Tłumaczenie nieoficjalne
KAZchomik
Afrodyta
„O ja pierdole! Thanatos, masz jaja. Wielkie jak
moja głowa,” powiedziała Afrodyta.
Thanatos uniosła brwi. „Zignoruję wulgaryzmy i
przyjmę komplement, Prorokinio.”
„Musisz wiedzieć, że to ogromny komplement.”
Afrodyta powiedziała, kłaniając głową z
szacunkiem do Thanatos.
„Naprawdę postarałaś się dla nas. Dziękuję,
Wysoka Kapłanko,” powiedziała Stevie Rae.
Kalona i Zoey wymienili spojrzenia. „Tak więc
zostaliśmy sami i mamy mieć do czynienia z
Neferet i lokalną społecznością na własną rękę,”
powiedział.
„Znowu,” dodała Zoey. „To nie tak, że po raz
pierwszy Wysoka Rada pokazała jak im nasz los
wisi.”
„Chcieli dobrze,” powiedziała Thanatos, brzmiąc
gdzieś pomiędzy smutkiem i cynizmem. „Myślą,
że robią to, co jest najlepsze dla całej
społeczności wampirów, to jest to co kreuje
Rada przez eony.”
„Ona tkwi w średniowieczu!” Zoey rzuciła.
Afrodyta obserwowała ją uważnie. Tak, Wysoka
Rada to dupki, ale oni mieli wciąż Thanatos –
moc ich kręgu – dwie Prorokinie (nawet, jeśli
Shaylin była bólem dupy), Byczego Chłopca, i
nieśmiertelnego po ich stronie.
„Zatem mówię: Spoczywajcie w pokoju. To tylko
kilka starych bab – bez obrazy, Thanatos,”
Powiedziała Afrodyta. „Z, jedynym co mogli nam
zapewnić to plecy. Nie potrzebujemy ich
pozwolenia by stworzyć własne miejsce na
świecie. To jest nasz świat, także i my będziemy
tworzyć swoje miejsce.
„Tak, też tak uważam,” zgodziła się Stevie Rae.
Zoey skrzyżowała ramiona na piersi. „Więc,
wszyscy tkwimy tu razem, nie robiąc nic.”
„Dopóki nie złapiemy Neferet, obawiam się, że
tak,” powiedziała Thanatos.
Afrodyta zauważyła, że nie była jedyna osobą,
która obserwowała Zoey ściśle. Brwi Thanatos
uniosły się, a ona przechyliła głowę na bok.
„Kapłanki, wszyscy zgadzamy się, że Neferet
jest odpowiedzialna za śmierci, które miały
miejsce zeszłej nocy, czyż nie?”
„Neferet to zrobiła,” powiedziała Z.
„Zatem Neferet musi być odnaleziona i oddana
władzom. Do tego czasu, prawda jest taka, że
ludzkie organy ścigania nie znajdą dowodu, by
udowodnić nam winę, ponieważ nie jesteśmy
winni.”
„Moment. Czy to oznacza, że zamierzasz
pozwolić profesorom, aby poddali się badaniom
DNA?” Zoey zapytała.
„Nie. To oznacza, że znajdziemy Neferet i
dostarczymy jej DNA władzom ludzkim.”
„Neferet jest potężną nieśmiertelną. Ona nie
pozwoli nam ją złapać, a co dopiero zabrać się
gliniarzom.”
„Zoey, można powiedzieć, że tobie i twojemu
kręgu udało się ją pokonać, potężną
nieśmiertelną i uratować twoją babcię przed
nią.”
„Pokonaliśmy ją wcześniej. Pobijemy ją
ponownie.” Stevie Rae brzmiała o wiele bardziej
pozytywnie, niż Z.
„Właściwie, wszystko co musimy zrobić, to
znaleźć Neferet. Zabrać ją do miejsca
publicznego i zacząć przygwoździć trudnymi
pytaniami. Straci swoją pewność siebie i zacznie
świrować, zwłaszcza, jeśli detektyw poprosi ją o
próbkę DNA.” powiedziała Afrodyta. „Tak, to
będzie kijowe, gdy wybuchnie pająkami lub zje
kilku miejscowych, czy cokolwiek, ludzie zaczną
rozumieć, że tam się dzieje więcej niż
konfrontacja człowieka i wampira, ale to nie
będzie bardziej kijowe, niż areszt domowy i
obwinianie za to całe gówno, którego nikt tu nie
zrobił.”
