SOMOSIERRA Prawda czy legenda

background image

SOMOSIERRA: PRAWDA I LEGENDA

JANUSZ K. ZAWODNY

Wszyscy bracia to Polacy

Kochajmy się wszyscy razem.

(pieśń 1. Pułku Lekkokonnego Gwardii Napoleona I)

W lecie 1999 r. wraz z dr. Sokołowskim, potomkiem wachmistrza Sokołowskiego, który

wraz z ppor. Niegolewskim dotarł do szczytu Somosierry, oraz burmistrzem Francisco

Gutierrezem, księdzem proboszczem Jose Medina Pintado i hiszpańskim saperem

chodziłem z kompasem i mapami po przełęczy. Celem było odtworzenie trasy szarży

szwoleżerów i odnalezienie grobów poległych. Dziękuję wyżej wymienionym osobom za

ich trud, osobiste poświęcenie i wiedzę, którą mi tak bardzo pomogli w tym pierwszym

orientacyjnym przeglądzie topografii miejsca szarży. Równie pomocni byli dr. Sławomir

Radoń, dyrektor Archiwum Państwowego w Krakowie i jego bardzo miły personel

poświęcający swój czas i wiedzę w poszukiwaniu polskich źródeł podczas moich wizyt.

Dziękuję też kpt. F. Niegolewskiemu i prof. M. K. Dziewanowskiemu za ich informacje.

Obydwaj, jak i dr. Sokołowski, są potomkami uczestników szarży.

Mimo bardzo solidnych polskich opracowań tego tematu, brak jest pracy dogłębnej i
naukowej wykorzystującej hiszpańskie źródła historyczne w Muzeum Wojskowym w
Madrycie. Bez tych źródeł dotychczasowe opracowania odzwierciedlają stanowiska (i
uprzedzenia) polskie i francuskie. Ale gdzie są Hiszpanie? Przecież oni bronili własnej ziemi.

Przysięgi polskiego żołnierza

Biedny ten polski żołnierz. Zaczął "przysięgać" na wierność już Mieszkowi I, a
pomiędzy 1529 i 1992 rokiem przysięgał co najmniej 79 razy. Przysięgał też, między
innymi np. carowi Aleksandrowi I (1815-1830), Matce Boskiej (1831), cesarzowi
Austrii (1914) - przysięgał też i Napoleonowi (1809). Przeciętnie wypada, że
przysięgał prawie co 6 lat. Przysięga Napoleonowi brzmiała następująco:
"Przysięgamy wierność, ścisłe posłuszeństwo i wieczną wdzięczność Najjaśniejszemu
Napoleonowi Wielkiemu, Cesarzowi Francuzów, Królowi Włoskiemu i
Oswobodzicielowi Narodu Polskiego; przysięgamy uznanie, uszanowanie i
posłuszeństwo wojskowe generałom, oficerom i komendantom w imieniu
Najjaśniejszego Cesarza i Króla nam ogłoszonym"

Tę przysięgę Napoleonowi spełnił uczciwie 3. szwadron polskiego 1. Pułku
Szwoleżerów Gwardii w zimny poranek 30 listopada 1808 roku w Hiszpanii na
łagodnej przełęczy długości około 2.5 km, bronionej przez ustawione na drodze

background image

armaty i strzelców hiszpańskich po obydwu stronach ich szarży, strzelających z
odległości kilku metrów. Obrona tej przełęczy przez Hiszpanów, blokowała i
uniemożliwiała Napoleonowi pochód na odległy o 75 km Madryt. To on był, przy
wejściu do tej przełęczy, i to on wydał rozkaz do tej szarży. Kontrowersje wokół
szarży trwają do dzisiaj i są tematem tego artykułu.

