background image

Rozdział 12

 

*Rzeczy napisane kursywą w nawiasach to wyjaśnienia dotyczące nazw własnych, 

wyrażeń itp. mające pomóc w zrozumieniu kontekstu danej wypowiedzi

 

CLAIRE

 

Portal nagle powiększył się w ścianie jak czarny balon, a Claire usłyszała zaskoczony płacz 

Eve, kiedy zobaczyła, że to się stało.

Poczuła, że drzwi otwierały się jakby dziwne ciśnienie przepływało przez dom; cały świat 

wydawał się drżeć, jakby to był staw, do którego została wrzucona skała, a potem był ostry, 
pękający dźwięk, jak dzwon łamiący się na pół.

A Myrnin przybył koziołkując przez portal.
Stracił równowagę i wylądował płasko, lądując dokładnie obok ciała Starej Claire. Podniósł 

się i zamarł, wpatrując się prosto w tą nieruchomą, cichą twarz. Nowa Claire, pływająca obok, 
zobaczyła spojrzenie, które przeszło przez niego i zdała sobie sprawę z czegoś, czego nigdy 
wcześniej naprawdę nie pozwoliła sobie wiedzieć.

Myrnin dbał o nią. Naprawdę, naprawdę dbał. To nie był rodzaj wyrazu kogoś, kto miał go w 

stosunku do śmierci osoby, która była nieważna, wymienna, po prostu kolejne ciepłe ciało w 
laboratoryjnym płaszczu. To był prawdziwy żal.

To złamało jej serce, tylko trochę.
Myrnin właśnie wstał na nogi, kiedy Shane przybył wpadając przez niego, blady i pokryty 

warstwą mrozu; upadł na stos, dysząc i drżąc. Eve zawyła i podeszła do niego.

Michael był zajęty obserwowaniem Myrnina, ostrożny i gotowy na cokolwiek. Był czerwony 

błysk w jego oczach, drapieżne ostrzeżenie.

- Shane…? – zapytał Michael bez odwracania wzroku z innego wampira. – Wszystko w 

porządku, bracie?

Shane mu nie odpowiedział. Eve sięgnęła w dół żeby pomóc mu wstać, ale uniknął jej 

wyciągniętych dłoni i przeczołgał się – przeczołgał – do pustego ciała Starej Claire.

Usiadł i ostrożnie, tak ostrożnie, podniósł ją w swoje ramiona. Kiedy jej głowa przetoczyła się 

w okropny sposób, z trudem zaczerpnął powietrze i zakotwiczył ją, trzymając ją o siebie.

Kołysząc nią powoli w tył u w przód.
Nie, powiedziała Claire. Nie, nie. Jestem tutaj; proszę nie rób tego, proszę nie czuj się tak 

źle… Próbowała dotykania go, ale jej dłonie przechodziły prosto przez niego. Wyglądał teraz na tak 
okropnie zagubionego i zdesperowanego, a ona nie wiedziała jak mu pomóc.

Pozwól mi iść! Krzyczała na dom i waliła bezskutecznie w ściany. Jej pięści też przechodziły 

prosto przez nie. Boże, proszę, po prostu pozwól mi do niego iść!

Eve zdławiła płacz i odwróciła się, z dłońmi zwijającymi się w pięści. Znowu walczyła żeby 

nie płakać.

Ale Myrnin – Myrnin wpatrywał się w przestrzeń, w ogóle nie patrząc na Shane’a. Obrócił się 

powoli dookoła z rozpostartymi rękoma.

Claire podpłynęła bliżej i wyciągnęła swoją własną dłoń. Jego przeszła prosto przez nią.

background image

Dalej się poruszał. Szukając.
Też nie mógł jej wyczuć.
Sfrustrowana, Claire poruszyła swoje bezcielesne ciało do przodu, prosto w środek Myrnina. 

Upiornie nie przykryło tego; mogła widzie wewnątrz niego, warstwy ciała, kości i mięsnie, dziwne, 
blade żyły, serce, które wyglądało na szare i nadal…

Była zbyt wystraszona żeby tam zostać i szybko przesunęła się. Gdyby była zdolna do 

drżenia, zrobiłaby to.

