Stanisław Michalkiewicz: Doskonała próżnia
2004-11-19 (09:49) Nasza Polska
Przesłuchania świadków przed sejmową Komisją Śledczą pozwalają zrozumieć, jak
trudno jest czasami ustalić podstawowe fakty. Część świadków udaje, że nic nie
pamięta, inni usiłują wciągnąć Komisję na fałszywe tropy, jeszcze inni
podrasowują prawdę, dodając do jej tzw. dramatyzmu. Ale co tu się dziwić
świadkom, których, jak mawiał Rejent Milczek, nie brak na tym świecie, kiedy
nie jest pewne nawet to, czy świat istnieje.
Niektórzy publicyści, zwani filozofami twierdzą, że świat istnieje obiektywnie,
a znowu inni - że wcale nie, że cały świat umiejscowiony jest między naszymi
uszami, a to, co wydaje nam się obiektywnym istnieniem, tak naprawdę jest
reakcją komórek mózgu na elektryczne bodźce. Coś w tym jest, bo wystarczy, że
człowiek zażyje halucynogenny narkotyk i widzi, dajmy na to, żywego centaura.
Zresztą po co narkotyki, kiedy wystarczy zwykły Stalin, a ludzie nie tylko
zaczynają widzieć zalety, dajmy na to, centralizmu demokratycznego, ale nawet
się z tego doktoryzują i habilitują. Ci, co nie garnęli się do nauki, widzieli,
jak amerykańskie samoloty zrzucały stonkę na pola spółdzielni produkcyjnych.
Tymczasem teraz gdyby ktoś naprawdę coś takiego zobaczył, to na pewno by się
tym nie chwalił. Nawet prezydent Kwaśniewski piętnuje dziś Stalina, że
przyglądał się, jak Niemcy dorzynają powstańców w Warszawie, ale i on, i
większość z nas wzdraga się przed porównaniem tamtego Powstania do sytuacji w
irackiej Faludży, na oczach całego miłującego pokój świata bombardowanej z
samolotów, ostrzeliwanej z armat i karabinów maszynowych, właściwie nikt już
nie wie, z jakiego naprawdę powodu, bo przecież wszystkie dotychczasowe
uzasadnienia okazały się fałszywe. Najprędzej w obronie demokracji, bo
wprawdzie na takiej Białorusi czy Ukrainie demokracja jest łamana, ale dzięki
Bogu w Afganistanie wszystko jest w jak najlepszym porządku, a już najbliższe
wybory w Iraku będą wzorowe, jak u nas w stanie wojennym.
Przyczyną selektywnego postrzegania jest tzw. wielka polityka, czyli mieszanina
lizusostwa i maniakalnych urojeń (czyż to nie sam Pan Bóg Wszechmogący obiecał
Abrahamowi, że jego "potomstwo" otrzyma w posiadanie obszar od wielkiej rzeki
egipskiej do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat?) z nadzieją na łupy i korzyści
pomniejsze.
W imię wielkiej polityki prezydent z premierem Millerem zdecydowali o udziale
Polski w wojnie przeciwko państwu, z którym mieliśmy normalne stosunki i które
nie zrobiło nam nic złego, a w dodatku nie uzyskali za tę nikczemność żadnej
zapłaty dla państwa, a nawet chyba jej nie zażądali. Również Episkopat wykazuje
wiele zrozumienia dla wielkiej polityki, chociaż z drugiej strony abp Gocłowski
czyni ks. Jankowskiemu wyrzuty, ze z ambony uczynił sobie polityczną trybunę.
Widać wyraźnie, że człowiek jest psychofizyczną jednością; jak on politykuje,
to i jego sumienie też. Ale nie chodzi mi tu o moralizanctwo, tylko o
wykazanie, że do specyficznego widzenia nie trzeba wcale narkotyków. Propaganda
i chęć zysku wystarczy.
Czyżby zatem rację mieli solipsyści, utrzymujący, że tak naprawdę świat wcale
nie istnieje, a amerykańska potęga, żydowska pycha, polska naiwność i arabska
wściekłość to tylko fantomy? Chociaż wiele za tym przemawia, to jednak z
drugiej strony mosty się nie walą, samoloty nie spadają, długi trzeba spłacać,
a gestapo za pośrednictwem sejmowej Komisji Śledczej daje Polsce na
przeczyszczenie.
Naprawdę trudno jest powiedzieć coś pewnego.