Moje zainteresowanie Somosierrą zaczęło się od mego dziadka, według którego świat
był stworzony w następującej kolejności: Napoleon, 1. Pułk Szwoleżerów, Virtuti
Militari i marszałek Piłsudski - reszta się nie liczyła. Jego, jak mówił, "rodzinne
drzewo" było złożone tylko z tych, co mieli albo Legię Honorową, albo Virtuti...
Reszty rodziny na "rodzinnym drzewie" nie było... VM z drugiej wojny światowej
dziadek, posiadacz Virtuti z 1920 roku już nie dodał, bo został zabity w 1939 roku
podczas oblężenia Warszawy. Dużym przeżyciem była wizyta Muzeum im. Generała
Sikorskiegow Londynie, gdzie pozwolono mi nałożyć czapkę szwoleżerską gen.
Krasińskiego.

A teraz o szarży. Zbierając materiały, napotkałem 22 kontrowersje do dzisiaj
niewyjaśnione, wzajemne oskarżenia osobiste, inwektywy i twierdzenia, że "tak nie
było". To zgodne z polskim charakterem narodowym. Spekulacje na ten temat trwają
już prawie 200 lat!

Śliczny wkład do historii szarży zrobili Niegolewski, Załuski, Puzyrewski, Balagny,
Rembowski, Dautancourt, Bielecki, Brandys, Kujawski, Penconek i około 220 innych
osób, choć konflikty merytoryczne i uczuciowe ciągle istnieją, lub są niewyjaśnione. I
to nie tylko między Polakami, ale także między Francuzami; Francuzami i Polakami; i
Anglikami (którzy cytują Francuzów) i Polakami. Poniżej przestawiam kilka z tych
kontrowersji.

Jak długo trwała szarża?

Oceny wahają się od 2.5 km do 4 km. W roku 1967 rozmawiałem w Londynie z
naszym seniorem historyków gen. Marianem Kukielem o długości terenu szarży.
Wiedział więcej niż ja, więc słuchałem uważnie. Z jego opinii wynikało, że przełęcz ta
liczyła "2-3 kilometry". Kossak, który badał ten teren, jeszcze nieprzebudowany,
uważał, że długość tej przełęczy wynosiła 4 kilometry. Balagny i Kujawski stwierdzili
natomiast, że liczyła ona 2.5 km (Roux 2 km). Chodząc z moją hiszpańską komisją,
nie mogliśmy dokładnie odtworzyć tej trasy, bo pokryto wówczas już szosę asfaltem,
"uproszczono" zakręty i drogę. Zbudowano także przyległy tor kolejowy i tunel,
zmieniono znaki drogowe. Jednak tu i tam krótkie odcinki były odtwarzalne.

Przyjąłbym trochę zmodyfikowaną liczbę mjr. Balagny'ego: 2.25 do 2.5. Długość
przebytego terenu jest o tyle ważna, że ma wpływ na ustalenie czasu szarży.
Naukowcy piszący o Somosierze są ludźmi kompetentnymi i dobrej woli. Niektórzy
liczą przełęcz od jej początku, a niektórzy od miejsca, gdzie stał szwadron. Stąd
różnice. Mjr Balagny liczy ją jednakże od miejsca, gdzie stał szwadron, co uważam za
słuszne.

background image

Gen. Kukiel w naszych rozmowach w Londynie twierdził, że szarża trwała od 8 do 10
minut. Kujawski w swojej rzetelnej pracy obliczył czas ten na 7-8 min. Segur,
natomiast, 7 minut (chociaż chyba nie był tam obecny). Por. Niegolewski w swoich
relacjach podawał: "kilka minut".

Jeszcze jako student w USA, w czasie wakacji (w towarzystwie majora studenta i
kolegi syna 3-gwiazdkowego generała) pracując z łopatą przy budowie tamy, dostałem
też pracę jako kowboj. Naładowałem na mojego konia ciężar przypuszczalnego
rynsztunku szwoleżera. Dołożyłem nawet 15 kg dodatkowego ciężaru dla pewności.
Wybrałem drogę z zakrętami, z tą samą pochyłością i odległością. Dałem mu ostrogi
w pełnym galopie... i w połowie "szarży" koń się zaparł. Ja natomiast spadłem na
głowę na drogę z kamieniami. W ten oto sposób zakończył się mój eksperyment.

