Projekt okładki i strony tytułowej: Piotr Warisch
Redakcja: Halina Kutybowa
Korekta: Zofia Głowacz
ISBN 83-85715-87-8
Wydanie pierwsze
Wydawca:'“Akapit" Oficyna Wydawnicza sp. z o.o.
Katowice 1993
Skład i łamanie: Z.U. “studio P" Katowice
Ark. druk. 13,25. Ark. wyd. 14,0
Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne
Rzeszów, ul. płk. L. Lisa-Kuh 19. Zam. 1987/93
Zamek Lindeck, 8 maja
Moja najukochańsza Liso! Jakże się cieszę, że się już wkrótce^
znowu zobaczymy. Dostałam dziś wiadomość, że wstąpisz przejaz-
dem do Lindeck, bo jedziesz do Hanoweru na ślub swojej kuzynki.
Jaka szkoda, że zatrzymasz się tylko na parę godzin. Ale rozumiem
Twoje powody. Ponieważ będziemy mialy mało czasu na rozmowę,
opowiem Ci lepiej pisemnie o moich przeżyciach. Wcześniej nie
mogłam, ale dziś nic mnie nie powstrzyma przed tym, żeby Ci się
zwierzyć.
A więc wyobraź sobie: Gdy miesiąc temu przyjechałam z pensji
do zamku Lindeck, wszystko stało tu dosłownie na głowie. Nie
zostałam przyjęta ani przez mego opiekuna, hrabiego Rudigera
Lindecka, ani przez jego małżonkę, hrabinę Ursulę, tylko przez
rodzeństwo hrabiego, Lothara i Lilly.
A z jakiego powodu?
Zdziwisz się: hrabina Ursula uciekła po prostu swojemu mał-
żonkowi z rzeźbiarzem Hansem Moserem, który mieszkał dłuższy
czas w zamku Lindeck, gdzie rzeźbił w marmurze popiersie hra-
biny.
Popiersie było prawie skończone i podobno przecudne, aleja go
już nie zobaczyłam, bo hrabia Rudiger w tym swoim gniewie na
niewierną małżonkę roztrzaskał je młotkiem i kazał wrzucić do
stawu przy zamku.
3
Jadwiga Coulcmahler
l
Podobno wyszedł z siebie, gdy się dowiedział o ucieczce żony. Ale
Lilly i Lothar powiedzieli mi, że hrabia Rudiger nie jest wart tego,
żeby go żałować, bo on sam jest wszystkiemu winien, i to żaden dziw,
że hrabina Ursula nie mogła już znieść życia u jego boku.
Jak to wszystko na mnie podziałało, możesz sobie wyobrazić.
Najchętniej bym z miejsca stąd wyjechała, bo prawie całą tę pierwszą
noc w Lindecku przepłakałam. Miałam przecież zawsze takie
wysokie mniemanie o hrabim Rudigerze, którego mój kochany
zmarły ojciec zaszczycał tak bardzo swoją przyjaźnią i swoim
zaufaniem, że go mimo jego młodego wieku, ustanowił moim
opiekunem, na którego złożył całe moje szczęście i nieszczęście.
A od czasu, gdy tu jestem, usłyszałam o nim tyle złego, tyle
podłości, że musiałam sobie wytworzyć całkiem inny wizerunek tego
człowieka i ze strachem oczekuję tej chwili, kiedy wróci do Lindecku
i ja będę musiała się z nim spotkać.
Jego rodzeństwa bardzo mi żal. On je tyranizuje, tak jak
tyranizował swoją żonę. Jest — tak mówi jego rodzeństwo — nie-
znośnym zrzędą, który wszystkich w swoim otoczeniu chce wtłoczyć
w szablon. Nie pozwała nikomu na radosne życie. Nienawidzi
śmiechu, ponieważ sam jest zawsze ponury i niezadowolony. I jest
podobno prawdziwym sknerą, który nie chce z nikim podzielić się
swoim bogactwem i każe swojemu rodzeństwu biedować. Gdyby
hrabina Ursula, która sama ma kilka milionów majątku i jest ponoć
dobra i hojna, nie sprawiała im czasem drobnych przyjemności, to
byłoby im po prostu źle. Hrabia Rudiger jest bowiem ich bratem
przyrodnim, z innej matki. Podczas gdy oni są całkiem biedni, hrabia
Rudiger odziedziczył po swojej matce wielki majątek i ponadto jest
ordynatem na Lindecku.
A przy tym urządza podobno z powodu każdej zagubionej szpilki
sąd doraźny i wylicza każdy fenig. Tymi swoimi złymi humorami,
ponurym usposobieniem i napadami despotyzmu doprowadzał młodą
i piękną żonę do rozpaczy, aż wreszcie nie mogła już zwyczajnie tego
wytrzymać.
Możesz sobie wyobrazić, Moja Liso, że podczas opowieści
rodzeństwa chodziły mi po plecach bez przerwy ciarki. Lothar i Lilly
bardzo ubolewają, że mam takiego opiekuna, u którego będzie mi
4
na pewno tak samo źle, jak im. Ale im jeszcze bardziej trzeba
współczuć, że są zależni od takiego brata. On ich nienawidzi.
Wyobraź sobie, że on nienawidził ich matki, drugiej żony swojego
ojca, tylko dlatego, iż była biedna i nie wniosła Lindeckom żadnego
majątku. Ja przynajmniej mam na pocieszenie to, że jestem bogata
i będę pod jego opieką jeszcze tylko półtora roku.
A w ogóle —jeżeli on myśli, że ja mu się dam tyranizować, to się
myli! Odejdę wtedy po prostu do mojego majątku. Zamek Rottberg
oddalony jest przecież od Lindecku tylko o godzinę drogi, i tam
ucieknę, gdy on za bardzo zacznie sobie pozwalać.
Ale oczywiście tylko wtedy — bo ostatnią wolą mojego ojca było
przecież postanowione, że po opuszczeniu pensji do uzyskania
pełnoletności będę w Lindecku. I chciałabym oczywiście uszanować
życzenia mojego kochanego ojca.
Ale pozwól, że będę teraz dalej opowiadać. No więc hrabia
Rudiger natychmiast pojechał za swoją żoną i tym rzeźbiarzem,
i myśmy tu już nawet słyszeli, że odbył się pono pojedynek. Ale
dokładnie tego nie wiemy. Hrabia Rudiger nie daje znaku życia,
depeszował tylko z Berlina, że mają mnie dobrze przyjąć, a hrabia
Lothar uważa za możliwe nawet, iż Rudiger pójdzie za pojedynek do
twierdzy i jeszcze długo będzie w domu nieobecny.
Ale wiesz, Liso, ja uważam, że mimo wszystko to jest nieładnie ze
strony hrabiny Ursuli, iż ucieka od męża z innym. Jeżeli nie chciala
z nim zostać i nie mogła już znieść życia u jego boku, to powinna mu
była to powiedzieć otwarcie. I dopóki jest jego żoną, nie wolno jej
było przecież odejść z innym mężczyzną. Powiedziałam to też
hrabiance Lilly. Ale ona broniła hrabiny i powiedziała: ,,Poznaj ty
tylko najpierw Rudigera, to potem wszystko zrozumiesz. On sam jest
winien, i dobrze mu tak".
No więc czekam, oczywiście, w napięciu jego powrotu, i tego, jak
się tu potem wszystko potoczy. Kto wie, czy hrabia Rudiger będzie
chciał nawet, żebym w Lindecku pozostała, bo przecież nie ma teraz
już żony, a jest stosunkowo młody, ma dopiero trzydzieści sześć lat
i niedawno się ożenił z hrabiną Ursula. Z tego powodu chyba mój
ojciec uznał, że będę mogła być w Lindecku. Miał do opiekuna takie
wielkie zaufanie, bo już taki był, że zawsze wolał o wszystkich
ludziach myśleć jak najlepiej. I ja to po moim ojcu odziedziczyłam.
Dlatego bolą mnie źle opinie o hrabim Rudigerze. Nikomu innemu
bym nie uwierzyła, że to potwór, ale jego rodzeństwo by przecież na
pewno nie mówiło nieprawdy. Woleliby przecież chwalić niż ganić.
Może ostatnio zmienił mu się charakter. Papa i ja przebywaliś-
my wiele lat na południu, ze względu na chorobę papy, i długo nie
widzieliśmy hrabiego Rudigera. Ponadto papie zapewne zależało na
znalezieniu dla mnie opiekuna w pobliżu Rottbergu, żeby można było
tam wszystkiego doglądać. Hrabia już to przecież kiedyś robił, gdy
papa przebywał dłużej poza Rottbergiem.
Ja pamiętam Rudigera z czasów, gdy byłam jeszcze dzieckiem,
a ponownie go zobaczyłam, jak przyjechał do Menton, aby papę
pochować i mnie zawieźć na pensję. Ale wtedy z bólu po moim
kochanym, najukochańszym ojcu odchodziłam od zmysłów i nie
zwracałam uwagi na hrabiego Rudigera. Jednak zdawało mi się, że
był wówczas bardzo miły i troskliwy, tak że mam dobre o nim
wspomnienie. Zawiózł mnie do pani dr Dumont do Genewy, gdzie
mieli mnie wreszcie porządnie czegoś nauczyć, bo papa w obawie, że
szybko umrze, nie chciał mnie puścić od siebie. Więc właściwie do
tamtej pory niczego nie umiałam, jak tylko dawać mojemu biednemu
ojcu trochę słońca, pielęgnować go i kochać. No to trzeba było wiele
nadgonić, kiedy przybyłam na tę pensję.
Było zaplanowane, że powinnam zostać u pani dr Dumont tylko
dwa lata. Ale tak mi się tam podobało, odkąd Ciebie znalazłam,
Moja Liso, że chętnie zostałam i przez trzeci rok, dopóki Ty też nie
ukończyłaś pensji. Hrabia Rudiger nie mial nic przeciwko temu. Tak
więc nie widziałam go już przez te trzy łata. Ale ciągle o nim
myślałam, jako o dobrym, szlachetnym człowieku.
Teraz to wszystko się we mnie rozsypało, a mnie jest bardzo
smutno z tego gowodu. Tu zastałam taką strasznie nieprzyjemną
sytuację. Ale jednocześnie Lothar i Lilly byli dla mnie czarujący,
starali się mnie rozweselić. I chociaż im samym na pewno nie było
lekko na duszy, to w miły sposób pomagali mi przebić się przez całe
to zło. Jest to dwoje miłych, uroczych ludzi, i chwilami w ich
towarzystwie całkiem zapominam, że mieszkam w domu takiego
potwora.
Co to będzie, kiedy on wróci do domu? Tak pomiatać sobą, jak on
pomiata swoim biednym rodzeństwem, nie pozwolę. Strachu nie
czu
ję — tylko mam taki niesmak. Jestem jednak bardzo ciekawa,
jakie mój pan opiekun zrobi na mnie po tym wszystkim wrażenie.
Ale teraz bolą mnie już palce odpisania, i muszę też zejść na dół
na herbatę. Lothar i Lilly na mnie czekają. Wiesz, hrabia Lothar jest
w gwardii konnej i w swoim oficerskim mundurze wygląda wspania-
le. Nawet w cywilnym ubraniu wygląda bardzo szykownie — elegan-
cko od stóp do głów. I jest taki szarmancki i rycerski, i taki troskliwy
dla mnie. Chciałabym, żebyśmy byli w Lindecku sami, a hrabia
Rudiger żeby nie wracał do domu dopóty, dopóki nie dojdę do
pełnoletności.
Hrabia Lothar ma jeszcze cztery tygodnie urlopu, podczas
wyścigów spadł z konia i zranił sobie stopę, która już mu się dawno
zagoiła, ale on to wykorzystał, żeby dostać długi urlop, bo chciał
pobyć ze swoją siostrą, którą bardzo kocha. To rodzeństwo jest we
wzruszający sposób do siebie przywiązane i oboje pocieszają się
wzajemnie. Doprawdy — ten hrabia Rudiger musi być prawdziwym
potworem.
Ale teraz już na serio koniec. Do rychłego zobaczenia! Serdeczne
pozdrowienia i ucałowania —
Twoja
Annedore
Baronówna Anna Dorothea von Rottberg odłożyła pióro z wes-
tchnieniem ulgi. Chciała włożyć list do koperty i przygotować do
wysyłki na pocztę, ale w tym momencie wysoki głos dziewczęcy pod
oknem zawołał ją po imieniu.
Annedore zerwała się z krzesła i wychyliła się przez okno. Na dole
stała na tarasie hrabianka Lilly, ładna, szczupła brunetka, w eleganckiej,
jasnej, wiosennej toalecie, i spoglądała ku niej w górę.
— Jeszcze pani nie schodzi na dół, Annedore? Czekamy na panią
z utęsknieniem przy herbacie i Lothar przez niecierpliwość wysłał mnie
po panią.
— Zaraz przyjdę! Czy jestem już spóźniona?
— Jest dziesięć minut po piątej.
7
Annedore spojrzała na zegarek. — Rzeczywiście! Proszę o wybacze-
nie. Zasiedziałam się nad pisaniem listu. Zaraz będę na dole.
Z tymi słowy zniknęła w oknie i zamknęła w pośpiechu teczkę
z listem, nie przygotowawszy go do wysyłki. Zrobi to później. Szybko
poprawiła przed lustrem, w którym odbijała się urocza postać dziew-
częca, swoją suknię, aby pospieszyć potem na dół.
Hrabianka Lilly tymczasem przeszła tarasem biegnącym naokoło
zamku na jego drugą stronę. Tam siedział jej brat Lothar, pod letnim
parasolem w szare i niebieskie pasy, przy zachęcająco nakrytym do
herbaty stoliku. Był to przystojny, elegancki mężczyzna w wieku
dwudziestu ośmiu lat, któremu było do twarzy nawet z monoklem
w oku.
Wypatrywał siostry pełen nadziei.
— I co, Lilly, nasza mała baronówna przyjdzie?
— Tak, zaraz przyjdzie; powściągnij swoją tęsknotę jeszcze dwie
minuty — odparła, dosiadając się do brata.
Hrabia Lothar roześmiał się lekkomyślnie. — Nie musisz wcale
mojej tęsknoty tak ironicznie podkreślać, Lilly. To jest takie czarujące,
świeże dziewczę, że można by się nawet w niej zakochać, gdyby nie była
na szczęście taką bogatą dziedziczką.
Hrabianka pochyliła się do przodu. Jej zimne oczy zamigotały
niespokojnie. — Tym lepiej, jeżeli potrafisz się w niej zakochać,
Lotharze. W każdym razie musisz dołożyć wszelkich starań, żeby ją
nakłonić, by została twoją żoną, i to możliwie jak najprędzej.
—' Lilly, przecież'to już uzgodnione. Jasne. Idę ku temu pełną parą.
ale to się nie da tak na łeb, na szyję zrobić — odparł hrabia.
Hrabianka westchnęła. — Najlepiej by było, gdybyś doszedł z nią do
porozumienia, zanim wróci do domu Riidiger. Zważ, co to byłby za
tryumf, gdybyś jako pan na Rottbergu został jego sąsiadem. Wówczas
nie musiałbyś się przed nim korzyć, bo byłbyś co najmniej tak samo
8
bogaty, jak on. I mógłbyś mu rzucić tę całą jałmużnę pod nogi, którą on
c
i teraz wydziela z łaski.
Hrabia Lothar odetchnął głęboko.
_ Nie musisz mi wcale tego tak kusząco przedstawiać, Lilly. Łapię
si? tego na oślep obiema rękami... i zrobiłbym to nawet wówczas, gdyby
nasza baronówna była straszydłem. Ale tak jest mi naturalnie przyjem-
niej.
— Mogę sobie wyobrazić. Ona jest słodkim małym głuptaskiem
i nie będzie ci tego za bardzo utrudniać. Ale, Lotharze, kiedy już
będziesz panem na Rottbergu, to pomyślisz także o mnie, prawda,
i wybawisz mnie z tej zależności od Riidigera?
— To się rozumie samo przez się, Lilly. Pomagaj mi tylko dalej
w miarę swych sił rozbrajać serduszko baronówny. Ona ma roman-
tyczną główkę, i musimy dalej grać przed nią tę ckliwą komedię, aby
złapała przynętę, a przede wszystkim nie uległa wpływowi Riidigera,
który, naturalnie, natychmiast zacznie działać przeciwko mnie, gdy
spostrzeże, jakie mam plany. On mi bynajmniej nie będzie życzył tej
partii. Dlatego muszę się na dobre ulokować w jej sercu, zanim on wróci
do domu. Na szczęście już blednie i czerwieni się pod wpływem mego
spojrzenia. Ty zaś musisz zawsze mówić dobrze o mnie, a przede
wszystkim opowiadać jej, jak haniebnie Riidiger mnie tyranizuje. Skoro
tylko wywoła się współczucie takich małych marzycielek, ma się grę
wygraną. One koniecznie chcą przeżyć romans. No, jesteś przecież
mądrym stworzeniem, i nic na tym nie stracisz. Skoro tylko zostanę
panem na Rottbergu, ty tam też będziesz miała przyjemny dom
rodzinny.
— Obyśmy tylko najpierw go mieli!
— Tak, jeden Bóg wie, jak ja tego pragnę. Mam już dość tutejszego
życia. Z drżeniem i trwogą myślę o tych tarapatach, w jakich się
znalazłem. Miałem znów przeklętego pecha w grze i muszę wyspowiadać
się z tego Riidigerowi. Z tego powodu wyczekuję jego powrotu. Znowu
kroi się piękne kazanie, zwłaszcza teraz, gdy braciszek będzie w paskud-
nym nastroju. Jestem tylko ciekaw, jak ta jego sprawa się skończy.
Szkoda, że nic bliższego jeszcze nie wiemy.
Hrabianka wzruszyła ramionami. — Nam to może być przecież
w gruncie rzeczy obojętne.
Oczy młodego hrabiego zapłonęły złym blaskiem. — Teraz rzeczywi-
ście. Mogłoby nas to bardzo zainteresować tylko wtedy, gdyby pojedy-
nek pomiędzy Moserem a nim, który przecież bezwarunkowo musiał się
odbyć, przyjął inny obrót.
Siostra popatrzyła nań jakoś szczególnie. — Masz na myśli... gdyby
on w tym pojedynku zginął?
— Tak... to właśnie mam na myśli.
Patrzyła błędnym wzrokiem przed siebie. — Wówczas naturalnie...
wówczas ty byś został ordynatem.
Roześmiał się ochryple. — Nie tylko to... może jako najbliżsi krewni
odziedziczylibyśmy też coś z jego majątku, bo on i Ursula nie mieli
dzieci.
Hrabianka westchnęła. — Nie wyobrażajmy sobie jego śmierci...
bądź co bądź jest naszym bratem. I w każdym razie nie został przecież
w tym pojedynku ranny.
— Niestety żyje. I jest to bardzo nienaturalne, że nie możemy się
z tego cieszyć.
— Tak, otóż to. Ale on sam jest temu winien. Czyż tym swoim
skąpstwem i surowością nie zabijał w nas każdego cieplejszego uczucia?
— Zabił je. Sam żyje jak lord, a nam każe klepać biedę.
Słowa te zabrzmiały nieco teatralnie.
I gdy się tak patrzyło na tych dwoje elegancko ubranych, młodych
ludzi, pogrążonych w słodkim nieróbstwie i siedzących przy bogato
zastawionym stole do herbaty, na którym apetycznie poustawiane były
rozmaite smakołyki i delikatesy, nie można było doprawdy zorientować
się, w jaki sposób oni “klepią biedę".
— Cicho... Annedore idzie! — szepnęła hrabianka.
Hrabia Lothar zerwał się na równe nogi i wyszedł baronównie
naprzeciw. — Nareszcie znowu wschodzi słońce — powiedział, z elegan-
ckim ukłonem podając jej ramię.
Baronówna spłonęła rumieńcem. — Pan się myli, hrabio, słońce
niedługo zajdzie — powiedziała przekomarzając się.
— Mam nadzieję, że moje słońce nie — odparł rozmarzony.
— Czekałem na panią z utęsknieniem. Bez pani Lindeck byłby teraz dla
mnie nie do zniesienia. Już zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, jak ja
bym tu wytrzymał bez pani towarzystwa.
10
Uśmiechnęła się szelmowsko. — W każdym razie zniósłby pan życie
m beze mnie lepiej niż ja bym je mogła znieść bez pana i hrabianki Lilly.
Znamy się dopiero tak krótko, a mnie się przecież zdaje, jakbyśmy byli
już długo ze sobą.
._ Dusze pokrewne związuje pierwsze spojrzenie diamentowymi
więzami — wyrecytował.
Baronówna, oszołomiona jego palącym spojrzeniem, odsunęła się
o krok. Stał przed nią w całej krasie swojej przywykłej do zwycięstw
kurtuazji, która stała się już dla niejednego młodego, dziewczęcego serca
niebezpieczna. I wtedy podała mu impulsywnie rękę i powiedziała ze
skromną naturalnością, która była charakterystyczna dla jej sposobu
bycia: — Dziękuję panu za te słowa, hrabio Lotharze. Pan i pańska
siostra zachowywaliście się wobec mnie od razu tak uprzejmie, niemal
jak krewni, gdy tylko przyjechałam do Lindecku. Kto tak jak ja jest
w życiu samotny, potrafi to docenić podwójnie.
— Jakżeż moglibyśmy traktować panią inaczej, Annedore — zapy-
tała hrabianka, obejmując młodą damę ramieniem. — Pani z miejsca
zdobyła nasze serca.
— Jest pani taka dla mnie dobra, Lilly — odparła serdecznie
Annedore.
Hrabianka, jakby ulegając uczuciu, przycisnęła ją mocno do siebie.
Ale przez ramię wymieniła ze swoim bratem triumfujące spojrzenie,
jakby chciała powiedzieć: “Tylko tak dalej!"
— Również w przyszłości będziemy się trzymać razem mocno
i wiernie, Annedore, przeciwko tyranii i despotyzmowi naszego surowe-
go brata, który zapewne i pani porządnie uprzykrzy życie.
Usiedli przy stoliku z herbatą. Lilly odesłała skinieniem ręki
służącego, który się zjawił i chciał ich obsłużyć, ponieważ by im
przeszkadzał. Sama nalała herbaty do filiżanek i podała je bratu
i Annedore.
— Ciągle jeszcze nie ma żadnej wiadomości od hrabiego Riidigera?
•— zapytała Annedore.
— Nie, ciągle jeszcze nie. On jest, jak zawsze, bardzo bezwzględny
Wobec nas i wciąż w poniżający sposób daje nam odczuć, że jesteśmy tu
Przez niego tylko tolerowani, chociaż Lindeck jest naszym ojcowskim
domem, tak jak jego.
11
— O, to nikczemnik! — powiedziała Annedore, rozgniewana
i oburzona.
Hrabia Lothar westchnął. — Tak, baronówno, nasze życie tu nie jest
usłane różami. A w przyszłości będzie z tym jeszcze gorzej. Dopóki była
w tym domu szwagierka Ursula, trafiały nam się przynajmniej od czasu
do czasu dobre chwile. Ona darzyła nas swoim współczuciem, bo była
dobra i pomagała nam, jak tylko mogła. A że kochała radość, ludzi,
towarzystwo, więc broniła się przed Rudigerową manią gderania i złymi
humorami z właściwą sobie energią. Na szczęście była przecież bogata
i pod względem finansowym od niego niezależna. Zawsze o nas trochę
dbała jak dobra siostra. W ogóle... była cudowna, i Riidiger nigdy nie
zasłużył sobie na takie szczęście, żeby ją mieć. A skoro teraz odwróciła
się od Lindecku, będziemy musieli tu pędzić życie pokutnicze.
Annedore popatrzyła na rodzeństwo, które miało zupełnie zgnębio-
ne i warze, ze współczuciem.
— Chciałabym móc państwa z tego wybawić. Mogłabym spakować
swoje rzeczy, zanim hrabia Rudiger nie wróci do domu, i pojechać do
Rottbergu. Wy oboje moglibyście mi towarzyszyć, i bylibyśmy weseli
i zadowoleni.
Hrabia Lothar popatrzył jej głęboko w oczy.
— To brzmi jak piękna bajka, w której dobra wróżka wyzwala
rodzeństwo ze złego czaru.
— Tak, droga Annedore — dodała hrabianka — to byłoby
cudownie! Jest pani taka dobra i ma pani szlachetne, wrażliwe serce.
Annedore poczuła się zakłopotana. — Niech pani tak nie mówi.
Wcale nie jestem dobra i szlachetna, ale bardzo harda i niemiła. Tylko
ten, kogo lubię, ma łatwo ze mną.
Hrabia Lothar pochwycił jej rękę. — Obym tak ja należał do tych
ludzi... których pani lubi!
Rumieniąc się Annedore cofnęła rękę. Ale przez swoją uczciwą
prawdomówność, kfóra była istotnym rysem jej charakteru, powiedzia-
ła: — Całkiem na pewno należy pan do nich, hrabio Lotharze, i Lilly też.
Tak mi ułatwiliście tu pobyt przez swoją gościnność. I co by to ze mną
było, gdyby mnie państwo tak miło nie przyjęli. Sądząc po waszych
opowieściach musi być przecież w tym Lindecku strasznie pod panowa-
niem hrabiego Riidigera.
12
_- No., w końcu Rudiger też ma swoje dobre strony — odparł
hrabia Lothar, niby bezstronnie, aby stworzyć pozór wielkoduszności.
Oczy Annedore zalśniły ciepłem.
._ To przynosi panu zaszczyt, hrabio Lotharze. Pomimo tego
wszystkiego, co pański brat panu zrobił, jeszcze się pan za nim ujmuje,
f o bardzo ładny odruch z pańskiej strony.
Przez chwilę hrabia Lothar patrzył przed siebie jednak trochę
zmieszany. Uczciwe oczy tego dziewczęcia żenowały go. Wyjął monokl
i oka i zaczął go czyścić, aby zamaskować swoje zmieszanie. I spojrzał
przy tym niepewnie w czystą, dumną twarz młodej damy, która miała
takie subtelne, szlachetne rysy. Była rzeczywiście małą pięknością
i pewnego dnia stanie się uroczą, cudowną kobietą, gdy sieją odzwyczai
od tej nieco klasztornej pruderii. Podobałaby mu się jeszcze bardziej,
gdyby z jej czystego, pięknie sklepionego czoła i z wielkich, ciemno-
niebieskich oczu nie promieniowała uczciwość i jakaś taka mądra
powaga, które zdradzały, że młoda baronówna nie patrzy na życie z tą
nieco frywolną lekkomyślnością, jaką lubił u kobiet. Wobec tych oczu
trzeba było bardzo się mieć na baczności. Nagle uświadomił sobie, że
ona potrafi być chwilami bardzo nieprzyjemnie zasadnicza i roztropna.
Hrabianka przyszła bratu z odsieczą. — Tak, rzeczywiście, An-
nedore, Lothar jest pod tym względem, jak i pod wieloma innymi,
o wiele bardziej wspaniałomyślny niż ja. Bierze Riidigera tak często
w obronę, że moja cierpliwość czasem się kończy. I to nie nasza wina, iż
pomiędzy Rudigerem a nami panują takie oziębłe stosunki. Tyle razy
próbowaliśmy zbliżyć się do niego. Ale on jest jak blok lodu. A wszyst-
kich, którzy się chcą do niego zbliżyć, odtrąca. Pani też jeszcze tego
doświadczy, Annedore.
Baronówna dumnie i przekornie odrzuciła głowę do tyłu. — O, ja
będę unikała zbliżania się do niego. Ja też potrafię wyraźnie zaznaczać
dystans, jeżeli chcę. I ostatecznie on będzie miał chwała Bogu, jeszcze
tylko przez półtora roku prawo do sprawowania opieki nade mną.
— To jest w każdym razie długi okres czasu, Annedore, i Rudiger
może pani ten czas mocą swej funkcji uczynić nie do zniesienia
— zauważyła Lilly.
— Wówczas ucieknę! — wybuchnęła Annedore z namiętną prze-
korą. — Jeśli będzie sobie za wiele pozwalał, pojadę do mojej
13
przyjaciółki Lisy von Karnburg i tam pozostanę aż do pełnoletności.
Może byłoby mądrzej, gdybym to zrobiła, zanim on wróci do domu.
Lisa mnie przecież odwiedzi, jak już państwu mówiłam, gdy w tym
tygodniu będzie tędy przejeżdżać. Wówczas mogłabym od razu do niej
dołączyć.
Nie był to plan wygodny dla rodzeństwa. Baronówna nie mogła
wyjechać tam, gdzie mogliby się może do niej zbliżyć inni konku-
renci.
— Ależ niech się pani uspokoi, Annedore — opamiętała się
hrabianka. — Ostatecznie Riidiger nie może podejść do pani tak blisko
jak do nas. On się będzie nawet tego wystrzegał. Nie to też miałam na
myśli mówiąc te słowa. Myślę tylko, że brat będzie robić pani różne
trudności... na przykład, gdy zechce pani wyjść za mąż, a on nie da pani
na to swojego pozwolenia.
Annedore wzruszyła obojętnie ramionami. — Ach tak, to ma pani
na myśli? Jeżeli tylko o to chodzi, to po prostu zaczekam z zamążpójś-
ciem, dopóki nie będę pełnoletnia. Wówczas nie będę potrzebowała już
jego zezwolenia.
Lothar się wychylił do przodu i popatrzył jej płonącymi oczyma
w twarz., — A gdyby tak przyszedł teraz jakiś mężczyzna, który by
z całego serca i z gorącą tęsknotą panią pokochał i którego pani by
pokochała, nie wydawałby się pani ten długi okres oczekiwania nie do
zniesienia?
Pokręciła przecząco głową w całej swojej niewinnej szczerości.
— Półtora roku to przecież krótki okres czasu. Nie, tego się nie obawiam
— powiedziała spokojnie. Ponownie popatrzył jej w oczy gorącym,
zniewalającym spojrzeniem.
— Pani nie zna miłości, nie wie, że dla tęsknoty miłosnej jedna
minuta może być wiecznością — powiedział stłumionym głosem.
Annedore ogarnęło nagle jakieś nieswoje, trwożne uczucie. Serce jej
zaczęło bić szybko *i niespokojnie, a krew buchnęła do twarzy. Była
bardzo wrażliwa i nie przyzwyczajona do prowadzenia z młodymi
mężczyznami takich rozmów. Choć już ukończyła dziewiętnaście lat,
zachowywała się jeszcze w tych sprawach całkiem po dziecinnemu.
Dojrzewała wewnętrznie później niż inne młode dziewczęta. W tym
czasie, gdy jej towarzyszki tej samej płci kończyły pensję, ona dopiero
14
nsję wstępowała i mieszkała z o wiele młodszymi dziewczętami.
T*' najserdeczniejsza przyjaciółka Lisa miała zaledwie osiemnaście lat
•
te
ż była jeszcze stworzeniem bardzo dziecinnym.
Tak więc Annedore była młoda i niedoświadczona, chociaż w innych
z kolei sprawach była ponad swój wiek dojrzała na skutek ciągłego
obcowania ze swym cierpiącym ojcem, któremu towarzyszyła od
jednego uzdrowiska do drugiego, wszędzie, gdzie on, ze względu na
ciężką chorobę nerek, jeździł. Ojciec rozmawiał z nią jak z człowiekiem
dorosłym, tak że w młodej duszy córki powstała owa dziwna mieszanka
dojrzałości i dziecinności.
Z młodymi mężczyznami, zanim spotkała hrabiego Lothara, jeszcze
się nie spotykała. A jego zachowanie wobec niej było dla niej czymś
nowym, czymś, do czego nie była przyzwyczajona, tak że musiała się do
tego języka dopiero przyzwyczaić i przypisywała mu głębsze znaczenie,
niż uczyniłyby to inne młode damy w jej wieku.
— Nie chcę wcale brać czegoś takiego pod uwagę — odparła
szybko. — I jeżeli hrabia Rudiger nie będzie robił żadnych innych
trudności jak tylko takie, to chyba będzie w tym Lindecku znośnie.
Brat i siostra wymienili między sobą ukradkiem spojrzenie, które
miało powiedzieć: “Na razie nie można pójść dalej, bo inaczej ta mała
zrobi się bojaźliwa".
Hrabianka podjęła szybko inny temat. Zapytała, którego dnia
przyjaciółka Annedore, Lisa, ma przyjechać i czy rzeczywiście zechce się
w Lindecku na kilka godzin zatrzymać.
— Tak — odpowiedziała Annedore, rada, że mówi o czym innym
— Lisa udaje się z rodzicami w jakąś większą podróż i ma niewiele czasu.
Tylko dlatego, że jej droga prowadzi tak blisko Lindecku, chce sobie
wykroić kilka godzin na spotkanie ze mną. Nie będzie chyba prze-
szkadzać państwu?
— Na pewno nie, pani przyjaciele są naszymi przyjaciółmi, droga
Annedore — powiedziała hrabianka Lilly, którą z jej dwudziestoma
dwoma latami już od dawna nudziły przyjaźnie zawarte na pensji, więc
uśmiechnęła się z politowaniem, ale strzegąc się, żeby Annedore niczego
nie zauważyła.
Po herbacie, wszyscy troje wybrali się do parku, który cudownie
w
Vglądał w pierwszej młodej majowej zieleni. Pograli w tenisa, a potem
15
poszli do stajen. Annedore wyraziła bowiem życzenie, że chce się
nauczyć jeździć konno.
— Poproszę hrabiego Riidigera, żeby mi kupił konia pod wierzch.
Zawsze było moim pragnieniem nauczyć się jeździć konno — powie-
działa.
.
— Czy mogę oddać się do pani dyspozycji, baronówno, jako
nauczyciel jazdy konnej? — zapytał hrabia Lothar swoim przymilnym,
uwodzicielskim głosem.
— Nie wiem, czy wolno mi pana fatygować, hrabio.
— Wolno pani całkowicie i we wszystkich sprawach mną roz-
porządzać. To będzie dla mnie wielkim szczęściem, jeżeli pani da mi
sposobność służenia sobie. Szkoda, że tego życzenia nie wyraziła pani
już wcześniej. Mogliśmy byli już dawno zacząć. Musimy teraz się z tym
pospieszyć, zaraz jutro zaczynamy. Ja mam jeszcze tylko cztery tygodnie
urlopu, i ręczę, że przez ten czas stanie się pani dosyć pewnym jeźdźcem,
tak że nie będzie mnie pani jako nauczyciela potrzebowała, kiedy
wyjadę.
Annedore popatrzyła na niego uradowana. — Ach, to by było
pięknie. Ale ja przecież jeszcze nie mam konia.
— Stawiam moją Minkę do pani dyspozycji, Annedore — dorzuciła
hrabianka. — Jest doskonale ujeżdżona i bardzo łagodna. Na naukę
znakomicie się nadaje.
— O, to bardzo miło z pani strony, Lilly. Przyjmuję pani ofertę
z wdzięcznością. Jeszcze dziś ekspresem zamówię w Berlinie suknię do
konnej jazdy, a także niezbędne do tego dodatki. Dała mi pani przecież
adres swojego dostawcy. A może sądzi pani, że należy postarać się
o zgodę hrabiego Riidigera?
Hrabianka lekceważąco wzruszyła ramionami. — Mój Boże, płaci
pani przecież ze swoich pieniędzy. No to chyba nie będzie się niczemu i
sprzeciwiał. Najlepiej będzie, jeśli pani nie da mu wcale okazji do takiego j
naruszenia prawa»i po prostu sobie zamówi, co potrzeba.
Annedore kiwnęła głową, gotowa do walki. — Tak, zrobię to. nie
muszę chyba pytać. Jeżeli dziś napiszę, to pojutrze już może przesyłka
ekspresem nadejść. I nauka będzie mogła się zacząć natychmiast. O, jak
się cieszę! Gdy już będę umiała jeździć, to pozwoli pani czasami sobie
towarzyszyć w wycieczkach konnych, dobrze, Lilly?
16
Chętnie, Annedore, bardzo chętnie. Ale... już od dawna mi się
• nodoba, że mówimy sobie tak ceremonialnie “per pani". To przecież
onsens. Czy nie możemy mówić sobie “ty"?
Annedore kiwnęła głową skwapliwie. — Jeżeli pani pozwoli, to
z całą przyjemnością.
Hrabianka Lilly objęła ją. — A zatem jesteśmy “na ty".
Ucałowały się. Hrabia Lothar westchnął głęboko.
_ Szczęśliwa, godna zazdrości Lilly! — zawołał i popatrzył przy
tym tęsknie na Annedore.
Ta się szybko odwróciła i z zakłopotania nie wiedziała, co ma robić.
Hrabianka przyszła jej z pomocą. Wsunęła jej rękę pod pachę.
— Będziemy przyjaciółkami, Annedore, będziemy się sobie szczerze
ze wszystkiego zwierzały, co tylko będziemy miały na sercu. Chcesz?
Annedore roztropnie popatrzyła jej w oczy. — Nie będziesz zła,
Lilly, jeśli ci powiem, że ja nie jestem istotą wylewną? Wcale mi nie jest
łatwo otwierać przed kimś swoje wnętrze. Dotychczas mogłam to robić
tylko wobec Lisy von Karnburg, i to dopiero wtedy, gdy już przebywały-
śmy ze sobą dzień po dniu przez bardzo długi czas. Ona była zawsze
wobec mnie o wiele bardziej otwarta. I nie ze wszystkiego, co jest we
mnie, potrafiłam się jej zwierzać. Dlatego chcę ci uczciwie powiedzieć, że
tobie też nie potrafię przyrzec pełnej szczerości. Chcę być otwarta wobec
ciebie, jak tylko to możliwe, ale jeżeli kiedyś będę chciała zachować coś
dla siebie, nie gniewaj się. Czy się na to zgadzasz?
Hrabianka roześmiała się. — Ależ oczywiście, Annedore. Z czasem
nabierzesz do mnie zaufania.
— Już go nabrałam.
Weszły do stajen. Hrabianka podeszła do Minki i dała jej kostkę cukru.
Annedore zaś radowała się, że będzie mogła wkrótce jeździć konno.
Potem poszły z powrotem do zamku, i Annedore pospieszyła do
swojego pokoju, aby napisać zamówienie.
Rodzeństwo patrzyło za nią z bardzo szczególnymi minami.
— Ona jest rzeczywiście słodkim małym głuptaskiem, Lotharze
— powiedziała hrabianka.
Ten westchnął. — Tak, jest diabelnie zasadnicza i uczciwa. I trzeba
bardzo trzymać się w ryzach, demonstrować szlachetność równie
Przesadnie, jeżeli chce się, aby się oswoiła.
2
~ Przez ne:
17
szczęści
a
V-
— Ale nagroda jest przecież warta tej stawki.
— Naturalnie. Ja też jestem gotów podjąć tę grę. Takiego szczytu
doskonałości, jakim teraz będzie zawsze twój brat, w ogóle na świecie nie
ma. Mimo to nie będzie przecież wcale trudno zdobyć jej serduszko,
które bije już jak młotem, gdy ona na mnie spojrzy. Żeby mi tylko
Rudiger nie pokrzyżował planów.
— Najważniejsze, byś był Annedore pewien. Jeśli doprowadzisz do
jej zgody na małżeństwo z tobą, wówczas Rudiger nic nie będzie mógł na
to poradzić. A sądząc po jej charakterze, dziewczyna słowa w każdym
razie dotrzyma. Może brat nawet cię poprze. Przecież będzie rad, że
odczepisz się od jego kieszeni. Narzeka ciągle, że za wiele wydajesz,
kiedy przyjdzie zapłacić za ciebie parę marek. I w końcu jemu też może
być tylko miło, że to ty zostaniesz panem na Rottbergu, a nie jakiś
pierwszy lepszy obcy.
— Otóż nie jestem tego tak bezwarunkowo pewien. On ma czasem
tak cholernie niewygodne poglądy na poczucie obowiązku i tym
podobne rzeczy. A przynajmniej udaje pryncypialnego. No, zobaczymy.
Najmilej by mi było, gdyby nie pojawił się tu, dopóki nie będę z tą małą
po słowie. Z drugiej strony bardzo mi się spieszy do jego powrotu,
żebym zdążył wyłuszczyć mu pewną sprawę.
Weszli do pokoju Lilly i hrabia Lothar rzucił się na fotel. Hrabianka
usiadła obok.
— Ile musisz znowu mieć, Lotharze?
Zrobił zakłopotaną minę.
— Równe dziesięć tysięcy marek — wyrzucił z siebie.
Jego siostra popatrzyła na niego przerażona. — Ojej, tak dużo?
A Rudiger przecież dopiero na Boże Narodzenie popłacił wszystkie
twoje długi!
Wzruszył ramionami. — Ależ tak, nic na to nie poradzę! Gdyby mnie
Rudiger tak wciąż krótko nie trzymał, nie wpadłbym w łapy lichwiarzy
i nie potrzebowałbym grać, aby się trochę odkuć. Przeważnie miałem
pecha i pakowałem się jeszcze bardziej w tarapaty. Tak było i tym razem.
Przegrałem osiem tysięcy marek na słowo honoru.
— Na słowo honoru! — wykrzyknęła jego siostra przerażona.
Kiwnął potakująco głową. — No tak, tylko się me przestrasz...
Zdobyłem te pieniądze w ciągu trzech dni. Ale... za jaką cenę!
18
przez chwilę patrzył błędnym wzrokiem przed siebie.
jsjo mówże — naparła nań.
\Vyprostowal się.
__ No więc... za te osiem tysięcy marek musiałem wystawić
Machauerowi weksel na ponad dziesięć tysięcy. Będzie
nłatny już 8 czerwca. Do tego czasu muszę te pieniądze mieć, w przeciw-
nym razie... no tak... w przeciwnym razie koniec. A temu wszystkiemu
winne jest skąpstwo Riidigera!
Hrabianka objęła go za szyję. To, co w jej sercu było miejscem na
miłość, należało do jej brata. Poza tym była zimna i wyrachowana, ale
brata rzeczywiście kochała.
— A to będzie znowu piękna scena z Rudigerem, Lotharze. On ci
przecież w Boże Narodzenie powiedział, że to jest już ostatni raz, że
ostatni raz płaci za ciebie twoje długi. I oświadczył to też twoim
wierzycielom. Mnie w ogóle dziwi po tym wszystkim, że Machauer dał ci
jeszcze pieniądze.
Hrabia Lothar przetarł ręką czoło.
— Toteż łatwo nie było go do tego skłonić! Ale jakkolwiek tam było,
dał... i ja muszę te pieniądze mieć.
— Ale Rudiger stanowczo oświadczył, że już więcej za ciebie nie
będzie płacił.
Hrabia Lothar zerwał się z fotela. — Bądź tak dobra i nie kracz! On
mi ostatecznie już często tym groził. Zapłacić jednak będzie musiał.
Przecież mnie nie zabije.
— Prawdopodobnie nie. Ale w każdym razie będzie lepiej, jak sobie
na wszelki wypadek zapewnisz Annedore. Gdy będziesz zaręczony
z bogatą dziedziczką, dadzą ci też nowy kredyt.
Hrabia Lothar zrobił znowu wesołą minę.
— Słusznie, siostrzyczko, to już jest bardziej pocieszająca myśl.
A małą baronównę już jakoś obłaskawię. Pomagaj mi tylko tak jak do
tej pory.
— To się rozumie samo przez się.
— Musisz ją nieco odzwyczaić od tego zasadniczego, sumiennego
sposobu życia. Jest diabelnie niewygodny. Ona ma chwilami jeszcze
sobie coś z panienki z klasztoru. No, wspólnymi siłami my ją
zmienimy. A jej pragnienie, żeby się nauczyć jeździć konno, bardzo mi
19
jest na rękę. Przy tym nastręczają się różne okazje do poufałości, i jeżeli
dziewczyna me ma wody w żyłach zamiast krwi, to mi ulegnie. A więc
liczę na twoją pomoc.
— No, możesz na mnie liczyć.
— To pięknie. A teraz cię opuszczam. Już czas przebrać się do
kolacji. Mam nadzieję, że nadeszły świeże ostrygi. Do zobaczenia za
chwilę, Lilly!
Baronówna Anna Dorothea von Rottberg siedziała w swoim pokoju
i ponownie rozłożyła przed sobą teczkę z papierem listowym. Szybko
napisała zamówienie na suknię do jazdy konnej, potem wzięła do ręki
list do Lisy von Karnburg i zaczęła go czytać jeszcze raz. I przy
ponownej lekturze pojawił się na jej twarzy lekki rumieniec.
“Nie, tego listu nie wyślę! Jakże ja mogłam to wszystko napisać? To
nie w porządku, że będąc gościem w tym domu, robię takie nieprzychyl-
ne uwagi o jego panu. Jeżeli on nawet jest potworem, nie wolno mi się
tak wypowiadać o nim wobec innych ludzi. Nie jest również z mojej
strony ładnie, że chcę wywlec na świat, iż żona mu uciekła. Nie jestem
przecież plotkarką. Nie, napiszę szybko do Lisy inny liścik; tylko
całkiem krótki, jak miło hrabia Lothar i hrabianka Lilly mnie przyjęli,
i że się cieszę, iż ją znowu zobaczę".
Tak więc napisała w tym właśnie sensie, i jeszcze dodała, że hrabia
Rudiger i hrabina Ursula wyjechali z domu na czas nieokreślony.
Przygotowała list szybko do wysyłki na pocztę i zadzwoniła na
służącego, któremu oddała pocztę do wysłania. Zaś pierwszy długi list.
którego postanowiła nie wysyłać, złożyła bezmyślnie w bardzo mały
format i pozostawiła go w swojej teczce z korespondencją.
Potem wzięła koszyczek z ręczną robótką i zawiesiła go sobie na
ręku. Chciała pójść jeszcze na chwilę na taras, ponieważ na dworze było
ładnie i ciepło. Potem przyszło jej na myśl, że lepiej od razu się przebrać
do kolacji, wówczas będzie miała jeszcze trochę czasu.
20
Tak też uczyniła i po upływie kwadransa była gotowa. W ostatniej
iii przypomniała sobie, że nie nawinęła przędzy do swojej robótki.
w ieła jeden jej motek z szafki i założyła na oparcie krzesła, aby
odnie nawinąć. W roztargnieniu złapała ten złożony wielokrotnie
l'st zgniotła go w jeszcze mniejszy zwitek i użyła go jako szpulki do
winiecia przędzy w kłębek. W kilka minut list zniknął pod grubymi
nićmi przędzy. Annedore rzuciła kłębek do swojego koszyczka, który
zawiesiła sobie na ręce i zeszła na dół. Na tarasie zastała Lilly, czytającą
jakąś książkę.
— Czy ci nie przeszkadzam, Lilly? — zapytała.
Hrabianka odłożyła lekturę na stolik i uśmiechając się i wtulając się
w fotel, założyła sobie ręce na karku.
— Ty mi nie przeszkadzasz. Ta książka jest nudna. Chodź, siadaj!
Annedore usiadła i rozłożyła swoją robótkę. Lilly przyglądała się
temu z szyderczym uśmiechem.
— Chcesz być pracowita? — zapytała.
— Tylko troszeczkę. Chciałabym tę robótkę wnet skończyć. Jest
przeznaczona na prezent urodzinowy dla mojej przyjaciółki Lisy.
— Czemu nie kupisz czegoś gotowego?
— O, to by przecież nie miało dla Lisy tej wartości, jak to, co ja sama
zrobię. Ona wyczuje, że wplatam w to wszystkie moje dobre życzenia dla
niej.
Hrabianka zdławiła drwiący uśmieszek. — Tak, zapewne, zupełnie
o tym nie pomyślałam. Ta robótka jest bardzo ładna i oryginalna. Aleja
nie miałabym do tego cierpliwości.
— Ja mam przecież tyle czasu, i to się robi naprawdę bardzo szybko.
Za parę dni będę gotowa. A coś trzeba przecież robić.
— Tak... trzeba? Nie rozumiem takiej potrzeby i uważam, że o wiele
ttiilej jest marzyć sobie bezczynnie przez cały dzień i czekać na rzeczy,
które mają się zdarzyć.
— Jakie rzeczy? — zapytała Annedore, pilnie pracując.
Hrabianka popatrzyła w górę na rozpięty parasol. — No więc,
Annedore, jakich to rzeczy oczekujemy i o czym marzymy, my,
ziewczęta? O nim, tym najwspanialszym ze wszystkich. Czekamy na
S1
ęcia z bajki, który obudzi nas ze snu jak tę bajkową śpiącą królewnę,
ty też tęsknisz tak niecierpliwie do niego jak ja?
21
Przy tych słowach hrabianka utkwiła nagle wyczekujące spojrzenie
w twarzy Annedore. Ta z uśmiechem spojrzała na moment w górę. Jej
delikatne rysy miały czysty, niewinny wyraz. — Nie, Lilly, szczerze
mówiąc, ja się tym w myślach jeszcze mało zajmowałam.
— Ach idźże! Na pensji wyobrażałaś sobie przecież to wszystko
bardzo romantycznie.
— Tak, gada się zapewne czasami o tym, ale jest to tylko takie
głupie gadanie. Na serio przecież się jeszcze nie myśli.
— O, bardzo przepraszam, ja myślałam o tym bardzo poważnie.
I przyznaję się całkiem otwarcie, że z utęsknieniem pragnę, żeby mnie
ten wymarzony książę z bajki wybawił z niewoli tego domu.
— Tak, z tobą jest trochę co innego, Lilly. Ty widzisz w swoim
przyszłym małżonku swego wybawcę. Aleja... Nie, ja jeszcze nie tęsknię
za tym, żeby wyjść za mąż.
— A więc nie masz jeszcze żadnego ideału?
Annedore patrzyła przed siebie w zamyśleniu.
— Owszem, jeden ideał chyba mam. Czasami wyobrażałam sobie,
jakiego rodzaju musiałby być mężczyzna, któremu mogłabym oddać
pewnego dnia moją rękę.
— I do jakiego wniosku doszłaś?
Annedore cicho się roześmiała. — Jakichś bardzo określonych
rysów mój ideał nie ma. Tylko jedno jest pewne: powinien to być ry-
cerz bez trwogi i bez skazy, mężczyzna, którego musiałabym wysoko
cenić i któremu mogłabym ufać bardziej niż wszystkim innym lu-
dziom.
— A jego wygląd zewnętrzny? Blondyn, szatyn, brunet?
Annedore znowu się roześmiała. — Tak dokładnie to jeszcze sobie
mego ideału nie wyobrażałam. Jest bez znaczenia, czy będzie to blondyn
czy szatyn. Najważniejszy jest charakter. Musiałby być dobry i wielko-
duszny, i bezwarunkowo uczciwy. Poza tym, oczywiście, musiałaby to
być postać sympatyczna, szlachetna. I ma się rozumieć także zdrowy. To
tylko tyle, bo mój ideał nie ma żadnych znaków szczególnych. — W sło-
wach Annedore było urocze szelmostwo.
Hrabianka się wyprostowała i bystro spojrzała na baronównę.
— A więc musiałby to być ktoś taki, jak nie przymierzając mój brat
Lothar — powiedziała jakby nawiasem.
22
I ku jej tajemnej satysfakcji krew buchnęła Annedore do twarzy. To
k miało inną przyczynę, niż hrabianka przypuszczała. Annedore
J
e
j
a
pytanie Lilly trochę za mało subtelne i niedelikatne. Ale
U
wiedziała sobie zaraz uspokajająco, że Lilly bardzo kocha swego
brata i dlatego przywołała go dla porównania.
_ Znani hrabiego jeszcze za mało, Lilly, aby móc to osądzić. Ale
vierzę ci, że jest dobrym, szlachetnym człowiekiem, bez fałszu — powie-
działa poważnie.
._ Tak, jest takim rzeczywiście, wspaniałomyślnym i szlachetnym
w sposobie myślenia... prawdziwym rycerzem bez trwogi i skazy.
Jedyną jego wadą jest, że to trochę lekoduch, który kocha ponad
wszystko wesołość.
— To przecież nie wada, wręcz przeciwnie.
— Tak mówisz ty, Annedore — powiedziała hrabianka wzdycha-
jąc. — Ale musiałabyś słyszeć, co o tym mówi Rudiger. On nie może
znieść wesołych ludzi. I ze złości, że Lothar jest taki wesoły, chciałby mu
ograniczać wszystkie uciechy życia.
— O, jakie to brzydkie, jakie małostkowe... i jakie przykre dla niego
— odparła Annedore współczująco.
— Tak, masz rację, to wstrętne, Rudiger jest taki bogaty. Mógłby
bez szkody dla siebie ułatwić nam życie, uprzyjemnić. Ale on nas,
skąpiradło, rozlicza z każdego feniga. Mnie wyznaczył tak szczupłą
sumę na drobne wydatki, że nie wiem, z czego płacić za moją gar-
derobę. A Lothar dostaje od niego tak małą pensyjkę, że nie może
z niej wyżyć, choć się nawet bardzo stara. Wobec tego zmuszony jest
zaciągać często długi. Z obawy przed gniewem Riidigera siada potem
czasami przy stoliku do gry, aby podratować swoje finanse. Ale
przeważnie przegrywa i wpada w straszne tarapaty. Właśnie teraz jest
znowu w okropnych opałach. Miał pecha w grze i czeka z obawą
i niepokojem na powrót Riidigera do domu. Jednak kto to wie, czy ten
mu pomoże. A jeżeli tego nie zrobi, to Lotharowi nie pozostanie żaden
inny wybór jak tylko pożegnać się z wojskiem... albo jeszcze coś
gorszego.
Annedore zerwała się przerażona. — Jeszcze coś gorszego? — zapy-
la z pobladłą twarzą.
Lilly kiwnęła ponuro głową. — Tak, litościwa kula.
23
Annedore krzyknęła: — Na miłość boską, Lilly... Jak ty możesz coś
takiego mówić? On przecież się nie...?
Hrabianka podparła głowę zatroskanym gestem.
— A co mu pozostanie, jeśli Rudiger mu nie pomoże?
— Mój Boże... on musi pomóc! Nie będzie przecież taki zatwar-
działy, żeby skazywać brata na śmierć?
Lilly głęboko westchnęła: — Bo ty właśnie nie znasz Riidigera... jego
surowości i bezwzględności, jego skąpstwa.
Annedore rzuciła swoją robótkę i zerwała się z fotela.
— To trzeba twojemu bratu pomóc w inny sposób. Z powodu
pieniędzy nie można przecież dopuścić do utraty przez człowieka życia!
Lilly pochwyciła jej rękę i przytuliła przymilnie do policzka. — To się
tak łatwo mówi, moja kochana, mała Annedore. To tak miło, że czujesz
razem ze mną to samo. Jakie to wszystko jest okropne!
Annedore pogłaskała ją.
— Biedna Lilly, ja w ogóle nie miałam pojęcia, jak wielkie
zmartwienie cię gnębi. Czy nie ma w ogóle żadnego wyjścia z tych
opałów, jeżeli hrabia Rudiger pozostanie dalej taki surowy?
Hrabianka westchnęła. — Jedno wyjście by chyba było... jeden
sposób, który uwolniłby Lothara od wszystkich zmartwień. Zalecano
mu, żeby się zaczął starać o pewną bardzo bogatą młodą damę, która go
kocha i przyjęłaby go z otwartymi ramionami. Ale on jej nie kocha! I dla
pieniędzy żenić się z nie kochaną dziewczyną, tego on nie chce zrobić za
żadną cenę. Zbyt idealnie wyobraża sobie małżeństwo. Powiedział mi, że
nigdy nie nauczy się tak niskiego sposobu postępowania, że woli strzelić
sobie w łeb.
Annedore opadła blada i zdenerwowana z powrotem na fotel.
Wstrząśnięta patrzyła w twarz Lilly. Przed jej młodą duszą pojawił się
po raz pierwszy koszmar biedy naświetlony w tak tragiczny sposób.
Serdeczne współczucie napełniło jej miękkie serce. Brak doświadczenia
nie dopuścił, żebywytworzyła sobie prawidłowy osąd sytuacji. Wierzyła
we wszystko, co jej Lilly tak przekonywająco wmawiała, i nie przeczu-
wała nawet, że jej nowa przyjaciółka każde ze swoich słów dobierała
z wyrachowaniem, licząc na takie właśnie działanie.
— Uważam, że to ładnie i szlachetnie ze strony twojego brata,
Lothara, iż się nie chce sprzedać. Jakiś mniej szlachetny charakter
24
nie mógłby się oprzeć pokusie, aby się w ten sposób uwolnić od
•
c
h trosk. On nie może zginąć, Lilly! Uspokój się! Hrabia Rudiger
ws
f
£1
'
cu
przecież pomoże. Musi to zrobić. Niemożliwe, żeby skazał
jasnego brata na zatracenie.
Hrabianka przetarła oczy, jakby wymazywała z nich ponure obrazy.
Mam mało nadziei. Ale jakże mogłam tak się dać ponieść uczuciom,
. .
c
j
o
tym powiedzieć. Właśnie widzę, że Lothar tu idzie. Najdroższa
Annedore, on za żadną cenę nie może wiedzieć, że ci się zwierzyłam
m
ojego zmartwienia! On tego nie chce. Myśl, że ktoś mógłby się nad
nim litować, jest dla brata nie do zniesienia. Jego usta się śmieją, ale serce
krwawi... tak jak moje. Tylko ja jedna wiem, co się w nim dzieje. A więc
cicho sza o tym, Annedore, na miłość boską!
— Bądź spokojna — szepnęła baronówna.
Szybko, z uśmiechniętą twarzą hrabia Lothar podchodził do pań.
— O, pani już tu jest, baronówno? Myślałem, że odpoczywa pani
jeszcze w swoim pokoju. Zamówienie na amazonkę już poszło na
pocztę? — zapytał.
Annedore wzięła się w garść. “Usta się śmieją... serce krwawi" — nie
mogła nie myśleć o tym, gdy na niego patrzyła.
— Tak, zamówienie już wysłane — powiedziała cicho i niepewnie.
Podniósł jej palce tkliwym gestem do ust.
Rumieniąc się cofnęła rękę.
— Cieszy mnie to. Wprost się palę do tego, żeby zostać pani
nauczycielem konnej jazdy. Gdy dziś rano jechałem przez las, to
myślałem cały czas, jak by to było pięknie jechać w pani towarzystwie.
W ogóle wiele o pani myślałem, bo podczas przejażdżki podjechałem
prawie pod zamek Rottberg. Widziałem go z daleka. To wspaniała stara
budowla.
Przysiadł się do pań i wymienił ukradkiem z siostrą wiele mówiące
s
Poj rżenie.
Annedore ożywiła się. — Widział pan zamek Rottberg?
— Tak, jak zamek z bajki w całej krasie majowego uroku.
Annedore wzięła głęboki oddech. — Pańskie słowa budzą nagle we
ni
e gorącą tęsknotę za rajem mojego dzieciństwa. Tak dawno już nie
^działam rodzinnego domu.
— Jak dawno temu po raz ostatni?
25
J
— Siedem lat. Cztery z nich spędziłam z moim ojcem w podróży
a trzy na pensji. To było wkrótce po śmierci mojej matki, gdy opuściłarr
z ojcem Rottberg.
— Pani matka umarła bardzo młodo?
— Tak, miała dopiero trzydzieści dwa lata i umarła w wyniki
skutków paskudnego przeziębienia, które pozostawiło po sobie reuma-
tyzm stawów. To głównie jej odejście pognało mojego ojca w świat. On
moją matkę niezmiernie kochał i nie chciał już nigdy wracać do
Rottbergu, bo bał się wspomnień.
Hrabia Lothar popatrzył dziewczynie głęboko w oczy. — To musi
być coś cudownego, taka wielka, głęboka miłość — powiedział miękko,
w rozmarzeniu.
Pod wpływem jego spojrzenia zapłoniła się nagle i spuściła oczy.
Wziął w rękę jej robótkę.
— Co za cudeńka potrafią wyczarować takie małe, pracowite ręce
kobiece.
Teraz Annedore roześmiała się. — Ach nie, to naprawdę nie jest
żadne cudeńko.
— Ja je za takie uważam — obstawał przy swoim.
— Odeszliśmy od zamku Rottberg, hrabio Lotharze. Czy ma pan
jakieś pojęcie o tym, co z nim jest, czy jest całkowicie zamknięty i nie
zamieszkały? Wciąż chciałam o to zapytać?
— O ile wiem, mieszka w nim tylko odźwierny.
— Jest tam jeszcze parę osób ze służby, Annedore, które utrzymują
zamek w stanie używalności — dorzuciła hrabianka.
— Więc mogłabym do niego wejść, gdybym tam pojechała konno?
— zapytała skwapliwie baronówna.
— Pani na pewno, baronówno, jest pani przecież panią na Rotl-
bergu.
Annedore uśmiechnęła się. — O, proszę, rozróżniajmy dokładnie...
tylko na tyle, na ile mi mój surowy opiekun przyzna prawa właścicielki.
Ale żebym mogła wejść do mojego rodzicielskiego domu, na to będzie mi
chyba musiał pozwolić. Najchętniej zaraz jutro rano bym tam poje-
chała.
— To się da zrobić. Będziemy pani z radością towarzyszyć.
Nieprawdaż, Lilly?
Oczywiście! I pora bardzo nam odpowiada, bo lekcji jazdy
nie możecie przecież jeszcze rozpocząć.
'Annedore milczała przez moment, speszona. Tak sobie tego nie
"
- • . - — : i . -— -; - _ u _ i _: _ J_ r>_
ł ł
i———“ “ —— “ /-"“H,.:.——
chciała wejść na uświęconą wspomnieniami ziemię, w każdym
Sa
'e nie w towarzystwie ludzi, których jej rodzice nie znali. Chciała
bie odświeżyć wspomnienia z dzieciństwa. Niepotrzebni jej byli przy
obcv. Jakkolwiek by to rodzeństwo było dla niej miłe, to przecież nie
byli Jej aż tak bliscy, żeby pragnęła ich towarzystwa podczas wycieczki
\v krainę swoich dziecięcych marzeń. Już dawno z przyjemnością
przejechałaby się choć raz do Rottbergu, ale Lilly z bratem nie
zostawiali jej właściwie nigdy ani jednej wolnej chwili. Oni rzeczywiście
nie rozumieli, że nie byliby przez nią na tej wycieczce pożądani.
A Annedore nie mogła też w żadnym razie sprawić im swoją odmową
przykrości. Ale teraz nie miała w każdym razie ochoty na jutrzejszą
wyprawę. Wolała poczekać na okazję, gdy będzie mogła się tam wybrać
sama.
W gruncie rzeczy była jednak trochę samotnicą, która zamyka na
cztery spusty tajniki swego serca przed obcymi oczyma. Ale wrodzona
subtelność powodowała, że wydawało jej się wprost nie do pomyślenia
wykluczenie tak życzliwych jej osób ze swego życia wewnętrznego. Byli
przecież wobec niej tacy serdeczni. I pod wpływem kokieteryjnych
spojrzeń Lothara budziło się w jej samotnym sercu nieśmiało i delikatnie
przekonanie, że musi to być rozkosz, tak się całkiem z ukochanym
człowiekiem zjednoczyć, by móc mu wszystkie swoje sprawy powierzyć.
To uczucie jednak było jeszcze niewyraźne i niejasne. Było to raczej
podświadome budzenie się kobiecości pod wpływem natarczywych,
zdobywczych męskich oczu, które budziło w jej duszy więcej niepokoju
n
iż szczęścia.
Tak bardzo mi się nie spieszy — powiedziała cicho, ale zdecydo-
anie odmownie. — Lepiej z tym poczekam, aż hrabia Riidiger wróci do
domu.
I dziwna rzecz, uświadomiła sobie nagle, że towarzystwo hrabiego
u
digera by jej nie przeszkadzało, gdyby po długiej nieobecności
h Tżała. Postanowiła przejechać się do Rottbergu sama. Całkiem
> nie w towarzystwie ludzi, których jej rodzice nie znali. Chciała
c
nodziła po raz pierwszy do swego rodzicielskiego domu. Starała się
Zr
°zumieć to uczucie.
26
27
Hrabianka przypatrywała się Annedore szyderczo.
— Ty zdajesz się mieć bezgraniczny respekt przed swoim opieku
nem, że nie odważysz się nawet bez jego zezwolenia wejść do sweg<-
rodzinnego domu. Uważaj, bo zanim się spostrzeżesz, on cię też weźmie
pod taką samą surową kuratelę, jak nas.
Annedore rzuciła przekornie główką do tyłu. — O nie, nie po-
trzebujesz się o to obawiać.
Hrabia Lothar pochwycił rękę Annedore i spojrzał na nią błagalnie.
— Nie, najmilsza, droga baronówno, tak być nie może! Nie
mógłbym spokojnie patrzeć, gdyby mój brat zadręczał panią i tyrani-
zował.
Uśmiechając się Annedore pokręciła głową. — Nie ma obawy,
hrabio Lotharze. Ja mam bardzo silną wolę, szczególnie wobec ludzi,
którzy chcą ją ujarzmić.
