też tylko nę dza, ta Armia Zbawienia: wzniosła, przedobrzona, umun-
durowana nędza, opromieniona religia.
Kiedy człowiek tak włóczy się po mieście, jest podobny do cienia. Ale ten
cień ma niestety świadomość istnienia, krwiobieg, system mięśniowy i
wszystko inne, co potrzebne żywemu organizmowi. Żal ogarnia człowieka - i
nic więcej. Żal Armii Zbawienia, żal ludzi wychodzących z kościoła, żal
robotników, żal kurew, żal złodziei, żal wytwornego towarzystwa, żal
szczególnie gnębionych wschodnich Żydów, spotykanych na Antonienstrasse
[ulica Św. Antoniego], tych niemal błazeńsko wyglądających Żydów
wschodnich z ich "przepisowymi" brodami, pejsami, czapeczkami, swoistym
chodem itp.
A potem znowu idę do domu, choć wcale nie wiem, po co. Ale wiem, że w
dawniejszych latach - przed wojną - też często nie chciało mi się wracać do
domu, niekiedy będąc już na schodach zawracałem do miasta i ciągle od nowa
tęskniłem i walczyłem.
_ Jestem przekonany, że owo wieczne napadanie kobiet na mężczyzn, sióstr
na braci - aż do rozpadania się wzajemnych związków! - zawsze było i jest
charakterystyczne dla żeńskiej linii Friedlanderów. Tę swarliwość wniosła do
rodziny jedna Polka, moja prababka, nieposkromiona kłótnica. To było
wówczas małżeństwo z miłości! Małżeństwo z piękności!
Dnia 9/10/11 marca 1929
Znowu wpadłem w agresywny nastrój i po raz drugi wszczynam batalię z
moim "Olafem Rori". Wczoraj wysłałem egzemplarz do "Breslauer Zeitung", a
dzisiaj do Waltera v. Molo (szyld pana Remarque'a). Oprócz tego przesłałem
dokładne informacje i wyjaśnienia wydawnictwu "Bena re s Verlag" ...
Wrzucając dzisiaj do skrzynki pocztowej listy do Mola i wydawnictwa
przystanąłem na chwilę zadumany i po myślałem: ;,Czy to jeszcze w ogóle ma
sens?" Wtedy przemknęło tuż koło mnie - z lewa na prawo - szare auto z
dużymi obryzganymi szybami bocznymi. Dopiero od tyłu je poznałem:
karawan z trumną i licznymi wieńcami. A przecież w Saksonii powiadają: "Po
lewicy zwłoki - na radość widoki". W stosunku do mnie ta przepowiednia do
tej pory zawsze się sprawdzała. Miejmy nadzieję, że jest to i teraz dobry omen.
Dnia 17. 4. 1929
Dzisiaj od samego rana czułem się fizycznie całkiem rozbity, ale serce
przepełniała mi radosna muzyka i byłem wyjątkowo ożywiony. Kiedy około
pół do dwunastej wróciłem do domu, czekał na mnie list z wrocławskiego
radia. Zostałem poinformowany, że moja powieść "Olaf Hori" zostanie
omówiona, ale wyrażają pogląd, że gdy chodzi o "siłę obrazowania, to powieść
ustępuje wyraźnie dziełom Renna i Remarque'a"· Na podstawie tej opinii
jestem zmuszony sądzić, iż w dziale literackim Radia Wrocław siedzą sami
młodzi idioci, spośród których ani jeden nawet się nie domyśla, co moja
książka znacz)". Toteż napisałem do nich obszernie na ten temat i mam
nadzieję, że wreszcie skapują, o co chodzi.
Wtorek, dnia 30 kwietnia 1929
Niemcy są przytułkiem dla urzędników z partii socjaldemokratycznej i dla
bezrobotnych, a oprócz tego korytem dla wszystkich innych urzędników,
którzy ""prawdzie biorą pieniądze od państwa, lecz przeciwko Iliemu działają
(członkowie Stahlhelmu, narodowi socjaliści itp.).
Nie mamy jeszcze odpowiedniego następcy Hindenburga. Nie mamy nawet na
okres po jego odejściu stosownego republikanina do ewentualnej dyktatury
wojskowej względnie do dyktatury w ogóle, której konieczność nadchodzi.
Niedziela, dnia 5 maja 1929
"Żydowska gazeta" "Breslauer Zeitung" w numerze z .30. IV. 1929 r.
załatwiła moją powieść "Olaf Rori" dziesięcioma wierszami, które kończy
pytaniem, po co ta książka w ogóle została napisana. To omówienie jest
zamierzonym pamfletem. Wystosuję odpowiedź, gdy tylko ustalę nazwisko
krytyka: " ... hs". Doblin i Molo kontra "Breslauer Zeitung". To dopiero będzie
taniec!
Dnia 30 maja 1929
Niespecjalnie zajęty, pracuję jednak co nieco - aczkolwiek prawie nic nie
zarabiam, muszę się utrzymać. Teraz zdobyłem - choć niepełne
-przedstawicielstwo firmy "Ensoplatten Vertriebs Gesellschaft m.b.R. Berlin"
na 10% prowizji. Te płyty są coraz częściej używane w budownictwie, w
teatrach, przez dekoratorów wystaw i stoisk targowych. W ten sposób stykam
się częściej' z budowlanymi i z władzami, co wychodzi na dobre moim
artykułom tapicerskim. Zdobyłem u swoich klientów uznanie i zaufanie -
brakuje mi tylko tych przeklętych pieniędzy!
Środa, dnia 5/6 1929
Dzisiaj wieczorem w Pipidówce (trzy panie 'Tausk!) wielka rewolucja,
ponieważ w arcynacjonalistycznym dzienniku "Schlesische Tagespost" ukazał
się mój arty- kuł! To ptawda. okazało się zreszt~, ze w redakcji zmieniono go
trochę, ale w druku jest i tak ostrzejszy niż po napisaniu. W domu wielka
rewolucja, gdyż wielu znanych i eksponowanych w mieście ludzi uważa
artykuł za "świetny, słuszny, bardzo dobry" i propaguje jego myśli dalej.
Najbardziej poruszona jest moja matka, bo ci panowie w rozmowach
"podkreślają moją nieustraszoność, której nie można bluffować". Moją odwagę
sam mogę sprawdzić - przy przepisywaniu na maszynie moich dzienników z
czasów wojny.
Dnia 12. 7. 1929
Została założona Międzynarodowa Unia Buddystyczna.
My wrocławianie mamy się do niej przyłączyć, a mnie osobiście założyciel
zaproponował stanowisko konsula na Wrocław. Niestety, nie znam
angielskiego, a to jest warunkiem koniecznym. Ale tymczasowo obejmę chyba
to stanowisko. Muszę najpierw dobrze poznać ludzi. Za dużo "amerykanizmu"
w oprawie tej sprawy.
29. 5. 1930
[Dwa opowiadania z cyklu pt. "Co mi się jeszcze z wojny przypomniało",
nie włączonego przez autora do dzienników i stanowiącego osobno oprawioną
całość. Opowiadania noszą powyższą datę].
Medyna
Jako żołnierza frontowego - teraz zresztą też - nic mnie nie mierziło bardziej
niż bezczelny ton żydowskich chłystków z Górnego Śląska i Poznańskiego,
których W naszym batalionie (jak i w innych kompaniach!) było niestety
bardzo wielu. Wszyscy zostali wcieleni do wojska jednego dnia w Brzegu nad
Odrą, a potem trafili do naszego batalionu.
Gdziekolwiek się zjawiali, swoim zachowaniem i ajwajowaniem
natychmiast wywoływali antysemityzm. Wojnę traktowali niby swój prywatny
geszeft i szachrowali wszędzie na wszelkie możliwe sposoby, aby się tylko
uchylić przed ciężką, brudną albo niebezpieczną robotą! Gdziekolwiek się
pojawiali, zaraz węszyli za współwyznawcami, których wnet - natarczywie
niby prowincjonalni komiwojażerowie - przerabiali na swoje kopyto. Kto im
się nie poddawał, przeciw temu szczuto. Na ten temat mógłbym niejedno
wyśpiewać!
Kiedy budowaliśmy drogę za wzgórzem 307-310 pod Verdun, dołączono do
nas z batalionu 85 jedną kompanię pełną takich ludzi! Przez jakiś czas
rozglądali się, poszeptali w swoim gronie i ... zniknęli w pobliskim lesie.
Oburzył nas ten brak koleżeńskości, wyciągnęliśmy ich zatem stamtąd i
nagadaliśmy do słuchu. Ale oni znowu zwiali.
Na nieszczęście w poszukiwaniu drzewa na opał natknąłem się na nich nos
w nos w gęstwinie, gdzie sobie właśnie urządzili święto lasu. Zawołali do
mnie. Bez słowa patrzyłem w te przebiegłe i bezczelne twarze. Raptem padło
pytanie.
- Nu, ty też z Medyny?
- Nie, z Wrocławia. (Ogólny śmiech).
- Nu, jeżeli ty nawet jesteś z Wrocławia, to i tak
jeszcze możesz być z Medyny.
- Nie znam takiej miejscowości. Gdzie ona leży? (Ogólne zdumienie).
- Co, to ty nie jesteś z Medyny? To ty goj?
~ Nie wiem, co to słowo oznacza. (Jeszcze większe zdumienie).
- Nu, czyś ty chrześcijanin?
- Tak.
_ Ajaj, to przynajmniej nie mów nikomu o naszej rozmowie. A tu masz kilka
papierosów.
Papieros6w nie przyjąłem. Sprowadziłem tych właśnie wrocławiaków z
mojej drużyny, którzy chętnie deklarowali antysemityzm, pokazałem im
owych nicponi6w, a potem dobraliśmy się do nich, jak oni przedtem do nas:
bez litości. Mając na uwadze niebezpieczeństwo i nędzę, w jakiej wszyscy
byliśmy, zagroziliśmy im soczystym donosem, jeżeli jeszcze raz uciekną.
W ostatnim dniu naszego wspólnego kwaterowania wróciłem do tej sprawy i
oświadczyłem im, że we wszelkich okolicznościach chętnie będę się
deklarował jako GOJ w takim towarzystwie jak oni, ponieważ pod rzetelnym
niemiecko-żydowskim duchem żołnierskim pojmuję całkiem inne treści niż
oni, mianowicie ducha prawdziwego koleżeństwa i uczciwość wobec siebie w
imię wspólnej sprawy. Gdy na moje słowa zareagowali po kretyńsku,
poradziłem im wyemigrować do syjonistycznej Palestyny, gdzie między sobą
będą mogli robić, co im się spodoba.
Aryjczyk z gwardii
W Azannes przebywaliśmy jakiś czas na terenie dworcakolejowego razem z
berlińczykami z oddziałów gwardyjskich. Mieli tam kuchnię wagonową, gdzie
moja drużyna często i skutecznie żebrała, aby na miejscu napełnić żołądek.
Dochodziło oczywiście do licznych rozmów między nami, nie tylko z
kucharzami, ale i z żołnierzami kwaterującymi w Douaumont i jego fortach.
Wśród gwardzistów był wysoki, szczupły, jasny blondyn z twarzą o wprost
idealnych rysach, ale pozbawioną jakichkolwiek śladów ducha. Oprócz tego
bardzo pyskaty. Na żołnierzy zwykłych formacji· patrzył z góry i traktował nas
obcesowo. Wrocławianie go wprost nie cierpieli.
Pewnego razu jasny blondyn zaczął pomstować na wszystko, co podług
niego nie było "niemieckie, germańskie i rasowe". Pociągnęliśmy go za język i
okazało się, że to na wskroś zacięty wróg katolików oraz Żydów, który
wszystko, co "niegermańskie" , kwalifikuje jako "nieniemieckie i
obcokrajowe". Na pytanie, jak się w takim razie czuje w swojej drużynie,
odpowiedział:
- Tam są sami Aryjczycy. Gwardia jest aryjska!
- A jeżeli przydzielą do was innych ludzi?
- Zostaną natychmiast oddaleni.
Często ciągnęliśmy go za język i pewnego dnia usłyszeliśmy:
- Gdybym wiedział, że obok mnie w szeregu stoi Żyd, i gdyby doszło do
szturmu, to naprzód przebiłbym bagnetem tego Żyda, dopiero potem
poszedłbym do ataku!
Jasny blondyn z gwardii wdawał się często w ostre spory z wrocławiakami,
którzy wszyscy, byli socjaldemokratami. Nieraz ich wspierałem w szermierce
słownej. Gdy pewnego dnia zawołali mnie w sukurs, tak się odezwałem do
blondyna:
- Skoro jesteś takim Germaninem z przekonania, to musisz przede
wszystkim wystąpić z kościoła.
- Co? Ja, protestant, main wystąpić z 'kościoła?
Z aryjskiego kościoła? Wykluczone.
- Musisz wziąć rozbrat z kościołem, jeżeli chcesz być prawdziwym
Aryjczykiem. Ja to na przykład już dawno zrobiłem.
- Tak? Dlaczego?
- A to ty nie wiesz, że Chrystus pochodził z Żydów?
Że jego matka była po prostu uwiedzioną żydowską dziewczyną? I o tym, że
Chrystus był obrzezany? Ja nie będę przykładał ręki do takich zdrożności. Jako
Niemiec z przekonania, nie będę, się przecież modlił do pół-Żyda.
Blondyn szeroko rozdziawił gębę, zaś wrocławianie chóralnie oświadczyli,
że mam rację. Na tłumaczenie
blondyna, że on o tym nic nie wiedział, wrocławianie okrutnie się zdziwili i
orzekli, iż oni to wszystko mieli ba lekcjach religii w szkole. Blondyn osłupiał,
nie mógł tego pojąć i prosił o wyjaśnienia. Długo trzeba mu było
tłumaczyć różne zawiłości. N a koniec zdruzgotany opuś.eił swoją aryjską
blond głowę i po chwili zaskomlał.
- Mój Boże! To niemożliwe, nie, to niemożliwe. Ja uczestniczę w takim
oszustwie! To nie może być!
A my śmiejemy się po kryjomu. I radzimy wystąpić z· kościoła, bo myśmy to
wszyscy już zrobili jako Aryjczycy
A gdzie należy zgłosić wystąpienie z kościoła?
- O tym trzeba zameldować u sierżanta. A on przekaże dalej .
.Po kilku dniach spotkaliśmy znowu tego szczególnego "świętego" z gwardii.
Pozdrowił nas promieniejąc z radości, uścisnął nam ręce, poczęstował dobrymi
papierosami i był uszczęśliwiony. Pytaliśmy:
- Przebiłeś wreszcie bagnetem jakiegoś Żyda? A może dostałeś urlop?
. - Nie, wystąpiłem z kościoła!
Dnia 1. 1. 1931
Nie wiem, co będę jutro robił. W obliczu nowego roku
1.staję niemal bez zajęcia i pełen obaw. Czy stoję przed llim? Nie, już weń
wszedłem i idę. Jak wówczas na froncie w kierunku Ornes. I jestem głęboko
przekonany, że z "budową drogi przez własne życie" jest zupełnie tak
2.samo, jak z tamtymi francuskimi drogami, ciągle niszCzonymi przez
artylerię, będącymi zawsze pod ostrzałem, kt6repermanentnie musieliśmy
naprawiać. Nawiasem mówiąc brakowało nam ciągle materiałów do remonto-
wania· dróg, przy których pracowaliśmy w ustawicznym ogniu i mgle!
Że też człowiek tam nie zginął! A było tyle pięknych możliwości, by zostać
podziurawionym niby sito albo załamać się nerwowo. Dlaczego ze wszystkich
opresji wychodziłem cało, a przede wszystkim - po có? Tego też nie wiem.
Wiem już tylko jedno: obecnie każda czynność w tym życiu jest po prostu
bezcelowa.
2. 1. 1931
Nadszedł list od Józefa Hersteina, który przeprowadził się do Krakowa 2,
Przed nowym rokiem napisałem do niego list utrzymany w mojej starej
konwencji stylistycznie może nawet nie taki doskonały, ale duchowo na
wysokim poziomie. Mam przyjechać <;lo Krakowa, aby pod znanym mi
adresem "zrealizować swoje szczęście". Nie: "popróbować".
Niedziela, dnia 18. 1. 1931
Wszystkie perspektywy wewnątrzpolityczne są ponure.
To ewidentne, że najpóźniej w jesieni będziemy mieli wojnę domową, a wraz z
tym upadek państwa. Chyba' że partie rządzące natychmiast znajdą jakiegoś
Herkulesa albo stanie się jakiś cud (w co nie wierzę) i oczyści się tę stajnię
Augiasza, czyli Niemcy 3. W każdym bądź razie Hitler nie przeprowadzi tej
oczyszczającej akcji, bo jego program, usiłujący być na wskroś narodowym,
jest w każdym calu mizerny, tępy i głupi. Jego program to sama fanfaronada i
frazeologia, nie ma w nim ani k~ty myśli i uwzględnienia powiązań
międzynarodowych i korzyści z nich płynących. Hitler zapatrzył się w gesty
Mussoliniego, będące tylko dworską grzecznością i niczym więcej. W
rzeczywistości Hitler jest grabarzem Niemiec. Dnia 26. 1. 1931
. W sprawie Opalnicy [chodzi o oszustwo przy kupnie pałacu w Opalnicy pow.
Ząbkowice Śląskie, w co wplątano siostrę autora w charakterze architekta
wnętrz]
był dzisiaj pierwszy dzień rozprawy. Herta Tausk musiała zająć miejsce na
ławie oskarżonych. Pytano ją m. in. o jej artystyczne wykształcenie, na co
odpowie~ziała (domyślam się, dlaczego) wymieniając z nazwiska tylko
zmarłych nauczycieli, więc w Berlinie: Corintha i DopIera, zaś żyjących
określiła ogólnikowym pojęciem:
"Akademia Sztuki we Wrocławiu". Podała też, że ma 46 lat.
Według zeznań Herty Tausk oskarżony Gembus nie jest ani idiotą, ani
oszustem. Przeciwnie, pracował bez zarzutu i może każdy interes
udokumentować bezspornymi dowodami. Oskarżony Hirschberg również
postępował zupełnie prawidłowo, a wyliczone w oskarżeniu oszustwa etc.
zostały popełnione przez stronę oskarżającą.
Niedziela, dnia 1.2. 1931
W tygodniku "Freiheit" pisano o "rotmistrzu" Hirschbergu, że działał "wraz
ze swoim przyjacielem Gembusem oraz z rzemieślnikiem artystycznym, panną
Tausk, która prowt;ldzi salon sztuki na Hofchenstrasse [ul. Zaolziańska], gdzie
również mają się dziać różne nieprzyzwoite rzeczy - pracujące tam bowiem
supernowoczesne kobietki i damulki uprawiają także na innym polu arty-
styczną działalność w owych zacisznych pomieszczeniach"!
Jeśli ktoś sprawę zna i obserwuje tak jak ja, tego zdumiewa kłamliwa
zuchwałość, z jaką się taki artykuł . pisze i drukuje. Ale nade wszystko szaleje
we mnie Wściekła furia, że - choć wcale z tą sprawą nie powiązany - muszę
jednak też cierpieć (zawodowo i osobiście). Nadal potwierdzają się
przepowiednie, które dałem tej starej pannie przed laty. Przyglądam się też z
obawą, jak całkiem niewinna stara matka staje się coraz bardziej pomieszana,
coraz obłędniej myśli' i mówi. W sprawie tego artykułu chce ustawicznie
przeprowadzać głupie i nic nie dające rozmowy z redakcją.
.
Dnia 20. 3. 1931, godzina 9 wieczór
W Reichstagu była już wściekła awantura przeciwko nazistom i ich
opiekunom. Dopiero te'raz rząd zabrał się do tego zdecydowanie - przy
zastosowaniu środków represji. Partia hitlerowska "być może" zostanie
rozwią-: zana. W tym celu trzeba by uprzednio wprowadzić stan wyjątkowy.
Choćby z tego względu, aby pod jego ochro:ną zastosować dalsze
zabezpieczenia. Ale stan Wyjątkowy nie zostanie ogłoszony, tylko zaostrzone
zostanie wykonawstwo ustaw już istniejących. To głupota. Przede wszystkim
należy usunąć Hitlera! Ale na to nikt się, nie odważy! To stanowi największe
tchórzostwo tego republikańskiego rządu!
Wieczorem, dnia 13.4. 1931
W niedzielę rozpędzono we Wrocławiu demonstrację Stahlhelmu. Oddziały
ciągnęły Schweidnitzerstrasse [ul. Swidnicka], rycząc: "Precz!", "Zemsta!" i
śpiew'ając ,,0 Deutschland hoch in Ehren", co kończy się słowami:
"Wytrzymajcie w łoskocie burzy". W południe o godzinie wpół do pierwszej
trafiłem akurat ha moment, gdy policja konna "oczyszczała" teren od
Tauentzienplatz [pl. Tadeusza Kościuszki] do Zwingerplatz [pl. Teatralny]
Czwartek, dnia 16. 4. 1931
. W związku z 41 urodzinami! Rozum drętwieje od zastanawiania się, czym i
po co były te lata. Ale ja mam przecież dzienniki. Wczoraj przed pójściem spać
przy 'Stearynowej świeczce otworzyłem na chybił trafił lipski dziennik: pod
datą 25.7.1917, następnie jeszcze tu i tam. Wszędzie mogłem stwierdzić, że
począwszy od notatek z lat wojny do dzisiaj nie działo się rzeczywiście nic
więcej od wchodzenia po spróchniałych, trzeszczących i,zdewastowanych
schodach, odnalezienia przez bagno l zawieruchę, od walki z ludźmi i mocami.
Godne zapamiętania, że przy tym człowiekowi niewiele się stało.
Jeżeli w dodatku mam się naprawdę mieć na baczności przed liczbami
podzielnymi przez 4 i 8, to minione 40 lat ~tały się czymś więcej niż dowodem
rzeczowym.
Poniedziałek, dnia 4.5. 1931
" O. egzystencji. Z firmą "Dreyfuss und Siegel" mam ślikie stosunki, że jestem
tam przewidziany na obsadzenie przedstawicielstwa na Wrocław. Nastąpi to,
gdy przedstawicielstwo zostanie przywrócone. Ze względu na aktualnie
kiepską sytuację placówkę zlikwidowano. Do ponownego otwarcia "mam mieć
spokojną głowę".
Firma "Arno Fuchs, Ellefeld" (fabryka męskich koszul, ~amskich
kołnierzyków i sportowych bluzek): sprawa nadal wygląda pomyślnie.
Firma "Dolat". Gdyby ci ludzie byli nieco tańsi, dostarczali towarów w
lepszych i ognistszych kolorach QJ:'az mieli sprawniej pracującą ekspedycję,
miałbym w. ciągu roku ... samochodzik. A w tej sytuacji nawet oni ledwo dają
sobie radę i człowiek zarabia fenigi! Mogę tylko mieć nadziej ę, że będzie
lepiej i że ta firma będzie Podporą całej mojej tzw. egzystencji.
Sobota, 30 maja 1931
Lata człowiek po mieście przy 30 stopniach spiekoty w cieniu (i to pod
wieczór)! U "Wertheima" oraz w hali wre robota - szczególnie, że od
przedwczoraj odbywa się we Wrocławiu "XII Zjazd Żołnierzy
Frontowych" (Stahlhelmu), o którym nie piszę, bo jest on wskroś ant y-
republikański i ze związkiem starych żołnierzy nie ma nic wspólnego. Jest to
po prostu ochotnicza armia, absolutną większość członków stanowią ci, którzy
nie byli na wojnie (nawet nie mają do tego odpowiedniego wieku), natomiast
ich wyposażenie jest całkowicie frontowe - z wyjątkiem broni. Ta indiańska
banda mimo wrzasków o pokoju pragnie jego odwrotności!
Niedziela wieczór, 31. 5. 1931
Przy tak pięknej pogodzie nie można przecież przez cały dzień siedzieć w
domu i na zapas spać. Wyszedłem na ulicę skazany jak niegdyś w Lipsku na
szwendanie się po mieście. Około godziny 6 trafiłem w sam środek
zgrupowania Stahlhelmu, który właśnie gotował się do odmarszu na kwatery
po wielkiej paradzie wojskowej na Osobowicach. Do Wrocławia zjechało się
podobno 150 tys. członków Stahlhelmu. Wszyscy gotowi do wyruszenia w
pole, tyle że bez broni. Ale wielu z hełmami, maskąmi gazowymi,
ładownicami, pochwami na bagnety oraz saperkami!!!
Trzy czwarte tych ludzi wcale nie jest z roczników wojennych, lecz w wieku
15-29 lat. Są to dobrowolni rekruci ochotniczej, niemiecko-narodowej armii,
którą oblicza się na około miliona ludzi. Owa armia pragnie wojny z Polską.
Manifestacja wrocławska była nastawiona na propagandę "wojny narodowej z
Polską o granicę wschodnią"!
Ci sami ludzie są jednak też przygotowani, by przy sympatii większej części
społeczeństwa i widzów, tworzących szpalery, na ulicach, rozprawić się z
własnymi ziomkami: republikanami, a zwłaszcza z komunistami. Czekają
tylko na to! Prawie w tym samym czasie milion byłych uczestników walk na
froncie francuskim wypowiedziało się zdecydowanie za utrzymaniem pokoju!
Ergo: niemiecki nacjonalista prowadzi systematycznie propagandę wojenną i
przygotowania wojenne. I znowu - jak w roku 1914 - rozpęta pewnego dnia
nową wojnę, w której ponownie otrzyma baty. Może nawet jeszcze większe!
W jednym z moich powojennych dzienników napisałem: "Pewnego dnia naród
niemiecki znowu rozpocznie marsz". Ale na razie maszeruje tylko reakcja!
Rozpoczęła ona ten marsz w interesie tych samych ludzi, dla których podczas
ostatniej wojny lud niemiecki się wykrwawił: dla dynastii Hohenzollernów,
których przedstawiciel, książę Wilhelm z Oleśnicy 4, brał oczywiście udział w
demonstracji! Konserwatyści przyjmowali go wprost euforycznie!
Miałem sposobność stwierdzić, że wrocławscy robotnicy i bezrobotni po
prostu kipieli ze złości. Dlatego też nastąpiły tu liczne krwawe starcia. Nocami
komuniści strzelali nawet do oddziałów Stahlhelmu. Młodzi bojowcy tej
organizacji zachowywali się we Wrocławiu jak we wrogim kraju i aż do
odjazdu wałęsali się po ulicach bezprawnie obnosząc mundury, które myśmy
nosili. Najpierw powinni na nie zasłużyć na wojnie!
Wczoraj dałem porządnie po nosie zarozumiałemu konserwatyście w wieku
około 50 lat, który na ulicy głośno opowiadał się za nową wojną i za gotową na
wszystko armią.
Dnia 29.6. 1931
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że moja rodzina stoi w obliczu rozkładu,
ponieważ zubożenie ekonomiczne
łącznie z długami osiągnęło taki stan, w którym przy naszych stosunkach
liczyć można już tylko na katastrofę· Ja sam przy całej aktywności i handlowej
ruchliwości, którą ciągle inni ludzie podają za przykład, jestem życiowo
całkowicie zobojętniały i dosłownie nie wiem, dlaczego nadal jeszcze się
obijam. Jest tak jak na wojnie, tylko że tu nie ma żadnej nadziei dostania się do
lazaretu, a tym samym wylezienia z tych rzygowin albo dostania się pod darń.
Dnia 31. 6. 1931
Dzisiaj mieliśmy również we Wrocławiu zamieszki komunistyczne w
związku z kryzysem żywnościowym. W okolicach Nowego Targu chmary
młodych bezrobotnych ciągnęły do sklepów piekarniczych i rzeźnickich,
żądając towarów za darmo. Dla zachowania spokoju dawano im chleb i mięso,
ale na wszelki wypadek równocześnie zaalarmowano policję!
Dnia 17.7. 1931 wieczorem
Gdy chodzi o sprawy zawodowe, mogę przez cały tydzień spacerować. Ze
względu na bankructwo banku DANAT i związane z tym międzynarodowe
komplikacje - dla nas, przedstawicieli handlowych, ustał cały handel. Dla
moich zagranicznych firm nic nie mogę robić! Nastrój jak podczas inflacji!
Dnia 27. 7. 1931
Pomimo ładnej pogody siedziałem wczoraj przez cały dzień w domu.
Opracowałem wreszcie moje listy z wojny. Przeglądając je znalazłem
doskonałe fragmenty osobliwie w listach pisanych spod Verdun i traktujących
o głupocie starszej siostry
.
Józef Herstein chce mnie koniecznie sprowadzić do Krakowa, aby mnie tam
dobrze ożenić (posag w dolarach). Może jednak uczynię ten krok z
permanentnej rozpaczy?
DZIENNIK NR 19
W TRZECIEJ RZESZY
zaczęte: 1. 2. 1933 skończone: 30. 6. 1933
"Miałem niegdyś piękną ojczyznę! Był to sen!"
(Henryk Heine)
Tak jak pod Verdun nie widziałem zwycięstwa Niemiec, a tylko gorzką klęskę, tak i
dzisiaj nie widzę ich odrodzenia, lecz pogrążenie w chaosie, w barbarzyństwie i w
średniowieczu - za kanclerstwa obcokrajowca Adolfa Hitlera, którego popychają do
przodu: wielki przemysł, junkrowie oraz zbankrutowana i zniedołężniała arystokracja.
13.2.1933 - W. TAUSK
Środa rano 2.2.1933
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że to, co obecnie w Niemczech przeżywamy, jest
tylko reakcją na kiepsko przeprowadzoną rewolucję roku 1918, której prawie nie było. I
reakcją na nieudolny bawarsko-niemiecki rząd, który w 1923 zostawił Hitlera przy życiu.
Do tego jeszcze doszło rozczarowanie spowodowane przez SPD, która ogłoszonego 30
lat wcześniej i zapowiedzianego w listopadzie 1918 programu nie przeprowadziła i
dlatego przegapiła swoją szansę.
4.2.1933
O wprowadzaniu rządów hitlerowskich. Niemcy moim zdaniem już nie mają
"ponadpartyjnego rządu", lecz prawdziwie absolutystyczny, na który składają się: styl
rządzenia von Papen, program partyjny Adolfa Hitlera oraz nienawiść kół
konserwatywnych i nazistowskich do wszystkiego, co nie do nich należy. W Niemczech
władza aktualnie nie rządzi - władza tylko się mści i do tego używa całego aparatu
państwowego. Doszło już do tego, że dymisjonuje się doświadczonych, wyśmienitych
urzędników, na których miejsce kieruje się hitlerowców o przestępczej przeszłości i
fatalnej opinii. Tak więc odpowiedzialne stanowisko prezydenta policji w Berlinie ma
otrzymać hrabia Helldorf, który stracił cały ma jątek, zupełnie podupadł, został
hitlerowcem z finansowych względów. Ale i tam nie zachował się fair i zasłynął w
ubiegłym roku z napadów na Żydów na Kurfiirstendamm. On wówczas ten hałas
organizował i nim dyrygował, a potem utrzymywał, że nie miał o tym pojęcia. Sąd go
uwolnił.
Także i Reichswehra jest na najlepszej drodze do upolitycznienia. Potem przyjdzie
kolej na policję.
10.2.1933
Notuje się pierwsze reakcje wobec nowego gabinetu.
"Żelazny Front" 8 umieścił wczoraj we Wrocławiu na wszystkich słupach
ogłoszeniowych wielkie, czerwone plakaty (które jeszcze do tej pory nie zostały
zalepione). Domagają się od hitlerowców realizacji wszystkich socjalnyC!h i
politycznych obietnic, których część miała być spełniona "w ciągu· dwunastu godzin od
przejęcia władzy". Gęste tłumy ludzi stoją wokół słupów i śmieją się.
SA i SS (ale przede wszystkim SA) szaleją w Niemczech, a szczególnie na Śląsku,
okrutniej niżeli hordy z czasów wojny trzydziestoletniej. Przy użyciu łańcuchów,
pejczów, stalowych prętów, kijów, rewolwerów, pasów i jeszcze innego "oręża
duchowego" maltretuje się ludność na wsiach, w małych miasteczkach, na przed-
mieściach oraz w dzielnicach robotniczych. Przy okazji obrywają też "cywilni"
zwolennicy hitleryzmu. I mimo wszystkie zarządzenia nadal nie zabrania się tej gwardii
działać. To niemal cud, gdy ktoś gruppenfiihrera albo innego bohaterskiego oficera SA
zaprowadzi osobiście na posterunek i zaskarży. Na Śląsku prowadzi bandytów do
szturmu sam gruppenfiihrer Heines 7. Od kilku dni ta hołota kwestuje na ulicach na SA.
Głupkowate niemieckie kołtuństwo daje.
Naśladując Mussoliniego i zabezpieczając swoją pozycję Hitler pragnie, żebyj SA do 5
marca 1933 . osiągnęla 800 tys. członków, aby była umundurowana i gotowa do akcji.
We Wrocławiu rozwieszono juz plakaty wzywające do "mobilizacji SA" oraz werbujące
do "Standarte nr 11" 8. Naród stoi przed nimi, gapi się niemądrze, przygląda sobie
nawzajem i spokojnie aprobuje tworzenie partyjnej armii. Zaś odpowiednie organy
władzy milczą, gdyz Hitler czarami skłonił je do milczenia i poniewaz jego kumple
częściowo juz siedzą na róznych szczeblach tej władzy.
Niedziela, 12.2. 1933
Dzisiaj przezywaliśmy tu od godziny 9 do 14 "propagandowy przemarsz" SA, SS i
Stahlhelmu. Zorganizowano równiez kwestę uliczną na SS i jej "zranionych boha""
terów" 9. Według mojej oceny w kolumnie przemaszerowało 5 tys. ludzi, jezeli nie
więcej. I muszę obiektywnie powiedzieć, ze według moich obserwacji, w odróznieniu od
postawy i oblicza ludzi ze Stahlhelmu, członkowie SA i SS mieli całkiem bandyckie
oblicza o podłym albo mętnym wyrazie. Robili wrazenienajgorszych mętów i
nikczemników, nie zadnych tam "muszkieterów dawnych czasów". Podzieleni byli na
piechotę bez broni, saperów z długimi szpadlami i oddziały broni maszynowej z atrapami
z drewna (?) i z imitacjami taśm nabojowych. W takt muzyki wojskowej i jeszcze
głośniejszych ryków, między innymi pieśni antysemickich, toczyła się ta gwardia Hitlera
o kiepskiej postawie i źle wymusztrowana (w przeciwieństwie do Stahlhelmu) przez
Kaiser Wilhelm Strasse [ul. Powstańców Sląskich], dając wyobrazenie o Trzeciej Rzeszy.
Ten pokaz przeekonuje, że jeżeli Hitler rzeczywiście uzyska nie ograniczoną władzę, to
jego idea narodowa będzie jedynie naj gorszą brutalnością, jarzmem i przemocą czynioną
przez opłacanych zbirów, a przede wszystkim będzie wojną domową.
24.2.1933
Począwszy od dnia 13 lutego każdego dnia punktualnie o godzinie 8.30 hitlerowcy
zajmują miejsca na eksponowanych skrzyżowaniach i placach Wrocławia. Zaopatrzeni w
duże flagi, plansze, a zwłaszcza w skarbonki, agitują hałaśliwie do późnych godzin
wieczornych i zbierają pieniądze na fundusz wyborczy. Żadna inna partia tego nie robi.
A kołtuństwo płaci. Jakaż przeto uboga musi być ta partia pyskaczy.
Jeżeli ma się odbyć pogrzeb komunisty zabitego przez SA, to każda demonstracja
przeciw mordercom, każda czerwona wstęga itp. jest zabroniona. Jeżeli zaś mają
pochować obszarpańca hitlerowskiego, który poniósł śmierć w "wojnie domowej", to
robi się z tego prawdziwy teatr na koszt państwa oraz wprawia w ruch żądną krwi
propagandę przeciw marksizmowi.
25.2.1933
Dzisiaj Goring w mowie przedwyborczej w Dortmundzie twierdził, że "na Wschodzie
(Rosja) cały naród złożony z na wskroś zdrowych ludzi ugrzązł i przepadł w
marksizmie". To czyste kłamstwo, przedwyborcze kłamstwo. Właśnie w czasach caratu
Rosjanin był niczym i Rosja była niczym. Dopiero marksizm (czyli komunizm)
przemienił rosyjskiego mużyka w człowieka, któremu umożliwiono naukę czytania,
pisania, rachowania, myślenia· i zawodu. I dopiero dzięki marksizmowi dźwignęła się
Rosja gospodarczo i zaczyna być światowym mocarstwem, bogatym krajem.
Wieczorem 3. 3. 1933
Po dwóch latach przerwy kupiłem sobie znowu trochę tytoniu fajkowego - paczkę
prawdziwego tureckiego za 30 fenigów. Są to wprawdzie odpady, ale jednak czysty
tytoń, który łagodnie i znakomicie pachnie. Siedzę teraz przy maszynie i powoli pykam.
Zupełnie jak podczas wojny, kiedy prowadziłem dziennik. Obecnie notuję co nieco o
"drugiej niemieckiej rewolucji", czyli o kontrrewolucji wobec 9 listopada 1918 r.
10
, którą
już wtedy się widziało.
Cywilny stan wyjątkowy ograniczył nam wolność wypowiedzi i prasy oraz narzucił
cenzurę listów, telefonów i telegramów. Cała prasa KPD 11 została zakazana na okres 6
tygodni, a prasa SPD na okres 4 tygodni. W wydawanych jeszcze gazetach nie ma prawie
wcale przedruków z pism zagranicznych. We Wrocławiu już nie można dostać
zagrariicznych gazet.
Prasa jeszcze się ukazująca nie może pisać prawdy.
I dlatego tzw. prasa rządowa ma wszelkie możliwości otumaniania społeczeństwa
niesamowitymi bajeczkami. Tak więc opowiada się o berlińskim Domu Karola Lieb-
knechta - który jest teraz zamknięty i nad którym powiewa hitlerowska flaga - że odkryto
w nim katakumby i różne wyrafinowane zabezpieczenia.
We Wrocławiu naziści robią wiele "circenses", lecz żadnego "panem". Co dzień i co
wieczór czynią wrzask, hałas i szum - zbiórki, marsze z pochodniami, wiece. Radio jest
tym ludziom całkowicie zaprzedane. Wszędzie flagi, uroczyste ogniska na wierzchołkach
gór i temu podobne czarowanie, mamienie i kaptowanie tłumów. Natomiast KPD, SAP
12 i SPD zabrania się jakiejkolwiek działalności - nie wolno im nawet wywieszać
sztandaru czarno-czerwono-złotego. Barwami Rzeszy są znowu czerń, biel, czerwień.
W całym kraju gorliwie węszy się za składami broni i amunicji KPD, SAP, SPD i ciągle
odkrywa się rzekomo takie składy (przeważnie zawsze w katakumbach). Natomiast nie
słyszy się zupełnie o znajdowaniu składów broni SA, SS i Stahlhelmu; co jest tym
bardziej dziw ne, że np. w dzisiejszym Wrocławiu widzi się całe pochody członków SAz
hełmami na głowach. Są to stare hełmy z wojny, na których z przodu namalowano białe
swastyki. Osłaniają one zdecydowanie bydlęce gęby, z których wyziera jedynie chętka do
bijatyki. Inne oddziały są wy'posażone (do broni włącznie) na wymarsz w pole. Jako
spokojny obywatel pytam zdumiony: po co?
Nie szkodzi, że terrorem chcą wyrwać z korzeniami Komunistyczną Partię Niemiec.
Inna już sprawa, czy KPD zdołają zniszczyć jako poglądy. Zmyślone okropności
opowiadane ostatnio' narodowi to tylko szalbierstwo wyborcze. Przecież nawet zwykły
członek Komunistycznej Partii Niemiec jest systematycznie szkolony ideowo i czyniony
pełnowartościowym członkiem społeczności. Poza tym do KPD nie przyjmują ani
mężczyzn, ani kobiet chorych wenerycznie, karanych, pijaków, anormalnych seksualnie
albo chorych w jakiś inny sposób.
W przeciwieństwie do załganych bajeczek o komunistach ta wiadomość jest faktem:
pewien oficer z Berlina, przywódca młodzieżowego Stahlhelmu, oficjalnie rozpo-
wszechnia podpisane przez siebie ulotki, w których nawołuje, aby chrześcijanie dobrze
pilnowali swoich dzieci, ponieważ Żydzi rychło będą mieli święta wielkanocne, kiedy to
zabijają dzie~i chrześcijan, gdyż ich krwi potrzebują do macy wielkanocnej. To zaiste
głębokie niemieckie średniowiecze.
Ostatnio w SA rozdają kartki z tekstem: "Każda idąca samotnie nocą żydowska kobieta
lub dziewczyna jest dla SS wyjęta spod prawa i może być zgwałcona". Poniżej tego
tekstu pisze jeszcze: "Ja także pokrywam - Goring". Tenże jest ministrem.
Niedziela 5. 3. 1933
Opowiedziałem się podczas dzisiejszych wyborów za socjalizmem, jak sądzę, najlepiej
reprezentowanym przez Socjaldemokratyczną Partię Niemiec - choć wcale nie jestem
socjaldemokratą. Ta partia ma takie samo prawo do przekonan narodowych, jak i liczne
"bataliony dzieci wojny" Hitlera i Seldtego 13. Głosowałem dzisiaj znowu za SPD,
ponieważ zarzuca się jej w nikczemny sposób takie rzeczy, których wcale nie załiniła i
którym nawet chciała przeszkodzić.
7.3.1933
Dzisiaj na budynkach panstwowych, sądowych i policyjnych wywieszono starą flagę
czarno-biało-czerwoną i flagi hitlerowskie w czasie defilady oddziałów SA i Stahlhelmu i
ogromnego harmideru. Z tej okazji oświadczył pod ratuszem gruppenfiihrer SA, Heines
(by'ły porucznik, a u Hitlera - morderca, pederasta, organizator bojówek, jednym słowem
- ogólnie znany przestępca): "Te sztandary nigdy już nie zostaną zwinięte". Niedawno
Heines został skazany na 6 miesięcy więzienia za "nakłanianie i współudział w
morderstwie". Ale nie odsiedzi tej kary. Owo indywiduum po morderstwie dokonanym w
Monachium na swoim młodocianym partnerze homose~ualnym zostało swego czasu
przez Hitlera przenie- . sione na Dolny Śląsk ...
Ja osobiście, który w wieku lat 18 chciałem emigrować i zostać Anglikiem, stałem się
teraz zgodnie z przemówieniem Goringa Niemcem obcego pochodzenia, "którego życie i
własność będą lojalnie ochraniane, któryspokojnie może wykonywać swoją pracę, ale
którego nie powinna zaprzątać działalność rządu". Całe szczęście, że nie mam żony ani
dzieci. Całe nieszczęście, iż nie mam pieniędzy, bo pokazałbym plecy temu krajowi, a
oprócz tego wystąpiłbym z kościoła żydowskiego, ponieważ nie mam ochoty i
obowiązku cierpieć za grzechy innych.
9. 3. 1933 to nocy
Wczoraj krótko przed godziną 8. rano 250-osobowa kolumna SA, "maszerująca
przypadkowo koło Domu Związków Zawodowych", została z niego rzekomo ostrzelana.
W odwet dom zdobyto szturmem i obsadzono przez SA, a potem policję oraz
przeprowadzono w nim rewizję. Nie obyło się bez zabitych i rannych tak wśród
napadających, jak i napadniętych. Nie wierzyłem w to, ale dzisiejsza prasa pisze, że we
wtorek wieczorem, jak też w środę ra- . no w wielu rriiastach oddziały SA zgodnie z
rozkazem atakowały domy związków zawodowych i domy partyjne SPD. W czasie walk
były oczywiście ofiary. "Zgodnie z rozkazem" - to brzmi przekonywająco.
We Wrocławiu duże oddziały SA maszerują codziennie ulicami z głośnym tra-ta-ta-ta.
Całe kompanie l8-letnich gówniarzy .w hełmach. Każdy z nich ma saperkę straszliwą
broń w walce wręcz –i spluwę w kieszeni.
Pozajmowano domy związków zawodowych, aby rozbić tę organizację i opanować
punkty zbiorcze ewentualnej kontrofensywy. Robotnicy kipią z wściekłości i jednolity
front KPD i SPD (który ta pierwsza ciągle udaremniała 14) coraz bardziej się zacieśnia.
Nawet bez prasy i zebrań.
Liczni fabrykanci, szczególnie w Saksonii, zwalniają swoich przedstawicieli
handlowych i komiwojażerów pochodzenia żydowskiego i angażują "panów Niemców".
Doszło do tego, że nawet Wertheim (zatrudniający wprawdzie więcej chrześcijan niż
Żydów, ale pracujący na amerykańskich kapitałach) bywa przez wielu dostawców
zapytywany, czy można mu rekomendować "niemieckich" agentów handlowych.
Indagowany o to samo Meyerzakazał mieszania się w te sprawy. Ale pod tymi naciskami
Wertheim nie może już wysyłać w różnych interesach do Saksonii swoich .zdolnych
żydowskich pracowników, bo ich tam po prostu ignorują.
· Meyet powiedział do mnie podczas rozmowy: "Pan nie jest przecież kupcem i wygląda
tak, jakby nim wcale nie chciał być. Wygląda pan na człowieka, który chciał studiować,
studiował albo jeszcze studiuje". I tak gadaliśmy sobie bardzo mile, chociaż w
przedpokoju czekali na niego inni panowie. Meyer powiedział mi jeszcze:
"Z całą pewnością będę pamiętał o panu. Dla wielu już załatwiłem dobre
przedstawicielstwa i panu też takie znajdę. Czasy są cholernie ciężkie, wiemy o tym obaj,
ale nie zapomnę o panu. Często mnie pytają w tych sprawach, zwłaszcza teraz".
Będę przeto czekał. Lecz mam dziwne przeczucie, że jeżeli brunatny rząd nie nabierze
ogłady i przyzwoitości, jeśli pozwoli SA na panowanie (co teraz właśnie czyni), wtedy
wszystko źle się skończy. Również i ze mną.
10.3.1933
We Wrocławiu rzuca się w oczy wielka liczba młodych nazi-łobuzów (z SA) w wieku
18-20 lat. Przy pasach noszą gumowe pałki, mimo że nie należą do policji pomocniczej.
Łobuzy te atakują na przedmieściach kobiety i dziewczęta, które posądzają o
przynależność do SPD i KPD. Od dłuższego już czasu w śródmieściu biją na chybił trafił
w biały dzień. Policja nic nie widzi!
Sobota 11. 3. 1933
W dniach "przejmowania władzy" grupy 6-8 uzbrojonych w pistolety SA-manów
chodziły ze sporządzonymi listami po mieszkaniach bogatych Żydów i wymuszały
pieniądze: kwoty do 2000 marek. Właściciel cukierni, Seelig, przyjechał akurat autem do
domu, gdy taka grupa opuściwszy jego mieszkanie schodziła po schodach na d6ł.
Wymusili na jego żonie, która była santa w domu, 700 marek. Seelig pojechał
natychmiast do Brunatnego Domu na Neudorferstrasse [ul. Komandorska], gdzie za-
meldował o zdarzeniu, zabrał dyżurnego "oficera" do swego auta, pojechał z nim do
innych Brunatnych Domów i nakrył towarzystwo w jednym z nich. Szantażyści przyznali
się, pokazali przełożonemu odpowiednie spisy i ściągnięte kwoty twierdząc, że
"postępowali zupełnie słusznie". Seelig otrzymał z powrotem swoje 700 marek wraz z
zapewnieniem "oficera", iż podobne praktyki nie będą tolerowane, a inni poszkodowani
też otrzymają swoje pieniądze. Ale nic o tym nie słychać.
Wczoraj we Wrocławiu widziało się różne sceny. Firma ,;Blasse" (sprzedawała tylko
pośledni~ towary, jej klienci to przeważnie ubożsi ludzie, wieśniacy, robotnicy, drobni
urzędnicy i urzędniczki, firma niesłychanie tania!!!) właśnie wczoraj po południu została
zajęta przez SA. Jeszcze i dzisiaj obok drzwi wejściowych szwendają się tam ważniacy
w rynsztunku bojowym z saperkami, bykowcami, karabinami i rewolwerami. Nie można
nawet wejść do ludzi mieszkających w tym budynku.
W południe o wpół do dwunastej mojemu klientowi o, nazwisku Gruschka (bardzo
przyzwoitemu i uczciwemu człowiekowi, ale niestety Żydowi), który handluje starymi i
nowymi rzeczami i ubiera wszystkie organizacje począwszy od Hitlera, a skończywszy
na Thalmannie, zabrano ze sklepu mundury feldgrau. Naturalnie SA. Biedny Gruschka
musiał jeszcze wszystkie mundury zanieść do Prezydium policji. Przechodziłem tamtędy,
widziałem całe zbiegowisko i wypytałem nazistowskiego gazeciarza.
Przybyła policja i zrobiła porządek. Potem poszedłem do znajomego właściciela sklepu,
Juliusburgera. Kiedyśmy rozmawiali, przeszedł obok nas członek Stahlhelmu, idący od
strony sklepu Gruschki. Podchodził on do wielu żydowskich właścicieli sklepów i
rozmawiał z nimi bar dzo uprzejmie. Dowiedzieliśmy się: "W przyszłym tygodniu
żydowskie przedsiębiorstwa powinny uważać na siebie".
Poszedłem dalej i nasłuchiwałem. Wszędzie stały grupki osób: prości ludzie,
chrześcijanie. Wszyscy pienili się od jadu i nienawiści przeciwko G6ringowi, Hitlerowi i
jego SA, przeciwko wszystkim "zdrajcom", którzy "pozwolili tym lumpom pójść w górę
i lecą za nimi".
Kiedy szedłem do domu, ujrzałem, że Wertheim jest też zamknięty. Stało się to wtedy,
gdy szwendałem się po Ohlauerstrasse [ul. Oławska]. I koło Wertheima dowiedziałem
się, że w całym mieście SA pozamykało domy towarowe i magazyny jednolitych cen.
Przed Wertheimem paradowali członkowie SA i policji bezpieczeństwa z karabinami. A
Wertheim jest przedsiębiorstwem amerykańskim!
Po południu około godziny 3: wszystkie domy towarowe i firmy jednolitych cen
zostały otwarte i przedsiębiorstwa pracują dalej. Jeszcze tylko stoją przed drzwiami
zdwojone posterunki policji bezpieczeństwa! SA zniknęło!
Dowiedziałem się, że SA wymusiło na właścicielach zamykanych sklepów, aby
podpisali zobowiązanie, iż będą sprzedawali tylko niemieckie towary. Jedynie pod tym
warunkiem pozwolono im ponownie otworzyć sklepy. Dokąd nas zaprowadzi takie
kupiectwo? My, Niemcy, nie możemy przecież żyć bez zagranicznych towarów. Cały
nasz przemysł pozbawiony importu będzie musiał zamknąć kramik.
Niemcy kompromitują się nadal. A tymczasem dowiedziałem się, iż Polska w wielkiej
tajemnicy obsadza Gdańsk - liczne oddziały wojskowe, kawaleria, piechota i plutony
karabinów maszynowych wyładowano po kryjomu na Westerplatte 15. Jeżeli Polska ma
Gdańsk, to ma otwartą drogę do Prus Wschodnich, a to dla hitlerowskiego rządu oznacza
wojnę.