Rozmawiałem również z hodowcą koni. Po opisie scenariusza uważał, że czas zależał
od tego: ile naprawdę było szarż? Jedna, dwie czy trzy? Z tym jest najpoważniejszy
problem. Powód? - Osobiste ambicje oficerów pułku.

Kto zdobył Somosierrę?

Nawet sami uczestnicy szarży nie zgadzają się co do tego (Niegolewski kontra
Łubieński). Także badacze (Bielecki kontra Kujawski). Gdzie leży źródło niezgód w
sprawie tej tak ważnej strategicznie i tragicznej szarży? W opinii mojej - w braku
definicji szarży: kiedy szarża jest "szarżą" i co stanowi jej sukces?

Płk. Krasiński twierdził, że to on zdobył Somosierrę, "bo był dowódcą Pułku". (Mimo
że pozostawał 3-4 km w tyle podczas szarży.) Niegolewski uważał, że to on i
wachmistrze Sokołowski i Dąbczewski plus kilku szwoleżerów (5-6), którzy pierwsi
dotarli na szczyt, byli zdobywcami Somosierry. Natomiast kpt. Łubieński, który
prowadził 1. szwadron za 3. szwadronem i omijał zamilkłe armaty, twierdził, że to on
był zdobywcą Somosierry, gdyż to jego szwoleżerowie wraz z plutonem francuskich
strzelców konnych spędzili resztę hiszpańskiej piechoty ze szczytu. W innym razie
fala obrońców zalałaby Niegolewskiego (9 pchnąć bagnetami plus 2 rany głowy
zadane z broni palnej na szczycie) wraz z jego kilkoma szwoleżerami.

Co więcej: wg uczestnika szarży ppor. Zielonki (nb. jego ówczesny stopień jest też
kontrowersją) szwadron się załamał i zatrzymał w chaosie rannych i zabitych
szwoleżerów i koni, po wystrzale pierwszej baterii. Jednak pod dowództwem oficerów
- zamieszanie opanowano i szwadron ruszył na drugą baterię. Niektórzy badacze
uważają, że zaczęto drugą szarżę.

1. Szwadron kpt. Łubieńskiego, jak wyżej wymieniono, według niego też "szarżował"
(na zamilkłe armaty) posuwając się za 3. szwadronem "tworząc 3-cią szarżę". Ale, czy
to była szarża?

background image

Przy całym szacunku dla poprzedników badaczy, jako były oficer AK i 12. Pułku
Ułanów Podolskich 2. Korpusu, gdzie uczono mnie, jak czytać teren, w mojej opinii,
szarża była jedna. Zdobywcą Somosierry byli natomiast: ppor. Niegolewski, dwóch
wachmistrzów i "kilku" ocalałych szwoleżerów. Szarża miała swoje fazy ataku, ale
Corona Muralis należała do ppor. Niegolewskiego, wachmistrzów Sokolnickiego i
Dąbczewskiego plus "kilku" szwoleżerów. (Corona Muralis była jednym z najbardziej
szanowanych i cenionych odznaczeń Rzymskich Legionów, nadawaną temu, który
pierwszy był na szczycie i przekroczył wał fortecy nieprzyjaciela.)

Polscy Lekkokonni pod Somo-Sierrą.

Sztych francuski, Maffet 1839.

A co do "szarży" Łubieńskiego na zamilkłe armaty, źródła potwierdzają, że

oddziałek konnych francuskich szaserów gwardii z ekipy Napoleona był posłany i

dotarł na szczyt przed Łubieńskim! (Zwierkowski, de Gonnevile, Kujawski).

Muszę zacytować opis uczestnika szarży, który zupełnie niszczy moją konkluzję. Jest
to opinia ppor. Zielonki:

"Szwadron, zbytnio osłabiony ogromnymi stratami dwu pierwszych

szarż, zanim zaczął trzecią, był zmuszony czekać na posiłki, które

przyprowadził mu szef szwadronu, Łubieński. Ten wyższy oficer na

czele 1-go szwadronu i resztek 3-go szwadronu wykonał trzecią

szarżę".