— A więc jedziemy jutro do Rottbergu, Annedore? — zapytała
hrabianka. Annedore pokręciła znowu przecząco głową i udowodniła
od razu, że ma silną wolę. Dla niej było pewne, że po raz pierwszy nie
pojedzie do Rottbergu w towarzystwie tego rodzeństwa.
— Nie, jutro jeszcze nie — powiedziała zdecydowanie.
A rodzeństwo musiało się do tego zastosować. Nie wracali też już
w następnych dniach do planu przejażdżki do Rottbergu, raz dlatego, że
nie obiecywali sobie po tym zbyt wielkiej przyjemności, a dwa dlatego,
że Annedore tak zdecydowanie ten pomysł odrzuciła.
Od hrabiego Rudigera nie nadeszła w następnych dniach żadna
wiadomość. Ale przyjaciółka Annedore, Lisa von Karnburg, złożyła
zapowiedzianą wizytę i została bardzo serdecznie przyjęta nie tylko
przez Annedore, ale i przez rodzeństwo. Lisa von Karnburg była
oczarowana rodzeństwem, przede wszystkim hrabią Lotharem, który
zadał sobie rzeczywiście wiele trudu, żeby zrobić na przyjaciółce
Annedore korzystne wrażenie.
— To może' tylko naszą małą baronównę podniecić, jeżeli spost-
rzeże, że również inne młode damy uważają mnie za urzekającego
— powiedział do swojej siostry.
Obie przyjaciółki nie miały wiele czasu, żeby się nagadać, zwła-
szcza że zaledwie przez parę minut były same. I dlatego Annedore nie
musiała udzielać Lisie długich wyjaśnień na temat nieobecności opie-
28
Mimo to jednak przyjaciółka dowiedziała się w trakcie roz-
*' od rodzeństwa, że pomiędzy hrabią Riidigerem a jego mał-
m
° v doszło do poróżnienia i hrabina opuściła zamek Lindeck. Lisa
Z
° Karnburg przyjęła to z niejakim zdziwieniem i zapytała Anne-
° L- pozostaniesz mimo to w Lindecku, Annedore?
— Decyzję muszę zostawić mojemu opiekunowi — odpowiedziała
baronówna.
_ Ach, Annedore, jeżeli nie możesz tu zostać, to przyjedź do
Karnburga. Za cztery tygodnie wrócę razem z rodzicami z tej podróży.
Wówczas nasz dom będzie stał dla ciebie otworem. Mama się ucieszy, że
będę miała towarzystwo.
— Z przyjemnością przyjadę, Liso, dziękuję ci z całego serca.
Z tym przyjaciółki się rozstały.
Hrabia Riidiger tego ranka, gdy odkrył ucieczkę swojej żony,
pojechał do Berlina. W porywie gniewu i złamany bólem z powodu jej
wiarołomstwa, roztrzaskał rzeczywiście wykonane przez rzeźbiarza
Hansa Mosera popiersie swojej żony i kawałki marmuru kazał wrzucić
do stawu przy zamku. Potem czym prędzej poczynił przygotowania do
podróży, wyposażył swego rządcę we wszystkie pełnomocnictwa, prag-
nął bowiem dopaść człowieka, który skalał jego żonę, by się z nim
porachować.
Ten na ogół tak opanowany i spokojny człowiek był w stanie
n
'ezrniernego wzburzenia kiedy wyjeżdżał, chociaż na zewnątrz niewiele
awał po sobie poznać. Ze swym rodzeństwem wcale się nie pożegnał,
a
° tym, że następnego dnia jego podopieczna Anna Dorothea von
ottberg będzie oczekiwana w zamku Lindeck, w zdenerwowaniu
całkowicie zapomniał.
Dopiero w pociągu przypomniał sobie o niej i po przybyciu do
lna
nadał do Lindecku telegram z poleceniem, żeby baronównę
29
Ul
i
przyjęto i traktowano pod każdym względem uprzejmie i troskliwie
Zanim zaś przybył do Berlina, przeczytał po drodze jeszcze kilka i azyl
list, który mu małżonka przed ucieczką zostawiła:
Drogi Rudigerze!
Bardzo mi przykro, że muszę Cię powiadomić, iż nie mogę j
tl2
żyć dłużej u Twego boku. Aby ponowne nasze połączenie, do któ-
rego będziesz być może dążył, uniemożliwić, dałam się uwiesi
Hansowi Maserowi. Niech to będzie dowodem, że rozstanie biorę na
serio.
Dopóki moje serce się nie rozbudziło, mogłam znosić życie
u Twego boku, pomimo wielkiej odmienności naszych charakterów
i pomimo tego, że twój sposób życia tak bezgranicznie mnie nudzil
i denerwował.
Nigdy mnie nie rozumiałeś, a jeżeli nawet utrzymywałeś, że mnie
kochasz, to ja Cię nigdy nie kochałam, choć jako posłuszna córka
mojego ojca. zgodziłam się zawrzeć ten związek z Tobą. Wtedy
bowiem nie znałam jeszcze dobrze mojego serca. Twoja miłość do
mnie też chyba nie była bardzo wielka, jak mi się zdaje, bo
w przeciwnym razie nie oburzałbyś się tak na moje drobne kaprysy,
nie osądzałbyś mnie tak surowo, gdy czasem żartobliwie kogoś
trochę kokietowałam. Nie poczytywałbyś mi takich małych uciech
za przestępstwo, przy swoim ciężkim sposobie bycia. Czułam się
w Lindeckujak uwięziony ptak, tak że nawet Twoje rodzeństwo nie
mogło mnie nie darzyć swoim współczuciem.
Domagałeś się, bym weszła za Tobą w krąg Twoich idei, żeby
nagięła się do Twojego sposobu życia. Równie dobrze mógłbyś o,
mnie żądać, żebym tańczyła na linie. A ponieważ nie mogliśmy »._
niestety, porozumieć, czuliśmy się oboje w tym małżeństwie rozpacz-
liwie nieszczęśliwi. Ty też —ja to wiem.
Dlaczego więc mieliśmy z tępym uporem trwać w nieszczęść,/'
skoro wymagało to przecież tylko jednego, jedynego odważnego
czynu, abyśmy się uwolnili od tych więzów, które nas uciskają? Ja
mam odwagę popełnić ten czyn i jedną błyskawiczną decy:]H
przywracam nam wolność, dając się uwieść Hansowi Maserowi
I oto znowu będzie w moim życiu trochę romantyzmu.
30
K cham Masera, a on się do mnie modli i wszystko we mnie
ż za dobre i piękne. Jest to ognista, namiętna artystyczna
UW<
tura a nie jakiś tam trzeźwy pedant, jakim Ty często bywałeś. On
n
.
na
szczęście, nie oburza i nie gniewa na moje kaprysy. Uważa
wet te kaprysy za czarujące i godne uwielbienia.
Moi rodzice nie żyją, krewnych, którym moim postępkiem
mogłabym sprawić przykrość, także nie mam. Jestem bogata
i niezależna od Ciebie — i w końcu Tobie samemu wyświadczam
przysługę, że Cię od siebie uwalniam. Dlaczego miałabym jeszcze
dalej znosić to męczeństwo u Twojego boku?
Zgódź się więc na rozerwanie naszego nieudanego małżeństwa.
Proszę Cię, poczyń natychmiast starania o rozwód. Ja się zastosuję
do wszystkiego, co Ty w tej sprawie postanowisz. Tylko chcę być
wolna, bym mogła pójść za moim sercem i moim wrodzonym
usposobieniem. Bądź zdrów! Nie gniewaj się, tylko się ciesz, że
starczyło mi odwagi, aby skończyć z naszym nieudanym małżeńst-
wem
Ursula
Co hrabia Rudiger podczas czytania tych słów czuł, nie można było
po jego skamieniałej twarzy poznać. Gdy w domu przy stole podczas
śniadania po raz pierwszy czytał list na oczach obserwującego go
w napięciu rodzeństwa, też miał taką samą nieruchomą twarz. Ale
potem pospieszył do sali, w której Moser urządził sobie pracownię. Tam
stało popiersie jego pięknej żony, lekko frywolnej i kokieteryjnie
uśmiechniętej. Dłużej nie mógł panować nad sobą. Dopiero teraz, gdy
był sam, ogarnął go na moment gniew na tą zadaną zniewagę, więc
złapał ciężki młot, który leżał obok popiersia, i potężnym ciosem
roztrzaskał to dzieło, które stało przed nim niczym świadectwo jego
hańby. W następnej godzinie poczynił przygotowania do podróży, aby
SCI
gać zbiegłą parę i zażądać od Hansa Mosera satysfakcji.
Podczas jazdy do Berlina rozpamiętywał te trzy lata swego małżeńst-
a
- Kochał Ursulę gorąco i z całego serca i wierzył w jej miłość do siebie,
j- > się z nią żenił. Jego poważny, spokojny charakter powodował, że nie
y skłonny wiele mówić o miłości. Od młodości, od śmierci swojej
a
JUkochańszej matki, był człowiekiem samotnym. Ojciec po śmierci
31
żony znalazł sobie bardzo prędko następczynię, kobietę małostkowa
podstępną intrygantkę, chociaż piękną jak obrazek, która robi},
wszystko, żeby ojca od syna oddalić. Spostrzegła bowiem, że pasierl
odnosi się do niej z krytyczną rezerwą. Mściła się za to, siejąc niezgod,
pomiędzy Riidigerem a ojcem, swoje zaś własne dzieci wychowywat
w nienawiści do ich przyrodniego brata. Hrabia Riłdiger cierpiał z tego
powodu, aż stał się cichym, zamkniętym w sobie człowiekiem.
Macocha przez skłonność do rozrzutności doprowadziła ich mają.
tek prawie do ruiny, a gdy umarła, ojciec i syn nareszcie się znowu
odnaleźli. Stało się to dzięki pośrednictwu barona Rottberga, ojca
Annedore, który uświadomił wdowcowi, że go celowo odciągano od
syna. Nastały lata prawdziwej bliskości ojca i syna.
Riidiger pozostał jednak dalej tym poważnym człowiekiem, jakim
go uczyniła jego samotna młodość. Wszystkie uczucia i myśli zamykał
na cztery spusty w swojej duszy. Jego rodzeństwo zachowywało się
wobec niego wrogo i on tak samo nie potrafił okazywać im miłości.
Kiedy ojciec hrabiego Riidigera w dwa lata po swojej drugiej żonie
umierał, było już dla niego jasne, że syn Lothar jest lekkomyślnym
nicponiem, który przyczynił się do zrujnowania go. Na łożu śmierci
prosił Riidigera, żeby nie zostawiał bez pomocy swego rodzeństwa, ale
wziął Lothara w ryzy z całą surowością, na którą on sam nie potrafił się
zdobyć.
Rudiger mu to przyrzekł i z całą świadomością swego przyrzeczenia
dotrzymywał. Ale zrozumiał, że Lothar nie da się uratować.
Potem nagle się zdało, jakby w życiu hrabiego Riidigera zaświeciło
jasne słońce. Zakochał się całym sercem, aż do głębi swej istoty,
w baronównie Ursuli von Wardau i w krótki czas potem wprowadził ją,
szczęśliwy, jako młodą żonę do Lindecku.
Ale jego szczęście miało być krótkotrwałe. Już po kilku tygodniach
spostrzegł, że Ursula nie była taka, jak się spodziewał, nie była istotą
jego pokroju, <tylko lekkomyślnym, powierzchownym stworzeniem,
które swoimi kaprysami i frywolnymi flirtami uczyniło mu życie
piekłem.
Nieżyczliwe mu rodzeństwo dostrzegło, jak to z jego małżeństwem
jest, i starało się ze wszystkich sił, żeby Ursulę jeszcze bardziej od niego
oddalić. Jego brat i siostra popierali jej lekkomyślne kaprysy i sprzy-
32
r się z nią po to, aby móc na złość mu żyć tak, że on nie mógł tego
m
jerzaii s> t
akceptować.
A/Trno to Rudiger próbował wciąż od nowa oddziaływać na swoją
H żonę. Ale ona go po prostu wyśmiewała, wymyślała mu od tępych
m
° ' i zatykała sobie niegrzecznie uszy. gdy jej chciał przemówić do
sll
ffiienia-
Nie udawało mu się zaszczepić swojej młodej żonie jakichś wyższych,
h rdziej idealnych wartości, i dlatego pod wpływem jej szyderczego,
kapryśnego usposobienia umierała powoli jego miłość. Ta głęboka
duchowa wspólnota, do której w swym małżeństwie dążył, stała się
karykaturą. I czuł, że jego rodzeństwo z zapałem współdziała nad
całkowitym rozkładem jego szczęścia z Ursula.
Potem przybył do Lindecku Hań s Moser, aby wykuć w marmurze na
życzenie Ursuli jej popiersie. Poznała go w Berlinie, gdzie w zimie
spędzała zawsze parę tygodni, podczas których z jednego przyjęcia
spieszyła na drugie.
Zapewne hrabia Rudiger już w Berlinie zauważył, że jego żona Mosera
wyróżnia szczególnie. Ale ona przecież często kokietowała mężczyzn,
którzy się jej podobali, a Moser uchodził za porządnego człowieka.
Tak więc Rudiger przyjął go gościnnie, opróżnił mu jeden pokój na
pracownię i nie podejrzewał niczego złego. Posłuszny swojemu szlachet-
nemu sposobowi myślenia, powstrzymał się od wszelkiej podejrzliwości,
bo chociaż uważał swoją małżonkę za powierzchowną i lekkomyślną,
nie posądzał jej jednak o brak honoru.
Teraz już wiedział, że ją ciągle jeszcze zbyt wysoko oceniał, a także
miał zbyt dobre mniemanie o Moserze.
I gdy jechał po śladach tych dwojga ludzi, którzy go oszukali, tylko
jedno uczucie go opanowywało: chciał uzyskać satysfakcję i zmazać
Piamę. która przylgnęła do jego nazwiska.
Przybywszy do Berlina, najpierw nadał telegram w sprawie przyjęcia
nnedore. Potem wynajął samochód, zajechał przed hotel, oddał tam
°ja_ walizkę i natychmiast ruszył dalej, aż za Wannsee, gdzie Hans
°ser zajmował mały dom letniskowy nad jeziorem.
^urtka ogrodowa na posesji Mosera nie była zamknięta na klucz.
a
°ia Rudiger otworzył ją i skierował się szybko ku domowi, skąd
> szedł mu naprzeciw służący.
62
awpieme do szczęścia
33
— Czy mogę mówić z panem Moserem? — zapytał hrabia
na chybił trafił.
i
Służący popatrzył na niego trochę niepewnie. Potem szybko powiej
dział: — Pan Moser wyjechał.
— Dokąd?
— Tego nie wiem.
— A czy nie wiecie też, dokąd waszemu panu posyła się ewentualne
listy? — pytał Riidiger dalej i wcisnął służącemu w rękę sztukę złota,
Ten był tym tak radośnie podniecony, że cofnął się o kilka kroków
kłaniając mu się z podziękowaniem. I w tym momencie hrabia miał
wolny widok na słabo oświetloną sień. Jego bystre oczy odkryły na
wieszaku z garderobą nie tylko kapelusz i palto, w którym Moser
chodził w Lindecku, ale obok także dobrze mu znany jedwabny
prochowiec swojej żony.
Jednym silnym pchnięciem odsunął służącego na bok i zanim ten
zdążył mu przeszkodzić, skoczył do pierwszych drzwi i je otworzył.
Prowadziły do małego, przytulnego salonu, gdzie hrabia Riidigei
ujrzał swoją żonę i Hansa Mosera siedzących blisko przy sobie na
otomanie. Moser okrywał akurat rękę hrabiny gorącymi pocałunkami.
Zaskoczeni tym nieoczekiwanym wejściem hrabiego, zerwali się
z miejsc. Ale na Riidigera nagły widok tych dwojga podziałał otrzeź-
wiająco. Dopadł oto wreszcie człowieka, który musi mu dać satysfakcję.
Swej małżonki nie zaszczycił nawet spojrzeniem.
Szybko podszedł do zaskoczonego Mosera i uderzył go w twarz.
Nastąpiła teraz między dwoma mężczyznami krótka, brzemienna
w konsekwencje scena, która co do swego znaczenia była aż nadto
wyraźna.
Pojedynek ustalono na następny ranek. Rzeźbiarz nie odmówił go
swojemu rywalowi.
Na ustronnej leśnej polanie stanęli ci dwaj mężczyźni naprzeciw
siebie. Hrabia Riidiger był blady i spokojny. W jego kamiennej twarzy
nie drgnął ani jeden mięsień. Tylko w stalowoniebieskich, głęboko
osadzonych oczach, które błyszczały pod wysokim czołem szlachetnie
ukształtowanej twarzy, coś nagle zapłonęło, gdy patrzył na rywala.
Ten pojedynek nie był igraszką, warunki były twarde — ścierano si?
aż do całkowitej niezdolności przeciwnika do walki. Tego wymagał
34
norowy. Hans Moser był przygnębiony i niepewny. Nie miał
kodekS
i
S
p
0
jrzeć swemu rywalowi w oczy.
odw
a
£ ci diger celowa w pier
ł
ł
ś. W parę minut później Hans Moser
krwi na murawie polany, jeszcze żył. Pocisk zeskoczył z żebra
1
t dził mu płuco. Zabrano rannego najszybciej, jak to tylko było
1
US
żliwe, do sanatorium w Wannsee.
m
°Rudiger pojechał z powrotem do swojego hotelu. Kara została
ierzona — chociaż prawdziwym winowajcą była chyba hrabina
I ula Hrabia miał wreszcie satasfakcję. Jeszcze tego samego ranka
Hal się do znanego mu adwokata, aby wszcząć kroki rozwodowe.
Sprawa była całkiem jasna i adwokat zapewniał go, że z rozwodem nie
będzie żadnych trudności, zwłaszcza że małżeństwo jest bezdzietne.
Przed opinią publiczną nie dało się jednak tak całkiem utrzymać
tajemnicy. Na krótki czas ten skandal małżeński stał się okazją do
najrozmaitszych plotek, dopóki jakieś nowe sensacyjne wydarzenie nie
dało materiału do gadania. Informacje w gazetach o całej aferze hrabia
zdołał na szczęście utrącić w zarodku.
Lekarz orzekł, że Moser wyjdzie z postrzału z życiem. A że hrabia
dostał swoją satysfakcję, było mu to obojętne. Jego duszę jednak
przepełniała gorycz, a cierpka, bolesna bruzda, jaka już od czasów
młodości wyżłobiła się wokół jego pełnych wyrazu ust, jeszcze się w tych
dniach pogłębiła.
Krótką karę więzienia w twierdzy, jaką zazwyczaj wymierzano, od
razu odsiedział. Przejmował go teraz i tak wstrętem natychmiastowy
powrót do Lindecku, gdzie cała sprawa spowodowała niemałą sensację
i wywołała plotki, i gdzie, wiedział to zbyt dobrze, czekałaby na niego
radość rodzeństwa z jego nieszczęścia.
Przelotnie też myślał o baronównie Rottberg, swojej podopiecznej.
Ale choć na ogół był obowiązkowy, teraz myśl o niej nie mogła wpłynąć
na
J
e
go postępowanie. Na razie była przecież w Lindecku bezpieczna,
On
skoro tylko się trochę uspokoi, napisze do niej i podejmie wobec
nie
J dalsze postanowienia.
Szybciej niż się spodziewał, zwolniono go z więzienia, bo część kary
rowano mu w drodze łaski. Postanowił wrócić do Lindecku. Cztery
godnie go tam nie było, ale nawet ten krótki okres czasu pozwolił mu
yskać równowagę psychiczną.
35
Jeszcze raz pojechał do Berlina, gdzie mieszkała kuzynka
zmarłej matki, pani von Stein, wdowa po oficerze. Już słyszała o je«.
sprawie. Ta rozumna i dobrotliwa kobieta zawsze darzyła hrabiegj
Riidigera serdecznym zainteresowaniem, on wiedział o tym. Przv
n
^
potrafił mówić o swoich przeżyciach otwarcie, a ona umiała go pocieszy]
W pewnym momencie Riidiger zbaczając z tematu, powiedział:
— Przyszedłem, oczywiście, do ciebie, ciociu Johanno, nie tylko
to, żeby z tobą porozmawiać o tych niewesołych sprawach. Jeszcze jed
pilna rzecz przywiodła mni&.tutaj. Mam do ciebie prośbę.
Pani von Stein popatrzyła nań w napięciu: — Mam nadzieję, że
mogła ją spełnić, Riidigerze, sprawiłoby mi to przyjemność.
— Wiem, ciociu Johanno. No więc zamierzam zrobić zamach
twoją wolność.
— Na moją wolność?
,
— Tak. Wiesz, że jestem opiekunem młodej baronówny Rottberj
której
rodziców
dobrze
przecież
znałaś.
.,
— Rzeczywiście. To było co prawda dawno temu. Jej ojca znalajj
lepiej niż jej matkę, którą tylko przelotnie spotykałam, bo dopóki twój;
macocha rezydowała w Lindecku, ja tam nigdy nie bywałam. A barojj
Rottberg ożenił się przecież dopiero po śmierci twej matki. Poza t;
baronowa Rottberg zmarła bardzo młodo. Spotkałam się z nią tył
parę razy tu w Berlinie. Była to miła, urocza kobieta.
— Tak, to prawda. A baron Rottberg był moim dobrym przyjaci
leni, był dla mnie jak ojciec, któremu wiele zawdzięczam. No więc c
powierzył mi, jak wiesz, opiekę nad swoją córką i postanowił w swój
ostatniej woli, że baronówna, po ukończeniu pensji u pani dr Dumo
ma mieszkać aż do osiągnięcia pełnoletności lub zamążpójścia w Lind
ku, pod moją opieką.
— Całkiem słusznie, Riidigerze, to jest mi wiadome. A teraz dal
— No więc baronówna była na pensji zamiast dwóch lat trzy la;
bo tak sobie zażyczyła. Ja jej tego nie broniłem, wręcz przeciwnie, byłe
z tego rad. Nie mogłem się też, choć było mi z tego powodu przykr
bliżej z nią zżyć, nigdy nie pozwalałem jej przyjeżdżać do Lindecku
wakacje... bo w moim domu panowały takie przykre stosunki, że
chciałem wprowadzać tam tej młodej istoty prędzej, niż to będ
bezwarunkowo konieczne. Ale teraz termin minął, i dłużej nie mógł
36
• • • i dala od mego domu. Tak więc poprosiłem ją, żeby
trzyma^ j ^ Lindecku. Termin jej przyjazdu został ustalony na
prz>j
ec
.
z
j
e
£ po ucieczce mojej ony. We wzburzeniu ca kowicie
ż
ł
liaSt?I)
jąłem o mającym już-już nastąpić przyjeździe baronówny. Teraz
/a
^° wracam, podczas gdy ona mieszka już w moim domu od około
czterech tygodni.
Skończyła dziewiętnaście lat, więc moja opieka trwać będzie jeszcze
roku. W tej sytuacji potrzebuję na ten czas bezwarunkowo damy
\ towarzystwa, pod opieką której baronówna będzie mogła żyć
moim domu. Ja jestem jeszcze stosunkowo młodym mężczyzną i nie
noee sam, mimo obecności mojej siostry, mieszkać razem z taką młodą
damą w jednym domu. Poza tym mojemu domowi brak gospodyni.
fakiejś obcej osoby jednak nie chciałbym angażować, bo te stosunki
wymagają wiele taktu. I, kochana ciociu Johanno, pomyślałem egois-
tycznie o tobie. Gdybyś ty przyjechała do Lindecku, miałbym wszystkie
kłopoty z głowy. Czy mogę spodziewać się od ciebie takiej ofiary?
Pani von Stein słuchała tego uważnie, wreszcie się uśmiechnęła.
— Drogi Rudigerze, aby ci wyświadczyć przysługę, poniosłabym
chętnie każdą ofiarę. Twoje przyrodnie rodzeństwo nie będzie jednak
zbyt zachwycone moim przybyciem, bo nie żywimy wzajemnie do siebie
sympatii, ale nie będę się tym kierować. Zawsze chętnie przebywałam
w Lindecku, z wyjątkiem tego okresu, gdy rządziła tam twoja macocha.
I takiej wielkiej znów ofiary wcale dla ciebie nie poniosę, jeżeli tu na jakiś
czas zamknę mój cichy wdowi dom i do ciebie przyjadę.
Ucałował jej rękę. — Dziękuję ci, ciociu. Zdejmujesz mi kamień
z
serca. Kiedy będziesz mogła przyjechać?
Zastanowiła się. — No więc... parę dni będę jednak potrzebowała na
u
Porządkowanie tego mojego małego gospodarstwa. Zostawię je pod
°Pieką swej starej służącej. Ale zbyt długo nie powinieneś na mnie
ac. Dokładnego terminu nie mogę jeszcze podać, ale myślę, że
, •
Zlen
m
i wystarczy na przygotowania. W każdym razie zadepeszuję ci,
y przyjadę, żebyś mógł po mnie wysłać na dworzec samochód.
Hrabia Riidiger bardzo się ucieszył z tej obietnicy. W ostatnich
lac
h pobytu w więzieniu, jeszcze pełen troski, zastanawiał się nad tym
zystkirn. Teraz był spokojniejszy. I przez dobrotliwe słowa pociesze-
la
udało się pani von Stein go trochę uspokoić.
Późną nocą przybył hrabia do Lindecku, a o świcie już wyjectiJ
konno. Pognało go do Rottbergu. Ponieważ kilka tygodni go tam ii|
było, chciał się rozpatrzeć, aby spotkać się z baronówną ze świadomej
cią, że wszystko w jej posiadłości jest w porządku.
Jego pierwsze pytanie po powrocie do domu dotyczyło baronówny!
i odetchnął z ulgą, gdy służący mu powiedział, że przybyła do Lindeclgj
zdrowa i że, jak się zdaje, już się tu całkiem zaaklimatyzowała.
Swego przyrodniego rodzeństwa hrabia Riidiger jeszcze nie spotkał
Już spali, kiedy przybył, i jeszcze spali, kiedy rano wyjeżdżał. Tak że
mógł się z nimi przywitać.
l
Naturalnie również Annedore dotąd nie widział. Ta, jak zwykłej
zjadła śniadanie z jego rodzeństwem i dopiero przy tej okazji
dowiedziała, że hrabia Riidiger powrócił w nocy do domu.
— Dziś rano skoro świt pojechał już znowu na pola — poinfor
mowała ją hrabianka.
Annedore pomyślała, iż to bardzo niegościnnie ze strony hrabiego
Rudigera, najpierw się z nią nie przywitać przed opuszczeniem domu
Hrabianka zdawała się odczytywać tę myśl z jej twarzy. — No i mas
od razu próbkę jego bezwzględności, Annedore. Zamiast nareszcie
zatroszczyć się o ciebie i cię w swoim domu serdecznie powitać, on jedzie
na pola, żeby mu się tylko nie zmarnowało ani jedno ździebełki
— podjudzała ją złośliwie.
Zanim Annedore zdążyła coś odpowiedzieć, hrabia Lothar dodaf
— Dziś rano dostałem z pocztą bardzo interesujący list od moje
pułkowego kalegi, Platena, który mi wreszcie udzielił informacji
temat Rudigera i Ursuli.
Obie panie popatrzyły na niego w napięciu. — No mówże prędk
Lotharze! — ponagliła go hrabianka.
— Zaraz, Lilly. No więc Platen mi donosi, że rotmistrz vi
Trauenstein z naszego pułku był za sekundanta w pojedynku pomię
38
ffl
a
Hansem Moserem. Riidiger przestrzelił Moserowi płuco,
p.iidig
e
<
z
j
e
j
a
na
utrzymanie go przy życiu. Rudiger miał odsiedzieć
a
'
£
karę więzienia w twierdzy i został potem ułaskawiony.
k
r
° -
ec
[ore całkiem zbladła ze zdenerwowania. A hrabianka krzyk-
ła nie panując nad sobą:
_L Mój Boże, jakie to okropne! To do Rudigera podobne, że dybał
a
życie niewygodnego dla siebie rywala.
11
Na to Annedore zaprotestowała. — Ja sądzę jednak, że hrabia
R"dieer miał do tego prawo. Jako obrońca swego honoru, nie mógł
postąpić inaczej.
Hrabianka skrzywiła się. — On jest w każdym razie sam sobie
winien, że tak daleko się posunął. I nic nie zmieni faktu, że na jego
rękach jest ludzka krew. Ja dostaję dreszczy ze strachu przed nim. Kto
wie, czy Moser jeszcze nie umrze. Czy niczego od Platena nie dowiedzia-
łeś się o Ursuli?
— Tak. Pisze mi, że ona całkiem oficjalnie objęła w sanatorium,
dokąd Mosera odwieziono, opiekę pielęgniarską przy nim.
Hrabianka Lilly klasnęła w ręce. — O, brawo! To do Ursuli
podobne. Ona jest odważna i dzielna i nie da się zastraszyć gadaniem
plotkarzy, tylko idzie za głosem swego serca. Czy nie uważasz,
Annedore, że to godne podziwu, iż ona całkiem swobodnie i otwarcie
przyznaje się do swojej miłości, na przykór wszystkim?
Przez chwilę Annedore milczała, a potem powiedziała w ten swój
uczciwy, zdecydowany sposób: — Hrabina ciągle jeszcze nosi nazwi-
sko swego męża, któremu przysięgała wierność u ołtarza. Czystości
tego nazwiska powinna, moim zdaniem, strzec tak długo, jak długo je
nosi.
Ach, nie bądź taka surowa i małostkowa, Annedore! Ty akurat
°orze nie wiesz, jak Ursula cierpiała przez ten brak zrozumienia ze
str
ony męża i przez tę jego surowość.
~~ Nie, tego nie wiem. Ale nic na to nie poradzę, Lilly, że nie potrafię
°zumieć i przebaczyć takiego sposobu postępowania jak postępek
wy. Jeśli chciała swoje małżeństwo rozwiązać, mogła chyba znaleźć
h '
Slnn
^ ^°
te
g°> bardziej honorową drogę. Nazwisko, które przyjęła
0
Jej powierzonym dobrem, a to dobro trzeba zawsze, cokolwiek
się
;
J
e
> szanować.
39
dzi
— O, Annedore, minęłaś się z powołaniem, bo byłby z ciebie nie?]
kaznodzieja! — hrabianka nie mogła się powstrzymać, żeby tego
powiedzieć.
Wówczas na czole Annedore pojawiła się mała zmarszczka gnie\v
t
Hrabia Lothar widział to i szybko zmienił temat. Ujął jej rękę i podniós
ją z wielką czcią do ust.
— Ma pani rację, najdroższa baronówno, Riidiger nie mógł inacz<
postąpić. A pani przekonania są godne podziwu. Szczęśliwy te
mężczyzna, któremu będzie wolno złożyć cześć swego nazwiska w ta
czyste ręce jak pani. Wiele jednak w tym winy Riidigera, że jegi
małżeństwo uległo rozbiciu. Ale Ursula powinna była przecież najpien
wyjaśnić wszystko pomiędzy sobą a swym mężem, zanim oddała si
innemu. Tak czyste serce jak pani nie jest w stanie zrozumieć takie]
błędów. Wypowiedział to swoim ujmującym głosem i rzucił Liii
ostrzegawcze spojrzenie.
“Mój Boże, co za głupia gęś", pomyślała hrabianka. Ale jednał
natychmiast się opamiętała. — Może i masz rację, Annedore. Al
gdybyś musiała patrzeć na to, jak Riidiger swoją żonę dręczył, też byś j;
usprawiedliwiała, tak jak ja to czynię. Bardzo mi jej żal.
Hrabia Lothar podjął teraz zręcznie inny temat, i obie młode dani]
skwapliwie i ochoczo to podchwyciły.
Gdy skończono śniadanie, hrabia Lothar zapytał: — Czy za-
czynamy dziś naukę jazdy, baronówno? Pani amazonka przecież już
wczoraj nadeszła, a więc nie musimy dłużej z tym zwlekać.
Oczy Annedore się zaświeciły. — Jeśli mi wolno pana trudzić... to
bardzo chętnie będę gotowa. Trzeba było jeszcze pewien drobiazg przy
tej sukni poprawić, ale teraz to już zrobione.
— Dobra. Będzie to dla mnie przyjemność. Kiedy mam ka/ać
osiodłać dla pani Minkę?
— Mnie odpowiada każda pora, zmierzę tylko jeszcze moją ama-
zonkę. Potem'będę gotowa.
— A więc powiedzmy o godzinie dziesiątej?
Annedore z uśmiechem skinęła głową. — Zgoda... bardzo się cieszę
Ucałował jej rękę i rozeszli się.
Hrabianka Lilly odprowadziła Annedore do jej pokoju. Chciała s
1
?
przekonać, czy ta mała poprawka wypadła ku jej zadowoleniu.
40
ie
dzia», gw ••—— -- r-- -
.,
dore pokręciła z
uśmiechem głową. — Ja nie potrzebuję
,ki nigdy żadna mi nie była potrzebna.
ci potrzebna, jesteś przecież już dorosłą młodą
"L- Ale ty też nie masz pokojówki, Lilly.
Hrabianka westchnęła z rezygnacją. — Bo Riidiger żadnej dla mnie
trzvma. A za te moje skromne pieniądze na drobne wydatki nie mogę
hie "iei zaangażować. Do tej pory Ursula dawała mi zawsze do
d ozycji
swo
ją pokojówkę. Była to doskonała, zręczna osoba. Miała
nieprawdopodobnie wiele gustu. I byłam przez nią bardzo rozpiesz-
czana. Teraz muszę zadowalać się służącą, bo Ursula, oczywiście, swoją
pokojówkę ze sobą zabrała. A ta służąca jest, ku mojej rozpaczy, taką
niedojdą. Popatrz tylko, jaka kiepska jest moja fryzura!
Annedore popatrzyła na fryzurę Lilly. — Uważam, że jest bardzo
ładna.
— Ach, bo ty w ogóle nie masz pojęcia, co to jest szykowna fryzura.
Ty pewnie układasz sobie włosy sama?
— Tak.
— No, przy twoich cudownych włosach, które się kręcą z natury, to
możliwe. Ale najpierw powinnaś sprawdzić, co zrobiłaby z nich zręczna
pokojówka. Jeżeli chce się być nienagannie i ze smakiem ubraną
i wszystko mieć bezbłędne, to trzeba mieć pokojówkę. Ty sobie przecież
możesz na to pozwolić.
Annedore, uśmiechając się, objęła hrabiankę.
— No dobrze, poproszę hrabiego Riidigera, żeby mi zaangażował
Pokojówkę, a potem będę ci ją oddawać do dyspozycji według
upodobania.
Hrabianka gwałtownie zaczęła ją całować. — O, jakaś ty dobra...
dobra, droga Annedore! To by było urocze z twojej strony.
Annedore sięgnęła po swoją amazonkę, która leżała rozłożona na
le
-1 pokazała hrabiance poprawione miejsce.
~~ No, spójrz na to! Czy tak jest dobrze?
Hrabianka sprawdziła i kiwnęła głową zadowolona. Potem przyło-
>ła
do siebie suknię przed lustrem.
sisz sobie zaangażować jakąś zręczną pokojówkę, Annedore
""
- J-- T-criłCT/ła Ar\ r\r\lrr*m
l usw
, i 1
•
,
ovvl
edziała, gdy weszła dojokoju
Ani
pokojó
Teraz
41
— Jest nadzwyczaj szykowna! Ty jesteś szczęściara, możesz
SQ
sprawiać wszystko, co zechcesz. Pieniądze dla ciebie nie grają przeć
żadnej roli. Ja, biedaczka, muszę niestety jeszcze nosić moją amazoi
z ubiegłej jesieni, bo kieszonkowe na drobne wydatki nie pozwala
sprawić sobie nowej.
Annedore roześmiała się. — Jak tragicznie ty to powiedziałaś, Li
Ja uważam, że twoja amazonka jest bardzo ładna. Takie suknie
przecież zawsze z bardzo dobrego materiału. I myślę, że ten tutaj będ;
mi służył przez dobrych kilka lat.
Lilly uniosła ręce, drżąc ze zgrozy. — Kilka lat? Na miłość bosk
Annedore, to przecież już od dawna niemodne.
— Czyż strój do konnej jazdy też ma zależeć od mody, Lilly?
myślę, że najważniejsza rzecz, to to żeby był praktyczny i wygodny,
Hrabianka pokręciła energicznie głową. — Proszę cię na wszystk
świętości, Annedore, nie wykreuj się czasem na zacofaną wieśniaczk
jakich tu po sąsiednich majątkach pełno. One potrafią tak długo noi
swoje amazonki, aż im całkiem zetleją, i wyglądają w nich jak strachy n
wróble. Te damy noszą też w spokoju ducha jedną sukienkę wieczorów
przez kilka sezonów pod rząd, przyozdabiając ją na każde przyjęcie inn;
kokardą, co nazywają “modernizowaniem". Nie cierpię tego słowa
Wyglądają szkaradnie w tych żałośnie zmodernizowanych paradnycl
szatach. Ursula miała zwyczaj o tych damach mawiać, że zalatuj:
proszkiem na mole i rupieciarnią.
Annedore roześmiała się wesoło. — Och, tyś ze zgrozy zupełni
pobladła, Lilly.
— Nic dziwnego! Nie, Annedore, tego ci nie wolno zrobić, ni(
możesz być taka zacofana. Riidiger już i tak robi mi wyrzuty, że sobii
sprawiam za wiele toalet. Te niemodne strachy na wróble majaczą ntf
przed oczyma jako świetlany przykład. I gdybyś ty też chciała wprow*
dzić takie konserwatywne zwyczaje, to powiedziałby: “Popatr? n
3
baronównę Annedore! Ona jest jedną z najbogatszych dziedziczek
a wydaje na toalety mniej pieniędzy niż ty". Już słyszę w duchu te pełń*
namaszczenia słowa. Nie Annedore, nie rób mi tego, proszę cię!
Baronówna znowu się roześmiała. Nie potrafiła właściwie zrozumi^
strachu Lilly. Ale łagodnie ją uspokajała. — A więc w twoim interesuj
będę się ubierała podług najnowszej mody, chociaż muszę otwarcie stf
42
•znać
ją
P
0
"
0
,
te
g
0
nie rozumiem — odparła hrabianka kręcąc głową. — Ja
"~ tniej codziennie chodziłabym w innej sukni.
na
J
c
pj
a
m
nie to byłaby raczej kara niż przyjemność.
u/ tvra momencie zapukano do drzwi. Annedore zawołała, żeby
•" Na progu pojawił się służący i zameldował, że hrabia Rudiger
W
i prosić baronównę Rottberg, żeby przyszła do jego gabinetu.
a
ec
jore popatrzyła na Lilly. Zrobiło jej się trochę duszno przez ten
eldunek. Miała uczucie, jakby coś ciężkiego legło jej na sercu.
__ Zaraz przyjdę — powiedziała.
Służący zniknął.
Hrabianka zaś roześmiała się szyderczo. — Dostojny pan opiekun
rozkazał i jego wychowanka słucha pokornie. Zrobiłaś się zupełnie
blada, Annedore. Sądzę nawet, że się boisz Riidigera. — I nawet się nie
zastanowiła, że to by nie było nic dziwnego, gdyby po tych wszystkich
okropnościach, jakich się tu o hrabim Riidigerze nasłuchała, wkradł się
do serca baronówny strach.
Ale Annedore wzięła się w garść.
— Ach nie, strach to to nie jest. Ale całkiem szczerze, Lilly, myślę, że
było lepiej, gdy hrabiego Riidigera nie było w domu.
Hrabianka westchnęła. — Masz rację. I właśnie to on mógłby teraz
poczekać, aż tobie będzie to odpowiadało. Ty przecież też musiałaś
czekać, kiedy jemu spodobało się cię przyjąć. A przede wszystkim to on
powinien ci złożyć wizytę, zamiast po prostu tak cię wzywać przed swoje
oblicze. Niestety, on zawsze robi tylko to, co mu się podoba. Jeśli będzie
chciał przeciągnąć tę rozmowę dłużej, to nie będziesz gotowa do jazdy
0
dziesiątej.
Annedore popatrzyła niepewnie na swoją amazonkę, — Tak,
usznie! Ach, droga Lilly, będziesz chyba tak dobra i powiesz hra-
w
£m
,
U
^
otnarow
i) co i jak. Niech mi wybaczy, jeżeli będę niepun-
— O to się nie martw. Lothar będzie czekał cierpliwie. Wiesz, on się
°ardzo cieszy, że go zaakceptowałaś jako nauczciela jazdy konnej.
W
°góle... odkąd tu jesteś, on się dziwnie zmienił. Ja sądzę, że jesteś na
na
Jiepszej drodze, aby stać się dla jego serca niebezpieczną.
43
' że mogę polubić suknię dopiero wtedy, gdy przez dłuższy
czas
Annedore popatrzyła przestraszona w twarz Lilly i zaczerwieniła sj
— Ach, Lilly, jak możesz coś takiego mówić!
Z szelmowskim uśmiechem hrabianka uderzyła się po ustach.
— Na miłość boską, ależ ze mnie gaduła! Gdyby Lothar
s
domyślił, że ja wygadałam się z jego tajemnicą! Nie, Annedore,
QJ
możesz mnie zdradzić. Proszę, zapomnij o tym, co ci wypaplałam!
Annedore przesunęła ręką po czole, jakby się jej zrobiło gorąco
— Tak, chcę zapomnieć. A teraz idę do hrabiego Riidigera. D<
zobaczenia potem!
— Do zobaczenia, Annedore! I nie daj zapanować nad sobą tem
twojemu opiekunowi.
Annedore pokręciła głową i szybko wyszła. Hrabianka patrzyła z
nią błyszczącymi oczyma.
Zdaje mi się, że to małe serduszko plonie już dla Lothara. Wiec.,
tym lepiej, pomyślała.
Annedore zaś stała jeszcze przez chwilę za drzwiami i przyciskała
obiema rękoma walące serce. Nie wiedziała, czemu była tak bardzc
przestraszona, gdy hrabianka powiedziała: “Jesteś na najlepszej drodzt
do tego, żeby stać się dla jego serca niebezpieczną".
Hrabia Lothar bardzo jej się podobał. Jego przymilny sposób bycia,
jego zdobywcze spojrzenia i ta cała jego rzucająca się w oczy galanteria
wobec niej nie były bez wpływu. Zbyt niedoświadczona i sama zbyt
uczciwa, żeby umieć odróżniać szczerość od fałszu, nie wiedziała, czy
jego sposób bycia jest jej miły, czy niemiły. W każdym razie uwaga Lilly
zaniepokoiła ją. Po raz pierwszy w jej życiu jakiś młody mężczyzna
w taki sposób z nią obcował.
Hrabia Lothar był wytrawnym zdobywcą serc niewieścich i umiał
swoimi wypróbowanymi środkami dobrze się posługiwać. Tu, gdzie mu
bardzo zależało na osiągnięciu sukcesu, uruchomił cały swój czar.
Wiedział, że ma nóż na gardle. Jeśli Riidiger mu i tym razem nie pomoże,
będzie zgubiony. A po Riiigerze można się było spodziewać, że po swoje)
ostatniej groźbie nic więcej już dla brata nie zrobi i słowa dotrzyma
Wówczas byłby tylko jeden ratunek: szybkie zaręczyny z bogatf
dziedziczką, co by mu otworzyło nowy kredyt.
Annedore nie miała pojęcia, że jest przedmiotem zimnej kalkulacj
1
obydwojga rodzeństwa i że współpracują oni ze sobą planowo nad t)
44
tą dziedziczkę, wpędzić w ramiona Lothara. Czuła jednak,
ab
-'-'
ą
'
A
je się jej l°
s
- I oprócz tego lękała się pierwszego spotkania
/e
decy
R
^j“
erem
. Niepewna jak się do niej ustosunkuje?
z hrab
1
^
ira
sne
}
a
s
ię energicznie z tego przygnębienia i szybko zeszła po
°
trZ
h Na dole stał w wielkiej sieni w wyczekującej postawie ten sam
SC
^°
a
który jej przekazał wiadomość od hrabiego.
SłUŻ
7^ał się przed nią w ukłonie i poprosił, by poszła za nim.
flczeniu prowadził ją do innego skrzydła zamku, które hrabia
R
-^er zamieszkiwał sam, ponieważ pokoje hrabiny stały teraz pustką.
Pr"ed° gabinetem hrabiego służący zatrzymał się i otworzył drzwi,
meldując baronównę.
Annedore westchnęła i weszła.
Hrabia Riidiger podniósł się z fotela i stał wyprostowany na środku
pokoju, gdy weszła Annedore. Szybko ruszył jej naprzeciw. W jego
oczach, które patrzyły ze smutkiem i z bólem, niespodziewanie zabłysło
zainteresowanie.
W ciągu tych trzech lat, gdy jej nie widywał, wyrosła z niezgrabnego,
nie rozwiniętego podlotka piękna młoda dama, która stała przed nim
z dumną gracją.
Annedore patrzyła wielkimi oczami na tego wysokiego mężczyznę,
którego szlachetne rysy opanował wyraz, jaki widuje się tylko u nie-
szczęśliwych ludzi. Doznała bardzo dziwnego uczucia na jego widok.
y*° jej tak, jakby poczuła gdzieś w środku ostry ból. Nie umiała sobie
^80 uczucia wytłumaczyć, nie bardzo było nawet dla niej jasne, na
utek czego się ono w jej duszy objawiło. Hrabia wyciągnął do niej
?
KG
.
"~~ Witam w Lindecku, baronówno Annedore! Proszę mi wybaczyć,
°piero teraz mogę panią powitać. Nie było mi dane zaczekać do pani
>jazdu, i nie z własnej woli też musiałem być tu tak długo nieobecny.
le
-C proszę mi wybaczyć, że dopiero teraz się o panią zatroszczyłem!
45
Z ociąganiem złożyła swoją rękę w jego dłoni. — Ja wiem, że mi-
pan poważne przeszkody, więc nie wymaga to wcale wybaczeń
— odparła.
— Podsunął jej fotel, a ona zauważyła, że na dźwięk jej słów czół
mu nagle poczerwieniało. Oboje usiedli. Posępnymi oczyma popatrzy
jej w twarz.
— Słyszała pani, co mnie zatrzymało z dala od Lindecku?
Skłoniła głowę i nie wiedziała, czemu serce jej tak mocno i głośni
w piersi wali.
— Tak... słyszałam.
Wziął głęboki oddech. — Pani pozwoli, że przejdziemy nad tym d<
porządku dziennego. Przeprosić muszę jeszcze panią za to, że kazałen
jej tu przychodzić. Szukałem pani najpierw w pomieszczeniach ogól
nych, ale dowiedziałem się, że pani już poszła do swojego pokoju. Ni<
chciałem zaś dłużej już zwlekać z powitaniem pani. I w końcu jest to tej
najspokojniejsze miejsce, gdzie możemy bez przeszkód ze sobą por<»
mawiać.
— Nie musi się pan usprawiedliwiać, hrabio Rudigerze.
Skłonił się. — Gdy panią zapraszałem do Lindecku i do mojego
domu, tak jak zarządził pani ojciec w swej ostatniej woli, a pragnął,
by jego córka tu przebywała do osiągnięcia pełnoletności, miał ten
dom jeszcze swoją panią. Niestety to się zmieniło. Nawet myślałem
o tym, czy nie byłoby bardziej wskazane pozwolić pani mieszkać
w Rottbergu pod opieką jakiejś damy do towarzystwa, ale wtedy
ostatnie życzenie pani ojca, które jest dla mnie święte, nie byłoby
spełnione. Na szczęście przyszło mi do głowy pewne wyjście. Poprosiłem
kuzynkę mojej zmarłej matki, panią von Stein, o to, aby na ten okres,
jaki pozostał pani do pełnoletności, przybyła do Lindecku — dla mnie
jako pani domu, dla pani jako dama do towarzystwa i opiekunka. Mafl
nadzieję, że się pani na to zgodzi. W przeciwnym razie nie będę pan'
zmuszał do pozostania w Lindecku, tylko pozwolę pani pojechać do
Rottbergu.
Jeszcze przed chwilą Annedore pragnęła Lindeck opuścić. Ale gdy
teraz hrabia Riidigern postawił ja przed tą decyzją i patrzyła w jeg°
posępną, nieszczęśliwą twarz, to tego przekornego pragnienia nie mógł*
wypowiedzieć.
46
ostawiam panu podjęcie decyzji, panie hrabio — powie-
działa-
na
n
ją j
zr
ozumiał, że pragnie to młode stworzenie,
mi dumnymi oczami zatrzymać w Lindecku.
7
CZ
7H ło ńiu się przecie, jakby szedł od Annedore von Rottberg jakiś
okajający urok i rozjaśniał jego zasępioną duszę.
USP
Odetchnął głęboko.
__ \Vobec tego proszę, żeby pani pozostała w Lindecku, baronówno
edore. Pani von Stein już wkrótce obejmie swoją funkcję. Zresztą
• ka
so
bie pani całkiem spokojnie po drugiej stronie zamku,
innym skrzydle, z moją siostrą. Pani von Stein też tam będzie
z paniami mieszkała. Mam błogą nadzieję, że pomimo wszystko chyba
dobrze będzie się pani czuła w moim domu. Chyba już się pani z nim
trochę zżyła, prawda?
Skłoniła głowę. — Tak już się stało. Hrabia Lothar i hrabianka Lilly
w tak niezwykle miły i serdeczny sposób zachowywali się wobec mnie, że
bardzo prędko poczułam się w Lindecku, jak w domu.
W jego oczach błysnął niepokój. Przenikliwie i badawczo spoczęło
teraz jego spojrzenie na jej twarzy. Czy to możliwe, aby to młode
stworzenie zgadzało się z jego rodzeństwem?
Nie mógł w to uwierzyć.
Musiałaby nie być córką swoich rodziców, żeby znajdować upodo-
banie w tak powierzchownych istotach jak Lothar i Lilly, pomyślał.
Oczywiście, w ciągu tych krótkich tygodni było niemożliwością, żeby
baronówna poznała się na prawdziwej naturze jego rodzeństwa. Bardzo
°brze wiedział, jak mądrze potrafią się oni maskować i jak potrafią być
m
'li i dobrotliwi, jeśli chcą.
~~ Miała pani dobrą podróż tu do nas? — zapytał.
~~ Dziękuję, wszystko poszło bardzo dobrze.
Ale czy pani dr Dumont wysłała z panią swoją siostrę do
ar
zystwa, jak to uzgodniłem, dowiedziawszy się, że sam nie mogę
pa
ni towarzyszyć?
j
f
~~~ Tak, towarzyszyła mi aż do Lindecku i wyjechała następnego
A czy niczego tu pani nie brak? Podobają się pani jej pokoje?
~~~ Dziękuję, mam wszystko i jestem zadowolona.
47
pó
z
— Może ma pani jakieś życzenia, które mógłbym spełnić?
Annedore popatrzyła nań niepewnie. Działo się z nią coś cafe
dziwnego. Czuła, że ten mężczyzna wywiera na nią jakiś wpływ,
Stv
którego nie może się wydostać. I było jej teraz tak, jakby sły
s
szyderczy głos Lilly: “Wkrótce ciebie on też weźmie w ryzy, tak
i nas". Obudziło to w niej przekorę. Wyprostowała się, jakby gotowa
walki.
— Istotnie, mam parę życzeń.
— Proszę bardzo, niech mi się pani z nich zwierzy.
— Przede wszystkim chciałabym mieć konia pod wierzch. Chcę i
nauczyć jeździć. Hrabia Lothar łaskawie zaofiarował się mnie uczj
Strój dojazdy konnej i wszystko, co do tego potrzeba, już kazałam soi
przysłać. A nauka ma się zacząć dziś. Hrabianka Lilly pożyczy mi swo
Minki, do czasu aż będę miała swojego konia. Hrabia Lothar chciałbj
naukę doprowadzić do końca, dopóki ma urlop, i wobec tego i
chcemy z tym dłużej zwlekać.
W tej swojej niepewności wyrecytowała to z wielkim zapałem, jak
się bała, że on może mieć coś przeciwko temu.
Lekki uśmiech przemknął wokół jego pełnych wyrazu ust.
— W najgorszym razie mógłbym przecież i ja prowadzić dalej i
naukę jazdy, gdyby mój brat nie zdążył jej doprowadzić do kona
Zresztą już z góry przeczuwałem pani życzenie. Właśnie przed mora
wyjazdem zakupiłem dla pani konia pod damskie siodło. Była ti
sprzyjająca okazja, którą wykorzystałem. Ten koń stoi w rottberskif
stajni. Kupiłem go od pana von Rammnitza, którego majątek granic?
od wschodu z Rottbergiem tak, jak Lindeck od zachodu. Dlategi
kazałem go na razie przetransportować tylko do Rottbergu. Może oi
być jednak szybko dostarczony do Lindecku... już dziś w ciągu dnia
Dlatego proszę panią wyrzec się jeszcze na dziś tej lekcji jazdy. Nie je*
wskazane na samym początku dosiadać różnych koni. Może pojedz*
pani dziś zetnną do Rottbergu. Będzie pani mogła wówczas o
sobie tego konia. Słyszałem, że jeszcze tam pani nie była. Na pc
przecież pragnie pani zobaczyć znów swój dom rodzinny, gdzie
yi
rzeczy będzie pani przypominało pani drogich rodziców. Zadbałem o t"!
żeby tam wszystko zostało po staremu. Wszystkie pomieszczenia ^
jeszcze w tym stanie, w jakim zostały opuszczone przez pani rodzic
48
• wionę ich duchem. Jeżeli to pani odpowiada, możemy tam
J
eszCZ
lfdziś przed południem.
poje
cfta
*
nne
dore się zaświeciły i ożywiły. Dziwna rzecz, ale nie było
^
C
ic nieprzyjemnego w tym, że miała pojechać do Rottbergu
d
'
a
warzystwie hrabiego Riidigera.
NV
I0
Odpowiada mi. Wobec tego powiem hrabiemu Lotharowi, że
śTeszcze nie rozpoczniemy nauki jazdy.
dzlS
J_
Ą
i
a
w takim razie proszę, żeby za godzinę była pani gotowa.
R
i m już dziś wcześnie rano w Rottbergu i zarządziłem, żeby tam
każdej porze było wszystko przygotowane na pani przybycie.
_ j
0
będę mogła jeździć do Rottbergu tak często, jak tylko ze-
chcę?
_ Naturalnie! Kto miałby pani w tym przeszkodzić?
Zaczerwieniła się pod wpływem jego zdziwionego, pytającego
spojrzenia. — To już pan dziś rano był w Rottbergu? — zapytała
szybko, zbaczając z tematu.
— Tak, to była moja pierwsza wyprawa. Ponieważ dłuższy czas
byłem nieobecny i nie mogłem, jak zwykle prawie codziennie, tam
zaglądać, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. Musiałem szybko
odrobić swoje zaniedbania.
Popatrzyła na niego zdziwiona. — To tak często jeździł pan do
Rottbergu?
— Tak, oczywiście. Obiecałem przecież pani ojcu czuwać nad
Rottbergiem tak, jak czuwam nad moją własną posiadłością.
— To miał pan pewnie wiele kłopotu z tą funkcją, którą mój ojciec
Pana obarczył?
O to człowiek nie pyta, kiedy chętnie podejmuje się takiej funkcji.
> a to funkcja honorowa, baronówno, i ja z przyjemnością się jej
Jąłem, ponieważ mogłem w ten sposób wyświadczyć przysługę
o
°
Jemu
drogiemu przyjacielowi, którym był dla mnie pani ojciec, kiedy
*
m
ną za życia po ojcowsku opiekował.
Aleja się stałam przez to pańską dłużniczką, hrabio Riidigerze.
śc
P
' baronówno, J
a
miałem do spłacenia dług, dług wdzięczno-
_ ani ojciec znaczył kiedyś dla mnie wiele, bardzo wiele, i wspierany
'a
1
P
an
' niezapomnianą matkę, pomógł mi przebić się przez ciężkie
re
go się nie zapomina.
> szczęścia
i
ty
49
Zdumionymi oczyma patrzyła Annedore mu w twarz. Wzbier
a
w niej jakieś ciepło, coś bardzo miękkiego, zapragnęła złapać jego m
i trzymać się jej, jak ręki przyjaciela. Ale potem znowu to uczucie na»
w niej zamarło. Przypomniała sobie, co o tym człowieku słys;
Niestety zatruty siew zapuścił już mocne korzenie. Broniła się up^
przed tym ciepłym uczuciem i przed tym wpływem, jaki on już zaczął u
nią wywierać. Może mówił tak do niej tylko dlatego, żeby poczuła s
bezpiecznie.
— A czy nie mógł pan nadzoru nad Rottbergiem pozostaw
spokojnie rządcy? — zapytała najwyraźniej znacznie chłodniej.
Uśmiechnął się jak na słowa dziecka. — Rządca jest co prawd
pracowitym człowiekiem, ale to mnie powierzono odpowiedzialność 2
nadzór i ja miałem zachować w swoich rękach naczelne adminisi
rowanie majątkiem. Ale niechże się pani tym nie niepokoi. To b]
bardzo drogi obowiązek, który mi nigdy nie ciążył. Czy jeszcze ma pai
jakieś życzenia?
— Tak... ja... chciałabym mieć pokojówkę.
— Nic nie stoi temu na przeszkodzie. Zaraz napiszę do pani vo.
Stein i poproszę ją, żeby zaangażowała jakąś pokojówkę i przysłała ją d(
Lindecku. Ona wybierze dobrze i roztropnie.
— Dziękuję panu — odparła Annedore, poniekąd zdziwiona, _
wszystkie jej życzenia tak łatwo są spełniane, że przechodzą tak gładko
bez żadnego sprzeciwu.
— Czy czymś jeszcze mogę służyć? — dopytywał się hrabia.
— Nie... na razie nie, dziękuję. Chciałabym jeszcze tylko wiedzieć
skąd mogę dostać pieniądze, jeżeli czegoś będę potrzebowała.
— Wystarczy tylko, że się pani do mnie zwróci, baronówno. ZreszR
co miesiąc będę zaopatrywał panią w sumę, którą pani ojciec wyznaczy
dla pani na stroje i drobne potrzeby, aż do osiągnięcia przez pani!
pełnoletności. Trzymam się i będę się trzymał tych przepisów i zaopa
1
'
rywał panią zawsze w odpowiednim czasie w należną jej kwotę, chyba ^
będzie pani wolała przekazywać mi po prostu swe rachunki
uregulowania.
— A jeśli oprócz tego będę potrzebowała trochę pieniędzy? ,
— Wówczas musi mi pani powiedzieć, na co je pani potrzebuj
i wtedy ja będę decydował o tym, czy pani te pieniądze otrzyma, cz} r
50
się hardo, gotowa do walki. Jego ostatnie słowa
ł si? y,o^
w
'
a
^
cza<
^
sr
°S°ść charakteru opiekuna. — Tak więc
/a
usiała n#
nu
zdawać sprawę z każdego feniga, którego wydam?
będ? -j
z
^miechem głową. — Tak nie powinna pani tego
^°'eć- Tylk^ Jeśli będzie chodziło o większe sumy, musi mi pani
r
°
ZU
Hziec, na
co
J
e
P
am
cnce
zużytkować. To tylko taki środek
P°
wl
y żeby P
am
P
rz
y ty
m
sw
°i
m
braku doświadczenia sama sobie
vrza.dzi}a szkody. Młode damy przeważnie nie znają wartości
Toś ją
w
tych słowach drażniło, bo już była pod zgubnym wpływem
hrabiego Lothara i hrabianki Lilly.
_- Wartość pieniądza jest mi też całkiem obojętna... dla mnie
pieniądze nie mają wcale znaczenia.
Znowu uśmiech przemknął przez jego twarz. — Jak to dobrze zatem,
że pani ojciec powziął postanowienie, żebym nadzorował pani wydatki.
Jeszcze pani zacznie doceniać wartość pieniądza.
— Chyba nie! Ja nigdy nie będę przykładała wagi do posiadania
pieniędzy. Uważam za obrzydliwe takie liczenie i skąpienie ich — powie-
działa z pogardą.
Jej słowa poruszyły go jak naiwność dziecka. Jego posępną twarz
rozjaśnił uśmiech, płynący z poczucia wyższości nad nią.
— Na szczęście nigdy nie znajdzie się pani w takiej sytuacji, żeby
musieć z lękiem liczyć. Ale tak obrzydliwe wcale, jak pani sądzi,
pieniądze i ich wartość nie są. Niektórych przyjaciół można sobie
zdobyć tylko za pieniądze.
Jego słowa zdawały się być przy jej braku doświadczenia przy-
znaniem się do tego, że przywiązywał się do pieniędzy, tak jak twierdziło
P
rz
yrodnie rodzeństwo. Wstała i wzruszyła ramionami. Ale już nie
* dawała się w ten temat.
~~ A zatem za godzinę będę gotowa do wyjazdu do Rottbergu.
11
również wstał. — Mam nadzieję, że tam zastanie pani wszystko
0
sw
°Jej myśli. Do zobaczenia zatem za godzinę!
Gdy Annedore wyszła od hrabiego Rudigera, spotkała Loth;
i jego siostrę w dużej sieni. Musiała najpierw przezwyciężyć l
zakłopotanie, a przecież nie wiedziała, dlaczego.
— Dobrze, że pana spotykam, hrabio Lotharze. Nie potrzebuje p
dziś nastawiać się na naukę jazdy. Ma się ona zacząć dopiero jutro, j
na moim własnym koniu. Hrabia Rudiger właśnie już kupił dla mi
konia. Stoi w stajni Rottbergu. Powiedziano mi, że będzie lepiej, jeż
nie będę próbowała jeździć najpierw na innym koniu.
Przez twarz Lothara przeleciał zdecydowanie wyraz gniewu, a hi
bianka powiedziała nienawistnie: — Mogę sobie wyobrazić, że Rudig
wydał bezwarunkowo inne dyspozycje niż my. Musi przecież dać
odczuć, że jest twoim opiekunem, Annedore.
Ta spojrzała niepewnie hrabiemu Lotharowi w twarz. — Czy pan ti
nie sądzi, że będzie lepiej, jeśli zacznę naukę jazdy konnej od razu
moim własnym koniu? Dla mnie było to przekonywające.
Lothar wzruszył ramionami. — O tym będę mógł zdecydowi
dopiero wtedy, gdy poznam konia. Nie wiem, czy będzie się on tak sań
dobrze nadawał do nauki jazdy jak Minka.
— Jeszcze dziś zostanie tu przetransportowany z Rottbergu.
— No dobrze, więc musimy zaczekać do jutra.
— Tak. Mnie też to całkiem odpowiada, ponieważ jeszcze da
przed południem wybieram się na przejażdżkę do Rottbergu.
— Jedzie pani do Rottbergu?
— Tak.
Hrabia Lothar czekał na próżno, że Annedore go zaprosi, aby
jechał z nimi. Nie zrobiła tego. Również hrabianka nie została
proszona. Tak więc hrabia Lothar, żeby ukryć swój gniew, powiedz^
— Dłużej niż do jutra jednak nie powinniśmy tej nauki przesuwa'
jeżeli chcemy osiągnąć dobry rezultat.
— Tak, jutro na pewno! I niech się pan nie martwi, hrabio Lothai
Jeśli będę bardzo złą uczennicą i będę robiła postępy bardzo wolno
w najgorszym razie lekcje jazdy ze mną poprowadzi hrabia Rudiger.
mi to powiedział.
• j^ouiai zirytowany zagryzł wargi. — Dzieło, które ja zaczy-
h 'ałbym też doprowadzić do końca, baronówno Annedore.
n
-
c
trz
yła nań wystraszona. To nie było dobrze powiedziane,
el się i objął ją płomiennym spojrzeniem. — Nie użyczę nikomu
^
TłC
v iaka mi pani okazała. I osiągnę cel, jeżeli tylko pani włoży w to
tpl łflSKl* J "
t
.
•drobinę dobrej woli.
7 rumieni^
3
si? pod wpływem jego płomiennych oczu. — Zadam
sobie wiele trudu, żeby pana zadowolić.
Uiał J
e
J
r
?k? ' przycisnął do ust. — Baronówno... ja się już tak
bardzo cieszyłem na tę dzisiejszą lekcję jazdy.
Szybko wyrwała rękę z jego dłoni i pobiegła pędem schodami na górę
do swojego pokoju, aby się ubrać na przejażdżkę do Rottbergu.
Hrabia Lothar popatrzył za nią pobłyskującymi zwycięsko oczyma.
Jej zmieszanie, jej czerwienienie się napełniało go nadzieją.
Gdy na górze zniknęła mu z oczu, podszedł blisko do swej siostry
i szepnął: — Jeśli Rudiger mi nie pokrzyżuje planów, prawdopodobnie
t? grę wygram. Nasza mała baronówna zdecydowanie się już rozpala. Ja
się znam na tych delikatnych symptomach.
