Rozdział dwunasty
Ariyal zachwiał się pod wpływem nagłego pocałunku Jaelyn. Nie byłby
bardziej zszokowany, gdyby wyciągnęła pistolet i strzeliła mu prosto w serce.
Czego więcej mógł oczekiwać od zimnokrwistej pijawki? Jej specjalnością były
śmierć i zniszczenie. Ale to…
To była rozpalająca do białości wszechogarniająca przyjemność, która
omijała mózg i sprawiała, że jego ciało stanęło w płomieniach. Bez zadawania
pytań w co, do cholery, grała, chwycił ją w pasie i jednym ruchem zarzucił na
ramię. Ignorując jej zdumiony pisk, skierował się niezwłocznie w stronę
pobliskiego domu, przechodząc przez ganek. Kilka długich kroków
doprowadziło go do kuchni ze zużytym linoleum i pomalowanymi na biało
szafkami. Nie wspominając o kredensie wciśniętym w jedną ze ścian i
pasującym doń stole, stojącym na środku. Ładnym, wytrzymałym, orzechowym
stole.
Zniecierpliwiony kopnął na bok krzesło blokujące mu drogę; potem
pochylając się do przodu, zsunął Jaelyn z ramienia i posadził na krawędzi stołu,
rozdzielając jej nogi tak, że mógł stanąć między nimi. Jego ręce wciąż
obejmowały szczupłe biodra, gdy wreszcie pozwolił sobie spojrzeć na jej
piękną, jasną twarz. Spodziewał się, że zobaczy wysunięte kły i oczy błyszczące
zimno obietnicą śmierci. Jaelyn nie była kobietą w rodzaju tych, które
mężczyzna mógł traktować tak, jakby był jaskiniowcem. Nie, jeśli pragnął żyć.
Ale mimo iż jej spojrzenie było zimne i twarde jak diament, to nie mogła
ukryć głodu, który tlił się w głębi jej oczu koloru indygo. Może nie wiedział,
dlaczego nalegała, by być bliskiego niego, ale wiedział, że go pragnie. Mimo iż
ta uparta kobieta wolałaby dać się pokroić, niż do tego przyznać. Jakby na
potwierdzenie tej myśli, przechyliła głowę, umieszczając dłonie płasko na stole
tak, że mogła przechylić się do tyłu i skrzyżować z jego gorącym spojrzeniem
swoje z pozoru obojętne.
- Czujesz się lepiej, gdy grasz macho? – spytała.
Szelmowski uśmiech wolno wpełznął na jego wargi, gdy wyciągnął rękę i
chwycił rozciągliwy materiał jej skąpej góry. Jednym mocnym szarpnięciem
ściągnął ją przez głowę i rzucił na podłogę.
- Jeszcze nie, ale mam zamiar poczuć się o wiele, wiele lepiej.
- Ostrożnie wróżko – syknęła, pokazując kły. – Zabijałam ludzi za mniej.
Nie wątpił w jej groźby, ale wypełniało go dziwne uczucie niebaczącej na
niebezpieczeństwo potrzeby. Wiedział, że gdzieś tam czekał Tearloch z kto wie,
jak wieloma sługami Mrocznego Lorda, chroniącymi dziecko. Miał cholernie
duże szanse na to, że umrze, nim ta noc dobiegnie końca. Ale teraz chciał
zaspokoić swoją palącą potrzebę z tą kobietą.
- Ty to zaczęłaś, dziecinko – przypomniał jej, jego głos brzmiał chrapliwie,
gdy łakomy wzrok spoczął na jej piersiach. – Tylko się ze mną drażniłaś, czy
masz odwagę, by to zakończyć?
Na jej twarzy pojawiła się nieufność, wysunęła całkowicie kły. Ten
niesamowity widok podniecił go jak diabli.
- Niczego nie zaczęłam. Pocałowałam cię, próbując powstrzymać, byś nie
odszedł rozwścieczony i obrażony.
Zmrużył oczy. Nie. Do cholery, nie. Nie ukryje się pod płaszczykiem
obowiązku. Nie tym razem.
- Dlaczego obchodzi cię to, że jestem rozwścieczony i obrażony, Jaelyn? –
przejechał palcem po krzywiźnie jej szyi.
Zadrżała, oczy jej pociemniały z tego samego pragnienia, które pulsowało
wewnątrz niego.
