Najglupszy aniol Christopher Moore

background image
background image

background image

CHRISTOPHERMOORE

NAJGŁUPSZYANIOŁ

background image

TęksiążkędedykujęMike’owiSpradlinowi,którypowiedział:„Wiesz,powinieneśnapisaćksiążkęoBożymNarodzeniu.”

Nacoodparłem:„JakąksiążkęoBożymNarodzeniu?”.

Nacoonodparł:„Niewiem.MożeGwiazdkawPineCovealbocoś.”.

Nacoodparłem:„Sięrobi”.

background image

PODZIĘKOWANIA

Autorpragniepodziękowaćosobom,którepomogły.Jakzwykle,NicholasowiEllisonowi,mojemu

nieustraszonemuagentowi;JenniferBrehl,mojejgenialnejredaktorce;LisieGallagheriMichaelowi
Morrisonowi-zanieustannąwiaręwmojąumiejętnośćopowiadaniahistorii;JackowiWomackowii
LeslieCohen-zastawianiemnieprzedczytelnikamiiprasą;Huffmanom-zaprzygotowanielądowiskai
ciepłeprzyjęcie;CharliemuRodgersowi-zauważnąlekturę,przemyślaneuwagiiznoszenietego
wszystkiego;wkońcu,TacoBobowi,któremuzradością(izajegozgodą,copsujęniemalwszystko)
zwędziłempomysłnarozdział16.

background image

OSTRZEŻENIEODAUTORA

Jeślikupujesztąksiążkęnaprezentdlababcialbodziecka,musiszwiedzieć,żezawieraonabrzydkie

słowa,atakżepozbawionesmakuopisykanibalizmuiaktówpłciowychosóbpoczterdziestce.Nie

miejciedomniepretensji.Uprzedziłem.

background image

WKRADASIĘBOŻENARODZENIE

BożeNarodzeniewkradłosiędoPineCovejaktopodstępneBożeNarodzenie:ciągnącgirlandy,

wstążkiidzwonki,rozlewającajerkoniak,cuchnącsosnąizapowiadającświątecznązagładęniczym
odmrożeniepodjemiołą.ZbudowanewpseudotudorowskimstyluPineCove,całewystrojonew
świątecznegadżety-migającelampkinawszystkichdrzewachwzdłużCypressStreet,sztucznyśniegw
rogachkażdejwystawysklepowej,miniaturowychMikołajówiolbrzymieświecenawszystkich
latarniach-otworzyłopodwojenanapływturystówzLosAngeles,SanFranciscoiCentralValley,
szukającychprawdziwej,gwiazdkowejkomercji.PineCove,sennenadmorskiemiasteczkowKalifornii-
istnemiasto-zabawka,wktórymwięcejbyłogaleriiniżstacjibenzynowych,więcejwiniarniniżsklepów
żelaznych-czekało,równiekuszącejakpijanakrólowabalumaturalnego,aBożeNarodzeniemiało
nadciągnąćjużzapięćdni.WrazzBożymNarodzeniemzbliżałosięDziecię.Jednoidrugiebyło
wspaniałe,nieodparteicudowne.PineCoveczekałotylkonajednoznich.

Conieoznacza,żemiejscowinieodczuwaliatmosferyświąt.Dwatygodnieprzedipoświętach

wiązałysięzmilewidzianąfaląpieniędzy,płynącądotutejszychkas,wygłodniałychjużodlata.Każda
kelnerkaodkurzałaswojąmikołajkowączapkę,wkładałarogireniferaisprawdzała,czymawfartuszku
parędziałającychdługopisów.Recepcjoniściwhotelachszykowalisięnawściekłychuczestników
wycieczek„lastminute”,dlaktórychzabrakniemiejsc,adozorcyprzerzucalisięzezwykłych
odświeżaczypowietrzaozapachupudrudlaniemowlątnabardziejświątecznyodórsosnyicynamonu.W
butikuprzyczepionotabliczkęznapisem„ofertaświąteczna”dopaskudnegoswetrawrenifery,dziesiąty
rokzrzędupodnoszącjegocenę.Łosie,masoniiweterani,będącywzasadziejednąbandązapijaczonych
staruchów,snuligorączkoweplanynadorocznąświątecznąparadęprzezCypressStreet.Wtymrokujej
tematemmiałbyćpatriotyzm(główniedlatego,żetakibyłtematparadyczwartegolipcaiwszyscywciąż
mielidekoracje).WielumieszkańcówzgłosiłosięnawetdoobsługiskarbonekArmiiZbawienia,
ustawionychprzedpocztąiTanimMarketem.Zmienialisięcodwiegodzinyprzezszesnaściegodzin
dziennie.Ubraniwczerwonekostiumyiprzystrojenisztucznymibrodami,machaliswoimidzwonkami,
jakbychcielizdobyćzłotymedalwwywoływaniuślinotokuupsanaOlimpiadziePawiowa.

-Dawajforsę,skąpysukinsynu-powiedziałaLenaMarquez,stojącaprzyskarboncewten

poniedziałek,pięćdniprzedBożymNarodzeniem.

PrzemierzałaparkingzaDalemPearsonem,podłymdeveloperemzPineCove,któryszedłdo

swojegopickupa,ipotrząsaładzwonkiemjakwściekła.GdywchodziłdoTaniegoMarketu,skinąłjej
głowąipowiedział:„Dampieniądzeprzywyjściu”,alegdyosiemminutpóźniejwyłoniłsięzesklepu,
niosąctorbęzakupówiworekzlodem,minąłjejskarbonkętak,jakbyużywałajejdozbieraniałojuz
tyłkówinspektorówbudowlanychijakbymusiałuciekaćprzedsmrodem.

-Możeszsięszarpnąćnaparędolcówdlatych,którzymielimniejszczęścia.
Zadzwoniłamubardzogłośnotużprzyuchu,aonodwróciłsię,wykonującworkiemloduzamach

mniejwięcejnawysokościbioder.Lenaodskoczyła.Byłaszczupłątrzydziestoośmiolatkąociemnej

background image

cerze,atakżedelikatnejszyiiidealnymobrysieszczękitancerkiflamenco.Długie,ciemnewłosymiała
zwiniętepoobustronachswojejmikołajkowejczapkiwdwapreclewstyluksiężniczkiLei.

-NiemożeszwiaćprzedMikołajem!Tozachowaniejestzłepodtakwielomawzględami,żeniemam

czasuichwymieniać.

-Chybaraczejwyliczać-odparłDale.
Łagodne,zimowesłońceodbijałosięodnowejemalii,którąniedawnopokryłsobiezęby.Miał

pięćdziesiątdwalataibyłprawiezupełniełysy.Jegosilneramionastolarzawciążbyłyszerokiei
kanciaste,pomimowiszącegoponiżejpiwnegobrzuszka.

-Chciałampowiedzieć,żetozłe...tyjesteśzły...iskąpy.-Ztymisłowamiznowuprzysunęłamu

dzwonekdouchaizamachałaniczymodzianywczerwieńterier,mordującykrzyczącego,mosiężnego
szczura.

Daleskuliłsięnatendźwiękipodstępniezatoczyłworkiemloduszerokiłuk,trafiającLenęwsplot

słoneczny.Pognaładotyłuprzezparking,usiłujączłapaćoddech.WłaśniewtedypaniezPAKERA
wezwałygliny-no,jednegoglinę.

PAKERbyłcentrumfitnessdlakobiet,mieszczącymsiętużnadparkingiemTaniegoMarketu.Ze

ścieżekimaszynimitującychchodzenieposchodachczłonkinieklubumogłyobserwowaćwchodzącychi
wychodzącychzesklepu,nieczującsięprzytympodglądaczkami.To,codlasześciuznichzaczęłosię
jakochwilaczystejradościilekkiskokadrenaliny,gdypatrzyły,jakLenagoniDale’aprzezparking,
szybkozmieniłosięwszok,gdywrednydeveloperwalnąłworkiemlodulatynoskąMikołajkęwbebech.
Pięćznichpoprostupodetknęłosięalbojęknęło,aleGeorgiaBauman-któraakuratustawiłaswoją
ścieżkęnadwanaściekilometrównagodzinę,bochciałaprzedświętamizrzucićsiedemkiloizmieścić
sięwsukniękoktajlowązczerwonymicekinami,którąmążkupiłjejwnapadzieseksualnegoidealizmu-
zleciałazurządzeniawtyłiwpadławbarwnąplątaninęuczestniczekkursujogi,ćwiczącychna
materacach.

-Au,mojaczakradupy!
-Totwojaczakrapodstawy.
-Bolijakdupa.
-Widziałyście?Prawiejąznokautował.Biedactwo.
-Możetrzebasprawdzić,czynicsięjejniestało?
-KtośpowinienzadzwonićdoTheo.
Kobietyjednocześniewyciągnęłytelefonykomórkowe-niczymgangOdrzutowcówzWestSide

Story,otwierającychsprężynowenoże,bywesołym,tanecznymkrokiemruszyćdowalkinaśmierći
życie.

-Pocowogólewychodziłazategofaceta?
-Strasznyzniegodupek.
-Dużopiła.
-Georgia,dobrzesięczujesz,skarbie?
-Czypod911dodzwonięsiędoTheo?
-Tensukinsynpoprostupojedzieijątakzostawi.
-Powinnyśmytamiśćijejpomóc.
-Muszęćwiczyćnatymjeszczedwanaścieminut.
-Zasięgsieciwtymmieścietotragedia.
-MamnumerdoTheowszybkimwybieraniu,zewzględunadzieci.Jazadzwonię.
-PopatrzcienaGeorgięidziewczyny.Wyglądają,jakbyćwiczyłynatwisterzeinaglezniegospadły.
-Halo,Theo.MówiJanezPAKERA.Tak,nowiesz,właśniewyjrzałamprzezoknoizobaczyłam,że

cośsiędziejepodsklepem.No,niechcęsięwtrącać,alepowiedzmy,żepewiendeveloperwłaśnie
uderzyłworkiemlodujednegozMikołajówzArmiiZbawienia.Wtakimraziebędęwypatrywała

background image

twojegosamochodu.-Zamknęłakomórkę.-Jużjedzie.

TelefonkomórkowyTheophilusaCrowe’aodegrałpięćtaktówTangledUpinBluedrażniącym,

elektronicznymdźwiękiem,którybrzmiałniczymchórcierpiącychmuchalbodisney’owskiświerszcz
wdychającyhel,albo,no,wiecie,BobDylan-takczyowak,zanimotworzyłurządzenie,pięćosóbw
dzialewarzywnymTaniegoMarketutakzgromiłogowzrokiem,żesałatawjegowózkuzwiędła.
Uśmiechnąłsię,jakbychciałpowiedzieć:„Przepraszam,teżnieznoszętychustrojstw,alecozrobić?”,a
potemodebrał:-PosterunkowyCrowe.

Przynajmniejdałwszystkimdozrozumienia,żeniegratusobiewkulki,tylkojestSTRÓŻEM

PRAWA.

-Naparkinguprzedsklepem?Dobra,zaraztambędę.
Todopierobyławygodnasytuacja.Funkcjastróżaprawawmiasteczkuliczącymtylkopięćtysięcy

mieszkańcówmiałapewnązaletę-doźródłakłopotównigdyniebyłodaleko.

Theopostawiłwózeknakońcuprzejściamiędzyregałami,poczymprzemknąłobokkasiprzez

automatycznedrzwinaparking.(Przypominałodzianąwdżinsyiflanelęmodliszkę-dwametrywzrostu,
osiemdziesiątkilo-imiałtylkotrzyprędkości:wolnykrok,galopistop).

NazewnątrzujrzałskulonąipróbującązłapaćoddechLenęMarquez.Jejbyłymąż,DalePearson,

właśniewsiadałdoswojegopickupaznapędemnaczterykoła.

-Stój,Dale.Czekaj-powiedziałTheo.
Upewniłsię,żeLenatylkostraciładechinicjejniebędzie,poczymzwróciłsiędokrępego

developera,któryzamarłzjednąnogąnaproguauta,jakbyzamierzałruszyć,kiedytylkoześrodkawyleci
całegorącepowietrze.

-Cosiętustało?
-Tastukniętasukauderzyłamnietymswoimdzwonkiem.
-Wcalenie-wydyszałaLena.
-Otrzymałemzgłoszenie,żetotyuderzyłeśjąworkiemlodu,Dale.Tonapaść.
DalePearsonszybkorozejrzałsiędookołaidostrzegłgrupkękobietzebranychprzyokniesiłowni.

Wszystkieodwróciływzrokiruszyłydourządzeń,naktórychćwiczyły,gdyzacząłsięspór.

-Spytajich.Powiedząci,żeprzyłożyłamidzwonkiemwgłowę.Działałemwobroniewłasnej.
-Powiedział,żewrzucipieniądze,kiedybędziewychodziłzesklepu,apotemtegoniezrobił-

oznajmiłaLena,odzyskawszyoddech.-Toustnaumowa.Złamałją.Ajagonieuderzyłam.

-Topieprzonawariatka.-Dalepowiedziałtotakimtonem,jakbywyjaśniał,żewodajestmokra.

Jakbytosięrozumiałosamoprzezsię,Theospoglądałtonajedno,tonadrugie.

Jużwcześniejmiałdoczynieniaztądwójką,alemyślał,żewszystkosięuspokoi,kiedypięćlattemu

wzięlirozwód.(ByłposterunkowymwPineCoveodczternastulatiwidziałciemnestronyniejednej
pary).Pierwszązasadąpodczaskonflikturodzinnegobyłorozdzieleniezwaśnionychstron,aleto
najwyraźniejjużsiędokonało.Nienależałosięzanikimopowiadać,alezeTheomiałsłabośćdo
wariatek-samożeniłsięzjednąznich-podjąłdecyzjęiskupiłuwagęnaDale’u.Pozawszystkim,facet
byłdupkiem.

TheopoklepałLenępoplecachipodbiegłdosamochoduDale’a.
-Nietraćczasu,hipisie-powiedziałDale.-Jużskończyłem.-Wsiadłdosamochoduizatrzasnął

drzwi.

Hipisie?-pomyślałTheo.Hipisie?
Jużwielelattemuściąłswójkucyk.Przestałnosićsandały.Nawetprzestałpalićtrawkę.Skądten

gośćsięurwał,żenazywagohipisem?„Hipisie?”,powtórzyłsobiewduchu,poczymzawołał:

-Ej!
Daleuruchomiłsilnikiwrzuciłbieg.Theowspiąłsięnapróg,pochyliłnadprzedniąszybąizaczął

stukaćwniąćwierćdolarówkąwyjętązkieszenidżinsów.

background image

-Niejedź,Dale.-Puk,puk,puk.-Jeśliterazodjedziesz,wydamnaciebienakazaresztowania.-Puk,

puk,puk.TerazTheosięwkurzył,byłtegopewien.Tak,tobezwątpieniabyłgniew.

Dalewrzuciłluziwcisnąłprzycisk,otwierającszybę.
-Co?Czegochcesz?
-Lenachcewnieśćoskarżenieonapaść,byćmożeonapaśćzużyciemniebezpiecznejbroni.Chyba

powinieneśsięzastanowić,czyterazodjechać.

-Niebezpiecznejbroni?Tobyłworeklodu.
Theopokręciłgłowąiprzyjąłtongawędziarza:
-Pięciokilowyworek.Wyobraźsobie,jakrzucampięciokilowybloklodunaposadzkęsalisądowej

przedsamąławąprzysięgłych.Słyszyszto?Widzisz,jakprzysięglisiękulą,kiedyrozwalammelonana
ławieobrońcyzapomocąpięciokilowegoblokulodu?Toniejestniebezpiecznabroń?

„Panieipanowieprzysięgli,tenczłowiek,tenzbereźnik,tenprostak,ten,jeślimogętakpowiedzieć,

kociżwirekpełengrudek,uderzyłbezbronnąkobietę...kobietę,którazdobregosercazbieraładatkidla
biednych,kobietę,którajedynie...”.

-Aletoniejestbloklodu,tylko...
Theouniósłpalec.
-Anisłowa,Dale,dopókinieodczytamcitwoichpraw.-Widział,żedoDale’awkońcucośdotarło.

Naskroniachdeveloperazaczęłypulsowaćżyły,ajegołysinastałasięjasnoróżowa.Hipisie,tak?

-Lenanapewnowniesieoskarżenie.Prawda?
Lenapodeszładosamochodu.
-Nie-odparła.
-Dziwka!-wykrzyknąłTheo.Wyrwałomusięto,zanimzdołałsiępowstrzymać.Takdobrzemuszło.
-Widzisz,jakaonajest-stwierdziłDale.-Chciałbyśmiećterazworeklodu,co,hipisie?
-Jestemstróżemprawa-powiedziałTheo,żałując,żeniemapistoletuczyczegośwrymrodzaju.
Ztylnejkieszeniwyjąłportfelzodznaką,aledoszedłdowniosku,żetrochęzapóźnona

legitymowaniesię,jakożeznaDale’aodprawiedwudziestulat.

-Jasne,ajajestemwCaribou-odparłDalezwiększądumą,niżtaknaprawdępowinien.
-Owszystkimzapomnę,jeśliwrzucidopuszkistodolców-oznajmiłaLena.
-Oszalałaś,kobieto.
-MamyBożeNarodzenie,Dale.
-PieprzęBożeNarodzenieipieprzęciebie.
-Hej,niemusiszużywaćtakichsłów-wtrąciłTheo,którypoczułsięrozjemcą.-
Wystarczy,żewysiądzieszzsamochodu.
-Pięćdziesiątdolcówdopuszkiimożejechać-powiedziałaLena.-Dlapotrzebujących.
Theoobróciłsięnapięcieipopatrzyłnanią.
-Niemożesznegocjowaćnaparkinguprzedsklepem.Miałemgojużnadeskach.
-Zamknijsię,hipisie-powiedziałDale.PotemzwróciłsiędoLeny:-Możeszdostaćdwadzieścia,a

potrzebującyniechsięwalą.Niechznajdąsobiepracę,jakinniludzie.

Theobyłpewien,żegdzieśwvolvomakajdanki-amożezostaływdomu,naszczeblułóżka?
-Wtensposóbsięnie...
-Czterdzieści!-wykrzyknęłaLena.
-Zgoda!-odparłDale.Zportfelawyciągnąłdwiedwudziestki,zrolowałiwyrzuciłprzezokno,tak

żeodbiłysięodpiersiTheoCrowe’a.Wrzuciłbiegicofnął.

-Zatrzymajsię!-nakazałTheo.
Dalewyprostowałkołairuszył.Gdywielki,czerwonypickupmijałnależącedoTheovolvokombi,

zaparkowanedwadzieściametrówdalej,zoknawyleciałworek,którynastępnierozbiłsięotylnąklapę
volvo,zasypującparkingkostkamilodu,alepozatymnieczyniącżadnychszkód.

background image

-Wesołychświąt,tystukniętadziwko!-wrzasnąłDaleprzezokno,gdyskręcałnaulicę.-Idobranoc

wszystkim!Hipis!

LenawsunęłazwiniętebanknotydokieszeniswojegokostiumuMikołajaiścisnęłaTheozaramię,

gdyczerwonaterenówkaoddaliłasięzrykiemsilnika.

-Dzięki,żeprzybyłeśminaratunek.
-Jakitamratunek.Trzebabyłownieśćoskarżenie.
-Nicminiejest.Itakbysięwywinął.Maświetnychprawników.Wierzmi,wiem,comówię.Apoza

tym...czterdzieścidolców!

-Tosięnazywaświątecznynastrój-powiedziałTheo,niemogącpowstrzymaćuśmiechu.-Na

pewnonicciniejest?

-Wszystkogra.Niepierwszyrazdostałprzymnieszału.-Poklepałakieszeńkostiumu.-Przynajmniej

cośztegomam.

Ruszyłazpowrotemwstronęswojejpuszki,aTheoposzedłzanią.
-Masztydzieńnazłożenieskargi,jeślizmieniszzdanie-oznajmił.
-Wieszco?Niechcęprzezkolejneświętaobsesyjniemyślećotymludzkimodpadzie,Dale’u

Pearsonie.Wolęodpuścić.Możeprzyodrobinieszczęściastaniesięjednąztychśmiertelnychofiar
świąt,októrychtylesięsłyszy.

-Byłobyfajnie-stwierdziłTheo.
-Iktotumaświątecznynastrój?
WinnejbożonarodzeniowejopowieściDalePearson,podłydeveloper,niereformowalnycholeryki

zakochanywsobiemizogin,mógłbyspodziewaćsięnocnychodwiedzinduchów,które,pokazującmu
ponurewizjeświątecznejprzyszłości,teraźniejszościiprzeszłości,nawróciłybygonaszczodrość,
uprzejmośćiogólnieciepłystosunekdobliźnich.Aletoniejestbożonarodzeniowaopowieśćtego
rodzaju,więctutaj,zanietakznówwielestron,ktośzałatwiżałosnegosukinsynałopatą.Otoduch
BożegoNarodzenia,któryjeszczetuzawita.Ho,ho,ho!

background image

MIEJSCOWEDZIEWCZYNYCOŚWSOBIEMAJĄ

WojowniczaLaskazPustkowiprowadziłaswojąhondękombiulicąCypressStreet,zatrzymującsię

cojakieśtrzymetryzpowoduturystów,którzywychodzilinajezdnięspomiędzyzaparkowanych
samochodów,całkowicieobojętninaulicznyruch.

Królestwozaostryjakbrzytwaspojlerzprzoduikołpakijaktarczeblendera,żebymmogłasię

przedrzećprzeztostadobezmyślnychprostaków,pomyślała.Apotem:Hej,zdajesię,żenaprawdę
potrzebujętychleków.

-Zachowująsiętak,jakbyCypressStreettobyłaalejkawDisneyLandzie-
powiedziała.-Jakbyniktniemusiałtędyjeździć.Wybyścietakniezrobili,prawda?
Obejrzałasięprzezramięnadwóchprzemoczonychnastolatków,skulonychwrogutylnejkanapy.

Zawzięciepokręciligłowami.

-Nie,pannoMichon,nigdy.Nie-odparłjedenznich.NaprawdęnazywałasięMollyMichon,ale

latatemu,jakogwiazdakinaklasyB,zagraławośmiufilmachKendrę,WojownicząLaskęzPustkowi.
Miałagrzywęjasnychwłosówzodrobinąsiwiznyiciałomodelkifitness.Mogłauchodzićzatrzydziesto
-albopięćdziesięciolatkę,zależnieodporydnia,ubioruizażytejdawkileków.Fanizgadzalisię,żejest
poczterdzieste.

Fani.Dwajchłopcynatylnymsiedzeniubylifanami.Popełnilibłądiwykorzystaliczęśćferii

świątecznych,bypojechaćdoPineCovewposzukiwaniukultowejgwiazdyfilmowej,MollyMichon,i
uzyskaćjejautografnaswoichkopiachfilmuWojowniczaLaskaVI:Zemstadzikiejsuki.Właśnie
wydanogonaDVD,zniepokazywanyminigdywcześniejujęciamicyckówMolly,wyskakującychz
metalowegostanika.Mollywidziała,jakchłopcyczająsięprzeddomkiem,wktórymmieszkałazeswoim
mężem,TheoCrowem.Wymknęłasiętylnymwyjściemizaskoczyłaichprzyścianiedomuzapomocą
wężaogrodowego-nieźleichopryskała,goniącprzezsosnowylas,ażcaływążsięodwinął,apotem
podcięławyższegoznichizagroziła,żeskręcimukark,jeślitendruginatychmiastsięniezatrzyma.

Wtymmomenciedotarłodoniej,żebyćmożepopełniłabłądwzakresiepublicrelations,zaprosiła

fanów,bypojechalizniąipomoglijejwybraćchoinkęnaświąteczneprzyjęciedlasamotnychwKaplicy
ŚwiętejRóży.{Ostatniozdarzałojejsiępodjąćniejednąbłędnądecyzję,atydzieńtemuprzestałabrać
leki,żebyoszczędzaćnaprezentgwiazdkowydlaTheo).

-Notoskądjesteście,chłopaki?-spytaławesoło.
-Proszęnierobićnamkrzywdy-powiedziałBert,wyższyichudszyztejdwójki.
(WmyślachnazwałaichBertiErnie-wprawdzieniewyglądalijakpacynkizUlicySezamkowej,ale

mielipodobneproporcje-oczywiściezwyjątkiemwielkiejłapywsadzonejwtyłek).

-Niezrobięwamkrzywdy.Fajnie,żetujesteście.Chłopakisprzedającychoinkipodchodządomnie

trochęnieufnie,odkądparęlattemurzuciłamichwspółpracownikamorskiemupotworowinapożarcie,
więcmożecieodegraćrolęspołecznychbuforów.

background image

Cholera,niepowinnabyławspominaćopotworze.Spędziłatylelatwzapomnieniu,odkądwyleciała

zbranżyfilmowej,doczasugdyjejfilmyzyskałystatuskultowych,żezatraciławiększośćumiejętności
społecznych.Noijeszczetepiętnaścielatbrakukontaktuzrzeczywistością,gdywPineCovebyła
powszechnieznanajakowariatka.AleodkiedyzaczęłatworzyćparęzTheoizażywaćantydepresanty,
wszystkowyglądałoznacznielepiej.

Skręciłanaparkingprzedsklepem„NarzędziaiUpominki”,gdzienaodgrodzonejpołaciasfaltu

sprzedawanochoinki.Nawidokjejsamochodutrzejodzianiwpłóciennefartuchyfaceciwśrednim
wiekuszybkimkrokiempodążylidosklepu,zaryglowalidrzwiiodwrócilitabliczkęznapisem„Otwarte”
na„Zamknięte”.Spodziewałasię,żetomożenastąpić,chciałajednakzrobićTheoniespodziankę,
udowodnić,żejestwstaniedostarczyćwielkąchoinkęnaimprezęwkaplicy.Terazteograniczone
umysłowosługusyBlack&Deckeraniweczyłyjejplanynaidealneświęta.Wzięłagłębokiwdechi
wypuszczającustamipowietrze,starałasięosiągnąćspokój,takjakuczyłjąinstruktorjogi.

Właściwietomieszkałapośrodkusosnowegolasu,nie?Możepowinnaiśćisamaściąćchoinkę?
-Wracajmydodomu,chłopaki.Mamsiekierę,którabędziewsamraz.
-Nieeeeeee!-wrzasnąłErnie,przechylającsięprzezzamoczonegokumpla,ipociągnąłzaklamkęw

drzwiachhondy,poczymobajwytoczylisięzjadącegosamochoduprostonapaletęplastikowych
reniferów.

-Nodobra-powiedziałaMolly.-Trzymajciesię,ajasprawdzę,czyzdołamściąćdrzewona

podwórku.

Zawróciłanaparkinguipojechałazpowrotemdodomu.
MokraodpotuLenaMarquezwysunęłasięzestrojuMikołajaniczymmałajaszczurkawyłaniająca

sięzczerwonegojaja.ZanimskończyładyżurpodTanimMarketem,temperaturawzrosładobrzeponad
dwadzieściastopniiLenabyłapewna,żewtymciężkimkostiumiezrzuciłazedwakilo.Wstanikui
majtkachpognaładołazienkiiwskoczyłanawagę,bynacieszyćsięniespodziewanymschudnięciem.
Kółkozawirowałoizatrzymałosięnajejnormalnymciężarze.IdealnymdlawzrostuLeny,niskimjakna
jejwiek,aledocholery,walczyłazeswoimbyłym,oberwałalodem,machaładzwonkiem,zbierając
datkidlapotrzebujących,iprzezosiemgodzinradośnieznosiłaupałwkostiumieMikołaja.Chyba
zasłużyłanajakąśnagrodęzaswojewysiłki.

Zrzuciłastanikimajtki,poczymznówweszłanawagę.Niebyłodostrzegalnejróżnicy.Usiadła,

wysikałasię,podtarłaijeszczerazwskoczyłanawagę.Możezpiętnaściedekaponiżejnormy.Ach!-
pomyślała,przesuwającbrodęwbok,bywyraźniejwidziećpodziałkę.Możenatympolegałproblem?
ŚciągnęłabiałąbrodęiczapkęMikołaja,wrzuciłajedosypialni,potrząsnęładługimi,czarnymiwłosami
ipoczekała,ażwagasięuspokoi.

No,tak.Prawiedwakilo.Abytouczcić,wykonałaszybkikopniakTae-Boiwkroczyłapodprysznic.

Namydlającciało,skrzywiłasię,natrafiwszynaobolałemiejsceprzysplociesłonecznym.Nażebrach,
tam,gdzieuderzyłjąworeklodu,wykwitłokilkafioletowychsiniaków.Bardziejbolałojąwszystkopo
zbytdużymwysiłkuwsiłowni,aleból,którypoczuławtymmomencie,promieniowałprostodoserca.
Możechodziłoomyśl,żespędziBożeNarodzeniesama.Byłbytopierwszyrazodrozwodu.Jejsiostra,z
którąspędzałaświętaprzezkilkaostatnichlat,wybierałasięzmężemidziećmidoEuropy.Dale,mimo
żebyłostatnimfiutem,organizowałjejróżneświąteczneatrakcje,którychterazzostałapozbawiona.
ResztajejrodzinymieszkaławChicago,aodczasówDale’aniemiałaszczęściadomężczyzn-zbyt
wielepozostałowniejgniewuinieufności.(Niedość,żebyłfiutem,tojeszczejązdradzał).Koleżanki
Leny,którecodojednejpowychodziłyzamążalbożyływewmiaręstałychzwiązkach,mówiłyjej,że
powinnapozostaćprzezjakiśczassamailepiejpoznaćsiebie.Oczywiście,byłatototalnabzdura.Znała
siebie,lubiłasię,myła,ubierała,kupowałasobieprezenty,prowadzałasięnarandki,anawetodczasu
doczasuuprawiałazesobąseks,cozawszekończyłosięlepiejniżkiedyśzDałem.

-Całetopoznawaniesiebiezrobizciebietotalnegoświra-powiedziałajejprzyjaciółka,Molly

background image

Michon.-Możeszmiwierzyć,jestemniekoronowanąkrólowąświrów.

Ostatnimrazem,kiedytaknaprawdępoznałamsiebie,okazałosię,żemuszęsięrozprawićzcałą

bandąwrednychsuk.Czułamsięjakrecepcjonistkawośrodkuzdrowia.Chociażwszystkiemiałyładne
cycki,muszętoprzyznać.Takczyowak,zapomnijotym.Wyjdźizróbcośdlakogośinnego.Tobędzie
dlaciebieznacznielepsze.„Poznaćsiebie”,cowtymdobrego?Aco,jeślisiebiepoznasziokażesię,że
jesteśstrasznąnudziarą?Pewnie,lubięcię,alemożeszufaćmojejopinii.Idźizróbcośdlainnych.

Tobyłaprawda.MożeiMollybyła-no,ekscentryczna,aleczasamimówiładorzeczy.AzatemLena

zgłosiłasiędoobsługiskarbonkiArmiiZbawienia,zbierałajedzeniewpuszkachimrożoneindykiw
ramachzbiórkiżywnościorganizacjiAnonimowychSąsiadówzPineCove,ajutrowieczorem,gdytylko
sięściemni,zamierzawyjść,żebyzbieraćprawdziwechoinkiipodrzucaćjepoddomamiludzi,których
zapewneniebyłonaniestać.TopowinnoodwrócićmyśliLenyodniejsamej.Agdybyniezdało
egzaminuspędziWigilięnaświątecznymprzyjęciudlasamotnychwKaplicyŚwiętejRóży.O,Boże,
zaczynasię.

Nadchodziłyświęta,aonawpadaławświątecznynastrój-czułasięsamotna...
DlaMavisSand,właścicielkibaru„GłowaŚlimaka”,słowo„samotny”brzmiałoniczymdzwonek

kasynakontuarze.ZnadejściemferiiświątecznychPineCovezapełniałosięturystamiszukającymi
małomiasteczkowegouroku,a„GłowaŚlimaka”zapełniałasięsamotnymi,wydziedziczonymimarudami
szukającymipocieszenia.Mavischętniegoudzielała,wpostaciswojegopopisowego(izbytdrogiego)
koktajluświątecznegoonazwiePowolneBzykanienaTylnymSiedzeniuSańMikołaja,któryskładałsię
z...

-Spieprzaj,jeślichceszwiedzieć,cownimjest-mawiałaMavis.-Jestemprofesjonalnąbarmanką

odczasów,kiedytwójtataspuściłwkibluprezerwatywę,karmiącsięnadzieją,żebędzieszmiałmózg,
więcwczujsięwnastrójizamówtegocholernegodrinka.

Maviszawszebyławświątecznymnastroju,przezcałyroknosiłanawetkolczykiwkształcie

choinek,bynabrać„zapachunowegosamochodu”.Nadbaremwisiałsnopjemioływielkościgłowy
łosia.Awsezoniekażdyniczegoniepodejrzewającypijak,któryzabardzoprzechyliłsięprzezkontuar,
bywywrzeszczećzamówieniedojednegozjejaparatówsłuchowych,przekonywałsię,żeza
trzepoczącymi,nylonowymismugamioblepionychtuszemniby-rzęs,zawłochatympieprzykiemiszminką
RedSeduction,którąnakładałaszpatułką,zaoddechemozapachupapierosówTareyton100iklekoczącą
sztucznąszczęką,Maviswciążskrywabudzącyszacunekswąsprawnościąjęzyk.Pewienfacet,którybez
tchuzataczałsiękudrzwiom,twierdził,żesięgnęłajęzykiemdojegordzeniaprzedłużonego,wywołując
wizjeoduszeniusięwCiemnejSzafieŚmierci-coMavispoczytałasobiezakomplement.

Mniejwięcejwtymsamymczasie,gdyDaleiLenastarlisiępodTanimMarketem,Mavis,

przycupniętanastołkuzabarem,podniosławzrokznadkrzyżówki,byujrzećnajprzystojniejszego
mężczyznę,jakikiedykolwiekprzekroczyłpodwójnedrzwitejknajpy.

To,cowcześniejbyłopustynią,terazrozkwitło.Korytemwyschniętegojużodlatstrumienia

popłynęłarwącarzeka.Jejserceprzestałonachwilębićidefibrylator,którymiaławszczepionywklatkę
piersiową,zaaplikowałjejlekkiwstrząs,poczympoderwałasięzestołka,byobsłużyćtegofaceta.Jeśli
zamówidrinkaonazwie„rżnięcie”,będziemiałatakiorgazm,żetenisówkijejsięrozpadnąodzginania
palcówunóg.Wiedziałato,czuła,chciałatego.Mavisbyłaromantyczką.

-Wczymmogępomóc?-spytała,trzepoczącrzęsami,cowyglądałotak,jakbyzaszkłamijej

okularówdogorywałychorenapadaczkępająki.

Półtuzinastałychbywalcówsiedzącychprzybarzeodwróciłosięnastołkach,byujrzećźródłotej

niezwykłejuprzejmości-niemożliwe,bytenmelodyjnydźwiękdobiegłzustMavis,którazazwyczaj
mówiładonichgłosemprzesyconympogardąinikotyną.

-Szukamdziecka-powiedziałnieznajomy.
Jegodługiejasnewłosyspływałynakołnierzczarnegopłaszcza.Oczymiałfioletowe,arysyostrei

background image

zarazemdelikatne.Doskonalewyciosanatwarzniebyłapoznaczonażadnymibruzdamiwiekuczy
doświadczenia.

Mavisprzekręciłamałągałkęwprawymaparaciesłuchowymiprzechyliłagłowęniczympies,który

właśnieugryzłplastikowykotlet.Och,jaktosłupymiłościmogąrunąćpodciężaremgłupoty.

-Szukapandziecka?-spytałaMavis.
-Tak-odparłnieznajomy.
-Wbarze?Wponiedziałekpopołudniu?Szukapandziecka?
-Tak.
-Jakiegośkonkretnegodzieckaczymożebyćpierwszelepsze?
-Będęwiedział,kiedyjezobaczę-wyjaśniłnieznajomy.
-Pieprzonyzbok-orzekłjedenzestałychbywalców,aMaviswyjątkowoprzytaknęłamuskinieniem

głowy,przyktórymjejkręgiszyjneszczęknęłyjakkombinerki.

-Wynośsięzmojegobaru-powiedziała.Długi,lakierowanypaznokiećwskazałdrogępowrotnąku

drzwiom.-Nojuż,won.Myślisz,żecoto?Bangkok?

Nieznajomypopatrzyłnajejpalec.
-ZbliżająsięnarodzinyPana,mamrację?
-Tak,BożeNarodzeniewsobotę-warknęła.-Acotoma,dodiabła,wspólnegozczymkolwiek?
-Wtakimraziepotrzebujędzieckadosoboty-stwierdziłtamten.
Mavissięgnęłapodkontuariwyciągnęłaswójminiaturowykijbejsbolowy.
Facetbyłprzystojny,aletojeszczenieoznaczało,żenicsięniedapoprawićciosemwłeb,zadanym

kawałkiemorzechowegodrewna.Mężczyźni:mrugnięcieokiem,dreszcz,falawilgociizanimsię
człowiekobejrzał,nadchodziłczasnabijaniaguzówiwypluwaniazębów.

Mavisbyłapragmatycznąromantyczką:miłość-prawidłowouprawiana,jakuważała-
boli.
-Przyłóżmu,Mavis!-zakrzyknąłjedenzestałychbywalców.
-Tylkozboknosipłaszczprzydwudziestupięciustopniach-odezwałsięinny.-
Rozwalmułeb.
Przystolebilardowymzaczętoprzyjmowaćzakłady.Mavispociągnęłasięzawłoseknapodbródkui

popatrzyłaznadokularównanieznajomego.

-Mógłbyśiśćszukaćgdzieindziej?
-Jakimamydzień?-spytałtamten.
-Poniedziałek.
-Wtakimraziepoproszędietetycznącolę.
-Acozdzieckiem?-spytałaMavis,podkreślającsłowauderzeniamikijabejsbolowegoodłoń

(bolałojakdiabli,aleniemiałazamiarunawetdrgnąć).

-Mamczasdosoboty-odparłprzystojnyzbok.-Narazietylkodietetycznącolę.Isnickersa.Proszę.
-Dosyćtego-stwierdziła.-Jużnieżyjesz.
-Przecieżpowiedziałem„proszę”-powiedziałblondasek,niecoodbiegającodtematu.
Niezawracałasobiegłowyotwieraniemuchylnejczęściblatu,tylkoprzemknęłapodnimi

zaatakowała.Wtymmomencierozległsiędzwonekidoknajpywpadłsnopświatła,cowskazywało,że
dośrodkawszedłktośzzewnątrz.KiedyMaviszpowrotemsięwyprostowała,mocnopodpierającsię
nogąizamierzającprzyłożyćnieznajomemutak,bypoleciałdosąsiedniegohrabstwa,tenzniknął.

-Jakiśkłopot,Mavis?-spytałTheophilusCrowe.Posterunkowystałwmiejscu,gdziejeszczeprzed

chwiląwidziałanieznajomego.

-Cholera,gdzieonsiępodział?-MaviszerknęłazaplecyTheo,poczymznówodwróciłasiędo

stałychbywalców.-Gdzieonsiępodział?

-Niemampojęcia-odparlichórem,wzruszającramionami.

background image

-Kto?
-Blondynwczarnympłaszczu-wyjaśniłaMavis.-Musiałeśsięznimminąć,kiedywchodziłeś.
-Wpłaszczu?Nadworzejestdwadzieściapięćstopni-powiedziałTheo.-Napewnozauważyłbym

kogośwpłaszczu.

-Tobyłzbok!-krzyknąłktośztyłu.
TheospojrzałnaMavis.
-Czytenfacetzajrzałcipodbluzkę?
Różnicawzrostumiędzynimiwynosiłapółmetraikobietamusiałazrobićkrokwtył,bypopatrzeć

muwoczy.

-Askąd.Lubięmężczyzn,którzywierząreklamom.Tenfacetszukałdziecka.
-Takpowiedział?Przyszedłtutajipowiedział,żeszukadziecka?
-Zgadzasię.Właśniesięszykowałam,żebydaćmu...
-Jesteśpewna,żeniezginęłomujegowłasnedziecko?Tosięzdarza,świątecznezakupy,dzieciak

gdzieśidzie...

-Nie,nieszukałkonkretnegodziecka,tylkojakiegośdziecka.
-No,możechciałbyćWielkimBratem,tajnymŚwiętymMikołajemczycoś-podsunąłTheo,

wyrażającniepopartążadnymidowodamiwiaręwludzkądobroć.-ChciałzrobićcośmiłegonaBoże
Narodzenie.

-Dolicha,Theo,typierdoło,nietrzebaodrywaćksiędzaodministrantałomem,żebystwierdzić,że

niepomagałdzieciakowiprzyróżańcu.Facetbyłzboczony.

-Notochybapowinienemgoposzukać.
-Notochybapowinieneś.
Theojużzacząłsięodwracaćdodrzwi,alepotemodwróciłsięzpowrotem.
-Niejestempierdołą,Mavis.Niemapowodu,żebyśtakmówiła.
-Przepraszam,Theo-powiedziała,opuszczająckij,byokazaćszczerąskruchę.-Apoco

przyszedłeś?

-Niepamiętam.-Theowyzywającouniósłbrwi.
Mavisuśmiechnęłasiędoniego.Theobyłdobrymfacetem-trochęciapowatym,aledobrym.
-Naprawdę?
-Nie,poprostuchciałempogadaćojedzeniunaprzyjęcieświąteczne.Zamierzaszurządzićgrilla,

tak?

-Takimiałamplan.
-Właśniesłyszałemwradiu,żemożepadać,więcprzydałbycisięplanawaryjny.
-Więcejalkoholu?
-Myślałemoczymśniewymagającymgotowanianaświeżympowietrzu.
-Naprzykładoalkoholu?
Pokręciłgłowąiruszyłdodrzwi.
-ZadzwońdomniealbodoMolly,gdybyśpotrzebowałapomocy.
-Niebędziepadać-powiedziałaMavis.-Wgrudniunigdyniepada.
AleTheowyszedłjużnaulicę,byruszyćnaposzukiwanienieznajomegowpłaszczu.
-Możepadać-odezwałsięjedenzestałychbywalców.-Naukowcymówią,żewtymrokumożnasię

spodziewaćElNino.

-Akurat.Jakbykiedykolwieknasuprzedzili,zanimzmyjepółstanu-odparłaMavis.-
Pieprzyćnaukowców.
AleElNinonaprawdęsięzbliżał.ElNino.Dziecko.

background image
background image

PRZESRANEŚWIĘTA

Czwartkowywieczór.Doświątzostałyjeszczeczterydni,aleŚwiętyMikołajkrążyłjużpogłównej

ulicymiasteczkaswoimczerwonympickupem:machałdodzieci,zygzakowałpojezdniibekałwbrodę,
wstawionybardziejniżlekko.

-Ho,ho,ho-powiedział,powstrzymującchęć,bydodać:„ibutelkarumu”,choćjegozachowanie

bardziejpasowałodoCzarnobrodegoniżdoŚwiętegoMikołaja.Rodzicepokazywaligopalcami,
dzieciakimachałyipodskakiwały.CałePineCovetętniłojużświątecznąradością.Wszystkiepokoje
hotelowebyłyzajęteiniedałosięznaleźćwolnegomiejscaparkingowegoprzyCypressStreet,gdzie
kliencinapawalisięszczęściem.NiebyłatoszorstkakomercjagwiazdkiwLosAngelesczySan
Francisco.Tobyławytworna,szczerakomercjamałomiasteczkowejNowejAnglii,gdzieprzedstuleciem
NormanRockwellwymyśliłBożeNarodzenie.Byłwtymautentyzm.AleDaletegonierozumiał.

-Wesołych,spokojnych...a,gońsię,gnojku-wyzłośliwiałsięzzaprzyciemnianychszyb.
WłaściwieświątecznyurokmiasteczkastanowiłdlamieszkańcówPineCovezagadkę.
Niedałobysięgonazwaćzimowąkrainączarów.Średniatemperaturawynosiłazimąosiemnaście

stopniitylkokilkorobardzostarychludzipamiętało,żekiedyśpadałśnieg.Niemożnabyłogorównież
nazwaćtropikalnąoazą.PineCoveleżałonadoceanemzdiabelskozimnąwodąośredniejwidoczności
wynoszącejczterdzieścipięćcentymetrówizdużąkoloniąsłonimorskichnabrzegu.Przezcałązimę
tysiącepulchnychpłetwonogówzalegałyplażePineCoveniczymwielkie,szczekającekupyłajna.Ichoć
samewsobieniestwarzałyzagrożenia,stanowiłypodstawędietyżarłaczybiałych,którepostu
dwudziestumilionachlatewolucjistałysiędoskonałąwymówkądlaludzi,bynigdyniewchodzićdo
wodygłębszejniżdokostek.Jeślizatemniechodziłoopogodęaniowodę,tooco,udiabła?Możeo
sosny.

Choinki.
-Mojedrzewa,docholery-mruknąłpodnosemDale.
PineCoveleżałowostatnimnaturalnymlesiesosenkalifornijskichnaświecie.
Ponieważtempoichwzrostudochodzidosześciumetrówrocznie,właśniesosnykalifornijskie

najczęściejuprawiasięjakoświątecznechoinki.Miałotodobrąstronę-możnabyłoiśćnadowolną
niezabudowanąparcelęwmiasteczkuiściąćsobiebardzoefektownąchoinkę.Złąstronąbyłfakt,żetakie
działaniestanowiłoprzestępstwo,jeślinieuzyskałosięzezwoleniainiezasadziłowzamianpięciu
nowychdrzewek.Sosnykalifornijskietogatunekchroniony,oczymmógłzaświadczyćkażdymiejscowy
budowniczy-gdyścinałparędrzew,bypostawićdom,musiałposadzićwzamiancałylas.

KombizchoinkąumocowanąnadachuzaczęłocofaćprzedpickupemDale’a.
-Zabierajtenszajszmojejulicy-warknąłDale.-Iżyczęwesołychświąt,łajzy-dodał,zgodniez

atmosferąchwili.

DalePearson,raczejwbrewswojejwoli,stałsięJohnnymAppleseedemchoinek,zasadziłbowiem

background image

dziesiątkitysięcydrzewek,byzastąpićtysiącesosen,którekazałściąćpitąłańcuchową,byzbudować
rzędydomówszeregowychnawzgórzachPineCove.Alekiedyustanowionoprawo,żenowedrzewa
należysadzićwobrębiePineCove,nieoznaczałoto,żemusząsięoneznaleźćwpobliżumiejsca,gdzie
dokonanowyrębu.AzatemDalesadziłwszystkiedrzewawokółcmentarzaprzystarejKaplicyŚwiętej
Róży.Jużwielelattemukupiłziemię,czteryhektary,wnadzieiżejąpodzieliizbudujeluksusowedomy,
alejacyśnatrętnihipisizKalifornijskiegoTowarzystwaHistorycznegowkroczylidoakcjii
doprowadzilidouznaniastarejkaplicyzazabytek,couniemożliwiłomuzabudowanieparceli.Takwięc
jegobrygadybudowlanesadziłysosnykalifornijskiewrównychrzędach,niemyśląconaturalnym
układzielasu,ażdrzewaporosłyterenwokółkaplicytakgęsto,jakpióraptasigrzbiet.Przezcztery
ostatnielatawprzedświątecznymtygodniuktośpodjeżdżałnaziemięDale’aiwykopywałcałe
ciężarówkiżywychsosen.Pearsonmiałjużdosyćużeraniasięzadministracjąwsprawiekonieczności
zastąpieniaichnowymi.Miałgdzieśdrzewa,alekażdydostałbycholery,gdybyktośrazporaznasyłałna
niegosłużbyadministracyjne.WypełniłpowinnośćwobeckumplizCaribou,wręczającżartobliwe
prezentyimiichżonom,aterazzamierzałzłapaćzłodzieja.Wtymrokugwiazdkowymprezentemdla
niegobędzieodrobinasprawiedliwości.Tylkotegochciał-poprostuodrobinysprawiedliwości.

Wesoły,staryelfskręciłzCypressStreetipojechałpodgóręwstronękaplicy,poklepując

trzydziestkęósemkę,którąwsunąłzaszeroki,czarnypas.

Lenawciągnęładrugąchoinkęnatyłswojegopickupatoyotyiwsunęłająwjednąz

czterdziestolitrowychcedrowychskrzyń,któresamazrobiłatylkowtymcelu.Społecznymarginesmiałw
tymrokudostaćzaledwiestudwudziestocentymetrowechoinki-możenakażdąskrzyniętrafisięjedna
wyższa.Odpaździernikadeszczpadałtylkoraz,więcwykopaniedwóchdrzewekztwardej,suchejziemi
zajęłojejprawiepółtorejgodziny.

Chciała,żebyludziemieliprawdziwechoinki,alegdybyzdecydowałasięnatedwumetrowe,

musiałabyharowaćcałąnoc,aitakmiałabyichledwiekilka.Tojestprawdziwapraca,pomyślała.W
dzieńzarządzałanieruchomościaminawakacyjnywynajemumiejscowegopośrednikaiwsezonie
spędzaławbiurzeczasempodziesięćczydwanaściegodzindziennie,zdawałasobiejednaksprawę,że
spędzonegodzinyiprawdziwapracatodwiezupełnieróżnerzeczy.Docierałotodoniejcoroku,gdytu
przyjeżdżałaizaczynałamachaćjaskrawoczerwonąłopatą.

Potwarzyściekałjejpot.Wierzchemirchowejrękawicyroboczejodgarnęławłosyzoczu,

zostawiającnaczolebrudnąsmugę.Zrzuciłaflanelowąkoszulę,któramiałająchronićprzednocnym
chłodem,ipracowaławciasnej,czarnejbluzceioliwkowychbojówkach.Zczerwonąłopatąwrękach
wyglądałanaskrajulasujakjakiśbożonarodzeniowykomandos.

Zatopiłałopatęwsosnowymigliwiuwniewielkiejodległościodpnianastępnegodrzewa,które

obrałasobiezacel,podskakującrazporaz,ażnarzędzieweszłowziemięposamtrzonek.Oparłasięo
łopatę,próbującpodważyćleśneposzycie,gdyjasnyblaskreflektorówomiótłskrajlasu,poczymdwa
snopyświatłazatrzymałysięnasamochodzieLeny.

Niemasięczymprzejmować,pomyślała.Niebędęsięchować,niebędęsiękulić.Wkońcunie

robiłaniczłego.Naprawdę.Jasne,formalnierzeczbiorąc,kradłaiłamałaparęzarządzeńwkwestii
wyrębusosenkalifornijskich-aletaknaprawdęnieprowadziławyrębu,prawda?Apozatym...
rozdawałajebiednym.ByłajakRobinHood.NiktniezadzierałzRobinHoodem.Mimowszystko
uśmiechnęłasiędoreflektorówiwzruszyłaramionamiwgeścietypu„oho,zdajesię,żewpadłam”-
miałanadzieję,żewyglądałotouroczo.Osłoniłaoczydłoniąimrużącje,próbowałazobaczyć,ktosiedzi
zakierownicąpółciężarówki.Tak,miałapewność,żetopółciężarówka.

Silnikzgasł.Lenęogarnęłylekkiemdłości,gdydotarłodoniej,żetodiesel.Drzwisamochodu

otworzyłysięigdyzabłysłalampkawśrodku,Lenaprzezchwilęwidziałazakierownicąkogośw
czerwono-białejczapce.

Hę?

background image

ZoślepiającegoświatławyszedłkuniejMikołaj.Mikołajzlatarką.AcotkwiłozapasemMikołaja?

Mikołajmiałpistolet.

-Dolicha,Lena,mogłemsiędomyślić,żetoty-powiedział.
JoshBarkerwpadłwpoważnetarapaty.Naprawdępoważne.Miałtylkosiedemlat,alebyłniemal

pewien,żezrujnowałsobieżycie.PognałprzezChurchStreet,zastanawiającsię,jaksiębędzietłumaczył
przedmamą.Półtorejgodzinyspóźnienia.Powrótdodomupozmroku.Iniezadzwonił.AdoGwiazdki
zostałotylkoparędni.Cotamtłumaczeniaprzedmamą-jakwyjaśnitoMikołajowi?

Mikołajmógłgojednakzrozumieć,boznałsięnazabawkach.Alemamanigdymutegoniekupi.Grał

wWielkąKrucjatęBarbarzyńcyGeorge’anaPlayStationwdomuswojegokumplaSama.Wkroczylina
ziemięniewiernychizabilitysiącewrogów,aleztejgrypoprostuniedatosięwyjść.Takją
zaprojektowano,izanimczłowieksięzorientował,nadworzerobiłosięciemno.Zapomniałipoprostu
zmarnowałsobieświęta.ChciałdostaćXboxa2,aleniebyłoszans,żeMikołajmugoprzyniesie,skoro
naliściebędziestałojakwół,że„wróciłdodomupozmroku”i„nawetnieraczyłzadzwonić”.Sam
podsumowałsytuacjęJosha,gdywyprowadziłgozadrzwiispojrzałnanocneniebo:-Stary,masz
przesrane.

-Niejamamprzesrane,tylkoty-odparłJosh.
-Wcalenie-zaoponowałSam.-Jestemżydem.ZeroMikołaja.NiemamyBożegoNarodzenia.
-Notonaprawdęmaszprzesrane.
-Zamknijsię,niemamprzesrane.-GdySamwypowiadałtesłowaiJoshusłyszał,jakdreidel

kumplastukaoinhalatorprzeciwkoastmie.Tamtenwyglądał,jakbynaprawdęmiałprzesrane.

-Nodobra,niemaszprzesrane-zgodziłsięJosh.-Przepraszam,lepiejjużpójdę.
-Tak-powiedziałSam.
-Tak-powtórzyłJosh,zdającsobiesprawę,żeimwięcejczasuzajmiemupowrótdodomu,tym

bardziejbędziemiałprzesrane.

GdygnałprzezChurchStreetwkierunkudomu,pomyślał,żemożejednakspotkagoniespodziewana

łaska,naskrajulasubowiemujrzałMikołajawewłasnejosobie.IchodźMikołajwydawałsiędość
wkurzony,jegogniewbyłwymierzonywkobietęstojącąpokolanawwykopanymdolezczerwonąłopatą
wrękach.Mikołajtrzymałwdłoniciężką,czarnąlatarkęMaglite,którąświeciłkobieciewoczy,
jednocześnienaniąwrzeszcząc.

-Tomojedrzewa!Moje,docholery!-krzyczał.
Aha!-pomyślałJosh.„Cholera”niejestsłowemnatylebrzydkim,bytrafićzanienalistę

niegrzecznychdzieci,skoroużywagosamMikołaj.Kiedyśpowiedziałotymmamie,onajednakupierała
się,zejestinaczej.

-Biorętylkokilka-powiedziałakobieta.-Dlaludzi,którzyniemogąsobiepozwolićnachoinkę.

Niemożeszodmówićczegośtakprostegokilkubiednymrodzinom.

-Takiegochuja,niemogę!
Joshbyłpewien,żezasłowona„ch”trafiałosięnalistę.Byłwstrząśnięty.Mikołajpodsunąłlatarkę

podoczykobiety.Odepchnęłająnabok.

-Słuchaj-powiedziała.-Wezmęjeszczetęostatniąijadę.
-Nie.-Znówniemalwepchnąłjejlatarkęwtwarz,gdyjednaktymrazemodsunęłajegorękę,walnął

jąwgłowę.

-Au!
Tonapewnobolało.Joshsłyszał,jakpotymuderzeniudzwonieniezębówkobietyrozchodzisiępo

całejulicy.Mikołajbyłnajwyraźniejbardzoprzywiązanydochoinek.

Kobietaposłużyłasięłopatą,byponownieodepchnąćlatarkę.Mikołajznówjąwalnął,tymrazem

mocniej,ażzawyłaiopadłanakolanawwykopanejdziurze.Mikołajsięgnąłdoszerokiego,czarnego
pasa,wyciągnąłpistoletiwycelowałwkobietę.Wstałaiszerokozamachnęłasięłopatą.Ostrzeuderzyło

background image

Mikołajawbokgłowyztępym,metalicznymodgłosem.Mikołajzachwiałsięiznowuuniósłbroń.
Kobietaukucnęłaizasłoniłagłowę,trzymającłopatępodpachąostrzemdogóry.PrzycelowaniuMikołaj
straciłrównowagęipoleciałwprzód,nawzniesionąłopatę,którawbiłamusiępodbrodąinagleta
brodastałasięrównieczerwona,jakcałyjegostrój.Upuściłpistoletiłopatę,zacharczałiupadł,
znikającJoshowizoczu.