Ale to zadziałało. Myrnin zatrzymał się i stał bardzo, bardzo spokojnie. Zamknął oczy. – 

Claire?

Usta Michaela otwarły się, potem zamknęły, a czerwony błysk zniknął z jego oczu. Wyglądał 

tak, jakby ktoś uderzył go w twarz – zbyt zszokowany żeby zareagować natychmiastowo. A potem 
nowy wyraz pojawił się na nim. Nowe napięcie.

- Oh Boże, - odetchnął. – Nie myślałem – ale jej ciało nadal tutaj jest. Dlaczego nadal by tu 

było gdyby ona…?

- Shhh, - powiedział Myrnin. – Claire, jeśli mnie słyszysz, zrób to ponownie.
Nie podobało jej się to, ale jakakolwiek szansa komunikacji była lepsza niż nic. Poruszyła się 

do przodu i została tam, próbując nie myśleć o tych wszystkich wnętrznościach Myrnina, które 
zamieszkiwała. Dała radę utrzymać siebie tam przez prawie całą minutę, zanim instynkt nie 
wyciągnął jej. Puszczenie go było całkowitą ulgą.

I to nie zadziałało.
Myrnin stał tam, gdzie był czekając w napięciu, póki w końcu się nie zrelaksował. Nigdy nie 

widziała go wyglądającego na tak… zdewastowanego. – Myślałem – myślałem przez chwilę, że 
ona – ale ona musi tutaj być. Prawdopodobnie jest słabsza, niż myślałem, prawdopodobnie gdybym 
miał jakieś instrumenty do powiększenia…

- Odejdź, - powiedział Shane, swoim stłumionym i matowym głosem. – Wynoś się.
- Ale możliwe jest, że ona nadal…
Shane w końcu spojrzał w górę i oh Boże, zdrętwienie bolało na jego twarzy, strata, 

samotność. – Ona nie żyje, - powiedział. – Teraz odejdź. Przestań udawać, że możesz to naprawić. 
Nie możesz.

Myrnin nie wydawał się teraz wiedzieć, co odpowiedzieć. Dalej się obracał, poszukując i to 

wydawało się teraz szalone. – Ale ja wiem, że ona musi być tutaj. Ona nie jest tą, co się poddaje, 
widzisz? Ona trzymałaby się, jakakolwiek byłaby tego cena. Wierzysz w to, prawda? Ona jest silna, 
nasza Claire. Bardzo silna.

Głowa Michaela powoli się skłoniła, a on wziął głęboki wdech, potem odszedł, kiedy 

wyciągnął komórkę. Claire podążała za nim, wpływając w jego nurt, kiedy poruszył się żeby stanąć 
w środku salonu. Wykręcił numer i zaczekał, kiedy wypatrywał się bezmyślnie za okno na padający 
deszcz. – Amelie, - powiedział. – Tu Michael. Coś – coś złego się stało. Claire. – Jego głos załamał 
się, i przez chwilę, trzymał telefon przy swojej klatce piersiowej. Potem podniósł ją ponownie i 
kontynuował. – Ona nie żyje, - powiedział. – Shane jest – nie wiem, jest mu z tym dość źle. – 
Słuchał, potem opadł na kanapę. – Co masz na myśli, wyjechać? Nie mogę wyjechać. Słyszałaś co 
powiedziałem? Claire nie żyje! Jest martwa na naszej podłodze!

Cisza. Michael słuchał i w końcu powiedział, - Nie. – To było jasne i ostateczne, a potem 

rozłączył się i usiadł tam, nadal wpatrując się w pusty ekran.

Potem zadzwonił pod 911. – Było morderstwo, - powiedział. – Na 716 Lot Street. Dom 

Glassów. Proszę przyślijcie kogoś. Potrzebujemy – potrzebujemy pomocy.

background image

Potem upuścił telefon na dywan, schował twarz w dłoniach i usiadł w gorzkiej ciszy.
 
