~
1
~
Little Plastic Castle
By Yogagal
tłumaczenie: Koainka
beta: Moniaaa2712
~
2
~
Spis Treści
Rozdział 1 `` 3
Rozdział 2 7
Rozdział 3 11
Rozdział 4 14
Rozdział 5 17
Rozdział 6 20
Rozdział 7 23
Rozdział 8 28
Rozdział 9 32
Rozdział 10 35
Rozdział 11 39
Rozdział 12 43
Rozdział 13 48
Rozdział 14 53
~
3
~
In a coffee shop in a city
Which is every coffee shop in every city
On a day which is every day
I picked up a magazine
Which is every magazine
Read a story, and then forgot it right away
They say goldfish have no memory
I guess their lives are much like mine
And the little plastic castle
Is a surprise every time
And it's hard to say if they're happy
But they don't seem much to mind
Ani DiFranco -
Little Plastic Castles
Rozdział 1
Edward
Dzisiaj było szaro. Cienkie paski bladożółtego słońca, próbowały przebić się przez
gęste chmury, ale to ledwo robiło różnicę. Wciąż było szaro.
Czy wczoraj było szaro? Zupełnie nie pamiętam.
Człapałem po podłodze, zastanawiając się, dlaczego to było blado zielone
linoleum. Jestem prawie pewny, że preferuję liściasty. Spojrzałem w dół i
zobaczyłem, że moje białe kapcie są w odcieniu szarego i zastanawiałem się jak
długo je noszę. Na krześle leży kosz ze złożonym praniem i teraz, gdy nie
pamiętam, kiedy właściwie robiłem pranie ostatni raz, jestem wdzięczny, że jest
zrobione. Odłożyłem moje ciuchy ostrożnie, aby ich nie pognieść.
Najpierw odłożyłem skarpetki. Szare czernie, brązy i niebieskie, wszystkie zwinięte
i schludnie gapiące się na mnie z górnej szuflady mojego biurka. Następnie,
szorstkie białe bokserki, majtki powędrowały na puste miejsce obok skarpetek.
~
4
~
Kiedy wszystko odłożyłem chciałem szybko zamknąć szufladę by odłożyć coś
jeszcze. Jednak ona zamyka się zbyt szybko i zanim mogę się odsunąć, mój kciuk
zostaje przytrzaśnięty.
- Cholera – płaczę, nie mogąc sobie pomóc.
Mój krzyk odbija się echem w pustym pokoju, nikogo nie ma w pobliżu, żeby to
usłyszeć, oprócz mnie.
Otwieram z powrotem szufladę i wyciągam mój kciuk, zasysając go, gdy pulsuje w
moich ustach. Mogę poczuć jak płynie gorąca krew, przypominając mi, że mimo iż
szarość mnie otacza, ja wciąż tu jestem.
Wciąż żyję.
Czasem potrzebuję tego przypomnienia... ponieważ zapominam.
Kiedy pulsowanie w moim kciuki wydaje się zwalniać do normalnego tempa,
zauważam, że mam pranie do odłożenia i muszę staranie odłożyć podkoszulki. Po
powieszeniu kilku koszul i kilku spodni, koszyk na pranie jest pusty i schowałem
go w szafie. Spojrzałem na zegarek i uświadomiłem sobie, że mam sporo czasu
zanim będę musiał wyjść, więc zrelaksowałem się na wygodnym fotelu.
Na stole leży magazyn, włączam lampę obok mnie, zaczynając go przeglądać z
ciekawości, dlaczego wszystkie artykuły są o zabawie latem w słońcu. Patrzę na
zewnątrz raz jeszcze, upewniając się, że na pewno nie jest lato, zanim zwracam się
do okładki magazynu i zauważam datę publikacji.
Czerwiec 2009
Przeniosłem oczy na kalendarz obok łóżka, który przypominał mi, że właśnie jest
październik 2010. Zmarszczyłem brwi, trochę zdziwiony, że wciąż mam stary
magazyn leżący tutaj, ale i tak kontynuowałem jego czytanie. Czas minął i
stwierdziłem, że robię się głodny. Spojrzałem na zegarek i wydawało się, że to
odpowiedni czas, aby wyjść. Pochyliłem się i zastąpiłem moje obskurne klapki na
jakieś brązowe sznurowane buty z solidnie wyglądającą gumową podeszwą.
Wybrałem kremowego koloru wełniany sweter, skoro za oknem szeleściły lekko na
wietrze zabarwione na pomarańczowo liście dębu.
Kiedy sięgnąłem do drzwi, aby wyjść, zebrałem się chwilę by pomyśleć czy
zapomniałem o czymś, czy nie, ale nic nie przyszło mi do głowy. Lśniący czerwony
~
5
~
notes leżał zaraz obok drzwi. Gapiłem się na niego i wziąłem klucze leżące obok
niego, zanim zdecydowałem się, że może dobrym pomysłem będzie zabranie
również jego. Długopis był wygodnie schowany w kręgosłupie spirali i trzymając
obie rzeczy blisko mojej klatki, opuszczałem moją przestrzeń.
Korytarz wydawał się pusty i samotne echo moich butów, uderzało o podłogę
potwierdzając moje myśli. Gdy sięgnąłem do drzwi wyjściowych, przyjemnie
wyglądająca kobieta uśmiechnęła się miło do mnie.
- Dzień dobry, panie Cullen – powiedziała, przesuwając się, żebym mógł przejść.
- Dzień dobry – mruknąłem w odpowiedzi, nie będąc zbytnio pewnym czy
właściwie wiedziałem, kim była.
Jest to jedna z pułapek mieszkania w popularnym miejscu. Wiele twarzy mijało
mnie, ale bardzo mało przebywało ze mną. Reszta wydawała się zlewać razem, nie
robiąc żadnego wrażenia. Kiwnąłem tylko głową i uśmiechnąłem się, spiesząc do
wyjścia.
Rześki wiatr uderzył mnie i przytłaczający zapach środków czystości ze środka
budynku był rozproszony przez wiatr. Szybko został zastąpiony przez zapach
świeżo skoszonej trawy i odór palonych liści. Wziąłem głęboki oddech i
pozwoliłem, aby woń uspokoiła i uziemiła mnie zanim pójdę w moją drogę. Jedna
stopa poruszała się przed drugą i wkrótce znalazłem się przed kawiarnią. Nie
rozpoznałem jej, ale coś w niej sprawiało, że była ciepła i przyjazna.
Na zewnątrz jest on z ciemnej czerwony cegły z lśniącymi żółtymi drzwiami.
Wszedłem do środka i natychmiast uderzył we mnie znajomy zapach gorzkiej
kawy i zbyt słodkie ciastka. Moje usta natychmiast zaczęły się ślinić, gdy
spojrzałem na różne bułeczki na duńskim wyświetlaczu. Była mała kolejka, więc
stanąłem, zastanawiając się, co chciałbym zamówić. Intensywnie myśląc,
starałem się wybrać, jaki jest mój ulubiony napój, gdy czekałem na moją kolej.
Zauważyłem zmęczony wyraz twarzy kobiety za ladą, rozmawiającą z klientem
przed nią. Wyglądała na smutną, pokonaną i tak jakby nosiła na swoich
ramionach ciężar świata.
Również wyglądała niezwykle znajomo.
Jej twarz była wykrzywiona w konsternacji, gdy cierpliwie wyjaśniła klientowi, że
~
6
~
nie ma możliwości, aby zrobić duński ser przyjazny wegetarianom. Chciało mi się
śmiać z tej niedorzecznej wymiany zdań, ale zbolały wyraz jej twarzy powstrzymał
mnie. Nie mogła być tak zmartwiona przez duński ser. Nie mogłem oderwać od
niej oczu i musiała wyczuć, że się na nią gapię, bo nagle odwróciła swoją głowę i
spojrzała wprost na mnie.
Ofiarowałem jej nieśmiały uśmiech, zażenowany przez to, że złapała mnie na
gapieniu się i odwróciłem mój wzrok. Czekając na moją kolej. Miałem nadzieję, że
wciąż będzie za ladą, aby mi pomóc.
~
7
~
Rozdział 2
Bella
Przekręciłam się i surowe spojrzenie czerwonych numerów wyśmiewało się ze
mnie. Jest pierwsza w nocy. Jeśli chcę zaznać normalnego snu, muszę wyjść i
wrócić do mojego mieszkania. Ciężkie ramiona wokół mojej talii były takie
wygodne i prawdziwe, nienawidziłam wymykać się im. Nauczyłam się życia przez
kilka błędów z przeszłości, kiedy nie potrafiłam zmusić się do odejścia. Nie ma
mowy, abym mogła stawić czoła temu, co pewnie stało by się rano, gdybym
została.
Moją dziesięciominutową drogę powrotną do mieszkania, pokonałam w osiem
minut i opadłam na moje łóżko. Sen szybko mnie zabrał.
"Never gonna give you up! Never gonna let you down!"
Jęknęłam, wkurzona, że mój własny budzik mnie wyrolował. Jednakże, muszę
powiedzieć, że mały Astley z rana jest wystarczająco głośny, … hałas bezbarwnego
alarmu, którego używałam zanim przełączałam na radio. Innymi słowy, to
naprawdę nie ma znaczenia. Wciąż jest piąta rano i to jest do kitu. Przekręciłam
się, bacznie przyglądając się pustemu miejscu koło mnie i zamknęłam oczy,
wyobrażając sobie, że jest pełne i ciepłe, chociaż na chwilę.
Tylko. Jedna. Sekunda.
To wszystko, na co pozwoliłam sobie, zanim podniosłam się z łóżka i poszłam pod
prysznic, gdzie gorąca woda obudziła mnie i ukryła łzy, które spływały w dół mojej
twarzy. Zaparzyłam szybki dzbanek kawy, wiedząc, że sprawiedliwie się dzisiaj
nim podzielę, a potem wróciłam do sypialni, aby się ubrać. Ciuchy były rozsypane
na podłodze i nie mogłam powiedzieć, które były czyste, a które brudne. Na
koniec długiego, stresującego dnia, zwykle rozbierałam się z ciuchów, odrzucając
je na bok, czasami trafiając do kosza na pranie, a innym razem całkowicie
omijając. To nie tak, że to ma w ogóle znaczenie. Nikogo tutaj nie ma, aby
przypomniał mi, żeby posprzątać albo przewracać oczami, kiedy coś nie jest na
swoim miejscu.
W końcu zlokalizowałam przyzwoicie czystą parę jeansów i niepoplamiony top.
Dadzą radę. Kawa jest gotowa, więc pędzę, aby nalać sobie ją do kubka. Kiedy to
~
8
~
robię, rozlewam ją na siebie. Prawie nie czuję jak wrzący płyn sączy się przez
moją koszulkę, jednakże jestem całkowicie zdrętwiała. Delikatny różowy ślad, jaki
zostawia, zmienia się w głęboko czerwony, więc biorę paczkę lodu i przyciskam do
siebie. Zdejmuję i rzucam poplamioną koszulkę do zlewu w łazience, jednocześnie
polując na coś jeszcze do założenia. Stara, znoszona koszulka, która jest dla mnie
za duża leży ściśnięta w rogu szafy. Podnoszę ją, zastanawiając się czy założyć ją,
czy nie, ale wiem, że nie mogę jej pobrudzić. To będzie znaczyło, że będę musiała
ją wyprać.
Podnoszę koszulkę do twarzy i wącham ją, przenosząc się do czasu, gdy nie tak
dawno temu miałam ją na sobie. Mój nos się marszczy, gdy piekące łzy kują w
rogach moich oczu. Przyciskam moje usta do koszulki, po czym kładę ją na łóżko
i zauważam, gapiące się czerwone numerki na moim zegarku.
Cholera!
Spóźnię się. Zauważam koszulkę na ziemi i zakładam ją, nie trudząc się, aby
sprawdzić, czy jest czysta. Jeśli nie jest, mój fartuch to przykryje. Nie mam czasu,
aby w tej chwili się tym niepokoić.
Pędzę i parkuję na moim miejscu w alejce za kawiarnią i wzdycham się z ulgi.
Jestem tylko minutę spóźniona. Opuszczam osłonę przeciwsłoneczną i otwieram
lusterko, przestraszona tym, co patrzy na mnie. Nakładam trochę podkładu na
ciemno fioletowe kółka pod oczami, produkt dla kapryśnych i na bezsenne noce.
Nie ma zbyt wiele do zrobienia, jedynie pozostały na pozór stale wyryte linie w
moim czole, więc złapałam włosy i zawiązałam je w coś, co miało być wyjściowym
kokiem. Nałożenie warstwy błyszczyka to wszystko, co mogę zrobić i wrzucam go
z powrotem do schowka zanim biorę klucze, aby otworzyć.
Alice już jest, stojąc przy tylnym wejściu z zamkniętymi oczami, gdy porusza się
wraz z muzyką, jaka wydobywa się z jej słuchawek. Wygląda tak szczęśliwie... tak
beztrosko, a jej spokój i lekkość rozprzestrzeniają się do mnie, gdy uśmiech
znajduje swoją drogę do mojej twarzy. Moje poliki prawie od tego bolą. Te mięśnie
rzadko miały wcześniej szanse, aby się rozciągać. Jestem ostrożna, aby nie
przestraszyć jej i delikatnie trącam jej ramię, żeby wiedziała, że tutaj jestem. Jej
małe ciało wtapia się we mnie w uścisku, a ja nie mogę nic zrobi, więc przytuliłam
ją. Weszłyśmy do kuchni z naszymi ramionami owiniętymi dookoła siebie i stoimy
~
9
~
tam patrząc na migotanie światła.