Chłopakniemalniesłyszałkrzykukobiety,gdypędziłdodomu.Tętnodźwięczałomuwuszach

niczymdzwonkisań.Mikołajnieżył.BożeNarodzeniezostałounicestwione.Aonmiałprzesrane.

Askoroosraniumowa,trzyprzecznicedalejTuckerCasezasuwałprzezWorchesterStreet.Za

pomocąszybkiegomarszuzpotężnymobciążeniemwpostaciżalunadsobąchciałspalićkiepskie
barowejedzenie,którespożyłnaobiad.Byłpoczterdziestce,szczupły,jasnowłosyiopalony-wyglądał
jakpodstarzałysurferalbozawodowygolfistawsilewieku.

Piętnaściemetrównadnimolbrzyminietoperzowocożernyfrunąłmiędzykoronamidrzew,bezgłośnie

uderzającskórzastymiskrzydłaminocnepowietrze.Dziękitemumożeniezauważonywcinaćbrzoskwinie
iinnetakie,pomyślałTuck.

-Roberto,zróbswojeiwracajmydohotelu!-zawołał,unoszącgłowę.
Nietoperzszczeknąłizaczepiłogałąź.Zrozpęduniemalzatoczyłpętlę,poczymzakołysałsięi

zamarłdogórynogami.Znowuszczeknął,oblizałwąskie,psiewargiiowinąłsięskrzydłami,bysię
ochronićprzednadmorskimchłodem.

-Dobra-powiedziałTuck-aleniewróciszdopokoju,dopókiniezrobiszkupy.
Odziedziczyłnietoperzapofilipińskimpilocie,któregopoznał,gdypilotowałprywatnyodrzutowiec

lekarzazMikronezji;podjąłtępracętylkodlatego,żeodebranomuamerykańskąlicencjępilotapotym,
jakrozbiłróżowysamolotfirmyMaryJeanCosmetic,próbującwprowadzićpewnąmłodąkobietędo
klubuMileHigh.Popijanemu.PoMikronezjiprzeniósłsięnaKaraibyzeswoimnietoperzeminową,
piękną,wyspiarskążoną,byzałożyćfirmęczarterową.Teraz,sześćlatpóźniejjegopięknawyspiarska
żonaprowadziłafirmęczarterowązdwumetrowymrastafarianinem,aTuckerCaseniemiałnicz
wyjątkiemnietoperzaowocożernegoitymczasowejfuchy,polegającejnapilotowaniuśmigłowcówdla
AgencjiAntynarkotykowejiwypatrywaniupoletekmarihuanynadzikimobszarzeBigSur.

TakznalazłsięwPineCove,wtanimmotelu,naczterydniprzedBożymNarodzeniem,sam.
Samotny.Miałprzesrane.
Tuckbyłkiedyśkobieciarzempierwszejwody-DonJuanem,Casanovą,Kennedymbezforsy-a

jednakteraztrafiłdomiasteczka,gdzienikogonieznałiniespotkałanijednejsamotnejkobiety,którą
mógłbyuwieść.Kilkalatmałżeństwaniemalzupełniegozrujnowało.

Przyzwyczaiłsiędoczułejkobiecejobecnościzesporądawkąmanipulacji,podstępówi

przebiegłości.Tęskniłzatym.NiechciałspędzaćBożegoNarodzeniasamotnie,docholery!

Ajednaknatomuprzyszło.
Aotoona.Kobietawpotrzebie.Sama,nocą,zapłakana-iztego,cowidziałwświetlereflektorów

stojącegowpobliżupickupa,całkiemładnychkształtów.Wspaniałewłosy.

Piękne,wypukłekościpoliczkowe,poznaczonebłotemismugamiłez,ale,nowiecie,egzotyczne.

Tucksprawdził,czyRobertodalejbezpieczniewisiwgórze,poczymwygładziłlotnicząkurtkęiruszył
nadrugąstronęulicy.

-Hej,wszystkowporządku?
Kobietapodskoczyła,krzyknęłaniezbytgłośno,rozejrzałasięgorączkowoiwkońcugozobaczyła.
-O,Boże-powiedziała.
Zdarzałymusięjużgorszereakcje.Nieustępował.
-Wszystkowporządku?-powtórzył.-Odniosłemwrażenie,żemapanijakiśkłopot.
-Zdajesię,żenieżyje-odparła.-Chyba...chybagozabiłam.
Tuckspojrzałnaczerwono-białykłąbpodnogamiidopieroterazzauważył,cototakiego:martwy

background image

Mikołaj.Normalnyczłowiekmógłbysięwystraszyćicofnąć,usiłującjaknajszybciejwyrwaćsięztej
sytuacji,aleTuckerCasebyłpilotem,szkolonymbydziałaćwsytuacjachzagrożeniażycia,potrafiącymz
wdziękiemradzićsobiezpresją.Pozatymczułsięsamotny,ababkabyłanaprawdęekstra.

-Aha,martwyMikołaj-stwierdziłTuck.-Mieszkapaniwpobliżu?
-Niechciałamgozabić.Szedłnamniezpistoletem.Poprostusięuchyliłam,akiedyspojrzałamw

górę...-Machnęłarękąwkierunkuprzypominającegoświąteczneciastotrupa.-

Pewniedostałłopatąwszyję.-Najwyraźniejtrochęsięuspokoiła.
Tuckpokiwałznamysłemgłową.
-CzyliMikołajruszyłnapaniązpistoletem?
Kobietawskazałabrońleżącąnaziemioboklatarki.
-Rozumiem-powiedziałTuck.-Znałapanitego...
-Tak.NazywałsięDalePearson.Dużopił.
-Janiepiję.Przestałemwielelattemu-oznajmiłTuck.-Aprzyokazji,nazywamsięTuckerCase.-

Jestpanimężatką?-Wyciągnąłdoniejrękę.

Popatrzyłananiego,zaskoczona.
-LenaMarquez.Nie,rozwiodłamsię.
-Jateż-powiedziałTuck.-Ciężkotakwświęta,nie?Dzieci?
-Nie.Panie,eee,Case,tenczłowiektomójbyłymąż.Nieżyje.
-Taa.Jadałemswojejeksdomifirmę,aletorozwiązaniewydajesiętańsze.
-Pokłóciliśmysięwczorajprzysklepiespożywczymwobecnościdziesiątkówludzi.
Miałammotyw,okazjęinarzędzie...-Wskazałanałopatę.-Wszyscypomyślą,żetojagozabiłam.
-Niewspominającotym,żefaktyczniegopanizabiła.
-Myślipan,żemediasiędotegoprzyczepią?Tomojałopatasterczyzjegoszyi.
-Możezdołapanizetrzećswojeodciskiitakietam.NiezostawiłapaninanimżadnegoDNA,

prawda?

Pociągnęłazaprzódswojejbluzkiizaczęłagładzićtrzonekłopaty.
-DNA?Naprzykład?
-No,wiepani,włosy,krew,spermę?Nicztychrzeczy?
-Nie.-Wściekletarłatrzonekbluzką,uważając,byzabardzoniezbliżyćsiędowbitejwtrupa

końcówki.Odziwo,Tuckowitaczynnośćwydałasięlekkoerotyczna.

-Pewniestarłapaniodciski,aletrochęmartwimniepaniimięwypisanemarkeremnatrzonku.To

mogłobywszystkozdradzić.

-Ludzienigdynieoddająnarzędziogrodowych,jeślisięichniepodpisze-wyjaśniłaLena.Potem

znowuzaczęłapłakać.-O,Boże,zabiłamgo.

Tuckstanąłprzyniejiotoczyłjąramieniem.
-Hej,hej,hej,niejesttakźle.Przynajmniejniemapanidzieci,którymtrzebatotłumaczyć.
-Icojazrobię?Mojeżyciesięskończyło.
-Proszętakniemówić.-Tuckstarałsięprzybraćwesołyton.-Proszę,matupanidoskonałąłopatę,

adółmaodpowiedniągłębokość.MożezakopiemyMikołaja,trochętuposprzątamy,apotemzabiorę
paniąnakolację.-Uśmiechnąłsię.

Podniosłananiegowzrok.
-Kimpanjest?
-Poprostumiłymfacetem,którychcepomóckobieciewpotrzebie.
-Ichcemniepanzabraćnakolację?-Wydawałosię,żedoznałaszoku.
-Niewtejchwili.Kiedyjużwszystkobędziemymielipodkontrolą.
-Właśniezabiłamczłowieka.
-Tak,aleniecelowo,prawda?

background image

-Człowiek,któregokiedyśkochałam,nieżyje.
-Cholernaszkoda-stwierdziłTuck.-Lubipaniwłoskąkuchnię?
Cofnęłasięiomiotłagospojrzeniemodstópdogłów,zwracającszczególnąuwagęnapraweramię

jegolotniczejkurtki,gdziebrązowaskórabyłapodrapanatakmocno,żewyglądałajakzamsz.

-Cosięstałozpańskąkurtką?
-Mójnietoperzlubisięnamniewspinać.
-Pańskinietoperz?
-Widzipani,niedasięprzejśćprzezżycie,niezbierającpodrodzebagażu,prawda?-
Skinąłgłowąwkierunkuzwłok,byzabrzmiałotojaśniej.-Wyjaśniętoprzykolacji.
Lenapokiwałagłową.
-Trzebabędzieukryćjegosamochód.
-Oczywiście.
-Nodobra-powiedziała.-Czymógłbypanwyciągnąćłopatę...och,niewierzę,żetosiędzieje

naprawdę.

-Mamją-stwierdziłTuck,wskakującdodołuiwysuwającnarzędziezszyiMikołaja.
-Nazwijmytoprezentemgwiazdkowym.
Zdjąłkurtkęizacząłkopaćwtwardejziemi.Czułsięlekki,niecooszołomionyipodekscytowany,że

niebędziemusiałznowuspędzaćświątsamnasamznietoperzem.

background image

ZRÓBSOBIENIEGRZECZNEŚWIĘTA

Joshstarłłzyztwarzy,wziąłgłębokiwdechiruszyłdoswojegodomu.Wciążsiętrząsłpotym,jak

zobaczyłMikołajaobrywającegołopatąwszyję,aleterazprzyszłomudogłowy,żetomożenie
wystarczyć,bywyciągnąćgozkłopotów.Pierwszepytaniemamypojegopowrociebędziebrzmiało:
„No,corobiłeśtakpóźnopozadomem?”.AgłupiBrian,któryniejestprawdziwymtatąJosha,tylko
głupimchłopakiemmamy,powie:„Aha,Mikołajpewniebyjeszczeżył,gdybyśniesiedziałtakdługou
Sama”.Azatem,stającprzedprogiem,postanowiłwejśćdodomuwstaniecałkowitejhisterii.Zaczął
ciężkooddychać,zmusiłsięodłez,zaszlochał,zpotemotworzyłdrzwi,ogłuszającopociągającnosem.
Upadłnawycieraczkę,poczymzawyłjaksyrenawozustrażackiego.Inicsięniestało.Niktsięnie
odezwałsłowem.Niktnieprzybiegł,ilesiłwnogach.

Joshwczołgałsiędosalonu,ciągnączasobąpodywaniepasemkoślinyzwisającezdolnejwargii

niewyraźniewołając:„Mamo”.Wiedział,żetojącałkowicierozbroiinakręcidobronieniaprzedgłupim
Brianem,któregonieochroniżadnamanipulacja.Aleniktgoniezawołał,niktnieprzybiegł,agłupiBrian
nieleżałwyciągniętynakanapie,jakprzystałonatakiegoleniwegośpiocha.

Joshuspokoiłsię.
-Mamo?-Wjegogłosiebyłtylkośladszlochu,którymgotówbyłznowuwybuchnąć,gdyusłyszy

odpowiedź.Poszedłdokuchni,gdziebłyskaładiodanaautomatycznejsekretarcemamy.Chłopiecotarł
nosrękaweminacisnąłguzik.

-Cześć,Joshy-powiedziałamamaswoimwesołym,przemęczonymgłosem.-Brianijamusieliśmy

wyjśćzklientamidorestauracji.WlodówcejesthamburgerzseremodStouffersa.Powinniśmywrócić
przedósmą.Zadzwońdomnienakomórkę,gdybyśsięczegośbał.

Joshniemógłuwierzyćwswojeszczęście.Spojrzałnazegarnamikrofalówce.
Dopierowpółdoósmej.Doskonale!Uwolnionyniczymmagicznyelf.Tak!GłupiBrianzorganizował

biznesowąkolację.Joshwyjąłhamburgerazlodówki,włożyłgorazemzpudełkiemdomikrofalówkii
włączyłurządzenienazaprogramowanyczas.Wcalenietrzebabyłościągaćfolii,takjakmówili.Jeśli
trzymałosięhamburgerawpudełku,kartonuniemożliwiałjegoeksplozję.Joshnierozumiał,czemunie
napisaliotymwinstrukcji.

Wróciłdosalonu,włączyłtelewizorirozwaliłsięnapodłodze,czekając,ażkuchenkazapiszczy.
Pomyślał,żemożepowinienzadzwonićdoSama.OpowiedziećmuoMikołaju.AleSamniewierzył

wMikołaja.Mówił,żegojewymyśliligosobienapocieszenie,żeniemająmenory.Byłatobzdura,ma
sięrozumieć.Goje(żydowskieokreśleniedziewczynichłopców,jakwyjaśniłSam)niechcielimenory.
Chcielizabawek.Sammówiłtak,bobyłwściekły,żezamiasturządzaćBożeNarodzenie,odcięlimu
końcówkęsiusiakaipowiedzieli„mazeltow”.

-Kurczę,kiepskobyćtobą-współczułSamowiJosh.
-Jesteśmynarodemwybranym-oznajmiłkumpel.
-Aleniedopiłki.

background image

-Zamknijsię.
-Nie,tysięzamknij.
-Nie,tysięzamknij.
SambyłnajlepszymprzyjacielemJoshairozumielisięnawzajem,aleczySamwiedziałby,corobić

wsprawiezabójstwa?Zwłaszczazabójstwakogośważnego?Wtakichsytuacjachnależałoiśćdokogoś
dorosłego-Joshbyłtegonajzupełniejpewien.Pożar,rannykolega,złydotyk-powinieneśpowiedziećo
tymdorosłemu,rodzicowi,nauczycielowialbopolicjantowiiniktsięnaciebieniebędziegniewał.(Ale
jeśliprzyłapałeśchłopakamamynatym,jakwgarażupuszczaipodpalapotężnebąkipohotdogachi
piwie,policjaniezechcenicotymwiedzieć.Joshboleśniesięotymprzekonał).Zaczęłysięreklamy,a
hamburgerzseremnadalsurfowałpomikrofalach,chłopiecrozważałwiectelefonpod911albo
modlitwęipochwilizdecydowałsięnamodlitwę.Podobniejakwwypadkutelefonupod911,nie
należałosięmodlićwpierwszejlepszejsprawie.Boganieobchodziłonaprzykład,żeniemożesz
przeprowadzićswojegokanguraprzezpiątypoziomnaPlayStation,ajeślipoprosiłeśopomocprzy
czymśtakim,istniałasporaszansa,żezignorujecię,kiedynaprawdębędzieszpotrzebowałJego
interwencji,naprzykładwraziedyktandaalbonowotworumamy.Joshtłumaczyłsobie,żetocośw
rodzajuminutdowykorzystaniawtelefoniekomórkowym,jednakżeobecnasytuacjawyglądałana
nadzwyczajną.

-OjczenaszwNiebiosach-zacząłchłopiec.NigdynienależałoużywaćimieniaBoga,tobyłojakieś

przykazanieczycoś.-MówiJoshBarker,WorchesterStreet671,PineCove,Kalifornia93754.
WidziałemdzisiajŚwiętegoMikołaja.TowspanialeidziękujeCi,alechwilępotemzginąłodłopaty,
dlategoobawiamsię,żeniebędzieżadnychświąt,ajabyłemgrzeczny,oczymnapewnosięprzekonasz,
jeślizerkniesznalistęMikołaja.Więcjeśliniemasznicprzeciwkotemu,czymógłbyśprzywrócić
Mikołajadożyciaizałatwić,żebynaświętawszystkobyłowporządku?-Nie,nie,nie,tobrzmiało
bardzosamolubnie.Szybkozatemdodał:-IżyczęszczęśliwejChanukiTobieiwszystkimżydom,takim
jakSamijegorodzina.Mazełtow.

Już,doskonale.Poczułsięznacznielepiej.MikrofalówkazapiszczałaiJoshpobiegłdokuchni,gdzie

wpadłprostonanogibardzowysokiegomężczyznywdługimczarnympłaszczu,stojącegoprzyblacie.
Chłopieckrzyknął,amężczyznazłapałgozaramionaipodniósł.Obejrzałgoniczymjakiśklejnotalbo
nadzwyczajsmacznydeser.Joshwierzgałisięwił,aleblondyntrzymałgomocno.

-Jesteśdzieckiem-stwierdził.
Joshprzestałnachwilęwierzgaćipopatrzyłwniesamowicieniebieskieoczynieznajomego,który

terazobserwowałgomniejwięcejtak,jakniedźwiedź,któryoglądaprzenośnytelewizorizastanawia
się,jakwydobyćześrodkatesmakowiteludziki.

-No,taa-powiedziałJosh.
ChoinkaszerokimłukiemskręciławlewowCypressStreet.Uznając,żetoniecopodejrzane,

posterunkowyTheophilusCrowepojechałzanią,jednocześniewyciągajączeschowkanarękawiczkiw
swoimvolvoniebieskiegokogutaistawiającgonadachu.Theobyłniemalpewien,żegdzieśpod
choinkąznajdujesiępojazd,terazjednakwidziałtylkotylneświatłaprzeświecająceprzezgałęzie.Gdy
podążałzadrzewemprzezCypressStreet,mijającbudkęzhamburgeramiisklep„Przynęty,Sprzęt
WędkarskiiDobreWinauBrine’a”,szyszkarozmiarówdziecięcejpiłkifutbolowejoderwałasięod
gałęziipotoczyłanaskrajjezdni,odbijającsięiuderzającwdystrybutorpaliwa.

Theonachwilęwłączyłsyrenę,którawydałazsiebiekrótkiećwierknięcie,uznałbowiem,ze

powinientozatrzymać,zanimkomuśstaniesiękrzywda.Niemożliwe,bykierowcapojazdupoddrzewem
wyraźniewidziałdrogę.Drzewojechałopniemnaprzód,azatemnajszerszeinajgęstszegałęzie
zakrywałyprzódsamochodu.Oponydrzewazapiszczałyprzyredukcji.Pojazdzgasiłświatłaizpiskiem
skręciłwWorchesterStreet,zostawiajączasobątoczącesięszyszkiipachnąceigliwiemspaliny.

Wnormalnychokolicznościach,gdybypodejrzanypróbowałuciecprzedTheo,tennatychmiast

background image

zadzwoniłbydoszeryfa,wnadzieiżejakiśprzebywającywokolicyzastępcadamuwsparcie.Aleniech
gocholera,gdybymiałzadzwonićipowiedzieć,żeprowadzipościgzazbiegłąchoinką!Włączyłsyrenę
namaksairuszyłpodgóręzauciekającymdrzewemiglastym.Porazpięćdziesiątytegodniaprzyszłomu
namyśl,żeżyciewydawałosięowieleprostsze,kiedypaliłtrawkę.

-Tocidopieroniecodziennywidok-powiedziałTuckerCase,siedzącprzystolikuprzyokniew

„H.P.”iczekającnaLenę,któraposzłasięodświeżyćdotoalety.„H.P.”-

połączeniestylupseudotudorowskiegoirustykalnejkuchni-byłonajpopularniejsząrestauracjąw

PineCoveidzisiajpanowałtutłok.

Ładnarudakelnerkapoczterdziestcepodniosławzrokznadtacyzdrinkamiistwierdziła:
-Tak,Theorzadkokogośściga.
-Tovolvogoniłososnę-powiedziałTuck.
-Możliwe-odparłakelnerka,-Theosporokiedyśćpał.
-Nie,naprawdę...-próbowałwyjaśnićTuck,aleonaruszyłajużzpowrotemdokuchni.
Lenawróciładostolika.Wciążmiałanasobieczarnąbluzkęirozpiętąflanelowąkoszulę,zmyła

jednakztwarzysmugibłotaiuczesałaciemnewłosy.ZdaniemTuckawyglądałajakseksowna,ale
twardaindiańskaprzewodniczkawfilmach,którazawszeprowadzigrupęciapowatychbiznesmenóww
leśnągłuszę,gdzieatakująichwścieklirobole,niedźwiedzie,którezmutowałyodfosforanóww
proszkachdoprania,albostare,pełnepretensjiindiańskieduchy.

-Wyglądaszświetnie-powiedziałTuck.-JesteśrdzennąAmerykanką?
-Ocochodziłoztąsyreną?-spytała,siadającnaprzeciwko.
-Nic.Cośnaulicy.
-Tojesttakiezłe.-Rozejrzałasiędookoła,jakbywszyscywiedzieli,jakbardzozłe.
-Nie,dobre-odparłzszerokimuśmiechemTuck,starającsię,byjegoniebieskieoczyzabłyszczały

wblaskuświec,zapomniałjednak,gdzieznajdująsięmięśnie,odpowiadającezabłyskwoku.-Zjemy
cosdobrego,lepiejsiępoznamy...

Pochyliłasięnadstołemiszepnęłasurowo:
-Tamjestmartwyczłowiek.Człowiek,którybyłmoimmężem.
-Cii,cii,cii.-Tuckdelikatnieprzyłożyłpalecdojejwarg,starającsię,byjegogłoszabrzmiał

pocieszającoitrochępoeuropejsku.-Toniepora,byotymrozmawiać,mojasłodka.

Złapałajegopaleciodciągnęłago.
-Niewiemcorobić.
Tuckprzekręciłsięnakrześleiodchylił,byulżyćswojemupalcowi,wygiętemupodnienaturalnym

kątem.

-Przystawkę?-zaproponował.-Możesałatkę?
Lenapuściłagoiukryłatwarzwdłoniach.
-Niemogętegozrobić.
-Czego?Totylkokolacja-powiedziałTuck.-Nanicnienaciskam.
Taknaprawdęnieczęstochadzałnarandki.Poznawałiuwodziłwielekobiet,alenigdyniewymagało

toseriiwieczorówzkolacjąirozmową,zazwyczajwystarczyłoparędrinkówiodrobinawulgarnościw
holulotniskowegohotelu.Czuł,żenadeszłapora,byzacząłzachowywaćsięjakdorosły:powinien
poznaćkobietę,zanimpójdziezniądołóżka.Jegoterapeutkapodsunęłamutakierozwiązanietużprzed
tym,jakprzestałbyćjejpacjentem,atużpotym,jakpróbowałjąuwieść.Zdoświadczeniawiedział,że
toniebędzieproste.Lepiejszłomuzkobietami,zanimgopoznały,kiedyjeszczepokładaływnim
nadziejęidostrzegałypotencjał.

-Dopieropochowaliśmymojegoeksmeża-powiedziałaLena.
-Jasne,jasne,alepotemzawieźliśmychoinkibiednym.Przydasięodpowiedniaperspektywa,

prawda?Wieluludzipochowałoswoichmałżonków.

background image

-Nieosobiście.Niezapomocąłopaty,którąichzabili.
-Chybapowinnaśsiętrochęuspokoić.-Tuckzerknąłnagościprzysąsiednichstolikach,by

sprawdzić,czyniesłuchają,alenajwyraźniejwszyscyrozprawialiosośnie,któraniedawnoprzejechała
obok.-Porozmawiajmyoczymśinnym.Zainteresowania?

Hobby?Filmy?
Lenaodrzuciłagłowęwtył,jakbyniedosłyszała,apotemposłałamuspojrzenie,mówiące:

„Zwariowałeś?”.

-No,janaprzykład-ciągnął-wczorajwieczoremwypożyczyłembardzodziwnyfilm.Wiedziałaś,

żeDziewczętawKrainieZabawektofilmoBożymNarodzeniu?

-Oczywiście,amyślałeś,żeoczym?
-No,myślałem,tego...teraztwojakolej.Jakijesttwójulubionyfilm?
Lenapochyliłasięispojrzałamuwoczy,bysięprzekonać,czyprzypadkiemnieżartuje.Tuck

zatrzepotałpowiekamiistarałsięwyglądaćniewinnie.

-Kimjesteś?-spytaławkońcu.
-Jużmówiłem.
-Alecoztobą?Niepowinieneśbyćtaki...takispokojny,kiedyjajestemkłębkiemnerwów.Robiłeś

jużwcześniejcośpodobnego?

-Jasne.Żartujeszsobie?Jestempilotem.Jadałemwrestauracjachnacałymświecie.
-Niechodzimiokolację,idioto!Wiem,żejadłeśjużkiedyśkolację!Coty,niedorozwiniętyjesteś?
-Dobra,terazjużwszyscynanaspatrzą.Niemożnaot,taksobie,publiczniemówić

„niedorozwinięty”.Ludziesięobrażająbo,widzisz,wieluzaliczasiędotejgrupy.Należymówić
„zdolnyinaczej”.

Lenawstałairzuciłaserwetkęnastół.
-Tucker,dziękujęcizapomoc,aleniemogętegozrobić.Porozmawiamzpolicją.
Odwróciłasięiruszyłaprzezrestauracjęwstronędrzwi.
-Wrócimy!-zawołałTuckdokelnerki.Skinąłgłowąwkierunkupobliskichstolików.
-Przepraszam.Jesttrochęzdenerwowana.Niechciałapowiedzieć„niedorozwinięty”.-
NastępnieposzedłzaLeną,podrodzezabierającskórzanąkurtkęzoparciakrzesła.
Dogoniłją,gdyskręcałazarógbudynkunaparking.Złapałjązaramięiobróciłtak,bywidziała,że

sięuśmiecha.Mrugającelampkichoinkowerzucałyczerwoneizielonerozbłyskinajejczarnewłosy,
przezcojejwykrzywionatwarznabrałaświątecznegowyglądu.

-Zostawmniewspokoju,Tucker.Idęnapolicję.Wyjaśnię,żetobyłtylkowypadek.
-Nie.Niepozwolęci.Niemożesz.
-Dlaczego?
-Bojestemtwoimalibi.
-Jeślioddamsięwręcepolicji,niebędziemipotrzebnealibi.
-Wiem.-Noi?
-ChcęspędzićztobąBożeNarodzenie.
Lenazłagodniała,jejoczyotworzyłysięszeroko,awjednymzalśniłałza.
-Naprawdę?
-Naprawdę?-Tuckczułsiętrochęnieswojoztąszczerością.
Stałwtejdziwnejpozycji,tak,jakbyktośrozlałmugorącąkawęnakolanaijakbyTuckstarałsię,by

spodnieniedotknęłyjegoskóry.

Lenawyciągnęłaręce,aonwszedłpomiędzynie,prowadzącjejdłonienaswojeżebrapodkurtką.

Oparłpoliczeknajejwłosachiwciągnąłpowietrze,cieszącsięzapachemszamponuiresztkąsosnowej
woni,pozostałejponoszeniuchoinek.Niepachniałajakmorderczyni.Pachniałajakkobieta.

-Dobra-szepnęła.-Niewiem,kimjesteś,TuckerzeCase,alechybateżchciałabymspędzićztobą

background image

BożeNarodzenie.

Przytuliłatwarzdojegopiersiitrzymałagodochwili,gdyrozległosięuderzenieojegoplecy,a

następniegłośneskrobanieokurtkę.Odepchnęłagowchwili,gdynietoperzowocożernywychyliłswój
psipyszczeknadramieniempilotaiszczeknął.Lenaodskoczyłaikrzyknęłaniczymkróliczekwmikserze.

-Coto,dodiabła,jest?-pytała,cofającsię.
-Roberto-odparłTuck.-Mówiłemcionimjużwcześniej.
-Tojestzbytpokręcone.Zbytpokręcone-powtarzałaLena,chodzącwkółkoicokilkasekund

zerkającnaTuckaijegonietoperza.-Onnosiokularyprzeciwsłoneczne.

-Tak,iniemyśl,żełatwoznaleźćRay-Banywśrednimrozmiarzenanietoperza.
TymczasemprzyKaplicyŚwiętejRóżyposterunkowyTheophilusCrowedogoniłwkońcuuciekającą

choinkę.Skierowałreflektoryvolvonapodejrzanedrzewoistanąłdlaosłonyzaotwartymidrzwiami
samochodu.Gdybymiałsystemnagłaśniający,użyłbygodowydawaniapoleceń,ależehrabstwonigdy
niewyposażyłogowtakieurządzenie,musiałkrzyczeć.

-Wysiąśćzpojazduzrękamizprzoduiodwrócićsiętwarządomnie!
Gdybymiałbroń,wyciągnąłbyją,alezostawiłglockanapółceobokstarego,porysowanegomiecza

Molly.Zdałsobiesprawę,żedrzwisamochoduzasłaniajątylkodolną,jednątrzeciąjegociała,poczym
sięgnąłwdółizasunąłszybę.Apotem,czującsięgłupio,zatrzasnąłdrzwiiruszyłwstronęsosny.

-Cholera,wysiadaćzchoinki.Alejuż!
Usłyszałszumopuszczanejszyby,apotemgłos:
-Ojej,paniepolicjancie,jakipanprzekonujący.
Tobyłznajomygłos.GdzieśpodspodembyłahondaCRVikobieta,którąpoślubił.
-Molly?
Powinienbyłsiędomyślić.Nawetkiedyzażywałaleki,comuobiecała,bywałalekko„artystyczna”.

Tojejokreślenie.

GałęziesosnysięrozsunęłyispomiędzynichwyłoniłasięjegożonawzielonejczapceMikołaja,

dżinsach,czerwonychtrampkachidżinsowejkurtcezćwiekaminarękawach.

Włosymiałazwiązanewsięgającyplecówkucyk.Mogłabybyćelfem-rowerzystą.Wyszłaspomiędzy

gałęzi,jakbyuchylałasięprzedłopatamiśmigłowca,apotempodbiegłaistanęłaprzynim.

-Popatrz,jakawspaniała!Zdzirajedna!-Wskazaładrzewo,poczymobjęłaTheowpasiei

przyciągnęładosiebie,lekkotrącającgownogę.-Rewelacja,nie?

-No,napewnojest...ee,duża.Jakjązaładowałaśnasamochód?
-Zajęłomitotrochęczasu.Podciągnęłamjąparomalinami,apotemwjechałampodspód.Myślisz,

żebędziepłaskatam,gdzieszorowałapodrodze?

Theoobejrzałdrzewozewszystkichstronipopatrzyłnawypływającespomiędzygałęzispaliny.Nie

byłpewien,czychcewiedzieć,alemusiałspytać.

-Niekupiłaśjejwsklepieznarzędziami,prawda?
-Nie,miałamzrympewienproblem.Alezaoszczędziłammasęforsy.Samająścięłam.Zupełnie

zmasakrowałamswójmiecz,alepopatrznanią.Popatrznatęcudownąsukę!

-Ścięłaśjąmieczem?-Theonajbardziejmartwiłsięnietym,czymjąścięła,alerym,gdzie.Miał

pewnątajemnicęwlesiewpobliżuichdomu.

-Tak.Niemamypiłyłańcuchowej,októrejniewiem,prawda?
-Nie.-Właściwietomieli,wgarażu,ukrytązapuszkamipofarbie.Schowałjąram,gdyczęściej

miewała„artystyczne”momenry.-Niewtymrzecz,skarbie.Problemchybapoleganatym,żejestzbyt
duża.

-Nie-odparła,przechodzącwzdłużdrzewa,poczymprzystanęła,bywskoczyćmiędzygałęziei

wyłączyćsilnikhondy.-Tusięmylisz.Popatrz,podwójnedrzwidokaplicy.

Theopopatrzył.Kaplicarzeczywiściemiałapodwójnedrzwi.Tylkopojedynczalampartęciowa

background image

oświetlaławysypanyżwiremparking,wyraźniejednakwidziałniewielką,białąkaplicę,zaktórą
rysowałysięciemnecienienagrobków-cmentarz,naktórymodstuleciachowanomieszkańcówPine
Cove.

-Awgłównejsaliwnajwyższymmiejscujestdziesięćmetrówdosklepienia.
Choinkamatylkodziewięćsiedemdziesiąt.Wciągniemyjątyłemprzezdrzwi,apotempostawimy.

Będzieszmusiałmipomóc,aleprzecieżniemasznicprzeciwkotemu.

-Niemam?
Mollyrozchyliładżinsowąkurtkę,nachwilęukazującTheojegoulubionepiersi,włączniezelśniącą

bliznąnagórnejczęścitejprawej,zakrzywionąniczymuniesionawzaciekawieniu,fioletowabrew.
Poczułsię,jakbynieoczekiwaniewpadłnadwóchserdecznychprzyjaciół,niecobladychzbrakusłońca,
odrobinęzniszczonychprzezczas,aleoczujnych,zadartychnosach,zaróżowionychzpowodu
wieczornegochłodu.Równieszybko,jaksiępojawiliskrylisięzpowrotemzapołamikurtkiiTheomiał
wrażenie,żezamkniętomudrzwiprzednosemizostawionogonamrozie.

-Dobra,niemamnicprzeciwkotemu-powiedział,próbujączyskaćnaczasie,bykrewzdążyła

wrócićdojegomózgu.-Skądwiesz,żetamjestdziesięćmetrów?

-Znaszychzdjęćślubnych.Wycięłamcięiużyłamdozmierzeniacałegobudynku.
MiałniecałepięćTheowysokości.
-Pocięłaśnaszezdjęciaślubne?
-Nieteudane.Chodź,pomóżmizdjąćchoinkęzsamochodu.-Odwróciłasięszybkoipołykurtki

rozchyliłysięzanią.

-Molly,wolałbym,żebyśsiętaknieubierała.
-Masznamyślitak?-Obróciłasięzpołamikurtkiwrękach.
Iznowuzobaczyłróżowonosychprzyjaciół.
-Postawmydrzewo,apotemzróbmytonacmentarzu,dobra?
DlapodkreśleniaswoichsłówpodskoczyłalekkoiTheoskinąłgłową.Podejrzewał,żepadłofiarą

manipulacji,żestałsięniewolnikiemwłasnejseksualnejsłabości,aleniepotrafiłwykombinować,
dlaczegomiałobytobyćcośzłego.Wkońcuprzebywałwśródprzyjaciół.

-Skarbie,jestempolicjantem,niemogę...
-Dajspokój,tobędzieniegrzeczne.-Powiedziała„niegrzeczne”takimtonem,jakbyoznaczało

„cudowne”,zresztątowłaśniemiałanamyśli.

-Molly,popięciulatachrazemniewiem,czypowinniśmybyćniegrzeczni.-Alejużgdywypowiadał

tesłowa,ruszyłwstronęwielkiejsosny,szukającwzrokiemlin,którymibyłaprzymocowanadohondy.

Anacmentarzuzmarli,którzycałyczaspodsłuchiwali,zaczęliszeptaćzpodnieceniemonowej

choinceizbliżającymsięseksualnymshow.

Zmarlisłyszeliwszystko:płaczącedzieci,zawodzącewdowy,spowiedzi,klątwy,pytania,naktóre

niemogliodpowiedzieć.Halloweenowychśmiałkówirozentuzjazmowanychpijaków,którzywzywali
duchyalbopoprostuprzepraszali,żeżyją.

Niedoszłeczarownice,wołającedozupełnieobojętnychduchów,turystów,pocierającychstare

nagrobkipapieremiwęglemniczymciekawskiepsy,drapiącewgroby,bydostaćsiędośrodka.
Pogrzeby,bierzmowania,komunie,śluby,staromodnetańce,atakiserca,masturbującychsię
gimnazjalistów,nieudanestypy,aktywandalizmu,MesjaszaHaendla,poród,morderstwo,osiemdziesiąt
trzyprzedstawieniaPasji,osiemdziesiątpięćjasełek,tuzinpanienmłodych,szczekającychnanagrobkach
niczymodzianewsatynęuchatki,gdydrużbowieposuwalije„napieska”,acojakiśczaspary,które
potrzebowałyczegościemnegoipachnącegowilgotnąziemią,byichżyciepłciowenabrałosmaku-
zmarlitosłyszeli.

-Otaak,taak,taak!-krzyczałaMolly,siedzącokrakiemnaposterunkowym,którywiłsięna

niewygodnymłożuzplastikowychróżdwametrynadmartwąnauczycielką.

background image

-Wszyscymyślą,żesąpierwsi.Ooooo,zróbmytonacmentarzu-odezwałasięBessLeander,której

mążpodałherbatkęznaparstnicydoostatniegośniadania.

-Wiem,tylkowtymtygodniunamoimgrobiepojawiłysiętrzyzużyteprezerwatywy-powiedział

ArthurTannbeau,plantatorcytrusów,nieboszczykodlatpięciu.

-Skądwiesz?
Słyszeliwszystko,aleichwzrokmiałswojeograniczenia.
-Pozapachu.
-Toobrzydliwe-wtrąciłaEsther,nauczycielka.
Zmarłychtrudnojestzszokować,więcEstherudawałaobrzydzenie.
-Cotozahałas?Spałem-pytałMalcolmCowley,antykwariusz.ZawałsercanadDickensem.
-TheoCrowe,tenposterunkowy,ijegozwariowanażonarobiątonagrobieEsther-powiedział

Ardiur.-Założęsię,żeodstawiłaleki.

-Pięćlatpoślubieciąglemająochotęnatakierzeczy?-PoswojejśmierciBesszajmowała

stanowiskozdecydowanieprzeciwnezwiązkom.

-Poślubnyseksjesttakiprzeciętny-stwierdziłMalcolm,ciągleznudzonyprowincjonalną,

małomiasteczkowąśmiercią.

-Pośmiertnyseks,otoczegomitrzeba-powiedziałświętejpamięciMartyoPoranku,

najpopularniejszyprezenterradiaKGOBzkuląwciele,ofiararozbojunadrodzewczasach,gdy
długowłosebandygrasowałynaautostradach.-Imprezaumnie-wtrumnie,jeśliwiecie,comamna
myśli.

-Posłuchajciejej.Chętniedałbymjejwkość-powiedziałJimmyAntalvo,którytrafiłwsłupna

swoimkawasakiinazawszepozostałdziewiętnastolatkiem.

-Dałbyśjejkość?Aktórą?-Martyzarechotał.
-Tanowachoinkabrzmiuroczo-stwierdziłaEsther.-Mamnadzieję,żewtymrokuzaśpiewają

DokądtakspiesząKrólowie.

-Jeślizaśpiewają-warknąłstęchłyantykwariusz-przewrócęsięwgrobie.
-Chciałbyś-odparłJimmyAntalvo.-Kurde,teżbymchciał.
Zmarlinieprzewracalisięwgrobach.Nieporuszalisię.Niemogliteżmówić,rozmawialijedynie

międzysobązapomocąbezwietrznychgłosów.Acorobili?Spali,budzilisię,bysłuchaćitrochę
pogadać,awkońcuzasypiali,byjużsięnieobudzić.Czasamitrwałotodwadzieścialat,czasami
zapadaliwwielkisendopieropoczterdziestu,aleniktniepamiętałgłosusprzedjeszczedłuższegoczasu.
Dwametryponadnimi,szczytującaMollypodkreśliłakilkaostatnichkonwulsyjnychpodskoków
słowami:-UMYJĘ-TWOJE-VOLVO-KIEDY-WRÓCIMY-DO-DOMU!TAK!TAK!

TAK!
Apotemwestchnęłaiopadławprzód,bypogładzićTheopopiersi,łapiącprzytymoddech.
-Niewiem,cotoznaczy-stwierdziłTheo.
-Toznaczy,żeumyjętwójsamochód.
-A,tonieeufemizm,żeniby„umyjętwojestarevolvo”,mrugniecieikuksaniec?
-Nie.Tonagroda.
Teraz,gdyjużskończyli,Theoztrudemignorowałplastikowekwiatywciskającemusięwodsłonięte

plecy.

-Myślałem,żetojestmojanagroda.-Gestemwskazałjejnagieudapoobustronachswojegociała,

dziurywziemipojejkolanach,jejwłosyrozrzuconenajegopiersi.

Mollywyprostowałasięispojrzałazgórynaniego.
-Nie,tobyłanagrodazapomocprzychoince.Aumyciesamochodubędzienagrodązato.
-A-powiedziałTheo.-Kochamcię.
-Oj,chybazwymiotuję-rozległsięodniedawnamartwygłoszdrugiejstronylasku.

background image

-Kimjesttennowy?-spytałMartyoPoranku.

background image

CZASZAWIERANIANOWYCHPRZYJAŹNI

ZatrzeszczałakrótkofalówkaprzypaskuTheo,znajdującymsięnawysokościjegokolan:
-PosterunkowyzPineCove,zgłośsię.Theo?
Theowykonałniezgrabnyprzysiadichwyciłaparat.
-Jestem,odbiór.
-Theo,207-AprzyWorchesterStreet671-Ofiarajestsama,apodejrzanywciążmożebyćwpobliżu.

Wysłałemdwiejednostki,aledotrątamzadwadzieściaminut.

-Mogętambyćwpięćminut-powiedziałTheo.
-Podejrzanytobiałymężczyzna,ponadmetrosiemdziesiątwzrostu,długiejasnewłosy.Nosidługi

czarnypłaszczlubpelerynę.

-Zrozumiałem.Jużjadę.-Theopróbowałjednąrękąpodciągnąćspodnie,jednocześniedrugą

manipulującprzykrótkofalówce.

Mollyjużwstała,nagaodpasawdół.Podlewąpachątrzymałazrolowanedżinsyitrampki.

Wyciągnęłarękę,bypomócmuwstać.

-Cotojest207-A?
-Niemampewności-odparł,pozwalając,bypomogłamuwstać.-Albopróbaporwania,albo

gościuzbroniąkrótką.

-Maszplastikowekwiatyprzyklejonedotyłka.
-Pewnietopierwsze,niemówiłanicowystrzałach.
-Nie,zostawje.Wyglądająuroczo.
TheojechałosiemdziesiątkąprzezWorchesterStreet,gdyzzadrzewawyszedłnaulicęjasnowłosy

mężczyzna.Volvowłaśniepodskoczyłonapołatanymfragmencieasfaltu,więckratownicabyła
skierowanakugórzeitrafiłamężczyznęmniejwięcejnawysokościbioder,wyrzucającgowpowietrze
przedwozem.TheowdepnąłhamulecipoczułpulsowanieABS-u,aleblondynuderzyłwjezdnięivolvo
przetoczyłosięponimzobrzydliwymchrzęstemiłoskotem,gdyczęściciałaobijałysięonadkola.

Gdysamochódsięzatrzymał,Theospojrzałwlusterkoiwczerwonymblaskutylnychświateł

zobaczył,jakblondynupadainieruchomieje.Wyskakujączsamochodu,chwyciłkrótkofalówkęprzy
paskuijużchciałwezwaćpomoc,gdyfacetzacząłsiępodnosić.

Theopuściłkrótkofalówkęipozwolił,byupadłaprzyjegoboku.
-Ej,kolego,nieruszajsię.Tylkospokojnie.Nadjeżdżapomoc.-Ruszyłwstronęrannego,poczym

sięzatrzymał.

Blondynbyłjużnaczworakach.Theozauważył,żegłowęmaprzekręconąwzłąstronęidługiejasne

włosyopadająnajezdnię.Rozległsiętrzask,gdygłowaodwróciłasiętwarządoziemi.Facetwstał.
Nosiłdługiczarnypłaszczzkołnierzem.Towłaśniebył„podejrzany”.

Theozacząłsięcofać.
-Nieruszajsię.Nadjeżdżapomoc.-Theowypowiedziałtesłowa,choćnieprzypuszczał,bytego

background image

facetainteresowałajakaśpomoc.

Przekręconawtyłstopaobróciłasięwprzódprzywtórzekolejnychobrzydliwychtrzasków.Blondyn

pierwszyrazspojrzałnaTheo.

-Auć-powiedział.
-Przypuszczam,żetotrochębolało-powiedziałposterunkowy.Przynajmniejoczytamtegonie

świeciłynaczerwonoaninic.Cofnąłsiędootwartychdrzwivolvo.-Możelepiejpoleżećipoczekaćna
karetkę?-Drugirazwciągudwóchgodzinpożałował,żezapomniałozabraniupistoletu.Blondyn
wyciągnąłkuniemurękę,poczymzauważył,żemakciukponiewłaściwejstronie.Złapałpalecdrugą
dłoniąiztrzaskiemprzesunąłgonamiejsce.

-Nicminiebędzie-oznajmiłbeznamiętnie.
-Wiesz,jeślitenpłaszczwypierzesięnasuchonamoichoczach,osobiściezgłoszętwoją

kandydaturęnagubernatora-powiedziałTheo,próbujączyskaćnaczasieirozmyślając,copowie,gdy
włączykrótkofalówkę.

Blondynszedłterazwjegostronęjednostajnymtempem.Przykilkupierwszychkrokachmocno

kuśtykał,alewmiarę,jaksięzbliżał,jegokrokstawałsięcorazrówniejszy.

-Stać-powiedziałTheo.-Aresztujęcięzparagrafu207-A.
-Acototakiego?-spytałmężczyzna.Znajdowałsięjużjakieśdwametryodvolvo.
Theobyłraczejpewien,że207-Anieoznaczagościazbroniąkrótką,niemiałjednakpewności,co

właściwieoznacza,więcpowiedział:-Napędzeniestrachudzieckuwjegowłasnymdomu.Stój,albo
rozwalęcitenpieprzonyłeb.-Wycelowałwblondynakrótkofalówkę,trzymającjąantenądoprzodu.

Tamtensięzatrzymał,wniewielkiejodległości.Theowidziałgłębokiebruzdywjegopoliczkach,

powstałeprzykontakcieznawierzchnią.Krwiniebyło.

-Jestpanwyższyodemnie-stwierdziłblondyn.
Policjantocenił,żemężczyznamametrosiemdziesiątosiem,możemetrdziewięćdziesiąt.
-Ręcenadachsamochodu-powiedział,mierzącantenąmiędzyniesamowicieniebieskieoczy.
-Niepodobamisięto-oznajmiłtamten.
Theoskuliłsię,bywyglądaćnaniższegooparęcentymetrów.
-Dzięki.
-Ręcenasamochód.
-Gdziekościół?
-Nieżartuję,oprzyjręceodachsamochoduirozłóżjeszeroko.-Głosmusięłamał,jakbydrugiraz

przechodziłmutację.

-Nie.-MężczyznawyrwałkrótkofalówkęzrękiTheoirozwaliłjąnakawałki.-
Gdziekościół?Muszęsiędostaćdokościoła.
Theozanurkowałdosamochodu,prześlizgnąłsięposiedzeniuiwysiadłzdrugiejstrony.Kiedy

wyjrzałnaddachemwozu,mężczyznapoprostutamstał,gapiącsięnaniegojakprzeglądającasięw
lustrzepapuga.

-Co?!-krzyknąłTheo.
-Kościół?
-Idąctąulicą,dojdzieszdodrzew.Musiszprzejśćmiędzynimijakieśstometrów.
-Dziękuję-powiedziałblondyn.Odwróciłsięiodszedł.
Theowskoczyłzpowrotemdovolvoiwrzuciłbieg.Jeślimusiprzejechaćfacetajeszczeraz,trudno.

Gdyjednakpodniósłwzrokznaddeskirozdzielczej,nikogoniezobaczył.

Nagleprzyszłomudogłowy,żeMollymożenadalbyćwstarejkaplicy.Jejdompachniał

eukaliptusemidrewnemsandałowym.Byłwnimopalanydrewnempieczeszklanymokienkiem,który
ogrzewałpokójpomarańczowympłomieniem.

Nietoperzzostałnanocnazewnątrz.

background image

-Jesteśgliną?-spytałaLena,odsuwającsięodsiedzącegonakanapieTuckeraCase’a.
Jakośzaakceptowałanietoperza.Tuckwyjaśniłjejto,wpewnymsensie.Byłżonatyzmieszkanką

wyspynaPacyfikuiwygrałspóroopiekęnadnietoperzem.Takierzeczysięzdarzały.Onaporozwodzie
zDałemdostaładom,wktórymterazsiedzieli,iwciążznajdowałosiętujacuzzizczarnegomarmuruz
brązowymigreckimifigurkamiwerotycznychpozach,którewbudowanowkrawędź.Skutkirozwodu
bywajązawstydzająceiniemożnanikogoobwiniaćowannęczynietoperza,ocalonezwrakumiłości.
Jednaktenfacetchybawspomniał,żejestgliną,zanimzaproponowałzakopaniejejbyłegoikolację.

-Nie,nie,nieprawdziwymgliną.PracujędlaAgencjiAntynarkotykowej.
Tuckprzysunąłsiędoniejnakanapie.
-Czylijesteśglinąodnarkotyków?
Niewyglądałjakgliniarz.Raczejjakzawodowygolfista,ztymijasnymiwłosamiizmarszczkami

wokółoczuodnadmiarusłońca,aleniejakgliniarz.Ewentualniejakgliniarzztelewizji-próżny,zły
policjant,którymaromanszpaniąprokuratorokręgową.

-Nie,jestempilotem.Wynajmująniezależnychpilotówśmigłowców,żebyprzewoziliagentówtam,

gdzieuprawiasięmaryśkę,naprzykładwBigSur.Agenciwypatrująwpodczerwienipoletekukrytychw
lesie.Będętudlanichpracowałraptemparęmiesięcy.

-Apoparumiesiącach?-Lenaniemogłauwierzyć,żemartwisięozaangażowanietegofaceta.
-Spróbujęznaleźćinnąprace.
-Czyliwyjedziesz.
-Niekoniecznie.Mógłbymzostać.
Przysunęłasiędoniegozpowrotemiprzyjrzałajegotwarzy,szukająccieniauśmiechu.Kłopotwtym,

żeodkiedygopoznała,najegotwarzyzawszebłąkałsięcieńuśmiechu.Byłatojegonajlepszacecha.

-Dlaczegomiałbyśzostać?-spytała.-Nawetmnienieznasz.
-Możeniechodziociebie.-Uśmiechnąłsię.
Odpowiedziałauśmiechem.Chodziłoonią.
-Chodziomnie.
-Tak.
Pochyliłsięnadniąizaraznastąpiłbypocałunek,cobyłobycałkiemwporządku,uznała,gdybynieta

potwornanoc.Byłobywporządku,gdybynieprzeżylirazemażtylewtakkrótkimczasie.Byłobyw
porządku,gdyby...gdyby...

Pocałowałją.
Dobra,myliłasię.Tobyłowporządku.Objęłagoiteżpocałowała.
Dziesięćminutpóźniejzostałatylkowswetrzeimajtkach,wciągnęłaTuckeraCase’atakgłębokow

kątkanapy,żeuszymiałzatkanepoduszkamiiniesłyszał,gdy,odepchnąwszygo,powiedziała:

-Tonieznaczy,żepójdziemyzesobądołóżka.
-Jateż-odparłTuckeriprzyciągnąłjąbliżej.
Znowugoodepchnęła.
-Niemożeszzakładać,żetaksięstanie.
-Chybamamjednąwportfelu-powiedział,próbującściągnąćjejsweterprzezgłowę.
-Nierobiętakichrzeczy-stwierdziła,zmagającsięzesprzączkąjegopaska.
-Miesiąctemumiałembadaniaulekarzalotniczego-oznajmił,uwalniającjejpiersizbawełnianego

jarzma.-Jestemczystyjakłza.

-Niesłuchaszmnie!
-Wyglądaszpiękniewtymświetle.
-Czyzrobienietegotakkrótkopo,nowiesz...czytoznaczy,żejestemwrednąsuką?
-Jasne,możesznazywaćgoborsukiem,jeślichcesz.
Azatem,watmosferzeczułejotwartościiszczerejwięzi,dwojekonspiratorówodegnałoswoją

background image

samotność.Wpomieszczeniurozeszłasięromantyczna,tracącagrobemwońpotu,gdysięwsobie
zakochali.Troszeczkę.

WbrewobawomTheo,Mollyniebyłowkaplicy.Odwiedziłjąstaryprzyjaciel.No,niezupełnie

przyjaciel,tylkogłoszprzeszłości.

-Tobyłozupełneszaleństwo-powiedział.-Niemożeszczućsiędobrzepoczymśtakim.
-Zamknijsię-rzuciłaMolly.-Staramsięprowadzićsamochód.
WedługPDiSZP,czyli„Podręcznikadiagnostycznegoistatystycznegozaburzeńpsychicznych”,

musiaływystąpićprzynajmniejdwazwymienionychobjawów,byzdarzeniemożnabyłouznaćzaepizod
psychotyczny,czyteż,jaksamaMollylubiłaotymmyśleć,„artystyczny”moment.Istniałjednakwyjątek,
pojedynczysymptom,którypozwalałtrafićnalistęświrów,akonkretnie„głoslubgłosy,komentujące
codziennewydarzenia”.Mollynazywałago„Narratorem”.Niesłyszałagoodponadpięciulat-od
czasu,kiedyregularnieprzyjmowałaleki,takjakobiecałaTheo.Takabyłaumowa:onabierzeswoje
lekarstwo,aTheonietykaswojego,akonkretnieniebierzedorękiswojegoulubionegonarkotyku,
marihuany.Byłtodośćsilnynałóg,którytrwałprzezdwadzieścialat,zanimsiępoznali.

Mollydotrzymywałaumowy.Cofniętojejnawetświadectwoniepoczytalnościipomocfinansową.

Pomógłjejkolejnynapływhonorariówzastarefilmy,ostatniojednakznowuzaczęłobrakowaćjej
pieniędzy.

-Tosięnazywawspomaganie-powiedziałNarrator.-ZaćpanyŁotriWojowniczaLaskaze

Wspomaganiem,otowaszadwójka.

-Zamknijsię.Niejestzaćpanymłotrem-zaprotestowała.-AjaniejestemWojownicząLaską.
-Bzyknęłaśsięznimnacmentarzu-przypomniałNarrator.-Toniejestzachowaniezdrowejkobiety,

tytkoKendry,WojowniczejLaskizPustkowi.

Mollyskuliłasięnawzmiankęogranejprzezsiebiebohaterce.CzasamipostaćWojowniczejLaski

spływałazekranuiprzedostawałasiędorzeczywistości.

-Próbowałamprzednimukryć,żemożeniejestemwstuprocentachsobą.
-„Możeniejestemwstuprocentachsobą?”.Jechałaśulicązchoinkąwielkościwozu

kempingowego.Dalekocidostuprocent,skarbie.

-Zdziwiszsię,aleczujęsięświetnie.
-Rozmawiaszzemną,prawda?
-No...
-Chybawyraziłemsięjasno.
Zapomniała,jakizniegospryciarz.Dobra,możemiałaterazwięcejartystycznychmomentówniż

zwykle,aleniestraciłakontaktuzrzeczywistością.Iwszystkorobiławdobrejwierze.Zapieniądze
zaoszczędzonenalekachkupiłaprezentgwiazdkowydlaTheo.Znalazłagowgaleriizeszkłem
artystycznym:ręcznejrobotydwubarwnaszklanafajkawstyluTiffany’ego.Sześćsetdolców,aleTheo
będziezachwycony.Kiedysiępoznali,zniszczyłswojąkolekcjęfifekifajekwodnych,symbolicznie
zrywającznałogiem,alewiedziała,żezaniątęskni.

-Tak-powiedziałNarrator.-Będziepotrzebowałtejfajki,kiedyodkryje,żewracamydo

WojowniczejLaski.