— To by było wspaniale, Lotharze — odparła hrabianka cicho.
— Teraz jednak pójdę za nią i posłucham, o czym ona z Riidigerem
rozmawiała. Może ja też będę mogła jeszcze trochę ten ogień podsycić.
— Zrób to, Lilly, to nie zaszkodzi.
— Kiedy porozmawiasz z Riidigerem w sprawie tych dziesięciu
tysięcy marek?
Hrabia Lothar zrobił się nagle nieswój, co widać było po jego minie.
Jeżeli tylko będzie to możliwe, to jeszcze dziś.
Skinęła głową i poszła schodami na górę, podczas gdy jej brat udał
S1
? do swego pokoju.
~~ Przeszkadzam ci, Annedore? — zapytała w progu.
Ta
Pokręciła przecząco głową. — Nie, Lilly.
To mogę jeszcze z tobą trochę pogawędzić, kiedy będziesz się
Pobierała?
~~ Pewnie. Proszę, siadaj.
bed •
lan
^
a
osunęła się na fotel. — Dziś przed południem nie
obi ,f
m
^
S
^ P
raw
^
e
widziały. Pewnie wrócicie z Rottbergu dopiero na
52
— Ja też tak myślę.
— A w ogóle to ci nie zazdroszczę tej przejażdżki. Riidiger p
ot
być nieprawdopodobnie nudny. On potr-afi godzinami milczeć.
Annedore roześmiała się. — Ach, j& też to potrafię. Wó\v
c
,
będziemy oboje milczeli. Nie będę czute przez to nudy. Ja pot
ra
rozmawiać sama ze sobą bardzo dobrze, jeśli tak: musi być.
— Ty jednak jesteś zupełnie inna niż ja. A
w
ogóle to jak b
u Rudigera? Pokazał pewnie należycie, kto tu jest panem.
— O nie! Był bardzo poważny i wyglądał dość posępnie. Ai
e
można przecież zrozumieć po tych jego niedawnych przeżyciach. P
0
tym był całkiem miły.
— Naturalnie! On jest mądry i chce, żebyś poczuła się najpien
bezpiecznie. Dla swojej żony też był z początku samą miłością i do
rocią, dopóki na wszystko, czego żądał, mówiła tak. Skoro jedna
potem chciała okazać swoją własną wołg, zaczęła się wojna. Tak sam
zrobi z tobą. Strzeż się przed nim! On ujarzmia wszystko, co tylko żyj
w jego pobliżu.
Annedore miała przy tych słowach Lilly jakieś niewyraźne
7\nf*mr\a i > ^r,-, •,«:,,.
T“ “ : _ i - * _i . .
J
'
przyjemne uczucie. - Ja nie sądzę, żeby on chciał
mnie
ujarzmić, Lilii
— No to zobaczymy. Dopóki będziesz chciała tego czego on chd
zostawi ci swobodę. Ale skoro tylko zechcesz z
to
bić coś, co będ
sprzeczne z jego pragnieniem, będzie cię upOKarz^} tak jak nas
Annedore wyprostowała się hardo. Słowa Lilly osiągnęły pożądao
skutek. A Annedore me domyślała się nawet, ż
e
Lilly z wyrachowani
podburzają przeciwko jej opiekunowi. Bo ta obawiała się, że Riidige
tak bez zastrzeżeń me zgodzi się na związek Annedore z Lotharem IB
wszelki wypadek byłoby dobrze, żeby Annedore u
m
i
a
ł
a
mocno mu
postawić i przeprowadzić swoją wolę.
— Ja na pewno nie dam się upokarzać, Lilly,
o
to
mo
żesz bJ
zupełnie spokojna. A poza tym zostanie zaangażowana dla
pokojówka.'
Hrabianka spojrzała na nią uradowana. — Naprawdę?
— Tak.
— O, to wspaniale! Czy to Riidiger zamieści ogłoszenie w gazeci«j
— Nie. Mówił o tym, że jedna z jego krewnych pani von :
która mieszka w Berlinie, ma mi zaangażować jakąś pokojówkę
54
a
więc pani von Stein? A nie powiedział ci, czy ta
dama nie zaszczyci nas czasem tu niebawem?
£
]vf'wisz to tak dziwnie. Czy ta pani von Stein nie jest miła?
nka cierpko się roześmiała. — Ta kochaniutka ciotka
i Boże broń... to straszna, podstępna intrygantka. Znam ją
J°"
a
" ... ,
m
i to było miło. To jest kuzynka matki Rudigera i chyba
leniej n
lzu
y
Ji
" "~ ~'
.
A
na to liczyła, że zostanie jej następczynią. W każdym razie z całej
A
v nienawidziła mojej biednej matki i intrygowała przeciwko niej...
ółki z Riidigerem. Dopóki moja matka żyła, bywała bardzo rzadko
i indecku. Za to Riidiger bardzo często bywał u niej w Berlinie. I oboje
tu rozpętywali zawsze niezłe piekło przeciwko mojej matce. Zaledwie
biedaczka umarła, kochana ciotunia Johanna pojawiła się w Lindecku
i tygodniami się tu szarogęsiła. I ona, i Rudiger robili potem wszystko,
co było w ich mocy, żeby Lothara i mnie oczerniać przed papą.
Przeforsowali w końcu to, że Rudiger stał się znowu ukochanym
dzieckiem papy i że papa przyznał mu te wszystkie prawa nad nami. Od
nas całkowicie się oddalił. A kochaniutka ciotunia Johanna z tym swoim
uśmieszkiem Madonny pojawia się teraz każdego lata w Lindecku na
kilka tygodni. Są to najokropniejsze tygodnie w całym roku. Lothar
wystrzega się przyjazdu w tym czasie do Lindecku. Ursula też jej nie
mogła znieść. Ciągle była w złym humorze, kiedy ciotka Johanna
zapowiadała swój przyjazd. Teraz... ty też ją poznasz. Przyjedzie na
pewno również tego lata z wizytą do Lidecku.
Annedore patrzyła na hrabiankę całkiem blada i wystraszona.
O, Lilly... w takim razie będziesz bardzo nieszczęśliwa z powodu
te
go, co ci muszę wyznać.
~~ Co mi musisz wyznać? Czy ma to coś wspólnego z ciotką
Johanną?
- Tak.
~~ Pewnie wkrótce przyjedzie?
Tak, już w najbliższych dniach, i to nie na kilka tygodni,
lecz
na
• • na tak długo, jak długo ja będę w Lindecku. Hrabia
Rudiger
"
l
J4, by pełniła tu obowiązki pani domu i mojej damy do
'
2
ystwa.
-•-jaLwa.
.^Hrabianka Lilly zapadła się bez ducha w fotelu. — O mój ty Boże!
s
Jeszcze mi brakowało. Czy to prawda, Annedore?
n
d!u
§o...
Poprosił
to\\
a
55
— Tak, hrabia Riidiger to powiedział — odparła całkiem
zpaczona dziewczyna.
Hrabianka wyszła z siebie. Skoczyła na równe nogi i zdenerwo\v
a
zaczęła chodzić po pokoju tam i z powrotem. — Jakie to straszne. j
a
okropne! Trudno sobie to wprost wyobrazić! Ta obłudnica...
a
Annedore, to jest dla mnie rzeczywiście straszna wiadomość.
Annedore wyglądała tak, jakby uginała się wprost pod ciężan
winy. — Najdroższa Lilly, to ja jestem temu winna. Tylko ze względu
t
mnie hrabia Riidiger zaprosił ją do Lindecku. Tak więc byłoby chyl
lepiej, gdybym się zdecydowała przenieść do Rottbergu i tam mieszk
z moją damą do towarzystwa. Hrabia Riidiger pozostawił mi wól
wybór.
— Tak... w takim razie lepiej by było, żebyś się zdecydowała i
Rottberg. Tam byłabyś jednak sama sobie panem.
Annedore kiwnęła głową. Sama teraz już nie wiedziała, czemu sień
zdecydowała na Rottberg.
— Kochana Lilly, tylko nie bądź na mnie zła! Po prostu obawiałan
się, że w Rottbergu będę sama, podczas gdy tu mam ciebie i hrabiego
Lothara do towarzystwa.
Hrabiance wydało się to jakby wyznaniem, że Annedore obawia sij
rozłąki z Lotharem. To ją szybko udobruchało. Jeżeli jej i Lothara plant
się urzeczywistnią, to i tak przecież wszystko będzie inaczej, a ona nie mi
się już co obawiać pani von Stein. Objęła Annedore i ucałowała ją.
— Tylko nie rób takich wystraszonych oczu, kochana Annedore,
Nie mogłaś przecież wiedzieć, co wywołasz. I w końcu ta kochaniutbt
ciotunia Johanna i tak pewnego dnia pojawiłaby się w Lindecku, żeby oj
osiąść, bo Ursuli już tu nie ma. A więc uspokój się. My sobie nie daffl!|
chodzić po głowie takiej ciotce Johannie.
Annedore odetchnęła z ulgą. — Chwała Bogu, że się na mnie
gniewasz, Lilly.
— Gniewać się na ciebie? Ach, Annedore, na to za bardzo cię
W międzyczasie Annedore zdążyła się przebrać. Spojrzała na c
zegarek. — Mamy jeszcze pół godziny czasu. Może pójdziemy na
czas na taras, Lilly?
— Chętnie. Może zastaniemy na dole Lothara. On się ucieszy, jfj
jeszcze przez chwilkę dotrzymasz nam towarzystwa. Już i tak był bard
2
"!
56
• musi się ciebie na dzisiejsze przedpołudnie wyrzec, bo
. A jemu tak potrzebne jakieś drobne roz-
do
KUHI
>
VI
&— *~ j—.— —-
r
~ —— - _ _ - _,..
iedzi
£S
. ^
mus
j dziś wyspowiadać się Riidigerowi ze swoich^
s\esele
n
> ^
u
^
ar(
j
zo
c
jężk
o
na
duszy.
l
~° ' >re popatrzyła przed siebie w zamyśleniu. — Mam
nadzieję,
itrzebnie trapicie, bo hrabia Riidiger na pewno pomoże. Jest
absolutnie wykluczone, żeby skazywał swego brata na
0
niw—
au
J
J
^tracenie, jeżeli może temu zapobiec.
Hrabianka westchnęła. — Tego nie jestem pewna. Riidiger nas
nienawidzi.
— Lilly! — krzyknęła Annedore przerażona.
Hrabianka energicznie kiwnęła głową.
— Tak, on nas nienawidzi, bo jesteśmy dziećmi naszej matki. On
papie nigdy nie przebaczył, że się z moją matką ożenił. A my nie możemy
mu przebaczyć, że naszą matkę prześladował swoją nienawiścią.
Annedore wydawało się, że wreszcie rozumie antypatię tego ro-
dzeństwa do hrabiego Riidigera. Sądziła, że to głównie miłość do ich
zmarłej matki każe się tym dwojgu tak wrogo odnosić do opiekuna.
Jeżeli nawet do tej pory zdawało się jej niekiedy, że Lilly we wrogo-
ści do swego przyrodniego brata posuwała się za daleko, to teraz
potrafiła to zrozumieć. Ta wrogość wypływała z dobrego, szlachet-
nego uczucia: z miłości do własnej matki. Objęła więc serdecznie
hrabiankę.
— Biedna Lilly, jakie straszne są te stosunki dla ciebie i hrabiego
Lothara.
Hrabianka kiwnęła smutnie głową. — Tak, Annedore! Ja chętnie
ym to wszystko zniosła, ale tak mi żal Lothara. Popatrz, on z tym
Olm
uwielbieniem życia, pogodnym usposobieniem, z tą swoją
1
ością do wszystkiego, co dobre i piękne, musi biedować, musi
? iern dozować sobie każdą drobną przyjemność, jaką chce sprawić,
zaś gdy j
e
g
O
w
łasny brat ma wszystkiego w bród, a skąpi każdego
& j którego trzeba wydać na Lothara. Nie masz pojęcia, co Lothar
^cierpieć... a ja z nim.
t
y
“
- -—.^ Annedore pogłaskała Lilly po włosach. — Gdybym
s\ve
e
m
°^
a
Wam
pomóc, Lilly — powiedziała współczująco z głębi
dobrotliwego serca. I znowu wezbrała w niej złość na hrabiego
57
n
An
zes
i
to
Zd
Riidigera, który kazał swym bliskim krewnym biedować przez n
skąpstwo.
A przecież naprawdę nie wygląda na człowieka o podłym cha
terze, pomyślała. Znowu poczuła ten ostry ból w piersi, którego
potrafiła sobie wytłumaczyć.
Ramię przy ramieniu poszły teraz obie młode damy na taras. 7,
zastały hrabiego Lothara, który znudzony przeglądał czasopi
sn
Zerwał się na ich widok i wyszedł im naprzeciw. Jego rozpromieni)
spojrzenie zapadło głęboko w przepełnione współczuciem serce y
nedore. Zachowywała się wobec niego szczególnie miło i dobrotliwie
odczuwała palące pragnienie, żeby móc przyjść mu z pomocą.
Jakże łatwo mogłabym to zrobić, pomyślała. Co by to dla mn
znaczyło, gdybym z mojego wielkiego majątku podjęła dziesięć tysię<
marek, aby mu je dać. Wówczas wydobyłby się ze wszystkich tarapató
1
Ale nie wypowiedziała na głos tej myśli. I w końcu pocieszyła się ty
przekonaniem, że hrabia Riidiger mu przecież pomoże.
On musi to zrobić. W przeciwnym razie będę nim pogardzała, jei
tak na zimno skaże swego brata na zgubę, myślała.
l
Wszyscy troje gawędzili ze sobą z ożywieniem i w podnieceniij
Hrabia Lothar nawet parę razy głośno się roześmiał. Wówczas A
nedore znowu pomyślała: oczy się śmieją, ale serce krwawi. I dlatego ti
śmiech sprawiał jej ból.
W trakcie rozmowy hrabia Lothar powiedział: — Jaka szkoda, że na
możemy być przy tym, kiedy pani po raz pierwszy po tak długim czas|
przekroczy znowu próg swego rodzinnego domu, baronówno
nedore.
Wydała się sama sobie niewdzięczną, że nie tylko nie żałuje.
nawet się z tego cieszy.
— Może będziemy mogli w najbliższych dniach raz jeszcze pojech*
do Rottbergu. Wówczas będę już tam trochę zadomowiona i będę mój?
przyjąć pana i Lilly jako pani zamku. Hrabia Riidiger pozwala
jeździć do Rottbergu tak często, jak tylko zapragnę.
— Trzymamy panią za słowo — odparł Lothar — chętnie by
1
!
kiedyś zwiedził zamek Rottberg.
Była rada, że tą obietnicą może ulżyć swemu zgnębionemu s"i
mieniu. — Powinien pan to zrobić. A jak już będę trochę pewni J
58
koniu, pojedziemy wierzchem do Rottbergu we trójkę,
się
ństwo przystało na to skwapliwie. — Na to cieszę się
^°'i -
P
baronówno, i będę dla pani zapalonym nauczycielem,
5ZCZe
" mogli już wkrótce wybrać się na tę wycieczkę — powiedział
fSfpatrząc jej głęboko w oczy.
W tym momencie wszedł na taras pan zamku, i jednocześnie
ochód zajechał przed bramę.
5
Hrabia Riidiger przywitał się ze swoim rodzeństwem poważnie
kojnie i. jak Annedore dla samej siebie skonstatowała, bez ciepła,
p tem zwrócił się do niej. — Jeżeli jest pani gotowa, baronówno, to
możemy zaraz wyruszać.
Podniosła się natychmiast z fotela. — Jestem gotowa, wezmę jeszcze
tylko z sieni kapelusz i płaszcz.
Skłonił się i podał jej ramię, aby poprowadzić ją do samochodu.
W sieni, kiedy ona zakładała kapelusz przed lustrem, wziął od służącego
jej płaszcz i pomógł jej go założyć.
Hrabia Lothar i jego siostra podeszli do balustrady tarasu i patrzyli
w ich stronę. Annedore pomachała im z uśmiechem ręką, kiedy wsiadała
do wozu. — Do widzenia! — zawołała serdecznie.
Również hrabia Riidiger pomachał swojemu rodzeństwu. Ale
Annedore wydało się to pożegnanie chłodne i powściągliwe.
Przez chwilę hrabia Riidiger i Annedore siedzieli w milczeniu na-
Prceciwko siebie. Teraz mieli czas i okazję, żeby się badawczo sobie przyj-
^ec. Oczy Annedore wisiały na rysach twarzy jej towarzysza jak zaklęte.
obl
mo
§ł° to być możliwe, ażeby człowiek z tak szlachetnym
'czem, z tak bezwzględnie wytworną powierzchownością miał małos-
K
°^- Podłą duszę?
Hr K-
St
C
^ka tylko surowy i twardy, bo jest nieszczęśliwy, myślała.
a
Riidiger zwrócił nagle na nią oczy.
59
na
Na moment zalśniły one ciepłem, gdy spoczęły na rysach tej
dziewczęcej twarzy. Uznał, że Annedore wspaniale się rozwinęła i
te jej ciemnoniebieskie oczy prześwieca bogata dusza.
Jakżeby się jej rodzice cieszyli, gdyby swoje dziecko takie
przed sobą ujrzeli, pomyślał.
I było mu jej żal, bo była sierotą. Robił sobie wyrzuty, że przez te tr*
lata, gdy przebywała na pensji, nie zatroszczył się o nią osobiście, ^j
było to już dziś dla niego żadnym przekonywającym usprawied
liwieniem, że to stosunki w jego domu skłoniły go do tego, iż trzymał i
do tej pory z dala od siebie.
Westchnął ciężko. — Musi mi pani wybaczyć, droga Annedore, j
jestem takim cichym towarzyszem podróży. Mam tę nieprzyjemną cecin
samotnych ludzi, że jestem bardzo milczący — powiedział.
W zamyśleniu popatrzyła mu w oczy. Nazwał się samotnyj
człowiekiem, on, przy którym stali dotąd młoda żona, brat i siostra.
— Proszę pana, panie hrabio, niech pan na mnie nie zwraca uwagi
Ja też jestem naturą milczącą. Ja też jestem samotnym człowiekiem.
Ugodziło go to jak wyrzut. — Czy u pani dr Dumont nie czuła sij
pani dobrze? Znalazła tam pani chyba jakąś miłą przyjaciółkę, z któri
nie chciała się pani rozstać.
Skłoniła głowę.
— Tak, znalazłam tam przyjaciółkę. Odwiedziła mnie zresztą taks
na kilka godzin w Lindecku, będąc tu przejazdem. I była przez wszystkie
te lata, gdy zostałam sierotą, jedynym człowiekiem, który był mi bliskij
Czoło mu poczerwieniało. — To mnie ugodziło jak wyrzut, l tfll
wyrzut sam już sobie robiłem. Powinienem był się więcej o pani
1
]
troszczyć, niż to robiłem.
Pokręciła przecząco głową. — Nie musi pan sobie robić tegf
wyrzutu. Byłam przecież dla pana obca.
— Nie powinna nią pani być, ponieważ jest pani córką swoi»
rodziców. I ja nie mam żadnego innego usprawiedliwienia jak tylko t*
że za bardzo byłem zajęty swoim własnym losem... i że, niestety, dane D"
było się przekonać, że nie znalazłaby pani w moim domu ani kawałP
ciepłego, przytulnego miejsca. W przeciwnym razie zapraszałbym pafl#
żeby pani przynajmniej wakacje spędzała w Lindecku. Tak w
uważałem, że lepiej będzie trzymać panią z dala od tego wszystkiej
60
, pani patrzeć w Lindecku na różne rzeczy, które mogłyby
1gla
przygnębiająco na pani młodą duszę.
twarz miała wyraz, który dziwnie ją wzruszył.
~ obawiam się, że i teraz przyjechałam w niedogodnym dla pana
__ powiedziała.
vf'leżał przez chwilę i patrzył na nią badawczo. Potem pokręcił
aco głową. — Nie, na pewno nie. Nigdy nie mogłaby pani tu
f*
rZet
echać
w
niedogodnym dla mnie czasie. Przykro mi tylko, że nie
mogę P
ani
zaofiarować bardziej pogodnego nastroju.
__ O, niech się pan tym nie przejmuje! Ja się do tej pory bardzo
dobrze czułam w Lindecku.
Znowu popatrzył na nią badawczo.
— Zaprzyjaźniła się pani z moją siostrą przez te dni? Słyszałem, że
jesteście na ty.
Zdawało jej się, że w jego oczach czyta jakby dezaprobatę. Usztyw-
niło to jej przekorę. — Tak, Lilly zaofiarowała mi uprzejmie swoją
przyjaźń. Ja bym się tak zaraz nie odważyła, żeby ją o to prosić. Ale ona
od razu była taka miła wobec mnie, i się tak bardzo dobrze rozumiemy.
Coś lekko zadrgało wokół jego ust. — Moją siostrę nie tak łatwo
zro/umieć, baronówno Annedore. Pani dopiero się nauczy ją rozumieć,
jak dłużej z nią pani pobędzie. Ja z przyjemnością zrobię wszystko, co
w mojej mocy, żeby z pani serca przepłoszyć to uczucie osamotnienia,
o którym pani przedtem mówiła. Niedługo też przecież przyjedzie pani
von Stein, pod której opieką będę mógł panią wprowadzić do towarzy-
stwa.
— Jeśli idzie o mnie, to nie musi mi pan torować drogi do zawierania
za
nych znajomości. Bardzo proszę nie zwracać na mnie uwagi. Już i tak
mi
przykro, że ze względu na mnie zechciał pan fatygować do
Lln
decku panią von Stein.
smiechnął się. — Dzieje się to nie tylko ze względu na panią, mnie
Liii
na
J
est
gospodyni dla mojego domu... również ze względu na
dób ^
an
*
V
°
n
^
tem
cn
?tm
e
przyjedzie. Na pewno będzie się pani z nią
(j
a
2e
/^umiała. Pani von Stein znała pani rodziców. Pani ojciec
2
Pa ^
cz
?
sto
bywał w domu Steinów, ponieważ był zaprzyjaźniony
Pa
m
Von
Steinem, który, niestety, już znacznie wcześniej zmarł niż
'" ojciec.
61
Wbrew woli Annedore jej zainteresowanie wzrastało, akurat ui
go, że pani von Stein została jej przedstawiona przez dwie strony \v
różny sposób. — Pani von Stein jest już od dawna wdową? — zapyt
— Tak... prawie od trzydziestego roku życia. A bardzo kochi
swego męża. Chociaż nie żyła po jego śmierci w cieplarniany
warunkach, dochowała mężowi wierności. A mogła niejednokro^
wyjść powtórnie świetnie za mąż, bo była piękną i miłą kobietą, i jeszc
dziś jest bardzo przejemną, szlachetną osobą.
Dziwne uczucie ogarnęło Annedore przy tych słowach. Kto;
wizerunek pani von Stein był prawdziwy? Ten nakreślony przez Lii
czy ten, jaki dopiero co nakreślił hrabia Rudiger? Może prawda la
pośrodku, pomyślała. W każdym razie była teraz ciekawa znajomo!
z panią von Stein.
Samochód tymczasem dotarł już na obszar Rottbergu.
— Tu zaczyna się pani królestwo, baronówno. Znajdujemy się tera
na pani ziemi — powiedział hrabia Rudiger.
Rozejrzała się naokoło z żywym zainteresowaniem. —Ach... tam p
drugiej stronie rosną królewskie dęby na skrzyżowaniu, skąd rozchodź
się drogi do Lindecku, Rammnitzu i Rottbergu. A tam... buczynowi
góra z małym pawilonem widokowym, który papa kazał wybudować
— krzyknęła, owładnięta wspomnieniami.
— Nachodzą panią wspomnienia ze stron rodzinnych. Zbyt dług
tu pani nie było.
— Tak... o wiele za długo! Odczuwam to dopiero teraz. Całkiem
wyraźnie przypominam sobie, jak papa prowadził mamę i mnie po rai
pierwszy na górę do tego pawilonu z pięknym widokiem. Kazał gt
wybudować w zupełnej tajemnicy, ponieważ mama bardzo lubiła widol
stamtąd. O, widzę go w duchu przed sobą, ten widok: w tle
a pomiędzy nimi i nami srebrna wstęga rzeki. I u stóp tej buczyno^
góry, z drugiej strony, zamek, z jego wykuszami i wieżami. Czasai"
1
widziałam to we śnie.
Umilkła zdyszana i popatrzyła na buczynową górę. I rapte"
1
odwróciła się znowu do niego. Popatrzyła w jego ciepłe oczy, i na
zrobiło się jej tak dobrze na duszy.
Poczucie związku ze stronami rodzinnymi, pomyślała. A
szybko zapytała:
62
Ale gdzie jest Schliiderynka?
~~~ schliiderynka? — zapytał zdumiony.
~~~~ x
ffl
iała się. — Ach, nie wie pan, kto to jest Schluderynka? Mój
• ia też mogłam o niej zapomnieć. Ten pawilon przypomniał
' hluderynce. Ona była tamtego dnia też z nami na górze i po-
11
° am kawę i wafle, które ja tak lubiłam. Mam na myśli panią
^tfliider, była mamką i późniejszą garderobianą mojej matki, która
/byłaz nią do Rottbergu już wtedy, kiedy wprowadzała się tam jako
młoda żona.
Na skutek tego dziecięcego uniesienia twarz mu się rozjaśniła.
_ Ą
C
h tak, ma pani na myśli panią Schluder! No więc zastanie ją pani
teraz w Rottbergu. Pani ojciec wyznaczył jej w testamencie dożywotnią
synekurkę klucznicy w Rottbergu.
_ Jakże mnie to cieszy! Ona była taka przywiązana do mojej matki.
— Również do pani, baronówno Annedore. Ona mnie zawsze
pytała o pani zdrowie i co się z panią dzieje, kiedy tylko mnie spotkała.
W oczach Annedore pojawiło się wilgotne lśnienie. — A ja prawie
o niej zapomniałam... nie mogę sobie tego wprost wybaczyć. Taka
stałam się obca mojemu domowi. A teraz nagle jest mi tak, jakbym nie
mogła się już doczekać tej chwili, kiedy postawię stopę na progu mego
ojcowskiego domu.
W chwilę potem wóz jednym szarpnięciem zatrzymał się przed
wjazdem do zamku. I gdy Annedore spojrzała potem w górę, krew jej
spłynęła do serca. Wejście było obramowane girlandą z zielonych liści
1
Wlos
ennych kwiatów, i ta girlanda wiła się także wokół wykutego
w
kamieniu herbu jej rodu. “Wierny i wytrwały", ta dewiza Rottbergu
jypisana była na wstędze pod herbem. A pod tym wisiała wśród
iatow prosta biała tarcza. Na niej czyjaś niewprawna ręka wypisała
lmi
literami słowa: Niech Bóg pobłogosławi powrót naszej młodej
-p
na l °
Wsz
^
st
^° Podziałało na wrażliwą duszę Annedore tak mocno, że
wst
AVytrącona
z
równowagi, wybuchnęła szlochem. Stała do głębi
śnięta na progu swej rodowej siedziby.
żona
T
^
na
^
e
s
i? otworzyły i w wejściu ukazał się odźwierny ze swoją
kiedv' ° ^
Z
k^y dwie znajome Annedore twarze. Ten odźwierny był
u
J
e
J ojca kamerdynerem, który chorego wiernie pielęgnował
63
aż do śmierci i któremu w nagrodę ojcowski testament zabezpieczy}
posadę. A jego żona też była wierną sługą tego domu.
Powitali oni baronównę bukietami kwiatów i rozpromieniony,
oczyma, w których błyszczało serdeczne wzruszenie.
Annedore z wdzięcznością uścisnęła im ręce.
— Skąd wiedzieliście, że ja dziś przyjadę? — zapytała.
— Pan hrabia nam dziś rano powiedział, że mamy być każdej
gotowi, aby przyjąć baronównę. A potem jeszcze zatelefonował,
;
baronówna przyjedzie na pewno jeszcze dziś przed południem. Tośu
prędko te parę kwiatów uwili na powitanie.
Annedore spojrzała w górę na hrabiego Riidigera, który stał ciel
z boku. Impulsywnie podała mu rękę. — Dziękuję panu! Te kwiaty i
hasło powitalne nad wejściem bardzo mnie ucieszyły.
Ciepło uścisnął jej małą rękę. — Musiała się pani przecież dowi
dzieć, że jeszcze wierne serca biją dla pani w stronach rodzinnyd
baronówno Annedore.
Wprowadził ją do wielkiej, wysoko sklepionej sieni zamku, któn
kolorowe witraże w oknach dawały ciepłe światło. Na kamiennycj
płytach posadzki leżały piękne, stare dywany, a wokół grubych koluml
z piaskowca, które służyły za podpory sklepieniu sieni, biegły pokra
skórą okrągłe ławy. W głębi znajdował się ogromny kominek, przeJ
którym były zgrupowane wokół owalnego stołu wygodne ciężkj
krzesła, również pokryte skórą.
Po drugiej stronie, w głębi, prowadziły na piętra szerokie, potężs
schody z piaskowca, obramowane masywną balustradą piękni!
starej kamieniarskiej roboty. A przy ciężkim, wysokim filar/e
rożnym tych schodów, gdzie ustawiony był wykuty z piaskowe*
wyprostowany niedźwiedź na dwóch łapach, trzymający herb R<#
bergu, stała mała, pulchniutka kobieta w czarnej jedwabnej suk"
i wielkim, jak na nią, białym fartuchu, u którego wisiał duży pęk klucz)
Na jej rzadfdch, białych włosach upięty był czarny koronkowy
czek.
i
Aa
Gdy Annedore tę starą kobietę ujrzała, zmieszała się na moment. ^
potem na wpół śmiejąc się, na wpół płacząc, pofrunęła ku niej i ^
ceremonii zamknęła ją w ramionach, tak jak to często robiła, kiedv b)*
dzieckiem.
64
Schluderynko! Kochana, dobra, stara Schluderynko! Jak to
tu zastaję. Teraz czuję się już całkiem w domu.
stara kobieta pogłaskała tę młodą jasną głowę drżącymi, pieszczot-
i dłońmi. — Niech panienkę Bóg błogosławi, moja kochana mała
y
nówno! Że też mi jeszcze było dane tego dożyć! — powiedziała
uą
cym
się,
niepewnym
głosem.
ia
" Annedore nie mogła nie pomyśleć o tym, jak żałośnie ta Schluderyn-
, “jąkała, kiedy umarła jej matka. Z taką wielką miłością przylgnęła do
W
ei pani, jakby to było jej własne dziecko. Niezmordowanie pielęg-
nowała jej matkę podczas ciężkiej choroby, aż do samej śmierci. A gdy
umarła, Schliiderynka sama ciężko zachorowała z wyczerpania i ze
zmartwienia.
Długo nie mogła powrócić do zdrowia, i dlatego baron Rottberg
zrezygnował z tego, żeby wziąć Schluderynkę ze sobą w te swoje
podróże, chociaż ona koniecznie chciała towarzyszyć kochanej małej
baronównie, dla której była tak wierną strażniczką, jak kiedyś dla swej
pani.
— Jakże się cieszę, że cię tu mam, Schluderynko. Teraz będę miała
jednak z kim rozmawiać o moich kochanych rodzicach, ile tylko dusza
zapragnie. Jak ci się przez cały ten czas powodziło?
— Dobrze, baronówno... bardzo dobrze. Tylko bardzo tęskniłam
za moją małą baronówną.
~ A ja prawie o tobie zapomniałam. Wyłajaj mnie porządnie.
~ Strzeż mnie Bóg! Panienka miała w świecie co innego do roboty
mz myśleć o mnie, starej kobiecie.
Annedore rozejrzała się teraz zdumionymi oczyma po sieni. A potem
biegać po pokojach i salach i odświeżać swoje wspomnienia,
wchodziła do tych komnat, które zamieszkiwali jej rodzice,
I i u
S1
^
ta
^
Uf
oczyście, jakby wstępowała na poświęcone miejsca.
0
Przesuwała ręką po meblach. Na toaletce jej matki siedziała
0
lustro mała, filigranowa laleczka w pożółkłej koronkowej
^
Ce
- Pozostawiono ją pieczołowicie w tej samej siedzącej pozycji,
coT^t' P°
sa(
kiła J4 zmarła pani tej komnaty, gdy się bawiła ze swoją
Kc|.
\
nn
, ^
s
i?żniczko Ratiih... ty też tu jeszcze jesteś — szepnęła cicho
d
°re drżącym głosem.
2
cle
T)ieme
do
milo,
że
bań
65
szczęścia
Widziała w duchu swoją matkę, gdy pracuje nad tą laleczką. Ach, t
0
wszystko spadło na nią jak burza! Święciła uroczyście swe ponowne
wzruszające spotkanie ze wszystkim, co jej było miłe i miało dla niej
jakąś wartość. I tę małą laleczkę wzięła ze sobą.
Hrabia Riidiger chodził za nią w milczeniu. A ona uważała to %
zwyczajne i oczywiste, że on przy niej był. Nie krępował jej.
W gabinecie jej ojca wisiał nad jego biurkiem prawie naturalne
wielkości portret matki Annedore. Milcząca i wzruszona, patrzyła
Annedore na ten obraz, a hrabia Rudiger porównywał wizerunek matki
z córką. Tak, były bardzo do siebie podobne. Przede wszystkim te
złotoblond włosy, opadające miękkimi lokami na skronie, i te ciemno-
niebieskie oczy matka i córka miały takie same.
A gdy Annedore odwróciła teraz spojrzenie od wizerunku swej
matki i spojrzała w dół na biurko, spostrzegła na jego blacie list. Dla
mojej córki, baronówny Anny Dorothei von Rottberg.
Annedore zbladła ze wzruszenia. Spojrzała na hrabiego Rudigera.
— Co to jest?
— List pani ojca do pani, baronówno Annedore.
— Skąd on się tu wziął?
Zdumionymi, poważnymi oczyma patrzyła na niego.
— Ja go tu położyłem. Pani ojciec postanowił, że ma pani ten list
otrzymać tego dnia, którego wróci pani z pensji w strony rodzinne.
Sądzę, że tu było najlepsze miejsce, żeby ten list pani przekazać. I jeśli
chce go pani teraz przeczytać, zostawię panią samą. Ja mam jeszcze coś
do omówienia z rządcą. Gdy to zrobię, zabiorę panią stąd, obejrzyffl)
potem pani konia.
Na moment położyła sobie rękę na oczach. Potem podała ffl"
impulsywnie tę rękę. — Dziękują panu za sposób, w jaki mnie pa"
wprowadził z powrotem do mego rodzinnego domu. Była to bardz"
subtelna, pełna zrozumienia uprzejmość.
Uśmiechnął się lekko. Ten uśmiech nadał jego twarzy jeszc#
bardziej bolesny wyraz. — Potrafiłem się po prostu wczuć w pani duś*
baronówno Annedore. Nie mogła być pani przecież tak całki^f
niepodobna w swoim sposobie myślenia i odczuwania do swo^
rodziców. Niech pani idzie ze mną, zaprowadzę panią w takie
gdzie powinna pani ten list przeczytać.
66
poszła za nim bez oporu.
2
a
prowadził ją do wielkiej sali, na której ścianach wisiały portrety
dków j
e
j domu. Ostatni z tych obrazów przedstawiał jej ojca, gdy
ał jakieś czterdzieści lat. Pod ten obraz hrabia Rudiger przysunął
fotel-
__ Tak, baronówno Annedore... niech pani tu usiądzie. Będzie pani
miała uczucie, jakby pani ojciec mówił do pani. Ten portret jest
mistrzowskim naśladowaniem natury. Ja często przed nim stawałem,
ady przyjeżdżałem do Rottbergu, i zawsze pragnąłem mieć go w Lindec-
ku. Za pół godziny wrócę z domu rządcy. Tymczasem do widzenia!
Powiedziawszy to, skłonił się i szybko wyszedł z sali.
Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął. A potem opadła na fotel
i spojrzała na wizerunek swojego ojca w górze.
— Kochany... kochany tatusiu! — szepnęła, otworzyła list, przycis-
nęła go do ust i zaczęła czytać:
Moje Ukochane Dziecko!
Nadejdzie taki dzień, gdy już nie będzie mnie przy Tobie... i boję
się, że nastąpi to niebawem. Wówczas masz pójść do pani dr Dumont
napensję, którąśmy ostatnio, będąc tam przejazdem, oglądali i gdzie
wśród tych wesołych młodych panienek tak bardzo Ci się podobało.
Już też będzie najwyższy czas, żebyś dostała odpowiednie wykształ-
cenie, ponieważ ja Cię uczyłem trochę chaotycznie, bo Cię nie
chciałem puszczać od siebie, póki jestem jeszcze przy życiu. Teraz to
już pewne, że będzie mi ono dane już tylko na krótko.
Kiedy ukończysz na pensji swoją edukację, znajdziesz aż do
osiągnięcia pełnoletności lub Twego zamążpójścia dom w Lindecku,
u
Twego opiekuna, hrabiego Rudigera Lindecka. Ja nie znam na
całym świecie żadnego uczciwszego, bardziej godnego zaufania
1
'epszego człowieka. Dlatego składam Twoje szczęście i Twoją
Posiadłość z całym zaufaniem w jego ręce. Będzie on Ci wierną
°stoną i ostoją, u niego znajdziesz zrozumienie dla wszystkiego, bo
n
Przeszedł przez gorzką szkolę życia i wie, jak się czuje człowiek
wnotny. Ten list da Ci wówczas, gdy wrócisz do domu. Gdy
°nczysz czytać, przekonasz się, że duch Twoich rodziców, ich
"ość będzą z Tobą zawsze i wszędzie.
67
-J mnie to bc^li, że wkrótce będziesz musiała iśćpr?
e
jako zupei
na
s
i
erota
_ Ale jesteś mloda i przetrzymasz ból.
Ą
'•*
Bógzech^jafcis
w
i
e
f^ny, czzłly małżonek zastąpi ci wszystko ^
musiałaś ~^
s
tać pozbc^wiona icostracilaś.Dotegoczasuzwra ^
ze wszys\\ż
m>
co
Cię ^nębi, do hrabiego Rudigera, mojego drogi*
młodego^zyjaciela, /^tóreg-c wartość wielokrotnie wypróbował
On zaws;
e
chętnie bef dzie Ci służył radą i czynem, tak jak \vi
e
i sumień^ będ
z
j
e
z(/"**wiady wał Twoją posiadłością. Bóg z
TU
Annedm^Milość rodziców będzie Twą ochroną. Błogosławię 7^
kroki i torfie
s
ię o T^woje szczęście
Twój wiernv i
Annedore p
rz
y^
m
jj
a
jj^t pieszczotliwie do policzka i jakby w
pływie tęsknoty
W
yciągnęt ^a w górę rękę do portretu ojca.
— Mój dtogj^ k
oc
har*^y tatusiu... moja kochana mateńko...\t
oboje moi uko^,^ spójrzcie na wasze dziecko. Jest ono całkia
dzielne i nieust
raszonC)
w
^asza miłość jest przecież przy mnie —
wiedziała cich^ko.
A potem r^z jeszcze przeczytała list. Na słowach, które odnositys
do hrabiego Iliidig
era?
oc^^y jej zatrzymały się dłużej.
Ja nie zna»
tna
ca
iy
m
śv*~viecie żadnego uczciwszego, bardziej godną
zaufania i lep^
go
czlowie^ka.
Długo
roz
ttiy siała o t/*"ch słowach i porównywała je z tymi, jai
wypowiadali o
n
i
m
Ljjjy j grabią Lothar. Jakże inaczej one brzmiaty.C
prawda, hrabj
a
L
o
thar pf dowiedział: “Riidiger ma też swoje doli
strony", ale tOg
O
n
j
e
roz
g^rzeszało z tych złych słów. Kto więc wid»
hrabiego Rudjg
era
we
w
j
a
£ ciwym wietle?
ś
ś
— Sama \^ rnusiał^*^ wyrobić sobie zdanie — powiedziała"
siebie. Jego Postępowanie ^ z bratem będzie mi probierzem.
Ta myśl usp^
o
jj
a
j
ą
s<^howała list na sercu, rzuciła jeszcze ostatff
spojrzenie ija feerunek oj'|ca i udała się do sieni zamkowej.
Tam zasta)
a
SchliideryAnkę i odźwierną.
Annedore
O
i,j
ę
j
a
pan
ią Schliider ramieniem.
eW
nO chętnie to zrobię. I tyle pamiątek dla
panienki
łam- P°
wmna
J
e
panienka wszystkie obejrzeć.
głową. — A czy tobie jest aby dobrze w tym
dobrze.
mi jednak, gdzie mieszkasz!
""rwczas p
a
jii Schluder powiodła baronównę do swoich pokoi.
vin
skrzydle zajmowała dwa jasne, przyjemne pomieszczenia,
l bokich nisz:ach okiennych stały kwitnące, starannie pielęgnowane
doniczkowe. Z tych okien miało się wspaniały widok na park
zamkowy.
Uśmiechając się Annedore usiadła na chwilkę na wysokim fotelu
przy oknie.
— Jakie przytulne miejsce, Schluderynko. Te piękne kwiaty, które
ty wyhodowałaś! Tu cię będę często odwiedzać i z tobą sobie gadać. Ale
widzę, że hrabia Riidiger już tu idzie od domu rządcy. On już odjeżdża,
a ja nie chcę zabierać mu za dużo czasu.
Z tymi słowy Annedore zerwała się z miejsca, wcisnęła panią
Schluder w jej fotel i szybko wybiegła.
Na. dole w sieni wyszła hrabiemu Rudigerowi naprzeciw. — Czy
pójdziemy teraz do stajen? — zapytała.
— Tak, baronówno.
Wyprowadził ją na dwór i przez wielki trawnik powiódł do
zabudowań gospodarczych. Wszędzie, gdzie Annedore spojrzała, pano-
w
at wzorowy porządek i czystość. Nigdzie nie było widać, że brakowało
u
latami pana. Annedore powiedziała sobie, że hrabia Riidiger zasłużył
J
e
J Podziękowanie za to staranne zarządzanie jej posiadłością. Na
n
° kosztowało go to wiele wysiłku i pracy. Wypowiedziała to na głos
'Pakowała
mu
.
\\
v
°
VVczas
jego czoło zaczerwieniło się, a na twarzy pojawił się taki
^ '
2
- jakby mu to podziękowanie sprawiło przykrość. — To nie
dla
§a
P°^
z
i?k°wań, baronówno. Już przecież pani mówiłem: to był
nie
miły obowiązek — odparował.
lrn
ar
u do stajen. Tu również panował wzorowy porządek. Wyszedł
Riidj
przec
iw rządca Rinkleben i przywitał się z baronówną. Hrabia
8° przedstawił. Potem poprowadził Annedore do smukłej,
69
r-miicu^i^- «t)jęia panią oumuuci lainiernem.
— Będę ci^
teraz
cz?s
to > odwiedzała, kochana, dobra Schliidery^'
Będziemy sobi
e
wte(
jy
gaw
^dziły o mamie. Musisz mi wiele opowie^
o moich rod^arh Kx7d& e zdarzenie z przeszłości będzie dla $
interesujące, a ty
w
iesz pr^'^ecież wszystko o
68
Na P
1
pięknie zbudowanej, złocistej kasztanki, której sierść wspaniale bfo
i
-*
ty
czała.
— To jest Freya, którą dla pani przeznaczyłem. Podoba się p
an
,
Oglądała zwierzę rozpromienionymi oczami i pogłaskała tę btyj
czącą sierść na smukłej szyi.
— Ten koń nazywa się Freya?
— Tak.
— Bardzo mi się podoba. Ale nie bardzo znam się na koniach.
— To się pani tego nauczy. Freya jest półkrwi, ale jest bard;
pięknie zbudowana. Dla początkującej uczennicy koń pełnej krwi byft,
chyba za ognisty. Freya jest na damskim siodle dobrze ujeżdżona. D|j
panny von Rammnitz, która jest bardzo odważną amazonką, Freyi
była za łagodna. Ale pani, jako nowicjuszce, wyjdzie to na korzyść.
— Sądzi pan zatem, że Freya bardzo dobrze się nadaje do nauki
jazdy? Hrabia Lothar sądził, że Minka Lilly nadaje się znakomicie ni
konia do nauki, i nie wiedział, czy mój nowy koń również będzie sit
nadawał.
Coś lekko zadrgało wokół jego ust. Ale powiedział całkiem spoko}
nie: — Mam nadzieję, że pani mi dowierza, iż wybrałem konia dla pani
starannie i ostrożnie. Oczywiście, ręczę za Freyę pod każdym względem
Mój brat powinien był być pewien, że wybiorę dla pani odpowiedniego
konia.
Zdawało jej się, że dosłyszała w jego słowach tłumiony gniew. Chybi
go złości to, że hrabia Lothar ośmielił się wtrącić, pomyślała.
Hrabia Riidiger polecił stajennemu przetransportować zaraz Fre«
do Lindecku. Potem pożegnał się z rządcą i poszedł z Annedort
z powrotem do zamku.
Tam odźwierna postawiła w sieni na stole miseczkę z wyborny""
wczesnymi poziomkami i karafką wina. Poprosiła baronówną, żeby &
trochę posiliła.
— To są'rottbergowskie poziomki, baronówno Annedore,
słyną na całą okolicę — powiedział hrabia Riidiger uśmiechając
Usiadła przy stole i skinęła głową pani Schliider, która
schodziła ze schodów.
— O, one muszą być bardzo smaczne. Ale pan musi mi dotrzyrn*
towarzystwa, hrabio Riidigerze.
70
iadł naprzeciwko niej. — Z przyjemnością — odparł z
uśmie-
[a mu na talerzyku kilka szczególnie pięknych owoców, a on
.}nił dwa kieliszki perlistym winem.
Jest pan moim pierwszym gościem, hrabio. Czuję się bardzo
uroczyście — powiedziała.
Wziął z uśmiechem kieliszek w rękę i podniósł go w gorę w jej
l/erunku, patrząc na nią przy tym zachęcająco. — Za szczęście
• pomyślność młodej pani na Rottbergu — powiedział tak ciepło
i serdecznie, że zrobiło jej się bardzo przyjemnie na sercu.
Popatrzyli sobie z uśmiechem w oczy i stuknęli się kieliszkami.
Wydały przyjemny, jasny dźwięk.
Obiad dziś jedli w Lindecku o wiele bardziej milcząco niż przez ten
cały czas przedtem, od kiedy Annedore tu bawiła. Najwyraźniej
obecność hrabiego Riidigera kładła się nieznośnym ciężarem na za-
chowanie jego rodzeństwa.
Annedore obserwowała go chciwie, jak gdyby musiała dociec,
co się za tą jego nieruchomą twarzą działo. I musiała skonstatować,
że jego ton wobec rodzeństwa miał w sobie coś lodowatego, podczas
gdy Lilly i hrabia Lothar usiłowali zachowywać się wobec niego
uprzejmie.
Zdecydowanie poniżali się przed nim, i Annedore uważała, że to
^szlachetnie z jego strony, iż nie oszczędza im tego poniżenia. Złość na
me
go przez to jego zachowanie przybierała w niej na sile. Zaraz po
eserze Riidiger wstał od stołu i pożegnał się z nimi lekkim ukłonem.
^(Jlfl l f\t"Vł n •- i-w . +»,«-. f^r~t **-*
T
T
«-
I
t-v» rtł-ł-na-ł-i/-^ ć* '-rf^-t^-ifji-t J r " £ i 1 - 7 m i £ ^ 1 Q / " * Q
l A C T / ~ \ 1 " \ X 7 C 1
ł
V7
1
Lothar w tym samym momencie zerwał się z miejsca. Jego twarz
«rumieniec zakłopotania. — Czy masz parę minut czasu dla mnie,
gerze? Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.
^ Annedore serce waliło ze zdenerwowania. Domyślała się, o czym
la
Lothar chce ze swoim bratem mówić.
71
Us:
Hrabia Riidiger spojrzał chłodno z góry na brata, którego jeszcz
e
trochę przewyższał wzrostem.
— Znajdziesz mnie w moim gabinecie; do piątej będę tam na pewno
i do twojej dyspozycji — powiedział.
Annedore zrobiło się zimno od tego lodowatego dźwięku jego głosu
Lothar skłonił się. — To pozwolę sobie potem do ciebie wstąpić.
Hrabia Riidiger jeszcze raz skinął głową i odszedł.
Przez chwilę było zupełnie cicho w pokoju, gdy drzwi się za nim
zamknęły. Lothar wytarł sobie czoło, jakby mu było za gorąco.
Annedore patrzyła na niego ze współczuciem. Lilly zerwała się z miejsca
i objęła brata ramieniem. Nie zamienili ze sobą ani słowa, ale Annedore
to trzymanie się przez nich razem wydało się wzruszające.
Rozeszli się dziś wszyscy w milczeniu. Annedore przyniosła sobie ze
swego pokoju koszyczek z robótką, zawiesiła go sobie na ręce i poszła do
parku. Tam znała pewne idylliczne miejsce, gdzie lubiła przebywać.
Gdy zeszła na dół do sieni, podeszła do niej zdenerwowana Lilly
i objęła ją. — Wybacz mi, Annedore, nie mogę ci teraz dotrzymać
towarzystwa. Dopóki los Lothara się nie rozstrzygnie, będę kiepską
towarzyszką. Obawa, że Riidiger nie pomoże, ściska mi pierś.
Annedore ucałowała ją serdecznie i ze współczuciem. — Biedna
Lilly, wyobrażam sobie, jak się czujesz. Mną nie musisz się przejmować.
Ja idę do parku i mam nadzieję, że spotkamy się znowu jak zwykle przy
herbacie z wesołymi twarzami.
Lilly westchnęła. — Pójdę jeszcze raz do Lothara i go pocieszę.
Jestem mu teraz bardzo potrzebna. Ja wiem, co on czuje, ile go kosztuje
to poniżanie się przed Riidigerem. Idź więc sama, najdroższa, najlepsza
Annedore... i módl się za mojego brata.
Powiedziawszy to, raz jeszcze pocałowała Annedore i uciekła.
Ta patrzyła za nią ze współczuciem.
“Biedni! Jakże ciężko mają oni w życiu, bo są biedni.
MO
#
mogłabym im przecież odstąpić coś z mojego majątku. Ale nie, nie b?d?
się tym martwić. Hrabia Riidiger na pewno pomoże, on musi pomóc •
Hrabianka Lilly wstąpiła do swego barata Lothara i oboje teraz
usilnie się naradzali, co będzie musiało się stać w wypadku, gdy Riidi?
e
rzeczywiście będzie się wzbraniał wykupić dług wekslowy Lothara-
Uzgodnili przy tym między sobą, że wtedy Lothar bezwarunko
w
*'
72
dzie musiał możliwie jak najszybciej wywalczyć u Annedore zgodę na
llżeństwo z nim.
__ A jeżeli Riidiger jednak nie da swojej zgody — rozważał Lothar.
__ Czy ona jest w ogóle konieczna? — zapytała hrabianka.
__ Myślę, że tak. On jest przecież jej opiekunem.
___ Ale jeżeli Annedore poważnie będzie chciała, to on prawie nic
i
e
będzie mógł przeciwko temu zrobić. A jak już raz będziesz miał
. •
S
j
0
wo, to ja już jej wolę w tym kierunku umocnię. Zresztą Riidiger
musi zezwolić, jeśli sam nie zechce ci pomóc wydostać się z tych
tarapatów.
__ No więc zobaczymy. Grunt to, oczywiście, mieć zgodę ba-
ronówny. A tę mam nadzieję dostać.
— Ja też mam nadzieję. Byłoby, oczywiście, lepiej, gdybyś miał
jeszcze trochę czasu na powzięcie decyzji. Ale może Riidiger ci nie
odmówi, lepiej zanadto się nie spiesz. Lecz jeśli nie pomoże, musisz
natychmiast przypuścić szturm do serca Annedore. I ja mam doskonały
plan, jak możemy ją doprowadzić do wyrażenia zgody.
— Co to za plan?
Hrabianka zakomunikowała mu go szeptem. On kiwnął głową
z aprobatą i zerwał się na równe nogi.
— To jest rzeczywiście doskonałe! Jesteś geniuszem, Lilly. I natural-
nie ty na tym nie stracisz. Z wdzięczności wyzwolę cię potem z tej nędzy
lindeckiej, która będzie jeszcze straszniejsza pod berłem tej pełnej
namaszczenia ciotki Johanny. Dopiero gdy będę panem na Rottbergu,
wszystkie kłopoty się skończą. Ale teraz muszę już się zbierać i wejść
odważnie do jaskini lwa. Może mnie tak całkiem nie zje. — Tymi słowy
rąbią Lothar pożegnał się ze swoją siostrą i udał się do gabinetu swego
brata.
Hrabia Riidiger siedział przy swoim biurku i miał rozłożone przed
ł wielkie, ciężkie księgi rachunkowe, które mu rządca przekazał do
n
r
°li. Szukał pociechy i zapomnienia w wytężonej pracy.
"roszę, siadaj i powiedz mi, jaką masz sprawę. Wiele czasu nie
\\vr
a
^
ot
^
ar
usiadł- Na jego ładnej, lekkomyślnej twarzy widniał
Ań
2a
^°Potania i skrępowania. Przez chwilę zwlekał i ociągał się.
pote
m szybko powiedział:
73
— Drogi Riidigerze, chciałem cię o tym, co teraz mam ci (}
0
powiedzenia, powiadomić zaraz po moim przyjeździe do Lindecku, al
e
wówczas wydarzyła się ta katastrofa z Ursulą, więc musiałem przesunąć
tę sprawę do twego powrotu. Tymczasem jednak zrobiła się ona bardzo
pilna i dlatego przychodzę z nią do ciebie zaraz dziś, pierwszego dnia p
0
twoim powrocie.
Ze zdumieniem i badawczo spojrzał mu hrabia Riidiger w twarz.
— A więc proszę, streszczaj się. Podczas mojej tu nieobecności
nagromadziło mi się wiele pracy, którą muszę szybko wykonać.
Hrabia Lothar wziął głęboki oddech. Przejechał palcem między
szyją a kołnierzykiem, jakby mu ten stał się za ciasny, potem ochrypłym
głosem powiedział:
— A więc krótko mówiąc. Riidigerze, muszę ci się naprzykrzać
z pewną wielką prośbą. Proszę cię, przyjmij to spokojnie i nie złość się,
jeśli ci powiem, że znowu miałem pecha. Nie mogłem wyżyć z mojej
pensji miesięcznej i chciałem spróbować szczęścia w grze. Niestety,
skończyło się to wielkim niepowodzeniem. W zdenerwowaniu grałem
dalej... mając nadzieję, że powetuję sobie tę stratę. Na próżno, miałem
paskudnego pecha. I gdy się w końcu od stolika gry oderwałem, miałem
przegranych osiem tysięcy marek pod słowo honoru. Po wielkich
trudach udało mi się wystarać o te pieniądze, ale musiałem za to
wystawić weksel na dziesięć tysięcy marek... i ten weksel jest płatny
l czerwca. Dłuższego terminu nie mogłem uzyskać. Teraz przeszła już
prawie połowa maja... i ja muszę mieć te pieniądze. Ze strapionym
sercem przychodzę do ciebie i proszę cię usilnie: pomóż mi jeszcze raz.
Musisz mi pomóc, Riidigerze! Moja jedyna nadzieja w tobie. Tego
weksla mi nie sprolongują... a pułkownik jest i tak już na mnie cięty.
Musisz mi pomóc, Rudigerze.
Twarz Riidigera była dalej nieruchoma. Tylko oczy jego patrzyły
surowo i zimno w twarz brata. A gdy ten, jakby wyczerpany, uniilk''
odpowiedział spokojnie i stanowczo:
— Mylisz się, wcale nie muszę, i nie pomogę.
Lothar wybuchnął: Rudigerze. miejże litość!
Hrabia wyprostował się z godnością.
— Litość nad tobą? Nie — powiedział ostro. — Litowanie się n
a
tobą byłoby głupią słabością. W Boże Narodzenie, kiedy ostatni &
74
,
ac
j}ern wszystkie twoje długi, a było tego około sześćdziesięciu tysięcy
arek, powiedziałem, że to już ostatni raz ci pomagam i że w przyszłości
twoja pensja miesięczna musi ci absolutnie wystarczyć na życie.
Miejednokrotnie przedtem płaciłem za ciebie wysokie sumy. Poza twoją
ns
ją wypłaciłem ci w ciągu tych niecałych czterech lat od śmierci ojca
s
to dwadzieścia tysięcy marek na twoje długi. Brałem te pieniądze
mojego, odziedziczonego po matce majątku. Gdyby miało być tak
dalej, zrujnowałbyś mnie któregoś dnia do szczętu. Niewątpliwie, jestem
zamożny, albo nazwij mnie nawet bogatym, dzięki odziedziczonemu po
mojej matce majątkowi. Ale jedną trzecią z tego musiałem włożyć
w Lindeck, bo wskutek złej i rabunkowej gospodarki stracił na wartości
i nie przynosił już dochodu.
Nasz ojciec, aby sprostać rozrzutnemu życiu twojej i Lilly matki,
strasznie zagmatwał swoją sytuację. Za cenę ofiar i bardzo ciężkiej pracy
udało mi się tę sytuację polepszyć. Tego roku po raz pierwszy
osiągnąłem nadwyżkę, jednak nie więcej, niż wystarczyło akurat na to,
co wydałem na ciebie i na Lilly. Dla mnie samego nie został ani jeden
fenig, a to, co sam zużywałem, brałem z odsetek od majątku po mojej
matce. Zobowiązany jestem przydzielać wam tylko jedną czwartą
dochodów z Lindecku. A ja oddawałem wam wszystko i ponadto
zapłaciłem jeszcze, jak już mówiłem, sto dwadzieścia tysięcy marek
własnych.
Ty prowadzisz życie milionera, a nie niezamożnego oficera. W Boże
Narodzenie zapowiedziałam: “Raz jeszcze uwolnię cię z tarapatów
1
popłacę wszystkie twoje długi, ale to już jest po raz ostatni.
" przyszłości musisz wyżyć ze swojej pensji". Przyrzekłeś mi wtedy
więcej długów nie robić. Nie dotrzymałeś tej obietnicy. No to ponoś
eraz konsekwencje. Nie zapłacę już ani feniga za ciebie.
Hrabia Lothar pod wpływem tych ciężkich słów zapadł się w sobie,
ale
Powiedział ochryple:
Co to jest te paręset marek dla oficera pułku?
r
abia Riidiger popatrzył na niego posępnie. — Ja służyłem w tym
^
m
P
u
łku i nie zużywałem więcej, chociaż mogłem to robić.
Boś ty żył właśnie jak pustelnik!
<J nie, ja tylko nie marnowałem grosza bezsensownie,
^astanówże się, jakiego miałem pecha w grze.
75
— Nie powinieneś był grać.
— Tak, oczywiście! Ale już to zrobiłem. Już więcej się to nie zdarzy.
Pomóż mi jeszcze tym razem.
— Jak często mi już przyrzekałeś, że to będzie ostatni raz. Ty
spekulujesz bez skrupułów na mojej słabości, jak spekulowałeś na
słabości ojca. Bez słowa ci pomagałem, jak długo mogłem. W Boże
Narodzenie ci powiedziałem: “To jest ostatni raz, kieruj się tyra".
Prawdopodobnie myślałeś, że możesz igrać ze mną tak bezwzględnie jak
z ojcem. Ale pomyliłeś się. Nie zapłacę już nic więcej, ani feniga!
Lothar przetarł sobie ręką czoło. — Czyżeś zapomniał, Riidigerze,
że przyrzekłeś ojcu na łożu śmierci opiekować się nami?
Hrabia Riidiger zerwał się z miejsca, jego oczy błyskały gniewem.
— Że też ty się ośmielasz na to powoływać! Obiecałem ojcu, dobrowol-
nie, aby mu ułatwić konanie, że będę wypłacał tobie i Lilly dwa razy tyle,
niż jestem do tego zobowiązany. A do tej pory... dałem wam hojną ręką
cztery razy tyle. I oprócz tego przyrzekłem ojcu, że będę zapobiegać
twojej lekkomyślności. Tego przyrzeczenia teraz dotrzymam. Gdybym
ci pozwolił dalej się tak gospodarzyć, źle by się to skończyło. Teraz, mój
drogi, doszedłem dotąd, dokąd chciałem: Teraz już dosyć, teraz
pomagaj sobie sam.
— Ale co mam robić, Riidigerze? Jeśli nie będę mógł zapłacić tych
dziesięciu tysięcy marek, nie pozostanie mi nic innego, jak wystąpić
z wojska... albo wpakować sobie kulę w łeb.
Twarz hrabiego Riidigera nawet nie drgnęła. Wzruszył tylko
ramionami. — Kula w łeb to wyjście dla słabeuszy.
Lothar zaczerwienił się.'— Ty mnie nienawidzisz, Rudigerze i dlate-
go odmawiasz mi swojej pomocy, że jestem synem mojej matki.
W oczach hrabiego Riidigera zaiskrzyła się pogarda. — Ja ciebie
miałbym nienawidzieć? Nie, takiego wielkiego uczucia nie trwoni się na
człowieka twojego pokroju, który się składa z samej lichoty.
Twarz hrabiego Lothara drgnęła jak pod uderzeniem bata. — Riidi-
gerze!
— Nie masz co się unosić takim oburzeniem, jesteśmy tu w końcu
obaj sami i wiemy, że ja mam rację. No więc: nienawidzę cię równi
6
mało, jak mało nienawidziłem twojej matki, pomimo tego całego z^
8
;
jakie mi wyrządziła. Nie chcę powiedzieć nic przeciwko niej, bo jesteś
76
j
e
j synem... i umarłych powinno się zostawić w spokoju. Ale ty nie
powinieneś gubić się w fałszywych domysłach. Nie leży w moim
charakterze kazać cierpieć niewinnemu za winnego. Czyżbym ci zresztą
dotąd nie pomagał? Pomagałem ci zawsze, chociaż ty robiłeś wszystko
przeciwko mnie, co tylko było w twojej mocy. Czy myślisz, że nie wiem,
iż to ty i Lilly pilnie pomagaliście Ursuli oddalić się ode mnie?
Popieraliście nawet, aby mnie dotknąć, jej miłostkę z Moserem,
utwierdzaliście ją w tej jej lekkomyślności i kapryśnych dziwactwach. Ja
to wszystko wiem. Pomogliście również Ursuli za moimi plecami
w ucieczce i gdzie tylko możecie, wyrządzacie mi krzywdę! To wy
nienawidziliście mnie i ciągle jeszcze mnie nienawidzicie, bo to ja jestem
spadkobiercą ordynacji i posiadam majątek po swej matce. Z zimną
krwią wyrządzilibyście mi największy nawet ból. Ja to wszystko już od
dawna wiedziałem, i jeżeli mimo to wam dawałem i wciąż na nowo
dawałem, to działo się tak tylko dlatego, żeby wam pokazać, jak mało
znaczą dla mnie pieniądze i wartości, które można kupić za pieniądze.
Powiedziałem sobie: jest granica, poza którą już ani kroku dalej. Od
tego momentu już ani feniga. I teraz nadszedł ten moment. Jeżeli
przedtem mówiłem o lichocie, to miałem na myśli również i to, że nie
cofnąłeś się przed tym, aby za moimi plecami brać pieniądze od Ursuli.
Tak... teraz wiesz, jaki mam stosunek do ciebie. I teraz będzie też czas,
żebyś wreszcie ty sam zrobił coś dla siebie, a nie zwalał zawsze na innych
ludzi troskę o siebie i o swoją lekkomyślność. Tę kulę w łeb możesz sobie
oszczędzić, mnie tym nie przestraszysz. Ludzie twojego pokroju grożą
tylko takimi rzeczami i wystrzegają się doprowadzenia ich do końca.
Jeżeli inaczej nie umiesz i nie możesz wyżyć ze swojej pensji, to każ się
Przenieść do tańszego pułku... albo odejdź z wojska i spróbuj urządzić
sobie życie inaczej. Dla mnie tym samym jest ta sprawa skończona.
Hrabia Lothar siedział przed nim z pobladłą twarzą i zagryzał wargi.
e
go durna cierpiała pod działaniem słów brata, których jednak nie był
stanie odeprzeć. I jedno spojrzenie na tę surową, stanowczą twarz
Powiedziało mu, że prosił na próżno.
0
tylko spotęgowało jego nienawiść. Zamiast uznać, że brat
zywiście zrobił dla niego więcej niż dosyć, przezywał go w duchu
to twoje ostatnie słowo, Rudigerze? — zapytał ochryple.
77
Hrabia Rudiger kiwnął głową. — Tak, to jest moje ostatnie sło\v
0
Pomóż sobie sam, wówczas może wreszcie się nauczysz doceniać
wartość pieniądza.
