4 Banks Maya Gorąca Noc

background image
background image

Maya

Banks

Gorąca noc

Tłumaczenie:

Katarzyna

Ciążyńska

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Peppa Laingley denerwowała się mimo woli. Zależało jej, by parapetówkę jej przyjaciółki Ashley uznano za udaną, a w końcu to ona

odpowiadała za catering.

Nie powinna się denerwować. Cóż znaczy, że majątek gości Ashley przekracza wysokość krajowego długu? No dobrze, Peppa zamierzała

otworzyć kawiarnię świadczącą usługi cateringowe i byłoby miło, gdyby wszystko poszło gładko i wieść o jej sukcesie rozniosła się we

właściwych kręgach.

Zakręciła się na pięcie w przestronnej kuchni Ashley. Gdzie podziewają się przeklęci kelnerzy? Jak na zawołanie drzwi się otworzyły i stanął

w nich niespełna dwudziestoletni mężczyzna. Peppa spojrzała na niego załamana.

– Jak pan wygląda?

Popatrzył

na

nią zmieszany.

– Biała koszula? Czarne spodnie? Wyglansowane buty? Ostrzyżone i uczesane włosy?

– Przepraszam, proszę pani. Przyszedłem w zastępstwie. Myślałem, że wszystko tu dostanę.

– Pierwszy raz? – Peppa westchnęła.

– Tak – odparł. – Kolega mówił, że można nieźle zarobić. Właśnie za niego przyszedłem.

Peppa zmrużyła oczy. No świetnie. Nie ma nawet porządnego kelnera. Jakiś kretyn odpuścił sobie wieczór i przysłał kolegę, który pewnie

podzieli się z nim zarobkiem. Chłopak nie poradzi sobie z obsługą tylu gości. Będzie zmuszona wkroczyć do akcji i mu pomóc. A myślała, że

wypije wino z koleżankami i pobuszuje po nowym domu Ashley.

Chwyciła chłopaka pod rękę i pociągnęła w stronę schodów.

– Musimy ci znaleźć coś do ubrania.

Chłopak potulnie poszedł za nią. Peppa wdarła się do garderoby Devona i w pośpiechu przeglądała jej zawartość.

– Rozbieraj się – rzuciła.

Chłopak zaczerwienił się

po

szyję.

Nagle

za ich plecami rozległo się chrząknięcie.

– To ja przyjdę później.

Na dźwięk tego głosu Peppę ciarki przeszły. Teraz i ona oblała się rumieńcem. Gdy się odwróciła, Cameron Hollingsworth stał oparty o drzwi,

patrząc na nią z rozbawieniem.

– No, no, nie wiedziałem, że lubisz młodszych.

Peppa nie rozumiała, jak to się dzieje, że ten człowiek zawsze znajduje ją w krępującej sytuacji. Była pozbieraną i elokwentną kobietą sukcesu.

Prowadziła firmę, ludzie rzadko ją onieśmielali. Jednak ilekroć spotykała przyjaciela Devona, zawsze wychodziła na idiotkę. Za nic w świecie nie

da się upokorzyć. Zmierzyła Cama ostrym wzrokiem, po czym ruszyła przed siebie, rzucając mu koszulę i spodnie.

– Dopilnuj, żeby się w to przebrał. Za dwie minuty ma być na dole.

Ku jej radości Cameron osłupiał. Potem ściągnął brwi i spojrzał na chłopaka.

– Co do diabła? Czy to nie ciuchy Deva?

– Potrzebny mi kelner. Inaczej nikt nie dostanie nic do picia ani do jedzenia – wycedziła. – Nie mam nikogo prócz niego. Nie zawiodę Ashley,

więc do roboty.

Minęła Cama szybkim krokiem i zeszła na dół, nie czekając na jego reakcję.

Kiedy wróciła do kuchni, ustawiła tace i wyjęła kieliszki do wina i do szampana, cały czas burcząc pod nosem. Prosiła o trzech kelnerów.

Przysłali tylko studenta, który potrzebuje kasy. No świetnie.

Gdy chwilę później chłopak pojawił się w kuchni, ku zaskoczeniu Peppy prezentował się nieźle. Spodnie i koszula były na niego ciut za duże, ale

wyglądał czysto i porządnie. Włosy zaczesał do tyłu, odsłaniając czoło.

Włożyła mu do rąk tacę z tartaletkami z homarem i wypchnęła go do pokoju, gdzie Ashley i Devon zabawiali gości. Potem napełniła winem

połowę kieliszków stojących na wyspie kuchennej. Do pozostałych nalała szampana.

– Pomóc ci w czymś?

Odwróciła się z butelką w ręce.

– Pomóc?

Cameron

powoli pokiwał głową.

– Nie sądzisz chyba, że sama sobie z tym poradzisz?

Najpierw przeraziła ją propozycja Cama, a potem, gdy już skończył, zirytowała.

– Za nic nie pozwolę, żebyś sobie pobrudził rączki – warknęła. – Wbij sobie do głowy, że mam wszystko pod kontrolą. Pomocnik się nie

pojawił, to nie moja wina. Jedzenie jest znakomite, muszę tylko dostarczyć je do rąk cennych gości.

– Zdawało mi się, że właśnie zaoferowałem ci pomoc, a ty mnie obrażasz – zauważył oschle.

background image

Ściągnęła brwi. Boże, jaki on przystojny! Czemu nie jest odpychająco brzydki? Albo łysy? Chociaż zdarzają się łysi, od których trudno wzrok

oderwać. Dlaczego w obecności Cama najprostsze czynności sprawiają jej kłopot?

– Jesteś gościem – odparła. – Nie wspominając o tym, że się na tym nie znasz. Przywykłeś do bycia obsługiwanym.

– Skąd wiesz, na czym się znam? – zapytał, sięgając po tacę.

Nie znajdowała na to odpowiedzi i ze zdumieniem patrzyła, jak Cam z tacą wyszedł z kuchni. Oparła się o zlew. Serce biło jej tak szybko, aż

w głowie jej się zakręciło.

Cameron Hollingsworth był atrakcyjnym arogantem, który z wielu powodów do niej nie pasował, miał jednak w sobie coś, co działało na nią

w niezwykły sposób.

Odkąd Ashley związała się z Devonem, Peppa widywała go dosyć często. Cameron i Devon byli przyjaciółmi i partnerami w interesach,

w konsorcjum luksusowych hoteli. Peppa, która przyjaźniła się z Ashley, bywała na tych samych spotkaniach towarzyskich i imprezach co Cam.

Na ślubie Ashley posadzono ich obok siebie, lecz on prawie jej nie zauważał.

To ją najbardziej irytowało. Ten pociągający mężczyzna ani trochę się nią nie interesował. Może nie jest w jego typie? Co prawda nie miała

pojęcia, jakie kobiety mu się podobają. Nigdy nie widziała go z kobietą. Kusiło ją, by choć lekko wstrząsnąć jego światem.

Zdała sobie sprawę, że traci czas. Wzięła kolejną tacę, nabrała głęboko powietrza, by się uspokoić, po czym ruszyła do salonu. Uśmiechała się

z nadzieją, że błyszczyk na jej wargach nadal lśni. Reszta makijażu do tej pory pewnie już z niej spłynęła. Przemieszczając się pomiędzy gośćmi,

z ulgą zobaczyła, że wielu z nich trzyma kieliszki z winem. Cam dobrze się spisał.

– Pep, co robisz? – spytała cicho Ashley.

Peppa gwałtownie odwróciła głowę i spotkała się wzrokiem z osłupiałą przyjaciółką.

– Hej, Ash. Jak leci? Wszyscy już są?

Ashley

zmarszczyła czoło.

– Czemu roznosicie z Camem drinki i przekąski? I kim jest ten chłopak w ubraniu Devona?

– Tylko się nie denerwuj, Ash. To nie służy dziecku – powiedziała Peppa.

Ashley splotła ramiona na widocznym już brzuchu i przygwoździła Peppę srogim spojrzeniem.

– Pep, zwróciłam się do ciebie, żeby ci pomóc. Liczyłam, że dzięki temu zyskasz reklamę. Ale najlepsza przyjaciółka ma mi towarzyszyć, a nie

mnie obsługiwać.

Peppa westchnęła i podała Ashley jedną z przekąsek.

– No wiesz, kelnerzy się nie pokazali. Masz tylko mnie, tego chłopca w ciuchach twojego męża i pana przystojniaka.

Ashley

szeroko otworzyła oczy.

– Mówisz o Camie?

Peppa

spojrzała na nią rozdrażniona.

– Z całą pewnością nie mówię o tym dzieciaku!

– No, no – zdziwiła się Ashley. – Nie miałam pojęcia. To znaczy Cam z tą melancholią jest na swój sposób interesujący, ale nie pomyślałabym,

że tobie się podoba.

Peppa, ilekroć

na

niego spojrzała, czuła podniecenie.

– Chętnie bym sprawdziła, jak smakują jego wargi – mruknęła.

Ashley zaśmiała się, a potem zakryła usta.

– Przestań się na niego gapić! – syknęła Peppa. – Jakbyś machała chorągiewką z napisem: Halo, właśnie cię obgadujemy.

Ashley

odwróciła się do Cama plecami, wciąż znacząco uśmiechnięta.

– Jak go namówiłaś do pomocy? Zatrzepotałaś rzęsami?

– Nie wiem – odparła Peppa. – Właściwie sam się zaoferował. Niezbyt uprzejmie go potraktowałam.

– Ty? Nieuprzejmie?

Peppa

popatrzyła na nią spode łba.

– Daj już spokój.

Ashley położyła dłoń na jej ramieniu, stanęła na palcach i spojrzała ponad ramieniem Peppy.

– Zdaje się, że ktoś mnie szuka. Ale poważnie, Peppo, jedzenie nie jest takie ważne, żeby moja przyjaciółka musiała je serwować. Odłóż tacę

i wypij z nami drinka.

Peppa przełożyła tacę do drugiej ręki i rozejrzała się po pokoju. Wśród gości było tylu potencjalnie ważnych klientów, że nie mogła przepuścić

okazji. Ashley dała jej szansę. Nie zmarnuje jej.

– Potem. Twoi goście wyglądają na głodnych. Muszę trochę się przejść i zamienić słowo tu i tam.

Zanim Ashley odpowiedziała, Peppa zmieszała się z tłumem gości.

– Zwariowałeś?

Devon patrzył na Cama, jakby miał przed sobą szaleńca. Cam odstawił pustą tacę na szafkę i uśmiechem odpowiedział na zdębiałą minę

przyjaciela.

background image

– Nie pierwszy raz to słyszę.

– Bawisz się w kelnera?

– Peppa potrzebuje wsparcia. Sprawiała wrażenie, że zaraz się załamie. Uznałem, że Ashley nie byłaby szczęśliwa.

Devon

przyglądał się przyjacielowi dłuższą chwilę.

– Wiesz co? Nie wciskaj mi kitu.

Cam zignorował Devona, dostrzegając w tłumie Peppę. Poruszała się z lekkością i wdziękiem. Przyciągała wzrok. Podążał za nią spojrzeniem,

gdy z uśmiechem podchodziła do kolejnych gości i witała się z nimi. Kiedy się śmiała, był zły, że nie słyszy jej śmiechu.

Od miesięcy przyglądał się Peppie. Za pierwszym razem, kiedy ją zobaczył, zwróciła jego uwagę. Wtedy jednak jej nie poznał. Dopiero na

trzeciej imprezie, gdzie znaleźli się oboje, zostali sobie przedstawieni. Traktował ją wówczas tak jak większość osób, uprzejmie i z dystansem,

choć w rzeczywistości nie pozostał wobec niej obojętny.

Nie zdawała sobie sprawy, że ją zapamiętał. Jak drapieżnik ofiarę. Obserwował i czekał na idealny moment, gdy weźmie ją do łóżka i zapomni

o całym świecie, wtulony w miękkie ciało. Wyobrażał sobie, wręcz czuł, jak wplata palce w jej jedwabiste ciemne włosy. Wyobrażał sobie Peppę

siedzącą na nim z odchyloną głową, gdy on trzyma ją za biodra. Przeklął pod nosem, bo jego ciało reagowało na te fantazje. Na Boga, jest na

parapetówce. Tu chodzi o rodzinne szczęście, dzieci, psy. Nie o to, jak szybko dotarłby z Peppą do domu oddalonego stąd o kilkaset metrów,

by spędzić z nią gorącą noc.

Dałby głowę, że jej się podoba. Często, gdy nie zdawała sobie sprawy, że Cam ją obserwuje, zerkała na niego z pożądaniem. Te skradzione

spojrzenia sprawiały mu przyjemność, w tych chwilach nie udawała.

Przez większość czasu skrywała się za pozorami arogancji. Jaka jest naprawdę? Był pewien, że ciepła, sentymentalna i lubi się przytulać. Nie

mógł się doczekać chwili, gdy jej dotknie i usłyszy koci pomruk zadowolenia.

– Cam, co do diabła?

Odwrócił się i zobaczył Deva, który wciąż stał obok.

– Nie powinieneś zajmować się żoną?

Devon

potrząsnął głową.

– Masz pojęcie, jak żałośnie wyglądasz, kiedy gapisz się na nią jak ciele na malowane wrota?

Cam

się zirytował.

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Mnie nie oszukasz – prychnął Devon. – Boże, po prostu podejdź do niej i pogadaj. A potem weź ją do sypialni, na litość boską!

– O tak, zrobię to – odparł Cam. – Zamknę ją w sypialni na całą noc.

Devon dał wyraz swojej irytacji, po czym oddalił się szybkim krokiem. Cam nie zwrócił na to uwagi. Był zbyt zaabsorbowany Peppą. Zauważył,

że jej taca jest pusta. Rozglądała się po pokoju, lekko ściągając brwi. Szukała wzrokiem studenta i była zła. W końcu ruszyła w stronę kuchni.

Cam wziął tacę, którą odstawił chwilę wcześniej, i pospieszył jej śladem.

Gdy

wszedł do kuchni, usłyszał przekleństwa, które zawstydziłyby niejednego wilka morskiego. Uśmiechnął się, gdy Peppa zagroziła, że skopie

tyłek każdemu kelnerowi, który jej się postawi.

– Gdzie ten chłopak? – zapytał.

Peppa podskoczyła, a półmisek, który napełniała, omal nie spadł na podłogę. Obróciła się z wściekłą miną.

– Skończ z tym wreszcie!

Uniósł ręce i cofnął się o krok.

– Zwiał – odparła. – Nie oddał nawet ciuchów! Koszula kosztuje więcej, niż dostanę za catering!

Cam położył dłoń na jej ramieniu. Peppa znieruchomiała. Słyszał jej przyspieszony oddech. Nie mylił się. Miała miękkie, a jednocześnie jędrne

ciało i gładką skórę. Zawdzięczała to genom albo regularnej gimnstyce. Założyłby się, że ćwiczy. Sprawiała wrażenie osoby zdyscyplinowanej.

– Devon nie przejmie się brakiem białej koszuli i czarnych spodni – zauważył. – Ma ze dwa tuziny takich samych. To sztywny gość. Nie

przepada za urozmaiceniami, jeśli wiesz, co mam na myśli.

– Nieprawda. – Stanęła w obronie Devona. – Jego garderoba jest kosztowna, ale w stylu sportowym.

Cam

wzruszył ramionami.

– Cóż, skłamałbym, mówiąc, że zaglądałem do jego szafy.

Peppa

krótko się zaśmiała.

– Cieszę się, że cię rozśmieszyłem.

– Wyobraziłam sobie, jak grzebiesz w szafie Devona.

Cam

przesunął palcem wzdłuż jej ramienia.

– Mam zrobić rundkę z winem i szampanem czy dla odmiany wziąć tacę z jedzeniem? Do diabła. Proponuję, żebyśmy zanieśli do salonu kilka

butelek, niech sami sobie nalewają, a my obejdziemy ich z przekąskami i popatrzymy sobie, jak się urzynają.

Przez

chwilę mu się przyglądała.

– Nie pomyślałabym, że masz poczucie humoru.

background image

Uniósł brwi, zbity z tropu jej szczerością. Peppa się zaczerwieniła i na moment zamknęła oczy. Kiedy sądził, że wyjąka przeprosiny, podniosła

powieki.

Nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem. Tym razem ona uniosła brwi.

Przysunął się do niej. Była tak blisko, że Camerona otoczył jej zapach. Pogłaskał jej policzek, odgarniając do tyłu włosy, tak jedwabiste, jak

sobie wyobrażał. Nawinął kosmyk na palec i lekko pociągnął.

– Oto moja propozycja – mruknął. – Zróbmy jeszcze jedną rundkę. Zanieśmy im drinki i jedzenie, żeby mogli się obsłużyć, a potem zmywajmy

się stąd i jedźmy do mnie.

Peppa

rozchyliła wargi, jej jasnozielone oczy błyszczały.

– Czy to niemoralna propozycja?

– Założę się o twój słodki tyłeczek, że tak.

– Na pewno potrafisz lepiej się zachować.

Cam

popatrzył na nią pytająco.

– Albo zabiorę swój słodki tyłeczek do domu. Bez ciebie.

Podobała mu się, taka butna. Pochylił głowę i pocałował ją w usta. Położył dłoń na jej karku i przyciągnął ją do siebie. W tym momencie

poczuł, jak bardzo jej pragnie.

Gdy ją puścił, oboje z trudem łapali oddech, a spojrzenie Peppy było zamglone.

– Co powiesz na to, żebym zabrał cię do domu i żebyśmy kochali się do rana? – spytał cicho.

Peppa

zwilżyła wargi.

– Teraz lepiej.

Jej schrypnięty głos tak na niego działał, że jeszcze chwila, a wziąłby ją na podłodze w kuchni, nie przejmując się, czy ktoś ich zobaczy.

– Weź tacę z jedzeniem – rzekł z napięciem. – Ja zaniosę wino.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wyprowadził ją tylnym wyjściem. Poczuła ostry powiew zimowego powietrza. Puściła rękę Cama i mocniej otuliła się płaszczem, ale on chwycił

ją znów za nadgarstek i pociągnął za sobą. Gdy dotarli do czarnego jak noc luksusowego suva, Cam przystanął i spojrzał na Peppę, marszcząc

czoło.

– Jak przyjechałaś?

Nie

miała samochodu. Nie miała też prawa jazdy, co stanowiło pewien problem, gdyż do pracy potrzebowała samochodu dostawczego.

– Ashley przysłała po mnie samochód.

Cameron

uniósł brwi.

– A jak przywiozłaś to wszystko z Nowego Jorku?

Zaczerwieniła się,

jakby

ją oceniał.

– Zakupy zrobiłam na miejscu. Wino mi dostarczono. Ashley ma świetną kuchnię. – Peppa coś o tym wiedziała, bo ją zaopatrzyła. Ashley nie

miała pojęcia o gotowaniu. Peppa starała się to zmienić.

Cam otworzył drzwi od strony pasażera i dosłownie wepchnął ją do środka.

– Załatwię samochód, który rano odwiezie cię do miasta.

Z tymi słowy zatrzasnął drzwi, a ona siedziała zdegustowana faktem, że jeszcze z sobą nie spali, a on już myśli o tym, jak jej się pozbyć.

Cameron

zapalił silnik, nim usiadł za kierownicą. Kobieca duma Peppy została nieco ugłaskana tym pośpiechem.

Wiedziała, że

Cam

mieszka niedaleko. Ashley wspominała, że są bliskimi sąsiadami.

Cam zaciskał dłonie na kierownicy. Wkrótce skręcił i przez bramę wjechał na podjazd, dodając gazu. Pogrążony w ciemności dom nie wyglądał

przyjaźnie. Peppa słyszała Devona żartującego z „kamiennego monstrum”, „jaskini Camerona”. Zanim się zatrzymali, w domu zamrugały światła.

Peppa zdała sobie sprawę, że Cam zapalił je pilotem z samochodu. Pochyliła się do przodu, usiłując coś zobaczyć, ale właśnie wjechali do garażu.

Wysiadła i stanęła przy drzwiach, by ukryć zdenerwowanie. Cameron wprowadził ją do środka, trzymając dłoń nisko na jej plecach i lekko

popychając ją naprzód.

Weszli prosto do przestrzennej kuchni, która wzbudziła w Peppie wielką zazdrość. Dla kogoś takiego jak ona to był prawdziwy raj. Kuchnia

lśniła czystością. Peppa zastanowiła się, czy ktoś kiedykolwiek z niej korzysta.

Cam nie zatrzymał się tam dłużej. Ciągnąc za sobą Peppę, niemal przebiegł przez ogromny salon do holu, gdzie znajdowało się wejście od

frontu, i ruszył po schodach na górę. Kiedy w końcu dotarli do sypialni, Peppa lekko się zadyszała. Nim złapała oddech, Cam przytulił ją mocno

i zaczął całować tak gwałtownie, że straciła głowę.

– Jesteś taka piękna – szeptał. – Doprowadzasz mnie do szaleństwa, nawet jak stoisz w drugim końcu pokoju.

Uśmiechnęła się z satysfakcją. Nie ma chyba kobiety, która nie chciałaby tego usłyszeć. Tymczasem Cam dość szorstko odsunął ją od siebie,

wciąż trzymając dłonie na jej ramionach.

– Zanim się zapomnimy, musimy uzgodnić kilka spraw.

Mówił spokojnie, lecz jego oczy płonęły, przyprawiając ją o ciarki. Żaden mężczyzna tak nie pożerał jej wzrokiem.

– Trzeba je od razu wyjaśnić, żeby potem nie było nieporozumień.

Peppa uniosła brwi i delikatnie zrzuciła z ramion jego dłonie. Przycupnęła na skraju łóżka i skromnie założyła nogę na nogę.

– Mów. Słucham.

Spojrzał na nią, jakby nie był pewien, czy z niego nie żartuje. Co jest tak ważne, że przerwał grę wstępną? Co prawda daleko jeszcze się nie

posunęli, lecz kiedy ją całował, czuła, jakby już się kochali.

– Nie interesują mnie stałe związki. Chcę, żebyś wiedziała, że jeśli pójdziemy do łóżka, nie będzie dalszego ciągu. Nie zadzwonię do ciebie za

parę dni. W ogóle nie zadzwonię. Spodziewam się, że rano stąd wyjdziesz, a ja załatwię samochód, który odwiezie cię do miasta.

Peppa wybuchnęła śmiechem. Była to ostatnia rzecz, jakiej oczekiwał. Sądził raczej, że tupnie nogą i naburmuszona wymaszeruje z sypialni.

Ona tymczasem z uśmiechem wstała i wolnym krokiem ruszyła w jego stronę. Stanąwszy naprzeciw niego, przesunęła palcami wzdłuż zapięcia

koszuli.

– Zbyt poważnie to traktujesz. Nie liczę na oświadczyny. Jeżeli myślisz, że po tej nocy uczepię się ciebie jak rzep i będę błagać cię o więcej,

czeka cię rozczarowanie. Chcę tylko dobrego seksu. Jesteś w stanie mi to dać?

Jego nozdrza drgnęły, w niebieskich oczach pojawił się wyraz ulgi. Natychmiast chciał ją wziąć w objęcia.

– Nie tak szybko, mądralo. Ja też mam kilka spraw, o których musisz wiedzieć.

Popatrzył

na

nią zaskoczony.

– Zakładam, że masz prezerwatywy. Nie ma prezerwatyw, nie ma bzykania. Na wypadek, gdybyś chciał wiedzieć, jestem zdrowa. Nie twój

interes, kiedy ani z kim ostatnio się kochałam, ale od tamtej pory badałam krew. Nie uprawiam seksu bez zabezpieczeń.

– Mam prezerwatywy – odparł. – Ja też jestem zdrowy. Mam gdzieś... – Odchrząknął. – Nie obchodzi mnie, z kim ostatnio się kochałaś ani

kiedy. Ja też miałem przerwę. Jestem zdrowy i zawsze używam gumek.

background image

– No to chyba wyczerpaliśmy temat. – Pocałowała go.

Pożądanie omal nie doprowadziło Cama do zawrotu głowy. Była taka, jak sobie wyobrażał, i o niebo lepsza. Słodka, ostra, zadziorna, uwodziła

go. Podobała mu się niecierpliwość, z jaką wyciągnęła koszulę ze spodni. Przywykł, że to on jest atakującym, ale Peppa w tej roli nadzwyczaj go

podniecała.

Kiedy wsunęła palce za pasek spodni i rozpinała rozporek, wziął głęboki oddech, by nad sobą zapanować. Natychmiast objęła jego członek.

Stanęła na czubkach palców, by pocałować Cama, a równocześnie pieściła go dłonią.

– Bardzo miałabym chęć uklęknąć, żebyś przeżył coś, czego w życiu nie przeżyłeś, ale za pierwszym razem z nowym facetem jestem bardziej

wymagająca. Oczekuję, że najpierw on zatrzęsie moim światem.

To było wyzwanie, bo cóż innego? Cameron odsunął się od niej i rozbierał ją niecierpliwie, aż została jedynie w najseksowniejszej bieliźnie, jaką

zdarzyło mu się widzieć.

Prawdziwa syrena w czerni. Czarne włosy i czarna koronkowa bielizna, stanik, który więcej odsłaniał, niż zakrywał. Jej włosy wyglądały, jakby

właśnie wstała z łóżka. A oczy! Była olśniewająca, emanowała seksem.

Przewrócił ją na materac, z przyjemnością patrząc, jak się przeciąga i zmysłowo układa, by stanowić dla jego oczu ucztę. Chciał nią nasycić

wszystkie zmysły. Chciał jej dotykać, słyszeć, jak szepcze jego imię namiętnym głosem. A przede wszystkim pragnął poznać każdy centymetr jej

ciała.

Świadomy, że jeśli teraz nie sięgnie po prezerwatywę, wkrótce o niej zapomni, wyjął z szuflady szafki właściwe pudełko i rzucił je na łóżko.

Potem położył się na Peppie i znów zaczął ją całować.

To było szaleństwo. Peppa na każdy jego pocałunek odpowiadała równie namiętnym. Jej dłonie wędrowały po ciele Cama, poznając jego

zakamarki. Pamiętając swoją fantazję, Cam przewrócił się na plecy, ciągnąc Peppę za sobą, aż znalazła się na nim. Rzeczywistość była o niebo

lepsza niż fantazja Cama. Niczego nie da się porównać z tym, co czuł, gdy Peppa ściskała go udami.

– Rozbierz się – poprosił. – Teraz, dla mnie, chcę na to patrzeć.

Lekko obrzmiałe wargi Peppy uśmiechnęły się szelmowsko. Powoli sięgnęła za siebie i rozpięła stanik. Nie opuściła go od razu, przez chwilę

trzymała koronkę przy piersi, by potem, centymetr po centymetrze, opuszczać ramiączka.

Cameron ledwie oddychał. Oczekiwanie go zabijało. Wreszcie Peppa odsłoniła piersi. Jędrne, wysokie, aż błagały o pieszczotę.

– Teraz musisz mi pomóc – powiedziała figlarnie.

Nie był w stanie wydusić słowa. Kiwnął głową, w tym momencie zgodziłby się na wszystko.

Peppa pochyliła się, jej piersi znalazły się tuż przy jego wargach. Wysunęła jedną nogę i zaczęła niespiesznie zdejmować figi. Właściwie nie

bardzo wiedział, w czym miałby jej pomóc, ale to była gra. Wsparł się na łokciu, a drugą ręką przytrzymywał ją w talii, by nie straciła równowagi.

Gdy figi znalazły się na wysokości kolan, Peppa położyła się na plecach i wyciągnęła nogi na klatce piersiowej Cama. Cam z radością wkroczył

do akcji. Ściągnął jej figi, rzucił je na podłogę i położył się na Peppie.

Była prawdziwą doskonałością. Słodka, miękka, nie za szczupła, w sam raz. Gdy dotarł wargami do wzgórka piersi, westchnęła. Czuł jej

twardość i miękkość jednocześnie. Aksamitną gładkość. Po chwili zaczął pieścić drugą pierś. Bawił się nią przez kilka sekund.

– Nie mam cię dosyć – rzekł. – Smakujesz lepiej niż wszystko, co potrafisz ugotować.

Podniósł wzrok i ujrzał jej nadąsaną minę.

– Jeszcze nie próbowałeś mojej kuchni – powiedziała. – Jestem świetną kucharką.

Zaśmiał się.

– To był komplement, a przynajmniej miał być.

– Nieźle sobie radzisz bez komplementów, więc daj spokój.

– Co jeszcze lubisz? Powiedz, jak cię zadowolić.

– Świetnie ci idzie. Nie skarżę się. Lubię, jak mężczyzna nie spieszy się i myśli o mojej przyjemności.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł. – Uwielbiam cię dotykać. Uwielbiam patrzeć, jak reagujesz. Twoje oczy ciemnieją, kiedy jesteś

podniecona. I masz ten chytry uśmieszek, który mówi, że czeka mnie dobra zabawa.

– Wiesz co, jednak mów mi komplementy. Spodobało mi się – zamruczała.

– Gdzie cię dotykać? – szepnął.

Jej oczy znów pociemniały. Wzięła go za rękę i przesunęła ją w dół brzucha, tam, gdzie łączyły się jej uda. Doprowadziła jego palce do

najwrażliwszego miejsca i musnęła je czubkiem palca. Kiedy Cam powtórzył ruch, jęknęła. Tak, to też jej się podobało, i to bardzo. Pieszcząc ją,

pochylił głowę i przyłożył wargi do jej piersi. Krzyknęła i uniosła się, wplatając palce w jego włosy. Teraz nie była delikatna. Wiedziała, czego

chce i domagała się tego.

Po raz ostatni ją pogłaskał i szybko wyciągnął rękę, by się zabezpieczyć. Potem rozsunął nogi Peppy. Chciał, by to trwało, lecz wiedział, że to

nie będzie jedyny raz tej nocy. Wykorzysta każdą minutę obecności tej kobiety. Nazajutrz oboje będą mieli problem z chodzeniem, ale co tam.

– Gotowa? – wyszeptał wprost w jej usta.

Odpowiedziała, obejmując go nogami w pasie i unosząc biodra. Jej niecierpliwość wywołała uśmiech Camerona.

Oparł ręce

po

obu stronach jej ramion.

background image

– Prowadź mnie. Pokaż mi, jak mnie chcesz.

Jej źrenice powiększyły się. Objęła jego członek i znów się uniosła, by się w nią wsunął, ale zaledwie na centymetr czy dwa. Dłużej nie był

w stanie czekać. Poruszył biodrami i zatonął w niej. Z początku myślał, że ją zabolało, ale zaraz potem Peppa wbiła paznokcie w jego ramiona

i omal nie krzyknęła, by nie przestawał.

Uśmiechnął się, pocałował ją i zaczął rytmiczny taniec. Bez wdzięku i bez stylu. To nie był wyrafinowany seks. Kochali się jak zwierzęta. Peppa

brała od Cama tyle samo, ile mu oddawała. Domagała się wszystkiego, co mógł jej ofiarować, a nawet więcej. Nigdy nie kochał się z tak

namiętną kobietą.

Chwytała zębami jego wargę, brodę, skórę na szyi. Będzie z dumą nosił jej ślady przez wiele dni.

On

też zostawi na niej ślady.

– Jesteś ze mną, Peppo? Zaraz będę gotowy.

– Ja też – odparła cicho. – Dalej, Cam. Nie przestawaj.

Jakby mógł! Kochał się z nią, zapominając o całym świecie. Istniała tylko Peppa, która otaczała go słodyczą. Słuchał jej, wąchał ją, czuł jej

smak na języku. Czuł ją aż do kości.

– Cam! – zawołała.

Wbiła paznokcie w jego ramiona i zadrżała. Objął ją mocno i teraz on krzyknął. Zdawało mu się, że jego ciało złamało się i popękało. Gdy

chwilę później odzyskał świadomość, leżał na Peppie. Przygniatał ją swoim ciężarem, ale czuł się tak dobrze jak nigdy. Zresztą Peppa się nie

skarżyła. Tak mocno go trzymała, że nie mógłby się ruszyć, nawet gdyby chciał.

