background image

Ingulstad Frid

ZDRADA

Saga część 11.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY.

Kristiania, kwiecień 1906 roku

Emanuel odszedł... i zabrał swoje meble. Elise odwróciła się i weszła do 

domu, chwiejąc się na nogach. Nie chciała, by Kristian odgadł jej myśli.

- Dziwne - mruknęła. - Może zamierza je sprzedać. Takie piękne meble 

nie są nam przecież potrzebne. W tej sytuacji moglibyście spać w salonie, 
będzie wam wygodniej niż w kuchni. Trzeba będzie wynająć mansardę.

Kristian poszedł za nią.
- Ale dlaczego nic nie powiedział? Mógł uprzedzić przynajmniej ciebie.
- Emanuel ma kłopoty. Zdarzyło się coś ważnego. - Podeszła do pieca 

kuchennego,   żeby   nie   patrzeć   na   brata.   -   Na   razie   nie   mogę   o   tym 
opowiadać, Kristianie, ale Emanuel przeżył coś, co go bardzo dotknęło.

- Stracił pracę?
- Nie, jeszcze nie... to znaczy... Ja... ja nie wiem. Kristian podszedł do 

siostry.

- Elise?
Teraz już musiała się obrócić i zobaczyła, że chłopiec grzebie w kieszeni 

spodni.

- I tak miałem zamiar to zrobić. Proszę. - Wyciągnął w jej stronę brudną 

zaciśniętą piąstkę i z dumą na twarzy rozchylił palce. Na jego dłoni leżała 
kupka   dziesięcioorówek.   -   Korona   i   pięćdziesiąt   ore.   Są   twoje. 
Zaoszczędziłem je dla ciebie.

Elise   wzruszenie   ścisnęło   za   gardło,   walczyła   z   sobą,   by   nie   okazać 

uczuć, które nią targały.

-   Nie,   oddałeś   już   tyle   pieniędzy,   ile   trzeba,   Kristian.   Powiedziałam 

przecież, że resztę możecie zachować dla siebie.

Kristian zdecydowanie pokręcił głową.
- Jeśli Emanuel stracił pracę, potrzebujesz pieniędzy na jedzenie. Wcale 

nie   muszę   kupować   tej   piłki,   to   zresztą   nic   specjalnego,   jest   przecież 
zrobiona z gałganków. Będę oszczędzał i kupię sobie porządną.

-   Nic   nam   nie   potrzeba,   Kristian.   Zarobiłam   dwadzieścia   koron   za 

suknię, którą uszyłam.

- Kłamiesz, Elise. Gdybyśmy nie byli w fatalnej sytuacji, Emanuel nie 

musiałby sprzedawać swoich mebli.

Elise opadła na najbliższy stołek i musnęła oczy dłonią. Nie mogła już 

dłużej powstrzymywać łez.

-   Usiądź   koło   mnie,   Kristian,   to   powiem   ci,   o   co   chodzi.   Masz   już 

prawie jedenaście lat, niedługo będziesz dorosły, jakoś zniesiesz prawdę. - 

background image

Wzięła go za rękę i posadziła na stołku, który stał obok. - Ale obiecaj, że 
nic nie powiesz Pederowi i Evertowi. Peder i tak musi znosić dokuczanie, 
powinniśmy go oszczędzać.

Kristian siedział sztywno i nieruchomo na stołku, przygotowywał się na 

nieprzyjemną nowinę. Elise żal się go zrobiło.

- Cieszę się, że cię mam, Kristian. Gdy byłeś mały, martwiłam się o 

ciebie, bo wydawałeś się taki ponury i zamknięty w sobie. I ciągle się 
kłóciłeś   z   Pederem.   Ale   zmieniłeś   się,   gdy   się   wyprowadziliśmy   z 
Andersengarden. Myślę, że potrzebowałeś czasu, żeby przeboleć śmierć 
ojca.

Kristian nic nie powiedział.
Elise wzięła głęboki drżący oddech.
- Przypuszczam, że Emanuel wyjechał na pewien czas. To były jego 

meble,   pochodziły   z   dworu   w   Ringstad,   ale   nam   nie   są   potrzebne.  To 
nawet dobrze, że pokój będzie pusty. Możemy tam wstawić łóżko. Może 
uda się nam zdobyć jeszcze jedno. Wówczas miałbyś własne, a Peder i 
Evert spaliby razem na starym. Mielibyście pokój wyłącznie dla siebie. 
Tylko w ciągu dnia musiałabym tam szyć.

Kristian siedział w milczeniu i patrzył siostrze w oczy. Elise domyśliła 

się, że czeka na wyjaśnienie.

Znów westchnęła, walcząc ze łzami, nie chciała się poddać. Przyj -dzie 

pora na jej własny żal, teraz trzeba myśleć o tym, jak oszczędzić chłopców.

- Zauważyłeś pewnie, że ostatnimi czasy Emanuel nie był sobą. Często 

się   kłóciliśmy,   znikał   gdzieś   wieczorami,   późno   wracał,   w   domu 
najczęściej   milczał,   okazywał   niechęć   albo   irytował   się   z   powodu 
drobiazgów.

- Ale nie wtedy, gdy przyszli tu ci ludzie. Ta piękna dama i ten pan. 

Wtedy rozmawiali głośno, śmiali się i żartowali.

-   To   prawda.   Niełatwo   to   zrozumieć,   ale   większość   z   nas   woli 

przebywać   w   towarzystwie   ludzi   podobnych   do   siebie.   Na   pewno   nie 
chciałbyś się bawić z chłopcami zza rzeki. W każdym razie nie z tymi, 
którzy mieszkają nieco dalej. Ojciec wolałby ciągle pływać po morzach w 
towarzystwie   innych   marynarzy,   źle   się   czuł   w   fabryce.   Emanuel   był 
przyzwyczajony do wielkich pokoi w Ringstad, u nas było mu za ciasno i 
za ubogo. W biurze też nie czuł się najlepiej. W końcu wpadł w rozpacz i 
odszedł, ale myślę, że wróci. Potrzebuje czasu, żeby przemyśleć swoje 
życie.

- Nie mógł tego powiedzieć?
- Nie umiał. Nie chciał patrzeć na nasz smutek.

background image

- To znaczy, że jest tchórzem.
Elise   nie   odpowiedziała.   Poczuła,   że   ogarnia   ją   złość.   Kristian   miał 

rację, Emanuel był tchórzem. Nie wolno w ten sposób opuszczać rodziny, 
nie wolno brać po kryjomu swoich rzeczy i znikać bez słowa. Zachował 
się podle nie tylko w stosunku do niej, ale i do dzieci.

Może   Emanuel   odpowiedziałby,   że   nie   ma   żadnych   dzieci.  Ale   jest 

przecież odpowiedzialny za Hugo, czy tego chce, czy nie. Uznał ojcostwo, 
postarał się, by wszyscy uwierzyli, że to jego dziecko, przyśpieszył nawet 
chrzest, żeby zapisać chłopca w kościelnych księgach, nim ktoś odkryje 
prawdę.

Jak może mu się wydawać, że Elise poradzi sobie sama z dziećmi?
Prawdopodobnie  uznał, że o Pedera i Kristiana  powinna się  martwić 

matka i ten jej Hvalstad, że Evert może liczyć na pomoc gminy, a Hugo 
ma   przecież   innego   ojca.   W   tej   sytuacji   będzie   musiała   wrócić   do 
przędzalni i do życia, które porzuciła, gdy się spotkali. To bezlitosne i 
okrutne z jego strony, zupełnie niepodobne do Emanuela, którego znała. 
Ktoś musiał go do tego namówić, ktoś, kto miał znacznie silniejszą wolę 
niż on.

Matka?   Trudno   w   to   uwierzyć.   Matka   Emanuela   była   wprawdzie 

przeciwna temu małżeństwu i przeżyła szok, gdy się dowiedziała, że Hugo 
nie jest jej wnukiem, ale nie jest przecież złym człowiekiem. .. A poza tym 
z   półsłówek   Emanuela   można   się   było   domyślić,   że   nie   kocha   swojej 
matki.

A   może   źle   to   wszystko   interpretuje?   Może   on   rzeczywiście   chce 

sprzedać meble, żeby poprawić ich sytuację? Gdyby ją zapytał, zrobiłaby 
wszystko, żeby go powstrzymać. Nie dlatego, że te meble coś dla niej 
znaczą, ale dlatego, że wie, ile znaczą dla niego.

- Dlaczego nic nie mówisz?
- Myślę, Kristian.  Może się  pomyliłam.  Może Emanuel rzeczywiście 

chce sprzedać meble, żebyśmy mieli więcej pieniędzy na jedzenie?

- Powiedziałby o tym.
- To nie takie pewne. Wiedział, że na pewno bym protestowała.
- Sprawdzałaś, czy zostawił ubrania?
Elise drgnęła. Nie pomyślała o tym. Zerwała się ze stołka i pobiegła do 

sypialni, szarpnęła drugą od góry szufladę, która należała do Emanuela, i 
zauważyła, że jest pusta. Wpatrywała się w nią zaszokowana.

Kristian stanął cicho za jej plecami.
- Tak właśnie myślałem.
Elise   pokiwała   głowa,   nie   obracając   się.   Rozejrzała   się   dokoła. 

background image

Niedzielne ubranie nie wisiało już na wieszaku, ze ściany zniknął obraz, z 
komody - wszystkie ozdoby. Nic nie wskazywało na to, że Emanuel tu 
kiedyś mieszkał.

- Odszedł - powiedziała przez łzy.
- Nie przejmuj się, Elise. Pomogę ci. Nakłamiemy Pederowi i Evertowi, 

powiemy, że Emanuel musiał wyjechać na pewien czas. Wolno przecież 
kłamać, żeby komuś pomóc.

Pokiwała głową, nie obracając się, po jej policzkach płynęły łzy i kapały 

prosto do pustej szuflady.

- Ale jak to wytłumaczymy?
- Powiemy, że stracił posadę w fabryce i znalazł pracę gdzie indziej. 

Może w Ulefoss - dodał z zapałem. To było jedyne znane mu miejsce, 
gdzie byli robotnicy, i dyrektorzy, i urzędnicy, tak jak tutaj. - A za jakiś 
czas o wszystkim zapomną.

- Zapomną? - Elise przestała płakać i obróciła się do Pedera. - Peder 

kocha Emanuela, na pewno źle to przyjmie.

Kristian   się   nie   odezwał.   Elise   przypomniała   sobie   od   razu,   jak 

zareagował   na   wieść   o   planowanym   ślubie.   Nie   podobał   mu   się   ten 
pomysł.

- Bez względu na to, co się stanie, Emanuel i ja jesteśmy w dalszym 

ciągu   małżeństwem.   Gdy   staliśmy   przed   ołtarzem,   przysięgaliśmy,   że 
będziemy się kochać i wspierać nawzajem aż do śmierci. Na dobre i na 
złe. Dlatego wiem, że Emanuel wróci, choć na razie ma kłopoty.

Kristian w dalszym ciągu milczał. Obrócił się i powoli ruszył w stronę 

drzwi.

- Nie martw się o Pedera, Elise, ja z nim porozmawiam - oświadczył i 

wyszedł.

Gdy   Elise   usłyszała   zamykające   się   z   nim   drzwi,   padła   na   łóżko   i 

zaczęła płakać bez opamiętania. Po pewnym czasie płacz przycichł, w jej 
głowie zaczęły się kotłować różne myśli, a w miejsce żalu pojawił się 
gniew.   Waliła   pięściami   w   materac   i   ciskała   przekleństwami,   które 
przychodziły   jej   do   głowy.   Tchórz,   asekurant,   sprośny   łajdak.  A   jaki 
fałszywy.

Jak można tak się pomylić w ocenie człowieka. Przypomniała sobie, jak 

spotkała go po raz pierwszy, w drodze ze Świątyni. Opowiadał jej o swojej 
pracy w Armii Zbawienia, mówił, że jest tam po to, żeby pomagać innym. 
„Jeśli naprawdę w coś wierzysz, nie poddasz się' - powiedział. Wydał jej 
się prawdziwym idealistą, wyzbytym egoizmu, pełnym poświęcenia.

Jak więc mógł najpierw ją zdradzić z inną dziewczyną, i to nie raz, a 

background image

teraz uciec przed odpowiedzialnością. Uciec z podwiniętym ogonem, jak 
najgorsze bydlę, bez słowa pożegnania. Bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, 
które pomogłoby jej to wszystko zrozumieć?

Nie chciała go więcej widzieć, nawet gdyby wrócił i na kolanach błagał 

o łaskę. Nienawidziła go. Nienawidziła go aż do bólu. Nigdy więcej nie 
uwierzy mężczyźnie, nigdy więcej nie da się nabrać na piękny wygląd, 
miłe słówka i pochlebstwa.

Mężczyznom zależy tylko na jednym, mają tylko jeden cel: dostać się 

pod spódnicę dziewczyny. Zachowują się jak psy, węszące po ulicach w 
poszukiwaniu suczki. Nawet jeśli nie znajdą żadnej chętnej, robią to, na co 
mają ochotę. Tylko dlatego Emanuel za nią chodził, choć wiedział, że jest 
zaręczona z Johanem. Dlatego oświadczył się, gdy miała chwilę słabości. 
A  gdy   ją   wreszcie   zdobył,   gdy   polowanie   się   skończyło,   mógł   zacząć 
szukać kolejnego łupu.

Wstała z łóżka i usłyszała gaworzenie Hugo. Jeśli nie weźmie go zaraz 

na ręce, gaworzenie zamieni się w płacz. Nie ma mowy, żeby leżała tu i 
rozpaczała z powodu takiego niewiernego bydlaka jak Emanuel. Poradzi 
sobie   bez   niego.   Dzięki   pieniądzom   z   szuflady   będzie   mogła   nadal 
wynajmować   domek   nad   rzeką   i   utrzymywać   całą   rodzinę   przez   parę 
miesięcy.

Podeszła do małego, wzięła go na ręce, a on nagrodził ją bezzębnym 

uśmiechem.

-   Nie   potrzebujemy   tego   twojego   ojca,   Hugo.   Damy   sobie   radę   z 

Kristianem, Pederem i Evertem.

Usiadła na stołku kuchennym i przyłożyła małego do piersi.
Myśli wciąż kotłowały się w jej głowie. To nawet dobrze, że Emanuela 

nie będzie. Nie będzie musiała znosić jego gwałtowności w łóżku. Nie 
będzie musiała wymyślać potraw, które są tanie i przypadną mu do gustu, 
bo  trudno  to  było  pogodzić.  Nie będzie  musiała  się  martwić,  że Hugo 
zacznie   krzyczeć   i   zdenerwuje   Emanuela,   nie   będzie   leżała   bezsennie 
całymi nocami, zastanawiając się, gdzie on się podział. Nie ma mowy, 
żeby opłakiwała odejście takiego tchórza. Niech sobie jedzie do Ringstad, 
czy gdzie tam chce, ona nie wyleje już ani jednej łzy.

Do   Ringstad...   Myśl   o   Ringstad   zaczęła   jej   dławić   gardło.   Czyżby 

właśnie   to   zrobił?   Czyżby   pojechał   do   Signe,   jak   to   przepowiedziała 
Karolinę? Czyżby kochał ją tak bardzo, że nie mógł bez niej żyć?

Myśl  okazała   się   bolesna   pomimo   wściekłości.   Karolinę   miała   rację. 

Chyba znała Emanuela znacznie lepiej. Przez wiele lat mieszkała z nim 
pod jednym dachem, znała jego dobre i złe strony. Teraz na pewno będzie 

background image

triumfować. Sama myśl o tym jest okropna.

Na dworze zrobiło się ciemno, pora położyć chłopców. Otworzyła drzwi 

wejściowe i zawołała:

- Kristian, Peder, Evert, do domu!
Dopiero   gdy   zawołała,   zorientowała   się,   że   stoją   tuż   za   węgłem. 

Wszystko wskazywało na to, że właśnie się naradzali.

- Już późno, chłopcy, pora do łóżek.
Przyszli od razu. Mieli dziwne miny, poważne, prawie uroczyste.
- Myślałam, że się gdzieś bawicie.
- Bawiliśmy się. - Tylko Kristian się odezwał. - Powiedziałem Pederowi 

i Evertowi, że Emanuel pojechał do Ulefoss, Elise. Oni też mają trochę 
dziesięcioorówek. ,

Peder i Evert zaczęli grzebać w kieszeniach, a potem obaj podeszli do 

niej,   trzymając   na   wyciągniętych   brudnych   dłoniach   równie   brudne 
pieniążki.

- Proszę.
Elise z trudem powstrzymywała łzy i kręciła głową, żeby nic nie mówić. 

W końcu udało jej się wykrztusić:

- Jesteście najlepszymi chłopakami w Sagene. Jestem bardzo wzruszona 

i nie wiem, jak mam wam dziękować, ale mogę was od razu pocieszyć, że 
nie   czeka   nas   bieda.   Mam   więcej   pieniędzy,   niż   ktokolwiek   mógłby 
przypuścić.   Podczas   kolacji   opowiem   wam   skąd.   Schowajcie   swoje 
pieniążki i wydajcie je, na co chcecie, zasłużyliście sobie na to.

Odwróciła się i weszła do kuchni, żeby przygotować parę pajd chleba 

suto smarowanych melasą.

Chłopcy siedzieli pełni oczekiwania, śledząc każdy jej ruch. Gdy kolacja 

była gotowa, Elise usiadła koło nich, chrząknęła i zaczęła:

-   Musicie   mi   obiecać,   że   nikomu   nie   powiecie   tego,   co   ode   mnie 

usłyszycie. To wielka tajemnica.

Zamilkła   i   objęła   ich   spojrzeniem.   Przestali   żuć   i   patrzyli   na   nią   w 

napięciu.

- Napisałam opowiadanie i wysłałam je do gazety. Spodobało im się i 

chyba   dobrze   mi   zapłacą.   Potem   napiszę   jeszcze   jedno   opowiadanie   i 
może jeszcze jedno. A na końcu zrobię z nich książkę. Oprócz nas czworga 
tylko Torkild Abrahamsen o tym wie. Znał redaktora tej gazety i zaniósł 
mu moje opowiadanie.

Peder spojrzał na nią okrągłymi oczami.
- Napisałaś bajkę? Jak Asbjornsen?
- Nie, napisałam o czymś, co się naprawdę wydarzyło. O czymś, co inni 

background image

powinni   przeczytać,   żeby   zrozumieli,   co   to   znaczy   być   robotnicą   w 
fabryce i mieć na utrzymaniu gromadkę dzieci.

- Ale przecież ty już nie pracujesz fabryce.
- To nie jest historia o mnie.
- Dlaczego nie? O matce Pingelena?
- Nie znacie tej osoby, a ja nie chcę mówić, kto to taki. To nie ma 

znaczenia,   najważniejsze,   żeby   ci,   którzy   rządzą   w   naszym   kraju, 
zrozumieli, że kobiety nie mogą mieć takiego trudnego życia.

- Moim zdaniem powinnaś raczej napisać o nas, Elise. Możesz napisać o 

duchu w szkole, który wcale nie był żadnym duchem, tylko pijakiem. To 
będzie znacznie bardziej wciągające.

- Nie chcę pisać wciągających historii, chcę pisać o tym, jak żyją ludzie 

tu, nad rzeką.

Pederowi zabłysły oczy.
- Możesz napisać o tym człowieku, który wskoczył do rzeki. O tym, 

którego mama, Hvalstad i Emanuel musieli wyciągać. Pingelen mówi, że 
on jest rudy. I widział go parę razy na moście, jak znowu próbował to 
zrobić, ale za każdym razem ktoś przechodził i mu przeszkadzał.

Elise   poczuła   wielki   ciężar   na   piersi.  A  więc   chłopcy   go   zauważyli. 

Spostrzegli nie tylko to, że włóczy się po okolicy, ale też to, że ma rude 
włosy. Kiedyś mówili, że kręci się tu, bo się w niej kocha. Ale co będzie 
dalej? Podniosła się, żeby przynieść bańkę z mlekiem, i ogarnął ją strach. 
Emanuel   zniknął,   więc   plotki   zaczną   jej   doskwierać   bardziej   niż 
kiedykolwiek.   Jeśli   ludzie   zauważą,   że   Hugo   jest   podobny   do   tego 
rudzielca, nie dadzą jej spokoju.

- Czy mogę powiedzieć nauczycielowi? Że napisałaś coś do gazety? - 

Kristian posłał jej błagalne spojrzenie. Sądził zapewne, że ta wiadomość 
wzbudzi  podziw  nauczycieli  i  uczniów,  może   miał  nadzieję,   że  zaczną 
patrzeć na nich z szacunkiem. Ale w tym się mylił. W szkolnych kolegach 
mogło to obudzić jedynie zazdrość. Mieliby jeszcze więcej powodów, żeby 
dokuczać Pederowi.

- Nie, Kristian, nie wolno ci nikomu o tym mówić. Napisałam to pod 

pseudonimem. To znaczy, że wymyśliłam inne imię i nazwisko, żeby nikt 
się nie domyślił, że ja to napisałam. Musicie mi obiecać, że dotrzymacie 
tajemnicy. Jeśli wyjdzie na jaw, czego dotyczy ta historia, ktoś, kto i tak 
ma   ciężkie   życie,  ucierpi jeszcze  bardziej.  Spójrzcie   na  mnie,   wszyscy 
trzej. Czy przysięgacie, że nikomu o tym nie powiecie? Zdradziłam wam 
ten sekret tylko dlatego, żebyście wiedzieli, że nie będziemy głodować.

Pokiwali głowami z powagą.

background image

- Słowo honoru.
Ale gdy chłopcy się już położyli i ona sama też wślizgnęła się do łóżka, 

leżała bezsennie do późnej nocy. Nie docierało do niej to, że Emanuel 
naprawdę uciekł, że odwrócił się od nich bez słowa. Odpowiedzialność za 
czwórkę dzieci bardzo jej ciążyła. Co z nimi będzie, jeśli przytrafi jej się 
jakieś nieszczęście?   Pedera  i Kristiana   zawiodła  już  ich  własna  matka, 
wybierając miłość i inne dziecko. Teraz Emanuel zrobił to samo. Nawet 
jeśli Peder na razie tego nie rozumie, prawda dotrze do niego prędzej czy 
później.

Pieniądze   z   szuflady   kiedyś  się   skończą.   Nawet  jeśli   Elise   wróci   do 

pracy w fabryce, nie utrzyma pięciu osób z jednej pensji. Chłopcy rosną, 
potrzebują coraz więcej jedzenia, nowych ubrań.

Obróciła się. Można wynająć mansardę, chłopcy z każdym rokiem będą 

więcej pracować. Tak, jakoś sobie poradzą.

Czuła się dziwnie i samotnie w wielkim łóżku, jakby leżała i czekała na 

kogoś,   kto   się   spóźnia.   Nie   zdążyła   opowiedzieć   Emanuelowi   o 
dwudziestu   koronach,   które   zarobiła   szyciem,   i   o   pieniądzach,   które 
dostała od jego ojca i od matki Ansgara. A przecież postanowiła, że mu o 
tym   powie.   Nie   zdradziła   też,   że   myśli   o   przeprowadzce   na   Wzgórze 
Świętego   Jana.   Może   nie   uciekłby,   gdyby   mu   o   tym   wszystkim 
powiedziała?

W tkalni płótna żaglowego na pewno wiedzą, gdzie on jest. Może po 

prostu przeprowadził się do jakiegoś małego mieszkanka? W dzielnicy, w 
której dobrze się czuł? Gdy będzie miał trochę czasu, na pewno napisze do 
niej list i wszystko wyjaśni.

Ostatnia myśl trochę jej pomogła i wreszcie nadszedł sen.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Następnego   ranka   Elise   postanowiła,   że   spróbuje   jeszcze   raz   poroz-

mawiać z Hildą.

Z   przyzwyczajenia   obudziła   się,   zanim  zawyły   fabryczne   syreny,   ale 

leżała   jeszcze   przez   chwilę,   zastanawiając   się,   jak   to   zrobić.   Mogłaby 
wykorzystać nieobecność Emanuela i pozwolić siostrze zamieszkać tu na 
jakiś czas. Jeśli Hilda urodzi i potrzyma dziecko w ramionach przez kilka 
dni, na pewno nie będzie żałować decyzji. Tym razem chciała przecież 
zatrzymać przy sobie dziecko, a Elise nie miała wątpliwości, że tak będzie 
dla niej najlepiej.

Majster poszedł chyba do pracy, ale na pewno przykazał służącym, żeby 

nie wpuszczały nikogo obcego. Trzeba znaleźć jakiś pretekst, by zobaczyć 
się z Hildą.

Ułożyła Hugo w wózku i ruszyła w drogę.
Pogoda   wciąż   dopisywała,   było   zadziwiająco   ciepło   jak   na   początek 

kwietnia. Świat wydawał się piękniejszy, gdy słońce ogrzewało policzki, a 
powietrze   pachniało   wiosną.   Emanuel   na   pewno   wróci,   gdy   się   nad 
wszystkim   zastanowi.   Wróci,   gdy   Elise   mu   opowie   o   wszystkich 
pieniądzach,   również   o   tych,   które   dostała   od   jego   ojca.   Teraz   trzeba 

background image

przede wszystkim ratować Hildę. A jutro wybierze się do tkalni płótna 
żaglowego,   żeby   zapytać   o   Emanuela.   Może   naprawdę   stracił   posadę, 
wówczas   łatwiej   byłoby   zrozumieć   jego   desperację.   A   może   złożył 
wypowiedzenie i znalazł inne zajęcie. Ktoś powinien wiedzieć, co się z 
nim dzieje. W najgorszym razie porozmawia z Carlem Wilhelmem.

Dopiero w drodze na strome wzgórze wpadła na pomysł, jak dostać się 

do Hildy. Gdy tylko wspięła się na szczyt, skierowała kroki w stronę domu 
Paulsena Juniora, zadzwoniła do drzwi i poprosiła o spotkanie z panią 
Paulsen. Na szczęście pani Paulsen była w domu. Służąca wpuściła Elise 
do sieni i poszła zawiadomić panią. Twarz gospodyni się rozjaśniła na 
widok Elise.

- Pani Ringstad? Jak miło. Miałam zamiar wysłać dziś do pani służącą, 

żeby zapytać, czy nie zechciałaby pani uszyć mi peleryny. Suknia jest taka 
piękna.

- Chętnie to zrobię, ale chciałabym panią najpierw poprosić o drobną 

przysługę. - Zawahała się przez chwilę. - Czy pani wie, że moja siostra jest 
służącą u wuja pani małżonka, u majstra Paulsena?

Pani Paulsen spojrzała na nią ze zdumieniem.
- Nie, nie miałam o tym pojęcia.
- Mam dla niej ważną wiadomość, ale skoro pan Paulsen jest w fabryce, 

służące na pewno nie otwierają nikomu obcemu. Byłam tu już dwa razy i 
dowiedziałam   się,   że   moja   siostra   jest   chora.   I   teraz   bardzo   się   o   nią 
martwię, bo nie wiem, co jej jest. Kontaktowała się z małą dziewczynką, 
która   zapadła   na   suchoty.   Dlatego   uważam,   że   powinna   czym   prędzej 
pójść do doktora, żeby sprawdzić, czy się nie zaraziła.

Wprawdzie ostatnio Elise się dowiedziała, że L.arsine nie ma jednak 

suchot,   ale   nie   mogła   znaleźć   innego   pretekstu,   choć   źle   się   czuła, 
okłamując panią Paulsen.

Pani Paulsen załamała ręce z przerażoną miną.
- Myślałam, że suchoty zagrażają tylko biedakom.
- Zazwyczaj tak, ale jeśli miało się kontakt z chorym, niczego nie można 

być pewnym. Zajęliśmy się tą dziewczynką, ponieważ mama nie miała jej 
z kim zostawiać, idąc do pracy. Wszyscy byliśmy już u lekarza. Wszyscy 
oprócz Hildy.

Pani Paulsen nie kryła przerażenia.
- To bardzo dziwne, że wuj nie chce pani wpuścić, zazwyczaj nie robi 

takich trudności.

- Nie było go w domu, gdy przychodziłam.
Gospodyni poprosiła  służącą  o płaszcz i kapelusz i ruszyła w stronę 

background image

wyjścia.

-   Myślę,   że   nie   powinna   pani   do   niej   wchodzić,   pani   Ringstad. 

Zwłaszcza że wie pani, jak zaraźliwa jest ta choroba.

- Stanę w drzwiach i porozmawiam z nią. Suchotami można się zarazić 

tylko przez bezpośredni kontakt. Niestety, moja siostra jest bardzo uparta. 
Jeśli uważa, że dolega jej coś całkiem innego, nie będzie chciała przyjąć 
doktora.   Od   dziecka   boi   się   lekarzy.   Proszę   spróbować   zająć   czymś 
służące, w przeciwnym razie zaraz je zawoła i mnie wyprosi.

Pani Paulsen pokiwała głową, choć widać było, że nie jest zadowolona.
Zadzwoniły do głównych drzwi. Elise postawiła wózek pod schodami, a 

sama stanęła za plecami swojej towarzyszki, żeby jak najmniej było ją 
widać.

Służąca   dygnęła   nisko   na   widok   gościa.   Najwyraźniej   czuła   wielki 

respekt wobec całej rodziny Paulsenów.

- Dzień dobry, to tylko ja. Rozumiem, że pana Paulsena nie ma w domu? 

- Pani Paulsen weszła do środka, a Elise pośpieszyła za nią. - Mam bardzo 
ważną wiadomość dla Hildy.

- Ona leży w łóżku, pani Paulsen. Majster zabronił jej przeszkadzać.
-   Wiem   o   tym,   ale   to   sprawa   życia   i   śmierci,   nie   tylko   jej   życia. 

Podejrzewamy,   że   mogła   zarazić   się   suchotami.   Musicie   czym   prędzej 
wezwać lekarza.

Służąca pobladła.
- Suchotami?
- Zaprowadź do niej panią Ringstad i wracaj tu szybko, bo muszę ci 

zapisać nazwisko lekarza. Nie możecie wzywać starego doktora Moe, gdy 
sprawa jest tak poważna. Znam innego specjalistę od chorób płuc.

Służąca obróciła się czym prędzej, a Elise poszła za nią. Przed drzwiami 

do   służbówki   dziewczyna   się   zatrzymała   i   spojrzała   na   Elise   z 
przerażeniem.

-   Nosiłam   jej   jedzenie.   Myśli   pani,   że   mogłam   się   zarazić?   Elise 

pokręciła głową.

- Nie, nie sądzę. Wracaj szybko do pani Paulsen.
Służąca zrobiła, co jej kazano. Elise zaś ze zdumieniem stwierdziła, że 

drzwi nie są zamknięte na klucz, jak podejrzewała. Hilda leżała w łóżku.

- Elise? - zdziwiła się, ale nie tak bardzo, jak Elise oczekiwała.
-   Znalazłam   rozwiązanie,   Hildo.   -   Podeszła   do   siostry   i   usiadła   na 

brzegu   łóżka.   Opowiedziała   jej   szybko   o   tym,   co   się   zdarzyło;   o 
pieniądzach,   które   leżą   w   szufladzie,   i   o   tym,   że   Emanuel   odszedł.   - 
Rozumiesz? Możesz zamieszkać z nami. I żadna z nas jeszcze długo nie 

background image

będzie   musiała   pracować   w   fabryce.   Może   Emanuel   wróci   pewnego 
pięknego dnia, w końcu jesteśmy małżeństwem, ale na razie zabrał swoje 
meble i zniknął. Nie może więc zabronić ci mieszkać u nas. Byłam tu już 
dwa razy, ale mnie nie wpuścili. Czy on cię tu zamyka?

Hilda pokręciła głową.
- Nie musi. Zgodziłam się oddać dziecko tym ludziom.
- Mówiłaś mi, że chcesz je zatrzymać.
- Zanim zrozumiałam, że to niemożliwe. Nie mam dachu nad głową, nie 

mam pracy. Umrę raczej, niż pójdę po pomoc do gminy. Mathilde myślała 
tak samo.

- A więc słyszałaś o niej?
- Czy  o niej słyszałam?  - prychnęła  Hilda. - A jak myślisz,  o czym 

plotkują dziewczyny w kuchni?

-   Gdy   cię   ostatnio   spotkałam   na   drodze,   odgadłam   od   razu,   że   tak 

właśnie myślisz. Przestraszyłam się i postanowiłam z tobą porozmawiać. 
Gdy mnie tu nie chcieli wpuścić, sądziłam, że majster trzyma cię wbrew 
twojej woli.

Hilda pokręciła głową i zamyśliła się.
- Mówisz, że Emanuel cię opuścił?
- Wczoraj wieczorem. Poprosił o chwilę spokoju, bo bolała go głowa. 

Wzięłam więc małego na spacer. Gdy wróciłam, już go nie było. Nie było 
też jego mebli.

- Niech diabli porwą tego łajdaka. Spodziewałam się tego od Bożego 

Narodzenia,   Elise.   Od   kiedy   cię   zmusił,   żebyś   pozwoliła   tej   dziwce 
zamieszkać z wami.

Elise nie odpowiedziała.
- Co ci jest? - zapytała.
- Nic. Jestem tylko rozpłodową kwoką i nie mogę się doczekać chwili, w 

której pozbędę się wreszcie tego pomiotu, który we mnie siedzi.

Elise zdenerwowała się nie na żarty.
-   Mówisz   o   swoim   dziecku.   Wstawaj   natychmiast   i   uciekaj   stąd 

kuchennymi   drzwiami.   Pani   Paulsen   wzywa   właśnie   lekarza.   Powie-
działam   jej,   że   mogłaś   się   zarazić   suchotami,   więc   się   śmiertelnie 
przeraziła.

- Nic z tego nie będzie, Elise. Nie rozumiesz, że Paulsen mnie znajdzie?
Elise pokręciła głową.
- Nie będzie próbował, bo mam zamiar opowiedzieć o wszystkim pani 

Paulsen. Ona jest dobrym człowiekiem. Jestem przekonana, że nie zechce 
odbierać dziecka matce, która chciałaby je sama wychować.

background image

Wreszcie w mętnym spojrzeniu Hildy pojawiła się jakaś iskra.
- Ale Emanuel może wrócić w każdej chwili.
- Nie sądzę. Nie tak prędko. Nie zabierałby ze sobą mebli. Zresztą nie 

wiem, jak mógłby wytłumaczyć to, co zrobił.

Elise podniosła się i ruszyła w stronę drzwi.
-  Pośpiesz   się,   Hildo.   Chłopcy   się   ucieszą.   Najpierw  stracili  ciebie   i 

Braciszka,   potem  matkę,   a   teraz   jeszcze   Emanuela.   Zasługują   na   jakąś 
miłą niespodziankę pośród tych wszystkich nieszczęść. Przekonam panią 
Paulsen, żeby jednak nie wzywała lekarza. Powiem, że wiem wszystko o 
suchotach i że nie masz żadnych objawów.

- A co będzie, jak służące zobaczą, że wychodzę? Pobiegną od razu do 

fabryki i uprzedzą pana Paulsena.

-   Postaram   się   zatrzymać   je   w   salonie.   Ale   uważaj,   gdy   będziesz 

przechodzić koło przędzalni Graaha i koło Hjula, uważaj też na moście. 
Zarzuć szal na głowę i pochyl się, żeby cię nikt nie poznał. Zabierz ze sobą 
swoje ubrania. Będziesz ich potrzebowała.

Elise wyszła z pokoju, żeby nie słyszeć więcej protestów, ale wcale nie 

była pewna, czy Hilda jej posłucha.

Gdy   wróciła   do   pani   Paulsen,   powiedziała,   że   jej   zdaniem   to   nie 

wygląda na suchoty i że chce z nią porozmawiać w cztery oczy. Spojrzała 
na trzy służące.

- Możecie tu zostać, a my pójdziemy do biblioteki.
Służące   były   przerażone   i   myślały   chyba,   że   ta   rozmowa   ich   ma 

dotyczyć, bo żadna nawet nie pisnęła.

Elise   opowiedziała   o   wszystkim   pani   Paulsen   najdelikatniej,   jak 

potrafiła. Nie powiedziała tylko, że Braciszek jest dzieckiem Hildy. Nie 
mogła być aż tak brutalna. Zwłaszcza że pani Paulsen dawała zawsze do 
zrozumienia,   że   to   jej   własne   dziecko.   Braciszek   czuł   się   tu   dobrze, 
pokochał swoją nową matkę i nowego ojca. Nie należało go zabierać z 
domu, od rodziców.

Pani Paulsen strasznie pobladła.
-   Czy   chce   pani   powiedzieć,   że   wuj   zamierzał   zabrać   dziecko   pani 

siostrze wbrew jej woli?

Elise   pokręciła   głową,   choć   była   przekonana,   że   taka   właśnie   jest 

prawda.

- Nie, on na pewno chciał dobrze. Hilda jest młoda, nierozważna, nie ma 

ani   męża,   ani   pracy,   ani   dachu   nad   głową.   Dziecko   miałoby   lepiej   u 
państwa   niż   u   niej.   Zgodziła   się   na   to   dobrowolnie,   ale   teraz   żałuje. 
Najprawdopodobniej pan Paulsen nie chciał państwa rozczarować, więc 

background image

zrobił wszystko, żeby dotrzymała obietnicy.

- Czy pani wie, kto jest ojcem dziecka? Elise nie zdołała spojrzeć jej w 

oczy.

- Nie.
Wystarczy, że odbieram jej drugie dziecko, nie powinnam odbierać także 

pierwszego,   pomyślała.   Jeśli   powiem   coś   więcej,   odgadnie   wreszcie 
prawdę.

Pani Paulsen zaczerpnęła tchu.
-   To   dla   mnie   wielki   szok,   pani   Ringstad.   Jestem   ogromnie   roz-

czarowana, że Isac nie będzie miał małego braciszka albo siostrzyczki. 
Mój mąż też  będzie rozczarowany. Ale sądzę, że wcale nie  tak trudno 
dostać dziecko z sierocińca Armii Zbawienia, musimy tylko uzbroić się w 
cierpliwość.

- Pani jest dobrym człowiekiem, pani Paulsen. Wiedziałam, że dzielnie 

to   pani   zniesie.   Najprawdopodobniej   pani   wuj   będzie   oburzony,   że 
powiedziałam   o   wszystkim,   ale   nic   na   to   nie   poradzę.   Pani   Paulsen 
pokręciła głową.

- Oboje z mężem z nim porozmawiamy. Nie musi pani się o to martwić - 

powiedziała, zmierzając powoli w stronę drzwi. - Proszę pozdrowić ode 
mnie   swoją   siostrę   i   życzyć   jej   szczęścia.   Mam   nadzieję,   że   pani   i   ja 
pozostaniemy w przyjaźni.

- Z wielką przyjemnością, pani Paulsen.
- Co pani mąż na to, że w domu będzie jeszcze więcej osób?
-   Tylko   przez   pewien   czas,   póki   Hilda   nie   znajdzie   sobie   pracy   i 

mieszkania.

Pani Paulsen pokiwała głową.
-   Słyszałam,   że   na   Ullevalsveien   jest   wolne   mieszkanie.   Tylko   dwa 

pokoje z kuchnią, ale pokoje są przestronne i jasne. Proszę to powiedzieć 
siostrze.

Elise przytaknęła. Dwa przestronne pokoje z kuchnią na Ullevalsveien... 

Pani Paulsen nie ma pojęcia, co to znaczy być biednym.

Gdy wyszły na korytarz, pani Paulsen skinęła na służące.
- Możecie wrócić do pracy. Suchoty nam nie zagrażają.
Na młodych twarzach odmalowała się ulga. Dziewczęta pobiegły czym 

prędzej do swoich obowiązków.

Elise ucieszyła się, że Hugo śpi nadal, i odprowadziła panią Paulsen do 

jej domu, zastanawiając się, czy Hilda zdecydowała się na ucieczkę.

- Bardzo przepraszam, że sprawiłam pani przykrość, pani Paulsen.
Pani Paulsen machnęła ręką.

background image

- Byłoby znacznie gorzej, gdybym odkryła prawdę później. Poza tym 

mam przecież Isaca, chyba trochę za szybko pojawiłoby się nowe dziecko 
- uśmiechnęła się. - Gdyby to miało być moje własne dziecko, to raczej nie 
urodziłabym go tak szybko, prawda?

Elise pokręciła głową. Hilda musiała jakoś temu sprostać, pomyślała. 

Dobry Boże, spraw, żeby Hilda mnie posłuchała i żeby już była w domu, 
błagała w duchu.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Szła   do   domu   w  takim  napięciu,   że   nie   mogła   złapać   tchu,   gdy   już 

wchodziła przez furtkę. Jeśli Hilda nie przyszła, to znaczy, że nie chce tego 
dziecka. Elise straciłaby wówczas wszelką nadzieję i pogrążyłaby się w 
depresji.

Gwałtownie otworzyła drzwi. I odetchnęła z ulgą. Hilda z chłopcami 

siedziała przy stole. Jedli ciasteczka. Ciasteczka, które Hilda wyniosła z 
kuchni majstra albo kupiła po drodze. Choć to wątpliwe, by wstępowała 
do sklepu, skoro tak się bała demaskacji.

Peder promieniał.
- Elise, popatrz, Hilda przyszła! Będzie u nas mieszkać. I jest w ciąży, 

więc niedługo będziemy mieć nowego braciszka, za parę dni. Wtedy w 
domu będzie pięciu chłopaków. Emanuel będzie chyba przerażony, ale się 
przyzwyczai.

Evert spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Skąd wiesz, że to będzie chłopak?
- Tego nie wiem, ale tak myślę. Skoro nie ma już Larsine i Anne Sofie, 

to dziewczynka by się tu nudziła.

Elise się uśmiechnęła.
- Larsine wróci. Właśnie się dowiedziałam, że jednak nie ma gruźlicy. 

Leżała w łóżku przez kilka tygodni, bo była chora na bronchit.

Peder spojrzał na nią z przerażeniem.
-   Leżała   sama   całymi   dniami,   gdy   Kiełbaska   była   w   pracy?   Elise 

pokiwała głową.

- A co miała robić? Takie jest życie. - Zerknęła na siostrę. - Miło cię 

widzieć, Hildo. Prosiłam Boga, żebyś mnie posłuchała. Pani Paulsen wie 
już o wszystkim i wszystko rozumie. Cieszę się, że zaczęłam dla niej szyć. 
W przeciwnym razie nic by z tego nie było. Peder uśmiechnął się trochę 
nieśmiało.

- Ja się cały czas modliłem, żeby Braciszek do nas wrócił. I teraz będzie 

tak, jakby się nam urodził na nowo.

Elise pokiwała głową z uśmiechem.
- Masz przecież małego Hugo, więc nie ma znaczenia, czy to będzie 

braciszek, czy siostrzyczka. Pomyśl, jak się Hugo ucieszy, że będzie miał 
kogoś prawie w tym samym wieku do zabawy.

Elise obróciła się, by wyjąć Hugo z wózka.
- Tylko się nie zagapcie, chłopcy! - zawołała przez ramię. - Pamiętajcie, 

że idziecie do pracy.

background image

Chłopcy   podskoczyli,   chwycili   kaszkiety   i   wybiegli.   Elise   wniosła 

małego do domu i położyła go na stole, z którego Hilda szybko uprzątnęła 
kubki i okruszki ciasteczek.

- Dawno go nie widziałaś. Urósł, prawda? - Zdjęła dziecku czapeczkę i 

uśmiechnęła się do niego.

Hugo   też   się   uśmiechnął,   zamachał   rączkami   i   zaczął   radośnie 

gaworzyć.

Hilda stała i patrzyła na siostrzeńca w milczeniu. Elise spojrzała na nią 

ze zdumieniem.

- Nie wydaje ci się, że urósł?
Hilda   nie   odpowiedziała,   tylko   patrzyła   na   dziecko,   pogrążona   w 

myślach.

- Wiem, dlaczego wyszłaś za Emanuela, Elise, ale nie powiedziałaś mi 

całej prawdy.

Elise poczuła rumieniec na swoich policzkach. Uważała, że im mniej 

osób będzie znało prawdę, tym lepiej, żałowała, że zwierzyła się Agnes.

- Wiesz, kto cię zgwałcił, prawda? - Hilda spojrzała siostrze w oczy.
Elise nie potrafiła skłamać jej prosto w oczy. Pokiwała głową.
- To ten ranny żołnierz, który kręcił się po okolicy Ten, który próbował 

skoczyć do wodospadu?

Elise znów pokiwała głową.
- Ten rudy dziwak? Elise nie odpowiedziała.
- Czy Emanuel wie, że to on?
- Tak. Domyślił się tego z czasem. Ale nikt więcej. Tylko Agnes i Johan. 

Prosiłam Agnes o adres do tej kobiety z Mollergata, domyśliła się więc, co 
się stało. Johan dowiedział się z innych powodów. Wolałabym, żeby nikt o 
tym nie wiedział. Nawet ja sama. Byłoby mi lżej.

- Spójrz na niego, Elise. - Hilda wskazała dziecko ruchem głowy. - Nie 

rozumiesz, dlaczego Emanuel uciekł?

Elise poczuła, że ogarnia ją gniew.
- Hugo nic nie poradzi na to, do kogo jest podobny. Ja też nic na to nie 

poradzę. Emanuel zaproponował mi małżeństwo, żeby nas uratować przed 
hańbą, i zupełnie nie rozumiem, jak może sądzić, że hańba będzie mniej 
dotkliwa po tym, jak uciekł.

- Jest takim samym łajdakiem jak inni mężczyźni, ale gdy patrzę na to 

dziecko, coraz lepiej rozumiem, dlaczego uciekł.

Nagle   Hilda   skuliła   się   i   wybuchnęła   płaczem.   Zarzuciła   siostrze 

ramiona na szyję.

-   Przepraszam,   nie   chciałam   być   taka   niemiła,   jestem   po   prostu 

background image

zdruzgotana. Cieszę się, że przyszłaś i wyjaśniłaś sprawę, Elise, ale jest mi 
też smutno.

- Smutno? Dlatego, że zachowasz dziecko? Hilda pokręciła głową.
- Nie. Dlatego, że musiałam się wyprowadzić. Elise nie mogła uwierzyć 

własnym uszom.

- Żal ci tamtego domu? - Przypomniała sobie apaszkę i inne drobiazgi, 

które stanowiły taką pokusę dla Hildy. Czyżby jeszcze nie wydoroślała i 
nie nabrała rozsądku?

Hilda znów pokręciła głową.
- Nie. Dlatego, że go kocham.
- Kochasz majstra? - Elise usłyszała niedowierzanie we własnym głosie.
- Co w tym dziwnego? - zdenerwowała się Hilda. - Jest taki dobry. Daje 

mi czekoladę, pomarańcze i jedwabne pończochy. Teraz nikt mi niczego 
nie będzie dawał.

- Ależ tak, Hildo. Jest ktoś, kto da ci znacznie więcej niż inni, ktoś, kto 

będzie cię kochał nade wszystko. Czekolada i jedwabne pończochy nie 
znaczą nic w porównaniu z tym, co dostaniesz. - Obróciła się w stronę 
Hugo i pochyliła się nad nim. Chłopczyk spojrzał na nią pełnym oddania 
spojrzeniem i uśmiechnął się całą buzią. - Widzisz? Czy może być coś 
ważniejszego?

Hilda stała i patrzyła na nich bez słowa.
Kristian powiedział Pederowi i Evertowi, że będą mogli przenieść się do 

salonu, i jeszcze tego wieczoru poprosili Elise o pomoc w przestawieniu 
łóżka.

Elise się zawahała.
- Myślę, że możemy poczekać do jutra. Skoro tak długo spaliście razem, 

nic się nie stanie, jeśli prześpicie tak samo jeszcze jedną noc.

Hilda spojrzała na siostrę.
-  On  nie   wróci,   Elise   -  powiedziała   cicho,   gdy   chłopcy   wybiegli  do 

wychodka. - Nie wróci, skoro zabrał wszystkie meble. Musiał to od dawna 
planować.

Słowa Hildy ubodły Elise. Czy Emanuel naprawdę planował od dawna, 

że się od niej wyprowadzi? A ona się nie zorientowała, że sprawy zaszły 
tak   daleko?   Kłócili   się,   ale   przecież   wszystkie   małżeństwa   kłócą   się 
czasami. Emanuel narzekał wprawdzie na smród od rzeki, na mróz zimą i 
na ciasnotę w domu, ale Elise nigdy nie przyszło do głowy, że mógłby się 
wyprowadzić. Nawet wtedy, gdy wzdychał i mówił, że nie ma żadnego 
wyboru, że musi to jakoś znieść.

- Co się stało? - Hilda spojrzała na nią ze zdziwieniem.

background image

-   Nic,   myślałam   tylko   o   tym   wszystkim   -   powiedziała   Elise,   ciężko 

wzdychając.   -   Możemy   zamieszkać   w   jednym   pokoju,   a   poddasze 
wynająć. Dwa pokoje z kuchnią to prawdziwy luksus. Mieszkamy przecież 
tylko w szóstkę. W siódemkę, za parę dni. Wynajmiemy je komuś, kto 
dobrze znosi płacz niemowlęcia po nocach.

Hilda rzuciła jej urażone spojrzenie.
- Nie jest powiedziane, że moje dziecko będzie krzyczało bardziej niż 

Hugo.

Chłopcy wrócili i od razu poszli spać.
Elise i Hilda weszły do pokoju i usiadły na brzegu łóżka. W salonie nie 

było żadnych mebli. Kołyska wciąż stała w kuchni, Hugo, przewinięty i 
nakarmiony, smacznie zasnął.

- Wciąż mi się wydaje, że słyszę głosy i kroki na zewnątrz. - Hilda była 

niespokojna, najwyraźniej obawiała się, że pan Paulsen pojawi się tu lada 
moment.

- O tej porze roku wieczorami na ulicach jest wiele osób. Pogoda jest 

ładna. A poza tym niektórzy tak późno kończą pracę.

Siedziały w milczeniu i nasłuchiwały.
- Co zrobimy, jak przyjdzie?
- Nie otworzymy mu. Zamknęłam drzwi na klucz.
- A jeśli zacznie straszyć policją? Jestem przecież u niego na służbie, nie 

mogę tak po prostu skończyć pracy.

- Powiem, że jesteś chora.
- Nie uwierzy. Widział mnie dziś rano.
- To powiem, że zaraz wezwę policję, i wytłumaczę, dlaczego tu jesteś.
- Wiesz dobrze, że nie będziemy miały nic do powiedzenia.
- To pobiegnę do pani Paulsen i powiem jej, co się zdarzyło.
- Ona też jest tylko kobietą, chociaż należy do wyższej klasy.
- No cóż, to opiszę to wszystko w gazecie. Hilda się roześmiała.
- Już to widzę. Robotnica znad rzeki Aker, która sprzeciwiła się panom.
- Śmiej się, śmiej, sama zobaczysz.
- Nie żartuj, Elise. Ja się naprawdę boję. Nigdy nie widziałaś, jak on się 

wścieka, a ja widziałam. Kiedyś strasznie mnie zbił. Prawie nie mogłam 
po tym chodzić.

- Nie miał prawa.
- Myślisz, że kogoś pytał?
- To jak możesz mówić, że go kochasz?
- On się nie upija i jest czasem dobry, przecież ci mówiłam.
A poza tym niewiele służących może siedzieć przy kominku w salonie, 

background image

gdy na dworze jest trzaskający mróz. A ja wiele razy tam siedziałam, gdy 
w służbówce było tak zimno, że oddech mi zamarzał.

-   To   wszystko   brzmi   tak,   jakbyś   go   kochała   jak   ojca,   a   nie   jak 

ukochanego.