Lothar podniósł się z miejsca. — Na twoją głowę spadną skutki!
— powiedział głucho.
Hrabia Rudiger popatrzył na niego pogardliwie. — Ja sam sobie
wyrobię sąd, kto będzie odpowiedzialny za skutki.
Lothar poszedł ku drzwiom. Zanim je otworzył, raz jeszcze spojrzał
za siebie na brata.
To pełne nienawiści spojrzenie ugodziło tamtego dotkliwie. Hrabia
Rudiger stał wyprostowany na całą swoją długość i odwzajemnił mu się
spokojną obojętnością.
Hrabianka Lilly czekała na brata w swoim pokoju z niecierp-
liwością. Kiedy wszedł, natychmiast zorientowała się po jego twarzy, że
wizyta nie przyniosła skutku.
— No jak, Lotharze? — zapytała, łapiąc go za ramię.
Pokręcił przecząco głową. — Nic! dalej siedzi na tych swoich
pieniądzach. Nic prócz wyrzutów, że go kosztujemy tyle pieniędzy. Nie
da już ani feniga. A ja przecież muszę mieć te pieniądze.
Te ostatnie słowa wyrwały mu się z piersi jak krzyk, a w jego oczach
błysnęło gniewne migotanie.
Lilly zacisnęła pięści.
— Gdybym mu tak mogła oddać wet za wet! — wyrzuciła z siebie
zapalczywie.
Hrabia Lothar rzucił się na fotel i patrzył błędnym wzrokiem przed
siebie.
— Do pierwszego czerwca Machauer musi dostać te pieniądze.
— To napiszże do niego, żeby ci sprolongował weksel.
— On nie sprolonguje, od razu mi to powiedział. Albo zapłacę, alb
0
sprawa potoczy się swoim biegiem — powiedział ochryple. I w miejs
ce
gniewu pojawił się strach.
Jego siostra pochyliła się nad nim i pogłaskała go po włosach. —^'.
trać nadziei, Lotharze. W takim razie musi pomóc Annedore. J
£S
będziesz miał jej zgodę na małżeństwo, to Machauer sprolonguje
pewno, w razie gdybyś nie mógł posłać pieniędzy punktualnie.
78
Iko
m
nie. Trzymam się naszego planu. Idę poszukać Annedore. Ty
az
j
e
nie bierzesz w tym udziału, dopóki nie dam ci umówionego
aku. Wtedy przystąpisz do akcji. Musi nam się udać. I gdy ona będzie
. ^
two
ją żoną, rzucimy Riidigerowi z rozkoszą cały ten kram pod nogi,
tedy będziemy na wozie i nie będziemy potrzebowali brać już więcej
żadnej jałmużny.
Rozmawiali ze sobą jeszcze chwilę po cichu i w podnieceniu. Potem
Lilly szybko wyszła z pokoju.
Udała się do parku, bo wiedziała, że jest tam Annedore. Ta szła już
jej naprzeciw. — Najdroższa Lilly... o mój Boże... wyglądasz tak,
jakbyś przynosiła złą wiadomość — powiedziała przestraszona.
Hrabianka rzuciła się jej ze szlochem w ramiona.
— Ach, droga Annedore, jestem strasznie nieszczęśliwa! Mój
biedny brat! Wyobraź sobie, że tak jak się obawiałam, na próżno
ukorzył się przed Riidigerem. Rudiger nie chce mu pomóc. Zadrę-
czał go jeszcze tylko wyrzutami. Nie chce dać ani feniga, chociaż mu
Lothar powiedział, że nic innego mu nie pozostaje, jak palnąć sobie
w łeb.
Annedore przeraziła się do głębi serca. Nie wiedziała, czemu ta
wiadomość sprawiła jej taki niewypowiedziany ból. Było jej tak, jakby
jakiś ohydny, szary cień osiadł na jej wyobrażeniu o hrabim Riidigerze.
To nie może być, Lilly! Tak okrutnie nie może przecież postępować
brat!
Lilly wyprostowała się i otarła łzy. — O tak, może... on jest
amienia. Jego skąpstwo przekracza wszelkie granice.
Annedore patrzyła chwilę przed siebie błędnym wzrokiem. W jej
0
e
J, miękkiej twarzy coś niespokojnie zadrgało. I nagle wypros-
°
a
si
? zdecydowana i gotowa do walki.
l
lr
77 °
w
takim razie ja wam pomogę, Lilly! Nie zniosę tego, żeby
prze'
a
diger
w
P?dzał własnego brata w takie nieszczęście. Ja sama
taron"? .
nie
zaznałabym ani chwili spokoju, gdyby hrabia Lothar
Pocies
S
'
?
na
SWC
życie
-
Nie
>
to
si
?
nie
moze
sta
ć'
Idz
do
hrabiego, Lilly,
1
Poda
g
° ' P°
w
^
edz
mu
>
ze
cn
cę mu pomóc. Ja zdobędę te pieniądze...
A U
.
UJ
? J'
6
tobie dl a niego.
t\' ]Q ł-.^
-. —— ——' "
A
A
rf J V
-
lu
ż ]e
w
?in ,fy
jniłesz
'
ze
względu na swego brata, i od ciebie będzie mógł
na
; mnie nie mógłby przecież ich przyjąć.
•-. -t-,. • , ~ " ~ ~ ~ - y «_iw T T i..
Ł
_ ,
H
£ -
V
* L4. ±ld S\VC
Idź szybko do niego, żeby on, na miłość boską, nie popełnił
79
tylko jakiegoś głupstwa. Powiedz mu, co chcesz, co ci przyjdzie d
0
głowy. Niech nie rozpacza.
To wszystko Annedore wyrzuciła z siebie w wielkim zdener\vo.
waniu.
— Co chcesz zrobić, Annedore? — zapytała hrabianka.
— Zdobędę te pieniądze! Nie pytaj mnie teraz już więcej i
n
i
e
odradzaj mi tego. Przyrzeknij mi tylko, że będziesz tu pośredniczką.
Lilly krzyczała w duchu z radości. Wzburzenie Annedore zdało jej ^
wyraźnym dowodem na to, że ona kocha Lothara. Ale nie dała nic po
sobie poznać i jakby w zaniepokojeniu złapała Annedore za rękę.
— Ach, najdroższa Annedore, nigdy mi nie będzie za ciężko, jeżeli będę
mogła uratować brata. Przyrzekam ci wszystko, co chcesz.
Annedore kiwnęła pospiesznie głową i pociągnęła szybko Lilly za
sobą, ku domowi.
Dotarłszy do sieni zamkowej, wyprawiła Lilly do Lothara, sama zaś
podeszła do jednego ze służących.
— Czy hrabia Rudiger jest w domu?
— Tak, baronówno — odparł ten — pan hrabia jest w swoim
gabinecie.
— Proszę iść zaraz do niego i powiedzieć mu, że proszę o natych-
miastową krótką rozmowę.
Służący pospiesznie się oddalił. Annedore nie czekała, aż wróci. Na
to była zbyt niecierpliwa. Poszła wolno za nim. Gdy wyszedł z pokoju
hrabiego Riidigera, stała już, czekając, pod drzwiami.
Służący otworzył jej te drzwi. Szybko weszła do środka.
Hrabia Rudiger pospieszył ku niej. — Czym mogę pani służyć,
baronówno Annedore?
Twarz jej płonęła. Popatrzył na nią zdumionymi oczami.
— Potrzebuję pieniędzy, hrabio Riidigerze, większej sumy. Cz!
mogę ją natychmiast otrzymać?
Podsunął jej z uśmiechem fotel. Nie panowała już nad s«°
lir
'
gniewem i bólem, że on mógł się uśmiechać, teraz, kiedy jego b
ra
'
walczył, być może, z myślą o śmierci.
Na jej twarzy pojawił się wyraz zdecydowania. Powstrzymała P
ręką, gdy jej podsuwał ten fotel: — Nie. nie mam czasu na siada"
1
Proszę mi powiedzieć, czy mogę natychmiast dostać te pieniądze.
80
Nie mając pojęcia, do czego ona zmierza, powiedział spokojnie:
__ Oczywiście, że może pani natychmiast dostać te pieniądze. Ile ma ich
być?
Wyprostowała się i z podniesioną głową spojrzała nań oczyma
ciskającymi błyskawice. — Dziesięć tysięcy marek — powiedziała
twardo.
Zdumiał się i spojrzał zaskoczony w jej twarz. — Dziesięć tysięcy
marek? To rzeczywiście dość znaczna suma. Wobec tego muszę najpierw
prosić panią, żeby mi pani powiedziała, na co jest pani potrzebna ta
suma?
W jej twarzy coś zadrgało. — Czy koniecznie muszę to powiedzieć?
Potrzebuję jej w pewnym szczególnym celu.
— Musi mi pani ten cel podać! Gdy chodzi o tak wielką sumę,
muszę się podporządkować pewnemu szczególnemu zarządzeniu pani
ojca.
— O, mój ojciec nie miałby nic przeciwko temu, gdyby jeszcze żył.
Chodzi o uratowanie ludzkiego życia — powiedziała wzburzona.
Popatrzył na nią szczególnie badawczo. — Ludzkiego życia?
Kiwnęła głową na wpół hardo, ha wpół nieśmiało. — Tak... chcę
podarować te pieniądze hrabiance Lilly, żeby mogła ona pomóc
swojemu bratu Lotharowi, którego pan okrutnie odprawił z kwitkiem,
chociaż pan wie, że go to może przyprawić o śmierć.
Drgnął i popatrzył na nią takim spojrzeniem, którego nie umiała
sobie wytłumaczyć. Odzywa się w nim to nieczyste sumienie, pomyślała,
1
gniewny ból przepełnił jej serce.
On się szybko opanował. — A więc o to panią molestowano?
~~ zapytał posępnie.
^okręciła hardo głową. — Nikt mnie nie molestował. Ja już od paru
z Lilly lęk i troskę o jej brata, widziałam, jak hrabia Lothar
się swoimi kłopotami, nawet jeżeli tak bardzo panował nad
•
J
ego usta się śmiały, ale serce mu krwawiło. Lilly mi się ze
Wzr .^° zwierzyła. Temu nie można się przecież spokojnie i bez
S
]
COr
zerua
Przyglądać. Musi pan być rzeczywiście bardzo nieczuły,
nie chce pan pomóc swojemu bratu.
is7mZ°
U
^
m
i
ecn
zaigrał wokół jego ust. — Jak mi się zdaje,
jestem
potworem w pani
oczach. Nie powinno mnie to
właściwie
• do szczęścia
dn
str
aszm
81
dziwić, że patrzy pani na mnie takimi oczyma. Przebywała pani przecież
stale przez kilka tygodni w towarzystwie mojego rodzeństwa.
Jej oczy ciskały skry. — O, ja nie chciałam w nic złego o panu
uwierzyć, ponieważ mój ojciec uważał pana za dobrego, szlachet-
nego człowieka. Ale czyż trzeba jeszcze innych dowodów, że jest pan
nieczuły? Ta okoliczność, że pan odmawia uratowania swego brata tą
sumą od pewnej zguby, mówi przecież wystarczająco wyraźnie sama za
siebie. Nie byłaby to nawet żadna ofiara dla bogatego ordynata
Lindecku.
Cierpka fałda wokół jego ust pogłębiła się. Ale oczu nie spuszczał
z jej wzburzonej twarzy. W całym tym swoim gniewie wydawała mu się
taka godna miłości, taka zachwycająca. — Jest pani jeszcze bardzo
młoda, bardzo jeszcze niedoświadczona, Annedore, i chyba nie może
pani wyrobić sobie prawidłowego sądu o tej sprawie. Może pani o mnie
zupełnie źle pomyśleć, ale nie zgodzę się na wypłacenie, nawet dla pani
sumy dziesięciu tysięcy marek.
Wybuchnęła zupełnie nad sobą nie panując: — Nie chce mi pan dać
tych pieniędzy?
— Nie.
— A dlaczegóż to nie?
— Ponieważ potrzebuje ich pani na absurdalny cel.
— To powinno być przecież panu obojętne!
— Nie, to nie może mi być obojętne. Po pierwsze jestem zobo-
wiązany czuwać nad tym, jako pani opiekun, żeby pani w tym swoim
niedoświadczeniu nie naraziła na szwank swego majątku, a po drugie nie
mógłbym na to pozwolić, żeby pani robiła mojemu rodzeństwu
pieniężne prezenty. Na honor mojego rodzeństwa, chcę wierzyć, że oni
takiego prezentu nawet by od pani nie przyjęli.
Zacisnęła konwulsyjnie ręce w pięści. — Ależ tak, hrabianka Lilly by
je przyjęła. Żeby uratować swego brata, poniosłaby jeszcze większe
ofiary. Ja jej te pieniądze obiecałam. Proszę, niech mi pan da te
pieniądze! Hrabia Lothar jest w potrzebie. On nie może umrzeć! Pa
n
>
tak, pan musiałby sam sobie robić straszne wyrzuty, gdyby on si?
targnął na życie.
— O to niech się pani nie martwi, mój brat nie targnie się na swój
6
życie.
J
__ Ależ on to zrobi!
_ Nie, nie zrobi. Na to za bardzo siebie kocha.
Nie panowała nad sobą. — Że też pan może być taki spokojny! Ja
te
go nie pojmuję. Musi pan być bardzo, ale to bardzo okrutny!
___ zawołała w bolesnym gniewie.
Zdumionym, poważnym spojrzeniem zajrzał jej w oczy. — Nie mogę
nani przeszkodzić w to wierzyć. Ale pieniędzy pani nie dostanie. Mój
brat ma sobie pomóc sam, nie może wciąż zdawać się na pomoc innych
ludzi.
Patrzyła na niego do cna przerażona. — Toż to przecież pański brat!
Niechże się pan zastanowi nad skutkami pańskiej odmowy.
— Ja już wszystko rozważyłem, i zostanie, jak powiedziałem.
— Tak więc rzeczywiście odmawia mi pan tych pieniędzy?
— Tak.
— Jakim prawem?
— Prawem pani opiekuna.
— O, wydaje mi się, że pan nadużywa tego prawa.
— A mnie, że jest pani w błędzie.
Tracąc całkowicie panowanie nad sobą, tupnęła z gniewu nogą. Ale
potem przemogła się i wyciągnęła do niego w proszącym geście ręce.
— Niechże się pan da uprosić! Proszę, niech mi pan da te pieniądze. Ja
tak łatwo mogę się bez nich obejść. I nigdy przecież moje serce nie
zaznałoby spokoju, gdybym nie mogła zapobiec tej okropności. Te
pieniądze zostaną przecież rzeczywiście użyte w dobrej sprawie, jeśli
uratuję nimi ludzie życie. — Łzy zabłysły w jej oczach.
Hrabia Riidiger patrzył w tę proszącą, zapłakaną twarzyczkę i jakaś
dziwna czułość ogarnęła go. Nigdy nie mógł spokojnie patrzeć, jak
kobieta płacze. A w tych dumnych, czystych dziewczęcych oczach była
taka gorąca, pełna trwogi prośba. Czyżby Annedore zakochała się
w
Jego bracie? Czyżby dlatego tak się bała i troszczyła o niego?
W strasznym niepokoju złapał ją nagle za ręce.
~- Baronówno Annedore... niechże mi pani uwierzy, że nie wolno
mi
dać pani tych pieniędzy, bo pogwałciłbym nałożony na mnie
°
b
owią
Z
ek — powiedział miękko.
7 J
e
J oczach zabłysła nagle nadzieja. Nie wyglądał w tym momencie
me
czułego i okrutnego, lecz na miłego i dobrego.
83
82
— To niech pan pomoże swojemu bratu, hrabio Rudigerze, proszę
pana usilnie, nich pan to zrobi ze względu na swojego brata... i także ^
względu na samego siebie!
Musiał sobie zadać gwałt wobec tych proszących spojrzeń, aby móc
obstawać przy swoim. Zabolało go to, że wstawiała się za człowiekiem
niegodziwym. Przez moment się wahał. Ale potem wziął się w garść
i prostując się powiedział spokojnie i stanowczo:
— Nie, baronówno Annedore. Może mi pani wierzyć, że mam
poważne powody tak postąpić. A jeśli już raz coś uznałem za słuszne
i konieczne, to nic mnie od tego nie odwiedzie. Chociaż jest mi ciężko nie
spełnić pani prośby, muszę to uczynić.
Cofnęła się przed nim. W jej oczach iskrzyły się łzy gniewu. — Och,
teraz sama widzę, jaki jest pan okrutny i nieczuły, i bardzo mnie to boli
— wyrzuciła z siebie, drżąc ze wzburzenia. I zanim zdążył coś
powiedzieć, szybko poszła ku drzwiom.
Patrzył za nią posępnymi oczyma z gorzkim uśmiechem.
-> Czy twoją młodą duszę też już zatruto, mała Annedore? Niech
Bóg strzeże twego serca, żebyś się nie zakochała w tym podłym
człowieku bez charakteru, zanim się nauczysz odróżniać prawdę od
pozoru, pomyślał.
Pełen niepokoju chodził po swoim gabinecie tam i z powrotem.
W jego duszy szalała burza. Baronówna Annedore wydała mu się w tym
całym swoim szczerym gniewie taka godna miłości.
Annedore pobiegła do swojego pokoju i rzuciła się z płaczem na
fotel. Co właściwie przepełniało bólem i troską jej serce, nie bardzo
wiedziała. Przede wszystkim była straszliwie smutna, że hrabia Riidiger
rzeczywiście odpowiadał temu szkaradnemu wizerunkowi, jaki jego
rodzeństwo nakreśliło. Czuła, że bardzo by ją to uszczęśliwiło, gdyby
był taki, jakim go przedstawiał jej ojciec. Ale przede wszystkim
odchodziła od zmysłów dlatego, że nie mogła pomóc Lotharowi! Co
ma teraz powiedzieć Lilly, która przecież pokładała całą nadziej?
w jej słowach. Gdyby tylko znała jakiś sposób, żeby pomóc. Nic nie
byłoby dla niej za trudne. Zastanawiała się na próżno. Nic jej n'
e
przychodziło do głowy i w końcu z ciężkim westchnieniem poniechała
tych rozmyślań. Wstała z fotela, aby odszukać Lilly, i z ciężkim serce!"
wyszła z pokoju.
84
—tfa dworze, długim gankiem Lilly szła już naprzeciw.
Annedore pochwyciła jej ręce. — Moja kochana Lilly... jestem taka
nieszczęśliwa. Wszystko było na próżno. Tak bardzo chciatam wyprosić
hrabiego Riidigera te dziesięć tysięcy marek dla siebie, żeby móc ci je
dać. Ale on mi odmówił tych pieniędzy, i teraz stoję przed tobą smutna,
z pustymi rękami i nie mogę ci pomóc.
Lilly objęła ją zdenerwowana. — Ty moja kochana, dobra... że
chciałaś to zrobić, dziękuję ci za to. Gdyby Lothar wiedział, jaką ofiarę
chciałaś ponieść, bardzo by go to uradowało w tym całym nieszczęściu.
Musisz mi pozwolić mu to powiedzieć.
Annedore popatrzyła na nią niepewnie. —- Po co mu to mówić? Nie
mogę przecież pomóc. I ty mówiłaś, że on nie chce, abym wiedziała
o jego kłopotach.
Lilly trochę się zmieszała, ale szybko wzięła się w garść.
— A jednak muszę mu to powiedzieć. Będzie to dla niego jasna
chwila przy tych jego kłopotach, że ty tak serdecznie się nim intere-
sujesz.
— Czy on się już trochę uspokoił? — zapytała Annedore trosk-
liwie.
Lilly głęboko westchnęła. — Ach, mój Boże, ty nie masz nawet
pojęcia, jak to z nim jest. Błagałam go na kolanach, żeby tylko nie
odbierał sobie życia. Próbował mnie uspokoić. Aleja nie uwolnię się od
strachu, że on będzie szukał śmierci. Przybiegłam tylko do ciebie, żeby
cię prosić, abyś ze mną do niego poszła! Jest w moim pokoju. Pociesz go,
że mu nie odmawiasz swego zainteresowania. Może go to trochę
podniesie na duchu. Chodź szybko, boję się go zostawiać na długo
samego.
Pociągnęła spiesznie Annedore ze sobą. Ta szła za nią z drżeniem
w
kolanach. Gdy weszły do pokoju Lilly, zastały hrabiego Lothara
desperackiej pozycji: opartego na stole i z ukrytą w rękach twarzą.
Lilly objęła go. — Kochany Lotharze. W tym moim strachu o ciebie
We
Wsz
Ystko ją wtajemniczyłam.
Lothar zerwał się jak oparzony i wpatrywał się w Annedore
-°
r
ącymi, płonącymi oczyma. — Jak mogłaś to zrobić, Lilly! Nie
,,.
Jrnu
J? cię. Nie powinnaś była zanudzać baronówny Annedore tą
85
w
Annedore podeszła nieśmiało bliżej. — Tak pan nie powinien teg
0
rozumieć, hrabio! Lilly stała się moją przyjaciółką, to wolno mi przecież
dzielić z nią jej troski i pomagać je dźwigać.
Pochwycił jej rękę i przycisnął ją sobie najpierw do oczu, a potem
do warg. — Pani jest taka dobra, baronówno! Dziękuję, że okazuje
pani mojej siostrze tyle przyjaźni, niech tej przyjaźni jej pani do-
chowa.
Annedore zaczerwieniła się. — To oczywiste. Wy oboje też przecież
okazywaliście mi przyjaźń.
— O, Lotharze, ja ci muszę powiedzieć, jaką ta Annedore jest
szlachetną, wspaniała istotą — powiedziała Lilly patetycznie. — Czy
wiesz, co ona zrobiła?
Annedore złapała ją za ramię. — Zamilczże, Lilly!
Lilly pokręciła przecząco głową. — Nie, Annedore, pozwól mi to
powiedzieć Lotharowi, to go uszczęśliwi. Wystaw sobie, Lotharze, że
Annedore była u Riidigera, żeby wydał dziesięć tysięcy marek z jej
majątku. Chciała nimi wyratować cię z tej twojej opresji. Ale Rudiger jej
pieniędzy odmówił.
Czoło hrabiego Lothara raptownie się zaczerwieniło. Obudziło się
w nim teraz jednak coś w rodzaju palącego wstydu wobec tych czystych
oczu Annedore. Ale musiał grać tę komedię dalej. Widział jeszcze tylko
ratunek w tym, że zdobędzie zgodę Annedore na małżeństwo.
Zadrżał, ale w sposób aż za bardzo rzucający się w oczy, i popatrzył
na Annedore palącymi oczyma. — To... to pani dla mnie zrobiła!
— wyjąkał, jakby nie panując nad sobą, i ukrył twarz w dłoniach.
Oczy Annedore powilgotniały z wielkiego współczucia. — Niestety,
nic nie wskórałam. Hrabia Rudiger odprawił mnie z niczym.
Opadły mu ręce, uśmiechnął się gorzko i boleśnie. — Mój brat nie
ma serca dla moich kłopotów. Tak łatwo mógłby mi pomóc, lecz tego
nie zrobił. Ale to, co pani^uczyniła, najdroższa baronówno... Ach, mQ)
Boże, jak ja mam pani za to dziękować! Chociaż pani nie może mi nawet
pomóc... ja przecież za żadną cenę nie mógłbym wziąć od pa
nl
pieniędzy, to jednak dziękuję pani, dziękuję pani gorąco z całego serca-
To mną tak wstrząsnęło, że wprost nie mam słów! Gdybym był w iw^
sytuacji... ach, Annedore, nie wolno mi o tym nawet myśleć, co by'*
11
wtedy zrobił. Ale nie mogę... nie chcę. Oto stoi pani przede mną J
a
świetlana postać, chciałbym wyciągnąć do pani ramiona, ale nie... Przy
tei całej mojej biedzie jestem na to za dumny. Jak ja biedny chudeusz
mogę w ogóle podnieść na panią oczy? Nie... niech mnie pani zostawi,
niech pani nie patrzy na mnie, tak pełna dobroci, tymi swoimi
kochanymi, pięknymi oczami... Och, jaki ja jestem niewypowiedzianie
nieszczęśliwy. Proszę mi wybaczyć, nie mogę teraz przebywać w pani
pobliżu... nie zniosę pani spojrzenia!
I jakby pokonany swoimi uczuciami wypadł z pokoju. Annedore
patrzyła za nim skonfundowana. Nie miała naturalnie pojęcia, że on
odegrał przed nią komedię.
Wytrącona zupełnie z równowagi przycisnęła ręce do serca.
Ale Lilly jak szalona rzuciła się jej na pierś.
— Ach, mój Boże, Annedore, proszę cię, zaklinam, biegnij za
Lotharem, nie spuszczaj go z oczu. Boję się, że on ma przy sobie
naładowany pistolet. Proszę, idź za nim, prędko, prędko! Ja polecę do
Riidigera i rzucę mu się do nóg, żeby ratował Lothara. On nie może
umrzeć... widziałaś przecież, jak bardzo był wstrząśnięty! On cię kocha,
Annedore, a nie śmie przecież się o ciebie starać, bo jest biedny. Idź, idź
za nim, najdroższa Annedore, i nie spuszczaj go z oczu, aż przyjdę za
tobą. Ale rób tak, żeby cię nie widział... chroń go. Tylko w najgorszym
wypadku mu się pokaż. Leć szybko, proszę cię! Na pewno poszedł do
parku.
Annedore dygotała ze zdenerwowania. Wierzyła, że ta straszna
sytuacja jest prawdą. Lilly wypchnęła ją za drzwi i Annedore bez
namysłu popędziła przez ganek do schodów, a potem na dół i przez sień.
Przez otwarte wejście ujrzała hrabiego Lothara spieszącego na drugą
stronę parku.
Lilly patrzyła za nią ze schodów. W jej oczach migotał niepokój
1
na
dzieja. Ani jej było w głowie iść teraz do Riidigera. Wiedziała, że
?dzie to bezcelowe poniżanie się, na które nie chciała się narazić. Miała
na
dzieję,
ze
i
cri
plan się uda, że Lothar tak dobrze grać będzie dalej
Sw
oją rolę, iż Annedore da mu słowo.
Wszystko obgadała dokładnie z Lotharem. Ta właśnie dopiero
odegrana scena była tylko prologiem. I miała nadzieję, że wszy-
° Pójdzie dobrze, tak jak tego pragnęła i mądrze sobie wykal-
Kul
°wała.
86
10
Nie mając pojęcia, że prowadzą z nią ukartowaną grę, Annedore
skradała się cicho i ostrożnie za hrabią Lotharem do parku, wcią/
w strachu, że on może się odwrócić i ją zauważyć. Ale on się tego
wystrzegał, chociaż wiedział, że Lilly wyśle za nim baronównę.
Obrał sobie drogę do małego otwartego pawilonu, który stał
w środku parku. Annedore szła za nim, szukając osłony za drzewami
i krzakami.
Właśnie dotarł do tego małego pawilonu i opadł ciężko na fotel.
Niby w rozpaczy ukrył na chwilę twarz w dłoniach. Potem opuścił ręce
bezwładnie i wyprostował się.
Wyjął notes z kieszeni na piersi i napisał w nim parę słów. Potem
kartkę tę z notesu wyrwał i położył ją na stół obciążając małym
kamykiem.
Annedore przekradła się za nim aż pod sam pawilon. Tylko zarośla
dzieliły ją od niego. Pełna obaw usiłowała, śledząc go przez te zarośla,
zajrzeć mu przez ramię i wypatrzeć, co on tam napisał. Udało się jej
odczytać jednak tylko nagłówek.
Moja Kochana Siostro!
Przeszedł ją dreszcz. To było na pewno pożegnanie... pożegnanie
z życiem. Zadrżała ze strachu.
I teraz zauważyła, że hrabia Lothar rozgląda się na wszystkie strony.
Na szczęście nie dostrzegł mnie — pomyślała. Skuliła się w sobie
i zamarła w bezruchu.
Ciężkie, głębokie westchnienie dotarło do jej uszu... i pełen tęsknoty
głos: — Annedore!
Całkiem wyraźnie usłyszała swoje imię i przycisnęła rękę do serca.
A potem zobaczyła, jak hrabia Lothar wyciąga powoli z kieszeni na
piersi jakiś ciężki przedmiot. O mało co głośno nie krzyknęła, gdy
rozpoznała, że jest to pistolet. Patrzyła zdumionymi, zmartwiałymi
oczyma, jak sprawdza, czy jest naładowany, i przygotowuje broń do
88
jU. Powoli ją podnosi, jakby chciał przyłożyć do skroni. Wtedy
Auiiedore z krzykiem przeskoczyła przez krzaki i złapała go za rękę,
z całej siły cisnąc ją w dół.
_ Tego nie wolno panu zrobić, hrabio — zawołała, całkowicie
wytrącona z równowagi.
On zerwał się z fotela i zatoczył się przerażony. Broń wypadła mu
z ręki, jakby w nagłym przestrachu. Ona się szybko po nią schyliła,
podniosła ją i wyrzuciła w krzaki.
— Baronówno, co pani robi? Ja... ja chciałem przecież tylko... tak,
ja chciałem tylko sprawdzić, czy ta broń jest zabezpieczona — wyjąkał.
Pokręciła energicznie głową, choć była blada aż po same wargi.
— Nie... pan chciał zrobić coś innego, strasznego! Tego panu nie
wolno. Pański brat by się przecież załamał pod ciężarem wyrzutów
sumienia.
I Annedore czuła się w tym momencie tak, jakby najważniejsze było
dla niej to, żeby uchronić hrabiego Riidigera od wyrzutów sumienia.
Hrabia Lothar pozornie z trudem starał się odzyskać równowagę.
— Pani się myli, baronówno Annedore — powiedział.
Wtedy złapała zdenerwowanym gestem kartkę ze stołu. Chciał jej
przeszkodzić w tym, ale pokręciła przecząco głową.
— Mam prawo to przeczytać, po tym, jak uchroniłam pana przed
tym najgorszym. Lilly w panicznym strachu o pana wysłała mnie za
panem. Sama chciała raz jeszcze wstawić się u hrabiego Riidigera. A pan
chciał swojej siostrze zadać taki ból? To jest pożegnanie z Lilly.
Przebiegła kartkę szybko oczyma, a potem nagle opuściła ją w dół,
podczas gdy ciemny rumieniec występował jej na twarz. Na tej kartce
napisane były następujące słowa:
Moja Kochana Siostro!
Przebacz mi, że Ci sprawiam ten ból, bądź zdrowa! Ja nie mogę
już dalej żyć, moje życie jest przegrane. Kocham baronównę
Annedore, a nie mam żadnej nadziei jej dla siebie zdobyć. Ona by
pomyślala, że staram się o nią tylko ze względu na jej majątek. Na to
jestem za dumny. Bądź zdrowa i przekaż Annedore moje ostatnie
pozdrowienie. Kochałem ją tak, że nie potrafię wprost tego wyrazić.
Twój nieszczęśliwy Lothar
89
Wielkimi ze zdumienia i zatrwożonymi oczyma popatrzyła mu
Annedore w twarz. Stał przed nią jak człowiek zrozpaczony, który
walczy o odzyskanie równowagi.
— Baronówno... odchodzę od zmysłów, że pani to przeczytała, że
pani przyszła tu za mną. Gdyby choć pani nie przeszkodziła mi zrobić
tego, co zrobić muszę — powiedział.
Annedore była wstrząśnięta do głębi. Żadne przeczucie jej nie
ostrzegało. Jakże mogła przy tym wszystkim pomyśleć, że to komedia?
Wszystko wydawało się jej prawdziwe i szczere, a jej młoda dusza
zadrżała od tej wielkiej miłości, jaką jej tu na pozór okazywano. Siebie
nie pytała, czy ona tę miłość odwzajemnia. O sobie w ogóle nie myślała.
A to, że on ją tak niezmiernie kocha, przejmowało ją nabożnym
dreszczem. I czuła się zobowiązana mu pomóc.
Zdumionymi oczyma patrzyła na niego. — Panu nie wolno umrzeć,
hrabio Lotharze, i wcale pan nie musi — powiedziała cicho.
Wówczas, jakby ulegając uczuciom, podszedł do niej, padł jej do
stóp i wcisnął twarz w jej ręce.
— Annedore... ubóstwiana Annedore... chciałem nie dopuścić do
tego, żeby pani się dowiedziała, jak bardzo panią kocham. Teraz
odkryła pani moją tajemnicę. Tak, przyznaję się, zrezygnowałem
z życia... chciałem umrzeć, bo nie mogę tak dalej cie
r
pieć. A teraz mi
pani utrudnia ten ostatni krok, teraz widzi mnie pani takiego słabego
przed sobą. Kocham panią... kocham panią niezmiernie od pierwszej
chwili, jak tylko panią ujrzałem. Ale w mojej sytuacji nie wolno mi było
o panią się starać. Mogłaby pani sobie pomyśleć, że dzieje się to ze
względu na pani majątek. Ach, gdyby mi pani pozwoliła umrzeć,
wszystkie moje męki by się teraz skończyły.
Pochyliła się nad nim pełna współczucia i litości, o wszystkim
zapomniawszy, prócz pragnienia, żeby mu w jakiś sposób pomóc.
— Hrabio Lotharze, niech pan wstanie... Proszę, niech pan wstanie
i się uspokoi! Niech mi pan nawymyśla, że nie dopuściłam do pańskiej
śmierci. Ale pan nie musi umrzeć. Pańska miłość tak mnie wzrusza jak
pańskie nieszczęście. Ja chcę panu pomóc.
Zerwał się na równe nogi i popatrzył na nią jak oszalały.
— Annedore... czy to znaczy, że zechce pani zostać moją żoną?
Czyżby po tym całym moim nieszczęściu los miał mi dać takie nie-
wypowiedzianie wielkie szczęście? — wyjąkał. Oddychała głęboko,
przez moment się wahała, jakby nie chciała dać się ponieść temu
jakiemuś zagadkowemu uczuciu. Ale pragnienie przyjścia z pomocą
wypełniało przecież całe jej serce. Sądziła, że robi coś dobrego,
wielkiego, i nie chciała się małostkowo zastanawiać nad tym, czy to
będzie dla niej trudne czy łatwe. Nie o sobie potrafiła teraz myśleć, lecz
tylko o tym... że musi ustrzec hrabiego Rudigera przed męką od
wyrzutów sumienia.
I tak po krótkim wahaniu powiedziała twardo i jasno: — Tak,
chcę zostać pańską żoną, hrabio Lotharze, ponieważ nie mogę pomóc
panu inaczej. Jeśli się z panem zaręczę, hrabia Riidiger nie będzie
mógł mi odmówić tych pieniędzy. Dla mojego narzeczonego musi mi
je dać.
Oczy hrabiego Lothara rozpromieniły się. Nie musiał już teraz
udawać. Jeśli Annedore będzie jego narzeczoną, dostanie tyle kredytu,
ile będzie potrzebował. Złapał ją za ręce i pociągnął z gwałtowną
radością w ramiona. — Annedore... słodka, ubóstwiana Annedore,
jakim ty mnie czynisz szczęśliwym! — wybuchnął podniecony.
I jego wargi rozgniotły jej usta, zanim zdążyła uświadomić sobie, co
się z nią dzieje.
Ale ten pocałunek podziałał na Annedore dziwnym sposobem
bardzo otrzeźwiająco. Wyrwał ją z nastroju podniosłego wzruszema.
Lecz teraz było już za późno. Leżała w ramionach Lothara, a ora jej
szeptał czułe, słodkie słówka.
W jej duszy dokonywała się jakaś dziwna przemiana. Nie mogła
pojąć, że on nagle jest taki pełen radości i zdaje się już zapominać o tym
całym swoim nieszczęściu. Miała uczucie, że musi go od siebie ode-
pchnąć i bronić się przed jego czułością.
Jakby budząc się z ciężkiego snu, wyprężyła się i uwolniła z jego
°bjęć. Odgarnęła sobie włosy z czoła i spojrzała zaniepokojonymi,
Pełnymi trwogi oczyma. On chciał ją znowu do siebie przyciągnąć., ale
pokręciła odmownie głową. — Musi mi pan zostawić trochę czasu,
hrabio Lotharze. To wszystko potoczyło się tak prędko, muszę to sobie
na
Jpierw w spokoju przemyśleć — powiedziała cicho.
%ł w kłopocie, że ona mogłaby się rozmyślić. Dlatego było dla niego
w
ażne, żeby potwierdzić, że ich zaręczyny to już fakt dokonany.
90
91
Potrzebny był mu przeto świadek. Ale żeby ten świadek się znalazł, j
U
£
o to oboje z siostrą zadbali.
Wyciągnął chusteczkę z kieszeni i otarł sobie czoło, jakby mu było
gorąco. Był to umówiony sygnał dla Lilly. Z pewnej odległości pod-
słuchiwała tę scenę, którą Annedore odegrała z prawdziwym uczuciem
a hrabia Lothar jak dobry aktor. Szybko teraz do nich podeszła, tak
jakby całą tę drogę przebyła w największym pośpiechu.
— Ach, chwała Bogu, że cię znajduję, Lotharze — powiedziała,
opadając na fotel jakby bez tchu. Hrabia Lothar szybko objął Annedore
ramieniem i pociągnął ją do siostry.
— Kochana Lilly, odkąd wyszedłem od ciebie, mój los się cudownie
odmienił. Twój nieszczęśliwy, zrozpaczony brat jest teraz najszczęśliw-
szym człowiekiem pod słońcem. I to zawdzięczam Annedore. Możesz
nam pogratulować, Lilly... Annedore jest moją ukochaną narzeczoną.
Hrabianka zerwała się z fotela uradowana i objęła oboje jedno-
cześnie. — O mój Boże, co za szczęście, co za wielkie szczęście!.
Najukochańsza, najlepsza Annedore... ty moja kochana siostro! Jak
bardzo jestem szczęśliwa, że chcesz zostać żoną Lothara. Teraz wszyst-
ko będzie dobrze, wszystko dobrze. Dziękuję ci, och, jak ja ci dziękuje!
Objęła Annedore i całowała ją, całowała i nie mogła się jej
nacałować.
Annedore z dziwnie przygnębiającym przeczuciem znosiła to cierp-
liwie. To błogie szczęście bowiem, jakie powinna odczuwać młoda
narzeczona, jakoś wcale nie chciało się w jej sercu pojawić. Czuła się
raczej .tak, jakby poniosła ofiarę, która jej już zaciążyła na sercu i nie
dawała żadnego zadowolenia. Ale była zbyt delikatna, aby dać poznać
ten swój nastrój.
Broniła się nawet przed przygnębieniem i próbowała pocieszyć się
i podnieść na duchu myślą, że uratowała ludzie życie. I w końcu ten
przymilny sposób bycia hrabiego Lothara wobec niej nie pozostał na nią
bez wpływu. Powiedziała sobie, że to przecież piękne być tak niewymow-
nie gorąco kochaną, więc starała się odzyskać spokój. Uściski Lilly
odwzajemniała bardzo serdecznie.
— Nie musisz mi dziękować, Lilly, to wszystko przyszło całkiem
samo z siebie. Ja nie mogłam przecież nie przyjąć oświadczyn twego
brata. Tylko tak mogę mu pomóc, więc przyrzekłam swoją pomoc.
92
^_ jesteś aif°'
em
'* Annedore — wydusił z siebie hrabia Lothar
,
h
y w najgłębszy
111
Wzruszeniu i przyciskał sobie jej ręce do ust, do
°
C
,— Pam się fl)'
1
''
nr
~abio Lotharze, nie jestem aniołem, tylko człowie-
z wieloma «ada
vni
j — powiedziała Annedore porywczo.
tklivwym «f
zut
'em popatrzył na nią. — Jak mnie nazywa moja
Sltiu* ' ———
• •
Zarum_ieniła
sl
?
l
na jej twarzy wystąpił nieśmiało odpychający
“
r
ymas. —— Musu
1
" P^n dać trochę czasu, Lotharze, ja się muszę dopiero
do tej my śli ptzy
zw
y
v
czaić, że jestem teraz z panem na innej stopie.
I musimy^ przed
ez
'także zawiadomić najpierw hrabiego Rudigera
o naszych -.. o »
asz
^h zaręczynach.
Hrabia Lotbar Westchnął. — Ach słusznie, Riidiger musi nam
najpierw *łać s*°W zgodę. Ale to przecież tylko sprawa formalna.
Twojej woli nie t
1102
^ przecież nic przeciwstawić!
AnnecMore !iii
a
^
a
Jakieś trudne do wyjaśnienia uczucie skrępowania,
gdy tylko po«y^
a
^ o hrabim Riidigerze. Ale potem przekornie się
pocieszyła. Czy
to
^ie on sam zmusił ją do tego kroku? Przecież nie
zostawił j«j żatl
116
^
0
innego wyboru. Bo spokojnie patrzeć na to, jak
mtode życrie ludnie ginie, nie — tego ona nie mogła znieść. I teraz nie
wolno muB się też wt^ą^ &
o
te
g
O)
ze
zare
czyła się z hrabią Lotharem.
— “Zaręczy** się?"
Czuła się tak, jakby jej nałożono pęta, od których nie może się
uwolnić.
Ale właśnie dlatego
ze
n
j
e
czu
}
a
s
ję wolna, przekora potęgowała się
w niej. HnrabiaP-
u<
%ernie ma tu w ogóle prawa się wtrącać! Ona może
się zaręczać, z kim d^g j przeszkód on nie może jej na tej drodze
stawiać. ^-Wzięła gł?boki oddech:
— NsjlepieJ
nie
chpan zaraz idzie do hrabiego Rudigera i powie mu,
żeśmy sies= zar?
cz
y^> Lotharze — powiedziała, ulegając tej przekorze.
Pocałował ja-
w
<"?kę. — Tak, zaraz to zrobię. I cokolwiek Rudiger
Powie, A:«ined0
re
>
1
V jesteś i pozostaniesz moją narzeczoną. Nic nas nie
rozłączy, chyb
a
tylko śmierć! — powiedział trochę teatralnie.
Kiwn-^ła gł°
w
^ — Tak... oczywiście, tak to jest. A więc niech pan
idzie, Lo«harz
e
'- ^
a
przyjdę z Lilly za panem. Znajdzie mnie pan potem
* pokojuzi Lilly-
93
Chciał ją jeszcze raz przyciągnąć do siebie i pocałować. Ale ona
cofnęła się z przestrachem. Pomyślał, że się spłoszyła z powodu
obecności Lilly, i przychylił się do tego. Tylko jej rękę przycisną}
namiętnie do ust. Potem szybko odszedł.
Annedore patrzyła za nim w zamyśleniu.
11
Hrabia Riidiger znajdował się tak jak przedtem w swoim gabinecie.
Scena z Annedore bardzo go poruszyła. Wiedział, że widziała w nim
okrutnego, nieczułego brata. Jego rodzeństwo na pewno przedstawiło
go w fałszywym świetle. Wszystko to, co dotychczas zrobił dla Lothara
i Lilly, na pewno przed nią przemilczeli. Znał przecież swoich krewnych.
Na pewno Annedore patrzyła teraz na niego z odrazą. Tej młodej,
czułej duszy jego zachowanie musiało się wydawać niezrozumiałe
i okrutne. Musiał to jakoś znieść, ale sprawiało mu to ból. Właśnie
dlatego, że odkrył w niej wartościowy, szlachetny charakter, bolało go
to, że nie poznała się na nim.
Kiedy próbował pracować, widział w duchu wciąż Annedore przed
sobą, jak na niego spogląda tymi proszącymi, pobłyskującymi wilgot-
nymi oczyma. Czyż nie był głupcem, że nie spełnił jej życzenia, żeby dać
Lotharowi te dziesięć tysięcy marek? Wówczas nie odwróciłaby się od
niego z takim gniewem i hardą przekorą.
Ale nie, nie wolno mu raz jeszcze być słabym, Lothar musi wreszcie
zrozumieć powagę sytuacji. Że też jednak znowu zdobył pieniądze,
chociaż on sam powiedział jego wierzycielom, że już więcej za swojego
brata nie będzie płacił, tego Riidiger nie mógł zrozumieć. Jeśliby
wykupił ten weksel dla Lothara, to wówczas jego wierzyciele ni
£
wzięliby na serio jego groźby, że on już więcej nie zechce płacić, i będą
dawali mu znowu pieniądze. Jeżeli zaś pozostanie dalej twardy, to nik
1
już nie będzie pożyczał Lotharowi pieniędzy.
Nie, postąpił jednak słusznie. Nie chce i nie wolno mu już więcej
subwencjonować lekkomyślności Lothara.
94
^e w żadnym wypadku nie wolno mu było dać Annedore pieniędzy,
HÓrYch od niego zażądała, to było dla niego oczywiste.
Czy Lothar wziąłby pieniądze od Annedore? — pytał samego siebie,
l cierpki: pogardliwy uśmiech zaigrał mu wokół ust.
Żeby móc się oddawać rozrywkom, zdolny jest on popełnić każdą
nikczemność, pomyślał. Bo Lothar pozwolił się przecież obdarowywać
pieniędzmi także Ursuli. Największy lęk i zmartwienie opadały Riidige-
ra wówczas, kiedy pomyślał o tym, że Annedore mogłaby się zakochać
w Lotharze. Na samą tę myśl robiło mu się zimno i gorąco.
W jego zadumę wdarł się służący z meldunkiem, że hrabia Lothar
pragnie z nim mówić w ważnej sprawie. Pomyślał, że brat raz jeszcze
chce przypuścić szturm i spróbować wydostać te pieniądze. Przez
moment miał zamiar kazać go odprawić. Ale potem pozwolił mu jednak
wejść.
Gdy Lotha
r
pojawił się na progu, hrabia Rudiger obejrzał się na
niego.
— Czego sobie życzysz? — zapytał, patrząc nań badawczo.
Hrabia Lothar wyglądał teraz inaczej niż przedtem. W jego za-
chowaniu była harda, wojownicza pewność siebie.
— Przychodzę, żeby cię o czymś powiadomić, Rudigerze, i uczynić
zadość formom.
Proszę, siadaj. Co masz mi do powiedzenia?
Hrabia Lothar rzucił się na fotel i popatrzył na brata wyzywająco.
— A więc, bez ogródek, Riidigerze, zawiadamiam cię, że się właśnie
zaręczyłem z baronówną Annę Dorotheą von Rottberg.
Hrabia Rudiger drgnął, twarz mu zbladła. Przez chwilę siedział
Jak sparaliżowany. — Co ty zrobiłeś? — wydusił wreszcie z siebie
ochryple.
Lothar założył nogę na nogę i grał silniejszego. — Czyżbym wyraził
Sl
? niejasno? Powtarzam zatem, że zaręczyłem się z twoją wychowanicą,
baronówną Annedore Rottberg. Zawiadamiam cię o tym dla porządku,
Jednocześnie w imieniu mojej narzeczonej proszę cię o zezwolenie,
z
yskanie którego będzie, oczywiście, już tylko sprawą formalną.
Hrabia Rudiger już odzyskał panowanie nad sobą. Wyprostował się
^
Q
energicznie. Jego oczy błysnęły jak szlifowana stal. — Ty się
ważyłeś starać o rękę baronówny... teraz, po tak krótkiej znajomości?
95
Lothar rzucił hardo głową do tyłu. — Miłość nie potrzebuje długiego
czasu, żeby związać dwa serca.
Hrabia Rudiger wstał i podszedł tuż do niego. — Miłość? Chcesz
żebym uwierzył, że ty kochasz baronównę?
— Ja nie chcę cię do niczego przekonywać, żebyś uwierzył... ja ją
kocham rzeczywiście.
— I ty śmiesz to twierdzić, po tym, jak cię dziś przed obiadem
zaskoczyłem, kiedy trzymałeś w ramionach i całowałeś jedną z
e
służących?
Hrabia Lothar wzruszył ramionami. — Mój Boże, coś takiego się
przecież nie liczy.
— U ciebie może nie, ale u mnie. Ja wiem, że ty w ogóle nie jesteś
zdolny do jakiejś uczciwej, głębokiej miłości, wiem, że swoje uczucia
roztrwoniłeś na różnorakie miłostki. Tych twoich kilka kochanek
kosztowało cię niezłą sumkę. A więc proszę cię, nie miej mnie za takiego
głupka, żebym mógł uwierzyć w tę bajeczkę. Dla ciebie jedyną
decydującą okolicznością było to, że jest ona bogatą dziedziczką.
Chcesz w ten sposób wydostać się z tarapatów, a majątek baronówny
ma ci umożliwić prowadzenie dalej lekkiego życia.
Lothar zagryzł wargi. Pełne nienawiści spojrzenie poleciało ku jego
bratu. — Ja cię nie mogę zmusić, żebyś uwierzył w moją miłość. Ale
ostatecznie nie jestem zobowiązany zdawać ci rachunku z moich uczuć.
Zawiadamiam cię po prostu, i proszę cię o twoją formalną zgodę,
występuję jednocześnie w imieniu mojej narzeczonej.
Hrabia Rudiger wyprostował się z dumnie podniesioną głową.
— Tej zgody ci odmawiam — powiedział jasno i stanowczo.
— Jakim prawem? — wybuchnął jego brat.
— Takim prawem, jakie dał mi baron Rottberg, gdy mnie uczynił
opiekunem swojej córki.
— To cię jednak nie upoważnia do zakładania sprzeciwu, jeśli
baronówna Annedore się już ze mną zaręczyła.
— Owszem, upoważnia mnie. Baronównie Annedore bez mojeg
0
zezwolenia nie wolno się w ogóle zaręczać, dopóki nie będzie pełńcie
1
'
nią. Jeśli jednak to zrobi, to takie zaręczyny są nieważne.
Hrabia Lothar skoczył na równe nogi. — Tego już za
Uzurpujesz sobie tu prawa, których my nie będziemy uznawać.
96
Hrabia Rudiger podszedł spokojnie do swego biurka.
— Będziesz musiał je uznać. Przeczytam ci, co na temat tego baron
Rottberg w swej ostatniej woli postanowił.
Wyjął z biurka jakiś dokument. Rozłożył go i zaczai szukać
odnośnego miejsca. Ani jeden mięsień nie drgnął na jego poważnej,
bladej twarzy. Gdy znalazł fragment, którego szukał, zaczai czytać:
Gdyby moja córka, zanim stanie się pełnoletnia, chciała się
zaręczyć i wyjść za mąż, może to uczynić tylko wówczas, jeśli jej
opiekun, hrabia Rudiger Lindeck, da jej na to swoje zezwolenie. Bez
tego zezwolenia zaręczyny przed uzyskaniem przez nią pełnoletności
są nieważne. Stawiam hrabiemu Rudigerowi Lindeckowi za waru-
nek, żeby w takim wypadku tego ewentualnego konkurenta, starają-
cego się o rękę mojej córki, sumiennie i krytycznie sprawdził i tylko
wtedy dał swoje zezwolenie, jeśli konkurent nie będzie wzbudzał
żadnych wątpliwości, a on będzie przekonany, że ów pragnie pojąć
moją córkę za żonę ze szczerej miłości i jest bezwzględnie człowie-
kiem uczciwym, o nieposzlakowanym, szlachetnym charakterze.
Jeżeli tylko dla hrabiego Rudigera Lindecka zaistnieje wobec
któregoś z tych punktów choćby najmniejsza wątpliwość, jest on
zobowiązany odmówić swojego zezwolenia. Jestem przekonany, że
hrabia Rudiger Lindeck także i do tego punktu ściśle i sumiennie się
zastosuje i należycie się o wartości, charakterze i stanie zdrowia
danego konkurenta poinformuje. Tylko wówczas, gdy nie będzie
miał żadnego z tych zastrzeżeń, może pozwolić na ten związek i dać
swoją zgodę. W przeciwnym wypadku proszę go, żeby nie ukrywał
przed moją córką żadnego ze swych zastrzeżeń i otwarcie jej
powiedział, co decyduje o jego odmowie.
Mam jego poparte słowem honoru przyrzeczenie, że on wszystkie
'noje postanowienia skrupulatnie wypełni.
Hrabia Rudiger złożył ten arkusz papieru z powrotem we czworo
1
Położy} go na biurku.
Pozwolę oczywiście baronównie Annedore również zajrzeć
0
tych dyspozycji. Widzisz z tego, że musiałbym ci odmówić swo-
^° zezwolenia nawet wtedy, gdybym chciał ci je dać. Zamierzam
2
c
'erpieme do szczęscu
97
dotrzynać mego słowa honoru, z którym przystępowałem do s
nią tej dyspozycji, i protestuję mocą mej funkcji przeciwka
n
'
e
"i
tvm l
zaręczynom.
•
n|
Oczy hrabiego Lothara rozgorzały nienawiścią ku bratu.
słaniasz się tym postanowieniem, bo mi nie życzysz tej dobrej parti
mi zazdrościsz, że zostanę panem na Rottbergu!
' °
Hrabia Rudiger popatrzył nań surowym, zimnym spojrzenie
— To poniżej mej godności, żeby się bronić przed takim oskarżeniem
W każdym razie nie zgadzam się na ten związek, bo ty byś baronówn
unieszczęśliwił.
— Kto ci to powiedział? Ona mnie kocha, i to ty byś ją unieszcześ-
liwił, gdybyś jej przeszkodził zostać moją żoną.
Te słowa poraziły hrabiego Rudigera jak ból, ale dalej był spokojny
i opanowany. — Jeżeli ona cię kocha... tak kocha, że bez ciebie byłaby
nieszczęśliwa, to przecież może na ciebie poczekać, dopóki nie osiągnie
pełnoletności i będzie mogła wyjść za ciebie bez mojego zezwolenia
Nieszczęście, w jakie ja mógłbym ją wtrącić swoją odmową, polegać
będzie co najwyżej na tym, że narzucę jej półtoraroczny termin. Potem
będzie mogła postąpić według swego uznania, a i mnie nie będzie
obowiązywać wtedy już żadna odpowiedzialność.
Hrabia Lothar zagryzł wargi. Tak długi termin zupełnie mu nie
odpowiadał. Ale rozumiał, że będzie musiał się do tego zastosować
gdyby Annedore nie udało się Rudigera przekonać.
— Nie myśl jednak, że tym terminem uda ci się nas rozdzielić
Annedore jest moją narzeczoną i pozostanie nią, dopóki nie pokonamy
wszystkich przeszkód.
— Wtedy mój obowiązek będzie spełniony i ja nie będę już w stanie
niczego zmienić. Teraz jednak, dopóki jestem jej opiekunem, od-
mawiam ci mojego zezwolenia na ten związek.
— To jest niesłychany sposób sprawowania opieki, któremu m}
sie
nie podporządkujemy! — zawołał hrabia Lothar wściekły.
— Będziecie musieli się podporządkować — odparł hrabia Riidig
spokojnie.
Lothar zagryzł wargi. Potem powiedział ochryple: — Ja wiem.
ze
to sprawi wielką satysfakcję, jeśli mi pokrzyżujesz plany. Ale
tryumfuj, ja i tak mój cel osiągnę.
98
Hrabia Rudiger w:Znis
Z
y} ramionami. — Mierzysz mnie swoją
.jarą. Ja odczuwałbym o wiele większą satysfakcję, gdybym mógł
czystym sumieniem d^ć
C|
m
oją zgodę.
— Oszczędź sobie \*/iell(
lc
h słów, ja wiem, że tylko zazdrość i zawiść
^-zez ciebie przemawiaj^
" Zimnym, pogardliwy^ spojrzeniem popatrzył hrabia Rudiger na
^vego brata. — Czy m#S2
Jeszcze
jakieś życzenia?
5
— Nie.
Z tym słowem hrabia Lothar obrócił się na obcasie i opuścił gabinet.
Pospieszył do pokoju sn,
0
j
e
j siostry, aby tam szukać Annedore. Lilly
^enerwowana wyszła mu naprzeciw, podczas gdy Annedore siedziała
c
j,cha i pogrążona w sot>ie
aa
fotelu, przywarta do jego oparcia.
— No więc, Lothar ze,
co
powiedział Rudiger? — zapytała Lilly
szybko.
On podszedł do AnrJed
0re;
pochylił się nad nią i przycisnął sobie jej
r
^ce do serca i do ust.
— Rudiger nie daje natn swojej zgody, Annedore, on traktuje ciebie
! jnnie jak małoletnie dzieci — wybuchnął.
Annedore drgnęła. Pote^ powiedziała niepewnie: — A musimy mieć
jego zgodę?
— Tak, on się zasłania testamentem twojego ojca, który dał mu
niesłychane pełnomocnict\v
a
na
d tobą. On ma prawo przeszkadzać nam
W zawarciu legalnego zWią&u, aż do osiągnięcia przez ciebie pełnolet-
ności.
Annedore zrobiła si<? je
szc
ze o jeden ton bledsza, ale jednocześnie
przemknęło przez nią coś takiego, jakby w głębi duszy odetchnęła.
— W takim razie musimy Poczekać, aż będę pełnoletnia — powiedziała
słabiutkim głosem.
Popatrzył na nią z wyrzutem. Tak całkiem pewny to jej nie był. Ona
była taka dziwnie zalękniona i chłodna. Kto wie, jak ona za osiemnaście
miesięcy będzie o tej spra
w
ie myślała. Serca dziewcząt są zmienne,
3 wierność była dla hrabiego Lothara tak absolutnie obcym pojęciem, że
lie oczekiwał jej też bezwiednie od Annedore.
— Czy mówisz to na serio, Annedore? Czy chcesz mnie rzeczy-
Viscie wystawić na takie dhjgie czekanie? To mnie będzie niezmiernie
Męczyło.
99
Za-
Spojrzała na niego przygnębiona. — Co mam począć, Lotharz
e
skoro hrabia Riidiger odmawia nam swego zezwolenia?
— Musisz do niego pójść i sprzeciwić się jego tyranii, Annedore
— powiedziała Lilly oburzona. — Ja sądzę, że on nie ma prawa. Ty
przecież sama wiesz, czego chcesz, i nie musisz dać się wodzić na pasku
jak małe dziecko. W każdym razie powinnaś zaprotestować i zdecydo-
wanie zażądać tego zezwolenia. Może dla ciebie okaże się bardziej
przystępny. Poproś go najpierw o to zezwolenie, a jak ci go odmówi, to
go energicznie zażądasz. Nie jesteś już przecież małym dzieckiem.
Tak więc również Lilly próbowała obudzić w Annedore opór.
I rodzeństwo osiągnęło swój cel. Annedore nagle wstała, gotowa do
walki.
— Dobrze, sama pójdę do niego i zażądam tego jego zezwolenia.
Może powinnam była w ogóle pójść do niego pierwsza. Natychmiast
idę.
— Zrób to, moja słodka Annedore... dziękuję ci za to z całego serca!
Byłoby dla mnie nie do zniesienia takie długie czekanie na spełnienie
szczęścia, które mi obiecałaś.
Annedore uśmiechnęła się do niego w ten swój nieśmiały, zalękniony
sposób. Nie była przecież jeszcze oswojona z myślą, że jest narzeczoną
Lothara.
A tak znów chętnie nie szła do hrabiego Rudigera. Miała uczucie,
jakby musiała się obawiać spotkania z nim. Ale akurat to uczucie dodało
jej znowu bodźca do oporu. I długo się nie zastanawiając, opuściła
rodzeństwo, aby udać się do opiekuna.
Kiedy wyszła, brat i siostra popatrzyli na siebie w zapierającym dech
zdenerwowaniu.
— Co zrobisz, Lotharze, gdy Riidiger pozostanie przy swojej
odmowie? — zapytała Lilly.
Zgrzytnął zębami. — On nie może przy niej pozostać.
— A jeżeli mimo to tak zrobi?
Lothar patrzył przed siebie ponuro. — Wówczas będę musia'
uzyskać od Annedore zapewnienie na piśmie, że mi obiecała małżeńst-
wo. To się musi dać zrobić. Muszę mieć dowód moich z nią zaręczy
1
'
W ten sposób będę mógł sobie otworzyć nowy kredyt, a to na razie rze
cZ
najważniejsza, bo będę mógł w spokoju czekać. Musisz mi pomóc,
100
uzyskamy od Annedore pisemne zapewnienie o naszych zaręczy-
nach, będę mógł również później trzymać ją za słowo.
Lilly kiwnęła potakująco głową. — Naturalnie, że ci pomogę.
Zresztą możesz być pewny Annedore. Ona jest zasadniczą, sumienną
naturą i bierze obietnice poważnie.
12
Annedore pospieszyła prędko, bez zastanowienia, do hrabiego
Rudigera. Po drodze wbijała się znowu coraz bardziej w hardą złość.
I bez zaanonsowania przez służącego zapukała do drzwi jego gabinetu.
Zawołał, żeby wejść, i gdy zaraz potem stanęła naprzeciwko niego,
obleciało ją jakieś trwożne uczucie. Niepewnie popatrzyła w poważną,
bladą twarz opiekuna i poczuła się tak, jakby zaraz miała się zalać
gorącymi łzami. Aby do tego nie dopuścić, przybrała dumną, hardą
minę.
Domyślał się, że przyszła po to, aby go przekonać.
— Czym mogę pani służyć, baronówno Annedore? — zapytał,
przysuwając jej fotel.
Zebrała w sobie całą odwagę. Pod wpływem jego spokojnego,
Poważnego spojrzenia nie czuła się wcale dobrze.
— Hrabia Lothar powiedział mi właśnie, że pan nie chce... się
zgodzić na nasze zaręczyny. Dlatego przyszłam do pana, aby panu
^komunikować, że mimo pańskiej odmowy ja obstaję przy mojej woli.
"an mnie absolutnie nie może zmusić do niedotrzymania słowa. A ja
uaiarn moje słowo hrabiemu Lotharowi.
Usiadł naprzeciwko niej i popatrzył na nią poważnie. — Przed
d
°jściem do pełnoletności pani w ogóle nie może się zaręczać bez mojej
2
§°dy, baronówno. Takie zaręczyny są nieważne.
~~~ Ale dlaczego mi pan odmawia swojej zgody? — zapytała hardo.
~~ Dlatego, że nie jestem przekonany, iż pani będzie szczęśliwa
bratem.
Ale to jest przecież moja sprawa!
101
l
— O nie... na razie ja jestem jeszcze odpowiedzialny za pani los
I przyrzekłem pani ojcu tak nad panią czuwać, jakby pani była moją
własną córką. Zobowiązałem się moim słowem honoru tylko wtedy dać
moją zgodę na pani zaręczyny, jeśli będę mocno przekonany, że pani
zrobiła dobry wybór.
— A co ma pan do zarzucenia mojemu wyborowi?
— O wiele więcej, niż mogę to pani powiedzieć... albo chce
powiedzieć, chociaż mnie ojciec pani prosił o nieprzemilczanie przed
panią w takim wypadku moich wątpliwości.
— Ponieważ pan wie, że mnie te wątpliwoścu by i tak nie
odstraszyły. Pan nienawidzi swego brata i nie życzy sobie, żebym go
wybawiła ze wszystkich kłopotów — powiedziała szorstko, właśnie
dlatego, że czuła, iż pod wpływem jego wzroku traci coraz bardziej
i bardziej pewność siebie.
Pochylił się do przodu i popatrzył na nią twardo i zniewalająco.
— Oto przemawia przez panią obcy wpływ, to wmówiło w panią
moje rodzeństwo. W każdym razie myli się pani. Ja nie nienawidzę mego
brata... chociaż go także nie kocham. Gdybym był przekonany, że mój
brat uczyni panią szczęśliwą, dałbym moje zezwolenie bez wahania.
Pamięci pani drogiego ojca jestem to winien, żeby się sprzeciwiać tym
zaręczynom z całą energią, bo znam mojego brata lepiej, niż pani go zna.
Niech mi pani nie pokazuje takiej złej, hardej twarzy, ja naprawdę
z całego serca dobrze pani życzę, i pani mi będzie jeszcze pewnego dnia
dziękować. Jeżeli pani okazuje mojemu bratu rzeczywiście taką wielką
miłość, że nie może pani bez niego żyć, to przecież nikt pani nie zabroni
po osiągnięciu pełnoletności się z nim związać. Do tego czasu praw-
dopodobnie go pani lepiej pozna.
Przemawiał do niej tak ciepło i serdecznie, że musiała zebrać w sobie
całą waleczność, żeby nie zmięknąć. Najchętniej powiedziałaby do
niego: “Zgadzam sję z pańską odmową, bo przyznaję, że postąpiłam
nierozważnie". Ale to by się jej zdało haniebną zdradą wobec Lothara.
Tak więc powiedziała tylko, patrząc na niego zdumionymi, niespokoj-
nymi oczyma: — Czyja go kocham, wcale tego nie wiem. Wiem tylko, że
go musiałam koniecznie ratować. Pan sam nie pozostawił mi przecie
2
żadnego innego wyboru. — Te ostatnie słowa wyrzuciła z siebie
w namiętnym gniewie.