„Wierzę, że nadszedł czas, gdy ludzie
zrozumieją, że to coś więcej, niż problem między
człowiekiem i wampirem.” Kalona zaskoczył
Afrodytę zgadzając się z nią. „Zło zawsze jest
wzmacnia się, gdy panuje niewiedza.”
„Zamierzasz ujawnić się ludziom?”
„Mam zamiar doprowadzić Neferet przed wymiar
sprawiedliwości i ochronić tą szkołę. Jeśli to
oznacza ujawnienie się ludziom, tak też się
stanie.”
„Mam pytanie.” Stevie Rae podniosła w połowie
rękę.
„Tak?” powiedziała Thanatos.
„Jak mamy zamiar znaleźć Neferet?”
„To będzie łatwe. Zostaniemy tutaj, pozostając
w zgodzie ze ścieżką Bogini i poczekamy, aż
Neferet sama wyjdzie z cienia,” powiedziała
Thanatos.
„To durnota!” Z brzmiała jakby miała zaraz
wybuchnąć. „Kiedy Neferet porwała Babcię
siedziałam w kuchni, w tunelach. Tylko
czekałam i jęczałam do Nyx, by pomogła mi
uratować Babcię. I co? Bogini pojawiła się i w
zasadzie pojawiła mi to, że jestem dzieckiem co
tylko siedzi i płacze. Wysoka Kapłanka
faktycznie jakoś działa. Zatem, teraz mówisz mi,
że naszą wielką decyzją będzie siedzenie i
czekanie?”
„Nie, to co ci mówię oznacza, że mamy pokazać
mądrość i działać cierpliwie. Mamy pogrzeb
jednego z nas, a potem wznowimy zajęcia, i
nasze życie oraz nie dopuścimy do naszej szkoły
rozzłoszczonych mieszkańców, lub nie
dopuścimy by zalazła nas Ciemność tak jak w
przypadku Neferet. Oczekuję, że ty i Stevie Rae
pokażecie swoje umiejętności przywódcze i
pomożecie mi i reszcie utrzymać spokój oraz
wydzielić zadania. A teraz, jeśli skończyłaś mnie
pouczać odnośnie Bogini, której służę wiernie
przez wieki, mam pogrzeb, któremu będę
przewodniczyć.” Ton Thanatos wskazywał, że
usłyszał już wystarczająco dużo – zwłaszcza od
Zoey - i wstała. Z Kaloną podążającym za nią jak
jej cień, opuściła pokój.
Afrodyta stanęła między Zoey a drzwiami.
„Ryzykując, że zabrzmię jak ty, a tego nie chcę,
mam zamiar ci powiedzieć, że musisz
dostosować swoje nastawienie.
Z zmrużyła oczy. „Ta sytuacja cię nie wkurza?”
„Oczywiście, że tak, ale jedna zgryźliwa młoda
Wysoka Kapłanka co jest po naszej stronie
zachowuje się głupio.”
„Z, brzmisz na nieco zgryźliwą.” Stevie Rae
wyglądała niepewnie, ale to nie powstrzymało ją
od powiedzenia tego.
Zoey wzięła głęboki oddech i wypuściła go
powoli, wkładając palec w kamienny krąg,
wyglądający jak koło ratunkowe co wisiał na
długim, srebrnym łańcuszku na jej szyj. „Jestem
po prostu cholernie sfrustrowana czekaniem na
to całe gówno Neferet ponownie i czekaniem na
jej kolejny ruch.”
„Okay, powiedziałaś „cholera” i „gówno” w
jednym zdaniu, więc mam nadzieje, że może
zniesiesz tą durną barierę w twojej głowie, jeśli
chodzi o używanie „brzydkich” słów,”
powiedziała Afrodyta. „Poza tym, wciąż mówię
ci, że musisz zmienić swoje nastawienie. To nie
to samo co wtedy, i nie ta sama Neferet. Została
wygnana przez Wysoką Radę.”
