Historia Polski chwali KOR
Leszek Kołakowski na 30. rocznicę KOR-u
KOR był detonatorem, co zainicjował pożar, który - z udziałem mnóstwa innych ludzi i
rozmaitych historycznych przypadków - doprowadził gmach komunizmu do ruiny, a Polskę
do niepodległości
Pochwałę KOR-u napisałem dziesięć lat temu. Teraz tylko krótkie uzupełnienie.
Nie mogę sobie zarzucić, że siebie samego chwalę, bo byłem tylko zagranicznym reprezentantem
KOR-u, niewystawionym na więzienia i pałki.
KOR - pierwsza jawna organizacja opozycyjna w bloku sowieckim, między Kamczatką a
wschodnim Berlinem. Nie występował z projektem obalenia ustroju, ale to dzięki niemu głównie
rozrósł się w Polsce ruch protestu. Ten ruch w końcu, gdy powstała "Solidarność", a KOR mógł się
rozwiązać, do takiego skarlenia przywiódł organizm PRL-u, że ten, choć monopolistycznie
uzbrojony w karabiny, czołgi i pałki, został przymuszony, by wyrzec się swej niewzruszonej, ale -
jak wyszło na jaw - widmowej potęgi. Nowe siły wzięły we własne ręce Polskę, nie oddawszy
choćby jednego strzału.
Polski Okrągły Stół i jego uczestnicy są dziś nieraz szarpani i opluwani, często przez tych, co
palcem nie kiwnęli, by się kiedy narazić peerelowskiej władzy. Oni właśnie wiedzą, że wdawanie
się w negocjacje z rządem komunistycznym było zbrodnią, że należało całkiem inaczej rzecz
załatwić. Jak? Tego nie mówią. Czy należało powstanie wszcząć, bo naród do szabli się rwał? Jeśli
tak, to czemuż nie zrobili powstania, kto im zabronił?
Nie wiemy. Wiemy jednak, w jak strasznych warunkach, wśród jakich niebotycznych trudności ów
pierwszy rząd nowej Polski, rząd Mazowieckiego, Balcerowicza, Skubiszewskiego, Kuronia,
pracował nad tym, by kraj wprowadzić w nowe koleiny. To się w końcu udało i tego mu nie mogą
wybaczyć owi PP (Prawdziwi Polacy), którzy twierdzą, że oni by to inaczej i stokroć lepiej zrobili
(nie wiemy jednak nadal, jak mianowicie) i nie skalaliby się negocjacjami z komuną, na które to
negocjacje PP reagują z taką zgrozą.
Wściekłość PP wylała się na różnych ludzi czynnych w KOR-ze i w negocjacjach. Ostatnio wylała
się na Jacka Kuronia, jednego z najlepszych i najdzielniejszych ludzi, jakich ziemia polska wydała
w naszych czasach. Liczni z tych najbardziej zasłużonych Polaków są lub byli niedawno opluwani
(jak pamiętamy, Jan Nowak-Jeziorański kolaborował z okupantem; Czesław Miłosz chciał wcielić
Polskę do Związku Radzieckiego; Herbert był współpracownikiem bezpieki, podobnie jak Kuroń i
jak Wałęsa; ministrowie spraw zagranicznych nowej Polski byli w większości agentami
sowieckimi; Adam Michnik aparatczykiem partyjnym itd.).
Oszczerstwa rzucane na najbardziej zasłużonych mają zresztą w Polsce swą tradycję, a oszczercy z
różnych miejsc się pojawiają. Może to być bezpieka, mogą to być ci katolicy, których zdaniem
przesłanie Jezusa Chrystusa na tym właśnie polega, by rozsiewać nienawiść i oszczerstwa, mogą to
być też PP i ich organizacje, którzy nigdy nie wybaczą tym, co Polskę dźwignęli z upadku i niedoli.
Wolno powiedzieć, że KOR był detonatorem, co zainicjował pożar, który - oczywiście z udziałem
mnóstwa innych ludzi i z udziałem rozmaitych historycznych przypadków - doprowadził gmach
komunizmu do ruiny, a Polskę do niepodległości.
A co do opluskwiaczy i oszczerców, u których trudno wyliczyć, czy więcej tam podłości, czy
głupoty, to pójdą oni tam, gdzie ich miejsce - na pole hańby.
Nie ja chwalę KOR. Chwali go historia Polski.