Dałam jej znać, że powinnyśmy zacząć i bez gadania zabrałyśmy się do pracy.
Obie założyłyśmy nasze fartuchy, a Alice podłączyła swojego iPoda do głośników.
Potem, poruszałyśmy się po kuchni, jak partnerki w tańcu, który trwał przez
chwilę. Dodawałyśmy składniki i łączyłyśmy, mieszałyśmy i piekłyśmy przez
następnych kilka godzin. Był moment paniki, kiedy nie mogłam znaleźć rodzynek
do rożka, którego robiłyśmy, na szczęście uniknęłam pełnego ataku lęku. Szybkie
myślenie Alice oraz jej zdolności do uspokojenia mnie, uratowały dzień, kiedy
przypomniała sobie, aby zajrzeć do lodówki.
- Przepraszam, Bella. Musiałam je tam odłożyć zamiast do spiżarni. Ale już w
porządku. Jest dobrze. Z Tobą jest dobrze – zapewniała mnie, pocierając moje
plecy.
Kilka głębokich oddechów później, następuje szum w mojej skórze i zwolnienie
bicia mojego serca. Godzinę później i nie mam czasu, aby więcej myśleć o
rodzynkach. Kolejka przy ladzie nie zatrzymała się od siódmej rano. Byłam przez
to zajęta, jednakże i to na pewno powstrzymywało moich myśli przed innymi
rzeczami, jeśli już, to przez kilka chwil tu i tam. Oczywiście, to wszystko skruszyło
się, kiedy zobaczyłam młodą parę siedzącą przy stoliku przy oknie, dzielącą się
muffinką. Mój żołądek skręcił się i dziura bólu w moim żołądku, przypominała mi,
co kiedyś miałam.
Ledwo się trzymałam przez śniadaniowy pośpiech, zanim pozwoliłam sobie na
drugi kubek kawy podczas krótkiego zastoju. Alice zerkała z tyłu, aby sprawdzić,
co ze mną, dałam jej znać, że jest dobrze. Albo... tak dobrze jak mogło być.
Kiedy tłum ponownie się zebrał, złapałam się na zerkaniu na zegarek, stale
zwracając uwagę na czas. Moje ręce lekko się trzęsły i mogłam poczuć cienką
warstwę potu pokrywającą moje czoło. Starałam się wziąć głęboki oddech i
uspokoić się, ale pomiędzy całkowicie irytującym klientem przede mną i dwiema
dużymi kawami, które skonsumowałam, było to ciężkie do zrobienia.
- Przepraszam, pana – powtórzyłam, co wyglądało jak dwudziesty raz. - Cóż,
podoba mi się pańska sympatia do wegańskich wypieków, po prostu nie mamy
przyzwoitego zamiennika duńskiego sera. Mamy za to uroczą kolekcję przyjaznych
weganom muffinek, może chciałby pan spróbować tych?
~
10
~
Zmarszczyłam brwi, gdy koncentrowałam się, aby nie płakać. Naprawdę nie
potrzebowałam mierzyć się z tym dupkiem, kiedy miałam sto innych rzeczy na
głowie. Robiłam wszystko, co mogłam, aby wymyślić jakiś kompromis, który
zostanie zaakceptowany przez ciężkiego wegetarianina przede mną, który nosił
skórzane buty, kiedy poczułam, że moje włosy na szyi aż się zjeżyły. Nawet bez
patrzenia, kto to jest, oblała mnie fala spokoju.
Mężczyzna przede mną, w tej chwili mógłby nie istnieć, gdy ja szalałam w świetle,
doświadczając uczucia relaksu. Spojrzałam i para intensywnych zielonych oczu
wpatrywała się we mnie. Przez chwilę albo dwie, miałam przebłysk nadziei, że
może... może.
I wtedy odwrócił się, kierując swój wzrok na mnie, a ja zaczynam się czuć
niewygodnie.
Moje oczy zamknęły się na chwilę, zwalczając powódź, która przeszła przeze mnie.
~
11
~
Rozdział 3
Edward
- Dużą latte, poproszę – powiedziałem po tym jak wpatrywałem się przez chwilę w
kolorowe dekoracje na tablicy. - I cynamonowo rodzynkowy wypiek.
Spojrzałem w dół na parę głębokich brązowych, przeszywających oczu. Ten brąz
nie jest nudny ani bezbarwny. W sumie jest wibrujący, świecący życiem i nie
mogę się powstrzymać, ale uformować moje usta w uśmiech na ten widok.
Piękna.
- Pięć sześćdziesiąt, proszę – powiedziała z uśmiechem, wyciągając rękę po
zapłatę.
Sięgnąłem do kieszeni i znalazłem prostokątny kawałek plastiku. Kiedy go
podałem, nasze palce dotknęły się i przeszyło mnie nieoczekiwane mrowienie,
przez co odskoczyłem do tyłu. Nie jestem pewien czy ona również to poczuła,
ponieważ mrugnęła do mnie i uśmiechała się, przejeżdżając moją kartą przez
maszynę. Miło jest zobaczyć jej uśmiech. Jej wygląd jest dużo ładniejszy, kiedy
nie jest połączony ze zmarszczonymi brwiami albo stłumionym, groźnym
spojrzeniem.
Kładąc kawałek papieru przede mną, abym podpisał, ponownie się odezwała.
- Dziękuje... Edwardzie.
Szybko mrugnąłem, zastanawiając się skąd zna moje imię, zanim zauważyłem, że
jest wydrukowane na kwitku.
- Nie ma za co... - spojrzałem w dół i zobaczyłem, że nosi plakietkę z imieniem. -
...Bello.
Jej uśmiech zmienił się na wstydliwy, ale jej oczy pozostały świecące i
zapraszające, więc pomachałem do niej zanim przesunąłem się, aby odebrać moją
kawę przy następnej ladzie. Mogę powiedzieć, że mnie obserwuje, pomimo że
wydaje się całkowicie zajęta następnym klientem. Mogę poczuć ciepło z jej wzroku
na mojej skórze, ale za każdym razem, gdy patrzę, jej oczy są gdzie indziej,
sprawiając, że zaczynam zastanawiać się, czy wyobraziłem sobie to tylko w mojej
głowie.
~
12
~
Moja kawa jest gotowa i odbieram ją wraz z moim wypiekiem i znajduję pusty
stolik, z tyłu. Mój widok stąd jest niekorzystny i nie mogę dłużej widzieć pięknej
kobiety za ladą. Biorę niepewny łyk mojej kawy i jestem bardziej niż zadowolony
po tym, co znajduję. Jest idealną mieszkanką słodkiego i gorzkiego, śmietanka to
łagodzi. Biorę gryza wypieku i odruchowo zamykam oczy. Smak cynamonu, gałki
muszkatołowej i jakichś innych przypraw, których nie mogę określić, tańczą na
moim języku. Z każdym gryzem, czuję, jakbym był coraz bliżej, aby dowiedzieć
się, czego mi brakuje, ale w ostatniej chwili wymyka się.
Popijam bułkę tartą resztą mojej kawy i pozwalam sobie na rozejrzenie się wokół
kawiarni. Ściany są koloru głębokiej śliwki i są wypełnione czarnymi i białymi
zdjęciami. Chodzę dookoła i sprawdzam każde z nich. Nie wydaje się, aby była to
jakaś lista artystów, brakuje informacji obok jakiegokolwiek z nich i nie jestem
całkowicie pewien, czym one są.
Zatrzymałem się przed fotografią polany. Coś z niej wołało do mnie i wyglądało
zadziwiająco znajomo. Przeszukałem mój mózg, starając się rozpoznać, czy
kiedykolwiek tam wcześniej byłem. Kosmyki pamięci napłynęły do mojej głowy i
jeśli mógłbym zamknąć oczy, mógłbym zobaczyć kosz piknikowy i koc w czerwoną
kratkę rozłożony pod drzewem. Kobietę w niebieskiej sukience patrzącą z dala na
mnie, jej długie, kasztanowe włosy, delikatnie powiewały na wietrze. Wyciągała
swoją dłoń, piękny diament świecił w słońcu.
- Jest piękny – wyszeptała i z tymi słowami, całe wspomnienie wydawało się
rozwalić na kawałki.
Potrząsając głową, skupiłem się ponownie na zdjęciu przede mną. Pomimo
pozbawienia kolorów, mogłem powiedzieć, że zostało zrobione w słoneczny dzień.
Krótka trawa kołysze się na wietrze, a duży, mocno wyglądający dąb wynurza się
na pierwszym planie. Część kory zadziera się z czymś, co jest na niej wyryte. Jest
dla mnie za daleko, aby zobaczyć dokładnie na zdjęciu, ale myślę, że mogą to być
listy.
Ponownie zamknąłem oczy, mając nadzieję, że przelotne wspomnienie ponownie
się pokaże, bez rezultatu. Próbuję jak mogę, ale pozostaje ukryte, schowane
gdzieś głęboko w moim umyśle. Poczułem falę ciepła za sobą i coś delikatnie
dotknęło mojego ramienia. Ciepły, znajomy głos przepłynął przez moje ucho.
~
13
~
- To jest moje ulubione.
~
14
~
Rozdział 4
Bella
Skończyłam z kolejką klientów i wzięłam głęboki oddech, zanim przeszukałam
pomieszczenie. Nigdzie go nie widziałam. Panika zaczęła narastać, kiedy
myślałam, że przegapiłam swoją okazję i wyszedł zanim miałam szansę naprawdę
z nim porozmawiać, być blisko niego. Mój oddech przyśpieszył, a moja klatka
zacieśniła się, uczucie strachu i samotności przechodziły przeze mnie.
Zastanawiałam się nad wybiegnięciem na zewnątrz i zobaczeniem czy wciąż
mogłabym go złapać idącego chodnikiem, kiedy Alice podeszła i złapała moją rękę.
- W porządku, Bello – zapewniła mnie.
- Nie, nie jest w porządku – powiedziałam, potrząsając głową, powoli stając się
histeryczna. - Nie jest dobrze i nie będzie.
Alice przyciągnęła mnie do ciepłego uścisku i powoli kreśliła kółka na dole moich
pleców, uspokajając mnie najlepiej jak potrafiła.
- Jest z tyłu przy zdjęciach – powiedziała mi, a ja wypuściłam powietrze, które
wstrzymywałam.
Podając mi filiżankę herbaty, Alice rozwiązała mój fartuch i wypchnęła mnie zza
lady.
- Idź – poleciła, a ja nie potrzebowałam by mówić mi dwa razy.
Nie popędziłam od razu, nie chciałam, żeby zobaczył mnie z zaszklonymi i
czerwonymi oczami. Oparłam się o ścianę i wzięłam łyk herbaty, wzdychając na
zapach rumianku, który przenikał moje nozdrza. Parę łyków i kilka głębokich
oddechów później, jestem wystarczająco spokojna, aby udało się. Przeczesując
włosy, idę powoli i zatrzymuję się, kiedy zauważam, co robi.
Edward stoi przy ścianie z fotografiami, które zrobiłam i uważnie przygląda się
jednej z polany. Moje palce swędziały mnie, chciały tylko sięgnąć i dotknąć go,
potrząsnąć nim, aby mógł zobaczyć, co robię. Ale nie mogłam. W zamian,
czekałam cierpliwie, obserwując go, gdy to wszystko robi, ciekawa by zobaczyć czy
cokolwiek szarpnie nim.
Pojawiła się iskierka nadziei, kiedy obserwowałam go, gdy przymykał oczy, a
~
15
~
uśmiech zagościł na jego twarzy, ale wkrótce został zastąpiony przez niespokojny,
drażliwy wygląd. Nie pasował mu. Cicho podeszłam i stanęłam zaraz za nim.
Zwalczając potrzebę złapania go w moje ramiona, umieściłam dłoń na jego
ramieniu.
- Jest to moje ulubione – powiedziałam, mój głos, który wyszedł był tylko lekkim
szeptem.
Gdyby tylko uświadomił sobie, dlaczego to moje ulubione.
- Jest przepiękne – odpowiedział, a ja potwierdziłam kiwnięciem głowy nawet, jeśli
nie mógł mnie zobaczyć.
- Przyłączysz się do mnie na herbatę? - zapytałam, gdy weszłam w jego pole
widzenia. Trzymałam mój kubek przyjaźnie oferując, mając nadzieję, że skorzysta
z mojej propozycji.
Jąkał się przez chwilę, zanim potwierdził.
- Proszę.
Poszłam za nim do stolika, przy którym siedział i wśliznęłam się na krzesło na
wprost niego.
- Kto jest artystą? - zapytał, wskazując w kierunku zdjęć.
Zarumieniłam się, zanim odpowiedziałam.
Ja.
Uśmiechnął się, przyjmując to.
- Wiedziałem, że są piękne z jakiegoś powodu.
Rozpłynęłam się na jego słowa, naturalny flirciarz w nim, wypływał na
powierzchnię. Niesamowite są rzeczy, które są w nas wrodzone. Wydają się nigdy
nie znikać. Zacisnęłam ciaśniej filiżankę, którą trzymałem i odwróciłam wzrok,
niepewna, czy dam radę to wszystko wytrzymać czy rozpadnę się pod jego
wzrokiem.
- Dziękuje – wyszeptałam.
Wypiłam ostatki mojej herbaty, zanim odstawiłam kubek. Rozmawialiśmy i to
było takie łatwe i wygodne, a jednocześnie podniecało mnie i sprawiało, że moje
serce ściskało się. W czasie przerwy w rozmowie, odnalazłam się bawiącą
~
16
~
brzegiem filiżanki i kreślącą kółka palcem wokół niego. Czułam ciepło z jego
spojrzenia i spojrzałam do góry, aby zobaczyć Edwarda patrzącego się w moją
obrączkę. Moje serce natychmiast opadło do żołądka.
Uświadomił sobie, że został złapany, jego twarz zarumieniła się ze wstydu, ale nie
powstrzymało go to, przed zadaniem pytania.
- Jesteś, um... mężatką?
Zwalczyłam łzy, które kuły w rogu moich oczu, kiedy odpowiedziałam.
- Tak.
Nie podałam szczegółów, a on nie pytał mnie o to. Natomiast jego oczy
powędrowały do jego, gołej ręki.
- Och – powiedział, gdy mieszanina smutku i ulgi wstąpiła na jego twarz. - Ja nie.
~
17
~
Rozdział 5
Edward
Nie mogłem przestać gapić się na moją nagą rękę. Pocierałem palec serdeczny
mojej lewej dłoni, wciąż i wciąż, zanim przysięgam prawie zobaczyłem słabe
wcięcie, gdzie powinna być obrączka. Nie jestem pewien, dlaczego bolało to tak
bardzo, kiedy Bella powiedziała mi, że jest mężatką. Oczywiście, że jest, dlaczego
miałaby nie być? Jest piękna i popularna i wyraźnie bardzo utalentowana. Prawie
chciałem zapytać czy zdjęcia są na sprzedaż, ale nie mogłem się przemóc do
zrobienia tego.
Patrzyła na mnie z bólem w oczach, gdy paprałem się z moją ręka, więc je
opuściłem, nie chcą być powodem jej przykrości, nie potrzebowałem ani nie
chciałem jej litości. Zostaliśmy tam, cisza nam towarzyszyła zanim poczułem
jakbym prawie dusił się od tego. Przeszukałem mój umysł, aby wymyślić jakąś
wymówkę by wyjść, ale coś przytrzymywało mnie w miejscu.
- Bella – zawołał głos i odwracając się zobaczyłem dziewczynę z ognistymi lokami
zawiązanymi w niechlujny kok. - Przykro mi, że muszę to robić właśnie teraz, ale
mamy zastój, a Petera wciąż nie ma i Alice jest zajęta w kuchni i …
- Victoria – odpowiedziała ciężko Bella, przerywając dziewczynie. - W porządku.
Będę tam za chwilę.
Moja klatka zacieśniła się wraz ze stwierdzeniem, że nasz wspólny czas się
skończył. Starałem się i poczułem uncje wstydu, wiedząc, że ta piękna kobieta
właśnie wypowiadała się, a ja po prostu nie mogłem.
- Edwardzie, ja... - zaczęła Bella, i mogłem już usłyszeć listę wymówek i wyjaśnień
chcących opuścić jej usta. Więc, zdziwiła mnie, kiedy kontynuowała mówienie.
- … Muszę iść, ale mam nadzieję, że zobaczę Ciebie później?
To jest pytanie, kładące piłkę w moim zaułku i szczerze nie mam pojęcia co
powiedzieć. Każda cząsteczka mojej egzystencji bolała, aby powiedzieć tak.
Chciałem z nią ponownie porozmawiać, poznać ją i... zatrzymałem się, zanim
pozwoliłem ulegnąć sobie jakiejkolwiek z niemożliwych fantazji. Westchnąłem,
moje ramiona ugięły się lekko pod ciężarem mojej decyzji.
~
18
~
- Możliwe – zaoferowałem Belli w odpowiedzi, jeszcze lekko się uśmiechając.
Wydawało się ją to uspokoić, i poczułem jak jej dłoń ściska moje ramię, gdy
szybko szła.
Gapiłem się na jej odwróconą postać zanim zniknęła wśród tłumu ludzi za ladą.
Patrzyłem tak długo, aż nie mogłem dłużej zauważyć jej świecących kasztanowo
brązowych włosów w tłumie. Odwróciłem się dookoła, mając nadzieję, że
przynajmniej zatracę się ponownie w zdjęciach, tylko po to, by być zawiedziony
widząc, że para stoi przed nimi. Mężczyzna ma ramię podwieszone wokół
dziewczyny, a ona opiera się o niego, wspierając swoją głowę na jego ramieniu.
Wyglądali na szczęśliwych i delikatnych, bez trosk w życiu.
Zazdrościłem im.
♪♪♪
- Panie Cullen – ktoś przywitał mnie przy wejściu do budynku, a ja kiwnąłem w
ich kierunku.
Poczłapałem z powrotem do bezbarwnych szarych ścian, prawie bolesnych w
kontraście do ciepłych i jasnych w kawiarni Belli. Pomimo że chwilę wcześniej
jadłem ciastko, mój żołądek skurczył się, czułem się głuchy i pusty.
Zgaduję, że powinienem znaleźć coś do jedzenia.
Zapach gotowanego jedzenia złapał moją uwagę i pozwoliłem, aby mój nos
prowadził, poszedłem w dół korytarzem. Zatrzymałem się, kiedy zobaczyłem
otwartą przestrzeń z bufetem z rozłożonym jedzeniem na stole. Wszedłem i
spojrzałem na oferty. Nic się nie wyróżniało, ale wyglądało wystarczająco
zjadliwie, więc wziąłem pusty talerz od uśmiechającej się osoby noszącej fartuch i
nałożyłem trochę.
Odwracając się, zobaczyłem rozłożone stoły po drugiej stronie pomieszczenie i
długą łodygę stokrotki w wazonie na środku każdego z nich. Usiadłem przy
wolnym stole i wziąłem kilka gryzów jedzenia przede mną. Było gąbczaste,
łagodne i ledwo zjadliwe. Tyle, co do moich wcześniejszych myśli. Moje kubki
smakowe pragnęły aromatycznych wypieków Belli, pełnych przypraw.
Stwierdzając, że nie dostanę tutaj nic podobnego, westchnąłem i zagarnąłem
kolejną pełną łyżkę czegoś, co myślałem, że jest kurczakiem, w moje usta.
Zrezygnowany, przeżułem, połknąłem i powtórzyłem proces, chętnie tłumiąc mój
~
19
~
głód, pomimo to nigdy naprawdę nie czułem się usatysfakcjonowany.
Moja głowa wisiała nisko przez większość posiłku, ale kiedy skończyłem
pozwoliłem sobie spojrzeć do góry. Kilka z pozostałych stołów były zajęte, niektóre
parami inne tylko pojedynczymi osobami jak ja. Nikt nie złapał mojego wzroku,
więc odepchnąłem moje krzesło, gotowy do wyjścia i powrotu do samotności i
znajomego komfortu mojego miejsca.
Gdy miałem wstać, moje oczy spojrzały na stokrotkę na moim stole i coś
szarpnęło z tyłu mojego mózgu. Zamazany obraz pary ścigającej się na polanie,
śmiejącej się. Dziewczyna biegnie za duże drzewo, jakby chciała się schować, ale
mężczyzna natychmiast ją znalazł i upadli na zroszoną trawę, usianą
stokrotkami. Wysilałem się, aby zobaczyć ich twarze, bezskutecznie, i kiedy
dźwięk pobliskiego krzesła przejeżdżającego przez linoleum wyciągnął mnie z
mojej głowy, zauważyłem, że moje ręce są lepkie od potu świecącego się na mojej
skroni.
Walczyłem, aby złapać oddech i wziąłem serwetkę, aby wytrzeć mokrość, która
spływała na mój policzek.
~
20
~
Rozdział 6
Bella
- Victoria – powiedziałam, starając się złapać jej uwagę, kiedy robiłam wszystko,
co możliwe, aby powstrzymać irytację w moim głosie. Robiła oczy do jakiegoś
nędznie wyglądającego kolesia przez ostatnie pięć minut i kontynuowała
ignorowanie mnie z sukcesem.
- Dasz radę? Potrzebuję wziąć coś z tyłu.
Potwierdziła, ledwo na mnie patrząc i byłam wdzięczna, że przez ostatnie kilka
godzin trochę się zwolniło. Przynajmniej nie jest tak, że ona ignoruje aktualnych
klientów. Naprawdę niczego nie potrzebowałam zabrać, ale jeśli zostałabym
kolejną minutę z niekompetencją Victorii nie sądzę, że byłabym wstanie być dla
niej w porządku. Potrzebowałam dodatkowej pomocy i nie mogłam być zbyt
pochopna w zwalnianiu jej, nie ważne jak cholernie denerwująca była.
Wyślizgnęłam się do alejki z tyłu kawiarni i opuściłam się w dół zanim moje ciało
było ledwo przytrzymywane przez ceglaną ścianę. Sięgając pod odwróconą,
pękniętą doniczkę stojąca przy drzwiach, znalazłam ukrytą paczkę Mallboro i
zapalniczkę. Jestem całkiem pewna, że Alice wiedziała o mojej kryjówce, ale
nawet, jeśli wiedziała, nie powiedziała mi o tym ani słowa.
Po prostu potrzebowałam tego uwolnienia.
Wyciągnęłam papierosa i umieściłam go między moim wargami. Przytknęłam
zapalniczkę i patrzyłam, zahipnotyzowana przez migoczący pomarańczowy
płomień. Wyciągnęłam drugą rękę i powoli próbowałam przytknąć do niego mój
palec, prawie sparaliżowana przez ciepło, ale tylko tak blisko jak to było możliwe,
uderzył mnie promieniujący ból od płomienia. Zabrałam mój palec i wsadziłam go
do ust, pozwalając papierosowi upaść na ziemię. To nie jest tak, że pragnę się
zranić, ale czasami uczucie bólu w miejscu innym niż moje serce jest... dobre, w
sposób odwracający uwagę.
Mój palec nie przestaje gwałtownie pulsować dopóki jest to tępy ból. Podnoszę
papierosa z ziemi, oczyszczam go zanim z powrotem wkładam go do ust i w końcu
zapalam go. Biorę głęboki oddech, gdy dym atakuje moje płuca i fala spokoju
zalewa moje ciało. Wiem, że jest to tylko krótkotrwałe, ale wezmę, co mogę dostać.
~
21
~
Moje oczy zamykają się, gdy palę i przebłyski z mojego dnia przechodzą przez
moje myśli. Była para, która przyszła, gdy Edward wyszedł i to był cud, że nie
miałam całkowitego załamania. Patrzyli z dala ode mnie, a mężczyzna pocierał
ramiona kobiety przed nim. Pochylił się i wyszeptał coś do jej ucha i mogłam
słyszeć jej śmiech na cokolwiek, co powiedział. Kiedy odwrócili się, widziałam jej
zaokrągloną talię, zdecydowanie ciąża. Moje ręce trzęsły się tak bardzo, że
filiżanka, którą napełniałam, wyślizgnęła się i uderzyła o podłogę, tworząc
bałagan z ceramiki i kawy. Schyliłam się, żeby posprzątać, ale skończyłam tylko
patrząc się na to, niepewna jak już poskładać cokolwiek z powrotem. Na
szczęście, Alice była niedaleko i przyniosła mopa, aby wytrzeć mój bałagan, więc
mogłam pracować nad napełnieniem kolejnego kubka kawy.
To nie tak, że każda mała rzecz ruszała mnie. Nie jestem taka krucha. Prawie
codziennie widzę kobiety w ciąży i zwykle jestem w stanie sobie z tym poradzić.
Ale to... to było inne. W jakiś sposób bardziej znajome. Może to był sposób, w jaki
ona patrzyła na niego albo kochający sposób, w jaki delikatnie dotykał jej. Gdy
czekali w kolejce, mężczyzna owinął swoje ramiona wokół niej, delikatnie
pocierając jej brzuch i szepcząc jeszcze piękniejsze rzeczy do jej ucha. Dotykał
solidnej złotej obrączki, która była zawieszona wokół szyi kobiety.
Prawdopodobnie jej ślubna obrączka była za mała, aby pasować na jej spuchnięte
palce. Patrzyłam na nich przez chwile, zarówno z zazdrości i smutku, tęskniąc za
tym czego nigdy nie będę miała. Czego nie mogę znaleźć gdzie indziej.
Dym dostał się do moich oczu, sprawiając ze zaszły łzami i spojrzałam w dół, aby
zobaczyć, że mój papieros jest teraz tylko popiołem. Rzuciłam go na ziemię i
stanęłam na nim obcasem mojego buta. Moje oczy są załzawione i nie jestem
pewna czy to od dymu czy wcześniejszych wspomnień.
Patrzenie na parę – szczęśliwą, beztroską i tak oczywiście zakochaną – sprawia, że
pamiętam co kiedyś miałam. Przekręciłam moją złotą obrączkę wokół palca i
myślałam o Edwardzie, który był dzisiaj wcześniej. Patrzył na mnie, na mój palec,
prawie tęsknie. Jeśliby tylko wiedział...
- Cholera!
Nie mogę powstrzymać krzyku, gdy łapię najbliższy kamień i rzucam go w alejkę.
Uderzył w coś metalowego, wywołując satysfakcjonujący głośny hałas. Jestem
~
22
~
taka zła, że mam ochotę coś rozwalić, zranić coś. W zamian, pochylam się do tyłu,
wyciągam kolejnego papierosa i zapalam go. Przymykam oczy, pozwalam sobie
pamiętać, jeśli tylko przez krótką chwilę.
Biała satyna i koronka...
Pasujące złote obrączki...
Stoimy przed ołtarzem na wprost naszych przyjaciół i rodziny, przyrzekając
kochać i miłować się wzajemnie nim śmierć nas nie rozdzieli.
Śmierć.
Przysięgałam nie opuścić go nim śmierć nas nie rozdzieli i zawaliłam tą przysięgę.
Tak mało wiedziałam w tym czasie, że są rzeczy gorsze niż śmierć.
Kiedy Alice mnie znalazła, paczka papierosów jest pusta, a ja jestem otoczona
przez paskudne, żółte niedopałki. Moja twarz jest pokryta zaschniętymi łzami i
moje oczy swędzą i są opuchnięta. Na szczęście, nie mówi ani słowa, tylko
podnosi mnie i pozwala mi oprzeć się o siebie zanim docieramy do łazienki dla
personelu. Nalewa trochę ciepłej wody do zlewu i oferuje mi mokry ręcznik, abym
umyła moją twarz. Jej palce przeczesywały moje włosy żebym wyglądała tak
reprezentacyjnie jak mogłam.
Z uściskiem z tyłu, przycisnęła pocałunek do mojego policzka zanim dała mi znać
ze mam trochę roboty papierkowej do zrobienia w moim biurze, więc powinnam
pójść i zrobić to, kiedy ona będzie pilnować kawiarni. To jest tak jakby Alice
wiedziała, że nic dobrego nie wyjdzie teraz ze mnie pomiędzy tymi ludźmi. Nie
jestem pewna ile razy w tygodniu to się dzieje, ale potrafi pomóc mi przejść przez
każdy.
Nie jestem pewna jak długo jeszcze każda z nas będzie w stanie to robić.
~
23
~
Rozdział 7
Edward
Stoję na wprost mojej szafy, trzymając przepoconą koszulę na guziki w jednej
ręce, podczas gdy szukam innej, aby założyć. Wciąż nie jestem pewien, co mi się
stało w czasie lunchu, ale pozostawiło mnie to roztrzęsionego. Zadygotałem, gdy
zimne powietrze owiało moją wilgotną skórę i podszedłem, aby zamknąć okno,
które w jakiś sposób było otwarte. Gdy wracałem do mojej szafy, złapałem swoje
odbicie w oknie. Zamarłem, widząc ciemne znamię niedaleko mojego ramienia.
Gdy zbliżałem się do odbicia uświadomiłem sobie, że to wcale nie jest bród, a
raczej tatuaż. Zerknąłem na czarny tusz i to wywołało wspomnienia.
Siedzę na czerwonym skórzanym fotelu z muskularnym mężczyzną zbliżającym
się do mnie z wibrującą igłą w ręce. Moje oczy są zamknięte, ale mogę poczuć
napływ ciepła w mojej dłoni. Lekko otwieram oczy i spoglądam na dół, aby
zobaczyć małą rękę, ściskającą moją. Chcę odwrócić moją szyje, aby zobaczy do
kogo należy ta ręka, ale coś powstrzymuje mnie przed zrobieniem tego. Wtedy
ognisty ból spowodowany wbiciem igły jest taki autentyczny, że moje
wspomnienie wymyka się z mojego umysłu i nagle jestem z powrotem w moim
pokoju, gapiąc się na moje odbicie w lustrze.
Przysięgam, że moje ramię wciąż czuło delikatny dotyk, kiedy spojrzałem na nie
ponownie i dotknąłem klucz wiolinowy wyryty na mojej skórze. Zamknąłem moje
oczy ponownie mając nadzieję, że zobaczę osobę, której rękę trzymałem, ale było
pusto... czarna przepaść.
W frustracji cisnąłem koszulką przez pokój i upadła obok mojego łóżka. Z jakiegoś
powodu, myślałem o Belli i zastanawiałem się jak przebiega jej dzień. Nie mogłem
wyobrazić sobie, że był gorszy od mojego. Pokonany, wróciłem do szafy i wybrałem
nową, czystą koszulę i skończyłem ją zapinać zanim poszedłem i zatopiłem się w
moim fotelu. Zauważyłem mój czerwony notes leżał na stole, gdzie musiałem go
odłożyć, kiedy wróciłem. Podniosłem go, przeleciałem przez kartki.
~
24
~
Na pierwszej stronie zauważyłem moje pismo i zatrzymałem się, żeby przeczytać.
Terapia Muzyczna – 4 PM – Spotkanie w pokoju B.
Spojrzałem na zegarek, aby upewnić się, że jest za kwadrans czwarta. Zgiąłem
instynktownie palce, gdy pomyślałem o graniu na pianinie. Moje ciało wydawało
się wiedzieć, co robić, nawet zanim zrobił to mój mózg, ponieważ wkrótce
zorientowałem się, że wychodzę przez drzwi i idę w dół korytarza. Byłem
szczęśliwy widząc, że każde drzwi, które mijałem były podpisane i wkrótce
doszedłem do pokoju B. Pokój był pusty poza czarną dużą dziecinką z tyłu. Nie
miałem pojęcia czy na kogoś czekam, czy nie, więc przeszedłem, aby usiąść przy
pianinie. Ławka wydawała się twarda i zimna przy mnie i musiałem się
dostosować zanim poczułem się komfortowo.
Moje ramiona wyciągnęły się, gdy moje palce przejeżdżały po klawiszach.
Patrzyłem w dół na nie. Na przemienne białe i czarne prostokąty prawie szydziły
ze mną. I wtedy, grałem. Moje palce poruszały się we własnych akordach bez
żadnej pomocny mojego mózgu. Nie byłem nawet pewien jakie tony grałem, ale
brzmiały pięknie.
Brzmiały znajomo.
Gapiłem się na moje palce, gdy płynęły po klawiszach, tworząc piękną muzykę
wypływającą z pianina. Czułem się lekko, spokojnie i dziwnie na energetyzowany.
Sprawdzając coś, pozwoliłem moim oczom zamknąć się i wciąż muzyka
wychodziła bez przeszkód. Otworzyłem oczy i patrzyłem zdumiony, gdy moje place
zwolniły i piosenka zbliżała się do końca. Przez krótką chwile, w pomieszczeniu
zapadła cisza i moje szybko bijące serce było jedynym dźwiękiem, jaki mogłem
usłyszeć. Wtedy, głośne klaskanie przełamało ciszę.
- To było wspaniałe, Edwardzie. Jestem zaskoczony przez Bacha, ale to było
oszałamiające. Po prostu oszałamiające.
~
25
~
Odwróciłem się, żeby zobaczyć mężczyznę w ciemniej parze spodni i
rdzawoczerwonym swetrze. Miał teczkę w jednej ręce, a długopis w drugiej.
Przyciągnął rozkładane krzesło do pianina i ostrożnie usiadł.
- Jak się dzisiaj mamy? - zapytał, gdy gwałtownie przeglądał teczkę, którą trzymał
w ręce.
Natychmiast wyłączyłem się przez jego pytanie, nie lubiąc jego użycia
królewskiego ‘my’.
- Mam się dobrze – powiedziałem, akcentując liczbę pojedynczą.
- Dzisiaj mały test Edwardzie – chichotał, a mi nie udało się zobaczyć humoru w
tej wymianie. - Prawdopodobnie widziałeś dzisiaj Bellę?
Zjeżyłem się na jego przypuszczenie i delikatnie się od niego odsunąłem. Skąd do
cholery on wie o Belli?
- Przypomnij mi swoje imię, proszę – zapytałem opryskliwie.
Jego lewa brew podniosła się prawie niezauważalnie, a ja mimo wszystko
zaobserwowałem tą reakcję.
- Oczywiście, jestem dr Volturi. Dr Aro Volturi, Edwardzie.
Potwierdzałem, jakbym pamiętał i odwróciłem się, więc znowu patrzyłem na
pianino. Zanim mogłem spróbować i zablokować doktora Volturi, aby jeszcze
trochę zagrać, poczułem chłód jego skóry nad moją, gdy unieruchomił moją dłoń.
- Możesz zagrać za chwilę, Edwardzie – wyjaśnił mi dr Volturi jakbym był
pięciolatkiem. - Ale najpierw musimy zrobić trochę pracy.
Trzymał stertę kartek z obrazkami i chciał, żebym na nie patrzył. Nie wydawały
się być czymś nadzwyczajnym, a ja nie byłem do końca pewien, dlaczego to
robiliśmy.
~
26
~
Niebieski ptak.
Czerwona piłka.
Czarna książka.
Złoty pierścionek.
Znieruchomiałem na ostatnią z kartek i poprosiłem go o chwilę przerwy. Zrobił to
i patrzył na mnie zaciekawiony, jakby zamierzał mnie o coś zapytać, ale
zrezygnował będąc cicho i tylko patrzył na mnie uważnie. Moje oczy skupiły się na
obrazku złotego pierścionka i natychmiast zacząłem myśleć o Belli. Jest w niej
coś, co mnie do niej przyciąga, co sprawia, że chcę ją poznać na tak wiele różnych
sposobów. Nie mam pojęcia, dlaczego ten obrazek sprawia, że o niej myślę i
trzymam moje oczy zamknięte, próbując to rozwiązać.
Moja głowa nagle pulsuje z bólu. Moje palce wznoszą się w górę i zaczynają
masować skroń i ledwo mogę potwierdzić, kiedy dr Volturi pyta czy ze mną w
porządku. Kiedy ból głowy mija, pokazuje mi jeszcze kilka kartek i potem
zaprasza mnie, aby zagrał jeszcze trochę muzyki. Przesuwa się na bok, dając mi
wolną przestrzeń przy pianinie. Zamykam oczy, niepewny, co zagrać, ale właśnie
tak jak wcześniej, moje palce znajdują klawisze i melodia wylewa się sama.
Tym razem muzyka zaczęła się powoli, nawet cicho. Moje oczy zamknięte, a ja
odnajduję się grając dla kogoś w myślach. Mogę zobaczyć ją tak czysto jakbym
patrzył na obraz. Jest na środku pokoju, ubrana w zdumiewającą białą sukienkę,
ale oczywiście jej twarz jest schowana przed moim widokiem. Kołysze się w rytm
muzyki, gdy ta staje się głośniejsza... bardziej odważna. Nuty są jak uczucia
wylewające się przez klawisze. Piosenka smaga szybciej i szybciej. Zanim
zaczynam walić w klawisze, pot pojawia się na moim czole. I wtedy powoli
ustępuje, nuty wyciekają z powrotem do pianina.
Moje ciało jest ożywione, kiedy kończę; moje ręce lepkie i trzęsące. W końcu
podnoszę głowę, kiedy dźwięk oklasków przebija ciszę i patrzę na pokój
~
27
~
wypełniony ludźmi, wszyscy gapili się na mnie. Kilkoro ludzi wyciera swoje
twarze, od łez płynących w dół ich twarzy. Nie jestem pewien, co zrobić ze sobą i
patrzę na dr Volturi w oczekiwaniu na jakiś znak.
Patrzy się w dół na kartki z obrazkami w jego dłoniach, potrząsa głową. Złapał
mnie na patrzeniu się na niego i umieszcza kartki w teczce.
- Możemy kontynuować to jutro, Edwardzie. Dlaczego nie zostaniesz i nie zagrasz
dla wszystkich?
Potwierdziłem i zwróciłem się do pianina, spragniony, aby jeszcze raz zatracić się
w muzyce.
~
28
~
Rozdział 8
Bella
Przekręciłam moją głowę, czując jak ciągle pulsuje, gdy rozciągałam ją z boku na
bok. Wspomnienia powrotu do domu, do dwóch silnych dłoni, które zręcznie
ugniatają moje ramiona i plecy, zanim tępy ból ustępuje przemieszczając się przez
moją głowę. Zamykam moje oczy i rozkoszuję się tym.
To był długi dzień. Nie dłuższy niż inne, rozsądny czas, ale wydaje się
wiecznością. Mam wielką ochotę, aby się stąd wyrwać i kiedy patrzę na zegarek,
szepczę małą modlitwę dziękczynną, że zostało tylko pięć minut do zamknięcia.
Victoria i Peter wyszli prawie godzinę temu, zostawiając Alice i mnie, żeby
zamknąć kawiarnię.
Czując jak zmęczona byłam, Alice przeszła dookoła i powiadomiła ostatnich kilku
ociągających się klientów, że będziemy zamykać za kilka minut, a ja zawinęłam
pozostawione ciastka, żeby jutro sprzedać je za połowę ceny. Zauważyłam, że
została nam tylko jedna bułeczka z rodzynkami i postanowiłam zostawić ją dla
siebie, nie pamiętając ostatniego razu, kiedy jadłam. Osunęłam się za ladą, gdy
Alice wycierała stoły i pozwoliłam sobie na chwilę relaksu. Oderwałam kawałek
bułeczki, wkładając go do ust.
Nie mogłam nic zrobić, jednak uśmiecham się, przypominając sobie Edwarda i to
jak bardzo delektował się tą, którą kupił wcześniej. Patrzyłam jak jego oczy
rozjaśniły się, gdy jadł i to uszczęśliwiało również mnie. Pomimo długiego dnia i
prawie ataku paniki z rana, wspomnienie uśmiechu Edwarda wydawało się
rozwiązać wszystkie gówniane momenty. Gdyby tylko uśmiech mógł rozwiązać
wszystkie życiowe problemy.