 
 
Hannah Moses przyjechała sama, z policyjnym detektywem, którego Claire nie rozpoznawała; 

ambulans też przyjechał, ale sanitariusze zaczekali na zewnątrz w swojej ciężarówce, kiedy policja 
robiła zdjęcia, pomiary, rozmawiała z Michaelem i Eve i Shane’m. Shane nie puścił, póki Hannah 
sama nie przykucnęła i nie porozmawiała z nim niskim, kojącym głosem. Claire zdała sobie sprawę, 
że wiedziała jak to było czuć przerażenie. Przeszła przez to, może podczas wojny, albo nawet w 
Morganville.

W każdym razie, przekonała Shane’a żeby znowu położył ciało Claire i zabrała go to salonu 

żeby usiąść. Ktoś zrobił kawę, a ona wcisnęła ciepły kubek w dłoń Shane’a. Nie pił. Nie wydawał 
się zauważyć, że był tam.

- Powinienem wracać, - powiedział. – Nie powinienem zostawiać jej samej. – Próbował wstać, 

ale Hannah dała radę znowu go posadzić. – Tym kto to zrobił, nie był Myrnin. Myślałem, że to był 
on, ale nie był. Ktoś inny tutaj przyszedł, do naszego domu.

Myrnin, Claire zdała sobie sprawę, został zabrany z dala, pod przymusem, przez dwóch 

mężczyzn w czarnych garniturach z okularami przeciwsłonecznymi. Ochroniarzy Amelie. Musiała 
ich przysłać. – Zaczekajcie! – Krzyczał, kopiąc swoimi piętami, kiedy krzyczał do Shane’a. – 
Zaczekaj – słuchaj – ona jest tutaj. Wiem, że musi być. Mogę pomóc – Claire, jeśli mnie słyszysz, 
nie rozpaczaj. Pomogę! Znajdę sposób!

- Zabierzcie go stąd! – powiedziała ostro Hannah, a ochroniarze fizycznie podnieśli Myrnina i 

zanieśli go, nadal krzyczącego i walczącego. Hałas zanikł, a dom wydawał się teraz zatrważająco 
cichy. Michael i Eve byli gdzieś indziej – w kuchni., Claire zdała sobie sprawę; mogła wyczuć, 
gdzie ludzie byli w domu, tak jakby był częścią niej. Wow jestem jak Frank, tylko zamiast bycia  
mózgiem w słoiku, jestem duszą w domu
. Pływającą i uwięzioną.

Tak jak Michael był. Tylko Michael nie wydawał się jej wyczuć i tak jak nie mógł nikt inny. 

Tak uwięziona jak on był, jej więzienie było o wiele, wiele gorsze.

Hannah rozmawiała z Shane’m niskim, kojącym głosem, ale odpowiadał. Wydawał się być 

znowu uwięziony w ciemnym miejscu bez światła bez nadziei i pomocy i nie było niczego, co 
Claire mogła zrobić by sprawić, żeby zrozumiał.

Nie mogła po prostu obserwować go jak cierpi; to było zbyt okropne. Odpłynęła, przez drzwi 

kuchenne i znalazła Michaela i Eve siedzących przy kuchennym stole, zgarbionych nad kubkami z 
pewnego rodzaju gorącymi napojami. Bez kolorów żeby zacieniować rzeczy i – zdała sobie sprawę 
– bez zmysłu zapachu, nie mogła naprawdę powiedzieć, czy to była kawa czy naprawdę ciemna 
herbata.

Dalej, Michael, pomyślała i wyciągnęła rękę żeby przelecieć przez jego ciało, znowu i znowu. 

Dalej, wiesz że tutaj jestem; musisz wiedzieć! To byłeś kiedyś ty!

Jakby usłyszała myśli Claire, Eve powiedziała, - Nie myślisz – co Myrnin powiedział, nie 

myślisz, że dom mógł, wiesz, uratować ją? Jak uratował ciebie?

Michael nie podniósł wzroku. – Jestem Glassem, - powiedział. – Ona nie jest. Nie sądzę, że 

mógł zrobić to dla niej, ale nawet jeśli mógł, czujesz cokolwiek? Jakikolwiek znak, że ona 
naprawdę tutaj nadal jest?

- Jak co?
- Zimne miejsca, - powiedział. – Czulibyśmy zimne miejsca, tam gdzie stała. A ty znasz 

background image

Claire; nie stałaby po prostu dookoła. Byłaby w naszych twarzach, mówiąc nam, że jest tutaj.