-Zamknijsię.Theoijaprzeżyliśmyszaloną,romantycznąchwilę.Toniejestżadennawrót.
Skręciładosklepu„Przynęty,SprzętWędkarskiiDobreWinauBrine’a”,bykupićsześciopak

ciemnegopiwa,któreTheolubił,oraztrochęmlekanarano.Tenniewielkisklepstanowiłistnycud,jeśli
chodzioróżnorodnośćasortymentu,inależałdonielicznychmiejscnaZiemi,wktórychmożnabyłokupić
wyśmieniteSonomaMerlot,kawałekdojrzałegofrancuskiegobrie,beczkęolejusilnikowego10W-30i
pudełkodżdżownic.RobertiJennyMastersonowiebyliwłaścicielamitegoprzybytkujeszczezanim
Mollyprzybyładomiasteczka.ZaladązobaczyłaRoberta,wysokiego,zwłosamiprzyprószonymi
siwizną.Miałtrochęzakłopotanywyraztwarzy,gdyczytałczasopismonaukoweipopijałdietetyczną

background image

pepsi.

MollylubiłaRoberta.Zawszemiłosiędoniejodnosił,nawetwtedygdyuważanojązamiejscową

wariatkę.

-Cześć,Robercie-powiedziała,wchodzącdosklepu.
Wśrodkupachniałonaleśnikamizjajkiem.Sprzedawalijeztyłu,gdziemielismażalnicę.Minęłaladę

iruszyładolodówkizpiwem.

-Cześć,Molly.-Podniósłwzrok,niecozaskoczony.-Ee,Molly,dobrzesięczujesz?
Cholera,pomyślała.Możezapomniaławyczesaćsobiezwłosówsosnoweigły?Napewnowyglądała

okropnie.

-Tak,wszystkogra-odparła.-TheoijawłaśniepostawiliśmychoinkęwKaplicyŚwiętejRóży.

PrzychodziciezJennynaświętadlasamotnych,prawda?

-Oczywiście-powiedziałRobert,choćwjegogłosiewciążbyłosłychaćlekkienapięcie.

Najwyraźniejstarałsięnaniąniepatrzeć.-Ee,Molly,mamytupewnezasady.-

Postukałwtabliczkęnaladzie.„BEZKOSZULI,BEZBUTÓW-BEZZAKUPÓW”.
Mollyspojrzaławdół.
-O,rany,zapomniałam.
-Wporządku.
-Zostawiłamtrampkiwsamochodzie.Zaraztampobiegnęijewłożę.
-Byłobyznakomicie.Dzięki.
-Niemasprawy.
-Wiem,żetegoniemanatabliczce,alekiedyjużtampójdziesz,mogłabyśwłożyćteżjakieśspodnie.

Tosięwpewnymsensierozumiesamoprzezsię.

-Jasnasprawa-odparła,przemykającprzyladzieipędzącdodrzwi.
Pomyślała,żefaktycznie,byłojejtrochęzimniejniżwtedy,gdywychodziłazdomu.Ifaktycznie,na

fotelupasażera,oboktrampek,leżałyjejdżinsyimajtki.

-Mówiłem-odezwałsięNarrator.

background image

GŁOWADOGÓRY,MOGLICIWSADZIĆDRZEWOWTYŁEK

ArchaniołRazjeldoszedłponamyśledowniosku,żenieprzeszkadzamupotrącenieprzezszwedzki

samochód.JeślichodzioGlebę,lubiłsnickersy,żeberkazrusztuigręwbezika.LubiłteżSpidermana,
DninaszegożyciaiGwiezdnewojny(prawdęmówiąc,ideafikcjiwfilmiewymykałasięaniołowi,więc
wszystkietedziełauważałzadokumenty).NoinicniemogłoprzebićzalaniaEgipcjandeszczemognia
alboprzywaleniapiorunamiparuFilistynom(Razjelbyłdobrywzjawiskachpogodowych),aleogólnie
rzeczbiorąc,mógłbysięobyćbezmisjinaZiemi,ludziiichmaszyn,awszczególności(odniedawna)
samochodówkombimarkiVolvo.Jegopołamanekościładniesięzrosły,agłębokieszramyznikały,gdy
zmierzałdokaplicy,alejednakczułbysięświetnie,gdybyprzezdłuższyczasniewpadłponowniepod
jakieśvolvo.

Pogładziłodciskcałorocznejoponybezdętkowej,przebiegającyprzezprzódjegoczarnegopłaszczai

anielskieoblicze.Oblizującwargi,poczułsmakwulkanizowanejgumyipomyślał,żebyłabycałkiem
niezłazostrymsosemalbomożewiórkamiczekoladowymi.(Wniebiesmakiniesązbytróżnorodne,aw
ciągueonówzaserwowanomumnóstwomdłych,białychciasteczek.NaGlebieRazjelnabrałwięc
zwyczajusmakowaniawszystkiego,takdlaodmiany.Raz,wtrzecimstuleciup.n.e.,pochłonąłponadpół
wiadrawielbłądziegomoczu,zanimjegoprzyjaciółka,archanielicaZoe,wytrąciłamujezręki,mówiąc,
żepomimointrygującegowygląduwiadra,jegozawartośćtopaskudztwo).

NiebyłatopierwszamisjaRazjelazwiązanazNarodzeniem.Nie,prawdęmówiąc,przydzielonomu

zadaniepodczaspierwszegoNarodzenia.Aponieważzatrzymałsiępodrodze,bypograćwbezika,
pojawiłsięodziesięćlatzapóźnoioznajmiłdorastającemuSynowi,że„znajdzieleżącewżłobie
dziecię”.Wstydliwasprawa?Cóż,owszem.Ateraz,mniejwięcejdwatysiącelatpóźniej,znowu
wysłanogozpodobnąmisją.Byłprzekonany,zeznajdziedziecko,żetymrazemwszystkopójdziegładko
(przynajmniejniebyłotużadnychpasterzy,którychmógłbyprzestraszyć-wtedygryzłogoztegopowodu
sumienie).Nie,znadejściemWigiliiwypełniswojezadanie,złapietalerzżeberekimigiemwrócido
nieba.

KiedynadjechałTheo,przeddomempaniBarkerstałydwaradiowozyikaretka.
-Crowe,gdziesię,dodiabła,podziewałeś?!-Zastępcaszeryfazacząłkrzyczeć,zanimTheowysiadł

zvolvo.ZastępcabyłdowódcądrugiejzmianyinazywałsięJoeMetz.Miałposturęfutbolisty,doczego
przyczyniałosiępodnoszenieciężarówipiwnemaratony.Theospotkałgozdziesięćrazywciągutyluż
lat.Ichwzajemnystosunekprzerodziłsięzłagodnegolekceważeniawotwartąpogardę-podobnebyły
zresztąrelacjeTheozewszystkimiwBiurzeSzeryfaHrabstwaSanJunipero.

-Zobaczyłempodejrzanegoiruszyłemwpościg.Straciłemgozoczuwlesiejakieśpółtorakilometra

stąd.-Postanowiłniewspominaćotym,cotaknaprawdęwidział.Wbiurzeszeryfaibeztego
podważanojegowiarygodność.

-Dlaczegotegoniezgłosiłeś?Powinniśmyrozesłaćpatrolepocałejokolicy.
-Zgłosiłem.Rozesłaliście.

background image

-Niesłyszałemtegozgłoszenia.
-Zadzwoniłemzkomórki.Mamzepsutąkrótkofalówkę.
-Dlaczegonicotymniewiem?
Theouniósłbrwi,jakbychciałpowiedzieć:„Możedlatego,żejesteświelkimdupkiem,któryniema

szyi”.Aprzynajmniejliczył,żejegogrymasmiałwłaśnietakąwymowę.

Metzspojrzałnakrótkofalówkęprzyswoimpasku,poczymodwróciłsię,byukryćruchdłoni

przekręcającejwłącznik.Natychmiastrozległsięgłoswzywającydowódcę.Metzzłapałmikrofon,który
miałprzypiętydobluzymundurowej,iprzedstawiłsię.

Theostałobokistarałsięnieuśmiechać,gdygłoszcentralijeszczerazopisywałcałąsytuację.Nie

przejmowałsiędwomapatrolamizmierzającymidolasuprzykaplicy.Byłpewien,żenikogonieznajdą.
Kimkolwiekbyłtengośćwczerni,potrafiłznikać,aTheoniechciałnawetmyśleć,wjakisposóbto
robił.Wróciłwcześniejdokaplicyiprzezułameksekundywidziałblondyna,idącegomiędzydrzewami,
alepotemznówgoniebyło.

Zadzwoniłdodomu,bysprawdzić,czyuMollywszystkogra.Grało.
-Mogępogadaćzdzieciakiem?-spytał.
-Kiedysanitariuszskończygobadać-odparłMetz.-
Matkajużtujedzie.PojechałazeswoimfacetemnakolacjędoSanJunipero.
Dzieciakowichybanicsięniestało.Jesttylkotrochęwstrząśniętyimaparęsiniakównarękach,tam

gdziepodejrzanygozłapał,aleoprócztegożadnychwidocznychobrażeń.Nieumiałpowiedzieć,oco
chodziłotemufacetowi.Zdomunicniezginęło.

-Macierysopis?
-Tendzieciakdlaporównaniaciąglepodajeimionapostacizgierwideo.„Mung-fuZwyciężony”,

nibyconamtomówi?Przyjrzałeśmusię?

-Tak-potwierdziłTheoześciśniętymgardłem.-Uważam,żeMung-futodobreporównanie.
-Niewkurwiajmnie,Crowe.
-Biały,długiejasnewłosy,niebieskieoczy,gładkoogolony,metrdziewięćdziesiąt,osiemdziesiąt

kilo,nosiczarnypłaszczdoziemi.Niewidziałembutów.Centralawszystkowie.-Theoprzypomniał
sobiegłębokiebruzdywpoliczkach.Zacząłjużonimmyślećjakoo„upiornymrobocie”.Grywideo.
Właśnie.

Metzskinąłgłową.
-Centralatwierdzi,żeporuszasiępieszo.Jakgozgubiłeś?
-Lasjesttamgęsty.
Metzpatrzyłteraznajegopasek.
-Gdzietwojabroń,Crowe?
-Zostawiłemwsamochodzie.Niechciałemstraszyćdzieciaka.
Metzpodszedłbezsłowadovolvoiotworzyłdrzwiodstronypasażera.
-Gdzie?
-Słucham?
-Gdziewtymniezamkniętymsamochodziejesttwojabroń?
Theopoczuł,żeopuszczajągoostatnieresztkienergii.Kiepskowypadałwkonfrontacjach,ityle.
-Jestumniewdomu.
Metzuśmiechałsięterazjakbarman,którywłaśnieoznajmił,żekażdydostaniekolejkęnakosztfirmy.
-Wieszco,chybanadajeszsięidealniedopościguzapodejrzanym,Theo.
Theonieznosił,kiedyszeryfowiemówilimupoimieniu.
-Atodlaczego,Josephie?
-Dzieciakpowiedział,żefacetmożebyćniedorozwinięty.
-Nierozumiem-powiedziałTheo,powstrzymującsięoduśmiechu.

background image

Metzodszedł,kręcącgłową.Wsiadłdoradiowozu,poczymprzejechałnawstecznymobokTheo,

opuszczającszybę.

-Napiszraport,Crowe.Arysopistegogościamusitrafićdomiejscowychszkół.
-Sąferieświąteczne.
-Dolicha,Crowe,kiedyśwkońcudzieciakiznowupójdądoszkoły,nie?
-Czylimyślisz,żetwoiludziegoniezłapią?
Metzjużsięnieodezwał,tylkozasunąłszybęiwyjechałnapodjazdztakąprędkością,jakbywłaśnie

otrzymałpilnytelefon.

Theouśmiechnąłsię,podchodzącdodomu.Pomimoemocji,strachuizupełnejniesamowitościtego

wieczoru,naglepoczułsięznakomicie.Mollybyłabezpieczna,dzieciakteż,choinkastaławkaplicy,noi
poprostunicniemogłosięrównaćzbezpiecznymiskutecznymwkurwianiemnapuszonegogliniarza.
Przystanąłnanajwyższymstopniuiprzezchwilęzastanawiałsię,czymożepopiętnastulatachpracyw
policjiniepowinienjużwyrosnąćztakichzabaw.E,tam.

-Strzelałpandokogoś?-spytałJoshuaBarker.Siedziałnastołkubarowymprzykuchennymblacie.

Krzątałsięprzynimmężczyznawszarymmundurze.

-Nie,jestemsanitariuszem-wyjaśniłsanitariusz.ZdjąłopaskęciśnieniomierzazramieniaJosha.-

Pomagamyludziom,aniedonichstrzelamy.

-Aczykiedyśzałożyłpantocośodciśnieniakomuśnaszyjęipompował,ażoczywyszłymuzorbit?
SanitariuszspojrzałnaTheophilusaCrowe’a,którywłaśniewszedłdokuchnipaniBarker.Theo,

adekwatniedosytuacji,zmarszczyłbrwi.Joshskupiłterazuwagęnapatykowatymposterunkowym,
zauważającodznakęprzypaskuibrakpistoletu.

-Apandokogośstrzelał?
-Jasne-odparłTheo.
Josłibyłpodwrażeniem.WidywałTheowmieście,amamazawszemówiłamu„cześć”,ale

posterunkowywzasadzienigdynicnierobił.Wkażdymrazienicfajnego.

-Onidonikogoniestrzelali.-Joshwskazałdwóchzastępcówidwóchsanitariuszy,stojącychw

niewielkiejkuchni,iposłałimspojrzenie,oznaczające:„Cieniasy!”-zcałąpogardą,jakązdolnebyły
wyrazićjegosiedmioletnierysy.

-Zabiłgopan?-zwróciłsiędoTheo.
-Mhm.
Joshniewiedziałcodalej.Wiedział,żejeśliprzestaniezadawaćpytania,zaczniejezadawaćTheo,

takjakwcześniejszeryfowie,aniechciałjużodpowiadać.Blondynpowiedziałmu,żemanikomunicnie
mówić.Szeryfstwierdził,żetenblondynniemożezrobićchłopcukrzywdy,aleszeryfniewiedziałtego,
cowiedziałJosh.

-Twojamamajużjedzie,Josh-oznajmiłTheo.-Będzietuzaparęminut.
-Wiem.Rozmawiałemznią.
-MogęchwilępogadaćzJoshemnaosobności?-zwróciłsięTheodosanitariuszyizastępców.
-Jużskończyliśmy-stwierdziłważniejszyzsanitariuszyinatychmiastwyszedł.
Obajzastępcybylimłodziipalilisiędojakiegośdziałania,nawetjeślipolegałoononawyjściuz

pomieszczenia.

-Poczekamyiwszystkospiszemy-powiedziałjedennaodchodnym.-SierżantMetzkazałnam

zostać,dopókiniewrócimatka.

-Dzięki,chłopaki-odparłTheo,zaskoczonyichsympatycznympodejściem.
Widoczniepracowaliwbiurzenatylekrótko,żenienauczylisiępatrzećnaniegozgóryzato,żejest

miejskimposterunkowym-funkcjaarchaicznaizbędna,zdaniemwiększościgliniarzyzterenu.Gdyjuż
ichniebyło,odwróciłsiędoJosha.

-Notoopowiedzmiotymmężczyźnie,którytubył.

background image

-Opowiedziałemtyminnympolicjantom.
-Wiem.Alemusiszopowiedziećmnie.Otym,cosięstało.Nawetodziwnychrzeczach,októrychim

niemówiłeś.

Wydawałosię,żeTheojestgotówuwierzyćwewszystko,itosięJoshowiniepodobało.Niebył

przesadniemiłyinierozmawiałznimjakzmałymdzieckiem,wprzeciwieństwiedotamtych.

-Niewydarzyłosięnicdziwnego.Takjakimpowiedziałem.-Mówiąc,Joshkiwałgłową,licząc,że

dziękitemubędziebardziejprzekonujący.-Żadnegozłegodotyku.Wiemocochodzi.Nictakiegonie
było.

-Nietomamnamyśli,Josh.Chodzimiodziwnerzeczy,októrychimniepowiedziałeś,bobynie

uwierzyli.

Joshzupełnieniewiedziałcoterazpowiedzieć.Rozważałwybuchnięciepłaczeminapróbę

pociągnąłnosem,żebysprawdzić,czycośztegowyjdzie.Theowyciągnąłrękę,chwyciłgozapodbródek
iuniósłjegogłowę,byspojrzećchłopcuwoczy.Dlaczegodoroślitakrobią?Terazzadapewniepytanie,
poktórymbardzotrudnobędzieskłamać.

-Coonturobił,Josh?
Chłopiecpokręciłgłową,główniepoto,bywyrwaćsięzuściskuTheoiuciecprzedwzrokiem

dorosłego,którydziałałjakwykrywaczkłamstw.

-Niewiem.Poprostuwszedłimniezłapał,apotemposzedł.
-Dlaczegoposzedł?
-Niewiem,niewiem.Jestemtylkodzieckiem.Możetowariatczycoś.Amożejestniedorozwinięty.

Takdziwniemówi.

-Wiem-odparłTheo.
-Wiepan?-Wiedział?
Theopochyliłsięnadnim.
-Widziałemgo,Josh.Rozmawiałemznim.Wiem,żeniezachowywałsięjaknormalnyfacet.
Joshpoczułsiętak,jakbywłaśniepierwszyrazodchwili,gdywyszedłodSama,zaczerpnąłtchu.Nie

lubiłdotrzymywaćtajemnic-wystarczyłoby,gdybymusiałwejśćchyłkiemdodomuikłamać.Aprzecież
widziałjeszczezabójstwoŚwiętegoMikołaja,ipotempojawiłsiętendziwnyblondyn.AleskoroTheoi
takjużwiedziałoblondynie...

-Czyli,czyliwidziałpan,jakonświeci?
-Świeci?Cholera!-Theopoderwałsięnanogiiobrócił,jakbywłaśnieoberwałwczołopociskiem

dopaintballu.-Toonjeszczeświecił?Cholera!

Wysokimężczyznaporuszałsięniczympasikonikuwięzionywmikrofalówce.Coprawda,Joshnie

wiedział,jaktojest,botobyłobyokrutneinigdybyczegośtakiegoniezrobił,ale,nowiecie,ktośmu
kiedyśopowiadał.

-Więcświecił?-spytałTheo,jakbyszukałpotwierdzenia.
-Nie,nietochciałempowiedzieć.-Joshmusiałsięztegowycofać.Theozaczynałszaleć.Chłopiec

miałdosyćszalejącychdorosłychnajedenwieczór.Niedługowrócimama,zastaniewdomugliniarzyi
zaczniesięszaleństwonadszaleństwami.-Chodziłomioto,żesięwściekał.

-Nietochciałeśpowiedzieć.
-Nie?
-Naprawdęświecił,co?
-No,niecałyczas.Znaczy,przezchwilę.Apotemtylkonamniepatrzył.
-Dlaczegowyszedł,Josh?
-Powiedział,żemawszystko,czegopotrzebował.
-Acotobyło?Cozabrał?
-Niewiem.-Joshzaczynałsięmartwićoposterunkowego.Mężczyznawyglądał,jakbyladachwila

background image

mógłwybuchnąć.-Napewnochcepanciągnąćtematświecenia,panieposterunkowy?Mogęsięmylić.
Jestemdzieckiem.Dziecitowyjątkowomałowiarygodniświadkowie.

-Gdzietousłyszałeś?
-WWydzialeśledczym.
-Cigościewiedząwszystko.
-Mająnajfajniejszysprzęt.
-Tak-powiedziałtęsknieTheo.
-Panniedostajetakiegofajnegosprzętu,co?
-Nie.-Głosposterunkowegobrzmiałteraznaprawdężałośnie.
-Alezastrzeliłpankogoś,prawda?-rzuciłJoshwesoło,próbującpodnieśćgonaduchu.
-Skłamałem.Przykromi,Josh.Lepiejjużpójdę.Niedługowrócitwojamama.
Powiedzjejwszystko.Zajmiesiętobą.Zastępcyzostanątutaj,dopókionanieprzyjedzie.Narazie,

mały.-Przeciągnąłrękąpowłosachiruszyłdodrzwi.

Joshniechciałjejmówić.Iniechciał,żebyTheojużsobieposzedł.
-Jestjeszczecoś.
Posterunkowyodwróciłsięipopatrzyłnaniego.
-Dobra,Josh.Zostanęjeszczechwilęi...
-DzisiajktośzabiłŚwiętegoMikołaja-wypaliłchłopiec.
-Dzieciństwokończysięzbytszybko,co,synu?-powiedziałTheo,kładącmurękęnaramieniu.
GdybyJoshmiałpistolet,tobygozastrzelił,alejakonieuzbrojonedzieckodoszedłdowniosku,że

spośródtychwszystkichdorosłychwłaśniegłupkowatyposterunkowymożeuwierzyćwto,cospotkało
Mikołaja.

ObajzastępcyweszlidodomuzmatkąJosha,EmilyBarker.Theopoczekał,ażkobietawyściskasyna

niemaldoutratytchu,poczymzapewniłją,żewszystkojestwporządku,iszybkodałnogę.Gdyschodził
poschodkachzganku,przyprzedniejoponiejegovolvomignęłomucośżółtego.Obejrzałsię,by
sprawdzić,czyżadenzzastępcówniewyglądanazewnątrz,poczymprzykucnąłprzedsamochodem,
sięgnąłpodnadkoleiwyciągnąłkosmykjasnychwłosów,któryutkwiłwzagłębieniuwczarnym
tworzywie.

Szybkowsunąłgodokieszenikoszuliiwsiadłdosamochodu,czując,jakwłosyskrobiągowpierś

niczymjakieśżywestworzenie.

WojowniczaLaskazPustkowiprzyznała,żebezlekarstwjestbezradnaiżeniepanujenadswoim

życiem.MollyodhaczyłatenkrokwnależącejdoTheoniebieskiejksiążeczceAnonimowych
Narkomanów.

-Bezradna-mruknęłapodnosem,wspominając,jakmutantyprzykułyjądoskałyprzylegowisku

behemo-borsukawfilmieStałzPustkowi:ZemstaKendry.GdybydoakcjiniewkroczyłSelkirk,pustynny
pirat,jejwnętrznościwisiałybyteraznasolnychstalagmitachwborsuczejjaskini.

-Tobybolało,co?-odezwałsięNarrator.
-Zamknijsię,tosięniezdarzyłonaprawdę.-Amoże?
Pamiętałatotak,jakbysięzdarzyło.Narratorstanowiłproblem.Podstawowyproblem,prawdę

mówiąc.Gdybychodziłotylkooniekonwencjonalnezachowania,mogłabytomaskowaćdopierwszego,
gdyznowuzaczniebraćleki,iTheonicbyniezauważył.GdyjednakpojawiałsięNarrator,wiedziała,że
jestjejpotrzebnapomoc.WzięłaksiążeczkęAnonimowychNarkomanów,zktórąTheosięnierozstawał,
gdywalczyłznawykiempaleniatrawki.Ciąglemówiłopowtarzaniukrokówiotym,żebeznichnie
dałbyrady.Musiałacośzrobić,żebywzmocnićrozmywającąsięgranicęmiędzyMollyMichon,piekącą
ciastkaorganizatorkąprzyjęćiemerytowanąaktorką,aKendrą,zmutowanązabójczynią,uwodzącą
wojownikówłowczyniągłów.

-„Krokdrugi”-przeczytała.-„Uwierzyć,żemocwiększaodnassamychmożeprzywrócićnam

background image

zdrowie”.

Zastanowiłasięprzezchwilęiwyjrzałaprzezoknodomu,szukającwzrokiemświatełsamochodu

Theo.Miałanadzieję,żezdołapowtórzyćwszystkiedwanaściekroków,zanimmążwróci.

-MojąmocąbędzieNigoth,Bóg-Robak-postanowiła,podnoszączestolikaswójzłamanymieczi

wymachującnimzaczepniewstronętelewizoraSonyWega,któryprzedrzeźniałjąznarożnikapokoju.-
WimięNigotharuszęnaprzód!Niechdrżykażdymutantipustynnypirat,którystanieminadrodze,straci
bowiemżycie,ajegoociekającekrwiąjajazawisnąnatotemieprzedmojąsiedzibą.

-Iniechzadrżąłotryprzedwspaniałościątwoichprzybrudzonych,kształtnychud-wtrąciłNarratorz

przesadnymentuzjazmem.

-Tosięrozumiesamoprzezsię-powiedziałaMolly.-Dobra,kroktrzeci.„Powierzswojeżycie

Bogu,takiemujakimgopojmujesz”.

-Nigothżądaofiary-wykrzyknąłNarrator.-Kończyna!
Odetnijsobiekawałekciałai,wciążdrżący,nabijnafioletowyrógBoga-Robaka!
Mollypokręciłagłową,bytrochęwstrząsnąćNarratorem.
-Ziomuś-powiedziała.
Bardzorzadkotaksiędokogośzwracała.Theopodłapałtosłowopodczaspatrolowaniaparkudla

skateboardzistówwPineCoveiterazużywałgodowyrażenianiedowierzaniawobliczuśmiałości
czyjegośstwierdzenialubpostępowania.Właściwerozwinięcietegowyrazubrzmiałoby:„Ziomuuuś,
proszęcię,żartujeszalbomaszodjazd,albojednoidrugie,skorowogólecośtakiegoproponujesz”.
(OstatnioTheoeksperymentowałtakżez„Jo,alelamerka,jo”.Mollyjednakzabroniłamutakmówić
pozadomem,bo,jakstwierdziła,trudnoocośbardziejżałosnegoniżhip-hopowydialekt,dobywający
sięzustbiałegomężczyznypoczterdziestceoposturzeczapli.„Oposturzealbatrosa,jo”,poprawił
Theo).NazwanyziomusiemNarratortrochęspuściłztonu.

-Notopalec!OdcięłypalecWojowniczejLaski...
-Nicztego-stwierdziłaMolly.
-Pukielwłosów!Nigothżąda...
-Możezapalęświecęnaznak,żepowierzamsięwyższejmocy.-Napotwierdzenieswoichsłów

wzięłazapalniczkęzestolikaizapaliłajednązzapachowychświec,któretrzymałanatacypośrodku
blatu.

-Wtakimraziezasmarkanachusteczkę!-spróbowałNarrator.
Mollyjednakprzeszłajużdokrokuczwartego.
-„Przeprowadźwnikliwąiodważnąinwentaryzacjęmoralnąswojejosoby”.Niemampojęcia,coto

znaczy.

-Niechmnieślepypawianwuchowydyma,jeślicośztegorozumiem-powiedziałNarrator.
MollypostanowiłaniezwracaćuwaginatęwypowiedźNarratora.Wkońcu,jeślikrokispełniąjej

nadzieje,Narratorawkrótcejużniebędzie.Wczytałasięwniebieskąksiążeczkęwposzukiwaniu
wyjaśnień.

Podalszejlekturzeokazałosię,żechodzichybaozrobienielistywszystkichzłychcechswojego

charakteru.

-Napisz,żejesteśpieprzonymświrem-poradziłNarrator.
-Już-odparłaMolly.
Potemzauważyła,żeksiążkazalecasporządzenielistyżali.Niebyłapewna,comaznimizrobić,ale

wpiętnaścieminutzapełniłatrzystronynajróżniejszymiżalami,wymieniającobojerodziców,urząd
podatkowy,algebrę,przedwczesnewytryski,dobregospodynie,francuskiesamochody,językwłoski,
prawników,opakowanianaCD,testyIQipopaprańca,któryumieściłnapis„Uwaga,ciastkamogąbyć
gorącepopodgrzaniu”napudełkuzesłodkimitostamiPop-Tarts.

Przerwała,bynabraćtchu,poczymzaczęłaczytaćokrokupiątym,gdyblaskreflektorówomiótł

background image

ogródekizatrzymałsięnafrontowejścianiedomu.Theowrócił.

-„Krokpiąty”-czytałaMolly.-„Wyznajswojejwyższejmocyiinnemuczłowiekowinaturęswych

błędów”.

GdyTheoprzekroczyłpróg,Molly,zezłamanymmieczemwdłoni,odwróciłasięodcynamonowej

świecyBogaRobakaNigothaiwykrzyknęła:-Wyznaję!Niepłaciłampodatkówwlatach1995-2000,
jadłamradioaktywnemięsomutantówimamdociebiecholernyżal,żeniemusiszkucaćprzysikaniu!

-Cześć,kochanie-powiedziałTheo.
-Zamknijsię,gnojku-odparłaWojowniczaLaska.
-Domyślamsię,żezmyciavolvonici?
-Cicho!Próbujęcośwyznać,niewdzięczniku.
-Iotochodzi!-pochwaliłNarrator.

background image

INADSZEDŁPORANEK

Byłaśrodarano,doświątzostałytrzydni,aLenaMarquezobudziłasięiujrzaławswoimłóżku

obcegomężczyznę.Dzwoniłtelefon,atenfacetobokwydawałzsiebiejękliweodgłosy.Jegociało
częściowookrywałakołdra,Lenajednakbyłaniemalpewna,żejestnagi.

-Halo-powiedziaładosłuchawki.Podniosłakołdręizajrzała.Tak,byłnagi.
-Lena,wWigilięmabyćburzaichcieliśmy,żebyMaviszrobiłagrillanaprzyjęciuświątecznymdla

samotnych,alenicztego,jeślisięrozpada,ajanakrzyczałamwieczoremnaTheo,wyszłamichodziłam
dwiegodzinypociemku,ionchybamyśli,żezwariowałam,noizdajesię,żepowinnaświedzieć,że
Daleniewróciłnanocdodomu,ajegonowa...ee,tadruga,ee...takobieta,zktórąmieszka,zadzwoniła
wpanicedoTheoi...

-Molly?
-Tak,cześć,jaksięmasz?
Lenaspojrzałanazegarnanocnejszafce,apotemznównanagiegomężczyznę.
-Molly,jestszóstatrzydzieści.
-Dzięki.Tutajjestdziewiętnaściestopni.Widzętermometrnazewnątrz.
-Cosięstało?
-Jużcimówiłam:nadciągaburza.Theowątpiwmojąpoczytalność.Dalezaginął.
TuckerCaseprzewróciłsięnadrugibokichoćnadalnawpółspał,wydawałsięgotowydo

działania.

-Proszę,proszę,popatrznato-pomyślałasobieLena,poczymzdałasobiesprawę,żepowiedziała

tonagłosdosłuchawki.

-Naco?-spytałaMolly.
Tuckotworzyłoczyiuśmiechnąłsiędoniej,poczympodążyłzajejwzrokiemwdół.
Wyciągnąłkołdręzjejdłoniiokryłsię.
-Tonieztwojegopowodu.Poprostumuszęzrobićsiusiu.
-Przepraszam-powiedziałaLena,szybkonaciągającsobiekołdręnagłowę.
Oddawnaniemusiałasiętymprzejmować,alenagleprzypomniałasobieartykułotym,żemężczyzna

niepowinienoglądaćkobietyzsamegorana,chybażeznająsięconajmniejtrzytygodnie.

-Ktotobył?-spytałaMolly.
LenazrobiławkołdrzetunelispojrzałanaTuckeraCase’a,zupełnienieskrępowanego,zupełnie

nagiego.Sterczącywacekprowadziłgodołazienki,kołyszącsięprzednimniczymróżdżkaradiestety.
Zdałasobiesprawę,żezawszemożeznaleźćnowepowodydozłościwobecsamczejczęścigatunku
ludzkiego-brakskrępowaniatakżeznalazłbysięnatejliście.

-Nikt-powiedziaładosłuchawki.
-Lena,chybaniespałaśznowuzeswoimbyłym?Powiedzmi,żeniejesteśwłóżkuzDałem.
-NiejestemwłóżkuzDałem.

background image

Wtymmomencieprzypomniałajejsięnadzwyczajwyraźniecałanocipomyślała,żechyba

zwymiotuje.TuckerCasesprawił,żenachwilęowszystkimzapomniała.Dobra,możepowinnato
zaliczyćdomęskichpozytywów,aleniepokójpowrócił.ZabiłaDale’a.Pójdziedowięzienia.Musiała
jednakudawać,żenicniewie.

-ComówiłaśoDale’u?
-Notozkimjesteśwłóżku?
-Cholera,Molly,cosięstałozDałem?-Miałanadzieję,żebrzmitoprzekonująco.
-Niewiem.Zadzwoniłajegonowadziewczynaipowiedziała,żeniewróciłdodomupoprzyjęciu

świątecznymCaribou.Pomyślałam,żepowinnaśotymwiedzieć,rozumiesz,wraziegdybysięokazało,
żestałosięcośzłego.

-Napewnonicmuniejest.Możepoprostuspotkałjakąśzdziręw„GłowieŚlimaka”ipoderwałją

naswojągadkębiznesmena.

-Fuj-powiedziałaMolly.-Oj,przepraszam.Słuchaj,Lena,wwiadomościachdziśranomówili,że

nadciągawielkaburzaznadPacyfiku.WtymrokuczekanasElNino.

Musimycośwykombinować,jeślichodziojedzenienaprzyjęciedlasamotnych.Noicozrobimy,

jeśliprzyjdziedużoludzi?Takaplicajeststraszniemała.

Lenawciążsięzastanawiała,cozrobićwkwestiiDale’a.ChciałapowiedziećotymMolly.Jeśli

ktokolwiekmógłjązrozumieć,towłaśnieMolly.Lenabyłaprzyniejpodczaskilku„nawrotów”.Ta
kobietarozumiała,żesprawymogąsięwymknąćspodkontroli.

-Słuchaj,Molly,potrzebuję...
-InakrzyczałamwieczoremnaTheo.Bardzo.Dawnotaksięniewkurzył.Zdajesię,żespieprzyłam

święta.

-Niegadajgłupstw,Molly,toniemożliwe.Theozrozumie.-Cooznaczało:„Wie,żemaszświra,ai

takciękocha”.

WtejwłaśniechwiliTuckerCasewróciłdopokoju,podniósłzpodłogispodnieizacząłjewkładać.
-Muszęiśćnakarmićnietoperza-oznajmił,poczymczęściowowyciągnąłbanana,któregomiałw

przedniejkieszeni.

Lenazrzuciłasobiekołdręzgłowyizaczęłasięzastanawiaćcopowiedzieć.Tuckuśmiechnąłsię,

wyciągającbananadokońca.

-A,myślałaś,żepoprostuucieszyłemsięnatwójwidok?
-Ee...ja...cholera.
Tuckpodszedłbliżejipocałowałjejbrew.
-Owszem,cieszęsię-stwierdził.-Alemuszęteżnakarmićnietoperza.Zarazwracam.
Wyszedłzpomieszczenia,bosoibezkoszuli.Dobra,pewniewróci.
-Lena,ktotobył?Powiedz!
Lenazdałasobiesprawę,żewciążtrzymasłuchawkę.
-Słuchaj,Molly,oddzwoniędociebie,dobra?Wymyślimycośnapiątkowywieczór.
-Alemuszęsięjakośzrehabilitowaćza...
-Zadzwonię.
Lenaodłożyłasłuchawkęiwygramoliłasięzłóżka.Jeślisiępospieszy,zdążyumyćtwarzinałożyć

trochętuszu,zanimTuckwróci.Zaczęłanagoprzemierzaćpokój,ażwpewnejchwilipoczuła,żektośna
niąpatrzy,Wpomieszczeniubyłodużeoknowychodzącenalas,aponieważsypialniaznajdowałasięna
piętrze,człowiekczułsiętak,jakbyobudziłsięwdomkunadrzewie,zatoniktniemógłzajrzećdo
środka.Obróciłasięnapięcieiujrzałanietoperza,wiszącegonarynnie.Patrzyłnanią-nietylkopatrzył,
onjąoglądał.Ściągnęłakołdręzłóżkaiokryłasię.

-Idźsobiezjeśćbanana!-krzyknęładozwierzaka.
Robertooblizałwargi.

background image

Kiedyś,wczasachpaleniatrawki,TheophiliusCrowestwierdziłbybezwahania,żenielubi

niespodzianek,wolirutynęodróżnorodności,przewidywalnośćodniepewności,znaneodnieznanego.
Potem,kilkalattemu,rozpracowującostatniwPineCoveprzypadekzabójstwa,Theopoznałipokochał
MollyMichon,byłągwiazdękinaklasyB,iwszystkosięzmieniło.Złamałjednązkardynalnychzasad-
„nigdynieidźdołóżkazkimśbardziejzwariowanymniżty”-iodtamtejporykochałżycie.Zawarli
umowę:jeślionbędziesiętrzymałzdalaodswojego„lekarstwa”(trawki),onabędziebrałaswoje
(środkiantypsychotyczne),skutkiemczegoonamogłaliczyćnajegoniestępionąuwagę,aonpoznawać
tylkonajprzyjemniejszeaspektypostaciWojowniczejLaski,wktórąMollyczasamisięwcielała.Nauczył
sięcieszyćjejtowarzystweminiezwykłością,którączasamiwnosiładojegożycia.

Aleostatniwieczórtobyłodlaniegozbytwiele.Gdywszedłdodomu,chciał-nie,musiał-

podzielićsięzadziwiającąhistoriąojasnowłosymmężczyźniezjedynąosobą,któramogłamuuwierzyć,
zamiastuznaćjegosłowazarojeniaćpuna,aonawybrałasobieakurattęchwilęnaatakwrogiego
szaleństwa.Wypadłwięczdomuizanimwrócił,wypaliłtyletrawki,żecałyrastafariańskichórmógłby
zapaśćodniejwśpiączkę.

Nietemumiałosłużyćpoletkomarihuany,któreuprawiał.Zupełnienietemu.Niejakwstarych

czasach,kiedymiałmałyogródeknawłasnyużytek.Nie,zagajnikdwumetrowychlepkichroślin,
zdobiącykrawędźichdziałki,stanowiłprzedsięwzięcieczystokomercyjne,choćprzedsięwzięcieto
miałoszczytnycel.Miłość.Przezlata,mimożeperspektywapowrotudobranżyfilmowejcorazbardziej
sięoddalała,Mollywciążtrenowałazeswoimolbrzymimmieczem.Codziennie,rozebranadobielizny
alboodzianawsportowystanikispodenki,napolanceprzeddomemwołała„engardę”do
wyimaginowanegoprzeciwnika,poczymwykonywałaserięobrotów,podskoków,pchnięć,zasłonicięć
doutratytchu.TenrytuałnietylkopozwalałMollyutrzymaćformę,aletakżesprawiałjejradość,coz
koleiniezmierniecieszyłoTheo.Zachęcałjąnawet,byzaczęłaćwiczyćkendo.Jaksięmożnabyło
spodziewać,okazałasięświetnawtejdyscyplinieibeztruduzwyciężałarywalidwarazywiększychod
siebie.

Towszystkopośredniosprawiło,żeTheopierwszyrazwżyciuzająłsiękomercyjnąuprawątrawki.

Próbowałinnychsposobów,alebankinadzwyczajopornietraktowałyprośbyopożyczkęwwysokości
półrocznychdochodównazakupmieczasamurajskiego.No,niezupełniesamurajskiego,alejapońskiego-
staregojapońskiegomiecza,wykonanegoprzezmistrzaHisakunizYamashiropodkoniectrzynastego
wieku.Sześćdziesiąttysięcywarstwstaliwysokowęglowej.Doskonalewyważonyipoośmiustuleciach
wciążostryjakbrzytwa.

Byłtotashi,zakrzywionymieczkawalerii,dłuższyicięższyodtradycyjnejkatany,używanejprzez

późniejszychsamurajówdowalkipieszej.CiężartegomieczaprzypadłbyMollydogustupodczas
treningów-jegomasabyłabardziejzbliżonadotego,któregoużywałapodczaszdjęćdofilmuiktóry
zabrałasobienapamiątkęzłamanejkariery.Spodobałbyjejsięteżfakt,żemieczjestprawdziwy.Theo
miałnadzieję,żezrozumie,cochcejejpowiedzieć:kochawniejwszystko,nawetWojownicząLaskę
(choćjednychczęścilubiłdotykaćbardziejniżinnych).Tashileżałterazowiniętywaksamit,ukrytyna
najwyższejpółcewszafie,gdziekiedyśTheotrzymałswojąkolekcjęfajek.

Pieniądze?DawnyprzyjacielTheozczasówpaleniamaryśki,hodowcamarihuanyzBigSur,który

terazzostałhurtownikiem,zradościązapłaciłzgóryzajegozbiory.Miałobyćtoczystokomercyjne
przedsięwzięcie:wejść,wyjśćinikomuniezrobićkrzywdy.TerazjednakTheopierwszyrazodlat
pojawiłsięwpracynagrzanyiczuł,żepokiepskiejnocydzieńteżkroisięmarny.

Potemzadzwoniładziewczyna/żona/ktośtamDale’aPearsonaipiekielnydzieńzacząłsięnadobre.
TheowpuściłsobiedooczukropleVisineipodjechałpodsklep„Przynęty,SprzętWędkarskiiDobre

WinauBrine’a”,bywypićdużąkawę,zanimruszyłdodomuLenyMarquezwposzukiwaniujejbyłego
męża.ChoćzponiedziałkowegozdarzeniapodTanimMarketemidziesiątkówinnychincydentów
wynikało,żeichwzajemnaniechęćgraniczyznienawiścią,niepowstrzymywałoichtoprzed

background image

okazjonalnymispotkaniaminaznajomyseks.

Theonawetbyotymniewiedział,aleMollyprzyjaźniłasięzLeną,akobietymiałyzwyczaj

rozmawiaćotakichrzeczach.Lenamieszkaławładnymdwupiętrowym,rustykalnymdomunadziałcew
sosnowymlesie,graniczącejzterenemjednegozlicznychwPineCoverancz.

Niemogłabysobiepozwolićnatakidom,pracującwagencjinieruchomości,alezdrugiejstrony

znosiłaDale’aPearsonaprzezpięćlatmałżeństwa,apotemjeszczeprzezpięć,więczasługiwała
przynajmniejnatyle,myślałsobieTheo.Podobałomusięgłuchestukaniejegotraperównaganku.
Podszedłdodrzwiipomyślał,żeMollyteżpowinnadobudowaćganekdoichdomku.Pomyślał,że
moglibysobiekupićdzwonkiwiatroweihuśtawkę,adotegomałypiecyk,żebyspędzaćnazewnątrz
chłodnewieczory.Apotem,gdypoczułwibracjezbliżającychsiędodrzwikroków,zdałsobiesprawę,
żejestcałkowicieitotalnieusmażony.

Żewszyscysięotymdowiedzą.ŻeżadnailośćkropliVisineanikawyniezamaskujejegousmażenia.

Dwadzieścialatfunkcjonowanianahajunanicmusięteraznieprzyda-straciłswojezdolności,wypadł
zgry,okotygrysanabiegłokrwią.

-Cześć,Theo-powiedziałaLena,otwierającdrzwi.
Miałanasobieluźną,męskąbluzęiczerwoneskarpetki.Jejdługie,czarnewłosy,którezazwyczaj

spływałynaplecyjakciekłasatyna,byłypoplątaneztyłu,aprzyuchusterczałzawiniętykędzior.Tak
wyglądająwłosyposeksie.

Theoprzestąpiłnagankuznoginanogę,jakmłodychłopak,którychcezaprosićdziewczynęz

sąsiedztwanapierwsząrandkę.

-Przepraszam,żeprzeszkadzamotakwczesnejporze,alezastanawiałemsię,czyniewidziałaś

Dale’a.Toznaczy,odponiedziałku.

Odsunęłasięoddrzwi,jakbymiałazarazzemdleć.Pewniewiedziała,żeTheojestnahaju.
-Nie,Theo.Aco?
-No,eee,zadzwoniłaBetsyipowiedziała,żeDaleniewróciłnanocdodomu.-Betsytobyłanowa

żona/dziewczyna/ktośtamDale’a.Pracowałajakokelnerkaw„H.R”iwciąguparulatzasłynęłalicznymi
romansamizżonatymimężczyznami.-Jatylko,ee...-Dlaczegomunieprzerywała?Niechciał
powiedzieć,żewieoichsporadycznychseksualnychspotkaniach.Niepowinienwiedzieć.-Nowięc,po
prostusięzastanawiałem.

-Cześć,ktotojest?-spytałjasnowłosyfacetbezkoszuli,którypojawiłsięwdrzwiachzaLeną.
-O,chwałaBogu-powiedziałTheo,biorącgłębokiwdech.-NazywamsięTheoCrowe.Jestemtu

posterunkowym.

ZerknąłnaLenę,czekając,ażprzedstawimunieznajomego.
-TojestTucker...ee,Tuck.
Niemiałapojęcia,jakfacetmananazwisko.
-TuckerCase-powiedziałTuckerCase,obchodzącLenęiwyciągającrękę.-
Powinienemsięchybaprzedstawićwcześniej,skororobimywtejsamejbranży.
-Ajakatobranża?-Theonigdynieuważałsięzaprzedsiębiorcę,alewyglądałonato,żeteraznim

został.

-LatamśmigłowcemdlaAgencjiAntynarkotykowej-wyjaśniłTuckerCase.-Wiepan,podczerwień,

poszukiwanieuprawmarychyitakdalej.

Cofnąćsię!Serceprzestałobić!Pięćsetmiligramówadrenaliny,zastrzykbezpośredniowosierdzie!

Tracimygo!Cofnąćsię!

-Miłopanapoznać-powiedziałTheoznadzieją,żeniewidaćponimniewydolnościserca.-

Przepraszam,żeprzeszkodziłem.Pójdęjuż.

PuściłdłońTuckaizacząłsięoddalać,myśląc:nieidźjaknaspawany,nieidźjaknaspawany!Na

miłośćboską,jakjatorobiłemprzeztewszystkielata?

background image

-Ee,panieposterunkowy-odezwałsięTuck.-Apocopanwpadł?Auć!
Theoodwróciłsię.Lenaprzyłożyłapilotowiwramię,najwyraźniejdośćmocno,botenwłaśnieje

rozmasowywał.

-Ee,ponic.Takijedenfacetniewróciłostatniejnocydodomuimyślałem,żeLenamożewiedzieć,

dokądposzedł.

Theochciałsięcofnąć,alezatrzymałsię,pomyślawszy,żemożesiępotknąćnaschodachganku.Jak

bytowyjaśniłAgencjiAntynarkotykowej?

-Ostatniejnocy?Tonawetniejestzaginionyod,mmm,dwudziestuczterech,czterdziestuośmiu

godzin?Auć!Cholera,pocotakrobisz?-TuckerCasepotarłramię,wktóreznowuoberwałodLeny,
Theopomyślał,żetakobietamachybaproblemzprzemocąwobecmężczyzn.

LenapopatrzyłanaTheoiuśmiechnęłasię,jakbysięwstydziłaswojegociosu.
-MollydzwoniładomnieranoipowiedziałamioDale’u.Wyjaśniłam,żegoniewidziałam.Nie

mówiłaci?

-Jasne.Jasne,żemimówiła.Tylko,wiesz,myślałem,żemożecościprzyjdziedogłowy.Toznaczy,

twójprzyjacielmarację,Daleniezostałoficjalnieuznanyzazaginionego,ale,wiesz,tomałemiasteczko,
aja,wiesz,mamswojeobowiązkiiwogóle.

-Dzięki,Theo-powiedziałaLena,machającmunapożegnanie,choćstałzaledwieodwametryod

niejiwcaleniezbierałsiędoodejścia.Pilotteżmachałisięuśmiechał.

Theoniepodobałosiętowarzystwoświeżoupieczonychkochanków,którzydopierocosięzesobą

bzyknęli,zwłaszczażesprawywjegozwiązkunieukładałysięnajlepiej.Citutajwyglądalina
zadowolonych,mimożeniczegonieudawali.

Zauważył,żezdachugankuzwieszasięcościemnego,dokładnietam,gdzienagankuMolly

wisiałybydzwonkiwiatrowe,gdybywłaśnieniepoświeciłbezpieczeństwaichmałżeństwa,wracającdo
środkówodurzających.Tocośniemogłobyćtym,czymsięwydawało.

-Więctojest,ee,towyglądajak...
-Nietoperz-powiedziałaLena.
Japierdolę,pomyślałTheo,aleogromny.
-Nietoperz-powtórzył.-Jasne.Oczywiście.
-Nietoperzowocożerny-sprecyzowałTuckerCase.-ZMikronezji.
-A,tak-powiedziałTheo.NieistniałocośtakiegojakMikronezja.Tenblondasrobiłgowkonia.-

Dobra,todozobaczenia.

-Spotkamysięnaprzyjęciudlasamotnychwpiątek-odezwałasięLena.-PozdrówMolly.
-Okej-odparłTheo,wsiadającdovolvo.Zatrzasnąłdrzwi.Tamciwrócilidośrodka.
Oparłgłowęnakierownicy.Oniwiedzą,pomyślał.
-Onwie-powiedziałaLena,opierającsięodrzwi.
-Niewie.
-Jestsprytniejszy,niżsięwydaje.Wie.
-Niewie.Iwcaleniewyglądałnagłupiego,tylkojakbynaspawanego.
-Niebyłnaspawany,tylkopodejrzliwy.
-Niesądzisz,żegdybybyłpodejrzliwy,mógłbycięzapytać,gdziebyłaśostatniejnocy?
-No,przecieżwidział,łaziłeśbezkoszuli,ajabyłamtaka...taka...
-Zadowolona?
-Nie,chciałampowiedzieć„rozczochrana”.-Uderzyłagowramię.-Kurde,skończjużztym.
-Auć.Przestańsiętakzachowywać.
-Mamkłopoty-stwierdziłaLena.-Mógłbyśmnieprzynajmniejwspierać.
-Wspierać?Pomogłemciukryćciało.Wniektórychkrajachuznajesiętozawspółudział.
Zamachnęłasię,byznowugouderzyć,alesiępowstrzymała.Wciążjednaktrzymałapięśćuniesioną,

background image

taknawszelkiwypadek.

-Naprawdęmyślisz,żenienabrałpodejrzeń?
-Niespytałnawet,dlaczegonawerandziewisiwielkinietoperzowocożerny.
-Adlaczegonawerandziewisiwielkinietoperzowocożerny?
-Dobrodziejstwoinwentarza.-Uśmiechnąłsię.
Czułasięterazgłupio,stojąctakzuniesionąpięścią.Czułasięteżniedouczona,tępa,

niecywilizowana,niedorozwinięta-widziaławsobiewszystkietecechy,którenaogółprzypisywała
tylkoinnym.Weszłazanimdosypialni.

-Przepraszam,żecięuderzyłam.
Wkładająckoszulę,Tuckpotarłposiniaczoneramię.
-Maszniebezpieczneskłonności.Możepowinienemschowaćłopatę?
-Tookropne,żetakmówisz.-Jużchciałagouderzyć,alezamiasttegopostanowiławypaśćbardziej

cywilizowanieimniejgroźnieiobjęłago.-Tobyłwypadek.

-Puść.Muszęiść,żebywypatrywaćzłychludzizeswojegośmigłowca-powiedział,klepiącjąw

tyłek.

-Nietoperzazabierzeszzesobą,prawda?
-Niemaszochotynajegotowarzystwo?
-Bezurazy,alejesttrochęstraszny.
-Nawetniewieszjakbardzo-stwierdziłTuck.

background image

ŚWIĘTAZŁAMANYCHSERC

BożonarodzeniowaAmnestia.Możeszzerwaćkontaktyzprzyjaciółmi,nieodbieraćtelefonów,

ignorowaće-maile,unikaćkontaktuwzrokowegowTanimMarkecie,zapominaćourodzinach,rocznicach
ispotkaniach,leczjeślipojawiszsięwichdomupodczasprzerwyświątecznej(zprezentem),mocą
nakazuspołecznegobędącimusieliprzebaczyćizachowywaćsięjakgdybynigdynic.Przyzwoitość
nakazuje,byprzyjaźńtrwaładalej,bezpoczuciawinyiwzajemnychoskarżeń.Jeślidziesięćłattemuw
październikuzaczęliściepartięszachów,musiszsobietylkoprzypomnieć,czyjterazmabyćruch-albo
dlaczegotymczasemsprzedałeśszachyikupiłeśX-boxa.(Widzicie,BożonarodzeniowaAmnestiato
cudownezjawisko,alenieprzeskokmiędzywymiarami.Prawaczasuiprzestrzeninadalobowiązują.Nie
próbujjednakwykorzystywaćrozszerzaniasięwszechświatajakowymówki-naprzykład,żeciągle
chciałeśdonichwpaść,aleichdomcorazbardziejsięoddalał.Takiebzdurynieprzejdą.Powiedzpo
prostu:„Przepraszam,zeniedzwoniłem.Wesołychświąt”.

Potempokażprezent.ProtokółBożonarodzeniowejAmnestiinakazuje,byprzyjacielodpowiedział:

„Nieszkodzi”iwpuściłciębezdalszychkomentarzy.Taktosięzawszeodbywa).

-Gdzieśtysię,kurwa,podziewał?-spytałGabeFenton,gdyotworzyłdrzwiizobaczyłwnich

swojegostaregoprzyjaciela,TheophilusaCrowe’a,zprezentem.

Gabe,niskiiżylastyczterdziestopięciolatek,nieogolonyilekkołysiejący,miałnasobiespodnie

khaki,którewyglądałytak,jakbyspałwnichodtygodnia.

-Wesołychświąt,Gabe-powiedziałTheo,wyciągającprezentzwielką,czerwonąkokardą.
Zamachałnimwprzódiwtył,jakbychciałpowiedzieć:„Hej,mamtuprezent,niepowinieneśsię

rzucaćtylkodlatego,żeprzeztrzylataniedzwoniłem”.

-Ta,ładny-stwierdziłGabe.-Alemogłeśzadzwonić.
-Przepraszam.Chciałem,alezwiązałeśsięzValiwolałemwamnieprzeszkadzać.
-Rzuciłamnie,wiesz?-GabeprzezkilkalatspotykałsięzValerieRiordan,jedynąpsychiatrąw

miasteczku.Alenieprzezostatnimiesiąc.

-Tak,słyszałem.-Theosłyszał,żeValpragniekogośbardziejobytegozludzkąkulturąniżGabe.
Gabebyłpracującymwtereniebiologiembehawioralnym,którybadałdzikiegryzoniealbossaki

morskie,zależnieodtego,ktodanebadaniafinansował.Mieszkałwmałym,komunalnymdomkuprzy
latarnimorskiej,wrazzeswoimpięćdziesięciokilogramowymlabradorem,Skinnerem.

-Słyszałeś?Iniezadzwoniłeś?
ZbliżałosiępołudnieiTheoprzestawałjużodczuwaćszumwgłowie,wciążjednakbyłnawalony.

Faceciniepowinnisięskarżyćnabrakwsparciazestronyprzyjaciela,chybażechodziłoopomocw
knajpianejbójcealbowprzeniesieniuczegościężkiego.Toniebyłonormalnezachowanie.MożeGabe
naprawdępowinienspędzaćwięcejczasuwśródistotludzkich.

-Słuchaj,Gabe,przyniosłemciprezent-powiedziałTheo.-Zobacz,jakSkinnercieszysięnamój

background image

widok.

SkinnerrzeczywiściecieszyłsięnawidokTheo.Przepychałsięwdrzwiachzeswoimpanem,waląc

grubymogonemweframugęniczymwwerbel.KojarzyłTheozhamburgeramiipizzą,akiedyśuważałgo
zazastępczegoFacetaodŻarcia(podstawowymFacetemodŻarciabyłGabe).

-No,chybapowinieneśwejść-powiedziałbiolog.
OdsunąłsięoddrzwiiwpuściłTheodośrodka.Skinnerprzywitałsię,wciskającnoswkroczeTheo.
-Pracujętutaj,stądtenlekkibałagan.
„Lekkibałagan”?Małopowiedziane.ZupełniejakbyMarszŚmiercinaBataannazwaćwycieczką

krajoznawczą-wyglądałototak,jakbyktośzaładowałwszystkierzeczyGabe’adoarmatyistrzeliłnimi
przezścianędopomieszczenia.Brudneciuchyinaczyniapokrywałykażdyskrawekpowierzchni,z
wyjątkiemstołuroboczego,którybyłnieskazitelnieczysty,jeślinieliczyćszczurów.

-Ładneszczury-powiedziałTheo.-Coznimirobisz?
-Badam.
Gabeusiadłprzeddwudziestolitrowymiterrariami,ustawionymiwkształtgwiazdywokół

środkowegozbiornikaipołączonymiruramifirmyHabitrail,zdrzwiczkamiumożliwiającymiszczurom
przechodzeniezjednegopomieszczeniadodrugiego.Każdyszczurmiałprzyklejonydogrzbietusrebrny
krążek,mniejwięcejwielkościćwierćdolarówki.

