Rozdział pierwszy.
"Ona zmiażdży ci głowę" - w jaki sposób powinniśmy podchodzić do objawień maryjnych?
To, co nazywane jest przez ludzi objawieniami Matki Bożej może być tworem oszustów, efektem
choroby psychicznej,
szatańskim zwodzeniem lub faktycznym objawieniem Matki Bożej.
Punkt 1-szy. Prawdziwe objawienia Matki Bożej.
Trzeba to prawdziwe objawienie Matki Bożej umieć rozpoznać. Najprostsza, jasna i czytelna
sytuacja jest wtedy, gdy objawienie to uzna Kościół.
Kościół może tego dokonać na różne sposoby. Może to być orzeczenie kompetentnej władzy
kościelnej.
Może to być ukoronowanie obrazu czy figury Matki Bożej, które związane są z objawieniem.
Może to być zbudowanie kościoła w miejscu objawień, utworzenie sanktuarium,
w taki czy inny sposób wyrażona przez Kościół zgoda na kult rodzący się wśród wiernych itp.
Punkt 2-gi. Sposoby prezentowania przez Matkę Bożą jej przesłania.
Objawienie Matki Bożej to zawsze prezentacja przez Nią jakiegoś przesłania zawierającego
informacje, wskazówki,
zalecenia czy Jej (a więc i Jej Syna) życzenia.
Może Ona tego dokonywać poprzez słowa (gdy się bezpośrednio wypowiada), prezentację wizualną
(obrazy nieruchome lub ruchome, napisy)
lub działania, które zawsze mają charakter cudowny (nie dają się wyjaśnić przez odwołanie do
przyczyn naturalnych).
Objawienie Matki Bożej, nawet, gdy mamy całkowitą pewność, że jest autentyczne nie musi zostać
przez nas przyjęte,
a przekaz zaakceptowany i realizowany. Nasze zbawienie nie jest w żaden sposób zależne od tego
czy je przyjmujemy, czy nie.
Objawienia Matki Bożej często zresztą adresowane są z założenia do wybranych grup ludzi:
do tych, którzy wątpią, do tych, którzy są biedni, odrzuceni, chorzy, cierpiący, do tych,
którzy potrzebują specjalnego nadprzyrodzonego bodźca aby się nawrócić, podźwignąć się z
grzechu,
zmienić swoje życie, pogłębić swoją wiarę, ożywić modlitwę.
Objawienia Matki Bożej kierowane są niekiedy do określonych grup etnicznych czy narodowych.
Wiele Jej objawień adresowanych
było np. do Polaków.
Punkt 3-ci. Jaka powinna być nasza reakcja na objawienia maryjne?
Jeśli napotykamy na objawienie Matki Bożej musimy w pierwszym rzędzie odpowiedzieć sobie na
pytanie:
czy to objawienie jest skierowane do mnie czy do nas (np. Polaków)?
Jeśli nasz rozum i nasze sumienie podpowiada nam, że jesteśmy adresatami objawienia nie
powinniśmy go ignorować.
Powinniśmy zatem w pierwszym rzędzie się z nim zapoznać, doprowadzić do tego, że je
zrozumiemy. Musimy odpowiedzieć na pytanie:
czy poprzez to objawienie Matka Boża nie wyznacza nam roli w planie Bożym, nie określa zadań,
które powinniśmy zrealizować,
jeśli chcemy spełniać wolę Bożą?
Mając do czynienia z objawieniem Matki Bożej będziemy przeciwstawiać się woli Bożej
(grzeszyć),
jeśli będziemy treść tego objawienia cenzurować, wypaczać, wyciszać.
Powinniśmy do niego podejść z pietyzmem, zachowywać je w całości, niczego z niego nie uronić,
niczego w nim nie zmieniać.
Punkt 4-ty. Arogancja wobec objawień maryjnych.
Czy to zawsze ma miejsce? Niestety kapłani i świeccy podchodzą często do objawień maryjnych z
nonszalancją, niekiedy arogancko.
Jako przykład podajmy objawienie w Gietrzwałdzie.
Czesław Ryszka w swojej książce pod tytułem "Łaska objawień. Barbara Samulowska z
Gietrzwałdu" twierdzi, że Matka Boża powiedziała:
"Życzę sobie, abyście codziennie odmawiali różaniec".
W wydanej w tym samym roku przez Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne książce z XIX-go
wieku
to samo zdanie wypowiedziane przez Matkę Bożą brzmi następująco: "Żądam, abyście codziennie
odmawiali różaniec".
W książce wydanej przez Księży Kanoników Regularnych sprawujących swą posługę w
sanktuarium w Gietrzwałdzie zdanie to brzmi:
"Chcę, abyście codziennie odmawiały różaniec".
Wszystkie trzy książki mają imprimatur. Które z tych zdań wygłosiła Matka Boża? Różnice niby są
niewielkie, ale są.
Kto i dlaczego zmienił wypowiedź Matki Bożej? Może powodem była swoista polityczna
poprawność?
Może ktoś uznał, że gdy Matka Boża mówi "żądam" to jest to za ostro, że to za bardzo ingeruje w
wolność ludzi czy "w prawa człowieka"?
Czesław Ryszka podaje w swojej książce, że Matka Boża powiedziała w dniu 28 lipca 1877 roku:
"Teraz, przed końcem świata szatan obchodzi ziemię jak zgłodniały pies, aby pożreć ludzi".
W książce wydanej przez Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne Matka Boża mówi w dniu 28
lipca 1877 roku:
"Szatan chodzi teraz przed końcem świata, jak pies zgłodniały, aby pożerać dusze".
W książce wydanej przez Księży Kanoników Regularnych tego zdania nie znalazłem.
Które z tych zdań wypowiedziała Matka Boża? Różnice w ich wymowie są znaczne.
Z pierwszego zdania można by wyciągnąć wniosek, że szatan będzie zabijał ludzi, a z drugiego
wynika, że będzie zabierał im dusze,
a zatem, że te dusze trafią do piekła. Czy ktoś nie uznał, że to za ostro, że to niezgodne ze
współczesną modernistyczną teologią
w świetle której "piekło istnieje, ale jest puste, bo miłosierdzie Boże jest nieskończone"?
Czy zrobił to Ryszka czy w dobrej wierze zaczerpnął taką formę tego zdania z jakiegoś źródła
(Ryszka nie wskazuje źródła, podaje tylko wiele źródeł VI bibliografii), a autor tego źródła dokonał
manipulacji?
A może zdanie przytoczone przez Ryszkę jest tym zdaniem, które faktycznie wypowiedziała Matka
Boża?
Tracę zaufanie (czyż nie zasadnie?) do tekstów katolickich i kościelnych traktujących o
objawieniach maryjnych.
Przeciwstawimy się też woli Bożej (i zgrzeszymy), jeśli nie spełnimy wyrażonych wyraźnie wprost,
ale również w inny sposób, życzeń Matki Bożej.
Punkt 5. Szatan i objawienia maryjne.
Musimy pamiętać, że wszędzie tam, gdzie pojawia się Matka Boża pojawia się też w taki czy inny
sposób, wprost lub pośrednio, szatan.
Święty Maksymilian Maria Kolbe powiedział w jednej ze swoich konferencji dla franciszkanów:
"Ojcowie Kościoła mówią, że Pan Bóg wystawiając aniołów na próbę odsłonił im człowieczeństwo
Jezusa Chrystusa
i zapowiedział, że będą się musieli kłaniać Bogu - Człowiekowi.
Jeżeli On objawił aniołom człowieczeństwo Pana Jezusa, musiał też odsłonić postać Matki Bożej
jako zwykłego stworzenia, które będzie ich Królową.
Duchowi czystemu, ale pysznemu, zdawało się to niemożliwe. Zbuntował się i strącony został w
przepaść piekielną.
Od tego czasu zaczyna się nienawiść szatana ku Niepokalanej”.
Święty Ludwik Maria Grignion de Montfort stwierdził: „Maryja, Najświętsza Matka Boża, jest
największą nieprzyjaciółką, jaką Bóg przeciwstawił szatanowi.
Bóg dał Maryi tak wielką władzę nad nim, że jak często sam zmuszony był wyznać przez usta
opętanych,
więcej boi się jednego Jej westhnienia za jakąś duszą niż modlitw wszystkich świętych;
więcej boi się jednej Jej groźby niż wszelkich innych męk.
Pewien kapłan podczas sprawowania posługi egzorcysty zmusił szatana do wygłoszenia pochwały
Maryi.
Zapytał go: Dlaczego się tak boisz, kiedy wzywam Dziewicę Maryję?
Usłyszał taką odpowiedź za pośrednictwem opętanej: Ponieważ jest to najpokorniejsze stworzenie
ze wszystkich, a ja jestem pyszny.
Jest najbardziej posłuszna, a ja jestem najbardziej zbuntowany (wobec Boga). Jest najczystsza, a ja
jestem najbardziej splugawiony.
Jest jedynym stworzeniem, które może mnie zwyciężyć całkowicie, ponieważ nie została nigdy
dotknięta nawet najmniejszym cieniem grzechu”.
Przypomnijmy, że po upadku w raju pierwszych rodziców Bóg powiedział do węża:
"wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a Niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo Jej.
Ona zmiażdży ci głowę, a ty czyhać będziesz na Jej piętę (Księga Rodaju 3,15).
Szatan aktywizuje się zawsze, gdy objawia się Matka Boża. Początkowo próbuje zniekształcić
objawienie, ośmieszyć je,
nastawić wiernych przeciwko niemu negatywnie. Przykładu nie trzeba szukać daleko.
Takim przykładem może być działanie szatana w trakcie trwania objawienia w Gietrzwałdzie.
Gdy widzące odwiedziły krawcową ukazała się im tam Matka Boża, która namawiała je, by nie
chodziły w miejsce objawień,
ale spotykały się z nią w tym miejscu. To wezwanie wzbudziło w widzących niepokój i będąc na
miejscu objawień podzieliły się tam
swoim niepokojem z Matką Bożą. Ta poinformowała je, że autorem widzeń u krawcowej jest
diabeł.
Tak na marginesie. To wydarzenie jest jedną z wielu przestróg, które powinni szczególnie brać pod
uwagę ci,
którzy każde pojawienie się Matki Bożej traktują jako autentyczne.
Punkt 6-ty. "Pomocnicy szatana na ziemi" wobec objawień maryjnych.
Szatan najczęściej nie działa tak wyraźnie. Częściej działa poprzez swoich pomocników.
W dokumentach Kościoła "pomocnikiem szatana na ziemi" nazywa się masonerię. Ona często
godzi w objawienia maryjne,
podejmuje zorganizowane akcje przeciwko nim. Szatan w walce z Matką Bożą posługuje się też
innymi pomocnikami.
Mogą to być jego agenci wpływu (osoby, działające świadomie, które zawarły z nim pakt lub,
którym szatan "wyprał mózg" czy tak je zwiódł, że mu służą)
lub tzw. pudła rezonansowe (osoby, których myślenie zostało ukształtowane w całości lub choćby w
części przez agentów wpływu szatana
czy osoby powtarzające sugestie tych agentów, bo świadome tego, że takie postępowanie przyniesie
im jakieś profity).
Wszyscy ci kapłani, katolicy świeccy, którzy w jakikolwiek sposób odnoszą się do objawień
maryjnych powinni zastanowić się czy nie są
choćby w najmniejszym stopniu, manipulowani przez szatana, czy nie stają się w jakimś sensie
narzędziem w jego rękach.
Historia objawień maryjnych jest też pełna opisów sytuacji, w których kapłani lub świeccy
postępują wbrew woli Matki Bożej
lub traktują Jej objawienia i Jej kult instrumentalnie, traktują Ją jako narzędzie dla zdobycia
korzyści materialnych czy innych światowych profitów
jako kartę przetargową w rozgrywaniu różnego typu swoich własnych interesów, interesów
instytucji, którą reprezentują
czy w trakcie różnego typu rozgrywek politycznych.
W tym momencie można by zapytać czy w takich sytuacjach głównym "rozgrywającym" nie jest
jednak szatan i czy takie osoby nie stają się
często nieświadomie, jego poplecznikami czy wręcz sługami.
Historia objawień maryjnych pokazuje też, że ludzie, tak kapłani jak świeccy, podejmują w związku
z tymi objawieniami wiele działań
(lub powstrzymują się od pewnych działań) dla tzw. świętego spokoju, z konformizmu,
kunktatorstwa, asekuranctwa
lub z powodu tego, co dzisiaj nazywane jest poprawnością polityczną.
Czy takie zachowania i postawy nie są również efektem kreciej roboty szatana?
Punkt 7. Spiski szatana przeciwko objawieniom maryjnym.