Odetchnął. Jego oczy błysnęły na chwilę gorącą radością. Czuł, jak
wz
biera w nim ulga, że nie powiedziała: “Kocham go". Sądził, że teraz
poznał powód, który ją skłonił do tak pochopnych zaręczyn.
— A więc to ja jestem winien, że dała się pani skłonić do tych
pochopnych zaręczyn? — zapytał.
Zacisnęła ręce. Groziło jej to, że cały jej gniew zniknie pod wpływem
jego ciepłych słów. Musiała go w sobie siłą zatrzymać.
— Ach... pan przecież nie wie, co się stało. Gdyby mnie nie było,
siedziałby tu pan teraz z obciążonym winą sumieniem i nigdy by już pan
nie zaznał radości. Nie mogłam przecież do tego dopuścić — wyrzuciła
z siebie gwałtownie.
Nastawił uszu. — A co takiego się stało? Mówi pani zagadkami.
Wówczas wyjęła z sukni pistolet.
— Niech pan się temu przyjrzy. Tą bronią pański brat chciał się
zastrzelić. Już ją podniósł w górę i chciał przyłożyć do skroni. Na
szczęście mogłam temu zapobiec. Lilly przeczuwała, że on zamierza coś
złego, i wysłała mnie za nim do parku. Miałam go nie spuszczać z oczu.
Wybiegł do parku w rozpaczy, bo pan mu nie chciał pomóc. I całe
szczęście, że Lilly mnie za nim wysłała.
Opowiedziała mu zdenerwowana, jak to szła za hrabią Lotharem aż
do pawilonu i jak mu wytrąciła pistolet z ręki.
— Proszę, niech pan przeczyta tę kartkę, to było jego pożegnanie
z siostrą — zakończyła swoje sprawozdanie i wręczyła mu list.
On zaczął czytać i jego mina robiła się coraz bardziej posępna
i pogardliwa. Przejrzał na wylot tę całą komedię. Znał swoje rodzeństwo
aż za dobrze. Już przeżył wiele prób z tego rodzaju intrygami. Powoli
Przeniósł wzrok z tej kartki na rozpaloną twarz Annedore. Jej żarliwość,
zęby go przekonać, wzruszała go. Wziął ją za rękę.
— Biedne dziecko... i wtedy pani dobre, wielkie serce ze współczucia
1
strachu tak zmiękło, że dała pani posłuch oświadczynom Lothara. Zło-
2
yła pani samą siebie w ofierze, żeby zapobiec nieszczęściu; odziedziczyła
P
a
m to szlachetne serce po swoich rodzicach. I to jest bardzo piękne, że
Potrafi pani być taka dobrotliwa i pełna współczucia. Ale jest pani jeszcze
a
rnłoda i niedoświadczona, że nie potrafi pani prawdopodobnie wcale
sadzić, jak wielką jest ta ofiara, którą chce pani ponieść. I ja popełniłbym
1£
lką niesprawiedliwość, gdybym do tego dopuścił.
102
103
Patrzyła na niego niepewnie. Całe jego zachowanie tak na nią
działało, że jej hardość nie mogła tego przebić. Ale trzymała się tej
hardości kurczowo i mówiła sobie ciągle od nowa, że jest on nieczułym,
okrutnym bratem. — Czy to wcale nie jest w stanie pana poruszyć, że
pański brat chciał umrzeć? — zapytała.
Milczał przez chwilę i tylko na nią patrzył.
Czyż miał jej powiedzieć, że padła ofiarą komedii? Ależ nie, tego
ciosu nie chciał jej zadać. Jej młode, wierzące serce nie powinno zostać
tak okrutnie rozczarowane. Niechaj powoli dojdzie do przekonania, że
Lothar nie jest tym mężczyzną, który potrafiłby dać jej trwałe szczęście.
Ważne było teraz tylko to, żeby jej zostawić czas, aby mogła sama ze
sobą dojść do ładu.
Wreszcie odpowiedział: — Nie, Annedore, mnie to nie jest w stanie
poruszyć. Narażając się nawet na niebezpieczeństwo, że będę w pani
oczach uchodził jeszcze bardziej niż dotąd za potwora, muszę pani
powiedzieć, że jestem tym zupełnie nie poruszony. Ja bowiem znam
mojego brata lepiej, niż pani go zna. W końcu nie wypaliłby przecież
z tego pistoletu. Całkiem na pewno w ostatnim momencie by się jeszcze
rozmyślił.
Zerwała się z fotela na równe nogi, oburzona jego “nieczułością".
— Pański spokój jest straszny! Zapewniam pana, że siedziałby tu pan
teraz z sumieniem obciążonym winą, gdybym nie nadeszła i nie
uchroniła hrabiego Lothara przed tym najgorszym.
On również wstał i złapał ją za rękę. Jego rozpromienione spojrzenie
zawisło na jej twarzy. — Jakkolwiek tam było, dziękuję pani z całego
serca, że chciała mi pani oszczędzić nieczystego sumienia.
Spojrzała na niego, odetchnąwszy z ulgą. — A ciągle jeszcze chce mi
pan odmówić zezwolenia na moje zaręczyny z hrabią Lotharem?
— Tak... teraz to dopiero jeszcze bardziej niż przedtem! I pani mi
całkiem na pewno któregoś dnia za to podziękuje.
Patrzyła przed siefre niezdecydowana. Gdyby chciała być wobec
siebie uczciwa, to musiałaby się przyznać, że jego odmowa raczej jej
ulżyła, niż ją przygnębiła. Wprost się wstydziła, że nie jest z tego powodu
nieszczęśliwa. Raczej z poczucia obowiązku, aby dotrzymać słowa,
chciała spróbować wszystkiego, co tylko było możliwe, aby go przeko-
nać. Co teraz będzie z Lotharem?
104
Wzięła głęboki oddech.
— Nie wiem, co mam panu na to, co mi pan powiedział, odrzec,
hrabio Riidigerze. W każdym razie uważam się za narzeczoną pań-
skiego brata i zaczekam, aż będę pełnoletnia, aby dotrzymać słowa.
Związana jestem w każdym razie, z pańskim zezwoleniem czy bez.
I wie pan przecież tak samo dobrze jak ja, że Lothar jest w okropnych
tarapatach. Ponieważ przez tę moją interwencję przeszkodziłam mu
popełnić samobójstwo, jestem zobowiązana uczynić mu życie jako tako
znośnym. Muszę odjąć mu jego troski. I dlatego proszę pana raz
jeszcze, niech mi pan da przynajmniej te dziesięć tysięcy marek, żeby
mógł wykupić swój weksel. Pan mi teraz musi dać te pieniądze, bo
nie chcę ich przecie lekkomyślnie wydać na jakiegoś obcego czło-
wieka, tylko potrzebuję ich po to, aby wydobyć mojego narzeczonego
z opresji.
Przy tych słowach spojrzała nań prosząco, prawie przymilnie.
Teraz on przecież wreszcie się zgodzi. Zrobiło mu się bardzo ciepło od
tych błagalnych spojrzeń. I na moment przeszyła go myśl: Nie życzysz
jej może swojemu bratu, bo tobie samemu wydaje się ona godna
miłości. Przestraszył się tej myśli. Po co mu to? Miał dość gorzkich
doświadczeń za sobą. Czyżby jego osamotnione serce chciało się
przywiązać do tej młodej dziewczyny? Bronił się przed tą myślą
i egzaminował się surowo i krytycznie. Ale zdał ten egzamin. Nie, nie ze
względu na siebie odmawiał jej bratu, lecz jedynie ze względu na nią.
Wiedział, że Lothar musiałby ją unieszczęśliwić. Sam czuł się wolny od
małostkowego egoizmu. Ale od momentu, w którym go dziś już raz
poprosiła o pieniądze, rzeczywiście coś niecoś się zmieniło. Teraz
ważne było to, żeby podtrzymać w niej spokój duszy. I gdyby teraz
pomógł Lotharowi, wykupiłby może miękkie serce Annedore od
mego. Nie powinna w nim już widzieć męczennika. Jeżeli da jej jeszcze
więcej okazji do litowania się nad nim, to może z tej litości powstanie
rzeczywiście miłość, która ją bezwarunkowo wpędzi w nieszczęście.
Jeszcze go nie kochała, to po niej poznał. I ta myśl przyprawiła go
0
szybsze bicie serca. Dlaczego ma się jej dalej ukazywać w od-
stf
aszającym świetle jako ten nieużyty brat, podczas gdy Lothar był
npu
"~n jej współczucia?
No więc... da mi pan te pieniądze? — nalegała.
105
Wzdrygnął się przestraszony, tak nagle wyrwany ze swych myśli
i popatrzył w jej ciemnoniebieskie, serdeczne oczy tak głęboko, że się
nagle gwałtownie zarumieniła i poczuła, że serce jej wali jak młotem.
— A więc dobrze, Lothar otrzyma te pieniądze na weksel, droga
mała baronówno, aby nie musiała się już pani więcej o niego martwić.
Tylko ze względu na panią je dostanie. Ale nie z pani majątku weźmie się
te pieniądze, nie mogę tego brać na swoją odpowiedzialność. Wsty-
dziłbym się za mojego brata, gdyby wziął te pieniądze od pani. Ja sam za
niego ten weksel wykupię. Niech go pani tu do mnie przyśle. Po raz
ostatni mu jeszcze pomogę... ze względu na panią. Bo w ogóle to bym
tego już więcej nie zrobił.
— Popatrzyła na niego na wpół uradowana, ale zaskoczona: — Po
raz ostatni, mówi pan? Czyżby mu już pan raz pomógł?
Uśmiechnął się. — Nie spodziewałaby się zapewne pani tego wcale
po tym tak nieużytym bracie-potworze?
Spojrzała ku niemu w górę całkiem zbita z tropu. — Nie wiem. Myślę
tylko... o tym, że mu pan już raz pomógł, a Lilly mi nic o tym nie mówiła,
hrabia Lothar też nie.
Uśmiechnął się gorzko. — O nie, o tym moje rodzeństwo nie mówi.
Pod tym względem są oni bardzo dyskretni. To nie leży w ich
charakterze, żeby mówić o mnie inaczej niż źle. A w moim charakterze
z kolei nie leży nadawanie rozgłosu takim właśnie rzeczom. Ale... może
jednak by się pani przydało zobaczyć tę sprawę jasno. Nie chciałbym tez
przecież dłużej wyglądać w pani oczach na potwora bez serca. Dlatego
przerywam moje milczenie i powiem pani, że od śmierci naszego ojca
przed niecałymi czterema laty wydałem na mojego brata Lothara sto
dwadzieścia tysięcy marek z mojego własnego majątku. W Boże
Narodzenie, gdy znowu spłaciłem za niego sześćdziesiąt tysięcy długów,
powiedziałem Lotharowi, że jest to już ostatni raz i że on musi utrzymać
się ze swojej pensji. W,brew mojej woli, tylko ze względu na parna.-
odstępuję od mojego postanowienia i umacniam przez to Lothara
znowu w tej jego lekkomyślności. Robię to tylko dlatego, żeby n
ie
pozwolić pani dalej pogardzać mną jako okrutnikiem, człowiekiem bez
serca. Jest pani teraz zadowolona?
Annedore to rumieniła się, to na zmianę bladła. Jej oczy patrzyły
zdumione i przerażone w jego twarz. Jakże inaczej teraz wszystk
0
106
w
yglądało. Czuła, że nie poznała się na hrabim Riidigerze należycie i że
była wobec niego niesprawiedliwa. I sprawiało jej to ból.
Bardzo nieśmiało powiedziała: — Ja nie wiedziałam, jak sprawy
stoją- Lilly
to
wszystko przede mną przemilczała... zapewne dlatego,
żeby chronić swojego brata. A może sama o tym wszystkim nie
wiedziała. W każdym razie byłam wobec pana niesprawiedliwa...
proszę, niech mi pan wybaczy!
Wyciągnęła do niego rękę. Pochwycił ją z ciepłym uściskiem. —
Ja nie mam pani co wybaczać, droga baronówno. Jest pani jeszcze
młoda i niedoświadczona, i jest pani wierzącego i ufnego serca. To
bardzo piękne. Ale musi pani się nauczyć odróżniać istotę rzeczy od
pozoru. Nie powiedziałbym pani tego wszystkiego, gdyby to nie było
tak konieczne dla pani własnego dobra, żeby pani miała zaufanie
do swojego opiekuna. Może pani wierzyć, że pani ojciec poddał
surowemu egzaminowi człowieka, któremu poruczał dobro swojego
dziecka.
Oddychała szybko, zdenerwowana. — Wstydzę się mojej nieufności
wobec pana... wstydzę się, że nie opierałam się na słowach mojego ojca,
który tyle dobrego powiedział o panu w swoim liście... Ale... ja już
właśnie wtedy widziałam pana w fałszywym świetle i byłam wobec pana
okropna.
Podniósł jej rękę do ust. — Jak dzielnie przyznaje się pani do
pomyłki.
Zarumieniła się nagle i szybko cofnęła przed nim rękę. Serce jego biło
głośno i szybko, a ona nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Za
wiele się dzisiaj na nią zwaliło.
Widział, że jest wytrącona z równowagi, i chciał jej dać czas.
— Proszę, niech pani siada, baronówno. Poślę natychmiast po mojego
brata i poproszę go, żeby tu przyszedł. Chcę z nim porozmawiać w pani
obecności.
Posłusznie usiadła.
Hrabia Rudiger zadzwonił i kazał wchodzącemu służącemu, żeby
Poprosił do niego hrabiego Lothara.
To polecenie przekazał służący hrabiemu Lotharowi, który u swojej
S1
ostry czekał na powrót Annedore. Rodzeństwo popatrzyło na siebie
Peszone, gdy służący się oddalił.
107
— Czyżby Annedore udało się dostać od Rudigera zezwolenie?
— zapytał hrabia Lothar.
Hrabianka oddychała nerwowo.
— Byłoby to za piękne, abym się poważyła w to uwierzyć. Ale
przecież usłyszysz to, co on ma ci do powiedzenia. Wystarczająco już
długo trwała ta rozmowa z Annedore. Idź prędko, Lotharze, i przynieś
mi zaraz tę wiadomość... czekam tutaj na ciebie.
— Jak tylko będę mógł, zaraz wrócę. Do zobaczenia, Lilly!
— Do zobaczenia, Lotharze... i powodzenia.
Szybko wyszedł.
13
Gdy Lothar przestąpił próg gabinetu brata, ujrzał siedzącą tam
Annedore i szybko do niej podszedł, stając u jej boku. Jakby chciał na
oczach Rudigera dochodzić swych praw właściciela, objął ją ramieniem
i pochylił się, żeby ją pocałować. Ale ona raptownie się odchyliła do tyłu
i popatrzyła spłoszona w twarz hrabiemu Riidigerowi. Ten zapewne tę
małą scenę zauważył. Oparty o biurko, bawił się nożem do otwierania
listów.
Lothar się zirytował, że Annedore zrobiła unik przed jego po-
całunkiem, z tego powodu, że Rudiger to widział.
— Ty chciałaś ze mną mówić, Annedore? — zapytał, to “ty"
szczególnie podkreślając.
Pokręciła przecząco głową. — Nie, Lotharze, to hrabia Rudiger ma
panu coś do powiedzenia.
Hrabia Rudiger z zadpwoleniem skonstatował w duchu, że
An-
nedore nie odwzajemniła mu się takim samym “ty".
Lothar zwrócił się więc teraz do brata.
— Co masz mi do powiedzenia?
— Chciałem ci w obecności baronówny Annedore zakomunikować-
że, oczywiście, także jej musiałem odmówić zezwolenia na zaręczyny
z tobą, ponieważ nie mogę ich uznać. Ale baronówna jeszcze raz
108
mnie prosiła, abym załatwił tę aferę z wekslem. Aby jej wyświadczyć
grzeczność, tylko dlatego oświadczam, że jestem gotów po raz ostatni
zapłacić jeszcze za ciebie ten dług zaciągnięty na weksel. Zaznaczam
jednak wyraźnie, że jest to stanowczo po raz ostatni.
Trudno opisać wyraz, jaki się pojawił na twarzy hrabiego Lothara
przy tych słowach. Annedore patrzyła na niego i nagle się jej zdało,
jakby zrobił się on brzydki. Wyraz złości i nienawiści był na tej twarzy.
— Nie jestem niestety w stanie odrzucić twojej oferty. Ale ponieważ
dajesz mi te pieniądze na prośbę mojej narzeczonej, aby jej wyświadczyć
grzeczność, to chyba zrzekasz się mojego podziękowania — powiedział
urągliwie.
Hrabia Rudiger wyprostował się i podniósł głowę. — Z twojego
podziękowania rezygnuję. Ale pozwolisz, że sprostuję pewną pomyłkę.
Baronówna Annedore nie jest twoją narzeczoną i nie masz żadnego
uprawnienia, aby ją tak nazywać, ponieważ ja te zaręczyny ogłaszam za
nieważne.
— To twój pogląd. Annedore i ja jesteśmy innego zdania. Ona jest
i pozostanie moją narzeczoną, pomimo twojego sprzeciwu, bo ja mam
jej słowo. I zostanie moją żoną, skoro tylko dojdzie do pełnoletności,
prawda, Annedore?
Z tymi słowy pochylił się nad Annedore i popatrzył na nią z gorącym,
błagalnym wyrazem na twarzy.
Ale ona widziała tylko poważne, badawcze spojrzenie hrabiego
Rudigera. Mimo to powiedziała:
— Oczywiście, Lotharze, ma pan moje słowo, którego w każdym
razie dotrzymam.
— Triumfalnie błyskającymi oczyma spojrzał hrabia Lothar na
swojego brata. — Słyszałeś to, Rudigerze!
Tak, słyszałem. To jednak nie zmienia faktu, że ci zabraniam
nazywać baronównę Annedore swoją narzeczoną, dopóki nie będzie
n
°letnia i nie będzie ci przysługiwać do tego prawo. Proszę, trzymaj
? tego. A teraz mi powiedz, komu wystawiłeś weksel na te dziesięć
tyascy marek.
0
twarzy Lothara widać było, że jest kompletnie zbity z tropu.
~~ Dałem go pewnemu berlińczykowi udzielającemu pożyczek.
~~ Więc daj mi jego adres. Chciałbym od razu załatwić tę sprawę.
109
\ł»
l
Hrabia Lothar zagryzł wargi. Najwyraźniej coś tu było nie po jeg
0
myśli. — Nie chcę cię fatygować, Riidigerze. Wystarczy, jeśli mi
wystawisz czek na tę sumę. A ja go wyślę mojemu wierzycielowi.
Przenikliwym oczom hrabiego Riidigera nie uszła konsternacja jeg
0
brata. To go zastanowiło. Miał uczucie, jakby coś tu było
w porządku.
— Chciałbym tę sprawę zaraz sam załatwić — obstawał przy
swoim.
Hrabia Lothar oburzył się. — Czy ma to być może wotum
nieufności? Myślisz, że potrzebuję tych pieniędzy w jakimś innym celu
niż wykupienie tego weksla?
Nie spuszczając z niego swego przenikliwego wzroku, hrabia
Riidiger odparł spokojnie: — Myślę tylko, że najwłaściwiej i najprościej
będzie, jeśli ja sam zaraz te pieniądze przekażę temu wierzycielowi.
Hrabia Lothar był tak zmieszany, że rzucało się to w oczy. —
Proszę cię, nie rób tego, będzie to wyglądało na prowadzenie mnie za
rączkę.
Hrabia Rudiger był teraz przekonany, że coś z tym wekslem jest nie
w porządku. Udawał jednak, że słowa Lothara go przekonały.
— A więc dobrze... to ty sam napisz tu zaraz kilka słów do tego
człowieka i zaadresuj kopertę. Ja włożę potem do niej czek i wyeks-
pediuję ten list na pocztę.
Hrabia Lothar odetchnął, jakby uniknął jakiegoś niebezpieczeńst-
wa. Usiadł przy biurku i napisał do swojego wierzyciela:
W załączeniu otrzymuje Pan czek na dziesięć tysięcy marek
w celu zlikwidowania mojego długu, zaciągniętego przeze mnie na
weksel, który jest płatny 1. czerwca. Weksel niech mi Pan odeśle
pocztą odwrotną
Z poważaniem
hrabia Lothar Linde ck
Zaadresował kopertę:
Pan Siegfried Machauer, Berlin.
Potem wstał.
Hrabia Rudiger pochylił głowę.
110
— Dobrze, zaraz to będzie załatwione. A ja ci mówię w obecności
baronówny, że jest to ostatni raz, że płacę za ciebie twoje długi.
Hrabia Lothar zacisnął zęby. “Karze mnie dyscyplinarnie jak
ucznia" — pomyślał.
Ale zmilczał.
Hrabia Rudiger zwrócił się do Annedore. — Przepraszam panią,
baronówno, że w pani obecności rozmawiałem o tej sprawie służbowej.
Działo się to tylko po to, żeby panią przekonać, iż została ona
rzeczywiście załatwiona.
Annedore wstała. Obserwowała tych dwóch braci z bardzo dziw-
nymi uczuciami. I rzuciło jej się w oczy, jakie niepokaźne i niekorzystne
wrażenie robił teraz ten tak na ogół zawsze wspaniały i olśniewający
Lothar w porównaniu ze szlachetną osobowością swojego brata.
Z całą szczerością podała Riidigerowi rękę.
— Dziękuję panu i nie chcę teraz już dłużej przeszkadzać.
Ciepło objął jej rękę.
— Do zobaczenia dziś wieczorem przy kolacji, baronówno An-
nedore!
Popatrzyła na niego tymi swoimi pięknymi oczyma z budzącym się
do niego zaufaniem.
— Nie będzie pił pan z nami herbaty?
— Nie, mam jeszcze różne sprawy do załatwienia.
— No to do zobaczenia dziś wieczorem!
Zgiął się w ukłonie, a ona poszła ku drzwiom. Hrabia Lothar
pospieszył te drzwi jej otworzyć. Po lakonicznym ukłonie w stronę
swego brata wyszedł za Annedore.
Hrabia Rudiger, pogrążony w myślach, patrzył za nimi przez chwilę.
Potem usiadł przy biurku. Popatrzył z góry na słowa, jakie jego brat
napisał do Siegfrieda Machauera. To nazwisko nie było mu obce.
Machauer już wielokrotnie pożyczał pieniądze Lotharowi.
Na Boże Narodzenie był jego głównym wierzycielem, i wtedy hrabia
Riidiger oświadczył Siegfriedowi Machauerowi, że spłaca po raz ostatni
ługi swego brata i że Machauer już tylko na własne ryzyko może mu
Pożyczać w przyszłości pieniądze.
Dlatego dziś kilkakrotnie powtarzał, że tylko w drodze wyjątku
J
Szcze
spłaci tę sumę, ale w przyszłości nie zapłaci już ani feniga.
111
ni
e
Patrząc z góry na pismo swojego brata, odsunął je nagle na bok
Wziął nowy arkusz papieru listowego i napisał do Siegfrieda Macha-
uera:
W załączeniu czek na dziesięć tysięcy marek w celu spłaty długu
pod weksel mojego brata. Proszę odesłać mi ten weksel pocztą
odwrotną. Przy tej okazji raz jeszcze zwracam Panu uwagę na to, że
w przyszłości nigdy już nie będę odpowiadał za długi mojego brata,
hrabiego Lothara Lindecka, obojętnie, jakiego by były one rodzaju.
Ponieważ ten nie jest w stanie wywiązać się z żadnych podej-
mowanych przez siebie zobowiązań, w Pańskim własnym interesie
będzie już więcej mu nie udzielać kredytu
Z poważaniem
hrabia Rudiger Lindeck
Włożył to pismo i przynależny do niego czek do zaadresowanej przez
hrabiego Lothara koperty, zapieczętował go, zaopatrzył w uwagę:
“Polecony" i zadzwonił na służącego.
Temu przykazał zanieść ten list natychmiast na pocztę.
Służący to zaraz zrobił. Ale gdy szedł przez sień, podszedł do niego
hrabia Lothar, który tu najwyraźniej na niego czekał.
— Idziecie pewnie na pocztę, Friedrich?
— Zgadza się, jaśnie wielmożny panie.
Hrabia Lothar wyjął mu bez ceremonii list z ręki i obejrzał go.
Odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył, że jest to list do Machauera — jego
list, jak sądził — i oddał go służącemu z powrotem.
Zadowolony poszedł potem do swego poktoju.
Hrabia Rudiger pracował teraz w spokoju, dopóki nie wykonał
wyznaczonego sobie na ten dzień pensum. Potem miał jeszcze przed
kolacją ochotę na krótki spacer.
Gdy wychodził z zamku na dwór, słyszał głosy na tarasie. Spojrzał
w tamtą stronę i ujrzał swoje rodzeństwo razem z Annedore po"
parasolem przeciwsłonecznym. Zdawali się prowadzić ożywioną r°
z
'
mowę, a przynajmniej słyszał, jak Lilly i Lothar wzajemnie się P
rze
'
ścigają w wesołym żartowaniu. Annedore jednak była cicha i
twarz poważną.
772
Ciągnęło go do niej. Ale oparł się tej pokusie i szybko stamtąd
odszedł.
Zatopiony w myślach, szedł przez park i przypominał sobie to
wszystko, co przeżył, odkąd żona go opuściła. Całkiem spokojnie i na
zimno potrafił teraz myśleć o jej zdradzie. Skończyła się dla niego na
zawsze. I zapytywał w duchu sam siebie, jak zapewne całkiem inaczej
ułożyłoby mu się życie, gdyby ożenił się z kobietą o charakterze
Annedore.
Dziś sam już siebie nie rozumiał, że mógł się zakochać w tak
powierzchownej istocie jak Ursula i być ślepym na jej wady.
Miłość zaślepia, pomyślał. I zaczął bać się o Annedore, że ona też
może być ślepa i zakochać się w Lotharze.
Nie może do tego dojść, pomyślał.
Ale jak mógłby temu przeszkodzić?
Patrzył przed siebie w zamyśleniu. I jakiś kuszący głos w nim mówił
mu: Spróbujże sam zdobyć jej miłość.
Serce mu zabiło na samą tę myśl dość niespokojnie. I nawet wzgląd
na to, że jeszcze nie był wolny, że jeszcze się nie rozwiódł z Ursula, nie był
w stanie zdławić w nim tego pragnienia, żeby zacząć się starać o miłość
Annedore.
Tak doszedł do miejsca, gdzie Annedore siedziała dziś po południu
ze swoją robótką. Usiadł na tej ławce i zapatrzył się przed siebie. Wtem
wzrok jego padł na zgnieciony zwitek papieru, na który nawinięta była
przędza Annedore i który ona tam przez nieuwagę zostawiła.
Pochylił się po niego i go rozwinął. Najpierw w roztargnieniu,
a
potem coraz bardziej zaciekawiony czytał ten list, który Annedore
napisała do swej przyjaciółki Lisy, ale którego potem nie wysłała.
Niektóre miejsca szczególnie go poruszyły. Na przykład: “Jak to
wszystko na mnie podziałało, możesz sobie wyobrazić. Najchętniej bym
z
miejsca stąd wyjechała i prawie całą tę pierwszą noc przepłakałam.
Miałam przecież zawsze takie wysokie mniemanie o hrabim Riidigerze".
A
Potem brzmiało to dalej tak:
"A teraz w ciągu tych tygodni usłyszałam o nim tyle złego i tyle
os
ci, że będę musiała sobie wytworzyć całkiem inny jego wizerunek
rni
^
s
^
ac
hem oczekuję tej chwili, kiedy on wróci do Lindecku i ja będę
si? z nim spotkać".
: do szczęścia
i
773
Nazywała go nieznośnym zrzędą, który nikomu nie życzy wesołego
życia, skąpcem i tyranem, który zadręczał swoją żonę, aż mu uciekła
i który kazał swojemu rodzeństwu biedować. Za każdą zgubioną szpilkę
urządzał pono sąd doraźny, i ciarki jej chodziły po plecach od tych
opowieści. A Lothara uważała za wspaniałego, szarmanckiego i rycer-
skiego, i chciała, żeby on sam nigdy nie wrócił do domu, zanim ona nie
dojdzie do pełnoletności. A na koniec napisała: “Ten hrabia Riidiger
musi być prawdziwym potworem".
Śmiejąc się gorzko złożył ten list z powrotem. Co za obrzydliwą
karykaturę naszkicowano jej zamiast prawdy. A więc tak wyglądał w jej
mniemaniu! Lilly i Lothar pilnie się napracowali, żeby zaraz od samego
początku zdusić w zarodku wszelkie jej zaufanie do niego.
Odczuwała przed nim strach i trwogę.
— Biedna mała Annedore, co za obrzydliwy gwałt zadano twojej
czułej, młodej duszy? Jakże zatruto twoją ufność i jakże cię zaślepiono
i zbałamucono? Czy nauczysz się tymi swoimi czystymi, dumnymi
oczyma rozpoznawać kłamstwo? Jak to dobrze, że się dzisiaj prze-
mogłem, aby ci pokazać, że nie jestem tak całkiem potworem bez serca.
jak mnie opisywano. Musisz mnie poznać innym. Podejmuję walkę
z kłamstwem i obłudą... ze względu na ciebie, mała Annedore.
I mimo tego bolesnego uczucia było mu przecie jednak tak, jakby
ciepły promyk słońca wpadł w jego samotne życie, bo zajrzał w t?
wartościową duszę dziewczęcą, która wzdrygała się przed wszelką
ohydą.
Starannie schował ten list do swojego portfela.
Czemu go nie wysłała, i jak on się tutaj znalazł? — zastanawiał si?.
A potem wolno poszedł z powrotem do zamku. Był teraz absolutnie
zdecydowany dołożyć wszelkich starań, żeby Annedore wpoić inne
mniemanie o sobie. Musi go poznać naprawdę i odzyskać zaufanie do
niego. I chciał uczynić, wszystko, co w jego mocy, aby uchronić
Annedore przed związaniem się z Lotharem.
Ona go nie kocha! Jeszcze go nie kocha i nie może się nauczyć g°
kochać. Uchowaj ją przed tym Boże! To byłoby dla niej nieszczęście'
pomyślał.
I poszedł szybko do zamku — gnany tęsknotą za jej widokiem.
14
Minęło kilka dni.
Annedore każdego ranka brała lekcję jazdy konnej u hrabiego
Lothara, który tę okazję chciał wykorzystać do wszelkiego rodzaju
czułości i poufałości. Ale ku jego rozczarowaniu dziewczyna umiała
bardzo dobrze trzymać go w ryzach. Gdy kiedyś podsadzał ją na konia,
ścisnął ją mocno w ramionach i pocałował, zanim zdołała temu
przeszkodzić. Wówczas z oburzenia całkiem zbladła i szybko po-
wiedziała: — Tego nie wolno panu robić, Lotharze. Dopóki nie jeste-
śmy oficjalnie zaręczeni, takie poufałości nie mogą się już więcej
powtórzyć.
Popatrzył na nią palącymi oczyma. Jej świeża, nietknięta uroda
działała na jego zmysły.
— Jak możesz być taka okrutna, Annedore? Czy nie wiesz, że
bardzo cię kocham, że tęsknię za posiadaniem ciebie? Nie masz pojęcia
nawet, ile mnie to kosztuje, żeby powstrzymać się od czułości. Przy tobie
tracę panowanie nad sobą — powiedział namiętnie.
Wyprostowała się szorstko. — Jeżeli nie może pan respektować
nakreślonych przeze mnie granic, to poproszę hrabiego Riidigera,
żebym na czas pańskiej obecności w Lindecku mogła się przenieść do
Rottbergu, tak abym nie musiała się z panem spotykać.
Patrzył na nią przerażony. — Annedore, zrobiłabyś to?
W jej twarzy coś drgnęło.
'— Jeśli mnie pan swoim zachowaniem do tego zmusi, to na pewno.
lec
h mi pan też nie mówi “ty", dopóki nie będziemy oficjalnie
zaręczeni. Jeszcze ktoś mógłby to usłyszeć i byłabym narażona na plotki.
emu
zapewne chciałby pan przecież sam zapobiec. Proszę pana usilnie,
y do naszych oficjalnych zaręczyn obcował ze mną w granicach, jakie
naszych kręgach są w zwyczaju pomiędzy dwojgiem ludzi,
którzy
me mają do siebie żadnych praw.
Za
gryzł wargi. — Jesteś okrutna, Annedore.
115
jeszcze
Wyprostowała się dumnie. — Czy chce pan moje życzenia zig,
norować, Lotharze?
Skłonił się oficjalnie. — Wobec tego muszę się chyba do teg
0
zastosować. Pani życzenia są dla mnie rozkazami.
Z tymi słowy odprowadził ją z przepisową kurtuazją do domu.
Annedore szybko poszła do swojego pokoju i rzuciła się na fotel
Rozmyślając zapatrzyła się przed siebie. Nie wiedziała, czy dobrze
postąpiła, zajmując takie stanowisko wobec Lothara. Ale nie mogła
inaczej. W tych dniach jej uczucia chwiały się to w jedną, to w drugą
stronę. Płomienna radość z samoofiarowania się gdzieś się ulotniła. Jej
trzeźwiące oczy widziały teraz Lothara inaczej niż przedtem. Znacznie
krytyczniej przyglądała się temu, jaki jest rozbawiony i beztroski.
Zdawało się, że już całkiem zapomniał, iż przed paroma dniami chciał iść
na śmierć. Również Lilly jakby o tym nie pamiętała. Ale w młodej duszy
baronówny te wydarzenia wciąż jeszcze odbijały się echem i przyprawiały
ją o drżenie, ciągle jeszcze nie mogła się wydobyć z tej depresji.
Wciąż na nowo dociekała, jak do tego doszło, że się tak prędko
zaręczyła, i pytała się samej siebie strapiona, czy to było koniecznie
potrzebne.
Hrabia Lothar nie domyślał się nawet stanu duszy Annedore.
Uważał jej rezerwę za pruderię.
Kiedy po tej małej scenie z Annedore wszedł do pokoju swojej
siostry, powiedział zirytowany: — Annedore to głupia gęś.
Lilly popatrzyła na niego przestraszona: — Co się stało? — A gdy
opowiedział jej, westchnęła. — Musisz to życzenie spełnić, Lotharze.
Wzruszył, zły, ramionami. — Jak mam się do niej zbliżyć, jeżeli
muszę zachowywać się wobec niej tak formalnie? To jest przecież
strasznej Ja mam rzeczywiście uczciwy zamiar się w niej zakochać.
i nawet by mi się to udało, gdyby mi trochę to ułatwiła. Ale ona ma taki
przesadnie nienaturalny, klasztorny sposób bycia, że unika wszelkich
czułości, co mnie doprowadza do szału. I temu wszystkiemu je
st
oczywiście winien Riidiger. Gdyby była oficjalnie moją narzeczoną,
nie
mogłaby się chować za tę swoją pruderię. Jak ja mam jej to wyb
lC
z głowy?
Lilly patrzyła przed siebie ponuro. — Naturalnie, że Riidiger j
es
temu winien. I ma on taki sposób troszczenia się o Annedore,
116
wydaje mi się bardzo dziwny. Czyś jeszcze nie zauważył, jak on wciąż
r
ości sobie prawo do niej?
__ On to robi po to, żeby mnie denerwować i Annedore trzymać ode
mn
j
e
z daleka. Ale ja mu nie wyświadczam tej uprzejmości, żeby to
za
u\vażać. Lecz przyjdzie mój dzień, gdy będę mógł mu za wszystko
odpłacić pięknym za nadobne. Jedno jest w tym nudnawo zasadniczym
sposobie bycia Annedore dobre, że czuje się ona ze mną mocno
związana. Gdyby to jeszcze tak długo nie trwało, zanim będzie
pełnoletnia.
— No cóż, ten czas też przeminie. Na razie przynajmniej pozbyłeś
się długów.
Na twarzy Lothara pojawił się wyraz zaniepokojenia. — Nie
rozumiem, czemu Machauer nie odesłał jeszcze tego weksla.
— On jeszcze nadejdzie, Lotharze.
— Tak, na pewno, ale to trwa za długo. Zresztą wykorzystam tę
małą scenę z Annedore, żeby wydobyć od niej pisemne potwierdzenie
naszych zaręczyn.
— Jak chcesz to zrobić?
— Napiszę do niej liścik i poproszę ją o pisemną odpowiedź.
Lilly kiwnęła głową.
— Zrób to, Lotharze.
Poszedł do swojego pokoju i napisał do Annedore:
Moja Jedyna, Ukochana, Uwielbiana Annedore! Nie masz nawet
pojęcia, z jakimi dręczącymi uczuciami siedzę teraz w moim pokoju.
Twój zimny, oficjalny sposób bycia dotknął mnie do żywego. Jesteś
przecież moją narzeczoną — kocham Cię nad życie, a mimo to
odmawiasz mi wszelkiej czułości. Jeszcze ani razu nie powiedziałaś
do mnie “ty", a teraz zabroniłaś mi zwracać się tym miłym słowem
również do siebie. Moja dusza nie potrafi Cię nazywać inaczej, więc
moje usta muszą męczyć się wypowiadaniem tego sztywnego słowa
,,pani". Czy ty wiesz, jak ja przy tym cierpię?
Będziesz się może na mnie także gniewać za to, że się w tym liście
w tak poufny sposób zwracam do Ciebie — ale nie potrafię inaczej.
To ,,pani" stoi między nami jak dzielący nas mur i męczy mnie
niezmiernie. Ale będę cierpliwie robił wszystko, czego ode mnie
117
zażądasz, jeżeli tylko choć jeden jedyny raz powiesz do mnie , , t y "
i nazwiesz się moją narzeczoną. Jeżeli nie może Ci to przejść przez
usta, to napisz mi parę miłych, czułych słów i nazwij się moją
narzeczoną. Będę to później nosił na sercu. Napisz mi, że chcesz
całkiem należeć do mnie, jak będziesz pełnoletnia. To mnie uczyni
cierpliwym i pozwoli znieść wszystko, na co mnie skażesz. Jak
talizman pomoże mi przetrwać ten dręczący okres oczekiwania.
Czekam z utęsknieniem na Twoją odpowiedź —proszę, przyślij
mija natychmiast
Twój wierny aż do śmierci Lothar
Raz jeszcze przeczytał list i kiwnął zadowolony głową. Potem posłał
to pismo do Annedore.
Annedore właśnie zmieniała swój strój do konnej jazdy na powiewną
białą sukienkę wizytową, gdy służący przyniósł jej ten list. Czytała go
z lekkim poczuciem winy. Czyż Lothar nie miał racji, że jej robił wyrzuty
z powodu chłodu? Jeśli chciała go tak dręczyć, nie powinna mu była
dawać obietnicy małżeństwa. Co on był temu winien, że patrzyła teraz
nań bardziej krytycznie niż przedtem, że on jej się teraz już nie tak
bardzo podobał? I że o wiele bardziej wolała gawędzić z hrabią
Riidigerem niż z nim? Nie — to nie było z jej strony sprawiedliwe, że
obchodziła się z nim tak nieprzychylnie. On miał jej słowo, i musiała go
dotrzymać, w przeciwnym razie nie byłaby wcale lepsza niż ta lekko-
myślna i niewierna hrabina Ursula, którą każdy człowiek musiał
pogardzać.
Powinnam teraz przynajmniej spełnić jego życzenie — myślała
Annedore. Z uczuciem, że była wobec niego niesprawiedliwa, napisała
natychmiast upragnioną odpowiedź.
Drogi Lothar ze!
Nie proś na próżno. Miej tylko trochę cierpliwości dla mnie. Jck
minie nasz okres czekania, wszystko będzie inaczej. Przyrzekam Ci
niniejszym raz jeszcze, że w dniu dojścia do pełnoletności zostań?
Twoją narzeczoną i już teraz uważam się za nierozerwalnie z Tobą
związaną. Z serdecznym pozdrowieniem
Twoja Annedore von RottberS
118
Ten liścik posłała przez swoją nową pokojówkę, która w tym czasie
już przyjechała do Lindecku, hrabiemu Lotharowi. Był bardzo z niego
zadowolony i schował go jak drogocenny dokument do swojego
portfela.
Na razie był wolny od wszelkich trosk. Tylko jedno jeszcze go trochę
niepokoiło: okoliczność, że Siegfried Machauer nie odesłał mu jeszcze
jego weksla. A dopóki go nie dostanie i nie zniszczy, nie będzie czuł się
całkiem dobrze. Dlatego raz jeszcze napisał do Siegfrieda Machauera:
Gdzie jest ten wykupiony weksel? Już od kilku dni przecież jest
Pan w posiadaniu czeku na dziesięć tysięcy marek. Proszę o natych-
miastowe przesianie mi go
Z poważaniem
hrabia Lothar Lindeck
Gdy list został wysłany, Lothar znowu odzyskał dobry humor. Ten
weksel powinien bowiem dojść teraz do jego rąk pocztą odwrotną.
Prawdopodobnie Machauer akurat wyjechał albo był przeciążony
interesami, bo na ogół był bardzo punktualny i precyzyjny.
Z pisemnym zapewnieniem ze strony Annedore o ich narzeczeństwie
czuł się znowu bogaty. Ten list otworzy mu nowe źródła i pozwoli
w przyszłości używać życia w wielkim stylu, i nie będzie musiał martwić
się umoralniającymi kazaniami Riidigera.
Świat wydawał mu się prawie różowy, więc wypatrywał końca swego
urlopu z radosną nadzieją na rozkoszne życie w Berlinie. Pruderia
Annedore już więcej mu humoru psuć nie będzie.
Wbrew swoim dotychczasowym zwyczajom hrabia Riidiger spoży-
wał teraz posiłki w towarzystwie rodzeństwa i Annedore i nie wracał też,
J
dawniej, zaraz po nich do swoich komnat. Przede wszystkim
le
czorami pozostawał w ich towarzystwie, a wtedy umiał zawsze
z
ykuć do siebie Annedore zajmującą i interesującą rozmową.
w
tych dniach przyjechała także pani von Stein. Pomimo cichego
° estu Lilly i Lothara potrafiła spokojnie i taktownie wkroczyć w ten
awiony gospodyni dom i roztaczać wokół siebie swoistą atmosferę
e
§o spokoju. Utajoną wrogość rodzeństwa ignorowała wręcz, z hra-
119
bią Riidigerem łączyła ją serdeczna przyjaźń, wobec Annedore za-
chowywała się uprzejmie i ze szlachetnie dobroduszną godnością
Trochę niedbałego czasami tonu hrabiego Lothara raczyła nie zauwa-
żać, a okazjonalne napaści i niegrzeczności Lilly odparowywała ze
spokojną wyższością.
Chociaż pani von Stein i hrabia Riidiger nie umawiali się, tych dwoje
ludzi usiłowało wyrwać Annedore spod wpływu Lilly i Lothara. Pani
von Stein była mądrą znawczynią ludzi i potrafiła bardzo szybko się
zorientować, że Annedore to wartościowa, uczuciowa i szlachetna
dziewczyna.
Bardzo prędko baronówna i pani von Stein tak się stały wzajemnie
sobie sympatyczne, że Annedore wolno było nazywać panią von Stein,
tak jak innym, “ciocią Johanną", a ciocia Johanna zwracając się do niej
pomijała słowo “baronówna".
Starsza pani umiała też bardzo zabawnie i interesująco gawędzić.
Bywała ze swoim zmarłym małżonkiem za jego życia na różnych
dworach zagranicznych i znała bardzo dobrze najprzedniejsze towa-
rzystwo Berlina. Kiedy opowiadała o swoich przeżyciach w ten swój
żywy, zniewalający sposób, to słuchali ją z wielkim zainteresowa-
niem nawet Lilly i Lothar, chociaż się do tego nie przyznawali. Tak więc
życie w Lindecku uzyskało dzięki pani Stein zdecydowanie ciekawszą
atmosferę, zwłaszcza że nawet hrabia Riidiger coraz bardziej si?
ożywiał.
Ciotka Johanna była poza tym jeszcze prawdziwym talentem
muzycznym. Była niezrównana przy fortepianie, a ponieważ wiedziała,
że hrabia Riidiger ponad wszystko lubi dobrą muzykę, a ona chciała go
rozweselić i odciągnąć od jego przykrych wspomnień, od niej wyszła
zachęta do wieczornych rozmów o muzyce.
Pani von Stein grała wtedy najpierw zawsze kilka utworów na
fortepianie. Chętnie zwłaszcza Chopina, Liszta, Rubinsteina i Bet-
hovena. A potem gryw'ali Lilly i Lothar. Jednego wieczoru śpiewali
nawet oboje w duecie. Mieli ładne, świeże głosy, chociaż ich ś]
niewiele zawierał w sobie uczucia.
Ciotka Johanna akompaniowała po mistrzowsku, to było
przyjemnością śpiewać przy jej akompaniamencie, który umiał
zawsze ze smakiem i delikatnością dostosować do wykonawcy.
120
Annedore była dotychczas tylko słuchaczką, dopóki hrabia Riidiger
jjje powiedział do niej:
— O ile się nie mylę, pani dr Dumont mi mówiła, że brała pani
lekcje śpiewu i że ma pani bardzo dobry mezzosopran. Czy nie
zechciałaby pani też raz uraczyć nas jakąś pieśnią, baronówno An-
nedore?
Popatrzyła nań z uśmiechem. — Chętnie to zrobię. Ciocia Johanna
tak cudownie akompaniuje, że już od dawna mnie kusi, żeby zaśpiewać
parę pieśni.
— I pani to przed nami przemilczała, Annedore? — zapytał hrabia
Lothar z wyrzutem.
— Nikt mnie przecież jeszcze o to nie pytał — odpowiedziała,
śmiejąc się.
— Mimo to było to nieładnie z twojej strony, Annedore, że
przemilczałaś to przed nami, iż umiesz śpiewać. Myśmy już przecież
wszyscy śpiewali — zauważyła Lilly.
— O nie, hrabia Rudiger też przyjął rolę tylko słuchacza — po-
wiedziała Annedore z szelmowskim uśmiechem.
Ten popatrzył zachwycony w jej powabną twarz i rzekł: — Ale tylko
dlatego, żeby oszczędzić moich bliźnich. Tak jak bardzo kocham
muzykę, tak zupełnie nie umiem sam jej wykonywać. Nie wyszedłem
nigdy poza marsz wojskowy. Pani musi nam tu zaraz coś zaśpiewać,
baronówno Annedore.
Dziewczyna wstała i podeszła do pani von Stein. — Ciociu Johanno,
czy nie zechciałabyś być tak miła i mi akompaniować?
— Bardzo chętnie, droga Annedore. I obiecuję sobie przy tym
wielką przyjemność. Już nieraz myślałam, że musi mieć pani dobry
mezzosopran. Pani głos już przy mówieniu brzmi tak miękko i czysto jak
muzyka.
— O, mam nadzieję, że może nie rozczaruję cioci. Zaraz skoczę na
§orę do mego pokoju i przyniosę moje nuty.
Z tymi słowy Annedore szybko wyszła. Podczas jej nieobecności
P
a
ni von Stein zagrała Allegro moderato Schuberta. Po powrocie
n
nedore położyła ze śmiechem cały stos nut na fortepianie.
~~ Przyniosłam wszystko, co mam. Nuty mogą chyba w tym pokoju
z
ycznym pozostać. Ale co teraz zaśpiewać?
727
Hrabia Lothar stanął przy niej. — Czy mogę wybrać?
— No pewnie.
— Proponuję, żeby pani zaśpiewała dla każdego z nas po jednej
pieśni — powiedział hrabia Riidiger.
Skinęła mu poufale głową. — Chętnie.
— Każdy z nas wyjmie na ślepo z tego stosu jeden zeszyt nut
i wyłącznie dla niego zaśpiewa pani wybraną pieśń... pozostali mogą się
przysłuchiwać za darmo — zażartował hrabia Riidiger.
Jego rodzeństwo patrzyło nań bardzo zdziwione. Tak wesołego
wcale go nie znali. Również Annedore popatrzyła zaskoczona. A potem
rozrzuciła ze śmiechem cały ten stos nut po fortepianie.
— Zgoda, to mi się podoba.
Trójka rodzeństwa wyciągnęła teraz po jednym utworze. Pani von
Stein się tego zrzekła.
— Ja poproszę potem panią o moją ulubioną pieśń — powiedziała.
— Pieśń Lilly zaśpiewam najpierw, damy mają pierwszeństwo
— zażartowała Annedore i wyjęła Lilly nuty z ręki. Położyła je przed
panią von Stein i ta zaczęła przygrywkę.
Potem Annedore weszła we właściwym miejscu w utwór swoim
słodkim, czystym głosem, który wkradał się słuchaczom do serc, nie
tylko do uszu.
Serce moje, pytam cię,
co to miłość nad życie?
dwie dusze, a jedna myśl,
Dwa serca, a jedno bicie!
Gdy Annedore skończyła tę pieśń, przez chwilę było zupełnie cicho
w pokoju. Oczy hrabiego Rudigera zawisły dziwnie wzruszone na tej
smukłej, na biało ubranej dziewczynie, na jej pięknej główce, o gęstych,
złotoblond włosach, zaplecionych w warkocze, i na tych błyszczących,
ciemnoniebieskich oczach. Stała przed nim jak nadobna, słodka,
świetlista postać z jakiejś czystej sfery, i nie mógł się od czaru jej
osobowości oderwać. Hrabia Lothar położył kres temu milczeniu.
Zerwał się z siedzenia i podszedł do Annedore. Całując ją w rek?
powiedział ujmującym głosem:
722
— Dziękuję pani za tę pieśń, Annedore, zaśpiewała ją pani prze-
ślicznie.
Szybko cofnęła rękę.
— To była pieśń dla Lilly, a pan jej słuchał tylko za darmo
__ powiedziała śmiejąc się Annedore.
— A więc przysłuchiwałem się temu, że tak powiem, na gapę. Ale
teraz musi pani zaśpiewać moją pieśń... wyłącznie dla mnie — odparł
Lothar.
Wzięła od niego nuty ł rzuciła na nie okiem. — Dobrze... więc teraz
pańska pieśń.
I znowu pani von Stein zaczęła od przygrywki. Brzmiała ona żywo
i wesoło. A pełen szelmowskiej wesołości głos Annedore oddawał
żartobliwy nastrój pieśni.
Na krzaku bzu siedział ptaszek
W cichą i piękną majową noc,
Pod nim dzieweczka wśród traw igraszek
W cichą i piękną majową noc.
Gdy jej śpiew brzmiał, ptaszek wtedy milkł,
gdy ptaszek piał, jej głos zaraz cichł,
I duet ten
Rozbrzmiewał hen
W księżyca blask, w doliny sen.
Co śpiewał ptak w gałęziach bzu
W cichą i piękną majową noc?
A co dzieweczka siedząca tu
W cichą i piękną majową noc?
Ptaszek piał o słońcu wiosny,
Dziewczę o szale miłosnym
Jak ten śpiew drżał,
Za serce brał,
Nigdy zapomnieć nie będę chciał.
Hrabia Lothar był oczarowany szelmostwem Annedore. Ba, jeżeli
°
na
była tak świeża i wesoła, to on był uczciwie w niej zakochany.
a
Pominał wtedy momentami o całym swoim wyrachowaniu. Znowu
123
w szafie, a wszelkiego rad&&
za
i
u
dodatki, jak peruki, pantofle
na
obcasach i tym podlobnes
1
^
2
'
sa
- zapakowane w skrzyni.
Wy:
Annedore na widoki tych kolorowych wspaniałości
w
pewien pomysł, któ«-y jej: sprawił uciechę. — Schliiderynko, te k-
mogłabyś zaraz szy~bko jj Jprzejrzeć, wyczyścić, przewietrzyć. ^
wykorzystać na pe^wnej
małe
J uroczystości. Ale to omówimy
Je
później.
_
y
Sob
'c
Poszły do pokoju pai>
mi
Schliider. Annedore usadowiła starsz
nią w jej fotelu prz^y okrr**
16
[
usiadła u jej stóp na podeście podok
Pa
'
nym.
len-
— Tak, Schludsrynk-^
00
'
a
teraz opowiadaj, jak to było wtedy ki
zobaczyłaś hrabiego Ruo**^™ po raz pierwszy?
' •
I pani Schliider zsaczęŁE^ opowiadać: — No więc tak: kiedyśmy, mam
namyśli panienki ś\*viętej(_J pamięci panią matkę i moją skromną osób™
kiedyśmy więc tu przyjechały, to wtedy hrabia Riidiger, mógł mieć
wówczas tak z czteirnaśc^
iie
do
szesnastu lat, stał u wejścia do zamku
i wielkim bukietem róż. Wręczył go mojej młodej pani z serdecznym
powitaniem.
— Czy mój ojci ec też^_
b
y
ł
P
rz
y tym?
— Naturalnie, v*vróciI.J
iśm
y przecież z podróży poślubnej. Odźwier-
nemu, który był wtedy l ^kamerdynerem świętej pamięci pana barona
1 mnie wolno było pauństwr "**
w
cz
asie tej podróży towarzyszyć. A wiec pan
baron uściskał serde-cznie hrabiego Riidigera i wypchnął go potem przed
moją młodą panią. I po*» ^iedział tak: “Musisz naszego Riidigera też
razem z nami umieścić W^
sw
°im sercu, moja najmilsza Doro, on jest
dzieckiem prześladowań^™ P
rz
ez los. Niech ma u nas jakieś ciepłe
miejsce, gdzie będzie się i:*™?* dobrze czuć".
— Co powiedziała rf^
a
to
m
°Ja matka? — zapytała Annedore
2 wielkim zaintereso»\vanii
e:m
-
— Wzięła kwiaty od hrabiego Rudigera i uśmiechając się pogłas-
kała go po głowie. I ^powie^
działa
P
rz
y tym serdecznie: “Przychodź teraz
do nas tak często, ja^k tylHK° będziesz chciał i jak tylko będziesz czui się
samotny!" A hrabia Riid:JS
er
pocałował ją w rękę i odpowiedział: -
TC
musiałbym przychodzić c^^y
ba
codziennie, pani baronowo!" Ona to*;
Dęła mu przyjaźnie g łową * odparła: “Więc przychodź codziennie, dróg
1
Riidigerze".
128
r"
3
'
6
11
•'c^łiliider kiwnęła głową. — Tak... ona była aniołem, dlatego
p
al
ll SUli"
_ ^ _ _ ^
T
i-__u:_ -n.»j.-__ ._ ^ ...:_J“:“1 r»_
' ^ła tak młodo umrzeć. I hrabia Riidiger to też wiedział. Po
mu
.
to
p
rz
yjeżdżał prawie codziennie na swoim kucyku. I jego
W
śliwa twarzyczka zawsze się zaraz rozjaśniała, jak tylko państwo
L
“.m przywitali.
s
- __ c
ze
niu on był już wtedy taki nieszczęśliwy?
__ O to mi moja młoda pani też wszystko opowiedziała,.. zawsze
ecieżmi wszystko mówiła, co jej leżało na sercu. Hrabia Riidiger miał
rzecież macochę, i ta mu życie tak utrudniała. Wyparła go z serca jego
oica tak, że ten nie chciał wcale słyszeć o swoim synu. Ona robiła zawsze
tylko wielki szum wokół swoich dzieci z tego drugiego małżeństwa,
wokół hrabiego Lothara i hrabianki Lilly, które wtedy były jeszcze
bardzo małe. Hrabianka właśnie dopiero co się urodziła. Nasz pan
baron był często taki zły na macochę hrabiego Rudigera, że nazywał ją
złym duchem Lindecku, bo ona podobno prawie całkiem zrujnowała
swojego małżonka. Na szczęście potem w końcu umarła, zanim Lindeck
całkiem podupadł.
I wtedy nasz pan baron przemówił raz staremu hrabiemu porządnie
do sumienia i doprowadził do pojednania między ojcem i synem. Hrabia
Lindeck oddał wreszcie swojemu synowi sprawiedliwość i przyznał, że
go krzywdził. Ale gdy Lothar i Lilly dorośli, tyle złego mu wyrządzali, ile
tylko mogli, pomimo dobrego, jakie on im wyświadczał. Tych dwoje, to
me
są dobrzy ludzie, za wiele cech odziedziczyli po matce. Przed nimi
musi się mieć pani na baczności, moja mała baronówno.
Annedore patrzyła przygnębiona przed siebie. Potem powiedziała
°' ~~ Oni może jednak nie są tacy źli, jak myślisz, Schliiderynko.
arsza pani zrobiła przeczący ruch ręką. — To ja wiem lepiej.
m
y tu przecież w domu jedną ze służących z Lindecku, śliczne,
Lott "
e
Stworzenie
'
ktore
hrabia Riidiger tu przysłał, bo tam młody
r
n
'e dawał j
e
j spokoju. No, to nie jest jednak dla pani młodych
\\r-j. ^,
"w.i jwj apwiv.yju. nv_ł, LW niw jvau
JWUIICŁJY
v*ici yu-ui im»j*jj\^ix
OT
' • °
z
^
ew
czę wyszło potem za mąż za ramnitzkiego mleczarza.
^Tab'1
ła
'
C
°
S
'
?
tam
W
Lindecku
za
Pacami hrabiego Rudigera
Jak i w °' ^
a
^ §° okłamywali i oszukiwali, zarówno jego rodzeństwo,
Je
§o młoda żona.
> szczęścia
edore odetchnęła głęboko. — Jak to miło ze strony
mojej
eńki-
129
— Hrabina Ursula?
— Tak jest. Ta mu jednak przysporzyła najwięcej zgryzoty. N
a
;
pierw przez krótki czas dobrze im było obojgu. Wtedy szczęście mu
patrzyło z oczu. Ale było to tylko szczęście pozorne i bardzo krótko-
trwałe. Młoda hrabina kokietowała innych mężczyzn, i gdy hrabia
Rudiger jej tego zabrania*, zatykała sobie uszy i mówiła: “ty mnie
nudzisz!" Zawsze musiał być wokół niej tłum i towarzystwo, a gdj
hrabia Rudiger czasem uderzał w poważny ton, to ona tupała nogami
i wołała: “Ja nie chcę tych twoich nudnych, poważnych rozmów, ja chcę
się śmiać i bawić!" Ona była złą, niewierną żoną i zawsze przebywała
z jego rodzeństwem. I wspólnie zawsze coś wymyślali, jak by tu jeszcze
można było hrabiemu Rudiger owi dopiec. A pod tym względem byli
bardzo pomysłowi.
Boże drogi, jaki ten biedny człowiek był nieszczęśliwy. Raz go
naszłam, jak on tam po drugiej stronie, w pokoju pana barona siedział
zrozpaczony jak straceniec. W obcym domu wyszukał sobie kawałek
miejsca, gdzie mógłby być sam ze swoją rozpaczą. Strach mnie obleciał,
bałam się, że on może sobie zrobić coś złego. I co pewien czas tam się
wciąż podkradałam. Chyba siedział tak z godzinę. A potem odszedł
z błędnymi oczyma i z bladą, skamieniałą twarzą.
— Kiedy to było, Schluderynko? — zapytała Annedore cicho.
— To było na parę dni przedtem, zanim hrabina uciekła z tym
rzeźbiarzem. Przesiadywała z nim przez całe dnie. A hrabia Lothar
i hrabianka Lilly urządzali z tym dwojgiem prawdziwe orgie, trwające
do późna w noc, gdy hrabia Rudiger wyjeżdżał w interesach. Zdarzało
się, że hrabina Ursula w przezroczystej szacie leżała na sofie, a rzeźbiarz
ją obsypywał różami i pokrywał pocałunkami jej nagie aż po sarnę
ramiona ręce. Rodzeństwo hrabiego Rudigera przyglądało się temu ze
śmiechem. No, nie będę panience nic więcej o tym opowiadać. Całe
sąsiedztwo było tymj skandalami oburzone i wszyscy żałowali hrabieg
0
Rudigera. Ale nikt mu nie chciał o tym powiedzieć. A w końcu hrabin
3
uciekła z tym rzeźbiarzem, a hrabia Lothar podobno sam ich zawiózł na
dworzec. Pan rządca widział ich, jak przejeżdżali koło niego, kied>
wcześnie rano objeżdżał konno pole.
Tak, moja mała baronówno, teraz panienka wie wszystko,
c
^
mogłam panience powiedzieć. To są niedobre historie. Hrabia
130
jest bowiem jednym z tych zacnych, uczciwych ludzi, którzy mogą
zginąć przez tych złych i lekkomyślnych, jeśli nie będą bardzo silni
j twardzi. Ale mam nadzieję, że najgorsze ma już za sobą. To szczęście
dla niego, że się od tej kobiety uwolnił. Powinien się jednak z nią
rozwieść. Może Bóg da, że w przyszłości jeszcze się kiedyś tak naprawdę
szczęśliwie zakocha. Wszyscy mu tego życzymy. Chociaż hrabia Lothar
ta swoją układną twarzą do ludzi się przymila, niech mu pani nie wierzy,
i hrabiance też nie! Tych dwoje to plewy, a hrabia Rudiger to pszenica.
Niech się panienka trzyma tylko jego, moja mała baronówno, wtedy
będzie panienka pod dobrą opieką. On tu wszystkim w posiadłości
panienki sumiennie i uczciwie zarządzał i nie szczędził trudu — a to jest
godne podziwu.
Annedore westchnęła. — Tak, Schliiderynko, ja to też spostrzegłam.
A ja byłam taka niewdzięczna, uważałam go za człowieka złego, bez
serca, bo jego rodzeństwo tak mnie nastawiło. Była we mnie jakaś zła
przekora, bo wierzyłam, że on swojego brata i siostrę krzywdzi. I teraz...
mam za swoje.
Z tymi słowy Annedore się podniosła z podestu i wyjrzała przez okno
zatroskana.
— Tak nie wolno panience mówić, moja mała baronówno. Niech
sobie panienka nie robi wyrzutów. Jeżeli panienka była wobec hrabiego
Rudigera w myślach niesprawiedliwa, to może panienka przecież
wszystko naprawić.
Annedore westchnęła. — Pomóż mi, Boże, żebym to mogła uczynić!
W każdym razie dziękuję ci za twoją opowieść. Ale teraz już idę.
Wkrótce przyjdę znowu, Schliiderynko, wówczas opowiesz mi jeszcze
więcej.
Chętnie to zrobię. Ale przecież chciała panienka ze mną poroz-
mawiać jeszcze o tych kostiumach rokokowych.
Aha, prawda! No, więc proszę, przygotuj je starannie. Może
et>a tam przy nich też coś zmienić. Następnym razem przyniosę ci
adne wymiary. Przy najbliższej okazji chcę tu w Rottbergu urządzić
a
e przyjęcie... tylko dla Lindecków i pani von Stein. I to musi być coś
led
r
^ ^^ sobie, że ubierzemy się z tej okazji w te stroje. Muszę
do ł ^
eszcze
s
°bie to przemyśleć. Ten pomysł przyszedł mi tak nagle
e mi,,, j jeszcze nie dojrzał.
131
Annedore pożegnała się wreszcie i pojechała z powrotem do
Lindecku. Było jej ciężko na sercu. Kiedy pomyślała o Lothacrze, czuła
się tak, jakby sama na siebie zarzuciła sieć, z której nie unniała się
wyplątać. A na myśl o hrabim Rudigerze łzy jej napływały do oczu.
Wówczas znowu pojawiło się w piersiach to palące uczucie b>ólu. Ale
zaciskała zęby. Co się stało, to się nie odstanie.
16
Hrabia Rudiger dostawał co ranka przy śniadaniu teczkę -j. pocztą.
Odkąd Annedore była w domu, jadł śniadanie ze wszystkimi . A teraz
dopełniała ich małe towarzystwo przy stole jeszcze pani von Stein.
Dziś również hrabia Riidiger otworzył teczkę z pocztą i zaczął
rozdzielać listy. Annedore dostała list od Lisy von Karnburg, także do
pani von Stein przyszło kilka listów. Wreszcie hrabia Riidiger wziął do
ręki list, który był adresowany do hrabianki Lilly. Jego twars sposęp-
niała. Poznał po adresie pismo hrabiny Ursuli. Ale bez słowa przesunął
kopertę w stronę siostry.
Potem wziął list zaadresowany do Lothara. Miał on fonmat listu
handlowego, i nadruk na nim wskazywał na firmę “Siegfried IMachau-
er". Hrabia Rudiger popatrzył na brata wzrokiem zdziwiony m, kiedy
wręczał list. Lothar szybko wyciągnął po niego rękę. Oto była aiareszcie
ta oczekiwana wiadomość od Machauera. Na pewno list zawierał także
ów weksel.
Lothar jednak nie miał powodu, żeby weksel wyjmować z koperty na
oczach wszystkich. Dlatego schował list nie otwierając go. P«od wpły-
wem badawczego spojrzenia brata zaczerwieniło mu się jednak czoło,
a oczy uciekły spłoszope w bok.
Zaraz po śniadaniu odbywała się zawsze wyznaczona lek«cja jazdy
konnej Annedore. Kiedy ta poszła do siebie, żeby się przebrać, także
Lothar udał się do swojego pokoju.