Theopatrzył,jakGabeotwieradrzwiczki.Jedenzeszczurówpomknąłdośrodkowegozbiornika,

gdzienatychmiastspróbowałpokryćjegomieszkańca.Biologpodniósłniewielkiegopilotainacisnął
guzik.Atakującyszczurniemalzrobiłfikołka,próbującsięwycofać.

-Ha!Dostałnauczkę!-wykrzyknąłGabe.-Samicawśrodkowejklatcemaruję.
Szczurcofnąłsięniepewnieizacząłniuchać,poczymznowupodjąłpróbękopulacji.
Gabenacisnąłprzycisk.Samcaodrzuciło.
-Ha!Terazrozumiesz?!-wykrzyknąłGabepodekscytowanymgłosem.Podniósłwzrokznadklateki

popatrzyłnaTheo.-Mająelektrodynajądrach.Tesrebrnekrążkitobaterieiodbiornikisygnałówz
nadajnika.Zakażdymrazem,kiedysiępodnieci,walęmupięćdziesiątwoltówwtemaleńkiejajka.

SzczurpodjąłkolejnąpróbęiGabeznowunacisnąłguzik.Gryzońrzuciłsięwkątklatki.
-Głupignojek!-krzyknąłGabe.-Człowiekmyśli,żeczegośsięnauczą.Każdegoporażędziśprądem

dziesięćrazy,alekiedyjutrootworzęklatkę,pobiegnątamzpowrotemiznówbędąpróbowałyjąpokryć.
Widzisz,widzisz,jacyjesteśmy?

-My?
-My.Samce.Widzisz,jacyjesteśmy.Wiemy,żenieczekanasnicopróczbólu,alewracamyrazza

razem.

Gabezawszebyłtakispokojny,opanowany,profesjonalniezdystansowany,zobsesjąnapunkcie

nauki,niezawodnienawiedzony,adzisiajTheoodniósłwrażenie,żerozmawiazzupełnieinnym
człowiekiem,jakbyktośzdarłzniegocałyintelekt,odsłaniającnerwy.

-Ee,Gabe,niejestempewien,czypowinniśmysięporównywaćzgryzoniami.Toznaczy...
-O,jasne.Teraztakmówisz.Alejeszczezadzwoniszipowiesz,żemiałemrację.Cośsięwydarzyi

zadzwonisz.Onazdepczeciserce,atydokończyszdziełazniszczenia.Mamrację?Mamrację?

-Ee,ja...-TheomyślałoseksienacmentarzuikłótnizMolly,którapotemnastąpiła.
-Wtakimraziezmianaskojarzeń.Spójrznato.-Gabepognałdoregału,przerzucającplik

specjalistycznychczasopisminotatników,ażwkońcuznalazłtoczegoszukał.-Popatrz.

Popatrznanią.-PodniósłnajnowszykatalogbieliznyVictoriasSecret.Modelkanaokładcemiałana

sobiegarderobę,któranadzwyczajnieudatniezakrywałajejwdzięki.Wydawałasięztegopowodu
przeszczęśliwa.-Piękna,co?Oszałamiająca,co?Pozostańprzytejmyśli.-

Sięgnąłdokieszenibojówekiwyciągnąłstalowynadajnik,takisam,jakileżałnastolezeszczurami.

-Piękna-powiedziałinacisnąłguzik.

background image

Plecybiologawygięłysięwłukinaglestałsięopiętnaściecentymetrówwyższy,gdywszystkie

mięśniewjegocielenaprężyłysięjednocześnie.Zatrząsłsiędwarazykonwulsyjnie,poczymrunąłna
podłogę,wciążściskającwdłonizmiętykatalog.

Skinnerzacząłszczekaćjakoszalały.„Nieumieraj,FacecieodŻarcia,mojamiskajestnawerandzie,

asamnieotworzędrzwi”.Zakażdymrazembyłotaksamo,zawszesięcieszył,żeFacetodŻarciatak
naprawdęnieumarł,terazjednakkonwulsjewywołałyupsaniepokój.

Theorzuciłsięprzyjacielowinapomoc.Gabeprzewróciłoczamiizadrżałkilkarazy,nimwkońcu

głębokoodetchnąłipopatrzyłwtwarzTheo.

-Widzisz.Zmianaskojarzeń.Nieminiewieleczasu,abędętakreagowałnawetbezelektrod

przyklejonychdomoszny.

-Dobrzesięczujesz?
-O,tak.Utrwalisię,wiemto.Zeszczuraminaraziesięnieudało,alemamnadzieję,żesięuda,

zanimwszystkiepozdychają.

-Zdychająodtego?
-No,musiboleć,boinaczejniczegosięnienauczą.-Gabeznówpodniósłpilota,aTheowyrwałmu

urządzeniezręki.

-Przestań!
-Mamdrugizestawelektrodiodbiornik.Chceszspróbować?Straszniebymchciałwypróbowaćtow

praktyce.Możemyiśćdobaruzestriptizem.

Theopomógłmuwstać,poczymposadziłgonakrześleplecamidostołuiprzysunąłdrugiekrzesło

dlasiebie.

-Gabe,niepanujesznadsobą.Przepraszam,żeniezadzwoniłem.
-Wiem,żebyłeśzajęty.Wporządku.
Świetnie,terazprzyjąłwłaściwąpostawęAmnestiiŚwiątecznej,pomyślałTheo.
-Teszczury,elektrody,towszystkojestniewporządku.
Skończyszalbozbandąparanoiczniemizoginicznychsamców,albozestosemtrupów.
-Mówisztak,jakbytobyłocośzłego.
-Maszzłamaneserce.Wyjdzieszztego.
-Powiedziała,żejestemnudny.
-Szkoda,żeniewidziałatego.-Theowskazałpomieszczenie.
-Nieinteresowałasięmojąpracą.
-Dobrzewamposzło.Pięćlat.Możepoprostunadszedłczas.Sammówiłeś,samiecgatunku

ludzkiegoniejestprzystosowanydomonogamii.

-Tak,alewtedymiałemdziewczynę.
-Czylitonieprawda?
-Nie,tojestprawda,alenieprzeszkadzałomito,kiedymiałemdziewczynę.Terazwiem,żejestem

biologiczniezaprogramowanydorozsiewanianasieniamoichlędźwi,gdziesiętylkoda,doparzeniasię
zjaknajwiększąliczbąsamic,dogorącej,bezsensownejkopulacjizjednąpłodnąsamicą,byzaraz
znaleźćinną.Mojegenywymagają,bymprzekazałjedalej,ajaniewiemodczegozacząć.

-Mógłbyśwziąćprysznic,nimzacznieszrozsiewanie.
-Myślisz,żeniewiem?Dlategopróbujęprzeprogramowaćswojeinstynkty.
Okiełznaćzwierzęcość,jaktosięmówi.
-Boniechcesziśćpodprysznic?
-Nie.Boniewiemjakrozmawiaćzkobietami.ZValumiałemrozmawiać.
-Tobyłjejzawód.
-Wcalenie.Wżyciunieprzespałasięznikimzakasę.
-Słuchanie,Gabe.Słuchanietobyłjejzawód.Byłapsychiatrą.

background image

-A,tak.Myślisz,zepowinienemzacząćodprostytutkialboprostytutek?
-Zpowoduzawodumiłosnego?Tak,napewnozdałobytoegzaminniegorzejodelektrodnamosznie,

alenajpierwmusiszcośdlamniezrobić.-Theopomyślał,żebyćmoże,tylkobyćmoże,jakaśpraca-
normalnapracapomożeprzyjacielowiodzyskaćrównowagę.

Sięgnąłdokieszenikoszuliiwyjąłkosmykjasnychwłosów,którywyciągnąłznadkolavolvo.-Chcę,

żebyśnatospojrzałicośmiotympowiedział.Gabewziąłwłosyiuważnieimsięprzyjrzał.

-Czytodowódprzestępstwa?
-Wpewnymsensie.
-Skądjewziąłeś?Icochceszwiedzieć?
-Powiedzmi,ilemożesz,adopieropotemjabędęmówił,dobra?
-Wyglądająminablond.
-Dzięki,Gabe.Myślałem,żemożeobejrzyszjepodmikroskopemalbocoś.
-Abiuroszeryfaniemalaboratoriumkryminalnegodotakichspraw?
-Ma,aleniemogętegotamzanieść.Mamswojepowody.
-Naprzykład?
-Naprzykładmogąuznać,żejestemnaćpanyalbostuknięty,albojednoidrugie.
Spójrznawłosy-poprosiłTheo.-Typowiesz,apotemjapowiem.
-Dobra,aleniemamtakichfajnychrzeczyjakwWydzialeŚledczym.
-Tak,alegościezlaboratoriumkryminalnegoniemająbateriiprzylepionychsuperklejemdojąder.A

tymasz.

DziesięćminutpóźniejGabepodniósłwzrokznadmikroskopu.
-Niesąludzkie-oświadczył.
-Super.
-Właściwiewogóleniewyglądatonawłosy.
-Wtakimrazie,cototakiego?
-No,wydajesię,żemająwielecechwłókienświatłowodowych.
-Czylitodziełoludzkichrąk?
-Powoli.Mającebulkę,aleniewyglądająnazbudowanezkeratyny.Musiałbymjezbadaćpodkątem

białek.Jeślijewytworzono,procesprodukcyjnyniezostawiłżadnychśladów.Wyglądają,jakbywyrosły,
aniezostaływyprodukowane.Wiesz,włosyniedźwiedzipolarnychmającechyświatłowodów:
przenosząenergięcieplnąprzezczarnąskórę.

-Czylitosierśćniedźwiedziapolarnego?
-Powoli.
-Gabe,nalitośćboską,skądtosię,dodiabła,wzięło?
-Tymipowiedz.
-Aleniechtozostaniemiędzynami,dobra?To,coterazpowiem,niewyjdziepozaścianytejchaty,o

ilenieuzyskamjakiegośpotwierdzenia,tak?

-Jasne.Dobrzesięczujesz,Theo?
-Czydobrzesięczuję?Tymniepytasz,czydobrzesięczuję?
-MiędzytobąaMollywszystkowporządku?Apraca?Niezacząłeśznowupalićtrawki,prawda?
Theozwiesiłgłowę.
-Mówiłeś,żemaszjeszczedrugąparęelektrod?
Gabepokraśniał.
-Musiszogolićfragmentskóry.Pozwoliszmiotworzyćprezent,kiedybędzieszwłazience?Możesz

użyćmojejmaszynki.

-Nie,śmiało,otwórzprezent.Muszęcipowiedziećoparusprawach.
-Oraju,malakser.Dzięki,Theo.

background image

-Zabrałmalakser-powiedziałaMolly.
-O!Byłdlaniegoważny?-zdziwiłasięLena.
-Prezentślubny.
-Wiem,samawamgodałam.TeżdostaliśmygozDalemwprezencieślubnym.
-Widzisz,tobyłatradycja.-Mollybyłaniepocieszona.
WypiłapółswojejdietetycznejcoliiwalnęłaplastikowymkubkiemzlogiemBudwaiseraobar,

niczympiratklnącynadkielichemgrogu.-Sukinsyn!

Byłśrodowywieczórisiedziaływbarze„GłowaŚlimaka”.Miałyomówićsprawęjedzeniana

świąteczneprzyjęciedlasamotnych.KiedyMollypoprosiłaopomoc,Lenachciałasięzpoczątku
wykręcićizostaćwdomu.Alekiedyjużwymyślałasobiewymówkę,dotarłodoniej,żewdomubędzie
tylkomiałanatrętnemyśli:naprzemianotym,żezłapiąjązazabójstwoDale’a,iotym,żetendziwny
pilotśmigłowcazłamiejejserce.Stwierdziła,żemożespotkaniezMollyiMaviswbarzetoniejesttaki
złypomysł.MożenawetudajejsiędowiedziećodMolly,czyTheopodejrzewająwsprawiezniknięcia
Dale’a.Choćpewniebyłynatomałeszansę,skoroMollyszalałazpowoduTheo,niezależnieodtego,co
facetzrobiłnietak.Lenamiaławrażenie,żetylkowziąłmalakserdopracy.Należałowspółczuć
przyjaciółkomwkłopotach,byłytojednak,cokolwiekbymówić,ichkłopoty,aprzyjaciółkiLeny,z
Mollynaczele,bywałylekkostuknięte.

Wknajpieroiłosięodsinglipodwudziestceitrzydziestce.Wyczuwałosiędesperackąenergię,

iskrzącąwcałymmrocznympomieszczeniu,jakbysamotnośćmiałaładunekujemny,aseksładunek
dodatni,ijakbyktośstykałobakablezesobąnadwiadrembenzyny.Byłtoskutekświątecznegocyklu
złamanychserc,któryrozpoczynałsięodmłodychmężczyzn.

Brakowałoimsilniejszejmotywacjidozmianwżyciu,więczrywalizaktualnymidziewczynami,by

niekupowaćimgwiazdkowychprezentów.Zrozpaczonekobietydąsałysięprzezparędni,jadłylodyi
niedzwoniłydorodziny,ale,gdyperspektywasamotnegoBożegoNarodzeniaiSylwestrastawałasię
corazbliższa,gromadniewaliłydo„GłowyŚlimaka”wposzukiwaniutowarzysza,dosłowniedowolnego
towarzysza,zktórymmogłybyspędzićświęta.Całanaprzódizapomnijmyoprezentach.Zkoleisamotni
mężczyźnizPineCove,byokazaćswojąnowozdobytąwolność,przychodzilido„Ślimaka”ikorzystaliz
awansówodrzuconychkobiet.Byłatomałomiasteczkowa,seksualnagrawkrzesełkadowynajęcia,w
którąbawionosiędomelodiiCichejnocy.Każdyliczył,żepopijanemuwpadniewjakieśprzytulne
ramiona,zanimwybrzmiąostatniedźwięki.

Wydawałosięjednak,żewokółLenyiMollywytworzyłasięszklanakula,żadnaznichbowiemnie

brałaudziałuwzabawie.Choćobiebyływystarczającoatrakcyjne,żebyprzyciągaćuwagęmłodszych
mężczyzn,okrywałajewoalkadoświadczeniainiepodatnościnagładkiegadki.Widaćbyło,żetenetap
majązasobą.Prawdęmówiąc,budziłyprzerażenieadoratorówze„Ślimaka”,zwyjątkiemtych
najbardziejzalanych,afakt,żepiłydietetycznącolębezżadnychdodatków,odstraszałtakżepijaków.
MollyiLena,pomimoswoichproblemów,zabiływsobiesmokiświątecznejrozpaczy-zresztąwłaśnie
stądwziąłsiępomysłświątecznegoprzyjęciadlasamotnych.Obiekobietymiałyinne,indywidualne
obawy.

-Kanapkizmielonką-powiedziałaMavisWielkachmuradymuoniskiejzawartościsubstancji

smolistychowiałaLenęiMollywrazztymisłowami.WKaliforniipaleniewbarachbyłoodlat
zakazane,Mavisjednaklekceważyłaprawoorazwładze(TheopilusaCrowe’a)ipaliładalej.-Ktonie
lubimielonkiwbułce?

-Mavis,toBożeNarodzenie-odparłaLena.
Jakdotąd,Mavisproponowałatylkomiękkieipłynneprzekąski.Lenapodejrzewała,żeMavisznowu

zgubiłasztucznąszczękęidlategooptowałazadaniami,któredasiępogryźćzapomocąsamychdziąseł.

-Notozpiklami.Czerwonysos,zielonepikle,świątecznyklimat.
-Chodzimioto,czyniepowinnyśmyzrobićnaświętaczegośfajnego?Nietylkobułkizmielonką?

background image

-Zapięćdolcównagłowę?Mówiłam,żegrilltojedynysposób,żebyichwszystkichnakarmić.-

MavispochyliłasiękuMolly,któramruczałacośwściekłymtonemdokosteklodu.-Alenajwyraźniej
wszyscyuważają,żebędziepadać.Takjakbykiedykolwiekwgrudniupadało.

Mollypodniosławzrokicichowarknęła,apotemspojrzałanaekrantelewizorazaplecamiMavisi

pokazałagopalcem.Dźwiękbyłwyłączony,pokazywanojednakmapępogodowąKalifornii.Mniej
więcejtysiąctrzystakilometrówodwybrzeżawidniaławielkaplamakoloru,wirującawrytmie
zmieniającychsięzdjęćsatelitarnych,cowyglądałotak,jakbybarwnaamebamiałaladachwila
pochłonąćokolicezatoki.

-Tonictakiego-stwierdziłaMavis.-Nawetnienadadzątemuimienia.Gdybytobyłocośtakiego,

jaknaBermudach,miałobyimięjużoddwóchdni.Awiecie,dlaczego?Botutajonenigdyniedocierają
dobrzegu.TasukaskręciwprawostomilodWyspyAnacapa,poleciwdółizwalisięnaJukatan.Amy
tymczasemniebędziemymoglimyćsamochodówzpowodususzy.

-Deszczpowstrzymaprzynajmniejatakipustynnychpiratów-powiedziałaMolly,gryząckostkęlodu.
-Hę?-spytałaLena.
-Co,kurde,mówiłaś?-Mavisdostroiłaaparatsłuchowy.
-Nic-odparłaMolly.-Acomyślicieolazanii?Wiecie,pieczywoczosnkowe,trochęsałatki.
-Tak,pewniedasięzrobićzapięćdolcównagłowę,jeślizrezygnujemyzsosówisera-stwierdziła

Mavis.

-Lazaniębymsobieodpuściła,toniejestspecjalnieświątecznapotrawa-powiedziałaLena.
-MogłybyśmypodaćjąwrondlachzMikołajem-podsunęłaMolly.
-Nie!-warknęłaLena.-ŻadnychMikołajów!Możebyćbałwanekczycoś,ależadnychpieprzonych

Mikołajów.MaviswyciągnęłarękęipoklepaładłońLeny.

-Mikołajniejednejznaswyciąłnumer,kiedybyłyśmymałe,skarbie.Alekiedyzaczynającirosnąć

wąsy,trzebazapomniećotychbzdurach.

-Nierosnąmiwąsy.
-Używaszwosku?Bonicniewidać-powiedziałaMolly,starającsięokazaćwsparcie.
-Niemamwąsów-odparłaLena.
-Myślisz,żetoźlebyćMeksykanką?Rumunkizaczynająsięgolićwwiekudwunastulat-wtrąciła

Mavis.Lenaskorzystałazokazji,byoprzećłokcienastoleichwycićsięgarściamizawłosy.Pochwili
zaczęłajeciągnąć,powoliijednostajnie,bypodkreślićswojesłowa.

-Co?-spytałaMavis.
-Co?-spytałaMolly.
Nachwilęzapadłokrępującemilczenie.Byłosłychaćtylkostłumionyrytmszafygrającejwtleicichy

gwargłosówludzi,kłamiącychsobienawzajem.Trzykobietyrozglądałysiędookoła,bynicniemówić,a
potemodwróciłysięwstronęwejścia.VanceMcNally,starszysanitariuszzPineCove,wszedłdośrodka
iwydałzsiebieprzeciągłe,chrapliwebeknięcie.

Vancebyłpopięćdziesiątceiuważałsięzapodrywaczaorazbohatera,chociażwistociebyłtrochę

głupkiem.Jeździłkaretkąjużodponaddwudziestulatinicniesprawiałomutakiejfrajdy,jak
przynoszeniezłychwieści.Dziękitemuczułsięważny.

-Słyszeliście,żepatroldrogowyznalazłpickupaDale’aPeatsona,zaparkowanegowBigSurprzy

skaleLimęKiln?Wyglądanato,żełowiłrybyispadł.Przeztensztormidzietakafala,żenigdygonie
znajdą.Theoprowadzitamterazdochodzenie.

Lenaopadłanabarowystołek,poczymznówsiępodniosła.Byłapewna,żewszyscywbarze,a

przynajmniejmiejscowi,patrząnanią,bysprawdzić,jakzareaguje.Pozwoliła,bydługiewłosyopadły
jejwokółtwarzy,ukrywającjąprzedspojrzeniami.

-Notozrobimylazanię-powiedziałaMavis.
-AlebezpieprzonychrondlizMikołajami!-warknęłaLena,niepodnoszącwzroku.

background image

Mavissprzątnęłazbaruobaplastikowekubki.
-Wnormalnychokolicznościachprzestałabymwarapodawaćalkohol.Alewtejsytuacjiwydajemi

się,żepowinnyściewłaśniezacząćpić.

background image

MIEJSCOWIFACECIMIEWAJĄPRZEBŁYSKI

Wczwartkowyporanekwieśćnabrałaoficjalnegocharakteru:DalePearson,wrednydeweloper,

zostałuznanyzazaginionego.TheoCrowesprawdzałwielkiego,czerwonegopickupazaparkowanego
nadgrzmiącymPacyfikiemprzyskaleLimęKilnwparkuprzyrodniczymBigSurponadPineCove.Wtej
okolicynakręconopołowęreklamsamochodównaświecie-wszelkiewozy,odminivanówzDetroitpo
niemieckieluksusowelimuzyny-filmowano,jakjeżdżąpoklifachBigSur,jakbywystarczyłopodpisać
dokumentykredytowe,byżyciezmieniłosięwdrogęnadspienionymifalamiuderzającymio
majestatyczneurwiska,wiodącąkusłodkiemulenistwuibogactwu.Zaparkowanynadmorzemwielki
czerwonysamochódDale’aPearsonafaktyczniewyglądałbeztroskoidostatnio,choćnalakierze
tworzyłasięwarstewkasoliiodnosiłosięwrażenie,żewłaścicielazmyłafala.Theożyczyłsobie,żeby
takwłaśniebyło.Patroldrogowy,któryznalazłpickupa,zgłosiłtojakowypadek.Nakamieniachleżała
wędkadomorskichpołowów,dogodnieoznaczonainicjałamiDale’a.Awpobliżuznalezionowyrzuconą
nabrzegczapkęMikołaja,którąostatnionosił.Natymwłaśniepolegałproblem.BetsyButler,laska
Dale’a,powiedziała,żetenwyszedłdwawieczorywcześniej,byzagraćMikołajawLożyCaribou,inie
wróciłdodomu.KtojeździłnarybywśrodkunocywczapceMikołaja?Jasnasprawa,wedługinnych
członkówCaribou,Dale„trochęwypił”ibyłtrochęzakręconypokonfrontacjizbyłążoną,alechybanie
postradałzmysłówdoreszty.PokonywanieklifówprzyskaleLimęKiln,bydostaćsiędowody,
stanowiłoogromneryzykonawetzadnia.Niemożliwe,byDalepróbowałtozrobićwśrodkunocy.(Theo
potknąłsięiześlizgnąłpięćmetrówwdół,zanimzdołałsięzatrzymać,nadwerężającsobieprzytym
grzbiet.Jasne,żebyłtrochęnaspawany,alezdrugiejstrony,Dalebyłtrochępijany).Facetzpatrolu,
którybyłobciętynajeżaiwyglądałnajakieśdwanaścielat-jakbyuciekłzjednegozfilmówohigienie,
któreTheooglądałwszóstejklasie-DlaczegoMaryniechcewejśćdowody?-przekazałmuswój
raport,poczymwsiadłdoradiowozuiodjechałwzdłużwybrzeżadohrabstwaMonterey.Theowróciłi
znowuobejrzałciężarówkę.

Wszystko,cobyćwniejpowinno-trochęnarzędzi,czarnalatarkaMaglite,paręopakowańzbarów

szybkiejobsługi,drugawędka,tubazplanamidomów-było.Tego,czegobyćniepowinno-
zakrwawionychnoży,łusek,odciętychkończyn,śladówśrodkówmyjącychposprzątaniu-niebyło.
Wyglądałototak,jakbyfacettampodjechał,zszedłzklifuizostałporwanyprzezmorze.Aletakbyćpo
prostuniemogło.MożeiDalebyłzłośliwy,szorstki,anawetgwałtowny,aleniebyłgłupi.Jeśli
dokładnienieznałtopografiitychklifówiniemiałlatarki,nigdyniedotarłbynadółpociemku.Ajego
latarkawciążleżaławsamochodzie.

Theożałował,zenieprzeszedłlepszegoszkoleniawzakresiedochodzeńnamiejscuprzestępstwa.

Wiedzęnatentematczerpałgłównieztelewizji,aniezakademii,wktórejspędziłraptemosiemtygodni
piętnaścielattemu,kiedyskorumpowanyszeryf,znalazłszyjegoprywatnepoletkotrawki,wmanewrował
gowfunkcjęposterunkowegowPineCove.Odczasówakademiiniemalkażdemiejsceprzestępstwa,na
jakiesięnatknął,byłonatychmiastprzekazywaneszeryfowialbopatrolowidrogowemu.Wkabinie

background image

pickupaszukałczegoś,comogłobystanowićposzlakę.Jedynąrzeczą,któramogławydawaćsiętrochę
nienamiejscu,byłaodrobinapsiejsierścinazagłówku.Theoniepamiętał,czyDalemiałpsa.Włożył
kłaczkisierścidofoliowejtorebkiizadzwoniłzkomórkidoBetsyButler.Pogłosieniewydawałasię
szczególniezałamanazniknięciemDale’a.

-Nie,Dalenielubiłpsów.Kotówteżnielubił.Wolałraczejkrowy.
-Lubiłkrowy?Możemaciekrowę?Czytomożebyćkrowiasierść?
-Nie,onlubiłjejeść,Theo.Dobrzesięczujesz?
-Nie,przepraszam,Betsy.-Abyłtakipewien,żeniemówijaknaspawany.
-Toco,dostanępickupa?Toznaczy,przywiezieciegotu?
-Niemampojęcia-odparłTheo.-Odholujągonaparkingpolicyjny.Niewiem,czywydadzągo

tobie.Muszękończyć,Betsy.

Zamknąłtelefon.Molebyłpoprostuzmęczony?OstatniejnocyMollykazałamuspaćnakanapie,

wspominająccośojegocechachmutanta.Nawetniewiedział,żelubiłatenmalakser.Napewnopoznała,
żepaliłtrawkę.ZnowuotworzyłtelefonizadzwoniłdoGabe’aFentona.

-Hej,Theo.Niewiem,comituprzyniosłeś,aletoniesąwłosy.Niepaląsięaninietopiąicholernie

ciężkojeprzeciąćalbozłamać.Dobrze,żewyrwanojewcałości.

Theoażsięskulił.Niemalzapomniałostukniętymblondynie,któregoprzejechał.
Wzruszyłramionami,gdyotympomyślał.
-Gabe,maminnewłosy,naktóremógłbyśrzucićokiem-powiedział.
-O,mójBoże,Theo,przejechałeśjeszczekogoś?
-Nie,nikogonieprzejechałem.Kurde,Gabe.
-Dobra,będętuprzezcałydzień.Właściwietoiprzezcałąnoc.Toniejesttak,żemamdokądiść.

Albożekogośobchodzi,czyżyję,czyumarłem.Toniejesttak...

-Dobra.Jużjadę.
WbiurzeDomyWśródSosenznajdowałosiędwóchmężczyznitrzykobiety,wtymLena,gdydo

środkawszedłTuckerCase.Kobietynatychmiastsięnimzainteresowały,amężczyźninatychmiast
zapałalidońniechęcią.ZTuckiemzawszetaktowyglądało.Pobliższympoznaniukobietyzaczęłybygo
lekceważyć,amężczyźninadalbygonielubili.

Ogólniebiorąc,byłnudziarzemowyglądziefajnegogościa-albojedno,albodrugiedziałałonajego

niekorzyść.

PomieszczenieprzypominałostajniępełnąbiurekiTuckpodszedłprostodobiurkaLenyztyłu.Po

drodzeuśmiechałsiędopracownikówbiuraikiwałimgłową,aoniodpowiadalinikłymiuśmiechami,
starającsięniewyszczerzać.Byliwykończenipokazywaniemnieruchomościświątecznymturystom,
którzynieprzeprowadzilibysiętutaj,nawetgdybywtymmiasteczku-zabawcektośdałimpracę.Po
prostunieudałoimsięzaplanowaćżadnychatrakcji,zabieraliwięcdzieciakinaporywającypokaz
robieniapośrednikawjajo.TakprzynajmniejgłoszonopodczaszebrańagentówsieciMLS.

LenanapotkałaspojrzenieTuckaiinstynktowniesięuśmiechnęła,poczymściągnęłabrwi.
-Coturobisz?
-Pomyślałemolanczu?Ty.Ja.Jedzenie.Rozmowa.Muszęcięocośspytać.
-Myślałam,żemiałeślatać.
TuckniewidziałjeszczeLenywbiurowymstroju-praktycznaspódnicaibluza,odrobinatuszui

szminki,włosyspiętelakierowanymipałeczkami,atuiówdzieparęluźnychkosmykówokalających
twarz.Podobałomusię.

-Latałemcałerano.Pogodasiępsuje.Nadciągasztorm.-Miałwielkąochotęwyciągnąćtepałeczkii

rzucićjenabiurko,anastępniepowiedziećjej,conaprawdęczuje,aczułsporepodniecenie.-
Moglibyśmyzjeśćchińszczyznę-dorzucił.

Lenawyjrzałaprzezokno.Niebonadsklepamipodrugiejstronieulicynabierałociemnoszarej

background image

barwy.

-WPineCoveniemachińskiejknajpy.Pozatymjestemzarobionapouszy.Zajmujęsięwynajmem

nieruchomościnaświęta,amamywigilięWigilii.

-Moglibyśmyskoczyćdociebienaszybkilancz.Niemaszpojęcia,jakipotrafiębyćszybki,kiedysię

postaram.Lenaspojrzałazajegoplecynaswoichwspółpracowników,którzy,masięrozumieć,gapilisię
naniąjakjedenmąż.

-Otochciałeśmniespytać?
-O,nie,nie,jasne,żenie.Niechciałem...toznaczychciałem,tak...alejestcośjeszcze.-TerazTuck

czuł,żenaniegopatrzą,żenasłuchują.PochyliłsięnadbiurkiemLeny,bysłyszałagotylkoona.-
Powiedziałaśrano,żetenposterunkowy,któryjestmężemtwojejprzyjaciółki,mieszkawdomkuna
skrajurancza.Toniejesttowielkieranczonapółnocodmiasta,prawda?Lenawciążpatrzyłazaniego.

-Owszem,ranczoBeer-Bar.NależydoJimaBeera.
-Aprzydomkustoistarywózmieszkalny?
-Tak,kiedyśnależałdoMolly,aleterazmieszkająrazemwdomku.Aco?
Tuckwyprostowałsięiuśmiechnął.
-Notoniechbędąbiałeróże-powiedziałprzesadniegłośnonaużytekpubliczności.-
Niewiedziałem,czybędąodpowiednienaświęta.
-Hę?-zdziwiłasięLena.
-Dozobaczeniawieczorem-dodałTuck.
Pochyliłsięipocałowałjąwpoliczek,poczymwyszedłzbiura,uśmiechającsięzewspółczuciem

dowykończonychpracowników.

-Wesołychświątwszystkim-powiedział,machającimspoddrzwi.
Pierwsząrzeczą,jakązauważyłTheopowejściudodomkuGabe’aFentona,byłyterrariazmartwymi

szczurami.Samicabiegałapośrodkowejklatce.Węszyła,podskakiwałaiwydawałasięposzczurzemu
szczęśliwa,alepozostałegryzonie,samce,leżałynagrzbietachzłapkamiskierowanymiwsufit,niczym
plastikoweżołnierzykinamakieciepobojowiska.

-Jaktosięstało?
-Niczegosięnienauczyły.Kiedyskojarzyłyporażeniezseksem,zaczęłoimsiętopodobać.
TheopomyślałoswojejrelacjizMollywciągukilkuostatnichdni.Wyobraziłsobiesiebiesamego

wpoziemartwegoszczura.

-Czyliraziłeśjeprądem,ażzdechły?
-Musiałemutrzymywaćparametryeksperymentunastałympoziomie.
Theozpowagąpokiwałgłową,jakbydoskonalerozumiał,choćtoniebyłoprawdą.
PodbiegłSkinneriwalnąłgozbańkiwudo.Theopodrapałpsawucho,bygopocieszyć.
SkinnermartwiłsięoFacetaodżarciailiczył,żeZastępczyFacetodŻarciadamujednąztych

smakowiciepachnącychbiałychwiewiórekzklateknastole,skoropodstawowyFacetodŻarcia
najwyraźniejskończyłjużjegotować.Tapokusadrażniłagotaksamo,jakwtedy,kiedytendzieciakna
plażyudawał,żerzucapiłkę,awcalenierzucał.Apóźniejznówudawał,żerzuca,iwcalenierzucał.
Skinnerpoprostumusiałprzewrócićdzieciakaiusiąśćmunatwarzy.Jejku,alemuwtedynawymyślano
odniedobrychpsów.Nicniebolałobardziejniżsłuchanietakichobelg,aleSkinnerwiedział,żejeśli
FacetodŻarciadalejbędziegodrażniłbiałymiwiewiórkami,zostaniezmuszonygoprzewrócićiusiąść
munatwarzy,amożenawetzrobićkupędojegobuta.Oj,alezemnieniedobrypies.Nie,zaraz,
ZastępczyFacetodŻarciadrapałgowuszy.O,jakietoprzyjemne.Poczułsiędobrze.Takipsixanax.

Już,nieważne.TheopodałGabe’owifoliowątorebkęzwłosami.
-Cotozatłustasubstancjawtorebce?-spytałGabe,oglądającpróbkę.
-Resztkichipsówziemniaczanych.Totorebkapomoimwczorajszymdrugimśniadaniu.
Gabeskinąłgłową,apotempopatrzyłnaTheotakimwzrokiem,jakimwtelewizjikoronerpatrzy

background image

zwyklenagliniarza-cośwstylu:„Tymatole,niewiesz,żezanieczyszczaszdowodyjużprzezto,że
oddychasz,ajapoczułbymsięznacznielepiej,gdybyśwogóleprzestał?”.

Zaniósłtorebkędomikroskopunablacie,wyjąłwłosyiwsunąłjedopudełeczkazpokrywką,które

następniewłożyłpodmikroskop.

-Proszę,niemów,żetoniedźwiedźpolarny-powiedziałTheo.
-Nie,aleprzynajmniejzwierzę.Zdajesię,żemacharakterystycznyzapachśmietanyicebuli.-Gabe

odsunąłsięodmikroskopuiuśmiechnąłdoposterunkowego.-Tylkosięztobądrażnię.-Szturchnął
kumplawramięiznowuspojrzałwmikroskop.-Oho,brakrdzeniainiskadwójłomność.

-Oho-powtórzyłjakechoTheo,bezpowodzeniastarającsiędaćponieśćemocjomzpowodu

niskiejdwójłomności.

-Muszęsprawdzićbazędanychwłosówwsieci,alezdajesię,żetoznietoperza.
-Jestotymbazadanych?Włosynietoperzykropkacom?
-Wiesz,takicelprzyświecałpowstaniuInternetu.Tomiałbyćsystemudostępnianiadanych

naukowych.

-Aniedostarczaniaviagryipornosów?-spytałTheo.
MożezGabemwszystkobędziewporządku,pomyślał.
Gabepodszedłdokomputeranabiurkuizacząłprzewijaćkolejneekranypełnezdjęćowłosienia

ssaków,ażznalazłjedno,któremusięspodobało.Następniewróciłdomikroskopuijeszczerazspojrzał
wokular.

-No,Theo,trafiłeśnazagrożonygatunek.
-Niemożliwe.
-Skądto,dodiabła,masz?Rudawkawielka,nietoperzowocożernyzMikronezji.
-ZpickupamarkiDodge.
-Hmm,niewymieniajągotuwśródnaturalnychsiedlisk.TenpickupniebyłzaparkowanynaGuam,

co?

Theowyjąłzkieszenikluczykidosamochodu.
-Słuchaj,Gabe,muszęiść.Pójdziemywieczoremdo„Ślimaka”napiwo,co?
-Możemysięnapićteraz,jeślichcesz.Mamtrochępiwawlodówce.
-Powinieneśwyjść.Jateż.Dobra?-Theocofałsiędodrzwi.
-Dobra.Spotkajmysiętamoszóstej.MuszępodjechaćdoTaniegoMarketuporozpuszczalnikdo

superkleju.

-Pa.-Theozeskoczyłzgankuipognałdovolvo.

Skinnerzaszczekałzanimwrytmieczterynacztery.„Halo?Pysznebiałewiewiórki?
Ciąglewpudełku?Halo?Zapomniałeś?”.KiedyTheopodjechałpoddomLenyMarquez,stałtam

typowybiałysamochództaniejwypożyczalni(fordczort,pomyślałTheo).Poszukałwzrokiemnietoperza
zwieszającegosięzdachunadgankiem,alezwierzakaniebyło.Theojeszczenieprzetrawił
doświadczeniazwiązanegozprzejechaniemniezniszczalnegoblondyna,ajużrysowałasięprzednim
możliwośćstanięciatwarząwtwarzzmordercą.Nawszelkiwypadekzajrzałdodomuizabrałpistoletz
półkiwszafie,atakżekajdankizeszczebelkałóżka,gdzieMollyuwięziłago,kiedyjeszczezesobą
rozmawiali.(Byłaakuratnazewnątrz,zadomem,itrenowałabambusowymshinaidokendo,którego
używała,odkiedyzłamałaswójmiecz-wszedłiwyszedł,nienawiązujączniążadnegokontaktu).
Odpiąłteraznylonowąkaburęglocka,którąnosiłprzypiętąztyłudżinsów,izadzwoniłdodrzwi.

Drzwiotworzyłysię.Theokrzyknął,wyciągnąłpistoletiodskoczyłwtył.Zdrugiejstronyprogu

TuckerCaseteżkrzyknąłirzuciłsięwtył,zakrywająctwarzrękami.Jegonietoperzwydałzsiebiecichy

background image

skowyt.

-Nieruszaćsię-powiedziałTheo.Naszyiczułprzyspieszonypuls.
-Nieruszamsię,nieruszam.Ocotu,kurwa,chodzi?
-Mapannietoperzanagłowie!
-Tak,izatochcemniepanzastrzelić?
Nietoperz,którywielkimiczarnymiskrzydłamiowinąłgłowępilota,sprawiałwrażeniedużej,

skórzanejczapkizesterczącymirokezemsierści,którykończyłsiępsiąmordkązdużymiuszami,
szczekającąteraznaTheo.

-No,ee,nie.
Theoopuściłpistolet,czującsięterazlekkozmieszany.Wciążjednaktrwałwstrzeleckimprzysiadzie

igdyjużopuściłbroń,wyglądałjaknajchudszyzapaśniksumonaświecie.

-Mogęwstać?-spytałTuck.
-Jasne,chciałemtylkopogadaćzLeną.
TuckerCasebyłprzerażony,anietoperzopadłmunajednooko.
-Jestwbiurze.Jeślimapanbyćnahaju,możelepiejzostawićpistoletwdomu,co?
-Co?-TheopamiętałokroplachVisineiminęłojużwielegodzin,odkiedyodłożyłswojąfifkę.

Powiedział:-Niejestemnahaju.Odlatniebyłemnahaju.

-Taa,pewnie.Panieposterunkowy,możepanlepiejwejdzie.
Theowyprostowałsięistarałniesprawiaćwrażenia,żewidokfacetaznietoperzemnagłowie

skróciłjegożycieopięćlat.WszedłzaTuckeremCasemdokuchniLeny,gdziepilotzaprosiłgo,by
usiadłprzystole.

-No,panieposterunkowy,czymmogęsłużyć?
Theoniemiałpewności,czydobrzerobi,zamierzałbowiemrozmawiaćzLeną,aprzynajmniejz

obojgiemnaraz.

-No,jakpanpewniewie,wBigSurznaleźliśmysamochódbyłegomężaLeny.
-Pewnie,widziałemgo.
-Widziałpan?
-Ześmigłowca,jestemTuckerCase,pilotkontraktowyAgencjiAntynarkotykowej,pamiętapan?

Możepansprawdzić,jeślipanchce.Takczyowak,patrolowałemokolice.

-Naprawdę?
NietoperzpatrzyłnaTheo,któremutrudnobyłoprzeztozebraćmyśli.Nietoperznosiłmaleńkie

okularyprzeciwsłoneczne.Ray-Bany,Theopoznałpoznakufirmowymwrogujednegozeszkieł.

-Przepraszam,panie...ee,Case,mógłbypanzdjąćzwierzezgłowy?Onomniebardzorozprasza.
-On.
-Słucham?
-Tojeston.Roberto.Onnielubićświatło.
-Słucham?
-Pewienmójprzyjacieltakmawiał.Przepraszam.-TuckerCaseodwinąłnietoperzaiodłożyłgona

podłogę,azwierzakpajęczymkrokiempoczołgałsiędosalonu.

-Boże,możnadostaćgęsiejskórki.
-Tak,wiepan,jakiesądzieci.Cozrobić?-NatwarzyTuckaodmalowałsięolśniewającyuśmiech.-

Czyliznaleźliściepickupategofaceta?Alejegojużnie?

-Nie.Upozorowanototak,jakbyzmyłagofala,kiedyłowiłrybynaskałach.
-Upozorowano?Czylipodejrzewapan,żecośtuśmierdzi?-Tuckuniósłbrwi.
Theopomyślał,żepilotpowinientraktowaćtopoważniej.Nadeszłaporanawytoczeniearmat.
-Tak,popierwsze,wewtorekwieczoremniewróciłdodomuzprzyjęciaświątecznegodla

członkówCaribou,gdziewygłupiałsięjakoMikołaj,Niktnieidziewędkowaćwmorzuwśrodkunocy

background image

wstrojuMikołaja.Znaleźliśmymikołajowączapkę,ajaznalazłemsierśćmikronezyjskiegonietoperza
owocożernegonazagłówkuwsamochodzie.

-No,tocidopierozbiegokoliczności.Kurde,pewniepannabrałpodejrzeń,co?-
TuckerCasewstałipodszedłdoblatu.-Kawy?Właśniezaparzyłem.
Theoteżwstał,boniechciał,bypodejrzanyuciekł.Amożechciałpokazać,żejestwyższy,bo

wydawałomusię,żetojegojedynaprzewaganadtympilotem.

-Tak,topodejrzane.Pozatym,wewtorekwieczoremrozmawiałemzdzieciakiem,którypowiedział,

żewidziałkobietę,którałopatązabiłaŚwiętegoMikołaja.Wtedynicsobieztegonierobiłem,aleteraz
myślę,żemożedzieciaknaprawdęcoświdział.

TuckerCasebyłzajętywyjmowaniemfiliżanekzszafkiimlekazlodówki.
-Więcpowiedziałpantemudzieciakowi,żeMikołajaniema,tak?
-Niepowiedziałem.
TeraztamtenodwróciłsięzdzbankiemkawywręceipopatrzyłnaTheo.
-Wiepan,żeMikołajaniema,prawda,panieposterunkowy?
-Toniesążarty-odparłTheo.
Niecierpiałtakichsytuacji-toonpowinienzgrywaćcwaniakawobecwładz.
-Ześmietanką?
Theowestchnął.
-Tak.Izcukrem,proszę.
Tuckskończyłprzygotowywaćkawę,przyniósłfiliżankinastółiusiadł.
-Słuchaj,rozumiem,doczegozmierzasz,Theo.Mogęcimówićpoimieniu?
Theoskinąłgłową.
-Dzięki.Takczysiak,Lenabyłazemnąwewtorekwnocy.Całąnoc.
-Naprawdę?WidziałemLenęwponiedziałek.Niewspominałaotobie.Gdziesiępoznaliście?
-WTanimMarkecie.ByłaMikołajemzArmiiZbawienia.Wydałamisięatrakcyjna,więc

zaproponowałemspotkanie.Noizaskoczyło.

-MaszzwyczajumawiaćsięzMikołajamizArmiiZbawienia?
-Lenamówiła,żejesteśżonatyzgwiazdąekranu,niejakąKendrą,WojownicząLaskązPustkowi.
Theoomalniebryzgnąłkawąprzeznos.
-Tobyłabohaterka,którągrała.
-Tak.Lenamówi,żetoczasemniejestdokońcajasne.Chodzimioto,żemiłośćmożnaznaleźć

wszędzie.

Theoskinąłgłową.Tak,tobyłaprawda.Zanimodpłynąłwtęsknystanumysłu,przypomniałsobie,że

tenfacetwpośrednisposóbatakujejegokochanąkobietę.

-Ej-powiedział.
-Wporządku?Kimjestem,żebyoceniać?Ożeniłemsięzwyspiarskądziewczyną,któraniewidziała

kanalizacji,dopókinieprzywiozłemjejdoStanów.Niewyszło...

-Sierśćnietoperzawpickupie-przerwałTheo.
-Tak,wiedziałem,żedotegowrócisz.No,ktowie?Robertocojakiśczaslatagdzieśsam.Może

spotkałtegoDale’a.Możezaiskrzyło.Wiedz,żemiłośćmożnaznaleźćwszędzie.

Chociażwątpię.PodobnotenDaletobyłkawałdrania.
-Sugerujesz,żetwójnietoperzmógłmiećcośwspólnegozezniknięciemDale’aPearsona?
-Nie,durniu,sugeruję,żemójnietoperzmógłmiećcośwspólnegozsierściąnietoperza.Przytwojej

umiejętnościobserwacji,godnejSherlockaHolmesa,możezauważyłeś,żejestniącałypokryty.

-Niedowiary,żejesteśgliną-odparłTheo,któregoogarnąłterazprawdziwygniew.
-Niejestemgliną.LatamtylkośmigłowcemdlaAgencjiAntynarkotykowej.
Zatrudniająmniewsezonie,azbliżasięczaszbiorówwBigSuriokolicach,więcjestemtuilatam,

background image

szukającwlesieskrawkówzieleni,aagenciztyłupatrząnaniewpodczerwieniizapisująwszystkow
dżipiesach,żebyuzyskaćkonkretnenakazy.I,facet,naprawdędobrzepłacą.„Vivewalkaznarkotykami!”,
mawiam.Alenie,niejestemgliną.

-Takprzypuszczałem.
-Zabawne,żenauczyłemsięzpowietrzarozpoznawaćodpowiedniodcieńzieleni,apodczerwień

zwyklepotwierdzamojepodejrzenia.Dziśranozauważyłemmniejwięcejstumetrowepolemarihuanytuż
przypółnocnejgranicyranczaBeer-Bar.Wiesz,gdzietojest?

Theopoczuł,żewjegogardlepowstajebryławielkościjednegozezdechłychszczurówGabe’a.-

Tak.

-Facet,tomnóstwotrawki,nawetjaknastandardyuprawkomercyjnych.Podpadapodciężkie

przestępstwo.Zawróciłemśmigłowieciodleciałem,niepokazującgoagentowi,alekiedypogoda
pozwoli,możemytamwrócić.Zbliżasięburza,wiesz?Robertoijapodjechaliśmytampopołudniu,żeby
sięupewnić.Myślę,żezawszemogępokazaćtoagentowijutro.-TuckerCaseodstawiłkawę,podparł
sięłokciamiiprzechyliłgłowę,jakbybyłuroczymdzieckiemzreklamypłatkówśniadaniowych,
osiągającymwłaśniecukrowąnirwanę.

-Trudnopanapolubić,panieCase.
-Rany,szkoda,żemnieniewidziałeśprzedmoimnawróceniem.Wtedynaprawdębyłemdupkiem.

Właściwieterazzrobiłemsiębardzosympatyczny.Przyokazji,widziałemtwojążonę,jaktrenujeprzed
domem.Bardzoładna.Tegomieczamożnasiętrochęprzestraszyć,alepozatymbardzoładna.

Theowstał,czująclekkiezawrotygłowy,jakbyoberwałskarpetąwypełnionąpiaskiem.
-Lepiejjużpójdę.
TuckerCasepołożyłrękęnaramieniuTheo,odprowadzającgododrzwi.
-Pewniewtonieuwierzysz,Theo,alejestempewien,żewinnychokolicznościachzostalibyśmy

przyjaciółmi.Imusiszzrozumieć,żenaprawdębardzo,bardzochcę,żebymizLenąwyszło.Mam
wrażenie,żespotkaliśmysięwdobrymmomencie,dokładniewewłaściwejsekundzie,żepozbierałem
sięporozwodzieibyłemgotówznówkochać.Noimiłomiećkogorżnąćpodchoinką,niesądzisz?To
wspaniałakobieta.

-LubięLenę-stwierdziłTheo.-Aletyjesteśpsychopatą.
-Takmyślisz?-spytałTuck.-Naprawdęstarałemsiębyćbardziejpomocny.

background image

MIŁOŚĆWYKOPANANABRUK

Cozrobiłeś?-spytałaLena,poczymdodała:-Izdejmijsobiezgłowytegonietoperza.Niemogę

znieśćczapki,którapatrzynamniewtakisposób.

-Wjakisposób?
-Niezmieniajtematu.ZaszantażowałeśTheoCrowe’a?
Chodziławtęizpowrotempokuchni.Tucksiedziałprzyblacie,ubranywkoszulę,którapasowała

donietoperzanagłowieipodkreślałamorskąbarwęjegooczu.Nietoperzniemiałprzynajmniej
okularówprzeciwsłonecznych.

-Niedokońca.Niczegoniepowiedziałemwprost.Domyśliłsię,żebyłemwpickupietwojego

byłegomęża.Wiedział.Aterazpoprostuzapomni.

-Niekoniecznie.Możemawsobietrochęgodności,wprzeciwieństwiedoniektórych.
-Hej,hej,hej.Niewysuwajmytuoskarżeń.MojaeksdobrzesobieżyjenaKajmanachzpieniędzy,

któreuczciwieukradłemodtegoswojegolekarza,przemytnikaorganów.Atwójeks,muszęci
przypomnieć...

-ŚmierćDale’atobyłwypadek.Wszystko,codziejesięodtamtejpory,całetoszaleństwo,totwoja

sprawka.Wkroczyłeśwmojeżyciewnajgorszymmożliwymmomencie,jakbyśodpoczątkumiałplan,a
potemsprawycorazbardziejwymykałysięspodkontroli.

Terazszantażujeszmoichprzyjaciół.Tucker,czytyjesteśchorynaumyśle?
-Jasne.
-Jasne?Takpoprostu?Jasne,jesteśchorynaumyśle?
-Każdyjest.Jeślimyślisz,żetenczytamtenniejestwariatem,toznaczy,żemałoonimwiesz.

Najważniejsze,szczególniewnaszejsytuacji,jestznalezieniekogoś,kogoszaleństwopasujedotwojego.
Takjakbyłoznami.-Posłałjejuśmiech,którywzamyślemiałbyćczarujący,cojednakbyłoutrudnione,
jednocześniebowiempróbowałwyplątaćpazurekRobertazeswoichwłosów.

Lenaodwróciłasięodniegoioparłaoblatprzedzmywarką,chcącwziąćsięwgarśćprzedtym,co

musiałazrobić.Niestety,Tuckwłaśniewłączyłurządzenieiparazotworuwentylacyjnegoprzenikała
przezjejcienkąspódnicę,przezcoczułasięzbytwilgotna,bywyrazićświęteoburzenie.Odwróciłasię
napięciezmocnympostanowieniem,jednocześniepozwalając,byparazezmywarkileciałajejnatyłek,
gdywygłaszałaswojeoświadczenie.

-Słuchaj,Tucker,jesteśbardzoatrakcyjnymmężczyzną...-Przerwałaiwzięłagłębokiwdech.
-Niemożliwe.Zrywaszzemną?
-Ilubięcię,pomimozaistniałejsytuacji...
-O,jasne,niechceszmiećnicwspólnegozatrakcyjnymfacetem,któregolubisz,Bożebroń...
-Zamknijsię,dobra?
Nietoperzszczeknął,słyszącjejton.
-Tyteż,futrzaku!Słuchaj,możewinnymczasieiwinnymmiejscu.Aletyzabardzo...jazabardzo...

poprostuzbytłatwoakceptujeszróżnerzeczy.Potrzebuję...

background image

-Swoichlęków?
-Mógłbyśpozwolićmiskończyć?
-Jasne,śmiało.-Skinąłgłową.
Nietoperz,któryterazsiedziałmunaramieniu,teżskinął.Lenamusiałaodwrócićwzrok.
-Ibojęsiętegotwojegonietoperza.
-Nowiesz,dobrze,żegonieznałaś,kiedyjeszczeumiałmówić.
-Won!Tucker!Musiszodejśćzmojegożycia.Nieradzęsobieztymwszystkim.Nieradzęsobiez

tobą.

-Aleseksbyłświetny,był...
-Zrozumiem,jeślizechceszzgłosićsiędowładz...możenawetsamadonichpójdę...
aletopoprostuniejestwporządku.
TuckerCasezwiesiłgłowę.NietoperzowocożernyRobertozwiesiłgłowę.TuckerCasespojrzałna

nietoperza,któryzkoleispojrzałnaLenę,jakbychciałpowiedzieć:„No,mamnadzieję,żejesteś
zadowolona.Złamałaśmuserce”.

-Wezmęswojerzeczy-powiedziałTuck.
Lenapłakała.Niechciałapłakać,alepłakała.Patrzyła,jakTuckzbieraswojerzeczyipakujedo

lotniczejtorby.Zastanawiałasię,jakimcudemnarozrzucałichtylepojejdomuwzaledwiedwadni.
Mężczyźni.Zawszezaznaczająterytorium.Zatrzymałsięprzydrzwiachiobejrzałprzezramię.

-Niezgłoszęsiędowładz.Nieijuż.
Lenapotarłaczoło,jakbybolałajągłowa,aletaknaprawdęchciałaukryćłzy.
-Dobra.
-Notoidę...
-Zegnaj,Tucker.
-Niebędzieszmiałanikogo,zkimmogłabyśsiękochaćpodchoinką...
Podniosławzrok.
-Kurde,Tuck.
-Dobra,jużidę.-Iposzedł.
LenaMarquezweszładosypialni,byzadzwonićdoswojejprzyjaciółkiMolly.Możejeśliwypłacze

sięprzyjaciółceprzezsłuchawkę,przywrócijejtopoczucienormalnościwżyciu.

KwaśneŚwirki?CynamonoweWstręduchy?CzyGumoweGnomy?MamaSamaAppfebauma

wybierała„dobry”cabernetwprzystępnejcenie,aSammógłsobiewziąćcośzpółkizesłodyczamiw
sklepie„Przynęty,SprzętWędkarskiiDobreWinauBrine’a”.

OczywiścieGnomywystarcząnadłużej,miałyjednaknudnąjabłkowąnutę,podczasgdyŚwirki

charakteryzowałysięintensywnieowocowymbukietemidośćmocnymposmakiem.

CynamonoweWstręciuchymiałybogatynosidośćostrysmak,aleichkształt,przypominający

maleńkich,dyplomowanychksięgowych,zdradzałmieszczańskiepochodzenie.

Samuczyłsięwiniarskiegojęzyka.Miałsiedemlatibardzolubiłdenerwowaćdorosłychtakim

słownictwem.ChanukawłaśniedobiegłakońcaiprzezostatnitydzieńwdomuSamaodbyłosiękilka
kolacji,podczasktórychwielerozmawianoowinach.Samzradościąwprawiłwosłupieniewszystkich
krewnychprzystole,oznajmiającpobłogosławieństwie,żeporzeczkowyManischewitz(jedynewino,
któregopozwolonomuskosztować)to„mocnotaninoweczerwoneszczyny,choćniebezuroczej
maślanejnutypelargonii”.(Ztegopowodukolacjękończyłwswoimpokoju,alewinonaprawdębyło
mocnotaninowe.Kołtuneria).

-Należyszdonaroduwybranego?-rozległsięczyjśgłospowyżej,poprawejstroniechłopca.-

ZniszczyłemKanaanitów,żebytwójludmiałgdziemieszkać.

Podniósłwzrokizobaczyłubranegowczarnypłaszczmężczyznęodługichjasnychwłosach.Sama

przeszedłdreszcz,zupełniejakbypolizałbaterię.Tobyłtenfacet,którytakbardzoprzestraszyłjego

background image

przyjacielaJosha.Rozejrzałsięizobaczył,żemamastoiztyłusklepuzpanemMastersonem,
właścicielem.