Westchnęłam, rwąc jeszcze trochę babeczki, gdy uświadamiam sobie jak
właściwie byłam głodna. Po chwili już jej całkowicie nie ma.
~
29
~
Pozbierałam się i wstałam, żeby zobaczyć, że kawiarnia jest pusta. Nawet z
kilkoma ostatnimi zadaniami, które muszę zrobić, mam wystarczająco czasu, aby
wrócić do domu i wykąpać się przed moimi wieczornymi planami. Myśl o tym, co
nadejdzie, włożyła uśmiech na moją twarz i może nawet gwizdam, gdy ściągam
fartuch, aby go odwiesić. Zmiany mojego nastroju były skłonne wychłostać mnie i
to byłby cud, że jeszcze całkowicie nie zwariowałam.
Alice powiedziała, że skończy w kawiarni, więc ja złapałam wydruk z kasy, żeby
dokończyć trochę papierkowej roboty w moim biurze. Włączyłam mojego iPoda,
ponieważ w ten sposób zawsze pracuję szybciej. Prawie uporałam się z utargiem,
gdy piosenka zmieniła się i już dłużej nie kołyszę się z The Who. Zamiast tego leci
Beatles i piosenka, która była grana, podczas pierwszego tańca z moim mężem na
naszym weselu. Przez długi czas nie słyszałam jej i byłam prawie zdziwiona, że
wciąż ją mam na moim iPodzie.
Zamykam oczy, gdy słowa obmywają mnie i gorzki chichot wymyka się, gdy ironia
słów nie jest dla mnie stracona.
There are places I remember, | Są tam miejsca, które pamiętam
All my life though some have changed. | Przez całe moje życie, niektóre zmieniły
się.
Piosenka trwa, a ja trzymam zamknięte oczy, zduszona przez łzy i nie potrafię
wyraźnie widzieć.
Some forever not for better, | Niektóre na zawsze, nie na lepsze,
Some have gone and some remain. | Niektóre odeszły, a niektóre pozostały.
Widzę nas oboje wirujących wokół sali, szepczących sobie głupie rzeczy, gdy nasi
goście radują się i klaskają dla nas. Jego policzki właśnie błyszczą tak samo
czerwone jak moje, gdy każdy domaga się, abyśmy się pocałowali.
~
30
~
All these places have their moments, | Wszystkie te miejsca mają swoją chwilę,
With lovers and friends I still can recall. | Z ukochanymi I przyjaciółmi mogą być
odtworzone.
Ciepłe, silne ramiona owijają się wokół mnie, głaszcząc moje plecy przez warstwę
satyny. Zaczął dla mnie śpiewać, a jego głos był jedynym, który słyszałam,
przyćmiewał nawet Johna Lennona.
Some are dead and some are living, | Niektórzy są martwi, a inni żyją,
In my life I've loved them all. | W moim życiu kochałem ich wszystkich.
Muzyka kontynuowała, a ja wytarłam zabłąkane łzy, które uciekły i pociągam
nosem, trzymając resztę w ryzach. Przynajmniej tym razem nie miałam
całkowitego załamania. To postęp, prawda?
Nucę pod nosem, zatracona w chwili, kiedy głos Alice przedziera się przez to.
- Przyszedł dzisiaj ponownie, prawda?
- Hm...? - pytam, powoli otwierając oczy, smutna, że zostałam wyciągnięta z
moich wspomnień.
Alice stoi przed moim biurkiem, patrząc na mnie uważnie. Powtarza swoje
pytanie, a ja czuję jak moje policzki płoną na wspomnienie o... nim.
- Jak możesz to powiedzieć? - wyzywam ją, zastanawiając się czy jestem taka
oczywista. Zawsze mówił, że potrafi czytać mnie jak książkę.
- Jesteś inna w dni, kiedy przychodzi – zauważa Alice, próbuje wymyślić, co
powiedzieć. - Jakby w tym stresie było obecne szczęście.
Uśmiecham się, ale jest to chwilowe.
- To jest takie trudne – przyznaję Alice, szepcząc.
~
31
~
- Nigdy nie będziesz w stanie poddać się, prawda? - zapytała, pochylając się przy
moim biurku.
- Nie sądzą, że mogłabym, nawet gdybym tego chciała.
~
32
~
Rozdział 9
Edward
Po tym jak pokój na reszcie opustoszał, zostałem sam z dr Volturii.
- Dziękuje...? - odważyłem się, zastanawiając się, za co dokładnie jestem mu
wdzięczny. Wiem, że to miała być pewnego rodzaju sesja, ale wciąż nie byłem
pewien, dlaczego.
- W każdej chwili, Edwardzie. W każdej chwili – powiedział z odrobiną uśmiechu. -
Dobrze Ci idzie. Jutro będziemy kontynuować. Wiedziałem, że muzyka ma wpływ,
jednakże wciąż jestem ciekawy, jaki będzie ostateczny wynik...
Spojrzał w dół na jakieś notatki i potrząsnął głową, natychmiast wchłaniając
myśli. Ledwo miałem szansę, aby powiedzieć do widzenia, gdy wychodził, gdyż
jego oczy cały czas były przyklejone do dokumentów. Właśnie wtedy mój żołądek
zaburczał i wyszedłem, mając nadzieję, że znajdę coś do jedzenia. Przechodząc
przez tę samą jadalnię, co wcześniej, pokonałem moją drogę do rozłożonego
jedzenia i nałożyłem sobie kilka plastrów upieczonej wołowiny, łyżkę pomidorów i
trochę sałatki.
Kiedy się odwróciłem, aby znaleźć stolik zauważyłem, że w przeciwieństwie do
lunchu, gdzie większość ludzi siedziała sama, tego popołudnia większość z nich
jadła w towarzystwie jednej lub dwóch osób. Gdy przyjrzałem się uważniej,
zauważyłem, że niektórzy ludzie nosili przypięte identyfikatory z napisem ''gość''.
Nareszcie znalazłem pusty stolik i usiadłem, powoli zaczynając moją kolację, gdy
przyglądałem się stolikom dookoła mnie. Młoda dziewczyna siedziała na stole, gdy
staro wyglądająca kobieta wisiała nad nią, krojąc pieczoną wołowinę na talerzu
dziewczyny. Mężczyzna siedział na wprost dziewczyny, prowadząc cichą rozmowę,
ale ona tylko gapiła się w przestrzeń, wyraźnie nie zwracając na nic uwagi. Jej
oczy są mleczno - białe i nieskupione na niczym konkretnym.
~
33
~
Następny stolik był okupowany przez parę, która cicho rozmawiała z głowami
pochylonymi do siebie. Z miejsca, w którym siedziałem, nie mogłem zobaczyć,
które z nich jest gościem, a które nie. To dziwne, tak jawnie się na nich patrzeć,
więc skupiłem się przez trochę na moim jedzeniu, ale następnym razem, gdy
spojrzałem, dziewczyna cicho płakała, gdy mężczyzna wyglądał na bezradnego.
Gapiłem się, dopóki nie poczułem się niekomfortowo, ale widok tej dziewczyny
płaczącej z jakiegoś powodu ranił moje serce.
Mój wzrok wędrował od stołu do stołu i powoli zacząłem uświadamiać sobie, że
tylko ja jem sam. Jeden stolik wyglądał jakby mieli imprezę. Wszyscy śmiali się i
uśmiechali, dzieląc się opowieściami i ciepłymi spojrzeniami na siebie. Gryzące,
prawie bolesne uczucie żalu w moim żołądku uderzyło mnie, gdy uświadomiłem
sobie, że każda pojedyncza osoba tutaj ma gościa poza mną.
Jestem całkowicie sam.
Spojrzałem w kierunku drzwi, zastanawiając się czy może ktoś przyjdzie do mnie i
on albo ona jest tylko spóźniony. Jedyna osoba, która weszła to woźny, zawołany,
żeby posprzątać rozlany sok. Zobaczył, że się na niego gapiłem i posłał mi
spojrzenie, ociekające żalem. Moje oczy nagle poruszyły się, odwracając się, żeby
w zamian spojrzeć na mój talerz. Szurałem wokół pomidorów i wziąłem jeszcze
jeden gryz upieczonej wołowiny, wykrzywiając się, gdy wędrowało w dół, skoro
pozwoliłem, aby ostygło.
Uczucie niepokoju zaczęło się we mnie budować, gdy próbowałem wymyślić, co
się do cholery dzieje. Dlaczego jestem tak wyraźnie samotny, podczas gdy wszyscy
inni cieszą się towarzystwem kogoś innego? Zastanawiam się, czy zrobiłem coś
złego i nagle poczułem jakby wszystkie oczy zwrócone były na mnie... cicho gapiąc
się i osądzając. Kiedy, podniosłem swoją głowę, aby spojrzeć, nie wydawało się,
aby ktokolwiek patrzył, nawet oni wszyscy byli pochłonięci swoimi rozmowami.
Westchnąłem, czując się pokonany i spróbowałem na siłę zjeść resztę obiadu.
Kiedy nie jestem w stanie przełknąć dalej, wstaję i odnoszę mój talerz do
brązowego, plastikowego pojemnika stojącego na szczycie. Metodycznie, jakbym
~
34
~
robił to wcześniej setki razy, zeskrobuję to, co zostało na moim talerzu do kosza,
a następnie odkładam talerz do pojemnika. Biorę ostatni łyk wody, zanim moja
szklanka dołącza do talerza.
Rzucam spojrzenie na stół z deserami i zastanawiam się czy wziąć zawinięte
ciastko ze sobą, ale mam uczucie, że to będzie kiepskie w porównaniu do
babeczki, którą jadłem wcześniej. Coś wewnątrz mnie nie chce splamić
wspomnienia ciastkiem drugiej kategorii.
Kiedy odwracam się od stołu z deserami, aby wyjść zauważam, że ktoś stoi przed
pomieszczeniem, gapi się przez oszkloną szybę. Osoba zauważa, że się patrzę i
powoli, nieśmiało podnosi dłoń i macha do mnie. Instynktownie odmachuję.
Obraz jest lekko rozmazany ze względu na rodzaj szyby, ale i tak rozpoznaję ten
profil. Wzdycham, a powietrze opuszcza moje ciało w jednym głębokim oddechu.
Bella.
~
35
~
Rozdział 10
Bella
Nawet, gdy się zawahała, Alice wyszła wiedząc, że potrzebuję trochę czasu sama,
zanim wrócę do mojego mieszkania. Westchnęłam, wiedząc, że muszę się wyrwać
od rozmowy, którą będę miała.
Przechodzę przez to raz w tygodniu.
Każdego tygodnia, nastawiam się, że dzisiaj będzie tym dniem. Dzisiaj będzie
dniem, gdy dostanę wiadomości, które chcę usłyszeć... że coś się zmienia. Że on
się zmienia. Nie pomaga, że czasami przekonuję siebie, że zauważam coś innego w
jego zachowaniu albo w sposobie, w jaki ze mną rozmawia. Jednakże, wszystko to
urojone obietnice. Każda nadzieja albo marzenie na zmianę jest zgniatana
podczas każdego tygodniowego spotkania...
W tym tygodniu nic nowego, Bello. To wciąż jest status quo. Może, jeśli będziemy
kontynuować z tym albo tamtym, w czasie...
Czas.
Parsknęłam, myśląc o tym jak dużo czasu spędziliśmy postępując z tym. Jak
dużo czasu mogę jeszcze dać?
Jeśli mam być ze sobą szczera, oddałabym wieczność. Wiem, że Alice myśli, że
jestem męczennicą, oddając moje życie bez nadziei, że dostanę cokolwiek w
zamian. Moje oczy płoną, gdy łzy zaczynają płynąć w dół mojej twarzy na tą myśl.
Nie jestem w stanie się poddać, jeszcze nie.
Nie teraz.
Pozwalam sobie na szybki płacz, a potem używam zlewu w łazience dla
~
36
~
pracowników, aby się odświeżyć. Zauważam, która godzina i jestem zadowolona,
że mam kolejne dwadzieścia minut, zanim będę musiała iść. Sprawdzam moje
maile, zmuszam się do zjedzenia czegoś, a potem zawijam pozostałe babeczki i
zabieram je ze sobą. Chwilę później zamykam kawiarnię i zaczynam iść,
uświadamiając sobie, że muszę się pośpieszyć, jeśli chcę zdążyć na czas.
Gdy dochodzę do ośrodka, uderza mnie myśl jak surowo on wygląda i te same
obawy i pytania dopadają mnie, skręcając mój żołądek dopóki nie zaczyna boleć.
Czy on może być tutaj szczęśliwy?
Czy wybraliśmy odpowiednie miejsce?
Czy to ma znaczenie?
Te chwile zwątpienia przychodzą i odchodzą, ale zawsze zostawiają wyczekującą
dziurę w moim sercu. Przeszłam przez drzwi wejściowe i kiwnęłam „cześć” do
pielęgniarki przy kontuarze. Prawie mechanicznie pokonałam moją drogę w dół
ponurego, lecz nieskazitelnego korytarza, zanim doszłam do dużych podwójnych
dębowych drzwi. Gdy wchodzę uderza mnie oszukujące ciepło. Dynamiczne,
bujne rośliny ozdabiały rogi i drogo wyglądające, idealnie zorganizowane meble
były niezwykle zapraszające. Podeszłam do pięknie uczesanej kobiety siedzącej za
biurkiem.
- Hej Gianna, jestem tutaj na moje spotkanie o piątej....