Leżał tak wiele długich sekund, łapiąc oddech, a potem, korzystając z tego, że Peppa rozluźniła uścisk, z jękiem stoczył się z niej, by zdjąć

prezerwatywę.

Kiedy

się obejrzał, Peppa, rozciągnięta na plecach, spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem.

– Chyba mnie zabiłeś... Kiedy to powtórzymy?

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Z trudem podniosła ciężkie powieki i w osłupieniu patrzyła na białą chmurę wokół głowy. Czuła się tak, jakby zderzyła się z pociągiem, ale

uczucie było fantastyczne. Dopiero po chwili uprzytomniła sobie, że leży z twarzą wciśniętą w poduszkę. Uniosła głowę, włosy opadły jej na oczy.

Niecierpliwie je odgarnęła i wsparła się na łokciu.

Była w łóżku sama. Na brzegu leżało jej złożone ubranie, subtelne przypomnienie, że ma się stąd wynosić zaraz po przebudzeniu. Zmarszczyła

nos. Cama ani śladu. Nie czuła jego zapachu ani ciepła. Nic nie wskazywało na to, że spędzili noc, szalejąc w luksusowej pościeli.

Usiadła z westchnieniem, zakrywając kołdrą piersi. Ale przecież Cam wyraził się jasno. Nie życzył sobie krępującego spotkania rano, więc nie

musi się martwić, że nieoczekiwanie wpadnie do sypialni. A nawet gdyby wpadł, widział już jej piersi.

Co więcej, pieścił je, całował, dotykał. Dostała gęsiej skórki na wspomnienie, ile razy kochali się tej nocy. Będzie dobrze, jeśli po tym

wszystkim zdoła się ubrać i zejść po cholernych schodach. Miała chęć wziąć gorący prysznic. Poprzednim razem przeszkodził jej w tym Cam. Ale

nie może zwlekać z wyjściem, skoro on tak chce się jej pozbyć.

Z przerażeniem spojrzała na zegarek. Minęła dziewiąta. Już dawno powinna była wstać i wyjść, ale dopiero nad ranem zapadła w sen. Ledwie

wygramoliła się z łóżka, bo mięśnie ostro protestowały. Do diabła, czuła ból w miejscach, o których istnieniu zapomniała.

Włożyła bieliznę i suknię, wsunęła stopy w pantofle i ruszyła do łazienki, by zrobić coś z włosami. W torebce miała niezbędne kosmetyki, ale nie

zamierzała zawracać sobie nimi głowy. Na nikim nie musi robić wrażenia, a samochód podrzuci ją pod dom.

Rozczesała splątane włosy i spięła je w luźny kok. Zadowolona, że nie wygląda jak straszydło, włożyła okulary przeciwsłoneczne. Nabrawszy

głęboko powietrza, cicho zeszła na dół. Nie miała pojęcia, czy Cam jest w domu, ale nie chciała, by widział, jak późno wstała.

Na dole przywitał ją wysoki mężczyzna z poważną miną, w nieokreślonym wieku między czterdziestką a siedemdziesiątką.

– Panno Laingley, samochód czeka przed domem.

– Przepraszam. Długo czeka? Chyba zaspałam.

Mężczyzna uśmiechnął się uprzejmie.

– Nie tak długo. Nie trzeba przepraszać. Chodźmy, zaprowadzę panią.

Podał jej ramię, co wydało jej się dziwne, więc udała, że nie widzi tego gestu. Mijając go, skierowała się do wyjścia. Tuż przed drzwiami

przypomniała sobie o płaszczu. Gdy odwróciła głowę, zobaczyła, że mężczyzna go trzyma.

– Dziękuję – mruknęła.

Cam powiedział, że dawno nie spał z kobietą, było jednak oczywiste, że nie jej pierwszej wciskał taką gadkę. Jego kamerdyner czy kimkolwiek

był ten mężczyzna opanował ceremonię pożegnalną do perfekcji.

Peppa wsunęła ręce w rękawy płaszcza, a potem, gdy mężczyzna otwierał drzwi, zapięła go. Uderzyło ją zimne powietrze i oślepiła śnieżna biel.

Uśmiechnęła się.

– Spadł śnieg.

– Rzeczywiście. Według prognozy spadło co najmniej dziesięć centymetrów.

Tym razem, gdy podał jej ramię, Peppa z tego skorzystała. Miała na nogach pantofle na wysokiej szpilce, seksowne, ale nieodpowiednie na tę

pogodę.

Mężczyzna pomógł jej wsiąść na tylne siedzenie eleganckiego czarnego sedana, w którym działało ogrzewanie. Przez moment stał jeszcze z ręką

na klamce.

– Bezpiecznej drogi – rzekł.

– Dziękuję – odparła.

Zamknął drzwi, a szofer ruszył podjazdem. Peppa obejrzała się na dom, którego wczoraj nie widziała.

Była to duża ciężka budowla, a jednak nie robiła tak nieprzyjaznego wrażenia, jak jej się zdawało. Wyglądała całkiem normalnie. Podobnie jak

inne duże posesje w tej okolicy. Dom był otoczony lasem zapewniającym właścicielowi prywatność. Trudno było ocenić powierzchnię

otaczających go gruntów. Zgadywała, że to spory areał. Kiedy jechali podjazdem, nie widziała innych domów ani drogi.

Tak, Cam

jest odludkiem, jak uważa Devon. Teraz, gdy poznała, jak namiętnym jest kochankiem, zastanowiła się, jak często zwabia kobiety do

swej jaskini.

Mało się nie zaśmiała. Pomyślała o nim jak o baśniowej Bestii, która w kryjówce czeka na swoją Piękną.

Seks z nim to dopiero bajka. Przez tydzień będzie czuła jego skutki. Na samą myśl znów się podnieciła.

Raz jeszcze rzuciła wzrokiem na imponującą budowlę, gdy samochód wyjechał z podjazdu. Potem z westchnieniem oparła głowę i przymknęła

oczy.

Cam stał przy żaluzjach w gabinecie na piętrze. Przez kilka długich sekund nie odchodził od okna, nawet gdy samochód zniknął mu z oczu.

Wreszcie odwrócił się i stał z rękami w kieszeniach. Nie wiedział, co począć. Zdumiewało go to i złościło. Nie mógł znaleźć sobie miejsca, miał

chęć gdzieś wyjść, czymś się zająć, tylko nie wiedział, czym. Wiedział jedynie, że samotne siedzenie w pogrążonym w śmiertelnej ciszy domu jest

nie do zniesienia.

background image

Co za kobieta! Wszystko w niej go zaskoczyło. Wytrąciła go z równowagi. Oczekiwał kogoś takiego jak Ashley. Słodkiej, wstydliwej, naiwnej,

trochę bezbronnej i potrzebującej opieki istoty. Może sądził, że robi jej przysługę, zapraszając ją na noc, czego pragnął od chwili, gdy ją ujrzał.

Tymczasem Peppa wstrząsnęła jego światem. Była pewną siebie kobietą, która nie boi się sięgać po to, czego chce, a chciała jego. Ego Cama

powinno być zaspokojone. A on był niezadowolony, gdyż... role zostały odwrócone.

Jakby

to ona powiedziała: Hej, mam na ciebie ochotę, ale bez zobowiązań. Przejęła kontrolę.

On zachowywał się jak zdesperowany maniak seksualny, a nie jak człowiek opanowany i dominujący, za jakiego pragnął uchodzić. To właśnie

go niepokoiło.

Kręcąc głową, poszedł do sypialni. Z wahaniem przekroczył próg, choć wiedział, że nikogo tam nie ma, a jednak wciąż czuł zapach Peppy.

Jego spojrzenie padło na pogniecioną pościel. Kołdra zwisała z łóżka, częściowo leżąc na podłodze.

Powinien był wziąć Peppę do pokoju gościnnego. Nigdy nie wprowadzał kobiet do sypialni. Gdyby był w stanie wczoraj myśleć, Peppa nie

przekroczyłaby granicy jego prywatnej przestrzeni. Cholerne pożądanie!

Kapryśne i nieprzewidywalne, nie ma przed nim ucieczki. Przynajmniej jeśli chodzi o Peppę. Może teraz, gdy już ją posiadł, uspokoi się i nie

będzie tracił głowy, ilekroć ta kobieta znajdzie się w pobliżu.

Dla

spokoju ducha trzymał się tej myśli, choć ciało podszeptywało mu, że to złudna nadzieja.

Na widok bałaganu w łazience skrzywił się. Drzwi kabiny prysznicowej były otwarte, ręczniki walały się na podłodze. Na półce panował

nieopisany bałagan, owoc jego niecierpliwości. Jednym ruchem ręki zmiótł wszystko, co na nim stało, by posadzić tam Peppę i jeszcze raz ją

posiąść.

Na podłodze leżały też dwie prezerwatywy. Podniósł tę obok umywalki, wrzucił ją do kosza, potem sięgnął po tę, która poniewierała się obok

kabiny. Wziął ją do ręki przez chusteczkę i zamarł. Zaklął, na czoło wystąpiły mu kropelki potu, w ustach zaschło.

Zamknął oczy, modląc się, by się mylił, lecz gdy podniósł znów powieki, w drżącej ręce wciąż trzymał pękniętą prezerwatywę.

Peppa miała ochotę wyrzucić komórkę na ulicę i tylko świadomość, że musiałaby kupić nową, powstrzymała ją przed tym gestem. Jakie jeszcze

niemiłe niespodzianki czekają ją tego dnia?

Znalazła idealne miejsce na kawiarnię i firmę cateringową. W ładnej okolicy. Warunki były satysfakcjonujące. Pomieszczenie posiadało

niezbędne wyposażenie. Wymagało tylko drobnych przeróbek z myślą o klientach, którzy zechcą zjeść na miejscu.

Była gotowa na poważny krok. Coś, co zapewni jej stały dochód, by nie musiała się martwić, kiedy trafi się kolejna okazja do zarobku. Dzięki

niewielkim oszczędnościom utrzymywała mieszkanie, ale jeśli nie zacznie regularnie zarabiać, straci je w ciągu roku. Była pewna, że spełnia

warunki otrzymania niewielkiej pożyczki na rozkręcenie interesu, ale potrzebowała do tego podpisanej umowy najmu. Już ją prawie miała w ręce,

a tu właśnie zadzwonił pośrednik z informacją, że pojawił się problem.

Jej marzenia o ciasteczkach, pysznych babkach, oryginalnych cukierkach i pachnącym pieczywie prysnęły jak bańka mydlana. Wypuściła

powietrze w zimnej mgle i ruszyła po stopniach do mieszkania. Gdy otwierała zamek, zadzwoniła komórka. Znów ogarnęła ją chęć, by rzucić ją

pod koła samochodów.

Weszła do środka i zamknąwszy drzwi, spojrzała na wyświetlacz. Nie znała tego numeru, ale skoro podała swój numer licznym klientom, nie

mogła nie odebrać.

Z westchnieniem przyłożyła telefon do ucha.

– Peppa Laingley.

– Peppo, tu Cam.

Przystanęła z płaszczem przewieszonym przez rękę, w której trzymała telefon. Zaśmiała się.

– No proszę, witaj. Co za niespodzianka. Mówiłeś, że nie zadzwonisz. Czemu zawdzięczam ten honor?

– Jedna z prezerwatyw pękła – odrzekł cierpko.

Peppa przełożyła telefon do drugiej ręki i rzuciła płaszcz. Szła do pokoju pewna, że się przesłyszała.

– Powtórz to – powiedziała drżącym głosem.

Opadła na kanapę. Po drugiej stronie najpierw rozległo się westchnienie, a potem:

– Prezerwatywa, której używaliśmy pod prysznicem, jest pęknięta. Pod prysznicem tego nie zauważyłem.

Peppa zamknęła oczy. Ona też niczego nie zauważyła. Cam był nienasycony, lecz o sobie mogła powiedzieć to samo. Ostatnia rzecz, o jakiej

wtedy myślała, to czy prezerwatywa spełnia swoją rolę. Gdyby pękła w każdym innym momencie, zwróciliby na to uwagę. Ale pod prysznicem?

– Peppo, jesteś tam?

– Jestem – odparła cicho.

– Musimy pogadać.

Zmarszczyła czoło.

– Czemu dopiero teraz dzwonisz? Kiedy to odkryłeś?

Po

drugiej stronie na moment zapadła cisza.

– Wczoraj po twoim wyjściu.

– I teraz mi o tym mówisz? – Zdenerwowała się. – Wczoraj mogłam jeszcze coś zrobić.

background image

Choć była na niego wściekła, wcale nie była pewna, czy mogła cokolwiek zrobić. Wziąć pigułkę? Byłoby ciut za późno, choć prawdę mówiąc,

jej wiedza na ten temat była dosyć ograniczona. Mogła przynajmniej poszukać informacji i na ich podstawie podjąć decyzję.

– Uspokój się.

Protekcjonalny

ton Cama jeszcze bardziej ją zirytował.

– Nie mów tak do mnie – syknęła. – To nie ty poniesiesz konsekwencje.

– Nie? Jeśli uważasz, że nie poniosę takich samych konsekwencji ciąży jak ty, to cierpisz na urojenia. Przestań na mnie wrzeszczeć

i porozmawiajmy jak dorośli.

Peppa

przygryzła wargę, by nie wybuchnąć.

– Z twojej reakcji wnoszę, że nie stosujesz antykoncepcji – podjął.

– Nie można cię oskarżyć o głupotę.

– Skończ z tym, Peppo. Jesteś przerażona i zaskoczona. Dla mnie to też nie jest radosna wiadomość. Przerzucanie całej winy na mnie nikomu

nie pomoże.

Zamilkła, ściskając telefon. Szkoda, że

go

nie wyrzuciła. Uniknęłaby tej strasznej rozmowy.

– Powinnaś u mnie zamieszkać, przynajmniej do czasu, gdy upewnimy się, czy jesteś w ciąży.

Szeroko otworzyła usta i ściągnęła brwi.

– Co?

Cam

westchnął.

– To nie jest rozmowa na telefon. Za godzinę do ciebie wpadnę.

Peppa otrząsnęła się w porę i rzuciła:

– Nie!

– Więc co proponujesz? – spytał zniecierpliwiony.

Przyłożyła rękę

do

skroni.

– Nie wprowadzę się do ciebie. To najbardziej absurdalna sugestia, jaką słyszałam. Nie musimy rozmawiać twarzą w twarz. Nie mam ochoty

cię widzieć, jestem w szoku. Muszę się zastanowić, co robić. Jeśli okaże się, że jestem w ciąży, wiem, gdzie cię szukać, i wierz mi, dowiesz się

tego. Do tej chwili będę wdzięczna, jeśli dasz mi święty spokój.

– Jasna cholera, nie zgadzam się. Nie rozumiesz. Chcę wiedzieć, że ty i dziecko... że jesteście bezpieczni. Jeżeli jest dziecko. Więc najlepiej,

żebyś była blisko, będę pewny, że masz dobrą opiekę.

Mówił z dziwną desperacją, jakby nie skupiał się na tym kłopocie. Jakby myślami przebywał gdzie indziej, co dodatkowo ją zdenerwowało.

– Nie obchodzi mnie, czego chcesz – oświadczyła i rozłączyła się.

Przypominając sobie, że Cameron jest uparty, wyłączyła komórkę i rzuciła ją na bok. Przez kilka minut siedziała nieruchomo, patrząc przed

siebie. Starała się zrozumieć, co się stało i jakie mogą być tego następstwa. Nie była tak głupia, by to zlekceważyć i powiedzieć coś w rodzaju:

A kto tak szybko zachodzi w ciążę? Nie brakuje ciężarnych kobiet, które tak naiwnie twierdzą.

Poderwała się na nogi. Musi się zorientować, jakie ma możliwości. Pospieszyła do sypialni i wyciągnęła kalendarzyk, by sprawdzić cykl.

Seksualnie aktywna singielka musiałaby być głupia, by tego nie notować.

Otworzyła na stronie, gdzie robiła ostatnie zapiski, a potem policzyła w myśli i jęknęła. Nie potrafiła dokładnie przewidzieć owulacji, lecz

opierając się na obliczeniach, stwierdziła, że ten weekend był najlepszym czasem na poczęcie dziecka.

Okej, czyli teraz musi poznać dostępne rozwiązania problemu, jeśli w ogóle istnieją. Wróciła do przeklętego telefonu i włączyła go, ignorując

nieodebrane połączenia, nagrania poczty głosowej i wiadomości tekstowe. Pewnie wszystkie pochodzą od Cama, który zapewne właśnie do niej

zmierza.

Wybrała numer Carly z nadzieją, że odbierze.

Chwilę później usłyszała

radosny

głos przyjaciółki.

– Pep? Jak leci? Załatwiłaś już sprawę wynajmu? Jestem taka przejęta tą sprawą. A jak parapetówka Ashley? Wszystko się udało? Żałuję, że

nie mogłam pójść. Mam nadzieję, że nie była zawiedziona.

Peppa

czekała, aż będzie mogła dojść do głosu.

– Carly, jesteś wolna? Potrzebuję was. To pilne.

Po

krótkiej chwili ciszy Carly odparła:

– Pep, wszystko gra?

– Powiem wam, jak się spotkamy. Możesz obdzwonić pozostałe?

– Jasne. U Oskara?

Peppa

zawahała się.

– Tak, ale upewnij się, że stolik będzie z boku.

– Zadzwonić do Ashley? Jest jeszcze w Greenwich?

Peppa

chciała usłyszeć radę Ashley, ale nie była pewna, czy ściąganie jej to dobry pomysł. Mimo wszystko postanowiła się upewnić, czy

background image

Ashley zechce się dla niej fatygować.

– Spytaj, czy może – odparła. – Ale powiedz jej, że chcę, żeby na siebie uważała.

– Jak się dowie, że jej potrzebujesz, to przyjedzie – odparła Carly. – Wszystkie będziemy, Pep. Przecież wiesz.

– Tak, wiem, i dlatego was kocham.

– Przyślę ci esemesa, o której się spotkamy. Jeśli chcesz, możesz do mnie wpaść. Po południu mam tylko jedno spotkanie. Posiedzisz

w salonie, zrobisz sobie paznokcie.

Peppa

się uśmiechnęła.

– Dzięki, ale chcę się z wami zobaczyć później. Muszę coś przemyśleć.

– Martwię się o ciebie, Pep. Uważaj na siebie, okej? Do zobaczenia.

Kiedy Peppa się rozłączyła, czuła, że drży. Ma najlepsze przyjaciółki na świecie. Pomogą jej rozwiązać ten problem. Na wszelki wypadek

wyjdzie z domu, bo Cam może jednak wpaść z wizytą. Nie miała ochoty widzieć teraz potencjalnego ojca swojego potencjalnego dziecka.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Zbliżając się do Oskara, Peppa przyspieszyła kroku. Deszcz ze śniegiem kłuł ją w policzki. Miała nadzieję, że zimno ją ocuci, złagodzi szok.

Tymczasem nogi uginały się pod nią tak samo jak w chwili, gdy Cam przekazał jej wiadomość. Mogło jej pomóc jedynie spotkanie

z przyjaciółkami.

Otworzyła drzwi i rozwiązała apaszkę. Rozejrzawszy się po sali, z radością ujrzała przyjaciółki w narożnym boksie. Wybrały idealne miejsce.

Kiedy szła między stolikami, Tabitha podniosła wzrok i pomachała. Sylvia, Carly i Ashley odwróciły głowy, Carly wstała. Przyjaciółki uściskały

Peppę, która potem usiadła obok Ashley.

– Co się stało? – spytała zatroskana Ashley. – Carly nie powiedziała, o co chodzi.

– Bo nic jej nie mówiłam – wyjaśniła Peppa. – Dziewczyny, może to falstart, ale wpadłam w popłoch.

– O mój Boże, o co chodzi? – zawołała Tabitha.

Sylvia zmarszczyła czoło. Była starsza i poważniejsza od pozostałych. Na dodatek rzeczowa i praktyczna. Peppa założyłaby się o każdą sumę,

że rada Sylvii będzie rozsądna.

Wzięła głęboki oddech.

– Może jestem... Istnieje szansa, że zaszłam w ciążę.

– Co? – zawołały chórem przyjaciółki.

Asley

szeroko otworzyła oczy.

– Och, Pep, jak duża szansa?

– Przespałam się z kimś. – Spojrzała na Ashley. – Z Camem. Wyszliśmy razem z parapetówki. Zabrał mnie do siebie i kochaliśmy się. Długo.

Wiele razy.

Ashley zabrakło słów. Sylvia wciąż marszczyła czoło. Pełna dezaprobaty zmarszczka przypominała Peppie minę, jaką zrobiłaby matka. Nie,

matka pogratulowałaby jej, że złapała bogatego faceta i kazałaby jej wycisnąć z niego, ile się da. Matka Peppy nie była kandydatką na Matkę

Roku.

Miranda nie była nawet złą matką. Była po prostu powierzchowna i wyrachowana. Myślała tylko o sobie. I nikogo nie zamierzała za to

przepraszać.

– Nie nadążam – zauważyła Tabitha. – Może jestem tępa. Skoro dopiero spędziłaś z nim noc, czemu już się martwisz?

– Bo jedna z gumek pękła, a dla mnie to najlepszy czas do zajścia w ciążę – odparła Peppa.

– Cam? – spytała przerażona Ashley. – Wiem, że ci się podoba, ale ty i on? Naprawdę?

– Nie patrz tak – mruknęła Peppa. – On też tego chciał.

Ashley

skruszona przytuliła Peppę.

– Oczywiście, kochanie. O rety, moje ty biedactwo.

– Że też musiało się to zdarzyć teraz. Ojej, wy jeszcze wszystkiego nie wiecie. Nici z wynajmu lokalu, który wybrałam. I jeszcze to. Nie mam

ubezpieczenia i nie jestem gotowa zostać matką. Mam ochotę usiąść i płakać, ale to niczego nie załatwi.

– Popłacz sobie – powiedziała Carly. – Już my coś wymyślimy.

– Wiesz, że zrobimy dla ciebie wszystko – zapewniła Ashley. – Pomogłaś mi, jak przechodziłam z Devem kryzys. Nigdy ci się za to nie

odwdzięczę.

Peppa

pociągnęła nosem.

– Nie musisz mi się odwdzięczać. Kocham cię. Wszystkie cię kochamy.

– No to kiedy był ten ostry seks? – wtrąciła Sylvia.

– W sobotę w nocy. Całą noc.

Sylvia

ujęła dłoń Peppy.

– Pójdź do lekarza i poproś go o radę.

– Zapłacę za wizytę – dodała Ashley. – Sama cię tam zawiozę.

Peppę ogarnął niepokój.

– Boże, czuję się jak skończona idiotka. Nie mogę tak szybko podjąć takiej decyzji.

– A co ci mówi instynkt? – spytała Carly. – Czego się boisz? Ciąży czy tego, że możesz być samotną matką, która nie jest w stanie utrzymać

siebie i dziecka?

– Jedno i drugie brzmi nieciekawie – mruknęła Peppa.

– Nie musisz teraz decydować – włączyła się Tabitha. – Masz jeszcze inne rozwiązania poza łyknięciem pigułki czy aborcją. Możesz zaczekać

i przekonać się, czy rzeczywiście zaszłaś w ciążę i wtedy dalej się zastanawiać.

Ashley

ścisnęła rękę Peppy.

– Jeżeli chcesz tego dziecka, zakładając, że jesteś w ciąży, pamiętaj, że możesz na nas liczyć. Nie zostawimy cię z tym samej. Chcę, żebyś

background image

podjęła najlepszą dla siebie decyzję. Cokolwiek postanowisz, będziemy cię wspierać.

Peppa

nie mogła dłużej powstrzymywać łez.

– Nie wiem, co ja bym bez was zrobiła.

– Zapomniałaś o jednej istotnej sprawie – zauważyła Sylvia.

Wszystkie

przeniosły na nią wzrok.

– O ojcu. To jasne, że będziemy cię wspierać, ale czy on zachowa się odpowiedzialnie?

Peppa

kiwnęła głową.

– Tak. Nie mam wątpliwości. Powiedziałam, że dam mu znać, czy jestem w ciąży, a do tego czasu kazałam mu trzymać się z daleka. Muszę to

przemyśleć.

– Tak, kochanie, oczywiście – rzekła Carly ze zrozumieniem.

– Pewnie brzmi to jak wariactwo, ale gdy do mnie dotarło, że ciąża może okazać się faktem, zaczęłam sobie wyobrażać tę maleńką istotę i choć

mogłabym jej się pozbyć... – Peppa nabrała głęboko powietrza. – Nie wiem, czy tego chcę.

Przenosiła wzrok z jednej przyjaciółki na drugą. Nie oceniały jej. W ich oczach widziała miłość i lojalność.

– Jeżeli jestem w ciąży... Chyba chcę tego dziecka.

– Nie spiesz się z decyzją – poradziła Sylvia. – Przemyśl to spokojnie.

Peppa

wiedziała, że im więcej czasu minie od pierwszego szoku, tym bardziej będzie chciała urodzić dziecko.

Tak, konsternacja i szok powoli słabły, a w ich miejsce pojawiło się przekonanie, że nie zrobi niczego, by pozbyć się ciąży. Tak jak nie

porzuciłaby dziecka, kiedy je urodzi. Była zdumiona niespodziewanie rozbudzonym instynktem macierzyńskim, poczuciem, że dziecko należy do

niej, że już je kocha. Przecież nie wiedziała, czy w ogóle jest jakieś dziecko.

Poinformuje Cama o swojej decyzji i razem wypracują polubowne rozwiązanie. Może jest głupia i naiwna, ale wierzyła w poczucie

odpowiedzialności Cama. Chyba że życie pokaże inaczej.

Drżącą ręką uniosła do ust szklankę wody. Wypiła łyk, odstawiła szklankę i spojrzała w oczy przyjaciółkom.

– Okej, dziewczyny, kiedy mogę zrobić test ciążowy?

Krążyła

po

pokoju, starając się omijać wzrokiem test leżący na stoliku.

– Jeszcze za wcześnie – rzekła Ashley, gdy Peppa przystanęła z wahaniem.

– Czemu to tyle trwa? – wybuchła Peppa.

Nie

mogła dłużej znieść niepewności. Miała za sobą stresujące tygodnie. Cam co parę dni pytał, czy już coś wie. Ostatnim razem wrzasnęła na

niego, by się odczepił. Może wreszcie zrozumiał, bo od dwóch dni się nie odezwał.

Na domiar złego zachowywał się tak, jakby zakładał, że zaszła w ciążę, i czuł się w obowiązku sprawdzać, co u niej słychać. Doprowadzał ją

do szału.

– Minęły dopiero dwie minuty – uspokajała Ashley. – Nie ma sensu siedzieć i gapić się na test. To niczego nie przyspieszy.

Peppa

opadła na kanapę.

– Masz rację. Nie wytrzymuję nerwowo. Czuję, że jestem w ciąży. Tylko mi nie mów, że to jakaś psychologiczna bzdura, że sobie wyobrażam.

Piersi mnie bolą, mam mdłości. Normalnemu człowiekowi nie robi się niedobrze, jak czuje zapach ciastek.

Ashley

się uśmiechnęła.

– Wcale nie uważam, że sobie coś wyobrażasz. Poczekajmy na wynik testu i wtedy zastanowimy się, co dalej. Okej?

Peppa stęknęła i zamknęła oczy. Minione trzy tygodnie były torturą, jakiej nie chciałaby przeżywać po raz drugi. Jednego dnia myślała, że

wspaniale byłoby mieć dziecko, innego znów przerażona dochodziła do wniosku, że chyba zwariowała.

No tak, czuła się trochę głupio. Niechciana ciąża w jej wieku? Nie była bezmyślną nastolatką, która uprawia seks bez zabezpieczeń. Nigdy nie

uważała się za osobę staroświecką, a jednak wolałaby, by jej dzieci były owocem stałego związku, opartego na miłości i odpowiedzialności.

– Już możesz zobaczyć.

Obie

równocześnie przeniosły wzrok na test, patrząc na niego jak na obrzydliwego robala, do którego żadna nie chciała się zbliżyć. Peppa

poczuła skurcz żołądka.

– Ty zobacz. Ja nie mogę.

Ashley

chwyciła ją za rękę.

– Pamiętaj, że niezależnie od wyniku będzie dobrze.

Peppa kiwnęła głową i zacisnęła powieki.

– Peppo – odezwała się łagodnie przyjaciółka. – Otwórz oczy.

Peppa odrobinę uniosła powieki i zobaczyła poważną minę Ashley, która odłożyła test na stolik.

– I co? – spytała zniecierpliwiona, bo z twarzy przyjaciółki niczego nie mogła wyczytać. – Jestem w ciąży?

– Według testu tak – odparła Ashley.

Peppa głośno wypuściła powietrze, pochyliła się i wzięła test do ręki. Zamrugała powiekami, bo widziała jak przez mgłę. Duży znak plus bił ją

po oczach.

background image

– O mój Boże – szepnęła.

Ashley spojrzała na nią z niepokojem.

– Chyba nie zemdlejesz?

Zdawało jej się, że głos Ashley dociera z bardzo daleka, a ona jest pozbawiona ciężaru i nie działa na nią przyciąganie ziemskie. Pokój zamienił

się w ogromną pustą przestrzeń wypełnioną hałasem. Więc nosi dziecko Cama. Który nie angażuje się i nie uznaje stałych związków. Który nie

dzwoni do kobiety po spędzonej z nią nocy.

Zamknęła znów oczy.

– Co ja mam zrobić, Ash? Cam się wkurzy. Wygłosił długą mowę o tym, że się nie angażuje, że interesuje go tylko seks. Dziecko wymaga

zaangażowania.

– Odczekaj parę dni. Dojdź z tym wszystkim do ładu. Potem z nim porozmawiasz – doradziła Ashley.

– Muszę to zrobić od razu.

Ashley

ściągnęła brwi.

– Jesteś zdenerwowana. Nie myślisz racjonalnie. Cam bywa... zasadniczy.

– Muszę z nim teraz pomówić. Poza mną to najbardziej dotyczy właśnie jego. Zasługuje na to, żeby wiedzieć. Będzie mógł coś zaplanować. Nie

będę czekać tydzień, żeby potem nagle stwierdzić, że nic mu nie powiem. Poza tym wciąż do mnie wydzwania.

Ashley

westchnęła.

– Nie chciałabym, żebyś podejmowała decyzję pod wpływem impulsu. Cameron ma dar przekonywania. Innymi słowy, potrafi być

bezwzględny.

– Nie boję się. To w takim samym stopniu jego problem jak mój. Nie zamierzam sama zamartwiać się przyszłością. Jeżeli ja cierpię, on też

może pocierpieć.

Ashley

zaśmiała się.

– No dobrze, przekonałaś mnie, że Cam nie zrobi ci krzywdy.

– Niech tylko spróbuje – mruknęła Peppa. – Nie będzie się musiał obawiać, że po raz kolejny przypadkiem zostanie ojcem.

Te słowa wywołały znów śmiech przyjaciółki, która pochyliła się i uściskała Peppę.

– Wszystko się ułoży, Pep. Pomożemy ci z Devonem. Możesz też liczyć na Tabithę, Carly i Sylvię. Na moją mamę. Jesteś dla niej jak druga

córka. Kiedy dowie się, że jesteś w ciąży, tak jak ja, miej się na baczności. Zamęczy cię troskliwością.

Peppa

się uśmiechnęła.

– Uwielbiam twoją mamę.

– A ona cię kocha.

Peppa wstała z kanapy z westchnieniem.

– Nie chcę być nieuprzejma, Ash, ale muszę to zrobić, zanim stracę odwagę. Chcę to mieć z głowy.

– No to bierz płaszcz. Podwiozę cię do biura Cama, a potem wrócę do domu.