-Mogęjekupićzato?-spytałmężczyzna.Wjednejdłonimiałtrzybatoniki,awdrugiejmałąsrebrną

monetę,mniejwięcejwielkościdziesięciocentówki.Monetawyglądałanabardzostarą.

-Tozagranicznypieniądz.Wątpię,czygoprzyjmą.
Mężczyznapokiwałznamysłemgłową.Tawieśćnajwyraźniejmocnogozmartwiła.
-NestleCrunchtoświetnywybór-dodałSam,próbujączyskaćnaczasieistarającsięzatrzymać

facetawpobliżu.-Trochęprostackie,alenutaambryiorzechadodajeimcharakteru.

Samznowurozejrzałsięwposzukiwaniumamy.NadalrozmawiałaowinachzpanemMastersonem,

wręczonichflirtowała-ktośmógłbyjejsynapoćwiartowaćiwłożyćdotorebnamrożonki,aonanicby
niezauważyła.Samuznał,żemożezdołanakłonićfacetadowyjścia.

-Widzipan?Niepatrzą.Niechpanjepoprostuweźmie.
-Niemogę-odparłblondyn.
-Dlaczego?
-Boniktminiekazał.
O,nie.Mężczyznawyglądałjakdorosły,alewewnątrzskrywałumysłmałego,głupiegodziecka.Tak

jaktenfacetzeSlingBladealboprezydent.

-Tojapanukażę,dobra?-zaproponowałSam.-Śmiało.Niechpanbierze.Aleradzęjużiść.Będzie

padało.-Samnieprzypominałsobie,żebykiedykolwiekwcześniejrozmawiałzkimśdorosłymwtaki
sposób.

Blondynpopatrzyłnabatoniki,apotemnaSama.
-Dziękuję.Pokójludziomdobrejwoli.Wesołychświąt.
-Jestemżydem,zapomniałpan?Mynieobchodzimyświąt.ObchodzimyChanukę,cudświateł.
-O,toniebyłżadencud.
-Pewnie,żebył.
-Nie,pamiętam.Ktośsiępodkradłidolałoliwydolampy.Alejutrozałatwięświątecznycud.Muszę

iść.-Ztymisłowamiblondynwycofałsię,przyciskającbatonikidopiersi.-Szalom,dziecko.Iwtym
momenciejużgoniebyło.

-Świetnie-powiedziałSam.-Poprostuświetnie.
Przypominajmitonakażdymkroku.
Kendra-WojowniczaLaskazPustkowi,mistrzyniwalkwoleju,pogromczynipotworów,postrach

mutantów,zmorapustynnychpiratów,zaprzysięgłaobrończynipasterzystadprzeżuwaczyzLan,Siostra
KrwiLuduTermitów(wliczająckopceodsiódmegododwunastego)-lubiłaser.Łatwowięczrozumieć,
dlaczegodwudziestegotrzeciegogrudnia,nadstygnącymwdurszlakumakaronem,uniosłamuskularne
ramiękuniebu,chcącściągnąćgniewwszystkichfuriinaswojąwyższąmoc,czyliBoga-RobakaNigotha,
zato,żepozwoliłjejzostawiłmozzarelleprzykasiewTanimMarkecie.Alebogowieniezajmująsię
sprawamilazanii,niebozatemnieeksplodowałoogniemzemsty(aprzynajmniejprzezkuchenneoknonie
byłotegowidać),byobrócićwprochnędznebóstwo,któreośmieliłosięjąopuścićwgodzinie
największejserowejpotrzeby.Taknaprawdęniewydarzyłosięzupełnienic.

-Bądźprzeklęty,Nigoth!Gdybymojaklinganiebyłazłamana,tropiłabymcięażpokresPustkowi,a

potemobcięłabymwszystkietwojetysiącjedenczułków,bymiećpewność,żeobcięłamteżtwój
ulubiony.Apotemnakarmiłabymniminajbardziejohydne...

Wtymmomenciezadzwoniłtelefon.
-Halo?-powiedziałaMollysłodkimgłosem.
-Molly?-odezwałasięLena.-jesteśstraszniezdyszana.Dobrzesięczujesz?
-Szybko,wymyślcoś-powiedziałNarrator.-Niemówjej,corobiłaś.
NarratorbyłprzyMollyniemalbezprzerwyprzezostatniedwadni.Główniejąirytował,chociaż

background image

pamiętał,ileoreganoitymiankunależydodaćdososu.Takczyowak,wiedziała,cotooznacza:jak
najszybciejmusiznowuzacząćprzyjmowaćleki.

-O,tak,czujęsięświetnie.Poprosturobiłamsobiedobrze.Wiesz,szarepopołudnie,nadciągaburza,

Theojestmutantem...Chciałamsięjakośpocieszyć.

PodrugiejstroniezapadłaciszaiMollyzastanawiałasię,czyzabrzmiałotoprzekonująco.
-Absolutnieprzekonująco-zapewniłNarrator.-Gdybymnietuniebyło,mógłbymprzysiąc,żenadal

torobisz.

-Niemaciętu!-odparłaMolly.
-Słucham?-powiedziałaLena.-Molly,zadzwoniępóźniej,jeślitozłymoment.
-O,nie,nie,nie.Wszystkogra.Robięlazanię.
-Jeszczeniesłyszałamtegookreślenia.
-Naprzyjęcie.
-A,tak.Jakidzie?
-Zapomniałammozzarelli.Zapłaciłam,apotemzostawiłamprzykasie.-Popatrzyłanatrzypudełka

ricottynablacie,którewyraźniezniejdrwiły.Miękkieserybywałybardzozadowolonezsiebie.

-Pojadęponiąiprzywiozę.
-Nie!-Mollypoczułaprzypływadrenalinynamyśl,żebędziemusiałaznieśćdługieprzyjacielskie

posiedzeniezLeną.GranicamiędzyPineCoveaPustkowiamistawałasiębardzomglista.-Toznaczy,w
porządku.Samatozrobię.Lubięser.Lubiękupowaćser.

Wsłuchawceusłyszałapociągnięcienosem.
-Mol,naprawdęmuszęcipomócztącholernąlazanią,dobra?Serio.
-Wydajesięrówniestukniętajakty-odezwałsięNarrator.
Mollymachnęłarękąwpowietrzu,żebysięzamknął,apotemprzytknęłapalecdowargwnadziei,że

tengestgouciszy.

-Babkaprzeżywakryzys,bezdwóchzdań.
-Muszęzkimśpogadać-powiedziałaLena,łkając.-ZerwałamzTuckerem.
-Oj,bardzomiprzykro.AktotojestTucker?
-Pilot,zktórymsięspotykałam.
-Facetznietoperzem?Dopierogopoznałaś,nie?Zróbsobiekąpiel.Zjedztrochęlodów.Znaszgood

dwóchdni,prawda?

-Wielerazemprzeżyliśmy.
-Weźsięwgarść,Leno.Zerżnęłaśgoiwykopałaśnabruk.Toniejesttak,żegośćukradłtwój

projektreaktoradozimnejfuzji.

-Molly!JestBożeNarodzenie.Atypodobnojesteśmojąprzyjaciółką.
Mollypokiwałagłowądotelefonu,poczymzdałasobiesprawę,żeLenategoniesłyszy.Racja,nie

zachowywałasięjakdobraprzyjaciółka.Wkońcubyłazaprzysięgłąobrończyniąpasterzystad
przeżuwaczyzLan,atakżeczłonkiniąZwiązkuAktorówFilmowychimiałaobowiązekudawać,że
obchodząjąproblemyprzyjaciółki.

-Przywieźser-powiedziała.-Będziemyczekać.
-My?
-Ja.Przywieźser,Leno.
TheoCrowepojawiłsięwsklepie„Przynęty,SprzętWędkarskiiDobreWinauBrine’a”wsamą

porę,bywszystkogoominęło.RobertMasterson,właścicielsklepu,zadzwoniłdoniego,gdytylko
zobaczyłtajemniczegoblondynarozmawiającegozSamemApplebaumem,iTheonatychmiastpognałna
miejsce,tylkopoto,bysięprzekonać,żeniemiałpoco.MężczyznaniezrobiłSamowikrzywdyanimu
niegroził,achłopakczułsiędobrze,tyleżeciąglepaplaliotym,żechcezmienićreligięizostać
rastafarianinem,jakjegokuzynPreston,którymieszkanaMaui.WpołowieprzesłuchaniaTheodoszedł

background image

downiosku,żeniejestwłaściwąosobą,bywymieniaćpowody,dlaktórychnienależypoświęcaćżycia
paleniutrawkiisurfowaniujakPreston,bo:(a)nigdynienauczyłsięsurfować,(b)niemiałbladego
pojęcia,naczympolegaruchrastafarii(c)musiałbywkońcuużyćargumentu:„1zobacz,jakizemnie
ostatniniedojda-chybaniechcesztakskończyć,co,Sam?”.Wyszedłstamtąd,czującsięjeszczebardziej
beznadziejnieniżpowerbalnymlaniu,któredostałodtegopilotawdomuLenyMarquez.

WporzelanczuTheozatrzymałsięprzyswoimpodjeździe,wnadzieiżemożejakośzdołapoukładać

wszystkozMolly.Liczyłnaodrobinęwspółczuciaikanapkę,zobaczyłjednaksamochódLeny
zaparkowanyprzeddomemiodrazuupadłnaduchu.Zastanawiałsię,czynieiśćnakomercyjnepoletko
maryśkiiniewypalićskrętaprzedwejściemdodomu,aletozachowaniezabardzowyglądałona
uzależnienie.Awkońcuonwcaleniewpadłwciąg,miałtylkochwilęsłabości.Mimotowszedłdo
środkanastawionypokornie,niepewnyjakrozmawiaćzLeną-byćmożemorderczynią-nie
wspominającjużoMolly.

-Zdrajca!-rzuciłaMollyznadrondlazmakaronem,sosem,mięsemiserem.
Ręceażpołokciemiałaumazanesosemiwyglądała,jakbyprzeprowadzałajakąśnadzwyczaj

krwawąoperacjęchirurgiczną.Tylnedrzwikuchnizamknęłysięztrzaskiem,gdywszedłdośrodka.

-Wyszłanazewnątrz.Aco,boiszsię,żezdradzitwojątajemnicę?
Theowzruszyłramionamiipodszedłdożony,rozkładającręcewgeścieoznaczającym„niemęcz

mnie”.Dlaczego,kiedybyłazła,jejzębywydawałysiębardzoostre?Winnychsytuacjachtegonie
zauważał.

-Mol,robiłemtotylkopoto,żebykupićcicośpodchoinkę...niechciałem...
-A,tomnienieobchodzi.PrzesłuchujeszLenę.Mojąprzyjaciółkę.Poszedłeśdojejdomu,jakby

popełniłaprzestępstwo,czycoś.Toprzezpromieniowanie,mamrację?

-Sądowody,Molly.Iniechodzioto,żebyłemnahaju.Znalazłemsierśćnietoperzaowocożernegow

samochodzieDale’a,achłopakLenymatakiegonietoperza.DotegomałyBarkerpowiedział...-Z
zewnątrzdobiegłdźwiękuruchamianegosilnika.-Powinienemzniąporozmawiać.

-Lenanikomuniezrobiłabykrzywdy.Przywiozłamiser,namiłośćboską.Topacyfistka.
-Wiem,Molly.Niemówię,żezrobiłakomuśkrzywdę,alemuszęsiędowiedzieć...
-Pozatymniektórzyskurwielezasługująnaśmierć!
-Czypowiedziałaci...?
-Myślę,żetotrawkaujawniatwojecechymutanta.
Trzymaławręcepłatlazanii,którymmachaławjegokierunku.Wyglądałototak,jakbypotrząsała

żywymstworzeniem,chociażtrzebapamiętać,żeTheowciążbyłlekkousmażony.

-Molly,oczymtymówisz?Moje„cechymutanta”?Bierzeszleki?
-Jakśmieszmizarzucać,żezwariowałam?Tojeszczegorszeniżpytać,czymamokres.Zresztąnie

mam,skorojużotymmowa.Niedowiary,sugerujesz,żemuszęsięleczyć!Tyzmutowanyłotrze!-
Rzuciławniegopłatemciasta,aonsięuchylił.

-Naprawdęmusiszsięleczyć,stukniętasuko!-Theoniezbytdobrzeradziłsobiezprzemocą,nawet

wpostacirozmiękłegociasta,alepopierwszymwybuchunatychmiaststraciłzapałdowalki.-
Przepraszam,niewiem,cowemniewstąpiło.Możebyśmy...

-Dobra!-odparła.
Wytarłaręcewścierkę,którąnastępniewniegorzuciła.Gdysięodsuwał,czułsięjakwzwolnionym

tempiepodczasstrzelaninwMatriksie,lecztaknaprawdębyłpoprostuwysokim,lekkonaspawanym
facetem,aścierkaitakbygonietrafiła.Mollyprzeszłaprzezdomekdoichsypialniiopadłanapodłogę
podrugiejstroniełóżka.

-Molly,nicciniejest?
Wyłoniłasięzpaczkąwielkościpudełkapobutach,owiniętąwświątecznypapier,doktórego

przyczepiłosięparęwałkówkurzu.Podałamupaczkę.

background image

-Proszę.Weźtoiidź.Niechcecięwidzieć,zdrajco.Idź.
Theobyłzdumiony.Chciałaodniegoodejść?Prosiła,bytoonodszedł?Wjakisposóbtowszystko

zepsułosięażtakszybko?

-Niechcęiść.Mambardzozłydzień,Molly.Przyszedłemznadziejąnaodrobinęwspółczucia.
-Tak?Dobra.Proszębardzo.Oj,biednynaćpanyTheo,takmiprzykro,żemusiszprzesłuchiwaćmoją

najlepsząprzyjaciółkęnadzieńprzedWigilią,chociażmógłbyśwtymczasiebawićsięnanielegalnym
polumaryśki,którewyglądajaksiedzibaludzi-gibonów.-

Wyciągnęłaprezentprzedsiebie,aongowziął.Oczymona,dodiabła,mówiła?
-Więctomacośwspólnegozogródkiemszczęścia?
-Otwórz-powiedziała.
Niepowiedziałaanisłowawięcej.Oparładłońnabiodrzeiposłałamutoswojespojrzenietypu

„skopięcityłekalbowydymamciędoostatniejkroplikrwi”,którepodniecałogoprzerażałozarazem,
nigdybowiemniebyłpewien,naktórąopcjęsięzdecyduje-wiadomobyłotylko,żewtenczyinny
sposóbuzyskazadowolenie,ajegonastępnegodniawszystkobędziebolało.Byłotospojrzenie
WojowniczejLaskiidoskonalezdawałsobiesprawę,żetonawrótświra.Pewnienaprawdęniebrała
leków.Należałotowłaściwierozegrać.

Cofnąłsięokilkakroków,poczymzdarłpapierzpaczki.Wśrodkuznajdowałosiębiałepudełkoze

srebrnąpieczęciąekskluzywnegowytwórcyszkłaartystycznego,awnim,zawiniętawniebieską
chusteczkęnajpiękniejszafajka,jakąwżyciuwidział.Przypominałaprzedmiotzczasówartnouveu,tyle
żewykonanyznowocześniejszychmateriałów.

Dwubarwne,niebiesko-zieloneszkło,zozdobnymisrebrnymigałązkami.Obracającfajkęwdłoni,

doznałwrażenia,jakbyszedłprzezlas.Cybuchidealniepasującydojegodłoni,najprawdopodobniej
byławykonanazesrebra,naktórymwidniałtensamroślinnymotyw,którywyglądał,jakbysięwyłaniał
zeszkła.TwórcategoprzedmiotumusiałwykonaćgospecjalniedlaTheo,biorącpoduwagęjegogust.
Poczuł,żezbieramusięnapłacz,izamrugał,byodegnaćłzy.

-Piękne.
-Mhm-odparłaMolly.-Samwidzisz,żemartwimnienietwójogródek,tylkoty.
-Molly,chciałemtylkoporozmawiaćzLeną.Jejchłopakpróbowałmniezaszantażować.Ajatylko

uprawiałem...

-Weźtoiidź-powiedziałaMolly.
-Kochanie,powinnaśzadzwonićdodoktorVal,dowiedziećsię,czycięprzyjmie...
-Wyjdź,docholery.Niebędzieszmnietuwysyłałdopsychiatry.Wyjdź!
Nicniemógłzdziałać.Aprzynajmniejnieteraz.Jejgłoswpadłwwysoki,szaleńczytoti

WojowniczejLaski-znałtozczasów,kiedyjąwoziłdoszpitala,zanimzostalikochankami.Kiedybyła
tylkomiejscowąwariatką.Jeślibędziedalejnaciskał,zupełniestracipanowanienadsobą.

-Dobrze.Pójdę.Alezadzwonię,co?
Posłałamutylkotospojrzenie.
-Sąświęta...
Spojrzenie.
-Świetnie.Twójprezentleżynagórnejpółcewszafie.Wesołychświąt.
Z.szafywyjąłtrochębieliznyiskarpetki,zabrałparękoszuliruszyłdodrzwi.
Zatrzasnęłajezanimnatylemocno,żejednazszybpękła.Odgłosszkłaspadającegonachodnik

brzmiałjakpodsumowaniejegocałegożycia.

background image

ŚLIMACZYŚLUZDOBREGONASTROJU

Wydawałsięzrobionyzpolerowanegomahoniu,tyleżeporuszałsięniczymciecz.
Scenicznereflektoryrozświetlałyjegołysągłowęzieleniąiczerwienią,gdychwiałsięnastołkui

szarpałstrunyjasnegostatocasterazapomocąszyjkiodbutelkipopiwie.NazywałsięCatfishJefferson,
miałsiedemdziesiąt,osiemdziesiątalbostolati,podobniejaknietoperzowocożernyRoberto,nosiłw
pomieszczeniachokularyprzeciwsłoneczne.CatfishbyłbluesmanemiwprzeddzieńWigiliiśpiewał
dwunastotaktową,smętnąbluesowąballadęwbarze„GłowaŚlimaka”.MojąmałąrżnąłMikołajPod
gałązkąjemioły(Panie,zmiłujsię).

MojąmałąrżnąłMikołajPodgałązkąjemioły.Zostałagwiazdkowązdzirą,Choćbyłamoimaniołem.
-Słyszałem!-wydarłsięGabeFenton.-Prawda,prawda.Świętesłowa,brachu.
TheophilusCrowepopatrzyłnaprzyjaciela,jednegozcałejgromadyniespokojnych,załamanych

klientówbaru.Kołyszącsięprawiewrytmpiosenki,pokręciłgłową.

-Czymożnabyćbardziejniewinnym?-spytałTheo.
-Czujębluesa-stwierdziłGabe.-Zrobiłamikrzywdę,jeszczejaką.
Gabepił.Theo,choćniebyłzupełnietrzeźwy,niepił.
WypaliłcienkiegojakwykałaczkaskrętazzielazBigSur,naspółkęzCatfishemJeffersonempodczas

przerwywwystępie.Stanęlisobienaparkinguza„GłowąŚlimaka”ipróbowaliprzypalićskręta
jednorazowązapalniczkąprzywietrzeoprędkościczterdziestuwęzłów).

-Myślałem,żeniemacietu,kurwa,problemówzpogodą-zachrypiałCatfish,którytakmocno

pociągnąłskręta,żeżarwyglądałniczymokodemonaspoglądającezciemnejjaskiniustipalców.
(Zgrubienianaopuszkachjegopalcówbyłyodpornenagorąco).

-ElNino-powiedziałTheo,wypuszczająckłąbdymu.
-Żeco?
-CiepłyprądoceanicznywPacyfiku.Zbliżasiędobrzegumniejwięcejraznadziesięćlat.Psuje

połowy,przynosiulewyiburze.Mówią,żewtymrokumożeprzyjśćElNino.

-Akiedybędąpewni?-Bluesmanwłożyłswójskórzanykapeluszimocnotrzymał,byniezdmuchnął

gowiatr.

-Zwyklewiedzą,kiedyjużwszystkozaleje,winneplonysązmarnowane,amnóstwonadbrzeżnych

domówzsuniesiędooceanu.

-Dlatego,żeklimatjestzaciepły?
-Aha.
-Nicdziwnego,żecałykrajwasniecierpi-stwierdziłCatfish.-Chodźmydośrodka,zanim

wywiejemojąchudądupęzpowrotemdoClarksville.

-Niejestrakźle-odparłTheo.-Myślę,żeprzejdziebokiem.
Zimowanegacja:robiłtoTheo,robiławiększośćKalifornijczyków.Zakładali,żeponieważpogoda

naogółjestładna,będzieładnazawsze,zatempodczasburzyspotykałosięnaulicachludzibezparasoli,

background image

agdywieczoremtemperaturaspadaładookołozera,możnabyłozobaczyćnastacjibenzynowejkogośw
spodenkachsurfingowychikoszulcebezrękawów.Dlatego,kiedyInstytutMeteorologicznyzalecał
mieszkańcomśrodkowegowybrzeżapozamykaćokna,bozbliżałsięsztormdziesięciolecia,awiatr
dochodziłdopięćdziesięciuwęzłównadzieńprzedspodziewanymjegonadejściem,mieszkańcyPine
Covedalejnormalnieszykowalisiędoświąt,jakbyniemogłoimsięprzytrafićnicnadzwyczajnego.
Zimowanegacja:towniejtkwiłatajemnicaKalifornijskiejSchadenfreude-potajemnejradości,jaką
odczuwałaresztakrajuzpowodunieszczęśćspadającychnaKalifornię.Resztakrajupowiadała:
„Patrzcienanich,majądobrąformęiopaleniznę,mająplażeigwiazdyfilmowe,DolinęKrzemowąi
silikonowebiusty,pomarańczowymostipalmy.Boże,niecierpiętychzadowolonychzsiebie,opalonych
sukinsynów!”.BojeślitkwiszpopępekwśnieżnejzaspiewOhio,nictaknierozgrzejetwojegoserca,
jakwidokKaliforniiwogniu.Jeśliłopatąwygarniaszmułzeswojejpiwnicypopowodziwokolicach
Fargo,nicniewprawicięwtakdobrynastrój,jakwidokwilliwMalibuwalącejsięzurwiskado
morza.AjeśliwokółtwojegomiasteczkawOklahomietornadowłaśniezasypałoziemięnajróżniejszymi
śmieciamizprzyczepykempingowej,wpewnymstopniupocieszycięfakt,żewdolinieSanFernando
ziemiadosłowniesięotworzyłaipochłonęłacałąkarawanęterenówek.

NawetMavisSandwpewnymstopniuoddawałasięKalifornijskiejSchadenfreude,abyłaurodzoną

Kalifornijkązkrwiikości.Wduchucorokucieszyłasiępożaramilasówiliczyłananie.Niedlatego,że
lubiłapatrzeć,jakjejstansiępali.PoprostuzdaniemMavisniebyłoniclepszegoniżwidokzwalistego
mężczyznywgumowanymkombinezonie,trzymającegogrubywąż,apodczaspożarówczęsto
pokazywanotakichwwiadomościach.

-Ciastoowocowe?-spytałaMavis,podsuwająckawałekpodejrzanejmasynadeserowympółmisku

Gabe’owiFentonowi,którypijackimgłosempróbowałprzekonaćTheoCrowe’a,żemagenetyczne
predyspozycjedobluesa.Używałimponującodługichsłów,którychniktpozanimnierozumiał,icojakiś
czaspytał,czymoglibypowiedzieć„amen”alboprzybićmupiątkę.Jakośniemogli.Mógłliczyćco
najwyżejnaciastoowocowe.

-Litości,litości,mojanieżyjącamamusiarobiłaciasto,którewyglądałodokładnietaksamo!-zawył

Gabe.-Świeć,Panie,nadjejduszą.

Sięgnąłdopółmiska,któryjednakprzechwyciłTheoiodsunąłgopozazasięgbiologa.
-Popierwsze-powiedział-twojamatkabyłaprofesoremantropologiiinigdywżyciuniczegonie

upiekła,podrugie,jeszczenieumarła,apotrzecie,jesteśateistą.

-Mogęprosićo„amen”?!-odparowałGabe.
TheooskarżycielskouniósłbrwiipopatrzyłnaMavis.
-Chybaumawialiśmysię,żewtymrokuniebędzieciastaowocowego.
WpoprzednieBożeNarodzeniedwojeludzitrafiłonadetokszpowoduciastaowocowegoMavis.

Przysięgła,żetobyłostatniraz.Maviswzruszyłaramionami.

-Tociastojestprawienieskalane.Tylkolitrrumuigarśćkodeiny.
-Lepiejnie-powiedziałTheoioddałjejpółmisek.
-Dobra-odparłaMavis.-Alewyrwętwojegokoleżkęztegobluesowegonastroju.
Przynosimiwstyd.Arazwpewnymnocnymklubieobciągałamosiołkowiiwcalesięnie

wstydziłam,więcoczymśtoświadczy.

-Rany,Mavis-powiedziałTheo,próbującodegnaćtenobrazekzeswojegoumysłu.
-Noco?Niemiałamokularów.Myślałam,żetonadzwyczajowłosionyinapalonyagent

ubezpieczeniowy.

-Lepiejodprowadzęgododomu-stwierdziłTheo,szturchającGabe’a,któryskupiłuwagęna

młodejkobieciepoprawej.Byłaubranawmocnowydekoltowanyczerwonysweterekiprzezcały
wieczórchodziłaodstołkadostołka,czekającnakogoś,ktozniąporozmawia.

-Cześć-powiedziałGabedodekoltukobiety.-Brakmikontaktuzludźmiiniemamżadnychzalet

background image

jakomężczyzna.

-Jateżnie-oznajmiłTuckerCasezestołkapodrugiejstroniekobietywczerwonymsweterku.-Czy

tobieteżciąglepowtarzają,żejesteśpsychopatką?Niecierpiętego.

TuckerCase,podkilkomawarstwamielokwencjiiprzebiegłości,taknaprawdębyłdośćzałamany

zakończeniemrelacjizLenąMarquez.Rzeczniewtym,żeprzezdwadnistałasięczęściąjegożycia,
leczwtym,żezaczęłasymbolizowaćnadzieję.AjakpowiedziałBudda:„Nadziejatojedynieinne
obliczepożądania.Apożądanietoskurwysyn”.Wyszedłwposzukiwaniutowarzystwa,którepomogłoby
muzapomniećorozczarowaniu.Innymrazempoderwałbypierwsząkobietę,jakabysięnapatoczyła,ale
czasyskurwieniasprawiły,żebyłbardziejsamotnyniżkiedykolwiekiniemiałjużzamiarupodążaćtą
lubieżnądrogą.

-Czyli-odezwałsięTuckdoGabe’a.-właśniedostałeśkosza?
-Podpuściłamnie-stwierdziłGabe.-Wyprułamiflaki.Słabości,tobienaimiękobieta!
-Nierozmawiajznim-powiedziałTheo,łapiącGabe’azaramięibezpowodzeniapróbując

ściągnąćgozestołka.-Tenfacettonicdobrego.

MłodakobietasiedzącamiędzyTuckiemaGabempopatrzyłanajpierwnajednego,potemna

drugiego,późniejnaTheo,naswojepiersiiwkońcunamężczyzn,jakbychciałapowiedzieć:„Cowy,
ślepi?Siedzętucaływieczór,ztymitutaj,awymnieignorujecie”.

TuckerCasefaktyczniejąignorował-tyleżespoglądałnajejdrożdżówkipodswetrem,gdy

rozmawiałzGabemiTheo.

-Słuchaj,posterunkowy,możezaczęliśmytrochęnietak...
-Trochęnietak?-GłosTheoniemalsięzałamał.Choćwydawałsięzdenerwowany,najwyraźniej

rozmawiałzpiersiamikobietywczerwonymsweterku,aniezTuckerem,któryznajdowałsięraptempół
metradalej.-Groziłeśmi.

-Naprawdę?-wtrąciłsięGabe,ustawiającsiętak,bymiećlepszywidoknaczerwonysweterek.-

Ostropograłeś,stary.Theowłaśniewyleciałzdomu.

-Uwierzycie,chłopaki,żewnaszymwiekumożnajeszczeprzeżywaćtakbolesneupadki?-

powiedziałTuckdoTheopodnoszącwzrokznaddekoltudlapotwierdzeniaszczerościswoichsłów.Z
powoduszantażowaniaTheodręczyłogosumienie,aleczasemtrzebazrobićjakąśnieprzyjemnąrzecz-
podobniebyło,gdypomagałLenieukryćzwłoki-aon,jakopilotimężczyznaskorydodziałania,po
prostująrobił.

-Oczymtymówisz?-spytałTheo.
-No,Lenaijarozstaliśmysię,posterunkowy.Wkrótceponaszejporannejrozmowie.
-Poważnie?-TerazTheopodniósłwzrokznadintrygujących,wełnianychsplotów.
-Poważnie-odparłTuck.-1przykromi,żetowszystkotaksiępotoczyło.
-Aletowzasadzienicniezmienia,prawda?
-Aczytocośzmieni,jeślipowiem,żenicniezrobiłemtemurzekomemuDale’owiPearsonowi?I

Lenateżnie?

-Niesądzę,żebyłrzekomy-stwierdziłTheo,znowuzerkającnapiersi.-Jestemniemalpewien,że

tobyłprawdziwyDalePearson.

-Wszystkojedno-odrzekłTuck.-Czytocośzmieni?Uwierzysz?
Theonieodpowiedziałodrazu,jakbyczekałnasłowadekoltowejwyroczni.Kiedyznowupopatrzył

naTucka,oznajmił:

-Tak,wierzęci.
Tuckniemalwciągnąłdopłucpiwoimbirowe,którepopijał.Gdyjużprzestałparskać,powiedział:
-Jejku,jesteśdoniczegojakopolicjant,Theo.Niemożeszpoprostuwierzyćobcemufacetowi,który

mówicicośwbarze.-Tucknieprzywykłdosytuacji,wktórejktokolwiekmuwierzył,więckiedyktoś
ufałmunapiękneoczy...

background image

-Hej,hej,hej-wtrąciłGabe.-Tonienamiejscu...
-Dobra,pierdolciesię!-wykrzyknęłakobietawczerwonymsweterku.Poderwałasięzestołkai

porwałazbaruswojeklucze.-Jateżjestemczłowiekiem,wiecie?Atoniesąmikrofony-oznajmiła,
chwytającswojepiersiodspoduipotrząsającnimiwstronęwinowajców.Przytejczynnościklucze
zadzwoniłyradośnie,całkowicieniweczącefektjejgniewu.

-OmójBoże-powiedziałGabe.
-Niemożnatakkogośignorować!Pozatymwszyscyjesteściezastarzyibeznadziejniiwolęspędzić

świętasama,niżprzebywaćprzezpięćminutzktórymśzwas,narwańcy!-Ztymisłowamirzuciłanabar
trochęgotówki,odwróciłasięiszybkimkrokiemwyszłazknajpy.

PonieważTheo,TuckiGabebylimężczyznami,patrzylinajejtyłek,gdyzmierzaładowyjścia.
-Zastarzy?-odezwałsięTuck.-Aileonamalat,dwadzieściasiedem,dwadzieściaosiem?
-Właśnie-powiedziałTheo.-Podtrzydziestkę,możenawetpo.Nieuważam,żejąignorowaliśmy.
MavisSandwzięłapieniądzezbaruipokręciłagłową.„Wszyscyzwracaliścienaniąuwagę,jak

należy.Kobietymiewająproblemy,kiedysązazdrosneoczęściswojegociała”.

-Myślałemogórachlodowych-odezwałsięGabe.-Otym,żetylkodziesięćprocentwidaćnad

powierzchnią,ato,conaprawdęniebezpieczne,znajdujesiępodspodem.O,nie,znowupoczułem
bluesa.-Jegogłowauderzyłaokontuarisięodbiła.

TuckzerknąłnaTheo.
-Pomócciodprowadzićgodosamochodu?
-Tobardzomądryfacet-oznajmiłTheo.-Maparędoktoratów.
-Dobra.Pomócciodprowadzićpanadoktoradosamochodu?
TheopróbowałwsunąćramiępodrękęGabe’a,alejakożebyłoniemaltrzydzieścicentymetrów

wyższyodkumpla,niebardzomutowychodziło.

-Theo-warknęłaMavis.-Niebądźtakimcholernympalantem.Pozwólmu,żebycipomógł.
PotrzechnieudanychpróbachpodniesieniaworkazpiaskiemwosobieGabe’aFentonaTheoskinął

Tuckowigłową.Każdyzłapałbiologazarękęirazempoprowadzili/pociągnęligododrzwi.

-Jeślipuścipawia,skierujęgonaciebie-oznajmiłTheo.
-Lenauwielbiałatebuty-powiedziałTuck.-Alerób,couważaszzastosowne.
-„Jestemseksualnymzerem,ram-pa-pa-pam”-zaśpiewałGabeFenton,dostosowującsiędo

świątecznegonastroju.-„Itowarzyskimfrajerem,ram-pa-pa-pam”.

-Czytosięnaprawdęrymowało?-spytałTuck.
-Tointeligentnyfacet-odparłTheo.
Maviswyskoczyłaprzednichiprzytrzymaładrzwi.
-Toco,żałośnifrajerzy,spotkamysięnaświątecznymprzyjęciudlasamotnych,tak?
Zatrzymalisię,popatrzyliposobie,poczulisięzjednoczeniwswoimfrajerstwieizociąganiem

pokiwaligłowami.

-„Mójobiadidziewgórę,ram-pa-pa-pam”-śpiewałGabe.
TymczasemdziewczynybiegałypoKaplicyŚwiętejRóży,rozwieszającdekoracjeiszykującnakrycia

naprzyjęciedlasamotnych.LenaMarquezrobiłajużtrzeciąrundęwokółpomieszczenia,zdrabiną,taśmą
maskującąorazzwojamizielonejiczerwonejkrepinyorozmiarachoponciężarówki.(DyskontwSan
Juniperosprzedawałtylkotakie,najwyraźniejpoto,żebykażdymógłudekorowaćcałyswójtransatlantyk
bezpotrzebypowrotudosklepu).

DziękiprzystrajaniukaplicyLenazapomniałaoswoichkłopotach,terazjednakpomieszczenie

zaczęłoprzypominaćgniazdoćwoka-daltonisty.Gdybyktośnieinterweniował,gościomgroziłoby
uduszeniewzdobnymlochuświątecznegosado-maso.Naszczęście,gdyLenazdrabinąwrękach
szykowałasiędoczwartegookrążenia,MollyMichonwsunęładokaplicystopęiotworzyłapodwójne
drzwinaoścież.Wicher,którynadciągnąłznarastającymsztormem,wdarłsiędośrodkaizdarłpapierze

background image

ścian.

-O,kurwa!-odezwałasięLena.
Krepinazawirowałanaśrodkupomieszczenia,poczymopadławwielkizwójpodjednymzestołów,

któreMollyustawiłapodścianą.

-Mówiłam,żepistoletnazszywkibędzielepszyodtaśmymaskującej-powiedziałaMolly.
Trzymałatrzystalowerondlepełnelazanii,amimotozdołałazamknąćdębowepodwójnedrzwiprzy

użyciunóg.Podtymwzględemokazałasięnadzwyczajsprawna.

-Tozabytek,Molly.Niemożnasobieot,takwstrzeliwaćzszywekwściany.
-Pewnie,jakbypoArmagedoniemiałotojakieśznaczenie.Weźtonadół,dolodówki-powiedziała

Molly,podającrondleLenie.-Przyniosęcitenpistoletzsamochodu.

-Cotomaznaczyć?-spytałaLena.-Chodzicionaszezwiązki?
AleMollyjużwyszłazpowrotemprzezpodwójnedrzwiwprostnawicher.Ostatniocorazczęściej

rzucałatakiezagadkoweuwagi.JakbyrozmawiałazkimśjeszczeopróczLeny.

Dziwnasprawa.Lenawzruszyłaramionamiiruszyłazpowrotemdomałegopomieszczeniaza

ołtarzemischodów,którewiodływdół.Lenanielubiłaschodzićdotejpiwnicy.

Właściwieniebyłatopiwnica,raczejloch:pachnącewilgotnąziemiąścianyzpiaskowca,betonowa

podłoga,którąwylanopięćdziesiątlatpowykopaniupiwnicy.Przesączałasięprzezniąwilgoć,zktórej
zimątworzyłasięwarstewkamułu.Nigdyniebyłotuciepło,nawetkiedypalonowpiecuiwłączano
grzejnikelektryczny.Pozatymprzechowywanetustareławyrzucałynaścianycienie,przezktóreczuła
siętak,jakbyjąobserwowano.

-Mmmm,lazanie-odezwałsięMartyoPoranku,waszmartwyprezenterzradiawsamochodzie.-

Faceciifacetki,tamałaprzeszłatymrazemsamasiebie.Czujecietenzapach?

Cmentarzażhuczałodstęchłego,niecierpliwegooczekiwanianaprzyjęcieświątecznedlasamotnych.
-Tonadzwyczajniestosowne,otco-stwierdziłaEsther.-Chociażchybalepsze,niżgdybyta

okropnaMavisSandmiałaznowurobićgrilla.Jaktowogólemożliwe,żeonajeszczeżyje?

Jesttakstarajakja.
-Staraszmata,znaczysię?-spytałJimmyAntalvo.Jegotwarzwciążbyłaodciśniętanasłupie

telefonicznymprzyAutostradziePacyficznej,wktóryuderzyłwwiekudziewiętnastulat.

-Proszę,dziecko,jeślijużmusiszbyćchamski,przynajmniejbądźprzytymoryginalny-powiedział

MalcolmCowley.-Niepogłębiajnudybanałami.

-Mojażonakładławarstwęostrejwłoskiejkiełbasymiędzykażdąwarstwęseraimakaronu-

oznajmiłArthurTannbeau.-Todopierobyłodobreżarcie.

-Wpewnymsensietłumaczyteżatakserca,prawda?-wtrąciłaBessLeander.Zostałaotrutaiwjej

ustachpozostałgorzkismak,któryniezanikłnawetsiedemlatpośmierci.

-Chybasięumówiliśmy,żebynierozmawiaćowinnychwkwestiiPŚ-powiedziałArthur.-Nie

umawialiśmysię?

PSbyłtostosowanyprzezzmarłychskrótoznaczającyPrzyczynęŚmierci.
-Owszem,umówiliśmysię-przyznałMartyoPoranku.
-Mamnadzieję,żezaśpiewająDokądtakspiesząKrólowie-powiedziałaEsther.
-Zamknijsię,kurwa,ztymDokądtakspiesząKrólowie,dobra?NiktnieznasłówDokądtakspieszą

Królowieiniktnigdynieznał.

-Ojej,tennowyjeststrasznienawiedzony-odezwałsięWarrenTalbot,którykiedyśmalował

pejzaże,alepochorobiewątrobywwiekusiedemdziesięciulatsamużyźniałpejzaż.

-Fajniebędzieposłuchaćtegoprzyjęcia-stwierdziłMartyoPoranku.-Słyszeliście,jakżona

posterunkowegomówiłaoArmagedonie?Bezdwóchzdań,jedzieprościutkądrogądoWielkiegoŚwira.

-Wcalenie!-krzyknęłaMolly,którazeszładopiwnicy,bypomócLeniezrobićwdwóchlodówkach

miejscenasałatkiidesery,któretrzebajeszczebyłorozładować.

background image

-Dokogomówisz?-spytałaLena,niecoprzestraszonatymwybuchem.
-Noichybasprawajestjasna-powiedziałMartyoPoranku.

background image

BOŻONARODZENIOWYCUDNAJGŁUPSZEGOANIOŁA

Zachódsłońca,Wigilia.Lałtakideszcz,żenapozórniebyłoprzerwmiędzykroplami-tylkościana

wody,poruszającasięniemalpoziomonawietrze,którydochodziłdostudziesięciukilometrówna
godzinę.WlesiezaKaplicąŚwiętejRóżyaniołżułsnickersaigładziłdłoniąśladyoponnaswoich
plecach,myśląc:naprawdępowinienemdostaćbardziejprecyzyjnewskazówki.

Kusiłogo,byznowuposzukaćdzieckaispytać,gdziedokładniejestpochowanyŚwiętyMikołaj.

Zdałsobieterazsprawę,że„gdzieśwlesiezakościołem”mówimuniewiele.

Alepowrótpowskazówkiwpewnymstopniuzmniejszyłbycałącudownośćcudu.
ByłtopierwszybożonarodzeniowycudRazjela.Przezdwatysiącelatpomijanogoprzyrozdzielaniu

zadań,alewkońcunadeszłajegokolej.No,właściwienadeszłakolejarchaniołaMichała,aRazjel
ostateczniedostałtęrobotę,boprzegrałwkarty.MichałpostawiłplanetęWenusprzeciwkoswojemu
zadaniudokonaniacuduwrymroku.Wenus!

Razjel,choćniedokońcabyłpewien,cozrobizWenus,jeślijąwygra,wiedział,żepotrzebuje

drugiejplanetyodSłońca,choćbydlatego,żebyładużaijasna.

Niepodobałamusięcałataabstrakcyjnośćcudownejmisji.„UdajsięnaZiemię,znajdździecko,

którewyraziłoświąteczneżyczenie,możliwedospełnieniatylkodziękiboskiejinterwencji,awtedy
otrzymaszmoc,niezbędną,bytegodokonać”.Zadaniemiałotrzyczęści.Czynienależałogoprzydzielić
trzemaniołom?Czyktośniepowinientegonadzorować?Razjelżałował,żeniemożezamienićtegona
zniszczeniejakiegośmiasta.Tobyłotakieproste.Znajdowałeśmiasto,zabijałeśwszystkichludzi,
równałeśzziemiąbudynki,anawetjeślizupełnienawaliłeś,mogłeśwytropićocalałychwgórachi
pozabijaćichmieczem,co,prawdęmówiąc,Razjelcałkiemlubił.Chybaże,masięrozumieć,zniszczyłeś
nietomiasto,cotrzeba,leczjemuprzytrafiłosiętoraptem...ile?Dwarazy?Zresztąwtamtychczasach
miastaniebyłyznówtakieduże.LudziwystarczyłobydozapełnieniaparusporychTanichMarketów,co
najwyżej.Tobybyłamisja,pomyślałanioł.„Razjel!ZejdźnaZiemięizasiejzniszczeniewdwóch
sporychTanichMarketach,zabijaj,ażposokazalejewszystkiepromocje,azbudynkówzostanątylko
gruzy,iweźsobieparęsnickersów”.

Drzewokołyszącesięwpobliżunawietrzepękłozhukiemjakzarmatyianiołprzestałfantazjować.

Musiałdokonaćtegocuduisięzmywać.Przezdeszczwidział,żedokościółkazaczynająschodzićsię
ludzie,zmagającsięzwiatremiulewą.Woknachzamigotałyświatła,przyjęciejużsięzaczynało.Niema
odwrotu,pomyślałanioł.Trzebasięztymbyłouwinąćjaknaskrzydłach{jakoaniołpowinienbyćwtym
dobry).

Uniósłręceiczarnypłaszczzałopotałzanimnawietrze,odsłaniająckońcówkiskrzydełpodspodem.

Najbardziejdostojnymgłosem,najakibyłogostać,wypowiedziałzaklęcie.

-Niechten,ktotumartwyspoczywa,powstanie!-Wykonałruchręką,zgrubszawskazującokolicę,-

Niechten,ktonieżyje,ożyjeznowu.PowstańzeswegogrobuwtoBożeNarodzenieiżyj!-Razjel
popatrzyłnanadjedzonegosnickersa,któregotrzymał,ipomyślał,żemożepowinienbardziejkonkretnie

background image

określić,comasięwydarzyć.-Wyjdźzgrobu!

Świętuj!Iucztuj!
Nic.Nienastąpiłozupełnienic.Dobra,powiedziałsobieaniołwduchu.Wsadziłdoustpozostałą

częśćbatonikaiwytarłręceopłaszcz.DeszcztrochęzelżałiRazjelwidziałlas.

Nicsięniedziało.
-Mówiępoważnie!-powiedziałswoimgłośnym,budzącymgrozę,anielskimgłosem.
Nic,cholera.Mokresosnoweigły,trochęwiatru,drzewa,kołyszącesięwtęinazad,deszcz.Zero

cudu.

-Patrz!-wykrzyknąłanioł.-Albowiemnieżartuję.
Wtymmomencieporywwichrusprawił,żekolejnasosnawpobliżutrzasnęłaiupadła,mijając

aniołaledwieodwametry.

-Wporządku.Tomusitrochępotrwać.
WyszedłzlasuiprzezWorchesterStreetpodążyłdomiasteczka.
-Ojej,naglezrobiłemsięgłodny-odezwałsięMartyoPoranku,całyczaszupełniemartwy.
-Wiem-powiedziałaBessLeander,otruta,alecałkiemżwawa.-Bardzodziwniesięczuję.Głodna...

icośjeszcze.Nigdywcześniejtegonieczułam.

-Oj,mojadroga-przemówiłanauczycielkaEsther-Nagłejedyne,oczymjestemwstaniemyśleć,to

mózgi.

-Aty,miody?-spytałMartyoPoranku.-Myśliszomózgach?
-Aha-odparłJimmyAntalvo.-Cośbymzjadł.

background image

NASZCZĘŚCIENIEMAROZDZIAŁU13

TYLKOTENŚWIĄTECZNYALBUMFOTOGRAFICZNY

Czasami,kiedyuważniepopatrzysznarodzinnefotki,wtwarzachdziecimożeszujrzećzapowiedź

tego,jakimistanąsiędorosłymi.Udorosłychwidaćczasamidrugątwarzpodtąpierwszą.Niezawsze,
aleczasami...

TUCKERCASE

Natymzdjęciuwidzimyzamożnąkalifornijskąrodzinę,pozującąprzeddomemnadbrzegiemjeziora

wElisnorewstanieKalifornia.(Kolornabłyszczącympapierze,osiemnadziesięć,zeznakiem
firmowymprofesjonalnegostudiafotograficznego).

Wszyscysąopaleniimajązdrowywygląd.TuckerCasemajakieśdziesięćlat,jestubranyw

sportowąbluzęzemblematemżeglarskimnakieszeni,ananogachmalekkopostrzępionemokasyny.Stoi
przedswojąmatką,któramatakiesamejasnewłosyiniebieskieoczy,takisamuśmiech,którywygląda
nietak,jakbychwaliłasięuzębieniem,lecztak,jakbyzachwilęmiaławybuchnąćgłośnymśmiechem.
TrzypokoleniaCase’ów-bracia,siostry,wujowie,ciotkiikuzyni.Sądoskonaleuczesani,wyprasowani,
umyciilśniący.Wszyscysięuśmiechają,zwyjątkiemdziewczynkizprzodu,naktórejtwarzymalujesię
wyrazskrajnegoprzerażenia.

Pobliższymprzyjrzeniusięodkrywamy,żetyłjejczerwonejświątecznejsukienkijestuniesiony,i

wsuwasiępodniąrękamałegoTucka,którywłaśniepozwoliłsobienakazirodczeklepnięcie
jedenastoletniegotyłkakuzynkiJenny.

Wtejfotografiiznaczącejestnieukradkowewyciągnięcieręki,alemotyw,widzimybowiemTuckera

Case’awwieku,gdybardziejodseksuinteresujegowysadzanieróżnychrzeczywpowietrze,doskonale
zdajesobiejednaksprawę,jakbardzojegopostępekwystraszykuzynkę.Tojestdlaniegosensżycia.
Wartozauważyć,żeJaneyCase-Robinszostaniewprzyszłościwziętąprawniczkąiobrończyniąpraw
kobiet,aTuckerCasewiecznierozczarowanymnapaleńcemznietoperzemowocożernym.

LENAMARQUEZ

Zdjęciezrobionowczyimśogródkuwsłonecznydzień.Wszędziewidaćdzieciiniemawątpliwości,

żeodbywasięwielkieprzyjęcie.

Onamasześćlat,nosiszeroką,różowąsukienkęilakierki.Wyglądanadwyrazuroczo,długieczarne

włosymaspiętewkucykizczerwonymikokardkami,któreciągnąsięzaniąniczymjedwabneogony
komety.Mazawiązaneoczyiszerokootwarteusta,zktórychdobywasiędziewczęcyśmiech.Właśnie

background image

uderzyławcos’kijemijestpewna,żerozbiłapiniatę,uwalniającsłodycze,zabawkiikapiszonydla
wszystkichdzieci.WrzeczywistościpotężnieprzyłożyłaswojemuwujowiOctaviowcojones.Wuj
Octaviozostałuchwyconywmagicznymmomencieprzemiany,najegotwarzymalująsięjednocześnie
kolejnefazy-odwesołości,przezzaskoczenie,poból.Lenawciążjesturoczaisłodka,nieświadoma
nieszczęścia.FelizNavidad!

MOLLYMICHON

JestBożeNarodzenie,poranek,wkrótceposzaleństwieotwieraniaprezentów.Napodłodzewalasię

bibułaiwstążki,azbokuwidaćstolik,naktórymstoipełnapetówpopielniczkawielkości
samochodowegokołpaka,atakżepustabutelkapoJimieBeamie,Zprzodu,pośrodku,znajdujesię
sześcioletniaMollyAchevsky(zmieninazwiskonaMichonwwiekudziewiętnastulat,idączaradą
swojegoagenta,bo„brzmitozajebiściepofrancusku,ludzietouwielbiają”).Mollymanasobie
czerwonystrójbaletnicy,wyszywanycekinami,czerwonekaloszesięgającemniejwięcejdopołowy
łydek,anajejtwarzywidniejeszeroki,bezczelnyuśmiechzdziurąpośrodku,wmiejscugdzieniegdyś
znajdowałysięprzedniezęby.

Jednąnogęopieraodużą,zabawkowąśmieciarkęfirmyTonka,jakbywłaśniezdobyłająwwalcena

złośliwości.Jejmłodszybrat,czteroletniMikę,próbujewyciągnąćzabawkęspodjejnogi.Pojego
policzkachpłynąłzy.Starszyzbraci,pięcioletniTony,patrzynasiostrętak,jakbybyłaksiężniczką
wszystkiegocodobre.TegorankadałamujużmlekozpłatkamiLuckyCharms,którymicoranokarmi
obubraci.

Wtlewidzimykobietęwszlafroku,leżącąnakanapie.Jejrękazwieszasiękupodłodzeitrzyma

papierosa,którywypaliłsięparęgodzinwcześniej.Srebrzystypopiółzostawiłsmugęnadywanie.

Niktniemazielonegopojęcia,ktozrobiłzdjęcie.

DALEPEARSON

Zdjęciezrobionozaledwiekilkalattemu,gdyDalebyłjeszczeżonatyzLeną.Toprzyjęcie

bożonarodzeniowewLożyCaribou,aDaleznowujestprzebranyzaMikołajaisiedzinaprowizorycznym
tronie.Otaczajągopijanibiesiadnicy-wszyscysięśmiejąitrzymajądowcipneprezenty,którewcześniej
dostaliodDale’a.Daledzierżywłasnyprezent,trzydziestopieciocentymetrowegogumowegopenisao
obwodziedorównującympuszcezzupą.MachanimdoLenyzlubieżnymuśmiechem,aona,ubranaw
czarnąkoktajlowąsukienkęisznurpereł,wydajesięprzerażonajegosłowami,którychmożnasięłatwo
domyślić:„Dziśwnocyzrobimydobryużytekztegołobuza,co,mała?”.

Ironiasytuacjipoleganarym,żewnocyprzywdziejejedenzeswoichesesmańskichmundurów-z

wyjątkiembryczesów-ipoprosiLenę,byzrobiłazjegoprezentemdokładnieto,cosamamukazałaz
nimzrobićpodczasprzyjęcia.Kobietanigdysięniedowie,czytoonapoddałamutenpomysł,będzieto
jednakkamieńmilowywjejdążeniachdosprawyrozwodowej.

THEOPHILUSCROWE

WwiekutrzynastulatTheoCrowemajużstodziewięćdziesiątcentymetrówwzrostuiważyokoło

pięćdziesięciukilogramów.JesttoklasycznascenazTrzemaKrólamipodążającymizagwiazdą.
OrkiestrazsiódmejklasyodgrywamelodięzoperyAmahligościenocy.Theo,którypoczątkowograł
jednegozTrzechKróli,jestterazprzebranyzawielbłąda.

Uszytojedynaczęśćjegociała,któramaodpowiednieproporcje,aTheowyglądajakwielbłąd,

background image

któregoSalvadorDaliwykonałzdrutu.SzansęnawystępwroliBaltazara,królaetiopskiego,pogrzebał,
gdyobwieścił,żewładcyprzynieślimirrę,złotoistraszydło.Później,wrazzdwomainnymiwielbłądami
iowcą,zostaniezawieszonyzapaleniemirry.(Nigdybyichnieprzyłapano,gdybynieowca,która
zaproponowałaszybkązabawęw„Zabijfacetaszczebelkiemzeżłóbka”natyłachteatru.Najwyraźniej
mirranieźledawaławdekiel).

GABEFENTON

Fotografięzrobionowubiegłymroku,przylatarnimorskiej,gdzieGabemaswójdomek.Wtlewidać

latarnięimorskiebałwany.Widać,żetowietrznydzień,boGabemanagłowieczapkęMikołaja,która
powiewa,iprzytrzymujerogireniferanałbieSkinnera.OboknichprzykucnęładoktorValerieRiordanw
sukiencezatysiącdolarów,czerwonejiskrojonejnamodłęnapoleońskiegomunduru,zmosiężnymi
guzikamiizłotymigalonami.Kasztanowewłosymauczesanetak,żezawijająsięzauszamiikontrastująz
brylantowymikolczykami.

Nałożyłalalkowatymakijażwstyluprezenterkiwiadomościiwygląda,jakbyzespółspecówod

efektówspecjalnychzeskrobałjejtwarz,apotemnamalowałnową-jaśniejszą,lepsząibardziej
wyrazistąodprawdziwejludzkiejtwarzy.Starasię,naprawdęsięstara,uśmiechnąćdoobiektywu.Jedną
dłoniątrzymawłosy,adrugąpozorniegłaszczeSkinnera,leczpobliższychoględzinachwidać,żego
przytrzymuje.Smuganakolaniejejrajstopzdradza,żeSkinnerpróbowałwcześniejświątecznego
zbliżeniaznogąsamicyFacetaodŻarcia.

Gabewyglądaniechlujniewbojówkachitraperach.Jedneidrugiepokrywawarstwapiasku,tego

rankasiadałbowiemokrakiemnasłoniachmorskich,przyklejającimdogrzbietówurządzeniado
namierzaniazsatelity.Najegotwarzymalujesięszeroki,pełennadzieiuśmiech,iniedasięwskazać
elementówniepasującychdoobrazka.

ROBERTOT.NIETOPERZOWOCOŻERNYTozdjęciezrobiononawyspieGuam,gdzieRoberto

przyszedłnaświat.Wtlewidniejąpalmy.Odrazuwidać,żetomłodyosobnik,niedorobiłsiębowiem
jeszczeparyRay-Banówanipana,któryprzynosiłbymunazawołanieowocemango.Zwinąłsięw
świątecznymwieńcu,wykonanymzpalmowychliściiozdobionymmałymipapajamiorazczerwonymi
orzechamipalmowymi.Zlizujemiąższpapaizeswojegopsiegopyszczka.

Dzieci,któreznalazłygowwieńcuwtenświątecznyporanek,pozujądozdjęciapoobustronach

drzwi,naktórychwieniecwisi.Sątodziewczynki.Majądługie,kręconeciemnewłosypomatce,
pochodzącejzluduChamorro,izieloneoczypopochodzącymzIrlandiikatolickimojcu,amerykańskim
lotniku.Ojciecrobizdjęcie.Dziewczynkimająnasobiejasnesukienkiwkwiatkizbufiastymirękawami.