Zanim mogłam dokończyć, bardzo kompetentna Gianna wstaje i przywołuje mnie
skinieniem ręki, abym poszła za nią do przyległego gabinetu. Idę, moje ciało
buzuje, zastanawiając się czy dzisiaj jest dzień, gdy dostanę pozytywny raport.
Może? Tylko może.
- Ach, Bello. Proszę, wejdź. Usiądź.
~
37
~
Dr Volturi wskazał na gładką, skórzaną kanapę na wprost niego i usiadłam.
Spragnione oczy zwróciłam na niego.
Od razu nie dostałam żadnych informacji. Prawdę mówiąc wydawało się, że jąkał
się przed podaniem odpowiedzi, gdy przeglądał jakieś dokumenty na swojej
zawsze obecnej podkładce. Gdy minuty uciekały, zaczęłam się robić bardziej i
bardziej zirytowana.
- Czy są jakieś szanse? - W końcu wypaliłam, niezdolna do powstrzymania siebie.
Gdyby był to tylko status quo, nie byłby taki powolny w dzieleniu się tym ze
mną...
- Cóż... nie jestem pewien, co powiedzieć – zaczął, i trochę wypełniło mnie to taką
nadzieją, że znalazłam się siedząc na brzegu kanapy, ochoczo wyczekując na jego
słowa. - Ale, nie... nie dokładnie. Jest kilka rzeczy, które wydają się umacniać tu i
tam, ale ponownie, to są bardziej mięśnie pamięci niż cokolwiek innego. Niestety,
nie widzę tylko, żeby jego stan zmienił się kiedykolwiek. W mojej profesjonalnej
opinii, powiedziałbym, że jakakolwiek szansa na stuprocentowe wyzdrowienie jest
całkowicie zerowa. I nawet nadzieja na wyzdrowienie w pięćdziesięciu procentach
jest bardzo mała. Poza tym jest całkowicie zdrowy i...
Kontynuował, mówiąc mi o rzeczach, które słyszałam setki razy i szczerze
naprawdę o to nie dbałam. Wstałam i pozbierałam moje rzeczy, mrucząc
przeprosiny do dr Volturi, ale potrzebowałam się stamtąd wyrwać.
Czy nie widziałam dzisiaj w jego oczach iskierek uznania? Przysięgam, że
zauważyłam coś innego w jego zachowaniu.
Chciałam płakać, ale moje ciało jest po prostu zbyt wycieńczone. Nie miałam
nawet wystarczająco siły, żeby wytworzyć cholerne łzy. Znalazłam puste
pomieszczenie i ukryłam się w nim na kilka minut, próbując zebrać się. Po raz
setny, ponownie zastanawiałam się czy mam siły, aby to kontynuować. Moja
głowa pulsuje, więc nurkuję w torebce w poszukiwaniu Tylenolu, wzdycham w
uldze, gdy zauważam go na spodzie.
~
38
~
Nie chcąc połykać ich na sucho, idę do kafeterii, abym mogła wziąć szklankę
wody. Mogę zobaczyć przez nieznacznie kolorową szybę, że ludzie jedzą kolację.
Większość ma gości i wydaje się, że cieszą się z tego. Podchodzę bliżej i widzę go,
siedzi tam całkowicie sam. Moje serce boli, gdy patrząc na niego jak rozgląda się
na wszystkich innych i mogę powiedzieć, że jego umysł brzęczy, próbując to
rozwiązać. Próbuje tak cholernie mocno.
Chcę tam wbiec, ostrożność lekarzy niech będzie przeklęta, i powiedzieć mu
wszystko od razu. Wyjaśnić mu, co się dzieje i dać mu odpowiedzi na pytania,
których tak desperacko szuka.
Ale, nie mogę.
Zrobiłam to wcześniej i wiem, jaki będzie tego wynik. Nie jest wcale taki ładny, a
jeden z kilku razy, gdy go widziałam uderzył we mnie. Po tym go przez pewien
czas nie odwiedzałam. Ten tydzień w samotności był o wiele trudniejszy niż stanie
tutaj w ciszy, kiedykolwiek będzie. Więc, postępujemy w jego tempie, każdego
dnia wykonując ten taniec, którego nauczyłam się przez ostatni rok albo coś
około tego.
W końcu, jego oczy pokonały swoja drogę tam gdzie stałam i spojrzał na mnie,
świeży błysk rezygnacji przemieszcza się przez jego twarz. Powoli unoszę moją
rękę i macham, ale nie chcę niczego więcej niż tam wbiec i poczuć jego ciało
uderzające o moje.
Wstrzymałam oddech, tylko po to żeby go wypuścić, gdy Edward w końcu
odmachał.
~
39
~
Rozdział 11
Edward
Gapiliśmy się na siebie zanim straciłem poczucie czasu i zanim usłyszałem
odsuwanie krzesła obok mnie, wtedy oderwałem się od oczu Belli, w końcu
patrząc gdzieś indziej. Nie rozumiałem przyciągania, jakie nade mną miała, ale
jest ono boleśnie silne. Chciałem do niej zawołać i poprosić, aby tutaj przyszła.
Chciałem wziąć ją w swoje ramiona i nigdy nie puścić. Uczucie winy rosło, a ja
próbowałem je zgnieść.
Nawet naprawdę nie znałem tej kobiety, a wciąż coś krzyczało, że nie mogę jej
wypuścić.
Zapewniam, że jest tutaj, aby kogoś odwiedzić i kiedy nie chcę narzucać się,
również nie chcę bić się za przegapienie dzisiejszego dnia drugiej szansy z nią.
Robiłem wszystko, co mogłem, aby utrzymać moje nerwy i uspokoić moje szybko
bijące serce zanim wychodzę na korytarz. Robię jeszcze dwa kroki i znajduję się
wprost przed Bellą.
- Cześć. – W końcu wyrażam się, powstrzymując się przed sięgnięciem i
dotknięciem jej.
- Cześć, Edwardzie – szybko odpowiada.
Ciężko ją odczytać. Nie mogę powiedzieć, co ona myśli, a jej twarz za wiele nie
zdradza. Jej oczy są przepełnione smutkiem, ale jej twarz wydaje się rozpogadzać,
kiedy na mnie patrzy.
- Jak twój obiad? – pyta, ale ja nie mogę dać jej odpowiedzi. Nie pamiętam nawet,
co jadłem. Wszystko, na czym moje myśli mogą się skupić to to, że Bella jest teraz
tutaj, rozmawia ze mną.
Wzruszam ramionami, mając nadzieje, że wystarczy, a jej uśmiech troszkę się
poszerzył, gdy podniosła do góry małą, białą papierową torbę, potrząsając nią
przede mną.
- Deser? – zaoferowała i otworzyła torbę, pozwalając mi zauważyć babeczki.
Mogłem poczuć silny wybuch cynamonu, z miejsca, w którym stałem i moje usta
zaczęły się ślinić.
~
40
~
- Dlaczego nie weźmiemy trochę kawy i pójdziemy do ciebie? – zapytała Bella, a ja
jestem pewien, że moja odpowiedź jest wypisana na mojej twarzy.
- Czy ty… - zacząłem całkowicie zaskoczony przez jej pewność siebie. – Czy nie
jesteś tutaj, aby kogoś odwiedzić?
- Tak – odpowiedziała, wyciągając swoją dłoń. – Ciebie.
Złapałem jej dłoń zanim byłem w stanie się powstrzymać i poszedłem za Bella z
powrotem do kafeterii, gdzie ona wzięła dwie kawy.
- Jak? Nie jesteś? Ja… - Wyjąkiwałem słowa i wydawało się, że nie jestem w
stanie uformować całego zdania.
Bella posłała mi smutny uśmiech, gdy wręczyła mi moją kawę.
- Nie. Przyszłam odwiedzić ciebie. Czy… czy to jest w porządku?
Wyglądała niepewnie, a sposób, w jaki skubała swoją dolną wargę sprawił, że
chciałem uspokoić ją, ale wciąż nie byłem pewien, co się tutaj dzieje. Wszystko, co
wiedziałam to to, że nie mogę powstrzymać przyciągania, jakie do niej czuję.
- Tak. To całkowicie w porządku. To więcej niż dobrze, naprawdę. Ja… Jestem
bardzo szczęśliwy, że cię widzie.
Tak szybko jak słowa opuściły moje usta, mogę poczuć ich prawdę w moim ciele.
Fala szczęścia przepływa przeze mnie, podnosząc każdy ciężar, który naciskał na
mnie przez większość dnia. Bella wydawała się również wyraźnie odprężać, a jej
usta uformowały się w piękny uśmiech. Moje serce ścisnęło się na ten widok.
Zrobiłem kolejny krok bliżej niej, a Bella złapała swoją kawę i babeczkę w jedną
rękę, zaczepiając swoją drugą wokół mojego ramienia.
Moje ciało zaskoczyło się na kontakt, nawet przez warstwę ubrać. Mogłem poczuć
ciepło jej małej ręki na moim bicepsie i było to właściwe. Zamknąłem moje oczy,
sącząc się w uczucie jej palców delikatnie bębniących na moim ramieniu. Moja
twarz zaczerwieniła się, gdy chwilę zastanowiłem się, jakby to było, gdybym miał
jej palce gdzieś indziej na moim ciele.
Zanim pozwoliłem sobie ślepo zatracić się w tym błogim uczuciu, jednakże
musiałem być pewien jednej rzeczy.
- Ale… powiedziałaś, że jesteś mężatką.
~
41
~
Tutaj.
Teraz to jest otwarte i nie będziemy tańczyć wokół tego, udając, że tego nie ma.
Patrzyłem na nią uważnie, starając się coś wyczytać. Nie pozwoliła dużo zobaczyć,
gdy wyszła z odpowiedzią. Jej dłoń nigdy nie zostawiła mojego ramienia i
przysięgam, że poczułam jak ściska je trochę mocniej.
- Powiedziałam tak. Ale, to nie jest tak jak myślisz. Mój mąż, on…
Jak ona się męczyła, wyraźne było, że próbuje ostrożnie dobrać słowa. Ale,
dlaczego? Czy ona mnie okłamuje?
- …odszedł.
Och.
Tego nie oczekiwałem. Sposób, w jaki to powiedziała, z taką stanowczością,
miałem uczucie, że to nie oznacza, że on ją po prostu zostawił. Brzmiało to tak,
jakby nieważne, co się stało, on nigdy nie wróci. Fala współczucia zalała moje
ciało, śledzona przez olbrzymi smutek, gdy patrzyłem na Bellę.
- Przykro mi – powiedziałem, wiedząc, że moje słowa zbytnio nie pomogą.
Bella odciągnęła swoją dłoń ode mnie i machała nią przed swoją twarzą, ale wciąż
mogłem zobaczyć jak jej oczy błyszczały od łez.
- W porządku. Naprawdę. Do teraz, jestem prawie do tego przyzwyczajona. Czy
możemy o tym nie rozmawiać? – zapytała, a ja w zgodzie kiwnąłem głową.
Z wyrazem ulgi, Bella przypięła swoje ramie z powrotem do mojego I odeszliśmy
od jadalni. Prowadziła mnie do zewnętrznego ogrodu, który wyglądał na
stosunkowo opustoszały. Było tam kilkoro ludzi chodzących, dookoła, ale nikt nie
został, aby usiąść. Znalazłem mały stolik schowany w kącie i kiwnąłem w jego
kierunku. Zanim mogła usiąść, odsunąłem krzesło Belli, otrzymując w zamian
wyszeptane „Dziękuje”.
Usiadłem na przeciwko Belli, nagle świadomy, że to wygląda prawie jak randka.
Jest tu jakaś zażyłość między nami, ale jestem prawie całkowicie pewien, że nigdy
wcześniej tego nie robiliśmy. Biorę łyk mojej kawy, zdziwiony przez to jak
zrelaksowany się czuję. Nie ma żadnych nerwów, tylko podekscytowanie, że Bella
jest właśnie tutaj, ze mną. Chcę się jej zapytać jak i dlaczego, ale również się boję,
że mój czas z nią jest krótki, więc w zamian pytam ją jak minęła jej reszta dnia.
~
42
~
- Och, wiesz – Wzruszyła ramionami. – Zajęty. Teraz lepiej.
Nie może ukryć uśmiechu, gdy wyciąga babeczkę z torby i wręcza mi ją.
Rozrywam ją na pół, oferując Belli kawałek. Zjadamy nasz deser i Bella mówi mi
więcej o swoim dniu i kawiarni. Im więcej mówi, tym staje się bardziej łagodna.
W pewnym momencie, układam swoją dłoń na jej, gdy śmiejemy się i oboje
jesteśmy zaskoczeni na kontakt, ale żadne z nas nie wycofuje się.
Chciałbym podzielić się z nią czymś o moim dniu, o moim życiu, ale nic nie
przychodzi mi na myśl. Wszystko, co mogę jej powiedzieć to to jak czuję się w tym
momencie.
- Naprawdę chciałbym ci powiedzieć więcej o mnie – wysilam się, aby wyjaśnić. –
Ale, z jakiegoś powodu…
- W porządku, Edwardzie. Rozumiem – zapewniła mnie, gdy głaskała moją dłoń.
- Dzięki. J… ja jestem bardzo szczęśliwy, że jesteś tutaj, Bello. Naprawdę… Cię
lubię.
Patrzę wprost w jej oczy, widząc tam przez chwilę coś znajomego i komfortowego i
to rozgrzewa mnie od środka.
- Ja też naprawdę Cię lubię, Edwardzie.