– Dzięki za wszystko. Za to, że trzymasz mnie za rękę i jesteś ze mną.

Ashley

ponownie ją uściskała.

– Pamiętam okres, kiedy to ty trzymałaś mnie za rękę, i to o wiele dłużej.

– No dobrze, do dzieła – rzekła Peppa.

Cameron siedział w gabinecie, gapiąc się przez okno. Padał deszcz ze śniegiem. Wkrótce temperatura spadnie i zostanie śnieg. Nastrój Cama

był równie fatalny jak pogoda.

Regularnie przyjeżdżał do biura, lecz trudno powiedzieć, by pracował. Uczestniczył w zebraniach z Devonem i dwoma pozostałymi partnerami

oraz przyjaciółmi, Rafaelem de Lucą i Ryanem Beardsleyem. Ich kolejny hotel, sztandarowy produkt nowo powstałej fuzji Tricorp i Copeland

Hotels, rósł w szybkim tempie.

Minione tygodnie były prawdziwym piekłem. Cameron dręczył się myślą o ciąży Peppy, obawą, że Peppa nie troszczy się o siebie jak należy, że

coś jej się stanie.

Lęk, poczucie winy i niepokój towarzyszyły mu w snach i po przebudzeniu. Tylko siebie mógł za to winić. Nie powinien był ulegać pokusie

i kochać się z Peppą. Wówczas nie umierałby ze strachu, że po raz drugi w życiu straci to, co najcenniejsze.

Brak wiadomości powinien go uspokoić. Gdyby Peppa była w ciąży, na pewno by go poinformowała. Obiecała mu to, a on nie miał podstaw,

by jej nie wierzyć. Im dłużej jednak milczała, tym bardziej się niepokoił.

Od ich wspólnej nocy Cam nabrał zwyczaju codziennie sięgać do szuflady biurka – jedynej, którą zamykał na klucz – i wyjmować z niej małą

składaną ramkę z fotografiami. Znajdowały się tam dwa zdjęcia. Na jednym była Elise, na drugim Colton. Przesunął teraz palcem po uśmiechniętej

twarzy Elise. Colton miał wtedy zaledwie jeden dzień. Maleńka czerwona pomarszczona buzia, lekko stożkowata głowa, a jednak Cam nie

widział nic piękniejszego.

Przez lata samo patrzenie na ukochane osoby odbierało mu dech. Drugi raz by tego nie zniósł. Nie chciał narażać się na takie cierpienie.

Niczego w życiu tak się nie bał, jak ciąży Peppy. Ona nie jest w ciąży. Musi w to wierzyć.

background image

– Panie Hollingsworth, jakaś młoda kobieta chce się z panem widzieć – odezwała się sekretarka przez interkom. – Nie była umówiona.

– Podała nazwisko? – spytał niecierpliwie.

Sekretarka

na moment zamilkła. Już miał jej powiedzieć, że nie życzy sobie, by mu przeszkadzano, kiedy oznajmiła:

– Nazywa się Peppa Laingley i chyba jest przekonana, że pan ją przyjmie. – Pani Milton pogardliwie prychnęła. Cam zrozumiał, że próbowała

pozbyć się Peppy.

– Ma rację. Proszę ją do mnie przysłać.

Cam poderwał się na nogi, wlepiając wzrok w drzwi. Chwilę później Peppa stanęła w progu.

Przyglądał jej się bacznie, wypatrując znaku, że nastąpiła w niej jakaś... zmiana. Zacisnął pięści, ale trzymał ręce opuszczone i ukryte za

biurkiem, by nie widziała, jak bardzo jest zdenerwowany. Chciał do niej podejść, wziąć ją w ramiona, obiecać, że wszystko będzie dobrze.

Niestety już dawno nauczył się, że nikt nie może tego obiecać.

Musi

rozegrać to spokojnie, inaczej nie przeżyje.

– Peppo – odezwał się – usiądź, proszę. Napijesz się czegoś?

Gdy się zbliżyła, zobaczył, że była blada. Miała cienie pod oczami. Chyba schudła. Z nagłym poczuciem winy zdał sobie sprawę, że dla niej

minione tygodnie były bardziej stresujące niż dla niego.

– Mam nadzieję, że nie przerwałam ci ważnych zajęć – powiedziała cicho. – Musiałam od razu się z tobą zobaczyć,

Ucisk w żołądku Cama stał się bardziej dokuczliwy.

– Nie, skąd. Jestem do twojej dyspozycji. O czym chciałabyś porozmawiać?

Aż się wzdrygnął, słysząc swój obojętny ton. Zaprzeczanie faktom ich nie zmieni. Z każdym oddechem ogarniał go większy strach. Chciał na nią

krzyknąć, by wreszcie powiedziała, co ma do powiedzenia.

– Jestem w ciąży – oświadczyła wprost.

Coś w nim zgasło. Przygniótł go niepokój. Czuł, jak wzbiera w nim żal. Stał nieruchomo, bo odnosił wrażenie, że jeśli drgnie, rozsypie się na jej

oczach.

W końcu odzyskał głos.

– Jesteś pewna?

Znał odpowiedź, widział ją w oczach Peppy. Jaka szkoda, że nie można cofnąć czasu.

Peppa kiwnęła głową, a potem się zawahała.

– Tak, chociaż nie byłam jeszcze u lekarza. Zrobiłam test. Podobno w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach się sprawdzają.

– Od początku wiedzieliśmy, że tak może się stać.

Peppa

włożyła ręce do kieszeni płaszcza.

– Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – zapytał.

Celowo zachowywał dystans, a mimo to nie mógł siebie słuchać. Nie chciał tej intymności i radości, jaką przeżywają ludzie oczekujący dziecka.

Był zły, że Peppa odrzuciła propozycję, by z nim zamieszkać, choć nie powinien mieć jej tego za złe. Pewnie sprawia wrażenie dziwaka. To ją

odpycha, to znów chce ją mieć przy sobie.

Pragnął

jednak

mieć pewność, że Peppie niczego nie brakuje. Że ma najlepszą opiekę lekarską, wsparcie emocjonalne. Nie mógł dopuścić do

tego, by coś złego spotkało jej... ich... jego dziecko.

Może

to

chłód odstręcza od niego Peppę. Może chce czegoś więcej. Małżeństwa? Aż się wzdrygnął. Ale może to najlepsze rozwiązanie.

Praktyczne, korzystne dla niej, dla niego też, bo zyskałby to, na czym najbardziej mu zależy: spokój ducha.

– Jestem tylko zmęczona. I martwię się – przyznała. – Ale to ulga wiedzieć, jak jest, można podjąć jakieś decyzje.

Cam

poczuł na grzbiecie ciarki.

– Decyzje? Jakie decyzje?

Wzruszyła ramionami. Chciał, by zdjęła ten cholerny płaszcz, a z drugiej strony nie był pewien, czy chce, by została u niego dłużej. Postanowił

przystąpić do działania i wyszedł zza biurka, nie spuszczając z niej wzroku.

– Mamy dużo spraw do załatwienia. Poproszę prawnika, żeby przygotował dokumenty. Musimy się zastanowić, czy będziemy razem mieszkać.

Peppa

uniosła rękę, by mu przerwać. Drugą ręką pomasowała skroń, kręcąc głową.

– Nie będę rozmawiać o przyszłości w jakimś biurze, gdzie nie wiadomo, kto podsłuchuje. Wciąż usiłuję się z tym pogodzić. Uznałam, że

powinieneś wiedzieć, żebyś też miał czas się z tym uporać. Później porozmawiamy, kiedy to przemyślimy.

– Nie sądzę...

Podniosła

wzrok, jej

oczy błyszczały złością.

– Nie obchodzi mnie, co sądzisz. Wychodzę. Jeśli chcesz później porozmawiać, możesz do mnie przyjechać. Teraz idę na lunch. Sama. Będę

w domu o szóstej.

Gdyby była tylko opryskliwa, najchętniej skręciłby jej kark. Ale Cam widział przed sobą kobietę, która stara się nad sobą panować. Była

roztrzęsiona – tak jak on – i zdawało się, że w każdej chwili się rozsypie.

Nie może naciskać. Musiałby być pozbawiony skrupułów. Choć nie podobało mu się, że Peppa wyjdzie z gabinetu bez konkretnych ustaleń.

background image

– Dobrze – odparł cicho. – Przyjadę o szóstej. Nie przejmuj się kolacją. Coś przywiozę.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Nie

powinna się dziwić, widząc Camerona na ganku, kiedy jednak podniosła wzrok, szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Potem spojrzała na

zegarek, sprawdzając, czy droga do domu zabrała jej więcej czasu, niż sądziła. Nie, Cam przyjechał wcześniej.

Miał na sobie płaszcz, ale był bez kapelusza i szalika, włosy zmoczył mu deszcz ze śniegiem. Stał z ponurą miną, lecz na widok Peppy się

rozpogodził. Przysięgłaby, że dojrzała ulgę w jego oczach.

Sięgnęła po klucz do kieszeni i weszła na schody. Cam przesunął się na bok, gdy zmagała się z zamkiem.

– Szłaś piechotą?

Pchnęła drzwi i natychmiast poczuła miłe ciepło. Cam wszedł za nią do mieszkania i pomógł jej zdjąć płaszcz.

– Nie odpowiedziałaś mi – rzekł, idąc za nią do pokoju. – Szłaś piechotą w tę pluchę?

– Tylko kilka przecznic. Ashley podrzuciła mnie do twojego biura, a potem pojechałam taksówką do restauracji, gdzie zjadłam lunch. To blisko

domu.

Cam

usiadł na krześle, które było dla niego za małe. Peppie zdawało się, że zabiera jej powietrze.

Chyba

się denerwował. Przeczesał włosy palcami.

– Przyjechałem wcześniej, niż się umawialiśmy. Chcę jak najszybciej załatwić tę sprawę.

– Załatwić? – Przysiadła na brzegu kanapy. Powinna zaproponować mu drinka, ale żadne z nich nie zwracało teraz uwagi na towarzyskie

uprzejmości. – To nie jest coś, co można załatwić.

Pochylił się, językiem ciała dając znać, że jest spięty i zniecierpliwiony. Ponownie przeczesał włosy palcami, jakby pomagało mu to znaleźć

właściwe słowa.

– Chciałbym znać twoje plany.

Zaśmiała się nerwowo.

– Daj mi chwilę. Dziś rano się o tym dowiedziałam.

– Chcesz tego dziecka?

– Tak! – odparła. – Tak – dodała tym razem spokojnie. – Przez parę tygodni zadawałam sobie to pytanie. Niezależnie od tego, jak jestem

zestresowana i przerażona, chcę je urodzić.

Czy w oczach Cama dostrzegła ulgę?

Wstała,

nie

mogła dłużej usiedzieć.

– Oczywiście będę potrzebowała twojej pomocy. Nie mam ubezpieczenia.

– Będziesz miała najlepszą możliwą opiekę – zapewnił.

Peppa

zgarbiła się.

– Dziękuję. Miałam właśnie rozkręcić firmę. Ubezpieczenie jest jednym z tych nieznośnych drobiazgów, których dotąd nie załatwiłam.

– O to się nie martw.

Może nie będzie tak źle, pomyślała. Cam chyba nie najgorzej to przyjął, a co więcej, wykazał się życzliwością.

– Nie oczekuję, że będziesz mnie utrzymywał. Mam oszczędności, które pozwolą mi przetrwać do czasu, gdy rozkręcę firmę.

Chodziła po pokoju, zbierając myśli. Nie chciała, by sądził, że spodziewa się kokosów tylko dlatego, że jest z nim w ciąży.

– Z pewnością się dogadamy. – Podniosła wzrok i stwierdziła, że Cam na nią patrzy. – Czy chcesz w tym uczestniczyć? Mówię o ciąży. Devon

zawsze jest przy Ashley, ale nie wszyscy mężczyźni lubią chodzić z kobietami do lekarza i tak dalej. Dla mnie to bez znaczenia.

Plotła bez sensu, a im więcej mówiła, tym bardziej Cam był zły. Wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć.

– Mam prawo być przy tobie w czasie ciąży.

– Dobrze. Nie powiedziałam, że nie masz. Myślałam, że nie chcesz.

Zrobił

jeszcze

bardziej wściekłą minę.

– Myliłaś się.

– Staram się być uprzejma, a ty mi nie ułatwiasz. Siedzisz i piorunujesz mnie wzrokiem. Jeszcze chwila, a oszaleję – wyrzuciła z siebie drżącym

głosem. Ręce, które złożyła przed sobą, też się trzęsły.

Cam przeklął pod nosem i wstał.

– Usiądź, proszę.

Zawahała się, ale w końcu pozwoliła mu zaprowadzić się na kanapę. Ujął jej dłonie i lekko ścisnął.

– Po pierwsze trzeba znaleźć ci lekarza, upewnić się, że nic ci nie dolega, a ciąża rozwija się prawidłowo.

Peppa

przytaknęła. To logiczne.

– Potem powinniśmy się pobrać.

Tu

nastąpił koniec racjonalnych pomysłów.

Zanim go spytała, czy przypadkiem nie postradał rozumu, położył palec na jej wargach. Wziął głęboki oddech, jakby musiał przekonać nie tylko

background image

ją, ale i siebie.

– Możemy się pobrać i mieszkać osobno. Mój dom jest dość duży, żebyśmy na siebie nie wpadali. Niczego ci nie zabraknie. A co

najważniejsze, będę pewny, że ty i dziecko jesteście bezpieczni.

Patrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Zwariowałeś?

Podniosła się z kanapy. Pokój był za ciasny. Czuła się jak w klatce, wszystko wymykało jej się spod kontroli.

– Bądź rozsądna.

Gwałtownie się odwróciła.

– Rozsądna? Trzy tygodnie temu oznajmiłeś, że do mnie nie zadzwonisz, że nie chcesz żadnych zobowiązań. No to wyobraź sobie, że

małżeństwo to cholerne zobowiązanie.

– Nie sugeruję, żebyśmy byli razem – odrzekł cierpko.

No

nie, coraz gorzej.

– Więc co sugerujesz?

– Partnerstwo z wzajemną korzyścią. Ty i dziecko będziecie bezpieczni, a ja będę spokojny.

Peppa

zmarszczyła czoło.

– Czegoś tu nie rozumiem. W kółko powtarzasz, że chcesz mieć pewność, że będę z dzieckiem bezpieczna. Że niczego nam nie zabraknie.

Doceniam to, naprawdę. Nie rozumiem tylko, dlaczego mówisz o tym tak kategorycznie. Czego się obawiasz?

Zapadła cisza. Peppa słyszała ich oddechy. Cam zacisnął wargi, w jego oczach pojawił się ból. Potem, jakby ktoś nacisnął jakiś przycisk, jego

twarz zobojętniała. Z niewzruszonej miny niczego nie dało się wyczytać.

– To ci nie wystarczy? – zapytał w końcu. – Że chcę dać tobie i dziecku nazwisko, bezpieczeństwo i wszystko, co z tym związane?

– Nie. Nie wystarczy. – Pokręciła głową.

– Trzy tygodnie temu zależało ci tylko na seksie, więc nie rób teraz ze mnie drania – warknął.

– Nie chodzi o ciebie.

Przyłożyła dłonie do skroni. Stała z zamkniętymi oczami, nerwowo wciągając powietrze. Kiedy podniosła powieki, Cam patrzył na nią z troską.

– Peppo...

– Nie, posłuchaj mnie – błagała. – Zanim poszliśmy do łóżka, byłeś ze mną szczery. Ale sytuacja się zmieniła. Wtedy chciałam czego innego niż

teraz. O nic cię nie proszę. Zrozum to. Zmieniłam się. Moje priorytety się zmieniły. Masz rację. Wtedy chciałam tylko seksu. Pociągałeś mnie. Ale

zaszłam w ciążę. Nie zamierzam wchodzić w pozbawiony miłości związek wyłącznie dla wygody. Jeśli kiedyś wyjdę za mąż, to za człowieka,

który będzie mnie kochał i zechce być prawdziwym ojcem dla mojego dziecka. Tego właśnie potrzebuję, zwłaszcza teraz.

– Tego nie mogę ci dać – odparł.

– Na mniej się nie zgodzę – rzekła cicho.

Poderwał się, odwrócił i zacisnął pięści.

– Nie pozwolę, żebyś wyszła za innego mężczyznę, kiedy jesteś ze mną w ciąży. – Spojrzał na nią ze złością. – To moje dziecko. Nie możesz mi

go zabrać.

Peppa podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Wzdrygnął się. W spojrzeniu Cama był ból, który wzbudził w niej chęć jego ukojenia.

– Nie odbiorę ci dziecka – oznajmiła. – Tłumaczę ci tylko, dlaczego nie zgadzam się na związek, jaki proponujesz.

– Chcę, żeby moje dziecko było bezpieczne – wycedził.

– Ja też. Już je kocham. Leżę w nocy i wyobrażam sobie jego przyszłość. Nie zrobiłabym nic, co by mu zaszkodziło.

– Więc pozwól, że się wami zaopiekuję. Jeśli za mnie nie wyjdziesz, przynajmniej ze mną zamieszkaj, żebym mógł o was zadbać.

Zastanawiała się, czy zdawał sobie sprawę, że ją błaga. Splotła palce z jego palcami.

– Straciłabym do siebie szacunek. Jeśli będę miała córkę, chcę, żeby wiedziała, że nie musi się godzić na to, czego nie chce. Jeżeli mam ją

nauczyć siły, pewności siebie, odporności, muszę być dla niej przykładem.

Odniosła wrażenie, że

Cam

znów się oburzy, więc ścisnęła jego dłoń.

– Przecież wiesz, że żadne z nas tego nie chce. W tej chwili jesteśmy pełni emocji. Nie myślimy logicznie. Nie róbmy czegoś, czego potem

byśmy żałowali. Prędzej czy później miałabym ci za złe, że nie spełniasz moich oczekiwań. W końcu bym cię znienawidziła. Czy dziecko ma

dorastać w takiej atmosferze?

Cameron

zacisnął wargi.

– Dobrze, zostawmy to na razie – rzekł niechętnie. – Chcę wam jednak zapewnić bezpieczeństwo, i na to musisz się zgodzić.

– Masz jakąś obsesję na punkcie bezpieczeństwa? Nie zamkniesz mnie w klatce na osiem miesięcy.

– Wiem, do diabła.

– Czego się boisz?

Po

raz drugi zadała to pytanie. Przez chwilę zdawało się, że Cam jej odpowie. On jednak milczał, tylko oczy mu pociemniały.

– Pozwolisz, żebym załatwił ci bezpieczniejsze mieszkanie? – zapytał.

background image

– Co jest nie tak z moim mieszkaniem?

– Wychodzi na ulicę. Schody są niebezpieczne, zwłaszcza w zimie.

Peppa westchnęła zirytowana i potrząsnęła głową.

– Mieszkanie jest w porządku. Jak zrobię się naprawdę gruba, będzie po zimie. Lubię tę okolicę. Chcę tutaj otworzyć kawiarnię. Zresztą w tej

chwili na więcej mnie nie stać.

– Nic mnie nie obchodzi, na co cię stać.

– A mnie tak. Nie zawieszę swojego życia i nie zgodzę się na to, żebyś do porodu się mną zajął. Co bym zrobiła potem?

– Nie zniknę, jak dziecko się urodzi – rzucił rozwścieczony.

– Daj już spokój, proszę. To do niczego nie prowadzi. Jestem zmęczona i zdenerwowana. Mam ochotę położyć się i wypłakać.

To go przeraziło. Natychmiast pożałował swojego zachowania. Peppa wiedziała, że normalnie oboje nie są tacy wybuchowi. Minione tygodnie

wystawiły ich na ciężką próbę. Potrzebowali czasu i dystansu.

– Najlepiej będzie, jak już sobie pójdziesz – powiedziała spokojnie. – Oboje mamy wiele do przemyślenia, a teraz nie jesteśmy zdolni do

poważnej rozmowy. Czeka nas długie osiem miesięcy. Nie zaczynajmy ich od kłótni o drobiazgi.

– Przepraszam – rzekł szorstko.

Ku zaskoczeniu Peppy objął ją. Wtuliła policzek w jego pierś i zamknęła oczy.

– Nie planowałem tego – rzekł spokojnie. – Dałbym wszystko, żeby to się nie zdarzyło. Ale stało się i musimy się z tym pogodzić. Pragnę tego

dziecka tak samo jak ty. Muszę mieć pewność, że nic wam nie grozi. Choć na to się zgódź.

Kiwnęła głową i odsunęła się od niego.

Cameron

spojrzał na zegarek.

– Obiecałem, że przywiozę coś na kolację, ale nie zrobiłem tego, tak się tu spieszyłem. Wiem, że jesteś zmęczona, może jednak coś zamówimy

i zjemy razem.

– Nie obraź się, ale mam ochotę położyć się i zasnąć.

Z wahaniem skinął głową, dotknął jej policzka i ruszył do drzwi.

– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? – spytał Devon poirytowany.

Cameron odwrócił się. Devon stał w progu gabinetu, oparty o drzwi. Choć ich gabinety sąsiadowały z sobą, jakiś czas się nie widzieli. Cameron

unikał Devona od tamtego wieczoru, gdy razem z Peppą opuścili przyjęcie Ashley. Peppa była przyjaciółką Ashley, która – jako lojalna

przyjaciółka – z pewnością powiedziała już mężowi, jakim Cameron jest draniem.

Cameron westchnął i gestem zaprosił Devona do środka. Devon usiadł w fotelu naprzeciw biurka.

– I co?

Cam przeklął pod nosem i usiadł w swoim skórzanym fotelu.

– Co? Na pewno już znasz całą tę cholerną sprawę. Pewnie wiesz więcej niż ja, bo Peppa mnie unika.

Devon

uniósł brwi.

– Unika cię? Nie mów mi, że twój urok przestał działać.

– Urok nie ma z tym nic wspólnego – odgryzł się Cameron.

– Najwyraźniej.

– Przyszedłeś mnie przycisnąć czy naprawdę czegoś potrzebujesz?

– Zastanawiałem się, dlaczego mój najlepszy przyjaciel nie zdradził mi, że zrobił dziecko najlepszej przyjaciółce mojej żony.

Cameron skrzywił się i zamknął oczy.

– Chryste, Dev, myślisz, że zrobiłem to celowo? Właśnie ty powinieneś wiedzieć, że to ostatnia rzecz, jakiej bym sobie życzył.

Devon

skinął głową.

– Tak, wiem. Dlatego to takie dziwne.

– Miał być tylko seks. Pociągała mnie. Z wzajemnością. Tamtego wieczoru, kiedy urządziliście parapetówkę, pojechaliśmy do mnie.

– Wiem, że miałeś na nią ochotę, ale nie spodziewałem się, że weźmiesz ją do tej swojej jaskini.

Niedowierzanie w głosie Devona zirytowało Cama.

– Nie było sensu jechać do miasta, żeby wynająć pokój czy wpaść do niej, skoro mieszkam tak blisko.

– Oczywiście – przytaknął z żartobliwą powagą Devon.

– Wszystko jedno – mruknął Cam. – Chodzi o to, że tego nie planowałem. Starałem się temu zapobiec. Niestety gumka pękła i będziemy

rodzicami. Peppa też nie jest tym zachwycona. Cholera, gadam, jakby żadne z nas nie chciało tego dziecka. Chcemy, tylko jak dotąd nie

zgadzamy się... w niczym.

– Przykro mi to słyszeć – odrzekł szczerze Devon.

Cameron

machnął ręką.

– Widziałeś ją? Ashley coś mówiła? Peppa mnie unika, zaczyna mnie to wkurzać.

Devon

odchrząknął.

background image

– Peppa była u nas wczoraj wieczorem. Bardzo zdenerwowana.

– Zmieniła zdanie co do dziecka?

Devon

uniósł rękę.

– Spokojnie, nic podobnego. O ile wiem, dobrze znosi ciążę. Nie wiedzie jej się w interesach. Nic nie wyszło z umowy najmu wybranego przez

nią lokalu, a nie znalazła innego w zamian. Nie ma za dużo pieniędzy, a teraz, z dzieckiem w drodze, zaczyna panikować.

Cam

przeklął pod nosem.

– Cholerna uparta jak osioł baba. Wystarczy, żeby zgodziła się za mnie wyjść. Wprowadzić się do mnie.

Devon

patrzył na Cama, jakby ten stracił rozum.

– Wyjść za ciebie? Wprowadzić się do ciebie?

– Wiem, co myślisz. Tak, zwariowałem. Ale jasny szlag, Devon, myślę tylko o tym, co będzie, jak coś się stanie! Coś, czemu mogłem zapobiec.

Muszę...

– Wiem – odparł cicho Devon. – Więc co zamierzasz?

– Nie wiem, do diabła – mruknął Cameron. – Ona nie chce mieć ze mną do czynienia, przynajmniej teraz. Próbowałem dać jej czas, ale

zaczynam się niecierpliwić. Dzwoniłem do niej, chciałem umówić się na kolację. Zawsze ma jakieś inne zajęcia. Miała mi powiedzieć, kiedy ma

kolejną wizytę u lekarza, ale się nie odezwała. Muszę wiedzieć, że wszystko jest w porządku, z nią i dzieckiem, a ona nie chce mnie widzieć.

– Postaraj się zapomnieć o przeszłości. Nie pozwól, żeby wpływała na twoje decyzje. Przeszłości nie zmienisz, a możesz schrzanić przyszłość.

Cam zacisnął pięści i siedział, nie patrząc na przyjaciela, by nie zrobić albo nie powiedzieć czegoś, czego potem pożałuje. W końcu Devon

dobrze mu życzy.

Ale jak Devon miałby go zrozumieć? On sam nie byłby taki szybki w dawaniu mu rad, gdyby coś stało się Ashley i ich dziecku. Cam jednak nie

powiedział tego przyjacielowi.

– Wybacz – odezwał się Devon z żalem. – Nikt nie oczekuje, że zapomnisz. Wydaje mi się tylko, że w jakimś momencie musisz znów zacząć

żyć i znów zaryzykować.

Cam

kiwnął głową, wciąż nie patrząc na przyjaciela.

– Peppa poświęca czas głównie rozkręceniu firmy – podjął Devon – dlatego nie ma dla ciebie czasu. Jest w stresie, bo z powodu ciąży jeszcze

bardziej zależy jej na tej firmie, żeby mogła utrzymać dziecko.

– Gdyby zaakceptowała moją pomoc, nie musiałaby się tym martwić – burknął Cam.

– Proponowałeś jej pomoc? Bez zobowiązań?

– Może to błąd, że o to pytałem. Kiedy kobiety mają szansę odmówić, odmawiają, choćby po to, żeby się sprzeciwić. – Cameron rozpogodził

się, bo coś przyszło mu do głowy. – Sztuczka polega na tym, żeby nie pytać, tylko zrobić. Zgadzasz się?

Devon popatrzył na niego z niepokojem.

– Mnie w to nie wciągaj.

– Tchórz.

– Tak, jestem tchórzem. Wiem, co mi się opłaca. Szybko odkryłem, że szczęście Ashley ma bezpośredni wpływ na moje szczęście.

Cam poczuł przeszywający ból. Zazdrościł Devonowi, który poznał radość małżeństwa i czekał na narodziny potomka z niewinnością

człowieka, który nie zdaje sobie sprawy z ulotności szczęścia. Z tego, że w ułamku sekundy można spaść z wyżyn szczęścia w piekielną rozpacz.

Cam to wiedział. Gdyby miał coś do powiedzenia w tej sprawie, nie chciałby nigdy więcej tego przeżyć.

– Ale życzę ci powodzenia – rzekł radośnie Devon. – Jeśli nie osiągniesz nic więcej, to przynajmniej dostarczysz mi rozrywki.

Cameron

usiadł wygodnie.

– Nie doceniasz mnie.

Devon

przyglądał mu się przez chwilę.

– O co ci właściwie chodzi? Twierdzisz, że nie chcesz się wiązać, mimo to prześladujesz Peppę i jesteś sfrustrowany, że nie otrzymujesz od niej

tego, czego nie chcesz.

Cam zmrużył oczy. Dobre pytanie, na które nie miał odpowiedzi. Nie chciał analizować powodów, dla których ni stąd, ni zowąd wyskoczył

z propozycją małżeństwa.

– Chcę mieć pewność, że Peppa i dziecko są bezpieczni i mają wszystko, czego im trzeba.

Devon

westchnął.

– Nie ustrzeżesz ich przed wszystkim, co może ich spotkać. Nie możesz też nieustannie oczekiwać katastrofy.

Dla Camerona to był koniec rozmowy. Zignorował uwagi Devona i zmienił temat. Co nie znaczy, że przestał myśleć o Peppie, gdy omawiali

postępy budowy hotelu w St Angelo.

Im szybciej dopilnuje, by Peppa została otoczona właściwą opieką, tym szybciej jego życie wróci do normy. Będzie to sobie powtarzał, aż w to

uwierzy.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Peppa schowała ręce do kieszeni płaszcza i skuliła się, spiesząc do domu. Płatki śniegu wirowały jak szalone, przeszywający wiatr zmroził ją do

szpiku kości. Przycisnęła łokciem torebkę, kiedy uniósł ją silny podmuch.

To był okropny dzień, kolejny z serii fatalnych dni, a co gorsza, cierpiała na poranne nudności i ogólne zmęczenie. Była zniechęcona faktem, że

potrzebuje aż tyle snu, by czuć się normalnym człowiekiem.

Skręciła za róg i westchnęła z ulgą. Jeszcze dwie przecznice i będzie w domu. Przebierze się w piżamę, zrobi sobie filiżankę gorącej czekolady,

położy się do łóżka i będzie spała dwanaście godzin bez przerwy.

A była taką rozrywkową dziewczyną. Z osoby o niewyczerpanej energii, sypiającej po parę godzin na dobę, zamieniła się w kogoś, kto po

czternastu godzinach snu ledwie podnosi głowę.

Zatopiona w myślach nie od razu zauważyła samochód zatrzymujący się na ulicy. Gdy już go dostrzegła, ktoś chwycił ją za łokieć.

Przestraszona krzyknęła i obejrzała się.

– Cam, śmiertelnie mnie przeraziłeś.

– Wsiadaj – rzucił cierpko. – Jest bardzo zimno.

– Jeszcze tylko półtorej przecznicy i jestem w domu!

Cameron podprowadził ją do otwartego samochodu. Peppa poczuła powiew ciepłego powietrza. Chyba nie zaszkodzi, jak podjedzie do domu.

Cameron zamknął drzwi i dał szoferowi znak, by ruszał.

– Nie odpowiadasz na telefony – powiedział. – Masz osobliwy talent do bycia poza domem, ilekroć przejeżdżam obok. Twoi przyjaciele nie

mają pojęcia, kiedy gdzie jesteś.

Mówił z takim sarkazmem, aż się wzdrygnęła, ale poczuła wyrzuty sumienia.

Gdy mijali jej dom, samochód nie zwolnił.

– To tutaj. Tu mieszkam.

– Nie jedziemy do ciebie.

Oparła się i westchnęła.

– Wiem, że cię unikałam. Nie będę szukać wymówek. Ale proszę, nie mam siły z tobą rozmawiać. Jestem zmęczona. Mam chandrę.

Ku jej zdziwieniu uśmiechnął się.

– Przynajmniej jesteś szczera.

Uśmiech Camerona wytrącił ją z równowagi. Wyglądał tak... pociągająco.

– Dokąd jedziemy? – spytała zirytowana.

– Gdzieś, gdzie nastrój bardzo ci się poprawi, jak sądzę.

– Tajemniczy drań – mruknęła.

Uśmiechnął się szerzej. Potem ściągnął brwi i spojrzał na nią. W jego oczach nie widziała złości, tylko determinację. W końcu ją osaczył i nie

zamierzał puścić.

– Czemu nie odpowiadasz na telefony? Zdawało mi się, że coś uzgodniliśmy. Nie wiem nawet, kiedy masz następną wizytę u lekarza. A może

już po?