PomszyspróbujązwabićRobertodopudełka,bypóźniejgougotowaćipodaćzmakaronem

sojowym.Nietoperzwprawdzieucieknie,aleprzeżycieokażesięnatyletraumatyczne,żenawielelat
przestaniemówić.

background image

TOWARZYSTWONAPRZYJĘCIUDLASAMOTNYCH

NaprzyjęcieświątecznedlasamotnychTheowłożyłswojąpolicyjnąbluzę.Niedlatego,żeniemiał

sięwcoubrać,bowvolvozostałymujeszczedwieczystekoszuleflaneloweibluzazespołuPhish,które
zabrałzdomu,aledlatego,żegdywPineCoveszalałaburza,czuł,żepowinienwykonywaćpolicyjne
obowiązki.Bluzamiałanaramionachpagony(któresłużądo,ee,zapobieganiapadaczce-nie-do
wkładaniapodnieczapki-nie-dostawianiananichpapugi-nie)którewyglądałytajnieiwojskowo,a
takżemałyotwórwkieszeni,doktóregomógłprzypiąćodznakę,orazdrugiotwór,wktórymógłwetknąć
długopis,costanowiłodużąwygodępodczasburzy,gdybyczłowiekchciałzrobićjakieśnotatki,na
przykład:„19.00.Ciąglewiejejakskurwysyn”.

-Ha,naprawdęwiejejakskurwysyn-powiedziałTheo.
Była19.00.
TheostałwkąciegłównegopomieszczeniaKaplicyŚwiętejRóżyobokGabe’aFentona,którywłożył

jednązeswoichkoszulnaukowca-praktycznąpłóciennąkoszulęwkolorzekhaki,zlicznymi
kieszeniami,otworami,guzikami,przegródkami,pagonami,suwakami,rzepami,zatrzaskamii
rozcięciami,więcmożnawniejbyłozgubićcałydobytekidosłowniezedrzećsobiesutki,poklepującsię
pokieszeniachimówiąc:„Napewnomamtogdzieśtutaj”.

-Tak-powiedziałGabe.-Wiatrdochodziłdostudwudziestu,kiedywychodziłemzlatarni.
-Żartujesz!Stodwadzieściamilnagodzinę?Wszyscyzginiemy-powiedziałTheoinaglepoczułsię

lepiej.

-Kilometrównagodzinę-wyjaśniłGabe.-Stańprzedemną.Onapatrzy.
ZłapałTheozapagon(aha!)ipociągnął,byzasłonićsięprzedspojrzeniemzdrugiegokrańca

pomieszczenia.TamwłaśnieValerieRiordan,wgrafitowymkostiumieodArmaniegoiczerwonych
butachodFerragamo,popijałazplastikowegokubkalikierżurawinowyznapojemgazowanym.

-Dlaczegoprzyszła?-szepnąłGabe.-Niemiałalepszychpropozycjiodjakichśekskluzywnych

klubów,biznesmenówczycoś?

Słowo„biznesmenów”Gabewypowiedziałtak,jakbymusiałwyplućjakiśobrzydliwyposmak,

zanimzrobimusięniedobrze,idokładnieotomuchodziło.Gabenieżyłwprawdziewwieżyzkości
słoniowej,alemieszkałobokniej,przezcomiałwypaczonespojrzenienahandel.

-Straszniedrgacioko,Gabe.Dobrzesięczujesz?
-Topewnieuwarunkowaniepotychelektrodach.Onawyglądaświetnie,niesądzisz?
TheospojrzałnabyłądziewczynęGabe’a,kontemplującwysokieobcasy,pończochy,makijaż,włosy,

krójkostiumu,nos,biodra,ipoczułsię,jakbyoglądałsportowywóz,naktórygoniestać,któregonie
umiałbyprowadzićiktóryoczymawyobraźniwidziałrozbitynasłupiezesobąwśrodku.

-Szminkapasujedobutów-stwierdziłTheo,taknaprawdęnieodpowiadającnapytanieprzyjaciela.

TakierzeczywPineCovesięniezdarzały.No,Mollymiaławprawdzieczarnąszminkę,pasującądopary

background image

czarnychbutów,którenosiłabezżadnychdodatków,aleniechciałotymmyśleć.Właściwietachwila
miałabysenstylkowtedy,gdybymógłjądzielićzMolly,azdałsobiesprawę,żenicztego,iprzez
sekundępozazdrościłGabe’owijegotiku.

Podwójnedrzwidokaplicyotworzyłysięiwiatromiótłpomieszczenie,trzęsąckilkomataśmamiz

krepiny,którejeszczeostałysięnaścianach,istrącającparęozdóbzolbrzymiejchoinki.Dośrodka
wszedłTuckerCasewociekającejwodą,lotniczejkurtce.

Znadjejsuwakawystawałpokrytysierściąpyszczek.
-Żadnychpsów-powiedziałaMavisSand,zmagającsięzdrzwiamiiusiłującjezamknąć.-Odparu

latzaczęliśmywpuszczaćdzieciiwcalemisiętoniepodoba.

Tuckchwyciłdrugieskrzydłodrzwiizatrzasnął,poczymzłapałto,zktórymwalczyłaMavis.
-Toniepies.
MavisodwróciłasięispojrzałaprostowpyskRoberto,którycichoszczeknął.
-Tojestpies.Możeniezbytwielki,przyznaję,alepies.Imaokularyprzeciwsłoneczne.
-Coztego?
-Jestciemno,głupku.Wyrzućpsa.
-Toniepies-powtórzyłTuckiabydowieśćswoichracji,rozpiąłkurtkę,złapałRobertazanóżkii

podrzuciłwgórę.Nietoperzzawył,rozpostarłskórzasteskrzydłaipoleciałnawierzchołekchoinki.Tam
chwyciłgwiazdę,wykonałpółobrotuizawisłgłowąwdół.

Pomimowesołegousposobieniairóżowychoprawekokularówwyglądałniecoupiornie.
Wszyscywkaplicy,okołotrzydziestuosób,przerwaliwykonywaneczynnościispojrzelinazwierzę.

LenaMarquez,którastałaprzystoleikroiłalazanięnakwadratowekawałki,podniosławzrok,nawiązała
krótkikontaktwzrokowyzTuckiem,poczymsięodwróciła.Nieliczącradiomagnetofonu
odtwarzającegokolędywstylureggae,atakżeszalejącegonazewnątrzwichruideszczu,nierozległsię
żadendźwięk.

-Co?-powiedziałTuck,zwracającsiędowszystkichidonikogokonkretnego.-
Zachowujeciesię,jakbyściewżyciuniewidzielinietoperza.
-Wyglądałjakpies-odezwałasięMaviszajegoplecami.
-Więcniemazakazuwstępudlanietoperzy?-spytałTuck,nieodwracającsię.
-Niesądzę.Maszwspaniałytyłek,pilociku,wiesz?
-Tak,tomojeprzekleństwo-odparłTuck.
Wzrokiemposzukałnasklepieniujakiejśjemioły,podktórąktóraśmogłabygozdybać,zauważył

TheoiGabe’a,poczymruszyłprościutkowkąt,wktórymsięukrywali.

-O,Boże-powiedział,podchodzącbliżej.-WidzieliścieLenę,chłopaki?Ekstrazniejbabka.Nie

uważacie,żejestekstra?Tęsknięzanią.

-Boże,tyteż?Tylkonieto-jęknąłTheo.
-TaczapkaMikołajajakośnamniedziała.
-ToPteropustokudaei-spytałGabe,wyglądajączzaplecówTheoiruchemgłowywskazując

choinkęznietoperzem.

-Nie,toRoberto.Dlaczegochowaszsięzaposterunkowym?
-Jesttumojabyła.Tuckobejrzałsię.
-Tarudawkostiumie?
Gabeskinąłgłową,Tuckpopatrzyłnaniego,potemznównaValRiordan,któraterazgawędziłaz

LenąMarquez,iwkońcujeszczeraznaGabe’a.

-Ho,ho,wygrzebałeśsięzeswojejpuligenowej,co?Przybijpiątkę.-Wyciągnąłrękędobiologa.
-Nielubimycię,wiesz?-powiedziałTheo.
-Naprawdę?-Tuckcofnąłdłoń.PonadramieniemposterunkowegospojrzałnaGabe’a.-Naprawdę?
-Jesteśwporządku-odparłGabe.-Onjestpoprostudrażliwy.

background image

-Niejestemdrażliwy-zaprotestowałTheo.
Taknaprawdębyłtrochędrażliwy.Trochęsmutny.Trochęnaspawany.Trochęzbityztropu,żeburza

nieprzeszłabokiem,jaksięspodziewał,itrochępodekscytowany,żemożenaprawdęskończyćsię
katastrofą.WgłębiduszyTheophilusCroweuwielbiałkatastrofy.

-Tozrozumiałe-stwierdziłTuck,ściskającramięTheo.-Twojażonabyłaszprotką.
-Jestszprotką-poprawiłTheo,poczymdodał:-Hej!
-Nie,wporządku-powiedziałTuck.-Maszszczęście.
GabeFentonwyciągnąłrękęiścisnąłdrugieramięTheo.
-Toprawda-stwierdził.-KiedyMollynieświrujedoreszty,jestszprotką.Właściwietonawet

kiedy...

-Moglibyścieprzestaćnazywaćmojążonęszprotką?Nawetniewiem,cotoznaczy.
-Taksięmówiunasnawyspach-wyjaśniłTuck.-Chciałempowiedzieć,żeniemaszsięczego

wstydzić.Dobrzewamsięukładało.Niemożeszmyśleć,żenazawszestraciłazdrowyrozsądek.Wiesz,
Theo,raznajakiśczasEraserheadspikniesięzDzwoneczkiemalboCarlzeSlingBladeożenisięzLara
Croft.Takierzeczybudząnadzieję,aleniemożnanatoliczyć.Niemożnanatostawiać.No,facecitacy
jakmyzawszeżylibysamotnie,gdybyniektórekobietyniemiałygłębokozakorzenionychskłonności
autodestrukcyjnych,mamrację,profesorze?

-Prawda-powiedziałGabe.
Wykonałprzytymgestwstylu„przysięgamnaBiblię”.Theozgromiłgowzrokiem.
-Wkońcukażdakobietazmądrzeje-ciągnąłTuck.
-Poprostuprzestałazażywaćleki.
-Wszystkojedno-odparłpilot.-Chcętylkopowiedzieć,żemamyBożeNarodzenieipowinieneś

byćwdzięczny,żewogóleudałocisiękogośpodpuścić,byciępokochał.

-Zadzwoniędoniej-powiedziałTheo.
Wyciągnąłkomórkęzkieszenimundurowejbluzyiwybrałswójdomowynumer.
-CzyValmaperłowekolczyki?-spytałGabe.-Dostałajeodemnie.
-Brylantowe-odparłTuck,oglądającsięprzezramię.
-Cholera.
-PopatrznaLenęwtejczapceMikołaja.Takobietamatalentdobłyskotek,jeśliwiesz,comamna

myśli.

-Niemampojęcia-odparłGabe.
-Jateżnie.Poprostubrzmitoperwersyjnie-powiedziałTuck.
Theozamknąłtelefon.
-Nienawidzęwasobu.
-Niemówtak-powiedziałTuck.
-Niemazasięgu?-spytałGabe.
-Pójdęsprawdzić,czyradiopolicyjnewmoimsamochodziedziała.

Naparkinguzakaplicąlałdeszcz,gdyzmarliwyciągalisięnawzajemzbłocka.
-Wfilmachwydawałosiętołatwiejsze-stwierdziłJimmyAntalvo,którytkwiłpopaswkałuży.

MartyoPorankuitennowyfacetwczerwonymstrojupróbowaligowyciągnąć.Jegosłowabrzmiały
trochęniewyraźnieichrapliwie,popierwsze,zpowodubłota,apodrugie,strukturytwarzy,która
składałasięgłówniezużywanegowzakładachpogrzebowychwoskuidrutu.-Myślałem,żenigdynie
wydostanęsięztejtrumny.

-Chłopcze,itakmaszlepiejniżparuinnych,którychwyciągnęliśmy-powiedziałMartyoPoranku.

background image

Wskazałgłowąwstronęwątłejstertyporuszającegosięmięsawstanierozkładu,którakiedyśbyła
elektrykiem.Brejowatyobiektwydałzsiebiejękliwyodgłos.

-Ktotojest?-spytałJimmy.Ulewazmyłamubłotozoczu.
-Alvin-wyjaśniłMarty.-Tylkotyledałosięzrozumieć.
-Kiedyśgadałemznimcałyczas-stwierdziłJimmy.
-Terazjestinaczej-wtrąciłfacetwczerwonymstroju.-Teraznaprawdęmówisz,anietylko

myślisz.Aokresgwarancjinajegoaparatmowyjużdawnominął.

Marty,któryzażyciabyłkorpulentny,alepośmierciwyraźnieschudł,pochyliłsięimocnozłapał

Jimmy’egozaramię,zaginającjegołokiećnaswoim,idziękitemutworzącrewelacyjnydźwig.Rozległ
sięgłośnytrzaskiMartyprzewróciłsięnaplecywbłoto.JimmyAntalvowymachiwałpustymrękawem
skórzanejkurtkiiwrzeszczał:-Mojaręka!Mojaręka!

-Kurde,moglijąlepiejprzyszyć-powiedziałMarty,trzymającrękęwgórze,choćtawyglądała,

jakbywykonywałanadzwyczajszarpanąwersjędefiladowegopozdrowienia.

-Tekorowodyzpowstawaniemzmartwychsąobrzydliwe-powiedziałaEsther,nauczycielka,stojąc

zbokuzparomainnymi,którychjużodkopano.Wodaspływałazestrzępówjejnajlepszejsukienki,którą
nosiładokościoła,azktórejzostałytylkoskrawkiperkalu.-Niechcęmiećztymnicwspólnego.

-Czyliniejesteśgłodna?-spytałnowyfacet,któremuzbrodyMikołajaspływałystrużkibrudnejod

błotadeszczówki.Wyszedłjakopierwszy,niemusiałbowiemwydostawaćsięztrumny.-Świetnie,kiedy
jużwyciągniemydzieciaka,wepchniemycięzpowrotemdotwojegodołu.

-Tegoniepowiedziałam-odparłaEsther.-Chętniebymcośprzekąsiła.Coślekkiego.
MożeMavisSand.Mózgtejkobietyniewystarczyłbypewnienawetdoposmarowaniakrakersa.
-Notosięzamknijipomóżnamwszystkichwyciągnąć.
WpobliżuMalcolmCowleypatrzyłzdezaprobatąnajednegozmniejwygadanychżywychtrupów,

któremuspomiędzymięsawystawałynagiekości.Martwyantykwariuszwyżymałswojątweedową
marynarkęikręciłgłowąnakażdąuwagę.

-Naglewszyscystaliśmysiężarłokami,co?Zawszeceniłemnowoczesnemeblezaich

funkcjonalnośćielegancję,więckiedyskonsumujemyjużmózgitychzprzyjęcia,czujęsięzmuszony
odszukaćjedenzesklepówmeblowych,októrychtylemówiąmłodeparywkaplicy.Najpierwuczta,
potemIKEA.

-IKEA!-zaczęliskandowaćzmarli.-Najpierwuczta,potemIKEA!Najpierwuczta,potemIKEA!
-Mogęzjeśćmózgżonyposterunkowego?-spytałArthurTannbeau.-Pogłosiewydajemisię

pikantna...

-Wyciągnijmywszystkichzziemi,apotembędziemyjeść-powiedziałnowy.
Najwyraźniejbyłprzyzwyczajonydowydawaniapoleceńinnym.
-Aktoumarłizrobiłcięszefem?-spytałaBessLeander.
-Wywszyscy-odparłDalePearson.
-Cośwtymjest-przyznałMartyoPoranku.
-Chłopcy,możezanimskończycie,przejdęsiępoparkingu.Maszcilos,chodzenienieidziemi

najlepiej-powiedziałaEsther,ciągnącjednąstopęzasobąizostawiającwbłociewyraźnąbruzdę.-Ale
IKEAwyglądaminarozkosznąprzygodępokolacji.

Niktniewiedlaczego,alenadrugimmiejscupojedzeniumózgówżywetrupystawiająniedrogie,

prefabrykowanemeble.PodrugiejstronieparkinguwodęwuszachTheophilusaCrowe’azastępowała
psiaślina.-Siad,Skinner.

Theoodepchnąłpsiskoiprzypiąłmikrofondopolicyjnegoradia.Próbowałjewyregulować,słyszał

jednaktylkoodległe,bezcielesnegłosy,jakieśsłowotuitampośródszumu.Ulewałomotaławsamochód
takgłośno,żeTheoprzyłożyłgłowędodeskirozdzielczej,bylepiejsłyszećmałygłośnik,aSkinner,ma
sięrozumieć,potraktowałtojakozaproszeniedodalszegowylizywaniadeszczuzjegouszu.

background image

-Uch!Skinner.-Theozłapałpsazapyskipowiódłgomiędzysiedzenia.
Przeszkadzałamuniewilgoć,anawetniepsioddech,którydawałsięweznaki,tylkohałas.To

lizaniebyłopoprostuzbytgłośne.Theopogrzebałwkonsolimiędzysiedzeniamiiznalazłzawiniętąw
papierpołówkęSlimJima.Skinnerpochłonąłpsiprzysmakinapawałsięnim,oblizującwargitużprzy
uchuTheo.

Theowyłączyłradio.JednymzproblemówżyciawPineCovewśródwszechobecnychsosen

kalifornijskichbyłfakt,żetechoinkipokilkulatachniewyglądałyjużjakchoinki,leczprzypominały
wielkie,odwróconemopyzolbrzymimżaglemigliwia!szyszeknawierzchołkudługiego,wąskiegopnia,
wspartegonapłaskimsystemiekorzeni-tedrzewabyłyszczególniepodatnenaprzewracaniesięprzy
silnymwietrze.GdyzatemElNinozbliżałsiędowybrzeżaizaczynałysiętakieburze,jakta,najpierw
zasilanietraciłyprzekaźnikitelewizjiitelefoniikomórkowej,potemcałemiasto,awkońcuwysiadały
linietelefoniczne,skutecznieodcinającwszelkąłączność.Theowidywałjużtozjawiskoiniepodobało
musięto,coonozwiastowało.CypressStreetznajdziesiępodwodąjeszczeprzedświtem,ado
południaludziezacznąpływaćkajakamimiedzybiuraminieruchomościigaleriamisztuki.

Cośuderzyłowsamochód.Theowłączyłreflektory,aledeszczlałtakmocno,aoknabyłytak

zaparowaneodpsiegooddechu,żenicniemógłzobaczyć.Założył,żetoniewielkagałąźzdrzewa.
Skinnerzaszczekał,cowzamkniętejprzestrzenizabrzmiałoogłuszająco.

Mógłbyruszyćnapatroldocentrum,aleponieważMaviszamknęła„GłowęŚlimaka”naWigilię,nie

umiałsobiewyobrazić,pocoktokolwiekmiałbytamprzebywać.Wrócićdodomu?Sprawdzić,cou
Molly?Naszczęściejejhondaznapędemnaczterykołabyłalepiejprzystosowanadojazdywtym
bałaganie,aMollymiaładośćrozumu,bynieruszaćsięzdomu.Starałsięnietraktowaćosobiściefaktu,
żeniepojawiłasięnaprzyjęciu.Próbowałniebraćsobiedosercasłówpilota,któregozdaniemniebył
warttakiejkobiety.

Spojrzałwdół,naspoczywającąnakonsolizawiniętąwmateriałszklanąfajkę.Theopodniósłją,

obejrzał,apotemzkieszenibluzymundurowejwyjąłpudełkopokliszywypełnionelepkimi,zielonymi
pączkamiizacząłwpychaćjedofajki.

Nachwilęoślepiłgoblaskjednorazowejzapalniczki,awtejsamejchwilicośzaczęłoskrobaćo

samochód.Skinnerwskoczyłnaprzednifotelizaszczekałwkierunkuokna,razporazwalącTheow
twarzgrubymogonem.

-Leżeć,piesku.Leżeć-powiedziałTheo,alepsiskopróbowałosięterazprzekopaćprzezwinylowy

panelnadrzwiach.

Theowiedział,żebędziemiałpotemdoczynieniazbardzomokrympsem,czułjednak,żemusi

zajaraćwspokoju,więcwyciągnąłrękęiotworzyłnaościeżdrzwipostroniepasażera.Skinner
wyskoczył.Wiatrzatrzasnąłdrzwi.

Nazewnątrzrozpętałosięjakieśzamieszanie,aleTheonicniewidziałidoszedłdowniosku,żepies

poprostutarzasięwbłocie.Posterunkowyzapaliłfajkęizatraciłsięwkłębachsłodkiego,niosącego
pociechędymu.

JakieśtrzymetryodsamochoduSkinnerradośnieodrywałgłowępowstałejzmartwychnauczycielce.

Machałarękamiinogami,atakżeporuszałaustami,alelabradorprzegryzłjużwiększączęśćjej
przegniłejkrtanii,mocnozaciskającszczęki,targałjejgłowąwprzódiwtył.Ktośwprawnywczytaniu
zruchuwargmógłbywamwyjaśnić,comówiłaEsther:

-Chciałamtylkozjeśćkawałeczekjegomózgu.Niemapowodu,żebytaksięzachowywać,

młodzieńcze.

Alemizatonawymyślająodniedobrychpsów,pomyślałSkinner.
Theowysiadłzsamochoduprostowbłotopokostki.Pomimochłodu,wiatru,deszczuibłocka,które

przelałosięprzezkrawędźjegobutów,Theowestchnął,byłbowiemmocno,melancholijnienaspawanyi
wkraczałwtęmiłąfazę,wktórejwszystko,włączniezulewą,byłojegowinąimusiałpoprostujakośz

background image

tymżyć.Niebyłotorzewneużalaniesięnadsobą,jakiemogłabywywołaćirlandzkawhiskey,ani
gniewneobwinianiesamegosiebiepotequili,aniroztrzęsionaparanojapoamfie-poprostulekko
smętnaniechęćdosiebieiświadomość,jakizniegoostatniniedojda.-Skinner.Chodźtutaj.Nojuż,
piesku,zpowrotemdowozu.

TheoledwiewidziałSkinnera.Piesleżałnagrzbiecieitarzałsięwczymś,cowyglądałojaksterta

mokrego,zabłoconegoprania.Wiłsięjakwążzotwartympyskiem,wymachującróżowymjęzykiemw
ekstaziepsorgazmu.

Pewniemartwyszop,pomyślałTheo,mrugając,byusunąćzoczudeszczówkę.Janigdyniebyłemtaki

szczęśliwy.Inigdyniebędę.

Zostawiłpsazjegoradościąipowlókłsięzpowrotemnaprzyjęciedlasamotnych.
Miałwrażenie,żepoczułnaszyiczyjąśrękę,zmagającsięzpodwójnymidrzwiami,apotemrozległ

sięgłośnyjęk,gdydrzwisięzatrzasnęły,aletobyłpewnietylkowiatr.Niewyglądałotonawiatr.To
musiałbyćwiatr.

background image

KRÓTKOTRWAŁYPRZEBŁYSKMOLLY

NafioletowyrógNigotha,nakazujęciwrzeć!-wydarłasięWojowniczaLaska.Wkońcu,pocojej

wyższamoc,jeśliniemogłanawetpomócugotowaćgarnkamakaronu?

Mollystałanadpaleniskiemnago,jeślinieliczyćszerokiejszarfy,zktórejpośrodkupleców

zwieszałasiępochwajejmiecza,cowywoływałowrażenie,jakbykobietawłaśniezdobyłatytułMiss
NagościnaPokazieRozmaitychAktówPrzemocy.Skóręmiałaśliskąodpotu,niedlategożetrenowała,
tylkodlategożeporąbałastolikswoimzłamanymmieczem,anastępniespaliłago,wrazzdwoma
krzesłamizjadalni.Wdomkupanowałskwar.Prądjeszczeniewysiadł,alemusiałwysiąśćjużwkrótcei
WojowniczaLaskazPustkowiszybciejniżwiększośćludziweszławfazęprzetrwaniawtrudnych
warunkach.Pasowałotodojejprofiluzawodowego.

-JestWigilia-powiedziałNarrator.-Niepowinniśmyzjeśćczegośbardziejświątecznego?Co

powiesznaciasteczkawkształcieNigotha?Maszfioletowewiórki?

-Dostanieszbylecoimaszbyćzachwycony!Jesteśtylkobezdusznymduchem,którymniedrażnii

kręcisiępomoimmózgujakpająki.Kiedypiątegodostanęczek,nazawszezostanieszstrąconyw
otchłań.

-Alesłowodaje,pociąćstolik?Krzyczećnazupę?Myślę,żemogłabyśwykorzystaćswojąenergięw

bardziejpozytywnysposób.ChodzimiocośwduchuBożegoNarodzenia.

WkrótkotrwałymprzebłyskuMolly,WojowniczaLaskazdałasobiesprawę,żepowinnapostępować

inaczej,gdyNarratorstajesięprawdziwymgłosemrozsądku,aniemęczącymgadułą,którypróbujeją
podpuszczać.Przykręciłapalnikdopołowyiposzładosypialni.

Przysunęładoszafystołekistanęłananim,bysięgnąćdonajwyższejpółki.Wadąmałżeństwaz

dwumetrowymfacetemjestfakt,żeczęstotrzebasięwspinać,bydostaćsiędorzeczy,któreonpołożył
gdzieśdlawygody.Awdodatkuczłowiekpowinienmiećsamobieżneżelazko,bywyprasowaćmu
koszulę.Coprawda,nierobiłategozbytczęsto,alekażdy,ktorazspróbujeporadzićsobiez
zagnieceniemnastucentymetrowymrękawie,prawdopodobnieporzuciprasowanienazawsze.Itakbyła
wariatką,więcfrustrującezajęcianiebyłyjejpotrzebne.

Pomacałapółkę,przesunęładłoniąpozapasowejkaburzeodglockaTheoinatrafiłanaowiniętyw

aksamitprzedmiot.Zeszłazestołkaipołożyłapakuneknakanapie,poczymusiadłaizaczęłapowoli
rozwijaćmateriał.Pochwęwykonanozdrewna.Wjakiśsposóbnałożononaniąwarstwęczarnego
jedwabiu,wyglądaławięc,jakbyspijałaświatłozpomieszczenia.Rękojeśćowiniętoczarnym
jedwabnymsznurem,byłteżjeleczkutegobrązuzwizerunkiemsmoka.Wykonanazkościsłoniowej
smoczagłowawystawałapozarękojeść.

KiedyMollywyciągnęłabrońzpochwy,zaparłojejdechwpiersiach.Natychmiastpoznała,żeto

prawdziwy,starymiecz,którymusiałkosztowaćmajątek.Miałnajwspanialsząklingę,jakąkiedykolwiek
widziała,ibyłtotashi,aniekatana.Theowiedział,żedotreningówwolałabydłuższy,cięższymiecz.Że

background image

będziespędzaładługiegodzinyztąbroniąwrękachiniezamkniejejnapokazwgablocie.

Łzynapłynęłyjejdooczuiklingawydałajejsięterazsrebrnąmgiełką.Zaryzykowałswojąwolnośći

dumę,byjejtokupić,bywyrazićpodziwdlatejczęścijejosobowości,którejwszyscypozostali
najwyraźniejchcielisiępozbyć.

-Twojazupakipi-oznajmiłNarrator-tysentymentalnababo.
Rzeczywiście.Słyszałasykwodyspływającejnapalnik.Zerwałasięnanogiirozejrzaław

poszukiwaniumiejsca,gdziemogłabyodłożyćmiecz.Stolikspłonąłjużwkominkunapopiół.Popatrzyła
napółkęzksiążkamipodoknemiwtymmomencierozległsięogłuszającyhukpękającegopniadużej
sosny,apotemcichszetrzaski,gdypadając,sosnałamałagałęzieimniejszedrzewa.Iskryrozświeciły
nocnazewnątrz,aświatłazgasływmomencie,gdycałydomzatrząsłsięoduderzeniapniaoziemię.
Mollywidziałazerwanekableenergetyczneprzydrodze,strzelającewmrokupomarańczowymii
błękitnymipasmami.Wokniewidniałasylwetkawysokiej,ciemnejpostaci,którastałatamipoprostuna
niąpatrzyła.

Chociażnaświąteczneprzyjęciedlasamotnychprzychodziłowielusingli,nigdyniemiałoonobyć

miejscempodrywów,przedłużeniemświątecznejgrywkrzesełkaw„GłowieŚlimaka”.Czasamiludzie
siętampoznawaliizostawalikochankamiczypartnerami,alenietostanowiłocel.Początkowochodziło
poprostuospotkanieosóbniemającychwokolicykrewnychaniprzyjaciół,zktórymimogłybyspędzić
święta,aniechciałyspędzaćichsamotniealbowalkoholowejśpiączce,albojednoidrugie.Przezlata
przyjęciestałosięwyczekiwanymwydarzeniem,którewieleosóbwybierałozamiastbardziej
tradycyjnychspotkańzrodzinąiprzyjaciółmi.

-Trudnomisobiewyobrazićstraszniejszyhorrorniżświętazmojąrodziną-powiedziałTucker

Case,gdyTheoponowniedołączyłdogrupy.-Atobie,Theo?

ObokTuckaiGabe’astałjeszczejedenfacet,łysiejącyblondyn,wyglądającyjaksponowiec,który

sięroztył.NosiłkoszulkęzlogiemStarFleetCommandispodnieoddresu.

Theorozpoznałwnimojczyma/chłopakamamy/kogośtamJoshuiBarkera,czyliBrianaHendersona.
-Brian-odezwałsięTheo,wostatniejchwiliprzypominającsobieimięfacetaiwyciągającdoniego

rękę.-Jaksięmasz?EmilyiJoshteżprzyszli?

-Ee,tak,aleniezemną-odparłBrian.-Cośnamsięrozpadło.
DorozmowywłączyłsięTuckerCase.
-Powiedziałchłopakowi,żeniemaŚwiętegoMikołaja,aBożeNarodzenietotylkogenialnyspisek

handlowców,żebywięcejsprzedać.Aco,możenie?A,tak,tenŚwiętyMikołajzyskałsławę,boożywił
jakieśdzieci,którebyłypoćwiartowaneipowpychanedosłoików.Matkachłopcawyrzuciłagozadrzwi.

-Oj,przykromi-powiedziałTheo.
Brianskinąłgłową.
-Nieukładałonamsięnajlepiej.
-Facetdonaspasuje-stwierdziłGabe.-Zobacz,jakafajnakoszulka.
Brianwzruszyłramionami,niecozawstydzony.
-Jestczerwona.Pomyślałem,żepasujedoświąt.Aterazczujęsię...
-Ha!-przerwałmuGabe.-Nieprzejmujsię.Faceciwczerwonychkoszulkachnigdyniedożywają

drugiejprzerwynareklamy.-LekkoszturchnąłBrianawramiewgeściesolidarnościmiędzy
odmieńcami.

-Dobra,skoczędosamochoduiwezmęinnąkoszulę-powiedziałBrian.-Czujęsięgłupio.Waucie

sąwszystkiemojeubrania.Właściwiewogólewszystko,comam.

GdyBrianruszyłdodrzwi,Theonaglecośsobieprzypomniał.
-A,Gabe,zapomniałem.Skinnerwyskoczyłzsamochodu.Tarzasięwczymśobrzydliwym.Może

lepiejidźzBrianemispróbujzapakowaćgozpowrotemdowozu.

-Tarasalubiwodę.Nicmuniebędzie.Możezostaćnazewnątrzdokońcaprzyjęcia.

background image

MożeskoczyzzabłoconymiłapaminaVal?Oby,oby...
-Cozazłośliwość-stwierdziłTuck.
-Todlatego,zejestemmałym,zawziętymfacetem-odparłGabe.-Toznaczy,wwolnymczasie.Nie

zawsze.Dośćdużopracuję.

BrianoddaliłsięwswojejkoszulcezeStarTreka.Gdyotworzyłjednoskrzydłopodwójnychdrzwi,

zadąłwniewiatridrzwiwalnęłyozewnętrznąścianękościołazhukiemwystrzału.Wszyscyodwrócili
sięwtamtąstronę,mężczyznawzruszyłramionami,aSkinner,zabłoconyizupełnieprzemoknięty,wbiegł
truchtemdośrodka,trzymająccośwzębach.

-Rany,alerobibałagan-odezwałsięTuck.-Wcześniejniezdawałemsobiesprawyzzalet

posiadanialatającegossaka.

-Coontrzymawpysku?-spytałTheo.
-Pewnieszyszkę-odparłGabe,nawetniezerkającnapsa.-Alboinie.
Rozległsięprzeciągłykrzyk,któryzacząłsięodValerieRiordan,poczymjakbyprzeniósłsięna

wszystkiekobietystojąceprzybufecie.SkinnersprezentowałswojązdobyczVal.Upuściłjąnastopę
kobiety,myśląc,żeskorostoionaobokjedzeniaiwciążjestsamicąFacetaodŻarcia(boktóżmógł
myślećojedzeniu,niemyślącprzytymoFacecieodŻarcia?),todocenitengestibyćmożegonagrodzi.
Nienagrodziła.

-Złapgo!-wrzasnąłGabedoVal.
Popatrzyłananiegotakwymownie,jakniktnigdydotąd.Byćmożetodyplomdoktormedycyny

przydałtemuspojrzeniuelokwencji,takczyowakniemyprzekazwyraźniebrzmiał:„Chybacię
pojebało”.

-Alboinie-dodałGabe.
TheoprzemaszerowałprzezpomieszczenieisięgnąłdoobrożySkinnera,alewostatniejchwili

labradorzłapałrękę,odsunąłgłowęiumknąłpozazasięgposterunkowego.

Trzejmężczyźnipróbowaligogonićipiesbiegałwtęizpowrotempososnowejpodłodzezgłową

dumnieuniesionąjakurasowegoogiera.Cojakiśczasprzystawał,byobryzgaćprzerażonychgapiów
błotem.

-Powiedzciemi,żesięnierusza!-wykrzyknąłTuck,próbującodciąćSkinnerowidrogędobufetu.-

Tarękasięnierusza.

-Totylkoenergiakinetycznapsananiąoddziałuje-stwierdziłGabe,któryprzyjąłcośwrodzaju

zapaśniczejpostawy.Przywykłdotąpaniadzikichzwierzątiwiedział,żeczłowiekmusibyćzwinny,
utrzymywaćniskośrodekciężkościdataiczęstoprzeklinać.-Cholera,Skinner,chodźtutaj.Niedobry
pies!Niedobry!

Noiproszę,zaczęłosię.Tragedia.Tysiącwyprawdoweterynarza,mdłościpojedzeniutrawy,pchła,

którejzanicniedasiędosięgnąć.„Niedobrypies”.Namiłośćpsioską!

Byłniedobrympsem.Skinnerupuściłzdobycz,podkuliłogoniprzybrałpostawęcałkowitejpokory,

wstydu,poczuciawinyiprzytłaczającegosmutku.ZaskamlałiodważyłsięspojrzećnaFacetaodŻarcia,
zerknąćzukosa,zbolały,leczgotowynaewentualnekolejnewyzwiskanaliteryNP.AleFacetodŻarcia
nawetnaniegoniepatrzył.Niktnaniegoniepatrzył.

Wszystkobyłowporządku.Bytdobry.Czyprzystoleczułzapachkiełbasy?Kiełbasajestdobra.
-Tocośsięrusza-stwierdziłTuck.
-Wcalenie.O,faktycznie-powiedziałGabe.
Nastąpiłakolejnaseriawrzasków,tymrazemwśródwrzaskówkobiecychidziecięcychrozległysię

takżemęskie.Dłońpróbowałaodpełznąć,ciągnącprzedramięzasobą.

-Jakświeżamusibyć,żebyrobićtakierzeczy?-spytałTuck.
-Niejestświeża-odezwałsięJoshuaBarker,jedenznielicznychdzieciakówwpomieszczeniu.
-Cześć,Josh-powitałgoTheoCrowe.-Niezauważyłem,jakwchodziłeś.

background image

-Jarałpantrawkęwsamochodzie,kiedyprzyszliśmy-powiedziałradośniechłopiec.-
Wesołychświąt,panieposterunkowy.
-Dobra-powiedziałTheo.Myślącszybko,aprzynajmniejzdawałomusię,żeszybko,wyjąłswój

policyjnypłaszczzgoretexuinarzuciłgonaporuszającąsięrękę.-Słuchajcie,wszystkowporządku.
Muszęwamcośwyznać.Powinienempowiedziećotymwcześniej,alesamniemogłemuwierzyćwto,
cowidziałem.Poranaszczerość.-Theozyskałniemałąwprawęwmówieniuwstydliwychrzeczyo
sobiesamympodczasspotkańAnonimowychNarkomanów,aterazwyznanieprzychodziłomujeszcze
łatwiej,jakożebyłlekkonaspawany.-Kilkadnitemuwpadłemnapewnegoczłowieka,araczej
myślałem,żetoczłowiek,aletaknaprawdębyłtojakiśniezniszczalnycybernetycznyrobot.Walnąłemw
niego,jadącmniejwięcejosiemdziesiątką,aonnawettegoniezauważył.

-Terminator?-spytałaMavisSand.-Chciałabymsięznimpieprzyć.
-Niepytajcie,skądsiętuwziął,aniczymwłaściwiejest.Przezlatachybawszyscynauczyliśmysię,

żeimszybciejprzyjmiemyprostewytłumaczenieniewytłumaczalnego,tymwiększaszansanaprzetrwanie
sytuacjikryzysowej.Wkażdymraziemyślę,żetarękamożebyćczęściątejmaszyny.

-Gównoprawda!-dobiegłkrzykzzadrzwiwejściowych.
Iwtejchwilidrzwisięotworzyły,adośrodkawdarłsięwiatr,niosączesobąpotwornysmród.W

obramowaniuportalustałŚwiętyMikołajitrzymałzagardłoBrianaHendersonawczerwonejkoszulce
zeStarTreka.Zanimiporuszałasięgrupaciemnychpostaci,jęczącychcośoIKEI.Mikołajprzystawił
rewolwerkaliber38doskroniBrianaipociągnąłzaspust.KrewbryznęłanaścianęiMikołajrzucił
ciałoMarty’emuoPoranku,któryzacząłwysysaćmózgmartwegoBrianaprzezranęwylotową.

-Wesołychświąt,przeklęteskurwysyny!-powiedziałMikołaj.

background image

ZATEM...

Zatembyłododupy.

background image

ONWIE,CZYBYŁEŚGRZECZNY...

LenaMarquez,choćbyłaprzerażonawydarzeniamiwwejściudokaplicy,strzałemzrewolweru,

wysysaniemmózguisytuacjązagrożenia,niemogłapowstrzymaćsięodmyśli:ojej,cozaniezręczna
sytuacja-sątuobydwajmoibyli.DalestałwdrzwiachwstrojuMikołaja,ryczączgniewuiociekając
błotemorazkrwią,aTuckerpognałdotyłuizanurkowałpodjedenzeskładanychstołów.Wokół
rozbrzmiewałykrzykiitrwałabieganina,wwiększościjednakludziestaliwmiejscu,sparaliżowani
strachem.ATuckerCase,masięrozumieć,zachowałsięjakostatnitchórz.Byłojejbardzowstyd.

-Tysuko!-krzyknąłmartwyDalePearson,celującwniąlufątrzydziestkiósemki.-
Zrobięzciebieprzekąskę!-Ruszyłpososnowejpodłodze.
-Lena,uważaj!-rozległsiękrzykzanią.
Odwróciłasięwsamąporę,bysięodsunąć,gdystółuniósłsię,zrzucającnapodłogęrondlepełne

lazanii.Kuchenkispirytusowe,naktórychstałyrondle,rozlałynablatbłękitnypłomień.TuckerCase
wstałi,trzymającstółprzedsobą,wydałokrzykwojenny.TheoCrowezobaczył,cosiędzieje,i
ramieniemodsunąłnabokgrupkęludzi,gdyTuck,trzymającblatprzedsobą,przesuwałsięwstronę
żywychtrupów.DalePearsonotworzyłogieńdozbliżającegosięstołuioddałtrzystrzały,zanimTuckw
niegouderzył.

-Crowe,drzwi,drzwi!-zawołałTuck,wypychającDale’airesztęumarlakówzpowrotemna

deszcz.BłękitnyspirytusowypłomieńobjąłbiałąbrodęDale’a,atakżespływałnanogiTucka.Theo
pognałprzezkaplicęiwyciągnąłręce,byzłapaćkrawędźdrzwi.

JednorękitrupwczarnejkurtceominąłskrajstołuTuckaichciałzłapaćTheo,tenjednakoparłstopę

ojegopierśipopchnąłgozpowrotemwdółschodów.Theozatrzasnąłjednoskrzydłodrzwi,poczym
odwróciłsięichwyciłdrugie.Zawahałsię.

-Zamknijtecholernedrzwi!-wrzasnąłTuck,któremuzaczęłydrżećnogi,gdystraciłimpet,dotarłszy

dopodnóżaschodów.TheowidziałzgniłeręcewyciągającesiędoTuckaponadkrawędziąstołu.Jakiś
mężczyzna,któregodolnaszczękawisiałanaskrawkuskóry,krzyczałnapilotaipróbowałwbićmuw
dłońgórnezęby.Ostatniąrzeczą,jakązobaczyłTheoprzedzamknięciemdrzwi,byłynogiTuckera
Case’a,płonącebłękitnymogniemiparującenadeszczu.

-Przynieścietujedenzestołów!-krzyknąłTheo.-Zabarykadujcietedrzwi.
Zablokujciestółpodklamkami.
Nastąpiłachwilaspokoju.Byłosłychaćtylkowiatrideszcz,atakżełkanieEmilyBarker,któraprzed

chwiląwidziała,jakzastrzelonojejbyłegochłopakaiwyssanomumózg.

-Ktotobył?!-wykrzyknąłIgnacioNuńez,pulchnyLatynosiwłaścicielmiejscowegoprzedszkola.-

Ktoto,dodiabła,był?!

PodwpływeminstynktuLenaMarquezpodeszładoEmilyBarkeriuklękła,obejmujączrozpaczoną

kobietę.PopatrzyłanaTheo.

-Tuckerjestnazewnątrz.Ontamjest.

background image

TheoCrowezdałsobiesprawę,żewszyscynaniegopatrzą.Ztrudemłapałoddech,awuszach

słyszałłomotwłasnegoserca.Bardzochciał,byktośinnyudzieliłodpowiedzi,gdyjednakpowiódł
wzrokiempopomieszczeniu,ujrzałokołoczterdziestuprzerażonychtwarzyizrozumiał,żecała
odpowiedzialnośćspadananiego.

-O,kurwa-powiedział,opuściwszyrękęnabiodro,gdziezwyklenosiłprzypiętąkaburę.
-Jestumniewdomunastole-powiedziałGabe.Gabetrzymałstół,ustawionywpoprzekpod

podwójnymiryglaminadrzwiachkościoła.

-Zabierzstół-nakazałTheo,myśląc:nawetfacetanielubię.PomógłGabe’owiprzesunąćmebelna

bokiprzyczaiłsięniczymsprinterwpozycjistartowej,gotowydoakcji,gdyGabezłapałzaklamki.

-Zamknijjezamną.Kiedyusłyszysz,żekrzyczę„wpuśćciemnie”,to...no...
Wtymmomencierozległsięzanimibrzękicośwpadłodośrodkaprzezjednozwysokich,

witrażowychokien,rozsypującodłamkiszkła.TuckerCase,mokry,osmalonyizakrwawiony,podniósł
sięzpodłogi,naktórąspadł,ipowiedział:-Niewiem,ktozaparkowałpodtymoknem,alelepiejzabrać
stądwóz,bojeślitestworywleząnadach,zacznątuwchodzićprzeztooknozamną.

Theopopatrzyłnarzędywitrażowychokienpobokachkaplicy-poosiemzkażdejstrony.Okna

znajdowałysięjakieśdwaipółmetranadziemiąimiałyponadpółmetraszerokości.Kiedyzbudowano
kaplicę,witrażebyłydrogie,amiejscowaspołecznośćbiedna,istądwąskie,wysokieokna,któremogły
pomócwobronietegomiejsca.Wcałymbudynkubyłotylkojednodużeokno-zamiejscem,wktórym
znajdowałsięołtarz,aterazstałatamdziesięciometrowachoinkaMolly.Witrażwkatedralnymstylu,o
rozmiarachdwanatrzyipółmetra,przedstawiającyŚwiętąRóżę,patronkędekoratorówwnętrz,
ofiarującąpoduszkęNajświętszejPanience.

-Nacho-warknąłTheodoIgnaciaNuńeza.-Poszukajwpiwnicyczegośdozabarykadowaniatego

okna.

Jaknasygnał,dwieubłocone,rozkładającesiętwarzepokazałysięwotworze,przezktóryprzed

chwiląwpadłTuck.Pojękiwałyipróbowałykościstymirękamizłapaćparapet,żebywgramolićsiędo
środka.

-Zastrzelich!-wrzasnąłTuckzpodłogi.-Zastrzeltepieprzonestwory,Theo!
Theowzruszyłramionamiipokręciłgłową.Niemiałbroni.ObokTheocośbłysnęło.
ObróciłsięizobaczyłGabe’aFentona,którypędziłjakszalonywstronęokna,trzymającprzedsobą

długi,stalowyrondelzlazanią.Najwyraźniejchciałrzucićsięprzezoknowmakaroniarskimgeście
samopoświęcenia.Theozłapałbiologazakołnierz,zatrzymującgoniczymbiegnącegopsazakoniec
smyczy.RęceinogiGabe’aznalazłysięwpowietrzu.

Zdołałutrzymaćrondel,aleniemalczterykilogramyparującego,serowegoprzysmakupoleciaływ

stronęokna,parzącnapastnikówiplamiącścianęwokółoknaczerwonymsosem.

-Takjest,rzucajwniejedzeniem,tojespowolni-krzyknąłTuck.-Terazporanasalwępieczywa

czosnkowego!

Gabeodzyskałrównowagę,zerwałsięnanogiistanąłtwarząwtwarzzTheo,araczejstanąłby,

gdybybyłojakieśtrzydzieścicentymetrówwyższy.

-Próbowałemnasratować-powiedziałsurowodomostkaTheo.
ZanimTheozdołałodpowiedzieć,IgnacioNuńeziBenMiller,wysoki,byłygwiazdorbieżnitużpo

trzydziestce,zawołalidonich,byusunęlisięzdrogi.Obajmężczyźnizbliżalisiędowybitegooknaz
kolejnymstołem.GabeiTheopomogliBenowiopieraćstółościanę,podczasgdyNachoprzybijałgo
gwoździami.

-Znalazłemwpiwnicytrochęnarzędzi-powiedziałNachomiędzyuderzeniamimłotka.
Wtymczasiepaznokciezombiskrobałyoblat.
-Niecierpięsera!-wydarłsiętrup,którymiałjeszczedosyćciała,bysiędrzeć.-Źlesięponim

czuję.Resztatłumuzwłokzaczęławalićwścianywokółnich.

background image

-Muszępomyśleć-powiedziałTheo.-Potrzebujęchwili,żebypomyśleć.
LenaopatrywałaranyTuckeraCase’azapomocągazyimaścizantybiotykiemzeznajdującejsięw

kaplicyapteczki.Oparzeniananogachitorsiebyłypowierzchowne,bodeszczzgasiłwiększość
spirytusowychpłomieni,zanimteprzeniknęłyprzezubranie.Alechoćlotniczakurtkaochroniłagoprzed
skutkamiskokuprzezokno,jednogłębokieskaleczeniewidniałonajegoczole,adrugienaudzie.Jedenz
pocisków,którymiDalestrzelałprzezstół,otarłsięożebraTucka,pozostawiającranęodługości
dziesięciucentymetrówiszerokościcentymetra.

-Tobyłnajodważniejszyczyn,jakiwżyciuwidziałam-powiedziałaLena.
-Wiesz,jestempilotem-powiedziałTuck,jakbyrobiłcośtakiegocodziennie.-Niemogłem

pozwolić,żebycięskrzywdzono.

-Naprawdę?-spytałainachwilęzamilkła,bypopatrzećmuwoczy.-Przepraszam,żeja...żety...
-Właściwiepewnienawetbyśniezgadła,aletennumerzestołemtotylkokiepskoprzeprowadzona

próbaucieczki.

Tuckskrzywiłsię,gdyprzymocowałabandażdojegożeberkawałkiemplastra.
-Trzebabędzieszyć-stwierdziłaLena.-Cośominęłam?
Wyciągnąłprawądłoń-najejwierzchuwidniałynabiegłekrwiąśladyzębów.
-O,mójBoże!-wykrzyknęłaLena.
-Będziepanimusiałaodciąćmugłowę-powiedziałJoshuaBarker,którystałobokipatrzył.
-Komu?-spytałTuck.-FacetowiwstrojuMikołaja,tak?
-Nie,chodziłomiopańskągłowę-odparłJosh.-Będąmusieliodciąćpanugłowęalbostaniesię

panjednymztamtych.

NiemalwszyscyobecniprzerwaliwykonywaneczynnościizgromadzilisięwokółTuckaiLeny,

najwyraźniejwdzięczni,żemająsięnaczymskupić.Waleniewścianyustałoizwyjątkiem
sporadycznegoszarpaniazaklamkibyłosłychaćjedyniewiatrideszcz.Gościeświątecznegoprzyjęcia
dlasamotnychbyliwstrząśnięci.

-Odejdź,mały-powiedziałTuck.-Tonieodpowiednimoment,żebybyćdzieckiem.
-Czegoużyjemy?-spytałaMavisSand.-Możebyćto,chłopcze?-Podniosłaząbkowanynóż,którym

kroilipieczywoczosnkowe.

-Tosięwgłowieniemieści-zaprotestowałTuck.
-Jeślinieodetnieciemugłowy-odezwałsięJoshua-zmienisięwjednegoztamtychiwpuściichdo

środka.

-Aletendzieciakmawyobraźnię-powiedziałTuck,posyłającuśmiechwkierunkukolejnychtwarzy,

szukającsprzymierzeńca.-JestBożeNarodzenie!Ach,BożeNarodzenie,cudownyczas,kiedyludzie
dobrejwoliniedekapitująsięnawzajem.

TheoCrowewyłoniłsięzpomieszczeniaztyłu,gdzieszukałczegoś,czegomożnabyużyćjakobroni.
-Linietelefoniczneniedziałają.Ladachwilastracimyprąd.Czykomuśdziałakomórka?-zapytał.
Niktnieodpowiedział.WszyscypatrzylinaTuckaiLenę.
-Odetniemymugłowę,Theo-oznajmiłaMavisSand,wyciągającprzedsiebienóżdochleba,rączką

naprzód.-Typowinieneśtozrobić,jakostróżprawa.

-Nie,nie,nie,nie,nie,nie,nie-powtarzałTuck.-Ijeszczeraznie.
-Nie-odezwałasięLena,wspierającswojegomężczyznę.-Możechcieliściemicośpowiedzieć?-

spytałTheo.WziąłnóżodMavisiwetknąłgosobiezapas.

-Myślę,żeztymzabójczymrobotemtobyłdobrytrop-powiedziałTuck.
LenapodniosłasięistanęłapomiędzyTheoaTuckiem.
-Tobyłwypadek,Theo.Wykopywałamchoinki,jakcoroku.PrzyjechałDale,byłpijanyizły.Nie

mampewności,jaktosięstało.Chciałmniezastrzelić,apochwilizszyisterczałamułopata.Tuckernie
miałztymnicwspólnego.Poprostuznalazłsięwpobliżuichciałpomóc.TheospojrzałnaTucka.

background image

-Więcpochowałeśgozrewolwerem?
TuckztrudemdźwignąłsięnanogiistanąłzaLeną.
-Miałemtoprzewidzieć?Powinienemsięspodziewać,żefacetmożewstaćzgrobu,wściekłyiżądny

mózgów?Powinienemzabraćmubroń?Totwojemiasto,posterunkowy,tytowyjaśnij.Zwyklekiedy
chowasztrupa,tenniewracanastępnegodnia,żebyzeżrećcimózg.

-Mózg!Mózg!Mózg!-skandowałyżywetrupyprzedkaplicą.Iznowuzaczęłosięwaleniewściany.
-Zamknąćsię!-krzyknąłTuckerCase,atamci,kuzaskoczeniuwszystkich,zamknęlisię.Tuck

uśmiechnąłsiędoTheo.-Notospieprzyłemsprawę.

-Jakmyślisz?-spytałTheo.-Ilu?
-Powinniścieodciąćmugłowęnadzlewem-podsunąłJoshuaBarker.-Wtedynienarobiciezadużo

bałaganu.

Theobezsłowaschyliłsięipodniósłchłopca,trzymającgozabiceps,poczymodprowadziłgodo

matki,którawyglądałatak,jakbywłaśnieprzechodziłapierwsząfazęszoku.TheodotknąłustJostia
palcem,nakazującmumilczenie.Theowyglądałpoważniej,bardziejprzerażającoiwładczoniż
kiedykolwiek.Chłopiecukryłtwarzwpiersiachmatki.

TheoodwróciłsiędoTucka.
-Ilu?-powtórzył.-Widziałemmożetrzydziestu,czterdziestu?
-Mniejwięcej-odparłTuck.-Wróżnymstopniurozkładu.Niektórzytoprawiesamekości,inni

wyglądająnastosunkowoświeżychinieźlezachowanych.Żadenniewydajesięszczególniesilnyani
szybki.MożeDaleiniektórzyztychświeższych.Wyglądajątak,jakbyodnowauczylisięchodzić.Na
zewnątrzrozległsięgłośnytrzaskiwszyscypodskoczyli-jednazkobietzkrzykiemdosłownieskoczyła
mężczyźniewramiona.Wszyscyprzycupnęliprzyziemi,nasłuchując,jakdrzewowalisięprzezgałęziei
spodziewającsię,żewkażdejchwilimożewpaśćdośrodkaprzezbelkipodpierającesklepienie.
Światłazgasłyicałykościółzatrząsłsięoduderzeniawielkiejsosnyoleśneposzycie.Theobezchwili
wahaniazapaliłlatarkę,którązwyklenosiłwtylnejkieszeni.Niewielkielampkiawaryjnezapłonęłynad
drzwiamiwejściowymi,oblewającwszystkosłabym,kierunkowymblaskiem,rzucającymdługiecienie.

-Powinnywytrzymaćjakaśgodzinę-powiedziałTheo.-Wpiwnicypowinnoteżbyćparęlatarek.

Dalej.Cojeszczewidziałeś,Tuck?

-No,sąwkurzeniigłodni.Musiałemsiępostarać,żebyniezżarlimimózgu.
Najwyraźniejbardzoimzależynatychmózgach.Zdajesię,żepotemwybierająsiędoIKEI.
-Tośmieszne-powiedziałaValRiordan,wyelegantowanapanipsychiatra,odzywającsiępierwszy

razodchwili,gdytowszystkosięzaczęło.-Niemaczegośtakiegojakzombi.

Niewiem,cotamsiędzieje,aletonapewnoniejesttłummózgożernychzombi.
-MuszęsięzgodzićzVal-oznajmiłGabeFenton,stającprzyniej.-Niemażadnychnaukowych

podstawdlazombizmu,nielicząckilkueksperymentównaKaraibachzużyciemtoksynryb
kolcobrzuchowatych,poktórychludziewpadaliwstanbliskiśmierci,zniemalniewyczuwalnym
oddechemipulsem,aleniemaczegośtakiego,jak,wiecie,wstawaniezmartwych.

-Tak?-spytałTheo,posyłającimelokwentne,śmiertelniepoważnespojrzenie.-
Mózg!-krzyknął.
-Mózg!Mózg!Mózg!-rozległosięwodpowiedziskandowanienazewnątrz.Znowuzaczęłosię

waleniewściany.

-Zamknąćsię!-wrzasnąłTuck.
Trupysięzamknęły,aGabepowiedział:
-Dobra.Możemamyzamałodanych.
-Nie,toniemożesiędziaćnaprawdę-zaoponowałaValerieRiordan.-Toniemożliwe.
-DoktorVal-powiedziałTheo.-Wiemy,cotusiędzieje.Niewiemydlaczegoiniewiemyjak,ale

niespędziliśmycałegożyciawpróżni,prawda?Wtymwypadkunegacjatonietylkopustesłowo,

background image

negacjawaszabije.Wtejwłaśniechwiliprzezjednozwitrażowychokienwpadłazbrzękiemcegłai
wylądowałazłoskotempośrodkupodłogiwkaplicy.

Przypominająceszponypalcechwyciłyparapetiwokniepojawiłasiępoobijanatwarzmężczyzny.

Zombipodciągnąłsięnatyle,byoprzećjedenłokiećoframugę,poczymkrzyknął:

-ValRiordanpuściłasięzpryszczatymdzieciakiem,którypakujezakupywTanimMarkecie!
SekundępóźniejBenMillerpodniósłcegłęzpodłogiicisnąłniązpowrotemwokno,zobrzydliwym

plaśnięciemtrafiającwtwarzzombi.GdyBeniTheopodnieśliostatnizestołów,byprzybićgodo
ściany,blokującokno,GabeFentonodsunąłsięodValRiordanipopatrzyłnaniątak,jakbybyłaumazana
ślinąradioaktywnegoślimaka.

-Mówiłaś,żemaszalergię!
-No,wtedyprawiezesobązerwaliśmy-odparłaVal.
-Prawie!Prawie!Przezciebiemamnamosznieoparzeniaelektrycznetrzeciegostopnia!
PodrugiejstroniepomieszczeniaTuckerCaseszeptałdouchaLenyMarquez:-Terazniemamtakich

wyrzutówsumieniazpowoduukryciategociała,aty?

Odwróciłasięipocałowałagonatylemocno,bynasekundęzapomniał,żeprzedchwilązostał

postrzelony,podpalony,pobityiugryziony.Umarliprzezlatasłuchaliiumarliwidzieli.Wiedzieli,kto
kogozdradzaizkim,ktocokradnie,gdziespoczywająukryteciała.

Pomijającosobybierniepodsłuchiwane-te,którewymykałysięnapapierosa,rozmawiałynaboku

podczaspogrzebów,spacerowałypolesie,uprawiałyseksalbooddawałysięnacmentarzuróżnym
czynnościom,bywzbudzićwsobiestrach-byliwśródżywychtakżetacy,którzytraktowalinagrobek
jakocośwrodzajukonfesjonałuidzielilisięnajwiększymitajemnicamizkimś,ktowichmniemaniu
nigdynieprzemówiiniepowietego,czegopowiedziećniewolno.

Niejedensądził,żepewnychrzeczyniewieonimnikt,aniżywi,aniumarli.Ajednakwiedzieli.
-GabeFentonoglądapornosyzwiewiórkami!-wydarłasięBessLeander,przyciskającmartwy

policzekdomokrychdesek,pokrywającychzewnętrznąścianękaplicy.

-Toniepornosy,tomojapraca-wyjaśniłGabepozostałymuczestnikomprzyjęcia.-
Niemawtedynasobiespodni!Oglądawiewiórki,któretorobią,wzwolnionymtempie.Bezspodni!
-Tylkotenjedenraz.Pozatymtrzebatooglądaćwzwolnionymtempie-powiedziałGabe.-Wkońcu

towiewiórki.Wszyscyzwrócilipromienieswoichlatareknacośinnego,takjakbywcaleniepatrzylina
Gabe’a.

-IgnacioNuńezgłosowałnaCartera!-dobiegłowołaniezzewnątrz.
Właścicielprzedszkola,zagorzałyrepublikanin,wyglądałjakschwytanywświatłoreflektorówjeleń,

gdywszyscynaniegopopatrzyli.

-Byłemwtymkrajudopieroodroku.Ledwozostałemobywatelem.Nawetniemówiłemzbytdobrze

poangielsku.Aonpowiedział,żechcepomagaćbiednym.Byłembiedny.

TheoCrowewyciągnąłrękęipoklepałNachoporamieniu.
-WszkoleśredniejBenMillerużywałsterydów.Jegogonadymająwielkośćorzeszków!
-Tonieprawda-oburzyłsięgwiazdorbieżni.-Mojejądramajązupełnienormalnerozmiary.
-Tak,jaknakogoś,ktomadwadzieściacentymetrówwzrostu-powiedziałMartyoPoranku,cały

czaszupełniemartwy.

BenodwróciłsiędoTheo.
-Musimycośztymzrobić.
Pozostaliobecnispoglądaliposobie,anaichtwarzachmalowałosięprzerażenieznaczniewiększe

niżwtedy,gdystalitylkowobliczuperspektywy,żetłumżywychtrupówzjeichmózgi.Tezombiakiznały
różnetajemnice.

-ŻonaTheoCrowe’amyśli,żejestjakąśzmutowanązabójczynią!-krzyknęłakobietawstanie

posuniętegorozkładu,którakiedyśbyłapielęgniarkąnaoddzialepsychiatrycznymmiejscowegoszpitala.

background image

Ludziewkaplicypokiwaligłowami,poczymwzruszyliramionamiiwestchnęlizulgą.

-Wiedzieliśmyotym!-zawołałaMavis.-Wszyscywiedzą.Tonienowina.
-Oj,przepraszam-powiedziałamartwapielęgniarka.
Nastąpiłachwilaprzerwy,apochwilidodała:-No,dobia.WallyBeerbinderjestuzależnionyod

środkówprzeciwbólowych.

-Wally’egotuniema-odparłaMavis.-SpędzaświętazcórkąwLosAngeles.
-Nicwięcejniemam-stwierdziłapielęgniarka.-Niechktośinnymówi.
-TuckerCaseuważa,żejegonietoperzumiemówić!-krzyknąłArthurTannbeau,nieżyjącyplantator

cytrusów.

-Ktochcepośpiewaćkolędy?-spytałTuck.-Jazacznę.„Cichanoc...”.
Azatemśpiewali,natyległośno,byzagłuszyćsekretyżywychtrupów.Śpiewaliziścieświątecznym

zaangażowaniem,głośno,fałszując,ażwpewnejchwiliwdrzwiwejścioweuderzyłtaran.

background image

TWOJANĘDZNABROŃBOGA-ROBAKAZDASIĘNANICPRZY

MOIMZNAKOMITYMŚWIĄTECZNYMKUNG-FU

Mollywymknęłasięprzeztylnedrzwidomuiokrążyłagowzdłużzewnętrznejściany,ażzobaczyła

wysokąpostaćstojącąprzedoknem.Zerwanedrutyprzyulicyprzestałysypaćiskrami,ablaskgwiazdi
księżycaledwoprzebijałsięprzezmrok.Odziwo,mężczyznęprzyokniewidziaładoskonale,otaczałago
bowiemsłabapoświata.Radioaktywny,pomyślałaMolly.Nosiłdługiczarnypłaszcz,ulubionyubiór
pustynnychpiratów.Cojednakrobiłbandziorzpustyninadworzepodczasulewy?Przybrałapostawę
hossonokamae,prostującplecyitrzymającmieczwgórze,zostrzemukośnienadprawymramieniem,
jelcemnawysokościustilewąstopąwysuniętądoprzodu.Odzadaniaintruzowiśmiertelnegociosu
dzieliłyjątrzykroki.Trzymaładoskonalewyważonymiecz,takdoskonale,żezdawałsięzupełnienicnie
ważyć.Wbosestopykłułojąmokreigliwieiżałowała,żeprzedwyjściemniewłożyłabutów.Kiedy
poczułanaskórzezimnydeszcz,pomyślała,żesweterteżbyłbycałkiemniezłympomysłem.Świecący
mężczyznapatrzyłwprzeciwległykątdomu.Mollyzrobiłatrzybezszelestnekrokiijużstałazanim.
Ostrzemieczaznalazłosięzbokujegoszyi.

Szybkiepociągnięcieirozetniegoażpokręgi.
-Ruszsię,azginiesz.
-Nie-odparłświecący.
KońcówkamieczaMollywystawałanatrzydzieścicentymetrówprzedtwarznieznajomego.Spojrzał

naklingę.

-Podobamisiętwójmiecz.Chceszzobaczyćmój?
-Ruszsię,azginiesz-powiedziałaMolly,myślącprzytym,żetakichsłówniepowinnosię

powtarzać.-Cośzajeden?

-JestemRazjel-odparłRazjel.-ToniejestmieczPanaaninic.Niesłużydoburzeniamiast,tylkodo

walkizjednym,dwomaprzeciwnikaminarazalbodokrojeniawędliny.

Lubiszsalami?
Mollyniebardzowiedziała,comogłabynatopowiedzieć.Tenświecącypustynnypiratnajwyraźniej

wcalesięniebałinieprzejmowałostrąjakbrzytwaklingąprzyswojejaorcie.

-Dlaczegozaglądaszmiwoknowśrodkunocy?
-Boprzeztędrewnianączęśćnicniewidzę.
MollyodchyliłanadgarstekiplasnęłaRazjelawbokgłowypłazemmiecza.-Au.
-Kimjesteśipocotuprzyszedłeś?-spytałaMolly.
Odsunęłaostrze,grożąckolejnymuderzeniem,awtymmomencieRazjelodsunąłsię,obróciłi

wyciągnąłmiecz,którymiałnaplecach.Mollyzawahałasię,tylkonasekundę,apotemruszyłai
machnęłaklingą,tymrazemwprawdziwymataku,mierzącwjegoramię.

background image

Razjelsparowałuderzenieiwyprowadziłkontratak.Mollyodbiłajegoklingęwbokisama

wyprowadziłacięcienaleweramię.Razjelzakręciłmieczemwsamąporę,byskierowaćjejbrońwdół.
Ostrytashiodciąłskrawekmateriałuzjegopłaszcza,atakżekawałekmięsazprzedramienia.

-Hej-powiedział,patrzącnaswójrozdartyrękaw.
Niebyłokrwi.Tylkociemnepasmowmiejscu,gdziestraciłfragmentciała.Zacząłciąćrazzarazem,

ajegomieczkreśliłwpowietrzusymbolnieskończoności,gdyspychałMollywtyłprzezsosnowylasku
drodze.Cofałasięszybko,parującniektóreuderzenia,uchylającsięprzedinnymi,okrążającdrzewa.Jej
stopyrozrzucałysosnoweigły.Widziałatylkoświecącegonapastnika.Terazświeciłtakżejegomiecz,a
wokółniejpanowałacałkowitaciemność,więcporuszałasiętylkonapamięć,niemalinstynktownie.Gdy
sparowałajedenzciosów,natrafiłapiętąnakorzeńistraciłarównowagę.Lecącwtył,obróciłasię,by
nierunąćnaziemię.SiłaimpetupopchnęłaRazjelanaprzód,ajegomieczwymierzyłcioswcel,który
sekundęwcześniejbyłopółmetrawyższy,iRazjelwpadłprostonamieczMolly.Staładoniegotyłem,
pochylona,itrzymałazasobąklingę,któraprzeszłaprzezjegoklatkępiersiowąisterczałanapółmetraz
pleców.Tkwilitakprzezchwilęnieruchomo,połączenijejmieczem-niczymdwapsy,naktórenależy
wylaćwiadrowody.

Mollywyciągnęłaklingę,pozostającwprzysiadzie,anastępnieobróciłasię,gotowazadać

ostatecznycios,któryrozetnieprzeciwnikaodobojczykadobioder.

-Au-jęknąłRazjel,patrzącnadziuręwswoimsplociesłonecznym.Rzuciłmiecznaziemięidotknął

ranypalcami.-Au-powtórzył,podnoszącwzroknaMolly.-Takimmieczemniezadajesiępchnięć.Nie
powinnaśtegorobić.Toniefair.

-Atypowinieneśterazumrzeć.
-Nie-e-odparłRazjel.
-Niemożnapowiedzieć„nie-e”śmierci.Topustegadanie.
-Dźgnęłaśmnieswoimmieczemirozdęłaśmipłaszcz.-Uniósłzranionąrękę.
-Atyprzyszedłeśtuwśrodkunocy,zaglądałeśmiwoknaiwyciągnąłeśnamniemiecz.
-Chciałemcigotylkopokazać.Nanastępnąmisjęchcęwziąćmiotaczsieci.
-Misję?Jakąmisję?PrzysłałcięNigoth?Niejestjużmojąwyższąmocą,takprzyokazji.Nietakiego

wsparciamipotrzeba.

-Nielękajsię-powiedziałRazjel-albowiemjestemposłańcemPanaiprzybyłem,bysprawićcud

naBożeNarodzenie.

-Żejak?
-Nielękajsię!
-Niebojęsię,matołku,przedchwiląskopałamcidupę.Chceszmipowiedzieć,żejesteśaniołem?
-Przynoszędzieckuradośćnaświęta.
-Jesteśświątecznymaniołem?
-Otozwiastujęciradośćwielką,którabędzieudziałemcałegonarodu.No,niezupełnie.Tymrazem

tylkojednegochłopca,alenauczyłemsiętejgadkinapamięć,więclubięjejużywać.

Mollyrozluźniłasięiczubekjejmieczacelowałterazwziemię.
-Atoświęcącecośnatobie?
-GloriaPana-odparłanioł.
-Okurde-powiedziałaMolly.Pacnęłasięwczoło.-Ajacięzabiłam.
-Nie-e.
-Niezaczynajznowuztym„nie-e”.Mamwezwaćkaretkę,księdzaczycoś?
-Jużsięgoi.
UniósłprzedramięiMollyzobaczyła,jaklekkoświecącaskórazachodzinaranęijązasklepia.
-Cotu,dodiabła,robisz?
-Mammisję.

background image

-Nietu,naZiemi,tylkotu,wmoimdomu.
-Wariacinasprzyciągają.
WpierwszymodruchuMollychciałaobciąćmugłowę,aleponamyślestwierdziła,żestoipośrodku

sosnowegolasu,nalodowatymdeszczuisilnymwietrze,naga,zmieczemwdłoni,irozmawiazaniołem,
więcniedokońcajesttozwiastowanie.Onajestwariatką.

-Chceszwejśćdośrodka?-spytała.
-Maszgorącączekoladę?
-Zminipiankami-odparłaWojowniczaLaska.
-Błogosławioneniechbędąminipianki-powiedziałaniołlekkoomdlewającymgłosem.
-Notochodź-zaprosiłagoMollyiruszyłaprzedsiebie,mrucząc:-Niedowiary,żezabiłam

świątecznegoanioła.

-Tak,narobiłaśniezłegobigosu-powiedziałNarrator.
-Nie-e-powiedziałanioł.
-Zastawcietympianinemdrzwi!-krzyknąłTheo.
Rygleodpadłyoddrzwiwejściowych,astółzpłytypilśniowejwyginałsiępoduderzeniamitego,

czegożywetrupyużywałyjakotarana.Przykażdymuderzeniucałykościółdrżałwposadach.

RobertiJennyMastersonowie,właścicielesklepu„Przynęty,SprzętWędkarskiiDobreWinau

Brine’a”,zaczęliprzetaczaćpianino,którestałopodchoinką.Obojeprzeżylijużparęwstrząsających
chwilwhistoriiPineCoveiumielizachowaćzimnąkrewwwyjątkowychsytuacjach.

-Wiektoś,jakzablokowaćtekółka?!-zawołałRobert.
-Itaktrzebabędziejepodeprzeć-stwierdziłTheo.OdwróciłsiędoBenaMilleraiNachoNuńeza,

którzywydawalisięgotowidowalki.-Chłopaki,poszukajcieczegościęższegodozastawieniadrzwi.

-Skądwzięlitaran?-spytałTuckerCase.Oglądałduże,gumowekółkapianina,próbującsię

zorientować,jaksięjeblokuje.

-Tejnocywiatrzwaliłpółlasu-powiedziałaLena.-Sosnykalifornijskieniemajądługichkorzeni.

Pewnieznaleźlitaką,którązdołaliunieść.

-Przewróćciejenaplecy-poradziłTheo.-Izaprzyjcieostół.
Taranwalnąłwdrzwi,ateotworzyłysięnapiętnaściecentymetrów.Stół,zaczepionyociężkie,

mosiężneklamki,wyginałsięizaczynałpękać.Przezszczelinęwsunęłysiędośrodkatrzyręceipół
twarzyzokiemwypływającymzgnijącegooczodołu.

-Pchać!-krzyknąłTuck.
Popchnęlipianinonastół,zatrzaskującdrzwinasterczącychkończynach.Tatanznowuuderzył,

otwierającdrzwi.Mężczyźnicofnęlisiępodnaporem,ażzadzwoniłyimzęby.Żywetrupywsunęłyręce
przezszczelinę.TuckiRobertpchnęlipianinoiznowuzatrzasnęlidrzwi.JennyMastersonoparłasięo
instrumentplecamiipopatrzyłanapozostałych,mniejwięcejdwadzieściaosób,któreanidrgnęły,zdjęte
przerażeniemalboszokiem.

-Niestójcietak,bezużytecznedupki!Pomóżciezablokowaćtedrzwi.Jeśliwejdądośrodka,zjedzą

teżwaszemózgi!-zawołał.

Pięciuludziskierowałolatarkinasiebienawzajem,jakbypytali:„Ja?Ty?My?”,apotemwzruszyli

ramionamiirzucilisięnaprzód,bypomócpchaćpianino.

-Niezłagadka-powiedziałTuck.Gdypchał,podeszwyjegotrampekpiszczałynasosnowej

podłodze.

-Dzięki,umiemrozmawiaćzludźmi-stwierdziłaJenny.-Oddwudziestulatjestemkelnerką.
-A,tak,obsługiwałaśnasw„H.P.”.Lena,tonaszakelnerkazpoprzedniegowieczoru.
-Miłocięznowuwidzieć,Jennny-powiedziałaLenawchwili,gdytaranznowuwalnąłwdrzwi,

przewracającjąnapodłogę.-Niespotkałyśmysięnazajęciachzjogi...?

-Zdrogi,zdrogi,zdrogi!-zawołałTheo.

background image

WrazzNachoNuńezemwyłoniłsięzzaplecza,niosącdwuipółmetrowądębowąławę.
ZanimiszedłBenMiller,którysamwlókłdrugąławępopodłodze.Kilkuspośródpodtrzymujących

barykadęmężczyznwyłamałosięzszeregu,bymupomóc.

-Oprzyjciejeopianinoiprzybijciedopodłogi-powiedziałTheo.
Ciężkieławywspartoukośnieoplecyinstrumentu,aNachoNuńezprzybiłjedopodłogigwoździami.

Ławyuginałysięlekkopodkażdymuderzeniemtarana,aletrzymałysięmocno.Pokilkuchwilach
walenieustało.Znowubyłosłychaćtylkowiatrideszcz.Wszyscyomiatalipomieszczenieświatłem
latarek,czekającnato,cosięterazwydarzy.PotemzbokukaplicydobiegłgłosDale’aPearsona.

-Tutaj.Przynieściegotutaj.
-Tylnedrzwi!-krzyknąłktoś.-Niosągodotylnychdrzwi.
-Więcejław!-wydarłsięTheo.-Przybijciejeztyłu.Pospieszciesię,tedrzwiniesązbytmocne,

niewytrzymajądwóchtakichuderzeń.

-Aniemogąpoprostuprzebićsięprzezktórąśścianę?-spytałaValRiordan,którastarałasiępomóc

wprzytrzymywaniubarykady,choćprzeszkadzałyjejwtymbutyzapięćsetdolarów.

-Mamnadzieję,żenieprzyjdzieimtodogłowy-odparłTheo.
Nadzorowanieżywychtrupówbyłogorszeniżkierowaniebrygadąbudowlaną,pełnąpijakówi

ćpunów.Żywirobotnicymieliprzynajmniejwszystkiekończyny,atakże-wwiększości-prawidłową
koordynację.Atabandabyładośćniezdarna.Okołodwudziestutrupówdźwigałozłamanypieńsosnyo
grubościtrzydziestucentymetrówidługościsamochodu.

-Ruszciesięztymcholernymdrzewem-warknąłDale.-Zacowampłacę?
-Toonnampłaci?-zdziwiłsięMarcyoPoranku,którytrzymałkikutodłamanejgałęzimniejwięcej

wpołowiepnia.-Dostajemypieniądze?

-Niedowiary,żezjadłeścałymózg-powiedziałWarrenTalbot,zmarłymalarz.-
Miałbyćdlawszystkich.
-Zamknijciesię,kurwa,iprzenieściedrzewopodtylnedrzwi!-wrzasnąłDale,wymachując

rewolwerem.-Prochnadałmuprzyjemny,pieprznysmak-oznajmiłMarty.

-Nieprzeginaj-powiedziałaBessLeander.-Jestemtakagłodna.
-Wystarczydlawszystkich,kiedywejdziemydośrodka-stwierdziłArthurTannbeau,plantator

cytrusów.

Daledomyślałsię,żetosięnieuda.Bylizbytsłabi,niemoglinadaćuderzeniomtarana

wystarczającejsiły.Żywijużpewniebarykadowalidrzwi.Odsunąłoddrzewaczęśćtrupówwstanie
największegorozkładu,awichmiejscewepchnąłzmarłych,którzynaokozachowaliznacznączęśćsił.
Takczyowak,próbowaliwbiecpowąskichschodachzpółtonowympniem.Nawetekipazdrowych,
żywychludziwielebynieosiągnęławtymbłocku.Pieńuderzyłwdrzwizanemicznymodgłosem.Drzwi
uchyliłysiętylkonatyle,byukazać,żeżywijezabarykadowali.

-Nicztego.Nicztego-powtarzałDale.-Alesąinnesposoby,żebysiędonichdostać.Rozejdźcie

siępoparkinguiposzukajciekluczykówwstacyjkach.

-Barsamochodowy?-spytałMartyoPoranku.-Tomisiępodoba.
-Cośwtymrodzaju-odparłDale.-Młody,ty,zwoskowątwarzą.Jesteśfanemmotoryzacji,umiesz

odpalićsamochódbezkluczyka?

-Niejednąręką-wymamrotałJimmyAntalvo.-Drugązabrałmitenpies.
-Przestało-powiedziałaLena.
OglądałaranyTucka.Krewprzesączałasięprzezbandażenażebrach.
Theoodwróciłwzrokodpilotairozejrzałsiępopomieszczeniu.Awaryjneoświetleniezaczęłojuż

przygasać,aświatłojegolatarkiprzesuwałosiępoobecnych,jakbyszukałpodejrzanych.

-Niktniezostawiłkluczykówwsamochodzie,prawda?
Rozległysiępomruki,kręconogłowami.ValRiordanpopatrzyłananiego,unoszącperfekcyjnie

background image

umalowanebrwi.Wjegosłowachkryłosiępytanie,nawetjeśliniewyraziłgowprost.

-Bojabymtakwłaśniezrobił-wyjaśniłTheo.-Rozpędziłbymsięsamochodemiwjechałprostow

ścianę.

-Byłobykiepsko-powiedziałGabe.
-Widziałemnatymparkinguwarstwęwodyibłota-stwierdziłTuckerCase.-Niekażdysamochód

dasięrozpędzićwtakichwarunkach.

-Słuchajcie,musimysprowadzićjakąśpomoc-powiedziałTheo.-Ktośmusiiśćpopomoc.
-Nieujdzienawettrzechmetrów-odparłTuck.-Kiedytylkootworzyszdrzwialbowybijeszokno,

onibędątamczekali.

-Acozdachem?-spytałJoshBarker.
-Zamknijsię,mały-powiedziałTuck.-Tuniemawyjścianadach.
-Odetniemymuterazgłowę?-spytałJosh.-Trzebamuzłamaćkręgosłup.
-Patrzcie-powiedziałTheo,kierującsnopświatłazlatarkinaśrodeksklepienia.
Byłatamklapa-zamalowanaizaryglowana,alebezdwóchzdańbyła.
-Prowadzinastarądzwonnicę-odezwałsięGabeFenton.-Niematamdzwonu,alefaktycznie

możnasięprzedostaćnadach.

Theoskinąłgłową.
-Zdachuktośmógłbyzobaczyć,gdzieoniwszyscysą,zanimbywykonałruch.
-Dotejklapyjestdziesięćmetrów.Niemożnasiędoniejdostać.
Naglezgóryrozległosiępiskliweszczeknięcienietoperza.Światłopółtuzinalatarekpadłona

Roberta,któryzwieszałsięgłowąwdółzgwiazdynawierzchołkuchoinki.

-ChoinkaMolly-powiedziałaLena.
-Naokojestwystarczającomocna-stwierdziłGabeFenton.
-Japójdę-zaofiarowałsięBenMiller.-Nadaljestemwcałkiemniezłejformie.Jeślibędzietrzeba

szybkobiec,todamradę.

-Iproszę,otodowód-powiedziałnastronieTuckdoLeny.-Żadenfacetzmaleńkimijajaminie

zgłosiłbysięnaochotnika.Widzisz,jakcizmarlikłamią?

-Mamstarątoyotętercel-oznajmiłBen.-Chybaniechcecie,żebymjechałpopomocczymśtakim.
-Przydałbysięhummer-stwierdziłGabe.
-Tak,albonawetmilusiebrandzlowanie-dorzuciłTuck.-Aletopóźniej.Naraziepotrzebnynam

wózznapędemnaczterykoła.

-Naprawdęchceszspróbować?-zapytałBenaTheo.
Sportowiecskinąłgłową.
-Mamnajwiększeszansę,żesięwydostanę.Tych,którymniezdołamuciec,poprostustaranuję.
-Nodobra-powiedziałTheo.-Przesuńmytęchoinkęnaśrodek.
-Nietakprędko-odezwałsięTuck,poklepującswojebandaże.-Nieważne,jakszybkijesttengość

zmikrojajkami.Mikołajmawrewolwerzejeszczedwanaboje.

background image

MIKOŁAJNADACHU

Iotochodziło,pomyślałBenMiller,wspinającsięnamaleńkądzwonnicęnaszczyciekaplicy.

Przepiłowaniezamalowanychfarbąkrawędziwłazuzapomocąnożadochlebazajęłomudziesięćminut,
alewkońcumusięudało.Odrzuciłklapęiwgramoliłsięzczubkachoinkidodzwonnicy.Ledwo
wystarczyłomumiejsca,bystanąć,zestopamiwspartymiodwiewąskiepółkipoobustronachklapy.Na
szczęściejużdawnozabranostąddzwon.Dzwonnicęotaczałyotworywentylacyjneosłonięteżaluzjami,
alewiatrwdzierałsięprzeznieześwistem,jakbyichwogóleniebyło.Byłprzekonany,żekopniakiem
zdoławywalićżaluzje,zrobione,byłoniebyło>zestuletniegodrewna,apotemprzejśćpostromym
dachuizeskoczyćwmiejscu,któreokażesiębezpieczne,bydostaćsięnaparking,doczerwonego
explorera,doktóregokluczykiściskałwgarści.Potemjazdapięćdziesiątkilometrównapołudnie,na
posterunekpolicjidrogowej,idokaplicyruszypomoc.„Wszystkielataposzkoleśredniejicollege’u,
gdyniezarzuciłtreningów,wszystkiegodzinybieganiapodrogach,podnoszeniaciężarówipływania,
wszystkiedietywysokobiałkoweprowadziłydotejchwili.Przezlatautrzymywałformę,choć
najwyraźniejwszyscymielitogdzieś,iwkońcusięopłaciło.Wszystko,czemuniezdołauciec,jestw
stanieunieszkodliwićopuszczonymbarkiem.(Opróczkarierywuniwersyteckiejdrużynie
lekkoatletycznej,grałteżprzezjedensezonwfutbolnapozycjihalfbacka).

-Wszystkowporządku,Ben?!-krzyknąłzdołuTheo.
-Tak.Jestemgotowy.
Wziąłgłębokiwdech,zaparłsięplecamiojednąstronędzwonnicy,poczymkopnąłwżaluzjępo

drugiejstronie.Tazłamałasięzapierwszymrazemiomalniewyleciałnazewnątrznogaminaprzód.
Starałsięodzyskaćrównowagę-przekręciłsięnabrzuchiwyślizgnąłtyłemprzezotwórnadach.Z
twarząwdół,widziałpodsobąchoinkęituzinpełnychnadzieitwarzyponiżej.

-Trzymajciesię.Niedługowrócęzpomocą-obiecał.
Odepchnąłsięwtyłiznalazłnaczworakachnaszczyciedachu.Wszędzie,gdziedotknął,czułzimną

wodę.

-Pięknie,fiucie-rozległsięgłostużprzyuchuBena.
Odskoczyłwbokizacząłześlizgiwaćsięwdół.Cośzłapałogozasweteripociągnęłozpowrotem,

apochwilicośtwardegoizimnegodotknęłojegoskroni.Ostatnim,cousłyszał,byłysłowaMikołaja:

-Zajebista,kurwa,sztuczka,jaknabiegacza.
Zgromadzeniponiżej,wkaplicy,usłyszelistrzał.DalePearsontrzymałmartwegogwiazdorabieżniza

kołnierz,rozmyślając:zjeśćterazczyzostawićsobienadeserpomasakrze?Podnim,naziemi,pozostałe
żywetrupybłagałyosmakołyki.WarrenTalbot,malarzpejzażysta,wdrapałsiędopołowynadrzewo,
którewykorzystałDale,bywspiąćsięnadach.

-Proszę,proszę,proszę-błagałWarren.-Jestemtakigłodny.
Dalewzruszyłramionami.PuściłkołnierzBenaMilleraipopchnąłciałonogą.

background image

Zsunęłosiępodachuispadłozakrawędź,napastwęgłodnegotłumu.Warrenspojrzałwdół,tam

gdziespadłyzwłoki,poczymznówpodniósłwzroknaDale’a.

-Tysukinsynu.Terazniedostanęanikrztyny.Zdołudobiegłyobrzydliwe,mlaszcząceodgłosy.
-Nowiesz,szybcyimartwi,Warren.Szybcyimartwi.
Martwymalarzzsunąłsięzmokregodrzewaizniknąłzpolawidzenia.Dalechciałdokonaćzemsty.

Wsunąłgłowędodzwonnicyipopatrzyłnaprzerażonetwarzeponiżej.

Mały,żylastybiologwspinałsiępochoincewstronęotwartejklapy.
-Nodalej,nagórę!-krzyknąłDale.-Daniegłównejeszczeprzednami.
Dalezauważyłswojąbyłążonę,Lenę.Patrzyławgórę,aobejmowałjąblondyn,którywcześniej

szarżowałnanichzestołem.

-Giń,dziwko!
DalepuściłkrawędźdzwonnicyiwycelowałtrzydziestkęósemkęwLenę.Zobaczył,żejejoczy

otwierająsięszerokozprzerażenia,apotemcośuderzyłogowtwarz.Cośpokrytegosierściąiostrego.
Pazurywbiłymusięwpoliczkiipodrapałyoczy.Zamachnąłsię,byzłapaćnapastnika,stracił
równowagęirunąłwtył.Ześlizgnąłsięzdachuispadłprostomiędzyucztującychsługusów.

-Roberto!-krzyknąłTuck.-Wracaj!
-Poleciał-stwierdziłTheo.-Jestnazewnątrz.
TuckzacząłsięwspinaćnachoinkęzaGabem.
-Sprowadzęgo.Wejdęnagóręigozawołam.
Theozłapałpilotazapasiściągnąłwdół.
-Zamknijizaryglujklapę,Gabe.
-Nie-zaoponowałTuck.
GabeFentonzerknąłnachwilęwdół,poczymjegooczystałysięszersze,zobaczyłbowiem,jak

wysokojestnadziemią.Szybkozamknąłklapę,anastępniejązaryglował.

-Nicmuniebędzie-powiedziałaLena.-Napewnouciekł.
GabeFentonzacząłschodzićzchoinki.Kiedydotarłdoniższychgałęzi,poczułczyjeśdłoniena

swoichbiodrach,podtrzymującegoprzyostatnichkilkukrokach.Znalazłszysięnapodłodze,obejrzałsię
iwpadłwramionaValerieRiordan.Odsunąłsię,bynierozmazaćjejmakijażu.Odciągnęłagoodgałęzi
choinki.

-Gabe-powiedziała.-Pamiętasz,jakpowiedziałam,żenieangażujeszsięwrzeczywistyświat?
-Aha.
-Przepraszam.
-Dobra.
-Chciałamtylko,żebyświedział.Nawypadekgdybyzombizjadłynammózgi,ajaniemiałabym

okazjitegopowiedzieć.

-Todlamniewieleznaczy,Val.Mogęciępocałować?
-Nie,skarbie.Zostawiłamtorebkęwsamochodzie,więcniemamszminki,żebycośpotempoprawić.

Alemożemyskoczyćdopiwnicynaostatniszybkinumereknastojaka,zanimzginiemy.Jeślimaszochotę.
-Uśmiechnęłasię.

-AcoztymdzieciakiemzTaniegoMarketu?
-Pornosyzwiewiórkami?-Uniosłabrwi.
Wziąłjązarękę.
-Tak,chybabymchciał-powiedział,prowadzącjąwstronęzapleczaischodów.
-Cotozazapach?-spytałTheoCrowe,wyraźniezadowolony,żemożeodwrócićuwagęodGabe’ai

Val.-Ktośtoczuje?Powiedzciemi,żetonie...

Skinnerniuchałwpowietrzuiskamlał.
-Cotojest?-NachoNuńezpodążyłzazapachemwstronęjednegozzabarykadowanychokien.-

background image

Dochodzistąd.

-Benzyna-stwierdziłaLena.

background image

ODLOT

Aniołotworzyłsześćtorebekzczekoladąwproszkuiwybrałznichwszystkieminipianki.-Zamykają

jewtychmałychwięzieniachzbrązowymproszkiem.Trzebajeuwolnićiwłożyćdokubka-wyjaśnił
anioł,rozrywająckolejnąpaczuszkę,wysypujączawartośćdomiseczki,wybierającmaleńkiekawałki
słodkiejpiankiiwrzucającjedoswojegokubka.

-Zabijgo,kiedyliczycukierki-powiedziałNarrator.-Tomutant.Żadenaniołniebyłbytakigłupi.

Zabijgo,stukniętasuko,towróg.

-Nie-e-powiedziałRazjeldoswoichrozpuszczonychpianek.
Mollypopatrzyłananiegoznadkrawędzikubka.Wblaskupłonącychwkuchniświeczekwyglądał

bezwątpieniaporażająco-teostrerysy,tatwarzbezzmarszczek,włosy,aterazczekoladowewąsy.Nie
wspominająconieregularnymświeceniuwciemności,któreokazałosiębardzopomocne,gdyszukała
zapałek,byzapalićświeczki.

-Słyszyszgłoswmojejgłowie?-spytała.
-Tak.Iwswojejgłowie.
-Niejestemzbytreligijna-powiedziałaMolly.
Podstołemtrzymaławolnąrękątasbi.Klingaspoczywałanajejnagichudach.
-O,jateżnie.
-Znaczy,niejestemreligijna,więcdlaczegosiętuzjawiłeś?
-Wariaci.Przyciągająnas.Tomacośwspólnegozmechanikąwiary.Taknaprawdęwcaletegonie

rozumiem.

-Maszjeszczetrochę?-Pokazałpustątorebkępoczekoladzie.Rozpuszczonepiankiwypełniałyjego

kubekpobrzegi.

-Nie,poszłojużcałepudełko.Czyliprzyciągamcię,bojestemstukniętaiuwierzęwewszystko?
-Takmisięzdaje.Iniktnieuwierzytobie.Niemawięcmowyonaruszeniuwiary.
-Fakt.
-Alejesteśteżpociągającapodinnymiwzględami-dodałszybkoanioł,jakbynaglektośprzywalił

muwgłowęworkiempełnymumiejętnościspołecznych.-Podobamisiętwójmieczite,o.

-Mojepiersi?-Niepierwszyrazsłyszałapodobnesłowa,alepierwszyrazzustBożegoposłańca.
-Tak.Zoetakiema.Onajestarchaniołem,takjakja.No,niezupełnietakjakja.Onamate,o.
-Mhm.Czylisąteżaniołykobiety?
-O,tak.Niezawszetakbyło.Wszystkosięzmieniło,kiedywysięnapatoczyliście.
-My?
-Ludzie.Ludzkość.Kobiety.Wy.Wcześniejwszyscybyliśmytacysami.Alekiedywysię

napatoczyliście,zostaliśmypodzieleniiprzydzielononamrole.Jednidostalite,o,innidostaliinne
rzeczy.Niewiemdlaczego.

-Czylitymaszpewneczęściciała?

background image

-Chceszzobaczyć?
-Skrzydła?-spytałaMolly.Właściwieniemiałabynicprzeciwkoobejrzeniujegoskrzydeł,oile

takieposiadał.

-Nie,skrzydłamamywszyscy.Chodziłomioszczególneczęści.Chceszzobaczyć?
Wstałisięgnąłdospodni.Niepierwszyrazsłyszałatakąpropozycję,alepierwszyrazzustBożego

posłańca.

-Nie,nietrzeba.-Złapałagozarękęiposadziłazpowrotem.
-Nodobra.Powinienemiść.Sprawdzę,jaktamcud,iwracamdodomu.
-Cud?
-Świątecznycud.Pototuprzybyłem.O,spójrz,najednejznichmaszbliznę.
-Podzielnośćuwagigodnakolibra-zauważyłNarrator.-Skończjegocierpienia.
Aniołwskazywałpostrzępioną,kilkunastocentymetrowąbliznęnadprawąpiersiąMolly,pamiątkępo

nieudanymnumerzekaskaderskimnaplaniefilmuZmechanizowanaśmierć:WojowniczaLaskaVII.Ta
kontuzjadoprowadziładojejzwolnienia.Blizna,którazakończyłajejkarieręheroinyfilmówakcjiklasy
B.

-Boli?-spytałanioł.
-Jużnie-odparła.
-Mogędotknąć?
Niepierwszyrazsłyszałatopytanie,ale...no,wiecie...
-Dobra-powiedziała.
Palcemiałsmukłeidelikatne,apaznokcietrochęzadługiejaknafaceta,alejegodotykbyłciepłyi

promieniowałzpiersinacałeciało.Kiedyodsunęłajegodłoń,spytał:-Lepiej?

Dotknęłasięwtymsamymmiejscu,wktórymonjejdotknął.Skórabyłagładka.
Zupełniegładka.Bliznazniknęła.Obrazaniołarozmyłjejsięprzedoczami,doktórychnapłynęłyłzy.
-Tysentymentalna,cukierkowakrowo-odezwałsięNarrator.
-Dziękuję-powiedziałaMolly,lekkopociągającnosem.-Niewiedziałam,żemożesz...
-Jestemdobrywzjawiskachpogodowych-stwierdziłanioł.
-Idiota.-powiedziałNarrator.
-Muszęjużiść-oznajmiłRazjel,wstajączkrzesła.-Muszęiśćdokościołaisprawdzić,czycudsię

udał.

Mollyprzeprowadziłagoprzezsalondowyjścia.Przytrzymałamudrzwi.Mimotowiatrzałopotał

połamijegopłaszczaidostrzegłapodnimbiałekońcówkiskrzydeł.Śmiałasięipłakałajednocześnie.

-Pa-powiedziałanioł.Wyszedłmiędzydrzewa.
Tużprzedtym,jakMollyzamknęładrzwi,wleciałoprzezniecościemnego.Świeczkiwsalonie

zgasłyodpodmuchu,widziaławięctylkocień,frunącyprzezdomiznikającywkuchni.

Zatrzasnęładrzwiiposzładokuchni,trzymającmieczwpogotowiu.Wblaskupłonącychświeczek

widziałacieńnadkuchennymoknemidwojepomarańczowych,lśniącychwmrokuoczu.

Wzięłaświeczkęzestołuipodeszłabliżej,ażcieńzacząłrzucaćwłasnecienie.
Tobyłojakieśzwierzę.Wisiałonaokiennicynadzlewemiprzypominałoczarnyręcznikzmałym,

psimpyszczkiem.Niewyglądałoniebezpiecznie,tylko,cóż,trochęgłupkowato.

-Dobra,dosyćtego.Jutrowracamdoleków,nawetgdybymmusiałapożyczyćpieniądzeodLeny.
-Nietakprędko-poprosiłNarrator.-Będętutakisamotny,kiedyjużmnieniebędzie.Atyznowu

zaczniesznosićnormalneciuchy.Dżinsyiswetry,napewnotegoniechcesz.

IgnorującNarratora,Mollypodeszładostworzenianaokiennicy,ażstanęłazaledwieopółmetraod

niegoipopatrzyłamuwoczy.

-Aniołytojedno,aleniemampojęcia,czymty,docholery,jesteś,mały.
-Nietoperzemowocożernym-powiedziałRoberto.

background image

-MożetoHiszpan-wtrąciłNarrator.-Słyszałaśtenakcent?
-Wychodzę-oznajmiłTheo,podciągającsięnachoinkę.
-Majeszczejedennabój-przypomniałTuckerCase.
-Zaraztowszystkospalą.Muszęsięstądwydostać.
-Icozrobisz?Zabierzeszimzapałki?
LenazłapałaTheozaramię.
-Theo,nigdynierozpaląogniaprzytakimdeszczuiwietrze.Niewychodźtam.Benniezrobiłnawet

dwóchkroków.

-Gdybymzdołałsiędostaćdojakiejśterenówki,mógłbymzacząćponichjeździć-powiedziałTheo.

-Valdałamikluczykidoswojegorangęrovera.

-Tosięnieuda-stwierdziłTuck.-Jestichmasa.Możezałatwiszparunajsłabszych,aleresztapo

prostuuciekniedolasu,atamichniedosięgniesz.

-Wporządku.Jakieśpropozycje?Takaplicaspłoniejakhubka,deszczczyniedeszcz.
Jeśliczegośniezrobię,upieczemysiętutaj.
LenapopatrzyłanaTucka.
-MożeTheomarację.Jeślizdołamyprzegonićichdolasu,resztaznaszdołasięwyrwaćnaparking.

Wszystkichniedorwą.

-Dobra-powiedziałTheo.-Podzielcieludzinagrupypopięć,sześćosób.
Najsilniejszemuwkażdejgrupiedajciekluczykidoterenówek.Upewnijciesię,czykażdywie,dokąd

maiść.Kiedyusłyszycieklaksonrangęrovera,odgrywającyShaveandaHaircut,tobędzieznaczyło,że
zrobiłem,comogłem.Iwszyscybiegiemnaparking.

-Ho,ho,wymyśliłeśtonahaju-powiedziałTuck.-Jestempodwrażeniem.
-Przygotujwszystkich.Niewyjdęnatendach,dopókiniebędępewien,żeniktnamnienieczeka.
-Ajeśliusłyszymywystrzał?Jeślizłapiącię,zanimdostanieszsiędowozu?
TheowyciągnąłkluczykzkieszeniipodałgoTuckowi.
-Wtedyprzyjdziekolejnaciebie,nie?Valmiałaprzysobiezapasowykluczyk.
-Chwileczkę.Jatamniewybiegnę.Tymaszwymówkę,jesteśnaspawany,jesteśgliniarzem,żonacię

wywaliła,atwojeżycieległowgruzach.Amniesięcałkiemnieźleukłada.

-CzykiedyposterunkowyCrowewyjdzie,będziemymogliodciąćmugłowę?-spytałJoshuaBarker.
-Dobra,możeinie-powiedziałTuck.
-Idę-oznajmiłTheo.-Zbierzwszystkichpoddrzwiami.
Patykowatypolicjantzacząłsięwdrapywaćnachoinkę.Tuckpatrzył,jakwspinasięnadach,apotem

odwróciłsiędopozostałych.

-Dobra,słyszeliście,copowiedział.Podzielmysięnagrupypopięć,sześćosóbistańmyprzy

drzwiach.Nacho,weźmłotek,trzebabędziewyciągnąćgwoździeztychumocnień.Ktochceprowadzić
terenówkę?

Wszyscy,zwyjątkiemdzieci,podnieśliręce.
-Niezapali,jestmokra-oznajmiłMartyoPoranku.
Próbowałuzyskaćpłomieńzprzemoczonejjednorazowejzapalniczki.Żywetrupystaływokółniego,

patrzącnaoblanąbenzynąstertę,którąusypalipodścianąkaplicy.

-Uwielbiamgrilla-powiedziałArthurTannbeau.-Naranczowkażdąniedzielę...
-TylkowKaliforniiktośmożenazwaćplantacjęcytrusów„ranczem”-przerwałmuMalcolm

Cowley.-Takjakbyśjeździłzwieśniakamikonno,żebyzapędzićmandarynkidozagrody.

-Czyniktnieznalazłwktórymśsamochodziesuchejzapalniczkialbozapałek?-spytałDalePearson.
-Dzisiajniktjużniepali-odparłaBessLeander.-Zresztątoobrzydliwy,brudnynałóg.
-Powiedziałata,którapogościuwswetrzemajeszczenapodbródkutkankęmózgową-wtrącił

Malcolm.

background image

Bessuśmiechnęłasię,zawstydzona.Przezjejprzegniłewargibyłowidaćwiększączęśćdziąseł.
-Tenmózgbyłtakipyszny.Zupełniejakbynigdygonieużywał.
Przedkaplicąrozległosiępiknięcieiwszyscyzwróciliwzrokwtamtąstronę.
Reflektoryjednegozsamochodówrozbłysłyżółtymświatłem.
-Ktośpróbujeuciec!-krzyknąłDale.-Chybakazałemwamobserwowaćdach!
-Jaobserwowałem-oznajmiłjednorękiJimmyAntalvo.-Jestciemnoigównowidać.
Gdyruszyliwzdłużbocznejścianykaplicywstronęfrontu,ujrzeliciemnycieńześlizgującysięz

dachunaziemię.

background image

ANIOŁZEMSTY

Cholera,cholera,cholera,cholera!-pomyślałTheo.Spadającnaziemię,skręciłkostkę.Bólrozlał

siępojegonodzeniczympłynnyogień.Przewróciłsięiprzeturlałnaplecywbłocie.Zawcześnie
nacisnąłguzikuruchamiającycentralnyzamekrangęrovera.

Samochódpiknąłimrugnąłświatłami,alarmującżywetrupy.Theoskoczyłnaoślepipopełniłbłąd.

Tamciszlidoniego.Wstałizacząłskakaćwstronęwozu,trzymająckluczykwpogotowiu.Latarkęzgubił
wbłociezasobą.

-Łapciego,zgniłefiuty!-wydarłsięDalePearson.Theorunąłwprzód,poślizgnąwszysięna

zdrowejnodze,aleprzeturlałsięiznowuwstał,czującwgoleniukłucieostregobólu.Dotarłdotylnej
klapyizłapałsięwycieraczki,byzachowaćrównowagę.

Zaryzykowałrzutokawtył,naprześladowców,iusłyszałprzyswojejgłowiedonośnyłoskot,a

potemogłuszającychrobot.Odwróciłsięwsamąporę,byujrzećprzypominającąszkieletkobietę,
ślizgającąsiępodachuterenówki,zębaminaprzód.Uchyliłsię,poczułjednaknaszyijejpaznokciei
zęby.Obaliłagonaziemięipoczułbólwgłowie,gdyzombipróbowałaprzegryźćmuczaszkę.Leżałz
twarząwepchniętąwbłoto.Jegonozdrzaiustawypełniławodaiwoślepiającymbłyskuprzerażenia
pomyślał:takmiprzykro,Molly.

-Ble!Obrzydlistwo!-wykrzyknęłaBessLeander,wypluwająckilkazębównagłowęTheo.
MartyoPorankuzłapałTheozagłowęipolizałśladyzębów,którezostawiłaBess.
-Tostraszne.Jestnaspawany.Niebędęjadłmózgunahaju.
Żywetrupywydałyzsiebiejękzawodu.
-Podnieściego-nakazałDale.
ZpierwszymoddechemTheozassałsporobłotaidostałatakukaszlu,gdytrupypodniosłygoioparły

otylnąklapęrangęrovera.Ktośstar!mubłotozoczu.Dojegonozdrzywdarłsiętakismród,żeażsię
zakrztusił.Zobaczyłmartwą,leczporuszającąsiętwarzDale’aPearsonazaledwieocentymetryod
własnej.Paskudnyoddechzwłokdosłowniegoobezwładniał.PróbowałsięodwrócićodzłegoMikołaja,
alegnijąceręcemocnotrzymałygozagłowę.

-Ej,hipisie-powiedziałDale.
TrzymałlatarkęTheoprzyswojejmikołajowejbrodzie,byoświecaćsobietwarzodspodu.Poobu

stronachbrodyściekałystrużkikrwawejśliny.

-Chybaniemyślisz,żepalenietrawkicięuratuje,co?Niemyśl.-Wyciągnąłzkieszeniczerwonego

płaszczarewolweripodetknąłgopodbrodęTheo.-Będziemymielimnóstwojedzenia.Możemysobie
pozwolićnatakąstratę.

DalerozerwałrzepykurtkiTheoizacząłpoklepywaćjegobiodra.
-Niemaszbroni?Dodupyzciebiepolicjant,hipisie.-Przeszukałkieszeniejegopolicyjnejbluzy.-

Aleto!Jedyne,nacomożnauciebieliczyć.

DalepodniósłzapalniczkęTheo,poczymwyciągnąłrękę,oderwałcałąkieszeńodbluzyiowinął

background image

zapalniczkęsuchątkaniną.

-Marty,spróbujtej.Tylkoniepozwól,żebyzmokła.
Podałzapalniczkęgnijącemufacetowizmokrymi,czerwonymiwłosamiwstyluZiggyegoStardusta,

którypoczłapałzniądostosuusypanegopodścianąkaplicy.

Theopatrzył,jakMartyoPorankupochylasięnadstertąskładającąsięzkawałkówdrewna,

sosnowychgałęzi,połamanychpni,kartonuirozdartegonastrzępyciałaBenaMillera.Wiatrciągledąłi
choćdeszczstałsięmniejdokuczliwy,topadającekropleitakkłułyTheowpoliczki.

„Niezapalsię,niezapalsię,niezapalsię”,powtarzałTheowduchu,alepotemopuściłagocała

nadzieja,ujrzałbowiem,żenastosiezatańczyłpomarańczowypłomień,aMartyoporankuodskoczyłz
płonącymrękawem.

DalePearsonodsunąłsięnabok,byTheowidziałogieńpełznącypościaniebudynku,apotem

przystawiłmudoskronitrzydziestkęósemkę.

-Przypatrzsiędobrzenaszemugrillowi,hipisie.Toostatniarzecz,jakązobaczysz.
Zjemymózgtwojejstukniętejżonyzrusztu.
Theouśmiechnąłsię,szczęśliwy,żeMollyniemawśrodkuiżeniepadnieofiarąmasakry.
-NiesłyszałemShaveandaHaircut-stwierdziłIgnacioNuńez.-AwysłyszeliścieShaveanda

Haircut?

Tuckomiótłlatarkątuzinzalęknionychtwarzy,apotemcałaścianakaplicystałasiępomarańczowaod

płonącegozaoknamiognia.Jednazkobietkrzyknęła,ainnipatrzylizprzerażeniemnadym,któryzaczął
sięwićwokiennychramach.

-Zmianaplanów-powiedziałTuck.-Wychodzimyteraz.Ci,którzystojąnaczelegrup...oddajcie

kluczykitym,którzysązawami.

-Będąnanasczekać-stwierdziłaValRiordan.
-Świetnie,tozostańisięspal-odparłTuck.-Chłopaki,przewracajciewszystko,costaniewamna

drodze.Pozostalipoprostubiegnądosamochodów.

Sprzeddrzwikaplicyusuniętowszystkieprzeszkody.Tuckzaparłsięramieniemojednoskrzydło,

przydrugimstałGabeFenton.

-Gotowy...Raz,dwa,trzy!
Walnęliramionamiwdrzwiiodbilisięzpowrotemdopozostałych.Drzwiuchyliłysięzaledwiena

kilkacentymetrów.Ktośzaświeciłprzezszczelinęlatarkąiwjejświetleujrzeliwielkipieńsosny,oparty
ojednozeskrzydeł.

-Nowyplan!-wykrzyknąłTuck.
Theopróbowałpatrzećnaogień,aleniewidziałnicpozatrupimioczamiDale’aPearsona.Opuściły

gowszelkiemyśli.Zostałtylkostrach,gniewinacisklufyrewolwerunaskroń.

Usłyszałszumiłomotprzyuchuiwtedylufazniknęła.DalePearsonodsuwałsięodniego,zciemnym

kikutemwmiejscu,gdziejeszczeprzedchwiląmiałrewolwer.Daleotworzyłustadokrzyku,alewtym
momencienapoziomiejegonosapojawiłasięcienkaUniaipochwilipołowajegogłowyzsunęłasięna
ziemię.BezładnieosunąłsiędostópTheo.

Dłonie,któretrzymałypolicjanta,puściły.
-Mózg!-wrzasnąłjedenzżywychtrupów.-Mózgwariatki!
TheoupadłnapowtórniezabiteciałoDale’a,poczymobróciłsię,bysprawdzić,cosiędzieje.
-Cześć,kochanie-powiedziałaMolly.
Stałauśmiechniętanadachurangęrovera,ubranawskórzanąkurtkę,legginsyitrampkiConverseAli

Stars,trzymającprzedsobąstaryjapońskimieczwpoziehossonokamae.Klingapołyskiwała
pomarańczowowblaskupłonącegokościoła.Naostrzuwidniałaciemnasmugaporozpłatanejczaszce
nieumarłegoMikołaja.Theonigdyniezaliczałsiędoludziszczególniewierzących,alewtymmomencie
pomyślał,żepewnietakwłaśnieczujesięczłowiekpatrzącywtwarzaniołazemsty.

background image

ZombitrzymającyTheowyciągnęłyręcekunogomMolly,którapłynnymruchempostąpiławtyłi

zatoczyłamieczemniskiłuk,posyłającwbłockodeszczodciętychdłoni.

Żywetrupyzawyływokółniejizapomocąkikutówusiłowaływspiąćsięnaterenówkę.Bess

LeanderspróbowałapowtórzyćchwytzastosowanynaTheo,więcwlazłanamaskęzanimichciała
wykonaćskokprzezdachrangęrovera.Mollyobróciłasięizrobiłakrokwbok,robiącmieczemniski
zamach,którywydawałbysięcałkiemnamiejscunapolugolfowym.

GłowaBesssturlałasięzterenówkinakolanaTheo.Odepchnąłjąizerwałsięnanogi.
-Kochanie,możebyśposzedłiwypuściłwszystkichzkaplicy,zanimspłoną-powiedziałaMolly.-

Niejestempewna,czychcesznatopatrzeć.

-Wporzo-powiedziałTheo.
Żywetrupyporzuciłyswojestanowiskazprzoduiztyłukaplicy,gdzieczaiłysię,byurządzić

zasadzkęnauciekającychuczestnikówprzyjęcia,iruszyłydoatakunaMolly.Trzypadłybezgłów,gdy
Mollystałanarangęroverze,alegdyjąotoczyły,rozpędziłasięiprzeskoczyłanadgłowamitłumu,
lądujączanimi.Theopuściłsiębiegiemdogłównegowejściadokaplicy.Wzrokmiałzamglonyod
deszczuikrwispływającejmudooczuzugryzieńnagłowie.ObejrzałsięnachwilęiujrzałMolly,
płynącąwpowietrzuponadgłowaminapastników.

Niemalwpadłnadwiewielkiesosnowekłody,którymipodpartodrzwikaplicy.
Zerknąłprzezramięizobaczył,jakMollykosikolejnychdwóchzombi,wtymjednegorozcinanapół

odczubkagłowypomostek,poczymodwróciłsięispróbowałwsunąćramiępodjednązkłód.

-Theo,toty?-GabeFentonprzyciskałtwarzdokilkucentymetrowejszparymiędzyskrzydłamidrzwi.
-Tak.Zablokowalidrzwikłodami-wyjaśniłTheo.-Próbujęjeusunąć.
Zrobiłtrzygłębokieoddechyidźwignąłpieńzewszystkichsił,mającwrażenie,żeladachwila

eksplodująmużyływskroniach.Ranawjegogłowiepulsowałazkażdymuderzeniemserca.

Alepieńdrgnąłoparęcentymetrów.Daradę.
-Jakciidzie?!-zawołałGabe.
-Dobrze,dobrze-odparłTheo.-Dajciemichwilę.
-Kaplicawypełniasiędymem,Theo.
-Dobra.-Theoznowusięnaprężyłikłodaznówprzesunęłasięokilkacentymetrówwprawo.

Jeszczetrzydzieścicentymetrówizdołająotworzyćdrzwi.

-Pospieszsię,Theo-powiedziałaJennyMasterson.-Tutaj...-Dostałaatakukaszluiniemogła

dokończyćzdania.