Miał rację. Claire rzeczywiście wskakiwała i wyskakiwała z ich ciał, krzycząc na całe płuca, 

wszystkim poprzez mowę. Michael tego nie czuł.

W ogóle.
- Może ona nie jest po prostu, wiesz, tak silna, jak ty byłeś, - powiedziała Eve. – Ale jeśli 

naprawdę nadal tutaj jest…

Wyciągnął ręce przez stół i wziął jej. Ścisnął je. – Kochanie, ona odeszła. Przepraszam.
Eve zassała powietrze, niekontrolowanym oddechem z trudem zaczerpniętym i powiedziała 

nędznie. – Ale ja byłam tutaj. Byłam do góry, biorąc ręczniki. Byłam w łazience i wysuszyłam 
włosy i ja – Michael, byłam tutaj, kiedy to się stało! – Chwyciła swój kubek i wzięła duży łyk; ciecz 
rozlała się na stół, kiedy go położyła. – To nie może się tak skończyć. Nie dam rady. Naprawdę nie.

Michael spojrzał w górę na nią i powiedział łagodnie, - Jeśli ty nie dasz, myślisz, że jak 
Shane się czuje?
Eve potrząsnęła głową. Jej oczy znowu były pełne łez. – Co my zrobimy?
- Nie wiem. – Wpatrywał się w nią przez chwilę, potem wydawał się podjąć decyzję. – Eve, 

Amelie powiedziała mi żeby zgłosić się na Placu Założycielki jutro wieczorem i zabrać was 
wszystkich ze sobą. To był rozkaz, nie prośba.

- Ale…
- Wampiry wyjeżdżają, - powiedział. – Wszystkie. Ona przekazuje kontrolę nad Morganville 

ludziom.

- Zaczekaj – co? – Eve wytarła swoje oczy tyłem swojej dłoni. – O czym ty mówisz? Ona nie 

może – Wampiry nie mogą po prostu wyjechać. To szalone!

- Mówię ci to, co ona powiedziała. Wampiry wyjeżdżają i nie wracają.
- Dlaczego?
Potrząsnął głową. – Nie wiem, ale cokolwiek to jest, to jest gorsze od Bishopa i to jest – mniej 

więcej tak złe jakie się wydaje.

Eve w końcu połączyła punkty. – I – jeśli wampiry wyjeżdżają – co z tobą?
Zaczekał na oddech, potem potrząsnął głową. – Nie pozwolą mi zabrać was ze sobą, - 

powiedział. – Więc zostaję.

- Ale będziesz sam, jeśli zostaniesz – mam na myśli, wszyscy z nich jadą?
- Wszyscy z wyjątkiem mnie. To oznacza brak banku krwi, żadnej pomocy i niż z wyjątkiem 

miasta pełnego wkurzonych ludzi. Będę jedynym wampirem zostawionym, na którym mogą się 
wyżyć. – Michael spróbował się uśmiechnąć. – Ale nie zostawiam cię, Eve. Cokolwiek się stanie. 
Zwłaszcza nie po – nie mogę cię stracić.

Ześlizgnęła się ze swojego krzesła na jego kolana, a on kołysał ją blisko i to było naprawdę 

słodkie, smutne i prywatne, a Claire poczuła się nagle jak podglądacz.

Odpłynęła. Patrzenie na jej własne ciało było przerażające; wydawało się tylko bardziej i 

bardziej puste, kiedy minuty mijały, a policjanci robili więcej zdjęć. Zobaczyła, że przygotowywali 
się do zabrania jej; byli sanitariusze czekający z noszami. Dobrze, pomyślała. Może kiedy ciało 
zniknie, będę mogła sprawić, że poczują, że jestem tutaj
.

- Nie możesz, - powiedział głos. To był słaby głos, łagodny i bezpłciowy i wydawał się 

dobiegać z powietrza dookoła niej. Claire rozejrzała się po pomieszczeniu. Policyjny detektyw był 
tam i znudzeni i czekający sanitariusze. Jej własne zwłoki. Nikt inny. – Nie możesz prawić, by cię 

background image

poczuli. Jesteś zbyt słaba i jakkolwiek czułe by to od ciebie nie było, dom nie jest z tobą połączony 
krwią.