Gdy następuje jakieś autentyczne objawienie maryjne najczęściej zaraz pojawia się również
wymierzony w nie spisek szatana i jego pomocników.
Część z tych spisków ma miejsce tylko w trakcie objawienia i bezpośrednio po nim.
Są jednak i takie, które ciągną się setki lat i konsekwentnie realizują pewien antymaryjny program
zataczając często bardzo szerokie kręgi.
O takich spiskach, zresztą tylko wybranych, chcemy opowiedzieć w tej książce.
Chcemy opowiedzieć w niej o wielkim spisku, który ma miejsce od wieków w Polsce przeciwko
Matce Bożej, przeciwko Polsce,
przeciwko temu by Polska zajęła w planie Bożym tę pozycję, którą Bóg jej przewidział i spełniła
wielką rolę,
czego efektem ma być nie tylko triumf Matki Bożej Królowej Polski, ale również triumf Polski i
Polaków.
Rozdział drugi.
Spisek przeciwko Matce Bożej z Kębła.
Kębło leży 1500 metrów od Wąwolnicy. Wąwolnica to wieś (w swoim czasie miejscowość ta
została pozbawiona praw miejskich)
leżąca w połowie drogi pomiędzy Nałęczowem a Kazimierzem nad Wisłą. Jest to jedna z naj
starszych miejscowości na ziemi lubelskiej.
Starsza jest od Lublina. Wzmianki o niej pochodzą z 8-go wieku (pierwsze wzmianki o Lublinie
pochodzą z 10-go wieku). Pierwszy dokument,
który jej bezpośrednio dotyczy mówi o "posłudze parafialnej" na jej terenie już w tysiąc-
dwudziestym siódmym roku. W 13-tym wieku powstał tam gród obronny.
Przed 1370 r. zyskała prawa miejskie i stała się miastem królewskim. Były w niej sądy ziemskie,
grodzkie, kasztelańskie, targi. Wybudowano zamek z murem obronnym i wieżą.
Punkt 1-szy. Gehenna Wąwolnicy.
Miasto było wielokrotnie spalone. Po pożarze w 1567 r. nie pozostał z niego "kamień na kamieniu".
Wtedy król Zygmunt 2-gi August nakazał wojewodzie lubelskiemu Firlejowi założenie tego miasta
w innym miejscu (zostało przeniesione ze wzgórza w dolinę).
Potem paliły ją wojska rosyjskie, szwedzkie i saskie. Paliła się też z niewiadomych przyczyn.
Wreszcie została spacyfikowana i spalona w 1946 r. przez oddziały Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego ("UB").
W trakcie tego pożaru niewiele domów ocalało (spłonęło ich ponad 100; spłonęła też wraz ze
zwierzętami większość budynków gospodarczych).
Komuniści zabrali Wąwolnicy prawa miejskie.
Punkt 2-gi. Niszczenie dokumentów.
Wiele dokumentów dotyczących życia Wąwolnicy, wydarzeń w samym mieście i w jego okolicach
spłonęło w tych pożarach.
Te, które się uratowały lub znajdowały się poza Wąwolnicą zaginęły. Część dokumentów Rosjanie
wywieźli do Piotrogradu.
Gdzie teraz są i czy jeszcze istnieją nie wiemy. Część dokumentów była zgromadzona w Lublinie i
tam spłonęła w 1829 r.
Część przechowywana była w klasztorze na Łysej Górze (Święty Krzyż) i zaginęła podczas II
wojny światowej.
Punkt 3-ci. A jednak pamięć przetrwała.
Pomimo to przetrwały pewne dokumenty czy, częściej, fragmenty dokumentów, a przede
wszystkim przetrwała pamięć wydarzeń,
które miały miejsce w 13-tym wieku w Kęble koło Wąwolnicy, wydarzeń, które zdeterminowały
życie jej mieszkańców,
wpłynęły na losy miasta i losy wielu ludzi, zmieniały świadomość i postawy wielu polskich
katolików.
Ślady tych wydarzeń widać w Wąwolnicy i jej okolicach w postaci niezliczonych przydrożnych
kapliczek i krzyży, o które i dziś dbają mieszkańcy.
Mamy dostęp do późniejszych pisanych świadectw - kroniki parafialnej, zapisów na marginesach
modlitewników mieszkańców miasta,
które zachowały się do czasów dzisiejszych.
Dziś w Wąwolnicy jest wielkie sanktuarium zbudowane na miejscu zamku.
Obok niego stoi kaplica zamkowa, w której znajduje się figurka Matki Bożej słynąca cudami.
Matka Boża Kębelska (bo tak jest nazywana) uzdrawia tutaj chorych od wieków przywracając
wzrok, władzę w nogach, uzdrawiając z zaawansowanego raka.
Od kilkudziesięciu lat zbiera się tutaj dokumentację medyczną uzdrowień. Ponad 200 z nich miało
ewidentny cudowny charakter.
Pierwsze zachowane zapisy o cudach pochodzą z 1654 r.,
gdy do Wąwolnicy przybyła specjalna kościelna komisja i przesłuchała 20 zaprzysiężonych
świadków cudownych wydarzeń.
Niestety, protokoły sporządzone przez tę komisję się nie zachowały.
Zachował się natomiast dokument świadczący o tym, że kult maryjny miał tu miejsce już w 1607 r.
W dniu 10 września 1978 r. w siedemsetną rocznicę objawień figurka Matki Bożej z Kębła została
uroczyście koronowana.
Koronacji tej koronami papieskimi dokonał, po uzyskaniu zgody papieża Pawła 6-go, ordynariusz
lubelski ksiądz profesor biskup Bolesław Pylak.
W dniu koronacji odnotowano 6 cudownych uzdrowień.
W każdą pierwszą sobotę i niedzielę września odbywają się tutaj wielkie uroczystości. Wieczorem
w sobotę kilkadziesiąt tysięcy ludzi
(od 40 tys. do ponad 100 tys. osób) idzie w prowadzonej przez biskupa "procesji światła" z
Wąwolnicy do kapliczki w Kęble 0,5 km).
W uroczystościach bierze zawsze udział kilku biskupów. W 2015 roku byli to: ksiądz abp Stanisław
Gądecki - Metropolita Poznański -
Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski; ksiądz abp Stanisław Budzik - Metropolita
Lubelski; ksiądz biskup Ryszard Karpiński;
ksiądz biskup Mieczysław Cisło; ksiądz biskup Artur Miziński - Sekretarz Generalny Konferencji
Episkopatu Polski; ksiądz biskup Józef Wróbel.
Punkt 4-ty. Pierwsze ślady spisku.
Objawienie Matki Bożej nastąpiło w 1278 r. we wsi Kębło.
Wiele faktów, wskazuje na to, że od kilkuset lat po dzień dzisiejszy działają siły,
które starają się doprowadzić do zaniku lub choćby tylko osłabienia kultu Matki Bożej Kębelskiej,
ale przede wszystkim do wyeliminowania ze świadomości katolików wymowy jej objawień, do
zdeprecjonowania tych objawień,
doprowadzenia do tego, że byłyby traktowane tylko jako nieistotna legenda, która nie ma żadnych
podstaw w rzeczywistości.
Zastanawiające już są te wielokrotne pacyfikacje Wąwolnicy oraz zniszczenie związanych z
wydarzeniami dokumentów.
Wiemy, że władze komunistyczne podejmowały próby usunięcia figury z Wąwolnicy.
Przekonywały miejscowego proboszcza do oddania figury do Muzeum Narodowego celem jej
renowacji (obiecywano jej zwrot).
Wiedział on, że pod takim pretekstem zabrano z wielu kościołów różne obrazy i figury, które do
nich nigdy nie wróciły
(w ten sposób komuniści próbowali osłabiać kult maryjny w Polsce).
Zaproponował renowację figury w pomieszczeniach parafii i na koszt parafii. Komuniści nadal
jednak naciskali.
W efekcie ksiądz proboszcz i kustosz sanktuarium, ksiądz Józef Gorajek ukrył figurę na wiele lat.
Ostatni akt przeciwko Matce Bożej Kębelskiej miał miejsce w nocy z 9-go na 10 sierpnia 2015 r.
, gdy nieznani sprawcy dostali się do kaplicy zamkowej i próbowali ukraść lub zniszczyć figurę.
Nie zdołali się Jednak do niej dostać
(na noc jest ona zasłaniana kurtyną, której nie zdołali sforsować). Zdemolowano kaplicę i
ukradziono złote i srebrne wota oraz różańce.
Punkt 5-ty. Literatura przedmiotu - to może budzić podejrzenia.
Literatura na temat Matki Bożej Kębelskiej jest zadziwiająco skąpa, roi się od sprzeczności, a w
wielu pracach podejmuje się,
jak się wydaje, wysiłek, by wzbudzić wątpliwości co do autentyczności objawień lub prezentuje
kult Matki Bożej Kębelskiej w taki sposób,
by wierni sądzili, ze jest to tylko miejsce modlitwy i uzdrowień.
Wiele prac historycznych i opracowań popularnonaukowych pomija skrzętnie wszelkie fakty
związane z objawieniami i kultem Matki Bożej Kębelskiej.
Warto podkreślić, że to objawienie i towarzyszące mu fakty nabierają w dzisiejszym kontekście
coraz większego znaczenia i odnoszą się do wydarzeń,
które mogą mieć miejsce w Europie i w Polsce w najbliższej przyszłości.
Patrząc z punktu widzenia dzisiejszego "tego świata" to objawienie i towarzyszące mu wydarzenia
mogą być określone tylko jako
"skrajnie niepoprawne politycznie".
Najobszerniejszą pracą dotyczącą wprost Wąwolnicy jest rozprawa naukowa Katarzyny Pisarek-
Małyszek pod tytułem "Wąwolnica w średniowieczu".
Rozprawa została wydana przez Wydawnictwo KUL w 2007 r. po dwóch recenzjach naukowych
sporządzonych przez profesorów KUL.
Liczy 270 stron dużego formatu. Zaskakujący jest fakt,
że w rozprawie tej nie tylko nie ma wzmianki na temat samych objawień i towarzyszących im
wydarzeń
(oraz ich realnych skutków w życiu okolicy), ale również nie można w niej doszukać się informacji
związanych z najazdami na te okolice hord tatarskich
(z takim najazdem związane jest objawienie). Z lektury tekstu wynika, że jego autorka miała w ręku
dokumenty,
które dotyczyły najazdów tatarskich na ziemię lubelską.
Wydaje się, że K. Pisarek-Małyszek powinna przynajmniej przytoczyć teksty dotyczące objawienia
i najazdów tatarskich na Wąwolnicę
i ustosunkować się do nich. Mogła przecież np. chociażby stwierdzić, że nie dotarła do
dokumentów potwierdzających te informacje.
Dlaczego tego nie zrobiła? A może do takich dokumentów jednak dotarła, ale ich w swojej pracy
nie uwzględniła? Skąd to milczenie?
Większość tekstów dotyczących sanktuarium w Wąwolnicy bagatelizuje to objawienie, uznaje je za
swego rodzaju legendę.
I tak np. w wydanej przez Kurię Lubelską w 1986 r. broszurze autorstwa księdza Janusza Kani pod
tytułem
"Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy" znajdujemy następującą (jedyną) wypowiedź
dotyczącą interesującego nas tematu:
"Późny zapis, może miejscowej tradycji ( ... ) wiąże pojawienie się w Kęble rzeźbionej w drzewie
statuy Matki Bożej z wydarzeniami roku 1278 ,
kiedy to obciążeni łupami Tatarzy, po nieudanym ataku na gród wąwolnicki mieli porzucić ją pod
pobliskim lasem".
W wydanej w 1984 r. przez siostry Niepokalanki z Szymanowa pracy pod tytułem
"Z dawna Polski tyś Królowo. Przewodnik po sanktuariach maryjnych. Koronowane wizerunki
Matki Bożej"
znajdujemy kilka zdań na temat wydarzeń w 1278 r. Według sióstr Niepokalanek Tatarzy oblegali
zamek Ottona Jastrzębczyka w Wąwolnicy,
podzielili się i ich tabór stacjonował w Kęble, a decydująca bitwa miała miejsce kilkanaście
kilometrów dalej,
pod Głuskiem i tam poległ wódz tego czambułu Tambiwek. W taborach znajdowała się, "zrabowana
nie wiadomo gdzie",
"będąca wśród zdobytych przedmiotów" figura Matki Bożej, która zajaśniała światłem, co
spowodowało, że Tatarzy "rzucili się do ucieczki”.
Punkt 6-ty. Co się wydarzyło w Kęble?
Na stronie internetowej sanktuarium w Wąwolnicy znajdujemy dwa teksty dotyczące objawień,
które w odmienny sposób opisują przebieg wydarzeń.
Oto jeden z nich: "W kronice parafialnej czytamy opowieść przekazywaną w wąwolnickiej tradycji
o początku kultu na tych terenach:
Strasznym był rok 1278 dla Polski. Nawała tatarska zalała Ją całą. Ziemia Lubelska najwięcej od
innych spustoszeniu uległa,
wtedy w głąb kraju krocie spieszyły barbarzyńskie zagony, tu zakładały główne swoje obozowiska,
tu zwozili łupy świeżą krwią zbroczone.
Spędzane krocie nieszczęśliwych jeńców przeznaczonych na niewolników chana.
Po wielkich spustoszeniach Lublina kolej przyszła na położoną od niego o 4 mile drogi Wąwolnicę
(tu jest jakiś błąd, bo Wąwolnica jest w linii prostej 29 km od Lublina - dopisek S. K.).
Bitwy rozgrywały się w Kęble koło Wąwolnicy, wśród lasów, gdzie znajdowała się statua Matki
Bożej.
Przy drodze koło wielkiego kamienia Tatarzy rozbili obóz, tu gromadzili łupy i przetrzymywali
jeńców.
Na ogromnym głazie ustawili statuę Matki Bożej, a ponieważ wiedzieli, jaką czcią otaczali Ją
Polacy, a szczególnie mieszkańcy tych okolic,
urządzali sobie z niej kpiny na oczach zniewolonych.
W tym czasie pod Głuskiem Opolskim rozgrywała się ostateczna walka Tatarów z dziedzicem
Wąwolnicy Ottonem Jastrzębczykiem.
Chorągiew chana padła. Kiedy uciekający w popłochu najeźdźcy zbierali łupy i jeńców z Kębła,
nad Matką Bożą ukazała się jasność i unosić się zaczęła w górę, na przeciwległej górze o paręset
kroków stanęła na lipie,
jakoby uchodząc z rąk niewiernych, czasem jeszcze bardziej przerażeni Tatarzy, jak najszybciej
uciekali,
tak że łupy co nie były na wozach i jeńców pozostawili, nie myśląc o zdobywaniu zamku. Po ich
ucieczce statua Matki Bożej nazad stanęła na kamieniu.
Patrząc na te wydarzenia jeńcy zrozumieli, że nadszedł czas łaski, poczuli obecność Boga, który
przywrócił im wolność".
A oto drugi tekst: "Otóż według pochodzącej z kilka wieków starszej, niż wydarzenia, o których
traktują, tradycji,
w tym benedyktyńskich zapisów z XVIII wieku, już w tysiąc dwudziestym siódmym roku
benedyktyni mieli rozpocząć tu posługę duszpasterską,
zaś w 1278 roku miał mieć miejsce najazd Tatarów na Wąwolnicę i cudowne oswobodzenie
polskich jeńców z tatarskiej niewoli.
Działo się to w odległym o 1,5 km od Wąwolnicy Kęble.
Odpoczywający tam po zdobyciu grodu w Wąwolnicy Tatarzy podziwiając swe łupy poczęli
bezcześcić znajdującą się wśród nich figurę Matki Bożej.
Uniosła się ona wówczas w górę, dzięki czemu przerażeni Tatarzy uciekli i zostali przez polskie
wojska rozgromieni,
a polscy jeńcy zostali w ten cudowny sposób oswobodzeni".
Warto podkreślić, że cytowany w pierwszym tekście fragment kroniki parafialnej zawiera
przedziwną interpretację wydarzeń.
Chodzi o słowa: "na przeciwległej górze o paręset kroków stanęła na lipie, jakoby uchodząc z rąk
niewiernych,
czasem jeszcze bardziej przerażeni Tatarzy, jak najszybciej uciekali".
Dlaczego anonimowy kronikarz twierdził, że figura Matki Bożej "jakoby uciekała"?
Przecież jeśli wzniosła się wysoko w górę już była poza zasięgiem Tatarów.
Czy przeniesienie się Jej na lipę znajdującą się na pobliskim wzgórzu nie było wyraźnym sygnałem,
że jest z Polakami i zagrzewa ich do boju?
Te dwa teksty podają odmienne scenariusze wydarzeń.
Z zakończenia pierwszego mogłoby wynikać, że w Kęble nie odbyła się żadna bitwa, choć w
początkach tego tekstu czytamy:
"Bitwy rozgrywały się w Kęble koło Wąwolnicy, wśród lasów, gdzie znajdowała się statua Matki
Bożej".
Drugi tekst sugeruje, że w Kęble nie było bitwy, ale ucieczka Tatarów spowodowała, że Polacy na
nich uderzyli i ich "rozgromili".
Z pierwszego tekstu wynika, że opisywana figura znajdowała się w Kęble przed najazdem Tatarów.
Drugi tekst zawiera twierdzenie, że figurę, gdzieś zrabowaną, przywieźli ze sobą Tatarzy.
Z pierwszego tekstu wynika, że Tatarzy nie próbowali nawet zdobywać grodu w Wąwolnicy.
Drugi tekst zawiera twierdzenie, że gród został przez nich wcześniej zdobyty.
W kiosku parafialnym w Wąwolnicy znajdujemy dwa opracowania zawierające opis wydarzeń z
1278 r.:
ksiądz Jana Pęzioła (wieloletni proboszcz parafii w Wąwolnicy) pod tytułem "Wąwolnica
Sanktuarium Maryjne" (Lublin 2008)
oraz przewodnik pod tytułem „Wąwolnica" wydany w Lublinie (bez daty wydania), oparty na
liczącej 7 pozycji bibliografii,
którego tekst poddano konsultacji historycznej (Anna Pardyka, Krzysztof Wasilewski).
Opis wydarzeń znajdujący się w pierwszym tekście przypomina bardzo pierwszy tekst ze strony
internetowej sanktuarium.
Jest tam zdanie "Bitwy rozgrywały się w Kęble koło Wąwolnicy".
W drugim tekście czytamy: "Podczas nawałnicy tatarskiej w 1278 r., najeźdźcy rozbili w pobliżu
(Kębła - dopisek S. K.) obóz,
zgromadzili łupy i przetrzymywali jeńców. Ustawili statuę Matki Bożej na olbrzymim głazie i
urządzali z niej kpiny na oczach wiernych.
Wtedy nad Matką Bożą ukazała się jasność, a figura uniosła się do góry i osiadła na kamieniu.
Przerażeni Tatarzy zaczęli uciekać.
Matka Boża przeniosła się na wysoką lipę na wzgórzu i wspierała walczących z nawałnicą tatarską,
dzięki czemu Tatarzy zostali rozgromieni w bitwie".
W przewodniku tym znajdujemy jeszcze zdjęcie i opis Wzgórza nad Kościelnym Dołem.
Czytamy tam: "Według tradycji to na tym wzgórzu, na drzewie osiadła Matka Boża i wspierała
walczących z nawałnicą tatarską".
W tym miejscu, jak dowiadujemy się z przewodnika, stoi krzyż postawiony w 1906 r.
Na nim widnieją dwa napisy: "Byś nieprzyjaciół naszych poniżyć raczył, prosimy Cię Panie";
"Do Ciebie Matko swe ręce podnosim, stroskana Polska ratunku prosi".
Wszystko wskazuje na to, że jednak przewodnik ukazuje w sposób najbardziej precyzyjny
przebieg wydarzeń.
Na taki ich przebieg wskazywałaby logika podawanych faktów.
W siedemsetlecie objawienia 10 września 1978 r. odbyła się uroczysta koronacja figury Matki
Bożej Kębełskiej,
w której uczestniczyło według jednych źródeł ponad 100 tys. wiernych, według innych ponad 200
tys.
W swym "Słowie pasterskim skierowanym do wiernych diecezji lubelskiej",
które zostało odczytane we wszystkich kościołach tej diecezji w dniu 3 września 1978 r.
(a więc na tydzień przed koronacją figury Matki Bożej Kębelskiej) biskup ordynariusz lubelski,
ksiądz biskup Bolesław Pylak powiedział, między innymi:
"Cudownej interwencji tej, którą czczono poprzez rzeźbiony w drewnie wizerunek,
przypisano zwycięstwo dzielnego rycerza Jastrzębczyka nad watahą tatarską i uwolnienie jeńców
spędzonych z różnych stron pod Wąwolnicę"
Punkt 7-my. "Genezy kultu należy upatrywać w interwencji Boga".
W cytowanej wyżej pracy znajduje się również materiał autorstwa księdza profesora Franciszka
Stopniaka pod tytułem
"Kult Matki Boskiej w maryjnym sanktuarium w Kęble Wąwolnickiem" (sanktuarium nie znajduje
się w Kęble, ale w Wąwolnicy - dopisek S. K.).
W jego zakończeniu czytamy: "Wydaje się, że w czasach mongolskich najazdów (Tatarzy to był lud
pochodzący z Mongolii - dopisek S. K.)
figura Kębelska była symbolem opieki Najświętszej Dziewicy w Ziemi Lubelskiej.
W okresie reformacji Matka Boska Kębelska była patronką odnowy religijnej w lubelskim.
W okresie rozbiorów ludność zanosi modły o opiekę i wolność od nędzy, nieszczęść i epidemii.
W latach okupacji w II wojnie światowej powtarzają się prośby o wytrwanie wśród prześladowań
hitlerowskich.
Od 1959 r. dekanaty: puławski, garbowski i opolski mają tu swe centrum życia liturgiczno-
kultowego.
Trwająca wieki ciągłość kultu należy do zjawisk, których same dokumenty nie wyjaśniają, ich
genezę należy upatrywać w interwencji Boga".
Punkt 8-my. Kto i dlaczego zamienił figury?
Figura Maryi, która dziś znajduje się w kaplicy zamkowej w Wąwolnicy pochodzi z połowy XV-go
wieku.
Nie jest to więc figura, którą bezcześcili Tatarzy w Kęble w 1278 r. Jak pisze ksiądz profesor
Franciszek Stopniak: "Nie znamy losów figury z tego czasu".
ksiądz profesor W. Smoleń pisze w swoim tekście pod tytułem "Ocena artystyczno-ikonograficzna
łaskami słynącej figury Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy":
"Istniała wcześniejsza figura Matki Boskiej o identycznym podkładzie ikonograficznym.
W miarę wzrostu potrzeb religijnych została ona zastąpiona nową figurą, wykonaną według
popularnego dla tego czasu schematu,
którą otoczono również powszechnym kultem".
I tu pojawia się kolejna tajemnicza, intrygująca i mogąca budzić pewne podejrzenia sprawa.
Co to znaczy "identyczny podkład ikonograficzny"? Skąd wiemy jak wyglądała poprzednia figura?
Skąd ksiądz profesor W Smoleń wie, że te figury były podobne?
Na temat pierwszej figury nie ma żadnych przekazów.
Na jakiej podstawie (nie ma przecież żadnych dokumentów na ten temat) ksiądz prof. Smoleń
twierdzi (i to tak autorytatywnie),
że starą figurę zastąpiono nową z powodu "wzrostu potrzeb religijnych"? Co się stało według niego
ze starą figurą?
Jego sugestie i teorie (bo są to tylko sugestie i teorie) wydają się być całkowicie bezpodstawne,
wręcz absurdalne.
Jeśli jest cudowna figura będąca przedmiotem kultu i ten kult wrasta (wzrastają "potrzeby
religijne"),
to nie usuwa się tej cudownej figury w taki sposób, że ślad po niej ginie i nie umieszcza na jej
miejsce figury, która cudowna nie jest.
Informacje o tym, co działo się w Kęble i Wąwolnicy pomiędzy 1278 r., a czasami najnowszymi
czerpiemy z dokumentów,
przekazów pisanych (ktoś opisuje jakieś wydarzenie, którego nie był świadkiem tylko o nim
zasłyszał),
przekazów ustnych dokonywanych z pokolenia na pokolenie przez mieszkańców Wąwolnicy i
okolic.
Nie ma żadnego dokumentu, przekazu pisanego czy ustnego mówiącego o zastąpieniu jednej figury
przez drugą.
Wiadomo jedynie, że cudowna figura pochodziła sprzed 1278 rokiem, a ta figura, która dzisiaj jest
w kaplicy zamkowej nie może być tą figurą,
bo pochodzi z 15-go wieku. Ten fakt stwierdzono dopiero wtedy, gdy poddano figurę badaniom
naukowym,
a zatem przed samym 1978 r. albo i tego roku. Wcześniej wszyscy byli przekonani, że to wciąż ta
sama figura.
To przekonanie miało swoje bardzo mocne podstawy w tym fakcie, że w Wąwolnicy nieprzerwanie
trwają cudowne uzdrowienia i nawrócenia.