- Nie obchodzi mnie.
- A ja myślę, że tak – jego palec kontynuował wędrówkę w dół, ku
krzywiźnie piersi. – Dlaczego w takim razie podążasz za mną? To oczywiste, że
nie możesz wytrzymać z dala ode mnie.
Ariyal obserwował emocje, które przemknęły po delikatnej twarzy Jaelyn.
Oburzenie, nieufność i… strach?
Wysunęła język, dotykając dolnej wargi, co wywołało u Ariyala szokujący
przypływ pożądania i sprawiło, że zapomniał o jej dziwnej reakcji. Gdy szedł
przez łąkę, był zdecydowany zostawić Jaelyn. Czyż nie miał wystarczająco dużo
kłopotów bez dodawania do tego pięknej kobiety, która dla zabawy deptała jego
męskość? Teraz jednak pragnienie, by być sam na sam ze swoim kipiącym
gniewem zostało zagłuszone przez odurzający zapach kobiety i chłodną,
satynową skórę pod jego wędrującym palcem.
- Ty arogancki… - syknęła, gdy jego palce odnalazły czubek jej piersi,
drażniąc brodawki, aż stwardniały.
- Podoba ci się? – mruknął gardłowo, kontynuując dręczenie jej sutka. Był
już całkowicie pobudzony, jego erekcja boleśnie naciskała na zamek jeansów. –
Powiedz mi, Jaelyn. Powiedz mi, czego pragniesz.
Rozchyliła usta i przechyliła głowę w tył, by napotkać jego wzrok.
- Zdrowego rozsądku – mruknęła. – Niestety, wydaje się im go brakować.
Miała rację. Istniało tysiąc prawdziwie racjonalnych powodów, dla których
to był zły pomysł. Ale gdy tylko przesunął się do przodu, naciskając twardością
swojego członka na intymne miejsce pomiędzy jej nogami, mógł już myśleć
tylko o jednym.
- Zdrowy rozsądek jest mocno przereklamowany – zapewnił ją, zniżając
głowę i pieszcząc czubkiem języka jej twardą brodawkę. – Utońmy razem w
szaleństwie, Jaelyn.
Jej rzęsy zatrzepotały, przysuwając się, by chwycić go za ramiona i owinąć
nogi wokół bioder w niemym zaproszeniu.
- Ariyal.
- Powiedz to – znaczył pocałunkami ścieżkę między jej piersiami,
ociągając się nieco przy małej dolince, zanim odszukał wrażliwy pączek po
drugiej stronie. – Powiedz te słowa.
Jęknęła cicho.
- Jakie słowa?
- To, że mnie pragniesz.
- Ja… - z wyraźnym wysiłkiem odchyliła głowę, by napotkać jego
płomienne spojrzenie.
- Mów prawdę, dziecinko – rozkazał cicho.
Zadrżała, czując jego napięte mięśnie, jej oczy wyrażały dziką potrzebę,
która zawładnęła i nim z brutalną siłą.
- Tak, do cholery – warknęła. - Pragnę cię.
Poczuł niesamowitą satysfakcję po jej wyznaniu.
- Dzięki bogom – mruknął.
- Nie, żebym była szczęśliwa z tego powodu – dodała.
Roześmiał się krótko i bez humoru.
- Witaj w klubie. Czy myślisz, że pragnę być rozpraszany przez arogancką
pijawkę? Zwłaszcza taką, która jest dwubiegunowa?
Zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli?
- Zmieniasz się z gorącej w zimną tak szybko, że można dostać zawrotu
głowy – wychrypiał. – Mam ciekawsze rzeczy do robienia w wolnym czasie.
Przełknął śmiech, gdy zmrużyła oczy. Wyglądała na urażoną myślą, że on
może już nie być więcej dręczony przez trawiące i ją bezlitosne pragnienie.
Potem, jakby nie mogąc się oprzeć temu celowemu wyzwaniu, uśmiechnęła się
kusząco, specjalnie wyginając ciało tak, by przycisnąć swoje miękkie piersi do
jego twardej klatki piersiowej.
- Dwubiegunowa, co?
- Tak.
Owinęła nogi wokół jego bioder, ocierając się o członka w obietnicy
spełnienia, która nieomal zwaliła go z nóg.
- A jednak desperacko mnie pragniesz.
Jęknął, czując się tak, jakby został kopnięty w brzuch. Tak. Zdesperowany,
by to ukryć. Ledwo ją dotknął, a już był gotowy eksplodować. To było wręcz
żenujące dla mężczyzny, który był znany z tego, iż mógł uprawiać seks
godzinami, a nawet dniami.
- Uważaj, Jaelyn. Nie zaczynaj czegoś, czego nie będziesz w stanie
dokończyć – ostrzegł.
W odpowiedzi szarpnęła guzik jego jeansów.
- Masz na sobie zbyt wiele ubrań, wróżko.
Serce zabiło mu w piersi, gdy pociągnęła w dół zamek, jej palce krążyły po
jego nabrzmiałej erekcji. Pod wpływem jej dotyku z gardła wyrwał mu się jęk
czystej rozkoszy. Musnął wzrokiem jej bladą, piękną twarz, elegancką linię szyi
i małe pagórki piersi. Część niego podziwiała jej smukłe linie i świetnie
rozwinięte mięśnie. Nie miał żadnych wątpliwości, że została udoskonalona, by
być zabójczą bronią. Ale większa jego część była zajęta delektowaniem się
doskonałą skórą w kolorze kości słoniowej, skąpanej w blasku księżyca, który
wpadał przez kuchenne okno i kontrastującymi z nią różowymi sutkami.
- Na Boga, Jaelyn, zabijasz mnie.
Bez ostrzeżenia pochyliła się, drażniąc czubkiem języka jego sutki.
- Hmmm, ciepła skóra… - przygryzała skórę znacząc drogę po jego piersi,
lekko drapiąc ją czubkami swoich kłów. – Bijące serce – odsunęła się z
drwiącym uśmiechem. – Masz w sobie jeszcze trochę życia.
Wpatrywali się w siebie nie spuszczając wzroku, w pełni świadomi ognia
wypełniającego powietrze między nimi. Pomimo ich kłótni i spięć, potężna siła
wiążąca ich ze sobą, była silniejsza od nich obojga. Przeznaczenie splotło ich
losy dla swoich własnych, tajemniczych powodów. A on miał gdzieś, że to nie
miało sensu.
- Przekonajmy się, ile we mnie jest życia – mruknął, przysuwając się, by
złożyć delikatny pocałunek na jej ustach, mądrze podejmując środek
ostrożności, jakim było usunięcie kabury z bronią i rzucenie jej na podłogę.
Jedna broń mniej wydawała się być dobrym pomysłem, gdyby sprawy poszły
źle. – Co ty na to, dziecinko?
- Tak.
Pogłębił pocałunek, zataczając językiem krąg między niebezpiecznymi
kłami, jego palce drażniły twarde sutki, potęgując pragnienie. W mgnieniu oka
Jaelyn zesztywniała pod naporem jego pierwotnego głodu, jej palce wbiły się w
klatkę piersiową. Ariyal jęknął, ale zanim był w stanie się powstrzymać,
gwałtowne pożądanie owładnęło całym jego ciałem, ich języki się złączyły, a
Jaelyn z zapałem odpowiadała na każde jego pchnięcie. Wszelka nadzieja na
opanowanie się została zniweczona przez jej odpowiedź.
Jęknął, wpijając się mocno w jej usta, jego niecierpliwe ręce znaczyły
drogę w dół jej pleców, aż dotarły do krawędzi spodni. To jednak nie
wystarczyło. Potrzebował więcej. Jego ręce wślizgnęły się pod pasek spodni,
ściągnęły je z jej nóg i odrzuciły na bok. Ariyal przerwał na chwilę, by kopnąć
swoje jeansy na bok i osunąć się powoli na kolana. Jaelyn jęknęła zaskoczona,
ale on był zafascynowany widokiem rozpościerającym się przed nim.
Była doskonała. Idealna. Nie mogąc oprzeć się pokusie, pochylił się do
przodu, aby czcić samo serce jej kobiecości językiem i zębami. Owinął ramiona
wokół jej smukłych ud, rozchylając je i rozkoszując się śliskim atłasem pod
językiem. Smakowała zimną ciemnością i burzliwymi nocami. Ekscytująca
kombinacja, od której łatwo mógł się uzależnić. Jej cichy jęk rozległ się w
powietrzu i Ariyal spojrzał w górę, by dostrzec, że chwyciła się krawędzi stołu,
wygięła plecy w łuk i odrzuciła głowę w jawnej przyjemności.
Tak. To było to, co powodowało, że mężczyźni podbijali imperia i niszczyli
cywilizacje. To powodowało, iż rozsądni mężczyźni popełniali morderstwa. To
wspaniałe, cudowne szaleństwo. A on zagubił się, zatracił wewnętrznie,
chwytając jej łechtaczkę między zęby. Zakwiliła, gdy drażnił jej mały guziczek
przyjemności. Ten dźwięk odbił się echem we wnętrzu Ariyala, poruszając
prymitywną, zaborczą część niego, którą pragnął zignorować.
Moja…
To słowo potężnym echem rozległo się w jego umyśle, wypaliło w sercu. Z
niskim pomrukiem odsunął od siebie niebezpieczne myśli, koncentrując się na
przyjemności Jaelyn. Nie chciał zrujnować tego momentu. Nie, kiedy nie mógł
być pewien, czy to się kiedykolwiek powtórzy. Jakby chcąc nagrodzić jego
zaangażowanie przy obecnym zadaniu, Jaelyn jęknęła, jej palce zatopiły się w
jego włosy i uwolniły je z warkocza. Dał jej ostatnie przeciągające się liźnięcie,
zanim wstał z kolan i stanął pomiędzy jej nogami. Chwytając ją za biodra,
obsypywał gorącymi pocałunkami jej policzek.
- Jesteś na mnie gotowa, Jaelyn? – szepnął.
Jej ręce pomknęły w dół, chwyciły jego członka i skierowały go w
kierunku pełnego oczekiwania ciała.
- Jestem gotowa – powiedziała łamiącym się głosem, jej palce pieściły go
od czubka erekcji do grubej podstawy. – Proszę, Ariyalu.
Ariyal syknął, walcząc ze zbliżającym się orgazmem. Nie był gotowy
zatracić się w zapomnieniu.
- Powiedz mi, Jaelyn. Powiedz, że mnie pragniesz – rozkazał, patrząc jak
jej oczy zaszkliły się z pożądania.
- Już ci powiedziałam – jęknęła.
- Muszę się upewnić, że wszystko między nami jest dostatecznie jasne –
szepnął, pochylając się i dotykając ustami jej ust. – Nie chcę być oskarżony o
zmuszanie cię do czegoś.
Objęła go za szyję, jej oczy błyszczały jak klejnoty w świetle księżyca.
- Żaden mężczyzna nie mógłby mnie zmusić.
- Więc powiedz to.
Zaklęła, ale odchylając głowę do tyłu napotkała jego uporczywe spojrzenie.
- Ja. Chcę. Ciebie.
- Ariyalu.
- Ariyalu – jej paznokcie podrapały mu plecy. – Zadowolony?
- Dopiero będę – mruknął.
Przesunął ręce na jej piersi, pieszcząc jędrne pagórki, opuścił głowę, by
posmakować sutków. Zadrżała, owijając nogi wokół jego bioder, jakby
namawiając go, by położył kres jej mękom.
- Ariyal ... cholera.
Zaśmiał się, dumny ze swoich umiejętności skłaniania jej do błagania go.
Wtem jej palce zacisnęły się na jego członku i śmiech zamienił się w jęk
pożądania.
Jasna cholera. Był blisko. Zbyt blisko, by kontynuować tę zabawę.
- Wygrałaś – mruknął, jego ręce gładziły krzywiznę jej talii, zanim
ześlizgnęły się miedzy nogi, jego palce objęły jej dłoń i poprowadziły obolałą
męskość ku jej zapraszającemu wejściu.
- Zawsze – wyszeptała, jej zdeterminowanie, by mieć ostanie słowo,
zostało zachwiane, gdy jęknęła z rozkoszy po tym, jak wszedł w nią głęboko.
Chwycił ją za biodra, jego twarz wyrażała pożądanie.
- Trzymaj się, Jaelyn – powiedział. – To będzie ostra jazda.
Błysnęła kłami, przesuwając ręce na jego pierś i zaciskając mięśnie wokół
zanurzonego w niej członka.
- Zrób to, wróżko.
Ledwie pamiętając o oddychaniu, Ariyal zamknął jej usta zaborczym
pocałunkiem, wychodząc z niej i zatrzymując się ponownie w gotowości przy
jej wejściu. Jaelyn zamruczała w proteście, chwytając go za tyłek. Jego cichy
śmiech odbił się echem w pustym domu.
- Wolniej jest przyjemniej, Jaelyn.
Possał jej dolną wargę, a ona wbiła mu paznokcie w ciało.
- Chcesz, żebym cię błagała?
Z łatwością zanurzył się w jej wnętrzu, cienka warstwa potu pokryła jego
ciało, gdy wsunął się do samego końca.
- Chcę, żebyś krzyczała – odparł.
- Spraw to – wyszeptała, ściskając nogami jego biodra.
Znaczył pocałunkami ścieżkę wzdłuż jej szyi, więc mógł wyszeptać jej
prosto do ucha:
- Czy to wyzwanie?
- Czy chcesz to zrobić… och!
Nie dokończyła, gdyż wyszedł z niej i wszedł, a potem zaczął rytmicznie
poruszać biodrami nieomal podnosząc ją ze stołu siłą swojego nacisku.
Krzyknęli chórem, Jaelyn ukryła twarz w jego szyi, gdy przytrzymał jej biodra i
przez chwilę delektował się uczuciem swojego twardego członka opinanego
przez jej ciasne ścianki. Potem, gdy drżała pod nim, powtórzył silne pchnięcie,
ale robiąc to wolniej i przyjemniej tak, jak obiecał. Czy też właściwie, taki miał
plan.
Po każdym pchnięciu Jaelyn unosiła biodra w górę, mając siłę wyjść
naprzeciw jego pchnięciom, potęgując uderzenia. Nigdy nie miał tak wspaniałej
kochanki. przynajmniej takiej, która dawała mu przyjemność zamiast bólu.
To było… oszałamiające. I niepokojąco intymne. To było tak, jakby
połączyli się ze sobą. Nie tylko fizycznie, ale przez namiętność, która ich
związała. W tym momencie byli jednością. Jej usta sunęły w dół jego gardła,
powodując małe wstrząsy elektryzującego podniecenia, gdy czuł czubki jej kłów
drapiących go w skórę. Bezlitośnie stłumił szalone pragnienie, by poczuć te kły
zagłębiające się w jego ciele, koncentrując się na wzrastającym napięciu dolnej
części ciała.
- Jesteś ze mną, Jaelyn?
Wbiła paznokcie w jego skórę i przekrzywiła głowę, by rzucić mu
ostrzegawcze spojrzenie.
- Nie przestawaj – warknęła. – Nie waż się przestać.
Uśmiechnął się z dziką przyjemnością, słysząc jej żądanie.
- Mówiłem ci, że sprawię, iż będziesz krzyczała, Jaelyn – przypomniał jej,
przesuwając ręce, by podciągnąć jej nogi wyżej swojego pasa, unosząc w górę
tak, aby móc zanurzyć się głębiej.
Łapiąc oddech, szybkimi, nieustającymi pchnięciami przybliżał ją do
niebezpiecznej krawędzi. Jej oczy były zamknięte, a ciało zacisnęło się mocno
wokół jego członka tak, że prawie był pewien, iż mógłby zapłonąć, zanim ją
zaspokoi.
Raz po raz zanurzał się głęboko w jej wnętrzu. Właśnie wtedy, gdy był
pewien, że zawstydzi sam siebie, pchnął jeszcze raz, a ona krzyknęła poddając
się spełnieniu. Przytwierdził jej usta żarliwym pocałunkiem, przyciskając mocno
do siebie jej drżące ciało i wstrząsając się pod naporem wybuchu rozkoszy.
Jasna… cholera.
Wciąż trzymając ją w ramionach, obsypywał jej twarz delikatnymi
pocałunkami, nadal pompując w nią i starając się odzyskać panowanie nad sobą.
Albo zdrowy rozsądek. Obojętnie, które zjawi się pierwsze.
Kołysana przez maleńkie wstrząsy przyjemności, Jaelyn nie miała wyboru,
jak tylko trzymać się kurczowo Ariyala. A właściwie to był tylko pretekst,
jakiego użyła, by gładzić satynową skórę jego pleców i przyciskać twarz do jego
szyi, wdychając ciepło i uzależniający zapach. Dzwonki alarmowe rozbrzmiały
w głębi jej umysłu. Tak, jakby trzeba jej było przypominać o kompletnym
szaleństwie ulegania tej namiętności.
Ale dopiero uporczywy ból kłów przebił się przez jej zamroczony umysł i
zesztywniała w jego ramionach. Nie wszystkie jej pragnienia zostały
zaspokojone. A gwałtowna chęć zatopienia kłów w jego szyję była prawie nie do
odparcia. Z sykiem położyła ręce na jego piersi, odchylając głowę do tyłu, aby
spotkać jego rozmarzony wzrok.
- Nie – ostrzegł.
Popatrzyła na niego, rozgniewana rozkazującym tonem.
- Nie, co?
- Nie próbuj odsuwać się ode mnie.
- Czy ty zawsze jesteś takim apodyktycznym kochankiem?
- Tak – przyznał, nie przepraszając. Typowe. – Czy ty zawsze tak ochoczo
opuszczasz ramiona swojego kochanka?
Jaelyn zadrżała. Kochanek. Szybko zmusiła się do zignorowania
zaborczego błysku jego brązowych oczu i wspaniałego uczucia ciepłego ciała
wciąż tkwiącego w jej wnętrzu. Nie chciała przez głupotę pogarszać sprawy,
żałując, że wszystko nie może ułożyć się inaczej. Nawet gdyby nie był jej
obecnym zadaniem, jej pozycja Łowcy oznaczała, że nie mogła sobie wziąć
kochanka na stałe. A już na pewno nigdy nie mogła mieć partnera…
Zatrzasnęła drzwi przed kształtującą się niebezpieczną myślą. Tam nie
pójdzie.
- Wampiry się nie przytulają – powiedziała lodowatym tonem. –
Przepraszam.
Gniew ściągnął jego wspaniałe rysy, ale gdy powoli wysuwał się z niej,
nadal trzymał ją w ramionach.
- To coś więcej niż alergia na przytulanie – zarzucił jej. – Traktujesz mnie,
jakbym miał dżumę – kpiący uśmiech zakwitł na jego wargach. – Przynajmniej
nie wtedy, gdy sprawiam, że krzyczysz z rozkoszy.
Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy, zdesperowana, by go udobruchać.
- Miałam wielką ochotę, a ty ją zaspokoiłeś – wzruszyła ramionami. –
Czego chcesz? Pucharu?
Nie spodziewała się, że jej ostre słowa położą kres jego pytaniom. Czyż
mężczyźni nie pragną seksualnych kontaktów bez bałaganu, bez zawracania
sobie głowy zobowiązaniami? Oferowała mu to czarno na białym. Ale
oczywiście Ariyal nie zachował się tak, jak powinien. Irytujący dupek.
- Chcę prawdy – warknął. – Czegoś, co wydaje się być dla ciebie obcym
pojęciem przez większość czasu.
- Mówiłam ci…
Zły, ujął w dłonie jej twarz.
- Cholera, Jaelyn, dosyć gierek.
Zapach ziół wypełnił powietrze, gdy jego moc parzyła jej skórę, ale to nie
ze strachu przeszedł ją dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Przycisnęła dłonie do jego
piersi.
- To nie jest gra.
- Nie, z pewnością. Przestań robić ze mnie durnia i odpowiedz na pytanie –
przeciwstawił się jej, gdy chciała go odepchnąć. – Czy ty czujesz do mnie
obrzydzenie, bo jestem złym Sylvermystem?
Obrzydzenie? Czy ten facet jest psychiczny? Prawie błagała go, by wziął ją
na tym zakurzonym stole w opuszczonym gospodarstwie pośrodku pieprzonego
niczego. Czy tak postępowała kobieta, która czuła obrzydzenie? Pokręciła
gwałtownie głową, uważając, by nie zdradzić się wyrazem twarzy.
- Nie jesteś zły.
- Nie to mówiłaś, gdy poinformowałem cię, że mam zamiar poświęcić
dziecko, które może być użyte do wskrzeszenia Mrocznego Lorda.
- Nie miałam zamiaru przystać na skrzywdzenie dziecka, ale chęć ochrony
twoich ludzi nie jest zła – rzuciła mu gniewne spojrzenie. – Uwierz mi,
widziałam różnicę.
Popatrzył na nią z gniewem.
- Więc dlaczego odmówiłaś mi swojej krwi, gdy jej potrzebowałem?
Cholera, on jeszcze o tym? Dlaczego do tego wraca?
- Mamy ważniejsze rzeczy do omówienia – mruknęła.
Jego dłonie zacisnęły się na jej twarzy, gdy próbowała odwrócić wzrok.
- Nie, nie zamierzam dać się zbyć – ostrzegł. – Powiedz mi.
Spojrzeli na siebie w milczeniu. Potem Jaelyn zacisnęła zęby, podniosła
ręce i chwyciła go za nadgarstki, by odciągnąć jego ręce z dala od twarzy.
- Bałam się tego, co się mogło wydarzyć – warknęła, pojmując, że uparty
Sylvermyst nie zrezygnuje, dopóki nie dowie się od niej kompromitującej
prawdy.
Jak można było się spodziewać irytujący mężczyzna nie wydawał się być
w ogóle zadowolony z jej wyznania.
- Nie ufasz mi – powiedział niskim głosem.
- Nie ufam sobie – prychnęła. – Zadowolony?
- Nie, nie jestem, cholera, zadowolony – warknął. – Nie znoszę zagadek. O
czym ty, do cholery, mówisz?
Studiowała doskonale wyrzeźbione linie jego twarzy, jej serce ścisnęło się,
jakby znalazło się w imadle. Addonexus zrobił wszystko, co w jego mocy, aby
zniszczyć jej emocje. Miała być bronią, a nie kobietą. Założyła, że to mu się
udało. Aż poznała tego mężczyznę. Tego pięknego, potężnego, prawdziwie
irytującego mężczyznę.
Nie wiedziała jak i dlaczego, ale przebił się przez jej barierę ochronną i
zagrażał jej w sposób nie do końca przez nią rozumiany, lecz była na tyle mądra,
by czuć strach.
- Nie mogłam ryzykować, że ostrze nas ze sobą zwiąże – wyznała.
Spojrzał w stronę miecza, który rzucił na drewniany stołek koło lodówki.
- Ostrze tylko pochłania twoją energię, nie kradnie duszy, to tylko plotki.
- Nie bądź głupi. Mam na myśli, że… - walczyła z falą wstydu. Cholera.
Sprawiał, że czuła się jak idiotka. – Zwiąże nas. Na zawsze.
- Oczywiście, że jestem głupi. Jak kropla krwi na moim ostrzu może nas
związać?
- Ponieważ ostrze przenosi krew na ciebie.
- I?
- I to może działać tak samo, jakbyś ją wziął bezpośrednio z mojej żyły.
- Nigdy nie słyszałem, by wzięcie krwi wampira było wiążące. No, chyba
że… - zamarł, jego brązowe oczy zwęziły się z niedowierzania. – No, chyba że
oni są partnerami.
Dzyń, dzyń. Dajcie wróżce złotą gwiazdę.
Wampir potrzebował krwi, by przetrwać. I nie było niczym niezwykłym
wzięcie jej od kochanka podczas uprawiania seksu. Ale wymiana była tylko
funkcją organizmu. Jedzeniem i przyjemnością. Czymś, wobec czego mądry
wampir mógłby przejść obojętnie. Ale w rzadkich przypadkach tym, którzy
znaleźli bratnią duszę, wymiana krwi splatała dusze. Stawali się nieodwracalnie
związani. Na zawsze i na wieki wieków…
Nie mogąc znieść jego przeszywającego wzroku, popchnęła go mocno w
tył i ześlizgnęła się ze stołu, zanim zdążył odzyskać równowagę.
- Powinniśmy zdecydować, co robimy dalej – przypomniała mu cierpkim
tonem, nakładając ubrania i mocując kaburę wokół bioder. – Jeśli jesteś już
uleczony, myślę, że powinniśmy skupić się na znalezieniu Tearlocha i dziecka.
Później będziemy się martwić o kundla, który przywołał zombie i jego
tajemniczych przyjaciół.
Bez ostrzeżenia chwycił ją za ramię i obrócił, by stanęła twarzą w twarz z
jego sondującym spojrzeniem.
- Pleciesz.