Osobiście nie wierzę i oddaję głos ppor. Niegolewskiemu. Cytuję Kujawskiego:

"Niegolewski nie ograniczył się zresztą do polemiki z Thiersem. Od

dawna już zwalczał on równie gorąco roszczenia Tomasza

background image

Łubieńskiego, który przypisywał sobie lwią część zasługi i sławy

zdobycia Somosierry".

Z tych pretensji Niegolewski otwarcie drwił:

"Było to w roku 1831 na obiedzie u naszego wodza Skrzyneckiego.

Łubieński utrzymywał, że za 3-cim szwadronem on z pierwszym

szwadronem szarżował i baterię Hiszpanom odebrał. Ja jemu na to

powiedziałem, że jeżeli nazywa szarżą odbieranie armat, przy

których nie masz kanonierów, to przyznaję, gdyż 3-ci szwadron

kanonierów hiszpańskich był częścią porąbał, częścią do ucieczki

zmusił. Jak Łubieński zaś twierdził, że ja o tym sądzić nie mogę,

gdyż leżałem tam na placu ranny bez przytomności, ja jemu zaś, że

Hiszpanie na inne szwadrony pułku chevau-legerów, którzy po 3-

cim szwadronie na baterie pod Somosierrą szarżowali, nie

granatami, nie kartaczami, lecz karmelkami zapewne strzelać

musieli, kiedy oprócz tych, co z trzeciego szwadronu polegli i

rannymi byli, żaden żołnierz ani oficer innego szwadronu nie był ani

zabity, ani ranny".

Nawet i po upływie ćwierćwiecza Niegolewski zachował widać swój dawny

temperament.

Faktem jest, że jednak byli ranni i zabici w szwadronie Łubieńskiego, ale:

1. "guerrilas" ostrzeliwali atakujących dalej z broni palnej,

2. możliwe też, że straty 1. szwadronu były zadane w pościgu za Hiszpanami

po drugiej stronie przełęczy.

Kolejność dowodzenia w czasie szarży 3. szwadronu:

1. Kpt. Kozietulski - koń zabity. Pieszo wracał do tyłu po wystrzale pierwszej

baterii hiszpańskich dział. Odebrał ogień jednej baterii.

2. Kpt. Dziewanowski "porywa" (świadek Niegolewski) szwadron na drugą

baterię. Bardzo ciężko ranny przed trzecią baterią. Zwalony z konia.

Umiera 5 grudnia po amputacji nogi w szpitalu w Madrycie. Czyli

Dziewanowski odebrał ogień z dwóch lub trzech hiszpańskich baterii.

(Członek jego rodziny, prof. dr. M. K. Dziewianowski, naukowiec z równie

dystyngowaną służbą dla Polski i nauki, żyje w USA).

3. Na trzecią prowadzi kpt. Piotr Krasiński. Spada z konia ciężko ranny.

4. Czwarta bateria (i ostatnia) stanowi problem. Według francuskiego majora

Sequra i jego pamiętników oraz Biuletynu nr 10, Napoleona z 2 grudnia

1808, on "brał udział w szarży" i otrzymał trzy rany. Pisze Sequr:

"Szarżowałem pełną szybkością [konia], byłem 10 kroków przed frontem".

A przed czwartą baterią? "Byłem sam 30 kroków przed [umocnieniem]".

Tu, wg niego, jego koń został tak ranny, że on musiał wracać bez konia do

background image

tyłu. Przez implikację, to on prowadził szarżę po Dziewanowskim i

Krasińskim (to stwierdza Puzyrewski kontra Dautancourt, Balagny, Bielecki,

Zawodny). Sequr nie szarżował, bo był ranny dwa razy. (Raz w obecności

Dautancourta.) Na jeden detal w pamiętnikach Sequra zwróciłem uwagę.

Pisze on, że wracając w dół przełęczy już bez konia, widział płaczącego

chłopca, trębacza szwoleżerów. Sprawdziłem w spisie uczestników szarży u

Bieleckiego (wspaniały wkład w badania na ten temat). Najmłodszy trębacz

biorący udział w szarży miał 18 lat. Czy to było dziecko-chłopiec?