Wciąż działa, chciałoby się powiedzieć, ta sama Matka Boża.
Pierwszy raz, jak twierdzą mieszkańcy Wąwolnicy, sukienkę, którą okryta była figura Matki Bożej
zdjęto z niej bezpośrednio przed 1978 r.,
gdy zaczęli ją restaurować na koronację specjaliści sprowadzeni z Lublina przez proboszcza.
Szybko wyszło na jaw, że to nie jest figura z 1278 r.
Z opowieści mieszkańców wynika, że od razu ktoś rzucił podejrzenia na księdza Proboszcza
stwierdzając,
że na pewno podmienił figury i "tę prawdziwą" wywiózł za granicę i sprzedał.
Pojawił się nawet w tej sprawie prokurator, który przesłuchał pod tym kątem ksiądz Proboszcza.
Proboszcz ksiądz Józef Gorajek, który przygotował i przeprowadził koronację figury i który potem
napisał "Szczęśliwy jestem i gorąco Bogu dziękuję,
że osiągnąłem cel swojego życia" podobno, po tym oskarżeniu, głęboko zraniony i upokorzony,
płakał kilka dni.
Niektórzy mieszkańcy Wąwolnicy mówili wtedy, że przed koronacją figury z Kębła "diabeł zaczął
mieszać".
Nie brano pod uwagę takiej sytuacji, że dla Matki Bożej nie jest ważna figura, ale miejsce,
wydarzenie i kontekst,
że chodzi Jej o Kębło i zaistniałą tam w 1278 r. sytuację, że chodzi Jej o wskazania, które wtedy
Polakom dała.
W takim ujęciu wszystkie cudowne uzdrowienia i nawrócenia, które tam się dokonały pojawiły się
dlatego,
by Polacy uświadamiali sobie te wskazania, wciąż o nich pamiętali i przekazywali następnym
pokoleniom.
Jak to się mogło stać, że pierwsza cudowna figura, ta która zajaśniała światłem, podniosła się w
górę, przeniosła na lipę,
wystraszyła Tatarów, zniknęła i nikt tego nie zarejestrował?
Czy da się dzisiaj odpowiedzieć na to pytanie?
Sądzę, że da i to z bardzo dużym prawdopodobieństwem.
Figurę przeniesiono z Kębła do Wąwolnicy w początkach 18-go wieku. Wynika z tego, że
znajdowała się w Kęble przez ponad 400 lat.
Dlaczego nie przeniesiono jej wcześniej? Dlaczego przeniesiono ją właśnie w tym momencie?
Dlaczego w ogóle ją przeniesiono?
Jak na te przenosiny zareagowała Matka Boża?
Jeśli Matka Boża objawia się w jakimś miejscu, to w tym miejscu tworzy się Jej kult i powstaje
sanktuarium.
Jaki jest sens przenoszenia tego kultu w inne miejsce, nawet nieodległe? Nie ma takiego Bożego
sensu. Może jednak być "ludzki" sens.
Przyczyną może być czyjaś ambicja, strach, interes albo po prostu takie bardzo ludzkie "widzi mi
się".
Punkt 9-ty. Jak ukradziono szczątki świętego Mikołaja?
Gdy byłem w latach osiemdziesiątych XX w. w Barii we Włoszech opowiedziano mi tam
miejscową
(podobno najbliższą prawdzie) wersję historii przeniesienia szczątków świętego Mikołaja z Miry
(tego słynnego świętego Mikołaja, który dawał dzieciom prezenty) z miasta Mira w Turcji do
miasta Bari.
Miasto Bari zaczęło w 11-tym wieku podupadać. Kupcy konsultując się z miejscowymi
zakonnikami zaczęli zastanawiać się, co zrobić,
by przywrócić świetność miasta tak, by interes znowu zaczął się kręcić.
Ktoś wpadł na pomysł, opracowano szczegółowy plan i konsekwentnie go zrealizowano. Kilka
statków popłynęło z Bari do Miry.
Tam, gdy ich załoga i pasażerowie byli w świątyni, każdy zabrał po kilka kości świętego Mikołaja i
schował pod ubranie.
W ten sposób wynieśli ze świątyni i wywieźli do Bari jego szczątki. Bari zaczęło odżywać, bo
przybywali do niego pielgrzymi z całej Europy.
To jednak nie koniec tej historii. Kościół, w którym były szczątki świętego Mikołaja nie podlegał
miejscowemu biskupowi (był zakonny).
Biskup pozazdrościł profitów. Zdobył informację o tym, że Wenecjanie sprowadzają sobie statkiem
z Afryki cudami słynący obraz
(o ile pamiętam też go zrabowali). Biskup wynajął statek i korsarzy, którzy napadli na statek
wenecki i odebrali obraz.
Biskup umieścił go w swojej katedrze. Zyskał na tym on, ale i całe miasto.
Punkt 10-ty. Wbrew woli Matki Bożej.
W miejscowości Feroleto Antico we Włoszech objawiła się Matka Boża.
Miejscowi kapłani zadecydowali, że objawienie zostanie uczczone kościołem na pobliskim
wzgórzu.
Gdy zgromadzono kamienie na budowę kościoła w nocy przeniosły się one na miejsce objawień.
Kazano znowu przenieść kamienie na wzgórze.
Gdy tego dokonano w nocy znowu przeniosły się na miejsce objawień. Przeniesiono je trzeci raz na
wzgórze i zbudowano z nich kościół.
Matka Boża zrezygnowała wobec ludzkiego podważającego Jej decyzję uporu.
Punkt 11-ty. Nieporozumienia z Matką Bożą?
W Gidlach koło Częstochowy w 1516 r. rolnik, Jan Czeczek orząc pole zauważył niezwykłą jasność
bijącą z ziemi,
a wśród tej jasności "obrazek mały głazowy Najświętszej Panny, wielkości na dłoń, na kamieniu
wielkim, który był wydrążony na kształt kielicha".
Rolnik potraktował to znalezisko jako wartościowy skarb i ukrył figurkę w skrzyni z odzieżą. Cała
rodzina straciła wzrok.
Przy okazji wykryto figurkę (ze skrzyni "biła światłość") i przeniesiono ją do kościoła.
Figurkę umyto wodą, a rolnik i jego rodzina przemyli oczy tą wodą i odzyskali wzrok.
Jak czytamy na stronie internetowej sanktuarium w Gidlach: "Dalsze cudowne znaki sprawiły,
że figurkę przeniesiono z kościoła na miejsce jej odnalezienia i umieszczono w kapliczce w formie
drewnianego słupa”.
Dlaczego kapłani od razu nie wpadli na pomysł, że figurkę należy umieścić w tym miejscu, w
którym objawiła się światłością rolnikowi?
Punkt 12-ty. Dlaczego figury nie przeniesiono do 1700 roku?
Wąwolnica rozkwitała jako miasto do 14-go wieku. Już jednak w wieku XV, gdy faktycznie
przybyli do niej benedyktyni, zaczęła podupadać.
Nie wytrzymywała konkurencji z Lublinem i Kazimierzem nad Wisłą.
W tym czasie przestała też być miastem królewskim, bo przeszła w prywatne ręce, stała się
własnością rodziny Ostrowskich.
Ta transformacja spowodowała, że miasto utraciło rangę „ośrodka zarządu gospodarczego
państwa",
a nad interesami mieszczan zaczęły dominować interesy nowych właścicieli Wąwolnicy.
To wszystko spowodowało zapewne, że benedyktyni wąwolniccy i mieszczanie zaczęli się
zastanawiać nad sposobami przywrócenia miastu
(i kościołowi parafialnemu) świetności. Skojarzenie pierwsze mogło być jedno: przenieść figurę z
Kębła do Wąwolnicy,
przekształcić kościół w sanktuarium maryjne, spowodować, żeby Wąwolnicę nawiedzały liczne
pielgrzymki,
co z kolei spowodowałoby wzrost dobrobytu miasta.
Jednak figury do wieku 18-go nie przeniesiono. Dlaczego? Jakie były przeszkody?
Czy nie przeniesiono jej z tego względu, że uznawano, iż byłoby to sprzeczne z wolą Matki Bożej?
Punkt 13-ty. Dlaczego figurę przeniesiono w 1700 r. - wersja oficjalna.
W pracy księdza Janusza Kani na temat sanktuarium w Wąwolnicy czytamy: "Dokument z 1700 r.
poświadcza,
że tutaj zwykł był lud z okolic przybywać i tam wobec Pana Boga się modlić i licznych łask
doznawać.
Tenże akt sufragana i generalnego oficjała diecezji krakowskiej,
Kazimierza Łubieńskiego by ułatwić pobożność ludu zawiera zgodę na publiczne przeniesienie
figury do kościoła parafialnego w Wąwolnicy,
co było uwieńczeniem wcześniejszych starań benedyktynów”.
Z opracowania autorstwa księdza Jana Pęzioła dowiadujemy się, że:
"W dniu 8 września 1700 r. za zgodą papieża Klemensa 12-go odbyło się przeniesienie w uroczystej
procesji figurki Matki Bożej z Kębła
do kościoła parafialnego w Wąwolnicy". ksiądz Pęzioł przytacza tekst (nie podając jego źródła),
który opisuje historię uzyskania tej zgody.
W świetle tego tekstu do Wąwolnicy przybył ze Świętego Krzyżu w Górach Świętokrzyskich
"przełożony" benedyktynów, ojciec Chrystyn Mirecki,
aby przekonać się o tym "jaką opieką otoczyła Pani Kębelska swój lud". Gdy zorientował się, że
Matka Boża jest tu wciąż obecna
i czyni cuda "udał się z prośbą do Stolicy Apostolskiej o przeniesienie Matki Bożej z Kębła do
kościoła pod wezwaniem świętego Wojciecha w Wąwolnicy,
jako okazalszego, gdyż tamten w Kęble był mały i zniszczony, a tym bardziej, że benedyktyni
musieli tam co dzień do odprawiania nabożeństw dochodzić.
Stolica święta takowe przyzwolenie dała".
Zauważmy, tak na marginesie, że z kościoła w Wąwolnicy do miejsca objawień jest tylko 1500
metrów
(piechotą można zatem tę odległość przebyć w 20 minut, a bryczką czy konno w 5 minut).
Zauważmy też,
że "okazały" kościół można było równie dobrze zbudować w Kęble.
Punkt 14-ty. Te fakty się nie zgadzają.
W 1700 r. ojciec Krystyn Mirecki nie był przełożonym benedyktynów.
Został nim dopiero w 1709 r. W 1700 r. ojciec Mirecki był proboszczem w Wąwolnicy.
W tym samym roku był też opatem w Świętym Krzyżu, ale był nim tylko teoretyczne. Faktycznie
objął ten urząd dopiero w 1706 r.
Tak opisują to sami benedyktyni na oficjalnej stronie Świętego Krzyża:
"W 1689 roku konwent świętokrzyski skorzystał z przysługującego mu prawa wolnego wyboru i
nie przyjął Aleksandra Wyhowskiego
desygnowanego przez króla Jana 3-go na opata.
Mimo nalegań prymasa i biskupa krakowskiego, aby podporządkowali się woli monarchy,
zakonnicy opowiedzieli się za Krystynem Mireckim (Stanisławem Krystynem Mireckim - dopisek
S. K.), miejscowym profosem.
Sprawa oparła się o Rzym. Papież potwierdził wybór Mireckiego na opata.
Kiedy nominat królewski zajął przemocą opactwo i beneficjum, rzekomy przełożony wraz z
klasztorem został ekskomunikowany.
Pod presją papieża Wyhowski ustąpił z opactwa w 1706 roku. Mirecki objął urząd w bardzo
trudnych latach.
W czasie wojny domowej wojska zrujnowały klasztor, spustoszyły dobra zakonne.
Liczba zakonników tak zmalała, że myślano o przekazaniu klasztoru innemu zakonowi.
W tych warunkach opat zwrócił uwagę na zwiększenie konwentu i spotęgowanie życia zakonnego.
Smutne doświadczenie przy obejmowaniu urzędu opata skłoniło Mireckiego do usilnego starania
o utworzenie kongregacji benedyktyńskiej w Polsce, aby w ten sposób uniemożliwić ingerencję
czynników postronnych w wyborze opata
i w wewnętrzne życie klasztoru. Z zasady każde opactwo stanowiło samodzielną i niezależną
społeczność.
Jedynie stolica apostolska, albo biskup diecezjalny jako jej delegat, mieli wgląd w życie klasztoru.
W późniejszych wiekach Kościół, dla podniesienia poziomu życia zakonnego, łączył odosobnione
opactwa w pewne zrzeszenia,
tzw. kongregacje, aby się wzajemnie wspierały i czuwały nad sobą.
Papież Benedykt 12-ty w 1336 roku ustanowił dla benedyktynów w Polsce prowincję gnieźnieńską.
Z czasem organizacja ta poszła w zapomnienie. Sprawa na nowo odżyła pod koniec 17-go wieku.
W wyniku zabiegów opata świętokrzyskiego Stanisława Mireckiego papież Klemens 11-ty
ustanowił w 1709 roku Kongregację Benedyktyńską Świętego Krzyża.
Do kongregacji należało dziewięć opactw: Święty Krzyż, Tyniec, Lubin, Mogilno, Płock,
Sieciechów, Troki, Horodyszcze, Nieśwież".
Gdzie indziej możemy znaleźć kilka ważnych informacji związanym z tym wydarzeniami.
Gdy ojciec Mirecki wszedł w konflikt z księdzem Aleksandrem Wyhowskim (Aleksandrem
Benedyktem Wyhowskim)
Wyhowski był sekretarzem i zaufanym człowiekiem króla Jana 3-go Sobieskiego. Jego kandydaturę
na opata Świętego Krzyża wysunął król,
a poparli ją nuncjusz papieski i miejscowy biskup. Jednak Wyhowski otrzymał na elekcji opata
Świętego Krzyża w 1689 r. tylko jeden głos.
Pozostałe padły na ojca Mireckiego, miejscowego profosa. W 1690 r. odbyła się druga elekcja,
w trakcie której większość głosów padła już na księdza Wyhowskiego. Benedyktyni nie przyjęli
tego wyboru do wiadomości stwierdzając,
że elekcja była zmanipulowana
("podstępem oddalono Mireckiego i jego niektórych zwolenników, przez co skłonił Wyhowski
pozostałych do oddaniu głosu na siebie").
Tej drugiej elekcji nie uznał też ówczesny papież Aleksander 8-my ("który Klasztor Łysogórski i
osobę opata obłożył ekskomuniką").
Wyhowski wszedł jednak w obowiązki opata i sprawował tę funkcję w latach 1690-1706.
W tym czasie zabiegano w Rzymie bezskuteczneo zdjęcie z niego ekskomuniki.
Do Rzymu w tej sprawie jeździł między innymi niejaki ksiądz Wota w 1697 r.
Ówczesny kronikarz Świętego Krzyża o. Jacek Jabłoński przedstawiał księdza Wyhowskiego jako
dobroczyńcę klasztoru
("który własnym nakładem odbudował mury klasztorne, szczodrobliwie ozdobił kościół aparatami,
a na górze, w klasztorze, i na dole, w Starej Słupi, swoim sukcesorom przyzwoite rezydencje
pozostawił").
Ojciec Jabłoński był postacią znaną w całej Polsce i wielkim autorytetem. Za jego życia
opublikowano 5 jego dzieł.
Najbardziej znane to "Drzewo Żywota z raju...”.
W dziele tym pisał i o Wąwolnicy i o Kęble. Znajdujemy w nim, informację, że Król Kazimierz II
osadził tam benedyktynów (w 15-tym wieku),
że Wąwolnica jest obecnie (w 18-tym wieku) pozbawiona wszelkich dóbr materialnych, bo
niszczona była przez "herezję luterską" i "ludzką chciwość",
ale bogata jest w "dobra Duchowne" i ma taką "famę", że jest "skarbnicą Najświętszej Maryi
Panny" i "wszelkie łaski i dobrodziejstwa w sobie zamyka",
ponieważ przeniesiono do niej z Kębła "Najświętszą Marię Pannę", a to "za kofentem Stolice
Apostolskiey y I. W. Xiendza Biskupa Krakowskiego”.
Ojciec Jabłoński w 1742 r. objął prepozyturę w Wąwolnicy, gdzie był 3 lata proboszczem w latach
1742-1745.
W 1697 r. królem Polski zostaje August II Mocny. Jest nim do 1703 r. i od 1709 r. do 1733 r.
Wyhowski zostaje od razu zaufanym nowego króla. Gdy August II Mocny zostaje w 1703 r.
zdetronizowany Wyhowski pozostaje mu wierny.
W 1704 r. zostaje członkiem konfederacji sandomierskiej, którą założył August II Mocny. Jej celem
był jego powrót na tron Polski.
Wyhowski był również biskupem ordynariuszem łuckim w latach 1703-1714 (a zatem do samej
śmierci).
Został nim zapewne na życzenie Augusta 2-go Mocnego”.
ksiądz prof. Franciszek Stopniak pisze w swojej pracy o przeniesieniu figury w 1700 roku, ale nic
nie wspomina o pozwoleniu papieża”.
ksiądz biskup Kazimierz Łubieński był sufraganem i generalnym oficjałem w diecezji krakowskiej
w latach 1702-1710
(w latach 1710-1719 był ordynariuszem tej diecezji, a od 1678 r. do 1702 był kanonikiem
sandomierskim),
a Klemens 12-ty był papieżem w latach 1730-1740 (poprzednim papieżem był Benedykt XIII).
Kazimierz Łubieński nie mógł więc w 1700 r. wydać jako biskup krakowski żadnego dokumentu,
bo biskupem krakowskim wtedy nie był.
Łubieński był, tak jak poprzedni ordynariusz diecezji krakowskiej biskup Jerzy Denhoff,
człowiekiem Augusta 2-go Mocnego.
Od 1716 r. przebywał na jego dworze w Warszawie. ojciec Mirecki przeciwstawiając się
Wyhowskiemu występował tym samym przeciwko Augustowi 2-giemu Mocnemu.
Czy bp Łubieński jako współpracownik Augusta II Mocnego poszedłby ojcowi Mireckiemu na
rękę?
Papież Klemens XII nie mógł w 1700 r. wydać zgody na przeniesie figury Matki Bożej z Kębła do
Wąwolnicy, bo był papieżem od 1730 r.
A może chodziło tu o papieża Klemensa 11-go. Jego pontyfikat rozpoczął się w 1700 r. i trwał do
1721 r.
Jest tu jednak jeden poważny problem. W dzisiejszych opracowaniach, w tym opracowaniu księdza
Pęzioła, czytamy,
że przeniesienie figury odbyło się w dniu 8 września 1700 r. Pontyfikat Klemensa XI rozpoczął się
zaś 23 listopada tego roku.
Akt biskupa Łubieńskiego odnoszący się do Kębła mógł więc powstać tylko po 1702 r.,
a przed 1710 r. ojciec Mirecki jako przełożony benedyktynów mógł przybyć do Wąwolnicy
najwcześniej w 1709 r.
Trzeba przy tym pamiętać, że ojciec Mirecki był proboszczem w Wąwolnicy od drugiej połowy
listopada 1696 r. do 1700 r.
Ojciec Mirecki, jak wiemy, był w tym czasie dwa razy w Rzymie. Pierwszy raz udał się tam w 1693
r. i przebywał w Stolicy Apostolskiej do 1696 r.
Drugi raz udał się do Rzymu w 1703 r.
Do Rzymu zaś mógł się udać by prosić papieża Klemensa XII o pozwolenie przeniesienia figury
dopiero jednak w 1730 r.,
bo pontyfikat tego papieża rozpoczął się w 1730 r. (trwał do 1740 r.).
Mógł uzyskać zgodę papieża Klemensa 11-go pomiędzy 23 listopada 1700 roku., a 19 marca 1721
roku. (wtedy umarł ten papież),
a zatem, jeśli był w Rzymie w 1703 r. to jest to najbardziej prawdopodobna data uzyskania tej
zgody.
Tak więc albo figurę przeniósł z Kębła do Wąwolnicy w 1700 r. sam ojciec Mirecki bez zgody
biskupa i papieża
(a taką zgodę otrzymali benedyktyni kilka lat później) albo figura została przeniesiona kilka lat
później po wyrażeniu przez nich zgody.
Punkt 15-ty. Wędrówki figury, jej zamiana i rozebranie kościoła.
Dlaczego pojawiły się informacje o tych dokumentach? Dlaczego te dokumenty były potrzebne?
Dlaczego nie przeniesiono wcześniej figury bez pytania kogokolwiek o zgodę?
Na te pytania możemy z wielkim prawdopodobieństwem odpowiedzieć, gdy zapoznamy się z
ustnym przekazem powtarzanym przez mieszkańców Wąwolnicy i okolic,
i weźmiemy pod uwagę kontekst historyczny i polityczny.
Mieszkańcy Wąwolnicy i okolic twierdzą, że z pokolenia na pokolenie przekazywana była (i jest
wciąż przekazywana) informacja,
że figurę "dawno, dawno temu" próbowano wielokrotnie przenosić, ale nigdy się to nie udawało,
bo figura przenoszona rano czy w południe powracała do miejsca objawień wieczorem.
Twierdzono, że byli tacy, którzy widzieli jak figura szybuje nad ziemią.
W trakcie jednego z powrotów do kamienia figura miała osiąść na ziemi 500-800 metrów od niego
("by chwilę odpocząć"), u podnóża góry,
na której znajdowała się lipa (ta, na której przysiadła Matka Boża w trakcie objawienia 1278 roku).
Dla upamiętnienia tego "odpoczynku" Matki Bożej wystawiono kapliczkę,
tzw. Białą Figurę (na białym, bardzo wysokim postumencie stoi przy drodze Wąwolnica-Kębło
mała, biała kapliczka z czerwonym daszkiem,
w środku której znajduje się figurka Matki Bożej w niebieskim płaszczu).
W przewodniku pod tytułem "Wąwolnica" czytamy: "Biała Figura znajduje się na początku
wąwozu nazwanego Kościelnym Dołem.
Murowana dwukondygnacyjna, z figurką Matki Bożej pod baldachimem wzniesiona została
prawdopodobnie pod koniec 19-go wieku.
Według tradycji był tu dawniej drewniany kościółek. Wybudowano go przed wzgórzem, na którym
po raz drugi objawiła się Matka Boża.
Na pobliskiej zaś łące miała rozegrać się bitwa z Tatarami".
Jeśli uznamy, że ten przekaz ustny relacjonuje rzeczywiste fakty,
zrozumiały staje się fakt pojawienia się aktu biskupa Łubieńskiego i zgody na przeniesienie figury
wyrażonej przez papieża Klemensa 11-go.
Przeniesienie figury z Kębła do Wąwolnicy utrudniała Matka Boża i, zapewne, utrudniali
mieszkańcy Wąwolnicy i okolic,
którzy nie wyrażali zgody na działania sprzeczne z wolą Matki Bożej
(jeżeli bowiem figura wracała to oczywistym jest, że życzeniem Matki Bożej było, aby znajdowała
się ona w Kęble),
a być może czynnie przeciwstawiali się jej przenoszeniu.
Można założyć, że uzyskanie pozwolenia biskupa krakowskiego i papieża na przeniesienie figury z
Kębła do Wąwolnicy miało
albo zmusić Matkę Boża do pozostania w Wąwolnicy po przeniesieniu, albo uciszyć protestujących
mieszkańców.
W pierwszym wypadku inicjatorzy uzyskania tych pozwoleń (benedyktyni) przenieśliby skutecznie
figurę kilka lat po 1700 r. (po uzyskaniu pozwoleń).
Ich założenie byłoby takie, że Matka Boża posłucha biskupa miejsca i wyjednali u niego stosowny
akt.
Gdy nic to im nie dało, bo figura znowu wróciła do Kębła, zwrócili się bezpośrednio do papieża
zakładając,
że już papieża Matka Boża się na pewno posłucha, bo to głowa Kościoła ustanowiona przez Jej
Syna.
Mogło tak być, że Matka Boża nie chciała się tej decyzji poddać, a zarazem nie mogła się jej
sprzeciwić.
Po przeniesieniu zatem figury Matka Boża spowodowała, że figura ta (zapewne w nocy) zniknęła.
Benedyktyni z Wąwolnicy przerażeni tym faktem musieli dojść do wniosku, że nie można go
ujawnić wiernym.
Zdobyli więc skądś (np. przywieźli z jednego ze swoich klasztorów w Polsce) figurę podobną z
twarzy i pochodzącą z mniej więcej tego samego okresu.
Figura była jednak na tyle inna od pierwotnej, że i tak każdy by się zorientował, że nastąpiła
zamiana.
Ubrano ją zatem w całkowicie zakrywające ją (oprócz twarzy) ubranie (jedni nazywali je
"sukienką" inni "kapą").
Mogło być jednak i tak, że zdeterminowany ojciec Mirecki przeniósł figurę w 1700 r., a następnie ją
zniszczył (by nie wróciła)
albo w jakiś sposób uwięził i wywiózł czy przekazał Augustowi 2-giemu Mocnemu.