Na przełomie lat 80. i 90. red. Michnik twierdził np., że Żydów w Polsce nie
ma. Taki pogląd jest niezwykle podobny do paradoksu Zenona z Elei, który
zapytywał, kiedy zaczyna się łysina. Gdy wypadnie jeden włos, to jeszcze nie
łysina, nieprawdaż? Kiedy dwa włosy - podobnie. Ile włosów musi wypaść, żeby
pojawiła się łysina? To bardzo trudne zagadnienie tym bardziej, że w tym samym
czasie red. Gebert twierdził przeciwnie - że Żydzi w Polsce są i że będą
walczyć z antysemityzmem.
Powątpiewanie w opinie red. Michnika, który już wtedy cieszył się reputacją
nieomylności, byłoby zuchwalstwem, ale z drugiej strony, czyż podważanie
spostrzeżeń red. Geberta nie miałoby charakteru par excellence antysemickiego?
Wprawdzie, jak mawiał prof. Kotarbiński, nieistnienie jest atrybutem
zaszczytnym, przysługującym także Bogu i sprawiedliwości, ale prof. Kotarbiński
dlatego był ateistą, więc czy może być coś bardziej antysemickiego, niż
zaprzeczanie istnieniu Żydów?
Analogię spostrzegł nawet pewien praworządny obywatel, zeznając w życiorysie,
iż urodziłem się w rodzinie do tego stopnia reakcyjnej, że do piątego roku
życia rodzice ukrywali przede mną fakt istnienia Związku Radzieckiego. A czy w
gruncie rzeczy jest jakaś różnica między ukrywaniem istnienia Związku
Radzieckiego, a ukrywaniem istnienia Żydów? Niby logiczne, ale w takim razie
czyżby nawet sam red. Michnik...? I tak źle i tak niedobrze, a przecież nie
wyszliśmy jeszcze poza próbę ustalenia podstawowego faktu.
Z masonami aż tak źle nie jest, chociaż oczywiście nie jest też dobrze, ale
przynajmniej ich istnienie wydaje się pewne. Nie dla wszystkich, ma się
rozumieć; niektórzy postępowi publicyści tkwią jeszcze w sprośnych błędach
Niebu obrzydłych i utrzymują, że masonów nie ma, ale propagandyści bardziej
doświadczeni przestali już wierzgać przeciwko ościeniowi. Masoni, a jakże, są,
tyle tylko, że zupełnie nieszkodliwi, jak próbuje nam stręczyć JE abp Józef
Życiński, albo nie tyle nieszkodliwi, co przeciwnie - pożyteczni, jak próbuje
przekonać nas red. Piotr Wierzbicki. Że pożyteczni - to bardzo prawdopodobne.
Można przekonać się o tym choćby na przykładzie "Gazety Polskiej". Jak tylko
red. Wierzbicki uznał pożyteczność masonów, wkrótce na łamach tego pisma
zaczęły pojawiać się artykuły sponsorowane, dajmy na to, przez KGHM o zaletach
miedzi surowej, czy opłacane przez PZU reklamy różnych ubezpieczeń, przy czym
"Gazeta Polska" pozostała oczywiście pismem niezależnym. Inaczej zresztą być
nie mogło, bo czyż masoni, czy zresztą ktokolwiek inny, wspierałby pismo
uzależnione? W cóż inwestować w tych zepsutych i skorumpowanych czasach, jeśli
nie w niezależność?
Wydawałoby się zatem, że istnieje jakiś stały punkt we Wszechświecie, na którym
moglibyśmy oprzeć stopę gwoli dalszej eksploracji: masoni! Ale nic z tego!
Kard. Ratzinger właśnie potwierdził zasadność ekskomunikowania masonów. Zatem,
czy oni nieszkodliwi, a nawet pożyteczni, czy wręcz przeciwnie? Czy ktoś coś
wie na pewno?
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
MICHALKIEWICZ ZATRUTA MARCHEWKAGodzinki ku czci Św Michała Archanioła tekstMICHALKIEWICZ JAKÓŁKI WSCHODNIE I ZACHODNIEMICHALKIEWICZ OD KOR u DO KOK uMICHALKIEWICZ Troski i wnioski szermierzy wolnościMICHAŁ WOJCIECHOWSKI ZASADY SPOŁECZNE STAREGO TESTAMENTUMICHALKIEWICZ DESUETUDOS Michalkiewicz Cały pogrzeb na nicPLANSZA BIURO Angelika Michale NieznanyDOSKONALENIE PRZEPŁYWU MATERIAŁÓW W U KSZTAŁTNEJ LINII MONTAŻUMICHALKIEWICZ PROTECTOR CONFIDECTORUMwięcej podobnych podstron