background image

Maria Konopnicka, Nasza szkapa – tre

ść

 

 
Robota  koło 

ż

wiru  sko

ń

czyła  si

ę

,  szkapa  miała  teraz  wozi

ć

  ju

ż

  tylko  piasek.  Matka  była  chora.  Ojciec 

sprzedał 

Ż

ydowi łó

ż

ko,  na którym spało trzech chłopaków. Musiał dorzuci

ć

 poduszk

ę

, bo brakowało desek i 

jeden bok odchodził. A gdy si

ę

 okazało, 

ż

e poduszka jest popruta – 

Ż

yd wzi

ą

ł i kołdr

ę

. Chłopcy chwalili si

ę

 

na  podwórku, 

ż

e  b

ę

d

ą

  spa

ć

  na  sienniku  na  ziemi,  ale  okazało  si

ę

ż

e  to  nie  ich  wynalazek.  Wszystko 

opowiada jeden z chłopców. 
 
Ojciec przykrył chłopaków swoim płaszczem. Felek uło

ż

ył si

ę

 od pieca, Wicek (narrator) po drugiej stronie, a 

małego Piotrusia wzi

ę

li w 

ś

rodek. Matka wzi

ę

ła nad ranem małego do siebie, bo płakał – chłopcy 

ś

ciskali go 

za bardzo z zimna. 
 

Ż

yd  przychodził  do  nich  codziennie.  W  ko

ń

cu  wytargował  te

ż

  szaf

ę

.  Chłopcy  znale

ź

li  za  ni

ą

  skarby  –  igły, 

guziki,  biedronk

ę

.  Ojciec  powiesił  na  jasnej  plamie  matczyne  suknie.  Matka  czuła  si

ę

  gorzej,  musiał  je

ść

 

mi

ę

so,  rosół... 

Ż

yd  kupił  jeszcze  krzesła  –  chłopcy  mieli  zabaw

ę

,  bo  zanosili  mu  je  na  mieszkanie.  Felek 

patrzył, co by jeszcze tu sprzeda

ć

. Ojciec był bardzo zły. Felek zaproponował rondel, mo

ź

dzierz i 

ż

elazko – 

nie u

ż

ywało si

ę

 ich, ale były to klejnoty rodzinne. Mo

ź

dzierz był rówie

ś

nikiem Wicka, matka ucierała w nim 

cynamon  na  Wielkanoc. 

Ż

elazka  matka  nie  chciała  nawet  po

ż

ycza

ć

,  to  był  zakup  na  całe 

ż

ycie  (Wicek 

porównywał je do chrztu). 
 
Ojciec (Filip) ko

ń

cem zimy sprzedał swój ko

ż

uch. Matka (Anulka) załamała si

ę

. Tego dnia przyszedł doktor, 

kupili  w

ę

giel  i  nagrzali  w  izbie.  Mróz  trzymał,  Piotru

ś

  ju

ż

  nawet  do  ochronki  nie  chodził. Zabrakło cukru do 

ziółek  dla  mamy.  Ojciec  zajrzał  do  kufra,  gdzie  zawsze  były  skarby  –  brzytwy,  korale,  czarna  jedwabna 
chustka ojca, szuba matki, serweta, kapa na łó

ż

ko. Teraz została ju

ż

 tylko kawalerska harmonijka ojca. 

 
Chłopcy  poszli  spyta

ć

  maglarki,  czy  nie  kupi 

ż

elazka,  mo

ź

dzierza  i  rondla  –  nie  chciała.  Matka  przyj

ę

ła 

odmow

ę

 mimo wszystko z ulg

ą

. „Handel” 

Ż

yd powiedział, 

ż

e te rzeczy to szmelc i wiele nie chciał za nie da

ć

Inni 

Ż

ydzi dawali jeszcze mniej. Pierwszy „handel” ju

ż

 czekał, ale tym razem dał ju

ż

 tylko 9, a nie 10 zł. Felek 

pilnował  go, 

ż

eby równ

ą

 kwot

ę

 odliczył, a

ż

 

Ż

yd mu przepowiedział karier

ę

 urz

ę

dnika. Wkrótce izba prawie 

opustoszała. 
 
Pewnego dnia ojciec wyj

ą

ł harmonijk

ę

 i zagrał dla 

ż

ony, wspominaj

ą

c dawne czasy. Anna usn

ę

ła, a Filip grał 

coraz smutniej. Płakał cicho, a potem wyszedł. Wrócił pó

ź

no z lekarstwami, rozpalił ogie

ń

 i zrobił herbat

ę

 
W  ko

ń

cu  ojciec  zacz

ą

ł  si

ę

  zastanawia

ć

,  czy  nie  sprzeda

ć

  szkapy.  Wicek  pami

ę

tał, 

ż

e  od  zawsze  była  w 

domu.  Chłopcy  j

ą

  uwielbiali,  prze

ś

cigali  si

ę

  o  jej  wzgl

ę

dy.  Matka  czuła  si

ę

  coraz  gorzej,  ojciec  był 

rozdra

ż

niony,  a  mali  Mostowiakowie  całe  dnie  sp

ę

dzali  w  stajni.  Doktor  mówił, 

ż

e  lekarstwa  Annie  nie 

pomog

ą

, musi mie

ć

 słoneczn

ą

 i such

ą

 izb

ę

 i odpowiedni

ą

 diet

ę

 
Pan Łukasz z Pragi, doro

ż

karz, chrzestny Piotrusia, przyszedł ogl

ą

da

ć

 szkap

ę

. Zauwa

ż

ył, 

ż

e jest strasznie 

chuda, 

ś

lepa na jedno oko. Ojciec nie pozwolił chłopakom odprowadzi

ć

 szkapy. Matka była coraz bledsza. 

Tylko wieczorami było jej lepiej i opowiadała dzieciom, 

ż

e pójd

ą

 do Cz

ę

stochowy, jak wyzdrowieje. Pewnego 

ranka nie obudziła si

ę

 ju

ż

. W izbie był ruch cały dzie

ń

, przychodziły s

ą

siadki. Felek, taki zadziorny za dnia, w 

nocy  płakał  cicho.  Na  trzeci  dzie

ń

  usłyszeli  r

ż

enie  szkapy  pod  oknem.  Chłopcy  tak  byli  ni

ą

  zaj

ę

ci, 

ż

e  nie 

zauwa

ż

yli, 

ż

e  na  wozie  postawiono  trumn

ę

  i  ojciec  szedł  sam  za  ni

ą

.  Oni  biegli  obok  konia  weseli.  Ksi

ą

dz 

odprawił modlitwy, które chłopcy odklepali i pobiegli do szkapy. 
 
Pan  Łukasz  chciał  ju

ż

  jecha

ć

,  wi

ę

c  utworzył  si

ę

  pochód  –  na  przedzie  Piotru

ś

,  potem  szkapa  przystrojona 

kwieciem z chłopcami po bokach. Z tyłu słycha

ć

 było ziemi

ę

 padaj

ą

c

ą

 na trumn

ę

. Ojciec wci

ąż

 modlił si

ę

 

THE END