Na miejsce figury wystawił inną podobną, ubraną w sukienkę, co miało uniemożliwić mieszkańcom
rozpoznanie zamiany.
Chcąc zaś ich uspokoić (być może coraz bardziej się burzyli) załatwił dokumenty podpisane przez
biskupa i papieża wyrażające zgodę na przeniesienie.
W pierwszej połowie 17-go wieku podjęto (benedyktyni?) szereg działań zmierzających do
wyeliminowania z pamięci wiernych faktu,
że właściwym miejscem dla figury jest Kębło (tym samym eliminowano z pamięci katolików samo
kębelskie objawienie i jego wymowę).
Jak podaje ksiądz Kania w 1748 roku ukazał się akt zabraniający sprawowania nabożeństw w
drewnianym kościele,
w którym przez setki lat była w Kęble figura i z którego ją zabrano, a w 1781 r. nakazano rozbiórkę
tego kościoła.
Istnieją przekazy głoszące, że kościół ten zbudowano na polecenie samego Ottona Jastrzębczyka.
Na jakiej podstawie mogłem dojść do wniosku, że figurę zniszczono z premedytacją lub uwięziono
i przekazano w ręce Augusta 2-go Mocnego
i że mógł to zrobić sam ojciec Mirecki?
Punkt 16-ty. Aktywizacja masonerii: zawiązanie wielkiego spisku.
Wszystkie wydarzenia, o których pisaliśmy wyżej miały miejsce na przełomie 17-go i 18-go
wieku i w pierwszych dekadach wieku XVIII.
Ważne jest abyśmy sobie uświadomili co to był za czas.
W 1671 r. Sobieski odparł duży najazd Tatarów.
W 1672 r. "przeprowadził jedną z najbardziej imponujących operacji wojskowych w historii, znaną
jako wyprawa Sobieskiego na czambuły tatarskie".
Sobieski dysponował tylko 3 tys. jazdy. Pobił jednak kilkudziesięciotysięczne wojska tatarskie i
uwolnił 44 tys. ludzi z jasyru.
W 1673 r. odniósł zwycięstwo nad Turkami pod Chocimiem. Turków było ponad 40 tys. żołnierzy.
Bitwę przeżyło 4 tys. Turków.
W 1674 r. został wybrany królem Polski. W tym samym roku wypędził Turków z prawie całego
Podola.
W 1675 r. odparł atak Tatarów pod Lwowem. "Przez kolejnych 7 lat Polska nie prowadziła wojen.
W kraju narastała opozycja przeciwko królowi, opłacana złotem przez Austrię i Brandenburgię.
W Małopolsce uknuto nawet spisek detronizacyjny, by obalić Jana 3-go Sobieskiego, a tron
przekazać niemieckiemu księciu Karolowi Lotaryńskiemu.
Co ciekawe nauczycielem Karola Lotaryńskiego był jeden z najsłynniejszych różokrzyżowców
(prekursorzy masonerii) Robert Fludd,
a sam Karol Lotaryński również należał do tej tajnej kabalistycznej organizacji i pełnił w niej
kierownicze funkcje.
W 1683 r., 12 września, nastąpiła odsiecz Wiednia. Sobieski pokonał tam Turków.
Z tej okazji w tym dniu papież Innocenty XI ustanowił święto imienia Maryi.
W 1684 r. Sobieski doprowadził do wejścia Polski w skład Świętej Ligii zawiązanej przez Austrię,
Wenecję i Kościół przeciwko Turcji.
Sobieski skoncentrował się na wojnach z Turcją.
W 1691 r. "zlecił budowę potężnych, nowoczesnych umocnień na granicy z Portą - Okopów Świętej
Trójcy i Szańców Panny Maryi",
których zadaniem było trzymanie w szachu sił tureckich. Sobieski zmarł w 1696 r.
Jeśli spojrzeć na historię Europy, Kościoła i chrześcijaństwa w perspektywie nadprzyrodzonej
wiek XVII został ewidentnie wybrany przez szatana na zniszczenie świata wiernego Chrystusowi.
Szatan planował, że Tatarzy i Turcy zaleją Europę i po Kościele, chrześcijaństwie i kulturze
chrześcijańskiej nie pozostanie ślad.
Jego plan został unicestwiony. Główny udział miała w tym Polska będąca Królestwem Matki Bożej
i Sobieski.
Szatan wydał wyrok na Polskę. Wyrok ten mieli wykonać jego, jak mówi Kościół w swoich
dokumentach, "pomocnicy na ziemi" - masoni.
Już bezpośrednio po śmierci króla Jana 3-go Sobieskiego powstały plany jej rozbiorów.
Miał je zrealizować wielki pomocnik szatana, kabalista i mason August II Mocny.
Tak opisałem to w swojej pracy pod tytułem "Czy mamy dziś do czynienia z rozbiorem Polski?":
Przed II wojną światową ukazała się książka wielkiego polskiego historyka Kazimierza Mariana
Morawskiego
pod tytułem "Źródła rozbioru Polski". Dowiadujemy się z niej, że już w końcu wieku XVII powstał
szczegółowy plan rozbiorów Polski.
Głównym jego inicjatorem i wykonawcą miał być August II Mocny Sas postawiony bardzo wysoko
w hierarchii masońskiej
i przygotowywany do odegrania tej roli już od dziecka.
Jak pisze Morawski: "Jak nam wiadomo od młodu wtajemniczał się przyszły król Polski - przy
pomocy najpewniej Paulego
w kunszty magii, alchemii, astrologii, geomancji i kabalistyki" (strona 109).
Masoni długo i starannie przygotowywali objęcie przez niego tronu polskiego.
Pisze o tym jeden z nich, niejaki Manteuffel, szef centrali wywiadowczej Bruhla (sprawującego
potem niepodzielną władzę w Polsce w imieniu masonerii)
w wydrukowanym wówczas "Liście przyjaciele Prusaka do przyjaciela Holendra o zbliżającej się
elekcji polskiej":
"Sprowadziłem do Berlina z Polski wyborową sforę psów swoich wywiadowczych, naradziłem się
z nimi poufale,
wyposażyłem ich na własny swój rachunek kilku tysiącami guldenów i odesłałem jak najszybciej
się dało, do ich prowincji".
Akcja, która potem została znacznie rozszerzona, akcja przekupstwa, szantażu, gróźb dała, jak
wiemy, rezultaty.
W tym samym czasie zaczęto rozpowszechniać różokrzyżowe proroctwo, które głosiło:
"Dzielne, wojownicze ... nasienie Ruty saskiej za pomocą konfederacji i konspiracji wyżeniesz
papieża,
cesarza i pozostałych dynastów papistycznych z ich siedzib" (strona 111). W proroctwie tym była
mowa również o rozbiorach Polski.
Obok niego krążył również słynny dokument różokrzyżowców pod tytułem
"Confesio Fraternitatis", w którym było napisane:
"Mamy za zadanie ustanowić w Europie nowy porządek rzeczy.
Już zaatakowana została tyrania papieża (zrazu tajnie), strącono go w Niemczech, następnie
rozdrapiemy go pazurami,
a jego ośle ryki zagłuszone zostaną rykiem lwa".
W tym samym czasie zapowiadał to również potępiony nawet przez protestantów za
czczenie "świętego diabła" niejaki Petersen,
który pisał: "Sas zostaje królem polskim i pod cesarzem rzymskim z plemienia Ruty papież
zupełnej doznaje zagłady".
W książce "Masoneria polska 2014" opisując dzisiejszą sytuację Polski porównałem ją do sytuacji
naszego kraju w tamtych czasach dowodząc,
że mamy do czynienia z tym samym procesem: Proces ten zaczął się, gdy po śmierci Jana 3-go
Sobieskiego,
któremu "siły ciemności" nie zapomniały odsieczy Wiednia, rozpoczęto przygotowania do
"wyboru" nowego króla.
Słowo "wyboru" napisałem w cudzysłowie, bo nie były to, jakby się dzisiaj powiedziało,
"demokratyczne wybory",
tylko wprowadzenie na polski tron Niemca, formalnie protestanta (faktycznie masona) - Augusta 2-
go Mocnego
- przy zastosowaniu niegodnych i "niedemokratycznych "metod.
Kandydat na króla przedstawił tekst o znamiennym dla nas, dzisiejszych Polaków,
tytule "Jak Polskę przekształcić w kraj kwitnący i cieszący się szacunkiem u sąsiadów", w którym
zapisany był jego program polityczny.
Wymowa tego tekstu była prosta, dokładnie taka sama jak wymowa wszystkich tekstów,
które zachęcały nas do głosowania za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej:
Polska będzie miała dobrobyt i szacunek, jeśli będzie przyjmowała wszystkie wzorce z Niemiec.
Zmierzając do zjednania sobie Polaków August przeszedł na katolicyzm pozostając jednak nadal
zwierzchnikiem kościoła luterańskiego w Saksonii,
którym rządził za pośrednictwem Tajnej Rady. Nie zrezygnował oczywiście z uprawiania
okultyzmu
i udziału w posiedzeniach loży Różokrzyżowców, której był członkiem, loży, która tylko nazwą
różniła się od lóż masońskich,
które jako takie powstały dopiero pod koniec 18-go wieku. Jego kampania wyborcza pochłonęła
niebotyczne sumy.
Wielkie pieniądze wydano na propagandę i przekupstwo.
Pochodziły one z dwóch źródeł żydowskich: domu bankowego Issachara Berenda Lehmanna i
domu bankowego Samsona Wertheimera.
Wybór Augusta na króla Polski nie byłby też możliwy bez silnego zaangażowania Rosji, która go
wsparła i przekupiła część szlachty".
Powróćmy do mojej pracy pod tytułem "Czy mamy dziś do czynienia z rozbiorem Polski?".
Napisałem w niej również:
August Mocny zaczął prowadzić rozmowy na temat rozbiorów Polski w 1703 r. z królami
Fryderykiem i Karolem (strona 141).
Gotowy już projekt rozbiorów powstał w 1709 r.
W 1710 r. pisał król pruski do swego posła w Warszawie, że punkt piąty podpisanej z królem
polskim "pertraktacji" dotyczy rozbioru.
Jak podaje Konopczyński w 1721 r. z planem rozbiorów zapoznawano poszczególne europejskie
dwory królewskie (strona 143).
Odwiedzając Warszawę w 1733 r. August Mocny powiedział publicznie: "Trzeba Polaków nauczyć
rozumu, a że nic ku temu nie posłuży lepiej niż rozbiór".
(strona 144). Rozbiory Polski opóźniła znacznie śmierć króla, która nastąpiła w tym samym roku.
W początkach 18-go wieku masoni powołali w Dreźnie do życia specjalną lożę masońską,
która miała zajmować się tworzeniem i realizacją planów mających doprowadzić do rozbioru
Polski.
Loża ta nazywała się "Okrągły stół". Kształt stołu, przy którym zasiadali masoni miał być
symbolem hasła ,Wolność, Równość, Braterstwo".
Fundament ideowy tej organizacji stanowiły, jak pisze Morawski, alchemia i satanizm.
Na jej czele stał początkowo August Mocny. Jego prawą ręka był Manteuffell, który występował
pod pseudonimem "Diabeł".
Przy okrągłym stole wiele do powiedzenia mieli Jan Klemens Branicki i jego żona oraz Jan
Aleksander Lipski, potem biskup krakowski,
kardynał i wreszcie Prymas Polski (strona 125).
Podstawowe plany, których realizacja miała ułatwić rozbiory mówiły o osłabieniu gospodarczym
Polski (Sasi konsekwentnie realizowali to zadanie),
zmniejszeniu liczby wojska i osłabieniu go, demoralizacji i skorumpowaniu szlachty (co udało się
w znacznej mierze),
demoralizacji szlachcianek, (co również było skuteczne w znacznej mierze), rozbiciu i
demoralizacji Kościoła polskiego (co także się powiodło).
Pisząc w książce "Masoneria polska 2014" o współczesnym działaniu masońskich agentów wpływu
odwołałem się
do czasów Augusta 2-go Mocnego opisując niektóre działanie loży "Okrągły stół" mającej
doprowadzić do rozbiorów Polski:
Wśród wielu działań wymierzonych w Polskę loża ta podejmowała wielorakie działania
charakterystyczne dla agentury wpływu,
działając poprzez osoby (Polaków, którzy cieszyli się często znacznym autorytetem) oraz liczne
publikacje. Osłabiano więc polskiego ducha,
demoralizowano szlachtę i duchowieństwo, ugruntowywano przekonanie, że Polska nie jest w
stanie samodzielnie funkcjonować,
że musi poddać się władzy sąsiadujących z nią mocarstw itp., itd.