- Nigdy nie miałam ukochanego, więc nie wiem, jak to jest.
- Miałaś Loranga.
- Tego szczeniaka? - prychnęła Hilda. J przestraszyła się. - Cicho, słyszę, 

że ktoś idzie.

Obie wytężyły słuch.
-   Nie   ośmieli   się   zmuszać   cię   do   niczego,   Hildo.   -   Elise   starała   się 

mówić   bardziej   pewnym  głosem.  Wiedziała,   że   majstrowie,   nadzorcy   i 
dyrektorzy robią z robotnicami to, na co mają ochotę. - Poza tym sądzę, że 
pani Paulsen z nim rozmawiała i powiedziała, że nie chce dziecka, które 
siłą odebrano matce.

Hilda   nic   nie   powiedziała.   Elise   zorientowała   się,   że   słowa   tu   nie 

pomogą.   Hilda   była   naprawdę   przerażona.   Najtrudniej   było   jednak 
zrozumieć, że ona naprawdę kocha majstra.

- Gdyby zamierzał przyjść, dawno by już tu był.
Hilda nadal milczała. Spojrzała w stronę okna. Odgłosy kroków zaczęły 

się oddalać.

- Nie zapominaj, że dom stoi przy  ulicy. Słychać tu prawie każdego 

przechodnia. W każdym razie tu, w pokoju, który jest nieco oddalony od 
wodospadu.

Hilda nic nie mówiła.
- Jak to dobrze, że przyszłaś właśnie dziś, gdy zostałam sama. Kiedy 

wypowiedziała te słowa, nagle dotarła do niej prawda.

Została   sama!   Emanuel   ją   opuścił.   Łzy   napłynęły   jej   do   oczu,   choć 

wydawało   jej   się,   że   wypłakała   już   wszystkie   i   że   poradzi   sobie   bez 
Emanuela. Szlochając, oparła się o siostrę i się rozpłakała.

Hilda objęła ją i przytuliła jak dziecko. Role się odwróciły, teraz Hilda 

była dorosła i silna, a Elise poddała się rozpaczy.

Następnego ranka Elise postanowiła pójść do tkalni płótna żaglowego i 

zapytać o Emanuela. Hilda miała zająć się Hugo.

Hilda zmarszczyła brwi, spoglądając na siostrę.
-   Jesteś   tego   pewna?   Będą   się   śmiać   za   twoimi   plecami.   Zdradzona 

żona-, która szuka swojego męża. Na pewno nie pierwszy raz.

- Niech się śmieją, ile tylko chcą, to Emanuel zrobił z siebie idiotę, nie 

ja.

- „Stój prosto jak Daniel". - W głosie Hildy pojawiła się nuta kpiny. - 

background image

Nie   poddawaj   się,   Elise.   Emanuelowi   nie   zaszkodzi   trochę   śmiechu   i 
pogardy. Niech się jego szef dowie o wszystkim.

- Nie szukam zemsty. Chcę tylko wiedzieć, gdzie on jest i co zamierza.
-   Zapewne   nic   poza   ucieczką.   Może   dostał   pieniądze   od   ojca   i 

przeprowadził się do mieszkania w zachodniej dzielnicy. Tam jego meble 
będą bardziej pasować. Oficer Armii Zbawienia - dodała z szyderstwem w 
głosie. - Idealista.

-   Nie   obwiniaj  Armii   o   tchórzostwo   Emanuela.  Większość   z   nich   to 

naprawdę wspaniali ludzie. Weź na przykład Torkilda Abrahamsena, długo 
by szukać szlachetniejszego człowieka niż on.

Padał kapuśniaczek, ale wciąż było ciepło. Elise z przyjemnością wyszła 

z domu, choć z niechęcią myślała o spotkaniu z ludźmi z tkalni.

Na ulicy Thorvalda Meyera nie było nikogo, panowała cisza. Z bramy 

wyjechał   z   turkotem  wóz,   zmierzający   do   Ringnes   Bryggeri.   Na   koźle 
siedział wozak zwany Carem. Uchylił czapki i pozdrowił Elise. Woźniców 
było   wielu,   warzelnia   dysponowała   pięćdziesięcioma   końmi.   Każdy 
woźnica miał jakieś przezwisko: Krowa, Cietrzew, Kukułka, Lis, Flądra. 
Był nawet taki, którego zwali Puszek. Elise była przekonana, że Peder 
właśnie   dlatego   dał   to   imię   szczeniakowi,   a   potem   kotu.   Wozacy 
rozwożący   piwo   musieli   zachowywać   się   i   ubierać   przyzwoicie,   bo 
przecież reprezentowali warzelnię. Mówiło się nawet, że konie w warzelni 
Ringnes mają lepsze życie niż robotnicy znad rzeki Aker. Stały w stajniach 
wyłożonych marmurami i mogły chodzić swobodnie po boksach.

Z   budynku   wyszła   nagle   jakaś   robotnica.   Ubrana   jak   wszystkie,   w 

odcinaną długą spódnicę, znoszoną cienką bluzkę i szal skrzyżowany na 
piersiach, na głowie miała chustkę. Szła szybko, a w jej twarzy było coś, 
co sprawiło, że Elise ciarki przeszły po plecach. Coś się musiało zdarzyć, 
skoro wybiegła w samym środku dnia pracy. Może dowiedziała się, że 
któreś z jej dzieci wpadło do wodospadu albo że najmłodsze zachorowało? 
A może któryś z chłopców wskoczył na drewniane bale spływające rzeką, 
ześlizgnął   się,   wpadł   do   wody   i   nie   mógł   się   spod   nich   wydostać? 
Niebezpieczeństwa czyhały zewsząd, zwłaszcza na maluchy, których nikt-
nie pilnował. Wszyscy wiedzieli, że co tydzień zdarza się jakiś wypadek.

Wiosenny dzień nie wydawał się jej już taki piękny. Elise spostrzegła, że 

robotnica zaczęła biec i zniknęła z Biermannsgate. Sama też przyśpieszyła 
kroku.

Niewykluczone, że kobieta należała do tych najodważniejszych i weszła 

do biura nadzorcy, żądając podwyżki albo skrócenia dnia pracy. W takiej 
sytuacji   mogła   od   razu   wylądować   na   ulicy.   Emanuel   opowiadał,   że 

background image

robotnice w tkalni płótna żaglowego zarabiają dziesięć ore na godzinę i że 
zazwyczaj jesienią mają dużo roboty z jutą na liny żeglarskie. Wówczas 
pracowały od szóstej rano do dziesiątej wieczorem. Szesnaście godzin. Jak 
matka, która ma kilkoro dzieci, może temu sprostać?

Elise   dostała   gęsiej   skórki.   Nie   miała   ochoty   wracać   do  fabryki.   Do 

wielkiej hali pełnej maszyn i wirującego w powietrzu pyłu. Na lodowatą 
kamienną posadzkę zaplamioną olejem, na której trzeba się było kłaść, 
żeby   wyczyścić   maszynę.   I   do   ogłuszającego   huku.   Taki   huk   musi 
szkodzić ludziom.

Przypomniała sobie, jak Johan opowiadał, że wszyscy, którzy pracują w 

tkalni płótna żaglowego, zapadają w końcu na chorobę, którą nazywają 
pylicą.  Powietrze  jest tam  tak  zanieczyszczone,  że gdy   w  poniedziałek 
wracają do pracy, wydaje im się, że się uduszą. Wielu ma takie duszności, 
że zupełnie nie może oddychać. Poza tym palce mają zupełnie poranione 
od konopi, ale choć skóra im ciągle pęka, muszą doszywać coraz to nowe 
kawałki.  W  wybielarni   natomiast   jest   strasznie   zimno,   ale   dopiero   gdy 
powiedzieli   szefowi,   że   maszyny   mogą   zamarznąć,   zaczęli   tam   trochę 
grzać.

Elise pomyślała o artykule, który posłała do gazety „Verdens Gang". O 

iluż   innych   sprawach   mogła   jeszcze   napisać.   Jeśli   redaktor   naprawdę 
uważał,   że   ma   talent,   to   spoczywała   na   niej   jeszcze   większa 
odpowiedzialność.

Zbliżała się już do wielkiej fabryki, do największego budynku w całym 

kraju,   jeśli   nie   liczyć   królewskiego   zamku.   Mieszkańcy   Kristianii 
przychodzili tu na wycieczki. Pracowały tu setki ludzi, ale niektórzy już 
się zastanawiali, co z nimi będzie, gdy miną czasy żaglowców.

Na działce były wciąż pozostałości po warsztatach mechanicznych, choć 

przeniesiono je dawno nad fiord.

Elise zwolniła,  przypominając sobie słowa Hildy: „Będą się  z ciebie 

śmiać za plecami. Zdradzona żona, która szuka swojego męża".

Trzęsąc się cała, szła w stronę głównego wejścia. Dobry Boże, oby tylko 

Emanuel wciąż był w mieście. Oby nie opuścił mnie na zawsze.

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Wprowadzono ją do gabinetu, w którym za ogromnym biurkiem siedział 

starszy pan w czarnym ubraniu z białymi mankietami, a przy niewielkim 
stojącym obok stoliku pisała na maszynie sekretarka, z wysoko upiętymi 
włosami,   ubrana   w   ciemną   suknię.   Elise,   jąkając   się,   wyjaśniła,   o   co 
chodzi.

Mężczyzna spojrzał na nią przez binokle. 
- Jak się pani przedstawiła?
- Jestem jego żoną - powiedziała bardzo cicho, przygryzając wargę ze 

wstydu.

Mężczyzna otworzył szeroko oczy, zdjął szkła, przetarł je małą skórzaną 

szmatką,   przyglądając   się   jej   ciekawie,   po   czym   znów   wsadził   sobie 
binokle na nos.

- A więc jest pani jego żoną... - powiedział powoli, przeciągając słowa - 

i nie wie pani, że pan Emanuel Ringstad wypowiedział swoją posadę i 
wyjechał w rodzinne strony?

Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, a Elise od razu odgadła, co sobie 

pomyślał: Nic dziwnego, że człowiek bierze nogi za pas, skoro wplątał się 
w małżeństwo z biedną robotnicą.

- Bardzo mi przykro, pani Ringstad. Niestety nie możemy pani pomóc. 

background image

Nie mamy żadnych, nawet najmniejszych długów wobec pani męża.

Elise poczuła, że oblewa ją rumieniec wstydu. Ten człowiek pomyślał, 

że przyszła tu żebrać. Taki wstyd.

- Ja nie dlatego... Przyszłam tylko... To znaczy nie wiedziałam, gdzie...
Uśmiechnął się z wyższością i zbył ją machnięciem ręki.
-   Nic   dziwnego,   że   chciała   pani   wiedzieć,   czy   nie   ma   u   nas   jakiejś 

zaległej pensji, ale niestety nie.

Elise   obróciła   się   i   poszła   do   drzwi,   mrucząc   pod   nosem   słowa 

pożegnania. Za drzwiami zatrzymała się na chwilę, żeby złapać oddech. 
Była czerwona ze wstydu i poniżenia.

Zawstydzenie zmieniło się po chwili w gniew. Co to za człowiek, który 

zostawia żonę z dziećmi bez grosza przy duszy, żeby zamieszkać ze swoją 
kochanką? Nie wiedział przecież ani o pieniądzach w szufladzie, ani o 
artykule, nie wiedział nawet, że dostała nowe zlecenie od pani Paulsen. 
Nie mógł zakładać, że Elise dostanie jakiekolwiek nowe zlecenia, że nie 
zostanie   całkiem   na   lodzie.   Była   taka   zła,   że   pobiegła   do   domu,   nie 
rozglądając się ani na prawo, ani na lewo.

Drzwi   były   zamknięte.   Hilda   najprawdopodobniej   wciąż   się   bała,   że 

majster się pojawi. Gdy tylko usłyszała głos Elise, otworzyła drzwi. Od 
razu odgadła, co się wydarzyło.

- Naprawdę jesteś zdziwiona, Elise? Mogłam ci to przepowiedzieć już 

podczas Wigilii.

Elise weszła do kuchni, nie przestając kręcić głową z niedowierzaniem.
- Co takiego w nas jest, Hildo? Dlaczego nikt nie chce mieć z nami nic 

wspólnego?

- Nie mieszaj do tego pana Paulsena. Nie obiecywał mi nigdy niczego 

poza dachem nad głową i dobrym jedzeniem.

Hilda zamknęła drzwi na klucz. Elise nic nie powiedziała, tylko opadła 

na stołek, całkiem zrezygnowana, i wzięła kubek z kawą, który Hilda jej 
podała.

-   Kogo   jeszcze   masz   na   myśli?   Johana?   Elise   gwałtownie   pokręciła 

głową.

- Nie, Johan zerwał zaręczyny, bo podejrzewał, że byłam mu niewierna. 

On by mnie nigdy nie zawiódł.

- To co masz na myśli, mówiąc, że ludzie nie chcą mieć z nami nic 

wspólnego?

-   Emanuel.   Rodzina   Ringstadów,   Carłsenów.   Sąsiedzi   -   zamilkła   na 

chwilę. - I matka. - Starała się powiedzieć to całkiem spokojnie, ale jej nie 
wyszło.

background image

Hilda stanęła w pół drogi do pieca.
- Matka?
- Od chrzcin nawet tu nie zajrzała. Ani razu nie zaprosiła chłopców do 

siebie.

- Naprawdę? - Hilda spojrzała na nią z przerażeniem. Elise przytaknęła.
- Nie odwiedziła ani chłopców, ani mnie. Ostatni raz widziała Hugo, gdy 

miał miesiąc.

- A ty nie mogłaś jej odwiedzić?
- Dopiero od niedawna mam wózek.
- Pewnie miała mnóstwo roboty. Poza tym było zimno i ślisko, a ona nie 

ma za dużo siły od czasu swojej zeszłorocznej choroby.

Elise nie odpowiedziała.
- Elise, o co chodzi? Czemu masz taką dziwną minę?
- Żal mi Pedera i Kristiana. To chyba dla nich bardzo bolesne wiedzieć, 

że matka woli cudze dziecko.

- Masz na myśli Anne Sofie?
- Tak. Byłam tam kiedyś. Zauważyłam, że matka traktuje Anne Sofie jak 

własną córkę. Prawie w ogóle nie pytała o chłopców. Gdy wróciłam do 
domu,   widziałam   w   oczach   Kristiana   oczekiwanie.   Skłamałam   więc   i 
powiedziałam, że matka za nimi tęskni. Peder się nie odzywał, ale kiedy 
rozmawialiśmy o matce, miał taki dziwny wyraz twarzy. On myśli o niej 
znacznie   więcej,   niż   nam   się   zdaje.   Ja   wprawdzie   staram   się   im 
zastępować matkę, ale obojętność rodzica musi bardzo boleć. To zostawia 
ślad. Zwłaszcza na kimś takim jak Peder, któremu już przedtem nie było 
łatwo.   Ma   już   dziewięć   lat   i   jeszcze   nie   potrafi   czytać.   Dostał   kiedyś 
dziesięć razów rózgą po palcach za lenistwo, choć nauczyciel powinien 
wiedzieć, że on wcale nie jest leniwy. Kristian mówi, że nauczyciel bije 
ich z całej siły. Chłopcy, którzy dostają baty, mają później krwawe ślady i 
siniaki. Codziennie boję się, że Peder znów będzie na to narażony i wróci 
z płaczem do domu. Albo jeszcze gorzej: że ucieknie ze strachu.

Hilda słuchała z uwagą. Elise zauważyła, że to wszystko zrobiło na niej 

wrażenie.

- Nie wiedziałam, że jest tak źle - powiedziała z konsternacją w głosie. - 

Gdy już urodzę, pójdę do szkoły i porozmawiam z tym nauczycielem.

- Nie sądzisz chyba, że to coś pomoże? To najgorsza rzecz, jaką można 

zrobić.   Wówczas   wszyscy   chłopcy   staną   przeciwko   niemu   i   będą   mu 
dokuczać.

- Nie muszą wcale wiedzieć o mojej wizycie. Sądziłam zresztą, że nie 

wolno już w ten sposób traktować uczniów.

background image

- W  niektórych  szkołach   zakazano   wszelkich   kar,  które   „narażają   na 

szwank głowę i jej organy". A ja zadaję sobie pytanie, czy naprawdę nie 
ma nic złego w tym, że się naraża na szwank inne części ciała. Myślę, że 
wszyscy   rodzice   powinni   zaprotestować   przeciwko   biciu   batem   i 
hiszpańską rózgą.

- Nigdy nie przekonasz do tego innych rodziców. Sami przecież biją 

dzieci.

- To co innego. Najczęściej biją wtedy, gdy dziecko zrobi coś złego. Ale 

jak można karać chłopca za to, że się nie nauczył czegoś, chociaż bardzo 
się starał? Nikt nie może odpowiadać za swoje zdolności. Każdy z nas 
urodził się z innymi talentami.

Hilda nagle uniosła głowę.
- Chyba ktoś idzie.
Elise usiłowała usłyszeć coś poza szumem wodospadu, ale jej się nie 

udało.

- Ale jesteś nerwowa. Myślę, że pan Paulsen już nie przyjdzie, skoro do 

tej pory się nie pojawił.

- Oby tak było.
Chwilę później usłyszeli tupot chłopięcych nóg i gwałtowne stukanie do 

drzwi.

- Czemu się zamknęłyście? - W głosie Pedera była nuta oskarżenia.
- Bo Hilda boi się ciemności. - Kristian mrugnął do Elise. A ona zaczęła 

się zastanawiać, co on właściwie wie, a czego się domyśla.

Peder i Evert wybuchnęli śmiechem.
- Boi się ciemności? - powtórzył Peder z uśmiechem. - Przecież świeci 

słońce.

Elise   poszła   do   pokoju,   żeby   skroić   pelerynę,   którą   zamówiła   pani 

Paulsen. Pani Paulsen dała jej paczkę z tkaniną podczas ostatniej wizyty, 
ale   była   zbyt   zajęta   wszystkim,   co   się   wówczas   działo,   by   mogły 
porozmawiać   o   zleceniu.   Może   zmieniła   zdanie?   Może   rozczarowanie 
sprawiło, że jednak obraziła się na Elise, choć na końcu wyraziła nadzieję, 
że   pozostaną   w   przyjaźni?   Gdyby   Elise   się   nie   wtrąciła,   pani   Paulsen 
żyłaby w błogiej nieświadomości, nie wiedziałaby, kto jest matką dziecka, 
i nie miałaby pojęcia, że dziecko zostało zabrane wbrew woli rodzonej 
matki.

Elise   westchnęła   i   zabrała   się   do   pracy.   Pani   Paulsen   na   pewno 

przysłałaby tu kogoś z wiadomością, gdyby się rozmyśliła.

Gdy chłopcy zjedli i pobiegli do pracy, do pokoju weszła Hilda.
- Musimy powiesić pod fabryką ogłoszenie o poddaszu do wynajęcia.

background image

Elise pokiwała głową.
- Obyśmy tylko trafiły na miłych lokatorów.
- To nie powinno być trudne, tylu ludzi potrzebuje przecież dachu nad 

głową.

Tego samego wieczoru Elise powiesiła ogłoszenie pod przędzalnią, a 

następnego dnia w czasie przerwy obiadowej do domu nad rzeką zaczęły 
przychodzić całe tłumy, każdy z nadzieją, że właśnie jemu się poszczęści. 
Gdy   Elise   i   Hilda   wybrały   najemców,   od   razu   wywiesiły   na   drzwiach 
informację, że poddasze jest już zajęte.

Znalazło się jednak wielu takich, którzy nie chcieli się poddać i pukali 

do drzwi, opowiadając straszne historie o zatłoczonych mieszkaniach, w 
których nie sposób zasnąć z powodu hałasu, w których szczury tańczą na 
kuchennych ławach, a w sieni cuchnie nie do wytrzymania od rynsztoka.

Na   dworze   świeciło   popołudniowe   słońce,   odbijało   się   w   okiennych 

szybach,   grzało   schody   i   dostarczało   witalnych   sił   polnym   kwiatom, 
rosnącym   tuż   pod   murem.  Wiatr   od   wschodu   rozwiewał   nieprzyjemny 
zapach rzeki. Elise ogarnęły nawet wyrzuty sumienia, że tak dobrze się jej 
wiedzie,   podczas   gdy   inni   mają   takie   trudne   życie.   Kręciła   jednak 
stanowczo   głową   i   obiecywała,   że   skontaktuje   się   z   wszystkimi 
zainteresowanymi, jeśli mansarda się zwolni.

Na lokatorów dziewczęta wybrały małżeństwo w średnim wieku, ludzi, 

którzy wydali się im porządni i sympatyczni. Mieli dwóch synów, którzy 
wyemigrowali do Ameryki, reszta ich rodziny mieszkała w Hadeland. W 
mieście   czuli   się   samotnie.   Mężczyzna,   Hjalmar   Olsen,   pracował   w 
fabryce   hufnali.   Fabryka   leżała   tuż   koło   Sannerbrua,   na   wschodnim 
brzegu, mniej więcej w połowie dogi do tkalni płótna żaglowego. Olsen 
nie musiał więc daleko chodzić. Jego żona, Petrike, pracowała w papierni 
Nedre Voien, niedaleko Voienbrua, więc też miała blisko do pracy, tyle że 
szła w przeciwną stronę.

- Czy państwo na pewno zniosą nocny płacz niemowlęcia? - zapytała 

Elise na wszelki wypadek. - Moja siostra lada moment urodzi, a mój synek 
ma dopiero trzy miesiące.

- Ma się rozumieć - prychnęła Petrike. - Jesteśmy przyzwyczajeni do 

krzyków dzieci, mieszkaliśmy  przez dwadzieścia lat na Seilduksgata, a 
obok nas, w jednopokojowym mieszkaniu, żyło siedemnaście osób.

Elise   spojrzała   na   nią   z   przerażeniem.   Siedemnaście   osób   w 

jednopokojowym mieszkaniu.

Hjalmarowi najwyraźniej nie spodobały się narzekania żony.
- Mieliśmy też bardzo miłych i rozmownych sąsiadów. Jak dostawali 

background image

paczkę z Ameryki, zawsze się z nami dzielili.

- A na świętego Jana dekorowaliśmy podwórko liśćmi i muzykowaliśmy 

- dodała Petrike z zapałem. - Wtedy też nie przejmowaliśmy się szczurami. 
Mała córeczka Jensenów nazywała je kotkami - roześmiała się pani Olsen, 
odsłaniając szczerbę w przednich zębach.

Elise uznała, że najlepiej od razu ich uprzedzić, że tu też są szczury.
- Tam, gdzie się rzeka rozlewa, są ogromne szczurzyska. Szczury z rzeki 

Aker. Widujemy je pod przędzalnią, przy ujściu wody z farbiarni. Skóra 
szczurów nabiera koloru od tej wody. A w Hjula myszy i szczury grasują 
po fabryce. Szczury jedzą z miski psa dyrektora, niektóre wielkie jak koty.

Lokatorzy spojrzeli na nią z pewnym przerażeniem, ale Elise uważała, 

że lepiej powiedzieć o wszystkim od razu niż później słuchać narzekania.

Gdy Olsenowie już sobie poszli, Hilda obróciła się w stronę siostry.
- Musiałaś mówić o tych wszystkich szczurach?
Elise nie odpowiedziała. Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła.
Hjalmar Olsen i jego żona wprowadzili się na poddasze trzy dni później. 

Tej samej nocy Hilda zaczęła odczuwać pierwsze bóle porodowe. Już od 
paru dni coś ją ściskało w dolnych partiach brzucha, ale wydawało jej się, 
że to jeszcze nie to.

Elise wstała i zaczęła się ubierać po ciemku.
- Pójdę po Lagertę.
Hilda   nie   zaprotestowała.   Elise   doszła   więc   do   wniosku,   że   poród 

naprawdę się zaczął.

Na   rozgwieżdżonym   niebie   świecił   księżyc.   Zadziwiająco   piękna 

pogoda,   pomyślała,   biegnąc   wzdłuż   Sandakerveien.   Rolnicy   na   pewno 
życzą sobie deszczu, ale wszyscy inni cieszą się ze słonecznej pogody. Po 
zimie,   którą   trzeba   było   przetrwać   w  znoszonych   trzewikach,   mokrych 
pończochach,   z   lodowatymi   nogami   i   zmarzniętym   na   kość   rąbkiem 
spódnicy, miło było mieć suche nogi.

Jakiś pijak szedł, chwiejąc się na nogach, w kierunku Elise. Nie było w 

tym   nic   szczególnego,   zazwyczaj   Elise   nie   przejmowała   się   takimi 
spotkaniami, ale teraz się trochę zaniepokoiła. Jeśli ten człowiek lubi się 
wdawać w utarczki, może ją zatrzymać, a na to Elise nie mogła sobie 
pozwolić.

Lagerta mieszkała w jednym z drewnianych domków na Sandakerveien. 

Tam każdy dom miał swoją nazwę. Dom Lagerty nazywał się Labakken, 
dom   sąsiadów   -   Nestingen,   następny   -   Brandbakken,   jeszcze   inny 
Smedgarden. Elise zawsze uważała, że miło się mieszka w takim malutkim 
domku,   ale   pani   Thoresen   dostawała   gęsiej   skórki,   gdy   tylko   o   tym 

background image

rozmawiały, i twierdziła, że podłoga w tych domkach niemal zamarza, bo 
zostały zbudowane bezpośrednio na ziemi.

Elise   przybliżyła   się   do   pijaka.   Mężczyzna   dostrzegł   ją   w   świetle 

ulicznej latarni i próbował zagrodzić jej drogę.

- No co tam, frygo, wyszłaś trochę popracować? A może dziś dajesz za 

darmo?

Chciał zedrzeć z niej szal, ale Elise szybko mu się wymknęła.
- Puść mnie, nie mam czasu.
Jeszcze   raz   spróbował   ją   zatrzymać,   ale   był   zbyt   pijany   i   stracił 

równowagę. Elise wyrwała się i uciekła.

Spocona i zziajana dotarła wreszcie do Labakken. W domku i przed 

domkiem panował mrok, bo najbliższa latarnia była dość daleko. Gdyby 
nie świecił księżyc z gwiazdami, miałaby kłopoty z otwarciem furtki i 
dotarciem do drzwi.

Nikt nie otworzył, gdy zapukała. Wpadła w rozpacz i zaczęła walić w 

drzwi pięściami. W domu leży przecież Hilda, która ma zaraz urodzić, jest 
sama   z   chłopcami,   małym   Hugo   i   obcymi   ludźmi   na   poddaszu.   Pech 
chciał, że poród zaczął się tuż po tym, jak Hjalmar Olsen i jego żona 
wprowadzili   się   na   mansardę.   Elise   wybrała   właśnie   ich,   bo   nie   mieli 
dzieci, a nie zniosłaby więcej dziecięcego hałasu. Ale już poprzedniego 
wieczoru,   gdy   Olsenowie   przyjechali   ze   swoimi   meblami   i   bagażami, 
pożałowała tej decyzji. Było w nich coś, co się jej nie podobało, choć nie 
potrafiła tego wyjaśnić.

Znów uderzyła w drzwi. W końcu obeszła dom i zastukała w okna.
W końcu  usłyszała   czyjeś człapanie  i  gdy   podbiegła  z  powrotem do 

drzwi, ktoś już odsuwał zasuwę. Drzwi się uchyliły.

- Kto tam?
Elise odetchnęła z ulgą. Niskiego głosu Lagerty nie można było pomylić 

z żadnym innym.

- To ja, Elise Lovlien. - Przedstawiła się panieńskim nazwiskiem, żeby 

Lagerta ją od razu poznała. - Czy możesz pójść ze mną? Hilda zaczęła 
rodzić.

- Wielkie nieba. To ona znów jest w ciąży? Zaczekaj chwilę, muszę coś 

na siebie zarzucić. - Lagerta zniknęła we wnętrzu domku, a Elise zaczęła 
przestępować z nogi na nogę ze zniecierpliwienia. Ależ długo to trwa. Co 
też ta Lagerta tam robi?

Wreszcie  Elise  usłyszała kroki  akuszerki i  ujrzała  Lagertę  z  torbą  w 

ręku.

- Dalej mieszkacie w Andersengarden?

background image

- Nie, w domku nad rzeką.
- W domku nad rzeką? Jak tam trafiliście? Ruszyły w drogę.
- Wynajęliśmy go z mężem w ubiegłym roku, gdy się zwolnił. Hilda 

przez ostatni rok pracowała jako służąca, ale teraz będzie mieszkać z nami. 
Ja też urodziłam dziecko, ale gdy poród się zaczął, byłaś zajęta. Matka 
przyprowadziła akuszerkę zza rzeki.

- Mówisz, że była służącą. Więc pewnie swojemu panu zawdzięcza to 

kolejne nieszczęście.

Elise nie odpowiedziała. Niech sobie Lagerta myśli, co chce.
-   Co   słychać   u   twojej   matki?   Gdy   byłam   u   was   ostatnio,   leżała   w 

sanatorium. Wszyscy się zastanawiają, kto za to zapłacił.

- Daleki krewny. Dzięki niemu wyzdrowiała.
Lagerta tego nie skomentowała, ale Elise domyśliła się, że akuszerka jej 

nie wierzy. Na pewno krążą plotki na temat tego, kto jest dobrodziejem 
matki.

- Dużo dzieci się teraz rodzi? - zapytała, żeby zmienić temat.
- Ludzie nie zajmują się niczym innym, ciągle tylko robią dzieci. Czy ty 

wiesz,   Elise,   że   w   ciągu   ostatnich   dwudziestu   pięciu   lat   w   Sagene 
podwoiła się liczba mieszkańców? Jak to się skończy? Będzie coraz mniej 
jedzenia i coraz mniej miejsca dla wszystkich. Nie mogłybyście pomóc 
tym facetom zapanować nad sobą?

Elise pomyślała, że na szczęście nie nosi w łonie dziecka Emanuela. 

Dobry Boże, w jak trudnej sytuacji by się wówczas znalazła. Sześcioro 
dzieci, żadnego mężczyzny, a na dodatek ani ona, ani Hilda nie mają stałej 
pracy. W tej samej chwili zamarzyła jej się zemsta. Gdyby zaszła w ciążę, 
spodziewałaby   się   dziecka   Emanuela,   swego   męża.   To   byłby   jedyny 
prawowity   potomek   Emanuela.   Signe   nie   miałaby   wówczas   żadnego 
argumentu.   Nawet   jeśli   pani   Ringstad   chciałaby   zapisać   dwór   dziecku 
Signe, nie zdołałaby przechytrzyć prawa. Nie wiadomo, co by się stało z 
Hugo. Ale prawo mówi jasno: dzieci z prawego łoża mają pierwszeństwo.

W tej samej chwili rozgniewała się na siebie za te głupie myśli. Była 

zbyt   dumna,   by   za   pomocą   dziecka   wyciągać   rękę   po   dziedzictwo 
Emanuela. Nawet gdyby zaszła w ciążę, nie powiedziałaby mu tego od 
razu. Nie wiedziałby więc wcale, że jest ojcem dziecka, które mieszka w 
domku nad rzeką. Może kiedyś natknęliby się na niego przypadkowo na 
Karl   Johan.   Elise   miałaby   wówczas   na   sobie   jasną   letnią   suknię   z 
koronkami, a dziecko - nowe piękne ubranie, które kupiłaby mu ze swego 
autorskiego   honorarium.   Uśmiechnęłaby   się   wtedy   do   niego   swym 
najbardziej   ujmującym   uśmiechem   i   przedstawiła   mu   syna   lub   córkę. 

background image

Zemsta byłaby słodka.

-   Uważaj,   żebyś   nie   nadepnęła   na   tego   nieszczęśnika.   -   Niski   głos 

Lagerty przerwał nocną ciszę.

Elise była tak pogrążona w rojeniach, że nie zauważyła pijaka, leżącego 

na   chodniku.   To   był   ten   sam   człowiek,   który   próbował   ją   niedawno 
zatrzymać. Poznała go po zbyt obszernej cyklistówce.

- Tak nie może być - ciągnęła Lagerta, gdy przeszły już koło pijaka. - 

Mężczyźni zapijają się na śmierć, podczas gdy dzieci muszą się same o 
siebie   troszczyć.   Ktoś   powinien   o   tym   napisać   w   gazecie.  Ale   czy   ci 
eleganccy państwo chcieliby czytać coś o naszym życiu?

Jutro zacznę spisywać kolejną historię, obiecała sobie w duchu Elise.
Gdy   tylko   weszły   do   kuchni,   usłyszały   straszne   jęki   i   zawodzenia, 

dobiegające   z   sypialni.   Elise   zajrzała   do   pokoju   i   zorientowała   się,   że 
chłopcy śpią. Z poddasza też nie docierały żadne odgłosy.

Zapaliła lampę parafinową i wniosła ją sypialni.
Hilda   leżała   w   mroku.   Gdy   światło   lampy   padło   na   łóżko,   Elise 

zobaczyła, że Hilda zrzuciła z siebie koc, a na jej czole pod zlepionymi 
kosmykami włosów perlił się pot.

- Hilda? Lagerta już przyszła. Jak się czujesz? Dziewczyna jęknęła.
- Równie fatalnie jak poprzednim razem - wystękała. - Z przerażeniem 

myślę o następnym skurczu.

Elise odstawiła lampę na komodę i poszła do kuchni, żeby podłożyć do 

pieca i nastawić wodę.

Lagerta zdjęła stary płaszcz i zaczęła wyjmować rozmaite przyrządy ze 

swej torby.

- Nie ma wątpliwości, że poród się zaczął. Hilda boi się następnego 

skurczu.

Lagerta pokiwała głową, zapewne już to słyszała przez uchylone drzwi.
-   Pamiętasz   chyba,   co   mówiłam   ostatnio,   w   bólu   będziesz   rodzić 

potomstwo, tak mówi Pismo.

- Ja też uważam, że to coś okropnego - pokiwała głową Elise. Nagle 

spostrzegła, jak otwierają się drzwi do pokoju. W szparze pojawiła się 
przerażona twarz Pedera.

- Co się dzieje, Elise?
-   Hilda   właśnie   rodzi   dziecko.   Idź   i   się   połóż.   Gdy   będzie   już   po 

wszystkim, przyjdę i powiem ci, czy to chłopiec, czy dziewczynka.

- I czy urodził się żywy. I poruszona Elise spojrzała na brata.
- Jak możesz mówić takie rzeczy?
- Siostra Fransa urodziła się martwa. Miała pępowinę owiniętą wokół 

background image

szyi.

- To się bardzo rzadko zdarza - uspokoiła go pośpiesznie.
- Czemu okłamujesz dzieciaka - wtrąciła się Lagerta. - Kiedyś ludzie 

mówili, że poród jest równie niebezpieczny jak pożar, wróg czy zaraza. 
Nie wiem, czy dziś jest dużo lepiej. Może mniej dziś umiera przy samym 
porodzie, ale ile umiera później.

Elise rzuciła jej rozpaczliwe spojrzenie. Czy naprawdę trzeba jeszcze 

bardziej straszyć Pedera?

W sypialni rozległ się krzyk, więc Elise pośpieszyła do siostry.
- Elise, dziecko się rodzi. Elise obróciła się.
- Lagerta, pośpiesz się, dziecko się rodzi.
- Wszystkie tak mówią, ale to nie idzie tak szybko - powiedziała Lagerta 

swoim męskim głosem, ale ruszyła w stronę sypialni. - Wielkie nieba! - 
wykrzyknęła przerażona, gdy uniosła koszulę nocną Hildy. - Pośpiesz się, 
Elise, przynieś wody.

Elise   wybiegła   do   kuchni.   Woda   się   jeszcze   nie   zagotowała,   ale   na 

szczęście była już bardzo gorąca. Elise wydobyła czyste ścierki i miednicę 
i wniosła to wszystko do sypialni. Potem wybiegła po garnek z wodą.

Gdy   podniosła   garnek   i   zsunęła   fajerkę,   usłyszała   żałosny,   cieniutki 

krzyk   niemowlęcia.   Wstrzymała   oddech,   nasłuchując.   Czy   już   po 
wszystkim?   Nie   wypuszczając   garnka   z   rąk,   weszła   z   powrotem   do 
sypialni.   Lagerta   stała   koło   łóżka,   z   zakrwawionym   maleństwem   w 
dłoniach.

-   Mamy   dziewczynkę   -   powiedziała   z   radością   w   głosie.   -   Nie   jest 

szczególnie pulchna, ale chyba da sobie radę. Masz gorącą wodę, Elise?

Położyła maleństwo na ręczniku, żeby przeciąć pępowinę. Elise nalała 

wody do miski drżącymi rękami. Łzy dławiły jej gardło. Nawet wtedy, gdy 
wszystko wydaje się całkiem beznadziejne, zdarzają się cuda.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Była pierwsza majowa sobota. Białe  konary  brzozy  przesłoniła  jasna 

zieleń   listków.   Zazieleniły   się   także   żywopłoty   i   krzewy   w   maleńkich 
ogródkach,   a  także  łąki  i trawa  wokół Biermannsgarden,  Voienvollen  i 

background image

Bjolsengard.   W   całej   Kristianii   pachniało   wiosną.   Ludzie   chodzili 
lżejszym krokiem, twarze im się rozjaśniły. Wreszcie skończyła się zima, 
wkrótce zapomną o mrozie, o chłodzie, będą się cieszyć ciepłem, póki 
będzie im towarzyszyć.

W kościele w Sagene, pod ołtarzem, siedziała Elise, czekając na młodą 

parę. Koło niej siedział drużba, Johan.

Elise zdumiała się, gdy się dowiedziała, że Torkild wybrał sobie Johana 

na drużbę. Miał nim być Emanuel, ale Emanuel miał w nosie Torkilda, 
Armię i ludzi znad rzeki Aker. Nie odezwał się do nikogo.

Elise starała się nie patrzeć wprost na Johana, tylko od czasu do czasu 

zerkała na niego ukradkiem. Był przystojny i wspaniale wyglądał, gdy tak 
siedział   wyprostowany,   dobrze   zbudowany.   Wydał   jej   się   obcy   w   tym 
pięknym ubraniu. Nawet twarz nabrała jakiegoś innego wyrazu. Zresztą 
nic w tym dziwnego, przecież to nie był już ten dawny Johan. Znów był 
spokojny i pewny siebie, jak przed aresztowaniem i uwięzieniem. Dopiero 
teraz   zaczął   przypominać   takiego   Johana,   jakiego   pamiętała.   Szok   z 
powodu aresztowania za współudział w kradzieży bardzo nim wstrząsnął. 
Rehabilitacja, którą było darowanie reszty kary, pomogła mu wrócić do 
siebie. Choć może bardziej zaważyła na tym świadomość, że ma talent w 
rękach, talent większy niż inni.

Elise odwróciła wzrok w inną stronę.
Jej spojrzenie padło na Agnes. Agnes siedziała w pierwszym rzędzie, w 

nowej, kremowej sukni, z suto marszczoną spódnicą i plisowaną kryzą. Na 
głowie miała wielki kapelusz z szerokim rondem, udekorowany kwiatami.

Agnes uśmiechnęła się triumfalnie. Wiedziała już o wszystkim, Elise 

musiała powiedzieć prawdę. Emanuel wrócił do Ringstad, nie zniósł życia 
nad   rzeką  Aker.   Elise   czuła   na   sobie   cudze   spojrzenia   i   wiedziała,   co 
wszyscy sobie myślą, choć nikt nie wspomniał o Signe. Nie było takiej 
potrzeby, wszyscy i tak rozumieli.

W   kościele   nie   było   tłoku,   siedzieli   tylko   goście,   którzy   zostali 

zaproszeni do pani Thoresen. Pani Thoresen była już tak niedołężna, że nie 
mogła   chodzić   o   własnych   siłach.   Przestała   pracować   w   fabryce, 
utrzymywał   ją   Torkild.   Gdy   Elise   na   nią   spojrzała,   domyśliła   się,   że 
niewiele życia jej już pozostało. Jak to dobrze, że doczekała tego pięknego 
dnia, że zjawił się ktoś, kto zapewni przyszłość jej córce.

Obok pani Thoresen siedział jej brat, wuj Lars, ten sam, który przyjechał 

do   nich   w   odwiedziny   tego   dnia,   gdy   Johan   został   aresztowany.   Nie 
wierzył, że Johan mógłby zrobić coś złego, Johan, „który nawet muchy by 
nie skrzywdził". Elise przypomniała sobie, że na odchodnym powiedział 

background image

jej, że przyjedzie na ślub. Nie miał jednak wówczas na myśli ślubu Anny z 
Torkildem. Ani ślubu Agnes i Johana.

Musiała odegnać tę myśl.
Zauważyła, że wśród zaproszonych gości były też pani Evertsen i pani 

Albertsen.   I  jakaś  starsza   para,   to   pewnie   rodzice  Torkilda.   Obok   nich 
siedział młody człowiek, mniej więcej w jej wieku. Może to brat pana 
młodego.

Organy zagrały marsza weselnego, wszyscy się podnieśli. Elise zdziwiła 

się, bo niewielu ludzi stać było na ceremonię z organistą. Może rodzicom 
Torkilda dobrze się powodziło i postanowili dołożyć się do ślubu.

Kościelne drzwi się otworzyły i do środka weszła Anna - weszła na 

własnych nogach, wsparta tylko na lasce i silnym ramieniu Torkilda. Miała 
na sobie prostą białą suknię, bez welonu. Wyglądała przepięknie z twarzą 
rozjaśnioną   szczęściem.   W   ręku   trzymała   bukiet   polnych   kwiatów. 
Niepewnie   stawiała   kroki.   Elise   od   razu   zauważyła,   że   jest   bardzo 
zdenerwowana. Ale Torkild trzymał ją pewnie i bezpiecznie. Jego twarz 
też jaśniała i choć starał się zachować powagę, wciąż się uśmiechał. Jakby 
radość tryskała mu z twarzy.

Dopiero gdy Elise poczuła łzy na swojej szyi, uzmysłowiła sobie, że 

płacze. Nie ona jedna. Patrzyli przecież na prawdziwy cud. Ten widok 
kazał   zapomnieć   o   harówce,   troskach   i   nędzy,   potęgując   poczucie 
głębokiego   szacunku,   jakie   we   wszystkich   budziło   ogromne   kościelne 
wnętrze.   Zdarzył   się   cud,   dowód   na   to,   że   Bóg   istnieje.  Anna   została 
wybrana, by świadczyć o Jego wielkości.

Elise pociągnęła nosem, szukając gorączkowo chusteczki, ale w starej 

odświętnej   sukni   nie   było   kieszeni.   W   tej   samej   chwili   napotkała 
spojrzenie   Johana.   Uśmiechał   się   do   niej   i   najprawdopodobniej   odgadł 
przyczynę jej niepokoju, bo otarł nos wierzchem dłoni, jakby chciał jej 
pokazać, co może zrobić. Rozśmieszyło ją to i w nadziei, że nikt poza 
Johanem jej nie widzi, osuszyła nos rękawem.

Młoda para doszła bez przeszkód do ołtarza. Elise miała poczucie, że nie 

tylko   ona   odetchnęła   z   ulgą.  Wszyscy   się   obawiali,   że  Anna   temu   nie 
podoła. Że to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.

Gdy   ceremonia   dobiegła   końca,   Torkild   wywiózł  Annę   na   wózku   z 

kościoła prosto do Andersengarden. Było wczesne popołudnie, lekcje się 
już skończyły, fabryki też zamykano wcześniej jak w każdą sobotę. Na 
Maridałsveien było pełno ludzi; uczniowie i robotnicy wracali do domów, 
niektórzy   wybrali   się   na   zakupy.   Szewc   otworzył   szeroko   drzwi,   żeby 
wpuścić trochę słonecznego światła do warsztatu, to samo zrobił blacharz. 

background image

Panny   Grorud   usadowiły   się   na   krzesełkach   przed   swoim   sklepem   i 
pozdrawiały   wszystkich   przechodniów.   A   gdy   cały   weselny   orszak 
przechodził koło sklepu, w którym pracował Torkild, właściciel wyszedł 
na ulicę i złożył gratulacje.

Elise   szła   między   Agnes   i   Johanem.   Nigdy   przedtem   jej   to   nie 

przeszkadzało,   ale   teraz   czuła   się   nieswojo.   Nie   wiedziała,   o   czym 
mogłaby   porozmawiać   z   Johanem,   zwróciła   się   więc   do  Agnes.  Agnes 
przez całą drogę plotła trzy po trzy. Opowiadała o ogromnie zabawnym 
filmie Pchła. Polowanie dziewczęcia w bieliźnie na pchłę, który widziała 
ostatnio w kinematografie na Stortingsgaten. Elise słuchała tylko jednym 
uchem.

Gdy Agnes wreszcie ucichła, odezwał się nieoczekiwanie Johan.
- Dlaczego się z tym pogodziłaś, Elise? Z tym, że Emanuel zabrał meble 

i zwyczajnie uciekł?

Elise nic mu nie mówiła o meblach, tylko o wyjeździe Emanuela. Może 

powiedział   mu   o   tym  któryś   z   chłopców   albo   Hilda.  A  może   Hjalmar 
Olsen lub jego żona, przyszło jej nagle do głowy. Może wpuściła pod swój 
dach plotkarzy. Może nowi lokatorzy podsłuchiwali rozmowy Elise i Hildy 
i złożyli sobie wszystko w jedną całość.

- A co miałabym zrobić twoim zdaniem?
Agnes wtrąciła się, nim Johan zdążył odpowiedzieć.
- Dlaczego nie pojedziesz za nim i nie spluniesz mu w twarz? Kopnij go 

tam, gdzie trzeba. Wielki Boże, a mnie się wydawało, że jestem w nim 
zakochana. Całe szczęście, że udało mi się mu wymknąć.

„Udało mi się mu wymknąć", pomyślała Elise z pogardą.
- No cóż - westchnął Johan - niewiele możesz zrobić, ale mam nadzieję, 

że nie przyjmiesz go z otwartymi ramionami i nie będziesz udawała, że nic 
się nie stało, gdy do ciebie wróci.

- Nie sądzę, by miał wrócić. Jego rodzice przyjęli pod swój dach Signe 

jako synową, Signe ma urodzić jego dziecko. - Podkreśliła słówko „jego". 
Zarówno Johan, jak i Agnes znali prawdę.

- Drań piekielny - splunęła Agnes.
- Myślę, że się mylisz, Elise - powiedział Johan spokojnym głosem. - 

Wiem, jak bardzo Emanuel był w tobie zakochany, jestem przekonany, że 
wciąż   cię   kocha.   Znalazł   się   w   trudnej   sytuacji   i   wybrał   najłatwiejszą 
drogę.   Z   tego,   co   rozumiem,   jego   matka   jest  bardzo   stanowcza.   Może 
wstąpił do Armii Zbawienia, żeby się od niej uwolnić. Przygodę z Signe 
można wytłumaczyć, choć nie można usprawiedliwić. Nie on jeden tam, 
na   granicy,   zapragnął   korzystać   z   życia,   ile   się   da,   póki   miał   taką 

background image

możliwość.   Nigdy   bym   go   o   to   nie   podejrzewał,   ale   wiem,   że   wielu 
żołnierzy się bało, iż nigdy nie wrócą do domu. W takiej sytuacji człowiek 
nie myśli o następnym dniu. Nie wie, czy ten dzień nastąpi.

Elise pokiwała głową, często nawiedzały ją podobne myśli.
- Miał strasznego pecha - ciągnął Johan tym samym, spokojnym głosem. 

- Na pewno przeżył szok, gdy zobaczył Signe na progu. A gdy jego matka 
się o tym dowiedziała, użyła całej szatańskiej przebiegłości, by postawić 
na swoim.

Elise odwróciła się do Johana.
- Skąd to wiesz? Skąd wiesz, że jego matka jest taka zła?
- Od Torkilda. Torkild zna Emanuela od wielu lat, był u niego w domu, 

mieszkał tam nawet przez pewien czas. Na początku wydawało mu się, że 
matka Emanuela jest bardzo miła i czarująca, ale z czasem przekonał się, 
że jest dwulicowa. Podobno ma stalową wolę. Jeśli czegoś chce, nie podda 
się, póki tego nie osiągnie, choćby po trupach. Torkild był poruszony, ale 
nie zdziwiony, gdy usłyszał, że Emanuel wyjechał. Jest przekonany, że 
Emanuel zrobił to pod naciskiem matki. Pod tak silnym naciskiem, że nie 
mógł   się   mu   oprzeć.   Ona   zresztą   nie   miała   nic   przeciwko   tobie   jako 
osobie,   problem   w   tym,   że   jesteś   robotnicą   i   pochodzisz   z   ubogiej 
robotniczej rodziny.

- Wiem o tym. Nie rozumiem tylko, jak Emanuel mógł odejść bez słowa 

wyjaśnienia.

- I zabrać ze sobą meble - dodała oburzona Agnes.
- A co miał powiedzieć? „Przykro mi, Elise, ale muszę to zrobić, bo się 

boję matki?" Nie wiadomo, czy jest dość silny, by uczynić takie wyznanie. 
Na pewno sam broni się przed tą myślą i ma tysiąc innych wyjaśnień, byłe 
tylko nie spojrzeć prawdzie w oczy.

Johan jest mądry, pomyślała Elise. Mało kto wie tyle o ludziach.
-   Jak   sobie   dacie   radę   finansowo?   Ani   ty,   ani   Hilda   nie   macie 

regularnych zarobków, więc choć wynajęłyście poddasze, choć szyjesz dla 
ludzi, to musi być wam trudno.

- Płacą mi lepiej niż innym krawcowym. Pani Paulsen jest hojna. Udało 

mi się odłożyć trochę pieniędzy  i chłopcy  oddają mi prawie wszystkie 
swoje zarobki. Kristian od nowego roku zarabia dwie korony tygodniowo, 
a Peder i Evert dostają po koronie za zbieranie drew dla szkoły. Myślę, że 
zarabiają więcej niż inni chłopcy w ich wieku. Jakoś sobie poradzimy.

Chętnie powiedziałaby mu też o innych swoich oszczędnościach, bo nie 

chciała, by się o nią martwił, ale nie mogła tego zrobić. Na pewno źle by 
zareagował,   gdyby   się   dowiedział,   że   przyjęła   pieniądze   od   Ansgara 

background image

Mathiesena.

Agnes znużyła widać ich rozmowa, bo przyśpieszyła kroku, chwyciła 

brata Torkilda za ramię i szepnęła mu coś do ucha ze śmiechem.

- Chyba ją zanudziliśmy - uśmiechnął się Johan. Elise odpowiedziała 

uśmiechem.

- Nie zasłużyłaś sobie na to, Elise - ciągnął znów poważnie. - Choć 

byłem   bardzo   zazdrosny,   gdy   się   dowiedziałem   o   twoim   ślubie   z 
Emanuelem, to ucieszyłem się, że trafiłaś na kogoś, kto zapewni ci takie 
życie, na jakie zasługujesz. Przeze mnie miałaś same zmartwienia.

Elise gwałtownie pokręciła głową.
-   Nie   mów   tak,   Johanie.   Wiesz   dobrze,   że   byliśmy   szczęśliwi,   gdy 

mogliśmy w niedzielny wieczór wyrwać się na pastwiska albo usiąść w 
kuchni twojej matki, żeby wypić razem kawę. Te chwile znaczyły więcej 
niż wszelkie zmartwienia.

Johan chciał coś powiedzieć, ale zachował to dla siebie.
Dotarli wreszcie do Andersengarden. Johan pomógł Torkildowi wnieść 

Annę na piętro. Ślub był dla niej wielkim przeżyciem, opadła z sił.