„Tak, jest jak kurczak z obciętą głową, wciąż
biega choć jest trupem,” dodała Stevie Rae.
„Nazwałabym ją bardziej opisowo, niż kurczak,
ale puenta ta sama. I mamy całą szkołę przeciw
jej. Neferet nie może ukrywać się wiecznie – jak
właśnie powiedziałyśmy, nie ma innego wyjścia,
ona jest zbyt cholernie szalona by nie zacząć
rzucać się w oczy przez długi czas.”
„Nie,” Powiedziała Z. „Tu jest część problemu –
nie cała szkoła jest przeciw niej. Dallas i jego
przyjaciele są definitywnie po jej stronie, a już
na pewno przeciw nam.”
„Ale, Z, Neferet zabijając tatę Afrodyty zmieniła
wszystko.” Stevie Rae spojrzała na Afrodytę.
„Przepraszam raz jeszcze.” Afrodyta wzruszyła
ramionami a Stevie Rae powtórzyła gest. „Tak
jak powiedziałaś, tym razem zrobiła to
publicznie. Ona zjadła burmistrza. Policja się w
to wmieszała. Thanatos ma zamiar upewnić się,
że dostaną dowody, że to ona, a Dallas nie
będzie chciał mieszać się w sprawę
morderstwa, czy pomagać mordercy.”
powiedziała Stevie Rae.
„Dallas i jego obrzydliwi przyjaciele nie będą
dobrze czuć się w więzieniu. Będą musieli
siedzieć na dupach i być cicho. Pewnie,
będziemy mieć ból dupy przez nich, ale nie wiele
różniący się od tego jaki zwykle ma się w
normalnej szkole,” Powiedziała Afrodyta.
„Tak, chyba macie rację,” powiedziała Z.
”Przepraszam za te całe bycie „trzy razy nie,
dziękujemy”. Ja po prostu naprawdę chcę zrobić
coś co naprawi to wszystko. Wiecie, by wszyscy
byli w porządku i nie owijali się Ciemnością.”
„To nie było „trzy razy nie, dziękujemy.” Bardziej
brzmiało na „ale się na was zawiodłam”. Ludzie
ssą. Robią głupie rzeczy i nie są w porządku.
Koniec kropka.” Afrodyta jej powiedziała. „Jako
potwierdzenie tej reguły, idziemy na pogrzeb
Erin. Nie postępowała w porządku, i jestem
cholernie pewna, że jej pogrzeb będzie ssał.”
Afrodycie chciało się rzygać, gdy uczestniczyła
w pogrzebie. Nie było tak źle, gdy ktos
przyzwoity, jak Smok Lankford czy biedny, mały
gej Jack, zmarł, to było smutne i ssało i nie
można było założyć lepszych, wyrażających
siebie ubrań. Czarne. Nudne. Depresyjne.
I jeszcze położona wisienka na te całe gówniane
lody w postaci Zoey, która miała problem z
kontrolowaniem złości. Warczała na Wysoką
Radę. Warczała na Thanatos. To nie była Zoey –
wychowana na kulturalną. Zawiodła nie mówiąc,
że policja ma dowody DNA na to, kto zabił jej
ojca. Afrodyta spojrzała na Z. Szła obok Stevie
Rae i wskazywała coś dyniogłowej rozmawiając
z nią, ale nie wyglądała jak zwykle na
uśmiechniętą, jak to miała w zwyczaju będąc
przy swojej BFF. Z zmarszczyła brwi. Wyglądała
na zmęczoną. Nie, właściwie, wyglądała na
zirytowaną. Albo wkurzoną. Tak, Z
zdecydowanie wyglądała na wkurzoną.
Afrodyta nie wiedziała co ma kurwa robić.
Może Zoey potrzebowała usłyszeć jej ostatnią
wizję, tą w której stała się Bez Kontroli I Złą Z i
jak skończyła w więzieniu oraz jak grono ludzi
zostało zjedzone.