Odwołajmy się jeszcze do książki Morawskiego.
Opisuje on w niej "drzewo genealogiczne Augusta Mocnego po mieczu" w sposób następujący:
"Wszyscy oni, a obok nich ich małżonki: księżniczki heskie, duńskie, anhalckie, brandenburskie,
wirtemberskie - to kość z kości
i krew z krwi reformacyjnej. Wszyscy oni - ci Wettyni - to członkowie mistyczni, polityczni, a
czasem i dyrektorowie korpusu ewangelickiego Rzeszy,
to twórcy i poplecznicy wszelakich unij, mających na celu zapewnienie przewagi
protestantyzmowi,
to członkowie zakonów rycerskich napoły tajnych, kolegiów mistycznych, zwalczających
namiętnie, aż po kres ostateczny hydrę papizmu.
Wiążę się z nimi - w umysłach fanatyków protestanckich - nadzieja zgnębienia Rzymu,
odwojowania dla Lutra czy Kalwina katolickich jeszcze Niemiec"
Opisując charakter i atmosferę w wieku XVIII Morawski mówi o
"atmosferze przedziwnej lóż i konwektyklów, okultyzmu i teozofii, tajnej dyplomacji i żargonu
masońskiego"
i charakteryzuje księcia Filipa, by porównać z nim zaraz Augusta Mocnego:
"Oto Regent, alchemik i satanista, bywalec grot podziemnych w Vanvres i w Vaugiraard, ewokator
Lucyfera oraz krystalomanta, godzien naszej Horpyny.
Aleć na drugim końcu Europy ma książę Filip współczesnego druha, starszego nieco od siebie, a
równie już słynnego
Augusta Mocnego, kabalistę też i maga, wróżbitę i geomantę, t. j. amatora horoskopów ... ".
August II Mocny, jak twierdzi Morawski, był w bardzo dobrych stosunkach z wieloma polskimi
biskupami.
Część z nich stanowiła jego ścisłą świtę. Morawski pisze o tym, jak król urządzał sobie "orgię
pijacką z biskupami"
(o czym czytamy np. w pamiętnikach Flemiminga), o tym, że "działali" oni w ramach założonego
przez niego "Bractwa Wrogów Wstrzemięźliwości",
którego każde zebranie sprowadzało się do całonocnej pijatyki.
W pewnym momencie Morawski stwierdza: "Naród okazuje się zazwyczaj tyle wart, ile wart jest
jego episkopat,
którego przecie starożytna nazwa grecka mówi o zadaniach czuwania, nadzorowania nad
społeczeństwem.
A jakże rzecz ta się miała z naszym społeczeństwem polsko-saskim, jakich tuzów ascezy - jeżeli tak
paradoksalnie wyrazić się wolno -
liczył Kościół polski w dobie Augusta konwertyty?”.
Następnie wylicza dziesiątki nazwisk biskupów i innych dostojników Kościoła, którzy ubiegali się
w spełnianiu życzeń,
nawet najbardziej antypolskich i antykatolickich, króla.
Morawski jeden z rozdziałów swojej książki poświęca "kobietom w życiu Mocnego" opisując
dziesiątki jego kochanek.
Na portalu "historia.wp.pl" znaleźć można materiał pod tytułem "300 nieślubnych dzieci Augusta 2-
go Mocnego".
Czytamy w nim: "August II Mocny był największym amantem wśród polskich władców. W jego
przypadku można wręcz mówić o chorobliwym uzależnieniu od seksu.
Uwodził chłopki, mieszczki, szlachcianki i arystokratki, a liczbę jego nieślubnych dzieci szacowano
na ponad 300
(oficjalnie uznał tylko 11 nielegalnych potomków). Jako pierwszy polski król wprowadził na
dworze funkcję oficjalnej metresy,
a przydomek Mocny otrzymał w uznaniu swoich nieprzeciętnych możliwości erotycznych ... ".
Punkt 17. August Mocny, Tatarzy i szatan.
August II Mocny był "pomocnikiem szatana na ziemi". Był też "zabobonny" jak Tatarzy z 1278 r. i
tak jak oni bał się Matki Bożej.
Większość Tatarów tamtego okresu wyznawała tatarską religię "narodową" - szamanizm. Wtedy
tylko niektórzy z nich byli wyznawcami islamu.
Islamizację Złotej Ordy przeprowadził dopiero chan Uzbek, który panował w latach 1312-1342.
Czym był szamanizm?
Mówiąc krótko to prymitywny typ gnozy, w którym ważną rolę odgrywa magia. Czym była kabała,
którą wyznawał August Mocny?
Tylko bardziej wyrafinowaną formą tej samej doktryny.
August II Mocny miał zniszczyć Polskę w każdej perspektywie, moralnej, duchowej i państwowej -
doprowadzić do rozbiorów.
Wiedział, że prędzej czy później skończy się to zbrojnym oporem Polaków.
Nie chciał więc tym bardziej takiej Matki Bożej, która zagrzewa Polaków do walki zbrojnej,
wspiera ich, Matki Bożej,
która wmieszała się w ziemskie sprawy, gdy Polacy byli zagrożeni ze strony "szamanizmu" czy
islamu.
Gdy August II Mocny walczył o utrzymanie, a potem o odzyskanie tronu jego wojska składały się
z Sasów, Polaków, Rosjan, Kozaków, Baszkirów, Kałmuków i... Tatarów.
Armia rosyjska, która go wspierała miała w swoich szeregach wiele oddziałów tatarskich.
Pułk tatarski w armii saskiej oraz chorągiew tatarska rotmistrza Aleksandra Ułana odniosły dla
Augusta 2-go Mocnego wiele zwycięstw.
Oddziały tatarskie na rozkaz króla rabowały dwory szlacheckie i mordowały w okolicach
Częstochowy i Mstowa tych Polaków
którzy byli jego przeciwnikami.
Wiele oddziałów tatarskich walczyło przeciwko wojskom Augusta 2-go Mocnego, ale tak on,
jak i jego następca August II nie prześladowali Tatarów i nie pozwalali innym na ich
prześladowanie.
August II Mocny już w rok po elekcji potwierdził szlachcie tatarskiej wszystkie nadania ziemskie
oraz wszystkie ich przywileje.
August II Mocny nagrodził za walkę w jego armii wielu Tatarów
(np. Bohdana i Samuela Achmatowiczów, rotmistrza tatarskiego Józefa Kulbickiego, pułkownika
tatarskiego Samuela Krzeczkowskiego,
rotmistrza tatarskiego Aleksandra Ułana, rotmistrza tatarskiego Mustafę Montuszowa, Mustafę
Assanczukowicza)
i obdarował ich majątkami ziemskimi (polskimi ziemiami).
Oddziały tatarskie stanowiły w armii Augusta 2-go Mocnego gwardię królewską.
W 1733 r. w skład armii saskiej wszedł tatarski pułk lekkiej jazdy, którego dowódcą został Tatar
Aleksander Mustafa Korycki.
Generałem-majorem został w tej armii Tatar Czymbaj Murza Rudnicki.
Jak pisze Piotr Borawski: "Sława wojenna pułków tatarskich w służbie saskiej spowodowała,
że w wielu krajach europejskich zaczęto organizować jazdę lekką wzorowaną na formacjach
tatarskich".
Stanisław Denhoff, zaufany człowiek Augusta 2-go Mocnego, który stanął na czele konfederacji
sandomierskiej
(Sandomierz jest stosunkowo blisko Wąwolnicy), służącej powrotowi Augusta 2-go Mocnego na
polski tron, dysponował silną i skuteczną chorągwią tatarską.
Jeżeli jeszcze dołożymy do tego fakt, że Kębło i Wąwolnica dawały w swoim czasie skuteczny
odpór "herezji luterskiej"
to w tym kontekście Matka Boża z Kębła musiała być dla Augusta 2-go Mocnego jeszcze większą
"solą w oku".
Punkt 18-ty. Walka o Święty Krzyż.
Dlaczego królowi Janowi trzeciemu Sobieskiemu tak bardzo zależało,
by jego sekretarz ksiądz Aleksander Benedykt Wyhowski został opatem klasztoru benedyktynów na
Świętym Krzyżu?
Dlaczego popierali go tu nuncjusz apostolski, biskup krakowski, i prymas ksiądz kard. Michał
Stefan Radziejowski?
Królowi Janowi trzeciemu Sobieskiemu tak bardzo na tym zależało, iż nie zareagował na ten fakt,
że Wyhowski z tego powodu został obłożony przez papieża ekskomuniką. I to prawdopodobnie już
w 1690 r. Wiemy,
że był objęty tą ekskomuniką jeszcze w 1697 r. (wtedy bowiem ksiądz Wota "starał się
bezskutecznie o jej zniesienie").
Kiedy papież cofnął ekskomunikę? Wyhowski był formalnie opatem na Świętym Krzyżu do 1705 r.
kiedy to miał zmusić go do rezygnacji papież.
W 1703 r. został biskupem ordynariuszem łuckim. Wszystko to bardzo zastanawiające.
Jak to się stało, że zaufany człowiek króla Jana 3-go Sobieskiego ksiądz Wyhowski został
natychmiast jeszcze bardziej zaufanym człowiekiem
króla Augusta 2-go Mocnego, którego poglądy, filozofia, polityka były całkowicie odmienne, który
nie służył Polsce,
ale z premedytacją chciał ją zniszczyć? Dlaczego Wyhowski trwał przy Auguście nawet wtedy, gdy
stracił on tron polski?
Jak to się stało, że ksiądz Wyhowski przez wiele lat skrajnie nieposłuszny papieżowi, obłożony
ekskomuniką pozostaje wciąż opatem na Świętym Krzyżu,
a jeszcze na dodatek zostaje biskupem ordynariuszem jednej z kluczowych polskich diecezji?
Czy nie dlatego, że tak bardzo na tym zależy Augustowi? August prowadzi z Rzymem grę, chce w
jego oczach być postrzegany jako ten,
który wciąż do Rzymu się zbliża, który Rzymowi będzie służył. W dniu koronacji formalnie
przechodzi na katolicyzm.
Potem wciąż obiecuje papieżowi, że syna wychowa na katolika.
Wysyła nawet do Rzymu wychowawcę syna margrabiego de Trivier,
"ażeby Jego Świętobliwość raczyła zbadać, czy markiz nadaje się do przeznaczonej mu funkcji".
Morawski stwierdza: "Za sankcję ponowną korony polskiej postanowił zapłacić Rzymowi Mocny
nawróceniem syna".
Jak pisze Morawski: "Z Polski zawieziono chłopca do Bolonji.
Tam na dworze kardynała Jakóba Buoncompagniego dokonało się nareszcie nawrócenie młodego
Augusta.
Dnia 27 listopada 1712 roku złożył on potajemne wyznanie wiary". Poprzedni papieże wciąż
marzyli o tym, żeby taki fakt nastąpił.
I wreszcie nastąpił i to w dwusetną rocznicę reformacji. W świecie protestanckim zawrzało.
Nic dziwnego, że od lat papieże szli na rękę Augustowi pozwalając mu na manipulowanie polskim
Kościołem
(zmierzające do jego zniszczenia) nie zauważając, nie widząc, że to "pomocnik szatana na ziemi".
August II Mocny otaczał się zaufanymi członkami loży. Czyżby zatem Wyhowski do niej należał?
Od kiedy? Czy nie od wielu lat?
W takim razie byłby agentem loży przy królu Janie III Sobieskim. Wszystko wskazuje na to, że
Augustowi też bardzo zależało,
żeby Wyhowski był jak najdłużej opatem Świętego Krzyża.
Pozostawał nim nawet wtedy, gdy został biskupem ordynariuszem diecezji oddalonej o ponad 400
km od Świętego Krzyża.
Święty Krzyż to musiało być miejsce ważne nie tylko ze względów religijnych. I na pewno nie
chodziło tu o pieniądze.
W tym czasie klasztor był zbiedniały, a Wyhowski jako jego opat poczynił w nim liczne inwestycje.
O co chodziło ojcu Mireckiemu? Dlaczego posunął się tak daleko, że wszedł w tak ostry i
jednoznaczny konflikt z królem Janem III Sobieskim,
z nuncjuszem apostolskim, z prymasem Polski, Wyhowskim już jako przybocznym Augusta 2-go
Mocnego,
a następnie biskupem ordynariuszem, i z samym Augustem II Mocnym?
Czy to była niezdrowa ambicja?
Chyba nie. Wszystko wskazuje na to, że ojciec Mirecki kierował się jednak dobrem zakonu.
Umacniało go w dążeniach wsparcie ze strony papieża.
Poświęcił całkowicie 20 lat swojego życia (1689-1709), by jego zakon w Polsce był silny i
niezależny. Był uparty, konsekwentny, zdeterminowany.