Elise   zastanawiała   się,   jak   się   wszyscy   zmieszczą   w   malutkim 

mieszkanku,   ale   okazało   się,   że   Johan   i   Torkild   znaleźli   rozwiązanie. 
Wynieśli łóżka z pokoju, ustawili długi stół z krzesłami. Pewnie pożyczyli 
je z Armii. W kuchni, przy piecu, nad garnkiem z lapskausem, stała Maren 
Sorby, siostra z Armii Zbawienia, która zajmowała się matką, zanim udało 
się   umieścić   ją  w  sanatorium.   Elise   tak   się   ucieszyła   na  jej   widok,  że 
podbiegła, by ją uściskać.

- Co słychać u twojej matki, Elise? - powiedziała Maren, spoglądając na 

Elise ciepłym spojrzeniem.

- Wszystko w porządku. Wyszła powtórnie za mąż i przeprowadziła się 

na Wzgórze Świętego Jana. Obawiałam się, że choroba powróci zimą, gdy 
nad   rzeką   robi   się   tak   wilgotno,   ale   na   szczęście   wszystko   się   dobrze 
skończyło. Maren Sorby uśmiechnęła się.

- A twój przystojny mąż? Co u niego słychać?
- Wszystko dobrze. On... jego tu dziś nie ma.
- A chłopcy? Śmieszny Peder i opryskliwy Kristian?
- Obaj mają się nieźle. Kristian bardzo się zmienił, otworzył się. Nie 

wiem, czy słyszałaś o tym, że wzięliśmy do siebie Everta?

Maren Sorby pokiwała głową.
- Aż się wzruszyłam z radości.
Elise   musiała   przejść   już   do   pokoju,   choć   chętnie   pogawędziłaby   z 

serdeczną Maren. Posadzono ją między bratem Torkilda, Arne Annarem, i 

background image

panią'Evertsen. Naprzeciwko siedział Johan, koło pani Albertsen.

Johan mrugnął do niej. Oboje wiedzieli doskonale, że nie będą musieli 

podtrzymywać konwersacji, mając u boku tak rozmowną sąsiadkę.

Torkild podniósł się z miejsca, żeby wygłosić mowę na cześć panny 

młodej. Ogarnęło go takie wzruszenie, że musiał kilkakrotnie przełknąć 
ślinę, nim zdołał dobyć z siebie głos.

- Droga Anno, droga matko. Na początku chciałbym podziękować tobie, 

matko, za to, że wydałaś Annę na świat i w ten sposób sprawiłaś, że będę 
szczęśliwym człowiekiem.

Tu się zaciął, wyjął z kieszeni karteczkę i zaczął czytać.
- Pragnę ci podziękować także za to, że troszczyłaś się o nią przez te 

wszystkie lata, by pozostała tak piękną różą, jaką została stworzona, i by 
żaden chwast nie odebrał jej sił.

Torkild chrząknął, żeby oczyścić głos, a pani Thoresen wyjęła wielką 

męską   chusteczkę   i   wydmuchała   nos   tak   głośno,   że   zadrżały   cienkie 
ściany.

- Chciałbym też podziękować tobie, Anno. - Głos mu się załamał, musiał 

kilkakrotnie   przełknąć   ślinę,   żeby   kontynuować.   -   Uczyniłaś   mnie 
szczęśliwym człowiekiem, który będzie mógł iść przez życie u twego boku 
i kochać cię.

- Ależ pięknie - westchnęła wzruszona pani Evertsen.
-   Okazałaś   mi   bezgraniczne   zaufanie   od   pierwszej   chwili   -   ciągnął 

Torkild nieco drżącym głosem. - Spojrzałaś na mnie swymi promiennymi 
oczami i gdy powiedziałem trochę bezmyślnie, że może nauczysz się znów 
chodzić, nie miałaś żadnych wątpliwości, choć lekarze dawno już orzekli, 
że   to   niemożliwe.  Twoje   zaufanie   i   twoja   niezłomna   wiara   wzmocniły 
moją   wiarę.   Dzięki   twojej   cierpliwości,   mojemu   uporowi   i   łasce   Pana 
zdarzyło   się   to,   co   niemożliwe.   Uczyniłaś   mnie   najszczęśliwszym 
człowiekiem pod słońcem.

Głos mu się znów załamał, tym razem on także zaczął się rozglądać w 

poszukiwaniu   chusteczki.   Potem   opadł   na   swój   stołek,   zapomniawszy 
wznieść toast za zdrowie panny młodej. Wuj Johana wyjął piersiówkę z 
tylnej kieszeni i podał ją za plecami siedzących Torkildowi, żeby się trochę 
wzmocnił.   Ojciec   Torkilda   dał   znak,   że   też   by   chętnie   łyknął   coś 
mocniejszego, i wkrótce piersiówka zaczęła krążyć dokoła stołu.

Gdy Maren Sorby weszła wreszcie z lapskausem, atmosfera była bardzo 

rozluźniona,   a   najbardziej   słychać   było   Agnes.   Elise   zaczęła   się 
zastanawiać, czy Agnes ma słabą głowę, czy też wypiła coś, zanim usiadła 
do stołu, bo niemożliwe, by się tak upiła kilkoma łykami. Po chwili wokół 

background image

stołu krążyły już dwie butelki. Elise nie miała pojęcia, skąd się wzięły, ale 
tak   to   już   było   na   wszystkich   weselach.   I   jeszcze   nikomu   to   nie 
zaszkodziło.

Wszystko wskazywało na to, że Arne Annar jest całkiem inny niż jego 

brat. Próbował zabawić się kosztem Torkilda, żartował, że Torkild zawsze 
łatwo się wzruszał. Gdy był mały, płakał na widok myszy w potrzasku, bo 
żal mu było mysiej mamy i mysiego taty. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, 
a pan młody trochę się zmieszał.

Elise się nie śmiała. Pomyślała o Pederze. Peder zachowałby  się tak 

samo.

Wielu   mężczyzn   powinno   brać   przykład   z   Torkilda,   pomyślała. 

Wówczas nie zostawialiby żony z dziećmi na pastwę losu, nie skazywaliby 
ich na niepewną przyszłość. Nie miała wątpliwości, że Torkild nie opuści 
Anny aż do śmierci.

Pani Evertsen obróciła się w jej stronę.
- Co słychać, Elise? Czy to prawda, że oficer uciekł?
Elise otworzyła usta, żeby  zaprzeczyć, żeby powiedzieć, że Emanuel 

tylko wyjechał na pewien czas, ale doszła do wniosku, że to nie ma sensu. 
Plotki rozeszły się już po całej okolicy i bez względu na to, co Elise powie, 
ludzie zinterpretują to po swojemu.

- Wiesz, powinnaś wyjść za Johana - ciągnęła pani Evertsen, zniżając 

głos do szeptu.

Elise rozejrzała się nerwowo dokoła, ale wszyscy wydawali się czymś 

zajęci, może więc nikt nic nie usłyszał.

- Johan to prawdziwy mężczyzna, pasowalibyście do siebie. A przy tym 

jest dobry  dla swojej matki. Po tym najłatwiej poznać, czy  mężczyzna 
nadaje się na męża, czy nie. Jak jest dobry dla matki, to będzie dobry dla 
żony. Pamiętam tę elegancką damę z wielkiego dworu z twojego ślubu, 
Elise.   Od   czasu   do   czasu   uśmiechała   się   jak   anioł,   ale   mnie   tym   nie 
zwiodła. Miała coś dziwnego w oczach. „Oczy są zwierciadłem duszy", 
powtarzała   zawsze   moja   matka.   On   pewnie   w   końcu   wróci,   jak   się 
zastanowi, ale ty wtedy dasz mu lekcję i powiesz, że tu nad rzeką Aker 
tolerujemy   wprawdzie   pijaków,   szczury   i   smród,   ale   nie   tolerujemy 
elegancików, którzy uważają, że są lepsi od nas.

Elise stuknęła sąsiadkę w ramię, żeby ją uciszyć. Johan podniósł się z 

miejsca, żeby wygłosić mowę.

- Droga Anno, drogi Torkildzie. Skoro nie ma tu ojca panny młodej, ja 

powiem parę słów w imieniu jej rodziców. Witaj w rodzinie, Torkildzie. 
Jesteś   szlachetnym   człowiekiem.   Anna   nie   mogła   lepiej   trafić. 

background image

Powiedziałeś, że to dzięki cierpliwości Anny zdarzył się cud, ale wszyscy, 
którzy siedzą przy tym stole, wiedzą doskonale, że cud by się nie zdarzył, 
gdybyś ty się nie pojawił w jej życiu. Nawet jeśli będę żyć sto lat, nigdy 
nie   zdołam  w pełni  wyrazić  mojej  wdzięczności za  to,   co  zrobiłeś  dla 
Anny. Tobie, Anno, chcę powiedzieć, że imponujesz mi nieustannie od 
dnia, w którym dotknęła cię ta straszna choroba. Na zawsze zachowam w 
sercu pewien obraz; obraz bladej, chorej dziewczyny, leżącej w łóżku w 
mrocznej   sypialni,   przy   otwartym  oknie,   za   którym  króluje   wiosna,   za 
którym słychać radosne głosy, śmiech dzieci i świergot ptaków. W twoich 
oczach   kryła   się   tęsknota,   ale   nigdy   nie   narzekałaś,   nigdy   nie   wy-
powiedziałaś gorzkich czy gniewnych słów z powodu swego losu, zawsze 
przyjmowałaś   próby,   na   które   wystawiało   cię   życie,   ze   spokojem   i 
cierpliwością, co nie tak często się zdarza. To ja złorzeczyłem losowi. Ja 
nie   mogłem   zrozumieć.   Jeśli   Bóg   istnieje,   dlaczego   na   to   pozwolił? 
Dlaczego nic nie zrobił?

Dziś znam odpowiedź. Twoja dzielność nas czegoś nauczyła. Stałaś się 

dla nas wzorem, dowodem na to, że istnieje dobro i że dobro w końcu 
zwycięża. Torkild pomógł ci wyjść na wiosenne światło, ale słońce nosiłaś 
zawsze w sobie. Chciałbym skorzystać z okazji i prosić, byś wybaczyła mi 
cios,   który   ci   zadałem.   Nie   muszę   chyba   tłumaczyć,   dlaczego   uległem 
pokusie. Choć bardzo chciałbym pozbyć się poczucia wstydu, który do 
dziś   mnie   prześladuje,   niczego   nie   żałuję.   W   ciągu   miesięcy,   które 
spędziłem w Akershus, zdobyłem nie tylko zawód, który kocham, ale i 
czas na przemyślenia. Tam odkryłem życiową mądrość, z której będę nadal 
korzystał. Być może Torkild by tu dziś nie siedział, być może ty leżałabyś 
nadal w łóżku, gdyby to wszystko się nie zdarzyło. Proponuję, żebyśmy 
wszyscy wstali i wznieśli toast za Annę i Torkilda. Zdrowie młodej pary!

Niektórzy goście mieli spory kłopot z utrzymaniem równowagi, ale w 

pokoju panowała cisza. Mowa wywarła na wszystkich wielkie wrażenie, 
także i na tych, którzy nie potrafili już jasno myśleć.

Elise zamyśliła się nad słowami Johana. Gdyby nie zerwał zaręczyn, 

gdyby   ona   nie   wyszła   za   Emanuela,   nie   poznaliby  Torkilda.   Chyba   to 
właśnie Johan miał na myśli. Wyznał, że nadal kocha Elise, ale nie żałuje, 
że   poświęcił   swoje   szczęście,   by  Anna   znów   mogła   chodzić.   To   była 
braterska miłość w najlepszym wydaniu. Obróciła się do Johana.

- Pięknie to powiedziałeś. Anna zasłużyła sobie na każde słowo.
Spojrzał jej w oczy i z powagą pokiwał głową.
- Choć cena była naprawdę wysoka.
Elise odwróciła wzrok, nie miała odwagi spojrzeć mu w twarz.

background image

W tej samej chwili wstała Agnes, mocno chwiejąc się na nogach.
-   Teraz   moja   kolej.   -   Uniosła   kieliszek.   -   Zdrówko.   Cieszę   się,   że 

przybyło nam dwóch takich miłych chłopców w rodzinie, Torkild i Arne 
Annar. Dwóch wujów dla tego, który tu sobie śpi - dodała z uśmiechem, 
wskazując na swój brzuch.

Wszyscy popatrzyli na brzuch Agnes. A ona ze śmiechem opadła na 

swój stołek.

-   Czy   to   prawda?   -   Pani   Thoresen   rzuciła   synowi   pełne   zdumienia 

spojrzenie. - Nic nam nie mówiłeś.

- Sam się tego właśnie dowiedziałem. - Johan był spokojny, ale Elise 

dobrze   go  znała  i zauważyła  dziwny  ton   w jego  głosie.   Johan  nie  był 
zachwycony tą nowiną.

Wszyscy unieśli kieliszki i wypili za zdrowie Johana i Agnes. Dopiero 

gdy pokój znowu wypełnił gwar rozmów, Johan odwrócił się do Elise.

- Takie jest życie, Elise. - Uśmiechnął się, ale w oczach miał smutek.
Gdy posiłek dobiegł końca, kilka osób zamieniło się miejscami, żeby 

panowie mogli usiąść razem i wypalić fajkę, a panie - zaśpiewać. Torkild 
wyjął gitarę, pozostali mężczyźni - fajki.

- Dziś pierwszą piosenkę wybierze moja teściowa. Co mam zagrać?
- W szpitalnej sali. To takie wzruszające i piękne. Torkild zaintonował, 

wiele osób przyłączyło się do śpiewu:

W pewnej szpitalnej sali,
gdzie stoją same łóżka,
leżała mała dziewczynka
na twardych, białych poduszkach.
Wszystkie serca podbijała uśmiechem i łagodnością. Ból znosiła zaś bez 

słowa, Z odwagą i cierpliwością.

Raz szepnęła do lekarza, co przy jej łóżku stanął: Obiecuję być grzeczna 

jak anioł, bo w domu chcę być na Wielkanoc.

Lekarz powiedział jej cicho: Czy to osiągnąć zdołamy? Może w Zielone 

Świątki wrócisz do swojej mamy.

Zielone Świątki zieleń przyniosły, kwieciem pokryły łąki, polany. Lecz 

mała chora dziewczynka nie wraca do swojej mamy.

Przyszła jesień łagodna i ciepła, kaszel dręczy codziennie pierś małą, a 

dziewczynka błagalnie pyta, czy w domu spędzi Wigilię całą.

Lekarz nic już nie odpowiada, tylko złociste loki gładzi, od łóżka chorej 

smutny odchodzi, na tę chorobę nic nie poradzi.

Wreszcie nadchodzi zima biała, już wigilijna świeca się żarzy. Czy żyje 

jeszcze dziewczynka mała? Jej łóżko pustką okrutną straszy.

background image

W   swym   grobie   będzie   odpoczywała,   pod   śniegu   zimną,   puchatą 

pierzyną. A gdy się skończy ta smutna zima, zatańczy w niebie z aniołków 
rodziną.

Gdy   skończyli   śpiewać,   wiele   osób   musiało   sięgnąć   do   kieszeni   po 

chusteczkę. Elise pomyślała, że to najsmutniejsza ballada, jaką zna, i nie 
mogła się nadziwić, dlaczego wszyscy tak bardzo lubią ją śpiewać. Dość 
było przecież trosk w codziennym życiu, dzieci umierały na suchoty nie 
tylko w balladach.

Powiodła   spojrzeniem   w   bok   i   spostrzegła,   że   Johan   na   nią   patrzy. 

Pośpiesznie odwróciła wzrok.

Gdy podano kawę, Elise zaczęła zbierać się do wyjścia. Zbliżała się pora 

karmienia Hugo i choć Hilda miała spróbować przystawić go do piersi, to 
Elise obawiała się, że mały będzie głodny. Poza tym piersi ją bolały od 
nadmiaru mleka.

Johan zaproponował, że ją odprowadzi do domu.
- Nie żartuj. Jeszcze nie jest ciemno. Mogę przecież pójść sama.
-   O   tak,   odprowadź   Elise,   Johanie   -   poprosiła  Anna.   -  Nie   powinna 

wracać sama, rozpamiętując nieszczęścia, które ją spotkały.

Elise   uściskała  Annę,   szepnęła,   że   życzy   jej   szczęścia,   i   ruszyła   do 

drzwi.

Zauważyła, że pani Thoresen spojrzała na nich z marsową miną, gdy 

wychodzili z mieszkania. Przypomniała sobie ślub Agnes i Johana, gdy 
oboje   z   Johanem   rozmawiali   na   balkonie   restauracji.   To   się   także   nie 
podobało pani Thoresen.

- Nie cieszysz się, że Agnes znów spodziewa się dziecka? - zapytała, 

gdy tylko wyszli z domu.

- Dlaczego o to pytasz?
- Wyglądałeś tak, jakbyś się nie cieszył.
- Tak dobrze mnie znasz?
- Wiesz przecież, że cię znam.
- Jak możesz oczekiwać, że będę się cieszył z tego, że mam być ojcem 

dziecka Agnes, skoro kocham inną?

- Nie wolno ci tak mówić, Johan.
- Nie wolno mi nawet tak myśleć. Ale jestem tylko człowiekiem, Elise. 

Teraz, gdy zostałaś sama...

-   Nie   jestem   sama,   chociaż   Emanuel   wyjechał   -   przerwała   mu 

pośpiesznie. - Jesteśmy w dalszym ciągu małżeństwem i żadne z nas nie 
zamierza tego zmieniać.

- Są przecież rozwody.

background image

Elise gwałtownie pokręciła głową.
- Nie przyniosłabym takiego wstydu rodzinie. Johan nie odpowiedział.
- Co z twoją pracą? - zapytała, żeby skierować jego myśli na inny temat.
-   Świetnie.   Miałem   niebywałe   szczęście.   Profesor   ciągle   zagląda   do 

pracowni i chwali mnie. Twierdzi, że ma klientów, którzy tylko czekają na 
moje prace i chcą je kupić. Mówi, że zapłacą każdą cenę za to, co się im 
spodoba. Pracuję właśnie na niewielką rzeźbą przedstawiającą kochanków.

- Hilda mi o tym opowiadała. Agnes mówi, że ta rzeźba przedstawia ją i 

ciebie.

- I ty w to uwierzyłaś - roześmiał się Johan.
Jak   trudno   rozmawiać   tak,   by   nie   dotykać   drażliwych   tematów, 

pomyślała Elise.

- Słyszałeś, że napisałam opowiadanie, które kupił „Verdens Gang"?
- Torkild mi zdradził tę tajemnicę, ale nie miałem pojęcia, czy mam 

prawo o tym wiedzieć.

- Nie dostałam jeszcze pieniędzy, bo musiałam najpierw wprowadzić 

pewne poprawki. Opowiadanie ukaże się za tydzień, ale nikt nie będzie 
wiedział, że to ja je napisałam. Wydrukuję je pod pseudonimem.

-   Możesz   mi   go   zdradzić?   Obiecuję,   że   nikomu   nie   powiem.   Elise 

uśmiechnęła się z zakłopotaniem.

- Elias Aas. Torkild radził, bym wybrała męskie imię. Aas to panieńskie 

nazwisko matki, a Elias brzmi podobnie jak Elise.

- O czym napisałaś to opowiadanie?
- O Mathilde. Johan drgnął.
-   Jak   dobre   towarzystwo   zareaguje   na   taką   historię?   Woleliby   nie 

wiedzieć nic o tym, co się dzieje po drugiej stronie rzeki.

-   Właśnie   dlatego   chciałam   o   tym   napisać.   Może   ktoś   się   wreszcie 

zastanowi. Już wiem, o czym napiszę kolejne opowiadanie. - Spójrżała na 
niego   w   zamyśleniu.   -   Myślę,   że   nie   słyszałeś  o   tym.  To   się   zdarzyło 
wkrótce po twoim aresztowaniu. Poszłam do Vaterlandu, żeby odszukać te 
ulicznice,   które   były   wtedy   z   ojcem.   Miałam   nadzieję,   że   wszystko 
widziały i poświadczą, że to nie twoja wina. Johan obrócił się do niej ze 
zdumieniem.

- Naprawdę? Nic o tym nie wiedziałem.
- Spotkałam jedną z nich. Miała na imię Othilie. Powiedziała, że uciekły, 

gdy tylko zaczęła się bójka. Ale po tym spotkaniu zaczęłam się nad czymś 
zastanawiać. Choć zeszła na złą drogę, nie chciała, żebym wracała sama 
przez taką niebezpieczną okolicę, i odprowadziła mnie. Nigdy o tym nie 
zapomnę.

background image

- Słyszałaś o tej kobiecie z Islandii, która zamieszkała w slamsach, żeby 

pomagać ulicznicom?

- Tak. Emanuel mi o niej opowiadał. Odwiedził ją, gdy chciał gdzieś 

umieścić Signe, ale wtrącili się jego rodzice i zabrali ją do Ringstad.

- Spróbuj zapisać tę historię, Elise. Jeśli wybuchnie skandal, nikt nie 

będzie   wiedział,   że   ty   jesteś   autorką.   W   najgorszym   razie   gazeta   nie 
przyjmie opowiadania do druku.

- Tak też myślałam. Ale teraz musisz już wracać, Johan. To wesele Anny.
- Nie będzie już tak samo bez ciebie.
- Nie wolno ci tak mówić, Johan. Zadajesz tylko ból i mnie, i sobie.
Elise odwróciła się i odeszła. Powinni widywać się jak najrzadziej. To, 

co się między nimi tliło, było niebezpieczne i nieuczciwe. Kiedyś uczucie 
może nimi całkiem owładnąć.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Dzień   po  dziesiątych  urodzinach   Pedera,   gdy   Elise   wyszła   po  wodę, 

spostrzegła   Torkilda,   śpieszącego   w   stronę   Beierbrua.   Pomyślała,   że 
pewnie   wybiera   się   na   drugą   stronę   rzeki,   i   chciała   go   pozdrowić. 
Odstawiła wiadro i podeszła do niskiego ogrodzenia.

- Witaj, Torkild, jak się masz.
Torkild   uśmiechnął   się   i   ruszył   w   jej   stronę.   Dopiero   wtedy   Elise 

zauważyła, że trzyma gazetę pod pachą. Serce jej mocniej zabiło.

- Popatrz tylko, Elise. - W jego głosie była radość.
Gdy   tylko   wszedł   do   ogródka,   rozłożyła   gazetę.   Na   trzeciej   stronie 

wydrukowane zostało opowiadanie Elise, z tytułem napisanym wielkimi 
literami:

„KIEDY WRÓCI MAMA?"
Elias Aas
Elise wstrzymała oddech, czytając opowiadanie. Czytała własne słowa, 

ale   wydawały   jej   się   dziwnie   obce.   Widząc   to,   co   sama   napisała, 
wydrukowane w gazecie, nie mogła się oprzeć poczuciu nierzeczywistości. 
Czuła dumę i zakłopotanie zarazem.

Zakończenie, w którym opisywała małe dziecko, które dowiedziało się 

właśnie,   że   mama   nie   żyje,   ale   nadal   spoglądało   na   nią   niewinnym 
spojrzeniem, pytając, kiedy mama wróci, robiło wielkie wrażenie. Jeśli jej, 
choć sama to wszystko napisała, łzy podchodzą do gardła, inni też się na 
pewno wzruszą.

-   Dobrze   napisane.   To   naprawdę   dobry   artykuł,   Elise.   Redaktor   jest 

bardzo ciekaw reakcji. - Torkild wyjął z kieszeni kopertę. - Tu jest twoje 
honorarium   i   krótki   list   od   redaktora.   Nie   zdradziłem,   kim   jesteś,   ale 
domyślił się, że pisała to kobieta. Na pewno wiele osób się tego domyśli, 
ale to nie ma znaczenia. Wręcz przeciwnie, to powinno mieć pozytywne 
skutki. Opowiadanie działa ze zdwojoną siłą, kiedy budzi się poczucie, że 
chodzi o rzeczywiste przeżycia.

Elise   otworzyła   kopertę.   W   środku   znalazła   list   i   trzy 

dziesięciokoronowe banknoty. Przez kilka godzin zarobiła tyle, ile przez 
niemal cały miesiąc w fabryce. To było wspaniałe uczucie.

W liście redaktor napisał:
Drogi „Eliasie Aas"!
Proszę   przyjąć   gratulacje.   Pański   artykuł   został   wydrukowany   bez 

żadnych skrótów na najlepszym miejscu w naszej gazecie. Mam nadzieję, 

background image

że jest Pan zadowolony i że pozostaniemy w kontakcie.

Pozdrawiam serdecznie O. Thommessen
Elise podniosła wzrok i napotkała ciepłe spojrzenie Torkilda.
- Nie mogę uwierzyć, że to prawda. Uśmiechnął się.
- Rozumiem. Masz powody do dumy, Elise, i cieszę się z tego z całego 

serca. Dałem to Annie do przeczytania, od razu się domyśliła, że ty jesteś 
autorką. Słyszała, że próbowałaś pomóc Mathilde się opamiętać, a poza 
tym   wiedziała,   że   cię   namawiałem,   byś   wysłała   do   redakcji   to,   co 
napisałaś. Nie ma powodów do niepokoju, Anna nic nikomu nie powie. 
Czy napisałaś następną historię?

Pokręciła głową.
- Nie, ale wiem, o czym chcę pisać.
I opowiedziała mu szybko o swoim spotkaniu z ulicznicą Othilie.
Torkild zmarszczył brwi.
- Nie można wykluczyć, że ta opowieść wzbudzi w ludziach odrazę. My 

wiemy dobrze, kim są ulicznice, bo ja przez wiele lat pracowałem w Armii 
Zbawienia, a ty się tu wychowałaś. My wiemy, że dziewczęta idą na ulicę, 
żeby przeżyć, ale w mieszczańskich salonach nie mówi się o tym głośno. 
Pamiętam dziewczynę z tamtej strony rzeki, którą kiedyś poznałem. W jej 
domu zakazane były książki, w których pojawiało się słowo „kochanka". 
Kochanki  to   coś,   o   czym  nie   wolno   wspominać.   Ryzykujesz,   że   część 
czytelników postanowi już nigdy nie zaglądać do artykułów Eliasa Aasa. I 
że nie pozwoli tego czytać swoim dorastającym dzieciom.

- Podejmę to ryzyko. Jeśli będą tacy, których poruszy historia Othilie, 

osiągnę swój cel.

-   Miałem   nadzieję,   że   tak   odpowiesz   -  uśmiechnął   się  Torkild.   - To 

odważna   decyzja,   Elise,   zwłaszcza   że   znalazłaś   się   przecież   w   trudnej 
sytuacji - spojrzał na nią z przygnębieniem. - Nie rozumiem, jak Emanuel 
mógł tak postąpić.

- Johan mówił, że opowiadałeś o tym, co zobaczyłeś w Ring-stad, i że 

twoim zdaniem Emanuel musiał sprostać strasznym naciskom.

Torkild pokiwał głową.
- Rozumiem, że nie było mu łatwo, ale zostawić cię samą z dziećmi... - 

Pokręcił głową. - Jemu na pewno też nie jest dobrze.

Obrócił się, by pójść w swoją stronę.
- Napisz o tej ulicznicy, Elise. Albo gazeta nie przyjmie artykułu do 

druku, albo zostanie zasypana pełnymi oburzenia listami od czytelników. 
Wtedy odpowiesz, pisząc jeszcze jedną historię opartą na faktach, albo nie 
przeczytasz listów czytelników. Mogłabyś na przykład napisać o arogancji 

background image

i   snobizmie.   Opowiedz   o   dziedzicu   wielkiego   dworu,   który   żeni   się   z 
robotnicą. A gdy jej rodzice nie chcą zaakceptować małżeństwa, jest tak 
rozdarty między stronami, że zostawia żonę samą, z małym synkiem, bez 
środków   do   życia.   Może   rodzice   Emanuela   przeczytają   tę   historię   i 
zrozumieją swój błąd.

Elise pokręciła głową. Torkild nie wiedział o wszystkim. Nie wiedział, 

że Hugo nie jest synem Emanuela.

- Dziękuję ci. Pozdrów ode mnie Annę i panią Thoresen. Wzięła swoje 

wiadro i weszła do środka.

- Hilda, chodź, zobacz. - Odstawiła wiadro i rozłożyła gazetę na stole. - 

Spójrz. To moje opowiadanie. Wydrukowali je na trzeciej stronie. Nic nie 
zmienili, niczego nie skreślili.

Chłopcy,   za   zgodą   Ełise,   zdradzili   Hildzie   tajemnicę.   Twarz   Hildy 

rozjaśniła się wówczas nieco, ale dziewczyna nie powiedziała za wiele. 
„Poczekamy, zobaczymy". Tylko tyle. Nauczyła się nie cieszyć zawczasu.

Teraz stała w milczeniu ze swoją małą córeczką w ramionach. Dała jej 

imię Jensine, po matce.

- Jensine znów nie chce jeść.
Hilda była przygnębiona, tak przygnębiona, że chyba nie usłyszała słów 

siostry. Elise spojrzała na nią z przerażeniem.

- Myślisz, że coś jej dolega?
- Nie wiem. - Hilda naprawdę była przestraszona. - Od wczoraj prawie 

nic   nie   jadła.   Nawet   nie   płacze.   Leży   blada   i   cicha,   oddycha   tak 
bezgłośnie, że muszę się nad nią pochylać, żeby się upewnić, czy jeszcze 
żyje.

Elise   podeszła   do   siostry   i   spojrzała   na   niemowlę.   Jensine   była 

drobniutka,   blada   i   delikatna.   Krucha   jak   ptaszek,   pomyślała   Elise   i 
zamarła ze strachu.

- Ciągle tylko śpi i śpi - ciągnęła Hilda tym samym, pełnym przerażenia 

głosem. - Próbuję wsuwać jej mały palec do buzi w nadziei, że zacznie 
ssać, ale ona nie okazuje zainteresowania. Czy myślisz, że to poważna 
choroba? Myślałam, że wszystkie niemowlęta są przez cały czas głodne.

- Dzieci są bardzo różne - próbowała ją pocieszyć Elise. - Niektóre są 

bardzo   spokojne   i   najchętniej   śpią.   Inne   krzyczą   głośno   i   są   zawsze 
głodne. I nagle zaczynają się zachowywać całkiem inaczej.

Hilda chyba nie dała się uspokoić.
- Może to kara za to, że uciekłam od majstra i nie oddałam dziecka jego 

bratankowi?

-   Co   ty   opowiadasz.  To   jest   twoje   dziecko,   Hildo.   Majster   nie   miał 

background image

żadnego prawa zabierać ci dziecka, by je oddać komu innemu. Źle zrobił, 
próbując cię do tego nakłonić.

- To także jego dziecko.
-   Chcesz   powiedzieć,   że   każdy   ojciec   może   oddać   dziecko   obcym 

ludziom bez zgody matki?

- No nie, ale...
- Nie wolno ci nawet tak myśleć. Wyrzekłaś się jednego dziecka i to 

naprawdę   wystarczy.   Jensine   była   bardzo   mała,   gdy   się   urodziła,   i 
potrzebuje więcej czasu, by dojść do siebie po porodzie.

- Czy nie wydaje ci się dziwne, że matka jeszcze nas nie odwiedziła? 

Peder i Kristian byli przecież u niej i opowiedzieli wszystko.

- Przyjdzie na pewno, gdy się poczuje na siłach.
- Peder mówił, że nic jej nie dolega. Nie miała czasu z nimi rozmawiać, 

bo obiecała, że zabierze Anne Sofie na spacer.

- Matka wzięła na siebie odpowiedzialność za Anne Sofie i najwyraźniej 

jest w stanie zajmować się tylko jednym dzieckiem. Kiedy nabierze sił, 
będzie tu częściej zaglądać.

- Przecież to ty powiedziałaś, że matka nas zawiodła.
- Nie powinnam była tego mówić - westchnęła Elise. - Jeśli martwisz się 

bardzo o Jensine, pójdę i przyprowadzę matkę.

Hilda pokiwała głową i przygryzła wargę, żeby się nie rozpłakać.
- Dasz sobie radę z Jensine i Hugo?
- Musisz tylko nakarmić małego przed wyjściem.
Elise   z   pewnym   rozczarowaniem   złożyła   gazetę.   Miała   nadzieję,   że 

Hilda zaniemówi z podziwu i będzie z niej bardzo dumna. Bo chyba nie 
zna żadnej innej dziewczyny znad rzeki Aker, która wydrukowałaby swoje 
opowiadanie w gazecie.

W   drodze   na   Wzgórze   Świętego   Jana   zastanawiała   się,   jak   napisze 

następną   historię.   Drgnęła,   gdy   za   plecami   usłyszała   nagle   jakiś   głos. 
Obróciła się gwałtownie. Ku swemu przerażeniu ujrzała panią Mathiesen, 
matkę Ansgara.

- Elise Ringstad? Jak to dobrze, że panią zauważyłam. - Pani Mathiesen 

z   trudem   łapała   oddech.   -   Dużo   o   pani   myślałam   od   czasu,   gdy 
spotkałyśmy się pod sklepem kolonialnym na Maridalsveien. - Zatrzymała 
się i wzięła głęboki oddech. - Ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, że nie 
chciała pani przyjąć pieniędzy, twierdząc, że pomoc ludziom w potrzebie 
to po prostu chrześcijański obowiązek.

Elise otworzyła usta, żeby powiedzieć, że się bardzo śpieszy, ale matka 

Ansgara nie pozwoliła jej dojść do słowa.

background image

- Gdy opowiedziałam o tym mojemu mężowi, był bardzo poruszony. 

Oboje doszliśmy do wniosku, że za mało jest takich ludzi. Rozmawialiśmy 
o tym nawet w towarzystwie podczas przyjęcia. Opowiedziałam wówczas 
o pani. Goście słuchali z wielkim zainteresowaniem i wszyscy byli zgodni 
co   do   tego,   że   jest   pani   niezwykłą   osobą.   Zwłaszcza   że   niewątpliwie 
pochodzi pani z nie najlepiej sytuowanej rodziny i najprawdopodobniej 
potrzebuje   pani   pieniędzy.   -   Uśmiechnęła   się   nieco   zakłopotana,   jakby 
przestraszyła się, że uraziła Elise.

- Przykro mi, pani Mathiesen, ale... - Tylko tyle zdołała powiedzieć.
- Wiem dobrze, że to była niewielka suma, w zasadzie symboliczna. 

Życie naszego syna jest oczywiście o wiele więcej warte. Ale domyślam 
się, że większej sumy też by pani nie wzięła. Mój mąż chciałby spotkać się 
z panią i osobiście pani podziękować. Czy nie zechciałaby pani wpaść do 
nas do domu któregoś wieczora? Bylibyśmy ogromnie wdzięczni.

- Bardzo mi przykro, pani Mathiesen, ale w ciągu dnia nie mam czasu. 

Mam czteromiesięcznego synka i nie mam nikogo, kto mógłby się nim 
zająć. Biegnę właśnie do matki, żeby poprosić ją o pomoc. Moja siostra 
urodziła niedawno córeczkę i obawiamy się, że dziecku coś dolega.

Obróciła   się   i   chciała   ruszyć   w   swoją   stronę,   ale   pani   Mathiesen 

chwyciła ją za ramię.

- Bardzo panią proszę, pani Ringstad. - Rzuciła jej błagalne spojrzenie. 

Elise ku swojemu zdumieniu zauważyła, że jej oczy wypełniły się łzami. - 
Mój syn przechodzi bardzo trudny okres i wydaje mi się, że pani mogłaby 
mu pomóc. Wdał się w fatalne towarzystwo. Zrobiliśmy wszystko, żeby go 
odciągnąć   od   tych   ludzi,   ale   on   był   samotny,   nieszczęśliwy   i   nie   znał 
nikogo   innego.  W  końcu   udało   mu   się   z   nimi   zerwać,   ale   teraz   robią 
wszystko, żeby go do siebie przyciągnąć. Mają w zanadrzu coś, czym go 
szantażują,  coś,  co ujawnią,  jeśli  nie  wróci do  gangu. Oboje  z mężem 
próbowaliśmy   się   dowiedzieć,   o   co   chodzi,   ale   nie   chce   nam   nic 
powiedzieć.

Elise miała wielką ochotę uciec czym prędzej, ale jednak zapytała:
-   Dlaczego   pani  sądzi,   że   ja   mogłabym  mu   pomóc?   Pani   Mathiesen 

spojrzała jej prosto w oczy.

- Bo on panią kocha.
Elise poczuła, jak rumieniec wstydu oblewa jej policzki. Była zła, że 

matka Ansgara mówi coś takiego, skoro wie, że Agnes jest mężatką.

- Bardzo panią przepraszam, ale mam w domu chore niemowlę. A poza 

tym wie pani przecież, że jestem zamężna.

I odwróciła się plecami.

background image

-   Wydawało   mi   się,   że   mąż   panią   porzucił!   -   zawołała   za   nią   pani 

Mathiesen.

Elise zabrakło tchu. Skąd ona to wie? Czy plotki rozeszły się już po 

całym mieście? Czy ludzie nie mają nic innego do roboty i muszą ciągle 
wtykać nos w nie swoje sprawy? Była tak poruszona, że cała się trzęsła. 
Musi w końcu powiedzieć prawdę Kristianowi i Pederowi, bo prędzej czy 
później dowiedzą się wszystkiego od innych.

Na szczęście zastała matkę w domu.
- Elise? Stało się coś złego? Taka jesteś zdenerwowana. Elise pokiwała 

głową, bardzo zadyszana.

- Coś się dzieje z dzieckiem Hildy. Czy możesz przyjść?
- Nie możecie wezwać lekarza?
- Zrobimy to. Ale Hilda potrzebuje ciebie. Zaczyna mówić, że to kara za 

to,   że   nie   oddała   dziecka.   Po   porodzie   zmieniła   się   nie   do   poznania. 
Wszyscy cię potrzebujemy, mamo. Także Peder i Kristian. Chłopcy nie 
rozumieją,   dlaczego   nie   przychodzisz   w   odwiedziny.   Nie   mieszkamy 
przecież   aż   tak   daleko.   Skoro   masz   dość   siły,   żeby   spacerować   po 
Wzgórzu   Świętego   Jana   z  Anne   Sofie,   to   mogłabyś   zejść   na   dół,   do 
Beierbrua.

Matka spojrzała na nią z przerażeniem.
- Ścierpieć nie możecie, że mam jeszcze jedno dziecko?
- Oczywiście, że możemy. Robiliśmy wszystko dla Anne Sofie, gdy z 

nami   mieszkała.  Ale   nie   możemy   znieść   tego,   że   zaniedbujesz   własne 
dzieci z tego powodu.

Matka   włożyła   kapelusz   i   płaszcz,   nowy   wiosenny   płaszcz,   jak 

zauważyła Elise. Pomogła się ubrać Anne Sofie. Wkrótce schodziły już ze 
wzgórza.

- Nie spodziewałam się tego po tobie, Elise. - Miała ściągnięte gniewem 

rysy twarzy i ostry głos. - Miałam nadzieję, że życzycie mi szczęścia i 
radości po wszystkim, co przeszłam.

-   Życzymy.  Ale   mimo   wszystko   masz   jeszcze   dwójkę   dzieci,   które 

potrzebują matki. I chociaż ja robię wszystko, żeby im ciebie zastąpić, to 
bardzo ich ranisz, gdy widzą, że się o nich nie troszczysz.

Matka nic nie powiedziała. Zagryzła wargi i stawiała długie, energiczne 

kroki.   Elise   miała   jednak   wrażenie,   że   trafiła   swymi   słowami   w   czuły 
punkt.

Przez dłuższy czas szły w milczeniu. Zbliżały się już do Beierbrua.
- Czy możesz pójść prosto do Hildy, a ja wezwę doktora? - zapytała 

Elise. - Odwiedza pacjentów po południu.

background image

Na   szczęście   doktor   właśnie   wychodził   z   gabinetu.   Postanowił,   że 

pójdzie z nią od razu, bo inne wizyty nie były takie pilne.

W  domu   Elise   zastała   matkę   z   maleńką   Jensine   w   ramionach.  Anne 

Sofie bawiła się z psem, a Hugo był spokojny.

Doktor   bardzo   dokładnie   zbadał   maleńkie   ciałko,   osłuchał   niemowlę 

kilkakrotnie. Potem pokręcił głową.

- Nic tu nie widzę. Wydaje się słaba i niedożywiona. Jesteś pewna, że 

masz dość mleka?

Hilda przytaknęła.
- Mam tyle mleka, że mogę jeszcze karmić Hugo, gdy Elise brakuje 

pokarmu.

-   No   cóż.   Postaraj   się   budzić   ją   regularnie   i   jakoś   karmić.   Naj-

prawdopodobniej nie nauczyła się jeszcze ssać.  - Zamknął swoją torbę 
lekarską. - Poproszę dwie korony.

Elise wyjęła pieniądze z szuflady w komodzie. Wiedziała, że Hilda nie 

ma złamanego grosza. Doktor zniknął.

Nagle na dworze rozległy się jakieś głosy, po chwili do środka wpadli 

Peder i Evert. Peder miał czerwoną i opuchniętą od płaczu twarz, brudne 
spodnie i dziury na kolanach. Elise spojrzała na niego z przerażeniem.

- Co ci się stało?
Peder zaszlochał, spuścił głowę i nie był w stanie nic wykrztusić.
- Ależ Peder - wybuchnęła matka urażonym głosem. - Nie przywitasz się 

ze mną?

Skinął głową, nie patrząc w jej stronę.
- Dzień dobry, mamo - powiedział, pociągając nosem.
- Gwóźdź go tak popchnął, że Peder poleciał na hałdę gruzu. - Evert był 

zarumieniony   z   podniecenia   i   oburzenia.   -   Nazwał   go   Cyganem   i 
powiedział, że Cyganie nie mają nic do roboty w mieście. Ich miejsce jest 
na   wiejskich   drogach,   tak   powiedział.   A   Peder   powiedział,   że   to 
nieprawda,   ale   wtedy   Gwóźdź   zawołał,   że   jego   ojciec   tale   powiedział. 
Mówił, że ojciec Pedera był ciągle pijany i uganiał się za ulicznicami w 
Vaterlandzie.   A   Peder   mu   powiedział,   że   jego   ojciec   był   kapitanem 
wielkiego statku, który pływał do Indii.

-   Co   ty   opowiadasz?   -   Matka   spojrzała   na   Pedera   ze   zgrozą.   - 

Okłamujesz swoich kolegów, Peder?

Elise podbiegła do brata i przytuliła go do piersi. Rzuciła matce pełne 

wyrzutu spojrzenie.

- Czy ty nie rozumiesz, że Peder musi się bronić? Jeśli się rozejdzie, że 

ojciec był Cyganem, mogą się zdarzyć gorsze rzeczy niż tylko zwykłe 

background image

docinki w szkole.

- Mathiasowi nikt nie dokuczał z powodu pochodzenia. Mnie też nie. 

Musisz się nauczyć bronić, Peder. Nie pozwalaj, żeby ci tak dokuczali.

Elise pogłaskała brata po głowie.
- Zdejmij spodnie, postaram się je załatać, zanim pójdziesz do pracy.
Zrobił, co mu kazała. W tej samej chwili do domu wrócił Kristian. Elise 

usiadła   do   maszyny   do   szycia,   a   Hilda   wyjęła   coś   do   jedzenia   dla 
chłopców. Hugo się bardzo rozkrzyczał, a po chwili dołączyła do niego 
Jensine.

Matka włożyła kapelusz i płaszcz.
- Chodź, Anne Sofie. Musimy wracać do domu i zrobić obiad dla taty.
Skinęła wszystkim głową i zniknęła za drzwiami. Cała rodzina poczuła 

ulgę.

Kristian spojrzał na Hildę.
- Po co tu przyszła?
- Przyszła sprawdzić, co dolega Jensine.
- Nie chciała z nami zjeść.
- Nie,  nie miała  czasu.  Musiała  wracać do  domu,  żeby  przygotować 

obiad dla pana Hvalstada.

Peder spojrzał odważnie na brata.
- Nic nie szkodzi, Kristian. My mamy Elise. 
Elise   poczuła,   że   wszystko   się   w   niej   gotuje.   Co   się   dzieje   z   tymi 

ludźmi? - zastanawiała się. Czy nikt się już nie troszczy o swoje dzieci? 
Może to i dobrze, że Emanuel poszedł w swoją stronę. Skoro już teraz 
zaczął źle reagować na płacz Hugo, nie wiadomo, jak by się zachowywał, 
gdyby nadal z nimi mieszkał.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Dwudziestego   trzeciego   maja   zmarł   wielki   norweski   pisarz,   Henryk 

Ibsen.

Elise i Hilda dowiedziały się o tym dopiero wtedy, kiedy chłopcy wrócili 

ze   szkoły.   Flaga   została   opuszczona   do   połowy   szkolnego   masztu, 
nauczyciele nie mówili o niczym innym.

- Czy ty wiesz, Elise, że ojciec Ibsena zbankrutował, kiedy Ibsen miał 

osiem lat? Nauczyciel powiedział, że lepiej być ciągle biednym niż być 
bogatym, a potem biednym. Dlatego Ibsen pisał o tym, jak to jest. Miał 
wtedy trochę ponad dwadzieścia lat. Pisał pod pseudonimem, tak samo 
jako ty. Nazwał się Brynjolf Bjarme. Nauczyciel mówił, że napisał wtedy 
sztukę o tym, że nie zawsze się udaje to, czego człowiek chce. A potem 
Ibsen był w ruchu robotniczym i pisał w waszej gazecie.

Elise pomyślała o Emanuelu. On także był bogaty i stał się biedny, ale 

zamiast spisać swoje przeżycia i uczucia, zwyczajnie uciekł.

- A wiesz, że Ibsen napisał sztukę, która się nazywa Gdy wstaniemy z 

martwych7.   -   wtrącił   Evert   z   zapałem.   -   Myślałem,   że   to   niemożliwe. 
Wstać po śmierci? To możliwe, Elise?

Elise pokręciła głową.
- Nie, to niemożliwe, Evert. Ale wielu ludzi nie może zrozumieć, że ten, 

kto umarł, nigdy już nie wróci.

background image

Tak jak córka Mathilde nie mogła tego zrozumieć, pomyślała.
- Oni wracają o pewnym czasie - powiedział Peder - ale my ich nie 

zawsze rozpoznajemy. Mała dziewczynka, która umarła, może wrócić jako 
staruszka,   a   mały   chłopiec,   którego   wepchnęli   do   wodospadu,   będzie 
starym dziadkiem.

-   Co   ty   opowiadasz,   Peder.   -  Tym  razem  zdenerwowała   się   Hilda.   - 

Dobrze wiesz, że ci, którzy nie żyją, mieszkają w niebie, u Jezusa. Nie 
wracają na ziemię.

- No, nie, ojciec chyba wcale by nie chciał wrócić. Zwłaszcza teraz, 

kiedy matka wyszła za tego Hvalstada.

W kuchni zapadła cisza.
Elise zaczęła się zastanawiać nad tym, co powiedział Peder. Najpierw 

dokuczał mu Pingelen, teraz Gwóźdź. Czy Peder naprawdę się ich boi?

- Jeśli Gwóźdź dalej cię będzie prześladował, to przyjdę do szkoły i z 

nim porozmawiam - oświadczyła stanowczym głosem.

Peder nic nie powiedział. Elise zrozumiała, że wcale go nie pocieszyła. 

Wiedział, że to by tylko pogorszyło sprawę.

- Możesz mu powiedzieć, że będzie miał ze mną do czynienia - odezwał 

się   Kristian   ponuro.   Twarz   Pedera   się   rozjaśniła.   To   znacznie   lepsze 
rozwiązanie   niż   wizyta   starszej   siostry,   pomyślała   i   uśmiechnęła   się   z 
wdzięcznością do Kristiana.

Gdy Elise i Hilda siadły  nieco później, by trochę odpocząć, każda z 

kubkiem kawy, Hilda powiedziała w zamyśleniu:

- Zastanawiałam się nad tym, Elise. Miałaś rację. Matka się zmieniła.
Elise pokiwała głową.
- Pamiętasz, jaka czuła i troskliwa była przed swoją chorobą? Dzieci 

były dla niej najważniejsze w życiu. Zastanawiam się, czy człowiek tak się 
zmienia, gdy się zakocha. 1 jak się będzie z tym czuła, gdy zakochanie 
minie.

- Upłynął już rok, od kiedy pojawił się Hvalstad. Nie można być chyba 

tak długo zakochanym?

- Niektórzy pewnie mogą. Ale moim zdaniem matka prędzej czy później 

zrozumie, że źle postąpiła, myśląc bardziej o sobie niż o dzieciach. Nigdy 
nie była taką egoistką.

Tego samego wieczoru Elise zaczęła pisać swoje drugie opowiadanie. 

Usiadła   w   kuchni,   gdy   tylko   chłopcy   się   położyli.   Hilda   też   poszła 
wcześniej do łóżka. Na dworze padał deszcz, zrobiło się tak mrocznie jak 
jesienią, pogoda pasowała do smutnej opowieści o ulicznicy Othilie.

Przez   chwilę   Elise   siedziała   bezczynnie   i   patrzyła   w   przestrzeń.   Nie 

background image

zapaliła lampy, w półmroku łatwiej jej było przeżyć jeszcze raz wizytę na 
Lakkegata, wyobrazić sobie najbardziej żałosnych i nieszczęśliwych ludzi, 
kobiety i mężczyzn, którzy nie mieli przed sobą żadnego innego życia niż 
życie w poczuciu winy i wstydu, pośród cierpień i nędzy. Postanowiła, że 
zatytułuje swoją historię Pokrzywdzeni.

Gdy   wyobraźnia   przeniosła   ją   do   Vaterlandu,   chwyciła   za   pióro. 

Opisywała dziwne, brudne, podpite postaci, tak jak je widać było z daleka. 
Gdy człowiek się do nich zbliżał, największe wrażenie wywierał wyraz ich 
twarzy. Było w nich jakieś napięcie, jakby życie w nędzy ściągnęło im 
rysy.   Jeśli   na   którejś   pojawiał   się   uśmiech,   był   całkiem   inny   niż   u 
większości ludzi, przypominał śmiertelny grymas ust, których nie da się 
zamknąć.

Opisywała pokój, w którym znalazła Othilie skuloną na łóżku; cuchnący, 

mroczny, odrażający pokoik, w którym na pewno roiło się od pluskiew i 
karaluchów.   Othilie   leżała   niczym   przerażone   dziecko,   w   embrionalnej 
pozycji,   z   głową   przykrytą   częściowo   poduszką,   napisała   Elise.   Twarz 
miała starą i pociągłą, cienie pod oczami, nieobecne spojrzenie.

Na początku Elise nie widziała w niej nic poza nienawiścią, niechęcią i 

wściekłością. Ale z czasem Othilie zaczęła się otwierać. Elise pisała, jak 
się Othilie przeraziła, gdy zauważyła czerwoną wysypkę na swojej szyi i 
ramionach i pomyślała, że zaraziła się „tym paskudztwem", i „strach ją 
chwycił za gardło". Bała się tak bardzo, że nie miała odwagi pójść do 
lekarza.

Najlepszą częścią opowieści było zakończenie. Othilie odprowadziła ją 

na koniec ulicy, zatrzymała się i powiedziała: „No to masz już za sobą 
najgorsze.  Teraz   pędź   do   domu   i   trzymaj   się   z   daleka   od   Lakkegata". 
Okazała troskę jednej z tych, które miały więcej szczęścia w życiu i nie 
musiały zarabiać na ulicy.

Elise była zmęczona, ale zadowolona, gdy skończyła pisać. Przeczytała 

szybko całość i nie miała ochoty niczego zmieniać.

Wszystko zależało tylko od tego, czy redakcja zechce to wydrukować. 

Wielu czytelników się oburzy, niektórzy potępią autora. Niech i tak będzie. 
Elise   nie   miała   zamiaru   upiększać   rzeczywistości.   Miała   wrażenie,   że 
redaktor   jest   odważnym   człowiekiem,   który   będzie   wolał   stracić   paru 
czytelników niż ukrywać przed nimi prawdę.