Tam pospiesznie wyciągnął list z kieszeni i otworzył go. Zawierał °
n
tylko kartkę papieru listowego — bez weksla. Speszony roz:łożył l>
st
i zaczął czytać:
732
Wielce Szanowny Panie Hrabio! W uprzejmej odpowiedzi na
Pańskie pismo zawiadamiam najuniżenej, że odnośny weksel,
natychmiast po otrzymaniu czeku, odesldem Pańskiemu bratu do
Lindecku, tak jak ten sobie w piśmie towarzyszącym życzył.
Do dalszych usług jestem zawsze gotowy, ale tylko wówczas,
jeżeli mi Pan, tak jak tym razem, przyniesie jako poręczenie podpis
Pańskiego wielce szanownego brata, ponieważ hrabia Rudiger
Lindeck raz jeszcze mnie zapewnił, że za żadne Pańskie długi nie
odpowiada. A więc bez jego podpisu nie mogę Panu nic więcej już
dać. Polecam się Panu
Z poważaniem oddany
Siegfried Machauer
Hrabia Lothar, wytrącony z równowagi, opadł z pobladłą twarzą na
fotel i patrzył martwym wzrokiem na list. A więc Rudiger miał ten wek-
sel, miał go w swoim posiadaniu już od kilku dni. Zamiast wysłać jego
list do Machauera, napisał inny i zażądał weksla na swój własny adres.
Otarł sobie z czoła zimny pot.
“Czyli Rudiger wie wszystko. I to jego milczenie jest niesamowite.
Czemu nic o tym nie wspomniał? Co on z tym wekslem zamierza?"
A potem nagle zerwał się na równe nogi, gnany strachem. “Muszę iść
do niego... muszę wiedzieć, co on zamierza, choć ta droga będzie dla
mnie strasznie ciężka".
Powoli podszedł do szafki. Drżącymi rękami wyjął z niej butelkę
ciężkiego bordeaux i napełnił nim kieliszek. Wypił go do dna, znowu
napełnił i raz jeszcze wypił do dna, jakby za wszelką cenę chciał dodać
sobie odwagi. Potem wyszedł wolnym, niepewnym krokiem z po-
koju.Nie każąc służącemu się zapowiedzieć, zapukał do drzwi gabinetu
Riidigera. Ten zawołał, żeby wejść.
Gdy Lothar przestąpił próg, Rudiger się odwrócił i patrzył na niego
2
nieruchomą twarzą. Od chwili, kiedy przy śniadaniu dał mu list od
Machauera, oczekiwał go. W milczeniu wstat i czekał.
Hrabia Lothar zamknął za sobą drzwi i podszedł bliżej. Nie od razu
7
nalazł właściwe słowa i widocznie zmagał się ze sobą. Tak upłynęła cała
chwila w ciszy pomiędzy tymi dwoma mężczyznami.
133
Wreszcie hrabia Lothar wydusił z siebie ochrypłym głosem:
— Ja... ja otrzymałem właśnie list od Machauera. Ponieważ weksel
nie nadchodził, napisałem jeszcze raz do niego i zażądałem przesiania
go. Tymczasem on mi dziś komunikuje, że ten weksel wysłał tobie na
twoje żądanie. Czy tak jest rzeczywiście?
Twarz hrabiego Riidigera była dalej kamienna i nieruchoma.
— Tak, rzeczywiście tak jest!
— I ty... zażądałeś tego weksla na swój adres, a więc nie wysłałeś do
niego mojego listu?
— Nie, nie zrobiłem tego. Tu jeszcze leży to twoje pismo. Uważa-
łem, że będzie lepiej, jak ja sam do Machauera napiszę.
— A dlaczegóż to?
— Dlatego, że po pierwsze, raz jeszcze chciałem Machauera utwier-
dzić w tym, że już nic więcej za ciebie nie zapłacę, i dlatego, że się
dziwiłem, iż on po moim pierwszym stanowczym oświadczeniu w ogóle
ci jeszcze pożyczył pieniędzy. Wydawało mi się, że coś tu jest nie
w porządku i na wszelki wypadek wolałem sam dostać ten weksel do
ręki.
Hrabia Lothar opadł na fotel, bo ledwo mógł już się utrzymać na
nogach. — Nie miałeś prawa wydawać Machauerowi innej dyspozycji
— powiedział szorstko, z trudem zachowując spokój.
Hrabia Rudiger założył ręce na piersiach. — Ponieważ zapłaciłem za
ten weksel, miałem też prawo go przejąć.
— A czemu nic mi nie powiedziałeś, żeś go już otrzymał?
Wówczas hrabia Rudiger podszedł do niego całkiem blisko.
— A temu, że chciałem milczeć o tym, temu, że nie mogło mi przejść
przez usta, iż syn mojego ojca, hrabia Lindecku, jest fałszerzem weksla
i oszustem. Powinieneś był jednak pogrzebać tę sprawę w milczeniu. Nie
mówiłem o niej, bo się za ciebie wstydziłem. A to jest trudne i gorzkie,
gdy się człowiek musi wstydzić za swojego brata, gdy musi zrozumieć, że
ponosił ofiarę za ofiarą na próżno. Tak... teraz wiesz, dlaczego
milczałem. Rumieniec wstydu za ciebie występuje mi na twarz. Czyś nie
pomyślał o ojcu, który cię kochał aż do słabości, gdy zniesławiałeś jego
nazwisko? Gdyby mój list do Machauera został inaczej sformułowany-
niż, chwała Bogu, to się stało, i ten by się zorientował, że mój podpis na
tym wekslu był sfałszowany, to co wtedy?
Hrabia Lothar patrzył przed siebie błędnym wzrokiem. Z jego
lekkomyślnej twarzy odpłynęła cała krew. — Miałem nadzieję, że będę
mógł wykupić ten weksel, zanim ktoś coś spostrzeże. Byłem przecież
zmuszony wstawić twoje imię do tego zobowiązania jako żyranta, bo
bez tego nie dostałbym pieniędzy, które musiałem zdobyć skądś w ciągu
trzech dni. Dałem przecież moje słowo honoru!
— Żeby wykupić dane przy stoliku do gry słowo honoru, sprzedałeś
swój honor — uciął ostro hrabia Rudiger.
Teraz Lothar wyprostował się hardo. Jego oczy pałały nienawiścią.
— Toś ty mnie w to wpędził! Co ty wiesz o moich kłopotach
i zmaganiach. Jak się jest młodym, to się chce przecież używać życia.
A wiecznie trzeba się ograniczać. Ty siedzisz zawsze na pełnej kasie,
masz pieniędzy, ile tylko chcesz, i łatwo ci grać oburzonego. Czy ja
jestem winien tej niesprawiedliwości losu, który jednemu bratu rzuca
wszystkie skarby na kolana, a drugiego wszystkiego pozbawia. Pobieduj
najpierw tak jak ja — wyrzucił zapalczywie z siebie.
Twarde i posępne spojrzenie hrabiego Riidigera spoczęło na nim.
— Pokażę ci księgi. Przekonasz się wtedy na ich podstawie, że ja
osobiście nie zużyłem nawet połowy tej sumy, jaką za ciebie zapłaciłem.
O biedowaniu wobec tego nie może być chyba mowy. Jesteś notorycz-
nym utracjuszem, chociaż nie masz nic do tracenia. Tak jak twoja matka
zrujnowała mojego ojca, tak chciałbyś i ty zrujnować mnie. Ale ja nie
jestem twoim słabym ojcem. A ty sam się o to postarałeś, że moja
braterska miłość do ciebie już dawno umarła. Nie myśl, że zapłacę za
ciebie choćby jeszcze jednego feniga, oprócz przyznanej ci pensji. Te
ostatnie dziesięć tysięcy marek poświęciłem tylko dlatego, żeby mojej
wychowanicy nie wydać się potworem bez serca. A takim właśnie Lilly
1
ty mnie jej przedstawiliście. W tym czasie, kiedy mnie tu nie było,
zasialiście w jej młodej duszy truciznę nieufności, oczerniliście mnie
1
oszkalowali. Gdybym obstawał przy mojej odmowie udzielenia ci
Pomocy, odwróciłaby się ona ode mnie ze wstrętem, ponieważ nie
Wl
edziała, jak sprawy stoją. Tylko po to, żeby odzyskać jej zaufanie,
zapłaciłem te dziesięć tysięcy marek. I odtąd będę nad nią czuwał i robił
szystko, co w mej mocy, żeby ją uwolnić od waszego zgubnego
Ptywu. Zakarbuj to sobie. A teraz wiesz wszystko, co ci miałem do
Powiedzenia. Teraz kończymy ten temat.
135
134
Ponurymi oczyma patrzył hrabia Lothar przed siebie. Zaciskał zęby.
Z wielkim wysiłkiem się przemógł i zmusił do proszącego tonu.
— Daj mi ten weksel, Riidigerze, żebym mógł go zniszczyć! Nie
będziesz już miał potem żadnego powodu do skargi na mnie.
— Bardzo by mnie to cieszyło... ale nie mogę wierzyć twoim
słowom. Za często mnie zwodziłeś takimi przyrzeczeniami. Tego weksla
ci nie wydam, zatrzymam go... jako broń przeciw twojej lekko-
myślności.
— Jak to rozumiesz?
— Powiem ci. W przyszłości dobrze zrobisz, jeśli będziesz żył tylko
z pensji i nie robił żadnych długów. Jeżeli jednak pozostaniesz przy
swoim życiu ponad stan, może nawet kosztem baronówny Annedore,
przechwalając się późniejszymi zaręczynami z nią, czego można by się
pewnie po tobie spodziewać, wówczas uniemożliwię ci z całą energią to
szkodliwe działanie... za pomocą tego sfałszowanego weksla.
Pod naporem oczu Riidigera, ciskających groźne błyskawice, Lothar
zapadł się w sobie. — Nie będziesz chyba piętnował swojego własnego
brata? — wyjąkał.
Gorzki uśmiech pojawił się na twarzy Riidigera. — Teraz po-
wołujesz się nagle na to, że jesteś moim bratem. Dotychczas zdawałeś się
o tym zapominać. Ale się mylisz, jeżeli sądzisz, że mnie tym zmiękczysz.
Powiadam ci, strzeż się raz jeszcze popaść w taką lekkomyślność! Jeżeli
to zrobisz, nie oczekuj już ode mnie żadnej pobłażliwości. I wówczas
będziesz musiał może na serio wykonać to, co teraz odegrałeś przed
baronówną, by ją usidlić.
— Co chcesz przez to powiedzieć? — wybuchnął hrabia Lothar,
pokrywając swoje zakłopotanie hardością.
— Co chcę przez to powiedzieć, ty tak samo dobrze wiesz, jak ja.
Nie zmuszaj mnie do tego, żebym to wypowiedział.
Wówczas Lothar wstał z fotela, z sercem pełnym nienawiści i złości,
lecz przecież jednak świadomy swej bezsilności.
— Nie rozumiem cię, ale... nie będziesz miał powodu, żeby
występować przeciwko mnie — wydusił z siebie, zgrzytając zębami-
— To będzie najlepsza poręka w twoim własnym interesie — odparł
hrabia Rudiger.
Z lakonicznym ukłonem Lothar wyszedł.
136
Rudiger patrzył posępnie za nim.
To dobrze, że on uważa mnie za zdolnego do postawienia go pod
pręgierzem. Gdyby wiedział, że nie zrobiłbym tego za żadne skarby
świata, nie miałbym już nad nim żadnej władzy. Może strach przed tym,
że mógłbym ten weksel wykorzystać na jego zgubę, przywiedzie go do
rozsądku, pomyślał.
Potem z powrotem usiadł przy biurku. Jego umysł jednak nie dał się
tak natychmiast zmusić do pracy. Odkąd dostał ten sfałszowany weksel
do rąk, było dla niego pewne, że Annedore nie może zostać żoną jego
brata. I tylko jeden lęk żył w nim jeszcze: że Annedore przecież mimo to
może się zakochać w Lotharze. Wprawdzie nie wydawało mu się to
możliwe. Annedore zachowywała się z taką rezerwą. Ale kto tam może
czytać w dziewczęcym sercu? Jeżeli go nie kocha, to powinno być mu
łatwo uwolnić ją od niego. Ale jeżeli go kocha — to co wtedy?
Wziął głęboki oddech.
Dziś hrabia Lothar był cichy i przygnębiony, kiedy dawał Annedore
lekcję jazdy konnej. Rzuciło się jej to w oczy.
— Nie jest pan dziś w tak dobrym humorze jak zwykle, Lotharze.
Nie czuje się pan dobrze? Jest pan taki blady — powiedziała.
Wziął się w garść. — Nie opuszcza mnie dziś myśl, że za parę dni mój
urlop się kończy i że przez długi czas nie będę pani widywał, Annedore
— powiedział, dając swojej depresji zupełnie inną wykładnię.
Udała, że coś tam robi przy cuglach.
— Przyjedzie pan na Boże Narodzenie do Lindecku.
— Jeżeli dostanę urlop, to tak. Ale przecież nieskończenie długo to
jeszcze potrwa.
Wyliczyła to po szelmowsku na palcach.
r
~~ Teraz mamy koniec maja... czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień,
Październik, listopad, grudzień... to tylko siedem miesięcy.
Dla pani zdaje się to być krótki okres. Dla mnie będzie to
Och, tylko bardzo krótka wieczność.
Jest pani okrutna, Annedore.
na*> xr.
c
^
a
P
rze
cząco głową. Jej twarz zrobiła się poważna.
'
Nie
, taka na pewno nie jestem.
737
t
—
— Ale mnie się prawie wydaje, jakby była pani rada, że się mnie
stąd wkrótce na tak długi czas pozbędzie.
Zaczerwieniła się i w poczuciu winy spojrzała w bok.
— Czy nie będziemy już dalej jeździli?
— Pani odpowiada mi wymijająco, jak zawszć.
— Pan wie, że ja nie lubię takich rozmów.
— Przepraszam... zapomniałem. A więc jeździmy dalej, jak pani
rozkaże.
— Ja nie rozkazuję.
Puściła zncwu konia stępa po kolistym torze maneżu. W chwilę
później pojawiła się hrabianka Lilly.
— Wydaje mi się, że już dość pewnie siedzisz w siodle, Annedore
— powiedziała po chwili obserwacji.
Annedore zatrzymała swego konia przy niej. — Cieszę się z twej
oceny. A więc możemy teraz robić spokojnie jakieś większe wycieczki,
prawda?
— Na pewno, Annedore, może pani w towarzystwie jeździć konno
tak daleko, jak tylko będzie miała ochotę — zapewnił hrabia.
— Ach, to pojedziemy do Rottbergu... jutro albo pojutrze. Muszę
najpierw porozmawiać z panią von Stein.
— Co ma do tego ciotka Johanna?
Annedore się roześmiała. Kiedy siedziała na koniu, była zawsze
nadzwyczaj radosna. — Muszę się z nią naradzić, bo chcę na za-
kończenie mojej nauki jazdy konnej wydać w Rottbergu prawdziwą
małą ucztę.
Hrabianka popatrzyła na nią pytająco.
— Tak. Ty i Lothar jesteście jak najuroczyściej zaproszeni. Hrabia
Rudiger, też oczywiście, musi być obecny.
— Czy to jest bezwarunkowo konieczne? — zapytała Lilly sarkas-
tycznie.
Ale Annedore nie straciła swojego dobrego humoru. Myślała
o zaplanowanej uczcie, którą już sobie wyobrażała bardzo pięknie.
— Tak, to jest konieczne. Jest nas i tak mało osób, z ciotką Johanna
tylko pięć. Ale ma to być bardzo wytworne przyjęcie, nawet z tańcam
1
— Ach, to może dlatego tak się upierałaś przy tym, żebyśmy w tych
dniach nauczyli się menueta?
138
Annedore kiwnęła głową.
— Tak, menuet jest konieczny na moim przyjęciu. Ale teraz już nie
zdradzę nic więcej, chcę wam zrobić niespodziankę. A dziś po południu
jadę do Rottbergu, żeby poczynić ostatnie przygotowania.
Z tymi słowy Annedore dała się zdjąć z siodła, a Lothar zagwizdał na
stajennego, który zaprowadził Freyę do stajni. Rodzeństwo poszło
potem z Annedore do zamku. Hrabia Rudiger stał przy oknie swego
gabinetu i ukłonił się im. Śmiejąc się, Annedore spojrzała ku niemu
w górę. — Panie hrabio, mam prośbę do pana! — zawołała.
— Zaraz schodzę, baronówno! — odparł i zniknął.
Już w sieni wyszedł im naprzeciw. — Czym mogę służyć? — zapytał,
spoglądając z uśmiechem w jej świeżą, podnieconą twarz.
Zdjęła z głowy czapeczkę do konnej jazdy. Grube blond warkocze
były mocno splecione i ciasno upięte wokół jej pięknej głowy, tak jak to
jest praktycznie i wygodnie przy konnej jeździe.
— No więc, dla uczczenia zakończenia przeze mnie nauki jazdy
chciałabym pojutrze wydać w Rottbergu przyjęcie. Jest pan niniejszym
uroczyście na nie zaproszony. Chyba nie dostanę odpowiedzi odmow-
nej?
Uśmiechnął się na ten jej zapał. — O, na pewno nie. Przyjmuję
zaproszenie z podziękowaniem.
— Dobrze. A więc pojedziemy tam razem przed południem. I ja tam
pana wspaniale ugoszczę. Pan mi przecież da wolną rękę, żebym mogła
wydać tyle, ile mi wolno, i żeby to przyjęcie urządzić tak wystawnie, jak
to tylko możliwe?
— Ma pani wolną rękę. Czy mogę pani pomóc w przygotowaniach?
— Nie, chciałabym wszystko sama zaaranżować. Tylko ciocia
ohanna musi dziś po południu tam ze mną pojechać, aby wesprzeć moje
niedostateczne umiejętności gospodarskie. Pojutrze jest przecież nie-
2
iela, to będzie miał pan czas. Przyjęcie ma potrwać do wieczora, na tak
hgo proszę wziąć sobie wolne od zajęć, dobrze?
"atrzyła na niego prosząco. I on poczuł się słaby wobec tych
Proszących oczu. — Niech wszystko się dzieje według pani życzenia,
°aronówno.
a
się ucieszyła. — To ja teraz zmykam, żeby się przebrać,
PO
em pójdę do cioci Johanny, na konferencję w trybie doraźnym.
139
i
Do niedzieli nie będę miała na nic czasu, jak tylko na przygotowania do
mojego przyjęcia.
— A jaką nakaże pani toaletę na tę uroczystość? —
ż
apyt
a
j
uśmiechając się.
Zrobiła bardzo tajemniczą minę. — Tego dowie się pan dopiero
w Rottbergu. Rozkazuję, żebyśmy się spotkali w niedzielę przed
południem o godzinie jedenastej w strojach do jazdy konnej na
dworze przy balustradzie zamku... wszystko inne będzie już moja
sprawą.
— Jesteśmy niesłychanie ciekawi, Annedore — powiedziała hra-
bianka uśmiechając się.
— Och, będzie się czemu dziwić — zażartowała baronówna.
Była tak urocza w tym swoim zapale, że zachwyt hrabiego Riidigera
był całkiem wyraźny, co hrabiance dało powód do tego, żeby go bacznie
obserwować.
Rozstali się. Hrabia Riidiger chciał jeszcze przed obiadem pojechać
w pole. Był już w stroju do konnej jazdy. A Annedore pospieszyła do
swojego pokoju, zaś hrabianka Lilly uwiesiła się bratu u ramienia
i pociągnęła go ze sobą. Weszli do jej małego salonu.
— Czy chcesz czegoś ode mnie, Lilly? — zapytał Lothar, ciągle
jeszcze bardzo zirytowany wykryciem sfałszowanego weksla.
— Tak. Chcę ci powiedzieć, czemu Riidiger sprzeciwia się twoim
zaręczynom z Annedore.
Popatrzył na nią pytająco. — No więc?
— Bo chce z niej zrobić swoją drugą żonę.
Drgnął, zaskoczony. — Skąd ci to przyszło do głowy?
— Już od dawna obserwuję, że on jej zawsze bardzo specjalnie
patrzy w oczy. Najwyraźniej jest zakochany. I czemuż to nie miałby
wyciągać po nią ręki? Czy to nie jest prawdopodobne, że go kusi, aby
połączyć Rottberg i Lindeck pod swoim panowaniem?
— Ależ on jeszcze nie rozwiódł się z Ursulą!
— To przecież jest tylko kwestia czasu. Przy jawnej niewierności
Ursuli na pewno nie będzie miał żadnych trudności z przeforsowanie!
11
wkrótce rozwodu.
Lothar wybuchnął: — Annedore należy do mnie! Ja jej z danego mi
słowa nie zwolnię.
Ó
140
_ On już znajdzie środki i sposoby, żeby ją od ciebie uwolnić. Moja
cała nadzieja tylko w tym, że Annedore ma sumienie, bo na miłość do cie-
bie za bardzo bym nie liczyła. Ona wydaje mi się z natury zimnokrwista.
— Poza tym mam przecież jej pisemną obietnicę.
— To bardzo dobrze... tego będzie można się trzymać. Niestety, na
Rudigera ona już zdaje się nie patrzeć naszymi oczami. Darzy go już
dużym zaufaniem. I jest to w nie najmniejszym stopniu dziełem ciotki
Johanny.
Zacisnął pięści. — Ta też nie w porę przyjechała do Lindecku.
— Ona zawsze przyjeżdża nie w porę. W każdym razie byłoby
bardzo źle, gdybyś nie został panem Rottbergu Przede wszystkim
należy trzymać Annedore za słowo.
Lothar osowiały rzucił się na fotel.
— Obrzydliwość... nic się nie udaje.
— No, nie musisz jeszcze tracić nadziei. Ja podczas twojej nieobec-
ności będę Annedore już tak urabiała, żeby nie miała żadnych ciągot do
uwolnienia się od ciebie. Nie chciałam tylko przemilczeć przed tobą
moich obaw.
— Lothar patrzył ponuro przed siebie. Był w bardzo złym humorze,
głównie dlatego, że Riidiger zatamował jego nadzieje na zaciąganie
nowych długów pod jego zaręczyny z Annedore. Riidiger był w stanie
rozgłosić publicznie tę aferę z wekslem, jeżeli on znowu zaciągnie
pożyczkę. Przy pomocy szantażu może go zmusić do wszystkiego...
nawet do prowadzenia solidnego trybu życia.
Gdybym tylko mógł ściągnąć mu ten weksel, rozmyślał. Gdzie on też
go przechowuje? Na pewno w swoim biurku. Trzeba by spróbować go
znaleźć i zniszczyć. Wtedy niech sobie próbuje oskarżać mnie O sfał-
szowanie weksla. Bez dowodów nikt mu nie uwierzy.
W jego oczach pojawiła się nadzieja. Po chwili powiedział z wes-
tchnieniem: — W każdym razie dziękuję ci za ostrzeżenie, Lilly.
Wściekłość mnie ogarnia, kiedy sobie pomyślę, że tak dobrze się
układało, tylko mój szlachetny braciszek wszystko mi zepsuł tą swoją
iłową. Ty chyba masz rację co do jego zamiarów. To samo przez się
°zumiałe, że mu się zachciało majątku Annedore w dwójnasób, skoro
1
Ją odstręcza. Ale tak łatwo ja się nie dam odsunąć na boczny tor... już
Prędzej
go
za
bij
ę
z
z
i
mną
k
rw
i
ą
.
141
Przestraszona Lilly złapała go za ramię. — Na miłość boska
Lotharze!
Roześmiał się twardo. — No, uspokójże się... nie będę mordercą.
TO
się tylko tak w złości gada. Zobaczę, jak się to wszystko potoczy. M
le
martw się niepotrzebnie zawczasu.
Lilly westchnęła. — Gdyby to wszystko można było naprzód
przewidzieć! W końcu byłoby przecież jednak mądrzej, gdybyśmy byli
nad tym popracowali, żeby Ursula została w Lindecku, zamiast sprzyjać
jej ucieczce. Wówczas Riidiger nie mógłby się rozwieść.
Lothar przetarł sobie ręką czoło. — Ostatecznie Ursula może
przecież pewnego dnia i bez naszego udziału by się z nim pożegnała.
— Możliwe. Ale może by też została. Była niezdecydowana i łatwo
poddawała się wpływom! A ta sprawa z Moserem to był przecież tylko
kaprys.
— Nie, nie... ja ją uważałem za wielką namiętność.
Lilly wzruszyła ramionami. — Ja uważam, że do prawdziwie wielkiej
namiętności Ursula nie była zdolna. I Moser nie był takim mężczyzną,
który mógłby ją na stałe do siebie przywiązać.
— Ja sądzę, że tak... ona musi mieć mężczyznę, który będzie
umiał podtrzymywać w niej zainteresowanie i nie pozostawi jej w spo-
koju.
— Całkiem słusznie... ale Moser tego nie potrafi, i podejrzewam, ze
w tym związku następuje już rozłam.
Popatrzył na nią zaskoczony. — Skąd to możesz wiedzieć?
— Od niej samej. Dziś rano dostałam przecież list.
— Od Ursuli?
— Tak.
— I ja się dowiaduję o tym dopiero teraz?
— Czyż aż tak cię ona interesuje?
— Oczywiście. Ursula jest najbardziej interesującą kobietą, jaką
znam. Nigdy jej Riidigerowi nie życzyłem. Ale jemu wszystko przecież
przypada w udziale, mimo że nie jest wart posiadania takiej fantastycz-
nej istoty.
Lilly się roześmiała. — Toż to brzmi bardzo namiętnie.
— Ach, nonsens! Ja mam na myśli tylko to, że ja lepiej bym sobi
e
z nią radził niż on. A ona jest piękna i bogata. Riidiger był osłem. Takiej
142
rasowej kobiety nie wolno nudzić, taka musi być zawsze czymś zajęta.
A więc masz ten list od niej?
_ Tak. Nie zauważyłeś, jak Riidiger zbladł, gdy mi dawał ten list?
— Nie, nie zauważyłem. Cóż więc ona pisze?
— To długa historia. Sam możesz przeczytać.
Wstała i wzięła z biurka list. Kiedy Lothar czytał, zapaliła papierosa
i rozparła się na sofie.
Ursula pisała:
Najdroższa Lilly!
Właściwie to jestem bardzo niedobra, że nie napisałam jeszcze do
Ciebie, bo przecież przede wszystkim Tobie i Lotharowi zawdzię-
czam to, że udało mi się uciec z Lindecku i odzyskać wolność. Bez
Was nie miałabym odwagi do jakiegoś decydującego kroku. I nie
uwierzysz, jak wspaniała jest wolność po tej niewoli, którą musiałam
znieść w moim małżeństwie.
Naturalnie słyszałaś, że Rudiger nas ścigał i znalazł mnie
u Moser a, któremu akurat składałam wizytę. Zamieszkałam w hote-
lu. No więc siedziałam, uradowana moją wolnością, w małym salonie
Mosera, gawędziliśmy ze sobą bardzo interesująco — gdy wtem
wszedł, odpychając służącego, Rudiger. Wyglądał strasznie, mówię
Ci, bałam się, że chce mi odebrać życie. A jednak nigdy nie wydawał
mi się tak interesujący, jak w tym momencie. Możesz mi wierzyć
—przez sekundę żałowałam, że go opuściłam. I od tamtej pory wiele
razy już żałowałam. Tak, Lilly, jeśli się mężczyzn bliżej pozna,
okazują się w gruncie rzeczy nudni — nawet Moser też. Moje uczucia
do niego znacznie już oziębły. No więc — doszło do dramatycznej
sceny pomiędzy nimi dwoma, przy czym zdecydowanie Rudiger
bardziej mi zaimponował. Następstwem tego był pojedynek —strasz-
nie interesujące, mówię Ci. Moser został ranny, i ja naturalnie
udałam się natychmiast do szpitala, żeby go pielęgnować. Ale jeżeli
myślisz, że to było bardzo romantyczne i wzniosie, to się mylisz.
Moser był strasznie zdeprymowany, a minę miał prawdziwego
męczennika, jakby chciał mi wytykać: to wszystko cierpię z twojego
powodu! I o jakiej ś interesującej rozmowie nie było nawet co marzyć.
Bo płuco Mosera zostało postrzelone, więc nie mógł wiele mówić.
143
W pierwszych dniach bawiło mnie granie siostry miłosierdzia
i odważne okazywanie miłości, ale potem stawało się to coraz
bardziej nudne. Moser przepoczwarzył się w zrzędnego, uciążliwego
pacjenta. W zachowaniu demonstrował coraz wyraźniej wyrzut, że
to z mojego powodu został zmuszony do pojedynku.
Ach — gdzie się podziały te czasy, gdy rycerze z uśmiechem na
ustach szli na śmierć za swoje damy i jeszcze uważali się za
szczęśliwy cli, że mogli z miłości zginąć. Mówię Ci, Lilly, nabrałam
doświadczenia. Teraz jednak Moser jest znowu trochę weselszy, ale
to już nie ten dawny uroczy, namiętny wielbiciel. Wiecznie opowiada
o swojej chorobie, chociaż jest już przecież wyleczony. W najbliż-
szych dniach jedziemy do francuskiej Szwajcarii, gdzie on chce
całkiem wydobrzeć. Miejmy nadzieję, że będzie wtedy znośniejszy.
Ja go będę holowała, naturalnie z damą do towarzystwa, którą
zaangażowałam, żeby nie trzeba było się tak krępować. I jeżeli on
znowu będzie wesoły i pogodny, to może być całkiem miło tak się
z nim włóczyć po świecie.
Ale wiesz — czy wyjdę za niego, gdy rozwód z Rudigerem będzie
już faktem dokonanym, tego jeszcze nie wiem. Wyobraź sobie, że
czasem mnie wprost rozpiera tęsknota za Rudigerem. Śmieszne, nie?
Ale tak jest. Widzę go wtedy naturalnie takim, jakim był w pierw-
szym okresie po naszym ślubie, gdy odczytywał jeszcze z moich oczu
każde życzenie. Tempi passati*! Sądzę, że jestem jednak zagadkową
istotą.
Proszę, daj wyczerpująco znać o sobie. Twoje listy dotrą zawsze
do mnie przez mojego bankiera, którego adres przecież znasz. Jak
teraz jest w Lindecku? Czy Rudiger jest jeszcze wciąż tak bardzo
przygnębiony moim odejściem? Wiesz, ja myślę, że on mnie kiedyś
szalenie kochał. Gdyby on tylko nie stawiał ludziom nudnych,
nierealnych wymagań. Ja bowiem nie znoszę jego pryncypialności.
Jak Wy teraz wytrzymujecie z Rudigerem, Ty i Lothar? Mam
nadzieję, że się na Was nie mści? Wiesz, Mój Skarbie, jak Ci bed:i?
w Lindecku za nudno, to przyjedziesz w zimie do mnie. Ma™
nadzieję wkrótce zamieszkać na stale w Berlinie. I wtedy będziemy
się bawić na całego, obojętnie czy z Maserem, czy bez niego. Jeżeli
on także nie będzie miły, to skończę i z nim. Sądzę jednak, że już nie
będę wychodzić za mąż. Małżeństwo jest w gruncie rzeczy zawsze
nudne.
Jeśli Lothar jest jeszcze w Lindecku, to pozdrów go serdecznie
ode mnie. Mam wielką nadzieję, że i jego zobaczę znowu w Berlinie.
Powiedz mu to. Ty wiesz — Lothar o wiele bardziej by pasował do
mnie niż Rudiger, on nigdy nie był nudny. Ale teraz już koniec.
Adio*, mia bella Lilly! Zobaczymy się znowu, jak tylko to będzie
możliwe
Twoja Ursula
Postscriptum: Napisz mi wkrótce, czy Rudiger jest bardzo przybity.
estem ciekawa, czy na procesie rozwodowym musimy się raz jeszcze
spotkać. Jeżeli tak, to będę go wtedy trochę kokietowała. Musi to
być zabawne, jeżeli się flirtuje ze swoim rozwiedzionym mężem — ta
myśl mnie bawi. A więc jeszcze raz: Adio!
Hrabia Lothar opuścił list na kolana i przez chwilę patrzył za-
myślony przed siebie.
Hrabianka wypuszczała dym z papierosa i śledziła jego zwiewne
kłębki. Potem zwróciła się do swojego brata: — No więc, jesteś taki
milczący. Co myślisz o liście Ursuli?
Wzruszył ramionami. — Ursulę trzeba mierzyć całkiem szczególną
miarą. A Moser jest durniem. Takiej pięknej, wesołej kobiety, z takim
ogromnym majątkiem, nie zanudza się przecież zrzędnymi wyrzutami.
J
a bym na jego miejscu umiał się za nią wziąć całkiem inaczej.
Lilly popatrzyła nań w zamyśleniu. — Ja sądzę, że wy oboje
rzeczywiście byście dobrze do siebie pasowali.
Lothar wstał i poszedł do lustra. Badawczo obejrzał w nim od góry
d
o dołu swoją smukłą postać.
Przed nią przynajmniej nie trzeba by było wiecznie grać czło-
nka doskonałego. Mosera mógłbym od biedy wysadzić z siodła.
-——-—- _
A
dio, właściwie powinno być: addio, mia bella (wł.) — bądź zdrowa, moja piękna.
*yp tłum.)
cierpienie do szczęścia
* Tempi passati (wł.) — minione czasy (Przyp. tłum.)
144
145
-
Przez
W ogóle... gdyby człowiek nie miał tak przyzwoitego charakteru
Myślisz, że przyszłoby mi z trudem skłonić Ursulę do flirtu ze mną?
Lilly nagle się zerwała z otomany, jakby pod wrażeniem jakiegoś
pomysłu. — Myślisz...?
— Myślę, że to, co potrafił Moser, ja też bym potrafił. Ale jako
przyzwoitemu człowiekowi nie przyszło mi to nawet na myśl, żeby
odbierać żonę własnemu bratu. No więc... jeżeli będziesz pisała do
Ursuli, to ją jak najserdeczniej ode mnie pozdrów. I wspomnij, że
w zimie mam nadzieję spędzić wiele wesołych chwil w jej towarzystwie.
— Już ja jej to przekażę.
Rodzeństwo popatrzyło sobie przez chwilę milcząco w oczy, jakby
czytali w swoich myślach. Hrabia Lothar trzepnął się szpicrutą po
cholewie. Potem nagle obrócił się naokoło swej osi.
— No to adieu*, Lilly, tymczasem!
— Zobaczymy się przy obiedzie, Lotharze — odrzekła hrabianka.
Hrabia Lothar wyszedł, zatopiony w myślach.
17
Annedore przebrała się i poszła szukać pani von Stein. Znalazła ją
w jadalni, zajętą układaniem kandyzowanych owoców na kryształo-
wych półmiskach.
Uśmiechając się, Annedore podeszła do niej. — Ojej, to ja przy-
chodzę w samą porę, żeby sobie trochę ukradkiem podjeść, ciociu
Johanno. Czy mogę?
Starsza pani kiwnęła głową z uśmiechem. — Ależ tak, Annedore. Te
owoce dopiero co świeżo .przyszły i będą łasuchom smakować.
Annedore złapała srebrne szczypczyki i wzięła jeden owoc, który
zjadła z apetytem.
— Coś z tego musi być na deser w niedzielę w Rottbergu — p°"
wiedziała.
* Adieu (fr.) — bądź zdrowa, zegnaj. (Przyp tłum.)
146
— W Rottebergu? — zapytała pani von Stein zdziwiona.
Annedore kiwnęła wesoło głową. — Tak. Chcę wydać w niedzielę
\v Rottbergu przyjęcie. I właśnie przyszłam, żeby cię prosić o pomoc.
Pomożesz mi, ciociu Johanno?
— Chętnie. Jakiego rodzaju ma być to przyjęcie?
Annedore roześmiała się. — To będzie coś całkiem nadzwyczajnego.
— Czy już zaprosiła pani gości?
— Och, wiele gości nie będzie. Tylko hrabia Rudiger, hrabia
Lothar, hrabianka Lilly i ty, ciociu. I niech kosztuje, ile chce.
— No — powiedziała pani von Stein ze śmiechem — przyjęcie na
pięć osób nie pochłonie majątku, choćby miało być nawet nie wiadomo
jak wytworne.
— W każdym razie chcę moich gości zaskoczyć. Tylko ciebie,
ciociu, muszę wtajemniczyć, bo musisz mi pomóc. Przygotowania do
tego robię już od pewnego czasu całkiem po cichu. A więc niech ciocia
słucha: O godzinie jedenastej wyjeżdżamy stąd wszyscy konno. Ja przy
tej okazji odbędę próbę, że moja nauka jazdy konnej została do-
prowadzona do pomyślnego końca. Ty, najdroższa ciociu Johanno,
pojedziesz naturalnie samochodem. Około godziny dwunastej przypu-
szczalnie spotkamy się w Rottbergu. Flaga Rottbergu zostanie wciąg-
nięta na maszt na powitanie gości i jako znak, że pani Rottbergu przez
jeden dzień rezyduje w swym zamku.
Ciocia von Stein roześmiała się. — To się zapowiada wspaniale. I co
dalej?
— W sieni zamku będą już przygotowane przekąski, same delikate-
sy na pobudzenie apetytu i dobre wino śniadaniowe. Te przekąski będzie
się jadło w strojach do konnej jazdy. A o ich zestaw i jakość musisz ty,
ciociu, zadbać. Chcesz?
— Chcę.
— Pięknie. Później wszyscy zostaną zaprowadzeni do przygotowa-
n
ych dla nich pokojów, Schliiderynka wszędzie kazała zrobić porządek.
Każdy z moich gości znajdzie tam gotowe dla siebie paradne szaty, ze
wszystkimi dodatkami. Znalazłam bowiem w Rottbergu cztery wspa-
niałe kostiumy rokokowe. Schliiderynka razem z moją pokojówką
P
rz
ypasowała je na miarę dla rodzeństwa Lindecków i dla mnie.
szystko, co do tego potrzebne, jest tam na miejscu i gotowe.
147
— Toż to czarujący pomysł!
— Prawda? Także dla ciebie, ciociu Johanno, została szata w tym
samym stylu uszyta i leży tam gotowa. Po kryjomu wzięłyśmy miarę
z twoich sukien. Kostiumy dla Lilly i hrabiego Riidigera są z błękitnego
jedwabiu, hrabia Lothar i ja wystąpimy w jasnoróżowych, a dla ciebie,
ciociu, wybrałam srebrnopopielaty brokat, który tam był, z jedwabiem
w kwiaty.
— No to jestem ogromnie ciekawa. I teraz wiem też, dlaczego trzeba
było koniecznie nauczyć się menueta.
Annedore ciągnęła dalej: — Kiedy będziemy już w tych paradnych
toaletach, przyjmę moich gości w dużym salonie mojej zmarłej matki,
który jest urządzony w stylu Ludwika XIV, Potem będziesz musiała,
najdroższa ciociu Johanno, zagrać nam do menueta. Natępnie pój-
dziemy do stołu. I troskę o to muszę tobie, ciociu, pozostawić. Bardzo
cię proszę, podaj wszystko, co najlepsze i najpiękniejsze. Potrzebna ci do
tego służba i kucharz muszą stąd być przewiezieni ze wszystkimi
zapasami żywności. Poza tym inne rzeczy są tam na miejscu. Czy mi
pomożesz?
Pani von Stein, uśmiechając się, pogłaskała Annedore po włosach.
— Oczywiście.
— Czy nie zechciałabyś, ciociu, dziś po południu pojechać ze
mną, żebyś sama zobaczyła, czego tam brak? Owoce w Rottbergu są
wyborne. Kwiatów też mamy całą masę. Wina różnych gatunków jest
pod dostatkiem. I wszystko, co wytwarzane jest w gospodarstwie
takiego majątku, śmietana, masło, jajka i tym podobne produkty też
tam można dostać. Brak tylko delikatesów, ponieważ nie prowadzi się
kuchni. Tak więc o wszystko, co potrzebne, będziesz musiała, ciociu, si?
postarać.
— Postaram się. I myślę, że to będzie urocze przyjęcie.
— Mam nadzieję. Pozostaniemy tam do wieczora. Po obiedzie
urządzę na tarasie oryginalne gry, które już częściowo sama wy-
myśliłam. A wieczorem taras będzie iluminowany elektrycznymi la
111
"
pionami. Przewody zostały jeszcze dawniej założone, a lampy schowane
w spichrzu. Odźwierny je oczyścił i poprzykręcał. Czy nie pomyślałam
o wszystkim
— Tak, pomyślała pani.
148
— Ma być bardzo wesoło. Myślisz, ciociu, że hrabia Riidiger będzie
uczestniczył w tej maskaradzie?
— Dlaczego niby nie? On przecież nie jest z tych, co psują zabawę.
— Ale on jest zawsze taki poważny.
— Nie ma się co dziwić. Ma za sobą wiele ciężkich przeżyć.
— Może mogłoby być dla niego uciążliwe uczestniczyć w takim
przyjęciu?
— Nie sądzę, żeby ciążyło mu coś,' co sprawia pani radość.
— Tak, on jest bardzo dobry.
— A poza tym, to mu bardzo dobrze zrobi, jeżeli go się trochę od
tych jego posępnych myśli oderwie.
Annedore skwapliwie kiwnęła głową. — Prawda, ja też tak sobie
pomyślałam i dlatego wpadłam na pomysł tego przyjęcia. Tak mi go...
tak mi go żal.
Pani von Stein popatrzyła na tę młodą dziewczynę w zamyśleniu.
— To bardzo miło z pani strony, Annedore. On zasługuje na współ-
czucie wszystkich ludzi.
Annedore popatrzyła rozmarzona w okno. Nie zauważyła, że pani
von Stein obserwuje ją w zamyśleniu. Po chwili dziewczyna podniosła
głowę i zdecydowała: — A więc, jedziemy dziś po południu do
Rottbergu. I ty, ciociu, nie zdradzisz się nawet słówkiem o moim planie
urządzenia tego przyjęcia.
— Na pewno nie.
Bezchmurne niebieskie niebo sprzyjało miniaturowemu przyjęciu
Annedore. I można je było określić jako wspaniale udane.
Wyprawa na koniach odbyła się przed południem w wesołym
nastroju. Annedore w oczekiwaniu na to “swoje" przyjęcie była tak
radośnie usposobiona, że wszystkich zarażała swoim beztroskim na-
strojem, i hrabia Riidiger był tak ożywiony, jakim go jeszcze Annedore
nie
widziała. Lothar i Lilly byli zaś zbyt niefrasobliwi, żeby nie rzucać się
w
każdą zabawę z uciechą. Po dobrej godzinie szybkiego kłusowania
m
ieli drogę za sobą. Policzki Annedore płonęły z radości, jaką jej dawał
te
n wesoły rajd.
Gdy mała kawalkada zatrzymała się przed rottberskim zamkiem,
r
abia Riidiger pierwszy zeskoczył z konia. I dziś nie dał swojemu bratu,
149
jak zwykle, pierwszeństwa, żeby zsadzić Annedore z siodła. Szybko
stanął u jej boku i pomógł jej zsiąść. Kiedy trzymał w ramionach to
smukłe dziewczęce ciało, serce mu waliło jak szalone. Annedore
zarumieniła się wyczuwając to.
Hrabia Lothar był zły, że Riidiger go ubiegł, ale nie dał nic po sobie
poznać.
Przekąski, które podano w sieni, były rzeczywiście wyborne, i pra-
wiono Annedore żartobliwe komplementy za tak doskonałe przyjęcie.
Ona odżegnywała się od pochwał ze śmiechem i wskazywała na panią
von Stein.
— Pod tym podpisuje się ciocia Johanna, jako ponosząca za to
wszystko odpowiedzialność. To jej się należą te komplementy.
Po przekąskach gospodyni żartobliwie poleciła, żeby goście udali się
do przeznaczonych dla nich pokojów i założyli przygotowane tam
paradne szaty. I tak się stało. A w godzinę później najbardziej urocza
pani zamku, w zachwycającym różowym jedwabnym kostiumie roko-
kowym, witała swoich gości, którzy tak jak i ona, w pantofelkach na
wysokich obcasach i białych perukach, z muszkami na twarzach
i z wszelkimi innymi atrybutami epoki, wchodzili z powagą do salonu
w stylu Ludwika XIV. Wielkie okna-drzwi prowadziły na taras, nad
którym świeciło jasne, ciepłe, wiosenne słońce.
Żartując i śmiejąc się uczestnicy tego przyjęcia oglądali się wzajem-
nie. Młode damy poruszały się z gracją i pewnie w szatach, do których
nie przywykły, jakby były do tych strojów przyzwyczajone, podczas gdy
obaj panowie czuli się w jedwabnych haftowanych fraczkach i spod-
niach do kolan trochę nieswojo. Ale potem pani von Stein, która
w swojej brokatowej szacie wyglądała zaskakująco autentycznie i pięk-
nie, zaczęła grać menueta.
— Annedore komenderowała wesoło swoim partnerem. Ustawili
się, i menuet się zaczął. B^ł to niezwykle uroczy obrazek. Panowie
pozbyli się wreszcie swojej nieśmiałości i wczuli się w ducha epoki.
Uroczyście i z gracją wiedli menueta do końca, a szło im całkiem
nieźle.
— Jeszcze raz... proszę... powtórzmy to jeszcze raz — prosiła
z zapałem młoda gospodyni, gdy menuet się skończył.
Więc powtórzono go.
150
Annedore cieszyła się jak dziecko. Była urocza w swojej głośnej
radości, a oczy hrabiego Rudigera nie odrywały się od niej. Hrabia
Lothar uważał również, że Annedore jest dziś zachwycająca, i na nowo
się trochę w tej uroczej rokokowej damie zakochał.
Annedore cieszyła się i żartowała, wtrącając całe zwroty po francus-
ku, który to język był w dobie rokoka w zwyczaju. I jej goście zaczęli ją
w tym naśladować.
Potem udano się do stołu. Jedzenie było wyśmienite. Pani von Stein
przeszła samą siebie. A najprzedniejsze wina, dobrze oziębiony szampan
wprowadziły jeszcze bardziej wesoły nastrój.
Hrabia Riidiger poprowadził Annedore do stołu.
— Jak się panu podoba moje przyjęcie, hrabio? — zapytała
z przejęciem.
On się skłonił z uśmiechem, kładąc rękę na koronkowym żabocie
swego jedwabnego fraka: — Cudowne... ravissant, magnifiąue super-
be!* — zażartował.
Pokręciła głową. — Nie, ja chcę usłyszeć pańskie zdanie na poważnie
i uczciwie.
— A więc całkiem poważnie i uczciwie: Uważam, że to przyjęcie jest
urocze. I że zaaranżowała je pani z wielkim talentem.
— Riidiger ma rację, Annedore — powiedziała Lilly. Był to
czarujący pomysł z twojej strony. Takie rokokowe przyjęcie powinnaś
kiedyś urządzić tu, w Rottbergu, na wielką skalę.
Annedore pokręciła lekko głową. — Nie wiem jednak, czy to byłoby
wtedy takie przyjemne. Ja w ogóle nie lubię dużych przyjęć. W obecności
obcych ludzi czuję się, jak mi się zdaje, nie bardzo dobrze.
— Musiałaby pani najpierw w czymś takim zasmakować — odparł
hrabia Lothar. Niech pani przyjedzie kiedyś w karnawale do Berlina,
tam się umieją na takich przyjęciach bawić.
Wtuliła głowę w ramiona. — Ach nie, ja sądzę, że to nie dla mnie.
Pośród takiego tłumu ludzi czuję się zawsze bardzo samotna.
— To ma pani takie same odczucia jak ja, baronówno Annedore
~~ powiedział hrabia Riidiger.
Ravissant, magnifiąue, superbe (fr.) — wspaniałe, cudowne, zachwycające, nad-
:, znakomite, doskonałe. (Przyp. tłum.)
757
— Tyś w ogóle powinien zostać pustelnikiem, Rudigerze — za-
uważyła Lilly zjadliwie.
Nic na to nie odpowiedział, tylko rzekł do Annedore — Ale poznać
karnawał w Berlinie pani musi. Myślę, że ciocia Johanna weźmie wtedy
panią pod swoje opiekuńcze skrzydła.
— Z przyjemnością to zrobię — odpowiedziała starsza pani.
— Musi pani także zostać przedstawiona u dworu i wziąć udział
w dworskich balach — ciągnął hrabia Riidiger dalej.
Annedore spojrzała nań po szelmowsku: — Czy to konieczne?
— Myślę, że tak.
— No to, jeżeli pan uważa to za potrzebne, zastosuję się, oczywiście.
I jeżeli ciocia Johanna weźmie mnie pod swoją opiekę, to się nie boję.
— Wobec tego pojedzie pani tej zimy do Berlina.
— Czy pan też tam będzie?
Przez chwilę się wahał. Potem powiedział z uśmiechem: — Może.
Po obiedzie na tarasie podano czarną kawę. Służący w swoich
galowych liberiach, ze spodniami za kolana i w bucikach z klamrami
bardzo dobrze pasowali do konwencji tego przyjęcia.
Wesoły nastrój dalej się utrzymywał i żaden zgrzyt go nie zmącił.
Wieczorem, gdy zasiedli do kolacji, na tarasie zapłonęły liczne kolorowe
lampiony.
Ciepły wieczór wiosenny wywabił tam wszystkich. Tu kazała
bowiem Annedore wnieść przybraną różami czarę z kruszonem. A po-
tem zdjęła ją ochota, żeby jeszcze raz zatańczyć menueta, i to na tarasie.
Przyjęto pomysł z entuzjazmem. Pani von Stein usiadła w pokoju do
fortepianu. Przez otwarte drzwi dolatywały miłe dla ucha dźwięki. Była
to muzyka Mozarta, która swoim stylem tak dobrze pasuje do rokoka,
ponieważ wywodzi się wprost z tej epoki. Po tańcach, żartując
i gawędząc, skupiono się wokół czary z kruszonem. Wreszcie gdy
z pobliskiego wiejskiego kościoła obwieszczono sygnaturką północ,
uczestnicy przyjęcia z żalemr zamienili swoje rokokowe szaty na własne
stroje do konnej jazdy, w których przyjechali tu przed południem
z Lindecku. Zamiast koni czekało teraz na podjeździe zamku duże,
eleganckie auto hrabiego Riidigera, które pomieściło całe towarzystwo.
Lampiony na tarasie zostały pogaszone, służący biegali w tę i z po-
wrotem, usuwając ostatnie ślady przyjęcia. Schliiderynka chowała stroje
752
rokokowe do szaf. Rokokowy c^
ar
prysł i zamek Rottberg z^apadał
znowu w swój poprzedni sen.
Młoda pani zamku jechała ze S
W(i
imi gośćmi w nowoczesnymi aucie
z powrotem do Lindecku. — ^
ł
^ściwie to powinnam wsz^ystkich
państwa kazać odnieść z powrc
tei
*l do domu w lektykach —— po-
wiedziała, gdy wsiadła do sam0
c
%du, a podczas jazdy by^ła tak
szczęśliwa, że przyjęcie się dobf
ze
udało, iż szczebiotała ja_k roz-
radowane dziecko.
Włączono w samochodzie el^tryczną lampkę. Hrabia R^iidiger
patrzył w zadumie na Annedore, K
tOl
~a siedziała naprzeciwko nie=go. Co
za pociągająca mieszanka niewinn^ dzieciństwa i kobiecości je st w tej
istocie. Szczęśliwy będzie ten m^
c
*yzna, któremu się uda wydobyć
skarby, jakie drzemią w niej jeszć
ze
Ukryte,
Lothar równie nie odrywa o£
ż
ł
zu
od Annedore. Wydała mu ssie dziś
o wiele bardziej ponętna niż kimkolwiek dotąd. NiejednoŁkrotnie
w ciągu tego dnia próbował wyk^ystać ten jej radosny nastr- oj. Ale
nawet dzisiaj trzymała się ściśle gf
an
ic, które sobie zakreśliła, poomimo
całej swobody.
A on był swojej sprawy mniej P^wny niż kiedykolwiek
Wyobrażał sobie, że o wiele łat^
le
j przezwycięży jej nieprzystespność.
Ale myśl, żeby pewnego dnia zami^
sz
kać w Rottbergu jako jego p »an, tak
naprawdę na złość swojemu suro^^U bratu, kusiła go przecież Fbardzo
i wydawało mu się to warte zach^"U.
Przyjechawszy do Lindecku, J^egrtali się natychmiast, żeb »y udać
się na spoczynek. Gdy hrabia Rud^r mówił Annedore dobrano»'C, zgiął
się w ukłonie, pocałował ją w ręfó
l
rzekł:
— Dziękuję pani za te radość
6
godziny, które mi pani zgoMowała
swoim przyjęciem.
Popatrzyła na niego rozpromić
m
Onymi oczyma. — Czy pan irzeczy-
wiście się dziś dobrze bawił, hrab>° Hudigerze?
Popatrzył jej głęboko w oczy. ~" Bardzo... bo pani też tam* była.
Słowa te rozpamiętywała Ann
e
"0re, dopóki nie zasnęła. I u:-śmiech
Pełen szczęśliwości igrał wokół jej
u
st.
18
Nadszedł ostatni dzień urlopu Lothara. Robił jeszcze różne próby,
żeby wejść w bardziej czuły stosunek z Annedore, aby ją mocniej do
siebie przywiązać, ale wszystko to rozbijało się o jej płochliwość. Nawet
przemyślne, planowe mediacje Lilly na nic się tu zdały. Tak więc
ostatniego dnia był narzeczonej tak samo obcy, jak pierwszego.
W ostatnich dniach przed wyjazdem popisywał się wesołością na siłę.
Ale w głębi duszy bardzo go gnębiła myśl, że Rudiger ma ten
sfałszowany weksel i może go w każdej chwili użyć jako broni. Tym
samym był całkowicie w jego ręku.
Nieustannie przemyśliwał nad tym, jak by tu wejść w posiadanie tego
sfałszowanego weksla. To, że Rudiger przechowywał go w swoim
biurku, zdawało się nie ulegać dla niego żadnej wątpliwości. Wiedział, iż
w tym biurku znajduje się taka jedna specjalna przegródka na ważne
dokumenty. Na pewno Rudiger przechowuje także ów weksel w tej
przegródce.
Bynajmniej, Lothara nie dręczyłoby sumienie, gdyby mu ten weksel
ukradł i tym samym usunął dowody swojego fałszerstwa. Ale jak dostać
się niepostrzeżenie do tego biurka i skąd wziąć klucze do niego? Na
próżno łamał sobie nad tym głowę. Zaobserwował, że Rudiger nigdy nie
zostawiał kluczy od biurka w zamkach, kiedy wychodził z pokoju.
Nieustannie przemyśliwał nad tym, jak by tu choć raz wywabić
Rudigera od jego biurka na tak krótko, żeby ten zapomniał wyciągnąć
klucze z szuflady.
Ale do dziś nie wpadł jeszcze na żaden pomysł. Jeśli chciał odzyskać
weksel, to musiał zrobić to teraz, nazajutrz wyjeżdżał. Potrzeba mu było
tylko pięciu minut, żeby wprowadzić swój plan w czyn — tylko krótkich
pięciu minut. I po południu stworzył wreszcie taką okazję.
Hrabia Rudiger siedzfał przy biurku nad księgami rachunkowymi.
Wtem w wielkim zdenerwowaniu wszedł do niego jeden ze służących
i zameldował mu, że ulubiony koń hrabiego bije w stajni naokoło siebie
kopytami jak szalony i nikogo do siebie nie dopuszcza. Jednego
stajennego już zranił w rękę. Ponieważ pan rządca jest w polu, to przecie
może pan hrabia przyszedłby szybko do stajni.
154
Rudiger zerwał się na równe nogi. Kochał swego konia bardzo
i bardzo o niego dbał. Nie pomyślał o wyjęciu kluczy z biurka. Szybko
wyleciał z gabinetu.
Ledwo opuścił pokój, pojawiła się na dworze przy otwartym oknie
blada, spięta nerwowo twarz Lothara. Gdy zobaczył, że gabinet jest
pusty i klucze tkwią w biurku, jednym susem wskoczył z tarasu do
środka przez okno.
Nie miał pojęcia o tym, że w tym samym momencie otworzyły się
cicho drzwi do znajdującej się obok gabinetu Rudigera biblioteki
zamkowej, przez które weszła do niej Annedore. Unikała każdego
szmeru, bo wiedziała, że biblioteka oddzielona jest od gabinetu hrabiego
tylko portierą. Znajdujące się za nią rozsuwane drzwi rzadko kiedy były
zasunięte, i Annedore, która przypuszczała, że hrabia Rudiger w swoim
pokoju pracuje, chciała uniknąć najmniejszego nawet szmeru, żeby mu
nie przeszkadzać. Przyszła tu po książkę i tak samo nie przeczuwała
obecności Lothara tuż obok, jak on jej. Bezszelestnie podeszła do
wysokiego regału z książkami.
Tymczasem Lothar podkradł się szybko do biurka i otworzył
drżącymi rękami odpowiednią przegródkę, w której spodziewał się
znaleźć weksel. Skwapliwie wyjął z niej jakieś papiery i przeglądał je.
Przedtem zakrzątnął się w stajni koło konia hrabiego Rudigera, przez
nikogo, jak sądził, nie widziany. A potem na dworze położył się na
czatach na tarasie i czekał, aż wywołają hrabiego Rudigera. Wiedział
0
J
e
go przywiązaniu do swego konia wierzchowego i był pewien, że brat
w trosce o to cenne zwierzę czym prędzej pobiegnie do stajni, być może,
nie wyciągając kluczy z biurka.
Jakąś sporą chwilę więc Rudigera tam w stajni zatrzymają, i ten czas
należy wykorzystać, aby wejść w posiadanie weksla. Mieniło mu się
w oczach z pośpiechu i niepokoju, kiedy przerzucał te papiery.
Ale plan się nie powiódł. Rudiger po drodze do stajni pomyślał
0
tym, że może będzie potrzebował szpicruty, więc zawrócił. I akurat
§dy Lothar miał w ręce dokumenty z biurka, Rudiger przestąpił nagle
Próg.
Gniewny okrzyk wydobył się z jego ust. A tym okrzykiem prze-
straszył się nie tylko Lothar, lecz także obok w bibliotece Annedore.
przy regale z książkami blisko portiery na drzwiach prowa-
755
dzących do gabinetu i przerażona zacięła teraz nadsłucl^ć
co
się
zdarzyło.
— Co ty tu robisz? Co masz do szuUkania w moim biu^ — usły-
szała rozgniewany głos hrabiego Rudig«:era.
Annedore nie wiedziała, co robi. C^ośją skłoniło, b)P°dejść do
portiery i przez wąską szparę w niej zajjrzeć do gabinetu.'
oto
wtedy
ujrzała hrabiego Lothara, jak stoi przy" biurku Rudigera,P
rz
y^
a
P
a
ny
niczym włamywacz. Z jego rozdygotanych rąk wylatj
iva
fy doku-
menty.
— Ja... ja chciałem... ja przyszedłe; m — jąkał Lothadstraciwszy
głowę.
Annedore patrzyła na tę scenę prze straszona i przer^
ona
- Teraz
ujrzała też hrabiego Riidigera, który z bJtedą, gniewną twal^ podszedł
do biurka, odsunął brata na bok i pozbierał papiery.
— Ach, rozumiem — powiedział twardym, ostrym tonem, od
którego Annedore przeszedł mróz po krzyżu. — SzuW
2
w
moim
biurku tego sfałszowanego weksla, aby usunąć dowody swoPJ
wm
Y' No
toś go szukał nie we właściwym miejsci*- Ten dokument przechowuję
zupełnie gdzie indziej, dlatego niepotrzebnie się tu fatygo^kś-
Lothar stał przed nim z wykrzywioną twarzą, jego oczy ziały
nienawiścią. — To ty... ty mnie zmuszasz do takich sposobów! Gdybyś
był zniszczył ten weksel lub mi go oddał, wówczas nie potr!
e
b°
wa
^y
m
zakradać się do twojego biurka.
Hrabia Riidiger opanował się. — Lepiej by było, żebyś
te
S° weksla
nie sfałszował, wówczas nie potrzebowałbyś go szukać. Ja^ nawet nie
chcę poczytywać za przestępstwo tego, ^e przeszukujesz iPJ
e
biurko,
aby zniszczyć dowody swej winy. Zresztą możesz być przecz całkiem
spokojny. Nikt się niczego o sfałszowani^ tego weksla nied°
w
^' J
6
^
1
w przyszłości będziesz prowadził życie uregulowane i n'
6
będziesz
popełniał dalszych głupstw, że nie powie^n: podłości. Odds^ym ci ten
weksel bez wahania, gdyfiy mi nie był taK bardzo potrzebny J
a
^° ^
r
°
n
przeciwko twojej lekkomyślności. Robiłbyś wtedy dalej długi, może
nawet na konto baronówny Annedore, korzystając z pochop
me
danego
ci słowa, które na niej tą swoją komedi ą z udawaaiem samobójstwa
wymusiłeś. Dla ciebie przecież nic nie jes t święte, nawet to bezbronne,
osierocone stworzenie. Ja cię dobrze zn^m i wiem, że na podstęp
6
156
przeprowadzone zaręczyny chcesz otworzyć ssobie nowy kredyt. Tym
wekslem ja ci to uniemożliwię. Ciebie można Uitrzymać w ryzach tylko
mocnymi środkami. Dlatego ten weksel pozostanie w moich rękach.
]sjie będzie dla ciebie dopóty niebezpieczny, dopóki będziesz umiał
się gospodarzyć swoją pensją w wysokości sześciu tysięcy marek,
za które można prowadzić całkiem przyzwoite życie. A teraz opuść
mój pokój, muszę zobaczyć, co się dzieje z nitoim koniem. Najwyraź-
niej tyś tam też coś narozrabiał, aby mnie wyvsvabić od mojego biurka,
bo widziałem cię przedtem, jak szedłeś do st^jen. A więc proszę: wyjdź
stąd!
Hrabia Lothar zacisnął kurczowo zęby i r~ne odpowiedziawszy już
ani słowem, wyszedł wolno z pokoju.
Brat patrzył za nim ze smutnym wyrazem t\?varzy. Potem spojrzał na
portret swego ojca, który wisiał nad jego biurrkiem.
— Ze względu na ciebie, ojcze, nie powinien on całkiem się stoczyć.
Muszę to, niestety, takimi oto sposobami wyflXuszać, dla jego własnego
d o b r a — p o w i e d z i a
c i c h o d o w i z e r u n k u o j c £ - S z y b k o z a m k n
b i u r k o
ł
ą ł
i wyszedł.
Annedore obok oparła się bez sił o ściany- Jak urzeczona śledziła tę
scenę pomiędzy braćmi i nie była w stanie tfd ejść.
Co za przepaść rozwarła się przed jej csczyma? Hrabia Lothar
fałszerzem, nikczemnym oszustem? Włamał się do biurka brata, żeby
wykraść dowody swej winy. A hrabia Rudigej" cierpiał z tego powodu, że
jego brat jest nic niewart. Jaka blada była jego twarz, jaki na niej wyraz
rozgoryczenia! Ani słowa wyrzutów. Ach, jaK niebotycznie przewyższał
jej narzeczonego!
A ona wierzyła Lotharowi i Lilly, myślała o Rudigerze z pogardą,
widziała w nim człowieka bez serca, który K^że swojemu rodzeństwu
icdować. ^ przekory wobec Rudigera i ze współczucia dla Lothara dała
S1
? uwikłać w związek, który musiałby być nieszczęściem jej życia.
dyby hrabia Riidiger, jako jej opiekun, nie przeciwstawił się temu,
yiaby teraz już dawno wobec ludzi i pr^vva narzeczoną hrabiego
Lothara.
Ale czy i tak nie jest z nim związana? Czy itie dała mu swojego słowa?
yz nawet pisemnie w owym liściku, którego od niej zażądał, nie
az
\vała się jego narzeczoną?
757
W jakim celu mógł chcieć tego listu? Czy było to rzeczywiście tylko
pragnienie kochającego serca? Ach — w jego miłość nie mogła już p
0
tym wszystkim wierzyć. Hrabia Riidiger mówił o jakiejś komedii. Czy to
rzeczywiście była tylko komedia, gdy Lothar przyłożył sobie do skroni
broń? I jaki cel zamierzał w ten sposób osiągnąć?
Przetarła oczy, jakby przepędzała z nich jakiś zły sen. A potem
opadła na fotel i ukryła twarz w dłoniach. Siedziała tak długo, nie będąc
zdolna zdobyć się na żadną jasną myśl.
Wzdrygnęła się z przestrachu, gdy do pokoju obok wszedł znowu
hrabia Riidiger. Był z nim ktoś, do kogo powiedział: — Widocznie
zrobiono sobie głupi żart, Brandner.
Brandner to był rządca, który dopiero co wrócił z pola.