Interpretację zostawiam czytelnikowi. Ten trębacz był Francuzem, nazywał

się Amboise Marc i był najmłodszym trębaczem w szarży. Wszystkich

trębaczy było pięciu, najstarszy miał 38 lat. Trzech z nich to Francuzi,

jeden Włoch i jeden Polak, Osiński. Wszyscy wyszli z szarży z życiem

(jedna kontuzja).

Sumując, na trzecią baterię prowadzi jednak kpt. Piotr Krasiński. Jest to teza
Bieleckiego, z którą piszący tę pracę się zgadza.

5. Czwarta bateria - szczyt przełęczy. Niegolewski był jedynym oficerem

uderzającym z resztką szwoleżerów. Czy "prowadził", trudno powiedzieć, to

była grupa wielu rannych koni i ludzi, w stanie psychicznym i fizycznym

trudnym do opisania. W takiej sytuacji trudno nawet opanować konie w

czasie 10-12 minut pełnego galopu. W dymie i zgiełku krzyków, tętna

kopyt końskich, huku armat i broni palnej. Czy ktoś "prowadził"? Chyba

ten, który miał najsilniejszego konia... Kilku dociera na szczyt po czwartej

salwie. Niegolewski, dwóch wachmistrzów: Sokołowski i Dąbczewski, plus

5-6 innych szwoleżerów, których rangi nie mogłem ustalić. Oni zrobili

przełom w obronie Somosierry - dla nich Corona Muralis.

Jedno francuskie źródło jednak podaje, że dowódcą szarży był Francuz, gen.

Montbrun (Thiers kontra Niegolewski). Drugie francuskie źródło o podobnych

informacjach to Barbot. Kujawski, bardzo solidny badacz, uważa, że to "brednie".

Ilu było szwoleżerów?

W swojej pracy o szarży Bielecki podaje liczbę "około 450". Podstawą jego rachunku
jest rozumowanie, że pełne opanowanie i obsada szczytu przełęczy, tzn. francuscy
strzelcy konni i szwadron Łubieńskiego (już nie pod ogniem armat) wszyscy wchodzą
w rachubę, bo bez nich szczyt przełęczy byłby opanowany z powrotem przez
Hiszpanów. Większość badaczy przyjmuje jednak stanowisko za ppor. Niegolewskim,
że to jednak on i resztki 3. szwadronu zdobyły przełęcz osiągając szczyt Somosierry.
Argument Bieleckiego jest widocznie oparty na fakcie, jak wyżej wzmiankowano, że
bez dalszej pomocy Niegolewski (ranny), wraz z kilkoma szwoleżerami nie mógłby
przełęczy utrzymać. Jedni badacze podają jednak liczby bardziej skromne, uważając,
że to 3. szwadron zdobył Somosierrę. Czyli szwoleżerów w tym szwadronie było: 136
(Puzyrewski, Kossak); 125-140, w tym 7 oficerów (Kujawski); 125 (Toedwen) i 216
(Bielecki).

Sumując, wracamy do definicji "szarży": czy zdobycie szczytu (stąd Corona Muralis
dla Niegolewskiego), czy zupełne opanowanie, gdzie właściwie można i cały pułk
doliczyć oraz Francuzów. Może jakiś polski oficer sztabowy dostarczy tu definicję i

background image

rozsądzi. Autor tego artykułu miał w boju najpiękniejszą rangę na świecie -
podporucznika. Ale to za mało wiedzy na taką decyzję.

A ilu było zabitych i rannych? I tu jest kontrowersja. Według Dautancourta 57
zabitych i rannych, u innych liczby idą aż do 100.

Miejsca pochowania szwoleżerów, nawet z moją hiszpańską komisją w Somosierze,
nie udało mi się odnaleźć. Jedno jest jednak pewne: wbrew wielu opiniom,
szwoleżerowie nie są pochowani na cmentarzyku koło kościółka, na szczycie
przełęczy.

Na zakończenie kilka statystyk 1. Pułku Szwoleżerów Gwardii: w Księdze Pułkowej
(Rembowski, Dautancourt) przeszło przez pułk w ciągu 7 lat 2998 szwoleżerów i 207
oficerów. Inne źródła obliczają aż do 10 000, włącznie z inną liczbą oficerów. W
pułku były dezercje.