Ale instynkt Afrodyty wciąż podpowiadał, że to
jeszcze nie czas, w którym Zoey mogłaby by
powiadomiona – albo czy w ogóle kiedykolwiek
zostanie to wszystko jej wyjawione.
Może po pogrzebie jej przejdzie. Może Z jest po
prostu bardzo spięta, ponieważ pogrzeby są
okropne.
Ich trójka doszła do środka kampusu – wszystko
wyglądało jak zawsze podczas pogrzebu, stos
pośrodku terenu, gdzie rosły ogromne dęby.
Thanatos i Kalona byli na czele stosu, stojąc
przed Dallasem, Thanatos powiedziała mu coś,
przez co miał kamienną twarz. Jego przyjaciele
stworzyli półokrąg katastrofy mody zanim.
Darius odwrócił jej uwagę. „Tam są nasi
chłopcy,” powiedziała, i zmieniła kierunek
patrzenia na Wojowników i resztę kręgu, Stevie
Rae i czerwoni adepci stworzyli identyczny
układ co tamci, tylko, że po drugiej stronie
stosu.
Darius objął ją i Afrodyta pozwoliła oprzeć się na
jego ramionach, chcąc by zostali już sami.
„Thanatos i Kalona wyglądają ponura. Czy
spotkanie z Wysoka Radą poszło, aż tak źle?”
wyszeptał jej do ucha.
„Pociąg się wykoleił. Wyjaśnię później,”
odszeptała, patrząc jak profesorowie wypełniali
brakujące części po naszej stronie, tworząc
kompletny okrąg, jakby szkoła tworzyła jedną
wielką grupę. Co, oczywiście, było całkowita
nieprawdą.
Thanatos przemówiła pierwsza. Jej głos był silny
i czysty – była właściwie całkiem dobrym
mówcą, ale gdy zaczęła odprawiać rytmiczną
modlitwę, uwaga Afrodyty powędrowała gdzie
indziej. Obserwowała Dallasa. W jej mniemaniu
zawsze był za niski i miał małe, świńskie oczy –
nawet zanim stracił zmysły i stał się czerwony.
Tej nocy wpatrywał się w stos i owinięte ciało
Erin, ocierając oczy co jakiś czas wewnętrzną
stroną rękawa. Technicznie, płakał, ale głównie
spoglądał wściekło.
Spojrzenie Afrodyty powędrowało po
czerwonych adeptach za Dallasaem. Żaden z
nich nie płakał. Większość albo wyglądała jakby
się modliła, albo patrzeli na Thanatos. Cóż,
niektórzy gapili się na Kalone, ale dzieci zawsze
się na niego gapiły.
Oczy Afrodyty podróżowały po kręgu i
zauważyła, że Nicole nie dołączyła do grupy
Dallasa. Stała obok Lenobi i Travisa w środku
kępy profesorów. Jakby czując jej wzrok, Nicole
spojrzała na Afrodytę, ale to nie było sukowate
spojrzenie, ale też nie przyjazne. Afrodyta jeśli
chciałaby wyrazić słowami to spojrzenie
powiedziałaby, WTF?
Afrodyta przytrzymała jej spojrzenie nieco
dłużej, potem pozwoliła im poruszać się dalej po
kręgu. Jej wzrok zatrzymał się ponownie, gdy
dotarła do Shaylin. Stała obok myślącego
penisem Erika. Fakt, że Shaylin zawsze
wydawała się, jakby miała skończyć u boku
Erika, sprawiało, że oceniała ją. Erik był
niezaprzeczalnie gorący. Gdyby nie był gorący
Afrodyta by z nim nie była, ostatecznie z nim
skończyła i poszła dalej. Oczywiście nigdy nie
spotkała Shaylin i Erika robiącego cokolwiek co
przypominałoby ssanie twarzy. On nigdy nie
trzymał jej nawet za rękę publicznie.
Niemożliwym też było, żeby Shaylin go
prześladowała. Może Erik kręcił się wokół niej,
bo była pierwszym adeptem jakiego Naznaczył.