- A kim ty jesteś? – zapytała Claire.
Zobaczyła kątem oka falowanie, jakby ciepło z letniego chodnika i obróciła się w tym 

kierunku, kiedy ciało uformowało się z cienkiego powietrza.

Był nieokreślonym, niskim mężczyzną, tylko trochę wyższym niż ona była, z przerzedzonymi, 

jasnymi włosami i okrągłą twarzą. Miał na sobie starodawną kamizelkę i białą koszulę z wysokim 
kołnierzem, po prostu jakby wyjęty ze starych Westernów. Pewnego rodzaju bankier albo coś.

- Jestem Hiram Glass, - powiedział. – A to jest mój dom.
Twój dom.
Wzruszył ramionami i skrzyżował ręce. – Cóż, moje kości są zakopane w fundamentach, a 

moja krew była zmieszana z moździerzem. Tak, mój dom. I dom mojej rodziny. Ty nigdy nie 
powinnaś tutaj być. Tak jest Claire, prawda?

- Ja… Tak. – Nadal nie była w stanie przetworzyć tej całej idei, że tam w fundamentach był 

martwy mężczyzna. – Co masz na myśli przez to, że jestem za słaba?

Lekko się uśmiechnął. – Masz krzepę, ale nie jesteś Glassem. Michael przyprowadził cię i to 

tworzy cię częścią rodzin, ale nie z krwi. Dom cię lubi i próbował cię ocalić, ale mógł zrobić tylko 
tyle. To nie będzie tak jak z Michaelem. Miał szansę w życiu, nawet po śmierci, bo mógł opierać się 
na jego połączeniu ze mną. Ty go nie masz.

- Nigdy nic o tobie nie powiedział, - powiedziała Claire. Pamiętałaby to, jeśli Michael 

rzeczywiście wspomniał o rodowym duchu pokazującym się po godzinach pracy.

- Cóż, nie mógł. – Duch wzruszył ramionami. – Biorąc pod uwagę, że nigdy z nim nie 

rozmawiałem. Nie było potrzeby. Po prostu dobrze sobie radził. Nie jak ty, krzycząc i chodząc do 
umarłego, jeśli wybaczysz mi wyrażenie. Teraz, po prostu osiądź. Nie będziesz w stanie zwrócić ich 
uwagi, tylko moją, a ja zapewniam cię, że nie chcesz więcej mojej. Jesteś tutaj intruzem.

Była niewielka ciemna strona co do tego ostatniego. Krańce jego obrazu zmarszczyły się, a 

Claire zdała sobie sprawę, że był bliski odejścia. – Zaczekaj! – Podpłynęła bliżej niego. – Zaczekaj, 
proszę – co z nocą? Michael powiedział, że był słabszy podczas dnia, silniejszy w nocy. 
Wystarczająco silny żeby rzeczywiście mieć prawdziwe ciało. Czy ja mogę…

Teraz potrząsał głową. – Widzisz to ciało i kości? – Wskazał na jej ciało, które było 

wznoszone i kładzione na nosze. Claire próbowała nie zauważać tego. Czuła, że jej trochę słabo, 
przynajmniej psychicznie – nie mogła mieć nudności bez posiadania żołądka. – Nie jesteś Glassem. 
Dom mógł cię uratować, ale to jest wszystko co może zrobić, bez mojej współpracy. Nie masz 
sposobu by objawić siebie, w nocy czy w dzień. To jest tym, co masz, albo kiedykolwiek będziesz 
miała. Bądź wdzięczna, że pozwalam ci zostać. Cicho.

I nawet mimo że znowu wrzasnęła za nim żeby zaczekał, Hiram Glass zadrżał jak wibrujące 

szkło i zniknął w tętniącą szarość.

Jestem uwięziona, zdała sobie sprawę Claire ze wzrastającym przerażeniem. Samotnie 

uwięziona. Po prostu… obserwując.

Realny, prawdziwy duch.
Nie mogła sobie wyobrazić, jak to naprawdę mogło się jakkolwiek jeszcze pogorszyć.