Pułk ten był zróżnicowany. Służyli w nim także Żydzi i mahometanie (Załuski).
Liczby stanu pułku wahały się od 400 (po wyprawie na Moskwę) do 1500
szwoleżerów w roku 1813. Pułk był ustanowiony rozkazem Napoleona w 1807 roku i
rozwiązany w 1814. Ostatni szwoleżer zmarł w Krakowie około 1900 roku.

Byłoby godnie i sprawiedliwie, aby tak jak w Katyniu, odnaleźć groby naszych
bohaterów i z szacunkiem ich pochować lub przynajmniej postawić im nagrobek, gdyż
to na nagrobkach polskiego żołnierza czyta się historię naszego narodu...

* * *

Biedny ten nasz polski żołnierz... I pod Somosierrą, i w ciągu XX wieku rządzili

nim politycy, którzy osobiście z reguły uniknęli odpowiedzialności.

Piszący te słowa był wychowany przez dwie kultury: polską i amerykańską. Z tej to
perspektywy wydaje mi się, że polityczni wodzowie, włączając Napoleona, wydawali
rozkazy oparte na zupełnie innych przesłankach myślowych. Amerykanie (nawet do
dzisiaj) działają na podstawie długoplanowej analizy: jaki koszt i jaki zysk. Oczywiste,
że zysk przeważa.

Napoleon opierał swoje rozkazy na tym, co było dobre dla Francji i jego ambicji, bez
względu na koszt. A polscy polityczni wodzowie? Nadzieja przeważała nad
inteligencją. Biedny ten nasz polski żołnierz.

Pierwodruk: Plus-Minus (Rzeczpospolita),

Warszawa, 30 grudnia 2000.

background image

Nota o autorze:

Janusz Kazimierz Zawodny (ur. 1921), VM, jest emerytowanym profesorem nauk

politycznych z University of Pennsylvania i Claremont Graduate School. Jest

wybitnym historykiem, najbardziej znanym z długoletniej pracy nad

wymordowaniem przez Sowietów polskich oficerów w Katyniu. Jest autorem około

200 artykułów i kilku książek. W roku 1962 napisał książkę o zbrodni katyńskiej

pt. Death in the Forest. The Story of the Katyn Forest Massacre ("Śmierć w lesie.

Historia masakry w Lesie Katyńskim"). Książka ta miała cztery wydania w USA,

została przetłumaczona na dziesięć języków i była recenzowana w 30 krajach.

Janusz Zawodny jest również autorem dokumentalnej książki o Powstaniu

Warszawskim pt. Nothing But Honour ("Nic tylko honor"), 1978 (polskie wydania

"Powstanie Warszawskie w walce i dyplomacji", PWN, Warszawa 1994) oraz zbioru

wywiadów Uczestnicy i świadkowie Powstania Warszawskiego. Wywiady. PWN,

Warszawa 1994. Znana jest jego praca "Roosevelt a sprawa polska", Wojskowy

Przegląd Historyczny, 37 (1992) 47-57, Warszawa.

Podczas okupacji Janusz Zawodny, ps. "Miś", był podporucznikiem Armii Krajowej. Walczył w
Powstaniu Warszawskim jako dowódca plutonu w Batalionie "Łukasiński" Zgrupowania "Sosna" na
Starym Mieście i Śródmieściu. Ranny w walkach, odznaczony został Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti
Militari. Po wyjściu z niemieckiego obozu jenieckiego przebywał w Anglii a następnie przeniósł się do
Stanów Zjednoczonych, gdzie w roku 1955 uzyskał doktorat nauk politycznych w Stanford University.
Był konsultantem US National Security Council podczas prezydentury Jimmy Cartera. (AMK)

Teksty tematycznie związane zamieszczone w Zwojach:

Stefan Żeromski: Polacy w Hiszpanii (fragment Popiołów),

Zwoje 1/26,

2001

Copyright © 1997-2001

Zwoje


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron