tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Rozdział drugi
Jaxon najpierw go wyczuła. Czysty. Świeży. Sexy. Potrząsnęła w myślach głową
udzielając sobie reprymendy. Już go znała. Znała dotyk, głos, zapach. Nawet we śnie jej ręka
zaplątała sie w znajomą rękojeść broni. Teraz rozluźniła uścisk i pozwoliła, aby spadła na
prześcieradło obok. Czuła się bezpieczna. Leżała z zamkniętymi oczami, kontemplując tą
emocję. Poczucie bezpieczeństwa. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek wcześniej tego
doświadczyła. Zastanawiające było to, że mimo osłabienia, ran, przebywania z kimś obcym i
braku pojęcia gdzie była, czuła się bezpieczna.
Otworzyła oczy i ujrzała go nad sobą, dokładnie tam gdzie sie go spodziewała. Poczuła
go we wnętrzu umysłu. Wiedziała, że zawsze znalazłby ją w tłumie bez szukania. Był taki
wysoki, a potęga przylegała do niego jak druga skóra. Każde spojrzenie na niego kradło jej
oddech. To nie było w porządku. Był uosobieniem mocy. Czekała aż przymówi, musiała
usłyszeć jego głos. Kochała jego dźwięk. Ta niespotykana reakcja na niego przerażała ją.
Trenowała się w nie darzeniu nikogo uczuciem, a szczególnie mężczyzny. Była pewna, że
gdyby zainteresowała się jakimś mężczyzną Tyler Drake ponownie by się objawił.
- Czujesz się dzisiaj lepiej? - Lucian musnął dłonią jej czoło.
Jaxon odczuła ciepło jego dotyku niczym przypływ lawy w swoim ciele.
- Wyglądasz na zmęczonego - zmarszczyła brwi. - Czy zajmujesz się mną na okrągło,
bez spania? - Fakt że ktoś obcy zajmował się nią podczas snu powinien być niepokojący, ale
nie miała nic przeciwko temu. Jaxon go obserwowała. Fizycznie był piękny niczym mityczni
greccy bogowie. Ale jego znużone oczy widziały zbyt wiele i martwiła się że spał za mało.
Poczuła niespodziewaną chęć żeby sięgnąć i dotknąć jego ocienionej zarostem szczęki.
- To ja się tobą zajmuję, kochanie - na jego perfekcyjne usta wypłynął blady uśmiech -
Nie musisz martwić się o nikogo, tylko o siebie. Twoje rany ładnie się goją. Następnego dnia
będziemy mogli zabrać cię do szpitala, żeby twoi przyjaciele zobaczyli na własne oczy że
ż
yjesz i zdrowiejesz. Zapewniłem ich o tym, ale muszą sami cię zobaczyć.
Lucian z łatwością i bez chwili skupienia kontrolował ludzkie myśli. Robił tak przez
wiele wieków. Ale kontrola nad tyloma różnymi umysłami z takiego dystansu była męcząca.
Nie był gotowy do zrzeczenia się opieki nad Jaxon na rzecz pracowników szpitala do czasu,
aż uzyska pewność że od razu ją wypiszą. Nie chciał żeby przeprowadzano testy krwi i
wiedział, że w szpitalu będzie bezbronna w stosunku do Tylera Drake'a czy innego wroga
którego zyskała podczas pracy.
- Chcę usiąść - spróbowała to zrobić, zaskoczona, że nadal jest słaba.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Lucian natychmiast chwycił jej drobne ciało w ręce i łatwo uniósł ją do pozycji
siedzącej. Ostrożnie ułożył za jej plecami poduszki, a koce umieścił wokół. Była nawet
bledsza niż zwykle.
- Oddychaj głęboko, a nie zemdlejesz - zarządził.
Uśmiechnęła się.
- Masz pojęcie jakie to dziwne? Wiem, że to nie szpital. To nie jest nawet sanatorium,
prawda? A ty nie jesteś lekarzem.
Przeszedł przez pokój szybkimi, płynnymi i absolutnie cichymi krokami. Nie mogła
przestać porównywać sposobu w jaki się poruszał do dużego dzikiego kota. Było w nim coś
groźnego, ale jednocześnie zmysłowego. Sprawił że poczuła się pewnie i bezpiecznie, a
jednak zagrażał jej w sposób jakiego nigdy nie doświadczyła. Więc co to było?
Bezpieczeństwo czy groźba? Jeśli był takim drapieżcą, dlaczego nie ostrzegał jej przed nim
jej wewnętrzny system alarmowy? Powoli, ostrożnie wypuściła powietrze. Zrozumiała, że
poczuła się zagrożona jako kobieta, a nie przedstawiciel sprawiedliwości.
Lucian odwrócił do niej twarz. Za nim było okno. Noc była ciemna i nieco burzliwa.
Mogła usłyszeć deszcz padający stałym rytmem i wiatr dmuchający wśród drzew, który
sprawiał że ich gałęzie uchylały się.
- Może nie jestem lekarzem w typowym pojmowaniu, ale leczę ludzi. Uleczyłem cię.
Jaxon znowu wiedziała że to prawda. Wiedziała o nim wiele rzeczy. Rzeczy, których
nie powinna - spraw intymnych. Wiedziała że podróżował po świecie, był kilka razy na
każdym kontynencie. Mówił niezliczonymi językami. Był zamożny, ale pieniądze stanowiły
dla niego tylko środek utrzymania. Wiedziała że poszukiwał jej bardzo długo.
Kiedy oceniała sytuację Lucian obserwował ją ostrożnie, nieruchomymi ciemnymi
oczami niczym drapieżnik śledzący ofiarę. Jego umysł był cieniem w jej umyśle, obserwował
jej myśli, sposób w jaki pracował jej mózg, w jaki analizowała swoje uczucia.