To była jakaś możliwość.
Shaylin była w stanie odczytywać kolory aury
czy jakkolwiek ona to nazywała, ponoć Erik był
coraz mniejszym dupkiem, a Shaylin mogła to
zobaczyć choć taka możliwość była
nieprawdopodobna.
Afrodyta przeczesała palcami włosy. Shaylin
odczytała jej kolory. Strasznie ją wkurzyła, była
prawdziwą suka na początku, ale później ja
przeprosiła. I prawda taka, że Shaylin miała
rację, gdy powiedziała Afrodycie:
Masz złocisty
płomień pośrodku twojego księżycowego
światła... Jest to część twojej wyjątkowości –
twojego ciepła... jest małe i ukryte, ponieważ
chowasz ciepło i dobroć przez większość czasu.
Ale to nie zmienia, że one wciąż tam są.
Wspominając, Afrodyta przeczesała włosy
ponownie. To tak irytujące, jej instynkt mówił,
że Shaylin była prawdziwą okazją – posiadała
Prawdziwe Widzenie, a Bogini obdarowała ją
umiejętnością interpretacji.
Afrodyta spojrzała tam, gdzie Zoey stała obok
Stevie Rae i Rephaima, pomiędzy Starkiem i
Shaunee. Naturalnie, Shaunee i Stevie Rae miały
mokre oczy. Z jednak nie, to wydawało się
dziwne. Z zazwyczaj płakała, zasmarkując się
całkowicie podczas pogrzebu, a mimo że Erin
zawiodła zanim zmarła, była częścią
oryginalnego kręgu Z.
Gdy Afrodyta spojrzała z powrotem na Shaylin
dziewczyna nie patrzyła już na Thanatos.
Patrzyła na Zoey i jej ekspansję mówiąc, że nie
podoba jej się to co widzi.
To wtedy Afrodyta podjęła decyzję.
Następnie skierowała ponownie uwagę na
pogrzeb, gdzie Dallas podniósł płonącą
pochodnię, natomiast Thanatos uniosła ręce i
przemówiła władczym głosem, „Dallasie,
zostałeś wyznaczony byś oświetlił stos Erin, a
moją decyzją nakazuję, by Shaunee użyła jej
daru Bogini by pomogła ciału upadłej córki
powrócić do ziemi w postaci popiołu.” Thanatos
wskazała, aby Shaunee dołączyła do jej boku
przy stosie.
Policzki Shaunee były obmywane łzami, ale nie
zawahała się. Podeszła do stosu i złapała za
pochodnię Dallasa. Razem dotknęli suche kłody,
a ona powiedziała w noc, „Ogniu, przybądź do
mnie!” Jej długie, czarne włosy uniosły się na
rozgrzanym powietrzu, co oznaczało, że żywioł
się pojawił. „Obejmij ciało mojej Bliźniaczki
uwalniając ją! Zatem proszę, niech tak się
stanie!” Zaszumiało a stos eksplodował w ogniu.
Wszyscy, za wyjątkiem Shaunee zmuszeni byli
wykonać kilka kroków w tył odsuwając się od
blasku. Afrodyta sondowała jej oczy i ręcę, nie
mogąc oderwać wzroku od Shaunee. Nadal
płakała, ale uśmiechała się a jej element otaczał
ją.
Afrodyta pomyślała, że wygląda jak bogini ognia.
Nigdy nie powiedziałaby tego Shaunee, ale
wciąż...
Gdy tylko Thanatos zamknęła krąg i
pobłogosławiła wszystkich, Afrodyta szepnęła
do Dariusa, „Mam coś do zrobienia i to szybko.
Spotkamy się ponownie w naszym pokoju.”
Pocałowała go, a potem przecisnęła się przez
tłum, starając się złapać spojrzenie Shaylin, i
mając nadzieje, że ta zostanie w miejscu.
Rozproszona, prawie biegła do tego cholernego
drzewa. Dobrze, że tego nie zrobiła, ponieważ po
drugiej stronie, Rephaim trzymał Stevie Rae,
która wylewała wiadrami łzy na przód jego
koszulki.