12.3.1933
To, co teraz widzę, przepowiedział niegdyś, co do roku i dnia, mój przyjaciel Erich
Spelling. Dzisiaj ganiała po Wrocławiu gwardia hitlerowska wyposażona po wojsko-
wemu i wcielała spontanicznie w życie - na podstawie własnych pełnomocnictw - liczne
obiecanki swego wodza. Występowała przeciw sklepom i życiu gospodarczemu, a
wczoraj przepędziła z wrocławskich sądów sędziów i adwokatów żydowskich, bez
względu na odbywające się rozprawy. Niektórych nawet poturbowano. Dręczono także
ewangelickich i katolickich prawników, którzy się przeciwstawili tej hotentockiej szajce.
Hitlerowska gwardia w gmachu giełdy rewidowała żydowskich giełdziarzy, szukając
broni. Chrześcijan nawołujących do rozsądku potraktowano przy tym jak parobków. I
Stahlhelm, "Związek Frontowych Żołnierzy", współdziała z nimi. "Mamy rozkaz od
swego zwierzchnictwa i mamy czarną listę, na której podstawie pracujemy".
Również i Stahlhelm wystąpił teraz w "blaszanych garnkach" (jak nazywaliśmy hełmy
stalowe), z bagnetami i rewolwerami. Każdy członek SA, SS i Stahlhelmu ma też u pasa
pałkę gumową albo kij z ołowianym końcem. To nie jest faszyzm, lecz wytęskniona,
prawdziwa anarchia. A fiihrer może tę sforę zawrócić jednym gwizdnięciem.
Konserwatywne oraz mniej albo więcej przez konserwatystówinfiltrowane koła w całej
Rzeszy widzą już, jaki idiotyzm popełniły. Teraz za późno zawrócić. Ich faworyt dorwał
się do władzy i ustąpi tylko przed przemocą·
Moja niemal 81-letnia matka, Rosa Tausk, nie zdaje sobie sprawy z tych wydarzeń. Albo
ich w ogóle nie rozumie, albo rozumie źle. Niekiedy egzaltuje się nadmiernie i potem
cały boży dzień krzyczy na antysemitów. Przy okazji nawet przy obcych ludziach
politykuje i piorunuje. Dlatego nie może sama chodzić do hal targowych, dokąd teraz
towarzyszy jej służąca. Staruszka długo w noc słucha radiowych przemówień mężów
stanu i gorączkuje się ciągle od nowa, a nawet śni się jej o tym.
Poniedziałek 13. 3. 1933
Nastroje są we Wrocławiu bardzo przygnębiające. Oddziały SA ponownie wtargnęły
do sądów, skąd wyrzuciły wszystkich żydowskich adwokatów (ponoć dlatego, że
żydowscy adwokaci powsadzali ich kumpli do więzienia). Potem wokół gmachu sądu
krajowego ustawiono ciężko uzbrojone silne posterunki i zamknięto doń dostęp. I znowu
można było stwierdzić głupotę owych "żołnierzy III Rzeszy", Do sądu można bowiem
było dostać się swobodnie przez budynek adwokatury - osobiście sprawdziłem to
przejście nie natrafiając na przeszkody.
Ludność przechodzi obojętnie oboK "żołnierzy III Rzeszy". Mają po 18-20 lat, twarze
ich są blade. Większość spośród nich wygląda na autentycznych pomocników kata.
Braki. w wychowaniu nadrabiają butną miną i "twardym krokiem", gdy nadciągają. Ale
przede wszystkim są niesłychanie dumni ze zwisających u pasów rewolwerów, z
pistoletów maszynowych i karabinów oraz gumowych pałek. Bawią się w wojnę i są
okropnie ważni. Śmierdzą przy tym straszliwie komiśniakiem i robią wrażenie
zbydlęconego tłumu, z którego niewiele można wykrzesać. Kiedy pytać ich o cokolwiek
- a wielokrotnie z całkowitym spokojem to czyniłem, wówczas prostują się, naprężają
mięśnie i odpowiadają urywaną wojskową mową. Są bezdennie głupi, oprócz
otrzymanych rozkazów nic nie wiedzą.
To istny teatr, nic więcej. Organizuje się narodowi na.,. puszone widowiska: podzięka dla
nowego rządu. Działania zaś nowego rządu przyniosą rozczarowanie. Zażąda on jeszcze
takich czynów od współobywateli, że będą one niemożliwe do wykonania przez naród o
wysokiej kulturze, jakim Niemcy są jeszcze jednak nadal. Nawet konstytucja zostanie
zmieniona. Już w przyszłym tygodniu przed społeczeństwem niemieckim staną takie wy-
magania, że po prostu osłupieje. I będzie gorzej niż podczas czterech lat minionej wojny.
Gdy chodzi o mnie, to przygotowuję się do ostatecznego pogrzebania
moichzagranicznych przedstawicielstw handlowych. A być może trzeba będzie
całkowicie zaprzestać pracy. Nie robię sobie żadnych złudzeń.
14.3.1933
W niedzielę SA i SS zostały drogą radiową siedem razy przywołane do rozumu przez
ich fiihrera, a skutek tego był taki, że ci Hotentoci w poniedziałek dnia 13.3 ponownie
we Wrocławiu "oblegali" i "strzegli" budynków sądowych i samowolnie przerwali
wszystkie' rozprawy. Wczoraj policja musiała ich wyrzucić z lokalu "Leonhard Tieze".
Nasi wrocławscy sędziowie i adwokaci - chrześcijanie wystosowali ostre pismo do
ministra sprawiedliwości. A to jest najlepszym. dowodem, jak idiotyczne było po-
stępowanie przeciwko' żydowskim "panom kolegom" i"prawu jako takiemu".
Dowiedziałem się dzisiaj od niektórych moich hitlerowskich klientów, że
przedsięwzięte zostaną represje bez względu na przynależność wyznaniową i partyjną
przeciwko tym wszystkim firmom, które wzbogaciły się albo bogacą "kosztem
kupujących". W Niemczech mają tylko pozostać Żydzi od dawna tu zamieszkali oraz
zagraniczni (czyli wschodni) Żydzi przybyli tu przed woj.ną.Natomiast imigranci po
roku 1918 - wschodni Żydzi i wszyscy inni "uciążliwi cudzoziemcy" - mają opuścić
Niemcy. A cudzoziemiec Adolf Hitler?
16. 3. 1933 Jeszcze więcej słyszy się od znajomych konserwatystów. Pod koniec
ubiegłego tygodnia odbyły się w konserwatywnych domach wyższych urzędników
wrocławskich liczne przyjęcia z okazji "zwycięstwa nad marksizmem", na które
zaproszono również hitlerowców i członków Stahlhelmu. Większość spośród nich stawiła
się w mundurach i przy wszystkich orderach. Podczas przyjęcia drapali się ustawicznie w
głowę. Po ich wyjściu gospodarze odetchnęli z ulgą: "Inaczej doszłoby· niechybnie do
bijatyk, tak zażarcie kłócono się między sobą, i my konserwatyści mamy Hitlera po
dziurki w nosie. Dojdzie jeszcze do krachu w Reichstagu i rządzie Rzeszy".
Nadto słyszałem, że konserwatyści już pokrzyżowali i uniemożliwili hitlerowcom
liczne pociągnięcia. Tak więc m. in. nie dopuszczono do tego, aby prezydentem policji
we Wrocławiu został Heines, od urodzenia anormalny człowiek o na wskroś
przestępczych skłonności.:' ch, które zresztą uprawia. Oprócz tego skrytobójca. Terro-
ryzuje on ze swoim SA nie tylko Wrocław, ale całą prowincję!
Z Polską sprawy także nie układają się gładko. Polska musi wprawdzie wycofać swoje
posiłki z Gdańska, ale czyni to powoli i opornie. W poniedziałek lub wtorek w tym
tygodniu rozgłośnia warszawska nadała rodzaj oświadczenia rządowego w związku z
wypędzeniem Żydów polskich postulowanym przez obecnych możnowładców
niemieckich. Polska nie zna pojęcia "wschodni Żyd", bo każdy polski Żyd jest
obywatelem polskim ochranianym przez swój rząd. Tym oświadczeniem dano do zro-
zumienia, iż wysiedlając Polaków - bez względu na wyznanie -- narażają Niemcy na ten
sam los niemiecką mniejszość w Polsce. Z jednej strony chodzi tu o około 30 tysięcy
ludzi w Niemczech, a z drugiej strony o 3 mi-
liony ludzi w Polsce.
17. 3. 1933
Nasze miasto zajmuje w obecnych wydarzeniach zupełnie wyjątkowe miejsce. Jeżeli w
świecie słychać coś o Wrocławiu, jest to zawsze wieść niezwykła i jedyna w swoim
rodzaju, pachnąca z daleka "głuchym Podolem" ("Hinterpodolien"). Tak jest i teraz,
bowiem w żadnym innym mieście niemieckim, włącznie z zupełnie małymi dziurami,
oddziały hitlerowskie nie obsadziły gmachów sądowych - tylko we Wrocławiu. Zarządził
to gruppenfiihrer Heines ze swoją Standarte 11, na podstawie własnych pełnomocnictw.
Wyrzucił przy tym wszystkich żydowskich adwokatów i sędziów.
Sprawa ma ciąg dalszy. Wobec wyraźnych rozkazów fiihrera z Berlina, które ostatniej
niedzieli siedem razy podawano przez radio, w poniedziałek owa gwardia "oczyściła"
sądy i od 15 bm. (tego dnia wszczęto rozprawy) do budynków pilnowanych tylko przez
policję nie wpuszcza się żydowskich adwokatów, sędziów i urzędników sądowych.
Standarte 11 przesłała przed paroma dniami do wymienionych ludzi pisma okólne takiej
treści: "Standarte 11 nie życzy sobie, aby pan nadal sprawował urząd jako ... , i zakazuje
wstępu do... takdługo, aż na to ponownie zezwoli". A więc średniowiecze w XX stuleciu.
25. 3. 1933
Nazistowski rwetes we Wrocławiu był zamówioną przez rząd berliński akcją
przygotowawczą. Heines otrzymał rozkaz "stworzenia takiego nastroju, aby rządowi
łatwiej było przeprowadzić różnorakie zmiany itp." I Heines rzeczywiście wytworzył
cudowny nastrój. Między innymi sam pomaszerował w takt orkiestry na czele dużego
oddziału przed koszary kirasjerów, wywołał kapitana i zażądał, aby wywieszono flagę ze
swastyką .
Kapitan przepędził tego "bohatera III Rzeszy;' na ulicę licząc do trzech i grożąc, że w
przeciwnym razie "sprzątnie" Heinesa i jego ludzi. Ach, żeby to zrobił!
17 marca 1813 r. we Wrocławiu zrodziła się sławetna "Odezwa do mojego narodu".
Żyję we Wrocławiu od roku 1892 i przez ten czas nie przeżyłem ani jednej uroczystości
z tej okazji - nawet w 100 rocznicę tego faktu! A oto minęło 120 lat, mamy rząd
"ponadnarodowy" i natychmiast duże święto z wielką pompą. Do Wrocławia specjalnie
przyjechał von Papen. Na historycznym placu 16 zrobiono wielki szum: capstrzyk i po-
chód z pochodniami, który przeszedł również przez nasze skrzyżowanie Hofchenstrasse
[ul. Tadeusza Zielińskiego] i Tauenzienstrasse[ul. Tadeusza Kościuszki]. Już o godzinie 4
rozpoczęły się zbiórki oddziałów i ich wymarsze. Jednym słowem: znany nastrój
odurzenia, jak podczas wojny światowej po zdobyciu na nieprzyjacielu jednej armaty. W
takt dawnych marszów wojskowych, pieśni wolnościowych z okresu napoleońskiego,
dzikich okrzyków "Heil!" i "Niemcy, przebudźcie się!", skandowania:
"Gdzie są komuniści? W piwnicy! Co tam robią? Hu! hu!", przeciągał ten pochód
liczący jakieś 20-25 tysięcy ludzi.
W Poczdamie otwarto nowy Reichstag. Słuchałem niektórych transmisji radiowych z
uroczystości. Wyobraziłem sobie taki obrazek: sędziwy, wielki Hindenburg i obok niego
mizerna zadzierająca głowę do góry kreatura, Adolf Hitler, o którego rzekomym
posłannictwie bzdurzył spiker radiowy, baron von Medem. Kiedy batalion wojska
garnizonu poczdamskiego maszerował w takt marsza: "Gloria, Victoria", tenże baron von
Medem obwieszczał, że przy dźwiękach tego marsza wojska niemieckie szły ze swych
kwater w wielki, wspaniały, piekielny bój pod Verdun i z tym marszem wracały po nim
do kwater. Mnie, staremu uczestnikowi bitwy pod Verdun, rozum się przewracał i brała
mnie wściekłość na ten prostacki szwindel, rozpowszechniany drogą radiową na cały
świat przez owego rzekomego żołnierza spod Verdun! oto jak oficjalnie fałszuje się
historię, oszukuje naród i produkuje odpowiednie nastroje. Kosztem świadków tych
wydarzeń. W 1916 r. pod Verdun żadne oddziały nie miały orkiestry! Czyż dziś naród
znowu nie jest prowadzony do "wielkiej, wspaniałej, piekielnej bitwy"?
Przed tygodniem otrzymałem próbny numer nowego czasopisma buddyjskiego,
wydawanegoprzez dra Schumachera, byłego współpracownika Schlossa. Tak się
ucieszyłem, że zaprenumerowałem je i jednocześnie ogólnikowo zaproponowałem
współpracę, przesławszy moją pracę pt. "Nieco o buddyzmie". Dzisiaj dowiedziałem się,
że została przyjęta do druku i będzie - bez honorarium - publikowana w odcinkach. Tym
samym w czasie obecnego sabatu czarownic stoję ponownie tam, gdzie przynależę
duchowo, i znowu w pierwszym szeregu - wraz ze swoim nazwiskiem i poglądami. W
moim życiu zwyciężył Budda.
Niedziela 26. 3. 1933
Jeżeli na Śląsku do tej pory jeszcze nie wiedziano, że niemiecki kołtun wraz ze
zrujnowaną iłasą na honory szlachtą, że stara reakcja i niektórzy awanturnicy będą winni,
jeżeli zawiodą ich nadzieje pokładane w Hitlerzeto dzisiaj w gazetach znaleźliśmy
najlepszy na to dowód. Heines - morderca kapturowy, pederasta, podżegacz do mordów,
urodzony przestępca, ale wiernyHitlerowi - został prezydentem policji takiego miasta jak
Wrocław!
Do piastowania tego stanowiska nie ma żadnego przygotowania. Poszedł na front z
"wojenną maturą" i nie ma teraz więcej niż 36 lat! Przed kilku laty został uzna...; ny
przez profesora kliniki uniwersyteckiej we Wrocławiu za ciężkiego psychopatę!
Briickner 17, niedokończony akademik, który potem już nie studiował, tylko uprawiał na
Śląsku hitlerowską propagandę, został mianowany nadprezydentem .Dolnego Śląska! Zaś
doświadczeni urzędnicy (jak np. burmistrz Wagner, którego "urlopowano" po 25 latach
działalności) musieli odejść i opróżnić stanowiska takim indywiduom.
Ci ludzie mają nie tylko reprezentować swoje instytucje, do czego zresztą wcale nie są
przydatni, ale także prowadzić bardzo odpowiedzialną pracę administracyjną w
nowoczesnym, skomplikowanym państwie, czego również nie potrafią, dlatego że brak
im wykształcenia, a duża liczba fachowych urzędników została zwolniona. Potępiana
SPD strzeliła dużo byków, lecz tego nie! Hitler i jego kompani nazywają takie
postępowanie "oczyszczaniem państwa z brudnych elementów". Tak, a na miejsce
zwalnianych przychodzą ludzie kompletnie zawszawieni.
28. 3. 1933
Ponieważ szykanami przeciwko demokratom, socjalistom i Żydom skompromitowano
się przed światową opinią publiczną, trzeba było poszukać kozła ofiarnego.
Tym kozłem Hitler i Goebbels proklamowali żydowskich kupców (jak podaje dzisiejszy
"Volkischer Beobachter"), przeciwko którym "dla zwalczania propagandy. o rzekomych
okrucieństwach" zarządzono sankcje gospodarcze: bojkot gospodarczy, numerus clausus
dla żydowskich lekarzy (wczoraj po południu z hukiem i trzaskiem musieli zrezygnować
z pracy w ubezpieczalniach) oraz numerus clausus dla żydowskich adwokatów.
We Wrocławiu zabroniono wczoraj również żydowskiego uboju bydła (ale rabini za
pomocą wielu tysięcy marek wytargowali jeszcze jeden rytualny ubój, żeby można było
przygotować mięso na Wielkanoc!). Ten zakaz też ma być sankcją karną przeciw
propagandzie o. rzekomych okrucieństwach, którą w rzeczywistości od 14 lat uprawiają
właśnie naziści za wiedzą Hitlera (który obecnie, jak jakiś święty, wynoszony jest pod
niebiosa!).
Ale to nie jest żaden pogrom! Gazety zagraniczne zapełnione są autentycznymi
doniesieniami niemieckich uciekinieró~ wszystkich wyznań. Sprawozdania te zamieniają
rządowe dementi w kłamstwa. Legalna anarchia! Legalne średniowiecze!
29. 3. 1933
Teraz kolej na bojkot Żydów propagowany i realizowany przez partię nazistów pod
wodzą Hitlera i Goebbeloo, pomyślany jako obrona przed wystąpieniami zagranicznych
Żydów na rzecz ich niemieckich współ:wyznawców. Kto tu ma rację, a kto nie?
Jak do tej pory, zagraniczni Żydzi skompromitowali się wprost nieśmiertelnie. Jeżeli
bowiem chcieli coś osiągnąć, to powinni stanąć za rządami swoich państw i działać
poprzez nie albo poprzez Ligę Narodów. To by Poskutkowało. Lecz oni wystąpili na
swój histeryczny ~pos6b po prostu jako Żydzi, bez oglądania się na swoją część SA
wypowiadają się nawet otwarcie o nominacjach Heinesa, Briicknera i wielu innych jako
o "całkowicie chybionych". Ale nic nie mogą zrobić, bo przecież sami niedawno darli
się: "Cała władza Adolfowi Hitlerowi!" A ten jej teraz nadużywa, nie wykazując
jednocześnie ani śladu konstruktywnej działalności!
Pisałem już o moim szczęśliwym powrocie do kościoła buddyjskiego. Tak, na moje
szczęście wróciłem doń i zostanę mu wierny. Nigdy nie żywiłem sympatii do Zydów i
teraz jeszcze bardziej umocniłem się w tym przekonaniu. Powinni zamknąć gębę i
podporządkować się, stać się i pozostać rzedywistymi obywatelami krajów, w któ-
rych mieszkają i gdzie mają swe prawa oraz ochronę ze strony państwa. Jeżeli jednak w
każdym wypadku występują jako "Zydzi", a ich przywódcy zawsze noszą "ściśle
koszerne, wschodniożydowskie" nazwiska, to nie powinni być źli, że spotyka ich
niepowodzenie.
Mimo przeżytych wydarzeń mój zamiar, aby nie umrzeć jako Zyd, nie uległ zmianie
noszę to przekonanie w sobie bardzo głęboko ... W moim życiu zwyciężył Budda.
Czwartek 30. 3. 1933
Co zawdzięczamy tak zwanym współwyznawcom?
Dnia 27 tego miesiąca powiedział mi pewien żydowski wolnomyśliciel: "Jestem na
wylocie, emigruję, niech pan nie będzie głupi, trzeba zrobić pieniądze albo szybko
sprzedać kosztowności, niech pan jedzie ze mną, wkrótce. zostaną odebrane paszporty".
Nie zgadzałem się: "Dlaczego mają zabrać paszporty ludziom nie poczuwającym się do
jakiejkolwiek winy?" On: "Proszę mi wierzyć, granice będą zamknięte dla wszystkich
Niemców!" Ja:
"Ba, gdybym byJ sam! Przecież nie mogę robić takich eksperymentów z 81-letnią
matką". I każdy z nas poszedł w swoją stronę.
Do zapisu z 30.3. 1933 dodane 25. 11. 1934: Moim rozmówcą był przyjaciel z lat
młodzieńczych, Giinther Cohn, któremu umyślnie kazałem swego czasu występować w
3 osobie. Przez zawistnych kolegów o przekonaniach nazistowskich, z którymi od lat nie
był w zgodzie, C. został oskarżony jako "podej:rzany o komunizm" i musiał uciekać. W
ostatniej chwili uratowało go engagement do teatru niemieckiego w Pradze. Do którego
uprzednio ja mu napisałem podanie!!! Dnia 28 marca 1933 r. dosłownie uciekł,
ponieważ w Niemczech jego życie było w niebezpieczeństwie. Uciekł z 50 markami w
kieszeni. Więcej nie wolno zabierać!!! Kiedy przyszedł do mnie, był absolutnie
zgnębiony, roztrzęsiony i zrozpaczony. Nic bowiem jeszcze nie wiedział wtedy o angażu
do praskiego teatru! Troskał się o starych rodziców, którym też nie szło dobrze, i
koniecznie chciał mnie pociągnąć ze sobą. "Na wszelki wypadek lepiej coś sobie znaleźć
na obczyźnie niż tutaj stracić wszystko i żyć w niepewności" - mówił. Na początku
listopada 1934 r. dał znać o sobie kartą pocztową! Od jego matki dowiedziałem się, że
powodzi mu się lepiej niż w Niemczech, pracuje jako kupiec i w swoim zawodzie.
Tymczasem zarządzono bojkot "dla odparcia protestu Żydów zagranicznych". Ukazały
się również soczyste protesty niemieckich kupców chrześcijańskich i żydowskich,
urzędników, Żydów-żołnierzy frontowych etc. przeciwko grożącemu bojkotowi, od
którego firmy chrześcijańskie· cierpią w 100 procentach (jak to dziś stwierdziłem u
własnych klientów), ponieważ cały handel popada w zastój zamiast się rozwijać. Dzisiaj
w południe nadano przez radio komunikat otakiej treści: w odwet za bojkoty wywołane
przez zagranicznych Żydów wszyscy wrocławscy Żydzi mają do 3 kwietnia br. - pod
groźbą kar pieniężnych - zdać paszporty we właściwych biurach urzędów policyjnych.
Niepodejrzani Żydzi otrzymają je z. w>wrotem. Co za wspaniałomyślność! Jak w
carskiej Rosji. Przez tę zawszawioną f koszerną bandę zagraniczną, z którą człowiek nie
ma absolutnie żadnej wspólnoty duchowej i myślowej, jest się "obywatelem drugiej
kategorii", i "więźniem" 18, któremu ewentualnie będzie można przyznać wolność
poruszania się, jeżeli nie będzie przeciwko niemu jakichś podejrzeń. A kto będzie
ustalał, czy i o co się ma podejrzewać? To są niesłychanie dzikie szykany; przy tym w
stosunku do ludzi stojących na uboczu i chcących tam nadal pozostać. Te represje wcale
nie
. spowodują sympatii dla koszernych Żydów zagranicznych.
"Rozporządzenie" wydał nowy prezydent policji, Heines, na mocy osobistych
uprawnień. On także podczas zorganizowanej przez siebie uroczystości nazistowskiej
przed ratuszem oświadczył w biały dzień, że "Żydzi są śmiertelnym jadem narodu" (co
wydrukowały gazety i przekazały historii). Tenże Heines jako 17-letni chłopak
wyruszył na front ze skróconą maturą i dalej uczył się już tylko militaryzmu w jego naj
gorszej formie,
krzykactwa, pozerstwa i chełpliwości.
.
Czyż to nie skandal? To koniec!
A teraz o czymś, co mógłbym zatytułować zarówno "Karma" 19, jak i "Tragizm".
Przed wielu laty pewna kobieta wywróżyła mi z ręki (a przedtem inna podczas wojny, w
Lipsku); "Pana plany na przyszłość nie spełnią się, wszystko skończy się źle, los uwziął
się na pana. Na początku lata, w maju, zmieni pan zawód i sposób życia. Nie zostanie
pan na zawsze w Niemczech, wywędruje pan daleko".
Wprawdzie nie jestem jeszcze zupełnie przekonany, ale mam przeczucie, iż jestem
bliski takiego rozwiązania. Bowiem mój przyjaciel Arno chce wyjechać do Azji
Wschodniej, aby wstąpić do klasztoru, a ja mam pojechać wraz z nim i uczynię to (nawet
bez paszportu, skoro inaczej nie będzie można).
Ostatnio we Wrocławiu wypowiedziano pracę --'- z terminem 8 kwietnia względnie 30
czerwca - wszystkim żydowskim i niegdyś żydowskim lekarzom szpitali miejskich. Są
wśród nich i tacy, których już nawet rodzice byli chrześcijanami, m. in. światowej -
sławy specjalista
chorób przemiany materii, prof. dr Frank, naczelny lekarz oddziału wewnętrznego
szpitala Wenzel-Hancke, czyli szef mojej siostry Ilsy Tausk.
Piątek 31.3. 1933
Złakniony informacji chodzę niekiedy do serdecznego przyjaciela Ericha S., który jest
nazistą. Słyszałem od niego,' że we wrocławskiej cywilnej i umundurowanej partii
NSDAP panuje bezgraniczne zamieszanie i wzburzenie, ponieważ "akurat taki facet jak
Heines został pre~ydentem policji, absolutnie niewłaściwy człowiek na to stanowisko,
który tylko siać będzie zamieszanie, głupotę, nieszczęścia, rozgoryczenie i który
możliwie szybko i dyskretnie powinien zniknąć. Partia niestety nic nie może zrobić, ma
związane ręce".
Mój przyjaciel skarżył się do mnie: "Bardzo wielu członków partii hitlerowskiej
podobnych jest do Żydów czystej rasy, mimo że już od pokoleń są chrześcijanami. Ja
sam należę do teJ kategorii - z ciemną cerą, kruczymi włosami i potężnym
zakrzywionym nosem. W partii prześladuje się i śledzi tych wykapanych Żydów (ze
szczególnym uprzykrzeniem w lokalach, gdy siedzą po cywilnemu sami lub w
towarzystwie partyjnych koleżków). A gdy rzekomy Żyd po cywilnemu siedzi razem z
przyjacielem partyjnym w mundurze, to ten drugi· podejrzewany jest o filosemityzm". W
tym szaleństwie jest metoda, mianowicie metoda 14-letniego podszczuwania
społeczeństwa przez Adolfa Hitlera.
Głupota zaszła tak daleko, że w Berlinie - ale także już we Wrocławiu - członkowie
SA zabierają z żydowskich szpitali pacjentów-chrześcijan i przenoszą iCh (bez względu
na stan zdrowia) do szpitali "niemieckich".
Obok firmy "Blasse" stały wczoraj wzmocnione p'bsterunki SA spisujące nazwiska i
adresy wszystkich wcho dzących do sklepu. Teraz stoi dwóch policjantów przed
sklepem, który jest całkowicie zapchany przez ubogą chrześcijańską klientelę, zaś 8
nazistów (częściowo umundurowanych, z obliczami "rasowych" kundli) krąży niby
drapieżnicy po chodniku przed sklepem. Już bez listy i ołówka!
31. 3 wieczorem
Dzisiejszego popołudnia pierwsze nazistowskie "ryczące komanda" stanęły przed
niektórymi domami towarowymi i innymi firmami, ale właśnie te sklepy w mig
zapełniały się kupującymi, niektóre musiały nawet na pewien czas pozamykać drzwi,
wywieszając napis "Towar wyprzedany". Nikt nie zwracał uwagi na "ryczące komanda" -
chrześcijanie najwyżej kpili sobie z nich! Indywidualnie panują nastroje beznadziejności,
ale zbiorowo jest taka atmosfera, jak gdyby beczka z prochem przybliżała się powoli do
ognia. Powątpiewa się w istnienie Hind~nburga. Bo Hindenburg postawiłby veto!!!
Sobota 1 kwietnia 1933
Nowoczesny pogrom z 1. 4. 1933. To, co opiszę, nie jest kawałem primaaprilisowym!...
Najpierw poszedłem na Wallstrasse [ul. Pawła Włodkawka] i trafiłem akurat na
moment, gdy 12 nazistów obsadzało gmach giełdy. Pewien starszy pan-chrześcijanin
zaczepił mnie pytając, czy to też sklep. Kiedy dowiedział się, że to giełda, powiedział:
"Teraz rozumiem. Uważam to wszystko za idiotyczne, ale wcale się nie martwię, bo bez
woli boskiej nic się nie stanie - nic dobrego ani nic złego".
Na Graupenstrasse [ul. Krupnicza] tłumy prostych ludzi, a w firmie "Blasse" ,
blokowanej nadal przez bo jówki, odL'ywa :;ię normalna sprzedaż. Ludzie tłoczą się do
sklepu i nie zwracają nawet uwagi na nazistów pool. wieszanych ogromnymi plakatami
propagandowymi!
Okna wystawcwe we wszystkich żydowskich firmach zasmarowano białymi literami
wielkości 501.-80 cm:
ŻYD .. Obok naklejono albo właśnie nakleja się małe czerwone kartki z napisem:
NIEMIEC NIE KUPUJE U ŻYDÓW! Ani jeden żydowski sklep nie został pominięty.
Ale sklepy są czynne (z bardzo małymi wyjątkami) i chrześcijański personel stoi
wszędzie za drzwiami sklepów albo w otwartych drzwiach: smutny, lecz i pe-
Jen milczącej wściekłości na nazistowskie bojówki.
Tu i ówdzie grupki ludzi żywo komentują wydarzenia - przeważnie krytycznie wobec
bojkotu! To zapamiętać: chrześcijanie nie godzą się! I co się słyszy począwszy od
zwykłych ludzi aż do burżuazji, wszyscy powiadają: "A my nadal kupujemy u tego i
tego".
Potem poszedłem do również obsmarowanego sklepu mojego klienta, do składu
płóciennego "Bielschowsky GmbH". Najchętniej bym to sfotografował. A tu chcę
przedstawić teraz przykład niemieckiej głupoty! Sklep był właśnie blokowany przez
nosicieli plakatów i "podoficerów" SA. Wokoło stało wiele ludzi, nikt nie odważył się
ruszyć do przodu. Wówczas Walter Tausk poszedł w stronę wejścia po prawej stronie,
gdzie stał plakaciarz wrzeszczący: "Niemiec kupuje tylko u Niemców!" Kiedy chciał mi
zastąpić drogę, wyciągnąłem wizytówkę firmy "Henry Chanee Paris" i bez słowa przy-
trzymałem ją przed nosem "podoficera". Bez słowa! Ten trzasnął obcasami, otworzył mi
drzwi i już byłem w sklepie.
Tymczasem podszedł jeszcze jeden i krzyknął: "Dlaczego go wpuściłeś?" Na co ten
idiota odpowiedział: "Bo przyjechał z Paryża!"
U Bielschowskiego jakby wszystko wymarło! Uszczuplony personel robi porządki. W
tym sklepie znają mnie
bardzo dobrze, kierownik działu na parterze pyta mnie:
"Jak się pan dostał, przednim czy tylnym wejściem?" Kiedy im opowiedziałem, czterech
panów uśmiało się do rozpuku. Potem pojechałem windą do działu firanek - tylko celem
odwiedzin. Windziarz dostał ataku śmiechu.
W dziale firanek bałagan. Towary jeszcze od wczoraj nie zostały ułożone.
Zmniejszony personel, pracujący dzisiaj na zmianę, po prostu odpcczywa. Byłem
jedynym interesantem od samego rana do południa i dlatego oglądano mnie jak eksponat.
Jeszcze raz opowiedziałem, jak się do nich dostałem, i owi tak bardzo przygnębieni lu-
dzie wpadli również w wesoły nastrój.
Gdy wychodziłem ze sklepu, około 100 ludzi gapiło się na mnie: oto ten z Paryża!
Na Schweidnitzerstrasse [ul. Swidnicka] panował świąteczny nastrój, ogromny ruch.
Spacerowicze zdziwieni tym nowoczesnym pogromem oglądali wystawy' obmalowanych
firm i nigdzie nie wchodzili. Ani do Żydów, ani do chrześcijan! Tylko u Woolwortha
ruch jak zwykle!
Jeżeli się uważnie przysłuchiwać: ta sama nieprzychylna krytyka wśród chrześcijan, to
samo postanowienie dalszego kupowania u Żydów. Bardzo rzadko słyszy się inny
pogląd. Tyle zabawy w tym poważnym okresie!
Ulice patroluje policja bezpieczeństwa, policja pomocnicza oraz nielegalne oddziały
hitlerowskie: bękarty najgorszego gatunku, lecz w hełmach i przy broni. I kiedy tak
łaziłem z miejsca na miejsce, odnosiłem wrażenie, iż wystarczy jedna iskra i wszystkie
ulice zamienią się w morze krwi. Jak bardzo mało brakuje, aby ten "nakazany spokój"
zamienić jednym zamachem w walkę uliczną. Jeśli znajdzie się odpowiedni przywódca.
Lecz zapewne nie byłoby ani zwycięzcy, ani zwyciężonegojedynie policja i Reichswehra
narzuciłyby swą wolę. Chciałem odwiedzić firmę "Leipziger i Koessler" i natknąłem się
akurat na wielkie zł::iegowisko. Chrześcijański współwłaściciel sklepu, Steinbauer,
obcokrajowiec, prowadził ożywioną wymianę zdań z kilkoma nazistami, którzy chcieli
obsmarować jego sklep. Steinbauer oświadczył im, że jego nie ma na liście
bojkotowanych i wyprasza sobie takie postępowanie. Ale zezwierzęceni członkowie SA
powoływali się na zarządzenie rządowe. Ostatecznie razem udali się do trybunału! W
ówczas inni faceci wysmarowali okna wystawowe. Wśliznąłem się do sklepu, gdzie
zastałem wyłącznie chrześcijański personel bardzo wzburzony. Nie było ani jednego
klienta. Sprzedawcy kipieli ze złości. Ktoś przyniósł szmatę do wytarcia, ale właśnie
weszło dwóch nazistów o przestępczych gębach i jeden z nieh oświadczył: "Żeby mi nikt
szyb nie ruszał. Wszystko niech zostanie tak, jak jest, aż sprawa zostanie rozstrzygnięta".
Wymknąłem się znowu na ulicę i poszedłem do sklepu mojego klienta Józefa Hirscha,
którego blokowano już od 10 rano. Nazista przed drzwiami zagrodził wejście prawą ręką:
"Wstęp wzbroniony". Znowu wyciągnąłem tę samą wizytówkę i powiedziałem po
francusku: "Pan wybaczy, przybywam z Paryża". Nazista dosłownie osłupiał: "Podróż?
Podróż?" Otworzył mi drzwi i wszedłem do środka. Ponieważ nazista zaglądał do środka,
jeszcze raz wyciągnąłem wizytówkę. Wyjaśniłem mój manewrmimo powagi sytuacji
śmiano się i tu serdecznie.
Jaki wniosek? Nie wolno dać się zaskoczyć. W kraju Kanta, Goethego, Schillera,
Wagnera, Steina, Gutenberga i Lutra kwitnie głupota. To przecież państwo kapitana z
Kopeniek, jedynie w nim możliwa jest kariera Adolfa Hitlera i jego kompanów!
Przed zwykłą wizytówką bez stempla skapitulował nazistowski kordon, nie pytając o·
żaden inny dowód. A miałem przy sobie tylko stare papiery wojskowe to zauważyłem
dopiero w domu - które w razie czego by mi nie pomogły! Nadto muszę chyba diabelnie
"po niemiecku" wyglądać, a nie jak "obcy rasowo".
Do Wertheima nikogo nie wpuszczają. Stał tam duży kordon. Miałem wielką ochotę
również i tam wejść, ale nie chciałem w tym gigantycznym budynku zjawić się niby fata
morgana i dałem spokój. Teraz żałuję, że tego zaniechałem.
Popsuło mi się "e" w maszynie do pisania. Jest mi ona tak bliska sercu, że natychmiast
o wpół do czwartej poszedłem po nową czcionkę i naprawiłem maszynę. Przy okazji
stwierdziłem, że bojkot mocno osłabł: w firmie "Leipzig i Koessler" wszystkie
obsmarowania usunięto, przeciwnie jak u Wertheima, gdzie brzydko zabazgrano szyby
wystawowe, dom towarowy jest zamknięty, personel właśnie wychodził do domu.
Wszędzie dockoła stoją ludzie i rozmawiają. Nikt nie zwraca uwagi na zacnych bękartów
z SA (wybitnie przestępcze gęby)
Do naszego gospodarza, u którego mieszkamy, vzyszedł wczoraj wieczorem tuż przed
godziną 7 nazista celem przeprowadzenia rewizji w poszukiwani u broni. Nie był nawet
członkiem policji pomocniczej! Wpuszczono go do mieszkania, grzebał kijem pod
łóżkami i szafami w poszukiwaniu broni! Potem strudzony "bohaterskim czynem" .
poszedł sobie. A "akcje indywidualne są przez rząd i kierownictwo partii zabronione". Po
południu naszemu gospodarzowi zamalowano oba okna sklepu obuwniczego wielkimi
napisami: ŻYD. Domyślam się tu aktu zemsty jakiegoś źle obsłużonego klienta.
Ewentualnie stoi za tym młody, ale niewymownie głupi osobnik z oficyny (Vogel
junior), bezrobotny, ale od niedawna w SS.
Poniedziałek 3. 4. 1933
Wczoraj po południu i dzisiaj chrześcijanie opowiadali, że na całym Śląsku bojkot
zamienił się w krwawe porachunki SA-manów, którzy otwarcie plądrowali. gwał cili,
mścili się. Nie respektowano przy tym wcale rozkazów rządu i kierownictwa bojkotu.
Oświadczano wręcz:
"Sramy na to, co mówi rząd w Berlinie, robimy tylko to, czego od nas wymaga nasze
śląskie kierownictwo". A więc anarchia!
We wrocławskiej firmie "Louis Lewy jun." bojówkarze SA włazili aż na strych w
poszukiwaniu szefa. W innej żydowskiej firmie "J. J. Beier" na Antonienstrasse 2/4 [ul.
Sw. Antoniego] SA przewróciło cały sklep do góry nogami w poszukiwaniu różnych
materiałów w kolorze brązowym. Żydowski personel musiał je wygrzebywać, podczas
gdy chrześcijańscy pracownicy stali
. z boku. Znalezione materiały musieli Żydzi potem własnoręcznie odnieść do
Brunatnego Domu. Firma "Phillipsborn" (robiąca tylko zielone i szare koszule
podróżne) została także przetrzebiona w poszukiwaniu brunatnych materiałów,
następnie bohaterowie Hitlera odeszli. Apteka "Hohenzollern" na Alexanderstrasse [ul.
S~ndomierska] została obsmarowana na zewnątrz i wewnątrz. Jakiś drab z SA
uniemożliwił nawet chrześcijańskiej kobiecie w ciąży wejście do apteki, skąd chciała
odebrać swoje lekarstwo.
W Oleśnicy dwie bojówki SA grasowały w mieszkaniu i sklepie właściciela fabryki,
Tokusa, i pobiły ciężko pałkami gumowymi część jego rodziny. W Brunatnym Domu na
Neudorferstrasse [ul. Komandorska] ka,żdego wieczoru i co noc odbywa się "chłosta"
pałkami gumowymi. Skazani muszą się rozebrać do naga i położyć na pryczy. Obok stoi
bandyta i wydaje komendę do chłosty, a potem woła: "Uwaga! Nie zabić!" Ale i tak są
ofiary, które się potem "usuwa".
Patrole SA i SS przeszukują co lepsze kawiarnie i cukiernie i legitymują wszystkich
gości. Tych, co wyglądają na Żydów (nawet nieraz chrześcijan podobnych do Żydów),
wyrzucają z lokali. Jeżeli ludzie podobni do Żydów siedzą razem z chrześcijanami
ewentualnie z chrześcijańskimi dziewczętami luh damami, to zabiera się ich do
Brunatnego Domu, gdzie zostają "przesłuchani" i po "pouczeniu" wypuszczeni albo też
co nieco przetrzepani.
Niemiecki kołtun zrobił jota w jotę to samo, co zawsze, a przed czym szczególnie teraz
powinien był się strzec: pogonił mianowicie za mirażem i dał się namówić, daje się nadal
namawiać i upoważnił tego ględziarza (Hitlera) do wydawania ustaw. Hitler może robić,
co mu się podoba! A teraz musi cierpieć cały naród!
Wrocławska znakomitość, światowej sławy profesor Forster, naczelny lekarz oddziału
neurologicznego w szpitalu Wenzel - Hancke, oświadczył niedawno (jako katolik!), że
ustąpi natychmiast ze swojego stanowiska, jeżeli zabierze mu się jego żydowskiego
asystenta, Guttmana.
Co jeszcze dzisiaj słyszałem i widziałem? "Rdzenni" Niemcy nadal chodzą kupować
do Wertheima i do Żydów! Ale ruch na ulicach i w sklepach jest bardzo mały. Nawet
niebo jest szare i pogoda deszczowa. Nastrój kiepski. Wrocławscy Żydzi rzeczywiście
dostarczyli zagranicy opisów okrucieństw. Słyszałem o tym u Bielschowskiego. Ustalono
nazwiska tych ludzi i zostaną oni pociągnięci do' odpowiedzialności. Młodzi naziści,
szwendający się dzisiaj znowu "bez roboty" po ulicach, opowiadają o swoich
"bohaterskich czynach". Są niezmiernie dumni z tego, że mogli Żydów porządnie
przetrzepać. Wreszcie!
Tak zwani oświeceni naziści powiadają, że "bojkot był konieczny' dla zwalczenia
komunizmu", ale nie potrafią wyjaśnić, co ma wspólnego jedno z drugim! Zaprzeczają
również temu, iż w Brunatnym Domu na Neudorferstrasse [ul. Komandorska] stacjonuje
specjalny oddział przeznaczony do chłostania, że przesłuchuje się tam podejrzanych itd.
Mówią: "Absolutnie wykluczone!" Poza tym głoszą, że "podczas narodowej rewolucji
nie da się uniknąć pewnego rodzaju surowości". Nie da się, na pew no nie - szczególnie
wtedy, gdy te surowości przewidziano w programie partii i gdy się je realizuje z wielką
dokładnością!
VVtorek 4. 4. 1933
Wynikiem bojkotu (jak się słyszy) jest, że nikt nie wie, czy jutro o godzinie 10 przed
południem ta "nowoczesna heca żydowska" będzie kontynuowana, czy nie. Hamuje to
handel i ruch we Wrocławiu (a zapewne i w innych miastach). Nadchodzą już takie
wieści od chrześcijan przybywających z małych prowincjonalnych miast (np. :że Środy
Śląskiej, 6 tys. mieszkańców). Część tych chrześcijan nawet głosowała na hitlerowców.
W małych miasteczkach była w ogóle całkowita anarchia. Wpadano do żydowskich
domów, uprowadzano mężczyzn wedle widzimisię, aresztowano ich, siedzą jeszcze do
tej pory. Na przykład w Środzie Śląskiej w niedzielę 2 kwietnia, która była dniem
handlowym, nadal wbrew rozkazom kierownictwa bojkotu pikietowano sklepy, lekarzy,
adwokatów itp.
W Katowicach odbyły się masowe demonstracje studentów przeciwko Rzeszy
niemieckiej i jej rządowi. W obronie niemieckich Żydów! I to dzieje się w Polsce!
7. 4. 1933
Zaszliśmy daleko w drugie niemieckie średniowiecze, czego ilustracją może być "casus
Margoniner" . Margoniner jest handlarzem bydła na dużą skalę. Podczas bojkotu wpadł
w ręce SA, Uprowadzono go do Brunatnego Domu, bito pałkami gumowymi tak
strasznie, że został ciężko okaleczony, ścięto mu włosy, a na plecach wycięto ranę w
kształcie swastyki, ranę natarto solą, włożono do niej ścięte przedtem włosy i zaszyto. W
półżywym stanie doslarczono Margoninera do Szpitala Żydowskiego, dokąd prymariusz
prof. dr Gottstein zaprosił prezydenta policji Heinesa, aby mu pokazać tego półtrupa. Co
Heines powiedział, nie wiadomo. W szpitalu biedaka sfotografowano. Jest nadzieja
utrzymania go przy życiu. A Hitler nadal łże: "W Niemczech żadnemu Żydowi nie
spadnie włos z głowy!"
8 kwietnia 1933
Dzisiejszej nocy odbyła się we Wrocławiu wielka obława policyjna na komunistów.
Objęła ona przede wszystkim ulice Brigittenthal [ul. Górnickiego], Engelsburg
[Łazienna], Weissgerberstrasse [Białoskórnicza], Biittnerstrasse [Rzeźnicza] i inne. W
obławie wzięło udział ponad 1000 SA i SS-manów. Szedłem akurat przez Bliicherplatz
[plac Solny], gdy' zbierali się bojówkarze i Schupo. Nie miałem pojęcia, co się we
Wrocławiu dzieje. Zapytałem przechodnia, ale ten bez słowa poszedł dalej. Powoli
domyśliłem się, o co chodzi. U SA-ma nów pod hełmami widziałem (w przeciwieństwie
do tych bez hełmów) oblicza drapieżnych zwierząt: ci sami oprawcy, którzy niedawno
obstawiali sądy i pikietowali zamknięte sklepy. Na miłość boską! To mają być Aryjczycy
czystej wody!
Wielki Piątek 14. 4. 1933
O wynikach współczesnego pogromu. Młodego żydowskiego subiekta sklepowego,
zamieszkałego na Zimmetstrasse [ul. Joachima Lelewela], z.awlekli naziści do Bru-
natnego Domu, zbili pałkami gumowymi prawie do nieprzytomności, a potem ciało
oczyścili końskim zgrzebłem. Chłopiec leży w szpitalu w stanie beznadziejnym! Ten
przypadek zostanie opisany w polskiej "Brunatnej Księdze"!
Coraz więcej jest przecieków o tamtym dniu i o jego następstwach, ale ponieważ
wiadomości te nie mogą dostać się do gazet, więc je niniejszym przekazuję potomności.
W Warszawie odbyła się konferencja wszystkich wy __ znań (nawet kościoła
greckiego i ormiańskiego) oraz związków zawodowych, na której postanowiono dalej
bojkotować niemieckie towary, prasę i inne wyroby z Niemiec aż do czasu odzyskania
równouprawnienia przez Żydów niemieckich 20. To dzieje się w Polsce! Opracowują
tam również "Brunatną Księgę", która ma zawierać teksty i zdjęcia ilustrujące
okrucieństwo hitlerowskich bandytów, ich nazwiska i adresy. Ta księga zostanie
przedstawiona na najbliższej konferencji Ligi Narodów przez wzgląd na problem
mniejszości narodowych oraz ich równouprawnienia. W Katowicach nie sprzedaje się nic
Niemcom w sklepach polskich i żydowskich!
Do tej pory Adolf Hitler niszczył wszystko, co wartościowe, a cokolwiek z wielkim
krzykiem wprowadza, jest wyrazem drobnomieszczańskiej kultury i wychowania.
Żydowskich lekarzy i profesorów uniwersyteckich pozbawionych pracy rychło
zatrudniono w Sofii, Zurychu, Paryżu i innych miastach. Jednocześnie pustoszeją
niemieckie uniwersytety i szpitale, a zagraniczni studenci opuszczają niemieckie wyższe
uczelnie.
Na niemieckich wyższych uczelniach najważniejszą rzeczą jest to, że ponownie
wprowadzono burszowskie pojedynki .- pokiereszowana gęba jest więcej warta niż
wiedza!
15. 4. 1933
DOjdzie jeszcze do tego, że kulturalne państwa przejlllą opiekę nad niemieckimi
Żydami pozbawionymi praw.
A jeżeli tak· się stanie, będę mógł z dumą oświadczyć: osobiście współpracowałem nad
tą inicjatywą, wystąpiłem bowiem z takim wnioskiem, z własnej woli i przekonania, do
tutejszego konsulatu polskiego. Naturalnie pod innym nazwiskiem.
Piszę te słowa w wigilię moich 43 urodzin i jest mi smutno na duszy. Mocno żałuję, że
mając 18 i pół roku nie wyemigrowałem do Anglii, jak tego chciano, aby stać się
Anglikiem i pozostać za granicą! Dzisiaj jestem piekielnie ubOgi. Nawet gdybym
wszystko sprzedał, nie zebrałbym więcej niż 5 tys. marek, a z takim kapitałem nie warto
ryzykować!
Wielkanoc 16 kwietnia 1933
Dzisiejszej wielkanocnej niedzieli, będącej zarazem dniem moich urodzin, doszedłem
do wniosku, że chociaż starszy cieleśnie oraz mniej produktywny duchowo, jestem
jednak nadal jeszcze cholernie rześki, spragniony swobody, kochają~y niezależność,
trzeźwy. Gdybym tylko posiadał trochę kapitału (nie nędzne 5 tys. marek), wyjechałbym
z Niemiec. Albowiem będzie tu jeszcze gorzej niż teraz. Sytuacja polepszy się tylko w
tym wypadku, gdy obce państwa zrobią w Niemczech porządek.
Niedziela 23. 4. 1933
Podczas gdy w całych Niemczech na ogół zaprowadzono już ponownie spokój i
porządek, we Wrocławiu oraz na całym Śląsku trwa w dalszym ciągu zamęt. Pan
Edmund Heines, który właśnie niedawno ochrzcił swoim imieniem ulicę Am Anger
[Łąkowa], jako prezydent wrocławskiej policji i gruppenfiihrer śląskiej SA terroryzuje
nadal żydowską ludność i traktuje ją na równi z przestępcami. Heinesa kompani, m. in.
nadprezydent Helmut Briickner, dzielnie mu sekundują.
Jak dotychczas, nowy rząd zapewnił narodowi jedynie wielkie uroczystości: święta
narodowe z kolorowym napuszonym sztafażem i krzykliwymi mowami do ludu.
Obecnie nazistowski program przewiduje na 1 maja obchody "narodowego święta
pracy". Początkowo naziści planawali likwidację pierwszomajawega święta robotni-
ków. Ale tak samo jak kiedyś kościół katolicki przejmował pogańskie święta,
wykorzystując je do własnych celów dla ugłaskania mas, tak teraz Hitler przejął mię-
dzynarodowe święta pierwszomajowe, ba przecież jego partia ta "socjalistyczna partia
robotników" . Ja jednak myślę, że robotnicy o rzeczywiście socjalistycznych prze-
konaniach nie skapitulują wewnętrznie, mima że ich prasa jest w dalszym ciągu
zakazana i unicestwiana na dłuższy czas.
Ludzi dziwuje, skąd się biorą pieniądze na owe wielkie uroczystości, przypaminające
igrzyska w rzymskiej starożytności. Wobec tych olbrzymich sum tak bardzo zwalczani
"marksiści" byli nadzwyczaj oszczędni, ba, skąpi. Nie mażna im zarzucić, że na swoje
uroczystości
. wyrzucali pieniądze na ulicę .
Partia hitlerowska organizuje obecnie "szturmówki marynarskie" i caraz bardziej
militaryzuje SA i SS. To już nie tylko milicja, choć oddziały nie są skoszarowane.
Wyraźnie widać, jak po wojskowmu są wyposażeni,
gdy ustawiają się w szyku: formacje bojowe, kompanie saperów, oddziały łączności,
oddziały karabinów maszynowych itd. Ponieważ "marksizm" już zastał pokanany, a po
pogramie gospadarczym nie należy się również obawiać 600 tys. zrujnowanych
niemieckich Żydów i okoła miliona ludzi pochodzenia żydowskiega (jeśli nie więcej),
wygląda na ta, że naziści nie zbroją się dla wewnętrznych potrzeb, ale dla zagranicznej
próby sił. I rzeczywiście znowu mówi się stale odzyskaniu
zagrabionych terytoriów". Posuwają się nawet dość daleko. We wrocławskim
dowództwie okręgu wojskowego zorganizowano np. "Wystawę Niemców Sudeckich".