Jaxon była świadoma dziwnego zjawiska, sposobu w jaki jej serce dopasowywało rytm
do jego, w jaki jej oddech zwalniał do jego oddechu. Jakim cudem wiedziała tyle o Lucianie,
skoro był dla niej całkiem obcy? Wiedziała, że kochał sztukę i antyki. Miał rozległą wiedzę o
obu tych dziedzinach, o artystach i rzemieślnikach którzy je tworzyli, a jednak dopiero
niedawno zaczął odnajdować radość i piękno w obrazach, rzeźbach, antykach i muzyce.
Wyleczył niezliczoną ilość ludzi w dziwny i wyjątkowy sposób. Ta część była dla niej
zamglona, zamknięta gdzieś w mózgu i czekała na dalsze zbadanie. Wyleczył ją w ten sam
sposób jak całą resztę.
- Mówiłeś do mnie kiedy spałam - wymamrotała usiłując znaleźć racjonalne
wyjaśnienie tego że tyle o nim wiedziała - Czy to dlatego tyle o tobie wiem?
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Lucian wzruszył ramionami, jak zwykle płynnie i perfekcyjnie.
- Czy to naprawdę ważne?
Samo patrzenie na nią sprawiało że chciał się uśmiechać. Zadziwiające jak jej istnienie
zmieniło już jego życie. Chciał zawsze na nią patrzeć. Na kształt jej twarzy, zaokrąglenie
policzka, długie rzęsy, na wszystko. Po mrocznej brzydocie, prawdziwie diabolicznych
rzeczach na które napatrzył się przez wieki Jaxon była dla niego cudem.
Wszystko co dotyczyło Juliana było hipnotyzujące dla Jaxx. Nie chciała go nigdy
opuścić. Chciała tu zostać, zamknięta z nim w ich własnym świecie, z dala od rzeczywistości.
Czuła bezpieczeństwo i ciepło. Uwielbiała sposób w jaki na nią patrzył. Okazjonalnie
widziała w jego oczach niespodziewane błyski - błyski pragnienia, zaborczości, ciepła i
czułości. Chciała delektować się tymi rzeczami. Zatrzymać je.
- Sądzę, że to bez znaczenia - odpowiedziała.
Jego głos był tak miękki. Słuchanie go było niczym owinięcie się w aksamit. Ale Jaxon
nie była na tyle głupia. Mimo że Lucian był tak seksowny i podniecający, gdyby była
wystarczająco niemądra i dała mu wolną ręką, łatwo doprowadziłby ją do szału swoją męską,
dominującą arogancją. Wybuchnął śmiechem, a dźwięk wędrował po jej skórze jak dotyk
palców. Uderzył w nią cień pragnienia, który potem rozkwitł w wielką potrzebę. Przerażało ją
to. Nie była przygotowana na takie uczucia. Czy jej reakcja na niego była widoczna?
Rozejrzała się z poczuciem winy, zaniepokojona że ktoś inny mógłby widzieć jej reakcję na
Luciana.
- Musisz zabrać mnie do domu - powiedziała. Jej głos był szorstki. Czuła łzy zbierające
się w gardle. To wszystko było fantazją. Rzeczywistość była brzydka i ponura. Jej obecność
mogła sprawić, że ten piękny mężczyzna zostanie zamordowany. Zapłaci ostateczną cenę, bo
patrzyła na niego z tęsknotą. Bo był na tyle miły, żeby jej pomóc.
Lucian przepłynął przez pokój tak płynnie, że nie dostrzegła jego ruchu. Był wysokim
umięśnionym mężczyzną, zdecydowanie eleganckim i poruszał się bez dźwięku, ale mimo to
powinna go dostrzec. Wystarczyło że zamrugała, a stał nad nią sięgając dwoma palcami po jej
brodę. Przechylił jej głowę zmuszając, żeby spojrzała w jego czarne oczy. Natychmiast
poczuła że zapada się do przodu, w bezpieczną i ciepłą część niego.
- Nie ma powodu, żebyś się martwiła, kochanie. Nie mogę tego tolerować. Sprawia to
ból mojemu sercu - kciukiem muskał jej skórę do przodu i do tyłu, posyłając do jej
krwiobiegu falę gorąca. - Nikt nie może cię skrzywdzić.
- Nie martwię się o ciebie, idioto - Jaxon dała się sprowokować. Wydawał się nie
pojmować niebezpieczeństwa w jakim się znajduje. Był naprawdę arogancki.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Nagle jego zachowanie całkowicie się zmieniło. Uśmiech zbladł, a oczy stały się zimne
jak lód. Odwrócił głowę do okna. W tej chwili wyraźnie dostrzegała w nim drapieżnika.
Łowcę. Nie było już uprzejmości, miękkości - stał się pozbawionym sumienia wojownikiem.
- Zostań tutaj, Jaxon - wymamrotał niemal nieobecnie, wyraźnie oczekując
posłuszeństwa. - Niedługo wrócę.
A potem nagle go nie było. Wystarczyło że mrugnęła i zniknął z pokoju. Siedząc
nieomylnie natrafiła na broń ukrytą pod przykryciem. Złapała ją dłonią - była przedłużeniem
jej ramienia, czymś bardzo znajomym. Czuła teraz to co czuł Lucian. Ciemność wkradającą
się do ich się do ich świata. Skradała się powoli sącząc się do jej umysłu tak zdradliwie, że
początkowo jej nie rozpoznała. W tym bezpiecznym miejscu odnalazło ich zagrożenie.
Uczucie było tak przytłaczające, że Jaxon niemal nie mogła oddychać. Ktokolwiek ich
prześladował, był całkowicie zły. Była pewna, że to Tyler Drake znów ją odnalazł. Był
niestrudzony w swoim pościgu. Niezwyciężony. Nikt nie mógł podejść do niego
wystarczająco blisko, żeby choćby go zranić. Zabijał na życzenie.
Kiedyś, zaraz po tym jak wymordował jej rodzinę i rodzinę zastępczą, Jaxon lubiła
czasem wypić kawę ze swoją sąsiadką, młodą kobietą na wózku inwalidzkim która była pełna
radości życia i chętnego uśmiechu. Nigdy nie pozwalała sobie na prawdziwą przyjaźń. Nawet
w pracy stwarzała pozory, że często zmienia partnerów. Publicznie nigdy się do nich nie
uśmiechała i nie spędzała z nimi czasu, nie chcąc pobudzić morderczego szału Tylera.
Sytuacja w której Jaxon była sama w domu mężczyzny była perfekcyjnym scenariuszem żeby
znów sprowokować Tylera, mściwego maniaka zdeterminowanego by zamordować Luciana.
Lucian wyraźnie nie doceniał zakresu szkolenia marynarki SEALs, które przeszedł
Tyler. Był jak kameleon, umiał wtopić się w każdy krajobraz. Był znakomitym snajperem,
zdolnym do trafienia w cel z ogromnej odległości. Jaxon zdawała sobie sprawę, że Lucian jest
niebezpiecznym człowiekiem. Tkwiło to w jego oczach, sposobie w jaki trzymał ramiona,
pewności jego kroku i w poruszaniu się. Ale nie znaczyło to że Tyler Drake go nie dopadnie,
tak samo jak doparł równie świetnie wyszkolonych jej ojca i ojca zastępczego, Russela
Andrewsa.
Jaxon odrzuciła przykrycie. Miała na sobie tylko jedwabną męską koszule. Ponieważ
była niska, koszula opadała jej dobrze za kolana, a poza tym w tej chwili skromność była na
ostatnim miejscu wśród jej priorytetów. Poczucie niebezpieczeństwa było teraz silniejsze niż
zawsze. Lucian miał kłopoty i musiała do niego pójść. Nie znał jej dobrze, nie wiedział jak
szeroki trening przeszła i jakim była atutem.
Wstanie z łóżka było trudniejsze niż sądziła. Od wielu dni nie była w pozycji pionowej.
Nogi były jak z gumy i czuła się potwornie słaba. Ignorując protest ciała skierowała się po
cichu do drzwi. Nie znała rozkładu pomieszczeń a - sądząc po rozmiarach jej pokoju -
budynek był ogromny, ale była pewna że znajdzie Luciana. Czuła się z nim złączona. Nie
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
mogła pozwolić, żeby coś mu się stało. Dla Jaxon było to proste. Nie mogła pozwolić aby
został zraniony z jakiegokolwiek powodu, a już szczególnie nie ze względu na nią.
Jej sypialnia otwierała się na długi, szeroki podest zakończony po obu stronach
szerokimi schodami. Dywany były grube i wyglądały na całkiem nowe. Każdy detal domu
zdawał się idealny. Jaxon zwróciła na to uwagę bo wszystko było tak perfekcyjne, jakby
Lucian osobiście zadbał o każdy przedmiot. Każdy obraz, rzeźba, tapeta, chodniki i witraże -
wszystko było tak jak sobie wymarzyła, podobnie jak z jej upodobaniem do antyków.
Jaxon posuwała się bezgłośnie. Jej gołe stopy nie wydały dźwięku kiedy zaczęła
schodzić po schodach. W połowie drogi dostrzegła wcięcie w ścianie w formie alkowy.
Ozdobne szklane drzwi prowadziły do małego balkonu. Otworzyła drzwi upewniając się, że
robi to w kompletnej ciszy. Natychmiast zmoczył ją deszcz, a wiatr był tak zimny że zaczęła
drżeć. Ledwo zwróciła na to uwagę. Jej oczy przystosowywały się do ciemności, poszukując
celu.
Z początku nic nie widziała. Poszarpana błyskawica przecięła niebo, rozświetlając
dziedziniec poniżej. Mogła dostrzec Luciana stojącego bez ruchu w samym centrum
ogromnego patio. Kilka metrów dalej w głębszym cieniu stała druga postać, odziana w długą
czarną pelerynę. Odkryła że jej oczy bardzo szybko dostosowały się do braku światła
zapewniając jej znakomite nocne widzenie, a ostry słuch, chociaż nowy i dziwny, pozwolił jej
wychwycić dziwną rozmowę między dwoma mężczyznami.
Głos Luciana był nawet piękniejszy niż zwykle, niższy i posiadający aksamitną
czystość, która wkradała się pod skórę i wsączała w umysł.
- Nie mogę zrobić nic innego niż zrobić ci przysługę, Henrique - powiedział - skoro już
zaszedłeś tak daleko i rzuciłeś mi tak rażące wyzwanie.
- Nie wiedziałem, że to ty, Lucian - drugi głos był potwornym, piskliwym dźwiękiem
który przypominał przeciąganie paznokciami po tablicy - Wszyscy sadzili, że jesteś martwy
od pięciu wieków. Wierzono nawet, że przyłączyłeś się do naszych szeregów.
Postać się odwróciła i Jaxon mogła ją dokładnie zobaczyć. Widok był przerażający.
Głowa była szara, pokryta bliznami, czaszka miała kształt kuli z kilkoma pasmami
rozchodzących się od góry włosów. Oczy świeciły szkarłatem, a nos był niczym więcej niż
ziejącą dziurą. Dziąsła miał cofnięte, a zęby poszarpane i z plamami. Kiedy stworzenie
podniosło rękę, jego długie paznokcie przypominały pazury. Wyglądał potwornie.