— To już nie głupi żart, panie hrabio. To biedne zwierzę było jak
oszalałe. Mogło sobie wszystko porozbijać. A stajenny wyszedł z tego
z podsinionym okiem. To jest przecież podłość bezbronnemu zwierzęciu
przywiązać szerszenie pod ogon. Pan hrabia musi mi pozwolić tę sprawę
zbadać i winnego ukarać.
— Nie, Brandner, niech pan da tej sprawie spokój. Tu są księgi,
które może pan sobie zabrać.
Więcej Annedore nie usłyszała. Wstała i po cichu wyszła.
Poszła do swojego pokoju i zamknęła się. Opadłszy na fotel, długo
patrzyła przed siebie pustym wzrokiem. Była zupełnie bezradna. Jak
mogłaby się uwolnić od tego związku z Lotharem? Mogłaby — czy jej
w ogóle jeszcze to wolno? Ach, gdyby choć miała jakiegoś człowieka, do
którego mogłaby się w tym nieszczęściu uciec. Wprawdzie pchało ją coś
do Riidigera. Jemu mogłaby wszystko powiedzieć i poprosić, żeby jp
z tego wybawił. Ale nie miała odwagi.
J
Dlaczego niby nie?
Serce jej waliło mocno. Jakby łuski spadały jej z oczu. Uświadomiła
sobie w tej chwili, że kocha hrabiego Riidigera gorąco całym swyni
młodym sercem — chociaż on jest jeszcze mężem innej.
Co ma robić?
Nie wiedziała i nie znajdowała żadnego wyjścia z tej beznadziejnej
sytuacji. Tylko jedno wiedziała: że jest bardzo nieszczęśliwa i że nigdy
jeszcze nie czuła się tak opuszczona, jak w tej chwili.
158
Obaj bracia mówili ze sobą jeszcze tylko tyle, ile było niezbędne,
a
przy kolacji pani von Stein prawie sama musiała podtrzymywać
rozmowę. Tylko Lilly ją trochę wspierała. Zaraz potem hrabia Riidiger
poszedł z powrotem do swojego pokoju. A Lothar, który bynajmniej nie
był w różowym humorze, zrobił to samo. Po pewnej chwili także Lilly
udała się do pokoju brata. Zastała go leżącego na kanapie i palącego
papierosa.
Nawet nie wstał, gdy siostra weszła. — Siadaj, Lilly. Zapalisz dla
towarzystwa?
Lilly kiwnęła głową i poczęstowała się papierosem, usiadłszy
przedtem. — Ja nie wiem, Lotharze, ale wydawało mi się, że dziś przy
stole panował wprost duszny nastrój. Czy przyczyną tego była tylko
niedyspozycja Annedore, czy też pomiędzy tobą a Riidigerem jeszcze
coś zaszło? — zapytała.
Lothar, który zawsze miał zwyczaj swojej siostrze wszystko mówić,
ani słowa nie pisnął jej o aferze z wekslem. Nie chciał w jej oczach
uchodzić za fałszerza. Tak więc powiedział tylko: — Naturalnie, Rudiger
wyposażał mnie na drogę w te swoje zwykłe dobre rady, czyli upomnie-
nia. Nie mogę robić długów. Zagroził mi najokropniejszymi karami.
Lilly wzruszyła ramionami. — Jemu jest łatwo dawać innym
napomnienia!
Lothar westchnął. — Jak ja mam wyżyć z tych marnych paruset
marek na miesiąc, doprawdy nie wiem.
— Dostaniesz przecież nowy kredyt pod ten list od Annedore.
Rudiger nie musi o tym wiedzieć.
Lothar wzruszył ramionami. — On przecież wywęszy tym swoim
nosem wszystko. No, nie wiem, jak ja dam radę wiązać koniec z końcem.
Skoro tylko Ursula wróci do Berlina, postaram się zaraz do niej zbliżyć.
Ona mnie przecież nieraz wspomagała jakimś banknotem. A ja,
oczywiście, będę z nią dobrze. Nie mogę zważać na jej stosunek do
Riidigera.
— Bo to jest też niepotrzebne, Lotharze. Może Ursula coś ci
Pożyczy na konto twoich perspektyw zostania panem Rottbergu. Od
nie
J Rudiger na pewno niczego się nie dowie.
Lothar skoczył na równe nogi. — Jasny piorun! Lilly, ty jesteś
J nak geniuszem. Na ten pomysł bym nie wpadł. To się może da zrobić.
759
Daj mi na wszelki wypadek adres Ursuli. Przymilę się do niej raz po raz
jakimś liścikiem, żeby nie zasypiać naszych stosunków. A jak przyjedzie
do Berlina, wejdę z nią w kontakt. Ona jest w każdym razie osobą,
z którą trzeba się liczyć na przyszłość. Nie widzę powodu, dlaczego te
diabelnie grubą forsę miałaby roztrwonić na innych.
Lilly dała bratu adres, który ten natychmiast zanotował.
Po tym humor mu się o jeden stopień poprawił. Jeszcze przez go-
dzinę rodzeństwo gawędziło w ten swój ulubiony, lekko frywolny
sposób.
— Czy Annedore rzeczywiście źle się czuła, Lilly? — zapytał hrabia
Lothar w ciągu tej rozmowy.
— Tak, wyglądała bardzo mizernie.
— Hm! No, wiele więcej i tak nie dałoby się z nią zrobić. Tak jak
potrafi być czarująca, gdy się choć trochę rozochoci, tak jest nudna, gdy
robi się poważna. Jest wtedy tak wierną kopią Riidigera, że ziewać się
chce. Ta solidna zasadniczość i cnotliwość jest straszna. Jeżeli kiedyś
zostanie moją żoną, muszę ją tego oduczyć. Staraj się tylko w miarę sił
wpływać na nią podczas mojej nieobecności.
— O to możesz być spokojny. Spodziewam się wiele po Berlinie. Tu
w Lindecku ona się nie odzwyczai od swoich klasztornych manier. O to
już zadbają Riidiger i ta kochaniutka, pożal się Boże, ciotunia Johanna!
W Berlinie może się trochę przyzwyczai do lżejszego tonu.
— Miejmy nadzieję!
W najlepszej zgodzie, jak zawsze, rodzeństwo się rozstało.
Następnego ranka Annedore przyszła na śniadanie dopiero wtedy,
gdy już wszyscy byli przy stole. Była jeszcze bardzo blada, i wierzyło się
bez zastrzeżeń, że nie czuje się dobrze.
Hrabia Riidiger spoglądał na nią zatroskany. — Czy nie po-
winniśmy wezwać lekarza, baronówno Annedore? — zapytał.
Zaprzeczyła energicznie. — O nie... to tylko lekki ból głowy.
— Ale wygląda pani tak, jakby miała gorączkę — upierał się.
Pani von Stein wzięła Annedore za rękę i zbadała jej puls. Potem
pokręciła uspokajająco głową. — Nie, gorączki pani nie ma, drogie
dziecko. Puls jest zupełnie spokojny. Nie powinna pani tak długo
przebywać w swoim pokoju. Niech pani idzie lepiej na godzinkę do
parku, tam wnet się ulotni pani ból.
160
Annedore skinęła na znak zgody. Wiedziała przecież, że Lothar
zaraz po śniadaniu wyjeżdża. Wówczas spokojnie będzie mogła pójść do
parku, nie bojąc się, że go spotka.
— Zaraz pójdę za twoją radą, ciociu Johanno — odparła.
Po śniadaniu zajechał przed zamek samochód, który miał zawieźć
Lothara na kolej. Lilly go odprowadzała. Lothar szybko się pożegnał
z bratem i z panią von Stein. Z obu stron było to pożegnanie bez ciepła
i bez serdeczności.
Potem Lothar podszedł do Annedore. Podniósł jej rękę do ust
i zręcznie odciągnął ją na moment od reszty towarzystwa.
— Bywaj zdrowa, Annedore! Ten talizman, który mi pani dała,
jedzie ze mną. Zostawiam panią w Lindecku jako moją narzeczoną
i będę czekać cierpliwie na naszą wspólną przyszłość. Moja tęsknota
będzie przy pani.
Annedore pod wpływem jego słów zbladła. Nie była w stanie
odpowiedzieć. Tylko ugodziło go jej udręczone spojrzenie, którego nie
umiał sobie wytłumaczyć.
Czy to coś, co widniało w jej oczach, to był ból z powodu rozłąki?
— pytał sam siebie. I tak samo pytał się siebie hrabia Rudiger.
Gdy Lothar z Lilly odjechali, Annedore poszła do parku. Hrabia
Rudiger patrzył za nią zaniepokojony. Jaka ona była zmęczona, jak
smutno zwisała jej głowa. Nie wytrzymał długo przy swojej pracy.
Zerwał się i poszedł za nią. Nie obierał przy tym wyżwirowanych dróg,
tylko pobiegł na przełaj przez trawniki, kierując się prosto na jej
ulubione miejsce.
I tak jak się spodziewał, dojrzał, podchodząc coraz bliżej, prze-
świtującą przez krzaki białą suknię Annedore. Ale natychmiast stanął
speszony. Zobaczył, że Annedore miała ręce przerzucone przez oparcie
Jawki i ukrytą w nich twarz. Jej ciałem wstrząsało spazmatyczne łkanie.
Wówczas zrobił się bardzo blady i zacisnął mocno zęby.
A więc ona go jednak kocha, pomyślał i poszedł wolno z powrotem
d
« zamku.
-Prze;
19
Lato już przeszło. Hrabia Riidiger starał się dostarczać Annedore
rozrywek i okazji do rozproszenia zmartwienia. Bo że ją dręczyło jakieś
utajone zmartwienie, rzuciłoby mu się to w oczy nawet wówczas, gdyby
nie podpatrzył wtedy w parku jej łez. Z delikatną serdecznością, która
nacechowana była miłość tego dojrzałego w bólu i cierpieniu mężczyzny,
próbował rozweselić Annedore.
Nie ulegało wątpliwości, że od wyjazdu Lothara Annedore bardzo
się zmieniła. Była często milcząca i zatopiona w myślach, a potem
znowu, gnana nieustannym niepokojem, włóczyła się po okolicy. Jak
tylko mogła, szukała samotności. Na swojej Freyi przemierzała lasy
albo jeździła do Rottbergu, gdzie przebywała godzinami.
Zgnębiony tym hrabia Riidiger przypuszczał, że najwyraźniej znowu
odmawia mu swojego, tak bardzo go uszczęśliwiającego zaufania. Przy
spotkaniach z nim była zalękniona i powściągliwa, i unikała go, jak
tylko mogła.
Na pewno się na mnie gniewa, że nie dopuściłem do jej zaręczyn
z Lotharem, bo przecież nie wie, że ją w ten sposób chciałem ustrzec
przed nieszczęściem, rozmyślał.
Gdy Lilly otrzymywała listy od swego brata i potem zaws/e
przekazywała Annedore nadzwyczaj serdeczne pozdrowienia, Riidige
r
obserwował jej twarz. Widział pojawiający się rumieniec i bladość na
zmianę. Dziękowała wprawdzie zawsze tylko lakonicznymi słów)
i prosiła Lilly o przekazanie wzajemnych pozdrowień, ale była potem
zawsze bardzo zdenerwowana i niespokojna.
Gdyby Riidiger mógł to pogodzić ze swoim sumieniem, to dałb>
teraz swoje pozwolenie na jej zaręczyny. Ale powtarzał sobie,
ze
okazałby się wówczas niewart zaufania, jakie pokładał w nim baroi
Rottberg. Żadne osobiste uczucie nie powinno wpływać na niego n<
tyle, żeby uczynił coś wbrew swojemu obowiązkowi.
162
Aby dać Annedore jakąś rozrywkę, nawiązał znowu stosunki
okolicznymi majątkami i oficerami z pobliskiego garnizonu, chociaż
\\ niego było to przykre po głośnej tu aferze z żoną i Moserem.
Te na wpół ciekawskie, na wpół współczujące spojrzenia jego
znajomych były dla niego udręką. Ale znosił je ze względu na Annedore,
ona nie domyślała się nawet, że on się dla niej tak poświęca.
Naturalnie, przyjeżdżali do Lindecku chętnie przeważnie nieżonaci
oficerowie, bo już się rozeszło po okolicy, że mieszka tam wychowanica
hrabiego Riidigera, bogata dziedziczka Rottbergu.
O względy Annedore starało się wielu adoratorów. Ona przyj-
mowała to bardzo spokojnie i była wobec wszystkich ludzi tak samo
uprzejma i miła, bo to leżało w jej naturze. Potrafiła nawet w wesołym
towarzystwie nieźle się bawić, ale mimo że Riidiger i Lilly bardzo
uważali, nigdy przecie nie spostrzegli, żeby Annedore wyróżniała
jakiegoś młodego pana.
Przyszły żniwa i liście w lasach zaczynały się już mienić wspaniałymi
barwami jesieni. Jeszcze utrzymywały się piękne, słoneczne dni, ale były
już wyraźnie krótsze.
_
Hrabianka Lilly dostała jeszcze kilka listów od hrabiny Ursuli.
Riidiger dawał je jej bez słowa, ale z poważnym spojrzeniem.
Pewnego ranka przyszedł kolejny list od byłej żony.
Riidiger podał go siostrze przy śniadaniu przez stół. Ona od-
powiedziała na jego spojrzenie złośliwym uśmiechem.
Ponieważ pani von Stein i Annedore dostały także pocztę, więc
wszyscy zagłębili się w swoją lekturę.
Hrabia Riidiger dostał pismo od swojego akwokata. Jego roz-
wodowi nie stoją wprawdzie żadne przeszkody na drodze, ale bądź co
ądź trzeba załatwić zwykłe w takich okolicznościach formalności,
dwokat pisał, że rozwód będzie faktem dokonanym na pewno
a
JPoźniej na początku stycznia. Byłoby wskazane, by Riidiger przeby-
w
tym czasie w Berlinie, co mogłoby przyspieszyć bieg sprawy
rozwodowej.
nie wiedział, czy go formalności prawne raz jeszcze zet-
J
e
§o żoną. Miał nadzieję, że nie będzie musiał raz
jeszcze się
4 spotkać, chociaż czuł, że go to w głębi duszy już ani ziębi, ani
163
Hrabi
kną
Gdy wszyscy już skończyli swoją lekturę, hrabia Riidiger p
0(
j
temat wyjazdu do Berlina.
— Mówiliśmy już wielokrotnie o tym, żeby w zimie wybrać się
n
parę tygodni do Berlina. Myślę, że zaraz po świętach Bożego Narodzę
nią możemy tam pojechać, bo w styczniu odbywają się oficjalne bal
i baronówna Annedore ma być przedstawiona u dworu. No i zarówno
Lilly, jak i baronówna Annedore powinny się raz wreszcie dobrze
wytańczyć. Co moje panie na to?
Lilly natychmiast się do tego planu zapaliła, a Annedore chyba się
zmiarkowała, że hrabia Riidiger chce jej sprawić przyjemność, dlatego
też przystała na to z wielkim zapałem. Pani von Stein zaś powiedziała
z uśmiechem: — Ja też się od tego nie uchylam, drogi Riidigerze.
Całkiem otwarcie się przyznaję, że bardzo bym się chciała znowu
nacieszyć trochę teatrem i koncertami. I wyobrażam sobie, że pełnienie
obowiązków balowej mamy dwóch ładnych, młodych dziewcząt może
być bardzo nęcące. A więc ja się też na to piszę. I proponuję, żeby obie
młode damy mieszkały u mnie. Moje mieszkanie jest utrzymywane przez
moją starą służącą w całkowitym porządku, tak że nie musimy
obozować w hotelu. Ty, mój drogi Riidigerze, zamieszkasz przecież, jak
zwykle, w “Kaiserhofie". To przecież niedaleko od mojego domu, więc
możemy być stale w kontakcie. Spodziewam się, że moja propozycja
zostanie zaakceptowana.
Rudiger i Annedore z radością natychmiast się na to zgodzili, ale
Lilly uczyniła to z wahaniem. Wprawdzie zelektryzowała ją myśl
o berlińskim sezonie balowym, ale wolałaby mieszkać w hotelu.
Mieszkanie u ciotki Johanny nie przypadło jej do gustu. Nie pozwoliła
jednak zepsuć sobie tym nastroju. Grunt, że pojadą do Berlina. P°
śniadaniu pociągnęła Annedore za sobą i zaczęła opisywać jej w pod-
nieceniu zalety berlińskiego życia.
— A jak się Lothar ucieszy! — powiedziała w trakcie tej roz-
mowy.
Na duszę Annedore świadomość, że w Berlinie będzie przecież
znowu przebywać codziennie z Lotharem, podziałała paraliżująco. Ale
nie mówiła o tym. A Lilly zdawała się świtać pewna myśl, która n'
e
pozwalała jej podtrzymywać dłużej tego tematu. Miało to związ
ek
z listem od hrabiny Ursuli, który dziś rano dostała. Zaczęła więc J
112
164
• '
- c o czymś innym, a po chwili opuściła Annedore, wyciągnęła ów
m
°
w
rozpar
ja się wygodnie w swoim fotelu i zapaliwszy papierosa,
laczęła czytać:
Uoja Najdroższa Lilly! Chwalą Bogu oddycham znowu berlińs-
kim powietrzem! Czuję się jak ryba, która dlugo msiała żyć na
suchym gruncie, a teraz zostala zwrócona właściwennijej żywiołowi.
Podczas podróży z Moserem nie znalazłam tego, co sobie obiecywa-
łam. Mój Boże, ależ ci mężczyźni są na dluższą metę nudni!
A potem następowały długie opisy, jak i dlaczego dałanu w Lugano
odprawę, i o jej nowej zarządczyni domu, pani von Hausmann, która
przedtem pełniła te obowiązki u pewnej sławnej artystki, w służbie
u której nauczyła się znikać zawsze w odpowiednim momencie. Pisała
o jej berlińskim pensjonacie na Kurfurstendamm i o interesujących,
mieszkających tam gościach. Pisała o swojej sprawie rozwodowej, i ze
jest bardzo ciekawa, czy też przy tej okazji zobaczy swego ślubnego
małżonka.
/ o najważniejszej sprawie bym o mało co zapomniała — pisała
na koniec. — Wyobraź sobie, że Lothar już w drugin dniu mojego
pobytu w Berlinie przysłał mi wspaniałe róże i przyszedł, żeby się
dowiedzieć o godziny, w których przyjmować będę wżyty, i o moje
samopoczucie. Zjedliśmy razem obiad i zrobiliśmy młą przejażdż-
kę. Wynajęłam elegancki samochód. Ubawiliśmy sil niesłychanie.
Jest on chyba najzabawniejszym człowiekiem, jakiego znam, który
nie przewraca zaraz z oburzenia oczami, gdy się ze swego serca me
robi mordowni. Od tamtej pory często wychodziliśmy razem, i żal
mi, że nie możesz być z nami. On towarzyszy mi wieczorami do
opery, do teatru albo na koncert, jemy potem kolację razem z moją
damą do towarzystwa, która nam w naszej wesołej rozmowie wcale
nie przeszkadza. On mi opowiada pikantne historyjki z berlińskiej
chroniąue scandaleuse* i uważa to za wspaniale, że wyprosiłam
Mosera tak energicznie za drzwi. Poza tym zaopatruje mnie
* Chroniąue scandaleuse (fr.) — kronika skandali towarzyskich, (przyp. tłum.)
765
w
,, niezbędne mi teraz komplementy, przynosi ze sobą zawsze dóbr
humor i jest jednym słowem całkiem czarujący. Droga Lilly, czy
ni
mogłabyś Rudigera wywieść w pole i przyjechać do mnie na p
are
tygodni do Berlina? On nie musi przecież nic o tym wiedzieć,
Ze
przyjeżdżasz do mnie. Jakąś “koleżankę z pensji" będziesz w Ber-
linie chyba miała. Przynajmniej pro forma. Rozważ to sobie i daj nn
znać. Będzie nam bardzo wesoło, nam trojgu, którzy mamy odwagę
być tacy, jak nam serce dyktuje. Obiecuję Ci wspaniałe zabawy
Napisz mi wkrótce i daj się ucałować przez
Twoją Ursulę
Postscriptum: Lothar mi opowiada o wychowanicy Rudigera,
Annedore von Rottberg, która mieszka teraz w Lindecku. Mówi, że
jest bardzo nudna i klasztornej surowości. No to — będzie doskonale
pasowała do Rudigera i do tej “kochanej" ciotki Johanny, która się
zapewne ku Twojemu zachwytowi usadowiła w Lindecku. Biedna
Lilly, czy nie możesz jej stamtąd wypłoszyć? Najlepiej przyjedź do
Berlina.
Gdy Lilly doczytała do końca, długo siedziała jeszcze w zamyśleniu.
Koniecznie dziś musi na ten list odpowiedzieć, ale wcześniej rzecz dobrze
przemyśleć, jeżeli ona, Lilly, ma wszystkie nici utrzymać w ręku,
wszystkie nici, których splątania hrabia Riidiger nie powinien się nawet
domyślać.
20
Hrabina Ursula leżała rfe sofie w eleganckim salonie wytwornego
pensjonatu dla cudzoziemców przy Kurfurstendamm. Balansowała na
swej zgrabnej stopce w cieniutkiej jak pajęczyna jedwabnej pończoszce
haftowanym pantofelkiem i paliła papierosa.
Pod oknem siedziała, już w kompletnej toalecie dziennej, pani von
Hausmann, dama do towarzystwa hrabiny Ursuli, z delikatną koron-
166
wą robótką w rękach. Hrabina Ursula rzuciła resztkę papierosa do
O
p
ie
l
n
iczki i ziewnęła znudzona.
_ Która godzina, najdroższa pani von Hausmann? — zapytała.
_ Jest już jedenasta, pani hrabino — odparła starsza pani, która
miała cudowne białe włosy i byłaby pełna godności, gdyby nie czarne
oczy o nieprzyjemnie rozmigotanym spojrzeniu. Wprawdzie patrzyła
przeważnie tak, jakby niczego nie dostrzegała, ale skoro tylko ktoś na
nią spojrzał z zainteresowaniem, oczy nabierały ostrego, nieprzyjem-
nego wyrazu.
Hrabina Ursula zerwała się z sofy.
— Już jedenasta? No to już czas zacząć robić toaletę. Proszę być za
godzinę gotową, pani von Hausmann. Pojedziemy razem z moim
szwagrem na przejażdżkę, a pot§m zjemy z nim obiad.
Pani von Hausmann skłoniła się.
— Będę gotowa punktualnie, pani hrabino.
— Dobrze! A gdyby hrabia Lothar przyszedł, zanim będę gotowa,
niech pani z nim tymczasem sobie porozmawia.
Z tymi słowy hrabina opuściła salon. Pyszny, koronkowy negliż,
który ciasno przylegał do pięknego ciała i kończył się długim trenem,
wlokła za sobą niedbale po podłodze, nie zwracając na to uwagi.
Zadzwoniła na pokojówkę i kazała się ubierać. To zabierało dość dużo
czasu, i z dużym trudem przychodziło zręcznej pokojówce ją zadowolić.
Hrabia Lothar był tu już sporą chwilę, gdy hrabina wreszcie się
pokazała. Ale za to też przypadł mu w udziale uroczy widok. Hrabina
wyglądała prześlicznie w przepysznej toalecie z miękkiego, jedwabnego
szyfonu w kolorze krecim, z kremowymi koronkowymi aplikacjami na
białym jedwabiu.
Lothar zerwał się z fotela i ucałował jej rączkę.
— Najdroższa Ursulo, za każdym razem, gdy się ciebie widzi, jest
człowiek na nowo olśniony — powiedział z galanterią.
Roześmiała się. — To zachwycające, Lotharze, że dajesz się
olśniewać. I nigdy nie przepuszczasz okazji do powiedzenia komplemen-
tu. To bardzo miło z twojej strony. Bo dlaczego istnieją piękne kobiety
na świecie? Po to, żeby zawracały mężczyznom w głowie.
— Ty mi zawróciłaś porządnie, droga Ursulo — odparł, patrząc na
nią płomiennym wzrokiem.
167
Uderzyła go koronkową chusteczką po ramieniu.
— Ty motylu! Tobie zawraca w głowie każda ładna kobieta.
a
]
tylko dopóty, dopóki znajdujesz się w jej pobliżu.
— Czy to nie na wystarczająco długo? — zapytał i śmiało pocałował
ją w nagie przedramię.
Pani von Hausmann zniknęła bez śladu, jakby ją ziemia pochłonęła
— Siadaj, Lotharze. Jeszcze z kwadransik sobie pogawędzimy,
zanim wyjedziemy.
Usiedli.
— Zapal mi, proszę, papierosa — powiedziała hrabina.
Zrobił to i podał jej. Otworzyła usta, tak że mógł go wsunąć
pomiędzy jej białe zęby. Spojrzeli sobie przy tym wzajemnie niebezpiecz-
nie głęboko w oczy. Hrabina roześmiała się kokieteryjnie.
— Jesteś jednak diabelnie przystojr^m mężczyzną, Lotharze...
widzę to dopiero teraz — powiedziała półgłosem.
— A ty jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam... i najbardziej
podniecającą i niebezpieczną.
— Naprawdę?
— Tak, naprawdę. Riidiger był osłem... i Moser też.
Zaśmiała się. — Myślisz, że ty byłbyś mądrzejszy niż oni obaj, gdyby
mnie naszła ochota się w tobie zakochać?
— Zdecydowanie tak.
— Kto wie.
— Możesz mi wierzyć.
— No dobrze, wierzę ci. Ale teraz siadaj z powrotem. Chciałam ci
powiedzieć, że dziś rano dostałam list od Lilly. Kazała cię pozdrowić
i obiecała, że niedługo do ciebie napisze.
— Dziękuję! Czy poza tym pisze jeszcze coś interesującego?
— Hm! Coś mnie w tym bardzo zainteresowało. Ona mi pisze, że
Riidiger, zdaje się, całkowicie o mnie zapomniał i patrzy na swoją uroczą
wychowanicę nie bardzo oczami opiekuna. Czy wiesz, że na moment
zrobiłam się przez to wprost zazdrosna?
Popatrzył na nią zdumiony. — Zazdrosna? Ty jesteś zazdrosna
o baronównę Annedore... Ze względu na Riidigera?
Kiwnęła potakująco głową. — Tak jest, ze względu na Riidigera.
Muszę sobie kiedyś tę Annedore Rottberg obejrzeć. Oni przyjeżdżają
168
ryczniu do Berlina. Musisz to wtedy jakoś urządzić, żebym mogła tę
baronównę zobaczyć.
—- To się da zrobić... w teatrze albo gdzieś w towarzystwie.
Ożywiła się na to bardzo.
_ Wiesz, ja sobie wyobrażam, że to po prostu niezwykle inte-
resujące spotkać się teraz kiedyś znowu z Rudigerem.
— Ale czy to spotkanie nie byłoby dla ciebie przykre?
— Wręcz przeciwnie. I nawet bym go kokietowała. Czy ta ba-
ronówna jest ładna?
Zastanawiał się przez moment. Potem szybko powiedział: — Tak,
ładna i urocza.
— Taka ładna jak ja?
Popatrzył na nią płomiennymi oczami, jakby porównywał ją
w duchu z Annedore. Potem powiedział z wahaniem: — Prawie tak
ładna jak ty. Ale ona jest nudna i pruderyjna.
— To pasuje do Riidigera! Wiesz, jestem ogromnie ciekawa,
najchętniej pojechałabym do Lindecku i się przekonała, czy Riidiger
mnie rzeczywiście zapomniał i czy kocha baronównę.
— Ale co to cię może interesować, skoro ty Riidigera już nie
kochasz.
— Ach, wiesz, ja jestem właśnie taką zagadkową naturą. Jeżeli
mężczyzna kocha inną albo jest przez nią kochany... szczególnie gdy
zachodzi ten ostatni przypadek, to jest wtedy dla mnie interesujący.
Chciałabym wtedy zawsze spróbować, czy ja nie potrafię wywrzeć
silniejszego wrażenia.
Hrabia Lothar patrzył w zamyśleniu na jej kapryśną twarz. Dała mu
tym właśnie wskazówkę, sama o tym nie wiedząc, jak ujarzmić jej płochy
temperament.
— A więc tak sądzisz?
— Tak. Ta baronówna też zaczyna mnie interesować. Lilly pisze mi
zresztą, że ona jest już w mocnych rękach! Czy wiesz może, co ona przez
to miała na myśli?
W oczach Lothara coś błysnęło. Przez moment jeszcze się za-
stanawiał. Odkąd ponownie zobaczył Ursulę, jego pragnienie, aby
ożenić się z Annedore, nieco przybladło. Powiedział sobie, że to by było
nierozsądnie stawiać wszystko na jedną kartę. Kto to może wiedzieć,
169
czy kiedykolwiek dojdzie miedzy nimi do związku. A Ursula był
ostatecznie tak samo bogata jak Annedore i poza tym znacznie bardzie
zabawna. Wprawdzie jej opinia została nieco nadszarpnięta przez te
aferę z Moserem, ale ostatecznie on przecież też miał coś niecoś na
sumieniu przez tę historię z wekslem.
A gdyby został mężem Ursuli, to mógłby zawiesić mundur na kołku
i trochę zabawić się w szlachcica-ziemianina. Miała ona w Polsce p
0
matce uroczy mająteczek, w którym można by dla rozrywki rżnąć
w lecie przez parę miesięcy pana, chociaż nie była to taka wspaniała
posiadłość jak Rottberg. Ursula miała także wielki majątek w gotówce,
który był nie do pogardzenia, bo umożliwiłby mu używanie życia
według jego upodobań. Latem w polskim majątku, w zimie Paryż,
Nicea, Berlin czy tym podobne — to go pociągało. I Ursula była
kobietą, która umiała żyć i nie liczyła się z groszem tak strachliwie.
Trzeba by tylko umieć stale czymś absorbować jej trzpiotowatość i nie
dawać jej wytchnąć, wówczas by się z nią wygrało.
Czyż nie zazdrościł często Riidigerowi aż do szału jego pięknej
i bogatej żony? A co by było, gdyby teraz tę kobietę zdobył i zrezygno-
wał z nudnej Annedore? Kusiło go ogromnie poszukać szczęścia
w ramionach Ursuli. Czemuż by nie? Najpóźniej w styczniu będzie
wolna i gotowa do zawarcia nowego małżeństwa. Chwilowo nie musiał
obawiać się żadnego rywala, a jeśli będzie mądry, nie potrzebuje się
już nigdy więcej żadnego obawiać. Trzeba tylko wzbudzić w niej
zazdrość, aby ją ujarzmić i nie dać jej wytchnienia, rozmyślał. Wresz-
cie po chwili powiedział patrząc jej bardzo szczególnym wzrokiem
w oczy: — Chciałabyś wiedzieć, w czyich to mocnych rękach jest
baronówna?
— Ależ tak — odparła niecierpliwie.
— No to muszę się wyspowiadać, Ursulo.
Spojrzała na niego zaskoczona. — Ty? A więc ciebie ma na myśli
Lilly?
Westchnął. — Ale z zachowaniem dyskrecji, Ursulo... no więc tak,
mnie miała na myśli. Ta mała baronówna kocha mnie i czeka tylko na
to, żeby być pełnoletnią i móc zostać moją żoną. Riidiger uważa mnie za
zbyt lekkomyślnego, żebym mógł zostać solidnym mężem, i dlatego nie
chce dać swojej zgody na nasz związek.
170
\Vjednej chwili hrabina poderwała się i usiadła prosto. W jej oczach
błysnęła wrogość, gdy pomyślała o baronównie.
_ A więc ty się chcesz z nią ożenić?
—- Czy ja chcę, to tu się nie liczy, Ursulo. Taki biedak jak ja musi
ożenić się bogato. Baronówna jest bogata, ładna i czarująca. A mogłoby
być gorzej.
.— Ale ty jej nie kochasz?
— Och, gdy już będzie moją żoną, będę ją kochał szalenie.
— Ja myślę, że ona jest nudna.
— Ja ją sobie wychowam taką, jaką będę chciał mieć. Ona mnie
kocha niezmiernie i dla mnie się zmieni.
W oczach hrabiny Ursuli pojawiło się niespokojne, pożądliwe
iskrzenie. Lothar to zauważył. “Złapała przynętę", pomyślał usatysfak-
cjonowany.
Jednym szarpnięciem hrabina rzuciła się z powrotem na fotel.
— Zapal mi świeżego papierosa, Lotharze.
Zrobił to. Założyła ręce na kark. Szerokie rękawy jej sukni opadły do
tyłu i odkryły przecudne przedramię.
I gdy Lothar wsuwał jej świeżego papierosa między zęby, spojrzała
na niego w górę uśmiechniętymi, kuszącymi oczami. Tymi oczami
trzymała go na uwięzi. Stał dalej pochylony nad nią. Wtem wyjęła
powoli papierosa z ust i spojrzała nań z syrenim uśmiechem.
Ale on był mądry. Takie kobiety jak ona trzeba trzymać w niepew-
ności. Nie wolno im tak łatwo ulec, bo wówczas szybko się nudzą.
Powoli się wyprostował. — Masz uwodzicielskie usta, Ursulo
— powiedział.
Znowu zaciągnęła się dymem i patrzyła nań spod wpółprzymk-
niętych powiek.
— Tak uważasz?
— Tak, uważam tak nie od dziś.
— Nie?
— Nie.
Roześmiała się nagle na głos i zerwała się z fotela. — A więc teraz
wyjeżdżamy, a potem zjemy obiad. Kiedy masz służbę?
— Dziś już nie.
— Świetnie. To będziemy razem do wieczora.
171
— Tak długo, jak tylko zechcesz.
— Dobrze. Zadzwoń, proszę, na moją pokojówkę.
Zrobił to i gdy dziewczyna weszła, hrabina rozkazała:
— Kapelusz i płaszcz.
Pokojówka przyniosła wszystko, czego sobie życzyła. Ursula włoży.
ła kapelusz ozdobiony drogocennymi piórami rajerów, a hrabia Lothar
z dworną ceremonialnością założył płaszcz na jej piękne ramiona.
Widziała w lustrze, że walczy ze sobą, czy ma wycisnąć pocałunek na
wąskim pasemku jej wspaniałej szyi, odsłoniętej przez mały dekolt
sukni. Dlatego szybko podniosła obszyty futrem kołnierz eleganckiego
płaszcza i otuliła się nim z kokieteryjnym uśmiechem.
Tych dwoje ludzi było sobie wzajemnie godnych. Oboje grali
komedię, oboje wiedzieli, że to robią, a mimo to uważali tę komedię
za interesującą i pociągającą. Rozumieli się znakomicie i brali życie
lekko.
Uśmiechając s>ię hrabina naciągnęła rękawiczki i pozwoliła je sobie
Lotharowi zapiąć. Całował przy tym małe fragmenty różowego ciała,
których rękawiczka nie zdołała zakryć.
Potem Lothar podał hrabinie ramię, żeby zaprowadzić ją do
czekającego już samochodu. Jakby wyczarowana pojawiła się gotowa
do drogi pani von Hausmann i poszła za nimi.
Hrabia Lothar pomógł szarmancko hrabinie wejść do auta i prze-
puścił przed sobą także panią von Hausmann. Wreszcie usiadł na-
przeciwko pań.
Późnojesienne słońce świeciło z góry jasno i ciepło. Berlin poka-
zywał tu w wytwornej zachodniej dzielnicy swoje najprzyjemniejsze
oblicze. O wyjątkowo przyjemnym życiu świadczyły tu wyraźnie pa-
łace, przepyszne wystawy w oknach sklepowych, elegancko ubrani
ludzie, którzy snuli się po ulicach, i liczne luksusowe ekwipaże
i samochody.
Hrabina Ursula i hrabia Lothar rozumieli to wyzwanie i reagowali
na nie aż nazbyt chętnie.
21
Nadeszły święta Bożego Narodzenia, a miały być w Lindecku,
a także w Rottbergu obchodzone wyjątkowo nastrojowo. Annedore
pracowała przez ostatnie tygodnie z wielkim zapałem. Chciała swojej
służbie folwarcznej w Rottbergu własnoręcznie przygotować gwiazd-
kowe podarunki i jeździła tam saniami codziennie. Bo grudzień pokrył
lasy i pola wspaniałą białą szatą zimową.
W sali reprezentacyjnej zamku Rottberg kazała ustawić wielkie stoły
i porozkładać tam wszystkie prezenty, które sama kupiła. Upiekła także
własnoręcznie w Rottbergu ciasto świąteczne i wszystko przystroiła
gałązkami świeżej choiny.
W tym zapale do uszczęśliwienia swoich ludzi i w tej radości, że może
obdarowywać ich bogato, bardzo poweselała. Planowała także niespo-
dzianki gwiazdkowe dla domowników Lindecku.
W Lindecku oczekiwano na święta Bożego Narodzenia przyjazdu
hrabiego Lothar a. Ten jednak został zatrzymany w Berlinie przez
hrabinę Ursulę. Przebywała z nim codziennie i oboje prowadzili
przyjemne życie. Kontynuowali przy tym tę zabawną, pełną kokieterii
grę, którą zaczęli.
Hrabina Ursula nie chciała puścić Lothara do Lindecku, chciała
wypróbować, czy zdoła go przykuć do siebie, chociaż czekała tam na
niego potajemnie z nim zaręczona narzeczona. Lothar dał się zatrzymać
aż nazbyt chętnie, bo niewiele sobie obiecywał po wizycie w Lindecku.
Ale opierał się dla pozoru, aby podniecić hrabinę i dać jej w końcu
satysfakcję z ciężko wywalczonego zwycięstwa.
Tak więc na dzień przed Bożym Narodzeniem przyszedł od niego do
Lmdecku list, w którym donosił hrabiemu Riidigerowi, że nie chce
spędzać świąt w Lindecku, bo ten niejasny stosunek do baronówny
Annedore jest dla niego zbyt bolesny. Uważa za bardziej właściwe nie
niepokoić jej swoim przyjazdem, zwłaszcza że zobaczą się wkrótce
znowu w Berlinie. Hrabia Rudiger analizował te słowa w zamyśleniu.
A że Lothar nie podał mu prawdziwego powodu swej nieobecności,
wydawało mu się więcej niż pewne. Tak delikatny to on nie był, żeby
uwzględniać stan psychiczny Annedore. Prawdziwego powodu pozos-
773
tania Lothara w Berlinie hrabia Riidiger oczywiście jednak nie odgadł
Lothar napisał również do swojej siostry, ale ten list był zupełnie inn
e
treści.
Annedore dowiedziała się od Lilly i Riidigera, że Lothar nie
przyjedzie na święta Bożego Narodzenia do Lindecku. Opiekun za-
wiadomił ją o tym z wielką delikatnością i ostrożnością i zaraz dodał na
pocieszenie, że się przecież wkrótce zobaczą w Berlinie. Ale ku jeso
radości Annedore przyjęła tę wiadomość bez żadnego smutku.
Zaraz po śniadaniu Riidiger chciał pojechać do Rottbergu, więc
kazał zaprząc konie do sań, bo znowu była wspaniała śnieżna pogoda.
Annedore miała także zamiar pojechać do Rottbergu, żeby poczynić
ostatnie przygotowania do rozdania podarunków.
— Czy nie zechciałby pan i mnie zabrać za jednym zamachem,
hrabio Riidigerze? Za pięć minut będę gotowa — zapytała.
Oczy mu zaświeciły. — Chętnie zaczekam i cieszę się, że będę mógł
rozkoszować się pani towarzystwem.
Pobiegła do swojego pokoju i zaczęła się szykować do drogi. W parę
minut później wyszła przed portal z sieni zamkowej. Hrabia Riidiger
pomógł jej troskliwie przy wsiadaniu do sań i okrył ja baranicą. Lilly
stała na górze przy oknie. Annedore spojrzała ku niej w górę i po-
machała jej ręką. Hrabianka przypomniała sobie list brata. “Jeśli
rozumiem list Lothara, to byłoby bardzo dobrze, gdyby Annedore
i Riidiger się połączyli. Wielkiej pociechy przecież z Annedore i tak
nigdy nie będzie, jest zbyt nieruchawa i zasadnicza" — pomyślała Lilly.
Riidiger i Annedore odjeżdżali pełni skrywanej szczęśliwości z tego
przebywania razem. Riidiger powoził, więc byli zupełnie sami. I gawę-
dzili o wszystkim, co dobre i piękne, i o uroku niemieckich świąt Bożego
Narodzenia.
—- Tym razem cieszę się całkiem szczególnie na te święta — po-
wiedziała Annedore, oddychając z ulgą w trakcie tej rozmowy.
— W czasie mego pobytu»na pensji święta Bożego Narodzenia były
zawsze dla mnie bardzo smutne, bo moje koleżnki, a przede wszystkim
moja przyjaciółka Lisa, zawsze jeździły na święta do domu.
Spojrzał na nią z ukosa. — Pani słowa ugodziły mnie jak wyrzut
— powiedział z westchnieniem.
Szybko obróciła się ku niemu. — Dlaczego?
174
__ Dlatego, że nie powinienem był dopuścić do tego, aby pani
pędzała święta samotnie na pensji. Na moje usprawiedliwienie mam do
powiedzenia tylko tyle, że w Lindecku też nie mógłbym pani za-
ofiarować spokojnych i przyjemnych świąt. Hrabina lubiła tylko huczne
święta, podczas których na pewno by się pani dobrze nie czuła.
Było to po raz pierwszy, że mówił z nią o swojej żonie. Serce jej zabiło
głośno i ciężko.
— Nie powinien pan robić sobie z tego powodu wyrzutów. Na
pewno moja obecność hrabinie Ursuli tylko by przeszkadzała, a to
byłoby dla mnie bardzo bolesne. Wobec tego na pensji było mi już lepiej.
I tym piękniejsze będą te święta Bożego Narodzenia.
— Czy i tu w Boże Narodzenie będzie pani czegoś brak do
prawdziwej radości? — zapytał badawczo.
Lekki cień przemknął przez jej twarz, bowiem przypomniała sobie, iż
jest związana z mężczyzną, którym musi pogardzać. Ale powiedziała
dzielnie:
— Nie, niczego mi nie będzie brak.
Czuł, że te słowa nie są szczere, i sądził, że jest smutna, bo Lothar nie
przyjedzie. Aby ją od tych myśli odciągnąć, zapytał: — Czy nie
zechciałaby pani zaprosić kiedyś swojej przyjaciółki, panny von Karn-
burg, do Lindecku?
Przetarła sobie czoło, jakby przepłaszała jakąś dręczącą myśl.
— Lisę? O tak... jeśli pan pozwoli, chciałabym ją kiedyś zaprosić.
Może na wiosnę?
Uśmiechnął się. — Czyżby wątpiła pani rzeczywiście, że jej na to
pozwolę?
Pokręciła przecząco głową. — O nie, ja wiem, że pan jest zawsze dla
mnie dobry.
Twarz mu się raptem"zaczerwieniła. — Czy takie jest na pewno pani
przekonanie, Annedore? Czy wierzy pani, że z całego serca dobrze jej
życzę, nawet wtedy, gdy się pani może wcale tak nie zdawać?
Kiwnęła potakująco głową. — Tak, ja to wiem. Do żadnego
człowieka nie mam tak absolutnego zaufania jak do pana.
Pochylił się do przodu i spojrzał na nią. W jego twarzy zadrgało
głębokie wzruszenie, a oczy się rozpromieniły. — Czy pani wie, że mnie
to bardzo uszczęśliwia?
^
775
— Czy tak bardzo panu zależy na moim zaufaniu? — zapyta}
cicho.
Odetchnął głęboko i ciężko. — Tak, bardzo... zwłaszcza że wiem i>
to zaufanie już raz pani do mnie całkowicie utraciła.
— Skąd pan to wie?
— Częściowo z pani ust, a częściowo z pani listu, który p
an
i
napisała.
— Z listu? — zapytała zdumiona.
— Tak. Tu muszę jednak coś najpierw pani wyznać. Znalazłem
pewnego dnia w lindeckim parku na wyżwirowanej ścieżce zgnieciony
zwitek papieru. Podniosłem go i rozwinąłem. Był to pani list do jej
przyjaciółki Lisy. Ja go przeczytałem... od początku do końca. I z tego
listu dowiedziałem się, że uważa mnie pani za bardzo złego człowieka, za
potwora bez serca.
Szybko się wyprostowała. — Mój Boże... ten list... on wpadł
w pańskie ręce?
Wyjął z portfela starannie złożony papier i podał go jej.
— To bardzo długie pismo — powiedział uśmiechając się.
Wzięła je i spuściła oczy, a ciemny rumieniec wystąpił na jej twarzy.
— Och, jakże mi wstyd przed panem za ten list. Wprawdzie go nie
wysłałam, bo po napisaniu sama powiedziałam sobie, że z domu,
w którym korzysta się z gościny, nie wolno wynosić nic, co mogłoby
rzucić niekorzystne światło na jego gospodarza. Ale niestety nie
zniszczyłam tego listu, tylko go zgniotłam i nawinęłam na niego przędzę.
I wtedy zapewne mi upadł, gdy wszystką przędzę zużyłam. Co też pan
musiał sobie o mnie pomyśleć, kiedy pan przeczytał ten list!
— Myślę, że była pani młoda i niedoświadczona i nie umiała
odróżnić prawdy od pozoru. Nakreślono pani taki mój portret, który
miał wzbudzić oburzenie na mnie. I temu uczuciu musiała dać pani
wyraz. Potrafię to zrozumieć. Na pani miejscu też bym się oburzył. Nie
mogła pani przecież wiedzieć, że jest to obraz fałszywy.
Bojaźliwymi oczami spojrzała na niego. — Ale tym głupim, wstręt-
nym listem sprawiłam panu ból, prawda?
Uśmiechnął się z rezygnacją. — Tak, trochę mnie to zabolało. Ale
jeżeli teraz uznała pani, że nie jestem tak zły, jak próbowano pani
wmówić, to mnie to zadowala.
176
—- O, ja już od dawna wiem, że to był obraz fałszywy. Ja tylko przez
jerwszy okres tak źle pana oceniałam. Ale przez ten krótki czas byłam
tei mojej przekorze i oburzeniu bardzo przykra dla pana. Po cichu
robiłam sobie z tego powodu ciągle wyrzuty. Dość szybko zorien-
towałam się, że jest pan najlepszym, najszlachetniejszym człowiekiem,
jakiego znam.
— No, no, niech pani nie wpada z jednej krańcowości w drugą
— zażartował, ukrywając swoje wzruszenie.
— Nie, nie, teraz dobrze pana znam. Proszę, niech mi pan wybaczy
i zwróci mi ten wstrętny list, żebym go mogła zniszczyć!
— Nie mam pani nic do wybaczenia. Nie z własnej winy musiała
pani wytworzyć sobie fałszywy sąd o mnie. I cieszy mnie, że teraz pani
sama zmieniła zdanie i darzy mnie swoim zaufaniem.
Szybko podała mu rękę. — Darzę. I to ładnie, że mi pan przebaczy te
obrzydliwe słowa, jakie o panu napisałam.
Oddał jej list. Podarła go na drobne kawałki i rzuciła na wiatr.
Pofrunęły nad zaśnieżoną równiną i zawisły na drzewach i krzakach.
Annedore popatrzyła za nimi.
Przez chwilę było teraz całkiem cicho. A potem wynurzyły się zza
Buczynowej Góry wieże Rottbergu. Hrabia Rudiger zaczął rozmowę na
inny temat, o sprawach obojętnych. I Annedore ją podchwyciła. Ale oboje
mówili dość chaotycznie, bo pogrążeni byli w swoich myślach. Hrabia
Rudiger ciągle zastanawiał się, jak to już często bywało, czy to jest moż-
liwe, że Annedore kocha człowieka, który musi przecież uchodzić w jej
oczach za oszczercę. Jej szlachetną duszę na pewno to przecież gnębi, że
Lothar tak obrzydliwe kłamstwa rozpowszechniał o swoim bracie.
Nie wypowiedział tego jednak, bo nie chciał jej przypominać
Lothara.
Miłość bowiem czyni ludzi ślepymi, myślał. Czy on sam nie kochał
swojej żony, nim nie poznał się na jej prawdziwej wartości? Wystar-
czająco przecież ciężko przeżył to odkrycie.
Te jego myśli przerwała Annedore mówiąc: — Czy pojedzie pan
jutro po południu razem z Lilly, panią von Stein i mną do Rottbergu na
rozdanie podarunków? Myślę, że powinno to nastąpić zaraz po
zapadnięciu zmroku. Potem wrócilibyśmy wystarczająco na czas do
Lindecku, żeby tam kontynuować rozdawanie prezentów.
12 — Przez cierpienie do szczęścia
777
Z tłumioną czułością popatrzył w jej proszące oczy. —. B
ar
,
chętnie pojadę z wami. Byłbym zmartwiony, gdyby mnie pani z te
wyłączyła.
— O, to pięknie. Chcę was wszystkich obdarować w Rottbergu
— Mnie też? Ja też dostanę coś w podarunku? — zapytał zaczepnie
przekomarzając się z nią.
— Naturalnie, pan też. Ja przecież tak się na to cieszę, że będę mog}
a
kogoś obdarować.
— Pani ostatnio strasznie dużo pieniędzy wydała — przekomarza}
się dalej.
— Potrafiłabym wydać jeszcze więcej.
— A więc cieszy się pani na jutrzejszy dzień?
— Jak dziecko.
— A potem do Berlina? Na to też się pani cieszy, prawda?
— dopytywał się dalej.
Wzruszyła ramionami. — Czasami się cieszę, a czasami ogarnia
mnie lęk przed tą podróżą. Z opowiadania Lilly Berlin mało mnie nęci,
ale na to, co pan i ciocia Johanna mi zapowiadacie, cieszę się.
— No, w Berlinie będzie pani mogła też wybrać sobie przyjemności
podług własnego gustu.
— Na operę i teatr bardzo się cieszę. W Genewie bardzo rzadko
chodziliśmy na jakieś dobre przedstawienie. I te bale dworskie muszą
być przecież interesujące. Raz chciałabym to wszystko przeżyć.
— Tylko raz?
— Tak, nie sądzę, żebym potrzebowała częściej to robić.
— Zobaczymy, jak to wszystko na panią podziała. Ale oto jesteśmy
już u celu. Wysadzę panią przed wejściem do zamku i pojadę potem
dalej, do domu rządcy. Ponieważ mam tu zajęcia na pół godziny, drogę
powrotną będzie musiała pani sama odbyć. Kiedy mam przysłać po
panią sanie?
— Myślę, że gdzieś po*pierwszej. Wówczas zdążę jeszcze na obiad
w Lindecku. Lilly chciała po mnie przyjechać. Z nią wrócę.
— Dobrze. A więc do widzenia na obiedzie w Lindecku!
— Do widzenia!
Pomógł jej wysiąść. Gdy wchodziła na schody, zawołał za nią:
— I niech mi pani przygotuje coś naprawdę ładnego!
178
Odwróciła się.
__ Wcale nie wiedziałam, że pan tak lubi być obdarowywany
powiedziała z uśmiechem.
Oczy mu rozbłysły. — Przez każdego człowieka nie, ale przez panią
bardzo.
Baronówna zaczerwieniła się i wbiegła do zamku nie oglądając się
już za siebie.
Zaraz po obiedzie w dniu Wigilii pojechali do Rottbergu. Niebo było
całe nawisie śnieżnymi chmurami i właśnie się zmierzchało, kiedy
o godzinie czwartej byli na miejscu.
W wielkiej sieni palił się potężny ogień na kominku. Było przyjemnie
ciepło i wspaniale pachniała choinka oraz ciasto świąteczne. Schluderyn-
ka i odźwierna stały w sieni w odświętnych strojach i przyjmowały gości.
W pół godziny później wszyscy ludzie z majątku zebrali się
w reprezentacyjnej sali, gdzie Annedore przy pomocy Schluderynki
porozkładała dary.
Annedore podeszła do fortepianu i zaintonowała najpiękniejszą ze
wszystkich kolęd: Cicha noc, święta noc. I swoim pięknym czystym
głosem zaczęła ją śpiewać. Schluderynka zawtórowała jej odważnie
swoim łamiącym się altem. Młody, miękki głos i stary, drżący brzmiały
jakoś szczególnie jeden z drugim. Wtem wpadł w nie dźwięczny baryton
hrabiego Riidigera, więc teraz już odważyli się wszyscy inni. Uroczyście
brzmiał śpiew w tym przestronnym pomieszczeniu, które rozjaśniały
świeczki umocowane na wysokich choinkach.
A gdy pieśń przebrzmiała, Annedore zwróciła się do swoich ludzi
i wezwała ich na wyznaczone miejsca. Bogate prezenty przygotowała dla
wszystkich, a teraz cieszyła się jak dziecko radośnie zdumionymi
twarzami służby.
Gdy już obdarowała swoich ludzi, zaprosiła ich na poczęstunek.
Z uśmiechem broniła się przed wszelkimi podziękowaniami i by ich
uniknąć, szybko wyszła.
Zaprowadziła teraz hrabiego Riidigera, panią von Stein i Liliy do
innej komnaty — do jednego z pokojów zmarłej matki. Tu stała na
jednym z mniejszych stołów bardzo piękna, smukła choinka, ozdobiona
tylko świeczkami i sztucznym śniegiem.
779
Z radosnym uśmiechem, który zdradzał, że lubi dawać prezent
prowadziła Annedore swoich gości do stołu. Każdemu przygotowała t
co
mu
mogło
sprawić
przyjemność.
'
Najszczodrzej obdarowała Lilly. Dzięki kobiecej intuicji odgadł
wszystkie jej życzenia i je spełniła.
Dla pani von Stein Annedore zrobiła własnoręcznie przecudna
chusteczkę, a oprócz tego podarowała jej komplet drogocennych
starych koronek, pochodzących z zasobów swojej zmarłej matki, które
kiedyś bardzo podziwiała. Miały one wielką wartość, więc pani von
Stein była tym bardzo zaskoczona i ucieszona.
— Właściwie to mi nie wolno przyjąć tak cennego prezentu, droga
Annedore — powiedziała.
Młoda dziewczyna objęła ją. — Kochana ciociu Johanno, ty mi
podarowałaś o wiele cenniejsze rzeczy: swoją miłość i dobroć. A ja nie
miałam możliwości podsłuchać, jakie są jeszcze inne twoje pragnienia,
żeby je spełnić. Jeśli więc mogę sprawić ci, ciotuniu, choć tę drobną
przyjemność, to jestem bardzo szczęśliwa.
Pani von Stein ucałowała ją serdecznie. — Ja wiem, że pani to robi
z serca, Annedore. I jeżeli tak, to przyjmuję te koronki bez skrupułów.
Będę je bardzo szanować. Drogocenne stare koronki są bowiem moją
słabością.
Teraz Annedore złapała Riidigera za rękę i poprowadziła do
jakiegoś dużego, płaskiego, zawiniętego przedmiotu.
Szybko go rozwinęła. I oto Riidiger ujrzał malowidło olejne
— portret ojca Annedore — wierną kopię obrazu z sali antenatów,
namalowaną przez tego samego artystę malarza.
— Ja sama nie potrafię się dość nadziękować, hrabio Riidigerze,
za to, co pan dla mnie i mojej posiadłości zrobił. Więc ściągnęłam
na pomoc mojego kochanego ojca. Pierwszego dnia, kiedy mnie pan
tu przywiódł, powiedział pan przed portretem mojego ojca, że bardzo
chciałby mieć ten obraz w Lindecku, bo ojciec jest na nim jak żywy.
A ponieważ nie wiedziałam, czym poza tym jeszcze mogłabym panu
sprawić przyjemność, napisałam do tego malarza i poprosiłam go,
żeby namalował w Rottbergu kopię tego portretu. Udało mi się
przyjazd tego malarza przed panem zataić i zrobić panu niespo-
dziankę.
Hrabia Riidiger długo patrzył na portret. Jego twarz drgała ze
ruszenia. Przeszłość stanęła przed nim. Jakże często ze swoim
pj
on
ym sercem uciekał się do tego dobrotliwego, pełnego zro-
umienia człowieka, który mu dał serdeczność, jakiej był pozbawiony
przez swego własnego ojca.
Przez długą chwilę milczał wzruszony. Potem ujął rękę Annedore
mocnym, ciepłym uściskiem i podniósł do ust.
_ Nie mnie przyjmować podziękowania, tylko je składać, ba-
ronówno Annedore, ja to już kiedyś pani powiedziałem. Pani wie, kim
był dla mnie pani ojciec, jak bardzo jestem mu zobowiązany. Piękniej-
szego prezentu nie mogła mi pani zrobić, ani bardziej delikatnego.
Dziękuję z całego serca. Oczy z tego portretu patrzą na mnie jak żywe.
I moim najgorętszym staraniem będzie, żebym mógł zawsze sprostać ich
spojrzeniu.
— Jestem bardzo rada, że sprawiłam panu radość — powiedziała
cicho i głos jej drżał.
Hrabia Riidiger długo jeszcze nie mógł oderwać się od wizerunku
barona Rottberga. “Jeżeli możesz mi zajrzeć do serca, mój kochany
przyjacielu, który byłeś dla mnie ojcem, to wiesz także to, że dla mnie
istnieje już tylko jeden cel w życiu, który wypełnia całą moją duszę
— zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby zapewnić szczęście twojemu
dziecku. Pomóż mi w tym. Nie o sobie chcę myśleć, tylko o niej".
Annedore była szczęśliwa, że swoimi podarunkami rzeczywiście
sprawiła radość. Również Lilly była zachwycona obfitymi darami, które
Annedore dla niej przygotowała. Chciała je koniecznie zaraz wszystkie
zabrać, żeby w Lindecku raz jeszcze rozłożyć je pod choinką. Także
hrabia Riidiger nie chciał się z portretem rozstać i postanowił zabrać go
ze sobą. Zaraz więc portret starannie z powrotem zawinął. Inni czynili to
samo, a Annedore gorliwie im przy tym pomagała, więc wytworzył się
radosny, wesoły nastrój. Pakunki musiały być załadowane na drogę
powrotną. Dobrze, że przyjechali tu autem, przynajmniej wszystko się
w nim zmieściło.
I tak w obładowanym prezentami samochodzie wracali w wy-
śmienitych humorach do Lindecku.
180
z
koszował się jej niepokojem i uśmiechał się. — Jest bardziej
'aca niż kiedykolwiek, a ze wzruszenia na mój widok rumieniła się
Zaraz po świętach
hrabia Riidiger przyjechał
ze swoimi paniami d
Berlina. Jak zaplanowano,
Lilly i Annedore miały
zamieszkać u pani von
Stein, podczas gdy hrabia
Riidiger ulokował się w
hotelu “Kaiserhof'
Lothar
oczekiwał
państwa na dworcu i dla
dam przyniósł kwiaty
a gdy witał się z Annedore,
Riidiger
bacznie
obserwował tych dwoje
I widział, że twarz
Annedore to się rumieniła,
to bladła, co wyglądało na
głębokie wzruszenie.
“Ona go jednak kocha"
— pomyślał z bolesną
goryczą i zrobiło mu
się znowu bardzo ciężko
na sercu.
Hrabia Lothar obnosił
się
z
hałaśliwą
wesołością. Rozmawiał
z Annedore w lekkim,
żartobliwym tonie, i
zapewniał ją, że dopiero
teraz
się dowie, co to znaczy żyć.
— Powietrze berlińskie
to jest eliksir życia,
Annedore. Doświadczy
tego pani wkrótce na sobie
— powiedział.
Odprowadził panie do
auta i pożegnał się na razie.
—
Mam
jeszcze
służbę. Ale dziś wieczorem
będę do dyspozycji. Pojadę
z
Riidigerem
aż
do “Kaiserhofu" i omówię z
nim program na dzisiejszy
wieczór. — I gdy
panie odjechały, bracia
wsiedli do innego
samochodu i udali się do
hotelu. Po drodze
postanowili, że wieczorem
pójdą razem do opery.
Lothar miał zamówić lożę,
a Riidiger obiecał zaraz po
obiedzie
pojechać
do pani von Stein i
wszystko z paniami
omówić. -Przed wejściem
do
“Kaiserhofu"
bracia
rozstali się. Starszy wszedł
do hotelu, a młodszy
natychmiast pojechał do
hrabiny Ursuli. Przyrzekł ją
zawiadomić,
gdy
rodzina przyjedzie.
Hrabina Ursula kazała
go natychmiast prosić, gdy
jej
zameldowano
jego przybycie. Wyszła mu
naprzeciw.
— No i co, Lotharze?
— Przyjechali, Ursulo.
— Baronówna też? —
zapytała najwyraźniej
zdenerwowana.
— Tak, oczywiście, też.
Popatrzyła
nań
badawczo. — No i... jesteś
22
zachwycony, że znowu
widzisz swoją tajną
narzeczoną? — zapytała,
na wpół szyderczo, na
wpół z niepokojem, i
pociągnęła go na otomanę,
żeby usiadł przy niej.
182
i bladła.
Tak... a więc jest
czarująca?
— Tak, prawie tak
czarująca jak ty.
Odchyliła się na
oparcie otomany. — A
więc jednak prawie?
__
za
pytała. W jej oczach
pojawił się kuszący i
uwodzicielski płomień.
Pochylił się i pocałował
ją w rękę. — Tak, tylko
prawie...
i...
nie
powinnaś tak patrzeć na
mnie, Ursulo, bo b«ędzie
mi trudno myśleć
o baronównie.
— No, twoje myśli są,
mam nadzieję, chy~ba
jeszcze wolne.
— Właściwie to nie...
właściwie należą już do
baronówny,
która
mnie swoją małą rączką
wyzwoli z tej utrapionej
mizerii
ubogiego
porucznikowania.
— To cię pewnie wiąże z
nią najbardziej?
— Tak... to najbardziej.
— A poza tym co
jeszcze?
— No... jej uroda i
wdzięk.
Hrabina zerwała się z
otomany. — Muszę tę
piękną i pełną wdzięku
baronównę
zobaczyć
możliwie jak najprędzej —
wybuchnęła.
W jego oczach
zaiskrzyła się zaborcza
żądza. — Ciągle jeszcze
zazdrosna o nią... ze
względu na Riidigera? —
zapytał.
Rzuciła się na fotel i
zaczęła machać mu przed
oczyma
swoimi
małymi stopkami, do góry i
na dół. A potem spojrzała
nagle
nań
namiętnie. — Zazdrosna?
Tak. Ale nie z powodu
Riidigera.
Wówczas rzucił się
nagle przed nią na kolana i
spojrzał
na
nią
zamglonymi oczyma. —
Ursulo! Coś ty powiedziała?
Przejechała dłońmi, jakby
się bawiąc, po jego włosach,
a
on
poczuł,
że ręce jej drżą. — Tak, ty...
ty głupi Lotharze, ja jestem
rzeczywiście
zazdrosna...
z twojego
powodu,
a tę małą
baronównę.
Ukrył twarz w fałdach jej
sukni. Potem znowu spojrzał
w górę na nią.
— Jeżeli nie chcesz, to nie
musisz być. Jedno twoje
słowo...
i
ja
zrezygnuję z baronówny.
— Naprawdę? —
zapytała szeptem.
— Tak, naprawdę.
Powiedz mi, że zostaniesz
moją żoną, gdy twój
rozwód zostanie orzeczony.
To musi się w tych dniach
stać. Wówczas
183
zwrócę słowo baronównie. Chcę być wobec ciebie całkiem uczciwy
Muszę ożenić się z bogatą kobietą, a baronówna jest bogata. Ale ty też
jesteś. I ciebie wolę. Jesteś mojego pokroju, rozumiesz mnie i
n
j
e
krzyczysz zaraz: Ukrzyżować, gdy jestem czasem trochę lekkomyślny
Niczego mi nie brak tak, jak tych przeklętych pieniędzy! Ale kocham
tylko ciebie, Ursulo! Myślę, że już od zawsze cię kochałem. I nadajemy
się do siebie. Będę tak mało ograniczał twoją wolność, jak ty moją. j
a
wiem, że jesteś istotą, której należą się szczególne prawa. We wszystkich
sprawach będziesz ze mnie zadowolona.
Patrzyła przez chwilę na niego, jakby mu chciała zajrzeć aż do serca.
— Kto mi zaręczy, że ty nie grasz teraz przede mną komedii, Lotharze?
Jak możesz mi udowodnić, że mógłbyś rzeczywiście mieć tę baronównę?
Może mówisz mi to wszystko po to tylko, aby skłonić mnie do
małżeństwa. Nie wzięłiabym ci tego za złe. Ale przez ciebie nie
chciałabym być pożądana tylko dla moich pieniędzy, to mnie nie
pociąga, chociaż jestem w tobie rzeczywiście mocno zakochana. Że
musisz mieć bogatą żonę, ja to rozumiem, i nie dziwię się, że próbujesz
taką zdobyć. Aleja chcę być też kochaną, jeżeli mam się zdecydować cię
poślubić. Gdybym była pewna, że ty mógłbyś mieć baronównę, która
jest równie bogata jak ja, ale że wolałbyś jednak wybrać mnie... to by
mogło mnie skusić.