Postanowiła przepisać opowiadanie na czysto i zanieść je Torkildowi już 

następnego dnia.

Gdy Elise wstawała od stołu, na horyzoncie, od wschodu, pojawiła się 

już stalowoszara poranna smuga. Elise pracowała całą noc. Kilkakrotnie 

background image

słyszała Hildę i Jensine. Stanęła, zamyślona, przy kuchennym oknie, skąd 
widać było warzelnię i purpurową łunę wschodzącego słońca.

Jeśli cierpienia, które opisała mają się wreszcie skończyć, trzeba obudzić 

wszystkich ludzi do walki, pomyślała. Musi powstać prawo zabraniające 
wyzysku,   prawo,   które   powstrzyma   tych,   którym   się   poszczęściło   od 
wykorzystywania nieszczęśliwych.

Wszyscy powinni dostawać taką zapłatę, na jaką sobie zasłużyli. Ten, 

kto stoi przy maszynie, jest równie ważny jak ten, który określa, do czego 
maszyna   zostanie   użyta.   Ludzi,   którzy   chcą   pracować,   ale   nie   mogą 
znaleźć   zajęcia,   powinno   wspierać   całe   społeczeństwo.   Podobnie   jak 
chorych, niepełnosprawnych, starców i dzieci. Naród powinien zdobyć się 
na solidarność i wyciągnąć rękę do pogrążonych w nędzy, by pomóc im 
wydostać się z bagna. Elise odwróciła się od okna. Usłyszała, że Hugo się 
budzi i zaczyna marudzić, domagając się porannej toalety. Wkrótce zawyją 
fabryczne syreny.

Następne opowiadanie napiszę o wolności, pomyślała Elise. O wolności, 

którą niedawno zdobył nasz kraj, o tęsknocie i pragnieniu wolności, które 
odczuwa każdy człowiek.

Wzięła wiadro i wyszła po wodę. W nocy padał deszcz, ale niebo już 

zaczynało się przejaśniać. Krople kapały z drzew, trawa była mokra. Rzeka 
pieniła się bardziej niż zwykle.

Gdy Elise wyciągnęła wiadro ze studni i miała ją na powrót przykryć, 

usłyszała jakiś głos. Obróciła się ze zdumieniem. Kto tu przyszedł o tak 
wczesnej porze?

Ku swemu przerażeniu rozpoznała w przybyszu Ansgara.
- Czego chcesz? - Usłyszała niechęć w swoim głosie, ale też nie miała 

żadnych powodów, by okazywać mu sympatię.

- Chciałem się tylko dowiedzieć, czy on naprawdę uciekł.
- To nie twoja sprawa.
- Jak sobie radzisz finansowo?
- A co cię to obchodzi? - Rzuciła mu pełne urazy spojrzenie.
- Dobrze wiesz, że mnie to obchodzi. Nie jestem takim łajdakiem, za 

jakiego mnie masz. Byłem nim, ale już nie jestem.

- Trochę za późno. - Spojrzała na niego ze złością.
Pokiwał głową, nie wydawał się jej już taki niezdarny jak przedtem, 

sprawiał raczej wrażenie człowieka zdecydowanego.

- Wiem o tym. Mówiłem już, że wiem, co zrobiłem, że bardzo tego 

żałuję i że wiele bym dał, by do tego nie doszło. Chcę, żebyś wiedziała, że 
poczuwam się do odpowiedzialności. Jeśli jest coś, w czym mógłbym ci 

background image

pomóc, bardzo by mi ulżyło.

- Dziękuję, ale świetnie sobie radzę bez twojej pomocy. Wzięła wiadro, 

odwróciła się do niego plecami i ruszyła do

drzwi.
- Wrócę tu jeszcze! - zawołał za nią. - Może zmienisz zdanie.
- Możesz być pewien, że nie zmienię! - odkrzyknęła.
Gdy weszła do kuchni, z sypialni wyłoniła się ziewająca Hilda.
- Z kim ty rozmawiasz o takiej porze?
- Z nikim.
- Przecież słyszałam.
- Mówię, że z nikim.
Hilda spojrzała na siostrę ze zdziwieniem.
- To był Emanuel?
- Też coś - prychnęła Elise. - O nie. Emanuel je przecież śniadanie przy 

stole w wielkim dworze w Ringstad razem ze swoimi rodzicami i ze swoją 
kochanką.

- Byłaś bardzo rozgniewana. Nie wiedziałam, że jest jeszcze ktoś, komu 

chciałabyś ukręcić łeb. - W tej samej chwili coś jej przyszło do głowy. - To 
chyba nie był... ?

- To nie był nikt, już mówiłam.
Hilda podbiegła do drzwi, otworzyła je i powiedziała cicho:
-   Nadal   stoi   na   moście.   Mam   pójść   i   porozmawiać   z   nim   w   twoim 

imieniu?

- Nie, dziękuję, sama sobie poradzę.
- Po co przyszedł?
-   Żeby   zapytać,   czy   nie   potrzebuję   pomocy.   Słyszał,   że   Emanuel 

odszedł. Nie mam pojęcia, skąd to wiedział.

Hilda zmrużyła oczy.
- No proszę. Chciał ci pomóc?
- Powiedział, że poczuwa się do odpowiedzialności. Żałuje i wiele by 

dał,   żeby   do   tego   nie   doszło.   Jakby   to   miało   dla   mnie   teraz   jakieś 
znaczenie.

Hilda otworzyła usta.
- Pierwszy raz słyszę o kundlu, który przeprasza za to, że rzucił się na 

niechętną sukę.

- Poradzę sobie bez takich przeprosin. Niedobrze mi się robi na jego 

widok, wolałabym zapomnieć o jego istnieniu.

Elise   napaliła   w   piecu   i   nastawiła   kawę.   Hilda   spojrzała   na   nią   w 

zamyśleniu.

background image

- Pieniądze w szufladzie nie starczą na długo, Elise. Za parę miesięcy 

już ich nie będzie, a przecież żadna z nas nie ma ochoty wracać do fabryki 
i zostawiać swoje dziecko w tekturowym pudełku w sieni. Czy to nie jest 
dobry pomysł, żeby on wziął na utrzymanie swojego syna?

Elise spojrzała na nią prawdziwie wstrząśnięta.
- Co ty mówisz. Chcesz, żebym wzięła pieniądze od tego drania?
- Dlaczego nie? Czy nie ma takich, którzy walczą o to, by zmusić ojców 

do płacenia na rzecz dzieci, które spłodzili?

- To brudne pieniądze. Nie dotknęłabym ich nawet pogrzebaczem.
- Przecież raz już wzięłaś. Trochę więcej czy trochę mniej, to chyba nie 

gra roli.

Elise pokręciła głową całkiem zrezygnowana.
- Zupełnie nie rozumiem twojej postawy.
- Przemyśl to, Elise. Myślę, że inaczej zaśpiewasz, gdy pewnego dnia 

zabraknie ci pieniędzy na czynsz.

W  tej   samej   chwili   z   poddasza   zeszli   Olsenowie,   żeby   zrobić   sobie 

śniadanie, więc obie siostry umilkły.

-   Późno   się   zrobiło   -   powiedziała   Petrike.   -   Poczęstujesz   nas   kawą, 

Elise? Oddam ci jutro, jak kupię u Magdy.

Elise niechętnie pokiwała głową. Słyszała to już po raz trzeci w ciągu 

ostatnich dni.

- Ale naprawdę kup tę kawę. W umowie o wynajem mieszkania nie było 

ani słowa o darmowych śniadaniach.

- Myślałem, że dobrze ci się powodzi, Elise - uśmiechnął się Hjalmar, 

pokazując zęby żółte od tytoniu. - Masz nawet wózek dla dziecka.

- Wózek mam pożyczony. Chyba nietrudno się domyślić, że nie powodzi 

mi się tak dobrze, skoro muszę szyć dla ludzi i wynajmować poddasze.

- Czy twój teść nie jest bogaty?
Każde z Olsenów wzięło z rąk Elise kubek z kawą. Oboje pili kawę na 

stojąco i zerkali na nią z zaciekawieniem.

- Ja nie mam z tego korzyści.
- Czyżbyś trafiła na jakąś skąpą rodzinę?
Elise nie odpowiedziała. Uchyliła drzwi do pokoju.
- Chłopcy? Pora wstawać. Wkrótce zaczynają się lekcje.
Spod   kołdry   Pedera   rozległo   się   jakieś   pochlipywanie   i   pociąganie 

nosem.

- Nigdzie nie pójdę. Gwóźdź ze swoją bandą znów mnie zaciągnie w 

błoto. I będą na mnie mówić Cygan. Ja nawet nie mam czarnych włosów i 
czarnych oczu, ale oni i tak to ciągle powtarzają.

background image

- Słyszałeś przecież, co wczoraj powiedział Kristian. Jeśli znów zaczną, 

będą mieć z nim do czynienia.

- To nic nie pomoże, Elise. Kristian nie da im wszystkim rady. Petrike i 

Hjalmar uważnie przysłuchiwali się tej rozmowie.

-   Dlaczego   chłopcy   nazywają   Pedera   Cyganem?   -   Głos   Petrike 

nabrzmiał ciekawością.

Elise westchnęła w duchu. Dlaczego się nie zorientowała, że Petrike jest 

straszną plotkarką, gdy zgodziła się wynająć im mansardę?

- Niektórzy to sobie wymyślili, żeby mu dokuczyć - odparła cierpko.
-  A  macie   Cyganów   w   rodzinie?   -   zainteresowała   się   Petrike.   Elise 

roześmiała się wymuszonym śmiechem.

- A wyglądamy na to?
- Nie, ale... no tak. Kristian ma ciemne włosy.
- Gdybyśmy byli Cyganami, nie mieszkalibyśmy w tym domu.
- Dziś nie wszyscy Cyganie prowadzą wędrowne życie.
- Nie jesteśmy Cyganami. - Elise rozgniewała się na dobre.
- No, no, tylko spokojnie. Nie mówię przecież, że jesteście Cyganami, 

pytam tylko, czy nie macie Cyganów w rodzinie.

- Może mieliśmy przed czasami wikingów - ucięła dyskusję Hilda. - 

Wtedy wszyscy byliśmy Cyganami.

Petrike i Hjalmar rzucili Hildzie niepewne spojrzenia, odstawili puste 

kubki na stół, wzięli po kromce chleba i zniknęli. Hilda zachichotała.

- Trafiłam.
Do kuchni wszedł zapłakany Peder.
- Czy przed czasami wikingów w Norwegii mieszkali tylko Cyganie?
- Nie, Peder, Hilda chciała tylko im trochę dokuczyć. Cyganie przybyli 

do Norwegii kilkaset lat temu. Jeżdżą po całym kraju i nigdy nie mieszkają 
w   jednym   miejscu.   Dlatego   nazywają   się   wędrowcami.   Mówią   po 
cygańsku, ale wtrącają często niemieckie, szwedzkie i norweskie słowa. Z 
czasem zaczęli się do nich przyłączać inni; bezdomni mnisi, którzy nie 
należą już do żadnego klasztoru, byli żołnierze, wyrobnicy, którzy nie chcą 
już dłużej harować na roli, dziewczyny z bękartami, więźniowie i ludzie, 
którzy stracili swoje majątki. To znaczy, że Cyganie są tacy sami jak my, 
bardzo różnorodni.

- To dlaczego tak źle jest być Cyganem?
- Bo nie wolno się włóczyć.
- A dlaczego oni nie przestaną się włóczyć, skoro to jest zakazane?
- Nie wiem, Peder. Myślę, że mają to we krwi. Nie potrafią inaczej.
- W takim razie nie jestem żadnym Cyganem. - Peder spojrzał na nią z 

background image

triumfem.

- Nie, nie jesteś żadnym Cyganem.
Gdy chłopcy wyszli z domu, Elise obróciła się do siostry.
- Jak się czuje dziś Jensine? Czy jest równie ospała? Hilda pokiwała 

głową.

-   Ciągle   tylko   śpi   i   śpi.  Wstawałam   w   nocy   dwa   razy,   ale   niewiele 

zdołałam w nią wmusić. Ona nie chce jeść.

- Nie możesz się poddawać, Hildo. Szczyp ją w nosek i wkładaj jej 

często coś do buzi, żeby ją pobudzić do ssania. Musi coś jeść. - Elise 
zawahała się przez chwilę. - Myślałaś już o chrzcinach?

Hilda spojrzała na nią z przerażeniem.
- Dlaczego pytasz?
- To takie dziwne? Wszystkie dzieci trzeba przecież kiedyś ochrzcić. 

Nawet jeśli postanowiłaś już, że odziedziczy imię po matce, to przecież 
trzeba to zapisać w kościelnych księgach.

- Dzieci się chrzci dopiero, gdy mają dwa, trzy miesiące.
- Hugo miał tylko miesiąc.
Hilda rzuciła siostrze podejrzliwe spojrzenie.
-   Czy   jest   jakiś   szczególny   powód?   Chcesz   powiedzieć,   że   Jensine 

umrze?

- Hilda, nic takiego nie powiedziałam. Chciałam ci tylko pomóc. Za 

mnie wszystko załatwiał Emanuel.

Hilda zagryzła wargi.
Elise pożałowała swego pytania. Zaraziła swymi obawami siostrę.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tego   samego   popołudnia   ktoś   zapukał   do   drzwi,   gdy   tylko   chłopcy 

background image

poszli   do   pracy.   Elise   otworzyła,   pełna   napięcia,   bo   rzadko   ich   ktoś 
odwiedzał.   Przestały   już   się   lękać   odwiedzin   majstra,   ale   Elise   była 
przygotowana na to, że w każdej chwili może się pojawić Emanuel. Ku 
swemu zdumieniu na progu ujrzała Carla Wilhelma. Rumieniec pokrył jej 
policzki.

- Dzień dobry, pani Ringstad - uśmiechnął się przyjaźnie. - Czy mogę 

wejść na chwilę?

Elise   otworzyła   drzwi  szerzej   i  wpuściła   gościa.   Hilda   prała   właśnie 

pieluchy i rozwieszała je nad piecem. Pozdrowiła gościa z pewną rezerwą. 
Najprawdopodobniej   każdy   znajomy   Emanuela   był   człowiekiem   tego 
samego co on pokroju.

Elise zaprosiła Carla Wilhelma do salonu z poczuciem wstydu. Łóżko 

chłopców   i   materac   Kristiana   stały   niemal   na   środku.   Na   łóżku   leżała 
niedokończona peleryna dla pani Paulsen. A dokoła niej pudełko szpilek, 
kawałki  tkaniny, nitki,  centymetr  i nożyce.  Elise  powinna  była  zanieść 
pelerynę już jakiś czas temu, ale ciągle coś jej stawało na przeszkodzie. 
Sporo czasu zabrało jej naszywanie pereł, które zgodnie z życzeniem pani 
Paulsen miały zdobić kołnierz i ramiona.

- Przepraszam za ten bałagan. Carl Wilhelm był szczerze zdumiony.
- Co się stało z wszystkimi meblami?
- Meble... meble należą do dworu Ringstad.
Carl Wilhelm zmarszczył brwi i rzucił jej dziwne spojrzenie.
- Chce pani powiedzieć, że Emanuel zabrał meble ze sobą? Pokiwała 

głową, nie podnosząc wzroku.

Carl Wilhelm  nie   zareagował  od  razu.   Po  chwili  głos  mu   się   trochę 

rozjaśnił.

- Mam pani przekazać pozdrowienia od ojca. Zawsze mnie o to prosi, 

gdy wie, że się będziemy widzieć.

- Bardzo dziękuję. Pana ojciec jest taki uroczy.
Carl Wilhelm podał jej papierową torbę, którą trzymał w ręku.
- Przysyła pani trochę kawałków mięsa z kością, które udało mu się 

zdobyć. Ma dobre stosunki z kupcami, zwłaszcza z rzeźnikiem - roześmiał 
się z pewnym zakłopotaniem.

Elise przyjęła paczkę z rumieńcem na twarzy.
Zapadła cisza. Co za wstyd, pomyślała Elise. W kuchni pełno mokrej 

bielizny, a tu nie ma nawet stołu. W jaki sposób zaproponować mu kawę?

Carl Wilhelm odchrząknął.
- Przyszedłem, żeby się zapytać, czy nie mógłbym w czymś pomóc... To 

znaczy... Nigdy nie sądziłem, że coś takiego się zdarzy. Byliśmy tu tak 

background image

niedawno, spędzaliśmy miło czas, a on nagle...

Elise   zrozumiała,   że   Carl   Wilhelm   jest   wstrząśnięty   zachowaniem 

Emanuela.   Gdyby   był   innego   zdania,   nie   przyszedłby   tutaj.   Chyba   że 
powodowała nim litość. Tej myśli Elise nie mogła znieść.

- Nie było mu łatwo - zaczęła, ale Carl Wilhelm od razu jej przerwał.
- Tak się nie robi. Ożenił się przecież z panią, nie powinien się tak 

szybko poddawać.

Elise   przypomniała   sobie   rozmowę,   którą   kiedyś   usłyszała.   Carl 

Wilhelm proponował wtedy, by Emanuel częściej ich odwiedzał, to będzie 
mu łatwiej wytrzymać. Elise nie wiedziała, co mu teraz odpowiedzieć.

- Zaniosę kości do kuchni - powiedziała więc czym prędzej. Gdy tylko 

weszła do kuchni, dała znak, by Hilda uprzątnęła ze stołu. Hilda z pewną 
niechęcią spełniła jej polecenie.

-   Ma   pan   ochotę   na   filiżankę   kawy?   Możemy   wypić   w   kuchni   - 

zaproponowała po powrocie. Miała nadzieję, że Carl Wilhelm odmówi, ale 
on, jak kiedyś jego ojciec, pokiwał głową i podziękował za propozycję. - 
Chłopcy są w pracy - wyjaśniła. - Poddasze wynajęliśmy parze w średnim 
wieku, więc przenieśliśmy chłopców do salonu. Nie najlepiej spało im się 
w   kuchni   z   dwoma   krzyczącymi   niemowlętami   -   uśmiechnęła   się 
usprawiedliwiająco.   -   Jest   nam   znacznie   łatwiej   niż   innym.   W 
czynszówkach   w   tej   okolicy   dwie,   czasem   trzy   rodziny   mieszkają   w 
jednym pokoju z kuchnią.

Sama zauważyła, że mówi szybko i nerwowo. Tak trudno wyjaśnić to, 

co się stało, nie mówiąc nieładnie o Emanuelu. W tej sytuacji lepiej mówić 
o czymś innym.

Carl Wilhelm grzecznie przytakiwał, ale chyba nie słuchał jej uważnie. 

Gdy   w   końcu   się   odezwał,   okazało   się,   że   wciąż   zaprząta   go   zdrada 
Emanuela.

- Czy on to jakoś wyjaśnił? Powiedział, co naprawdę myśli? Pokręciła 

głową.

- Wyszłam z domu w jakiejś sprawie, a gdy wróciłam, już go nie było.
- A kiedy przyszedł po meble?
- Meble zabrał od razu ze sobą.
Carl Wilhelm spojrzał na nią wstrząśnięty.
-   Nie   zaczekał   na   panią,   żeby   się   wytłumaczyć?   i   Elise   wzruszyła 

ramionami i spuściła wzrok.

- Na pewno nie jest jedynym mężem, który tak postąpił. Życie stało się 

zbyt trudne dla niego.

Carl Wilhelm westchnął głęboko. I uśmiechnął się.

background image

- I pomyśleć, że my nazywamy kobiety słabą płcią. Elise również się 

uśmiechnęła.

- Tu, nad rzeką Aker, kobiety dbają o dom, zdobywają jedzenie i ubrania 

dla dzieci, troszczą się, żeby miały dach nad głową.

Usiedli   przy   kuchennym   stole,   a   Hilda   podała   kawę.   Elise   mogła 

zaproponować gościowi tylko suchy chleb do kawy, uznała więc, że lepiej 
będzie nie pytać, czy ma na coś ochotę.

-   Wróciłem   właśnie   z   Kopenhagi,   gdzie   obserwowałem   warunki,   w 

jakich pracują niektórzy robotnicy. Odwiedziłem odlewnię żelaza i hutę 
szkła i trudno mi powiedzieć, gdzie robotnicy mają gorzej. W hucie szkła 
jest tak gorąco jak w przedsionku piekła, a w odlewni musieli wyrabiać 
glinę pomieszaną z końskim nawozem. Widziałem też małe dzieci, które 
przychodziły do pracy z matkami między piątą a szóstą rano, a kończyły 
między   ósmą   a   dziewiątą   wieczorem.   Wtedy   matki   miały   całkiem 
opuchnięte ręce, a dzieci były zmęczone i płaczliwe. To było straszne. 
Elise pokiwała głową.

- To mi przypomina warunki pracy tu, w kraju. A jednak bezrobotni 

mają jeszcze trudniejsze życie. Zastanawiam się, czy za dawnych czasów 
było lepiej.

- Tak, można się nad tym zastanawiać. Kryzys, który nas dotknął przed 

paru laty, ma związek z gospodarką wielkich mocarstw kolonialnych. - 
Uśmiechnął się przepraszająco. - Ale to panią na pewno nie interesuje.

Elise z powagą pokiwała głową.
-   Ależ   tak,   jak   najbardziej.   To   dotyczy   nas   wszystkich,   również 

robotników. Wiemy, że właściciele fabryk robią wszystko, żeby utrzymać 
płace na jak najniższym poziomie i czerpać jak największe zyski. Kiedy 
produkuje   się   więcej   towarów,   niż   ludzie   mogą   kupić,   coraz   trudniej 
zwiększyć sprzedaż. Właściciele nie inwestują więc w nowe maszyny, nie 
zatrudniają   nowych   pracowników.   I   koło   się   zamyka.   Właściciele   są 
zależni od robotników, bo to oni produkują, a robotnicy zależą od swoich 
zarobków, które umożliwiają im życie.

Carl Wilhelm słuchał z zainteresowaniem.
- Czy zastanawiała się pani kiedyś nad tym, czy nie poszukać sobie 

innego zajęcia? Proszę mnie źle nie zrozumieć, wiem, że wielu ludzi jest 
dumnych z tego, iż udało im się zdobyć pracę w fabryce. To przecież 
znacznie lepiej płatne zajęcie niż służba w bogatych domach albo szycie 
dla ludzi. Wydaje mi się jednak, że jest pani bardzo zdolna i gdyby tylko 
mogła pani dłużej chodzić do szkoły, zaszłaby pani daleko.

Elise pokręciła głową, nie patrząc na niego.

background image

- Tacy ludzie jak ja nie powinni o tym nawet myśleć. Nikogo w tej 

okolicy nie stać na kształcenie dzieci. Gdy dzieciom udaje się skończyć 
szkołę powszechną, rodzice oddychają z ulgą. Ja nie zamierzam wracać do 
fabryki, póki Hugo nie będzie dość duży, by zostawać w żłobku. Przez 
najbliższy rok będziemy żyć oszczędnie. Przyjmuję zlecenia krawieckie, 
gdy tylko mogę jakieś dostać.

- Podczas gdy mężczyzna, który powinien was utrzymywać, poszedł w 

swoją stronę. - Carl Wilhelm był poruszony.

Elise nie odpowiedziała.
Hilda poszła do sypialni, żeby nakarmić Jensine. Elise cieszyła się, że 

siostra tego nie słyszy. Prędzej czy później nie wytrzymałaby i zemściłaby 
się na Carlu Wilhelmie za to, co zrobił Emanuel.

Gość podniósł się z miejsca.
- Dziękuję za kawę. - Ruszył w stronę drzwi, ale zatrzymał się, obrócił i 

spojrzał na nią. - Olga Katrine i ja pobieramy się za tydzień. Zaprosiłem 
Emanuela i chciałem, żebyście przyszli oboje, a teraz nie wiem, jak to 
załatwimy.

-   Proszę   nie   myśleć   o   mnie,   to   przecież   Emanuel   jest   pańskim 

przyjacielem. Nie sądzę, by chciał zabrać mnie ze sobą po tym, co się 
zdarzyło.

- Przecież nadal jesteście małżeństwem.
- Owszem, i nie sądzę, by poprosił o rozwód, bo to przyniosłoby wstyd 

jego rodzinie. Ale nie spodziewam się też, by do nas wrócił.

- Nie jestem tego pewien, pani Ringstad. Pieniądze nie są najważniejsze.
- Dla tego, któremu ich nie brakuje.
Nie odpowiedział. Włożył kapelusz i otworzył drzwi.
- Czy to znaczy, że pani nie ma ochoty przyjść na ślub?
- Bardzo mi miło, że pan pyta, to byłoby na pewno wspaniałe przeżycie, 

ale sądzę, że w tej sytuacji muszę odmówić.

Hilda weszła do kuchni, gdy tylko gość zniknął za drzwiami.
- Że też byłaś dla niego taka miła. On jest na pewno z tej samej gliny co 

Emanuel. Jak mógł przyjść tu do nas z jedzeniem, jakbyśmy mieszkali w 
slamsach. To zniewaga.

- Nie chciał nas obrazić. Wiedział, że nie jest nam lekko i że na pewno 

nie   przyjmiemy   pieniędzy.   Widziałam,   że   był   zakłopotany,   gdy   mi 
podawał tę torbę.

- Nie rozumiem, dlaczego ich bronisz. Łajdacy.
- Nie wszyscy zamożni ludzie są źli. Jego ojciec przyszedł tu przecież, 

żeby   dać   Pederowi   kociaka,   gdy   się   dowiedział,   że   Peder   jest   taki 

background image

przygnębiony.   Gdy   go   spotkałam   przed   posterunkiem,   traktował   mnie 
bardzo przyjaźnie i miło, wcale się nie wywyższał. Carl Wilhelm wcale nie 
musiał tutaj przychodzić. Przyjaźni się z Emanuelem i mógł wziąć jego 
stronę. Poruszyło go jednak zachowanie Emanuela i chciał zapytać, czy 
przyjdę na ślub, skoro Emanuel jest też zaproszony.

Hilda prychnęła ze złością.
- Miał po prostu wyrzuty sumienia, bo cię nie zaprosił. Elise westchnęła 

zrezygnowana.

- Myśl, co chcesz. Ja lubię zarówno Carla Wilhelma, jak i jego ojca.
Ciekawe, czy Emanuel zjawi się na ślubie, pomyślała później Elise. Czy 

zdobędzie się na to, by przyjechać do miasta i nawet do nas nie zajrzeć?

Tej   nocy   zasnęła   jednak   bez   trudu,   pomimo   wszystkich   myśli,   które 

wywołała   nieoczekiwana   wizyta.   Jedna   nieprzespana   noc   stanowczo 
wystarczy.

Następnego   wieczoru   pobiegła   do   Andersengarden,   żeby   poprosić 

Torkilda,   by   zaniósł   jej   nowe   opowiadanie   swojemu   przyjacielowi 
redaktorowi.

Pani Thoresen przeniosła się do kuchni, zostawiając pokój nowożeńcom. 

Choć  był jeszcze  wczesny   wieczór i  zachodzące  słońce  odbijało   się  w 
szybach od strony podwórka, a ptaki nie przestały śpiewać, pani Thoresen 
już się położyła.

Elise z przerażeniem patrzyła na jej bladą i wychudzoną twarz. Łóżko 

było bardzo wąskie, a mimo to za duże dla niej. Pani Thoresen zawsze 
była szczupła, ale teraz wyglądała jak szczapa.

- Dobrze się pani czuje, pani Thoresen?
Pani Thoresen uniosła powieki, jakby kosztowało ją to wiele wysiłku.
-   Jestem   tylko   strasznie   zmęczona.   Czuję   się   tak,   jakby   coś   mnie 

ciągnęło do ziemi.

- Nie będę pani przeszkadzać, chcę tylko coś przekazać Torkildowi.
Pani Thoresen pokiwała głową, zamknęła powieki, a głowa opadła jej na 

poduszkę.

Elise zapukała i jasny głos Anny zaprosił ją do środka.
- Elise? Jak miło. Rozmawialiśmy właśnie o tobie. - Anna siedziała na 

wiklinowym krześle przy otwartym oknie z książką w rękach, a Torkild 
naprawiał parę zdartych butów. - Zastanawialiśmy się, czy znalazłaś czas, 
żeby coś jeszcze napisać. Gdy czytałam to, co wydrukowałaś w gazecie, 
rozpłakałam się, choć znałam przecież tę historię. Chyba nie gniewasz się, 
że Torkild powiedział mi prawdę?

Elise pokręciła głową.

background image

-   Wiem,   że   to   zostanie   między   nami.   Przyniosłam   właśnie   następne 

opowiadanie.   -   Spojrzała   z   wahaniem   na   Torkilda.   -   Czy   mógłbyś   to 
zanieść redaktorowi?

- Oczywiście. Połóż to na komodzie. Jutro zaniosę. I tak wybieram się 

do miasta.

- Mogłabyś usiąść z nami na chwilę? - Anna spojrzała na nią błagalnie. - 

Już tak dawno nie rozmawiałyśmy. Na weselu nie było żadnej okazji.

Elise usiadła obok przyjaciółki.
- Jak się chowają Hugo i mała Jensine?
- Hugo rośnie zdrowy, ale z Jensine coś jest nie tak jak trzeba. Bardzo 

mało je, choć Hilda ma mnóstwo pokarmu, głosik ma słabiutki, a odzywa 
się bardzo rzadko. Wydaje mi się, że jest chora, i zapytałam nawet Hildę, 
czy nie chciałaby jej wkrótce ochrzcić, ale Hilda się rozgniewała. Widzi, 
że coś jest źle, ale woli się nad tym nie zastanawiać.

Anna spojrzała na nią ze współczuciem.
-  A  przecież   i   bez   tego   masz   tyle   kłopotów.   Mam   nadzieję,   że   nie 

weźmiesz mi za złe bezpośredniego pytania, ale czy Emanuel odezwał się 
do ciebie?

Elise pokręciła głową.
-   Carl   Wilhelm   Wang-Olafsen,   przyjaciel   Emanuela   z   Kongsvinger, 

odwiedził mnie wczoraj wieczorem. Żeni się w następną sobotę i zaprosił 
w   zasadzie   Emanuela   razem   ze   mną,   ale   zrozumiał,   że   w   tej   sytuacji 
trudno będzie tak to zorganizować, byśmy przyszli oboje.

Anna zmarszczyła brwi.
- Po co przyszedł?
- Chyba z litości. To było bardzo nieprzyjemne.
- Powiedziałaś „w tej sytuacji". Czy liczysz na powrót Emanuela?
-   Nie   wiem.   Gdy   sobie   przypomnę   wszystkie   miłe   chwile,   które 

spędziliśmy razem, nie mogę zrozumieć, dlaczego to wszystko przekreślił.

- Ja też. tego nie rozumiem. Myślisz, że przyjedzie na ten ślub?
- Byłoby dziwne, gdyby przyjechał do Kristianii i mnie nie odwiedził.
Torkild pochylał się w milczeniu nad swoją pracą, ale tu wtrącił się do 

rozmowy.

-   Pamiętasz,   co   powiedziałem,   Elise.   Emanuelowi   jest   teraz   bardzo 

trudno. W gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem, ale nie ma tej siły 
charakteru, którą chciałem w nim widzieć.

- Niełatwo być człowiekiem - westchnęła Elise.- Ale co słychać u was? I 

jak się miewa twoja matka, Anno? Wydaje mi się, że źle wygląda.

- Myślę, że chce umrzeć, zanim znów zdarzy się coś złego. Mówi, że 

background image

skoro przeżyła cud, na pewno czeka ją teraz tragedia. - Anna uśmiechnęła 
się smutno. - Znasz matkę, zawsze była pesymistką.

- Sądziłam, że cud doda jej sił. Anna spuściła wzrok.
- Wiesz, że nie jestem jej jedynym dzieckiem.
- Johanowi nie przytrafiło się chyba nic złego? Anna zerknęła na męża, 

jakby szukała rady.

- Opowiedz, Anno. Elise jest jakby członkiem rodziny.
W tej samej chwili w kuchni rozległ się dziwny dźwięk. Torkild i Anna 

wymienili przerażone spojrzenia. Elise i Torkild zerwali się z miejsc, Anna 
pokuśtykała wolno za nimi.

Gdy tylko Elise przestąpiła próg i zajrzała do kuchni, zrozumiała, co się 

stało.

Pięć dni później niewielki orszak pogrzebowy otaczał świeży grób na 

Nordre Gravlund.

Elise   przyniosła   wielki   bukiet   anemonów,   który   trzeba   wstawić   do 

słoika.   Johan   kupił   bukiet   tulipanów   u   kwiaciarki   na   Maridalsveien,   a 
Torkild zerwał dla Anny świeże gałązki brzeziny. Zbił też niewielki krzyż, 
pomalował go na biało i napisał: „Aslaug Thoresen, ur. 18.08.1860, zm. 
25.05.1906". Na pogrzeb przyjechał z Toten brat zmarłej, Karl, przyszła 
Elise,   pani   Evertsen,   pani  Albertsen,   no   i   najbliższa   rodzina.   Sąsiedzi, 
którzy znaleźli czas, zebrali się na podwórzu ze swoimi wiązkami gałązek 
sosny i szli w orszaku za otwartym karawanem z czarnymi draperiami. 
Gmina dała trumnę, koń miał na grzbiecie czarną płachtę.

Pastor zrobił swoje, grabarz zasypał trumnę ziemią, wszyscy po kolei w 

milczeniu złożyli na grobie swoje gałązki i bukiety. Torkild zaśpiewał Weź 
mnie za ręce i prowadź naprzód.

Ceremonia dobiegła końca, żałobnicy zaczęli się zbierać do odejścia. 

Pastor podał rękę Annie i Johanowi i wymamrotał coś pod nosem, nim 
sobie poszedł.

Wtedy rozległ się nagle zduszony głos Anny:
-  Torkildzie,   czy   mógłbyś   nam   coś   jeszcze   zaśpiewać?   Zaśpiewaj   tę 

ulubioną piosenkę mamy o Ofermie, tę, którą zawsze nuciła.

Torkild spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Tutaj? Nad grobem?
- Dlaczego nie? Chciałabym, żeby mama usłyszała ją po raz ostatni.
Torkild uśmiechnął się ciepło i zaczął:
Tam   gdzie   leśna   ścieżka   skręca   do   strumyka,   stoi   mała   chatka   w 

słoneczka   promykach.   Zachodzące   słońce   pieści   ściany   ciemne,   przez 
okienko wpada zapach brzóz przyjemny.

background image

Elise   nigdy   przedtem   nie   zastanawiała   się   nad   tekstem   tej   piosenki, 

słyszała tylko, jak pani Thoresen ciągle ją nuci, krzątając się po kuchni. 
Teraz pomyślała, że może piosenka o malutkiej chatce koło leśnej ścieżki 
przypominała pani Thoresen o jej rodzinnym domu w Toten, który zawsze 
chciała odwiedzić, choć nigdy jej się to nie udało. Elise słuchała uważnie 
kolejnej zwrotki, która opowiadała o małym chłopcu zwanym Ofermą. Był 
inny niż koledzy i nie mógł się z nimi bawić. Pewnego dnia zaraził się 
śmiertelną chorobą.

To   się   powtarza   we   wszystkich   tych   smutnych   balladach,   pomyślała 

Elise.   Opowiadają   o   dzieciach,   które   muszą   umrzeć,   albo   o   dzieciach, 
które   straciły   mamę.   Elise   nigdy   nie   słyszała   całej   piosenki,   dlatego 
skupiła się teraz na treści. Od razu pomyślała o Pederze, ale odsunęła od 
siebie te myśli. Wprawdzie Peder musiał ciągle znosić docinki, ale miał 
Everta i Kristiana. Nie był sam.

Torkild śpiewał dalej o Ofermie, który był tak pobożny, że w swojej 

ostatniej   godzinie,   gdy   wokół   jego   łóżka   zebrali   się   ci,   którzy   mu 
dokuczali, modlił się, by Bóg oszczędził im tej samej choroby. Ostatnia 
zwrotka   opowiadała   o   matce,   która   pochyliła   się   nad   swoim   bladym 
synkiem i ucałowała go po raz ostatni.

Wiele osób musiało ukradkiem ocierać łzę kręcącą się w kąciku oka, gdy 

Torkild   śpiewał   ostatnią   strofę.   Nawet  Agnes,   która   nie   była   skora   do 
wzruszeń, wyjęła chusteczkę.

Żałobnicy rozeszli się i opuścili cmentarz. Elise obróciła się w stronę 

Anny, która korzystała z wózka, gdy miała do pokonania dłuższą drogę.

-   Nigdy   się   nie   zastanawiałam   nad   tekstem  tej   piosenki.   Czy   wiesz, 

dlaczego twoja matka tak ją lubiła? Jest taka smutna.

Anna się uśmiechnęła.
- Mama miała młodszego brata, który umarł w dzieciństwie. Myślę, że 

nigdy  nie był zdrowy, ale matka nie  chciała o tym mówić.  Uwielbiała 
wszystkie smutne ballady, często się zastanawiałam, dlaczego. Zresztą nie 
ona jedna. Może dzięki tym smutnym słowom możemy wypłakać nasze 
własne żale? Znasz piosenkę o Bruno?

- Słyszałam kiedyś, ale nie pamiętam.
W drodze  do Andersengàrden  Anna śpiewała swym czystym, jasnym 

głosem piosenkę o małym, samotnym chłopczyku, który stracił matkę i 
prosił Boga, by pozwolił mu do niej dołączyć.

Gdy Anna skończyła, odwróciła twarz do Elise i uśmiechnęła się.
- Czy rozumiesz, dlaczego nie śpiewamy raczej wesołych i pogodnych 

piosenek? Wolę pieśni Armii Zbawienia, są takie żywe i rytmiczne, mają 

background image

wesołe teksty. Nogi się rwą do tańca, gdy się je słyszy.

Elise pokiwała  głową, zerkając na Agnes i Johana, którzy  szli przed 

nimi.   Od   czasu,   gdy   wyszła   z   Andersengarden   w   dniu   śmierci   pani 
Thoresen, zastanawiała się, co Anna jej wówczas chciała powiedzieć o 
Johanie.

Czy wolno jej o to zapytać?
Nie, nie powinna tym teraz zadręczać Anny. Nie w takim dniu.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

W ten sam piątek, dzień przed ślubem Carla Wilhelma i Olgi Katrine, 

Emanuel siedział we dworze Ringstad razem z rodzicami i Signe i jadł 
obiad.   Na   dworze   świeciło   słońce,   stół   zdobił   wazon   pełen   polnych 
kwiatów.

Pani Ringstad rzuciła Signe zatroskane spojrzenie.
-   Jak   się   czujesz,   moje   dziecko?   Jesteś   pewna,   że   nie   zaszkodził   ci 

wczorajszy wieczór, gdy mieliśmy tylu gości?

Signe pokręciła głową.
- Nic mi dziś nie dolega, wiem tylko, że powinnam prowadzić spokojny 

tryb życia. Jeśli wszystko pójdzie jak trzeba, mam przed sobą jeszcze trzy 
tygodnie.

Pani Ringstad uśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Rozmawiałam już z akuszerką, pokój dziecięcy jest przygotowany. Nie 

sądzisz,   że   łóżeczko   zrobiło   się   jeszcze   piękniejsze,   gdy   je   wyłożyłam 
grubym jedwabiem? Wielka szkoda, że nie wiemy, czy to będzie chłopiec, 
czy   dziewczynka,   mogłabym   je   jeszcze   ozdobić   różowymi   albo 
niebieskimi kokardami.

Obróciła twarz w stronę syna.
- Nie powinieneś jechać jutro na ten ślub. Pomyśl tylko, co będzie, jeśli 

coś się wydarzy podczas twojego pobytu w Kristianii.

background image

- Nie mogę rozczarować Carla Wilhelma, mamo. To dobry przyjaciel, 

najlepszy, jakiego mam. Nie mogę się wycofać, skoro obiecałem, że będę 
jego drużbą.

- Nawet go nie znam. Uważam, że powinieneś trzymać się raczej swoich 

przyjaciół tu, w domu.

- Gdyby nie Carl Wilhelm, nie poznalibyśmy się z Emanuelem - wtrąciła 

Signe.

- Naprawdę? - Twarz pani Ringstad się rozjaśniła. - To zmienia postać 

rzeczy. Jaka szkoda, że ty nie możesz pojechać na ten ślub, Signe. Ale to 
byłoby chyba zbyt ryzykowne tuż przed porodem.

Hugo Ringstad milczał do tej pory. Teraz chrząknął.
- To raczej nie wypada.
Signe rzuciła mu spojrzenie pełne urazy.
- Dlaczego? Olga Katrine to moja przyjaciółka.
- No tak, ale nie mogłabyś przecież wejść tam z Emanuelem jako jego... 

To znaczy... On przecież jest żonaty...

Rysy Marie Ringstad stężały.
-   O   tym   nie   będziemy   już   więcej   rozmawiać,   Hugo.   Przeszłość 

Emanuela nie ma z tym nic wspólnego.

- Trochę za wcześnie nazywać to jego przeszłością. Żona spiorunowała 

go wzrokiem.

Za stołem zapadła cisza. Signe podniosła się z krzesła.
- Pójdę na spacer zaczerpnąć świeżego powietrza. Zrobiło mi się słabo.
Marie Ringstad chwyciła ją za rękę.
- Pójdę z tobą. - Spojrzała na męża. - No widzisz, Hugo. Signe źle się 

poczuła, bo nie potrafisz trzymać języka za zębami.

Panie   zniknęły,   a   Hugo   Ringstad   westchnął   głęboko,   wyraźnie 

zrezygnowany.

- Tylko nie bierz ze sobą Signe, Emanuelu. Nie możesz pojawić się na 

tym ślubie ze swoją kochanką.

Emanuel poczuł, że się czerwieni.
- Nie miałem takiego zamiaru.
- To dobrze. Czasami zastanawiam się, czy świat nie stanął na głowie. 

Matka   traktuje   Signe,   jakby   była   twoją   żoną,   i   nie   wstydzi   się 
przedstawiać jej jako matki twojego dziecka. A jesteś nadal mężem Elise. 
Hugo jest zapisany w kościelnych księgach jako twój syn i nosi nazwisko 
Ringstad. Dałeś mu nawet imię po mnie. Zgodnie z prawem jest twoim 
spadkobiercą   i   odziedziczy   dwór   po   twojej   śmierci,   nawet   jeśli   Signe 
urodzi syna. Jej dzieci nie będą po tobie dziedziczyć, tak stanowi dziś 

background image

prawo.   Dopóki   jesteś   mężem   Elise.   -   Starszy   pan   znowu   westchnął.   - 
Twoja   matka   nie   chce   słuchać,   gdy   próbuję   jej   to   wyjaśnić,   nie   chce 
słuchać, gdy mówię o Elise. Przyznaję, że jestem tchórzliwy i chcę za 
wszelką cenę unikać awantur. Obaj słuchaliśmy jej przez te wszystkie lata. 
Teraz zadaję sobie pytanie, czy nie powinniśmy byli podjąć walki. Myślę o 
Elise dniami i nocami. To urocza i pełna czułości osoba, nie zasłużyła 
sobie na takie traktowanie. - Rysy ojca ściągnęły się wyraźnie.

Emanuel   wpatrywał   się   w   stół.   Zagryzł   wargę,   był   zakłopotany. 

Strasznie zagmatwał sobie życie. Miał ochotę wyjechać gdzieś daleko, tak 
by matka nie mogła go odnaleźć. I czuł nienawiść do samego siebie za to, 
że pozwalał jej sobą dyrygować.

- Przy odrobinie dobrej woli - ciągnął ojciec - mogę zrozumieć, że nie 

podobało ci się twoje nowe życie nad rzeką Aker. Urodziłeś się w wielkim 
dworze, pełnym światła i świeżego powietrza, nie brakowało ci pieniędzy 
ani miejsca, miałeś czas na zabawę. Nic dziwnego, że otoczony nędzą, 
poczułeś   się   źle.   Ten   malutki   domek,   smród   z   fabrycznych   kominów, 
wilgoć znad rzeki i domowy budżet tak niewielki, że rzadko jedliście do 
syta.  Wszystko   to   mogło   cię   zdeprymować.   Nie   rozumiem   jednak,   jak 
mogłeś opuścić Elise w taki sposób. Zabrać meble i... Słów mi brak.

Emanuel pokręcił głową.
-   Nie   miałem   siły,   ojcze.   Nie   sądzę,   byś  potrafił   wczuć   się   w   moją 

sytuację.   Nie   opuściłem   Elise.   Nie   mam   nic   przeciwko   niej,   nadal   ją 
kocham. Jest wyjątkowym człowiekiem, dobrym, pozbawionym egoizmu, 
troskliwym i czułym. Odszedłem od całej reszty. Od tego, co mi odbierało 
radość życia. Ściskało mnie w dołku, gdy wracałem z fabryki do domu. 
Byłem   chory   od   tego   wszystkiego.   Gdyby   Hugo   był   moim   synem, 
zniósłbym to jakoś. Ze względu na niego. Ale gdy widziałem, że jest coraz 
bardziej podobny do tego gwałciciela, wszystko się we mnie buntowało. 
Obawiam się, że z czasem byłoby jeszcze gorzej. Nie umiałbym być dla 
niego dobrym ojcem.

- Ale wziąłeś na siebie odpowiedzialność za niego. Wiedziałeś, na co się 

decydujesz, zawierając ten związek. O ile dobrze rozumiem, musiałeś do 
tego namawiać Elise. I wiedziałeś dobrze, że spodziewa się dziecka, które 
jest owocem gwałtu.

Emanuel pokiwał głową, nie podnosząc wzroku.
Ojciec zapatrzył się w dal.
-   Nauczyłem   się   zadawać   dwa   istotne   pytania,   gdy   trzeba   dokonać 

życiowego   wyboru.   Po   pierwsze:   jak   go   wytłumaczymy   ludziom?   Po 
drugie:   jaka   jest   rzeczywista   przyczyna   wyboru,   jakiego   dokonujemy? 

background image

Teraz pytam ciebie: czy zaproponowałeś Elise małżeństwo ze współczucia, 
dlatego, że chciałeś pomóc człowiekowi w potrzebie, czy dlatego, że byłeś 
w niej zakochany?

Emanuel omiótł ojca wzrokiem. Rumieniec znów oblał jego policzki.
-   Byłem   w   niej   zakochany.  Ale   podziwiałem   ją   także   za   jej   liczne 

przymioty.

Ojciec pokiwał głową w zamyśleniu.
- Tak myślałem. - Zamilkł na chwilę, a potem powiedział ostrożnie: - 

Nie chcę dyskutować o tym, co zrobiłeś. Kiedyś też byłem młody i wiem, 
że uczucia  mogą się  wymknąć  spod kontroli,  zwłaszcza  pod wpływem 
alkoholu. Zastanawiam się tylko, czy opuściłbyś Elise, gdyby matka tak 
bardzo nie nalegała?

Emanuel spojrzał na niego ze wzburzeniem.
-  A  miałem   jakiś   wybór?   Matka   natychmiast   sprowadziła   tu   Signe   i 

zaczęła ją traktować jak synową. Nikomu nie powiedziała, że w Kristianii 
mam żonę i syna. Uważała zapewne, że prędzej czy później pożałuję tego, 
co   zrobiłem,   i   wrócę   do   domu.   Myślę,   że   z   premedytacją   starała   się 
odciągnąć mnie od Elise i gdy się dowiedziała, że Signe spodziewa się 
mojego dziecka, wykorzystała to, by zwabić mnie do domu.

- Jesteś dorosły, masz chyba własną wolę?
-   I   ty   to   mówisz?   Ty,   który   pozwalałeś   jej   sobą   rządzić   przez   te 

wszystkie lata?

- Ja muszę z nią żyć pod jednym dachem, ty nie musiałeś.
- To nie było takie proste. Dzwoniła do mnie codziennie, słała długie 

listy, groziła, że nie dostanę nawet korony, jeśli nie zrobię tego, czego ona 
chce.   Posada   w   tkalni   płótna   żaglowego   była   bardzo   kiepsko   płatna. 
Potrzebowałem   pieniędzy,   miałem   wiele   osób   na   utrzymaniu,   a   tobie 
brakowało odwagi, by coś mi dać, bo bałeś się jej napadu szału. Signe też 
zaczęła na mnie naciskać. Nie byłem w stanie utrzymać jej oraz Elise z 
dziećmi. Gdy matka sprzymierzyła się z Signe, byłem przegrany. Signe 
groziła, że pójdzie do matki Elise i powie jej, kto jest ojcem Hugo i że ona 
się spodziewa mojego dziecka. Miała nadzieję, że pani Lovlien nakłoni 
Elise,   by   mnie   wypuściła.   Gdyby   pani   Lovlien   się   o   wszystkim 
dowiedziała,   ucierpieliby   także   bracia   Elise,   a   Elise   miała   przede 
wszystkim ich dobro na względzie. Czułem się wewnętrznie rozdarty, nie 
wytrzymałem tego i w końcu uciekłem.

Hugo Ringstad pokiwał głową. Wiele razy już o tym rozmawiali, nie 

dochodząc do żadnych wniosków. Marie zniszczy Emanuelowi życie, tak 
jak zniszczyła życie jemu.

background image

Obaj zaplątali się w jej sieć i nigdy nie znajdą wyjścia.
- Obiecaj mi przynajmniej jedno - westchnął ciężko. - Zajrzyj do Elise 

podczas pobytu w Kristianii i sprawdź, jak ona sobie radzi. Wyskrobię 
jakoś parę koron. Powiedz, że będę jej coś wysyłał co miesiąc.

- Elise jest dumna. Sądzę, że nic od ciebie nie przyjmie. Ani ode mnie, 

po tym, co zrobiłem.

- Nie może być aż tak dumna. Odmówi przyjęcia pieniędzy od własnego 

męża?

- Owszem, myślę, że jest aż tak dumna.
- Chcesz powiedzieć, że będzie wolała głodować i cierpieć niedostatek 

niż przyjąć od ciebie parę koron?

Emanuel pokiwał głową.
- Nie wiem, jak zareagowała, gdy wróciła do domu i zastała pusty pokój. 

Ale podejrzewam, że była mną rozczarowana i że nie będzie chciała mieć 
ze mną do czynienia. W jej oczach jestem zdrajcą, tchórzem. Gdy byłem 
oficerem   w  Armii   Zbawienia,   chłopcy   mnie   podziwiali.   Nie   sądzę,   by 
chciała odbierać im złudzenia. Na pewno wymyśliła jakąś historię, którą 
mogą zaakceptować.

Ojciec spojrzał na niego ze smutkiem.
- Powinieneś zostać w Armii, Emanuelu.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego dnia Elise wybrała się do pani Paulsen z gotową peleryną. 

Było sobotnie popołudnie, chłopcy nie wrócili jeszcze ze szkoły, a Hilda 
miała zająć się Hugo.

Już czerwiec, niedługo zacznie się lato, pomyślała Elise. Długie, jasne 

wieczory,   ładna   pogoda,   radosne   głosy.   Ja   też   powinnam   się   cieszyć, 
pomyślała. Wszyscy są zdrowi, Jensine jest coraz silniejsza, nie cierpią 
niedostatku. Nie należy narzekać, skoro cała rodzina przetrwała zimę, nikt 
nie zapadł na suchoty, nikomu nie przytrafił się wypadek. Nie wszystkim 
rodzinom w okolicy tak się poszczęściło. U Magdy na rogu dowiedziała 
się, że są tacy, którzy stracili dwójkę albo trójkę dzieci podczas długiej 
zimy,   że   kolejki   potrzebujących   stoją   zarówno   u   doktora,   jak   i   w 
jadłodajni, która wydaje obiady ubogim.