Przy wejściu umieszczono mapę Niemiec i Czechosłowacji, na której Sudety i wszystkie
tereny czeski€ zamieszkane przez ludność niemiecką oznaczono takim samymczer-
wonym kolorem, jak terytorium Rzeszy. W dodatku napisano: NIEMIECKIE.
TERYTORIUM BEZPRAWNIE ZAJĘTE PRZEZ CZECHÓW. Istotnie, zajęte przez
Czechów - ale od wielu stuleci, a myślę, że bez przerwy, w każdym razie ziemie te nigdy
nie należały do Niemiec.
Ludziom rządzącym obecnie Niemcami wydaje się, że pracują "dla stuleci". Racja!
Dla stuleci, które zrywać będą boki od śmiechu na samo wspomnienie tych rządów!
Niejako dla kontroli dalej będę' prowadził mój dziennik.
25 kwietnia 1933
Ogólnie rzecz biorąc nastroje we Wrocławiu są prawie takie jak w roku 1914, kiedy to
spodziewaliśmy się wkroczenia Rosjan na Śląsk. Począwszy od najmniejszego kramarza
warzywnego, skończywszy na wielkich hurtownikach, handel zupełnie ustał, z bardzb
małymi wyjątkami, jak np. konfekcja. I jak w 1914 szła tylko produkcja dla wojska, tak
obecnie idzie produkcja dla • SA i SS. W godzinach szczytu komunikacyjnego widuje się
w śródmieściu tylu członków SA i SS w pełnej gali, ilu przedtem, w czasach·
pokojowych, żołnierzy. Rzuca się też w oczy duża ilość ich "oficerów". Wszyscy chodzą
w nieskazitelnych mundurach prosto spod igły, ze wszystkimi orderami i oficerską
bronią, koalicyjką. N aprawdę wygląda tak, jakbyśmy znowu mieli wojnę
i Wrocław wyznaczono głównym arseIlałern Piątek 28.4.1933
Poprzedniego tygodnia wrocławscy studenci-nacjonaliści rewidowali wszystkie lepsze
wypożyczalnie książek i czytelnie konfiskowali wszelkie "nieniemieckie" książki, m. in.
dzieła pisarzy światowej sławy, jak Zweiga, Hauptmanna i jego brata oraz obu Mannów.
W pewnej księgarni skonfiskowano wszystkie książki wydrukowane w wydawnictwie
Fischera. Kiedy księgarz powiedział: "Rujnujecie moją egzystencję, zaskarżę was o
odszkodowanie", smarkacze odpowiedzieli mu: "Musi pan zwrócić się do wydawcy, z
którym pan współpracuje". Te łobuzy nie ma.ją urzędowego zezwolenia na takie
postępowanie! Ale za. nimi stoi partia hitlerowska. W gazetach nie było o tym ani słowa.
29.4.1933
Nastroje są bardzo mierne. W całym społeczeństwie.
Naród ma już zupełnie dosyć ustawicznego świętowania! Mimo to 1 maja rząd ogłosił
narodowym świętem pracy. Oprawa będzie jak się czyta o innych miastach i jak to
tutaj widać - wprost bombastyczna, zważywszy na zubożenie ludu. Na Tauenzienplatz
[pl. Tadeusza Kościuszki], odgrywającym teraz rolę placu triumfalnego, widzia-
łemdzisiaj, jak bez skrupułów ścinano pełne pąków gałęzie do wysokości 4 metrów
dużych dobrze rozrośniętych drzew, ponieważ przeszkadzały wysokim masztom fla-
gowym!
Wygląda niemal na dowcip, gdy minister "reklamy", G~ebbels, oświadcza, że w dniu
święta pierwszomajowego Zydom nie wolno nosić swastyk ani innych odznaczeń partif
nacjonalistycznych. Nie wolno im też wywieszać flag ze swastyką i brać udziału w
oficjalnych uro~ czystościach. Pytam się: kto ze współczesnych ludzi o zdrowym
rozsądku mieszałby się w ogóle do takich igrzysk ludowych, bez względu na ich nazwę?
Teraz o grabarzu naszej rodziny, Hercie Tausk. Nasza bieda spowodowana przez H.T.
jest gigantyczna! Prawdopodobnie jutro względnie w środę na podstawie "pa-
ragrafówaryjskich" nsa Tausk zostanie zwolniona z pracy. Wtedy Rosa Tausk i Herta
Tausk pozostaną bez środków do życia. Dlatego Rosa Tausk spytała wczoraj wieczorem
starszą córkę: "Co się stanie, gdy Ilsa po 7 latach pracy straci posadę?" Córka spojrzała
na matkę zza okularów - jak stetryczała belferka - i powiedziała: "Wówczas będziemy
musieli wynająć jeszcze jeden pokój". Rosa Tausk: "Który?" Herta z bardzo głupią miną:
"Ach, ty będziesz spała z Ilsą, a ja w środkowym pokoju". Rosa Tausk: "A co dalej?"
Odpowiedzi już nie było, bo Herta wsadziła nos w ulubioną gazetę!
Ta łajdaczka stała się tak wygodna i leniwa, że nie wykazuje zupełnie ochoty do pracy'.
Pozwala się utrzymywać przez innych i tylko mądrzy się do utraty ludzkiej cierpliwości.
Młodsza siostra ustawicznie jej obiecuje spoliczkowanie, ale tego nie robi. Ja natomiast
dam jej kiedyś po gębie bez czczych obiecanek.
N a dzień 1 maja przygotowałem - na złość okolicznym hitlerowcom - dużą pruską
flagę z doskonałego szwajcarskiego batystu. Uszyła mi ją Rosa Tausk. Umocowałem ją u
okna mojego pokoju, bo jestem i Prusakiem, i uczestnikiem walk frontowych, i nie
pozwolę narzucić sobie przekonań (zwłaszcza Goebbelsowi, skończonemu piecuchowi,
który nie był nawet żołnierzem ze względu na młody wiek i cielesne cherlactwo, ale
który mimo to nas, żołnierzy frontowych, publicznie wyszydził w ~eichstagu).
Herta Tausk w bezwstydny sposób zaraz piorunowała na tę flagę i w ogóle na każdą
inną w naszym mieszkaniu i tak się zachowywała, że zasłużyła na baty po gołym tyłku!
Nie przerwałem pracy i wywiesiłem flagę
ku szczerej radości służącej z przeciwka (Czeszki). Ale przede wszystkim naszemu
sublokatorowi chciałem pokazać, że wcale nie jestem gorszy od niego i jego partyjnych
kompanów!
Mimo pyskowania H.T. flaga została zrobiona i dzisiaj wywieszona, i to akurat wtedy,
gdy naziści z przeciwka dekorowali swoje okna i wywieszali flagi! Moja pruska flaga
była oczywiście jedyna w tej części ulicy. Ładnie falowała na wietrze i zwracała
powszechną uwagę.
Po południu przytwierdziłem jeszcze do drzewca flagi jedwabne wstążki w kolorze
białym, żółtym i czerwonym, czyli w barwach Śląska i Wrocławia, co jeszcze weselej
wyglądało. Na to z miejsca oburzyła się nasza 48-letnia dziewica i poczęła krzyczeć na
matkę oraz na mnie, że wnet przyjdzie SA i zdemoluje całe mieszkanie, że zameldują o
tym policji, ponieważ to nie jest kolor żółty, tylko złoty - zakazany przez władze (zaś SA
zamelduje o tym w szpitalu Wenzel-Hancke i Ilsa Tausk zostanie zwolniona z pracy), że
ja, Walter Tausk, skretyniałem do sz.czętu itd.
1 maja 1933
W Polsce trwają nadal zebrania protestacyjne. Gminy żydowskie postanowiły jeden
procent swojego budżetu przeznaczać na pomoc dla niemieckich Zydów. Rząd Polski jest
na wskroś filosemicki i to mówi samo za siebie 21.
Oskar S. napisał list do Arno i do mnie. Pod koniec tego roku wyjeżdża na Cejlon, aby
przyjąć buddyzm. Powinniśmy obaj z nim pojechać. Chętnie byśmy to Uczynili,
gdybyśmy tylko byli wolni. Lecz Arno i tak nosi się z poważnym zamiarem wyjazdu.
Potem kolej na mnie. Tutaj siedzi się jak w zasypanym schronie i gnuśnieje duchowo.
Zycie tu i jego wymogi żadnemu
z nas się nie podobają, ani Arno, ani mnie, wiemy bowiem, że istnieje Jeszcze na świecie
wolność wyższego rzędu.
Nie pociąga· mnie nawet to, że na przykład w Berlinie codziennie zdarzają się wypadki
deklarowania przez Żydów w gminach wyznaniowych ustnie i pisemnie swego powrotu
na łono kościoła żydowskiego i chęć działania dla gminy. Dla mnie są to tylko "dzieje
współczesne". "Historia drugiego niemieckiego średniowiecza". W moim
życiu ?:wyciężył Budda.
3 maja 1933
We Wrocławiu zwalniano profesorów wyższych uczelni nawet podczas
egzaminowania studentów. Niektórych zwalniano albo urlopowano po prostu
telefonicznie. Nauczycielom miejscowych szkół podstawowych wysyłano 30 kwietnia
listy ekspresowe tej treści: od 1 maja nie przychodźcie do szkoły, zostaliście zwolnieni z
pracy.
Doszło nawet do tego, że i stowarzyszenia przedstawicieli handlowych też już
zglajchszaltowano. Nazistowscy przedstawiciele firm oczerniają na wszystkie sposoby
swoich żydowskich kolegów przed fabrykantami, aby zająć ich miejsce (niektórzy
spośród oczernianych pracują ponad 30 lat, a nawet pozakładali swoje przedsta-
wicielstwa). Powołują się przy tym na "procentowy udział nie-Aryjczyków, szczególnie
Żydów" w tej dziedzinie w Niemczech. Podłość nie do porównania, w której oczywiście
współuczestniczy część fabrykantów.
4. 5. 1933
Dzisiaj rano na słupach ogłoszeniowych wisiały czerwone plakaty, z których krzyczą
napisy: PUBLICZNE PALENIE. Naturalnie ludzie podchodzą czytać, bez słowa stoją
przed tymi plakatami, bez słowa czytają, bez słowa odchodzą. Zrzeszenie Studentów
Uniwersytetu wzywa wszystkich Niemców do publicznego palenia książek
"marksistowsko-żydowskich" względnie dzieł autorów żydowskich. Ma się to odbyć 10
maja między godziną 11 a 12 w nocy, w pobliżu naszego domu, tuż za fosą miejską, w
obecności oddziałów SA, SS, Stahlhelmu i nacjonalistycznych studentów. Niemcy mają
u siebi~ i u swoich znajomych przejrzeć półki z książkami, a następnie dostarczyć owe
tomy do określonych domów akademickich albo też zgłosić je do odtransportowania.
Komitet powołany do tej akcji przezornie przygotował listę tych książek.
Dnia 7 maja w nocy na tych czerwonych plakatach naklejono żółte kartki z takim
napisem: NIE ZAPOMINAJCIEO BIBLII, ONA TAKŻE JEST WYTWOREM
ŻYDOWSKIEGO DUCHA - Dopisane: niedziela 7 maja 1933.
5.5.1933
Ludność wiejska oburza się na codzienne prześladowania przez SA-manów, którzy
nadal biją. Zjawiają się oni we wsiach wczesnym rankiem albo nocą, zabierają mężczyzn
oskarżonych w donosach, wywożą autami do oddalonych miejscowości (na przykład ze
wsi z okolic Strachocina do Osobowic), tam ich biją, trzymają całą noc, a potem odwożą
albo każą iść pieszo do domu. Przed wypuszczeniem nakazują wszystkim, żeby "pyski
pozamykali na kłódki"!
Od sklepu do sklepu (ściślej biorąc - od sprzedawcy do sprzedawcy, od kasy do kasy!)
znowu chodzą członkowie SA z listami i skarbonkami i zbierają pieniądze! Kwoty
wpisują na listy! Kupcy i subiekci, którzy sami
ledwo mogą wyżyć, są wściekli, ale nic nie mogą zrobić, gdyż władze rządowe aprobują
tę grabież.
W środowisku urzędników także wre. Ani jeden bowiem urząd już nie może porządnie
pracować, ponieważ przeprowadzono rzekomo konieczne "czystki" i różne stanowiska
obsadzono ludźmi nie mającymi żadnych kwalifikacji, są nimi przeważnie niewydarzeni
smarkacze (wśród nich również karani i prowadzący niemoralny tryb życia). Urzędnicy
powiadają: to się długo nie utrzyma i cały ten bałagan runie.
We wrocławskim Prezydium policji utworzono teraz "referat żydowski", którego
kierownikiem został radca policyjny EHe, "postrach Żydów" (jak sam się określa).
W szkołach trwa nadal akcja "urlopowania". Dochodzi już do tego, iż uczniowie
"jednogłośnie" postanawiają i zarządzają odwoływanie nauczycieli i kierowników szkół,
gdyż nie są dla nich sympatyczni! Uczniowie zmieniają również nazwy swoich szkół!
My uczyliśmy się, natomiast dzisiaj uprawia się w szkole politykę i już w przedszkolu
zaraża się polityką.
Obecnie w szkołach trwa proces oddzielania w poszczególnych klasach dzieci
"niearyjskich" , a więc żydowskich, od aryjskich! Nawet w klasach, gdzie była przewaga
dzieci "niearyjskich" , a bardzo mało aryjskich. Częściowo tego podziału zażądały same
dzieci aryjskie. Znalazły one poparcie w oficjalnych podłościach nauczycieli! Na
przykład we wrocławskiej szkole im. Cesarzowej Augusty nauczyciele wyłączyli
żydowskich uczniów z lekcji historii, ponieważ "nie pojmują przecież niemieckiej
historii i nie interesują się nią".
Niedziela 7.5. 1933
Brunatni nazi-studenci buszują we Wrocławiu po salach wykładowych i pracowniach
naukowych, na przykład na Wydziale Medycyny oraz w klinikach uni wersyteckich, i
znieważają "niearyjskich" docentów i studentów.
Niektórzy starzy bojowcy partii nazistowskiej, jak na przykład mój przyjaciel Erich
Spelling, znajdują się już. w oficjalnej opozycji wobec tzw. kierownictwa, które wcale
nie oczyszcza partyjnych szeregów i zamiast po prostu angażować dobre siły, obsadza
różne stanowiska brudnymi nieudolnymi osobnikami pchającymi się do żłobu i posadek.
Właśni ludzie już nie wykonują tak w 100 procentach rozkazów swoich władz, na
przykład nie prześladują Żydów - doszli bowiem do wniosku, że to nie ma sensu i jest
szkodliwe. Dobrych niemieckich Żydów powinno się raczej przyjąć do partii i uznać za
pełnoprawnych rodaków. Taka jest opinia!
Środa wieczór, 10. 5. 1933
Ku uciesze moich "aryjskich" przyjaciół (oraz ku uciesze mojej matki), którzy nie
mieli na to odwagi, poszedłem wczoraj na Annegasse [ul. Sw. Anny] i przyniosłem sobie
"czarną listę" książek przeznaczonych do spalenia. Nikt mnie nie zaczepił. I oto dla
potomności przedkładam tu ową listę. Kiedy wchodziłem po schodach domu na
Annegasse la, schodziły akurat dwie "aryjskie" młode panie z wyższych sfer, które
czytając listę tych książek głośno się śmiały. I rzeczywiście mimo wszystkie zmartwienia
są powody do śmiechu.
Dzisiaj opowiadano, że we Wrocławiu-Kowale na poligonie 600 SA-manów odbywa
ćwiczenia polowe oraz ostre strzelanie. Mają oni potem być przeniesieni nad pOlską
granicę, "która w całości zostanie obsadzona przez wyszkolonych SA-manów". Ciekawe,
czy będzie się o tym mówiło w Genewie. Jeżeli to prawda, Polacy nie zostaną Niemcom
dłużni.
Polska: panują tu antyniemieckie nastroje wojenne 22, granica jest od a do zet
zabezpieczona wojskowo. Warszawska Izba Handlowa uchwaliła, że bojkot niemieckich
towarów ustanie dopiero wtedy, gdy niemieccy Żydzi otrzymają z powrotem wszystkie
utracone prawa i będą jak przedtem równouprawnieni. Po ostatnim środowym
przemówieniu Hitlera Polska - jako jedyne państwo - oświadczyła: "Hitler wystąpił w
nowej roli", ale "lepiej, żeby się wykazał czynami, niż przemawiał" 23.
22 maja 1933, poniedziałek
Dzień ten stał się kolejnym przełomowym dniem rodziny Rudolfa Tauska. Mianowicie
po siedmiu latach pracy na etacie magistrackim nsa Tausk otrzymała "niebieski list" w
związku z glajchszaltyzacją i zostanie zwolniona z pracy z dniem 1 lipca br. Jeszcze
niedawno w dyrekcji szpitala Wenzel-Hancke' uważano to za niemożliwe i nie brano tego
pod uwagę. Nic nie można tu już zaradzić.
Wtorek 23. 5. 1933
Dnia 30 czerwca ze szpitala Wenzel-Hancke ma także odejść prymariusz prof. dr
Frank. Tym samym upadnie bez reszty naukowe znaczenie i międzynarodowa sława tego
zakładu. Ale skoro odchodzi również dłu.goletnia pracownica laboratoriów, właśnie nsa
Tausk, której nie ma kto zastąpić - nie licząc zupełnie młodych, niedojrzałych dziewcząt
- to przestanie istnieć cały oddział wewnętrzny, ponieważ żaden lekarz ani siostra
oddziałowa nie będą mogli prawidłowo pracować.
:Na skutek przeprowadzonego zgiajchszaitowania rÓwnież we Wrocławiu zdarzyło
się, że ważniejsze oddziały Szpitala Wszystkich Świętych po redukcji "niearyjskich"
lekarzy po prostu zaprzestały działalności, bo nie ma komu zajmować się chorymi,
brakuje odpowiednio wykształconych i kompetentnych sił. Chorzy muszą zatem leczyć
się prywatnie.
Teraz znowu słyszałem o zamiarze przeforsowania zasady, iż w szpitalach nie należy
zwalniać żydowskich prymariuszy, ponieważ w ten sposób stracono już wielu lekarzy
światowej sławy, którzy zaraz otrzymali kontrakty za granicą. Być może pozostanie
Frank, ale tylko pod tym warunkiem (jak powiedział to dzisiaj w cztery oczy do I. T.), że
sam sobie dobierze najważniejszy personel, gdyż tylko wtedy wziąć może całkowitą
odpowiedzialność za instytucję, jeżeli pracować będzie z długoletnimi, doświadczonymi
współpracownikami. Nowo zaangażowane i mało wyuczone siły nie dają gwarancji.
W każdym bądź razie dyrektor szpitala wystosował dzisiaj prośbę, w której stwierdza,
że zwolnienie I. T. jest niemożliwe, ponieważ "ustanie praca laboratorium i całego
zakładu".
24. 5. 1933
W szpitalu Wenzel-Hancke ogólna rebelia lekarzy z powodu wypowiedzenia pracy l.
T.: "To po prostu niemożliwe, wykluczone, co stanie się z naszym laboratorium i naszą
pracą? Trzeba koniecznie interweniować!" Warto zaznaczyć, iż ową rebelię rozpoczęli
aryjscy le- . karze, pomiędzy którymi są liczni naziści!
Wniebowstąpienie, 25 maja 1933
Polsko-żydowski kupiec Bernheimer z Bytomia wystosował do Ligi Narodów skargę
na traktowanie Żydów
w Niemczech i w sprawie "ochrony mniejszoscl naro~ dowych na niemieckim Górnym
Śląsku" (której gwarantem jest Liga Narodów). Stąd duże zdenerwowanie prasy
hitlerowskiej.
Napisałem dzisiaj dwa listy: pierwszy do Oskara Schlossa, drugi do wikarego
Johannesa Thomasa. W pierwszym oświadczyłem gotowość wyjazdu na Cejlon po
wyklarowaniu się spraw finansowych. W drugim prosiłem o informacje (również w
imieniu Arno Miillera) dotyczące różnych zakonów - karmelitów, paulinów i trapistów.
W dalszym ciągu, jak długo to tylko będzie możliwe, będę pracował jako przedstawiciel
handlowy, ale jednocześnie nie stracę z oczu ostatecznego celu, którym jest Cejlon,
ewentualnie Syjam lub Birma.
Zielone Świątki, 4. 6. 1933
Jaskrawe słońce i ciepło wypędziły mnie z łóżka już o godzinie 6 rano, ale jestem
uwięziony jak ptak w klatce. Ani nie mam pieniędzy, żeby pojechać na wycieczkę, ani
nie mam odpowiedniego ubioru, aby wybrać się gdzieś pieszo i uwalić w trawie. Sprawy
finansowe idą bardzo kiepsko. Tak więc umyłem się, poszedłem na pocztę,
przeglądnąłem gazetę w poszukiwaniu przedstawicielstw handlowych, a teraz siedzę od
godziny 8.45 na czczo przy maszynie do pisania.
7. 6. 1933
W Lidze Narodów rozpatrywana jest kwestia żydowska. Sprawę referował przedstawiciel
Polski. Debata zaczęła się 6.6. 1933. Delegat niemiecki chciał się wymigać z tej kabały' i
przekonywał, że Bernheimer jako obcokrajowiec nie miał prawa wystąpić do Ligi z pet y
ślały jednak inaczej, a Polska ustami swego delegata oświadczyła: "Polskę interesują nie
tylko Żydzi zamieszkali we wschodniej części Górnego Śląska (a tym samym
podpadający pod konwencję genewską), ale wszyscy Żydzi niemieccy. Do Ligi Narodów
należy ustalenie, czy Żydzi niemieccy są mniejszością".
"Humanitarne" traktowanie więźniów politycznych wygląda we Wrocławiu następująco:
Zmarły przed niedawnym czasem w domu dla obłąkanych dr nauk prawnych Eckstein,
który z SPD wyłonił Socjalistyczną Partię Robotników, został tak zmaltretowany na
policji i w więzieniu, że w przeddzień wysłania go do obozu koncentracyjnego przy
Strehlener
- Chaussee [ul. Strzelińska] usiłował popełnić samobójstwo. Zbito go za to do
nieprzytomności i odbito mu
nerki. Aresztowano go wyłącznie z powodu przekonań marksistowskich. Z tego samego
powodu aresztowano i osadzono w obozie poprzedniti!go burmistrza Wrocławia, Macha,
pierwszego po wojnie prezydenta policjiVoita oraz znanego z demokratycznych
przekonań pastora Moeringa. Pastorowi nałożono na głowę błazeńską czapkę z papieru i
tak wprowadzono go do obozu wraz z innymi aresztantami.
W tym obozie "ma" rzekomo dominować humanitarny ton, ale strażnikami są b. jeńcy
wojenni, obecnie naziści, a więc: można sobie wyobrazić ów "humanitarny ton". Pewien
wrocławski adwokat nie-Aryjczyk przesłał Ecksteinowi do obozu papierosy z pobudek
czysto ludzkich, gdyż przedtem go nawet nie znał. Za karę pozbawiono go praktyki
adwokackiej. Bezpodstawne i bezzasadne nagłe aresztowania trwają nadal. Nawet
odwiedzając więźnia w obozie można się już narazić, mimo że odwiedziny są dozwolone,
a nawet "chętnie widziane".
Piątek 9. 6. 1933
W niektórych szkołach dla dzieci "aryjskich" uczniowie z konserwatywnych rodzin nie
śpiewają wraz z innymi "Horst Wessel Lied". Ciągle też odmawiają podnoszenia
prawego ramienia podczas śpiewania tej pieśni.
Niedziela 11. 6. 1933
Na podstawie petycji Bernheimera na terenach niemieckiego Górnego Śląska,
podlegających konwencji genewskiej, "niearyjscy" (a więc żydowscy) adwokaci i
lekarze odzyskali prawo praktyki zawodowej. Wkrótce nastąpi to z sędziami. Niebawem
więc "nie-Aryjczycy" staną się znowu pełnoprawnymi obywatelami. Doszło już nawet
do tego, że wśród niemieckich Żydów zrodziła się poważna tendencja do wyrobienia
sobie w Niemczech statusu mniejszości narodowej. Ale ta droga jest fałszywa.
Wystarczy bowiem to, co osiągnięto do tej pory. Teraz większość niemieckich Żydów
powinna zadbać o to, żeby Liga Narodów dopilnowała, aby Żydzi żyjący w Niemczech i
zasiedziali tu od dawna nadal pozostawali "obywatelami niemieckimi wyznania
żydowskiego". Chodzi o utrzymanie pełnoprawnego obywatelstwa bez ustaw
wyjątkowych. Deklaracje mniejszości narodowych doprowadzą tylko do zdegradowania
Żydów do rzędu "uciążliwych cudzoziemców".
23. 6. 1933
. Bojkot firm żydowskich trwa nadal w naszej prowincji. Im mniejsze miasto z
żydowskimi sklepami, tym głośniej rozlega się okrzyk bojowy: "Niemcy, kupujcie tyJko
u Niemców!" Część żydowskich interesów jest obecnie zamkniętych, część sprzedano, a
ich właściciele wyprowadzają się! Natomiast pozostałe na miejscu sklepy "aryjskie"
kupują dalej towary Od żydowskich firm i komiwojażerów. Jednakże bez świadków. A
gdy ktoś wchodzi do sklepu, chrześcijański kupiec krzyczy na pokaz do żydowskiego
komiwojażera: "Już panu mówiłem, że nic nie potrzebuję!" Zaprasza się również
żydowskich przedstawicieli handlowych do prywatnych mieszkań (jeżeli one się łączą ze
sklepem) i tam pracują bez przeszkód wyraziwszy stereotypową uwagę: "Pan przecież
wie, że nie można inaczej".
Niedziela 25. 6. 1933
Narodowa rewolucja obdarowała nas także ochotniczą obroną przeciwlotniczą, rychło
zamienioną w Związek Obrony Przeciwlotniczej Rzeszy - naturalnie ze stosownym
uniformem w kolorze niebieskim, podobnym do marynarskiego, i odpowiednimi
odznakami. Wnet ruszyła reklama i propaganda masek gazowych, schronów przed
wgazowych, sprzątania strychów, przygotowywania środków przeciwpożarowych i
przeciwgazowych itp. A ponieważ niejedna firma chciała dobrze zarobić, podczas
ostatnich tygodni wytworzono iście wojenną psychozę pod hasłem: "Polska zamierza
znienacka zaatakować Wrocław z powietrza" (który w ostateczności jest jej o wiele
milszy nie zniszczony!) oraz "Musimy mieć własne lotnicze siły zbrojne i przeforsować
to na konferencji rozbrojeniowej" .
Tak oto Wrocław postawiony został w ciągu ostatnich tygodni w stan pogotowia. Gazety
przynosiły długie artykuły, świadczące o całkowitym zamęcie u naszych kierowniczych
głów. Na budynkach publicznych, na dachach elektrycznie napędzane syreny ryczały
ustawicznie na różne tony i z różną siłą na alarm dzień w dzień od po niedziałku. W
czwartek wieczorem zaczęły się wreszcie "wielkie ćwiczenia" w zachodniej części
Wrocławia, trwały prawie całą noc, były kontynuowane w piątek w śródmieściu. Główny
nacisk położono na jak największy hałas łącznie z wystrzałami z moździerzy i wyciem
syren oraz na pośpieszną gonitwę kurierów, sygnalistów, samochodów, straży pożarnej i
na "starcia zbrojne" wielu SA i SS-manów, którzy' byli do tego odkomenderowani i za-
chowywali się niezdarnie i głupio niby rekruci pozbawieni raptem dowództwa. Teatr i nic
więcej. Ludność prze"" klęła to zakłócanie spokoju nocnego. Wieści o nadlatywaniu
"czerwonych, nieprzyjacielskich samolotów" były nazistowskim chwytem reklamowym
jarmarcznego krzykacza - Goebbelsa. Przypominało to podpalenie Reichstagu. Był to
zuchwały trick nazistów dążących do zbrojeń lotniczych. Są jeszcze dwie rozgłośnie
radiowe szerzące tylko prawdę o Niemczech, dlatego hitlerowcy ich nie cierpią: Praga i
Moskwa.
I co na to wszystko powiada dobry Pan Bóg? Sędziwy ojciec w niebiesiech już od 1
sierpnia 1914 r. ma "permanentny urlop aż do czasu zwolnienia", jak mawialiśmy na
froncie! Rzeczywiście na to wygląda. A poza tym wydaje się, że Pan Bóg nie jest
Aryjczykiem, bo nie ma nic do powiedzenia w hitlerowskich Niemczech. Mam nadzieję,
że obecnie powstają liczne dzienniki notujące całą prawdę, aby przyszłe pokolenia miały
jasny obraz tego olbrzymiego wybryku historii, którego musieliśmy być świadkami -
drugiego niemieckiego średniowiecza.
Piątek 30. 6. 1933
We Wrocławiu pomiędzy członkami SA panują ostatnio takie nastroje: starsi spośród
nich, a przede wszystkim ludzie żonaci, mają już powyżej uszu tych ciągłych
przemarszów w dni powszednie i niedziele i jak powiadają, są "zmęczeni, chcą też
niekiedy rozprostować kości jak inni". Wcale im nie odpowiada wypędzanie z łóżek na
ćwiczenia nocne i ostre strzelanie, odbywające się tylko w porze nocnej. Strzelanie
odbywa się regularnie pod murami Wrocławia i bardzo przeszkadza mieszkańcom
pobliskich ulic. Atmosfera jest niemal wojenna. Myślę, że czyni się tak tylko po to, żeby
zabezpieczyć hitlerowski system przed niespodzianymi wystąpieniami własnego narodu.
Jest to taka musztra przed wojną domową. Ale w Genewie na konferencji rozbrojeniowej
delegacja niemiecka jest uosobieniem umiłowania pokoju!
Równocześnie - właśnie dzisiaj - agituje się za stworzeniem "zapory lotniczej przeciw
Polakom". Nie stroni się przy tym wcale od prostackich, sfingowanych chwy:.. tów
propagandowych w rodzaju: "Polskie samoloty zwiadowcze docierają w głąb Pomorza".
Ponieważ do obozów koncentracyjnych dostaje się coraz więcej niegdyś wysoko
postawionych osobistości (burmistrze, nadprezydenci, oficerowie i inni nie godzący się
na dalszą współpracę z Hitlerem), potomność musi się dowiedzieć, jak w ubiegłym
tygodniu wprowadzono do obozu na Tarnogaju byłego nadprezydenta Dolnego Śląska,
socjaldemokratę Liidemanna 24, po jego aresztowaniu w Berlinie.
Akt I. Liidemann żostał zaprowadzony przed Heinesa, który go w wyszukanej formie
obrzydliwie zbeształ, kończąc słowami: "Więzień Liidemann, w tył zwrot, odma-
szerować!"
Akt II. W triumfalnym pochodzie nazistów ulicami:
Schweidnitzer Stadtgraben [Podwale Swidnickie], Graupenstrasse [Krupnicza],
Rossmarkt [Karola Szajnochy], Bliicherplatz [plac Solny], Rynek i Ohlauerstrasse
[Oławska] został Liidemann zaprowadzony z Prezydium policji do swojego dawnego
biura w Nadprezydium, gdzie musiał przejść przez cały gmach. Na ulicy przed nim,
obok niego i za nim szli w pochodzie bojówkarze SA. Na przedzie krzyczano: "Precz z
marksizmem!" Środkowi ubliżali Liidemannowi i rzekomo ochraniali go przed z góry
zamówionymi wrogami, czyniąc wrażenie, że gdyby nie SA, doszłoby do samosądu nad
aresztowanym. Ci na końcu darli się: "Niech żyje Hitler!" Pochód zamykał sadysta
Edmund Heines w swoim samochodzie.
Akt. III. Przemarsz od budynku Nadprezydium przez ulice Albrechtstrasse [Wita
Stwosza], Schweidnitzerstrasse [Swidnicka] do pomnika cesarza Wilhelma, gdzie "kon-
certowała" orkiestra dęta SA. Tu Heines zarządził postój i publicznie przemówił do ludu,
znowu ubliżając Liidemannowi, który roztropnie zacisnął ~zczęki i wcale się nie
odzywał!
Akt IV. Kontynuowanie pochodu aż do obozu na Tarnogaju.
Akt V. W obozie ustawiono wszystkich więźniów w szeregu i przedstawiono im
Liidemanna, potem prze. brano go w obozowy strój, w nowym stroju ponownie go
przedstawiono, jeszcze raz Heines go zwymyślał i wreszcie dał mu spokój.
Na koniec Heines wielkodusznie oświadczył, że w zamian za uwięzienie wysokiego
dostojnika daruje wolność 10 zwykłym socjaldemokratom. To wszystko wraz ze
zdjęciami ukazało się tłustym drukiem następnego dnia w gazecie "Schlesische
Tagespost", czołowym organie nazistów wrocławskich. Potem przez strażników
obozowych doszła wieść, że chorujący Liidemann odmówił pracy przy robotach
ziemnych, za co potraktowano go jak psa, m. in. bito go jak wszystkich pozostałych
więźniów.
Poniedziałek 3. 7. 1933
W. T. jest w całej rodzinie jedyną osobą, która aktualnie jeszcze zarabia, jeżeli to można
nazwać zarobkiem. Właśnie dzisiaj się dziwił, że nie otrzymał do tej pory ani jednego
wypowiedzenia, mimo iż niektóre przedstawicielstwa zupełnie leżą od miesięcy. W. T.
jest głęboko przekonany, że będzie jeszcze znacznie gorzej, gdyż rząd hitlerowski chce
całkowicie zniszczyć także żydowskich rzemieślników i istniejące jeszcze resztki handlu.
Lecz ja, jako były żołnierz frontowy, należę do ,,2ydów wziętych pod ochronę". A jeżeli
przyjdą po mnie te łotry, to pokażę im zęby. Trzeba jednak hamować język, bo można się
dostać do obozu koncentracyjnego na Tarnogaju, o którym wieść gminna niesie taki
dwuwiersz:
Bym milczał, Boże sił dodaj, żebym się nie dostał na Tarnogaj.
W. T. w dalszym ciągu uważany jest przez ludzi (na ulicach, w firmach i urzędach) za
urzędnika albo za byłego urzędnika i za Aryjczyka, co w dzisiejszych czasach jest
cudem! Najosobliwsze jest to, że należę do ludzi, przed którymi ()twierają się ludzkie
dusze, gdyż sprawiam wrażenie godnego zaufania: a zdolność mimikry jest dzisiaj w
cenie.
W. T. zaproponowano wyjazd do Palestyny w charakterze przyuczonego stolarza,
ponieważ właśnie stolarzy szuka się tam ze świecą i powodzi im się dobrze. Nie jestem
syjonistą, nie mam krzty sympatii dla żydostwa, z którego powodu odbywa się w
dzisiejszych Niemczeeh bezkrwawa wojna wyniszczająca, która przypomina pogromy
Ormian podczas wojny światowej i po jej zakończeniu. Mimo to zainteresowałem się
propozycją i dowiadywałem w miejskiej szkole rzemieślniczej, czy prowadzą
wieczorowe kursy, chcę bowiem praktycznie opanować wszystkie nowoczesne meteody,
a przede wszyst kim stolarkę maszynową, bez której stolarze dzisiaj nie mogą się obyć.
Wieczorami są oczywiście tylko kursy teoretyczne i rysunki. Może jednak znajdę sobie
gdzieś stolarnię, gdzie można wieczorami praktykować. Stara dama jeszcze nic o tym nie
wie. W każdym bądź razie przed południem trzeba będzie robić pieniądze, żeby tym
chętniej stawać przy warsztacie.
H. T. ma także swego rodzaju "plan palestyński".
Z Wrocławia do Palestyny wywędrowały mianowicie liczne rodziny 'żydowskie, w
których mężczyźni pozbawieni zostali pracy w instytucjach medycznych i prawniczych.
Uprzednio jednak wszystkie kobiety wyuczyły się praktycznych zawodów, żeby się w
nowym kraju utrzymać na powierzchni i zarabiać. Uczyły się zatem rysunków, opieki
nad dziećmi, krawiectwa, gotowania, księgowości itd. H.T. ze swoimi umiejętnościami
rysowania, malowania, robót ręcznych mogłaby zrobić. złoty interes, gdyby udała się do
Palestyny. Ale ona nigdy nie udała się dalej niż do stołu familijnego. Przy nim długo i
szeroko rozwodzi się na te tematy, a potem kończy słowami: "W całym tym kraju jest
przecież piekielnie gorąco, nie wiadomo, czy się w tym klimacie wytrzyma. A czy tam
będzie kto chciał się uczyć rysuIlków albo czy są one w szkołach?" W ten sposób H.T.
już trzy miesiące emigruje z Niemiec.
Z Wrocławia do Palestyny wyjechały zupełnie młode 17-letnie dziewczyny, również z
rodzin chrześcijańskich "pochodzenia żydowskiego". Część z nich wyruszyła w
pojedynkę. Pracują tam przy dzieciach, przy zajęciach domowych i w biurach.
Wszystkie pochodzą z najlepszych domów. Wiele z nich nie jest syjonistkami.
Piątek 11. 7. 1933
Moje wspomnienia kontynuuję opisaniem sprawy nowych paszportów dla .'Żydów.
Mimo moich buddystycz nych przekonań także musiałem wyrobić paszport. Widziałem
niejedną wzburzoną twarz "byłego Zyda", który również otrzymał swój żydowski
paszport. Słyszałem niejedno uzasadnione słowo oburzenia, że w małżeństwach
mieszanych druga strona mimo innego wyznania zostaje ostemplowana jako "niearyjska"
, czyli żydowska.
Zorganizowany obłęd, który faktycznie nie wie, czego właściwie chce, i który już w
chwili. narodzin jest w agonii.
Na wykazie żydowskich paszportów miałem numer 404.
I tu odezwała się moja zabobonność, powiedziano mi kiedyś, żebym uważał na cyfry 4 i
8 oraz na wszystkie dzielące się przez 4 i 8.
Kiedy we Wrocławiu po raz pierwszy napadano na żydowskie sklepy - tego wcześniej
również nie mogłem przewidzieć, gdyż wszystko wynikło, że tak powiem, spontanicznie
- chciałem w imieniu lipskiej firmy futrzarskiej Friedricha Wimmera odwiedzić większe
sklepy futrzarskie. To było w marcu w porze zakupów,
Zacząłem od sklepu braci Breslauer, ale przed ich domem na Antonienstrasse 2/4 [Sw.
Antoniego] zatrzymały mnie posterunki i poradziły, żeby "raczej jutro przyjść, bo dzisiaj
jest to zbyt niebezpieczne". Poszedłem zatem do sklepu Pinkusa, mieszczącego się na
piętrze tego budynku, gdzie na parterze prosperuje firma "Blasse" . Ten dom był również
zablokowany i ta sama bzdura zaczęła się od nowa. Wtedy powiedziałem: "Nie mam nic
wspólnego z firmą ~~Blasse», tylko z wytwórnią futer Pinkusa, do której udaję się w
imieniu lipskiej firmy". Na szczęście miałem wizytówkę firmy, którą pokazałem. tv ów-
czas do rozmowy włączył się młodzieniaszek o typ.owo fanatycznej, bladej twarzy, w
mundurze SA, który przedstawił się jako student i zapytał po obejrzeniu wizytówki, czy
interes Pinkusa jest również żydowską firmą. A ja mu na to: "To nie powinno pana
obchodzić,
ja przybywam w imieniu zamiejscowej firmy, nie wolno mi przeszkadzać w
wykonywaniu obowiązków zawodowy'ch i chciałbym wiedzieć, co mam odpisać lipskiej
firmie!" Fanatyczne, blade oblicze odpowiedziało mi: "Proszę napisać, że stopniowo
dobierzemy się do wszystkich żydowskich firm,. nie przepuścimy ani jednej".
Na takie dictum miałem dosyć na ten dzień i poszedłem na miasto. Ale do mojej firmy
nic nie napisałem; bo byłoby to przecież "szerzeniem wiadomości o okrucieństwach".
Nie miałem też ochoty wylądować w obozie koncentracyjnym, my, ludzie urodzeni w
kwietniu, kochamy' nade wszystko wolność. Ustępowałem przeto wydarzeniom z drogi,
aby tylko uniknąć karambolu z rządzącym systemem. Lecz karambol sam do mnie przy-
szedł 11.7.1933 o godzinie 4 po południu.
Tego dnia był tropikalny upał. Mimo lekkiego ubrania wróciłem o godzinie 1 w
południe do domu mokrusieńki. Nie przeczuwałem niczego. Matka zatroskana i bliska
płaczu wyszła naprzeciw. Zaprowadziła mnie do ostatniego pokoju, pozamykała
wszystkie drzwi i opowiedziała, co następuje.
Przed południem był urzędnik z p.olicji kryminalnej, aby przeprowadzić u nas rewizję,
ponieważ należę do tajnego związku komunistycznego, odbywającego do późnej nocy
zebrania w naszym domu albo w innych miejsrach. Protokoły z tych zebrań i inne
meldunki przesyłam do Anglii itp. Policjant powiedział jeszcze: "Pani syn ma chyba w
tym domu miłych przyjaciół".
Wprawdzie nic o tych sprawach nie wiedziałem, ale unik jest najlepszą obroną,
oskrzydlenie najlepszym atakiem, a ostrożność największą cnotą żołnierską! Miałem
kilka godzin czasu. Wziąłem się do roboty. Z mojego biurka wywędrowały na strych
wszystkie dzienniki, łącznie z tym ledwo zaczętym. Nikt mnie przy tej pracy nie mógł
zobaczyć! W jednym dzienniku jedna strona została nawet częściowo usunięta, ponieważ
znajdowała
wojskowej: wojnę o Zagłębie Saary albo jeszcze wcześniej wkroczenie do Austrii.
Poza tym zniszczyłem też trzy nader soczyste kuplety mojego pióra o pederastii
Heinesa i seksualnych stosunkach w SA i hitlerowskiej organizacji dziewcząt BDM.
Teksty te mam w pamięci, być może, kiedyś je odtworzę. Zniszczyłem również list do
mojego duchowego przyjaciela. W liście tym już wtedy przewidywałem bałagan w
niemieckim kościele. Usunąłem także przedłożony mojej angielskiej firmie raport o
naszej rzeczywistej sytuacji, łącznie z odpowiednią korespondencją i własnym
zapiskiem, "że mój list tam dotarł i zrobił całkiem uzasadnione wrażenie, że szef - senior
chce ze mną kontynuować ten temat podczas najbliższego pobytu w Niemczech".
Zniszczyłem jeszcze druzgocącą wypowiedź mojego paryskiego szefa, P. Dolata, na
temat Hitlera i hitleryzmu, dostarczoną swego czasu ważnemu dziennikowi
niemieckiemu.
Po tym wszystkim byłem, krótko mówiąc, absolutnie zmęczony, położyłem się tylko
na 30 minut na sofie, zjadłem z apetytem obiad i oczekiwałem nadchodzących wydarzeń,
o których w dalszym ciągu dziennika.
O godzinie 4 po południu zjawił się urzędnik policji politycznej i powołał się na rozkaz
prezydenta policji Heinesa, aby przeprowadzić u mnie rewizję. Ale do tego tak szybko
nie doszło. Nie dałem się wyprowadzić z równowagi i zażądałem dowodu osobistego i
nakazu rewizji na piśmie. Urzędnik poczuł się nieswojo i powoływał się kilka razy na to,
że jest z policji politycznej (czy wiem, co to znaczy?) i działa na podstawie osobistego
rozkazu prezydenta policji Heinesa.
Dowodu i nakazu nie ujrzałem, ale los zesłał mi wprost idealnego świadka całego zajścia,
który przyszedł do mnie zupełnie przypadkowo, ponieważ chciał tylko zobaczyć, co się
właściwie ze mną dzieje, bo nie poka zywałem się od kilku tygodni. Tym świadkiem był
Louis Herstein, obywatel polski.
Wyjaśniając motywy rewizji policjant powiedział:
"Mam 'rozkaz przeprowadzić rewizję i nie muszę mówić, o co chodzi. Pan koresponduje
z Anglią i jest pan Żydem, a to. wystarcza, aby przeprowadzić dochodzenie. Jeżeli chodzi
o kontakty z zagranicą i skoro dotyczy to Żyda, sprawa jest niebezpieczna",
Jako świadek rewizji został . zaprotokołowany Louis Herstein, przy czym nie ujawnił
swojej narodowości. To duży plus dla mnie, bo jeżeli dojdzie do czegoś i zostanie
wciągnięty on do sprawy, wtedy automatycznie włączy się konsulat polski, wszystko
wyjdzie na jaw i Niemcy będą skompromitowane.·
Wieczorem tego pamiętnego dnia mieliśmy międzynarodowe odwiedziny. Przyszła do
nas panna Karpińska (urzędniczka magistracka z Gdańska) i historyk sztuki SteckeI albo
St6ckel z University of Pensylvania w Filadelfii. Amerykanina poznała Herta Tausk
przed. południem w Akademii Sztuki, gdzie bezowocnie błądził szukjąc śladów
Gerhardta Hauptmanna. Oprócz nich był także Louis Herstein. Można sobie wyobrazić,
jakie wrażenie zrobiły na cudzoziemcach wydarzenia dnia. Oświadczyli: "Przekażemy o
tych stosunkach dalej".
16. 7. 1933
Na początku minionego tygodnia odwiedził nas dr med. Bela Klein, który pracował w
szpitalu Wenzel-Hancke, ale na skutek „ustaw aryjskich" wybierał się do Anglii, żeby się
doskonalić w swojej specjalności. Klein zamierzał udać się do Londynu, ale nie znał tam
nikogo, jak zresztą w całej Anglii, i dlatego chciał nawiązać kontakt z ludźmi ..
mogącymi. mu posłużyć radą. Ponieważ mamy w Londynie. krewnycłij':t- którymi co
prawda utrzymuje my tylko luźne więzi, daliśmy Kleinowi ich adresy i kazaliśmy mu
robić wrażenie, że znamy się od dawna, aby go tam lepiej przyjęli. W liście do krewnych
zapowiedzieliśmy jego przyjazd. Klein właśnie przyszedł obejrzeć nas po raz pierwszy i
ostatni w życiu, żeby przynajmniej wiedzieć, jak wyglądamy. Potem wyjechał - w
ubiegłą środę 5 lipca 1933 roku.
W przeszły czwartek, dnia 6 lipca, w późnych godzinach popołudniowych zjawili się u
nas dwaj funkcjonariusze policji kryminalnej i chcieli mówić z "panem Tauskiem". Pytali
mnie o pana Kleina, który u nas mieszka albo mieszkał. Zaprzeczyłem. Na to zdumieli
się obaj panowie i zapytali raz jeszcze. Ponownieoświadczyłem: u nas nie mieszka i nie
mieszkał pan Klein, mieści się tu biuro związku rolnego etc. Wtedy powiedzieli, że ten
pan chorował albo przebywał w szpitalu Wenzel-Hancke. Z kolei ja oświadczyłem, iż nie
mam ani handlowych; ani prywatnych stosunków z tym szpitalem i nie znam żadnego
Kleina. Okazało się, że Klein oskarżony jest o wywiezienie do Anglii oszczerczych ma-
teriałów, które miał rzekomo otrzymać ode mnie.
Ponieważ stwierdzono, iż Klein nigdy u nas nie mieszkał; sprawa została zawieszona
na kołku. Tajniacy przeprosili i poszli do właściciela domu, w którym Klein mieszkał.
[Późniejszy dopisek:} W niedzielę 6.8. 1933 dowiedzieliśmy się, że dr Klein dostał się
bezpiecznie do Anglii, zaś 30. 9. 1933, że dochodzenie przeprowadzono na podstawie
plotek pani Dambitsch. Dr Klein mieszkał u małżeństwa D. i pani D. była o niego
zazdrosna!!!
19. 7. 1933
W pewnej wrocławskiej restauracji przy stoliku sie-działo dwóch panów. Jeden z nich
opowiadał aktualne
dowcipy, drugi kwitował je śmiechem. :Żaden nie zważał na otoczenie. Raptem przed
restaurację z hukiem i wyciem zajechało pogotowie policyjne. W oka mgnieniu Schupo i
policja pomocnicza wtargnęły do lokalu i aresztowały obu panów za lekceważenie rządu
Rzeszy! Przyczyna? Przy sąsiednim stoliku siedział nieokrzesany niemiecki prostak,
który nie potrafił zrozumieć dowcipów, pobiegł do telefonu i zaalarmował policję. To mi
opowiedział Aryjczyk!
W Nysie zmarł pewien :Żyd. Jak to w zwyczaju u pobożnych Żydów, przyszło 10
mężczyzn, żeby się pomodlić. Modlili się do godziny 7 wieczór, poszli się pożywić,
znowu przyszli, modlili się do późnej nocy, potem poszli i wrócili następnego dnia rano.
Kiedy byli zatopieni w modlitwie, wpadła policja i przeszukała dom od piwnicy aż po
dach. Dlaczego? Bo przechodzień zameldował, że do tego a tego domu komuniści ciągle
wchodzą i wy~ chodzą, zatrzymują się do późnej nocy i odbywają tajne zebrania.
W tych dniach we Wrocławiu wydarzyło się, co następuje: Pewien żydowski lekarz
otrzymał ofertę z zagranicy, wystarał się o potrzebne papiery, otrzymał wizę i zezwolenie
na wyjazd za granicę. Wszelako na Dworcu Głównym został aresztowany, gdyż ponoć
tylko po to wyjeżdżał za granicę, aby tam szerzyć wieści o prześladowaniach.
Aresztowany siedzi już w obozie na Tarnogaju.
31. 7. 1933
W związku z rewizją w moim domu: 12 lipca Louis Herstein był u polskiego
wicekonsula i opowiedział munie podając mego nazwiska! - co u mnie przeżył, i chciał
uzyskać informację, co czynić dalej. Wicekonsul powiedział mu: do niego (i do konsula)
każdego dnia dochodzą wieści o różnych przypadkach, ale czegoś takiego jeszcze nie
słyszał. Jego zdaniem ten przypadek zasługuje on postara się o to - aby go przekazać do
wiadomości ludziom, których te sprawy obchodzą (tzn. instytucjom krajowym i
zagranicznym zainteresowanym kwestią żydowską, m. in. konsulowi angielskiemu).
Herstein ma zapewnioną ochronę ze strony rządu polskiego!!!
VVtorek 8.8.1933
Wkrótce dojdzie do tego, że człowiek już tylko sam ze sobą bezpiecznie będzie mógł
porozmawiać. Dlatego też mój dziennik nabiera coraz większej wartości: bez niego
pozapominałbym, o co siebie zapytywałem i jak odpowiadałem. Pozapominałbym, jakie
pytania stawia obecny czas - nie dając na nie odpowiedzi. Ten czas nie różni się prawie
wcale' od lat 1914-1918, gdy chodzi
3.niejasne sytuacje.