Peppa zmarszczyła czoło.

– Nie, obiecałam, że dam ci znać.

– Mówiłaś masę rzeczy – odparł ponuro.

– Byłam zajęta! Mam mnóstwo na głowie, między innymi to, jak utrzymam dziecko! Nie wspominając już o sobie. Pojęcia nie masz, w jakim

stresie żyję. Wyluzuj. Twoje życie się nie zmieniło, w przeciwieństwie do mojego.

Oczy Camerona pociemniały. Peppa czuła, że posunęła się za daleko. Chciała odreagować, a on stał się nieszczęsną ofiarą, bo znalazł się

w nieodpowiednim czasie w niewłaściwym miejscu. To nie tylko jej wina. Zabawił się w porywacza i zasypał ją pytaniami, więc w duchu uznała,

że zasłużył na to, co dostał.

Tyle że tak naprawdę na to nie zasłużył. Starał się, wszystko, co robił i mówił, było słuszne. W pewnym sensie. Jednak Peppa nie potrafiła łatwo

pogodzić się z ciążą i jej konsekwencjami.

– Wydaje ci się, że tylko ty się z tym zmagasz? Dla mnie to koszmar, jak nie wiem, co się z tobą dzieje. Czy z dzieckiem wszystko w porządku,

czy w ogóle jeszcze jest jakieś dziecko?

Peppę gryzło sumienie. On nie musi znosić jej humorów.

– Przepraszam.

Objęła go i przytuliła. W pierwszej chwili zesztywniał, nie wiedział, jak zareagować na ten impulsywny gest. Potem z wolna się odprężył i też ją

objął.

Peppa wtuliła twarz w jego szyję. Potrzebowała wsparcia, bliskości kogoś, kto jest od niej silniejszy.

background image

– Przepraszam – powtórzyła. – Nie jestem w tym dobra. Nie zasługujesz na to. Bardzo mi przykro.

Cameron delikatnie się odsunął i położył palec na jej wargach. Patrzył z takim napięciem, aż zadrżała.

– Zawrzyjmy pakt – zaproponował. – Nie unikaj mnie i bądź ze mną w kontakcie.

Kiwnęła głową i znów się w niego wtuliła. Głaszcząc jej ramiona, szepnął jej do ucha:

– Mam dla ciebie niespodziankę. – Zobaczył pytanie w jej oczach i pokręcił głową. – Zaraz będziemy na miejscu. To niedaleko twojego domu.

Usiadł wygodnie, przytulając Peppę, i przeniósł wzrok za okno. Parę przecznic dalej szofer zwolnił i zatrzymał się przy krawężniku. Cameron

otworzył drzwi, wysiadł i wyciągnął rękę do Peppy. Gdy stanęła na chodniku, jej spojrzenie powędrowało w stronę narożnego lokalu. Na widok

eleganckiego szyldu otworzyła usta.

„U Peppy. Catering Twoich Marzeń”.

Szyld był idealny. Różowy. Nowoczesny. Kobiecy. Rzucał się w oczy. Peppa ruszyła naprzód, by zajrzeć do środka przez okno wystawowe.

Po lewej stronie znajdowały się miejsca do siedzenia i duża lada, na której można wystawić smakołyki. Na obu końcach lady stały kasy.

– Cam, co to jest? – Odwróciła się do niego. Stał z uśmiechem satysfakcji na twarzy.

– Chcesz wejść i przekonać się, czy ci się podoba?

Pomachał jej kluczem przed nosem.

– No jasne!

Chwyciła klucz i otworzyła drzwi. Omal nie zapiszczała z radości, słysząc dzwonek nad drzwiami, który odzywał się, gdy ktoś wchodził.

Wnętrze było piękne. Ściany zdobiły zdjęcia ciastek. Ciastka i babeczki były dosłownie wszędzie. Skąd on wie, co jej się podoba?

– Ashley mi pomogła – wyjaśnił, jakby czytał w jej myślach.

– Nie wierzę – szepnęła.

Wskazał na drzwi prowadzące na zaplecze.

– Zobaczmy, czy zaakceptujesz kuchnię.

Przesunęła ręką po blacie lady. Już się tam widziała. Już czuła apetyczne zapachy.

Wpadła do kuchni i stanęła jak wryta.

Blaty zapełniały rzędy najnowocześniejszych kuchennych sprzętów. Były tam również liczne piekarniki z nierdzewnej stali, dwie ogromne

lodówki i wielka zamrażarka.

Wszystko, co jest potrzebne w takim miejscu.

Ledwie trzymała się na nogach z przejęcia. Nie powinna tego przyjąć. Ciarki ją przeszły na myśl, ile to wszystko kosztuje. Nie pytała o ten

lokal, wiedząc, że jest poza jej zasięgiem. Z drugiej strony Cam poświęcił dużo czasu i wysiłku, przygotowując jej doskonałe miejsce pracy.

Byłaby niewdzięcznicą, gdyby to odrzuciła.

– Podoba ci się?

Wzruszyła się, słysząc cień niepewności w jego głosie. Nie może mu odmówić i zlekceważyć hojnego gestu, w który włożył tyle serca.

– Czy mi się podoba? – zaśmiała się. – Mój Boże, tak! Bardzo!

Rzuciła mu się w ramiona. Cameron aż się cofnął ze śmiechem, by nie stracić równowagi.

Peppa zamknęła oczy. To jest odpowiedź na jej problemy. Może natychmiast zacząć pracę, gdy tylko upora się z wymogami biurokracji.

– To będzie sukces – oznajmiła. – Nie zmarnuję twojej inwestycji.

Ostrożnie uwolnił się z uścisku, położył dłonie na jej ramionach i spojrzał w oczy.

– To nie jest inwestycja. To prezent. Zapłaciłem za wynajem za dwa lata z góry. To dużo czasu, żebyś stanęła na nogi i zaczęła zarabiać.

– Nie wierzę – powtórzyła. – Po tym, jak cię potraktowałam. Nie wiem, jak ci dziękować. Pojęcia nie masz, jak mi pomogłeś.

Posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.

– Ten prezent wiąże się jednak z pewnymi zobowiązaniami. Obiecasz mi dwie rzeczy. Po pierwsze, przestaniesz mnie unikać i będziemy razem

troszczyli się o twoją ciążę. Po drugie zatrudnisz pracowników, żeby się nie przemęczać.

Na twarz Peppy wypłynął bezradny uśmiech.

– Obiecuję.

Skoro nie wyda pieniędzy na wynajem, będzie ją stać na pracowników!

Cameron zawahał się i delikatnie pogładził jej ramiona.

– Nie mogę dać ci tego, czego chcesz czy na co zasługujesz, ale to, co mogę ci ofiarować, należy do ciebie. Nosisz moje dziecko. Zrobię

wszystko, żebyście oboje byli bezpieczni i szczęśliwi.

Jak łatwo byłoby pokochać tego mężczyznę, który przysięga, że nie potrafi kochać! Wydawał się zdeterminowany, by trzymać ją na dystans,

a równocześnie otaczał ją troską.

Przytuliła się do niego i pocałowała w usta. Cameron wstrzymał oddech, znów stanął sztywno. Niezależnie od tego, co twierdził, pragnął jej. Nie

zamierzała jednak wykorzystywać tego przeciw niemu.

– Dziękuję – powiedziała, a potem się odsunęła.

Chciał złapać ją za rękę, ale chwycił tylko koniuszki palców.

background image

– Chodźmy gdzieś na kolację. Mamy wiele do przegadania, chciałbym też poznać twoje plany związane z kawiarnią.

Proponował jej przyjaźń, co wzbudziło w niej ciepłe uczucia, a jednocześnie poczucie osamotnienia. Mogło ich łączyć o wiele więcej. Choć

przyjaźń to już coś.

Może wszystko, co Cameron ma jej do zaofiarowania.

Uśmiechnęła się i ścisnęła mu dłoń.

– Chętnie.

Nazajutrz rano zobaczyła samochód zaparkowany przed jej domem i kierowcę opartego o drzwi pasażera. Gdy ją dojrzał, wyprostował się

i sięgnął do tyłu, by otworzyć tylne drzwi.

– Pani Laingley? – spytał. – Pan Hollingsworth kazał mi panią zawieźć do kawiarni i wszędzie, gdzie pani zechce.

Peppa westchnęła. To chyba przesada. Zgodziła się przyjąć lokal, ale samochód z kierowcą, kiedy ma do przejścia tylko parę przecznic?

Szofer, jakby wyczuł jej wahanie, wyjął z kieszeni telefon i nacisnął przycisk. Wyciągnął do niej rękę z telefonem.

– Kazał mi zadzwonić, gdyby pani odmówiła – wyjaśnił.

Peppa wzięła telefon i usłyszała niski głos Cama.

– Weź samochód, Peppo. Jest zimno, chodniki są oblodzone, a później ma padać śnieg.

Uśmiechnęła się mimo woli. W jego szorstkiej opiekuńczości było coś ujmującego.

– Nie rób więcej takich rzeczy.

– Nie? Zdawało mi się, że wczoraj wieczorem na coś się umówiliśmy. Już zrywasz umowę?

Och, ale sprytny. Odmawiając, wyszłaby na zołzę, a on tylko stara się pomóc matce swojego dziecka.

– No dobrze – mruknęła. – Ale na tym koniec. Zrobiłeś już za dużo.

– Chyba ja o tym decyduję – odparł z rozbawieniem.

Rozłączył się. Peppa stała z telefonem przy uchu, a szofer czekał, aż wsiądzie do samochodu.

Burcząc pod nosem na temat upartych facetów, usiadła na tylnym siedzeniu. Gdy szofer zajął miejsce, podał jej wizytówkę.

– Tu jest mój numer – oznajmił. – Proszę dzwonić, jak będzie pani chciała gdzieś jechać. Polecenia pana Hollingswortha były jasne. Nie życzy

sobie, żeby pani chodziła po tym zimnie.

Zerknęła na wizytówkę i zobaczyła imię szofera.

– Okej, John. Będę grzeczna. Czuję, że gdybym nie skorzystała z pana usług, musiałby pan na mnie donieść.

Szofer się zaczerwienił i spojrzał w lusterko.

– Tak, proszę pani. Przepraszam, ale pan Hollingsworth mi płaci.

Zaśmiała się.

– Nie chcę mieć na sumieniu pańskiego zwolnienia. Obiecuję, że zadzwonię, jak będę się gdzieś wybierała.

Szofer kiwnął głową zadowolony i skupił się na prowadzeniu. Zaczął padać deszcz ze śniegiem. Peppa ucieszyła się, że siedzi w ciepłym

samochodzie.

Po paru minutach zatrzymali się przed kawiarnią.

– Proszę zadzwonić, jak będzie pani wychodzić – poprosił John, pomagając jej wysiąść.

Pomachała mu i pospieszyła do drzwi. Ku jej zdumieniu były otwarte. Czyżby wczoraj tak zgłupiała, że nie zamknęła ich na klucz? Jęknęła,

zastanawiając się, czy zostało jej cokolwiek z cennego sprzętu.

Weszła do środka, zapaliła światło, po czym omal nie podskoczyła, gdy zza lady wychyliły się Ashley, Tabitha, Carly i Sylvia, wołając:

– Niespodzianka!

– O Boże, ale mnie przestraszyłyście.

Przyjaciółki otoczyły Peppę. Carly ją uściskała.

– Wybacz. Chciałyśmy razem z tobą uczcić powstanie lokalu „U Peppy”.

– Skąd wiecie? Jak się tu dostałyście?

Ashley się uśmiechnęła.

– Cam do mnie zadzwonił. Pomyślał, że się ucieszysz. Rano podrzucił mi klucz.

– To fantastyczny lokal, Pep! – zawołała Tabitha. – Wyobrażam sobie klientów pałaszujących twoje pyszności.

Dźwięk klaksonu przerwał im rozmowę. Peppa z początku uznała, że to normalny uliczny hałas, ale gdy nie ustawał, odwróciła się, marszcząc

czoło. Za drzwiami stał młody mężczyzna i machał do nich energicznie.

– Co jest? – mruknęła Peppa.

– Uważaj, Pep! – ostrzegła Sylvia, gdy Peppa ruszyła do drzwi.

Kiedy je otworzyła, przyjaciółki zebrały się obok. Mężczyzna z uśmiechem wskazał za siebie.

– O mój Boże – westchnęła Carly.

Peppa wlepiła wzrok w barwnie udekorowany samochód dostawczy zaparkowany przed lokalem. Był po prostu niesamowity. Jak Cam go

zdobył?

background image

Tak samo jak na szyldzie widniał na nim napis „U Peppy”, różowy na białym tle. Limonkowy napis: „Catering twoich marzeń” otaczały

lawendowe, żółte i pomarańczowe kwiaty.

– Kluczyki – rzekł mężczyzna z uśmiechem.

Peppa wyciągnęła rękę. Łzy napłynęły jej do oczu.

Przyjaciółki ściskały ją, piszcząc z radości.

– Przejedźmy się nim – zasugerowała Tabitha.

Sylvii zaświeciły się oczy.

– O tak, wsiadajmy!

– Czy przypadkiem nie trzeba mieć specjalnego prawa jazdy? – zapytała Peppa. – Czy w ogóle prawa jazdy?

Ashley się zaśmiała.

– Chyba powinnaś zatrudnić kierowcę, ale uważam, że należy go wypróbować.

Peppa dawno nie czuła się tak radosna.

– Okej.

Zaśmiewając się jak szalone, kobiety pognały do samochodu. Peppa usiadła na miejscu kierowcy i włożyła kluczyk do stacyjki. Zanim zapaliła

silnik, spojrzała znacząco na przyjaciółki.

– Jak któraś z was doniesie Camowi, zamorduję własnymi rękami. Mówię głównie o tobie, Ash. Umarłby z strachu, gdyby wiedział, że jeżdżę

po mieście bez prawa jazdy. I tak muszę wysłuchiwać niekończących się przemówień na temat bezpieczeństwa.

Ash niewinnie zamrugała powiekami.

– A kto to jest Cam?

– Ruszaj, Pep! – zawołała Sylvia.

Peppa uruchomiła silnik.

– Włącz radio! – zawołała z tyłu Carly.

– Ja włączę radio, ty prowadź. – Sylvia pochyliła się nad deską rozdzielczą.

Samochód mknął ulicami miasta, z radia płynęła muzyka, kobiety śmiały się i śpiewały. Peppa dawno tak dobrze się nie bawiła. Ciąża to nie

taka zła rzecz. Nic się nie zmieniło. Poza tym, że zostanie matką.

Nadal ma świetne przyjaciółki. Jej kariera ruszyła z miejsca. Część trosk zniknęła. Musi podziękować Camowi.

Camowi, który przysiągł, że jej niczego nie da. Że nie chce zobowiązań. Nie zadzwoni. Omal nie prychnęła. Cam nie zachowuje się jak ktoś,

kto chce zachować dystans.

– Jedźmy na lunch do Oskara – powiedziała Tabitha. – Ja stawiam. Potem wrócimy i upieczemy ciasteczka.

Peppa się uśmiechnęła. Co za fantastyczny plan.

„Peppa była zachwycona. Świetnie to wymyśliłeś”.

Cam czytał esemesa od Ashley i uśmiechał się mimo woli. Wyobraził sobie, jak błyszczały oczy Peppy na widok samochodu, i żałował, że ich

nie widział. W ciąży wyglądała jeszcze promienniej niż wcześniej.

Zacisnął pięść, potarł nią klatkę piersiową, jakby w ten sposób mógł się pozbyć niepokojącego uczucia.

Nie potrafił nie myśleć o Peppie. Towarzyszyła mu stale, i nic nie mógł na to poradzić.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Peppa wśliznęła się na fotel pasażera, przytrzymując suknię na zaokrąglonym brzuchu. Wciąż było wietrznie i chłodno, zdarzały się opady

deszczu, a czasem śniegu, ale tego dnia grzało słońce, zapowiadając to, co wkrótce miało nadejść.

Minione miesiące były... przyjemne. To chyba zbyt letnie słowo, lecz trafnie określało emocje Peppy. Zaakceptowanie przyjaźni Camerona nie

przyszło jej łatwo. Bywało, że wyobrażała ich sobie w stałym związku. Kiedy jednak do Camerona docierało, jak bardzo się zbliżyli, odsuwał się

i wznosił mur, który znów ich dzielił.

To był wyjątkowy dzień. Tego dnia mieli po raz pierwszy zobaczyć dziecko.

– Denerwujesz się? – zapytał Cameron w drodze do kliniki, do której Peppa regularnie chodziła na kontrole.

Peppa wzięła głęboki oddech.

– Trochę.

Cameron uśmiechnął się i ścisnął jej dłoń.

– Nadal chcesz poznać płeć?

Przytaknęła skinieniem głowy.

– Chcę wybrać imię. Kupić ubranka i urządzić pokój.

Nie zdawała sobie sprawy, że na jej twarz wypłynął rozmarzony uśmiech.

– A co byś wolała?

– Zależy kiedy. Wczoraj byłam przekonana, że chłopca. Dzisiaj skłaniam się ku dziewczynce. A ty?

Na moment sposępniał. Próbował się uśmiechnąć, ale bez powodzenia.

– Chyba córkę.

– Myślałam, że mężczyźni wolą synów.

Oczy Camerona przesłoniła mgła.

– Wolałbym córkę. Miniaturę Peppy o ciemnych włosach i zielonych oczach.

Policzki Peppy poczerwieniały. Chwilę później zatrzymali się na parkingu kliniki. Peppę ze zdenerwowania rozbolał żołądek.

– O Boże – jęknęła. – Zaraz się dowiemy.

Cameron znów ścisnął jej palce.

– Pora mieć to za sobą.

Miał taką minę, jakby wolał być wszędzie byle nie w gabinecie, gdzie wykonywano badanie usg. Może wpłynęło na to zdenerwowanie Peppy.

Zerkał na drzwi, jakby rozważał ucieczkę. Peppa przygryzła wargę i opanowała chęć wzięcia go za rękę. Nie patrzył na nią. Wlepiał wzrok

w lekarza. Peppa starała się oddychać spokojnie, gdy lekarz odsłonił jej brzuch. Wzdrygnęła się, czując zimny żel na skórze. Mężczyzna

uśmiechnął się, przykładając głowicę do brzucha.

Peppa wpatrywała się w ekran, na którym mała grudka zaczęła nabierać kształtów. Łzy napłynęły jej do oczu, gdy zabaczyła bijące serce.

Zerknęła na Cama, który patrzył na ekran z równym zdumieniem. W jego oczach był jednak wielki smutek, którego nie rozumiała.

– Jest pani gotowa poznać płeć dziecka? – zapytał lekarz.

– Tak.

– No to popatrzmy. Mam nadzieję, że maleństwo nie jest zbyt wstydliwe. No proszę. Żadnego wstydu. Proszę spojrzeć na małego chłopca.

Peppa prawie usiadła, wlepiając wzrok w maleńki wyrostek.

– O Boże, to chłopiec. Cam, mamy syna!

Jej radość zgasła, gdy ujrzała twarz Camerona. Potem jeszcze bardziej ją zszokował. Wstał i wyszedł z gabinetu, zostawiając ją z obrazem syna

na monitorze.

Cameron wyszedł z kliniki. Potrzebował powietrza i wolności. Łzy piekły go pod powiekami, chciał znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.

Oślepiło go słońce. Chłodny powiew uderzył go w twarz, zamrażając łzy, które nie wypłynęły. Gardło miał tak ściśnięte, że modlił się o oddech.

Stał z palącym bólem w piersi. Syn. Drugi syn.

Dlaczego nie córka? Nie obudziłaby wspomnień o Coltonie. Nie miałby wrażenia, że zastępuje pierwszego syna drugim.

Wyjął telefon, wybrał numer Johna i kazał odebrać Peppę z kliniki. Jest potwornym draniem. Zostawił ją, gdy najbardziej go potrzebowała. Nie

potrafił jednak udawać. Nie mógł się cieszyć, kiedy czuł, że umiera.

Upewniwszy się, że John zawiezie Peppę do domu, wrócił do samochodu. W ciągu minionych miesięcy większość czasu spędzał w mieście,

blisko Peppy. Teraz marzył tylko o tym, by skryć się za żelazną bramą posiadłości w Connecticut.

– Tak po prostu wyjechał? – Peppa osłupiała.

John ze skonsternowaną miną prowadził ją do samochodu.

background image

– To chyba coś pilnego, panno Laingley.

– Na przykład co? – zapytała. – Co może być ważniejszego niż to? Nie mógł mi powiedzieć, że wyjeżdża?

Im więcej o tym myślała, tym większa złość ją ogarniała. Kiedy John pomógł jej wsiąść, była bliska furii. To powinna być wyjątkowa chwila.

Powinni świętować. Tymczasem jechała do domu sama, nie mając pojęcia, co ugryzło Camerona.

Minione dwa miesiące były wspaniałe. Cameron już nie był taki nadopiekuńczy i sztywny. Po raz pierwszy Peppa nie patrzyła w przyszłość

z męczącą niepewnością, czy zaangażowanie Camerona szybko nie wygaśnie.

Co mu się stało, do diabła?

John zaparkował przed jej domem. Peppa, marszcząc czoło, pochyliła się do przodu.

– Dokąd Cam pojechał? Mówił coś?

– Przypuszczam, że do Greenwich.

Ta pilna sprawa zaciągnęła go do domu? O nie. Ma dość jego zmiennych nastrojów.

Oparła się o siedzenie.

– Proszę mnie zawieźć do Greenwich.

John spojrzał w tylne lusterko.

– Słucham?

– Słyszał pan. Proszę mnie zawieźć do tej cholernej jaskini.

– Może lepiej, żeby pani najpierw zadzwoniła. Pan Hollinsgworth nie lubi, żeby mu tam przeszkadzać.

– Mam gdzieś, co lubi pan Hollingsworth – odparowała. – Albo pan mnie tam zawiezie, albo wezwę taksówkę.

John zrezygnowany uruchomił silnik.

Peppa złościła się w duchu przez kolejną godzinę. Gdy wjechali na długi podjazd przed domem Camerona, była w podłym nastroju.

Wysiadła, nie czekając na pomoc Johna. Żwawo pomaszerowała po schodach, zawahała się, czy zapukać i uznała, że skoro przejechała taki

szmat drogi, nie zaryzykuje, że Cameron jej nie opowie.

Nacisnęła klamkę i weszła do środka.

– Cam! – zawołała ostro. – Gdzie jesteś, do diabła?

Odpowiedziała jej odbijająca się echem cisza.

– Cam! – krzyknęła głośniej. – Weź tyłek w troki i zejdź tutaj!

Chwilę później usłyszała kroki, a potem u szczytu schodów pojawił się Cameron. Miał zmarszczone czoło.

– Co tu robisz, Peppo? Coś się stało?

Gdyby nie wymagało to wysiłku, wparowałaby na te schody i go walnęła z całych sił. Potrząsnęła głową, zaciskając pięść. Wyobraziła sobie,

jak kładzie go na łopatki.

– Zepsułeś najbardziej radosny dzień w moim życiu i śmiesz pytać, co się stało?

Cameron powoli schodził po schodach. Jego kroki rozbrzmiewały groźnie w złowieszczej ciszy. Kiedy dotarł na dół, stanął i zmierzył ją

wzrokiem.

Peppa zadrżała. W jego oczach nie widziała ciepła ani troski, które jej okazywał przez minione tygodnie.

– Co cię gryzie?

– Przyjechałaś aż tutaj, żeby o to zapytać?

Nie dała się zbić z tropu.

– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Że trochę ci na mnie zależy, a przynajmniej na dziecku. Przyjaciele nie zachowują się tak, jak ty dzisiaj.

Zostawiłeś mnie w gabinecie i kazałeś szoferowi mnie odwieźć. O co chodzi?

– Nie zawsze chodzi o ciebie.

Jego lodowaty ton tylko bardziej ją rozsierdził. Czuła, że Cameron coś przed nią ukrywa, że nie dość jej ufa, by się tym podzielić. Ale czy ona

ma prawo naciskać? Nic jej nie jest winien, przypomniała sobie boleśnie.

– Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi – powtórzyła.

Odwróciła się, zdając sobie sprawę, jaką głupotą był przyjazd do tego domu. Nie jest tu mile widziana. Od tamtej nocy, kiedy się kochali, nikt

jej tu nie oczekiwał. Cam pozbył się jej możliwie szybko i więcej tu nie zabrał.

To przypomnienie było jej potrzebne, bo zaczynała robić sobie nadzieje. W fantazjach tworzyła świat, gdzie miała szanse na przyszłość z tym

człowiekiem.

– Nie fatyguj się i nie przychodź na następną wizytę – rzekła sztywno, odwracając się do niego plecami. Kiedy była już przy drzwiach, Cameron

dogonił ją i chwycił za rękę.

– Peppo... – To słowo mieściło w sobie tyle emocji. Żal, smutek. Zatrzymała się, ręka jej zadrżała. – Przepraszam – dodał. – Nie rozstawajmy

się w ten sposób.

Peppa szukała w sobie złości, a czuła, że zaraz się rozpłacze.

– Podaj mi jeden dobry powód. Nie chcesz mnie tutaj. Nie wiem, po co udajemy, że cokolwiek nas łączy. Wycofajmy się w porę.

background image

– Nie chcę tutaj gości – odparł. – Nie chodzi o ciebie. Ale... Zostań. Wybacz mi. Zachowałem się jak łobuz. Zepsułem ci ten dzień.

– Chyba nam coś zepsułeś – poprawiła. – To nasze dziecko. Żadne z nas nie powinno tego zapomnieć, ale mówiąc szczerze, teraz już nie chcę

pamiętać. Jak wytłumaczę dziecku, że jego ojciec wyszedł z gabinetu, kiedy dowiedział się, że ma syna?

Cameron zbladł.

Łzy, które usiłowała powstrzymać, wypłynęły spod powiek. Stała, drżąc na całym ciele. Nagle Cameron wziął ją w ramiona i przytulił tak

mocno, że ledwie oddychała.

– Nie płacz – szepnął. – Przepraszam. Proszę, zostań. Nie zasłużyłaś na to. Wybacz mi.

Zaczął ją całować. Bez tchu, niemal rozpaczliwie. Dotykał jej jak szalony, jakby tego właśnie w tej chwili najbardziej potrzebował. Jakby była

najważniejszą rzeczą w jego świecie.

Czuła jego smutek i niepewność. Rozpacz i ból. Tyle emocji kotłowało się w Cameronie, że powietrze wokół nich było od nich gęste.

Potem jego dotyk stał się delikatny, jakby prosił, by go nie odtrącała. Żeby go dotknęła,ofiarowała mu pociechę niezbędną do życia. Nie

potrafiła zachować chłodu i dystansu. Oddała mu pocałunek, przesunęła palcami po zarośniętej szczęce i ujęła jego policzek w geście akceptacji

i zrozumienia. Przebaczenia.

Cameron porwał ją w ramiona, jakby ważyła nie więcej niż piórko, i zaniósł ją do jednej z sypialni na parterze. Zostawił drzwi otwarte i położył

ją na materacu.

Wstrzymała oddech, gdy pochylił się nad nią. Kiedy opadł wargami na jej usta, przez kilka chwil nie mogła złapać tchu. Niecierpliwym ruchem

zdjął z niej suknię i rzucił ją na bok. Równie szybko pozbawił ją bielizny.

Wtedy jego spojrzenie się zmieniło. Oczy mu pojaśniały, patrzył na nią w zdumieniu. Ostrożnie przesunął palce na zaokrąglony brzuch. Położył

na nim dłonie, jakby chciał go objąć, a następnie pochylił głowę i pocałował. Peppa była oszołomiona.

– Wybacz – szepnął znów.

Emocje dławiły mu gardło, ale przeprosiny trafiły prosto do serca Peppy. Każdy, kto by je słyszał, przyznałby, że są szczere. Cameron stał

przed nią bezbronny i nagi, ale ta nagość dotyczyła duszy. Obnażył przed nią duszę.

Objęła go i przyciągnęła.

– W porządku.

Ich wargi znów się spotkały, najpierw z sobą flirtując, a później całując się namiętnie. Cameron ostrożnie ocierał się o Peppę, by nie przygnieść

jej swoim ciężarem.

Całował jej szyję, to delikatnie, to brutalnie. Była pewna, że zostawia ślady. Pieścił ją językiem i szczypał wargami, przesuwając się niżej. Kiedy

jego wargi znalazły się na wysokości piersi, uniósł głowę i spojrzał Peppie w oczy.

– Są teraz bardziej wrażliwe? – zapytał.

Przeciągnął kciukiem po wzgórku piersi i czekał na reakcję. Peppą wstrząsnęły dreszcze.

– O tak.

– Będę uważał.

Pieścił jej piersi z czułością. Peppa uniosła się z materaca, bezsilna wobec zalewającej ją rozkoszy. Od tamtej szalonej nocy upłynęło wiele

czasu. Peppa rozpaczliwie pragnęła Camerona. Minione tygodnie były dla niej torturą. Cam był opiekuńczy i troskliwy, a jednak dzielił ich mur.

Choć nie spodziewała się, że to coś zmieni, pragnęła fizycznego kontaktu. Cameron objął jej brzuch i obsypywał go pocałunkami, aż łzy

napłynęły znów do oczu Peppy.

Potem rozchylił jej uda i umościł się na brzegu lóżka. Wsunął dłonie pod jej pośladki, pochylił głowę i trzymał ją, by mu nie uciekła. Wplotła

palce w jego włosy i poruszała się w rytm intymnej pieszczoty, coraz bardziej pobudzona.

– Cam, proszę. Chcę cię.

Wstał, tym razem trzymając ją za nogi. Zsunął ją na brzeg łóżka, tak że tylko jej plecy spoczywały na materacu.

– Obejmij mnie nogami – powiedział.

Gdy to zrobiła, natychmiast się z nią połączył. Peppa jęknęła. Czuła go w sobie bez żadnych barier. Ścisnął jej uda i bardziej ją na siebie

wciągnął, a potem się wysunął i delikatnie głaskał jej brzuch.

– Nie pozwól, żebym cię skrzywdził.

– Wiem, że mnie nie skrzywdzisz – szepnęła. – Kochaj się ze mną.

Niewiele brakowało, by wyznała mu swoje uczucia. Powstrzymała się jednak, świadoma, że wcale by się nie ucieszył. Kochał się z nią z jakąś

desperacją. Jego ręce były dosłownie wszędzie, jakby nie mógł się nią nasycić. Jakby chciał być z nią jeszcze bliżej.

Kiedy wchodził w nią głębiej, objęła go mocno. Orgazm nie był tak ważny jak chwila bliskości, więź, jaka się między nimi wytworzyła. To nie

był seks. To było dużo więcej.

Pocałowała go w szyję, a potem przygryzła wargę, by zatrzymać słowa, które miała na końcu języka. Rozkosz, niespieszna, bez gwałtownych

wybuchów, była ciepłem i słodyczą, które rozeszły się po jej ciele. Peppa wznosiła się coraz wyżej, wszystkie jej mięśnie napięły się

w oczekiwaniu.

– Cam!

background image

To było wołanie o pomoc. Czuła go w każdym zakątku ciała. Był taki silny. Nagle znieruchomiał. Wyszeptał jej imię i zamilkł. Przez długą chwilę

stał potem nad nią, nim wreszcie położył się obok.

Przycisnął czoło do jej czoła, a gdy ich wargi się spotkały, pocałował ją lekko.

– Peppa – szepnął. Tym razem w tym jednym słowie mieściło się całe bogactwo znaczeń.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Kiedy się przebudziła, była zdezorientowana. Dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie, gdzie jest. Spojrzała na zegarek i westchnęła

z ulgą. Spała tylko godzinę.

Usiadła i rozejrzała się po ciemnym pokoju. Camerona tam nie było. Wstała, by poszukać ubrania, lecz zamiast tego ujrzała leżący na łóżku

szlafrok.

Włożyła go i udała się do łazienki. Tak, nie powinna była kochać się z Camem. To niczego nie rozwiązuje, ale także nie komplikuje spraw

bardziej, niż były już skomplikowane. Nie będzie robić sobie wyrzutów, sama tego chciała.

Prawdziwy problem był poważniejszy. Okazała się na tyle głupia, by zakochać się w mężczyźnie, który nie odwzajemnia jej uczuć. Co gorsza,

jest z nim w ciąży, a to wiąże ich na zawsze. Nawet jeśli on się ożeni.

Żołądek podszedł jej do gardła. Nie zniosłaby chyba, gdyby inna kobieta uczestniczyła w wychowaniu jej dziecka. Macocha jej syna. Musi

przestać o tym myśleć, bo zwariuje. Wciągnęła głęboko powietrze. Musi uzyskać od Camerona kilka ważnych odpowiedzi.

Po paru minutach opuściła sypialnię.

Znalazła Cama w gabinecie. Stał, niewidzącym wzrokiem patrząc w noc. Przez chwilę studiowała jego profil, nie chciała zakłócać mu spokoju,

lecz z drugiej strony była zdeterminowana, by doprowadzić do konfrontacji.

Trzymał ręce w kieszeniach spodni. Miał ponury wyraz twarzy. Odwrócił się i ujrzał ją w drzwiach.

– Jesteś głodna? – zapytał.

Była głodna, ale nie o tym chciała mówić.

– Najpierw chcę porozmawiać – odparła.

Westchnął, jakby wiedział, że to nieuniknione.

– Dlaczego to, że będziemy mieć syna, tak cię przeraża? Z radością mówiłeś o córce. Kiedy okazało się, że to chłopiec, uciekłeś.

Cameron zbladł, jego oczy były martwe. Opuścił powieki i zacisnął wargi. Peppa była przekonana, że wyrzuci ją za drzwi. Wyglądał na

wściekłego i zarazem zdruzgotanego.

Potem otworzył oczy i spojrzał na nią bez wyrazu. Wiedziała, że wygrała. Czemu jednak nie czuła radości zwycięstwa?

– Dobrze. Porozmawiamy. Po kolacji.

Już chciała zaoponować, ale coś ją powstrzymało. Może Cameron potrzebuje czasu, by się przygotować.

Zaprowadził ją do kuchni, kazał jej usiąść przy wyspie i podszedł do lodówki.

– Niestety nie ma wielkiego wyboru. Gosposia gotuje i zamraża mi jedzenie. Często jem w mieście.

Peppa zeszła za stołka.

– Z tego, co masz, na pewno coś da się przyrządzić.

– I na jakiego gospodarza wyjdę?

Popatrzyła mu w oczy.

– Siadaj.

Cam zajął stołek, który zwolniła. Peppa chciała przygotować jakieś szybkie danie, by nie czekać całą noc na rozmowę. Nie chciała także dać

mu tyle czasu, by zmienił zdanie i pozbył się jej bez wyjaśnień.

Znalazła świeże croissanty i postanowiła zapiec je z szynką i serem. Czekając, aż croissanty upieką się w piekarniku, zrobiła owocową sałatkę.

Postawiła na stole majonez, musztardę i sałatkę, a potem sięgnęła po szklanki.

– Czego się napijesz? – spytała.

Cameron wstał i podszedł do szafki.

– Wino się skończyło. Co zwykle pijesz?

– Wodę, herbatę ziołową. Czasem sok owocowy, ale po soku mam niestrawność. Głównie wodę.

– Woda się znajdzie.

Peppa postawiła na stole szklanki i napełniła je wodą z lodówki. Wyjęła blachę z piekarnika i położyła upieczone croissanty na talerzach, po

czym usiadła obok Cama.

– Smaczne – rzekł, gdy zaczął jeść. – I łatwe do zrobienia. Nie wpadłbym na ten pomysł.

Peppa się uśmiechnęła.

– Jestem królową kuchennych improwizacji. Kiedy dorastałam, rzadko jadaliśmy posiłki całą rodziną. Szybko nauczyłam się sobie radzić.

Cameron przekrzywił głowę.

– Mało mówisz o rodzinie.

Omal nie prychnęła. Już miała mu powiedzieć, że on wcale nie mówi o swojej, ale nie chciała zamykać drzwi, zanim się otworzą.

– Nie ma o czym.

– Jakoś mi wydaje się inaczej.

background image

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem czemu.

– Często widujesz swoich bliskich?

Peppa westchnęła.

– Widuję matkę, kiedy mnie nie uprzedzi o wizycie i nie zdążę zniknąć.

– To chyba niedobrze. – Skrzywił się.

– O wiele lepiej, żebyśmy się nie widywały, wychodzi nam to na zdrowie.

– A twój tata?

Przygarbiła się i odłożyła połówkę croissanta.

– Odszedł od nas, jak byłam młodsza. Nie mam mu za złe. Matka jest, delikatnie mówiąc, trudna. Zmarł parę lat temu i zostawił mi pieniądze, za

które teraz żyję.

Cameron zmarszczył czoło.

– Nie jesteś blisko związana z rodziną.

– Daj diabłu ogarek... – powiedziała. – Czy ktoś ci już mówił, że jesteś spostrzegawczy?

– Po co ten sarkazm? Porozmawiaj ze mną.

– Twój tupet mnie zdumiewa. Mieliśmy rozmawiać o tobie.

– To niczego nie rozwiąże.

– Może dla ciebie. Noszę twoje dziecko i chcę wiedzieć, czy mam się spodziewać więcej takich zachowań jak twoja dzisiejsza ucieczka. Może

znikniesz w dniu urodzin syna. Musimy o tym porozmawiać, bo jeśli nie, wychodzę stąd i nie wrócę.

– To groźba?

Spojrzała mu w oczy bez mrugnięcia.

– To obietnica.

Cameron odsunął talerz i wstał, omal nie kopiąc stołka. Wypadł z kuchni do salonu z rękami w kieszeniach spodni. Peppa ruszyła za nim.

Przystanęła, gdy Cameron się zatrzymał. Choć stał do niej odwrócony tyłem, czuła jego złość. Gdy się odwrócił, jego oczy płonęły.

– Miałem już syna. Coltona. I żonę Elise.

Peppa oniemiała.

– Nie masz nic do powiedzenia? – warknął.

Zignorowała jego złość. Nagle wiele spraw się wyjaśniło.

– Co się stało? – zapytała łagodnie.

– Straciłem ich. Colton był maleńki. Najpiękniejsze, najsłodsze dziecko na świecie. Elise była... cudowna. Młoda, pełna energii. Była wspaniałą

matką.

Peppa poczuła ból w sercu na widok jego przepełnionych żalem oczu.

– Jestem w stanie znieść myśl o córce – wydusił – nawet na nią czekałem. Ale nie na syna. To jakbym chciał zastąpić nim Coltona.

Peppa słuchała go zszokowana. Chciała natychmiast zaprzeczyć, jednak milczała. Rozpacz w oczach Camerona mówiła, że on w to wierzy.

Spuściła wzrok i poczuła silną potrzebę chronienia dziecka. Przeniosła spojrzenie na Camerona, który stał z zaciśniętymi zębami.

Złość i smutek walczyły w niej o lepsze. Smutek z powodu straty Camerona. Złość, że dziecko miałoby za to zapłacić.

– Odmówisz dziecku miłości, bo ma pecha być chłopcem?

Cameron zmierzył ją wzrokiem.

– Tego nie powiedziałem.

– Z tego, co mówiłeś, wypływa taki właśnie wniosek.

Wsunął palce we włosy.

– Staram się, Peppo. Naprawdę. Wiesz, że tego nie chciałem.

– Wiem. Powiedziałeś to wyraźnie. Nie chcesz ani mnie, ani naszego syna. Ale wiesz co? On nie ma wyboru. To nie jego wina, że ma rodziców,

którzy nie zapobiegli jego poczęciu. I wiesz co? – Urwała, ciężko oddychając. – Nigdy nie będę żałowała, że ta gumka pękła. Chcę tego dziecka.

Jeśli zamierzasz żyć przeszłością i odmówić sobie cudu, jakim jest syn, to twój problem.

Odwróciła się i ruszyła do drzwi, po drodze biorąc torebkę. Nie miała pojęcia, czy znajdzie Johna. Nic ją to nie obchodziło. Jeśli trzeba, pójdzie

do Ashley na piechotę.

– Peppa!

Szarpnięciem otworzyła drzwi, wyszła i zatrzasnęła je. Boże, jaka z niej idiotka! Poszła z nim do łóżka po tym, jak ją zostawił u lekarza! Szybko

szła podjazdem, by jak najprędzej się oddalić.

– Peppa! Cholera jasna! Co ty wyprawiasz? – krzyczał Cameron, stojąc w progu.

Peppa wyjęła komórkę. Miała nadzieję, że zastanie Ashley w domu. Jeśli nie, czeka ją długi spacer do najbliższego miejsca, gdzie można złapać

jakiś środek transportu.

background image

Gdy dotarła do końca podjazdu, ciemność rozjaśniły światła reflektorów. Cam zatrzymał samochód i opuścił szybę.

– Wsiadaj. To szaleństwo.

Spojrzała na niego, nie przystając ani na moment.

– Szaleństwem byłoby pozostanie w tym domu choć minutę dłużej. Idę do Ashley. Nic mi nie będzie.

Cameron wyrzucił z siebie stek siarczystych przekleństw. Zajechał jej drogę.

– Pozwól przynajmniej, że podrzucę cię do Ashley.

– Jeśli obiecasz, że pojedziemy prosto do niej.

– Wsiadaj – burknął.

Peppa podeszła do drzwi od strony pasażera i wsiadła do samochodu. Kiedy zauważyła, że Cameron chce coś powiedzieć, uniosła rękę.

– Oszczędź mi tego.

Cameron w milczeniu skręcił. Gdy zajechali przed dom Ashley, Peppa wysiadła, nim samochód dobrze się zatrzymał, i poszła przed siebie, nie

oglądając się.

Cameron odjechał dopiero, gdy Ashley pojawiła się w drzwiach.

– Peppa? Co się stało? – zapytała Ashley.

Peppa miała łzy w oczach.

– Przenocujesz mnie, Ash?

– Posłuchaj, Dev, wiem, że to twój przyjaciel, ale doprowadza mnie do szału – oznajmiła Peppa.

Devon podał jej szklankę soku, patrząc na nią ze współczuciem.

– To twardziel, kochanie. Zawsze taki był.

Ashley objęła Peppę, tak jak mogła ze swoim sporym brzuchem. Wyglądały jak reklama płodności. Tyle że Ashley miała kochającego męża,

który nie mógł doczekać się potomka.

Peppa pociągnęła nosem i przełknęła łyk soku, świadoma, że będzie przez to cierpiała.

– Nie mogę uwierzyć, że z powodu płci dziecka mu odbiło.

Devon spojrzał na kobiety z niepokojem. Jedna ciężarna, którą rządzą hormony, to już dość, ale dwie? Był gotów upić się albo uciec w ciemną

noc. A może jedno i drugie.

– Rozumiem, że strata ukochanych osób to tragedia. Powinnam się nad nim użalić. Poklepać go po plecach i okazać mu wyrozumiałość. Ale,

jasna cholera, nie mogę! – Peppa ze złością otarła twarz i postawiła szklankę na stoliku.

Devon pokręcił głową.

– Myślę, że postąpiłaś słusznie. Współczucie to ostatnia rzecz, jakiej mu potrzeba. Cam jest moim przyjacielem, ale pora, żeby zaczął normalnie

żyć, a nie, jak dotąd, przeszłością.

– Wyszłam na osobę bez serca, a to nieprawda. Przykro mi, kiedy widzę, jak cierpi. Ale jak poczuje się nasze dziecko, kiedy się dowie, że

tatuś go nie chce, bo ma wyrzuty sumienia, że zrobił sobie nowego synka, żeby mu zastąpił tego pierwszego?

– Chronisz dziecko – zauważyła Ashley. – Nie powinnaś przepraszać. Cam to idiota.

Peppa poczuła się zażenowana.

– Nie jest idiotą dlatego, że opłakuje bliskich. Jest idiotą, bo nie potrafi dostrzec, że dostał drugą szansę. To dziecko nie zastąpi Coltona. Nie

wiem, jak mu to okazać. Nie wiem, czy spróbuję. Jestem zmęczona tą głupią grą. Oboje udajemy, że nie chcemy nic więcej, że ten sztuczny

związek nas zadowala. Ja nie jestem szczęśliwa. Nigdy nie będę szczęśliwa z mężczyzną, który daje mi tylko część siebie. Jestem egoistką. Chcę

wszystkiego.

Devon uśmiechnął się, a Ashley znów ją przytuliła. Peppa siedziała chwilę w objęciach przyjaciółki, czerpiąc z tego pociechę.

– Moim zdaniem Camowi nie mogło się trafić nic lepszego niż spotkanie ciebie – stwierdził Devon.

Peppa westchnęła.

– Och, zgadzam się. Nie jestem męczennicą, która udaje, że jest nic niewarta.

– Dobra dziewczyna – rzekł Devon.

Peppa znów wpadła w podły nastrój.

– Boże, Ash, ja z nim spałam. Dzisiaj. Po tym, jak mnie zostawił w klinice. Po tej spektakularnej demonstracji troski przespałam się z nim. Ktoś

powinien mnie zamknąć w domu dla mojego własnego dobra.

Devon odchrząknął.

– Ja, uhm, lepiej was zostawię. Zawołajcie, gdybyście czegoś potrzebowały.

Peppa z rozbawieniem patrzyła, jak Devon wybiegł z pokoju. Westchnęła i oparła głowę na ramieniu Ashley.

– Jestem głupia, Ash. On jest głupi. Oboje jesteśmy głupi, a ja go kocham.

Ashley zaśmiała się.

– Nie jesteś głupia. Miłość nie wybiera. Powiem ci, że czasami żałowałam, że kocham Devona.

– Jakiś czas zachowywał się jak zakuta pała – przyznała Peppa. – Chyba to dało mi nadzieję, jeśli chodzi o Cama. Pomyślałam, że on też się

background image

zmieni. Jestem głupia. I to jak.

– Nie! Jesteś mądra i dzielna, i kocham cię.

Peppa się roześmiała.

– Ja ciebie też. Wybacz, że zakłóciłam wam wieczór.

– Och, jakbym ja cię nie nachodziła i nie wypłakiwała się na twoim ramieniu.

– Ale wszystko dobrze się skończyło. – Wargi Peppy ułożyły się w podkówkę. – Ja się tego nie spodziewam. Cam zbyt dobrze czuje się

w swoim nieszczęściu.

– Nie jest taki zły.

– Nie jesteś w nim zakochana – zauważyła Peppa. – Połączy nas dziecko, ale będę dla niego nikim. Zaczynam rozumieć, dlaczego niektóre

kobiety nie mówią ojcom swoich dzieci, że są w ciąży.

– Postąpiłaś słusznie. Cam odzyska rozum. Wystarczy, że spojrzy na dziecko.

Peppa uniosła głowę z ramienia przyjaciółki.

– Mam nadzieję.

Nazajutrz Devon odwiózł Peppę do miasta i wysadził ją przed kawiarnią. Zbliżał się dzień otwarcia. Peppa denerwowała się jak nigdy w życiu.

Zrobiła listę rzeczy, które planowała podać w tym uroczystym dniu. Dała ogłoszenia o zatrudnieniu pracowników. Potrzebowała co najmniej

jednej osoby do obsługi klientów i pomocnika w kuchni, a także kierowcy, gdy zajmie się też cateringiem.

Nareszcie spełniła swoje marzenie i nigdy nie była tak przerażona. Oczywiście Cameron bardzo jej to ułatwił, ale sama też dałaby radę, choć

potrwałoby to jeszcze parę miesięcy. Rozpakowała dostarczony towar i poukładała wszystko jak należy.

Na dźwięk dzwonka komórki zamarła. Wyjęła telefon z kieszeni i popatrzyła na ekran, choć wiedziała, kto dzwoni. Wybrała dla matki specjalny

dzwonek. Tak charakterystyczny jak sama Miranda.

– Zawsze wybierze najgorszą porę – mruknęła.

Przez moment chciała przełączyć matkę na pocztę głosową, ale za jakiś czas musiałaby wysłuchać narzekań Mirandy, że jej unika. Zresztą

matka dzwoniła do skutku, więc lepiej mieć to z głowy.

Z westchnieniem rezygnacji Peppa przyłożyła telefon do ucha.

– Cześć, mamo.

– Peppo, kochanie! Witaj! Dawno cię nie słyszałam. Co u ciebie?

Peppa uśmiechnęła się mimo woli. Stale czuła się winna, że unika matki. W głębi duszy wiedziała, że Miranda ją kocha. To nie jej wina, że jest...

Peppa nie była pewna, jak określić charakter matki.

– W porządku, mamo. A co u ciebie? Jak tam Paryż?

– Paryż był cudowny, a teraz jedziemy do Grecji. Tam jest ciepło i słonecznie. To o wiele lepsze niż wiosna w mieście. Nie sądzisz?

– A jak tam Doug?

Peppa wstrzymała oddech z nadzieją, że nie popełniła gafy. Czy matka nadal jest z Dougiem? Wyjechała z nim z kraju, ale z Mirandą nigdy nic

nie wiadomo. Mogła zakochać się w kimś w Paryżu. Miranda zakochiwała się bardzo często.

– Świetnie się bawi. Oboje świetnie się bawimy. Pozdrawia cię serdecznie.

Peppę to rozbawiło. Nie znała Douga. Była pewna, że to miły człowiek. Wątpiła, by miała okazję przekonać się o tym. Gdyby matka wróciła

z nim do domu, należałoby to uznać za cud. Pod wieloma względami matka przypominała Peppie dziecko, które dostało za dużo prezentów.

Wybiera jeden, zachwyca się nim, szybko go porzuca i otwiera następny.

– Kiedy planujesz powrót? – spytała Peppa.

Od miesięcy nie rozmawiała z matką. Miranda nie miała pojęcia, że Peppa jest w ciąży, a Peppa nie mogła się zdecydować, czy jej to

powiedzieć. Matkę, która uważała się wciąż za młodą, załamałaby wieść, że zostanie babcią.

Nie miała sumienia psuć jej wycieczki. Do końca wyprawy matka zamęczałaby Douga czy innego mężczyznę, by zapewniał ją, że nie wygląda

jak babcia.

– Och, nie wiem. Tak nam tu dobrze. Nie ma pośpiechu, prawda? Życie jest krótkie. Chyba że mnie potrzebujesz?

Nadzieja w głosie Mirandy zadecydowała o odpowiedzi Peppy.

– Nie, mamo. Baw się dobrze. Później porozmawiamy.

– Kocham cię, Pep.

– Ja też cię kocham – mruknęła i rozłączyła się.

Schowała telefon do kieszeni. Po każdej rozmowie z matką czuła żal, że nie mają normalnych relacji. Zazdrościła Ashley jej matki. Gloria

Copeland kochała swoje dzieci bezwarunkowo. Zawsze mogły na niej polegać. Kiedy Ashley jej potrzebowała, zjawiała się, o nic nie pytając.

Miranda miała dobre intencje i kochała córkę, ale nie zachowywała się po matczynemu. To było jej równie obce jak związanie się z jednym

mężczyzną na dłużej niż kilka miesięcy. Peppa z kolei była domatorką. Na samą myśl o zakłóceniu codziennej rutyny dostawała pokrzywki. Lubiła

swoje miasto i swoich przyjaciół. Może to znaczy, że była też tchórzem, który nigdy nie zmierzy się ze światem. Ale Peppa wiedziała, co lubi

i czego chce. I na mniej nie chciała się zgodzić.

background image

Kiedy zamknęła kawiarnię, ujrzała szofera Cama, który stał obok samochodu. Potrząsnęła głową. Powinna była się tego spodziewać. John

otworzył drzwi i gestem poprosił, by wsiadła. Peppa z westchnieniem wśliznęła się na tylne siedzenie.

Nie była aż tak dumna, by odmówić podwiezienia do domu. Mogłaby się przejść, ale teraz, gdy brzuch rósł jej w oczach, nogi płaciły za to

cenę.

Po krótkiej chwili John zaparkował przed domem Peppy i ustalił z nią plany na następny dzień. Przed drzwiami Peppa znalazła duży kosz

z niebieską kokardą. Otworzyła drzwi, rzuciła klucz na stolik i poszła z koszem do pokoju.

Tuż pod kokardą widniała wizytówka.

„Wybacz mi, Cam”.

W pośpiechu sięgnęła do kosza i wyjęła z niego maleńki uniform drużyny Jankesów. Jej twarz przeciął uśmiech, oczy zaszły łzami. Pierwsze

ubranko jej syna. W koszu był też miś, piłka do baseballa i miniaturowa rękawica łapacza. A także dwa bilety na najbliższy mecz na stadionie

Jankesów.

Gdyby Cam był obok, zarzuciłaby mu ręce na szyję i wszystko wybaczyła. Dlatego cieszyła się, że go nie ma.

Zbyt łatwo wybacza. Nie może pozwalać na to, by Cam traktował ją jak popychadło, zależnie od nastroju, to będąc doktorem Jekyllem, to

znów panem Hyde’em.

Ma jeszcze pięć miesięcy na to, by przestać myśleć o ich synu jak o zastępcy dziecka, które stracił.

– Och, Cam – szepnęła. – Co ja mam z tobą zrobić?

Jedyne, co mogła zrobić, to żyć nadzieją, że Cameron zmieni zdanie.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

To był wielki dzień. Peppa nie spała całą noc – piekła, sprzątała, ustawiała i denerwowała się. Carly towarzyszyła jej aż do świtu. Dużo

wcześniej Peppa wygoniła do domu Ashley. Biedna miała rodzić lada dzień i nie czuła się najlepiej. Wszyscy obiecali wrócić o dziewiątej rano na

wielkie otwarcie.

– Cudownie wszystko wyeksponowałaś – oświadczyła Carly. – O której przyjdą pracownicy?

Peppa otarła czoło grzbietem dłoni.

– Lada chwila. Mogłam ich zatrzymać na noc, ale mam bzika na punkcie tego, że wszystko ma być tak, jak chcę. Zwłaszcza pierwszego dnia.

Potem mogę zostawić kawiarnię w dobrych rękach.

Carly się roześmiała.

– Musisz odpocząć. Wyglądasz na wyczerpaną.

– Nie dzisiaj – odparła Peppa z ironicznym uśmiechem. – Zamknę dopiero po południu i liczę, że przyjdą tłumy. Cam przesadził z reklamą. Oby

się nie okazało, że moje wypieki nikomu nie smakują.

– To niemożliwe – stwierdziła Carly.

Kiedy zjawiła się pracownica, Peppa poleciła jej ułożyć pozostałe babeczki i ciastka. Potem zabrała się za sprzątanie kuchni. Pomyślała

o samochodzie dostawczym zaparkowanym przed kawiarnią. Stanowił świetną reklamę, przyciągając wzrok kolorami.

Po nielegalnej przejażdżce po mieście Peppa chodziła na kurs prawa jazdy, choć liczyła na to, że nie będzie musiała prowadzić samochodu.

Usatysfakcjonowana stanem kuchni, udała się do łazienki. Przydałby się prysznic, lecz nie miała czasu jechać do domu.

– Peppo, jesteś tam?

Uchyliła drzwi, za którymi stały Carly i Tabitha, obie z kosmetyczkami.

– Uczeszemy cię i umalujemy – oznajmiła Tabitha.

Peppa się uśmiechnęła. Panikę zastąpił spokój. Tego dnia spełni się jej marzenie. Nie wszystko było tak, jak planowała, lecz niczego by nie

zmieniła.

Kochała syna. Nie wyobrażała sobie, że można czuć taką więź z drugim człowiekiem. Codziennie z nim rozmawiała, śpiewała mu kołysanki

i czytała bajki, leżąc na kanapie po długim dniu pracy. Dziecko nadało sens jej życiu. Bardziej zależało jej teraz na sukcesie. Chciała, by syn był

z niej dumny, by nigdy się o nią nie martwił tak, jak ona martwiła się o matkę.

Miranda bardziej troszczyła się o siebie niż o córkę. Peppa nie zamierzała pójść jej śladem. Syn będzie najważniejszą osobą w jej życiu.

Przez pół godziny Tabitha i Carly upiększały Peppę. Usta im się nie zamykały. Kiedy ostatnim ruchem podkręciły jej rzęsy, drzwi łazienki się

otworzyły.

– Peppo, chodź, musisz to zobaczyć! – zawołała Ashley.

Chwyciła Peppę za rękę i pociągnęła za sobą. Peppa nie posiadała się ze zdumienia. Przed wejściem do kawiarni kłębił się tłum ludzi

czekających na otwarcie. Pracownicy krążyli wśród nich z kubkami kawy i próbkami jej wypieków.

Peppa miała łzy w oczach. Carly szepnęła jej do ucha:

– Nie rozmaż tuszu!

Peppa się zaśmiała, a potem z przejęciem uściskała przyjaciółki.

Pół godziny później drzwi zostały otwarte i goście weszli do środka. Było dużo śmiechu, bo wszystkie przyjaciółki Peppy pomagały ich

obsługiwać. Przez dwie godziny nie było widać końca kolejki.

Kiedy minęło południe, Peppa ujrzała Camerona. Kierował się do lady, nie spuszczając z niej wzroku.

– Idź – powiedziała Ashley. – Ja się zajmę kasą.

– Na pewno? – Peppa spojrzała na przyjaciółkę. – Długo jesteś na nogach, Ash. Dev mnie zabije, że cię wykorzystuję.

Ashley się uśmiechnęła.

– Dobrze się bawię i mogę zjeść tyle ciastek, ile mam ochotę.

Peppa odpowiedziała jej uśmiechem, wyszła zza lady i podeszła do Camerona.

– Przyciągnęłaś tłumy – rzekł, gdy była już dość blisko, by go słyszeć.

– To fantastyczne! Nie mogę w to uwierzyć. Cały ranek uwijamy się jak w ukropie.

Cameron się uśmiechnął.

– Mogę liczyć na kawę i chwilę twojego czasu?

Peppa obejrzała się na przyjaciółki, które dawały jej znaki, że świetnie sobie radzą. Pomachała im i rzekła:

– Okej, parę minut.

Nalała mu kawę, wzięła croissanta oraz ciastko i poszli do biura na zapleczu. Peppa zamknęła drzwi i usiadła przy niewielkim biurku. A raczej

padła na krzesło.

– Boże, chyba już się nie podniosę – jęknęła.

background image

Cameron zmrużył oczy.

– Byłaś tu całą noc?

– Tak, całą noc szykowałam – odparła.

– Powinnaś odpocząć. To nie służy tobie ani dziecku.

– Nie będę się sprzeczać. Zamierzam jechać prosto do domu i spać dwanaście godzin bez przerwy.

Cameron zacisnął wargi, przeczesał włosy palcami. Ku jej zdumieniu wydawał się zagubiony.

– Chciałem zobaczyć, jak ci idzie. Ale przede wszystkim chciałem powtórzyć, że mi przykro. Przepraszam za swoje zachowanie w klinice.

Staram się, Peppo. Pewnie w to nie wierzysz, ale się staram.

Podsunęła mu kawę i słodkości, z przykrością patrząc na bezradność w jego oczach.

– Powiedz mi, jaka jestem fantastyczna – zażartowała, wskazując ciastko.

Spojrzał podejrzliwie na ciastko z górą różowego lukru. Peppa nie mogła się powstrzymać, zanurzyła palec w polewie i pomazała nią wargi

Cama. Cofnął się zaskoczony, lecz oblizał wargi. Wziął ciastko, ugryzł kęs, po czym spojrzał na nie, jakby próbował odkryć tajemnice kosmosu.

– Okej, jesteś niesamowita.

– Wiem – odrzekła. – Cholernie dobre, co?

Ugryzł kolejny kęs i uśmiechnął się.

– Taa. Czy to znaczy, że mi wybaczyłaś?

Peppa przekrzywiła głowę.

– Zależy, gdzie zaprosisz mnie na kolację. Umieram z głodu i mam ochotę na stek. Słodkie wychodzi mi uszami, tyle się napróbowałam.

Chcemy z dzieckiem czerwonego mięsa.

Czekała, aż Cam wzdrygnie się czy żachnie na wspomnienie o synu, a on chyba się ucieszył.

– Z przyjemnością – odrzekł. – Zamówię stolik na wcześniejszą godzinę, żebyś mogła porządnie odpocząć. Wpadnę, jak będziecie zamykać.

Pojedziemy do ciebie, gdybyś chciała się przebrać, a potem na kolację.

– Fantastycznie.

Cameron podniósł się z krzesła i pomógł jej wstać.

– Świetna robota. Z min klientów wynika, że się ze mną zgadzają. Czeka cię sukces.

Wychodząc zza biurka, uścisnęła mu rękę.

– Tobie zawdzięczam sporą część tego sukcesu. Gdybyś nie załatwił lokalu, wciąż szukałabym czegoś na wynajem.

– Zrobiłem to z radością.

Peppę zasmuciła ta oficjalna wymiana zdań. Brakowało jej ciepłej przyjaźni Camerona, na której mogła polegać przez minione miesiące. Skoro

nie może liczyć na bliski związek, chciała przynajmniej, by zostali przyjaciółmi. Uścisnęła go i odprowadziła do drzwi, gdzie wciąż stała kolejka.

Cam zawahał się, a potem pocałował ją w policzek.

– Do zobaczenia. Nie przemęczaj się, dobrze?

Po wyjściu Camerona uniosła palce i dotknęła miejsca, które pocałował. Całus był gorący i zimny jednocześnie. Irytowało ją, że jeśli chodzi

o Camerona, nigdy nie wie, na czym stoi. Jedno wiedziała na pewno – nie będzie czekała wiecznie, aż Cameron się na coś zdecyduje.

Cam przejechał obok kawiarni. Tabliczka z napisem „Otwarte” zniknęła, wewnątrz zgasło światło. Wybrał numer Peppy, po czym skręcił, by

objechać kwartał.

Po kilku sygnałach Peppa odebrała.

– Zaraz będę gotowa – powiedziała.

– Nie spiesz się. Pojeżdżę w kółko i zaparkuję przed kawiarnią.

Niecierpliwie postukiwał palcem w kierownicę. Zdał sobie sprawę, że nie może się doczekać, kiedy zobaczy Peppę.

To była jakaś dziwna mieszanka miłości i nienawiści. Chciał trzymać się z dala od Peppy. Denerwowała go. Patrzyła na niego tak, jakby na

wskroś przenikała go wzrokiem. A równocześnie, gdy jej nie widział, wpadał w panikę. Pragnął mieć pewność, że nic jej nie jest i że jest

bezpieczna. Tak, do diabła, tęsknił za jej widokiem.

Musi znów zacząć żyć. Jak to się robi? W jakim momencie mija ból? Kiedy przestaje atakować paraliżujący strach?

Nie znał odpowiedzi. Dopóki ich nie pozna, jego relacja z Peppą się nie zmieni. Zresztą nie chciał, by coś z tego wyszło.

To krążenie po ulicach i nerwowe oczekiwanie nie ma sensu. Powinien siedzieć w domu. Źle zrobił, przepraszając Peppę, choć był jej winien

przeprosiny. Zerwaliby na zawsze. Bez wyrzutów sumienia i wzajemnych oskarżeń.

A jednak chciał ją widzieć. Na swoich warunkach. Rozumiał, że to egoistyczne, lecz nie przestał jej pragnąć. Nieważne, czy pójdą do łóżka. Po

prostu chciał być blisko niej, bo wtedy czuł się bardziej żywy.

Dojeżdżając do kawiarni, zwolnił i wyjrzał przez okno. Peppa właśnie zamykała drzwi, wiatr rozwiewał jej włosy. Gdy się odwróciła, patrzył na

nią, zauroczony jej młodością, żywotnością, urodą. Zobaczyła go i pomachała. Pospieszyła naprzód z jedną ręką na brzuchu, drugą

przytrzymywała torebkę. Otworzył jej drzwi. Usadowiła się z westchnieniem, a potem obdarzyła go olśniewającym uśmiechem.

Poczuł się, jakby kopnęła go w brzuch.

background image

– Miło wreszcie usiąść – powiedziała.

Cameron zdał sobie sprawę, że wokół ryczą wściekle klaksony. Puścił hamulec i ruszył, słuchając, jak Peppa z ożywieniem relacjonuje przebieg

dnia.

Krew popłynęła mu szybciej. Nie był w stanie ułożyć jednego sensownego zdania. Nagle myśl o siedzeniu w restauracji przestała mu się

podobać. Peppa jest zmęczona, on zniecierpliwiony. Chciał ją mieć tylko dla siebie.

– Zmiana planów – rzekł, skręcając.

Peppa spojrzała pytająco.

– Wystawisz mnie do wiatru?

– Ależ nie. Zawiozę cię do domu i zamówię stek. Potem położę cię do łóżka, wymasuję i będę się z tobą kochał, aż odpłyniesz

w nieświadomość.

Peppa szeroko otworzyła oczy.

– No dobrze – oparła w końcu.

Słysząc to, Cameron się uśmiechnął.

Kiedy weszli do mieszkania, napięcie wzrosło. Peppa nie patrzyła mu w oczy, bała się, że jest jak otwarta księga.

Nie było tajemnicą, że go pragnie ani że drży z niecierpliwości. Ilekroć na nią spojrzał, dostawała gęsiej skórki. Jak na pierwszej w życiu

randce.

– Usiądź, odpręż się – rzekł Cameron. – Zamówię jedzenie przez telefon. Napijesz się czegoś?

Peppa była zaskoczona jego troskliwością. Oczywiście zawsze był opiekuńczy, tyle że było to jakieś bezosobowe.

Teraz jego troska płynęła z serca. Peppa nie wiedziała, czy to kolejna próba wynagrodzenia jej ucieczki z kliniki, czy szczera zmiana

w nastawieniu Camerona.

– Napiję się wody. Butelka jest w lodówce – powiedziała, siadając na kanapie.

Położyła stopy na pufie i westchnęła z ulgą. Oparła głowę i zamknęła oczy, słuchając, jak Cameron krząta się po kuchni. Słyszała jego głos, gdy

zamawiał kolację. Chwilę później wrócił do pokoju i podał jej wodę.

– Odniosłaś dzisiaj wielki sukces. – Zajął miejsce w fotelu i oparł stopy obok jej stóp.

– Masz w tym spory udział. Może to w ogóle twój sukces.

Potrząsnął głową.

– Ja tylko dałem lokal. To dzięki twojemu talentowi i pracy się udało.

– Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. Długo na to pracowałam.

Podłożył rękę pod głowę.

– Zastanawiałaś się, co zrobisz po urodzeniu dziecka?

– To znaczy?

– Czy będziesz pracować jak teraz, czy zatrudnisz dodatkowe osoby, żeby spędzać więcej czasu z synem?

Peppa na chwilę oniemiała, poruszona słowami o synu. Co jej też przypomniało, że nie są z Cameronem parą. Interesowały go jej plany, gdyż

nie zamierzał być obecny dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Była zdumiona, jak bardzo ją to zabolało.

– Jeszcze nie zdecydowałam – odparła. – Zależy, jak firma się rozwinie i czy będzie mnie stać na zatrudnienie większej liczby osób. Zamknięcie

kawiarni na czas urlopu macierzyńskiego nie wchodzi w rachubę.

– To jasne. Gdybyś pozwoliła, mógłbym zbadać grunt. Mamy w hotelach mistrzów cukierników. Na pewno moglibyśmy któregoś z nich

podnająć ci na kilka tygodni.

Patrzyła na niego zaskoczona.

– To pięciogwiazdkowe hotele. Nie stać mnie na takich drogich pracowników.

– Ta osoba dostawałaby wynagrodzenie od nas.

Peppa westchnęła.

– Nie mogę wciąż polegać na twojej pomocy. Czułabym się fatalnie, a jak przestaniesz mi pomagać, zostałabym na lodzie.

Cameron zmarszczył czoło.

– Nikt nie mówi, że przestanę ci pomagać.

– Ja tak mówię – odparła. – Muszę radzić sobie sama.

Nie dyskutował z nią, choć czuła, że temat powróci. Raptem coś sobie uprzytomniła.

– Nie oprawiłam swojego pierwszego dolara.

Cameron popatrzył na nią zmieszany.

– Trzeba oprawić pierwszego zarobionego dolara. Nie zrobiłeś tego?

– Peppo, kto teraz nosi gotówkę? Twój pierwszy klient na pewno płacił kartą. Możesz sobie oprawić paragon.

Peppa się skrzywiła.

background image

– Ty to potrafisz zepsuć nastrój. Nie masz pierwszego zarobionego dolara?

Wzruszył ramionami.

– Wciąż mam pierwszy milion.

Peppa przewróciła oczami.

– To mnie jakoś nie dziwi. Czy pieniądze w ogóle coś dla ciebie znaczą?

– Oczywiście, że tak. – Oburzył się tak, że omal się nie zaśmiała. – Dzięki nim mogę wspierać ciebie i dziecko. Żyć komfortowo i nie martwić

się, kiedy zjem następny posiłek. A ty nie musisz się martwić ubezpieczeniem.

Uniosła ręce.

– Okej, to było nie fair, przepraszam.

– Nie przepuszczam pieniędzy, jeśli o to pytasz.

Policzki Peppy się zaczerwieniły.

Kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi, Cameron wstał i wyszedł otworzyć. Chwilę później wrócił z dostawcą, który postawił na stoliku zamówione

jedzenie. Młody mężczyzna uśmiechnął się do Peppy, po czym wraz z Camem opuścił pokój. Peppa wciągnęła apetyczny zapach płynący

z zapakowanych talerzy. Pochyliła się, by zajrzeć do środka, kiedy Cameron skarcił ją, stając w progu.

– Nie tak szybko.

Wyprostowała się skruszona.

– Zjesz tu czy w kuchni? Przy tym stoliku?

– Tak, wystarczy, że się pochylę i wrzucę wszystko naraz.

Cameron się zaśmiał.

– Niezbyt ładny obrazek.

– Obserwowanie ciężarnej, która pożera kolację, nie jest dla maminsynków.

Cameron rozpakował jedzenie. Nalał jej szklankę wody, a potem podsunął talerz. Na koniec podał nóż i widelec.

– Do dzieła.

Nie musiał tego powtarzać. Dostali tak miękką polędwicę, że nie wymagała noża. Peppa wzięła do ust kęs, zamknęła oczy i westchnęła.

– Dobre? – zapytał.

– Najlepszy stek, jaki jadłam.

Kiwnął głową zadowolony, po czym zabrał się za swoją porcję. Jedli w milczeniu, tylko pobrzękiwanie sztućców zakłócało ciszę. Kiedy

Cameron skończył, Peppa zjadła dopiero połowę. Sięgnął po jej talerz, wziął poduszkę z końca kanapy, położył ją na kolanach Peppy, a na

poduszce postawił talerz. Potem ujął w dłonie stopę Peppy i zaczął uciskać podbicie. Peppa westchnęła.

– Jak mam jeść, kiedy mi to robisz? – poskarżyła się.

Cameron się uśmiechnął.

– Weź do ręki widelec. Cały dzień byłaś na nogach. Na pewno są obolałe.

Peppa włożyła do ust kawałek mięsa i pokiwała głową. Będzie siedziała i jadła pyszny stek, a najwspanialszy mężczyzna na świecie będzie jej

masował stopy.

– Pamiętasz, co ci obiecałem?

Omal się nie zakrztusiła. Przytaknęła bez słowa.

Cameron chwycił jej piętę lewą ręką, prawą głaszcząc wierzch stopy. Zrobiło jej się gorąco.

– Jak skończysz, zabieram cię do łóżka. Od ciebie zależy, ile będziesz spała.

Peppa odstawiła talerz. Cam patrzył na nią, jakby oceniał, czy jest gotowa. Miała chęć zedrzeć z siebie ubranie, stanąć przed nim i zawołać, by

ją brał.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Cam pomógł Peppie wstać. Poczuła, jak otacza ją jego ciepło. Wsunął palce w jej włosy i pochylił głowę, by ją pocałować. To było ledwie

muśnięcie, lecz Peppę przeszedł dreszcz.

– Do łóżka – rzucił, ściskając jej dłoń.

Zaprowadziła go na antresolę, gdzie znajdowała się sypialnia. Zatrzymała się naprzeciw łóżka, niepewna, co dalej. Cameron pociągnął ją za

rękę, aż usiadła na skraju materaca. Rozpiął i zdjął jej suknię. Spuścił wzrok na brzuch Peppy i zamarł. Peppa wstrzymała oddech, a on przyłożył

policzek do wypukłości brzucha i wycisnął całusa na napiętej skórze.

Gwałtownie wciągnęła powietrze i z czułością wplotła palce w jego niesforne włosy.

Cameron lekko ją uniósł, by zsunąć figi.

– Obiecałem ci masaż – oświadczył. – Obawiam się, że mnie sprawi większą przyjemność niż tobie.

Kiedy spojrzała na niego z powątpiewaniem, pomógł jej położyć się na boku, rozpiął stanik i zdjął figi. Peppa leżała teraz naga, plecami do

Camerona. Po chwili zerknęła przez ramię. Cameron już się rozebrał. Podszedł znów do łóżka, uklęknął, pogłaskał jej biodro i przesunął rękę na

plecy i ramiona. Peppa zamknęła oczy.

Następnie tę samą drogę, co dłoń, przebyły jego wargi. Gdy wycisnął ostatni pocałunek na ramieniu Peppy, zaczął ją głaskać. Robił to

metodycznie, głaskał plecy, pośladki, uda. Później przewrócił ją na plecy, uniósł jej nogę i masował aż do kostki. Peppa gdzieś odpłynęła, jej

zmysły ledwie znosiły nadmiar doznań. Gdy poczuła pocałunek na podbiciu stopy, omal nie zemdlała. Nigdy nie doświadczyła bardziej erotycznej

pieszczoty. A przecież to tylko stopa!

Kiedy przyszła pora na drugą nogę, Peppa była już półprzytomna. Odnosiła wrażenie, że nawet w sercu czuje ciepło dotyku Camerona.

Podniosła powieki i zafascynowana patrzyła, jak rozchylił jej uda i umościł się między nimi. Spojrzał na nią, by zaraz potem z półuśmiechem

pochylić się nad jej waginą. Peppa nie była w stanie zdusić jęku.

Poruszyła się niespokojnie, lecz on trzymał ją za biodra. Całował ją i pieścił ustami tak gorąco, że omal nie doprowadził jej do szaleństwa. Gdy

pociągnęła go za włosy i uniosła się, wsunął w nią palce. To było ponad jej siły. Jej mięśnie były napięte aż do bólu. Rozkosz przyszła szybko

i była jak gwałtowny wybuch.

Cameron przeniósł dłonie na brzuch Peppy z takim szacunkiem, że gardło miała ściśnięte ze wzruszenia.

– Powiedz, jeśli cię zaboli.

Znów ukląkł między jej udami, jedną rękę oparł na materacu. Wszedł w nią powoli i ostrożnie, pomagając sobie drugą ręką i nie spuszczając

z niej wzroku. Czuł jej pulsowanie. Kiedy pchnął mocniej, Peppa zacisnęła powieki i wbiła palce w jego ramiona.

– Za daleko? – spytał.

Otworzyła oczy, napotykając jego zatroskany wzrok.

– Nie – szepnęła. – Za blisko.

Źrenice Cama się rozszerzyły. Nabrał powietrza, jakby próbował nad sobą zapanować.

Peppa ujęła jego twarz w dłonie.

– Nie przestawaj. Nie zrobisz mi krzywdy.

Ucałował wnętrze jej dłoni, oparł przedramiona po obu stronach Peppy i wszedł w nią głębiej. Kołysał się w niespiesznym zmysłowym rytmie,

wypełniając ją sobą. Tym razem było to leniwe wspinanie się na górę, gdzie czeka miła niespodzianka. Peppie zdawało się, że jest w stanie

nieważkości. Poczuła się... kochana.

Choć wiedziała, że to głupie fantazje, oddała się tej chwili, gdy wszystko w jej świecie układało się idealnie.

Cameron musnął wargami jej brodę, szyję, wgłębienie za uchem. Peppa ścisnęła jego ramiona i uniosła biodra.

– Już, kochanie – szepnął. – Uwielbiam na ciebie patrzeć. Zawsze jesteś ze mną w stu procentach.

Gdyby wiedział, jak blisko niego była i jak bardzo chciała z nim pozostać! Przygryzła wargę, by powstrzymać te cholerne słowa, które mogły jej

się wymknąć. Nie ucieszyłby się z nich. Kocham cię...

Objęła go za szyję i przyciągnęła. Ciepło Camerona połączyło się z jej ciepłem. Wstrząsnął nim dreszcz. Krzyknął cicho, a ona wyszeptała jego

imię. Byli ze sobą splecieni niczym warkocz.

Kiedy Peppa w końcu opadła na materac, była tak zaspokojona, że nawet nie myślała, by się ruszyć. Cameron zawisł nad nią, ledwie jej

dotykając, po czym przewrócił się na bok, ciągnąc ją za sobą. Przytulił jej głowę do zagłębienia w szyi. Słyszała jego walące serce. Chciała

zapisać tę chwilę w pamięci.

Cameron się nie odzywał, ona też milczała. Cokolwiek by powiedziała, zniszczyłoby ten moment. Nie chciała słyszeć tego, co on ma do

powiedzenia. Zamknęła oczy, świadoma, że kiedy się obudzi, Cameron zniknie, tak jak wcześniej. Ona obudzi się w pustym łóżku, z jeszcze

bardziej pustym sercem.

Położyła na Cameronie rękę i nogę. Wiedziała, że to bezcelowe, lecz nie mogła się oprzeć. Chciała zatrzymać go przy sobie jak najdłużej.

Wtuliła się w niego i odpłynęła w sen.

background image

Obudził się zlany zimnym potem. Patrzył w ciemność, mając przed oczami koszmarny sen. Widział znów wypadek, w którym zginęli Elise

i Colton. Przeżył paraliżującą świadomość własnej bezradności. Mimo to biegł w stronę wraku samochodu, modląc się z całych sił, by znaleźć ich

żywych. Kiedy dotarł na miejsce, ujrzał zakrwawioną twarz Peppy i usłyszał przepełniony bólem płacz ich nowo narodzonego syna.

Zdesperowany, by pozbyć się koszmarnej wizji, wyskoczył z łóżka, nie słysząc sennego pomruku Peppy.

W pośpiechu omal nie zaplątał się w ubranie. Wybiegł w noc, wciągając powietrze w palące płuca. Otworzył samochód i opadł ciężko na

siedzenie. Siedział tak kilka długich minut, patrząc przez przednią szybę i usiłując przypomnieć sobie twarz Elise. Ilekroć jednak zamykał oczy, nie

widział ukochanej żony. Widział Peppę.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Nazajutrz z trudem wstała z łóżka. Powinna skakać z radości. Na otwarciu kawiarni pojawiło się mnóstwo gości. Spędziła cudowny wieczór

z Cameronem, i jeszcze lepszą noc. Jednak tak jak się spodziewała, choć obudziła się przed świtem, Cam zniknął.

Wlokła się do kawiarni w podłym nastroju. Dwie osoby, które zatrudniła do pomocy, zjawiły się tuż po niej. Pracowali w milczeniu, bo Peppa

niechętnie włączała się do rozmowy.

Cam doprowadzał ją do szału. Nie może tak dalej żyć.

Och, kogo ona oszukuje? Wystarczy, że się uśmiechnął, przeprosił i poszła z nim do łóżka. Nigdy nie uważała się za łatwowierną, jednak

najwyraźniej była mądra we wszystkich sprawach z wyjątkiem mężczyzn i związków.

Kilka minut przed otwarciem kawiarni zadzwoniła komórka. Peppa rozpoznała dzwonek i ucieszyła się, bo Ashley zawsze poprawiała jej

samopoczucie.

– Wcześnie wstałaś. Dziecko nie dało ci spać? – zapytała Peppa, przykładając telefon do ucha.

– Mówi Devon.

Głos miał zadyszany. Peppa się zdenerwowała.

– Gdzie Ashley?

– Jesteśmy w szpitalu. Ashley rodzi, prosiła, żebym do ciebie zadzwonił. Nie mogę złapać jej matki. Ashley chce mieć przy sobie kobietę. Ja ją

tylko drażnię.

Peppa się uśmiechnęła.

– W porządku, Dev. Już jadę.

– Dziękuję. – Devon odetchnął z ulgą.

Peppa rozłączyła się i dała wskazówki pracownikom. Nie miała ochoty zostawiać kawiarni w drugim dniu działalności, ale nie mogła też zawieść

Ashley.

Pospieszyła do wyjścia, by złapać taksówkę. Nie zadzwoniła do Johna, gdyż nie chciała czekać, przejęta, że będzie z Ashley w tym wielkim

dniu, choć, mówiąc szczerze, poród ją przerażał. Niezbyt to mądre, lecz żyła w błogiej ignorancji. W książkach na temat ciąży omijała rozdział

dotyczący porodu.

W szpitalnej informacji zapytała o numer pokoju Ashley, a potem ruszyła na oddział. Zapukała do drzwi przestraszona, co zastanie po drugiej

stronie. Otworzył jej Devon. Na jej widok jakby spadł z niego wielki ciężar. Z wahaniem zajrzała mu przez ramię i z zadowoleniem ujrzała, że

Ashley siedzi wsparta o poduszki i uśmiecha się.

– Peppa! Tak się cieszę.

Peppa z uśmiechem podeszła do łóżka i objęła Ashley.

– Cześć, jak leci? Kiedy zobaczymy dziecko?

– Nie tak prędko. Rozwarcie jest za małe.

– Aha. – Peppa nie chciała wiedzieć, co to znaczy. Wolała czytać o pierwszych ruchach dziecka i fazach rozwoju po narodzinach. – Przynieść

ci coś?

Ashley pokręciła głową.

– Nie, zostań ze mną. Doprowadzam biednego Deva do szaleństwa.

Peppa się zaśmiała.

– Ty?

– Usiądź, Pep. – Devon przysunął jej krzesło. – Jak powiedziała Ash, to trochę potrwa.

Peppa usiadła obok łóżka, a Devon krążył po pokoju. Peppa ujęła dłoń Ashley.

– Cieszysz się?

– Umieram ze strachu. Interesuje mnie tylko, jak szybko podadzą mi epidural.

Peppa zadrżała.

– Teraz żałuję, że nie chcieliśmy znać płci – dodała Ashley. – Myślałam, że to takie podniecające, jak lekarz powie, że to chłopiec albo

dziewczynka.

Peppa przytaknęła, choć gdyby nie chciała znać płci dziecka, może Cameron inaczej by się zachował. Gdyby jednak dowiedział się dopiero

w dniu narodzin, też nie byłoby dobrze. Im więcej miał czasu na pogodzenie się z faktem, że ma kolejnego syna, tym lepiej. Tak jej się wydawało.

Devon podszedł do łóżka z drugiej strony i pocałował żonę w skroń.

– Będzie dobrze.

Ashley spojrzała na męża z miłością, którą znajdowała także w jego oczach. Peppa odwróciła głowę. Pragnęła przeżyć coś takiego jak oni. Nie

pytała Cama, czy zechce być z nią szpitalu w chwili porodu. Sądziła, że tak, ale jeśli o niego chodzi, niczego nie należy zakładać.

Podniosła się z krzesła bliska łez.

background image

– Zaraz wracam. Muszę zadzwonić do kawiarni.

Uciekła z pokoju Ashley. Oparła się o drzwi z drugiej strony, próbując odpędzić mgłę przesłaniającą wzrok. Potem ruszyła do poczekalni, gdzie

miała nadzieję odzyskać równowagę. Ashley potrzebuje silnej przyjaciółki.

W ciągu dnia do Ashley wpadali goście. Matka zjawiła się dwie godziny po Peppie, zawstydzona, że wcześniej nie mogli się z nią

skontaktować. Peppa z radością powitała panią Copeland. Ta kobieta miała specjalny dar, przy niej wszystko wydawało się lepsze i prostsze.

Także Tabitha, Carly i Sylvia odwiedziły Ashley, lecz nie zostały długo, gdyż przyjechało sporo krewnych. Peppa udała się znów do poczekalni,

by im nie przeszkadzać.

Wymknęła się niepostrzeżenie i z kubkiem wody usiadła na wygodnym krześle. Z biegiem dnia w poczekalni zaroiło się od ludzi, którzy

prowadzili ożywione rozmowy. Poczuła ucisk w sercu. Gdy przyjdzie chwila narodzin jej dziecka, nie będzie jej towarzyszył taki słodki

rozgardiasz. To wspaniale mieć liczną kochającą rodzinę, która zbiera się na specjalne okazje i razem świętuje. Nigdy nie czuła się bardziej

samotna niż w tym pełnym ludzi pokoju.

– Jadłaś coś dzisiaj?

Peppa podskoczyła, wyrwana z zamyślenia przez głos Camerona. Odwróciła się i pokręciła głową, patrząc, jak marszczy czoło.

– Chodźmy do bufetu.

Wziął ją za łokieć, ale wyrwała się z jego rąk.

– Nigdzie nie idę. Ashley lada moment urodzi.

Cameron zacisnął wargi.

– Przyniosę ci coś. Musisz jeść.

Wzruszyła ramionami, co chyba go zirytowało, ale w tej chwili się tym nie przejmowała. Ponownie spojrzał na nią bacznie, po czym wyszedł

z poczekalni. Peppa odetchnęła i usiadła wygodnie. Pewnie nie rozumiał, dlaczego jest nie w humorze. Już zapomniał, że po seksie znów zniknął.

Nie miał pojęcia, jaki zamęt panuje w jej sercu i jak bliska jest załamania.

Kwadrans później wrócił z plastikowym pojemnikiem i podał jej plastikowe sztućce.

– Nie wiedziałem, co chcesz do picia, więc wziąłem wodę.

– To dobrze – odparła, biorąc butelkę. – Ty nie jesz?

– Jadłem wcześniej. – Usiadł obok niej, wyciągając przed siebie nogi.

Spaghetti i pieczywo czosnkowe wyglądały apetycznie, ale nie miała ochoty na jedzenie. Przełknęła kilka kęsów i bawiła się makaronem,

przesuwając go w pojemniku. Problem w tym, że czuła na sobie wzrok Camerona.

Uratował ją ojciec Ashley, który wpadł do poczekalni.

– Mam wnuczkę! – zawołał ucieszony.

W pokoju rozległy się okrzyki radości. Peppa odłożyła pojemnik, wstała i podeszła do pana Copelanda.

Kilka chwil później dołączył do nich Devon z zawiniątkiem w ramionach. Uśmiechał się szeroko. Cameron podszedł do przyjaciela z radosnym

uśmiechem. Odchylił rąbek kocyka i spojrzał na dziecko błyszczącym wzrokiem, wymieniając uwagi z Devonem. Devon podał przyjacielowi

córkę i stali tak, czule coś szepcząc do maleństwa.

Peppa nie sądziła, że poczuje się kiedyś bardziej zraniona niż w dniu badania usg. Stała jak skamieniała, patrząc, jak mężczyzna, który uciekł od

niej i jej dziecka, robi z siebie kretyna, rozczulając się nad małą dziewczynką.

Cameron oddał Devonowi dziecko i klepnął go w plecy. Poczekalnię wypełniał gwar podnieconych głosów. Peppa całą uwagę skupiła na

Cameronie. Cameronie, który się uśmiechał, był szczęśliwy i potrafił kochać.

Dlaczego nie pokochał jej i ich dziecka?

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Nie była w stanie dłużej udawać, że wszystko gra. Czuła, że coś w niej umiera.

W poczekalni panował taki zamęt, że wymknęła się niepostrzeżenie. Po drodze wpadła na kuzynkę Ashley. Poprosiła ją, by w jej imieniu

przeprosiła młodą mamę. Kiedy wsiadła do windy, spojrzała na świętujący tłum w końcu korytarza i do oczu napłynęły jej łzy.

W chwili, gdy drzwi windy się zamykały, Cameron podniósł wzrok. Ich oczy się spotkały. Ściągnął brwi i ruszył przed siebie, ale winda już

zaczęła zjeżdżać.

Peppa szybkim krokiem wyszła ze szpitala. Postanowiła przejść parę przecznic, a potem złapać taksówkę.

Po dość słonecznym i ciepłym dniu wieczór był chłodny. Córka Ashley przyszła na świat pięknego dnia, i to wiosną, która jest początkiem

nowego życia.

Niestety dla Peppy ta wiosna oznaczała też umieranie. Może to przesadne stwierdzenie, lecz smutek chwycił ją za gardło i nie puszczał. Kochała

Cama bezwarunkowo, pragnęła jednak, by uśmiechał się do niej i ich nienarodzonego syna tak jak do córki Ashley. Żeby patrzył na nich

z radością. Czy przy niej kiedykolwiek był równie beztroski?

Zupełnie jakby miała przed sobą innego człowieka. Czy tak zachowuje się w towarzystwie drogich mu osób? Ashley twierdziła, że zawsze był

dla niej miły, a nawet czuły, więc nie jest egoistą niezdolnym do miłości. To jej i ich syna nie chce kochać.

Z jej gardła wyrwał się nieopanowany szloch. Podniosła rękę, by zatrzymać taksówkę. Samochód pojechał dalej. Łzy płynęły jej po policzkach,

nawet ich nie ocierała.

Kolejna taksówka się zatrzymała. Peppa wsiadła i wykrztusiła adres. Taksówkarz spojrzał na nią w lusterku, włączając się do ruchu.

Na dźwięk komórki nie zareagowała. Domyślała się, że to Cam. Kiedy telefon umilkł, usłyszała sygnał oznaczający wiadomość tekstową.

Niedaleko domu telefon zadzwonił po raz drugi. Tym razem rozpoznała dzwonek i sięgnęła do torebki.

– Ash? – odezwała się.

– Mówi Devon.

Peppa na moment zamilkła.

– Czy z Ash i dzieckiem wszystko dobrze?

– Bardziej się martwię, czy u ciebie jest dobrze.

– Tak – odparła drżącym głosem. – Mam nadzieję, że Ashley nie gniewa się, że nie zostałam. Pomyślałam, że jest zmęczona, a miała wokół

siebie tylu bliskich, że tylko bym przeszkadzała.

– Nigdy nie przeszkadzasz, Peppo – zapewnił Devon, jakby znał powód jej zdenerwowania i widział łzy. – Chciałem tylko spytać, czy wszystko

gra. Wiem... trudno ci było na to patrzeć. To znaczy na Cama.

Zrozumiała, że Devon dostrzegł jej smutek. Kolejne gorące łzy spłynęły po jej policzkach.

– Dziękuję, ale nic mi nie jest. Powinieneś myśleć o Ash i córeczce. Przekaż Ash, że jutro wpadnę, jak minie największe szaleństwo. Ale tak,

masz rację. Dzisiaj nie byłam w stanie zostać.

– Głowa do góry – rzekł Devon. – Mogę rozważyć, czy go nie zamordować, jeśli to by ci pomogło. Tylko świadomość, że sam byłem draniem,

choć w końcu przejrzałem, powstrzymuje mnie przed zrzuceniem go z mostu.

Peppa się uśmiechnęła. Taksówka stanęła.

– Dzięki, Dev. Wracaj do rodziny. Właśnie dotarłam do domu. Uściskaj ode mnie Ash.

– Uważaj na siebie – odrzekł. – W razie czego wiesz, gdzie nas znaleźć.

– Tak.

Zapłaciła taksówkarzowi i wysiadła. Kiedy zerknęła na telefon, zobaczyła, że ma kilka esemesów. Wszystkie od Cama. Ostatni: „Jasna cholera,

Pep, odbierz wreszcie. Wszystko w porządku?”.

Wrzuciła telefon do torebki i wyjęła klucz. Nic nie jest w porządku. Nigdy w życiu nie czuła się tak podle.

Kolejny dzień okazał się dniem ciężkiej próby. Obudziła się wcześnie po kiepsko przespanej nocy i udała się do kawiarni, by zabrać się za

pieczenie. Z radością witała nieprzerwany strumień klientów, z których wielu nie szczędziło pochwał. To pozwalało jej przetrwać.

A także fakt, że Cameron się nie pojawił. Obawiała się tej wizyty, bo nie odbierała jego telefonów ani nie odpowiadała na esemesy. Po pracy

poszła do domu i położyła się. Próbowała zasnąć, lecz nie potrafiła się wyciszyć. Wciąż widziała uśmiechniętą twarz Camerona pochylonego nad

córką Ashley.

Była wyczerpana, pozbawiona złudzeń, wiedziała, że pora na decyzje. Nie może dłużej żyć nadzieją, że pewnego dnia Cam pojmie, iż jego życie

jeszcze się nie skończyło.

Podniosła się z łóżka i poszła do kuchni wziąć sobie coś do picia i coś postanowić.

Najpierw odwiedzi Ashley. Przyjaciele są najważniejsi.

Nie biorąc płaszcza – liczyła na to, że wieczorne powietrze ją otrzeźwi – wyszła z domu i przespacerowała się do końca przecznicy, by złapać

taksówkę. Kiedy dotarła do szpitala, pora odwiedzin dobiegała końca, mimo to ruszyła na oddział. Najwyżej ją wyproszą.

background image

Zapukała do drzwi pokoju Ashley z nadzieją, że przyjaciółka nie śpi. Chwilę później otworzył jej Devon.

– Wejdź. – Spojrzał na nią i bez słowa wziął ją w ramiona.

Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo tego potrzebowała. Przygryzła wargę, by się nie rozpłakać. Przyszła odwiedzić Ashley, a nie wylewać

swoje żale.

– Dzięki – szepnęła. – Jak się ma Ash?

– Sama zobacz. – Odsunął się. – Ma teraz Katelynn.

Peppa minęła łazienkę i podeszła do łóżka. Ashley leżała z córką.

– Cześć, Pep. Spójrz, jest śliczna.

– Karmisz piersią? – szepnęła Peppa. – To trudne?

Ashley się uśmiechnęła.

– Z początku tak, ale pielęgniarki są wspaniałe. Bardzo mi pomagają, a Katelynn robi resztę.

Devon przysunął Peppie krzesło.

– Podobno Cam zachował się wczoraj jak ostatni dureń – rzekła Ashley.

Peppa westchnęła.

– Nie mówmy o nim. Masz się cieszyć córeczką, a nie wysłuchiwać marudzenia przyjaciółki.

Ashley odstawiła małą od piersi i spojrzała na męża.

– Chcesz ją potrzymać, aż jej się odbije?

Devon wziął zawiniątko z córką i usiadł w fotelu przy oknie.

– Mów, Pep – zachęciła Ashley. – Wyglądasz okropnie, widać, że jesteś nieszczęśliwa.

– Jestem – wykrztusiła ze łzami w oczach – ale to moja wina. Sama się w to wpakowałam. Znałam ryzyko. Jestem sfrustrowana i przybita.

Muszę z nim porozmawiać.

Ashley ścisnęła jej dłoń.

– Co mu powiesz?

Peppa zaśmiała się gorzko.

– Że go kocham.

– Jesteś odważniejsza niż ja. Zawsze taka byłaś.

– Ale ty jesteś mądrzejsza – mruknęła Peppa.

– Nieprawda. A jak mu to powiesz, to co dalej?

Peppa westchnęła.

– Nic. Cam zrobi to, co zawsze, a ja odejdę, tym razem na dobre. Muszę mu dać ostatnią szansę. Może po prostu chcę tego. Tak czy owak,

będzie ostatnia. Dłużej nie zniosę tej huśtawki. Całą noc nie spałam. Wczoraj przy ludziach Cam wydawał się szczęśliwy. Ale nie ze mną. To boli.

– Och, Pep – powiedziała Ashley ze współczuciem. – Chciałabym...

– Ja też – wtrąciła Peppa. – Ale życzenia spełniają się tylko w bajkach. Cam nie jest księciem, a ja nie jestem księżniczką i nie będziemy żyć

razem długo i szczęśliwie.

Ashley była bliska łez. Peppa nie zamierzała jej zasmucać. Siłą woli przywołała na twarz uśmiech, wstała i uściskała Ashley.

– Ukradnę Devonowi maleństwo na minutkę, a potem się wyniosę, żebyś odpoczęła.

Devon podał Peppie córkę. Peppa przytuliła dziewczynkę, dotknęła jedwabistego kosmyka na czubku główki, pogładziła maleńkie paluszki

i patrzyła zafascynowana, jak zacisnęły się wokół jej palców.

Katelynn zdobyła jej serce. To samo czuła, po raz pierwszy widząc syna na monitorze. Bezwarunkową miłość. Więź, której nie da się zerwać.

Musnęła wargami czoło Katelynn i oddała ją Ashley.

– Jest doskonała.

Ashley promieniała.

– Będzie dobrze, Pep.

Peppa kiwnęła głową. Co mogła zrobić? Odwróciła się i pomachała do Devona.

– Do zobaczenia.

– Zadzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała – powiedział.

Znów skinęła głową, po czym wyszła z pokoju, cicho zamykając drzwi. Spojrzawszy na zegarek, stała chwilę oparta o ścianę. Nie zaśnie,

dopóki nie rozmówi się z Camem. Musi to mieć za sobą, nim ją to zniszczy.

Był późny wieczór. Czeka ją długa droga. Będzie musiała wyciągnąć Cama z łóżka. W tej chwili to nie miało znaczenia. Tak czy inaczej, sprawa

dziś się rozstrzygnie.

Przekonała taksówkarza, by zawiózł ją do Greenwich, choć graniczyło to z cudem. Przewidywała, że zapłaci za to fortunę. Podróż wydawała

się nie mieć końca. Kiedy zajechali przed bramę domu Cama, minęła północ.

Taksówkarz rozmawiał przez domofon. Peppa była pewna, że to John się odezwał. Chwilę później brama się otworzyła i taksówka ruszyła.

background image

Zaparkowali przed frontowym wejściem. Peppa zapłaciła za kurs i powiedziała taksówkarzowi, by na nią nie czekał.

John wyszedł ją powitać ze zmartwioną miną.

– Zastałam Cama? – zapytała.

– Tak, jakąś godzinę temu się położył – odparł John, prowadząc ją do środka.

– Muszę się z nim widzieć. Zaczekam w gabinecie.

Nie dała Johnowi szansy na dyskusję. Odwróciła się i poszła przez salon do gabinetu. Nie zapaliła światła. W ciemności było coś kojącego.

Przystanęła przy oknie, patrząc na usiane gwiazdami niebo. Po chwili drzwi za jej plecami otworzyły się. Na moment zamknęła oczy, a potem

odwróciła się.

– Peppa?

W jego głosie była troska i zdumienie. Zapalił lampę na stoliku przy jednym z foteli. Peppa wzdrygnęła się oślepiona i odwróciła głowę, by nie

widział jej twarzy, na której wszystko było wypisane. Ale jak ma ukryć, że jest zdruzgotana?

– Co się stało? Co cię sprowadza o tej porze?

Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Spojrzała mu w oczy, nie dbając już, co w nich zobaczy.

– Czy to koniec? – zapytała wprost.

Cameron był zaskoczony. Otworzył i zamknął usta, ściągnął brwi.

– Nie wiem, co powiedzieć.

Podeszła do niego.

– Ułatwię ci to. Kocham cię.

Cameron zbladł. Ta reakcja powiedziała jej wszystko, ale jakiś siedzący w niej diabeł wciąż coś podszeptywał. Pokonała szmat drogi, więc

załatwi sprawę do końca, nawet gdyby to było dla niej upokarzające.

– Muszę wiedzieć, na czym stoję – oznajmiła. – Raz mi się zdaje, że mnie chcesz i zachowujemy się jak kochankowie. Innym razem uciekasz,

traktujesz mnie jak obcą.

– Od początku byłem z tobą szczery.

Kiwnęła głową.

– Tak, ale wysyłasz różne sygnały. Twoje zachowanie przeczy słowom. Muszę wiedzieć, czy mam szanse.

Powoli zaczął się odwracać, doprowadzając ją do furii.

– Nie odwracaj się do mnie plecami! Patrz mi w oczy i powiedz, czemu nie możesz mnie kochać. Rozumiem, że straciłeś najbliższe ci osoby, ale

trzeba żyć dalej. Masz syna, który cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję – zakończyła łamiącym się głosem.

Odwrócił się do niej, jego oczy płonęły złością.

– Żyć dalej? I ty mówisz, że rozumiesz? Myślisz, że po tej psychologicznej gadanienie usłyszysz ode mnie: Tak, masz rację? A potem będę żył

długo i szczęśliwie?

– Myślę, że to idiotyczne twierdzić, że nie możesz pokochać nikogo innego.

Zamknął oczy i zacisnął zęby. Gdy podniósł powieki, rzekł spokojnie:

– Nie twierdzę, że nie mogę kochać. Nie należę do tych, którzy wierzą, że człowiek ma w życiu tylko jedną miłość.

Peppa słuchała go zdumiona.

– Więc czemu nie kochasz mnie i dziecka?

Uderzył dłońmi w blat biurka.

– Nie powiedziałem, że cię nie kocham. Nie chcę cię kochać. Rozumiesz? Nie chcę cię kochać!

Cofnęła się osłupiała. Objęła brzuch, zraniona do głębi. Cam mówił z taką złością, jakby irytowało go, że się tłumaczy.

– Nie kochając cię, nie będę cierpiał, gdyby coś ci się stało. Nie chcę więcej przeżywać tego, co przeżyłem, jak Elise i Colton umierali. Nie

rozumiesz tego. Mam nadzieję, że nie będziesz musiała zrozumieć.

Objęła się mocniej, jakby chroniła się przed bólem odrzucenia.

– Odtrącasz nas ze strachu? – zapytała. – Jesteś pozbawionym uczuć potworem.

– Masz rację. I taki chcę zostać. Nie chcę czuć absolutnie nic, do cholery.

– Ty bezlitosny draniu! – zawołała wściekła. – Skoro nie chcesz się wiązać, po co ze mną sypiasz?

Spuścił wzrok z poczuciem winy.

– Mam ci współczuć, oszczędzać cię, bo przeżyłeś tragedię? Życie boli. Dla nikogo nie jest bajką, nie jesteś tu wyjątkiem. Ludzie wciąż

przeżywają smutki i tragedie, ale nie zamieniają się przez to w nieczułych gnojków. Podnoszą się, otrzepują i żyją dalej.

– Dosyć!

– Nie, do diabła. Dopiero się rozgrzewam, wysłuchasz wszystkiego, co mam do powiedzenia. Tyle jesteś mi winien. Któregoś dnia pożałujesz,

że odtrąciłeś mnie i dziecko. Poznasz kogoś, zechcesz się ożenić, i będziesz myślał o tym, że gdzieś tam masz syna, który nie zna ojca, bo jego

ojciec jest tchórzem.

– Nie sądzę, żeby moja żona przejmowała się moją dawną kochanką i spłodzonym przypadkiem dzieckiem!

background image

Krew odpłynęła z twarzy Peppy. Cofnęła się, jakby ją uderzył. Cameron ruszył ku niej, chyba zdał sobie sprawę, że posunął się za daleko.

Wyciągnęła rękę. Tylko duma trzymała ją na nogach. To bez sensu. Ujadali na siebie jak psy, raniąc się nawzajem.

– To koniec – oświadczyła lodowatym tonem. – Nic od ciebie nie chcę. Żadnego wsparcia. Nie życzę sobie, żebyś zbliżał się do mnie i do

dziecka. Mojego, nie naszego. Nie potrzebujemy cię.

– Peppo...

Potrząsnęła głową.

– Nie chcę tego słuchać. Któregoś dnia zrozumiesz swój błąd, ale mnie już nie będzie. – Objęła brzuch. – Nas nie będzie. Zasługuję na

mężczyznę, który da mi wszystko, a nie tylko rzuci mi pieniądze. Mój syn zasługuje na ojca, który pokocha go bezwarunkowo.

Ruszyła do drzwi, ale w progu jeszcze przystanęła.

– Kochałam cię, o nic nie prosiłam. Od pierwszej chwili byłeś szczery, więc to moja wina. Ja też jestem odpowiedzialna za to fiasko. Ale nie

będę się karać do końca życia. Nie pozwolę, żeby dziecko cierpiało przez moją głupotę. Życzyłabym ci szczęścia, gdyby nie fakt, że ty czerpiesz

dziwną przyjemność ze swojego nieszczęścia.

Wyszła, zatrzaskując drzwi. Na ganku przypomniała sobie, że odesłała taksówkę.

– Panno Laingley, pozwoli pani odwieźć się do domu?

John stanął obok, patrząc na nią ze współczuciem. To dopełniło miary. Zalała się łzami, a potem u boku Johna ruszyła do samochodu.

background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Usiadł za biurkiem i schował twarz w dłoniach. Wyszedł za Peppą i widział, że wsiadła do samochodu Johna. Patrzył na nich, aż światła

reflektorów zniknęły w ciemności. Nagle sobie uprzytomnił, że drzwi są otwarte i zerwał się wiatr. Ogarnął go przejmujący chłód, lecz nie

z powodu temperatury na dworze. Czuł wewnętrzne zimno. Jakby nie żył. Wciąż oddychał, a jednak nie istniał. Od dawna był żywym trupem.

Teraz, siedząc przy biurku, poczuł ból, a powinien czuć ulgę. Powinien się cieszyć. Sprawa zakończona. Może wrócić do pozbawionego emocji

życia, bez udręki bólu.

Tyle że nic z tego nie było prawdą. Cierpiał tak bardzo, że ledwo oddychał. Stracił Peppę. Stracił syna.

Boże, ależ z niego drań! Nieczuły potwór, jak powiedziała Peppa. A przecież on cierpi. W tym momencie dałby wszystko, by być

pozbawionym uczuć.

Nocna wizyta Peppy i świadomość, jak bardzo ją skrzywdził, załamały go tak, że chciał umrzeć.

Świadomość własnego tchórzostwa była poniżająca. Dostał od losu coś, czego wielu ludzi nie dostaje. Za czym tęsknią, za co byliby wdzięczni

do końca swoich dni. Otrzymał drugą szansę. Peppa była jak powiew świeżego powietrza, pchający go do życia. Chodził, jadł, pracował, ale już

dawno przestał żyć. Peppa to zmieniła. Jej uśmiech, śmiech, zaufanie. Wewnętrzne piękno. Jej odwaga.

Gdy zastanowił się, jaki ciężar dźwigała na barkach przez ostatnie miesiące, poczuł się chory. Była młoda, miała plany. Mogła mieć każdego

mężczyznę, a wybrała jego.

Walczyła zaciekle dla jego syna. Był z niej tak dumny i tak zawstydzony sobą, że nie mógł o tym myśleć.

Nie zasługiwał na Peppę. Wciąż jej pragnął. Naprawdę sądził, że oszczędzi sobie bólu związanego ze stratą, jeżeli odetnie się od Peppy? To

żałosne. Tak bardzo bał się ją stracić, że sam do tego doprowadził!

Poderwał się z krzesła z niespodziewaną energią i determinacją. Przecież on kocha Peppę, do cholery.

Okłamywał i ją, i siebie. Wygadywał bzdury, że nie chce jej kochać. Musi błagać ją na kolanach o jeszcze jedną szansę.

Pobiegł do garażu i wsiadł do samochodu. Jechał do Peppy, nie zważając na to, że jest czwarta rano. To będzie najtrudniejsza, a zarazem

najprostsza rzecz w jego życiu. Błaganie na kolanach jest niczym w porównaniu z życiem bez Peppy.

Mozolnie wchodziła po schodach. Głowa ją bolała od powstrzymywanych łez. Oczy miała podpuchnięte. Była zbolała i otępiała. I zagubiona.

Nie wiedziała, co dalej. Konfrontacja z Camem miała w sobie jakąś ostateczność.

Opadła na kanapę, rzuciła torebkę na stolik i zamknęła oczy. Pulsowało jej w skroniach. Musi zasnąć. Sen to przynajmniej chwilowa ucieczka

od rzeczywistości. Od dnia otwarcia kawiarni się nie wysypiała.

Sprawdziła, która godzina. Za dwie godziny musi być na nogach. Nastawiła budzik i położyła się na boku.

Zapach dymu i swąd spalenizny obudziły ją z mocnego snu. Podniosła powieki i usiadła przerażona.

Otaczała ją ściana ognia. Wokół kłębił się dym. Nie wiedziała, jak się wydostać ani czy w ogóle jest na to sposób.

Wciągnęła powietrze i zakaszlała, czując pieczenie w płucach. Zdała sobie sprawę z niebezpieczeństwa i wpadła w panikę. Chwytając się za

brzuch, wstała z kanapy, próbując dojrzeć coś przez płomienie i dym. Przypomniała sobie, że podczas pożaru najbezpieczniej jest trzymać się

blisko podłogi. Zniżyła się tak, jak mogła. Zakryła usta i nos bluzką.

Telefon. Gdzie jest telefon?

Odwróciła się, lecz w gęstym dymie szybko traciła orientację. Jeśli czegoś nie zrobi, zginie w płomieniach.

Zamknęła oczy i wyobraziła sobie pokój, usiłując zdusić panikę. Znała każdy centymetr mieszkania, nie zrobi nic głupiego z powodu zwykłej

histerii.

Musi ratować dziecko. Musi ratować siebie.

Zaczęła brnąć na czworakach w stronę drzwi. Płomienie lizały już sufit, dym wypełnił kąty. Coraz trudniej było oddychać. Myśl o dziecku

dodawała jej siły i determinacji. Już była w korytarzu, tam nie było tyle dymu. Nie zważając na pokaleczone kolana i dłonie, przyspieszyła.

Gdy znalazła się niedaleko drzwi, te gwałtownie pękły i jakaś ich część wpadła do środka. Dym zaczął wydostawać się na zewnątrz. Usłyszała

krzyki, a potem silne ręce podciągnęły ją do góry. Strażak wziął ją na ręce i wyniósł. Wokół widziała morze mrugających świateł, dym i płomienie

wystrzelające w stronę rozgwieżdżonego nieba.

– Czy w domu jest ktoś jeszcze? – krzyknął strażak.

– Nie – odparła zdumiona, że jej głos zamienił się w cichy skrzek.

Strażak przekazał ją innemu mężczyźnie, który położył ją na noszach.

– Dziecko – wychrypiała Peppa. – Jestem w ciąży.

Maska tlenowa zakryła jej twarz. Potem leżała w karetce, a nad nią pochylało się dwóch ratowników. Poczuła ukłucie w ramię. Ratownicy

wykrzykiwali jakieś pytania. Próbowała im powiedzieć, że wszystko jest w porządku, ale przez maskę nie mogła tego zrobić.

Leżała otępiała, usiłując odtworzyć w myśli, co się stało. Granice pola jej widzenia zaczęły się zacierać, a potem ratownik krzyczał, by z nimi

została.

background image

– Nic mi nie jest – próbowała powiedzieć. Dwa razy zamrugała powiekami, po czym zapadła w ciemność.

Gdy wjechał na ulicę, gdzie mieszkała Peppa, w ustach mu zaschło. Ścisnął kierownicę i dodał gazu.

Okolica jarzyła się błyskającymi światłami. Stały tam samochody policyjne, karetki i wozy straży pożarnej. Powietrze przesycone było ciężkim

zapachem dymu. Niebo w poświacie płomieni zdawało się pomarańczowe.

Zahamował z piskiem opon przed policyjną blokadą, wyskoczył z suva i pognał w stronę domu Peppy. Płonął cały rząd budynków. Strażacy

kierowali strumienie wody z kilku stron.

– Hej! Tam nie wolno!

Zignorował wołanie, myślał tylko o Peppie. Nie może jej stracić. Z jego gardła wyrwał się zduszony szloch.

Kiedy dotarł do pierwszej linii wozów strażackich i karetek, uderzył go jakiś spadający przedmiot. Cameron upadł na ziemię, a potem wstał,

zataczając się. Policjant złapał go i krzyczał coś, czego nie rozumiał. Z pomocą kolegi położył Cama na ziemi.

– Puśćcie mnie! – wrzasnął Cameron. – Muszę po nią iść. Peppa! Ona jest w ciąży. Muszę ją uratować.

– Nigdzie pan nie pójdzie. – Policjant mocniej przycisnął go do ziemi. – Cały kwartał się pali.

– Proszę nie zmuszać nas, żebyśmy pana aresztowali – zagroził drugi policjant. – Rozumiem, że pan się niepokoi, ale staramy się wszystkich

wyciągnąć. Niech pan nam nie przeszkadza.

– Puśćcie mnie – domagał się. – Muszę wiedzieć, czy nic jej nie jest.

Policjant zerknął na niego i razem z kolegą podnieśli Camerona na nogi.

– Proszę nie wykonywać gwałtownych ruchów – ostrzegł.

Cam podniósł ręce. Serce waliło mu ze strachu, gdy patrzył na zniszczenia. Jego najgorszy koszmar stał się rzeczywistością. Los zadał mu

kolejny cios, po którym może już się nie podniesie. Nie, to nie los. Mógł temu zapobiec. Gdyby wykorzystał szansę, którą dała mu Peppa,

przyjeżdżając do niego.

To on jest temu winien.

– Peppa Laingley – odezwał się. – Tam mieszka. – Wskazał dom drżącą ręką. – Niedawno wróciła do domu. Była zmęczona i zdenerwowana.

Proszę, chcę tylko wiedzieć, czy ją znaleźli?

Policjant spojrzał na niego.

– Proszę tu zostać. Pójdę i zapytam. – Gestem nakazał drugiemu policjantowi, by pilnował Camerona.

Odprowadzał go wzrokiem. Kilka chwil później policjant wrócił z poważną miną.

– Pół godziny temu zabrała ją karetka. Była jedną z pierwszych osób, które uratowano. Była przytomna i raczej nie ucierpiała. Nie znam więcej

szczegółów.

Cameronowi zakręciło się w głowie.

– Może powinien pan usiąść?

– Nie, muszę jechać. Dokąd ją zawieźli?

Już ruszył do suva, gdy policjant zawołał za nim, podając mu nazwę szpitala. Wsiadł do samochodu i szybko oddalił się od tego chaosu. Musiał

się pilnować, by nie naciskać na gaz. Chciał jak najszybciej zobaczyć Peppę, przekonać się, że nic jej się nie stało, wziąć ją w ramiona

i powiedzieć wszystko, co leży mu na sercu. Wszystko, czego przez upór i głupotę dotąd jej nie powiedział.

Miał nadzieję, że go wysłucha.

Leżała na niewygodnym łóżku na oddziale ratunkowym. Kiedy lekarz zapewnił ją, że dziecku nic się nie stało, uspokoiła się. Nie przebywała

w zadymionym pomieszczeniu na tyle długo, by wywołało to trwałe uszkodzenia płodu.

Wciąż jednak wyobrażała sobie, co by było, gdyby się nie obudziła, gdyby nie wydostała się na zewnątrz wystarczająco szybko. Te obrazy nie

chciały jej opuścić.

Pogłaskała brzuch, czując ruchy syna. Niewiele pamiętała z minionej godziny, gdy poddano ją badaniom. Zamówiono też ultrasonograf, by na

własne oczy zobaczyła, że dziecko żyje i ma się dobrze.

Śmierdziała dymem. Wyglądała koszmarnie. Ale to się nie liczy. Ważne, że są zdrowi.

W pewnej chwili drzwi jej pokoju otworzyły się. Peppa ze zdumieniem ujrzała Devona. Jeszcze bardziej zdziwiła się, widząc za nim Ashley.

– Pep! O mój Boże! – Ashley ją objęła.

– Co tu robisz, Ash? – wydusiła. – Dopiero urodziłaś. Powinnaś być w łóżku.

Devon podszedł z drugiej strony i pocałował Peppę w czoło.

– Martwiliśmy się. Jak się o wszystkim dowiedzieliśmy, Ashley musiała tu przyjechać. Nie mogłem jej zabronić.

Peppa zmarszczyła czoło.

– A powinieneś. Gdzie Katelynn? Ash, dobrze się czujesz?

– Dobrze. Pytanie, jak ty się czujesz. I dziecko. Ja tylko urodziłam. To był normalny poród. Katelynn jest na oddziale noworodków. Co się

stało?

Ashley przysiadła na skraju łóżka i wzięła przyjaciółkę za rękę. Peppa z trudem zdusiła szloch.

background image

Devon delikatnie pogłaskał ją po głowie.

– To była straszna noc – szepnęła Peppa.

– Zaraz, zaraz, pojechałaś do Cama? – Ash szeroko otworzyła oczy.

– To koniec – odrzekła Peppa głosem załamującym się z emocji i ochrypłym od dymu. – Powiedziałam mu, że go kocham, a teraz to już koniec.

Ashley głaskała jej dłoń.

– Zostawię was – mruknął Devon. – Będę za drzwiami, jakby co.

Dotknął czule ramienia Peppy i opuścił pokój.

– Powiedz mi przede wszystkim, co mówi lekarz, a potem, co się działo u Cama – poprosiła Ashley.

– Lekarz twierdzi, że wszystko jest w porządku. Dziecku nic się nie stało. Położyłam się spać na kanapie, a kiedy się obudziłam, w całym domu

był ogień. Trochę jestem podrapana, bo przedzierałam się na czworakach, ale poza tym w porządku. Jutro po południu puszczą mnie do domu...

– Urwała, zdając sobie sprawę, że nie ma domu.

– Będzie dobrze, Pep – uspokajała Ashley. – Nie przejmuj się. Mama wpadnie później. Wiesz, że kocha cię jak córkę. Chce cię zabrać do

siebie.

Peppa uśmiechnęła się niemrawo.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo jej potrzebuję. – Westchnęła. – Powinnam być szczęśliwa. Zerwałam z Camem. I słusznie. A jestem wrakiem.

Kocham tego drania i wścieka mnie, że nie mogę przestać. – Spojrzała na swoje dłonie z rozpaczą i poczuciem upokorzenia. – Powiedział, że nie

chce kochać mnie ani dziecka. Nie, że nie może czy nie wierzy, że znajdzie bratnią duszę. Po prostu nie chce. Był taki... zimny.

Ashley skrzywiła się.

– Nienawidzę go. Nie obchodzi mnie, że to najlepszy przyjaciel Deva. Przysięgam, że to największy dupek na tym świecie.

Peppa próbowała się zaśmiać, ale tylko się rozkaszlała.

– Powoli – powiedziała Ashley. – Złap oddech. Miałaś ciężką noc.

– Boże, wydaje mi się, że to sen.

Ashley znów uścisnęła jej dłoń.

– Nie denerwuj się. Wiem, że to brzmi idiotycznie. Myślisz pewnie, że twój świat się rozpadł, ale wszystko się ułoży. Masz mnie, masz moją

mamę, masz Sylvię, Carly i Tabithę. Devon zrobi, co w jego mocy. Musisz myśleć o sobie i dziecku.

Peppa uśmiechnęła się przez łzy.

– Dziękuję ci, Ash. Kocham cię. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.

– A teraz odpocznij, dobrze? Zbliża się pora karmienia Katelynn, więc muszę wracać, ale Dev znów do ciebie wpadnie. Mama przyniesie coś

do ubrania. Jak wyjdziesz, daj mi znać. Dzisiaj mnie wypiszą.

– Dzięki, Ash. Ucałuj ode mnie maleństwo.

Zaraz po wyjściu przyjaciółki Peppa zapadła w sen. Była fizycznie i emocjonalnie wyczerpana. Została jej tylko pustka i ból w sercu.

background image

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Cam spytał o Peppę w informacji. Bezczelnie skłamał, że jest jej mężem. Pielęgniarka poprowadziła go przez serię drzwi, po czym wskazała na

koniec korytarza i oznajmiła, że Peppa leży w pokoju numer siedem.

Cam pospieszył naprzód. Nagle dostrzegł przed sobą Devona. Już chciał zawołać, gdy drzwi pokoju Peppy otworzyły się i wyszła zza nich

Ashley.

Devon objął żonę ramieniem. Oboje jednocześnie podnieśli wzrok i dojrzeli Cama. Nie oczekiwał od Ashley ciepłych słów, ale złość widoczna

na twarzy przyjaciela go zaskoczyła.

– Jak ona się czuje? – zapytał.

Chciał ich minąć i pobiec do pokoju Peppy, lecz Devon zastąpił mu drogę. Ashley położyła rękę na ramieniu Camerona, co natychmiast go

zatrzymało.

– Cam, proszę – odezwała się cicho. – Zostaw ją.

Cofnął się i wsunął palce we włosy.

– Muszę ją widzieć. Chcę zobaczyć, że nic jej nie jest. Nie rozumiesz, co przeżyłem, kiedy tam podjechałem i wyobraziłem sobie, że tkwi

uwięziona w środku tego piekła.

Ten obraz pozostanie z nim do końca życia.

– Jest wyczerpana. Musi odpocząć. Jest teraz taka... bezbronna.

Pełne wahania słowa Ashley tylko zwiększyły determinację Camerona. Ashley mocniej ścisnęła go za ramię. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę,

że postąpił krok do przodu.

– Pozwól jej odpocząć. Dość zrobiłeś jak na jedną noc. Nie wolno ci bardziej jej denerwować. Nie wie, że to ty do nas dzwoniłeś. Nie

zapytała, skąd wiemy, że tu jest.

Zamknął oczy przygnieciony poczuciem beznadziei.

– Nienawidzi mnie.

– Nie, ona cię kocha – odparła Ashley. – W tym problem. Dlatego nie możesz tam pójść i wykorzystać chwili jej słabości. Nigdy ci nie

wybaczę, jeśli nie pozwolisz jej przespać kilku godzin. Wygląda okropnie. To również twoja wina.

– Ashley ma rację – wtrącił Devon. – Peppa jest teraz słaba. Nie pomożesz jej, wparowując tam i przyznając się do winy. Choć raz nie myśl

tylko o sobie.

Wzdrygnął się, słysząc potępienie w głosie Devona.

– To nie ma nic wspólnego z winą – odrzekł sfrustrowany. – Ja też ją kocham. Muszę jej to powiedzieć.

Teraz Devon położył rękę na jego ramieniu.

– Jeśli ją kochasz, możesz z tym zaczekać.

– Nie wyjdę stąd – zaprotestował Cameron.

– Nikt ci nie każe wychodzić.

Zamknął oczy, przygarbił się.

– Dobrze. Teraz tam nie wejdę.

Ashley popatrzyła na niego błagalnie, a równocześnie ostrzegawczo.

– Porozmawiaj z nią potem. I nigdy więcej nie skrzywdź.

– Jeśli mnie zechce, do końca życia będę ją kochał i chronił.

Devon westchnął.

– Tak, to jest pytanie. Zajrzę później.

To było ostrzeżenie, by nie zrobił nic, co pogorszyłoby stan Peppy. Kiwnął głową i odprowadził przyjaciół wzrokiem, gdy oddalali się

korytarzem.

Spojrzał na zamknięte drzwi. Niczego tak nie pragnął, jak zobaczyć Peppę. Wziął krzesło, postawił je naprzeciw jej pokoju i usiadł jak na

straży. W pewnej chwili do Peppy weszła pielęgniarka, zerkając na niego podejrzliwie. Kiedy wyszła z pokoju, poderwał się na nogi.

– Jak ona się czuje? – zapytał nienaturalnym głosem.

Pielęgniarka ściągnęła brwi.

– Przykro mi, ale nie wolno mi udzielać informacji.

– Jestem mężem – odrzekł i zdał sobie sprawę, jakie to głupie, że mąż siedzi na korytarzu. – Ja... chciałem, żeby odpoczęła.

Twarz kobiety złagodniała.

– Śpi. Głęboko śpi. Nawet się nie poruszyła, kiedy ją badałam.

Cameron mruknął coś w podziękowaniu i nerwowo wytarł dłonie w spodnie. Kiedy pielęgniarka zniknęła, z wahaniem uchylił drzwi. Jeśli Peppa

śpi, może na nią popatrzeć, przekonać się, że jest bezpieczna. Otworzył drzwi odrobinę szerzej i wszedł do pogrążonego w półmroku pokoju.

background image

Peppa spała, ale przechylała się na bok i zdawało się, że może ześliznąć się z łóżka. Przez chwilę nie mógł oddychać. Bezbronna to właściwe

określenie. Peppa wydawała się taka mała i krucha. Czuł słabą woń dymu.

Była blada, a jej twarz zdawała się szczuplejsza. Pod oczami miała czarne smugi. Przeniósł wzrok na jej ręce i zmarszczył czoło, widząc

podrapane dłonie. Sprawiała wrażenie wycieńczonej, u kresu wytrzymałości.

Nie mógł się powstrzymać. Pogłaskał jej policzek i odsunął kosmyk włosów leżący tuż obok warg.

Pochylił się i leciutko pocałował ją w czoło.

– Kocham cię – szepnął.

Obudziła się z dręczącym poczuciem, że coś jej umknęło. Miała dziwne sny, pełne Cama i nieskończonej czułości, a nie płomieni, dymu

i strachu. Przyjemne, ale dziwne.

W pokoju nie było zegara. Gdyby nie wpadające przez okno słońce, nie miałaby pojęcia, że jest dzień. Pogłaskała brzuch i uśmiechnęła się,

czując ruchy dziecka.

W tym samym momencie drzwi się otworzyły i do pokoju wpadła Gloria Copeland.

– Moje biedactwo – powiedziała śpiewnie i pospieszyła uściskać Peppę. – Devon przekazał mi, co mówił lekarz, ale tak się o ciebie martwiłam.

Peppa znów się rozpłakała, zawstydzona. To idiotyczne, jak łatwo się rozczula.

– Och, kochanie – rzekła Gloria. – Nie płacz. Zamieszkasz ze mną. Już przygotowałam ci sypialnię. Będziesz spać obok dawnego pokoju

Ashley. Mam nadzieję, że Ashley zostanie u mnie kilka dni z Katelynn i będzie jak dawniej. Będę miała znów moje dziewczynki w domu. Będę

was rozpieszczać.

– Kocham panią. – Peppa pociągnęła nosem.

Gloria odsunęła jej włosy z twarzy i pocałowała w czoło.

– Ja też cię kocham. Wszystko się ułoży. Teraz może nie wygląda to najlepiej, ale szybko postawimy cię na nogi.

Peppa uścisnęła dłoń pani Copeland.

– To szczęście, że mam panią i Ash. Jesteście moją prawdziwą rodziną.

Więzy krwi nie zawsze wiele znaczą. Miranda ją urodziła, lecz rodzina to ci, którzy kochają cię bezwarunkowo i wspierają. Którzy są przy tobie

w dobrych i złych chwilach.

Takiej rodziny Peppa pragnęła dla syna.

– Powiem ci, co zrobimy – podjęła Gloria. – Zabiorę cię do domu i położę do łóżka. Jak nabierzesz siły, wybierzemy się na cały dzień do spa.

Jeżeli to ci nie doda energii, to już nie wiem co. Zabierzemy też Ashley.

Peppa się uśmiechnęła. Dzień spędzony na przyjemnościach z Ashley i jej mamą to cudowny pomysł.

– Widzisz? Już się uśmiechasz – ucieszyła się Gloria. – Kochanie, niczym się nie przejmuj. William zajmie się rachunkiem za szpital. Zostaniesz

u nas do porodu. Powinnaś skupić się na dziecku. Nie ma sensu, żebyś trudziła się szukaniem mieszkania. Będzie nam razem dobrze, zobaczysz.

Peppa nie odmówiłaby zaproszeniu Glorii, nawet gdyby chciała. Kiedy Gloria coś postanowiła, nie przyjmowała odmowy. Nagle Peppa

ściągnęła brwi.

– A co z kawiarnią? Nie mogę jej zostawić.

– To oczywiste – uspokoiła ją Gloria. – Damy radę. Masz pracowników, którzy poradzą sobie przez parę dni. Potem znajdziemy jakiś sposób,

żebyś dostała się rano do pracy. William chętnie użyczy ci kierowcy.

Peppa znów się uśmiechnęła.

– Dziękuję. Co ja bym zrobiła bez pani, pani męża i Ashley?

Gloria promieniała.

– William ucieszy się z twoich słów. Wiesz, że kocha cię tak jak ja, chociaż czasami potrafi człowieka zirytować.

Peppa zaśmiała się.

– Zapytam, kiedy cię wypiszą – ciągnęła Gloria. – Im szybciej znajdziesz się w domu, tym lepiej. Nasz lekarz będzie do ciebie codziennie

wpadał.

Peppa oparła się o poduszki. Zaczynała postrzegać świat w jaśniejszych barwach. Z pomocą ludzi, których kocha, wyjdzie na prostą.

Gdy Gloria wróciła do pokoju, miała dziwną minę.

– I co? – zapytała Peppa.

– Pielęgniarka mówi, że za dwie godziny będzie wypis.

Peppę ogarnął niezrozumiały niepokój. Gloria zachowywała się jakoś inaczej.

– Co się stało?

Gloria obejrzała się na drzwi, a potem westchnęła.

– I tak wkrótce zobaczysz. Cam siedzi za drzwiami na krześle i się zamartwia. Chyba spędził tu całą noc. Chciałby wejść, ale mu nie

pozwoliłam. Tylko by cię zdenerwował.

Serce Peppy zabiło mocniej. Mimowolnie zacisnęła pięści. W pokoju słychać było jej oddech, gdy wlepiła wzrok w ścianę, jakby mogła przez

nią zobaczyć Camerona.

background image

– Nie chcę go widzieć – szepnęła.

Gloria otoczyła ją ramieniem.

– Nie musisz, kochanie. Chciałam tylko, żebyś wiedziała, że wychodząc stąd, możesz się na niego natknąć.

– Dziękuję. My już sobie wszystko powiedzieliśmy.

Gloria pocałowała ją w skroń.

– Ashley też dzisiaj wychodzi ze szpitala.

Peppa kiwnęła głową, myśląc o Cameronie. Nie była tchórzem, ale nie chciała kolejnej konfrontacji. Jego słowa zraniły ją do głębi. Nie wyleczy

tej rany w ciągu dnia ani tygodnia. Niczego nie da się przyspieszyć. Wszystko się ułoży, tylko powoli. Musi w to wierzyć.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Cam krążył po korytarzu przed drzwiami pokoju Peppy. W pewnym momencie zastanowił się, dlaczego tam nie wszedł i nie wymusił rozmowy.

Potrząsnął głową. Devon i Ashley mają rację. Peppa jest ledwie żywa. Nie może myśleć o sobie.

Kiedy podniósł wzrok, ujrzał zbliżającego się Devona.

– Widziałeś się z nią? – zapytał Devon.

Cameron zaprzeczył.

– Jest z nią mama Ashley. Nie pozwoliła mi wejść. Nie mam jej za złe. Gdzie Ashley i Katelynn?

– W samochodzie. Ojciec Ashley zawiezię Peppę i Glorię do domu.

Cameron przeczesał włosy. Peppa nie ma dokąd wrócić. A przecież jego dom jest też jej domem. Powinna tam z nim być. Westchnął

zagubiony. Nie znał dotąd tego uczucia. Zawsze łatwo podejmował decyzje, nawet gdy się mylił. Zawsze wiedział, co powiedzieć. Teraz zabrakło

mu słów.

Nagle drzwi się otworzyły i stanęła w nich Peppa, a tuż za nią Gloria. Peppa była blada, pod jej oczami widniały cienie. Włosy miała związane

w koński ogon, kości policzkowe zaznaczone wyraźniej niż zwykle. Jedyne, co pozostało bez zmian, to sterczący brzuch, gdzie nosiła ich syna.

– Pep – zaczął Cameron łamiącym się głosem. – Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało.

Wyciągnął rękę, jakby chciał się przekonać, że naprawdę przed nim stoi, ale ona się wzdrygnęła. Cofnął rękę, zaciskając palce. Peppa ruszyła

przed siebie, mijając go. Zamknął na moment oczy. Nie pozwoli jej tak odejść.

– Peppo, zaczekaj, proszę.

Przystanęła w pół kroku i powoli się odwróciła, patrząc martwym wzrokiem.

– Zaczekajcie na mnie na zewnątrz – zwróciła się do Glorii i Devona. – Zaraz przyjdę.

Gloria nie była zadowolona, ale milczała.

– Zaczekam w korytarzu – odparł Devon.

Kiedy Devon i Gloria się oddalili, Cameron chwycił Peppę za rękę. Przyciągnął ją do siebie, by poczuć bicie jej serca. Oparła się o niego

z ciężkim westchnieniem, które mu powiedziało, że jest u kresu wytrzymałości.

Opuściła powieki i na moment wtuliła twarz w jego szyję. Potem się odsunęła. Znów miała kamienną twarz.

– Muszę iść. Czekają na mnie.

– Możesz pojechać ze mną. Zaopiekuję się tobą. Mamy wiele spraw do omówienia. Tyle muszę ci powiedzieć. Jesteś dla mnie najważniejsza.

– Nie.

Spodziewał się argumentów, którym mógłby się przeciwstawić. Peppa rzuciła jedno krótkie słowo i patrzyła obojętnie. To było gorsze niż jego

wyobrażenia. Nie panował nad emocjami. Położył dłoń na jej policzku.

– Mój Boże, Pep. Myślałem, że cię straciłem, kiedy zobaczyłem ten ogień i dym, strażaków i karetki.

Patrzyły na niego zimne, pozbawione życia oczy. Ciarki przeszły mu po plecach. Nie znał takiej Peppy. Stała przed nim obca osoba. To on ją

stworzył swoją obojętnością i determinacją, by się nie angażować.

– Wiedziałem, że coś się stanie. Że mogę was stracić. To przez ten strach robiłem i mówiłem potworne rzeczy. Choć wcale tak myślę.

– Jesteś durniem – wypaliła. – Już mnie straciłeś, tyle że nie zginęłam w płomieniach. Dla ciebie jestem martwa. Straciłeś nas na długo przed

pożarem. Tyle czasu chroniłeś się przed zranieniem i nic cię nie obchodziło, że takim zachowaniem ranisz kogoś innego. A teraz, jeśli pozwolisz,

chcę jechać do domu i położyć się do łóżka.

Wiedział, że to prawda, ale nie miał pojęcia, że aż tak zaboli. Kiedy Peppa ruszyła naprzód, znów chciał złapać ją za rękę, ale tylko musnął jej

palce. Odprowadzał ją wzrokiem, coraz bardziej odrętwiały. Jej słowa zburzyły mur, jakim otoczył się po śmierci bliskich.

Zdumiony poczuł łzy pod powiekami. Peppa zburzyła ten mur już wtedy, gdy ujrzał ją w drugim końcu zatłoczonego pokoju. Choć bardzo się

starał, nie mógł się przed nią bronić. Dłużej nie mógł się okłamywać.

Kocha Peppę. Od początku ją kocha. Wcześniej nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Czuł, że Peppa stanowi dla niego zagrożenie,

więc ją odtrącił. Wmawiał sobie, że jej nie kocha i nie chce jej kochać.

Chociaż niczego więcej nie pragnął.

Teraz było już za późno. Poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Obejrzał się i zobaczył Devona.

– Chyba pora, żebyśmy powtórzyli rozmowę, jaką odbyłem z Rafe’em, kiedy schrzaniłem sprawę z Ashley i bałem się, że jej nie odzyskam.

Cam włożył ręce do kieszeni zrozpaczony. Devon pociągnął go w stronę wyjścia. Gdy znaleźli się na parkingu, wepchnął Cama do samochodu

i usiadł za kierownicą.

– Idź na całość albo się wycofaj.

Cameron przetarł oczy.

– Przestań mówić zagadkami. Powiedz to wprost.

– Właśnie mówię. Grasz o przyszłość. Swoją i syna. To twoja ostatnia szansa. Pora zacząć znów żyć. Masz błagać Peppę na kolanach, jeśli to

background image

konieczne.

– Powiedziałem jej niewybaczalne rzeczy.

Devon wzruszył ramionami.

– Podaj definicję słowa „niewybaczalne”. To okaże się niewybaczalne, jeśli ona nie zechce ci wybaczyć. Nie wiesz tego, bo o to nie prosiłeś.

– Rozumiałbym, gdyby więcej się do mnie nie odezwała.

– Ja też. Chcesz się poddać tylko dlatego, że jesteś dupkiem i nie zasługujesz na drugą szansę? Do diabła, człowieku. Wszyscy schrzaniliśmy

sprawę. Rafe, Ryan, ja, a teraz ty. Wszyscy skrzywdziliśmy kobiety, które kochamy. Ale wiesz co? Bryony wybaczyła Rafe’owi, Kelly wybaczyła

Ryanowi, Ashley wybaczyła mnie, a Peppa wybaczy tobie. Musisz tylko dać jej szansę.

– Kocham ją.

– Wiem. Jesteś chyba jedynym idiotą, który dotąd o tym nie wiedział.

– Nie mogę uwierzyć, że prawie wyparłem się syna – odrzekł Cameron. – Zaprzeczyłem, że kocham Peppę.

– Kluczowym słowem jest „prawie” – rzekł Devon. – Powiedz jej, że jesteś dupkiem i przysięgnij, że się zmienisz.

– O ile mnie wysłucha.

– Jeżeli coś dla ciebie znaczy, zrób wszystko, żeby cię wysłuchała.

Peppa była jego światem. Pora zaryzykować. To największe ryzyko jego życia. Może stracić Peppę i syna tak, jak stracił Elise i Coltona. Ale

może też zyskać szczęście. Miłość i uśmiech Peppy, więcej dzieci. Czy nie warto zaryzykować?

background image

ROZDZIAŁ SZESNASTY

– Peppo, kochanie, Cam chciałby się z tobą widzieć. Uprzedzam cię, przysiągł, że będzie spał na wycieraczce, póki z nim nie porozmawiasz.

Peppa spojrzała na Glorię.

– Poważnie?

Gloria kiwnęła głową.

– Obawiam się, że tak. Ma podręczną torbę.

– Nie poddaje się – mruknęła Peppa.

W ciągu dwóch minionych dni do niej wydzwaniał, krążył przed domem Copelandów i przed kawiarnią. Był wszędzie tam, gdzie spodziewał się

ją ujrzeć.

Kiedy to nie dało rezultatu, uciekł się do esemesów. „Kocham cię”, pisał. Przysyłał jej kwiaty. Każdy bukiet z wizytówką i słowami „Kocham

cię”. Dwa razy, gdy znalazła się z nim twarzą w twarz, patrzył jak nawiedzony.

Peppa czuła się prześladowana, ale nie zagrożona. Jego upór wprawiał ją w konsternację.

Po długim okresie rozpaczliwej nadziei podjęła bolesną decyzję zerwania z Camem. Teraz on znów domaga się jej uwagi. To nie ma sensu.

Peppa odchodziła od zmysłów.

Przygryzła wargę i popatrzyła w stronę drzwi.

– Co mam zrobić? – Nie chciała sprawiać kłopotów państwu Copelandom, którzy okazali jej tyle serdeczności.

Gloria usiadła obok Peppy, objęła ją i poklepała po plecach.

– Moja droga, zrób, co chcesz. Jeśli chcesz z nim pogadać, poproszę go i zostawię was samych. Albo zostanę i będę cię strzegła jak lwica.

Jeżeli nie masz ochoty go widzieć, każę ochronie go stąd usunąć.

– Kocham panią, Glorio. Gdyby tylko... – Peppa spuściła wzrok.

– Gdyby co, moja droga?

– Gdyby moja matka była do pani podobna.

Gloria uśmiechnęła się w odpowiedzi.

– Jesteś dla mnie jak córka, a Miranda kocha cię tak, jak potrafi.

– Wie pani co? Nie jestem gotowa go widzieć. Jeśli się na to zdecyduję, to będzie na moich warunkach.

– Brawo. W takim razie dzwonię do ochrony. Nie patrz tak. Wszystko odbędzie się dyskretnie. – Gloria wstała.

Peppa ściągnęła brwi. To nie jest zemsta. Powiedziała Camowi to, co chciała mu powiedzieć. Nie zostało nic do dodania. Mimo to dręczyły ją

wątpliwości. Czuła, że Cam nie zrezygnuje.

To był najbardziej frustrujący okres w jego życiu. Próbował wszelkich sposobów, by skłonić Peppę do rozmowy. Wyrzucenie go

z apartamentowca, gdzie mieszkali Copelandowie, było fatalnym uwieńczeniem koszmarnego dnia.

Nieustający opór Peppy tylko wzmacniał jego determinację. Właśnie dlatego stał teraz przed ekskluzywnym salonem kosmetycznym, pełnym

kobiet w różnym wieku, które robiły się na bóstwo. W jednym z pomieszczeń na tyłach była jego kobieta i choćby się waliło i paliło, tego dnia go

wysłucha. Jeśli będzie musiał otworzyć przed nią serce w obecności świadków, zrobi to.

Najpierw jednak musi przemknąć obok groźnie wyglądającej damy, która stała na straży w drzwiach prowadzących do recepcji. Będzie z nią

szczery. Czy kobiety nie miękną na widok mężczyzn płaszczących się przed ukochanymi? Jeżeli to nie podziała, padnie na kolana.

Ruszył do wejścia, widząc, jak kobieta w drzwiach krzyżuje ramiona na piersi i przeszywa go wzrokiem.

Peppa leżała wysmarowana jakąś paskudną mazią – w każdym razie twarz i brzuch miała umazane – ale się nie skarżyła. Czuła się

zrelaksowana. Równocześnie ktoś masował jej stopy. Zamknęła oczy, bo jeszcze inna osoba położyła jej na powiekach chłodne plasterki ogórka.

Omal się nie zaśmiała, wyobrażając sobie, że wygląda jak ptyś w bikini z ogórkowymi oczami.

Kiedy przestano masować podbicie jej stopy, głośno zaprotestowała. Zaraz potem inne, większe i silniejsze dłonie, nie tak gładkie jak

poprzednie, zabrały się za masowanie jej pięt. Westchnęła, czując miłe ciepło.

Te ręce bardziej jej się podobały. Może były mniej doświadczone, za to trafiały we właściwe miejsca. Przesuwały się do góry, ostrożnie

stopniując nacisk. Wydały się jej podejrzanie znajome, ale doznanie było zbyt przyjemne, by je przerywać.

Potem na moment ją opuściły, by po chwili ciepłym ręcznikiem delikatnie wytrzeć jej brzuch, nie pozostawiając ani śladu mikstury, którą ją

wysmarowano. Następnie te cudowne ręce lekko dotykały jej wydętego brzucha. Kiedy jednak poczuła na nim czyjeś wargi, gwałtownie usiadła.

Plasterki ogórków spadły z jej powiek.

Osłupiała na miejscu masażysty ujrzała Cama.

– Co tu robisz? – zapytała. – Gdzie moja kosmetyczka? Długo tu jesteś?

Rozłożył ręce.

– Jestem na twoje usługi.

background image

Peppa otworzyła i zamknęła usta. Cameron wyglądał na pełnego nadziei, a jednocześnie jej pozbawionego. A także na zmęczonego. Ale ponad

wszystko na zdeterminowanego.

– Nie będę z tobą rozmawiać z tym mazidłem na twarzy – mruknęła Peppa.

Ujął jej twarz w dłonie i obsypał ją pocałunkami. Gdy ją wreszcie uwolnił, był tak samo wysmarowany jak ona. Wyglądał idiotycznie. Mimo

woli się roześmiała.

– Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam – oznajmił.

Westchnęła, ignorując miłe łaskotanie w brzuchu.

– Czego chcesz? Powiedzieliśmy sobie wszystko – oświadczyła. – Możemy się tylko bardziej zranić.

Oczy Camerona zapłonęły.

– Nie, mam mnóstwo do powiedzenia i chcę, żebyś mnie wysłuchała.

Cóż, jest uparty. Peppa wyciągnęła rękę.

– Pomóż mi. Jeśli mamy rozmawiać, chcę, żebyśmy wyglądali poważnie.

Spuściła nogi z rozkładanego fotela, wstała i podeszła do umywalki zmyć z twarzy resztki maski. Potem zmoczyła ręcznik i umyła też Cama.

Gdy wycierała mu policzek, nie spuszczał z niej wzroku. Stwierdziła, że musi się czymś zakryć, by nie czuć się tak bezbronna.

Zdjęła z wieszaka szlafrok i owinęła się nim, zawiązując pasek na brzuchu. Cameron wciąż na nią patrzył.

Potem, jakby nie mógł się opanować, wziął ją w ramiona i pocałował. Trzymał ją tak mocno, że ledwie oddychała.

Kiedy się odsunął, Peppa była zszokowana tym, co ujrzała w jego oczach. Patrzył jak człowiek, który stracił wszystko.

– Nie mogę bez ciebie żyć – oznajmił. – Nie każ mi żyć bez ciebie i naszego syna. Kocham was. Budzę się z myślą o was. Niepokoję się o was

całymi dniami. Kładę się do pustego łóżka, a chciałbym cię przytulić przed snem. Jesteś dla mnie wszystkim.

Słuchała go poruszona, z trudem kontrolując emocje. Chciała go zaatakować, ale wiedziała, że to niczego nie rozwiąże. Słowa, których nie mógł

cofnąć, nadal bolały. Rana była wciąż otwarta.

– To straszny banał. Nie możesz beze mnie żyć. Po pożarze doznałeś olśnienia – powiedziała cicho.

– Mylisz się – odparł gwałtownie. – Nigdy nie powiedziałem, że cię nie kocham. Mówiłem, że opieram się tej miłości. To nie pożar uświadomił

mi, że cię kocham. Tak, przeraził mnie, nie mogłem spać, wyobrażając sobie, co przeżyłaś. Spytaj mnie, skąd wiedziałem, że jesteś w szpitalu.

Ręce Peppy zadrżały.

– Skąd wiedziałeś?

– Bo jechałem za tobą jak wariat. Zrozumiałem, że popełniłem największy błąd w swoim życiu, pozwalając ci odejść, i muszę to naprawić. Na

twojej ulicy zobaczyłem płomienie, dym, światła i samochody. Chciałem umrzeć, myślałem, że historia się powtarza. A przecież tym razem mogłem

temu zapobiec, mówiąc ci, co czuję. A zachowałem się jak tchórz.

Peppa słuchała go zszokowana.

– Tak, przeraziłem się, że cię straciłem, ale nie dlatego tu jestem. Nie dlatego mam nadzieję, że dasz mi jeszcze jedną szansę. Od dawna cię

kocham, choć z tym walczyłem. Dłużej nie mogę walczyć z miłością do ciebie i naszego syna.

Chciała mu odpowiedzieć, ale położył palec na jej wargach.

– Wysłuchaj mnie. Jestem zmęczony tą walką. Chcę żyć z tobą i naszym synem. Jestem zmęczony ciągłym oczekiwaniem nieszczęścia. Gdybym

mógł spędzić z tobą rok, wspominałbym go potem do końca życia i umarłbym jako człowiek szczęśliwy, chociaż do końca życia byłbym sam.

Te słowa, tak szczere, mocne i smutne, wstrząsnęły nią do głębi. Cam nie kłamał, jego oczy mówiły prawdę.

Pogłaskał palcem jej policzek. Patrzył na nią z taką miłością, że poczuła łzy pod powiekami.

– Byłem draniem – podjął. – Robiłem wszystko, byle cię do siebie zrazić. Nie zasługuję na drugą szansę, ale błagam o nią. Zrobię wszystko,

żeby cię przekonać, że jestem lepszym człowiekiem. Chcę być lepszy. Do końca życia będę ci udowadniał, że możesz na mnie liczyć.

– Jedno, co możesz dla mnie zrobić – odparła – to przestać wciąż wypatrywać najgorszego. Nie zostawię cię, jeśli tylko będzie to ode mnie

zależało. I ja, i nasz syn będziemy cię kochać i zostaniemy z tobą. Na zawsze. – Pogłaskała go po brodzie. – Dam ci jeszcze jedną szansę. Od

ciebie zależy, co z tym prezentem zrobisz.

Chwycił ją za rękę i ucałował.

– Ty jesteś najpiękniejszym prezentem. I nasz syn. – Przez kilka chwil przyciskał wargi do jej dłoni. – Kocham cię. Wybacz mi, proszę.

Wtuliła się w niego, obejmując go ramionami.

– Wybaczam – szepnęła. – Ja też cię kocham.

Pocałował ją w czubek głowy. Raptem za ich plecami rozległy się gromkie brawa. Odwrócili się i w drzwiach pokoju ujrzeli Glorię, Ashley

i kilka innych kobiet, uśmiechniętych i wzruszonych.

– Dobra robota, mój chłopcze. – Gloria uniosła kciuki.

Peppa ze zdumieniem stwierdziła, że Cameron jest bliski łez. Wzięła go za rękę i pociągnęła do drzwi, za którymi mieścił się niewielki ogród.

Wychodząc, pomachała do kobiet. W ogrodzie jedynym źródłem dźwięku była spadająca kaskadą woda z fontanny. Powietrze pachniało

kwiatami.

– Siadaj – poleciła Camowi.

background image

Siadł na ławce przy fontannie, nie puszczając jej dłoni, jakby się bał, że Peppa zniknie.

– Kocham cię – powtórzył. – Powiedz mi jeszcze raz, że mnie kochasz i że mi wybaczasz. Muszę to usłyszeć.

Peppa uśmiechnęła się, a on przyłożył policzek do jej brzucha. Pogłaskała go po głowie.

– Kocham cię. Wybaczam ci.

Podniósł wzrok.

– Pojedź ze mną do domu, Pep. Wyjdź za mnie. Zostań ze mną do końca życia. Przysięgam, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.

– Tak, dobrze.

– Wyjdziesz za mnie? Wiem, to kiepskie oświadczyny. Poprawię się. Kupię pierścionek i padnę na kolana. Zrobię wszystko, co cię uszczęśliwi.

Dotknęła zmarszczek na jego czole, wygładzając je czubkami palców.

– Twoja miłość mnie uszczęśliwi.

– No to będziesz szczęśliwa. Masz to jak w banku.

background image

EPILOG

W salonie rozbrzmiewały śmiech i rozmowy. Dom Camerona nie przypominał już ponurej jaskini. Był pełen światła, powietrza i życia,

wypełniony miłością i szczęściem.

Peppa siedziała na kanapie z nogami na podnóżku, patrząc czule na Camerona i jego przyjaciół.

Rafael de Luca i jego żona Bryony przyjechali dwa dni wcześniej z córką Amy. Ryan Beardsley z żoną Kelly właśnie przylecieli z St Angelo,

gdzie mieszkali na stałe. Ich córka Emma była prawie rówieśniczką Amy.

Choć głośno mówiono, że to spotkanie przyjaciół, Peppa wiedziała, że Cam tak to zorganizował, by w dniu narodzin dziecka otaczali ją bliscy.

Nie szczędził jej miłości i troski. Zatrudnił w kawiarni dodatkowy personel, by ostatni miesiąc ciąży i trzy miesiące po urodzeniu dziecka Peppa

mogła spędzić w domu. Miała wrażenie, że żyje jak w bajce. A niedawno sądziła, że los odmówi jej szczęścia.

Lubiła przyjaciół Cama. Okazali się inni, niż się spodziewała. Myślała, że będą tacy jak Cam na początku znajomości, pełni rezerwy,

nieprzystępni. Tymczasem byli to ciepli i serdeczni, pełni entuzjazmu ludzie. Poznała ich na ślubie. To nie było spektakularne wydarzenie. Oboje

z Camem woleli cichy ślub w gronie najbliższych.

Uśmiechnęła się na to wspomnienie, ale zaraz potem jej twarz wykrzywił kolejny skurcz. Szybko doszła do siebie i zerknęła na Cama. Stał obok

Ryana, z Emmą na rękach. Mężczyźni nie rozmawiali o interesach. Opowiadali sobie o dzieciach, chwalili się dokonaniami córek i ich urodą.

Bryony przewróciła oczami i usiadła obok Peppy. Ashley usadowiła się po drugiej stronie, a Kelly w fotelu obok.

– Cam bardzo się zmienił – rzekła Bryony. – Jest taki... szczęśliwy. Dawniej chyba w ogóle się nie śmiał. Rzadko się uśmiechał. Dokonałaś

cudu, Peppo.

– Och, nadal jest nadopiekuńczy, ale powoli uczy się odpuszczać i nie myśleć negatywnie.

Ashley uścisnęła jej dłoń.

– Kocha cię. Byłaś dla niego taka dobra. Uratowałaś go.

Przy kolejnym skurczu Peppa omal nie jęknęła. Kelly ściągnęła brwi.

– Co się dzieje?

– Ciii – syknęła Peppa. – Żeby Cam nie słyszał, bo się przerazi.

– Masz skurcze? – spytała Ashley.

Peppa wypuściła powietrze.

– Tak, od jakiegoś czasu.

– Co? – wtrąciła Bryony. – Dlaczego nic nie mówisz?

– Nie chcę, żeby Cam się denerwował dłużej niż to konieczne. Mam jechać do szpitala, jak skurcze będą co dwie minuty.

– Pep, na pewno masz być wcześniej – rzekła Ashley.

– Lekarz kazał mi przyjechać, jak skurcze będą co pięć minut – odezwała się Kelly.

Bryony zmarszczyła czoło.

– Mój chyba mówił pięć do siedmiu.

Peppa położyła rękę na brzuchu.

– Znowu? – zaniepokoiła się Ashley. – Jak często masz skurcze?

– Częściej niż co pięć minut – przyznała Peppa. – Czytałam, że trzeba czekać, aż będą co dwie minuty.

Ashley spojrzała na nią z irytacją.

– Gdzie to czytałaś? Nie chciałaś nawet rzucić okiem na rozdział o porodzie.

Bryony wstała, ciągnąc Peppę za rękę.

– Cam! – zawołała. – Peppa musi jechać do szpitala.

Czterej mężczyźni odwrócili się jak na sygnał. Cameron ściągnął brwi i zbladł.

Oddał Emmę Ryanowi i pospieszył do żony.

– Kochanie, już pora?

– Tak, do diabła – odparła zniecierpliwiona Ashley. – Już dawno powinna była jechać.

Cameron przeniósł wzrok z Ashley na Peppę.

– O czym ona mówi?

– Chyba źle zrozumiałam, kiedy mam jechać do szpitala – mruknęła Peppa.

Zamknęła oczy i skrzywiła się, czując następny skurcz. Kiedy uniosła powieki, jej oddech był szybki i urywany. Wszyscy patrzyli na nią

z niepokojem.

– Jedziemy – rzucił Cameron, przytulając ją.

Peppa szła do garażu wtulona w męża. Za nimi goście spieszyli do samochodów z dziećmi, pieluchami i całym potrzebnym ekwipunkiem.

Kiedy Cam zapalił silnik, Peppa położyła mu dłoń na policzku.

background image

– Hej – odezwała się ciepło. – Będzie dobrze. Damy radę.

Pocałował ją.

– Wiem.

– Przyj, Peppo. Świetnie. Teraz oddychaj. Okej, jeszcze raz, weź głęboki oddech. Wstrzymaj oddech i przyj, licz do dziesięciu.

Sapała i wysilała się, próbowała wstrzymać oddech, ale powietrze z niej uchodziło, gdy doliczyła do pięciu. Gdyby nie epidural, już by się

poddała i błagała o narkozę.

– Świetnie ci idzie, kochanie.

Głos Cama dodawał jej energii. Cam podtrzymywał jej plecy i oddychał razem z nią podczas każdego skurczu. Całował ją i szeptał jej do ucha.

– Kiedy to się skończy? – jęknęła.

Pielęgniarka po prawej się uśmiechnęła. Lekarz podniósł głowę.

– Jeszcze jedno parcie i będzie główka. Proszę się skupić.

Przy kolejnym skurczu Peppa wciągnęła powietrze, zamknęła oczy i wbiła brodę w klatkę piersiową.

– Przyj, kochanie, przyj – szeptał Cam. – Dasz radę.

– Jest główka. Okej, proszę moment odpocząć. Przy następnym skurczu wyjdzie. Najgorsze za nami.

– Pan tak mówi – burknęła.

Pielęgniarka się zaśmiała. Kiedy dziecko wyśliznęło się z Peppy i jego głos rozległ się w sali, Peppa poczuła, jak ogarnia ją wielki spokój.

– O mój Boże – szepnęła.

– Chce pani poznać synka? – zapytał lekarz.

Pielęgniarka zawinęła dziecko w kocyk i podała Peppie. Czerwona pomarszczona twarzyczka wywołała w niej łzy szczęścia. Podniosła wzrok

na Cama.

Wziął od niej dziecko i patrzył zafascynowany, a potem się uśmiechnął. To był najpiękniejszy, najszczerszy uśmiech, jaki Peppa widziała.

– Jest piękny – szepnął Cameron.

Łza wypłynęła mu spod powieki, a potem następna, i jeszcze jedna.

Pochylił się i dotknął czołem czoła Peppy.

– Kocham cię. I dziękuję za syna. Jest do ciebie podobny. Doskonały.

Ona też zalała się łzami.

– Jak damy mu na imię? – zapytała.

Cameron ostrożnie położył syna w jej ramionach.

– Może Maverick?

– Nasz mały Mav. – Peppa się uśmiechnęła. – Ładnie.

Cameron znów ją pocałował.

– Będę cię kochał do końca życia.

– Wiem, ja też będę cię kochać do końca życia. A zamierzam żyć długo. Jak mi stuknie osiemdziesiątka, będę potwornie upierdliwa.

Przysięgam, że ci się to spodoba.

Cam roześmiał się.

– Na pewno.

Przerwała im pielęgniarka, która chciała przenieść Peppę do innego pokoju.

– Może pokażesz Mava jego bliskim? – zasugerowała Peppa. Wiedziała, że prócz przyjaciół Camerona są tam Copelandowie.

Cam znów wziął syna i spojrzał na żonę. Zmęczona, piękna, dzielna.

– Zaraz wracamy.

Szedł korytarzem ze ściśniętym gardłem.

Na jego widok przyjaciele wstali. Cameron uśmiechnął się jak człowiek, który po latach spędzonych w ciemności wyszedł na słońce.

– Poznajcie mojego syna.

background image

Tytuł oryginału: Undone by Her Tender Touch

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2012

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2012 by Maya Banks
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-238-9577-0

GR – 984

Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Banks Maya Gorąca noc
GORĄCA NOC
Annette Broadrick Gorąca noc
Banks Maya Greckie wesela 03 Dom dla ukochanej (Gorący Romans 932)
Banks Maya Wyspa zapomnienia
Blue Angels Gorąca noc
Broadrick Annette Gorąca noc
Banks Maya Zapomniana kochanka
Banks Maya Greckie wesela 01 Powracające uczucie (Gorący Romans 926)
951 Banks Maya W świecie biznesu 03 Narzeczona na weekend (Gorący Romans 951)
120 Broadrick, Annette Gorąca noc
Broadrick, Annette Goraca noc
Banks Maya Zrozumienie
0120 Broadrick, Annette Gorąca noc
120 Broadrick Annette Gorąca noc
Banks Maya Urok niewinności
120 Broadrick Annette Gorąca noc

więcej podobnych podstron