Zesztywniała, celowo ignorując jego wspaniałe, nagie ciało. Teraz nie było
czasu, aby myśleć o tym, jak dobrze było mieć go między nogami, czuć jego
ciepło głęboko w środku, gdy wbił…
Nie.
Mocno pokręciła głową.
- Nie plotę – poinformowała go lodowatym tonem. – Dzielę się z tobą
rozsądnymi rozwiązaniami co do dalszego postępowania.
- Unikasz tematu.
- Bo nie chcę o tym mówić. To powinno być oczywiste nawet dla tak
nieustępliwego, upartego jak osioł Sylvermysta.
- Szkoda.
Jaelyn syknęła w szoku, gdy nagle złapał ją na ręce i zaniósł przez pokój do
drzwi prowadzących do małej piwnicy wykopanej pod domem.
- Co ty, do cholery, robisz?
Stawiając ją ostrożnie na nogi, Ariyal zatrzasnął drzwi i oparł się o nie.
Uwięził ich w ciemnej, zatęchłej przestrzeni, która była zagospodarowana
półkami z poustawianą na nich setką szklanych słoików, pokrytych kurzem.
Oczywiście poprzednia gospodyni oddawała się puszkowaniu, wyciskaniu i
kiszeniu wszystkiego, co pochodziło z jej ogrodu.
Ariyal skrzyżował ręce na piersi z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Jedno z nas zawsze wychodzi, gdy rozmowa staje się interesująca.
Prychnęła:
- Ty i ja mamy najwyraźniej różne definicje słowa interesująca.
- Nie uważasz za interesujące tego, że stałem się twoim partnerem?
Ciasna przestrzeń wydawała się skurczyć jeszcze bardziej. Rozmowa
przybrała nieciekawy obrót.
- Nie jesteś moim partnerem.
Brązowe oczy zapłonęły na to zaprzeczenie. Wyglądał, jakby był
zniecierpliwiony jej upartą odmową zaakceptowania wzmacniającej się między
nimi więzi.
- Inaczej przedstawiałaś to kilka minut temu.
Wzruszyła ramionami.
- Powiedziałam, że…
- Tak?
Spojrzała w stronę półki z marynatami w kolorze ochry. Tak, to odpowiedni
czas, by kłócić się o drobiazgi.
- Powiedziałam, że nie chciałam ryzykować. Doprowadzasz mnie do
szaleństwa, ale czuję… - co to było za słowo? – cię podświadomie. Jakbyśmy
byli połączeni ze sobą na jakimś poziomie, dla mnie niezrozumiałym.
- I myślisz, że gdy będziesz ignorować to połączenie, to ono zniknie.
Bingo.
- Tak, dokładnie tak myślę.
- A ja nie mam nic do powiedzenia w sprawie przyszłości naszego
związku?
Zdecydowana bronić swojego zdania, odwróciła się, by napotkać jego
palące spojrzenie. To nie było tak, że miała w tej sprawie jakiś wybór, prawda?
- Nie ma żadnego związku.
- Nie to czułem, gdy błagałaś mnie, bym nie przestawał.
Poruszyła się, gdy pamięć przywołała obrazy tego pięknego Sylvermysta,
powodując falę ciepła przepływającą przez jej zimne ciało.
- Seks – wymamrotała, ignorując fakt, że z chęcią błagałby go o ponowny
raz.
- Nie – pokręcił głową. – To było coś więcej niż seks.
- Nie może być niczym więcej.
- Dlaczego?
Syknęła zirytowana. Czyż mężczyźni nie powinni pragnąć kobiet, które nie
oczekują „i żyli długo i szczęśliwie”? Ariyal postępował tak, jakby chciał, żeby
potwierdziła, iż jest jej partnerem. A może gdyby…
Nie. Pokręciła głową na samą myśl. Jaki to miałoby sens?
- Bo jestem Łowcą.
- I?
- I nie wolno nam mieć partnerów.
Przyglądał jej się z ponurym wyrazem twarzy.
- Nigdy?
- Nigdy.
- Co by się stało? – gwałtownie odsunął się od drzwi i stanął, górując nad
nią. – Zostałabyś wyrzucona?
- Nie – pochyliła głowę, jej twarz była równie ponura. – Jest tylko jeden
sposób odejścia od Addonexusa.
Brązowe oczy pociemniały, gdy wreszcie zrozumiał.
- Śmierć.
- Śmierć.