Theosłyszał,żewśrodkuwszyscykaszlą.Zbokukaplicy,gdzieMollytoczyłaswojąwalkę,

dochodziłyjękibóluiwściekłości.Najwyraźniejnicjejsięniestało,bożywetrupywciążwrzeszczały
cośozjedzeniujejmózgu.

Kolejnywysiłekikolejneparęcentymetrów.Zeszczelinymiędzyskrzydłamidrzwiwydobywałsię

szarydym.„Theoopadłzwysiłkunakolanaiomalniezemdlał.Otrząsnąłsię,wracającdozmysłów.
Szykującsiędokolejnejpróbyilicząc,żeniebędzieostatnią,zauważył,żewrzaskizbokukaplicy
umilkły.Deszcz,wiatr,kaszeluwięzionychitrzaskpłomieni.Nicwięcejniesłyszał.

-O,mójBoże.Molly!-krzyknął.
Dłońnajegopoliczku,głoswjegouchu.
-Ej,marynarzu,potrzebujeszpomocnejdłoniprzyotwieraniutychdrzwi,jeśliwiesz,comamna

myśli?

Woddali-rozległsiędźwięksyren.Ktośdostrzegłpośródburzypłonącąkaplicęizdołałsięjakoś

skontaktowaćzochotnicząstrażąpożarną.Ocalałychuczestnikówświątecznegoprzyjęciadlasamotnych
zgromadzonopośrodkuparkinguioświeconoreflektorami.Zpowodużaruprzesunęlisięoniemal
siedemdziesiątpięćmetrówwstronęulicy.

NawetztakiejodległościTheoczułgorąconapoliczku,gdyLenaMarquezbandażowałamugłowę.

background image

Pozostalisiedzieliwotwartychbagażnikachterenówekipróbowalizłapaćoddechpoduszącymdymie,
piliwodęzbutelekalbopoprostuleżeliwstanieoszołomienia.

Sosnowylaswokółpłonącejkaplicyparowałikuniebuwznosiłsięwielki,białyopar.
Polewejstroniekościołaznajdowałosiępobojowisko-miejsceponownegozabijaniażywych

trupów.Mollybezlitośniepochlastałazmartwychwstałezwłoki.Potym,jakwrazzTheouwolniła
uczestnikówprzyjęciazkaplicy,dogoniłaostatniągarstkętrupów,któraskryłasięwlesie,iścięłaim
głowy.

MollysiedziałaobokTheopodotwartąklapączyjegośfordaexpedition.
-Skądwiedziałaś?-spytał.-Skądmogłaświedzieć?
-Nietoperzmipowiedział-odparłaMolly.
-Chceszpowiedzieć,żepojawiłsięuciebie,atyspytałaś:„Cosięstało?Timmywpadłdostudni?”,

awtedyonzaszczekał,jakLassie?Taktobyło?

-Nie-odparłaMolly.-Powiedział:„Twójmążiinniludziezabarykadowalisięwkaplicyw

obronieprzedhordąpożerającychmózgizombiaków,musisztamiśćiichratować”.Cośwtymrodzaju.
Mawyraźnyakcent.MówijakHiszpan.

-Jasięnaprzykładcieszę,żeodstawiłaśleki-powiedziałTuckerCase,stojącyobokLeny,która

bandażowałagłowęTheo.-Paręhalucynacjitoniewielkacena,moimzdaniem.

Mollyuciszyłagogestemuniesionejręki.Wstałaiodciągnęłapilotanabok,oglądającsięnapłonący

kościół.Wysokaciemnapostaćwdługimpłaszczuszłakunimprzezpobojowisko.

-O,nie-jęknąłTheo.-Wszyscydosamochodówizamknąćsięodśrodka.
-Nie-powiedziałaMolly,odwołującpoleceniaTheoniedbałymmachnięciemręki.-
Wszystkowporządku.
Stanęłaprzedaniołempośrodkuparkingu.
-Wesołychświąt-odezwałsięanioł.
-Taa,tobieteż-odrzekłaMolly.
-Widziałaśdziecko?Joshuę?-spytałRazjel.
-Jakiśdzieciakstoitamzinnymi-powiedziałaMolly.-Topewnieon.
-Zaprowadźmniedoniego.
-Toon-powiedziałTheo.-Totenrobot.
-Ciii-syknęłaMolly.
RazjelpodszedłdoEmilyBarker,któratrzymałasynawramionachnatylnymsiedzeniuhondyMolly.
-Mamo-załkałJoshua.Ukryłtwarzwpiersiachmatki.
AleEmilywciążbyłazbytwstrząśniętapośmierciswojegopartnerainiemalniezareagowała,

jedyniemocniejchwyciłachłopca.Razjelpołożyłmudłońnagłowie.

-Nielękajsię-powiedział.-Otozwiastujęciradośćwielką.Twojeświąteczneżyczeniezostało

spełnione.-Aniołmachnąłwkierunkuognia,miejscarzeziorazwyczerpanychiprzerażonychludzi,
jakbybyłhostessązteleturniejuprezentującąpralkosuszarkę.-Możejabymtakiegożyczenianiewyraził
-dodał-alejestemtylkoskromnymposłańcem.Joshobróciłsięwobjęciachmamyipopatrzyłnaanioła.

-Nieprosiłemoto.Nietegosobieżyczyłem.
-Pewnie,żetego-odparłRazjel.-Chciałeś,żebyMikołaj,któregośmierćwidziałeś,znowużył.
-Wcalenie.
-Takpowiedziałeś.Powiedziałeś,żechcesz,byprzywróconomużycie.
-Nietomiałemnamyśli-stwierdziłJoshua.-Jestemdzieckiem.Niezawszemówiędorzeczy.
-Mogęzatoręczyć-wtrąciłTuckerCase,stajączaaniołem.-Naprawdęjestdzieckiemiprzez

większośćczasugadabzdury.

-Nadalpowinniśmyodciąćpanugłowę-powiedziałJosh.
-Właśnie-odparłTuck.-Samebzdury.

background image

-Jeśliniechciałeś,żebyożył,tocomiałeśnamyśli?-spytałRazjel.
-Niechciałem,żebyMikołajzmieniłsięwzombi,zabiłdużego,głupiegoBrianaiwogóle.

Chciałem,żebywszystkobyłowporządku.Jakbynicsięniestało.Żebytobyłydobreświęta.

-Nietopowiedziałeś-zauważyłRazjel.
-Aletegochciałem-odparłJoshua.
-A-powiedziałanioł.-Przepraszam.
-Więconjestaniołem?-zwróciłsięTheodoMolly.-Znaczy,takimprawdziwym?
Mollypokiwałagłowąiuśmiechnęłasię.
-Aniemorderczymrobotem?
Mollypokręciłagłową.
-Przybył,byspełnićświąteczne,bożonarodzenioweżyczeniejednegodziecka.
-Jakbynicsięniestało?-spytałchłopcaanioł.
-Tak!-potwierdziłJosh.
-Ups-powiedziałanioł.
Mollypodeszłabliżejipołożyłarękęnaramieniuanioła.
-Razjel,spieprzyłeśsprawę.Naprawiszto?
Aniołpopatrzyłnaniąiwyszczerzyłsięwuśmiechu.Miałidealnezęby,choćtrochęostre.
-Niechtakbędzie-powiedział.-ChwałanawysokościBogu,anaZiemipokójludziomdobrejwoli.

background image

DOSKONAŁEŚWIĘTADLASAMOTNYCH

ArchaniołRazjelunosiłsięprzedwielkimwitrażemKaplicyŚwiętejRóży,patrzącprzezkawałek

różowegoszkła,będącypoliczkiemświętejRóży.Uśmiechnąłsięnawidokswojegodzieła,apotem
załopotałskrzydłamiiodleciał,byposzukaćjakiejśczekoladynadrogępowrotną.

Życietosyf.Każdykawałekmógłbypasowaćdoukładanki,każdesłowomogłobybyćmiłe,akażde

wydarzenieradosne,tyleżetakniejest.Życietosyf.Ludzie,ogólniebiorąc,sądodupy.Wtymjednak
rokunaświątecznymprzyjęciudlasamotnychwPineCovepanowałyradość,zaraźliwadobrawolai
pogodaducha,którebiłyzgościwypucowanymblaskiem-toniebyłsyf.

-Theo?-zapytałaMolly.-Możeszwziąćpozostałerondlezlazanią?
Samaniosładwapodłużnestalowerondle.Ostrożnieugięłakolana,stawiającjenastole,bytyłjej

krótkiejkoktajlowejsukienkipozostałwsferzeprzyzwoitości.ByłatomocnowydekoltowanaMCS
(małaczarnasukienka),którąpożyczyłaodLenytylkonaprzyjęcie-

pierwszymocnowydekoltowanyciuch,jakinosiłaodlat.
-Właściwietomożnabyłozrobićgrilla-stwierdziłTheo.
-Powiedziałamwam,dupki,żeburzaskręcinapołudnie-warknęłaMavisSand,odcinającnożem

koniuszekbagietki,jakbydokonywałaobrzezaniaolbrzyma.(Zniektórychdobrawolabiłainaczejniżz
innych).Mollyodstawiłalazanięiodwróciłasię,bywpaśćwramionaprzypominającegomodliszkę
męża.

-Ej,marynarzu,WojowniczaLaskamarobotę.
-Chciałemcitylkopowiedzieć-rzekłTheo-zanimwszyscyprzyjdą,żewyglądaszabsolutnie

oszałamiająco.

Mollyprzesunęładłoniąpodekolcie.
-Bliznytaknierobią,prawda?Nieznikajązdnianadzieńbezśladu,co?
-Dlamnietoniejestważne-odparłTheo.-Nigdyniebyło.Poczekaj,ażzobaczysz,comamdla

ciebiepodchoinkę.

Pocałowałagowpoliczek.
-Kochamcię,chociażmaszpewnecechymutanta.Aterazmniepuść,trzebapomócLenieprzy

sałatce.

-Nie,nietrzeba-odparłaLena,wychodzączzapleczazwielkąmisąsałatki.TużzaniąszedłTucker

Case,niosączestawsosów.

-Och,Theo-powiedziałaLena.-Mamnadzieję,żeniemasznicprzeciwkotemu,aleDalewpadnie

dzisiajwswoimstrojuMikołaja.

-Myślałem,żejesteścienawojennejścieżce-odrzekłTheo.
-Byliśmy,alenakryłmnieparędnitemuwieczorem,jakkradłammuchoinki.Wpadłwszałiwtedy

wpobliżupojawiłsięTuckeridałmuwmordę.

TuckerCaseuśmiechnąłsię.

background image

-Jestempilotem,przywykłemdorozwiązywaniatrudnychsytuacji.
-Takczyowak-ciągnęłaLena-Dalebyłpijany.Zacząłpłakać,rozkleiłsię,opowiadał,żema

kłopotyznowądziewczyną,żewszyscyuważajągozapodłegodewelopera,więcgotuzaprosiłam.
Pomyślałam,żejakzrobicośdobregodladzieci,tomożepoczujesięlepiej.

-Niemasprawy-powiedziałTheo.-Cieszęsię,żesiędogadujecie.
-Ej,Theo!-zawołałJoshuaBarker,biegnącprzezkaplicęwichstronę.-Mamamówi,żeMikołaj

przyjdzienaprzyjęcie.

-Wpadnienachwilkę,Josh,alepotemmusileciećdalej-powiedziałTheo.Podniósłwzrokna

nadchodzącąEmilyBarkerijejchłopaka/męża/kogośtam,BrianaHendetsona.

BrianmiałnasobieczerwonąkoszulkęzlogiemStarFleetCommand.
-Wesołychświąt,Theo-powiedziałaEmily.
TheouściskałjąipodałrękęBrianowi.
-Theo,widziałeśGabe’aFentona?-spytałBrian.-
Chciałemmupokazaćkoszulkę,myślę,żezrobinanimwrażenie.Wiesz,solidarnośćmiędzy

odmieńcami.

-Byłtutaj,alepotemprzyszłaValRiordanizaczęlirozmawiać.Niewidziałemichoddłuższej

chwili.

-Możeposzlinaspacer.Pięknywieczór,nie?
-Nie-powiedziałaMolly,stającprzyTheo.
-Mówił,żejestdobrywzjawiskachpogodowych-przypomniałNarrator.
-Ciii-syknęłaMolly.
-Słucham?-powiedziałBrian.
Nazewnątrz,zakaplicą,takżezmarlipoczuliświątecznynastrój.
-Zerżniejątutaj,nacmentarzu-powiedziałMartyoPoranku.-Ktobypomyślał,żepsychiatramoże

takjęczeć.Cielesnaterapiakrzykiem,co,panidoktor?

-Niemożliwe-odparłaBessLeander.-MasukienkęodArmaniego,niebędziechciałasobie

zniszczyćtakiegostroju.

-Racja-przyznałJimmyAntalyo.-Trochęsiępoliżą,apotemskocządodomunaszybkiseks.Ale

skądwiesz,żemasukienkęodArmaniego?

-Wieszco?-powiedziałaBess.-Niemampojęcia.Tochybaprzeczucie.
-Mamnadzieję,żezaśpiewająDokądtakspiesząKrólowie-odezwałasięEsther,nauczycielka.-

Uwielbiamtękolędę.

-Widziałktośkundlategobiologa?-spytałMalcolmCowley,martwyantykwariusz.-
Wzeszłymrokutenokropnypiestrzyrazynasikałnamójnagrobek.
-Węszyłtujeszczeprzedchwilą-odparłMartyoPoranku-alewszedłdośrodka,kiedyzaczęli

wynosićjedzenie.

WśrodkuSkinnersiedziałpodchoinkąipatrzyłnanajdziwniejszestworzenie,jakiewżyciuwidział.

Wisiałonajednejzniższychgałęzi,aleniewyglądałojakwiewiórkaaniniepachniałojakjedzenie.
Właściwie,patrzącnapysk,możnabypomyśleć,żetoinnypies.

Skinnerzaskamlałiwciągnąłnozdrzamipowietrze.Jeślitopies,gdziejestjegotyłek?JakSkinner

miałsięprzywitać,skoroniemógłpowąchaćjegotyłka?Zwahaniemcofnąłsięokrok,byprzyjrzećsię
stworowi.

-Nacosięgapisz?-spytałRoberto.

IZANIMSIĘOBEJRZELIŚMY,ZNOWUBYŁYŚWIĘTA

background image

Rokpóźniej-rokponajlepszymświątecznymprzyjęciudlasamotnychwhistorii-domiasteczka

przyjechałpewienprzybysz.NazywałsięWilliamJohnsonipracowałwkabiniewewnątrzwielkiej
szklanejbryływDolinieKrzemowej,gdzieprzezcałydzieńprzesuwałjakieśkształtynamonitorze.
MieszkałsamwmieszkaniuprzyautostradzieiwkażdeBożeNarodzeniebrałdwatygodniewolnego,by
pojechaćdomałegomiasteczka,gdzieniktgonieznał,byoddawaćsięwłasnej,szczególnejtradycji
świątecznej.WtymrokuwybrałPineCoveiczułsporepodekscytowanie,miasteczkoleżałobowiem
najbliżejdomuzewszystkich,któredotejporyodwiedził.Pozwoliłsobienanieostrożność,byłato
bowiemjegodwunastaświątecznawyprawazrzędu-okrągłytuzin-iuznał,żezasługujenanagrodę.
Pozatymjegourlopopóźniłsięotydzieńzpowodupracnadpewnymprojektem,niemiałwięcczasuna
poszukiwania,którezazwyczajprowadził-niemógłsobiepozwolićnadługąpodróż.

Williamnigdyniezastanawiałsięnadtym,dlaczegowybrałnaswojehobbywłaśnieBoże

Narodzenie.Taksiępoprostuzłożyło,żebyłyświęta,kiedyzrobiłtopierwszyraz-pojechałdoElkow
stanieNevada,byspotkaćsięzkobietąpoznanąnaUsenecie,akiedysięokazało,żeonanietylkonie
mieszkawElko,aletowogóleniejest„ona”,wyładowałzłośćnamiejscowejprostytutcezbarudla
kierowcówistwierdził,żecałkiemmusiętopodoba.Zdrugiejstrony,możetostałosiędlatego,że
matka(takurwa!)nigdynienadałamudrugiegoimienia.Człowiekpowinienmiećdrugieimię,do
cholery.Zwłaszczajeślichciałzostaćkolekcjonerem,jakWilliam.

GdyjechałwypożyczonąfurgonetkąprzezCypressStreet,zacząłnucić„Dwanaścieświątecznych

dni”iuśmiechnąłsiędosiebie.Dwanaście.Wlodówceztyłufurgonetki,wprzejrzystychpróżniowych
opakowaniachwfolii,wrównymrządkunasuchymlodzie,niczymmałeróżowepoduszki,spoczywało
jedenaścieludzkichjęzyków.

Zatrzymałsięprzedbarem„GłowaŚlimaka”,przykleiłsztucznewąsy,poprawiłfałszywesadło,które

nosiłpodubraniem,bywyglądaćnastarszegoodwadzieścialat,iwysiadłzfurgonetki.Rustykalna,
zdewastowanaknajpawydawałasięidealnymmiejscemnaznalezieniedwunastegookazu.

-„Dwanaścieświątecznychdni”-zanuciłpodnosem.
Wcześniejdyskutowanooświątecznychmotywachnaprzyjęciedlasamotnych.
-Wkońcutojebaneświęta-warknęłaMavis.-Rozwieścietrochęlamety,zetnijciechoinkę,wlejcie

rumudociastaiposprawie.Aczegobyściechcieli?DrugiegoZbawiciela?

Zperspektywyczasuwszyscyodczuwalipewienniepokójwzwiązkuzdoskonałymświątecznym

przyjęciemdlasamotnych.Miewalisny,koszmary,anawetchwilowewspomnieniawydarzeń,których
nikttaknaprawdęniepamiętał.Odziwo,niezniechęciłoichtodoudziałuwtegorocznymprzyjęciu,
przeciwnie,czuli,zemusząiśćurządzićwspaniałązabawę,jakbywpewiensposóbmusielinaprawić
coś,cosięzepsuło.RozmawianootymodHalloween,przezcoorganizatorzyczuli,żesąpodwielką
presją.

-TomożemeksykańskieBożeNarodzenie,posada?.-podsunęłaLenaMarąuez.-
Zrobięenchilady,urządzimypiniatę,kupimy...
-Osiołka!-przerwałajejMavis.-Zpytąjakkijbejsbolowy.
-Mavis!-Lenapowiedziałaadiosswojejposada,gdytaroztopiłasięwszambiewyobraźniMavis,

pełnejwizjitijuańskichseksualnychshow.

-Balprzebierańców-powiedziałazwielkąpowagąMolly,jakbyrzeczywiściezwiastowaładrugie

nadejścieZbawicielaalbomożeprzekazywałasłowaNigotha,Boga-Robaka.

-Nie-rzuciłTheo,którytegodniasiedziałprzybarzeinaprawdęstarałsięniewtrącać.-Ludzie

dziwniesięzachowują,kiedywłożąkostiumy.CiągletowidzęwHalloween.Jakbytodawałoim
licencję,żebyzachowywalisięjakdupki.WszystkiekobietypopatrzyłynaTheotakimwzrokiem,jakby
właśniewycisnąłskunksadoichpiwaimbirowego.

-Świetnypomysł-powiedziałaLena.
-Wchodzęwto-dodałaMavis.

background image

-Każdylubisięprzebierać-stwierdziłaMolly.
-Tak,tylubisz-powiedziałaMavis.
-Ibardzodobrze-dorzuciłaLena,szturchającprzyjaciółkęłokciemwżebra.
-Podobałmisięstrój,którymiałaśwzeszłymroku-odezwałsięTheo.
Popatrzyłynaniego.
-Kurde,acojatamwiem?-powiedziałposterunkowy.-JazmoimchromosomemXY?Oniczymnie

mampojęcia.

-TuckerijazostaliśmywHalloweenwdomu-oznajmiłaLena.-Nietoperzbyłchory.Więcfajnie

będziemiećokazję,żebysięprzebrać.

-Ajawykombinujęjakiśnumerzosiołkiem-powiedziałaMavis.
-Idęstąd-oświadczyłTheo,zsuwającsięzestołkairuszającdowyjścia.
-Niebądźtakimpieprzonymświętoszkiem-rzuciłaMavis.-Wszopcewkościelejestosiołek.
-Aletamtegonierobią-odparłTheo,nawetsięniezatrzymując,byspojrzećprzezramię.Ijużbył

zadrzwiami.

-Niewiesz,cosiędziałojużpozrobieniuzdjęcia,naktórymwzorujesięszopki-zawołałazanim

Mavis,jakbytomiałojakiśsens.-Tambylipasterze,namiłośćboską!

-MamkostiumKendry,któregonienosiłamodczasówfilmu-oznajmiłaMolly.-
Pełnazbrojapłytowa,tyleże...nowiecie...dziewczęca.
-Tobardzoświąteczne-stwierdziłaMavis.
-Możnabyjąudekorować-zaproponowałaLena.
-Tak,Mavis,mogłybyśmynałożyćostrokrzewisztucznyśniegnaśmiercionośnekolce-powiedziała

Molly,wskazującdłońmiswojeprzedramiona,skądbędąjejradośniesterczałyświąteczne,
śmiercionośnekolce.

-JachcęprzyjśćwstrojuKrólewnyŚnieżki-powiedziałaLena.-Myślicie,żeTuckerwłożykostium

księcia,jeślimugodam?

-Niemamowy-warknęłaMavis.-Zabardzodbaoswójwizerunekprzygłupa,którygadaz

nietoperzem.

-Mavis,twójsarkazmnikomusięniepodoba.
-Kostiumymogąbyćnieobowiązkowe,jeśliomniechodzi,bowtymrokurobięciastoowocowe.-

Mavispuściłaokoijejpowiekazamknęłasięnadobredochwili,gdylekkopuknęłasięwskroń.-
Specjalneciastoowocowe.

Mężczyznawśrednimwiekuwczapcekierowcyciężarówkiiubraniuroboczymwszedłdobarui

usiadłnajednymzestołkówniezauważonyprzeznikogo,aleMaviszobaczyła,żenaniepatrzy,kiedyjej
powiekajużsięotworzyła.

-Comogępodać,mójsłodki?
-Piwo-powiedziałnieznajomy.
-Wszystkowporządku?-spytałaMavis.
Facetwydawałsięoszołomiony.Coprawda,przywykładotego,alenielubiła,kiedyludziewpadali

wstanotępienia,aonanatymniezarabiała.

-Nigdyniebyłolepiej-powiedziałtamten,odrywającwzrokodkarkuLeny.
WilliamJohnsonczuł,żemaszczęściewżyciu.Odpierwszegorazu(ategoniedasiępowtórzyć,

prawda?)nigdysięniezdarzyło,bytakszybkonatrafiłna„obiekt”.Byłaidealna,poprostuidealna.
Delikatnaiseksowna,dumnaistanowcza-kobietaztych,którenawetbynaniegoniespojrzały.Nie
spojrzała,prawda?Ataszyjaiobrysszczęki,poprostuprzepiękne.Zadrżałnamyśl,żejejtamdotknie,
popieścitęcudnąszyjęipoczujeprzyjemnetrzaśnieciekręgów.Apotemjąposiądzie,jaktylko
zapragnie,ilerazyzechce,tęmałąwrednądziwkę.TobędzienajlepszeBożeNarodzeniewjegożyciu.
Wypiłpiwo,zostawiłpieniądzenabarze,dorzucającakurattakinapiwek,bygoniezapamiętano,iczekał

background image

nazewnątrzwwypożyczonejfurgonetce,udając,żestudiujemapę,ażjegolatynoskapięknośćwyszła.

Patrzył,jakwsiadadostarejtoyotypickupa,akiedyznalazłasięojednąprzecznicędalej,pojechałza

niąprzezmiasteczko.Balprzebierańców.Doskonale.Gdzieindziejmógłbywtopićsięwtło,chodzić
międzynimi,słuchaćrozmów,apotempoczekaćnaodpowiednimomentizabraćswojązdobyczspod
samychichnosów?Tobyłoprawdziwebłogosławieństwo,amożeklątwa,alenaprawdęcudowna
klątwa.

...Miałabardzolśniącykark.Agdybygoskręcił?Rzekłbyśnawet,że...ee...świeci.
-Głupiapiosenka-stwierdził.
-Zdajesię,żeValchcechińskiedziecko-powiedziałGabeFenton.
PiłpiwozapiwemzTuckeremCasemiTheoCrowemwlatarnimorskiejwbezwietrzny-rzadkie

zjawisko-wtorekprzedBożymNarodzeniem.Postawilikrzesłaogrodowewmiejscu,gdziekiedyś
znajdowałsięreflektor,iobserwowalistadodelfinówbawiącychsięwzatoceponiżej.

-NaGwiazdkę?-spytałTuckerCase.-Tochybadośćkosztownyprezent.Poileonechodzą?

Dziesięć,dwadzieściatysięcy?

TheopopatrzyłnaTuckazdezaprobatą,którawciążstanowiłajegonajczęstsząreakcjęnapilota.

Ponieważjednakwyglądałonato,żeTucknieopuścimiasteczka,TheoiGabezaakceptowaligojako
kumpla.

-Pytaniebrzmi-powiedziałTheo-czyjesteśgotowy,byzostaćrodzicem?
-O,onaniezamierzasięnimdzielić.Chcedzieckodlasiebie.Mówi,żeniemogłabyznieśćmniew

domuprzezcałyczas,bożyjęjakzwierzę.

-No,wkońcujesteśbiologiem-powiedziałTuck,stającwjegoobronie.-Totwojapraca.
-Prawda-przyznałGabe,poczymuniósłpięść.
-Prawda-powtórzyłTuckiuderzyłpięściąwdłońtamtego{byłatomocniejsza,zaciśniętawersja

przybijaniapiątki,mniejekstrawaganckaodwariantuzotwartymidłońmi,aleniemniejniezgrabnaw
wykonaniudwóchpaskudnychbiałasów.„Kumasz,facet?”.„Jasne”).

Theoprzewróciłoczamiipodsunąłpreclalabradorowiczekającemuprzyjegoboku.
-Onacięnawetnielubi,Gabe.Sammówiłeś.-Ajednakdajeciprzywilejregularnegorżnięcia-

stwierdziłTuck.-Cowskazuje,żebrakjejtrzeźwejocenysytuacji.Lubiętęcechęwkobietach.

-Onatakładniepachnie-powiedziałGabe.
-Tojeszczeniepowód,żebymiećzniądziecko-odparłTheo.
-Albokupowaćjejdrogiprezent-dodałTuck.
-Tozakogosięprzebierzecienaprzyjęciedlasamotnych?-spytałGabe,rozpaczliwiechcączmienić

temat.

-Chybazapirata-powiedziałTheo.-Mamjeszczeprzepaskęnaokopozapaleniuspojówekw

zeszłymroku.

-Możezapolicjanta?-podsunąłTuckizachichotał.
-Atyzakogo?-spytałTheo.-Zaistotęludzką?
-Nieidę.Muszępracować-oznajmiłTuck.
-O,typsie!-wykrzyknąłGabe.-Jakcisiętoudało?
NawzmiankęopsieSkinnerpodreptałdoFacetaodŻarcia,nawypadekgdybybyłtamprecel,

któregoniezauważył.

-Wigiliatowielkieświętowbranżynarkotykowej.Wnocymabyćzimno.Będziemylataćwkółkoi

szukaćśladówcieplnychzwytwórniamfetaminy.Mamnadzieję,żektóraśpowierząnaczasświąt
jakiemuśżółtodziobowiibędziewybuch.Niematojakpłonącawytwórniaamfynaświęta.

-Lenawie?-spytałTheo,unoszącbrwi.
-Jeszczenie.Zadzwoniąpomniewostatniejchwili.
-Będziewściekła-powiedziałGabe.

background image

-Powinieneśiść-poradziłTheo.-Todlaniejważne.
-Możezjawięsiępóźniej,bezkostiumu.Kobietylubią,kiedyspodziewająsięrozczarowania,atyw

ostatniejchwilizaskakujeszjeczymśromantycznym,naprzykład,swoimprzybyciem.

-Boże,alezciebiepadalec.
-Co,przecieżpowiedziałem,żeprzyjdę.
-Właściwiepadalceniezasługująnataknegatywnąopinię-powiedziałGabe.-Taknaprawdę...
-MożewziąłbyśRoberta?-zwróciłsięTuckdoTheo.-Mógłbybyćtwojąpirackąpapugą.
-Niecierpiębaliprzebierańców-powiedziałGabe.-Kostiumujawniatwojąprawdziwąnaturę,

choćbyśniewiemjaksięstarał.

-Czyli,Tuck-odezwałsięTheo-powinieneśmiećwdomukostiumpadalca.
MavisSanduważała,żedobreciastoowocowepowinnozawieraćtylkotyleowocówimąki,by

farmaceutykisięnierozpadały.Wtymrokuoznaczałotogarśćwiśnikoktajlowychidrugągarśćciemnej
mąkiGoldMedal.Wostatniejchwilizłamałasięidosypałapółszklankicukru,boxanaxzostawiał
gorzkiposmak,którypsułsmakrumu.Przezcałąnocwydawałateżdrinkiwzamianzadwadzieścia
dawekecstasydzieciakowizogolonąiwytatuowanągłową,itylomakolczykamiwtwarzy,żewyglądał,
jakbytarzałsięwbeczcezgwoździamiwsklepieżelaznym.Chłopakbyłniemalpewien,żetetabletkito
ecstasy,alenawetgdybymiałosięokazać,żetotylkośrodkiuspokajającedlazwierząt,przyjęciebędzie
udane.Mavisnigdynielubiłaabstynenckiegocharakteruprzyjęciadlasamotnychichciałazobaczyć,jak
teniówtracikontrolęnadsobąwkościelnymotoczeniu.Teraz,wpopołudnieprzedprzyjęciem,ciasto
zapomnieniazostaniepociętenakawałkioniewinnymwyglądzieiułożonenaczerwono-zielonych
papierowychtalerzykach,spoczywającychnasrebrnejtacyniczympłatkigwiazdybetlejemskiej.Mavis
zarechotałapodnosem,kładącostatnikawałek,poczymposzła,byrozpalićgrillazakaplicą.

-Czujecietenzapach?-spytałMartyoPoranku(wszystkiecmentarneprzeboje,jakiechcecie

usłyszeć).-Będziegrill,dzieciaki!

-No,naprzykładjauważam,żeserwowanielazaniiwzeszłymrokutobyłbłąd-powiedziałaBess

Leander,podejrzliwawobecwszelkichpotrawpotym,jakotrułjąmąż.-

Toniejestświątecznedanie.Poprostuimsięniechciało.
-Mamnadzieję,żezaśpiewająDokądtakspiesząKrólowie-wtrąciłaEsther.
-AteraznażyczeniesłuchaczyspiesząKrólowie.JestzwamiMartyoPoranku,RadioUmarlak,

nadajemywPineCoveinacałymśrodkowymwybrzeżu.

-Niejesteśjużwradiu,Marty-powiedziałJimmyAntalvo.
-Wiem.Myślisz,żeniewiem?
-Ej,myślicie,żetaparadoktorkówwtymrokuznowuzrobitonacmentarzu?-spytałJimmy,

wpadającwświątecznynastrój.

-O,tak,oby-powiedziałzironiąMalcolmCowley.-Niczegoniepragnębardziej,niżznowu

słuchaćniezgrabnychobmacywanekdwojganapalonychgrzesznikówzbanalnymikolędamiwtle!O,
sercewalimijakmłotem!

-Dobre,Malcolm-pochwaliłMarty.
Wieczorem,gdyprzyjęciesięrozkręciło,mięsobyłojużusmażoneiprzybranerozmarynemoraz

czosnkiem,misazponczemspoczywałajakbasenzfluorescencyjnąfarbąpośródpolanadjedzonych
zapiekanek,sałatekiprzekąsek,akawałkiciastaowocowegoMaviswyglądałyjakszpalerżołnierzy,
gotowychmaszerowaćdobojunachwałęBożegoNarodzenia,OjczyznyiDzieciątkaJezus,docholery!
Uczestnicyzabawy,przeciwniwcześniejideiświątwkostiumach,wkońcusiępoddaliiteraz
rozkoszowalisiętąhańbąkapitulacji.GabeFentonzmajstrowałsobiekostiumorkizmasypapieroweji
farbywspraju,zapomniałjednakozrobieniupłetwzotworaminaręceibyłterazuwięzionywczarno-
białejskorupiezdłońmiprzyciele.Wpaszczyorkiwidniałajegotwarz,przykrytaczarnąpończochąz
okularaminawierzchu,cowyglądałotak,jakbywaleńwłaśniepożarłbiologaiwypluwałniestrawne

background image

drucianeoprawki.

-Gabe,toty?-spytałTheo.
-Tak,poczympoznałeś?
-Podogonemwidaćtwojebuty,apozatymjakojedynywtymtowarzystwiemogłeśznaćwłaściwe

proporcjeprąciasamcaorki.

-Tak,sąbardzogiętkie-powiedziałGabe.Różowy,półmetrowyprzydatekogrubościwęża

ogrodowego,obiłsięonogęTheo.-Orkimogłybytorobićnawetzzarogu.Sterujęnimzapomocądrutu
doprzetykaniarur.

-Tocudownie-powiedziałTheo,zsuwającswójkowbojskikapelusznatyłgłowy.-
Poczekaj,ażzobaczyszstrójMavis.Powinniściezesobązatańczyć,albocoś.
-Czylimaszbyćszeryfem,tak?-spytałaValRiordan,trzymającGabe’azabezwładnąpłetwę.
-Tak,nobomiałemodznakę-odparłTheo.
-Myślałem,żechceszsięprzebraćzapirata-powiedziałGabe.
Theoskrzywiłsię.
-Okazałosię,żeMollymajakieśzłewspomnieniazwiązanezpiratami.
-Przykromi-rzekłGabe.-Kłóciciesię?
Theosmętniepokiwałgłową.
-Przyszłatutaj?-spytałaVal,dygająclekko.
Niemogłasiędoczekać,kiedypokażesięMolly.Theostarałsięniepatrzećnapsychiatrę,aleona

tambyłaiprzyciągałauwagę.ValerieRiordanmiałanasobieczarną,gumowanąminispódniczkęi
czerwone,dziwkarskiekozakinawysokichobcasach,krótką,srebrzystą,prześwitującąbluzkęzgłębokim
dekoltemizewnętrznymipoduszkaminaramionach,wykonanymizpłatówplastikowejkorymózgowejze
sztucznegomózgu,któryzdobiłstolikwjejgabinecie.Nazewnętrznejstronieprawegoudawypisała
sobiehennąsłowaEGO,IDiSUPEREGO.NadrugimudziewidniaływyrazyPRAGNIENIE,
WYPARCIEiOBSESJA.NawewnętrznejstronieprawegoudasłowoPOŻĄDANIEznikałopod
króciutkąspódniczką.Anaprzeciwko,wrównieprowokacyjnymmiejscu,znajdowałsięnapis
POCZUCIEWINY.Dziękisprytnemuzastosowaniusztucznychrzęs,błyszczyku,przesadnychilościróżui
wściekleczerwonejszminki,makijażnadawałjejwyrazwiecznegozaskoczenia,kojarzącegosięz
nadmuchiwanąlalkązsex-shopu.

-JestemPojebanąPsychiką-oznajmiłaVal.
-Tak,alezacosięprzebrałaś?-spytałTheo.
Theousłyszałparsknięcie,dobiegającezorki,gdypanidoktorobróciłasięnaswoimwysokim

obcasieipodreptaładomiskizponczem.

-Zapłacęzato-stwierdziłGabe.
-Przepraszam,wpędziłemcięwkłopoty-powiedziałTheo.
-Nieszkodzi.Wartobyło.
PotemGabeposzedłznaleźćSkinnera,którypodzwaniał,chodzącpopomieszczeniuwprzebraniu

renifera.TheopowiódłwzrokiempopomieszczeniuwposzukiwaniusamotnejWojowniczejLaski.

GabenapotkałEstelleBoyetteiCatfishaJeffersonaprzytacyzseremikrakersami.
Estelle,artystkaposześćdziesiątce,przebrałasięzaMatkęNaturę.Miałanasobieszerokąsukienkę,

awdługie,siwewłosywplotłaliścieibłyskotki.Płatkikwiatówbyłyprzyklejonedojejtwarzyirąkza
pomocąsuperkleju.WyglądałajakowoczwiązkuSteviegoNicksazklombemróż.Facet,zktórym
przyszła,bluesmanCatfish,jakzwyklemiałskórzanykapelusz,gładkąszarąmarynarkę,robocząkoszulę,
orazzłotyząbzrubinempośrodku.

PojedynczydzwoneczekzwieszałsięnasrebrnymsznureczkuzgryfujegogitaryNationalSteel.
-Atyzakogosięprzebrałeś?
-Zawesołka.

background image

-Poczymmiałbymtopoznać?
-Niemamswoichciemnychokularów.
-Fakt-stwierdziłGabe.
-Nieróbtak.
-Przepraszam.
-Poczęstujsięciastemowocowym-powiedziałaMavisdoLeny,przebranejzaKrólewnęŚnieżkę.
TuckerCasechciałprzyjśćjakojedenzsiedmiukrasnoludków,aleLenapoinformowałago,że

wprawdzieGburek,ŚpiochiGapcionależelidokurduplowatejsiódemki,aleZbereźnikawniejniebyło
iżadnaliczbaskarpetekwepchniętychwkrasnoludkowegacietegoniezmieni,więcTuckzamarkował
telefonzAgencjiAntynarkotykowejiudał,żeidziedopracy.Mavisodcinałagrubeplastrykrwistej
wołowinyinakładałajenatalerzeprzechodzącychosób,niezależnie,czysobietegożyczyły,czynie.

-Jestemwegetatianką-oznajmiłakobietaprzebranazawróżkę.
-Nie,niejesteś.Jedz.Wyglądaszjakśmierćwcinającakrakersa.Awiemcośośmierci,od

dwudziestulatliżęjejdupę,żebydalejoddychać.

Kobietaczmychnęła,trzymającwołowinętak,jakbytobyłodpadradioaktywny.
-Kurde,Mavis-powiedziałaLena,przerywając,byugryźćkawałekpsychoakrywnegodeseru.
-Co?Jeślisiędoczegośzobowiązujesz,potemtowypełniasz,nie?
Lenaskinęłagłowązniecosmutnąminą.
-Takbynależało.
-Wystawiłcię?
-Musiałiśćdopracy.
-Skurwiel.
WtymmomencieprzybokuLenypojawiłosiętrochęudziwnionewcielenieZorro.
-Cośnaochłodę,mojadamo-powiedziałZorro,wręczającjejszklankęzponczem.
-Dzięki-odparłaLena,próbującsięzorientować,ktokryjesięzamaską.-Tociastoowocowejest

trochę...-ZerknęłaprzezramięnaMavis,którastarłasobieztwarzydługiczarnywłos.-Chcemisię
pić.

-Anaszauroczahostessaprzebrałasięza...-zagadnąłZorro.
-Osiołkazpytąjakkijbejsbolowy-warknęłaMavis,jakbytobyłozupełnieoczywiste,tymbardziej

żedoczarnegowłochategokostiumuprzyszyłaprawdziwykijbejsbolowy.

-Oczywiście-powiedziałZorro.Uśmiechnąłsię,patrząc,jakjegoKrólewnaŚnieżkawypijaponcz,

doktóregodosypałsproszkowanegorohypnolu.

Och,byłaidealna,tajegomałalatynoskaKrólewnaŚnieżka.KostiumZorrotobyłprzebłysk

geniuszu.Niemusiałnawetchowaćząbkowanegosztyletu,któregoużywałdozdobywaniatrofeów-
wisiałsobieujegopasaobokatrapyszpady.Dobrzesięteżczułwwysokichbutach.Niezdejmieich,
kiedyjużsięniązajmie.

Tylkokilkakrokówdotylnychdrzwi,dalejprzezcmentarzilasdofurgonetki,czekającejwnastępnej

przecznicy.Jeślidobrzetorozegra,niktnawetniezauważy,żewyszli.

Spojrzałnazegarekipomyślał,żewystarczypięć,maksymalniedziesięćminut.
-Chceszzatańczyć?-zapytałLenę.Zradiomagnetofonupłynęłanowofalowamuzykazlat

osiemdziesiątych.Przezchwilęmilczałaiopuściławzroknaswojąniebieskąsukienkę,jakbysię
spodziewała,żeprzylecijakiśptaszekiudzielijejpodpowiedzi.

-Dajspokój,jestWigilia-powiedziałWilliamJohnson.-Rozchmurzsię.
-Nodobrze-odparłaLena.Ipozwoliłasięwyprowadzićnaśrodekkaplicy.
WojowniczaLaskazPustkowiweszładośrodkazwyciągniętymmieczem,odzianawzbrojęz

ciemnegometalu,któradoskonalepodkreślałakrągłośćjejkształtów.Groźnekolcesterczałyz
naramiennikówirękawic,anahełmiewidniaławyszczerzona,metalowaczaszkazbaranimirogami.W

background image

ostatniejchwili,gdypokłóciłasięzTheo,uznawszy,żechcesięprzebraćzapiratatylkopoto,żebyją
zdenerwować,postanowiłazrezygnowaćzwszelkichświątecznychozdób.Zamiasttegotam,gdziebyło
widaćjejskórę,czyliwtalii,natwarzyiudach,posmarowałasięlśniącączerniąpastyKiwi.Gdyby
szatanzamówiłstriptizerkęwfirmieSmith&Wesson,cośpodobnegodoMollytańczyłobynarurzew
PiekielnymNocnymKlubie.Pokrótkiejwizycieprzybufecie,gdziepochłonęłapółkilopieczeni
wołowejigarśćciastaowocowego,stanęłapodchoinką,bliskoszopkiinietoperza,unikająckontaktu
wzrokowegozmężem.Dobrzewiedziała,żemuprzebaczy,zanimprzyjęciesięskończy,alenajpierw
musiałtrochępocierpieć.Potemciastozaczęłodziałać.Jeśliktośmadelikatnyorganizmizaburzenia
osobowości,jakWojowniczaLaska,lekiniezawszedziałająnatakąosobętakjaknainnych.
Zbilansowanykoktajlzxanaxuiecstasy,poktórymprzeciętnyczłowiekmógłbypopaśćwleniwąeuforię,
NacoliczyłaMavis,zatopiłMollywgęstymsosieodmiennejrzeczywistości,czegopierwszymobjawem
byłospostrzeżeniżeTrzejKrólowieipasterzezszopkiwyglądająniecogroźnej.

-Dałabymsobieznimiradę-powiedziała.
-No,mamtakąnadzieję-odezwałsięnietoperz,wiszącynachoincegłowąwdół.
RobertopojawiłsięnaprzyjęciujakogenerałDouglasMcArthur,głównieztegopowodu,że

podobniejakzmarłydowódcamiałnieskończonąkolekcjęlotniczychokularów,aletakżedlatego,że
Tuckzdołałkupićnalegalumaleńkąfajkęioficerskączapeczkęzwyciętymiotworaminauszy.

-Majątylkodwadzieściacentymetrówhostii-zauważyłwłochatygenerałzleciutkimfilipińskim

akcentem.

-Toznaczy,gdybybyliprawdziwi,dałabymsobieznimiradę-wyjaśniłaMolly,któramogłaby

przysiąc,żenajbliższykrólwłaśniesięgnąłpokadzidło.

-WidziałaśLenę?-spytałniedbalenietoperz.
-Nie.Szukałamjej.PrzebrałasięzaKrólewnęŚnieżkę?Tuckodpuściłsobiekrasnoludka?
-Tuckatuniema.Aonawłaśniewyszłazinnymfacetem.
-Żartujesz.
-Chybabyłalekkowstawiona.
-Lenaniepije.
-Wyglądałotoinaczej.
-Powinnamjejposzukać?
-Totwojaprzyjaciółka.Mogłabyśwziąćdlamniekawałekananasa,gdybyśprzechodziłakołobufetu.
-Samsobieweź.Wkońcuumieszlatać.
-Wziąłbym,aletrochęsiębojętegoosłazogromnymfiutem.
-Dobra,rozumiemcię-przyznałaWojowniczaLaska,zupełnieniezdziwionafaktem,żerozmawiaz

latającymssakiem,którypalifajkę.

-Acoonrobiztąorką?
WilliampoprowadziłLenęnaśrodekcmentarzaioparłjąowysokipomnik.
-O,cholercia-powiedziałaLena,dostrzegłszyzabrudzenienaswojejsukniKrólewnyŚnieżki,

Lekkozakołysałagłową,apotemzachichotała.-Królewnaniejestjużśnieżnobiała.

Narkotykispełniłyswojezadanie,kobietawydawałasięjednakbardziejczujna,niżzazwyczaj

bywałyjegoświątecznespecjały.Bezradna,aleprzytomna.Todobrze.Bardzodobrze.Podwarunkiem,
żeniezaczniekrzyczeć.

-Nieruszajsię-powiedziałWilliam.
Położyłdłońnajejkrtaniiprzyparłjądopomnika.Pomyślał,żeprzytakimpoziomiejej

świadomościpowinienjązabraćdofurgonetkiitamdokończyćsprawę,alebyłatakapociągająca.Noa
pozatym,kiedybędziemiałnastępnąokazję,bypoczućsięjakZorronacmentarzu?

WyciągnąłnóżzpochwyiwtymmomencieLenawyślizgnęłasięmu,osuwającsięwdółisiadając

nanagrobku.

background image

-Ups-powiedziała.
Dlaczegojeszczemówiła?Natymetapienigdyniemówiły.Wcześniejwidział,jakpopijałaciasto

owocowekawą,alejednafiliżankakawyniepowinnazneutralizowaćdawki,którąwsypałdojejponczu.

-Tuckmniekocha.Nicnieporadzinato,żejestłajdakiem-powiedziałaLena.
-Zamknijsię,dziwko.-Williamuderzyłjąwgłowętępymkońcemnoża,akiedyotworzyłausta,by

jęknąć,złapałjejjęzykpalcamiipociągnął.

Dziwne.Pośródwszystkichwspaniałychdoznań,któreniemaldoprowadzałygodoszaleństwa-

dotykjejjęzyka,skóry,włosów,zniecierpliwienie-wydałomusię,żeczujezapachpastydobutów.
Dziwne.

-He,Holly-powiedziałaLena,comiałooznaczać:„CześćMolly”.Seryjnyzabójcatrzymałjąza

język,więcniemówiłatakwyraźnie,jakzazwyczaj.

Mordercaobejrzałsięiwtedyjegopoliczkadotknęłocośzimnegoibardzoostrego.
Poczuł,żeskóraustępujeinajegoszyjępociekłakrew.
-Puśćjejjęzyk-powiedziałaczarnazjawaprzednim.
Taknaprawdęwidziałdługieostrze,któreginęłowmetalowychkonturachokalającychcieńkobiety.

PuściłjęzykLenyiobróciłnóż,skrywającgozaprzedramieniem.

-Wstań-rozkazałazjawa.
Wciążtrzymałamuostrzeprzyszyi,gdywstawał,cobolałojakcholera.Rękęznożemtrzymałprzy

bokuiczekał.

-Au-jęknęłaLena.-Molly,nieczujęsięnajlepiej.Chybaprzeztociastoowocowe.-
Spróbowałasiępodnieśćispadłaznagrobka.Mollyzrobiłakrok,próbującjązłapać,iwtedyon

szybkimruchemmachnąłnożemwstronęjejklatkipiersiowej.Mollypoczułauderzeniewmostek,
usłyszałagłośnyhukiobróciłasię,trzymającmiecznawysokościpoliczka.Kiedyzobaczyłazabójcę,ten
jużpadał.Ujrzałamałyczerwonykwiatkwitnącynajegoczole.

Szerokootwartymioczamipatrzyłnagwiazdy.Zmgływyłoniłasięwysokapostać,okolonaaureolą

światłazoknakaplicy,wkowbojskimkapeluszu,zglockiemkaliber9mmprzyboku.

-Wszystkowporządku?-spytałTheo.-Mówiłem,żewkostiumachludziedziwniesięzachowują.
Mollypopatrzyłanagłębokąrysęwswojejzbroi.Czarnapowłokabyłauszkodzonaipodspodem

byłowidaćstalowąpłytę.Uśmiechnęłasiędoposterunkowego.Wciemności,ztwarząpomalowanąna
czarno,bardzoprzypominałakotazCheshire.

-A,tak,właśnienatympolegałproblem.Jegokostium.
-Gdzieonajest?Cosięstało?
-Ej,wszyscy-powiedziałJimmyAntalvo.-Jakiśnowy.
-Hej,nowy-zagadnąłMartyoPoranku.-JestemMartyinadajezPineCovewszystkieprzeboje,

przyktórychlubiszkłaśćwieńce.

-Gdzie...gdziejajestem?-spytałWilliamJohnson.-Jestciemno.
-Jesteśnieboszczykiem,kretynie-powiedziałMalcolmCowley,któryniecierpiałzmian,podobnie

zresztąjakwiększościinnychrzeczy.

-O,nowy-odezwałasięEsther.-Jakfajnie.Znaszsłowakolędy„DokądtakspiesząKrólowie.”
MollyiMavisusługiwałyLenie,podającjejkawęiokazującwspółczucieprzypianinie,podczasgdy

obokdrzwiTheorozmawiałzgrupąfunkcjonariuszyzbiuraszeryfaitłumaczyłim,cosięstało.Znaleźli
jużfurgonetkęWilliamaJohnsona,awśrodkuróżnenarzędziatorturipaczkęzludzkimijęzykami,
panowaławięczgodnaopinia,żeTheozostanieuznanyzabohatera,cobezgranicznieichwkurzało.
SanitariuszpolicyjnyobejrzałLenę,oznajmił,żejestzdrowa,alebezwątpienianawalona,iporadził,by
nawszelkiwypadekposzładoszpitala,aleonaniechciałasięruszyć,twierdząc,żeprzyjedzieponią
TuckerCase.Akilkaminutpóźniej-gdyMavistrzydziestysiódmyrazprzypominałaMolly,żetak
naprawdęjestonabyłąaktorką,anicWojownicząLaskązPustkowi,azatemniewiążejejżadna

background image

przysięgakrwi,któranakazywałabyjejzabraćdodomumężczyznęwkowbojskimkapeluszuiuprawiaćz
nimseks,ażobojeniebędęzdolnichodzić-TuckerCaserzeczywiściepojawiłsięwdrzwiach.

-Cosięstało?-spytałpilot.
ByłprzebranyzaAmelieEarhart.Spodskórzanejpilotkiigoglizwisałykędzioryjasnejperuki,miał

teżnasobiejedwabnyszal,jeździeckiebutyitakieżspodnie,jakrównieżdużąplakietkęzeskrzydłamii
napisem„AmeliaEarhart”,nawypadekgdybyktośsięniezorientował.

-Tuck!-wykrzyknęłaLenairzuciłamusięwramiona.-Wiedziałam,żeprzyjdziesz.
-Tak,nowiesz,myślałemotymi...
-Istęskniłeśsięzamną?-Zsunęłasięponimwdół.
-Jesteś...ee,Lena,jesteśnaprochach?
-Przepraszam.Przeżyłamkiepskiwieczór.
-Nie,wporządku.Mojawina.Złe,żemnieniebyło?
-Seryjnyzabójcapróbowałjejobciąćjęzyk-powiedziałaMavisniedbałymtonem,odgarniającośle

uchozoka.-Theogozastrzelił.

-O,rany.No,dobra,przynajmniejniejajestemszwarccharakteremwtejhistorii-stwierdziłTuck.
-Jesteśmoimbohaterem-oznajmiłaLena,którajakbyspływałanapodłogę.
-Czyktóraśzwaspomożemizaprowadzićjądosamochodu?-TuckzwróciłsiędoMollyiMavis.
-Jasne-powiedziałaMolly,stawiającprzyjaciółkęnanogiichwytającjąpodramię,podczasgdy

Tuckzrobiłtosamozdrugiejstrony.-DlaczegoAmeliaEarhart?

-Wiesz,lotnictwo.Noiliczyłemnajakiśnumerekwlesbijskimstylupodchoinką,gdybyLenami

wybaczyła.

-Byłobyfajnie-powiedziałaLena.
Tuckpuściłdoniejoko.
-Dobra,weźmyjądosamochodu.-ObejrzałsięprzezramięnaMavis,ruchemgłowywskazując

przyszytąpałkębejsbolową.

-Ładnywacek,Mavis.
-Zarazdociebieprzyjdę,pilociku-odparłaMavis.
GdyAmeliaEarhartiKendra,WojowniczaLaskazPustkowi,prowadzilimocnozaprawioną

KrólewnęŚnieżkędosamochodu,aPojebanaPsychikawstopniudoktorabzykałasięzorkąwstopniu
doktoranagrobieradiowegodidżeja,generałDouglasMcArthur,nietoperzowocożerny,wleciałna
wierzchołekchoinki,zatoczyłwokółniejłuk,ichwytającgwiazdę,powiedział:

-Wesołychświątwszystkimidobranoc.

background image

Spistreści

CHRISTOPHERMOORE
NAJGŁUPSZYANIOŁ

PODZIĘKOWANIA
OSTRZEŻENIEODAUTORA

ROZDZIAŁ1

WKRADASIĘBOŻENARODZENIE

ROZDZIAŁ2

MIEJSCOWEDZIEWCZYNYCOŚWSOBIEMAJĄ

ROZDZIAŁ3

PRZESRANEŚWIĘTA

ROZDZIAŁ4

ZRÓBSOBIENIEGRZECZNEŚWIĘTA

ROZDZIAŁ5

CZASZAWIERANIANOWYCHPRZYJAŹNI

ROZDZIAŁ6

GŁOWADOGÓRY,MOGLICIWSADZIĆDRZEWOWTYŁEK

ROZDZIAŁ7

INADSZEDŁPORANEK

ROZDZIAŁ8

ŚWIĘTAZŁAMANYCHSERC

ROZDZIAŁ9

MIEJSCOWIFACECIMIEWAJĄPRZEBŁYSKI

ROZDZIAŁ10

MIŁOŚĆWYKOPANANABRUK

ROZDZIAŁ11

ŚLIMACZYŚLUZDOBREGONASTROJU

ROZDZIAŁ12

BOŻONARODZENIOWYCUDNAJGŁUPSZEGOANIOŁA
NASZCZĘŚCIENIEMAROZDZIAŁU13
TYLKOTENŚWIĄTECZNYALBUMFOTOGRAFICZNY

TUCKERCASE
LENAMARQUEZ
MOLLYMICHON
DALEPEARSON
THEOPHILUSCROWE
GABEFENTON

ROZDZIAŁ14

TOWARZYSTWONAPRZYJĘCIUDLASAMOTNYCH

ROZDZIAŁ15

KRÓTKOTRWAŁYPRZEBŁYSKMOLLY

ROZDZIAŁ16

ZATEM...

ROZDZIAŁ17

background image

ONWIE,CZYBYŁEŚGRZECZNY...

ROZDZIAŁ18

TWOJANĘDZNABROŃBOGA-ROBAKAZDASIĘNANICPRZY
MOIMZNAKOMITYMŚWIĄTECZNYMKUNG-FU

ROZDZIAŁ19

MIKOŁAJNADACHU

ROZDZIAŁ20

ODLOT

ROZDZIAŁ21

ANIOŁZEMSTY

ROZDZIAŁ22

DOSKONAŁEŚWIĘTADLASAMOTNYCH
IZANIMSIĘOBEJRZELIŚMY,ZNOWUBYŁYŚWIĘTA


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Christopher Moore Najgłupszy Anioł
Christopher Moore Najgłupszy Anioł
Moore Christopher Najgłupszy Anioł
Moore Christopher Najgłupszy anioł
Moore Christopher Najglupszy Aniol
Christopher Moore Wyspa wypacykowanej kapłanki miłości
Christopher Moore Love Story III Gryź, Mała, Gryź
Moore Christopher Najglupszy
Moore Christopher Blazen
Moore Christopher Ssij, mała, ssij
Moore Christopher Błazen
03 Moore Christopher Love Story 03 Gryź mała gryź
Moore Christopher Love Story 03 Gryź mała gryź NSB
Moore Christopher Najgłupszy Anioł

więcej podobnych podstron