W 1709 r. osiągnął swój cel i zapisał się złotymi zgłoskami w historii zakonu.
Tak jego sukces opisują dzisiejsi benedyktyni:
"Zawiązanie Kongregacji oraz podpisanie konkordatu wschowskiego to najszczęśliwsze
wydarzenia w dziejach polskich benedyktynów owego stulecia".
ojciec Mirecki miał szansę skutecznie wadzić się z królem Janem III Sobieskim i ówczesnym
prymasem.
Ci ludzie byli katolikami i myśleli po polsku i katolicku.
Nie miał jednak żadnej szansy w walce z Augustem II Mocnym - "pomocnikiem szatana na ziemi" i
jego ludźmi.
Ci myśleli i działali przeciwko Polsce i Kościołowi. ojciec Mirecki musiał w pewnym momencie to
sobie uświadomić.
Punkt 19-ty. Czy Matka Boża została sprzedana?
Zapewne uświadomił to sobie wtedy, gdy wrócił do Polski z pełnomocnictwami od papieża,
nominacją i nie wpuszczono go do klasztoru na Świętym Krzyżu.
Gdy znalazł się wtedy w Wąwolnicy (dlaczego akurat tam trafił?) miał czas o tym myśleć.
I wtedy, jak się wydaje, otrzymał propozycję układu:
"Albo zrobisz coś dla nas albo nigdy już twoja stopa nie dotknie ziemi na Świętym Krzyżu,
a twój plan zawiązania Kongregacji i podpisania konkordatu nigdy nie zostanie zrealizowany".
Cena wydawała się niewygórowana: przeniesienie figury z Kębła do Wąwolnicy. Być może, że
ojciec Mirecki nie czuł problemu, nie widział w tym nic złego
(a czy to ważne, gdzie będzie figura?). Może trafiały do niego argumenty zastosowane przez ludzi
Augusta II Mocnego
(można założyć, że twierdzili, iż należy to zrobić ze względu na pułki tatarskie służące królowi, że
jest to "polityczne", ale wcale nie sprzeczne
z porządkiem wiary). Widział natomiast pozytywy: przeniesienie figury z Kębła do Wąwolnicy
wzmocniłoby tamtejszą placówkę benedyktynów,
która, jak wiele innych ówczesnych placówek benedyktyńskich przeżywała kryzys, w tym również
w perspektywie materialnej.
Być może ojciec Mirecki oszukiwał tu sam siebie, bo wszystko zasłaniała mu jego sprawa, która
była dla niego życiowym priorytetem, a może już obsesją.
Być może, że ojciec Mirecki jednak czuł, że "coś tu śmierdzi". Dlatego domagał się pozwolenia na
piśmie biskupa krakowskiego i samego papieża.
Może jednak o tym w ogóle nie myślał. Jako proboszcz Wąwolnicy po prostu przeniósł figurę i
zgodnie z umową udał się na Swięty Krzyż,
by objąć tam rządy. Mogła to być pierwsza próba przeniesienia figury i nikt nie spodziewał się,
że Matka Boża aktywnie się temu sprzeciwi przenosząc figurę z powrotem do Kębła.
Gdy figura wróciła do Kębła umowa przestała obowiązywać.
Mirecki był w klasztorze na Świętym Krzyżu, ale nie mógł wejść w obowiązki opata. Wyhowski w
takiej sytuacji nie zamierzał rezygnować.
ojciec Mirecki musiał wtedy usłyszeć: "Figura miała być w Wąwolnicy. Nie wywiązałeś się z
umowy".
Zainspirował zatem następną próbę przeniesienia figury wsparty przez przybocznego Augusta 2-go
Mocnego,
pełniącego obowiązki ordynariusza krakowskiego (a więc tej diecezji, do której należała wtedy
Wąwolnica) księdza biskupa Łubieńskiego.
Łubieński wydał, najwcześniej w 1702 r. (i prawdopodobnie w tym właśnie roku)
dokument zezwalający na przeniesienie figury mający w swoisty sposób instruować Matkę Bożą, że
ma być posłuszna.
Ona jednak, jak wiele na to wskazuje, nadal nie posłuchała. Figura znowu wróciła do Kębła.
Jeśli tak było ojciec Mierecki musiał być w kropce, a jego sumienie zostało rozdarte.
Akurat wtedy musiał udać się do Rzymu. Był rok 1703. Wtedy mógł uzyskać pozwolenie papieża
Klemensa 11-go na przeniesienie figury.
Prawdopodobnie przenosimy figury wsparte tym pozwoleniem się jednak nie udały, bo ojciec
Mirecki nadal nie mógł w pełni wejść w obowiązki opata.
Opatem Świętego Krzyża był wciąż Wyhowski. Zrezygnował on z tej funkcji dopiero w 1706 r. z
powodu, jak się podaje, nacisków papieża.
Jakie to jednak mogły być naciski? Przypomnijmy, że w 1703 r. Wyhowski został biskupem łuckim.
Raczej zatem był nagradzany niż karany.
Czy Wyhowski nie zrezygnował z funkcji opata na życzenie Augusta 2-go Mocnego, który, choć w
tym momencie nie był już królem Polski
(został nim ponownie w 1709 r.) to jednak miał w istocie władzę na tych właśnie terenach?
Z tych faktów mogłoby wynikać, że figurę przeniesiono skutecznie z Kębła do Wąwolnicy dopiero
w 1706 r.
Punkt 20-ty. Czy cudowna figura została zniszczona z premedytacją?
Dlaczego te przenosiny się udały? Albo Matka Boża ukarała przenoszących zabierając figurę
(figura znikła).
Albo, co wydaje się bardziej prawdopodobne, figurę zniszczono lub uwięziono i dostarczono
Augustowi 2-giemu Mocnemu.
Mogli tego dokonać agenci króla, ale i też sami zakonnicy za zgodą ojca Miereckiego. Mógł działać
w sposób cyniczny.
Jego rozumowanie mogło też jednak być takie: "Matka Boża na pewno pragnie by benedyktyni się
umocnili,
a jeśli się figurę przeniesie i zniszczy to i tak Matka Boża sobie poradzi i będzie tak jak Ona chce".
Jakie przesłanki wskazują na to, że to właśnie wtedy podmieniono figury?
Nikt nigdy nie zarejestrował zamiany figur. Ten fakt otoczono zatem ścisłą tajemnicą. Dlaczego?
Gdyby figury zamieniono wcześniej o tym fakcie trąbiliby protestanci, którym figura Matki Bożej z
Kębła spędzała sen z powiek.
Wąwolnica była przecież, jak napisał to ksiądz prof. Stopniak, głównym punktem sprzeciwu wobec
reformacji.
A protestanci mieli Wąwolnicę na oku i próbowali ją zniszczyć jak pisał o tym ojciec Jabłoński.
Byli blisko, choćby w oddalonym parę kilometrów Wojciechowie
(rezydowali tam kalwini i arianie; w 1560 r. zabrali grunty kościelne i napadli na kościół katolicki
w tej miejscowości).
Dlaczego biskup krakowski, bliski współpracownik Augusta 2-go Mocnego zakazał odprawiania
Mszy Świętych w kościele w Kęble,
a potem kazał ten kościół rozebrać? Czy nie po to, by wymazać z pamięci katolików cudu
kębelskiego i przesłania Maryi.
Założenie figurze w pewnym momencie (prawdopodobnie w trakcie ostatnich jej przenosin)
sukienki wydaje się świadczyć,
że przygotowywano jej zamianę i potem ją ukrywano.
Nieścisłości i przekłamania zawarte w kronice kościoła w Wąwolnicy też stanowiłyby tu
przesłankę.
Punkt 21-szy. Czy pomocnikom szatana udało się zrealizować swój plan?
Oczywiście pomocnikom szatana na ziemi nie udała się w pełni realizacja planu. Matka Boża
musiała zwyciężyć i zwyciężyła.
Pamięć o cudzie i przesłanie Matki Bożej z Kębła się zachowały.
Kościół jakoś, choć nie do końca chyba skutecznie, dba o to, by Kębło nie zostało zapomniane.
W głównych uroczystościach wąwolnickich biskup do dziś prowadzi wiernych w procesji do Kębła.
Z drugiej strony nikt w Kościele polskim nie kwapi się i dziś, by Kębło jakoś szczególnie
nagłaśniać,
by zadbać o to, aby przesłanie Matki Bożej z Kębła było w pełni znane i rozumiane.
Pojawia się też, jak już o tym pisaliśmy, wiele niepokojących faktów mogących świadczyć o tym,
że komuś jednak bardzo zależy,
by o Kęble było jak najmniej słychać, by nie traktowano poważnie kębelskiego objawienia, by w
pełni nie odczytywano przesłania Matki Bożej Kębelskiej.
Punkt 22-gi. Przesłanie Matki Bożej z Kębła.
Jaką wymowę ma kębelskie objawienie? Co Matka Boża chciała nam powiedzieć?
Tatarzy, wtedy głównie wyznawcy szamanizmu, w części buddyści (znajdowano po ich pobycie
posążki buddy),
w części wyznawcy islamu przyjmowali następującą procedurę wkraczając na teren Polski:
otaczali wsie, mordowali dzieci i starców, pozostałych brali w niewolę, by sprzedawać ich na
rynkach niewolników w Azji,
palili wsie, palili łany zbóż, niszczyli wszystko, wycinając nawet drzewa owocowe. Byli
barbarzyńcami.
Reprezentowali nieludzką, zbrodniczą ideologię. Ich pochód był pochodem kultury i wierzeń
sprzecznych z chrześcijaństwem,
wrogich chrześcijaństwu, zmierzających do jego zniszczenia. Przypomnijmy, że kilkanaście lat
później ich religią stał się niepodzielnie islam,
co nie zmieniło niczego w ich myśleniu i postępowaniu, raczej ich utwierdziło.
Gdyby zdobyli Polskę pod koniec 13-go wieku, w 14-tym wieku byłaby ona krajem islamskim.
Objawienie w Kęble zmieniło scenariusz walk na Lubelszczyźnie.
Czy miało wpływ na całą ówczesną tatarsko-polską wojnę i na przyszłe działania Tatarów wobec
Polski?
Na to pytanie nie sposób odpowiedzieć. Można jedynie snuć pewne przypuszczenia.
Wydarzenia w Kęble w 1278 r. głęboko zapadły w pamięć zamieszkujących te tereny Polaków i
wywarły na nich wielki wpływ. Pamięć ta trwa do dzisiaj.
Zasadne wydają się pytania: czy równie głęboko nie zapadły w pamięć Tatarów?;
czy wśród Złotej Ordy nie krążyły przez następne wieki opowieści o tych wydarzeniach, opowieści
o tym,
że Polaków chroni wielka nadprzyrodzona siła, „Pani w Jasności"?;
czy gdzieś w tatarskiej świadomości nie czaił się od tego momentu strach przed Polską, który
ograniczał agresję Tatarów wobec naszego kraju?
Objawienie Matki Bożej w Kęble, choć nie zawiera przekazu werbalnego, prezentuje jednak
wyraźne przesłanie.
Matka Boża zagrzewała Polaków w krwawej bitwie i wspomogła ich skutecznie w
zdziesiątkowaniu i rozgromieniu wroga.
Matka Boża wesprze skutecznie Polaków w walce (różnego rodzaju i przy użyciu koniecznych
środków),
w tym walce stanowiącej regularną wojnę, przeciwko wszystkim tym, którzy przy użyciu takich czy
innych metod,
wywoływać będą w Polsce te same lub podobne skutki, co Tatarzy.
Objawienie kębelskie w pierwszym rządzie dotyka zagrożenia ze Wschodu i zagrożenia ze strony
islamu.
Dotyka jednak również wszystkich tych zagrożeń, które mają podobną naturę.
Takie zniszczenie Polski jakiego dokonywali Tatarzy było przecież (i jest) dokonywane innymi
środkami, wolniej, bardziej "w rękawiczkach".
Nie tylko Tatarzy zostawiali i zostawiają w Polsce "spaloną ziemię", mordują (w taki czy inny
sposób) starców i dzieci,
czynią z młodych Polaków swoich niewolników.
Czy w najbliższej przyszłości nie zagraża nam bardzo podobny scenariusz wydarzeń jak w 1278 r.,
np. ze strony Państwa Islamskiego?
Czy Matka Boża z Kębła nie mówi nam wciąż: "Walczcie o Polskę i brońcie Kościoła oraz kultury
chrześcijańskiej. Ja wam pomogę"?
Czy Matka Boża z Kębła nie przygotowała gruntu pod Śluby Lwowskie Jana Kazimierza?
Koniec.