Los   oszczędził   im   nawet   awantur   i   pogróżek   ze   strony   majstra.   Nie 

odezwał się do Hildy  po jej ucieczce, obie siostry  przestały już o nim 
myśleć.

Dziś   Carl   Wilhelm   i   Olga   Katrine   mają   się   pobrać.   Czy   Emanuel 

przyjechał do miasta na ślub? Elise wciąż czuła pewien żal, gdy przy-
pominała sobie, w jaki sposób od niej odszedł. Gdyby udało im się o tym 
porozmawiać,   gdyby   oboje   uznali,   że   to   małżeństwo   było   pomyłką, 
mogliby   się   rozstać   jak   przyjaciele.   Elise   mogłaby   prawdopodobnie 
zrozumieć, dlaczego Emanuel nie mógł znieść takiego życia. Nie mogła 
jednak   zrozumieć,   jak   mógł   odejść   bez   pożegnania   i   bez   słowa 
wyjaśnienia.

Czy Signe z nim przyjechała? Jest chyba już w dziewiątym miesiącu, ale 

może nic jej nie dolega. Skoro Olga Katrine się z nią przyjaźni, to pewnie 
zaprosiła   ją   na   ślub.   Elise   przeszył   dreszcz.   Żonaty   mężczyzna,   który 
przyprowadza ze sobą kochankę w zaawansowanej ciąży. Jak zareagują na 
to inni goście?

Ludzie z tamtej strony rzeki nie są przecież zbyt tolerancyjni. Zdrady 

małżeńskie się zdarzały, ale nikt nie mówił o tym głośno.

Zgrzała się, idąc pod stromą górę. Obawiała się trochę spotkania z panią 

Paulsen,   bo   szyła   pelerynę   nieco   dłużej,   niż   powinna,   a   na   dodatek-to 
właśnie   przez   nią   państwo   Paulsen   nie   mają   upragnionego   drugiego 

background image

dziecka. Co będzie, jeśli spotka tam majstra albo Karolinę?

W końcu dotarła na górę. Nie patrząc w stronę domu majstra, pobiegła 

do bramy młodych Paulsenów.

Serce jej biło mocno, gdy pukała do drzwi.
Służąca otworzyła jej od razu i zaprosiła do salonu. Siedziała tam pani 

Paulsen z Braciszkiem na kolanach. Elise poczuła bolesne ukłucie w sercu 
na jego widok, może z powodu Jensine. To przecież jej brat, a będą się 
wychowywali osobno,  nie  nie  wiedząc o  swoim istnieniu. Tak  być nie 
powinno.

- Dzień dobry, pani Ringstad. Zaczęłam się zastanawiać, czy pani nie 

zachorowała.

- Bardzo przepraszam, pani Paulsen. Tyle się zdarzyło w naszej rodzinie, 

że niestety nie skończyłam pracy w lerminie.

- Mam nadzieję, że nie zdarzyło się nic złego?
- Straciliśmy bliską sąsiadkę. Poza tym moja siostra urodziła. - Elise 

poczuła, że oblewa ją rumieniec. - Dziecko jest bardzo słabe. Nie tak łatwo 
znaleźć czas na szycie.

Zauważyła, że przez twarz pani Paulsen przemknął dziwny wyraz, ale 

gospodyni się szybko opanowała.

-   Rozumiem.   Mówiłam,   że   nie   śpieszy   mi   się   wcale   z   tą   peleryną. 

Obawiałam się po prostu, czy nie stało się nic złego. - Zawahała się, ale po 
chwili dodała: - Spotkałam niedawno pannę Carlsen.

Elise   znów   oblała   się   rumieńcem.   Karolinę   na   pewno   o   wszystkim 

opowiedziała.

- Z wielką przykrością słuchałam o tym, co się zdarzyło. - Pani Paulsen 

mówiła   chyba   szczerze.   -   Pan   Ringstad   to   niezwykle   sympatyczny 
człowiek,   wydawało  mi  się,   że  jesteście   razem szczęśliwi.   Nie  miałam 
pojęcia,   że   spodziewała   się   pani   dziecka   innego   mężczyzny   i   że   pan 
Ringstad ożenił się z panią, żeby uchronić rodzinę przed skandalem.

Elise chciała coś powiedzieć, ale pani Paulsen przerwała jej ruchem ręki. 

-   Nie   musi   się   pani   tłumaczyć   ani   niczego   upiększać.   Przeczytałam 
właśnie   powieść   Kobieta   stworzona   przez   mężczyznę   i   zgadzam   się 
całkowicie z główną bohaterką Eva. Kiedy kobieta kocha, „przeżywa to 
bez reszty i w całkiem inny sposób niż mężczyzna", mówi Eva. Miłość jest 
najważniejsza   w   życiu   kobiety.   Najpierw   miłość   do   wybranego 
mężczyzny,   potem   miłość   do   dzieci.   Miała   pani   pecha,   pani   Ringstad, 
skoro ten mężczyzna, któremu dała pani całą swą miłość, nie chciał się z 
panią ożenić. Pan Ringstad uratował pani cześć, biorąc panią za żonę, a 
teraz ustaliliście, że wasze drogi się rozejdą. Wiem, że większość ludzi 

background image

potępia   kobiety,   które   decydują   się   na   wolną   miłość,   ale   ja   pani   nie 
krytykuję. W jaki sposób zdoła pani utrzymać siebie i dziecko, skoro pan 
Ringstad wyjechał do rodzinnego dworu?

Elise chciała gwałtownie zaprotestować, ale się opanowała. Czy byłoby 

lepiej,   gdyby   powiedziała,   że   została   zgwałcona?   Zaczęłyby   krążyć 
jeszcze   gorsze   plotki.   Równie   dobrze   ludzie   mogą   wierzyć,   że   ona   i 
Emanuel rozstali się w pokoju po tym, jak on, oficer Armii Zbawienia, 
uratował ją przed hańbą.

-   Będę   przyjmowała   zlecenia   krawieckie.   Poza   tym   mam   szanse   na 

jeszcze inną pracę, ale to na razie nic pewnego.

Pani Paulsen spojrzała na nią z zaciekawieniem. Wielki Boże, ona chyba 

nie podejrzewa, że wyjdę na ulicę?

-   To   praca   związana   z   pisaniem   -   dodała   szybko.   -  W   biurze.   Pani 

Paulsen uśmiechnęła się z wyraźną ulgą.

-   Będzie   pani  pracować   w   biurze?   Na   pewno   ma   pani   ładne   pismo. 

Widziałam niedawno na wystawie zgrabną maszynę do pisania. Nazywała 
się „Liliput", „szybka maszyna do pisania". Podobno od razu widać to, co 
się pisze. Tak, tak, w dziwnych czasach żyjemy, prawda? Pomyśleć tylko, 
ile przedziwnych wynalazków się ostatnio pojawia.

Elise pokiwała głową. Niech pani Paulsen sobie myśli, że Elise będzie 

pracować w biurze.

-  Ale   mam   nadzieję,   że   znajdzie   pani   czas,   by   mi   coś  uszyć,   nawet 

wtedy, gdy zacznie pani pracować w tym biurze! - zawołała gospodyni.

- Mam nadzieję - pokiwała głową Elise.
Braciszek   siedział   spokojnie   na   kolanach   matki   i   bawił   się   małym 

drewnianym konikiem. Teraz podniósł główkę, spojrzał na Elise wielkimi 
oczami. Nagle podał jej zabawkę.

- Pani ma?
Elise uśmiechnęła się i wzruszenie ścisnęło ją za gardło.
- Mogę dostać zabawkę? Jaki jesteś miły. - Wzięła konika, walcząc ze 

łzami i wznosząc modły do nieba, by Hilda nie straciła Jensine. Serce się 
krajało na myśl, że wyrzekła się tego małego, dobrego chłopca.

- Staram się go uczyć dzielić z innymi - roześmiała się pani Paulsen. - 

Nie znam nic gorszego niż skąpstwo.

To zależy, czy człowiek ma się czym dzielić, pomyślała Elise. Peder nie 

miał żadnych zabawek oprócz ołowianych żołnierzyków, póki nie wygrał 
misia w Tivoli.

- Proszę go zatrzymać, pani Ringstad. Mozę go pani dać dziecku swojej 

siostry, gdy trochę podrośnie. Isac ma mnóstwo drewnianych koników.

background image

Elise podziękowała i pomyślała, że da go raczej Pederowi. Peder był już 

wprawdzie duży i pracował po lekcjach, ale w dalszym ciągu lubił się 
bawić.

Pani Paulsen posadziła Braciszka na podłodze i podniosła się z kanapy.
-   Przyniosę   swoją   torebkę.   Chciałabym   pani   od   razu   zapłacić.   Tym 

razem   też   miała   gest.   Elise   przyjęła   dwadzieścia   koron   z   nieczystym 
sumieniem.   Pani   Paulsen   chyba   nie   ma   pojęcia,   jak   kiepsko   płatne   są 
zlecenia krawieckie.

-   Chciałabym,   żeby   mi   pani   uszyła   letnią   suknię.   Przyślę   do   pani 

służącą, z materiałem i wykrojem, gdy już je zdobędę - szczebiotała pani 
Paulsen, odprowadzając Elise do drzwi.

Elise czuła się bogata. Wszyscy się martwią, jak ona sobie poradzi, a 

tymczasem Elise nigdy nie miała aż tyle pieniędzy co teraz.

Spostrzegła jakiegoś mężczyznę po drugiej stronie ulicy i w pierwszej 

chwili pomyślała, że to Johan, ale szybko się przekonała, że się pomyliła. 
Mimo   to   przypomniała   sobie   zagadkowe   słowa   Anny.   Cóż   takiego 
zdarzyło się w życiu Johana, że pani Thoresen wolała szybciej umrzeć?

Przeszył ją dreszcz przerażenia. Czyżby Johan poważnie zachorował?
Ta myśl ją bardzo zaniepokoiła. Oby tylko nie spotkało go nic złego. 

Znała go od dzieciństwa, był jej tak bliski jak starszy brat.

No i był moim narzeczonym, pomyślała po chwili. Jedynym, jakiego 

miałam.   Emanuel   oświadczył   się   jej,   zanim   zdążyli   przeżyć   okres 
narzeczeństwa,   potem   wszystko   się   samo   ułożyło.   Elise   nauczyła   się 
kochać Emanuela, udało mu się obudzić w niej pożądanie, ale nigdy nie 
czuła wobec niego tego, co wobec Johana. Taka była prawda. Uczuciami 
nie da się sterować.

Gdyby Johanowi coś zagrażało... Elise pokręciła głową. Nie wolno tak 

myśleć.

- Elise?
Drgnęła   i   obróciła   się   gwałtownie.   Za   nią   szedł   wolnym   krokiem 

Emanuel.

- Emanuel? - Fala gorąca oblała jej policzki. - Jesteś w mieście?
Pokiwał głową niezdarnie, z zakłopotaniem.
- Byłem właśnie u Carlsenów i wybierałem się do ciebie. 
Ale   ze  względu   na  Pedera   i  Kristiana   będzie   może   lepiej,  jeśli  tutaj 

porozmawiamy.

Elise przytaknęła. Kristian wprawdzie wiedział o wszystkim, ale Peder i 

Evert   wciąż   myśleli,   że   Emanuel   stracił   pracę   i   pojechał   gdzie   indziej 
szukać zajęcia. Wielu ojców musiało tak postąpić ostatnimi czasy.

background image

- Dokąd pójdziemy?
-   Może   przejdziemy   się   wzdłuż   Maridalsveien?   Za   parę   godzin 

wybieram się na ślub Carla Wilhelma i Olgi Katrine.

Elise pokiwała głową.
- Chłopcy są w szkole, ale w soboty kończą wcześniej.
- To nie zajmie dużo czasu.
Nie, zapewne nie, pomyślała Elise z goryczą. To całkiem proste. Można 

przecież opuścić żonę i dziecko bez słowa, a potem pojawić się nagle na 
chwilę.

- Słyszałam, że wróciłeś do Ringstad? Rzucił jej przelotne spojrzenie.
- Skąd wiesz?
- Byłam w tkalni płótna żaglowego, żeby się dowiedzieć, co się z tobą 

dzieje.

Zauważyła, że Emanuel się zaczerwienił.
- Musiałaś tam iść? Domyśliłaś się chyba, że pojechałem do domu.
- Nie, nie domyśliłam się. Nie przypuszczałam, że to zrobisz, dopóki 

będzie   tam   Signe.   A   poza   tym   wiedziałam,   że   matka   się   od   ciebie 
odwróciła.

- Co ci powiedzieli w biurze?
- Myśleli, że przychodzę prosić o pieniądze, i tłumaczyli, że nie mają 

wobec ciebie żadnych zaległości. Sądzili, że po to przyszłam. - Głos jej 
zaczął drżeć. Ledwo zdołała się opanować.

Emanuel milczał.
-   Mogłeś   ze   mną   o   tym   porozmawiać,   Emanuelu.   Wyjaśnić,   że   nie 

możesz   dłużej   wytrzymać.   Byłeś   mi   to   winien.   Może   wspólnie 
znaleźlibyśmy jakieś rozwiązanie.

- Mówiłem ci.
- Skąd mogłam wiedzieć, że sprawa jest aż tak poważna? Niełatwo mi 

było   wytłumaczyć   chłopcom,   dlaczego   zniknąłeś   razem  z   meblami.  To 
było świństwo.

-   Meble   należą   do   Ringstad,   nie   mogłem   ich   zostawić.   Wiem,   że 

zachowałem   się   jak   tchórz,   Elise,   ale   byłoby   jeszcze   gorzej,   gdybym 
przyszedł do ciebie i powiedział, że od was odchodzę.

- Naprawdę? Jestem innego zdania. Rozczarowałeś mnie. Nigdy bym cię 

o to nie podejrzewała.

- Jesteś na mnie zła?
Elise wzięła głęboki oddech.
-   Widziałam   już   tyle   zła   w   swoim   życiu,   doświadczyłam   tylu 

rozczarowań,   gdy   ojciec   po   raz   kolejny   wracał   pijany   do   domu,   że 

background image

straciłam   chyba   wszelkie   złudzenia.   Sprawiłeś   mi   ból   i   przykrość. 
Zachowałeś się jak łajdak i tchórz. Gdy cię poznałam ponad rok temu, nie 
przyszło   mi   do   głowy,   że   możesz   być   tak   słabym   człowiekiem. 
Niewykluczone, że było ci bardzo ciężko, ale najbardziej oburzył mnie 
sposób, w jaki odszedłeś.

- Bardzo mi przykro, Elise.
Szedł   ze   spuszczoną   głową.   Wygląda   jak   skruszony   grzesznik, 

pomyślała.   Mimo   to   wiedziała,   że   nie   poruszyli   jeszcze   najtrudniejszej 
sprawy.

- W jakim stopniu zrobiłeś to z powodu Signe? - Głos ją zdradził. Myśl 

o tej parze była dla niej bolesna i przykra.

- To nie ma nic-wspólnego z Signe. Mówiłem już, że to ciebie kocham, 

ale jestem tylko mężczyzną. Gdy już przyzwyczaiłem się do tego, że mam 
kobietę w łóżku, nie mogłem sobie bez tego poradzić.

- Ale to z nią chcesz dalej żyć.
- To nieprawda. Nie miałem żadnego wyboru. Matka sprowadziła Signe 

do dworu, a gdy złożyłem wymówienie w tkalni, gdy zostałem bez pracy i 
dachu nad głową, mogłem wrócić tylko do Ringstad.

- Żyjesz z nią? Jak z żoną?
- No cóż, nie mamy osobnych sypialni, jeśli o to pytasz. Sąsiedzi myślą, 

że   jest   moją   żoną.  Wszyscy   by   się   dziwili,   gdyby   się   okazało,   że   nie 
dzielimy łoża. Wiesz dobrze, jaka jest służba, gdy tylko znajdą powód do 
plotek, zaczynają gadać.

Elise poczuła, że serce jej wali młotem i oblewa ją fala gorąca.
-   Chcesz   mi   wmówić,   że   w   sprawie   Signe   też   nie   miałeś   żadnego 

wyboru. Kochasz mnie, jestem nadal twoją żoną, ale skoro twoja matka 
życzyła sobie, żebyś dzielił małżeńskie łoże z Signe, musiałeś się poddać 
jej woli.

- Coś w tym stylu, tak. Nie znasz mojej matki, Elise. Gdybyś ją znała, 

nie zadawałabyś takich pytań.

Elise z trudem panowała nad sobą.
-   A   cóż,   poza   wydziedziczeniem,   mogła   ci   zrobić?   Jesteś   dorosły. 

Obrócił ku niej wzburzoną twarz.

- Czy to mało? Czy ty wiesz, co to znaczy być dziedzicem wielkiego 

dworu i stanąć nagle w obliczu groźby, że się wszystko straci?

- Wątpię, by prawo na to zezwalało. Jesteś dziedzicem. A poza tym nie 

sądzę, by twoja matka zdołała to przeprowadzić. Wykorzystuje tę groźbę, 
żeby osiągnąć to, czego chce. - Elise czuła, że ogarnia ją nieposkromiona 
wściekłość.

background image

- Nie sądziłem, że będziemy się tak kłócić. To do ciebie niepodobne, 

Elise.

- Do ciebie też nie. Takie tchórzostwo i małostkowość. Asekurant.
- Widzę, że jesteś rozgoryczona.
- Ty też byłbyś rozgoryczony, gdybym zrobiła ci coś takiego. To ty mnie 

przekonałeś do małżeństwa, nie ja ciebie. Złożyliśmy przysięgę. Na dobre 
i na złe. Złożyłam ją ze szczerego serca i sądziłam, że ty też. 

- Ja też. Gdyby matka nie wtrąciła się w moje życie, nic by się nie stało.
- Więc ty nie ponosisz żadnej odpowiedzialności, tak? W każdym razie 

twoja matka nie jest winna temu, że masz dziecko z Signe.

- To był pech. Gdybyś wiedziała, ilu żołnierzy w Kongsvinger zadawało 

się z dziewczętami bez żadnych konsekwencji, zrozumiałabyś, że miałem 
pecha.

- I to jest twoje usprawiedliwienie? Pech?
- To nie jest zbyt miłe, Elise. - Zaczerwienił się po same uszy. Elise 

czuła, że wszystko w niej wrze.

-   Oczywiście,   spodziewałeś   się,   że   usłyszysz:   „biedny   Emanuel". 

Przykro   mi,   że   cię   rozczarowałam,   Emanuelu,   ale   nie   jestem   święta. 
Miałam   nadzieję,   że   porozmawiamy   jak   dorośli,   rozsądni   ludzie,   ale 
widzę, że nic z tego nie będzie. Skoro nie potrafisz pojąć, co mi zrobiłeś, i 
przyznać się do winy, nie powinniśmy się spotykać.

Obróciła się na pięcie i poszła w przeciwną stronę.
- Elise! Zaczekaj! - Pobiegł za nią. Nim zdołała się zorientować, wziął ją 

w ramiona i zaczął płakać wtulony w jej szyję. - Proszę cię, Elise. Nie 
możesz mnie znienawidzić. Nie chciałem cię skrzywdzić.

Chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi i mogli się czasem spotykać. 

Bez względu na to, co myślisz, kocham właśnie ciebie.

Wyrwała się i uciekła. Łzy płynęły jej po policzkach.
Gdy   skręcała   za   róg,   spostrzegła   młodą   kobietę,   która   pośpiesznie 

zniknęła w bramie. W tej postaci było coś znajomego. Zatrzymała się i 
próbowała zajrzeć do bramy, ale nikogo nie zauważyła. Elise nie miała 
jednak wątpliwości, że to była Agnes.

Wzdrygnęła się. Kiedyś w tym domu mieszkał chłopak, w którym Agnes 

się kochała. Ale to było wiele lat temu, na pewno teraz mieszka tu już ktoś 
inny.

A zresztą co mi do tego? - pomyślała ze złością. Nie zamierzała przecież 

pójść w ślady pani Evertsen.

background image

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Była niedziela, tydzień później.
Letnie   upały   zaczęły   się   całkiem   niespodziewanie.   Chłopcy   biegali 

wzdłuż   rzeki   boso,   rozebrani   od   pasa   w   górę,   wymachując   wędkami. 
Wędrowali w górę rzeki, by w czystszej wodzie spróbować wędkarskiego 
szczęścia. I popływać. Młodzież już dawno poszła do szkółki niedzielnej. 
Koło   domku   nad   rzeką,   na   trawie   siedziała   tylko   grupka   małych 
dziewczynek,   zajętych   zabawą   lalkami.   Wszystkie   okna   i   drzwi   były 
otwarte na oścież.

Gdzieś   w   oddali   zaczęły   bić   kościelne   dzwony.   Zdaniem   Elise   ich 

dźwięk przynosił duszy ukojenie, jakby ogłaszał całemu światu, że tego 
dnia   wszyscy   mają   wolne,   fabryczne   maszyny   nie   turkocą,   fabryczne 
syreny nie zawyją. Tego dnia wszyscy wkładali niedzielne ubrania i nikt 
nie robił nic poza tym, co niezbędne. Bogu dzięki, że istnieje coś takiego 
jak dzień święty.

background image

Elise i Hilda usadowiły  się na ławce pod południową ścianą domu i 

wygrzewały   się   w   słońcu.   Hugo   siedział   na   kolanach   swojej   mamy   z 
łyżeczką w rączce. Ślinił się, bo zaczął mu się wyrzynać pierwszy ząbek. 
Najbardziej lubił stać na kolanach, podtrzymywany wprawną ręką. Prężył 
wówczas swoje mocne, pulchne nóżki i uśmiechał się z dumą. Jego loczki 
lśniły w słońcu jak miedź, na nosie złociły się piegi.

- I  pomyśleć,  że  ma   już  pięć  miesięcy   - uśmiechnęła  się  Hilda. - A 

wydaje mi się, że ledwo co się urodził - westchnęła, trochę zmartwiona. - 
Mam nadzieję, że Jensine będzie równie zdrowa i silna, gdy będzie w jego 
wieku.

- Na pewno. - Elise chciała, żeby jej słowa były pełne przekonania, ale 

Jensine   wcale   nie   czuła   się   lepiej,   była   słabsza   niż   kiedykolwiek. 
Przeważnie spała, a gdy się budziła, leżała cicho. Niemożliwe, by nic jej 
nie dolegało.

- Pogodziłaś się już z tym, Elise? - zapytała Hilda bardzo delikatnie, 

choć zazwyczaj była bardzo bezpośrednia.

- Co na  to  poradzę, jeśli się  będę wściekać?   Sama  sobie  zaszkodzę. 

Spodziewałam   się,   że   Emanuel   będzie   skruszony,   nieszczęśliwy,   że 
poprosi o przebaczenie, że jest świadom, iż zachował się jak skończony 
drań.  Ale   choć   powiedział,   że   jest   mu   przykro,   choć   przybierał   pozy 
skruszonego grzesznika, to jego żal był bardzo powierzchowny. Nie sądzę, 
by   naprawdę   rozumiał,   co   mi   zrobił.   Zachowywał   się   jak 
nieodpowiedzialny chłopak.

- Ciesz się, że się go pozbyłaś. Małżeństwo z takim mięczakiem musi 

prowadzić do samych kłopotów.

Przez otwarte okno dobiegł ich uszu żałosny płacz. Hilda pobiegła do 

środka.

Elise zapatrzyła się w dal w zamyśleniu. Czy to tęsknota za Emanuelem, 

czy tylko urażona duma? Przypomniała sobie dzień, w którym odwiedziła 
Świątynię i spotkała go pierwszy raz. Wywarł na niej wielkie wrażenie. 
Nie tylko dlatego, że był jednym z tych pełnych poświęcenia żołnierzy 
Armii   Zbawienia,   ale   dlatego,   że   wydawał   się   taki   przyjacielski   i 
sympatyczny. Z czasem jego chęć niesienia pomocy przerodziła się w coś 
innego, więc Elise starała się zachowywać dystans, żeby nie narażać się na 
plotki.   Przypomniała   sobie   noc   w   komórce.   Nie   ma   wątpliwości,   że 
wówczas coś ich do siebie ciągnęło. Elise doświadczyła pożądania, choć 
walczyła   z   tym   uczuciem.   Jak   mogła   czuć   coś   takiego,   skoro   kochała 
Johana?

Za węgłem rozległy się czyjeś kroki i głosy. Elise położyła w wózku 

background image

Hugo, a on zaczął od razu machać i kopać nóżkami, szczęśliwy, że nie są 
niczym skrępowane.

W tej samej chwili pojawili się Anna i Torkild.
- To naprawdę wy? - ucieszyła się Elise. - Przeszłaś całą drogę, Anno?
Anna uśmiechnęła się z dumą.
-   Tak,   codziennie   wychodzimy   na   spacer.   Za   każdym   razem   nieco 

dłuższy.  To   dobry   trening,   choć   muszę   się   jeszcze   trochę   podpierać.   - 
Oparła laskę o ścianę domu. - Ale teraz chętnie usiądę.

- Dużo myślałam o tobie i o twojej matce, Anno. Wytrzymała tak długo, 

jak długo jej potrzebowałaś. Pomyśl tylko, co by było, gdyby zmarła w 
ubiegłym roku? Jak dałabyś sobie radę?

- Wolę o tym nawet nie myśleć - pokręciła głową Anna.
- Siadajcie. Zmieścimy się tu we trójkę. Hilda weszła właśnie do środka, 

do Jensine, a chłopcy poszli aż nad Brekkedammen łowić ryby.

Anna pochyliła się nad wózkiem.
- Dzień dobry, mój mały. Jaki śliczny z ciebie chłopczyk. I jaki pogodny. 

On się do mnie uśmiecha, Elise - ucieszyła się Anna.

- Oczywiście, że się do ciebie uśmiecha - powiedział Torkild ciepłym 

głosem. - Czy jest ktoś, kto tego nie robi?

Anna się roześmiała.
- Dobrze wygląda, Elise. Jest całkiem pulchny. Ma piegi i chyba więcej 

włosków niż dzieci w jego wieku.

- Tak, to dziwne, że ma aż tyle włosów.
- Miedziane i kręcone. Będzie z niego mały rozbójnik. Elise zmusiła się 

do uśmiechu.

- Zostaniecie na chwilę? Pójdę zrobić kawę.
- Ależ nie, siedź i korzystaj ze słońca, póki masz taką okazję. Piliśmy 

kawę tuż przed wyjściem.

Anna usiadła obok męża.
-   Czy   ta   pogoda   nie   jest   cudowna?   Kiedy   zaczyna   świecić   słońce, 

zapominam,   jakie   mrozy   nam   doskwierały   zimą.   -  Anna   zawahała   się 
przez   chwilę   i   spytała:   -   Zastanawialiśmy   się,   czy   widziałaś   się   z 
Emanuelem w ubiegłą sobotę?

- Spotkałam go przypadkiem na wzgórzu Aker. Ja zaniosłam pelerynę, 

którą uszyłam dla pani Paulsen, a on odwiedził Carlsenów. Twierdził, że 
szedł właśnie do mnie. Nie wiem, czy nie powiedział tego z uprzejmości.

- Rozmówiliście się?
- Tak tego nie możną określić. To była raczej kłótnia.
- Nie wstydził się? - W głosie Anny słychać było niedowierzanie.

background image

- Nic na to nie wskazywało. Mówi, że jest mu przykro i że chciałby, 

żebyśmy pozostali przyjaciółmi.

-  To   dobrze.  To   chyba   najlepsze   rozwiązanie   dla   was  obojga.   Kiedy 

dostanie lepszą pracę i będzie mógł wynająć mieszkanie na zachodnim 
brzegu, znów zamieszkacie razem.

-   On   mieszka   razem   z   Signe.   Ze   swoją   kochanką.  Anna   i   Torkild 

spojrzeli na nią pełni przerażenia.

- Mieszka z nią? - Anna była naprawdę wstrząśnięta.
- Dzielą małżeńskie łoże, bo matka udaje przed sąsiadami i służbą, że są 

małżeństwem.

- Coś okropnego. Jak matka może zachęcać syna do cudzołóstwa? Do 

łamania siódmego przykazania?

- Tego nie wiem, ale to kobieta żądna władzy i zachłanna.
- Co to znaczy?
- Signe jest dziedziczką wielkiego dworu. Ten związek powiększyłby 

majątek Ringstadów.

- Przecież Signe nie jest żoną Emanuela.
- Na razie nie, ale pani Ringstad na pewno do tego doprowadzi.
Torkild wtrącił się do rozmowy.
- Czy ona nie spodziewa się dziecka? Elise pokiwała głową.
- Trzeba sporo czasu, żeby dostać rozwód. Jej dziecko urodzi się poza 

małżeństwem i nie  będzie miało prawa ani do spadku po ojcu, ani do 
Ringstad.

Elise westchnęła ciężko.
- Nic o tym nie wiem, Torkildzie. I nic nie chcę wiedzieć. Emanuel mnie 

opuścił i najprawdopodobniej nie wróci. Czy się rozwiedziemy, czy nie, 
nie   ma   dla   mnie   znaczenia.   Poradzę   sobie   bez   pomocy   rodziny 
Ringstadów.

- Rozumiem, że przyszliśmy w niewłaściwym momencie. I mamy złą 

wiadomość. - Torkild spojrzał na nią ze smutkiem.

- Opowiadanie? Pokiwał głową.
- Gazeta nie chce go przyjąć. Redaktor powiedział, że to wzbudziłoby 

odrazę i niechęć wśród opinii publicznej.

- Opisałam przecież prawdziwą historię.
- Może właśnie dlatego. Ludzie nie chcą wiedzieć, co się dzieje wśród 

ubogich. To nieprzyjemne. Niektórzy mogą mieć nawet wyrzuty sumienia. 
- Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco. - Nie poddawaj się, Elise. Możesz 
wysłać to do innej redakcji, na przykład do „Socjaldemokraty". A może 
powinnaś postąpić jak Camilla Collett i opublikować zbiór opowiadań? 

background image

Albo napisać książkę. Przypomnij sobie Upiory Henryka Ibsena. Mówi 
tam przecież otwarcie o chorobie wenerycznej, o podwójnej moralności, o 
fatalnym   dziedzictwie,   o   eutanazji.   Jego   książka   wywołała   wprawdzie 
większy skandal niż jakakolwiek inna, ale było to przed dwudziestu laty.

Elise   nie   odpowiedziała.   Ogarnęło   ją   rozczarowanie.   Myślała 

optymistycznie, że redaktor przyjmie jej nowe opowiadanie równie chętnie 
jak   poprzednie.   Powinna   przewidzieć   odmowę.   W   pierwszym 
opowiadaniu pisała o matce, która z rozpaczy odebrała sobie życie, i o 
dziecku, które nie mogło zrozumieć, że mama już nie wróci. To bardziej 
odpowiadało   opinii   publicznej.   Lepiej,   żeby   matka   umarła,   niż   żeby 
wyszła na ulicę. W drugim opowiadaniu opisała życie kobiety upadłej.

Torkild był bardzo zakłopotany.
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć - zaczął.
Johan, pomyślała Elise i wstrzymała oddech. Teraz się dowie. Johan jest 

zapewne bardzo  chory, może  dowiedział  się  od lekarzy, że  zostało  mu 
niewiele życia. Dlatego pani Thoresen wolała umrzeć.

Nie, tego Elise nie zniesie. Chciała wstać, znaleźć jakąś wymówkę i 

wymknąć się, ale nie ruszyła się z miejsca.

- Mów dalej, Torkildzie. Lepiej mieć to już za sobą.
-   Najpierw   muszę   powiedzieć,   że   zdaniem   redaktora   piszesz   bardzo 

dobrze. Chętnie przeczyta twoje następne artykuły, byle poruszały inny 
temat.

Elise nic nie powiedziała. Jeśli nie będzie mogła pisać o tym, co jej leży 

na sercu, pisanie nie ma żadnego sensu. Torkild odchrząknął.

- Majster Paulsen przyszedł do redakcji i chciał się dowiedzieć, kto się 

kryje za pseudonimem Elias Aas.

Elise szeroko otworzyła oczy.
- Majster?
- Poczuł się zhańbiony  i żądał zadośćuczynienia. Twierdził, że tu na 

pewno   chodzi   o   jego   fabrykę.   Wszyscy,   którzy   czytali   opowiadanie, 
domyślili   się   na   pewno,   że   rzecz   się   dzieje   na   Beierbrua.   Kulisy 
samobójstwa młodej robotnicy powinny zostać ujawnione. W opowiadaniu 
nie było mowy o tym, dlaczego dostała wymówienie. Majster domyślił się, 
o kogo chodzi, i chciał wyjaśnić, że medal ma dwie strony. Robotnica była 
krnąbrna, ciągle się spóźniała, była bezczelna i niegrzeczna. Twierdził, że 
miała zły wpływ na innych. Majster nie życzy sobie, by jakiś anonimowy 
autor krytykował warunki w jego fabryce. Chciał poznać nazwisko i adres 
autora.

Elise spojrzała na niego z przerażeniem.

background image

- I dowiedział się? Torkild pokręcił głową.
- Na razie nie, ale kierownictwo gazety poczuło się bardzo niezręcznie. 

Majster Paulsen cieszy się wielkim szacunkiem w mieście, na pewno nie 
chcą z nim zadzierać.

- Wielki Boże - jęknęła Elise. Pomyślała o Hildzie i o Jensine. Majster 

na pewno już jest na nie wściekły, a jak się dowie, że to siostra Hildy 
przystąpiła do ataku, nie złagodnieje. - Myślisz, że mu ulegną?

-  Nie   wiem.  Ale  chyba   nie   warto   posyłać  im  następnych   opowiadań 

krytycznych   wobec   kierownictwa   fabryki.   Zwłaszcza   jeśli   zamierzasz 
wrócić tam do pracy. .

- Nie mogę. Dowiedziałam się właśnie, że wyrzucili robotnicę, która 

wyszła za mąż. Nie chcą mężatek. - Poczuła, jak buzuje w niej gniew. - 
Jeśli nie będziemy mogli wyrazić swojego zdania, nic nie osiągniemy. Jak 
położymy   kres   niesprawiedliwościom,   jeśli   nikt   nie   odważy   się 
protestować?

- Nikt ci nie zabroni mówić, co myślisz, ale musisz być przygotowana 

na to, że nikt nie zechce cię słuchać. Że będą odrzucać twoje artykuły i że 
narazisz się na nieprzyjemności.

Elise   zagryzła   zęby.   Napiszę   książkę,   pomyślała.   Tam   opowiem   o 

Mathilde, o Othilie i o Hildzie. Będzie wspaniale, jeśli majster rozpozna 
swój portret. Ciekawe, czy będzie równie szanowanym człowiekiem, gdy 
wyjdzie na jaw, jak potraktował szesnastoletnią robotnicę.

W tej samej chwili zza węgła wyłoniła się Hilda.
- Usłyszałam, że przyszliście, i nastawiłam kawę.
- Ależ kochanie, musiałaś napalić w piecu w taki upał - uśmiechnęła się 

Anna.

- Nie tak często mamy tak miłych gości. Nie widziałam cię od wesela, 

Anno. Moje gratulacje.

Elise poszła do kuchni po kubki, mleko i cukier, a tymczasem Hilda 

zaczęła mówić o Jensine zatroskanym głosem. Potem Anna opowiadała o 
weselu i chorobie matki. Elise wzięła z kuchni dwa stołki - na jednym 
miała zamiar usiąść, a drugi postawić jako stół. Teraz będzie się bawić w 
towarzystwie   przyjaciół   i   na   chwilę   zapomni   o   przykrych   nowinach. 
Kupiła paczkę ciastek na niedzielny deser, ale postanowiła, że poczęstuje 
nimi Annę i Torkilda. Chłopcy nie widzieli ciastek i nie spodziewali się 
takiego luksusu.

To było naprawdę miłe niedzielne spotkanie pod nasłonecznioną ścianą. 

Torkild opowiadał zabawne historie s> klientach swojego sklepu, o tym, 
kto się wyprowadził i kto się wprowadził do poszczególnych domów przy 

background image

Maridalsveien, i wreszcie o tym, co się dzieje w kraju.

- Idzie nam coraz lepiej - powiedział. - Gospodarka norweska kwitnie. 

Transport   morski   zyskuje   na   znaczeniu,   statki   parowe   wypierają   stare 
żaglowce. Niedługo będziemy mieć własne linie oceaniczne. Wyobraźcie 
to sobie!

Anna i Elise słuchały z uwagą, ale Hilda ziewała.
- Nie mógłbyś raczej opowiedzieć jakiejś interesującej historii?
- Nie interesuje cię, jak ludzie podróżują do Ameryki? - roześmiała się 

Anna. 

- A przecież mamy dwóch wujów, którzy wyemigrowali do Ameryki - 

dodała Elise z uśmiechem.

- Naprawdę? - zdziwiła się Anna. - Nic o tym nie wiedziałam.
- Matka miała wielu braci. Trzej zmarli, a dwaj wyjechali do Ameryki. 

Od   tego   czasu   nie   miała   z   nimi   kontaktu,   a   to   było   jeszcze   przed   jej 
ślubem. Mało prawdopodobne, by jeszcze żyli.

- Dlaczego nie pisali listów do domu?
- Zerwali z matką, gdy wyszła za ojca. W jego żyłach płynęła cygańska 

krew, a oni nie mogli tego zaakceptować. Rzadko o tym mówimy, ale 
wiem, że na was mogę polegać. Pederowi dokuczają w szkole, nazywają 
go   Cyganem.   Któryś   z   rodziców   dowiedział   się   czegoś   na   temat 
pochodzenia ojca i powiedział o tym swojemu dziecku. Nikt nie docina 
Kristianowi, bo jest silniejszy i odważniejszy od Pedera. Wyżywają się na 
najsłabszym.

Anna była oburzona.
- Ale nieładnie. Biedny Peder, ma i tak dość problemów. Elise pokiwała 

głową.

- No właśnie. Zastanawiam się, co będzie teraz, gdy pójdzie do czwartej 

klasy.   Peder   ciągle   przynosi   uwagi,   że   źle   odrobił   lekcje.   To 
niesprawiedliwe, bo on się bardzo stara, ale nic z tego nie wynika.

- Nie mogłabyś porozmawiać z jego nauczycielem?
-  Próbowałam.  Wtedy, gdy  chłopcy   zagnali  go  na  brzeg  wodospadu. 

Nauczyciel   był   bardzo   niemiły   i   nie   zamierzał   w   żaden   sposób 
interweniować. Nikt nie chce słuchać kobiety. A już zwłaszcza starszej 
siostry.

Torkild się zamyślił.
- Nikt z rodziny nie próbował skontaktować się z braćmi twojej matki, 

którzy wyjechali do Ameryki?

Elise pokręciła głową.
- Nic mi o tym nie wiadomo. Matka miała ciotkę i wuja tu, w Kristianii. 

background image

Mieszkali   niedaleko   Stortorvet.   Myślę,   że   już   nie   żyją,   ale   byli 
zaprzyjaźnieni   z   rodziną,   która   mieszka   na   Pilestredet.  Tego   dnia,   gdy 
poszliśmy   do   miasta,   żeby   przywitać   Emanuela,   gdy   żołnierze   z 
Kongsvinger   maszerowali   ulicą   Karl   Johan,   poznaliśmy   bardzo   miłego 
pana. Peder nazywa go „dżentelmenem" - roześmiała się. - To ten, który 
przyniósł Pederowi kotka, gdy się dowiedział o historii ze szczeniakiem. 
Słyszeliście chyba o tym?

Anna i Torkild pokiwali głowami.
- Przyszedł kiedyś do nas w odwiedziny. Wtedy matka się zorientowała, 

że zna przyjaciół jej wuja i ciotki, ale więcej o tym nie rozmawialiśmy.

- Dlaczego go nie zapytasz? - zapaliła się Anna. - Może on coś wie? 

Może twoi wujowie żyją. Może się tam wzbogacili i tęsknią za starym 
krajem.

- Dawno by już próbowali odnaleźć matkę i napisali do niej - roześmiała 

się Elise.

- Może myślą, że ona nie żyje. Hilda zaraziła się zapałem Anny.
-   No   właśnie,   wyobraź   sobie,   że   pewnego   dnia   stają   w   naszych 

drzwiach. Z kieszeniami pełnymi dolarów.

Wszyscy zaczęli się śmiać.
-   Znam   rodzinę,   która   dostaje   paczki   z  Ameryki.   Otrzymali   trochę 

dziwnych ubrań, które są tak jaskrawe, że nikt nie ma odwagi wyjść w 
nich na ulicę.

- Ja bym miała odwagę. - Hilda się rozmarzyła. - Gdybym na przykład 

dostała taką suknię, jaką miała na sobie jedna z pań, które odwiedzały 
Paulsena;   fiołkową,   z   krezą,   z   marszczeniami   i   jedwabnymi   kwiatami. 
Paradowałabym  po   Maridalsveien   i  po   Karl  Johan,  uśmiechając  się   do 
wszystkich napotkanych mężczyzn.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
W tej samej chwili przez okno usłyszeli żałosny, cieniutki płacz. Hilda 

spojrzała na siostrę, podnosząc się z ławki. Śmiech ucichł, w jej oczach 
pojawił się strach.

- Nie wiem, co się z nią dzisiaj dzieje.
- Chyba musimy wezwać jutro lekarza. Jeśli nie będzie mógł przyjść, 

powinnaś ją zawieźć do gabinetu. Pożyczę ci wózek.

Hilda skinęła głową i pobiegła do środka. Anna i Torkild wstali.
- Dziękujemy za kawę i ciasteczka, Elise. Miło się z wami rozmawiało. - 

Torkild wyjął kopertę z wewnętrznej kieszeni. - Tu jest twój artykuł, ale 
bardzo cię proszę, nie poddawaj się. Redaktor napisał parę komentarzy na 
marginesie. Myślę, że się łatwo zorientujesz, iż problemem nie jest twój 

background image

styl, tylko społeczeństwo. Jeszcze nie nadszedł czas.

Pokiwała głową i wzięła kopertę. Gdy goście pójdą, schowa ją na samo 

dno szuflady i postara się o niej zapomnieć.

- Dziękuję za pomoc. Ty zrobiłeś swoje. Torkild zatrzymał się i spojrzał 

na nią.

- Chyba nie zamierzasz się poddać? Pokręciła głową.
-   Nie,   ale   muszę   nabrać   do   tego   dystansu.   Odprowadziła   ich   za   róg 

domu.

Nagle Anna się zatrzymała i obróciła w stronę Elise.
- Nie byłam pewna, czy powinnam o tym mówić, ale Agnes twierdzi, że 

widziała   cię   z   Emanuelem   w   poprzednią   sobotę.   Powiedziała,   że 
obejmowaliście   się   namiętnie,   ale   jakoś   trudno   mi   w   to   uwierzyć.   Po 
twarzy  Johana poznałam, że mu  się to nie podobało. Jest oburzony  na 
Emanuela i uważa, że nie powinnaś mu wybaczyć tego, co zrobił. Teraz 
Johan myśli, że między wami wszystko wróciło do normy. - Uśmiechnęła 
się ze smutkiem. - Johan ma ostatnio kłopoty.

Elise zmusiła się, by zadać pytanie, choć bardzo się bała odpowiedzi.
- Jest chory?
Anna pokręciła głową.
- Nie, ale obawiam się, że w końcu zachoruje przez Agnes. Zorientował 

się,   że   Agnes   znów   się   spotyka   ze   swoim   dawnym   narzeczonym.   Z 
Magnusem   Hansenem,   tym,   który   mieszkał   u   podnóża   wzgórza  Aker, 
pamiętasz go chyba. Johan podejrzewa nawet, że nie jest ojcem dziecka, 
którego spodziewa się Agnes. Matka usłyszała ich kłótnię i dlatego nie 
chciała już dłużej żyć, ale może oboje się pomylili. Może to tylko złośliwe 
plotki.

Elise   pokiwała   głową,   przypominając   sobie   kobiecą   postać,   która   w 

ostatnią  sobotę  zniknęła  w  bramie  domu  stojącego  u podnóża  wzgórza 
Aker. Teraz nie miała już wątpliwości, że to była Agnes.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Gdy Elise weszła do domku, usłyszała śpiew Hildy, pośpiesznie zajrzała 

więc,   zdumiona,   do   pokoju.   Hilda   leżała   zrozpaczona   na   materacu 
Kristiana z córeczką w ramionach i śpiewała żałosnym głosem:

Po kątach zimny wiatr buszuje
i nocą wdziera się do domu.
Dziewczynka chora popłakuje,
a twarz jej znaczy po kryjomu
rumieniec śmiertelnej gorączki.
A ojciec? W knajpie wciąż przesiaduje,
za nic ma dom swój i dziecka bolączki.
Żal ścisnął Elise za gardło.
- Nie powinnaś martwić się na zapas, Hildo. Doktor na pewno da jej 

jakieś lekarstwo. Musisz pobiec tam z samego rana. On jutro wcześnie 
otwiera.

Hilda obróciła zapłakaną twarz w stronę siostry.
- Czy ty nic nie widzisz, Elise? Musi się zdarzyć cud, żeby przeżyła do 

jutra.

Elise weszła po cichu do pokoju i pochyliła się nad dzieckiem. Gdy 

położyła   dłoń   na   jego   główce,   poczuła   tak   przejmując}'   chłód,   że 
krzyknęła przerażona:

- Oddycha jeszcze?!
- Bardzo słabo. Nie chce jeść, nie otwiera oczu. Nie mam pojęcia, czy 

wie, że ją trzymam na rękach.

- Zauważyłaś jakieś ślady na ciele, gdy ją przewijałaś? Jakąś wysypkę?
-   Zmieniłam   jej   pieluszkę   i   podkładkę,   owinęłam   na   nowo.   Nic   nie 

widziałam.   Tylko   tyle,   że   wygląda   jak   kościsty   ptaszek.   -   Hilda 
zaszlochała, łzy zaczęły płynąć po jej policzkach.

Elise usiadła na materacu i zaczęła ją głaskać po głowie.
- To straszne. Uczepiłam się nadziei, że wszystko będzie dobrze, ale 

martwiłam się przez cały czas. Może Jensine nie urodziła się po to, żeby 
żyć. Jeśli stanie się najgorsze, możesz się pocieszać, że nie doświadczy 
tylu cierpień. Dziewczynka, która nie ma ojca i która nigdy się nie dowie, 
kto jest jej ojcem, nie miałaby łatwego życia.

- Jak możesz tak mówić? - oburzyła się Hilda przez łzy. - Ty, która 

miałaś pijaka za ojca.

-   Tylko   ojciec   może   sprawić,   że   dziewczynka   poczuje   się   ważna. 

background image

Dziewczynka,   która   widzi   podziw   w   oczach   ojca,   zaczyna   wierzyć   w 
siebie. To daje siłę, by sprostać wszelkim przeciwnościom losu. Obie tego 
doświadczyłyśmy, zanim nasz ojciec zaczął pić. Jensine nigdy by tego nie 
doświadczyła. Pewnego dnia spotkasz mężczyznę, który da miłość tobie i 
twoim dzieciom. Wtedy twoje dzieci będą rosły szczęśliwie.

Hilda wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
-   Mówisz   tak,   jakby   Jensine   już   była   martwa   -   szlochała.   Elise   nie 

odpowiedziała. Wydawało jej się, że Jensine nie dożyje następnego ranka, 
głaskała więc tylko siostrę po głowie.

- Jesteś dzielna, Hildo. Zawsze byłaś dzielna. Postanowiłaś zatrzymać 

dziecko, choć musiałaś przeciwstawić się silniejszemu. Dałaś Jensine tyle 
miłości i troski, ile potrzebowała. Jeśli Bóg postanowił zabrać Jensine do 
siebie, musimy pogodzić się z Jego wolą.

- Nie wierzę w Boga! Nie wierzę, że istnieje niebo. Jeśli Bóg istnieje, to 

dlaczego na to wszystko pozwala? Dlaczego nie interweniuje? Dlaczego 
nie   ukarze   majstra   zamiast   mnie?   Słyszałam   przez   okno,   o   czym 
rozmawialiście. Majster zrobił awanturę z powodu twojego opowiadania. 
To on ma władzę, Elise. On i wszyscy ci dyrektorzy i właściciele fabryk. 
Nie Bóg.

Elise pokręciła głową.
- Nie wierzę w to. Bóg poddaje nas próbom, żebyśmy czerpali z nich 

naukę. Życie to szkoła. Każdy cios sprawia, że jesteśmy silniejsi i lepiej 
uzbrojeni, by znieść następny.

- Bzdury. Z każdym ciosem ciało jest coraz słabsze. Przypomnij sobie 

panią Thoresen. Pod koniec wyglądała jak żywy kościotrup. Przez ciosy, 
które wymierzyło jej życie. I nie opowiadaj mi, że dzięki nim zyskała siłę. 
Całe to gadanie o żalu, karze1 i przebaczeniu, o niebie i piekle wymyślili 
ludzie, żeby łatwiej było nami kierować, żebyśmy nie stanowili zagrożenia 
dla rządzących. Piekło, Elise, to życie tu, na ziemi. Nie dla tych z tamtej 
strony rzeki, ale dla nas.

Podniosła   się   z   materaca,   trzymając   Jensine   w   ramionach,   i   zaczęła 

chodzić tam i z powrotem po wąskim pasku wolnej podłogi.

Elise   pobiegła   do  kuchni,   żeby   przygotować   obiad.   Zamknęła   drzwi, 

żeby nie docierały tu promienie słońca, nie mogła na nie patrzeć.

Gdy Peder, Kristian i Evert wrócili do domu, życie całkiem uciekło z 

maleńkiej Jensine. Elise pobiegła po doktora. Na szczęście zastała go w 
domu.

Maleństwo leżało w kołysce, z bladą jak wosk twarzyczką, ubrane w 

najpiękniejsze   ubranko,   jakie   znalazła   Hilda.   Przygotowane   na   ostatnią 

background image

drogę.

Przyszedł pastor i podał każdemu rękę.
Chłopcy stali sztywno, jak ołowiane żołnierzyki, i śledzili wszystko, co 

się działo, szeroko otwartymi oczami. Prawda chyba jeszcze do nich nie 
dotarła. Ogarniała ich wciąż tylko ciekawość.

Wieczorem zjawiła się policja. Chcieli sprawdzić, czy śmierć nie ma 

jakiegoś   kryminalnego   podłoża.   Uśmiercanie   niemowląt   było   surowo 
karane.   Ale   po   wyjaśnieniach   Hildy   i   Elise   policjanci   zniknęli.   Nie 
stwierdzili nic podejrzanego.

Wkrótce   do   domku   zaczęli   przychodzić   goście.   Starzy   sąsiedzi, 

koleżanki   z   przędzalni,   Magda,   Anna   i   Torkild.   Wieść   rozniosła   się 
błyskawicznie,   pomyślała   Elise.   Wszyscy   przechodzili   koło   kołyski   z 
martwym dzieckiem i chwalili, że jest tak pięknie wystrojone na ostatnią 
drogę, i dawali jakąś zapomogę, w zależności od swoich możliwości. Elise 
wiedziała,   że   każdy   powinien   coś   dać,   jeśli   nie   chce   być   uznany   za 
dusigrosza.

Anna i Torkild byli porażeni rozpaczą.
-   Nic   nie   zauważyliśmy,   gdy   tu   byliśmy   przed   południem.   -  Anna 

musiała oczyścić nos. - Hilda opowiadała wprawdzie, że się o nią martwi, 
ale nie przyszło mi nawet do głowy, że sprawa jest tak poważna.

- My też tego nie wiedziałyśmy. To znaczy martwiłyśmy się o nią od 

samego początku, ale miałyśmy nadzieję, że da sobie radę. Proponowałam 
Hildzie, żeby jutro z samego rana poszła do doktora. Ale zaraz po waszym 
wyjściu   stan   Jensine   wyraźnie   się   pogorszył.   Nie   chciała   jeść,   leżała 
nieruchomo z zamkniętymi oczami. Oddychała jeszcze, ale była potwornie 
blada, a gdy położyłam dłoń na jej czole, poczułam chłód.