Wyszło nowe rozporządzenie: "Każdy młody Zyd, który uwiedzie aryjską dziewczynę,
zostanie skazany na śmierć". A co będzie: 1) z młodymi Aryjczykami, którzy uwiodą
Żydówki?, 2) co stanie się z tymi aryjskimi dziewczętami, które mimo wszystko chcą
zostać uwiedzione przez Żydów?, 3) co czeka te Aryjki, które już "uwiedzione" mają
szczególne upodobanie do młodych Żydów???
Niemal każdego dnia pracuję teraz dla odprężenia nad dziennikami numer 7, 8 i 9. Siedzę
nad nimi przeważnie wieczorem, przed udaniem się na spOCzynek, zupełnie nagusieńki,
przy półotwartym oknie zawieszonym zasłoną, z fajką taniego orientalnego tytoniu w
zębach. To jest moje "letnisko". Mamy teraz dni bardzo gorące,' duszne, ciężkie. Ale na
każdym wręcz kroku stwierdzam dwie rzeczy. Mimo tylu nieszczęść zachowałem nadal'
roztropną głowę. Poza tym zwyciężył we mnie Budda>, Do tego stopnia, że jeżeli
zostanę zapytany o moje wyznanie, nie będę tego ukrywał, choćby mnie to miało dużo
kosztować w tych zwariowanych czasach!
Niedziela 13. 8. 1933
Agonia naszej rodziny robi szybkie postępy, a jedyną winę za to ponosi Herta Tausk:
ten grabarz kłopotliwych resztek familii (jak to przewidziałem). Magistracka opieka
społeczna odrzuciła jej podanie bez zbadania sprawy, ponieważ w ciągu ostatnich dwóch
lat nie wpłacała żadnych składek (ani inwalidzkich, ani pracowniczych
ubezpieczeniowych) i teraz zdana jest na żydowską opiekę społeczną·
Rosę Tausk też spotkała odmowa, a to dlatego, że ma syna, który może zarabiać.
Brawo! Ale ten syn od 1914 r .. nałykał się tyle żółci, że zdolny jest do oświadczenia:
"Wobec mojego położenia ekonomicznego odrzucam wszelkie obowiązki
alimentacyjne".
We Wrocławiu jest rzeczywiście taki ruch, jakbyśmy znowu mieli wojnę, panuje
powszechna nerwowość. I trwać to będzie tak długo, dopóki Niemcy istotnie nie
wmanewrują się w nową wojnę. Obok takich nastrojów stwierdza się jednak, iż rzekomo
rozbici komuniści i członkowie SAP znowu zorganizowali się po cichu i podburzają -
mimo prześladowań i aresztowań przez policję polityczną i SA. Począwszy od "prostych
ludzi" (uprzednio warstw średnich: chłopów, rzemieślników, urzędników) aż po
konserwatywne warstwy wyższe nadal groźnie wrze.
Rząd jest dzisiaj właściwie rządem mniejszości, który ma za sobą już tylko dawne liczby
wyborcze, w żadnym razie nie tłumy, na które przedtem liczono. Rząd stracił też
przeważającą liczbę własnych zwolenników politycznych (ponieważ oni sami powiadają:
tego nie chcieliśmy, o tym nie wiedzieliśmy, tego nie przeczuwaliśmy, chcemy dobrze
dla innych i dla nas). Rząd trzyma się tylko dzięki brutalnej, bezwzględnej przemocy.
14.8.1933
W ubiegłym tygodniu aresztowano we Wrocławiu wielu komunistów i członków SAP,
rekwirując im jednocześnie. maszyny do pisania, maszyny drukarskie itd. Minionej
soboty przemaszerowali oni obok naszego domu do obozu koncentracyjnego na
Tarnogaju.
Dzisiaj przed południem w Gospodzie Rzemieślników siadłem za stołem przy kuflu
ciemnego piwa za 9 fenigów i słuchałem rozmowy dwóch prostych robotników, którzy
stali tuż przy mnie: "Rano wszyscy przechodzili tędy do Brunatnego Domu na
Neudorferstrasse {Komandorska]. Na przedzie szedł jeden ze sztandarem, który właśnie
u niego znaleźli. Przez całą drogę musiał go nieść, w dodatku nałożono mu coś na głowę,
przypasano pałasz ciągnący się po ziemi. Idący za nim nieśli znalezione podczas rewizji
książki, papiery i maszyny. Powiadam ci, było na co popatrzeć"!
Takie teatralne pochody, wydaje się, są specjalnością wrocławskiej SA.
Niedawno na Tempelhofer - Felde pod Berlinem nieznani sprawcy zniszczyli w nocy
tzw. dąb Hindenburga. Sprawców nie ujęto, ale winni muszą się znaleźć, rząd oskarżył
więc o to komunistów i cofnięto więźniom komunistycznym w obozach
koncentracyjnych po trzy obiady. Na to oświadczyli komuniści przebywający w obozie
na Tarnogaju (którzy w miniony czwartek przeniesieni zostali do obozu w Osnabriick),
że nie mieli z tym nic wspólnego, i zażądali swoich racji żywnościowych. Uznano to za
bunt i w ruch poszły pałki gumowe. Nadto ukarano więźniów komunistycznych
zlikwidowaniem jed nych niedzielnych odwiedzin przez rodziny, co wypada raz na dwa
tygodnie. Dlatego też to "humanitarne traktowanie" doszło tak· późno do wiadomości
publicznej.
30 sierpnia 1933
Hałas z Norymbergi swoją nadętością promieniuje aż na. Wrocław: pochody, lasy
sztandarów, maszerujące kolumny SA, SS, Stahlhelmu (4000 ludzi), które zostaną
załadowane do pociągów do Norymbergi (wraz z nimi około 200 policjantów). Wszyscy
gotowi do wymarszu w pole, mało - gotowi do wojny: z karabinami, rewolwerami,
saperkami, z ciężkimi tornistrami, lornetkami polowymi. I w getrach skórzanych wokół
goleni (cał-
kiem niepraktyczne w marszu).
.
Widziałem pochód Górnoślązaków maszerujących od Schiesswerder [rejon ul.
Flisackiej i Łowieckiej] do Dworca Głównego. Pochód tworzyła orkiestra 40-50-
osobowa i 2 oddziały po 350
1
ludzi z flagami hitlerowskimi. A więc 700 ludzi w
poczwórnym szyku, a przed drugim oddziałem również 40-50 muzykantów. W obu
wypadkach górnośląskie kapele górnicze.
Kto przystanął albo właśnie przechodził, ten musiał przez cały czas dzierżyć w górze
prawą przednią łapę! Mądrzejsi przyglądali się tej napuszonej scenie, robiącej wrażenie
pochodu karnawałowego, ze znacznej odległości. Ja też.
Od 1 sierpnia nie mamy już także służącej. Ostatnia wypowiedziała pracę. Chyba nie
bez wpływu na to były znane zatargi z I.T., a do tego doszła obawa nieotrzymania
wynagrodzenia, względnie zmniejszenia go. N a nową służącą już sobie nie możemy
pozwolić. Prace domowe będą musiały przejąć obie córki. Kłótnie na ten temat
. już się zaczęły. Te stare pannice dopiero w trumnie nabiorą rozumu. Od dawna to
przewidywałem.
Koniec sierpnia 1933
Kiedy nastała "Trzecia Rzesza", każdy mógł się spodziewać, że któregoś dnia do
mieszkania wejdzie policja, gestapo, policja pomocnicza (która miała zostać rozwiązana
w całej Rzeszy z dniem 15 sierpnia, ale we Wrocławiu działała nadal po tym dniu, może
do 20 sierpnia, po czym SA ją zastąpiło), SA lub zgoła fałszywi SA-mani. Pod byle
pozorem robiono rewizję i - gdy ch~dzi o SA-manów - stosowano różne represje. W
każdej chwili można było spodziewać się w mieszkaniu aresztowania, pobicia itp. Wiele
tygodni panowały takie "wesołe stosunki".
W tym czasie rozmawiałem z moim przyjacielem Arno
4.krokach zapobiegawczych jeszcze możliwych vi tym groźnym okresie. Okazało się, że
obaj byliśmy tej samej myśli (ja, bo pracowałem niegdyś dla magistratu i służyłem w
wojsku). Ustaliliśmy, że w żadnej sytuacji nie należy tracić głowy, trzeba poza tym
zachowywać neutralność, nie dawać powodów do podejrzeń, żyć wyłącznie dla siebie i
wydarzeniom schodzić na milę z drogi. Krótko mówiąc: jako buddyści z przekonania -
nie czynić nic takiego, co wciągnęłoby do spraw i rzeczy, które mogłyby stać się dla nas
"drogą do oderwania się". Pod tym terminem rozumieliśmy dostanie się do więzienia
albo do obozu koncentracyjnego. Takie obozy urządzono dla różnego rodzaju
"aresztowanych ochronnie". Tych ludzi wtrącono do "aresztu ochronnego" rzekomo
dlatego, żeby im się nic złego nie stało ze strony ich wrogów, czyli niby "wzburzonych
ludzi"!
Bardzo to ładnie pomyślano i powiedziano, ale nader szybko można było stwierdzić, iż
wśród zamykanych są przede wszystkim komuniści, socjaldemokraci, Żydzi, a nawet
członkowie prawicowych partii, których nowy rząd chciał mieć pod kluczem, aby
uniemożliwić Qbale nie władzy i wyłączyć ze społeczeństwa każdą "nieprawomyślną"
opinię. I tak do obozów koncentracyjnych dostali się działacze związkowi, poeci,
redaktorzy (również Paul Lobe 25, przewodniczący Reichstagu, dostał się do obozu
Wrocław - Tarnogaj, a potem do Osnabriick, a także Liidemann i inne znane na Śląsku
osobistości), adwokaci, akademicy, przewodniczący gminy żydowskiej dr Rechnitz
(który rzekomo nielojalnie spełniał swoje obowiązki redaktora gazety żydowskiej). Do
obozów trafili ludzie wszystkich wyznań, zawodów i klas społecznych. Owych
zamkniętych w "areszcie ochronnym" zatrudnia się przy pracach ziemnych, aby "znowu
ich uczynić pożytecznymi członkami społeczeństwa", aby "marksistów zawrócić z
fałszywej drogi" oraz wpoić im "ludzkiego" ducha nowych czasów i przemienić w przy-
zwOitych obywateli "nowych Niemiec". Do obozu koncentracyjnego można się dostać
bardzo łatwo. Pobyt w nim ma trwać rzekomo "tylko.3 miesiące", ale wiele ludzi siedzi
juź 6 miesięcy i prawdopodobnie pozostanie tam jeszcze dłużej.
Tak więc i Wrocław otrzymał swój obóz koncentracyjny na Tarnogaju. Jest to były. obóz
francuskich jeńców wojennych z wojny światowej, w którym do aktualnego użytku
pozostały jedynie trzy baraki z blachy falistej. Obóz przywrócili do dawnego stanu byli
jeńcy wojenni, którzy musieli wykorzystać własne doświadczenia w budowie ogrodzeń z
drutu kolczastego itp. Potem umieszczono tam pierwszych więźniów - niestety, za-
pomniałem, którego dnia. Na początek ulokowano 120 ludzi. Gazety prześcigały się w
długich opisach tego wydarzenia, jakby do miasta zjechał cyrk z dzikimi zwierzętami
albo jakbyśmy rzeczywiście mieli wojnę i do miasta przybyli jeńcy kolorowi względnie
rosyjscy. W dniu otwarcia było w obozie już 20-30 ludzi, zaś resztę sprowadzono po
południu z Prezydium policji. :Nigdy w zyciu nie zapomnę tego widoku, powinna też
5.nim wiedzieć potomność.
Około godziny 12 musiałem jeszcze raz wyjść na miasto. Na Eichbornstrasse [ul.
Druckiego-Lubeckiego] zauważyłem tłum ludzi, wiele policji i masę rowerzystów.
Wszyscy gapili się na gmach policyjny, przede wszystkim na bramę. Wmieszałem się w
tłum, udałem "obcego" i usłyszałem: "No, oni mają stąd wyjść - do obozu". Poszedłem
dalej, w kierunku okropnych grzmotów dętej orkiestry - jak w wesołym miasteczku - me
było w tym ani krzty muzyki, tylko dziki hałas. To na Schweidnitzer Stadtgraben [ul.
Podwale Swidnickie] obok Prezydium policji kapela SA grała Heinesowi serenadę. Ten
jarmarczny harmider w zestawieniu z niedolą więźniów, zebranych akurat na podwórzu
Prezydium, a także z rozpaczą ich krewnych czekających w tłumie, zrobił na mnie
przygnębiające wrażenie. Nie mogłem na to patrzeć i poszedłem dalej.
Gdy około godziny 13 wracałem, orkiestry już nie było. Za to na Eichbornstrasse, na
Museumplatz i na schodach synagogi stał szczelnie tłum ludzi. Policja z trudem torowała
w nim drogę przy pomocy dużego auta policyjnego. Kiedy ukazał się pochód więźniów,
stałem jeszcze w tłumie. Domyśliłem się, w jakim kierunku idą - w kierunku
H6fchenstrasse [ul. Tadeusza Zielińskiego]. Ale naprzód biedaków skierowano na lewo,
wokół gmachu Prezydium, aby wszyscy pracownicy na czele z panem Heinesem mogli
więźniów obejrzeć. I defilowali tak przed Heinesem i policją. To sadyzm i wyrafinowane
poniżenie. .
Tymczasem poszedłem do domu i zaalarmowałem domowników. Procesja więźniów
przesuwała się powoli, jak za pogrzebem. Obliczyłem, że na około 100 więźniów
przypadało 130 ciężko uzbrojonych policjantów i policji pomocniczej SA. Kolumna była
konwojowana od przodu, tyłu oraz z boków, jak to oglądaliśmy na filmach o Rosjanach
pędzonych dawniej na Sybir. Wszystko czyniło przygnębiające wrażenie, gdyż
wiedzieliśmy dokładnie, że tylko niewielu z nich jest rzeczywiście przestępcami.
Większość prezentowała się dobrze i· była dobrze ubrana. Byli to przeważnie ludzie
stanu średniego, jak również z najlepszego towarzystwa wrocławskiego: redaktorzy,
urzędnicy, akademicy. Pochód przesuwał się milcząco, otoczony przez zwarty tłum ludzi.
Pomiędzy aresztowanymi był chromy robotnik, który z trudem szedł kulejąc. Widać
było, że zorganizowano przedstawienie dla postraszenia ludzi, ale osiągnęło ono na
pewno odwrotny efekt. Wiadomo, jaką walkę dzień i noc od siedmiu miesięcy prowadzi
rząd Hitlera przeciwko KPD, nie. mogąc jej dotąd zniszczyć.
Po pewnym czasie podczas jakiejś ciepłej niedzieli odbyłem pod wieczór pieszą
pielgrzymkę, żeby bliżej poznać okolicę Strehlener Chaussee [ul. Strzelińska], której
przedtem wcale nie znałem. Idąc dość powoli, po 45 minutach doszedłem do obozu
koncentracyjnego, koło którego jednak nie przeszedłem, tylko zawróciłem z powrotem.
Tej pięknej, letniej niedzieli zobaczyłem przygnębiający widok. Obóz wyglądał jak
żołnierski okop. Zasieki z drutu kolczastego jak pod Verdun. Przy szosie i za bramą
chmara policji i SA-manów z karabinami i rewolwerami, stojących na warcie, ale i
zażywających niedzieli. Trzy stare baraki z blachy falistej ustawione rzędem. Na dalszym
planie tej o wiele za małej klatki widać było szare skupisko postaci - to więźniowie,
którzy albo wypoczywali, albo odbywali "szkolenie".
Pełen zgryzoty poszedłem do domu, z tylko jednym pragnieniem: nigdy nie dostać się
do tej klatki. Przede wsżystkim postanowiłem nie mieć nic wspólnego z szermierzami III
Rzeszy. I medytowałem też na wszelkie sposoby, jak się zachować na wypadek dostania
się do "aresztu ochronnego".
· Niedziela 10. {J. 1{J33
W sprawach zawodowych mogę powiedzieć, że w tych strasznych czasach należę
jeszcze do ludzi mających jakieś zajęcie i trochę zarabiających. Mam naturalnie tylko
część moich przedstawicielstw. "Toenges" nie idzie, "Dolat" również. Od czasu .do czasu
musi się człowiek pieklić na kiepskie dostawy. Ale teraz zakosiłem wszystkich, bo
(dzięki mojej dyplomacji) otrzymałem przedstawicielstwo znanej firmy "C.
Schniewindsohn, Evingsen", rozprowadzającej artykuły szewskie, rymarskie itd.
Wedle dzienników zagranicznych w obozach koncentracyjnych w Niemczech znajduje
się okrągło milion ludzi 26! Każdego dnia przybywają nowi i każdego dnia więźniowie
gi,ną, niektórzy "zastrzeleni podczas ucieczki". Wśród tych ostatnich znalazła się znana
wrocławska osobistość, przywódca Reichsbanner, Alexander, kawaler Złotego Krzyża
Zasługi Wojennej (wręczanego osobiście przez cesarza). Jest to najwyższe odznaczenie,
jakie może otrzymać żołnierz (u oficerów: "Pour le merite"). Alexander został dnia 6 bm.
pochowany na cmentarzu żydowskim Wrocław-Kozoniów w plombowanej trumnie,
nadesłanej z obozu koncentracyjnego w Osnabrtick. Trumny nie wolno było otworzyć
(policja zabroniła). I chociaż w gazetach zamieszczono tylko krótkie notatki:
"Przywódca organizacji Reichsbanner. Alexander, został zastrzelony podczas ucie~zki Z
obozu koncentracyjnego w Osnabruck", tysiące ludzi przyszło na pogrzeb utrzymywany
w absolutnej tajemnicy (nekrologi nie zostały przyjęte przez gazety, jedyny
wydrukowano dopiero dzisiaj w niedzielę w "Breslauer Zeitung"). Na cmentarzu odbyła
się spontaniczna demonstracja, wznoszono okrzyki: "Niech żyje wolność!", "Prawdziwi
chrześcijanie, szczerzy towarzysze z frontu i z Reichsbanner, zemsta!" To wiele mówi!
Według krążących pogłosek naziści koniecznie chcieli dowiedzieć się od Alexandra,
gdzie znajduje się kasa organizacji Reichsbanner, którą chcieli zarekwirować. Lecz
Alexander tego nie zdradził. Został on aresztowany we Wrocławiu jako jeden z
pierwszych po dojściu Hitlera do władzy. Po aresztowaniu okrutnie pobity trafił do
Szpitala Wszystkich Świętych, gdzie dzień i noc pilnowało go dwóch SA-manów.
Dopiero potem trochę podreperowany trafił do obozu w Osnabriick, gdzie go "dalej
leczono", to znaczy uśmiercono.
Wtorek 12. 9. 1933
Narodowa rewolucja widzi już w perspektywie swoje bankructwo. Ja sam czytam i słyszę
(to ostatnie jest dla mnie ważniejsze) od moich klientów i ich pracowników oraz od
starych kolegów frontowych (z którymi nadal jestem na "ty" i "kolego"), że urzędnicy
(również członkowie NSDAP) wyrażają się oficjalnie w następujący sposób: "MY (tzn.
państwo) NIE możemy zrezygnować ze współpracy z PRZYZWOITYMI niemieckimi
Żydami, z dawien dawna tu zasiedziałymi. My ich bardzo potrzebujemy ... Nie możemy
naszych (!) niemieckich Żydów wrzucać do jednego worka z Polaczkami 27
z Goldene Radegasse [ul. Złote Koło] i Antonienstrasse [ul. Sw. Antoniego], którzy
ponoszą pełną winę, że wprowadzono prawa wyjątkowe, i którym pozwala się tu
pozostać, podczas gdy NASI (!), niemieccy Żydzi emigrują".
Racja, tak dalej nie może być i nie będzie. Musi nastąpić złagodzenie aktualnej sytuacji.
Prowadzi się intensywną propagandę za zakładaniem rodzin i płodzeniem dzieci (jak
Anno 1914). W kinach pokazują na rozliczne sposoby, jakim to szczęściem jest
małżeństwo i ewentualnie już wcześniejsze dzieci - i to dużo dzieci! Fiihrerzy, kt6rzy to
propagują, są kawalerami, wdowcami, homoseksualistami. I tylko nieliczna ich część jest
ożeniona (jak Goebbels) i ma jedno lub dwoje dzieci jako błogosławieństwo małżeńskie.
Niedziela 17. 9. 1933
Gospodarcze gnębienie Żydów trwa nadal! Rząd zaś w dalszym ciągu łże twierdząc, że
to nieprawda. Zagranica nie wierzy już Niemcom ani za grosz i z małymi wyjątkami staje
po stronie Żydów. W .Wilnie zwierzchnik tamtejszego kościoła katolickiego oficjalnie
zabronił polskim katolikom, z narodowych i religijnyeh względów, włączania się do fali
nienawiści antyżydowskiej.
30. 9. 1933
Na uroczystości do Norymbergi pojechali również hitlerowcy z dzielnicy Szczytniki.
Wieczorem zebrali się w asyście sześciu kapel na Maxstrasse [ul. Karola Mar-
cinkowskiego], gdzie znajdują się kliniki uniwersyteckie. W sześciu punktach ulicy
stanęło tych sześć orkiestr i rozpoczęło koncerty, wcale nie zwracając uwagi na otocze-
nie. Na dodatek chmary ludzi wszczynały hałas różnego rodzaju. Dyżurni lekarze nie
wytrzymali tej wrzawy i o godzinie 23 (godzina policyjna) wysłano pielęgniarkę, która w
imieniu ordynatora poprosiła dowódcę oddziału, aby przestano grać, ponieważ w
klinikach przebywa wielu cięż~o chorych, a nawet umierających ludzi. Dowódca
odpowiedział: "To nas nie obchodzi! Proszę powiedzieć lekarzowi, aby umierających
przeniósł do tylnych pomieszczeń"! ,Muzyka i wrzawa trwały więc do godziny 3 w nocy,
następnie cała banda pociągnęła na Dworzec Główny, oczywiście w takt marsza.
Niestworzone rzeczy działy się w firmie Bielschowskiego. Prasa podała:
"Otrzymaliśmy' wiadomość, że na drzwiach i ścianach kantyny znaleziono napisy. bez-
przykładnie oczerniające fiihrera i ruch narodowosocjalistyczny. Funkcjonariusze policji
zarekwirowali te drzwi i zabrali je samochodem".
Notuję dalsze wiadomości o tym, jak było naprawdę.
Napisy te znalazły się w ustępach już przed ostatnimi wyborami i zięć pana B. (Simon)
kilkakrotnie upominał inspektora gospodarczego, by ściany oczyszczono., Aresztowano 9
subiektów, między którymi było 3 albo 4 Aryjczyków. Zabrano ich w święto
żydowskiego Nowego Roku. Młodego pracownika nazwiskiem Briick wzięto prosto z
bóżnicy na Friedrichstrasse [ul. Legnicka], gdzie akurat śpiewał w chórze. Briick i
Warschkow dostali szoku nerwowego. Musiano ich wypuścić wraz z Simonem,
Stormerem i innymi, ponieważ dosłownie nic nie można im było udowodnić. U starego
Bielschowskiego w willi była "rewizja w związku z wrogimi knowaniami w jego firmie".
Niedziela 8. 10. 1933
Pomimo zapewnień, że bojkot został zakończony, na Schweidnitzerstrasse [Swidnicka] w
żydowskich sklepach D. Schlesingera juniora, Weisbeina i innych czy tać można na
szybach wystawowych takie napisy: "To jest sklep żydowski. Kto tu kupuje, jest zdrajcą
Niemiec!"
11.10.1933
W nocy z 9 na 10 października śniłem taki sen. Po moim ciele łaziło mnóstwo
robactwa - muchy, chrząszcze, pająki. Jeden pająk był szczególnie obrzydliwy - wielki,
okrągły, wypukły odwłok z niebieskim grzbietem. Swoim kształtem przypominał
przycisk dzwonka. Oplótł się on dookoła mych nóg, był jak z gumy i nie można go było
uśmiercić, nawet gdy nożycami uciąłem mu dwie nogi. Potem roztarłem go podeszwą
buta i w ten sam sposób zabiłem jeszcze wiele innych insektów. I wtedy dopiero miałem
spokój.
A teraz od snu do jawy. 7.10 br. otrzymałem list od firmy OZITE GmbH. Berliński
przedstawiciel generalny chce mi odebrać i wziąć sobie okręg śląski.
Piątek 20. 10. 1933
Jeszcze trochę o cyfrach 4 i 8. Nigdy dotąd nie przeglądałem uważnie moich papierów
wojskowych i nie przechowywałem "jako pamiątkę". Teraz zaglądałem do nich, bo
nareszcie wykonano odznakę dla żołnierzy frontowych (którą uczestnikom wojny
obiecywało państwo cesarskie już podczas wojny, osobny medal dla frontowców i
osobny dla służby tyłów i zaplecza). Pamiątkowe odznaki otrzymują tylko żołnierze
mogący udowodnić swój udział w walkach dokumentami wojskowymi, więc i ja
powyciągałem swoje papiery i zamówiłem tę ważną odznakę. Przy' tej okazji
stwierdziłem, że mój dokument ma numer 880, zaś w spisie batalionu 21 ujęty zostałem
pod numerem 496, a w batalionie 85 miałem numer 828.
Dlatego też nie można się dziwić, że mimo moich starań nie awansowałem w wojsku.
Pisałem zresztą na ten temat w dziennikach z lat wojennych. Teraz potwierdziły to liczby
- bez przesądów.
21.10.1933
Matka nareszcie wyraziła zgodę na mój wyjazd za granicę! Teraz mam 43 lata i brak
mi pieniędzy! Będę się jednak rozglądał. Już w roku 1915, kiedyśmy "zwyciężali
śmierć", małe dzieci francuskie w Foulcray mówiły do nas: "Deutschland kaputt". I nie
wolno nam ich było tknąć. Te dzieci mówiły prawdę.
Niedziela 28. 10. 1933
W swojej klinice siedział nad mikroskopem znany profesor Prausnitz. W pewnej chwili
laborant (ze wszystkimi odznakami NSDAP) podsunął mu pod nos małą kartkę takiej
treści: "Panie profesorze, jutro mamy nasz budynek udekorować flagami". P. nie
podniósłszy nawet oczu odpowiedział: "No, pięknie, niech pan dekoruje", po czym
wrzucił karteczkę do kosza. Laborant zaraz zameldował władzom, że "P. odniósł się
pogardliwie do rządu". W wyniku tego P. dostał się do obozu koncentracyjnego! Wraz z
nim jego równie sławny asystent, dr Lubinski (ciężko ranny na wojnie), ponieważ
"rozmawiał z obcokrajowcem po hebrajsku w instytucji państwowej, co również
świadczy o pogardliwym stosunku do państwa". W rzeczywistości L. oprowadzał w
celach naukowych po zakładzie jakiegoś polskiego ministra czy innego dygnitarza i
rozmawiał z nim po francusku, żeby się w ogóle porozumieć! Niedziela 12. 11. 1933
Od 23 października tego roku wyjeżdżam na prowincję cztery albo pięć razy w
tygodniu. Wstaję wtedy prawie zawsze o godzinie 4.45 i wracam potem do domu
popołudniem około godziny 16-17 albo pod wieczór i pracuję dalej. To zajęcie
wymagające treningu i dobrych nerwów (które po leczeniu ambulatoryjnym mam
ostatnio we wprost cudownym stanie i które dalej takie będą, gdyż kontynuuję leczenie)
znowu mnie przekonało, że zupełnie nie jestem kupcem i nigdy nim nie będę. Zajęcie to
jest dla mnie jedynie środkiem prowadzącym do właściwego celu - do rozwijania mego
życia duchowego. Przy tej okazji znowu stwierdziłem, że moja słabość do gór i lasów,
którą nabyłem jako chłopiec w Jeleniej Górze, jest nadal silna. Lasy i góry są nawet je-
szcze dzisiaj moim ideałem życiowym.
Ząbkowice Śląskie. Byłem tam przy pięknej słonecznej pogodzie 31 października.
Ponieważ do odjazdu pociągu miałem dość dużo czasu, oglądałem średniowieczne mury
przy promenadzie. Moim towarzyszem - jak i w Jeleniej Górze - była książka Dahlkego
pt. "Rozprawy o pojmowaniu buddyzmu". Gdy stanąłem pod pomnikiem poległych,
nagle ukazał mi się cień Elfriedy. Wnet przypomniałem sobie, że Elfrieda przebywała
kilka lat w szkole klasztornej w Ząbkowicach. Chciałem te myśli odgonić od siebie, ale
ów cień by'! silniejszy i nie odszedł ode mnie. A przecież przed laty w Lipsku opuścił
mnie. I poczułem się w Ząbkowicach jak w Lipsku pod koniec roku 1917. Szedłem sobie
alejką spacerową, cień E1friedy przesuwał się obok mnie, półgłosem, zupełnie jak
wówczas w Lipsku, pytałem: Powiedz, czy to wszystko było potrzebne? Czy masz
jeszcze coś do powiedzenia? Przykro ci? Czy to nie wyłącznie twoja wina? Nie
otrzymałem żadnej odpowiedzi, ujrzałem tyl ko dwoje duzych Ciemnych oczU, .
patrzących: na. mhie pytająco, milcząco, prosząco, z troską. Nie mogę i nie chcę wtrącać
się do jej życia, ale pragnę się wreszcie wyzwolić od tej sprawy. Usiadłem w chłodnym
jesiennym wietrze i przesiedziałem dobrą godzinę na promenadzie obok stawu
młyńskiego. Wiatr przenikał całe ciało, zwiędłe liście spadały z drzew i czytałem swego
Dahlkego. I znowu oczy zachodziły mi łzami, bo przede mną stała E1frieda - milcząca,
pytająca, prosząca, stroskana.
W niedzielę dnia 5 listopada pojechałem do Berlina także w imieniu moich przyjaciół
buddyjskich z Wrocławia, aby pożegnać Oskara Schlossa, który pod koniec grudnia'
wyrusza z Genui do Indii dla przeprowadzenia rozmów z miarodajnymi osobistościami
kościoła buddyjskiego, poznania kraju i ludzi oraz ewentualnego Wstąpienia do
klasztoru. Jeżeli uzna, że nie wszystko jest tak, wróci do Locarno. Ale zarówno w
pierwszym, jak i w drugim przypadku ściągnie z biegiem czasu do siebie Arno Miillera i
mnie.J eśli pozostanie w Indiach, wystara się dla mnie ,o pieniądze na podróż.
20. 12. 1933
Władze państwowe chcą, żeby każda rodzina miała co najmniej czworo dzieci (chodzi
o mięso armatnie dla ich ponurych planów, o nic innego). Agitacja prowadzona jest przez
organizacje kobiece. Ale nawet członkinie partii hitlerowskiej, jak się zdaje, nie chcą być
maciorami rozpłodowymi i· królicami.·· Wiele też przekłada dokładnie jak w "Norze"
Ibsena - funkcje zapładniające nad funkcje rodzenia. Aby przeto te kobiety odpoWiednio
nastawić, we wszystkich stowarzyszeniach kobiecych zostaną wyznaczone specjalne
"matki matek",
którymi mogą być tylko takie kobiety, które mają co najmniej 5 dzieci oraz należą do
kręgów wykształconych. I patrzcie. W większości okręgów Wrocławia nie mogą znaleźć
tych "matek matek". Stwierdza się: im większe wykształcenie, tym mniej dzieci!
Gdyby się NSDAP znała na biologii, toby wiedziała, że im szlachetniejsze stworzenie,
tym mniej ma potomstwa!
Niedziela 31. 12. 1933
Szef dowództwa armii, generał piechoty Freiherr von Hammerstein, zdecydował się
prosić o dymisję. Ten wysoki oficer wziął sobie do serca ostatnią przestrogę swego
poprzednika, generała von Seekta: "Nie pozwolić na zerwanie więzów z Moskwą".
Obecnie von Seekt jest w Chinach jako reorganizator armii chińskiej, a Rosja stoi
przeciwko nam! W Chinach jest też były prezydent policji berlińskiej, dr Weiss ("Żyd
Weiss", jak go nazywano i prześladowano), oraz jego współpracownik Grzesinski. Obaj
reorganizują chińską policję. Uprzednio razem doprowadzili do bardzo wy'sokiego po-
ziomu pracę policji niemieckiej!
lIsa Tausk jeszcze otrzymuje zapomogę. Ponad dwa tygodnie gadała nam o
samobójstwie z dobrze znanym wyrazem twarzy'. Jednak dalej żyje i paple jak zwykle.
Idea samobójcza zaświtała jej wtedy w głowie, gdy dowiedzieliśmy się o samobójczej
śmierci naszej berlińskiej krewniaczki, dr med. Margarety Lewy, która odebrała sobie
życie ani słowa nikomu nie mówiąc. Liczyła sobie 49 albo 50 lat, była niezwykle mądrą
kobietą, miała dużo pacjentów, a poza tym pracowała w szpitalu oraz dla pewnego
wydawnictwa medycznego, które wysyłało ją na wszystkie kongresy. Jej samobójstwo
ma związek z glajchszaltyzacją.
Niedziela 14. 1. 1934
Zastępca prezydenta policji we Wrocławiu, radca dr Patschowski, poskarżył się
Briicknerowi, że Heines ciągle przychodzi do pracy pijany, że wdaje się w bijatyki, nie
wykonuje swoich policyjnych obowiązków, wszystkie sprawy zwala na niego,
Patschowskiego, zupełnie z nim nie można pracować. Do tego dochodzą takie fakty o
Heinesie: niemal każdego wieczoru siedzi pijany w barze "Rybnym", wiele nocy spędza
w hotelu "Savoy" (obok wymienionego baru); niczym książątko bałkańskie, a przy tym
zachowuje się jak nieokrzesany komendant wojenny w obcym okupowanym kraju. W
kasie policji brakuje wielu tysięcy marek będących do wyłącznej dyspozycji prezydenta
policji.
Wobec tego Briickner zaprosił swego towarzysza partyjnego do Nadprezydium, zrobił
mu dużą awanturę, a w dodatku zameldował o wszystkim w Berlinie. I Heines przed
trzema tygodniami zniknął z· Wrocławia 28, Jego obowiązki sprawuje zastępca, dr Engel
(dobry prawnik i przyzwoity człowiek). Heines już nie powróci na poprzednie
stanowisko, chociaż oficjalnie jest jeszcze tytułowany prezydentem policji, obergrup-
penfiihrerem i staatsratem. Jedynie w SA wolno mu będzie jeszcze działać.
Niedziela 21. 1. 1934
Handel nigdy jeszcze tak nie "rozkwitał" jak pod rządami "Adolfa Jedynego". Oto dwa
przykłady z własnego doświadczenia. Dla paryskiej firmy "Dolat" przez cały ubiegły rok
nic a nic nie sprzedałem. Natomiast z firmy "Zinn, Engels i Ska, Oberbarmen"
otrzymałem 17 bm. wieczorową pocztą przekaz prowizyjny za drugie półrocze 1932 roku
na sumę: 1 marka 43 fenigi!. .. Ą firma ta jest światową firmą eksportową. , Między
Niemcami" i Polską podpisano na 10 lat "układ przyjaźni", który ma uregulować "na
drodze pokojowej" wszystkie sporne problemy tych odwieczn~ch wrogów. Do jego
podpisania doszło w trybie dość nagł~m, było to dla wszystkich dużym zaskoczeniem.
Układ godzi przede wszystkim we. Francję. Służy on poza tym nazistom jako' środek
propagandowy, ponieważ ostatnio gwałtownie potrzebowali dla siebie nowych
argumentów. Układ niemiecko-polski jest jednocześnie niezbędnym zabezpieczeniem
tyłów dla rozgrywki Niemiec z Austrią, bo Hitler bezsprzecznie chce zagarnąć ten kraj
29.
Przy końcu tego 201 dziennika wyrażam jeszcze nadzieję,' że nadal będę mógł
prowadzić moje zapiski nie dla mnie, lecz dla potomności. Prawda jest obecnie
niesamowicie uciskana, ludzie są szpiclowani i mają ograniczoną wolność. Dobrze, jeśli
ktoś ma kilku rzeczywiście wiernych przyjaciół albo tyle doznań z siebie samego, że
może byĆ "samowystarczalny". Diabelnie ciemno w "nowych Niemczech". Wszak tu i
ówdzie rozproszone jest jeszcze nieco światła, które mimo "odgórnego zaciemniania"
nadal się żarży, może mizernie, ale jednak żarzy się dalej i pewnego dnia stanie się ono
pomostem świetlnym do czasów, w których rodziła' się teraz;niejszość 1933. Myślę, że
okres roku 1914, okres wojny światowej, ponosi winę za nasze "dzisiaj", za aktualną
sytuację całego. świata, a szczególnie Niemiec. Czyż zatem ubiegłoroczne palenie
książek i dalsze "prześladowanie literatury" miałoby zniszczyć to wszystko, co
przedstawia prawdę o stosunkach w Niemczech? Tu i ówdzie żarzy się nadal jakaś
iskierka - jedną z nich jest także ten dziennik.
18 września 1935
Parteitag norymberski zakończył się w niedzielę oczywiście posiedzeniem Reichstagu,
który uchwalił m. in. ustawy żydowskie 30. Nastroje tu we Wrocławiu są z każdym
dniem coraz bardziej przygnębiające, ludzie coraz bardziej powściągliwi, milczący i
maskujący wściekłość. Wśród służących, które w myśl nowej ustawy mają opuścić domy
żydowskie do końca bieżącego roku, płacz i zgrzytanie zębów, ale nie nienawiść do
Żydów, raczej jawnie wyrażana nienawiść do tego rządu. Samym Żydom ustawa w
sprawie pracownic domowych w ogóle nie zaszkodziła.
Niedziela 21.9. 1935
Aryjskie służące, które do dnia 1 stycznia 1936 roku muszą opuścić żydowskie domy,
buntują się otwarcie przeciwko temu zarządzeniu. Nawet dziewczyny, które były dotąd
wiernymi nazistkami, deklarują przywiązanie do swoich państwa i powiadają, że tylko
gwałtem będzie je można ruszyć z ich miejsc. We Wrocławiu znaczna deputacja
służących udała się do "Frontu Pracy" i zrobiła w tej sprawie awanturę. Dziewczynom
powiedziano: jesteście niemieckimi kobietami, musicie być tego świadome, musicie
zachowywać się jak kobiety niemieckie i złożyć, jak inne niemieckie kobiety, pewne
ofiary państwu, za co przejdziecie do historii.
Wówczas co rezolutniejsze dziewczyny oświadczyły, że akurat na to one s ... , one po
prostu żądają, żeby im pozostawiono ich pracę, ponieważ właśnie Żydzi najlepiej
traktują pomoc domową.
Po Wrocławiu rozeszły się pogłoski, iż liczna rzesza dziewcząt, służących od wielu lat u
tych samych ro g.zin, pragnie z własnej woli zostać Żydówkami, aby tylko nie utracić
kontaktu ze swoimi prześladowanymi chlebodawcami.
Niedziela 5. 10. 1935
We wtorek dnia 1 października br. w godzinach 16-17 wszyscy żydowscy notariusze
we Wrocławiu otrzymali zawiadomienie, aby akta notarialne spraw zakończyli do
godziny 12 w południe następnego dnia, zaś akta spraw nie załatwionych mają przekazać
sądom, ponieważ nie są już notariuszami - nawet wysłużeni notariusze i byli żołnierze
frontowi! Jednocześnie od dnia 1 października "urlopowano do czasu zwolnienia"
urzędujących jeszcze tu i ówdzie żydowskich sędziów, radców sądowych i w ogóle
prawników 31. Można przyjąć, że za tymi sprawami kryje się pan Frank.
Sobota 12. 10. 1935
W poprzednią niedzielę odbyły się dożynki. Tego samego dnia kontrolowano
wszystkie samochody wjeżdżające do miasta od strony południowej w poszukiwaniu
masła, jak w latach 1917-1918 podczas wojny. Kto miał ze sobą trochę więcej masła,
musiał się z tego wytłumaczyć. A jeszcze na początku tygodnia gazety drukowały
obszerne opracowania na tematy gospodarcze, gdzie pisano m. in., że wszystko można
kupić, nie ma trudności z artykułami żywnościowymi, były tylko przejściowe braki.
Natomiast na rynku stwierdza się niedobory, nie ma przede wszystkim wieprzowiny, a
słoninę i smalec sprzedają tylko po l/s funta. Aryjczycy klną na wszystkie sposoby.
Masło sprzedaje się
po 1/8 i 1/
2
funta. Ale w przemówieniach wszystko idzie świetnie i wszędzie się
przelewa!
Goebbels powiedział w przemówieniu do SA: "Tu nie chodzi o masło i tłuszcz, tu
chodzi o historię".
Niedziela 13. 10. 1935
"Raymond" , zdobył się nareszcie na odpowiedź w sprawie mojego wynalazku! Ci
opieszalcy powiadomili mnie, iż "w dzisiejszych czasach nie chcą inwestować w nowe
urządzenia". Na to zaproponowałem im:
"Niech panowie nie czynią nic więcej, lecz jedynie zgłosz.ą moje wynalazki we Francji
do opatentowania, wykładając ,na to pieniądze, w zamian za co staną się panowie
właścicielami 50 proc. praw patentowych ... przede wszystkim niech sprzedają panowie
licencje, a każdy nabywca licencji musi się zobowiązać wszystkie potrzebne części
metalowe kupować w firmie «Raymond» w Grenoble. W ten sposób wszystkie koszty
produkcji zostaną zabezpieczone. Jeśli ktoś będzie chciał sam produkować części, niech
płaci wyższą licencję. Jeżeli Niemcy będą chcieli nabyć licencję, to niech ją sobie kupią
we Francji". Przecież nawet głupi handlowiec potrafi to zrozumieć!
W firmie ,,,Zinn" , o, tam są inne facety! Od razu złapali i trzYl,llają kurczowo mój
wynalazek napisów świetlnych. Od 8 bm. leży już w Urzędzie Patentowym nowe
podanie. Mój rzecznik patentowy jest mocny w słowach, ale nie w technice! Do Urzędu
Patentowego w Berlinie powinien pojechać ktoś z firmy "Zinn" albo ja sam - i
porozmawiać. Od nich powinien ktoś pojechać do Berlina, żeby wynalazek osobiście
przedstawić w niektórych ministerstwach (armii, 17. 10. 1935
Idą już tak daleko, że od 1 stycznia 1936 r. zaślubieni pracownicy muszą na kartach
podatkowych zaznaczyć wyznanie współmałżonka, żeby tą drogą ustalać mieszane
małżeństwa i naturalnie wyłączyć "nie-Aryj,czyków" w "ważnych" zawodach, jak np. w
wydawnictwach prasowych (stanowiących dobra kultury). W każdym razie gospodarka
nadal umiera. Na przykład handel futrami, jak widać, przenosi się z Lipska do Londynu.
Niedziela 25. 10. 1935
Czwartek dnia 17 października pochowaliśmy kolegę z naszego "koła orientalnego", jak
się sami nazywamy. ,J est to wąskie grono chińskich studentów i ludzi interesujących się
życiem duchowym Wschodu, którzy skupiii się niegdyś we Wrocławiu wokół byłego
lektora języka 'chińskiego w uniwersytecie wrocławskim, nazwiskiem Pung Fai Tao,
który obecnie przebywa w Berlinie. Owym zmarłym był Gerhardt von Gronefeld Ritter
und Edler von Ottberger: lat 31, kawaler, cand. jur. (oczekiwał aplikacji), człowiek
bardzo predestynowany do, kariery dyplomatycznej, który obok doskonale opanowanego
języka chińskiego i angielskiego władał dobrże perskim, trochę hindu i hebrajskim.
Wyrobiony towarzysko, obyty w świecie, obieżyświat. Lotnik w jednostce lotniczej SA,
świetny automobilista i motocyklista. Jednym słowem: wspaniała natura, o wielkiej
ludzkiej prostocie, prawdziwy arystokrata z hanowerskiej szlachty rodowej. marynarce,
lotnictwie). Niedziela 3. 11. 1935
Donosicielstwo kwitnie. Usłyszana na ulicy przez przechodnia czyjaś wypowiedź
może być podstawą aresztowania na miejscu. Aresztują nawet wtedy, gdy przez czysty
przypadek albo zapomnienie zegnie się rękę w łokciu i zaciśnie pięść (tak jak
pozdrawiają się komuniści).
Ostatnio z całą powagą wmawia się robotnikom, że "kawa ziarnista jest luksusem
(ponieważ sprowadza się ją z zagranicy!), że robotnicy powinni zrezygnować z tego
zagranicznego produktu" - ponieważ nie ma pieniędzy na import, o czym się jednak nie
mówil Robotnicy są tym zirytowani i głośno dowcipkują.
Niedziela 10. 11. 1935
Zachodnioniemiecka firma tkanin ściennych i meblarskich "Barmen", której materiały
wprawdzie na Śląsku nie idą dobrze, bo mają dziwaczne wzory, a której ładne kapy teraz
wprowadziłem na rynek, oświadczyła mi korespondencyjnie: "Zaangażowaliśmy nowego
przedstawiciela handlowego, który będzie objeżdżał Śląsk z naszymi wyrobami, prosimy
o zwrócenie nam do poniedziałku próbek naszych towarów".
Wystarałem się natomiast o przedstawicielstwo fabryki wyściełanych krzeseł i
tapczanów, która do tej pory produkowała i eksportowała meble wyplatane. I tak skacze
się ustawicznie z jednego konia na drugiego, nie posuwając się naprzód, nie robiąc
pieniędzy, pracując tylko po to, aby ręka miała co do gęby włożyć.
Niedziela 17. 11. 1935
Dnia 15 listopada ukazały się przepisy wykonawcze do norymberskich ustaw
żydowskich. Jestem przeto z dniem 15. 11. 1935 r. uznany za Żyda czystej rasy w myśl
tych przepisów wykonawczych. Ale przez to Żydzi wcale mi się nie stali
sympatyczniejsi... Nie jestem już także "obywatelem Rzeszy" ani "rodakiem" ... Jestem
już tylko "mieszkańcem", który powinien omijać z daleka wydarzenia w Niemczech, co
też chętnie czyni. Z tego narodu nic już nie będzie! Zagubił on dwie zasadnicze rzeczy:
własną godność i wielkość oraz godność w oczach innych narodów.
Zrobiło mi się naprawdę ciasno w tym kraju. Naturalnie nie mam ochoty stać się dla
tych ludzi nawozem pod ich kulturę. Ale jak się stąd wydostać bez pieniędzy, zostawiając
na pastwę losu 83-letnią matkę, która dla jej obydwu córek, tych starych pudeł, jest tylko
Kopciuszkiem? A te córki? Stare histeryczne d ... i nic więcej.
Dzień Pokutny 21. 11. 1935
w piątek wokoło 800 sklepach detalicznych pojawiły się nagle na drzwiach na
wysokości oczu białe tabliczki (30 X 12 cm): ŻYDOWSCY PRZEDSTAWICIELE
FIRM NIEPOŻĄDANI. Między innymi widziano je także w sklepach założonych
niegdyś przez Żydów i przez nich doprowadzonych do rozkwitu. Znane nazwiska:
M. Fischoff, Goldstein i Rettig, Skład Płótna Bielschowsky itd. Mnóstwo tych napisów
zniknęło w sobotę, ale ostatnie usunięto prawdopodobnie dopiero wczoraj po południu.
W śródmieściu osobiście widziałem kilka jeszcze w godzinach południowych.
Żydowscy przedstawiciele handlowi oczywiście nadal odwiedzali tych swoich
klientów, do których mieli interes, tylko że wchodzili od tyłu i byli witani śmiechem
przez personel, którego właśnie głupota tak ubawiła. Ja w owych dniach nie miałem
potrzeby odwiedzania tych sklepów. Lecz jeszcze bardziej odeszła mi ochota dalszego
życia i cierpienia w tym nędznym państwie.
Jak dalece naród żyjący w XX wieku musi utracić poczucie własnej godności wobec
innych narodów, jeżeli może go szachować i mu rozkazywać garstka nikczemnych
indywiduów?
Niedziela Umarłych 24. 11. 1935
Myślałem przez cały dzień i doszedłem do wniosku, że, tylko jedna rzecz może mnie
jeszcze uratować - wynalazek szyldów świetlnych. Nawet w krytycznych dniach byłem
dobrej myśli. Pani Maria Brand z Lipska powiedziała mi kiedyś dosłownie: "Pan wykona
coś, co się uda; Pote;m będzie się panu już dobrze powodziło. Trudno mi powiedzieć, co
to będzie, może pan coś napisze. Na po~ czątek będą wydatki w związku z tym, ale
potem zwalą się tysiące za jednym zamachem". Wszystko, co ta kobieta mi powiedziała,
sprawdziło się do tej pory. Teraz również wierzę jej słowom.
Wtorek 26. 11. 1935
"Zimny pogrom" trwa nadal! Przed trzema dniami zażądano od aryjskich adwokatów
współpracujących z adwokatami żydowskimi, aby przerwali swoje powiązania z tYmi
ostatnimi "w najbliższym czasie", jeżeli tego do tej pory jeszcze nie uczynili.
Wywieszki o treści: ŻYDOWSCY PRZEDSTAWICIELE FIRM NIEPOŻĄDANI nie
zniknęły jeszcze z Wrocławia. W niektórych firmach zdjęt6' je tylko z okien i drzwi i
powieszono wewnątrz pomieszczeń!
Mimo to firmy są nadal odwiedzane przez od dawna pracujących żydowskich
przedstawicieli. Zainteresowani właściciele firm piszą nawet do przedsiębiorstw
dostawczych oraz do ich żydowskich przedstawicieli w niezwyk le prawym duchu, że
"nadal chcą pracować z odnośnymi panami (nawet: życzą sobie tego) i proszą o ich
dalsze wizyty". W cztery oczy wypowiadają się następnie: przeciwko takiemu
sabotowaniu handlu, przeciwko całej obmierzłej hecy, przeciwko tej nazistowskiej
dżumie.
Sobota 21. 12. 1935
Czas podsumować rok 1935. Firma "Raymond" ostatecznie odrzuciła mój wynalazek.
Jak z tego wynika,
. Francuzi nie są dobrymi handlowcami. Firma "Zinn, Engels i Ska" oraz mój rzecznik
patentowy są piekielnie zainteresowani moim wynalazkiem i chcą go koniecznie
opatentować! Sprawa ruszy naprzód 14 stycznia roku 1936. Teraz jest problem: patent
czy ochrona wzorca. Trzeciego wyjścia nie ma. No, ten wy'nalazek mam z głowy. Już
dzisiaj wiem o tym.
Moja żydowska krew według nowych ustaw rasowych została potraktowana na równi
z "krwią innych pośledniejszych ras - murzyńską i cygańską". Lecz w rzeczywistości
moja krew jest szlachecka. Mój ojciec miał stryjka, Mendla Tauska, który zmarł przed
dwoma laty w USA. Jego zięć Niemiec o nazwisku Courant, który również wyjechał do
USA i mieszka w Brooklynie, przeprowadził badania i ustalił, że rodzina Tausków
zjawiła się według dokumentów około roku 1500 w· Wiedniu (mam nadzieję, że ustalę
dokładną datę), gdzie została nobilitowana w okresie 1550-1600 (to też dokładnie usta-
lę) i posiadała własny herb rodowy. Coraz jaśniej wokół pochodzenia naszej rodziny. Ci,
którzy się obecnie w Niemczech wywyższają, w rzeczywistości powinni mnie całować
w d ...
Z całą tą kwestią żydowską większość ludności się nie zgadza i zakupy - także teraz
przed Bożym N arocizeniem - są robione "u Żyda", przynajmniej tak jest we Wrocławiu.
W tymże Wrocławiu (jako centralnym punkcie kultury niemieckiej na Wschodzie)
widuje się nadal w niektórych sklepach takie tabliczki: NIEMIECKI! SKLEP
NIEMIECKI! ŻYDOWSCY PRZEDSTAWICIELE FIRM NIEP02ĄDANI!
PRZEDSIĘBIORSTWO ARYJSKIE! PRZEDSIĘBIORSTWO OPARTE TYLKO NA
NIEMIECKIM KAPITALE!
I to się nazywa kultura XX wieku w państwie zamierzającym w ten sposób istnieć
rzekomo 1000 lat!
Niedziela 29. 12. 1935
Wczoraj wieczorem nadszedł list od firmy "Zinn, Engels i Ska" w sprawie patentu.
Najważniejszy jego ustęp brzmi: "Informujemy pana, że z naszej strony przedsię-
wzięliśmy także w Ministerstwie Lotnictwa kroki, po których możemy oczekiwać tylko
dobrych rezultatów".
A oto "lista ofiarna" firm, które utraciłem w ciągu ostatnich 3 lat względnie które mam
tylko na papierze, bez możliwości zarobienia czegokolwiek. Na papierze: "Dolat i Cie,
Paryż", "The Rosebank Fabrics, Ramsbottom". Utraciłem w 1934: "Ozite, Roth
k/Norymbergi", "Vereinigte Werkstatten fur Kunst und Handwerk, Monachium".
Utraciłem w 1935: "Toenges, Eberfeld", "C. A. Delius und SOhne, Bielefeld",
"Westdeutsche Wand- und M6belstoff-Weberei W. Barmen".
Wtorek 7. 1. 1936
Wczoraj po południu o godzinie punkt 16 naszedł mnie gwałtowny niepokój, którego
ostatnio nie odczuwałem. Całe ciało mi wibrowało, serce waliło wariacko nierytmicznie,
byłem kompletnie wykończony, nic nie mogłem robić. Nie polepszyło mi się nawet po
filiżance mocnej
kawy, którą zaparzyłem dla chorej matki i dla siebie. Potem położyłem się spać, ale
mimo wprost krańcowego zmęczenia tylko drzemałem. Ten stan trwał do godziny wpół
do 8 wieczorem, po kolacji zrobiło mi się trochę lepiej.
Dopiero o wpół do 10 ożywiłem się, ale w nocy nie mogłem zasnąć. Kiedy już
zapadłem w sen, śniło! mi się, że płonącą głownią tępiłem w pokoju pluskwy, takie
"flądry tapetowe", wielkie jak fenigi, trzykrotnie przysmażałem je ogniem, aż
wyniszczyłem.
Teraz przy wiosennej pogodzie siedzę przed południem w domu! Wyszedłem na ulicę,
ale zagnało mnie do domu. Znowu jestem dziwnie niespokojny, nie mam pojęcia, skąd
się to bierze. Domyślam się tylko: gdziekolwiek jestem i cokolwiek robię, prześladuje
mnie myśl, że stoję w centrum zainteresowania, że jestem ciągłym przedmiotem rozmów.
Ten niepokój nie tyle unieszczęśliwia, ile bardzo męczy i obezwładnia. Jeżeli dzwonek u
drzwi tylko zabrzęczy, człowiek napręża się wewnętrznie i serce mocniej mu wali.
Niedziela 12. 1. 1936
Według nowych ustaw rasowych mieszkający w Niemczech Żydzi niemieccy są
mniejszością narodową, nie państwową. Aby owi pozbawieni praw Żydzi mogli uzyskać
status mniejszości państwowej, rząd niemiecki pilnie "zaleca" Anglii utworzenie
samodzielnego państwa żydowskiego w Palestynie.
Dobra myśl! Można za jednym zamachem wszystkich Żydów zamieszkałych w
Niemczech ogłosić Palestyńczykami, a więc można będzie ich spławić, nawet wydalić
(co najchętniej by uczyniono) i podrzucić te 400 tys. ludzi innemu państwu, które w
przewidzianym czasie nie miałoby możności ich wyżywić, a w wypadku nędzy pomóc.
'Niemcy próbują w najważniejszym aktualnie miejscu podminować imperium brytyjskie.
Prowadzona wśród Arabów propaganda podburza .ich do występowania przeciw
utworzeniu samoistnego państwa żydowskiego, a więc do masakrowania Anglików i
Żydów 32. Niemcy w swoich ciemnych machinacjach idą nawet tak daleko, że wspierają
rewizjonistów żydowskich: są nimi wśród syjonistów "faszyści żydowscy", którzy chcą
zająć całą Palestynę wyłącznie dla Żydów po wypędzeniu z niej Arabów i Anglików!
Ten rodzaj Żydów, zamieszkałych przeważnie na Górnym Śląsku oraz we Włoszech,
stawia na militarne wyszkolenie Żyd.ów! Włosi popierają tych ludzi i szkolą w
specjalnych formacjach na marynarzy. Chodzi o osłabienie Anglii na Wschodzie, a
konkretniej mówiąc: w Palestynie. Naturalnie Mussolini trzymałby "dla ochrony" łapę
nad takim państwem żydowskim.
Niedziela 16.2. 1936
Osobliwemu człowiekowi W. T. nadal idzie kiepsko.
Moje przedstawicielstwa handlowe żadnych zysków nie przynoszą, a nowych nie można
zdobyć, bo jest się "nie-Aryjczykiem". Zbieram jednocześnie ładne doświadczenia, które
trzeba będzie przekazać jakiejś zagranicznej gazecie, żeby za granicą wiedzieli, jakie
stosunki panują w Trzeciej Rzeszy i jak w rzeczywistości wygląda stwier-
dzenie"wyższych czynników niemieckich", że "Żydzi mogą dalej wykonywać ,swoją
pracę". Przeczuwam, iż wszystko źle się skończy. Jedyna nadzieja w świecących
szyldach. W przeciwnym razie: emigracja.
3.3.1936
Dzisiejszej nocy nie spałem dobrze, bo leżałem przeważnie na lewym boku, co się u
mnie zawsze kończy mę czącymi snami. Tak było i tym razem. Całkiem na golasa
szedłem przy wilgotnej i zimnej pogodzie przez· Kaiser Wilhelm Strasse, Moritzstrasse i
Kronprinzstrasse [ul. Powstańców Sląskich, Wybickiego i Gwiaździsta], przy.,. legając
mocno do frontonów domów i ogrodzeń. Smutny i biedny.
Ulice były prawie puste, nieliczm przechodnie wcale nie zwracali na mnie uwagi. N a
Elsasserstrasse [Zaolziańska] minąłem dobrze ubranego pana idącego z młodą
dziewczyną. Dziewczyna krzyknęła: "Nagi mężczyzna!" Pan odpowiedział: "Nawet
panowie w czarnych jedwabiach bywają nadzy". To przygnębiło mnie jeszcze bardziej.
Więc bardziej szczelnie przywierałem do parkanów, chwyciłem gęsty krzew wierzby
płaczącej, przeszedłem kawał ulicy pod jego osłoną, a kiedy wyszedłem spod
opadających gałęzi, zauważyłem raptem, że jestem starcem ponad 70-letnim z długą
zmierzwioną brodą, ubranym w długi do połowy łydek surdut ze starych worków, a na
wierzchu w stary spłowiały płaszcz. Surdut i portki były o wiele za duże, materiał
zabrud~ony, buty stare, twarde i ~niekształcone, w kolorze szarozielonym. Na głowie
miałem kaptur z worka, a w ręku kawał sfatygowanego kija. Jakiś młody człowiek
zapytał, czy nie jest mi zimno; odpowiedziałem mu: "Kiedyś powodziło mi się lepiej!" I
tak żeśmy się rozeszli. Chód mój stawał się coraz cięższy, wolniejszy, po chwili stanąłem
zupełnie i już nie mogłem ruszyć z miejsca!
Piątek 6. 3. 1936
Wieczorem otrzymałem list od firmy "Zirin, Engels i Ska". Co do tych szyldów
świecących, zawiadariliają, że kontynuują starania w sprawie mego· wynalazku, ±e nie
ustępują i jak przedtem mają nadzieję doprowadzić do produkcji tego towaru.
Zainwestują· też każdą potrzebną sumę. Ale aby niezbędne rozmowy doprówadzić do
pozytywnego zakończenia, także z politycznymi i narodowymi placówkami, muszą
wziąć pod uwagę aktualne stosunki polityczne w Niemczech. Ponieważ jednak nie jestem
Aryjczykiem, a mam połowę praw do patentu, przewidują pewne trudności. Dlatego
właśnie proszą o rezygnację z mego nazwiska, z tym, że zostaną potwierdzone notarialnie
moje prawa patentowe, aby nie mogło dojść do ich uszczuplenia.
Zgodziłem się na to, ale tylko w odniesieniu do Niemiec, zaś za granicą będę
występował oficjalnie jako wynalazca. A wszystko stąd, że współczesne Niemcy' to istny
dom wariatów.
Sobota 7. 3. 1936
Z głową pełną trosk spowodowanych dalszymi trudnościami zawodowymi, zwłaszcza
że załatwiłem już korespondencję, zasiadłem dzisiaj przed południem znowu nad
dziennikiem i powiadam: "Bliźni i potomni mogą mnie na podstawie moich dzienników
uznać za całkiem zwariowanego! Jedno tylko mogę powiedzieć: moje życie było i jest
przygodą, w której różnorakie fakty (także, a nawet przede wszystkim najbardziej
nieprawdopodobne) składały się na jednolitą osnowę z obrazem wynikłym ze
współdziałania tych właśnie faktów.
Niedziela 22. 3. 1936
ON jeździ teraz od jednej do drugiej stolicy prowincji czy kraju i wygłasza oracje
przedwyborcze. Do Wrocławia przyleci dzisiaj samolotem, nie pociągiem. Zeby"nowy
Mesjasz" mógł się bezpiecznie poruszać między "swoim ukochanym ludem", zjawił się
dzisiaj we Wrocławiu batalion gwardii przybocznej, mnóstwo policii.
postawiono na nogi całą miejscową SS (nikogo z SA!!!)
oraz oddziały SS z innych miast śląskich. Tymi ludźmi mają być obstawione wszystkie
ulice, którymi poruszać się będzie ta licha kreatura
. A do tego dochodzi wprost
chorobliwa bojaźń przed żydostwem, która podyktowa-
ła tej kreaturze takie dyspozycje, aby SA doręczyło do-
zorcom domów leżących na trasie przejazdu instrukcje, jak mają się zachowywać
mieszkańcy podczas przejazdu tego orszaku. Najpiękniejsze i naj osobliwsze jest to, że
Żydom-lokatorom u Aryjczyków i aryjskim lokatorom u Żydów zabroniono otwierania
okien, a do otwartych okien służba porządkowa ma prawo strzelać ostrymi nabojami. W
tym czasie zabroniono również Żydom pokazywania się na ulicach, ten, kto wyjdzie z
domu, zostanie natychmiast aresztowany.
Czwartek 26. 3. 1936
By ON mógł się bezpiecznie poruszać po Wrocławiu, w celach "ochronnych"
wsadzono do aresztu od soboty wieczór do końca niedzieli różnych "marksistów działa-
jących politycznie"! Oprócz nich aresztowano także w pobliżu Kaiserbrucke [most
Grunwaldzki] oraz na Scheitnigerstrasse [Szczytnicka] komunistów, którzy stosując
zupełnie fałszywą taktykę rozdawali różnym ciekawskim kartki i ulotki. Mimo to
znajdowano nawet w Prezydium policji, w sądach i innych miejscach nalepione małe
kartki na temat wyborów. Jak słyszałem, pisało na" nich:
DNIA 29 MARCA GEFRAJTER ADOLF HITLER MUSI USTĄPIĆ! DNIA 29
MARCA 1936 POLICZYMY SIĘ Z MORDERCAMI Z 30 CZERWCA 1934! NIEMCY
POWINNY SIĘ WRESZCIE OCKNĄĆ OD TAKICH ADOLFÓW! WYNIKI
WYBORÓW LEŻĄ JUŻ GOTOWE
W SZUFLADZIE GOEBBELSA! 29.3.1936 POLICZYMY SIĘ Z HITLEREM ZA
HEINESA! Itd.
Od domu do domu chodzą członkowie partii z wykazami i ustalają, kto posiada prawa
wyborcze. Obok "nie-Aryjczyków i Żydów" stawiają krzyżyki! Im nie wolno głosować.
Ci są nawet z tego bardzo zadowoleni. W takich "wyborach", które w rzeczywistości nie
są wyborami, niech biorą na siebie odpowiedzialność tylk~ "czyści rasowo". Wyborcy
zostaną do urn wyborczych regularnie zapędzeni niby bydło. Kto o wyznaczonej godzinie
nie stawi się w lokalu wyborczym, zostanie sprowadzony siłą. Chorych do urn
wyborczych będą zwoziły karetki pogotowia. Krótko mówiąc: wyborcy przeżyją pod
każdym względem chorobliwe wariactwo. I nigdy nie zostanie ujawniona prawdziwa
ilość głosów za i przeciw. Chyba przez zagranicę na skutek "zdrady".
Niedziela wyborcza 29 marca 1936
Wczoraj ON jeszcze raz przemawiał w Kolonii. Podczas wieczornego spaceru
słyszałem ten wrzask na ulicy: zawsze to samo! Pod zainstalowanymi' głośnikami było
mało ludzi! Uwaga wszystkich zwrócona bowiem była na okazały capl:itrzyk, pomyślany
jako święto przed zwycięstwem wyborczym, który zaczął się o 9.45 potężnym
przemarszem związków po1itycznych. Był toostatni spęd bydła wyborczego we
Wrocławiu! A dzisiaj rano i,wielkie budzenie". Dzisiaj skapituluje· suwerenny niegdyś
naród przed obskurnym, zagranicznym awanturnikiem. Jutro niemieckie społeczeństwo
zbierze plony tej kapitulacji: jeszcze bardziej ostre wędzidło w pysku. Tą "ludowe bydło"
(nie było inteligencji!), ktpre widziałem wczoraj przeciągające ulicami Wroch~y.ria,
znowtJ jest gotowe iść za "swój'" rząd na beznadziejną wojnę, za "swój" rząd to znaczy
za NIEGO!
Poniedziałek 30 marca 1936
I naród niemiecki skapitulował. Na NIEGO głosowało rzekomo 98,8 proc. wyborców,
czyli tylko trochę ponad 500 tys. ludzi było przeciwko NIEMU albo oddało nieważne
głosy. Ja oraz wiele innych ludzi nie wierzymy w to. Wybory zostały sfałszowane. Są na
to liczne dowody. Ogłoszono na przykład oficjalnie, że w miejscowości Zórawina koło
Wrocławia oraz w okolicznych wsiach wyborcy głosowali w 100 procentach za NIM.
Tymczasem wielu tamtejszych mieszkańców opowiada, ze napisali na swoich kartkach
wyborczych słowo "nie", aby wykluczyć wszelkie pomyłki.
Wielki Piątek 10 kwietnia 1936
Jestem tak dalece zrujnowany, że 17 marca wniosłem do żydowskiej pomocy
społecznej, do której prawnie przynależę, podanie o przydział ubrania zimowego! Z
dniem 31 marca akcja pomocy zimowej została zakończona, a ja do dzisiejszego dnia nie
otrzymałem odpowiedzi, mimo monitu. Może Zydzi po prostu liczą podług swojego
żydowskiego kalendarza, może mnie za mało znają. Nie wiem, o co chodzi. w każdym
bądź razie potrzebuję ciepłego ubrania i nie mogę go sobie kupić ani zrobić. Może
otrzymam je od tej instytucji następnej zimy.
Zeby wyemigrować, trzeba mieć pieniądze. Naprzód bowiem trzeba ciało doprowadzić
do porządku, wyleczyć zęby, oczy, ewentualnie usunąć wyrostek robaczkowy itp. W
moim wieku wyjeżdżając do kraju o innym klimacie należy się liczyć z takimi sprawami.
A to wszystko kosztuje dużo pieniędzy. Będę je miał, jeżeli sfinalizowany zostanie mój
wynalazek napisów świetlnych.
Oto dalsze fakty z prześladowania Żydów w Niem czech. Żydowski chirurg (albo inny
lekarz) może operować Aryjczyka tylko w obecności aryjskiego chirurga! Żydowskim
weterynarzom zabroniono prowadzenia praktyki. Prawdopodobnie i zwierzęta również
należą do rasy aryjskiej. Aryjczykom ubezpieczonym. na wypadek choroby nie wolno się
leczyć w żydowskich szpitalach. Zydowskim właścicielom domów oraz różnych firm
nakazano sprzedaż lub wydzierżawienie nieruchomości. Zydowscy aptekarze muszą do
dnia 31 grudnia tego roku swoje apteki sprzedać lub wydzierżawić Aryjczykom.
21.4.1936
W dniu moich 46 urodzin, dnia 17 kwietnia, jeszcze nigdy nie czułem się tak
przygnębiony, tak niepotrzebny. A wszystko przez triumf kłamstwa w Niemczech.
W dniu 17 bm. przed południem zawładnęło mną murowane przeczucie, że mnie ktoś
odwiedzi, tylko nie wiedziałem, kto. O godzinie wpół do trzeciej położyłem się
zdrzemnąć, a punktualnie o trzeciej zabrzmiał dzwonek. Gazeta? Zerwałem się,
wyszedłem w przydeptanych kapciach i bez marynarki - przede mną stała Elfrieda!
Już od wielu miesięcy nie miałem o niej żadnej wiadomości, martwiło mnie to nawet.
Teraz stała przede mną żywa i świeża i pytała: "Może napijemy się kawy?" Zeby się nie
zdradzić, szeptaliśmy do godziny wpół do piątej, a potem byliśmy ze sobą jeszcze do
wpół do dziesiątej. Ta spryciara przyjechała do Wrocławia w różnych swoich sprawach i
wygospodarowała dla nas całe popołudnie. Było uroczo! Było po prostu tak jak niegdyś,
a mimo to odczuwaliśmy wzajemnie skrywany smutek. Nie będę się na ten temat
rozpisywał, tyle tylko: oboje jesteśmy pogodzeni z losem i wiemy dziś bardzo dobrze, co
jedno do drugiego czuło oraz czuje. Mimo to nigdy już się nie połączymy. 28 kwietnia
1936
Aby być zupełnie uczciwym wobec siebie, trzeba powiedzieć: żyje się z dnia na dzień,
dość obojętnie, bez próżnych rozmyślań nad swoją tzw. dalszą egzystencją w charakterze
przedstawiciela handlowego. Chwilami nie myśli się nawet o nowych zadaniach
stojących przed człowiekiem. Czekam na wygaśnięcie umów, a potem zobaczymy. Przy
tym pamiętam jednak zawsze, że z końcem maja będę skończony finansowo i po tym
terminie nie będę mógł zdobyć żadnych dalszych pieniędzy.
Podczas konsultacji. lekarskiej przed 10 dniami moje nerwy zostały określone jako
"całkowicie wyczerpane niby u kobiety w okresie klimakterium", jak mi powiedział
lekarz. Toteż zostaną one wzmocnione wapnem i fosforem. Poza tym nic mi nie brakuje.
Ale nerwy są w dzisiejszych czasach zasadniczym czynnikiem.
15 maja
Żydzi i Arabowie oskarżają się wzajemnie przed angielskim Wysokim Komisarzem,
który im grozi ostrymi sankcjami, jeżeli się nie uspokoją 33. Wśród Żydów znowu rej
wodzą " 100-procentowi Żydzi ze wschodniej Europy", przede wszystkim polscy Żydzi,
ci nadsyjoniści, którzy wszędzie na całej kuli ziemskiej wytwarzają antysemityzm.
Anglia wzmacnia swoją załogę w Palestynie i pewnego dnia rozpocznie się taniec "przed
obliczem Boga", którego nie ma. Gdyby istniał, byłby z rozumnymi. Napisałem o tym
powieść pt. "Ruth Baruch".
Sobota 16 maja 1936
Moje nerwy są całkowicie wykończone! Lekarz żąda ode mnie dużo spokoju i
oszczędzania się. Ale ekonomicznie też jestem skończony. Pozostało mi już tylko jedno
wyjście: rzucić zawód nie dający kawałka chleba, opuścić na razie organizację
zawodową, przedstawicielstwa "Zinna" i "Raymonda" prowadzić nadal ewentualnie
udać się po "zapomogę" jak wielu innych. Przez maj przejdę jeszcze ledwo-ledwo,
przez czerwiec .,.-- z pustą portmonetką, a potem? Potem musi nastąpić przełom.
Wniebowstąpienie, czwartek 21. 5. 1936
Na wszelki wypadek zameldowałem się w żydowskim U rzędzie Pracy i w niedzielę
mam się tam udać na rozmowę. Ktoś mi może zarzucić: dlaczego raptem zwracasz się
akurat do 2ydów? Bo w Trzeciej Rzeszy zostałem do nich "rasowo" zaliczony, bo jeszcze
z nimi nie zerwałem, bo im częściowo zawdzięczam obecne moje położenie, bo jak się
okazało, wśród nich właśnie są inteligenci. A także z konieczności.
7. 6. 1936 (niedziela)
Około godziny 12 byłem w Stowarzyszeniu Pomocy, aby się zorientować w
problemach emigracyjnych. Nie ma już innego wyjścia. Stowarzyszenie poszukuje fa-
chowców wszelakiego rodzaju do Argentyny. Moje podanie zostanie przesłane do
berlińskiego komitetu emigracyjnego i jeżeli będę miał szczęście, zwrócą się do mnie w
tej sprawie. Jestem zatem ujęty na liście rzemieślników żydowskich chcących
emigrować do Argentyny. Szukają ludzi do wybudowania dużego osiedla w tym kraju:
osiedla barona Hirscha "Avigdor", w zdrowym klimacie, 700 km od Buenos Aires.
Pragną tam zatrudnić od 500 do 1000 rodzin żydowskich z Niemiec. Piątek wieczór 12.
6. 1936
Jestem zameldowany w żydowskim biurze pośrednictwa pracy i biegam tam w każdą
środę po południu na kontrolę, jak prostytutka ze swoją żółtą kartą. Niczego sobie nie
obiecuję po tym pośrednictwie, ale mam za to na wszelki wypadek argument, że robiłem
wszystko, co mogłem, żeby otrzymać pracę.
Niedziela 5. 7. 1936
Tylko po to, żeby zdobyć pieniądze, nie zaś dla sławy, posłałem do redakcji pisma
"Morgen" pierwszą część powieści pt. "Ruth Baruch". Jest to aktualnie najlepsze
żydowskie wydawnictwo w Niemczech. W pierwotnym tekście zmieniłem albo
skreśliłem tylko niektóre słowa. Przy poprawianiu powieści płakałem w tych samych
miejscach co i niegdyś przy pisaniu. Niedobrze. Bardzo niedobrze.
Niedziela 23. 8. 1936
Zaprzyjaźniony handlowiec powiedział do mnie niedawno: "Niemcy są takimi
głupcami i tchórzami, że pod kierunkiem Adolfa Hitlera zjedzą nawet własne g ... , skoro
je tylko zachwalą jako smakowite". Autorem tych słów był Aryjczyk! Mam wszak
nadzieję, że Niemcy oprzytomnieją choć na 48 godzin przed wybuchem wojny, do której
ich "wódz" nieuchronnie prowadzi.
Niedziela 11. 9. 1938
Po południu napisałem na 7 kartkach równej wielkości po jednej spośród
następujących nazw: USA, Afryka, Fidżi, San Domingo, Honolulu, Nepal, Kaszmir.
Kartkę numer 8 pozostawiłem pustą. Wszystkie papierki złożyłem w ten sam sposób,
umieściłem w pudle i tak długo mieszałem, aż jedna wypadła. Pisało na niej - Fidżi! Ten
pomysł być może nie jest mądry, ale poczekajmy. W każdej głupocie jest nieco mądrości.
Piątek 16. 9. 1938
Widać, że Hitler dąży do wojny. Od niedzieli nieprzerwanie, od godziny 7 rano do 8
wieczorem, trwają prace przy umocnieniach na granicy śląskiej, dokąd sprowadza się
coraz więcej robotników. Dlatego też praca większych przedsiębiorstw jest poważnie
zakłócona. Od 11 dni toczą się działa na stanowiska na granicy czeskiej. Wszystkie
roczniki do 45 roku życia powołano na trzy- i czterodniowe ćwiczenia. Cały garnizon
wrocławski łącznie z wartami i rezerwistami na ćwiczeniach wymaszerował w okolice
Ząbkowic Śląskich na rzekome "manewry". Utrzymuje się przekonanie, że dzisiaj albo
jutro wojska niemieckie wkroczą do Czech. A to będzie nową wojną światową, ponieważ
Rosja natychmiast wypowie wojnę 34.
Niedziela 18. 9. 1938
Wojna z Czechosłowacją jest tuż, tuż. Niemcy sudeccy na hasło Henleina 35 utworzyli
Sudecko-Niemiecki Korpus Ochotniczy. Ale nawet mało wtajemniczeni wiedzą, że
"korpus ochotniczy" został zorganizowany dosłownie w ostatnich dniach, m. in. w
koszarach karłowickich podWro~ławiem. Poza tym od wielu tygodni regularne oddziały
wojska niemieckiego przebywają w cywilnych przebraniach wśród Niemców sudeckich,
żeby przygotować i uczestniczyć w puczu oraz aby w razie konieczności
zdezorganizować obronę czechosłowacką. Przecież ten zamach na Czechosłowację - i to
jest najważniejsze - został w każdym szczególe dokładnie omówiony przez Hitlera i
Henleina we Wrocławiu podczas święta gimnastycznego. Już wtedy każdy Niemiec
sudecki przyznawał gorliwie, że "po żniwach się zacznie".
f> Wezwanie: "Niemcy, przebudźcie się" jest dzisiaj jedynym wartościowym hasłem, ale
owe Niemcy Trzeciej Rzeszy przebudzą się ... dopiero w czerwonym morzu nowej
wojny światowej, którą uknuł "gefrajter Adolf Schikelgruber, adoptowany Hitler", z
Braunau nad Innem. Uknuł i zorganizował na podstawie zestawionych w książce "Mein
Kampf" fantazji o mocarstwowości niemieckiej w centralnej i wschodniej Europie, o
bezwarunkowym priorytecie narodu niemieckiego.
Polacy już widzą nieszczęście zbliżające się do ich kraju: po Czechach - Górny Śląsk,
Poznań, Korytarz i Gdańsk. A potem dawne rosyjskie prowincje bałtyckie, a dzisiejsze
państwa: Litwa, Łotwa, Estonia i przez Słowację droga do Ukrainy (tego
niedorzecznego· marzenia samego Ludendorffa) jako kolonii, jeśli nie części Trzeciej
Rzeszy.
We Wrocławiu panuje nastrój dużego przygnębienia.
Teraz widzi się, dokąd doprowadził hitleryzm, i ma się stracha przed awanturniczą
wyprawą wojenną.
VVtorek 20. 9. 1938
W tym rozgardiaszu szukam swoich dróg emigracji.
Napisałem do organizacji pomocy społecznej australijskich Żydów w Melbourne z
zapytaniem, czy mi ktoś
z nich może pożyczyć 50 funtów na wyjazd na Fidżi' albo w jakiś inny sposób pomóc w
dostaniu się na wyspy mórz południowych. Zdecydowałem się jednak ostatecznie na ten
zakątek świata.
Sprawy finansowe wyglądają następująco. Do Kenii albo na Fidżi potrzebuję "tylko"
501 funtów. Trzeba mieć na zakup dewiz do Kenii około 650 marek, na Fidżi około 500
marek. O taką kwotę można się postarać. Ale ponieważ w Niemczech nie można nabyć
dewiz, trzeba stosować kurs zagraniczny marki niemieckiej, równy 8 fenigom. A tó
wynosi do Kenii 5200 marek, na Fidłł 4000 marek. Lecz jEśli ktoś nie może uzyskać
dewiz ani według pierwszego, ani według drugiego kursu, gdy nie uzyska się przydziału
tych dewiz, wtedy wolno zabr~ ze sobą tylko ,,8 procent majątku osobistego", natomiast
92 procent zabiera państwo niemieckie ...
A więc bez konta bankowego za granicą albo bez zagranicznego dobroczyńcy z 50
funtami emigracja jest po prostu wykluczona. Jednak ten i ów spośród znajomych
emigruje i każdy wyjeżdża stąd na niepewny los szczęśliwy i wesoły.
Piątek w południe 23 września 1938
Wczoraj wieczorem Arno,sędzia, Danziger, Oppeln i ja byliśmy znowu w ~ naszym
ulubionym lokalu na Strasse der SA [ul. Powstańców Sląskich]. Później przyszła doktor
Ilsa Abramczyk z wiadomością radia paryskiego o zmianie gabinetu w Pradze, co
wszystkie rozgłośnie niemieckie przemilczały i dopiero dzisiaj skąpo podały. Gdy ta
wiadomość doszła do naszego grona, jako jedyny utrzymywałem: "Teraz karta odwróci
się przeciwko Schikelgruberowi". Nie zgadzano się ze mną.
Wojna, chociaż jeszcze nie wypowiedziana, już się toczy. W tutejszym okręgu dzień i
noc ćwiczy się alarmy
lotnic~e. Ale o entuzjazmie wojennym można mówić naj-wyżej w odniesieniu do
absolutnie obłąkanych zwolenników i sympatyków Schikelgrubera. Większa część wie
zupełnie dokładnie: jedynym winowajcą jest ON.
Poniedziałek 26. 9. 1938
•
Praga przeprowadza dalszą mobilizację i całkowicie zamyka granicę, ponieważ
Niemcy "prawdopodobnie" ogłosiły mobilizację. Temu tutaj wprawdzie zaprzeczają, ale
wczoraj na własne oczy zobaczyłem przed południem na Podwalu, a po południu na
szosie do Sępolna" a więc na prawym i lewym brzegu Odry, przemarsz wyłącznie
zmotoryzowanych kolumn z Berlina oraz z Brandenburgii (częściowo w
zarekwirowanych omnibusach Berlińskiego Towarzystwa Komunikacyjnego i na prywat-
nych samochodach ciężarowych, a oficerowie w osobowych) udających się rzekomo na
manewry na Górny Sląsk. Wnet stwierdziłem oczyma wyszkolonego żołnierza, że
wojska te nie udają się na ćwiczenia. Lewym brzegiem Odry w szybkim tempie
posuwały się naprzód lekkie działa przeciwlotnicze z reflektorami, wozy bojowe różnego
typu wraz ze zmotoryzowaną obsługą. Prawym brzegiem Odry ciągnęły, również w
szybkim tempie, ciężkie pojazdy wojskowe ze sprzętem, omnibusy pełne żołnierzy,
artyleria - począwszy od dział polowych całkowicie zmotoryzowana.
Wtorek 27. 9. 1938
Wczoraj wieczorem nadano przez radio manifestację Wojenną. Najpierw mieszanina
burzliwych oklasków, muzyki i skandowania. Jako pierwszy przemówił szef
Ministerstwa Kłamstwa. Oto jego krótka charakterysty-
ka. Podczas wojny Światowej boebbels wysiadywał szkolną ławkę, gdyż ciężki platfus
zrobił go nie zdolnym do służby wojskowej, z czego młodzieniaszek się zresztą bardzo
cieszył. W 1918 zrobił maturę, potem zaczął studiować historię sztuki. Z biegiem czasu z
historii sztuki została mu już tylko sztuka fałszowania historii. Wczoraj swoim
obrzydliwie oleistym głosem i równie obmierzłą dykćją, manierycznie przeciągając i
modulując głoski i słowa, pod koniec przemówienia wylał na salę: Fiihrer rozkazał!
Podążymy za nim! Potem kolejnemu mówcy wetknął żagiew do ręki krzycząc: Twój
naród chce wojny! Ogłoś ją!
Wtedy wszedł na podium Hitler. Jego głos jest naprzód stonowany, cichy, zmęczony,
zgaszony, powolny. Potem głos ten idzie w górę ku wrzaskowi, jest coraz krótszy,
fistułowaty, przeskakujący, zahacza się gdzieś, urywa niezrozumiale, następuje krótka
pauza, chwilowe złudzenie, że się wykrzyczał, a potem znowu od początku. Treść
przemówienia nie jest ważna, gdyż zawiera same kłamstwa i demagogię. Mowa Hitlera
bywa co rusz przerywana skandowaniem publiczności (odkomenderowanego na wiec
bydła). Całe chóry drą się: "Sieg heil!" nawet tam, gdzie to wcale nie pasuje. Inny
okrzyk:
"Ein Reich, ein Volk, ein Fuhrer!" szczekany bywa allegrettissimo całymi niinutami raz
po raz i wpada do ucha jako "wau, wau". Naturalnie nie obyło się bez hasła:
Precz z Czechosłowacją! itp. Żydom, papieżowi i komunistom dano tym razem spokój.
Piątek 30. 9. 1938
Minionej nocy podpisano układ monachijski. Dzisiaj przed południem słyszałem na
własne uszy, jak dwa babska niemieckie rozmawiały o konferencji monachijskiej. Jedna
mówiła do drugiej: "Nasz Adolf znowu to
wspaniale przeprowadził. Sam Bóg zesłał nam tego męża. Zydzi i bolszewicy nie chcieli
takiego rozwiązania, gdyż oni dążyli do wojny, ale nasz Adolf jej zapobiegł. Teraz Zydzi
i bolszewicy znowu się pochowają do dziur". W podobnym duchu mówili dzisiaj przez
radio.
Sobota 1. 10. 1938
Wyjadę chyba jednak do USA. Wczoraj wieczorem nadeszła od Eugeniusza Tauska
odpowiedź na mój krzyk rozpaczy. Będzie próbował mnie stąd wydostać i przyśle mi
"affidavit". Ale gdy się tam dostanę, będę już wykończony i za stary do roboty, zdany
jedynie na własną głowę, na ewentualny talent pisarski, na wynalazek przycisków
elektrycznych (który zabiorę ze sobą, żeby go tam' razem z kuzynem doprowadzić do
końca). Na wszelki wypadek napisałem do mojej starej firmy Berlinera w Amsterdamie
w sprawie uzyskania przedstawicielstwa na Stany Zjednoczone. Lecz amerykański kon-
sulat generalny w Berlinie nie przyjmuje już żadnych podań do maja 1939 roku! Będę
przeto zmuszony wyjechać jako turysta - drożej, ale za to szybciej.
[Późniejszy dopisek} Z angielskiego biura paszportowego w Berlinie dowiedziałem się
8. 10. 1938, że na wyspy Fidżi można się dostać tylko za gotówkę. Złote przedmioty
wartościowe nie wchodzą w rachubę. Tak więc nie otrzymam wizy na Fidżi.
Poniedziałek 3. 10. 1938
"Zwycięstwo bez wojny" odniesione nad Czechosłowacją wzmogło wśród
rozbójników falę antysemityzmu w Niemczech. Dzisiaj o godzinie 8 rano powiedzieli
przez radio: "Kwestia żydowska posunęła się tak daleko, że
Zydów używać się teraz będzie tylko do rąbania drzewa i zamiatania ulic, aż im się nos
wyciągnie i pot z nich kapać będzie, zabierze im się wszystko, co jeszcze posiadają, a
potem zostaną wygonieni z Niemiec". Dla mnie nie są to "tylko słowa".
Środa 5. 10. 1938
Dwie rzeczy stały się już całkiem jasne. Austria została tylko po to "wyzwolona", aby
uzyskać lepszą sytuację strategiczną wobec Czechosłowacji. Niemców sudeckich
natomiast "wyzwolono" dlatego, żeby stworzyć sobie lepszą pozycję wyjściową na
wschód, przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Już dzisiaj wiadomo również, że w
styczniu, a najpóźniej w lutym roku 1939 "wyzwo-lona" zostanie podług tej samej
recepty Kłajpeda; zaś za rok ma się zacząć "wielka wojna na Wschodzie". Warto tu
podkreślić, że naród niemiecki nie chce tej wojny, ma już dosyć tego rządu i dosyć
dalszych awantur. Ale naród "zamknął pysk" i pozwala się wykorzystywać. Owa "wielka
wojna na Wschodzie" . będzie oczywiście skierowana także przeciwko Polsce!
Poniedziałek 10 października 1938
Jeszcze trochę o amoku antyczechosłowackim. Dzisiaj ma się zakończyć obsadzanie
"nowo zdobytych terenów", ale faktycznie stało się to już co najmniej wczoraj. W
każdym razie w tym celu uruchomiono potężny aparat, przesadnie rozbudowany (jak
wszystko w Trzeciej Rzeszy) i właściwie do tego celu zupełnie niepotrzebny. Tak więc
jeszcze w poniedziałek i wtorek ubiegłego tygodnia przejeżdżały tu olbrzymie kolumny z
Brandenburgii i N adrenii. Wszyscy na zarekwirowanych potężnych
samochodach z towarzystw komunikacyjnych. Ten przejazd nie wzbudził jednak w
mieś,cie zainteresowania ludności!!!
10 października 1938
Czeskie umocnienia graniczne nie mają już żadnego znaczenia. Prawie wszystkie
przejęli Niemcy w idealnym stanie. Okazałd się przy tym, ku ogromnemu zdumieniu
Niemców, że nawet naj mniej szych bunkrów dla karabinów maszynowych nie sposób
teraz zniszczyć. Ich konstrukcja z betonu i stali jest wprost doskonała i w Niemczech
zupełnie nie znana. Już na tych pierwszych, małych umocnieniach mogła się armia
niemiecka porządnie wykrwawić.
Wtorek 11. 10. 1938
Nadeszła wiadomość od Berlinera z Amsterdamu. Otóż mogę oczywiście otrzymać
przedstawicielstwo na Stany Zjednoczone. Poczynię przeto dalsze kroki celem wyjazdu.
Akcje w każdym bądź razie stoją dobrze. Ale mimo wszystko najchętniej osiadłbym na
wyspach mórz południowych.
14. 10. 1938
Anglia powinna za wszelką cenę zdobyć sympatię Arabów, gdyż w przeciwnym razie
przejdą oni na stronę Hitlera i jego przyjaciela. To byłby koniec imperium brytyjskiego.
Należy się liczyć z tym, że obaj kumple już wystąpili z ofertami wobec Arabów. Dlatego
Anglia tym bardziej powinna być ostrożna. A "kochani Żydzi"
167
niechaj zamkną gębę. Nigdy nie byłem syjonistą. Jestem nawet zaciętym wrogiem
syjonizmu, bo właśnie syjoniści współtworzą antysemityzm. To oni w Palestynie roz-
winęli antysemityzm i tym samym zamienili swoją, przez ich Boga zapowiedzianą,
ziemię obiecaną w ziemię przeklętą dla siebie. Najwięcej nagrzeszyli koniunkturaliści
syjonistyczni, którzy przybyli tam z kapitałem, oraz Żydzi ze wschodniej Europy, wśród
których najgorszą orientację stanowią rewizjoniści dążący do zmiany granic
państwowych. Palestyna miała tylko jedną szansę - utworzyć państwo, na wzór
Szwajcarii. Teraz zresztą i na to już za późno.
Przed południem, o wpół do 11, udałem się do mojego najlepszego klienta, do firmy
"Frost i Jiihnel". Współpracowałem z nimi już od zimy 1914, a z ich byłym i aktualnym
gospodarzem domu, Alfredem Stephanem, służyłem w wojsku i jesteśmy nadal
kolegami. Gdy dzisiaj przedłożyłem im ofertę nowego wynalazku firm)" "Raymond",
Floter (członek partii i SA), który dotąd zachowywał się nawet przyzwoicie, powiedział
do mnie:
"Nie mamy zapotrzebowania, na razie w ogóle nie ma mowy". Kiedy na te słowa
wyszedłem, udał się za mną i dodał jeszcze półgłosem: "Niepotrzebnie pan do nas
przychodzi, niczego już nie potrzebujemy, nic już nie chcemy". W takiej sytuacji nie
warto nawet odpowiadać, trzeba po prostu odejść bez słowa. Każda wypowiedź w takich
przypadkach może być potraktowana jako zakłócenie spokoju domowego i z miejsca
można zostać aresztowanym przez jakiegoś sprzedawcę, będącego członkiem NSDAP
albo innej organizacji. Można już tylko wyrejestrować swoje rzemiosło, zgłosić się do
Urzędu Pracy i zostać skierowanym do miejskiego zakładu rąbania drzewa na
Glogauerstrasse [ul. Głogowska] albo na Niedergasse [ul. Dolna], gdzie pracuje się od 7
do 4, piłując i rąbiąc drzewo za stawkę w wysokości zasiłku dla bezrobotnych.
Sobota 15. lO, 1938
Już od miesięcy męczyła mnie za dnia ustawiczna senność bez możliwości zaśnięcia,
nocą budziłem się trzy i cztery razy. Do tego trapiły mnie koszmarne sny, zaś dniami
stany lękowe, nagłe wzrosty temperatury, skroniowe bóle głowy, niekiedy stany'
kiepskiej pamięci, ogólne roztargnienie, silne drgawki i wstrząsy całego korpusu,
wzrastające pod koniec dnia. Wszystkie dolegliwości dobrze znam. Sprawiałem sobie
ulgę zimnymi kąpielami nóg, unikaniem alkoholu, herbaty, kawy i wzruszeń, wcześnie
chodziłem spać. Ale nie było mi lepiej. Na moje jeszcze nieszczęście wyjechali stąd
ostatni żydowscy lekarze dobrze znający mój organizm.
Ze względu na emigrację i naukę języka angielskiego chciałem dzisiaj dostać się do
neurologa dra Sossinki, którego polecił mi ostatni lekarz ubezpieczalni (dr med.
Saloschin, mój krewny) jako starszego człowieka, pobożnego katolika, nie antysemitę,
wielkiego kawalarza. Udałem się do jego domu, ale na tablicy zobaczyłem znajomy
szyldzik: LEKARZ NIEMIECKI. Odwróciłem się na pięcie i odszedłem, bo ten rodzaj
lekarzy może dzisiaj Żyda lekką ręką wysadzić w powietrze.
Kiedy szedłem po schodach, w moim prawym kolanie zacząłem znów odczuwać
chroniczny ból stawowy, Udałem się zatem do dra P. Kellera, gorliwego katolika,
cieszącego się opinią wspaniałego lekarza i człowieka. Powiedziałem mu z miejsca, że
chciałem wejść do Sossinki, ale Keller przerwał mi słowami: "Ale pan jest przecież
chory, proszę więc mówić, co panu dolega", Oto co mi powiedział lekarz: wszystkie
moje dolegliwości mają swoje źródło w wadach serca, które mimo wszystko nie jest
jednak niebezpiecznie chore, ciśnienie 170 nie jest zbyt wysokie, ale jest ono bardzo nie-
regularne, przyczyną tego stała się również wojna światowa, bo te objawy są typowe dla
byłych frontowców
w moim wieku, na wyspy mórz południowych nie nadaję się, tylko do USA i do
chłodnych krajów, powinienem raczej wyjechać do USA, gdyż ten kraj posiada
wszystkie strefy klimatyczne naszego globu i dlatego jest dla mnie najzdrowszy.
Piątek 21.'10.1938
Kto chce emigrować, ten musi posiadać świadectwo moralności wystawione przez
Aryjczyka i nie-Aryjczyka. Tego ostatnio żądają władze niemieckie. Większość
Aryjczyków obawia się jednak wypisywać Żydom takie świadectwa, ponieważ boją się o
siebie - Aryjczykom przecież nie wolno obcować z Żydami, szczególnie członkom partii.
Tych świadectw domagają się miejscowe władze.
Moja skromna osoba zapisała się 14. 10. 1938 ponownie na listę Pomocy Zimowej.
Oprócz tego zapisałem się na teoretyczny kurs dla stolarzy, cieśli i murarzy. Wystąpiłem
do gminy, żeby mi przydzielono zapomogę na zęby, ponieważ z brakami uzębienia nie
dostanę się ani do USA, ani gdziekolwiek indziej. Kasa wydaje tylko po 50 marek, zaś ja
potrzebuję 13 zębów.
Poniedziałek 24. 10. 1938
Innym wyznaniom wcale nie dzieje się lepiej! Wprawdzie niszczy się ich kościoły, lecz
rzadziej egzystencję wyznawców. Jednakże w dalszym ciągu zwalnia się ewangelickich
duchownych i pozbawia ich rent i emerytur. Znany z procesu sądowego pastor Niemoller
36 siedzi uwięziony w twierdzy kłodzkiej, a Hitler odrzucił ostatnio pośrednictwo Anglii
w uwolnieniu tego odważnego człowieka. Kto odczytuje w kościołach listy
pasterskie, ten zostaje pozbawiony utrzymania i może się spodziewać oskarżenia o
wrogość wobec panstwa. Nawet klasztory mają. być rozwiązane, zwłaszcza że wszędzie
brakuje siły roboczej. Kościół katolicki zostanie zatem zrujnowany. Prawdą jest, że także
już na Śląsku niektórzy zakonnicy i zakonnice rozglądają się za pracą.
Czwartek 27. 10. 1938
Jestem jednak prawdziwym dzieckiem kwietnia! Dzisiaj w południe zabrałem się do
dziennika, potem powtarzałem słówka angielskie, później prałem brudne krawaty i
gawędziłem ze starą damą na temat, czy doczekamy lepszych czasów. O godzinie 6
wieczorem nadszedł polecony list z Brooklynu, zawierający "affidavit". Tym samym
znowu rozpoczyna się nowy rozdział w moim życiu. Po przełożeniu na język niemiecki
w miejscowym konsulacie dokument zostanie natychmiast wysłany do konsulatu
generalnego w Berlinie.
Niedziela 30. 10. 1938
WYGNANIE POLSKICH ŻYDOW Z NIEMIEC 2729 PAŹDZIERNIKA.
Prawdziwie średniowieczne ekscesy antyżydowskie osobliwie przeciwko polskim
Żydom - w Wiedniu, a teraz na terenach zagrabionych Czechosłowacji spowodowały u
polskich Żydów dużą falę powrotów do starej Ojczyzny 37. W Wiedniu było około 50
tys. Żydów polskich nie posiadających paszportów. Tym sposobem NSDAP i władze
Trzeciej Rzeszy chciały wzmocnić antysemityzm w Polsce, na Węgrzech i w innych
krajach, dokąd Żydzi zaczęli wracać.
Ponieważ tym reemigrantom z ich mienia w walucie, papierach wartościowych i
innych środkach płatniczych wolno zabierać jedynie do 60 marek, ich kraje ojczyste mają
do czynienia z biednymi ludźmi nie mogącymi się nawet utrzymać.
Oto jak postąpiono z polskimi Żydami. Tego, co teraz opiszę, częściowo sam byłem
świadkiem u moich długoletnich pr~jaciół - rodziny Józefa Hersteina i O. Siissera na
Brandenburgerstrasse 46 [ul. Lubuska], obok Hohenzollernplatz [pl. Jakuba Szeli]. Warto
wyjaśnić, że równo przed 50 laty stary Herstein przyjechał z Krakowa do Wrocławia,
gdzie ożenił się z miejscową panną, Henrietą Ehrenwert.
W czwartek we wszystkich żydowskich lokalach, biurach gmin, synagogach i innych
miejscach modlitwy szukano polskich Żydów. Wszystkich natychmiast zabierano.
Niemieckich Żydów nie zaczepiano, ale zagarniano wszystkich tych, którzy nie mieli
dowodów, aby ustalić ich tożsamość i obywatelstwo. Nawet z biura gminy żydowskiej,
gdzie nie zatrudnia się przecież obcokrajowców, zabrano na przykład rabina dra
Vogelsteina. Niemieccy Żydzi zostali natychmiast wypuszczeni, zaś polscy Żydzi dostali
się naprzód do Prezydium policji, potem częściowo do męskiego więzienia przy
Graupenstrasse [ul. Krupnicza], a kobiety do oddziału kobiecego. Tego samego dnia
wszystkie żyjące tu polsko-żydowskie rodziny i osoby samotne otrzymały nakaz
natychmiastowego opuszczenia Niemiec. W licznych wypadkach w czwartek rano
zabierała ich policja mundurowa.
U moich przyjaciół - Siisser jest zięciem Hersteina i obie rodziny mieszkają razem - w
czwartek wieczór zjawiło się 7 ludzi z Sipo (policja bezpieczeństwa) i zabrało panią
Hannę Siisser z domu Herstein oraz mojego przyjaciela Józefa Hersteina. Pan Siisser
wyjechał akurat w środę z dwojgiem dzieci do Polski. W mieszkaniu pozostawiono tylko
głowę rodu, 70~letniego, ciężko chromego Izydora
Hersteina, poruszającego się o kulach. Aresztowanym kazano zabrać ze sobą ciepłą
bieliznę i trochę pieniędzy, po czym zaprowadzono ich do więzienia na Graupenstrasse
[ul. Krupnicza]. Józef Herstein trafił stamtąd dość szybko do granicy i w piątek w
południe był już w Katowicach.
Parę słów o nim. Ma chyba 46 lat, jest absolwentem jednego z krakowskich gimnazjów
humanistycznych, zaliczył kilka semestrów prawa. W czasie wojny światowej służył
warmii c. k. na froncie włoskim, wyszedł z wojny w stopniu porucznika. Po wojnie był
handlowcem, ostatnio stał się współzałożycielem Ogólnoniemieckiego Związku Żydów
Polskich oraz sekretarzem tego stowarzyszenia na miasto Wrocław. Jako człowiek - bez
zarzutu. W ostatnich miesiącach ciężko cierpiał na dziedziczną podagrę, a na dodatek
oczekiwał protezy. Obecnie na stałe mieszkał we Wrocławiu. Z ra~i swojej działalności
społecznej słyszał coś niecoś o tej akcji i dlatego zamierzał ostatnią noc spędzić poza
domem i (wraz z około 250 innymi Polakami) schronić się w budynku konsulatu
polskiego. Potem jednak powiedział sobie, że jest przecież urzędnikiem i nic mu się nie
stanie. I to był jego błąd.
Jego siostra Hanna (prosta, energiczna i praktyczna kobieta, lat około 43) trzymana była
w więzieniu z masą innych kobiet i dzieci, traktowanych jak zwierzęta. Wiele kobiet i
dzieci mdlało. Wcale się nimi nie zajmowano albo wywlekano omdlałych na korytarz.
Tak samo traktowano tych, którzy ulegli atakowi histerii (po prostu zwymyślano ich).
Pewna kobieta w siódmym miesiącu ciąży do-· stała jednocześnie ataku histerii i bólów
porodowych. Zamknięto ją do ciemnej celi bez jakiejkolwiek opieki. Te wszystkie
skandaliczne przypadki przekazano w piątek konsulatowi polskiemu w protokole, pod
którym podpisali się świadkowie.
W więzieniu pani Siisser nie siedziała z załamanymi rękoma, tylko zaczęła krzyczeć:
"Mój ojciedMój ojciec!",
czyniąc całe państwo i urzędników policyjnych odpowiedzialnymi za wszystko, jeżeli jej
nie wypuszczą do chorego ojca. Wreszcie o godzinie 1 w nocy wypuścili ją, ale musiała
się zobowiązać opuścić Niemcy do godzin południowych w piątek, ponieważ jej mąż
otrzymał 27 października papiery na natychmiastowy wyjazd wraz z całą rodziną. W
więzieniu nocą zabrano pani Siisserpaszport, który przepadł jak kamień w wodę. Ona bez
paszportu nie chciała się w ogóle ruszyć. Urzędnik policyjny o nazwisku Rau (pracujący
w Prezydium policji w pokoju numer 112, znany z obmierzłości) posłał ją do konsulatu
polskiego po nowy paszport. Lecz konsul oświadczył w piątek przed południem, że
policja niemiecka musi oddać zabrany paszport. Pani Siisser powtórzyła na policji słowa
konsula, po czym Rauznowu się rozszalał i wypisał nakaz aresztowania kłopotliwej
petentki, która uparła się, żeby wyjechać z Wrocławia z paszportem. Jej głośne krzyki i ta
cała komedia obliczone były na to, aby puszczono ją do ojca oraz aby jej nie wypchnięto
bez paszportu przez zie-
loną granicę.
•
Staremu Hersteinowi już w piątek rano, staraniem zaalarmowanych przyjaciół,
przydzielono do pomocy pielęgniarkę. Uwięzionych w pierwszą noc Żydów polskich
wpakowano na ciężarowe auta i zawieziono na dworzec kolejowy, gdzie ich zaraz
załadowano, tak jak stali.
W piątek przed południem poszedłem do starego Hersteina, aby się dowiedzieć, co u
niego słychać, ale przedtem zorientowałem się jeszcze na ulicy o przebiegu ostatnich
wydarzeń i o wysiedleniu rodziny Siisserów. Na miejscu wcale nie zastałem
przerażonego starca, lecz nadzwyczaj spokojnego i panującego nad sytuacją człowieka
(inny na jego miejscu byłby już po zawale). Ujrzałem mieszkanie, jakie tylko widywałem
na wojnie. Usłyszałem też, że chociaż polskie zarządzenie o konieczności posiadania wiz
przez wszystkich reemigrantów dotyczy wszystkich w ogóle polskich obywateli bez
względu na ich wyznanie,
to jednak wzór doskonałego państwa - Trzecia Rzesza wydaliła tylko Żydów z polskim
obywatelstwem, nikogo z innym wyznaniem. Wszyscy zostali albo zabrani na policję i
deportowani siłą, albo ze względu na stany chorobowe dano im czas do wieczora 29
października. Pani Hanna miała Nierncy opuścić do soboty do południa, gdyż w
przeciwnym razie objąłby ją nakaz aresztowania.
Większość spośród żyjących we Wrocławiu około 3 tys.
Żydów polskich policja wyciągnęła z domów w czwartek rano i odtransportowała.
Tutejszy konsulat polski stał się . tymczasem bardzo aktywny i polecił Żydom polskim,
jeszcze tutaj mieszkającym, żeby nie opuszczali swoich mieszkań. Klucze od nich
powinni odnieść do konsulatu. Rozeszła się też wiadomość, że między Warszawą i Ber-
linem trwają konsultacje i w piątek ma rzekomo nastąpić pewne "złagodzenie"
wytworzonej sytuacji, ponieważ Polska zagroziła, iż każde wydalenie Żyda polskiego z
Trzeciej Rzeszy pociągnie za sobą wydalenie dwóch Niemców z Polski. . Polska
zażądała również, aby Niemcy pozwoliły każdemu żydowskiemu wygnańcowi zabrać
swoje mienie albo jego pełną równowartość.
Radziłem sędziwemu panu oraz jego córce, żeby jak najszybciej wyjechali. Pan
Herstein chciał jeszcze czekać do soboty wieczór, zaś jego córka Hanna nie chciała wy-
jechać bez ojca i bez paszportu. Ojciec żądał, aby córka opuściła mieszkanie, bo wiedział
o grożącym jej aresztowaniu, a córka nie chciała odejść od chorego ojca i powtarzała:
"Zabrać mnie mogą, ale wsadzić mnie nie mogą". Ponieważ nic nie mogłem wskórać,
postanowiłem przyjść . następnego dnia.
Wczoraj' w drodze do Hersteinów spotkałem na ulicy jeszcze jednego wspólnego
znajomego: Arno Oschinskiego. Poszliśmy razem do staruszka. Mieszkanie wyglądało
jeszcze rozpaczliwiej niż poprzedniego dnia; gdyż przy pomocy zaprzyjaźnionego
małżeństwa popakowano wszystko w nagłym tempie. Do jedzenia były: stare bułki,
czerstwy chleb, kawa i skondensowane mleko, mąka i inne rzeczy. Pomagałem trochę
pakować, ale przede wszystkim namawiałem pana Hersteina, żeby wyjechał już w
południe razem z córką, która poszła akurat w sprawie paszportu do konsulatu polskiego
oraz na policję wojować z Rauem.
Nadal pomagaliśmy pakować rzeczy, a potem na wszelki wypadek przygotowałem
Hersteinowi dobrą kawę w termosie znalezionym w ostatniej chwili. Później na szczęście
przyszła jeszcze jego wnuczka, Rosemarie Herstein (córka Ludwika, która pozostała we
Wrocławiu, ponieważ chodzi tu do szkoły). Panienka przyniosła bułeczki i masło, a ja
przygotowałem jedzenie i zapakowałem je do torby podróżnej. Rosemarie udała się
nadto do urzędu dewizowego, gdzie złożyła nagły wniosek i rzeczywiście wydębiła 60
marek, przyznawane dla emigrujących.
Tymczasem przyszła pani Hanna (jej sprawozdanie już przytoczyłem) i powinna zaraz
opuścić mieszkanie,. gdyż o godzinie 12 mieli przyjść z policji. Została jednak w domu,
bo była bardzo zmęczona. Punktualnie o 12 przyszli po nią dwaj funkcjonariusze policji
kryminalnej. Jeden miał wygląd ... lepiej nie mówić, drugi robił lepsze wrażenie i odnosił
się do kolegi trochę nieufnie (dzisiaj tak naprawdę urzędnik do urzędnika nie ma
zaufania). Właśnie ten bardziej powściągliwy miał nakaz aresztowania. O starca wcale
się nie martwiono, o innych tam obecnych także nie. Zajęto się tylko panią S., ponieważ
"była na liście".
W obecności wielu świadków pani S. postawiła się hardo i przeprowadziła jeszcze
rozmowę telefoniczną z konsulem polskim, a chociaż mówiła po polsku, jeden z poli-
cjantów, który zrobił się w tym czasie nerwowy, dobrze ją rozumiał i często przerywał
rozmowę słowami: "Pani nie mówi o paszporcie, proszę przerwać rozmowę" itp. Ale
pani S. nie straciła głowy i odpowiadała (częściowo do telefonu), że mówi po prostu o
wszystkich sprawach
łączących się ze sprawą paszportu, że konsul zakazał jej opuszczać mieszkanie, że tak
długo, jak konsul sobie życzy i wymaga, będzie z nim rozmawiała, że Niemcy opuści
tylko z paszportem w ręku, o co konsulat już się postara, że ona jako Polka słuchać może
tylko polskiej władzy .. Treść tej rozmowy przekazał nam potem po niemiecku jeden ze
świadków.
W sprawie zachowania obu tajniaków chcę jeszcze dodać, że ten z nakazem
aresztowania po telefonie do konsula polskiego dzwonił na policję i przekazał sprawę.
Debatowano tam na różnych szczeblach pnez dłuższy czas, czy panią S. zostawić na
wolnej stopie, czy nie (przy tej okazji pomiędzy różnymi nazwiskami osobistości
politycznych usłyszeliśmy także melodyjnie brzmiące nazwisko "Pampe"). Ostatecznie
władze niemieckie zignorowały konsulat polski. Policjanci aresztowali panią Hannę.
Pożegnanie córki ze starym ojcem było bardzo spokojne. Pani Siisser prosiła, żeby
uprzedzić pana Amsterdama (adwokata) i żeby się o nią nie martwić. Prosiła też, aby
zawiadomić konsulat lub adwokata Amsterdama, gdyby przez dłuższy czas nie było od
niej wiadomości.
W pewnej chwili odezwał się jej ojciec (który stał przez cały czas i ledwo się trzymał
na kulach): "A co się ze mną stanie?" Policjant odpowiedział bardzo chłodno: "Pan tu
może pozostać, pana nie ma na liście, do pana nikt nic nie ma, pannie podlega
wysiedleniu i może tu pozostać". Na to stary, 70-letni człowiek wyprostował się i równie
chłodno odpowiedział: "Jestem wolnym Polakiem i niczym nie zawiniłem ani w Polsce,
ani tutaj w ciągu ostatnich 50 lat, które tu przeżyłem. Właśnie dziś w południe zdecy-
dowałem się dobrowolnie emigrować. Wasza pomoc, panowie, nie jest mi potrzebna. Ja
mam dosyć Niemiec".
Obu policjantom język stanął kołkiem. Bez słowa wyszli z mieszkania. My wszyscy w
ogóle nie byliśmy nagabywani. Natomiast ładną scenkę odegrała Rosemarie. Razem
weszliśmy do kuchni, aby się nie naprzykrzać po-
licjantom. Potem chcieliśmy opuścić mieszkanie. Ale ma ono dziwny rozkład i
wychodząc z kuchni dostaliśmy się do przejściowego pokoju. I raptem spotkaliśmy się
nos w nos z policjantami. Jeden z nich rzucił się od razu do Rosemarie: "Kim pani jest?"
Młoda kuta na cztery nogi dziewczyna odpowiedziała: "Nie jestem z tego domu, przy-
szłam tylko coś załatwić" i poszła spokojnie ku wyjściu. Policjant poszedł za nią: "Ale ja
się pytałem, kim pani jest?" Na to Rosemarie: "Już to panu powiedziałam", po czym
zeszła schodami i· poczekała na Hohenzollernplatz [pl. Jakuba Szeli], aż policjanci
opuścili dom.
Później Arno Oschinsky i ja odprowadziliśmy starszego pana na dworzec kolejowy.
Herstein nawet przez sekundę nie był zmieszany czy wzburzony. Opowiedział nam po
drodze, że w śląskich miasteczkach i uzdrowiskach wyrzucono wszystkich Żydów
polskich w ciągu 2 godzin i że trwają poważne rozmowy między Warszawą a Berlinem.
Na dworcu dowiedzieliśmy się, że pani Siisser odjedzie transportem o godzinie 2 minut
24, co jeszcze bardziej uspokoiło starca. Znalazł też towarzystwo, z którym miał jechać
do samego Krakowa (także wydaleni Żydzi, jadący z zachodnich Niemiec).
Dzisiaj przed południem znowu spotkałem Oschinskiego i postanowiliśmy jeszcze raz
pójść do mieszkania Hersteinów (które pozostawili oni pod opieką znajomych), aby
odszukać karteczkę, którą pani S. chciała nam przekazać w obecności policjantów, ale
którą była zmuszona upuścić na podłogę. Kiedyśmy weszli, usłyszeliśmy ku naszemu
wielkiemu zdumieniu: "Jeżeli poczekacie panowie parę minut, to przyjdzie tu p.
Siisser,dzwoniła właśnie przed chwilą, że wróciła z Bytomia i wolno jej pozostać we
Wrocławiu". Bez słowa runęliśmy na krzesła. Za moment weszła pani Siisser.
To, co opowiedziała, przekażą gazety tego skandalicznego "państwa kultury" zapewne w
bardzo efektownym opakowaniu. Jednakże naj:ważniejsze jest to, co w tym ogólnym
zamęcie podało radio wieczorem: "Otrzymaliśmy właśnie wiadomość, że akcja
przeciwko obywatelom polskim (nie mówi się, że 2ydom!. została wstrzymana. Kto
jeszcze nie przekroczył granicy, ten może pozostać w Niemczech, zaś kto już jest w
Polsce, ten może wrócić dla uregulowania swoich interesów". Tyle oświadczenie rządu
niemieckiego, a oto pokrótce wiadomości od pani Siisser.
Dzieci, które nie były wpisane do paszportu rodziców, po prostu odłączano od nich jako
osoby bez paszportów.
A wszyscy bezpaszportowcy zostali przez urzędników niemieckich (SA i SS!) wypędzeni
do Polski przez zieloną granicę. Gdy wyszło zarządzenie o wstrzymaniu akcji, niektórzy
byli już za granicą, a pozostała część rodziny jeszcze w Niemczech. Tak więc zdarzało
się, że rodzice byli już w Polsce, zaś dzieci jeszcze w Niemczech albo
odwrotnie. W taki też sposób pozostał w Niemczech chłopiec lat 15 z pewnej rodziny
zamieszkałej we Frankfurcie nad Menem, który smutny oświadczył: "Nie zostawię
naszego dużego mieszkania na pastwę losu, wrócę do domu i poczekam na powrót
rodziców". Cała masa pracownic sklepowych z Hamburga, Frankfurtu, Wiesbaden itd.,
całkowicie pozbawionych środków materialnych, musi się· teraz przedostać z powrotem
do swoich miast. Z Wrocławia deportowano przymusowo 84-letniego ślepego staruszka o
nazwisku Blatt, teraz sam jak palec "może" wrócić i pozostać.
W przeciwieństwie do ustawicznego ryku i fatalnego zachowania się skierowanych do
tej akcji członków SS i SA, którzy wprowadzali tylko okrutne zamieszanie do
wielotysięcznego tłumu przygnębionych i bezradnych, lamentujących, krzyczących i
proszących ludzi, służba pomocnicza zorganizowana przez gminę żydowską w Bytomiu
(chyba przy pomocy innych górnośląskich gmin) nie pozwalała' wyprowadzić się z
równowagi. Spokojnie spełniała swoje obowiązki i wprowadzała porządek wśród
6.
olbrzymiego tłumu, który się ciągle powiększał. Teraz raptem dworzec kolejowy w
Bytomiu ma zostać opróżniony naj dalej do niedzieli rano!!!
Jeśliby mnie ktoś zapytał, dlaczego to wszystko opisuję, odpowiem tak: Tu chodzi .o
przyjaciół, u których byłem świadkiem spraw kłamliwie później opisywanych. Może
moje obserwacje będą kiedyś potrzebne. Jeśli zdarzy się, że wyjadę za granicę, ktoś może
mnie zapytać, czy to i tamto sam widziałem albo osobiście przeżyłem i czy mogę ręczyć,
że tak właśnie było. Poza tym wydaje mi się, że obowiązkiem każdego, kto nie ma na
oczach bielma Trzeciej Rzeszy, jest przekazać historii te sprawy - owo głębokie,
sadystyczne średniowiecze w XX wieku.
Pani S. dokończyła dziś nam swoją opowieść. W Prezydium policji nie obyło się
oczywiście bez nowych korowodów w sprawie paszportu z panem Rauem. W końcu
urzędnik zły jak wszyscy diabli wydał napisane kiepską niemczyzną zaświadczenie, że
wysiedlonej "obywatelce polskiej" pani S. będzie w Bytomiu bezwzględnie doręczony
paszport. Lecz również w Bytomiu nie było paszportu, a Polacy nie uznali ważności tego
zaświadczenia. Pani S. przywiozła je i czytaliśmy wszyscy ten prawdziwy dokument
Trzeciej Rzeszy.
Straszny zamęt na dworcu bytomskim wziął się stąd, że w całych Niemczech już
podczas zabierania Żydów z mieszkań podzielono rodziny według płci. Mężczyźni
osobno, kobiety osobno, z wyjątkiem małych dzieci, które wszędzie pozostawiano wraz z
matkami, jeżeli mat.ka w ogóle była przy tym. Dlatego też w punktach zbornych na
granicy nie sposób było się odszukać, a każdy nowy "transport specjalny" z Żydami
powiększał jeszcze chaos.
Później znowu łączono rodziny, wywołując je według paszportów. Naprzód zbierano
rodziny z dziewięciorgiem
7.
Poniedziałek 31. 10. 1938
Młoda Rosemarie Herstein w tym czasie, gdy nam w sobotę pomagała, była
poszukiwana przez policję u gospodyni, która musiała zobowiązać się pod przysięgą,
że jej już nie przyjmie, i musiała również pod przysięgą oświadczyć, iż nie wie, gdzie
poszukiwana aktualnie przebywa. Nieświadoma niczego, Rosemarie wróciła po
południu do domu, a kiedy się o wszystkim dowiedziała, spakowała rzeczy i
wyjechała. Ale mimo posiadania ważnego paszportu nie dostała się już przez granicę,
bo akcja została właśnie odwołana, toteż wróciła do Wrocławia. Lecz wczoraj rano
mimo odwołania akcji policja szukała jej ponownie u gospodyni, pani Fischer.
Wtorek 1. 11. 1938
Teraz dowiedziałem się - to zakrawa na dowcip - że Rosemarie po odwołaniu akcji
przeciwko Żydom polskim ma znowu wszelkie prawa i może mieszkać u swojej
gospodyni. Jest już tam zresztą z powrotem. . Oto kłamliwa wiadomość zamieszczona w
"Breslauer Zeitung": "W tych dniach na ulicach i na Dworcu Głównym Wrocławia
widziało się wiele polskich, obcych postaci i twarzy. Wszyscy zadawali sobie pytanie,
skąd oni się tu wzięli, a to Polacy udawali się do swojej ojczyzny".
Niemiecka służba graniczna posuwała się tak daleko, że polskich Żydów (m. in. trzech
wychowanków seminarium rabinackiego) wygoniono przez zieloną granicę w głąb
terytorium Polski. To samo uczyniono z młodymi ludźmi
w wieku 16-18 lat, którzy przebywali w pewnym majątku na Śląsku, gdzie uczyli się
rolnictwa przed wyjazdem do Palestyny. Wszystkich załadowano wieczorem na auto
ciężarowe, podwieziono do granicy i przegoniono, tak jak stali, na polską stronę.
Podobno w Berlinie sprowadzono Żydów polskich do Prezydium policji, tam
zatrzymano ich, nie mających pojęcia, o co chodzi, potem odstawiono do byłych koszar
"Alexanderkaserne", skąd wyekspediowano ich jak bydło. Niemal· we wszystkich
przypadkach mieszkania po-
zostały otwarte.
,
Według wiadomości z Anglii najlepiej sprawowały się konsulaty polskie w Lipsku i
Berlinie, które wówczas udzieliły schronienia prawie całej kolonii polskiej tam
zamieszkałej. Szczególnie konsul w Lipsku nie pozwolił wyprowadzić się z równowagi i
żadnemu Polakowi nic się tam nie stało.
Problem powrotu wysiedlonych celem uregulowania swoich interesów wisi nadal w
powietrzu! Dowiedziałem się o tym od mojego przyjaciela, Józefa Hersteina, sekretarza
Ogólnoniemieckiego Związku Żydów Polskich. A więc w dwa tygodnie od wysiedlenia
wszystkie mieszkania, sklepy itd. stoją tak, jak je opuszczono. Tylko gdzieniegdzie
wyjeżdżający postarali się o opiekuna mieszkania albo wrócili do domu, jak pani Siisser.
Natomiast bagaże Żydów polskich leżą częściowo na dworcach niemieckich, częściowo
na polskich i w dalszym ciągu nie są wydawane właścicielom.
Słyszałem też, iż majątek wypędżonych wraz z ich dobrami zostanie umieszczony' na
zablokowanym koncie. Pani Siisser na przykład zablokowano dnia 2 listopada br. papiery
wartościowe na sumę 460 marek, których właśnie teraz potrzebuje na życie.
6. 11 dowiedziałem się również, że dlatego bagaże nie są wydawane przez władze
niemieckie i polskie, ponieważ uciekinierzy nie porobili w tym pośpiechu spisów
zawartości ani nawet o tym nie pomyśleli. A teraz żąda się takich wykazów. Gminy
.zydów polskich starają się obecnie o mienie uciekinierów i wysiedlonych, którzy do
tego w owym bałaganie potracili już na ziemi niemieckiej dowody frachtowe i kwity
na bagaż.
12. 11. 1938
8.
Tak więc trzy dni po fakcie zdaję sobie dokładnie -sprawę z tego, że w środę 9
listopada byłem na pewno po raz ostatni na bardzo istotnym dla mnie kursie ciesielki i
murarki. Te kursy nigdy już nie będą wznowione. Stała się bowiem okropna rzecz,
którą tylko można porównać, jeśli chodzi o czasy najnowsze, do podpalenia
RE'ichstagu albo do mordu w Sarajewie w 1914, a mianowicie "sprawa Grynszpana".
SPRAWA GRYNSZPANA I JEJ KATASTROFALNE SKUTKI DLA
NIEMIECKICH .zYD6W - .zYD6w WIDZIANYCH W ŚWIETLE USTAW
NORYIMBERSKI CH Z 1935 R. - ANTy.zYDOWSKA HECA ORAZ
-BURZENIE ŚWIĄTYŃ Z 9 NA 10 LISTOPADA 1938.
W poniedziałek 7.11. 1938 polski .zyd, ale bezpaństwowiec, młody, 17-letni
Grynszpan, zamieszkały w Paryżu, udał się do ambasady niemieckiej, gdzie poprosił o
rozmowę z którymkolwiek z radców. Zaprowadzono go do urzędującego akurat radcy
Ratha (ok. 27 lat, przeniesiony ż Kalkuty do Paryża). Po krótkiej rozmowie GrynSZpan
strzelił do Ratha, jedna kula utkwiła w okolicy
_ barku, druga w śledzionie. Grynszpan został aresztowany i wyjaśniając motywy swego
czynu powiedział, że , _ chciał się zemścić za swoich współwyznawców - .zydów
polskich wygnanych z Niemiec, do których należał rów_ nież jego ojciec, także
bezpaństwowiec.
,. Pierwszym następstwem tego faktu jest za powiedź ostrych represji władz
niemieckich wobec .zydów nie-
mieckich którzy mają odpokutować za haniebny czyn. Nie ulega wątpliwości, że to
zbrodnia i że należy ją ukarać. Ale to sprawa rządu francuskiego i polskiego albo
niemieckiego i polskiego. Bo motyw czynu jest sprawą ich obchodzącą. Co to wszystko
obchodzi niemieckich Żydów? Większość spośród nich myśli tylko o tym, żeby przy
pomocy morfiny lub cyjanku zejść z tego świata, gdyby tylko to mieli lub dostali.
W środę 9.11 byłem więc na kursach, ale przez cały czas od godziny 7 do 9 męczyło
mnie straszliwe przeczucie, które jeżeli nie mam skłamać, zdarzało mi się tylko czasem
na froncie. To przeczucie, o którym mówiło się, że się ma "nosa na granaty", nigdy nas
nie zawiodło. Charakteryzowało się ciężką i niespokojną głową, zmęczeniem w plecach
(jak od dźwigania ciężarów) oraz jakby ściśnięciem całego ciała. Każda robota szła
wtedy niemrawo i tępo, a myśl podpowiadała: dalej, dalej, wyrywajmy stąd, póki czas.
Chciałem nawet wstać i o tym niepokoju powiedzieć jak na froncie do kolegów: "Chło-
paki, skurczcie się, leci coś na nas w powietrzu".
Toteż byłem szczęśliwy, gdy doczekałem godziny 9 i mogłem zmęczony pójść do
domu. Grzbiet najeżał mi się jednak z każdym krokiem i byłem przekonany, że znowu
czyha na mnie jakieś niebezpieczeństwo.
W czwartek rano wyszedłem z domu jak zwykle kwadrans przed dziewiątą, żeby
spotkać listonosza. Potem miałem iść do dentysty. Listonosza spotykałem zazwyczaj
kilka domów dalej, obok fabryki likierów Reichmanna. Dochodząc tam zauważyłem
wzburzony tłum ludzi stojących przed sklepem. Obszedłem go więc dookoła! Sklep był
zupełnie rozbity, a mozaika butelek i ich zawartości - nie do opisania. Domyśliłem się,
że napadano na sklepy, potem zauważyłem listonosza. I on zobaczył mnie, zrobił
zakłopotany gest i, omijając mnie daleko, poszedł swoją drogą.
Wróciłem się i poszedłem ulicą Sadowastrasse (Swo·
bodna] w kierunku Teichstrasse [Stawowa]. Po drodze usłyszałem od jakiegoś
furmana: "Gdybym poszedł z nimi, własnymi rękoma pomógłbym wynosić stamtąd na
pomoc Zimową!" Coraz wyraźniej uświadamiałem sobie, że po prostu napadano na
sklepy żydowskie i je rabowano. Dowody tego znalazłem rychło na Teichstrasse, gdzie
piekarnia Hirschlika, skład żelazny "Brauer i Syn" oraz mała firma konfekcyjna
Cheimowitza były w stanie nie do poznania. Ramy okienne oczyszczono ze szkła do
najmniejszych cząstek, zniszczono szyldy. N a ulicach leżała zawartość wystaw
sklepowych, które skrupulatnie splądrowano albo nadal rabowano. W małej aptece na
Gartenstrasse [Pilsudskiego], tuż za rogiem, wszystko z półek było powyrzucane,
wszędzie leżały pudełka i flakony. Wiedziałem już wszystko.
Grupy bardzo niedospanych wyrostków, chłopców i dziewcząt w wieku od 15 do 18
lat, szwendały się tu i tam. Chłopaki przy wtórze głośnego wrzasku dziewczyn chwalili
się swoimi wyczynami i oprowadzali "damy" od sklepu do sklepu. Poglądy starszej
publiczności były podzielone, ale opinia większości była zdecydowanie przeciwna tym
ekscesom. To wszystko w drodze do dentysty. 6w słyszał coś niecoś, ale nie wiedział
nic dokładnego, a ja także udawałem, że nie wiem nic bliższego.
Od dentysty musiałem pójść do miasta. Na Garvestrasse [Kujawska] stało 4
członków Hitlerjugend. Jeden z nich powiedział: "Musicie jeszcze obejrzeć
szachrajską halę". "Szachrajska hala" to lansowane przez "Stiirmera" 38 określenie
synagogi. Wnet przypomniały mi się słowa pieśni chętnie śpiewanej przez
Hitlerjugend: "Podpalcie synagogi". Poszedłem zatem, bo i tak musiałem Pójść, na
Wallstrasse [ul. Włodkowica], w kierunku "szachrajskiej hali".
Zrabowane sklepy z cygara
10.
w których urządzenia sklepowe leżały potłuczone. Sklepy meblowe z meblami na
wystawach rozbitymi lub przynajmniej silnie porysowanymi (nawet przy pomocy szkła).
W innych sklepach obrabowane półki albo zrzucone na kupę z towarem czy bez niego.
Ulice nabite ludźmi gapiącymi się oraz zawzięcie dyskutującymi. Część tłumu była
wyraźnie zachwycona, począwszy od dzieci kończąc na starych ludziach. Ale mimo to
widać było u wszystkich bojaźliwy niepokój: dla większości to nie było słuszne. Policja
"regulowała ruch". Tu i ówdzie przed wejściami do sklepów i składów stali policjanci z
paskami pod brodą. Była za kwadrans 10, kiedy doszedłem do Schlossplatz [pl. W
olności], aby skręcić w Wallstrasse. "Szachrajska hala" - znana i piękna budowla z
romańską kopułą, dzieło von Opplera - była już tylko dymiącą ruiną. Kopuła była silnie
przechylona i dlatego musiano ją po południu między 2 a 4 wysadzić w powietrze -
mieszkańcy sąsiednich domów mieli opuścić swoje mieszkania.
Wallstrasse była zamknięta. Nie mogłem się dostać do mojego klienta Katza,
mieszkającego pod nrem 9 (w domu należącym do synagogi), który był właśnie
obstawiony przez policję. W sklepie Katza żaluzje były opuszczone, jak zawsze wtedy,
gdy sklep jest zamknięty. Lecz w pobliskim "Pokoyhof" tłum nadal jeszcze plądrował
znajdujące się tam hurtownie i sklepy fabryczne aż po dach. Policja "tylko regulowała
ruch".
Stamtąd musiałem się udać do urzędu podatkowego, żeby oddać podanie, i posługując się
nim jako dowodem, przeszedłem przez wszystkie kontrole w zablokowanej części
miasta; od sądu do Tauentzienstrasse [ul. Kościuszki], po drodze dokładnie przysłuchując
się i dowiadując. Podobno o godzinie 2 w nocy w całym państwie niemieckim naraz
podpalono (podpalono ma rzekomo znaczyć, że uczynił to "naród niemiecki", czego ja
bym nie powiedział), a więc podpalono wszystkie dostępne synagogi (w Berlinie i
Wiedniu prawie wszystkie), w "odwet za morderstwo w Paryżu". O tej samej porze
przypuszczono szturm na wszystkie, ale rzeczywiście wszystkie, przedsiębiorstwa
żydowskie (włącznie z domami związkowymi, stołówkami itd.) i całkowicie je
zniszczono. Podawane w czwartek wieczorem komunikaty rządowe, że spontaniczny, nie
do opanowania gniew ludu "nie przekroczył miary" i tylko powybijano szyby, są wie-
rutnym łgarstwem, jak wiele innych wieści od prawie 6 lat. Do tego jeszcze wrócę. Tam
gdzie nie można było wyłamać żelaznych krat, przynajmniej je powyginano i w ten
sposób dostawano się do. sklepów. Tam gdzie sklepy były zbyt dobrze zabezpieczone, po
drabinach włażono na piętra i stamtąd działano. Całkiem jak włamywacze. Do firmy
"Centaver" na Schmiedebrucke [ul. Kuźnicza] nie można było dostać się od frontu, więc
wzięto się do dzieła z tyłu, od Schuhbrucke [ul. Szewska]!
Przepchałem się, nie nagabywany, przez gęsto stojący i spacerujący tłum, przyglądający
się "szachrajskiej hali". Tylko tu i ówdzie spotykałem przyzwoitych obywateli, którzy
b'ardzo wzburzeni porozumiewali się oczyma. Widziałem całe mnóstwo dzieci - samych i
pod opieką rodziców - klaszczących z radości w ręce. Byłem w samym środku
głębokiego średniowiecza. Bliżej Prezydium policji zobaczyłem szybko mknące
samochody pogotowia policyjnego, które nadjeżdżały na głośnych sygnałach od strony
południowego Wrocławia i wiozły aresztowanych mężczyzn żydowskich. Zbite szpalery
ludzi na skrzyżowaniu Tauentzienstrasse i H6fchenstrasse [ut. Zielińskiego i ul.
Kościuszki] ryczały przy każdym aucie: "Powiesić!" Z moim katolickim wyglądem i "po-
stawą tajniaka" wszędzie mogłem dotrzeć i szczęśliwie Wróciłem do domu, ale kto
wyglądał na Żyda, tego upodlono albo zgoła zawleczono na policję!
Około godziny 11 wróciłem do domu przygnębiony i całkowicie wykończony. Ale nie
oczekiwał mnie tam
spokój! Bowiem podczas mojej nieobecności wpadła do nas bez tchu pewna aryjska
dama, która raczyła nas znać W dalszym ciągu, i powiedziała do siostry: "Pani brat (czyli
ja) musi natychmiast uciekać, ponieważ wszyscy :Żydzi zostaną aresztowani". Gdyby
owa pani jeszcze dodała, dokąd mam się udać, rada byłaby całkiem do rzeczy. Ze
względu na starą matkę i na absolutną nieodpowiedzialność "sióstr" w wypadkach, gdzie
trzeba mieć zimną i przytomną głowę - udałem się zaraz do mojego przyjaciela Arno, aby
go jako jedynego o wszystkim powiadomić, na wypadek, gdyby mi się coś zdarzyło, i
żeby się z nim pożegnać. Ten świetny facet był na uniwersytecie. Jego matka, którą
poinformowała już o wszystkim służąca (była ona świadkiem nocnych wydarzeń), a którą
w mojej sprawie zdążyła już zdezorientować Herta Tausk (ona, jak potem stwierdziłem,
również poleciała do Arno podczas mojej nieobecności w domu), zobaczywszy mnie
przestała się denerwować. Pozostawiwszy odpowiednie wiadomości poszedłem do domu.
:Żeby nie wzgląd na starą damę, wszedłbym z całą pewnością do najbliższego klasztoru
katolickiego' i poprosiłbym
11.ochronę przez najbliższe dni.
Później w domu dowiedziałem się, że aresztowania :Żydów przez policję, SS i policję
pomocniczą zaczęły się już we wczesnych godzinach rannych. Całe chmary i oddzielnie
eskortowane osoby sprowadzano do Prezydium policji albo do komisariatów. Inne
oddziały SS chodziły od domu do domu, pytając, "czy tu mieszkają jeszcze :Żydzi", i
zabierając po prostu każdego ze sobą. W naszym domu nie aresztowano nikogo, ale w
sąsiednim, przyszli po dentystę, dra Freunda, którego nie byłO w domu. Niektórych
zaraz zwolniono z aresztu. Krótko mówiąc - straszna gmatwanina. Pomiędzy aresztowa-
nymi znaleźli się też rabini i panowie pod osiemdziesiątkę! Przekonywałem siebie, że
przecież nie postępują całkiem bezplanowo. Naprzód chyba zabiorą właścicieli
splądrowanych firm oraz ich p~rSóhei, aby nie tiprawiali "propagandy o
okrucieństwach" i nie występowali o odszkodowanie, potem prawdopodobnie przyjdzie
kolej na już karanych osobników i na ludzi znajdujących się w obecnej dobie na
eksponowanych stanowiskach, aby się nie stali "niebezpiecznymi". Na koniec zabiorą
się do wszystkich czołowych działaczy organizacji i stowarzyszeń, żeby się wszystko
rozleciało. Ja czekałem po prostu na swój los i do dziś pozostałem niepodejrzany. Mimo
wszystko jestem spokojny, lecz równocześnie na wskroś przemęczony, tak dalece, że
mój lekarz, dr Keller, nie był dzisiaj ze mnie zadowolony.
Ludzi aresztowanych w ciągu tych dwóch dni goniono i wleczono wieczorem
triumfalnie przez miasto (między nimi nawet bardzo chorych i słabych pod osiem-
dziesiątkę, którzy z jakichś tam powodów nie zameldowali o swoich chorobach, bo w
takich wypadkach zwalniano aresztowanych do domu i nie trzymano ich na policji).
Wielkimi gromadami popędzono ich potem na stację przeładunkową Wrocław
Wschodni oraz Wrocław Południowy, gdzie ich załadowano. i wywieziono do róż-
, nych obozów. Naoczni świadkowie stojący w ciasnych szpalerach utrzymują, iż było
ich znacznie ponad 4 tysiące. A wczoraj dowiedziałem się, że brano przeważnie
akademików (medyków) i co ważniejsze osobistości. Wzięto także chłopców w wieku
od 14 do 16 lat! Wszystkich załadowano do bydlęcych wagonów. Ze Szpitala
Żydowskiego wraz z lekarzami zabrano i chorych.
Niedziela 13. 11
się dziwnym sposobem wydostać spod nawały ogniowej, depczącej po piętach na
beznadziejnej szosie OrnesBezonvaux i podczas odwrotu przez bagnistą "łąkę piekielną",
pełną głębokich lejów przed zbawczym nasypem kolejowym.
Wielu spośród aresztowanych Żydów zmarło juz na atak serca i inne nagłe przypadki.
Właśnie dzisiaj dowiedziałem się o śmiertelnym ataku serca, . jakiego doznał na·
posterunku policji 66-letni Alfred Oschinsky, ojciec mego znajomego Arno. Obaj do
niedawna posiadali we Wrocławiu pierwszorzędne przedstawicielstwo meblowe,
powstałe przed około 40 laty. Pan Oschinsky wrócił przed 14 dniami z USA, skąd
osobiście przywiózł "affidavit" dla syna Arno i owdowiałej córki wraz z małym synem.
Można przyjąć, że każde miasto i prowincja w Niemczech musiały dostarczyć
określoną liczbę takich aresztantów, żeby zapełnić różne obozy koncentracyjne i za-
pewnić siłę roboczą planowi 4-letniemu, czyli pracom fortecznym na starej i nowej
granicy. Część ofiar trafiła prawdopodobnie do Buchenwaldu koło Weimaru, zaś inni nad
granicę zachodnią.
We Włoszech "wierny" kompan "wyrównał krok" i m. in. wydalił Żydów z armii.
Pamięta się jednak, żę dwaj wielcy przyjaciele dyktatora to Żydzi: generał Italo Balbo
jest czystej rasy Żydem oraz znany poeta Rappaport z Galicji, znany powszechnie jako
Gabriel d'Annunzio 39, zmarły na początku tego roku, zdobywca Triestu.
Kontynuuję moje chaotyczne zapiski. Niemal wszyst· kim Żydom wyłączono telefony.
Łapano wszystkich Żydów udających się w podróż. Każdy podróżny był pytany przy
kasie albo przy wejściu na peron, czy jest Żydem. Aresztowano też Żydów będących w
trakcie podróży. Było to więc polowanie na Żydów i prześladowanie ich, jak nigdy dotąd
w historii. Aresztowano Ży-
dów odbierających korespondencję z poczty albo ze skrytek pocztowych. Nie łączono
Żydów telefonicznie z innymi miejscowościami, a tylko tutaj, w samym Wrocławiu. W
małych miasteczkach śląskich, gdzie było niewiele sklepów żydowskich i Żydów,
wdzierano się do mieszkań i demolowano je. Lokatorów bito i uprowadzano. W pewnym
miasteczku tłum chciał podpalić duży spichlerz zbożowy należący do firmy żydowskiej.
Na szczęście policja przybyła- na czas, ale przed ratowaniem drogocennego spichlerza
musiała złoić "lud". W Bytomiu zaprowadzono Żydów pod płonącą synagogę, ustawiono
ich w szeregu, a części z nich kazano klęczeć z odkrytą głową·
Teraz chcę powiedzieć o policji. Nie ulega wątpliwości, że na to "spontaniczne
powstanie ludu" sprowadzono przedtem z Berlina (tylko do Wrocławia) 500 funkcjo-
nariuszy policyjnych dla przeprowadzenia aresztowań. Zarazem ściągnięto już przedtem
duży oddział ze szkoły policyjnej w Ząbkowicach Śląskich. A w środę wieczorem od
godziny 6 na wszystkich ważniejszych skrzyżowaniach, tam gdzie. przedtem był jeden
policjant albo zgoła żaden, stanęły podwójne posterunki. Wszystkie miały ochraniać
"lud". Stwierdzono bez wątpliwości, że część policji wspierała "lud" w jego robocie
rabunkowej. Ów "lud" naoczni świadkowie rozpoznawali jako SS, które wspomagali
współwyznawcy i niebezpieczne podrostki (do których również należał Grynszpan). Cała
akcja była dziełem SS, przygotowywano ją przez wiele miesięcy i drobiazgowo
rozpracowano. Czekano tylko na stosowny moment. To samo SS we Wrocławiu
przeszkadzało zaalarmowanej straży pożarnej w gaszeniu płonącej synagogi. Pozwalano
jedynie lać wodę na sąsiednie budynki i drzewa, aby ogień się nie rozprzestrzenił. Syna-
goga spaliła się od bomb zapalających, do tego użyto jeszcze nafty. Aryjski odźwierny,
staruszek Peters, zamieszkały w nowym domu gminy żydowskiej, został
obudzony o 2 w nocy i musiał otworzyć synagogę gniewnemu "ludowi". Peters
spazmatycznie płacząc uczynił to. Nic nie zdołano uratować. Rabinowi gminy, Vogelstei-
nowi, o wpół do 3 w nocy, a kantorowi Wartenbergowi o 8 rano nie pozwolono nawet
wejść do płonącego domu, by ratować księgi kościelne. To, co zostało z domu, oglą··
dają przeciągające tędy tłumy Aryjczyków, którzy przychodzą tu wiedzeni ciekawością i
z szyderczym uśmiechem, a odchodzą bladzi i milczący. Z całego budynku pozostały już
tylko masywne mury zewnętrzne i niektóre wieżyczki. Na pewno wysadzą to w
powietrze, bo nie da się tego utrzymać i mają inne plany.
Tymczasem jest już poniedziałek 14. 11. Stwierdziłem, iż z nie znanych mi powodów
jestem jedynym pozostałym przy życiu spośród małego grona czysto żydowskich
znajomych i przyjaciół w moim wieku. Jeszcze raz podkreślam, że aby oddać stan
mojego ducha, jestem zmuszony sięgnąć do okresu wojny. Zostałem ogarnięty nagłym
niebezpieczeństwem, tkwiłem w jego centrum, przeszedłem przez nie i teraz stoję w
szczerym polu, wypompowany, zadyszany i absolutnie skończony. Albo może padłem
gdzieś, gdzie się dało, i oglądam się za siebie. Nie! Nawet już nie patrzę. Oczy mam
gdzieś tam skierowane, ale żadne wrażenia wzrokowe do mnie nie docierają. Dosłownie
już nie wiadomo, czy się jeszcze żyje i kimś się jest. Macam się, a nawet szczypię po to,
abY stwierdzić, czy jeszcze coś czuję, czy siebie czuję, żeby potwierdzić swoje istnienie.
Dlatego też odważnie odwiedzam moich znajomych i pytam ich o samopoczucie. Oni
oglądają mnie jak zjawę z innego świata i pytają: "Pan jeszcze żyje? Jest pan na
wolności?" Potem dotykają mnie bez słowa.
Słyszałem o aresztowaniach przeprowadzanych w czwartek i piątek rano za kwadrans
szósta. Słyszałem, że SS i policja kryminalna przeszukują mieszkania kilka razy dziennie
w poszukiwaniu mężczyzn, których po
12.
13.
prostu zabierają ze sobą. W pewnej rodzinie SS zjawiło się już o godzinie 4 rano. W
czwartek rano aresztowano na ulicy Żydów udających się do pracy, po prostu dlatego, że
są Żydami. Słyszałem, że ci łapacze zatrzymywali na ulicy każdego, kto nie miał
aryjskiego wyglądu, i pytali: "Jest pan Aryjczykiem?" Negatywna odpowiedź
wystarczała, by być aresztowanym. Celowo nie wymieniam nazwisk moich
informatorów. Moje zapiski są tylko komentarzem do ich osobistych przeżyć i
przekazów. Tylko w ten sposób mogę im się odwdzięczyć w dzisiejszych czasach,
których porównać się nie da z żadnym z dotychczasowych tysiącleci prehistorii i historii.
Dalej o przebiegu wydarzeń! W czwartek wieczorem akcja została wstrzymana, ale
aresztowania trwały do piątkowego wieczoru, a jak się słyszy, trwają one w tajemnicy
dalej. Lecz obecnie zabiera się już tylko ludzi między 19 a 45 rokiem życia, ponieważ
wśród aresztowanych w starszym wieku były liczne śmiertelne wypadki na tle chorób
serca, płuc, cukrzycy ...
Aresztowano między innymi ży'dowskich żałobników i grabarzy, setki pozbawionych
pracy żydowskich przedstawicieli handlowych, komiwojażerów i pracowników
sklepowych, którzy byli zatrudnieni w miejskim zakładzie rąbania drzewa (13 tygodni
obowiązkowej pracy) i których zabrano z pracy i wywieziono. Aresztowano na ulicy
niezliczone setki Aryjczyków czyniących jakieś krytyczne uwagi. Aresztowano
chrześcijańskich duchownych wszystkich wyznań, którzy wznosili modły błagalne za
Żydów.
Moim zdaniem rok 1938 jest "rokiem amoku". Ale jest on też widomym znakiem
nieuchronnej katastrofy, w którą wciągnięto cały naród niemiecki, i to bez nadziei na
ratunek, jeżeli to trwać będzie dalej.
Na tym chciałem zakończyć własne przeżycia i opis· tej "nocy świętego Bartłomieja",
ale we wtorek 15. 11 POStanowiłem jednak dalej notować. Rozejrzałem się mia-
nowicle po Wrocławiu za mieszkającymi tu krewnymi i stwierdziłem:
Martin Fuchs, lat 50, został zabrany w czwartek w południe, Harry Brodziak, w tymże
wieku, aresztowany w czwartek rano. Jego szwagra, dra med. Nathana Saloschina (od
którego właśnie wróciłem), dwaj tajniacy wyciągnęli z łóżka również w czwartek rano o
godzinie 6. Ma on już przeszło 60 lat i oprócz innych chorób cierpi na ciężką kolkę
nerkową. Trzymano go na nogach przez 11 godzin razem z około 500-60'0
aresztowanymi w wieku od 16 do powyżej 70 lat na obu podwórzach więziennych w
gmachu Prezydium policji. Kazano im zabijać ręce dla rozgrzewki i chodzić w kółko (co
zupełnie nie było możliwe ze względu na ciasnotę). Były tam tylko dwa małe klozety.
Dopiero wieczorem dano uwięzionym coś niecoś do zjedzenia. Mój krewniak
dwukrotnie zgłosił się jako chory, lecz rychło stwierdził bezcelowość tego. Kiedy
wieczorem o godzinie 8 na większym podwórzu zgromadzono więźniów celem ich
wywiezienia, wyszedł po prostu z drugiego szeregu przed front. Wtedy wystąpili z
szeregu również i inni: pół-Żydzi i chorzy. Ten śmiały krok przywrócił mu wolność, a z
nim i innym.
Tymczasem stwierdziliśmy, że także z rodziny Heppnerów, z którą wprawdzie nie
utrzymujemy żadnych stosunków, aresztowani zostali: Leopold Heppner, jego żonaty
młodszy brat Izydor oraz Izydora żonaty syn z pierwszego małżeństwa, Heinz Heppner.
Nie wiemy, czy również aresztowano jego syna lat 16--17 z drugiego małżeństwa.
Mieszkał on u matki, a oboje nie utrzymywali kontaktów z Izydorem H. Jestem więc
rzeczywiście "ostatnim mężczyzną" w rodzinie.
We Wrocławiu - a zapewne i w innych miastach - akcję z trudem zahamowano. A już
przeradzała się w szturmowanie mieszkań, lincze, mordy. Przykładem może być moje
rodzinne miasto Trzebnica. Nasz dawny dom zbudowany w stylu empire stoi blisko
rynku,'po lewej stro-
nie. Jego aktualny właściciei (fabrykant likierÓw) oraż część rodziny zostali nocą
wyciągnięci z łóżek. Jemu na szyję założono stryczek, zaś rodzinę skrępowano po-
wrozami. Wszystkich zagoniono pod płonącą synagogę, gdzie już oczekiwało
pozostałych siedmiu jeszcze mieszkających w Trzebnicy Zydów. Oprócz kobiet
wszyscy zostali ciasno skrępowani powrozami. Przed płonącą synagogą ostrzyżono
im włosy, a potem przepędzono przez miasto i wywieziono. Kobiety' puszczono.
Poza tym we Wrocławiu dużą liczbę dziewcząt, kobiet i mężczyzn wyglądających
na Zydów, ale będących Aryjczykami, pobito i na wpół żywych zabrano na policję.
Rodziny złożyły meldunki o wielu zaginionych i dopiero teraz wszystko się
wyjaśniło.
Trzeba jeszcze dodać, że w Trzebnicy ustawiono aresztowanych pod ścianą, opluto
im twarze, oblano ich wodą z motopompy i kazano krzyczeć:' "Jesteśmy Zydami!
Jesteśmy zdrajcami! Jesteśmy przestępcami!" Mała synagoga została tam przez
gimnazjalistów zdemolowana i spalona. Tak też było w Głubczycach. W Obornikach
Śląskich 20 osobników napadło na dom "Willa Frey" i rozbiło wszystkie sprzęty.
Potem jeszcze raz zadzwoniono do drzwi. Starsza dama, która otworzyła drzwi,
dostała ciężkim kamieniem w bok i teraz choruje na nerki. W Nysie zdewastowano
wszystkie mieszkania żydowskie. W sumie: pogrom, jakiego domagano się już w paź-
dzierniku-listopadzie 1923 r., a który zaplanowano
14.4. 1933 roku.
Mój kuzyn Saloschin i jego stara gospodyni. potraktowali mnie jak zjawę z tamtego
świata - dziś jeszcze bardziej niż wczoraj - i nie rt:logli wprost uwierzyć, że
przychodzę z domu. Nie mogło im się również zmieścić
domu. Gospodyni - pobożna katoliczka - była tym wszystkim tak Skonsternowana,. że
Powiedziała mi: "Pan musi być pod specjalną opieką,
która panu towarzyszy krok za krokiem". Mój kuzyn zaś tylko milczał. Dopiero później
oboje wyrazili przypuszczenie: "Oni chyba zapomnieli, że jeszcze jeden pozostał". Co
jest prawdą? Nie ma co długo rozmyślać, można tylko powiedzieć: "Tak było, nie
inaczej".
We Wrocławiu SS tak dalece pogubiło się, że zniszczyło również sklepy Żydów
polskich, co państwo będzie musiało wynagrodzić co do feniga. Na Graupenstrasse [ul.
Krupnicza] np. zdewastowano sklep z lodami włoskimi.
Tak zwany "lud" jest zły jak wszyscy diabli, że w czasie gdy na każdym kroku
wprowadza się oszczędności, esesowcy podczas pogromu tratowali butami masło, sery,
jaja, wyroby cukiernicze, czekoladę, cukierki itp., nie pomyśiawszy nawet przez chwilę o
biednych ludziach. SS wraz z pomocnikami z SA i policji nabijali najwyżej własne
kieszenie, za co niektórych nawet spotkała kara, ponieważ nie wolno było rabować, a tyl-
ko niszczyć wszystko, co żydowskie. Naród jest wściekły, bo całe góry artykułów,
których nigdzie już nie można dostać, które przedstawiają obecnie dużą wartość -
zniszczono, spalono, zeświniono, pocięto szkłem. Zamiast te rzeczy choćby sprzedać
albo po prostu rozdać pomiędzy ludzi. W każdym bądź razie można było w jakiś inny,
użyteczniejszy sposób dokonać tego zniszczenia żydowskiego, zgubnego kapitału i
żydowskiej konkurencji. "Lud" jest właśnie takiego zdania i mówi otwarcie na ulicy, że
poniszczono dobra narodu nie pytając w~ale o jego zdanie na ten temat.
Nie można się już nawet zdobyć na szyderczy śmiech wobec dzisiaj ogłoszonych
zarządzeń, 1) że od piątku znowu mogą się ukazywać żydowskie gazety, 2) że mogą być
otwarte żydowskie szkoły i stowarzyszenia kulturalne, 3) że mają być otwarte żydowskie
księgarnie, aby utrzymać "wartości kulturalne" itp.40 Ale jak to zrobić? Z owych zgliszcz
i rumowisk walających się
16.
17.
Wszędzie? Z książek i innych dóbr kulturalnych wyrzuconych na ulicę i
stratowanych?
Nie zwrócono uwagi także na fakt, że owego dnia podoficerowie i inne szarże z
garnizonu wrocławskiego, którzy niczego nie przeczuwając jechali przez miasto na
służbę, widząc rozbite sklepy i słysząc o wydarzeniach, bledli i "z zaciśniętym
gardłem szli na służbę, tam nie mogli pracować, meldowali się jako chorzy i szli do
domu albo opuszczali wcześniej służbę, a w domu zastawali żony wzburzone,
płaczące i bezradne. Sami nie mogli ani jeść, ani pić, ani mówić, tylko pięściami bili
w stół, by ulżyć sercu w tej hańbie".
Cóż więc... Wy, żołnierze, jesteście naj szlachetniejszymi w narodzie, przed wami
owego dnia stali inni, zwykli żołnierze tak samo śmiejąc się szyderczo jak widziani
na ulicy muszkieterzy. W tym roku "zdobyliście" i "oswobodziliście" Austrię i
Sudety. Więc idźcie i oswobodźcie Niemcy od tej hańby. Wtedy będziecie naj
szlachetniejszymi w narodzie i będziecie prawdziwymi żoł~ierzami. W przeciwnym
razie właśnie wy będziecie najbardziej współwinni. Takie jest przynajmniej moje
osobiste zdanie jako byłego żołnierza frontowego, który był w polu nie po to, aby
taką przyszłość dla was budować i torować drogę takim stosunkom.
Ktoś może mnie zapytać: "Po co te notatki, po co ten wysiłek włożony w moje
oburzenie, pewnego dnia przestaniesz przecież istnieć, pewnego dnia zostaniesz tak
samo dokładnie zapomniany (w tych szybko przeżywanych czasach) jak wydarzenia
ubiegłego tygodnia. I co . wtedy wart będzie twój sąd?" Całkowita zgoda! Ale ja
piszę, ponieważ inaczej już nie potrafię.
Niejeden wierzący stracił w tych dniach bez reszty swoją wiarę. Niektórzy
niemieccy Aryjczycy stracili swoją ojczyznę i wiarę. W owych dniach wielu graba-
rZy-chrześcijan zakopywało we Wrocławiu z "miłości bliźniego" żydowskich
zmarłych (żydowscy grabarze zo-
197
stali przecież aresztowani!), a przy tym mieli okazję się przekonać (jeżeli tego uprzednio
nie wiedzieli), że jeden człowiek nie jest więcej wart od drugiego. Podczas tych
burzliwych dni widziało się, jakich półzwierzaków może zrobić odpoWiednia tresura z
tłumu niedojrzałego politycznie i duchowo, dla którego wszystkim jest mundur i tzw.
"bohaterstwo", nie mającego jednocześnie pojęcia o bohaterstwie prawdziwym. Ujrzano
również, jak poniżej stanu człowieczego i zwierzęcego znaleźć się może naród, którego
życie duchowe zbankrutowało całkowicie po kilkuletniej inflacji ducha. Ale przynajmniej
w niektórych głowach poczęło świtać i wielu już zostało wyleczonych z osobliwych nauk
jeszcze osobliwszego "Heil-Landu".
Czwartek 18. 11. 1938
Kopuła i dach nowej synagogi zostały przez saperów wysadzone w powietrze, gdyż
pozostałe resztki .groziły zawaleniem. Tak zwana szkoła starogłogowska na Gar-
tenstrasse [ul. Swierczewskiego], naprzeciwko domu, gdzie mieści się sala koncertowa,
jest własnością gminy polsko-żydowskiej we Wrocławiu i po ostatnich zniszczeniach
musi być odbudowana na koszt państwa. Firma "Centaver" na Schmiedebrucke [ul.
Kuźnicza], gdy ją demolowano, była już w przeddzień zakładem aryjskim! Znana stara
firma branży stolarskiej Richarda Standfussa (kupowałem w niej już jako chłopiec
pierwsze narzędzia do majsterkowania, a potem, przed 30 laty, jako uczeń stolarski
wykonywałem zamówienia dla firmy meblarskiej mojego szefa Ignacego Walscha) pod
koniec ubiegłego tygodnia nalepiła na tymczasowym oszalowaniu okien w miejsce
powybijanych szyb wystawowych duże plakaty z napisami: FIRMA ARYJSKA.
OTWARCIE W NAJBLIŻSZYCH DNIACH.
18.
19.
20.
21.
Na rogu Junkerstrasse i Schweidnitzerstrasse. [ulice: Ofiar Oświęcimskich i Swidnicka] w
znanym magazynie obuwniczym Speiera zdemolowano całkowicie pięć dużych okien
wystawowych oraz jedno okrągłe narożne. Towary z wystaw zostały rozkradzione, a
wnętrze sklepu zniszczone. Pod koniec tamtego tygodnia na prowizorycznym
oszalowaniu okien paradowały duże napisy:
FIRMA ZNAJDUJE SIĘ POD ARYJSKIM ZARZĄDEM KOMISARYCZNYM.
W ubiegły piątek chodzili policjanci od mieszkania do mieszkania ograbionych i
aresztowanych kupców i wręczali małe białe kartki z zawiadomieniem, że nie wolno im
ponownie otwierać sklepów. W środę, w Dzień Pokutny, ci sami adresaci otrzymali już
inne instrukcje - tym razem pocztą: że mają z powrotem otworzyć sklepy od dnia 1
stycznia 1939 i dalej je prowadzić. Oczywiście będą musieli płacić pensję personelowi.
W tym szaleństwie jest metoda! Ale ile czasu musi trwać usuwanie śladów dewastacji?
W licznych firmach całe miesiące. I co tu sprzedawać w splądrowanych sklepach? Co
wart jest pozostawiony gdzieniegdzie towar w obecnym stanie? A gdzie się znajdują
aresztowani szefowie zakładóyv? Do dzisiejszego dnia tylko o znikomej części
wywiezionych wiadomo, gdzie są trzymani: w Neuhammer, w Buchenwaldzie.
Zydowski kupiec Chaimowitz, którego również obrabowano i uwięziono, kupił sobie
jeszcze przedtem na listopad bilet miesięczny ważny na cały' okręg kolejowy i korzystał
z niego tylko trzy albo cztery dni. Potem przyszło nieszczęście. Jego żona udała się z
biletem miesięcznym na kolej z reklamacją jego reszty, ponieważ "mąż na skutek
aresztowania nie może podróżować". Odnośny urząd kolejowy chciał kobiecie pomóc,
ale potrzebował zaświadczenia o aresztowaniu. Chaimo.. witzowa poszła na policję w tej
sprawie. Starszy urzędnik odprowadził ją tam na bok i powiedział: "Kochana
pani, myśmy. męża nie aresztowali, jak więc możemy wystawić takie zaświadczenie".
Pani Chaimowitzowa oświadczyła wtedy, że jej męża przecież zabrano na posterunek
policji, zatem tu powinien być ten przypadek znany, poza tym przyaresztowaniu był
obecny funkcjonariusz policji. Urzędnik na to: "Kochana pani, mogę tylko tyle
powiedzieć: myśmy tego rabanu nie zrobili, ale zobaczę, jak można pani pomóc".
z tymi zapiskami nie może być końca, więc na niedzielę 201.11. 1938 tylko parę
wiadomości.
Na ulicy można się pokazywać tylko z wielką ostrożnością, gdyż zazdrość Zydówek,
których mężów aresztowano, wobec każdego mężczyzny żyjącego na wolnej stopie
przyjmuje potworne formy - wydawania ich i denuncjowania. Do tego dochodzą
szczególnie "dobrzy" przyjaciele, których się miewa i którzy chcą coś niecoś zarobić.
W całej obecnej Rzeszy aresztowano około 75-80 tys. mężczyzn. Na ogół nie
wiadomo, gdzie oni przebywają. Ich żony (tych, którzy są żonaci) mają rzekomo iść do
rąbania drzewa na opał. Stwierdzono, że owej środowej nocy aresztowania odbywały się
w taki sposób: funkcjonariusze policji kryminalnej wdzierali się do mieszkań przy
pomocy wytrychów i w środku nocy stawali nad łóżkami określonych ludzi jak
włamywacze. Tak było na przykład u dermatologa dra Sternberga i dra Eisnera. Ten
ostatni jest tak zapalonym syjonistą, że swojej córce dał na imię Aviva (od nazwy miasta
Tel Aviv). Z rodzicami dra Sternberga (jego ojciec był radcą prawnym) mieszkaliśmy na
Freiburgerstrasse 16 [ul. Swiebodzka] w jednym domu, kiedyśmy w roku 1892 przy-
jechali do Wrocławia.
Ostatnio trwa we Wrocławiu inna akcja. Mianowicie śledzi się, gdzie w wieczory
piątkowe palą się świece, aby tą drogą ustalać mieszkania żydowskie. Aresztowania w
tajemnicy trwają prawdopodobnie dalej.
Gdy to piszę, spojrzenie moje pada na miniaturkę Krzyża Zasługi Wojennej, którą
noszę w klapie. Na co mi ten krzyż? Zimą roku 1915 zostałem wytypowany razem z 29
kolegami do medalu Fryderyka Augusta i do Krzyża :Żelaznego II klasy za ochotniczy
wypad nocny na wysuniętą placówkę pod Coudrexon. Ale nikt wówczas nie otrzymał
zasłużonego orderu, ponieważ było nas wytypowanych 24 Prusaków i tylko 5 Sasów w
oddziale saskim. Tylko Sasi otrzymaliby medale Fryderyka Augusta, a to byłoby
"niehonorowe".
Wszystkie ławki na promenadach przy Hindenburgplatz [pl. Powstańców Slqskich], w
Parku Południowym oraz na innych skwerach i alejach zaczęto zaopatrywać w napisy:
:ŻYDOM SIADAĆ NIE WOLNO. "Tylko gdzieniegdzie pominięto niektóre
podniszczone ławki. Napis jest czarny na brązowym tle, a że większość ławek ma
zniszczoną farbę, napis jest niekiedy prawie nieczyteIny.
Czwartek 24. 11. 1938
22.
Od tamtych wydarzeń minęło 14 dni, ale ja jeszcze nie uspokoiłem się. Rząd wie
bardzo dobrze, że szerokie rzesze robotników, także we własnej partii i SA, prote-
stowały przeciw czynieniu ich jako "lud" odpowiedzial-
nymi za te napady na bezbronnych oraz że robotnicy trzymają się z dala od tych spraw,
jak również nie chcą być odpowiedzialni za straty poniesione przez kraj i na-
ród. "Lud" wie, iż każde słowo wypowiedziane na ten temat grozi aresztowaniem,
uwięzieniem i ewentualnie
"rozstrzelaniem. Są wieści, że starzy, zahartowani funkcjonariusze policji w obliczu
przeżywanego okrucieństwa załamywali się, mówili, co mają na sercu, i szli do łóżka
chorować.
W całej Rzeszy akcja zaczęła się nagle a gadzinie 2 w nacy i abjęto nią nawet
najbardziej addalane wsie, tam gdzie byli jeszcze żydawscy właściciele ziemscy. I do
nich przypuszczana szturm, niszczona ich dabytek, ich samych aresztowana i wleczOono
da więzienia, jeżeli nie zastrzelili się sami na oczach napastników, jak uczy:.. nili to
Feige, Rux spod Trzebnicy i inni. Zdemolawano również wszystkie żydawskie majątki
szkolne, a uczniów wywieziono. Ta samo spatkało majątek pana Rohra, który na swoje
nieszczęście jest Palakiem.
Padczas nagonki na Żydów zawleczono też do abozów takich ludzi, którzy, choć
urodzeni jako Żydzi, od wczesnega dzieciństwa byli ochrzczeni i patem ażenieni z
chrześcijankami, jak na przykład inżynier rolnik Giinther Gr~tze (ojciec jego był
właścicielem majątku), którego znam od dziesiątków lat.
27.11. 1938
W niektórych wypadkach wzięta pod uwagę podeszły wiek oraz choraby i kalectwa
aresztowanych. Tuż przed odtransportowaniem chciano uwolnić pana Biebersteina ze
względu na ciężkie rany, jakich doznał na wojnie, i wysokie odznaczenia (wśród nich
wysokie odznaczenie rzadko przyznawane szeregowym). Na to Bieberstein (według
bezspornych wiadamości) oświadczył krótko: "Na wojnie nie znałem, co to strach, i nie
opuściłem moich towarzyszy, teraz też dobrawolnie zastaję z moimi towarzyszami". I nie
pozwalił się odstawić na bok. Tak samo postąpił aresztowany rabin (ortodoksyjny) dr
Haffmann, który gdy mu pozwolono odejść do domu, powiedział, że pozostanie w
areszcie dopóty, dopóki "ostatni Żyd nie zastanie zwolniony".
Piękne zaiste przykłady, ale nie można mieć .żadnych złudzeń - klawisze więzienni
takich właśnie ludzi szykanują i będą szykanować ze szczególnym upodobaniem.
23.
24.
25.
Lekarze z Wrocławia podobno przebywają w Weimarze. Także i tu nie wszystkich
pozostawiono w spokoju, jak np. dra Miodowskiego i okulistę dra Bendera. Aresztowano
nawet "przechrztę" dra Gradenwitza, jednego z bardziej lubianych lekarzy, który
zastrzelił się na oczach policjantów. Jego pogrzeb na cmentarzu komunalnym na
Grabiszynku mógł się odbyć dopiero po godzinie 5 po południu, czyli gdy zapadł
zmierzch, ale i tak zjawiło się gestapo i aresztowało jedynego mężczyznę spośród grona
żałobników, który odważył się wziąć udział w uroczystości pogrzebowej! Potem go
wypuszczono, bo miał już 75 lat!
W owych dniach karawanowi żydowskiemu nie wolno było przejeżdżać przez miasto.
Toteż wiele kłopotów sprawiało dostarczanie ofiar tych średniowiecznych ekscesów na
cmentarze przy Lohestrasse [ul. Slężna] czy na Kozoniowie. W pogrzebach uczestniczyły
tylko żony i córki, żaden męski członek rodziny!!! Także żadne synowe i kuzynki.
Już dawno przestałem wierzyć w Boga według dogmatów religijnych. Owej nocy, gdy
burzono świątynie, nie rozszalał się wiatr, który by zniszczył domy i ludzi wroga (jak to
wyczytać można w Biblii), nigdzie również nie rozstąpiła się ziemia.
24. 11. 1938 i później ludzie, z których części zupełnie nie znałem, mówili o mnie:
"Owego dnia musiał mu towarzyszyć anioł, nic bowiem złego mu się nie stało". Chcę
jednak dla siebie samego zanotować, z jaką szaleńczą odwagą, żeby już nie powiedzieć:
nieostrożnością, przeszedłem przez miasto.
Przede wszystkim zdałem się na mój iście katolicki . wygląd i postać przypominającą
urzędnika. Miałem w kieszeni podanie do urzędu podatkowego. Z tym Podaniem prosto,
jakby mi się bardzo spieszyło, wsze. dłem na kordon policyjny ustawiony między Sądem
KraI, jowym a Prezydium. Zostałem oczywiście zatrzymany,
wylegitymowałem się podaniem, przy czym młody policjant musiał zobaczyć i
przeczytać dobrze widoczny, duży, zielony stempel z moim nazwiskiem, ale nie zapytał
mnie o "aryjskość" i mogłem pójść dalej. Najbardziej wariacki moment nastąpił wtedy,
gdy musiałem przedostać się przez część Hofchenstrasse [ul. Tadeusza Zielińskiego],
pomiędzy Tauentzienstrasse [ul. Kościuszki] i Gartenstrasse [ul. Swierczewskiego], gdzie
przecież mieszkaliśmy od jesieni 1917 do jesieni 1937 pod numerem 10 i gdzie mnie
oczywiście wszyscy mieszkańcy dobrze znają. Zresztą znają mnie tam nie tylko ludzie z
naszego domu, oglądający wtedy akurat zdemolowany sklep obuwniczy naszego byłego
gospodarza, Alberta Seidla, oraz przemykające obok samochody, ale również inni ludzie,
m.in. mleczarka, tapicer spod ósemki, aptekarz Bathe i (jakże mógłbym zapomnieć!)
osobliwa ulubienica całej ulicy, pani Schlagsen, handlarka dziczyzną, która zaglądała
nam niegdyś przez lornetkę do mieszkania, jak również właściciel składu komisowego z
domu pod numerem 12. Wszyscy oni stali na ulicy i powinni byli mnie zobaczyć,
szczególnie przed domem numer 10. Podczas gdy na skrzyżowaniu musiałem pe-' wien
czas poczekać, kilka kroków na lewo ode mnie zatrzYmywano przechodniów podobnych
do Żydów. Tworzyło się zbiegowisko. Jakiegoś przechodnia zabrano. Na
niebezpiecznym dla mnie skrzyżowaniu ulicy Sadowastrasse [ul. Swobodna] i Strasse der
SA [ul. Powstańców Sląskich], gdzie był piekielny ruch, także nie stało mi się nic złego.
Na dodatek w narożnym domu mieści się nasz komisariat policji! Na naszej ulicy też był
duży ruch i ktokolwiek się po niej poruszał - oprócz Aryjczyków - miał błędny wzrok
oraz zapłakaną i przerażoną twarz.
Utrwalając na piśmie obecne czasy i wydarzenia nie mogę zapomnieć o mojej starej
matce i pragnę jej poświęcić kilka słów. Ta 86-letnia, nieraz ciężko przez
26.
27.
28.
życie doświadczana kobieta ma ogromną świeżość ducha, niezłomność, dobrą pamięć i
bystrość umysłu, a przede wszystkim spokój w postępowaniu, tak że każde jej słowo,
każda myśl, każde przedsięwzięcie są słuszne i nie mogą być słuszniejsze.
Śniło mi się trzęsienie ziemi. Sen zaczyna się już sprawdzać. Stany Zjednoczone
zmieniły bowiem i złagodziły przepisy o imigracji Żydów niemieckich. Świta zatem
nadzieja niepozostawania tu dłużej. Wprawdzie nie stać mnie na wyjazd w charakterze
turysty (gdyż w tym celu potrzebowałbym 500 dolarów), ale teraz wolno tam przebywać
przez okres jednego roku i w tym czasie rozglądać się za możliwością otrzymania oby-
watelstwa albo stałej wizy.
Niezależnie od tego prosiłem dzisiaj w Poradni Emigracyjnej przy Stowarzyszeniu
Pomocy, aby mnie także zaproponowali na wyjazd do Gujany Brytyjskiej. Chcą tam
założyć dużą kolonię Żydów - uciekinierów z Niemiec i poszukują - z uwagi na charakter
kraju przede wszystkim ludzi obeznanych z obróbką drewna.
Sobota 3. 12. 1938
Dzisiaj odbywa się we Wrocławiu Dzień Solidarności Niemieckiej (jak mogliśmy się
dowiedzieć z ulotki wrzuconej wczoraj do naszej skrzynki listowej). Dlatego Żydzi mają
od godziny 12 do 20 areszt domowy - w myśl zarządzenia z początku minionego
tygodnia - i nie wolno im opuszczać mieszkań, ponieważ "w niemieckiej solidarności nie
uczestniczą". Nie jest jeszcze wcale źle, dopóki dają człowiekowi spokój. Nawet w
lepszych kręgach mieszczaństwa aryjskiego, jak w ogóle u wszystkich tych, którym oczy
otwarły się 9. 11. 1938, postanowiono nie wychodzić dzisiaj na ulicę, gdyż "mamy już
tylko rządy motłochu, gorsze niż w czasach Rewolucji Francuskiej". I mają rację.
205-
Do tej pory okropność goni okropność. Ten kraj Gutenberga, Lutra, Kanta, Beethovena
i in. pogrąża się coraz więcej w średniowieczu. Teraz wprowadzi się nowe zarządzenie
dla Żydów i ustali, gdzie nie będą mogli się pokazywać. Wszystko zostanie uregulowane
podług miejscowości.
Moja osoba chyba jednak nieprędko zagości w USA.
Większe szanse, moim zdaniem, ma wybuch wojny światowej, a największe -
samobójstwo, które 9.11. 1938 wielu wybrało na oczach policji. Nie mam żadnej ochoty,
aby mnie traktowano niby dziką zwierzynę łowną. Jeśli mam umrzeć, sam chcę o tym
zadecydować.
Podczas hecy antyżydowskiej we Wrocławiu nie powstrzymano się nawet przed
niszczeniem zabytków sztuki i historii. W od dawna znanym zajeździe handlowym
"Pokoyhof" (nowocześnie odbudowanym przed kilkoma dziesiątkami lat) z cennego
fresku majolikowego wyrwano wszystkie kafle ze scenami średniowiecznymi oraz z
czasów fryderycjańskich, na których byli przedstawieni polscy i średniowieczni Żydzi!
Nikt nie wie, gdzie się podziały te kafle.
Dowiedziałem się o traktowaniu internowanych Żydów, że przed południem stoją 4
godziny, ręce wzdłuż ciała albo lekko spoczywające na ramionach poprzednika. Każde
poruszenie ręką, ciałem, głową jest natychmiast karane knutem. Po południu 3 godziny
tego samego. W południe wolno im przez 3 godziny siedzieć, ale też zupełnie
nieruchomo.
Niektóre kobiety we Wrocławiu do tej chwili jeszcze nie wiedzą, gdzie znajdują się ich
mężowie albo synowie!
Niedziela 11.12. 1938
Przed czterema tygodniami nie było tak spokojnie jak dzisiaj, ale i tak wiadomo, że pod
tą spokojną powierzchnią kotłuje się burzliwe morze. Bo szaleństwo tego "rzą- du" widzi
się coraz wyraźniej z każdym niemal dniem. Obecnie chcą wiosną uderzyć na Polskę i
Litwę 41 i nastawia się pilnie armię na "rozstrzygnięcie naWschodzie".
Z wściekłości już nie wiedzą, jak dać ujście swej nienawiści do Żydów, i czynią to w
radio w prawdziwie nikczemny sposób. W przerwach pomiędzy programami -
szczególnie rano i w południe - odczytuje się takie na przykład wierszyki:
"Wieśniak pracuje, Żyd oszukuje".
albo
"Murarz buduje, Żyd kombinuje".
Moja osoba obecnie tak wygląda. Do tej pory dawano mi, podobnie jak i innym,
spokój. W Urzędzie Pracy już się pisemnie wymeldowałem, ponieważ w wypadku
zwrócenia się o zapomogę groziło mi dostanie się do obozu pracy. Z dniem 31. 12 br.
stracę ustawowo swoją pracę przedstawiciela handlowego. W ciągu najbliższych
miesięcy otrzymam tylko 175-185 marek prowizji. I to już wszystko. Wtedy będę już
całkiem "gotowy do drogi", to znaczy do jakiegoś urządzenia się, gdyby' na wizę do
Stanów Zjednoczonych trzeba było jeszcze długo czekać. Najlepszym rozwiązaniem,
gdyby się żyło dalej, byłby Cejlon. Ale na to trzeba być niezależnym człowiekiem.
Prawdopodobnie zwrócę się też o pomoc do zagranicznych komitetów katolickich i
kwakierskich.
Od więźniów wypuszczonych z Buchenwaldu koło Weimaru słyszałem o trzech
sprawach: 1) jedzenie było podobno dobre, 2) pół litra wody kosztowało 2 marki, 3)
najgorsze były pierwsze trzy dni, kto ten okres przetrzymał nerwowo (a byli do tego
zdolni przeważnie tylko dawni frontowcy), ten przeszedł przez wszystko inne. Dalsze
informacje są całkowicie rozbieżne. Jedni m6wią,
że więźniów bito pejczami, drudzy, że traktowano ich humanitarnie, inni, że
rozstrzeliwano - i tak w kółko. Powiadają też, iż załoga obozowa sprowokowała pewnego
razu rewoltę ciężko znieważając więźniów i ich uczucia religijne podczas jednej z
nocnych orgii znęcania się nad więźniami. Zastrzelono wówczas wielu więźniów. Oprócz
tego zginęło i popełniło samobójstwo około 300 więźniów. Szczególnie wstrząsający
przebieg miało samobójstwo wrocławskiego stomatologa Aschkowitza, który był
również znakomitym wiolonczelistą. Najpierw chciał się z rozpaczy rzucić na będące pod
wysokim napięciem ogrodzenie z drutu kolczastego. Z wielkim trudem powstrzymali go
współwięźniowie, którzy bali się jednocześnie o własne życie. Potem Aschkowitz pchnął
się nożem w serce i zmarł.
Więźniowie przez pIerwsze 36 godzin pobytu za drutami nie otrzymali żadnego
pożywienia ani picia. Kto miał pieniądze, ten mógł sobie zakupić żywność i wodę w
otwartej po niedługim czasie kantynie.
Napadnięto na wszystkie syjonistyczne majątki szkolne, na przykła<;ł: Gross Bresen k.
Berlina, Skiba k. Nysy, i zniszczono je. Wszystkich mieszkańców, chłopców i
dziewczęta pobito, jeden esesman trzymał ofiarę, a drugi bił tak długo, aż dana osoba już
się nie mogła podnieść. Na noc zamknięto wszystkich do więzienia. Następnego dnia
dziewczęta i chłopców wysłano do domów. Męską obsługę majątków, od 14 lat wzwyż,
aresztowano.
Wrocławski rynek w nocy na 9 listopada został zamknięty o godzinie kwadrans przed
drugą. Zatrzymy-. wano wszystkich wracających do domu z uroczystości poświęconych
pamiętnej rocznicy 9 listopada 1923 i zabierano ze sobą mężczyzn wbrew ich woli w
charakterze oddziałów posiłkowych do rozpoczynających się o godzinie 2 w nocy
napadów na sklepy. Ten i ów naturalnie wyniósł się cichaczem i zrobił alarm w swojej
okolicy.
W piątek 16. 12. 1938, po około 10 dniach od wypuszczenia z Buchenwaldu, zmarł w
szpitalu żydowskim, w następstwie przywiezionego z obozu ciężkiego przeziębienia
i zapalenia płuc, znany i ceniony architekt wrocławski Heinrich Tischler, który,
aczkolwiek nie zamieszczony na liście, został owego czwartku aresztowany i
wywieziony do Buchenwaldu. W jego osobie społeczeństwo straciło znakomitego artystę
o rzadko spotykanej uczciwości. Był on uczniem prof. P6lziga i miał otrzymać profesurę.
To zupełnie niezrozumiałe, że ten człowiek po roku 1933 pozostał w Niemczech. Przez
długie lata łączyły' mnie z nim zawodowe powiązania.
29. 12. 1938
Z obozu w Buchenwaldzie, gdzie znajduje się albo znajdowała większość
aresztowanych Żydów wrocławskich, wróciło najpierw około 160, a w niedzielę wieczo-
rem albo w nocy przyjechało dalszych około 200 Żydów. Wczoraj rano, mniej więcej o
wpół do 5, przyjechali między innymi dr Lion-Lewy oraz adwokat dr Markowitz, ten
ostatni chory, z kilkoma złamanymi żebrami. Obecnie leży on w szpitalu w
beznadziejnym stanie. Rabin dr Hoffmann przebywa prawdopodobnie w weimarskim
szpitalu z nogą złamaną w Buchenwaldzie.
Stany Zjednoczone zdenerwowały się, ponieważ we .Wrocławiu w czasie pamiętnych
wydarzeń dnia 9 listopada naziści złapali dziennikarza amerykańskiego robiącego
zdjęcia. Chcieli go wrzucić do fosy miejskiej. W ostatniej chwili uratował go patrol
policji i zabrał do Prezydium.
20. 1. 1939
Naprzód śniłem przez kilka nocy o Zwierzątkach oraz o dużej wodzie, wej'scie do
jakiegoś pomieszczenia.
małych, czarnych utrudniającej mi
l) Kościół francuski poinformował mnie, że wprawdzie przyjęto mnie do niego w
sensie "ideowym", ale trzeba poczekać, póki nie nastąpi "międzynarodowe ure-
gulowanie" żydowskiej emigracji do innych krajów, toteż nie wygląda na to, aby zdołali
załatwić mi wizę. Mimo to będę się przez nich dalej starał.
2) Projekt dr Ilsy Abramczyk osiedlenia się w południowej Francji dopiero wtedy
może zostać zrealizowany, gdy ona jako inicjatorka pomysłu zjawi się tam na miejscu.
Na razie jest ona jednak zbyt chora, żeby to załatwić. Otrzymanie wizy jest teraz sprawą
bardzo trudną ...
mojego położenia" i przekazał mnie instytucji "Woburn-House" w Londynie, która na
moje pismo sprzed kilku miesięcy nawet nie raczyła odpowiedzieć. Zwątpienie rośnie we
mnie coraz bardziej... Ponieważ moje życie wydaje się łańcuchem
Życie jest coraz bardziej pokręcone! Wczoraj rano, gdy
wybierałem się do dentysty, otrzyma.łem dwie przesyłki. W pierwszej pisało, że mam
szybko nadesłać moje pa~. piery i "affidavit", gdyż chcą mnie wytypować do fran-
cuskiego majątku rolnego. To byłoby w tej chwili jeszcze najlepsze, choć dostałbym się
w zupełnie nie znane mi warunki itd. Druga przesyłka. wzywała mnie na jutro ~ rano
między 8 a 8.45 do gestapo w sprawie absolutnie ~. mi nie wiadomej. Pismo miało
symbol "B.-NR. II E", zaś
pokój określano jako "II/456". Jak się tymczasem dowiedziałem, muszą się tam
meldować na okresowe kontrole aresztowani w listopadzie. Niczego mi nie oszczędzono.
Środa 25. 1. 1939
W pokoju 456 oświadczono mi dnia 23.1. 39, że muszę zniknąć z Niemiec do dnia
15.2.39, bo w przeciwnym razie "skończy pan w Dachau albo w Buchenwaldzie".
Dokładny opis zrobię w spokojniejszym czasie (?) przy pełnej świadomości.
Dzień był bardzo duszny, ale ponieważ nie wiedziałem, co się ze mną stanie, ubrałem się
grubo, czyli o wiele za ciężko jak na moje dolegliwości sercowe i rozstrojone nerwy.
Włożyłem długi zimowy podkoszulek, grube zimowe kalesony, stary płaszcz zimowy
(niegdyś ojca płaszcz podróżny) i stare wojskowe buty. Wziąłem ze sobą kilka kanapek,
termos z gęstym kakao, posiadane papiery emigracyjne, wszystkie pieniądze (4 marki)
oraz
jeśli kiepsko pójdzie).
Duszna pogoda i zbyt gruby ubiór sprawiły, że na miejsce doszedłem wypompowany,
zziajany i z łomocącym sercem (do czego przyczyniły się również schody). Wprawdzie
byłem spokojny, ale jednak zmartwiony. Kręciło mi się lekko w głowie, jak zawsze
wtedy, gdy jestem za grubo ubrany i kiedy mi duszno. Łapałem powietrze w otwarte usta
i miałem trudności z oddechem.
Urzędnik policji o nazwisku Ertel - ciemnooki, krótko ostrzyżony brunet mojego
wzrostu, ale młodszy ode mnie, o przenikliwym wzroku i twarzy ludożercy - na:skoczył
na mnie z miejsca: "Czekać na korytarzu, aż zawołam!" Zatoczyłem się pod ścianę, lecz
ławki nie znalazłem. Kiedy mnie wezwano, bez tchu upadłem na krzesło obok biurka.
Moje serce było gotowe. Prawa ręka :stała się sinoczerwona i nagle unieruchomił ją
kurcz tak mocny, że jej wcale nie czułem. Po chwili urzędnik zafukał: "Niech pan tu
napisze swoje personalia". To okazało się prawie niemożliwe - moje pismo było bowiem
bardzo nieczytelne. Do kontrowersji doszło wtedy, kiedy zapytałem, czy do mojego
imienia mam dopisać dodatkowe imię Izrael. Odburknięto mi: "Nie nazywa się pan Hase
i czyta pan chyba prasę". Pomyślałem sobie, że po takim dictum wcale nie stałem się
mądrzejszy, ale dopisałem przezwisko Izrael.
Ledwo to skończyłem, ponownie skoczył na mnie:
- Co pan tak sapie? Nie może pan spokojnie oddy-
chać?
- Jestem chory i leczę się.
- Bzdury! Każdy przychodzący tu Żyd jest chory!
- Mam zaświadczenie, które mogę przedstawić.
Sięgnąłem spokojnie po pismo dra Kellera. Na to zapadła cisza jak w lesie. Potem
Ertel wyciągnął z przeźroczystej koperty karteczkę, przeczytał ją i położył przede mną
mówiąc: "Co pan na to?" Była to karteczka
31.
32.
z tekstem maszynowym, chyba z marca 1937, o takiej treści: "Zagranica poszukuje w
niemieckich kołach emigracyjnych i wśród niepodejrzanych uciekinierów politycznych
panów oraz panie - pierwszorzędnych fachowców dla założenia dużego zakładu
konfekcyjnego. Zwracać się do panny Ahrendt z fabryki damskich płaszczy Braci Peiser,
najlepiej za pośrednictwem pana albo pani Peiser. Powołać się na Waltera Tauska".
Właśnie chciałem zacząć wyjaśnianie, kiedy drzwi do sąsiedniego pokoju (tuż obok
mojego krzesła) gwałtownie się otworzyły i długonogi chudy urzędnik - nieprzyjemny,
typowy przedwojenny oficer z potężnymi wąsami, też pewien rodzaj ludożercy - wpadł
do pokoju, złapał za moje krzesło i wrzasnął: "Przesunąć się dalej!" Umieściłem się
zatem z boku. "Nie! Tutaj!" Przesunąłem się jeszcze dalej i trafiłem prawie pod drugie
drzwi. "Nie tam! Tutaj!" I znów pchnął moje krzesło. Wówczas ociężale się uniosłem, z
prawie znieruchomiałym sercem, i ustawiłem moje krzesło na środku pokoju. Wtedy
ludożerca znikł.
A przesłuchanie potoczyło się dalej. Przedtem jednak zażyłem jeszcze w całkowitym
spokoju zabrane ze sobą lekarstwo "Sympatol", gdyż inaczej dostałbym zawału serca i
konieczny byłby lekarz. Byłem wprawdzie wykończony, lecz "Sympatol" postawił mnie
na nogi.
Ertel miał jeszcze przed sobą maszynopis dokumentu urzędowego, który ciągle czytał
od nowa. Co tam pisało, tego się nie dowiedziałem.
Teraz o przesłuchaniu. - Co pan na to?
- Na ten temat wówczas powszechnie mówiono, pra-
sa o tym również pisała.
- A ponieważ o tym ogólnie mówiono, więc pan przekazywał dalej takie kartki?
- Stało się to z inicjatywy i polecenia panny Ahrendt.
- Jak pan trafił do panny Ahrendt?
33.
- Między innymi w firmie Braci Peiser miałem złożyć ofertę handlową i
natrafiłem przy tym na pannę A., która uprzednio zatrudniona była u mojego
klienta.
- Jak trafiła panna A. do Braci Peiser?
- Pewnego dnia nie zastałem jej w pracy u B. i Fr.,
to mogło być przed dwoma laty. Dokąd wtedy poszła, nie wiedzieliśmy.
- Dlaczego pan Pusch otrzymał kartkę?
- Ponieważ był majstrem u B. i Fr.
Z którą firmą prowadzi pan interesy od około 1920 r. i co ona robi?
- Specjalne zatrzaski, których nie ma w żadnej innej fi:r,-mie.
- Dlaczego pan mu w ogóle podał kartkę?
- Panna A., która jak mi wiadomo, emigrowała i za
granicą chciała otworzyć zakład konfekcyjny, powierzyła mi to zadanie, kiedy
ją ponownie spotkałem. Również kilka dni później, gdyśmy 'Się spotkali na
ulicy, była o tym mowa. Między innymi miałem zapytać pana Puscha, czy on
nie zna jakichś mężczyzn Żydów - bo u B. i Fr. przewija się wielu młodych
żydowskich przedstawicieli handlowych i innych kupców z branży którzy
pragną emigrować, nie mają zdecydowanych perspektyw zawodowych i radzą
się pana Puscha, jak mają zaczynać. Panna A. chciała takim panom
ewentualnie pomóc.
- Dla kogo odwiedzał pan firmę "Peiser"?
- Dla wytwórni futer "Dolat" (tę nazwę zapisał sobie
nie pytając o miejscowość) oraz dla lipskiej firmy tej samej branży, której
nazwy zapomniałem, ale nazywa się ona Schurz albo Kurt, nie byłem długo jej
przedstawicielem.
- Dlaczego miano się zwracać do właściciela i powoływać na pana?
- Aby móc rozmawiać z panną A. W żadnej firmie nie ma zwyczaju, aby
każdy obcy zwyczajnie sobie wcho-
dził i rozmawiał z jakimś pracownikiem. Trzeba zameldować się u szefa, inaczej można
zostać odprawionym przez pierwszego lepszego pracownika. Oprócz tego byłem znany
szefowi i pannie A., tak więc można było wiedzieć,
34.jaką sprawę chodzi.
- Dokąd wyemigrowała panna A.?
- O ile wiem, do Australii.
- Tak, a dlaczego akurat pan tym się zajął?
- Ponieważ przez pewien czas zamierzałem przenieść
się do konfekcji. Zaniechałem jednak tego, gdyŻ" jestem z zupełnie innej branży.
- Chce więc pan emigrować?
- Tak jest.
- (Ze sztyletującym spojrzeniem i z iście sadystycz-
nym uśmieszkiem) Jeśli pan w okresie 3 tygodni nie opuści Niemiec, skończy pan w
Dachau albo w Buchenwaldzie. Czy pan Reiser jest jeszcze w Niemczech?
- Tego nie wiem.
- Można odejść.
Ciężko się dźwignąłem, na podłogę spadł mi kapelusz, teczka i laska. Z wielkim
trudem schyliłem się po te rzeczy, a serce prawie przestało bić. Tylko głowę miałem
niezmąconą. Kiedy już wszystko szczęśliwie, ale mozolnie pozbierałem - nie byłem w
stanie postawić krzesła na swoje miejsce - i z trudem poczłapałem do drzwi, Ertel
zawołał za mną: "Tylko żeby pan znowu nie dostał zawału"! I pobiegł za mną głośny
śmiech.
Stenotypistka, również czarnowłosa i w typie "zmysłowo-żydowskim", ale Aryjka,
musiała chyba notować dyskusję, bo potem wyciągnęła arkusz z bezgłośnie piszącej
maszyny i położyła go obok.
Kilka dni po tym zajściu dowiedziałem się, że pokój 456 Wraz z pokojem 460 w
gestapo cieszą się złą sławą. Tam odbywają się, względnie odbywały, indywidualne
odprawy Żydów, którzy stali się ofiarami 9 listopada
35.
1938 i odtąd w określonych terminach musieli się meldować i nadal muszą, jeśli nie
wyemigrowali.
Na podstawie moich niedbale rzuconych dokumentów, wśród których brakowało
nowego kwestionariusza z fotografią, pan Pollack stwierdził, że w sprawie mojej emi-
gracji nic dotąd nie uczyniono. Teraz będą próbowali wysłać mnie do Szanghaju
ewentualnie do jakiegoś obozu przejściowego.
Myślę, że dnia 14.2.39 Walter Tausk dobrowolnie pozbawi się życia - najpóźniej dnia
15. 2. Powiedziałem to wyraźnie w Stowarzyszeniu Pomocy.
Wtorek 31. 1. 1939
W minionym tygodniu przechodziłem cztery załamania nerwowe. Dwa w urzędzie
emigracyjnym, jedno na klatce schodowej urzędu finansowego i jedno w sobotę na
poczcie. Bardzo przygnębiony szedłem przed siebie, gdy podszedł do mnie członek SA i
zaczął agitować, żebym kupił znaczek Pomocy Zimowej. Począłem spazmatycznie
płakać, prosiłem, aby "mnie na miejscu zasztyletował albo stąd zabrał", ponieważ z wielu
przyczyn jestem wykończony. Na to on powiedział: "Tak, to smutne" i poszedł dalej.
Niedziela 5. 2. 1939
Może ostatnia niedziela mego życia! Nadal nie wiem dokąd! Stowarzyszenie Pomocy
milczy jak grób. Zydowska Opieka nad Robotnikam'1 chce jutro wystosować ponaglenie.
Francuski projekt (wobec sprawy hiszpańskiej, nadzwyczajnego napływu hiszpańskich
uciekinierów do Francji) odłożono na wiele miesięcy! Człowiek oczyszcza swe sprawy i
pakuje się, zrywa za sobą mosty. Wczoraj
niby jakiś desperat zwróciłem się do katolickiego komitetu emigracyjnego. W sumie jest
wokół mnie ponuro, a wszystkie przepowiednie życiowe sprawdziły się do tej pory.
Niedziela 12. 2. 1939
Nawet w najpiekielniejszych godzinach wojny nie byłem tak skończony jak teraz, gdy
człowiek mniej znaczy od zwierzyny lownej. Trzeba tylko żyć nadzieją, że może się
jednak uda wydostać z tego piekła, jak to niegdyś człowiekowi przepowiedziano, i że ma
się jeszcze przed sobą naprawdę spokojne lata, radosne pracą, twórczością. Kiedy
podczas minionych tygodni choć na chwilę przymykałem oczy, widziałem tylko jeden
obraz: gołą celę o gładkich cementowych ścianach. W niej stoję ja, w czarnej czapce
(tzw. spluwaczce), w wyblakłym brązowawym stroju więziennym skrojonym jak
drelichy wojskowe, materiał w prążki, czarne mocne buty wojskowe na nogach. Tak oto
stoję bez ruchu.
Rozstrój nerwowy? Symbol perspektywy człowieczej na wypadek niewydostania się z
piekła? Dopiero od środy zniknęły owe widziadła i wróciło poczucie wolności, którą
trzeba sobie wywalczyć.
25.2.1939
W poprzednim tygodniu z pomocą robotnika zbiłem z desek szafy dwie mocne
skrzynie, teraz naprawiam garderobę i powoli przygotowuję wszystko do podróży. Ale
nic mi się jeszcze nie udało sprzedać z rzeczy na to przeznaczonych, dlatego kwestia
finansowa jest nadal nie wyjaśniona. Stowarzyszenie Pomocy chce dopiero wtedy
pomóc, gdy wszystkie papiery na wyjazd będą w całkowitym porządku, co potrwa
jeszcze około 3 tygodni.
36.
30. 3. 1939, czwartek
Ten miesiąc spędziłem samotniej niż sama samotność. W ramach planu 4-letniego
zabrano Żydom złoto, srebro, platynę oraz perły i szlachetne kamienie zgodnie z zasadą
"uruchamiania majątku żydowskiego". Każdy Żyd mógł sobie zatrzymać dwa
czteroosobowe komplety srebra stołowego. oraz pięć przedmiotów do 40 gramów każdy.
Dotyczy to również emigrujących Żydów, którym zezwala się na zabranie złotego
zegarka. Poza tym ze złota wolno Żydom zatrzymać jedynie obrączki.
Podobnego wandalizmu świat nie znał. Łamano bowiem i rzucano w kąt na kupę
przedmioty bez względu na ich artystyczną i historyczną wartość jako dzieł sztuki, na
przykład srebrne świeczniki. Większość spośród nich pochodziła z okresu rokoka,
empiru, biedermeieru czy baroku!!! Tak samo obchodzono się z zabytkowymi zegarami.
Niedziela 2. 4. 1939
Nareszcie otrzymałem numer kolejny czekania na USA, zarejestrowany z datą 14.2.1939.
Gdybym w ubiegłym roku wiedział (wraz z wielu innymi), że oprócz "affidavitu" należy
wypełnić także specjalny formularz rejestracyjny, miałbym swój znacznie niższy numer
już w połowie grudnia tamtego roku. Teraz przyjdzie mi czekać do roku 1941.
Poniedziałek 3. 4. 1939
Musiałem się rozstać ze swoją piękną barokową szafą, którą cieszyłem się od Bożego
Narodzenia roku 1908. Nie wolno bowiem "emigrującym Żydom zabierać ze
37.
sobą niemieckich dóbr kultury". Sporządziłem odpowiednie szkice i dobre zdjęcia -
przede wszystkim pewnych detali - z nadzieją, że w przyszłości odtworzę ten antyk.
Drogą tej transakcji uzyskałem środki finansowe na wyjazd za granicę.
Sobota 22/4 1939
Otrzymałem dzisiaj wiadomość, iż nie mogę wyjechać do Anglii bez fotokopii
"affidavitu"! A więc znowu muszę zaczynać od samego początku i stracić przez to
jeszcze jeden cenny kwartał tego roku. Tymczasem wybuch nowej wojny, która będzie
"wojną totalną", jest coraz bliższy. Właściwie wojna już jest - tylko jeszcze się nie
strzela.
Sobota 6 maja 1939
Dzisiaj rano otrzymałem zaproszenie do złożenia wizyty w gestapo w pokoju 434 .o
godzinie 9. Ponieważ jednak poczta doszła do mnie po dziewiątej, musiałem się
spieszyć. Urzędnicy byli poniekąd ludzcy, ale oświadczyli, że już dłużej nie mogę
zwlekać i muszę jak najszybciej wyjechać za granicę, nie upierając się przy wyjeździe do
Anglii czy USA, lecz udać się tam, dokąd otrzymam paszport (ich zdaniem więc do
Szanghaju). Ale środki musi mi zapewnić Stowarzyszenie Pomocy. Powiedziano mi też,
że jeżeli dalej będę zwlekał z wyjazdem, to zostanę zamknięty w areszcie policyjnym, że
wszystkie dotychczasowe papiery emigracyjne nie są dla nich żadnymi dowodami, oni
chcą "po prostu zobaczyć paszport" .
Muszę się przyznać: byłem zdumiony, że nie muszę się meldować i że nie mają mi nic
do zarzucenia. Ale to wcale nie znaczy, iż widzę świat na różowo, zwłaszcza
ze konsulat Stanów Zjednoczonych nadal nie przysyła mi fotokopii "affidavitu".
Opuściły mnie już chyba wszystkie dobre duchy - o ludziach w ogóle już nawet nie
wspominam. I tak ścigam się z nieszczęściem po diabelnie kamienistej i pełnej wybojów
drodze. Dokąd, po co, jak długo jeszcze?
Sobota 13. 5. 1939
Dzisiaj jest sobota i właśnie przed chwilą przypomnieli się moi kochani Żydzi z tak
zwanego Stowarzyszenia Pomocy pismem z dnia 10 maja, podług którego mam &ię udać
do Szanghaju, co jest aktualnie jedyną możliwością. Wszystkie moje osobiste plany
emigracyjne są nierealne. Wystosowałem do nich odpowiedź. Jest do przeczytania w
teczce: "Sprawy emigracji".
Czwartek 1 czerwca 1939
Można oszaleć. Doszła do mnie dzisiaj wiadomość, którą dr Ilsa Abramczyk znała już
od 13 maja, ale przez roztargnienie nie przekazała mi, że w Paryżu przypuszczają, iż
jestem już od dawna w Anglii, i dlatego nie starali się o mój wyjazd z Niemiec. Ponieważ
dr A. znajduje się akurat w podróży, osobiście napisałem do madame Hallenstein-
Candiani list w języku angielskim i przedstawiłem moją sprawę.
Sobota 24. 6. 1939
Widzę groźne objawy bliskiej nowej wojny światowej, która wybuchnąć musi najdalej
we wrześniu (pragnie jej Trzecia Rzesza, ale przyczyniają się do tego "demokra-
38.
tyczne" kraje oraz międzynarodowe żydostwo). Widzę całkowitą ruinę i upadek
Trzeciej Rzeszy, która nieuchronnie dąży do swojej katastrofy.
Sam o sobie piszę te słowa: Nieraz jestem w takim nastroju, jakbym już dawno nie
żył i odbywał wędrówkę ku nowemu życiu. W tej wędrówce otacza mnie błoto, gnój i
smród - NICOŚC (jeśli się dobrze przypatrzeć). Jeżeli dobrze dostrzegam, chciałbym
rzeczywiście i już na zawsze umrzeć. To byłoby najlepsze.
Niedziela 2 lipca 1939
Resztki własnej mojej osoby podsumowały - raz jeszcze! - swoje życie. Nie mam
żadnej nadziei na odmianę obecnego położenia. Minęło przecież znowu 8 tygodni, a z
Aid Committee w Londynie w ogóle nie otrzymałem odpowiedzi. Mój kuzyn również
milczy. Minęło już także 6 tygodni, odkąd wniosłem podanie w sprawie osiedlenia
się w Camp Richborough. Siedzę tu zatem pozbawiony jakichkolwiek możliwości
zarobkowania oraz czynienia przygotowań do wyjazdu.
Poniedziałek 17 lipca 1939
o godzinie 7 wieczorem nadszedł telegram: "Home Office udziela zezwolenia". A
więc najpóźniej za 6 tygodni wyjeżdżam, jeżeli nie wybuchnie wojna. Wszystkie
trudności związane z fotokopią "affidavitu" - jak to się teraz okazało - spowodowane
zostały jedynie przez German Jewish Aid Committee, gdzie ponad 5 miesięcy
siedziano na moich aktach!
Następnie zgłosił się do mnie stary przyjaciel buddysta, Hans Rosenthal,
zamieszkały obecnie w Berlinie-Charlottenburg. Jest on generalnym dostawcą i
kierowni-
kiem europejskiego biura cejlońskiej firmy imporlowóeksportowej oraz jednocześnie
sekretarzem zagranicznym nowo założonej cejlońskiej wytwórni filmowej "Talkies Ltd.",
która będzie nakręcała tylko buddystyczne filmy. Stary przyjaciel chce mi pomóc
poprzez swoją firmę filmową·
Niedziela 6. 8. 1939
Mój "dywan życia" wzbogacił się o dalszy interesujący wzór. Na skutek guzdralstwa
Żydów londyńskich los zetknął mnie ponownie we właściwym czasie z Hansem
Rosenthalem, który -chce mnie handlowo wykorzystać w Londynie i pertraktuje w tej
sprawie ze swoją firmą. ' Na wszelki wypadek zarezerwował mnie też do pracy w
wytwórni filmowej, gdzie wolno zatrudniać jedynie buddystów i tylko nielicznych
Europejczyków jako pomocników przy sprawach produkcyjnych, propagandowych,
handlowych i zagranicznych. N a dłuższą metę osiądę więc chyba w Londynie, później,
być może, w Stanach Zjednoczonych. Najlepiej jednak byłoby, żeby mi dali pracę
stosownie do moich zainteresowań: przy projektowaniu i urządzaniu wnętrz, przy
ekipach filmowych, przy ekspedycjach archeologicznych albo jako pomocniczego
scenarzysty. I tak oto miałbym dwa kanarki w garści.
A NOWA WOJNA JEST JUŻ U DRZWI. Obok wielu innych jej objawów dwa są
szczególnie znaczące: od 17 bm. zostaną zarekwirowane wszystkie prywatne samochody
osobowe oraz omnibusy, do 25 bm. wszystkie pola i ogródki działkowe należy opróżnić
z plonów,
Ostatnio nie ma wołowiny, nie ma wieprzowiny, są natorniast tylko przygotowania
wojenne, krzątanina o charakterze agresywnym przeciwko Gdańskowi i Polsce.
39.
8.8.1939
Dzisiaj podano w porannych wiadomościach radiowych że od jutra wszystkie
tutejsze" szkoły zostaną zamknięte na okres 5 tygodni i zajęte przez wojsko (80
tysięcy' ludzi). Oprócz tego zapełnia się żołnierzami kwatery prywatne. Już w
poprzednim tygodniu wiedziano, że w północnej i wschodniej części Wrocławia
wszystkie szkoły podstawowe zostały zajęte przez wojsko, a kwatermistrze udawali
się nawet do prywatnych domów. Oddziały wojskowe, które stacjonują we
Wrocławiu, wyruszając na "manewry" musiały opróżnić swoje szafy i odesłać do
domu wszelkie prywatne rzeczy. To wszystko są przygotowania do wojny! Ale w
gazetach czyta się tylko o polskich prowokacjach w Gańsku oraz o polskich przy-
gotowaniach do wojny.
W czwartek otrzymam długo oczekiwane papiery emigracyjne, w piątek będę mógł
złożyć wniosek o paszport i wreszcie otrzymam go w sobotę albo w poniedziałek.
Właśnie dzisiaj konsulat angielski w Berlinie obiecał mi wizę. A wykaz bagaży będę
mógł dopiero wtedy doręczyć, gdy uprzednio zamelduję się w Żydowskiej Pomocy
Społecznej. Muszę także posiadać kartę podstemplowaną w Urzędzie Pracy. I znowu
błędne koło. Po to, żeby się udać do Urzędu Pracy, trzeba mieć wizę, żeby człowieka
nie wysłali na roboty. Wszystkie bowiem kobiety i mężczyźni do 65 roku życia,
którzy tam są zamel-
dowani, zostają po krótkim zbadaniu i stwierdzeniu przydatności wywożeni na wiele
tygodni na "roboty publiczne"; mężczyźni do kamieniołomów, kobiety do wytwórni
konserw.
Czwartek 17. 8. 1939
Dzisiaj otrzymałem angielską wizę oraz wiadomość "od holenderskiego konsula
generalnego, że ta wiza i bilet do Londynu upoważniają mnie do przejazdu przez
Holandię, gdzie wolno mi nawet przebywać do 8 dni! Można więc stąd ruszać,
zwłaszcza że wojna jest coraz bliżej. Ale kilka spraw jest jeszcze do załatwienia. Na-
przód wyznaczony komornik musi sprawdzić . zawartość moich bagaży, a to może
potrwać do 3 tygodni. Wykaz moich rzeczy, sporządzony przeze mnie już w lutym,
jest nieważny. Wprowadzono nowy wzór wykazów. Na dodatek trzeba będzie jeszcze
wydać co najmniej 20 marek na komornika.
Niedziela 20/8 1939
Z mojego wyjazdu za granicę nic już chyba nie będzie, bo według dzisiejszych gazet
wojna z Polską wybuchnie na pewno jeszcze w tym tygodniu. I będzie to wojna totalna.
Już od początku lipca można było dzień i noc obserwować przemarsz wojska. Kierunek:
Gdańsk, Korytarz, polski Górny Śląsk, Poznań i nowy polski okręg przemysłowy.
Według gazet Niemcy są zupełnie bez winy i one wojny nie zaczną.
25. 8. 1939
Moja emigracja odwlokła się z pewnością na dłuższy okres na skutek grożącej w
każdej chwili wojny, która będzie wojną światową. Ja mógłbym "uciekać", to znaczy
wyjechać pozostawiając tu całe swoje mienie. Ale nikt mi przecież za granicą nic nie da i
byłbym tam jeszcze większym żebrakiem niż tutaj ze swoimi 10 markami (przy
przeliczeniu: 3 fenigi za 1 markę). Gdybym przed czterema albo pięcioma tygodniami
miał potrzebne pieniądze, mógłbym już być daleko za granicą. Ale nie miałem.
A co słychać we Wrocławiu? Na naszej ulicy wyciągano dzisiaj w nocy z łóżek
rezerwistów, którzy mieli się
zgłosić do wojska dopiero podczas mobiiizacji. Na własne oczy widziałem w trakcie
krótkiego wieczornego spaceru w bocznych ulicach, na promenadach, ale i na głównych
ulicach, pijanych żołnierzy służby czynnej i rezerwistów w grupach po trzech i czterech,
wszyscy z zachodnich Niemiec, którzy interesowali się oczywiście każdą "dziewczynką"
i wszystkimi ładnymi kobietami spacerującymi bez męskiego towarzystwa. Łaziłem za
niektórymi po wrocławskich uliczkach nierządu i stwierdziłem, że dziewczęta ulicy -
przyzwyczajone przecież do grubiańskiego traktowania - wymykały się, uciekały do
domów i zamykały drzwi!
Nastroje są bardzo rozbieżne, gdyż ta wojna nie znajduje oddźwięku w narodzie,
wszystkie szlachetne hasła są po stronie przeciwnej: "Ostateczne zniszczenie wroga
całego świata", "Walka o uratowanie zachodniej kultury i wszelkich wartości, walka z
niemieckim barbarzyństwem".
Sobota 26. 8. 1939
° emigracji oczywiście nie ma co myśleć. Holandia zamknęła wszystkie porty przed
obcymi okrętami wojennymi oraz wody terytorialne przed wszystkimi obcymi statkami.
Holenderska granica lądowa jest prawdopodobnie już także zamknięta. Ja i kilku innych
ludzi, gdy prosiliśmy dzisiaj w biurze żeglugowym o odpowiednie informacje,
otrzymaliśmy w odpowiedzi tylko wzruszenie ramion i zdenerwowanie w głosie. Nikt
nas nie potrafił o niczym poinformować. Do kolejowego biura podróży przyszedłem
akurat w momencie, gdy urzędnik przekazywał taką instrukcję: "Wszystkim
urlopowiczom, nawet tym z prolongowanymi kartami urlopowymi, należy umożliwić
kontynuowanie podróży. Od jutra natomiast obowiązywać będą inne przepisy".
Od jutra mianowicie będzie wojna!
Trzeba zanotować, że w ostatnich dniach prasa niemiecka była zapełniona
wiadomościami o okropnościach w Polsce, podjudzaniem i wszelkiego rodzaju niegodzi-
wościami; wszystko po to, aby w społeczeństwie wytworzyć nastroje wojenne. Lecz
zagraniczne stacje radiowe, których obecnie prawie każdy słucha, podtrzymują, że są to
w 90 procentach kłamstwa.
28. 8. 1939
Nie ma żadnego śladu zapału, jeśli nie liczyć całkiem młodych albo całkiem głupich
ludzi. .. Wojsko, to, które nie przemyka na samochodach, przeciąga ulicami niby
kondukty pogrzebowe, bez jakiegokolwiek ożywienia. Przechodnie na ulicach stoją
również cicho albo odchodzą w milczeniu.
Charakterystyczna jest wielka liczba esesmanów.
Wszyscy są doskonale wyczyszczeni, odprasowani, przystojni. Ci wypielęgnowani
paniczykowie dobrze się prezentują. Przedtem ich tu nie było i nikt się nie domyśla, po
co przybyli. Te lakierowane figurki z całą pewnością nie są przeznaczone na front.
Rzucają się również w oczy liczne młodziutkie siostry Czerwonego Krzyża, część z
nich należąca do BDM 42. Już podczas wojny światowej wyrobiliśmy sobie. odpo-
wiednią opinię o Czerwonym Krzyżu i o tak zwanych siostrach. Nazywaliśmy je po
prostu "materacami Hindenburga", "materacami frontowymi". Były to przeważnie lale.
Obecne to lalunie. Biedna, zbałamucona, niczego nie przeczuwająca młodzież.
29. 8. 1939
"Nowa wojna zacznie się tak, jak skończyła się ostat..,' nia" - powtarzałem zawsze
przyjaciołom. Z wyjątkiem,]
oddziałów artylerii, gdzie zawsze byli tzw. lepsi ludzie "plujący" ponad innymi
formacjami na wroga, we wszystkich innych oddziałach przeciągających przez Wrocław
nie widzi się ani krzty zapału. Wszyscy żołnierze są przygnębieni, osowiali,
niewojowniczy i "diablo wściekli na Adolfa". W tutejszych koszarach na Karłowicach
całkiem młodzi żołnierze wyrażają się jak sta.., rzy rezerwiści: "On już powinien zwinąć
manatki, my go już mamy dosyć".
W poniedziałek wprowadzono we Wrocławiu zakaz sprzedaży wódki, żeby "nie
zakłócać spokoju publicznego i bezpieczeństwa". Prawdziwe tego powody są jednak
następujące: 1) Wszystkie tutejsze małe knajpy i restauracje pełne są pijanych żołnierzy.
Od minionego poniedziałku widziałem tu znacznie więcej pijanych żołnierzy niż przez
wszystkie lata wojny. 2) W niedzielę wieczorem na Dworcu Głównym przeładowywano
transporty wojskowe, wszyscy byli pijani.
W poniedziałek odbył się we Wrocławiu prawdziwy szturm na banki i kasy
oszczędności, co widzi się również jeszcze dziś. Naród rozprawia otwarcie o sytuacji i na
różne sposoby wyraża swoje niezadowolenie.
Czwartek 31. 8. 1939
Już nie ma wątpliwości, że się zacznie. Ewakuowany został cały żydowski szpital od
góry' do dołu, łącznie z ginekologią, przytułkiem dla kalek i domem starców, aby
zwolnić 380
1
łóżek. Podobnie rygorystycznie postąpiono z innymi szpitalami
wrocławskimi. Przy tym gestapo i wojsko zachowywały się wręcz nieludzko. Chorzy
chwilowo nie gorączkujący zostali zwolnieni, usunięci na ulicę lub podobnie
"przekwaterowani" (częściowo do prywatnych domów, częściowo do pustych pokojów
do domu gminy na Wallstrasse), ciężko chorych z różnych
oddziałów artylerii, gdzie zawsze byli tzw. lepsi ludzie "plujący" ponad innymi
formacjami na wroga, we wszystkich innych oddziałach przeciągających przez Wrocław
nie widzi się ani krzty zapału. Wszyscy żołnierze są przygnębieni, osowiali,
niewojowniczy i "diablo wściekli na Adolfa". W tutejszych koszarach na Karłowicach
całkiem młodzi żołnierze wyrażają się jak sta.., rzy rezerwiści: "On już powinien zwinąć
manatki, my go już mamy dosyć".
W poniedziałek wprowadzono we Wrocławiu zakaz sprzedaży wódki, żeby "nie
zakłócać spokoju publicznego i bezpieczeństwa". Prawdziwe tego powody są jednak
następujące: 1) Wszystkie tutejsze małe knajpy i restauracje pełne są pijanych żołnierzy.
Od minionego poniedziałku widziałem tu znacznie więcej pijanych żołnierzy niż przez
wszystkie lata wojny. 2) W niedzielę wieczorem na Dworcu Głównym przeładowywano
transporty wojskowe, wszyscy byli pijani.
W poniedziałek odbył się we Wrocławiu prawdziwy szturm na banki i kasy
oszczędności, co widzi się również jeszcze dziś. Naród rozprawia otwarcie o sytuacji i na
różne sposoby wyraża swoje niezadowolenie.
Czwartek 31. 8. 1939
Już nie ma wątpliwości, że się zacznie. Ewakuowany został cały żydowski szpital od
góry' do dołu, łącznie z ginekologią, przytułkiem dla kalek i domem starców, aby
zwolnić 380
1
łóżek. Podobnie rygorystycznie postąpiono z innymi szpitalami
wrocławskimi. Przy tym gestapo i wojsko zachowywały się wręcz nieludzko. Chorzy
chwilowo nie gorączkujący zostali zwolnieni, usunięci na ulicę lub podobnie
"przekwaterowani" (częściowo do prywatnych domów, częściowo do pustych pokojów
do domu gminy na Wal1strasse), ciężko chorych z różnych oddziałów
przeniesiono na ginekologię. Ewakuowano też chorych świeżo operowanych (np. na
wyrostek), którzy nie nadawali się jeszcze do transportowania. Wyrzucano ze wszystkim,
co mieli, starych, ponad 80-letnich ludzi, którzy w mansardach szpitalnych oczekiwali
końca życia, i umieszczono ich razem z nieuleczalnie chorymi. Zwalniano też
obłąkanych i półobłąkanych. Na dodatek w samym środku rozgardiaszu ewakuacyjnego-
po południu rozszalała się nad Wrocławiem potężna burza.
Piątek 1. 9. 1939
Z mojej emigracji wyszły nici. Zadecydowało to, że 17 sierpnia nie wypłacono mi
potrzebnej na ten cel sumy. Jestem rzeczywiście ofiarą "moich kochanych współwy-
znawców" (przed którymi oby mnie Bóg ochraniał) oraz ofiarą własnego ubóstwa.
Kontakty pocztowe z Anglią są już obecnie niemożliwe.
Dzisiaj rano od godziny 4.45 do godziny 7 bez przerwy ciągnęły nad miastem na
wschód bombowce, myśliwce i inne samoloty. O godzinie wpół do 9 zjawiła się u nas
administratorka domu z obwieszczeniem policji nakazującym przygotować się do
zaciemniania okien, zadbać o wodę na wypadek nalotu nieprzyjacielskiego, utrzymywać
schron przeciwlotniczy w dobrym stanie it~.
Godzina 11 przed południem. Począwszy od godziny 10 słychać przez głośniki
zainstalowane w pobliżu nas JEGO przemówienie transmitowane z Reichstagu. Od lat
nic nowego: żaden naród i żaden mąż stanu nie jest tak niewinny, źle rozumiany,
zdradzany i oczerniany jak ON i jego "naród"; żaden naród i żaden mąż stanu nie miłuje
tak pokoju itd. I głos: gardłowy, rzężący, zachłystujący się, trzęsący, skomlący, modlący,
współczucie wzbudzający, potem znowu rozszalały, żeby ponownie przygasnąć. I
wszystkiemu winien jest oczywiście Polak.
40.
Niedziela 3. 9. 1939
"Odwetowa akcja przeciwko Polsce", bo ta napaść Niemiec na Polskę jest właśnie tak
pięknie nazywana, prze·obraziła się w regularną wojnę z całym morzem krwi. Mimo
całkowitego milczenia na ten temat niemieckie straty są w istocie ciężkie. Gazety'
drukują tylko "komunikaty o zwycięstwach". "Zabroniono pod groźbą więzienia": 1)
słuchania zagranicznych audycji radiowych, 2) rozpowszechniania usłyszanych tam
wiadomości, 3) "nieprzychylnego" wyrażania się o rządzie.
Środa 6. 9. 1939
A więc będę w Niemczech współuczestniczył w wojnie i nie tylko z braku zajęcia
będę kontynuował dzienniki z lat wojny. Dlaczegóż bym nie miał mych dzienników
zaczętych podczas jednej wojny' zakończyć w czasie drugiej? Przeczuwałem to, jak
wiele innych rzeczy.
Rząd uprawia wobec Polski przecudowną oszczerczą propagandę. Cokolwiek zaś
mówi o sobie, otoczone jest wawrzynem zwycięstwa, lecz nie ogłasza się żadnych strat
(rodziny są zawiadamiane bezpośrednio przez jednostkę). Nikt nie wie, gdzie
przebywają bliscy powołani do wojska, poczta polowa kierowana jest przez pocztowe
centrale oznaczone numerami (liczby 5-cyfrowe).
Wrocławskie oddziały' poniosły duże straty. Polacy są dzielni i walczą zacięcie.
Wrocławscy lotnicy ponieśli również ciężkie straty.
. Skoro tylko na froncie nastąpi zastój albo odwrót (czego oczywiście należy oczekiwać,
gdy ruszy front na Zachodzie), upadnie morale wojska, które na razie zwycięża tylko
dlatego, ponieważ jest liczniejsze i ma techniczną przewagę· nad armią polską.
41.
Tu we Wrocławiu dwa albo trzy dni p6 wprowadzeniu stałego zaciemniania okien na
skrzynkach listowych umieszczano małe kartki powielane na maszynie do pisania z
takim mniej więcej tekstem: CHCEMY ZNAĆ PRAWDĘ. MAMY DOSYĆ KŁAMSTW
A. MAMY DOSYĆ TEGO RZĄDU. OTRZĄŚNIJ SIĘ NARODZIE I WYBIERZ
WŁAŚCIWY RZĄD itp.
7. 9. 1939
Wojna jak do tej pory ma dość osobliwy charakter, gdyż na Zachodzie - nie licząc
pojedynczych lotów angielskiego lotnictwa z wyspy na kontynent - jest nadal zupełnie
cicho. Tymczasem już pędzą transporty wojskowe ze wschodu na zachód.
Wszystkie tereny zdobywane przez wojsko niemieckie na wschodzie uznaje się zaraz za
praniemiecką ziemię albo podobnie (m. in. Kraków). Wystarczy przecież wziąć do ręki
szkolny atlas historyczny, żeby się przekonać, jak wielkie to oszustwo. Lecz naród o tym
nie wie i utrzymywany jest .w nieświadomości.
Poniedziałek 11. 9. 1939
Nowe prześladowania Żydów. Od około połowy czerwca wszystkie ławki na skwerach i
w parkach wrocławskich zaczęto zaopatrywać w szablonowe napisy': ŻYDOM
ZAKAZANE. Ponieważ litery są czarne i umieszczone na środku oparcia - napis ma
wymiary 5 x 35 cm często się zdarza, że tekst bywa nie zauważony. Szczególnie wtedy,
gdy ktoś go zasłania albo kiedy ławka jest brudna· i zniszczona. Pechowi Żydzi, którzy
przez pomyłkę usiądą na "aryjskiej" ławce (a są nimi głównie starsze panie i
krótkowidze), są natychmiast aresztowani.
42.
Można przecież było wybrać. biały napis. Ale nie w tym średniowieczu wszystko jest
czarne.
Ostatnio ulicą nie może iść razem więcej niż dwóch Żydów. Jeżeli zbliża się policjant,
to muszą się natychmiast rozejść i iść oddzielnie - inaczej zostają z miejsca aresztowani.
Tak samo, jeżeli stoją na rogu ulicy (to od ok. 20 sierpnia).
Gestapo zakazało odprawiania nabożeństw podczas żydowskich świąt zaczynających
się w środę świętem Nowego Roku.
Coś nowego od dzisiaj: ŻYDOM NIE WOLNO OPUSZCZAĆ DOMÓW PO
GODZINIE 8 WIECZOREM. To brzmi szczególnie komicznie wobec nakazu
permanentnego zaciemniania. A jak będzie z lekarzami i pers,?nelem służby zdrowia?
"Aryjczycy" muszą przebywać w domach od godziny 9 wieczór, ale nie przestrzegają
tego przepisu. Oto podstawa tego zarządzenia: wobec ciągłego zaciemniania doszło do
zbiegowisk ulicznych, hałaśliwych scen, masowych kradzieży i zaczepiania
przechodniów. Ale przede wszystkim chodziło o to, że wprost przerażająco wzrosła ilość
nalepianych na ścianach małych kartek i karteczek będących dziełem lewicowych
radykałów.
14. 9. 1939
Wczoraj wieczorem ogłoszono przez radio dalsze zarządzenie "z natychmiastową mocą
działania", które jest nie tylko szykanowaniem Żydów, ale również wielu aryjskich
kupców: TAKŻE WE WROCŁAWIU PRZYDZIELONO ŻYDOM OKREŚLONE
SKLEPY MIĘSNE I KOLONIALNE Z USTALONYMI GODZINAMI SPRZEDAŻY:
sklepy rzeźnicze tylko po południu godz. 5-6, a kolonialne od godziny 11 do wpół do 1.
18 września 1939
Wrocław robi wrażenie miasta od dawna oblężonego, gdzie panuje autentyczny głód.
Różnego rodzaju konserwy rybne są tu od dawna dużą rzadkością. Można już tylko kupić
solone śledzie i marne piklingi. Podobne trudności są z czekoladą (wolno kupować po 1/
8
funta), cukierkami, konfiturami i pieczywem. Zaczyna brakować herbaty i kawy.
W poniedziałek przed masarnią Kokozynskiego na Augustastrasse 110 [ul.
Szczęśliwa], podczas sprzedaży wydzielonej dla Żydów, odbyła się demonstracja aryj-
skich drobnomieszczan pod hasłami: "ŻYDZI WCALE NIE POTRZEBUJĄ MIĘSA",
"ŻYDZI NIE POTRZEBUJĄ WIEPRZOWINY", "WIEPRZOWINA NIE JEST DLA
ŻYOOW, TYLKO DLA NASZYCH NIEMIECKICH RODAKÓW" itp.
Gdziekolwiek się pójdzie, wszędzie słychać to samo.
Wszyscy kupcy, wszyscy pracownicy, wszyscy ze sfer handlowych są rozdrażnieni,
nerwowi, roztargnieni, nie mogą sprostać codziennym zadaniom, mają już dość i pragną
rychłego zakończenia wojny. A to dopiero początek. Drobiazgowy system kartkowy,
niedostatek towarów, niepewność co do wydarzeń frontowych, wszystko to wpływa na
podkopanie i osłabienie morale u ludzi. Do tego dochodzi ogófna podejrzliwość jednego
do drugiego. Wrocław czyni wrażenie długo obleganego miasta albo domu wariatów,
gdzie istnieje obawa masowego wybuchu wariactwa.
21.9. 1939
Od przyszłego tygodnia chlEib będzie już tylko na kartki mimo rzekomych "dwóch
rekordowych żniw". Dorośli od przyszłego tygodnia otrzymywać będą już tylko
odciągane mleko.
Poszedłem wczoraj kupić mięso i stałem w kolejce od wpół do 4 do 5.45 po południu.
Miałem przy tej okazji sposobność stwierdzić u żydowskiego proletariatu i stanu
średniego całkowity brak dyscypliny, cywilizacji i zwykłej przyzwoitości. Porządek w
tej bandzie nastał dopiero wtedy, gdy około godziny 5.15 zjawił się policjant i pogroził
palcem. Potem policjant został, by regulować ruch. Ale ten sposób robienia przez
Żydów zakupów w okre-
. ślonym czasie jest nie do zniesienia i dostarcza uciesznego widowiska "Aryjczykom" i
ich gębom. Sredniowiecze w XX stuleciu.
Niedziela 24. 9. 1939
Najgorsze przeżywali jednak Żydzi wrocławscy w piątek i wczoraj. W piątek
wieczorem zaczęło się żydowskie
. święto nazywane Sądnym Dniem, związane z 24-godzinnym ścisłym postem, który
niejedni kontynuują do dnia dzisiejszego. W tym dniu zabroniono we Wrocławiu
wszelkich uroczystości religijnych oprócz nabożeństwa dla młodzieży w szkole
Redigera oraz zamkniętego na.bożeństwa dla 150 nauczycieli i urzędników gminy ży-
dowskiej na Wallstrasse [ul.Wlodkowica]. Odbyło się ono w sali obrad. Uczestnicy
nabożeństwa zaopatrzeni zostali przez władze 'w specjalne imienne przepustki i musieli
się w dodatku zobowiązać, że nie opuszczą budynku przed zakończeniem nabożeństwa.
Nawet i chór
.~ jak wszystko inne, o czym tu piszę - był zatwierdzony \,przez boskiego namiestnika
Żydów w Niemczech - przez gestapo (skład chóru:. 30 chórzystów i 8 głosów kobie-
cych).
43.
Wtorek 26. 9. 1939
Dalsze prześladowania Żydów: od kilku dni chodzą 'ieczorami patrole gestapo, które
sprawdzają, czy Ży-
dzi po godzinie 8 siedzą w domach. Przy tej okazji przeprowadzają też rewizje i
dochodzenia, czy Żydzi nie chomikują żywności. Czy "Aryjczycy" też zostali objęci tymi
poszukiwaniami zapasów?
Od dzisia,j zabroniono Żydom jeżdżenia taksówkami!!!
28/9 1939
Wczoraj rano zjawiło się gestapo we wrocławskiej gminie żydowskiej i
zarekwirowało cały magazyn z bielizną, odzieżą i obuwiem. Magazyn należał do
Żydowskiej Pomocy Społecznej i był przeznaczony dla biednych (podopiecznych i
korzystających z pomocy zimowej, a także emigrantów). Właśnie teraz 500
bezrobotnych Żydów ma wyruszyć z Wrocławia do kampanii cukrowniczej i nie będą
oni mogli otrzymać wyposażenia z tego magazynu. Oprócz tego gestapo chodzi do
mieszkań rodzin żydowskich (szczególnie do wyjeżdżających), gdzie rekwiruje ręczniki
i bieliznę pościelową "nadającą się jeszcze dla szpitali wojskowych", czyli nowe i dobre
rzeczy.
29. 9. 1939
Biedni· polscy Żydzi poznają teraz od razu wszelkie błogosławieństwa nazizmu. To
się już nawet zaczęło. Wprowadzono prześladowania ludności o iście średniowiecznym
charakterze. Są one stosowane mniej przez dowództwo wojskowe niż przez SS oraz
gestapo, postępujące tuż za armią dla celów "porządkowych". Z drugiej strony, wielu
polskim Żydom zrobi to całkiem dobrze, jeżeli wyciągnie się ich wreszcie z nie
uzasadnionych żadnymi regułami religijnymi obyczajów, przyzwyczajeń, dziwactw,
wsteczności. Dla polskich Żydów świat na kilka stuleci zatrzymał się w miejscu, zaś po
wojnie, szczególnie po roku 1933, pomagali wręcz cofać świat do epoki średniowiecza
43.
Nienawiść do polskich Żydów jest dlatego tak duża, ponieważ oni w sporach polsko-
niemiec.kich z powodów patriotycznych oraz z osobistego fanatyzmu brali udział l W
walce przeciw Niemcom.
Środa 4. 10. 1939
Dnia 1 października odwołano wreszcie we Wrocławiu zarządzenie o stałym
zaciemnianiu. Ale zakazu opuszczania przez Zydów mieszkań w godzinach' wieczornych
nie zniesiono. Cofnięto również zakaz tańczenia, co jednak wcale nie zostało przyjęte
owacyjnie przez większość społeczeństwa, które pragnie mieć z powrotem swych
mężczyzn i które jest takie obojętne wobec rzeczyWistości, że tylko automatycznie
wykonuje polecenie "siedmiodniowego wywieszania flag".
6.10.1939
44.
Codzienne prześladowania Żydów. Wczoraj wczesnym rankiem aresztowano we
Wrocławiu i wywieziono do Polski około 50 polskich Żydów oraz urodzonych tam
bezpaństwowców.
Polscy Żydzi cierpią rzeczywiście jak w średniowieczu, a przede wszystkim ci, którzy
nie pozwalają sobie obcinać bród. Wedle starego orientalnego zwyczaju broda jest
symbolem wolnego człowieka. A w mniemaniu polskich Żydów broda i pejsy są wręcz
elementami nakazanymi przez Biblię.
Radio podszczuwa nadal do pogromu. Radiostacja wro- '; cławska podała: "Jak długo
będą żyli Izraelici, tak długo jak będą trwały wojny i tak długo trwać będzie ta wojna".
Sroda 18,1
Czeka nas zaopatrzenie kartkowe w kartofle i. sól!!! l Tutejsi Żydzi jut od dłuższego
czasu nie otrzymują mię- j sa wieprzowego, a małe sklepiki, gdzie jeszcze ewentual·' nie
mogę kupować morskie i inne ryby, mają przeważnie puste półki.
45.
Wygląda na to, że nawet prawdziwe wiadomości o działaniach wojennych też już
otrzYmać można tylko na kartki, wtedy gdy dotyczą niemieckich strat i niepowodzeń.
Piątek 22. 10. 1939
Wczoraj rano ukazało się nagle zarządzenie, że należy przedstawić stare kartki
żywnościowe. Gdy to usłyszałem, zaraz pomyślałem: "Oni chcą sprawdzić, czy wszędzie
dopisano dodatkowe imię, w przeciwnym razie będzie to kosztować 150 marek kary -
zwłaszcza że kasy są puste". Nie wierzono moim przypuszczeniom, ale wieczorem
wszystko było wiadome.
Już wczesnym przedpołudniem miały miejsce okropne sceny z powodu pominięcia
imion Sara i Izrael (szczególnie u starych i niedołężnych kobiet) i nakładano kary
pieniężne co najmniej 150-markowe. W wypadku niewypłacalności należność obciążała
gminę (albo areszt???). Było przy tym dużo głośnego płaczu i lamentowania.
Urzędnikom w gminie (którzy w hallu sprawdzali stare karty i przygotowywali nowe
wykazy) zabroniono pod groźbą ostrych kar zwracania uwagi na brak dodatkowych
imion. Tak więc ofiary wpadały same, a jeśli ktoś wyczuł niebezpieczeństwo i dopisał
imię, to spotykały go nie do uwierzenia przykrości i wezwania do Prezydium policji i do
gestapo z powodu "innego rodzaju atramentu", "uzupełniających poprawek", "wyskroby-
wania napisów".
Okrągło tysiąc osób zapomniało o dodatkowych imionach, byli to przeważnie ludzie
starsi i starzy. Wszyscy musieli się zameldować w gestapo, gdzie nałożono na nich 30
marek kary, a w wypadku niewypłacalności odpowiedni areszt. Przypominają się
najciemniejsze czasy średniowiecza. Nawet "byli Żydzi" (również tacy, co już bardzo
dawno nimi przestali być) muszą podawać dodat-
kowe imiona, nawet pół-Żydzi wyznania żydowskiego. Od tego obowiązku zwolnieni są:
Żydzi z Protektoratu i ze Słowacji oraz z terenów dawniej polskich, a teraz niemieckich.
Dopisane w czwartek 11. 1. 1940
Pewna biedna staruszka, samotna kobieta lat około 70, dostała nakaz zapłacenia 300
marek kary "albo Dachau". Termin płatności upływał 9.1.19401. Uboga kobieta w swojej
wstydliwości za późno zwróciła się do gminy, która nie mogłaby co prawda osiągnąć
zredukowania lub umorzenia kary, ale spowodowałaby chociaż odroczenie płatności. Tak
więc staruszka 8.1.40 próbowała popełnić samobójstwo i stąd ta wiadomość. Ale nawet
wtedy kara nie została zredukowana czy zniesiona!!!
Panuje regularne bestialstwo, które na przykład obecnie w Polsce prowadzi do
całkowitego zagłodzenia Żydów. Ten i ów żołnierz, któremu "to już wyłazi gardłem i
nie może się temu przyglądać", ukradkiem idzie "wer jować" do kuchni polowej i
potem daje jedzenie biednym ludziom. A co ja robiłem w Blamont? To samo!
'0 tym, jak Żydzi "emigrują". Najpierw o Polsce w związku z wojną. Od
powracających żołnierzy słyszy się: "Wśród leków zrobiliśmy porządek". lcek to per
wszechnie przyjęte określenie polskich Żydów. To znaczy, że nie tylko rozstrzeliwano
rzekomych i prawdziwych partyzantów, ale nadto wymordowano 100 tys. Żydów obojga
płci. Wbrew niemieckim komunikatom, co również potwierdzają Polacy, ustalono
jednoznacznie: kiedy niemieckie wojska wkroczyły do Katowic, padły skądś dwa-trzy
strzały, na co wojsko spędziło katowickich Żydów do synagogi, którą następnie
podpalono". Natomiast nie jest prawdą, jakoby sami Polacy podpalili synagogę przed
wycofaniem się z miasta, a Niemcy już tylko "usunęli zgliszcza", jak to podawała
tutejsza prasa. W Krakowie wkraczające wojska niemieckie wysadziły w powietrze
synagogę zapełnioną Żydami i tak dalej, zgodnie ze znanymi i historycznie
potwierdzonymi wzorami 45.
ON chce założyć "państwo żydowskie". Twierdzi się przy tym uporczywie, iż na ten
cel została upatrzona Galicja. Ale Galicja wschodnia należy przecież do Rosji i Rosjanie
zapewne nie będą chcieli ustąpić z tego terenu ze względu na złoża ropy naftowej ...
25. 10. 1939
ryb morskich. Sól: jeśli m~ się szczęście, można otrzymać 100 gram za 5 fenigów!!!
Piątek 27. 10. 1939
Przy świecach piszę o nowościach. Na Zachodzie zanosi się na rychłą dużą ofensywę.
Na Wschodzie rzeczywiście planowane jest utworzenie państwa żydowskiego pod
niemieckim protektoratem jako państwa buforowego 46. Doszła do nas autentyczna
wiadomość z Wiednia, że wysiedla się stamtąd na roboty w okolicach Lublina
wszystkich (powtarzam: wszystkich) Żydów w wieku od 15 do 55 lat (podobno mieli się
przygotować do odjazdu w ciągu 24 godzin), a ich krewni mają się także przygotować do
dołączenia do nich.
Czy można przypuszczać, że chodzi tu tylko o polskich Żydów, których w Wiedniu
żyje prawie 80 tysięcy? 41 Niemieckich Żydów chyba nie czeka lepszy los, jeżeli ta
"epoka kultury" dłużej potrwa ...
Niedziela 29. 10. 1939
Żydzi z okręgu gdańskiego, tak samo jak polscy Żydzi z Wiednia, zwożeni są w
okolice Lublina, gdzie projektuje się założenie państwa żydowskiego. W jakim stopniu te
deportacje obejmą niemieckich Żydów, tego jeszcze nikt nie wie. Słowo "Żyd" ma teraz
w Niemczech zawsze wydźwięk rasowy i polityczny, nigdy zaś, jak do roku 1933, po
prostu religijny.
Niedziela 5. 11. 1939
Przemilcza się tę np. we Wrocławiu nadal uprawianą nocną propagandę
komunistyczną przy pomocy napisów i kartek na słupach ogłoszeniowych.
Niedziela 12.11. 1939
Tajemniczy zamach w dniu 9.11. 39 w Monachium.
Na początku listopada intrygował naród niemiecki problem: "Co zostanie
zainscenizowane 9 listopada? 48 N a pewno znowu coś się stanie. Ten dzień nie może się
obyć bez teatru! Z Żydami przecież nie ma co zaczynać, załatwionQ się z nimi już w
ubiegłym roku".
Im bliżej było dnia 9 listopada, tym intensywniej naród zadawał sobie to pytanie i drżał
ze strachu. A Żydzi? Pobożni - obchodzili akurat dzień żałoby na intencję spalonych
synagog. Liberalni - błagali los o miłosierdzie i obawiali się nowych prześladowań.
Nastrój ogółu był wprost szubieniczny. Co się zdarzyło, opowiem na podstawie
własnych .przeżyć.
9. 11 zupełnie nic się nie działo. Pracowałem nad przepięknymi ciepłymi kapciami z
ciemnoczerwonego pluszu dla starej damy. 10. 11 nadal siedziałem z tą robotą przy
maszynie do szycia, gdy mnie nagle naszedł ten sam niepokój, co ubiegłego roku przed
znanymi wydarzeniami. To zabawne, ale gwizdałem przy tym piosenkę "Postaw na stole
pachnące rezedy". Gwizdałem cicho i w wolnym tempie, pracowałem prędko i sprawnie,
lecz ciągle myślałem o straconym przyjacielu. O moim otoczeniu i o sobie nie myślałem
zupełnie, nie myślałem też o tym, że ktoś może przyjść i mnie aresztować. Ta myśl się
nawet nie pojawiła. Tylko strata przyjaciela męczyła mnie okropnie.
Około godziny 1 w południe przyszła do domu Herta, całkiem głupio i bez sensu
szczerząc zęby (tak beznadziejnie głupio uśmiechając się i przewracając oczyma, co
czyni zawsze, gdy chce być przebiegła), podetkała mi pod nos "Schlesische Zeitung" i
powiedziała słodkim głosem: "Czytaj!" Ostatnio prawie nie czytam gazet. Nadęta i
zakłamana kolportowana niemczyzna Trzeciej Rzeszy jest mi dokładnie tak samo
wstrętna, jak bru-
kowe książki sprzedawane w latach mojej młodości po 10 fenigów. Szybkim spojrzeniem
dostrzegłem tłusty na'" główek: ZAMACH W BDRGERBRAUKELLER. 7 ZABITYCH,
60 RANNYCH. FDHRER NIE RANIONY itd.
Aczkolwiek w dniach 9/10 listopada nic jeszcze nie można było ustalić, prasa podała
już wiadomości będące dla wszystkich jasno myślących ludzi bajeczką: za tym
nieudanym zamachem stoi Anglia, a mianowicie żydowsko-angielscy bankierzy, Secret
Service i Intelligence Service. Rzecz została starannie przygotowana i ślady prowadzą za
granicę.
Wrocławscy Żydzi zaraz oczywiście dostali swoją porcję. W środę opróżniono
magazyn żywnościowy gminy (z jego zapasów zawsze wspierano w ramach opieki spo-
łecznej i pomocy zimowej), który uprzednio już przez trzy tygodnie był zarekwirowany,
przy czym nie uwzględniono, że są tam produkty łatwo się psujące. W czwartek, piątek i
wczoraj znowu nastąpiły aresztowania, ale o mniejszym zasięgu niż w ubiegłym roku.
Według dotychczasowych wiadomości zabrano około 100 ludzi w wieku od 20 do 40 lat
(jeżeli ich w ogóle pytano o wiek) i ofiary tych sadystycznych czasów zawieziono
samochodami policyjnymi do więzienia na Kletschkauerstrasse [ul. Klęczkowska].
Podobno (!!!) mają ich skierować do robót porządkowych w Polsce. Z zamachem nic
wspólnego nie mieli.
Czwartek 16. 11. 1939
Akcja, której nie przeprowadzano np. w Berlinie czy w innych miastach, a która
natomiast zajaśniała pełnym blaskiem na Śląsku - we Wrocławiu, Zgorzelcu, Bytomiu
oraz w innych śląskich miejscowościach (w małych miejscowościach dochodziło m.
in. do chłosty), narobiła we Wrocławiu wiele szkody. Urządzano polowania na ludzi.
Aresztowani siedzą w więzieniu na Kletschkauerstrasse i mają tam prawdopodobnie
pozostać "do momentu wyjazdu", a ich krewnych wzywano na policję po odbiór
zegarków.
Zarówno ja, jak i moi znajomi jeszcze i tym razem uniknęliśmy hekatomby. Lecz
wojna przecież potrwa parę lat, a prześladowania Żydów są kontynuowane, bo sytuacja
jest zła i trzeba ją zawoalować widowiskami dającymi się tylko porównać z
prześladowaniami chrześcijan w starożytnym Rzymie, z polowaniami włoskich
kondotierów na ludzi, z inkwizycją, z amokiem mordowania i niszczenia i z polowaniami
na głowy przez prymitywne szczepy.
19. 11. 1939
We Wrocławiu w ostatnich dniach aresztowano również wielu "rodaków", rzekomo po
to, aby "umocnić front wewnętrzny". Ten front już od dawna jest niepewny. Każde
działanie przemocą czyni go coraz chwiejniejszym.
Halo, komunizm! W ostatnich dniach któregoś poranka we wsi Pilsnitz [pilczyce] koło
Wrocławia ludność przeżyła zaskoczenie. Zerwane były flagi ze swastyką, a zamiaRt
nich wisiały pocięte worki od kartofli, na których białą farbą wymalowFlno sowiecką
gwiazdę oraz sierp i młot.
Wiadomości o hecy antyżydowskiej z 9. 11. 1939 i następnych dni. We Wrocławiu
aresztowano około 120150 Żydów, niektórzy z nich już zmarli, ani jeden nie powrócił
jeszcze do domu. Zabrano ich do Buchenwaldu. W wielu mniejszych miastach na Śląsku,
np. we Wschowej, wszyscy bez wyjątku Żydzi zostali pobici do krwi i wsadzeni do
więzienia.
W "uwolńionej Polsce" uprawia się aktualnie innego rodzaju hece antyżydowskie.
Wszyscy Żydzi zamieszkali na terenach będących niegdyś niemieckimi (Poznańskie,
wschodni Górny Śląsk itd.), którzy w roku 1919 opowiedzieli się za Polską, a znaleźli
się teraz z powrotem w granicach Rzeszy, są karnie przesiedlani w okolice Lublina dla
odbudowywania kraju i mają tam pozostać w projektowanym "państwie żydowskim".
Są oni na tu- . rainie bez środków do życia i wystawieni na wszystkie choroby, gdyż
muszą mieszkać w ruinach i zgliszczach, narażeni na różne niebezpieczeństwa. W
dodatku nadchodzi "polska zima". Rosja protestowała już przez radio i innymi drogami
przeciwko temu.
Niedziela 26. 11. 1939
Przed dwoma tygodniami poinformowano mnie z Genui o nowym projekcie
emigracyjnym. Latem ubiegłego roku wyjechał tam z Wrocławia Max Lewin (który swe-
go czasu razem z moim ojcem założył tu Lożę im. Spinozy i którego zięciem jest brat
mojego przyjaciela Józefa Hersteina), by później udać się do Anglii. Kiedy wyjeżdżał,
powiedział, że pomyśli również o mnie. Oto plan emigracji: holenderski filantrop
Gildemeester, który już przedtem sfinansował dużą grupę uchodźców żydowskich,
otrzymał teraz od rządu włoskiego zezwolenie na otwarcie biura emigracyjnego
werbującego ludzi do Włoskiej Afryki Wschodniej. Pieniądze na wyjazd nie są
potrzebne, rasowe względy nie będą brane pod uwagę.
Poniedziałek 25. 12. 1939
Gdańsk, "miasto niemieckie, które powróciło do Rzeszy", przechodzi obecnie duży
kacenjamer, bo na skutek wyrównania cen pomiędzy Gdańskiem a Rzeszą wszystko jest
tam teraz droższe i bieda większa, ponieważ pensje
47.
i inne dochody nie wzrosły. Mieszkańcy Gdańska ze słowiańskimi nazwiskami
(pomiędzy którymi znajdują się rody noszące je z dumą od stuleci) muszą teraz przyj-
mować nazwiska niemieckie. Gdańszczanie bardzo się oburzają na to, ale bezskutecznie.
Polska - zarówno tereny anektowane, jak i tzw. Ge. neralna Gubernia - są germanizowane
i faszyzowane
(jak należałoby raczej powiedzieć).
.
Żydzi są tam szykanowani w skandaliczny sposób.
Polaków i Żydów oznaczają tam specjalnymi opaskami. Żydzi przebywający w obozach
noszą na plecach żółte kółko. W średniowieczu takie kółka nosili na ubraniach na piersi.
W polskich lasach tu i ówdzie siedzą jeszcze małe resztki wojska, które nadal się nie
poddają i wcale nie myślą pogodzić z niewolą Polski. Prowadzą one w dalszym ciągu na
własną rękę małą wojnę zasilane przez miejscową ludność i ochotników.
Sobota 30. 12. 1939
N ędzna resztka szpitala żydowskiego została wczoraj
i dzisiaj ewakuowana. Zarekwirowano wszystkie łóżka
i bieliznę pościelową oraz niedawno urządzony gabinet rentgenologiczny, który
kosztował, około 20 mili,onów. Zabrano sprzęty kuchenne, naczynia, a nawet łóżka spe-
cjalne dla kalek i chorych leżących w gipsie (jak np. panna Breit, która już od 27 lat tak
"żyje"). Chciano zatrzymać przynajmniej 40 łóżek i pertraktowano w tej sprawie z
odnośną komisją wojskową. Odpowiedziano:
"Potrzebujemy tych łóżek dla naszych chorych i ciężko rannych żołnierzy, którzy jeszcze
do tej pory leżą na słomie. Wasi chorzy też mogą leżeć na słomie. Były już . przecież
takie czasy". Chodzi w przeważającej mierze j,;,
o starych, ułomnych, biednych ludzi,
Niedziela 21. 1. 1940
Mamy niesłycbjpie mroźną i śnieżną zimę, mało ustępującą polarnej, przepowiadają,
że ma być jeszcze zimniej, aż do minus 40 stopni. Przez te mrozy nie odsłania się
zakopcowanych ziemniaków. Dlatego od około dwóch tygodni ludność jest pozbawiona
tego podstawowego artykułu żywnościowego. Obecnie również Aryjczycy, jak słychać,
nie będą otrzymywali strączkowych, jedynego źródła ciepła i siły przy tych mrozach. Do
tej pory tylko Żydzi byli wyłączeni z przydziałów tych artykułów żywnościowych.
Zaopatrzenie w węgiel załamało się całkowicie. Przez dobrych 14 dni - właśnie
podczas ostrych mrozów do minus 30° - niezliczone miejscowości prowincji (także małe
miasta) były bez węgla, tak więc tu i ówdzie zdarzały się "rewolty węglowe".
Poniedziałek 12. 2. 1940
Trudności z zimą i węglem trwają. Na szczęście Aryjczykom wcale nie powodzi się
lepiej niż Żydom. Zimno i brak węgla doprowadziły do straszliwego wzrostu
śmiertelności... A ponieważ ziemia jest zmarznięta na ponad metr, wielu zmarłych
oczekuje w trupiarniach wszystkich cmentarzy na pochówek. Dopiero przy pomocy
specjalnych piecyków koksowych, lutownic i oskardów można się wkopać w ziemię i
zmarłego "legalnie" pochować. Wszystkie szkoły mają ferie z powodu mrozów. Do tych
trudności dołączył się teraz je,szcze brak tłuszczu oraz wysokokalorycznych produktów
jak groch, fasola i soczewica.
Na dodatek od 1. 2.1940 wprowadzono zakaz sprzedaży alkoholu: od godziny 12 w
południe w każdy piątek i sobotę zabroniono wyszynku i sprzedaży likierów i wódek.
Zakaz będzie obowiązywał do dnia 1. 2. 1950! W związku z tym usłyszałem w knajpce
takie zdanie:
"Teraz wiem juz przynajmniej, jak długo będzie trwała wojna, bo do tej pory nawet się
nie domyślałem".
25. 2. 1940
W odpowiedzi na ustawiczne prześladowania Żydów zapisałem się 20 bm. takze na
ewentualny wyjazd do Palestyny, z równoczesnym przekazaniem sprawy do Urzędu
Palestyńskiego, który tę akcję prowadzi łącznie z palestyńską placówką powierniczą,
której zadaniem jest finansowanie ludzi pozbawionych środków materialnych jak ja.
Wtorek 27. 2. 1940
Równocześnie napisałem jeszcze raz do Schlossa, prosząc go, aby porozmawiał z
panem Fovindą (Hofmannem), zeby mnie stąd wydostał przy pomocy swego wysokiego
protektora, maharadzy Sikkimu.
Wtorek 5.3. 1940
o nowych prześladowaniach Żydów we Wrocławiu.
Moja litera alfabetu przypadła na 2 bm., a że nie otrzymałem "zaproszenia", musiałem
tam pójść o godzinie l w południe i zostałem razem ze wszystkimi "nie zaproszonymi"
wezwany na poniedziałek na godzinę 1. Więc wczoraj czekaliśmy najpierw ponad pół
godziny na podwórzu (w chlapie godnej politowania), dokąd nas skierował odźwierny
esesowiec słowami: "Na podwórze!" Potem przyszedł ten sam cerber, rzucił: "Jazda
nagóre!
48.
49. i poszliśmy (około 120-130 ludzi) na pierwsze piętro.
Odźwierny, godny sokratesowskiego opisu: dwunożne, prosto chodzące zwierzę z
płonącymi oczyma, z ochrypłym głosem, wysokiego wzrostu, w czarnym uniformie-
poszedł razem z nami i udawał trochę sierżanta. Gdyby był psem, to zapewne by tego lub
oweg,o oszczał albo pogryzł. Na to wyglądał ten 30-latek.
W korytarzu siedział cały rząd starych, chorych ludzi nie zwolnionych od osobistego
stawiennictwa! Staliśmy bardzo stłoczeni i dwie damy zemdlały, co urzędnikowi z
pokoju numer 17 dało powód do zbesztania nas, że powinniśmy pomóc. Na szczęście
była między nami młoda pielęgniarka i dawna służąca rabina Vogelsteina (który miał
niegdyś w tym domu swoje służbowe mieszkanie), która wiedziała, gdzie tu jest woda,
podobnie jak Herta Tausk, też tu obecna, która była nauczycielką szkoły mieszczącej się
w tym domu. Ale do domu nie puszczono omdlałych ofiar nowoczesnego obłędu
prześladowcze;go!!! Rejestracja przede wszystkim.
Staliśmy tak do godziny 3! Wtedy przyszedł wspomniany już urzędnik i "pouczył" nas,
że od tej chwili emigracja żydowska będzie nadzorowana, że dzisiaj sporządzone zostaną
tylko kartoteki, że na trzy dni przed wyjazdem należy w pokoju numer 17 składać
fotokopie trzech niezbędnych dokumentów: karty okrętowej,' trzech pierwszych stron
paszportu i oryginału wymeldowania się na policji. W tym samym miejscu należy
również meldować o każdej przeprowadzce, każdej zmianie miejsca pracy, o wszystkich
zmianach w życiu rodzinnym i osobistym. Sublokatorzy muszą posiadać na drzwiach
tabliczkę z nazwiskiem. Na podróż trzeba w przeddzień uzyskać zezwolenie, które będzie
udzielane tylko w pilnych przypadkach. Wieczorem po godzinie 8 nie wolno przebywać
na ulicy. Zabrania się korespondować poprzez państwa neutralne z przyjaciółmi i
krewnymi zamieszkałymi "we wrogich krajach". I parę innych artykułów stanu
wojennego pod groźbą kary.
Wreszcie się coś ruszyło. Wpuszczano po 5 ludzi, którzy musieli stawać przed stołem z
kartoteką, przedkładać otwarte dowody tożsamości, a ci, którzy jeszcze nie mieli swojej
karty w kartotece, musieli ją sobie założyć w pokoju numer 24 (np. Herta Tausk).
Zydów, którzy byli już w obozach, pytano, czy tam przebywali.
Na to pytanie trzeba było odpowiedzieć twierdząco, to była tylko pułapka, ponieważ ci
ludzie mieli i tak na
karcie literę "A", co oznaczało: Żyd objęty akcją z listopada 1938! Komu licho
podyktowało odpowiedź "nie", ten był j~ż stracony. Mnie nie pytano. Kto już miał kartę
założoną, temu dwaj gestapowcy sporządzali dwie kopie uaktualnionych danych
personalnych. Wtedy można było odejść. Za kwadrans 4 wydostałem się szczęśliwie na
dwór. Moja litera ma się znowu zameldować dnia 15 maja.
Można już tylko mieć nadzieję i życzyć sobie, by do t~go czasu nad ziemią niemiecką
tonącą w mrocznym średniowieczu pojawiło się trochę światła.
Mimo wszystkich dementi, z ok. 800 szczecińskimi Żydarni postąpiono następująco.
Pewnego dnia zamknięto ich w pustym domu towarowym (gdzie było prżynajmniej
centralne ogrzewanie). Później wypuszczono ich do domu. Następnie otrzymali rozkaz w
ciągu 5 godzin przygotować się do wymarszu. Oprócz tych Zydów, którzy mieli już wizę
na podróż, czyli na emigrację, w kieszeni, wszystkich pozostałych wywieziono gdzieś w
okolice Lublina oraz częściowo Skalmierzyc(to się tak albo podobnie pisze). Mieszkania
Zydów szczecińskich pozamykano, zaś pozostałe w domach mienie zwyczajnie
sprzedano na licytacji. Właściciele tych mieszkań nie otrzymali naturalnie ani grosza!
W Szczecinie rządzi bliski krewny Streichera. Całe Pomorze "odżydzono" w ten sam
sposób.
Na terenach Polski wcielonych do Rzeszy Żydzi noszą z przodu oraz z tyłu na
ubraniach żółtą gwiazdę Syjonu, zaś liczne sklepy itp. mają napis: POLAKOM I ZY-
DOM WSTĘP WZBRONIONY. SS i NSKK, zwłaszcza jednak SS, przepędza na
tamtych terenach Zydów z jednego miejsca na drugie.
Nie lepiej powodzi się w tych okręgach inteligencji polskiej. Pragnie się ją
zdziesiątkować, aby już nigdy nie mogła odgrywać roli politycznej. Natomiast "w Polsce
Kongresowej - zarezerwowanej dla ludności polskiej i żydowskiej - zostanie zbudowane
nowe państwo, nad czym już wspólnie pracują starsi gmin i miejscowościPolacy i Żydzi.
Obie części ludności mogą swoją pracę, i to podobno każdą, spokojnie wykonywać i
wolno im zawierać między sobą związki małżeńskie". Tak przynajmniej pisano w długim
artykule zamieszczonym w "Schlesische Zei tung".
Pominięto to tylko, co stamtąd przywieźli i nadal przywożą urlopowicze i pracownicy
Czerwonego Krzyża: że Polska doprowadzona jest do takiego stanu, iż nawet 25 lat po
wojnie nie będzie odbudowana i że na owych wschodnich terenach w "rezerwacie Polski
Kongresowej" panuje wśród zupełnie zubożałych, stłoczonych ludzi nie do opisania
nędza; nędza, o której się wie wszędzie, nawet w AfrycePołudniowej, nie tylko u nas.