- Siedzimy tam przez dłuższą chwilę, wystarczająco długo dla mnie, aby pozbierać
całą odwagę, jaką mogę zebrać.
- Bello?
Kiedy zdobywam jej uwagę wydaję się, że wyrwałem ją z zamyślenia.
- Przepraszam – odpowiedziała. – Po prostu zamyśliłam się.
~
43
~
Rozdział 12
Bella
- Halo?
- Pani Cullen?
- Tak?
- Tutaj Northwest Hospital. Jest pani osobą pierwszego kontaktu dla Edwarda
Cullena. Zdarzył się wypadek i został przywieziony tutaj na ER w Seattle General.
Docenilibyśmy, gdyby mogła pani przyjechać tak szybko jak to możliwe, aby jego
lekarz mógł z panią porozmawiać.
- …
- Proszę pani?
- J...
- Proszę pani? Czy ma pani kogoś, kto mógłby panią przywieść?
- Nie? Co? Mogę... mogę przyjechać. W-właśnie wychodzę.
- Proszę zgłosić się do stanowiska pielęgniarek na ER. Będą wstanie pokierować
panią tam, gdzie będziesz musiała iść.
♪♪♪
- Więc z nim w porządku? Chodzi mi, że wyjdzie z tego?
Przygotowywałam się na odpowiedź lekarza. Nikt nie był w stanie dać mi właściwą
odpowiedź, a to zaczynało zjadać mnie od środka. Jeśli z nim jest dobrze, do tej
pory powiedzieliby mi. Dlaczego nic nie mówią?
Zmuszam się, aby spojrzeć na Edwarda. To nie on. To nie mężczyzna, którego
poślubiłam, leży w tym łóżku, podłączony do setek rurek, z głębokimi, ciemnymi
siniakami pokrywającymi jego ciało. Mój mąż nie ma poplamionego krwią
opatrunku zakrywającego jego głowę. Mój mąż nie ma złamanej nogi i ramienia
podłączonego do pewnego rodzaju temblaka.
Mój mąż ma błyszczące zielone oczy i nazywa mnie „swoją dziewczyną”. Gra dla
mnie piosenki, które napisał o mnie, tak po prostu. Mój mąż jest wstanie
uścisnąć moją dłoń, kiedy ja ściskam jego.
~
44
~
- On… on odzyska pełną sprawność ruchową, pani Cullen.
- Huh?
Jestem wyrwana z zamyślenia przez mężczyznę w białym fartuchu
laboratoryjnym, który stoi przy łóżku. Nawet nie trudzę się, aby zapamiętać jego
imię. Jutro będzie to ktoś inny, więc dlaczego się tym kłopotać? Jedynymi, które
znam są pielęgniarki. Pomocny słodki mężczyzna i kobieta, którzy zmieniają się
codziennie. Byli moimi stałymi towarzyszami przy tym. Ale oni nie mogą dać mi
żadnych odpowiedzi.
- Więc, jego ciało będzie zdrowe? – pytam, upewniając się, że poprawnie
zrozumiałam.
- Tak.
Zdawkowa, jednosłowna odpowiedź wydawała się być ulubioną dla większości
lekarzy. Dlaczego nie rozbudowują ich. Czuję, że jest coś, co ucieka i chciałabym,
aby ktoś mi po prostu powiedział.
- Więc, kiedy on się obudzi?
Pytania wiszą między nami, cisza jest bardziej niż niekomfortowa. Jest stanowczo
depresyjna. Mogę poczuć jak waga tego naciska na moją klatkę, ciężej i ciężej z
każdą mijającą sekundą. Lekarz przebiega przez kartę w swoich rękach i
oczyszcza gardło.
- Właściwie, dzisiaj, ale trochę później przyjdzie neurolog. Będzie w stanie lepiej
wytłumaczyć sprawy.
I wtedy znika, nie dając mi nadziei, że Edward wkrótce obudzi się.
♪♪♪
Moja dłoń poczuła ucisk, zanim zauważyłam, że jego oczy są otwarte.
- Edwardzie! – nie mogłam powstrzymać się przed krzykiem. To prawie tydzień, a
ja czułam się trochę bezradna.
- Gdzie… gdzie jestem? – zapytał, jego głos szorstki i słaby.
- Jesteś w szpitalu. Miałeś wypadek. Ale teraz jest dobrze. Wyzdrowiejesz –
powiedziałam, próbując uspokoić nas oboje.
Zawiadomiłam pielęgniarkę, ponieważ byłam pewna, że będą musieli go zbadać.
~
45
~
W międzyczasie, nie mogłam puścić jego dłoni. Ponownie mocniej ścisnęłam,
roztrzepana jak cholera, kiedy ściska moją. Jego usta wygięły się w uśmiechu,
gdy spojrzał na mnie.
- Dz-dziękuje. Ale, kim… kim jesteś?
♪♪♪
Słowa wirowały wokół mojej głowy, a ja nie byłam w stanie zrozumieć ich sensu.
Urazowe uszkodzenia mózgu.
Następcza amnezja.
Wsteczna amnezja.
Mechanizmy obronne.
- Czy pani rozumie, pani Cullen?
Spojrzałam na miłą twarz neurologa. Biedny mężczyzna właśnie spędził prawie
godzinę na próbie wyjaśnienia mi, co się dzieje. Słuchałam i wchłaniałam
informacje, ale nie miałam ochoty, aby zrozumieć z tego cokolwiek.
Zrozumienie sprawi, że to będzie prawdziwe.
- Ta… tak myślę. Mówi pan, że w czasie wypadku mózg Edward uległ kilku
urazom i… i stracił pamięć?
- Tak. Cóż, nie całą swoją pamięć. Ma rzadką formę amnezji, która łączy wsteczną
i następczą utratę pamięci. Nie może formułować nowych wspomnień i wydaje się,
że stracił pamięć, która formułowała się przez ostatnie dziesięć lat albo coś.
Gapiłam się na lekarza, moje gardło wysuszone. Słowa były suche i szorstkie,
zamknięte w moim gardle. Zajęło mi kilka minut, zanim byłam w stanie
odpowiedzieć.
- Czy kiedykolwiek mu się poprawi?
Ciepły uśmiech zniknął i szybko został zastąpiony przez smutek w oczach i
cienkie usta.
- W pewnym sensie, nie możemy tego powiedzieć.
Co jest tylko kolejnym sposobem mówienia nie.
~
46
~
- Tutaj w Seattle jest idealny ośrodek, który specjalizuje się w pacjentach z
problemami z pamięcią. Mają doświadczenie z ludźmi takimi jak Edward i całą
grupę możliwych terapii, więc pewnego dnia…
Przerwał i wiedziałam, że to dlatego, że nie chce dać mi złudnych nadziei.
Podziękowałam mu i wzięłam ulotki i dokumenty, które mi wręczył.
♪♪♪
- Będziesz tutaj szczęśliwy, Edwardzie – powiedziałam, zwalczając łzy. – Będę Cię
odwiedzać, tak często jak będę mogła.
Uśmiechnął się do mnie ze swojego wózka, pytający wyraz zniekształcał jego
słodką twarz.
- Nie jesteś moją pielęgniarką? – zapytał, a ja wybiegłam z pokoju zanim mógł
zobaczyć spływające łzy.
♪♪♪
Wyłania się prawda. Nauczyłam się jej przez próby i błędy.
Głównie błędy.
Nikt nie miał podręcznika do takich spraw. Lekarze dali mi sugestie, a ja
pracowałam z nimi najlepiej jak mogłam, ale oni nie wyjaśniali wszystkiego.
Nie mogą wytłumaczyć chwil, kiedy przysięgam, że on ponownie pamięta, a ja
pcham za bardzo, przerażając go. Nie mogą wytłumaczyć tych dni, kiedy czuję się
za słaba, aby kontynuować i załamuję się przed nim.
Były dni, kiedy przychodził do kawiarni i zmieniał się w uroczego Edwarda
Cullena, który sprawiał, że zakochałam się w nim przez te wszystkie lata.
Zarazem śmiałam się i płakałam, zostawiając Edwarda zmieszanego i
przestraszonego, kiedy wybiegałam, aby się zebrać w sobie.
Były chwile, kiedy przychodziłam później do pracy i miałam paskudną
niespodziankę, widząc go rozmawiającego blisko z inną kobietą. Widząc jak jego
dłoń przelotnie dotyka jej ramienia i śmieje się w odpowiedzi na żart, powodowało,
że biegłam do łazienki i wymiotowałam śniadanie.
Jak mam wiedzieć, że pewnego dnia będzie zdrowy ze mną, wyjaśniającą mu
wszystko, a następnego będzie trzymał mnie na wyciągnięcie ramion, domagając
~
47
~
się, żebym wyszła, kiedy on jest tak wzburzony, że pielęgniarka musi przyjść i dać
mu zastrzyk z czegoś, aby go uspokoić?
♪♪♪
Przekręciłam się, uderzając w ciepłe ciało i westchnęłam. Nawet miesiące później,
jego zapach jest w stanie odurzyć mnie. Patrzę na zegarek i widzę, że jest prawie
ósma rano.
Cholera!
Nie tylko spóźnię się do pracy, ale nigdy…
- Kim do cholery jesteś? Co ty tutaj robisz?
Jego krzyk zapewnia mnie, że jestem obudzona, a widok przerażenia i paniki w
jego oczach, zapewnia mnie, że nigdy więcej nie popełnię tego błędu.
~
48
~
Rozdział 13
Edward
- Przepraszam – odpowiedziała. – Po prostu zamyśliłam się.
Myślę, że uświadomiła sobie, że miałem ją o coś zapytać, gdy odwróciła się do
mnie, dając mi swoją niepodzielną uwagę.
- Zastanawiałem się czy chciałabyś pójść do mojego pokoju – zapytałem i wtedy
uświadomiłem sobie, jak arogancko to brzmiało.
Bella spojrzała na mnie ostrożnie, tak jakby ważyła wszystkie możliwości.
- Nie! – pośpieszyłem z wyjaśnieniem. – Nie o to mi chodzi. Ja…uh… chodzi mi.
Nie wiem. Może chciałabyś zobaczyć jakiś film albo coś?
Uśmiech pojawił się na twarzy Belli, a węzeł, jaki utworzył się w moim brzuchu,
poluźnił się. Kiwnęła swoją głową i wytarła trochę okruszków z deseru, które
upadły na stół.
- Naprawdę bym chciała.
Ciepło, które budowało się w moim brzuchu jest tylko zaćmione przez nerwy
przechodzące przeze mnie na myśl o Belli w moim pokoju. W pośpiechu, gdy
wstawałem wywróciłem mój kubek z kawą, resztki rozlały się na stole i na
koszulce Belli.
- Och, cholera. Przepraszam.
Ale Bella właśnie macha na mnie, wyciągając serwetki ze swojej torebki i wyciera
koszulkę.
- W porządku, Edwardzie. Naprawdę. Każdego dnia w pracy mam gorsze wypadki.
Naprawdę wydawała się w porządku z tym, ale wciąż nie mogłem powstrzymać
uczucia obrzydzenia, gdy patrzyłem na delikatny brązowy płyn, który odmówił
powrotu. Wciąż biję się z myślami, kiedy dochodzimy do mojego pokoju.
Natychmiast idę do szafy i wyciągam jedną z czystych, wiszących koszul.
- Tutaj, proszę – mówię, gdy podaję jej koszulę. – Nalegam.
Nasze palce dotykają się, gdy bierze ode mnie koszulę i zastanawiam się czy
będzie to dziwne, jeśli pozwolę im pozostać tak chwilę dłużej. Kiedy czuję jak mały
~
49
~
palec Belli pociera mój, decyduję, że ona jest z tym w porządku, nawet, jeśli jest
to potencjalnie dziwne dla niej, aby nosić moje ciuchy, kiedy spotkaliśmy się
dopiero dzisiaj.
Patrzyłem jak Bella podnosi koszulę, aby ją sprawdzić i przysięgam, że
podciągnęła ją do twarzy, aby powąchać. Nie mogę powstrzymać, ale uśmiechnąć
się na ten widok.
- Łazienka jest na wprost… - zacząłem pokazywać gdzie, ale Bella była dwa kroki
przede mną i wszystko, co widziałem to zamykane drzwi.
Kiedy ona jest tam, przebierając się, krążę nerwowo wokół pokoju. Bella
wydawała się niezwykle spokojna, co powinno mnie uspokoić, ale wciąż nie
mogłem nic poradzić, czuje jak szaleję w jej obecności. Podwójnie sprawdzam, aby
upewnić się, że żadne brudne ciuchy nigdzie nie leżą albo coś jest nie na miejscu,
ale pokój wygląda jak zwykła, czysta i nudna przestrzeń.
Blednę na tą myśl.
Co jeśli Bella myśli, że jestem nudny? Przy kawie nie dałem jej zbyt wiele
informacji o mnie, ale nie wydawało się, żeby to ją odstraszyło. Będąc szczerym,
nawet, jeśli ona nie spędziłaby większości czasu mówiąc o swojej pracy i
zainteresowaniach, wciąż byłbym nią zaintrygowany. Kątem oka zauważam mój
czerwony notes i moja podświadomość wyciąga ze mnie, abym coś zapisał, z
obawy przed tym, że zapomnę. Biorę długopis i przypadkowo zapisuję, zanim
słyszę otwieranie zamka. Bez kłopotania się, aby przeczytać to, co zapisałem,
rzucam notes na stół zanim odwracam się.