„Wiem, że to trudne, ale Erin jest z Nyx.”
Rephaim mówił do Stevie Rae. Spojrzał w góre,
akurat, gdy Afrodyta potknęła się obok dużego
dębu.
Położyła palec na swoich ustach i wypowiedziała
bezgłośnie „ćsssii”, potrząsając głową. To było
wszystko czego potrzebowała – Stevie Rae
spodziewającej się, że Afrodyta dołączy do niej.
Na szczęście, Rephaim nie zwracał już na nią
uwagi, i wrócił do rozklejonej Stevie Rae,
podczas gdy Afrodyta szła na placach dalej.
Poczuła dreszcze, nie przyjemne uczucie i chłód.
Jej wzrok napotkał natychmiast Dallasa.
Przynajmniej, nie mógł jej zobaczyć. Drzewo było
na jej drodze, ale Afrodytę bez problemu
zobaczyć, choć stąpała ostrożnie jak jałówka.
Był zbyt zajęty wgapianiem się w Rephaima i
Stevie Rae. Nienawiść w jego spojrzeniu była
przerażająca. W milczeniu, Afrodyta pracowała
nad obejściem wkoło drzewa, zbliżając się do
Dallasa. Mówił coś cicho, mrucząc do siebie.
Afrodyta skoncentrowała się, obserwując jego
zbyt wąskie usta i słuchała w pełni skupiona.
„To nie w porządku. Moja jest martwa a jej
nawet nie jest człowiekiem. To nie w
porządku...”
To było to. To było wszystko co Dallas mruczał.
Afrodyta czekała, obserwowała, gotowa by
ostrzeć Rephaima i ewentualnie Dariusa, jeśli
Dallas próbowałby coś zrobić, ale dzieciak
ciągle tylko powtarzał to samo gówno, ciągle i
ciągle, nawet, gdy poszedł dalej.
Afrodyta pokręciła głową. Z Dallasem naprawdę
coś było nie tak. Z może i ma problem
mentalnego załamanie, ale ona przynajmniej nie
chce utknąć w Domu Nocy wraz z nim.
„Okay, do zobaczenia jutro, Erik!” słysząc głos
Shaylin, Afrodyta westchnęła z ulgą i
przyśpieszyła nadrabiając czas, gdy Shaylin
machała na do widzenia Erikowi i zaczęła iść ku
akademiku dziewcząt.
„Pssst!” Afrodyta zawołała do niej.
Shaylin spojrzała na nią pytająco.
„Tutaj. Teraz.” Afrodyta wskazała na cienie
migoczące poza światłem latarni gazowych,
które oświetlały część chodnika.
Dotarły do ciemnej części razem. Shaylin
skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. „Nie
możesz ustawiać mnie po kontach.”
„A jednak zrobiłaś dokładnie to co
powiedziałam.”
bez słowa Shaylin odwróciła się i zaczęła
odchodzić.
„Weź na wstrzymanie! Tylko żartowałam.
Wracaj.”
Gdy Shaylin nie przestała iść, Afrodyta
westchnęła i dodała, „Proszę.”
Shaylin natychmiast do niej wróciła.
„Proszę to jedyne słowo, którego potrzebujesz.
Następnym razem spróbuj go użyć na początku.”
„Dobra. Dobra. Nieważne.”
Afrodyta spojrzała na Shaylin. Shaylin spojrzała
na nią. Afrodyta przeczesała włosy. Oczy Shaylin
rozszerzyły się. „Czy ty się stresujesz?”
„Nigdy się nie stresuje.”
„Zakręcasz włosy na palec.”
„Przeczesuję włosy.”
„Musisz coś chcieć ode mnie.” Shaylin
uśmiechnęła się.
„Nie. Nie chcę niczego od ciebie. Afrodyta,
Prorokini Nyx, potrzebuje czegoś od ciebie.”
„Jeśli zaczniesz mówić o sobie w trzeciej osobie
zacznę czuć się naprawdę nieswojo.”
„Po prostu się zamknij i słuchaj: Miałam wizję,
miałam do czynienia z Zoey, która straciła
kontrolę nad swoim temperamentem i złe rzeczy
się przez to wydarzyły.”
Uśmiech Shaylin znikł. „Powiedziałaś Z?”
„Nie sądzę, żebym powinna. Albo przynajmniej
sądzę, że to nie jest odpowiednia chwila.”
„Czyli ty modliłaś się i naprawdę usłyszałaś
odpowiedź Nyx?”
„Tak, kretynko. Oczywiście, że tak. Dostałam
odpowiedź, dlatego stoję tu teraz z tobą a nie z
Zoey.”
„Nie nazywaj mnie kretynką,” powiedziała
Shaylin.
„To nie brzmij jak jedna. Już wiesz, że coś się
dzieje z Z.”
Shaylin przygryzła dolną wargę.
„Więc?” Afrodyta naciskała.
„Nie jest zbyt wygodne by mówić o tym z tobą.”
„Zapomnij, że mówisz do mnie. Udawaj, że
rozmawiasz jak Prorokinia z drugą Prorokinią,
ponieważ właśnie tak jest.” Afrodyta napotkała
jej spojrzenie. „To nie plotkowanie. To nie tak.
To nasza praca.”
„Jej kolory robią się coraz dziwniejsze,”
powiedziała cicho Shaylin.
„Dziwniejsze? To już się dzieje?”
„Tak, rozmawiałam z nią o tym w tunelach.
Zauważyłam, że jej kolory coraz bardziej mętną i
mieszają się ze sobą, i powiedziałam jej, że
wydaje mi się, iż się o coś martwi.”
„I co dalej?”
„Powiedziała, że mam trochę racji, i w zasadzie,
że nie wszystkim musi paplać o swoich
sprawach.”
„Tak, rozumiem, dlaczego tak powiedziała,”
powiedziała Afrodyta.
„Nie zamierzam nic nikomu mówić – nawet Zoey.
Shaylin, czy kolory Zoey dalej mętną?”
„Bardzo, mieszają się, prawie jak jacuzzi, czy w
tornadzie.”
„Co to do diabła znaczy?”
„Gniew. Zamieszanie. Frustracja. Zasadniczo, to
niedobrze. Okay, tu mam przykład: kolory
Dallasa ciągle się mieszają.”
„Cholera! Kolory Zoey też ciągle się mieszają?”
„Nie, to dopiero się zaczyna, i zatrzymuje się.
Była zamieszana, gdy na początku dołączyła do
kęgu tej nocy, ale, gdy Thanatos mówiła i się
modliła, ona coraz bardziej się zatrzymywała i
oczyszczała. Gdy Shaunee zapaliła stos, ona
wróciła z powrotem do jej normalnego fioletu ze
złotymi plamkami. Przeprasza, wiem, że brzmi to
dziwnie,” powiedziała Shaylin, potrząsając
głową.
„Właściwie, myślę, że robisz dobrą robotę
opisując to.” kiedy Shaylin zaskoczona
zamrugała, Afrodyta dodała, „Mówiłam ci,
Afrodyta, Prorokini Nyx mówi, że masz rację.”
„W trzeciej osobie – straszne.”
„przyzwyczaj się. Oto czego Prorokini chce od
ciebie – obserwuj Zoey i mówi mi, gdy tylko
znów zacznie wirować.”
„Jak teraz?”
„Taak, kretynko. Jak teraz.”
„Brzmisz bardziej na Afrodytę, niż na Prorokinię
w tym momencie,” powiedziała Shaylin.
„To dlatego, że ona i ja jesteśmy jednym. Rób co
ci mówię a nikt nie zostanie skrzywdzony,”
powiedziała Afrodyta.
„Jesteś cholernie dziwna,” powiedziała Shaylin.
„Normalność jest przereklamowana. Mamy
umowę?”
„Czy obiecujesz, że nie powiesz nikomu poza
Zoey i Nyx co ci mówię?”
Afrodyta zawahała się, po czym skinęła głową.
„Obiecuję. Masz moją przysięgę. Nie będę
plotkować o Zoey.”
Shaylin studiowała ją. „Wierzę ci. Obu wam.”