Jaxon chciała krzyknąć, żeby ostrzec Luciana. Obcy starał się być przymilny, ale mogła
wyczuć promieniujące z niego fale nienawiści. Głęboko wewnątrz wiedziała o rzeczach o
których inni nie mieli pojęcia. Wiedziała że potwór mierzący się z Lucianem miał zamiar
zaatakować go przy pierwszej możliwej okazji.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Kłopot z sugerowaniem się plotkami może być taki, że mogą być całkiem
nieprawdziwe. Jestem osobą wymierzającą sprawiedliwość naszym ludziom. Zawsze byłem
lojalny wobec Księcia i zawsze będę. Zdecydowałeś się złamać prawo Karpatian i prawa
ludzkiego gatunku.
Głos Luciana był tak piękny, że Jaxon czuła się kompletnie oczarowana. Musiała kilka
razy potrząsnąć głową, żeby przypomnieć sobie o tym co ważne. Pomogło jej w tym w
znacznej mierze kąsające zimno i lejący deszcz. Spojrzała na swój pistolet. Broń pewnie
spoczywała w jej rękach. Miała zamiar strzelić w głowę, nie chcąc ryzykować, że obcy sam
może ukrywać broń.
Henrique zaczął powoli się poruszać wystukując nogami dziwny rytm na kocich łbach
podwórza. Wyglądał jak postać z kreskówki, brzydka i zła, wyjęta z jakiegoś horroru. Lucian
zdawał się nie ruszać, a jednak cały czas patrzył Henrique prosto w twarz. Jaxon uznała że
ruch stóp obcego jest fascynujący. Wychyliła się za wykute z żelazie ogrodzenie żeby
zobaczyć to lepiej. Deszcz sprawiał, że jej czupryna lepiła się do głowy. Krople zwisały z jej
długich rzęs, a wiatr kierował wodę w oczy. Ale jeszcze raz pogoda pozwoliła Jaxon na
uwolnienie się z dziwnego oczarowania, jakie wywołał u niej ruch przybysza. Jeszcze raz
wymierzyła broń w głowę obcego. Gdyby chciał coś zrobić, nie miałby czasu żeby
skrzywdzić Luciana.
Bez ostrzeżenia wysokie i chude ciało obcego zaczęło się wyginać. Jaxon powstrzymała
krzyk kiedy człowiek przemienił się w zwierzę, w dzikiego wilka z wybrakowaną sierścią i
ostrymi kłami wypełniającymi szczękę, który rzucił się wprost na Luciana. Silne tylne łapy
zaparły się o kamienie, pozwalając zwierzęciu skoczyć na Luciana w próbie rozerwania jego
ciała i tętnic.
Lucian wystrzelił w powietrze tak płynnie, że stał się zamgloną plamą. Jaxon starała się
zachować spokój mimo tego dziwnego zdarzenia, obserwując potworną bestię. Z kłów
skapywała ślina, a oczy świeciły nienawiścią na czerwono. Grzmoty uderzały tak głośno że
raniły jej uszy, podczas gdy niebo rozświetlała błyskawica za błyskawicą. Kiedy myślała że
Lucian rozbije się o twarde kamienie i wilk rozerwie go na kawałki, on zwyczajnie, z
łatwością wylądował na bestii, skręcając gwałtownie jej kark. Dźwięk łamania kręgów
szyjnych rozległ się wśród nocnego powietrza. Potem Lucian odskoczył od zwierzęcia.
Zawyło głośno jeszcze raz przemieniając się w człowieka, z głową ohydnie
przekrzywioną w jedną stronę, a jego przebarwione zęby trzaskały i zgrzytały na Luciana.
Jaxon widziała że silne dłonie Luciana złamały mu kark, ale jakimś cudem potwór nadal był
niesamowicie niebezpieczny. Nacisnęła na spust i zobaczyła że na środku jego czoła tworzy
się dziura. Lucian na moment zniknął.
Jaxon niemal zemdlała kiedy spostrzegła że pojawił się zaraz obok stworzenia. Chciała
nakazać mu krzykiem żeby oddalił się od tej obrzydliwej rzeczy, ale jej gardło zamarło z
przerażenia i nie wyszedł z niego żaden dźwięk. Ku jej grozie bestia nadal próbowała szarpać
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Luciana groteskowymi pazurami które miała zamiast paznokci. Lucian pchnął do przodu
jedną rękę sprawiając, że jego pięść zanurzyła się głęboko w klatce piersiowej stworzenia.
Jaxon usłyszała okropny odgłos ssania a potem Lucian wycofał rękę, a w jego dłoni leżało
pulsujące serce potwora. Lucian odskoczył podczas gdy ciało opadło na ziemię z piskliwym
krzykiem. Niewiarygodne, ale bestia kręciła się wokół, chciwie wyciągając ręce ku
Lucianowi. Zaczęła bez ustanku ciągnąć się po kocich łbach.
Zdroworozsądkowo Jaxon wiedziała że to nie może się dziać - wszystko to miało
miejsce poza zakresem rzeczywistości jaką znała - ale skierowała broń w kierunku
odpychającej bestii czołgającej się ku Lucianowi. Widziała ciemną krew niczym plama
rozprzestrzeniającą się po kocich łbach. Bez ostrzeżenia płonąca kula uderzyła z nieba w
upiorną, koszmarną postać podskakującą na dziedzińcu, całkowicie ją spopielając. Zniszczyła
wszystkie dowody istnienia bestii i krwi, która została przelana. Obserwowała jak Lucian
ciska serce do płomieni a potem trzyma ręce nad ogniem. Krew plamiąca jego skórę znikła,
tak jakby nigdy jej nie było, jednak jakimś cudem nie poparzył się. Jaxon gapiła się na scenę
poniżej. Sztorm przemijał, wiatr zabrał popioły na południe. Na podwórzu pozostał jedynie
Lucian. Odwrócił się i popatrzył wprost na Jaxon.
Nie mogła oddychać. Mogła tylko stać i patrzeć na niego z otwartymi ustami.
Uświadomiła sobie, że nadal trzyma wycelowaną dłoń. Przez jej głowę przeleciała myśl, żeby
go zastrzelić. Czy oszalała, czy też to on wyczyniał niesamowite rzeczy? Zdecydowała że
wraca do domu. Dotarcie do domu zajmie mu tylko kilka minut, a poza tym on znał teren i
rozkład budynku, a ona nie. Niemal natychmiast zlokalizowała drzwi. Szarpnęła i wybiegła w
ciemność nocy. Szukała wzniesienia za którym mogłaby się ukryć, ale jednocześnie widzieć
ż
e się zbliża. Ale pobiegła prosto do czegoś, co przypominało solidną ścianę. Natychmiast
została zatrzymana przez czyjeś silne ręce. Lucian stał tuż przed nią, co też było
nieprawdopodobnie. Niemożliwe żeby tak szybko dostał się do niej z dziedzińca. Dzielił ich
cały dom.
Jaxon próbowała podnieść broń i ją w niego wcelować. Bardzo blisko ucha usłyszała
cichy śmiech.
- Nie sądzę, żeby to był dla nas dobry pomysł, kochanie - Z łatwością odebrał jej broń i
chwycił ją w ramiona kołysząc przy swojej piersi, pochylając się do przodu żeby chronić ją
przed deszczem.
- Nie umiesz się podporządkować rozkazom, prawda? - Zapytał tym samym tonem
łagodnego rozbawienia, które zawsze miało osobliwy wpływ na jej serce.
- Chcę wyjść - drżała tak mocno że jej zęby szczękały, niepewna czy to z powodu
zimna, deszczu, czy strachu przed Lucianem i tym, czym był. Bo najwyraźniej nie był
zwykłym człowiekiem. Nieważne jak bardzo był przystojny, seksowny i jak piękny miał głos.
Szybko ruszył w kierunku domu. Zamknęły się za nimi drzwi.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Powiedziałem że masz zostać w łóżku.
- Chciałam pomóc - ukryła twarz w jego ramieniu bo nie miała gdzie iść, było jej
zimno, była przerażona i wyczerpana. A on był ciepły, silny i sprawiał wrażenie, że z
łatwością da sobie ze wszystkim radę. Tworzył poczucie bezpieczeństwa.
- Nie mogłam pozwolić, żebyś mierzyć się z tym czymś samotnie - Ku jej przerażeniu
brzmiało to jak przeprosiny.
- Udało ci się przestraszyć się na śmierć - zauważył bezbarwnie.
Podniosła głowę i spojrzała na niego oskarżająco.
- Wcale nie. Co to było? Strzeliłam mu prosto w głowę. Ty złamałeś mu kark. Wydarłeś
mu nawet serce - nawet nie mów jak zdołałeś to zrobić - a to nadal po ciebie szło.
- To był wampir - powiedział cicho, tym samym tonem co zawsze, spokojnie i jakby
stwierdzał fakt.
Jaxon całkowicie znieruchomiała. Nawet jej oddech zdawał się niknąć. Chciała
zaprzeczyć, powiedzieć że nie ma czegoś takiego, ale to co widziała było niemożliwe do
odparcia. Odetchnęła z długim sykiem i podniosła dłoń.
- Nie mów mi więcej. Nic. Nie chcę słyszeć nic więcej.
- Twoje serce bije zbyt szybko, Jaxon - zauważył delikatnie Lucian. Otworzył drzwi do
wielkiej łazienki jednym ruchem elegancko obutej nogi.
- Powiedz mi jedno. Czy jestem w domu wariatów? Jeśli straciłam rozum możesz mi o
tym powiedzieć. Chce wiedzieć przynajmniej tyle.
- Jesteś głupiutka - powiedział miękko swoim mrocznym, aksamitnym głosem.
Zamknęła oczy żeby się od niego oddalić, odsunąć od niewyobrażalnej mocy jaką
zdawał się nad nią dzierżyć. Biorąc pod uwagę fakt że była zmarznięta, słaba i miała broń,
jedynym atakiem jaki mógłby zadziałać wystarczająco długo by mogła uciec było uderzenie
w oczy. Ale miał takie piękne oczy. Szkoda byłoby je niszczyć. Nie wiedziała jak zdoła się do
tego zmusić.
Usłyszała wtedy jego śmiech, niski i intymny. Dzięki Bogu za dar moich pięknych oczu.
Nie chciałbym abyś próbowała zrobić mi coś tak strasznego.
Jej długie rzęsy uniosły się kiedy patrzyła na niego z oskarżeniem i zadziwieniem.
- Możesz czytać moje myśli. Dlatego wiedziałeś które drzwi wybiorę żeby uciec.
Czytasz mi w myślach!
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Przyznaję, że to prawda - wydawał sie teraz bardzo rozbawiony. Trzymał ją na
kolanach przy cieple swego ciała, napełniając jednocześnie parującą wodą wielką, zatopioną
w podłodze wannę. Dodał trochę soli do kąpieli z pięknej butelki. Ruchem ręki zapalił kilka
aromatycznych świec.
- Nie widziałam jak to robisz - zaprzeczyła Jaxon, odwracając od niego głowę - Ale
wychwyciłam fakt, że nie zawsze mówisz do mnie na głos. Śmiejesz się i mówisz do mnie,
ale w mojej głowie, w moich myślach. - Schowała czoło w dłoniach - Tym razem mam
prawdziwe kłopoty, prawda? - Drżała silnie, ale tym razem była pewna że to bardziej strach
niż zimno. Zostało jej przynajmniej tyle rozumu, że wiedziała że powinna się go bać.
- Ty też jesteś w stanie tak do mnie mówić, kochanie - odpowiedział łagodnym tonem.
- Jaxon, spójrz na mnie. Nie chowaj się przed tym. Jaki byłby w tym cel? - Lucian był
głęboko poruszony. Przyniosła tyle radości do jego pustego wcześniej, pełnego przemocy
ś
wiata.
Podniosła głowę tak że jej wielkie, czekoladowe oczy spotkały się z jego czarnymi.
- Nie boisz się mnie - nalegał - Sięgnij w głąb siebie. Wiedza że są na świecie rzeczy o
których nie miałaś pojęcia jest oczywiście przerażająca, ale nie boisz się mnie.
- A skąd to niby wiesz? - zapadłaby się w jego oczy i pozwoliła by ją zahipnotyzowały.
O to chodziło, prawda? Miał jakieś tajemne magiczne sposoby żeby robić coś ze swoimi
oczami. Po prostu nie może w nie znowu spoglądać.
Jego idealne usta wykrzywiły się w uśmiechu.
- Dzieliłem z tobą twój umysł. Wiem o tobie wszystko. Tak samo jak ty wiesz wiele o
mnie.
- Cóż, nie chcę tego wiedzieć - wyrzuciła - Nie chcę nawet części tej wiedzy. Strzeliłam
prosto w czoło tego stworzenia, w sam środek, a ono nie umarło.
- Jest tylko jeden sposób żeby zabić wampira i upewnić się, że nie powstanie. Musisz
wyrwać mu serce i je spopielić. Jeśli jego krew dostanie się do twojego krwiobiegu
zachowuje się jak trucizna, a na skórze działa jak skażony kwas. Również musi być
zniszczona. Nawet po śmierci wampir może spowodować ogromne szkody, jeśli odpowiednio
się go nie pozbędzie.
Spojrzała na niego.
- Mówiłam ci, że nie chcę wiedzieć nic więcej.
Zaczął rozpinać guziki jej koszuli, ostrożnie wyjmując każdy z dziurki. Jego palce
muskały jej miękką skórę, pozostawiając po sobie malutkie tańczące płomyki. Złapała jego
dłonie, aby go powstrzymać.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Co ty u diabła robisz? - starała się wyglądać bardziej na oburzoną, niż zszokowaną i
przerażoną reakcją własnego ciała.
- Zdejmuje twoje mokre ubrania. Jeśli masz zamiar chować przede mną swoje ciało, na
niewiele ci się zdadzą. Przemoczona koszula jest teraz niemal kompletnie przezroczysta -
Wskazał oczywisty fakt bez zmiany tonu - Jest ci bardzo zimno i powinnaś się rozgrzać.
Sądziłem, że to najlepszy sposób. Ale jeśli chcesz spróbować innego, bardzo mnie to cieszy.
Odepchnęła ścianę jego piersi, przybierając kolor jaskrawej czerwieni z powodu
ukrytego znaczenia jego słów. Miał rację - mokra, jedwabna koszula ujawniała wszystko.
- Idź sobie. Absolutnie nie wezmę kąpieli, kiedy jesteś w tym samym pokoju.
Badał jej twarz. Była bardzo blada. Same oczy. W umyśle panowało zmieszanie i
strach, ale nie było tam prawdziwego oporu. Nie była typem osoby, która rzuciłaby się z
okna.
- Nie chciałbym, żebyś się poślizgnęła i upadła, malutka.
- To upokarzające, że nazywasz mnie malutka, tak jakbym była dzieckiem. Jestem
dorosłą kobietą - poinformowała go wyniośle.
Jego uśmiech niemal odebrał jej dech.
- Tego się obawiałem - powiedział.
- Co to niby miało znaczyć?
- To znaczy, że jestem dla ciebie o wiele za stary - czarne oczy Luciana poruszały się po
jej twarzy z zaborczym błyskiem - A jednak nie istnieje dla mnie nikt inny, tak samo jak dla
ciebie. Utknęliśmy z sobą nawzajem.
- Idź sobie! - Znowu bezsilnie odepchnęła jego szeroką pierś - Mam zamiar moczyć się
w wannie bardzo długo i przekonywać siebie samą, że tak naprawdę nic z tych wydarzeń nie
miało miejsca. Muszę być pod wpływem narkotyków. Albo uderzenie w głowę sprawiło, że
jestem zdezorientowana.
- Nikt nie uderzył cię w głowę - rozbawienie sprawiło, że jego głos stał się czystą
pokusą - To twój partner oberwał.
- Idź! - tym razem wskazała na drzwi.
Delikatnie pozwolił, aby jej stopy dotknęły kafelków. Kręcąc głową z powodu jej
głupoty swobodnie wyszedł z pokoju.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
Jaxon wzięła długi, uspokajający oddech i powoli go wypuściła. Na świecie nie było
takich istot jak wampiry. Nie i już. Odrzuciła na bok mokrą koszulę i z wdzięcznością
ześlizgnęła się do gorącej wody.
Tak, istnieją. Przecież niedawno jednego widziałaś. Miał na imię Henrique i nie był
szczególnie uzdolniony. Jest ich wiele więcej. Nie martw się, Jaxon. Jestem łowcą
nieumarłych i będę cię chronił.
Znowu był w jej umyśle. Potrząsnęła głową tak jakby mogła w ten sposób się go
pozbyć.
- Nie wiem nic o wampirach. Mogłabym przeżyć całe życie bez tych wiadomości i być
całkiem szczęśliwa. Nie chcę wiedzieć.
Czy Lucian sam był wampirem? Dostał się z dziedzińca do drzwi którymi uciekała,
mimo że dzielił ich cały ogromny dom. Jak mu się to udało?
- A co z moimi snami o mrocznych księciach, krwi i innych obrzydlistwach? -
wymamrotała do siebie na głos.
Obrzydlistwach? Teraz zdecydowanie się z niej śmiał. Nie jestem wampirem, chociaż
udawałem go przez parę wieków, żeby pomóc memu bratu. Jestem Karpatianinem, łowcą
wampirów, czyli tych którzy poddali się w duszy ciemności obecnej w każdym karpatiańskim
mężczyźnie.
- Kilka wieków? Ile ty w ogóle masz lat? Czekaj. Nie odpowiadaj. Nie chcę wiedzieć.
Po prostu przestań do mnie mówić. To szaleństwo. Muszę być na wyjątkowo silnych lekach.
Niedługo ocknę się w szpitalu i wszystko wróci do normalności. Zmyśliłam cię. Teraz mam
zamiar cię ignorować i wziąć kąpiel. Wampiry i ty znikniecie z mojego umysłu na zawsze.
Więc nic do mnie nie mów.
Lucian zaczął się głośno śmiać. Ten dźwięk go zaskoczył. Nie przypominał sobie
ś
miechu. Uczucie było przyjemne. Położył dłoń na drzwiach łazienki. Przetrwał niemal dwa
tysiące lat pustki, mroku i przemocy. Bez emocji. Bez niczego. Ludzie jego rasy których
chronił tak bardzo bali się jego mocy i umiejętności że szeptali jego imię i ukrywali się, kiedy
był na ich ziemi. A jednak mała ludzka kobieta zrobiła cud i wniosła w jego życie śmiech.
Nie miał złudzeń co do tego kim był. Maszyną do zabijania, stworzoną by chronić
zarówno Karpatian jak i ludzi przez złem. Był świetny w swojej roli. Niszczył z łatwością,
bez gniewu czy wyrzutów sumienia. Ale Jaxon Montgomery była najpiękniejszą rzeczą z jaką
się zetknął. Była jego i nie miał zamiaru z niej zrezygnować. Ale czy go zmieniała? Dłonią
pieścił drzwi za którymi brała kąpiel, a jego serce dziwnie i niespodziewanie się ścisnęło.
Gorąca woda ogrzała Jaxon od środka, ale sprawiła że jej gojące się rany zaczęły piec.
Zmarszczyła brwi na ten dowód niedawnej strzelaniny w magazynie. Powinna umrzeć od tak
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
ciężkich ran. Całe jej cierpienie by się skończyło. Podciągnęła kolana i oparła o nie głowę.
Teraz ciężar odpowiedzialności był gorszy niż kiedykolwiek. Będzie musiała chronić świat
nie tylko od ludzkich przestępców, ale też postaci z koszmarów. Nie mogła tego robić. Już
nie. Nie dała rady iść przez ten świat kompletnie sama. Sama myśl o tym sprawiła, że czuła
ból.
Nigdy więcej nie będziesz sama, kochanie. Miękki i piękny głos był pełen współczucia.
Jaxon włożyła wszystkie siły, żeby się opanować.
- Zakazałem ci do mnie mówić.
Ale ja myślę, a nie mówię. Czułość wymieszana w jego głosie rozbawieniem sprawiła,
ż
e zacisnęło jej się serce i stała się jeszcze bardziej wrażliwa.
- W takim razie nie myśl - Przejechała ręką po mokrych włosach. Takie rzeczy nie
zdarzały się normalnym ludziom. Dlaczego musiała przyciągać takie dziwne rzeczy?
Nie jestem rzeczą.
- Nie słyszę cię - mimowolnie się uśmiechała. Było w nim coś niemal ujmującego, jeśli
w ogóle można tak nazwać tak przerażające stworzenie. Jej oczy nagle się rozszerzyły.
Wiedział że tam była. Cały czas. Zdawał sobie sprawę, że stała na balkonie.
- Wiedziałeś, prawda? - wyszeptała te słowa, ale wiedziała że ją usłyszy. Jeśli mogła
słyszeć go w swojej głowie, on mógł słyszeć jej szept.
Tak.
- I mogłeś usunąć to wspomnienie z mojego umysłu.
To miało sens. W jaki inny sposób ktoś taki jak Lucian mógł pozostać ukryty przed
ś
wiatem?
- Dlaczego pozwoliłeś bym oglądała coś tak obrzydliwego? Nigdy nie pozbędę się z
myśli tego obrazu.
Nie chciałabyś żebym usunął twoją wiedzę. śadnego fragmentu. Wiem, że byś nie
chciała. Oczywiście nadal istnieje pokusa, ale wiem że być tego nie chciała a mam dla ciebie
zbyt wiele szacunku żeby podejmować za ciebie decyzję.
Potarła jej bolące czoło. Miał rację. Zapomnienie o horrorze który widziała stanowiło
pokusę. Chciała na niego krzyczeć, że nikt nie powinien posiadać takiej wiedzy. Ale miał
rację. Znienawidziłaby go gdyby podjął za nią decyzję, a sama nigdy nie wybrałaby
nieświadomości. Ale co tam nowa wiedza oznaczała dla jej przyszłości? Co mogła oznaczać?
Bez żadnego powodu Jaxon zaczęła płakać. Kiedy łzy się pojawiły, nie była w stanie
ich kontrolować. Wybuchła łkaniem, tak intensywnym, że zaczęła się trząść. Nigdy nie
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
płakała. Nigdy! Celowo zanurzyła się w wodzie z nadzieją, że zmyje jej łzy. Gdyby Lucian
zobaczył ją w tym stanie czułaby się upokorzona. Natychmiast dotarło do niej, że musi być
tego świadomy. Był w jej umyśle, stanowił cień wśród jej najbardziej prywatnych myśli i
wspomnień. Podniosła sie tak szybko ze uderzyła głową o kurek. Krzycząc stała w środku
olbrzymiej wanny, a woda spływała z jej ciała.
Lucian zmaterializował się naprzeciwko. Jego czarne oczy były niespokojne kiedy
sięgał po duży ręcznik kąpielowy.
Jaxon westchnęła głośno.
- Mój Boże, pojawiłeś się znikąd! Nie przeszedłeś nawet przed drzwi.
Zawinął ją w ręcznik. Była dla niego zbyt dużą pokusą kiedy stała naga,
zdezorientowana, ze swoimi ogromnymi oczami i wodą spływającą ze szczupłego ciała.
Umieścił ją w schronieniu jego większego ciała i zaczął osuszać.
- Drzwi nie są mi potrzebne, kochanie.
- Najwyraźniej zamykanie ich nie robi żadnej różnicy - wytknęła. Uniosła głowę żeby
zbadać jego przystojną twarz. - Jestem zmęczona, Lucianie. Muszę się położyć.
Wziął ja w ramiona. Wyglądała bardzo krucho. Jeden silniejszy podmuch wiatru mógł
ją zdmuchnąć.
- Jeśli będziesz jeszcze płakać, pęknie mi serce.
Naprawdę miał to na myśli. Jego serce już bolało z jej powodu. Pod oczami miała
ciemne koła. Przyciskając ją do piersi, blisko równego rytmu swego serca skierował się przez
dom, po schodach do jej sypialni. Bardzo delikatnie umieścił ją w łóżku.
-Teraz zaśniesz, Jaxon - rozkazał. Ten głos sprawił że zapragnęła zrobić wszystko, o co
prosił. Nie, to co rozkazał. W rzeczywistości to był rozkaz, a ona była tak zahipnotyzowana
czystością i pięknem jego głosu, że poddała się jego sile.
- Czy mam rację? Czy to robisz? - pozwoliła pomóc sobie nałożyć kolejną koszulę.
Kiedy ją zapinał jego palce znowu rozprzestrzeniały ogień tam gdzie muskały jej skórę.
Podciągnęła przykrycie aż pod brodę.
- Tak, za pomocą głosu i oczu mogę z łatwością kontrolować innych - przyznał bez
wstydu. Mówił o tym tak samo jak o innych sprawach - tonem stwierdzającym niezbity fakt,
cichym i miłym głosem.
Przez chwilę jej duże oczy zostały rozświetlone słabym uśmiechem.
- Tak łatwo się do tego przyznajesz. Ilu jest innych takich jak ty?
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Pozostało niewielu. Karpatianie wymierają. Tylko niewielu samców może znaleźć
swoje partnerki życiowe.
Zamknęła oczy.
- Wiem, że nie powinnam pytać. Wiem o tym, ale nie mogę się powstrzymać. Kim jest
partnerka życiowa? - jej długie rzęsy podniosły się, a w głębinach oczu zatańczył śmiech
mimo tego, że lśniły w nich krople łez.
Zmierzwił jej włosy, usiłując nadać im pozory ładu.
- Ty jesteś moją partnerką życiową, kochanie. Odnalezienie cię zajęło mi niemal dwa
tysiące lat i przez cały ten czas nie wierzyłem że spotka mnie taki cud.
Uniosła rękę dłonią na zewnątrz.
- Wiedziałam. Czułam że nie będę chciała tego słychać. Mówisz o niemal dwóch
tysiącach lat? To czyniłoby cię zdecydowanie starym. Masz rację - jesteś dla mnie o wiele za
stary.
Błysnął mocnymi białymi zębami. Były perfekcyjnie proste, osadzone w zmysłowych
ustach. Wszystko w nim było idealne. Spojrzała na niego.
- Nie mógłbyś przynajmniej wyglądać na pomarszczonego i zakurzonego? I żeby
brakowało ci większości zębów?
Lucian roześmiał się tak pięknie, że czuła w brzuchu szelest motylich skrzydeł. Był
niesamowicie charyzmatyczny. Wiedziała, że jest pod jego urokiem. Czy jej emocje były
prawdziwe, czy też może jej je zasugerował? Nigdy nic takiego do nikogo nie czuła. Była
przerażona ich siłą.
- Ja też nic takiego nie czułem - powiedział pewnie. Szczerze. Czystość jego głosu nie
pozwalała posądzać go o kłamstwo - Nigdy nie pragnąłem w ten sposób innej kobiety, Jaxon.
Dla mnie istniejesz tylko ty.
- Nie możesz mnie mieć. śyję w świecie, gdzie nie ma miejsca na miłość. Nie ma w
nim miejsca dla ciebie. Tylera Drake nie jest może wampirem, ale jest bardzo niebezpieczny.
Nie chcę być odpowiedzialna za żadną kolejną śmierć. Mam na swoich rękach tyle krwi, że
wystarczyłoby dla całej armii - Zdecydowała że nie będzie wierzyć w te jego wampirze
nonsensy. To wszystko. W innym wypadku musiałaby się zaangażować. Dobry Boże, może
chciała się zaangażować.
Wziął jej dłonie w swoje, obracając je i dokładnie badając. Podniósł je do ciepła swych
warg, a następnie wycisnął na każdej z nich pocałunek.
- Nie widzę tu ani kropelki krwi, kochanie. Nigdy nie byłaś odpowiedzialna za to, co
zdecydował się zrobić Tyler Drake.
tłumaczyła milila87 –
www.chomikuj.pl/milila87
- Nie słuchasz mnie - brzmiała smutno wtulając się głębiej w poduszki. Znowu czuła się
bezpieczna, chociaż wiedziała że to tylko złudzenie - Nie będę ryzykować twoim życiem.
Lucian znowu się roześmiał. Jaxon mogła usłyszeć w jego głosie szczerze rozbawienie.
- Nadal mnie nie rozumiesz malutka, ale niedługo wszystko pojmiesz.