Odetchnął głęboko i zaczął pokrywać jej ręce pocałunkami.
— Mogę ci udowodnić, że baronówna należy do mnie i uważa się za
związaną ze mną. Będę musiał ją zranić, jeśli z nią zerwę, bo ona mnie
kocha. Ale gdy mogę zdobyć ciebie, Ursulo, to nic i nikt mnie nie
powstrzyma, uwolnię się od niej... dla ciebie.
Jej oczy zaiskrzyły się namiętnością. — Udowodnij mi... a będę
twoja — wyrzuciła z siebie podniecona.
Wtedy on wyciągnął list, który kazał sobie przez Annedore napisać.
— Przeczytaj to — poprosił ochryple.
Zaczęła czytać:
Drogi Lotharze!
Nie proś na próżno. Miej tylko trochę cierpliwości do mnie. Jak
minie nasz okres czekania, wszystko będzie inaczej. Przyrzekam Ci
niniejszym raz jeszcze, że w dniu dojścia do pełnoletności zostanę
*
184
Twoją narzeczoną i już teraz uważam się za nierozerwalnie z Tobą
zmazaną. Z serdecznym pozdrowieniem
Twoja Annedore von Rottberg
Oczy hrabiny Ursuli zaiskrzyły się. Nie znając baronówny, zniena-
widziła ją, bo podobno była piękna i czarująca... bo pragnęła Lothara
mieć za męża i kochała go. A dla hrabiny tylko to zawsze miało wartość,
czego inni pożądali albo chcieli jej odmówić.
Wolno złożyła list i zwróciła mu go. A potem nagle ujęła jego głowę
obiema rękami i zaśmiała się do niego kusząco.
— Ty nicponiu! Ja mam rzeczywiście ochotę spełnić twoje pragnie-
nie. Bardziej niż ty przecież nie pasuje do mnie nikt. A więc dobrze...
skoro tylko mój rozwód zostanie orzeczony, zaręczymy się. A na
Wielkanoc możemy wziąć ślub.
Porwał ją gwałtownie w ramiona i całował aż do utraty tchu. Potem
oboje popatrzyli sobie w rozpalone twarze.
Odetchnąwszy wreszcie, hrabina powiedziała: — Teraz wstań! Ta
Hausmann mogłaby wejść, a to niepotrzebne, żeby widziała cię przede
mną na kolanach.
— Ale ty jesteś godna uwielbienia, słodka Ursulo.
— No dobrze. Ale na razie uwielbiaj mnie z daleka — zażartowała,
pocałowała go raz jeszcze i odsunęła od siebie. Potem ciągnęła dalej:
— A zatem musisz zerwać z baronówną.
— To pójdzie bez trudności.
— A potem musisz mi jak najszybciej stworzyć okazję do zoba-
czenia jej. Chcę się przecież przekonać, czy warto wchodzić z nią
w szranki.
Zerwał się na równe nogi. — To można urządzić już dziś wieczorem.
Rudiger idzie z paniami do opery. Ja też się na to zgodziłem i na
polecenie Rudiger a zamówiłem lożę.
Hrabina również wstała.
— Świetnie! Więc ja się postaram o lożę naprzeciwko. Będę miała
wtedy przyjemność obserwować Riidigera i baronównę razem.
— To może się stać. Natychmiast zarezerwuję jeszcze lożę dla ciebie.
— Dobrze. A kiedy się znowu zobaczymy?
— Czy mogę przed operą wypić z tobą herbatę?
185
*
— Chętnie, jeśli będziesz miał czas. Dziś wieczorem będę się prz
ec
-
tpbą cieszyć tylko z daleka.
— Niestety, to jest konieczne, bo dziś wieczorem muszę się p“
święcić “lindeckowcom". Inaczej się nie da.
— Trudno! Czy wiesz, czego jestem ciekawa?
— No czego?
— Tego, co powie Riidiger, kiedy się dowie, że chcemy się pobrać
Lothar podniósł głowę. — Chwała Bogu, on tu nie ma nic do
gadania. Skoro tylko rozwód zostanie orzeczony, będziesz wolna...
A mnie też nie może nic nakazać. Odmówił mi wtedy zezwolenia na
związek z baronówną, w przeciwnym razie byłbym już dawno z nią
związany... nierozerwalnie.
Pożegnał się bardzo czule, a kiedy na dole wsiadł do samochodu,
żeby raz jeszcze pojechać do opery, odetchnął głęboko z ulgą. Zwy-
ciężył. Zapewnił sobie Ursulę, i wszystkie kłopoty się teraz dla niego
skończą.
Jak to dobrze, że miałem ten liścik od Annedore, rozmyślał. Bez
niego tak łatwo bym Ursuli nie pokonał. Jeśli o mnie chodzi, to teraz
Riidiger może sobie wsadzić tę swoją wychowanicę pod szklany klosz
albo sam się z nią ożenić, jeśli ma ochotę. Mnie już nie może robić
żadnych wstrętów. A z jego nędznej pomocy mogę jako małżonek
Ursuli, chwała Bogu, zrezygnować.
W operze odbywało się uroczyste przedstawienie. Był obecny dwór
i jacyś zagraniczni książęta. W związku z tym ogromna sala wypełniła się
do ostatniego miejsca.
Tego dnia była wyjątkowo elegancka publiczność. Panie w przepiso-
wych wieczorowych toaletach, przy których dekolt jest nieodzowny,
obojętnie, czy obnażano piękne, młode ramiona i szyję, czy też stare
i brzydkie.
Hrabia Riidiger i jego panie zajęli małą lożę przy proscenium.
Annedore śledziła to, co się działo na widowni, z zapierającym dech
zainteresowaniem. Rozkoszowała się tym wszystkim nie mniej niż wido-
wiskiem scenicznym. Na parę królewską czekała z niecierpliwością, za
parę dni miała być im przecież przedstawiona. Na myśl o prezentacji
u dworu ogarniała ją ogromna trema.
186
Hrabia Lothar, który siedział za nią, opisywił jej wysoko po-
wione osobistości. Ona sama pytała też o tą i ową iiteresującą postać.
S
Loża naprzeciwko była jeszcze pusta. Lothar (zasami rzucał tam
badawcze spojrzenie. A Lilly, którą wtajemniczył, t:ż czekała niecierp-
liwie na przybycie hrabiny,
Wreszcie — na kilka minut przed pojawieniem s? dworu i jego gości
__ weszła do loży naprzeciwko wspaniała, fascynuftca dama i powoli,
w dumnej postawie, podeszła aż do balustrady lóż/.
Hrabina Ursula ze szczególną starannością dobrtła sobie na ten wie-
czór toaletę. Być może nigdy nie była jeszcze tak pięlna, jak w tej chwili.
Kilka lornetek teatralnych skierowało się na ti urodziwą kobietę,
obok której pojawiła się pełna godności białowłosa pani von. Haus-
mann, w popielatej jedwabnej sukni, z nieodzownym wycięciem.
Usiadły obok siebie.
Hrabia Riidiger jeszcze nie dostrzegł swej żory. Jego interesował
czysty profil Annedore, a uwaga skierowana był ia nią i na Lothara.
Czasami baronówna obracała się uśmiechnięta z akimś pytaniem do
swego opiekuna, i ten jej wtedy, tak jak umiał, ud;ielał informacji. Na
sercu czuł przygnębiający ciężar. Zauważył, że Arnedore w obecności
Lothara jest niespokojna i zdenerwowana.
Nagle baronówna spostrzegła w loży naprzecivko piękną kobietę.
— O! Kim jest ta prześliczna dama w lóż; naprzeciwko nas?
— zapytała Lothara.
Hrabia Lothar udał, że dopiero teraz spostrzega hrabinę. Spojrzał na
swojego brata.
— Ta dama... tak... ja ją oczywiście znam, ale...
Lilly udała zdumienie.
— Mój Boże, to jest przecież... — Umilkła i sparzała przestraszona
na Riidigera.
Ten stał się teraz uważny i spojrzał na drugą stronę. I natychmiast
poznał swoją żonę. Jego twarz zrobiła się o ton bledsza, ale miała wyraz
zimny i niewzruszony. Na moment spojrzał ostre Lotharowi w twarz,
jakby chciał zapytać: Wiedziałeś o tym? Ale Lotłur udawał, że jest tym
fardzo zaskoczony.
Annedore, zdetonowana, przenosiła teraz pytający wzrok z jednej
twarzy na drugą.
187
Pani von Stein, która również natychmiast poznała hrabinę, zaczęł
całkiem przytomnie ratować sytuację. Na moment spojrzała pytająco n
Riidigera i — gdy on niezauważalnie skinął głową, powiedziała spokojnie
— Ta dama naprzeciwko nas to jest hrabina Ursula Lindeck, droga
Annedore.
Annedore drgnęła przestraszona. Zrobiła się bardzo blada i spoi-
rzała na swego opiekuna zatrwożonymi, spłoszonymi oczyma. Było jej
tak, jakby musiała go strzec przez widokiem tej kobiety, która sprawiła
mu tyle zmartwienia. Jego blada twarz z wyrazem przykrości i zimnej
dumy sprawiała jej ból.
Na szczęście weszła teraz para królewska i ściągnęła uwagę na siebie.
A w małej loży każdy udawał, że przyłącza się do ogólnego zaintereso-
wania tym właśnie wydarzeniem.
Annedore zaś ze smutkiem myślała: Jak on musi cierpieć na widok
tej kobiety, która jest taka piękna... i taka niewierna.
Z lękiem spoglądała na twarz opiekuna, która była jak struchlała
i taka nieruchoma. On pochwycił takie jedno zatrwożone i zalęknione
spojrzenie jej oczu — i się do niej uśmiechnął.
Odetchnęła wtedy głęboko i zacisnęła kurczowo ręce na kolanach.
Nie odważyła się już spojrzeć na hrabinę naprzeciwko. Również
pozostali już tego nie robili.
Tak więc hrabina mogła teraz z całą swobodą obserwować przez
lornetkę baronównę. Popatrzyła przez chwilę również na hrabiego
Riidigera i podkpiwała sobie w głębi duszy z jego surowej, nieruchomej
twarzy. A potem poszukała wzrokiem Lothara i z uśmiechem wymieniła
z nim i z Lilly ukradkowy ukłon.
Zauważyła to tylko pani von Stein, której ze Wzburzenia buchnęła
krew do twarzy.
Na dużej przerwie wszyscy ruszyli do foyer. Chcieli bezpośrednio
z bliska obejrzeć najdostojniejsze towarzystwo.
Również Lothar i Lilly wstali ze swych miejsc. — Może przejdziemy
do foyer, Riidigerze? — zapytał Lothar, mając nadzieję, że ten zostanie
w loży, żeby uniknąć spotkania z hrabiną.
Ale hrabia Rudiger spokojnie się podniósł. — Na pewno chciałaby
pani zobaczyć ich królewskie moście bezpośrednio z bliska, baronówno
Annedore?
188
popatrzyła nań niezdecydowanie. Loża naprzeciwko była pusta.
__ Nie muszę, hrabio Riidigerze. Jeżeli woli pan zostać w loży, to
mnie to też odpowiada.
Ale hrabia Riidiger wyprostował się dumnie. — Nie, me, wy-
hodzimy. Pani to wszystko musi zobaczyć. Niech pani idzie z nami,
baronówno Annedore.
Tak więc wyszli wszyscy, hrabia Rudiger z panią von Stein
i Annedore przodem, rodzeństwo za nimi.
A w foyer, gdzie ludzie się tłoczyli, małżonkowie od razu się spotkali.
Hrabina prawie otarła się o hrabiego Riidigera, przechodząc koło niego,
i popatrzyła zdumionymi, palącymi oczami prosto w jego twarz. Ale on
dumnym i zimnym spojrzeniem prześlizgnął się po niej. Wówczas
utkwiła natarczywy wzrok w baronównie, która cała drżąca obserwo-
wała to spotkanie. I Annedore przestraszyła się aż do głębi serca tego
wrogiego spojrzenia hrabiny. Było jej tak, jakby musiała przed tą ko-
bietą, którą przecież pogardzała z powodu jej niewierności, spuścić oczy,
bo kochała hrabiego Riidigera. I wydawało jej się to wprost grzechem.
Potem hrabina przeszła koło nich, i Annedore zauważyła, że bez
żadnego zażenowania zagadnęła Lothara i Lilly.
Annedore w towarzystwie Riidigera i pani von Stein poszła dalej.
Z lękiem i niepokojem spojrzała na Riidigera. Wówczas odwrócił się
i dostrzegł jej bladą, pełną strachu buzię. Słaby uśmiech przemknął mu
przez twarz.
— Niech pani tak na mnie nie patrzy, Annedore. Czuję, że pani się
łaskawie o mnie martwi... z powodu tego spotkania. Ale może pani być
całkiem spokojna. Pozorami nie warto się denerwować.
Odetchnęła. Jej oczy promieniały ciepłym blaskiem.
— Ach, ale ja się wystraszyłam, jak usłyszałam, kim jest ta dama
naprzeciwko — wybuchnęła zdenerwowana.
— Czemu? — zapytał cicho.
— Westchnęła. — Ze względu na pana! To przecież musi pana
boleć.
Pokręcił przecząco głową. — Nie, już nie. To już przebolałem. Z tej
strony już nic nie może mnie ugodzić.
— Chwała Bogu — powiedziała cicho. Było to jakby do siebie,
ale on to jednak dosłyszał. I to go wzruszyło. Ale wytłumaczył sobie,
189
że ona jest miłym, dobrym dzieckiem, które »ie może patrzeć, jak ktoś
cierpi.
Udało mu się teraz umożliwić Annedore przyjrzenie się z bliska ich
królewskim mościom. Poza tym gawędził z nią i panią von Stein, jakby
nic go nie obeszło spotkanie z żoną.
Przyłączyli się też znowu do nich Lothar i Lilly.
— Musieliśmy się przywitać z Ursulą, Riidigerze, ona nas zagadnęła
i nie mogliśmy przecież udać, że jej nie widzimy. Wybaczysz nam to?
— zapytała Lilly, jednak trochę zmieszana.
— To nie wymaga wybaczenia — odparł chłodno.
Ale Annedore uważała, że to rodzeństwo powinno chyba było
w obecności swego brata uniknąć publicznego witania się.
Hrabina w wielkim pośpiechu umówiła się z Lilly, w jaki sposób
w najbliższych dniach będą mogły się zobaczyć i porozmawiać.
— Najlepiej będzie, jak ty do mnie przyjdziesz, Lilly, mamy sobie
wiele do powiedzenia — powiedziała.
Hrabianka z radością zgodziła się na to, zaś Ursulą, uśmiechając się
szyderczo, dodała: — Nie rozmawiajmy za długo, bo Riidiger gotów
was pozwać przed sąd karny. Do zobaczenia!
— Do zobaczenia, Ursulo! — odparła Lilly podając rękę hrabinie
i szybko odchodząc.
Lothar zaś podniósł rękę Ursuli do ust i spojrzał na nią roz-
radowany. — Czy nie sprawiam ci bólu, Ursulo?
— A to czemu?
— Bo jestem zmuszony cię opuścić. Jakie by to było podniecające
móc siedzieć w twej loży, a potem zjeść z tobą kolację. Zamiast tego
nudzę się karygodnie w ospałej atmosferze ludzkiej doskonałości.
Spojrzała na niego promiennym wzrokiem.
— Ta baronówna jest rzeczywiście bardzo ładna. Jestem zadowolo-
na, że mogłam się zmierzyć z tak interesującą rywalką i odnieść
zwycięstwo.
— Ona nie może się z tobą równać, chociaż jest rzeczywiście urocza.
— Czy nie będziesz zbyt głęboko zaglądał w te jej niewinne,
niebieskie jak niezabudki oczy? — przekomarzała się.
— Ależ tak, będę to robił... ale tylko po to, by skonstatować, że
pewne ciemne oczy są jeszcze piękniejsze.
190
— No idź już! — ponaglała go.
Jeszcze raz pocałował ją w rękę.
— Słodka, uwielbiana Ursulo!
Uśmiechnęła się do niego uwodzicielsko. Oderwał się od niej
i poszedł za swoją siostrą.
Przerwa się skończyła. Zajmowano z powrotem miejsca. Dwór był
obecny aż do końca.
Ale loża hrabiny Ursuli była po drugim akcie pusta. Jej pragnienie
zostało spełnione, zobaczyła baronównę Rottberg i stwierdziła, że
rzeczywiście jest to piękna istota. Świadomość tego, mimo że odniosła
nad nią zwycięstwo, podniosła ją w jej własnych oczach. Wierzyła przecie,
że Annedore kocha Lothara i tęskni do tego, żeby zostać jego żoną.
23
Zaraz następnego dnia hrabia Riidiger udał się do swojego ad-
wokata. Dowiedział się, że sprawa została załatwiona zgodnie z jego
życzeniem i że już w najbliższych dniach otrzyma akta udzielonego mu
zgodnie z prawem rozwodu.
Z uczuciem, że został mu zdjęty z serca wielki ciężar, opuścił
adwokata i'pojechał natychmiast do pani von Stein.
Chciał zabrać ją i obie młode damy na zwiedzanie pewnej wystawy
obrazów. Tak więc ciotka Johanna dowiedziała się pierwsza o tym, że
jego rozwód został już przeprowadzony i bez komentarza uścisnęła
tylko w milczeniu siostrzeńcowi rękę.
Annedore przeżywała teraz w Berlinie cały szereg radosnych i pięk-
nych dni — zawsze w towarzystwie hrabiego Riidigera. Hrabia Lothar
miał podejrzanie zbyt często “służbę" i rzadko się pokazywał, a Lilly
także coraz częściej uwalniała się od nich pod pretekstem, że chce się
spotykać z przyjaciółką z pensji. Udawała się wtedy zawsze do hrabiny
Ursuli i spędzała z nią i Lotharem wesołe godziny. Tych troje wzajemnie
siebie godnych ludzi układało z zapałem plany na przyszłość. Hrabina
Ursulą dostała również od swego radcy prawnego wiadomość, że roz-
191
wód jest już faktem dokonanym i że w tych dniach nadejdzie pocztą
orzeczenie sądowe. Zaraz potem Lothar miał iść do Riidigera i go
powiadomić, że się zaręczył z hrabiną Ursulą i w przyszłości jego siostra
zamieszka z nimi i nie wróci już do Lindecku. Wszyscy troje chcieli
potem zostać w Berlinie do Wielkanocy. Lothar zamierzał wystąpić
z wojska i w Wielkanoc miał się odbyć cichy ślub. Podczas gdy młoda
para będzie w podróży poślubnej, Lilly zostanie w Berlinie pod opieką
pani von Hausmann, a potem wszyscy razem spędzą lato w majątku
hrabiny Ursuli w Polsce.
W parę dni później Rudiger dostał orzeczenie rozwodu. Odetchnął
wreszcie z ulgą. Cóż on by za to dał, żeby tę swoją odzyskaną wolność
mógł złożyć w ręce Annedore. Jego miłość do niej zapuszczała korzenie
coraz głębiej i marzył by z nią być i opiekować się nią na zawsze.
W ostatnim czasie naszły go wątpliwości, czy powinien dalej prze-
szkadzać Annedore w zawarciu związku małżeńskiego z Lotharem.
Wydawało mu się nieraz, że już nie zniesie jej bolesnego spojrzenia, więc
myślał, że może będzie mu łatwiej, jeśli ona rzeczywiście będzie żoną
innego. Ale potem przypominał sobie nikczemy charakter Lothara,
i wtedy postanawiał, że musi Annedore za każdą cenę, nawet wbrew jej
woli, przed nim strzec.
Około południa pojechał do pani von Stein. Przyjęła go w swoim
małym, przytulnym saloniku. Tylko Annedore była z nią. Lilly poszła
znowu odwiedzić swoją “przyjaciółkę" i wzięła sobie wolne na całe
popołudnie. Lothar miał podobno służbę. Poprzedniego dnia w obec-
ności Lothara i Lilly umówili się, że dziś nigdzie nie pójdą, ażeby po tych
wszystkich napięciach trochę wypocząć. Ale Annedore czuła się dobrze
i wcale nie potrzebowała wypoczynku. Poza tym był piękny, pogodny
zimowy dzień i hrabia po odzyskaniu wolności był w szczególnie dob-
rym humorze. Tak więc zaproponował, żeby wybrać się na przejażdżkę
i żeby potem pójść coś zjeść do pewnej znanej, wytwornej winiarni.
Pani von Stein i Annedore natychmiast się na to zgodziły.
— Ale czy pani rzeczywiście nie jest zmęczona, baronówno An-
nedore? — zapytał Rudiger.
— O nie, wcale nie. Cieszę się na tę przejażdżkę. Czy nie uważa pan,
hrabio, że ja tu w Berlinie zrobiłam się żądna uciech? — zapytała
żartobliwie.
792
Spojrzał na nią dziwnie niespokojnymi oczyma. Była taka czarująca
w tym swoim dziewczęcym wdzięku. — W końcu nie zechce pani wcale
wyjeżdżać z Berlina — odparł.
Pokręciła przecząco głową. — Nie, na zawsze nie chciałabym tu
zostać. Nie mogę też powiedzieć, że wszystko tu mi się podoba. Niejedno
uważam za okropne i przygnębiające. Ale wszystko jest przecież dla
mnie nowe i wszystko chciałabym zobaczyć, żebym tak prędko nie
potrzebowała znów przyjeżdżać do Berlina.
Roześmiał się ciepło i serdecznie, jak jeszcze nigdy dotąd nie słyszała.
Więc wsłuchiwała się w ten wesoły, swobodny śmiech przestraszona,
a przecież jednak szczęśliwa. To ją samą wprawiało w wesołość.
W świetnym nastroju wsiedli razem z ciotką Johanną do samochodu
i wyruszyli. Po przejażdżce przez Tiergarten samochód zatrzymał się
przed winiarnią, gdzie chcieli zjeść obiad. Tu wysiedli i Rudiger
poprowadził panie przez kilka małych sal, szukając jakiegoś przytul-
nego miejsca. Lokal był tłumnie odwiedzany i najlepsze miejsca były już
zajęte.
Gdy weszli do trzeciej sali, hrabia Rudiger nagle zatrzymał się w pół
kroku. Patrzył zaskoczony na stolik pod oknem.
Annedore i pani von Stein poszły za jego wzrokiem. I oto zobaczyły
hrabiego Lothara z Lilly i hrabiną Ursulą siedzących razem w najlepszej
komitywie. Wszyscy troje byli już mocno podochoceni i właśnie
podnosili w górę kieliszki z szampanem.
Wtedy hrabia Rudiger jednym ruchem zawrócił. Jego twarz była
surowa. — Lepiej usiądźmy w pierwszej sali — powiedział spokojnie.
Obie panie szybko poszły za nim, zaś trójka pod oknem wcale ich nie
zauważyła.
Annedore była blada jak ściana. Gdy hrabia Rudiger zatrzymał się
w pierwszej sali i rozglądał się za jakimś miejscem, położyła mu rękę na
ramieniu.
— Może byśmy poszli do innego lokalu, hrabio — zapytała cicho.
Spojrzał w jej bladą twarz. Wtedy doszło do jego świadomości, że to
spotkanie ją musiało przecież mocniej zranić niż jego. On widział w tym
spotkaniu jeszcze tylko jeden nowy dowód na to, że jego rodzeństwo
wciąż stoi po wrogiej mu stronie. Ale dla niej było to odkrycie, że Lothar
ją okłamuje. Usprawiedliwiał się służbą, a wolał spędzać czas w towa-
* — Przez cierpienie do szczęścia
193
rzystwie Ursuli niż jej. Dlatego Annedore zapragnęła wyjść z tego
lokalu.
— Tak, pojedziemy dalej, w tych pomieszczeniach jest rzeczywiście
bardzo pełno — powiedział i poprowadził panie do wyjścia.
Gdy już gdzie indziej zjedli obiad, pani von Stein zaprosiła ich na
filiżankę herbaty do siebie. I w przytulnym saloniku udało się jej
przywrócić wreszcie znowu weselszy nastrój.
Zaraz potem weszła do domu Lilly. Nie miała pojęcia, że była
widziana w towarzystwie Ursuli i Lothara, więc opowiadała, gdy usiadła
do herbaty, jak to uroczo było u jej przyjaciółki z pensji. Wspominały
sobie szkolne lata i zamierzają się wkrótce znowu spotkać. Już się z nią
umówiła popołudniu pojutrze.
Jej słuchacze w trakcie tego kłamliwego opowiadania, które, ozdo-
bione najrozmaitszymi szczegółami, tak gładko przechodziło jej przez
usta, mieli okropne uczucie. Annedore wpatrywała się w nią przerażona.
Ale tak samo jak Riidiger i ciotka Johanna nic nie powiedziała, że
widzieli Lilly.
Hrabia Rudiger z gorzkim, pogardliwym uśmiechem patrzył w ładną
twarz siostry. ,,A więc tak wygląda kłamstwo" — myślał.
Annedore to rumieniła się, to bladła. Wstydziła się za Lilly. I gdy ta
po pewnej chwili poszła na parę minut do swego pokoju, patrzyła za nią
zupełnie wytrącona z równowagi.
Hrabia Rudiger wziął ją za rękę. — Biedna Annedore!... Zapewne
nie sposób pani pojąć, że kłamstwo może człowiekowi tak gładko
przechodzić przez usta.
Oddychała ciężko. — Jak jest to możliwe? Jak Lilly może opowiadać
nam takie bajki? Gdybym jej sama nie widziała siedzącej z hrabiną
Ursulą i pana bratem w tej winiarni, to nie wierzyłabym — wybuchnęła
zdenerwowana.
Pogłaskał ją uspokajająco po ręce. — Nie powinna się pani tym
denerwować. Lilly nie chce,»żebyśmy wiedzieli, że się spotyka z hrabiną.
Lothar również nie mówił o tym może dlatego, żeby mnie oszczędzać.
Ale ona pokręciła energicznie głową.
— Nie, to było obrzydliwe. Powinna była milczeć, jeśli nie chciała
powiedzieć prawdy. Nikt jej nie zmuszał do mówienia. A... urwała
nagle, jakby zirytowana, i popatrzyła martwym wzrokiem przed siebie.
194
Spoglądał na nią zatroskany. Czy zrozumiała wreszcie, że również
Lothar musi być istotą fałszywą i zakłamaną?
— Kochana Annedore, niech się pani uspokoi.
W tym momencie weszła Lilly.
Annedore zerwała się od stołu. Przy jej uczciwym charakterze było
teraz dla niej niemożliwe rozmawiać uprzejmie z Lilly. Z gwałtownie
wyrzuconymi z siebie przeprosinami opuściła szybko pokój.
Hrabia Rudiger i ciotka Johanna spojrzeli sobie z powagą w oczy.
Ale Lilly patrzyła za Annedore zdumiona.
— Co jej się stało? — zapytała.
Rudiger spojrzał na nią z gniewem. — Doświadczyła właśnie
wielkiego cierpienia. Ale żebyś sobie oszczędziła dalszych komedii,
które ranią jej uczciwą duszę, chcę ci powiedzieć, że widzieliśmy cię
siedzącą z hrabiną i Lotharem w winiarni. Myśmy bowiem też tam byli.
I Annedore nie może pojąć, że ty nam z taką swadą opowiadasz bajki
o tej swojej przyjaciółce z pensji.
Hrabianka zrobiła się czerwona jak burak. Ale potem rzuciła
przekornie głową do tyłu. — No więc śmiało, byłam razem z Ursulą
i Lotharem. Ze względu na ciebie wymyśliłam tę wymówkę. I żebyś
wiedział: już kilka razy byłam razem z Ursulą i... w przyszłości zostanę
z nią na zawsze, nie wrócę już do Lindecku. — Z tymi słowami zerwała
się od stołu i szybko opuściła pokój.
Hrabia Rudiger popatrzył za nią. Potem odwrócił się do pani von
Stein. — Co mam robić, ciociu Johanno?
Starsza pani, zwykle tak dobrotliwa, wyglądała na bardzo roz-
gniewaną. — Puścić, jeśli się nie da zatrzymać — powiedziała twardo.
Wziął głęboki oddech. — Czyż nie jest moim obowiązkiem nad nią
czuwać.
Spojrzała nań, już znowu spokojna, poważnymi oczami.
— Drogi Riidigerze, tyś przez cały ten czas robił dla swojego
rodzeństwa więcej niż wymagał obowiązek. Jeśli Lilly chce cię porzucić,
nie powinieneś jej zatrzymywać. Zrezygnuj z niej. W niej już nic się nie da
uratować, wierz mi. Tak przewrotny i podły charakter, jaki mają Lilly
i Lothar, nie jest już zdolny do odmiany.
Westchnął głęboko. — Że też takiemu człowiekowi Annedore w tej
swojej dziecinnej głupocie się oddała.
795
Pani von Stein wzięła go za rękę. — Nie trać nadziei, Rudigerze,
Annedore pozna się i na Lotharze, tak jak poznała się na Lilly. Bo taka
osoba jak ona nie może kochać kogoś, kim gardzi. Ona jeszcze dojdzie
do tego odkrycia i poprosi cię wtedy z całym zaufaniem: Zerwij te pęta,
które w niewiedzy i zaślepieniu dałam sobie nałożyć.
Potarł nerwowo czoło. — Nie wierzę w to. Annedore należy do ludzi,
którzy przyjęty na siebie obowiązek wypełniają ze wszystkimi konsek-
wencjami aż do samozniszczenia.
Pani von Stein patrzyła nań zatroskana.
— Biedny Rudigerze, jak ty się zamartwiasz o to dziecko.
— Powierzono mi je... i jest mi ono drogie, ciociu Johanno, droższe
niż moje życie.
Kiwnęła głową. — Zauważyłam to, Rudigerze, i nie wątpię w po-
myślne rozwiązanie tej sytuacji. Annedore nie jest jeszcze zaręczona,
dzięki twojemu sprzeciwowi. Jeszcze prawie roku brak do jej pełnoletno-
ści. Do tej pory wiele może się stać.
— Tak, ale ja widzę tylko cierpienie i walkę o nią. Ona kocha
Lothara i będzie zrozpaczona,'jak się całkiem pozna na tym, że on jest
nic niewart. To jej wzburzenie teraz z powodu kłamstwa Lilly dotyczyło
na pewno w dużej mierze Lothara. Musi ją to przecież zaboleć, jeśli
uzna, że jest niegodny jej miłości.
— Ty też przeszedłeś przez te doświadczenia.
— Tak, ale ja jestem mężczyzną. A ona... jak ona to zniesie?
— Nie niepokój się bardziej, niż potrzeba. Przy całej jej wrażliwości
uczuciowej nie jest-słabym charakterem.
Hrabia Rudiger pocałował starszą panią w rękę.
— Żebym jakoś mógł pomóc! Mam- tylko jedno gorące pragnienie:
ujrzeć ją szczęśliwą.
Pogłaskała go po ręce. — Jesteś jeszcze za młody, żeby rezygnować,
mój kochany Rudigerze. I miejmy nadzieję, że jeszcze i twoje drzewo
życia zakwitnie i wyda owoce. Tobie, jak do tej pory, życie jest bardzo
wiele winne i jeszcze wiele ci się od niego należy.
24
Lilly jak tylko znalazła się w swoim pokoju, napisała zaraz list do
Lothara.
Kochany Lotharze!
Rudiger, ciotka Johanna i Annedore widzieli nas dziś w południe
siedzących w winiarni. Byli tam. Rudiger mi to powiedział, po tym,
jak Annedore w największym oburzeniu wyszła z pokoju, gdy
opowiadałam o swej wizycie u mojej przyjaciółki z pensji. Ona już na
zawsze pozostanie małym głuptaskiem i to dobrze, że nie zostanie
Twoją żoną. Ponieważ w międzyczasie nastąpił rozwód Ursuli
i Rudigera, radzę Ci natychmiast z Rudigerem porozmawiać. Ja mu
powiedziałam, że nie wracam już do Lindecku. Zrób to lakonicznie
i bezboleśnie! W Twoim interesie będzie też, jeżeli szybko się
oświadczysz Ursuli i z nią zaręczysz. Trzeba, aby była mocno z Tobą
związana.
W pośpiechu z serdecznym pozdrowieniem
Twoja siostra
Lilly
Szybko zakleiła liścik i zaniosła go zaraz do skrzynki pocztowej.
Hrabia Lothar otrzymał go następnego ranka. Przeczytał i za-
gryzając usta zapatrzył się przed siebie. — No tak, żadna blaga już tu nic
nie pomoże. Będzie rzeczywiście najmądrzej natychmiast z tym skoń-
czyć.
W godzinę później kazał się zaanonsować u hrabiego Rudigera
w jego hotelowym salonie.
— Co cię tak wcześnie rano do mnie sprowadza? — zapytał.
Lotharowi zrobiło się jednak trochę duszno pod wpływem po-
ważnego, chłodnego wzroku brata. Musiał przywołać na pomoc całą
swoją bezczelność, żeby dodać sobie odwagi.
— To, co mam ci do zakomunikowania, zapewne wprawi cię
w
zdumienie, Rudigerze. Nie będę robił długich ceregieli i wyrażę to
możliwie krótko i węzłowato.
797
— Proszę cię bardzo.
Lothar wziął głęboki oddech. — A więc krótko mówiąc, Riidigerze,
przyszedłem tu, żeby ci powiedzieć, że się wczoraj zaręczyłem.
— Zaręczyłeś się? Co to ma znaczyć? Z kim się zaręczyłeś?
Lothar zmusił się, żeby zrobić obojętną minę.
— Z moją byłą szwagierką... z Ursulą.
Riidiger wytrzeszczył na niego oczy, jakby wątpił, czy brat jest przy
zdrowych zmysłach. — Co ty mówisz? — zapytał ochryple.
Lothar spuścił wzrok na swoje ręce, ponieważ nie mógł znieść
spojrzenia Riidigera.
— Rozumiem dobrze, że jesteś zdziwiony i wytrącony z równowagi.
A więc powtarzam ci, że się wczoraj zaręczyłem z Ursulą. Lilly mi
napisała, że widzieliście nas w winiarni. Gdyby nie to, odczekałbym
jeszcze parę dni, zanim przyszedłbym z tym oznajmieniem do ciebie. Ale
tak jest przecież dla wszystkich stron najlepiej, że się dowiadujesz o tym
od razu. Ja już jakiś czas temu doszedłem z Ursulą do porozumienia
i chciałem tylko dostać potwierdzenie rozwodu, zanim cię zawiadomię
o naszych zaręczynach.
Hrabia Riidiger podniósł się powoli i wyprostował na całą swoją
wysokość. Brzydziło go to połączenie braku charakteru i podłości.
Jednak nie to go teraz ugodziło najmocniej. Pomyślał o Annedore. Jak
na nią podziała ta wiadomość? Ze spojrzeniem pełnym pogardy po-
wiedział ostro i przejmująco: — Chyba zapomniałeś, że jesteś związany
słowem z Annedore von Rottberg.
Lothar również się podniósł i wyprostował wyzywająco. — Związa-
ny? Nie jestem z nią związany. Ty sam się przecież nie zgodziłeś, żebym
się z nią zaręczył.
— Rzeczywiście nie. Ale ty wielokrotnie jej i mnie oświadczałeś, że
mimo to uważasz ją za swoją narzeczoną i będziesz czekał do osiągnięcia
przez Annedore pełnoletności, aby się z nią potem ożenić.
Lothar wzruszył ramionami. Było mu głupio, ale nie chciał dać tego
po sobie poznać.
— Mój Boże — powiedział od niechcenia — robiłem to, oczywi-
ście, z przekory wobec twojego wtrącania się w naszą sprawę. Ale
powiedziałem sobie, że to nonsens czekać na tak niepewną przysz-
łość. Annedore nigdy mnie też nie zachęcała, wręcz przeciwnie. Była
198
zawsze bardzo powściągliwa i nie pozwoliła mi na najmniejszą nawet
poufałość.
— Czy nie rozumiesz tego? Ponieważ nie była jeszcze twoją
narzeczoną, nie wolno jej było sobie na nic pozwolić. Ona się do tego nie
nadaje, żeby wdawać się w miłostki. Jeżeli ja nawet, posłuszny swojemu
obowiązkowi, musiałem założyć sprzeciw wobec waszych zaręczyn, to
ty przecież związałeś się swoim słowem, tak jak Annedore czuła się
związana swoim słowem z tobą.
Lothar wzruszył ramionami. — Ja jednak nie miałem ochoty żebrać
latami o jej rękę jak o łaskę. Ty mi wyraźnie powiedziałeś, że te
zaręczyny są nieważne, i ja pozwoliłem sobie skorzystać z tej wolności,
którą mi dałeś. Ja nie uznaję żadnych więzów i zadysponowałem moją
osobą tak, jak mi się wydawało słuszne.
W twarzy Rudigera zadrgała irytacja, chociaż pozornie zmuszał się
do spokoju. — Oczywiście żadne prawo nie zmusza cię do dotrzymania
tych zaręczyn. Jest to po prostu sprawa honoru.
Lothar zrobił się o jeden odcień bledszy. — No dobrze, ja właśnie nie
chcę. Czuję się wolny i związałem się gdzieś indziej. Tym samym sprawa
jest dla mnie skończona, więc proszę cię tylko zawiadomić baronównę
jakoś oględnie, że rezygnuję z jej ręki.
Spojrzeniem pełnym pogardy Riidiger obrzucił swego brata. — Do-
brze, niech będzie. Ja zaś mogę przecież tylko baronównie życzyć
szczęścia, że los ją ustrzegł przed zostaniem twoją żoną. Niewątpliwie, ty
lepiej pasujesz do tej kobiety, którą chcesz teraz postawić u swego boku.
Ja ci nie mogę przeszkodzić jej poślubić. Ale musisz zdać sobie jasno
sprawę, że w przyszłości nie może być między nami dwoma żadnego
kontaktu.
Lothar wyprostował się. — W tej sprawie nie mam żadnej wątpli-
wości. I myślę, że obaj nie będziemy szczególnie cierpieli z powodu
dalszego oziębienia stosunków między nami — powiedział z lekką
drwiną.
— Nie, nie będziemy. Braterskiego stosunku między nami i tak
Przecież nigdy nie było. Brak mi wszelkiego zrozumienia dla twojego
Postępowania, ale uważałbym za rzecz jeszcze gorszą, gdybym nie
ustrzegł baronówny od czegoś gorszego niż to zło, jakie jej teraz ty
w
yrządzisz. Najlepiej chyba będzie, jeśli jej zaoszczędzisz wszelkiego
199
widywania się z tobą, a ja sam jej wiadomość o twoich zaręczynach tak
oględnie, jak to tylko możliwe, przekażę.
— Proszę cię o to.
— No to nie mamy sobie już nic więcej do powiedzenia. To, co ci się
jeszcze będzie należało z dochodów Lindecku. będę ci przekazywał przez
bank.
— To mi odpowiada. I chcę cię jeszcze powiadomić, że Lilly
chciałaby w przyszłości mieszkać u mnie. Ona już nie wróci dój
Lindecku.
— Powiedziała to już wczoraj. Ja jej nie mogę zatrzymać i nawel
nie chcę. Niech idzie bez przeszkód, dokąd chce. Należące się jej pie-
niądze na drobne wydatki tak samo będę jej przekazywał prze2
bank.
— Wobec tego wszystko zostało już załatwione — powiedziaj
Lothar po kupiecku.
— Tak, skończyliśmy ze sobą.
Lothar się odwrócił, żeby odejść. Przy drzwiach się zatrzymał i ra
jeszcze się odwrócił.
— Mam twoje słowo, Riidigerze, że ta sprawa z wekslem pozostani^
tylko między nami dwoma.
Pogardliwy, gorzki uśmiech pojawił się na twarzy Riidigera. — Mar
zwyczaj dotrzymywać słowa. Zresztą... poczekaj chwilę... nie mam
w tym żadnego interesu, żeby ten papier przechowywać. Czyniłem te
przecież tylko po to, żeby ustrzec baronównę i żeby ze względu na nią
mieć w rękach broń przeciwko tobie. Teraz już tego weksla nie
potrzebuję.
Lothar z zaczerwienionym czołem postąpił z powrotem w głąt
pokoju. — Chciałeś...?
— Ten sfałszowany weksel ci oddać... tak. Oto on... uważaj go za
3
!
prezent ślubny ode mnie.
Lothar szybko złapał papier, który Riidiger położył na środku stołu.
Sprawdził, że to jest rzeczywiście ten sfałszowany weksel, i podarł go
szybko na drobne kawałki.
Odetchnąwszy z ulgą, odstąpił do tyłu w kierunku drzwi. — Dziej
kuję ci. I jeżeli nawet nie możesz zrozumieć ani pochwalać mojegc
postępowania, weź pod uwagę, że jestem tym wydziedziczonym
fortunę i nie siedziałem, tak jak ty, nad pełną miską. Spróbuj wykre-
ślić mnie ze swego życia bez urazy. Teraz, kiedy nasze drogi się
rozchodzą na zawsze, a ja wreszcie wywalczyłem pozycję, jakiej
potrzebuję, rezygnuję z mojej urazy do ciebie, jako tego wybrańca losu.
Bądź zdrów!
Ze zdumieniem i w milczeniu patrzył Riidiger na brata. — Bądź
/drów!
. . ,
Przez chwilę jeszcze stali naprzeciw siebie i po raz pierwszy me było
we wzroku Lothara wrogości, a w oczach Riidigera był raczej smutek mz
gniew. Teraz Lothar szybko się odwrócił i wyszedł.
Gdy drzwi się zamknęły, starszy brat opadł na fotel.
— Annedore, biedna mała Annedore, jak ty to zniesiesz! — po-
wiedział szeptem do siebie.
I serce go zabolało ze strachu i troski o nią.
Po chwili, już uspokojony, spojrzał na zegarek, a potem przygotował
się do wyjścia.
25
Annedore nie widziała już Lilly. Wieczorem ta pozostała w swoim
pokoju, a następnego ranka nie zjawiła się na śniadanie.
Około dwunastej przyszedł goniec z pensjonatu Ursuli. Przyniósł list
dla hrabianki od jej brata.
List ten brzmiał:
Kochana Lilly!
Sprawę z Rudigerem już załatwiłem. Wszystko poszło gładko.
On przekaże Annedore wiadomość o moich zaręczynach. Rób tak
żebyś mogła przed tym stamtąd się usunąć, najlepiej tak szybko, jak
to tylko możliwe. Oczekujemy Cię tu u Ursuli. Ona już zamówiła
pokój dla Ciebie w swym pensjonacie. Do radosnego zobaczenia!
Twój wierny brat Lothar
201
200
Lilly odetchnęła. Rzeczy miała już częściowo spakowane, więc
zakończyła teraz tę pracę w błyskawicznym pośpiechu. Wkrótce potem
usłyszała, że przyszedł Riidiger. Otworzyła drzwi na korytarz. — Czy
mogę z tobą przez parę minut porozmawiać, Riidigerze?
— Jestem do dyspozycji — powiedział on, rad, że będzie miał
jeszcze parę minut, zanim będzie musiał przekazać Annedore tę złą
wiadomość.
Wszedł do pokoju i zobaczył, że jej spakowane walizki stoją już
gotowe.
— Czego sobie życzysz? — zapytał spokojnie.
Wzięła głęboki oddech. — Lothar mnie właśnie zawiadomił, że
z tobą rozmawiał... że ty teraz już wszystko wiesz.
— Tak, wiem wszystko!
— Zaraz się przeniosę do Ursuli. I chciałabym się z tobą pożegnać.
Annedore nie chcę już widzieć, od wczoraj nie opuszczałam mojego
pokoju. Spotkanie byłoby dla nas obu tylko przykre. Proszę, powiedz
jej, że kazałam ją raz jeszcze serdecznie pozdrowić... i że jej dziękuję za
wszystkie okazane mi uprzejmości.
— Zrobię to.
— Dziękuję ci. Pożegnaj też ode mnie ciotkę Johannę. I przekaż, że
dziękuję jej za gościnę. Zresztą będzie rada, że się mnie pozbędzie.
Usunę się bez zwracania na siebie czyjejkolwiek uwagi. Moje rzeczy
chyba mi przyślesz do pensjonatu. Tu jest adres.
Wręczyła mu karteczkę, którą on sobie schował. — Zrobię to. A chcę
ci jeszcze powiedzieć, że przeznaczyłem odpowiednią sumę na posag dla
ciebie. Jest zdeponowana na twoje imię w banku. Jeśli będziesz miała
wyjść za mąż, możesz nią rozporządzać. Do tej pory należą ci się od tej
sumy odsetki i możesz je w banku podejmować razem z przysługującymi
ci pieniędzmi na drobne wydatki. W każdym razie będzie ci przecież
przyjemnie, jeżeli nie uzależnisz się całkowicie od przyszłej żony swojego
brata. Nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć. A bynajmniej nie chcę
się dowiedzieć, że żyjesz w biedzie.
Dopiero teraz hrabianka zawstydziła się trochę. Zaczerwieniła się.
— Cieszę się oczywiście z tego... dziękuję ci.
— To nie wymaga żadnego podziękowania. Byłem to winien
pamięci mojego ojca. Bądź zdrowa... i niech ci się dobrze wiedzie!
202
— Z tymi słowy opuścił jej pokój i poszedł do pani von Stein, która
przyjęła go w swoim saloniku. Kiedy wszedł, szybko do niego podeszła.
_ Dzień dobry, Riidigerze! Słyszałam już, że przyszedłeś. Byłeś
u Lilly?
_ Tak, ciociu Johanno, odbyliśmy naszą ostatnią rozmowę.
— Ostatnią?
— Tak, ona opuszcza twój dom.
— Jeszcze dziś?
— Tak... kazała cię pożegnać i podziękować za okazaną gościn-
ność. Nie chciałaby spotkać się już ani z Annedore, ani z tobą.
— To nam zaoszczędzi przykrych chwil.
— Gdzie jest Annedore?
— W swoim pokoju. Chce napisać obszerny list do swojej przyjació-
łki Lisy. Kiedy jednak każę jej powiedzieć, że tu jesteś, to zaraz tu
przyjdzie.
— Nie... nie każ mnie jeszcze anonsować. W ten sposób będę miał
czas cię poinformować o wszystkim, co się stało. Potem będziesz mi
musiała umożliwić sam na sam z Annedore... mam jej do powiedzenia
coś bardzo trudnego.
Pociągnęła go na kanapę i usadowiła obok siebie. — Napędziłeś mi
strachu, Riidigerze. Co się stało?
Odetchnął głęboko i ze ściśniętym gardłem zaczął: — Najpierw to
najważniejsze, ciociu Johanno: Lothar się zaręczył... z moją roz-
wiedzioną żoną.
Drgnęła i patrzyła nań bezradnie. — Nie, to jest przecież niemożliwe!
Uśmiechnął się gorzko. — Dla takich osób, jakimi są mój brat
i siostra wszystko jest możliwe, nawet to, co nam, zbyt prostolinijnie
myślącym ludziom, wydaje się niemożliwe.
Pokręciła bezradnie głową.
— Toż to przecież niesłychane! Opowiedz mi, Riidigerze, jak się
o tym dowiedziałeś?
Opowiedział jej o swojej rozmowie z Lotharem i Lilly.
Ujęła jego rękę ze współczuciem. — Mój biedny Riidigerze, to cię
znowu kosztowało kawał wiary w ludzi.
Przejechał ręką po czole. — Mnie to mniej dotknęło niż myślisz,
ciociu Johanno. Lothar i Ursula do siebie pasują, a w takim razie jedno
203
nie będzie cierpieć, gdy poniesie klęskę z winy drugiego. Oni nie
wymagają od siebie więcej, niż mogą sobie dać. Ale ja się martwię
niezmiernie o Annedore. Chociaż ustrzeże ją to od złego losu, to jednak
musi zachwiać jej zaufanie do ludzi i sprawić ogromny ból. Boję się
przynieść jej tę wiadomość.
Pani von Stein patrzyła przed siebie w zamyśleniu. — Mogę sobie
wyobrazić, Riidigerze, jak ciężko ci przyjdzie jej to oznajmić. Pozwól
więc mi to z ciebie zdjąć. Ja jej to przekażę możliwie jak najdelikatniej.
Gwałtownie pokręcił głową. — Nie, ja to muszę sam zrobić. Ja wiem,
jak jesteś subtelna i taktowna, ale mam uczucie, że nikt nie mógłby jej
tego przekazać tak oględnie jak ja.
— No to powiedz jej to sam. I Boże dopomóż, żeby zniosła to
łatwiej, niż się tego obawiasz. Zostań tutaj! Pójdę do niej i ją tu do ciebie
przyślę. Nikt wam nie będzie przeszkadzał.
Nie musiał długo czekać, aż Annedore wejdzie do pokoju.
Wyciągnęła do niego rękę.
— Dzień dobry, hrabio! Pan dziś tak wcześnie tutaj. Spodziewałam
się pana dopiero później. Powiedział pan wczoraj, że przed drugą nie
przyjdzie.
^Ujął jej rękę i trzymał mocno i serdecznie w swojej dłoni.
— Rzeczywiście, chciałem przyjść dopiero później. Ale teraz spro-
wadza mnie do pani coś szczególnego.
Uśmiechnęła się do niego. — Czyż już znowu ułożył pan nowy
program rozrywek dla mnie?
Ugodziło go jej bolesne spojrzenie. — Wolałbym przygotowywać
pani rozrywki. Ale niestety, dziś mnie tu sprowadza coś przykrego.
Zaniepokojona i strapiona patrzyła na niego. — Co panu jest,
hrabio? Dopiero teraz widzę... jest pan taki blady, jakby chory. Na
miłość boską, chyba pan zdrów?
Pokręcił przecząco głowa^ i podprowadził ją do fotela.
— Nie, chory nie jestem, tylko bardzo wstrząśnięty, bardzo przy-
gnębiony.
Pełna trwogi ścisnęła sobie ręce. — Pan cierpi... ach, proszę, niech mi
pan powie, czy nie mogę panu jakoś pomóc? — prosiła z taką
żarliwością, która musiałaby mu dać do myślenia, gdyby wszystkie jego
myśli nie były przy tym, jak tu osłodzić jej tę gorycz.
— Nie o mnie tu chodzi, Annedore, lecz o panią.
Odetchnęła i wsłuchiwała się w jego słowa, dzielnie patrząc na niego.
— Niech mi pan powie, o czym ma mnie powiadomić!
Ujął jej obie ręce i spojrzał na nią pełen gorącej troski, tak że serce jej
zaczęło walić głośno i mocno. Potem cicho powiedział:
— Kochana Annedore, ja przez cały ten czas nigdy nie mówiłem
z panią o tym, co jest między panią, a moim bratem. Dziś muszę to uczynić.
Jej twarz zrobiła się nagle blada i posępna. Wyglądała na dojrzalszą
o wiele lat. — Co ma mi pan na ten temat do powiedzenia? — zapytała
cicho.
— Annedore, ja pani wtedy uniemożliwiłem zaręczyny z Lotharem.
Pani jednak mimo to czuła się z nim związana, prawda?
Skłoniła głowę, a jej ręce w jego dłoniach zadrżały. — Tak, dałam mu
słowo, tak jak i on mnie — wyszeptała.
— Odmówiłem pani mojej zgody, bo znałem mojego brata lepiej,
niż pani go znała, bo wiedziałem, że on nie jest pani wart. Później nieraz
się sam siebie pytałem, gdy widziałem panią taką przybitą i nieszczęś-
liwą, czy nie byłoby może korzystniej, gdybym zostawił te sprawy
swojemu biegowi. Da Bóg, znalazłaby pani choć pozorne szczęście
u jego boku. A przecież spełniałem tylko mój obowiązek, gdy od-
mawiałem mojej zgody. Niech mi pani wierzy, nie kierowały mną żadne
osobiste uczucia, a tylko pytałem się siebie: Co zrobiłby ojciec Annedore
na twoim miejscu? Zgodnie z tym postępowałem.
Spojrzała na niego nieśmiało, ale i z zaufaniem. — Ja to wiem... nie
mógł pan inaczej postępować.
— Nie... nie mogłem inaczej. A teraz jestem zmuszony sprawić pani
straszny ból, choć wolałbym sobie zadać największe nawet cierpienie,
niż choćby nawet najmniejsze pani.
Wyprostowała się nagle i wyprężyła. Jej oczy patrzyły na niego
przenikliwie i badawczo. — Proszę, niech mi pan powie bez ogródek, co
ma mi pan do powiedzenia!
— A będzie pani dzielna?
Uśmiechnęła się mimo całego swego niepokoju. — Niech pan będzie
spokojny, będę bardzo dzielna.
Jednym uściskiem puścił jej ręce i wyprostował się: — No to niech
mnie pani posłucha, Annedore. Dziś rano mój brat był u mnie
i
204
205
i powiadomił mnie, że wczoraj... zaręczył się z moją rozwiedzioną
żoną.
Annedore drgnęła jak pod uderzeniem bata. Nie to ją dotknęło, że
Lothar się zaręczył, tylko to, że zaręczył się z hrabiną Ursulą i coś
takiego zrobił swojemu bratu.
Przez chwilę siedziała jak osłupiała i patrzyła na niego tak, jakby nie
rozumiała tego, co usłyszała. A potem zrozumiała: “Jestem wolna...
jesteś wolna od więzów, które cię tak strasznie uciskały!" I wszystko to
uderzyło w nią jak potężna burza i całkiem nieoczekiwanie nagle się cała
rozdygotała. Wyrzuciła ramiona na stół i ukryła w nich twarz. A potem
wybuchnęła płaczem, i płakała tak spazmatycznie i bezradnie, że jej ciało
całe trzęsło się od tego płaczu.
Rudiger zrobił się śmiertelnie blady. Zacisnął zęby i płonącymi
oczyma patrzył na tę płaczącą dziewczynę. Odchodząc od zmysłów ze
strachu i zmartwienia o nią, objął jej ramiona. Stłumionym głosem,
przez zaciśnięte zęby, powiedział zdenerwowany:
— Annedore... kochana Annedore, tak bardzo to boli? Jakie to
okrutne, że to ja, akurat ja musiałem pani zadać tę ranę, ja, który
najchętniej zdmuchiwałbym pani pył sprzed nóg. Bez wahania po-
święciłbym szczęście mojego życia, żeby uratować pani szczęście.
A jednak stoję przed panią bezsilny. Annedore... to mnie tak niezmier-
nie boli, że jest pani nieszczęśliwa z powodu niewierności mojego brata.
Wtedy płacz Annedore nagle umilkł. Zerwała się z miejsca i spojrzała
na niego oczyma roziskrzonymi jeszcze łzami. Energicznie pokręciła
głową.
— Ach nie, nie! Pan całkowicie źle rozumie moje łzy, hrabio
Rudigerze. Ja płaczę nie z bólu, że pański brat zaręczył się z inną... o nie!
Powinnam być szczęśliwa, że odzyskałam moją wolność, gdybym nie
wiedziała, jak bardzo pan musi cierpieć pod wpływaem świadomości, że
pański brat zaręczył się z kobietą, która popełniła wobec pana
wiarolomstwo.
Patrzył na nią zupełnie wytrącony z równowagi.
— Powinna pani być szczęśliwa z powodu odzyskania swojej
wolności? Tak... to pani mojego brata nie kocha?
Gwałtownie pokręciła przecząco głową. — Nie, o nie! Nigdy go nie
kochałam. — I teraz popłynęła z jej ust długa spowiedź. Mówiła o swej
206
pomyłce, o swym zaślepieniu, o tym że ją zwiedziono, że ochoczo dała się
zwieść. I o tym, jak strasznie ją to gnębiło, gdy coraz bardziej
poznawała, że się związała z człowiekiem niegodnym.
— Z kimś, kim w końcu, gdy mi się otworzyły oczy, gardziłam
i kogo nie cierpiałam. Nie mogłam się już tak naprawdę niczym cieszyć.
Często było mi tak, jakbym musiała z moim zmartwieniem uciec się do
pana, żeby wszystko panu powiedzieć, prosić pana, żeby mnie pan od
niego uwolnił, ale pan sam miał takie wielkie zmartwienie... i... ja sama
byłam sobie winna, mojemu nieszczęściu, przez tę moją przekorę wobec
pana. Bo przecież musiałam dotrzymać słowa. A nie widziałam znikąd
pomocy... żadnej... a teraz...
Urwała wyczerpana, rzuciła się na fotel i znowu nią wstrząsało
spazmatyczne łkanie.
Rudiger słuchał tego oszołomiony. Żadnym słowem jej nie przer-
wał. Ale chłonął jej nerwowe słowa jak jakiś uzdrawiający balsam.
Ciężka zmora spadła mu z piersi i ogarnęło go radosne uczucie szczę-
ścia.
Jej szloch już go nie bolał tak jak przedtem. Wiedział przecież teraz,
że przynosił on jej wyzwolenie z dręczącego bólu, wiedział, że jest
wywołany nie cierpieniem, lecz radością.
Z gorącą serdecznością pochylił się nad nią i złapał ją za ręce.
— Annedore! Annedore! Annedore!... kochana, słodka mała An-
nedore! — wołał teraz ciągle bez zastanowienia i widział po niej, że
zadrżała.
Ich spojrzenia zawisły nagle wzajemnie na sobie — pochylili się
głęboko nad swoimi duszami i pytali się wzajemnie, i badali, i dawali
sobie wzajemnie odpowiedzi.
Ciemny rumieniec wystąpił na jej twarzy. Rudiger wolno ją ku sobie
podniósł. I ciągle jeszcze patrzyli na siebie. Ona drżała i nie mogła się od
niego oderwać, a pod naporem jego wzroku oddała mu, bezsilna, całe
swoje uczucie.
Wtedy przycisnął ją nagle mocno do serca. — Ty... ty! Czy mogę
wierzyć w to, co mi twoje oczy tak niechętnie zdradzają? — zapytał
z tłumionym żarem i czułością.
— Nie pytaj — powiedziała spłoszona i drżąca, jakby pod działa-
niem czaru.
207
Jeszcze mocniej przycisnął ją do siebie. — Annedore, czy to możliwe,
żeby mnie, samotnikowi, miało przytrafić się takie wielkie szczęście...
czy to możliwe, żebyś ty mnie kochała?
Przytuliła się do niego, drżąc i dygocąc. — Kocham cię, Riidigerze...
tylko ciebie, od chwili, kiedy cię ujrzałam w Lindecku... Od tamtej pory
cię kocham, teraz to wiem. I musiałabym umrzeć, gdyby tamten mnie
zmusił, żebym dotrzymała słowa — powiedziała, do głębi serca wzruszo-
na tą delikatną serdecznością, jaka promieniowała ku niej z jego oczu.
W błogim zdumieniu patrzyli na siebie, jakby nie mieli jeszcze
odwagi uwierzyć w ten święty cud swej miłości. I Riidiger widział, że
z tego płochliwego dziecka zrobiła się w jego ramionach powabna,
młoda kobieta. Z niesłychaną delikatnością zajrzał jej głęboko w oczy.
— Riidiger! — wyszeptała.
Wówczas scałował swoje imię z jej warg. I w tym błogim pocałunku
zatonął dla nich cały świat, razem z wszelkim bólem i cierpieniem.
Rozwierało się nad nimi wielkim łukiem pełne blasku niebo. Długo tak
się trzymali w ciasnym uścisku, a usta ich nie chciały się od siebie
oderwać, pogrążone w błogiej razkoszy.
Gdy po długim czasie ciotka Johanna weszła nieśmiało, zatroskana,
do pokoju, znalazła tam, ku swojemu radosnemu zdumieniu, dwoje
szczęśliwych ludzi.
Podeszli do niej z błyszczącymi oczyma.
— Ciociu Johanno, twoja przepowiednia prędzej się spełniła, niż ty
sama się chyba spodziewałaś. Drzewo mojego życia zakwitnie teraz
rzeczywiście nowym kwieciem i wyda owoce. Niepotrzebnie się bałem
i martwiłem o to kochane dziecko. Ona kocha nie Lothara, lecz mnie.
Ciotka Johanna uściskała Annedore uradowana.
— Całkiem słusznie, moja mała... ja wiedziałam, że ty po tym nic
niewartym osobniku płakać nie będziesz. Ale że tak prędko poznałaś
prawdziwy kamień szlachetny i że go znalazłaś, to mnie cieszy serdecz-
nie. Wy oboje, kochani moi, należycie do siebie, bo nasz Pan Bóg okazał
znowu zrozumienie i złączył to, co zostało dla siebie stworzone. Niech
was błogosławi!
Hrabia Riidiger już w następnym tygodniu wrócił z Annedore
i ciotką Johanna do domu. Annedore przeniosła się z panią von Stein do
208
Rottbergu, gdzie miała pozostać aż do ślubu, który zaplanowano
w Zielone Świątki.
Nic już nie było w stanie zmącić szczęścia młodej pary. Otoczyli się
wzajemnie tak niezmierną miłością, że była ona na wszystko, co
docierało z zewnątrz, całkowicie uodporniona.
O Lotharze i Lilly rzadko dochodziły wieści do Lindecku. Słyszeli
tylko, że Lothar i Ursula wzięli ślub w Wielkanoc, i że Lilly mieszkała
teraz ze swoim bratem i szwagierką w jej majątku w Polsce.
Na krótko przed ślubem Annedore z Riidigerem nadeszło z Polski
zawiadomienie o zaręczynach. Lilly zaręczyła się z pewnym bardzo
bogatym polskim szlachcicem, który wprawdzie był dwa razy od niej
starszy, ale za to mógł jej zaoferować upragnione bogactwo. O tym, że
do tych zaręczyn mocno się przyczyniła hrabina Ursula, której na
dłuższą metę Lilly, jako trzecia w tym związku, jednak nie odpowiadała,
Annedore i Riidiger się nie dowiedzieli.
W Zielone Świątki Riidiger i Annedore stanęli przed ołtarzem.
Gdy młoda hrabina zjechała do Lindecku, ciotka Johanna wróciła
do Berlina.
— Już mnie teraz nie potrzebujecie i was samych jest tu dosyć
— powiedziała z uśmiechem — a ja za bardzo jestem związana
z Berlinem, żebym na stałe czuła się na wsi dobrze. Ale każdego lata będę
do was na kilka tygodni przyjeżdżać w odwiedziny, aby się cieszyć
waszym szczęściem. Niech Bóg wam je zachowa niczym nie zamącone!
Słońce chyliło się ku zachodowi, znikając za drzewami lindeckieg©
parku. Rudiger i Annedore stali serdecznie objęci przy balustradzie
tarasu i patrzyli za samochodem, który uwoził panią von Stein.
Riidiger spojrzał na swoją żonę.
— Teraz będziesz całkiem sama ze mną, najdroższa.
Uśmiechnęła się do niego promiennie. — Ty jesteś moim światem.
Kocham w tobie cały świat, mój Riidigerze.
Wówczas pociągnął ją do pokoju i objął ramionami z namiętną
czułością. — Ty moje wytęsknione szczęście... ty moje wszystko.
I całowali się tak, jak to czynią tylko ludzie, którzy oddają sobie
wzajemnie na własność serce i dusze_jv najgłębszej intymności.
UNIPROJECT Sp. z o.o. 00-490 Warszawa, ul. Wiejska 12
tel. 29-87-65; fax 21-40-32
poleca swoje wydawnictwa
kupując “Zwierciadło" — zyskujesz przyjaciela
Nasze pismo
— rozumie Twoje problemy
— wyczuwa marzenia
— odpręża, zaciekawia, doradza
Wraz z nim przyjdą do Ciebie: psycholog, architekt, kosmetyczka, lekarze różnych
specjalności.
Z naszego horoskopu odczytasz swoją przyszłość.
W SPRZEDAŻY
Kalendarz — mój pierwszy rok
na 1993/94 rok
Poradnik
dla
młodej
matki
pragnącej
wychować
zdrowe
dziecko
—
100
porad
leka-
rza, psychologa, doświadczonej matki.
KSIĄŻKI
Kochałam, zdradziłam, nie żałuję
z
autentycznymi
zwierzeniami
kobiet,
nadesłanymi
na
konkurs
dla
szczerych
i
odważ-
nych
pn.
“Moja
niewierność",
ogłoszony
przez
miesięcznik
“Zwierciadło"
(cena
hur-
towa 12.000 zł.)
“Pierwsze kroki w Ameryce"
Jak zdobyć kartę stałego pobytu?
Jak załatwić ubezpieczenie?
Ile kosztuje wynajęcie mieszkania?
Co zrobić, aby dziecko mogło podjąć studia?
Na
te
i
wiele
innych
pytań
znajdziesz
odpowiedź
w
przewodniku
wydanym
przez
redakcję
magazynu
“Zwierciadło".
Jesteśmy
pewni,
że
nasze
wydawnictwo
stanie
się
"la Państwa niezbędne podczas pobytu w Ameryce.
zwierciadło
A