- Biedna Hilda, co z nią będzie? Jedno oddała, drugie straciła.
- Hilda jest młoda, może mieć jeszcze dużo dzieci. Mam tylko nadzieję, 

że najpierw znajdzie sobie męża. Niełatwo być panną z dzieckiem.

Dopiero   gdy   wszyscy   sobie   poszli,   gdy   udało   się   pozbyć   Petrike   i 

Hjalmara,   najbardziej   ciekawskich   ze   wszystkich   gości,   Elise   i   Hilda, 
całkiem wycieńczone, opadły na stołki w kuchni.

- Nie potrafię tego zrozumieć. - Hilda była bardzo blada, ale nie płakała. 

Wręcz przeciwnie, wydawała się nadzwyczaj spokojna. - Wszystko zdaje 
się takie nierzeczywiste, jakby to popołudnie było tylko złym snem.

Elise pokiwała głową.
- Ja też to tak odczuwam.
Peder przyszedł do kuchni. Oczy miał opuchnięte od płaczu.
- Dlaczego ona umarła, Elise?

background image

Elise przyciągnęła go do siebie i objęła ramionami.
- Bo Bóg postanowił zabrać ją do siebie, Peder.
- Myślisz, że mnie też zechce zabrać tak nagle?
- Nie, nie sądzę. Jensine była słaba od samego początku, obawiałyśmy 

się, że dolega jej coś poważnego.

Peder zaszlochał i otarł oczy rękawem.
-   Jakoś   tak   jest,   że   wszyscy   ludzie   wokół  mnie   odchodzą.   Najpierw 

ojciec,   potem   Braciszek,   potem   mama,   Hvalstad   i  Anne   Sofie,   potem 
Emanuel i teraz nasza siostrzyczka.

- Tylko ojciec i Jensine umarli. Reszta się po prostu wyprowadziła.
Tej samej nocy Hilda obudziła Elise, szturchając ją w ramię.
- Elise, obudź się. Elise zerwała się z łóżka.
- Co się stało?
- Nie słyszysz?
Elise   wsłuchała   się   w   nocną   ciszę.   Ale   rozpoznała   tylko   szum 

wodospadu.

- Nic nie słyszę.
- Słuchaj uważnie! - W głosie Hildy było przerażenie.
Elise znów zaczęła wytężać słuch, ale i tym razem rozpoznała tylko 

odgłosy wodospadu.

- Nie możesz mi powiedzieć, o co chodzi?
- To Jensine.
- Co ty mówisz? - Elise zesztywniała ze strachu. Czyżby Jensine wcale 

nie umarła, mimo że stwierdził to doktor i wszyscy sąsiedzi, który widzieli 
ją w kołysce?

- Słyszę ją wyraźnie. Płacze tak żałośnie.
- Przyśniło ci się to, Hildo. Fantazja płata ci figle. Przeżyłaś przecież 

straszny dzień i straciłaś to, co było ci najdroższe.

- Nie, Elise, to nie fantazja. Jestem całkiem przytomna i słyszę to od 

dawna.   Wyszłam   nawet   do   kuchni,   zapaliłam   kaganek,   żeby   się   jej 
przyjrzeć. Leży blada i nieruchoma, tak samo jak wczoraj, ale gdy tylko 
wracam do pokoju, zaczyna płakać.

Elise objęła siostrę i przytuliła mocno.
- Jensine nie żyje, Hildo. Musisz się z tym pogodzić. Takie już jest nasze 

życie. Wielu rodziców straciło troje, czworo, pięcioro dzieci. Są nawet 
tacy, którzy stracili wszystkie. Ale życie toczy się dalej, nie możemy go 
zawrócić.

Hilda   pokręciła   głową,   ale   nie   rozpłakała   się.   Była   zdumiewająco 

spokojna, tak jak poprzedniego wieczoru.

background image

- Myślisz, że tracę zmysły, że zwariowałam, ale tak nie jest. Wiem, co 

słyszałam. Ale wiem także, że Jensine nie żyje.

- W takim razie jak mogłaś słyszeć jej płacz?
- Płacze, bo chce wrócić do życia.
Elise z trudem przełknęła ślinę. Siostra była w dziwnym, granicznym 

stanie. Jak jej pomóc?

- Postaraj się trochę przespać. Będę czuwała i obudzę cię, gdy tylko 

usłyszę jej płacz. Potrzebujesz snu, żeby jakoś przetrwać nadchodzące dni.

- Ale mówiłaś, że jej nie słyszałaś.
- Może się nie postarałam. Teraz, gdy ty zaśniesz, a w domu będzie 

całkiem cicho, na pewno ją usłyszę.

Hilda   dała   się   jakoś  uspokoić   i  wkrótce   Elise   usłyszała   jej   miarowy 

oddech.

Elise zaś leżała i nasłuchiwała. Tłumaczyła sobie, że to tylko urojenia, 

ale nie mogła przestać.

Jensine umarła, lekarz to potwierdził, pastor i sąsiedzi widzieli to na 

własne   oczy.   Wierzyć,   że   wróciła   do   życia,   to   szaleństwo.   To   równie 
idiotyczne jak wiara w to, że się słyszy jej płacz, choć przeszła już na 
tamtą stronę.

Mimo to Elise leżała bezsennie, pełna napięcia, z nastawionymi uszami.
Ale nic nie usłyszała.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Odprowadzać   na   cmentarz   dziecko   to   coś   całkiem   innego   niż 

towarzyszyć w ostatniej drodze starej, chorej kobiecie albo mężczyźnie, 
który zapił się na śmierć, pomyślała Elise, stojąc nad maleńkim grobem na 
Nordre Gravlund, dwa tygodnie po pogrzebie pani Thoresen.

Tym razem także śpiewał Torkild, było tylko więcej kwiatów. Mnóstwo 

bukietów   polnych   kwiatów,   zielonych   liści,   kaczeńców   i   leśnych 
anemonów, jaskrów i dzwonków, było też trochę kwiatów ogrodowych, 
które Anna i Torkild kupili w kwiaciarni na Maridalsveien. Było sobotnie 
popołudnie, lekcje się już skończyły i wielu kolegów Pedera, Kristiana i 

background image

Everta przyszło na pogrzeb. Niektórzy przynieśli bukieciki w spoconych 
piąstkach.

Peder   przeżył   kilka   najlepszych   dni   w   szkole,   zewsząd   otaczało   go 

współczucie.   Dzieci   nie   całkiem   rozumiały   jego   ból   po   stracie   małej 
siostrzyczki, bo wielu z nich tego doświadczyło i nie reagowało w taki 
sposób,   ale   gdy   Peder   im   opowiadał   o   tragedii,   gdy   widzieli   jego 
zapłakaną twarz, rozumieli, że to była poważna sprawa. Tak w każdym 
razie tłumaczył to Kristian.

- Przecież Jensine nie była jego siostrą - zaprotestowała Elise.
- Wszystko jedno - powiedział Kristian spokojnie. - On ją traktował jak 

młodszą siostrę.

Hilda była zdumiewająco opanowana. Nie wspominała już o tym, że 

słyszała płacz Jensine, ale Elise budziła się każdej nocy i wydawało jej się, 
że słyszy coś dziwnego. Nie wspomniała o tym Hildzie, ale za każdym 
razem ogarniało ją przerażenie. Zdaje się, że to ja mam zszargane nerwy, 
powtarzała sobie.

Myślała, że Johan przyjdzie na pogrzeb, ale go nie zauważyła. Nic w 

tym zresztą dziwnego. Dzieci umierają codziennie, a on nawet nie widział 
Jensine. Może był oburzony tym, że Hilda znów miała dziecko z majstrem.

Elise czuła, że tęskni za nim. Czuła się lepiej i bezpieczniej, gdy Johan 

był blisko w burzliwych chwilach.

Przypomniała   sobie   słowa   Anny.   Johan   i   pani   Thoresen   wcale   nie 

wyciągnęli pochopnych wniosków. Jeśli Agnes naprawdę spotykała się z 
Magnusem Hansenem od dłuższego czasu, to wcale niewykluczone, że 
nosi w łonie właśnie jego dziecko. To musiał być straszny cios dla Johana, 
ale ona się nie zdziwiła. Znała przecież Agnes od dawna.

Można by zapytać, dlaczego Johan jej od razu nie wyrzucił z domu, ale 

Johan był inny niż wszyscy. Jeśli raz wziął na siebie odpowiedzialność, nie 
zwykł się wycofywać. Najprawdopodobniej nie mógł udowodnić Agnes 
niewierności, jeśli zaś żyli ze sobą jak mąż i żona, to nie można było mieć 
pewności. Będzie żył do końca w niewiedzy, chyba że dziecko wda się w 
ojca, tak jak Hugo.

Hilda   podeszła   do   siostry,   gdy   uroczystość   dobiegła   końca   i   goście 

zaczęli się rozchodzić.

- Zastanawiam się nad czymś, Elise. Czy sądzisz, że Jensine by żyła, 

gdybym oddała ją pani Paulsen?

Elise gwałtownie zaprzeczyła.
- Nie, to nie miało żadnego znaczenia. Jensine urodziła się bardzo słaba. 

To cud, że przeżyła tyle tygodni. Przeżyła tylko dzięki twojej trosce, dzięki 

background image

opiece, którą zapewnić może tylko matka.

Hilda nie dała się chyba przekonać.
- Po tamtej stronie rzeki nie umiera aż tyle dzieci co u nas.
-   Dlatego   że   tu   się   rodzi   więcej   dzieci.   Brakuje   za   to   jedzenia, 

mieszkania są zatłoczone, warunki higieniczne kiepskie. Dzieci zarażają 
się od starszego rodzeństwa, a przemęczone matki nie mają czasu, by się 
nimi porządnie zająć. Nikt nie opiekowałby się Jensine lepiej niż ty, Hildo. 
Miałaś dość pokarmu, miejsca u nas nie brakuje, żaden z chłopców nie 
chorował i jej niczym nie zaraził. Jensine nie urodziła się po to, żeby żyć, i 
nie ma sensu szukać innego wyjaśnienia. Niektóre dzieci rodzą się słabe, 
inne - silne. Nic na to nie poradzimy. U Paulsena jadłaś do syta i nie 
przepracowywałaś się bardziej niż inne służące. Wszystko wskazywało na 
to, że powijesz zdrowe i silne dziecko, ale los chciał inaczej.

Słowa   Elise   przyniosły   w   końcu   spokój   Hildzie,   która   westchnęła 

głęboko i powiedziała:

- W takim razie wrócę chyba do fabryki. Jeśli nadzorca się zgodzi.
Tydzień   później   służąca   pani   Paulsen   przyniosła   materiał   na   suknię. 

Elise przyjęła paczkę na schodach.

- Na kiedy suknia ma być gotowa? Dziewczyna pokręciła głową.
- Pani powiedziała, że nie ma pośpiechu.
Rozejrzała   się   ciekawie   dookoła,   najwyraźniej   nie   była   jeszcze   koło 

Beierbrua.

-   Czy   to   jest   przędzalnia?   -   zapytała,   wskazując   wielką   fabrykę   po 

drugiej stronie rzeki.

Elise   zauważyła,   że   dziewczyna   wysławia   się   poprawnie.   Nigdy 

wcześniej jej nie widziała.

- Tak, to przędzalnia Nedre Voien, zwana także przędzalnią Graaha. Ta 

druga fabryka to tkalnia, Hjula.

-   Czy   to   tutaj   ta   młoda   matka   rzuciła   się   do   wodospadu?   Elise   się 

zdziwiła.   Służąca   nie   mogła   chyba   wiedzieć,   że   to   Elsie   napisała   tę 
historię?

- Nie bardzo rozumiem.
- Pani Paulsen przeczytała mi na głos opowiadanie, które znalazła w 

gazecie.   O   młodej   matce,   która   straciła   pracę,   bo   się   ciągle   spóźniała. 
Rzuciła się z mostu, bo nie miała z czego żyć. Pani Paulsen rozgniewała 
się, bo jej zdaniem matka powinna myśleć o dzieciach. Teraz czeka je 
jeszcze gorsze życie. Powiedziała, że to egoizm.

Elise starała się ukryć przerażenie. Nie napisała przecież, że Mathilde 

straciła pracę z powodu spóźnień. Pani Paulsen musiała to usłyszeć od 

background image

majstra.

Czy właśnie tak ludzie interpretowali tę historię? Uważali Mathilde za 

złą matkę, ponieważ nie zdołała więcej znieść? Obwiniali Mathilde, a nie 
kierownictwo fabryki, które wyrzuciło ją z pracy, nie społeczeństwo, które 
skazywało młode matki na zarabianie na chleb na ulicy? W takim razie 
cała praca poszła na marne, lepiej by było, gdyby Elise nie napisała tego 
opowiadania.

- Ja... Ja nie czytałam gazety.
-   To   nie   było   dzisiaj.   Już   jakiś   czas   temu.  Ale   pewnie   pani   o   niej 

słyszała? Wszyscy mówią, że to prawda.

- Owszem, słyszałam - przytaknęła Elise. - Ale nie wiem, czemu straciła 

pracę. Znałam inną kobietę, którą wyrzucili, gdy się spóźniła, bo siedziała 
przy   łóżku   umierającego   dziecka.   Nie   nazwałabym   tego   egoizmem. 
Nazwałabym to wyzyskiem.

Służąca spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Wyzyskiem? Co to znaczy?
- To znaczy, że właściciele fabryk żądają zbyt wiele od robotników, bo 

sami chcą jak najwięcej zarabiać.

Służąca dziwnie na nią spojrzała i poszła sobie.
Elise stała przez chwilę i patrzyła za nią. Nowa służąca pani Paulsen nie 

jest  podobna  do   innych,   pomyślała.   Potem  weszła   do  kuchni,   położyła 
paczkę na stole kuchennym i otworzyła ją. Hilda poszła do sklepu, chłopcy 
byli   w   szkole.   Elise   mogła   więc   rozłożyć   tkaninę   na   stole   i   przypiąć 
wykrój szpilkami.

Z paczki wyślizgnęła się koperta. Czyżby pani Paulsen wysłała od razu 

pieniądze? Elise otworzyła kopertę ze zdumieniem.

W środku znalazła nie banknoty, ale krótki liścik.
Droga Pani Ringstad!
Wczoraj byłam na przyjęciu u państwa Carlsenów i zorientowałam się, 

że źle wszystko zrozumiałam. Bardzo przepraszam, jeśli powiedziałam coś 
niestosownego, gdy była Pani u mnie ostatnio. A więc to nie Pani, ale Pani 
mąż pokochał inną. Jego rodzice byli bardzo uradowani, bo urodził się 
chłopiec, który z czasem odziedziczy dwór, ale ja nie mogłam przestać 
myśleć o Pani. To przecież Pani syn miał być dziedzicem. Proszę dać mi 
znać, jeśli mogłabym zrobić coś dla Pani. Cieszy się Pani moją wielką 
sympatią.

Szczerze oddana Bénédicte Paulsen
Elise położyła list na kolanach i zapatrzyła się w okno. A więc Signe 

urodziła syna... Jak Ringstadowie  i Carlsenowie  mogą mówić,  że on z 

background image

czasem odziedziczy dwór? Jako dziecko urodzone poza małżeństwem nie 
będzie   miał   przecież   żadnych   praw   do   spadku,   wykształceni   ludzie 
powinni o tym wiedzieć.

Pokręciła głową z oburzeniem i zagryzła wargę. Sympatia pani Paulsen 

niewiele jej pomoże. Na pewno była jedyną znajomą Carlsenów, która w 
ten sposób interpretowała sytuację.

Elise rozgniewała się tak bardzo, że nie była w stanie pracować, musiała 

zaczerpnąć   trochę  świeżego  powietrza.  Wiatr  wiał od  zachodu,  uderzył 
więc  w  nią  smród  od  rzeki.   Z  ramionami  skrzyżowanymi na  piersiach 
maszerowała   wokół   domu,   gromiąc   w   myślach   wszystkich 
bezwzględnych, zajętych sobą, złych, choć eleganckich na pozór ludzi. 
Hugo nie potrzebuje żadnego spadku. Nie przyjąłby go, nawet gdyby go 
dostał. Elise zatroszczy się o to, by sam dał sobie radę w życiu. Zrobi tak, 
jak jej radził Torkild, napisze książkę. Książka wzbudzi zainteresowanie, 
wiele osób ją potępi, ale dzięki temu będzie się jeszcze lepiej sprzedawać. 
A Ringstadowie i Carlsenowie będą siedzieć i gapić się. Nigdy by im do 
głowy nie przyszło, że sprawy mogą się tak potoczyć. Że Elise może się 
wzbogacić na własną rękę.

Ta myśl jej pomogła. Wzięła głęboki oddech i zaczęła się uspokajać.
W   tej   samej   chwili   zauważyła   stadko   trznadli,   które   buszowały   w 

wysokiej   trawie,   wyglądały   jak   małe   elfy,   gdy   tak   fruwały   bezgłośnie. 
Elise   przystanęła,   żeby   na   nie   popatrzeć.   Wydawały   się   pełne   zapału, 
radosne   i   zadowolone,   gdy   nurkowały   w   zarośla   i   zdobywały   coś   do 
jedzenia, nie musząc walczyć ze sobą nawzajem.

Kochane   maleństwa,   pomyślała.   I   czemu   ja   się   denerwuję?   Dwór   w 

Ringstad nic  przecież dla  mnie nie  znaczy. Pieniądze też  się nie  liczą. 
Obyśmy mieli ich tyle, by jakoś sobie poradzić, obyśmy byli zdrowi, a 
będę zadowolona. Liczy się tylko to, że mamy dach nad głową i siebie 
nawzajem. Jeśli Emanuel i jego rodzice prowadzą taką haniebną grę, sami 
sobie szkodzą najbardziej. Emanuel wcale nie wyglądał na szczęśliwego 
człowieka, człowiek nie jest szczęśliwy, gdy rani innych.

Zza węgła wyłoniła się malutka główka.
- Larsine?  - Elise z uśmiechem wyszła jej na spotkanie. - Jesteś już 

zdrowa?

Larsine pokiwała głową z zadowoleniem
- Mama się pyta, czy mogę tu pobyć.
- Oczywiście, że możesz. Ale trochę się rozczarujesz, bo Anne Sofie już 

z nami nie mieszka. Pomyśleć, że chorowałaś przez całą zimę. Zostawałaś 
sama w domu, gdy mama wychodziła do pracy?

background image

Larsine przytaknęła.
-   Nie   mogłam   nigdzie   wychodzić.   Myśleli,   że   mam   suchoty.   Już 

urodziłaś, Elise?

Elise pokiwała głową i uśmiechnęła się.
-  Tak,   dużego,   pięknego   chłopca,   który   ma   na   imię   Hugo.   Niedługo 

skończy pół roku, niedawno wyrósł mu pierwszy ząbek. Przez cały dzień 
się śmieje.

- Będę mogła się z nim pobawić?
-   Będziesz   mogła   się   nim   opiekować   przez   cały   dzień,   jeśli   tylko 

zechcesz, ale on zazwyczaj śpi trochę przed południem i po południu.

- Ja też śpię przed południem.
-   Chodź.   -   Elise   wzięła   małą   za   rękę.   -   Wejdziemy   do   środka   i 

sprawdzimy, czy Hugo śpi.

Hugo nie spał, gaworzył i wymachiwał nóżkami, powtarzał „da-da" i 

wyglądał na bardzo zadowolonego z tego, że odzyskał swoją kołyskę.

Elise   przez   moment   czuła   dziwny   ból   w   piersiach,   bo   nie   potrafiła 

uwolnić   się   od   zatrzymanego   w   pamięci   obrazu   martwej   dziewczynki, 
która leżała w tej kołysce od chwili śmierci aż do swej ostatniej drogi na 
Nordre   Gravlund   w   trumience   najmniejszej   z   tych,   jakie   Elise 
kiedykolwiek widziała.

Pochyliła się i musnęła policzek synka.
- Czy nie jest już duży i śliczny?
Larsine stała koło kołyski z uroczystą miną i patrzyła na niemowlę.
-   Ma   loczki   -   powiedziała,   chwytając   się   za   swoje   rzadkie,   gładkie 

włoski z wyraźną zazdrością. - Pomalowałaś mu je?

- Czy pomalowałam? - roześmiała się Elise.
- Służąca doktora tak robi. Ale nie maluje włosów na czerwono.
To ubodło Elise. Znowu to samo, pomyślała, wzdychając w duchu.
- Jesteś głodna, Larsine? Masz ochotę na kromkę z masłem?
- A stać cię na to, Elise?
- Tak, stać mnie na to - uśmiechnęła się Elise.
Elise zdążyła właśnie rozłożyć wszystkie części wykroju na materiale, 

przypiąć je szpilkami i rozpocząć krojenie, gdy usłyszała nadbiegających 
chłopców.   Jakiś   dźwięk   przykuł   jej   uwagę,   zaczęła   więc   nasłuchiwać. 
Czyżby któryś z nich płakał?

Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i do kuchni wpadł Kristian z 

Evertem.

Elise coś niepokojąco ścisnęło w piersiach.
- Gdzie jest Peder?

background image

- Siedzi na dworze. - Kristian rzucił jej dziwne spojrzenie.
- Coś się stało?
Przytaknął. Evert stał cicho ze spuszczoną głową.
- Ktoś mu znowu dokuczał? Kristian pokręcił głową.
- Jeszcze gorzej.
- Jeszcze gorzej? Co takiego? Mów.
Kristian wił się i zerkał na Everta, jakby prosił go o pomoc.
- Coś najgorszego.
Elise pobiegła do drzwi. Oczami wyobraźni ujrzała Pedera broczącego 

krwią, niezdolnego ruszyć się z miejsca o własnych siłach.

- To nie to, co myślisz! - zawołał Kristian. - Nikt go nie wepchnął do 

wodospadu i nie zrobił mu krzywdy.

Elise, zdenerwowana, obróciła do niego twarz.
- Powiedz wreszcie.
- Nie zdał egzaminu.
Elise   zamarła   bez   słowa.   Czuła,   jak   krew   jej   odpływa   z   twarzy,   jak 

oblewa ją fala chłodu.

- Nie zdał? - szepnęła. Przypomniała sobie jak przez mgłę fragmenty 

rozmowy   Emanuela   i   Carla   Wilhelma   o   szkole   specjalnej.   Wyobraziła 
sobie wielką salę pełną rozwydrzonych chłopców, którzy dokuczają sobie 
nawzajem   i   nikt   dorosły   nie   interweniuje.   Na   jednym   z   łóżek   siedział 
Peder   z   zaczerwienionymi   oczami.   Łzy   spływały   mu   po   policzkach   i 
błagał ją, by mógł wrócić do domu.

W następnej chwili przepełniła ją niepohamowana wściekłość. Peder nie 

jest upośledzony. Nie jest też głupi. Coś sprawia, że nie może nauczyć się 
czytać. Gdyby nauczyciel mu pomógł, na pew no by się wreszcie nauczył. 
Radzi sobie przecież z rachunkami, nie umiałby liczyć, gdyby miał jakiś 
feler.

Otworzyła drzwi i wybiegła na dwór.
Na stołku siedział skulony mały chłopiec, chowając głowę i twarz w 

ramionach. Jego chudziutkie ramionka trzęsły się rozpaczliwie.

Usiadła   koło   niego,   chciała   go   przytulić,   ale   się   odsunął.   Elise 

zrozumiała, że Peder dziś nie jest w stanie znieść nawet współczucia.

-   Porozmawiam   z   twoim   nauczycielem,   Peder.   -   Starała   się   mówić 

spokojnym głosem. - Opowiem mu, jak bardzo mi pomagasz w domu i jak 
ciężko pracujesz popołudniami po szkole.

Pokręcił głową, nie podnosząc wzroku.
- Myślisz, że to go obchodzi? Inni chłopcy też pracują, ale odrabiają 

lekcje.

background image

W tej samej chwili Elise spostrzegła Hildę, która wracała właśnie przez 

most z fabryki, dokąd poszła zapytać o pracę. Elise czuła na sobie jej 
pytające spojrzenie, Hilda zauważyła Pedera i domyśliła się, że stało się 
coś złego.

Gdy tylko do nich podeszła, Elise wyjaśniła jej, co zaszło.
Hilda poczerwieniała ze złości.
- Nauczyciel postąpił paskudnie. Nie musisz nigdzie iść, Elise. Ja to 

zrobię, ja. Widziałam, jak Peder ślęczy nad lekcjami co wieczór, i wiem, 
że stara się, jak umie. Wtedy gdy mi mówiłaś, że dostał po łapach za to, że 
źle odrobił lekcje, chciałam iść do szkoły, ale nie mogłam. Teraz mam 
mnóstwo   czasu.   Nadzorca   nie   ma   dla   mnie   pracy.   Jestem   pewna,   że 
zawdzięczam to majstrowi. Na pewno wścieka się na mnie i obwinia mnie 
o śmierć Jensine. Na pewno uważa, że nie doszłoby do tego, gdybym ją 
oddała jego siostrzeńcowi.

Elise spojrzała na nią z przerażeniem.
- Nie może cię przecież karać w ten sposób.
- Nie może? Czy jest coś, na co majster nie może sobie pozwolić? - 

Kucnęła   przed   Pederem.   -   Nie   płacz,   Peder.   Porozmawiam   z   twoim 
nauczycielem. Powiem mu, co sądzę o takim traktowaniu dzieci, i zagrożę, 
że pójdę z tym do gazety. Niech tylko spróbuje. Jeśli mnie nie posłucha, 
wybiorę się na policję, tak mu powiem.

Peder podniósł opuchniętą od płaczu buzię.
- Odważysz się, Hildo?
- A jak myślisz? Już się na to cieszę, wypomnę mu wszystko, co się 

uzbierało. Zaczekaj, to zobaczysz. - Podniosła się. - Idę od razu. - Obróciła 
się na pięcie i już jej nie było.

Elise chciała ją zatrzymać, poprosić, żeby się uspokoiła, zanim pójdzie. 

Nic   się   nie   da   osiągnąć,   ubliżając   ludziom,   można   tego   tylko   gorzko 
pożałować. Nauczyciel mógłby zacząć traktować Pedera jeszcze gorzej.

Ale nic nie powiedziała. Tym razem miała wątpliwości, czy milczenie 

jest najlepszym rozwiązaniem. Poza tym zaczęły się wakacje i zanim znów 
zaczną się lekcje, nauczyciel zdąży o wszystkim zapomnieć.

Peder spojrzał na siostrę.
- Hilda to jest odważna.
- Tak, Hilda jest odważna - przytaknęła Elise. - Mam tylko nadzieję, że 

nie powie czegoś, czego będzie później żałować. Chodź, Peder, pójdziemy 
na obiad. Musisz coś zjeść, zanim znów wyjdziesz. A poza tym przyszła 
do nas Larsine - dodała pogodnym tonem.

Peder otarł zapłakane oczy i zapomniał na chwilę o swoim nieszczęściu.

background image

- Będzie tu przychodzić codziennie, jak przedtem?
-  Tak,   już   wyzdrowiała.   Biedactwo,   tyle   miesięcy   spędziła   w   łóżku, 

całkiem sama, gdy Kiełbaska szła do pracy.

- Biedactwo. - W oczach Pedera było współczucie.
Dobrze mu  robi świadomość, że inni mają swoje kłopoty, pomyślała 

Elise.

- No widzisz, Peder. Ludzie, którzy znikają, czasem się znów pojawiają. 

Tylko ojciec i Jensine odeszli na zawsze, ale nie całkiem. Bo przecież żyją 
wciąż w naszych myślach. Kto wie, może ich jeszcze spotkamy?

- A co z Emanuelem, Elise? On też się nagle pojawi? Elise wolała na 

niego nie patrzeć.

- Na pewno.
- Pingelen i Gwóźdź mówią, że on się od nas wyprowadził i ożenił się z 

inną.

Elise poczerwieniała z gniewu.
- To nieprawda.
- To czemu go nie ma?
- Bo jego rodzice chcieli, żeby wrócił do domu.
- Mówiłaś, że pojechał szukać pracy.
- To także. We dworze.
-   Oszukujesz.   -   Rzucił   jej   wyzywające   spojrzenie.   -   Cały   czas 

oszukiwałaś.  Wyjechał,   bo   się   zakochał   w   Signe   i   dlatego,   że   nie   jest 
ojcem Hugo. Pieprzyłaś się z innym, tak mówi Gwóźdź.

Elise poczuła wielki ból w sercu. Dlaczego nie powiedziała chłopcom 

prawdy,   zanim   dowiedzieli   się   wszystkiego   od   innych?   Ciągle   to 
odkładała,   szukała   kolejnych   pretekstów,   by   uniknąć   nieprzyjemnej 
rozmowy.

- Chodź ze mną do sypialni, Peder. Chcę z tobą porozmawiać.
- Nie mam czasu. Muszę iść do Larsine.
- Zrobisz to później. Zdążysz.
Pokręcił   głową   i   ruszył   w   stronę   drzwi   do   pokoju,   jakby   nie   miał 

zamiaru jej słuchać.

-   Peder   -   powiedziała   głosem   ostrzejszym   niż   zwykle.   Nie   spojrzał 

nawet na nią, sięgając do klamki. Dogoniła go, chwyciła i potrząsnęła.

- Nie słyszysz, co do ciebie mówię? Próbował się wyrwać.
-   Nie   masz   prawa   na   mnie   krzyczeć,   jesteś   dziwką.   Elise   z   trudem 

złapała oddech i wymierzyła mu policzek. Peder złapał się za policzek i 
patrzył na nią z niedowierzaniem.

Uderzyła go po raz pierwszy. Dostawał po uszach od matki, od ojca, od 

background image

nauczyciela, ale nigdy od niej. Ogarnął ją wstyd i żal.

- Nie chciałam, Peder. - Spojrzała na niego z rozpaczą. - Ale nie wolno 

ci nigdy tak mówić. To prawda, że Hugo nie jest synem Emanuela, ale to 
Emanuel chciał, żeby wszyscy w to wierzyli. Współczuł mi bardzo, gdy 
przytrafiło mi się coś strasznego.

Evert   i   Kristian   siedzieli   w   milczeniu   i   z   przerażeniem   śledzili   całą 

scenę. Teraz niespodziewanie odezwał się Evert:

- Wiemy. To przez tego drania, co ci odebrał dziewictwo. Przez tego 

łajdaka - dodał z oburzeniem w głosie.

Elise zadrżała. Czy Evert wszystko rozumiał? Miał przecież dziewięć 

lat, gdy to się zdarzyło. Tak to już jest. Dzieci po tej stronie rzeki wiedzą 
więcej, niż powinny. Postanowiła, że będzie szczera.

- To prawda, Evert. Emanuel był bardzo dobry i ożenił się ze mną, żeby 

Hugo mógł nosić jego nazwisko i żeby wszyscy uważali, że to Emanuel 
jest jego ojcem. Ale ktoś się dowiedział o naszej tajemnicy. Nie chcieliśmy 
nic złego, gdy was okłamywaliśmy, myśleliśmy, że tak będzie najlepiej dla 
wszystkich.

Peder nic nie powiedział, stał przez  chwilę  ze skamieniałą  twarzą, a 

potem wszedł do salonu i cicho zamknął za sobą drzwi.

Elise   śledziła   go   wzrokiem,   choć   serce   jej   się   krajało.   I   to   właśnie 

dzisiaj. Po raz pierwszy odwrócił się od niej, gdy miał jakiś kłopot. Czy jej 
jeszcze kiedyś zaufa?

Podała obiad i miała nadzieję, że Peder przyjdzie, gdy chłopcy zaczną 

jeść, ale nie przyszedł. Dopiero gdy otworzyła drzwi i powiedziała, że 
musi   się   pośpieszyć,   wziął   czapkę   i   wybiegł,   nie   patrząc   na   nią,   nie 
mówiąc „do widzenia".

Gdzie się podziała Hilda? - zastanawiała się Elise, gdy została sama. Nie 

rozmawia chyba z nauczycielem tak długo?

Wyjęła znów tkaninę, wykrój i szpilki i zabrała się do pracy. Myślała o 

Pederze.   Za   dużo   na   niego   spadło.   Najpierw   Pingelen   i   Gwóźdź 
zaszokowali go, opowiadając prawdę o Hugo, potem nie zdał egzaminu i 
dowiedział się, że będzie powtarzał trzecią klasę. W rozpaczy zwrócił się 
przeciwko niej, wiedząc, że ona kocha go najbardziej i że ją najbardziej 
dotknie swoim zachowaniem.

Dziwne, że Hilda tak długo nie wraca. Nauczyciel chyba nic jej nie 

zrobił?

Podeszła do okna i spojrzała w stronę szkoły. Na drodze nie było widać 

nikogo. Peder i Evert są już pewnie w szkole, ale na pewno nie spotkali 
Hildy. Poszli prosto do pracy, do piwnicy.

background image

A jeśli nauczyciel wściekł się z powodu interwencji Hildy i zemści się 

na   Pederze?   Hilda   ma   gwałtowny   temperament.   Jeśli   jest   bardzo 
wzburzona, przestaje panować nad sobą.

Dlaczego pozwoliłam jej iść? Powinnam zatrzymać ją w domu, żeby się 

uspokoiła.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Hilda pojawiła się dopiero wtedy, gdy chłopcy wrócili z pracy. Elise 

była wówczas już tak zdenerwowana, że musiała przerwać szycie. Petrike i 
Hjalmar   wrócili   do   domu   przed   przeszło   godziną.   Petrike   zamęczała 
wszystkich swoim gadaniem do tego stopnia, że Elise pod byle pretekstem 
wychodziła z domu, by uniknąć jej towarzystwa.

Teraz znów wybiegła, żeby się dowiedzieć, jak poszło siostrze.
Ku   swemu   zdumieniu   ujrzała   uśmiech   na   twarzy   Hildy.   Stanęła   i   w 

napięciu czekała na siostrę.

- Jak poszło?
- Dobrze. - Hilda zrobiła tajemniczą minę.
- Dobrze? Pytam, jak poszło z nauczycielem?
- Przecież mówię, że dobrze.
- Długo cię nie było. Hilda pokiwała głową.
-   Mieliśmy   wiele   tematów   do   omówienia.  A  poza   tym  on   zamierzał 

właśnie wypić kawę i mnie też poczęstował.

Elise otworzyła usta ze zdumienia.
- Nie rób takiej przerażonej miny. Peder nie ucierpi przecież na tym, że 

poznałam jego nauczyciela. Wręcz przeciwnie.

Elise pokręciła głową, całkiem skonfundowana.
- Co to znaczy „poznałam"?
- Musisz znać szczegóły? Czy nie wystarczy ci wiadomość, że miło nam 

się rozmawiało?

- Miło wam się rozmawiało? Ty, która zamierzałaś wyżyć się na nim, 

wyładować na nim cały gniew? Poszłaś do szkoły, żeby pomówić z nim o 
Pederze, a nie na miłą rozmowę.

- Rozmawialiśmy o Pederze - uśmiechnęła się Hilda. - Obiecał, że zajrzy 

tu któregoś dnia i z tobą także porozmawia. Może będzie dawał Pederowi 
prywatne lekcje.

- Prywatne lekcje? Boże drogi, czy ty wiesz, ile to kosztuje?
-   Nie   mówiłam   przecież,   że   będziesz   musiała   za   to   płacić.   Elise 

pokręciła głową.

- Nic nie rozumiem. Żaden nauczyciel nie udziela prywatnych lekcji za 

background image

darmo.

- Myślę, że Reidar Jensen to zrobi - roześmiała się Hilda. - Czy Peder ci 

nie   powiedział,   że   mają   młodego   nauczyciela,   który   będzie   zastępował 
poprzedniego przez cały następny rok szkolny?

- Peder nie zdał egzaminu, nie pójdzie do następnej klasy.
-   Pójdzie,   jeśli   się   nauczy   czytać   w   czasie   wakacji.   Elise   stała 

nieruchomo, wpatrzona w Hildę.

- Nauczyciel tak powiedział czy chcesz mnie tylko pocieszyć?
- Tak powiedział. - Hilda znów się uśmiechnęła. - Szkoda, że nie widzisz 

swojej miny. Wyglądasz jak żywy znak zapytania.

- Czy jest w tym coś dziwnego? Mówisz tak zagadkowo.
Hilda   się   uśmiechnęła.   Elise   nie   mogła   sobie   przypomnieć,   kiedy 

ostatnio  widziała  ją  tak pogodną. W  tej  samej  chwili  stanęło  jej  przed 
oczami   martwe   dziecko   w   ramionach   siostry.   Tb   było   zaledwie   dwa 
tygodnie temu. A teraz Hilda stoi tu uśmiechnięta i opowiada o młodym 
nauczycielu Pedera.

Hilda przejrzała chyba jej myśli.
-  Wiedział,   że   niedawno   straciłam  dziecko.   Evert  i   Peder  mu   o   tym 

opowiedzieli. Najpierw złożył mi kondolencje i widziałam w jego oczach, 
że   mu   naprawdę   przykro   z   tego   powodu.   Potem   powiedział,   że   przed 
rokiem sam stracił małą siostrzyczkę. A po chwili rozmawialiśmy już tak, 
jakbyśmy się znali całe życie. Opowiedziałam mu nawet o majstrze i o 
Braciszku.

Elise zakryła usta dłonią, patrząc na siostrę z przerażeniem.
- Opowiedziałaś mu o majstrze i o Braciszku? Że miałaś z majstrem 

dwoje dzieci, choć nie byłaś jego żoną?

Hilda pokiwała głową.
-   Powiedziałam,   że   nie   mogłam   znieść   życia   w   fabryce   i   w 

Andersengarden,   więc   gdy   Paulsen   zaproponował   mi   lepsze   życie, 
skorzystałam z szansy. Powiedziałam, że wydawało mi się, iż to poważna 
propozycja. Reidar Jensen był wstrząśnięty. Uważa, że powinnam pójść na 
policję.

- To znaczy, że niewiele wie o życiu robotników.
- Niewiele. Mieszka po tamtej stronie rzeki. Niedaleko Bisletlokkene, 

tam gdzie mają zbudować boisko.

Jego rodzice są na pewno dobrze sytuowani i raczej nie ucieszą się, że 

ich   syn   zainteresował   się   dziewczyną,   która   urodziła   dwoje 
pozamałżeńskich dzieci, pomyślała Elise. Ale tego nie powiedziała.

- Co mówił na temat Pedera?

background image

- Powiedział, że Peder za mało się uczył, czasami w ogóle, ale na pewno 

da sobie radę, jeśli mu ktoś pomoże.

Elise prychnęła.
- Peder zawsze odrabiał lekcje, a ja mu pomagałam, jeśli mnie o to 

prosił.

Hilda rzuciła siostrze gniewne spojrzenie.
-   Myślałam,   że   się   ucieszysz,   że   rozmawiałam   z   nauczycielem   i 

załatwiłam, że Peder najprawdopodobniej dostanie promocję do następnej 
klasy.

- Oczywiście, że się cieszę, Hildo - przytaknęła Elise.
Dwa dni później Reidar Jensen złożył im wizytę. Chłopcy skończyli już 

pracę, ale trzymali się z dala od domu, gdy się dowiedzieli, że nauczyciel 
ma ich odwiedzić.

-   Po   co   on   tu   przychodzi?   -  Peder  spojrzał  na   siostrę   pytająco,   nim 

zniknął. Znów zachowywał się tak jak dawniej. Nie rozmawiali więcej o 
Hugo, o Emanuelu i o tym, co Pedera tak wzburzyło. Najprawdopodobniej 
Peder coś zrozumiał.

-  Żeby   porozmawiać   ze   mną   i  z  Hildą.   Może   jednak   przejdziesz   do 

następnej klasy.

Oczy mu się zaświeciły.
- Czy Hilda dała mu w kość?
- Nie - uśmiechnęła się Elise. - Ale poważnie z nim porozmawiała. Hilda 

potrafi być surowa, wiesz chyba o tym. Ciekawe, czy nauczyciel się nie 
zdenerwował.

Pogoda była piękna, świeciło słońce, wiatr wiał w korzystny sposób. 

Siostry wyniosły na dwór kuchenny stół i postawiły go przed ławką. Elise 
położyła na nim niewielką białą serwetkę i trzy talerzyki, które zostawił 
Emanuel.   Może   były   niewiele   warte,   a   może   o   nich   zapomniał.   Hilda 
zerwała   trochę   polnych   kwiatów   i   wstawiła   je   do   kubka.   Miała 
zaczerwienione policzki i błyszczące, pełne nadziei oczy. Chyba naprawdę 
jej się spodobał, pomyślała Elise.

Elise też była pełna oczekiwań.
Reidar Jensen pojawił się, gdy kończyły przygotowywać kawę. Hilda 

miała   rację,   był   młodym,   przystojnym   mężczyzną.   Uprzejmy,   dobrze 
wychowany, schludny, w białej koszuli, ciemnych spodniach, marynarce i 
kamizelce. Całkiem inny niż większość młodych mężczyzn w tej okolicy. 
Miał nawet złoty zegarek na łańcuszku w kieszonce kamizelki.

- A więc to jest najstarsza siostra Pedera, która zastępuje mu matkę - 

powiedział, witając się z nią uprzejmie. - Peder dużo o pani opowiadał. 

background image

Pracuję z tą klasą od niedawna i jeszcze nie zdążyłem poznać wszystkich 
uczniów, ale wiem, że Peder pochodzi z dobrego domu. Nie o wszystkich 
to można powiedzieć - uśmiechnął się.

- Matka zapadła na suchoty i chorowała całą zimę w ubiegłym roku. Pod 

koniec   zimy   leżała   w   sanatorium   w   Grefsen.  A  ja   jako   najstarsza   z 
rodzeństwa przejęłam odpowiedzialność.

Spojrzał na nią z zainteresowaniem.
- Wasz ojciec zmarł w ubiegłym roku, prawda? Eise zastanawiała się, co 

wie Reidar Jensen.

- Wpadł do rzeki i utopił się.
Nauczyciel pokiwał głową, jakby już o tym słyszał. I nie tylko o tym.
- Na szczęście matka poznała miłego i dobrego człowieka. Pobrali się, 

gdy minął rok żałoby, i przeprowadzili się na Wzgórze Świętego Jana. Jej 
nowy mąż jest wdowcem, ma córeczkę. Matka jest jeszcze za słaba, by 
zajmować   się   więcej   niż   jednym   dzieckiem.   Dlatego   Peder   i   Kristian 
zostali u mnie.

-   No   i   zaopiekowała   się   pani   jeszcze   Evertem.   -   Rzucił   jej   ciepłe 

spojrzenie.

- A potem mną - dodała Hilda zaczepnie. Wszyscy się roześmiali.
-   Proszę   mi   opowiedzieć   coś   o   tej   okolicy,   pani   Ringstad.   Nigdy 

przedtem tu nie byłem, objąłem tę posadę, bo nie było żadnej innej wolnej.

- O czym mam panu opowiedzieć? O ludziach czy o fabrykach?
- O wszystkim. - Zatoczył ręką koło. - Wszystko tu jest całkiem inne niż 

to, do czego jestem przyzwyczajony. Ludzie inaczej mówią, inaczej się 
zachowują, inaczej się ubierają i inaczej chodzą.

Elise   pomyślała,   że   to   samo   mogłaby   powiedzieć   o   ludziach   z 

Lakkegata. Może tak już jest, gdy człowiek znajdzie się w obcym miejscu.

- Torshov, Bjolsen, Äsen i Sandaker to nazwy dworów o bardzo długiej 

tradycji   -   zaczęła.   -   Iladalen   została   tak   nazwana   po   powodzi,   jaka 
nawiedziła   dolinę,   a   Sagene   nazwano   tak   z   powodu   tartaków,   które 
działały na brzegach rzeki.

Reidar Jensen uśmiechnął się.
- Pani na pewno odrabiała lekcje, pani Ringstad.
- A nie wszyscy odrabiają? - Spojrzała na niego buńczucznie.
-   Powinna   pani   przyjść   na   moją   lekcję,   żeby   zobaczyć,   jak   leniwi 

potrafią być uczniowie. Niektórym zdarza się nawet zasnąć na lekcjach.

- Może to są dzieci, które pracują późno wieczorem?
- Może, ale powinny wiedzieć, że szkoła jest najważniejsza.
- To nie dzieci decydują o tym, czy pracują, czy nie. Najczęściej rodzice 

background image

od nich tego oczekują, żeby jakoś związać koniec z końcem.

- W tej okolicy pije się za wiele alkoholu. Elise skinęła głową.
- Wiele osób wpada w alkoholizm, zanim zdąży dorosnąć. Moczą chleb 

w alkoholu,  żeby  się  rozgrzać.  Mieszkania  są  w fatalnym stanie,  mało 
kogo stać na to, by palić w piecu tyle, ile trzeba.

Hilda spojrzała na nią z irytacją.
Elise zrozumiała jej spojrzenie: czy naprawdę muszą o tym rozmawiać 

podczas jego pierwszej wizyty? Zmusiła się do uśmiechu.

- Porozmawiamy  o polityce innym razem, panie Jensen. Taki piękny 

letni   wieczór   to   nie   najwłaściwszy   moment,   żeby   się   denerwować 
wszystkimi problemami społecznymi.

- Zgadzam się z tym, pani Ringstad. Miło się chyba mieszka nad rzeką, 

gdzie słychać szum wodospadu. To zapewne uspokaja i usypia. Mam coraz 
większą ochotę zamieszkać w takim małym drewnianym domku, jakich 
pełno w tej okolicy.

- Jest ich dużo także na Sandakerveien i na Maridalsveien.
- Słyszałem od kogoś o Brochmannshaugen. Co to właściwie jest?
- To  dwór Voienvolden   na  Maridalsveien.   Jest  bardzo  stary,  chyba  z 

początku   osiemnastego   wieku.   Od   trzech   pokoleń   należy   do   rodziny 
Udnass.

Jensen rozejrzał się dokoła.
-   Nie   pozwalacie   chyba   dzieciom   kąpać   się   w   rzece   tak   blisko 

wodospadu?

- Nikt nie ma ochoty się tu kąpać. Woda jest bardzo brudna, wszystkie 

fabryki   ją   zanieczyszczają.   Kiedy   wiatr   wieje   w   naszą   stronę,   musimy 
zamykać okna i drzwi, żeby uchronić się przed smrodem.

Hilda znów posłała siostrze ostrzegawcze spojrzenie. Elise postanowiła, 

że już nic nie powie.

- Niech pan opowie  coś o sobie, panie  Jensen - zasugerowała Hilda 

zalotnym tonem.

Roześmiał się cicho.
-  Cóż  mam  powiedzieć?   Mieszkam  z   rodzicami   i  młodszą   siostrą   w 

dużym mieszkaniu na Josefinesgata. W zasadzie nie zamierzałem zostać 
nauczycielem, ale gdy zdałem maturę, miałem dość nauki i postanowiłem 
poczekać rok. Najprawdopodobniej zacznę studia od przyszłej jesieni.

- Co pan będzie studiował?
- Chyba medycynę.
-   To   bardzo   interesujący   zawód,   ale   czy   to   nie   jest   niebezpieczne 

przyjmować ciągle ludzi, którzy chorują na zakaźne choroby?

background image

- Trzeba często myć ręce.
Jensen spojrzał na Hildę. Uśmiechnął się. Ona jemu też chyba wpadła w 

oko.

Elise podniosła się.
- Bardzo przepraszam, ale muszę wejść do domu i przewinąć Hugo.
Skoro Hilda nie miała żadnej przyzwoitki wtedy, gdy tego naprawdę 

potrzebowała, nie ma żadnego sensu jej teraz asystować.

Gdy przewijała synka, poiła go kaszką i wreszcie siadła na brzegu łóżka, 

żeby podać mu pierś, myślała o tej nowej znajomości. Jensen zdawał się 
miły, uprzejmy i troskliwy, jeśli jednak ta znajomość się rozwinie, pojawią 
się   te   same   kłopoty,   co   w   jej   związku   z   Emanuelem.   Każde   z   nich 
pochodzi z innego świata. Jensen nie wiedział nawet, że tutaj dzieci muszą 
zarabiać  na  życie,  choć uczył je od  dwóch  miesięcy. Nie  rozumiał  też 
powodów, dla których w tej okolicy jest tak dużo alkoholików. Gdyby się 
dowiedział, że ich ojciec utopił się po pijanemu, byłby zapewne oburzony, 
a   gdyby   zobaczył,   w   jakich   warunkach   mieszkają   robotnicze   rodziny, 
byłby wstrząśnięty. I czy znaleźliby wspólny  język z jego rodziną? Na 
pewno   państwo   Jensenowie   zareagowaliby   tak   samo   jak   jej   teściowie: 
byliby   uprzejmi,   ale   trzymaliby   się   z   dala   od   młodych   i   zrobiliby 
wszystko, żeby ich rozdzielić.

Gdy położyła małego, wróciła do kuchni, ale ku swojemu zdumieniu 

stwierdziła, że nikt już nie siedzi na ławeczce pod domem. Może Hilda i 
Reidar Jensen wybrali się na spacer?

Wkrótce do mieszkania wpadli z impetem chłopcy.
-   Widzieliśmy   ich,   Elise.   -   Peder   był   rozgorączkowany,   spocony   i 

brudny. - Śledziliśmy ich trochę, szli i chichotali. I śmiali się. On wziął ją 
za   rękę.   Gdyby   Kristian   nie   powiedział,   że   musimy   wracać   do   domu, 
pewnie byśmy zobaczyli, jak się całują. Nie sądzisz?

- Ależ Peder, nie wolno ludzi śledzić w ten sposób. Co by było, gdyby 

was zobaczyli?

- On chyba nie widział nikogo poza Hildą - zachichotał Peder.
Hałasowali i rozmawiali głośno, gdy jedli kolację, myli się i szli do 

łóżek.   Elise   odmówiła   z   nimi   wieczorną   modlitwę,   ale   jeszcze   długo 
słyszała ich szepty i śmiechy.

Odetchnęła   z   ulgą.   Jak   to   dobrze,   że   Peder   żyje   teraźniejszością. 

Zachowywał   się   tak,   jakby   zupełnie   zapomniał   o   tym,   co   się   zdarzyło 
przed   dwoma   dniami.   Na   pewno   ktoś   mu   o   tym   przypomni   i   będzie 
jeszcze wstydził się prawdy na temat Hugo, ale Elise uznała, że najgorsze 
mają już za sobą.

background image

Dopiero gdy położyła się i przez pewien czas leżała bezsennie, Hilda 

wróciła do domu.

- Elise? Śpisz już?
Na dworze było jeszcze jasno, ale Elise zamknęła oczy i udawała, że śpi.
Hilda potrząsnęła jej ramieniem.
-   Elise,   muszę   z   tobą   porozmawiać.   -   Rozpromieniona   dziewczyna 

opadła na brzeg łóżka. - Spacerowaliśmy wzdłuż rzeki i on powiedział, że 
te drzewa, których gałęzie zwisają aż do wody, są takie piękne. Mówił, że 
nigdy wcześniej nie był nad rzeką i że wydaje mu się, jakby znalazł się 
daleko   od   miasta.   Rozmawialiśmy   o   wszystkim   i   było   tak   cudownie. 
Trzymał   mnie   za   rękę,   a   ja   się   czułam   tak,   jakbyśmy   mieli   ze   sobą 
mnóstwo   wspólnego.   Gdy   znaleźliśmy   się   daleko   od   domów   i   ludzi, 
zatrzymał   się   i   pocałował   mnie.   Wprost   nie   mogliśmy   się   od   siebie 
oderwać. Jutro wieczorem znów się spotkamy.

Elise nie miała serca psuć jej radości. Ostatnimi laty w życiu Hildy było 

jej tak niewiele. Zna Reidara Jensena zaledwie od paru dni, rzeczywistość 
jeszcze zajrzy jej w oczy. Uśmiechnęła się do siostry.

-   Cieszę   się   razem   z   tobą,   Hildo.   -   Roześmiała   się   cicho.   -   Jesteś 

naprawdę  jedyna  w  swoim  rodzaju.  Nie mogę  sobie  wyobrazić  nikogo 
innego,   kto   wybiera   się   do   szkoły   na   nieprzyjemną   rozmowę   z 
nauczycielem i wychodzi stamtąd, mając nowego narzeczonego.

Hilda też się roześmiała.
- Trudno w to uwierzyć, prawda? On zacznie dawać lekcje Pederowi 

zaraz po zakończeniu roku szkolnego. To już niedługo.

- Zastanawiałam się trochę nad tym. Jesienią spróbujemy sobie poradzić 

bez   popołudniowych   zarobków   Pedera.   Powinien   raczej   poświęcić   ten 
czas na naukę.

- Przecież nas na to  nie stać.  Pieniądze  w komodzie nie  będą trwać 

wiecznie.

-   Nie   będziemy   się   martwić   na   zapas.   Spróbujemy.   Powiedz   mi, 

rzeczywiście wyznałaś mu prawdę na temat majstra?

Hilda pokiwała głową.
- Okazał mi tyle zrozumienia. W jego spojrzeniu nie było nawet cienia 

potępienia. Przypuszczam, że się domyślił, że zrobiłam to z nędzy.

Elise   wiedziała   swoje,   ale   nic   nie   powiedziała.   Przypomniała   sobie 

młodą dziewczynę z zarumienionymi policzkami i apaszką w rękach.

- Rozmawialiśmy o Pederze. Od kiedy Reidar lepiej go poznał, zaczął 

się bardziej interesować sprawą. Przyszło mu do głowy, że może Peder 
potrzebuje okularów i nie potrafi czytać, ponieważ źle widzi. Albo ma 

background image

kiepski   słuch   i   nie   słyszy   tego,   o   czym  się   mówi   w   klasie.   Ponieważ 
Reidar   interesuje   się   medycyną,   ma   jeszcze   inną   teorię.   I   mówi,   że 
wypróbuje ją na Pederze.

Elise poczuła, że oblewa ją fala gorąca. Los chciał, żeby Hilda poszła do 

szkoły tamtego dnia, pomyślała. Skoro już mówią sobie po imieniu, to 
znaczy, że z jego strony to coś więcej niż przelotne zainteresowanie ładną 
buzią.

Hilda wstała i zaczęła się rozbierać do snu.
- Chyba nie zasnę. Jestem zakochana, to chyba właśnie to. Pierwszy raz 

w   życiu,   Elise.   Pomyśl   tylko.   Nie   wiem,   jak   doczekam   jutrzejszego 
wieczora, wydaje mi się, że będę musiała czekać całą wieczność. Myślisz, 
że moglibyśmy kupić ciastka po pięć ore dla każdego? Tylko ten jeden raz. 
Bardzo   mu   się   podobały   polne   kwiaty   na   stole.   Muszę   chyba   jutro 
nazrywać świeżych. Wiesz, one więdną tak szybko, gdy postoją w kubku 
na słońcu. Poza tym umyję włosy, chociaż to nie jest sobota. Chyba mogę? 
Wiesz przecież, że oddam ci pieniądze, gdy dostanę pracę. Reidar uważa, 
że   mam   takie   gęste   i   piękne   włosy.   Chciałby   je   kiedyś   zobaczyć 
rozpuszczone.

Ze śmiechem rzuciła się na łóżko.
- Jak on cudownie całuje. Czułam dreszcze aż w piętach.
Elise zamrugała oczami, próbując pokonać senność, ale była śmiertelnie 

zmęczona. W końcu powieki jej opadły. Niekończące się wyznania Hildy 
słyszała jak przez mgłę i po chwili zapadła w sen.

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Następnego wieczoru, gdy Hilda poszła na spacer z Reidarem Jensenem, 

a chłopcy pograć w piłkę, Elise ujrzała nagle elegancką parę na moście. 
Zdziwiła się, bo tego rodzaju ludzie rzadko pojawiali się w okolicy.

Po chwili drgnęła. Rozpoznała tę damę. To była pani Mathiesen, matka 

Ansgara.

Odeszła  czym  prędzej od  okna. Dokąd oni idą,  u  licha?  Tutaj, o  tej 

porze?   Stała   na   środku   kuchni,   a   serce   biło   jej   mocno.   Chyba   nie 
zamierzają jej złożyć wizyty?

Starała się pozbyć tej myśli, ale nie potrafiła. Gdy usłyszała kroki tuż 

koło domku, wiedziała, kogo się spodziewać. Przez chwilę chciała udać, 
że   jej   nie   ma   w   domu,   ale   Hugo,   który   leżał   w   łóżeczku   i   wywijał 
nóżkami, aż piszczał z radości, nie zdołałaby więc ich oszukać.

Odczekała, aż zapukają, potem podeszła powoli do drzwi i otworzyła je.
- Przepraszam, że przeszkadzamy, pani Ringstad, nie chcielibyśmy się 

narzucać, ale mamy ważną sprawę do omówienia. To jest mój mąż, O1av 
Mathiesen.

Elise uścisnęła dłoń, która się do niej wyciągnęła, mruknęła po nosem 

„proszę wejść" i otworzyła drzwi szerzej. Zachowałaby się niegrzecznie, 
gdyby ich nie wpuściła, zwłaszcza że sprawa musiała jej dotyczyć, bo w 

background image

przeciwnym   razie   nie   przychodziliby   tutaj.   Może   coś   się   przydarzyło 
Ansgarowi. To by sprawiło jej ulgę. Może Emanuelowi łatwiej by było 
wówczas   zaakceptować   Hugo,   a   ona   nie   musiałaby   się   obawiać,   że 
sąsiedzi odkryją prawdę.

Nie   mogła   zaprosić   ich   do   saloniku,   bo   stały   tam   tylko   łóżka, 

zaproponowała więc, by usiedli przy kuchennym stole. Zauważyła, że pan 
Mathiesen   rozgląda   się   z   zaciekawieniem   dokoła.   Pani   Mathiesen 
interesowała się natomiast tylko Hugo, jak każda kobieta, która widzi małe 
dziecko. Wpatrywała się w kołyskę tak intensywnie, że Elise się nieco 
zdumiała.

- Jaki to piękny i dorodny chłopczyk, pani Ringstad. Jest taki pogodny i 

zadowolony, na pewno doskonale się nim pani opiekuje.

- Staram się, jak mogę - potwierdziła Elise. - Na szczęście pokarmu mi 

nie brakuje, a gdy są jakieś kłopoty, pomaga mi siostra. Straciła niedawno 
własne dziecko, które urodziło się bardzo słabe.

Pani Mathiesen spojrzała na nią z przerażeniem.
- Ona też tu mieszka?
- Wprowadziła się tuż przed porodem - przytaknęła Elise. - W tej chwili 

obie jesteśmy samotne, wynajęłyśmy więc poddasze. Dzięki temu udaje 
nam się związać koniec z końcem.

- Pracują panie w fabryce?
-   Pracowałyśmy,   ale   mężatek   się   nie   zatrudnia.   Teraz   ja   przyjmuję 

zlecenia krawieckie, a Hilda szuka pracy.

Elise   zastanawiała   się   przez   cały   czas,   po   co   oni   tu   przyszli.   Nie 

zapomniała   jeszcze   ostatniego,   nieprzyjemnego   spotkania   z   panią 
Mathiesen i uważała za wielką bezczelność to, że matka Ansgara ośmieliła 
się przyjść do niej po tym, co powiedziała. Powinna była zrozumieć, że jej 
słowa nie spodobały się Elise.

-   Pewnie   nie   tak   łatwo   teraz   o   pracę.   Słyszałam,   że   jest   wielu   bez-

robotnych. Ansgar przez dłuższy czas nie miał pracy, ale na szczęście teraz 
ma zajęcie. Pracuje w redakcji gazety „Verdens Gang".

Elise zamarła. Czuła, jak rumieniec ją oblewa na samą myśl, że Ansgar 

mógł widzieć to, co napisała, albo słyszeć jakąś rozmowę przełożonych na 
jej temat. Może nawet słyszał jej nazwisko. Próbowała sobie przypomnieć, 
czy jakieś szczegóły opowiadania mogły spowodować, że odgadł, kto się 
kryje za pseudonimem Elias Aas, ale w tym zdenerwowaniu nie mogła 
sobie przypomnieć nawet jednego zdania.

- A nie mogłaby zostać służącą? - ciągnęła pani Mahtiesen. - Słyszałam, 

że o wiele łatwiej o taką pracę niż o posadę w fabryce. Wprawdzie zarabia 

background image

się   mniej,   ale   chyba   lepiej   mieszkać   w   eleganckim   domu,   nawet   w 
służbówce,   niż   w   jednej   z   tych   czynszówek.   Czy   tu   rzeczywiście 
mieszkania są takie zatłoczone?

-   Owszem,   często   się   zdarza,   że   kilka   rodzin   dzieli   dwupokojowe 

mieszkanie.  Hilda  była służącą  przez  rok  i  nie  sądzę, by   miała  ochotę 
nadal   to   robić.   Służące   rzadko   mają   wychodne,   zaczynają   pracę   przed 
świtem, a kończą dopiero, gdy państwo położą się spać. Niektóre mają 
wolną co trzecią niedzielę, inne co drugą. Nie mogą nawet spotykać się z 
innymi młodymi ludźmi w sobotnie wieczory. Żadna młoda dziewczyna 
nie chciałaby żyć w takim zamknięciu.

Pan Mathiesen siedział do tej pory w milczeniu.
-   Wydaje   mi   się,   że   pani   siostra   miała   wyjątkowego   pecha.   Nasze 

służące mają wolny co drugi sobotni wieczór. Proszę mi powiedzieć, pani 
Ringstad - powiedział nieco innym tonem - czy można się utrzymać z 
krawieckich   zarobków?   Na   pewno   płaci   pani   wyższy   czynsz   niż 
mieszkańcy tamtych robotniczych domów.

Elise pokiwała głową.
- Mój mąż płaci czynsz. - Elise drgnęła, wygłaszając to kłamstwo, ale 

nie mogła się powstrzymać. Pani Mathiesen krzyknęła wtedy za nią, że 
słyszała, iż Emanuel ją opuścił. A przecież nic im do tego. Elise chciała się 
zemścić.

Spostrzegła zdumienie na twarzach obojga.
- Nie sądziłem... To znaczy wydawało mi się, że została pani sama?
Elise nie zdołała spojrzeć mu w oczy.
-   Mój   mąż   miał   pewne   kłopoty   i   musiał   na   pewien   czas   wrócić   do 

rodziców.

- Tak, słyszałem, że pochodzi z wielkiego dworu.
Ci ludzie są bardzo dobrze zorientowani, zdenerwowała się Elise. Za 

chwilę powiedzą, że zabrał tam swoją kochankę. Elise wstała ze stołka, 
żeby nie musieć na nich patrzeć...

- Napiją się państwo kawy?
-   Bardzo   chętnie.  Ale   nie   będziemy   nic   jedli.   Jesteśmy   właśnie   po 

obiedzie.

Obiad wieczorem? - zdziwiła się Elise. W fabryce przerwa obiadowa 

jest zawsze o dwunastej. Na szczęście już wcześniej podłożyła do pieca, 
żeby   wygotować   pieluchy.   Szybko   więc   zaparzyła   kawę.   W   filiżance 
została   tylko   resztka   cukru,   Elise   zapomniała   kupić   następną   paczkę. 
Mleko musiała powąchać, nim odważyła się wlać je do dzbanuszka. Przy 
takiej pogodzie mleko szybko kwaśniało.

background image

Spostrzegła minę pani Mathiesen, gdy postawiła przed nimi metalowe 

kubki, ale wcale się tym nie przejęła. Nie miała zamiaru udawać, że jest 
lepiej sytuowana, na pewno im nie zaszkodzi, jeśli się dowiedzą, jak żyją 
ludzie po drugiej stronie rzeki. Po co tu przyszli? Tylko z ciekawości? 
Tylko dlatego, że ich syn się w niej „zakochał"? Gdyby wiedzieli, jakiego 
mają syna, pewnie trzymaliby się z daleka. Nie wychylaliby nosa z domu 
ze wstydu.

- Słyszałam, że .pani matka z mężem mieszka niedaleko nas, prawda? - 

W głosie pani Mathiesen pojawiła się nuta szczerego zainteresowania.

Elise pokiwała głową.
-   Matka   i   Asbjern   Hvalstad   pobrali   się   zeszłej   zimy   i   wynajęli 

mieszkanie   na   Wzgórzu   Świętego   Jana.   On   jest   wdowcem   i   ma   małą 
córeczkę.   Matka   w   ubiegłym   roku   chorowała   na   suchoty,   ale   dzięki 
dobrym   ludziom,   którzy   umieścili   ją   w   sanatorium   w   Grefsen, 
wyzdrowiała.   Nie   wróciła   jeszcze   do   pełni   sił,   dlatego   moi   bracia 
mieszkają ze mną.

- To bardzo ładnie z pani strony, pani Ringstad. Wyjątkowo ładnie. - 

Pani Mathiesen obdarzyła ją ciepłym spojrzeniem. - Niewiele starszych 
sióstr postąpiłoby w ten sposób.

- Nie miałam wyboru. Matka jest jeszcze za słaba, a ja zajmowałam się 

chłopcami podczas jej choroby. Przywykli więc zwracać się do mnie we 
wszystkich sprawach.

- Pani ojciec nie żyje, prawda?
Cóż   za   okropna   ciekawość.   Elise   była   coraz   bardziej   zirytowana. 

Wychowano ją jednak tak, by była zawsze uprzejma dla obcych, więc nic 
nie powiedziała. 

- Owszem, ojciec zmarł w ubiegłym roku.
- Gdzie pracował?
- W tkalni płótna żaglowego. Ale potem stracił pracę i był bezrobotny. 

Za młodu był marynarzem.

- Pochodził z Kristianii?
To przesłuchanie stawało się coraz bardziej podejrzane. O co im chodzi? 

Czyżby dotarły do nich pogłoski, że w żyłach ojca płynęła cygańska krew? 
Elise   drgnęła   nerwowo.   Może   ci   ludzie   mają   coś   wspólnego   z 
prześladowaniami Cyganów? Może dlatego tu przyszli? Może ich wizyta 
nie ma żadnego związku z Ansgarem?

- Ojciec pochodził z Ulefoss. - Wiedziała doskonale, że to kłamstwo, ale 

wiedziała też, że ojciec pracował w hucie żelaza w Ulefoss przez pewien 
czas,   żeby   być   blisko   matki.   Gdy   się   pobrali,   przeprowadzili   się   do 

background image

Kristianii w poszukiwaniu pracy.

-   W   takim   razie   musiał   tęsknić   za   domem.   To   chyba   smutne 

przeprowadzić się z takiego pięknego miejsca jak Ulefoss do szarych i 
ponurych czynszówek robotniczych tu nad rzeką Aker.

-   Myślę,   że   moja   matka   bardziej   tęskniła.   Marzyła   zawsze,   żeby 

zamieszkać   w   małym   drewnianym   domku,   takim   jak   ten,   z   zielonym 
trawnikiem, drzewami i kwiatami. Jeśli ojciec za czymś tęsknił, to chyba 
raczej za morzem.

Cyganie trzymają się lądu, pomyślała. To ich powinno przekonać, że 

ojciec nie był Cyganem.

- Ma pani inną rodzinę w okolicy? Ciotki, wujów czy kuzynów?
Elise pokręciła głową.
-   Ojciec   był   jedynakiem,   a   większość   braci   matki   zmarła   podczas 

epidemii. Dwaj wyemigrowali do Ameryki i słuch o nich zaginął. Może 
założyli rodziny i mamy wielu kuzynów, tylko nic o tym nie wiemy.

- To chyba dziwne uczucie być samemu na świecie. Na Boże Narodzenie 

organizujemy zawsze wielkie przyjęcie i wtedy do stołu siada dwadzieścia, 
trzydzieści osób.

Nas   nie   byłoby   na   to   stać,   nawet   gdybyśmy   mieli   tylu   krewnych, 

pomyślała Elise.

- Mamy dobrych sąsiadów. Tu nad rzeką ludzie się wzajemnie wspierają, 

pomagają sobie w trudnej sytuacji, pożyczają sobie jedzenie, pocieszają w 
żałobie. Gdy Hilda straciła dziecko, zjawili się wszyscy sąsiedzi. Wszyscy 
zostawili   nam   trochę   grosza,   zawsze   tak   robimy,   gdy   ktoś   umiera. 
Wszyscy   chcieli   zobaczyć   maleństwo,   choć   to   było   takie   bolesne.   - 
Wzruszenie ścisnęło ją za gardło. Oczy pani Mathiesen zaszkliły się łzami.

- Och, proszę o tym nie mówić. Nie zniosłabym widoku maleńkiego 

martwego dziecka. Pani mogła na nie patrzeć, pani Ringstad?

- A co miałam zrobić? Leżała tu w kołysce aż do pogrzebu. Ubrana w 

najpiękniejsze   ubranko,   jakie   Hildzie   udało   się   zdobyć,   otoczona 
kwiatami, które przynieśli sąsiedzi. To było piękne. - Głos jej zadrżał.

- Piękne? Mnie się to wydaje straszne.
Elise nic nie powiedziała. Tutaj ciągle ktoś umiera, czy to z powodu 

choroby, czy z powodu wypadku. Śmierć jest częścią życia.

- Proszę mi powiedzieć - odezwał się znów pan Mathiesen - co pani 

pocznie, jeśli nie zarobi pani dość pieniędzy szyciem?

Elise   zjeżyła   się.   Skłamała   przed   chwilą,   mówiąc,   że   Emanuel   płaci 

czynsz, ale pan Mathiesen chyba jej nie uwierzył. Czego oni właściwie 
chcą?

background image

- Wtedy będę musiała podjąć jeszcze inną pracę. Za pół roku mój synek 

podrośnie na tyle, że będę go mogła zostawiać w żłobku za dnia. Wówczas 
łatwiej   mi   będzie   znaleźć   jakieś   zajęcie.   Może   jednak   uda   mi   się   ich 
przekonać,   żeby   mnie   znów   zatrudnili   w   przędzalni,   pracowałam   tam 
przecież wiele lat.

- W żłobku? - Pani Mathiesen spojrzała na nią z przerażeniem. - Co to 

takiego?

- Sześć lat temu Armia Zbawienia otworzyła punkt pomocy tu w Sagene. 

Nazwano go żłobkiem. To oferta dla samotnych matek, które potrzebują 
kogoś, kto zajmie się ich dziećmi w ciągu dnia.

- Biedne maleństwa. Czy to znaczy, że dzieci nie widzą matek całymi 

dniami?

Elise pokiwała głową. Nic się nie stanie pani Mathiesen, jeśli dowie się, 

jak wygląda świat, pomyślała.

- Matki idą do żłobka przed szóstą i odbierają dzieci po pracy, koło 

ósmej, dziewiątej wieczorem. Zwłaszcza zimą, podczas mrozów, przykro 
patrzeć,   jak   biegną   z   maleństwami   na   rękach,   zbyt   lekko   ubrane   i 
przemęczone. Nikt nie chce się znaleźć w takiej sytuacji, ale czasami nie 
ma innego wyjścia.

Zauważyła, jak państwo Mathiesen wymienili spojrzenia. Mieszkają tak 

niedaleko, na Gjetemyrsveien, i nie mają pojęcia, co się dzieje tu, nad 
rzeką.

Spojrzenie pani Mathiesen powędrowało w stronę kołyski, w której leżał 

uśmiechnięty Hugo, wywijając nóżkami i gaworząc do siebie.

- Czy nie mogłaby pani pomyśleć o innej pracy? Na przykład o takiej, 

do której mogłaby pani zabierać ze sobą małego?

- O jakiej?
Pani Mathiesen pokręciła głową, nieco zakłopotana, zastanawiając się 

nad odpowiedzią.

- Widziałam kobiety, które sprzątają razem z dziećmi. I ekspedientki.
- Nie sądzę, by znalazło się wielu kupców, którzy chcieliby, żeby jakieś 

dziecko   plątało   się   im   po   sklepie.   Ja   też   widziałam   dzieci,   które 
towarzyszą matkom podczas sprzątania, ale myślę, że w żłobku miałyby o 
wiele lepiej. Tam zajmują się nimi samarytanki, karmią je i ubierają w 
specjalne ubrania, żeby nie niszczyły własnych. A na Boże Narodzenie 
dzieci   dostają   ubrania,   które   uszyły   dla   nich   siostry   albo   kobiety   ze 
związków.

Do rozmowy wtrącił się znowu pan Mathiesen.
- Czy zamierza pani mieszkać w tym domu, nawet jeśli... to znaczy... no, 

background image

jeśli pani mąż nie wróci?

Elise poczuła rumieniec na policzkach. Ten człowiek zasugerował, że 

Emanuel ją opuścił na zawsze, a nie ma przecież prawa o to pytać.

- Owszem, zamierzam - odparła sucho.
- Poradzi sobie pani finansowo?
O   co,   u   licha,   chodzi   tym   ludziom.   Przychodzą   do   obcej   kobiety   i 

wypytują o jej sytuację finansową. Co oni sobie wyobrażają? Czy przyszli 
dlatego, że Ansgar im powiedział, że ją „kocha"? Jeśli sądzą, że uda im się 
na nią  wpłynąć, że ona ma  do niego  słabość, to  bardzo się  mylą.  Nie 
zrobiła nic, żeby go ośmielić, w żaden sposób nie dała im do zrozumienia, 
że jest nim zainteresowana.

-  Dobrze  sobie   radzę.  -  Sama   słyszała   chłód   w  swoim  głosie.   Może 

Ansgar dał im do zrozumienia, że coś między nimi zaszło?

Przeraziła się.
Może chcieli się o niej jak najwięcej dowiedzieć, sądząc, że mają przed 

sobą potencjalną synową? Wielki Boże, co za idiotyzm. Lepiej przerwać tę 
komedię, nim sprawy zajdą za daleko.

- Poza tym mój mąż wróci już niedługo - dodała. - Stracił, niestety, 

posadę   w   tkalni   płótna   żaglowego,   ale   wszystko   wskazuje   na   to,   że 
dostanie inną. Jego rodzice są dobrze sytuowani i chcą nam pomóc.

Zauważyła,   że   przez   twarz   pani   Mathiesen   przemknął   wyraz 

współczucia.

-   Nie   musi   się   pani   wstydzić   przed   nami,   pani   Ringstad.   Wiemy 

wszystko. Wiemy, że pani mąż na dobre wrócił do dworu. Tak się składa, 
że znamy rodziców Signe.

To był wielki cios. Elise nie mogła dobyć z siebie ani słowa, w głowie 

miała pustkę.

- Świat jest mały - dodała pani Mathiesen przyjaźnie. - Proszę jednak nie 

sądzić, że jesteśmy po stronie Signe, chociaż ją znamy. Przeraziliśmy się, 
gdy usłyszeliśmy tę historię. To było parę dni temu. Uwodzenie cudzych 
mężów zasługuje na surową naganę. Signe niedawno urodziła chłopca i 
Ringstadowie są podobno zadowoleni. Zawsze pragnęli, żeby syn ożenił 
się z dziedziczką jakiegoś wielkiego dworu. Nie rozumiem zupełnie, jak 
szanujący   się   ludzie   mogą   w   ten   sposób   ignorować   swoją   prawowitą 
synową, przecież ich syn jest wciąż pani mężem. Moim zdaniem to nic 
innego jak zachęcanie do cudzołóstwa, do łamania siódmego przykazania. 
- Matka Ansgara otarła łzę w oku.

- No, no. - Mąż postanowił ją powstrzymać. - Za mało wiemy o tej 

sprawie,  żeby  się wypowiadać. Nie wiemy  także,  co zamierzają zrobić 

background image

państwo Ringstadowie. Nie po to tu przyszliśmy.

Elise spojrzała na niego. No więc dlaczego tu przyszli? Czy wreszcie to 

powiedzą?

-   No,   tak   -   odparła   jego   żona   cieplejszym   głosem.   -  Ale   musimy 

wyjaśnić   pani   Ringstad,   że   nie   powinna   się   czuć   zakłopotana.   -  Znów 
zwróciła   się   do   Elise.   -   Od   kiedy   odmówiła   pani   przyjęcia   od   nas 
pieniędzy,   uważam   panią   za   ogromnie   szlachetnego   i   skromnego 
człowieka. Nikt mi nie wmówi, że pani teściowie mogą mieć pani coś do 
zarzucenia. Moim zdaniem chodzi tu tylko o snobizm. Robotnica nie jest 
godna ich syna.

Pan Mathiesen chrząknął, dając do zrozumienia, że jego żona posunęła 

się za daleko, ale pani Mathiesen nie zamierzała dać mu sobą powodować, 
co do tego nie było wątpliwości.

- Ja uważam, że młoda kobieta, która bierze na siebie odpowiedzialność 

za swoich młodszych braci, jest godna najwyższego szacunku. Byłabym 
dumna, gdybym miała taką synową.

Teraz się zacznie, pomyślała Elise i zapragnęła znaleźć się gdzieś daleko 

stąd.   Starała   się   znaleźć   inny   temat   do   rozmowy,   ale   nic   jej   nie 
przychodziło do głowy. Nie miała przecież nic wspólnego z tymi ludźmi.

Wreszcie   zaświtał   jej   pewien   pomysł.   Odwróciła   się   w   stronę   pana 

Mathiesena i zapytała:

- Czy był pan na pogrzebie Henryka Ibsena, panie Mathiesen?
- Tak, to było wielkie wydarzenie, cała elita Kristianii zebrała się w 

kościele Świętej Trójcy. Było też wielu delegatów z innych krajów.

-   To   był   wielki   pisarz   -   wtrąciła   jego   żona.   -   Moim   zdaniem   - 

największy. Ma pani czas na lekturę, pani Ringstad?

- Bardzo niewiele.
Pani Mathiesen rozejrzała się dokoła.
- Może książki są dla pani za drogie?
- Gdy chodziłam do szkoły, pożyczałam lektury od naszej nauczycielki. 

Zachęcała mnie gorąco, żebym kształciła się dalej, ale nie miałam takich 
możliwości.

- Domyślam się, że była pani zdolną uczennicą. Elise się uśmiechnęła.
- Miałam szczęście, bo nauka przychodziła mi bez trudu.
Znów   zauważyła,   że   jej   goście   wymieniają   znaczące   spojrzenia.   Pan 

Mathiesen skinął głową, jakby dawał znak swojej żonie. Pani Mathiesen 
zaczęła więc, nieco skrępowana:

-   Przyszliśmy   dziś   do   pani   z   bardzo   szczególnego   powodu.   Elise 

poczuła, jak twarz jej tężeje.

background image

Pani Mathiesen spojrzała bezradnie na męża, jakby szukała pomocy.
- Ansgar, nasz syn, zwierzył nam się z czegoś.
Elise poczuła, jak oblewa ją najpierw fala gorąca, a potem zimna. Chyba 

nie opowiedział rodzicom, co zrobił?

- Pewnego wieczoru przyszedł do domu podpity, zdenerwowałam się na 

niego i zaczęliśmy się kłócić. Wtedy nam powiedział, że jest ojcem pani 
syna.

W pokoju zapadła śmiertelna cisza. Elise nie wiedziała, gdzie podziać 

oczy, co powiedzieć. Najdziwniejsze, że dręczyło ją poczucie winy, jakby 
to ona zrobiła coś złego. Zauważyła, że rodzice Ans-gara wpatrują się w 
nią pilnie, jakby oczekiwali, że temu zaprzeczy. Najprawdopodobniej żyli 
nadzieją, że Ansgar ich okłamał.

Wreszcie zdołała podnieść wzrok.
- Opowiedział, co się stało? - szepnęła całkiem bezbarwnym tonem.
Pani Mathiesen pokiwała głową.
-   Przyznał   się,   że   panią   napadł.   Nie   potrafię   nawet   wyrazić   swojej 

rozpaczy, pani Ringstad. Wstyd mi, że wydałam go na świat. Żyliśmy w 
przekonaniu,   że   wychowaliśmy   go   na   taktownego,   godnego   szacunku 
młodego człowieka, a tymczasem dowiadujemy się, że jest... jest... - Głos 
się jej załamał, pochyliła głowę i zakryła twarz rękami.

Elise   była   zażenowana.   Żal   jej   było   pani   Mathiesen,   ale   nikt   nie 

powinien chyba oczekiwać, że będzie pocieszała matkę człowieka, który ją 
zgwałcił.

Pan Mathiesen chrząknął, on też był wyraźnie zakłopotany.
- Tak, to był dla nas wielki szok. Nawet nam się nie śniło, że Ansgar 

mógłby   dopuścić   się   czegoś   podobnego.   Był   ostrożnym   chłopcem, 
nieśmiałym wobec dziewcząt. To wprost nie do wiary.

Tłumaczył, że koledzy, z którymi przestawał, podjudzali go, mówili, że 

na pewno się nie ośmieli. A gdy trochę wypili, prowokowali go jeszcze 
bardziej. W końcu uznał, że okryłby się hańbą, gdyby nie spróbował. Od 
tamtej   pory   jego   życie   jest   udręką.   Nie   chcę   go   w   żaden   sposób 
usprawiedliwiać, ale myślę, że mówi prawdę, gdy twierdzi, że oddałby rok 
życia, byleby to się nigdy nie zdarzyło.

Elise nie odpowiedziała. Nie miała wątpliwości, że rodzicom Ansgara 

jest naprawdę przykro, ale jakie to ma znaczenie. Ona nie mogła nawet 
powiedzieć,   że   chciałaby,   żeby   to   się   nie   stało,   bo   oznaczałoby   to,   że 
wyrzeka się Hugo, a przecież kochała go tak, jak każda matka kocha swoje 
dzieci.

- Rozumiem, że wolałaby pani nas nie oglądać - ciągnął pan Mathiesen. 

background image

- Na pewno nie jest to pani miłe i wolałaby pani nie rozmawiać o tym, co 
się zdarzyło. Nie przyszliśmy po to, żeby jeszcze pogarszać pani sytuację, 
pani  Ringstad.   Przyszliśmy   z   nadzieją,   że  uda   nam  się   choć  po   części 
naprawić krzywdę, którą wyrządził nasz syn. Chciałbym też podkreślić, że 
na pewno by nas tu nie było, gdybyśmy się nie dowiedzieli, że została pani 
sama.   Zdaję   sobie   sprawę,   że   krzywda,   która   została   wyrządzona,   jest 
nieodwracalna, ale może moglibyśmy zadośćuczynić choć trochę, łożąc na 
utrzymanie   i   wykształcenie   chłopca,   gdy   nadejdzie   właściwa   pora. 
Gdybyśmy   mogli   pomóc   w   jakiś   inny   sposób,   jesteśmy   do   pani   dys-
pozycji. Ansgar jest naszym jedynym synem i skoro w taki sposób ułożył 
sobie życie, to najprawdopodobniej nie będziemy mieć więcej wnuków. 
Gdybyśmy mogli odegrać jakąś rolę w życiu pani synka, rolę dalekiego 
wujostwa czy kuzynostwa, co łatwiej by było wyjaśnić światu, bylibyśmy 
bardzo wdzięczni. Jesteśmy przecież jego dziadkami.

Pan Mathiesen podniósł się z miejsca.
- Nie będziemy już pani przeszkadzać. Nie musi pani nic mówić, pani 

Ringstad,   ale   proszę   to   sobie   przemyśleć.   Jeśli   nasz   widok   jest   pani 
niemiły, będziemy trzymać się z dala. Mam nadzieję, że pani rozumie, iż 
chcemy tylko pomóc i że cieszy się pani naszą wielką sympatią.

Pani Mathiesen oczyściła nos i wstała. Nie powiedziała ani słowa po 

tym, jak się rozpłakała. Teraz rzuciła Elise błyskawiczne spojrzenie, po 
czym   popatrzyła   w   stronę   kołyski.   Elise   domyśliła   się,   że   ma   wielką 
ochotę podejść do Hugo, ale nie zrobi tego, bo nie wypada.

Po chwili Mathiesenowie pożegnali się i wyszli.
Elise   zaś   stała   przez   dłuższy   czas   i   próbowała   uporządkować   jakoś 

wszystkie sprzeczne uczucia.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

W ciągu kilku następnych dni nie była w stanie myśleć o niczym innym. 

background image

Raz denerwowała się na rodziców Ansgara, uważała, że narzucają jej się w 
sposób   nieprawdopodobnie   bezczelny.   Powinni   się   wstydzić   za   syna   i 
trzymać się z dala od jej domu, a tymczasem oni przyszli i zaproponowali, 
że będą dziadkami Hugo.

W następnej chwili jej spojrzenie spoczęło na synku. Bez względu na to, 

ile nienawiści to w niej budzi, Ansgar jest ojcem małego, a Mathiesenowie 
-   jego   dziadkami.   Czy   godzi   się   odbierać   mu   rodzinę?   Może   powinna 
przyjąć finansowe wsparcie jego wykształcenia? W innym przypadku nie 
będzie jej stać na nic poza posłaniem go do szkoły powszechnej, podobnie 
jak rodziców innych dzieci z tej okolicy. Dzięki pomocy  Mathiesenów 
mogłaby   otworzyć   przed   nim   możliwości,   jakich   wszyscy   by   mu 
zazdrościli.

W końcu zakradło się w jej rozważania coś w rodzaju cichego podziwu. 

Ilu rodziców zrobiłoby to samo, co państwo Mathiesen? Ilu odwiedziłoby 
dziewczynę   zgwałconą   przez   własnego   syna,   żeby   zaproponować   jej 
wsparcie?   Czy   to   nie   świadczy   o   ich   wielkości?   O   wielkoduszności, 
otwartości i braku uprzedzeń?

Pokręciła głową w wielkiej konfuzji, nie wiedziała nawet, co myśleć o 

tym, co się wydarzyło. Hilda była tak pochłonięta znajomością z Reidarem 
Jensenem, że w ogóle nie dało się z nią rozmawiać. A tylko Hilda i Agnes 
wiedziały, kto jest biologicznym ojcem Hugo. I Johan, ale z nim nie można 
poruszać tego tematu. Ogarniało go zawsze wzburzenie na samą wzmiankę 
o Ansgarze. On by na pewno odpowiedział, że powinna ich wyrzucić za 
drzwi i kazać im się trzymać daleko stąd. Jeśli zaś chodzi o Agnes, to Elise 
straciła z nią kontakt i nie była pewna, czy chce go odbudowywać. Gdyby 
zaczęły zwierzać się sobie nawzajem, Agnes mogłaby jej opowiedzieć o 
swoim „potajemnym" skoku w bok, a to byłoby nie do zniesienia. Gdyby 
Elise musiała wybierać między lojalnością wobec Johana albo Agnes, nie 
miałaby wątpliwości, co wybrać.

Postanowiła póki co o tym nie myśleć. Było lato, niczego im na razie nie 

brakowało. Elise nie miała ochoty tracić tych pięknych, słonecznych dni 
na rozmyślania o nieprzyjemnych sprawach.

Wreszcie skończyły się lekcje i choć chłopcy w dalszym ciągu pracowali 

przez kilka godzin dziennie, mieli sporo wolnego czasu. Peder i Evert nie 
musieli już napełniać skrzyń z drewnem na opał, ale dozorca przydzielił 
im inne zadania. Kristian pracował nadal jako chłopak na posyłki.

Reidar Jensen codziennie przychodził po Hildę. Wszystko wskazywało 

na to, że są coraz bardziej zajęci sobą nawzajem.

Hilda   nie   znalazła   jeszcze   pracy,   ale   nie   traciła   nadziei   i   codziennie 

background image

pytała o jakieś zajęcie w sklepach i kantorach. W jednym z dworów gdzieś 
daleko   na   Maridalsveien   zachorowała   sprzątaczka   i   Hilda   zaczęła   ją 
zastępować, ale po paru dniach kobieta wróciła do pracy, Hilda musiała 
więc wznowić poszukiwania.

- Pytałaś w Hjula i w tkalni płótna żaglowego? Nigdzie nie mają nic dla 

ciebie? - Elise była zdruzgotana.

Hilda pokiwała głową.
- A co z tkalnią Nydalens Compagnie? Hilda ciężko westchnęła.
- Miałabym chodzić tak daleko codziennie rano?
- Wiele dziewcząt tam chodzi.
- Jeśli nie znajdę nic innego, spróbuję tam. Nie mogę ciągle na tobie 

żerować.

- Wiesz dobrze, że damy sobie radę przez pewien czas, ale jak sama 

mówisz,   pieniądze   w   komodzie   nie   będą   trwały   wiecznie.   Poza   tym 
powinnaś zacząć pracować ze względu na swoje samopoczucie.

Bezczynność nikomu nie służy. Im dłużej jesteś bez pracy, tym trudniej 

wrócić do obowiązków. Hilda pokiwała głową.

- Pójdę do Nydalen.
Praca   nad   suknią   pani   Paulsen   szła   sprawnie,   tkanina   była   łatwa   w 

obróbce, Elise coraz lepiej sobie radziła z szyciem na maszynie. Podczas 
gdy Reidar Jensen i Peder siedzieli na brzegu łóżka pochyleni nad książką, 
Elise szyła przy kuchennym stole. Od czasu do czasu przerywała pracę i 
nasłuchiwała. Drzwi były otwarte, a Elise cieplej się robiło na sercu, gdy 
słyszała, jak cierpliwie Reidar Jensen przemawia do Pedera i ile zapału jest 
w głosie brata. Dobrze się dogadują, a wszystko dzięki Hildzie, pomyślała. 
Reidar stara się, jak umie, bo jest zakochany i chce się przypodobać swojej 
wybrance.

- Zasłoń jedno oko ręką. - Usłyszała właśnie głos Reidara. - Widzisz? To 

pomaga. Myślę, że masz chore oczy, nie widzisz jednakowo ostro. Teraz 
możesz zasłonić drugie oko i przeczytać następne zdanie.

Ku swej radości Elise usłyszała, że poszło mu lepiej. Peder wciąż musiał 

się bardzo wysilać, ale pojedyncze, proste słowa czytał, nie przekręcając 
żadnych   liter.   Elise   dziękowała   w   duchu   niebu,   że   zesłało   im   Reidara 
Jensena.

Nie tylko ze względu na Pedera, dodała w myśli. Wprost nie do wiary, 

jak wspaniale rozkwitła Hilda, była całkiem inną osobą niż w zeszłym 
roku o tej porze. Dwa porody i żałoba po Jensine sprawiły, że wydoroślała. 
Oczy jej błyszczały, a policzki płonęły, ale na jej twarzy często rysowała 
się zaduma. Czasami stawała nagle na środku pokoju, zapatrzona w dal, i 

background image

mówiła, że Jensine nigdy nie usłyszy śpiewu ptaków, szumu wodospadu, 
nigdy nie znajdzie się w męskich objęciach.

Innym razem zatrzymywała się nagle i zastanawiała się, czy Braciszek 

kiedyś   dowie   się   prawdy.   Wiele   razy   w   ciągu   ostatniego   roku   Elise 
zadawała sobie pytanie, jak Hilda ocenia swoje postępowanie i jaki jest jej 
stosunek   do   synka,   którego   oddała.   Teraz   zrozumiała,   że   Hilda   nie 
zapomniała o Braciszku i że czasami nie jest w stanie znieść tęsknoty.

- Czy jestem złą matką, Elise? - zapytała nagle pewnego dnia. - Mam w 

sobie sprzeczne uczucia. Z jednej strony nigdy nie byłam taka szczęśliwa. 
A   jednocześnie   wstyd   mi,   że   potrafię   śmiać   się   i   cieszyć,   choć   tak 
niedawno   straciłam   dziecko.   Powinnam   rozpaczać,   ale   gdy   myślę   o 
Reidarze, nie umiem się smucić. Tak strasznie się cieszę, że go poznałam.

W ciepłe popołudnie Elise przyszyła ostatni guzik do sukni pani Paulsen 

i postanowiła, że wyprasuje swoje dzieło i zaniesie na wzgórze Aker przy 
najbliższej okazji.

Tego samego wieczoru ze zdumieniem spostrzegła służącą pani Paulsen 

na   moście.   Pani  Paulsen   mówiła,   że  się   jej   nie   śpieszy,  ale   jednak   się 
niecierpliwiła. Elise z pewnym niepokojem czekała na to, co służąca ma 
do powiedzenia.

- Właśnie skończyłam suknię - uprzedziła dziewczynę.
-   Przyszłam,   żeby   panią   zaprosić   do   pani   Paulsen.   -   Służąca   była 

spocona i zziajana.

Elise spojrzała na nią z przerażeniem.
- Czy coś się stało?
Może coś się stało Braciszkowi? A może pani Paulsen pożałowała tego, 

jak się zachowała, gdy Elise wyjaśniła jej sytuację Hildy? Elise wcale by 
się nie zdziwiła, gdyby majster winił Hildę za śmierć jej córeczki. Teraz 
pani Paulsen chciała zapewne poważnie porozmawiać z Elise.

Dziewczyna nie odpowiedziała na pytanie.
- Pani kazała powiedzieć, że to bardzo pilne.
Elise wyszła na dwór, żeby zobaczyć, czy nie widać gdzieś chłopców. 

Na szczęście zauważyła, że bawią się nożem tuż koło domu.

-   Peder,   Evert,   Kristian,   chodźcie   tu   na   chwilkę.   Byli   posłuszni   jak 

zwykle i podbiegli od razu.

- Musicie trochę popilnować Hugo. Muszę zanieść suknię pani Paulsen, 

a Hildy nie ma w domu.

- A możemy dalej bawić się nożem koło domu przy otwartych drzwiach? 

- Peder spojrzał na nią błagalnie.

- W porządku, ale jeśli Hugo zacznie płakać, będziecie się musieli nim 

background image

zająć.   Trzeba   go   wtedy   podnieść   i   położyć   na   chwilę   na   wełnianym 
kocyku na podłodze. Jeśli to nie pomoże, połóżcie go na brzuszku.

Chłopcy   pokiwali   głowami,   a   Elise   wzięła   paczkę   ze   świeżo   wy-

prasowaną suknią i poszła za służącą.

Nie rozmawiały za wiele po drodze. Służąca szła szybko. Elise miała 

poczucie, że dziewczyna się denerwuje, i ten niepokój się jej udzielił. Nie 
miała  wątpliwości,  że stało  się coś złego, w przeciwnym razie  służąca 
wyjaśniłaby, o co chodzi.

To nie moja wina, że majster namówił Hildę, żeby oddała Braciszka, 

pomyślała   gniewnie.   I   nie   moja   wina,   że   chciał   też   wyłudzić   od   niej 
Jensine.

Woń bzu wypełniała im nozdrza, a z mijanych ogródków płynęły inne 

kwiatowe   zapachy.   Minął   je   z   turkotem   wóz   zaprzężony   w   konia, 
dziewczynki grały w klasy na środku drogi, na progu jednego z domów 
siedział staruszek, paląc fajkę Fabryki jeszcze nie zakończyły pracy, więc 
tylko dzieci i starcy mogli cieszyć się słońcem.

Zgrzały się, idąc pod górę, i gdy wreszcie dotarły na szczyt, ubrania 

kleiły im się do skóry.

-   Znasz   majstra   Paulsena?   -   zapylała   służącą,   gdy   podeszły   do 

ogrodzenia.

Może lepiej przygotować się zawczasu, pomyślała Elise. Dziewczyna 

rzuciła jej pytające spojrzenie.

- Wuja młodszego pana Paulsena - wyjaśniła Elise.
- Wiem, kto to jest, ale on tu rzadko przychodzi.
- Nie ma go tu dzisiaj? Dziewczyna pokręciła głową.
Elise zdziwiła się. O co więc chodzi?
- Nie ma tu nikogo obcego?
- A tak. Są jacyś trzej panowie. Nigdy przedtem ich nie widziałam.
Trzej   obcy   panowie?   Czy   to   może   być   pan   Carlsen?   Paulsenowie   i 

Carlsenowie znali się, z tego, co mówiła pani Paulsen ostatnio. Czy chodzi 
znów o jakieś knowania tej złośliwej Karolinę?

Służąca otworzyła drzwi i wpuściła Elise do środka.
- Siedzą w bibliotece. Kazali mi tam panią od razu zaprowadzić.
Skąd mogli wiedzieć, że będę mogła od razu przyjść, pomyślała Elise, 

czując, jak ogarniają irytacja. Dyrygują nią, jakby była ich służącą. Jest 
wprawdzie tylko szwaczką, ale przecież nie pracuje u nich. Sama decyduje 
o tym, co robi.

Służąca   zapukała   do   drzwi,   które   musiały   prowadzić   do   biblioteki,   i 

otworzyła je.

background image

Elise   stanęła   w   progu   jak   wryta.   Na   środku   pokoju   stał   Emanuel   z 

ojcem. I z jeszcze jednym panem.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Tak ją zaskoczył widok Emanuela, że musiała oprzeć się przez chwilę o 

framugę. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Spodziewała się ujrzeć radość w 
jego oczach, zobaczyła jednak tylko powagę i zakłopotanie.

Podszedł do niej teść.
-   A   więc   jesteś,   Elise.   Wybacz,   że   tak   to   zorganizowaliśmy,   ale 

uznaliśmy, że będzie najlepiej, jeśli się spotkamy  tutaj, a nie w twoim 
domu, w obecności twojej siostry i braci.

Elise pokiwała głową, ale nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi. 

Dlaczego   Hilda   i   chłopcy   nie   powinni   ich   zobaczyć?   Byli   przecież   w 
dalszym ciągu rodziną.

W tej samej chwili z bocznego pokoju weszła pani Paulsen.
- Dzień dobry, pani Ringstad. - Podeszła szybko do Elise, żeby uścisnąć 

jej rękę. - Naprawdę skończyła już pani suknię? - dodała, gdy Elise podała 
jej paczkę. - Już się cieszę, że ją wkrótce przymierzę. - Nagle spoważniała. 
-   Panowie   Ringstad   zapytali   nas,   czy   nie   mogliby   z   panią   tutaj 
porozmawiać. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu. - Przez 
jej twarz przemknął wyraz współczucia. - Pozwoliłam sobie posłać służącą 

background image

po panią. Trudno było pani wyrwać się z domu?

Elise   pokręciła   głową.   Nie   powiedziała   jeszcze   ani   słowa   i   musiała 

odchrząknąć, nim się odezwała.

- Chłopcy pilnują małego.
Znów zerknęła na Emanuela. A on odwrócił wzrok. Gdy się ostatnio 

widzieli, rzucił się jej na szyję i powiedział, że tylko ją kocha. Teraz jego 
oczy miały całkiem inny wyraz.

- Proszę bardzo, niech państwo usiądą - ciągnęła pani Paulsen. - Nikt 

wam tu nie będzie przeszkadzał. Służące przyniosą kawę i ciasteczka, gdy 
tylko będą sobie państwo tego życzyć.

Pani   Paulsen   wzięła   paczkę   z   suknią   i   zniknęła.   Elise   poszła   za 

przykładem panów i usiadła przy stole naprzeciwko Emanuela. Jego ojciec 
chrząknął.

-   Przyjechaliśmy,   żeby   porozmawiać...   -   znów   chrząknął   -   żeby 

porozmawiać   z   tobą   o   pewnej   delikatnej   sprawie,   Elise.   To   jest   mój 
adwokat.   -   Skinął   głową   w   kierunku   nieznajomego,   Elise   i   obcy 
mężczyzna wstali i podali sobie dłonie. - Rozumiesz więc chyba, o co 
chodzi.

Elise   zupełnie   nie   rozumiała,   o   co   chodzi.   Może   o   spadek,   skoro 

przyprowadzili adwokata? Może chcieli zapewnić wnukowi jakąś część 
spadku po ojcu, gdy przyjdzie na to pora?

Pan Ringstad znowu chrząknął.
- Postaramy się trzymać tematu, nie mieszając w to uczuć. Wiedziałaś, 

że Signe spodziewa się dziecka Emanuela. Niedawno urodziła syna. Jak ci 
zapewne wiadomo, dziecko urodzone poza małżeństwem nie ma prawa ani 
do nazwiska, ani do dziedzictwa po ojcu.

Zawahał się przez chwilę.
Elise   zauważyła,   że   pan   Ringstad   czuje   się   niezręcznie.   Gdy   znów 

zaczął mówić, odwrócił wzrok. Nie potrafi spojrzeć mi w oczy, pomyślała 
Elise. Nietrudno zrozumieć dlaczego.

- Signe zostanie w Ringstad - ciągnął pan Ringstad. - Rozumiem, że 

mogłaś   być   oburzona,   gdy   się   o   tym   dowiedziałaś,   ale   w   tej   chwili 
powinniśmy   odłożyć   uczucia   na   bok.   Moja   żona   i   ja   doszliśmy   do 
porozumienia z rodzicami Signe. Chcemy, żeby Emanuel przejął dwór. Jak 
wiesz, jest naszym jedynym synem i spadkobiercą. Chcemy też, by Signe 
została   gospodynią   w   Ringstad.   Ona   wie,   co   to   oznacza,   została 
wychowana do takiej właśnie roli. Poza tym jest matką dziecka Emanuela.

Elise zauważyła, że Emanuel zaszurał butami i poruszył się nerwowo.
Ona zaś była całkiem spokojna i obojętna. Od chwili, w której

background image

zobaczyła  tych  dwoje  w  pokoju,  wiedziała,   że  czeka  ją  coś  nieprzy-

jemnego. W gruncie rzeczy była przygotowana na wszystko bardziej, niż 
jej się wydawało. Byłoby naiwnością wierzyć, że Emanuel wróci do niej 
po tym, co się stało.

Emanuel nie otworzył nawet ust od chwili jej wejścia, zostawił wszystko 

swojemu ojcu. To było żałosne. Czuła wobec niego tylko pogardę. Gdzie 
się podział ten sympatyczny oficer Armii Zbawienia, którego poznała w 
ubiegłym roku? Ten wstrętny tchórz, który przed nią siedział, miał mało 
wspólnego z Emanuelem.

- Wiesz zapewne także - ciągnął teść - że w naszym kraju niełatwo o 

rozwód.   Mogłabyś   zażądać   rozwodu,   bo   twój   mąż   nie   dochował   ci 
wierności, ale kobieta, która występuje o rozwód, traci prawo do opieki 
nad   dziećmi.   Sądzę,   że   raczej   byś   tego   nie   zrobiła,   choć   Emanuel   na 
pewno nie zamierza odbierać ci Hugo.

Ostatnie słowa bardzo ją zabolały. Emanuel nie zamierza odbierać jej 

Hugo, bo nie uważa go za swojego syna, choć ożenił się z nią po to, żeby 
Hugo miał ojca. Czy już o tym zapomniał?

- Mój adwokat zaproponował więc, żebyśmy odwrócili sytuację. Gdybyś 

wyznała, że nie dochowałaś wierności Emanuelowi, miałby prawo żądać 
od ciebie rozwodu. Jestem pewien, że rozumiesz, jakie to dla nas trudne, 
Elise. - Wreszcie znów na nią spojrzał. - Nie należysz do osób, które się 
awanturują i utrudniają życie innym. Rozumiesz na pewno, że Emanuel 
musi zostać ze swym synem i z kobietą, która mu go urodziła. Rozumiesz 
zapewne także, że Signe lepiej pasuje do Ringstad niż ty. Wychowała się w 
wielkim dworze i ma wszystkie cechy, których potrzebuje gospodyni. Nie 
chcę cię w ten sposób krytykować, stwierdzam tylko fakty.

Zamilkł, spoglądając na nią z oczekiwaniem. Elise była skonfundowana.
-   Nie   rozumiem,   o   co   wam   chodzi.   Wcale   nie   byłam   niewierna 

Emanuelowi.

- Nie, ale urodziłaś dziecko, które ma innego ojca.
Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy. Minęła chwila, nim była w 

stanie odpowiedzieć.

- Dziecko, które poczęło się w wyniku gwałtu - szepnęła. Kolana się pod 

nią ugięły, ręce zaczęły jej drżeć. Zacisnęła je czym prędzej w nadziei, że 
nikt tego nie zauważył. Pan Ringstad pokiwał głową.

- Wiem o tym, choć wiele osób wcale w to nie uwierzy i powie, że 

zrobiłaś to dobrowolnie.

Elise patrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Ja nie kłamię, panie Ringstad - powiedziała, gdy odzyskała głos.

background image

- Nie, nie, tego nie powiedziałem. Ja ci wierzę, ale możemy wykorzystać 

to,  co się stało, żeby  uzyskać szybko rozwód, twierdząc, że zdradziłaś 
Emanuela w okresie narzeczeńskim.

- Nie byliśmy narzeczonymi.
-   O   tym   wiem   także,   Elise.   -   W   jego   tonie   pojawiła   się   nuta 

zniecierpliwienia. - Chodzi tylko o to, że to nam może pomóc. Musisz 
zrozumieć, że obecna sytuacja jest nie do zniesienia dla wszystkich stron. 
Moja żona obawia się śmiertelnie, że po okolicy rozejdzie się plotka, że 
Emanuel ma żonę w Kristianii. To może narazić na szwank naszą reputację 
i przynieść niepowetowane straty.

Elise poczuła, że zbiera jej się na wymioty. Nie spodziewała się tego po 

ojcu Emanuela. Może po matce, ale nigdy po ojcu. Pan Ringstad sięgnął 
do teczki i wyjął jakiś dokument.

-   Chcemy   tylko,   żebyś  to   podpisała.  Wystarczy,   że   poświadczysz,   iż 

Hugo nie jest synem Emanuela. To przecież nie jest kłamstwo, nie musisz 
kłamać.

Elise   poczuła,   że   wszystko   w   niej   drży   z   oburzenia.   Nie   mogła 

przebywać dłużej w jednym pomieszczeniu z tymi ludźmi, pragnęła czym 
prędzej stąd uciec, tak daleko, jak to tylko możliwe. Musi to zrobić jak 
najszybciej, nim uczucia wezmą w niej górę, nim się rozpłacze.

Przeczytała   pośpiesznie   dokument,   wzięła   pióro,   które   jej   podali,   i 

podpisała. Wtedy podniosła się z krzesła, pobiegła do drzwi i gwałtownie 
je otworzyła. Nie patrząc ani na prawo, ani na lewo, popędziła długim 
korytarzem, otworzyła drzwi wejściowe i wypadła na dwór.

Nie traciła czasu na rozglądanie się, wybiegła na ulicę i popędziła w dół. 

Łzy płynęły  jej strumieniami, serce waliło młotem. Jak można być tak 
nikczemnym.   Jak  Emanuel mógł siedzieć  tam bez  słowa  i  patrzeć,  jak 
ojciec   i   adwokat   załatwiają   jego   sprawy,   nie   pytając   go   o   zdanie? 
Pozorować przed całym światem, że ona dobrowolnie poszła do łóżka z 
Ansgarem   i   oszukała   Emanuela?   Cóż   to   za   ludzie,   którzy   snują   tak 
potworne   plany?   Tylko   po   to,   żeby   pani   Ringstad   miała   odpowiednią 
synową, która ma wszystkie potrzebne cechy.

Wpadła w tak wielki gniew, że nie zauważyła nawet konia i wozu, który 

pędził bardzo szybko Maridalsveien i omal jej nie przejechał.

- Pijana jesteś, dziewczyno?! - krzyknął przerażony woźnica. - Oczu nie 

masz?

Elise pędziła dalej. Chciała do domu, nie mogła oddychać tym samym 

powietrzem, co tamci, źli ludzie. Chciała do domu, do Hugo, chciała go 
wziąć w ramiona, przytulić i szepnąć mu do ucha, że go kocha.

background image

Emanuel nie zasługuje na to, by być jego ojcem. Niech zostanie z Signe, 

niech się przekona, czy potrafi być szczęśliwy po tym, jak porzucił swoją 
żonę, odepchnął syna i przekreślił wszystko, o co błagał na kolanach w 
zeszłym roku. Elise nie zamierzała uronić nawet jednej łzy z jego powodu. 
Nie płakała przez niego. Płakała z oburzenia na zło, do którego zdolni są 
ludzie.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Minęło wiele dni, nim Elise pogodniej spojrzała na świat. Jednocześnie 

ogarnął ją wstyd z powodu rozwodu. Nie znała żadnej rozwódki. Hańba 
dotknie także Hildę i chłopców, całą rodzinę. Nie chciała o tym nikomu na 
razie mówić, póki nie zaszła taka konieczność. To zupełnie inna sytuacja 
niż los żony porzuconej przez męża, który przecież może w każdej chwili 
się pojawić. Fakt, że Emanuel chciał się jej pozbyć na zawsze, oznaczał 
tak wielki wstyd, że policzki ją piekły, gdy tylko o tym myślała. Co sobie 
ludzie pomyślą? Będą ją obgadywać, będą szeptać za jej plecami, szukać 
wszelkich możliwych wyjaśnień. Nie, tego nie sposób wytrzymać.

Wszystko   to   tak   bardzo   dotknęło   Elise,   że   podupadła   na   zdrowiu. 

Straciła apetyt, dręczyły ją mdłości, bolała głowa, chodziła jak w malignie 
całymi dniami. Pewnego dnia czuła się tak źle, że położyła się do łóżka, 
choć nigdy wcześniej nie pozwalała sobie na taki luksus.

Ledwo się położyła, a już Hilda zawołała, że przez most idzie do nich 

właśnie jakaś starsza dama.

- Starsza dama? To na pewno nie do nas.
Chwilę później usłyszała, że Hilda zmierza do drzwi wejściowych i z 

kimś rozmawia. Westchnęła zrezygnowana. Może to samarytanka z Armii 
Zbawienia?   Może   to   Maren   Sorby,   która   przyszła   się   dowiedzieć,   co 
słychać?

Ale   Maren   Sorby   nie   była   przecież   stara.   Była   siwa,   chuda   i 

przygarbiona, ale nie z powodu wieku, tylko z powodu ciężkiej harówki, 
którą wspierała potrzebujących. Gdy tak leżała i słuchała głosów z sieni, 
myślała o Maren Sorby  i o jej poświęceniu. Kiedy  usłyszała, że Hilda 
tłumaczy ją złym samopoczuciem, zawstydziła się i podniosła się z łóżka.

Nagle znieruchomiała. Nieznajoma weszła właśnie do kuchni. I nie była 

to Maren Sorby. Głos brzmiał znajomo, ale Elise nie od razu odgadła, do 
kogo należy. Po chwili jednak już wiedziała. Do ciotki Ulrikke.

background image

Znowu opadła na łóżko. Tego nie zniesie. Jakby mało jej było Emanuela 

i pana Ringstada, miała usłyszeć raz jeszcze to samo od ciotki Ulrikke. 
Czy ta przeklęta rodzina nie może jej zostawić w spokoju? Położyła się i 
naciągnęła   na   siebie   koc.   Dobrze,   że   Hilda   tyle   mówiła   o   jej   złym 
samopoczuciu, teraz może być przecież jeszcze gorsze.

Hilda wsunęła głowę do sypialni.
- Elise, przyszła ciotka Ulrikke. Powiedziałam, że się źle czujesz, ale 

bardzo jej zależy, żeby się z tobą przywitać.

- Tak bardzo mnie boli głowa. Powiedz, że to może być zaraźliwe.
W tej samej chwili usłyszała władczy głos ciotki Emanuela.
- Nie sądzę. - Starsza pani weszła do pokoju i usadowiła się na brzegu 

łóżka. - Myślę, że jest całkiem inna przyczyna twojej tak zwanej choroby - 
ciągnęła niemiłosiernie głośno.

Ból głowy nie zmniejsza się z pewnością od hałasu, Elise czuła się tak, 

jakby ktoś jej wbijał noże we skronie.

- Myślę, że czujesz się źle z powodu swojego męża i jego rodziców. Ja 

też się źle czuję z ich powodu, jeśli to jest dla ciebie jakieś pocieszenie.

Elise odwróciła się i spojrzała na gościa. Ciotka Ulrikke nie przyszła tu 

chyba, by ją oskarżać.

- Na nieszczęście dla całej rodziny mój bratanek, Hugo, wybrał sobie 

niewłaściwą żonę - ciągnęła ciotka. - Kochałam go od dziecka, ale pojąć 
nie potrafię, jak mógł popełnić taką głupotę. Rzadko wybucham, Elise, ale 
tym   razem   nie   szczędziłam   amunicji.   To,   że   przyjęli   pod   swój   dach 
kochankę Emanuela, jakby była jego żoną, to największy skandal, o jakim 
słyszałam.   Ta   lafirynda   nie   jest   zresztą   tego   warta,   z   całą   swoją 
bezczelnością i brakiem przyzwoitości. Gdyby nie pochodziła z bogatego 
dworu, Marie nie chciałaby na nią nawet spojrzeć. Żona mojego bratanka 
jest,   niestety,   snobką.   Ty   się   jej   nie   spodobałaś,   bo   pochodzisz   z 
robotniczej rodziny, ale ona jeszcze tego pożałuje, zaczekaj tylko. Myślę, 
że już widać zalążki przyszłych konfliktów. Nie minie rok, a Emanuel i 
jego uwodzicielka zaczną drzeć koty, a Marie będzie załamywać ręce z 
rozpaczy. Sprawdzą się moje słowa.

Elise   chwyciła   się   za   głowę.   Pocieszało   ją   wprawdzie   to,   że   ciotka 

Ulrikke stanęła po jej stronie, nie musiała jednak tego robić tak głośno.

-   Tak   strasznie   boli   mnie   głowa,   ciociu   Ulrikke.   Jeśli   zamieszkałaś 

gdzieś w mieście, byłoby mi bardzo miło gościć cię kiedy indziej, ale teraz 
marzę tylko o tym, żeby zasnąć.

Ciotka Ulrikke natychmiast wstała.
- Mieszkam u Carlsenów, ale jutro przenoszę się do pensjonatu. Zajrzę 

background image

tu znów jutro wieczorem.

I wyszła.
Następnego dnia, dzień przed nocą świętojańską, Elise nakryła do stołu 

na dworze, gdy się zorientowała, że wiatr wieje we właściwym kierunku. 
Hilda i Reidar Jensen wybierali się z chłopcami nad Brekkedammen, żeby 
chłopcy mogli się wykąpać, a Elise - porozmawiać w spokoju z ciotką 
Ulrikke. Hilda poszła do Magdy po ciasteczka i prawdziwą śmietanę do 
kawy.  Ciotka   Ulrikke   powinna   wiedzieć,   że   wcale   nie   żyją   na   granicy 
ubóstwa.

Peder spojrzał tęsknie na stół i ciasteczka.
- Dlaczego nie możemy pobyć z ciotką Ulrikke? Ja ją polubiłem.
- Innym razem, Peder. Muszę porozmawiać o czymś z ciotką i nie chcę, 

żeby ktoś nam przeszkadzał.

Peder wziął wędkę, którą dostał od Emanuela w ubiegłym roku, i obrócił 

się, żeby ruszyć w drogę.

- Pozdrów ją ode mnie i powiedz, że jest bardzo miłą starszą panią.
- Tak powiem - uśmiechnęła się Elise.
Gdy   wszyscy   już   sobie   poszli,   przed   domem   zatrzymał   się   powóz. 

Pensjonat był najwyraźniej położony za daleko, by ciotka mogła przyjść 
pieszo.

Elise podbiegła, żeby jej pomóc.
- Przepraszam, że wczoraj wieczorem byłam taka nieuprzejma, ciociu.
Ciotka Ulrikke wzięła ją pod ramię, żeby się na czymś wesprzeć.
- Czy jest w tym coś dziwnego, skoro bolała cię głowa? Ja na twoim 

miejscu nawet bym nie wstała z łóżka.

Elise   nic   nie   powiedziała.   Dobrze   jej   robiła   świadomość,   że   przy-

najmniej jedna osoba z rodziny Emanuela rozumie, jak Elise przeżywa 
jego zdradę.

Pomogła ciotce usadowić się na ławce, uśmiechając się w duchu. Każdej 

obcej osobie wydawałoby się, że ciotka Ulrikke wcale nie pasuje do tego 
„kurnika",   jak   ich   domek   określiła   kiedyś   pani   Ringstad.   Siedziała   na 
ławce w swojej szerokiej czarnej jedwabnej sukni, ze złotym naszyjnikiem 
i binoklami w złotej oprawie, w wielkim kapeluszu, z otwartą parasolką. 
Najdziwniejsze było jednak to,  że Elise wcale tak  nie uważała. Ciotka 
Ulrikke była jedyną osobą z rodziny Ringstadów, która pasowała do tego 
domu. Elise bez jakiegokolwiek zakłopotania była z nią na „ty".

- Jak długo zostaniesz w Kristianii?
- Jutro wyjeżdżam. Właściwie nie miałam tu nic do załatwienia, ale tak 

się zdenerwowałam, że musiałam coś przedsięwziąć. Na pewno nie ujdzie 

background image

im to płazem, Elise. - Spojrzała na Elise z oburzeniem.

-   Jakoś   to   przeżyję,   ciociu.   Najgorsze   zniosłam   rozczarowanie,   że 

Emanuel był w stanie zrobić coś takiego. Myślałam, że można na nim 
polegać. I że zależy mu na nas.

- Emanuel zawsze był ustępliwy. Zwłaszcza wobec swojej matki. Ale 

teraz poznaliśmy inne jego oblicze. I to jest tragiczne. Najgorsze, że on cię 
naprawdę kocha, z tego, co rozumiem. Czeka go smutne życie. Z tęsknotą 
można sobie jakoś poradzić, gorzej z wyrzutami sumienia. Pewnego dnia 
zrozumie, co uczynił.

Elise nic nie powiedziała. Poszła do kuchni po dzbanek z kawą. Gdy 

wróciła, ciotka Ulrikke zmierzyła ją ostrym spojrzeniem i powiedziała:

-   Teraz   chcę   usłyszeć   prawdę,   Elise.   Czy   Hugo   i   Emanuel   tu   byli? 

Widziałam ich na stacji kolejowej. Razem z adwokatem mojego bratanka. 
Gdy próbowałam dowiedzieć się czegoś od Marie, nie chciała mówić. No 
więc? Byli tu czy nie?

- Byli tu, rozmawiałam z nimi i sprawa została zamknięta. - Elise nalała 

kawy do kubków, starając się nie patrzeć na ciotkę. Ciotka Ulrikke i tak za 
bardzo   przejmowała   się   tym,   co   wiedziała,   lepiej   oszczędzić   jej   opisu 
tamtego strasznego wieczoru.

- Co to znaczy, że sprawa została zamknięta?
- To znaczy, że Signe i Emanuel będą nadal żyli jak małżeństwo.
- Była mowa o rozwodzie? Elise westchnęła.
- Niełatwo mi o tym mówić. Byłam zła i oburzona, choć jeszcze bardziej 

rozczarowana   i   smutna.   Długo   wierzyłam,   że   Emanuel   wróci   pewnego 
pięknego dnia, ale teraz wiem, że to się nie zdarzy. Muszę oswoić się z tą 
myślą.

- A więc on wniesie o rozwód. Ale proces będzie trwał długo, o ile w 

ogóle Emanuel dostanie rozwód. Tymczasem wiele się może zdarzyć.

Elise milczała. Nie chciała mówić o dokumencie, który podpisała. W 

ciągu ostatnich dni borykała się z gniewem i zwątpieniem. Chwilami zaś 
nabierała przekonania, że będzie lepiej, jeśli Hugo dorośnie, nie wiedząc 
nic o rodzinie Ringstadów.

- Opowiedz raczej, co u ciebie słychać?
- Więc nie chcesz o tym mówić?
- Nie ma o czym mówić. Masz rację. Emanuel chce się rozwieść, a ja się 

nie będę temu sprzeciwiać. Gdyby Signe nie urodziła mu dziecka, chybaby 
do tego nie doszło, ale w tej sytuacji nie mamy żadnego wyboru.

- Mówisz, że nie masz żadnego wyboru? Masz syna. Emanuel wziął na 

siebie odpowiedzialność za jego los, gdy się z tobą ożenił i gdy dał mu 

background image

imię   po   swoim   ojcu.   Według   ksiąg   kościelnych   chłopiec   jest   synem 
Emanuela i wnukiem Hugo. Zgodnie z prawem odziedziczy Ringstad, gdy 
Hugo i Emanuel umrą. Elise milczała.

- Zobaczymy, ciociu Ulrikke - powiedziała. - Zapomnijmy już o tym. To 

dla mnie wielka pociecha, gdy wiem, że jest w rodzinie Ringstadów ktoś, 
kto   stoi   po   mojej   stronie.   Jestem   za   to   bardzo   wdzięczna.   Wysłałam 
chłopców nad Brekkedammen, żebyśmy mogły spokojnie porozmawiać, 
ale Peder był niepocieszony, że cioci nie zobaczy. Powiedział: „Pozdrów ją 
ode mnie i powiedz, że jest miłą starszą panią".

Ciotka Ulrikke roześmiała się na głos.
-   Oj,   ten   Peder,   ten   Peder.   Gdybyś   wiedziała,   ile   razy   siedziałam   i 

śmiałam się sama do siebie, wspominając ślub i wszystkie te niewinne 
komentarze Pedera.

Elise uśmiechnęła się.
- Tak, on mówi to, co mu leży na sercu. Ciotka Ulrikke spoważniała.
-   Musisz   być   silną   kobietą,   Elise.   Gdy   pomyślę   o   wszystkim,   co 

przeszłaś, nie rozumiem, jak to wytrzymałaś.

- Nie miałam wyboru.
- Ależ miałaś. Mogłaś uciec od tego wszystkiego. Ileż młodych osób tak 

właśnie robi. Ale ty wzięłaś na siebie odpowiedzialność za swoich braci, 
pomagałaś   chorej   matce,   zacisnęłaś   zęby,   gdy   twój   narzeczony   został 
aresztowany, i dźwignęłaś się nawet po tym najstraszniejszym, co ci się 
przytrafiło. A teraz siedzisz tu z podniesioną głową, chociaż twój mąż cię 
opuścił, ten idiota.

Elise zerknęła na nią ze zdumieniem.
- Ty chyba wszystko o mnie wiesz.
- Hugo opowiedział mi wszystko, gdy przeprowadził z tobą tę długą 

rozmowę. Powiedz mi - ciągnęła nieco delikatniejszym tonem - co się 
właściwie stało z twoim pierwszym narzeczonym.

Elise nie zdołała wytrzymać jej przenikliwego spojrzenia.
-   Darowano   mu   większą   część   kary   za   wzorowe   zachowanie   i   za 

wyjątkowe osiągnięcia kamieniarskie. Teraz pracuje jako snycerz i pobiera 
lekcje   u   znanego   rzeźbiarza.   Pewien   profesor   tak   się   zachwycił   jego 
pracami, że wziął go pod swoje skrzydła. Twierdzi, że Johan już by mógł 
pokazać   swoje   prace   na   jesiennej   wystawie.   Ciotka   Ulrikke   pokiwała 
głową w zamyśleniu.

-   Tak   przypuszczałam.   To   znaczy   wiedziałam,   że   nie   mogłaś   się 

zaręczyć z byle kim. Co zaszło między wami?

Elise poczuła rumieniec na twarzy.

background image

- Johan miał wrogów. Gdy zobaczyli mnie z Emanuelem, rozsiali plotki, 

że coś nas łączy. Wówczas nie było w tym ani cienia prawdy. Ale gdy 
plotki dotarły do Johana, zerwał zaręczyny.

Ciotka Ulrikke pokręciła głową.
- A więc w pewnym sensie rozstaliście się przez Emanuela. Nie można 

tego nazwać inaczej niż ironią losu. I co było dalej z tym Johanem? Ożenił 
się?

-   Tak,   z   moją   przyjaciółką   z   dzieciństwa.   Spodziewają   się   właśnie 

pierwszego dziecka. To znaczy ona była w ciąży już zimą, ale straciła to 
dziecko.

Ciotka Ulrikke westchnęła.
- Życie naprawdę nie jest proste. Czasami trudno oprzeć się wrażeniu, że 

gdzieś   z   tyłu   stoi   jakiś   żartowniś,   pociąga   za   sznurki   i   uśmiecha   się 
złośliwie, gdy udaje mu się skomplikować ludziom życie.

Elise pokiwała głową, uśmiechając się nieznacznie.
- Opowiedz trochę o sobie. W Ringstad musi być teraz pięknie, ogród 

jest pewnie pełen kwiatów i zieleni?

- Owszem, jest pięknie, ale nie byłam w nastroju, żeby zwracać na to 

uwagę. Nie mam ochoty mówić ani o Ringstad, ani o sobie. Opowiedz mi 
raczej o życiu tutaj, nad rzeką Aker. Co to znaczy być robotnicą w jednej z 
fabryk, mieszkać w jednej z zatłoczonych czynszówek? Co to znaczy być 
dzieckiem pozbawionym kontaktu z dorosłymi, bo tak to chyba jest, jeśli i 
matka, i ojciec spędzają dwanaście albo czternaście godzin dziennie przy 
maszynie?

Elise zaczęła opowiadać, zdziwiona, że ta starsza pani, która należy do 

całkiem innego świata, chce wiedzieć, jak wygląda życie robotników.

Siedziały i gawędziły w miłej atmosferze, póki nie pojawił się powóz.
- Pozdrów ode mnie Pedera i powiedz, że moim zdaniem on jest miłym 

małym chłopcem - uśmiechnęła się ciotka Ulrikke. Wzięła Elise pod ramię 
i pokuśtykała w stronę ulicy.

Dzień  później Elise  zdobyła się  na odwagę, by   wysłać swoje drugie 

opowiadanie,   odrzucone   przez   „Verdens   Gang",   do   „Nylaende",   pisma 
emancypantek, redagowanego przez Ginę Krog. Była przekonana, że znów 
spotka   się   z   odmową,   ale   postanowiła   spróbować.   Może   przynajmniej 
uzyska jakąś odpowiedź, która jej pomoże dalej pisać. Odmowa nie musi 
być całkiem negatywna. Może będą jej towarzyszyć jakieś porady.

Był wieczór świętojański. Wybierali się właśnie na Wzgórze Świętego 

Jana, żeby popatrzeć na wielkie ognisko, jak co roku. Hilda i Reidar poszli 
na spacer nad rzekę, żeby zerwać trochę liści brzeziny do dekoracji płotu, 

background image

a chłopcy bawili się na polanach.

Nastał   najjaśniejszy   okres   w   całym   roku.   Było   jasno,   gdy   Elise   się 

kładła,   było   jasno,   gdy   wstawała.   Na   szczęście.   Wizyta   ciotki   Ulrikke 
poprawiła jej trochę humor. Ciągle doskwierały /ej nudności i zmęczenie, 
wiedziała   jednak   dlaczego.   Jak   tu   nie   zachorować   po   spotkaniu   z 
Emanuelem i jego ojcem?

Skończyła właśnie przewijać Hugo i przysiadła na chwilę na schodku w 

promieniach   popołudniowego   słońca,   oparła   się   o   framugę   i   zamknęła 
oczy. Tak wspaniale się czuła, gdy słońce przypiekało jej twarz, grzejąc 
duszę i ciało. Dobrze, że cały ten ból spotkał ją o tej porze roku. Człowiek 
ma więcej siły, gdy nie marznie na kość. Dzięki słońcu i światłu wszystko 
wydaje się łatwiejsze.

Ogarnęło ją znużenie. Chyba nic się nie stanie, jeśli posiedzi tu chwilkę, 

nieczęsto pozwala sobie przecież  na odpoczynek. Myśli zaczęły  jej się 
mącić, poczuła, że zapada w drzemkę. Próbowała jeszcze otworzyć oczy i 
otrząsnąć się ze zmęczenia, ale w końcu się poddała.

I nagle się  ocknęła. Coś połaskotało  ją w policzek. Musiała  całkiem 

zasnąć. Może to był tylko sen.

Wtedy usłyszała jakiś szelest tuż obok i gwałtownie się obróciła.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Za jej plecami, przyklejony do ściany, stał uśmiechnięty Johan z długim 

źdźbłem w dłoni.

- Ale podskoczyłaś.
-   Ale   mnie   wystraszyłeś   -   roześmiała   się.   -   W   pierwszej   chwili 

wydawało mi się, że to jeszcze sen.

- Czy to był miły sen?
- Nie pamiętam.

background image

- Kłamiesz. Widzę przecież, że pamiętasz. Kto ci się śnił?
- Nikt. Mówię, że nie pamiętam. Zdrzemnęłam się i obudziłam się nagle, 

gdy coś połaskotało mnie w policzek.

Roześmiał się i usiadł koło niej na schodkach.
- Byłem tu wczoraj wieczorem, ale miałaś gościa. Pokiwała głową.
- To była ciotka Emanuela, Ulrikke.
- Ładnie z twojej strony, że nie wyrzuciłaś jej za drzwi.
- Nie miałam żadnego powodu. To jedyna osoba z rodziny Ringstadów, 

która ma zasady, wzgląd na innych i sumienie.

Johan spojrzał z zainteresowaniem.
- Opowiedz o niej.
Elise się zawahała. Ulżyłoby jej, gdyby mogła porozmawiać z kimś o 

tym, co się zdarzyło, ale czy powinna to robić?

- Wiesz, że to zostanie między nami, Elise. Pokiwała głową.
- Tak, wiem o tym. Emanuel i ja się rozwodzimy. Poczuła raczej, niż 

zobaczyła, jak się przeraził.

- Rozwodzicie się? Stać was na to?
- Tego pytania jeszcze nikt mi nie zdał.
-   Masz   odwagę,   Elise?   Żona,   która   żąda   rozwodu,   traci   prawo   do 

wychowywania dzieci.

-   Wiem   o   tym.   Ale   to   nie   ja   chcę   się   rozwieść,   tylko   Emanuel. 

Opowiedziała mu szybko o tym, co się zdarzyło w domu Paulsenów.

Johan poczerwieniał z gniewu.
- Włos mi się jeży na głowie, gdy tego słucham. Namówili cię, byś 

podpisała, że Hugo nie jest dzieckiem Emanuela? Dlaczego się zgodziłaś, 
do diabła?

-   Nie   chciałam   już   więcej   mieć   z   nimi   do   czynienia.   Przyznam,   że 

później   dręczyło   mnie   sumienie.   Czy   mam   prawo   odbierać   Hugo 
przywileje, które dał mu Emanuel? Doszłam jednak do wniosku, że będzie 
lepiej, jeśli Hugo ich nigdy nie pozna. Lepiej się trzymać z dala od ludzi 
tego pokroju.

Johan siedział w milczeniu.
-   Podziwiam  cię,   Elise.   Inna   odmówiłaby,   płakałaby,   wściekała   się   i 

zaklinała, że wydusi z rodziny Ringstadów tyle, ile się da. Ale ty cenisz 
wyżej przyzwoitość i dumę niż dobra materialne. Choć masz tak niewiele.

- Nie rób ze mnie lepszego człowieka niż ten, którym jestem. Może 

pożałuję   tego,   gdy   skończą   się   moje   oszczędności.   Przyjęłam   kiedyś 
pieniądze od pana Ringstada. To było wtedy, gdy jeszcze wydawał mi się 
dobrym   człowiekiem.   Poza   tym   sporo   zarobiłam   na   szyciu   dla   pani 

background image

Paulsen. Hilda niedługo na pewno znajdzie stałą pracę, na razie chwyta się 
każdego zajęcia. I tak z tym, co zarobią chłopcy, i z czynszem od Petrike i 
Hjalmara radzimy sobie całkiem nieźle. Słyszałeś, że Hilda się zakochała?

- Z zasady wiem, co się dzieje, ale o tym nie słyszałem - uśmiechnął się 

Johan.

-   Zakochała   się   w   nauczycielu   Pedera.   Nazywa   się   Reidar   Jensen   i 

zastępuje starego nauczyciela. Będzie z nimi pracował przez cały następny 
rok. Wybiera się na medycynę, ale chce przez ten rok trochę odpocząć. 
Jakby można było odpocząć, ucząc trzydziestu dziesięciolatków - dodała 
ze śmiechem. - Hilda twierdzi, że jest zakochana jak nigdy przedtem, on 
chyba   też.   Przeżywa   pewien   uczuciowy   konflikt:   cieszy   się,   że   go 
spotkała, a zarazem ma poczucie winy i jest pogrążona w głębokiej żałobie 
po   Jensine.   Najbardziej   się   cieszę   z   tego,   że   Reidar   Jensen   pomaga 
Pederowi w nauce. I mówi,  że nauczy  go czytać, zresztą ja już widzę 
postęp. Peder jest znów radośnie usposobiony, choć na parę trudnych dni 
stracił  do  mnie   zaufanie   i  oskarżył  mnie   o   kłamstwo.  Zachowałam  się 
niemądrze,   nie   mówiąc   chłopcom  prawdy   na   temat   Hugo,   aż   wreszcie 
dowiedzieli się wszystkiego od obcych.

-   To   niedobrze.   Pewnie   miałaś   nadzieję,   że   nigdy   się   nie   dowiedzą 

prawdy.

Pokiwała głową.
- Oboje z Emanuelem uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Zrobiło się 

cicho.

-   Życie   nie   jest  łatwe,   Elise   -   westchnął  Johan.   Zerwał   kilka   źdźbeł 

trawy i teraz oplatał je dookoła palca. Elise nie mogła się oprzeć wrażeniu, 
że Johan chce coś powiedzieć, ale nie może tego wykrztusić.

Postanowiła mu pomóc.
- Anna opowiadała mi o twoich kłopotach. Nie po to, żeby plotkować, 

ale dlatego, że bardzo ci współczuje. Chyba nigdy nie dowiesz się prawdy.

Zmieszał się w pierwszej chwili, chyba nie wiedział, że Elise o tym 

słyszała. Pokręcił głową.

- Nie dowiem się. I to jest właśnie najgorsze.
- O ile dziecko nie będzie tak podobne do ojca jak Hugo. Zerknął na nią 

z ukosa.

- Kochasz go mimo wszystko?
- Oczywiście. To przecież mój syn. Kość z mojej kości. Ja go wydałam 

na świat. Nie myślę o tym, w jaki sposób został poczęty.

- To chyba niełatwe, skoro ten drań kręci się po okolicy.
- Nie. Jestem taka okropna, że czasami życzę mu śmierci. Albo tego, 

background image

żeby się przynajmniej przeprowadził na drugi koniec świata.

Zapadła między nimi cisza.
Rozumiała, o czym on myśli. Czy sam zdoła pokochać dziecko, które 

urodzi Agnes, skoro podejrzewa, że kto inny jest jego ojcem? Po chwili 
jakby otrząsnął się z tych czarnych myśli.

- Dziś jest wieczór świętojański. Przyszedłem w zasadzie, żeby zapytać, 

czy wybieracie się na Wzgórze Świętego Jana popatrzeć na ognisko. Ale 
skoro macie już innego towarzysza, to chyba na nic się nie przydam? - 
zagadnął żartobliwie.

Elise zarumieniła się z radości.
-   Chłopcy   na   pewno   się   ucieszą,   jeśli   z   nami   pójdziesz.   Przywykli 

przecież do tego przez lata.

-   No   tak,   jeśli   nie   liczyć   ubiegłego   roku.   Pamiętam,   jak   przed   laty 

zabrałaś ze sobą Pedera i Kristiana i spotkaliśmy tam moich kolegów z 
klasy. Zaczęli nam dokuczać i pytać, czy to nasze dzieci. - Roześmiał się. - 
Miałaś wtedy chyba ze czternaście lat. A Peder - cztery.

Elise też musiała się roześmiać.
- Byłeś zażenowany?
- Nie, wręcz przeciwnie. Byłem dumny. Przez cały wieczór chodziłem z 

podniesioną głową i liczyłem na to, że inni pomyślą to samo. Chyba nie 
przyszło mi do głowy, że oboje byliśmy za młodzi na rodziców tak dużych 
dzieci.

-  Ty   byłeś  potężny   i   dobrze   zbudowany   jak   na   swój   wiek.   Za   to   ja 

wyglądałam tak samo jak wszystkie czternastolatki.

-  Ależ   skąd!   Byłaś   najsłodszą   i   najpiękniejszą   dziewczyną   w   całej 

dzielnicy.

Ełise poczuła, że się rumieni, ale nie mogła powstrzymać śmiechu.
- Chorowitym chudzielcem z piegowatą buzią i zadartym nosem.
- Z uśmiechem, od którego takiemu szczeniakowi jak ja kręciło się w 

głowie.

Oboje wybuchnęli śmiechem.
Ku swemu zaskoczeniu Elise stwierdziła, że ta rozmowa podziałała jej 

na wyobraźnię. Jakby cofnęła się w czasie, jakby znów znalazła się w 
mrocznym korytarzu w Andersengarden, w którym dwoje młodych ludzi 
całowało się ukradkiem. Wielki Boże, ależ była wówczas zakochana.

Wydawało   jej   się,   że   było   to   tak   dawno   temu,   jakby   się   całkiem 

zestarzała przez te półtora roku. Johan chyba czytał w jej myślach.

- Chciałabyś cofnąć czas? - zapytał cicho i ostrożnie.
Elise   zapatrzyła   się   przed   siebie   na   zielone   drzewa   rosnące   przed 

background image

przędzalnią i zastanawiała się tylko przez chwilę.

- Nie ma sensu o tym myśleć. W takim przypadku nie miałabym Hugo, a 

on jest najważniejszy w moim życiu. On i chłopcy.

Zapadła cisza.
Johan zerwał kolejne źdźbło trawy i wplatał je między swoje potężne 

palce.

-   Mieliśmy   pecha,   Elise.  Tak   łatwo   pomyśleć:   „gdyby   nie..."   Gdyby 

Annie nie zabrakło lekarstw, gdyby banda Lorta-Andersa nie odwiedziła 
mnie   w   krytycznym   momencie,   gdyby   ci   przeklęci   ludzie   nie   zrobili 
wszystkiego, żeby nas rozłączyć. Czy wiesz, że udało im się namówić 
jednego z pracowników Akershus, żeby przerabiał słowa w twoich listach, 
tak bym je niewłaściwie rozumiał?

Elise spojrzała na niego z przerażeniem.
- Nie, tego nie wiedziałem.
-   Mieliśmy   wszystkich   przeciwko   sobie,   Elise.   Możesz   to   nazwać 

przeznaczeniem,   jeśli   chcesz.   Nie   zrobiliśmy   nic   złego,   szczerze   się 
kochaliśmy   i  chyba   do   siebie   pasowaliśmy.   „Podobne   dzieci   bawią   się 
najlepiej", tak to się mówi, prawda? Wychowaliśmy  się w tym samym 
domu,   w   tych   samych   warunkach,   znaliśmy   się   na   wylot.  Ale   nawet 
między   nami   zrodziły   się   nieporozumienia.   Można   by   przypuścić,   że 
między nami nic się nie może popsuć, skoro tak dobrze się znamy, ale 
stało się inaczej. Z czasem okazało się jednak, że łączy nas jeszcze więcej, 
niż   nam   się   wtedy   wydawało.   Oboje   mamy   twórczy   talent.   Torkild 
twierdzi, że masz „żyłkę" do pisania, tak to nazywa. Redaktor „Verdens 
Gang" też tak powiedział. Pasowaliśmy do siebie idealnie. Dlaczego nic z 
tego nie wyszło?

Elise ze zdziwieniem wsłuchiwała się w każde jego słowo. Sama często 

o tym myślała, ale ciągle odsuwała od siebie te myśli.

Nie ma co się dziwić, skoro życie jest tak zagadkowe i niepojęte. Elise 

nie   wiedziała,   czy   wierzy   w   przeznaczenie.   Ale   może   rzeczywiście 
wszystko zostało zaplanowane w niebie? Może nie ma sensu walczyć z 
losem ani próbować mu się wymknąć.

- Myślisz, że to przeznaczenie czy Bóg? – zapytała cicho. Gwałtownie 

pokręcił głową.

- Nie wierzę w ani jedno, ani drugie. Gdyby Bóg tak zrządził, musiałby 

być zły, a w to nie wierzę. Wolę myśleć, że mieliśmy strasznego pecha. 
Wówczas mogę mieć nadzieję, że jeszcze wszystko się odwróci. Wciąż 
jesteśmy   młodzi,   wiele   się   może   zdarzyć.   Kto   wie,   co   przyniesie 
przyszłość - uśmiechnął się do niej.

background image

Poczuła, jak fala gorąca ogarnia jej ciało.
- Jak możesz mówić coś takiego, skoro oboje mamy małżonków, a ty 

spodziewasz się pierwszego dziecka?

Zajrzał jej w oczy pełnym żalu spojrzeniem. Potem pogłaskał ją szybko 

po policzku.

- Nie wiem, Elise. Wiem tylko, że cię kocham.
W  tej samej  chwili za  domem  rozległy   się  radosne  głosy   i  śmiechy. 

Johan   odsunął   się   trochę   od   Elise,   a   zza   węgła   wyłoniła   się   Hilda   w 
towarzystwie Reidara Jensena i chłopców.

Gdy Peder zorientował się, kto siedzi na schodkach, podbiegł do nich w 

podskokach.

- Johan? Pójdziesz z nami na Wzgórze Świętego Jana? Johan podniósł 

się i roześmiał.

- Może to dobry pomysł. Nie mam nic innego do roboty. Podszedł do 

Reidara Jensena, żeby go pozdrowić i się przedstawić.

Peder aż przytupywał z radości.
-  Wie   pan   co,   panie   Jensen?  To   jest   dawny   narzeczony   Elise.   Elise 

zmieszała się, inni się roześmiali.

Pobiegła do kuchni, żeby podać coś do zjedzenia przed wyjściem. Czuła 

się   taka   szczęśliwa,   choć   rozmowa   z   Johanem   powinna   raczej 
doprowadzić ją do łez. Jego słowa przypomniały jej wszystko, co straciła, 
ale   były   też   miłosnym   wyznaniem.   Wolno   im   chyba   czuć   do   siebie 
sympatię,   choć  oboje  mają  małżonków?  Zwłaszcza  że  ona  się  wkrótce 
rozwiedzie,   a   jego   zdradza   żona.   Elise   nie   zapomniała,   że   jeszcze 
niedawno płakała z powodu Emanuela, ale czy powodował nią żal po jego 
odejściu, czy też oburzenie z powodu jego zdrady?

Rozmyślała nad tym wszystkim, wyjmując chleb, mleko, kawę i coś do 

chleba.   Postanowiła   podać   nawet   trochę   masła,   ale   ku   swemu 
rozczarowaniu stwierdziła, że się prawie roztopiło pod wpływem letniej 
temperatury. Gdy powąchała mleko, okazało się, że całkiem skwaśniało. A 
więc nie będzie świątecznego posiłku nawet dziś, w wieczór świętojański.

Gdy Hilda weszła do kuchni, Elise szepnęła jej do ucha, że nie bardzo 

ma co podać gościom.

- Nic nie będziemy jedli, kupimy kawę i ciastka na Wzgórzu Świętego 

Jana! - zawołała Hilda.

Elise spojrzała na nią z przerażeniem.
- Nie stać nas na to.
Hilda uśmiechnęła się przebiegle.
- Owszem. Dostałam posadę. W tkalni Nydalens Compagnie.

background image

- Naprawdę? - Elise zarzuciła jej ramiona na szyję. - Gratuluję. O, Hildo, 

tak   się   cieszę.   -  Wypuściła   siostrę   z   objęć   i   podbiegła   do   szuflady   w 
komodzie. Przecież dostanie jeszcze od pani Paulsen pieniądze za letnią 
suknię,   a   Hilda   oddała   jej   prawie   wszystko,   co   zarobiła   na   sprzątaniu. 
Oczywiście, że stać ich na kawę i ciastka na Wzgórzu Świętego Jana.

Jakiś czas później wesołe towarzystwo maszerowało pod górę, wzdłuż 

Sagveien, a potem Maridalsveien. Z przodu szli Peder, Kri-stian i Evert, 
pełni zapału i oczekiwań, za nimi Hilda i Reidar, pod rękę, zakochani po 
uszy, nie widząc świata poza sobą, a z tyłu Elise z Johanem i dziecięcym 
wózkiem, w którym Hugo siedział po raz pierwszy, podparty poduszkami, 
i patrzył na świat ze zdumieniem, szeroko otwartymi oczami.

Johan pomagał pchać wózek. Elise zauważyła, że Johan ciągle zerka na 

małego.   Zastanawiała   się,   o   czym   myśli.   Powiedziała   mu,   że   kocha 
chłopczyka, bo jest jej synem, kością z jej kości, Johan postara się więc 
także go pokochać. Nie miała jednak wątpliwości, że Johana wciąż dręczy 
to, co się wydarzyło, i nienawiść wobec Ansgara. Miała nadzieję, że nie 
natkną się na Mathiesena na Wzgórzu Świętego Jana.

Gdy zbliżali się do wzgórza, ujrzeli ludzi napływających ze wszystkich 

stron.   Dziewczynki   w   jasnych   sukienkach   i   słomkowych   kapeluszach, 
chłopcy   w   krótkich   spodniach,   koszulach   i   cyklistówkach,   panowie   w 
filcowych ubraniach, robotnicy w prostych koszulach, damy z parasolkami 
i   robotnice   w   szarościach   lub   czerni.  W  wieczór   świętojański   ludzie   z 
różnych   warstw   zbierali   się   na   wzgórzu,   wszyscy   z   wyjątkiem 
najbogatszych,   którzy   wyjechali   już   z   miasta,   żeby   spędzić   wakacje   w 
swoich letnich domach.

Chłopcy szaleli z radości i nie wierzyli własnym oczom, gdy Johan dal 

im   pieniądze   na   lody.   Lodowe   bloki,   utrzymujące   niską   temperaturę, 
pochodziły z lodowych stawów w Iladalen.

Peder był taki rozemocjonowany i rozochocony, że musiał czym prędzej 

szukać wychodka. Spojrzał na Elise z przerażeniem.

- Elise, to kosztuje pięć ore.
Elise wyjęła monetę z kieszeni i podała ją bratu.
- Przecież to tyle samo co ciastko.
- Nic na to nie poradzimy, Peder. Nie zdążysz dobiec do domu, co do 

tego nie mam wątpliwości.

Gdy   chłopiec   pobiegł   w   stronę   wychodków,   Johan   spojrzał   na   nią   z 

uśmiechem.

- Peder się w ogóle nie zmienia. Ciekawe, co będzie robił, jak dorośnie.
Elise zmarszczyła brwi.

background image

- Gdybyś to powiedział jakiś czas temu, odparłabym, że dla Pedera nie 

ma żadnej nadziei, ale od kiedy Reidar Jensen zaczął go uczyć, nabrałam 
otuchy. Chociaż Peder płacze od czasu do czasu i mówi, że może zostać 
tylko wozakiem.

- Kochana Elise, przecież nie tylko ci, którzy się dobrze uczą, dochodzą 

do czegoś na tym świecie. Czasem jest nawet wręcz przeciwnie. Pomyśl 
choćby   o   Rotte-Andersie,   który   się   dorobił,   wystawiając   ogromnego 
szczura   w   klatce   koło   swojego   kramu.   Peder   ma   wiele   zalet,   które   są 
równie cenne jak dobre stopnie; ma wdzięk i dobre serce, jest impulsywny 
i szczery, lubi ludzi. Na twoim miejscu wcale bym się o niego nie martwił. 
Ludzie mają do niego słabość, bo jest sobą, bo mówi takie zabawne rzeczy 
i   jest   taki   naturalny.   Poczekaj   tylko,   a   przekonasz   się,   że   mam   rację. 
Uśmiechnęła się radośnie.

- A ty potrafisz zobaczyć wszystko w jasnym świetle.
- Wtedy gdy jestem z tobą - odwzajemnił uśmiech.
Elise   zmieszała   się   i   odwróciła   wzrok.   Po   czym   zapytała   ze   zdu-

mieniem:

- A gdzie jest dziś Agnes?
- Została zaproszona na wieczór świętojański gdzieś na Maridalsveien.
Elise starała się ukryć swoją reakcję, miała bowiem pewne podejrzenia. 

Jak ta Agnes może bawić się w innym towarzystwie, zostawiając swojego 
męża?

- Wcale mi to nie przeszkadza, Elise - powiedział Johan, jakby czytał w 

jej myślach. - Mnie by się tam i tak nie podobało.

Zerknęła na niego niepewnie.
- Wiesz, do kogo poszła?
-   Tak.   Do   Magnusa   Hansena,   swojego   dawnego   narzeczonego.   - 

Roześmiał   się.   -   Gdybyś   zobaczyła   swoją   minę,   Elise.   Wyglądasz   jak 
zgorszona stara panna. Agnes żyje jak bohema. Jest zwolenniczką wolnej 
miłości. Jej zdaniem człowiek ma prawo robić to, co mu się podoba, nie 
oglądając się na innych. Gdybyśmy byli ludźmi tego samego pokroju, nie 
stalibyśmy tutaj. Robilibyśmy coś całkiem innego.

Elise spojrzała na niego skonsternowana. I oblała się rumieńcem.
Johan znów się roześmiał.
- Przepraszam, Elise. Zawstydziłem cię i oburzyłem. Możesz to nazwać 

wisielczym   humorem.   Lepiej   sobie   żartować   niż   ciągle   się   wściekać. 
Chodź, pójdziemy na samą górę. Wkrótce rozpalą ognisko.

Elise rozejrzała się dokoła.
- Gdzie reszta?

background image

- Widziałem, jak Hilda i Reidar zniknęli tam, między drzewami. Chyba 

chcą zostać sami. Cieszę się, że Hilda jest taka radosna - dodał po chwili 
zamyślenia. - Zasłużyła na to.

Elise pokiwała głową.
-   Dręczą   ją   wyrzuty   sumienia,   że   potrafi   się   cieszyć   pośród   żałoby. 

Nigdy przedtem nie mówiła tyle o Braciszku i o Jensine.

- To dobrze dla niej. Wszystko wskazuje na to, że wreszcie wydoroślała. 

Muszę wyznać, że złościłem się na nią w ubiegłym roku. Do tej pory nie 
rozumiem, jak szesnastoletnia dziewczyna mogła się związać ze starym 
wdowcem   tylko   dla   korzyści   materialnych.   Na   szczęście   tym   razem 
znalazła sobie normalnego, młodego człowieka.

- I jest za to wdzięczna losowi. Mówi, że pierwszy raz w życiu przeżywa 

coś takiego. A przy tym oni szanują się nawzajem. Wygląda na to, że z 
każdym dniem kochają się coraz bardziej.

- Szczęśliwcy - westchnął Johan.
Elise   nie   odpowiedziała.   Zaczęła   pchać   wózek   dalej.   Hugo   wciąż 

siedział spokojnie i patrzył na świat okrągłymi oczami. Rude włoski kryły 
się na razie na szczęście pod czapką, a Elise cieszyła się, że nie słychać 
żadnych   komentarzy,   które   mogłyby   komuś   nasunąć   niepożądane 
skojarzenia. Gdy tak siedział i rozglądał się ze zdumieniem, wydawał jej 
się bardzo uroczy, choć wiedziała, że ludzie nie uważają go za szczególnie 
piękne dziecko.

Podbiegli do nich chłopcy.
- Pośpieszcie się. Na placu jest już magik. - Peder nie mógł złapać tchu. 

Obaj zniknęli tak szybko, jak się pojawili.

Elise i Johan przyśpieszyli kroku.
Cały  tłum podziwiał magika. Z wózkiem i tak nie przepchnęliby  się 

bliżej.

Johan uśmiechnął się do niej.
- Nic nie szkodzi. Zaczekamy, aż rozpalą ognisko. Jest takie wielkie, że 

wszyscy je zobaczą.

W tej samej chwili Elise poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła głowę 

i   spojrzała   wprost   w   twarz   pani   Mathiesen.   Ogarnęło   ją   nieprzyjemne 
uczucie i bezwiednie rozejrzała się w lęku, czy nie ma w pobliżu Ansgara. 
Na szczęście nigdzie go nie było. Ledwo skinęła głową na dzień dobry, ale 
pani Mathiesen uśmiechnęła się przyjaźnie i odkłoniła się.

- Spotkałaś kogoś znajomego - zainteresował się Johan.
- To tylko pewna starsza dama, którą kiedyś poznałam. Z tamtej strony 

jest  chyba   mniej   ludzi  -   dodała   pośpiesznie.   -   Pójdziemy   tam?   -  I  nie 

background image

czekając na odpowiedź, ruszyła.

Spotkanie z panią Mathiesen zgasiło w niej wszelką radość. Ciągle się 

rozglądała w strachu, że podejdą do niej rodzice Ansgara albo że pokaże 
się ich syn.

Johan zauważył w niej zmianę.
- Jesteś zmęczona, Elise?
- Tak, trochę.
-   Może   poszukamy   Hildy   i   Reidara   i   poprosimy,   żeby   zerknęli   na 

chłopców, a potem odprowadzę cię do domu?

- Zepsułabym ci cały wieczór świętojański.
- Co za bzdury. Zyskam coś znacznie lepszego. Pół godziny w twoim 

towarzystwie. Poza tym chciałbym z tobą o czymś porozmawiać.

Elise znieruchomiała. Siedzieli przecież w domu i długo rozmawiali, 

zanim pojawili się chłopcy. Jeśli miał coś szczególnego do powiedzenia, 
mógł to wówczas zrobić.

Odnaleźli   wreszcie   Hildę   i   Reidara,   którzy   obiecali   dopilnować,   by 

chłopcy wrócili do domu o przyzwoitej porze.

Na ulicach było pusto, ludzie albo poszli już. spać, albo bawili się na 

wzgórzu.

Elise zauważyła, że Johan dziwnie ucichł. Przez dłuższy  czas szli w 

milczeniu.

- Martwisz się czymś? - zapytał łagodnym głosem.
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Jakoś dziwnie się zachowujesz. Elise postanowiła, że będzie szczera.
-   Zobaczyłam   kogoś,   kogo   wolałabym   nie   widzieć.   Spojrzał   na   nią 

ponuro.

- Chyba nie tego rudzielca?
- Nie, jego matkę.
- Znasz ją? - zdziwił się.
Nie miała ochoty psuć pięknego wieczoru, mówiąc mu całą prawdę. To 

może poczekać.

-   Tylko   trochę.   Mamy   wspólnych   znajomych,   więc   uznałam,   że 

powinnam się jej ukłonić, ale staram się ich raczej unikać.

- Dlatego chciałaś wracać do domu?
- Tak.
Zapadła cisza.
- Elise?
Poczuła,   że   Johanowi   coś   leży   na   sercu,   ale   nie   bardzo   wie,   jak   to 

wyrazić. Spojrzała na niego.

background image

- Chcesz mi coś powiedzieć? - Złapała się na tym, że stara się zachować 

spokój, jakby spodziewała się czegoś nieprzyjemnego.

- Dostałem stypendium i wyjeżdżam do Kopenhagi, żeby tam studiować 

rzeźbę i drzeworytnictwo.

Jakiś   ból   przeszył   jej   serce.   Wiedziała,   że   powinna   się   cieszyć   ze 

względu na niego, ale nie potrafiła. Nie teraz.

- A więc ty także mnie opuścisz? - Tylko tyle zdołała wykrztusić.