Ta niewidzialna nitka, która wydaje się przyciągać mnie do niej, iskrzy się, tak
szybko jak drzwi do łazienki otwierają się. Bella stoi tam ubrana w moją koszulę.
Tylko w moją koszulę.
Przełykam ślinę i robię krok w tył. Uderzam w coś twardego, nie uświadamiając
sobie, że kanapa jest zaraz za mną. Tracę równowagę i upadam na nią.
- Moje spodnie musiały również dostać trochę kawy. Były całe mokre i sztywne –
próbowała wyjaśnić, zanim odwróciła wzrok ode mnie.
Gapiłem się na nią z szeroko otwartymi oczami, niepewny, co powiedzieć. Nagle
poczułem się jak piętnastoletni chłopak i po prostu wydawało się, że nie mogłem
~
50
~
oderwać od niej oczu.
- Cholera! To było za wcześnie. Kurwa! – Bella mruczy do siebie, ale ja wciąż ją
słyszę.
- Nie, jest… dobrze. Chodzi mi, czy ty… um… czy ty czujesz się dobrze? –
zapytałem, niepewny, o czym ona mówi.
Czuję się jakbym we wcześniejszym życiu był światowej klasy flirciarzem, że teraz
zostałem osiodłany takim rodzajem ustnej niezdarności. Policzki Belli rumienią
się z ciepła, gdy odważa się spojrzeć na mnie.
- Czy… czy z tobą w porządku? – zapytała, a ja nie mogłem powstrzymać się, aby
zachichotać na jej słowa.
Usiadłem na kanapie i poklepałem miejsce obok mnie, mając nadzieję, że zgodzi
się. Prawdę powiedziawszy nie mam pojęcia, kim jestem. Moje ciało odpowiada na
Bellę gwałtownie, kiedy mój umysł wiruje przez myśli i uczucia… niektórych
nawet nie mogę dokładnie określić.
- Nie mam pojęcia – mówię ze śmiechem, gdy potrząsam głową. – Może? Tylko…
Zamilkłem, nie będąc w stanie złożyć zwartą myśl, gdy Bella opada obok mnie.
Zgina swoje nogi, ale wciąż mogę zobaczyć kremową biel uwydatnionej skóry,
gdzie koszula nie zakrywa jej.
- Jesteś cholernie olśniewająca.
Słowa wypływają z moich ust, zanim mogę je powstrzymać, a moje oczy
rozszerzają się na nieznajome przekleństwa pochodzące ode mnie.
- Chodzi mi… ja…
Rumieniec Belli powiększa się, ale nie wydaje się zasmucona. Biorę to, jako znak,
żebym mówił, wyrzucając cokolwiek przyjdzie mi na myśl.
- Och, pieprzyć to, o to mi właśnie chodziło. Wyglądasz pięknie, Bello. Właściwie,
wyglądasz idealnie w mojej koszuli, właśnie tak.
Spodziewałem się, że Bella uśmiechnie się albo zarumieni jeszcze trochę, albo
cholera, nawet, że będzie na mnie szybko mrugała. To, czego nie oczekiwałem to
to, że złapie mnie w niezmiernie ciasny uścisk i zatopi twarz w mojej klatce. Mogę
poczuć jak mamrocze przy mnie, ale nie mam pojęcia, co mówi, więc tylko
~
51
~
trzymam ją ciasno zanim nie jest gotowa, aby ponownie usiąść. Kiedy jest, wciąż
siedzi nie tylko obok mnie, ale prawie na mnie. Bliskość sprawia, że trudno jest
skoncentrować się na czymkolwiek, co ona mówi, ale staram się najlepiej jak
mogę.
- Dziękuje – wyszeptała, a ja zauważyłem, że jej oczy są jasne i świecące od łez,
ale ona w ogóle nie wygląda na smutną.
Moja dłoń podnosi się do góry, gdy mój kciuk prawie odruchowo przejeżdża przez
jej policzek. Pochylam się wystarczająco, więc nasze głowy dotykają się,
przyciskam moje usta delikatnie do jej. Przerwa, rozkoszuję się w chwili naszego
pierwszego pocałunku. Tylko, czułem to jakby to był nasz tysięczny pocałunek, jej
znajome usta i ciepło pode mną. To uczucie zachęciło mnie, sprawiając, że
uwięziłem jej usta. Pochyliłem się po kolejny, głęboki pocałunek.
Bella spotkała mnie po kolejny, jej pięści złapały moją koszulę, przyciągając mnie
bliżej. Moje usta po raz kolejny uwięziły jej, zanim przeniosłem je, aby zbadać
resztę jej skóry – policzki, szczękę, nos i gardło. Każdy nowy kawałek był słodszy
niż poprzedni, a słysząc jej delikatne pojękiwanie, kiedy szczypanie sprawiało jej
radość, moje serce zaciskało się aż nie zaczęło boleć. Kulturalne myśli rosły,
sprawiając, że zastanowiłem się, dlaczego Bella nie przestaje, dlaczego wydaje się
bardziej niż okej z tak szybkim postępem. Ale, obawiałem się, że jeśli zapytam o
jej widoczne chęci, przestanie.
To wewnętrzne zmaganie zjadało mnie od środka, dopóki nie poczułem jak usta
Belli bawią się moją małżowiną uszną. Skąd ona wiedziała, że to było moje
ulubione miejsce? Jej język wysunął się, a ja powstrzymałem jęk. W pewnym
sensie, nerwy, strach albo pytania zostały zepchnięte w głąb moich myśli, gdy
zęby Belli przygryzły moje ucho, tym razem sprawiając, że zadrgałem.
Nie ma mowy, abym teraz się powstrzymał.
To było zbyt cholernie dobre.
- Ja.. ja… wow.
Ponownie, pogratulowałem sobie, mojego delikatnego języka angielskiego. Bella
zachichotała i ponownie przyciągnęła mnie do kolejnego uścisku. Ściągnąłem
moje buty i spojrzałem na łóżko. Dla każdej innej pary to może wydawać się za
szybko, ale coś o byciu tutaj, w ten sposób, z Bellą wydawało się właściwie.
~
52
~
Wydawało się naturalne, aby pójść na przód i zapytać ją, o to, co myślałem.
- Czy chcesz…?
Nie musiałem pytać dwa razy, gdy Bella wstała i pozwoliła mi poprowadzić się do
łóżka. Zgasiłem światła zanim zwinęliśmy się pod kołdrą, trzymając się ciasno.
~
53
~
~
54
~
Rozdział 14
Bella
Zamknęłam moje oczy, gdy Edward otoczył mnie swoimi ramionami. Mogę
powiedzieć, że jest zdenerwowany, sposób, w jaki ostrożnie mnie trzyma, ale jego
pocałunki są pełne śmiałości i zaufania, nawet, jeśli on nie jest tego świadomy.
Poruszam się w jego uchwycie i patrzę w kierunku zegarka. Nie ma jeszcze
dziesiątej, ale mogę powiedzieć, że jest już zmęczony. Jego palce wędrują w górę i
w dół mojego ramienia i pomimo faktu, że nie chciałabym dla niego nic innego,
aby zabrał mnie do swojego łóżka, wiem, że to nie zdarzy się dzisiejszej nocy.
Ustawiam się ponownie i kładę moją głowę na jego klatce, napawając się
uczuciem jego dłoni teraz pocierającej moje plecy.
Przez miesiące, nauczyłam się, kiedy trochę go szturchnąć, a kiedy odpuścić. W
niektóre noce, nie poszłam dalej niż do jego drzwi, kiedy w inne noce kończyliśmy
w pocie, zaplątani w bałagan na jego łóżku. Jestem po prostu wdzięczna, kiedy
noc nie kończy się w jego płaczu, błagającego mnie, żebym wyjaśniła mu
wszystko… ponownie.
To było jasne, podczas gdy, z każdym nowym dniem mówiłam Edwardowi, co się
stało, powodowało tylko, że oboje cierpieliśmy. Jego lekarze byli stanowczy, abym
wyjaśniała mu tylko te sprawy, kiedy domaga się ich. W przeciwnym wypadku,
będą mieli zastrzeżenia, abym go widywała. Wyszłam z własnymi sposobami
dotarcia do niego, przez dzielenie się chwilami, które były dla nas wyjątkowe, bez
popychania go, żeby tylko próbował i pamiętał.
Sen dla Edwarda nie przyszedł łatwo. Mogłam czuć jak jego ciało napina się i
rozluźnia kilka razy, zanim w końcu rozluźnił się, a jego oddech zwolnił. Jego
klatka podnosiła się i opadała pode mną w równym rytmie, a ja wiedziałam, że
nareszcie śpi. Kiedy, wiedziałam, że się nie obudzi, powoli podniosłam się, więc
mogłam go zobaczyć, jego twarz była oświetlona od blasku księżyca. Musiałam
zapamiętać, aby zamknąć jego rolety zanim wyjdę.
Teraz, patrzyłam na jego twarz i podziwiałam jak wyglądał na spokojnego i
zadowolonego. Chciałam dotknąć jego kontur, zastawiając się, jak zawsze, czy
dzisiaj jest ostatni raz, gdy będziemy w ten sposób.
~
55
~
To zawsze jest gra czekania. Czy obudzę się jutro całkowicie wykończona i
wysuszona, niebędąca w stanie, aby to dłużej kontynuować? Czy następnego dnia
spotkam innego Edwarda, tego, który nie chce mieć ze mną nic wspólnego?
To są pytania, które dręczą moje myśli, niepozwalające mi spać, dopóki nie
zauważam, że czerwone cyfry zegara gapią się na mnie, mówiąc mi, że jest już
pierwsza w nocy. Wiem, że martwienie się o to w ten sposób jest bezowocne,
jakbym kiedykolwiek wybrała przerwanie tego. Mam jeszcze kilka godzin z nim
przyciśniętym do mnie i siąknę to wszystko, próbując pozwolić mojemu ciału w
międzyczasie na odpoczynek. W końcu, zegar cicho krzyczy na mnie, że jest druga
w nocy i wiem, że muszę iść, aby zaznać prawdziwego odpoczynku.
Ale to jest tak cholernie trudne.
Ciężko jest zostawiać mojego męża każdej nocy, mam wystarczająco szczęścia, że
mogę się ponownie znaleźć w jego łóżku.
Tak ciężko jest zastanawiać się czy następnego dnia będzie trudził się
poszukiwaniem mnie.
To jest tak cholernie trudne by zastanawiać się, jak długo właściwie pozwolę sobie
na życie w ten sposób.
Delikatnie przesuwam ramię Edwarda ze mnie i uwalniam się z jego uścisku.
Parska i porusza się, ale potem układa się ponownie do snu, ściskając zamiast
mnie poduszkę, na której spałam. Schylam się, więc jestem na jego poziomie,
nawet, gdy w tej chwili nie może mnie zobaczyć ani usłyszeć. Kto wie? Może moje
słowa przeciekną do jego podświadomości, gdy śpi.
- Edwardzie… to ja, Bella – zaczęłam, a mój nos piekł, gdy łzy zaczęły same
płynąć. – Ja… chciałam Ci tylko podziękować za dzisiejszy dzień. Kiedy jedliśmy
razem deser, przypomniało mi to o naszej pierwszej randce. Pamiętasz?
Potrząsnęłam głową. Oczywiście, że nie. Użyłam jego koszuli do wytarcia moich
oczu, zanim kontynuowałam.
- Nie powiedziałeś mi, gdzie mnie zabierasz i oczywiście, łatwo zakochałam się w
tajemniczości tego wszystkiego. Skończyliśmy w jakimś starym, opuszczonym,
zielonym domu. Ustawiłeś mały stolik z małym piknikiem na nim. Usiedliśmy i
jedliśmy wśród prawie zwiędniętych roślin i wybitych okien. Było idealnie. Dzisiaj
~
56
~
też było idealnie na swój sposób, tak mi się wydaje. Miałam tylko jedno małe
załamanie, więc było dobrze, prawda?
Zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech. Mówić „do widzenia” jest zawsze
najtrudniejszą częścią.
- Na szczęście, zobaczymy się później. Nie jestem pewna, jak, ale zawsze kończysz
w mojej kawiarni. Nawet lekarze nie są tego pewni, ale zawsze wracasz. Głęboko
wiem, że pomimo tego, co oni mówią, to może, pewnego dnia obudzisz się z tego
wszystkiego. To już rok, Edwardzie. Rok tego. Ja… nie jestem pewna jak dużo
jeszcze mogę znieść.
Siedziałam tam przez minutę, gdy łzy spływały w dół mojej twarzy. Wycierając
moją twarz, pochyliłam się i pocałowałam go w czoło, zanim się wyprostowałam.
Złapałam moje jeansy i założyłam je, ale zostawiłam jego koszulkę. Wezmę
wszystko, co mi da.
- Do widzenia, Edwardzie. Kocham Cię.
Gdy szłam do drzwi, zatrzymałam się, kiedy zobaczyłam jego czerwony notes
leżący na stole. Zwykle nigdy do niego nie zaglądam, ale zauważyłam, że został
otwarty na stronie z tyłu. Nie mogłam się powstrzymać, aby spojrzeć i moje ręce
zaczęły się trząść, gdy przeczytałam. Umieściłam to z powrotem, i tak szybko jak
to możliwe wyszłam. Łzy przysłoniły moje oczy, gdy słowa, które napisał
powtarzały się w moich myślach.
Ma na imię Bella. Kochasz ją. Proszę nie zapomnij.